You are on page 1of 1257

NEKROSKOP III RDO BRIAN LUMLEY

Przeoya: Elbieta Biaonoga

Zablokowa drzwi kontinuum Mbiusa i skierowa promienie na wybrane ofiary. Wygldao to tak, jakby soce zawiecio z gbi. Zabjczy strumie pad dokadnie na ich muskularne ciaa. W jednej chwili wampiry straciy sw

moc. Skra zagotowaa si na nich i opada, odsaniajc napite minie. Echo przedmiertnego krzyku brzmiao jak najpikniejsza melodia...

ROZDZIA PIERWSZY SIMONOW Punkt obserwacyjny znajdowa si na wschodnim grzbiecie Przeczy Perchorsk w rodkowej czci Uralu. Mczyzna obserwowa przez lornetk zakrzywion, srebrzystoszar powierzchni rozcigajc si w dole wwozu. Przy wietle ksiyca atwo mona byo pomyli j z lodem, ale Simonow wiedzia, e nie jest to ani

lodowiec, ani zamarznita rzeka. Paszczyzn pokrywaa warstwa metalu. Na caej dugoci, w miejscu, gdzie jej agodnie wygite brzegi stykay si ze skalistymi cianami, miaa ona "zaledwie" sze cali gruboci. Jednake w centrum, grubo tafli dochodzia do dwudziestu czterech cali. Tak przynajmniej zarejestroway czujniki amerykaskiego satelity szpiegowskiego. W kadym razie by to najwikszy zbudowany przez czowieka zbiornik oowiu na wiecie. "Wyglda to jak ogromna, zakopana w ziemi butla z szyjk zalan oowiem*' pomyla Simonow. 'Tak, zupenie jak zaczarowana butla - i na dodatek korek

zosta ju wycignity, a Wielki Din ulecia*'. Simonow przyby tu, eby wyjani tajemnic tej bardzo podejrzanej ucieczki. Westchn cicho i odpdzi fantastyczne wizje, wytwory swej bujnej wyobrani. Naty wzrok i ca uwag skoncentrowa na tym, co dziao si na dole. Dnem wwozu pyn kiedy strumie, ktry w czasie gronych, sezonowych powodzi zamienia si w prawdziw rzek. Zbudowano na nim tam i teraz w jego grnym biegu znajdowa si wypeniony po brzegi sztuczny zbiornik. Powierzchni zbiornika stanowia oowiana pyta. Woda pyna kanaami pod skorup oowiu i pojawiaa si w czterech wielkich otworach w niszej

cianie zapory. Spadaa do innego basenu, znajdujcego si poniej, i dalej z ogromn si kierowaa si swym starym korytem. Pod oowianym polem spoczyway cztery wielkie turbiny, omywane przez cieknc z jeziora wod. Nie wykorzystywano ich ju od dwch lat, to znaczy od czasu, kiedy Rosjanie testowali przy ich pomocy sw now bro. Bya to pierwsza i jak dotd ostatnia prba tego rodzaju. Pomimo wszelkich technologicznych dziaa podjtych przez ZSRR dla zakamuflowania tego przedsiwzicia obiekt zosta dostrzeony przez amerykaskie satelity. Nigdy nie

opublikowano, co naprawd zarejestroway, musiao to jednak by na tyle wane, e zdecydowano si wprowadzi w ycie amerykask SDI, czyli koncepcj "gwiezdnych wojen". W bardzo wskich, cile tajnych krgach obrony Zachodu toczono pene niepokoju dyskusje o miotaczach czstek elementarnych, laserach nuklearnych i plazmowych, a nawet o czym, co nazywano "Magma Motor", i co teoretycznie mogo wykorzystywa energi maej czarnej dziury, ktra zdaniem grupy naukowcw znajdowaa si w jdrze kuli ziemskiej. Wszystkie te rozwaania nie wychodziy jednak poza sfer domysw. Z samej Rosji nie wydostay si adne

przecieki informacyjne dotyczce tej sprawy. Z pewnoci nawet Centrum Bada Kosmicznych Bajkonur w czasach programu sputnika nie znajdowao si pod tak cis ochron, jak od kilku miesicy objty by Ural w rejonie Perchorska. Simonow starannie przetar szka lornetki, a kiedy chmury rozsuny si i ksiycowe wiato rozproszyo ciemnoci, jeszcze mocniej przywar do zmarznitej ziemi. Nawet w lecie byo w tym rejonie zimno, a od pocztku jesieni do pnej wiosny panowao lodowate pieko. Teraz bya pna jesie. Simonow mia nadziej, e moe uda si unikn mronych/zimowych

mczarni, cho wiedzia, e bdzie potrzebowa duo szczcia. Nawet cholernie duo. Metaliczna skorupa zalnia srebrzystym blaskiem. Specjalne soczewki lornetki automatycznie dostosoway si do odbioru zmienionego obrazu. Simonow skierowa szka na gwn przecz, a waciwie tam, gdzie znajdowaa si, zanim pi lat temu zaczto realizowa Projekt Perchorsk. Tutaj, na wschodnim grzbiecie wzgrz, cz zbocza osuna si na skutek niszczcej siy przepywajcej tdy rzeki Soswy. Po stronie zachodniej za cz ska wysadzono. W latach czterdziestych, przed powstaniem Projektu, z przeczy

korzystali gwnie drwale i chopi. Przewoono ni te sprzt rolniczy i wszelkiego rodzaju towary z dalekiej Syberii. Od tamtych czasw wska droga, ktr odbywa si cay ten transport, nie zmienia si. Wraz z powstaniem na wschodzie linii kolejowej z Zapadno do Serinskaja i rozbudow kolei na trasie Workuta Uch-ta na pnocy wysoko pooone przejcie stracio swe znaczenie komunikacyjne. Korzystali z niego jedynie okoliczni mieszkacy, a take wszyscy, ktrzy odgrywali jak rol w tym wielkim zamierzeniu. Ci pierwsi zostali tam po prostu przesiedleni. Wszystko to wydarzyo si cztery i p

roku temu. Potem w niewiarygodnym tempie przeobraono sam przecz. Poszerzono j i rozbudowano oraz zaopatrzono w dwupasmowy system drg /z najlepszego elbetu/. Oczywicie, nie bya to publiczna trasa szybkiego ruchu, ktra czyaby okoliczne, bardzo rozproszone osiedla. W rzeczywistoci przejazd t tras na drug stron wzgrz by surowo wzbroniony. Realizacja Projektu Perchorsk zaja w sumie trzy lata. W tym czasie radziecka suba bezpieczestwa pozwalaa na przeciek informacji o "remoncie i rozbudowie jednego z waniejszych przej przez Ural". Taka bya bowiem oficjalna wersja dotyczca

prowadzonych tam przygotowa. Jej rozgaszanie miao utrudnia Stanom Zjednoczonym waciwe odczytanie zdj satelitarnych. Na poparcie informacji o niewinnym przeznaczeniu Projektu Perchorsk poprowadzono nawet przez przecz dwa rurocigi, ropy i gazu ziemnego, midzy miastem Uchta, a polem wydobywczym Ob. Nie wszystko jednak dao si utajni. Rosjanie nie byli w stanie ukry konstrukcji zapr, ruchu cikiego sprztu i ogromnej masy oowiu, przykrywajcej doskonae rdo mocy, jakim by pyncy dnem wwozu potok. Ponadto, i by moe byo to najwaniejsze, sta si widoczny

wzrastajcy ruch wojsk w tym rejonie, co nadawao caej sprawie charakteru militarnego. Prowadzono przy tym wszystkim zbyt duo prac ziemnych, wydobywano tysice ton ska, eksplodowano adunki o ogromnej sile. Wywoono gruz caymi kolumnami wywrotek lub zrzucano po prostu ze stromych urwisk w przepaci. Pooono te wielkie iloci instalacji zwizanych ze skomplikowanymi urzdzeniami elektronicznymi. Wikszo z tych poczyna dostrzeono z kosmosu, co wywoao wprost nieznon irytacj w szeregach zachodniego wywiadu i sub bezpieczestwa. I tym razem, tak jak zwykle, Sowieci ze wszystkich si

utrudniali konkurencji ycie. Prace prowadzono w wwozie o bardzo stromych zboczach i na gbokoci dziewiciu-set metrw, co oznaczao, e dla uzyskania w miar dokadnych informacji satelita musia by umiejscowiony niemal pionowo ponad miejscem akcji. Na Zachodzie spekulacje na ten temat nie ustaway. Przedstawiono wiele alternatywnych rozwiza tej zagadki. Sdzono, e moe Rosjanie prbowali ukry przed nimi now inwestycj wydobywcz. Mogli przecie odkry na Uralu nowe zoa wysokogatunkowej rudy uranu. Wedug innej teorii, Sowieci

konstruowali we wntrzu masywu grskiego jakie eksperymentalne urzdzenie atomowe. Moliwe te byo, e przygotowywali si do przetestowania czego ju gotowego, a cakowicie nowego i zupenie rnicego si od pozostaych osigni w danej dziedzinie. Kiedy dwa lata temu test zosta przeprowadzony, okazao si, e autorzy i zwolennicy ostatniej z tych teorii mieli racj. Po raz kolejny Michai Simonow zosta przywoany do rzeczywistoci. Tym razem wyrwa go z rozmyla odlegy warkot silnikw. Ksiyc skry si wanie za chmurami i strumienie przednich wiate ciarwek ostro przeciy panujce ciemnoci. Auta

pojawiy si w ostrym kcie zachodniego sioda wwozu, rysujcego si na tle nieba. Wielkie, kanciaste wozy znajdoway si jakie piset stp poniej stanowiska Simonowa, w poziomie za - w odlegoci okoo mili. Simonow jeszcze bardziej wcisn si midzy okrglaki, z ktrych zbudowa swoje prymitywne legowisko. Reakcja ta bya cile kontrolowana, cho automatyczna. Nie miaa nic wsplnego z panik. Pienidze przeznaczone na jego przeszkolenie z pewnoci nie poszy na marne. Konwj przejecha przecz i skierowa si w d po stromym zboczu odcinajcym si od czoa wwozu. Na tle surowych ska,

owietlona silnymi lampami, wypolerowana droga olniewaa, oszoamiaa swoim blaskiem. Simonow wsuchiwa si w agodne mruczenie silnikw. Przyglda si przy tym uwanie dobrze zorganizowanej, sprawnie przebiegajcej ceremonii przyjcia konwoju. Sign do kieszeni i wyj z niej mini aparat fotograficzny. Przymocowa go do dolnej czci obudowy lornetki. Nastpnie wcisn guzik aparatu i znw mg zaj si wycznie obserwacj. Wszystko, co widzia, byo teraz automatycznie rejestrowane na kliszy. W cigu czterech i p minuty - czterdzieci pi malutkich, doskonale czytelnych obrazkw, co sze sekund klatka. Nie

spodziewa si ujrze w tym czasie czego, co miaoby jakie szczeglne znaczenie. Zna ju zawarto ciarwek i zdjcia miay tylko udowodni innym, tam, na Zachodzie, e przecz stanowia rzeczywicie punkt docelowy, miejsce przeznaczenia, do ktrego docieray dugie procesje ogromnych pojazdw. Konwj tworzyy cztery ciarwki: jedna - zawierajca wszystko, co potrzebne do zmontowania zelektryfikowanego ogrodzenia na dziesi stp wysokoci, dwie wiozce czci do trzech bliniaczych przeciwpancernych dzia Katuszewa, o rednicy 230mm, czwarta i ostatnia - z adunkiem baterii prdnic napdzanych

silnikami wysokoprnymi. Nie adunek konwoju stanowi wic zagadk, na ktr szuka tutaj odpowiedzi. Zastanawia si, dlaczego Rosjanie zamierzali utrzyma Projekt Perchorsk w tajemnicy, i przed kim jej strzegli. Przed kim albo... przed czym? Aparat wyczy si z lekkim, ledwo syszalnym trzaskiem. Agent obawia si, e ze wzgldu na poziom napromieniowania nie bdzie mg tu pozosta duej ni przez nastpne dziesi, najwyej pitnacie minut. Mylami bdzi jednak gdzie indziej by w Londynie. Przypomnia mu si obraz, ktry jacy Amerykanie pokazywali mu rok i dziesi miesicy temu. Zobaczy wwczas prawdziwy,

cho krtki film. Simonow odpry si. Wiedzia, e to, czego od niego oczekiwano, robi na tyle dobrze, i mg sobie pozwoli na may psychiczny odpoczynek. A poza tym, czsto zupenie bezwiednie wraca mylami do tamtej projekcji. Film przedstawia co, co wydarzyo si siedem tygodni po tak zwanym "incydencie perchorskim" (lub krtko - IP) Dla wielu byo to piekieln piguk do przeknicia. Caa historia przedstawiaa si nastpujco. Wszystko zaczo si wczesnym rankiem pewnego sonecznego dnia w poowie padziernika. Wydarzenia we wschodniej czci USA, wzdu dawnej

kanadyjskiej linii obrony, nastpoway jedno po drugim, jak w kalejdoskopie. Najpierw para satelitw szpiegowskich skierowanych na obszar Morza Barentsa i Morza Karskiego, a take inne, z rejonu Archan-gielska (od Uralu do Igarki), naday raporty o zarejestrowaniu niezidentyfikowanego obiektu latajcego. Informacje te zostay przesane ponad biegunem pnocnym i odebrane w Kanadzie oraz w amerykaskich bazach lotniczych w Maine i New Hampshire. Poinformowano Waszyngton. Bazy zdalnie sterowanych pociskw na Grenlandii i Foxe Peninsula na Wyspie Baffina postawiono w stan podwyszonej gotowoci.

Zaczli zgasza si inni odbiorcy tych samych sygnaw. Wielka Brytania okazaa umiarkowane zainteresowanie i poprosia o nadsyanie danych na bieco. Dania zareagowaa nerwowo (ze wzgldu na Grenlandi). Irlandia zignorowaa cae wydarzenie, Francja za nie potwierdzia przyjcia jakichkolwiek komunikatw na jego temat. Teraz sprawa zacza nabiera wikszego tempa. Kamery satelitw zgubiy "intruza". Mianem tym okrelano wszelkie obiekty powietrzne na linii wschd - zachd w poprzek Morza Arktyczne-go, ktrych przelot nie zosta uprzednio zasygnalizowany.

W tym samym czasie jego obserwacj zaja si obrona przeciwlotnicza. Obiekt przecina wanie pnocne koo podbiegunowe i nieco chwiejnym kursem poda w kierunku Wyspy witej Elbiety. Co wicej, Rosjanie wysali dwa przechwytujce samoloty myliwskie typu MIG, ktre wystartoway z bazy wojsk lotniczych w Kirowsku na poudnie od Murmaska. Norwegia i Szwecja podzielay nerwowo Duczykw. Amerykanie przeiawiali czujne zainteresowanie, lecz nie by to jeszcze niepokj. Obserwowany obiekt porusza si zbyt wolno, eby mg stanowi prawdziwe zagroenie. Ze swej strony zlecili

ledzenie jego ruchw samolotowi wczesnego ostrzegania AWACS, zdjtemu w tym celu z rutynowego kursu. Ponadto dwa myliwce opuciy pas startowy pod Fort Fairfield koo Maine. Miny cztery godziny, odkd po raz pierwszy dostrzeono... UFO nad Now Ziemi. Obiekt pokona ju dystans ponad dziewiciuset mil. Min od zachodniej strony Wysp Franciszka Jzefa i zmierza, jak si zdawao, prosto w kierunku Wyspy Ellesmere'a. Radzieckie migi zrwnay si z nim, jednake samo odnotowanie tego faktu nie oddaje powstaej sytuacji. Samoloty znalazy si co prawda w tym samym punkcie geograficznym, ale osignwszy swj maksymalny puap, leciay dwie

mile poniej UFO. Nie trzeba dodawa, e w takim pooeniu migi i UFO dokadnie si "widziay". Nie jest wiadome, co si potem naprawd wydarzyo, bo baza w Kirowsku zarzdzia cisz radiow, ale na podstawie pniejszych faktw mona pokusi si o wielce prawdopodobn relacj z potyczki. Obiekt obnia puap lotu, zmniejsza sw prdko i atakuje. Migi otwieraj ogie w jego kierunku, ale w par sekund pniej pozostaje po nich jedynie chmura konfetti. Ich szcztki gin w niegu. Zajcie ma miejsce w odlegoci szeciuset mil od bieguna pnocnego, bardzo blisko Wyspy Ellesmere'a...

Teraz "intruz" naprawd staje si "nieproszonym gociem". Jego prdko wzrasta do okoo trzystu pidziesiciu mil na godzin, a kurs jest prosty jak strzaa. Zaoga samolotu z AWACS melduje, e utracia myliwce z pola widzenia. Prba nawizania kontaktu z Moskw przez "gorc lini" nie wychodzi poza typowe uniki sowieckiej strony: "Jakie migi? Jaki intruz?" Stany Zjednoczone zdradzaj rozdranienie: 'Ten statek wyszed z waszej przestrzeni i wszed na nasze terytorium powietrzne. Nie ma do tego adnego prawa. Jeli utrzyma swj kurs, zostanie przechwycony i zmuszony do ldowania. W przypadku, gdy nie podda si temu poleceniu lub zareaguje na nie w sposb

gwatowny, istnieje prawdopodobiestwo, e zajdzie konieczno jego zestrzelenia." I nieoczekiwanie: "Zgoda! Cokolwiek widzicie na waszych ekranach - nie mamy z tym nic wsplnego. Zrobicie to, co uwaacie za stosowne!" Nadchodz duo bardziej szczegowe meldunki z norweskiej stacji nasuchowej Hammerfest. Wedug niej obiekt pochodzi z rejonu Uralu niedaleko Labytnangi, mniej wicej na kole podbiegunowym pnocnym. Bd tego wskazania ocenia si na sto mil w jedn lub drug stron. Gdyby poszerzy skal tolerancji do trzystu mil uzyskaoby si lokalizacj bardziej

trafn. Przecz Perchorsk leaa wanie w takiej odlegoci od punktu, ktry uznano za wyjciowy. Co gorsza, w kierunku przeciwnym do Laby tnangi miecia si w tym zasigu Workuta, a w niej najbardziej wysunite na pnoc radzieckie stanowisko zdalnie sterowanych pociskw. Amerykanie, wychodzc ze stanu niegronej irytacji, osigaj stadium prawdziwej wciekoci. Zastanawiaj si, co zamierzaj Czerwoni. Czy wypucili jaki eksperymentalny, zdalnie sterowany pocisk i utracili nad nim kontrol? A jeli tak, to czy zaopatrzyli go w gowic bojow? Stan gotowoci zostaje podwyszony o dwa stopnie. Przy uyciu "gorcej linii"

Moskwa zostaje wzita w krzyowy ogie pyta. Sowieci, aczkolwiek nerwowo, cay czas zaprzeczaj, jakoby wiedzieli co wicej na temat "intruza". Cigle napywaj coraz bardziej konkretne dane. Obiekt znajduje si teraz w polu widzenia radarw naziemnych, satelity i systemu AWACS. Z przekazw satelitarnych wynika, e moe to by gsta chmura ptakw. Tylko jakie ptaki lataj z prdkoci trzystu mil na godzin i na wysokoci piciu mil? Oczywicie, kolizja z ptakami moga wyeliminowa migi, ale... Najbardziej doskonae radary ze stanowisk usytuowanych na linii obrony pokazuj, e jest to samolot albo... platforma

kosmiczna, ktra wypada z orbity. Kolejn zagadk okazuje si wykrycie nieprawdopodobnie niskiej zawartoci metalu w obiekcie. Prawd mwic, nie znaleziono go tam wcale. aden wywiad nie trafi nigdzie na lad statku powietrznego /nie mwic ju o stacji kosmicznej/ o dugoci ponad dwustu stp, wykonanego z brezentu. AWACS melduje, e obiekt porusza si skokowo, gwatownymi szarpniciami do przodu, jak jaka olbrzymia, podniebna omiornica. Mija okoo godziny, odkd amerykaskie myliwce przechwytujce wzbiy si w powietrze. Lecc z prdkoci blisko dwch machw, przecinaj Zatok Hudsona po linii

czcej Wyspy Belchier i punkt lecy okoo dwustu mil na pnoc od Churchill. Bez trudu przecigaj samolot z AWACS i pozostawiaj o kilka minut lotu za sob. Po drodze dowiaduj si, e cel znajduje si w prostej linii przed nimi i e obniy pozycj do wysokoci dziewiciu tysicy stp. I teraz one, dokadnie tak jak przedtem migi, bior "intruza" na celowniki. Na tym koczya si narracja scenariusz, ktry CIA przedstawio Simonowi przed projekcj filmu zarejestrowanego przez system AWACS. W chwili, kiedy paday ostatnie sowa oficera, puszczono w ruch projektor. Cay film by bardzo

dramatyczny. Tak przy tym przekonywajcy, e... "Bior intruza na celowniki" - myla teraz Simonow. Wspomnienie tych sw wywoao tak gorzki smak w jego ustach, e omal nie splun. To bya wanie nazwa gry, w ktrej sam w tej chwili uczestniczy. W wywiadzie, subach bezpieczestwa, szpiegostwie, znane byo jej koronne haso: "Bierz intruza, na celownik". Wszystkie strony gray w ni wymienicie, cho niektre odrobin lepiej od pozostaych. Tutaj i teraz - on, Michai Simonow, by intruzem. Jak na razie gra z powodzeniem - nie zosta jeszcze zlokalizowany. Nagle, kiedy ponownie skoncentrowa

si wycznie na tym, co dziao si w wwozie, wyczu raczej, ni usysza co obcego w swoim otoczeniu. Za jego plecami, a jednoczenie poniej zajmowanego stanowiska rozleg si lekki stuk potrconego kamyka. Po chwili przeszed w cichy oskot, jakby jeden toczcy si odamek pocign za sob mniejsze, osuwajc si po zboczu gry. Ostatnim etapem wspinaczki Simonowa bya stroma, tarasowo wyrzebiona gra skalna, po ktrej musia si prawie czoga, i ktra usiana bya lunymi odamkami, pokryta kamiennym rumowiskiem. Sdzi, e pozostawi za sob jaki kamyk balansujcy na ostrej

krawdzi i silniejszy podmuch wiatru strci go teraz w d. Agent przekonywa sam siebie, e tylko to mogo stanowi rdo haasu, ale... Przeladowao go ostatnio dziwne uczucie. Jakie podejrzenia, e kto lub co zaczyna zagraa jego bezpieczestwu. Przypuszcza przy tym, e kady szpieg musi po prostu nauczy si y z takimi obawami. Przeczucia te musiay bra si z tego, e jak do tej pory wszystko szo zbyt dobrze i mimowolnie zacz wmawia sobie, e gdzie kryje si podstp. Nie ogldajc si i nie zmieniajc pozycji, Simonow rozsun zamek kurtki i wycign may, gronie wygldajcy automat z tumikiem. Sprawdzi

magazynek i przeadowa bro. Wszystko to robi z wyuczon swobod tylko jedn rk. Nie przestawa przy tym fotografowa ciarwek w dole wwozu. Automatyczny aparat wyczy si po raz kolejny. Agent wymontowa go z lornetki i schowa. Ostronie unis bro, lekko obrci twarz i podwign si na kolana. Spojrza przez okienko utworzone z ustawionych podunych kamieni. Niczego jednak nie dostrzeg, bowiem za nim opaday strome urwiska z licznymi wystpami, pokryte osuwajcym si, pobyskujcym niegiem. Doem, ukryta w mroku, biega droga. Jeszcze niej rs las.

Zbocza opaday tam ju duo agodniej. W wietle gwiazd i wygldajcego od czasu do czasu spoza chmur ksiyca wszystko byo nieruchome i czarno biae. Tylko lekkie podmuchy wiatru wzbijay z kamieni i skalnych wystpw mae oboki nienego pyu. Simonow cay czas odnosi wraenie, e nie jest sam. Wraenie to narastao w nim stopniowo za kadym razem, kiedy odwiedza t tajemnicz przecz. To miejsce byoby wedug niego idealnym siedliskiem czy schronieniem dla stworw nie z tego wiata... Powrci do poprzedniej pozycji i podnis lornetk do oczu. W dole wwozu, gdzie stroma droga biega rwnolegle do starej cieki, u stp

wznoszcych si wysoko bliniaczych cian tamy, zajaniaa smuga wiata zaczto wanie rozsuwa olbrzymie oowiane wrota, wiodce do ukrytej w urwisku pieczary. Ostatnia ciarwka skrcia z drogi na lewo i wjechaa na du platform. Kilku mczyzn w tych kombinezonach kierowao ruchem samochodw. Wprowadzili je do wntrza groty, poza zasig wzroku agenta, a potem sami za nimi podyli. Inna grupa popieszya na drog i pozbieraa naprowadzajce znaki odblaskowe. Zanim wrcia, olbrzymie drzwi ju zostay zatrzanite. Pozostawiono jednak otwart niewielk bramk i przez chwil wntrze groty

rozwietlao ciemno prostoktem wiata. Po chwili Wyczono rwnie wielkie reflektory, rozjaniajce przecz w czasie przyjmowania konwoju. W grskim jarze zapanowaa prawie idealna ciemno. Jedynie gwiazdy odbijay si w strumieniach wody i wielkim oowianym jeziorze. Z pocztku wywiadowi chodzio wanie o ten ow, tam, na dole. I to promieniowanie, troch wiksze ni dopuszczalna radioaktywno. Agent przypomnia sobie sfilmowan przez AWACS "rzecz", ktra stoczya bitw z amerykaskimi myliwcami. Nie mg opanowa przeszywajcych jego ciao dreszczy.

Po chwili Simonow schowa lornetk do skrzanego futerau i wsun pod kurtk. Jeszcze przez moment lea nieruchomo i patrzy w ledwo widoczn przepa. Wyobrania natrtnie podsuwaa mu obrazy wydarze utrwalonych na tamie filmowej. W pokazie uczestniczy prawie dwa lata temu w Londynie. Koszmarne obrazy, ktre wwczas ujrza, drczyy go do tej pory. Czsto pojawiay si w jego snach. Zastanawia si, czy to moliwe, e ta... "rzecz", cokolwiek to byo, pochodzio wanie z tego miejsca. Monstrualny mutant. Gigantyczny, odraajcy, wojowniczy klon, wytwr niewiarygodnego eksperymentu genetycznego. Bro

biologiczna, wychodzca daleko poza dotychczasowe dowiadczenia i osignicia w tej dziedzinie. By tu po to, eby znale odpowied na te pytania. W najgorszym za wypadku mia za zadanie ostatecznie udowodni, e "obiekt" zrodzi si, czy te zosta wyprodukowany wanie tutaj. To rozlewajce si, pulsujce, wijce... nieg cicho zachrzci pod czyimi stopami. Simonow poderwa si. Ponad nisk stert kamieni ujrza blask oczu. Rzuci si w lewo i zanurkowa w nieg. Za skalnym odamem ukrywa si mczyzna ubrany w zlewajcy si z barw niegu biay, maskujcy kombinezon. Simonow wycelowa i wypali. Pierwsza kula ugodzia

nieznajomego w rami i podrzucia do gry. Druga utkwia w klatce piersiowej, odrzucajc cae ciao w ty. Guche strzay wytumionej broni rozlegy si nad urwiskiem. Nie zdy jednak nawet odetchn po tym, co si stao, kiedy... Z lewej strony usysza gone, chrapliwe sapnicie i metal zalni srebrem w powodzi ksiycowego blasku. W odlegoci osiemnastu stp od niego biaa posta poruszya si gwatownie. - Ty draniu! - wycharcza po rosyjsku jaki gos. W tej samej chwili czyja elazna do chwycia Simonowa za wosy. Jednoczenie alpinistyczny czekan

zatoczy uk i jego kolec uderzy w przegub uzbrojonej rki agenta, niemal przygwadajc j do skalnego podoa. Agent zobaczy nad sob ciemn twarz, rzd biaych, wyszczerzonych zbw wrd bujnej brody i futrzany konierz. Zebra wszystkie siy i wyprowadzi w tamtym kierunku cios zgitym okciem. Rozleg si chrzst amanych koci i zbw, a z ust Rosjanina wydosta si krtki, bolesny krzyk. Nie zwolni jednak uchwytu i po raz drugi zamachn si czekanem. Simonow prbowa unie swj automat Rosjanin przetoczy si przez niego i pochlapa go krwi. Zapa agenta za gardo i zamierza po raz trzeci zaatakowa czekanem. - Karl! - powstrzyma go jaki gos,

dobiegajcy zza innej sterty otoczakw. - Chcemy go mie ywego! - Na ile ywego? - sykn Karl i splun krwi. Odrzuci bro, ale nie zrezygnowa z odwetu. Wyprowadzi pici cios prosto w czoio szpiega, niemal je miadc. Z mroku nocy wysuna si posta trzeciego z Rosjan i przyklka przy nieprzytomnym Simonowie. Mczyzna zbada jego puls. - Wszystko w porzdku, Karl? Jeli tak, zobacz, co z Borysem. Boj si, e ten facet wpakowa w niego kilka ku! - Boisz si? Ja byem bliej i mog ci zapewni, e to zrobi! -warkn Karl. Delikatnie dotkn swojej twarzy drcymi palcami. Podszed do miejsca,

gdzie leao rozcignite ciao Borysa. -Nie yje? - cicho zapyta mczyzna. - Jak befsztyk na talerzu - wychrypia Karl. - Jest tak martwy, jak powinien by ten tutaj. - Oskarajcym gestem wskaza Simonowa. - Zabi Borysa i zmasakrowaw mi twarz. Powiniene pozwoli mi skrci mu kark. - Prawie to zrobie, Kart - stwierdzi drugi Rosjanin z pewnym niezadowoleniem. Potem podnis si z kolan. By tu dowdc. Wysoki, szczupy mczyzna - smukej budowy ciaa nie krya nawet obszerna kurtka. Mia blad cer, wskie usta i sardoniczny wyraz twarzy. Jego gbokie oczy byszczay jak dwa ciemne klejnoty. Nazywa si Czyngiz

Khuw posiada stopie majora, ale w jego specjalnym wydziale KGB unikano noszenia mundurw i ujawniania tytuw i stopni wojskowych. Anomimowo zwiksza w ich fachu skuteczno dziaania i gwarantuje dusze ycie. - On jest przecie naszym wrogiem, tak czy nie? - Och tak, Karl. Ale jest tylko jednym z wielu naszych wrogw. Wiem, e zasuy na to, eby go porzdnie cisn za gardo i kto wie, moe bdziesz mia jeszcze okazj odegra si. Najpierw jednak musz wycisn, co si da, z jego gowy - odrzek Khuw. - Potrzebuj pomocy lekarskiej. - Karl delikatnie przycisn nieg do swej

rozbitej twarzy. - Tak jak i on.- Khuw wskaza Simonowa. -1 tak jak biedny Borys. Po chwili skierowa si do swej skalnej kryjwki po przenone radio. Wycign anten i zacz mwi do mikrofonu. - Zero, tu Khuw! Sprowadcie tu natychmiast helikopter sanitarny. Jestemy kilometr od Projektu, idc w gr rzeki, na szczycie wschodniej grani. Zobaczycie wiato mojej latarki... Odbir. - Zero, zrozumiaem towarzyszu, wyczam si. - Odpowied bya byskawiczna, cho gos cichy i zaguszany radiowymi trzaskami. Khuw wydoby du, cik latark. Wczy j, postawi na ziemi, kierujc

wiato do gry i unieruchomi, obsypujc u podstawy ubitym niegiem. Potem rozpi kurtk Simonowa i zacz przestrzsa jego kieszenie. Nie znalaz nic szczeglnego: zapasowe magazynki do automatu, rosyjskie papierosy, lekko pogita fotografia szczupej dziewczyny, owek i maa kartka papieru, p tuzina lunych zapaek, radziecki dowd osobisty i lekko wygity pasek gumy, gruby na p cala i dugi na dwa cale. Khuw przez dusz chwil przyglda si kawakowi gumy. By na niej jakby... - Odcisk zbw! - powiedzia Khuw pewnym siebie gosem. - Co takiego? - wymamrota w odpowiedzi Karl. Podszed teraz do

Khuwa, eby przyjrze si przedmiotowi. Mwi przez poplamion krwi gar niegu, ktrym agodzi bl ran na nosie i ustach. - Powiedziae: odcisk zbw? - Nakadka maskujca - wyjani Khuw. - Wkada to noc, eby nie zdradzi go bysk zbw. Obaj mczyni przyklknli przy Simonowie. Nieprzytomny agent jkn i lekko si poruszy. Karl szeroko otworzy mu usta. - W grnej kieszeni mam ma latark powiedzia. Khuw wyj latark i owietli ni wntrze ust Simonowa. - Z lewej strony u dou, w drugim zbie od tyu - tam to schowa. Bya tam na pozr plomba, ale po

dokadniejszym jej zbadaniu okazao si, e dziura w zbie krya mikroskopijny pojemnik. Usunita cz emalii ukazywaa metalowe podoe. - Cyjanek? - Karl wyrazi swe zaciekawienie. - Nie, znaj ju duo lepsze rodki ni te z dawnych czasw -odpar Khuw. Natychmiastowe w dziaaniu, cakowicie bezbolesne. Lepiej usumy to, zanim si obudzi. Kto wie, moe zechce by bohaterem!? - Obr jego gow. Lew stron w d - wychrypia Karl. Wsun krtk luf automatu do ust Simonowa. - Nie zamierzam cierpie bardziej od niego! - warkn Karl. -Myl, e Borys

yczyby sobie, ebym zrobi uytek z jego broni. - Poczekaj! - Khuw niemal krzykn. Chcesz mu to wystrzeli? Zmasakrujesz mu twarz, a szok mgby go zabi! - Uczynibym to z przyjemnoci odpowiedzia Karl - ale nie to chciaem zrobi. - Chwyci mocniej automat. Khuw odwrci gow. Ta cz pracy naleaa do takich jak Karl. Khuw lubi uwiadamia sobie, e stoi ponad nisk, zwierzc brutalnoci. Spoglda na zarys przeciwlegej grani. Zacisn zby w odruchu pewnego wspczucia, kiedy usysza odgos cikiego uderzenia metalu. - Koniec! - powiedzia Karl z satysfakcj.- Zrobione!

Wybi Simonowi dwa zby - ten z pojemnikiem i ssiedni. Pniej brudnym, zagitym w hak palcem usun je z zakrwawionych ust agenta. - Sprawa zaatwiona - powtrzy. -1 nawet nie ruszyem pojemnika. Sam zobacz! - Kapsua pozostaa nie uszkodzona. - Dobra robota - powiedzia Khuw, lekko wzruszajc ramionami. - W mu troch niegu w usta, ale nie za duo! Podnis gow i spojrza w mrok. Nareszcie, ju s! - doda. Sztuczne, przymione wiato ukazao si w wwozie niczym faszywy wit. Raptownie jednak rozbyso, kiedy migowiec wylecia zza skalnej grani.

Wraz ze wiatem doszed ich uszu monotonny warkot silnika. Jazz Simmons spada... spada... spada. Znajdowa si przed chwil na szczycie gry. To bya bardzo wysoka gra i wydawao mu si, e duo czasu upynie, zanim znajdzie si u jej stp. Czu si jak dowiadczony skoczek, ktry do ostatniej chwili zwleka z otwarciem spadochronu. Prawdopodobnie uderzy twarz o jaki wystp, poniewa poczu smak krwi w ustach. Mdoci i wymioty obudziy go z sennych koszmarw i przywiody do upiornej rzeczywistoci. Spada naprawd. "Dobry Boe! Rzucili mnie w przepa!" - pomyla przeraony.

A jednak by to lot. Przynajmniej ta cz snu okazaa si prawdziwa. Po paru sekundach jego umys zacz pracowa normalnie. Poczu ciasny ucisk wizw i silne podmuchy powietrza, niczym powiew gigantycznego wentylatora. Spojrza w gr. Ponad nim lecia helikopter penetrujcy dno jaru. Bezporednio nad gow Simmonsa, na drugiej linie, wolno koysao si ciao martwego mczyzny. Jego ramiona i nogi bezwadnie zwisay; martwe oczy byy otwarte i za kadym razem, kiedy si okrca wok wasnej osi, jego renice na moment spotykay si ze wzrokiem Jazza. Agent dostrzeg

purpurowe plamy na kurtce mczyzny. Domyli si, e to czowiek, ktrego zastrzeli. Powrt nudnoci, kolejny szok, brak poczucia rwnowagi, nieustanny haas i wirujce powietrze - wszystko to sprawio, e po raz drugi straci przytomno. Ostatni rzecz, o ktrej zdy pomyle, by potworny bl szczki i smak krwi w ustach. W chwil pniej migowiec opuci obu mczyzn na paski szczyt grnej tamy. Ludzie w tych kombinezonach odebrali cigle skrpowanego agenta. Z drugiego haka zdjli ciao Borysa Dudki, bohaterskiego syna Matki Rosji. Nie obchodzili si z Jazzem Simmonsem zbyt ostronie, ale ten nie by niczego

wiadom. Nie wiedzia nawet, e za chwil ma si znale w samym sercu przedsiwzicia zwanego Projektem Perchorsk co byoby spenieniem marze kadego szefa wywiadu na Zachodzie. Problem wydostania si stamtd pozostawa cakiem inn spraw... ROZDZIA DRUGI PRZESUCHANIE Nieskoczenie dugie przesuchanie Jakiemu poddano Jazza Simonsa vel Michaia Simonowa po jego powrocie, przeprowadzono w sposb niezwykle agodny. Nie miao to nic wsplnego z zimn, beznamitn inwigilacj, czego

wczeniej si obawia. Potraktowano go wyjtkowo wyrozumiale. By przecie bliski mierci, kiedy przyjaciele szmuglowali go poza granice ZSRR. Mino od tego czasu ju kilka tygodni tak mu przynajmniej powiedziano - ale nawet teraz nie czu sio zupenie dobrze. Rutynowe badania staway si czasami irytujce. Szczeglnie wtedy, gdy przesuchujcy go oficer uparcie nazywa go Mik, cho wiedzia, e reaguje tylko na imiona: Michael, Jazz i Michai. Miao to jednak niewielkie znaczenie. Cieszy si przede wszystkim z tego, e jest wolny i e w ogle yje. Niewiele pamita z czasw, kiedy by winiem. Suba bezpieczestwa podejrzewaa, e klinicznie

"wyczyszczono mu pami", nie tracono jednak czasu na gbsz penetracj jego umysu pod tym ktem. Interesowao ich zwaszcza to, czego zdoa si dowiedzie. Sdzono nawet, e by moe Czerwoni rozwaali moliwo wykorzystania Jazza dla swoich celw. Moe chcieli przystosowa go do pracy na dwie strony. Potem jednak nagle zmienili zdanie i zrezygnowali z jego ewentualnych usug. Naszpikowali go wic narkotykami i wrzucili zmaltretowane ciao do strumienia. Zosta znaleziony w dole rzeki, w odlegoci piciu mil od Projektu. Bezwadnie unosi si na wodzie, powoli dryfujc w stron pobliskich

wodospadw. pewnoci, gdyby zgin, jego mier nie byaby niczym szczeglnym czy nadzwyczajnym. Samotny drwal, amator pieszych wdrwek, niejaki Michai Simonow, wpada do rzeki, traci siy w zimnej wodzie i tonie. Wypadek, jakich wiele. Nie pierwszy tego rodzaju, i na pewno nie ostatni. Zachd mgby co prawda mie wasne, nieco inne opinie na ten temat., gdyby w ogle si o tym dowiedzia. Simmons jednak szczliwie uszed z yciem. Kiedy nie wrci na czas do obozowiska, drwale, u ktrych mieszka, rozpoczli poszukiwania. Potem otoczyli go troskliw opiek i przekazali w rce agentw zajmujcych si przerzutami

przez zielon granic. Szlaki przemytu ludzi byy pewne i sprawdzone. Simmons poddawa si temu wszystkiemu w maksymalnie bierny sposb - odzyskiwa bowiem przytomno jedynie na krtkie chwile. Czeka go dugi okres rekonwalescencji. Szereg dni bez kopotw. Bez kopotw, ale i bez najmniejszego komfortu. Budzi go co rano narastajcy bl. Bl rozsadzajcy yy, wszechobecny, ktrego rda nie potrafi zlokalizowa w adnym konkretnym organie ani nawet czci ciaa. Od pasa w d zosta unieruchomiony, jak podejrzewa, w pewnego rodzaju rusztowaniu. Lewa rka bya zagipsowana i

zabandaowana. Rwnie gow mia dokadnie owinit opatrunkiem. Obudzi si - znaczyo dla niego przej z ciemnoci nierzeczywistego wiata marze i snw w rwnie niesamowity wiat szarych, ruchomych cieni. Ledwo rozpoznawa przez bandae wiato dzienne. Kiedy go znaleziono, caa jego twarz bya poraniona i potuczona, lekarzom udao si jednak uratowa oczy. Teraz naleao pozwoli im odpocz, tak jak i reszcie zmaltretowanego ciaa. Simmons nigdy nie nalea do osb prnych i dlatego ani razu nie zapyta o swj wygld. Nie mia zamiaru przejmowa si swym zewntrznym obrazem. Nocami przeladoway go sny, ktrych

nigdy nie pamita po przebudzeniu. Wiedzia tylko, e byy niepokojce, pene lkw i niezrozumiaych oskare. Pozbawione konkretw, mczyy go nawet w krtkich chwilach midzy przebudzeniem a momentem, kiedy bl stawa si nie do zniesienia. W ramie ka znajdowa si guzik, ktry mg przycisn, eby "oni" przynajmniej wiedzieli, e ju nie pi. "Oni" - to znaczy lekarz i oficer przesuchujcy dwa czarne anioy w jego prywatnym piekle cierpienia. Kiedy stawali przy ku, byli dla Jazza dwoma cieniami na tle nienych warstw banday. Lekarz pochyla si nad nim, bada puls i mamrota co

zmartwionym tonem albo tylko cmoka. Nic poza tym. Potem oficer przesuchujcy mwi: "Teraz spokojnie, Mik, spokojnie!" i nastpowao ukucie ig. Simmons nie traci po tym zastrzyku przytomnoci. rodek agodzi tylko bl i uatwia mu mwienie. Agent rozmawia z oficerem nie tylko z poczucia obowizku, ale robi to przede wszystkim z wdzicznoci. Poinformowano go o stanie jego zdrowia. Pozostao jeszcze do przeprowadzenia kilka operacji chirurgicznych i par niegronych zabiegw, ale najgorsze mia ju za sob. Umierzacz blu, ktry otrzymywa doylnie, by silnym

narkotykiem. Organizm zacz si ju do niego przyzwyczaja i teraz lekarze zostali zmuszeni powoli wyprowadzi pacjenta z pocztkw naogu. Od pewnego czasu aplikowano mu zmniejszone dawki tego rodka, a wkrtce mia zaywa wycznie piguki. Tymczasem jednak przesuchania kontynuowano. Oficer chcia wydoby z niego kad najdrobniejsz informacj. W dodatku pragn upewni si, e wszystko, co usyszy bdzie prawd. Obawia si, e Rosjanie mogli przecie celowo zakodowa w nim jakie nie majce nic wsplnego z rzeczywistoci bzdury. Stosowana dzi technika medyczna

pozwala penetrowa ludzk pami, zmienia percepcj i wpywa na osobowo. Oficer posugiwa si cay czas tak przestarzaym jzykiem, e Jazz nie mg si temu nadziwi. Tak wic, eby upewni si co do wiarygodnoci Simmonsa poleci mu cofn si pamici w odlege czasy - zanim jeszcze zosta zwerbowany przez suby wywiadowcze. Dokadniej mwic, musia zacz od momentu daleko wyprzedzajcego jego narodziny... Z atwoci przyszo agentowi przybranie konspiracyjnego nazwiska Simonow, jako e byo to nazwisko jego ojca. W poowie lat pidziesitych Siergiej Simonow zdecydowa si

pozosta na stae w Kanadzie. Przyjecha z ZSRR jako trener druyny juniorw radzieckich ywiarzy figurowych. Wykonywa swoj prac sumiennie, z wielk dyscyplin i opanowaniem. Natomiast w yciu prywatnym czsto podejmowa pochopne i nie przemylane decyzje. Ta o osiedleniu si na Zachodzie bya jedn z nich. Potem, patrzc z perspektywy czasu, czsto jej aowa. Otrzyma kilka ofert pracy w Stanach, jednak pocigaa go wci cakowita niezaleno. W Nowym Jorku spotka Elizabeth Fallon - brytyjsk dziennikark. Pobrali si wkrtce i wyjechali do Londynu. Kilkanacie

miesicy pniej przyszed na wiat Michael J.Simmons. Dwudziestego dziewitego padziernika 1962 roku, dzie lub dwa po powrocie Nikity Chruszczowa z Kuby, Siergiej wszed do Ambasady Zwizku Radzieckiego w Londynie i... nie powrci. Przez cay czas pobytu na emigracji otrzymywa listy od rodzicw. Mieszkali na niewielkim osiedlu na obrzeach Moskwy i od jakiego czasu nie ukadao si midzy nimi najlepiej. Rozpad ich maestwa zaniepokoi Siergieja, wic postanowi pojecha do domu, eby zobaczy, co mona zrobi dla uratowania rodziny. Decyzja o powrocie okazaa si nierozwana i tragiczna.

Kiedy Elizabeth Simmons dowiedziaa si o tym, powiedziaa tylko: "Dobrze mu tak. Mam nadziej, e wyl go tam, gdzie bdzie lodu pod dostatkiem!" Jak si potem okazao, jej przypuszczenia sprawdziy si. Jesieni 1964 roku, na tydzie przed dziewitymi urodzinami Jazza, otrzymaa krtk wiadomo, e Siergiej Simonow zosta zastrzelony podczas prby ucieczki z karnego obozu pracy koo miejscowoci Tura na Syberii. Elizabeth pakaa, wspominajc dawne dobre czasy, jednak szybko pogodzia si z losem. Natomiast Jazz... Jazz bardzo kocha swego ojca. Uwielbia tego przystojnego mczyzn o niadej cerze, ktry mwi do niego na

przemian dwoma jzykami, we wczesnym dziecistwie nauczy jazdy na nartach i ywach i tak barwnie opowiada o swej wielkiej ojczynie. Zakorzeni w nim niezaspokojone zainteresowanie starym krajem -Rosj. Siergiej gorzko mwi o niesprawiedliwociach panujcego tam systemu. Wykraczao to wtedy poza pen ufnoci wyobrani kilkuletniego chopca. Teraz, po dwch latach, te najbardziej ponure obrazy z ojcowskich opowieci powrciy do dziewicioletniego Jazza i nareszcie zrozumia ca prawd, ktrej do tej pory nie mg poj niedojrzaym umysem. Ojciec, w ktrego powrt gboko wierzy, odszed na zawsze. I to

ukochana przez niego Rosja, zabia go bez adnego powodu. To tragiczne wydarzenie spowodowao, e Jazz sprecyzowa swe zainteresowania. Wizay si cile z oprawcami Siergieja. Przed ukoczeniem pitego roku ycia Jazz rozpocz nauk w renomowanej szkole prywatnej. Korzysta z systematycznej pomocy i cennych wskazwek ojca w nauce jeyka rosyjskiego. Wstpi na uniwersytet i w siedemnastym roku ycia znalaz si na pierwszym miejscu listy najlepszych rusycystw uczelni. Zanim ukoczy dwadziecia lat, osign drug pozycj

w konkursie najlepszych matematykw. Matematyka zawsze stanowia dziedzin, ku ktrej skania si jego jasny, byskotliwy umys. Nie by jednak zainteresowany karier naukow, podj wic prac w przemyle jako tumacz. Poza tym kad chwil wolnego czasu powica sportom zimowym. Uprawia je wszdzie, gdzie pozwala na to klimat i zawsze, gdy pozwalaa mu na to sytuacja materialna. Od czasu do czasu nawizywa blisz znajomo z rnymi kobietami, nie zaangaowa si jednak w trway zwizek z adn z nich. Kiedy mia dwadziecia trzy lata, bdc na wakacjach w grach Harz, spotka majora armii brytyjskiej, uczestnika kursu "Wojna w warunkach zimowych".

Jego nowy znajomy suy w Korpusie Wywiadu. Spotkanie okazao si punktem zwrotnym w yciu Jazza. W rok pniej znalaz si w Berlinie -ju jako niszy oficer w szeregach tego samego korpusu. Przez cay czas Simmons by obserwowany przez tajne suby, ktre dostrzegy, e stanowi doskonay materia na agenta do pracy w terenie. Oceniy, e nadszed czas, kiedy powinien zacz uczy si pod ich opiek. Najpierw zorganizowano wic jego demobilizacj i zaplanowano nastpnych sze lat jego ycia. Ku wielkiej satysfakcji J. Simmonsa, jego czas cakowicie wypeniy treningi, wiczenia i jeszcze raz treningi. Uczono

go, jak przetrwa w najtrudniejszych warunkach: uczono samoobrony, sposobw ucieczek i omijania puapek, pracy w warunkach zimowych, jak ledzi i jak pozby si "opiekuna", obchodzenia si z broni i walki wrcz. Jedyn rzecz, ktrej nie mogo zapewni mu adne przeszkolenie, byo dowiadczenie... Misj Jazza trzymano w cisej tajemnicy. Planowano j, odkd pojawi si problem Projektu Perchorsk i "suby lokalne" od pocztku postawione byy w stan penej gotowoci. Jazz polecia do Moskwy drug klas jako Henry Parsons - zwyky turysta. W cigu godziny od wyldowania nawiza kontakt z radzieckimi cznikami. Jeden z nich

przej jego dokumenty i wykorzysta bilet powrotny do Londynu. Jazz, teraz Michail Simonow - pozosta w ZSRR. W latach pidziesitych Chruszczow "rozwiza" problem mniejszoci ydowskiej na Ukrainie i przesiedli ich spod Kijowa na wschodnie poacie Uralu. Prawdopodobnie mia nadziej, e tamtejsze zimno przyczyni si do zmniejszenia ich liczebnoci. Gwnym zajciem przesiedlecw mia by wyrb lasw i mylistwo. Ca spraw powierzono cisemu nadzorowi i kontroli "starej gwardii" miejscowego aparatu. Stanowili j wysocy urzdnicy wschodniosyberyjskich zakadw wydobycia ropy i gazu ziemnego.

Wbrew wszelkim prognozom ukraiscy dysydenci wykazali si olbrzymim hartem ducha. Zajli przydzielone im baraki, wykorzystali zastane urzdzenia i narzdzia i w niedugim czasie stworzyli dobrze prosperujce osiedle. Ich sukces, idcy w parze z gwatownym rozwojem o wiele waniejszego w tym rejonie przemysu wydobywczego, przyczyni si do osabienia cisej kontroli nad ich ydowsk spoecznoci. Wytrwaa, cika praca przesiedlecw daa przykad, jak produktywny moe okaza si niemal dziewiczy teren, gdy zostanie odpowiednio zagospodarowany. H drewna i skr mona wprowadzi na rynek przy pomocy niewielu, ale penych

zapau rak. Ile nowych miejsc pracy uzyska, wykorzystujc naturalne zasoby przyrody. Taktyka Chruszczowa zaowocowaa rzesz dobrych, sumiennych obywateli pastwa radzieckiego, w miejsce bezczynnej gromady politycznych pariasw. Wystarczyo jedynie pozwoli grupie ludzi na pen niezaleno. Nie pokrywao si to jednak z osigniciami wodza w innych dziedzinach. By moe za mao byo wanie tej niezalenoci. W kadym razie czstotliwo kontroli w osiedlu malaa wprost proporcjonalnie do stopnia powodzenia tego przedsiwzicia. W rzeczywistoci, przesiedleni ydzi pragnli jedynie

spokoju, ktry pozwoliby im zachowa tradycje i odwieczny styl ycia. Prdzej zmieniby si klimat ni elementy ich odrbnoci. yjc w swoich lenych wioskach u podna gr, byli z grubsza zadowoleni ze swej sytuacji. Przynajmniej ich nie przeladowano. Ich ycie byo cikie, ale w miar dostatnie. Mieli dosy drewna na budow domw i na opa zim, wystarczajco duo ywnoci, rosy nawet ich oszczdnoci w rublach dochd z nielegalnego handlu skrami. W okolicznych strumieniach znaleli lady zota, ktre wypukiwali ze zmiennym powodzeniem. Nawet cige zimno dziaao na ich

korzy - do minimum ograniczyo zewntrzn interwencj i powstrzymywao intruzw od przypatrywania si ich sprawom z bliska. Wrd przesiedlecw cz stanowili Rumuni, posiadajcy silne wizy rodzinne ze star ojczyzn. Ich polityczne przekonania nie znajdoway zrozumienia w oczach rzdzcych Rosj. Pewne te byo, e dopki powszechne bd przejawy ucisku, ograniczona wolno czowieka i nie bd oni mieli prawa do emigracji, ani nawet do pracy zgodnej swoj wol, dopty ich pogldy bd zasadniczo sprzeczne z obowizujcym kursem. ydzi i Ukraicy myleli tak samo jak Rumuni. Wszyscy oni, by moe,

zaakceptowaliby sw radzieck przynaleno - gdyby dano im moliwo swobodnego wyboru. Uwaali si bowiem za obywateli wiata, o ktrych losie nie moe decydowa nikt poza nimi samymi. W atmosferze takich wanie pogldw i aspiracji wychowywali rwnie swoje dzieci. Podczas gdy zdecydowan wikszo rodzin stanowili proci chopi, biernie identyfikujcy si z powysz ideologi, w nowych obozach i sioach pojawiay si grupy zagorzaych antykomunistw, burzycieli, a nawet aktywnych przedstawicieli "pitej kolumny". Utrzymywali oni cisy kontakt z

podobnymi ugrupowaniami w Rumunii, a te z kolei miay dobrze zorganizowan czno z Zachodem. Michai Simonow by wedug dokumentw sprawiajcym kopoty mieszkacem duego miasta, ktry wbrew jednoznacznym sugestiom nie chcia zosta czonkiem Komsomou. Za kar zesano go na Ural. Mia zamieszka z rodzin Kiriescu we wsi Jelizinka i podj prac jako robotnik niewykwalifikowany. Tylko gowa rodu, stary Kazimir Kiriescu, i jego starszy syn Jurij znali prawdziwy cel przyjazdu Jazza. Kryjc jego poczynania, zapewniali mu maksymaln swobod poruszania si i dawali jak najwicej wolnego czasu. Oficjalnie cigle

polowa albo owi ryby, ale stary Kazimir i Jurij wiedzieli, e znalaz si tu po to, eby szpiegowa. Znali rwnie jego zadanie: mia odkry sekrety eksperymentalnej bazy wojskowej w sercu wwozu Perchorsk. - Mao tego, e ryzykujesz swoim yciem, ale w dodatku marnujesz czas. Dowiedzia si Jazz od starego czowieka jednej z pierwszych nocy po przybyciu na Ural. Dobrze zapamita t noc, kiedy to Anna Kiriescu posza z crk Tassi na jakie kobiece spotkanie do wioski, a modszy brat Jurija, Kaspar, uda si na spoczynek. Bya to dobra okazja do przeprowadzenia pierwszej powanej rozmowy z

gospodarzami. - Nie musisz tam chodzi, eby si dowiedzie, co si tam dzieje - mwi Kazimir. - Moemy z Jurijem powiedzie ci wszystko, o czym wie kady mieszkaniec tej okolicy, jeli tylko ma gow na karku. - Bro! - wczy si do rozmowy jego potnie zbudowany syn, potrzsajc kudat gow. - Bro, jakiej nikt jeszcze nie widzia ani nie moe sobie wyobrazi. Dajca Sowietom wadz nad caym wiatem! Skonstruowali j tutaj, w dole przeczy, i przetestowali - ale co im si nie udao. Stary Kazimir potwierdzi prawdziwo sw syna energicznym spluniciem w ogie, na swj sposb podkrelajc

wag wypowiedzianej kwestii. Teraz on zacz mwi, patrzc w pomienie buzujce w kamiennym kominku. - Byo to jakie dwa lata temu, ale ju na kilka tygodni przedtem wiedzielimy, e szykuje si co wanego. Syszelimy pracujce maszyny, rozumiesz? Zasilay je jakie naprawd due silniki. - Zgadza si - podj opowie Jurij. Due turbiny, schowane pod tam. Pamitam, jak je instalowali ponad cztery lata temu, zanim przykryli wszystko oowian skorup. Zakazali nawet polowa i owi ryby na terenie dawnej przeczy, ale ja i tak tam chodziem. A dlaczego by nie? Kiedy zbudowali tam, ryby ledwo mieciy

si w sztucznym jeziorze. - Co z turbinami? Na pocztku byem na tyle gupi, eby myle, e moe maj zamiar da nam elektryczno! Do tej pory jej nie mamy... Ale w takim razie, do czego potrzebowali tak wielkiej mocy, co? - Jurij, jakby zastanawiajc si, zacz si drapa po nosie. - W kadym razie - kontynuowa ojciec bywaj noce, e jest tu tak spokojnie, i nawet gos szczekajcego psa roznosi si w promieniu kilku mil. Tak samo byo z tymi turbinami, kiedy po raz pierwszy je uruchomili. Pomimo tego, e znajdoway si w samym dole jaru, a tutaj, w naszej wiosce, syszelimy, jak huczay. Jeli chodzi o to, na co zuywali ca t moc, sprawa jest

prosta: potrzebowali jej na wykopy i drenie podziemnych tuneli, na elektryczne wierta i piy do cicia ska i na owietlenie caego terenu, na ktrym pracowali. No i oczywicie dla wasnej wygody - na ogrzewanie, podczas gdy my tutaj, w Jelizince, cay czas ogrzewamy si, palc drewno. Musieli przy tym wydoby z wwozu tysice ton skay i Bg jeden wie - prosz mi wybaczy -jak skomplikowany labirynt wyryli we wntrzu gry! - Tam wanie zbudowali swoj bro, wewntrz gry! - odezwa si Jurij. - W kocu nadszed czas na jej wyprbowanie. Razem z ojcem zakadalimy tego dnia sida i

wracalimy do domu pnym wieczorem. Pamitam dokadnie. Noc bya wtedy podobna do dzisiejszej jasna i spokojna. W najciemniejszych zaktkach lasu, ponad wierzchokami drzew, janiaa srebrzysta una, zupenie jak zorza polarna na dalekiej pomocy... Monotonny szum turbin by wtedy silniejszy ni kiedykolwiek przedtem, a w uszach pulsowao. Oczywicie, odgos ten dochodzi z do daleka, bo przecie Projekt ley okoo dziesiciu kilometrw std. My z ojcem znajdowalimy si wtedy mniej wicej w poowie tej odlegoci, cztery albo pi kilometrw od rda haasu. Chc tylko, eby zrozumia, jak wielk moc wyprodukowali, wykorzystujc rzek.

Zatrzymalimy si - podj wtek Kazimir - na Szczycie Grigorija i wpatrywalimy si w niebo. Smuga wiata widniaa nad przecz Perchorsk. Uwierz mi! Byem jednym z pierwszych, ktrzy osiedlili si na tym terenie; mona powiedzie, e jedn z pierwszych ofiar planu Chruszczowa i przez wszystkie przeyte tu lata nie widziaem nic podobnego. Tego na pewno nie wywoao adne naturalne zjawisko, o nie... To bya maszyna, bro! Potem - potrzsn gow, jak gdyby zabrako mu sw - to co wydarzyo si potem, byo niesamowite! W tym samym momencie podnis si podekscytowany Jurij i jeszcze raz

zastpi ojca. - Sycha byo - zacz opowie - ze turbiny pracuj na maksymalnych obrotach. Nagle rozlego si jakby... westchnienie! Strumie wiata - nie, tuba wiata, jak gigantyczny, byszczcy cylinder - wystrzelia z gbi jaru. Rozwietlia szczyty gr i skierowaa si prosto w niebo. Jak szybko? Prdko wiata to za mao, eby pokusi si o jakie porwnanie. Tak si przynajmniej wydawao. Bysk wiata, ktrego w zasadzie si nie zobaczyo, ale ktry na sekundy zapon przed oczami - bardziej w wyobrani ni naprawd. A w nastpnej chwili byo ju po wszystkim. Zniko jak rakieta wystrzelona w kosmos. Albo jak wiato

z wntrza Ziemi. Laser? Gigantyczny reflektor? Nie, nic z tych rzeczy. Jazz mimowolnie si umiechn, ale nie stary Kazimir. - Jurij ma racj! - stwierdzi. - Bya jasna noc, kiedy to si wszystko dziao, ale potem, nie wiadomo skd, nadeszy chmury i spad ciepy deszcz. Jeszcze pniej zerwa si gorcy wiatr od strony gr, jak oddech jakiej bestii. A rankiem tysice ptakw nadleciay ze szczytw gr i wyej pooonych przeczy tylko po to, eby umrze! Tysice! Tak samo byo ze zwierztami! adne rdo wiata, niewane jak silne, nie mogoby dokona takiego spustoszenia. A to jeszcze nie wszystko,

bo zaraz po eksperymencie roznis si swd spalenizny. Wiesz, jakby spona instalacja elektryczna. Ozon czy co takiego? A potem usyszaem syreny. - Syreny? - zainteresowa si Jazz. - Z Projektu? - No pewnie! - odpowiedzia Kazimir. Ich syreny alarmowe! Zdarzy si wypadek. Sycha byo jakie haasy. A w cigu nastpnych dwch czy trzech tygodni... helikoptery latajce tam i z powrotem, karetki pogotowia na nowej drodze, jacy ludzie w kombinezonach ochronnych, odkaajcy zbocza przeczy... Co si stao? To, e bro wymkna si spod kontroli i wystrzelia w niebo -w porzdku - ale oprcz tego skierowaa swj ogie na grot, w

ktrej powstaa! Przez nastpny tydzie lub dwa wynosili stamtd trupy. Od tamtej pory nie podjli nastpnej prby. - Co teraz? - ostatnie sowo miao nalee do Jurija, ktry wzruszy swymi szerokimi ramionami. - Od czasu do czasu puszczaj w ruch turbiny; chyba po to, eby utrzymywa je na bieco w dobrym stanie. Ale nie przeprowadzali ju potem adnych eksperymentw. Moe ta pierwsza prba nauczya ich czego. Widocznie zorientowali si, e nie potrafi zapanowa nad wasnym wytworem. Wedug mnie, ju z tym skoczyli. Ale skoro tak, dlaczego cay czas tutaj s? Nie potrafi wytumaczy sobie, dlaczego wszystkiego nie

zdemontowali i nie oczycili terenu? - To jest wanie jedna z tajemnic, ktr mam tu wyjani - odezwa si Jazz. Najtsze umysy Zachodu ami sobie gowy nad rozwizaniem zagadki Projektu Perchorsk. I im wicej o nim wiem, tym gbiej wierz, e maj ku temu powody. Pewnego wieczoru, kiedy jak zwykle podali Jazzowi jakie piguki, nie pokn ich. Uda, e to robi, magazynujc je w ustach. Musia stara si nie wpuci ich do przeyku przy popijaniu wod. By to czciowo akt buntu przeciwko rosncemu w nim poczuciu psychicznej niewoli, ale co jeszcze przesdzio o uyciu tego podstpu. Potrzebowa czasu do

namysu. Cigle albo spa, albo bra tabletki, po ktrych mia zasn. Kiedy za nie spa, oszoomiony by zastrzykami umierzajcymi bl, ktre umoliwiay dalsze przesuchiwania. Nigdy jednak nie mia okazji po prostu lee i myle. Kiedy usysza, e wszyscy wyszli z pokoju, i zosta w nim sam, lekko obrci gow i wyplu piguki. Pozostawiy mu w ustach gorzki smak. Gdyby bl si nasili, zawsze mg nacisn guzik, ktry mia w zasigu sprawnej rki. Ale nie nadszed ani bl, ani sen i nareszcie Jazz zacz analizowa swoje pooenie. Musia przywykn do zapomnianego stanu,

kiedy panowa nad prac wasnego umysu. Stara si uporzdkowa myli. Zacz sobie zadawa pytania, ktre nurtoway go ju wczeniej, ale nigdy nie mia do czasu, eby poszuka na nie odpowiedzi. Zastanawia si, gdzie, u licha, s jego przyjaciele. Poza Rosj przebywa ju cae dwa tygodnie, a jedynymi ludmi, ktrych w tym czasie widzia (a raczej, ktrzy go widzieli), by lekarz, przesuchujcy oficer i pielgniarka. W dodatku ta ostatnia w ogle si do niego nie odzywaa. A przecie mia w wywiadzie prawdziwych przyjaci. Na pewno dowiedzieliby si, e wrci. Prbowa domyli si, dlaczego nie mieliby go odwiedzi - czy to z powodu jego

wygldu, czy naprawd wyglda a tak le. - Nie wydaje mi si, ebym mg wyglda przeraajco - szepn do siebie Jazz. Poruszy prawym ramieniem i zacisn pi. Rana w nadgarstku zablinia si i nowa skra pokrya jej wyloty po obu stronach. Na szczcie ostrze czekana przelizgno si midzy miniami, co pozwolio unikn przebicia arterii. Rka bya troch sztywna i nie wywiczona. Czu w niej lekki bl, jednak potrafi go znie. Obawia si o swj wzrok. Nie wiedzia, czy jego pokj jest owietlony, czy pogrony w

ciemnociach. Przesona z banday bya gruba i gsta. Powiedzieli, e bdzie widzia. Zastanawia si, co takiego stao si z jego oczami. Twierdzenie, e wzrok ma ocalony, mogo mie wiele znacze. Nagle, po raz pierwszy odkd si tu znalaz, wpad w prawdziw panik. Sdzi, e mog przed nim co ukrywa, eby go nie zniechci i nie rozproszy jego uwagi. Nowy tok mylenia prowadzi go w niepokojcym kierunku. Im wicej moliwoci rozwaa, tym szybciej je eliminowa i tym groniej to dla niego wygldao. Fragmenty mozaiki, z ktrych istnienia nie zdawa sobie do tej pory sprawy, atwo znajdoway swoje

miejsca w amigwce, jak widzia teraz oczami wyobrani. A by to obraz bazna, marionetki, podpisany jego wasnym nazwiskiem: Michael J.Simmons - gupiec. Podnis praw rk i zacz duba w bandau owijajcym jego gow. By przy tym bardzo ostrony: chcia zrobi w nim tylko szpar, nic wicej. Pragn widzie. Wierzy, e mu si to uda, jednak nie by tego pewien do koca. "nieg" cay czas przesania mu obraz, lecz kiedy mruy oczy, wydawao mu si, e widzi sabe wiato. Przypomniao mu si, e kiedy by dzieckiem, zwyk lee w ku z przymknitymi oczami, symulujc

zwolniony, regularny oddech picego. Patrzy, jak matka wchodzia do pokoju i przez chwil staa, obserwujc go. Jazz odszuka dzwonek i nacisn go. Domyla si, co prawda, e tym razem wiadome bdzie, e nie pi, ale zadanie polegao na tym samym. Mia zamiar obserwowa siostr, kiedy wejdzie do izolatki. Ona natomiast nie bdzie miaa o tym pojcia. Usysza przytumiony odgos mikkich, powolnych krokw. Wcisn gow midzy poduszki i czeka w pmroku. Wok niego cicho szumiay wentylatory klimatyzacji. W powietrzu unosi si zapach rodkw odkaajcych. Przecierada wydaway si nieco szorstkie w miejscach, gdzie dotyka ich

odsonitymi czciami ciaa. "Nie wyglda mi to na pokj szpitalny. Szpitalne pomieszczenia s do szczeglne, ale to tutaj jest cholernie nierzeczywiste i sztuczne..." - pomyla z niepokojem Jazz. Drzwi otworzyy si i wiato zalao sal. Jazz napry minie. Na szczcie mia przymknite oczy i to uratowao go przed nagym olepieniem. Niczym nie osonita arwka wisiaa pod sufitem, tu nad jego gow. Sufit z ciemnoszarego kamienia by poszarpany i nienaturalnie pofadowany. Pokj szpitalny, w ktrym lea Jazz, zosta wykuty w litej skale. Agent, zbyt poraony odkryciem, eby

si poruszy, lea sztywno. Pielgniarka podesza do ka. Powstrzymujc zo i opanowujc pierwszy szok, poczu nag potrzeb ruchu. Wolno poruszy gow, eby spojrze na kobiet. Popatrzya na niego z przestrachem i pochylia si nad nim. Bya niska i gruba, miaa proste, krtko obcite wosy, przypominajce fryzury redniowiecznych rycerzy. Nosia fartuch i wykrochmalony czepek pielgniarki. Ale nie pielgniarki angielskiej, lecz rosyjskiej. Najgorsze przeczucia Jazza potwierdziy si. Poczu na nadgarstku dotyk jej palcw i od razu cofn rk. Zaskoczyo j to. Zrobia krok do tyu. Obcasem jednego z czarnych butw stana na czym

twardym. Czym, co zachrzcio pod naciskiem jej stopy. Przez chwil staa nieruchomo. Spojrzaa na podog, zmarszczya brwi. Rwnie ona przymruya oczy, kiedy prbowaa przebi wzrokiem warstw banday na twarzy Jazza. Moliwe, e ujrzaa stalowy bysk jego szarych oczu, w kadym razie podniosa do ust rk w gecie zaskoczenia. Pniej uklka i pozbieraa resztki rozgniecionych tabletek. Kiedy podniosa si z kolan, jej twarz wykrzywia si w niepohamowanym przeraeniu i zoci. Odwrcia si szybko i skierowaa w stron drzwi. - Towarzyszko! - krzykn Jazz.

Mimo woli zatrzymaa si. Obejrzaa si i zacisna usta. Nie krya nienawici dla szpiega. Wypada z pokoju i zatrzasna za sob drzwi. W popiechu nie zgasia wiata. "Mam jakie dwie minuty, zanim zrobi si tu gorco" pomyla Jazzr "Lepiej bdzie, jak je dobrze wykorzystam". Spojrza w lew stron i dostrzeg gbokie naczynie z jak jasnot substancj, stojce na stoliku. Z duym wysikiem unis si, gboko wcign powietrze. Poczu intensywny zapach rodka antyseptycznego. Przekona si, jak miesznie atwo mona spreparowa szpitalny klimat: tumica kroki, gumowa wykadzina na pododze,

odkaacz dla uzyskania woni sterylnej czystoci i cigy nawiew jaowego powietrza o staej temperaturze. ciany pokoju (celi) wyoone zostay arkuszami blachy falistej. W szczelinach dostrzeg pyty laminatu, zapewne dwikochonnej izolacji pomieszczenia. Jazz przypuszcza, e by moe, jest to szpital majcy obsugiwa personel Projektu, wykorzystywany w czasie okresowych kontroli tego terenu. Na Zachodzie panowao przekonanie, e na tym obszarze znajduje si reaktor atomowy. W kadym razie Jazz zauway na jednej ze cian czujnik poziomu napromieniowania. Wskazwka zastyga na zielonym polu skali.

Nieregularny sufit znajdowa si na wysokoci okoo dziewiciu stp. Wyglda solidnie. Jazz nie dostrzeg na nim nawet najmniejszej rysy czy pknicia. Strop podtrzymyway masywne stalowe podpory. Simmons niemal czu ciar pitrzcych si nad sklepieniem ska. Nie mia ju wtpliwoci co do tego, gdzie si znalaz. Uwiziono go w gbi grskiego masywu Uralu. Rozlegy si popieszne kroki i otworzyy si drzwi. Jazz podnis gow tak wysoko, na ile pozwalay mu opatrunki. Spojrza na wchodzcych: trzech mczyzn i grub pielgniark. Jeden z nich ubrany by w biay fartuch i

trzyma strzykawk w doni. - Mik, chopcze! - Mczyzna mia na sobie zwyke cywilne ubranie. Gestem zatrzyma pozostaych i na razie tylko on podszed do ka. - Co te ta siostra opowiada? Co? Nie wzie piguek? A dlaczego? Nie moge ich przekn? Ten miy gos nalea do oficera przesuchujcego. Jazz poruszy si nerwowo. - Zgadza si, stary - powiedzia. - Mam ich po dziurki w nosie. - Podnis praw rk i zacz szarpa bandae zasaniajce mu oczy. Zerkn na ca czwrk - stali sparaliowani, zastygli jak owady zatopione w bursztynie. Pierwszy zareagowa lekarz. Burkn co po rosyjsku i zrobi krok naprzd. W

wycignitej rce zacz lekko naciska toczek strzykawki. Drugi z mczyzn, ubrany po cywilnemu, stanowczym ruchem powstrzyma jego jednoznaczne zamiary. - Nie - po rosyjsku odezwa si do lekarza Czyngiz Khuw. -Nie rozumiecie, e on ju wie? Jeli jest ju rozbudzony i w peni wiadomy swej sytuacji, niech tak zostanie. A poza tym ch z nim porozmawia. Naley teraz do mnie. - Nie - krzykn Jazz, patrzc mu prosto w oczy. - Nareszcie nale wycznie do siebie! Jeli naprawd chcesz ze mn porozmawia, lepiej pozwl mu mnie naszprycowa. Tylko w ten sposb cokolwiek ze mnie wydobdziesz.

Khuw umiechn si i stanwszy tu przy krawdzi ka, spojrza z gry na Jazza. - Och powiedzia pan ju dostatecznie duo, panie Simmons -rzek bez cienia zoliwoci. - Zapewniam pana, e to nam wystarczy. Tym razem nie zamierzam zadawa panu pyta! Teraz ja mam zamiar opowiedzie panu pewn histori, a moe nawet pokaza par rzeczy. To wszystko. - Czyby? - zapyta Jazz. - Och tak, naprawd. Chc, eby usysza pan to, co go najbardziej interesuje, wszystko o Projekcie Perchorsk. Wszystko, co prbowalimy zrobi, a co osignlimy. Jest pan

zadowolony? - Nawet bardzo - odpar Jazz. - Ale, co takiego zamierzacie mi pokaza? Miejsce, gdzie stworzylicie wasze krwioercze potwory? Oczy Khuwa zwziy si, ale po chwili znw si umiechn. - Co w tym rodzaju - potwierdzi. - Ale od samego pocztku powiniene przyj do wiadomoci jedn rzecz, my ich nie stwarzamy. - Ale tak, preparujecie je. - Tym razem Jazz skin gow. - To jedno, czego jestemy absolutnie pewni. Tutaj jest ich rdo. To tutaj si narodziy, czy te zostay wyhodowane. Wyraz twarzy Khuwa nie zmieni si. - Jestecie w bdzie. Ale nie mona

oczekiwa niczego innego, poniewa znacie tylko cz prawdy. Rzeczywicie to wyszo std, ale nie tutaj si narodzio. Nie, zrodzio si to w zupenie innym wiecie. Khuw usiad na ku Jazza i uwanie na niego spojrza. - Czy przetrwam i tym razem? - zapyta przekornie. - Niewykluczone. - Teraz umiech Khuwa by szczery. - Ale najpierw musimy postawi pana na nogi, eby mg si pan rozejrze. A potem... Jazz patrzy z wyczekiwaniem. - Potem zobaczymy, czy rzeczywicie jet pan szczciarzem.

ROZDZIA TRZECI PROJEKT PERCHORSK Kompleks badawczy znajdujcy si na dnie przeczy Perchorsk by naprawd olbrzymi. Kiedy Czyngiz Khuw oprowadza Michaela J. Simmonsa po wszystkich pomieszczeniach, nie ukrywa prawdziwej dumy z niewtpliwych osigni radzieckich inynierw. Docenia te umiejtnoci wywiadowcze Jazza, wic zabezpieczy si przed jego ewentualn destrukcyjn dziaalnoci. Odziano agenta w obcisy kaftan bezpieczestwa, ktry cakowicie eliminowa swobod ruchu od pasa w gr. Co wicej, nie odstpowa ich ani

krok niejaki Karl Wiotski, zapewne goryl majora KGB. - Ca win moesz przypisa tylko niedoskonaoci technik} -powiedzia Khuw. - Wy, Amerykanie, z wasz miniaturyzacj, satelitami szpiegowskimi i skomplikowanym, bliskim doskonaoci systemem radarowym... Podejrzewam, e moglibycie podsucha kad rozmow telefoniczn w dowolnym punkcie wiata, mam racj? Ale to s tylko niektre z metod pozyskiwania kluczowych informacji. Sztuka szpiegowania - Khuw rzuci Jazzowi pozbawione wrogoci spojrzenie przybiera wiele rnych postaci i kryje w sobie niewiarygodne, kto mgby

nawet powiedzie, przeraajce tajemnice. Mam na myli obie strony tak samo na Zachodzie, jak i na Wschodzie. Najwysza technika to jedno, a zjawiska nadprzyrodzone drugie! - Nadprzyrodzone? - Jazz spojrza zdziwiony. - Projekt Perchorsk wyglda na solidn robot. A poza tym obawiam si, e nie bd w stanie uwierzy w duchy. - Wiem, wiem. Sprawdzilimy to, nie pamitasz? - Khuw umiechn si. Jazz patrzy na niego osupiay, a potem zmarszczy czoo. Kiedy zacz o tym myle, co sobie przypomnia. To by fragment przesuchania, na ktry wtedy

nie zwrci szczeglnej uwagi. Szczerze mwic, podejrzewa, e oficer zaartowa sobie z niego. Zapytano go pewnego razu, co sdzi na temat INTESP albo Wydziau E, ktre wykorzystyway w zadaniach szpiegowskich nadzwyczajnie czu percepcj zmysw. Nie mia w tym przedmiocie najmniejszego rozeznania, ale prawdopodobnie trudno byoby mu uwierzy w skuteczno tej metody, nawet wtedy, gdyby mia o tym jakie pojcie. - Gdyby telepatia bya wiarygodna powiedzia do Khuwa - nie potrzebowaliby mnie tu wysya, czy nie tak? I nigdy nie istniayby ju adne

sekrety! - Tak, tak, zgadza si - odpowiedzia Khuw po chwili milczenia. - Kiedy mylaem dokadnie w ten sam sposb i jak susznie zauwaye zatoczy uk rk - to wszystko jest wystarczajco mocne. "Tym wszystkim" bya w tym momencie sala gimnastyczna, w ktrej Jazz dochodzi ostatnio do sprawnoci fizycznej, gboko osabiony dwutygodniowym leeniem w ku. Wci jeszcze dokuczaa mu wiadomo, e tak atwo wydobyli z niego wszystkie informacje. Zatrzymali si i Karl Wiotski mg cign swj pulower, aby przez kilka

minut powiczy podnoszenie ciarw. Jazz nie mia wtpliwoci, e na kade pytanie, jakie zada Khuwowi, uzyska szczer, wyczerpujc odpowied. Oficer KGB by w tym szacunku dla swojego rozmwcy rozbrajajcy. Nie mia bowiem nic do stracenia. Wiedzia, e Jazz nigdy nie opuci tego miejsca. Na to si przynajmniej zanosio. - Zaskakujesz mnie - powiedzia. Mwie tak, jakby amerykaskie osignicia utrudniay wam prac. Tymczasem uwaano, e jestem w siedemdziesiciu piciu procentach odporny na "zamanie", a wy bez kopotu wycignlicie ze mnie wszystko. Bez grb, bez tortur - a jednak ani przez chwil nie byem panem siebie! Jak

dokonalicie tego, u diaba! Khuw spojrza na niego, a potem przez jaki czas obserwowa Wiotskiego. Karl podnosi kilkudziesiciokilogramowe ciary z dziecinn atwoci. By olbrzymem. Mia prawie dwa metry wzrostu i way ponad dziewidziesit kilogramw. Wydawao si, e nie ma szyi. Klatka piersiowa rysowaa si potnie ponad wsk tali. Jego uda byy krge i ciasno wypeniay opite na nich niebieskie spodnie. Poczu na sobie wzrok Jazza, obrci si i napry muskuy, wyszczerzy w umiechu zby. - Moe chciaby ze mn powiczy, Brytyjczyku? - z haasem upuci sztang na podog. - A moe spotkamy si na

ringu z goymi piciami? - Powiedz tylko sowo, Iwan - odrzek niskim gosem Jazz, umiechajc si pgbkiem. - Cay czas jestem ci co winien za te dwa zby, nie pamitasz?! Zby Wiotskiego znw bysny w kudatej brodzie, ale tym razem umiech by szczery. - Nie prbuj szczcia z Karlem, przyjacielu - odezwa si Khuw. - Ma w rkach ze sto kilogramw i dziesi lat dowiadczenia. A w dodatku znany jest z pewnych zych zwyczajw. To prawda, e tam, w grach, wybi ci zby, ale i tak moesz si uwaa za szczciarza. Chcia skrci ci kark. Zrobiby to bez wikszego wysiku i z du ochot. W innym przypadku

mgbym mu nawet na to pozwoli. Tym razem jednak byaby to zbyt dua strata. Przeszli przez sal gimnastyczn i znaleli si w pomieszczeniu, ktrego centraln cz zajmowa may basen pywacki. Nie by on, w przeciwiestwie do wikszoci basenw, wyoony terakot, lecz po prostu wykuty w skale. Kilkanacie osb zaywao wanie kpieli w podgrzanej wodzie. Dwie kobiety odbijay midzy sob plastykow pik. Jaki chudy, ysiejcy mczyzna prbowa skaka z trampoliny, ale nie prezentowa zbyt zgrabnego stylu. - Jeli chodzi o twoje przesuchanie powiedzia Khuw, wzruszajc

ramionami - no c, istniej rne technologie. Zachd ma swoj miniaturyzacj i elektronik, a my mamy naszych... - Bugarskich chemikw? - wpad mu w sowo Jazz. Wykafelkowana cieka wok basenu bya mokra. Agent polizgn si nagle i straci rwnowag. Wiotski byskawicznie chwyci go za ramiona z ogromn si i utrzyma w pozycji pionowej. Jazz zakl pod nosem. - Zdajesz sobie spraw, jak niewygodnie spaceruje si w czym takim? - To prosta, ale niezbdna ostrono odpar Khuw. - Przykro mi. Wikszo personelu nie jest uzbrojona. S

naukowcami, a nie onierzami. Bezpieczestwa Projektu broni oczywicie onierze, ale ich baraki znajduj si gdzie indziej. Niedaleko std. Co prawda, jest tu garstka wojskowych, ale to s specjalici. Tak wic, gdybymy stracili ciebie z oczu, mgby narobi duo szkody. Przeszli przez kolejne drzwi. Za nimi znajdowa si lekko zakrzywiony korytarz. Jazz domyli si, e jest to tak zwana "obwodnica". Miaa ciany wyoone blach i gumow podog. Tunel obiega cay rodkowy poziom kompleksu. Wszystkie znajdujce si w nim drzwi prowadziy do wntrza tego zamknitego obwodu, to znaczy do

najwaniejszej czci Projektu. Wci jeszcze kilka z nich kryo przed Jazzem swoje tajemnice. Pokazano mu ju cz mieszkaln, szpital, pokoje rekreacyjne, jadalni i niektre laboratoria. Nie widzia jeszcze tylko samej maszyny, jeli w ogle znajdowaa si tu bestia, ktrej szuka. Ale dzisiaj Khuw obieca mu, e odkryje przed nim serce tego miejsca. Khuw prowadzi, Jazz poda za nim, a Wiotski zamyka pochd. Mijali ich ludzie ubrani w fartuchy laboratoryjne lub kombinezony. Jedni trzymali w rkach tylko notesy, inni nosili czci maszyn i instrumentw, jeszcze inni jakie przyrzdy pomiarowe. Atmosfera wntrz przypominaa ruch w wysoko

wyspecjalizowanym przedsibiorstwie w dowolnym punkcie wiata. - Pytae mnie o przesuchanie odezwa si Khuw. - No c, masz racj, jeli chodzi o naszych bugarskich przyjaci. Rzeczywicie, w pewnych dziedzinach sniezastpieni. Domylasz si, e nie mwi o ich doskonaych winach. Piguki miay wywoa bl powodoway skurcz mini i wzmagay wraliwo. Zastrzyki zawieray w poowie narkotyk, a w poowie rodek uspokajajcy. Efektem ich dziaania byo to, e stawae si bardzo podatny na sugesti. Niewiele byo rzeczy, ktrych nie zrobiby, gdybymy ciebie o to wtedy poprosili. Wierz mi, wykonaby

kade nasze polecenie! Twj oficer przesuchujcy nie tylko doskonale zna angielski. Jest te najwyszej klasy psychologiem. O nic nie musisz siebie obwinia! Naprawd nie miae wyboru. Bye przekonany, e znajdujesz si w domu i wypeniasz tylko swj obowizek. Jazz lekko chrzkn w odpowiedzi. Jego twarz nie wyraaa adnych emocji. Bya to maska, ktr przybra od czasu, kiedy odkry oszustwo. - Oczywicie - kontynuowa Khuw wasi brytyjscy naukowcy s rwnie byskotliwymi chemikami na swj sposb. Na przykad ta kapsuka w twoich ustach: tutaj, w Projekcie, nie bylibymy w stanie rozszyfrowa skadu

zawartej w niej substancji. Moesz by zaskoczony, ale nie jestemy tu wyposaeni w wysokiej klasy urzdzenia analityczne - nie jest to aparatura, ktrej potrzebowa Projekt Potrafilimy jednak stwierdzi, e jej budowa chemiczna jest niezwykle skomplikowana. Dlatego te, substancja ta zostaa przekazana moskiewskim insytutom badawczym. Kto wie, moe i my bdziemy mieli z niej jaki poytek? Przez cay czas trwania rozmowy Khuw ukradkiem obserwowa Jazza. Robi to bardzo czsto w cigu ostatnich kilku tygodni. Widzia przed sob trzydziestoletniego mczyzn, na ktrego barki szefowie zachodnich

tajnych sub zoyli ciar niezwykej odpowiedzialnoci. Musieli wic bardzo wierzy w jego moliwoci. A jednak pomimo wszystkich treningw Simmonsa, pomimo jego psychicznej i fizycznej sprawnoci, okaza si on nie do dowiadczonym wywiadowc. Anglik mia okoo metr osiemdziesit wzrostu, moe dwa centrymetry mniej ni sam Khuw. W czasie, kiedy mieszka w wiosce jako drwal, wyrosa mu ruda broda, ktra pasowaa do jego bujnych wosw. Kiedy j zgolono, odkrya ostro zarysowan szczk i lekko zapadnite policzki. Pomimo modego wieku czoo Simmonsa przecinay gbokie bruzdy, a jego brwi byy zawsze lekko zmarszczone. Nawet

biorc poprawk na sytuacj, w jakiej si znajdowa, nie wyglda na szczliwego czowieka. Mona byo wrcz pomyle, e ma si do czynienia z czowiekiem, ktry nigdy nie czu si naprawd szczliwy. Mia zielone oczy, spojrzenie uwane i przenikliwe. Jego zby byy silne, biae i w bardzo dobrym stanie. Na mocnej szyi nosi byszczcy krzyyk na srebnym acuszku. Donie mia twarde, o dugich, wskich palcach. Wydawao si, e jego ramiona s odrobin za dugie, co dawao jego postaci pozr pewnej niezgrabnoci. Ale Khuw wiedzia, i jest to tylko zudzenie. Simmons by bardzo zrczny i

wysportowany, a jego umys pracowa bez zarzutu. Dotarli do czci obwodnicy, ktrej Jazz nigdy przedtem nie odwiedza. Personel Projektu nie by tutaj a tak widoczny. Kiedy skrcili w nastpne zaamanie korytarza, przed nimi ukazay si drzwi cakowicie blokujce przejcie. Ju par metrw przed nimi sufit i ciany pokrywaa czarna sadza jak po poarze. Naokoo widniay wielkie, smoliste smugi. Bliej wrt skaa sklepienia prawdopodobnie stopia si jak wosk i zastyga na chodniejszych cianach. Gumowe pytki pokrywajce podog zwgliy si. Widniay pod nimi metalowe, dawniej uoone na styk pyty, powyrywane teraz ze swoich

miejsc. Jazz odnis paradoksalne wraenie, e do pki na zewntrznej cianie korytarza przymocowano miotacze ognia, stanowice wyposaenie Armii Radzieckiej i uyto ich, kierujc pomienie w stron drzwi. Postanowi rozwika ten tajemniczy problem. - 'Incydent perchorski" - powiedzia, obserwujc reakcj Khuwa. - Zgadza si. - Wyraz twarzy Rosjanina nie zmieni si. Spojrza Jazzowi prosto w oczy. - Teraz zamierzam uwolni ci z twojego kaftana. Powd? Na dole, w niszych poziomach bdziesz potrzebowa wicej swobody ruchw. Nie chc, eby gdzie spad i

pokaleczy si. Ale uwaaj! Przy kadej prbie zbdnego gestu, Karl ma cise polecenie natychmiast ci unieszkodliwi. I nie musi by przy tym zbyt delikatny. Powiniene te wiedzie, e jeli zboczysz z wyznaczonego szlaku, moesz atwo znale si na obszarze o wysokiej radioaktywnoci. Moglibymy, co prawda, odkazi i zneutralizowa cay ten teren, ale nie mamy powodu, eby ponosi zbdne koszy. Nie zamierzamy bowiem wykorzystywa tego miejsca w przyszoci. Tak wic bez wzgldu na to, ile czasu upynie, zanim wydostaniemy ci z jakiego kta - i tak zrujnujesz swoje zdrowie. Zrozumiae? Jazz skin gow. - Naprawd mylisz,

e mgbym prbowa ucieczki? Dokd, na mio bosk!? - Ju wczeniej ci powiedziaem przypomnia Khuw, podczas gdy Wiotski rozpltywa liczne wzy w kaftanie agenta - e nie obchodzi nas, czy bdziesz chcia std uciec, ale chcielibymy zaoszczdzi sobie szkd, jakie mgby przy tej okazji wyrzdzi. Mgby to by nawet sabota na du skal. A to pocignoby za sob zbyt niebezpieczne konsekwencje. Nie tylko dla nas, ale i dla caego wiata! Po raz pierwszy Jazz zmieni si na twarzy. Jego usta skrzywiy si w ironicznym umiechu. - Jestemy troch melodramatyczni, co,

towarzyszu? Myl, e ogldae zbyt wiele odcinkw Jamesa Bonda! - Tak mylisz? - powiedzia Khuw. Jego lekko skone oczy byy teraz zwone i jeszcze bardziej byszczce. - Naprawd tak mylisz? Wyj z kieszeni klucz i odwrci si w stron metalowych drzwi. Blokowao je urzdzenie spotykane w sejfach bankowych, z cikim stalowym koem do rcznego odsunicia zasuwy. W chwili, kiedy Khuw zamierza wanie umieci w zamku swj klucz, koo poruszyo si o wier obrotu i drzwi zaczy si odsuwa. Khuw cofn si. Kto zamierza przej z przeciwnej strony. Drzwi wreszcie otworzyy si cakowicie. Pokazaa si w nich grupa

technikw i dwch mczyzn w eleganckich, cywilnych garniturach. Jeden z nich, rozemiany, jowialny grubas z plakietk na klapie marynarki: Bardzo Wana Osoba. Drugi, z ponur twarz, niski i szczupy. Na policzku mia okropn blizn, gow za wygolon do poowy. Jazz ju go kiedy spotka. Wiedzia, e jest to Wiktor uchow, dyrektor Projektu Perchorsk. Poza niewielkimi obraeniami gowy wyszed cao z obu "incydentw perchorskich". Khuw wymieni z obydwoma mczyznami zdawkowe pozdrowienia i poczeka, a minie go reszta grupy. Nastpnie Jazz wraz ze swoj eskort

przeszed przez drzwi, a major zamkn je za sob na klucz. Uszkodzenia korytarza okazay si bardzo powierzchowne. Jazz patrzy i prbowa znale jak regu w panujcym tu chaosie. Wszdzie mona byo zauway lady po straszliwym ogniu. Stalowe podpory sczerniay i miejscami stopiy si. Metalowerpodsta-wy pod nimi zastpiono drewnianymi podkadkami. Powierzchnia zewntrznej kamiennej ciany - praktycznie lita skaa - bya czarna, ponura i szorstka. Wygldaa jak lawa, ktra spywajc, zastyga w drodze. Metalowe krzeso, a moe by to stolik, ar poskrca w dziwaczn figur. Kompozycja ta wystawaa z

duego bbla, na cianie czerni si otwr. By to wylot wbitej w ni wielkiej rury, a waciwie cylindra. Mia okoo dwaunastu stp rednicy i bieg do wntrza skay pod ktem czterdziestu piciu stopni. Z cylindra wycieka potny sopel lawy. Jazz zajrza w ciemn gardziel. Chcia zrozumie, w jaki sposb cylinder zosta wbity, czy te wwiercony w twardy kamie. Wycign rk i dotkn krawdzi otworu wok wylotu rury. Skala bya w tym miejscu gadka jak szko - nie taka, jak wylewajca si niej ziarnista lawa. Czu, e Khuw go obserwuje, wic spojrza na niego pytajco.

- Syszaem, e kiedy miao to kwadratowy przekrj o boku mniejszym ni dwa metry - powiedzia Khuw. - A take, e byo wyoone od wewntrz idealnie czystymi lustrami ze szka o bardzo wysokiej gstoci na podkadzie nieprzepuszczalnej ceramiki. Daway one prawie stuprocentowe odbicie. Tyle zostao z tego, co okrelie jako "incydent perchorski". Mona powiedzie - oto, czym koczy si prba przepchnicia kuli przez zbyt may otwr w ksztacie kwadratu, nieprawda? Oczywicie, nie byo mnie tutaj, kiedy to si stao. Widzisz Michael - wybacz poufao - mj zawd zwizany jest z t dziedzin wywiadu, w

ktr ty absolutnie nie wierzysz. Mam na myli Wydzia E; wspomniaem o nim niedawno. Jazz milcza. Rozglda si, prbujc zakodowa w pamici wszystko, co tu widzia i sysza. Nie wiedzia jeszcze, na co mogoby mu si to przyda, ale przynajmniej wiczy umys. - Tak Michael, Wydzia E - podj Khuw. - Wy te macie podobny i dlatego tak bardzo nas interesowao, czy jeste czonkiem tej organizacji. Gdyby by wzruszy ramionami - musielibymy pozby si ciebie. Jazz unis swym zwyczajem brwi. - No tak - cign Khuw od niechcenia. Nie moglimy przecie pozwoli tobie na telepatyczne przesanie informacji o

tym miejscu. Byoby bardzo niebezpieczne, gdyby wiat si o nim dowiedzia. Mogoby to doprowadzi nawet do trzeciej wojny wiatowej! - Bardzo melodramatyczne wymamrota Jazz. Khuw spojrza na niego. - W kocu zrozumiesz- powiedzia. Ale najpierw usid gdzie wygodnie, a ja opowiem ci wszystko, czego miae si tu dowiedzie. Widzisz, prawd mwic, chc, eby dokadnie zrozumia to, co usyszysz. Pniej dowiesz si, dlaczego. Khuw opar si o skaln cian, a Jazz przysiad na wystajcym z lawy fragmencie stalowego biurka. Wiotski

nadal sta, uwanie ich obserwujc. Sycha byo tylko gos Khuwa i agodny szum instalacji klimatyzacyjnej. Poza tym panowaa tam cisza. - Za to, co tu widzisz, naleaoby wini przede wszystkim amerykaski scenariusz "gwiezdnych wojen" - zacz. - Oczywicie, termin ten nie istnieje tak dugo, jak idea, z ktrej wyrasta. Wiedzielimy o niej od pocztku z tradycyjnych rde wywiadowczych. Jeli chodzi o Projekt Perchorsk, by on tylko czyst teori, zanim Stany zaczy wprowadza w ycie swj plan obrony kosmicznej. A dalej, historia stara jak wiat: nasz system obrony musia by jeszcze lepszy. Jeli "gwiezdne wojny" oznaczayby zniszczenie w

dziewidziesiciu piciu procentach naszego potencjau nuklearnego, musielimy skutecznie zabezpieczy si przed uderzeniem z Zachodu. Perchorsk mia by na tym polu pierwszym krokiem, przygotowaniem gruntu. Gdyby Projekt si powid, podobne instalacje miay zosta rozlokowane na obszarze caej Rosji. Przygraniczne republiki mogyby, co prawda, ulec zagadzie, ale serce kraju pozostaoby nienaruszone! Wszystko jasne do tej pory? Jazz przechyli gow na bok. - Chcesz mi powiedzie, e to -powid wok siebie oczami - nie miao by nowym rodzajem broni? - Dokadnie- przytakn Khuw. - Miao

to by przeciwiestwem broni: tarcz. Przeciwatomowym parasolem nad centraln czci Zwizku Radzieckiego. Och! Widz, e to ci zainteresowao. Nareszcie si oywie! Mam mwi dalej? - No jasne! - odrzek Jazz krtko. - Nie pytaj mnie o szczegy techniczne Khuw powrci do swej opowieci. Jestem, no c, policjantem, a nie fizykiem! Mzgiem by Franz Ajwaz, prowadzcy prace poza Perchorskiem i jego asystent Wiktor uchow. Ajwaz, jak moe ju wiesz, mia swj udzia w badaniach nad strumieniem czstek elementarnych. Prowadzi pionierskie prace na polu techniki laserowej. Jego autorytet by niepodwaalny, a jego

teoria - przynajmniej na papierze speniaa wszystkie warunki skutecznej obrony w wojnie atomowej. Pozwalaa cakowicie zneutralizowa adunek nuklearny kadego zdalnie sterowanego pocisku. Oto dlaczego narodzi si Projekt Perchorsk. Niestety, dwa lata temu zdarzya si tragedia. Ajwaz zgin wraz ze swoj ide. uchow pozosta, zbierajc informacje i skadajc wszystko, co mona byo odratowa. A oto, co si wydarzyo. Przypuszczano, e proces nuklearny bdzie wyglda nastpujco: na dole, na niszych poziomach, miao by wytwarzane promieniowanie. Tam te znajdowao si najwicej sprztu i

przyrzdw. Wizka energii przypieszona do granic moliwoci, pobudzona uderzeniami atomowymi, miaa by wypuszczona przez ten cylinder i emitowana w wwz jak gigantyczny laser. Kiedy cylinder wynurzyby si na dnie wwozu, lustra miay spowodowa rozbicie wizki na ksztat skrzyde wentylatora, ktry wirujc, wzbiby si w niebo a w przestrze kosmiczn. Tak mia wyglda test. Nic wicej. Niestety nastpia awaria silnikw kierujcych ruchem luster. Zablokoway si w najgorszej z moliwych pozycji i w najmniej sprzyjajcym momencie. Inna sprawa, e naukowcy znajdowali si tutaj pod ogromn presj. Pracowali

popiesznie i w nie najlepszych warunkach. Nie zamontowano jeszcze wielu urzdze zabezpieczajcych. Wiesz, co si dzieje, kiedy zatkasz luf pistoletu i naciniesz spust? Ale nie musz tego chyba tumaczy takiemu specowi od strzelania! W kadym razie, zdarzyo si tu wanie co takiego. Energia, wystarczajca do pokonania w kosmosie drogi od Afganistanu do Ziemi Franciszka Jzefa, zostaa uwiziona, zablokowana wewntrz cylindra i skierowana z powrotem do wasnego rda. Nastpio zderzenie niesamowitych si niemal ju materialne promieniowanie w zetkniciu z niewiarygodnie wysok

temperatur wywoao byskawiczn reakcj. To jest, oczywicie, moje amatorskie wytumaczenie trudnych kwestii technicznych. Musiaby porozmawia z uchowem, jeli chcesz pozna szczegy, ale mog ci zapewni, e nie bdziesz w stanie go zrozumie. Tak wic... to by "incydent perchorski" - "IP", jak go nazywacie na Zachodzie. Baagan, jaki tutaj widzisz, jest niczym w porwnaniu ze skal dewastacji niszych poziomw. Pjdziemy tam za chwil. Jeli chodzi o ludzi... Popiech kosztowa nas bardzo duo, Michael, piekielnie duo. A jednak nie tak wiele w porwnaniu z tym, ile by moe przyjdzie nam jeszcze zapaci...

Echo tych zagadkowych sw nie przebrzmiao, kiedy Khuw energicznie wyprostowa si. - Zejdmy gbiej - powiedzia szybko od razu! Dwa poziomy niej, by moe, odczujesz ogrom katastrofy! Znw utworzyli zamykany przez Wiotskiego pochd. Zeszli po szerokich schodach, uoonych z drewnianych bali, do wiata czystej fantazji. Jazz jedn rk lekko trzyma si porczy i spoglda na rysujcy si przed nim obraz. Owietlenie ledwo rozpraszao mrok, ale to, co ujrza, sprawiao nieprzyjemne, wrcz przeraajce wraenie. Minli pltanin kawakw stopionego

plastyku, nadpalonych kamieni i byszczcego metalu. Po obu stronach korytarza, Jazz zauway zadziwiajco regularne tuneliki o rednicy okoo dwch, trzech stp. Wygldao to jak podziurawione przez robaki drewno, z t rnic, e tuneliki zostay wydrone w twardej, litej skale. Agentowi przyszo do gowy, e jaka nadludzka sia prbowaa zrobi tu ze wszystkiego jednolit mas. Albo przynajmniej przeksztaci wszystko w inny rodzaj materii. Zupenie tak, jak gdyby wrzucono rne rzeczy do jednego kota, a potem zamieszano powsta mikstur. Wygldao to jak rnobarwna plastelina, uksztatowana w rkach dziecka.

- Bdzie jeszcze gorzej - powiedzia cicho Khuw, prowadzc cigle w d. Te dziwne tunele nie zostay wycite w skale. One zostay wyarte przez energi tryskajc na boki w czasie tej fatalnej "nawrotki". Dotarli do gadkiej, pionowej ciany. Wygldaa jak wieo powstae urwisko. Skrcili w prawo pod ktem prostym i dalej szli w d. Zamiast drewnianych schodw mieli teraz pod stopami agodne pochylon drewnian ramp. Pod belkami wida byo chaotyczne, nieregularne wybrzuszenia i mieszanin najprzerniejszych przedmiotw. Przez t dziwn materi biegy takie same, wywiercone przez

energi tunele. - Wyarte? - Jazz powrci do usyszanego wczeniej sowa. Powiedziae, e te otwory zostay wyarte - ale w jaki sposb? - Moe lepiej byoby powiedzie "przeksztacone"? - Khuw spojrza na niego. - By moe, to sowo wyranie obrazuje problem. Skaa rzeczywicie zostaa tu zamieniona w energi. Jeli jednak bdziesz bardziej cierpliwy, zobaczysz doskonalszy przykad. Dochodzimy do miejsca, gdzie trzymalimy nasz piguk. Ona take zostaa przeksztacona. - Piguk? - Umys Jazza nie mg przez chwil nady za sowami Khuwa. - Piguk atomow, rzecz jasna, ktra

bya gwnym rdem mocy Projektuwyjani Rosjanin. - Powracajcy strumie "pokn" j, a potem - jak si wydaje - "pokn" sam siebie! Jazz miaby o co pyta dalej po takim stwierdzeniu, ale tymczasem na skalnej cianie odsoni si wielki otwr. Nikt nie musia , mwi agentowi, e ten stromo opadajcy na lewo tunel stanowi dalsz cz cylindra, ktrego wylot oglda na wyszym poziomie. Wewntrz cylindra poprowadzono znw schody. Przed sob w dole dostrzeg biay dysk jasnego wiata. Byo ono olepiajce - nawet tak oddalone - w zderzeniu z mrokiem wiodcego tutaj korytarza. Jazz musia osoni oczy.

Zobaczy modego radzieckiego onierza opartego o pochy cian. Ten, gdy tylko ich zauway, stan na baczno i zasalutowa. - Spocznij - powiedzia Khuw. Potrzebujemy okularw. onierz opar karabin o cian i sign do torby, ktr mia przewieszon przez rami. Wycign stamtd trzy pary okularw z ciemnego celofanu w tekturowych ramkach. W takich samych Jazz oglda kiedy film trjwymiarowy. - Do osony przed wiatem niepotrzebnie wyjani Khuw. -Moe olepi ciebie, zanim zdysz do niego przywykn. Pierwszy woy okulary. Jazz zrobi to samo i pody za nim po stromych

schodach. Z tyu roleg si stukot karabinu, potrconego widocznie przez onierza. - Idiota! Oferma! Chcesz eby ci spotkao co zego? - rozleg si opryskliwy, grony gos Wiotskiego. - Nie, towarzyszu oficerze!- wyjka onierz. - Przepraszam, towarzyszu oficerze. Zelizgn si. - Do cholery, i masz za co przeprasza! cign belitonie Karl. -I nie tylko za karabin. Po co ty tu waciwie, u diaba, stoisz? Jeste wartownikiem i masz za zadanie pilnowa wstpu do tego miejsca! Znasz nas? Wiesz kim jestemy? - Och, tak, towarzyszu oficerze! - zacz

mwi onierz drcym gosem. Mczyzna na czele, to towarzysz major Khuw, wy rwnie jestecie oficerem KGB. A trzeci mczyzna jest., jest... waszym przyjacielem, towarzyszu oficerze! - Bazen! - sykn Wiotski. - On nie jest adnym moim przyjacielem. Ani twoim. Ani niczyim w caym tym cholernym miejscu! - Towarzyszu oficerze, ja... - Trzymaj karabin przed sob - warkn Wiotski. - Wyprostuj ramiona, palec na spust Co ty, u diaba...? Ramiona wyprostowane, powiedziaem! Tak trzymaj i licz do dwustu, powoli! Potem wr do pozycji baczno! I jeli jeszcze raz zobacz, e leniuchujesz,

rzuc ci na poarcie temu biaemu pieku tam na dole. Zrozumiano! - Tak jest, towarzyszu oficerze! - Subista z tego naszego Karla mrukn Jazz. Khuw obejrza si i potrzsn gow. - Niezupenie. Dyscyplina nie jest jego mocn stron. Ale sadyzm - tak. Nie znosz tego, ale ma to swoje zalety... Na kocu cylindra znajdowaa si otoczona porczami platforma. Stanowia punkt, od ktrego schody biegy dalej w lewo. Zatrzymali si. Czekajc na Wiotskiego, przygldali si fantastycznemu widokowi. Byli w ogromnej grocie, ktra w aden sposb nie przypominaa naturalnej jaskini. Jazz

spostrzeg od razu, e w skale wydrony zosta ksztat idealnie kulisty. Gigantyczny bbel pod podstaw gry. Baka o rednicy co najmniej dwustu stp. Czarna, wygita w uk skaa bya idealnie gadka, z wyjtkiem gincych w cianach tunelikw wyobionych nawet w kopulastym sklepieniu. Platform zamontowano dokadnie ponad rodkiem kuli. W samym centrum groty znajdowao si rdo panujcego tu blasku i ono wanie sprawiao najbardziej niesamowite wraenie... Bya to wietlista kula o rednicy okoo trzydziestu stp "zawieszona" w poowie odlegoci midzy skrajnymi punktami sferycznego wntrza. Lnice zjawisko uniesione w bezruchu w

pcherzu otaczajcego go ze wszystkich stron powietrza. Blask tak bardzo olepia, e pomimo okularw Jazz musia zmruy oczy. Dopiero wtedy zobaczy, co jeszcze znajduje si w kamiennej jaskini. W poowie wysokoci wok pomienia biega wzdu cian pajcza sie stalowego rusztowania. Wspierao ono drewniany pomost obiegajcy byszczc kul. Ten widok skojarzy si Jazzowi z piercieniami wok Saturna. W pewnym miejscu wska cieka wioda promienicie do wntrza groty a do samego rda wiata. Na zewntrz za, przyparte do zakrzywionych cian, znajdoway si

trzy stanowiska dzia Katuszewa. Podstawy pod nimi umocniono dodatkowymi podporami. Wycelowane prosto w wietliste centrum, posiaday pen obsug w stanie gotowoci bojowej. Twarze onierzy byy biae jakby nie z tego wiata, przysonite do poowy goglami. Z hemw sterczay anteny. Pomidzy dziaami a kul wznosio si wysokie na dziesi stp, zelektryfikowane ogrodzenie. Ruch wrd onierzy by minimalny, a w powietrzu unosia si gsta atmosfera strachu i przeraenia. Jazz chwyci si drewnianej porczy i zarejestrowa ten obraz gboko w pamici. - Co to takiego, na Boga? - zawoa.

Odwrci si i spojrza na Khuwa. Widziaem transport z t broni tej nocy, kiedy mnie zapalicie. To ogrodzenie take. Mylaem, e to wszystko ma posuy do obrony Projektu przed atakiem z zewntrz. Ale od wewntrz? Chryste, to nie ma adnego sensu! Co to jest? I dlaczego ci wszyscy ludzie tak panicznie si tego boj? Nagle bez adnych wskazwek, odpowied sama przysza mu do gowy. Na pewno niepena, ale wystarczajco dokadna. W jednej chwili wszystko stao si oczywiste. W szczeglnoci powietrzne monstrum, z ktrym amerykaskie myliwce stoczyy bitw i ktre - pokonane - zapado si pod

ziemi w postaci pomiennej kuli na zachodnim wybrzeu Zatoki Hudsona. Wiotski cicho stan za plecami Jazza i Khuwa. Sw cik rk pooy na ramieniu agenta. - Pytasz, co to takiego, Angliku? To rodzaj bramy. I wcale nie boimy si tego a tak bardzo. Jazz zauway jednak, e Wiotski mwi zmienionym, przejtym trwog gosem. - Karl ma racje - doda Khuw. - Nie, nie boimy si tej Bramy jako takiej, ale kady przy zdrowych zmysach obawiaby si czego, co od czasu do czasu przez ni przechodzi! ROZDZIA CZWARTY BRAMA DO...

Zaczli schodzi po drewnianych stopniach. Zatrzymali si w odlegoci dziesiciu stp od przejcia, na ciece prowadzcej do wieccego zimnym blaskiem serca. - Co o tym sdzisz? - Khuw spyta Jazza. - Mg mie na myli wycznie to nieruchome, nie wydajce adnego dwiku, a jednak grone zjawisko. Znajdowali si najwyej siedem krokw od niego. - Powiedziae, e tu wanie trzymalicie swoj atomow piguk odpar Simmons. - Gdzie, w powietrzu? No dobra, artuj, rzecz jasna. Czy to znaczy, e po "nawrotce" wszystko w

promieniu szedziesiciu stp od centrum tego..., wyparowao albo zdematerializowao si? - Takie byoby i moje niefachowe wyjanienie tej zagadki - powiedzia Khuw - ale niezbyt trafne. Jak ju podkrelaem, przeksztacenie jest sowem najbliszym prawdy. Wedug Wiktora u-chowa energia uwizionego strumienia dostaa si w pole oddziaywania energii ukrytej w piguce. Moesz to przyrwna do przycigania gwodzia przez magnes. W ostatecznej fuzji nie byo adnego wybuchu. Prawdopodobnie bya to implozja, a nie eksplozja. W efekcie, caa materia wypeniajca to wntrze, urzdzenia, sprzty i sama piguka wraz ze swoj

zawartoci - wszystko we wntrzu tej kuli - ulegy przemianie. Rwnie ludzie. Siedemnastu fizykw nukrealrnych i technikw zgino na miejscu, nie pozostawiajc po sobie adnego ladu. Jazz by pod wraeniem tej historii. - A promieniowanie? Musiao nastpi wyzwolenie potnej... - W porwnaniu z tym, co mogo si wydarzy, ucieczka promieni radioaktywnych bya naprawd niewielka. Niektre z tych kanalikw wykazyway pewn aktywno. Jedyne, co moglimy zrobi, to zaczopowa je. Niektre z pomieszcze na wyszych poziomach te byy niebezpieczne, wic

zostay zapiecztowane. Nie zamierzamy zreszt nigdy ich wykorzystywa. Problem stanowia za to masa zalegajca w korytarzu. Plastyk, metal i kamienie, stopione w nierozerwaln cao, nie byy jedynymi skadnikami tej melasy. Domylasz si, co mam na myli... - W jaki sposb uprztnlicie te... resztki? To musia by koszmarny widok. - Jazz skrzywi si. -I cay czas jest - powiedzia Khuw. Dlatego wiato jest tam przytumione. Uylimy kwasu. To byo jedyne wyjcie. Pozostay po nich tylko muldy. Pompeje musz wyglda podobnie, tylko e tam ksztaty ludzkie s rozpoznawalne, nie za wyduone,

skrcone albo... wywrcone od rodka. Jazz zamyli si i zrezygnowa z wypytywania o szczegy. - Musimy tak tu stercze? - powiedzia w kocu zniecierpliwiony Wiotski. Niepotrzebnie wystawiamy si tu na cel. Jazz czu gbok niech do tego mczyzny. Graniczya ona wrcz z nienawici. Nienawidzi go od chwili, kiedy go pozna, dokucza mu przy kadej okazji. Teraz te umiechn si szyderczo. - Mylisz, e ich palce mog si niechccy zelizgn? - Wskaza gow na najblisze stanowisko ogniowe. - A moe oni te czuj do ciebie jak uraz, co?

- Brytyjczyku - sykn Wiotski, robic krok w jego stron. -Najchtniej przerzucibym ci przez ten potek i patrzy, jak giniesz, podobny do my w pomieniu wiecy. Uwaaj, eby kiedy nie znalaz si zbyt blisko ognia! - Uspokj si, Karl! - odezwa si Khuw. - On po prostu chce ci jako dorwna, to wszystko. - Potem zwrci si do Jazza. - Karl wiedzia, co mwi. Kiedy co dziwnego zaczyna dzia si z kul, onierze maj bezwzgldny obowizek natychmiast zniszczy, albo raczej prbowa zniszczy wszystko, co si z niej wynurzy. Gdyby teraz wydarzyo si co takiego, otworzyliby ogie, pomimo tego, e znajdujemy si

w polu ostrzau. - Khuw lekko zadra. Chodmy std. To gupota kusi w ten sposb los. Co takiego zdarzyo si ju do tej pory pi razy i nie ma adnej gwarancji, e ju si to nigdy nie powtrzy. - Macie to nagrane na filmie? Jeli regularnie... - Jazz zapyta, kiedy podeszli do schodw. - Nieregularnie - poprawi go Khuw. Nie mona powiedzie, e pi razy w cigu dwch lat to duo, ale wiem, o co ci chodzi. Och, tak, Michael. Szybko si czego nauczylimy. Po pierwszych dwch przypadkach zamontowalimy tu kamery. Teraz te s przymocowane do dzia. Wczaj si automatycznie za kadym naciniciem spustu broni.

Zarejestruj wszystko, co zobacz ludzie. Jeli chodzi o zdarzenie, ktre wasza strona nazwaa "komet" - nikt nie by wtedy przygotowany na co takiego. Za drugim razem, to co wyszo, okazao si mniejsze, ale wci nie bylimy gotowi na jego przyjcie. Dopiero potem umiecilimy tu na stae kamery. - Mam jakkolwiek szans zobaczy to, o czym mwimy? - Jazz mia bardzo ma nadzieje, e kiedy si std wydostanie. Ale przynajmniej prbowa maksymalnie wykorzysta swj pobyt w tym miejscu. - Oczywicie - powiedzia Khuw bez wahania. - Ale moe wolisz zobaczy

co o wiele bardziej interesujcego od zwyczajnego filmu? - W jego gosie Simmons wyczu ton, ktry nakazywa ostrono. Niemniej postanowi zaryzykowa. - No c, nie musisz mnie zachca odpar. Za plecami usysza ponury, sardoniczny chichot Wiotskiego. Zaczaj si zastanawia, czyjego decyzja nie bya zbyt pochopna... Wrcili tymi samymi mrocznymi korytarzami do obwodnicy. Potem poszli do cile strzeonej czci Projektu, w ktrej znajdoway si najwaniejsze laboratoria. Minli luz bezpieczestwa i stanli w kocu przed stalowymi drzwiami opatrzonymi

wyranym napisem: UWAGA! WSTP DLA OPIEKUNA I OSB UPOWANIONYCH WYCZNIE "I znw ten melodramat?" - pomyla Jazz. Khuw i Wiotski zachowywali jednak milczenie, wic stwierdzi, e lepiej si do tego dostosowa. Zastanawia si jednoczenie, czym opiekuje si osoba wymieniona w ostrzeeniu. Khuw wyj plastykow kart identyfikacyjn i wsun j w szpar widoczn w drzwiach. Karta zostaa

przyjta, sprawdzona i odesana z powrotem. Samoczynnie otwierane drzwi rozsuny si z cichym szumem. Zanim otworzy ty si do koca, Khuw da znak Wiotskiemu i ten przygali w przedsionku wiato. Jazz zwrci uwag na twarz Karla - blad, cignit i pokryt kroplami potu. Nie budzio wtpliwoci, ze ten wielki Rosjanin jest twardy i okrutny, a jednak byo co, przed czym i on czu respekt. Jazz mia za chwil przekona si, co to takiego. Khuw wydawa si opanowany jak zwykle. Pozwoli Jazzowi jako pierwszemu przej przez drzwi. Agent wchodzi do rodka z mieszanymi uczuciami. Wiotski szed tu za jego plecami. Na kocu wszed Khuw i

zamkn drzwi. W pomieszczeniu panowaa prawie cakowita ciemno. Rozpraszao j tylko czerwone wiato kilku arwek pod sufitem. Dziki niemu mona byo zobaczy ustawiony przy cianie prostopadocienny szklany zbiornik -wielkie akwarium. - Jeste gotw, Michael? - W ciemnoci rozleg si cichy gos Khuwa. - Jak najbardziej - odpar Jazz. Wiedzia doskonale, e nie przyszli tu oglda zotych rybek. Usysza ostry trzask i rozbyso wiato. Co poruszao si w akwarium. Wiotski wyda dwik, jak gdyby zachysn si powietrzem. Widzia to ju przedtem, wiedzia, co to takiego, a

jednak tamto dowiadczenie nie powstrzymao instynktownej reakcji. Jazz doskonale go tym razem rozumia. w stwr skrca si i przelewa; patrzy przez grube szko oczami, ktre mogy by oczami diaba. Mia wielko duego psa, ale nie by niczym konkretnym. Jakby przybysz z najbardziej koszmarnych snw. Nieustannie rusza si, co uniemoliwiao dokadniejsz obserwacj. Najgorsze za byo to, e on sam nie zdawa sobie chyba sprawy z tego, czym jest. Stwr na chwil przywar do szyby zbiornika i wtedy mg uchodzi za olbrzymi pijawk. Jego spd by pofadowany i wyglda jak wielka,

wyduona przyssawka. Jego ramiona, ogon i gowa mogyby nalee do gigantycznego szczura. Tak wyglda przez kilka sekund. Potem za - gowa i ramiona zaczy si przeksztaca i po byskawicznej metamorfozie stay si niemal ludzkie. Potworne oblicze przycisno si teraz do szyby i beznamitnie, ale jako aonie patrzyo na pokj. Nagle skrzywio si - pojawi si na nim odpychajcy wyraz niby umiechu, niby pogardy i jego ludzkie szczki rozwary si... nieludzko szeroko. W tej paszczy ukazay si dwa rzdy zbw, jakich nie powstydziaby si pirania. Jazz gwatownie cofn si i potrci

Wiotskiego. Rosjanin wycign ramiona i przytrzyma agenta. Tymczasem z koczyn hybrydy wysuny si ostre pazury, ktrymi zacza skroba szyb. Oblicze przeksztacio si ponownie, tym razem w czarn, skrzan mask z zadartym ryjem i wielkimi, owosionymi uszami jak u nietoperza. Pomidzy koczynami pojawia si bona i utworzya skrzyda. Stwr odbi si od dna i podskoczy, uderzajc w szklane przykrycie naczynia. agodnie opad na piaszczyste dno. Po chwili rzecz wyduya si, uformowaa w szpadel i zakopaa w piachu. - Boe wszechomogcy! - powiedzia

sabym gosem Jazz. Zamkn usta i popatrzy na obu Rosjan. - Chcecie mi powiedzie, e ta potworno wydostaa si z kuli wiata, tak? Khuw, ktrego twarz w ostrym wietle wydawaa si teraz bledsza ni zwykle, przytakn. - Tak, przez Bram - doda. - Ale jak, u licha, udao si wam to zapa? - powiedzia oszoomiony Jazz. - Jak pewnie zdye zauway odpowiedzia major - to nie lubi jasnego owietlenia. Moe dowolnie zmienia swj ksztat, ale wydaje si, e jego procesy umysowe stoj na bardzo niskim poziomie. Jeli on w ogle myli. Bardzo moliwe, e posiada tylko

prymitywny zwierzcy instynkt. Podejrzewamy, e potwr po prostu zaatakowa Bram od wewntrz. Tam, w rodku, musiaa by wtedy noc, wic wzi zewntrzne wiato za swojego przeciwnika- a moe - atw zdobycz. A kiedy wypad na nasz stron, zosta poraony jasnoci. Na szczcie dla znajdujcych si tam ludzi, potwr wlizgn si w ucieczce przed wiatem do jednego z kanalikw. Kto by na tyle przytomny, e przesoni wylot kanalika metalowym taboretem. Kiedy stwr prbowa wydosta si na i zewntrz, wpad w puapk. - Od jak dawna... - Jazz mia ogromne kopoty ze skoncentrowaniem si na tym, co chce powiedzie. Nie mg oderwa

oczu od naczynia. - Od jak dawn to macie? - Od osiemnastu miesicy - odpar Khuw. - To by trzeci tego rodzaju wypadek. - Ale powiedz mi, czym to si ywi? Simmons sam nie wiedzia, dlaczego o to pyta. By moe na wspomienie przeraajcych zbw i tego, co Khuw mwi o zdobyczy. Oczy majora zwziy si. Otworzy drzwi i pokaza, eby Jazz i Wiotski wyszli. Wrcili na obwodnic i szli w milczeniu w kierunku kwatery Khuwa. - Moe to nie potrzebuje adnego poywienia? - odezwa si agent po chwili. Khuw nadal milcza, ale Wiotski

wyrczy go w odpowiedzi. - O tak, potrzebuje! Poera ludzi i wszystko, co ma czerwone, soczyste wntrznoci! Opiekun karmi go krwi i ochapami, ktre dostarcza mu przez tub prowadzc do akwarium. Wie dokadnie, ile poywienia powinien mu podawa. Okazao si, e im wicej potwr jad, tym stawa si wikszy i silniejszy. Jeli by za niedoywiony, kurczy si i sab. Kiedy ju bdzie wiadomo, jak mona bezpiecznie si z tym obchodzi, bd prbowali odkry, co pozwala temu zachowywa si w tak niesamowity sposb. - Bd prbowali, kto? - Specjalici z Moskwy - powiedzia Wiotski, wzruszajc ramionami. -

Ludzie z... - Karl! - Khuw przerwa mu w poowie sowa. - Po prostu specjalici powiedzia. - Moe dziki temu odkryj te co na temat wiata, z ktrego stwr pochodzi. - A co z tymi miotaczami ognia, tam na dole? - Jazz przypomnia sobie, co go jeszcze zainteresowao w czasie ich wycieczki. Nie wiesz? - parskn Wiotski. Czyby by a tak gupi, Brytyjczyku? - Gsty ogie je zabija - powiedzia Khuw. - Jak do tej pory to jedyna skuteczna bro w walce z nimi. - Zaczynam rozumie ich potencja powiedzia Simmons sucho. - Nie

musisz mi mwi, e ci specjalici pochodz z Instytutu Bada nad Broni Chemiczn i Biologiczn, mam racj? Fragmenty informacji zaczy ukada si w jego gowie w skomplikowan cao. Khuw nie odpowiedzia. Na jego ustach bka si dziwny umiech. Simmons przytakn sam sobie. Wyraz jego twarzy by mieszanin sarkazmu i wzburzenia. - A jak to si ma do broni biologicznej, co? - zapyta, ale nie otrzyma odpowiedzi. Jazz orientowa si doskonale, e stpa po kruchym lodzie. Chcia zbyt szybko zostawi za sob drzwi, ktrych Khuw jeszcze przed nim nie otworzy. - Pamitaj, e nie jeste tu w roli

krytyka. Jeste szpiegiem, morderc i potencjalnym sabotayst. I zapamitaj sobie, e nie wiesz jeszcze wszystkiego. My sami nie wiemy wszystkiego! Bro? W jaki sposb? Gdybym ja mia zadecydowa - poleciabym zamkn to miejsce na cztery spusty i pozostawi Bram w spokoju. Jeli to w ogle jest wykonalne. Tego samego pragnie Wiktor uchow. Ale Projekt powsta ze rodkw i na polecenie Departamentu Obrony. Nie tylko nie kontrolujemy tej sytuacji, ale sami jestemy kontrolowani - mwi major. - Musisz si teraz zdecydowa: moemy zosta przyjacimi albo zakoczy twoje przesuchanie o wiele mniej

sympatycznie. Wybr naley do ciebie. Z jakiego powodu Jazzowi nie spodoba si sposb, w jaki Khuw wypowiedzia to zdanie. Nie bardzo odpowiadao ono atmosferze ostatnich dni. Zastanawia si, dlaczego s dla niego tacy uprzejmi i jak korzy wycign z tego dla siebie. Nie znalaz odpowiedzi na te wtpliwoci, wic postanowi odoy to na pniej. - W porzdku, zgadzam si. Obaj robimy to, co musimy. Powiedz mi tylko jeszcze jedn rzecz i nie bd ci wicej przerywa. Khuw wprowadzi Jazza i Wiotskiego do bawialni. - Dobrze. Co to takiego? - Chodzi o tego intruza z innego wiata. Jazz lekko pociera nos. - Powiedziae,

e ma opiekuna. Kogo, kto si tym zajmuje, kto go karmi i obserwuje. Trudno wyobrazi sobie takiego czowieka. Musi mie nerwy ze stali! - Co? - Wiotski gono parskn miechem. - Mylisz, e to ochotnik? To naukowiec, may czowieczek w grubych okularach. Cakowicie powici si nauce, a take butelce... - Alkoholik? - Jazz unis brwi. - Obawiam si - powiedzia po pewnym wahaniu Khuw - e nim zostanie... Trzy godziny pniej Jazz lea w swoim pokoju na metalowym wojskowym ku. Przed chwil zjad wieczorny posiek - kanapki z wdlin i ciepa kawa byy codziennie dostarczane

do jego pokoju o tej porze. Mina dziewitnasta trzydzieci. Odpoczywa teraz i odtwarza w pamici fakty przekazane mu przez Khuwa. Rosjanin mwi przez ptorej godziny, prawie non stop. Simmons ani razu mu nie przerwa. Zreszt nie musia, gdy to co mwi major, byo logiczne, przejrzyste i nie wymagao dodatkowych wyjanie. Poza tym opowie okazaa si tak fascynujca, e pochona go bez reszty. Stwr, ktry wyszed ze wietlistej kuli by... tym, co sfilmoway kamery systemu AWACS i co zostao zestrzelone przez Amerykanw w potyczce nad Zatok Hudsona. Teraz ju wiadomo, e nie byo to nic innego, tylko pokrewna istota stwora w

szklanym akwarium. Ale kiedy nowych przybysz przecisn si wtedy przez Bram... - Widziae, Michael, na filmie, jak to wygldao w powietrzu. Ale to wydarzyo si ju po tych wszystkich spustoszeniach tutaj, w wwozie. Tu, na ziemi, byo o wiele, wiele groniej! S ludzie, ktrzy przeyli i ktrym mona wierzy. Najpierw jednak wyjani ci zasad dziaania Bramy. Powoka kuli jest zaprzeczeniem fizyki w naszym rozumieniu tej nauki. Wiktor uchow nazywa j "horyzontem wydarze". Przedmioty mog by na niej widoczne po tym, jak ju si pokazay oraz zanim znalazy si na zewntrz. Na kuli

widoczne byy najpierw jakby wyobraenia odbite od siatkwki oka. Potem urzeczywistniay si i przebijay na zewntrz. Za pierwszym razem wszyscy widzieli nadejcie rzeczy, ale nie wiedzieli, na co patrz! Ujrzeli stopniowe ciemnienie grnej czci sfery. Ciemna plama stawaa si ksztatem, a ksztat rodzajem zamglonego trjwymiarowego obrazu. Na koniec zjawisko przeksztacio si w upiorne straszydo. Miao gow nietoperza. Najpierw wygldao jak hologram, tyle tylko, e zaczo powoli, bardzo powoli si zmienia. Wszystko odbywao si jakby w zwolnionym tempie, fascynujc widzw. Teraz pomyli Mieli przecie bro. Tak

si zoyo, e bya tam grupa onierzy. Bez szczeglnej przyczyny. Ot, przypadek. Ale kto by strzela do czego takiego? Potem moe tak, ale w czasie, kiedy powstawao? Posuchaj - czy strzelaby w trjwymiarowy film na ekranie? A to byo wanie co takiego. Obserwowa to wszystko take Wiktor uchow. Mylisz, e pozwoliby strzela? W adnym razie! Sam nie zna jeszcze waciwoci sfery. A to mogo by jego... usprawiedliwienie! Nie zapomnij, e po odejciu Franza Aj waza on ponosi ca odpowiedzialno za "incydent per-chorski". A tu nagle, nie wiadomo skd - ten fenomen! W cigu godziny obraz stawa si coraz

wyraniejszy. Jego kontury wyostrzyy si do dokadnoci obrazu telewizyjnego. Ludzie pochwycili kamery i zaczli go filmowa. Zreszt, do koca nie wierzyli, e to wszystko dzieje si naprawd. Nagle - wydarzyo si to, co niemoliwe. Istota przesza przez powok kuli. Monstrum przestao by nierealnym zjawiskiem. Kilka razy wcigno powietrze, a w nastpnej minucie znalazo si ponad ludmi. Raz przekroczona Brama zostaa otwarta na dobre! Gigantyczny nietoperz zacz wszy i wyczu swoje ofiary! Wtedy zmieni si! Twarz i caa gowa, ktre zdyy wydosta si na zewntrz, naleay teraz do wielkiego wilka.

Widziae transformacj stwora w naczyniu? Wtedy byo tak samo. Za wilcz gow wysuny si ramiona, ktre - tak jak i reszta ciaa - znw przypominay nietoperza. Olbrzymie skrzyda rozwiny si i osigny rozpito przekraczajc rednic kuli. Panika? Zapanowa wprost nieopisany popoch. Co gorsza, monstrum nie wyszo ze wiata w ciszy, lecz z niesamowitym wrzaskiem. Jego gos rani uszy! Zaczo zabija, zanim jeszcze cakowicie wydostao si na zewntrz kuli. Cigle te zmieniao sw posta, byo ich co najmniej kilkanacie, a kada tak samo mordercza! Porwao kable. Ach, tak, byo prawie

lepe. I to okazao si dla nas zbawieniem, w przeciwnym razie szkody mogy by znacznie wiksze, cho trudno to sobie wyobrazi. Reagowao tylko na wiato i nie mogo go znie. Ale kiedy wikszo arwek pogasa, jego wzrok jakby si wyostrzy. Uspokoio si i z wikszym rozmysem wyszukiwao swoje ofiary. onierze o mocniejszych nerwach zaczli teraz strzela. Trudno powiedzie, czy ich kule raniy monstrum, ale na pewno zmasowany atak wystraszy je. Skierowao si w najciemniejsze miejsce - by nim, oczywicie, czarny wylot cylindra. Ju wtedy przybrao posta, jak ogldae na filmie. Przez cay czas wycieka z

niego jaki luz, paszcz, oczami i... wszystkimi wypustkami, jakie pojawiy si na jego obrzydliwym ciele. A niektre z jego nowych koczyn odczyy si i yy nadal, jak wielkie robaki. To wygldao odraajco. W kocu znalazo si w wwozie, a wewntrz gry pozostawio pobojowsko, jki rannych i konajcych. Projekt Perchorsk po raz drugi zmieni si w ruin. Wypuci te gdzie w wiat potwora, ktry tego dokona. Na domiar zego, nikt nie mia najmniejszego pojcia, jak go unieszkodliwi. My, Rosjanie, ponosimy pewn win: czsto nie potrafimy przewidywa i nie jestemy przyzwyczajeni do poraek.

Kiedy co si dzieje nie po naszej myli, stajemy si bezradni jak dzieci i z opuszczonymi rkami czekamy, a mama powie nam, co dalej robi. Take na szersz skal. Tak byo na przykad w tym gupim zdarzeniu z koreaskim samolotem. W kadym razie zaalarmowalimy wojsko, a oni z kolei poczyli si z Moskw. A wiesz, jak zareagowaa tamta strona? "Co takiego? Co wyleciao z Perchorska? Jakie co? O czym wy mwicie?" Ostatecznie wysali migi z Kirowska, a reszt ju znasz. Tak naprawd, znae t cz sprawy lepiej ni ja! Ale przynajmniej ju wiem, dlaczego myliwce radzieckie przegray, a amerykaskie wyszy z potyczki

zwycisko. Tu dochodzimy znowu do miotaczy ognia. Amerykaskie maszyny wyposaone byy w eksperymentalne "Ogniste Diaby" - zdalnie kierowane pociski typu powietrze-powietrze, ktre nie tylko rozrywaj si, ale rozsiewaj przy tym pomienie. S lejsze ni te z napalmem i o dziesi procent bardziej efektywne. To wanie ogie powstrzyma potwora nad Zatok Hudsona. Ogie - i soce! Zanim potwr natkn si na amerykaskie myliwce, lecia w gstej warstwie chmur, a wiato soneczne nie byo jeszcze zbyt intensywne. Ale kiedy soce wzeszo wysoko, monstrum,

chowajc si przed jego promieniami, zeszo niej w poszukiwaniu cienia i chodu. Tak, zdecydowanie warunki zewntrzne przyszy Amerykanom z pomoc. Bestia bya ju na wp wykoczona, a "Ogniste Diaby" dokoczyy dziea zniszczenia. Tak unicestwiono Przybysza Pierwszego. Teraz z innej beczki: Przybysz Drugi. Wyszed t sam drog, ale tym razem by tak may w porwnaniu z poprzednim monstrum, e przeszed prawie nie zauwaony. Na szczcie zobaczy go jeden z onierzy i natychmiast wystrzeli w jego kierunku. To go powstrzymao. Wydosta si jednak i zosta ostronie pochwycony. Okazao si, e to wilk. Stare,

niedone, prawie lepe zwierz. W dodatku pywe. Odratowano go, nakarmiono i otoczono opiek. Specjalici przebadali na wszelkie moliwe sposoby jego organizm. Nie wiedzieli, czy jest tym, na co wyglda. Ale to by wilk. W kadym calu brat stworze, na ktre wci poluje si w lasach wielu krajw. Zwierz dao si oswoi. Zdecho dziewi miesicy temu. Naukowcy pomyleli wwczas, e moe ten zamknity dla nas wiat nie rni si a tak bardzo od naszego. Albo, e Brama prowadzi do wielu wiatw. Wiktor uchow twierdzi, e ten fenomen fizyki ley gdzie pomidzy czarn a

bia dziur. Czarne dziury w gbi kosmosu produkuj nowe wiaty i nawet wiato nie potrafi wyzwoli si spod ich grawitacyjnego oddziaywania, podczas gdy biae dziury s punktami narodzin caych galaktyk. Wszystkie one s wrotami innego wymiaru czasu i przestrzeni, podobnie jak nasza wietlna kula. I dlatego Wiktor uchow nazywa j take "szar dziur", takimi wrotami w obie strony! W tym momencie Khuw unis rk w ostrzegawczym gecie. - Nie przerywaj mi teraz, Michael. Idzie nam cakiem dobrze. Pytania bdziesz mg zadawa pniej. - Kiedy ujrza, e Jazz si odpry, zaczaj mwi dalej: - Osobicie nie jestem zbyt

zainteresowany tymi "dziurawymi" teoriami. Na wasny uytek nazywani je "monstrualnym zagroeniem". Ale to tak na marginesie... - Widziae Przybysza Trzeciego i ju ci o nim opowiadaem. Przybysz Czwarty: nietoperz, rzd Chiroptera, rodzaj Desmodus. Zabawne, ale - o ile Yampyrum jest wampirem tylko z nazwy -Desmodus i Diphylla s prawdziwymi krwiopijcami. Ten mia skrzyda o rozpitoci siedemdziesiciu centymetrw. Powiedziano mi, e to duo jak na ten rodzaj, ale na pewno nie by to gigant. Oczywicie, zawczasu zaobserwowano jego zblianie si i w momencie, kiedy si wynurzy, zosta

zestrzelony. Wampiry tego gatunku wystpuj na poudniu Ameryki rodkowej. Moliwe, e nasza "szara dziura" jest bram nie tylko do innych wiatw, ale take do innych czci naszego wiata. W kadym razie, przebywam tutaj ju od tamtej wanie pory i reszt relacji otrzymasz z pierwszej rki. Och, mog ci zreszt pokaza film z ostatniego wydarzenia, ale nie zobaczysz na nim nic ponad to, co ci opisaem. Ale Przybysz Pity... to co cakiem nowego. Jazz zauway, e twarz Wiotskiego staa si blada. On rwnie by wiadkiem ostatniej dziwnej wizyty. - Skocz z tym szybko. - Gono przekn ostatni yk drinka i zacz

nerwowo chodzi po pokoju. - Powiedz mu to albo poka film, byleby tylko szybko si z tym rozprawi. - Karl nie lubi, kiedy si o tym mwi niepotrzebnie skomentowa Khuw. Mia przy tym na twarzy zimny, ponury umieszek. -Zreszt ja te tego nie lubi. Nie ma to jednak adnego znaczenia. Fakty pozostan faktami. Chodmy, obejrzysz film. W ssiednim pokoju major urzdzi co w rodzaju studia. Znajdoway si tam pki z ksikami, mae biurko, metalowe krzesa, nowoczesny projektor i niewielki ekran. Wiotski pozosta w ba-wialni i nala sobie kolejnego drinka. Jazz wiedzia jednak, e jedyna droga na

zewntrz kwatery prowadzi tamtdy. Od razu zorientowa si, e pokaz nie by spontaniczn decyzj Khuwa. Major KGB musia tylko przygasi wiato i wczy projektor. Jazz nie spodziewa si w najmielszych oczekiwaniach, e kiedykolwiek zobaczy tak potworne obrazy. Film by kolorowy, posiada ciek dwikow i zosta profesjonalnie zmontowany. Z boku ekranu pojawi si czarny, zamazany kontur uzbrojonego stranika. W centralnej czci obrazu widniaa wielka, wietlista kula albo, jak inaczej j nazywano - Brama. Wyania si z niej jaki ksztat. Jego dolna cz znajdowaa si zaledwie kilka cali powyej cieki czcej

"piercienie Saturna" z zewntrznym pomostem. Przypominao to zamglon sylwetk... czowieka. Zrobiono zblienie. Jego ruchy byy tak powolne, e kady krok trwa dugie sekundy. Jazz zacz si zastanawia, ile czasu zajmie mu pokonanie powoki. - Widzisz, jak obraz si wyostrza? odezwa si major. -Wyrany znak, e zaraz bdzie po naszej stronie. Na twoim miejscu nie czekabym jednak na to. Przyjrzyj mu si teraz! Kamera posusznie skupia si na twarzy przybysza. Mia pochye czoo i wygolon gow z wyjtkiem kosmyka czarnych wosw, rysujcego si ciemnym pasem na

bladej, troch szarej skrze. Wosy, zaczesane do tyu i zaplecione w wze, opaday na plecy. Jego mae, pooone blisko siebie oczy - przeraay. Patrzy nimi spod ciemnych, gstych brwi, zronitych u nasady szerokiego i paskiego nosa. Mia due uszy, cile przylegajce do gowy i zapadnite policzki. Usta wyrniay si czerwieni, misiste, krzywiy si w odpychajcym, szyderczym umiechu. Podbrdek wystawa spiczasty wraenie to potgowaa maa, czarna brdka. Jednak najbardziej uderzajce w jego twarzy byy mae, byszczce oczy. Jazz przyjrza im si ponownie: czerwone jak krew, hipnotyzoway swoim blaskiem.

Jakby czytajc w mylach agenta, kamera pokazaa znw ca posta mczyzny. Nosi on jedynie wsk przepask wok bioder, sanday na stopach i duy, zoty krek w prawym uchu. Na prawym nadgarstku byszczaa gruba bransoleta, cika od ostrzy, hakw i szpikulcw - niezwykle okrutna i mordercza bro. Mczyzna lekko pochyli si, napi wyranie zarysowane mu-skuy, przebi si przez powok i stan na ciece wtedy wszystko nabrao szybszego tempa. Anglik wrci do rzeczywistoci. Zacisn do na krawdzi ka i podnis si do pozycji siedzcej.

Opuci stopy na podog i opar si plecami o chodn metalow cian. Czu przez ni pulsujce ycie kompleksu badawczego i cige zagroenie, wieczn niepewno jutra. Gdzie na dole, w kulistej, nienaturalnej grocie znajdowali si teraz ludzie, uzbrojeni onierze. Niektrzy z nich widzieli na wasne oczy, co moe w kadej chwili przej przez Bram, ktrej strzegli. Nic dziwnego, e Projekt Perchorsk przesiknity by strachem. Jazz zadra i ponuro zachichota. Zarazi si gorczk Projektu, ktra wywoywaa wanie takie dreszcze, przechodzce przez skr a do rdzenia krgosupa. Widzia, e wszyscy naokoo od czasu do czasu dr w taki

sposb i zmusi si do odtworzenia w pamici dalszego cigu filmu... ROZDZIA PITY WAMPIRY Przybysz opuci kul i wszed na drewniany mostek. Od tej chwili wypadki potoczyy si szybko. Mczyzna przymkn czerwone oczy, olepione nag jasnoci. Wyda z siebie przeraliwy odgos blu. Jazzowi wydawao si, e prawie zrozumia wykrzyczane sowa. A raczej, e zrozumiaby, gdyby mia na to wicej czasu. Obcy przykucn w obronnym odruchu.

- Bra go ywcem! Nie strzela! Oddam pod sd pierwszego, ktry pocignie za spust. Pojmijcie go! - przebi si gos Khuwa. Przed kamer wbiegy postacie w onierskich mundurach. Potrciy operatora i obraz zadra lekko. onierze zajmowali teraz prawie cay ekran. Zabroniono im strzela i nie bardzo wiedzieli, co zrobi z broni. Jazz potrafi ich zrozumie. Powiedziano im, e kula kryje potworn grob zagady, ale przyby tylko samotny mczyzna. Stranicy byli przekonani, e z pewnoci mog sobie z nim poradzi. Ludzki obraz zjawy stwarza im zudzenie przewagi. Z drugiej za strony wiedzieli dobrze,

jakiego spustoszenia potrafi dokona "gocie" z tamtego wiata. Przybysz spostrzeg, e nadchodz i wyprostowa si. Jego czerwone oczy stopniowo oswajay si ze wiatem. Stojc czeka na onierzy. 'Ten facet ma co najmniej dwa metry wzrostu i zao si, e wie, jak zadba o wasne bezpieczestwo!" pomyla z niepokojem Jazz. Kadka miaa okoo dziesiciu stp szerokoci. Dwch pierwszych onierzy stano po obu bokach mczyzny. Krzyczc, eby podnis rce do gry, jeden z nich chcia trci obcego luf karabinu. Ten zareagowa z zaskakujc szybkoci: odbi bro lew rk, a praw, uzbrojon w bransoletk, wyprowadzi morderczy cios prosto w

gow stranika. Lewa strona czaszki Rosjanina pka pod uderzeniem metalu jak ld pod zbyt duym naciskiem. Kolce i haczyki zaczepiy si mocno o pogruchotane koci; przybysz podnis jeszcze bezwadne ciao i mocno nim potrzsn. Po chwili zepchn sw ofiar ze cieki. Ciao stranika zniko z pola widzenia. Drugi onierz zawaha si i obejrza. Jego poblada twarz zdradzaa wyrane niezdecydowanie. Koledzy stali za nim gotowi do ataku na intruza. Omielony ich liczebnoci, onierz podbieg nagle w stron przybysza i machn kolb karabinu prosto w jego twarz. Mczyzna warkn jak wilk i atwo uchyli si przed

ciosem. Jego prawa rka zatoczya uk i straszna bransoleta rozdara gardo nacierajcego miaka. onierz osun si na kolana, a intruz dopeni swego dziea, wbijajc ostre kolce w sam rodek jego gowy. Rozleg si trzask miadonej czaszki. Nagle przybysz polizgn si. Stranicy otoczyli go, zaczli bezlitonie okada kolbami karabinw i kopa. Sycha byo przenikliwy krzyk nienawici i wciekoci lecego oraz niesamowity wrzask toczcych si wok niego onierzy. - Przytrzymajcie go, ale nie zabijajcie! Chc go mie ywego, syszycie!? ywego! - woa major. Chwil pniej Khuw znalaz si w

zasigu kamery. Wbieg na kadk i szaleczo macha rkami. - Nie zrbcie z niego miazgi! Chc go... w caoci? - Dwa ostatnie wyrazy wypowiedzia tonem penym zaskoczenia i niedowierzania. Ogldajc film, Jazz mg zrozumie bez trudnoci zmian w gosie majora. Na jego miejscu z pewnoci byby tak samo zdezorientowany. Intruz rzeczywicie lea cay czas na ciece, ale tylko dlatego, e polizgn si w kauy krwi. Nacierajcych na niego piciu czy szeciu onierzy nie potrafio go powstrzyma. Ani przez moment nie mogli mu dorwna. Jeden po drugim odskakiwali, trzymajc si za rozorane

gardo lub poharatan twarz. Dwch z nich obcy przerzuci przez porcze kadki i ich ciaa z guchym omotem upady na samo dno jaskini. Innego prawie od niechcenia kopn z tak si, e nieszcznik wylecia wysoko w powietrze, poza zasig kamery. Przybysz, nie zraniony nawet, w kocu wsta i okazao si, e jest jedynym, ktry wyszed cao z bjki. Od razu dostrzeg Khuwa. - Miotacze ognia, na stanowisko! - Gos majora zabrzmia chrapliwie. - Do mnie - szybko! Obcy usysza rozkaz. Przechyli gow na bok i patrzc na majora, zwzi swe czerwone oczy. Mg wzi sowa Khuwa za wyzwanie. Odpowiedzia na

nie we wasnym jzyku - ostrymi, gwatownymi wyrazami, ktre Jazzowi znw wyday si prawie zrozumiae. Zdanie - prawdopodobnie byo to pytanie - koczyo si sowem: "Wampirie". Intruz zrobi dwa kroki do przodu i powtrzy je. W jego gosie zabrzmiaa groba i poczucie wyszoci. Khuw ostronie przyklkn i odszuka, nie patrzc na podog, automat porzucony przez ktrego z onierzy. Wycelowa w stojcego przed nim mczyzn i rk przywoa zaog miotaczy. - Popieszcie si! - wycharcza. Przybysz ruszy przed siebie i wydawao si, e ludzka sia nie bdzie w stanie go

powstrzyma - wyraz jego twarzy i sposb, w jaki trzyma sw uzbrojon do, nie pozostawiay adnych wtpliwoci, co do jego zamiarw. Rozleg si tupot popiesznych krokw i ciemne sylwetki stranikw ukazay si po obu stronach ekranu. Khuw nie czeka na nich. Jego wasny zakaz uycia broni nie mia ju adnego uzasadnienia. Pochwyci karabin obiema drcymi domi i dwukrotnie pocign za spust. Pierwsza kula ugodzia przybysza w prawe rami - tu pod obojczykiem. Ciemna plama ukazaa si w tym miejscu, a jego ciao zostao si uderzenia odrzucone do tyu i upado na deski. Drugi strza by zupenie chybiony. Obcy podnis si do pozycji

siedzcej, dotkn lew rk rany i zdumiony przyglda si purpurowym ladom krwi. Wydawao si, e nie odczuwa adnego blu. Ale, kiedy obraz rozszarpanego ramienia dotar do jego wiadomoci, wyda z siebie zwierzce wycie. Dwik ten nie mia nic wsplnego z ludzkim gosem, choby najbardziej prymitywnym. Przybysz nawet teraz, osabiony, przykucn, jak gdyby sprajc si do skoku. Przysza kolej na miotacz ognia. Nie bya to w tym wypadku podrczna wersja tej broni, ktra z powodzeniem mieciaby si na plecach jednego onierza. W jej skad wchodzi duy zbiornik toczony na kkach przez jedn osob i potny

emiter, ktry obsugiwany by przez drugiego z zaogi. Trzeci onierz trzyma azbestow tarcz, osaniajc ca trjk przed pomieniami odbijanymi od przeszkody. Intruz znalaz jeszcze do siy, eby zamachn si i wbi w tarcz kolce swej bransolety. Przeceni jednak swoje moliwoci i nie zdoa wyrwa osony z rk onierza. - Pokacie mu ogie! Ale tylko pokacie, nie spalcie go! - krzycza Khuw. Pomie ognia wystrzeli i dosign! nagiego mczyzny. Z jego ust wydoby si ryk wciekoci i przeraenia gwatownie szarpn si do tyu. Ogie znik rwnie byskawicznie, jak si pokaza, ale atwopalny rodek chemiczny kontynuowa niszczycielskie

dziaanie. Spopieli brod, brwi i wznieci pomie na kosmyku czarnych wosw na gowie przybysza. Na jego skrze zaczy tworzy si wypenione pynem pcherze. Lew rk uderza w tlce si na ciele miejsca. W kocu chwyci tarcz i cisn ni w onierzy. Nagle odwrci si i chwiejnym krokiem skierowa z powrotem w stron wietlistej kuli. - Zatrzymajcie go! - zawoa Khuw. Strzelajcie w nogi! Nie pozwlcie mu wrci! Sam otworzy ogie i intruz zatoczy si, kiedy kule zaczy dosiga jego ud i ydek. Prawie dotar do celu, gdy dobrze wymierzony pocisk ugodzi go od tyu w

prawe kolano i ci z ng. Znajdowa si jednak na tyle blisko powoki, e "rzutem na tam" sprbowa dosta si do wntrza sfery. Odrzucia go. Wydawao si, e powierzchnia kuli zamienia si w betonow cian. Jazz od razu zorientowa si, e Brama jest puapk. Jak aroczne kwiaty, ktre barw i zapachem zwabiaj do wntrza i ju nie wypuszczaj swych ofiar. Raz przeszedszy przez Bram, stwory z innych wiatw nie mogy do nich powrci. Jazz zainteresowa si: czy to samo przydarzyoby si komu, kto prbowaby wej w kul z tej strony. Oczywicie nie pojawi si dotd nikt taki, kto na wasnej skrze chciaby si o tym przekona.

- Teraz musi spokornie! - Gos Khuwa brzmia triumfujco. Kiedy strzelanina ustaa, wycofa si poza stanowiska miotaczy i obserwowa uwanie aosne szcztki potgi obcego. Mczyzna usiad i wycign rk w stron powoki. Napotka na opr. Podnis si wic na kolana i odwrci twarz do swych przeladowcw. W szeroko otwartych, czerwonych oczach malowaa si nienawi. Sykn na swych wrogw i z pogard splun na ciek. Pomimo rosncych, tych bbli na skrze, ograniczonej sprawnoci i beznadziejnego pooenia nie poddawa si. Khuw wystpi naprzd i wskaza na

miercionon bransolet. - Zdejmij to! - Jego gesty byy atwe do zrozumienia. - Pozbd si tego! Mczyzna spojrza na sw bro, ale nie wykona polecenia. Khuw przeadowa karabin. - cignij t cholern zabawk, i to zaraz! - Ale przybysz tylko umiechn si. Popatrzy na automat, potem na tub miotacza w sposb jeszcze bardziej obelywy. Na jego twarzy nie mona byo znale ani ladu strachu. - Wampiry!!! - zawy tym samym tonem. Dopiero, gdy zamaro echo po tym okrzyku, znw spojrza na stojcych cay czas w jednym miejscu onierzy. W jego spojrzeniu mona byo czyta: "Skoczcie z tym. Jestecie niczym. I

niczego nie wiecie!" - Bransoleta! - po raz kolejny krzykn Khuw. Dla wzmocnienia rozkazu wystrzeli w powietrze, a potem wycelowa prosto w serce intruza. W nastpnej sekundzie oniemia z przeraenia i omal nie upuci broni. Mczyzna zdoa stan na nogi, chocia lekko si koysa, prbujc utrzyma rwnowag. Nagle jego szczki rozsuny si niewiarygodnie szybko. W ustach wi si szkaratny, rozdwojony jzyk. Wok wszystko stao nieruchome i pogrone w absolutnym milczeniu. Metamorfoza zostaa zauwaona i zaskoczya nacierajcych onierzy. Misiste wargi mczyzny

podwiny si do gry i zroloway, a pky z haasem i trysny krwi. Odsoniy w ten sposb purpurowe dzisa i pokrwawione, spiczaste zby. Ta cz twarzy przypominaa w tym momencie gron paszcz wilka. Dalsza przemiana okazaa si jeszcze bardziej wstrzsajca. Paski nos poszerzy si i podwin na kocach, formujc zadarty pysk nietoperza. Czarne owale nozdrzy ziay nieskoczon gbi. Z uszu, dawniej przywierajcych do gowy, zaczy wyrasta kpy sztywnych wosw, ktre wkrtce utworzyy ruchliwe, wielkie, dodatkowe konchy. One rwnie przypominay uszy nietoperza. Wyglday tylko o wiele bardziej demonicznie. Transformacja

dokonywaa si. Oczy, do tej chwili mae i gbokie, powikszyy si jak napczniae pijawki, a w kocu zacza bulgota w nich krew. A zby... zby dopeniay wraenie koszmaru. Byszczay dugie, poskrcane i zaostrzone na kocach. Rosnc bez przerwy, raniy dzisa i dosownie pyway w purpurowej cieczy. Reszta ciaa zachowaa ludzki ksztat. Nogi i ramiona nabray tylko metalicznego poysku. W kontracie z t normalnoci eb hybrydy budzi tym wiksze przeraenie. Caa posta draa konwulsyjnie. Nareszcie wszystko si skoczyo. wiadom tego, co robi, przybysz wycign rce i zrobi

niepewny krok do przodu. Z jego garda po raz ostatni wydobyo si sowo: "Wampiry!" Khuw naprawd by przekonany, e mia przed sob czowieka i nawet nie zdy otrzsn si z szoku po swej pomyce. Jego nerwy, ciao, gos zaczy go zawodzi, ale zda sobie spraw, e nastpstwa saboci mog okaza* si katastrof. W ostatniej chwili wycofa si poza zasig ewentualnego uderzenia intruza. - Spalcie go... to! Boe, niech smay si w piekle! - wychrypia. onierze czekali na rozkaz. Nikt nie musia ich zachca do nacinicia spustu. Z azbestowego wa wystrzeli ty pomie i ogie ogarn ca sylwetk potwora. Przez dugie sekundy

nie przerywano ataku, a on po prostu sta. W kocu jednak osab, zgi si w p i przysiad. - Stop! - krzykn Khuw, trzymajc przy twarzy chusteczk. Strumie chemikaliw unosi si jeszcze przez moment. Stwr wci pon. Ogie wznosi si na wysoko kilku stp powyej jego zwglonej prawie gowy. Sup aru zacz opada z sykiem i trzaskiem, a na jego tle widoczna bya ju tylko bezksztatna, soczysta masa, gotujca si i pokryta bblami. Jazz mg tylko wyobrazi sobie, jaki smrd musia wtedy panowa w caej grocie. - Jeszcze raz - zawoa Khuw. Zaoga wykonaa polecenie bez ocigania si.

Tym razem przybysz ju nie poruszy si. Skoczy si film i pusta szpula przez chwil haaliwie krcia si w aparacie. Jazz i Khuw cigle siedzieli bez ruchu i patrzyli na biay, jasny ekran. Pierwszy wsta major KGB, wyczy projektor i zapali wiato. A potem... nadszed czas na nastpnego drinka. Nigdy dotd yk alkoholu nie sprawi Jazzowi wikszej przyjemnoci... Michael J. Simmons siedzia na ku i rozmyla o tym, co zobaczy i usysza. ycie w kompleksie stopniowo zamierao. Na zewntrz panowaa noc, wic i tutaj nadszed czas na spoczynek. Nie wszyscy jednak ju spali. Na przykad stranicy pilnujcy Bramy - nie mogli sobie na to pozwoli. Rwnie

stwr uwiziony w szklanym akwarium czuwa, cakowicie rozbudzony. Sen nie ogarn te jego opiekuna, Wasyla Agurskiego. Siedzia teraz z gow wspart na nieproporcjonalnie duych doniach, wpatrujc si w Przybysza Trzeciego przez grub szyb naczynia. Agurski by drobnym mczyzn: mia najwyej sto szedziesit centymetrw wzrostu. Wty, z opadajcymi ramionami i stosunkowo wielk gow. Jego oczy powikszone za grubymi szkami okularw spoglday poczciwie. Wskie usta i due, odstajce uszy upodabniay go do mao zabawnego gnoma. Czerwone owietlenie pokoju byo przygaszone, eby niepodobny do

niczego stwr nie wystraszy si i nie zakopa w swej piaszczystej kryjwce. Zna Agurskiego i czu si bezpiecznie w jego obecnoci. Mczyzna uoy si wygodnie na metalowym foteliku i patrzy na akwarium. Stamtd za obserwoway go czujne oczy potworka. Przybra on teraz posta ogromnej pijawki i gryzonia. Leniwie grzeba w piachu lew, tyln ap, ale jego jedyne oko spogldao uwanie i z rezerw. Stwr czeka na jedzenie. Agurski niezdolny do snu, pomimo e wla w siebie ju p butelki wdki - zszed, eby go nakarmi. Zauway niedawno przedziwn zasad. Nastroje i stany podopiecznego miay niesamowity wpyw na jego wasne odczucia.

Udzielao mu si zmczenie i podniecenie, uczucie godu i sytoci tamtego. Tak samo byo i dzisiaj, pomimo e jad regularnie przez cay dzie - czu gd. Resztki da dla personelu, krwawe szcztki zabitych bestii, wochata skra i koci, wntrznoci i niejadalne dla czowieka kawaki martwych zwierzt - wszystko to wdrowao przez specjaln tub do akwarium, ku penemu zadowoleniu dziwolga. Gdyby mu pozwolono, poeraby duo wicej tych przysmakw, ni zwyk dostawa. - Czym ty, do diaba, jeste? - Agurski zada to pytanie po raz setny, odkd trzyma piecz nad kreatur. Najbardziej

przygnbia go fakt, e on wanie powinien znale odpowied na to pytanie. By specjalist w dziedzinie zoologii oraz psychologu i sprowadzono go tu tylko po to, eby wyjani tajemnic szokujcych waciwoci stwora. Tymczasem nie potrafi stwierdzi do tej pory nic poza tym, e waciwoci te s naprawd niezwyke. Po miesicu jego pracy przybyli naukowcy posiadajcy najbardziej wiarygodne kwalifikacje, eby sprawdzi postpy. Oskarono Wasyla o zbytni opieszao. Obejrzeli dziwaczn besti, porobili jakie notatki, pokrcili gowami i wyjechali pokonani. A on pozosta, zmagajc si z amigwk, ktra nie miaa nawet

jednoznacznej formy. By ze stworem w bardziej zayych stosunkach ni ktokolwiek, a jednak nie mg powiedzie, e go pozna. Krew przybysza miaa podobny skad do tej, jaka pyna w yach wikszoci ziemskich ssakw, ale tylko podobny. Rnia si na tyle, e nie mona byo wtpi, i pochodzi nie z tego wiata. W porwnaniu z czowiekiem, map, psem czy delfinem inteligencja bestii staa na bardzo niskim poziomie. Niemniej jednak jej zachowanie dowodzio czasem, e chyba potrafi myle. Jej oczy posiaday hipnotyzujce waciwoci. Agurski musia odwraca od nich swj wzrok, poniewa czu, e

jeli duej si w nie wpatruje, umys zaczyna mu gasn w pnie. Czasami zdarzao si, e zasypia w ten sposb i tylko groza sennych koszmarw budzia go z letargu. Potwr uczy si, ale z ogromnym trudem. Wiedzia na przykad, e kiedy opiekun pokazuje mu bia kartk, zblia si pora posiku. Czarna kartka oznaczaa grob poddania go wstrzsowi elektrycznemu. Nie chcia przyj do wiadomoci, e biaa i czarna kartka pokazane razem znacz: "Nie dotykaj jedzenia, zanim nie zabior czarnej kartki". W tej ostatniej sytuacji wpada zawsze w prawdziw furi. Nie znosi, kiedy przeszkadzano mu natychmiast pochon pokarm. Tych kilku rzeczy zdoa Agurski nauczy

stwora, ale odnosi nieprzyjemne wraenie, e tamten w tym czasie pozna go duo lepiej, ni sam pozwoli si pozna. Jedno wszak wiedzia na pewno, stwr by zdolny do nienawici i wiedzia te, kogo nienawidzi. - Czas na posiek - powiedzia do stwora. - Mam zamiar wpompowa ci jakie wstrtne, zjeczae ochapy. I wiem dobrze, e przyssiesz si do tego wistwa jak do ciepego mleka matki albo jak niedwied do miodu - ty cholerny potworze! Agurski przypuszcza, e dwa ywe biae szczury zostayby przyjte z wikszym entuzjazmem, ale mia ju dosy widoku, ktry potem powraca do

niego w najbardziej koszmarnych snach. Bowiem nic nie zdawao si sprawia stworowi wikszej rozkoszy, ni zatopienie zbw w pulsujce, wypenione wie krwi yy. Innymi sowy: potwr by wampirem. Agurski wsta i zacz przygotowywa posiek. Przypomnia sobie chwil, kiedy po raz pierwszy nakarmi besti ywym szczurem. Najpierw musia j unieszkodliwi, to znaczy upi. Poda krew naszpikowan ogromn dawk rodka uspokajajcego. Stwr, oszoomiony, zakopa si w piasku, najgbiej jak potrafi, i rzeczywicie usn. Pod cik, szklan pokryw wpuszczono do rodka gryzonia. Po trzech godzinach stwr

obudzi si i wygrzeba z dna. Szczur nie mia adnych szans. Oczywicie, walczy z caych si, ale jego los by przesdzony. Wampir przygwodzi go do podoa, wbi si w rozcignit szyj i wysczy z niej ciep jeszcze krew. Uformowa w tym celu dwie cienkie tuby, ktrych ostre krawdzie z atwoci przebiy si przez skr i cianki naczy zwierzcia. Wszystko to trwao nie duej ni minut. Agurski nigdy przedtem nie zauway, eby potwr by rwnie zadowolony z zaserwowanego mu dania. Nie poprzesta on zreszt na szkaratnej cieczy. Kiedy ju wyssa j do ostatniej kropli, poar ca reszt: skr, koci,

ogon - wszystko. Z podobnych obserwacji, Agurski wycign kilka, pozbawionych na razie dowodw, wnioskw. Przybysz Pierwszy by w rwnie wampirem, jeli nie w dokadnym tego sowa znaczeniu, to na pewno stworem misoernym. Widziano przecie, jak poar w caoci kilku ludzi, zanim wydosta si z groty. Potem pojawi si wilk, znw zwierz misoerne. Czwartym by nietoperz, ale z gatunku prawdziwych wampirw. A Przybysz Pity sam przedstawi si jako wampir. Agurski zastanawia si, czy po drugiej stronie Bramy mona znale kogo o mniej krwioerczych skonnociach ni te, ktre objawili dotychczasowi gocie z tamtego wiata.

Jednego by pewien: on sam nie mia najmniejszej ochoty na wycieczk w tamte rejony. Z innych rozwaa wycign kolejn konkluzj: trzy z piciu bestii mogy zmienia swoj posta. Nie byy zwizane z form, w jakiej przybyy. Intruz w akwarium, po zjedzeniu szczura potrafi teraz przyj niedoskonay ksztat tego gryzonia. Wasyl zastanawia si, czy potwr potrafiby przeksztaci si w czowieka. A odwracajc pytanie: czy wojownik Wampir mgby przeobrazi si w wilka albo nietoperza, czy te bya to cakiem inna istota ukryta pod ludzk postaci. Tego rodzaju chorobliwe rozmylania zawsze koczyy si u

Agurskiego mocnym drinkiem. Tym razem rwnie zacz aowa, e nie wzi z sob butelki. Marzy o tym, eby szybciej skoczy robot, wrci do kwatery i napi si do poduszki. Przy drzwiach sta wzek z pojemnikiem, w ktrym zawsze przywoono pokarm dla stwora. Pojemnik zosta zaopatrzony w elektryczn pomp. Agurski przycign wzek bliej szklanego naczynia, podczy w wychodzcy z kontenera do wylotu tuby w tylnej ciance akwarium i wcisn wtyczk w gniazdo elektryczne. Usun przegrod przesaniajc wylot tuby i uruchomi urzdzenie. Silnik pompy pracowa cicho. Zoolog mia wiadomo, e podczas wszystkich czynnoci bestia

uwanie go obserwuje. Dziwne, ale nawet nie ruszya si w stron napywajcego pokarmu. Ciemnoczerwone ochapy w strumieniu lekko zakrzepej krwi regularnymi porcjami upaday na piaszczyste dno naczynia. Utworzyy ju spor stert na kocu rury, a stwr ani drgn. Agurski zmarszczy brwi. Bestia potrafia za jednym razem pochon miso rwne poowie wagi jego wasnego ciaa i w dodatku nie bya karmiona od czterech dni. Przypuszcza, e moe jest chora albo z wymian powietrza co jest nie tak. Wrci na swoje krzeso i usiad w poprzedniej pozycji. Stwr patrzy na niego par prawie ludzkich w tej chwili

oczu. Jego twarz stracia wikszo zwierzcych cech i nabraa niemal ludzkich rysw. Workowate ciao pijawki wyduyo si i zaczo traci ciemny kolor. Wyrosy nogi, ramiona i... piersi. - Co? - wysycza zoolog przez zacinite zby. - Co...? Mia teraz przed oczami zblione do ludzkiego ciao. Przynajmniej w oglnym zarysie. Posiadao kobiece ksztaty, bujn dziewczc fryzur, uoon z wosw matowych, sztucznych, podobnych do tych jakie maj plastykowe lalki. Piersi rysoway si zaledwie, brakowao na nich sutkw. Rwnie wymiary postaci byy zbyt mae. Z kad sekund na twarzy

Agurskiego malowaa si coraz wyraniejsza odraza. Bestia prbowaa przybra kobiece ksztaty, ale to, w co si przepoczwarzya, przeraao i budzio groz. Jej rce nabray linii dziewczcych doni, ale paznokcie zbyt wskich palcw miay purpurow barw i wyrosy o wiele za dugie. Co gorsza, jej stopy byy rwnie domi. Potem stwr umiechn si do Agurskiego idiotycznym, gupkowatym grymasem i naukowiec przypomnia sobie, z kim kojarz mu si te rysy. To bya twarz i umiech, a nawet wosy tej kretynki - Klary Orowej, podstarzaej seksbomby, ktra uwaaa siebie za wybitnego teoretyka fizyki i przyjedaa

tu czasem podziwia Przybysza Trzeciego. Ujrza jej donie z jaskrawo pomalowanymi paznokciami i wypukoci biustu. Orowa nigdy nie dopinaa sukni, kuszc pracujcy tu personel i onierzy. Stwr nie wiedzia o istnieniu sutkw i nigdy nie widzia stp. Przyj zatem, e wszystkie koczyny wygldaj tak samo. Zoolog wysnu wic tez, e poziom inteligencji stwora jest znacznie wyszy ni ten, ktry uwaa za udowodniony. Okreli jego zachowanie jako bezmylne naladownictwo, przypominajce papuzie przedrzenianie. Nowa posta stwora przypominaa w duej mierze "orygina". Odcie skry by mniej wicej waciwy, ale usta zbyt mocno

wygite w uk. Raco wyglda mao zmieniony nos z przepastnymi, ruchliwymi nozdrzami. Agurski domyla si, e w naturalnym rodowisku potwora /gdziekolwiek ono byo/ bardzo wan rol odgrywa zmys powonienia i zmiana ksztatu tego organu drastycznie osabiaaby percepcj. Nagle Agurski poczu ogarniajc go furi. "Czyby to... to misoerne drastwo chciao mnie... uwie?*' - pomyla z przeraeniem. - Do diaba z tob, ty potworze! Zgadem, rozszyfrowaem ciebie krzykn, zrywajc si na rwne nogi. Zauwaye rnic midzy nami, a przynajmniej wyczue. I chciae to

wykorzysta! Mylae, e bd dla ciebie milszy i bardziej ulegy, e si w tobie zakocham? Na Boga! Trafie na niewaciwego czowieka! Stwr zacz si przeciga jak kot Lea na plecach i wypina w kierunku Agurskiego swj wybrakowany biust Nie mia ppka, ale poniej miejsca, w ktrym powinien si on znajdowa, widoczna bya odraajca wersja kobiecego ona. Te seksualne zachty sprawiy, e twarz naukowca poblada z wciekoci. Stwr go uwodzi naprawd. Z kieszeni fartucha Agurski wyszarpn czarn kartk i pokaza mu j. - Zobacz, ty obrzydliwe monstrum! A moe zataczysz z wujkiem prdem? Nie

lubisz tego, co? Ale bestia wiedziaa, e to blef. Rozejrzaa si po pokoju i nie znalaza elektrycznej skrzyneczki, ktr j straszy. Nie mg wic speni groby. Gulgocca, bezadna masa cigle jeszcze bya pompowana do wntrza naczynia, a potwr nie spojrza nawet w stron krwawych resztek. Zaczy pyn po dnie akwarium leniwym strumieniem i w kocu dotkny jego skry. Gwatownie na to zareagowa. W niewykonalny dla czowieka sposb wykrci szyj i popatrzy na krwaw miazg. Kiedy oblicze bestii z powrotem zwrcio si w stron Agurskiego, ten zobaczy, e jej oczy przybray barw

krwi, na ktr przed chwil byy skierowane. Przeraajce, groteskowe ludzkie rysy przechodziy kolejn metamorfoz. Usta powikszyy si i przesoniy prawie ca twarz. Kiedy si otworzyy, ukazay nie koczce si rzdy ostrych, zakrzywionych zbw, ktre znikay gdzie w czeluciach szkaratnego garda. Midzy nimi wi si rozdwojony na kocu jzyk gada, oblizujcy co chwil ociekajce luzem, potworne wargi. - Tak ju lepiej! - krzykn Agurski z odcieniem triumfu w gosie. - Twj plan nie powid si i zobaczymy teraz, czym naprawd jeste. Zetknicie z czerwon mas pobudzio gd potwora. Odrzuci przybran mask

i nie by w stanie kontynuowa oszukaczej gry. A jednak... w dalszym cigu ignorowa zalewajce go wprost "przysmaki". Zdarzyo si to po raz pierwszy. Nagle ciao bestii zaczo przemienia si. Ludzka blado skry przybraa szary, kamienny odcie, a kby wosw wypaday z bezksztatnej teraz gowy. Koczyny z powrotem zapady si w tuw, ktry dra w silnych, regularnych konwulsjach. Agurski zesztywnia z przeraenia. Mia teraz przed sob wielkie, pulsujce oysko z... gow. Diabelskie oczy cigle na niego patrzyy. Rozdwojony jzyk zwin si i sign daleko do wntrza gardzieli. Potwr zaksztusi si

i w kocu odkaszln wasnymi wntrznociami. Na kocu rozszczepionego jzyka balansowaa maa, perlista kulka wielkoci winogrona. Agurski zerwa si, podszed do naczynia, przykucn i wbi wzrok w nieznany mu przedmiot. Stwierdzi, e to yje. Obracao si z zadziwiajc energi wok pionowej osi. - Co u licha... - zacz szepta, ale w tym samym momencie stwr szarpn gow i rzuci kulk prosto w twarz naukowca. Agurski odruchowo gwatownie si cofn, chocia wiedzia, e od niebezpieczestwa z tamtej strony dzieli go gruba, wzmocniona szyba. Na niej te

wyldowa tajemniczy przedmiot i zatrzyma si na kilka sekund. Potem zsun si po szklanej ciance i usadowi w krwistym luzie pokarmu. Uformowa si idealnie sferyczny ksztat i potoczy z biegiem czerwonej wstgi, powstaej na dnie naczynia, prosto w kierunku jej rda. Pniej wykona ruch zadziwiajcy: odbi si od dna jak pieczka pingpongowa, doskoczy do gstego, wylewajcego si z tuby purpurowego sopla i wspi si po nim. W nastpnej chwili znikn w czarnej gbi otworu, ktry czy si z rur prowadzc do pustego teraz zbiornika. Najprzerniejsze domysy kbiy si w umyle naukowca. Przed chwil

skojarzy przecie stwora z obrazem oyska. By moe to porwnanie miao jaki sens. Wydawao si, e bestia przesza co w rodzaju kataplazji, redukcji komrek i tkanek do bardziej prymitywnej, niemal embrionalnej formy. oysko, embrion - protoplazma. Agurski zamkn wylot tuby, odkrci w pompy i podnis cik przykryw kontenera. Na jego dole, w samym rodku, wrd odraajcych resztek, wirowaa perlista kulka. Zoolog nie mg oderwa od niej oczu. W przypywie roztargnienia, fascynacji i zwykej ciekawoci zapomnia, z czym ma do czynienia. Pochyli si i delikatnie pochwyci kulk w dwa palce prawej rki. W tej samej sekundzie zda

sobie spraw z szalestwa swego odruchu, ale byo ju za pno. Przedmiot, ktry pochwyci, nabra barwy ciemnoczerwonej i wylizgujc si z jego palcw, wpad za mankiet laboratoryjnego fartucha. Agurski krzykn i odskoczy od pojemnika. Czu, jak wilgotna kulka wspina si po jego ramieniu, dochodzi do barku. Poczu j na szyi i szaleczo podskakujc, zacz uderza w to miejsce domi. Po chwili przemiecia si na wysoko karku. Wampirze jajo jak rt przenikno przez jego skr i wbio si w krgosup. Niesamowity bl momentalnie przeszy ciao i umys naukowca. Niezdolny do zapanowania

nad wasnymi reakcjami, zaczaj rozpaczliwie miota si po caym pokoju: a w kocu upad na kolana. Podnis si nadludzkim wysikiem. Ostre szpile tkwiy w jego mzgu. Wydawao mu si, e kto porazi kwasem kocwki jego najbardziej wraliwych nerww. Cay wiat nabiera w jego oczach czerwonej barwy. Nagle ujrza swj jedyny ratunek, czarny guzik alarmu za pomaraczowo oprawionym szkem na jednej ze cian. Ostatkiem si zatoczy si w jego kierunku i uderzy w kruch szybk...

ROZDZIA SZSTY

HARRY KEOGH: NEKROSKOP Harry siedzia nad rzek i prowadzi wewntrzny dialog ze swoj matk. Mia nadziej, e nie jest obserwowany, ale i tak nie miao to adnego znaczenia. Nikt nie mg mie nic pzeciwko temu, e szalony pustelnik mwi co sam do siebie. Harry podejrzewa zreszt, i wikszo z okolicznych mieszkacw uwaaa go za ekscentrycznego, ale nieszkodliwego wariata. Nie dba o to, bdc na ich miejscu, miaby na swj temat podobne zdanie. Czasem im zazdroci szarej, nieskomplikowanej codziennoci, przydomowych ogrdkw. Jego pooenie bardzo rnio si od

zwykej ludzkiej egzystencji i trudno je byo uzna za normalne. By nekroskopem. I to, o ile wiedzia, jedynym nekroskopem na wiecie. Mia jednak syna, by moe, posiadajcego podobne zdolnoci, ale Harry Junior zagin bez wieci. Spojrza w wod na rysujce si odbicie swojej twarzy. Miaa odpychajcy, cyniczny wyraz. Jego oblicze, ciao, caa posta naleaa kiedy do szefa brytyjskiego INTESP Aleca Kyle'a. Harry'emu wci wydawao si, e rozpoznaje swoje rysy, zdominowane ksztatem osoby, w ktrej ciele zadomowi si jego umys. Mino osiem lat, zanim przyzwyczai si do tej maski. Przez osiem lat stawa co rano przed lustrem i zapytywa

siebie: "Chryste! Kto to taki?" - Harry. - Usysza wewntrz siebie niespokojny gos matki. -Wiesz, e nie powiniene si tym zamartwia! Ten etap ycia masz ju za sob. Otrzymae zadanie i wy konae je bardzo dobrze. Bez wzgldu na to, co si stao, jeste cay czas sob. - Zajem ciao innego czowieka odpowiedzia zrozpaczony. - Alec nie y, Harry - odpara niewyranie. - By bardziej ni martwy. Nic nie zostao z jego umysu - nie mia nawet duszy. A po za tym nie miae wyboru. Pod wpywem sw matki Harry wrci mylami w tamte czasy sprzed omiu

dugich lat. Alec Kyle wypenia wtedy w Rumunii specjaln misj. Mia zniszczy wampira grasujcego w tym rejonie. Tibor Ferenczy zosta zabity, ale jego cz wci "zamiecaa" Ziemi. Kyle po wykonaniu zadania mia wraca do Anglii, wpad jednak w rce Sowietw. W tajemnicy przerzucono go do Rosji, gdzie zajli si nim fachowcy z radzieckiego Wydziau E. Poddano go szczeglnie okrutnemu zabiegowi "wyczyszczenia" mzgu. Przy pomocy elektronicznych drenw wypompowano z niego ca wiedz. Wszystkie zakodowane w nim wiadomoci. Nie pozostawiono absolutnie nic. Wycignito ca zawarto jego mzgu, a reszt wyrzucono. Kiedy Rosjanie

skoczyli z Kyle'em, jego ciao wci yo. Ale, gdyby przestano je sztucznie karmi i wypenia wieym powietrzem jego puca - i ono staoby si martwe, tak jak martwy by jego umys. Wszystko to odpowiadao zaoeniom perfidnego planu: musia umrze na zawsze, a jego zwoki miay by podrzucone gdzie w Berlinie Zachodnim. Z ca pewnoci nie znalazby si ekspert, ktry ustaliby przyczyn mierci Aleca. Takie byy zaoenia. Tymczasem... gdy Alec Kyle pozosta tylko upin bez zawartoci, ciaem bez duszy, Harry Keogh istnia jako czysty umys. Bezpostaciowy obywatel kontinuum Mbiusa, ktry

znalaz Kyle'a i zamieszka w jego skrze. Sprawia to waciwa naturze niech do prni, czy to w pojciu fizycznym, czy te metafizycznym. W normalnym wiecie nie ma miejsca dla istot niematerialnych. Odtd umys Harry'ego i ciao Aleca stanowiy jedno. Harry prbowa oswoi si z nowym wyrazem twarzy i twardym wzrokiem przyjrza si swojemu odbiciu. Jego, a moe Aleca, wosy miay zocistobrzowy kolor i naturalne fale. W cigu ostatnich omiu lat straciy wiele ze swojego dawnego poysku i zauway mona byo duo siwych kosmykw. Pojawiy si one bardzo szybko po poczeniu, zanim Harry ukoczy trzydziesty rok ycia. Jego oczy

podobnie miodowobrzowe, bardzo due, patrzyy inteligentnie i bystro. Mia silne, zdrowe, odrobin nierwne zby i bardzo zmysowe usta, ktre potrafiy by okrutne i bezwzgldne. Twarz najczciej wyraaa zadum. Harry setki razy poszukiwa na niej piegw, ale ich nie znalaz. Zabawne, ale tego najbardziej brakowao mu w nowym wcieleniu. Ciao Harry-'ego byo dobrze uminione, z pocztku nawet z lekk nadwag. Nie razio to zreszt przy jego wysokim wzrocie. I nie przeszkadzao Alecowi, ktry mia prac na og siedzc. Miao jednak znaczenie dla Harry'ego - doprowadzi wiec je do dobrej kondycji. Blisko

czterdziestoletnie ciao stao si silne i sprawne. Co prawda, Harry wolaby mie swj wiek i by dziesi lat modszy. - Jeste wci tylko sob, Harry powiedziaa znw matka. - Co ci martwi, synu? Czy to cigle Brenda i may Harry? - Nie ma sensu zaprzecza odpowiedzia szorstko. Lekko zirytowany wzruszy ramionami. - Nigdy go nie spotkaa, prawda? Wiesz, e on rwnie mgby z tob rozmawia. Nie mog tego zrozumie! Straci kogo bliskiego czy dwoje bliskich to jedna sprawa, ale by opuszczonym, nie wiedzc dlaczego, to jest cakiem inny problem. Mg mi powiedzie, dokd j

zabiera, mg wyjani przyczyny, dla ktrych to zrobi. Pomimo wszystko to nie bya moja wina, e Brenda tak si zmienia. A moe moja? Znw wzruszy ramionami. - Nic ju nie wtem... Jego matka nieraz ju tego suchaa. Wiedziaa o czym mwi, instynktownie rozumiaa prawdziwe znaczenie jego niewyranych sw, czytaa z tonu jego gosu. Nie potrzebowa, lecz zwykle rozmawia z ni na gos. Posiada zdolnoci czowieka, ktry potrafi komunikowa si ze zmarymi. Matka nie ya od wielu lat. Jej ciao spoczywao w mule, kamieniach na dnie rzeki. Dwadziecia lat temu zamordowa

j ojczym Harry'ego. On rwnie zgin w rzecznej topieli, dosiga go zemsta pasierba, ale od dawna nie odzywa si do nikogo. - Postaraj si spojrze na to z ich punktu widzenia - rozsdnie poradzia matka. Brenda i tak zniosa wiele, jak na dziewczyn z maej wioski. Moe po prostu chciaa uciec od tego wszystkiego? Przynajmniej na jaki czas. - Na osiem lat? - gos Keogha lekko si zaamywa. - Ale w czasie tego odpoczynku - jego matka miaa najlepsze intencje stwierdzia, e jest teraz szczliwsza. On te to zauway, wic nie wrcili. Cokolwiek by mwi, ty te zawsze miae na uwadze przede wszystkim ich

szczcie, nieprawda, Harry? I sam musisz przy zna, e nie bye mczyzn, ktrego polubia. To znaczy nie do koca. Chciaam powiedzie, e... - W porzdku, mamo - przerwa jej wyrozumiale. - Wiem, co masz na myli. I na pewno jest w tym troch racji. Wiedzia jednak, e nie bya dobr dyplomatk. Osiem lat temu w kontinuum Mbiusa Harry przypadkiem wpad na trop spisku, ktrego sie rozcignita zostaa na cay ziemski wiat Wampir Tibor Ferenczy spowodowa stopniow metamorfoz nie narodzonego jeszcze dziecka. Fizycznie i psychicznie

zniszczy jego matk i sam podj si opieki nad jej wyrodnym synem. Julian Bodescu wyrs na modzieca optanego przez Zo, ktre w kocu cakowicie zapanowao nad ludzk stron jego natury i dziaaniem jego zaczy kierowa wycznie wampirze instynkty. Zadanie brytyjskiej komrki INTESP byo podwjne: po pierwsze, naleao wyszuka i zniszczy wszystko, co poddao si wpywom wampirw (szczeglnie Tibora), eby tak zwana "sprawa Bodescu" nie moga si nigdy powtrzy; po drugie za, trzeba byo zmie z powierzchni ziemi samego Juliana Bodescu, przez ktrego Tibor prbowa znw zapanowa nad wiatem. Bodescu jednak odgad ich

zamiary. Orientowa si doskonale, e INTESP ma na celu przede wszystkim zabicie go, i obrci przeciwko tej specjalnej sekcji ca sw wampirz moc, zimn, wyrafinowan i bezwzgldn. Gwnym wrogiem okaza si w tych zmaganiach bezpostaciowy Harry Keogh, ktrego duch uwiziony zosta wwczas w ciele niemowlcia jego syna. Zabi Harry'ego Juniora znaczyo pozby si samego Harry'ego i pokona czonkw INTESP. Gdyby plan Bodescu powid si, mgby on bez adnych ju przeszkd stworzy ca armi swoich zwolennikw i plaga wampiryzmu ogarnaby cay wiat. Nie byo w tym krzty przesady, bo o ile

Bodescu sta si jednym z wampirw, jednak nie przej ich samodyscypliny. Wampiry bowiem s przywizane do swego terytorium, maj poczucie dumy, s ostronymi samotnikami i zazwyczaj poddaj si przeznaczeniu. Co wicej, zazdronie strzeg tajemnicy swej mocy, swego pochodzenia i historii. S te wiadome i pene uznania dla ludzkich zdolnoci i osigni. Gdyby tylko pozwoli ludziom uwierzy, e nie s one bajkowymi stworami z mitw i legend, z pewnoci rozpoczoby si wielkie polowanie, ktre trwaoby tak dugo, a wampiry rzeczywicie, stayby si tylko wyobraeniem. Niestety, Julian Bodescu by samoukiem. Nie podlega adnym kanonom, zasadom

obowizujcym wampiry. By szalecem. Brenda mieszkaa wwczas ze swym synem, Harrym Juniorem w Hartlepool na pnocno-wschodnim wybrzeu Anglii. Rozpocza si akcja. Bodescu wyszed zwycisko z pierwszego starcia. Krwawo rozprawi si z przeciwnikami, ktrzy prbowali zastawi na niego puapk w Devon. Opuci swoje dotychczasowe mieszkanie i wyruszy na pnoc. Odziedziczone waciwoci pozwoliy mu zajrze w umysy zabitych wrogw i odczyta wszystkie ukryte w nich informacje. Dlatego te postanowi za wszelk cen zgadzi obydwu Keoghw - ojca i syna. Spodziewa si

znale w nich sekret nekroskopw, odkry natur i moliwoci kontinuum Mbiusa. Nie udao si grupie agentw Wydziau E pochwyci go w zastawion puapk, ale za to dokonali w starym domu wstrzsajcego odkrycia. Julian terroryzowa swego wuja, ciotk i kuzynk i ywi si ich krwi. Jego wielki czarny pies okaza si czym wicej ni zwykym zwierzciem. Cay dom wraz z mieszkacami zamieniono w gigantyczn ponc pochodni. Budynek, na ktrego poddaszu mieszkaa Brenda, znajdowa si pod cis ochron specjalnej grupy INTESP. Rwnie policja zostaa powiadomiona, e kobieta z dzieckiem, zajmujca lokal na najwyszym pitrze, jest poszukiwana

przez "zbiegego maniaka" i e grozi im niebezpieczestwo. Ale nawet oddziay specjalne nie powstrzymay wampira. Wtargn do budynku. Wydawao si, e jest ju zwycizc, ale... O ile sam Harry Keogh by bezradny w tej sytuacji, o tyle z jego malekim synem sprawa miaa si wrcz przeciwnie. Odziedziczy po ojcu wszystkie nadzwyczajne talenty, a posiada jeszcze wasny - znacznie przewyszajcy ojcowski. Nie tylko potrafi rozmawia ze zmarymi, ale rwnie umia sprawi, by powstali ze swych cmentarnych legowisk po drugiej stronie ulicy. Wizi w sobie umys ojca tylko po to, by przej ca jego wiedz. Brenda,

ktra dzielnie stana w obronie niemowlcia, zostaa brutalnie odepchnita przez Juliana Bodescu. Stracia przytomno. Harry wspomnia to wydarzenie ze wszystkimi szczegami, jakby miao miejsce zaledwie wczoraj. Dwch Keoghw patrzyo jedn par oczu na Juliana, ktrego okruciestwo i zbrodnia wypisane byy na twarzy. "Koniec! pomyla Harry. - Widocznie tak musi by!" - "Nie - odpowiedzia mu jaki nieznajomy gos. - Nie, nie musi! Dziki tobie nauczyem si wszystkiego. Nie potrzebuj ju ciebie w ten sposb. Ale wci jeste mi potrzebny jako ojciec. Teraz id, musisz si uratowa!"

Tylko jedna osoba moga mwi do niego w ten sposb. Harry Junior zrobi to po raz pierwszy. Potem Harry poczu, jak wizy krpujce umys opadaj. Znw sta si wolny. Mg bezpiecznie powrci do kontinuum Mbiusa. Mg, ale nie potrafi. Bodescu rozwar sw wampirz paszcz. W przepastnej gardzieli wi si rozdwojony jzyk wa, a zby zalniy jak wypolerowane sztylety. - Id! - dziecko ponaglio ojca. -Jeste moim synem! -krzykn Harry. Nie mog tak po prostu sobie pj! Nie mog zostawi ciebie na jego pastw! - Nie mam zamiaru tu pozosta. Szponiaste rce bestii szybko zbliay

si do dziecicego beciku. Jej oczy pony dz mordu. May Harry zacz wykrca gwk w jedn i drug stron, szukajc drzwi Mbiusa. Caym wysikiem niedojrzaych jeszcze mini rozkoysa si, przetoczy przez otwarte niewidzialne wrota i znikn. Rce i paszcza wampira pochwyciy... powietrze. To by koniec Juliana Bodescu. Syn Harry'ego przywoa zmarych z pobliskiego cmentarza. Pokochali to dziecko, ktre czsto z nimi przyjacielsko rozmawiao, nawet na dugo przed narodzinami. Rwnie kochali jego ojca. Gdyby ktrykolwiek z Keoghw znalaz si w kopotach, zmarli nie potrzebowaliby zachty, eby

rozrusza zesztywniae koci i popieszy im z pomoc. Pochwycili wampira, odcili upiorn gow i szcztki ciaa spalili na popi. Harry, znw wolny, sta si mistrzem kontinuum Mbiusa. Wkrtce Keogh odkry, e jego syn nie tylko sam siebie wybawi z opresji, ale zabra z sob nieprzytomn matk. Wykorzysta metafizyczne moliwoci przestrzeni Mbiusa i przenis si w najbardziej bezpieczne miejsce na Ziemi - do siedziby INTESP w Londynie. Harry Senior zmuszony by zaj "skorup" po Alecu Kyle'u. Przy tej okazji zniszczy radzieckie centrum bada. Wydzia E w Zamku Bronnicy. Po takich dowiadczeniach z pewnoci

nalea mu si urlop. Czas na wypoczynek, zebranie si i uporzdkowanie skoplikowanych spraw rodzinnych. Kierownictwo INTESP jakby nie dostrzegao takiej potrzeby. Upojone ostatnimi sukcesami chciao, eby wszystkie fakty zostay opisane, naniesione na mapy i przeanalizowane dla peniejszego ich zrozumienia. Nekroskop by jedynym czowiekiem, ktry si we wszystkim doskonale orientowa. W cigu miesica speni te wymagania, obejmujc nawet funkcj dyrektora INTESP. W tym samym jednak czasie stao si jasne, ze z Brend jest co nie w porzdku. Zreszt po takich przeyciach atwo byo przewidzie jej nerwowe zaamanie. Niedawno zostaa

matk i nie zdya nawet doj do siebie po trudnym, zagraajcym jej yciu porodzie. Nawet lekarze wtpili, czy go zniesie. Trzeba doda, e od miesicy niepokoia si, nie moga bowiem poj wyjtkowych zdolnoci ma /dowiedziaa si, e jest nekroskopem/, a w dodajku okazao si, e jej syn posiada w sobie jeszcze potniejsz moc. Potem nowe oblicze jej ma, powrt w zupenie obcym ciele. W kocu ta koszmarna noc, kiedy staa twarz w twarz z monstrum, ktre nie cofnoby si przed niczym, eby zgadzi jej malekie dziecko. Trudno wyobrazi sobie stres, w jakim ya przez cay ten czas. A bya tylko prost

wiejsk dziewczyn. Nie znosia te Londynu, a nie moga wrci do Hartlepool. Jej stare mieszkanie zostao nawiedzone przez ducha zabitego tam wampira. Stopniowo jej kontakt z realnym wiatem bardzo si rozluni. Coraz czciej stawaa si pacjentk specjalistycznych klinik psychiatrycznych. A pewnego ranka ona i jej dziecko... - Odeszli - powiedzia na gos Harry. Nie byo ich nigdzie. Zastanawiam si, dlaczego mnie nawet nie ostrzegli, nie uprzedzili. Po prostu zabra... i koniec. Wiesz, e nigdy ze mn nie rozmawia? Nie odezwa si do mnie ani razu po tym wydarzeniu z Bo-descu! A wiem, e potrafiby. Widziaem to w jego

dziecicych oczach. Ale nigdy tego nie zrobi. - Wzruszy ramionami. - Moe on te mnie obwinia. Razem mnie za wszystko winili. Czy kto mgby, z drugiej strony, powiedzie, e nie mieli racji? Gdybym nie by tym, kim jestem... - Tak? - rozocia si jego matka. Nie znosia, kiedy Harry oskara siebie w ten sposb. - Gdyby nie by tym, kim jeste, to Borys Dragosani dalej yby w Rosji. Julian Bodescu po caym wiecie rozsiewaby, Bg jeden wie jakie, zo. A zmarli? Cay czas leeliby zapomniani i samotni. Chocia ich myli s nadal ywe. Wszystko to zmienie. Nie ma od tego odwrotu. Musia przyzna, e miaa racj.

Podnis kamyk i wrzuci go do rzeki. Jego odbicie zafalowao na wodnych krgach. - Wci jednak - powiedzia - chciabym wiedzie, dokd poszli. Chciabym si upewni, e z nimi wszystko w porzdku. Jeste pewna, mamo, e nic o nich nie syszaa? - Od zmarych? Nie ma wrd nas nikogo, kto nie pomgby, gdyby potrafi. Uwierz mi, gdyby Brend imay Harry umarli, pierwszy dowiedziaby si o tym. Gdziekolwiek s, yj na pewno. Moesz mi wierzy . - Tylko ja mgbym ich odnale. A nie trafiem nawet na ich lad! Kiedy zniknli, zwrciem si do ludzi z INTESP. Nie znaleli ich. Podsunli mi

jednak myl, e moe Brenda i dziecko nie yj. INTESP posiada teraz ludzi, ktrzy potrafi odszuka kadego. Odbieraj fale emitowane przez mzg z drugiego kraca wiata, a jednak i oni nie natrafili na ich lady. A przecie moc umysu maego Harry'ego znacznie przewysza moc mojego. Tymczasem twoi ludzie /mia na myli zmarych/ twierdz zdecydowanie, e oni yj. Wiem, e nie okamywalibycie mnie w ten sposb. Pytam wic: jeli nie ma ich wrd nieywych i nie ma ich na ziemi gdzie ja sam mgbym ich znale - to gdzie, u diaba, si podziali? Nie daje mi to spokoju. - Wiem, synu, wiem - wyszeptaa.

- Jeli nawet specjalici od postrzegania pozazmysowego s bezradni - cign, jakby jej nie usysza -jka j mog mie nadziej? Matka Harry'ego nie raz ju tego wysuchiwaa. Prawie pi lat powicia na poszukiwania, przez nastpne trzy opracowywaa hipotezy i sposoby odnalezienia jego bliskich. Bez rezultatu. Staraa si wspiera kady jego krok, ale jak do tej pory bdzi w gszczu rozczarowa i zawodw. - Teraz wracam do domu. Myl, e przydaby mi si dugi wypoczynek. Czasem chciabym mc przesta w ogle myle - powiedzia, otrzepujc spodnie z wilgotnej ziemi. - To prawda

- wyszepta - nie ma ju gdzie szuka i nie ma po co y. Nic nie ma adnego sensu... Ruszy przed siebie ze spuszczon gow, gdy nagle kto silnie przytrzyma go za ramiona. Z pocztku Harry nie pozna stojcego przed nim mczyzny. - Darcy Clarke? - Harry zawoa po chwili. - Nie byoby ciebie tutaj, gdyby czego ode mnie nie potrzebowa. Sdziem, e sprawa jest oczywista skoczyem z INTESP raz na zawsze. Clarke przyglda si uwanie jego twarzy. Twarzy, ktr zna doskonale jeszcze z czasw, kiedy naleaa do kogo innego. W jej rysach widzia teraz jakby wicej silnej woli, charakteru. Oczywicie, Alec Kyle nie by

czowiekiem o sabej osobowoci, ale Harry stopniowo wzbogaci jego oblicze o nowe wartoci. - Harry - odezwa si Clarke - czy dobrze usyszaem, jak powiedziae, e nic nie ma ju sensu? Naprawd tak uwaasz? - Od jak dawna mnie szpiegujesz? Harry spojrza na niego ostro. - Staem tu, pod cian - odpar. - Nie szpiegowaem ci, ale... nie chciaem ci przeszkadza, to wszystko. - Wskaza na rzek. -To tutaj spoczywa twoja matka? Harry poczu si teraz bezpieczny. Obejrza si i przytakn. Nie mia si czego obawia ze strony tego czowieka. - Tak. To z ni wanie rozmawiaem.

Clarke odruchowo rozejrza si wok. - Rozmawiae z...? - Potem znw spojrza na spokojn wod i rozluni si. - Oczywicie, omal nie zapomniaem. - Czyby? - zaczepnie odezwa si Harry. - Chcesz powiedzie, e nie ma to nic wsplnego ze spraw, w jakiej tu przyjechae? W porzdku, chodmy do mnie. Moemy porozmawia po drodze doda po chwili. Szli obok siebie, Clarke ukradkiem obserwowa nekroskopa. Rozkojarzenie, duchow nieobecno dawnego Harry'ego odzwierciedla jego wygld. Mia na sobie rozpit pod szyj koszul, szary, powycigany sweter, szare spodnie i zniszczone buty. Byo

wida, e nie dba o siebie zupenie. - Umrzesz z zimna - powiedzia Clarke z trosk w gosie. Zmusi si do umiechu. - Nikt ci nie powiedzia? Niedugo bdzie listopad... Maszerowali wzdu rzeki w stron wielkiego wiktoriaskiego domu, ledwo widocznego za kamiennym murem wok ogrodu. Dom ten nalea kiedy do matki Harry "ego, potem do jego ojczyma, a teraz, naturalnie, by jego wasnoci. - Pora roku nie jest dla mnie najwaniejsza - odpar w kocu. -Kiedy czuj, e robi si zimno, ubieram si cieplej. - Ale nie ma to wikszego znaczenia stwierdzi Garke. - Wszystko stracio

sens dla ciebie. To znaczy, e jeszcze ich nie znalaze! Przykro mi, Harry. Darcy Clarke zosta wybrany na stanowisko szefa INTESP po rezygnacji Harry'ego. Posiada niezwyke zdolnoci. Nie mg ulec adnemu wypadkowi. Nawet gdyby chodzi po polu minowym, nie staaby mu si najmniejsza krzywda. Jego natura zapewniaa mu absolutne bezpieczestwo, jak i to, e nic i nikt nie by w stanie nim zawadn. Oczywicie, tak jak kady czowiek, Darcy Clarke, kiedy musi umrze z powodu podeszego wieku. Wygld zewntrzny Clarke'a nie zdradza adnych specjalnych waciwoci czy talentw. "On jest prawdopodobnie

najdoskonalszym przykadem pospolitoci na wiecie" - pomyla Harry. redniego wzrostu, szatyn, lekko przygarbiony, z maym brzuszkiem, ale nie otyy, przecitny w kadym calu. - Zgadza si - po duszej chwili odpowiedzia Harry. - Nie znalazem ich. Czy dlatego tu przyjechae, Darcy? Chcesz mi wskaza jaki nowy kierunek? - Co w tym rodzaju - przytakn Clark. - Przynajmniej mam tak nadziej. Minli furtk w ogrodzeniu, za ktrym znajdowa si ponury, zapuszczony ogrd. Krzaki pozarastay wszystkie cieki, tak e dwaj mczyni ledwo miecili si jeden obok drugiego. Z

trudem przedarli si przez gszcz na utwardzony taras, na ktry wychodziy szklane drzwi pracowni Harry'ego. Pokj wyglda na zaniedbany, brudny i duszny. - Wejd z wasnej woli, Darcy powiedzia Harry. Clarke rzuci mu ostre spojrzenie, ale wiedzia, e nic mu nie grozi. - artowaem. - Nekroskop blado si umiechn. - Gust, tak jak pogldy, zmienia si w zalenoci od punktu widzenia. Clarke wszed do rodka. - Nie wydaje ci si - odezwa si Keogh, podajc za nim i dokadnie zamykajc za sob drzwi, ze ten dom pasuje do mnie? Wskaza Clarke'owi wiklinowy fotel, a

sam usiad za cik dbow aw, poczernia ze staroci. Mczyzna rozejrza si po pokoju. Ponuro wntrza bya nienaturalna. Zaprojektowano w nim wiele okien, ale Harry pozaciga na nich wszystkie story, i wiato dostawao si tu jedynie przez szklane drzwi. - Troch tu pogrzebowo, nie sdzisz? Clarke nie mg powstrzyma si od komentarza. Harry zgodzi si z tym, potakujc gow. - To by pokj mojego ojczyma powiedzia. - Szukszina- drania i mordercy! Wiesz, e prbowa i mnie zabi? By obserwatorem, ale rni si

od pozostaych swym fachem. Nie tylko wszy za tymi z nadzwyczajn percepcj, on ich nienawidzi! Wolaby nawet ich nie odnajdywa. Kiedy tylko wyczu ktrego z nich, skra zaczynaa go parzy, wpada w prawdziw furi. Jego szalestwo doprowadzio go do zamordowania mojej matki. - Wiem o tobie wszystko. Jeli tak ci to drczy, dlaczego wci tu mieszkasz i rozmylasz o rzece, o ojcu... - Tak, jest w rzece. Tam, gdzie prbowa mnie utopi! Ale starzec nie obchodzi mnie ani troch. Tam pozostaa rwnie moja matka, nie pamitasz? Mam niewielu wrogw midzy zmarymi, reszta to moi przyjaciele. Dobrzy przyjaciele. Nie stawiaj

adnych wymaga. - Harry umilk na chwil, zaczerpn powietrza. - W kadym razie - mwi dalej wanie dziki Szukszinowi wstpiem do INTESP. Gdyby nie on, prawdopodobnie nie rozmawialibymy sob teraz. Mgbym gdzie tam, wysoko, pisa historie o zmarych. Darcy czu si niezrcznie, suchajc tych przygnbiajcych wynurze. - Nie piszesz ju? - zapyta. - Nie, nie pisz. Niczym si waciwie nie zajmuj. - Nie kocham jej. - Nekroskop nieoczekiwanie zmieni temat. - Sucham? - Brendy. - Harry wzruszy ramionami. -

By moe, kocham tego maego chopaczka, ale nie jego matk. Widzisz, pamitam dokadnie, jak to byo, kiedy naprawd jej pragnem - oczywicie, myl to samo - ale moje ciao jest zbudowane inaczej. To nie mogo duej trwa, Brenda i ja. Nie, to mnie mczy. Wykacza mnie wiadomo, e gdzie cay czas yj, a ja nie mog do nich dotrze. Szczeglnie do niego. Przez pewien czas byem czci tego maego faceta! To ja nauczyem go wiele z tego, co teraz potrafi. Jednoczenie zdaj sobie spraw, e gdyby nie odeszli i tak nie bylibymy z Brenda razem ju od dawna. Nawet, gdyby zupenie wyzdrowiaa. I czasem sobie myl, e moe jednak dobrze si stao, e odeszli,

nie tylko przez wzgld na ni, ale przede wszystkim dla jego dobra. Wszystko to wypyno z Harry'ego nieprzerwanym potokiem sw. Clarke to ciebie, by zadowolony. By moe run mur odgradzajcy Harry'ego od wiata ywych. - Nawet nie wiedzc, gdzie teraz jest, mylisz, e tak jest dla niego lepiej? Nie rozumiem ci - powiedzia szef INTESP. - Jakie ycie czekaoby go w subie specjalnej? Jak mylisz, co by teraz robi Harry Keogh Junior, nekroskop i badacz przestrzeni Mbiusa! - Naprawd w to wierzysz? - zapyta Clarke spokojnym gosem.

- Co ty sobie o nas mylisz? Robiby to, na co miaby ochot -odpar. - To nie Zwizek Radziecki, Harry. Nikt nie zmuszaby go do niczego. Czy ty czue si kiedykolwiek przez nas zniewolony? Grozilimy ci, szantaowalimy? Nie ulega wtpliwoci e bye najcenniejszym nabytkiem naszej organizacji, ale kiedy osiem lat temu powiedziae: dosy... czy prbowalimy zatrzyma ci? Prosilimy ci, eby zosta, to wszystko. Nikt nie wywiera adnej presji. - Ale wzrastaby u waszego boku. Harry przemyla ju dawno ten problem. - Byby naznaczony,

napitnowany. Moe zorientowa si, co go czeka i po prostu zawczasu wybra wolno, co? Clarke otrzsn si z tych do niczego nie prowadzcych spekulacji. Zrealizowa ju cz swojego planu: sprowokowa Harry'e-go Keogha do zwierzenia si z nurtujcych go trosk. Teraz musia naprowadzi rozmow na inny, rwnie wany temat. - Harry - powiedzia z zastanowieniem. - Przestalimy szuka Brendy i dziecka sze lat temu. Gdybymy nie czuli si zobowizani w stosunku do ciebie, zrobilibymy to jeszcze wczeniej. Naprawd wierzylimy, e nie yj, w przeciwnym bowiem razie znalelibymy ich prdzej czy pniej.

Ale za dugo to trwao. Dzi sytuacja zupenie si zmienia... Sowa Clarke'a powoli dotary do Harry'ego. Krew napyna mu do gowy. Ciko przechyli si przez aw. - Znalelicie... jaki lad? - zapyta, szeroko otwierajc usta. Clarke uspokajajco, podnis rce i lekko wzruszy ramionami. - By moe, natknlimy si na zwizan z tym spraw - powiedzia - ale nie mog ci o tym zapewni! Widzisz, sami nie potrafimy tego sprawdzi! Tylko ty moesz to zrobi. Oczy Harry'ego zwziy si. Wsta, wyszed zza awy i zacz nerwowo chodzi po pracowni. W kocu stan

przed Clarke'em. - Opowiedz mi o tym, ale niczego nie obiecuj - wyszepta.

ROZDZIA SIDMY W PRZESTRZENI MBIUSA Darcy Clarke dotar w opowieci do chwili, kiedy to nad Zatok Hudsona zostaa zestrzelona "kometa". Nie wyjani jednak prawdziwej natury tego obiektu. - No tak, wszystko to bardzo interesujce - przerwa mu Harry - ale nie usyszaem dotd nic, co mogoby dotyczy Brendy i maego Harry'ego. - Nie denerwuj si - odpar Clarke. - To

nie jest sprawa, ktr mona by przedstawi tylko czciowo albo w najbardziej interesujcych ciebie bezporednio fragmentach. Jeli zdecydujesz si nam pomc i tak musisz pozna cao. To wszystko jest bardzo skomplikowane, ale zaraz zrozumiesz, dlaczego fatygowaem ciebie. - W porzdku. - Harry skin gow. Ale chodmy teraz do kuchni. Napijesz si kawy? Obawiam si, e znajd tylko nesk, nie mam cierpliwoci do zabawy z prawdziw. - Z przyjemnoci - powiedzia Clarke. I nie martw si t nesk. Wszystko jest lepsze od tego wistwa z automatw u nas w Centrali!

Szed za Harrym ciemnymi korytarzami domostwa i umiecha si pod nosem. Pomimo caego zniecierpliwienia nekroskopa wiedzia, e ta historia wcigna go. W kuchni poczeka, a Harry przygotuje kaw i usiedli za duym drewnianym stoem. - Tak jak mwiem, bya potyczka nad Zatok Hudsona - Clarke podj opowie. - Poczekaj - znw wtrci Harry. Wiem, e chciaby przedstawi mi wszystko na swj wasny sposb. Czego mi tu jednak brakuje. Na przykad: co sprawio, e zwrcilicie uwag na Per-chorsk?

- Waciwie by to przypadek odpowiedzia Clarke. - Cigle jestemy "cichym partnerem", jeli chodzi o suby bezpieczestwa kraju i w zasadzie nam to odpowiada. Oczywicie wie si to z pewnymi problemami finansowymi i z zaopatrzeniem w sprzt, ale dajemy sobie jako z tym rad. Od wydarzenia z Bodescu przez jaki czas panowa spokj. Najczciej korzystaa z naszych usug policja. Odnajdywalimy skradzione zoto, dziea sztuki i nielegalne skady broni. Cay czas jestemy jednak niedoceniani. Co prawda, sami niewiele mwimy o naszych moliwociach, ale i nam si o wielu sprawach, niestety, nie mwi.

Nawet tym, ktrzy o nas wiedz, trudno sobie wyobrazi wspprac skomputeryzowanej techniki ze zjawiskami ponad-naturalnymi. Tym bardziej, e nie jestemy tak niezawodni jak telefon. - Czyby? - zapyta Harry. - Sprawy komplikuj si, jeli druga strona wie, e jestemy akurat na Unii. - No to jak w kocu wyglda ten przypadek z Perchorskiem? - Dowiedzielimy si o nim tylko tyle, e nasi "towarzysze" w Perchorsku bardzo tego nie chcieli. Pamitasz Kena Layarda? - Tego obserwatora? Jasne, e tak odpowiedzia Harry. - To byo bardzo proste. Ken

rozpracowa wzrost aktywnoci oddziaw wojskowych na Uralu i... natrafi na wyrany opr. Radzieccy fachowcy z Wydziau E otoczyli ten obszar metafizyczn mg. Na twarzy Harry'ego zaznaczy si wyrany wzrost zainteresowania, w jego oczach zabyso co w rodzaju podziwu. "To znaczy, e "przyjaciele" z Rosji podwignli si z klski po rozprawie z centrum w Zamku Bronnicy" - pomyla. - Sowiecki Wydzia E znw w tym biznesie? - chcia si upewni. - Oczywicie - powiedzia Clarke. Och, wiemy o nich ju od duszego czasu. Ale po tym, co im zrobie, nie wrcili do dawnej formy. Znacz

jeszcze mniej u siebie, ni my u nas! Maj teraz dwa orodki: jeden w Moskwie, w ssiedztwie laboratoriw biologicznych, a drugi w miejscowoci Mogocha w pobliu granicy z Chinami. Ten ostatni gwnie po to, by kontrolowa "te zagroenie". - Ten w Perchorsku rwnie przypomnia mu Harry. - Niewielka komrka - odpar Clarke wycznie do ochrony tego obszaru przed nasz penetracj! Tak to w kadym razie widzimy. Tylko dlaczego zajmuje to tak wysok pozycj na ich licie miejsc szczeglnie wanych dla sub bezpieczestwa. Po wypadku z "komet" postanowilimy si temu przyjrze.

Dowiedzielimy si, e suby tajne zamierzaj wysa tam jednego ze swoich agentw - niejakiego Michaela J. Simmonsa. Zdecydowalimy si, hm, skorzysta z tej okazji. Nie chcielimy przy tym, eby on sam cokolwiek o tym wiedzia! - Clarke wydawa si by zaskoczony wyrazem zdumienia na twarzy Harryego. - Wyobraasz sobie, e nawizalibymy z nim obustronny kontakt w sytuacji, gdy wok Perchorska roztaczaa si gsta sie zastawiona przez radzieckich esperw? Wpadlimy w ni w mgnieniu oka. W dodatku, poniewa Simmons nie by niczego wiadomy, zdecydowalimy nie zawiadamia o niczym take jego

zwierzchnikw. Mwic krtko, nie mona zdradzi niczego, czego si nie wie, rozumiesz? - Nie, oczywicie, e nie mona! - Harry parskn miechem. I tak by nam nie uwierzyli. - Clarke wzruszy ramionami. - S bardzo przyzwyczajeni do swoich metod zbierania informacji. Poyczylimy sobie co, co Simmons zawsze przy sobie nosi i po krtkim czasie zwrcilimy mu to. By to zoty krzyyk, z ktrym na og si nie rozstaje. Tym razem by przekonany, e przez roztargnienie pooy go w innym miejscu. Sami pomoglimy mu znale ow zgub. Przez kilka godzin zajmowa si nim nasz nowy nabytek, David

Chung. - Chiczyk? - Brwi Harry'ego znw uniosy si w zdumieniu. - Z pochodzenia. Jednak urodzi si i wychowa w Londynie. Jest obserwatorem i cznikiem, cholernie dobrym w tym, co robi. Dosta wic krzyyk Simmonsa i nawiza z nim "wi sympatii". Od tej pory w kadej chwili mg si dowiedzie, gdzie ten si znajduje, a nawet by w stanie widzie za jego porednictwem. Wiesz, na zasadzie krysztaowej kuli. I to dziaao, w kadym razie do pewnej chwili. - Tak? - Harry po raz kolejny oywi si. Nigdy nie ceni zbytnio ponadzmysowej

percepcji. Bya to nawet jedna z przyczyn jego odejcia z INTESP. W gbi duszy uwaa, e ten, kto w ten sposb wykorzystuje swj nadzwyczajny talent, robi to z wrodzonego, chorobliwego wcibstwa. Z drugiej strony wiedzia, ze lepiej pracowa przy jego uyciu dla dobra caego spoeczestwa ni przeciwko niemu. Zmarli nie traktowali go jak zagldajcego przez dziurk od klucza ciekawskiego - byli jego przyjacimi i ufali mu. - Potem - kontynuowa Clarke przekonalimy szefw Simmonsa, e nie powinien on mie przy sobie kapsuki "D". - Czego? - Zmarszczy nos Harry. - To

brzmi jak nazwa rodka antykoncepcyjnego! - Ach, wybacz! - powiedzia Clarke. Nie byo ci z nami na tyle dugo, e pewne rzeczy bd zupen nowoci. Kapsuka "D" pozwala szybko zapomnie o wszystkich kopotach. Mona si przecie znale w sytuacji, e wolaoby si nie y. W czasie tortur, majc wiadomo, e jedna nieostrona odpowied moe narazi na niebezpieczestwo wielu przyjaci. Misja Simmonsa niosa w sobie takie zagroenie. A jak wiesz, sporo naszych wypenia swoje zadania w Rosji. Simmons mia si z nimi skontaktowa. W kadym razie, kapsu umieszcza si

w zbie. Wystarczy lekko nacisn, mocniej zgry, eby uwolni jej zawarto, a wtedy... - Clarke zorientowa si, e zbytnio odbiega od meritum. - Jak ju powiedziaem, przekonalimy jego szefw, eby kapsua "D" bya faszywa. Miaaby zawiera jak zoon, ale nieszkodliw substancj. W najgorszym przypadku mg po jej zayciu straci przytomno. - To, po co w ogle mia j zabra? Harry nie bardzo rozumia Clarke'a. - Nie wiedziaby, e jest bezuyteczna. Miaa mu tylko przypomina, e musi na siebie uwaa. - Boe, wasza pomysowo nie zna granic! - Keogh by wyranie zgorszony.

- Nie usyszae jeszcze najgorszego. Powiedzielimy im, e nasi przepowiadacze gwarantuj powodzenie caej akcji, ale... - Tak? - Oczy Harry'ego zwziy si gwatownie. - No c. Tak naprawd nie dawalimy Simmonsowi adnych szans. Wiedzielimy, e zostanie schwytany! Harry zerwa si ze swego miejsca i z caej siy uderzy pici w st. - W takim razie do drastwo, e pozwolilicie im go wysa! -krzykn. Mia wpa i sypa innych, ktrzy mu pomagali, eby ratowa wasn skr? Co si stao z INTESP w cigu omiu lat? Jestem pewien, e sir Keenan

Cormley nigdy by nie pozwoli na co takiego! - Och, pozwoliby, Harry - powiedzia Darcy. - W tym przypadku nie miaby nic przeciwko temu. To wszystko nie jest a tak brudne, jak ci si na razie wydaje. Zrozum, Chung jest tak dobry, e w momencie, kiedy Simmonsa rzeczywicie zapali, od razu o tym wiedzielimy. Zawiadomilimy suby tajne, eby mogli ostrzec wszystkich, ktrzy si z nim kontaktowali. Zdyli oni z powodzeniem zatrze za sob wszystkie lady. - Rozumiem. Wpadlicie w d, ktry sami wykopalicie. I teraz ja mam was z niego wycign. Jeli tak, niech reszta tego, co masz mi do powiedzenia,

bdzie znacznie przyjemniejsza, bo... cay ten baagan zaczyna gra mi na nerwach! W porzdku, podsumujmy. Wiedzielicie, e Simmons zostanie zapany, a mimo to zaopatrzylicie go w faszyw kapsuk "D" i wyprawilicie go w t beznadziejn misj. Poza tym... - Poczekaj - przerwa mu Clarke. Cigle nie rozumiesz. Jego misja polegaa na tym, e mia zosta schwytany! - To niczego nie tumaczy - powiedzia Keogh po krtkim namyle. - Zgaduj, e poprzez niego Chung mia zorientowa si w tajemnicach Projektu Perchorsk. Ale... nie wpadlicie na to, e Sowieci was rozszyfruj?

- Chyba masz racj - zgodzi si Clarke. - Gdyby Chung wykorzysta swj talent, z pewnoci by to odkryli. W rzeczywistoci jestemy przekonani, e tak si stao. Tylko mielimy nadziej, i uda nam si do tej pory pozna tajemnic Projektu, a przede wszystkim dowiedzie si, co Sowieci tam produkuj, a waciwie - hoduj! - Hoduj? - zapyta Harry znacznie spokojniejszym tonem. - Co, u diaba, prbujesz mi wmwi, Darcy? - Ta rzecz zestrzelona nad Zatok Hudsona - wolno i wyranie odpowiedzia mu Clarke - pochodzia z pieka, Harry. Zgadujesz, co mam na myli?

- Lepiej sam mi to powiedz - odpar Keogfa zachrypnitym gosem. - Dobrze. - Carke wsta i opar si o st. - Pamitasz Juliana Bodescu? Wyobra sobie co znacznie potwomiejszego i potniejszego. Amerykanie zestrzelili owego najobrzydliwszego i najbardziej krwioerczego wampira, jaki moe przyni si w koszmarnych snach. W dodatku pochodzi z Perchorska! Chyba ju rozumiesz, dlaczego tak ci potrzebujemy. - Jeli to art, to o wiele za mao, eby... - To nie s arty, Harry - przerwa mu Carke. - W Centrali mamy film nakrcony przez AWACS, zanim

myliwce pokonay potwora. Jeli to nie by wampir albo co w tym rodzaju, to wybraem zy zawd. Ale ci, ktrzy przeyli potyczk z Bodescu w jego domu, s pewni tego, co mwi: rzecz utrwalona na filmie w kadym calu przypominaa potwora znalezionego w Devon. A to oznacza tylko jedno. - Mylicie, e Rosjanie eksperymentuj w ten sposb z now broni biologiczn? - Nekroskop wyranie wtpi w wiarygodno tych podejrze. - Czy nie dokadnie to samo mia w umyle ten lunatyk, Gerenko, zanim... si z nim rozprawie? - Carke by uparty. - To nie ja zabiem Gerenk. Zrobi to za mnie Ferenczy. Harry opuci gow, splt za sob rce

i wolno skierowa si z powrotem w stron studia. Carke pody za nim, starajc si ukry sw niecierpliwo. Czas pyn, a on potrzebowa natychmiastowej pomocy nekroskopa. Byo wczesne popoudnie i promienie jesiennego soca wpaday do wntrza pokoju, bezlitonie ujawniajc grub warstw kurzu na wszystkich sprztach. Wydawao si, e Harry zauway go po raz pierwszy. Przejecha palcem po zakurzonej pce. - Tak naprawd nie ma wic adnej sprawy zwizanej z Brend i moim synem. Chciae tylko, ebym ci wysucha do koca? -powiedzia Keogh, patrzc w oczy Clarke'owi.

- Harry, jeste jedynym czowiekiem na wiecie, ktrego nigdy bym nie okama! Dlatego, e znienawidziby mnie za to. Naprawd jeste nam potrzebny. Widzisz, pamitam dokadnie co powiedziae, kiedy osiem lat temu od nas odszede: "Nie ma ich wrd zmarych i nie ma ich nigdzie na wiecie - wic gdzie s?" Uwaaj teraz - wydaje si, e mamy do czynienia z tak sam zagadk. - Kto znikn? W ten sam sposb? Harry zmarszczy podejrzliwie brwi. Masz na myli Simmonsa? - Dokadnie tak, Jazz Simmons znikn. W ten sam sposb. Zapali go niecay miesic temu i zabrali do Perchorska.

Kontakt z nim by bardzo trudny, prawie niemoliwy. David Chung twierdzi, e byo tak, poniewa: po pierwsze, Projekt ley w wwozie i nie atwo mu byo si przebi przez skalne masywy; po drugie, przykrywa go gruba warstwa oowiu; po trzecie, radzieccy emitorzy kontrafal blokowali jego wysiki. Czasami Chung potrafi tam zajrze, ale uzyskane przez niego obrazy nie s przekonywajce. - Mw dalej - powiedzia Harry zachcajcym tonem. - No c, to nie takie proste. Musisz pamita, e nawet Chung nie potrafi tego wyjani, a ja tylko za nim powtarzam. Zobaczy co w szklanym naczyniu. Twierdzi, e nie moe tego

dokadnie opisa, bo to cigle si zmieniao. Nie, o nic mnie nie pytaj. Szybko podnis rce w obronnym gecie. - Osobicie nie mam na ten temat zdania. Poza tym Chung wyczu tam jaki strach, jakby cay kompleks ogarnity by paraliujcym przeraeniem. Wszyscy panicznie si czego bali. Tak byo jeszcze nie dalej ni trzy dni temu. Potem za... -Tak? - Kontakt si urwa. Dosownie nic z niego nie zostao. Krzyyk Simmonsa, a przypuszczalnie i sam Simmons, po prostu znikn. - Moe nie yje? - Nie, myl, e twoja sprawa jest

podobna. Chung twierdzi, e krzyyk wci istnieje. Nie zosta w aden sposb zniszczony i Simmons prawdopodobnie cay czas go nosi. Ale nie ma pojcia, co si z nim stao. Zaczyna wtpi w swj talent. To go zoci. Czuje si dokadnie tak, jak ty przed kilku laty. Sam obwinia si o nieudolno. - Potrafi go zrozumie! - Harry skin gow. - A David Chung wie, gdzie krzyyka nie ma na pewno - powiedzia Clarke. - Nie ma go na Ziemi! Na twarzy Harry'ego pojawi si wyraz penej koncentracji. Odwrci si plecami do Cl ark'a i wyjrza przez okno.

- Oczywicie - powiedzia - mog w krtkim czasie dowiedzie si, czy Simmons yje, czy te nie. Mog si zwrci o pomoc do zmarych. Zapytam po prostu, czy Anglik, Michael Jazz Simmons przyczy si do nich ostatnio. Nie dlatego, ebym nie wierzy w moliwoci Chunga, ale wolabym by absolutnie pewien, e si nie myli. - No to zapytaj swoich przyjaci odrzek Clarke. Harry spojrza na niego i dziwnie si umiechn. Jego oczy byszczay szczegln jasnoci. - Ju to zrobiem. Odezw si, jeli bd znali odpowied. Trwao to p godziny. Harry siedzia w tym czasie gboko zamylony, a Clarke

spacerowa nerwowo po pokoju. wiato soneczne powoli blado, a zegar monotonnie tyka w ciemnym rogu. - Nie ma go wrd zmarych! - Sowa Harry'ego zabrzmiay jak westchnienie. Clarke milcza. Wstrzyma oddech i skupi si, eby podsucha rozmow Harry'ego z gosami zza grobw, ale w pokoju panowaa absolutna cisza. Mimo to, nie mia adnych wtpliwoci, e ta wiadomo naprawd nadesza. Czeka. - C - powiedzia po chwili Harry wyglda na to, e znowu mnie zatrudnie. - Znowu? - zapyta Clarke. - No, tak! Ostatni raz po to samo przyjecha sir Keenan Cormley. Moe powiniene potraktowa to jako

ostrzeenie! Darcy wiedzia, co Harry mia na myli. Cormley zosta "wypatroszony" przez rosyjskiego nekromant - Borysa Dragosaniego. - Nie - Clarke zdecydowanie zaprzeczy. - To mi naprawd nie grozi. Mj talent samoochrony albo moje tchrzostwo, jak wolisz, sprawia, e gdy znajduj si w pobliu niebezpieczestwa, nogi same nios mnie tam, gdzie jest bezpiecznie! W kadym razie podejmuj ryzyko. - Na pewno? - Co kryo si za tym pytaniem. - O czym mwisz? - Zostawiem u was swoje drobiazgi powiedzia Harry. - Ubrania, przybory

do golenia. S tam jeszcze? - Niczego nie ruszano w twoim pokoju. Cay czas wierzylimy, e wrcisz. - W takim razie jestem gotw do drogi. Zamkn dokadnie drzwi na taras. - Mam dwa bilety na pocig z Edynburga do Londynu. Tutaj przyjechaem takswk, musimy wic... - powiedzia Clarke. Harry nie rusza si i umiecha si dwuznacznie. - Co nie tak? - zapyta Clarke. - Powiedziae, e zaryzykujesz przypomnia mu Harry. - Tak, ale... o jakim ryzyku teraz rozmawiamy? - Ju od duszego czasu nie podrowaem samochodem, statkiem czy pocigiem. To strata czasu.

Najmniejsz odlego midzy dwoma punktami wyznacza rwnanie Mbiusa! - Zaraz, poczekaj, Harry, ja... - Clarke wytrzeszczy oczy. - Przybywajc tutaj, wiedziae, e po wysuchaniu twojej historii nie bd w stanie ci odmwi. Ty i twoje suby specjalne nie macie si czego ba. Odtd kopoty bdzie mia ju tylko Harry Keogh. Wiem, e nie raz i nie dwa poauj swojej decyzji. To ja podejmuj to ryzyko. Ale ufam tobie, swojemu szczciu i talentom. A ty? Gdzie twoja wiara, Darcy? - Chcesz zabra mnie do Londynu... twoim sposobem? - Tak, wstg Mbiusa.

- To tak jak zmusza przestraszone dziecko do zrobienia semki. Przekupywanie go czym, czego nie moe sobie odmwi. Clarke skrzywi si. Przestrze Mbiusa fascynowaa go, ale i przeraaa. - Wiesz, do tej pory nie miaem do czynienia z tego rodzaju sztuczkami. Czy to bezpieczne? - zapyta z niepokojem. - Gdyby nie byo, twj talent powiedziaby ci o tym. Jak na czowieka, ktry tak potrafi si przed wszystkim sam ochroni., masz bardzo mao wiary w siebie. - Tak, to paradoks - przyzna Clarke. Prawda jest taka, e cigle wyczam prd w caym domu zanim zmieni

arwk! Dobra, wygrae. Ale... znasz drog do Centrali. Jeste pewien, e jeszcze to potrafisz? Widzisz... - To jak z jazd na rowerze. - Harry wyszczerzy zby. - Albo z pywaniem. Raz si nauczysz i na cae ycie zapamitasz. Miaem najlepszego nauczyciela - samego Mbiusa - a i tak opanowanie tej sztuki zajo mi mnstwo czasu. Wytumacz ci wic w skrcie: drzwi Mbiusa znajduj si wszdzie, trzeba je tylko wywoa. Ja znam rwnania, ktre s do tego potrzebne. - Zataczymy? - powiedzia Harry. - Sucham? - Clarke rozejrza si, jakby w poszukiwaniu drogi ratunku. - We moj rk. Tak, dobrze. Teraz

obejmij mnie w pasie. Widzisz, jakie to proste? Rozpoczli walca. Clarke drobi maymi kroczkami. Harry pozwoli mu prowadzi, a sam wyczarowywa w wyobrani symbole Mbiusa. - Raz, dwa - trzy, raz, dwa - trzy... wywoa drzwi. - Czy pan czsto tu bywa? - Wydawao si, e po raz pierwszy od dawna Harry by bardzo bliski dobrego humoru. Clarke postanowi podtrzyma ten nastrj. - Tylko wtedy, gdy mam z kim - zacz odpowiada, kiedy nagle tanecznym krokiem przestpili niezauwaalne wrota. Za metafizycznymi drzwiami Mbiusa

panowaa ciemno. Pierwotna Ciemno, z ktrej wywodzi si Wszechwiat To bya sfera absolutnej nicoci. adna rwnolega egzystencja, bo tam nic nie istniao. Z tego miejsca mogo pa sakramentalne: "Niech stanie si wiato!". Z tej metafizycznej pustki mg dopiero powsta Kosmos. Przestrze Mbiusa bya doskona prni. Clarke poczu si wytrcony z rwnowagi. Ogarny go nieznane dotd emocje, zawsze towarzyszce nowym dowiadczeniom. Czu si inaczej ni Harry za pierwszym razem. Nekroskop rozumia zasad, ktrej si poddaje, potrafi j sobie wyobrazi. Clarke zosta tu wyrzucony, jak kiepski pywak

na gbok wod. Nie byo tam ani powietrza, ani czasu. Nie musieli wic oddycha. A poniewa czas nie istnia, nie istniay rwnie odlegoci. To znaczy, e nie mona tam byo odnale dwch podstawowych wymiarw Wszechwiata. Clarke wiedzia, e rka Harry'ego bya jedynym ogniwem czcym go ze wiadomoci, Istnieniem i Czowieczestwem. Nie mg zobaczy Keogha, bo nie pojawio si wiato, ale czu ucisk jego rki. Jego nadzwyczajne waciwoci pozwoliy mu jednak chocia w czci zrozumie natur tego miejsca. Wiedzia, e byo realne, bo Harry

korzysta z niego i on sam si w nim teraz znajdowa. Nie musia si ba, poniewa jego talent nie wyczu zagroenia. Przestrze moga isnie wszdzie i nigdzie, by rdzeniem lub obrzeami, wntrzem i zewntrzem. Mona byo std dotrze dokdkolwiek, jeli si znao drog, albo donikd. Zgubi si, znaczy pozosta tu na zawsze. Tylko kto taki, jak Harry Keogh mg si porusza swobodnie. Byo to jednak zadziwiajce, poniewa by on przecie tylko czowiekiem. Clarke znw pomyla o Bogu, ktry moc swojej woli stworzy z prni wiat. "Harry, nie powinnimy wkracza tutaj. To nie nasza przestrze... " pomyla.

Jego nie wypowiedziane sowa zabrzmiay jak gong, oguszajco, haaliwie. - Uspokj si. Tutaj nie trzeba krzycze - odezwa si Harry wewntrznym gosem. - Jestemy tu intruzami - upiera si Clarke. - Harry! Zaczynam naprawd si ba! Na mio bosk, nie zostawiaj mnie tutaj! - Oczywicie, e nie. - Usysza spokojn odpowied. - / nie musisz si niczego obawia. Doskonale rozumiem ci. Nie czujesz magii tego miejsca? Nie ogarnia ci adne wzruszenie? Clarke uspokaja si. Jego minie rozluniy si i poczu nie-wysowion

ulg. Uwierzy nawet w oddziaywujce na niego niematerialne siy. - Czuj... e co mnie wciga powiedzia. - Nie wciga, a pcha - poprawi go Harry. - Przestrze Mbiusa nie chce nas tutaj. Jestemy jak py w jej metafizycznym oku. Sama by nas std wypchna, gdybymy byli tutaj zbyt dugo. Skoczyoby si to dla nas tragicznie, poniewa znajduj si tu drzwi, ktre oznaczaj mier. Przestrze mogaby nas wchon, podporzdkowa sobie! Dawno temu odkryem, e albo ty panujesz nad kontinuum Mbiusa, albo ono opanowuje ciebie! Wyjanienia Harry'ego nie poprawiy

samopoczucia Clarke'a. - Jak dugo ju tu jestemy, do licha? I jak dugo tu zostaniemy? - Minut lub mil - odpar Harry. - To odpowied na oba twoje pytania! Rok wietlny lub sekund. Przykro mi, ale to nie potrwa ju dugo. Tradycyjne pojcia trac tu swe znaczenie. Kontinuum, to DNA dla przestrzeni i czasu. Miaem kilka lat, eby si nad tym zastanowi, a znalazem wyjanienie jedynie niewielkiej czci napotkanych tu problemw. Chciabym ci teraz co pokaza. - Czekaj! - powiedzia Clarke. - Czy telepatia ma z tym co wsplnego? - Niezupenie - odpar Harry. - Nawet

najlepsi telepaci nie dorastaj do tego poziomu. W kontinuum Mbiusa myli maj sw mas i ciar. Dlatego s tu fizycznymi przedmiotami w niematerialnym otoczeniu. Moesz to przyrwna do maego meteorytu, ktry przebija powok statku kosmicznego! Formuujesz tu myl - a ona wdruje we Wszechwiecie. Tak samo tutaj: nasze myli pozostan tu nawet po naszym odejciu. By moe niektrzy telepaci potrafi przebi si tutaj swoimi umysami i wyapywa takie pozostaoci, ale robi to niewiadomie. Nie rozumiej do koca istoty tego zagadnienia. Zastanawiam si, co w takim razie z prognostykami? Jasnowidzcy przecie nie mogliby tu

niczego "zobaczy". - Czy ty potrafisz odczytywa przyszo? - zapyta Clarke. - Co w tym rodzaju - odpowiedzia Harry. - Tak naprawd mog tam po prostu pj! Kiedy byem bezpostaciowy, kilka razy odwiedziem przeszo i przyszo, cigle mog tam podrowa, dopki nale do kontinuum Mbiusa. I tam wanie chciaem zaprowadzi ciebie. - Harry, nie wiem, czy jestem na to przygotowany. - Nie wejdziemy tam. Tylko zajrzymy, to wszystko. - Nekroskop uspokoi go i zanim Clarke zdy co doda, otworzy drzwi czasu przyszego.

Clarke sta w ich progu sparaliowany strachem i niepewnoci. Ujrza pltanin milionw - nie, miliardw linii jasnego, bkitnego wiata. Wypaday gdzie spoza niego w czarn, bezdenn otcha. Jak deszcz meteorw, oszaamiajcy w swym blasku. W dodatku ich lady nie giny, lecz trwale odbijay si na ciemnym tle. Odbijay si w czasie. Zza plecw Harry'ego wystrzela podobny strumie. Wychodzi z tego, co ju mino i rysowa nieodwracalne pitno przyszych wydarze. - Co to takiego? - Pytanie Clarke'a zabrzmiao jak szept, nawet w metafizycznych uszach przestrzeni

Mbiusa. Harry rwnie by poruszony przedziwnym obrazem. -Nici istnienia Czowieczestwa odpar. - To wanie ludzko, a te dwa woski - twj i mj - to tylko najmniejsze z jego czstek. Mj nalea kiedy do Aleca Kyle'a i prawie zosta zerwany. Teraz jednak sta si nie koczc si lini ycia. Clarke poczu nagle, e ju na pewno nie musi si niczego obawia. - Moesz przekroczy ten prg i, jak po nitce do kbka, wdrowa do samego koca swego ycia. Ja tak zrobiem, ale zawrciem w poowie drogi. Jest co, czego wol jeszcze nie wiedzie. Chc wierzy, e w ogle nie ma kresu, e Czowiek moe i swym

przeznaczeniem zawsze, jeli tylko ma tak wol. Harry zamkn te drzwi i otworzy inne. Tym razem nie musia ju nic mwi. Te z kolei prowadziy w przeszo, do samego pocztku ycia na Ziemi. Rozwietlay j takie same niebieskie smugi, ale tym razem saby i kurczyy si. W chwil pniej Darcy Clarke i Harry Keogh stanli przed kolejnymi drzwiami przestrzeni Mbiusa.

ROZDZIA SMY PRZEZ BRAM Czwarte, ostatnie drzwi prowadzce z

nicoci magicznego kontinuum Mbiusa otwary si. - Harry? - wyszepta Darcy, czujc, e wci dry po niesamowitej podry. Harry? - powtrzy. -I teraz znw usysza swj gos, a nie tylko jego echo w mylach. Zobaczy te, e stoj razem w biurze INTESP w Londynie. Prawdziwa, fizyczna rzeczywisto przygniota nie przygotowanego na ni Clarke'a. Niespodziewanie zacz znw odbiera wraenia naturalnymi, ludzkimi zmysami. Przekona si, e najbardziej zatskni do dwikw i odgosw normalnego wiata. Wikszo personelu biura skoczya ju prac. Pozostaa tylko garstka pracownikw, oficer dyurny i, rzecz jasna, suby

wartownicze. Czujniki bezpieczestwa odezway si, jak tylko Clarke'a i Harry pojawili si na grnym pitrze budynku, wkrtce ich pisk sta si nie do zniesienia. Ekran na cianie ssiadujcej z biurkiem Clarke'a rozwietli si jaskrawym napisem: PAN DARCY CLARKE JEST CHWILOWO NIEOBECNY. TEN OBSZAR JEST ZASTRZEONY. PRZEDSTAW SI NATURALNYM GOSEM ALBO OPU TO MIEJSCE NATYCHMIAST. JELI TEGO NIE ZROBISZ... Clarke zdy czciowo powrci do rwnowagi. - Darcy Clarke - powiedzia. Wrciem.

- Na wypadek, gdyby automat nie rozpozna jego trzscego si gosu, szybko podszed do klawiatury na swoim biurku i wcisn odpowiedni guzik. Na ekranie ukazaa si informacja: NIE ZAPOMNIJ MNIE WCZY, ZANIM WYJDZIESZ. Po chwili obraz pociemnia i alarm wyczy si. Clarke opad na fotel. Wcisn guzik i odebra dzwonicy na biurku aparat. - Jest tam kto, czy to bd komputera...? rozleg si peen napicia gos oficera dyurnego. - Lepiej uwierz, e tam kto wszed! ostrzega ktry z agentw. Clarke wcisn inny guzik.

- Tu Clarke. Wrciem i przywiozem z sob Harry'ego Keogha. A raczej - on mnie przywiz! Bez sensacji, prosz. Chc widzie oficera dyurnego, i to wszystko na razie. - Spojrza na Harry'ego. - Wybacz, ale nie moesz tu pozosta nie zauwaony. Harry umiechn si wyrozumiale, ale co dziwnego kryo si w jego spojrzeniu. - Chciabym si dowiedzie, kiedy dokadnie David Chung spostrzeg zniknicie Jazza Simmonsa. - Za sze godzin min dokadnie trzy doby. Dlaczego pytasz? - Od czego musz zacz. Jaki by jego ostatni londyski adres?

Clarke poda informacj, a po chwili rozlego si pukanie do drzwi. Do pokoju wszed wysoki mczyzna. Oficer dyurny trzyma w rku odbezpieczon bro. Za jego plecami toczyy si zdumione, ciekawskie twarze personelu. Clarke zatrzasn im drzwi przed nosem. - Fred - zwrci si do oficera - nie sdz, eby pozna kiedy Harry'ego Keogha. Harry, to jest Fred Madison... Chcia mwi dalej, ale zauway wyraz zdumienia na twarzy wojskowego. - Fred? - zapyta, a potem obaj rozejrzeli si po pokoju. Poza nimi dwoma nie byo w nim nikogo! Clarke wyj z kieszeni chusteczk i

wytar spocone czoo. - Wszystko w porzdku - powstrzyma Madisona przed wzywaniem pomocy. Jeli za chodzi o Harry'ego - znw rozejrza si i potrzsn gow. - Darcy? - zaniepokoi si oficer. - By moe, poznasz go innym razem. Nigdy nie lubi zbytnio tego miejsca. Cztery dni wczeniej w Projekcie Perchorsk. Czyngiz Khuw, Karl Wiotski i Wiktor uchow stali przy szpitalnym ku Wasyla Agurskiego. Agurski lea na oddziale od czterech dni. Po rozpoznaniu pewnych objaww lekarze starali si go wycign z naogu alkoholowego. Szo im to niespodziewanie atwo. Odkd bowiem

zwolniono naukowca z obowizku opieki nad stworem w szklanym naczyniu, jego skonno do miejscowej wdki i taniej liwowicy wyranie si zmniejszya. Tylko raz, pierwszego dnia po wypadku, poprosi o drinka. Ale od tamtej chwili nie wspomnia nawet o alkoholu i jak na naogowego alkoholika, czu si bez niego wyjtkowo dobrze. - Widz, ze z tob coraz lepiej, Wasyl? uchow przysiad na brzegu ka. - Tak dobrze, jak to tylko moliwe odpar pacjent. - Zdaje si, i zasabem. To byo tylko przemczenie. - Przemczenie? - Wiotski zdawa si niedowierza. - Po czym? Kada

uczciwa praca charakteryzuje si tym, e przynosi efekty, towarzyszu! - Jego brodata twarz pochylia si nad chorym oskarajce. - Uspokj si, Karl - powiedzia Khuw. - Wiesz, e ta praca wymaga szczeglnej odpornoci. Chciaby by opiekunem? Szczerze wtpi! Towarzysz Agurski pad ofiar nie fizycznego, ale nerwowego zaamania. Spowodowa je cigy kontakt ze stworem. uchow, na ktrym spoczywaa odpowiedzialno za wszystko, co si dziao w kompleksie, spojrza nachmurzony na Wiotskiego. By tu najwyszym autorytetem. -Ma pan absolutn racj, majorze. Kady, kto nie docenia ciaru

obowizkw Agursldego, powinien je przej na jaki czas. Czy to znaczy, e mamy tu ochotnika? Czy pana czowiek uwaa, e bdzie w tym lepszy? Major KGB i dyrektor Projektu zgodnie spojrzeli na Wiotskiego. Khuw umiechn si, ale twarz uchowa nie wyraaa ani cienia rozbawienia. Wrcz przeciwnie. Wszystko wskazywao na jego najwysze rozdranienie. - Co ty na to? - powiedzia Khuw bezlitonie. - Moe si pomyliem? Ty naprawd chcesz podj si nowej pracy, Karl? - Ja... - wyjka. - Ja nie chciaem... - Nie, nie! - sam Agurski wybawi Wiotskiego z zakopotania. -Nie ma

mowy o tym, eby kto mnie zastpi. Nie pozwolibym, eby brak kompetencji zepsu to, co dotd osignem. Nie neguj waszych umiejtnoci, towarzyszu - zerkn na Karla spod oka - ale... Kiedy pokonam ju swoje saboci, praca pjdzie mi jak z patka. Dajcie mi tyle czasu, ile miaem do tej pory, a wycign z tej kreatury wszystkie sekrety, jakie przed nami skrywa. Obiecuj! - Uspokj si, Wasyl! - uchow pooy rk na ramieniu mwicego. Pomimo zapewnie lekarzy, e wszystko wrcio do normy, byo oczywiste, e nerwy Agurskiego wci odmawiaj mu posuszestwa. - Moja praca jest bardzo wana! -

upiera si naukowiec. - Musimy wiedzie, co znajduje si za Bram. Tylko stwr moe nam to wyjawi i dlatego powinienem znowu si nim zaj. - Jeden dzie niczego nie zmieni. uchow wsta. - Nie moesz te cign tego wszystkiego sam. Kto musi ci pomaga. Jestem pewien -jednoczenie spojrza na Wiotskiego - e niejeden z nas nie znisby tego przez tak dugi czas... - Dobrze, jeden dzie. - Agurski opad na poduszki. - Ale jutro ju musz tam wrci. Uwierzcie mi, czy mnie ze stworem bardzo szczeglna wi i nie mog pozwoli na jej zerwanie.

- Odpoczywaj teraz - powiedzia uchow. - Przyjd do mnie, kiedy wstaniesz na dobre. Bd na ciebie czeka. W kocu Agurski zosta sam. Mg przesta udawa. Umiechn si do siebie z triumfem, jednak w nastpnej chwili jego twarz wykrzywia si w grymasie strachu i cierpienia. Co prawda, udao mu si ich wszystkich oszuka, ale siebie - nie potrafi. Lekarze przebadali go dokadnie i nie znaleli nic niepokojcego. Lekki stres i fizyczne zmczenie - orzekli. A jednak Agurski doskonale zdawa sobie spraw z tego, e dolega mu co znacznie gorszego. Nosi w sobie co, co

pochodzio od stwora z laboratorium i co zagniedzio si w nim teraz gboko. Naukowca nurtowao kilka zasadniczych pyta: jak dugo to pozostanie niezauwaone, ile mia czasu, eby odwrci proces zmian, zachodzcych w jego ciele. Jak dotd by jedyn osob, ktr drczyy te niewiadome. Postanowi zacz obserwowa siebie. Chcia wiedzie pierwszy, czy dzieje si z nim co dziwnego. Obawia si, e gdyby tamci zorientowali si, co kryje jego ciao, gdyby tylko co podejrzewali... Agurski zacz nieopanowanie dre i mocno zacisn zby w nagym przypywie przeraenia. Oczami wyobrani zobaczy palce si postacie

przybyszw z drugiej strony Bramy. Wszystko, co stamtd pochodzio, byo bezwzgldnie niszczone. Ba si, e z nim na pewno zrobiliby to samo... Po opuszczeniu oddziau, trzej mczyni rozdzielili si. u-chow poszed do swojego biura, a Khuw i Wiotski skierowali si do miejsca, w ktrym mieli spotka si z miejscowymi esperami. Wybieg im na spotkanie gruby, tusty mczyzna. Nazywa si Pawe Sawinkow. Zanim przyby do Perchorska, pracowa w kilku ambasadach w Moskwie. Jednak wyrana skonno do modych, przystojnych pracownikw tej samej pci sprawia, e jego praca na terenie

zagranicznych placwek staa si powanym ryzykiem dla zwierzchnikw Wydziau E. Sawinkow cay czas stara si przekona Khuwa, e istniej miejsca poza Projektem, gdzie jego talenty byyby o wiele bardziej przydatne. Specjalizowa si w telepatii i rzeczywicie mia sporo osigni w tej dziedzinie. - Ach, towarzysze - wanie miaem zameldowa... - Sawinkow przerwa, eby oprze si o cian i zapa oddech. - Co si stao, Pawe? - zapyta Khuw. - Miaem sub i pilnowaem Simmonsa. Dziesi minut temu prbowali si do niego przebi! Wykluczone, ebym si pomyli. Silna

telepatyczna sonda zostaa skierowana wprost na niego. Wyczuem to i oczywicie nie dopuciem jej do Anglika. Jak tylko zorientowaem si, e zrezygnowali, pobiegem was szuka. Nie obawiajcie si, posadziem dwch na moje miejsce, gdyby si znowu odezwali. Aha! Po drodze dali mi wiadomo, ktr miaem przekaza ci osobicie. Poda majorowi teleks z Centrum Komunikacji. Khuw spojrza na kartk i zmarszczy brwi. Jeszcze raz dokadnie przeczyta cay tekst. - Cholera - powiedzia mikko, ale w jego ustach znaczyo to duo wicej ni eksplozja wciekoci. - Chod, Karl.

Musimy od razu porozmawia z Simmonsem i przypieszy troch realizacj naszego planu. Niewtpliwie zmartwi ci wiadomo, e tej nocy nie bdziesz mia okazji dokuczy naszemu gociowi. Wiotski musia prawie truchtem dogania, sadzcego wielkimi krokami, Khuwa. Szli prosto w kierunku celi Simmonsa. Major KGB mamrota co do siebie, tak e Karl ledwo mg dosysze, o czym mwi. - To nie zdarzyo si po raz pierwszy. Wikszo prb miaa do tej pory charakter wywiadowczy. Co rusz jakie grupki zachodnich podgldaczy i nasuchiwaczy staray si zorientowa, co si tu dzieje. Nie mieli szans, bo nie

znali dokadnie namiaru, a pooenie w wwozie i warstwa oowiu bardzo ich osabiay. Ale jeli udao im si zapuci tutaj swoje "oko", sprawa staje si powaniejsza! - Simmons przecie nie wykazuje adnych talentw. Nie ma co do tego adnych wtpliwoci - wtrci Karl. - To prawda - odpar Khuw - ale wierz, e znaleli sposb, eby go wykorzysta. W zasadzie teleks poklepa si po kieszeni - to potwierdza. To mogli by tylko Anglicy. S w tym najlepsi! Zawsze byli niebezpieczni, moglimy si o tym przekona na wasnej skrze w Zamku Bronnicy. - Wci nie rozumiem - stwierdzi Karl.

- Simmons nie stara si dosta tutaj. Nawet, kiedy go usidlilimy, nie by potulny jak baranek. - Znw masz racj - przytakn krtko Khuw. - Zapalimy go i musielimy si tu zacign, ale uwierz mi, e nie moemy tego szpiega duej trzyma. Dzisiejszej nocy musi odej! Dotarli do celi Jazza. Pilnowa jej uzbrojony wartownik, ktry na widok oficerw wypry si i stan na baczno. W ssiednim pomieszczeniu siedzieli przy stole esperzy, pogreni we wasnych mylach. Khuw podszed do nich. - Wy dwaj - przypuszczam, e Sawinkow poinformowa was o tym, co si wydarzyo? Sytuacja wymaga

szczeglnej ostronoci. Chc, ebycie odtd pracowali razem z Sawinkowem. To nie potrwa dugo, zaledwie kilka godzin, ale ten rozkaz obowizuje do odwoania. Wykona! - Wrci do Wiotskiego i weszli do kwatery agenta. Jazz lea na ku z rkoma pod gow. Teraz podnis si leniwie, potar oczy i szeroko ziewn. - Gocie - powiedzia sarkastycznym tonem. Prosz, prosz! A ju mylaem, e o mnie zapomnielicie. Czemu zawdziczam ten zaszczyt? - No c, musimy porozmawia midzy innymi o twojej kapsuce "D", Michael. - Khuw umiechn si lodowato. Jazz dotkn palcem lewego policzka.

- Przykro mi, ale obawiam si, e to wy j macie. I ssiedni zb rwnie. Dziki Bogu, wszystko goi si pomylnie. Wiotski zareagowa agresywnie na te jawne kpiny. - Mog to atwo zmieni. Mog tak ci przemaglowa, e nic ci si ju nie zagoi! - Karl, robisz si nudny. - Khuw powstrzyma go zniecierpliwiony. - A poza tym wiesz, e dla dobra naszego eksperymentu, pan Simmons powinien by w peni sprawny fizycznie. Spojrza znaczco na winia. - Eksperymentu? - Jazz prbowa si umiechn, ale wyszed z tego niezgrabny grymas. - Co za

eksperyment? I co z t moj kapsuk "D'? - O tym najpierw - odpowiedzia Khuw. - Nasi ludzie w Moskwie przeanalizowali jej zawarto: to by bardzo zoony, ale nieszkodliwy narkotyk! Spaby po nim kilka godzin i nic poza tym. - Uwanie obserwowa reakcje mczyzny. Jazz okazywa wyrane niedowierzanie i zdziwienie. - To mieszne - odrzek w kocu. - Nie nale do tych, ktrzy by j wykorzystali przy lada okazji, ale jestem pewien, e zawiera rodek miertelnie trujcy. Jego oczy zwyy si. - Co towarzysze? To zbyt gupi sposb na przecignicie mnie na wasz stron!

- Mylisz si, nie mielibymy ju z ciebie adnego poytku. -Khuw znw si umiechn. - Odkd poznae wszystkie nasze tajemnice. Nie chcesz chyba powiedzie, e nami gardzisz. W niczym nie ustpujemy wywiadowi angielskiemu. I to wanie twoi nie obeszli si z tob zbyt uczciwie, nie sdzisz? - Powiedzcie wreszcie, po co tu naprawd jestecie. - Jazz przesta odgrywa komedi. - Ale czciowo ju to zrobiem odrzek Czyngiz. - Chciaem, eby wiedzia, e twoja wpadka zostaa zaplanowana przez wasz wywiad! Woleli te by pewni, e nie zrobisz

sobie krzywdy, zanim zd wykorzysta twoj osob. - To co mwisz, wydaje si brzmie logicznie, chocia jestem przekonany, e nie ma w tym odrobiny prawdy. Simmons wyglda na przejtego. - Twoje niezdecydowanie jest zrozumiae i dowodzi, e brae w tym wszystkim udzia zupenie niewiadomie. Kapsua miaa opni nasze dziaania. Domylam si, e organizatorem caej akcji by brytyjski odpowiednik naszego Wydziau E. Potrzebowali jak najwicej czasu, aby dotrze tu za twoim porednictwem. Ale nie zdyli i ju nie bd mieli takiej okazji. - Talenty ESP? (Extra sensory

perception - pozazmysowe postrzeganie). Ju wam powiedziaem, e nie mam z tym nic wsplnego. Nawet nie wierz w te sztuczki! - zaprotestowa Jazz. Khuw usiad na krzele przy jego ku. - To porozmawiajmy o czym, w co wierzysz. - Jego gos by niepokojco cichy. - Wierzysz w dzielc nas od innych wiatw Bram, prawda? - Zgadza si. Mogem j odczu wszystkimi zmysami. I co z tego? - Poczujesz j jeszcze bardziej. Dzisiejszej nocy przez ni przejdziesz! - Co takiego!? - Michael przerazi si. - Od pocztku taki miaem plan, chciaem tylko, eby doszed do peni

si. Powiniene wyruszy za trzy, cztery dni, ale musimy przypieszy twoj misj. Moesz w to wierzy lub nie, ale twoi ludzie zamierzali uy ciebie do przekazywania bezporednich informacji. Na razie im si to nie udao, ale musimy by pewni, e ju nigdy nam w ten sposb nie zagro. Jazz zerwa si na rwne nogi i chcia si na niego rzuci! Wiotski stan mu jednak na drodze i zacz prowokowa. - Chod, chod Brytyjczyku, sprbuj ze mn! - To bdzie morderstwo! - wysycza agent. - Nie - zaprzeczy Khuw. - Jestem patriot. Cakowicie powiciem si bezpieczestwu ojczyzny. To ty jeste

morderc, Michael! Zapomniae, co si stao z Borysem Dudko? Zabie go! - Zrobiem to w obronie wasnej! krzykn Jazz. - On nie chcia do ciebie strzela potrzsn gow Khuw. - Ale nawet gdyby otrzyma taki rozkaz, mia do tego pene prawo. A moe nie? Agent obcego wywiadu w trakcie szpiegowania, na terytorium kraju przeciwnego obozu wrg! Cay czas mamy prawo do dysponowania twoim yciem. - To wbrew wszelkim konwencjom! Jazz wiedzia, e brak mu argumentw, ale nie mia nic do stracenia. - Tak naprawd, to nie bdzie morderstwo - odpar Khuw nie zraony.

- Nie bdzie? - Simmons opad z powrotem na ko. - Moecie to nazywa eksperymentem, ale to pewna mier. Chryste! Widzielicie przecie, co wychodzi z tamtej strony! Jak szans ma jeden czowiek w towarzystwie takich potworw? - Niewielk - odpar Khuw. - Ale lepsza taka ni adna. A poza tym... niekoniecznie jeden czowiek. - Kto idzie ze mn? - Jazz spojrza na niego podejrzliwie. Khuw rozemia si. - Niestety nie. Za to troje innych - ju poszo. - Nic mi o tym nie mwie. - Michael potrzsn gow. - Pierwszym z nich by skazany na

mier morderca i zodziej. Dano mu do wyboru: egzekucja, czy Brama? Sam wybra. Wyposaylimy go tak, jak i ciebie wyposaymy i poszed. Mia nadajnik, ale nigdy go nie uy. A moe Brama okazaa si barier nie do przebycia dla naszych fal radiowych? W kadym razie, nie odebralimy adnych sygnaw stamtd. Dosta te ywno, bro i podrczne przybory - wszystko najlepszej jakoci. Po dwch tygodniach skrelilimy go. Nie znaczy to, e uwaamy go za zmarego. Nie mamy adnych dowodw na to, e zgin. Nie wiemy te jednak, czy yje. Potem wysalimy tam espera. Tak! Co wicej, by jednym z naszych najbardziej uzdolnionych pracownikw. Nazywa

si, a moe nazywa si - Ernst Kopeler. Potrafi bardzo trafnie przewidzie przyszo. Niestety! Nie mg pogodzi si z naszym stylem ycia. Chcia wolnoci, chocia mia wszystko, o czym mg zamarzy. Gupiec! Dwa razy prbowa nas zdradzi. Nie moglimy pozwoli sobie na dalsze ryzyko... - Kim by ten trzeci? Kolejnym zdrajc? - zainteresowa si Jazz. - By moe, nim bya - przytakn Khuw - ale nie jestemy tego do koca pewni. - Bya? - Jazz myla, e si przesysza. - Chcesz mi wmwi, e posalicie tam kobiet? - Dokadnie tak - odpar Khuw. - W dodatku bardzo pikn kobiet. Wielka

szkoda. Nazywaa si Zek Ftiener. Zek to skrt od Zekintha. Jej ojciec pochodzi ze wschodnich Niemiec, matka bya Greczynk. W pewnym okresie bya najbardziej uzdolnionym ze wszystkich superpercepcjonistw, ktrych zatrudnialimy, ale... co si z ni stao. Stwierdzia nagle, e stracia swj talent Sze miesicy spdzia w specjalnym instytucie, nastpne dwa lata w obozie pracy i nie zmienia zdania, cho jej koledzy s przekonani, e wci dysponuje ogromnymi moliwociami. Zacza si domaga prawa emigracji do Grecji. Stwarzaa te wiele innych kopotw. Tak wic... - Pozbylicie si jej - przerwa Simmons z pogard.

- Powiedzielimy jej, eby przesza przez Bram i telepatycznie przekazaa nam, jak tam, z drugiej strony, wyglda. Obiecalimy, e potem j stamtd wycigniemy i spenimy jej proby. - Nie mielicie pojcia przecie, jak to zrobi! - Jazz patrzy na Khuwa zimno. - Ale ona o tym nie wiedziaa. - Znw nie mwimy o morderstwie, oczywicie! No c, jeli bylicie w stanie zrobi co takiego wasnym ludziom, nie mog oczekiwa adnych ulg. Nie jestecie ludmi, jestecie... gwnem! Wiotski warkn ostrzegawczo i ruszy ku niemu z wycignitymi ramiona. Khuw pooy sw rk na napitym

karku. - Moja cierpliwo te ju si koczy, Karl. Jakie to ma jednak znaczenie? Uwierz mi, nie cierpi pana Simmonsa, ale pragn, eby przeszed przez Bram o wasnych siach - zawoa. Podeszli do drzwi i Karl zapuka w nie umwionym kodem. - Prawie zapomiaem! Poka Michaelowi twoje obrazki, Karl. Jeli jestemy gwnem, zachowujmy si, jak na gwno przystao! - doda major Khuw, wychodzc z celi. Wiotski wycign z kieszeni ma, szar kopert, perfidnie si przy tym umiechajc. - Pamitasz swych przyjaci z obozu drwali? Rodzin Kiriescu? Jak tylko

ciebie zapalimy, twoi znajomi z Zachodu prbowali ich ostrzec, ale dokd, u licha, mieliby uciec? Od dawna zreszt mielimy ich na oku. Anna Kiriescu zostaa zesana do obozu pracy na Syberii, a may Kaspar zamieszka w sierocicu. Jurij podj z nami walk, i musielimy go zastrzeli. Pozostao jeszcze dwoje. - Kazimir i Tassi, co z nimi? - Jazz wypry si niespokojnie. - Mamy ich, oczywicie. Jest mnstwo rzeczy, ktre musz nam opowiedzie. O ich kontaktach w Rosji i w Rumunii. A poniewa s prostymi wieniakami, nasze metody wycigania z nich informacji nie musz by tak wyszukane,

jak w twoim przypadku. Moemy pozwoli sobie na pewn... bezporednio. Rozumiesz? Jazz ostronie zrobi krok w jego stron. Wiedzia, e jeli podejdzie jeszcze bliej, nic nie powstrzyma go od zaatakowania olbrzyma. Wiotski cmokn obelywie i prowokacyjnie. - Torturowalicie ich? - zapyta Michael drcym gosem. Karl rzuci kopert prosto na ko agenta. - S rne tortury - powiedzia z widocznym zadowoleniem. -Na przykad te fotografie bda prawdziw tortur dla ciebie. Lubilicie si z Tassi, zgadem? Jazz poczu, e krew uderza mu do gowy. Spoglda to na kopert, to na Wiotskiego.

- Co, u diaba... - wycharcza. - Widzisz - zachichota Karl - major wie, jak lubi ci dokucza i tylko dlatego pozwoli mi na ma sesj zdjciow z twoj dziewczyn. Powinny ci si podoba. Bardzo fachowo zrobione. Jazz nie wytrzyma tego duej i rzuci si w jego kierunku. Wiotski cofn si i zamkn mu drzwi przed samym nosem. Agent pozosta w celi sam. Pragn wypru z Rosjanina wszystkie wntrznoci goymi rkami. Jazz podszed do kozetki i podnis kopert. Na pierwszym zdjciu Tassi siedziaa na ce w otoczeniu stokrotek. Sama mu je kiedy daa. Na drugim

za... bya naga. By na nim te Wiotski. Jazz nie oglda pozostaych. Podar wszystkie i odrzuci daleko od siebie. Potem opad na ko i wyobraa sobie, co zrobi z Rosjaninem, kiedy w kocu dostanie go w swoje niczym nie skrpowane rce. Wiotski sta przez chwil za drzwiami i uwanie nasuchiwa. "Ten czowiek ma w yach wod zamiast krwi." pomyla. Mocno zastuka w drzwi. - Michael, Khuw obieca mi, e jak ciebie tu nie bdzie, znw si bd mg z ni zabawi. ycie ma swoje dobre strony, co? -zawoa. W cigu nastpnych piciu czy szeciu godzin, przez pokj Jaz-za przewino si kilkanacie osb. Przynosili z sob

sprzt, w jaki mieli go wyposay, i dokadnie demonstrowali zastosowanie. Mg oglda wszystko, dotyka, a nawet rozbiera na czci i skwapliwie korzysta z tej moliwoci. Jednake podrczny miotacz ognia pozbawiony by na razie zbiornika z palnym rodkiem, a zamiast prawdziwej broni dosta do rk niegron zabawk. Mia na niej uczy si sprawnej wymiany magazynkw. wiczebne magazynki byy stare i zardzewiae, ale prawdziwe. Mody onierz, ktry przynis atrap automatu szybkostrzelnego, by zaskoczony zrcznoci Jazza. - Za co tu jeste? - zapyta zdziwniony onierz.

- Pytasz, dlaczego jestem winiem? Superpercepcjonista - powiedzia Jazz. Nie widzia powodu, eby wdawa si w szczegy. - Zbuntuj si - powiedzia wojak jeeli zaraz nie poo si spa! Mielimy alarm ostatniej nocy i od tej pory jestem na subie. - Zmarszczy brwi. - Powiedziae Superpercepcjonista? - Szpieg - potwierdzi Jazz. Wrzuci magazynki do blaszanego pudeka i dokadnie zamkn wieko. Potem otar rce o spodnie i wsta. - Wystarczy. Jestem w tym teraz cakiem niezy powiedzia. - To niewiele znaczy, umie adowa

magazynek, kiedy si nie ma broni! - Masz racj. Zamierzasz mi moe jak przynie? - Bunt to jedno, a szalestwo - drugie! Nie ze mn takie numery, kolego. Pniej j dostaniesz. - onierz rozemia si gono. To "pniej" nastpio o drugiej nad ranem. Zwykle tok ycia w kompleksie odpowiada rytmowi dnia i nocy zewntrznego wiata, ale tym razem stao si inaczej. W samym centrum Projektu Michael Simmons sta na platformie "piercieni Saturna" i pozwala zakada sobie na plecy ciki plecak. Jego wyposaenie cigle nie byo kompletne: nie dosta jeszcze paliwa do miotacza ognia i

maego karabinu maszynowego. Oba te przedmioty trzyma w rkach Wiotski, ktry mia go eskortowa na ostatnim etapie drogi do wietlistej sfery. Kiedy ju mia w plecaku ca reszt wybranego przez siebie sprztu, z krgu otaczajcych go ludzi wysun si naprzd Khuw. - No c, Michael. Gdybym wiedzia, e je przyjmiesz - zoybym ci teraz najlepsze yczenia na drog powiedzia. - Tak? - Jazz zmierzy go wzrokiem. Osobicie ycz ci: id do diaba! - Bardzo dobrze, bd twardy! Kto wie, moe tylko dziki temu przetrwasz? A jeli znajdziesz drog, eby tu wrci,

skorzystaj z niej. Wiesz, e w kocu bdziemy zmuszeni wysa tam nasz armi. Bdziemy czekali na ciebie Tn wiadomo o tym, jak tam jest Gar informacji o nieznanym polu dziaania bardzo by si nam przydaa! - Skin na Wiotskiego. - Idziemy, Brytyjczyku. - Rosjanin ponagli Jazza kolb karabinu. Agent ruszy w stron kuli. Jeszcze raz obejrza si i wzruszy ramionami. Ciemne okulary osaniay mu oczy, ale i tak bijcy z Bramy blask olepi go a do blu. Wszed na ciek prowadzc ju prosto do jego "przeznaczenia". Poczu pod stopami nierwnoci belek, na ktrych zgin wampir. Po chwili stan tu przed wietlist powok.

Jazz wycign rami i dotkn biaego wiata. Nie czu adnego oporu pod palcami. Ale kiedy chcia cofn rk, wydawao si, e bya do czego przyklejona. Niewidzialna sia wprost wcigaa go w gb. Z pewnym wysikiem udao mu si uwolni rami. - Zaczekaj - powiedzia idcy za nim Wiotski. - Nie jeste przypadkiem zbyt chtny do tej wycieczki, Brytyjczyku? Mam co dla ciebie. - Przymocowa do plecaka aluminiowy, poduny pojemnik. - Odwr si - rozkaza. Jazz stan twarz do niego. Wiotski ucieszy si. - Jeste bardzo blady, Brytyjczyku! Czyby si czego obawia?

- Odrobin - odpar Jazz szczerze, ale na jego twarzy nie malowa si strach, tylko pene skupienie. Wiotski przyglda mu si przez chwil. - Nie wiem, czy jeste bohaterem, czy gupcem! W kadym razie, to te twoje. Wyj z automatu magazynek i poda go agentowi. Ten by w tym momencie maksymalnie skoncentrowany, a jego ruchy bardzo opanowane. "Co tu nie gra!" - pomyla Wiotski. Przesta si umiecha i cofn si o jeden krok. Anglik byskawicznie wsun rk do kieszeni kombinezonu i wycign zardzewiay ale peen magazynek. W mgnieniu oka zaadowa i odbezpieczy bro.

- Stj - warkn na Wiotskiego. Rosjanin przerazi si. Jazz zbliy si do niego ostronie i zdecydowanie przytkn luf karabinu do jego garda. Teraz on mg pozwoli sobie na zoliwo. - Zabawne, Iwanie! Jeste jaki blady. Czy co ci martwi?! - Nie strzela! - dobieg ich gos Khuwa, skierowany do przygotowanych na otwarcie ognia onierzy. Major szybko podbieg i stan w odlegoci dziesiciu stp od dwch mczyzn na kadce. - Co zamierzasz? - zapyta nerwowo Jazza. - Czy to nie jasne? - Jazz wyranie

bawi si t sytuacj. - "Iwan Grony" idzie ze mn. - Mocno chwyci Rosjanina, brutalnie wcisn luf pod jego podbrdek i pocign w stron bramy. - Nie! - Wiotski by blady jak mier, ale nie odway si walczy. Wiedzia, e Anglik nie ma nic do stracenia. - Ale tak, pjdziesz - Michael poczu za plecami przycigajce dziaanie powoki. Khuw zbliy si do nich i agent postanowi nagle zrealizowa swj pierwotny plan. - Pan take, majorze - powiedzia - albo zastrzel was obu! Khuw 'pad na deski pomostu. - Ognia, ognia! - krzykn. Jazz przetoczy si w gb kuli,

pocigajc za sob potykajcego si z przeraenia Wiotskiego. Utonli w wietle. Upadli na nienobiae, twarde podoe niewidzialne na tle gstej, mlecznej atmosfery. Cigle syszeli nad gowami wist ku, ale wkrtce zapada cisza. Zamiast haasu strzelaniny dotar do nich nienaturalnie zwolniony, przez to o kilka tonw niszy gos Khuwa. - Wstrzyma ogie! Simmons podnis si i spojrza za siebie, Poprzez cienk warstw gstej mgy wszelki ruch po drugiej stronie przypomina film puszczony w zwolnionym tempie. Przekona si wic, e ten efekt jest dwustronny, majc w

pamici obrazy utrwalone na tamach. - Wstawaj, Iwan! - jego gos zabrzmia zupenie normalnie. -Nie zostaniemy tu chyba. Wiotski rozejrza si naokoo i powoli, ostronie wsta. - Odwal si! - krzykn. Nagle bez namysu rzuci si w kierunku Khuwa. Bezskutecznie. Std nie byo powrotu t sam drog. Uderzy w niewidzialn barier i osun} si na kolana. Kiedy ta okrutna prawda dotara do jego wiadomoci, zacz histerycznie woa o pomoc. - We si w gar, Iwan! Albo zosta tutaj, wrzeszcz sobie, ile chcesz i zdechnij. - Zdechnij? - Wiotski powtrzy z

przeraeniem. - Z godu, wycieczenia... Jazz stan plecami do zamglonego obrazu wntrza groty i ruszy prosto przed siebie. - Ale dlaczego? Dlaczego ja? Do czego przydam ci si tutaj? -Rosjanin wycharcza. - Do niczego - odkrzykn Jazz - ale Tassi bdzie uradowana twoim odejciem na zawsze...

ROZDZIA DZIEWITY ZA BRAM Majora KGB, Czyngiza Khuwa, dzielio od jego podwadnego, Karla

Wiotskiego, nie wicej ni kilka krokw i ledwo widzialna powoka. A jednak znajdowali si w dwch rnych wiatach. Khuw mg nawet podej i poda rk Karowi, ale nie odway si tego zrobi. Nie potrafiby bowiem w ten sposb wyprowadzi towarzysza na zewntrz, za to Wiotski bez trudu mg pocign go za sob do rodka kuli. Syszeli siebie, aczkolwiek kada kwestia z przeciwnej strony rozcigaa si w czasie w nieskoczono. - Kart! - krzykn Khuw. - Nie moesz tu ju powrci, ale nie wolno ci zachowywa si jak zagubione dziecko. Oczywicie, nie umrzesz z godu moemy ci cay czas karmi. Simmons niepotrzebnie ci straszy tym. Ale w

kocu rzeczywicie zginby, Karl! Kiedy? To zaley od tego, czy pojawi si Przybysz Szsty. Rozumiesz, co mam na myli? Khuw nie mg doczeka si odpowiedzi Wiotskiego. Dosy dugo trwao, zanim tamten skin gow i podnis si z kolan. Ta jedna czynno zaja mu dobrych kilka minut W tym czasie sylwetka Jazza znikaa w oddali. Po chwili twarz Wiotskiego zacza wykrzywia si groteskowo i do uszu Khuwa doleciay pojedyncze, guche dwiki. - Co proponujesz? - Usysza. - To proste. Wyposaymy ci tak samo jak Simmonsa. Przynajmniej bdziecie

mieli rwne szans. - Tak samo marne szans. To chyba chciae powiedzie. - Nadesza sarkastyczna odpowied. - Nie przekonasz si o tym, dopki nie sprbujesz - odrzek major. Pniej zwrci si do jednego z oficerw i wyda kilka krtkich rozkazw. - Posuchaj, Karl. Czy jest co, co potrzebujesz, a czego Simmons nie posiada? - Motocykl - odpowiedzia Wiotski. Khuw osupia. Nie mieli przecie pojcia, po jakim terenie Karl bdzie si porusza. Podzieli si z nim tymi wtpliwociami, ale Wiotski nie zrezygnowa. - Jeli si okae bezuyteczny, wyrzuc

go w choler! Na mio bosk, czy to naprawd zbyt wiele? Gdybym potrafi lata, poprosibym o helikopter! Khuw bezzwocznie wyda dodatkowe instrukcje. Na maym wzku przywieziono pierwsz parti wyposaenia i przetoczono przez powok. Zamwienia Wiotskiego nie miay koca. Rozadowywa wzek tak szybko, jak tylko potrafi, a uzyskiwa w ten sposb limacze tempo w oczach obserwatorw na zewntrz kuli. Paradoks polega na tym, e dla niego wanie tamci poruszali si jak muchy w smole. W kocu sprowadzono take motocykl. By to potny, wojskowy model, z

bakiem o pojemnoci pozwalajcej przejecha okoo dwustu pidziesiciu mil. Przepchnito go przez Bram na wzku. Wiotski nieskoczenie wolno zacz przygotowywa maszyn do drogi, uruchamia j, a nareszcie usadowi si na swym pojedzie i powoli, powoli... zacz znika w biaej mgle. Khuw dugo sta i wpatrywa si w kul. W kocu zawrci i pody w kierunku "piercieni Saturna". Zatrzyma si dopiero na platformie u wylotu wielkiego cylindra. Czeka tam na niego Wiktor uchow. - Dyrektorze uchow, widz, e odci si pan od naszego eksperymentu. Paska nieobecno zostaa

powszechnie zauwaona -Wbrew agresywnej treci, sowa te Khuw wypowiedzia raczej spokojnym tonem. -1 pozostan tylko obserwatorem tej... akcji! - odpar uchow. - To pan reprezentuje tutaj KGB, majorze. Ja jestem tylko naukowcem. Pan nazywa to eksperymentem, a ja - egzekucj! Dwiema egzekucjami, jak si zdaje. Przybyem na czas, eby zobaczy, jak kapral Wiotski pad ofiar paskiego, nie przemylanego do koca, planu. Wiem, e to brutal, ale teraz szkoda mi go jako czowieka. Jak pan zamierza wytumaczy si z tego swym moskiewskim przeoonym?! Khuw poblad, ale jego gos pozosta

spokojny. - To wycznie moja sprawa, dyrektorze. Ma pan racj, to ja jestem oficerem KGB. Radzibym jednak na przyszo zwraca uwag na sposb, w jaki si pan do mnie zwraca, przypominajc mi o tym. Mam zadania nie mniej odpowiedzialne od paskich i nie sdz, eby zasugiway na pogard. Czy mam uwierzy, e jako naukowiec, nie jest pan zainteresowany okazj penetracji wntrza Bramy? - Swoje zadania wykonuje pan lepiej, ni ja bym to zrobi, bo ja nigdy bym si ich nie podj! - prawie wykrzykn uchow. - Niektrzy ludzie nigdy si niczego nie naucz. Czowieku, zapomniae o procesach w

Norymberdze? Nie wiesz, e ludzie powinni by sdzeni, zanim... - Wyraz twarzy Khuwa powstrzyma go od dokoczenia zdania. - Porwnujesz mnie do nazistw? Twarz majora staa si miertelnie blada. - Ten czowiek by jednym z nas! uchow drc rk wskaza na byszczc sfer. - Tak. Ale by te sadyst, psychopat i nie podporzdkowujcym si adnym reguom szalecem! Nie zastanowio ci nigdy, dlaczego go nie strofuj? Wiesz, dla kogo pracowa, zanim oddano go pod moje rozkazy? By gorylem samego Jurija Andropowa, ktrego mier nie

zostaa do koca wyjaniona! Wiadomo jednak, e nie zgadzali si z sob i Andropow mia zamiar go zdegradowa. Ale nie zdy. O, tak! Moesz by pewien, e Karl Wiotski nie ma czystego sumienia. Teraz powiem ci, dlaczego przysano go wanie tutaj. - Nie sdz... eby to byo konieczne wyjka uchow i chwyci si mocno porczy. - Myl, e ju wiem. -1 tak ci powiem - wyszepta major. Po dzisiejszej nocy, Karl Wiotski staby si naszym nastpnym ochotnikiem! Nie auj go wic, dyrektorze - mia przed sob jedynie miesic normalnego ycia! uchow nie spuszcza oczu z Khuwa, kiedy ten zacz wspina si po gincych w ciemnociach schodach cylindra.

- A on nic o tym nie wiedzia? - zapyta. - Oczywicie, e nie - odpar Khuw, nie ogldajc si nawet. -Czy pan, na moim miejscu, powiedziaby mu prawd? Jazz szed bez popiechu naprzd duymi krokami. Nie mia pojcia, jak dug drog ma przed sob. Nad horyzontem wiecio soce, ktrego promienie nie daway ciepa. Nie czu zimna ani gorca. Spoci si z wysiku. Temperatura nie stwarzaa wic adnego problemu. Najgorsza bya samotno i poczucie wyobcowania. Nie napotka do tej pory niczego prcz biaej pustki. Ju dwa razy zaspokaja pragnienie. Za kadym razem, kiedy przystawa, drczya go jedna myl: czy ten bezkres

nicoci w ogle dokd prowadzi? Przypomnia sobie jednak istoty, ktre std wyszy - wilka, nietoperza... Zatrzyma si, eby wyrzuci zardzewiay magazynek i zaadowa bro nowym, wyjtym z plecaka. Kiedy zaciga paski swej torby, spojrza przed siebie i zorientowa si, e nie wie, z ktrej strony przymaszerowa do tego miejsca. Popatrzy na zapity na rce kompas. Wskazwka krcia si w kko. Wok Simmonsa rozcigaa si czysta biel; biae podoe i takie niebo nie oddzielay si nawet od siebie. Panowao tu takie samo jak ziemskie przyciganie grawitacyjne i tylko dziki temu mg porusza si i przemieszcza.

Znw spojrza przez rami. Zastanowi si skd nadszed i czy posuwa si we waciwym kierunku, czy w ogle istnieje jaka waciwa droga w tym zapomnianym przez Boga miejscu. Sprbowa ruszy przed siebie, ale napotka opr. Niewidzialna przeszkoda odepchna go z tak sam si, z jak chcia j pokona. Skierowa si na prawo i do tyu. Opr by sabszy, ale wci trudny do pokonania. W kocu zostaa mu tylko jedna droga. Nie zauway, e szed do tej pory w kierunku najmniejszego oporu, prowadzony cile okrelonym szlakiem. Podporzdkowa si tej zasadzie bez sprzeciwu. Kroczy teraz szybciej.

Przystan na chwil, eby ugasi pragnienie. "Co to u licha...? Ale tak! Biel nie jest tak jednorodna" - pomyla. W oddali zamajaczyy... gry. Zarys ska. Odsonio si niebo i... gwiazdy. Jazz ruszy naprzd z wikszym zapaem, ale i pewnym niepokojem w sercu. Obraz stawa si coraz wyraniejszy. To, co wzi za gwiazdy, okazao si promieniami soca, przenikajcymi przez gry w jego kierunku. Nagle usysza jaki haas. Pocztkowo wiza go z rysujcym si przed nim krajobrazem, ale za chwil stwierdzi, e dochodzi on spoza jego plecw. Bez trudu rozpozna ten dwik. Motocykl.

Szybko odwrci si i stara si przebi wzrokiem gst mg. Ujrza nadjedajcego Wiotskiego z automatem przewieszonym przez prawe rami. Rosjanin te go widzia i na jego twarzy ukaza si wyraz niepohamowanej nienawici. Prowadzi teraz motor tylko lew rk, a praw obj uchwyt karabinu. Pooy palec na spucie i przyspieszy. - Brytyjczyku! - warkn do siebie. Nadesza twoja ostatnia godzina. egnaj! Jazz sta przez chwil poraony t niespodziank. - OK, Iwan - zamrucza pod nosem. Zobaczymy, czy jeste taki sprytny, za jakiego si uwaasz.

Wiotski zblia si z maksymaln prdkoci. Motocykl zacz pod nim dre. Jecha w miar pynnie, ale i tak byo niezmiernie trudno celowa z du dokadnoci. Wierzy, e gwn przewag daje mu element zaskoczenia, ale nie doceni Jazza. Agent przykucn, maksymalnie zmniejszajc swoj sylwetk. Karl zacz strzela krtkimi seriami. Nie od strzau mia jednak zgin Jazz wedug jego planu. Miaa go czeka mier pod koami rozpdzonego motoru. Wiotski liczy na to, e przeciwnik zerwie si, nie wytrzyma nerwowo, i biegnc przed siebie, stanie si atwym celem. Anglik jednak nie zmienia pozycji i wci... czeka.

Rozwcieczony Wiotski poderwa maszyn i kiedy mia dotkn koami skulonej postaci, ta przetoczya si na bok. Wiotski prbowa raptownie skrci. Straci panowanie nad kierownic i ryczcy pojazd wywrci si. Upadek wyglda na bardzo grony. Jednake Wiotski wyszed z niego prawie bez szwanku. "Ziemia" tutaj musiaa znacznie rni si od twardej skorupy zewntrznego wiata. Mia kilka zadrapa i rozdarty kombinezon na jednym z okci, ale to byo wszystko. Wci oszoomiony, podnis si j z niedowierzaniem spojrza na zbliajcego si Jazza. - Witaj, Iwan! Widz, e z atwoci

mnie znalaze - zawoa Anglik. Wiotski obj sw bro. Przekona si, e nie jest uszkodzona i wycelowa w stron nadchodzcego mczyzny. "Z czego ten dra si tak cieszy? Z wypadku? Uwaa, e to byo zabawne? A teraz nie zamierza si broni, gupiec!" - pomyla. Jazz rzeczywicie szed swobodnie jak na spacerze, z automatem na ramieniu. - Uwaaj si za trupa, Brytyjczyku! powiedzia Wiotski. Z namaszczeniem opuci nieco luf karabinu. Celowa teraz prosto w brzuch agenta. Bez wahania nacisn spust.. Rozlegy si trzy guche strzay i zanim jeszcze Karl zdy cofn palec, bro mocno

uderzya go w klatk piersiow, odrzucajc cae jego ciao do tyu. Wiotski mia wraenie, e klatka zapada mu si gboko. Moliwe te, e pky mu jakie ebra. Rosjanin lea skulony i jcza z blu. Najwyraniej nie zrozumia, co si stao. Midzy nim, a Jazzem widniay na biaym tle podoa trzy kule. Karabin wystrzeli je na odlego rwn dugoci lufy i ani cala dalej. Potem upady pod wpywem wasnego ciaru. Opr, jaki napotkay, spowodowa silny odrzut broni w przeciwnym do ich ruchu kierunku. Wiotski nie rezygnowa. Wycign rk po automat i... nie starczyo mu siy, eby pokona niewidzialn barier. W

tym samym kierunku zreszt przed chwil strzela i stamtd nadchodzi Jazz. - Jedynie wiato i dwik rozchodz si tu we wszystkich kierunkach - odezwa si Simmons. - Dlatego syszymy i widzimy si nawzajem. Ale w takiej sytuacji, jak teraz mamy - aden przedmiot stay nie moe pokona ani cala drogi w moim kierunku. Gdybymy zamienili si miejscami - z pewnoci bybym ju martwy! Nie moge mi wic niczym zagrozi, Iwanie. Gdyby nie by tak zalepiony nienawici, sam by na to wpad prdzej czy pniej. Wiotski pomyla chwil, zanim przytakn zrezygnowany. W kocu

usiad z trudem. - Strzelaj! Na co czekasz? - zawoa. Jazz spojrza na niego i skrzywi si z obrzydzeniem. - Boe, c z ciebie za bezmde! Nie dotaro do twojej wyobrani, e by moe, jestemy jedynymi ludzkimi istotami w tej krainie? Ty i ja? Nie, ebym marzy o mskim towarzystwie do koca mych dni, ale nie mam zamiaru wyci tylko dla zabawy poowy ludzkiej populacji! Wiotski mia due trudnoci z rozszyfrowaniem sw Jazza. - O czym ty mwisz? - zapyta zniechcony. - Chc przez to powiedzie, e daruj ci ycie. Gdyby taka sytuacja wydarzya

si wczoraj w mojej celi nie bybym taki wspaniaomylny. To pewne. Ale niech mnie licho, jeli potrafi ci zabi z zimn krwi tu i teraz. - Agent wsiad na motor i bez trudu go uruchomi. - Chcesz mnie tu zostawi? Bez broni? zaniepokoi si Rosjanin. - To ju lepiej, eby mnie wykoczy na miejscu! - Znajdziesz j, kiedy przejdziesz przez Bram - odpar Jazz. -Ale pamitaj: nasze nastpne spotkanie nie zakoczy si tak bezkrwawo. Nie wiem, jak wielki jest ten wiat, wydaje si jednak, e wystarczy na nim miejsca dla nas obu. I nie musimy by bliskimi ssiadami! Sam zdecydujesz, towarzyszu. Mam nadziej, e widzimy

si po raz ostatni. Wolno przejecha obok Wiotskiego. Potem przypieszy i obejrza si. Rosjanin nie ruszy si. Jazz nie potrafi odgadn, co wyraa jego twarz. Anglik odetchn gboko, ale gdzie w gbi duszy koataa si myl, e tym razem popeni powany bd... Jazz jecha trzy, moe cztery minuty kiedy nagle okazao si, e i z drugiej strony nienobiaa droga koczy si wietlist sfer. Jazz bolenie odczu pierwszy kontakt z nowym wiatem, tu bowiem, kula leaa na dnie krateru o rednicy okoo siedemdziesiciu stp. Krawdzie krateru wystaway na okoo trzy stopy. Jazz nie zdy zahamowa. Zosta wraz z motocyklem wyrzucony w

powietrze, zdoa si jednak jako uwolni w locie od maszyny i ciko upad na tward ziemi. Lea przez moment nieruchomo, pniej wsiad i rozejrza si wok siebie. Teren by podziurawiony gbokimi naturalnymi studniami. Ich ciany, idealnie gadkie, wznosiy si prawie pionowo. Agent spojrza na sfer, ale olepiony jej jasnoci musia odwrci wzrok. Wsta i sprawdzi, czy nic mu si nie stao. Znalaz tylko kilka siniakw i zadrapa. Podszed do motocykla, ktry bardziej ucierpia w kolizji. Przednie widy mocno si wygiy i uwiziy koo, zupenie blokujc jego ruch.

Jazz przypomnia sobie o Wiotskim. Rosjanin znajdowa si najwyej dwie mile za nim. Nawet z penym ekwipunkiem - nie wicej ni czterdzieci minut marszu. Agent nie mia zamiaru czeka tu na niego. Wyj swoje przenone radio, zwyke walkie-talkie. - Towarzyszu draniu, majorze Khuw! Tu Simmons - szybko mwi do mikrofonu Przeszedem Bram i nie mam ochoty powiedzie ci ani sowa o tym, jak jest po drugiej stronie! Jak mnie syszysz? Nie otrzyma odpowiedzi. Nic poza lekkimi, odlegymi piskami i trzaskami. Tak naprawd, Jazz nie spodziewa si po tej prbie zbyt wiele. Inni przecie

te z pewnoci starali si nawiza kontakt i nic, nikomu si to nie udao. - Halo, tu Simmons - powtrzy. - Czy kto mnie syszy? - Nikt nie odezwa si. Radio stracio dla niego jakkolwiek warto. -Zabawka! - sykn, a potem wrzuci aparat do jednej z najbliszych dziur. Westchn i rozejrza si uwanie. To, co zobaczy, byo niesamowite. Krajobraz na p znajomy, a jednak cakiem obcy. Dziwny i przeraajcy. / Jazz rozpozna skay, drzewa, a nawet przecz dzielc wyranie dugie pasmo wzgrz. Wielko masywu przytaczaa i przycigaa. Agent niewiadomie oddali si od Bramy o dobre sto jardw. Zatrzyma si. Musia osoni oczy przed blaskiem

odbijajcym si od skalnych cian. Odwracay one wiato emitowane przez Bram. Wystarczyo tylko usun drzewa, a widok staby si icie ksiycowy. Jazz spojrza na kompas. Zorientowa si, e gigantyczne grskie pasmo biegnie na wschd i zachd. W obu kierunkach nie byo wida jego koca. Jedynie poszczeglne szczyty zmieniay w oddali swoj barw: z szarych przechodziy w purpur, indygo i aksamitny granat, ginc wreszcie za widnokrgiem. W siodle przeczy dostrzeg skrawek zachodzcego, a moe wschodzcego soca. Nie by jednak pewien, czy tak

moe nazwa czerwon tarcz emitujc bardzo agodne promienie. Na zachodzie dostrzeg tylko skay i drzewa, ciemniejce w niebieskich odcieniach, a do gbokiej czerni. Na pnocy, powyej kuli, panowaa ciemno, rozwietlona nieznanymi konstelacjami migoccych gwiazd. Powiao stamtd zimnem. Spojrza na wschd. Nie znalaz tam nic, co przypominaoby wiat, z ktrego przyby. Wraenie cakowitej obcoci sprawiay przede wszystkim niezwykle wysokie kamienne wiee. Wyrastay jak monolityczne, fantastyczne drapacze chmur, tylko e niemoliwoci byo wyobrazi sobie, by mogy powsta z pracy rk. Ani ludzkich, ani

jakichkolwiek innych... Ich potga przeraaa. Jazz bez dalszego namysu skierowa si prosto ku przeczy. Niewiadoma, jak mia znale po drugiej strome masywu wydawaa si mniej niepokojca ni to, co do tej pory mg obj wzrokiem. Poszed wic na poudnie. Tam wanie widniao soce. Unosio si wci na tej samej wysokoci. Popatrzy w niebo. Zastanawia si jaka to pora dnia. Soce wci stao nieruchome. Pomyla, e by moe, po tej stronie gr wiecznie panuje zmrok, a po tamtej ranek. Simmons westchn i da sobie spokj z tymi bezcelowymi, nie do

rozstrzygnicia pytaniami. Przecz leaa nieco powyej podstawy goi i Jazz musia si na ni wspi. Wymagao to pewnego wysiku i kazao skoncentrowa si wycznie na marszu. Kroczy po zwykej trawie i mija pospolite sosny. To miejsce mogo kojarzy mu si z tymi, ktre zna. A waciwie mogoby, gdyby potrafi zapomnie o mierciononych istotach, pochodzcych z tego wiata. Ich wspomnienie kado ponury cie obcoci na swojskich z pozoru ksztatach. Po prawie p godzinie cigego marszu opar si dla odpoczynku o wielki gaz. Stan twarz w stron kuli. Brania leaa w odlegoci okoo dwch mil.

Wygldaa jak wietliste jajo zagrzebane do poowy w gniedzie krateru. Idealn czysto byszczcej powierzchni zakcia nagle mikroskopijna, czarna kropka. Jazz nie mia wtpliwoci. "Tak! to Wiotski, zdrw i cay" - pomyla. Nie mino kilka sekund, a od skalnych cian odbio si echo pojedynczego wystrzau. Najlepszy dowd na to, e Rosjanin odnalaz bro pozostawion przez Jazza u wyjcia z Bramy. Musia te ogosi caemu wiatu, do ktrego przyby: 'To ja, Karl Wiotski! Jestem tutaj i niech nikt lepiej ze mn nie zadziera! I nie pozwol robi z siebie gupca!" A moe zwraca si tylko do

Jazza? Moe to miao zabrzmie jak: "Simmons, nie skoczyem jeszcze z tob! Lepiej obejrzyj si za siebie!" Na dole przy kuli Karl zdy ju odoy sw bro. Podszed do motocykla. Zauway odkrcone siodeko i jego twarz skrzywia si w zoliwym grymasie. W jego plecaku znajdowa si may pojemnik z narzdziami. W popiechu nie schowa go do motoru, tylko wrzuci do torby. Wycign go teraz z westchnieniem ulgi. Wyszuka odpowiedni klucz i uwolni koo z powykrzywianych wideek. Ich wyprostowanie byo tylko kwesti siy. Postawi motocykl i zacz

przygotowywa si do jego uruchomienia, gdy nagle... "Co to takiego, u diaba?" - pomyla Wiotski, chwytajc za karabin. Odbezpieczy go i dziko si rozejrza. Nic. Cisza. Daby gow, e przed chwil co usysza. Ostronie zwrci si w stron pojazdu. Nagle doszed go kolejny dwik. Nadstawi uszu i teraz by pewien, e syszy jaki przytumiony, cichy gos. Woanie o pomoc. Ludzki gos dochodzi najwyraniej z jednej z dziur. W dodatku rozpozna, do kogo naley. To Zek Fener. W jej woaniu brzmiaa rozpacz i nadzieja. Pochyli si nad otworem. ciany tej dziury byy idealnie gadkie.

Tworzyy wyduony cylinder, ktry w pewnym momencie, mocno si zakrzywia. Na zaamaniu tym leao... radio. Zupenie takie samo, jakie Wiotski mia w kieszeni. "Anglik pewnie je zgubi po drodze" - pomyla Rosjanin. Za kadym razem, kiedy gos si odzywa, na radiu rozwietla si may, czerwony guzik. - Halo? - Wiotski usysza saby gos. Halo? Prosz, odezwij si! Jest tam kto? Syszaam, jak mwie, ale... spaam! Mylaam, e to sen! Prosz jeli kto tam jest - czekam na odpowied! Kim jeste? Gdzie jeste? Halo? Halo? - Zek Fener! - Westchn lubienie Wiotski. Wiedzia, e w tej chwili to

zupenie inna kobieta. Nie ta napuszona lala, ktra tak pogardliwie traktowaa jego zaloty w Perchorsku. Teraz rozpaczliwie sama szukaa towarzystwa. Jakiegokolwiek towarzystwa. Wiotski wyj wasny aparat. Na dwch kanaach, na zmian nadawa t sam wiadomo. - Zek Fener, tu Karl Wiotski. Jestem pewien, e mnie pamitasz. Znalelimy sposb na zneutralizowanie jednostronnego dziaania Bramy. Wysano mnie, ebym odnalaz i sprowadzi wszystkich, ktrzy ocaleli z eksperymentw. Odszukaj mnie, a wkrtce std wyjdziesz. Syszysz mnie? Kiedy skoczy mwi, czerwona

lampka na jego radiu zacza migota, ale na zewntrz nie wychodzi aden dwik. Pokrci gak. Nic. Cigle cisza. Spojrza na gonik. By mocno wgniecio-ny. "To na pewno stao si wtedy, kiedy spadem z motocykla" pomyla. - Cholera! - sykn przez zacinite zby. Pochyli si, wcisn gow i jedno rami gboko do wntrza dziury. Radio Simmonsa miao anten rozcignit na ca dugo. Wiotski zapa j zbyt mocno i... wyama. Radio z gonym oskotem zniko w gbi otworu. - Do diaba! - Rosjanin niezgrabnie wygramoli si do gry. Podnis wasny aparat.

- Zek! Wiem, e prawdopodobnie mnie odebraa, ale nie sysz twojej odpowiedzi. Jeli dotara do ciebie moja wiadomo, wiesz, e jestem teraz twoj jedyn nadziej. Stoj przy kuli, ale nie pozostan tu dugo. Zacznij mnie szuka! Zrozumiaa? Czerwone wiateko znowu zamigotao. Nie by pewien, czy ma oznacza rado, czy wyzwiska. Zoliwie, nerwowo wyszczerzy zby. Wiedzia, e w kocu bdzie musiaa go odnale. Co prawda, nie wspomnia jej o Jazzie, ale ona nie miaa o niczym pojcia.

ROZDZIA DZIESITY

ZEK Po dwch godzinach od przekroczenia Bramy i energicznym marszu przez przecz, Jazz zdecydowa si na pierwszy duszy odpoczynek. Wystajca skaa z paskim wierzchokiem daa mu wygodne siedzisko. Mg z niego kontrolowa* wzrokiem spory obszar wok siebie. W jednym z pakunkw znalaz suchary i tward czekolad. Jad bez popiechu. Zastanawia si przy tym nad swoim pooeniem. Wiadomo tylko, e nie byo godne pozazdroszczenia: samotny, w obcym wiecie, z zapasem ywnoci na tydzie

i broni, wystarczajcym na rozpoczcie III wojny wiatowej. Nie domyla si nawet, gdzie ukrywaj si jakiekolwiek ywe istoty mieszkacy tego surowego ldu. Mia nadziej, e niektrzy z nich wygldaj inaczej ni ci, ktrych zdy pozna na filmie i u Agurskiego w laboratorium. Mimo wszystko marzy, by spotka kogokolwiek. Jakby w odpowiedzi na jego rozwaania po grach rozeszo si przecige wilcze wycie. Nie mg si myli, tylko te zwierzta wydaj z siebie tak przejmujcy gos. Jazz przypomnia sobie o Przybyszu Drugim. Tamten wilk by stary, saby i lepy. To wycie za, ogaszao wiatu si i hardo. Zostao

pochwycone przez echo i zwielokrotnione. Jednoczenie na zachodzie Jazz ujrza skrawek jasno wieccego pksiyca. Agent skoczy posiek i szybko si spakowa. Zszed z gocinnej skaki. Dopki kierowa si ku socu, dopty widzia przed sob gry wycznie w zarysie. Czarne, ostre kontury ska i szczytw. Kiedy jednak pojawi si ksiyc, paski obraz nagle oy w silnych kontrastach wiata i cienia. Jego oczy przyzwyczaiy si te do pcienia i potrafiy z ciemnoci wyuska wicej szczegw rysujcego si przed nim krajobrazu. Dotd zauway jedynie zadrzewione szczyty i pokrywajce je

srebrzyste czapy niegu. Nie mia zreszt zbyt duo czasu na turystyczne obserwacje. Jego uwag przyciga przede wszystkim szlak, ktrym poda. Musia bardzo uwaa na tym kamienistym terenie. Dopiero teraz dotaro do niego, e naprawd szed wyznaczonym szlakiem. Uzmysowi sobie, e kto musia z tej drogi korzysta. Przecz bya w tym miejscu znacznie wsza ni u podstawy. Rozpoczynajc wspinaczk, oceni odlego midzy cianami ssiednich szczytw na blisko ptorej mili. Tam, gdzie odpoczywa, zmniejszya si do okoo dwustu jardw. Jazz wiedzia, e do najwyszego punktu przeczy pozostao mu nie wicej, ni

wier mili. Dopiero wtedy miao si okaza, co kryje si na poudniu tej dziwnej krainy. Nagle przystan zaskoczony. Z paskich, czarnych konturw wyroso w jego oczach wielkie, skalne zamczysko. Byo wtopione w cian wschodniego szczytu przeczy jak kamienny stranik, strzegcy przejcia przez gry. Przypominao prawdziw fortec; z murami obronnymi, potnymi basztami i krenelaami. Najwysze partie budowli spoczyway na olbrzymich podporach. Liczne poziomy poczone byy kamiennymi, stromymi schodami wydronymi w skale. Czarne otwory okien ponuro spoglday na samotnego

miaka. Owe dzieo architektury powstao na wysokoci okoo pidziesiciu stp od podstawy gr. Jazz zauway wskie stopnie biegnce zygzakami do duego otworu naturalnej jaskini. Z niej musiao prowadzi waciwe wejcie do budowli. Zastanawia si, czyje oczy go teraz obserwuj. Czu na sobie czyje spojrzenie, cho zamczysko niczym nie zdradzao obecnoci swych mieszkacw. Simmons wolno ruszy przed siebie. Odruchowo przypiesza, gdy musia przecina smugi ksiycowego wiata. Dotar do najniej pooonej czci fortyfikacji. Jakie dwanacie stp ponad jego gow, wyrastay ze ciany

kamienne smoki. Przystan zaskoczony przed wielkimi drewnianymi wrotami. Nie widzia ich do tej pory. Na nich rwnie ujrza sylwetk smoka, ktra wydaa mu si dziwnie znajoma. Mia gow i skrzyda nietoperza, i oczywicie - ciao wilka. Dzielia go w poowie czarna smuga. Jazz przyjrza si uwanie uchylonym drzwiom, ale zignorowa to wyrane zaproszenie do wntrza i tym bardziej ochoczo pomaszerowa w stron soca. Po chwili mg swobodniej oddycha. Min ponure zamczysko i nareszcie znalaz si na szczycie przeczy. Poczu ciepo sonecznych promieni. Dopiero teraz odway si odwrci.

Gigantyczna budowla znw wtopia si w szaro otaczajcych j ska. Jazz pokrci gow w zachwycie. Gboko wcign w puca powietrze i dugo je wypuszcza. Po tym odprajcym wiczeniu energicznie postawi pierwszy krok naprzd. W zacienionym miejscu co si poruszyo. - No c, Karlu Wiotski, wybr naley do ciebie. Mw albo zginiesz. Natychmiast! - usysza zimny kobiecy gos. Simmons przez cay czas trzyma palec na spucie automatu. Zanim pado pierwsze sowo, wypowiedziane zreszt po rosyjsku, agent byskawicznie odwrci si i... Kobieta byaby teraz martwa, gdyby tylko bro bya

odbezpieczona, - O, pani - powiedzia miym gosem Zek Fener? Nie nazywam si Karl Wiotski. Gdyby tak byo, pani dusza wdrowaaby ju do nieba! Z ciemnoci spoglday na niego byszczce oczy. Nie wyglday jednak na ludzkie. Byy trjktne i te, zbyt nisko nad ziemi. Z cienia wynurzy si wielki, szary, wygodniay wilk. Dugi czerwony jzor zwisa midzy ostrymi, mocnymi kami. Teraz Jazz szybko odbezpieczy karabin. Rozleg si przy tym charakterystyczny szczk metalu. - Nie rb tego! - powstrzymaa go dziewczyna. - To mj przyjaciel. Jak dotd jedyny.

Wreszcie j zobaczy. Wysza z mroku i stana przy zwierzciu. Trzymaa w rkach tak sam bro, w jak zaopatrzono Jazza. - Jeszcze raz mwi, e nie nazywam si Karl Wiotski. - Jazz spojrza na automat drcy w jej doniach. - Do diaba, i tak by pewnie chybia! - Syszaam ci przez radio powiedziaa w kocu. - Przed Wiotskim. Poznaj twj gos. - Co prosz? - Jazz nie od razu zrozumia. - Ach, tak! To byem ja. Chciaem poczy si z Khuwem, ale wtpi, czy odebra mj sygna. To on wysa mnie tutaj. Ciebie rwnie. Tylko, e przede mn niczego nie tai.

Nazywam si Michael Jazz Simmons. Jestem agentem z Wielkiej Brytanii. Bez wzgldu na to, co o tym sdzisz, zdaje si, e jedziemy na tym samym wzku. Mw mi Jazz. Pod tym imieniem znaj mnie przyjaciele... Czy mogaby przesta we mnie celowa? Kobieta nie wytrzymaa. Z gonym szlochem pada mu w ramiona. Czu, e broni si przed sw saboci, ale przegraa t wewntrzn walk. Jej karabin haaliwie uderzy o skalne podoe. - Anglik? - szlochaa ze wzruszenia. Moesz by Japoczykiem, Murzynem, czy innym Arabem! Jakie to ma znaczenie? A jeli chodzi o bro... ju dawno skoczya mi si amunicja.

Gdyby zostaa mi choby jedna kula prawdopodobnie zastrzeliabym si wiele dni temu. Ja... ja... - Spokojnie - powiedzia Jazz. Spokojnie! - Soneczni id za mn - wyszeptaa. Chc mnie odda wampirom, a Wiotski mwi, e zna drog powrotn, wic... - On, co? - Jazz cigle trzyma j blisko siebie. - Rozmawiaa z Wiotskim! Dostrzeg anten, wystajc z jej kieszeni i przesta si dziwi. - Okama ci. Zapomnij o tym! Uy tego jako przynty. - O Boe! - Mocno wbia si palcami w jego ramiona. Przycisn j jeszcze mocniej. Poczu jej zapach. Nawet w

niekorzystnym wietle wygldaa adnie. I bardzo kobieco. - Zek - powiedzia. - Powinnimy znale jakie bezpieczne schronienie. Musimy porozmawia, wymieni informacje. Zgoda? Myl, e pomoesz mi zaoszczdzi mnstwo czasu i wysiku. - Jest taka grota, w ktrej zwykle sypiam - odpara nieco uspokojona. - To jakie osiem mil std. Byam tam, kiedy usyszaam twj gos. Mylaam, e ni. Gdy si ocknam, byo ju za pno. Poszam wic w stron Bramy. Co dziesi minut nawoywaam ci przez radio. I w pewnej chwili odpowiedzia mi Wiotski... - Uspokj si - popiesznie przerwa jej

Jazz. - Ju wszystko w porzdku, o ile to moliwe w naszej sytuacji. Opowiesz mi wszystko po drodze do twojej kryjwki, dobrze? Schyli si, eby podnie jej karabin. Wilk przyczai si i ostrzegawczo warkn. Zek uspokajajco pooya swoj do na jego bie. - Ju dobrze, wilku. To przyjaciel. - Wilk? - Jazz cierpko si umiechn. Oryginalny pomys! - Dostaam go od Lardisa - powiedziaa. - Lardis jest przywdc Wdrowcw. Sonecznych, oczywicie. Wilk jest moj ochron osobist. Szybko si zaprzyjanilimy, ale cigle jest dzikim

zwierzciem. Musisz i ty myle o nim jak o swoim przyjacielu. Naprawd myl w ten sposb, a nie bdziesz mia z nim adnych kopotw. Odwrcia si i zacza schodzi w d, w kierunku zamglonej sonecznej kuli, wci nieruchomo zawieszonej nad siodem poudniowej strony przeczy. - To prawda czy twoja fantazja? zapyta Jazz. - Ta historia z wilkiem? - To prawda - odpara krtko. Potem jeszcze raz zatrzymaa si i chwycia jego rami. - Jeste pewien, e nie ma drogi powrotnej przez sfer? - Jej gos by bagamy! - Jestem - odrzek starajc si, eby nie zabrzmiao to zbyt szorstko. - Wiotski to kamca. Mylisz, e w przeciwnym razie

byby tu jeszcze? Kiedy mnie wysali, si wcignem go za sob. Tylko dlatego te si tu znalaz! Ale powiedz mi, dlaczego mimo wszystko sza w stron Bramy? - Przybyam przez sfer i Brama to jedyna droga tutaj, jak znam. Wiele razy wyobraaam sobie, e bieguny si odwrciy i dziaanie kuli jest przeciwne. Przyszam wic, eby to sprawdzi. Przy dziennym wietle, oczywicie. Gdyby mi si od razu nie udao, nie wrciabym ju rwnie do Krainy Soca. - Te bieguny... to fachowa teoria czy fikcja? - Simmons zapyta zaciekawiony. - Niestety, to tylko moja wyobrania.

Przez chwil szli w milczeniu. Jazz nie wytrzyma jednak dugo bez zadawania pyta. - Gdzie u licha, wszyscy si podziali? Gdzie ptaki, zwierzta? Gdzie stwory, ktre pojawiy si w Perchorsku? Nie widziaem... -1 nie zobaczyby - przerwaa mu. - Nie w Gwiezdnej Krainie i nie zna dnia. Tutaj, w Sonecznej Krainie, ujrzysz wkrtce wiele zwierzt! Wierz mi, Jazz, nie chciaby zbyt czsto spotyka mieszkacw Gwiezdnej Krainy. Wstrzsn ni nieopanowany dreszcz. Nagle potkna si i upada na jedno kolano. - Och! - jkna. Jazz pewnie chwyci j za okie. Tym

razem wilk nie zareagowa na jego gest. Agent wolno poprowadzi Zek w stron duego, paskiego kamienia. Pozwoli jej usi i zdj swj plecak. Wydoby z niego paczuszk, dzienn porcj suchego prowiantu. - Zasaba z godu! - stwierdzi. Otworzy puszk soku. Pocign yk i poprosi, eby wypia ca reszt. Nie opieraa si. Wilk sta przy nich, machajc z oywieniem ogonem. Jego pysk ocieka lin. Jazz uama kostk czekolady. Zwierz pochwycio j w locie. - To gwnie przez moje stopy powiedziaa Zek. - Jazz spojrza na nie. Nosia cikie skrzane sanday. Palce

miaa poplamione krwi. Soce byo teraz troch ostrzejsze i mg dokadniej przyjrze si caej sylwetce kobiety. Jej kombinezon by dziurawy na okciach i kolanach, ale starannie zaatany od spodu. Jedyny jej baga stanowi may rulon. Agent susznie przypuszcza, e to piwr. - To nie jest odpowiednie obuwie na tak wycieczk. - Wskaza na sanday. - Wiem o tym - odpara Zek. - Kiedy miaam takie buty jak twoje. Nie wystarczyy na dugo. Sam zobaczysz, niektre z kamieni s ostre jak yletki. Da jej czekolad. Pokna j prawie w caoci. - Moe odpoczniemy tutaj? zaproponowa.

- To zbyt niebezpieczne - odpara. Lepiej jak najprdzej chodmy do Sonecznej Krainy. Pki jest dzie. - Masz na myli niebezpieczestwo z ich strony? - Jazz wyj may pojemnik z jednej z toreb. Znalaz w niej gaz, bandae, maci i plastry. Delikatnie zsun sanday ze stp Zek i zaj si ranami. - Tak, wampiry, jak si domylasz. Ale nie tylko. S gorsze rzeczy w Gwiezdnej Krainie. Widziae "zwierztko" Agurskiego? -Jazz skin gow. Zwily kawaek gazy wod z plastykowej butelki i ostronie zmywa z jej palcw zaschnit krew. Westchna z ulgi, kiedy posmarowa maci liczne

zadrapania i pokane pcherze. - To, co widziae w akwarium powstao, bo jajo wampira przedostao si do tutejszej fauny - powiedziaa obojtnym tonem, jak gdyby mwia o czym bardzo normalnym. Jazz znieruchomia. Podnis gow i spojrza jej prosto w oczy. - Jajo wampira, tak? - zapyta cedzc sowa. - OK, c w tym dziwnego? wzruszy ramionami. Zacz zakada na jej stopy opatrunki. - To znaczy, e wampiry s jajorodiie, zgadza si? - I tak, i nie - odpowiedziaa Zek. Wampir rodzi si, kiedy wampirze jajo dostanie si do ciaa czowieka. Jazz z powrotem naoy jej sanday na nogi. - Lepiej? - zapyta.

- O wiele lepiej - odrzeka. - Stokrotne dziki. - Wstaa i pomoga mu si zapakowa. Ruszyli dalej na poudnie. - Posuchaj - odezwa si Jazz. Dlaczego po prostu nie opowiesz mi wszystkiego, co wiesz o tym miejscu. Co widziaa, przeya i czego si tu nauczya. Na razie widoczno jest bardzo dobra i nie wydaje si, eby co mogo nam nieoczekiwanie zagrozi. Soce jest jeszcze dosy wysoko, a dochodzi do tego jasne wiato ksiyca. - Czyby? - wtrcia Zek. Jazz obejrza si. Ksiyc przeci przecz i ju tylko jego skrawek widoczny by za wschodnim szczytem sioda. - Obrt planety wok Soca jest tu

duo wolniejszy ni ten, do ktrego przywyklimy, ale ksiyc kry wok niej szybciej i po bliszej ni nasz orbicie. Przypadkowo te nazwali t planet - Ziemia. Zreszt, to chyba naturalne przy takim podobiestwie. W kadym razie obrt ze wschodu na zachd trwa tu bardzo dugo, a bieguny nie zostay wyznaczone w zalenoci od pooenia planety wzgldem soca. Soce jest tu widoczne w wdrwce z zachodu na wschd, bardzo powolnej i po niewielkim uku. Nie jestem ani astronomem, ani badaczem kosmosu, nie pytaj wic skd to wszystko wynika. Opowiem ci, jak to wszystko dziaa w praktyce. Tu, w Sonecznej Krainie, "rano" trwa

mniej wicej dwadziecia pi godzin, "dzie" - siedemdziesit pi, "wieczr" - znw dwadziecia pi godzin, za "noc" - okoo czterdziestu. Oczywicie noc zapada, gdy soce znika za horyzontem. Jazz jeszcze raz spojrza w gr. Ksiyc by ju ledwie widoczny za wysokimi grami. - Ja te nie jestem astronomem powiedzia - ale tempo tego ksiyca jest imponujce! - Zgadza si - odpara Zek. - Na dodatek, w odrnieniu od naszego, pokazuje si ze wszystkich stron. - Bezwstydny, co? - zaartowa Jazz. - Czasem przypominasz mi pewnego

Anglika, ktrego znaam dawno temu. Wydawao si, e jest tylko troch naiwny, ale okazao si, e jest nieprawdopodobnie naiwny! - odezwaa si po chwili. - Tak? - zainteresowa si Jazz. -Kto by tym szczciarzem? - Wcale nie by takim szczciarzem odpara cicho i lekko pochylia gow. Simmons patrzy na jej profil. Podobaa mu si. I bardzo j lubi. - By czonkiem - a moe nawet gow waszego INTESP. Nazywa si Harry Keogh. Mia szczeglny talent. Ja te mam talent., ale z nim byo cakiem inaczej. By nekroskopem. Jazz zdecydowa wanie, e nie bdzie na razie okazywa jej swojego

sceptycyzmu: - Kim? - zapyta tylko. - Potrafi rozmawia ze zmarymi powiedziaa lodowato i odsuna si wyranie od mczyzny. Poczua si uraona, ogarna j zo. - Co ja takiego zrobiem? - spyta Jazz zaskoczony. - Co sobie pomylae - sapna z pasj. - Pomylae: "Co za bzdury". - Chryste Panie! - wyrwao si Jazzowi. Tak wanie pomyla. - Posuchaj - cigna Zek. - Wiesz od ilu lat ukrywaam swoje zdolnoci? Nie mogam pracowa dla Wydziau E! Nie chciaam, bo zdawaam sobie spraw, e prdzej czy pniej znw bd

musiaa stan twarz w twarz przeciwko Harry'emu. Cierpiaam mki... - OK! - powiedzia Jazz, przerywajc jej w p sowa. - Nie zajdziemy daleko, jeli nie bdziemy sobie ufa. Ale nic te nie osigniemy, okamujc i zwodzc si wzajemnie. Jeli mi mwisz o swoich moliwociach, musz ci wierzy na sowo. A jednak... czy nie mogaby tego udowodni? Musisz przyzna, e nietrudno byo przed chwil odgadn moje myli, Zek. Nie powiesz mi chyba, e nigdy dotd nie spotkaa si ze sceptycyzmem! - Chcesz mnie wyprbowa? - Jej oczy pony gniewem. - Kusisz? Odejd, szatanie!

- To talent otrzymany od Boga, tak? Jazz cigle nie dowierza. - Jeli jeste tak dobra, dlaczego nie wiedziaa, kto si zblia do przeczy? - Naprawd mnie zocisz! powiedziaa Zek. - Nic nie rozumiesz. Ja ci mwi, e jestem telepatk, a ty mi na to: "udowodnij". To tak, jakby mi kaza udowodni, e jestem kobiet! - Cholernie wysoko si cenisz. Bg jeden wie, do jakiego rodzaju mczyzn przywyka, ale... - Simmons pokiwa gow. - W porzdku! - sapna. - Patrz. Spojrzaa obojtnie na wilka, potem odwrcia si i zacza odchodzi. Stana w odlegoci stu metrw od

niego. - Nie zamierzam teraz nic mwi! krzykna stamtd. - Zaraz stanie si to, o czym pomylisz! Jazz nachmurzy si. "Co ona sobie..." zacz w myli, i w nastpnej chwili wilk przej jego rozumowanie. Zwierz podeszo do niego, delikatnie chwycio go za rkaw i zaczo cign w kierunku swej pani. Jazz potkn si, starajc si dotrzyma mu kroku. A im prdzej szed, tym prdzej wilk bieg. W kocu obaj w szalonym tempie pdzili do miejsca, gdzie staa Zek. Kiedy do niej dotarli, wilk puci rkaw kombinezonu agenta. -1 co? - zapytaa kobieta. - No c - zacz Simmons, drapic si

po nosie. - Mylisz, e jestem treserem zwierzt przerwaa mu.- Ale jeli usysz to z twoich ust, nasze drogi si rozejd. Przetrwaam bez ciebie do tej pory, wic i dalej sobie poradz. Wilk stan blisko niej, jak gdyby razem czekali na jego odpowied. - Dwoje na jednego - powiedzia Jazz z przeksem. - Zawsze byem za demokracj, oczywicie, wierz ci. Szczerze. Jeste telepatk. Wci jednak nie rozumiem, dlaczego nie odrnia mnie od Wiotskiego? Szli teraz w pewnej odlegoci od siebie. - Widziae ten zamek? W Gwiezdnej

Krainie? -Tak. - To dlatego. - On by pusty, wydawa si opuszczony. - Agent zamyli si. - Moe tak, a moe nie. Wampiry bardzo chc mnie dosta w swoje rce. Mona o nich rnie mwi, ale nie to, e s mao inteligentne. Wiedz, e przybyam tu przez Bram i na pewno zgady, e prdzej czy pniej sprbuj wydosta si std t sam drog. Mogy bez problemu skry si w ciemnych pokojach zamczyska. - Do tej pory wszystko pojmuj, ale co to ma ze mn wsplnego? - W tym wiecie - odpowiedziaa musz bardzo uwaa na to, o czym

myl. Wampiry te maj rne talenty i zdolnoci. Zreszt maj go rwnie, cho na niszym poziomie percepcji prawie wszystkie zwierzta. Tylko przecitni ludzie go nie posiadaj. - Chcesz powiedzie, e gdyby wampiry pozostawiy kogo w zamku, to... kreatura ta mogaby usysze twoje myli? - Tak. Wilk te je rozumie - powiedziaa po prostu. - A, co ze mn? - zapyta agent. - Czy to, e ja ich nie odbieram, robi ze mnie w twoich oczach idiot? - Nie - umiechna si. - Jeste tylko czowiekiem. Kiedy szam w tamt stron, syszaam twoje myli, ale nie

odwayam si na nich skoncentrowa. To mogoby mnie zdradzi! Teraz,, kiedy znalelimy si ju w wietle soca, niebezpieczestwo mino. Ale gdy zbliam si do Gwiezdnej Krainy, musz bardzo uwaa. Nie mogam wic by pewna, e nie jeste Karlem Wiotskim. Musiaam to sprawdzi. Powiedziae, e on prawdopodobnie by mnie zabi. Tylko, e zostaby tu wtedy zupenie sam. Zaryzykowaam i zaczaiam si... Tym razem Jazz naprawd zrozumia wszystko, co powiedziaa. Musia od czego zacz i wydawao mu si, e nareszcie podjli waciwy wtek. - Posuchaj, powinna mi wyjani par spraw. Jednak najpierw chciabym

wiedzie, czy musz kontrolowa wasne myli? - Tutaj, w Krainie Soca? Nie. W Gwiezdnej Krainie - zawsze. Ale miejmy nadziej, e nie wrcimy ju tam. - wietnie - powiedzia Jazz. Przejdmy do. najpilniejszych spraw. Gdzie jest ta twoja jaskinia? Najwyszy czas na odpoczynek. - Powiem ci co. Ju dawno nauczyam si nie podsuchiwa myli innych ludzi. Przyjemnie, co prawda, kiedy ci lubi. Ale w przeciwnym wypadku... moe by bardzo stresujce. Co innego wrd nas telepatw. Wtrcanie si nawzajem w wewntrzne ycie naleao do

normalnych zasad naszego wspdziaania. Od dugiego jednak czasu byam tu samotna. Rwnie psychicznie. A tu nagle - umys z mojego wiata! Kiedy co mwisz, no c... sysz nie tylko to, co wypowiadasz na gos. Dopiero, gdy si do ciebie przyzwyczaj, postaram si nie ingerowa w twoj prywatno. Ju teraz prbuj, ale... nie zawsze mi to wychodzi. - A, co ja takiego w tej chwili pomylaem? Stwierdziem tylko, e powinnimy odpocz. - Nie my, ale e ja powinnam odpocz. Ja, Zek Fttener. To bardzo mie z twojej strony. Niepotrzebnie jednak tak si o mnie troszczysz. Sam pewnie te jeste

zmczony. W kadym razie wolaabym przej przecz jak najprdzej. Widzisz? Soce jest ju prawie przy wschodniej cianie. Porusza si wolno, ale za jakie ptorej godziny przecz pogrycie w ciemnoci. Dzie po Sonecznej Stronie potrwa jeszcze ponad dwadziecia godzin, a wieczr drugie tyle, lecz przejcie nie bdzie ju zbyt bezpiecznym miejscem. Wzdrygna si odruchowo. - Jeste naprawd odwana - powiedzia szczerze Jazz. - Piekielnie odwana, jak na kobiet. - W nastpnej sekundzie zorientowa si, e jego komplement nie zabrzmia zbyt elegancko. Nigdy zreszt nie by w tym dobry.

- Nie, nie jestem - odpara z powag. Kiedy moe tak byo. Teraz jednak straszny ze mnie tchrz. Przekonasz si o tym wkrtce. - Przedtem jednak wytumacz mi jeszcze kilka rzeczy. Mwia co o Wdrowcach? e id za tob? I czego chc od ciebie wampiry? O co tu chodzi? - Wampiry! - szepna z przestrachem i badawczo rozejrzaa si naokoo. Podniosa rk i drcymi palcami dotkna czoa. Wilk skuli uszy i wyda z siebie niskie, odstraszajce warknicie. Jazz odbezpieczy swj automat. Trzyma go teraz w penym pogotowiu.

Upewni si, czy peny magazynek spoczywa w komorze. - Zek? - odezwa si pgosem. - Arlek! - wyszeptaa. - Oto, co wynika z powstrzymywania mojej telepatii dla twojego dobra! Jazz, ja.,. Nie zdya dokoczy. Naraz oboje znaleli si w samym gszczu...

ROZDZIA JEDENASTY ZAMKI - WDROWCY - PROJEKT Karl Wiotski zdoa naprawi motocykl. Jecha teraz na wschd w kierunku wysokich, fantastycznie rzebionych kamiennych supw. W pierwszym odruchu, podobnie jak Jazz, wyruszy na

poudnie, ku przeczy, ale w poowie drogi soce cakowicie skryo si za szczytami gr. Wiotski zdecydowa, e lepiej porusza si po otwartym, owietlonym blaskiem ksiyca terenie ni w gbokich ciemnociach. Nie mg wiedzie, i po drugiej stronie gr dzie potrwa jeszcze tyle, ile w jego pojciu trwaj dwie pene doby. Czarny acuch ska rysowa si na caej swej nieskoczonej dugoci jak jednorodny masyw. Po chwili jednak, kiedy jego oczy przyzwyczaiy si do mroku, Wiotski zacz zauwaa zbocza i urwiska, przepaci i skalne pki. Dostrzeg rwnie wiata na niektrych wierzchokach. Zastanawia si, czy

mieszkali tu ludzie i czy przyjliby go przyjanie. Wtedy ujrza nietoperza. Ale nie te mae, nocne stworzenia, ktre mona spotka na Ziemi. Nadleciay trzy, kady o rozpitoci skrzyde przekraczajcej dugo jednego metra. Zaskoczony Rosjanin z trudem unikn kraksy. Powietrze poruszyo si pod silnymi uderzeniami szeciu wielkich istot. Byy tego samego gatunku, co Desmodus Przybysz Czwarty. Wiotski zastanawia si, co je do niego przycigno. Prawdopodobnie - gony szum silnika motoru. Haaliwy i obcy na tym cichym pustkowiu. Nagle jeden ze stworw przeci strumie wiata przedniego reflektora

pojazdu i wyranie zachwia si, jakby straci orientacj. Wyda te z siebie przejmujcy, piskliwy wrzask. Podobnym dwikiem odpowiedziay dwa pozostae. Wiotski wiedzia ju, jak pozby si tego denerwujcego towarzystwa. Prawdopodobnie byo ono niegrone, ale przeszkadzao mu w uwanej jedzie. Teren by nierwny i zdradliwy. Popkana sucha ziemia, poprzecinana gbokimi szczelinami. Wiotski z trudem omija liczne puapki. Potrzebowa spokoju, eby mc si skoncentrowa na pokonywaniu przeszkd zamiast obserwowa poczynania nietoperzy. Zatrzyma motocykl. Z jednej z licznych

toreb wycign zapalniczk o duej sile pomienia. Czeka, a stwory si zbli. Ten, ktrego wczeniej olepi, trzyma si w pewnym oddaleniu na sporej wysokoci. Lecz pozostae dogoniy go wkrtce i zaczy kry wok niego. Kiedy byy najbliej, Wiotski skierowa na nie wylot zapalniczki i skpa je w ogniu. Zdezorientowane, zderzyy si. Opady na ziemi. Jeden z nich zdoa wznie si w gr i odlecie. Drugi jednak nie mia szczcia. Zanim zdy uciec, Wiotski odbezpieczy swj karabin i puci w jego stron celn seri. Kule niemal przeciy ciao nietoperza na dwie czci. Jego krew rozprysa si po kamieniach. Dwa oszalae stwory zniky mu z oczu.

Od tej pory nic go nie niepokoio. Zdawa sobie spraw z tego, co kryj cienie poszarpanych ska, ale by zadowolony, e aden z przyczajonych tam stworw nie omiela si go znowu prowokowa. Postanowi bowiem, e nie bdzie marnowa wicej amunicji na zabijanie nietoperzy. Wiedzia przecie o innych, znacznie groniejszych mieszkacach tego wiata. Nagle spostrzeg tajemnicze kamienne supy. Najbliszy znajdowa si ju nie wicej ni pi mil przed nim. Na jego tle widzia wiele innych, ktre zmniejszay si stopniowo. Ich wierzchoki wieciy przytumionym blaskiem. Podstawy byy poszerzone i

umocnione podporami. Supy wznosiy si wysoko i same stanowiy podpor dla prawdziwych zamkw. Tylko takie okrelenie oddawao charakter dwiganych przez nie budowli. wiata pochodziy z ich okien. Byy migotliwe i nierwne. Niebo nad zamkami zasnuway smugi dymu. Nie mg si nadziwi jak je zbudowano. Przypuszcza, e to dzieo ludzkich rk. Z tymi ludmi Rosjanin mia nadziej si porozumie. Z podziwem spojrza na grone siedlisko. Po chwili opuci wzrok i zahamowa, gdy na jego drodze wyrs kamienny wa. By do niski - mia nie wicej ni pi stp wysokoci, ale nie udaoby mu si przejecha niezbyt sprawnym

motorem. Wa by bardzo regularny, a kamienie poukadane z rozmysem, co stanowio potwierdzenie, e jest to kolejny twr rk ludzkich. Wiotski poszukiwa jakiejkolwiek szczeliny w tej nieoczekiwanej przegrodzie. Bezskutecznie. Dojecha do samych podny ska, gdzie wa cakowicie tarasowa mu drog. Rosjanin stwierdzi, e motocykl nie zdoa si wznie po ostrych, osuwajcych si odamkach. Zniechcony, zawrci. Znajdowa si w miejscu, z ktrego dokadniej mg si przyjrze pobliskiemu supowi, a waciwie kolumnie. Zafascynowany jej potg, ocenia w

myli jej rozmiary. U samej podstawy miaa okoo stu metrw rednicy, rozszerzajc si ku grze prawie dwukrotnie. Rosa do wysokoci okoo ptora kilometra, a na jej szczycie spoczywaa prawdziwie obronna twierdza. Przytaczaa wprost swoj wielkoci. Wiotski uporczywie wpatrywa si w t fantastyczn budowl. Wydawao mu si, e zauway jakie poruszenie. Przymruy oczy dla uzyskania ostrzejszego obrazu. Nagle przypomnia sobie o jednym z najcenniejszych przedmiotw skadajcych si na jego ekwipunek. Popiesznie wydoby lornetk z dna duej torby. Nie traci nawet czasu na waciwe ustawienie okularw.

Co oderwao si od cian zamczyska. Czarny ksztat spywa z nieba powoli i ostronie. Koszmarny smok - p wilk, p nietoperz. Wiotskiego tylko na sekund sparaliowa prawdziwy strach, nie mia teraz czasu na poddawanie si temu uczuciu. Wyczy silnik i trzymajc si ciany wau prowadzi motocykl w d do podna masywu. Zatrzyma si przy olbrzymim gazie i schowa si wraz z maszyn w jego cieniu. Ksiyc znajdowa si wanie w peni. Kulc si przed wiatem, Wiotski woy nowy magazynek do automatu. Przygotowa te do natychmiastowego uycia podrczny miotacz ognia.

"Chryste! Nie opuszczaj w potrzebie..." - pomyla bogobojnie. Potwr kry nad nim, ale wydawao si, e wci go nie zauwaa. By na wysokoci okoo tysica stp. Nagle ostro skrci i skierowa si prosto na rwnin, na ktrej ukrywa si Rosjanin. Wiotski zrozumia, i nie powinien si duej oszukiwa. Ten rekonesans nie by ani przypadkowy, ani bezcelowy. Kreatura wiedziaa, e czowiek jest tutaj. Na paskim, odsonitym terenie pooy si olbrzymi, czarny cie. Wiotski odway si przyjrze potworowi i oceni jego wielko. Do tej chwili wmawia sobie, e nie jest moe tak przeraajcy, jak jego morderczy brat z

Perchorska. Stwr mia pidziesit stp dugoci, rozpito skrzyde bya znacznie wiksza. Przypomina gigantyczn, morsk manie. Podobiestwo to zakcay jednak monstrualne, wypuke oczy. Poruszay si z niezwyk atwoci we wszystkich moliwych kierunkach. Kreatura najwyraniej nie zamierzaa zrezygnowa ze swej ofiary. Obniya lot i w kocu wyldowaa w chmurze pyu, jaki podnis si pod wpywem przyspieszonego ruchu silnych, misistych skrzyde. Na moment jej sylwetka zatara si w gstym kurzu. Po chwili Wiotski przekona si, e stana nie dalej ni trzydzieci, czterdzieci

metrw od niego. Jej gowa poruszaa si i wycigaa tu i tam, ale jako bezmylnie, bez zbytniego zapau. Na grzbiecie potwora, na specjalnej uprzy, Rosjanin zauway siodo zrobione z piknie wytaczanej skry. Gdy powietrze nieznacznie si oczycio, Karl zobaczy stojc przy potworze posta, przypominajc czowieka. Tak wyglda Przybysz Pity, spalony w Perchorsku na popi. Owa zjawa patrzya teraz prosto w stron kryjwki Wiotskiego. Potem wampir wolno odwrci si. Rosjanin zdy tylko dostrzec bysk czerwonych jak krew oczu. Nie to przycigno jednak wzrok Wiotskiego. Przede wszystkim zainteresowaa go

potna bransoleta na prawej rce obcego. Karl zna jej miercionone dziaanie. 'Tym razem to si nie powtrzy" - obieca sobie w gbi duszy. Sta w cieniu cicho jak mysz. Nie oddycha nawet i nie mruga oczyma. Tymczasem wampir unis gow i spojrza na zamek. Rozstawi szeroko nogi, opar donie na biodrach i gwizdn. Ggwizd by tak przeraliwy, e Karowi zaparo dech w piersiach. Z nieba sfruny dwie, rwnie wielkie jak poprzednie, poczwary i wyldoway. Jeden ze stworw uderzyby Rosjanina skrzydem, gdyby ten nie uchyli si na czas. Lufa karabinu stukna przy tym o

kamieniste podoe, ostatecznie zdradzajc jego zamiary. Wampir znw si zwrci ku niemu i spokojniejszym gwizdem przywoa kompanw do siebie. Potem sam, duymi krokami zbliy si do skaki. Jego purpurowe oczy byszczay. Twarz wykrzywi mu okrutny, sardoniczny grymas. Nosi si dumnie, z wysoko uniesion gow i sztywno cignitymi do tyu ramionami. Wiotski pozwoli mu doj na odlego okoo dwudziestu krokw od siebie. Potem wystpi z ciemnoci na jasn, otwart przestrze. Wycelowa w obcego bro. - Stj! Zatrzymaj si tam, gdzie jeste. Nastpny krok, to twj koniec - krzykn drcym gosem.

Wampir zignorowa czowieka i pewnym krokiem szed w jego stron. Wiotski nie chcia go zabi. Zdawa sobie spraw, e nie wygra ze wszystkimi stworami. Odda pojedynczy, ostrzegawczy strza. Kula dotkna czarnego warkocza wosw opadajcego na rami poczwary. Wampir zatrzyma si i powcha powietrze. - Suchaj, porozmawiajmy! - znw odezwa si Wiotski. Woln rk unis do gry, a bro spuci luf do ziemi. Wykona pokojowy gest, a jednak cay czas by przygotowany do ataku. Obcy dotkn swych wosw. Potem ostronie powcha palce, ktrymi

trzyma warkocz. Jego oczy zrobiy si okrge i wielkie, a z garda wyda pzrozumiay charkot. - Co? Omielasz si nam grozi? Podnis prawe rami w gecie podobnym do ziemskiego pozdrowienia. Tutaj musia on znaczy co zupenie przeciwnego, bo przy tym ruchu z bransolety wysuny si haki, ostrza i szpikulce. Karl widzia ju kiedy podobne. Wampir przykucn, jakby chcia skoczy na swego przeciwnika. Ten jednak nie czeka na rozwj wypadkw. Z odlegoci kilku krokw nie mg chybi. Desperacko nacisn spust. Mia zamiar seri z automatu przeci na skos ciao obcego. Karabin wystrzeli trzy lub cztery naboje i

zamilk. aden strza nie doszed do celu skutecznie. Tylko jedna kula drasna rami obcego. Takie uderzenie powstrzymaoby moe zwykego czowieka, ale nie wampira. Ten, co prawda, przewrci si, ale raczej zaskoczony bliskoci ataku ni z blu. Potem poderwa si byskawicznie i znw przyczai. Wiotski, gono przeklinajc, wyrzuci wadliwy magazynek i zajrza w komor nabojow. Niewypa cigle tam tkwi. Potrzsn automatem. Bez skutku. Przytroczy bezuyteczn bro do pasa i wycign zza siebie miotacz ognia. Wampir wyranie si zirytowa i odpowiedzia wciekym warkniciem.

Zademonstrowa przy tym swemu wrogowi ca gam ostrych i niebezpiecznych ozdb. - Jak tak, to tak! - wycharcza Wiotski. Pozwoli obcemu zbliy si na odlego trzech, czterech krokw i mocno nacisn spust miotacza. May, niebieski ognik w mgnieniu oka buchn tym, syczcym pomieniem. Obj lew stron ciaa obcego. Ten, palc si, zacz krzycze z blu i przeraenia. Odskoczy i rzuci si na ziemi. Tarza si po zakurzonym podou tak dugo, a zdusi tlcy si na jego skrze ogie. Dymic podnis si z trudem na nogi i zataczajc si poszed w stron dziwnej czarnej gry. Ale Rosjanin nie chcia dopuci do tego, eby ocala. Skoro ju

zacz zabija, postanowi bezwzgldnie dokoczy. Ponownie unis miotacz i... -przerazi si. Wampir wydawa grze, zdecydowane rozkazy w swym szorstkim, jakby znajomym jzyku. A "skaa" posuchaa ich. Zadraa i rozoya niewidoczne dotd gigantyczne skrzyda. Zaczy uderza powietrze i tysice ton skay uniosy si. Wiotski ujrza pod jej spodem misist szczelin. Wia si i falowaa jak obrzydliwe, rowe robaki. Robaki te zwisay ku ziemi i "wszyy" na wszystkie strony. Na brzuchu potwora wyksztaciy si te wielkie oczy, przenikajce wzrokiem jak bazyliszek.

Momentalnie dostrzegy Rosjanina i gra ruszya prosto na niego. Agent cofn si. Latajca bestia zawisa tu nad nim. Obj go czarny jak smoa, nie koczcy si cie. Szczelina na spodzie smoka poruszya si i rozsuna jak olbrzymie, akome usta. Wiotski upad. Potwr zion wstrtnym, cuchncym oddechem. Dotkny go kleiste, silne macki. Chwyciy go za pas r wcigny do przepastnego wntrza ywej jaskini. Zapady wok niego nieprzeniknione ciemnoci. Cigle trzyma palec na spucie miotacza, ale nie odway si go uy. Gdyby teraz to zrobi, w rodku smoka, sam upiekby si we wasnym ogniu. Mia czym oddycha, ale powietrze byo tu zgnie, zatykajco

mierdzce. Coraz bardziej wydawao mu si, e to tylko koszmarny sen. Ale w rzeczywistoci dopiero mia w niego zapa, bo zaduch podziaa na niego jak rodek oszaamiajcy. Wiotski nawet nie zdawa sobie sprawy, e traci przytomno... Jazz mia pi sekund na podjcie decyzji. To znaczy tyle potrzebowaby na to czasu, gdyby nie byo przy nim Zek Fener. Teraz jednak zdecydowa si ju po dwch sekundach. Kiedy liczne cienie zaczy odrywa si od ciemnej ciany urwiska, nie zamierza si duej ociga. Gos Zek powstrzyma go w ostatniej chwili. - Jazz, nie strzelaj!

- Co takiego? - By zdezorientowany. Cienie naleay do zwinnych mskich sylwetek, ktre szybko ich otoczyy. Nie strzela? Znasz tych ludzi? - Wiem, e nic nam nie zrobi. Wygldaa jednak na przestraszon. Jestemy dla nich bardziej cenni ywi ni umarli. Jeli za oddasz jeden strza, nie zdysz usysze jego echa! Dobrze wiedz, jak obchodzi si z wczniami i przeszyje ci co najmniej tuzin ich strza i mnie prawdopodobnie rwnie. Jazz opuci karabin wolno i niechtnie. - Robi to tylko dlatego, e ci ufam westchn ciko. Dopiero teraz przyjrza si otaczajcej ich gromadzie. Jeden z mczyzn wystpi naprzd.

Mwi jakim chrapliwym dialektem. Jazz by przekonany, e powinien go zrozumie. Zek odpowiedziaa sowami, ktre rzeczywicie rozpozna. Rozpozna, ale nic poza tym. To by rumuski! - Ho, Arlek Nunescu! - mwia Zek. Zetrzyj gry i pozwl socu stopi zamki wampirw! Co to ma znaczy? Dlaczego nam stajesz na drodze i przeladujesz braci Wdrowcw? Teraz, kiedy Jazz wiedzia, jaki to jzyk, mg skoncentrowa si na znaczeniu niektrych sw. Nigdy si go nie uczy, ale pewne podstawy przekaza mu ojciec, mia te kilka lekcji w czasie studiw i wrodzon zdolno do przyswajania jzykw obcych.

Wszyscy mczyni, ktrzy wyszli ze swych kryjwek i stali teraz w pobliu, byli typowymi Cyganami. Wygldali tak charakterystycznie, e nie mona ich byo pomyli z innym narodem. Nie rnili si fizycznie od swych braci z ziemskiego wiata spoza Bramy. Mieli dugie, czarne wosy, natuszczone i lnice. Byli szczupli i niadzi. Nosili lune ubrania z wdzikiem i swobod. Brzczeli kolczykami, sprzczkami i bransoletami. Harmoni ich malowniczoci zakcaa jedynie bro, w ktr zaopatrzeni byli niektrzy z nich. Simmons dostrzeg kilka ukw i ostro zakoczonych wczni. - Zetrzyj gry! - Arlek rwnie

pozdrowi Zek. - Wiesz, co masz mwi Zekintho, bo kradniesz sowa z umysw Wdrowcw! Ale odkd pamitam, zawsze si w ten sposb witamy, a gry wci stoj nienaruszone i wampiry niczym nie zagroone pozostaj w swych zamkach..Musimy wic przez cae ycie koczowa, bo osiedli si, znaczy skaza si na zagad. Odczytaem przyszo, Zekintho. Jeli zaczniemy ciebie osania, sprowadzisz nieszczcie na Lardisa i jego grup. Jeli jednak oddamy ciebie w rce wampirw... - Ach, tak! - przerwaa pogardliwie. Jeste miay, bo Lardis Lidescu jest daleko std. Szuka na zachodzie bezpiecznego schronienia, gdzie

wampiry nie bd was niepokoi. Jak mu si wytumaczysz, kiedy wrci? Chcesz mnie odda, eby zjedna sobie te kreatury, ale w ten sposb tylko umocnisz ich si! Chyba nie jeste tchrzem, Arlek? Arlek krzykn z oburzenia. Zrobi krok naprzd i unis rk, jak gdyby chcia uderzy dziewczyn. Jazz, nie zastanawiajc si dugo, opar bro na jego ramieniu, celujc mu prosto w ucho. - Nie rb tego - ostrzeg go agent. - Po tym, co tu usyszelimy, nie sdz, eby by wiele wart i jeli mnie zabijesz, sam zginiesz razem ze mn. - Mia nadziej, e jego sowa byy zrozumiae.

Arlek cofn si i przywoa dwch swoich ludzi. Podeszli do Jazza. Ten wytrzeszczy w ich kierunku wszystkie zby. - Oddaj im bro, Simmons powiedziaa Zek. - Wanie zamierzaem - odpowiedzia ktem ust. - Wiesz, co mam na myli - nie ustpowaa. - Prosz, oddaj im cay ekwipunek. - Czy telepatia pozwala ci te spacerowa wrd stada godnych wilkw? - zapyta. Pierwszy z Cyganw chwyci za luf karabinu, a drugi cisn nadgarstek agenta. Jazz by wiadom, e kilkanacie

strza jest wycelowanych prosto w niego, ale nie poddawa si. -1 co teraz? Wszystko zaley od ciebie, Zek. - Nie moemy wrci do Gwiezdnej Krainy - odpara szybko. -Wdrowcy strzeg wejcia do Krainy Soca. Nawet jeli wyrwiemy si teraz z ich rk, i tak nas w kocu znajd. Oddaj im automat. Przynajmniej na razie jestemy bezpieczni. - Mam inne zdanie na ten temat wymamrota. - Ale chyba rzeczywicie nie ma innego wyjcia. - Wyj magazynek i wsun go do kieszeni. Rozbrojony karabin wrczy najbliszemu Cyganowi. - To te. - Arlek umiechn si

pobaliwie i wskaza na jego kiesze. 1 ca reszt twoich zapasw. Kilka minut rozmowy Arleka z Zek wystarczyo, eby Jazz potrafi teraz odezwa si w uywanym przez nich jzyku. - Wymagasz zbyt wiele, Nunescu powiedzia. - Jestem tak jak i ty wolnym czowiekiem. Nawet bardziej, bo nie mam nic wsplnego z wampirami i dlatego mog tu y. - Czy on te potrafi czyta w cudzych mylach? - Arlek achn si i zwrci do Zek. - Sucham tylko swojego umysu uprzedzi j Jazz - i mwi wycznie wasnymi sowami. Poza tym rozmawiaj

ze mn bezporednio. - Dobrze, oddaj nam swoj bro i wszystko, co posiadasz. Nie bdziesz mg uy ich potem przeciwko nam. Jeste tu obcy, pochodzisz z tego samego wiata co Zekintha. Niby dlaczego mielibymy ci ufa? - Arlek spojrza mu prosto w twarz. - A dlaczego, kto miaby ufa wam? wczya si Zek, kiedy zaczto zabiera Jazzowi jego ekwipunek. - Zdradzilicie swego przywdc, kiedy ten wyruszy w podr, by was ratowa. Kilku Wdrowcw zaszurao niepewnie nogami i wygldao na zakopotanych. Arlek jednak nie da si zbi z tropu. - Zdrada? - powiedzia gwatownie. Ty mwisz o zdradzie? Kiedy tylko

znikn za horyzontem, ty pierwsza ucieka! Dokd, Zekhinto? Do swojego wiata? Sama mwia, e nie ma do niego powrotu. A moe sama udaa si do wampirw, eby zapanowa nad tym wiatem? Oddabym im ciebie w zamian za spokj dla Wdrowcw - nigdy dla wasnej chway! - Chway? - parskna Zek. - Chyba niesawy! - Ty, ty... - Zabrako mu sw, eby wyrazi swoj wcieko. Tymczasem z Simmonsa zdjto wszystkie pakunki i ca bro. Nie odarto go jednak z jego dumy. Dziwne, ale w samym kombinezonie czu si teraz bezpieczniej ni uzbrojony od stp

do gw. Nie ba si, e ktry z Wdrowcw, z samego strachu przed nim, dgnie go wczni, tracc panowanie. Nie rozumia wszystkich sw Arleka, ale nie podoba mu si ton, jakim Cygan zwraca si do Zek. - Lubisz krzycze na kobiety, co? Wzburzony agent cisn mocno rami Nunescu. Arlek spojrza na rk Jazza na swym rkawie i szeroko otworzy oczy ze zdumienia. - Musisz si tu jeszcze wiele nauczy, wolny czowieku - sykn i zacinit pici zamachn si w stron Anglika. Jazz atwo uchyli si przed ciosem i zaatakowa. Nikt w wiecie Arleka nie

sysza o judo, karate i tym podobnych sposobach walki wrcz. W jednej sekundzie Cygan lea jak martwy na skalnym zboczu. Simmons nie zdy jednak posmakowa zwycistwa, kiedy poczu silne uderzenie w skro. Inny Cygan uderzy go kolb jego wasnej broni. Tracc przytomno, jak przez mg sysza krzyk Zek: - Nie zabijaj go! I nie ra! To jest, by moe, jedyny czowiek, ktry przeniesie nam spokj ze strony wampirw! woaa. Przez moment odbiera jeszcze chodny dotyk jej szczupych palcw na swej rozpalonej twarzy, a potem zapada

ciemno... Andriej Roborow i Nikoaj Rublow byli pionkami KGB. Pod bezporednie rozkazy majora Czyngiza Khuwa dostali si za kar. Projekt Perchorsk stawa si miejscem zsyki dla nieposusznych. Ci dwaj trafili tu za nadgorliwo w wykonywaniu swych obowizkw. Zachodni dziennikarze przyapali ich na zncaniu si nad "przestpcami" na moskiewskim rynku. Przestpcami owymi okazao si starsze maestwo sprzedajce plony zebrane z podmiejskiej dziaki. Mwic krtko, Robow i Rublow byli sadystami. Khuw poleci im "porozmawia" z Kazimirem Kiriescu. Miao to by ostatnie przesuchanie, po ktrym zamierzano

zastosowa u winia chemiczne rodki uatwiajce wydobycie z niego prawdy. Byoby lepiej, gdyby udao si unikn tej ostatecznoci, bo narkotyki le dziaay na serce. Khuw spodziewa si usysze od Kazi-mira wiele cennych informacji na temat powiza rumuskiego podziemia z Zachodem. Im starszy wiek, tym bardziej niebezpieczne byo dziaanie uboczne narkotykw. Khuw nie chcia straci Kiriescu zbyt szybko. Dawniej, gdy przesuchiwany zmar w czasie "badania", przywoywano Borysa Dragosaniego i ten wyciga wszystkie informacje z wntrznoci nieboszczyka. Ale Dragosani zgin z rk Harry'ego

Keogha. Major KGB zblia si wanie do celi starca, gdy wyszo z niej dwch mczyzn. Obaj mieli obszerne fartuchy z grubej folii. Prawdziwe stroje katw. Kitel Rublowa by poplamiony krwi. Podobnie wyglday jego gumowe rkawiczki. ciga je z trzscych si doni. Jego miertelnie blada twarz zastanowia Khuwa. Spotka si ju z podobn reakcj u tego typu ludzi, ktrzy zbyt gorliwie wypeniali powierzone im zadania lub czerpali z nich zbyt wiele przyjemnoci. Istniaa jeszcze trzecia moliwo: paraliowa ich strach przed konsekwencjami zbytniej brutalnoci. Mczyni zjawili si w gabinecie swojego zwierzchnika. Khuw, widzc

ich przeraenie i stan ochronnej odziey Rublowa, dugo milcza. - Nikoaj! Co wycie... - powiedzia w kocu przez zby. - Towarzyszu majorze. - Dolna warga drugiego oprawcy zacza dygota. Ja... - Otwrzcie drzwi. Posalicie po pomoc? - przerwa im. Roborow cofn si o krok i zaprzeczy ruchem gowy. - Za pno, towarzyszu majorze. Odwrci si jednak i otworzy drzwi celi. Khuw wszed, ale po chwili znw pojawi si na korytarzu. Jego ciemne oczy pony wciekoci. - Gupcy, gupcy! - Zapa ich za szyje i potrzsa jak pustymi workami. -

Zrobilicie z tego miejsca rzeni! Andriej Roborow by przeraliwie chudy. Jego twarz nie moga by bledsza ni w tej chwili, cho nigdy nie mia w sobie zbyt wiele ycia. Kiedy Khuw ujrza go po raz pierwszy, jego fizjonomia zrobia na nim due wraenie. Za to Nikoaj Rublow charakteryzowa si du nadwag i "wraliwoci". Nawet agodne upomnienie doprowadzao go niemal do ez. Zwykle byy to zy tumionej pasji i ponienia. Czasem dawa upust swej zoci, a donie mia wielkie i twarde jak stal. Nigdy jednak nie zdarzyo si to w obecnoci wyszego oficera, zwaszcza tak bezwzgldnego jak major Khuw.

- Przyniecie wzek i pocie ciao w kostnicy. Albo nie! Zabierzcie je do swojej kwatery. Tylko eby nikt go po drodze nie zobaczy. Nie w tym stanie! Szczeglnie chowajcie je przed Wiktorem uchowem! Zrozumiano?! wrzeszcza na nich Czyngiz. - Tak jest, towarzyszu majorze! przytakn Rublow. Wyglda, jakby go zdjto z haka. - Potem przygotujcie zwyke raporty o przypadkowej mierci i dorczycie mi je osobicie. Tylko upewnijcie si, e s zgodne w kadym detalu! Na co czekacie - ruszcie si! - krzykn. Popieszyli w gb korytarza. Na zakrcie znw dogoni ich gos Khuwa.

- Stad. Mikoaj, na mio bosk, pozbd si tego fartucha! I niech si aden nie odway zbliy do dziewczyny, crki Kiriescu. Syszycie? Osobicie zedr skr z tego, ktry omieli si choby o niej pomyle! Teraz zejdcie mi z oczu! - Zniknli w jednej sekundzie. Khuw sta jeszcze przez chwil przy drzwiach celi. Nagle od strony laboratoriw przybieg Wasyl Agurski. Najwyraniej szuka oficera KGB, bo skierowa si prosto w jego stron. - Powiedzieli mi, e ci tu spotkam wysapa. - Co mog dla ciebie zrobi? - spyta major z ukrywan niechci.

- Rozmawiaem wanie z uchowem. Przywrci mi moje obowizki. Id teraz zobaczy kreatur - po raz pierwszy od tygodnia! Nie zechciaby mi towarzyszy? Khuw nie mia na to najmniejszej ochoty, ale zrobiby wszystko, eby odcign std Agurskiego przed powrotem Roborowa i Rublowa. - Bd zaszczycony - powiedzia, patrzc przy tym na zegarek. - Doskonale! Po drodze wyjani ci, dlaczego tak ciebie potrzebuj. Wiedz, e moesz wnie istotny wkad w poznanie prawdziwej istoty stwora spoza Bramy. Czyngiz ktem oka zerkn na naukowca.

Co si odmienio w tym maym czowieczku. Trudno byo okreli to konkretnie, ale zmiana bya widoczna. - Wnie wkad? W zwizku z kreatur? Nie pomylie si, Wasylu? Czy mog tak si do ciebie zwraca? Tylko w kwestii bezpieczestwa tego miejsca mam co do powiedzenia. Jeli chodzi o inne dziedziny prac prowadzonych w Projekcie nie mam nad nimi adnej kontroli. Dysponuj zaledwie kilkoma ludmi, ale nie polecabym ci ich usug. Doprawdy, trudno mi wyobrazi sobie, w czym mog ci pomc. - Towarzyszu, przygotowuj bardzo wany eksperyment Zaplanowaem go ju teoretycznie w najdrobniejszych szczegach. Niestety brakuje mi do jego

prowadzenia czego, co wykracza poza zwyke wyposaenie. - Agurskiego nie zniechcia mowa obronna majora KGB. Khuw uwanie mu si przyjrza. Patrzy z gry. Agurski wyglda jak karze. Ze sw ysin, otoczon wianuszkiem siwych wosw, przypomina gnoma. Mia przebiege, zaczerwienione oczy. Co oszukaczego byo w caej postaci maego naukowca. Czyngiz odsun te rozwaania na pniej. Nigdy nie interesowa si tym czowiekiem, a dzisiaj szczeglnie nie mia zamiaru si nim zajmowa. - Wasylu - powiedzia. - Projekt ma swojego oficera zaopatrzeniowego. Wszystkim zaley na rozszyfrowaniu

tajemnic twojego potwora. Jestem pewien, e dostarcz ci wszystko, co potrzebne do twojej pracy. Masz absolutne pierwszestwo. Moesz z powodzeniem zaatwi wszystko oficjaln drog... -No wanie! -uci Agurski. -To jest mj problem, towarzyszu majorze. Ta droga wydaje mi si zbyt oficjalna. - Czy to, czego potrzebujesz, jest nielegalne? Dlaczego, u Ucha, nie porozmawiasz z samym uchowem? On na pewno pjdzie ci na rk. - Nie! - Agurski zapa Khuwa za okie i przytrzyma znaczco. - Nie pjdzie! To on wanie, dokadnie mwic, jest moim problemem. Nigdy nie zaakceptowaby mojego zamwienia!

Na grnej wardze Agurskiego pojawiy si kropelki potu. Ani razu nie mrugn oczami za swymi grubymi okularami. Jego donie dray, kiedy pociera nimi czoo. Khuw obj wzrokiem te wszystkie szczegy i odgad o co chodzi. - Mylaem, e na dobre skoczye z piciem, Wasylu. Czyby przerwa dla ciebie bya zbyt krtka? Cofnito ci twj specjalny przydzia i poszukujesz nowego rda alkoholu! Powiniene wiedzie, e najprdzej zaspokoisz swoje potrzeby w barakach wojskowych w Uchcie. A moe tym razem, to szczeglnie pilna sprawa, co? - Spojrza zimno na naukowca.

- Majorze - odpowiedzia dotknity tym oskareniem Agurski. - Ostatni rzecz, o ktr bym teraz prosi jest alkohol! Przypuszczam, e chciae zaartowa, bo przecie ci powiedziaem, e to ma znaczenie dla mojej pracy. A waciwie... dla samej bestii. Powtarzam: Projekt nie jest w stanie dostarczy mi tego, czego potrzebuj, a uchow nigdy by tego nie popar. Ty, to co innego. Masz kontakt z tutejsz sub bezpieczestwa. Jeste nawet jej zwierzchnikiem. Masz do czynienia z sadystami i kryminalistami. Innymi sowy, jeste dla mnie idealnym partnerem. - Co takiego zamierzasz - Wasylu? I

powiedz mi w kocu, czego ci naprawd potrzeba? - To si da zrobi. - Agurski nerwowo zamruga powiekami. -Jeli chodzi o twoje pierwsze pytanie, to uznasz mnie za szaleca, gdy ci na nie odpowiem. Zaczn wic od drugiej kwestii...

ROZDZIA DWUNASTY PRZYMIERZE Z DIABEM Jazz Simmons odzyska przytomno. Mia zwizane rce. Zek zwilaa mu mokr gaz czoo i wargi. Bardzo si ucieszya, widzc, e przychodzi do siebie. Arlek siedzia w pobliu na paskim

kamieniu i obserwowa jej poczynania. Wskaza palcem na guz pod swoim uchem i gwatownie czerniejce, zapuchnite prawe oko. - Nigdy nie spotkaem kogo, kto by walczy tak jak ty - powiedzia sztywno. - Nawet nie zauwayem twojego ciosu! Jazz opar si wygodnie o nisk skak i unis nieco kolana. - I o to chodzio - odpar. - Mog ci pokaza duo wicej takich sztuczek. Na przykad jak walczy z wampirami. Temu ma suy bro, ktr mi zabralicie. Umoliwia ycie w waszym wiecie, w ktrym rzdz reguy ustalone przez wampiry. Dlaczego targujecie si z nimi, podlizujecie si im

i unikacie ich, zamiast z nimi walczy? Arlek rozemia si na cay gos. Inni Wdrowcy, syszc to, podeszli zaciekawieni. - Walczy z wampirami, a to dopiero! powiedzia Nunescu. -Mamy szczcie, e tak duo czasu zajmuj im wewntrzne potyczki! Sprzeciwi si im? Nie wiesz chyba, co mwisz. Oni nie walcz ze Sonecznymi - po prostu bior nas w niewol. Czy ty w ogle widziae te kreatury podczas walki? Z pewnoci nie, bo nie byoby ci tutaj. Najlepsze, co mona zrobi, to trzyma si od nich z daleka i schodzi im z drogi, a nie prowokowa. Odwrci si na picie i zacz odchodzi.

- Porozmawiaj z kobiet. Najwyszy czas, eby dowiedzia si czego wicej o wiecie, w ktrym przyszo ci y. Powiniene cho czciowo zrozumie, dlaczego oddaj was w rce Szaitisa... - doda na koniec. Z cienia wyszed wilk i lizn Jazza po twarzy. Agent krzywo na niego spojrza. - Gdzie bye przyjacielu, kiedy my tu walczylimy? - Kiedy ty walczye - poprawia go Zek. -I nie mieszaj w to wilka. Nie zamierzam ryzykowa jego ycia na prno. Sama go std odesaam. Do jego przyjaci, innych wilkw. Wdrowcy zajli si wychowywaniem trzech czy czterech szczeniakw.

- No tak - powiedzia Simmons po chwili. - A wydawao si, e jeste nadzwyczaj bojowa. - Czasami bywam - odpara. - Kiedy wierz, e to ma jaki sens. Ale wygldaabym co najmniej idiotycznie, prbujc pobi tuzin mczyzn i ich wilki, nie sdzisz? Przede wszystkim miaam na uwadze twoje dobro. - Masz racj, to ja si wygupiem. Nie wspominaa jednak przypadkiem, e bdziemy bezpieczni? - Bya taka szansa - powiedziaa Zek. Tylko, e kiedy leae, przyby posaniec od Lardisa. On jest ju w drodze powrotnej z zachodu. Arlek jest przekonany, e Lardis nigdy nie

przehandlowaby mnie z wampirami i dlatego sam chce to zrobi jak najprdzej. Bdzie musia za to zapaci po powrocie Lardisa, ale ma za sob grup ludzi i nie boi si tego zbytnio. Lardis bdzie zmuszony zgodzi si z jego decyzj albo skci szczep. W kadym razie my nie bdziemy ju tego widzie. - Moesz mnie dotkn za uchem? Och! Co za ulga! - odezwa si Jazz. - Jeste potuczony - odrzeka. - Boe, ju mylaam, e nie yjesz! - Przyoya mu w zranionym miejscu chodny, mokry kompres. Agent spojrza na soce za jej plecami. Stao teraz troch niej na niebie i zbliyo si nieco do wschodniej czci grzbietu gr.

Strumie wiata silnie rozjani rysy jej twarzy. Jazz dostrzeg, e Zek jest wycieczona, ale nawet warstwa brudu nie przysonia jej urody. Musiaa niedawno skoczy trzydziestk. Wysoka, szczupa blondynka z niebieskimi oczami. Jej wosy pod soce mieniy si zotem. Przesypyway si za kadym ruchem na jej delikatnych ramionach. Kombinezon idealnie opina jej ciao. Podkrela krucho budowy. Jazz przypuszcza, e w tej sytuacji kada kobieta byaby dla niego piknoci, ale co mu mwio, e Zek jest naprawd urocza. Pomyla, e nie powinna znale si w tym upiornym miejscu. To w ogle nie byo miejsce

dla kobiet. - Co dokadnie si wydarzyo? - zapyta po chwili. - Arlek odszuka mnie przy pomocy talentu starego Josefa Karisa - wyjania Zek. - To nie byo zbyt trudne. Tak naprawd mogam zmierza tylko w jednym kierunku: przez przecz w stron kuli, eby sprawdzi, czy nie znajd w niej drogi powrotnej do mojego wiata. Josef jest, tak jak ja, telepat. - Powiedziaa wczeniej, e zwierzta maj w pewnym stopniu nadzwyczajne moliwoci - przypomnia jej Jazz - ale nie wspomniaa o ludziach. Odniosem wraenie, e tylko wampiry posiadaj szczeglne zdolnoci.

- W zasadzie to prawda - odpara. Dawno temu ojciec Josefa by przez jaki czas winiem wampirw. Zdoa jednak uciec i powrci przez gry. Przysiga, e nie zosta w aden sposb zmieniony. Zbieg, zanim Lord Belath zdoa uczyni z niego niewolnika. Jego ona oczywicie go przyja i mieli razem syna, Josefa. Potem jednak wyszo na jaw, e kama. By ju odmiecem, tylko e objawy tego ujawniy si dugo po jego powrocie. Proces sta si nieodwracalny. Ojciec Josefa przesta nad sob panowa i w rzeczywistoci sta si... pozbawionym ludzkich uczu manekinem! Wdrowcy wiedzieli, co trzeba z nim zrobi.

Wyprowadzili go poza obozowisko, pocili na kawaki i spalili na popi. Musieli pniej bacznie obserwowa dziecko i jego matk, ale oni byli w porzdku. Telepatia jest jedyn cech odmieca, odziedziczon przez Josefa po ojcu. - Stop! - przerwa jej Jazz. Skoncentrujmy si na rzeczach istotnych. Co jeszcze moesz mi powiedzie o samej planecie? O jej geografii. Wyrysuj j sobie w pamici. Potem dopiero porozmawiamy o jej mieszkacach. - Dobrze - przytakna. - Najpierw jednak sowo o naszej sytuacji. Stary Josef poszed z dwoma czy trzema ludmi przez przecz, eby poszuka

tam stranika wampirw. Kiedy go odnajdzie, przele przez niego telepatycznie wiadomo do Lorda Szaitisa. Szaitis musi obieca, e w zamian za nas nie bdzie przeladowa szczepu Lardisa. Przypuszczalnie si zgodzi i zostaniemy mu jako przekazani. - Po tym, co Arlek mwi dziwi si, e w ogle potrzebne s jakie targi. Dlaczego tamci po prostu nas sobie nie wezm? - zainteresowa si Jazz. - Musieliby nas najpierw znale odpara Zek. - W dodatku s dla nas groni tylko noc, kiedy soce jest schowane za horyzontem. yje osiemnastu Lordw i jedna Lady. Kade z nich wada swoim terytorium.

Bezustannie przeciwko sobie spiskuj i przy najmniejszej okazji walcz na mier i ycie. Tak maj natur. Dla kadego z nich jestemy kartami atutowymi. Tylko nie dla Lady Karen. Wiem o tym, bo byam w jej rkach i pozwolia mi odej. - Dlaczego jestemy dla nich tacy wani? - Poniewa jestemy magami. Dysponujemy broni, si i umiejtnociami, ktrych nie rozumiej. - Co takiego? Jakimi magami? - Jazz szczerze si zdumia. - Ja jestem telepatk - wzruszya ramionami. - To nadzwyczajna rzecz u zwykych ludzi, zwaszcza u kobiet Poza tym pochodzimy z innego wiata -

tajemniczego, piekielnego ldu. A kiedy tu przybyam, zaskoczyam ich nasz broni. Z tob byo to samo. - Ale ja nie jestem utalentowany. Jaki mog mie ze mnie poytek? - Niewielki, niestety. To znaczy, e bdziesz musia udawa. - Jak to sobie wyobraasz? wytrzeszczy oczy. - Jeli rzeczywicie pjdziemy do Szaitisa, powiesz mu, e... czytasz w przyszoci! Albo co w tym rodzaju. Co, co trudno zdemaskowa. - wietnie! - powiedzia Simmons sarkastycznie. - Widziaem, jak Arlek sobie z tym poradzi. On te niby czyta w przyszoci! Popatrzya na niego i

umiechna si ponuro. - Arlek to szarlatan. Zwyky wrbita oszust, jak wielu Cyganw na Ziemi, nie pamitasz? To zreszt gwna przyczyna jego niechci do mnie. Wie, e mj talent jest prawdziwy. - W porzdku - powiedzia Jazz. - Co z tutejsz topografi? - Jest tak prosta, e a trudno w to uwierzy. O ile si orientuj, ich ziemia jest zbliona wielkoci do naszej planety. To pasmo gr biegnie na poudnie. Dokadnie wyznacza wschd i zachd, rzecz jasna, wedug naszych, ziemskich kompasw. Wampiry nie znosz soca. Jest dla nich zabjcze. W Sonecznej Krainie yj rwnie Wdrowcy, istoty prawdziwie ludzkie,

jak widzisz. Nie oddalaj si od gr, bo one daj im wod i zwierzyn, a take schronienie w lasach i grotach. Kryj si tam noc. W dziennej porze zamieszkuj prymitywne szaasy. W odlegoci wikszej ni dziesi mil od pasma nie uwiadczysz Wdrowca. Dalej jest ju tylko pustynia. Na niej yj z kolei rozproszone grupy aborygenw. Czasami, kiedy soce stoi wysoko na niebie, przybywaj tu i handluj z Wdrowcami. Spotkaam ich kiedy. S ludmi, o kilka stopni rozwoju poniej australijskich Buszmenw. Nie mam pojcia, jak sobie radz na takim pustkowiu. Ale nawet oni nie yj dalej ni sto mil od gr. Tam nie ma ju nic

poza popkan skorup. - Co ze wschodem i zachodem? - zapyta agent. - Te gry biegn na przestrzeni okoo dwu i p tysica mil. Przecz znajduje si w odlegoci mniej wicej szeciuset mil od ich zachodniego koca. Po obu stronach rozcigaj si bagna. Nikt nie wie, jak wielk powierzchni zajmuj. - Dlaczego, u licha, Wdrowcy nie zamieszkuj w pobliu moczarw? spyta zdezorientowany Simmons. Tam, gdzie nie ma gr, nie ma te cienia. To by znaczyo, e nie moe tam by rwnie wampirw. - To prawda! - przytakna Zek. Wampiry yj tylko w swych zamkach w Gwiezdnej Krainie. Ale bagna s

miejscem wychowu wampirw! S rdem wampiryzmu. - Nie bardzo pojmuj - Jazz pokrci gow. - Jak wytumaczy powstawanie wampirw? - Wczeniej nie suchae mnie w takim razie uwanie. Arlek mia racj, musisz si jeszcze wiele nauczy. Na wszystko przyjdzie czas. Wampiry przychodz na wiat, jeli wampirze jajo zagniedzi si w ciele czowieka. Tylko prawdziwe wampiry yj na moczarach i tam si rozmnaaj. Atakuj gwnie zwierzta. Myl, e gdyby yli tam ludzie, oni byliby ich ofiarami. Tak byo kiedy, a teraz wampiry niepokoj i przeksztacaj innych. Cho te s

ludmi, odmienionymi przez ukryte w nich wampirze jaja. Zrozumiae? Wzdrygna si pod wpywem wasnych sw. - Ufff! Wrmy do topografii. - Simmons gboko odetchn. - Nie ma wiele do dodania - odrzeka. Na pnoc od zamkw wampirw ley lodowiec. Zamieszkuj go dwa lub trzy gatunki zwierzt polarnych. Nikt ich nawet nie widzia. Znaleziono pono ich lady. Aha! Na zboczach gr w Gwiezdnej Krainie, midzy zamkami a szczytami, yj troglodyci - podludzie na usugach wampirw. Sami nazywaj si. Szganami lub trogami i czcz swych panw jak bogw. - Przerwaa dla zaczerpnicia oddechu. -To wszystko na

ten temat. To znaczy, zostaa tylko jedna sprawa, tak mi si przynajmniej wydaje, o ktrej ci dotd nie mwiam. Po prostu nie bardzo wiem jak, bo nie jestem jej pewna. Jedno jest jasne, powierzam ci wielk tajemnic. - Tajemnica? Wszystko, co tu usyszaem, brzmi bardzo tajemniczo! Mw, bo potem bd mia do ciebie jeszcze kilka pyta. - No c - zmarszczya brwi -jest co, o czym mwi si: Arbiteri Ingertos Westweich, co znaczy... - On w jego zachodnim Ogrodzie? wtrci Jazz. - Arlek myli si, co do ciebie. Zreszt ja rwnie. Szybko si uczysz.

Dosownie: Rezydent Ogrodu na Zachodzie. - Niewielka rnica - stwierdzi. - To brzmi bardzo majestatycznie. -1 moe takie jest. Wampiry boj si tego wprost panicznie. Pamitasz, co ci mwiam o ich wewntrznych niesnaskach? W tym jednym przypadku s cakowicie zgodni. Zrobiliby wszystko i duo oddali za to, eby pozby si Rezydenta. Kry legenda, e jest to wielki czarodziej, yjcy w swym domu w zielonej dolinie, gdzie midzy szczytami zachodniej czci masywu. Legenda powstaa nie dawniej ni dwanacie ziemskich lat temu. Wtedy zaczy pojawia si pierwsze o nim wieci. Stworzy pono swe wasne

terytorium, ktrego strzee niezwykle zazdronie. Bezlitonie obchodzi si z kadym intruzem niewiadomie czy te celowo przekraczajcym niepisane granice jego krlestwa. - Nawet z wampirami? - Zwaszcza z nimi, jak si wydaje. O jego okruciestwie opowiada si straszne rzeczy. A trudno w nie uwierzy. A biorc pod uwag hardo wampirw, trzeba przyj, e mog zawiera ziarno prawdy! Kiedy Zek skoczya mwi, na pnocy przeczy powstao jakie poruszenie. Nunescu i jego ludzie zerwali si na nogi. Przywoali wilki i chwycili za bro. Niektrzy trzymali w rkach

gownie posmarowane na kocu czarnym, lepkim smarem. Inni mieli w doniach kamienne zapalniczki. - To moe by Josef - powiedzia chrapliwie Arlek - albo kto inny. Soce prawie zaszo. - Czy mona polega na tych zapalniczkach? Mam zapaki w grnej kieszeni. Przy papierosach. Zostawili je, bo byy zbyt mikkie. - Jazz mwi do Zek po rosyjsku i Arlek nie zrozumia jego sw. Cygan zwrci si teraz pytajco w stron kobiety. Wyszczerzya do niego zby i powiedziaa co, czego tym razem Jazz nie uchwyci. Potem odpia kiesze kombinezonu agenta i wyja zapaki. Pokazaa je Arlekowi. Wycigna jedn

z pudeka i potara o trask. Momentalnie pokaza si w jej doni may ogieniek. Arlek, przestraszony, wytrci jej drewienko z rki. Na jego twarzy, obok przeraenia, malowa si wyraz niedowierzania. Zek szybko co do niego powiedziaa. Simmons wyowi z jej wypowiedzi sowo "tchrz" i pomyla, e niebezpiecznie szafuje tym sowem w stosunku do Cygana. - To do pochodni, ty gupku! - wyjania wolno i wyranie, jakby miaa do czynienia z tpym dzieckiem. Arlek zamruga nerwowo oczami, ale ostatecznie zrozumia jej intencje. Po dugiej chwili oczekiwania nadszed

Josef. Stary czowiek by zadowolony, e widzi jeszcze soce. Skierowa si prosto do Nunescu. - Znalazem obserwatora, Troga. Lord Szaitis da mu si porozumiewania si na wielkie odlegoci. Stranik dostrzeg mczyzn, tego tu, Jazza i powiadomi o tym Szaitisa. Lord przybyby osobicie natychmiast, ale soce... - Wiem, wiem. Mw dalej - szepn zniecierpliwiony Arlek. Josef wzruszy swymi wtymi ramionami. - Nie rozmawiaem z Trogiem twarz w twarz, rozumiesz chyba. Staem w socu i porozumiewalimy si przy pomocy naszych myli, czyli sposobem wampirw. - To oczywiste, nie o to mi chodzi! -

Cygan prawie krzykn. - Przekazaem twoj wiadomo Trogowi, a ten przesa j do Lorda Szaitisa. Wkrtce nadesza od niego odpowied, ktrej nie pojmuj. Trog powiedzia mi: "Zawiadom Arleka ze szczepu Wdrowcw, e mj pan, Lord Szaitis porozmawia z nim osobicie". Co to moe znaczy? - Stary gupiec! - wymamrota Nunescu. Odwci si od Josefa i w tej samej chwili co zatrzeszczao. To byo radio Zek, ktrego antena wystawaa z jej kieszeni. Wycigna je teraz i okazao si, e czerwone wiateko migoce ywo na czarnym tle aparatu. Arlek zaniemwi, a jego oczy zrobiy si

okrge jak spodki. - Znowu wasza magia? - wskaza drcym palcem na wydajcy odgosy przedmiot. - Powinnimy byli dawno temu wszystko zniszczy, a nie pozwoli eby Lardis odda ci to. - Dostaam to z powrotem, bo to nie jest miercionone urzdzenie i nie mog wam przy jego pomocy zagrozi, a dla was jest bezuyteczne, poza tym, to wszystko byo moje. W przeciwiestwie do ciebie, Lardis nie jest zodziejem! W dodatku ju sto razy wam mwiam, e to suy do komunikowania si na due odlegoci. Nie dziaao dotd, bo nie byo nikogo, z kim mogabym si skontaktowa w ten sposb. Ale teraz jest kto taki i chce ze mn rozmawia! -

ciszya gos i zwrcia si do Jazza. Chyba wiem, co to znaczy. - Karty atutowe, mwia? - szepn agent. - Hm. Zdaje si, e Lord Szaitis ma ju jedn. Nie jest to as, ale nie mona jej zlekceway. Ma Karla Wiotskiego. Wczya mikrofon. - Tu Zek Fener! Tu Zek Fdener! Odebraam twj sygna, odbir! Radio znw zawiecio i rozleg si znajomy gos. O dziwo, jego ton rni si od tego, do jakego przywykli. By drcy, popieszny i jakby bagamy. - Odrzu t zbdn procedur, Zek. Nadawa Karl Wiotski. -Czy jest przy tobie Arlek z rodu Wdrowcw? - Byo

jasne, e nie orientuje si w ich pooeniu. Pewnie bezwolnie powtarza czyje sowa. - A kto chce wiedzie, towarzyszu? zapyta Jazz, zbliajc twarz do radia. - Suchaj, Brytyjczyku. Jestemy wrogami, wiem o tym, ale jak teraz wpucisz mnie w kana, ju po mnie. Gos Wiotskiego by przymilny. - Moje radio ma humory. Raz odbiera, a raz nie. Nie mog na nim polega. Nie tra wic czasu na swoje gierki. Nie po to chyba darowae mi ycie, eby teraz je odebra z zimn krwi. Jeli Arlek jest z tob, daj go, prosz. Szaitis, wampir, chce z nim mwi. Arlek dwukrotnie dosysza swoje imi i kiedy teraz doszo do jego uszu rwnie

imi Szaitisa domyli si, o czym mowa. Wycign rk po radio. - Daj mi to! - rzek stanowczo. Gdyby to Jazz trzyma aparat, rzuciby je na ziemi i rozdepta. Zek nie bya do szybka, Arlek wyrwa jej radio z rk. - Tu jest Arlek - powiedzia niezgrabnie Cygan. Radio zachichotao i wydao z siebie obcy mski gos. - Arleku z rodu Wdrowcw. Tu Szaitis, Lord. Jak to si stao, e to ty, a nie Lardis, masz teraz si? Czy zastpie go w roli przywdcy? To by najbardziej ponury, przygnbiajcy gos, jaki Jazz kiedykolwiek sysza. Wampir wypowiada kade sowo w sposb

perfekcyjny, mocny. - Lardis wyruszy w drog - Arlek bezwocznie odpowiedzia. -Wrci albo i nie. Nawet jeli tak, to cigle bdzie przy mnie grupa niezadowolonych z jego przywdztwa. Przyszo jest niewiadoma. Wszystko moe si zmieni. Szaitis przeszed od razu do rzeczy. - Mj obserwator donis mi, e macie kobiet, ktra krada myli dla Lady Karen. Kobiet t zw Zekinlha. Macie te mczyzn, ktry ma przy sobie wiele broni. Przyby z piekielnego ldu i jest pono magiem. - Twj obserwator powiedzia ci prawd - odrzek rozluniony ju Arlek. - Czy to prawda, e chcesz zawrze ze

mn zgod, majc kobiet i mczyzn do swojej dyspozycji? - To rwnie jest prawd. Daj mi sowo, e w przyszoci nie bdziesz przeladowa szczepu Lardisa, a ja w zamian oddam ci przybyszy z piekielnego ldu. Na dusz chwil zapada cisza. Szaitis rozwaa propozycj. - Razem z ich broni? - zapyta w kocu. - Tak, ze wszystkim, z czym przybyli odpowiedzia Arlek. - Za wyjtkiem toporka nalecego do mczyzny doda popiesznie. - Ten zatrzymam dla siebie. Caa reszta przyniesie ci wiele korzyci. Straszna bro pomoe ci w walkach, rne

urzdzenia, takie jak to do komunikowania si, powiksz twj autorytet. A istniej jeszcze ich talenty, ktrych uyjesz, jeli bdziesz chcia. Wydawao si, e Szaitis si waha. - Hmm! Wiesz, e panuje wielu Lordw. Mog mwi wycznie we wasnym imieniu. - Ale jeste najpotniejszym z wampirw! - Arlek nabra pewnoci siebie. - Nie prosz o cig ochron. Jestemy niewielk i mao wan grup. Wystarczy jedynie, eby, gdy nadarzy si okazja, przeszkadza innym w gnbieniu nas. Albo przynajmniej im to utrudnia... Gos Szaitisa brzmia jeszcze bardziej przeraajco.

- Robi to. Mam wok siebie samych wrogw. - Sprbuj moe by bardziej przekonywajcy - naciska Arlek. - Powtarzam, e jestemy maym szczepem i ja te mwi w jego imieniu. Zek szarpna si, pragnc chwyci radio, ale Arlek odwrci si si do niej plecami. Dwch Cyganw mocno przytrzymao j za ramiona. - Zdrajcy, tchrze!... - Brakowao jej obelywych sw. - Dobrze! - oznajmi Szaitis. - W jaki sposb przekaesz mi tych dwoje? - Zwi ich - odpowiedzia Arlek - i pozostawi tu, gdzie jestemy. To znaczy wysoko na przeczy po stronie

sonecznej. Ich bro bdzie leaa w pobliu. Arlek wyprostowa si, jego nozdrza zadray. Mimo pmroku, widoczny by radosny bysk jego oczu. Wszystko szo zgodnie z uoonym przez niego planem. Lardis Lidescu bdzie musia uzna skuteczno jego przedsiwzicia. - Zrb wic to zaraz, Arleku z rodu Wdrowcw. Zwi ich, pozostaw i odejd! Szaitis wkrtce tam przybdzie! Wolabym tam ciebie ju nie spotka. Przecz naley do mnie... po zmroku. Leeli w ciemnociach, syszc jedynie wasne oddechy. Arlek i jego druyna wyruszyli na poudnie. Okazao si, e wilk poszed z nimi. Po chwili umilko nawet echo ich krokw.

- Nie wydaje mi si, eby ta twoja bestia bya dobrym psem obronnym odezwa si Jazz. - Cicho bd - odpara. Nie usysza od niej nic wicej, ani sowa w obronie wilka. Nie ruszaa si. Jazz obrci gow i spojrza w gr, na pomoc. Zobaczy tam tylko byski wieccych po drugiej stronie gwiazd. - Dlaczego mam by cicho? - wyszepta wreszcie. - Prbowaam dotrze do wilka. Chcia ich zaatakowa i na pewno zabiliby go za to. Powstrzymaam go. Jest moim prawdziwym przyjacielem, ale to nie bya pora na okazywanie jego lojalnoci. Teraz nadszed na to czas!

- Czas na co? - Widziae jego zby? S ostre jak skalpele! Przywoaam go do nas. Jeli mnie usysza, wrci tutaj niedugo. Jestemy zwizani rzemieniami, ale to tylko kwestia czasu... Jazz przetoczy si, eby spojrze w jej twarz. - Powinnimy zdy. Zamki wampirw znajduj si o wiele mil std. - Mylisz si, Jazz. - Potrzsna gow. Nawet w tej chwili jest ju prawie za pno. - Ledwie to powiedziaa, kiedy nadbieg wilk z wywieszonym jzorem. - Za pno? - powtrzy za ni agent. Masz na myli to, e jest ju ciemno? - Nie, niezupenie. Zreszt to tylko

zudzenie. O mil od tego miejsca przecz wznosi si nad skalnym wystpem. Potem opada gwatownie i skrca odrobin na wschd. Stamtd prowadzi strome, twarde zbocze ju prosto do Sonecznej Krainy. Tylko tutaj wydaje si, e soce cakowicie zaszo. Tam pozostao jeszcze wiele godzin dnia. Nie chodzi o to. Po prostu Szaitis moe tu przyby w kadym momencie... - Ma jaki transport? - Simmons by zdumiony. - Tak, wanie - odrzeka Zek. - Jazz, nie mog si obrci twarz do dou. Zakleszczyam si midzy kamieniami. Powiem wilkowi, eby przegryz twoje rzemienie. - Myl, e czasami przeceniasz jego

inteligencj. - Jazz wyrazi swj sceptycyzm. - Jedna myl jest rwna tysicom sw powiedziaa. - Ach, tak! - Jazz umiechn si, kiedy... - Zanim to zrobisz - dobieg go drcy gos Zek - czy moesz mnie pocaowa? - Sucham? - znieruchomia. - Tylko pod warunkiem, e sam tego chcesz, oczywicie. Bo... moliwe, e nie trafi ci si podobna okazja. Wycign si i pocaowa j najczulej, jak potrafi. Przerwali dopiero wtedy, kiedy oboje stracili oddech. - Znw czytaa w moich mylach? - Nie. - To dobrze! Nareszcie wiem, jak

smakujesz. Im wczeniej wilk wemie si do roboty, tym lepiej. - Przewrci si z trudem na brzuch. Nogi zwizano mu w kolanach i kostkach. Nadgarstki mia sptane na plecach i poczone rzemieniem z wizami przy stopach. Zwierz zaczo szarpa supy zbami. - Nie tak! - krzykn Jazz. - Nie cignij, uj! Wilk jakby zrozumia jego sowa. Simmons dostrzeg teraz pakunki z ich wyposaeniem. Leay zaledwie kilka krokw od nich. Bro poyskiwaa metalicznie. - Arlek zabra ywno - stwierdzi gono. - Co takiego? - Suchy prowiant. Wszystko, co miaem do jedzenia.

- Po prostu wiedzia, e Szaitis nie bdzie mia z niego adnego poytku! odpowiedziaa cicho. Agent wykrci gow w jej stron. - Tak? Ale on chyba te musi je... urwa, natknwszy si na jej nieruchome, intensywne spojrzenie. Lord Szaitis z rodu wampirw dokoczy po chwili. - Oczywicie! On te jest wampirem, zgadza si? - Jazz - odpara - moe powinnam powiedzie ci, co si moe z nami sta, kiedy zostaniemy zapani. - Sdz, e rzeczywicie powinna. Co maego, czarnego, ywego zaczo zblia si do nich w szybkich podskokach. Potem drugie, trzecie i

nastpne, a w powietrzu zaroio si od drobnych stworzonek. Jazz zesztywnia, wstrzyma oddech, ale Zek uspokoia go. - Nietoperze. Zwyke nietoperze. adni krewni wampirw. One korzystaj z usug gatunku Desmodus, autentycznych krwiopijcw. Simmons poruszy nadgarstkami. Rzemienie jeszcze trzymay. Wilk u tward skr bez wytchnienia. - Zamierzaa opowiedzie mi o transporcie Szaitisa - przypomnia agent. - Nie, ju nie mog. - Ton jej gosu powstrzyma go od zadawania pyta. Zreszt nie potrzebowa adnych odpowiedzi. Kiedy nareszcie mia wolne rce, wyprostowa zesztywniae nogi, obrci si na plecy i spojrza w

gr. Wielkie, czarne cienie przesaniay gwiazdy powyej najwyszego punktu przeczy. - Co, u diaba - wyszepta. - Ju tu s! Wykrztusia Zek. - Szybciej, Jazz! Popiesz si, na mio bosk! Wilk skaka wok nich jak szalony, podczas gdy Jazz mocowa si z ptami na swoich nogach. Uwolni si. Bezceremonialnie obrci Zek twarz do ziemi i zaj si jej wizami. Nerwowo spoglda na pomoc. Potne ksztaty opaday jak jesienne licie, szybujc lekko. Trzy z nich olbrzymie, o drapienych konturach, zaopatrzone w monstrualne gowy i ogony, spyway w doskonaej ciszy.

Donie Zek byy ju prawie wolne. Jazz skoncentrowa si na jej skrpowanych wci nogach. Chcia jak najszybciej przerzuci j sobie przez rami i pobiec, ale oddali zaraz t pochopn myl, uwiadomiwszy sobie stan swoich stp byy obolae i poobcierane. A panowaa ju niemal kompletna ciemno. Przewrciby si przy lada potkniciu. Rozlegy si trzy tpe uderzenia. Latajce potwory wyldoway na kamiennym podou. Palce Jazza pracowicie rozpltyway ostatnie wizy. Zek, miertelnie blada, nie ukrywaa przeraenia. - Wszystko bdzie dobrze. - Jazz nie przestawa uspokajajco szepta. -

Jeszcze tylko jeden. - W kocu puci ten naprawd ostatni. Zek stana na trzscych si nogach. Wilk, wyczuwajc jej strach, podkuli pod siebie ogon. Szczekn krtko, niepewnie i zacz si wycofywa na poudnie. Gigantyczne postaci stay nie wicej ni sto metrw od nich. Potworne gowy chwiay si na nieproporcjonalnie dugich szyjach. Zek szeroko otwartymi oczami wpatrywaa si w przybyszw. Od stp do gowy przeszed przez jej ciao nieopanowany dreszcz. Draa jak mokry pies, otrzsajcy si po wyjciu z wody. Jazz pody wzrokiem za jej spojrzeniem. Dziesi krokw od nich stao trzech

mczyzn. Widoczny by tylko zarys ich sylwetek, ale bia od nich wyranie aura potgi. Byli bliscy doskonaoci. Przewag dawaa im zdolno widzenia w nocy, nieporwnywalna z ludzkimi miniami sia i straszliwa bro. A jeszcze nadzwyczajne zdolnoci ich mzgw, z czego Zek zdawaa sobie spraw o wiele bardziej ni Jazz - przynajmniej na razie. Unikaj ich wzroku - sykna ostrzegawczo. Jazz bezbdnie rozpozna ich postaci. Odtworzy w pamici obraz Przybysza Pitego, walczcego z pomieniami na pomocie w kulistej grocie Projektu

Perchorsk. Obraz ten w kadym szczegle nakada si na stojce przed nim sylwetki. Tym razem panoway nad sytuacj. rodkowy mczyzna musia by Szaitisem. Przewysza prawie o gow dwch pozostaych. Na ramiona opaday mu dugie wosy. Jazz dostrzeg w jego profilu wyduon czaszk i szczk oraz karykaturalnie zakrzywiony do gry nos. Jego uszy byy wielkie i ruchliwe. Oblicze przypominao kombinacj gw: wilka, nietoperza i czowieka. Stojca przy nim dwjka bya prawie naga. Ich ciaa janiay bladoci w mdym wietle ksiyca. Uminione i lnice, jakby ich skr namaszczono olejkami. Nosili tylko przepaski na

biodrach i... cikie bransolety na prawych rkach. Jazz zna z dowiadczenia skuteczno tej, niepozornej na pierwszy rzut oka, broni. Ostre kolce i szpikulce byy teraz pochowane w grubym, metalowym krgu. Wampiry stay wyprostowane i bardzo pewne siebie. Patrzyy na Zek i Jazza, jak na pezajce u ich stp robaki. - Nie zwizani! - powiedzia Szaitis swym niskim, dudnicym gosem. - Albo Arlek jest takim gupcem, albo wy jestecie nadzwyczaj zrczni. Widz jednak poprzerywane rzemienie. Jest to wic wasze osignicie. To wasza magia. Od tej chwili - moja magia. Jazz i Zek cofnli si potykajc.

Przybya trjka podya za nimi bez popiechu, ale powoli zmniejszajc dzielcy ich dystans. Gwardia Szaitisa kroczya dugimi, mocnymi krokami, podczas gdy sam Lord wydawa si pyn midzy nimi, jak gdyby niosa go sia woli, bez dotykania nogami twardej ziemi. Trzeba byo niezwykego opanowania, eby nie patrze w jego wielkie, arzce si oczy. Jazz z trudnoci opiera si temu wzrokowi. "To tak, jakby mwi mie, eby nie leciaa do pomienia!" pomyla. Zek silnie trcia go okciem. - Nie wpatruj si w jego oczy! upomniaa go przytomnie. -Biegnij, jeli moesz. Nie wiadomo skd pojawi si wilk.

Warcza z wciekoci i strachu. Przyskoczy do jednego z przybocznych Szaitisa z wyszczerzonymi kami. Mczyzna byskawiczie obrci si i odtrci go lew rk jak niesforn besti. Potem wycign przed siebie uzbrojon do i prowokowa przyczajonego zwierza. - Chod, chod, piesku! Gustan z przyjemnoci ci pogaszcze po twoim kudatym szarym bie! - Odejd, wilku! - krzykna Zek. - Stjcie spokojnie! - rozkaza Szaitis, wskazujc na nich palcem. - Nie zamierzam ugania si za czym, co do mnie naley! Zatrzymajcie si albo zostaniecie ukarani. Surowo ukarani!

Jazz poczu pod pit chd metalu. Przyklkn na jedno kolano i uj karabin. Zbliajca si trjka zawahaa si widzc, e jest uzbrojony. - Co takiego? - Gos Szaitisa a dra z oburzenia. - Omielasz si grozi swemu panu? Simmons nie spuszcza z nich oka. Na lepo zacz przeszukiwa pakunki. Znalaz zapasowe magazynki. Szybko wycign jeden z nich i wsun do pustej komory. - Gro? - Jazz odbezpieczy automat -I nie tylko! Ale rwnoczenie mczyzna z prawej strony Szaitisa zrobi zdecydowany

krok. Stop obut w skrzany sanda dosign doni Jazza i przycisn j do ziemi. Agent celowo rozcign si na podou, prbujc kopn przy tym obcego. Ten jednak z atwoci cofn si przed ciosem, nie zdejmujc nogi z nadgarstka przeciwnika. Potem chwyci Jazza za wosy i bez wysiku odcign jego gow do tyu. Przed oczy podsun mu swoj bransoletk. Wystaway z niej ostre haki i szpikulce. Mczyzna umiecha si okrutnie i wyzywajco spoglda na bro, ktrej Jazz wci nie wypuszcza z doni. Agent nie odway si jednak nacisn spustu. Po chwili Jazz rozluni ucisk i pozwoli broni wysun si z rki. Mczyzna podnis agenta do gry. Jazz

nic nie mg na to poradzi. By przekonany, e gdyby tamten zechcia, obraby jego czaszk z wosw jak pomaracz ze skrki. Zek rzucia si z piciami na drugiego z towarzyszy Lorda, stojcego u jego prawego boku. - Bydlaki! - krzyczaa, bijc w niego z ca swoj mizern si. - Dranie! Wampiry! Gustan obj j jednym ramieniem i mocno przycisn do siebie, wyszczerzy do niej zby w zadowolonym umiechu. Druga jego rka zacza bdzi po jej ciele. - Powiniene mi j odda na jaki czas, Lordzie Szaitisie - zamrucza bolenie. -

Nauczybym j dobrych manier i posuszestwa! Szaitis gwatownie zwrci si w jego kierunku. - Ona bdzie wycznie do mojej dyspozycji. Licz si ze sowami, Gustanie! Brakuje mi wojennego przywdcy na jednym z naszych obszarw. Czyby interesowao ciebie objcie tego stanowiska?! - Ja tylko... - Gustan zwolni swj ucisk. - Wystarczy! - uci krtko Szaitis. Zbliy si do Zek, powcha j i skin gow. - Tak, w niej jest magia. Ale pamitaj - ucieka od tej diablicy Karen. Pilnuj jej dobrze, Gustanie! Przysza kolej na Jazza. Lord przez

duszy czas intensywnie rusza swoimi nozdrzami nad gow agenta. - Jeli za chodzi o tego tutaj... - On jest wielkim magiem! - krzykna Zek. - Czyby? - Szaitis zerkn na ni wtpico. - A niby na czym polega jego talent? Nie wyczuwam w nim nic szczeglnego. - Potrafi... potrafi czyta w przyszoci - wysapa Jazz przez cinite rk obcego gardo. Szaitis umiechn si ponuro. - Tak? A ja wanie odczytaem twoj. Skin na sw gwardi jednoznacznym gestem. - Poczekaj! - powstrzymaa go Zek. - To

prawda, przysigam ci! Jeli go zabijesz, stracisz cennego sprzymierzeca. - Sprzymierzeca? - Szaitis by rozbawiony. - Chyba sug. - Potar jednak swj podbrdek w zamyleniu. Ale dobrze. Sprawdmy jego umiejtnoci. Pu go. Jazz mg teraz dotkn ziemi czubkami wycignitych stp. - W takim razie sucham, co mnie czeka w najbliszym czasie? - zapyta Lord. Simmons wiedzia, e jest ju skoczony, ale bya jeszcze Zek. nie mia nic do stracenia. - Suchaj wic! Zra t kobiet w jakikolwiek sposb, niech jej spadnie cho wos z gowy, a spalisz si w

piekle. Soce podniesie si i zaczniesz si w nim topi - Szaitisie z rodu wampirw! - To nie adna przepowiednia, tylko pobone yczenia! - odrzek Szaitis pogardliwie. - Chcesz rzuci na mnie przeklestwo? Nie mam prawa jej zrani? Nie ma spa wos z jej gowy? Tej gowy? - Wycign rk i pochwyci w ni gst blond grzyw Zek. Pocign tak mocno, e krzykna z blu. Soce natychmiast podnioso si i jasnymi promieniami owietlio t cz przeczy. Wampir trzymajcy Jazza odrzuci go z wrzaskiem przestrachu od siebie jak jadowit mij. "I to wanie

jest prawdziwa magia" - pomyla Anglik naprawd zdumiony.

ROZDZIA TRZYNASTY LARDIS LIDESCU W tej samej sekundzie Jazz znalaz si na ziemi i doczoga si do swej broni. Nikt nie zrobi najmniejszego ruchu, eby go zatrzyma. Szaitis i jego wita zmuszeni byli schroni si przed zabjczymi dla nich promieniami. Niezgrabnie wycofali si do swych przedziwnych ywych pojazdw. Kulc si, przeskakiwali od jednej do drugiej plamy cienia, rzucanego przez wiksze kamienie i skaki. A za kadym razem,

gdy dotkna ktrego z nich wiksza smuga wiata, rozlega si przeraliwy krzyk, jakby kogo obdzierano ze skry. Jeden z uciekajcych, Gustan, trzyma Zek. Bezskutecznie wia si w jego objciach jak w i bia drobnymi pistkami w jego ogolon gow. Gustan mia by pierwszym celem Jazza. Agent podnis bro z twardego podoa. Z lufy wyleciao kilka maych kamykw i troch piasku. Przyklkn na jedno kolano i odszuka przygarbion sylwetk Gustana. Wycelowa i nacisn spust Wampir przewrci si jak raony gromem, wzniecajc przy upadku tuman kurzu. Zek poderwaa si i, utykajc, pobiega w kierunku Jazza.

Jazz nie mg na razie strzela, ba si, e kule dosign Zek. - Trzymaj si jednej strony - poleci chrapliwie. - Odso mi lini strzau. Usyszaa go, wykonaa rozkaz. Potwr wi si szaleczo w bezlitosnych promieniach soca. Simmons wystrzeli, nie czekajc, a wiato zelinie si z ruchliwej sylwetki. Rozlegy si krzyki i przeklestwa. Jazz mia nadziej, e tak klnie sam Szaitis, ale zwtpi, kiedy uwiadomi sobie, e waciciel tego gosu nie mia charakterystycznej, masywnej budowy Lorda. - To ja - krzykn Zek, kiedy byskawicznie w ni wycelowa. - Nie

strzelaj! Wilk dobieg do niej w podskokach, okazujc rado jak rozpieszczony szczeniak. - Schwaj si za mnie - ostrzeg Jazz, machajc rk. - Wyjmij z moich bagay nowy magazynek, szybko! Silne promienie wci penetroway przecz. Dobiegay z poudnia od strony urwiska skierowanego odrobin na wschd. Wyglday jak wiata reflektorw, odbijajce si od gadkiej miejscami skay. "No tak" - domyli si Jazz. "To soce odbijane w lustrach. Niech Bg bogosawi tego, kto je ustawia". Wtedy wanie dwa strumienie skupiy si na sylwetce samego Szaitisa. Na tak okazj czeka Jazz. Mg wraz z

Zek pobiec na wschd, ale trzymao go na miejscu pragnienie oddania strzau prosto w dumnego wodza wampirw. Ten bezadnie wymachiwa rkoma, walczc z niewidzialnym przeciwnikiem. Agent widzia go w wietle jak na doni. Szaitis zdoa wdrapa si na grzbiet potwora i usadowi si w ozdobnym siedzisku. Jazz wypuci w jego stron co najmniej tuzin ku. Lord szarpn si do tylu, ale nie puci uprzy, za pomoc ktrej kierowa swym wierzchowcem. Jazz przekl. Odda kolejn seri strzaw. Kule musiay doj delikatnej, dolnej czci latajcego smoka. Poderwa on gow i wyda

rozpaczliwy, bolesny krzyk. Rana nie osabia go jednak na tyle, by nie mg wznie si w powietrze. Z jego rozdartego brzuszyska wypezy dugie, misiste "robaki". Szaitis bezpiecznie skry si za grub skr sioda. Dwa pozostae stwory rwnie si wzniosy. Zdumiony Jazz zobaczy, e dosiadaj ich jedcy. "Czybym ani razu nie trafi?" -pomyla. Przypomnia sobie potyczk z Przybyszem Pitym. Tamtego zwyke dranicia te nie powstrzymyway i nie zamay jego potgi. Zek podesza z tyu i podaa agentowi wiey magazynek. Zaadowa karabin i nie zraony dotychczasow ma skutecznoci swego dziaania odszuka

swych wrogw. Spojrza na niebo i zamar - trzy potwory kieroway si wprost na niego. - Jazz, wycofaj si! Boe, ustp! krzyczaa Zek bagalnie. Wczogaa si w bezpieczn kryjwk pod skalne wystpy. Simmons przygotowa si do ataku i kiedy stwory zbliyy si na odlego okoo trzydziestu metrw, otworzy ogie. Ruchem wahadowym przeszy seri dwukrotnie wszystkie trzy smoki. Z takiego dystansu nie mg chybi. A jednak koszmarne cienie pojawiy si tu nad jego gow. Rzuci si w stron pobliskiego gazu. Po chwili latajce potwory zaczy

bryzga ciemn krwi. Ich jedcy chwiali si na skrzanych siedziskach, tracc panowanie nad swoimi pojazdami. Ale te, jakby same wiedziay, co do nich naley. Nad Jazzem rozwara si wielka, misista szczelina. Powiao z niej dusznym, zatchym fetorem, ktry prawie oszoomi wycieczonego agenta. Zrezygnowany, poddawa si biernie ogarniajcej go saboci. I wtedy znw ujrza nad sob gwiazdy. Nieznani sprzymierzecy odnaleli nareszcie swych wrogw i wysali wietliste promienie. Smoki zaczy zmyka jak oparzone. Za kadym razem, kiedy dotyka ich strumie wiata, z ich skry unosi si obok pary, a w powietrzu

roznosi si swd spalenizny. Wampiry na swych ywych pojazdach zostay zmuszone do odwrotu. Zatoczyy wielki uk w powietrzu, kierujc si ku swym schronieniom na pomocy. Zapanowaa gucha cisza. - Zek? - zawoa Jazz, odetchnwszy gboko. - U ciebie wszystko w porzdku? Wysza z ukrycia, nerwowo kulc si w olepiajcym, ostrym blasku strumienia wiata. - Tak, nic mi si nie stao odpowiedziaa rozdygotanym gosem. Jazz opuci karabin i podszed do niej. Nie opieraa si, kiedy j do siebie przytuli. Potrzebowa jej bliskoci.

Walka z wampirem mocno nim wstrzsna. Zek przylgna do niego na moment, ale szybko wysuna si z jego obj. - Jestemy zbyt widoczni - powiedziaa trzewo. Nie tracc czasu, agent podszed do swego ekwipunku i ponownie wymieni magazynek. - Czy mona przyj, e wybawili nas przyjaciele? Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, echo odbio od skalnych cian gony, take niespokojny gos. - Zekintho, czy to ty! Nic ci si nie stao? - rozlego si. - Lardis Lidescu! - odkrzykna z radoci. - Tak, jestemy uratowani zwrcia si do Jazza. - Nie musimy si niczego obawia, poza samym

Lardisem! Jest mn troch zainteresowany, ale to stosunkowo niewielki kopot Moesz by jednak pewien, e to z gruntu dobry czowiek. Przyoya donie do ust. - Nic mi nie jest, Lardisie! - zawoaa. - Idcie dalej przez przecz - nadesza odpwied. - Nie jestecie cakowicie bezpieczni. - Nie musi mnie o tym przekonywa wymamrota Jazz ironicznym tonem. Pom mi z tym bagaem - poprosi Zek, skoczywszy pakowanie porozrzucanych drobiazgw. Niezwocznie wyruszyli na poudnie. Na zachodniej cianie przejcia ujrzeli kilka byszczcych wci luster. Biae,

olepiajce promienie nabieray zotego blasku zachodzcego soca. Rozlegy si odgosy ludzkiej mowy. Nagle ze wszystkich stron zaczy zbiega ze zboczy w ich stron tajemnicze postaci. Otoczyy Jazza, Zek i wilka, pene ciekawoci i podniecenia. Byli to inni Cyganie ni ci, z ktrymi mieli ju do czynienia. Obcy dla Jazza, ale nie dla Zek. - O, tak! Jestemy wrd przyjaci odetchna z wyran ulg. "Czyby?" przemkno agentowi przez myl. - Ty, tak. Ale, co ze mn? Co ten twj Lardis sobie o mnie pomyli? Ciekawe! Z duej odlegoci, od poudnia, dotar do nich przenikliwy krzyk cierpienia. Urwa si nagle w swym najwyszym

tonie, a tam skd pochodzi, wystrzeliy w gr te pomienie. - Co o tym sdzisz? - Wskaza Jazz w tym kierunku gow. - Wedug mnie Lardis zaatwi swoje porachunki z Arlekiem -odpara cicho. "Arlek by bardzo ambitny. Nie rzdzio nim zo, ale potrafi by okrutny. By te tchrzem! Chcia ukada si z wampirami kosztem innych" pomylaa. - Chcesz powiedzie, e go zabi raczej stwierdzi, ni zapyta Jazz. Sprawiedliwo jest tu bezwzgldna! - Cay tutejszy wiat jest bezwzgldny odrzeka. - Jak wygldaj tutejsze egzekucje! -

zaciekawio Simmonsa. Zek odwrcia od niego swj wzrok. - Kara stanowi zapat za popenione przestpstwo - odezwaa si w kocu. Domylam si, e Arlek zgin mierci wampira. Przebito mu serce, odcito gow i spalono cae ciao. - Nie jestem pewien, czy rozumiem odrzek agent. - eby by absolutnie pewnym zgonu. Nieatwo jest zgadzi wampira, Jazz. Potrzsn gow. "Boe, ale potrafisz by zimna" - pomyla. - Nie, to nie tak. - Zacisna mocno donie. - Jestem tu po prostu o wiele duej ni ty, nic wicej... Jazz inaczej wyobraa sobie Lardisa. Okazao si, e mczyzna ten jest

redniego wzrostu, ale mocnej budowy. Agent spodziewa si znale w nim si i potg, a spotka szczero i dobroduszno. By mody, trzy, cztery lata modszy od Anglika. Dugie czarne wosy okalay okrg, ciemn twarz. Mia gste, grube brwi, paski nos i szerokie, misiste wargi. W brzowych oczach ani ladu zoliwoci. Wok nich liczne zmarszczki, wiadczce o jego skonnoci do miechu. Emanowaa z niego inteligencja. Jego przywdztwo byo naturalne. Piciuset czonkw szczepu bez przymusu poddawao si jego woli i talentowi. Arlek stanowi wyjtek potwierdzajcy t regu, ale teraz zabrako nawet takiego wyjtku.

Lardis przej wadz pi lat temu od swego ojca. Stary Lidescu sta si kalek w wyniku postpujcego artretyzmu. Jego syn skutecznie broni wolnoci i bezpieczestwa podlegej mu grupy Wdrowcw przed wszechobecn dz krwi ze strony wampirw. Ta skuteczno sprawia, e z biegiem czasu niewielki pocztkowo szczep wchon na zasadzie dobrowolnoci wiele mniej licznych i sabszych rodw. Rozrs si i powikszy obszar swych wdrwek. Nie by tak potny, jak inne plemiona dalej na wschodzie, ale dawa gwarancj bezpieczestwa. Faktycznie rzecz biorc, w cigu tych piciu lat rzdw Lardisa wampiry ani razu

powaniej nie zagroziy jego grupie. Jeszcze aden z jego podopiecznych nie dosta si w ich rce. Zdarzyo si wiele sytuacji, w ktrych wszystko zaleao od jego zrcznoci i sprytu w podejmowaniu byskawicznych decyzji. Na powodzenie Lardisa skadao si kilka podstawowych przyczyn. Jedna z nich pooya najwikszy cie na stosunki midzy nim a Arlekiem. Lardis nie by bowiem przekonany, e wampiry s naturalnymi panami i wadcami tego ldu. Nie zamierza si im podda ani nie dba o ich przychylno. Inni Wdrowcy wanie w zjednywaniu sobie wzgldw wampirw usiowali znale dla siebie ratunek, ale rzadko kiedy wychodzio im to na dobre.

Gorgan Lidescu, ojciec Lardisa, czsto przypomina dzieje dawnego szczepu, kiedy on sam by jeszcze zaledwie kilkuletnim chopcem. Dziao si to w czasach, gdy panowa pokj midzy wszystkimi wampirami. To pozwolio Lordom zjednoczy siy swych grup. Byli wtedy znacznie liczniejsi i skuteczniejsi w podporzdkowywaniu sobie rozproszonych Sonecznych. Szczep Gorgana, wwczas stosunkowo duy, rzdzony przez Rad Starszych, jako jeden z pierwszych zawar z wampirami korzystny, jak si wydawao, dla obu stron, ukad. Przed kadym zachodem soca najwaleczniejsi czonkowie

grupy mieli wyrusza z obozowiska w poszukiwaniu niewielkich, sabych rodzin Wdrowcw, eby wzi je w niewol. Jednorazowo apali okoo stu osb. Przez cae dugie noce schwytani nieszcznicy czekali w skalnych kryjwkach na mier. Gdy szczep Gorgana zosta wytropiony przez wampiry, wszyscy winiowie stawali si ywym okupem w zamian za pozostawienie jego podwadnych w spokoju, a do nastpnej nocy. Rozumowanie Rady Starszych byo proste: wampiry nie bd przecie odgryza rk, ktre bez walki podaj im wiee poywienie. Gdy zabraknie tych rk, zdobycie poywienia zacznie wymaga znacznie wikszego wysiku.

Trudno oceni, czy mylenie takie wynikao z tchrzostwa, czy z okruciestwa, w kadym razie, wprowadzone w ycie, przez jaki czas odnosio zamierzony efekt. W cigu kilku lat noc w noc powtarza si ustalony scenariusz. apanie zakadnikw i ucieczka przed Lordami Czasami szczep chowa si w gbokiej jaskini i bywao, e wampiry nie potrafiy do niego dotrze. Bezpieczne miejsce jednej nocy, stawao si puapk po nastpnym zachodzie soca. Wanie ten okrutny plan Rady Starszych zmusza Wdrowcw do trwajcego setki lat koczownictwa. Spokojna noc dla szczepu oznaczaa przeduenie

ycia jego zakadnikw o kolejny dzie i niepewno losu po najbliszym zmierzchu. Czonkowie szczepu Gorgana tak przyzwyczaili si do okupionego cudz krwi poczucia bezpieczestwa, e stracili sw wrodzon si, utrzymujc tylko wysok sprawno swej grupy wypadowej. Obroli tuszczem i rozleniwili si. Nie chciao im si ju wdrowa kilometrami w poszukiwaniu nowych kryjwek. Zaczli uywa jedynie utartych, dobrze im znanych szlakw, na ktrych mieli atwy dostp do wody i podrowanie nie byo zbyt mczce. Wbrew niepisanemu prawu nie robili te z tego adnej tajemnicy. Krtko mwic,

w kocu niemal przestali si w ogle kry. Dlatego te coraz mniej mieli spokojnych nocy, coraz wicej istnie gino za ich spraw. Wewntrzne przymierze wampirw nie trwao wiecznie. Po jakiej powaniejszej ktni Lordowie znw stanli przeciwko sobie. Zaczli tworzy wasne mocarstwa. Osiedlili si na powrt w swych dawnych kamiennych zamczyskach, odbudowali je i ufortyfikowali. Okrelili wyranie granice swych posiadoci i zazdronie ich strzegli. Powrcili do swej wojennej tradycji. Odtworzyli armi, potrzebowali silnego zaplecza, niewolnikw i zapasw. Znali tylko

jedno rdo dla zaspokojenia tych potrzeb -Krain Soca. A dokadniej ywych lub martwych Wdrowcw. To stao si jednej koszmarnej nocy. W cigu wyjtkowo dugich czterdziestu godzin. Midzy jednym zachodem i wschodem soca szczep Gorgana zosta rozgromiony. Najpierw przyby do niego Szaitis, eby otrzyma zwyky okup. Odszed zadowolony. Ale zaraz po nim zjawi si z tym samym daniem Lesk Przeronity, a potem jeszcze Lascula Dugie Zby. Przyszli i nastpni: Belath, Yolse i caa reszta, lecz okazao si, e zoona danina okazaa si zbyt wta. Kiedy zorientowali si, e nie mog liczy na normalny datek, bez wahania zabili Rad Starszych i wzili w jasyr

najsilniejszych czonkw grupy. Po trzech krwawych wizytach wampirw pozostao zaledwie okoo pidziesiciu starcw i setka dzieci, ktrym udao si uciec. Rozproszyli si oni w poszukiwaniu lepszego schronienia, ktre pozwolioby im przetrwa ostatnie godziny ciemnoci. Odtd szczep Gorgana przesta istnie jako cao. On sam nauczy si nie wchodzi z wampirami w adne ukady i tego samego nauczy swojego syna. Lardis by konsekwentnie wiemy tej nauce. Inne szczepy Wdrowcw nie opary si jednak, mimo bolesnej nauczki, pokusie dbania w taki sposb o wasne bezpieczestwo. Okup przybiera rn

posta. Niektre z nich cigle poloway na pojedynczych Wdrowcw albo po prostu wykraday ich z konkurencyjnych szczepw. Inne powicay swych czonkw, sabszych i najstarszych, eby ocali ycie pozostaych, bardziej wartociowych dla dobra caej grupy. Mogy sobie na to pozwoli przede wszystkim szczepy zajmujce wschodni cz podny gr. Nierzadko tworzyo je ponad tysic osb. Liczebno stanowia ich gwn si i pozwalaa decydowa o terytorium, ktre zamieszkiwali. Na wschodzie plemiona znalazy najdogodniejsze warunki i mogy zaspokoi swe ogromne potrzeby. yo si tam atwiej ni na zachodzie: biy liczne rda, roso wicej lasw

penych zwierzyny. Lardis o tym wiedzia i dlatego trzyma si zachodniej czci grzbietu. Susznie rozumowa, e w nowej sytuacji jest ona duo bezpieczniejsza. Po pierwsze, nie zamierza walczy ze swoimi brami, Wdrowcami, i wola schodzi z drogi tym, ktrzy nie mieli takich skrupuw. Po drugie za, atwo byo zgadn, e wampiry nie bd zbyt czsto go nachodzi, majc po drugiej stronie przeczy poywienie i krew "ofiar". W zwizku z powyszym, Lardis opanowa dwie taktyki postpowania. Jeli chodzi o stosunki z innymi grupami Wdrowcw -unika ich, ale nie ba si star z nimi. W kadej chwili by gotw

do odparcia ataku. Wszystkich mczyzn, a nawet mode kobiety jego szczepu przygotowywano do walki. Reagowali byskawicznie dziki doskonaej organizacji i skutecznie posugiwali si kad, moliw do zdobycia w tym wiecie broni. Wielokrotnie dawali ostr nauczk swym nieostronym wewntrznym przeciwnikom. O Lardisie, jako wodzu, zaczy kry legendy. Chtnie przyjmowa pod sw opiek mae, niezalene grupy i rodziny. Nie chcia jednak, eby jego szczep sta si zbyt wielki. Zwrcioby to uwag wampirw, zwikszyo miao innych, owczych grup i ograniczyo moliwo szybkiego przemieszczania si.

Natomiast, zanim zdecydowa, jak postpowa z wampirami, musia pozna i przeanalizowa ich sabe i mocne strony. Doskonale zdawa sobie spraw z ich fizycznej przewagi: ogromnych rozmiarw, okruciestwa i latajcych potworw na ich usugach. Rwnie z tego, e tysice mniejszych i wikszych nietoperzy szpiegoway dla nich w Sonecznej Krainie. Ale potrafi wykorzysta ich sabe punkty. Po pierwsze, mogli dziaa przeciwko Wdrowcom tylko w nocy, i w dodatku jedynie w przerwach midzy walkami z innymi Lordami. Po wtre za, nie mogli sobie pozwoli na zbyt dugie wycieczki na drug stron gr.

Kady taki wypad wiza si z grob zajcia ich siedziby w Gwiezdnej Krainie przez wrog grup wampirw. Kolejn ich sabo stanowi fakt, e jeli nawet byo bardzo trudno ich zabi, to jednak byli miertelni. Lardis wiedzia, w jaki sposb dobra im si do skry. Nie zabi jeszcze adnego Lorda, ale dwa razy poradzi sobie z aspirantami tego najbardziej zaszczytnego stanowiska. To byli synowie i adiutanci Leska Przeronitego. Lesk wymyli sobie, e zaatakuj Lardisa tu przed wschodem soca, kiedy jego szczep bdzie si przygotowywa do opuszczenia kryjwek. Lardis zaobserwowa ich nadejcie,

wcign w walk i pozwoli socu stopi ich hardo i nienaruszalno. Potem, zgodnie z odwiecznym przykazaniem, przebi ich serca kolcami z twardego drewna, odci ich gowy i spali ciaa. Nic nie pomg wampirom wielki wrzask, zdolny niemal poruszy gry. Wampiry poznay jego imi i nauczyy si je szanowa. Chocia trudno im si byo pogodzi z tym, e nie mog bezkarnie grasowa w Sonecznej Krainie. Wicej okolicznoci sprzyjao Lardisowi. Na przykad, wampiry miertelnie bay si srebra. Dziaao ono na ich organizm podobnie jak ow na ludzki. Lardis odkry u zachodnich

podny niewielkie zoa tego rzadkiego metalu. Groty strza ucznikw kaza pokry jego cienk warstw. Poza tym, caa bro, ktr mieli do dyspozycji posmarowana bya sokiem z czosnku. Jego wo moga na wiele godzin sparaliowa wampira. Powodowaa nie koczce si torsje i rozstrj nerwowy, trwajcy nawet kilka dni. Wszystko to nie stanowio tajemnicy zastrzeonej dla krgu Lardisa. Tak naprawd wszyscy Wdrowcy o tym wiedzieli, ale nikt poza nim nie omieli si wykorzysta tej wiedzy przeciwko wampirom. Lordowie stanowczo zabronili Wdrowcom uywa luster z brzu, srebra i czosnku pod kar straszliwych tortur i mierci. Lardis

Lidescu nie przelk si jednak tych grb. Istniaa jeszcze jedna rzecz, ju poza kontrol Lardisa, ktra sprzyjaa mu. Gdzie dalej, wrd najwyszych szczytw, mieszka wedug legendy, tajemniczy Rezydent Ogrodu na Zachodzie. To wanie ta legenda staa si gwn przyczyn ostatniej wyprawy Lidescu. Tylko dla pozoru ogosi, e wyrusza, aby znale dla swego szczepu bezpieczniejszy teren i rzeczywicie trafi na kilka doskonaych kryjwek. Gwny jego cel stanowio jednak odszukanie Rezydenta i jego siedziby. Rozumowa w sposb prosty: to, co jest ze dla wampirw, powinno by dobre

dla niego. Poza tym, jak gosiy wieci, Rezydent dawa schronienie kademu, kto omieli si go odszuka. Dla Lardisa nie byo to jednak najwaniejsze. Sam potrafi zadba o bezpieczestwo swych podopiecznych. Pragn jednak, eby Rezydent udzieli mu rad dotyczcych sposobw walki z wampirami. Powdrowa wic w gry, aby go odszuka - i znalaz. Powrci teraz w sam por, eby uratowa Zekinth i jej nieznajomego towarzysza z piekielnego ldu. Arlek napomkn wczeniej co o nadzwyczajnych umiejtnociach mczyzny. Lardis pomyla, e przybysz moe sta si cennym sprzymierzecem. Wdz wystpi kilka krokw na ich

spotkanie. Pochwyci Zekinth w ramiona i cmokn j w prawe ucho. - Zetrzyj gry! - pozdrowi j zgodnie z panujcym tu obyczajem. - Ciesz si, e jeste caa i zdrowa, Zekintho! - Tylko... - odpowiedziaa, apic oddech po silnym ucisku. -Tylko dziki niemu. - Skina gow w kierunku Jazza. Agenta ogarno miertelne znuenie. Ciko zrzuci swj baga z obolaych plecw i rozejrza si po spokojnej okolicy. Tu i tam krcili si niadoskrzy mczyni i kilka wilkw. Pod zachodni cian przeczy wci pono wielkie ognisko. Z tych pomieni unosi si w niebo czarny,

gsty dym. Szcztki Arleka, jak przypuszcza. Pod skaln cian stao moe szeciu Wdrowcw, trzymajcych w swych mocnych ramionach due lustra. Bezustannie penetrowali odbitymi promieniami schodzcego coraz niej soca pnocne partie przejcia. Lardis uwanie przyjrza si agentowi przejmujcym wzrokiem, w kocu jednak jego twarz rozjani umiech. Wycign w stron przybysza rk, a kiedy Jazz prbowa ucisn mu do, trafi na nadstawiony nadgarstek. Lardis chwyci nadgarstek Jazza. To byo przywitanie Wdrowcw. - Jak ciebie zw, mieszkacu piekielnego ldu? - zapyta wdz.

- Michael Simmons - odrzek agent - Dla przyjaci Jazz - doda. Lardis skin gow. - W takim razie bd do ciebie mwi Jazz. Przynajmniej na razie. Potrzebuj czasu, eby dobrze ci pozna. Wiem, e niektrzy z was dziaaj na nasz szkod. Wampiry wysuguj si nimi. - Moge si przekona na wasne oczy, e nie mam zamiaru przyczy si do nich. W kadym razie, nawet jeli to prawda, co mwisz, nie sdz, eby byli po ich stronie z wyboru. Z pewnoci zostali si zmuszeni do posuszestwa. Lardis poprowadzi Jazza na bok, gdzie grupa mczyzn siedziaa na paskich kamieniach. Wok nich staa uzbrojona

stra. Wrd siedzcych Jazz rozpozna zwolennikw Arleka. Kiedy Lardis z agentem zbliyli si do tego ponurego krgu, niedawni buntownicy opucili gowy. - Arlek chcia zaprzeda si Lordowi Szailisowi. Dowiedziaem si tego od tych ndznikw. By wielkim tchrzem, na dodatek dnym wadzy! Widzisz to ognisko? - zapyta wdz. - Zek powiedziaa mi, co to znaczy odrzek Jazz. - Zek? - Umiech Lardisa nie by szczery. - Znae j przedtem, zanim tu przybye? Chciae j odnale i zabra z powrotem? - Przybyem tu, bo nie miaem innego wyboru - odpar Jazz. -Nie z powodu

Zek. Syszaem o niej, ale nigdy si nie widzielimy, a do tej pory. Mamy po prostu tych samych nieprzyjaci po drugiej stronie Bramy. - Jestecie tutaj tak samo obcy. Odmiecy w tym dziwnym dla was wiecie. To musi was do siebie zblia. - Nie mona byo sowom Lardisa odmwi logiki. - Przypuszczam, e tak jest. - Jazz spojrza swemu rozmwcy prosto w oczy. - Zamierzasz si owiadczy Zek? Wyraz twarzy Lardisa nie zmieni si. - Nie. Jest woln kobiet. A ja nie mam czasu na tak drobne sprawy. Dbam przede wszystkim o dobro swego szczepu. Mylaem o tym, ale...

zajmowaoby to zbyt duo mojej uwagi. Zdecydowaem, e lepiej bdzie, gdy pozostanie moim przyjacielem i doradc ni on. Poza tym, pochodzi z innego wiata. Nie naley si zbytnio angaowa w co, czego nie jest si w stanie zrozumie. - Miejsce, ktre nazywasz piekielnym ldem jest rwnie rozlege, jak wasza kraina. yj w niej rne narody, panuj rne kultury. Daleko jej jednak do "pieka". - Zekintha mwi to samo. Czsto mi o tym opowiadaa: o broni straszliwszej od mocy wszystkich wampirw razem wzitych, o kontynencie zamieszkiwanym przez ludzi o czarnej skrze, umierajcymi tysicami, o

nieuleczalnych chorobach i godzie, o wojnach toczcych si w kadym zaktku waszego globu, o maszynach, ktre potrafi myle, porusza si i sucha rozkazw, latajcych metalowych potworach zioncych ogniem i dymem. To musi by pieko! - Rozumujc w ten sposb, masz racj! Jazz rozemia si gono. Wci mia zawieszony na ramieniu swj automat. Lardis spojrza na karabin. - Twoja bro? Zekintha ma tak sam. Widziaem jak zabia z niej niedwiedzia. By cay podziurawiony. Zekintha nie rozstaje si z ni, mimo, e automat nie jest sprawny.

- Mona go naprawi - stwierdzi Jazz. Zrobi to, kiedy bd mia czas. Twoi ludzie znaj przecie zalety metalu. Dziwi si, e nie prbowalicie ich wykorzysta. - Tak, znaj, ale i boj si - powiedzia Lidescu. -1 ja te! To s bardzo haaliwe przedmioty, ta wasza bro... - Z tym, e to nie haas zabija wampiry powiedzia Simmons. Lardis uwanie sucha jego sw. Nieoczekiwanie wyranie si oywi. - Syszaem huk. Echo ponioso go a do nas. Naprawd strzelae do Szaitisa? -1 to z bliska. - Skrzywi si Jazz. -1 co z tego? Podziurawiem jak sito ich smoki, a i same wampiry dostay w

prezencie po kilka kul. A jednak nie zdoaem ich powstrzyma. - Lepsze to ni nic! - Lardis poklepa go po ramieniu. - Wyleczenie ran zajmie im troch czasu. Bd musiay teraz zaj si sob. - Potem zamyli si. - A jeli chodzi o nich. - Wskaza na siedzcych mczyzn. - Gdyby doprowadzili do koca plan Arleka, byby w tej chwili poywk dla jakiego wampira. Mgby teraz odwdziczy si im przy pomocy twojej broni, atwo by sobie z tym poradzi! Zek podesza wanie do nich i usyszaa ostatni wypowied Lardisa. Jej oczy rozszerzyy si z przeraenia. Lardis celowo mwi gono i wyranie. Buntownicy wyprostowali si, a ich

twarze poblady z niepewnoci i strachu. Agent pody za jego wzrokiem. Przypomnia sobie, jak niektrzy z nich wyranie bali si sprzeciwia projektom i zamierzeniom Arleka. - Arlek zrobi z nich gupcw powiedzia w kocu. - Po prostu gupcw. Sam stwierdzie, e byl tchrzem. Potrzebowa innych, eby w razie niebezpieczestwa schowa si za ich plecami. Naiwnie uwierzyli mu. Obiecywa zote gry za posuszestwo. Jestem pewien, e tego auj. Karze si przestpcw, a nie gupcw. Wdz spojrza na Zek i wyszczerzy zby. - Jakbym sysza samego siebie -

oznajmi zadowolony. Odpry si i gboko odetchn. - Z drugiej strony podj - jeden z nich podnis na ciebie rk. Nie czujesz do niego zoci? - Tak, troch. Ale nie na tyle, eby go zabi. Mgbym za to da mu pewn nauczk. By ciekaw, jak Lardis zareaguje na tak propozycj. Sysza, w jaki sposb Jazz poradzi sobie z Arlekiem i moe chciaby na wasne oczy przekona si o jego umiejtnociach. Agent potrafiby z pewnoci podzieli si nimi z najsprawniejszymi wojownikami szczepu. - Nauczk? - Lardis chwyci przynt. Jazz by dobrym psychologiem. Wdz min stranikw i brutalnie zepchn

wszystkich winiw z ich siedzisk. - Ktry to zrobi? - zapyta kategorycznym tonem. Wolno wsta mody muskularny mczyzna o nerwowym spojrzeniu. - Tam - warkn Lardis, wskazujc palcem pobliski, paski fragment przeczy. - Poczekaj! - powstrzyma go Jazz. Zrbmy z tego rodzaj zawodw. W pojedynk nie ma adnych szans. Czy ma przyjaciela? Bliskiego przyjaciela? Lardis unis brwi i wzruszy ramionami. Znw zerkn w stron modzieca. - No c, masz czy nie? Podnis si drugi mody czowiek,

jeszcze mocniejszej budowy ciaa i nie tak wystraszony jak reszta. Podszed do swego kumpla. 'Ty bdziesz pierwszy, bratku" - pomyla Jazz. - Teraz to ma sens - powiedzia na gos. Zabezpieczy karabin i odda go pod opiek wodzowi. Podszed do przeciwnikw. - Zaczynajcie, jeli tylko wasza wola! Kiedy poczujecie, e wntrznoci podchodz wam do garda, kady ma uklkn i pocaowa mj but! Ta ostatnia zachcianka miaa ich tylko sprowokowa, zachci do przypieszonego ataku. Mieli straci panowanie nad sob. Spojrzeli na siebie. Napili minie i ruszyli jak wcieke byki. I tak jak one - dziko i

bezmylnie. Jazz zamierza uczyni z tego zadedykowan Lardisowi lekcj pogldow. Usun si szybko przed pierwszym z nacierajcych myczyzn, wyprowadzajc przy tym lekki cios w szyj atakujcego. Drugi wojownik rzuci si w jego kierunku, usiujc swoj mas podci mu nogi. Agent podskoczy wysoko i przepuci go pod sob. Potem pozwoli mu si podnie i wyprowadzi uderzenie w twarz. Tamten usun si przed nadchodzcym ciosem, odchylajc do tyu ca grn poow ciaa. Jego dolna cz bya w tej chwili zupenie osonita. Wystarczyo, e Jazz mocno

kopn go pod kolanami, i drugi przeciwnik znalaz si szybko w parterze, tym razem wbrew wasnej woli. Tymczasem podnis si pierwszy napastnik.. Trzyma w rku duy kamie. To przekonao Anglika, e to nie walka na goe pici i dostosowa si do tego. Zrobi pobrt i w pewnym momencie odwrci si plecami do Wdrowca. Ten, omielony, przypieszy swj atak i... nadzia si na byskawiczne uderzenie wycignitej nogi agenta. To go powstrzymao. Jazz wykona peny obrt i kocem doni zaledwie musn kark zaskoczonego nieznan taktyk przeciwnika. Agent przykucn potem w obronnej

pozycji i przyjrza si polu walki. Okazao si, e ju po wszyskim. Obaj pokonani mczyni leeli na ziemi. Jeden wi si, masujc obolae ydki, a drugi z trudem apa powietrze, chwytajc je ustami jak ryba. Przez kilka sekund panowaa, jeli nie liczy ich jkw, cakowita cisza. Pniej Lardis zacz gono klaska w spontanicznym, szczerym aplauzie. Wielu mczyzn podchwycio t reakcj, ale aden z otoczonych stranikami buntownikw. Ci siedzieli cicho, spogldajc ponuro na boki, unikajc wzroku Jazza. Anglik podszed do nich. - Prosz, czy kto jeszcze chciaby si ze mn zmierzy? Przyjm wyzwanie

kadej chtnej pary - Nikt si nie poruszy. - Sam zdecyduj jak ich ukara! Jazz krzykn Lardis. - Co z nimi zrobi? - Zostali wystarczajco zawstydzeni odpar agent wspaniaomylnie. - Arlek, jak wiem, otrzyma niejedno ostrzeenie i zapomnia o tym. Musia za to zapaci. Niech to bdzie nauczk dla jego ludzi. Mam nadziej, e j zapamitaj. Na tym zakoczybym spraw, jeli rzeczywicie mj gos si tu liczy. - Zgoda! - Lardis krtko wyrazi sw akceptacj. Natychmiast kilka osb podeszo do lecych, pobitych buntownikw. Cygan ostronie pooy lustro na ziemi i zbliy si do mczyzny z kontuzjowanym gardem.

Owakie zwierciado leao pasko tyln stron do gry. Jazz spojrza na nie raz, potem drugi i... zdumiony wytrzeszczy oczy. - Co takiego? - wysapa w kocu. - Co to wszystko... Zek zaintrygowana podesza do niego. - Jazz, widzisz to co ja? - wykrzykna. - Lardis! - zawoa agent, ingnorujc jej pytanie. - Lardis, skd to masz? - Jego gos dra ze zniecierpliwienia i niedowierzania. Wdz zbliy si bezzwocznie. - Moja najnowsza bro! - odpowiedzia z nie skrywan dum.-Odszedem, eby poszuka Rezydenta i znalazem go! Dostaem to od niego w dowd

przyjani. Macie szczcie, e tak si stao... Jazz podnis szklane zwierciado i nie spuszcza oczu z jego tylnej powierzchni. - Masz racj, mamy szczcie! Moe nawet wiksze, ni przypuszczasz! Zwily suche wargi i popatrzy na Zek, eby sprawdzi, e nie uleg halucynacjom. Kobieta staa jak wmurowana ze wzrokiem wbitym w przedmiot trzscy si w jego osabych nagle ramionach. - Mj Boe! - wyszeptaa. Rzecz w tym, e lustro podbite byo pyt pilniow. Co wicej, widniaa na niej firmowa piecz producenta z podstawowymi informacjami o miejscu

powstania wyrobu: MADEINDDR. KURT GEMMLER UND SOHN GUMMERSTR. EAST BERLIN.

ROZDZIA CZTERNASTY TASZENKA - U MBIUSA WDRWKA Taszenka Tassi Kiriescu miaa dziewitnacie lat i jak na swj wiek bya maa i szczupa. Jej ciemna cera, wielkie, byszczce, lekko skone oczy, owalna twarz i czarne, lnice wosy

nadaway jej egzotycznych rysw. Stary Kazimir, jej ojciec, lubi artowa z niej, pieszczotliwie nazywajc wyrzutkiem rodziny. "W twoich yach musi pyn mongolska krew - mawia z wesoymi ognikami w oczach - krew wielkich Chanw, ktrzy przechodzili przez te ziemie przed wieloma laty". Czasami artowa: "Albo to prawda, albo... nie znam dobrze twojej matki!" Wwczas Anna, jego ona, gonia go po chacie i rzucaa w niego tym, co miaa pod rk. Bawili si przy tym doskonale. Ale tak dziao si kiedy. Tassi nie widziaa ojca od dnia, w ktrym zostali aresztowani. Dziewczyna nie miaa pojcia o

prawdziwym celu, dla ktrego Michai Simonow przyby do Jelizinki. Bya przekonana, e jest miejskim, niesfornym chopakiem, wiecznie wpltujcym si w jakie awantury i kopoty. Zosta zesany na Ural za kar, gdzie chd mia ostudzi jego zbyt gorc gow. Chd panowa tu rzeczywicie dostateczny, zwaszcza w mrone zimy. Tassi nie zauwaya w Michaile adnych efektw oddziaywania surowego klimatu. Wiedziaa, e pod jego mask opanowania, a si gotuje od wewntrznego ognia. Wkrtce zostali kochankami. Dziwny by to romans. On czsto j przestrzega przed zaangaowaniem si w ten

zwizek. Powtarza, e nie bdzie trwa wiecznie i e nie wolno jej si zakocha. Co dziwniejsze, nie musia jej o tym przekonywa. Intuicyjnie czua, e mwi prawd. Mylnie sobie jednak tumaczya, i odsuy wyznaczon kar i wyjedzie, prawdopodobnie wrci do rodzinnego miasta. A ona znajdzie sobie ma wrd miejscowych chopakw. Najbardziej zastanawiaa i pocigaa Tassi jego samotno i wyrane wyobcowanie. Kiedy w chwili saboci powiedzia jej, e jest ona dla niego jedynym prawdziwym zjawiskiem w tym fantastycznym wiecie. Dopiero teraz dowiedziaa si o nim prawdy. Nie moga uwierzy, e jest

szpiegiem. Ale to wszystko ju przeszo. Teraniejszo to koszmar i niepewna przyszo w Projekcie Perchorsk. Zostali z ojcem uwizieni w ssiadujcych z sob celach. Wiedziaa, e Kazimira wielokrotnie torturowano. Za kadym razem gdy go mczyli, syszaa jego przeraliwe krzyki i gone jki. Zatykaa uszy, kiedy sabym gosem baga o lito i w odpowiedzi na te bagania rozlegay si kolejne uderzenia i wisty batw. Haasy te stanowiy jednak dowd na to, e yje. Jednak trzy dni temu, po wyjtkowo okrutnym "przesuchaniu", zapada cisza. Tassi modlia si wtedy o choby jedno

westchnienie zza ciany. Na prno. Ratowaa si nadziej, e moe jest w szpitalu, e dali mu w kocu spokj... Niemal tak samo cierpiaa przy kadej wizycie majora Khuwa w jej celi. Oficer KGB nigdy jej nie dotkn, ale wiedziaa, e w kadej chwili moe to zrobi. Najgorsze byo to, e nie znaa odpowiedzi na prawie adne z pyta, ktre jej wci zadawa. Powiedziaaby wszystko, eby go zadowoli, jeli nie ze strachu o siebie, to z pewnoci dla oszczdzenia mczarni jej maltretowanemu ojcu. Pojawi si jeszcze Karl Wiotski. Nie wystarczy powiedzie, e si go panicznie baa, eby odda przeraenie, jakie wzbudza.

Czua przy tym, e to wanie jej bezgraniczny strach najbardziej bawi Wiotskiego. Fizycznie nie zrobi jej adnej krzywdy, kiedy fotografowa si przy niej, rozebranej do naga. Chcia j tylko upokorzy. Pokaza, e jest niczym, e mgby z ni zrobi wszystko, na co miaby ochot, a ona nie mogaby ruszy palcem dla ocalenia swej godnoci. Tak, te psychiczne tortury okazay si skuteczne. Wolaa wtedy nie y, ni by zdana na jego ask i nieask. Oczywicie, ten odarty z ludzkich uczu sadysta z wielk satysfakcj poinformowa j, czemu posu te kamliwe zdjcia. "Doprowadz tego drania Simmonsa -

Wiotski rechota jej w twarz, zachwycony swym pomysem - do szau. Myli, e jest twardy, gupiec! Musiaby mie serce z kamienia, eby nie wybuchn po takiej niespodziance!" Tassi uwaaa go za szaleca. Przeraao j, e wszystkiego si mona spodziewa po tym chorym umysowo czowieku. I cho nigdy jej potem nie odwiedzi, draa za kadym razem, syszc w korytarzu zbliajce si kroki. Drzwi do jej celi otworzyy si. "Tylko major Khuw!" - pomylaa, gdy wszed do jej miejsca odosobnienia. Przypi j kajdankami do przegubu swej doni. - Taszeko, moja droga. Chc ci co pokaza. Myl, e powinna to

zobaczy, zanim znw bd zmuszony ci przesucha. Zaraz zrozumiesz, dlaczego. Potykajc si, prbujc nadyg za jego dugimi krokami, nawet nie staraa si odgadn, dokd j prowadzi. Dla niej, prostej, wiejskiej dziewczyny Projekt stanowi jeden wielki labirynt ze stali i betonu. Cierpiaa na klaustrofobi i to sprawio, e po kilku krokach od wyjcia z celi zupenie stracia orientacj. Nie potrafiaby nawet sama do niej wrci. - Tassi - powiedzia cicho Khuw, kiedy szli pustym, sabo owietlonym korytarzem -musisz powanie si zastanowi. Prosz ci, pomyl i

przypomnij sobie cokolwiek na temat nielegalnej dziaalnoci twojego ojca, brata, kogokolwiek z mieszkacw Jelizinki. Co planowali przeciwko Rosji Radzieckiej? To bdzie naprawd twoja ostatnia szansa, eby mi to wszystko powiedzie, Tassi. - Majorze - wyszeptaa przez zacinite gardo. - Prosz pana, ja nic nie wiem o tych sprawach. Gdyby mj ojciec by, jak pan mwi... - O tak, by. - Khuw spojrza na ni i skin gow. - Moesz by pewna. Jego gos brzmia zimno, surowo, co przerazio biedn dziewczyn. Otworzya szeroko oczy i uniosa bezwiednie woln rk do ust. - Co... co wycie z nim zrobili? - Jej

pytanie ledwo dotaro do majora. Tymczasem stanli przed drzwiami, ktrych Tassi nigdy dotd nie widziaa. Byy oznaczone jakim ostrzeeniem, dostrzega sowo "opiekun'*, czy co w tym rodzaju. Oficer KGB uy swej karty identyfikacyjnej i uruchomi mechanizm otwierajcy przegrod. Odwrci si potem do dziewczyny. - Zrobili z nim? Z twoim ojcem? My? My nic nie zrobilimy! Sam sobie zrobi, odmawiajc wsppracy z nami. Kazimir Kiriescu, bardzo uparty czowiek... Drzwi rozsuny si ze zgrzytem. - Wszystko w porzdku, Wasylu? zawoa Khuw.

- O tak, towarzyszu majorze. - Nadesza odpowied. - Jestem gotw. Khuw umiechn si do Tassi. By to umiech rekina, ktry ma za chwil pore sw ofiar. - Wejd, moja droga. - Popchn j lekko do rodka. - Zamierzam ci pokaza co niezbyt przyjemnego, powiedzie co jeszcze bardziej nieprzyjemnego, a na koniec zasugerowa co najbardziej dla ciebie nieprzyjemnego. Potem dam ci czas na odpoczynek i do namysu. Ca noc i jutrzejszy dzie. Ani godziny wicej. W pokoju panowa mrok, jedynie pod sufitem wieciy mae, czerwone arwki. Tassi ujrzaa przed sob zarys

niskiego, wtego mczyzny w biaym fartuchu i duego puda albo naczynia owinitego w biay papier. Przewitywao przez nie biae wiato. Na mlecznym tle papieru widoczna bya jaka sylwetka, pasko rozcignita na dnie prostopadocianu, - Podejd bliej. - Khuw pocign dziewczyn w stron naczynia. - Nie bj si, to bdzie zupenie bezpieczny pokaz. Nie skrzywdz ci... teraz. Instynktownie schowaa si za plecami majora KGB, kurczowo ciskajc jego rami. Bojaliwie spogldaa na nierozpoznawaln na razie sylwetk rozszerzonymi oczami. - No c, Wasylu. Zobaczmy, co tu mamy. - Usyszaa gos Khuwa.

Wasyl Agurski pocign z jednej strony za papier i zsun go wolno z naczynia. W akwarium siedziao jakie dziwne stworzenie. Czujc na sobie wzrok przybyych, zerkao przez rami. Tassi otworzya usta z niedowierzaniem, drgna i przylgna do stojcego za ni mczyzny. Gadzi j odruchowo po ramieniu gestem, ktry w innych okolicznociach wygldaby na ojcowski. - No i jak, Tassi? - zapyta niskim, ponurym gosem. - Co o tym sdzisz? Nie miaa pojcia, co o tym myle. Marzya tylko, eby szybko zapomnie o tym, co tu widzi. Stworzenie miao ksztaty zblione do ludzkich, ale nawet

w panujcym pmroku byo oczywiste, e nie ma nic wsplnego z gatunkiem homo sampiens. Poerao wanie, rozszarpujc swymi pazurami jakie krwiste ochapy. Tassi moga obserwowa z boku prac jego silnych szczk. Stwr co chwila rzuca na patrzcych prawie ludzkie, cho dzikie spojrzenie. Zaniepokojony obecnoci obcych w pokoju podnis si i zacz wdrowa po piaszczystym dnie. Przypomina troch map, tylko e jego stopy miay zbyt wiele zakrzywionych, ostro zakoczonych palcw. Poza tym, cign za sob ogon. Tassi przyjrzaa si temu wyrostkowi i ze zgroz dostrzega na nim nie osonite powiek, bezrzse

oko. Dziewczyna gwatownie odskoczya od naczynia. Bestia podniosa z piachu jaki wikszy kawaek swego "posiku". W apach trzymaa ociekajce krwi... ludzkie rami. Tassi pomylaa, e to tylko koszmarny sen. Tymczasem potwr zatopi zby w ludzkiej doni. - Spokojnie, moja droga - powiedzia cicho Khuw w odpowiedzi na jej gony, bagalny jk. -Ale to... jest.. - Czowiek - dokoczy za ni. - A raczej to, co z niego pozostao. Rzeczywicie, zadowala si kadym misem, ale okazao si, e gustuj w ludzkich szcztkach.

- Wasylu, masz dla Tassi co wicej? zwrci si do Agurskiego. Naukowiec podszed do dziewczyny i wcisn jej w rk kilka przedmiotw: portfel, obrczk, dowd osobisty. I chocia od razu wyday jej si znajome, przez dusz chwil bronia si przed rozpoznaniem otrzymanych drobiazgw. W kou jednak musiaa pogodzi si z tym, e doskonale wie, do kogo nale. Poczua silny zawrt gowy. Musiaa si oprze o szklan cian pojemnika, eby nie straci rwnowagi. Jej wzrok bdzi od stwora do otrzymanych przedmiotw i z powrotem. Domylia si, e chciano jej da do zrozumienia, e ta bestia poera w tej chwili jej ojca.

Agurski oddali si w drugi kt pomieszczenia i zapali wiato. Stwr zaskoczony, odrzuci kawa misa i, gronie szczerzc ky, odwrci si twarz do Khuwa i Tassi. Jednoczenie oboje odskoczyli od naczynia. Przeraon dziewczyn opucia reszta si i upadaby na podog, gdyby major nie zdy podtrzyma jej bezwadnego ciaa. To, co ujrzaa, przeroso jej najbardziej potworne wyobraenia. Bo ta, wykrzywiona z wciekoci, odraajca i pofadowana twarz stwora, miaa niewtpliwie rysy twarzy jej... ojca. W mieszkaniu Jazza Simmonsa w Hampstead panowa nieopisany baagan.

Kiedy Harry Keogh znalaz si w nim ponad dwadziecia cztery godziny temu, byo tam zimno i nie dziaa telefon. Harry zdecydowa, e to bdzie jego baza i ostrzeg INTESP, eby nikt nie zakca jego spokoju w tym miejscu. W ten sposb chcia si wczu w atmosfer, w jakiej zaginiony spdza swj wolny czas. Pragn pozna prawdziwego Simmonsa, zrozumie, jak y. Pozna jego gust, przyjemnoci i codzienny tok zaj pozasubowych. Harry by wicie przekonany, e o prawdziwej naturze i istocie czowieka decyduj jego myli. Nieporzdek, jaki panowa w kwaterze mg wynika z charakteru lub podejcia do ycia. Prawdopodobnie jednak bya

to forma odreagowania dla mczyzny szkolonego wedug ostrych regu wywiadu. Na pododze laao mnstwo ksiek i czasopism. Szpiegowskie kryminay mieszay si ze stertami obcojzycznych publikacji, gwnie na temat najnowszych dziejw ZSRR. Przy ku Jazza walay si cae roczniki radzieckiej "Prawdy", urozmaicone najnowszym numerem "Playboya". Harry umiechn si. "Co za perwersyjne spotkanie dwch biegunowo rnych ideologii" - pomyla. W sypialni znalaz starannie odkurzone, oprawione fotografie rodzicw Jazza. Na cianie - naturalnej wielkoci

zdjcia Mary lin Monroe. Pod oknem toaletk, zastawion pucharami, nagrodami za zwycistwa w zawodach narciarskich. Przy cianie stay jaskrawote narty i kijki, majce widocznie szczeglne znaczenie dla ich waciciela. W wskim korytarzu znajdowa si kredens, wypeniony rekwizytami potrzebnymi do czynnego uprawiania zimowego sportu. Obok odtwarzacza video w pokoju dziennym leao kilkadziesit kaset, dokumentujcy!! wszystkie waniejsze zawody narciarskie z ostatnich piciu lat. W szufladzie komdki natkn si na cakiem pokan paczuszk ze zdjciami dziewczt i kobiet Obok niej znalaz

zdjcia Jazza z czasw, kiedy pracowa jeszcze w wojsku. Dostrzeg te starannie owinity papierem album, w ktrym ukryte byy poke listy od ojca Simmonsa, pisane do syna niezwykle serdecznym tonem. Harry pozwoli zebranym informacjom gboko wry si w jego umys. Spa w ku Jazza, uywa jego przyborw w azience, korzysta z jego kuchni, a nawet garderoby. Odkry kilka numerw telefonw od dawnych przyjaciek agenta i zadzwoni pod nie, pytajc o Jazza. Zorientowa si, e rozmawia z kobietami o rnicych si od siebie temperamentach, ale czya je jedna wsplna cecha - byy bez wyjtku

bardzo inteligentne. Jednoznacznie oceniy Jazza jako "czarujcego mczyzn". Harry rwnie nabiera do niego coraz wikszej sympatii. O ile jednak do tej pory wnikn w otoczenie zaginionego, to teraz postanowi zaj si rozszyfrowaniem jego osobowoci. Nadesza pora skorzystania z ponadnaturalnych waciwoci przestrzeni. Harry czu, e powinien zbliy si jako do Simmonsa. Nie mg tego zrobi w sposb materialny, musiao jednak istnie metafizyczne echo Jazza. Nie byo moliwoci odnalezienia go teraz, ale egzystowa w niej w przeszoci. W czasach, gdy Harry pozbawiony by cielesnej powoki, potrafi podrowa

w czasie i wcza si w tok ziemskiego ycia w dowolnym jego punkcie. Zjawia si jak duch - niewidzialny wiadek biegu historii wiata. Obecnie jednak, posiada cielesn skorup i nie byo to ju moliwe. Ingerujc w przeszo lub przyszo sw materialna postaci, mgby doprowadzi do naruszenia delikatnej struktury czasu. Potrafi przemieszcza si w czasie, ale nie wolno mu byo opuci przestrzeni Mbiusa i przekroczy progu realnoci w innym punkcie tego wymiaru. W tym wypadku nie mia zreszt takiej potrzeby. Samo wkroczenie w wymiar czasu powinno mu wystarczy. Wszed

wic w przestrze Mbiusa, wywoa drzwi przeszoci i cofn si o okoo dwa lata. Zmieni w ten sposb swoje pooenie w czasie, nie opuci jednak miejsca, z ktrego wyruszy. Wci znajdowa si w mieszkaniu Simmonsa. Nastpnie zwrci si ku przyszoci i teraz ponad wszelk wtpliwo mg zaoy, e napotkane tu niebieskie promienie ycia nale wanie do Jazza. Pody ich biegiem, szukajc jakiegokolwiek zwizku midzy znikniciem agenta, a niewiadomym od pewnego momentu losem Harry'ego Juniora i Brendy. Nie wdrowa tym ladem zbyt dugo, a dokadnie do chwili, w ktrej, jak stwierdzi Darcy Clarke, cakowicie

urwa si z Jazzem jednostronny kontakt telepatyczny. Chocia Harry by na to przygotowany, a do ostatniej sekundy nie widzia przed sob nic nadzwyczajnego, tylko nie rzucajc si w oczy na migoccym tle kul jasnego, niemal biaego wiata. Min j i dalej... podrowa sam. Zgubi "ni" ycia Jazza Simmonsa. Jedno byo pewne: biega gdzie, dokd Harry nie zna drogi. Przypuszczalnie tym samym, niedostpnym dla niego szlakiem odeszli Harry Junior i jego matka. Keogh nie musia powtarza eksperymentu. Podr miaa tym razem to samo zakoczenie, co dziesitki prb

tego samego rodzaju, ktre przeprowadzi w poszukiwaniu swych bliskich. Rniy si one tylko tym, e o ile strumie Jazza znajdowa ujcie w pojedynczym bysku, to zniknicie "nici" Brendy i jej syna towarzyszyy dwa wietlne wybuchy. Harry nie mia pojcia, co one oznaczaj. Wiedzia jednak, e trjka przestaa istnie w penetrowanym przez niego wszechwiecie. W tym punkcie rozwaa niezmiennie dochodzi do tego samego problemu: kontinuum Mbiusa. August Ferdynand Mbius (1790 -1868), niemiecki astonom i matematyk, spczywa w grobie na cmentarzu w Lipsku. Oczywicie w naszym pojciu

pozostay z niego tam tylko prochy, ale dla Harry'ego Keogha, nekroskopa, nie stanowio to najmniejszej przeszkody. Nekroskop odwiedzi naukowca przed kilku laty, eby pozna sekrety przestrzeni nazwanej jego imieniem. MObus odkry j za ycia. Po mierci bezustannie pracowa nad sformuowaniem logicznej teorii, ktra byaby zrozumiaa dla mzgw pozbawionych daru geniuszu. Nie dotyczyo to, rzecz jasna, Harry'ego Keogha i jego syna. Oni byli w pewnym sensie geniuszami. Ostatnim razem Harry podrowa do Lipska konwencjonalnymi rodkami transportu: samolotem do Berlina

Zachodniego, a stamtd do Lipska wypoyczonym samochodem, jak zwyky turysta. Jego wyprawa okazaa si owocna i wraca w zupenie inny sposb - przez drzwi Mbiusa. Od tamtej pory sta si prawdziwym mistrzem w tej sztuce podry, nie znalaz zreszt zbyt wielu konkurentw w tej dziedzinie, a z synem nie mia okazji jeszcze wspzawodniczy. Dziewi lat temu figurowa na czarnej licie radzieckiego Wydziau E. W jego poszukiwania zaangaowano nawet Borysa Dragosaniego, czonka tej organizacji, wzywanego do wsppracy w wyjtkowych sytuacjach. Chcieli Keogha ywego lub martwego. W obu przypadkach Dragosani mia "wypru" z

niego wszystkie sekrety jego nieprzecitnych zdolnoci i talentw. Potrzebne mu byo do tego ciao niewane w jakim stanie, byle z mzgiem i wntrznociami. Gdyby udao mu si dosta zwoki Harry'ego -sam zostaby nekroskopem i potrafiby rozmawia z duchami zmarych. Ich doczesne powoki straciyby dla Dragosaniego jakiekolwiek znaczenie. Mia on do swojej dyspozycji policj Berlina Wschodniego i poleci jej zatrzyma Harry'ego pod dowolnym, nawet wyssanym z palca zarzutem. W obliczu realnego zagroenia Harry zdoa rozwiza ostatnie rwnanie metafizycznego czasoprzestrzennego

wymiaru Mbiusa i w ostatniej chwili wywoa jedne z drzwi. Ukazay si one, tylko Keoghowi oczywicie, dosownie na tle nagrobka wybitnego astronoma. Nic nie mogo powstrzyma potem krwawego odwetu Harry 'e-go na radzieckim Wydziale E, a szczeglnie na Bory si Dragosa-nim. W bezpardonowym starciu ciao Harry'ego ulego zniszczeniu i opuci je na zawsze, kiedy po raz kolejny salwowa si ucieczk w przestrze Mbiusa. Po pewnym czasie ziemskiego niebytu przyj ostatecznie ciao Aleca Kyle'a. A raczej ciao Aleca przyjo jego umys, to ono waciwie zadecydowao o obecnym stanie rzeczy, wcigajc w powsta w nim prni

bezpostaciowego ducha. Pozwolio to Keoghowi y midzy ludmi i wyrwa si z pozbawionego materii i czasu wymiaru. Harry wspomina t dawn histori, stojc przy grobie Mbiusa, oczekujc od pochowanego w nim naukowca kolejnego wsparcia. Panowaa ciemna jesienna noc. Ksiyc zawis nisko nad miastem, a gwiazdy wieciy, ostro pozyskujc midzy szybko przemieszczajcymi si, pojedynczymi chmurami. Wiatr hula wrd wysokich kamiennych pyt i porusza suchymi, szeleszczcymi limi. Harry czu przenikajce go na wskro dreszcze. Tylko czciowo byy one naturaln

reakcj na listopadowy chd. Przede wszystkim bowiem, mia nieprzyjemne wraenie wyobcowania w tym cichym, niedostpnym noc zaktku. Szybko odnalaz Mbiusa. Ten, jak zwykle, zajty by swymi skomplikowanymi kalkulacjami i zapiskami. Tablice z ruchami planet, ich masy i wymiary, ciary gwiazd, siy grawitacyjne, formuy tak skomplikowane, e nawet Harry z trudnoci za nimi nada... Wszystko to mg postrzega swym wewntrznym wzrokiem. Zorientowa si, e problem jest co prawda zoony, ale zostanie wkrtce rozwizany w pewnym zamknitym wycinku i nie przeszkadza naukowcowi. Po chwili cig myli

zosta przerwany, a Mbius westchn zmczony. - Prosz pana? - odezwa si nekroskop. - Czy moe mi pan powici troch czasu? - Sucham? - spyta Mbius, zamim rozpozna "gos" myli Keogha. - Czy to ty, Harry? - doda przychylnie. - Tak mylaem, e kto tu jest. Ale pracowaem nad czym bardzo istotnym... - Wiem - przytakn Harry. Wiedziaem, i dlatego panu nie przerywaem. To wspaniae odkrycia! - Tak. - Mbius by najwyraniej zaskoczony. - To znaczy, e zrozumiae moje rozwaania? No dobrze! Co ja w

takim razie odkryem? Harry zawaha si. Znalaz si w towarzystwie geniusza. Mbius przez cae swe ycie zajmowa si wysz matematyk, a po mierci jeszcze rozwin si w tej dziedzinie, podczas gdy matematyczne zdolnoci Keogha polegay gwnie na intuicji. Mbius musia cik prac dochodzi do swych wnioskw i osigni. Uczy si na wasnych bdach i potkniciach. Harry poczu si niezrcznie, przybywszy tu bez zapowiedzi, podgldajc gotowe efekty wysiku naukowca. - Nie masz racji - teraz Mobius odczytywa myli gocia. - Ty i podgldanie? artujesz chyba. Przecie traktuj ci jak koleg, Harryjak

rwnego sobie! Co prawda, nie potrafi zaprzeczy, ze nie moge sobie wybra bardziej nieodpowiedniej chwili na t wizyt. No dalej! Powiedz, co robiem? Co udowodniem przy pomocy tych liczb? - Jak sobie yczysz. Odkrye, e w Ukadzie Sonecznym istnieje jedenacie planet, a nie dziewi, jak przypuszcza si na Ziemi do tej pory. Obie nowe planety s niewielkie. Jedna pooona jest dokadnie za Jowiszem, ma ten sam okres obiegu, tak wic nigdy nie jest zauwaalna. Druga za nie odbija promieni sonecznych i jest mniej wicej tak samo oddalona od soca jak Pluton. - wietnie - pochwali go Mbius. - A

co z ich ksiycami? - Ksiycami? - To pytanie jakby zaskoczyo Harry'ego. - Odczytaem tylko problem, ktry przed chwil rozwizae. Dostrzegem tam, co prawda, jakie dygresje, procentowe okrelenia dopuszczalnych bdw, ale... - urwa. - Ale? Ale? - Harry potrafi niemal zobaczy, jak brwi uczonego unosz si w oczekiwaniu. - Wszystkie wskazwki zawarte zostay w rwnaniach, Harry', Dobrze. Sam opowiem ci wszystko odezwa siMbius. - Wewntrzny obiekt nie posiada prawdziwego ksiyca, lecz znalazem co, czego nie mona zignorowa. Sprawdziem dokadnie, i wszystko wskazuje na to, e

w odlegoci trzech kilometrw od planety matki, kry sferyczne ciao z niklu i elaza. Oczywicie, mgbym to udowodni idc, tam i ogldajc na wasne oczy... Harry potrzsn gow pokonany i kwano skrzywi si. - Jeste dla mnie zbyt dobry powiedzia. - Zawsze bdziesz. Czy pozwolisz mi pomc temu odkryciu wyj na powierzchni? To powinno by atwe i wywrcioby do gry nogami wiele z dotychczasowych teorii! Mogoby to by dzieo amatora, ktrego anonimowo nie miaaby nigdy zosta rozszyfrowana pod warunkiem, e po przeprowadzeniu niezbdnych bada

jedna z nowych planet zostanie nazwana moim imieniem! - Naprawd byby w stanie to zrobi, Harry! ? - ze wzruszeniem zapyta uczony. - Z pewnoci znajd jaki sposb. - Chopcze... Boe! - Mbius ucieszy si jak dziecko. - Harry, jake chciabym ucisn ci do! - Moesz inaczej mi si odwdziczy odpar Keogh, powaniejc w jednej sekundzie. - Tak jak ostatnio, tak i teraz mam do ciebie prob. A waciwie trudn zagadk do rozwizania. . Trudn? To si okae. Mw, chopcze zachci go Mttbius. Harry opowiedzia od pocztku do koca ca histori. - Jak wic widzisz, nie jest to ju tylko

moja rodzinna sprawa. Weszlimy na grunt midzypastwowy - doda. Mbius wydawa si by niepocieszony. -I ja mam ci pomc? Jake miabym to zrobi? Jeli, jak mwisz, nie ma ich tutaj. Fizycznie i psychicznie przestali istnie w tym wszechwiecie. Dokd mgbym skierowa ciebie? Kosmos to kosmos, Harry. Istnieje prosta definicja tego pojcia. Kosmos to WSZYSTKO. Nie ma ich tutaj - to znaczy nie ma ich nigdzie. - Z pocztku te tak mylaem - odrzek Harry. - Sam przyznajesz, e twoja przestrze to tylko metafizyczna paszczyzna kosmosu. Wstpujc w ni, wystpujesz poza trzy podstawowe

wymiary, a nawet poza czwarty. Ale nie przeksztaca ich ona, tylko biegnie rwnolegle do wszystkich razem! I co z tego!? Czy czarna dziura nie jest wyjciem z tego kontinuum? Zawsze sdzono, e stanowi wielkie ognisko grawitacji, gdzie czas i materia s pochaniane bezpowrotnie. Dokd pochaniane? One te przestaj istnie w kosmosie, dokd wic przechodz, do diaba? - Na drug stron wszchwiata. To jedyne wyjanienie - odpowiedzia Mbius. - Zwa, e nie zajmowaem si jeszcze czarnymi dziurami profesjonalnie. Nie zdybym, cho mam takie plany. - Nie rozumiesz tego, co powiedziaem,

czy chcesz omin ten temat? dopytywa si Harry. - Powtarzam wic: jeli czarne dziury dokd prowadz, co z przestrzeni pomidzy? Co si dzieje z materi po jej znikniciu, a przed pojawieniem si w innym wiecie? To musi by co w rodzaju naszej przestrzeli Mbiusa. - Id dalej - naukowiec poprosi zafascynowany. - No dobrze. Przyjrzyjmy si temu z boku. Po pierwsze, mamy...powiedzmy wiat ziemski. Przedstawmy to obrazowo w taki sposb. Harry wyrysowa na metafizycznym "ekranie" Mbiusa nastpujcy diagram.

RYSUNEK STR 200 - Dlaczego wstga? - zainteresowa si natychmiast matematyk. - To bardziej czytelne ni same linie wzruszy ramionami Harry. - A zreszt, dlaczego by nie? To tylko przykad! To mogo by koo albo kwadrat, ale w tym ujciu zmieci mona rwnie przeszo i przyszo! -No, zgoda! - W tym diagramie wszechwiata, z punktu A nie mona przej do punktu B bez przecinania jego krawdzi. Oczywicie naley pamita, e ta przykadowa wstka jest nieskoczenie szeroka i nie da si jej po prostu

przeskoczy. Jasne? - Jak Soce! - zawoa uczony. - A oto jak wyobraani sobie kontinuum Mbiusa.

- Dlaczego wstga? - zainteresowa si natychmiast matematyk. - To bardziej czytelne ni same linie wzruszy ramionami Harry. - A zreszt, dlaczego by nie? To tylko przykad! To mogo by koo albo kwadrat, ale w tym ujciu zmieci mona rwnie przeszo i przyszo! - No, zgod! - W tym diagramie wszechwiata, z punktu A nie mona przej do punktu B

bez przecinania jego krawdzi. Oczywicie naley pamita, e ta przykadowa wstka jest nieskoczenie szeroka i nie da si jej po prostu przeskoczy. Jasne? - Jak Soce! - zawoa uczony. - A oto jak wyobraam sobie kontinuum Mbiusa.

- To ta sama wstka, tylko e poskrcana - kontynuowa Harry. Teraniejszo zostaa obrcona o dziewidziesit stopni i staa si wiecznoci. Punkty A i B znajduj si teraz na tym samym planie i nie trzeba tu

przecina adnych krawdzi, eby si midzy nimi porusza. Zmierzajc od jednego do drugiego, wci bdziemy to robi w teraniejszoci! - Dalej, dalej - ponagli go Mbius, coraz bardziej przejtym tonem. - Dawniej mylelimy, e podr w przestrzeni przypomina spacer w siedmiomilowych butach po naszym przeznaczeniu i e w czasie jednej sekundy pokonujemy "dystans" wielu godzin. Ale sprawdziem wszystko i twierdze, e to wyglda zupenie inaczej. W rzeczywistoci nie ma adnego "w jednej sekundzie". Nie istnieje tam pojcie "szybciej", poniewa nie ma dla niego miejsca. Nie istnieje tam w ogle przestrze.

Mbius odezwa si pierwszy po chwili milczenia, jaka zapada po wywodzie Harry'ego. - Myl, e ci rozumiem. Oto, co chcesz wiedzie: jeli dla nas przestrze midzy A i B redukuje si do zera, jeli ona faktycznie zanika... - Dokadnie tak! - wykrzykn Harry. Gdzie ona si wtedy podziewa? - Ale to tylko wraenie - odprar Mbius. - Ona wci tam jest. To my znikamy, w kontinuum Mobiusa jak upierasz sieje nazywa! - A jednak dokd wstpujemy westchn Harry zniecierpliwiony. - Tak przynajmniej to widz - przechodzimy do pozbawionego ycia i materii krgu

w samym rodku prni midzy wiatami. wiatami - liczba mnoga! Wiemy, e znajduj si tam drzwi, ktrymi mona przechodzi do przyszoci, przeszoci i w dowolny punkt o dowolnej porze. Zaczynam wierzy, e wrd tysicy tego rodzaju drzwi s te takie, ktrych nie potrafimy jeszcze otworzy! Nie mamy jeszcze rozwizania otwierajcych je rwna. Jedne z nich mog... - Prowadzi do twego syna i ony, i do Michaela Simmonsa? -Tak! Mbius pokiwa gow. - Inne drzwi - mrukn zadumany. Przyznaj, e znam lepiej swoj przestrze od ciebie. Miotem sto

dwadziecia lat na to, eby dokadnie j przebada. Odkryem j i przy jej uyciu dotarem do miejsc, na ktrych odwiedzenie zabrakoby twojego, najduszego nawet ycia. - Chwileczk - chcia wtrci si Harry. - Chwileczk? - Brwi Mbiusa nie mogy ju pewnie podnie si wyej. Chwileczk?! A potrafisz wej w gb gwiazdy Betelgeuse, eby zmierzy jej temperatur? Prosz, wylduj na ksiycu Jowisza. Albo na dnie najgbszego podwodnego rowu na Ziemi, eby okreli w przyblieniu mas wd caej naszej planety. Potrafisz? Nie, nic z tego! A ja tak, i dokonaem tego! Musisz wic przyzna,

e wiem na temat kontinuum wicej, ni ty kiedykolwiek zdoasz si dowiedzie! Harry nie chcia si z nim wcale spiera. - Myl, e zamierzasz powiedzie mi co, czego wolabym nie usysze. - masz racj! Nie ma drzwi w przestrzeni, ktrych nie potrafibym otworzy. Inne wiaty? Brzmi troch nieprawdopodobnie, ale nie mam prawa ci przekonywa, e to niemoliwe. Zwrcie si do niewaciwego czowieka. Operuj w swych badaniach jedynie ziemskimi trzema wymiarami, a te wykluczaj zasugerowan przez ciebie ewentualno. Jednego wszak jestem pewien, droga do nich nie prowadzi przez moj przestrze i

ponosz pen odpowiedzialno za te sowa... Zapanowaa midzy nimi cisza. Rozczarowanie Harry'ego stao si niemal materialne i zawiso nad grobem naukowca jak ciki obok. - Dzikuj, e powicie mi tyle uwagi - odezwa si przygnbiay nekroskop. 1 tak zmarnowaem ju mnstwo swojego czasu. A teraz zabraem cay kawa twojego, te na prno. - Nic nie szkodzi - pocieszy go uczony. - Czas jest wany tylko dla ywych. Ja za mam go pod dostatkiem! Naprawd auj, e nie jestem w stanie ci pomc! - Ju pomoge - odpar Harry. Negatywna odpowied, to zawsze

odpowied. Godzinami prbowaem przekona samego siebie, e kontinuum Mbiusa rozwie ten problem. To bya wanie; strata czasu. Teraz wiem, e musz i w innym kierunku. Bo widzisz, mj syn na pewno yje. Nie mam co do tego wtpliwoci. I potrafi posugiwa si przestrzeni lepiej ni ja sam. Jeli wic nie poszed twoj wstg nieskoczonoci, musi istnie jakie inne wyjcie z tego wiata. Mam ju pewne wskazwki, co do dalszych poszukiwa, z tym, e... wi si one z wikszym ryzykiem, to wszystko. A teraz... - Poczekaj - zawoa Mbius. Zastanowiem si nad twoimi diagramami. Moemy do nich wrci?

- Jak najbardziej! - Posuchaj wic. Tu jest twoja wstga naszego wszechwiata, a dalej rwnolega, o podobnej konstrukcji. Jak widzisz, poczyem je za pomoc...

- Czarnej dziury! - sprbowa odgadn Harry. - Nie. Mwimy przecie o przetrwaniu tej podry. adna materia nie wy szaby colo z tej maszynki do misa, do ktrej czarn dziur mona z powodzeniem przyrwna. Gaz, atomy, czysta energia- oto, co by z niej pozostao!

- To wyklucza te w takim razie biae dziury - domyli si Harry. - Ale nie szare - rzek naukowiec. - Szare dziury! - Harry usysza o nich po raz pierwszy. - Tak... mog to sobie wyobrazi mrucza Mbius, jakby rozmawia sam z sob. - Szare dziwy bez niszczcej grawitacji czarnych i destrukcyjnego promieniowania biaych... To cakiem moliwe. Bezpieczne, proste wrota midzy wiatami. Musi ich by wiecej ni jedne, bo jak raz przez nie przejdziesz, nie moesz si przez nie wycofa. Ale inn drog? Kto wie...? Harry nie przerywa mu. Wielowyrazowe rwnania znw zaczy

migota na metafizycznym "monitorze" umysu Mbiusa. Biegy coraz prdzej. Keogh nawet nie stara si pochwyci ich sensu. Zlewajce si znaki byy ledwo odczytywalne. - To rzeczywicie prowdopodobne odezwa si po chwili Mbius. -Mogy pojawi si one w naturalnym, fizycznym wiecie. Jedno wydaje si tu wane: czowiek nie potrafiby spreparowa ich celowo. To mg by wycznie przypadek. - Ale ty wykonae przecie jakie obliczenia! Wystarczy, ebym przeoy je teraz na jzyk mechaniki i inynierii i sam bybym w stanie je wyprodukowa! - Harry, podekscytowany, depta wyschnit traw wok grobowca.

- Sam? Nie wierz! Co innego zesp fizykw i chemikw, majcy do dyspozycji niewyczerpalne rdo energii i wyspecjalizowany sprzt. Powtarzam jednak, po raz pierwszy spowodowa to musia przypadek. Harry natychmiast pomyla o eksperymencie perchorskim. - Czego takiego pragnem od ciebie si dowiedzie! Teraz naprawd musz rusza dalej! Dziki stokrotne! - Mio si z tob gawdzio, Harry. Uwaaj na siebie. - Bd - obieca Keogh. Szczelniej owin si swym ciepym paszczem, wywoa metafizyczne drzwi i znikn... Jakie trzy dni przed wizyt Harry'ego

na cmentarzu w Lipsku. Jazz Simmons wdrowa na zachd wraz z Zek, Lardisem i jego grup. Jego skra nabieraa zotego odcienia w tym blasku niemal nieruchomego soca. By szczliwy, e zdjto z niego cay ciar ekwipunku, nie rozstawa si tylko z broni i dwoma zapasowymi magazynkami. Wiedzia, e mimo miertelnego zmczenia bdzie teraz w stanie i o wasnych siach tak dugo, a Wdrowcy zarzdz duszy postj. Zek umya si w pobliskim rdle. Wygldaa wieo i naprawd przelicznie. Pokryte ranami stopy owina mikkimi, czystymi skrawkami materiau i staraa si stpa wycznie po uginajcej si, bujnej trawie i

pozbawionej ostrych kamieni pulchnej ziemi. Ona te czua zmczenie, a jednak sza lekko. Z jej twarzy znikn wyraz przygnbienia i obawy. Jazz, zachwycony, zdoa w kocu oderwa od niej swj wzrok. Przyjrza si z kolei towarzyszcym im Wdrowcom. Jego pierwsze domysy potwierdziy si: rzeczywicie byli krewniakami Cyganw, posugiwali si starym dialektem rumuskim. Nie potrafi tylko wytumaczy sobie, skd tyle podobiestw i cech czcych narody z dwch wiatw. Chcia zapyta o to Zek. By w gbi duszy zaskoczony, jak szybko zdobya jego zaufanie. Zaczyna

bezkrytycznie polega na jej sowach i opiniach. Zocio go te, e jej osoba pochania tak duo jego uwagi, ktr w caoci powinien przeznaczy na poznawanie cakowicie obcej rzeczywistoci, w ktrej si znalaz. Wikszo mczyzn nosia w lewym uchu kolczyki. Wyglday na zote i pasoway do obrczek, a take piercieni, zdobicych ich ciemne donie. Widocznie nie brakowao tutaj tego kruszca. Barwi on na to ich drewniane nosze, z niego wykonane zostay zapinki ich skrzanych kurtek, zdobi szwy szerokich spodni, a nawet zelwki twardych sandaw. Bardziej ceniono tu najwidoczniej srebro. Uywano go mniej rozrzutnie.

Pobyskiwao jedynie na grotach strza i kocach wczni, ale nie suyo celom dekoracyjnym. W tym wiecie srebro miao znacznie wiksz warto ni zoto. Nie wszystko byo dla Simmonsa oczywiste. Na przykad: wydawao si, e otaczajcy go wiat jest niemal nienaruszalny w swej naturze, e nie dosign.a go cywilizacja, a jednak zamieszkujcy go cygaski nard nie nalea do prymitywnych. Co prawda, nie widzia tu jeszcze charakterystycznego cygaskiego wozu, ale wiedzia, e prdzej czy pniej znajdzie go tutaj. Przyglda si maemu, moe picioletniemu chopcu. Bawi si

niezgrabn drewnian zabawk. Przedstawiaa par jakby przyronitych, kudatych owiec, zaprzonych cienkimi rzemykami do maego wzka. Znali wic koo. I wykorzystywali pocigow si zwierzt. Potrafili wytapia metale, a ich bro wcale nie wygldaa na barbarzysk. W wielu nie rzucajcych si w oczy detalach Jazz odnajdowa lady znacznie wyszej ni pierwotna kultury. By przy tym zdumiony, e w tak niesprzyjajcych normalnemu yciu warunkach i w tak nieprzyjaznym czowiekowi rodowisku w ogle natkn si na jak cywilizacj. Wdrowali w stosunkowo nielicznej grupie. Nie przekraczaa ona

szedziesiciu osb, wliczajc w to dawn kompani Arleka i kilka rodzin, ktre doczyy do nich po drodze. Wszyscy szli pieszo, za wyjtkiem jednej starej kobiety i dwojga dzieci usadowionych na prostych noszach na stertach puszystych skr. Jazz zauway, e mimo pozornego spokoju kto, co rusz, podejrzliwie spoglda na pozostawione za ich plecami soce. Zek powiedziaa mu niedawno, e do prawdziwej nocy pozostao jeszcze dobre czterdzieci pi godzin. Rwnie i jego marzeniem byo jak najdalej odej przed zmrokiem od zdradliwej przeczy. - Gdzie jest reszta? - Jazz zwrci si do

Zek. - Nie powiesz mi chyba, e to cay szczep! - Nie. - Energicznie potrzsna gow. Szczepy Wdrowcw nie przemieszczaj si masowo. To jedna z podstawowych zasad Lardisa. Przed nami znajduj si dwa obozowiska, znacznie bardziej liczne od naszej grupy. Jeden w odlegoci okoo czterdziestu mil, a drugi jeszcze dwadziecia pi mil dalej, w pobliu pierwszej kryjwki. Schronienie stanowi skomplikowany system jaski poczonych z sob tunelami w gbi twardej skay. Wdrowcy rozpraszaj si po zakamarkach i dosownie znikaj w ciemnociach panujcych pod grami. W ten sposb spdzamy cae dugie

noce. Cign si one w tym bezruchu w nieskoczono. - Szedziesit mil? - Spojrza na ni przeraony. - Mamy je pokona przed noc? artujesz chyba! - Zerkn za siebie. - Mamy na to duo czasu - przypomniaa mu po raz nie wiadomo ktry. - Moesz patrze w soce tak dugo, a olepniesz, a nie ruszy si ono z miejsca. To naprawd powolny proces. - No c, chyba wiesz, co mwisz westchn zrezygnowany. - Lardis zamierza robi przerwy co pitnacie mil - tumaczya. - Sam jest bardzo znuony, moe nawet bardziej od nas. Dlatego pierwszy postj z

pewnoci zarzdzi ju niedugo. Wszystkim przyda si troch snu. Wilki pozostan na stray. Odpoczynek nie potrwa jednak duej ni trzy godziny. Potem sze godzin marszu i znowu czas na nabranie si. To nie takie straszne, o ile zdoasz si podporzdkowa tym surowym reguom i wczy w regularny rytm marszu. Nagle rozleg si krzyk Lardisa, powstrzymujcy pochd. - Je, pi i spa! - zawoa gono. Wdrowcy posuchali bez sowa sprzeciwu, a za nimi Zek i Jazz. Dziewczyna rozwina swj piwr. - Zrb sobie legowisko ze skr. Moesz je wzi z ktrychkolwiek noszy, zawsze maj z sob kilka na zapas. Kto

przyniesie nam zaraz chleb, wod i troch misa. Nie tracc czasu, wsuna si w piwr i do poowy zamkna go na zamek. Jazz pali papierosa i poszed po skry. Po chwili pooy si blisko Zek i jad otrzymany od jakiego Wdrowca posiek. - Czuj si jak mae dziecko przed noc wigilijn! -.zdradzi swe podniecenie. Nie zasn teraz, mowy nie ma! Tyle si wydarzyo, e musz to wszystko przemyle. - Zaniesz - zapewnia go. - A moe opowiedziaaby mi co na dobranoc? - zaproponowa, ukadajc si wygodnie. - Najlepiej twoj histori!

- Histori mojego ycia? - Umiechna si niepewnie. - Niekoniecznie. Wystarczy jej fragment, odkd si tutaj znalaza. Wiem, e nie bdzie zbyt romantyczny, ale im wicej dowiem si o tym miejscu, tym lepiej. Teraz, kiedy mamy do zaskakujce informacje o Rezydencie, ktry przypuszczalnie robi sobie std wycieczki do Berlina, prba przetrwania ma niezaprzeczalny sens. - Masz racj - zgodzia si dziewczyna. - Wiele razy chciaam si podda. Ciesz si, e tego nie zrobiam. Chcesz wiedzie, jak to u mnie wygldao? Prosz bardzo, suchaj wic... Zacza mwi niskim, zdecydowanym

gosem. Przyja od Wdrowcw dramatyczny, barwny styl wypowiedzi, nieobcy rwnie wampirom. W jej umys wry si ich sposb mylenia i reagowania, bo bdc telepatk, odbieraa go bezporednio, bez zewntrznych, znieksztacajcych go gestw. Sta si on teraz jakby jej drug natur. Jazz z przyjemnoci wsuchiwa si w piewn melodi jej opowieci.

ROZDZIA PITNASTY HISTORIA ZEK - Zanim przeszam przez Bram, wyposaono mnie w odpowiedni sprzt

Jestem sabsza od ciebie i zabraam tylko to, co wydawao mi si naprawd niezbdne. Panowaa noc - nie miaam adnych szans. Zreszt wtedy nie wiedziaam jeszcze, co mnie czeka. Gdybym bya tego wiadoma, pewnie popeniabym samobjstwo. Opuciam wic ognist kul i ostronie zeszam z wysokiego obrzea krateru. Och, moesz mi wierzy, e zanim to uczyniam, po raz ostatni sprbowaam przedrze si z powrotem: Oczywicie, chciaam przebi gow mur. Musiaam si podda i zacz poznawa to miejsce. Stan twarz w twarz ze swoim przeznaczeniem.

Pierwsz rzecz, ktr ujrzaam, byy wampiry i ich poddacze potwory. I o ile ich widok mnie przerazi, moje nadejcie te wywaro na nich pewne wraenie. Zostali najwyraniej zaskoczeni. Nie wiedzieli, jak maj zareagowa na moje przybycie, poniewa nikogo si nie spodziewali. Sami znaleli si przy Bramie przypadkiem, o czym miaam si wkrtce przekona. Wspominam to wszystko jak zy sen. Widziae ju latajce bestie, dziki ktrym wampiry mog przemieszcza si z miejsca na miejsce. Nie miae jednak okazji pozna ich wojennych potworw, a jeli nawet, to nie widziae ich z

bliska. Nie myl tu o porucznikach Szaitisa - Gustanie i tym drugim. To byli dawni Wdrowcy, zwampiryzowani przez Szaitisa. Otrzymali od niego odrobin wadzy i autorytetu. Nie nosz jednak w sobie, jak przypuszczam, jaj wampira i nie mog nawet marzy o czym wicej ni suenie ich Lordowi. Oczywicie, w pewnym sensie rwnie s wampirami, ale nie przestali przy tym by ludmi... przerwaa na moment i westchna. - To bardzo skomplikowane, Jazz. Wampiry s... to znaczy cykl jest niezwykle zoony. Sprbuj przybliy ci jego mechanizm biologiczny. Jak ju wspomniaam, podstawowy wychw wampirw odbywa si na

bagnach na obu kracach pasma gr. Ich pochodzenie nie jest do koca pewne: prawdopodobnie wampirzy rodzice zakopani s gboko w botach moczarw i nigdy nie wychodz na wiato dzienne. Pytaam Wdrowcw i Lady Karen, ale nikt nie potrafi powiedzie mi czego wicej na ten temat. Gdy zostanie zoona ta swego rodzaju wampirza ikra, jej kade, najdrobniejsze nawet ziarenko musi znale sobie "gospodarza". Prowadzi je bezbdny instynkt, podobnie jak natura wskazuje kaczemu pisklciu drog do wody. To jest zreszt warunek ich przetrwania. Kiedy duej pozostaj poza ywym

ciaem, obumieraj i gin. S jak kukucze... nie, to nie tak. Ju wiem! Jak tasiemce. Typowymi pasoytami, ale niedokadnie na tej samej zasadzie. Zamieszkuj ciaa krw, wi i owiec, rozmnaaj si przez pczkowanie w ich wntrzu i wydostaj z odchodami na zewntrz. Tam znajduj nowych gospodarzy - przez dotyk i najmniejsz rank na skrze innych zwierzt albo ludzi! A kiedy dostan si do wtroby, ywiciel ginie. Organ ten ulega zanikowi i zwierz pada. Zostaje ono, wraz ze swym lokatorem, zjedzone przez inne zwierzta misoerne, a czasem nieostronych ludzi i tak dalej, i tak dalej...

Teraz wyjani ci, na czym polega zasadnicza rnica midzy wampirzymi jajami a zwykymi pasoytami. Te ostanie kracowo wykorzystuj swych gospodarzy fizycznie i po ich mierci same gin. Istota szkodliwoci wampirw jest w zasadzie biegunowo rna - one rosn wraz z zamieszkiwanymi osobnikami, wzmacniaj je nawet, ale zmieniaj przy tym ich natur. Najpierw ucz si od nich, a potem podporzdkowuj sobie ich umys i charakter, niszcz ich indywidualno. Wci jednak dodaj im siy fizycznej i osaniaj, uodparniajc przed gronymi chorobami. Genetycznie pozbawione pci, przyjmuj

pe swej ofiary, jej zwyczaje i sposb zachowania si. Ludzie z natury s wojowniczym gatunkiem, a jako wampiry dosownie uwielbiaj kpa si w krwi swych przeciwnikw! Teraz kilka sw o psychicznym upoledzeniu czowieka opanowanego przez mieszkajcego w nim wampira. Tu te ogromne znaczenie ma fizyczna strona zagadnienia. Wampirze podrzutki to protoplazma zoona z komrek o rnym pochodzeniu. To mieszanina skrawkw cia ludzkich, zwierzcych i wszystkiego, co yje. Latajce potwory, ktre widziae, trudno nazwa zwierztami. Rosnc ze swym gospodarzem, nadaj mu cechy rnych istot w nim zawartych. To pozwala

wampirom by mistrzami metamorfozy! Przypumy, e niemowle wampirw szczliwie dostao si do wilczego ciaa. Przejo jego przebiego, zrczno i pierwotne instynkty. eby przypodoba si ludziom, dla zdobycia poywienia, wampiro-wilk moe przybra ludzkie ksztaty! Bdzie chodzi na dwch nogach, bdzie posiada ludzkie rysy i budow. Zwykle dziaa nocami. Atakuje w sposb brutalny. Kade ugryzienie jest niezwykle niebezpieczne. Jest zaraliwe! Ale nie zabija, jeli wampir tego nie chce. Moe za to wpuci w ciao ofiary kawaek swej protoplazmy i wwczas czowiek

zostaje zwampiryzowany. Przypumy, e atak jest tak brutalny, e wampir wypija ca krew z bezbronnego czowieka. Wysusza ciao do ostatniej kropli tego yciodajnego pynu. Umiera zaatakowany czowiek, ale nie jego ciao! W cigu siedemdziesiciu godzin, czasem troch szybciej, opuszczona powoka ulega cakowitemu przeobraeniu! Znw zaczyna bi w nim serce prawdziwego, nowego wampira. Jak zdye pewnie zauway, posiadaj one niezliczone moliwoci rozprzestrzeniania swych wpyww. Zaczynam odbiega od tematu. Chciaam ci wyjani, czym naprawd s wojenne bestie wampirw. Wyobra sobie latajce kilkutonowe potwory z

dwunastoma gowami na dugich, opancerzonych szyjach. Wszystkie by wyposaone w wielkie szczki wypenione dwoma rzdami zbw o wielkoci i ostroci mieczy. A jeszcze niezliczon ilo chwytliwych ramion i macek, a wtedy ich obraz bdzie prawie kompletny. W dodatku potwory wyszkolono wycznie na usugi wampirw. Te bezmylne zway misa z poczuciem niewiarygodnej lojalnoci w stosunku do ich panw, s najbardziej zafuanymi poddanymi tego Lorda, ktry je stworzy. Widz pytanie w twoich oczach, Jazz. Chciaby wiedzie, z czego dokadnie powstaj i w jaki sposb? Musz ci

rozczarowa. Nie znam dokadnych odpowiedzi na wszystko. Jedno jest pewne. Nawet najstraszniejsze bestie wywodz si z ludzkiego drzewa genealogicznego. Wrmy w kocu do moich przygd. Pierwsz rzecz, ktr ujrzaam byy dwie wojenne bestie. Ich wielko przeraaa, a ich przeznaczenie nie pozostawiao adnych wtpliwoci. Popatrz na wizerunki istot pierwotnych, a od razu zorientujesz si, ktre byy waleczne, a ktre broniy si przed panowaniem innych. Wkrtce spostrzegam te, e potwory s pilnowane i wykonuj czyje polecenia. Okazao si, e monstra byy niewolnikami wampirw.

Sprbuj to sobie wyobrazi: z tyu masyw acucha grskiego, a przed nim dwie wieyce wojennych bestii. Jeszcze bliej - z p tuzina latajcych potworw, a na ich grzbietach najwaniejsi -wampiry. Przybyli do Bramy, eby ukara jednego z nich. Buntownika, nie poddajcego si rzdom Lady Karen. Przez chwil stalimy, patrzc na siebie w zdumieniu poczonym ze swego rodzaju zainteresowaniem. Zamierzali wanie za kar wrzuci kogo w Bram. Ujrzaam Karen, jej czterech porucznikw i nieszczsnego skazaca wyjtkowej brzydoty i rozmiarw.

Sptany by tymi acuchami! Zoto, jak zapewne wiesz, jest metalem mikkim i niezwykle plastycznym. W tym achuchu byo wicej zota, ni kiedykolwiek widziaam. Corlis - tak mia na imi ten buntownik -nosi go bez adnego wysiku. By on olbrzymim mczyzn. Nie posiada broni na prawym rku, co miao go upokorzy i zawstydzi. Nagi i bezbronny, rzuca swymi purpurowymi oczami byskawice wciekoci i niewypowiedzianych obelg. Otaczajcy go wojownicy nosili na plecach skrzane peleryny, a w rkach trzymali dugie, ostre miecze. Potem dowiedziaam si, e mier od miecza oznacza hab. Godna szacunku jest tu

jedynie mier od gronej bransolety. Co wicej, miecze te pokrywaa warstwa srebra. Znasz ju jego dziaanie. W kadym razie, wszystkie cztery ostrza skierowane byy wprost w ciao Corlisa. Za buntownikiem, oddzielona od niego dwoma pilnujcymi go stranikami, staa dumnie Lady Karen. Miaa miedziane wosy, tak lnice, e odbijay blask bijcy od sfery. Promienie tworzyy wok niej zot aureol. Jej byszczce naramienniki z idealnie wypoferowanego metalu prawie mnie olepiy. Na doniach nosia rkawiczki z biaej, cienkiej skrki, do ktrych przymocowany by delikatny acuch,

obiegajcy jej ramiona i kark. Na stopach miaa skrzane, zdobione zotem sanday. Okrywa j futrzany paszcz, wykonany z doskonale wyprawionej skry z wielkich skrzyde nietoperza giganta. Jak si domylasz, i na nim nie brakowao tych ozdb i zapinek?. Jej tali opina gruby, skrzany pas z oryginaln klamr - bem martwego, szczerzcego zby wilka. Miaa te oczywicie na rku tradycyjn bro wampirw - gron bransolet. Uwierz mi, to bya nieprzecitnie pikna kobieta. A raczej byaby w naszych ziemskich warunkach, gdyby nie jej czerwone oczy i odbiegajcy od naszego ideau urody nos. Odrobin wikszy i zadarty, ze zbyt okrgymi i

przepastnymi nozdrzami. Sama twarz w ksztacie serca, z perfekcyjnie wykrojonymi, purpurowymi ustami, wspaniaymi ukami gstych brwi i lekko zapadnitymi policzkami. Ognisty wzrok nadawa jej demonicznego charakteru, a ciemna cera pozwalaa domyla si jej cygaskiego pochodzenia. Kademu jej ruchowi towarzyszyo przyjemne dla ucha dzwonienie zotych ozdb i acuszkw. Mieszkanka piekielnego ldu odezwaa si w jzyku, ktrego nie rozpoznaam, ale ktry pomg mi zrozumie mj talent Dla telepatw nie istnieje pojcie "jzyk obcy". Moemy nie rozumie wypowiadanych sw, ale potrafimy

odczyta ich znaczenie wprost z umysu mwicego. Tak zrobiam i tym razem, a Lady Karen momentalnie to wyczua. Wycigna w moim kierunku swoj do oskarajcym gestem! - Zodziejka myli!! - zawyrokowaa bez wahania. Zmruya swe czerwone oczy i zwrcia si do mnie penym namysu tonem. - Kobieto z piekielnego ldu. Syszaam o mczyznach czarownikach, ktrzy przeszli na t stron przez wieccy portal, ale nigdy o czarownicach. To na pewno jaki omen. Bd moga wykorzysta twoje zdolnoci na swj wasny uytek. - Skina gow. - Poddaj si wraz ze wszystkimi sekretami, a ja bd ciebie ochrania. Jeli mi

odmwisz... id swoj drog bez mojej protekcji! Odruchowo spojrzaam na podliwie spogldajce na mnie zza jej plecw bestie. Musiaam szybko si zdecydowa. Nie pjd z ni, to dokd si udam? Albo przez kogo potem zostan pochwycona? Wolaam tego nie sprawdza! - Jestem Zekintha - powiedziaam w kocu. - Przyjmuj twoj propozycj. - W takim razie mw do mnie Lady Karen. - Dumnie podniosa gow.- A teraz trzymaj si na uboczu przez chwil. Mamy tu pewn spraw do zaatwienia. - Pucie tego psa Corlisa. Niech si std zabiera! - zwrcia si do mczyzn.

Porucznicy popchnli jeca w stron wietlistej kuli. Nawet sptany mg si z atwoci obrci i oprze ich przemocy, ale posrebrzane ostrza mieczy, kujc go w nagie ciao, skutecznie powstrzymyway go przed spontaniczn reakcj. Stranicy musieli jednak umoliwi mu samodzielne poruszanie si i swobod ruchu, wic zaczli ciga z niego cikie acuchy. Corlis tylko na to czeka! Kiedy ostatni z acuchw zosta rozerwany, wizie byskawicznie owin jeden z jego kocw wok swojego nadgarska i, ju uzbrojony, zamachn si na piklujc go czwrk. Zanim porucznicy odzyskali orientacj,

acuch, bezwadnie rozcignity na ca dugo, pofrun w ich kierunku. W nastpnej sekundzie wszyscy czterej znaleli si na ziemi. Buntownik rozemia si okrutnym chichotem szaleca. Nie czekajc, a si podnios pochwyci Lady Karen i przycisn j do siebie. - Moe i bd ofiar wrt do piekielnego ldu - krzykn desperacko ale ty podzielisz mj los! Jak si zapewne domylasz, tak jak ty sprowadzie tu si Karla Wiotskiego, Corlis by zdecydowany pocign Lady Karen z sob w przeciwnym kierunku. Wci nie zwalniajc ucisku wok talii Karen, buntownik znalaz si tu przy wysokich krawdziach krateru.

Porucznicy zdyli wsta i przyczajeni szli za nim krok w krok, lecz Corlis mia nad nimi przewag. Nie mogli przecie ryzykowa ycia tak wanej zakadniczki. Na mnie w ogle nikt nie zwraca uwagi. Tylko o tym zreszt marzyam. W kocu Corlis doszed do "dziurawego" przedpola Bramy. By teraz bardzo blisko miejsca, w ktrym przykucnam ze strachu. Koren kopaa go i gryza, ale nie robio to na nim adnego wraenia. Lady jest co prawda wampirzyc, lecz nie przestaa by kobiet. Corlis bez wysiku dwiga j pod pach. Kierowa si prosto na schodki uoone przypadkowo z duych paskich kamieni. Mia stamtd nie

wicej ni trzy, Cztery kroki do sfery. Znalaz si w odlegoci jednego metra ode mnie. Wtedy podstawiam mu nog! Tak po prostu. Potkn si, a Karen wyleciaa mu rk. O may wos nie wpada przy tym do jednej z dziur. Corlis musia podeprze si jednym kolanem i zatrzyma si w tej pozycji. Ca sw nienawi i rozczarowanie zwrci przeciwko mnie. Byam prawie w zasigu jego rk. Wycign w moj stron swe rami, ale zdoaam si przed nim cofn. Z tym, e... Boe, Jazz, jego rami wci za mn podao. Wyduao si jak guma! Syszaam nawet trzask rozciganych mini i cigien. Jego twarz zacza si zmienia. Nie mia ju ust, tylko szeroko

rozwart paszcz, w ktrej ledwo mieciy si, rosnce na moich oczach zbiska! Nie wiem, czym skoczyaby si ta metamorfoza. Nie miaam ochoty na to czeka i podniosam wyej swj automat. Oczywicie przez cay czas go trzymaam. Nie jestem jednak onierzem i nigdy nie strzelaam do czowieka. Jednak atwiej mi byo si zdecydowa, poniewa to, co ujrzaam nie przypominao osobnika o ludzkiej naturze. Poza tym nie miaam wyboru. Nacisnam spust Nie pytaj, skd wziam na to si. Czuam, e kolana uginaj mi si z osabienia. No c! Kule, niestety, nie wyrzdziy

mu krzywdy. Wiesz, e nigdy nie s dla nich miertelnym zagroeniem. Poczstowaam go przecie solidn porcj oowiu. Mia kilkanacie ran w klatce piersiowej i na twarzy. Cieka z nich krew. Sia uderzenia przewrcia go na plecy, ale nawet wwczas nie wstrzymaam ognia. W idealnej ciszy, jaka panuje zwykle w Gwiezdnej Krainie, musiao to brzmie jak diabelski rechot w gbi piekie! Kiedy bro zamilka, jeszcze przez kilka dugich sekund huk odbija si echem od skalnych zaama. Nikt poza mn nawet nie drgn z przeraenia. Gdy w kocu i echo ucicho, na rozkaz Karen porucznicy rzucili si na oszoomionego Corlisa. Nie wierzyam

wasnym oczom -buntownik zacz wstawa! Otwory po postrzaach momentalnie si zasklepiy i jeniec zacz odzyskiwa dawne siy. Dziko spojrza na atakujcych. Nie spuszcza wzroku z byszczcych ostrzy. Nie mia zamiaru si poddawa. Nagle przykucn i poderwa swe ciao, eby zanurkowa w najblisz dziur. Jeden z nadbiegajcych mczyzn zamachn si swym mieczem i... gowa Corlisa odpada od jego karku! Zostaa odrbana w locie. Korpus buntownika w jednej sekundzie znikn w przepaci. Na martwej twarzy rysowa si okrutny wyraz wciekoci i pogardy. Karen krzykna z obrzydzeniem i

kopna odcit gow do innego otworu skalnego. Nie miaam pojcia, czym Corlis jej si narazi, ale musiao to by cikie przewinienie. Po olbrzymie zostay jedynie szkaratne smugi jego krwi. Lady popatrzya z kolei na mnie i na moj bro. Jej oczy zrobiy si wielkie i przenikliwe. Jej wzrok bdzi midzy automatem a miotaczem ognia, pakunkami i plecakiem, w kocu spocz na plakietce naszytej na kieszeni mojego kobinezonu. I wanie ten ostatni drobiazg wywar na niej najwiksze wraenie. Podesza bliej i uwanie przyjrzaa si naszywce. Widnia na niej sierp i mot, skrzyowane dodatkowo ze srebrzystym bagnetem dla oznaczenia

wojsk piechoty. Najwyraniej nie sposoba si jej ten symbol. Wskazaa na moj kiesze palcem, wyprostowaa si i dosownie rzucia mi w twarz sowa z tak prdkoci, e nie byam w stanie ich odrni. Znw pomoga mi telepatia! - Czy to twj amulet? Sierp, mot i miecz? Kpisz sobie ze. mnie? Chcesz mnie omieszy? - Odczytaam w jej umyle. - Nikogo nie zamierzam omieszy. To po prostu... - Cicho! Pamitaj, jeeli twoja bro si odezwie przeciwko ranie, staniesz si poywieniem moich wojennych bestii! Magazynek by ju pusty, a nie miaam

te czasu, eby go ponownie naadowa. W przypywie natchnienia wycignam rce i podaam automat podejrzliwej wadczyni. Ta odskoczya zaskoczona, potem warkna i odrzucia bro na bok. Nagle podesza jeszcze bliej i ze zoci zerwaa plakietk z mojej kieszeni. - Tak lepiej! - powiedziaa. Dobrowolnie zrzekasz si swej niezalenoci i zdradzasz te znaki? - Tak, pani - odparam bez namysu. Skina gow i uspokoia si. - Bardzo dobrze. Masz szczcie, ze jestem twoj duniczk. Pniej mi powiesz, po co nosia ten... obelywy znak. Odwrcia si do mnie plecami i skina

na swych porucznikw. Ci natychmiast pospieszyli w stron latajcych potworw i dosiedli ich. Karen ju miaa odej z nimi, ale dostrzega moje niezdecydowanie. Nie bardzo wiedziaam, co z sob zrobi. - Chodmy, czekaj na nas powiedziaa. Poprowadzia mnie do jednej z dwch pozbawionych jedcw bestii. - Wejd po jej szyi i mocno usid na siedzisku - polecia mi Lady. Ja jednak nie ruszyam si z miejsca i zdecydowanie potrzsnam gow, odmawiajc wypenienia jej rozkazu. Najwyraniej moja obawa sprawia jej satysfakcj. Rozemiaa si.

- Polecisz wic ze mn. Podeszymy do ostatniego wolnego potwora. Bezbdnie mona byo rozpozna, e podruje nim kto wyjtkowy. Pod uprz na grzbiecie lea czerwony pled, wielki jak dywan. Do niego przymocowano obszerny, skrzany fotel. Uprz wykonano z czarnej skry bogato zdobionej zotymi aplikacjami. Potwr pochyli gow i Karen zrcznie wspia si po jego karku. Potem podaa mi rk i pomoga zaj miejsce za jej plecami. Staraam si, jak mogam, nie dotyka bestii, ale okazao si to niemoliwe. Brr! Czuam wwczas wiksze obrzydzenie ni strach.

- Jeli zakrci ci si w gowie, chwy si mojego pasa! - poradzia mi Karen. I poleciaymy. Nie potrafi ci nic powiedzie o samej drodze. Prawie przez cay czas miaam zamknite oczy i nie mylaam o niczym innym poza powrotem na ziemi. Oczywicie, ani na moment nie odwayam si puci Karen. W kocu wyldowaymy w jej siedzibie... Jazz? Zek przechylia si i spojrzaa na podejrzanie cichego mczyzn. Z jego ust wystawa cakiem wypalony papieros. Wanie spad agentowi na pier pokany supek suchego popiou. Jazz oddycha gboko i regularnie.

Obieca Zek, e na pewno nie zanie. Ale tak si zdarzyo, e usn dosownie przed sekundami. Wysucha jednak duej czci historii Zek i jego zdanie o niej nie zmienio si ani troch. Uwaa j za piekielnie dzieln dziewczyn. Kolejny odcinek marszu okaza si wyjtkowo trudny i wyczerpujcy. Jak na liczb wrae, ktrych Jazz dozna od chwili przekroczenia Bramy, trzy godziny snu, a nawet troch mniej, stanowiy miesznie krtki wypoczynek. Szlak prowadzi teraz w gr po agodnych, dolnych partiach zboczy. Zaczo pada. Po kilku godzinach marszu dotarli do miejsca nastpnego postoju. Tym razem zatrzymali si w pytkich grotach pod stromymi

urwiskami. Wdrowcy ukryli si w nich i nie tracc czasu, znw uoyli si na spoczynek. Jazz i Zek przez chwil patrzyli na przejaniajce si niebo. Kiedy zawiecio soce i wiatr rozdmucha wilgotn mg, ciko unoszc si tu nad ziemi, stao si dla Jazza jasne, dlaczego Lardis prowadzi ich tak trudn drog. W dole u podna gr rs gsty, szeroki pas lasu. Dochodzi a do rwniny Sonecznej Krainy. Prostopadle do biegu masywu, przecinay go szybko pynce wody grskich rzek. Tu, na duej wysokoci, byy to strumyki, niegrone i atwe do przebycia. Ale tam, w gszczu, czyy si z sob w szerokie, rwce

potoki. Wdrwka gr dawaa moliwo kontrolowania rozlegego obszaru. Ta okoliczno szczeglnie odpowiadaa Lardisowi. - Tym razem - powiedzia Jazz do Zek wierz, e nie bd mia problemw z zaniciem. - Ostatnio te nie miae - przypomniaa mu dziewczyna.- Zaczynasz sabn? - Zaczynam? - Skrzywi si sarkastycznie. - Nie wiem, czy znalazbym na swoim ciele miejsce, w ktrym nie jestem obolay! Wdrowcy maj na dokadk do dwigania te cholerne nosze, a od adnego nie usyszaem dotd sowa skargi! Mam nadziej, e bdzie tak, jak mwia: w

kocu si przyzwyczaj. Zastanawiam si jednak, jak poradziby sobie kto kontuzjowany albo bardzo stary. - Hm! - Zamylia si.- Ja rzeczywicie miaam troch wicej czasu od ciebie na przygotowanie si do tego trybu ycia. To chyba szczcie w nieszczciu, ze najpierw dostaam si w rce Lady Karen. Po pierwsze, dlatego e jest wadczyni, a po drugie, e wzgldu na jej niepewny stan. - Jej stan? - Ona nosi w sobie jajo Dramala o Skaonym Ciele. Dramal by Lordem. Jego przydomek narodzi si w dniu, kiedy odkryto, e zarazi si trdem. Trd jest czci dziedzictwa

Wdrowcw. Nie znam si dokadnie na tej chorobie i nie mam pojcia skd si tutaj wzia. W kadym razie, kiedy jej objawy ukazuj si u ktrego z Wdrowcw, zostaje on natychmiast wykluczony z grupy lub szczepu i nikt nie odway si przyj go pod opiek. Tak byo i bdzie. To oznacza okrutny koniec dla niego lub dla niej. Pe nie gra roli. Piset lat temu, Dramal porwa jedn z kobiet Wdrowcw. Bya chora na trd, ale jego objawy wystpiy U niej ze znacznym opnieniem. Lord bardzo j sobie upodoba i przyj do swego oa. Po pewnym czasie jej choroba ujawnia si, za pno jednak, by mg si jej ustrzec. Jazz wydawa si zniecierpliwiony.

- Chcesz powiedzie, e si od niej zarazi? Dziwi si, e te bestie w ogle zdoay przetrwa przez tyle lat! Nie do, e cigle wybijaj si nawzajem, pij krew Wrowcw, to jeszcze wspyj z ich kobietami. - A jednak - odpara Zek - s wstrzemiliwi na swj sposb. Przynajmniej w przypadku prawdziwych Lordw. - Wstrzemiliwi? - zapyta Jazz niedowierzajco. - artujesz chyba! Spojrzaa mu prosto w oczy. - Karaluchy w pewnym sensie s rwnie wstrzemiliwe. Ale wampiry naprawd s... wybredne. Ich podwadni, niewolnicy -oglnie rzecz

biorc, Wdrowcy, ktrzy zostali przez nich odmienieni, ale nie noszcy w sobie jaj wampirw - nie s tak samo kapryni. Jeli za chodzi o odporno na zarazy, rni si od innych istot, na przykad ludzi. Kiedy czowiek zostaje zwampiryzowany, staje si odporny na wikszo chorb. Dlatego wampiry yj tak dugo. Pokonali oni nawet proces starzenia si. - Czyli wszystko poza moliwoci zaraenia si trdem? - Prawodopodobnie. W kadym razie wybranka Dramala umara. Niedugo potem objawy choroby wystpiy i u samego Lorda. Oczywicie, wampirzy zarodek, ktry w sobie nosi, zdoa si obroni przed zaraeniem. To tylko on,

ludzki Dramal, nie mia szans. Kiedy choroba zakorzenia si w nim na dobre, caa jego energia skierowaa si w nierwnej walce przeciwko niej. Ca swoj wol broni si przed ni. Siedzib Dramala starannie omijali inni Lordowie. Nagle przesta mie przeciwnikw. Nikt go te nie odwiedza po przyjacielsku. Zosta objty cakowit izolacj. Jego zamek mia, rzecz jasna, sw dawn obsad, bya ona jednak utrzymywana tam pod przymusem i w absolutnym terrorze. Pomimo to zaczy plta si wok Lorda sieci intryg i plotek. Wszyscy miertelnie bali si zaraliwej siy trdu.

Zagada Dramala okazaa si procesem powolnym, lecz nieuniknionym. Dopiero kilka lat temu jego stan pogorszy si na tyle, e musia uwierzy, i czeka go jednego z Wielkich Niemiertelnych nieunikniona mier. Co gorsza, moga to by mier habica. Jego poddani zaczli si tak rozzuchwala, e lada moment mogli zbuntowa si przeciwko niemu, a on nie byby w stanie si im oprze. Bez trudu odrbaliby mu gow i spalili na popi jego ciao. Nie przetrwaoby nawet jego krlestwo. Z pewnoci zostaoby opuszczone jako przeklte gniazdo zarazy. Postanowi dobrowolnie przekaza wadz. Nie mia przy tym zamiaru wchodzi w

ukady z ktrymkolwiek ze swych potnych ssiadw. Wrcz przeciwnie. Chcia zemci si za lata pogardy, ktra otaczaa go ze wszystkich stron. W tym celu przygarn wanie Karen Ssculu z jednego ze wschodnich szczepw Wdrowcw i uczyni z niej wampirzyc. Przed mierci przekaza jej wszystkie tajniki i metody swej wadzy. Pozwalajc zamieszkiwa w niej swemu nie skaonemu jaju, przekaza jej rwnie sw si i lordowsk moc. W dawnych, lepszych czasach, odbyoby si to zapewne w czasie stosunku pciowego, teraz jednak nie mia ju na to do siy. Pocaowa j po prostu i to wystarczyo. Podczas tego koszmarnego pocaunku jajo

przenikno do ciaa kobiety. - Boe, co to za wiat! Ale nie wyjania mi, na czym polega osobliwo jej stanu. Czy to znaczy, e i ona zaraona jest trdem? - Nie, to zupenie co innego odpowiedziaa mu Zek. - Co gorszego, przynajmniej dla niej. Cho nam trudno to sobie wytumaczy. Widzisz, wrd wampirw kry legenda, e ich prawdziwa matka bya kobiet, ktrej wampirzy pierwiastek wyprodukowa wicej ni jedno jajo. Prawd mwic, byy one produkowane w nieprawdopodobnych ilociach, a do zupenego wycieczenia wampira i jego "gospodyni". A z obydwojga nie

pozostao absolutnie nic. I std wzia pocztek zemsta Dramala. Pragn, eby setki jaj zagniedziy si w mieszkacach Gwiezdnej Krainy. Nawet latajce potwory i wojenne kreatury stayby si wampirami. To byby koniec obecnie panujcego porzdku. Nie rozumiesz? Jazz niepewnie pokiwa gow. - Nie bardzo. Domylam si, e w zwizku z tym Dramal chcia, eby Karen zostaa tak legendarn matk. Ale czy mg by pewien, e tak si stanie? - Nie mg. - Zek wzruszya ramionami. - Moe po prostu mia tak nadziej. W kadym razie wpoi w Karen takie przekonanie. A ta biedna, a jednak

godna potpienia bardziej ni wspczucia, straszna kobieta, bezkrytycznie w to wierzya. Bez przerwy zachodzi w niej proces wampiryzowania, a ona wci czeka, a nadejdzie ta ostatnia, najgorsza zmiana. To moe trwa setki lat. A jeli jest rzeczywicie matk, moe spodziewa si tylko tragicznego losu... Zek urwaa, pod wpywem nieoczekiwanego impulsu pochylia si w stron Jazza i dotkna doni jego twarzy. Zanim cofna rk, mczyzna delikatnie pocaowa jej palce. Ona umiechna si i potrzsna gow. - Wiem, o czym teraz mylisz powiedziaa. - Oczywicie nie

potrzebuj zaglda do twojego umysu. Masz to wypisane na twarzy. Wstydziby si od tak powanego tematu jednym gestem przej do flirtu? - Potem umiech znikn z jej twarzy. W jednym masz racj: to niesamowity wiat. I zdaje si, e pobdziemy w nim jeszcze jaki czas. Powinnimy oszczdza wic nasze siy. - Zauwayem - odpar Jazz - e trzymasz si zwykle blisko m-nie. Rozemiaa si. - Jest tu wielu nie zwizanych z adn kobiet Wdrowcw, Jazz. Odtd bdzie im si wydawa, e dokonaam wyboru - niewane, czy to prawda, czy nie. Nie bd si ju wicej musiaa wysila, eby nie urazi ich dumy,

odrzucajc wyrane zaloty. Pod koniec kolejnego etapu wdrwki soce przesuno si wyranie na wschd, zmieniajc zarazem swe pooenie nad horyzontem. Maszerowali teraz u samych podny gr i cho nie brakowao im zapau i energii, przecz wci znajdowaa si w zasigu ich wzroku. Pokonali blisko dwadziecia mil w czasie przeznaczonym na przebycie zaledwie poowy tego dystansu. Lardis by z tego bardzo zadowolony i przy okazji najbliszego postoju zapowiedzia czterogodzinny odpoczynek. Przystanli za zachodnim brzegu ktrej z rzek, na skraju rozlegego w tym miejscu lasu.

Przywdca wysa w teren kilku ludzi na polowanie. Sam za zasiad nad wod i pogry si w rozmylaniach na temat planw na najblisz przyszo. Tymczasem jego ludzie natknli si na znaki pozostawione tu przez biegaczy /czterech lub piciu mczyn penicych w szczepie funkcje wywiadowcze/. Odczytano, e pozostae dwie grupy znajduj si w odlegoci okoo dwudziestu piciu mil na zachd. To nie by przeraajcy dystans. W dodatku Lardis zapa na hak wielk ryb i to dopenio jego szczcia. Wszystko toczyo si zgodnie z planem. Zek kpaa si w rzece, natomiast Jazz zaj si broni. Rozoy automat, naoliwi kad jego cz, usun

zanieczyszczenia. W razie nastpnej konfrontacji dysponowali odtd podwojonym arsenaem. Jazz poprosi te o przyniesienie mu reszty ekwipunku. Chcia, eby chocia jeden z Cyganw, najlepiej sam Lardis, potrafi obchodzi si ze wszystkimi przyrzdami, ktre tu przy-dwiga. Kiedy dostarczono mu pakunki, stwierdzi zdumiony, e nikt nawet nie prbowa do nich zajrze. Wszystko leao w nich dokadnie w takim porzdku, w jakim pozostawi je przy ostatnim pakowaniu. Na samym dnie jednej z toreb znalaz sze radzieckich granatw rozpryskowych. Przypominay swym wygldem pokryte czekolad jaja wielkanocne.

Zapakowane byy w wyoonym trocinami drewnianym pudeku. Jazz przypuszcza, e gdyby kto si do nich dobra, zdradziby go przy tym szczeglnego rodzaju haas... Lardis szed wanie w stron obozowego ogniska, Jazz poprosi go o chwil uwagi. Ryba, ktr Cygan mia zarzucon na rami, spazmatycznie si rzucaa, zostawiajc mu na plecach mokre lady. - Pozwlce mi tylko pozby si tego. Zaraz wrc i pokaecie mi te wasze sztuczki - powiedzia. Agent i Zek obserwowali jego przygarbion sylwetk, a znik-na im z oczu za wysokim brzegiem rzeki. Potem powrcili do swych zaj. Zek

skoczya suszy wosy, Jazz po raz ostatni kontrolowa sprawno jej broni. Odbezpieczy automat i przy pustym magazynku nacisn spust Przy kadej z tych czynnoci zamek wydawa metaliczny szczk. Jazz umiechn si z satysfakcj. Wsun do komory peny magazynek i wrczy karabin nie mogcej si doczeka tego momentu Zek. - Trzymaj! Znw jeste uzbrojon potg tego wiata. Mamy jeszcze sze zapasowych magazynkw i kilkaset sztuk amunicji. Nie gwarantuje to nam moe siy armii, ale zawsze to wicej ni nic. Podnis jeden z granatw i zway go w doni. W momencie eksplozji granat

rozpryskiwa si na dwiecie kawaeczkw. Kady z nich razi cel z prdkoci i skutecznoci kuli. Takiemu atakowi nie oparby si najsilniejszy z Lordw. - Chcesz, ebym opowiedziaa ci o siedzibie Lady Karen? - zapytaa Zek po chwili. - Tak, pozwl jednak, e bd tego sucha w kpieli - odpar.-Moje ciao wchono wo, ktr - nie obra si poczuem u ciebie, kiedy po raz pierwszy si spotkalimy. Twj naturalny zapach neutralizowa przykre wraenie, ale u mnie moe by ona tylko nieznona. Szybko rozebra si i w samych slipach wskoczy do wody.

- Jestem bardzo ciekaw historii tych wampirzych zamczysk. Podejrzewam, e to, co masz mi na ten temat do powiedzenia, bdzie raczej ponure. Wybierz wic to, co uwaasz za niezbdne... ROZDZIA SZESNASTY KRLESTWO KAREN - HARRY W PERCHORSKU - Po pierwsze, musz ci uprzedzi, e aden czowiek nie potrafiby wiernie odda atmosfery panujcej za murami tych fortec. Nie znam jzyka, w ktrym znalazyby si niezbdne do tego sowa. Dlatego te przedstawi ci jedn z

wampirzych budowli, a raczej seri obrazw. Siedziba Lady Karen, jak ju wiesz, naleaa przedtem do Lorda Dramala o Skaonym Ciele, i jako taka moe miao reprezentowa wszystkie inne budowle tego typu w Gwiezdnej Krainie. Pewnie zauwaye, e usytuowane s one na gigantycznych kolumnach. Od nich te zaczn... O ile zdoaam si zorientowa, ich pochodzenie jest jak najbardziej naturalne. W trwajcym tysice lat procesie, powstay w wyniku odsunicia si ska od podstawowej masy grskiego grzbietu. Nie jestem geologiem, nie zamierzam wic tumaczy ci tego zjawiska. Moje

dyletanckie teorie nie byyby zbyt wiele warte. W kadym razie skalne supy s niezwykle trwae i stoj niezmiennie od niepamitnych czasw. Nie wiadomo te, od jak dawna dwigaj kamienne zamczyska. To znaczy, tak wygldaj z daleka. Kamie nie stanowi jednak tworzywa konstrukcyjnego twierdzy. A w ogle waciwa budowla znajduje si wewntrz tej skorupy. Kryje si w niej jak limak w muszli. To, co wida, wampiry w cigu wiekw nagromadziy wok naturalnego rdzenia. Nasuwa si pytanie: z czego utworzona jest ta "przykrywka"? No c. Zasad jej powstawania

najlepiej przyrwna do koralu obrastajcego wrak. ywy koral przylega do stalowych cian, potem obumiera i staje si twardy. Skorupa wok wierzchokw kolumn to... obumare ciaa. Kiedy forteca wymaga remontu lub rozbudowy, wampiry hoduj pozbawione prawdziwych koci stworzenia, ktrych jedyn funkej jest wypenianie elastyczn tkank powstaych ubytkw, formowanie nowych fragmentw murw, a nawet sklepie nad salami i korytarzami. Sowo "hoduj" nie jest tu chyba najwaciwsze. Wampiry niczego w tym celu nie hoduj, tylko przeksztacaj gotowy materia. Stanowi go

prawdopodobnie troglodyci, skazani za jakie wykroczenie, wampiryzowani niewolnicy albo wieo porwani po sonecznej stronie Wdrowcy. Kade ludzkie miso jest w tym wypadku odpowiednie. Potrafi je wykorzysta dla wielu rnych celw. W tym wypadku lokuj elastyczn tkank w wymagajcych tego miejscach, a ta obumiera i kamienieje. Chc, eby wyobrazi sobie, co mona czu, spacerujc po zamku. Jeste w nim otoczony zamienionymi w kamie ludzkimi komi, stwardnia skr i wszystkim innym, co byo niegdy czowiekiem. A kiedy przyjrzysz si chropowatym cianom, moesz

rozpozna znajome, zdeformowane ksztaty. Myl, e wystarczy tych okroponoci... Teraz co z innej beczki. Wampiry doskonale znosz wyjtkowo niskie temperatury. Nie mona powiedzie, eby lubiy zimno, po prostu do niego przywyky. Jednak w razie potrzeby ogrzewaj swe zimne pomieszczenia za pomoc skomplikowanego systemu centralnego ogrzewania. U podstaw wielkich supw podpala si wtedy specjalnie do tego przeznaczony gaz i ciepe powietrze doprowadzane jest kanaami do kadego poziomu budowli. Inna instalacja przewodzi gaz. Pochodzi on z dwch rde. Kada siedziba posiada potny szyb na

odpadki. "Odpadki" w pojciu Lordw to wszystko, od ludzkich odchodw poczwszy, na ludzkich, bezwartociowych ciaach skoczywszy. Wiesz, czym si ywi te kreatury. Nie s jednak wycznie misoernymi istotami. Czsto urozmaicaj sw diet warzywami i owocami zbieranymi noc w Sonecznej Krainie. Gromadz je w olbrzymich magazynach, nie mwic o "ywych" spiarniach, penych zniewolonych troglodytw i Wdrowcw. Jeli jaka ludzka istota zostaje "osuszona", a nie jest przewidziane jej wampiryzowanie, wtedy jej resztki wyrzucone s do mieci razem z innymi

odpadkami. Wyobra sobie tysice posplatanych z sob pustych ludzkich skorup, a zrozumiesz koszmar zawartoci tych szybw grozy. Cz gazu pochodzi, jak si pewnie domylasz, z ich fragmentw. Instalacje wampirw s bardzo czsto nieszczelne i gdyby wiksza ilo gazu wydostaa si na zewntrz przewodw, fetor w caej siedzibie byby nie do zniesienia. W niszych partiach zamczyska znajduj si pomieszczenia, w ktrych hoduje si przedziwne bestie. Ich jedyn yciow funkcj stanowi produkcja gazu i s one drugim i ostatnim jego rdem. Karmione s pospolit traw i odrobin ziarna. Wydalany przez nie gaz jest zbliony do metanu. Tu ju chyba nic nie

musz dodawa. Moe si zdziwisz, ale wampiry bardzo dbaj o higien. Lady Karen kpaa si rwnie czsto, jak ja. Widziaam j podczas kpieli. Szorowaa si dokadnie, jakby chciaa zetrze z siebie skr wraz ze swym przeraajcym dziedzictwem. W naszym wiecie system wodocigw wykorzystuje pompy i wiee cinie. Tutaj te woda musi by dostarczona do najwyszych partii zamkw. Znasz zasad zjawiska kapilarnego. Zaopatrzenie w wod odbywa si tu w podobny sposb. Przewody, ktrymi przepywa woda, s w istocie kapilarami - tego samego rodzaju

naczynia cz yy i arterie w ywym organizmie. Tutejsze kapilary rwnie s ywe. Stworzenia, do ktrych nale te uyteczne organy, zamieszkuj grne, sekretne cele budowli. Przypadkowo trafiam kiedy w siedzibie Karen do jednego z tych tajnych pomieszcze. Niewiele wyniosam z tej wizyty. Pamitam jedynie, e tam weszam i e kto mnie odnalaz i wyprowadzi stamtd. Byam nieprzytomna. Mj umys nie zarejestrowa wwczas adnych wrae. To przypominao ostrzeenie. Chciaam szybko o tej wizycie zapomnie. W niszych partiach zamku usytuowane s stajnie wojennych bestii. Trzyma si je o godzie, jak lwy w rzymskich

amfiteatrach. Tak naprawd - nie jest to idealne porwnanie. One bowiem, podobnie jak ich panowie, nie musz je. A jeli ju jedz, to wycznie miso. S stworzone, aby rozszarpywa, zabija, kaleczy i pochania. Ich nagrod za udzia w bitwie jest moliwo napenienia si wieym, krwistym "poywieniem". Kiedy potyczka koczy si szczeglnym sukcesem, s zwykle tak obarte, e nie mog wzlecie w powietrze. Dlatego mieszkaj na parterze konstrukcji - eby w takich przypadkach doczapa do swych kwater. Poza walkami z innymi Lordami, wampiry wykorzystuj je do terroryzowania i apania Wdrowcw w

Sonecznej Krainie. Przy okazji wyjtkowo udanych oww, od czasu do czasu, pozwala im si wybra najsmakowitsze, ywe kski. Krtko mwic - dzikuj Bogu, e nie miae jeszcze z nimi bezporednio do czynienia. Latajce bestie trzymane s na rnych poziomach zamczyska. Widziae je, tak e wiesz, jak wygldaj. Nie s z natury gronymi stworzeniami. Na ziemi staj si ogupiae i niezgrabne. W powietrzu za potrafi szybowa lekko, a nawet z gracj - oczywicie na swj sposb. S silnie zwizane telepatycznie ze swoimi jedcami. To najlepszy sposb na ich cakowite opanowanie i uzalenienie. A

poza tym jedyny na kierowanie ich ruchem w czasie walki. Jeszcze jedna zaskakujca kwestia wampiry bij si midzy sob wedug okrutnych, ale cile okrelonych regu. Posiadaj swoisty kodeks honorowy. Tylko, e kady z nich ma prawo do jego indywidualnej interpretacji. W rnych sytuacjach naginaj zasady na swoj korzy. Jedno z praw obowizuje jednak bez wzgldu na okoliczno: w bezporednim pojedynku midzy wampirami penicymi w ich spoecznoci stosunkowo wysokie funkcje - od Lordw, poprzez ich porucznikw, do bardziej uprzywilejowanych wojownikw -

mona atakowa i broni si wycznie przy uyciu specjalnych bransoletkastetw. Uzbrojenie to produkuje dla nich niewielki szczep Cyganw na dalekim wschodzie. Mam nadziej, e przekazaam ci wystarczajco dokadny obraz, pozwalajcy zrozumie zasad funkcjonowania siedzib wampirw. Jeli do tej pory nie zanudziam ci, mog przej teraz do historii rzdw Lady Karen... Jazz skoczy si kpa i wdrapa si na wysoki, skalisty brzeg rzeki. Pozby si nareszcie spowodowanego miertelnym znueniem nieprzyjemnego napicia mini. Domi star ze swego ciaa zimn wod. Byo chodno i przez

chwil wstrzsay nim silne dreszcze. Zaczaj si ubiera i zanim Zek zdya podj sw opowie, dostrzegli nadchodzcego skrajem nadrzecznego urwiska Lardisa. Przed kpiel Jazz zdemontowa wiksz cz swojego ekwipunku, gdy ca amunicj i bro mia przymocowan do kombinezonu. Teraz Zek pomagaa mu na nowo "ubra si" we wszystko. Jazz wyj papierosa i odwrci si w stron cygaskiego przywdcy... wanie w momencie, kiedy ten wykrci zawleczk z pozostawionego dla celw pokazowych granatu. Jazz jkn, odepchn Zek i rzuci si na

Lardisa. Cygan, niewiadomie, ze zmarszczonymi brwiami, przyglda si owalnemu ksztatowi w jednej i metalowemu kku w drugiej rce. Jazz wyrwa mu granat i mocno si zamachn. Jak na wiczeniach. "Raz, dwa, trzy..." - liczy w mylach. Granat potoczy si do wody. Najpierw rozlego si ciche plunicie, a zaraz potem nastpne, o wiele, wiele goniejsze. Pogosy detonacji jeszcze przez dusz chwil brzmiay gronie ponad grskimi dolinami. Wikszo ostrych jak brzytwa odamkw pozostaa w rzece. Na szczcie nawet te, ktre pokonay opr wody, nie miay swej siy raenia i nie dosigny ukrytej wrd kamieni trjki. Dziesitki

oszoomionych, oguszonych ryb zaczy wypywa na powierzchni rzeki. Lardis wsta, spojrza z przestrachem na Jazza. - Co to? - zapyta, ale nie bardzo wiedzia, o czym chce najpierw usysze. - Cakiem doby sposb na owienie Jazz warkn w jego stron. - Co mwisz? Ach, tak! Przypuszczam, e masz racj. - Zdezorientowany odwrci si, wdrapa si po stromym brzegu i uspokoi nadbiegajcych Wdrowcw. - Rzeczywicie tak jest! - ponownie zgodzi si z sugesti agenta. - Ja jednak pozostan przy tradycyjnej formie

pooww. - Znaczco spojrza na inne porozkadane przedmioty. - Pokaesz mi wszystko dokadnie innym raeni doda. - Teraz musz zaatwi kilka wanych spraw. Jazz i Zek patrzyli, jak oddala si zdecydowanym krokiem... Agent przygotowa sobie legowisko i wygodnie si na nim uoy. Zek moga kontynuowa sw histori. - Miaam wasny pokj w siedzibie Karen - zacza. - Dzieliymy obie najwyszy poziom zamczyska - byymy na nim jedynymi ludzkimi istotami. Miaymy do swej dyspozycji cae hektary przestrzeni! Pamitaj, e Lordowie te maj w sobie pierwiastek ludzkiej osobowoci, aczkolwiek

opanowany przez mieszkajce w ich ciaach wampiry. K aren te nosi w sobie wampirzy zarodek, nie osign on jednak jeszcze w jej przypadku ostatecznego stadium rozwoju. Poza nami przebywaa tam zawsze wojenna bestia na wycznych usugach Karen. Bya mniejsza ni wikszo pokrewnych jej stworw. Miaa rozmiary zblione do... powiedzmy wozu pancernego i podobn skuteczno. Penia nieustann stra przy schodach prowadzcych na nisze pitra budowli. To doskonay dowd na to Jak dalece Lady nie ufa swym, nawet najbardziej uprzywilejowanym pomocnikom. Nikt nie mg wej do jej

kwatery bez wyranego rozkazu. Stosunkowo czsto, wedug moich spostrzee, co dwadziecia cztery godziny, Karen zwoywaa sw rad. Stanowio j siedmiu porucznikw, zamieszkujcych nisze poziomy. Zdawali wwczas relacj z panujcego na terenie siedziby porzdku lub meldowali najdrobniejsze nieprawidowoci, rozliczali si z wykonania uprzednio otrzymanych rozkazw i pytali o szczegy kolejnych polece. Musz przyzna, e Karen doskonale radzia sobie z organizacj ycia na podlegym jej terytorium i z utrzymaniem jego niezawisoci. Aha! To byy te jedyne chwile, w ktrych widziaam wampiry bez ich

mierciononych bransolet. Niech nie zmyli ci normalno postpowania Karen. To wszystko przybiera tylko pozory zwykej kobiecej ostronoci. Ona naprawd bya niedostpna. Posiadaa przede wszytkim cechy wampirzycy i jej porucznicy zdawali sobie z tego na og spraw. Nawet jeli wygldaa jak kobieta, a chwilami moga nawet rozumie "po babsku", bya to jedynie nic nie znaczca maska. Dawaa ona przecie schronienie wampirowi i jego sia stawaa si stopniowo jej si. Ksztatowa si proces powolny, ale nieodwracalny. Chwilami kreowaa siebie na istot sabsz od swych podwadnych.

Kontrolowaa jednak swj wizerunek. Nie chciaa, eby przyszo im do gowy sprawdza jej fizyczn moc. Ustpujc w tej materialnej dziedzinie, pozwalaa im zaspokoi msk prno, pozostawiajc sobie funkcje umysowego przywdcy. Bya stworzona do objcia tego stanowiska. Nie lubia kara za niesubordynacj, do czego zostaa zmuszona w przypadku Corlisa. Zreszt wiedziaa, e jej moliwoci nie s jeszcze ostateczne. Pamitam, e tu przed moim odejciem z jej krlestwa odwayam si zapyta, co takiego zrobi Corlis, e musiaa tak srogo si z nim obej. Przypuszczalnie uwaaa mnie za jedyn osob, z ktr moga rozmawia bez obawy. Zdradzia

mi wic i t tajemnic. Corlis mieni si niegdy najpotniejszym z jej wojownikw. Posiada te w zwizku z tym uprawnienia nadzwyczajne. Niestety, sprawia przy tym mnstwo kopotw. By typowym mskim szowinist - w penym tego sowa znaczeniu! Jeszcze jako Wdrowiec, okoo czterdziestu lat temu, odznacza si wyjtkow brutalnoci. Zosta porwany przez Dramala o Skaonym Ciele i przez jaki czas suy poprzedniemu wadcy siedziby Karen. Ba! Wyraenie "suy" nie jest tu z pewnoci najszczliwsze. Bg jeden wie, dlaczego Dramal znosi nieustanny opr Corlisa przeciwko jakiejkolwiek

zalenoci. Moe pocztkowo w nim wanie widzia swojego nastpc? To tylko spekulacje oczywicie. Nie mam na to adnych dowodw. Osobicie tumacz sobie wyjtkowo Carlisa w ten sposb: nigdy nie sta si wampirem-Lordem, ale jeli jaki czowiek miaby ku temu szczeglne predyspozycje, on na pewno si nimi charakteryzowa. I sam doskonale o tym wiedzia. Wikszo ludzi pragnaby zaprzeczy podobnym sugestiom, ale nie Corlis. On pragn otrzyma wampirzy zarodek - i moc, ktra si z tym aktem wie. Marzy, eby zosta Lordem. Widzia siebie, dowodzcego eskadr latajcych potworw, toczcego jeden

zwyciski bj za drugim. Nie dawaa mu spokoju wiadomo, e chocia niemiertelny, w zwykym pojciu jest tylko podwadnym - i to kobiety! Niezmiennie odbiera to jak obelg. W czasie jednej z narad zaproponowa Lady Karen, eby mianowaa go wojennym Lordem. Odpowiedziaa na to, e nie potrzebuje kogo takiego, poniewa aktualnie nie prowadz adnej wojny. Wtedy zada, eby powierzya mu funkcj bezporedniego zwierzchnika pozostaych szeciu porucznikw. Usysza, i nie ma prawa stawia si ponad innymi. Potem niedwuznacznie zaoferowa jej intymne usugi, ktre wizayby si z obowizkami ochrony

osobistej. W tym momencie Karen stracia cierpliwo i odparowaa, e wolaaby pj do ka z besti ni spa z jego niezdrowymi ambicjami. A co do ochrony osobistej, to powinien zadba o wasn skr, jeli ma zamiar prowadzi t niebezpieczn, zaczynajc j denerwowa gr! Corlis nie nalea jednak do tych, ktrych mona lekcewaco odepchn. Usiowa jej wmwi, e inni Lordowie niedugo sprzysign si przeciwko niej i teraz, kiedy nie yje Dramal, jego dziedzictwo stoi pteed nimi otworem. Ona, saba kobieta, nigdy nie zdoa obroni go przed zakusami jej wrogw. Powinna wybra teraz prawdziwego wodza swych si, a jedynym

odpowiednim kandydatem na to stanowisko jest on sam - Corlis! Rozwcieczona Karen rozkazaa mu wynie si z komnaty, razem z porucznikami. Czterech z nich chciao podporzdkowa si temu poleceniu, ale pozostali przeszkodzili im w tym. Dwch stano po stronie Corlisa. Zmusili reszt do pozostania, a sami, pod jego wyranym dowdztwem, otoczyli Karen, siedzc na wykonanym niegdy dla Dramala tronie. Jeden z nich wycign spod swej peleryny drewnian maczug - bro, ktr zobaczya po raz pierwszy w yciu. Nie korzystano z niej ju tu od niepamitnych czasw. Drugi zadzwoni metalowym

acuchem - miaa nim zosta zwizana. Corlis kierowa ich poczynaniami. Jego plan by prosty: najpierw pochwyci Karen i przebi jej serce drewnianym kokiem. W tym celu maczug zaostrzono z jednej strony. Ten atak mia unieszkodliwi Karen, oraz przestraszy zajmujcego jej ciao wampira. Bowiem nawet niedojrzay zarodek w obliczu miertelnego zagroenia produkuje jajo zabezpieczajce wampirz egzystencj wewntrz innego gospodarza. Corlis zamierza zgwaci zniewolon Lady i w ten sposb umoliwi jaju atwe zagniedenie si w sprzyjajcym mu ca dusz rodowisku! Tymczasem Karen przewidziaa podobn sytuacj i telepatycznie przez

cay czas uwanie obserwowaa Corlisa. Bezbdnie odczytaa zakodowane w jego umyle intencje i przywoaa wojenn besti, ktra zdawaa si tylko na to czeka! Sama Karen, chocia nie uzbrojona, tu przed przybyciem wojennej bestii podja nierwn walk. Nie pozwolia si zwiza. Ostrymi paznokciami podrapaa jednego z napastnikw, drugiego za z caej siy kopna w jego czue miejsce! Pozostali porucznicy nie bardzo wiedzieli, jak maj zareagowa na rozgrywajc si na ich oczach bitw. Dopiero wkroczenie wojennej bestii do akcji pozwolio im podj jedynie suszn decyzj! Dwch z nich

pochwycio buntownika machajcego maczug, a nadlatujcy potwr z wciekoci wessa go w swe krwioercze wntrze. Dwaj nastpni mczyni walecznie rzucili si na Corlisa. Strach przed zemst Karen doda im si i, co prawda z trudem, zdoali go jako powstrzyma. Karen nie miaa kopotw z pokonaniem ostatniego miaka. By on duo drobniejszy od potnego Corlisa, a furia uaktywnia w Lady wampirz cz jej natury! Zrobia z niego miazg, ktr wrzucono potem do szybu na odpadki. Corlisa skazano na banicj, mia opuci ten wiat przez Bram... Zek spojrzaa na lecego w jej pobliu Jazza. Mia otwarte oczy, ale z trudem

powstrzymywa ogarniajcy go sen. - Zmczyam si - powiedziaa, nie chcc wprawi go w zakopotanie. Przepijmy si. Przy nastpnym postoju schowamy si w jaskiniach i spdzimny tam ca noc. Wtedy bdzie dosy czasu na dokoczenie mojego opowiadania. Przed najbliszym wschodem soca bdziesz wiedzia o tym miejscu dokadnie tyle, ile ja sama zdoaam si o nim dowiedzie. - Oddasz mi w ten sposb nieocenion przysug. Z gry dzikuj! - powiedzia agent. - Tak? - rzucia mu spojrzenie, w ktrym miesza si wzrok dowiadczonej kobiety i podlotka zarazem.

- Jeli, a raczej, kiedy to wszystko si skoczy... myl, e ty i ja... Potrzsna gow, nie pozwalajc mu skoczy. - Tylko na siebie moemy tu liczy powiedziaa. - W nocy w grocie, bdziemy z sob, jeli tego naprawd chcesz. Nie wyobraaj sobie, e jestem po prostu wspaniaomylna, ja te tego pragn. O jedno ci prosz, niczego mi nie obiecuj. Powrt do domu, o ile szczcie si do nas umiechnie, bdzie jak wyjcie z dugotrwaej ciemnoci na wiato dzienne. Spotkamy si wwczas na nowo, po raz pierwszy. Lepiej bdzie, jeeli doczekamy tego bez zbdnych zobowiza.

Jazz umiechn si i ziewn z pewn ulg. "Diabe nie kobieta" - pomyla. - W porzdku Zek! Zawsze byem optymist. Uda nam sieja ci to mwi! Pooya si wygodnie, zamkna oczy. - No c, za optymizm, za pozbycie si wszelkich kopotw, za Rezydenta, i za../ mniejsza z tym! -Za przyszo? - Tak, za przyszo! - dodaa. Wypijmy za to wszystko w marzeniach. Zreszt, Bg wiadkiem, nie powinno nas spotka nic gorszego ni to, co przeylimy do tej pory. Z Lipska Harry Keogh powrci prosto do sieidziby INTESP w Londynie. Zmaterializowa si w zbrojowni,

pomieszczeniu niewiele wikszym od zwykego pokoju. Wzi stamtd browninga kaliber 9 mm i trzy pene magazynki. Zanim wczy si alarm, zdy jeszcze podpisa si w ksidze rozliczeniowej, powiadczajc pobranie sprztu. Znikn, nie czekajc na przybycie stranikw. Potem wyldowa w mieszkaniu Jazza Simmonsa, gdzie ubra si w jego czarn trykotow koszulk, sweter i lune spodnie. W kocu przenis si do Bonnyrigg koo Edynburga, eby odwiedzi matk. Ta ostatnia podr nie bya konieczna. Harry bowiem, jeeli raz nawiza kontakt z kim zmarym, mg si z nim komunikowa na nieskoczenie due odlegoci. Uwaa

jednak, e szacunek wymaga pofatygowania si na rozmow do miejsca jego wiecznego spoczynku. Spotkanie wwczas nabiera naprawd osobistego i intymnego charakteru. - Mamo - powiedzia, gdy znalaz si nad brzegiem dobrze sobie znanej rzeki. - Mamo! To ja, Harry. - Harry! - odpowiedziaa natychmiast.Tak si ciesz, e przyszede. Jeszcze troch, a zaczabym szuka ciebie. - Czy co si stao, mamo? - Pytae mnie o ludzi gincych w rejonie Grnego Uralu. - Czyby Jazz Simmons? - Harry czu, e ziemia usuwa mu si spod stp. Wiedzia, e gdyby Simmons nie y,

gdyby zmar tu, na tym wiecie, caa teoria jego i Mbiusa staaby si nic nie warta! Znw utknby w martwym punkcie w poszukiwaniu Brendy i Harry'ego Juniora... - Kto? - spytaa matka-zaskoczona. Och, pamitam! Nie, to nie on. Jego nie moglimy znale! Trafilimy za to na kogo, kto go zna. - Kogo, kto zna Jazza Simmonsa? W Perchorsku? - Harry'ego ogarn entuzjam. - O kim mwisz, mamo? Nagle w jego umyle odezwa si jaki obcy mu gos. - O mnie, Harry. Nazywam si, a moe nazywaem Kazimir Kiriescu. Tak, znaem Jazza i cigle jeszcze za to place.

Och, o nic go nie winie! Nie jego. Ale jest kilku ludzi... No c, pom mi, jeli moesz, synu, a ja odwdzicz ci si, jak tylko bd potrafi. - Pomc tobie? - Harry rozmawia w tej chwili z kim, kto zmar jakie dwa i p tysica mil od tego zaktka Szkocji. Jak mam to zrobi, Kazimirze? Jeste przecie ju martwy. - Tak! Chodzi mi jednak o sposb, w jaki umarem i gdzie teraz jestem. - Masz na myli zemst? Moimi rkami? - Tak, ale przede wszystkim za... pragn spokoju. Harry zamyli si. Zmarli czsto s bardziej tajemniczy ni yjcy. - Czy nie byoby lepiej, ebymy si

spotkali? Czy tam, gdzie przebywasz, jest bezpiecznie? - Tu nigdy nie jest bezpiecznie, Harry. Za to zawsze jest strasznie. Powiem ci tylko tyle: znajduj si w jednym z pomieszcze samego Projektu P er chrsk. Chwilowo jestem tu sam. To znaczy, nie mam tu adnych ludzi. Z tym, e... Jak z twoimi nerwami, Harry? Keogh umiechn si krtko. - Och, s wystarczajco mocne, Kazimirze. Wierz, e wiele wytrzymaj.- Szybko jednak spowania. Coraz bardziej ciekawio go pooenie jego rozmwcy. - W takim razie przyjd tu - zdecydowa starzec. - Ale pamitaj, e ostrzegaem ci!

Harry sta si ostrony. I tak mia zamiar odwiedzi Perchorsk. Dlatego wanie chcia spotka si ze swoj matk: jej rozlege znajomoci pozwoliy mu znale kogo, kto by go tam zaprowadzi. - Powiedz mi jedno, czy moje ycie bdzie zagroone? - zapyta. - Nie, nic z tych rzeczy. Wyglda na to, ie teraz nikt nie powinien nam przeszkadza - cho nie mona wykluczy takiej ewentualnoci. Bdziesz przecie mg odej w kadej chwili. Chodzi o to, e jestem w towarzystwie czego, co nie wyglda zbyt apetycznie... -Gos starego czowieka zadra przy ostatnich

sowach. - W takim razie - zdecydowa Harry nie przestawaj do mnie mwi! To pomoe mi do ciebie dotrze. Wyczarowa drzwi Mbiusa i pody biegiem myli Kazimira wprost do ich rda... W Perchorsku mina pierwsza po pnocy. Harry Keogh wstpi do ciemnego pokoju, sabo owietlonego maymi, czerwonymi arwkami. Nekroskop poczu niejasn awersj do tego miejsca. Pod stopami pulsowao przeraajce serce Projektu. Pierwsz rzecz, ktr dojrza w pokoju, byo szklane naczynie. Zawierao ono co, czego nie potrafi na razie rozpozna. - To ja! - odezwa si Kazimir Kiriescu.

- Oto moje miejsce spoczynku. Tylko, nie mam ani chwili spokoju! - Zobaczymy, co ci trapi! - powiedzia Harry agodnie. Dostrzeg na cianie liczne przeczniki. Podszed do nich i zapali wiato. - O Boe! - szepn wstrznity. Kazimir?! - Zostaem przez to zjedzony! odpowiedzia starzec zrozpaczony. . / w tym zostaem. Pogodzibym si jako ze swoj mierci. Ale nie potrafi tego uczyni w podobnym wcieleniu! Harry niepewnie zbliy si do akwarium. To co w nim leao, przypominao troch wa, troch limaka, niestety - nie byo ani jednym,

ani drugim. Na kocu zbyt dugiej szyi chwiaa si gowa o twarzy starca. Patrzyy z niej jednak nieludzkie, czerwone jak krew oczy. Na caym ciele mona byo odnale kilkanacie innych lepii - martwych i pozbawionych powiek. Skra stwora bya ciemna, szorstka i poadowana. Mia on te koczyny - najwyraniej bezkostne, tak nienaturalnie bezwadne i cienkie. - Ju nie mog tego znie! - zaszlocha Kazimir. - ywy czy umary, aden czowiek nie byby w stanie przywykn do takiego losu. Potem na prob Harry'ego stary Kiriescu przekaza mu wszystko, co wiedzia na temat Projektu Perchorsk. Pitnacie minut pniej w innej czci

kompleksu. Major Czyngiz Khuw nagle si przebudzi. Gwatownie poderwa si, zlany potem i dziwnie rozgorczkowany. Przeraziy go senne koszmary, ktre przybray zbyt realistyczne barwy. Rzeczywisto moga by straszniejsza od koszmaru, szczeglnie tu, w Perchorsku. Major Khuw nalea do tych, ktrzy najbardziej zdawali sobie z tego spraw. Mia ju przez to zszarpane nerwy. Khuw wsta, narzuci na siebie bluz od dresu i podszed do drzwi. Z korytarza dobiegay go dziwne odgosy. Za drzwiami sapa Pawe Sawinkow. - Co takiego, Pawe? - Khuw przetar

zaspane oczy. - Nie jestemy cakiem pewni. Majorze. Ale... Nik lepak i ja... Khuw natychmiast oprzytomnia. Sawinkow i lepak naleeli do najbardziej wiarygodnych esperw radzieckiego Wydziau E. Potrafili odebra i rozszyfrowa obcy wywiad telepatyczny, byli wyczuleni na wszelkie zewntrzne paranaturalne sygnay. - Co si stao? - ponagli zniecierpliwiony Khuw. - Znw nas szpieguj? Sawinkow przekn lin. - Tym razem to co gorszego powiedzia. - Obaj przypuszczamy... podejrzewamy, e dosta si tutaj intruz! Khuw zaniemwi na chwil.

- Mylicie, e to - mocno cisn rami meldujcego - kto spoza Bramy? Sawinkow potrzsn gow przeczco. Jego twarz poblada z przejcia. - Nie, nie stamtd. Przybysze zza Bramy pozostawiaj szczeglny lad w naszych umysach. Rzecz, ktr tu teraz wyczuwamy nie jest obca w ten sam sposb. To moe by nawet czowiek, tak to odbiera Nik lepak. W kadym razie, to co czy ten kto nie ma prawa si tutaj znajdowa. Jednego jestemy pewni: dysponuje ogromn si! - Gdzie moe przebywa? - Khuw zsun bluz z lewego ramienia i popiesznie zapi skrzany pas, do ktrego przytwierdzona bya kabura jego

krtkiego automatu. - Gdzie?! - krzykn, powtarzajc pytanie. - Czyby by tak samo guchy jak gupi? lepak te tak oniemia? - Tego nie wiemy, majorze - wyszepta grubas. - Leo Grenzel nad tym pracuje. ' Kiedy tak si jka przestraszony, na zakrcie korytarza pojawili si lepak i Grenzel. Wyranie si pieszyli. - No i co? - zwrci si Khuw do Grenzla, wschodnioniemiec-kiego agenta. - Przybysz Trzeci,- wydysza tamten. Jego oczy stay si w jednej chwili niewiarygodnie wielkiej nienaturalnie pociemniae. Twarz blada jak u lunatyka. - Stwr w szklanym naczyniu? Co z nim?

- Khuw odwrci si w stron Sawinkowa. - Ty biegnij po Wasyla Agurstego! - Sawin-kow znikn w gbi korytarza. - Spotkamy si w laboratorium -krzykn za nim major KGB. - Tylko ebycie mieli przy sobie bro! Harry cierpliwie wysucha ponurej opowieci Kazimira. Wiedzia ju, jaki los spotka jego ca rodzin, a zwaszcza nieszczsn Tassi. Pozna troch Khuwa i metody jego dziaania. Cigle jednak nie mia pojcia o najwikszej tajemnicy Projektu, kryjcej si w sercu kompleksu. Po prostu stary Kiriescu nie zosta do niej dopuszczony i nie mg podzieli si z Keoghem

wiedz na jej temat. - Ten... potwr - powiedzia Harry domylasz si, co to takiego? - Nie, wiem tylko, e jest okropny! - To wampir! Przynajmniej moe nim by! Skd si tu wzi? Zosta tutaj wyhodowany? - Nie potrafi ci odpowiedzie. Harry skin gow. Przygryz wargi w zamyleniu. - A twoja crka? Gdzie j trzymaj? Wyobra sobie plan przestrzenny tego miejsca, a ja sprbuj go odczyta. Nareszcie Kazi-mir mg mu konkretnie pomc. - Zajmowaa cel obok miejsca mojej kani. - Kazimirze, zabior j std, jeli tylko

j odnajd. Masz na to moje sowo. Co wicej, jeli uda mi si odszuka jej matk, razem znajd si w bezpiecznym miejscu. Usysza gone westchnienie ulgi. - Nie pragn niczego wicej. O mnie nie musisz si ju martwi - wyszepta starzec dricym gosem. - Ale si martwi. Nie mgbym ciebie tak zostawi! - Czuj si ju jego czci. A on pochania mnie coraz bardziej i niedugo pewnie cakiem si z nim utosami. Harry nie przestawa si zastanawia. W jego gowie zarysowa si plan. - A gdybym go zabi? - zapyta na gos. Nie moesz przecie umrze dwa razy,

Kazimirze. -Zniszcz go, a odzyskam wolno! - W gosie starca pojawia si nuta nadziei. Ale...jak to zrobi! Harry wiedzia jak: drewniany koek, miecz i ogie. Z tym, e nie mia czasu na ca t ceremoni. Postanowi pomin dwa pierwsze akty i przej od razu do trzeciego. Z korytarza dobieg przytumiony odgos krokw i brzczyk alarmu. - Dowiedzieli si, e tu jestem powiedzia Harry. - To musi by krtka robota. Przycign do naczynia wstrzsowe urzdzenie Agurskiego. Stanowi je przenony transformator z dugim, gitkim kablem zakoczonym zwyk

wtyczk. Znalaz na nim dwie metalowe klamry, ktre popiesznie zamocowa w przeznaczonym do tego miejscu, na obramowaniu akwarium. Stwr, uwanie obserwujc jego poczynania, oywi si. Zmieni kolor i przeszed kilka byskawicznych przeobrae. Wiedzia, co moe go za chwil spotka. Harry nie mia ani czasu, ani ochoty na podziwianie jego nerwowych popisw. Wcisn wtyczk do gniazdka i maksymalnie zwikszy napicie. Na kocach klamer pojawiy si bkitne iskry, rozlegy si charakterystyczne trzaski przebiegajcego midzy nimi prdu, a w powietrzu unis si mdlcy zapach ozonu. Potwr musia odebra

mierteln dawk, a jednak nie poddawa si natychmiast. Przypomina teraz, upiornie znieksztacon ludzk marionetk z nadmiernie rozbudowanym prawym ramieniem. Pici, wielk jak gowa Harry'ego, zacz z caej siy uderza w szklan cian pupaki. Stopniowo zmniejsza si i... zanika. Pyny wypeniajce jego koszmarne ciao zaczy intensywnie parowa. Para wydostawaa si z licznych, krwawicych otworw na jego chropowatej skrze, jak z gejzerw. Kreatura krzyczaa, szeroko otwierajc usta starej twarzy Kazimira, gosem nie majcym nic wsplnego z ludzkim woaniem o pomoc. Nagle szko pko pod naporem

monstrualnej pici i... Stwr utkn w morderczym ucisku ostrych krawdzi szklanej wyrwy i wyzion ducha. Oklap jak przekuty balon. Poczerniaa, dymica kula, ktra niegdy stanowia gow kreatury zostaa jakby rozupana niewidzialnym uderzeniem. W bulgoccych zwojach parujcego mzgu leniwie porusza si... w. Tak wic posta przyj terroryzujcy dusz Kazimira wampir. On rwnie skona na oczach Harry ego. - Jestem wolny! - W umyle nekroskopa zabrzmia gos szczliwego starego czowieka - Wolny!!! Harry usysza za plecami szczk otwieranych drzwi. Nie ogldajc si,

wywoa wrota Mbiusa i szybko je przekroczy. ROZDZIA SIEDEMNASTY INTRUZ Khuw, Agurski i esperzy przepychajc si, weszli do laboratorium. W zamieszaniu nie dostrzegli, e w zadymionym pomieszczeniu unosi si tajemnicza powiata, blask janiejcy na szarawym tle spalonego powietrza. W chwil pniej wszelki lad po Keoghu zanikn. Zoolog pierszy przyszed do siebie po szoku spowodowanym oszaamiajcym smrodem dochodzcym z rozbitego naczynia. Wyrwa wtyczk z gniazdka.

- Kto to zrobi? - rzuci roztrzsionym, szorstkim gosem. - Kto ponosi za to odpowiedzialno? - Nie czekajc na odpowied, podszed do akwarium. Powietrze zaczo si oczyszcza i czarne, zwisajce z nadtopionej dziury resztki jego podopiecznego stay si rozpoznawalne. Agurski dojrza w nich co, czego nie mia zamiaru ujawnia niepowoanym oczom. Ogarna go panika. Bez wahania zdar z siebie fartuch i szybko okry nim przeraajce szcztki. - Powiedziae, e intruza znajdziemy wanie tutaj - major zwrci si do Grenzla. - Tak, kto niewtpliwie tu by, ale jak to moliwe, u diaba. Drzwi s

zamykane na klucz, a na zewntrz stoi stranik. Co prawda, zaspany gupiec, ale nie kompletny idiota! Nie wyobraam sobie, eby kto mg si tu dosta nie dostrzeony, nie mwic o wyjciu... - Khuw urwa i mocno chwyci Grenzla za rami. - Leo? Co si dzieje? Telepata znw dziwnie poblad. Ciemnymi szarymi oczami patrzy gdzie w gb siebie. Lekko chwia si na nogach. - Wci blisko - wymamrota pprzytomnie. - On cigle tu jest! Khuw obdnie rozejrza si po pokoju. Nie znalaz w nim nikogo obcego. - Tutaj? Gdzie tutaj? - Dziewczyna - wyjka telepata. -

Wizie... - Taszeka Kiriescu? - Tak, ona - sabo przytakn Grenzel. Khuw poczu, e nie kontroluje sytuacji. - Jakim cudem? - zapyta sam siebie. Maksymalnie wysili swj umys. Sysza kiedy, e zanim obj t funkcj, Brytyjczycy dysponowali kim, kto by zdolny do tego rodzaju sztuczek. Podejrzewano o to Harry'ego Keogha i Aleca Kyle'a. Harry Keogh zgin na pewno, ale jeli chodzi o tego drugiego... nigdy nie znaleziono jego ciaa. Przepad najprawdopodobniej w czasie star w Zamku Bronnicy. - Jakim cudem? - Sawinkow jak echo powtrzy pytanie Khuwa.

- Szybko! - rozkaza oficer KGB. - Do cel. Chc wiedzie, co si tam dzieje! Wybiegli z laboratorium, zostawiajc chwiejcego si na nogach Grenzla i Agurskiego, owijajcego martw kreatur i jej nieywego pasoyta w poplamiony fartuch. Naukowiec chcia jak najszybciej znale si w zaciszu swej prywatnej kwatery, gdzie nikt nie przeszkodziby mu w jego badaniach nad czym, z czym czu si zwizany bardzo osobicie, a nawet fizycznie. Strach nie pozwala Tassi zmruy oka. Wtpia, czy kiedykolwiek zanie spokojnie po tym, co pokaza jej major KGB. Przeladowa j odraajcy obraz wykrzywionej, znieksztaconej twarzy

ojca, osadzonej w koszmarnym ciele nieziemskiego stwora. Nie zgasia wiata i cho okrya si ciepym kocem, draa, lec na ku. Nie spuszczaa wzroku z metalowych drzwi, w ktrych w kadej chwili mg pojawi si Khuw. Wiedziaa, e kto taki jak on nie rzuca sw na wiatr, zwaszcza grb. Harry pojawi si w celi Tassi, ale nie dostrzega jego przybycia, poniewa drzwi Mbiusa otwieray si i zamykay bezszelestnie. Nekroskop rozejrza si, eby upewni si, czy s sami. Cicho podszed do wiziennej kozetki i ostronie, ale stanowczo obj sw doni drobn twarz dziewczyny, starannie

przysaniajc jej usta. - Cicho! Prosz ci, nie krzycz i nie rb gupstw. Mam zamiar zabra ci std! uspokoi j po rosyjsku. Nie zwolni ucisku, pozwoli jej spojrze na siebie i pomg dziewczynie usi. - W porzdku? - zapyta agodnie. Tassi skina gow lecz nie przestawaa dre. Harry wolno cofn sw do i poprosi, eby wstaa. Popatrzya na drzwi swymi wielkimi oczami, potem przeniosa wzrok na Harry'ego. - Kim pan...? Jak... Nic z tego... - Pniej. - Harry pooy palec na ustach.

- Nie syszaam, eby pan tu wchodzi. Czybym spaa? - Nagle odruchowo podniosa do ust sw szczup rk. Przysa pana major Khuw, prawda? Ja niczego nie wiem, mwiam mu to setki razy! Prosz, nie rb mi krzywdy, prosz! - Nikt nie chce tego zrobi, Tassi powiedzia Harry. - Przysa mnie twj ojciec! Potrzsna gow i odsuna si od niego. Jej oczy wypeniy si zami. - Mj ojciec nie yje - zaszlochaa. Kamiesz, on nie yje! Nie mg przysa tu ciebie. Co chcesz ze mn zrobi? - Ju ci mwiem. - W gosie Harryego

zabrzmiaa desperacja. - Chc ciebie std zabra. Uwierz mi! Syszysz ten alarm? Spojrzaa w stron drzwi. Rzeczywicie, dobiega spoza nich natarczywy dwik dzwonkw. - To ja go wywoaem - mwi nekroskop. - Szukaj mnie i wkrtce tu bd. Nie masz wyjcia, musisz mi zaufa. Nie zrozumiaa z tego ani sowa. Sdzia, e to albo kolejna intryga Khuwa, albo ten mczyzna zwariowa. Nikt nie potrafiby wydosta si z tego miejsca. Wiedziaa jednak, e wejcie tutaj rwnie byo niemoliwe, a jednak czua dotyk przybysza. - Masz klucze? - zapytaa oniemielona.

- Klucze? Mam cae drzwi! Setki drzwi! "Szalony! Ale zupenie inny ni ci, ktrzy mnie dotychczas przeladowali" pomylaa. - Nie rozumiem - zrobia nastpny krok do tyu i potkna si o ko. Znw na nim usiada. Odgos krokw zaniepokoi Harry 'ego. - Ju s - wyszepta. - Wstawaj! - doda zdecydowanie. Nie sprzeciwiaa si wicej. Za drzwiami rozleg si chrapliwy gos Khuwa. - Otwiera! Otwiera, gupcy! - krzycza wciekle. Nekroskop obj Tassi. - Zap mnie za szyj - poleci. Szybciej, dziewczyno. - Posuchaa. Zamknij oczy i nie otwieraj.

Przycisn ja do siebie i bez wysiku podnis do gry. Usyszaa trzask otwieranych drzwi celi, a potem zapanowaa ju tylko absolutna cisza. Chciaa co powiedzie, zabrako jej jednak odwagi. Nie wytrzymaa i na moment otworzya oczy. Na uamek sekundy. Po chwili znw mocno zacisna powieki. - Koniec podry - odezwa si Harry i pozwoli jej dotkn stopami twardego podoa. - Teraz moesz si rozejrze. Ostronie otworzya oczy. Obraz, ktry ujrzaa zaskoczy j tak bardzo, e zacza traci przytomno. W ostatniej chwili Keogh zapa j na rce i pooy na biurku oficera

dyurnego. Ten czyta wanie gazet i dopiero po chwili zorientowa si, e nie jest w pokoju sam. Pod trzyman przez niego pacht papieru wlizgna si bezwadna kobieca rka. -Uaaa!!!-wrzasn. - Wszystko w porzdku - powiedzia Harry, przyzwyczajony do podobnych powita. - To tylko ja i znajoma mojego przyjaciela -wyjani krtko. - Chryste Panie! O, sodki Jezusie! Oficer dyurny z trudem apa powietrze. By nim Darcy Clarke we wasnej osobie. Harry, nie zwracajc na niego uwagi, zacz masowa lodowate donie nieprzytomnej dziewczyny. Harry Keogh pojawi si w centrali brytyjskiej INTESP okoo pierwszej

pitnacie w nocy. Pozostawi szefowi wyrane instrukcje dotyczce Tassi, zapewniajce jej cakowite bezpieczestwo. Przywoano odpowiedniego tumacza. Dziewczyna musiaa zosta przesuchana, ale trzeba to byo zrobi z niezwyk delikatnoci i serdecznoci, z pooeniem szczeglnego nacisku na wszystko, co dotyczy Projektu Perchorsk. Jej obecno na Zachodzie chciano utrzyma w tajemnicy. Postanowiono zmieni dane personalne dziewczyny i uy wszelkich metod, z ponadnaturalnymi wcznie, dla ustalenia pobytu jej matki na terenie ZSRR. Harry nie zapomnia o obietnicy

zoonej Kazimirowi Kiriescu i pragn wypeni j do koca. - Czy pamitasz Zek Fener? - zapyta Darcy Keogha. - Zek? Co z ni? - Harry widzia si z ni ostatnio osiem lat temu. Bya telepatk w Zamku Bronnicy. Pracowaa dla radzieckiego Wydziau E. Fakt ten automatycznie czyni ich wrogami, ale dla obojga nie byo to oczywiste. Mg j zniszczy, jednak wiedzia, e pragnie wyzwoli si spod sowieckiego zwierzchnictwa. Jedyne o czym marzya, to powrci do Grecji. - Ona moe macza w tym palce powiedzia Clarke. - W czym? W Perchorsku? Zastanawia si, czy wanie Zek

zdradzia jego obecno w kompleksie. Sdzi, e nie powinien zdecydowanie j o to podejrzewa. Khuw posiada bowiem ludzi, ktrzy rwnie dobrze potrafiliby wyczu intruza. - Tak, w Perchorsku. Prawdopodobnie jest jednym z jego trybikw. Od historii z Bodescu nie spuszczalimy z niej oka. Przez jaki czas przebywaa na zesaniu w obozie pracy. Nie pracowaa zbyt ciko, ale te nie przeya miych chwil. Potem znalaza si w Projekcie. Nie mamy na to adnych dowodw, moemy jednak zaoy, e znw zatrudniono j w Wydziale E! I w KGB... - Uprzedzaem j. Przy nastpnym

naszym spotkaniu... - Nie wypowiedziana groba Harry'ego zawisa w powietrzu. Clarke spojrza na niego twardo. - Nie sdzisz, e to co naprawd powanego? Pod koniec sprawy Bodescu, Zek wspdziaaa z Iwanem Gerenko... - Tak, ale zrezygnowaa z tego poprawi go nekroskop. - Tak mi si przynajmniej wydaje. - Skup si!. Wiesz, co chc powiedzie! Gerenko upiera si przy szalonym pomyle praktycznego wykorzystania wampirw. Pracujc nad tym, razem z Zek odwiedzi nawet wschodni cz Karpat, eby sprawdzi, czy nie pozostay tam jakie szcztki spalonego

przed wiekami Tibora Ferenczego. Zek zna tajemnice wampirw! Podajc tym tropem, staje si coraz bardziej prawdopodobne, e Rosjanie potrafi je wskrzesi i e wanie zajmuj si tym w Perchorsku! - Chcesz mnie przekona... - Harry, pamitasz, jak poradzie sobie z Zamkiem Bronnicy? - Keogh w zamyleniu skin gow. Ujrza eksplozj, ogie i gruzy radzieckiego centrum. - Pamitam - powiedzia w kocu. Tylko, e... - Sucham! - Darcy Jeeli rzeczywicie to, co sugerujesz jest prawd, rzecz jasna,

Projekt musi zosta potraktowany w ten sam sposb. Ale nie wczeniej, nim rozwikamy wszelkie wtpliwoci. Mam przeczucie, e moje problemy znajd swe rozwizanie w tym tajemniczym miejscu. Zdaj sobie spraw z ryzyka. Wiem, co si stamtd wydostao i jak jest grone. Nie mog jednak w tej chwili ostatecznie rozprawi si z Projektem, jeli chc kiedykolwiek ujrze jeszcze Brend i Harry'ego Juniora. Przez moment wydawao si, e Clarke go rozumie, e przyjmuje jego argumentacj. - Harry, to nie jest sprawa ryzyka - to mier na wasne yczenie! Musisz to wiedzie.

- Ty te musisz szerzej otworzy oczy, Clarke. Na przykad, patrzc na tragedi rodziny Kiriescu. Stary Kazimir yby pewnie, gdybycie si tak nie pieszyli z wysaniem do Perchorska Jazza Simmonsa. A biedna Tassi? W jednej chwili stracia wszystkich krewnych. Jej matka musi szale z niepokoju o ni, jeli w ogle potrafi jeszcze normalnie myle, wiziona gdzie na Syberii. Nie masz prawa wszystkiego po prostu przekrela. Musisz pamita o Brendzie i moim synu. Pozwl, e tym razem zagramy moimi kartami. - Co proponujesz? - gono przekn lin. - Jaki bdzie twj nastpny ruch, Harry?

- No c, cigle nie znalazem odpowiedzi na najistotniejsze pytania. Wyglda na to, e musz pofatygowa si w tym celu do samego rda naszych problemw - odpar nekroskop. - To znaczy? - Do Projektu Perchorsk, naturalnie. Musz przekona si, czy w istocie jest to wylgarnia wampirw. - Wiem, kto ci moe pomc - oywi si Clarke. - Khuw to wycznie autorytet w sprawie bezpieczestwa Projektu, nic wicej. Powiniene skontaktowa si z Wiktorem uchowem. Krtko przedstawi Keoghowi wszystko, co wiedzia na temat przeszoci naukowca. Harry uwanie go wysucha.

- Tak, to czowiek, ktrego potrzebuj. - Kiedy z nim porozmawiasz? -Zaraz. - Zaraz? - zdumia si Clarke. - Ale panuje tam w tej chwili stan najwyszej gotowoci! - Wiem. Postaram si stworzy wok siebie rodzaj zasony dymnej. - Co takiego? - Chyba znasz sowo, dywersja? Pozwl poza tym, e sam zadbam o siebie. Ty masz za zadanie waciwie zaj si dziewczyn. Pamitasz? Clarke energicznie przytakn i wycign rk. - Powodzenia, Harry. Nekroskop uj do zwierzchnika i

mocno j ucisn. Clarke pozosta w pokoju sam. - Byem tam kiedy! - westchn ciko na wspomnienie przestrzeni Mbiusa. "Oby si to nigdy nie powtrzyo.." pomyla. Wiktor uchow wanie powrci do swej kwatery. Bya urzdzona bardziej komfortowo ni mieszkalne pomieszczenia szeregowych pracownikw kompleksu. Wci jeszcze dra, peen wciekoci. Przed chwil posprzecza si z Czyngizem Khuwem. Chcia od niego uzyska wyczerpujce wyjanienia w sprawie niewiarygodnych plotek dotyczcych trzymanych przez niego winiw - Kazimira i Taszeki Ki-

riecsu. Naukowiec nie mg uwierzy, e za jego plecami szerzy si brutalno i e pod jego bokiem mogo nawet doj do mordu. Nie wybra sobie najlepszego momentu na rozwianie drczcej go niepewnoci. A widrowao w uszach od przenikliwych, alarmowych dzwonkw, to nie usprawiedliwiao jednak... arogancji, agodnie rzecz ujmujc, z jak potraktowa go oficer KGB. - Niech pan posucha, towarzyszu dyrektorze - wysycza major. - Bybym szczliwy, gdybym mg pokaza panu w tej chwili Tassi Kiriescu. Znajdujemy si dokadnie w jej celi. Przed drzwiami tego pokoju dwadziecia cztery godziny

na dob stoi stranik. Nie wypuci jej std, a jednak nikogo tu nie byo, kiedy weszlimy! Sami musielimy otwiera drzwi kluczem, bo przez cay czas byy zamknite. Wiem, e nie szanuje pan zbytnio Wydziau E, nie mwic o KG B, ale nawet pan, ze swym jake wraliwym umysem naukowca musi przyzna, e zaszo tu co niejasnego, wprost metafizycznego! Moi ludzie staraj si odkry rdo tej tajemnicy. Ja sam nie posiadam specjalnych talentw i potrzebuj spokoju, eby zrozumie to, co do mnie mwi. Mam nadziej, e dotaro do pana, i nie powinien mi pan teraz przeszkadza! - Posuwa si pan za daleko, majorze! krzykn uchow.

-1 posun si jeszcze dalej - odpar Khuw jadowicie. - Jeli w tej chwili nie zajmie si pan swoimi sprawami, zostanie pan pod eskort odprowadzony do swej kwatery! - Jak pan mie! - Suchaj, ty cholerny inteligencie! Jestem odpowiedzialny za bezpieczestwo tego miejsca i mogL sobie pozwoli dosownie na wszystko! Powtarzam ostatni raz: Przybysz Trzeci zosta zniszczony w nie wyjanionych okolicznociach, crka Kiriescu znikna, a Kazimir Kiriescu... zgin w nieszczliwym wypadku. Otrzyma pan szczegowy raport na ten temat. A na koniec, w Projekcie znalaz si kto

obcy. Kto, kto zagraa jego bezpieczestwu! To moja dziaka, nie paska. Niech pan wraca do ka. Do swojej matematyki, fizyki i innych mdroci. Nie bd w tym panu przeszkadza i niech mi si pan odwdziczy w ten sam sposb. Po prostu, zostaw mnie pan w spokoju. Zniewaony dyrektor odwrci si na picie i wypad z celi. Teraz siedzia za swoim biurkiem i trzscymi si rkami pisa, zaadresowany do Moskwy, raport, donoszcy o podejrzanej dziaalnoci majora Khuwa na terenie Perchorska i o jego karygodnej niesubordynacji. Harry zmaterializowa si przed wielkimi wrotami, prowadzcymi do ukrytej w przeczy budowli. Odda w

stron stojcego tam wartownika pojedynczy strza, eby zwrci na siebie uwag. Zanim tamten zdoa odbezpieczy swoj bro, znikn za drzwiami Mbiusa. Potem pojawi si w laboratorium. W kadej chwili by gotw na byskawiczn ucieczk w kontinuum Mbiusa. Ale pokj by pusty. Zadowolony, podszed do zamknitych na klucz drzwi i zacz w nie gono uderza, woajc o pomoc. Oczywicie, zaalarmowa tym stojcego na korytarzu stranika. Nastpnie odwiedzi cel Tassi. Spostrzeg grup miotajcych si mczyzn. Wyprowadzi dwa precyzyjne

ciosy i znikn. Leo Grenzel i Niki lepak upadli natychmiast na podog, a reszta staa jak wryta z szeroko otwartymi oczami. Grenzel poczu, e ma obluzowane dwa przednie zby. - To on! - zaspieni!, spluwajc krwi. To ten intruz! Khuw postanowi pobiec po zbrojn pomoc i nie tracc czasu wypad na korytarz. W przejciu, midzy ssiednimi sekcjami obiektu co go przyhamowao, zderzy si z Harrym Keoghem. Rozpozna tego mczyzn, to znaczy, tak mu si wydawao. Khuw mi doskona pami wzrokow. Przypomnia sobie pewn fotografi. Widzia pod ni podpis: "Alec Kyle, byy zwierzchnik INTESP".

Harry przycisn mu do szyi odbezpieczonego browninga. - Domylam si, e wiesz kim jestem. Masz w tym momencie nade mn przewag, ale pozwl, e zgadn. Major Czyngiz Khuw? Khuw skin gow i podnis rce do gry. - Nie wybra pan zbyt szlachetnego zawodu, majorze - powiedzia Keogh. Radz ci, wycofaj si z tego bagna, pki masz ku temu okazj. I mdl si, ebymy nie spotkali si nigdy wicej. Harry zrobi krok do przodu i rozejrza si w poszukiwaniu drzwi. Khuw wykorzysta moment jego nieuwagi, wyszarpn z kabury swj pistolet i nacisn spust Kula przeszya

jedynie srebrzyst powiat. Nekroskop oddali si na bezpieczn odlego. Wyldowa w pokoju subowym w wojskowej czci kompleksu, usytuowanej na jej obrzeach. Wsun luf pistoletu w ucho siedzcego za biurkiem onierza i rozkaza, eby ten wskaza mu drog do kwatery dyrektora uchowa. Przeraony sierant wyrysowa mu j na ciennym planie obiektu. Keogh uzna, e zamieszanie, ktre wywoa jest wystarczajce. Bya dokadnie pita dwadziecia rano czasu lokalnego, kiedy ostatecznie wyldowa w przytulnym pokoju prywatnego apartamentu Wiktora uchowa. Dyrektor rozmawia wanie przez telefon, domagajc si wyjanie na temat

przyczyn kolejnego alarmu. Sta odwrcony plecami do swego nieoczekiwanego gocia. Harry poczeka, a skoczy i odoy suchawk. - Dyrektor uchow? To o mnie w tym wszystkim chodzi - odezwa si po chwili i wycelowa w pier swojego gospodarza. - Prosz, niech pan siada doda. uchow zatoczy si. Popatrzy na Harry'ego, potem na jego bro. - Co? Kto? - wyjka. - Nie ma znaczenia, kto - powiedzia Keogh. - Intruz Khuwa! - uchow nareszcie odzyska gos. - Byem pewien, e to

jaka cz jego piekielnego planu. - Siadaj - Harry machn luf w stron krzesa. uchow zrobi, co mu kazano. tawe yy pulsoway pod napit skr wygolonego ciemienia. Harry przyjrza im si zaciekawiony i zauway, e musi to by cakiem wiee znieksztacenie. - Wypadek? - zapyta. uchow nie odpowiedzia. Nagle obaj podskoczyli na sygna dzwonicego aparatu. Harry przygryz warg. "Pracuj tu naprawd utalentowani telepaci" - pomyla. Wygldao na to, e ju go zlokalizowali. - Wstawaj - doskoczy do siedzcego naukowca i sam poderwa go na nogi. Wywoa drzwi Mbiusa i przecign

przez nie, biernie mu si poddajcego, dyrektora. Po chwili znaleli si w dole przeczy. Harry podnis gow i poprzez gsto padajcy nieg spojrza w stron wysokich szczytw, ograniczajcych grskie przejcie. uchow mia tylko czas na to, eby stwierdzi, e adna dziedzina nauki nie wytumaczyaby zjawiska, w ktrym przed chwil uczestniczy. Chcia zaprotesto waw, lecz nawet nie wiedzia przeciwko czemu. Harry znw pocign go za sob w prni. Tym razem wyldowali na wskiej pce skalnego urwiska, wysoko ponad oowianym polem. uchow spojrza w d i prawie

zemdla. Wyda z siebie chrapliwy okrzyk i przywar plecami do zimnego kamienia. Harry odezwa si kategorycznym tonem, ktry pomg naukowcowi zachowa rwnowag. - Siadaj, zanim tam spadniesz! krzykn. Dyrektor ostronie usiad i szczelnie owin si tuurkiem, ktry mia na sobie w chwili, gdy Keogh zaskoczy go sw wizyt. Dra z zimna i ze strachu przed tym, co jeszcze czeka go w towarzystwie tego szaleca. Wszystko rozgrywao si tak szybko, e nie mg nady za wypadkami. Harry przyklkn obok niego i odoy! bro. - No tak - stwierdzi. - Mona zaoy, e w tych strojach mamy obaj jakie

pitnacie minut zanim zamarzniemy na mier. Lepiej si wic popiesz z tym, co masz mi do powiedzenia. Interesuje mnie wszystko, co dotyczy Projektu Perchorsk. Wiem na pewno, e jeste jedyn osob, ktra potrafi rozwiza wszystkie moje wtpliwoci na ten temat. Zadam ci w zwizku z tym kilka pyta, a ty mi na nie odpowiesz, zgoda? uchow prbowa opanowa swoje rozdygotane nerwy. - Jeli... jeli mam przed sob kwadrans ycia, to ty te nie wicej. Obaj zginiemy na mrozie! Harry skrzywi si ironicznie. - Nie jeste w najlepszej formie. Mylisz, e tu z tob zostan na wieki?

W kadej chwili mog ciebie tu zostawi. nieg zawirowa w miejscu, gdzie odcisn si lad stp i kolan nekroskopa, ktry znikn na chwil, unoszc si w przestrze. Po chwili prnia po nim znw si wypenia. - Zrozumiae ju, e dla mnie to tylko zabawa? No to jak, mwisz, czy mam odej? - zniecierpliwi si Harry. - Jeste wrogiem mojego kraju! oburzy si uchow. Zimno stawao si coraz bardziej przejmujce. - A co powiesz o tym? - Harry wskaza ruchem gowy dno przeczy. - To miejsce wydaje si by wrogiem caego wiata. - Jeli cokolwiek powiem ci o

Projekcie, cokolwiek, bd zdrajc zaprotestowa dyrektor Petchorska. Harry zrozumia, e dyskusja, w ktr da si wplta prowadzi donikd. Poza tym i jemu zrobio si zimno. - Posuchaj. Poznae zaledwie uamek moich moliwoci. Jestem nekroskopem. To znaczy, e mog rozmawia ze zmarymi. Jeli wic teraz niczego si od ciebie nie dowiem, bd zmuszony zabi ci, a wtedy sam mnie bdziesz prosi, ebym zamieni z tob cho par sw. Bd dla ciebie w ten sposb jedynym cznikiem z ywym wiatem, Wiktorze. - Rozmawiasz ze zmarymi? - uchow nie ukrywa przeraenia. - Jeste

szalony! Nie wiesz, co mwisz! Harry wzruszy ramionami, wsta i spojrza z gry na naukowca. - Widz, e potrzebujesz czasu do namysu. Zostawiam ci na pi minut, sam na sam z twoimi rozterkami. Pjd si troch ogrza. Kiedy wrc, chc usysze po prostu: tak lub nie. Moesz potem prbowa wydosta si std o wasnych siach. Osobicie wtpi, by ci si to udao. Myl, e spadniesz i porozmawiamy dopiero, jak znajd w dole przeczy twoje martwe ciao. Dyrektor chwyci przynt. W gbi duszy chcia wierzy, e to tylko senny koszmar. - Poczekaj, poczekaj! Co takiego... co chcesz waciwie wiedzie?

- Uff, tak ju lepiej - odetchn Harry. Pomg uchowowi wsta i przenis w odlegy, ale o ile przyjemniejszy, zaktek kuli ziemskiej: na pust o tej porze australijsk pla. Wiktor czu pod stopami ciepo rozgrzanego piasku i usysza szum agodnych fal migoccego w wietle zachodzcego soca oceanu. Czu, e jest bliski nerwowego zaamania. Harry dostrzeg jego stan i postanowi mimo wszystko zostawi go na chwil samego. Poszed si wykpa, a kiedy wrci, u-chow czeka gotw do rozmowy. Zapada ciemno, zanim Harry wyczerpa dug list nurtujcych go

pyta. - Do Perchorska wrcimy rano powiedzia Keogh. - Na pewno nie przestali ci szuka i kr po caym Projekcie. Jeli si tam pojawisz, ludzie Khuwa natychmiast zlokalizuj ci. Swoj drog, wszyscy zaangaowani w cay ten kram musz ju by nielicho zmczeni. Jedno jest przynajmniej jasne: Khuw zdy si ju zorientowa, z kim ma do czynienia. Teraz uwaaj: bardzo mi pomoge i naley ci si z mojej strony uczciwe ostrzeenie. Moe si zdarzy, e zostan zmuszony do zniszczenia Perchorska. Dla dobra caej ludzkoci, Perchorsk wczeniej czy pniej zostanie zmieciony z powierzchni ziemi. Amerykanie nie bd

spokojnie czeka na nastpne potwory, ktre w kadej chwili mog si stamtd wydosta. - To oczywiste - odpowiedzia uchow. - Ju dawno to przewidziaem. Kilka miesicy temu, zoyem na ten temat oficjalny raport w ministerstwie obrony. Zosta przyjty i pozytywnie rozpatrzony. W przyszym tygodniu, a moe nawet jutro, pojutrze do Perchorska zaczn przybywa ciarwki ze Swierdlowska. Przywioz najnowsze urzdzenia zabezpieczajce. Jak widzisz, tu si zgadzamy w zupenoci. Nic obcego nie powinno wylecie w przyszoci z tego naszego lokalnego piekieka.

- Zanim zabior ci z powrotem powiedzia - chciabym, eby wyjani mi jeszcze jedn rzecz. Mam na myli Bram w sercu kompleksu, czc rne wiaty. Tam, w Perchorsku, stworzylicie przecie... szar dziur, prawda? uchow wsta i sztywno otrzepa si z piasku. - To prawda - odpar - Sam braem udzia w jej stworzeniu. Waciwie przypadek sprawi, e przyczyniem si do jej zaistnienia. Wykonaem wikszo oblicze matematycznych. Brama jest fizycznym wytworem, rzeczywistoci opart na logicznych przesankach. Jest materialna, a nie

metafizyczna. Ty natomiast, jeste po prostu czowiekiem! Nie rozumiem si, ktrymi dysponujesz. Nie potrafibym ich na przykad zapisa! Harry zastanawia si nad jego sowami. - W ten sposb na to patrzc, mona przyj, e i ja jestem dzieem przypadku - odrzek. - Produktem zderzenia si dwch spord miliardw wydarze, ich kombinacj i owocem. W kadym razie pamitaj, e ci uprzedziem. Ryzykujesz yciem, pozostajc w Perchorsku. - Mylisz, e o tym nie wiem? Wzruszy ramionami uchow. - Nie mgbym jednak porzuci pracy. Zbyt wiele ona dla mnie znaczy. A ty? Co teraz zrobisz?!

- Musz dowiedzie si, co znajduje si po drugiej stronie Bramy. Wierz, e odkryj tam co wicej ni potwory. Naprawd chcia w to wierzy. Mia nadziej, e spotka tam Brend i syna. Nie chcia dopuci do siebie myli, e Harry Junior mg zabra matk w jeszcze inny, bardziej odlegy wymiar przestworzy... Harry zostawi uchowa pod wielkimi wrotami, prowadzcymi do wntrza kompleksu. witao, kiedy dyrektor potn koatk zacz stuka w cian oowiu, bronic mu dostpu do jego wasnych, poniekd, woci. Nekroskop powdrowa w tym czasie prosto do jego dyrektorskiego gabinetu. Kiedy by

tu ostatnio, zauway na wieszaku czysty biay fartuch. Ubra go teraz i z jego przepastnych kieszeni wydoby ciemne okulary. Wyglda w tej chwili jak jeden z tysica technikw, pracujcych na terenie obiektu. Stamtd skierowa si ju do swego ostatecznego celu. Materia-lizowa si na "piercieniach Saturna" w grocie, w sercu kompleksu, w poowie drogi midzy ssiednimi stanowiskami szybkostrzelnych dzia. Przez moment sta w bezruchu, gotw w kadej sekundzie cofn si w bezpieczne kontinuum Mbiusa, ale wszystko wydawao si i zgodnie z jego planem. onierz, opierajcy si w pobliu o cian, by moe troch

zaskoczony jego widokiem, wyprostowa si jednak bez duszego namysu i zasalutowa. Harry spojrza na niego twardo, co tym bardziej zbio wartownika z tropu, potem obrci si do niego plecami i zacz okra wietlist kul, nie spuszczajc z niej wzroku. Po "piercieniach Saturna'* kryo kilkunastu prawdziwych technikw. Wszyscy wygldali na bardzo zmczonych nocn sub. Nawet onierze sennie kiwali si na swych polowych taboretach! Dwch naukowcw mino Harry'ego i szo w kierunku cieki prowadzcej do byszczcej sfery. Jeden z nich zwrci

si w stron Keogha, umiechn si i skin mu zdawkowo gow. "Ciekawe, za kogo mnie bierze?" - pomyla nekroskop. Zrewanowa si podobnym gestem i pody ich ladem. Zdecydowanym krokiem kierowa si w stron Bramy. Jaki onierz poderwa si. - Hej! znalaz si towarzysz na naszej linii strzau! Przepisy! -krzykn. Harry spojrza krtko przez rami, ale uda, e nie syszy napomnienia. W ostatnim momencie min furtk w zelektryfikowanym ogrodzeniu, ktra zacza si przed nim automatycznie zamyka. Stan na wypalonych deskach ostatniego odcinka pomostu. Zza jego plecw dobiegy rozdranione gosy

gonicych go mczyzn. Harry by wiadom niebezpieczestwa grocego mu ze strony wycelowanych teraz prosto w niego dzia. Nie kuszc losu, wywoa drzwi Mbiusa. Popeni jednak bd w ktrym z rwna. Drzwi ukazay si bardzo niewyranie. Ich kontury faloway jak fatomorgana. Ukazay si z boku, ale z niewiadonych przyczyn zaczy ciy ku Bramie. Byszczca kula najwidoczniej je przycigaa. W kocu drzwi zatrzymay si wprost na jej powoce i stopniowo rozmyy si w migoccym blasku. Harry'emu przydarzyo si co takiego po raz pierwszy w yciu. Wywoa inne

drzwi... z takim samym skutkiem. Brama je neutra izowaa. Nekroskop poczu na swym ramieniu ciar czyjej rki. Niemal rwnoczenie usysza gone krzyki z rampy u dou schodw wiodcych metalowym cylindrem na wysze poziomy Projektu. - To on! To on! - kto woa. Sierant zapa go, gwatownie szarpn i odwrci twarz do siebie. To pozwolio Harry'emu zerkn w stron miejsca, z ktrego dochodzi wcieky gos. "Boe! Czy ten dra nigdy nie pi?" -pomyla na widok Czyngiza Khuwa, nadchodzcego z gry w towarzystwie gorczkujcego si czowieczka. Harry rozpozna w tym drugim mczyzn,

ktrego uderzy w celi Tassi. To on wanie piskliwie si wydziera, wycigajc oskarycielsko palec w stron, oszoomionego kolejnymi niepowodzeniami, Keogha. - Otworzy ogie! - rozkaza major natychmiast. - Zastrzeli go! Zabi! To intruz! onierz ciskajcy rami Harry'ego puci je od razu, cofn dwa kroki i sign} po bro. Keogh nie czeka, a dobdzie automat, mocno kopn przeciwnika i odepchn silnie. Potem pasko przywar do drewnianych bali. Lec na pomocie znalaz si poza zasigiem artylerii. Ponownie wywoa drzwi Mbiusa, tym razem ponad

poziomem cieki. Jednak ich zarys by ledwo widoczny i rwnie zaczy przesuwa si w stron wietlistej kuli wic nie mg nawet prbowa si przez nie przedosta. - Obniy dziaa, cel... - rozlega si komenda. Harry nie mia wyboru: mimo e rozpywajce si drzwi zatrzymay si ju na Bramie - rzuci si ku nim, w stron olepiajcego blasku. Zdy. Kiedy odzyska przytomno, zorientowa Si, e dryfuje w przestrzeni Mbiusa w nieznanym kierunku. Szsty zmys, ktry decydowa o talencie Harry'ego, by przyguszony i przytpiony. Nie bez wysiku nekroskop sformuowa rwnanie metafizycznych

drzwi: otworzyy si na czarnym tle kosmosu i olepiy go byskiem niezliczonych gwiazd obcych konstelacji. Zamkn je czym prdzej i sign w pamici po inne wzory. Odnalaz wrota czasu przyszego. Za nimi nie dostrzeg adnych strumieni ycia, oprcz wasnego, ktry ostro zakrca tu za metafizyczn futryn i znika tu przed nim. Przeszo bya rwnie niegocinna. A waciwie, nie dojrza tam najmniejszych oznak ludzkiego istnienia. Harry zatrzasn drzwi w odruchu paniki. W nastpnej chwili zmusi si do opanowania nie kontrolowanych reakcji i zacz na zimno analizowa sytuacj,

w jakiej si znalaz. Zastanawia si, w czym w zasadzie tkwi problem. Zgubi lini swojego ycia i pragn j odszuka. Pamita jednak, e przestrze Mbiusa jest praktycznie nieograniczona. - Harry? - wyszepta w jego umyle znajomy, cho odlegy gos. - Tak wionie mylaem! - Gos przybliy si i nabra siy. - Ale, co ty tu robisz? To nie twoje terytorium. - Mttbius! Dziki Bogu! - Bg? Nie jestem znawc w tej dziedzinie, Harry - powiedzia naukowiec. - Wol zawdzicza wszystko moim rwnaniom, jeli nie sprawi ci to przykroci! - Jak si tu dostae? - Harry uspokoi

si. - To konstelacja Oriona- odpar Mbius. - Mam do niej dostp. Pozostaje otwart kwesti: jak ty si tu dostae? Harry opowiedzia pokrtce to, co si wydarzyo. - Hmm! - zamrucza Mbius. - No c. Najpierw wydostamy si std. Potem pomylimy nad rozwizaniem tej zagadki, ktra sprowadzia tu ciebie. Id za mn... Nim si Harry obejrza, ju sta na cmentarzu w Lipsku przy grobie swojego wybawiciela. Zapada zmierzch, co oznaczao, e Keogh spdzi w przestrzeni Mbiusa cay dzie, a moe nawet dwa. By tak

osabiony, pprzytomny, e chwia si na nogach. Usiad ciko na wielkim kamieniu ssiedniego nagrobka. - Co mi si wydaje, te przydaby ci si porzdny wypoczynek, chopcze! odezwa si Mbius. - Masz racj. - Harry zgodzi si z nim bez zbdnych sprzeciww. - A jednak chciabym si od razu dowiedzie, czy potrafisz wytumaczy, co mi si przytrafio. - Sdz, e tak - odpar matematyk. Sam stwierdzie, e rwnolegle do siebie musz istnie rne wiaty. Kontinuum Mbiusa jest bram czc rne plany egzystencji. Kula w Perchorskujest inn bram o podobnej funkcji. Obie oddziaywaj negatywnie

na otaczajc je przestrze. We dwa magnesy i zbli je do siebie minusowymi biegunami. Co si wtedy stanie ? - Bd si odpycha - Harry wzruszy ramionami. - Dokadnie tak. Identycznie reaguj na siebie Brama w Per-horsku i drzwi, ktre wywoujesz w swych mylach. Z tym, e Brama posiada wiksz moc. Kiedy wyprowadzie w pamici moje rwnania w pobliu kuli, zostae odrzucony od niej jak pika odbita od ciany! A poniewa znalaze si w kontinuum, przetoczye si przez ni bezwadnie. Twoje ciao zostao poddane dziaaniu ogromnych si.

Zginby w normalnych ziemskich warunkach na miejscu. Przestrze uratowaa ci. Przyjmij to jak dobr lekcj: nie wolno ci wykorzystywa twojego metafizycznego ja tu przy Bramie. Przejd przez ni jako zwyky czowiek, ale nigdy nie wykorzystuj kontinuum. Harry wolno skin gow na znak, e rozumie ostrzeenie. - Masz racj - powiedzia zgaszonym gosem. - To bya gupota, ale nie tak to sobie zaplanowaem. Tak po prostu wyszo. Zgubia mnie zwyka ludzka ciekawo. Czuem, e musz popatrze na Bram wasnymi oczami, zamiast domyla si, jak wyglda. A teraz w caym Perchorsku kady mnie rozpozna,

jeli znw si tam pojawi. Wszyscy mieli doskona okazj, eby zobaczy jak wygldam! Wystarczy, ebym Wetkn tam tylko swj nos, a z pewnoci od razu mi go odstrzel. - - Co zamierzasz zrobi? Harry opar si wygodnie o wystajc cz nagrobka. - Nie mam pojcia - westchn. - Jestem zbyt zmczony, eby si nad tym zastanawia. - Id do domu, wypij si, odpocznij. Sprawa wyda ci si potem o wiele mniej skomplikowana. Harry podzikowa serdecznie za troskliwo* i zrobi tak, jak Mbius mu poradzi. Ledwo przyoy gow do

poduszki Jazza Simmonsa, zasn jak kamie... ROZDZIA OSIEMNASTY DALSZY CIG HISTORII ZEK Zapad zmierzch. W wysokich trawach rwniny u podna gr ptaki wypiewyway wieczorne trele. Szczep Lardisa maszerowa na zachd niemal bezszelestnie. Wieczorn cisz zakcao tylko lekkie skrzypienie cygaskich drewnianych noszy. Gdyby nie ono, trudno by dostrzec, ze tak liczna grupa przemieszcza si wanie w cieniu drzew gstego lasu. Szli jego skrajem, starajc si nie wychodzi poza kryjc stref czarnego cienia.

Zrobio si znacznie chodniej ni za dnia. Wilki podday si przycigajcemu dziaaniu bladego ksiyca i caymi stadami wyy na powitanie. Tylko Michael J. Simmons i Zekintha Fener rozmawiali z sob, cigle jeszcze odkrywajc wok siebie co nowego. Mwili ciszonymi gosami, gdy zdawali sobie spraw, e haas stanowiby o tej porze race pogwacenie obowizujcej w szczepie ostronoci. Nikt nie musia im tego tumaczy. W czasie ostatniego postoju, Jazz rwnie skleci co w rodzaju noszy i przymocowa do nich cay ekwipunek ^swj i Zek. Oczywicie pozostawi

sobie wyczyszczony karabin, ktry przerzuci przez plecy dla uzyskania maksymalnej swobody ruchw. Nie bez wysiku cign teraz drewniane drki. Zek, jak tylko potrafia najlepiej, staraa mu si pomaga na najtrudniejszych odcinkach, ale przewanie dawa sobie rad sam. Na szczcie zdy przed przybyciem tutaj nabra si w Perchorsku i otrzsn si po kilkutygodniowym bezruchu. Kilka mil wczeniej doczya do nich gwna grupa szczepu Lardisa i odtd byli w komplecie. Grota, w ktrej mieli spdzi najblisz noc znajdowaa si ju niedaleko. - Jazz - powiedzia Lardis, zrwnujc si z nimi - kiedy szczep ulokuje si w

jaskini, chciabym, ebymy spotkali si przy gwnym wejciu. Bd tam z trzema mczyznami i wszyscy zapoznamy si z wasz piekieln broni. Miotaczami ognia i ca reszt. - Na przykad z granatami? - zapyta bez cienia kpiny agent, ocierajc z czoa obfity pot. - Ach, tak - skrzywi si przywdca. Nastpnym razem zapolujemy z nimi na grubsze rybki, co? - Twarz mu byskawicznie spowaniaa. - Miejmy nadziej, e nie bdziemy musieli zbyt szybko sprawdza naszej wiedzy na ten temat. Jeli jednak zajdzie taka potrzeba, wwczas to, czym dysponujecie znacznie wzmocni si naszych

posrebrzonych strza i wczni. Nie cofniemy si przecie przed walk. - Skd ten ponury ton, Lardisie? Co ci martwi? - Zek odezwaa si lekko przestraszona. - Przed nami tylko jeden, ostatni zachd soca zanim dotrzemy do Rezydenta. Obiecae to swoim ludziom i wszystko wydaje si i zgodnie z planem. - Jak na razie - tak, nie przecz. Tylko e Lord Szaitis ma tym razem szczeglny powd do wciekoci. Reguy zwykej gry zostay dzi naruszone. Musiao to wywoa rozdranienie, a nawet prawdziw furi! Poza tym... - Nie skoczywszy zamkn usta i wzruszy ramionami. - No dalej, powiedz ca prawd,

Lardisie - zachci go Jazz. -Co ciebie martwi? - Nie wiem, moe jestem przewraliwiony. Ale jest kilka niepokojcych drobiazgw. Za nami rozpociera si mga, a tego wyjtkowo nie lubi na pocztku nocy! - Nunescu obrci si i pokaza co ma na myli. Daleko na wschodzie z grskich szczytw zsuwaa si ku podnom gsta, szara zawiesina. Dochodzia do samego lasu i gina w jego mroku. - Wampiry wiedz dobrze, do czego j wykorzysta. Nie tylko my, by moe, zacieramy w tej chwili za sob lady... - Przecie mamy jeszcze dzie! zaprotestowa agent.

- Ale nie potrwa dugo! - odpar Lardis. -A wielka przecz ju od dawna pogrona jest w zupenych ciemnociach. Spjrz, jakie ciemnoci panuj nawet tutaj. . - Mylisz, e nadchodzi Szaitis? Aleja niczego nie wyczuwam. - Zek podniosa odruchowo rk do ust. - Bez przerwy kontroluj Soneczn Krain i nie odebraam do tej pory adnych obcych myli. - To rzeczywicie pocieszajce. - Lardis gboko odetchn. - A nawet jeli nadchodzi, to przynajmniej spotkamy si na naszym terenie. - Cygan spojrza w stron wysokich szczytw. - Jeszcze przed chwil wyy wilki, a teraz nagle

zamilky. Nasze zwierzta te s zaskakujco ciche. Popatrz tam na waszego wilka! Przyjaciel Zek szed w pewnym oddaleniu. Mia opuszczone uszy i podkulony ogon. Wolno zamiata nim zakurzone podoe. Raz po raz oglda si i wszy w powietrzu. Jazz i Zek zerknli na siebie, a pniej zgodnie przenieli wzrok na Lardisa. - Moe to nic nie znaczy - powiedzia przywdca niepewnie, po czym oddali si. - Co o tym sdzisz? - zapyta Simmons. - No c, lepiej przyj za dobr monet to, co powiedzia na kocu. Im bliej penego zachodu, tym bardziej wszyscy staj si nerwowi. Wdrowcy nie

cierpi mgy i wol, kiedy ich zwierzta s oywione. Poza tym wierz w ze znaki. Jak dla mnie - to po prostu niegrony zbieg okolicznoci. - Wbrew odwanym sowom kobieta zadygotaa. - Optymistka, jak zwykle? - Umiech Jazza nie by szczery. - Ju tak nieraz bywao, odkd tu przybyam - odpara popiesznie. - W dodatku jestemy ju tak blisko celu! - Oby miaa racj. - Agent chwyci za nosze i znw je pocign. - Ale, ale! Nie powiedziaa mi jeszcze ani sowa o tym, jak to si stao, e Lady Karen pozwolia ci odej. - Naprawd chcesz wiedzie? Nieoczekiwanie poczua, e rozmowa na

ten temat pozwoli jej uspokoi napite nerwy. - Mylaam, e w kocu ci znudziam. - Nic a nic - odrzek Jazz. - Chciabym jednak, eby najpierw wyjania mi par spraw, co do ktrych mam pewne wtpliwoci. -Sucham. - Znalazem tu kilka sprzecznoci. Wemy na przykad samych Cyganw z ich wozami, obrbk metalu, doskonale rozwinitym jzykiem - skd si wzili w tym dzikim, niemal dziewiczym wiecie, z tak stosunkowo wysoko rozwinit technik. A klimat? Po jednej stronie gr upay, a po drugiej zabjczy chd. Zaskakujco sztywny podzia!

- Tak, te si nad tym zastanawiaam. Rozmawiaam z Wdrowcami na temat ich historii i doszam do wniosku, e tu prawdopodobnie kryje si rozwizanie tych zagadek. - Teraz ty mw, a ja bd si oszczdza - atwiej mi pjdzie z naszym ekwipunkiem. - Z legend Wdrowcw wynika, e dawno, dawno temu ta planeta pod kadym wzgldem bardzo przypominaa Ziemi. Znajdoway si na niej oceany pene wodnych yjtek, biegunowe lodowce, yzne ziemie i bujne dungle. Bya te bardzo zaludniona, bo warunki klimatyczne rwnie zaliczy mona do sprzyjajcych dla ycia w wielu

regionach wczesnego wiata. Och, byy te i bagna wampirw, ale nie odgryway wtedy tak wielkiej roli, jak teraz. Ludzie wiedzieli o nich i starali si je omija. Mieszkajce w ich najbliszym otoczeniu szczepy, peniy wokt nich cig stra, ostrzegajc nieostronych. Przypadki zaraenia si wampiryzmem zdarzay si niezmiernie rzadko i likwidowano je tak jak obecnie -koek, miecz i tak dalej... Mona jednak powiedzie, e ten problem znajdowa si pod wystarczajc kontrol ludzi i dziki temu nie byo jeszcze Lordw. Dominowa osiady tryb ycia. Ludzie nie mieli si czego ba i przed czym ucieka, gwnie zajmowali si

handlem. Wyobraam sobie, e pod wzgldem rozwoju byli w stosunku do nas cofnici o jakie trzysta, czterysta lat. Oczywicie, nie we wszystkim. Jednake nie odkryli prochu, a ich jzyk, cho dobrze wyksztacony, pozosta tylko sowem mwionym - nie zadawali sobie trudu, eby sprbowa go zapisa. Dlatego te caa ich przeszo przetrwaa do dzisiejszego dnia wycznie dziki przekazywanym z ust do ust, z pokolenia na pokolenie, opowieciom. Naturalnie, powoduje to jej liczne zafaszowania. Drobiazgom nadaje si w nich czsto przesadne znaczenie, istotne za fakty przemijaj

bez echa. Na przykad: Wdrowcybohaterowie zawsze s gigantami, ktrzy ywi si wampirami i ich odek nigdy na tym nie cierpi! Ale nikt nie pamita, kto da pocztek rzemiosu metalowemu, zbudowa pierwszy wz czy skonstruowa uk. Wierz, e mimo tych zasadniczych rnic nie byli za nami w tyle o wicej ni te czterysta lat. Rozwijali si po prostu mniej niebezpiecznie i bojowo, a z wikszym spokojem i rozwag. Nie wiedzieli, co to wojna. Poza drobnymi sprzeczkami terytorialnymi yli midzy sob w zupenej zgodzie. Kada z grup bez przeszkd moga zajmowa si tym, w czym si wyspecjalizowaa: rolnictwem, owiectwem albo

rzemiosem. Nie znane byo niewolnictwo i pojcie podboju. Aha! Co si tyczy klimatu. I on by zbliony do tego, ktry panuje za Bram. Zmieniay si pory roku, dni i noce wydaway si krtsze i wiat nie by jeszcze podzielony na dwie zasadnicze strefy. - A potem wszystko si pozmieniao zapyta zniecierpliwiony Jazz. - Zgodnie z legend Wdrowcw, na niebie pojawio si "biae soce". Zbliyo si do tej planety tak szybko, e wygldao jak ognista kula spadajca z przestworzy. Mino ksiyc i toczyo si nad powierzchni. Zanim si zatrzymao, przez jaki czas dotykao

twardego podoa. Ostatecznie spoczo w miejscu, gdzie znajduje si do tej pory. Chocia byo stosunkowo niewielkie, dysponowao przedziwn moc. Przypieszyo bieg ksiyca, przesuno o planety, wywoao niezwykle silne ruchy geologiczne. Wtedy dopiero powstay wielkie gry, dzielce mron pnoc od pustynnego poudnia. Moesz sobie chyba wyobrazi, jakim piekem staa si ta pynca miodem i mlekiem kraina. Klimat przesta zalee od pr roku, a blisko wiermilionowa ludno zostaa zredukowana do kilku tysicy niedobitkw. Zmieni si ksztat kontynentw; cz grskich pasm

przestaa istnie, inne przesuny si na znaczne odlegoci. Nielicznych mieszkacw przeladoway wszelkie moliwe katastrofy: wichury i sztormy, susze, powodzie i wybuchy wulkanw. W kocu jednak ludzie nauczyli si y w nowych warunkach. Miny wieki. Nikt nie wie dokadnie ile. Podzia na Soneczn i Gwiezdn Krain ustali si i zapanowa nowy porzdek. Ludzie osiedlili si u podna poudniowych zboczy masywu i zaczli powraca do swych zapomnianych dawno zaj. By to powolny, ale wci postpujcy proces. O wiele energiczniej zareagoway na nowe warunki wampiry.

- Nastpia prawdziwa plaga wampiryzmu? - dopytywa si agent - Bagna pkay w szwach od skaonych kreatur. Bandy zwampiryzowanych mczyzn nkay Soneczn Krain w poszukiwaniu kolejnych ofiar. Ludno zostaa jeszcze bardziej przerzedzona. Przetrwali tylko najsilniejsi i najsprytniejsi. Ich cierpliwo jednak w kocu si wyczerpaa. Rozproszone szczepy poczyy swe siy i przygotoway wielkie polowanie na wampiry. Zaczto je zabija, uywajc koka, miecza... Cig dalszy ju znasz. Ludzie odzyskiwali, przynajmniej w pewnym stopniu, poczucie bezpieczestwa. Plaga zostaa przez nich

opanowana, a zwampiryzowane ofiary, ktrym udao si unikn mierci, przeniosy si na pnoc, zasiedlajc krwioerczymi gromadami gwiezdn stron. Byy dugowieczne i nienasycone w swej dzy mordu. Bezlitonie zabijay si nawzajem w poszukiwaniu wieej krwi, dodajcej im si. Kiedy odkryy troglodytw, ci urozmaicili ich menu i posuyli za niewolnikw. Potem mczyni zaczli budowa swe siedziby na skalnych kolumnach i nazywa siebie Lordami swych woci. Stali si prawdziw potg ze swoj ludzk inteligencj oraz odpornoci i zdolnociami mieszkajcych w nich wampirw. Nie trzeba byo zbyt dugo czeka, a omiel si wzi odwet na

mieszkacach Sonecznej Krainy za swe wczeniejsze ponienie. A kiedy ju sprbowali, nie ustali do dzi w swych atakach. Odtd te Wdrowcy stali si wdrowcami. Oto i caa historia... - Biae soce - powiedzia Jazz po chwili. - Czy w ten sposb okrelono Bram - nasz wietlist kul? - Tak przypuszczam. To wrota czasu i przestrzeni. Zwr na to uwag! Moe czy nie tylko rne wiaty, ale i okresy. Bardzo moliwe, e to, co wydarzyo si tutaj przed tysicami lat, mogo zosta wywoane w Perchorsku zaledwie kilka lat temu. Jeszcze jedna ciekawostka! Do niedawna sfera, przez ktr weszlimy z

Perchorska, bya niemal zupenie zakopana na dnie krateru. Widoczny zaledwie jej niewielki skrawek wieci w niebo jak strumie silnego reflektora. - Ale dwa lata temu... - odezwa si Simmons. - Wtedy wydarzy si "incydent perchorski"! Wanie wtedy, podczas tutejszego dnia - czyli w czasie, gdy wampiry nie oddalaj si zbytnio od swych zamczysk - kula niespodziewanie uniosa si i zaja swoj obecn pozycj! - Jakie wyjanienie? - Nie znam adnego. Ale wampiry potraktoway to jako omen. Podobne znaczenie miao kiedy w naszym wiecie zaobserwowanie komety -

rozumiesz? Wierz w przepowiedni, ze kada zmiana zwizana z kul lub jej najbliszym otoczeniem jest wstpem do jakiego naprawd powanego wydarzenia. - Co masz na myli? - No c, ju od duszego czasu wspominaj midzy sob o poczeniu swych si i wypowiedzeniu regularnej wojny Rezydentowi. Pewnie by to ju zrobili, gdyby potrafili zaagodzi swe wewntrzne wanie. A poza tym, my sami nie pozostajemy bez wpywu na panujc obecnie sytuacj., Odkd Khuw zacz wysya tu winiw politycznych, a w kocu i nas zmusi do wejcia w Bram, wampiry otrzymay

dowd na to, e mityczny do tej pory, piekielny ld - istnieje naprawd! To nie poprawio ich samopoczucia. - Co mi si tu nie zgadza - stwierdzi Jazz po dugiej chwili namysu. - Jeli ostatni "incydent perchorski", poza przemieszczeniem si ludzi, mg wywoa rwnie pojawienie si "biaego soca" przed kilkoma tysicami lat - dlaczego i my nie wyldowalimy tutaj wczeniej? Kolejny paradoks tego czasoprzestrzennego fenomenu? To pozostaje dla mnie niejasne, ale zostawmy to na razie. Powiedz mi, odkd wampiry uywaj Bramy do karania swych nieposusznych podwadnych? Kiedy po raz pierwszy

kto przeszed przez ni z tej strony, eby tu ju nigdy nie wrci? - A dlaczego pytasz? - Zek spojrzaa na niego podejrzliwie. - Co wanego przyszo mi do gowy. - O ile si orientuj, jest to zwyczaj tak stary, jak daleko w przeszo siga ich historia. Karz w ten sposb od dobrych kilku wiekw. - Domylasz si ju, o co mi chodzi? Jazz by wyranie podekscytowany swoim odkryciem. - Do chwili, gdy opuciem Perchorsk, pojawio si w nim zaledwie piciu przybyszw z tego wiata. A tylko jeden z nich by czowiekiem, a raczej mia co wsplnego z Lordami.

- Nie tylko. To by prawdziwy Lord. Dziedzic Leska o Szczeglnej Sawie, Klaus Desculu. Otrzyma od Leska wampirze jajo. Ale zamiast podzikowa swemu opiekunowi za ten dar i zaj si jak ssiedni siedzib, podstpnie prbowa zawadn zamczyskiem samego Leska. Nie wzi jednak pod uwag, e ma do czynienia z wyjtkowo gronym szalecem. Nawet inni Lordowie i Karen uznaj go za niepoczytalnego. - W kadym razie, Lesk o Szczeglnej Sawie uwizi Klausa, jak tylko odkry jego zamiary, a to nie byo trudne, wziwszy pod uwag ich telepatyczne zdolnoci i przez dziesi dugich lat

poddawa go najbardziej wyszukanym torturom, by w kocu wrzuci do wntrza kuli. To wanie Klaus Desculu zgin w pomieniach na pomocie tu po wyjciu z niej po stronie Projektu. Rzecz jasna pojmuj, co ciebie tak podniecio.. To nie jedyny przypadek tego typu, gdzie podziaa si reszta podobnych skazacw? Nie w Perchorsku, bo nie by on wtedy tym, czym jest teraz. O to chodzi? - Idc tym ladem, mona doj do bardzo interesujcych wnioskw mrukn Jazz, ju znacznie uspokojony. Przechodzc Bram od tej strony, z Perchorska, lduje si zawsze w tym samym miejscu. Ale co z przeciwnym kierunkiem? Czyby istniao wicej ni

jedno wyjcie z kuli przy przekraczaniu Bramy w drug stron? - Te si ju nad tym zastanawiaam odpara Zek. - Takie zaoenie wyjania kilka innych spraw, na ktre nie znalazam dotd jednoznacznej odpowiedzi. - Na przykad? - Wemy jzyk Wdrowcw. Jak to moliwe, e jest tak zbliony do rumuskiego? A sami Soneczni? Przecie to Cyganie z krwi i koci! Co wiesz o pochodzeniu ziemskich jzykw, Jazz? Mog ciebie chyba uwaa za eksperta w tej dziedzinie? - Co o tym wiem? Tak si skada, e cakiem sporo, rzeczywicie. Co prawda

wyspecjalizowaem si w jzyku rosyjskim, ale musiaem przy tym porzdnie zgbi rodzin jzykw sowiaskich i romaskich. Tylko dlatego tak szybko zorientowaem si w tutejszym narzeczu. Dlaczego pytasz? - Mam pewn teori, cho moje jzykoznawstwo opiera si na cakiem innych podstawach. atwo jest pozna jzyk, kiedy mona czyta w umyle jego bezporednie tumaczenie, jak napisy na obcych kopiach filmowych. Niemniej nawet bez tego szybko odkryam zwizki tutejszej mowy z naszym ziemskim rumuskim, wampiry komunikuj si w tym samym jzyku... Jazz zorientowa si, do czego zmierza Zek i cicho gwizdn przez zby.

- Wygnacy wampiry przenieli swj jzyk do naszego wiata! Sugerujesz tak kolej rzeczy, prawda? To genialne! Ale... -Tak? - To by znaczyo, e jzyki aciskie powstay wanie w tym, a nie naszym wiecie! - Tak, to te naley do mojej teorii. - Jzyki romaskie miayby swj pocztek bra z terenw Rosji - zwtpi Jazz. - Nie mieci mi si to w gowie. - Kto mwi o Rosji? - odpowiedziaa natychmiast. - Jeli z tej strony prowadz z kuli co najmniej dwa wyjcia - dlaczego wszystkie maj znajdowa si wanie w tym kraju?

- Rumunia? - To by si chyba zgadzao. Pomyl: gdzie narodziy si u nas legendy o wampirach? Gdzie najczciej rozgrywa si ich akcja? - W Rumunii, oczywicie. - A ktremu narodowi udao si zachowa swj jzyk w postaci niemal nienaruszonej od stuleci - pomimo, e otaczaj go nacje mwice jzykami majcymi z ich wasnym niewiele wsplnego? - Rozumiem - skin gow. Podejrzewasz, e nowi banici od czasu do czasu go po prostu "odkurzaj", zgadza si? - To prawdopodobne.

Jazz zacz si przekonywa do tego rewelacyjnego odkrycia. - Im wicej o tym myl, tym bardziej jestem skonny przyzna ci racj oznajmi. Pierwszy Lord zosta przeniesiony do naszego wiata nie setki, a tysice lat temu. Da w ten sposb pocztek caej fali tej osobliwej emigracji i co za tym idzie, narodowi cygaskiemu i jego jzykowi. Rozeszli si oni po caym wiecie. Mona ich do tej pory spotka na obszarze caej Europy, ale miejscem, z ktrego wyruszyli jest Rumunia. Niewtpliwie dostali si pod silne wpywy kultury krajw, w ktrych si osiedlili, zawsze jednak na pierwszy rzut oka wyrniaj

si swoj, t sam od wiekw, odrbnoci. A cigle przybywaj nastpni i dziki nim nie zmienia si przede wszystkim ich jzyk. No i te legendy! Rzeczywicie: co wampir - to Karpaty albo wprost Rumunia. Podsumowujc - sugerujesz, e to wanie w tych okolicach musi znajdowa si inna srebrzysta kula, tak? - Tak, nie ma sensu si z tego wycofywa. Musisz przyzna, e takie rozwizanie ma swoje mocne punkty. - W takim razie, dlaczego nikt nie wie o tej rumuskiej Bramie? Czy to moliwe, eby jej obecno przez tak dugi czas nie zostaa wykryta. W przypadku Perchorska nie trwao to dugo... - No dobrze, ale co z Rezydentem? To

pewne jak amen w pacierzu, e ma w kadej chwili dostp do naszego wiata i e z niego wraca. Jeli wic nie korzysta w tym celu z Bramy Perchorskiej, to... - To jakiej Bramy do tego uywa? dokoczy Simmons. - Dokadnie tak. - Wystarczy. Odwalilimy do tej pory kawa solidnej roboty. -Po chwili milczenia pierwszy odezwa si Jazz. Zanim mzg mi cakiem wyparuje przejdmy do czego mniej skomplikowanego. - Na przykad do tego, jak to si stao, e Karen uwolnia mnie ze swojego wizienia?

- Jeli nie masz nic przeciwko temu. Umiechn si przymilnie. - To wietny pomys. - Zek skupia si i po chwili zacza opowiada: - Jak ju wiesz, warunki mojego pobytu w siedzibie Karen trudno nazwa prawdziwym wizieniem. To znaczy warunki fizyczne, bo z drugiej strony... Nie mam pojcia, jak dugo tam przebywaam. Poczucie cigego zagroenia sprawio, e czas stan dla mnie w miejscu. Znaczn jego cz pochania mi mczcy, wypeniony koszmarami sen. To bya reakcja na stan mojej psychiki - wyczerpanej yciem w tak obcym miejscu! Kolejne przeraajce odkrycia na temat zasad

funkcjonowania szczepw Lordw i cige poczucie klaustrofobii, ktre nie opuszczao mnie nawet w najbardziej przestronnym pomieszczeniu zamczyska sprawiy, e wolaam spa ni mczy si z utrzymaniem swoich nerww na wodzy. A poza tym, ten brak jakichkolwiek ludzkich odgosw. Trwajca godzinami absolutna cisza, przeraliwy chichot wampirw lub jki i miertelne krzyki poeranych ywcem ofiar - tylko takie dwiki dochodziy do moich uszu. Sama nie wiem, jak to moliwe, a jednak Lady Karen na swj wasny sposb darzya ranie przyjani. Cho naprawd trudno uwierzy w prawdziw ludzko-wampirz przyja,

tylko tak potrafi nazwa jej stosunek do mnie. A z drugiej strony - dlaczego miao by inaczej? W gbi duszy pozostao w niej co z prostej dziewczyny z ludu Wdrowcw, jestem tego pewna. Pamitaa siebie z dawnych czasw, doskonale zdawaa sobie spraw z sytuacji, w ktrej si znalaza. Oczywicie, potrafia mie serce z kamienia, ale tylko wtedy, gdy bronia interesw swego dziedzictwa i w bezporednim zagroeniu swojej godnoci i nietykalnoci. Bya zawsze prawdziw piknoci jeszcze wrd kobiet Wdrowcw, a ja rwnie nie musz si wstydzi swojego wygldu, wic by moe widziaa we

mnie jaki lad siebie samej sprzed lat. A moe chciaa najduej, jak to tylko moliwe, postpowa zgodnie z wasn wol, nawet wbrew woli wampira, ktrego w sobie nosia? Wiedziaa, e kiedy ten w peni si w niej rozwinie jej reakcje przestan tak naprawd by jej reakcjami. Gdyby nie bya kobiet -jeli i w jej siedzibie mieszkaby ktry z Lordw bez wtpienia moja historia byaby o wiele krtsza. Nie wiem, czy potrafisz sobie wyobrazi, co to znaczy kocha si -fizycznie, jak si domylasz - z wampirem! Nie istnieje w ich jzyku abstrakcyjne pojcie "mio". Suy ono do okrelania wycznie fizycznej strony. A co ono oznacza? Z tego, co

mwia Karen mogam atwo wywnioskowa, e adna zwyka kobieta nie przeywa nigdy stosunku z Lordem! Chyba wwczas musiao powsta powiedzenie, e istnieje "los gorszy od mierci" i jest to los takiej wanie zwykej kobiety, porwanej przez wampiry dla zaspokojenia ich zwykej zwierzcej dzy. Na szczcie Karen bya te kobiet, a jej wampir jeszcze bardziej uaktywni w niej eskie hormony. Nie pomyl tylko, e bya lesbijk! Nie, nic z tych rzeczy. W kadym razie -jeszcze nie. Kto wie, w jakim kierunku pjd jej wampirze dewiacje? Pki co, nie wyczuam w jej stosunku do mnie podoa seksualnego.

- Co innego jej porucznicy! - doda Jazz. - Oczywicie! Mieli pod dostatkiem uwizionych kobiet i dziewczt Wdrowcw, z tym, e adna z nich nie bya blondynk. Byam dla nich jak rodzynek w ciecie, ze swoimi jasnymi wosami i blad cer. W dodatku pochodziam z piekielnego ldu i nie potrafiabym si przed nimi obroni! Co wicej, miaam talent, ktrym obdarzeni byli wycznie Lordowie i naprawd nieliczne wampiry. Jednym sowem przyniosabym saw kademu, kto by mnie posiad. Karen obawiaa si, e kiedy stanie si Lady w penym tego sowa znaczeniu, zabraknie w niej tej

odrobiny ludzkich uczu, ktre do tej pory kazay jej broni mnie przed tymi plugawymi zakusami. Pewnego dnia zaczepia mnie. - Suchaj uwanie, Zekintho powiedziaa. - Jest pewna sprawa, w ktrej moesz mi pomc. Jeli to zrobisz dobrze, osobicie przeprowadz ci do Sonecznej Krainy i tam pozwol ci poczeka na Wdrowcw. Nie widz powodu, dla ktrego miaaby tu ze mn zosta i by wiadkiem mojego zwycistwa i klski jednoczenie! Zapytaam, czy proponuje mi wolno, ale ona zacza wyjania na czym ma polega moje zadanie. - Wampiry zwouj nadzwyczajne zebranie. Wszyscy Lordowie maj si

spotka w jednym miejscu i omwi szereg wanych problemw. Najwaniejszy z nich dotyczy tego, czy s w stanie uzyska jednomylno w szczeglnie istotnej sprawie. Narada ma si odby w mojej siedzibie. Pniej Karen podzielia si ze mn swoimi wtpliwociami. Wydao si jej niezwykle intrygujce to, e chc przyby wanie do niej. Do miejsca, ktre do tej pory tak starannie omijali. Niemniej postanowia uyczy im swojej gociny. Zapytaa mnie, co o tym sdz. " - O Lordach wiem tylko tyle odpowiedziaam - co sama mi o nich opowiadaa. Ale to wystarczy, ebym

si ich dostatecznie obawiaa! Myl, e jeeli wpucisz tu Lorda Szaitisa, Leska, La-skul i innych - stracisz swj zamek. Ze wszystkich siedzib wanie twoja zajmuje pozycj najkorzystniejsz ze wzgldw strategicznych. Musz ci tego zazdroci. Poza tym masi mnie, a ja dysponuj magicznymi siami. To jasne, e kady z nich chciaby zosta moim panem. Na dodatek posiadasz najlepiej wyszkolone w boju wojenne kreatury. Ale nawet one nie s przez Lordw tak podane, Karen, jak ty sama. Znajd wiele przyjemnoci w wykorzystaniu twojego ciaa - tu podzieliybymy ten sam los. Tylko ze ty jeste Lady i nie umrzesz tak szybko jak ja! Twoje cierpienia potrwaj znacznie, znacznie

duej! - Skoczya? - zapytaa Karen. - Jak na razie - tak! - Gdybym bya zwykym czowiekiem, z pewnoci zgodziabym si z kadym twoim argumentem. Teraz jednak mj punkt widzenia rni si od twojego. Czy nie zbyt pochopnie oceniamy ich zamiary? Rzeczywicie powinni si spotka na gruncie neutralnym - choby tylko po to, eby si przekona, e nie s w stanie z sob wsppracowa. Moja siedziba idealnie si do tego nadaje. Nigdy nie traktowali mnie jak rwn sobie - po prostu wynajmuj ode mnie sal konferencyjn i nic poza tym! Oczywicie, nie zamierzam do koca im

zaufa. Dlatego wanie musz przygotowa si na wypadek ewentualnego podstpu. Po pierwsze, maj przybywa pojedynczo i bez swoich porucznikw. Po drugie, adnych bransolet i kastetw - to bezwzgldny warunek. - Co takiego? - Byam szczerze rozbawiona. - Ale Lady! Naprawd mylisz, e ci posuchaj i przyjd bezbronni? - Wytumacz im, e to dla ich wasnego bezpieczestwa. -Umiechna si pgbkiem. - Na wypadek, gdyby atmosfera ich dyskusji staa si zbyt gorca, nie zrobi sobie przynajmniej krzywdy! adnej broni - albo adnego spotkania u Karen! Och! Nie bj si,

wezm to za dobr monet - za bardzo im zaley na akceptacji ich propozycji. A zreszt postawi jeszcze jeden warunek. Narada odbdzie si dokadnie tu, gdzie teraz jestemy. Na najwyszym poziomie zamku. Z czterema moimi kreaturami wojennymi, po jednym w kadym rogu sali. Postanowione! Bd miay za zadanie atakowa kadego, kto uczyni choby jeden zbdny, gwatowny gest. Pamitaj, Zekintho, e pomimo swej siy i talentw - wampiry s te stworzeniami z krwi i koci. Na wiele zagroe uodpornione, a jednak w pewnych okolicznociach ich potne ciaa umieraj. Dziaanie kwasw odkowych kreatur stanowi jedn z

takich wanie okolicznoci. Lordowie bd jednak wiedzieli, e jeli uyj swoich wojownikw bez prowokacji z ich strony, oni bd mieli pene prawo postpi ze mn rwnie podstpnie. Co teraz powiesz? - Cigle uwaam, e wiele ryzykujesz. - Ja te, ale nie mog si ju wycofa! Poza tym mam zamiar wycign z tego wszystkiego pewne korzyci osobiste. Spjrz... Wskazaa za okno. Za nim wznosiy si czarne sylwetki skalnych szczytw. - Wkrtce zachd soca powiedziaam. - Tak, niedugo. Kiedy powiata wok gr stanie si rowa, zaczn tu przybywa na swych latajcych

bestiach. Maj wyldowa u stp fortecy i dosta si na najwysze pitro pieszo, i to wycznie drog wewntrz budowli. Przygotowuj na t okazj specjalne dania: duszony wilk z pieprzem, serca wielkich nietoperzy w krwistym sosie, poczernione specjalnym wywarem z zi, a na deser - lekkie grzyby pozbierane w grotach Trogw. Nic z mojego menu nie powinno wpyn pobudzajco na ich emocje. - Co chcesz przez to osign, Lady? zapytaam przestraszona, ale niezmiernie ciekawa. - Wiem, e wolaaby nie mie z Lordami nigdy do czynienia. Nawet ich nie lubisz. Nie moga im po prostu odmwi?!

- Wikszo z nich - odpara Karen powanie - nie postawia dotd nogi na terytorium Dramala - obecnie na moim terenie. Podejrzewam nawet, e nikt poza Szaitisem, ktry by tu raz czy dwa w czasach modoci Dramala. Zdaje si, e popierali si wwczas nawzajem, ale nie trwao to dugo. Pamitam, e tylko we dwjk polowali na kobiety po sonecznej stronie, chyba bardziej na zasadzie rywalizacji ni przyjani: Dla caej reszty jest to doskonaa sposobno, by przekona si na wasne oczy, czym waciwie wadam i czy musz si mnie obawia. Przede wszystkim za, do jakiej obrony jestem zdobi, gdy przyjdzie moment, kiedy

odwa si mnie zaatakowa. W przypadku mojej odmowy atwo znaleliby wsplny jzyk w zorganizowaniu poczonej wyprawy przeciwko mnie. Nie odwa si napa mnie w pojedynk. - A jakie korzyci dla siebie moesz wycign z tego spotkania? - Ach, tak! Do tego wanie potrzebne mi s twoje zdolnoci. Wiesz, e my, wampiry te jestemy w nie wyposaone, jednak moemy im cakowicie zaufa tylko wtedy, gdy mieszkajcy w nas wampir osignie pen dojrzao. Dlatego nie zawsze, to co odczytuje w cudzych mylach, jest dla mnie wiarygodne - mj wampir cigle si

rozwija. Nawet nie staram si zagbia w odlege umysy -jestem na to wci za saba. W dodatku - wanie, dlatego, e jestem Lady - Lordowie od razu zorientowaliby si, e ich podsuchuj. Wolaabym, eby nie zamykali si zbytnio w sobie ze wzgldu na mnie. Z tob jest inaczej, ty nie jeste wampirem. - Chcesz, ebym to ja podsuchiwaa ich myli? A co bdzie, jeli to odkryj? - Z pewnoci spodziewaj si, e ciebie na tym przy api! Nie sdz chyba, e majc w rkach taki talent, nie wykorzystaabym tego. Musisz wic, wnikajc w ich umysy, stara si, jak najbardziej przytumi wasne myli.

Byoby to wskazane, ale nie decydujce o powodzeniu mojego planu. Jak ju mwiam, przypuszczaj, e ci do tego wykorzystam. Najwaniejsze, eby nie odkryli twej fizycznej obecnoci na sali obrad. Znalazam dla ciebie idealn kryjwk tak blisko nas, e pewnie mogaby dotkn ktrego z moich goci. Chc dowiedzie si, co dokadnie planuj przeciwko mnie. Zajrzyj w umys kadego z przybyych. Albo nie kadego! Daruj sobie szalone pomysy Leska o Szczeglnej Sawie. Szkoda na to czasu. On sam nie potrafi przecie nady za swoimi zwariowanymi mylami. I tak nie wyuskaaby z nich nic wiarygodnego. Niestety sprawuje rzdy na ogromnym

obszarze i jest naprawd silny - tylko dlatego pozostali Lordowie toleruj go w swoim towarzystwie. - Zrobi, co mi karzesz - obiecaam Karen. - Zdrad mi jeszcze, co tak szczeglnie wanego sprowadza ich na to spotkanie? - Tajemnicza posta zwana Rezydentem Ogrodu na Zachodzie - odpara. - Boj si Rezydenta, jego chemii, magii i wszystkiego, co pozwala mu cigle zwycia. Nienawidz go z caej duszy! Omieli si osiedli w zachodniej czci grzbietu, wrd samych szczytw, w poowie drogi midzy gwiezdn stron a Krain Soca, nie pytajc nikogo o zgod i decydujc o wasnym

losie! W dodatku buntuje Wdrowcw i prowadzi ich coraz to nowymi szlakami, utrudniajc w ten sposb polowanie na niewolnikw. Kr legendy o tym, co robi z gupcami, ktrzy odwa si stan mu na drodze. Lordowie czuj przed nim respekt. - Co postanowia, Lady Karen? Staniesz przeciwko niemu razem z innymi Lordami? - Zobacz, co z tego wyniknie - odpara w kocu. - Teraz id si przespa. Twj umys musi by wypoczty. Przygotuj si psychicznie do tego, co masz zrobi. W odpowiednim czasie przyjd po ciebie i poka twoj kryjwk. Od ciebie samej zaley, czy bd moga speni zoon ci obietnic.

- Nie zawiod ci - powiedziaam krtko i poszam do swojej sypialni. Kiedy soce zaszo, obudziy mnie szybkie kroki Karen, zmierzajcej do mojego ka. - Chodmy! - krzykna, chwytajc mnie za rk. Z niewiarygodn wprost si wycigna mnie z posania. - Ubieraj si - i to prdko! Zaraz bdziemy miay pierwszego gocia. Zwampiryzowani Wdrowcy niewolnicy przygotowali na przyjcie Lordw najwiksz z grnych sal. St by nakryty, a u jego szczytu sta gigantyczny fotel - tron, na ktrym zasiada niegdy sam Dramal o Skaonym Ciele. Sta na niewysokim

podecie i olbrzymia szczka, z ktrej wykonane zostao jego siedzisko, wydawaa si szeroko ziewa wprost na imponujcy, niezwykle dugi st. - Id tam! - wskazaa Karen. - Twj schowek mieci si wewntrz tronu. - Ale ja nie mog si na to zgodzi, Lady. - Tak postanowiam! Nikt nie zasidzie na tronie Dramala. Uhonoruj w ten sposb swojego pana i mistrza. Ha! Tego wanie bd oczekiwa Lordowie. Popeniabym niewybaczalny nietakt, postpujc inaczej. Ja zajm miejsce naprzeciwko, u drugiego szczytu awy. Znajd si midzy nami w prawdziwej puapce! Bdziemy znay ich myli. Zajmij swoje miejsce albo

wyno si std natychmiast. Natychmiast! Jeli nie jeste ze mn jeste przeciwko mnie. Znajd sobie innego opiekuna albo uciekaj jak najdalej std. Wiedziaam, e nie mog odmwi. Wampir w jej wntrzu, wzmocniony podnieceniem Karen, zaczyna kierowa jej reakcjami. Nie przekonaabym Lady, gdy znajdowaa si pod jego wpywem. Zrezygnowana, powlokam si tam, gdzie mi kazaa. Przekonaam si, e wntrze tronu byo bardzo przestronne. Co prawda, najpierw musiaam si pod niego wczoga, ale potem mogam usi wygodnie na przygotowanych specjalnie

dla mnie poduszkach. Przez szpary dokadnie widziaam ogromny st. I bardzo dobrze, bo wiele atwiej jest odczytywa czyje myli, patrzc na jego twarz. Karen zawczasu przemylaa wszystko. W chwil pniej zaczli pojawia si pierwsi gocie. Kady z nich sam si przedstawia Karen. Komunikowali si, zwyczajem wampirw, telepatycznie. Byli oszczdni w sowach, ale bardzo konkretni. Jako pierwszy wszed Grigis - najmniej wany wrd Lordw. Wbrew temu, co powiedzia na powitanie, po prostu przeciera szlak. - Nadszed Grigis - przesaam w kierunku Karen, kiedy tylko pojawi si u szczytu schodw.

- Jak widzisz, Lady, ciesz si wrd Lordw wielkim powaaniem - mwi Grigis. - To wanie mi przypad zaszczyt przestpi progi twojego dziedzictwa przed innymi. Ale, ale! Wojenne kreatury tu, w tej sali? Tak nas witasz? - To dla twojej ochrony, Grigisie odpara nie speszona. - A take i mojej, nie przecz. Od tego spotkania zaley bardzo duo i nie chciaabym, eby przerwao je jakie nieporozumienie! Od tego momentu jednak przyjmijmy, e ich zachowanie zaley tylko od naszego zachowania. Zajmij, prosz, miejsce. Uwierz mi, e nie grozi ci z mojej strony adne niebezpieczestwo.

Grigis zdecydowanym krokiem podszed najpierw do okna, wychyli si przez nie i da reszcie znak. Byo ciemno, ale to nie przeszkadza wampirom widzie. Nastpny latajcy potwr ju kry w pobliu, a jego jedziec tylko czeka na sygna Grigisa. Wkrtce siedziba Karen wypenia si przybyszami. Jedn z wikszych osobistoci tego doborowego towarzystwa by Menor Ksajcy. Rzekomo nie ba si srebra i przy podobnych okazjach nosi przy sobie proszek tego kruszcu jako przypraw do podawanych mu potraw. Jego gowa i szczki byy nieproporcjonalnie ogromne.

Ale dopiero po nadejciu dwunastego gocia zacza pokazywa si prawdziwa arystokracja tej wadczej kompanii. Naleeli do niej: Fess Ferenc z piciami jak szufle, nie potrzebowa kastetu, eby poradzi sobie z niejednym przeciwnikiem; Belath - patrzcy zawsze przez zmruone oczy i nigdy si nie umiechajcy; Yolse Pinescu - z ciaem obsypanym wiecznie ropiejcymi, otwartymi ranami i wypryskami; Lesk o Szczeglnej Sawie - ktry w swym szalestwie rozkaza kiedy walczy z sob jednej ze swych kreatur wojennych. Przy czym mia to by pojedynek na mierci:L$-ci! Wie niesie, e Lesk wgryz si w jej ciao, wycign serce i

nie da adnych szans potworowi. Ten jednak w przedmiertnych konwulsjach uderzy Leska tak silnie, e straci on jedno oko i poow twarzy. O dziwo, rana ta nigdy mu si nie zagoia, wic stara si j przesania du skrzan at. Nie pogodzi si jednak z utrat oka i wyksztaci sobie inne, na lewym ramieniu. Lesk zaj miejsce po prawej stronie Karen, tu w ssiedztwie mojego schowka. Obok niego siedzia Laskula Dugie Zby. Opanowa on sztuk metamorfozy do perfekcji i dowolnie dysponowa swoim ciaem. Tak, jak inni przygryzaj warg, on mia w zwyczaju wydua swoje zby i owija je wok palcw. Najpotniejszym ze wszystkich by

Szaitis. Nikomu jeszcze nie udao si wtargn na teren jego woci bez zezwolenia. Mia umys jak brya lodu zimny i twardy. Chocia Lordowie nie darzyli zbytnim szacunkiem siebie nawzajem, uznawali jednak jego wyszo; Nie wspomniaam dotd sowem o szokujcym wygldzie Karen, a to odegrao na wstpie spotkania du rol. Ja, na miejscu gospodyni przyjmujcej niechtnych jej mskich goci, ukryabym przed nimi swe powaby. Ale ona zdecydowaa inaczej. Miaa na sobie lekk, przejrzyst tunik i ksztatne biodra odkrya wyzywajco. Oczywicie, nie nosia bielizny. Efekt

by natychmiastowy. Kiedy przybyli Lordowie, zrozumiaam, jak rozsdnie postpia. Zamiast rozglda si po sali; wszyscy wprost nie mogli oderwa oczu od doskonaych ksztatw Karen. Przypomniaam sobie, e zanim stali si wampirami, byli tylko zwykymi mczyznami. Wampiry nie zdoay zapanowa nad ich pierwotnymi instynktami, a przecie podanie naley do najsilniejszych z nich. Zawadno teraz ich umysami, odsuwajc na dalszy plan inne emocje. Nie mam zamiaru zdradza, co odczytaam wtedy w ich umysach. Musiaabym uy do tego niemal samych niecenzuralnych sw. A jeli chodzi o Leska... nie, nie ma o czym mwi!

Kiedy ju wszyscy usadowili si przy stole i skosztowali przygotowanych specjalnie dla nich przysmakw, rozpoczy si waciwe obrady...

ROZDZIA DZIEWITNASTY KONIEC OPOWIECI ZEK TRAGEDIA SZCZEPU LARDISA WYDARZENIA W PERCHORSKU Dotarli do miejsca, w ktrym mieli spdzi najblisz noc. Stanli naprzeciw czarnego otworu wielkiej skalnej groty. Tylko sabe wiato na poudniu sugerowao, e soce musiao zaj dopiero przed chwil. Zapada

zmierzch. - Nocowaa tu ju kiedy? - zapyta Jazz, spogldajc na wysokie skay pitrzce si nad jaskini. - Nie, ale opowiadano mi o tej kryjwce - odpara. - Pod t gr natura wydrya prawdziwy labirynt Tunele, wnki i szerokie korytarze zapewniaj wystarczajc ilo miejsca nie tylko dla caego szczepu Lardisa; zmiecioby si tu nawet dwa razy wicej Wdrowcw! Strumie dziesitek cygaskich rodzin schodzi w przepastne wntrze groty. Wcigali tam za sob swe nosze, toczyli drewniane wozy i zaganiali wilki. Na zewntrz nie miao prawa nic po nich pozosta. Wkrtce wrd egipskich

ciemnoci zabysy pierwsze pomaraczowe wiateka maych pochodni i ognisk. Szybko je jednak osonite, tak e stay si niewidoczne za zewntrz jaskini. Nadszed Lardis. Odszuka Jazza i Zek. - Dajmy im troch czasu na znalezienie najlepszego miejsca na nocleg i niedugo spotkamy si, tak jak mwiem wskaza rk -w rodku, przy gwnym wejciu. Teraz zaywajcie, pki to moliwe, wieego powietrza, bo po kilkunastu godzinach oddychania cikim dymem ognisk bdziecie skonni odda p ycia za choby yk tlenu. Chwyci nosze z ekwipunkiem Jazza. - Sam zanios je do jaskini. Postaram

si jak najkorzystniej was tam ulokowa. - Poczekaj! - powstrzyma go agent. Sign do jednej z toreb i wycign z niej dwa pene magazynki. - Na wszelki wypadek -powiedzia. Lardis, nie tracc czasu, skierowa si ju prosto do. sabo owietlonej kryjwki. - Ma racj - odezwaa si Zek. - Musz si przygotowa do noclegu, a take... do ewentualnej napaci. Zejdmy im z drogi. Z tamtej skay bdziemy mogli zaobserwowa wszystko, co si tu dzieje. - Jeste pewna e chodzi ci tylko o to? Moe chcesz tylko odsun co w czasie? - odpar Jazz. - Nie oczekuj od

ciebie adnych obietnic, Zek. I sam nie zamierzam tobie niczego przyrzeka. Myl, e to co mwia o tym wiecie, naszym wyobcowaniu i skazaniu na siebie, byo bardzo prawdziwe. Wzia go za rk. - Tak naprawd - potrzsna gow podejrzewam, e w kadym wiecie byabym tob zainteresowana. Tym razem jednak mam jakie dziwne przeczucie i te... jaskinie... nie potrafi powiedzie, co mnie od nich odpycha. Spjrz, nawet wilk woli pozosta z nami. Rzeczywicie. Wilk nie odstpowa ich ani na krok, kiedy wspinali si po stromym zboczu.

- Myl, e nie powinnimy si bardziej oddala. Ta skaa jest duo wiksza ni wyglda to z dou. Moe po wschodzie soca sprbujemy dotrze na jej szczyt - odezwa si Jazz. Znaleli kamienn pk i usiedli na niej blisko siebie. Simmons obj Zek ramieniem. Dziewczyna swobodnie przyja ten gest. - Dlaczego nazywaj ci Jazz? Nie znam takiego imienia - zapytaa zmczona. - To skrt od Jasona, tak brzmi moje drugie imi. Nie cierpi go! Te wszystkie bajki i przypowieci... Wilk zawy krtko, patrzc na nich swymi wiernymi, niemal psimi oczami. Zek przytulia si czule do mczyzny.

- Dokocz swoj opowie - poprosi. - Sucham? Ach tak. Ju prawie skoczyam. W ktrym miejscu waciwie przerwaam? Jazz w kilku sowach przypomnia ostatnie fakty jej historii... - Jak pewnie pamitasz - zacza Lordowie zebrali si u Karen, eby omwi problem anonimowego Rezydenta. Lady jednak susznie przewidziaa, e przede wszystkim pragnli zdoby j i jej siedzib. Poza tym Szaitis chcia rwie mnie i mojej magii. Nie pochlebiao mi to zbytnio! Ostateczny zwycizca mgby z nami zrobi wszystko, na co tylko miaby ochot, a

potem... z pewnoci zostaybymy spalone. Zwaszcza Karen, ktra moga okaza si nosicielk nieskoczonej iloci wampirzych jaj. Musiaa zosta zniszczona, zanim zdy zapodni nimi wszystkich swoich poddanych. Staaby si wwczas silna i zagroziaby bezpieczestwu najpotniejszych nawet Lordw. Jeli chodzi o jej terytorium, to Fess Ferenc, Yolse Pinescu i jeden z mniej wanych Lordw zamierzali wkrtce przekaza swe zarodki jakim wybracom i ci mieli stoczy midzy sob walk o objcie dziedzictwa Karen. Pokonani mieli pozosta pod rzdami swych "ojcw" i czeka na nastpne tego typu okazje. Nawiasem

mwic, ich sytuacja staaby si nie do pozazdroszczenia. Lordowie uwielbiaj wykorzystywa swe przybrane "dzieci" dla wycznej satysfakcji. Krew nieszcznikw noszcych w sobie wyprodukowane przez nich jajo naley do wyjtkowo podanych przysmakw. Tylko fatalna kondycja Dramala o Skaonym Ciele uchronia Karen przed takim koszmarem. Wracajc do sprawy, ich plan wyglda nastpujco: Karen miaa zosta wcignita do wsplnego wystpienia przeciwko Rezydentowi, do wojny z nim na mier i ycie, potem zwizek Lordw mia rozpa si pod jakim pozorem i zamierzali bi si o ni i jej

posiado. Gdyby odwaya si im odmwi udziau w tym przedsiwziciu, uznaliby to za zdrad i usprawiedliwiony byby atak na jej zamek jeszcze przed bitw z Rezydentem. Uwaali to jednak za gorsz z moliwoci, gdy w tym wypadku jej siedziba niechybnie ulegaby pewnym zniszczeniom i znacznie stracia przez to na wartoci. Woleli wkroczy do niej przez otwarte bramy. Wszystkie te informacje zoyam z fragmentw myli kolejnych Lordw. Baam si zatrzyma duej przy ktrymkolwiek z nich, eby nie zaczli zbytnio si obawia mojej ingerencji w ich umysy. Niepotrzebnie zreszt,

poniewa jak Karen przewidywaa, byli zbyt zajci maskowaniem swych myli przed ni i pozostali otwarci na moj ingerencj. Poza tym, starannie ukrywali swe zamiary przed sob nawzajem! W kadym razie, kiedy obrady dobiegy koca, wsta Szaitis i zabra gos. - Lordowie, Lady - przemwi. - Z jednym wyjtkiem, mam na myli nasz czarujc gospodyni, jestemy zgodni co do tego, e nadszed najwyszy czas, eby zdecydowanie przeciwstawi si bezczelnej miaoci, panoszcego si na naszych ziemiach Rezydenta. Wierz, e szanowna Lady Karen przyczy si do nas jeszcze dzisiaj, zanim opucimy je przyjazn siedzib. Obiecaa nam

przecie wszystko dokadnie rozway. Mam nadziej, e fakty, ktre zaraz przypomn, pomog jej podj jedynie suszn decyzj w tej sprawie. Osiedli si w samym rodku gr, ktre od wiekw nale tylko do nas. Czy kto ma na ten temat inne zdanie? Nie widz. Jakim prawem dysponuje czci naszej wasnoci, nie pytajc nas o zgod? Co gorsza, niektrzy z nas doznali dotkliwych poraek, prbujc go za to ukara. Okoo stu zachodw soca temu, Lesk wysa do niego swojego porucznika. Jeszcze z pokojow misj! Moemy w to wierzy, bo przecie tak twierdzi sam Lesk, ktrego powaamy i podziwiamy od dawna. Porucznik dotd nie powrci

do swego pana. Lesk wic wysa w kierunku Ogrodu Rezydenta sw wojenn besti. I ona przepada. Jak wie gosi, zostaa pochwycona w puapk odbitych przez kilka luster promieni zachodzcego soca i spalona na popi. Lesk nie zrezygnowa. Poniewa jego rozumowanie, hmm... czasem rni si od naszego, postanowi nastpnego wojownika skierowa wprost do rda, z ktrego jak si domylamy, pochodzi Rezydent Wszystko wskazuje na to, e przyby z piekielnej krainy. Droga do niej, jak wiemy, prowadzi przez ognist kul. Tam te podya druga wojenna kreatura Leska. Nie trzeba dodawa, e i

jej powrotu si nie doczeka... Volse Pinescu, dowiedziawszy si o niepowodzeniach Leska, postanowi dokadniej przygotowa swoj inwazj, uwaajc, e poraka kolegi winna zosta niezwocznie poniszczona. Doceniamy jego szlachetno. Uzbroi i wyszkoli w tym celu ca armi, stu Trogw. Odporni na niszczce dla nas dziaanie soca, mieli spali wszystko, co napotkaj na terenie zajtym przez intruza, zabi sucych mu mczyzn, zgwaci kobiety i zniewoli ich dzieci. Oni nie musieli obawia si czarodziejskich zwierciade Rezydenta! Ale... i Yolse straci swych ludzi. Rezydent omami ich bzdurnymi obietnicami i wzi pod swoj opiek!

Dzielny Grigis kierowa si nieco innymi pobudkami w swym zbrojnym ataku na Ogrd. Doskonale rozumiemy, e pragn wzmocni sw pozycj. Chcia zaj nowe terytorium i opanowa znajdujce si na nim dobra. Kto wie, moe chcia nawet przej tajemne moce Rezydenta? Jego niepokonan si i oddziay doskonaych wojownikw. Chwaa mu za odwag i ambicj, poniewa jak si zdaje, jego sytuacja nie jest w tej chwili zbyt korzystna! Oczywicie, byoby niesprawiedliwie podejrzewa go o prb wyniesienia si ponad innych Lordw. Z pewnoci nie takie byy jego intencje. I co si stao? Straci trzy

wojenne kreatury, stu pidziesiciu Trogw i dwch porucznikw. To powanie osabio jego moliwoci bojowe... Powd, dla ktrego ja sam zdecydowaem si podj organizacji naszego przedsiwzicia jest bardzo prosty: ciekawo!! Kim jest Rezydent? Wampirem? By moe. Ale skd czerpie sw magiczn si, jakie s rda jego piekielnej broni i magii? Dlaczego te, skoro jest jednym z nas, tak nami pogardza? Co gorsza -wyranie nas ignoruje! Oto mj plan: Ju od dawna obserwujemy Rezydenta! Od naszych nietoperzy, zwampiryzowanych bestii, wiernych

nam Trogw i latajcych potworw otrzymalimy wystarczajco duo informacji na jego temat. Znamy wielko obszaru, na ktrym urzdzi swj Ogrd, liczb ludzi wzitych przez niego pod opiek, pozycje luster, rozmieszczenie stanowisk bojowych i wiele innych szczegw, pozwalajcych starannie opracowa zaoenia naszego ataku. - Kiedy macie zamiar uderzy? zapytaa Karen. Wszystkie oczy zwrciy si w jej kierunku. Szaitis patrzy na ni szczeglnie uporczywie. - Chciaa powiedzie chyba - mamy zamiar, Lady? Czyby zdecydowaa

ostatecznie, e nie bdzie ciebie tam z nami? Umiechna si do niego sodko. - Nie obawiaj si, Lordzie Szaitisie. Moesz by pewien, e tam bd. Rozlego si gone, chralne westchnienie ulgi. W takim razie osignito w czasie spotkania dwa zasadnicze cele: nie tylko udao si Lordom porozumie midzy sob w kwestii wyprawy na siedzib Rezydenta, lecz take zapa Lady Karen w sprytnie zastawion sie. Na to przymajmniej wygldao. W ten sposb obrady dobiegy koca. Lordowie opuszczali sal. Najpierw wyszli Szaitis i Laskula, potem Lesk, Yolse, Belath, Fess, Menor i inni, a na kocu - Grigis.

Mogam i ja wyczoga si spod kryjcego mnie tronu. - Nie wolno ci wyruszy wraz z nimi na wojn z Rezydentem, Lady! powiedziaam do niej stanowczo i przekazaam jej wszystko, co odczytaam w mylach Lordw. Umiechna si dziwnie, smutno i mdrze. - Nie syszaa, co im obiecaam? Tylko to, e si tam spotkamy - odrzeka. -Ale... - Uspokj si, Zek! Zaczynam wierzy, e rzeczywicie pragniesz mojego dobra. Ale i mnie zaley na twoim bezpieczestwie. Przygotuj bro, ktr chcesz zabra z sob. Teraz id

odpocz! Kiedy si obudz, z pewnoci jeszcze przed zachodem soca, wywi si z danego ci sowa. I tak si stao. Odwioza mnie do Sonecznej Krainy. Poleciaymy tam, kada na swojej latajcej bestii. Gdy wyldowaymy na poudniu przeczy, zaczynao wita. Karen szczerze yczya mi na przyszo wicej szczcia i szybko wrcia na pnoc, gdzie panowaa wci bezpieczna dlaniej noc. Wwczas widziaam j po raz ostatni. Po kilku godzinach marszu na zachd natknam si na Lardisa i jego Wdrowcw. Reszt ju znasz... Przez chwil milczeli. Jazza wci nurtoway nie wyjanione problemy.

- Przypomniaem sobie, e nasuno mi si kilka pyta, na ktre sam nie potrafi odpowiedzie. Po pierwsze, domylam si, e to wanie wojenna kreatura Leska poczynia w Perchorsku to straszne zniszczenie, ale pojawili si i inni przybysze spoza Bramy. Wielki nietoperz i wilk, i stwr w szklanym naczyniu - skd oni si tam wzili? - zapyta. Zek wzruszya ramionami. - Prawdopodobnie nietoperz i wilk dostali si do wntrza kuli przez przypadek i nie mogli si ju z niej wydosta, nie mogli powrci do wiata, z ktrego wyszli. Nietoperz straci orientacj, wilk z powodu

staroci w ogle nie dostrzeg ognistej kuli. A co do stwora w laboratorium... No c, to by wampir. By moe wszed do Bramy w poszukiwaniu nowej ofiary? Nie wiem, co go do niej przycigno. Jazz przetar zmczone oczy. - Przestaj kontaktowa. Czuj, e powieki same mi opadaj. Ty te nie wygldasz na wypoczt. A jednak jeszcze co mnie zastanawia. Co si stao z dwoma mczyznami, ktrzy zostali wysani przed tob? - Dranie, nic mi o nich nie powiedzieli. Ten obuz, Khuw - nawet o tym nie wspomnia! Dowiedziaam si o nich dopiero od Karen. Jeden zosta pochwycony przez Belatha i naley teraz

do jego wojownikw. Oczywicie po zwampiryzowaniu. Drugim by Kopeler. Znaam go kiedy. - Zgadza si, Emst Kopeler potwierdzi Jazz. - Szpieg, telepata. - Potrafi czyta w przyszoci powiedziaa Zek. - Kiedy wyszed z Bramy, zauwayy go nietoperze suce Szaitisowi. Szaitis przyby po niego byskawicznie i zabra do swojej siedziby. Zanim jednak zdoa w jakikolwiek sposb go wykorzysta, ten zastrzeli si. Przypuszczalnie zbyt wiele wiedzia o tym, co go czeka w najbliszym czasie. . Simmons nie zadawa dalszych pyta. - Powinnimy ju chyba wraca. Wci

mamy przed sob lekcj z ludmi Lardisa. A potem... chc by bardzo blisko ciebie, Zek. Rzecz jasna, nie daj gowy, e w tym stanie sprawdz si jako mczyzna. - Twarz na moment wykrzywi mu ironiczny grymas. Wilk, ktry przez ostatnich kilka minut sta nieruchomo z pasko pooonymi uszymi, zacz nagle warcze ostrzegawczo. - Co? - Zek zesztywniaa. Dopiero wwczas dotaro do Jazza, jak gboka cisza panowaa dotd wok nich. Dziewczyna chwycia go mocno za kombinezon. Jej oczy stay si nienaturalnie wielkie. - O co chodzi, Zek - zapyta. - Jazz - szepna. - Och Jazz! - teraz

przymkna powieki i sw szczupa doni dotkna czoa. - Sysz myli... powiedziaa. - Czyje myli? - Poczu w krgosupie nieprzyjemne mrowienie. -A jak ci si zdaje? Powietrze rozdar naraz... huk rozrywajcego si granatu -jednego z tych, ktre Simmons da Lardisowi na przechowanie. W dole zapanowao jakie niesamowite zamieszanie, chaos na mier i ycie. Ponad wszystkie odgosy wybijay si chrapliwe, gardowe rozkazy. - Co u diaba? - Jazz pocign Zek i wyszed z niszy dajcej im dotychczas schronienie. Najwyraniej mia zamiar

pobiec w stron groty, tam wanie musia rozgrywa si jaki koszmar. - Nie, Jazz! - krzykna, ale zaraz zasonia sobie usta doni. -Szaitis z porucznikami i jedn z wojennych kreatur ukryli si w najciemniejszych zakamarkach jaskini i podziemnych korytarzy. Grot otoczyli jacy wojownicy! Co wielkiego poderwao si ze skay powyej ich kryjwki. Podniosa si przy tym gsta chmura kurzu i pyu. Rzecz ta wloka pod sob dugie, misiste wyrostki, ktrymi szorowaa po .wierzchokach drzew. Wydawaa przy tym takie samo charczenie, jakie dobiegao z progu jaskini. Jazz chwyci karabin i szybko go

odbezpieczy. - Musimy im pomc - powiedzia. - A raczej, ja musz im pomc. Ty zosta tutaj. - Nie rozumiesz? - zatrzymaa go w ostatniej chwili. - To koniec! Nic na to nie poradzisz. To bya wojenna bestia. Nikomu nie pomoesz, nawet gdyby dysponowa teraz czogiem z pen zaog. Nagle rozleg si ostatni wybuch, a po nim, pochodzcy z wielu garde, silniejszy ni dotd, wrzask przeraenia i paniki. Ponad las wybi si pomaraczowy pomie eksplozji. - Szukajcie ich! - Na tle wszystkich odgosw sta si syszalny ponury bas

Szaitisa. - Chc mie Lardisa i przybdy z piekielnego ldu! Z innymi zrbcie, co wam si ywnie podoba! Zostaem zraniony, a to nie moe uj pazem temu, kto to zrobi. Teraz kolej na jego cierpienia! Na co czekacie, odnajdcie tych, o ktrych mwiem i przyprowadcie ich do mnie! - Zdaje si, e ju po obronie Lardisa wycharcza Jazz. - Nie mieli szans - powiedziaa cicho Zek. - Lepiej si std wynomy. Jazz, prosz ci! - Zek pocigna go mocno za rkaw. -Musimy ocali wasne ycie. I tak nie wiadomo, czy nam si to uda! Da si przekona. Droga na poudnie bya odcita, zaczli wic wspina si wyej.

Nagle spostrzegli, e nie s na tej skale sami. Gdzie za nimi co si haaliwie poruszao. Nie ogldajc si, byskawicznie ukryli si w cieniu. Ich twarze poblady. Kiedy odwayli si spojrze w t stron, ujrzeli jak ludzk posta, przemykajc niezgrabnie midzy skalnymi odamami. - Wdrowiec? - wyszepta Simmons. Jej twarz wyraaa pene skupienie. Ciki oddech podchodzcego zamieni si w przestraszone sapanie. "To musi by Wdrowiec" - pomyla Jazz. Pozwoli potykajcemu si mczynie zrwna si z nimi i chwyci go za rami. - Nie, Jazz! To Karl Wiotski! - zawoaa

Zek w tym samym momencie. Obaj rozpoznali si w uamku sekundy. W obu zagotowaa si i tak wzburzona krew. Wiotski podnosi sw bro, lecz Jazz uderzy go w gardo kolb swojego automatu i wyprowadzi silny cios prosto w twarz. Gowa Wiotskiego zachwiaa si na jego potnym karku. Straci rwnowag i prawdopodobnie nieprzytomny, zsun si w d po stromym skalnym zboczu. Jazz i Zek jeszcze przez chwil nasuchiwali, wstrzymujc oddech. Rozlegay si wci odgosy zacitej bitwy. Nie tracc czasu, podjli tak niefortunnie rozpoczt wspinaczk. Dawali z siebie wszystko. Nie zatrzymujc si, pozostawili z boku

wierzchoek, na ktrym niedawno siedzieli i szli coraz wyej. A raczej czogali si, chwytajc na najwikszych stromiznach za resztki rolinnoci, niezmiernie rzadkiej na tych wysokociach. Wci bali si swobodniej odetchn, cho i tak nie byli w stanie porusza si po tym nierwnym, kamienistym podou bezszelestnie. Na szczcie, oddalali si coraz bardziej od centrum walki. - To ta piekielna mga - wysapaa Zek. Specjalnie j wywoali. Nie pytaj tylko w jaki sposb! Powinnam to bya przewidzie! Powinnam ich bya wyczu. Ale oni zabezpieczyli si jako przede mn. Myl, e wilk wiedzia...

Och! Gdzie on jest? Wiemy jak pies, mikko szed tu za nimi. - Oszczdzaj siy - odezwa si Jazz. - Mimo wszystko, powinnam ich usysze. Mogam ostrzec... - Twj umys zajty by innymi sprawami? Jeste tylko kobiet, Zek. Nie obwiniaj siebie za to, co si stao. Jeli ju musisz - zrzu to na mnie. Jazz pocign j za sob, nie pozwalajc jej duej si uala. Dotarli do stosunkowo szerokiej pki. Jej powierzchnia, niestety, mocno przechylona w stron przepaci, utrudniaa szybki marsz. W dodatku prowadzia bardzo stromo pod gr. Kiedy na niej stanli, Zek szarpna si

gwatownie i znw skoncentrowaa myli. - Wiotski! Nadchodzi... - wyszeptaa, ledwo ywa ze strachu. -Idzie za nami, a zaraz za nim - sam Szaitis! - Uspokj si! - prosi Simmons. Cicho! Obejrzeli si nasuchujc. Kilkanacie metrw niej, u podna stromizny, po ktrej si wspinali, z wskiego pasa drzew wynurzy si Karl Wiotski. Spojrza w prawo, potem w lewo, ale nie w gr. Prawdopodobnie pomyla, e obeszli bokiem najtrudniejszy odcinek trasy. Jazz wycelowa w kierunku postaci. Zrezygnowa jednak ze strzau. Nie mia

gwarancji, e trafi, a mgby tylko narobi niepotrzebnego haasu. Naraz z mgy wyonia si druga posta. Bez trudu rozpoznali barczyst sylwetk Szaitisa. Lord od razu uni0s gow do gry i wycign rk w stron skulonych uciekinierw. - S tam! - krzykn. - Id za nimi, Karl! I pamitaj, nie zawied mnie, jeli chcesz mi suy w przyszoci rozkaza Rosjaninowi, nie spuszczajc wzroku ze skalnej ciany. Wiotski chwilowo znikn im z oczu w dole urwiska. Wkrtce jednak usyszeli, jak lizga si po kamieniach i klnie na czym wiat stoi. - Rusz si! - powiedzia szorstko Jazz. Nie bdziemy tu na niego czeka!

Mdlmy si, eby ta cieka dokd prowadzia! Przeszli kilka krokw i z przeraeniem stwierdzili, e pka gwatownie zwa si do szerokoci jednej stopy. - Chc mie ich ywych! Kobiet, bo moe zrobi duo dla mojej korzyci, a mczyzn po to, by wymierzy mu kar - pokrzykiwa Szaitis. Agent i Zek, nie zatrzymujc si, wolno zbliali si do koca cieki. ciana, na ktrej si znajdowali, skrcaa ostro. Za jej rogiem ziao czerni wejcie do jakiej groty. - Dlaczego Szaitis pofatygowa si tu osobicie, bez adnych, dowiadczonych w tego rodzaju historiach, pomocnikw?

- Jazz zapyta dyszc. - Podejrzewam, e po prostu ich tu nie potrzebuje - odrzeka Zek drcym gosem. Nagle polizgna si. Jej stopy i dolna cz ciaa zawisy nad przepaci. Zatrzymaa si na okciach. Jazz przyklkn na jedno kolano i poda jej swoj do. Ich palce sploty si w kurczowym ucisku i Zek odwaya si oderwa jedno rami od pki. Teraz prawie caa balansowaa w powietrzu. - Boe! -jczaa. - Pom mi! Bagami - Sprbuj przycign si w moj stron - powiedzia Jazz przez zacinite zby. - Nie poradz sobie w ten sposb. Wysil si, musisz si troch podcign na okciu, na mio bosk! Wytajc wszystkie siy, uniosa swoje

ciao. Zapa woln rk za jej pas. Bezceremonialnie szarpn i wrzuci na ciek. - Id na czworakach - komenderowa. Nie wa si stawa na nogi, bo to si znw tak skoczy. Usyszeli nagle zgrzyt zamka. Kilka krokw za nimi sta Wiotski i wanie odbezpieczy swj karabin. W okrutnym grymasie triumfu szczerzy zby, z bezwzgldnym umiechem wolno naciskajc cyngiel. - ywych, Karl, nie pamitasz? ostrzeg go Szaitis. Oczy Wiotskiego rozszerzyy si ze strachu. Odruchowo zerkn do tyu. Jazz nie przepuci takiej okazji. Sign po swj automat i

wystrzeli na lepo w kierunku Rosjanina. Nie trafi. Kule uderzyy w ska tu przy gowie Wiotskiego. Ten odchyli si byskawicznie, rzuci si do przodu i sw wycignit broni zahaczy o automat Jazza. Simmons nie zdoa go utrzyma i karabin z metalicznym stukotem potoczy si po kamiennym zboczu. On sam, tylko cudem, w ostatniej chwili przywar plecami do ciany. Zek klczc, wbia si w niego paznokciami jednej doni. - Zblicie si! - Usyszeli chodny, niski gos, dochodzcy z mrokw groty. Dostrzegli te w ciemnoci wysok sylwetk szczupego mczyzny, owinitego w lun peleryn. Jego twarz bya ukryta za byszczc w ciemnoci

zot mask. Jazzowi przemkno przez gow, e tak mgby wyglda Duch w Operze. - Kim...? - sapn zaskoczony. - Szybko! - przerwa mu nieznajomy. Jeli wam ycie mie, popieszcie si! - Sta! - krzykn Wiotski, kiedy zaczli ostronie pezn w stron przybysza. Mczyzna wyszed im na spotkanie. Wwczas i Wiotski zobaczy go. Dugi paszcz wprowadzi go w pierwszej chwili w bd i wzi on tajemnicz posta za jednego z porucznikw Szaitisa. Zawaha si. W tej samej sekundzie nieznajomy przycign Jazza i Zek do siebie i okry peleryn. Mocno chwyci za ich donie...

To wszystko zaobserwowa zdezorientowany Karl, ale w nastpnym momencie... szaleczo zacz przeciera oczy. Zniknli. Wszyscy troje uciekli do jaskini. Rosjanin poczu na swym ramieniu ciar potnej rki i zamar. - Gdzie oni s? Zastrzelie ich!! Nawet nie chc o tym sysze!!! rozwcieczony syknmu prosto w ucho. Wiotski nie odwraca gowy. Sta, jak przed chwil, gapic si w czarn prni. - Oguche? - Szaitis omal nie zgruchota mu koci swymi stalowymi palcami. - Nie, to nie ja strzelaem - wycharcza

w kocu Karl. Potrzsn z niedowierzaniem gow. - To mczyzna w pelerynie i zotej masce. Przyszed... i zabra ich std! - Zabra? Co ty mi tu... - Naraz Szaitis przygryz wargi. - Maska ze zota, mwisz? - sykn przez zby. Dopiero teraz Wiotski spojrza na niego i od razu cofn si, przestraszony wyrazem twarzy Lorda. - No tak, tak byo! Pojawi si, a potem zniknli! Wszyscy razem... - Ach, to tak! - wykrzycza Szaitis. Rezydent! Wiotski pomyla, e Lord zaraz zrzuci go w przepa ze zoci. - To... to nie moja wina! - wyjka. Przecie ich odnalazem i poszedem za

nimi, jak mi polecie. Moe si polizgnli i spadli w gb jaskini? Szaitis zacz wszy w powietrzu, jego nozdrza zadray. - Nie - stwierdzi. - Tam nic nie ma. Zawiode mnie. -Ale. Szaitis nie da mu wicej doj do sowa. - Nie zabij ci, Karl. Twj umys nie ma dla mnie adnej wartoci, ale twoje ciao jest due i silne. A siy nigdy nie za wiele na moim terenie. Chod ze mn. I ostrzegam ci, nie prbuj ucieczki. Jeli po raz drugi przyjdzie ci to do gowy, bardzo, ale to bardzo mnie zdenerwujesz. Oddam twoje ciao

najbardziej wygodniaej kreaturze! Powiniene jej smakowa. Wiotski nie mg znie takiego ponienia. Uporczywie wpatrywa si w plecy odchodzcego Szaitisa. Twarz wykrzywi mu grymas nienawici. Wolno zacz podnosi swj karabin. Bez ogldania si, Szaitis ponownie go ostrzeg. - Zrb to, a zobaczysz, ktry z nas jest bardziej odporny na bl - zawoa. Rosjanin przygryz wargi. Wiedzia, e nikt nie mg mierzy si z Lordem Szaitisem, z jego potn ponadnaturaln si. Spuci gow i zabezpieczy bro. Zrezygnowany powlk si za wielkim wampirem. Wilk zawy aonie, przyczajony wrd

drzew. Po raz pierwszy zosta w ten sposb opuszczony przez Zek. Podnis eb i zapaka wilczym, przejmujcym skowytem. Zacz wszy z nosem zwrconym w kierunku pnocnego zachodu. Nie ma adnych wtpliwoci, e powdrowaa w tamtym kieuunku. Postanowi odszuka swoj pani. Szary jak otaczajce go kamienie, podj wyczerpujc wspinaczk w poprzek stromizmy. Po drodze min idce w przeciwn stron dwie czarne sylwetki. Zwierz przypado do ziemi, niczym nie zdradzio swej obecnoci na zboczu. Gdy mczyni zniknli w cieniu lasu, wilk, prowadzony silnym, telepatycznym nawoywaniem swej pani, pody w

kierunku ostrych szczytw... W Perchorsku wanie zaczyna si dzie. Czyngiz Khuw z u-chowem obserwowali prac instalatorw, mocujcych na cianie korytarza Projektu redniej gruboci czarne przewody. Wykonane z twardego plastyku miay okoo siedemdziesiciu milimetrw rednicy. Mogyby suy z powodzeniem jako kanay izolujce kable elektryczne, ale nie takie byo ich przeznaczenie. - System bezpieczestwa? - zapyta Khuw. Wyglda na poirytowanego. Dlaczego nic o tym nie wiem? Czy potrafisz mi to wyjani? uchow spojrza na niego wyzywajco, lekko mruc swe inteligentne oczy.

- Pracujesz tutaj - wzruszy ramionami i nie widz powodu, dla ktrego miabym trzyma to przed tob w tajemnicy. Ju kilka miesicy temu opracowaem zasad jego dziaania. Jest niezwykle prosta. Co wicej, mechanizm jest naprawd tani i nieskomplikowany w montau. I szybki, jak wida. Idc wzdu przewodw, doszedby do pomieszczenia oznakowanego wyranym ostrzeeniem. Za jego drzwiami znajduje si bowiem zbiornik zawierajcy pitnacie tysicy litrw atwopalnego pynu. Dokadnie taki ciar mona transportowa przy pomocy jednego samochodu dostawczego. Plastykowe rury s na kocach wszystkich korytarzy

Projektu. - Widziaem przyjazd ciarwek. Takimi dostarcza si atwopalne paliwo do miotaczy ognia. Chcesz powiedzie, e wanie co takiego pynie tymi kanaami? Ale to jest substancja rca! Plastyk stopi si pod jej wpywem w przecigu kilku minut, czowieku! uchow ponownie wzurszy ramionami. - To prawdopodobnie i tak nie bdzie miao adnego znaczenia - stwierdzi spokojnie. - System ten jest przewidziany do jednokrotnego uycia, majorze, i zaoenie to naley do jego podstawowych zalet. Pitnacie tysicy litrw wypeni wszystkie kanay w czasie krtszym ni trzy minuty! Co kilkanacie metrw zainstalowano

wchodzce w skad systemu spryskiwacze, ktre pomog pokry paliwem ogromn powierzchni. Opary s dosy cikie, ale szybko si rozprzestrzeniaj. Nie zd jednak nikogo zatru. Projekt ma dziesitki laboratoriw, magazynw rnego typu, mniej lub bardziej odsonitych instalacji - krtko mwic - sam jest jednym wielkim ogniskiem zapalnym, w dosownym tego sowa za-naczeniu. Jestem przekonany, e domylasz si, do czego zmierzam? atwopalna substancja stanie si w pewnym momencie katalizatorem zagady. Nadchodzcy Wasyl Agurski zatrzyma si, eby posucha, o czym rozmawiaj.

Na razie tylko Khuw go dostrzeg i teraz patrzy w jego stron. - Mam nadziej, e czuo nie naley do kolejnych zalet twojego wynalazku! powiedzia do uchowa, nie spuszczajc oczu z maego naukowca. Bo jeli tak, to moemy zacz egna si z tym wiatem. - Czuo? - uchow take zauway Agurskiego. - Ale oczywicie, e mj system jest bardzo czuy! Tylko, e kady pracownik Projektu powinien, wrcz musi by tego wiadom. Ma si o tym gono mwi. Na kadym kroku o jego detalach bd informoway wyrane instrukcje i znaki ostrzegawcze. Agurski podszed do nich. - Jeli ten system zostanie kiedykolwiek

wykorzystany - odezwa si dziwnie beznamitnym gosem - Projekt zostanie cakowicie zniszczony. - Dokadnie tak, Wasylu - zwrci si do niego uchow. - Takie jest zreszt jego przeznaczenie. Nie stanie si to jednak w innym przypadku ni po wydostaniu si z Bramy kolejnego potwora w rodzaju Przybysza Pierwszego! Agurski skin gow. - To jasne, ogie je unicestwia. To jedyny sposb na to, eby nigdy w przyszoci co takiego nie zagrozio wiatu. - Nawet wicej - doda uchow. - To jedyny sposb, eby si upewni, e w tym miejscu nie rozpocznie si III wojna

wiatowa! - Co takiego? - parskn Khuw. - A jak mylisz? Wierzysz, e Amerykanie bd spokojnie czeka na nastpne koszmarne zjawisko majce swj pocztek w Perchorsku? Czowieku, obydwaj dobrze wiemy, e oni podejrzewaj nas o ich produkcj! Khuw gono wcign powietrze i popatrzy uwanie na dyrektora. - Z kim przedtem rozmawiae na ten temat, Wiktorze? Zupenie jakbym sysza brytyjskiego szpiega, Michaela J. Simmonsa. Mog tylko mie nadziej, e nie przekroczye swych kompetencji, ingerujc w moje obowizki. Uznaj konieczno wprowadzenia w ycie twojego pomysu, ale balansujesz z nim

na granicy mojego "terytorium"! - O co mnie konkretnie oskarasz? uchow stara si opanowa narastajc w nim zo. - Konkretnie? - Gos Khuwa by lodowaty. - Wci nie wytumaczye nam swojej trzygodzinnej nieobecnoci w Projekcie. Znikne w nie wyjanionych okolicznociach, dziwnie zbiegajcych si z zamieszaniem wywoanym przez Aleca Kyle'a. Widziae si z nim? - zapyta ostro, jak na przesuchaniu. uchow skrzywi si kpico, ale yy szybko pulsoway na jego odsonitej czaszce. - Ju ci mwiem, e nie mam pojcia,

co si wtedy ze mn dziao. Byem nieprzytomny. Moe kto chcia mnie porwa? A jeli chodzi o tego Aleca Kyle'a - nigdy przedtem nie syszaem tego nazwiska i na pewno go wtedy nie spotkaem! - powiedzia stanowczo. I to bya prawda, poniewa czowiek, z ktrym przey najbardziej nieprawdopodobn przygod swojego ycia nazywa si Harry Keogn. Tymczasem Agurski odwrci si na picie. Khuw pody za nim wzrokiem. "O co chodzi? Co go niepokoi od pewnego czasu za kadym razem, kiedy ma do czynienia z naukowcem? Agurski jest jaki... inny" - pomyla. - Nie interesuje ci, w jaki sposb nastpi uruchomienie instalacji? -

zapyta uchow zniecierpliwiony. - Sucham? Ach tak, nawet bardzo. Chciabym,te wiedzie na czym polega zabezpieczenie twojego systemu. Khuw ockn si z roztargnienia. - Dzie i noc przebywa tu okoo stu osiemdziesiciu ludzi: naukowcw, technikw i onierzy. Kompleks wyposaono w sprzt wartoci milionw rubli. Gdyby co si wydarzyo... - Och, nie ma obawy, e co si stanie tu przypadkiem! Aparatura moe zosta wczona tylko wiadomie, ponosz za to pen odpowiedzialno. - Niedaleko mojej kwatery znajdowa si bdzie centrum kontroli caego

przedsiwzicia. Wstp do tego pomieszczenia bdzie przywilejem wycznie oficera dyurnego, no i moim oczywicie. Och, przypuszczam, e w praktyce i twoim, bo bdziesz si przy tym upiera! Dopilnuj jednak, eby twoje nazwisko znalazo si na specjalnej licie porzdkujcej spraw dyurw. Ja te si na ni wpisz. - Cetrum kontroli? - zapyta Khuw. - A jakie bdzie jego wyposaenie? - Po pierwsze, trzy monitory: jeden przekazujcy obraz Bramy, pozostae za - gwnego wejcia do Projektu i schodw wiodcych powypadkowym cylindrem. Poza tym, przyciski uruchamiajce sygnalizacj alarmu. Co prawda, musz przyzna, e

natychmiastowa ewakuacja bdzie wymagaa sporej sprawnoci fizycznej od naszych pracownikw. Guzik numer jeden, umieszczony na tablicy rozdzielczej, wczy dzwonki alarmowe na grnych poziomach Projektu w przypadku, gdy oficer subowy zauway na ekranie, e cokolwiek zamierza wyj z Bramy. Guzik numer dwa moe zosta uyty tylko wtedy, gdy zjawisko spoza Bramy - mimo ataku artylerii i miotaczy ognia - zdoa przedrze si przez ogrodzenie wok sfery. Przerywany dwik syren informowa bdzie, e sytuacja jest wyjtkowo grona i automatyczne kanay wentylacyjne zostan zamknite grubymi, stalowymi

przegrodami. A kiedy kreatura wydostanie si nawet z kulistej groty, obowizkiem dyurujcego bdzie uycie duego przecznika zamontowanego obok guzikw. On wanie odblokuje zawory zbiornika, z ciecz, ktra byskawicznie wypeni wszystkie przewody. - No tak - parskn Khuw zoliwie. Nie moesz zaprzeczy, e twoja kwatera i centrum systemu s wyjtkowo korzystnie usytuowane w stosunku do wyjcia z kompleksu. - Nie dalej ni twoje prywatne pokoje odpar atak wcale nie zmieszany uchow. - Bdziemy wic mieli rwne szans. - W porzdku - ustpi Khuw. - Ale

jeste pewien, e ta powszechna znajomo zasad dziaania systemu jest wskazana? Nie obawiasz si wybuchu przedwczesnej paniki? - Owszem. Sdz, e ludzie bd przewraliwieni, nie widz jednak idealnego rozwizania tego problemu: Musz by wiadomi tego, co ich czeka w przypadku zbytniej opieszaoci w momencie alarmu... A co do onierzy niestety, oni nie bd mogli opuci swych stanowisk. Zdaj sobie spraw, e moje sowa zabrzmi teraz rwnie okrutnie jak te, ktre nieraz syszaem z twoich ust -ale z gry zostaa im przypisana rola bohaterw narodowych. Przyznaj, e potnie obcia to moje

sumienie! Khuw pogardliwie wyd wargi, nie powiedzia przy tym jednak ani sowa. - A teraz, kiedy ja zaspokoiem twoj ciekawo - podj dyrektor - moe odwdziczysz mi si w ten sam sposb i pochwalisz wynikami swoich... eksperymentw? Czy masz jakie wieci od biedakw, ktrych wepchne w Bram? Nie zdziwibym si, gdyby si okazao, e ju dawno wykrelie ich w myli z listy yjcych. No i to wydarzenie z intruzem. Wiesz ju, jak si tu dosta? Co na jego temat odkrye? Khuw warkn, odwrci si na picie i zacz si szybko oddala. - Na razie nie mam dla ciebie adnych informacji, dyrektorze -krzykn przez

rami. - Zapewniam ci, e kiedy poskadam w logiczn cao wszystko, co do tej pory zdobyem, bdziesz jednym z pierwszych wprowadzonych w szczegy obu spraw. - Major przystan i jeszcze raz spojrza na uchowa. - Nie myl jednak, e nie mam co robi. Nie tylko ty bye zajty przez ostatnie dni sprawami naszego bezpieczestwa. Ja poczyniem w tym wzgldzie wasne starania. I zostay uwieczone sukcesem. Przekonasz si o tym, kiedy przybdzie tu pluton onierzy o wyjtkowych umiejtnociach... Ale o tym pniej! Zanim uchow zdy o cokolwiek zapyta, Khuw znikn za zakrtem korytarza.

Wasyl Agurski uwanie si sobie przyglda, stojc przed lustrem zawieszonym na cianie azienki. Nie mg uwierzy wasnym oczom. Prawd jest, e jak dotd nikt poza nim samym nie dostrzeg zmian w jego wygldzie, ale nikt te nigdy nie zwraca na niego zbytniej uwagi. Nie zmylia jednak Agurskiego ta ciga obojtno w stosunku do jego osoby. Wiedzia, e przestaje by maym, niepozornym czowieczkiem... Kiedy po raz pierwszy zauway drobne zmiany w budowie swojego ciaa, wmwi sobie, e mami go niedoskonao jego sabego wzroku. Ale rzeczywisto okazaa si bardziej

okrutna. Pragn potuc wszystkie zwierciada na terenie caego Projektu. To one nie pozwalay mu choby na moment zapomnie o swojej sytuacji. Agurski osobicie zawiesi kiedy lustro w swojej toalecie na takiej wysokoci, e, stojc prosto, mia dokadnie przed oczyma odbicie swej twarzy. Teraz jednak, dla uzyskania tego samego efektu musia ugina nogi w kolanach. By wyszy o co najmniej dwa cale. W innych okolicznociach byby tym zachwycony - nie cierpia swej sylwetki kara - ale w jego pooeniu... Prawd powiedziawszy, Agurski czu, e jego ciao rozrasta si. Metamorfoza dotyczya te jego wosw. Siwy wianuszek okalajcy

byszczc ysin zacz ciemnie, a pozbawiona owosienia cz ciemienia stopniowo si wypeniaa. Poza tym, to nie ulegao wtpliwoci, wyglda o wiele modziej. I tak si rwnie czu. Od-modnia duchem i fizycznie o dobrych kilkanacie lat! Rozpieraa go energia. Tym trudniej byo mu wci ukrywa sw now osobowo. Wiedzia jednak, e nie ma wyboru musi udawa, e wci jest tym samym skromnym, roztargnionym naukowcem, ktrego nie naley traktowa zbyt powanie. Przeladowao go ostrzegawcze widmo poncego Przybysza Pitego. Nagle Agurski poczu, e opanowuje go

przemona ch... warknicia. Odruchowo wyszczerzy biae, mocne, prawie nieludzkie zby. Nigdy dotd jego uzbienie nie byo w tak imponujcym stanie. Z garda wydar mu si, przytumiony si woli, dziki, zwierzcy charkot. Zdawi go w sobie natychmiast, wiedzia jednak, e dysponuje w tym momencie si, ktrej nie pokonaby aden inny czowiek. Wada potworn moc. Nie mia pojcia, jak dugo uda mu si swj nowy wizerunek zachowa w tajemnicy. Na koniec tych ogldzin Wasyl cign z oczu swe grube okulary. Jaki czas temu musia usun z nich stare, lecznicze soczewki i zastpi zwykymi, wasnorcznie wycitymi kawakami

szka. Teraz widzia doskonale, nawet w ciemnoci. Z oczami te zwizana bya najbardziej demaskujca go odmiana. Nie mia na razie pojcia, jak sobie z tym poradzi. Myla o szkach kontaktowych albo ciemnych okularach. By przeraony, ale i zafascynowany tym, co si z nim dziao. Szybkim ruchem wyczy wiato. W lustrze odbijay si teraz dwa inne wiateka. Agurski nie potrafi powstrzyma okrutnego grymasu, wykrzywiajcego na ten widok, jego na p znieksztacon twarz. Na ciemnym tle zwierciada jego dzikie oczy zabysy jak czerwone diabelskie ogniki...

ROZDZIA DWUDZIESTY HARRY I JEGO PRZYJACIELE DRUGA BRAMA Mina doba od chwili, w ktrej Harry przyoy gow do poduszki Michaela J. Simmonsa. W pnie zabrzmiao w jego gowie natarczywe nawoywanie. - Harry! Harry! Ty pisz, ale umarli nie mog czeka, a si obudzisz! Poprosili mnie o przysug - mnie, ktrego dotd nie tolerowali w swoim towarzystwie! Zgodziem si z tob porozmawia, a kiedy odnalazem ciebie, natknem si tylko na picy umys. Wyrwane z

kontekstu wspomnienia, niezrozumiae rozterki, nierealne marzenia - oto, co z niego odczytaem. To musiay by mczce sny. Uniemoliwiay konwersacj. Wic si obud! Faet-hor Ferenczy zgasza swe usugi... Harry westchn ciko. Gwatownie usiad na ku. Czoo mia zroszone potem i dray mu donie. "Co za koszmar" - pomyla. nio mu si, e syszy gos Faethora Ferenczego. Wampir, nawet martwy, przeraa, paraliowa przecie umys nekioskopa... Jego pojawienie si, mogo oznacza tylko zy omen. A jednak... - Koszmar? Pochlebiasz mi, Harry! Zachichota znajomy gos. Keogh odpry si. Wiedzia, e rozmowa ze

zmarym nie moga mu w niczym zagrozi. Przebudzony, mg zacz kontrolowa gr, w ktr zosta wcignity. Spojrza na budzik, mina trzecia po poudniu. - Faethor? - powiedz! na gos. Ostatnim razem rozmawialimy z sob na twoim terenie, u stp Alp Modawskich. Odniosem wtedy wraenie, e nie spotkamy si nigdy wicej. Co sprowadza ci do mnie? Pamitam, e wci jestem ci co winien, wic jeli... - Co takiego? - Ferenczy znw szyderczo zachichota. - Chcesz zapyta, czy moesz co dla mnie zrobi? Masz makabryczne poczucie humoru, Harry!

Nie jeste w stanie mi w niczym pomc i ty sam powiniene najlepiej o tym wiedzie. Wrcz przeciwnie, to ja mog si tobie do czego przyda! Nie syszae, co mwiem? Jaka grupa zmarych prosia mnie o pomoc i ja zgodziem si jej udzieli, zrozumiae w kocu? - Hmm! Zmarli zwrcili si z czym do ciebie? - Harry pokrci zdumiony gw. - Jaki mogli mie powd? - Zbud si wreszcie! Wystpili w twoim imieniu! Musz przyzna, e wykazali w tym momencie wicej rozsdku, ni ty go posiadasz. Kto bowiem, mgby wiedzie na temat rde wampiry-zmu i Lordw wicej ni byy czonek tego szczepu, jak

mylisz? Harry'ego olnio. "Oczywicie! rdo wampirw, miejsce skd pochodz - od tego trzeba zacz!" - pomyla. - Naprawd znasz sekrety waszych narodzin? - Harry nie ukrywa ogarniajcego go podniecenia. - Czy ty te przybye ze wiata, do ktrego sigaj korzenie wampirw! - Ja? Czy mieszkaem kiedy w legendarnym wiecie wampirw? Ach, nie Harry - ale mj dziadek, owszem! - Wiesz, gdzie on teraz ley? Gdzie pochowano jego szcztki? - Pochowano? Starego Belosa Pheropzisa? Niestety, Harry. Rzymianie ukrzyowali go i spalili sto lat przed

przyjciem Chrystusa. Jeli chodzi o moejgo ojca, to zgin gdzie, na Morzu Czarnym w 547 roku. Nie wiem dokadnie, co si z nim stao. To byy wietne czasy dla wampirw! Bylimy wtedy prawdziw potg. No c, to przeszo... - W jaki sposb moesz mi wic pomc? - zniecierpliwi si Keogh. - O ile si nie myl, dzieli nas jakie tysic lat od ery potgi twoich przodkw. - yj jednak ich legendy, Harry! Przechodz z pokolenia na pokolenie i, uwierz mi, moesz im zaufa. Histori wampirw usyszaem od swojego ojca i gdyby Tibor nie by takim wyrodnym od-szczepiecem, przekazaby mu j, eby nie umara. Jak wiesz, nie zasuy

na takie wyrnienie. Postanowiem podzieli si z tob tym, co wiem o naszym dziedzictwie. Moe znajdziesz w moich sowach jakie wskazwki do twoich poszukiwa. Przyjd do mnie i porozmawiamy jak kiedy. Gos Faethora wyranie osab. Nic dziwnego, gdy nawizanie kontaktu na tak du odlego wymagao ogromnego wysiku. Popioy jego spoczyway bowiem na przedmieciach Ploesti w pobliu Bukaresztu. Zgin w czasie bombardowania miasteczka podczas n wojny wiatowej. Harry obawia si jednak wchodzi w ukad z podstpn natur wampira i zmniejszy

ten bezpieczny dla niego samego dystans. Nie dowierza adnemu wampirowi. Rzadko si zdarzao, eby robili co bezinteresownie. Co prawda, Faet-hor nigdy nie by ortodoksyjnym czonkiem swego klanu. Harty nie by w stanie ani go polubi, ani mu zaufa, darzy go jednak pewnego rodzaju szacunkiem. - Jaki podstp? - zapyta niepewnie. - Podstp? Chyba artujesz, Harry. Pozosta po mnie tylko gos, nic wicej. Nawet on nie ma ju swej dawnej siy. Nie, nic z tych rzeczy, cho rozumiem twoje wtpliwoci. - Harry poczu, e gdyby tamten mg, wzruszyby ramionami. - Zrobisz, jak zechcesz. Ta propozycja, nie zapominaj o tym, nie

wysza ode mnie. Rzeczywicie. Ta ostatnia uwaga przekonaa Harry 'ego. - Przyjd tam - powiedzia. - Gd wiedzy nie potrafi jednak zabi godu, jaki czuj w odku! Bd za godzin, zgoda? - Jak sobie yczysz - odpar Ferenczy. Mam mnstwo czasu, pamitasz drog? jego gos by ledwo syszalny. - Och, i to doskonale! - zapewni go Keogh. - Bd na ciebie czeka. Potem, by moe, Rada Starszych zostawi mnie wreszcie w spokoju... Harry wykpa si, ogoli, poywi i skontaktowa z INTESP. W kilku

sowach zrelacjonowa Darcy'emu Clarke'owi, co dotd osign i wprowadzi go w swe zamiary. W odpowiedzi usysza zdawkowe: "powodzenia". Po czym wywoa drzwi Mbiusa i przenis si do Ploesti. Znalaz si w takiej samej scenerii, jak zachowa w pamici ze swej wizyty tutaj przed omioma laty. Dom Faethora przypomina ponure gruzowisko rozrzucone w opustoszaej wiejskiej okolicy. Harry przyby o godzinie osiemnastej trzydzieci czasu rodkowoeuropejskiego. Mimo zapadajcego ju zmroku zdoa znale niski murek, ktry posuy mu za wygodne siedzisko. Przewidywa, e rozmowa nie bdzie krtka.

Keogh zadra z zimna. W powietrzu czuo si mrony powiew nadchodzcej zimy. Latem to miejsce musiao mie swj urok, roso wokoo sporo drzew i krzeww, a walce si mury porasta dziki bluszcz. Teraz jednak pozbawione oywiajcej zielonej szaty swymi szarymi szkieletami pogbiay przygnbiajce wraenie smutku i osamotnienia pogrzebanych szcztkw. Rumuni pozostawili to miejsce w takim stanie dla upamitnienia wydarze rozgrywajcych si tu w czasie wojny. - By moe - zgodzi si Ferenczy, odpowiadajc na pytania nurtujce Harry'ego. -Ja jednak wol wierzy, e to wycznie z mojego powodu nie

odwayli si niczego tu zmienia. Nie chc, eby kto si tu krci. Odkd Tibor zniszczy moje dawne miejsce, kilka razy si przenosiem, ale tu osiadem i nie rusz si std. Kiedy wic przychodz tu nieproszeni gocie i haasuj mi pod nosem... - No c, przejdmy do rzeczy, Faethorze. Nie chc ci zrazi, ale po raz pierwszy rozmawiam normalnym jzykiem jak rwny z rwnym z jednym z was! To dla mnie cenne dowiadczenie, ale... czas jest nieubagany, a ja ostatnio nie mam go pod dostatkiem. Widzisz, mam powody przypuszcza, i kilkoro yjcych po tej stronie znalazo drog do wiata, z ktrego wzi

pocztek twj rd. Na kilkorgu z nich mi zaley. - Wiem to od zmarych. Dobrze, wrmy do sprawy... - odezwa si Ferenczy. - Zaczekaj. - Harry co sobie przypomnia. - Powiedz mi najpierw, co z tego bdziesz mia? Nie wierz, eby do tego rodzaju wsppracy skonia ci czysta dobro twego serca. Tym razem rechot wampira zabrzmia wyjtkowo szczerze. Nie by to jednak przyjemny dla ucha odgos. - Znasz nas na wylot, Harry! No i bardzo dobrze. Posuchaj zatem. Mj dziadek, Belos, zosta usunity ze swej siedziby, wyrzucony ze wiata i pozbawiony odwiecznego dziedzictwa

przez inne wampiry. Sta si bowiem zbyt potnym wadc. Ssiedzi obawiali si o bezpieczestwo swych granic i przy najbliszej okazji wcignli go w puapk, uwizili, a potem bezlitonie skazali na bezpowrotn banicj. Nie by pierwszym wygnacem tego rodzaju i na pewno nie ostatnim. Przypuszczam, e nadal funkcjonuje wrd wampirw ta metoda rozprawiania si z przeciwnikami i wyimaginowanymi wrogami. Nigdy nie poznaem B e los a osobicie - Waldemar przekaza mi jego jajo dopiero po je go mierci - szanuj jednak pami o nim. Gdyby nie potraktowano go w ten sposb, yiby teraz, by moe Jako wadca

najsilniejszej siedziby w swej legendarnej ojczynie! Wydalono go bowiem z zastrzeeniem, e jego potomkowie nie maj adnego prawa ubiega si o spucizn po nim. A to ju dotyka mnie osobicie! Myl, e to dobra okazja, eby im si za to odwdziczy. - Chcesz mi wskaza drog do ich wiata tylko dlatego, eby zemci si na nich moimi rkami? - oburzy si Keogh. - Obawiam si, ze nie bd mia na to czasu. Podejrzewam, i sam znajd si w opaach, jeli tylko tam wtargn. - Czyby? A co ty wiesz o miejscu, ktrego poszukujesz? - zapyta rozbawiony Faethor. - Mylisz, e tam

wejdziesz, zaatwisz swoje sprawy i tak po prostu sobie stamtd pjdziesz? - No, co w tym rodzaju - przytakn Harry, ale nie by ju tak pewny siebie jak zazwyczaj. - C... to moliwe, ale mao prawdopodobne. Zbyt dosownie tumczysz sobie jednak sowo "zemsta". Cokolwiek si zdarzy, nie jeste zwykym czowiekiem, Harry! Licz na twoje talenty, to wszystko. Poradzie sobie z moim wyrodnym synem, Tiborem, rwnie skutecznie rozprawie si z Bory sem Dragosanim i Julianem Bodescu - lista twoich osigni jest naprawd imponujca! Mam przeczucie, e samo twoje pojawienie si w tamtym wiecie stanie si swego rodzaju

katalizatorem nieodwracalny'chprocesw, zmieniajcych panujce tam stosunki. To mi wystarczy! O jedno tylko prosz: gdyby ktokolwiek zapyta ciebie - "kim jeste?" - odpowiesz, e przysa ci Belos. Czy to zbyt wiele? - Nie - odpar Harry. - To z pewnoci mog dla ciebie zrobi. Zacznijmy wic od Perchorska. Co o nim wiesz? - H? - zdziwi si Faethor. - Nigdy o nim nie syszaem. Harry krtko wyjani. - To moe by jedna z drg prowadzcych do lub ze wiata wampirw - odpar Ferenczy. - Ale to nie jest nasz tradycyjny, stary szlak.

Powiem ci, czego dowiedziaem si od mojego ojca na temat drogi, ktr przyby Belos. Wampiry wepchny go do biaej wietlistej kuli. Musia to by duplikat sfery znajdujcej si teraz w Perchorsku. Mwisz, e to Grny Ural. To z pewnoci nie ta sama. - A gdzie wyszed Belos? - Wyszed? To nie jest waciwe sowo. Raczej wy lecia! Ju wewntrz kuli zacz spada. Znalaz si jakby w rodku nieskoczenie dugiego, biaego, byszczcego cylindra. Jego lot nie by zbyt szybki - takie odnosi przynajmniej wraenie. Musia mwi prawd, bo w przeciwnym razie roztrzaskaby si przy ldowaniu. Jak ju wspomniaem, w

kocu wylecia z kuli i znalaz si w tym wiecie. - Ale gdzie to byo? - zapyta podekscytowany Harry. - Pod ziemi! - Podobnie jak Perchorsku? - Nie, zupenie inaczej, jak sdz. Kiedy Belos otrzsn si po upadku, oczywicie rozejrza si wok siebie. Kula, z ktrej wypad, tkwia w sklepieniu rozlegej, podunej groty. Siedzia na brzegu czarnej rzeki. Pierwsze, co zauway, to liczne kanaliki biegnce gdzie w gb skay, ktrych wyloty widoczne byy na wszystkich cianach jaskini. Co podobnego musiae widzie w

Perchorsku. W miejscu, gdzie woda wydostawaa si z groty, przestrze midzy jej powierzchni a sklepieniem zmniejszaa si o kilka cali. Czowiek mg przej brzegiem nie wicej ni dziesi krokw w jedn i drug stron, a potem napotyka na tward kamienn przegrod. Wska szczelina nad powierzchni wody stanowia jedyne poczenie ze wiatek. Rzeka cigna si milami, drc swe podziemne koryto. Wysoki poziom wody uniemoliwia ucieczk z tego koszmarnego miejsca. Belos przekona si, e nie wszystkim dopisao szczcie. Odnalaz liczne szcztki tych, ktrzy zwtpili w swoje moliwoci, a sporej odwagi wymagao

zanurzenie si w nieprzyjaznej cieczy. Byy to pozostaoci ludzi, ktrych nazywa Trogami, a nawet zmumifikowane wampiry w takich pozycjach, w jakich zafiedli nad brzegiem rzeki w oczekiwaniu na zbawcz mier... Belos nigdy nie nalea do miczakw. Najpierw sprbowa wcisn si do kuli, ale ta odrzucia go. Nie zamierza jednak od razu podda si losowi. Dysponowa przecie si, poniewa jego wampirzy zarodek nie opuci dotd jego ciaa. No c, Harry. Na pewno syszae, e wampiry czuj wyjtkow awersj do pyncej wody ?

- Jestem, zaraz po tobie - powiedzia Harry - najwikszym ekspertem wampiryzmu! Masz na myli legend o tym, e wampiry musz pokona wielk podziemn rzek, eby wydosta si na powierzchni tego wiata? - Wanie! - Tibor mia wasne wytumaczenie tej waszej niechci do moczenia si. - Tibor nie mia pojcia o tej legendzie, poniewa nie byo nikogo kto by mu j opowiedzia. Niestety, nie chcia si ode mnie niczego nauczy. No i wytumaczy j sobie po swojemu, to wszystko. - Tak, wrmy do sedna sprawy napomina go Harry. - Dobrze. To wanie ta rzeka daa

pocztek legendzie, o ktrej wspomniae. Wampir jest tylko stworzeniem z krwi i koci, Harry. Zanurz go pod wod na duszy czas, a utonie i zginie. Belos wszed wic do rzeki i pozwoli si jej porwa. Nie zawsze by w stanie trzyma gow ponad jej powierzchni. Chwilami szczelina midzy sklepieniem podziemnych korytarzy a powierzchni wody zwaa si znacznie i wtedy zmuszony by nurkowa, przy czym nigdy nie mia pewnoci, e bdzie mg wypyn na czas, eby zapa nastpny oddech. W kocu dojrza przed sob dzienne wiato, a wartki prd zagodnia i rzeka pyna teraz wrcz leniwie. Wydosta si po jakim czasie z

podziemi. Zaczerpn gboko powietrza. Nareszcie dotar do wiata! A miejsce to znajduje si... - Tak? - Harry nie mg spokojenie usiedzie. - Sto siedemdziesit mil od miejsca, w ktrym rozmawiamy! - Ale dokadniej gdzie? - Harry poderwa si. - Koo Radujewicz, nad Dunare odrzek Ferenczy. - Albo raczej nad Danube - przypuszczalnie ta nazwa jest ci znana. Tam znajdziesz rdo dosownie i w przenoni - legendy wampirw! Chcesz tam pj od razu? - Natychmiast? Nie. - Harry potrzsn gow. - Dzisiaj w nocy opracuj plan

mojej wyprawy. Jutro tam si udam. Harry przez chwil sta cicho w ciemnociach. Potem westchn. - Czy pomogem ci, Harry? - Moe troch. A moe dooye kolejny ciar na moje barki? To si dopiero okae. - Wypeniem cz naszej umowy przypomnia Faethor. -1 ja dotrzymam sowa. A na razie, przyjmij wielkie dziki. - No Ju dobrze. My tu gadu, gadu o legendach wampirw, a tymczasem twoja wasna legenda ronie z dnia na dzie. No c, powodzenia... tym bardziej; e twoje powodzenie bdzie i dla mnie korzystne... - Do usyszenia, Faethorze - poegna

si Harry i przestpi prg przestrzeni Mbiusa. Przygotowania Harry'ego i jego plan nie byy skomplikowane. Najpierw powrci do cetrali INTESP i zoy tam pewne zamwienia. W oczekiwaniu na ich realizacj zapozna Darcy'ego Clarke'a z nowymi faktami, a te, ktre tamten ju zna, uzupeni co istotniejszymi detalami. - Najwaniejsze jest to, co zamierzasz w najbliszej przyszoci - podsumowa Darcy. - Jedziesz do Rumunii, nad rzek Danube koo Radujewicz. Potem podysz w gr jej biegiem, ju pod ziemi, zgadza si! - Tak, oczywicie.

- Gdzie u rda spodziewasz si odnale wietlist Bram, tak sam jak widziae w Perchorsku, tylko, e tym razem nikt nie powinien tam czeka na ciebie z odbezpieczon broni. - Podejrzewam, e natkn si tani na ludzi - odrzek Harry. - Ci jednak nie bd w stanie przeszkodzi mi w moich planach. Wrcz przeciwnie: mam nadziej, e powitaj mnie z radoci. Licz nawet na pewn pomoc z ich strony. Clarke spojrza na niego z obaw. "Dobry Boe! To czowiek, bez wtpienia, ale potrafi by naprawd nieludzki!" - pomyla. - Zmarli, tak? - upewni si. ,

- Nawet nie wiem, czy znajd tam ich ciaa. By moe pozostay po nich tylko wspomnienia? - powiedzia Harry jakby do siebie. Clarke zadra. Przed oczami stany mu obrazy wydarze zwizanych z likwidacj Bodescu, kiedy to by wiadkiem wadczej mocy nekroskopa nad mieszkacami cmentarza, a raczej nad tym, co z nich pozostao w grobach. Co prawda, wwczas syn Harry'e-go zwrci si do nich o pomoc, ale Senior te byby w stanie wywoa ich z cmentarnych legowisk. - A kiedy ju odnajdziesz Bram, przejdziesz przez ni do... to znaczy... po prostu przejdziesz przez ni! - Darcy

przez moment mia kopoty ze skoncetrowaniem rozproszonych myli. Szybko jednak je opanowa. - Znajdziesz si najprawdopodobniej w wiecie, do ktrego odszed twj syn i jego matka. Tam te pewnie spotkasz Jazza Simmonsa. - I Zek Fflener, a moe i kilku innych, jeli jeszcze yj - doda nekroskop. - A wierz, i tak jest, i e spotkam tam paru przyjaci. Nie zabraknie i wrogw. Znam jednego z nich Karl Wiotski jest wrogiem caego wiata, moim wic take. - Przypumy, e wszystko pjdzie gadko - mwi Darcy - w takim razie porozmawiasz z Brend i synem, odszukasz Jazza Simmonsa, i zabierzesz

stamtd kadego, kto wyrazi na to ochot. Co jeszcze? - Mniej wicej chciabym, eby tak to wygldao. Z tym, e nie jestem pewien, czy w ogle istnieje stamtd droga powrotna. Pamitaj, e nikomu si nie udao do tej pory wrci z tamtego wiata. Rwnie i adnemu przybyszowi spoza Bramy nie udao si opuci naszego wiata! Ja sam nic z tego nie rozumiem. - Krtko mwic, wiadomie ryzykujesz swym yciem - skonstatowa Clarke. - Trudno zaprzeczy. - Bybym nieszczery, gdybym prbowa odwie ci od twoich zamiarw. Tak samo jak ty chc doprowadzi t spraw

do samego koca. Dla mnie nastpi on dopiero wtedy, gdy Projekt Perchorsk zniknie z powierzchni naszej planety. Bez wzgldu na to, czy produkuje si tam jakie potwory, czy te nie - tam wanie znajduje si ich rdo. - Zgadzam si z tob - powiedzia Harry. - Ale Wiktor uchow da mi sowo, e nic takiego wicej si stamtd nie wydostanie - i to mi wystarczy. Zapado midzy nimi milczenie. Przerwa je Clarke. - Zorganizowanie czci wyposaenia, o ktre prosie, zajmie troch czasu powiedzia. - Jest ju pno, a ja miaem dzisiaj ciki dzie. Pozwl, e przepi si teraz kilka godzin. Wrc tu nad ranem, na pewno przed twoim

odejciem. Czy jest co, co mgbym jeszcze dla ciebie zrobi? Co ty zamierzasz pocz z sob przez reszt nocy? Harry wzruszy ramionami. - Och, ja nie jestem zmczony - odpar. Mam za sob dugi wypoczynek. Wiem, e to niemdre i trudno to wyjani, zdecydowanie wol jednak wyruszy w cigu dnia; dlatego poczekam, a zrobi si jasno. - Niemdre? Co w tym gupiego? - Przecie gboko pod ziemi nie ma znaczenia, czy na zewntrz panuje noc, czy nasta dzie. Bd si lepiej czu wiedzc, e mog w kadej chwili si wycofa i znw ujrze soce. Przedtem

jednak musz porozmawia na poegnanie z MCJbiusem i to wypeni mi godziny ciemnoci. Clarke potrzsn gow oszoomiony. - Musisz wiedzie - zwrci si do nekroskopa - e cho znam ci od tylu lat, zawsze robi na mnie wraenie to, e tak sobie mwisz o spotkaniach ze zmarymi. Czasem mam wtpliwoci, czy rzeczywicie zrodzilimy si na tym samym wiecie! -1 kto to mwi? Sam szef INTESP! Czyby si min z powoaniem, Darcy? - Harry umiechn si szczerze. Po chwili wywoa drzwi Mtfbiusa i znikn zanim Clarke mgby wytumaczy si z widocznego zakopotania...

Cmentarz w Lipsku zamykano na noc, ale nie miao to oczywicie dla Harry'ego adnego znaczenia. Matematyk, jak zwykle, ucieszy si z jego wizyty. - Witaj, chopcze - powiedzia krtko. Przyznam ci si, e rozmylaem troch na temat twoich domniemanych rwnolegych wiatw. - Domniemanych? Z kad nasz rozmow staj si one coraz bardziej realne - stwierdzi Keogh. - Nie wyjaniona pozostaje ju tylko ich natura. - W kilku zdaniach zapozna naukowca ze swimi odkryciami. - To fascynujce! - entuzjastycznie skomentowa Mbius. - / dokadnie

potwierdza suszno moich teoretycznych rozwaa na ten temat. - Nie mog si doczeka, kiedy si ze mn nimi podzielisz. Dla mnie nie wszystko jest oczywiste. Co prawda, widz wiateko na kocu tunelu, ale... jeli po tej stronie s a dwie byszczce kule, dlaczego po tamtej stronie znajduje si tylko jedna Brama? - Jedna? Skd wzie takie przypuszczenie? - zapyta Mbius. - Przede wszystkim opieram si na sowach Faethora. Wspomina tylko o jednej wietlistej sferze. Czy, gdyby istniay w ich wiecie inne, podobne, stary Belos mgby o nich nie widzie? - No c, wiedzia o tym czy nie, ale zapewniam ci, e znajduj si tam przy

najmniej dwie biae kule - powiedzia matematyk zdecydowanie. - Wyjani ci to bardzo skrtowo i bez zagbiania si w matematyczne szczegy istoty zagadnienia. - Zamieniam si w such! - odrzek nekroskop. - Zgodzie si ju, e istnieje kilka rodzajw wrt czcych rne obszary czasoprzestrzenne. Postpowi naukowcy uznaj za prawdziw teori czarnych dziur, inni rozwaaj nawet prawdopodobiestwo odnalezienia ich przeciwiestw - biaych dziur. Wedug ich teorii le one jakby u kocw tych samych tuneli: czarne - wcigaj i pochaniaj materi, biae za-produkuj

j. To ustalilimy, tak? - Tak. - Harry skin gow. - No dobrze. A teraz posuchaj: nawet jeli to zaoenie jest bdne i nie mwimy tu o dwch stronych tej samej monety - jest co, co je czy stwierdzi Mbius. - Co to takiego? - Obydwie dziaaj jednostronnie! Kiedy raz wstpisz do czarnej dziury, nie moesz si z niej wydosta t sam drog. I przeciwnie, gdy zostaniesz wypchnity przez bia dziur, nie dostaniesz si ju do jej rodka. O tego samego rodzaju cech podejrzewam twoje wietliste sfery, ktre utosamilimy z pojciem szarych dziur. T w Perchorsku i t drug, do ktrej

masz zamiar wkrtce dotrze. - Systemy jednokierunkowe? - zapyta niepewnie Keogh. - Kada z nich! Z wyranym akcentem na sowo: "kada". Nie rozumiesz! Wchodzisz jedn, a wychodzisz drug! Czy to nie oczywiste? Harry oniemia. W kocu odzyska gos. - Ale to genialne! - wykrzykn. - Kiedy raz przekroczysz Bram, zostajesz przez ni jako naznaczony i nie bdziesz mia do niej wstpu nigdy wicej. Moesz jednak skorzysta z drugiej! Jedyne wic, co mnie czeka na miejscu, to odszukanie innej kuli ni ta, z ktrej tam si wydostan. Ju wiem, kto mi w tym pomoe! Same wampiry - jeden z nich

pojawi si przecie w Perchorsku, musia w takim razie startowa z innego miejsca ni Belos. -Na to wyglda - powiedzia Mbius. - Istnieje jednak pewna trudno. Entuzjazm Harry'ego zacz powoli opada. - Mj powrt nastpi w Perchorsku, a tam nie przyjm mnie z otartymi ramionami. Raczej otwartym ogniem -zaartowa z wisielczym humorem. - Ale to ju wycznie moje zmartwienie - doda szybko. - Nie da si ukry - odpar matematyk. - Serdeczne dziki - powiedzia Harry. Tak naprawd, to i ja podejrzewaem, e tam musz by dwie Bramy. Pierwszej uywano przez tysice lat, a dopiero od

niedawna zaczto wykorzystywa t, ktrej wylot znajduje si w Projekcie. By moe sami Rosjanie przypadkiem przyczynili si do jej powstania... I dlatego Belos nie mg o niej wiedzie, niestety. Wybacz, ale powinieniem ju wyruszy w drog. Chc jeszcze odwiedzi swoj matk. Nie darowaaby mi, gdybym w tak podr wybra si bez poegnania. Wyobraam sobie, e bdzie chciaa mnie powstrzyma, chocia wie, e nigdy dotd nie udao jej si odwie mnie od raz podjtej decyzji... No c, taka ju jest... - Dokadnie jak wszystkie kochajce matki, Harry. ycz szczcia - odrzek

Mbius powanie. Obawia si jednak w gbi duszy, e szczcie, to o wiele za mao, eby wyprawa Harry'ego zakoczya si penym sukcesem... . Rankiem Harry i Clarke ponownie spotakli si w biurze INTESP w Londynie. Harry sprawdza dostarczony mu ekwipunek, a w tym czasie Darcy przekazywa mu informacje, ktre mogy przyda si nekroskopowi ju na samym pocztku ekspedycji. - Jeli chodzi o podziemn cz Danube, Harry, to musisz wiedzie, e to miertelna puapka! Skontaktowaem si z naszymi ludmi w Bukareszcie i mam na ten temat naprawd wiarygodne dane. To znane miejsce, jak si okazao, i mam jego dokadne wsprzdne

geograficzne. Skd ta sawa? W 1966 roku para dowiadczonych badaczy wybraa si na penetracj groty, z ktrej wypywa Danube. Dziao si to latem i panowaa susza. Jednake w cztery godziny po tym, jak naukowcy zniknli w gbi jaskini, z nieba luny potoki wody. Potem odkryto, e jedno ciao zostao "wypukane" z podziemi przez rzek, drugiego za nigdy nie odnaleziono. A obaj mczyni byli ekspertami w swej dziedzinie! - Ale oni szli i pynli - odpar Harry. - Sucham! - Ja te pod biegiem rzeki, tylko e ja nie musz tak dosownie si jej trzyma.

- Znw kontinnum Mbiusa? - Clarke wiedzia, e jego pytanie jest retoryczne. - W takim razie - po co ci pianka, akwalung i caa reszta do nurkowania? - Na wszelki wypadek, po prostu. Darcy milcza przez chwil. - Staram si pomc, jak tylko potrafi najlepiej powiedzia w kocu. - Nie myl, e tego nie doceniam odrzek Harry. - No, na mnie ju czas. W dziesi minut zapakowa sprawdzony sprzt w wodoszczelne sakwy i przenis si do Radujewicz. Tam wsiad do takswki i kaza si zawie do miejsca, ktre Clarke zaznaczy mu na turystycznej mapie. Ostatnie kilkadziesit metrw dzielce

go od celu pokona na piechot. Zawdrowa do bezludnej, dzikiej okolicy. Zrzuci sakwy przewieszone dotd przez rami i przykry je mchem i suchymi gaziami. Rozejrza si wok siebie. Sta pod stromym, poronitym bluszczem urwiskiem. Na pnocnym wschodzie rozcigay si niedostpne, szare Karpaty, kontrastujce z agodnym, zalesionym, wiejskim krajobrazem poudnia, ktry mia za plecami. Sta na brzegu wolno pyncego rozlewiska, ktrego ujcie, a waciwie pocztek gin w ciemnociach wyobienia rysujcego si czarn plam na tle jasnej kamiennej ciany. To tutaj Belos rozpocz nowe ycie w obcym wicie.

Teraz Harry musia jak najdokadniej wyobrazi sobie miejsce pooenia Bramy, przez ktr przeszed przed tysicem lat legendarny wampir. Nekroskop upewni si, e jest sam, e nikt nie bdzie wiadkiem jego zniknicia. Przenis si w poblie grskiego pasa, na pnocny wschd. Wywoa drzwi Mbiusa bliej szarych szczytw. Ich kontury nie byy wyrane. To przekonao Harry'ego, e wybra waciw drog poszukiwa. Musia znajdowa si ju niedaleko Bramy, na ktr, w ten wanie sposb reagoway wrota umoliwiajce mu korzystanie ze wstgi Mbiusa. - Bardzo niedaleko. - Usysza

niespodziewanie w swym umyle. To by gos zmarego, ktry zabrzmia mu w uszach jak szept niewidzialnego ducha. - Znam ciebie? - Harry zlustrowa swym bystrym wzrokiem otaczajcy go krajobraz. W dole widzia przypominajce teraz makiet, malutkie domki okolicznych miasteczek: Radujewicz, Cujmir, Recea. Ponad nimi unosiy si gste czapy czarnego dymu. - Nie, aleja ciebie znam. Twoja matka zwrcia si do nas w twojej sprawie. - Chciaa dobrze - rzek. - Czy sprawia duo kopotu? - Nie, wcale! Jestem szczliwy, e mog si na co przyda. Masz zamiar powdrowa wntrzem tej gry, zgadza si? - Gos by peen szczerego

entuzjazmu. - Musisz by jednym z grotoazw, ktrzy zginli tu w 1966 -sprbowa odgadn Keogh. - Tak, to ja - odpar gos. - Najgorsza jest dla mnie wiadomo, e nawet nie wiem, w imi czego straciem ycie. Nigdy nie udao mi si zakoczy tej nieszczsnej wyprawy. Nazywam si GariNa-discu i marzyem, e odkryj co, co bdzie mona nazwa "Szlakiem Nadiscu". Moe uda ci si dokoczy rozpoczte przez nas zadanie? - Poczekaj - powiedzia Harry i wczy si w kontinuum Mbiusa. - Nie przestawaj do mnie mwi. Twj gos doprowadzi mnie do miejsca twojego

spoczynku. - Wyszed z przestrzeni u samych stp Karpat. Drzwi Mbiusa stay si teraz jeszcze bardziej niewyrane ni poprzednio, co wcale nie zmartwio Harry'ego. - Odwalie kawa roboty - pocieszy zmarego. - Zanim dorwaa was to piekielna powd, mielicie za sob ju blisko dziewi mil drogi! Czy cigle tam jeste? - Keogh spojrza pod nogi. To znaczy... czy co pozostao... wiesz, co mam na myli? Co ciebie tam zatrzymao? Twj przyjaciel wypyn na zewntrz... - Naprawd interesuje to ciebie? No c, w jakiej szerszej jaskini wyczogaem si na brzeg rzeki. Tam zastaa mnie powd. Wspinaem si

wyej i wyej, w miar jak si podnosi poziom wody. W pewnym momencie zaklinowaem si w skalnej szczelinie. Nie mogem si z niej wydosta! Oczywicie, miaem z sob butl. Przetrwaem tak dugo, na ile pozwolia mi jej zawarto. - To musiao by straszne - ze wspczuciem odezwa si Harry. - Nie marnuj lepiej czasu. Masz waniejsze sprawy. Powiedz, w czym mog ci pomc? - Po pierwsze, opisz mi bieg rzeki do miejsca, w ktrym si teraz znajdujesz; a po drugie, czy orientujesz si mniej wicej, na jakiej gbokoci spoczywasz?

Nadiscu wyczerpujco odpowiedzia na oba pytania. Harry podzikowa mu. - Obiecuj ci, e tu wrc, jak tylko rozwi swoje problemy. Zapoznam ci wtedy z przebiegiem korytarzy, do ktrych nie bye w stanie dotrze. - Bd naprawd wdziczny, Harry. Do usyszenia wkrtce... -odrzek gos. Harry po raz kolejny uy przestrzeni Mbiusa, kierujc si znw w stron gr. Wyldowa na zboczu najbliszego szczytu. Drgania konturw metafizycznych drzwi stay si tak silne, e Keogh mg by pewien bliskiego ssiedztwa poszukiwanej przez niego Bramy. Musia j mie gdzie pod sob, ukryt pod grub warstw twardej szarej

skay. Zakodowa sw pozycj w pamici i powrci do wylotu groty, gdzie schowa swj ekwipunek. P godziny pniej, ubrany w piank i z butl tlenow na plecach, a take z ostrym noem za pasem i siln latark w rku, zanurzy si w ciemnej wodzie i wywoa drzwi Mbiusa, Pojawiy si wyrane i nieruchome. Nie wykorzysta ich jednak. Wyruszy w gr rzeki. Pod stopami czu szorstkie, kamieniste dno. Wkrtce ogarny go nieprzeniknione ciemnoci. Rozproszy je wiatem latarki. Wartki prd uniemoliwia posuwanie si naprzd. Podda si i skorzysta z kontinuum. Kilkoma metafizycznymi "skokami" dotar do

miejsca spoczynku Nadiscu, a raczej tego, co po nim zostao. Dostrzeg do poowy zakopan w skalnym gruzie butl i nagie koci streczce na pewnej wysokoci ze ciany. Po nastpnych piciu minutach, po serii coraz krtszych "skokw", drzwi Mbiusa zadray szczeglnie niebezpiecznie i wydaway si pochyla w stron przeciwn do kierunku, z ktrego Harry je wywoa. Nie odway si ich wykorzysta. Znajdowa si w korytarzu o niemal koowym przekroju. Dryfowa w gbokiej wodzie. Sklepienie korytarza pozostawio w swym najwyszym punkcie kilkanacie cali wolnej przestrzeni powyej lustra

rzeki. Keogh popyn z duym wysikiem pod prd. W kocu dostrzeg przed sob sabe biae wiateko. Byo przytumione blaskiem jego latarki. Szybko wyczy reflektorek. wiato stawao si coraz bardziej olepiajce. Harry dotar do rda blasku resztami si. Wczoga si na szerszy w tym miejscu brzeg. Nagle poderwa si z obrzydzenia. Dojrza co, co kiedy byo czowiekiem. Marzc tylko o chwili wytchnienia i nie zwracajc uwagi na to, co moe w grocie znale, prawie zary nosem w bezgowy, rozkadajcy si tuw. Brakujca cz ciaa leaa w pewnej odlegoci od obrzydliwego korupsu. I

jej nie omin proces rozkadu, rysy twarzy stay si ju nierozpoznawalne. - Chryste Panie! -jkn Harry bogobojnie. Zdy ju wyj z ust rur doprowadzajc do jego puc powietrze z butli, teraz jednak popiesznie znw j ciska zbami. Fetor zgnilizny rozchodzcy si po caej jaskini by nie do zniesienia. Uspokoiwszy rozdygotane nerwy, Harry dokadniej przyjrza si trupowi, nie dotykajc go, oczywicie. Nie mia wtpliwoci. Podwjny krgosup by wystarczajcym dowodem, e to wampir. Harry wiedzia, e odcit gow wypenia kompozycja dwch mzgw. -Kim bye?!

- Nazywano mnie Corlis. Byem jednym z porucznikw Lady Karen - odpar zrozpaczony gos. -Niestety, zgubia mnie moja ambicja. Odejd, zostaw mnie i moje ndzne ciao w spokoju. - Zbyt ambitny? - zdziwi si nekroskop. - Bywa, e to si tak koczy! Spojrza na sfer i natychmiast zmruy powieki. Jej blask by nieznony dla ludzkiego wzroku. Z wodoszczelnej kieszeni Harry wycign ciemne okulary i dopiero wtedy rozejrza si po pomieszczeniu. Niedaleko od wieych zwok leao nowoczesne walkie-talkie. Troch poobijane, z wycignit anten. Rozpozna radzieck produkcj. W zakrzywionych cianach podunej

groty znajdoway si liczne nisze. Cz z nich bya wypeniona i przygldajc si ich zawartoci, Keogh przypomina sobie sowa Faethora o tradycyjnym systemie karania buntownikw i wrogw wampirw. Jeden z nich usadowi si niegdy na pewnej wysokoci nad poziomem wody. Uleg mumifikacji. Wydawao si, e za chwil pomacha zawieszonymi poza skalne siedzisko nogami. Czaszka z pustymi oczodoami bya lekko pochylona, jak gdyby oczy mieszkajcego w niej ducha pikloway kadego kroku intruza. Ten nie przejmowa si zbytnio t uporczyw obserwacj, ale dozna pewnego szoku, kiedy usysza dobiegajce z tamtego

kierunku oskarenie. -Zabjca wampirw! - Gos ten zabrzmia "tylko" w jego myli wiadomo tego uspokoia Keogha. Wzruszy ramionami. - Nie przecz. Ale ty ju nie musisz si mnie obawia, jak sdz. Teraz inny gos popar swego zmarego przedmwc. - Bezczelna kreaturo! To prywatne miejsce wampirw - opu je i nie wracaj tu nigdy w przyszoci! Kim jeste, e omielasz si przerwa nasz odwieczny sen? - zabrzmia w ciszy. - Wybaczcie. - Harty znw wzruszy ramionami. Nie jestem odpowiednio ubrany na

prowadzenie tak uprzejmej konwersacji. Musicie jednak wiedzie, e syszaem niejedno o waszym stosunku do zwykych miertelnikw. Moglicie by sobie nie wiadomo jak wielkimi panami w swym koszmarnym wampi-rzym wiecie, tu jednak nie jestecie niczym innym, jak mierdzcymi martwymi resztkami! Wanie tak, drodzy pastwo. I jeszcze jedno sobie ustalmy, nie ma sensu wypomina sobie przeszoci. Ta licytacja zajaby nam zbyt duo czasu... - Jak miesz?! - pad chralny gos oburzenia. - Troch tu zimno - Harry bezceremonialnie przerwa ich zgodny protest - Mam zamiar opuci to miejsce na jaki czas. Musz pj po cieplejsze

rzeczy. Mog mie chyba nadziej, e zanim wrc, zdecydujecie si przybra cho pozory towarzyskiej ogady. Jeli nie - wzruszy ramionami - no c, nie jestecie warci powicania wam zbytniej uwagi! Nie czekajc na ich odpowied, wczy latark i wskoczy do lodowatej wody. Odpyn na bezpieczn odlego i wywoa drzwi Mbiusa. Bezbdnie trafi do swego punktu wyjcia przy rzecznym rozlewisku, u wylotu podziemnych korytarzy. Pierwsze, co zrobi, to pocign solidny yk brandy z paskiej metalowej flaszki. Poczu ciepo rozchodzce si po jego przemarznitym do szpiku koci

ciele. Wodoszczeln torb, w ktrej znajdowaa si ciepa odzie, owin mocn nylonow link. Potem przenis si z powrotem do miejsca, poza ktrym nie powinien ryzykowa korzystania z kontinuum Mbiusa i zacz szaleczo pyn w stron biaego wiata Bramy. Kiedy wyczoga si na brzeg jaskiniowego koryta rzeki, przebra si w such, wygodn odzie. Pniej wycign z torby ciki, krtki karabinek. Dokadnie sprawdzi jego stan, wszystko wydawao si by w porzdku. Zdawa sobie spraw z komentarzy, jakie wymieniaj midzy sob poirytowane jego poczynaniami wampiry.

- Pojawia si i znika jak duch! Jest magikiem! Posiada tajemn moc! rozlegy si metafizyczne szepty. Harry umiechn si. - Och, zgoda, e mam pewne nadzwyczajne moliwoci - powiedzia gono. - Ale jeli chodzfb tego ducha... Posiadam najprawdziwsze ciao z krwi i koci, to raczej o was... - Harry! - odezwa si jaki przestraszony, chrapliwy, niemal zwierzcy gos. - Bd ostrony, Harry. To bardzo niebezpieczne rozmawia z wampirami w sposb, na jaki sobie pozwalasz! Keogh z trudem odnalaz waciciela gosu. Zasuszona, zmumifikowana posta

spoczywaa skulona i skromnie schowana na uboczu, w najciemniejszym kcie groty. Nekroskop mia wraenie, e rozmawia z kamienn rzeb. - Ty nie bye wampirem - czciowo stwierdzi, a czciowo agodnie zapyta przeraone stworzenie. -On?- wtrciy si znane mu gosy, na p obraone. - To Trog, gupcze! - Trog? - powtrzy Harry niepewnie, ale zaraz sobie przypomnia. - Ach tak! Pamitam, e mwiono mi o tym. A gdzie Wdrowcy? - Tutaj, Harry! - zabrzmia kolejny, tym razem bardzo ludzki gos. Dobiega jednak jakby z oddali, saby i przygaszony. - Niestety, nasze ciaa okazay si duo mniej trwae od

potnych cia Trogw i wampirw. Obawiam si, e niedugo nie pozostan po nas nawet wspomnienia. Ju teraz nie reprezentujemy sob niczego wicej. - Ale jestecie - powiedzia Harry. -I dla mnie znaczycie tyle samo, co pozostali. Sucham wic, kto mi pomoe? - Cisza. - Co takiego? Tysice, a przynajmniej setki lat po mierci, wy troglodyci - wci czujecie na sobie presj wampirw? Byem pewnien, e udzielicie mi kilku wskazwek na drog. - Poprawi okulary i zacisn skrzany pas, na ktrym zawiesi sw bro. Spojrza w gr na przycigajce, biae wiato. Gdyby wycign rk, z atwoci dosignby kuli.

- Pytaj, o co chcesz! - zaczy przekrzykiwa si sabe gosy Wdrowcw. - Kiedy walczylimy z wampirami. Przebijalimy ich czarne serca ostrymi kolkami i palilimy ich znienawidzone ciaa. Kiedy doszy do szczytu swej mocy, krwawo si na nas zemciy. Ale niczego nie aujemy. Porozmawiaj z nami, Harry. Nigdy nie bylimy tchrzami, w przeciwiestwie do tych prymitywnych Trogw - mwili z dum. Nagle ich gosy zabrzmiay panicznie. Harry bowiem stan na czubkach palcw i zanurzy sw rk w migocc sfer. -Nie rb tego, Harry! Za pno, do Keogha znikna w

mlecznym wntrzu Bramy. Prbowa jeszcze j stamtd wyszarpn, ale jego cigna tylko niebezpiecznie zatrzeszczay, a do nie cofna si ani o milimetr. Usysza zoliwy, denerwujcy rechot wampirw i paczliwe lamenty Trogw, mieszajce si z aosnymi okrzykami Wdrowcw. Poczu, e traci kontrol nad wasnym ciaem. Jaka potna sia oderwaa jego stopy od podoa i wessaa w gb wietlistej kuli. Sta si lekki jak pirko, i wbrew zasadom grawitacji, wolno unosi si w gr...

ROZDZIA DWUDZIESTY PIERWSZY

REZYDENT - W PERCHORSKU -- W OGRODZIE Pierwsz reakcj Harry'ego na zaistnia systuacj bya panika. Chcia instynktownie ratowa si ucieczk w kontinuum Mbiusa, w ostatniej jednak chwili oprzytomnia i unikn katastrofy. Bg jeden wie, dokd zaprowadziyby go metafizyczne drzwi, gdyby uy ich teraz - w samym rodku szarej dziury. Cierpli wie podda si lotowi, i nagle... Koniec tej podry by rwnie nieoczekiwany. Keogh przenikn przez zewntrzn powok kuli i bezwadnie zelizgn si po krzywinie. Upad na twarde rumowisko wypeniajce

przestrze midzy sfer a stromymi cianami krateru. Spostrzeg wkrtce, e istnieje rwnie druga kula. Brama, ktr tu przed chwil przyby musiaa by kopi pierwszej powstaej prawdopodobnie w wyniku dziaa w Perchorsku. Harry rozejrza si. Wszdzie wok napotyka wyloty niezliczonych, biegncych w gb skay tuneli. Wycign latark i owietli wntrza paru najbliszych. Wybra najbardziej poziomy i wczoga si do rodka. Po kilku metrach kana skrca ostro w prawo, a potem gwatownie opada. Koegh zrezygnowa z tej drogi i spokojnie si stamtd wycofa. Nastpne prby okazay si rwnie nieudane.

Dopiero pity tunel przez cay czas agodnie prowadzi ku grze. Harry zdoa si wyprostowa w szerszym teraz cylindrze. Nad sob ujrza obce, skomplikowane gwiezdne konstelacje. Wycign rk - do wylotu z kanau brakowao mu okoo p metra. Podkurczy kolana i prbowa podskoczy. Nie wyszo mu to zbyt zgrabnie. Mia ograniczon swobod ruchu, a poza tym ciya mu bro oraz bagatelka - dwiecie zapasowych naboi w kieszeniach. Mczyzna cign karabinek i przykrci do niego dugi tumik. Chwyci za jego koniec i wystajcym magazynkiem zaczepi o kolist

krawd. Mocno opierajc si plecami o zakrzywion, gadk cian tunelu, podcign swoje dobrze zbudowane ciao. Energicznie pomaga sobie okciami i kolanami. W kocu mg rozejrze si po okolicy. Wygramoli si na zewntrz i jeszcze raz rozejrza si dookoa. Nie przypuszcza, e i jego obserwoway czujne oczy. Po chwili ciemny ksztat przemkn ponad gow Keogha, wydajc przy tym dwiki, ktrych ludzkie ucho nie byo w stanie zarejestrowa. Okaza si nim wielki nietoperz, Desmodus, podajcy prosto w kierunku jednego z kamiennych zamczysk. W przeciwn stron, na

zachd, bieg osobliwy acuch. Jego ogniwa stanowili rozstawieni w regularnych odstpach troglodyci. Z ust do ust podawali sobie gony, umwiony sygna. Wiadomo o przybyciu intruza dotara niemal rwnoczenie do siedziby Lorda wapirw i do Ogrodu Rezydenta. O ile jednak Szaitis musia dopiero przygotowa do drogi sw latajc besti, Rezydent by uniezaleniony od wszelkich rodkw lokomocji i mg byskawicznie pokonywa najdusze nawet dystanse. Teraz te wykorzysta swoje niezwyke moliwoci i skierowa si na wschd. Bardzo szybko rozpozna przybysza i zdziwi si, e po

tych wszystkich latach, Harry Keogh zawita do krainy wampirw, i to w takim momencie. Rezydent nie wiedzia, czy cieszy si z tej wizyty, czy te obawia si niespodziewanego gocia. Ostatecznie mogo okaza si, e co dwie gowy, to niejedna. To pomylawszy, Rezydent po prostu poszed po Harry'ego, ktry cigle sta przy wietlistej kuli i rozglda si po cakowicie nie znanym mu wiecie... Jako pierwsze, przycigny uwag Keogha niebotycznie wysokie kamienne kolumny. Zaciekawiony, rozmyla wanie nad ich przeznaczeniem, gdy poczu, e kto go obserwuje. Byskawicznie przykucn i odbezpieczy automat. Jakie

czterdzieci jardw na pnoc od Bramy staa szczupa, nieruchoma posta. Naleaa prawdopodobnie do mczyzny, a jej twarz ukryta bya za zot, byszczc mask. - Nie strzelaj! - Dobieg stamtd mody, mski gos, a jego waciciel podnis rk w pokojowym gecie. - Nic ci nie grozi. Na razie! - Co w tym gosie zastanowio Harry'ego. Lekko si odpry i wyczekujco przechyli gow. - Na razie? - powtrzy Keogh zdezorientowany. - No, tak. - Usysza natychmiastow odpowied. - Spjrz tam! - Nieznajomy gow wskaza na wschd. Harry

pody wzrokiem za jego gestem. Zbliay si stamtd wielkie czarne cienie. Dosownie rosy w oczach. Zaczynay przybiera rozpoznawalne ksztaty, jeden mg przypomina gigantyczn uskrzydlon mante, natomiast drugi by tak potworny, e nie kojarzy si Harry'emu absolutnie z niczym. - Przypuszczam, e to Szaitis na swym latajcym potworze -powiedzia Rezydent - A obok, jedna z jego wojennych kreatur. Ale nie s sami, widzisz? Doganiaj ich inne latajce bestie, a na nich z pewnoci porucznicy Lorda. - Wampiry? - zapyta Harry. - Och, tak! Lepiej cho do mnie i nie

zadawaj zbdnych pyta. Nekroskop rozpozna swojego rozmwc. Co prawda nie znal dotd jego gosu, a jednak nie mia wtpliwoci, e go poznaje. Popiesznie pody w kierunku majestatycznej postaci. Z gry rozleg si guchy, ponury gos Szaitisa. - Poddajcie si! Jestecie odtd winiami najwikszego z Lordw, rozumiecie? - Jeste gotw, ojcze? - zapyta Rezydent i rozoy ramiona. Szybko okry Harry'ego peleryn. Nekroskop by ju pewien, e omioletni chopiec, ktrego poszukiwa i stojcy

przed nim, co najmniej dwudziestoletni mczyzna, to ta sama osoba. Przyzwyczai si do tego rodzaju niespodzianek. Jego wasna historia bya tak niewiarygodna, e nie przyszo mu do gowy, by si czemukolwiek dziwi. - Oczywicie, e jestem gotw, synu. Ale... na pewno wiesz, e zdoamy si uratowa? - Moesz mi zaufa. Musimy tylko oddali si od Bramy. - To ju wiem. Przekonaem si o tym na wasnej skrze. Tymczasem Lord wyldowa na zachd od miejsca, w ktrym cigle stali, za wojenna kreatura przyczaia si po ich wschodniej stronie. Pozostae bestie jak spy kryy ponad ich gowami.

- No c, Rezydencie - krzykn triumfalnie potny wampir. -Wyglda na to, e teraz mi si nie wymkniesz! - Zabior ci do swojego Ogrodu poinformowa Harry Junior ojca. Szaitis, zmierzajcy w ich stron pewnym krokiem - stan jak wryty. Wydawao si, e spieszy jedynie do kurzu, ktry zawirowa w prni pozostawionej przez tych dwch przekltych czarownikw. Przez dusz chwil nie ruszy si z miejsca. Jego nozdrza dray, kiedy swym paskim nosem wcha przed sob powietrze. W kocu odrzuci gow do tyu i rykn. Z jego ust wydostay si potoki soczystych przeklestw i grb.

- Ty podstpny Rezydencie! Wczeniej czy pniej ci dopadn. Ciebie, twoj magi i wszystko, co posiadasz. Bd mia twoj bro, niewidzialn peleryn i wyrw ci z garda kady sekret! Syszysz mnie? A twoi przybysze z piekielnego ldu zostan moimi niewolnikami i sugami. Wtedy za nie bdzie adnych przeszkd, ebym sta si jedynym prawdziwym Lordem tej krainy! To mwi Szaitis z rodu wampirw. Niech si stanie! Dziesi dni pniej w Perchorsku. Czyngiz Khuw z wielkim zapaem musztrowa, szkoli i wiczy swj nowy oddzia. Komandosi Khuwa, jak sam zwyk by o nich mwi. Pluton

najbardziej doborowych, nieustraszonych mczyzn spord synnych moskiewskich ochotnikw. Trzydziestu uzbrojonych ludzi i ich wyposaenie. Potne sylwetki w czarnych bojowych kombinezonach z biaymi plakietkami na ramionach i tradycyjnym oznakowaniem rang i stopni wojskowych. Mieli do dyspozycji pi lekkich, terenowych jeepw i trzy cikie motocykle. Wszystkie pomalowane na czarno, z biaymi koami na drzwiczkach symbolizujcych bram, stay teraz na platformie Projektu. Nie miay tablic rejestracyjnych ani dokumentw - tam, dokd miay wyruszy, nic nie byo potrzebne.

Pluton zosta pobienie zapoznany z przebiegiem wydarze w Perchorsku. Pokazano im nawet filmy z przybyszami, ktre udao si zarejestrowa na tamie. W ich wyszkoleniu szczeglny nacisk pooono na perfekcj w posugiwaniu si rcznymi miotaczami ognia, a take trzema wikszymi, przenoszonymi na wzkach. Ich zadanie wydawao si proste: przej przez Bram i zorganizowa po jej drugiej stronie baz. Krtko mwic, stanowili oddzia zwiadowczy. Kady z mczyzn wchodzcy w skad plutonu nie mia rodziny. Nie pozostawiali nawet kochanek, jedynie niewielu przyjaci i tylko dalekich krewnych. Ich serca byy

rwnie twarde, jak ich ciaa. Z kabiny na szczycie drewnianych schodw Wiktor uchow obserwowa pokrzykujcego na swych komandosw Khuwa. Stali oni na "piercieniach Saturna". uchow zastanawia si, czy wiat, do ktrego wyrusz bdzie dla nich rwnie gocinnym miejscem, jak Projekt, a take czym odpowie na ich karabiny i miotacze ognia. Nareszcie zajcia si skoczyy i Khuw przekaza dowdztwo najwyszemu stopniem. Mczyni otrzymali komend "spocznij" i mieli opuci grot w idealnym porzdku. Minli stojcego na schodach uchowa i zniknli wewntrz walca. Czyngiz mia zamiar wyj jako

ostatni, ale zauway dyrektora. - No i jak? - zapyta mojor KGB, kiedy znalaz si obok uchowa. - Co o nich sdzisz? - Syszaem, co im mwie - odpar uchow zimnym tonem. -Jakie to ma znaczenie, co o nich sdz. Dla mnie s ju martwymi ludmi. Oczy Khuwa byszczay gorczk jak oczy szaleca. - Nie - potrzsn gow energicznie oni przetrwaj. Maj minie ze stali, a musz walczy z potworami o mikkich ciaach. S samowystarczalni i doskonale zgrani... - Spojrza na wietlist kul. - Oni nie tylko przetrwaj. W tym prymitywnym i

dzikim wiecie oka si prawdziwymi supermenami! Zwyci i otworz nam drog do nowych bogactw. Kto wie, co tam znajdziemy? Jakie rda i zoa? Nie rozumiesz? Wszystko to przecie dla dobra i wielkoci Zwizku Radzieckiego! ' - To onierze, majorze, a nie pionierzy, osadnicy. Ich podstawowym zadaniem nigdy nie bdzie tworzenie nowego adu, ale zabijanie i burzenie starego porzdku! Entuzjazm Khuwa nie udzieli si opanowanemu naukowcowi. - Nie, ich podstawowe zadanie to samoobrona i zabezpieczenie Bramy. Kiedy j otworz, nic nie ma prawa przej przez ni. Jeli w ni wejdziemy

- Brama bdzie miaa charakter "jednostronny" w penym tego sowa znaczeniu. - A co z nimi? - Gos uchowa sta si lodowaty. - Wiedz, e nie bd mogli wrci? - Nie, nie wiedz - Khuw odpowiedzia byskawicznie. -1 nikt nie powinien im o tym powiedzie. Lepiej przyjmij do wiadomoci, e nikt nie ma prawa im tego uwiadomi. Obowizuj ciebie w tym wzgldzie specjalne instrukcje. - Instrukcje? - Dyrektor nie ukrywa oburzenia. - Mnie? - Zatwierdzone przez najwysze wadze. Najwysze, Wiktorze. Jeli chodzi o tych onierzy, tylko ja jestem ich

zwierzchnikiem. Z naboestwem sign do kieszeni i wrczy uchowowi kopert oznakowan pieczci Kremla. - A co do ich powrotu: jak na razie, -to niemoliwe, niestety. Lecz kiedy... - Kiedy? - uchow spojrza na kopert, ale jej nie otworzy. -Mysisz, e wystarczy na to ich ycia, czowieku? Bram mamy w zasigu rki od dwch lat i czego si nauczylimy? Niczego! Poza tym, e prowadzi do krainy nieziemskich potworw! A to niezbyt zachcajcy punkt wyjcia. Nie potrafimy nawet kontaktowa si z drug stron... To bdzie pierwsze przedsiwzicie wtrci oficer KGB.- Linia telefoniczna.

- Sucham? - Wiadomo przynajmniej - wyjani Khuw - e wiato i dwik rozchodz si wewntrz sfery we wszystkich kierunkach. Ludzie mog si tam komunikowa bez przeszkd. Dwik, cho znieksztacony, wydostaje si na zewntrz sfery. Jeli zawiedzie linia telefoniczna, w regularnych odstpach rozstawione zostan urzdzenia odbiorczo-przekanikowe. Dziki nim dowiemy si, jak tam wyglda. - Wci uciekasz od sprawy ich powrotu. - Zgoda! - Czyngiz straci panowanie nad sob. - Nie znam waciwej odpowiedzi. Ale, jeli w ogle sinieje

moliwo rozwizania tego problemu, poradzimy sobie z nim. Choby wymagao to wybudowania nowego Perchorska! - Drugiego Perchorska? uchow cofn si zdumiony. Poczu, e zascho mu w gardle. - Nigdy nie rozwaaem... - Nawet ci o to nie podejrzewaem, dyrektorze. - Khuw skrzywi si. Zacznij wic o tym myle. Przesta si jednak tym wszystkim tak bardzo przejmowa. Jeli ju musisz - zacznij si martwi o siebie i swoich ludzi. Znajdziesz w tej kopercie rozkazy na wasz temat. Niedugo po odejciu mojego plutonu podycie ich ladem! uchow musia chwyci si porczy, eby zachowa rwnowag. To, co

usysza, odebrao mu wszelkie siy. Khuw nie czeka, a tamten dojdzie do siebie. Odwrci si i zacz wchodzi po schodach wewntrz stalowego tunelu. Zanim jednak znik na wyszym poziomie, uchow odzyska gos. - A jakim to sposobem tobie udao si unikn takiego losu, majorze! - krzykn za odchodzcym. Khuw zatrzyma si i wolno zwrci na dyrektora beznamitny wzrok. - Mylisz si - potrzsn gow. - Nie widziaem po prostu powodu, dla ktrego mgbym ci zapoznawa z rozkazami dotyczcymi mojej osoby. Sdz, i ucieszy ci wiadomo, e za dziesi dni rozstaniemy si... na jaki

czas, Wiktorze. Id razem z moimi komandosami! Caej tej rozmowie przysuchiwa si ukryty za najbliszym zaamaniem schodw Wasyl Agurski. Kiedy do jego uszu dobiegy odgosy zbliajcych si krokw Khuwa, mczyzna odwrci si na picie i popieszy ma wysze poziomy. Zrobi to bezszelestnie w swych gumowych, laboratoryjnych pantoflach. Poza tym porusza si teraz ze zrcznoci kota. A raczej wilka. By rwnie silny, podstpny i aroczny. A jednak nie zdoa umkn przed bystrymi oczami Khuwa. Major KGB dostrzeg tylko cie jego sylwetki, ale to wystarczyo, eby poczu si zaniepokojony. Co dziwnego wizao

si z osob Wasyla. Czyngiz nie potrafi wskaza rda tego niepokoju. Nastpnego dnia, wczesnym rankiem, haas dzwonkw alarmowych wyrwa Khuwa z najgbszego snu. W pierwszym momencie przerazi si. Odpry si jednak, kiedy dotaro do jego wiadomoci, e rumor ten nie ma nic wsplnego z systemem uchowa. Zacz si popiesznie ubiera. Kto mocno zapuka do drzwi. Major otworzy i wpuci do rodka grubego Pawa Sawinkowa, ktry sania si na nogach, zlany potem. - Och majorze! - wysapa. Towarzyszu! O mj Boe! Boe! - Uspokj si, czowieku - warkn

Khuw.- Masz, siadaj. -Pchn Sawinkowa na stojce w pobliu krzeso. Grubas opad na nie bezwadnie i zacz nieopanowanie dre. - Prosz... prosz mi wybaczy! To tylko... Khuw lekko uderzy go otwart doni w policzek. Potem jeszcze raz, i nastpny. - Oprzytomniej czowieku i powiedz wreszcie, co si stao! Na rumianej twarzy Sawinkowa palce Khuwa pozostawiy biae lady. Z oczu espera zacza znika gorczka i odzyskiwa poczucie rzeczywistoci. Major zacz si obawia, e grubas zaleje si za chwil zami. Obieca sobie, e tym razem przyoy mu prosto

w zby. - No, sucham! - zachci szorstko. - Roborow i Rublow - jkn przybysz nie yj ! - Co takiego? - Khuw nie wierzy wasnym uszom. - Nie yj? Jak to si, na mio... Wypadek? - pyta oszoomiony. - Wypadek? - Sawinkow skrzywi si. Och, nie - chlipa - to nie by aden wypadek. Kiedy to si dziao, obudziy mnie ich myli. Zupeny koszmar! - Co z ich mylami? - zapyta major. - Co... co ich zaszokowao. Byli w pokoju Roborowa. Sdz, e grali w karty i Roborow zdecydowanie przegrywa. W pewnym momencie

wyszed do toalety. Kiedy z niej wrci... Rublow by ju prawie martwy. Co trzymao go za gardo! Roborow prbowa to odcign, a stwr odwrci si w jego stron! Boe, czuem jak on umiera! On... on... - Dalej, czowieku! - Kiedy tamto patrzyo na Roborowa, ten wrzeszcza: 'To nie moe by prawda! Mamo pom mi! Sodki Boe, wiesz, e zawsze ci kochaem! Nie pozwl, ebym zgin w ten sposb!" I to mnie znudzio. Widziaem te jego mier! - Co widziae? - Khuw nie wytrzyma i cisn twarz Sawinkowa w swoich doniach. - Boe, nie wiem! Nie potrafi nawet powiedzie, czy to by czowiek. Co

podobnego w swym ksztacie... Przypomina stwora z laboratorium Agurskiego! Khuw poczu, e przenika go zimny dreszcz. Si postawi Sawinkowa na nogi. - Zaprowad mnie tam - powiedzia kategorycznie. - Mwie, pokj Roborowa? Wiem, gdzie to jest. Bye tam? Nie? W takim razie, czy tam w ogle kto poszed? Nie wiesz? Skoczony gupiec! Chodmy tam natychmiast! Byli ju na korytarzu, kiedy umilky dzwonki alarmowe. Czyn-giz depta Sawinkowowi po pitach, nie pozwalajc mu si ociga.

- Dopiero teraz mog usysze wasne myli! Jeste pewien, e nie pamitasz komu o tym powiedziae? Przybiege z tym prosto do mnie, wbrew wszelkim regulaminom? Jeli to kawa... - mwi do nieprzytomnego ze strachu mczyzny. Pod drzwiami pokoju Roborowa sta zaspany, zdenerwowany onierz. Zasalutowa, jak tylko Khuw i Sawinkow znaleli si w zasigu jego wzroku. Minli szybko wartownika i weszli do rodka. Tam natknli si na dwch innych telepatw oraz na oficera KGB, Gustawa Litw. Caa trjka staa jak wmurowana, spogldajc z przeraeniem na podog. Khuw pody

za ich wzrokiem. "Jaki on podobny do Sawinkowa!" pomyla Khuw, krzywic si z obrzydzeniem. A raczej - by podobny, bo teraz zaznaczyy si wyrane rnice midzy yjcym telepat, a lecym u ich stp Rublowem. Cokolwiek go zabio, zdaro mu poow twarzy. Nie miao to z pewnoci nic wsplnego z dzieem chirurga operujcego skalpelem. Brakujcy fragment skry zosta po prostu wyszarpnity siln rk. W dodatku zmary mia rozdarte gardo. Wystaway z niego dziwnie suche, przerwane arterie. Major zastanawia si, gdzie podziaa si krew tego nieszcznika. By moe nawet wymamrota co na ten temat, bo nataz

usysza u swego boku pytajcy gos. - Sucham? - odezwa si Gustaw Litwa. - Nic wanego - powiedzia wyranie major. - Przyprowad tu Wasyla Agurskiego, Gustawie. Chc wiedzie, jakie zwierz mogoby pozostawi po sobie tego typu lady. Tylko on zna si na tych sprawach. - Drugi nie wyglda lepiej, majorze. Litwa, zadowolony, e moe opuci to makabryczne miejsce, krzykn ju spoza drzwi. - Drugi? - Roborow. - By twoim przyjacielem, o ile si orientuj. - Nareszcie umys Czyngiza zaczaj sprawniej funkcjonowa.

- Tak - odpar tamten - by. Ukryty za blatem przewrconego stou lea drugi trup. Wok ciaa Andrieja Rublowa walao si kilkanacie pokrwawionych kart do gry. Khuw bezceremonialnie odsun przygldajcych si telepatw i sam si nad nim pochyli. Twarz Rublowa wygldaa jak maska. Zastyg na niej wyraz miertelnej grozy. Z jego ust wysun si sztywny teraz, trupio siny jzyk. Jego poduna gowa bya zmiadona jakby gigantycznymi, zwierzcymi szczkami. Czaszka zapadnita po bokach, a przez niewielkie otwory sczyy si z niej struki krwi i pyny wypeniajce mzg.

Czyby to byy lady zbw? - Dobry Boe! - westchn Khuw. - Co rozszarpao jego ciao! Niech pan spojrzy na jego ramiona, majorze! Zamania byy otwarte. Kto zrobi to najwidoczniej z atwoci, bo nie zauwayli waciwie adnych ladw walki. Ma korytarzu znajdowa si aparat telefoniczny. Khuw wywoa oficera dyurnego w Centrum Systemu Bezpieczestwa uchowa. Kiedy tamten si zgosi, zasypa go pytaniami. - Kto ci pozwoli spa na posterunku? - Kto mwi? - Zapyta opanowany, przytomny gos. Khuw pozna, e naley on do najbardziej szanowanych naukowcw spord ludzi uchowa. - Tu major Khuw - odrzek nieco

uspokojony. - Wyglda na to, e mamy nieproszonego gocia. To morderca. - Ma pan na myli intruza? - Gos po drugiej stronie stwardnia. - Skd pan dzwoni, majorze? - Jestem na korytarzu w pobliu kwater KGB. Dlaczego pan pyta? - To ma by kto z zewntrz czy spoza Bramy? - Dzwoni - parskn Khuw - eby si dowiedzie! - W takim razie powinno by dla pana oczywiste - nadesza jadowita odpowied - e mg wtargn tylko z zewntrz! W przeciwnym razie wszyscy bylibymy ju dawno ywymi pochodniami!

-Ja... - Suchaj pan. Nie odrywam oczu od ekranw, ktre mam tu przed nosem. Poza niepokojem wywoanym przez te cholerne dzwonki, tu, na dole, wszystko jest w absolutnym porzdku. Czy to jasne? Khuw z furi rzuci suchawk na wideki. Jeszcze przez chwil wpatrywa si w czarny aparat Nie mia adnego punktu zaczepienia. Wrci do pokoju Roborowa i zwrci si do przeszukujcych pomieszczenie mczyzn. - Zostawcie to. Reszt zaatwi fachowcy. Dajcie mi znak, jeli zauwaycie cokolwiek nienormalnego.

Osobne polecenie wyda kulcemu si w kcie Sawinkowowi. - Id na koniec korytarza i wycignij z ek tych leni, moich ludzi z KGB. Chc ich tu widzie za pi minut, zrozumiae? Khuw wyszed razem ze swoimi podwadnymi i zamkn za sob drzwi. Ju na zewntrz zderzy si z nadchodzcym uchowem. - Nie wchod tam - ostrzeg major, widzc e tamten ma zamiar nacisn klamk. Dyrektor spojrza na niego zaskoczony, ale wyraz twarzy Khuwa powstrzyma go od niepotrzebnych protestw. - Co tam si stao? - Morderstwo, jak sdz.

- Jak sdzisz? - Wiem tylko, e znaleziono dwa trupy. Mona to nazwa zbrodni, przy zaoeniu, e zabjc jest czowiek. - Czy to naprawd wyglda a tak le? Skontaktowae si z Centrum? uchow myla intensywnie. - To bya moja pierwsza reakcja. -No i...? - No i nic - zniecierpliwi si oficer. Jeli to co spoza Bramy, musi by niewidzialne. Wkrtce nadszed Agurski. Khuw wlepi w niego wzrok. Wydawa si jakby... wikszy. Oczywicie, Agurski garbi si jak zwykle, ale gdyby si wyprostowa... Naukowiec mia na sobie nocn odzie i

nosi ciemne, nieprzejrzyste okulary. - Kopoty z oczami? - zapyta Czyngiz z zainteresowaniem. - Sucham? - Agurski spojrza na niego. - Ach, tak! To mi si zdarza, powraca od czasu do czasu. Fotofobia. Wszystko przez to cige przebywanie w pomieszczeniach pozbawionych naturalnego owietlenia. Khuw mia dosy zmartwie, eby przejmowa si na dodatek zwykymi dziwactwami. - Tam, w rodku - wskaza gow drzwi kwatery Roborowa -znajdziesz dwch martwych ludzi. Agurski nie by wstrznity t wiadomoci. Otworzy drzwi. Oficer KGB w ostatniej chwili przytrzyma go,

chwytajc jedn rk za rami. Pod palcami poczu napicie twardych, silnych mini. Dziwne, w porwnaniu z nieporadnymi ruchami i postur naukowca. - Oczekuj, e powiesz mi, kto lub co mogoby to zrobi. Chc posucha twoich przypuszcze. Gustawie, id z Wasylem. Lepiej, eby nie zostawa sam. Khuw zosta na korytarzu i opowiedzia uchowowi wszystko, co sam wiedzia o caej sprawie. Zaraz potem Litwa i Agurski wyszli z pokoju. Gustaw by miertelnie blady, ale Wasyl nie okazywa ladu wzburzenia. - Jakie wnioski? - zapyta major.

- Jedno jest oczywiste: zabjca charakteryzuje si nadzwyczajn si. Prawdziwa bestia! - odpar Agurski. - Bestia? - powtrzy uchow podejrzliwie. - Prosz nie bra tego, co mwi dosownie, dyrektorze. Ale, tak - to musiaa by ludzka bestia. Bardzo duych rozmiarw i bardzo silny... czowiek. - A lady zbw na czaszce Roborowa? - wtrci Khuw. - To zudzenie - stwierdzi stanowczo Wasyl. - Jego czaszka zostaa zmiadona jakim twardym, ostrym narzdziem. - Co tu si jednak nie zgadza. Jeden z

moich superpercepcjoni-stw twierdzi, e "widzia" morderc. A raczej zabjc, bo mia on wicej cech potwora ni czowieka. Koszmarnego potwora! -Czyngiz co sobie przypomnia. Agurski ju zbiera si do odejcia, ale naraz uwanie przyjrza si majorowi, jakby chcia sprawdzi, czy tamten mwi powanie. - Powiedziae, e "widzia" tego, co to zrobi? - To telepata, Sawinkow. Zobaczy go w swoim umyle, cho niezbyt wyranie. - Ach, tak! - Naukowiec skin gow. No c, moja dziedzina nauki uwzgldnia wycznie fakty i tylko na nich si opiera. Metafizyka nie naley do

moich silnych stron. Czy jestem wam jeszcze potrzebny? Wzywaj mnie inne obowizki... - Ostatnia sprawa - przerwa mu Khuw. - Powiedz, co zrobie z ciaem kreatury, ktr si opiekowae? - Co z nim zrobiem? Obfotografowaem je, dokadnie przestudiowaem, a na koniec spaliem. - Spalie? - Oczywicie. To przecie te by intruz zza Bramy. A tak do tej pory postpowalimy ze wszystkimi przybyszami, wic... - Agurski wzruszy ramionami. - Dobrze, ju dobrze Wasylu. - uchow poklepa go po ramieniu. - Miae do

tego pene prawo. Dzikujemy ci na razie. - Zawoamy ci, gdyby zasza taka konieczno - krzykn za nim Khuw. Boe, ten czowiek przyprawia mnie o mdoci! - doda w stron uchowa. - Cae to miejsce - odpar dyrektor dziaa na mnie w ten sposb. Sawinkow przyprowadzi specjalistw. Khuw nie powita ich zbyt przyjanie. Wygldali niechlujnie i byli nie ogoleni. Major krtko wprowadzi ich w spraw i powiedzia, czego od nich oczekuje. W czasie, kiedy z nimi rozmawia, Sawinkow gdzie si ulotni. Nie mia zamiaru czeka, a Khuw obciy go nowym zadaniem. Za chwil jednak sam wrci. Ale w opakanym jakim stanie.

Nogi pod nim dray, z garda wydobywa mu si bolesny char-kot i byo wida, e nie panuje nad swoimi reakcjami. - Pomocy, majorze! Ja... ja... o Chryste! - Co si stao tym razem, Pawe? Khuw energicznie potrzsn agentem. - Leo... nie! - Leo Grenzel? - Mwili o kolejnym telepacie. A Co z nim? - Cay czas si zastanawiaem, dlaczego Leo nie odkry obecnoci intruza szlocha Sawinkow - i poszedem do jego pokoju, eby go obudzi. Drzwi byy otwarte... wszedem... a tam... Khuw i uchow wymienili spojrzenia. Wyraay one dokadnie to samo

niedowierzanie i przeraenie! Sawinkow rozumowa jak najbardziej logicznie. Gdyby z Grenzlem byo wszystko w porzdku Ju dawno by tu trafi. Obaj mczyni pozostawili opierajcego si o cian telepat samemu sobie i pobiegli w gb korytarza. W pokoju Grenzla powtrzya si sceneria, jak Khuw zna z kwatery Roborowa. Telepata mia skrcony kark, jego rysy nabray nienaturalnej ostroci, a szeroko otwarte oczy byy bardziej ni zwykle szare i gbokie. Khuw wypad z pokoju ze cinitym gardem. Nie by w stanie sucha duej odgosw, jakie wydawa okupujcy azienk uchow.

Ogrd Rezydenta przypomina biblijny Raj. Pooony na jednym ze szczytw zachodniej czci grskiego masywu, zajmowa wydron w nim dolink. Mia nie wicej ni trzy akry powierzchni. Z trzech stron otaczay go naturalne wzniesienia, z jednej za koczy si stromym urwiskiem. Kady metr kwadratowy Ogrodu by pieczoowicie zagospodarowany: klomby, warzywniki i tryskajce rdeka otaczay urocze, mae oranerie. Woda pozwalaa rozwin si tu bujnej rolinnoci. Co dziwne, tylko niektre okazy tutejszej flory nie miay odpowiednika w ziemskiej przyrodzie. Zdecydowana wikszo

kwiatw, drzew i krzeww wygldaaby rwnie naturalnie przy kadym angielskim domu. Ich najlepsz opiekunk bya matka Harry'ego Juniora, ale ze wzgldu na zdrowie nie zawsze moga powici im tyle czasu, ile by sobie yczya. Doskonale zastpowali j w tym Wdrowcy. Z niegasncym zapaem dogldali te wszystkich innych spraw zwizanych z waciwym funkcjonowaniem osiedla. Dom Rezydenta sta w samym centrum dolinki. Zbudowany z biaego kamienia, przykryty czerwonym dachem sprawia wraenie prostego i eleganckiego. Przed jego frontonem zaoono basen z ciep wod - Harry Junior czsto z niego

korzysta. Jego Wdrowcy Aa nazwa odnosia si do przeszoci, bo nie musieli ju przenosi si z miejsca na miejsce/ mieszkali w podobnych, cho mniejszych domkach. Wszystkie posiaday centralne ogrzewanie. W oknach byszczay prawdziwe szyby, a i wyposaenie wntrz byo zaskakujco nowoczesne. Rezydent pomg im wznie szklarnie, ktre dostarczay kilkunastu gatunkw wieych warzyw i owocw. Najbardziej dowiadczony ogrodnik pozazdrociby obfitoci i jakoci plonw. Roliny, ktre nawet w najmniejszych dawkach nie znosiy sztucznego owietlenia hodowano przy

pomocy promieni ultrafioletowych. Oczywicie, znano tu i normaln elektryczno. Prd wytwarzay mae, ale wyjtkowo wydajne generatory napdzane wod bijc z wikszych rde. - To naprawd imponujce dzieo! powiedzia Harry Keogh, kiedy syn oprowadza go po swoim krlestwie. Zdumiewajce, ile zdye tutaj zrobi przez ten czas. Podobne sowa wypowiada kady, kto po raz pierwszy wstpowa na teren ogrodu. To samo Rezydent usysza z ust Zek Fener i Jazza Simmonsa. - To niezupenie tak - zaprotestowa teraz skromnie. - Nie bybym w stanie dokona tego sam. A poza tym wcale nie

planowaem tego z takim rozmachem. Chciaem po prostu y z matk w spokoju. Musiaem jej jednak zapewni odpowiednie do tego warunki. Dla mnie to wci tylko kawaek ziemi. O ca reszt zadbali sami Wdrowcy. Dlaczego nie miaem im pomc? Ale to oni s prawdziwymi twrcami Ogrodu. - A zabudowa? - zapyta Harry nie przekonany. - Tak, wiem, e to zwyke bungalowy, ale ich urok jest niepowtarzalny! Chcesz powiedzie, e i one wyszy spod fk tych jaskiniowcw? - Troglodyci to te ludzie, ojcze. - Harry Junior umiechn si wyrozumiale. Wampiry nigdy nie day im szansy normalnego rozwoju, to wszystko. To

prawda, e s tak prymitywni jak austalijscy Buszmeni, ale ucz si bardzo chtnie i szybko, A to pozwala nadrobi wiekowe zalegoci w przypieszonym tempie. Poza tym, szanuj mnie i s mi wdziczni. Nie pozwalam im czu si gorszymi. To dla nich nowo! A, co do architektury - no c, to rzeczywicie niecodzienna historia. Projekty pochodz od pewnego berlinczyka, ktry zmar w 1933 roku. Jego talent rozwin si po jego mierci. Jestem nekroskopem, tak jak ty, ojcze! Dziki temu zabudowa mojego Ogrodu jest rzeczywicie niepowtarzalna. Zreszt, wszystkie udogodnienia, ktre w nim znajdziesz zostay zaprojektowane przez zmarych. Czsto

bij na gow ziemskie osignicia. Spjrz, jak daleko w tyle ty sam pozostae. Zastanw si, ile dobrego moge zrobi ze swoimi moliwociami w cigu omiu dugich lat zamiast wybacz ostre sowa - marnowa ten czas na poszukiwanie mnie i mojej matki! Tej straty nie da si nawet oceni. - Widzisz - powiedzia w kocu z rozpacz w gosie Harry - to zupenie inna sprawa. Nie sdz, e masz prawo mnie oskara w ten sposb. Dla mnie, w moim umyle, mj syn jest teraz omioletnim chopcem. Czsto wyobraaem sobie, jak wygldasz i przyzwyczaiem si do tego wyimaginowego wizerunku. Pomyl

rozsdnie! Uwaasz, e atwo mi jest pogodzi si z tym, co tu znalazem? potrzsn gow przygnbiony. - Staraem si ju ci to wyjani... - Co? W jaki sposb mnie oszukae? Harry nie ukrywa bolesnej ironii. - Jak to zabawiae si nie tylko z przestrzeni, ale i z czasem? Wszystko rozumiem: cofne si na dugo przed swoje urodzenie i poza moment, w ktrym ci straciem: praktycznie rzecz biorc - dorastalimy rwnoczenie! Ja tam - na Ziemi, a ty -tutaj. Ile ty waciwie masz lat? - Dwadziecia cztery, Harry. - Twoja matka jest w tej chwili pitnacie lat ode mnie starsza. My sami moglibymy by brami!

Widz, e dobrze si ni opiekujesz. Powinienem by jednak o tym wiedzie! Jak moge zostawi mnie w takiej niepewnoci, synu?! - Czy, gdybym si odezwa, byby w stanie o nas zapomnie, Harry? Nie chciaem po prostu przedua agonii naszych wizw. - Jeszcze niedawno mwie do mnie "ojcze", ale mniejsza o to! Jeste jak... obcy w zotej masce. Nie wiem nawet, jak wygldasz. Tak, rozmawiamy rnymi jzykami! No c, widocznie tak miao by... - Wiem, e ci zraniem. Przez cay czas czuem twj bl i rozczarowanie westchn Harry Junior.

- Ale znosie to jako. - Mogem wrci, a jednak... w moim yciu wydarzyo si co takiego, e... Pewnego dnia zrozumiesz, e nie mogem postpi inaczej. Keogh wyczu w jego gosie szczery smutek. Dopiero wtedy uwiadomi sobie, e aureola smutku waciwie nie opuszczaa jego syna. Opado z niego cae wzburzenie. Znw skin gow, a jego wasny gos zagodnia. - W takim razie zdrad mi, w jaki sposb si tu dostae. Harry Junior momentalnie zauway zmian, jaka zasza w ojcu. On rwnie si odpry. - Pytasz o podr w czasie? Przecie ty te to robie.

- Tak, ale tylko wtedy, gdy byem pozbawiony ciaa. Byem duchem - ty za nie moesz przesta by materi. Mbius twierdzi, e to niemoliwe. Materialna ingerencja w tym wymiarze wywoaaby zbyt wiele paradoksw. -I ma racj - zgodzi si Rezydent. - W czysto fizycznym pojciu, w caym fizycznym wszechwiecie, byoby to nie do zrobienia. - Chcesz powiedzie, e dotare do innych wszechwiatw? - Sam znasz przynajmniej jeden z nich. - Kontinuum Mbiusa? Jednake... - Co ci powiem - wtrci Harry Junior. - Ty zrobie z przestrzeni to samo, co Mbius zrobi ze swoj wstk -

skrcie j o p obrotu. Ja te odkryem ten sposb. Spjrzmy jednak prawdzie w oczy - moje talenty przerastaj twoje. Tylko dziki temu potrafi zachowa fizyczn integralno po przekroczeniu granicy czasu. I wyj z ni na zewntrz. Musisz przy tym wiedzie, e Ogrd to jedyne miejsce... Harry nie przerywa. Uwanie wsuchiwa si w sowa Rezydenta. Zrozumia, co przeywa Darcy Clarke mwic, e w jego towarzystwie czuje si jak w towarzystwie przybysza z innej planety. Czyby podobna przepa leaa midzy nim a Harrym Juniorem? - Poczekaj synu - powiedzia oszoomiony. - Czy mona ci w ogle zrani?

- Zrani? - No, fizycznie, oczywicie. - O, tak! - Rezydent westchn ciko. Jestem wci tylko uomnym czowiekiem. Po najbliszym zachodzie soca okae si, na ile wytrzymae i odporne na ciosy jest moje ciao. - O czym ty mwisz? - Keogh zmarszczy brwi. - Wampiry maj swoich szpiegw, a ja swoich. Moemy si spodziewa, e nastpna noc nie bdzie tak spokojna jak poprzednie. Od miesicy to miejsce jest obserwowane z wielk skrupulatnoci. Z wyyn - oczami nietoperzy, z dou ulegych Trogw. Sami Lordowie uparcie usiuj telepatycznie wnikn w

mj umys, a jestem pewien, e ju dawno im si to udao z moimi Wdrowcami. Zek Fener tylko potwierdzia moje podejrzenia, co do ich wyranie wzmoonej aktywnoci. Cae szczcie, e ten, kto podsuchuje sam moe zosta podsuchany! - Ach tak? - Nachmurzy si Keogh. Wiem, e ju nieraz tego prbowali. Zawsze bezskutecznie. Dlaczego tym razem wydaje ci si to takie grone? - Bo udao im si zjednoczy. Ich poczone siy s, niebagatelne. Razem dysponuj prawdziw armi! Trzy tuziny wojennych kreatur, niezliczone zastpy Trogw i uzbrojeni w kastety porucznicy - nie mog sobie pozwoli na lekcewaenie takiej potgi. No i

wszyscy Lordowie... - Ale - Harry nie widzia adnego problemu - moesz w kadej chwili po prostu std odej. Do nastpnego zachodu wszyscy zdymy si przenie daleko, w bezpieczne miejsce... - Nie - potrzsn gow Rezydent. - Ty moesz. I Wdrowcy, i troglodyci, Zek, Jazz - wy macie do tego prawo. Ale nie ja. Tutaj jest moje miejsce! - Bdziesz si broni? Nic z tego nie rozumiem. - Zrozumiesz, ojcze. Ju niedugo zrozumiesz... ROZDZIA DWUDZIESTY DRUGI SEKRET REZYDENTA - KAREN W

OGRODZIE - WOJNA! Soce zaczo blednc na niebie, a wysokie szczyty lniy zotym blaskiem, kiedy Rezydent zwoa nadzwyczajne zebranie. Na placu przy domu mieli si stawi wszyscy, ktrzy mieszkali w Ogrodzie albo tylko korzystali z jego dbr. On sam sta na balkonie swojego domostwa i kadego przybyego, Troga czy Wdrowca, wita z rwnym szacunkiem. Przez krtki czas jego matka dzielia z nim obowizki gospodarza, ale zaraz znikna w gbi pokoju. Zawsze mia, sodka i szczliwa w bogiej niewiadomoci, jak dobra wrka. Harry Keogh unika jej wzroku, cho i tak nie moga go rozpozna,

bowiem duch jego wada ciaem Aleca Kyle'a. - Przyjaciele, nadesza chwila prawdy. Rezydent rozpocz swe przemwienie. - Najwyszy czas, ebycie podjli kilka wanych decyzji. Przesdz one o waszym losie. Nie zrozumcie mnie le nie bylicie, przeze mnie dotd oszukiwani, ale te nie wiecie wszystkiego. No c, pora uzupeni luki. Najpierw jednak par sw na temat zbliajcej si konfrontacji. Jestem pewien, e ju o niej wiecie. Niektrych z was ten konflikt w ogle nie dotyczy, przybylicie tu wbrew wasnej woli. W kadej chwili mog was std zabra. Zek, Jazz, Harry - do

was mwi; Wy, Wdrowcy - moecie kontynuowa sw podr. Znacie drog. Zdycie jeszcze znale bezpieczne schronienie w Sonecznej Krainie. Przejdmy do Trogw, wy rwnie moecie wrci do swoich jaski w Gwiezdnej Krainie. Wszyscy bowiem musicie zdawa sobie spraw z jednej rzeczy: tym razem wampiry uderz skuteczniej ni kiedykolwiek. , W dolinie rozleg si niski szum zdumionych szeptw. Harry, Jazz i Zek spojrzeli po sobie rozczarowani. Nagle z tumu wybi si ostry gos modego Wdrowca. - Ale dlaczego, Rezydencie? My te jestemy silni. Mamy bro. Potrafimy

zabija wampiry! Dlaczego nas od siebie odpychasz? Harry Junior spojrza w jego kierunku. - Czy wampiry s waszymi wrogami? - Tak! - pada chralna odpowied. Zawsze nimi byli! - krzykn modzieniec. - I chcecie ich zabi? -Tak! Rezydent skin gow. - Co z wami, troglodyci? Byy czasy, kiedy poddaczo suylicie swym Lordom. Czy teraz zdecydujecie si powsta przeciwko nim? Po krtkiej, burzliwej dyskusji wystpi ich przywdca. - Dla ciebie, Rezydencie, zawsze!

Potrafimy odrni dobro od za, a ty jeste dobrem. - A ty, Harry - ojcze? Nie dawae wampirom chwili spokoju w twoim wiecie. Czy zawsze tak samo ich nienawidzisz? - Po krzywdach, jakie wyrzdzili ludziom - odpar Keogh - nie przestan ich nienawidzi do koca ycia! Na koniec Rezydent spojrza w stron Zek i Jazza, - Mog was std zabra i przenie tam, skd przyszlicie. Nawet wicej: mog was zanie w dowolny punkt kuli ziemskiej, czy to jasne? Zaczniecie nowy ywot tam, gdzie naprawd chcecie. Wybr naley do was. Popatrzyli na siebie, ale nie musieli

zastanawia si nad odpowiedzi. - Nie spieszy si nam a tak bardzo, ebymy nie mogli poczeka, a rozprawisz si z wampirami. - Jazz odpowiedzia w imieniu obojga. Niedawno wybawie nas z prawdziwych opresji, nie pamitasz? Poza tym, mielimy ju do czynienia z tymi otrami. Jak moge przypuszcza, e si nas pozbdziesz? - Pozwlcie, e co opowiem. Kiedy zaczynaem si tu urzdza i pomagao mi w tym tylko kilku Trogw znalazem wilka. Byo mi go al, poniewa reszta stada odwrcia si od niego i mocno go pogryza. By ledwie ywy, wrcz umierajcy, jak mi si

wtedy zdawao. Wci nie znaem do koca waszego wiata i nie rozumiaem spraw, ktre teraz s dla mnie oczywiste. W kadym razie, zaopiekowaem si biednym zwierzciem, odkarmiem je i wyleczyem z ran. Wydobrza w zaskakujco krtkim czasie, a ja sdziem, e ocaliem mu ycie. W rzeczywistoci jednak nie pozwolia mu umrze bestia, ktr w sobie nosi! Wok panowaa idealna cisza. Harry zorientowa si nagle, e bezwiednie zbliy si do balkonu o dobrych kilka krokw. W jego oczach pojawi si gboki niepokj. - Mwiem ci, ojcze - cign Rezydent - e miaem swoje powody, dla ktrych

nie mogem do ciebie wrci. Z tych samych powodw musz tu teraz zosta i broni swojego miejsca na tej ziemi. Wszyscy bylicie zgodni, e trzeba walczy z wampirami. Nienawidzicie ich wszystkich! W takim razie nie mam prawa prosi was o pomoc przeciwko nim. - Harry... - zacz jego ojciec, ale Rezydent nie pozwoli mu skoczy. - Oto w jaki sposb wilk odpaci mi za moje serce - powiedzia i jednym ruchem cign swoj zot mask. Zasaniaa ona twarz modego Harry'ego Keogha. Harry Senior nie mia adnych wtpliwoci, e oto stoi przed swym rodzonym synem. Tylko, e oczy tamtego

wieciy w blasku zachodzcego soca - krwist purpur. Z tumu podnioso si przecige, niskie westchnienie. Przez jaki czas wszyscy stali i patrzyli na przywdc. Potem zaczli midzy sob szepta i w kocu rozeszli si maymi grupkami. Wkrtce na placu pozostali tylko Harry Senior, Zek i Jazz. "S tu, bo po prostu nie maj dokd pj" - pomyla Rezydent. - Zaraz was std zabior - powiedzia gono. - No jasne, to piekielnie proste! parskn sarkastycznie jego ojciec. Zejd tu w tej chwili, mam dosy tego zadzierania gowy! Moesz sobie by Rezydentem, ale przede wszystkim

jeste moim synem. Ty, wampirem? Nie poznaem dotd wampira, ktrego kochaoby tylu ludzi. Czy moesz mi to wyjani?, Harry Junior, nie zwlekajc, zszed do czekajcej na niego trjki. - No c, to wszystko prawda. Rni si troch od nich, ale jednak jestem wampirem. Rzecz polega na tym, e mj umys i moja wola s zbyt silne, ebym podda si ulokowanemu w moim ciele zarodkowi. To ja jestem jego panem, a nie na odwrt Od czasu do czasu prbuje wyrwa si spod mojej kontroli, ale jeszcze nigdy ze mn nie wygra. W ten sposb wampir "pracuje" wycznie

dla mnie, nie majc adnego wpywu na otoczenie. Daje mi swoj si i wytrzymao. W zamian ma miejsce do ycia - swojego gospodarza. Musiaem si pogodzi tylko z jedn rzecz jestem bezbronny wobec soca. Jego promienie rani mnie i odbieraj mi moc. Dlatego wanie moja siedziba znajduje si tak blisko Gwiezdnej Krainy. Zwr uwag - moja siedziba! I moje terytorium. Nie pozwol, eby kto inny si tu panoszy! Powid wzrokiem po zasuchanych twarzach i umiechn si agodnie. - To chyba wszystko, co miaem wam do powiedzenia. Mam nadziej, e jestecie gotowi. - Ja nie. - Harry potrzsn gow

zdecydowanie. - Zostaj do koca. Nie po to szukaem syna przez osiem lat, eby teraz zostawi ci w takiej sytuacji - doda gderliwie. - Nasz odpowied te ju znasz odezwa si Jazz. Za ich plecami zaszuray niepewne kroki Trogw. Najbardziej miay wystpi przed innych. - Bylimy poddanymi Leska i nie mamy zamiaru wrci pod jego okrutne rzdy. Bardzo lubimy pracowa dla ciebie. Bez twoich rad znw bdziemy niczym. Chcemy walczy po twojej stronie, Rezydencie. Na twarzy Harry'ego Juniora pojawia si rozpacz. Troglodyci byli niezawodni

w warunkach pokojowych, ale w walce na mier i ycie nie wystarcz dobre chci. Nagle za Trogami co si zakotowao. Nadeszli Wdrowcy. Zek i Jazz prbowali ich policzy, ale zrezygnowali. Wygldao na to, e powrcili w komplecie - nie brakowao ani jednego mczyzny, kobiety czy dziecka. - No tak - powiedzia Harry Senior, rozgldajc si po powanych twarzach. - Bierzmy si wic do roboty. Godzin pniej Jazz Simmons zacz wydawa Wdrowcom sprzt ze zbrojowni Rezydenta. By to doskonale zaopatrzony magazyn i znajdowaa si tam wystarczajca ilo broni dla kadego, kto potrafi si z ni obchodzi.

Jazz znalaz w nim nawet p tuzina miotaczy ognia i okazao si, e wielu Wdrowcw zna zasad ich dziaania. Stwierdzi te, e ma prawdopodobnie do czynienia z najdrosz amunicj na wiecie, poniewa wikszo naboi wykonana bya z czystego srebra. Mimo, e niemal cay skad pochodzi ze zwyczajnych kradziey /przy czym Harry Junior by przekonany, e nikt nie ucierpia zbyt dotkliwie na tych rabunkach/, t cz uzbrojenia Rezydent Uosta zmuszony zamwi i opaci. Oczywicie zotem Wdrowcw, ktre znajdowao si pod dostatkiem i nie naleao w oczach tubylcw do szczeglnie cennych kruszcw.

Zachwycao swym kolorem, blaskiem, ale byo zbyt cikie do przenoszenia z miejsca na miejsce i zbyt mikkie na wykonanie z niego przedmiotw uytkowych. Posiadao wic z ich punktu widzenia wicej wad ni zalet i rozstawali si z nim bez alu. Wikszo broni zostaa wyprodukowana w Niemczech, Jazz jednak wybra dla siebie solidny, radziecki karabin duego kalibru. Mia on potn si uderzenia i wymaga sporych umiejtnoci od jego posiadacza. Jazz wyprbowa go i poczu, e moe mu zaufa. - Mimo wszystko - powiedzia potem Rezydentowi - o ile zdyem pozna skuteczno wojennych kreatur - mam

wraenie, e nie wystraszymy ich naszymi zabawkami. - Miotacze ognia to ju nie zabawki odrzek mody Kairy. -I zapewniam ci, e wampirom nie spodobaj si srebrne kule! Oczywicie, wiem czego si obawiasz - prawie czterdzieci wojennych bestii to nie jedna, ale... Widziae tamte granaty? Jazz wzi do rki jeden i zway go w doni. By wielkoci pomaraczy i bardzo ciki. Simrrins spojrza pytajco. - Nigdy si z takimi nie spotkaem powiedzia. - Amerykaskie. Niezwykle grone, moesz mi wierzy. Rozpryskuj si na

setki kawakw metalicznego fosforu! Tymczasem Harry Senior uy przestrzeni Mbiusa /po raz pierwszy w tym wiecie/ i przenis na najwyszy szczyt dwch bardzo wanych Wdrowcw. Byli oni ekspertami w posugiwaniu si wielkimi lustrami, ktrymi "apali" ostatnie promienie zachodzcego soca i odbijali je w dowolny punkt z nadzwyczajn precyzj. Poza tym zostali wyposaeni w bro maszynow i szybkostrzelne dziaka redniego kalibru. Zamierzali osabi przy ich pomocy pierwsze uderzenie atakujcych. Byli niezwykle dumni ze swego zadania, cho zdawali sobie spraw, i maj niewielkie szans na powrt ze swych odpowiedzialnych

stanowisk. Harry wyldowa z nimi na tym przyczku i niemal od razu zauway zbliajcy si do niego czarny ksztat. Cho dzielca ich odlego wynosia co najmniej dwie mile, bystre oczy Keogha rozpoznay powikszajc si z sekundy na sekund sylwetk. Nie byo wtpliwoci, nadlatywa potwr wampirw. Wdrowcy te go dostrzegli. - Czy mamy go spali? - krzyknli, podbiegajc do zwierciade. - Jest tylko jeden - powstrzyma ich Harry. Instynkt ostrzega go przed pochopnym dziaaniem. - Poczekajcie, a stanie si jasne, e ma zamiar zaatakowa Ogrd.

Harry zostawi ich i zaczaj szuka Rezydenta. Zanim go jednak odnalaz, natkn si na Zek. Staa nieruchomo z zamknitymi oczami i czoem zmarszczonym w najwyszym skupieniu. Naraz potara skro trzsc si doni. - Co nie tak, Zek? - zapyta Harry. - Nie, Harry - odpara, nie otwierajc oczu. - Wszystko w porzdku! Lady Karen przybywa tu, eby si do nas przyczy. Bdzie walczya po naszej stronie, rozumiesz? Ma cztery wojenne kreatury, ktre tylko czekaj na jej rozkazy. Na razie chce wiedzie, czy nie grozi jej tu niebezpieczestwo. - Moemy jej zaufa? - Znam j dobrze, Harry. Jest zupenie

inna ni Lordowie. Karen zbliaa si. Wida byo, e si waha, e na co czeka. Ju wszyscy w Ogrodzie j zauwayli. Nadbieg Jazz Simmons. - Co si dzieje? - zapyta zaniepokojony. W tym samym momencie pojawi si Rezydent Zek powtrzya obu mczyznom to, co usysza Harry. - Id, prosz, do Wdrowcw i uspokj ich. - Rezydent zwrci si do swego ojca. - Nie zaszkodzi z ni porozmawia. - Harry znik w jednej sekundzie. "Wylduj midzy murem a urwiskiem. Nic ci nie grozi!" - Zek przesaa Karen wiadomo. Karen zbliya si, a daleko za ni na niebie pojawiy si cztery wielkie

cienie, jej wojenne kreatury. - Ju jest - szepna przejta Zek. Latajcy potwr opad z zaskakujc przy jego masie i rozmiarach zrcznoci i lekkoci. Jego gowa chwiaa si teraz na dugiej szyi, a pozbawione wyrazu oczy bdziy po okolicy, nie wykazujc adnego zainteresowania ani Ogrodem, ani przeraonymi mieszkacami. Karen zelizgna si z wdzikiem z jego rozlegego grzbietu i podesza do murku. Wywoaa swym wygldem i "skromnym" strojem sensacj. Zek w pierwszym odruchu chciaa serdecznie si z ni przywita, ale co j powstrzymao. Moe wyraz twarzy

Jazza, na ktrej rysowa si wyjtkowo cielcy zachwyt. Nawet Harry Senior wyglda na poraonego urod Karen. Tylko Rezydent by niewzruszony. - Podobno chcesz si do nas przyczy? - zapyta pozbawionym emocji gosem. - Jestem gotowa umrze tu razem z wami. - Czyby? Uwaasz, e to takie oczywiste? - Oczywiste? - powtrzya. - Jeli wierzysz w cuda, mdl si, eby wydarzy si jeden z nich. Mnie nie musisz uwzgldnia w swych modlitwach. Nie dbam o swoj skr. W kilku sowach przedstawia im swoje pooenie i rol, jak reszta wampirw

przydzielia jej w ich planach. - W ten sposb - zakoczya przynajmniej kilku z nich podzieli mj los! - Co z twoimi Trogami i porucznikami? - Chcia wiedzie Rezydent, - Troglodytom zwrciam wolno odpara natychmiast - A jeli chodzi o reszt... To wcieke psy! Wypdziam ich ze swojej siedziby. Moe wysuguj si nimi teraz inni Lordowie? Nie wiem i nie interesuje mnie, co si z nimi stao. - Twoje zamczysko pozostao puste? - Tak, zupenie. - Wiele powicia... i - Nie - potrzsna gow - to ja zostaam powicona. A teraz lepiej

koczcie swoje przygotowania. Jeszcze ich nie syszycie, ale ja wiem, e s ju w (kodze. - Mwi prawd - popara j Zek. - Ja te ich ju sysz. S dni krwi i mona teraz czyta w ich umysach jak w otwartych ksikach. Przestali si kry ze swoimi zamiarami. I rzeczywicie nadchodz! Rezydent przytakn i wskaza gow nadlatujce bestie. - Twoje wojenne kreatury, Karen. Czy mona im zaufa? - Nie mniej ni mnie samej, jeli si na to zdecydujecie. A nie powinnicie traci na zastanawianie si wicej czasu. - W takim razie - poleci Harry Junior -

dwie z nich ustaw u stp urwiska, a dwie pozostae u przeciwlegego koca Ogrodu. Bd dobr obron obu krtszych bokw doliny. A ty, w jaki sposb zamierzasz walczy? Da ci jak bro? Jest jej dosy dla kadego. - Obejdzie si, ja ju jestem uzbrojona. Karen dumnie podniosa gow i wysuna spod peleryny swe smuke, ale mocno zbudowane nagie rami. Dziesitki kolcw, haczykw i ostrzy zalnio na jej nadgarstku. Jazz pomyla, e kto niewprawny mgby si czym takim porani. Ten, kto stanie na jej drodze, nie umrze atw mierci. - Spjrzcie! - powiedzia Harry z naciskiem. - Ju ich wida.

Byo niemoliwoci nie zauway ich nadejcia. Cz nieba zaczernia si od niezliczonej iloci punktw. Wygldao to jak nalot szaraczy. - Wszyscy na stanowiska! - krzykn Rezydent. - Co z lampami? Nie czekajc na dalsze rozkazy, Wdrowcy wczyli rozmieszczone wzdu murw reflektory. Strumienie promieni ultrafioletowych przeszyy ciemniejce niebo. Ich ciepo i blask nie mogy zabi wampirw, ale bolenie parzyy i przynajmniej na jaki czas olepiay. Rezydent przytrzyma za okie przebiegajcego Wdrowca. - Co z waszymi kobietami i dziemi? -

zapyta prdko. - Gdzie jest moja matka? - Odesalimy je, panie. - Pada pospieszna odpowied. - S w dole, w Krainie Soca. Maj tam czeka tak dugo, a kto pozwoli im stamtd wrci. Harry Junior zwrci si teraz do ojca i caej reszty. - W takim razie wszystko ju gotowe. - W sam por - odpar Jazz Simmons bo ju si zaczo. -Wzrok skierowa na Gwiezdn Krain. - Syszycie? Usyszeli szorstkie krzyki Trogw i haas bojowego zamieszania. Stamtd te rozlegy si pierwsze strzay z broni palnej. Niektrzy troglodyci posiedli pewn umiejtno posugiwania si najprostszymi karabinami.

- No c, naleao si tego spodziewa. Ju od duszego czasu Lordowie spdzali w poblie Ogrodu cae szczepy najbardziej prymitywnych Trogw. To ich miso armatnie - powiedzia Harry Junior. - Ojcze, bd ciebie potrzebowa. W pewnej sprawie jeste lepszym ekspertem ode mnie. - Pro, o co chcesz. - Kiedy po raz ostatni wywoywae zmarych? Keogh cofn si zaskoczony. Jego twarz wyraaa lekkie niezdecydowanie. Natychmiast si jednak przeama. - Zgadzam si na wszystko. Przez przestrze Mbiusa przenieli si w d pnocnych zboczy gr i

zmaterializowali si w panujcych tam ciemnociach. Z tej odlegoci widzieli tylko kby kurzu wzbijajcego si nad chaotycznym, zaartym bojem pdzikich ludzi. Jednym metafizycznym krokiem znaleli si prawie na skraju kbowiska. Stao si jasne, e oddziay Rezydenta zostay zdziesitkowane i nie maj szans na utrzymanie wyznaczonych im do obrony pozycji. Przerazili si, e za kilka minut ta droga stanie otworem dla setek nacierajcych neandertalczykw. Ale nie tylko dlatego Harry Junior zdecydowa si osobicie interweniowa na tym przyczku. - Chciabym ocali przynajmniej kilku z moich ludzi. Zasuyli na to swoim oddaniem i walecznoci - powiedzia

ojcu. Harry Keogh zamkn oczy i przemwi do zmarych. - Wy, mieszkacy zimnych grobw i spltanych korzeni drzew, do was si zwracani z prob o pomoc. Potrzebujemy was w walce z wielk niesprawiedliwoci. Czy moecie spokojnie patrze na to, co si tutaj dzieje? , Nie czeka dugo na odzew. Usysza w umysach guche, sposzone szepty. - Kto? Co? Pomc? W jaki sposb? O co chodzi? - O Trogw! - Gos zabra Rezydent. Zamieszkiwali te ziemie, zanim dostali si pod panowanie okrutnych wampirw. Cz z nich walczy wanie

w imi dawno utraconej wolnoci, ale przegrywaj. Gin w obronie wasnego dziedzictwa. To ich tereny! - Co wy na to? - Harry zawsze rozmawia ze zmarymi jak rwny z rwnymi. By ich przyjacielem i bezbdnie to wyczuwali. Mg sobie dziki temu pozwoli na absolutn swobod za kadym razem, kiedy si do nich zwraca. - Jeli si rozsypalicie, to trudno, nasza strata. Ale ci, ktrzy potrafi si jeszcze porusza niech posuchaj uwanie. - I Harry wytumaczy im, czego od nich odzekuje. Potem musia odpowiedzie na wiele pyta. A take cierpliwie wysucha skarg. - Trogi? To przecie o nas mowa!

Wampiry? Niektrzy z nas te im suyli. Dziesitki, setki naszych braci zgino w ich piekielnych wojnach. To faszywi bogowie! Dzicy i bezwzgldni! Ale walczy z nimi? Jak? Znw nas pozabijaj! - Nie moecie umrze dwukrotnie przekonywa ich Harry. - To wasi ywi potomkowie teraz umieraj i cierpi! - Potomkowie? Troglodyci, tak jak i my sami? - Tak. I znw w subie u wampirw. Znacie ich los z wasnych dowiadcze. Jedni gin, bo nie chc si podda strasznym Lordom, a drudzy - bo wol umrze ni pozosta pod ich rzdami. - To prawda! - odezwa si jeden z

polegych przed chwil wojownikw. Na nas moesz liczy, panie. Z radoci jeszcze raz powstaniemy! - No, dalej! - krzykn poirytowany jaowoci przecigajcej si rozmowy Keogh. - Ruszcie si, pki nie jest za pno! Stacie u boku swych synw i wnukw w walce przeciwko waszym oprawcom. Na co czekacie? Nareszcie ziemia zafalowaa i wydostay si z niej setki zmumifikowanych, zesztywniaych po wieloletnim bezruchu, niezupenie kompletnych cia. Tu za plecami niepowstrzymanie prcych do przodu Trogw usiedli ci, ktrzy dopiero przed chwil zostali przez nich zadeptani. Po chwili zaczli niezgrabnie, ale

zdecydowanie poda ladem swych zabjcw. W powietrzu rozszed si mdy odr zgnilizny. Kiedy oddziay Rezydenta zobaczyy, c to za upiorna sia stana do walki po ich stronie - ich Unia ostatecznie si zaamaa, a oni sami -rozproszyli si przeraeni po znanej sobie okolicy. Tym razem mogli sobie na to pozwoli milczca, ponura armia zmarych kontynuowaa rozpoczte przez nich dzieo. Nie mogli przegra, poniewa mier mieli ju za sob, a c innego mogo ich teraz pozbawi zwycistwa? Koszmarny widok walki sta si zbyt odraajcy nawet dla Keoghw. Powrcili wic do Ogrodu.

- Synu - powiedzia Harry Senior, chwytajc go za rami. -Patrz! Niebo nad Ogrodem stao si a czarne od krcych nad nim latajcych potworw i wojennych kreatur wampirw. Prawdziwa wojna miaa si dopiero rozpocz... Kilka wojennych kreatur wyldowao w pobliu muru od strony urwiska. Toczyy tam miertelny, peen skrzekliwego wrzasku bj z wojennymi kreaturami K aren. Reszta bestii szaleczo miotaa si midzy parzcymi ich skr promieniami ultrafioletowymi. Wysoko w grze rozegraa si tragedia dwch Wdrowcw operujcych podwjnym zwierciadem. Zginli

zmiadeni potnym ciaem latajcego potwora Leska. Lesk, nie zwaajc na ich ostrza, umylnie spowodowa katastrof. Sam zosta przy tym ranny, nie mwic o jego latajcej bestii, ktrej ciao zostao podziurawione jak sito. To tylko rozdranio szalonego Lorda i poderwawszy swego ledwie ywego wierzchowca do ostatniego lotu, zanurkowa samobjczo w sam rodek Ogrodu. Zosta jednak w por dostrzeony przez czujnych obrocw i powstrzymany cian ultrafioletu. Celnie rzucony granat eksplodowa tu przed i tak osabionym latajcym potworem, do reszty go oszoamiajc. Straciwszy rwnowag, spad jak kamie i ciko zderzy si z

twardym podoem. Si rozpdu rozora przy tym pas ziemi, na ktrym znajdowa si dugi fragment muru wraz z wieloma bronicymi go Wdrowcami. Wszyscy zginli, przyduszeni gigantycznym cielskiem bestii. Ona sama przekoziokowaa niezgrabnie, wyrzucajc z sioda wciekego Leska. Inne potwory caymi grupami ldoway na obrzeach siedziby Rezydenta. Niszczyy pikne domki i bezlitonie zadeptyway wypielgnowane tereny. Zeskskiwali z nich porucznicy Szaitisa, Belatha i Volse'a. Z obdem w oczach rozgldali si po okolicy, dni wieej krwi. Jazz Simmons przywita ich celnym ogniem swego karabinu.

Rozbiegli si po zacienionych zakamarkach w poszukiwaniu atwiejszego upu. Simmons spojrza w stron domu Rezydenta. Dwch nekrosko-pw obserwowao stamtd rozwj wypadkw. - Jak to wyglda? - krzykn agent, napotykajc ich wzrok. Nie dosyszeli. Jego gos uton w haasie miertelnych jkw Wdrowcw, bolesnych wrzaskw raonych srebrnymi pociskami bestii i tpego stukotu broni automatycznej. Zreszt, chyba nie potrafiliby odpowiedzie na to pytanie. - Powinnimy do nich doczy powiedzia Harry Keogh do syna.

, - Nie! - Potrzsn gow Rezydent. Na nas jeszcze przyjdzie czas! Tymczasem Zek podbiega do Jazza i mocno chwycia go za rami. - Patrz! - zawoaa. Dokadnie ponad ich gowami przelatyway wanie dwie kolejne wojenne bestie. Te jednak byy obcione jakimi olbrzymimi, podunymi ksztatami, ktre dwigay pod sob. - Bestie produkujce gaz! - wyszeptaa przeraona Zek. - Co takiego? - Jazz pomyla w pierwszej chwili, e si przesysza. Za moment ujrzeli, jak jeden z adunkw oderwa si od ciaa kreatury i zacz

wolno opada. Dryfowa w powietrzu w stron najwikszego skupiska reflektorw. Te natychmiast skieroway swe strumienie na jego falujce ciao. Zaczy wydobywa si z niego kby pary, co przyspieszyo lot ku ziemi. Jazz nagle zrozumia t now strategi. - Nie! - krzykn ogarnity panik i rzuci si w bok, osaniajc ciaem Zek. Potny wybuch zmit w jednej sekundzie trzeci cz wszystkich ludzi Rezydenta. Przez Ogrd przetoczya si fala gorcego, cuchncego powietrza. Kiedy atmosfera oczycia si, Jazz pomg Zek podnie si. Dom Rezydenta straci wszystkie szyby i cz dachu. Harry i jego syn zdyli ukry si*w jego wntrzu. Wci

przybyway nastpne wojenne kreatury wampirw.,Powstrzymyway je ju tylko granaty, bezustannie rzucane w ich kierunku przez sabncych Wdrowcw. Bestie nalece do Karen ju dawno zostay wyeliminowane z walki. ' Ona sama zobaczya w pewnym momencie, e co gramoli si za murem, przy ktrym znajdowao si jej stanowisko bojowe. W kocu okazao si, e to Lord Lesk doszed do siebie po niezbyt szczliwym ldowaniu jego latajcego wierzchowca. Wyszed z dotychczasowych wydarze bez szwanku i jego oczy zabysy podliwie na widok urodziwej Lady. Karen wyrwaa reflektor z rk przeraonego Wdrowca

i skierowaa go prosto na jednook twarz szaleca, olepiajc go. Ten jednym kopniciem wytrci lamp z jej doni. Odwrci si bokiem w kierunku Lady, by dodatkowym, wyksztaconym na ramieniu okiem skontrolowa sytuacj. Nie zdy. Karen jednym zdecydowanym ruchem uzbrojonej rki rozoraa jego ciao. Krzykn, bardziej ze zdumienia ni z blu. Woln rk dotkn rany, jakby chcia si upewni, e stao si to naprawd. Midzy odsonitymi ebrami pulsowao jego wielkie, te serce. Dopada go gromada Wdrowcw i prbowaa powali na ziemi. Ale on jednym szarpniciem silnego ramienia ostudzi ich przedwczesny zapa. Za to

Karen po prostu wycigna rk i chwycia yciodajny misie. Szarpna i z zimn owi wyrwaa go z potnego ciaa Leska. Z jego ust buchna ciemnoczerwona ciecz. Lord jeszcze przez moment chwia si na sztywnych nogach, a potem upad jak cita koda. Wdrowcy dopiero wtedy odwayli si podej do niego ponownie. Byskawicznie polali jego ciao rop i podpalili. Z satysfakcj przygldali si ognisku. * Tymczasem druga z gazowych bestii dryfowaa w kierunku domu Rezydenta. Harry wraz z synem musieli natychmiast opuci to miejsce. Tym bardziej, e na balkon wdaro si dwch porucznikw

Szaitisa. Wkrtce jednak poaowali swej miaoci. Obaj Keoghowie wywoali metafizyczne drzwi, sprowokowali przeciwnikw do bezporedniego ataku. Po czym, wraz z nacierajcymi, wstpjli w przestrze Mbiusa i szybko z niej wyszli. Porucznicy zniknli na zawsze. Kolejny wybuch cakowicie zniszczy dom Rezydenta. Jedna z wojennych kreatur rozbia generatory gwnej siowni Ogrodu i wygasia ostatnie reflektory, pograjc dolin w absolutnej ciemnoci. W ten sposb wympiry, ktrym mrok nie przeszkadza w doskonaym widzeniu, uzyskay przewag. Harry chwyci syna za rami.

- Myl, e nadszed czas, o ktrym wspominae niedawno. Cokolwiek miae wwczas na myli, jestem pewien, e przysza pora na decydujce posunicie. - Masz racj, ojcze - zgodzi si Harry Junior. - Wiesz, e w kontinuum Mbiusa nawet myli maj swj fizyczny ciar. W ten sposb my dwaj moemy czu si tam zwizani metafizycznym acuchem. - Oczywicie. - Keogh skin gow. - Przeprowadzaem w kontinuum rne dowiadczenia, rzeczy, o ktrych ci si nawet nie nio - zacz Rezydent bez cienia wyszoci. - Potrafi przesya nie tylko myli, jeli jest kto, kto potrafi

odebra moj przesyk. Tylko, e w tym przypadku byaby ona wyjtkowo niebezpieczna. Nie dla ciebie - dla mnie. - Nie mam pojcia, o czym mwisz. Harry poczu, e ma wyschnite wargi. Paraliowaa go wiadomo nieuchronnej klski. - Posuchaj! - Rezydent szybko wyuszczyy mu swoje zamiary. - Rozumiem - powiedzia Keogh. - Nie sdzisz jednak, e ucierpi na tym twoi Wdrowcy? - Nie jestem pewien. Moe troch. Ale na pewno niezbyt powanie. W przeciwiestwie do Lady Karen. Zabierz j std, prosz! Rezydent po chwili przenis si do

swojej zrujnowanej siedziby i odnalaz w jej gruzach byszczcy, foliowy paszcz. Wrci do Harry'ego i szczelnie si owin metaliczn peleryn. - Id do Karen - powiedzia Harry Senior. - Gdzie si spotkamy? - Tutaj. Poczekam tu na ciebie. Keogh odszuka Karen w momencie, gdy, niezmordowana, bezlitonie rozprawiaa si z kolejnym porucznikiem. Nie. Potrzebo waa pomocy, eby sobie z nim poradzi. Harry chwyci j za rami. - Nie zadawaj adnych pyta - krzykn pospiesznie. - Chod, prdko. - Obj j i uns w przestrze Mbiusa. Wyldowali w bezpiecznej odlegoci

od Bramy. Wytrzeszczya oczy ze zdziwienia. -Co to? - Ktre zamczysko jest twoje? przerwa jej bezceremonialnie. Pokazaa bez sowa, a on znw j obj... Pozostawiwszy oszoomion Lady w opustoszaej siedzibie, sam nie tracc czasu, powrci do Ogrodu. - Na pewno wiesz, o co chodzi? zapyta go po raz ostatni Rezydent - Tak. - Harry skin niecierpliwie gow. - Zacznijmy dziaa! Wstpili w metafizyczn przestrze. Rezydent szybko pody ni na poudnie, przez gry przeszed na soneczn stron, a potem dalej, w kierunku... soca.

Stan przed wielk, olepiajc kul i otworzy wietliste drzwi. - Teraz! - Harry usysza cichy rozkaz wydany przez syna. Otworzy drzwi Mbiusa prowadzce wprost do Ogrodu. Czyste, zote promienie przeciy przestrze i zalay Ogrd rzek palcego wiata. Harry sterowa zocistym strumieniem, omiatajc nim wszystkie zaktki dolinki. Bezlitonie topi czarne ciaa wojennych kreatur, ktre rozpyway si pod nim jak polan kwasem. Pozostaway po nich tylko dymice, cuchnce kaue obrzydliwej mazi. Nekroskop obawia si o ycie syna. Soce, ratujce ycie innym, sprawiao

nieopisany bl modemu Keoghowi. Nagle promienie zniky. Pozwolio to odpocz Harry'emu od wyczerpujcej kontroli nad opornymi drzwiami Mbiusa. Przerwa ta zaniepokoia go jednak. - Synu, odezwij si. - Przesa w przestrze trwoliwie. - Co z tob? - Mc... Wszystko w porzdku. Daj mi jeszcze kilka sekund... Harry czekajc cierpli wie, otworzy metafizyczne wrota i wypatrywa przez nie kolejnych potencjalnych ofiar. Na pierwszy ogie wybra Lordw: Belatha i Menora, ktrzy siali wrd rozbieganych w panice Wdrowcw prawdziwe spustoszenie. - Ju!

Harry zablokowa drzwi kontinuum Mbiusa i skierowa promienie na wybrane ofiary, a zabjczy strumie pad dokadnie na ich muskularne ciaa. W jednej chwili wampiry straciy swoj moc. Skra zagotowaa si na nich i odpada, odsaniajc napite minie. Wkrtce i one spyny z koci jak stopiony wosk. Pozostao po nich tylko echo przedmiertnego krzyku, ktre brzmiao w uszach poddanych Rezydenta jak najpikniejsza melodia... Teraz Harry przechyli drzwi i pooy je prawie poziomo. W ten sposb mg skierowa przechwytywane promienie pionowo do gry. Wygldao to tak, jakby soce zawiecio z gbi ziemi.

Latajce potwory i wojenne kreatury okupujce niebo, zaczy si skrapla i spada na walczcych w Ogrodzie gstym, brunatnym deszczem. - Ach! - Rozlego si w ciemnociach. - Synu! - zawoa przestraszony nekroskop. - Przesta ju! Zwyciye1. Zaczynaj si wycofywa. Skoczmy z tym, zanim sam zginiesz! - Nie! - pada cicha, ale stanowcza odpowied. - Musimy rozprawi si z nimi raz na zawsze. Zejd teraz w di masywu w poblie ich zamczysk. Keogh podporzdkowa si bez dalszych protestw. - Teraz! - krzykn Rezydent. ta smuga pada na siedzib Szaitisa i zacza bdzi po oknach i balkonach.

W pewnym momencie Harry dostrzeg w jej wietle ruch gigantycznego stworzenia. Pojawiy si bestie wytwarzajce gaz. Wanie ich szuka. Wystarczya sekunda i wybuch, ktry rozerwa nadmuchane ciao na tysice kawakw, o sile raenia tysicy maych pociskw, nie pozostawi nic z misternej konstrukcji fortecy. Przez nastpnych kilka minut ssiednie budowle po kolei rozpaday si jak zamki z piasku. W kocu zostaa tam tylko samotna siedziba Lady Karen. - I to wszystko! - wyszepta Rezydent. Ojciec i syn, wypeniwszy w najdrobniejszych szczegach zadanie, jakie sami przed sob postawili,

powrcili do Ogrodu. Wszystko wok dymio, a niedawni wojownicy krcili si wrd zgliszczy, nie wierzc w cud, ktrego stali si wiadkami. Oszoomieni, przecierali oczy. Harry Junior chwia si na nogach, nadtopiony paszcz przylgn do jego skry. Modzieniec w pewnej chwili chcia podej do ojca, ale zrobi tylko krok w jego kierunku i bezwadnie osun si prosto w jego wycignite ramiona. Miny trzy dni. Rezydent wrci do zdrowia. Tylko mieszkajcy w nim wampir potrafi w tak krtkim czasie zaleczy rany, ktrymi byo pokryte cae jego ciao. Zreszt oparzenia, ktrych dozna, ju dawno

spowodowayby mier normalnego czowieka. Harry Senior wiedzia teraz na pewno, e jego syn nigdy nie powrci do Starego wiata. I potrafi si z tym pogodzi. Jego syn zosta wampirem i tu byo jego miejsce. Musia tu pozosta. Drogo zapaci za utrzymanie swojej dotychczasowej pozycji i wci by tu potrzebny. Poza tym nie do koca wiedzia, w jakim kierunku rozwinie si okupujcy jego fizyczn powok zarodek. Zastanawia si, czy zawsze bdzie w stanie nad nim panowa. W kadym razie sdzi, e tutaj duo atwiej poradzi sobie z tym przekltym dziedzictwem.

Lady Karen - te rnia si od reszty wampirw. Przynajmniej na razie. Harry'emu byo obojtne, co si z ni stanie, natomiast cay czas mia na uwadze dobro swego syna. Wiedziaa, e pewnego dnia moe sta si dla niego bardzo niebezpieczn ssiadk. Nie mona do tego dopuci... Pozostawiwszy Rezydenta pod opiek Jazza i Zek, Keogh wybra si w odwiedziny do piknej Karen. Jego odejcie zbiego si z dwoma niezwykymi wydarzeniami. Byy to dwa wzruszajce spotkania. Autorem pierwszej niespodzianki by dzielny wilk, ktry z poranionymi do krwi apami dotar po wielu trudach do swej

ukochanej pani. Dziwnym, szczliwym trafem ustrzeg si dotd zaraenia wszechobecnym wrd zwierzt wampiryzmem i jego serce pozostao wypenione jedynie prawie ludzk mioci i bezinteresown wiernoci. Zek pakaa, tulc si do jego wychudzonych bokw. Drugie spotkanie byo nie mniej radosne. Razem z wilkiem przyszed do Ogrodu, wycieczony dugim marszem Lardis Lidescu wraz z garstk Wdrowcw. Tylko oni ocaleli z puapki przygotowanej przez Szaitisa i jego porucznikw... ROZDZIA DWUDZIESTY TRZECI OSTATNIA Z WOJENNYCH BESTII -

CIG DALSZY DRAMATU W PERCHORSKU Widzc, e losy bitwy s przesdzone, Lord Szaitis zawrci latajcego potwora i skierowa go w stron swojej kamiennej siedziby. Jego wierzchowiec nis go ostatkiem si - mia rozpruty brzuch i wntrznoci wyciekay z niego wielkimi, krwawymi skrzepami. Szaitis rwnie osabiony, zdoa jednak w por skry si za oparciem swego sioda przed bezporednim uderzeniem promieni sonecznych i to uratowao mu ycie. Wszechmocny dotd wampir ostatecznie mg si przekona, e nie jest jedynym

wadc tego ldu. Tajemnicza bro Rezydenta bya nie do pokonania, a jego moc leaa poza zasigiem rozumienia nawet najwikszego z Lordw. Inni wadcy Gwiezdnej Krainy te doszli do tego wniosku i masowo opuszczali pole bitwy. Ich caa nienawi skierowaa si teraz przeciwko temu, kto popchn ich do tego zgubnego ataku. Mieli wrci silniejsi ni kiedykolwiek - wracali chykiem i odarci ze swej sawy. I tylko ci, ktrzy mieli tyle szczcia, eby przey zawieruch. Szaitis spotka po drodze Ferenca i Pinescu. Ich latajce potwory przez krtki czas unosiy si nisko nad zboczami, by w kocu rozbi si o jakie skalne wystpy. Stao si

oczywiste, e dumni Lordowie, chyba po raz pierwszy w yciu, bd zmuszeni odby reszt drogi na piechot. Nawet sam Szaitis nie znalazby teraz w sobie do siy na metamorfoz, ktra pozwoliaby mu skorzysta z wasnych skrzyde dla szybszego i mniej poniajcego przemieszczenia si. Lord Belath, Lesk o Szczeglnej Sawie, Grigis i Laskula, i wielu innych nie miao nigdy powrci do swych ponurych zamczysk... Jeli chodzi o wojenne kreatury, Szaitis spotka tylko jedn z nich. Opuszczona przez przewodnika leciaa teraz zdezorientowana do miejsca, z ktrego pochodzia. Szaitis nie potrafi sobie

przypomnie, do kogo niegdy naleaa. Zniknli wszyscy porucznicy. W ogle, po caej armii wampirw pozostao moe tuzin latajcych potworw, nioscych na swych umczonych grzbietach mniej lub bardziej kontuzjowanych kilku ocalaych Lordw. Najwyraniej oszczdzali siy, wolno wracajc do swych domostw. A raczej do tego, co mieli zasta na ich miejscu. Kiedy Szaitis min olepiajc Bram poczu, e serce podchodzi mu do garda. "Czy to moliwe? Gdzie si podziao Krlestwo Lordw? Ha! Co z niego jednak ocalao. To siedziba tej podstpnej Karen!" - pomyla z wciekoci.

Zacza go dawi niepohamowana furia. Szarpn rzemiennymi cuglami i zdecydowanie skierowa swego wierzchowca w stron jedynej nienaruszonej budowli, wiadectwa zdrady piknej Lady. Przeceni jednak moliwoci swego latajcego potwora. Pozostaa bowiem z niego ju tylko bezsilna skorupa. Ostatkiem woli potwr poderwa dug szyj, ale nad skrzydami przestawa ju panowa. Zaczy si niebezpiecznie skada, groc rych katastrof. Jeszcze raz potwr sprbowa je rozoy, ale nie kontrolujc sytuacji zahaczy jednym ramieniem o wystajc ska, ktrej nie dostrzegy jego zamglone

wycieczeniem oczy i run w d... Nic ju nie mogo zapobiec kolizji. Lord Szaitis przy gwatownym uderzeniu o ziemi zosta wyrzucony z sioda jak z katapulty i zary twarz w skaliste podoe. Wcieky z ponienia poczu, e krwawi. Ze zoci wyplu piach trzeszczcy mu w ustach, potem wsta niezgrabnie i potrzsn gow. Wycign uzbrojon rk w stron niedalekiego ju zamczyska Karen i pogrozi niewidocznej przeciwniczce. Podszed kilka krokw i zatrzyma si niezdecydowany. Mg si tego spodziewa. Jedyna ocalaa wojenna kreatura, ktr widzia przed chwil, naleaa wanie do Karen. Wiedzia, e pki yje jej

wadczyni, bdzie posuszna tylko jej rozkazom. Forteca Lady okazaa si w tym momencie niedostpna dla bezbronnego Szaitisa, z czego doskonale zdawa sobie spraw. Krew si w nim zagotowaa, ale musia podda si chodnemu rozsdkowi. Podnis gow i zawy. By to gos upokorzonego, dnego zemsty wilka. Ta zwierzca skarga pozwolia mu nieco rozluni napite minie. Jego ramiona opady, a on sam powlk si ze zwieszon gow w stron gruzw, w ktrych nikt nie dopatrzyby si niedawnej wielkoci upokorzonego Lorda... Dotar do nich z zapadnitymi

policzkami, poparzon twarz i wieloma innymi ranami. U podstawy jego siedziby znajdowaa si dotd pracownia, przykryta wyjtkowo grubym stropem. Z satysfakcj stwierdzi, e sklepienie wytrzymao i nie zaamao si pod naporem setek ton zwalonych na kamieni i caych fragmentw masywnych cian budowli. Pomieszczenie to suyo do produkcji wojennych kreatur i latajcych potworw, formowania bestii, wytwarzajcych ciepodajny gaz i ywych wodocigw. Jeden z najnowszych latajcych stworw wyszed z niszczcej akcji Rezydenta bez szwanku i mg teraz z powodzeniem suy swemu Lordowi. Szaitis znalaz w podziemiach i inne

stworzenia, ktre przeyy katastrof: przeksztaconych Wdrowcw i Trogw, stanowicych niejako surowiec wykorzystywany w procesie powstawania wojennych kreatur i innych bestii. Lord nie zainteresowa si jednak ich losem. Wiedzia, e uwizieni w klatkach i specjalnych zagrodach prawdopodobnie zgin z godu j wycieczenia. Ponad gow Szaitisa ostatni z Lordw lecia na swym ponurym wierzchowcu ku ciemnej pnocy. Wszyscy zgodnie podali w tym samym kierunku. Tam, gdzie soce w ogle nie wschodzi. Szaitis pragn do nich doczy. Zgodnie z panujc wrd wampirw

legend, gdy ktry z nich raz pokona Krain Wiecznych Lodw, za ni znajdzie w nagrod dziewiczy teren, nad ktrym bdzie mg obj rzdyV aden z yjcych dotd jej nie sprawdzi: nie byo takiej potrzeby. Teraz jednak ich panowanie w kamiennych zamczyskach naleao do przeszoci, a nie potrafili si obej bez wadzy, lecieli wic w poszukiwaniu nowych terytoriw, ktre mogliby podbi i ktre mogliby nazwa swoimi. Szaitis ju mia zacz schodzi po roztrzaskanych stopniach schodw, kiedy dostrzeg wrd ruin jaki ruch, a do jego uszu doleciay sabe jki. Zaskoczony zawrci w kierunku, z ktrego dochodziy. Z gruzw

wystawao muskularne ludzkie rami. To stamtd wydostawao si pprzytomne woanie o pomoc. Szaitis umiechn si zowieszczo, rozpoznajc ten gos. - Karl! - mrukn do siebie. - Przybysz z piekielnego ldu! Jeden z tych, z ktrymi musze wyrwna pewne rachunki doda pod nosem. Bez wysiku odrzuci kilka wielkich gazw i z powstaej szpary jednym ruchem wycign Wiotskiego. Nie obchodzi si z Rosjaninem zbyt delikatnie. - Nie, nie! - krzykn tamten. - Och, Boe! Moje nogi! - Rzeczywicie, obie mia poamane poniej kolan.

Szaitis bezlitonie potrzsn nim w powietrzu i zmusi do otwarcia oczu. - Twoje nogi? - sykn zjadliwie. Twoje nogi? Popatrz na mnie, gupcze? Niedbale posadzi sw ofiar na duym, paskim kamieniu i uchyli poy swej obszernej peleryny. Pod ni nie byo ani kawaka caej skry. Liczne skaleczenia i zadrapania sprawiy wraenie jednej, krwawej miazgi. - I jak ci si podobam? - zapyta Szaitis drwico, widzc, e jego wygld zrobi odpowiednie wraenie na ledwo ywym z blu agencie KGB. Wiotski nie powiedzia ani sowa. Jego uwag pochono teraz utrzymanie takiej pozycji, w ktrej cierpia

najmniej. Opiera si na wyprostowanych ramionach, co pozwalao maksymalnie odciy jego zmasakrowane nogi. - Wiesz, Karl - zacz Szaitis protekcjonalnie - co mi si zdaje, e a nazbyt dobrze pamitam nasz ostatni powan rozmow. A ty? Wiotski znw nie odpowiedzia. Wolaby straci teraz przytomno, ale z drugiej strony ba si, e Szaitis nie pozwoliby mu ockn si z omdlenia. Ogarna go nowa fala potwornego blu. Przymkn oczy, ale wci by wiadom tego, co si wok dzieje. - Nie pamitasz? - zapyta Lord natarczywie. Udawa, e jest tym zaskoczony. Podnis rk i jakby od

niechcenia zacisn ozdobion byszczc bransoletk do. Z cichym, metalicznym trzaskiem z obrczy wyskoczyy miercionone ostrza. Byo ich a nazbyt duo. Jedno z nich wystarczyoby z powodzeniem do pozbawienia ycia bezbronnej ludzkiej istoty. - No c - westchn kpico Szaitis. Przypomn wic, co ci obiecaem w przypadku, gdy po raz kolejny sprbujesz wydosta si spod mojej opieki. Ostrzegaem, e oddam ci mojej najbardziej arocznej ze wszystkich wojennych kreatur. Co ty na to? Pytanie byo retoryczne. Cisza panowaa wok.

- Niestety - cign Szaitis nie zraony brakiem jakiegokolwiek odzewu i wydawa si rozkoszowa wasnymi sowami - brak wojennych kreatur zmusza mnie do pewnej niesownoci. Poza tym, twoja niesubordynacja nie moe zosta do koca udowodniona, co pozwala mi wyj z tej sytuacji z honorem. Co prawda, dabym sobie uci gow, e rozkazaem Gustanowi zabra ci z sob na nasz wypraw do Ogrodu Rezydenta. Czyby zawinio tu jego roztargnienie? A moe po prostu... nie mg ci odnale, bo gdzie w ukryciu przeczekae, a si oddalimy? Wielce tajemnicza historia... - Ja... ja... - zacz si jka Wiotski.

- Och, naprawd? - Szaitis umiechn si szatasko. - Ja... ja... - powtrzy drwico. W jednej sekundzie grymas zoliwoci spyn z jego twarzy. Po raz kolejny sign gboko do szczeliny, z ktrej przedtem wycign Wiotskiego. Wydoby z niej automat i wypchane, skrzane sakwy Rosjanina. Ten znw cicho jkn. Na to Szaitis wybuchn gonym, przeraajcym miechem. Zacz si klepa z uciechy po udach, jak gdyby usysza przed chwil doskonay dowcip. Jego rado urwaa si jednak rwnie nieoczekiwanie, jak rozpocza. Pochyli si nad rannym Karlem i lekko musn jego kolano dugim ostrzem.

Ruch jego rki by minimalny, ale wystarczy, by tkanina rozdara si niemal bezgonie i wypyna spod niej gsta, ciemna krew. Wiotski tylko westchn, zachwia si nienaturalnie wyprostowany i w kocu zemdla. Szaitis nie pozwoli mu upa. Pochwyci jego lejce si ciao i przerzuci przez zdrowsze rami. Tak obciony zacz schodzi do ocalaych podziemi. Latajcy potwr wycign w stron Lorda sw$ dug szyj. Pozbawione wyrazu oczy popatrzyy na niego bez najmniejszego zainteresowania. Nie inteligencja miaa by jego mocn stron, a umiejtno latania i wytrzymao. Po odbyciu prbnego lotu

Szaitis postanowi wyruszy na nim na pnoc. Ale nie od razu. Mia tu jeszcze co do zrobienia. Przed chwil przyzna si Karowi, ze w wojnie straci wszystkie swoje kreatury. Nie oznaczao to jednak, e bdzie mia nastpne do swej dyspozycji. Ich produkcja naleaa bowiem do najbardziej strzeonych tajemnic wampirw. A Szaitis by prawdziwym specjalist w tej dziedzinie. Nadszed czas, eby to wykorzysta. W jednym z ostatnich eksperymentw spod jego rk wysza kreatura tak przebiega i niebezpieczna, e zaskoczyo to nawet jej twrc. Z

umysem Troga i ciaem bdcym odraajc kombinacj wilka i nietoperza, stwr wymyka si wszelkiej kontroli. Dwukrotnie ucieka swemu panu, a ten, rozdraniony, postanowi raz na zawsze rozprawi si z jego niesubordynacj, cho pocigao to za sob take rezygnacj z jego niewtpliwych zalet. Pewnego razu Szaitis zosta sprowokowany i wyzwa na pojedynek jednego z mniej wanych Lordw. W uczciwej walce zabi przeciwnika i zgodnie z panujcym tu obyczajem mia prawo dysponowa jego martwym ciaem. Zabra je wic do swej pracowni i wyuska z niego wampirzy zarodek. Nastpnie wszczepi jajo w

ciao swej buntowniczej kreatury i... wepchn j w Bram. To wszystko wydarzyo si, zanim jeszcze Szaitis zrozumia, jakimi "piekielnymi" talentami obdarzeni s przybysze z piekielnego ldu. Przypuszcza, e by moe nawet sam Rezydent stamtd pochodzi - rdo wszelkich nieszcz, ktre dotkny ostatnio cay rd wampirw. Teraz Szaitis z nawizk pragn im za nie odpaci. Myla o skonstruowaniu wojennej kreatury, jakiej nie byo dotd na tym wiecie. Sdzi, e - kiedy dowiedz si o niej czarownicy spoza wietlistej kuli - dobrze si zastanowi, zanim przyl tu swoich nastpnych

niszczycieli wampirw. Rozkoszujc si podobnymi wizjami, Szaitis rzuci wci nieprzytomnego Wiotskiego na wielki st i sign po lece opodal instrumenty ..1 Operacja trwaa bardzo dugo. Min cay dzie i zblia si kolejny zachd soca, kiedy Lord uzna swe dzieo za ukoczone. Z ogromn satysfakcj przyglda si jak stwr, ju samodzielnie, wyksztaca na swym ciele niezliczone miercionone wyrostki. Potem Lord zakodowa w jego prymitywnym umyle rozkazy, ktre miay by dla kreatury jedynym instynktem i motorem dziaania. Mg teraz spokojnie pozostawi j sam sobie. Miaa w zasigu rki do

ywego pokarmu, by zaspokoi pierwszy gd. Mogo si nawet zdarzy, e najedzona - tak zwikszy sw objto, i jedyne przejcie stanie si dla niej zbyt wskie i nie zdoa opuci pracowni. Szaitis nie mia jednak wtpliwoci, e dna wieej krwi bez trudu je sobie poszerzy. Tego wanie od niej oczekiwa. Dosiad swego latajcego wierzchowca i postanowi po raz ostatni nacieszy oczy piknem zdradliwej Karen. Mia jej te co nieco do powiedzenia. Podlecia do jej siedziby i zacz uparcie kry wok najwyszych partii zamczyska. Wywoywa jej imi tak dugo, a dla witego spokoju podesza do jednego z

okien. - Jeste nareszcie! - krzykn Szaitis zawieszony w powietrzu. -Ostatnia ze starej, a moe pierwsza z nowej generacji wampirw. C to ma zreszt za znaczenie. Nic nie zmieni faktu, e to przez ciebie stracilimy wszystko! I sama nigdy nie zdoasz odbudowa naszej potgi! - Szaitisie - odpara wzburzona - jeste najwikszym kamc i obudnikiem jakiego znam! Okamujesz nawet siebie. Oskarasz mnie o spowodowanie waszej zguby, cho musisz doskonale zdawa sobie spraw z tego, e to ty sam do niej doprowadzie! I nie oszukasz mnie - nie dbasz o los innych Lordw. Cigle mylisz tylko o sobie,

Wielkim Lordzie Szaitisie! Czy omielisz si zaprzeczy tej oczywistej prawdzie? - Jeste okrutn, zimn kreatur, Karen! sykn rozwcieczony. - Bynajmniej! Sdzisz, e udao wam si ukry przede mn wasze podstpne plany? Ach, ta wasza pewno siebie. Nigdy nikogo nie doceniae, Szaitisie. Tym razem nie docenie ani mnie, ani Rezydenta i to ciebie zgubio. Wydawao si, e ma zamiar j zaatakowa. Ale powstrzymaa go przed pochopnym dziaaniem. - Uwaaj, Szaitisie! W cigu sekundy moesz mie do czynienia z moj wojenn kreatur! Cofn si

upokorzony. - Niestety wiem, e nie kamiesz. Przyjdzie jednak dzie kiedy bd mg stan przeciwko niej bez obawy o wasn skr. - Omielasz si grozi? Zaskoczony ujrza za jej plecami jaka msk posta. - Ach, widz, e zadbaa nawet o towarzystwo! - Szaitis chcia skrzywi si drwico, ale samcza zazdro a nadto przebijaa poprzez nieudany grymas. - Odkd to potrzebujesz kochanka, eby rozgrza swe ciao w chodne noce? Czyby twoja krew a tak ostyga? Ale... nie poznaj, kto to taki. Czy ju si kiedy widzielimy? - Przybyem z piekielnego ldu. - Harry

Keogh uprzedzi Karen w odpowiedzi na ostatnie pytanie. - Jestem ojcem tego, ktrego nazywacie Rezydentem i nie mielimy dotd przyjemnoci pozna si osobicie, cho wiele o tobie syszaem. W pierwszym odruchu Szaitis szarpn si do tyu. "Kto wie, jakimi mocami dysponuje ten czarownik, skoro ma tak potnego syna?" - pomyla. Potem jednak zwyciya w nim zwyka ciekawo. - Powiedz mi jedn rzecz - zwrci si do nekroskopa. - Co ciebie tu sprowadzio? Przybye tu tylko po to, eby zniszczy wampiry? Harry potrzsn gow. - To wyszo przy okazji - odpar

szczerze. Nagle przypomnia sobie o obietnicy zoonej Faethorowi. Powiniene raczej zapyta, kto mnie tu przysa. - Kto taki? - Zwano go Belos, nic ci to imi nie mwi? Nie mwio. Zapatrzony we wasn doskonao, Szaitis nigdy nie zajmowa si przeszoci i legendami, z ktrych niczego nie mg wycign dla wasnej korzyci. Teraz te momentalnie straci zainteresowanie swym rozmwc i, znudzony, zawrci swego latajcego potwora. - egnajcie! - Z daleka dolecia jego silny gos. W Perchorsku o drugiej nad ranem.

Czyngijz Khuw szed wanie w towarzystwie dwch swoich ludzi w stron Centrum Kontroli systemu uchowa. Za chwil mia rozpocz szeciogodzinn sub przy monitorach. Nie obawia si, e bdzie mu si przy nich duyo. Wrcz przeciwnie - dla niego i jego plutonu czas bieg od kilku dni a za szybko. Jeden z idcych obok niego mczyzn ciska w swych rkach karabin, drugi za uzbrojony by w may miotacz ognia. Sam Khuw mia przy sobie automat i uwanie rozglda si na boki. Dziwne wydarzenia od tygodnia wstrzsay posadami Projektu. Jego korytarze zawsze budziy poczucie

klaustrofobii, teraz jednak atmosfera strachu wypenia je tak szczelnie, e trudno tu byo wytrzyma. Obawa przed kolejnymi przybyszami spoza Bramy spowszedniaa w konfrontacji z panik, ktrej podoem stao si wielkie, przeraajce niewiadome. Do Perchorska wdar si nieuchwytny morderca. Atakowa i znika, nie pozostawiajc po sobie adnych ladw. Problemem nie byo jego powstrzymanie, ale jego rozszyfrowanie. Na przykad: wegug jakiego klucza dziaa? Zabjca wydawa si by nienasycony w swej dzy krwi. Od czasu potrjnego koszmaru przed ponad tygodniem lista jego ofiar znacznie si wyduya.

Po ludziach z KGB i telepacie przysza kolej na technika. Zgin /jak zwykle noc/ przy sprztaniu labolatorium, w ktrym pracowa. Mia zmiadon gow. Nastpnymi byli dwaj onierze, wracajcy ze swej suby przy Bramie. Ci prbowali si broni, rozlegy si nawet strzay, ktre oddali w kierunku napastnika. Zanim dotara do nich jaka pomoc, z obu pozostay ju tylko ludzkie strzpy. Mieli rozszarpane garda i poamane prawie wszystkie koci. Przedostatniej nocy zgin bez wieci jeden z ludzi Khuwa i dotd go nie odnaleziono. Natomiast trzy godziny temu... odkryto

ciao Klary Orowej, fizyka teoretycznego, bliskiego wsppracownika naukowcw z ekipy uchowa. Wisiaa do gry nogami w szybie wentylacyjnym, zapltana w liczne przewody. I jej gardo byrozorane i -co czyo wszystkie tragiczne przypadki - wok niej znajdowao si zaskakujco mao krwi, mimo e i w yach znaleziono jej ladowe iloci. Straszny los nie omin take Pawa Sawikowa. Metalowe drzwi prowadzce do jego kwatery zostay wyrwane z zawiasw, a on sam by wcinity w rg swojego pokoju. Oczywicie martwy. Khuw wraca wanie z inspekcji tego ostatniego

przypadku. By on w pewnym sensie wyjtkowy, bo dowodzi susznoci teorii Agurskiego, wedug ktrej zabjca, cho dysponujcy nieludzk si, mia by jednak czowiekiem. Tym razem wykaza si on bowiem wyranie ludzk inteligencj. Zanim wszed /czy te wdar si/ do kwatery Pawa, ju na korytarzu poprzerywa kable telefoniczne, nie dajc w ten sposb ofierze adnych szans na poczenie si z reszt Projektu. A co za tym idzie - na uzyskanie ewentualnej pomocy z zewntrz. Kiedy Khuw i jego ludzie stanli przed drzwiami Centrum, usyszeli za sob

pospieszne kroki. To goni ich Gustaw Litwa, ktremu Khuw przekaza swe obowizki przy ledztwie zwizanym ze mierci Sawinkowa. miertelnie blady macha teraz w stron majora jak kartk. - Towarzyszu - wysapa zdyszany niech pan zaczeka! Prosz, oto, co znalazem pod krzesem Pawa. Papier by troch pomity, ale pismo na nim czytelne. Khuw wygadzi wistek na cianie i odczyta znajdujcy si na nim tekst. By napisany owkiem i najwyraniej drc rk: "Sprawdziem ca zaog - jednego po drugim. Zrobibym to wczeniej, ale zwioda mnie sugestia Andrieja Roborowa, e to co zobaczy nie byo

czowiekiem. Pomylaem wic, e musiao pochodzi spoza Brany i e w jaki sposb przeoczylimy jego nadejcie. Potem zaczem si zastanawia, jak to moliwe, e tak wielu telepatw nie potrafi zlokalizowa tak silnej osobowoci? Odpowied bya tylko jedna - tarcza, ktr to co si osania, jest odporna na fale wysyane przez nasze umysy. Naley wic najpierw odszuka t tarcz! Grenzel byby ze mnie dumny: znalazem j! By ode mnie duo lepszy i dlatego musia zgin jako pierwszy. Dokd zaprowadziy mnie moje poszukiwania? Do prosektorium. Tam natrafiem na metafizyczn prni.

Takie samo wraenie odniosem rwnie w sekcji naukowej, co znacznie zawzio pole mojego dziaania. I wtedy mnie olnio. Co wie te czci Projektu? Agurski! To on prowadzi swe badania na zwokach. Kilka minut temu byem w jego pokoju i udao mi si nawiza kontakt z jego umysem. Niestety obawiam si, e mnie rozszyfrowa. Teraz jednak nie mam adnych wtpliwoci: to on jest tym czym, co widzia Roborow! Mj telefon nie dziaa. Wydaje mi si, e kto stoi na korytarzu tu przy moich drzwiach. Gdybym posucha..." W tym momencie tekst si urywa. Khuw szeroko otwartymi oczami ponownie go przejrza, sowo po sowie. Czu, e

wosy je mu si na gowie, a kark przeszyo nieprzyjemne, lodowate mrowienie. Straci zwyke opanowanie /ostatnio coraz czciej to mu si zdarzao/ i zacz szaleczo wali w metalowe drzwi. - Wiktorze, otwrz! Otwieraj, na mio bosk! uchow, zgodnie z grafikiem, peni sub bezporednio przed majorem KGB. Z zaczerwienionymi ze zmczenia oczami otworzy masywne drzwi i omal si nie przewrci, popchnity przez nacierajcego na nie od strony korytarza Khuwa. - Co to ma... - zacz oburzony, ale jego protesty zostay bezpardonowo

przerwane. - Czytaj! - Khuw dramatycznym gestem wrczy mu zapisan owkiem kartk. To co w rodzaju przedmiertnego posania. Wszystko zaczyna si wyjania! Sawinkow sugeruje, e istnieje jaki zwizek pomidzy Agurskim a stworem, ktrym si do niedawna opiekowa. I to naprawd ma sens! Posuchaj, Wiktorze: nie wolno go sposzy jakimkolwiek alarmem. Chc, eby wszyscy go szukali, ale on nie ma prawa o tym wiedzie! Boe, ju od duszego czasu co mi si w nim nie podobao... uchow spojrza na niego. - Mnie te. Od czasu kiedy mia to swoje zaamanie, pamitasz? Biedny Wasyl,

zawsze uwaano go za takiego maego, nieszkodliwego dziwaka. - No c, raz na zawsze przesta by nieszkodliwy! - parskn Khuw. - Ja te wyruszam na poszukiwanie. Aha, jeszcze jedno! Uprzed wszystkich o niebezpieczestwie, jakie grozi z jego strony. Jeli nie uda si go zapa - ma zosta zabity, co z pewnoci nie bdzie atwe. I niech nikt nie omiela si chodzi teraz w pojedynk. Chc widzie tylko trjki! Nawet para to dla niego aden przeciwnik. A Kostnica i prosektorium usytuowane byy w pewnym oddaleniu od gwnej czci Projektu. Kiedy trzymano w nich ofiary "incydentu perchorskiego", potem

przeksztacono pomieszczenia w zwyke chodnie, ale ostatnio znw wykorzystywano je zgodnie z ich przeznaczeniem. Agurski by jedynym czowiekiem, ktry posiada klucze do obu sal. Zmierzajc prosto w ich kierunku, Khuw i Litwa oddzielili si od pozostaych dwch oficerw KGB. Obaj byli uzbrojeni: Litwa w potny miotacz ognia, ktry zdj po drodze ze ciany, a Khuw w szybkostrzelny automat zarekwirowany jednemu z onierzy. Ciaa wszystkich zamordowanych trzymano cigle w wielkich lodwkach i Agurski spdza teraz wikszo czasu w prosektorium, dokonujc na nich szczegowych sekcji. Istniao due

prawdopodobiestwo, e go tam znajd. Kiedy dotarli do tej czci kompleksu, pierwsze drzwi zastali zamknite. Wstp nie by jednak zastrzeony dla najwyszego stopniem oficera KGB tej placwki i major bez problemu otworzy je swoj plastykow kart identyfikacyjn. Ostronie popchnli szerokie skrzydo przegrody. Litwa pierwszy przestpi prg i sign do kontaktu. Przecznik cicho trzasn i... nic. Ani jedna arwka nie rozjania ciemnoci panujcej w tej czci korytarza. Jak stwierdzili - wszystkie zostay po prostu usunite. Drzwi do prosektorium byy otwarte. Tam rwnie panoway ciemnoci. Za

jedyne owietlenie suya im dotd wska smuga dochodzca tu z gbi korytarza. To wystarczyo, by zobaczy stojce przy przeciwlegej do wejcia cianie stoy i lece na nich dugie skrzynie. Sycha byo szum urzdzenia chodzcego powietrze w caym pomieszczeniu. Poza tym panowaa zupena cisza, nie dostrzegli te najmniejszego poruszenia. - Chodmy, majorze - powiedzia Litwa nerwowym gosem. -Tutaj nie mg schowa si tak, ebymy go nie widzieli. Zapali lampk kontroln swojego miotacza, ktra rozwietlia odrobin najciemniejsze kty. Khuw przycisn okcie do bokw i

zadra. - No dobra, ale nie powinnimy si spieszy. - Zacz wolno obraca si w stron wyjcia. Nagle zatrzyma si i nadstawi uszu. - Syszae co? zapyta gonym szeptem. Litwa nasuchiwa przez chwil. - Nie, to tylko pompy - odrzek. Khuw podszed do stow. - A moe, jak ju tu jestemy powiedzia - zobaczymy, czym waciwie Agurski si tu zajmowa? Nie znasz go tak dobrze jak ja. - Zadra, ale tym razem nie z zimna. - Jeli chodzi o zmarych, miewa niesamowite pomysy l Zajrza do pierwszej skrzyni. Leaa w niej Klara Orowa. Jej nagie ciao byo

mleczno biae. Ciemna prga na jej szyi wygldaa jak czarna, welwetowa wstka - miertelna, przeraajca rana. Mczyni podeszli do nastpnego puda. Lecy w nim mody onierz mia otwarte oczy, a na jego twarzy zastyg grymas strachu. Kolejna skrzynia bya pusta i kiedy Khuw ruszy do czwartej z rzdu, Litwa szybkim krokiem przeci pokj i zbliy si do metalowego stou. Tymczasem major odnalaz drugiego onierza. Ruszy w kierunku przedostatniego pojemnika, gdy nagle... - Eryk! - krzykn zaszokowany Litwa z drugiego koca pomieszczenia. - Co takiego? - Khuw dugimi krokami podszed do przeraonego Litwy.

Rzeczywicie, w pudle lea oficer KGB, Eryk Bildarew, ktrego zniknicie stanowio jedn z tajemnic Projektu. By nagi i, oczywicie, martwy. W miejscu, gdzie powinno znajdowa si jego serce, widniaa poszarpana, krwawa wyrwa. Khuw cisn Litw za rami. - To dowd, ktrego potrzebowalimy. S a winko w mia absolutn racj! wycharcza. Z rzdu stow doleciao ich uszu dugie, guche westchnienie. - Chryste Panie! - wrzasn Litwa i byskawicznie obrci si w tamt stron. W dwch ostatnich skrzyniach, ktrych jeszcze nie sprawdzili, co si poruszyo i sztucznie, jak w zwolnionym

filmie, usiedli w nich Andriej Roborow i Nikoaj Rublow. Nieprawdopodobne, bo nawet przy tak marnym wietle wida byo liczne obraenia na ich zmasakrowanych ciaach. Przecigle spojrzeli na intruzw i umiechnli si szatasko - ich grne ky byy tak dugie, e sigay daleko poniej dolnej wargi. Pierwszy oprzytomnia Khuw. - Spal ich! - krzykn przeraliwie. - Na co czekasz, czowieku?! Spal ich! - Czyby? - odezwa si od strony drzwi zoliwy, znajomy gos. - No to mdl si, eby to nie by jeden z miotaczy, ktre zdyem oprni. Jak na komend obrcili si w kierunku wyjcia. Agurski wanie si cofn na

korytarz i zatrzasn za sob cikie drzwi. W zamku zachrobota klucz. - Zaczekaj, Wasyl! - jkn Khuw. - O nie, majorze! - Gos naukowca by przytumiony grub przegrod. Odkrylicie moj tajemnic i nie mam teraz chwili do stracenia. - Usyszeli, e si oddala... "Roborow i Rublow zdoali ju niezgrabnie wygrzeba si ze swoich legowisk. Khuw podbieg do drzwi. Dzikowa Bogu, e nogi posuchay jego roztrzsionego umysu. Mia nadziej, e rce bd rwnie posuszne osabionej woli. Szybko wycign z kieszeni gruby pk kluczy. Zerkn jeszcze przez rami. Trupy wloky si w

kierunku Litwy, ktry nie by w stanie wykona najprostszego ruchu. - Co ty wyprawiasz, idioto! - krzykn major wciekle. - Spal ich, do cholery! Spal te potwory! Litwa jakby otrzsn si z transu. Podnis rur miotacza, wycelowa i nacisn spust. Co sykno i zgasa nawet lampka kontrolna. - O Boe! - wrzasn Litwa i rzuci si do ucieczki przed sigajc jego garda potworn rk Roborowa. Khuw wyprbowa dotd zaledwie poow kluczy. W niemal cakowitych ciemnociach przesta si orientowa, ktre ju sprawdzi i teraz kady niewaciwy po prostu rzuca na podog.

- Otwrz te drzwi! Na mio bosk. Otwieraj! - wydar si histerycznie Litwa. Khuw, take nie panujc nad sob, rzuci w niego pozostaymi kluczami. - Sam je sobie otwrz! - Chwyci automat i wycelowa go w nadchodzce... wampiry (wanie tak o nich pomyla). Umiech Roborowa sta si obrzydliwie sodki. - Co za spotkanie, majorze? Chyba po raz pierwszy kto widzi, jak poci si pan z autentycznego strachu - przemwi grobowym gosem. - Cofnij si! - warkn Khuw. - Cofn si? - zarechota tamten zjadliwie. - Przecie ja jeszcze do

ciebie nie podszedem! A jednak obaj stali ju niemal w zasigu rki Khuwa, a Litwa wci tylko trzaska kluczami i przeklina. Khuw nie czeka duej i nacisn spust. Maszyna buchna cigym, niepowstrzymanym ogniem. Dopiero kiedy po kilku sekundach umilk przeraliwy stukot broni i powietrze, zasnute dymem, przeczycio si, major mg oceni skuteczno (a raczej nieskuteczno) swojego dziaania. Co prawda, sia uderzenia serii ku odrzucia trupy o dobrych, par metrw, ale... nic poza tym. Ju po chwili wampiry podniosy si z podogi. Litwa desperacko manipulowa w zamku jednym z ostatnich kluczy. Zasuwa

pucia. Oficer westchn z ulg i popchn szerokie skrzydo. Khuw depta mu po pitach. Sign jeszcze po zablokowany miotacz i obaj wytoczyli si na korytarz. Zamknli za sob drzwi i ciko si o nie oparli. Khuw zway w rkach pojemnik miotacza. - Nie wydaje si, eby by pusty - wymamrota. - Co? - drcym palcem wskaza dwie skale wyranie widoczne na obudowie. - Dae zbyt duo powietrza, gupcze! Odpowiednio zbalansowa wskaniki i wyprbowa bro, celujc w gb korytarza. Bluzna biaobkitnym pomieniem. Zgasi ogie. - Otwieraj! - zwrci si do gono

oddychajcego Litwy. Ten, nie ocigajc si, szarpn drzwi. W szerokim otworze dostrzegli za plecami Roborowa i Rublowa nastpne ruszajce si sylwetki. Khuw nie czeka, a si zbli. Ogniem z miotacza powstrzyma je i zamieni w dymice, skwierczce ochapy. Nie przygldali si im dokadniej, szybko wycofali za zamknit przegrod. - Tam nie byo Grenzla, majorze! przypomnia sobie przeraony Litwa. To otrzewio Khuwa. - Masz racj - wycedzi. Nagle dotaro do niego prawdziwe znaczenie tego faktu i jego oczy rozszerzyy si w'panice. - Chcesz powiedzie, e teraz jest ich dwch na wolnoci?!

- Dokd idziemy? - zapyta opanowany ju Litwa. Take mzg Khuwa zacz pracowa normalnie. - Dokd? - spojrza bystro przed siebie. - A co ty by robi na ich miejscu w takiej sytuacji? - Nie czekajc na odpowied pobieg korytarzem. - Ech! - Litwa bez namysu pody jego ladem. - Wiemy, kim s - wysapa Khuw - a oni zdaj sobie spraw z tego, jak postpujemy w takich przypadkach. Nie mog pozwoli si spali! Musz nas zabi, zanim my ich zgadzimy. Znajdziemy ich w... - Centrum Systemu Bezpieczestwa! dokoczy za niego Litwa.

ROZDZIA DWUDZIESTY CZWARTY KONIEC PERCHORSKA - HARRY I KAREN Czyngiz Khuw i Litwa prbowali umkn przeznaczeniu. To by wycig o ycie. W kadej chwili spodziewali si usysze jednoznaczny brzk dzwonkw alarmowych uchowa. Khuw prbowa poczy si z Centrum telefonicznie, jednak kable przy aparatach byy poprzerywane. Agurski okaza si zapobiegliwy. Litwa z caych si wali we wszystkie napotkane drzwi. - Uciekajcie, uciekajcie, uciekajcie! -

krzycza co kilkadziesit krokw. Khuw oddawa w powietrze oguszajce serie. Huk strzaw mia postawi na nogi najbardziej opieszaych i niezdecydowanych. Nie dziaay bowiem adne lokalne sygnay ostrzegawcze. W kocu dotarli na najwyszy poziom Projektu. Na korytarzu krcio si mnstwo ludzi, ale byli oni dezorganizowani i oszoomieni. Kilkunastu onierzy gotowych do natychmiastowego ataku penetrowao pomieszczenia. Reszta nie bardzo wiedziaa, co z sob zrobi i bezadnie toczya si w wskich przejciach. - Ucieka! Wynocha! Nie syszycie, co mwi? - Khuw i Litwa przekrzykiwali

si nawzajem w tym oglnym baaganie. Rozwcieczeni bezmylnoci ogupiaej zaogi, musieli okciami, na si torowa sobie drog. Do przejcia pozostao im nie wicej ni trzydzieci metrw. Na ostatnim odcinku prowadzcym dwoma ostrymi zakrtami do samego Centrum zwolnili kroku. Z niewidocznej czci korytarza doleciaa ich uszu jaka strzelanina. Za pierwszym zakrtem nie dostrzegli niczego niepokojcego. Dalej ujrzeli metalowe drzwi bronice dostpu do kluczowego w tej chwili pomieszczenia Projektu. Natychmiast si cofnli, powstrzymani niebezpiecznie bliskimi uderzeniami ku. Byskawicznie zorientowali si w

sytuacji. Przy pancernych wrotach sta Leo Grenzel. Rozbroi ju dwie z potnych zasuw zamykajcych przegrod i energicznie manipulowa przy trzeciej ostatniej. Robi to lew rk, w prawej trzyma w pogotowiu duy karabin. Po obu stronach korytarza w pytkich niszach kulio si paru uzbrojonych onierzy. Co jaki czas ktry z nich na olep puszcza w kierunku drzwi dug seri, ale nie robio to na stojcym przy nich mczynie wikszego wraenia. Co prawda, dosigo go ju wiele ku o czym wiadczyy liczne, najwyraniej wiee rany, a jednak wci tak samo pewnie trzyma si na nogach. Co gorsze, mg sobie pozwoli na wiksz

doskonao przy regularnych kontratakach i ju dwch onierzy przypacio yciem swj udzia w tej nierwnej potyczce. - Kto tu dowodzi? - krzykn Khuw zza rogu. - Ja. - Z jednej z nisz na moment wychylia si gowa sieranta. Sylwetka telepaty bya nienaturalnie powyginana. "Ma strzaskany krgosup" - pomyla Khuw. W nastpnej sekundzie pochwyci miotacz ognia, ktry Litwa zabra tu z sob. - Osaniajcie mnie! To ma by ciana oowiu, syszelicie? Zrbcie to dobrze, a rozprawi si z tym dranstwem! Najpierw jednak zgacie t piekieln

lamp - chopaki! - Na pewno pan wie, co chce zrobi? usysza w odpowiedzi. - Ta posta nie wydaje si by zwykym czowiekiem, majorze! "Masz racj" - przytakn mu w myli Khuw. - Nie pora na dyskusje. Po prostu wykonajcie rozkaz i po pierwsze wyczcie wiato, sierancie! Pad celny strza i w korytarzu zapanowaa niemal idealna ciemno. - Teraz! - zawoa Khuw. Kiedy uzna, e strzelanina nie moe ju bardziej przybra na sile, z biciem serca wyskoczy zza osaniajcego go zaamania. Po przebiegniciu kilku krokw przykucn i nacisn spust miotacza. Jaskrawe pomienie niemal

natychmiast dosigy znieksztaconej postaci, ale Khuw nie wstrzyma buchajcego przed nim ognia. Tym razem Grenzel znalaz si w prawdziwym potrzasku. Khuw zimnym wzrokiem przyglda si jego agonii. W kocu paliwo wyczerpao si i... Z wampira pozostaa jedynie obrzydliwa brunatna kaua. W powietrzu roznis si nieznony odr spalonego ciaa. Major odwrci bezwzgldne oczy od cuchncych resztek. - Odtd odpowiadasz za bezpieczestwo swych ludzi. Jak najszybciej wyprowad ich na zewntrz. Wykona! Odpowiedzi by tylko gony stukot twardych wojskowych butw. Khuw i

Litwa podeszli do grubych drzwi. Dobieg zza nich przytumiony, przeraony gos uchowa. - Dlaczego tam jest tak cicho? Co si dzieje? Kto tam jest? -zawoa. - Wiktor? - odezwa si Khuw. - To ja, znasz mnie przecie, otwrz! - Nie! - Nadesza szybka odpowied. Nie wierz ci. Nie oszukasz mnie, id sobie! Khuw i Litwa spojrzeli po sobie zdezorientowani. Ale teraz domylili si, skd taka reakcja dyrektora. Agurski musia ich jednak uprzedzi, tylko e nie udao mu si podej ostronego uchowa. - To naprawd ja, Wiktorze! - powtrzy Khuw z rozpacz.

- Dlaczego wic nie masz klucza? Khuw odetchn z ulg. Zastanawia si, dlaczego wczeniej o tym nie pomyla. Klucz posiadali wszyscy, ktrzy penili w Centrum dyury. Na moment serce mu stano, kiedy przypomnia sobie, e pozostawi je na pododze w prosektorium. Na szczcie ten waciwy zaczepiony by wci na kku. Major popiesznie wyuska go spord nielicznych pozostaych kluczy i przekrci w zaniku. Popchn metalowe skrzydo i przerazi si. Sta na wprost uchowa, ktrego palec drga histerycznie na spucie miotacza ognia. - Boe! - jkn dyrektor, opuszczajc

wylot rury w ostatnim momencie i rozluniajc napit do. - To naprawd ty! - Pprzytomny opad na fotelik. Blady, z rozbieganymi oczami, kompletnie nad sob nie panowa. Khuw delikatnie wyj mu z rk miercionone urzdzenie. - Co si stao, Wiktorze? - zapyta agodnie. Dyrektor uspokoi si na tyle, e mg odpowiedzie na jego pytanie. - Kiedy mnie tu zostawilicie - zacz drcym gosem - prbowaem zadzwoni. Poowa linii bya zerwana, ale udao mi si poczy z gwnym wejciem, jeszcze w przeczy, i powiedziaem stranikom o Agurskim. T sam wiadomo przekazaem jeszcze w kilka innych miejsc. Tu, w

Projekcie, zarzdziem dodatkowo natychmiastow ewakuacj. Prosiem o spokj, ale nie jestem pewien, czy mnie posuchano... Potem zrozumiaem, e to bez sensu! Agurski od razu zorientowa si, o co tu chodzi. Nie ma szans na utrzymanie tego w tajemnicy wycznie przed nim... I rzeczywicie! Przyszed tu jak na yczenie. Zawoa, e chce ze mn powanie porozmawia. Odparem, e nie mog go tu wpuci. On na to, e wie, i znam jego tajemnic. Chcia to wyjani. Powiedziaem, e mnie zabije. Wtedy si zdenerwowa i zacz krzycze, e i tak nie powstrzymam go od spalenia Projektu i od pozabijania nas wszystkich! W kocu si uciszy i

odszed. Pomylaem sobie, e wystarczy przecie, e zabije ktregokolwiek z oficerw subowych i przywaszczy sobie jego klucz... Co prawda, miaem tu karabin, ale pamitaem dobrze ten przypadek z dwoma onierzami. Poczekaem kilka minut, najszybciej jak potrafiem otworzyem drzwi i porwaem ze ciany najbliszy miotacz. A on tam cigle by! Zdyem uciec i... - Widziae go? - zapyta Khuw podekscytowany. - Tak - westchn tamten. - Wyglda zupenie inaczej! Zupenie! Ksztat gowy, nieludzkie ciao... Jak jakie nieznane, potworne zwierz. Jego oczy... byy zupenie czerwone, przysigam! W

kadym razie, zdoaem jako zatrzasn za sob drzwi i zasun wszystkie zamki. Zachowywa si na zewntrz jak szaleniec! Przeklina, grozi mi i wali piciami. Nareszcie chyba si tym zmczy i odszed na dobre. Khuw poczu, e wstrzsaj nim dreszcze. - Co z Bram? - zapyta. - Tam nie zdoaem dotrze. - Caa trjka odruchowo spojrzaa na monitory. Na twarzach onierzy wpatrzonych w wietlist kul rysowao si napicie. Potem zgodnie przenieli wzrok na aparat telefoniczny, jak gdyby po raz pierwszy w yciu usyszeli sygna dzwonicego telefonu. Najpierw

oprzytomnia Khuw i szybko sign po suchawk. -Tak? - Tu Grudow, z gwnego wejcia odezwa si zdenerwowany gos. Mielimy tu przed chwil Agurskiego. - Co? - Major pochyli si z wraenia nad aparatem. - Widzielicie go? A moe ju nie yje? - Strzelalimy i jestem pewien, e go trafilimy. Ale on nas po prostu zignorowa! Uylimy miotaczy ognia i... -Tak? - Wycofa si do wntrza Projektu. Myl, e go troch przypieklimy poinformowa Grudow. - Mylisz? -"Wszystko dziao si tak szybko!

- S tam na zewntrz jacy ludzie? zapyta major. - Tak, i to wielu. I wci nadchodz nastpni. Przywoaem ciarwki. Zaraz ich std zabior. - Dobry pomys! A teraz suchaj: wypuszczaj kadego oprcz Agurskiego. Nie moe si std wydosta ywy. Masz prawo uy przeciwko niemu wszelkiej broni, rozumiesz? -Tak jest! - Wykona! Khuw odoy suchawk i odwrci si do pozostaej dwjki. - Domylacie si, e cigle tu jest powiedzia. - A poza nim ju tylko my i kilku maruderw. No i ta garstka

onierzy przy Bramie. - Pierwszy z guzikw uruchamia alarm oznaczajcy stan pogotowia, zgadza si? - odezwa si major. uchow skin gow. - Jeli wci dziaa - zauway logicznie. Khuw wycign rk. Zrobi to tak szybko, e uchow nie zdy nawet zaprotestowa. System dziaa. W caym Projekcie rozleg si monotonny, widrujcy w uszach i szarpicy nerwy dwik klaksonw. - Co ty wyprawiasz? - Dyrektor by wyranie poirytowany faktem, e pominito jego zdanie przy podejmowaniu tak wanej decyzji. - Wykurzani stamtd naszych dzielnych

onierzy - wskaza gow ekrany monitorw. Tam, na dole, niedawny spokj i porzdek leg w gruzach. Wystarczyy sekundy, by nerwy znajdujcych si tam modych ludzi odmwiy im posuszestwa. Przewidziani jako ostatnia tarcza obrony, bez namysu porzucili swe stanowiska i w panice popdzili do wskiego garda wylotu tunelu. Jaki sierant wyszarpn z kabury pistolet i strzaem w powietrze prbowa powstrzyma swych podkomendnych, ale jednomylnie zignorowany, rzuci bro na deski pomostu i popdzi za innymi. - Agurski nie ma prawa std si teraz

wydosta - powiedzia. -Wiemy, e jest gdzie w rodku i wemiemy go "w dwa ognie". onierze id do gry - my za bdziemy schodzi w ich kierunku, jasne? - Jak najbardziej - odpar uchow, wci nieco uraony. - Aleja tu zostaj. Przynajmniej bdzie pewne, e si tu nie dostanie poza waszymi plecami. No i nie mam zamiaru ryzykowa spotkania z nim, sam na sam, na tym krtkim odcinku do gwnego wyjcia! - W porzdku. - Khuw skin gow gestem dowdcy. - Z tym, e bdzie nam potrzebny twj miotacz. Trzymaj, lepsze to ni nic. - Wrczy dyrektorowi swj automat. uchow odprowadzi ich do drzwi.

- Powodzenia - powiedzia krtko, ju bez ladu niedawnej niechci. - Nawzajem - odpar Khuw i wyszed z Litw na korytarz. W poowie drogi do jdra Projektu natknli si na wystraszonych onierzy. Ci bez rozkazu stanli przed oficerami na baczno. Major znany by przecie z wyjtkowej surowoci. Tym razem jednak jego reakcja na t jawn niesubordynacj okazaa si zaskakujco agodna. - Wszystko w porzdku - uspokoi ich Khuw wyrozumiale. - Nie macie si czego obawia. Szukamy maniaka grasujcego po korytarzach. To Wasyl Agurski, naukowiec. Czy kto go

widzia? - Nie towarzyszu majorze - zasalutowa przed nim sierant, ktry uprzednio strzela na postrach z pistoletu. - Przykro mi, e tak si dalimy ponie panice, ale jaki czas temu stracilimy z reszt kompleksu czno telefoniczn i w kadej chwili spodziewalimy si powanych problemw. I kiedy usyszelimy dzwonki... - Nie ma o czym mwi! - przerwa mu Khuw. - Zrobilicie dokadnie to, czego od was oczekiwaem. Macie si std po prostu jak najszybciej wydosta. Poza Projekt, zrozumiano? - Nie sdzisz, e przydaaby si nam ich pomoc? - zapyta Litwa, chwytajc majora za rami. Ten potrzsn gow

przeczco. - Po ich odejciu - wszystko, co si przed nami poruszy, bdzie Agurskim. I cokolwiek to bdzie - musi zgin! Chodmy. Samotnie ruszyli dalej w gb Projektu, sprawdzajc wszystkie pokoje i laboratoria... Kilka poziomw wyej Wiktor uchow usysza w chwil potem stukot licznych krokw onierzy, mijajcych w popiechu gabinet Centrum. Wygodnie usiad w foteliku i powrci do przerwanych rozmyla, wpatrujc si w monitor kontrolny. Nigdy dotd nie zastanawia si gbiej nad postaw Khuwa: uwaa go za zwykego brutala

o zimnym sercu. A jednak teraz... uchow zastanawia si, czy czego nie przeoczy. Uwanie przyjrza si rodkowemu obrazowi. Przetar oczy i ponownie wlepi wzrok w rozwietlony blaskiem kuli ekran. Niestety, nie byo mowy o pomyce. Grna cz sfery zmatowiaa i jak za mg byo w niej wida jakie poruszenie. Dyrektor nie chcia uwierzy w co, na co przecie przez cay czas czeka. Jeszcze bardziej wyty wzrok. Olbrzymia, nieznajomych ksztatw sylwetka stawaa si z minuty na minut coraz wyraniejsza. Przypominaa Przybysza Pierwszego w wersji znacznie, znacznie wikszej. Istota zbliaa si szybciej ni

ktrykolwiek z poprzednich goci. Jeszcze chwila, a Przybysz Szsty przybdzie... - Boe! - yy na skroni uchowa pulsoway w niesamowitym tempie. - W takiej sytuacji... Gdzie w pobliu Bramy znajdowali si Khuw i Litwa. Nie potrafi o nich zapomnie. Chcieli zapa Agurskiego. A tymczasem rdo niebezpieczestwa wytrysno w innym miejscu. uchow drcym palcem nacisn przycisk oznaczony dwjk. Pragn przynajmniej ich ostrzec przed katastrof... W gbi duszy wiedzia, e jego nadzieje s ponne. Khuw i Litwa starali si i jak najbliej

siebie. Poruszali si wolno i ostronie. Dotarli do korytarzy pogronych w niemal absolutnej ciemnoci. Rozpraszali je skpymi wiatekami lampek kontrolnych miotacza ognia. Nagle obok denerwujcych, przytumionych teraz dzwonkw dobieg ich uszu diaboliczny, zoliwy chichot. - Syszae? To za nami! - Khuw byskawicznie spojrza za siebie. - Nie - wyszepta Litwa dramatycznie i a przykucn z wraenia. - Raczej przed nami! - Trudno powiedzie - zgodzi si Khuw. - Zaczynam podejrzewa, e moe by wszdzie! Skrcili w prawo i zaczli schodzi wsk, drewnian tras. Tak znajom i

tak obc w tej chwili. Nieoczekiwanie haas alarmu wzmg si wielokrotnie. - Co u diaba? - parskn Litwa. - To uchow - powiedzia Khuw jednoczenie. - Daje nam do zrozumienia, e co jest nie w porzdku. Zwariowa chyba - przecie nie musi nam o tym przypomina! Rozleg si chichot. Tym razem nie mieli wtpliwoci, e dobieg spoza ich plecw. Mogli te bezbdnie rozpozna gos Agurskiego. - To on nas tropi, majorze! - zauway Litwa rozsdnie. - No to pocigniemy go jeszcze troch. Khuw energicznie ruszy przed siebie i stan przed wylotem cylindra, ktrym

biegy schody prowadzce do samego jdra Projektu. Zanim jednak zdoa znikn w tunelu, Litwa spazmatycznie chwyci go za okie. - Niech pan patrzy, majorze! wychrypia. Tam, skd nadeszli co si poruszyo. Nagle, spltane kable uoone wzdu chropowatych cian napryy si i przy kocu prostego odcinka korytarza zabyso niebieskie, jarzce iskrami wiato. Kto spowodowa silne spicie. Rwnoczenie dolecia stamtd nieludzki krzyk blu pomieszanego z... triumfem? Na rozjanionej cianie widoczny by powikszony cie monstrum. Nie wierzyli wasnym oczom.

Pojedynczy cie zafalowa i zacz si rozszczepia. Obrazowi towarzyszy teraz trzask rozdzieranego ptna. Po chwili podzia by dokonany. Monstrum zastpione zostao przez dwa potwory: jednego o sylwetce zblionej do znieksztaconego czowieka i jakie zwierz, do zudzenia przypominajce wilka. Jeszcze ostatnia fontanna iskier i... wszystko zniko jak za dotkniciem czarodziejskiej rdki. Tylko, e te czary byy a nadto prawdziwe. Mczyni bez sowa weszli na schody. - Jeli zamierza on... to... Jeli zamierzaj te tutaj zej, nie mog nas min niepostrzeenie - odezwa si Litwa.

Khuw mia tak wyschnite gardo, e nie znalaz siy na wyduszenie odpowiedzi. "Ma racj" - pomyla tylko. Jake si obaj mylili! Nie byli znawcami wampirzej natury i ich moliwoci. Podwojony Agurski, a raczej to, co z niego pozostao po licznych metamorfozach, wybra inn drog. Wyprzedzi polujcych na niego mozyzn, przemykajc pod nimi. A taka ewentualno nie przysza im nawet do gowy. Uderzy u samego wylotu z cylindra, na spoczniku przed prostopadym skrtem schodw w lewo. Co dugiego, zwinnego wspio si po otaczajcej platform balustradzie i owino wok

talii Litwy. Z przeraliwym krzykiem oficer znikn, pocignity w d przez nieludzko silnego stwora. Jego miotacz bluzn pojedynczym pomieniem i razem z nim spad w przepa na dno groty. Khuw byskawicznie przechyli si przez barierk, ale byo ju za pno na wszelki ratunek. Litwa zosta porwany przez stwora bliniaczo podobnego do Przybysza Trzeciego w jednej z jego najbardziej obrzydliwych postaci - gigantycznej pijawki. Przyssaa si teraz do twarzy i grnej czci ciaa swej ofiary. Potem wypucia odraajce, dugie odna i oplota nimi ca posta mczyzny. Rozleg si trzask gruchotanych koci. Khuw otrzsn si z pierwszego

przeraenia, wycelowa w d swj miotacz i histerycznie nacisn spust. Ogie w mgnieniu oka pochon obie sylwetki. Khuw nie mg powstrzyma krzyku, wypenionego strachem i wstrtem. Nie by te w stanie zwolni zesztywniaego palca z cyngla i opanowa si dopiero wtedy, gdy pomie sani zamar z cichym sykiem. Koniec paliwa. Doszed go rechot Agurkiego. Tym razem Khuw go zobaczy. Nie kryjc si duej, potwr zblia si do niego z akomie wycignitymi ramionami. Major porzuci bro i potykajc si zbieg po schodach, zatrzymujc si na moment ju na "piercieniach Saturna".

Zerkn przez rami. Agurski niemal depta mu po pitach. Khuw krzykn na widok wielkiej paszczy, wypenionej ledwo mieszczcymi si w niej zbiskami. Bez namysu popdzi w stron najbliszego dziaa. - Cholera! - zakl z rozpacz, kiedy dotaro do niego, e nie ma pojcia, jak si nim posuy! W ostatnim momencie zmieni zamiar i pody prosto w kierunku cieki wiodcej ju tylko do Bramy. Pokonanie kadki zajo mu kilka sekund. Na szczcie bramka bya otwarta i wydawao si, e ju nic nie powstrzyma go przed ucieczk w bia sfer, gdy nagle... Khuw stan jak wryty. Zdy to zrobi

na moment przed zderzeniem z czym, co nawet Agurskiego powstrzymao przed dalszym pocigiem. Na grze, w Centrum Systemu Bezpieczestwa, Wiktor u-chow wiedzia, e nie moe czeka na rozwj wypadkw. Jednym ruchem zwolni blokad i rzeka atwopalnej cieczy popyna wyludnionymi korytarzami Projektu. Dyrektor nie mg patrze na bagamy wzrok Khuwa i jego nieme nawoywanie. - Na mio bosk, Wiktorze! Zrb to! Zlituj si nade mn! -krzycza w panice. Tam, w jdrze kompleksu, major nie zwraca ju najmniejszej uwagi na krwioercze zapdy Agurskiego. Na

twarzy czu ju niemal ciepo cuchncego oddechu czego stokro bardziej, przeraajcego i niewiarygodnego. Z Bramy pochylaa si ku niemu gigantyczna bestia o twarzy... Karla Wiotskiego. By on tak odmieniony, e nawet jednakowo bezwzgldna dla kadego, jednokierunkowa Brama przepucia go z powrotem t sam drog. Potwr do poowy wysun si z kuli i... pochon obie mikroskopijne przy nim figurki. To by jednak pierwszy i ostatni jego wyczyn na Ziemi. W nastpnym momencie sam zosta pochonity przez wszechobecny ogie, ktry wybuch w kocu w sercu Perchorska. Jeszcze sekunda - i potna eksplozja

wstrzsna posadami Projektu. Wiktor uchow ocala. Wiedzia, e po uruchomieniu pomp ma do wybuchu dwie, trzy minuty. To wystarczyo na dobiegnicie do gwnego wyjcia, wskoczenie do ostatniego z samochodw ewakuujcych zaog kompleksu i oddalenie si od niego na bezpieczny dystans. Nie ujechali daleko, gdy poczuli na plecach fal gorcego powietrza. Za nimi wystrzelio w niebo gigantyczne ognisko, ostatecznie zamykajce histori Perchorska... Od czasu, gdy Harry ukoczy smy rok ycia, regularnie niepokoi go ten sam senny koszmar. Teraz jednak straszne

obrazy natrtnie pojawiay si nawet na jawie. Nie potrafi powiedzie - skd bray swj pocztek. Moe z jakiej dawno zapomnianej, starej ksiki medycznej moe przenikny do jego umysu za spraw jakiego zmarego a moe po prostu byy to prorocze przebyski przeznaczenia. W kadym razie wryy si w pami z wielk dokadnoci. I teraz znw Harry ujrza przed oczami swej wyobrani wntrze dugiego korytarza o ceglanych cianach. Wzdu jednej z nich ustawiono sze potnych drewnianych stow - jeden przy drugim. Na ostatnim z blatw lea na plecach wychudzony mczyzna. Najwyraniej by godzony - wyglda

jak szkielet obcignity blad, niemal przezroczyst skr. Gow mia uwizion midzy dwoma duymi drewnianymi klockami, a czoo przewizane mocnym rzemieniem. Take ramiona i nogi przywizano do stou skrzanymi paskami. U jego stp stao kilku mczyzn i kobieta, wszyscy w dugich, biaych fartuchach. Zaciskali wargi i tylko od czasu do czasu krcili gowami. Nagle kobieta oddalia si od reszty milczcego towarzystwa i znika w gbi ukowego przejcia do niewidocznej czci holu. Po chwili wrcia. W rkach trzymaa tac, na ktrej lea cuchncy kawa gnijcej tyby. Chwycia

ochap w dwa palce i zbliya go do otwartych ust skrpowanego nieszcznika. Potem cofna rk i wolno przesza wzdu stou, cignc ryb po ich drewnianej powierzchni. Zostawia miso razem z tac na pierwszym blacie i wysza. Stana za parawanem i zimnym wzrokiem obserwowaa rozwj wypadkw przez wycity w nim otwr. Nie czekaa dugo na efekt swego dziaania. Z ust mczyzny wypez wkrtce czarny, olizy stwr. arocznie wszy w powietrzu w poszukiwaniu poywienia i w kocu napotka lad jego odoru. Jak po sznurku poda teraz wyznaczon tras. Na stoy wydostay si kolejne segmenty

jego wstrtnego, robaczego ciaa. By lepy, ale gd bezbdnie prowadzi go w kierunku paskudnego jada. I naraz wszystko stao si jasne: mczyzna by wychudzony, poniewa pasoyt wysysa z niego ostatnie yciodajne soki. Doktorzy godzili wic nie czowieka, lecz ywicego si jego kosztem pasoyta. Potwr wydawa si nie mie koca. Przeby ju pierwszy, drugi, i jeszcze jeden st. Nareszcie, gdy wszcy przd znalaz si na czwartym blacie, jego dugie ciao rozczepio si na drugim kocu - to by jego ogon. Pez dalej, pozostawiajc za sob obrzydliw, krwist smug. Na to jeden

z "doktorw" ostronie zbliy si do charczcego mczyzny. Pasoyt dotar do tacy... Szybki ruch sprawnej rki kobiety, uzbrojonej teraz w ostry, rzenicki toporek, i eb bestii oddzieli si od reszty ciaa. Z jego wntrza zaczy wylewa si odraajce, lepkie wntrznoci. W tym czasie mczyzna w fartuchu podszed do gowy lecego i byskawicznie zatka mu usta rk. W ten sposb odci potworowi odwrt.. Niezmiennie w tym samym punkcie koszmaru, Harry, jczc przez sen z obrzydzenia, budzi si zlany potem. Teraz przywrci go do rzeczywistoci gos Karen. Siedzieli przy stole w jej jadami. Keogh mia nadziej, e nie

udao jej si wnikn w jego umys w cigu ostatnich kilku minut. O co pytaa, ale Harry nie usysza. - Wybacz - powiedzia przepraszajco. Nie uwaaem przez moment - Mwiam - powtrzya z umiechem e ju od trzech wschodw i zachodw soca jeste moim gociem, a ja wci nie wiem czemu tak naprawd zawdziczam t wizyt. Jeszcze si nie zdarzyo, eby kto przebywa w mojej siedzibie z wasnej, nieprzymuszonej woli i czysto bezinteresownie. "I pewnie si nie zdarzy. Robi to dla mojego syna" - pomyla. - To dlatego, e stana po stronie Rezydenta, kiedy ciebie potrzebowa -

skama Harry, zatrzymujc w myli szczere odpowiedzi na jej wtpliwoci. - No i byem bardzo ciekaw, jak mieszka Lady. "I chciaem si dowiedzie, czy mona wyleczy ciebie i mojego syna" Harry zapyta w mylach. Wzruszya ramionami, najwyraniej nie przekonana. - Ju na wylot znasz mj zamek, Harry. Co jeszcze tu ciebie zatrzymuje? Nie ywisz si nawet tutaj. Nie pijesz mojej wody. Czyby pocigao ci... ryzyko? - Masz na myli twojego wampira? unis brwi. - To znaczy pasoyta, ktry zawadn twoim sercem, ciaem i umysem? - Oczywicie. Z jedn poprawk - to nie jest mj wampir. Stanowimy jedno ciao

i jestemy jednoci. - Rozemiaa si nieszczerze. - (to c, kiedy, kiedy z nim walczyam, nie traktowaam go w ten sposb. Ale przegraam t wewntrzn walk. Po wojnie w Ogrodzie ostatecznie pogodziam si ze swoim wcieleniem. To wanie w czasie potyczki, nakarmieni krwi i potg, mj wampir i ja dojrzelimy i stalimy si prawdziwymi wampirami. - To ostrzeenie? Odwrcia wzrok i niecierpliwie potrzsna gow. - Rzeczywicie sdz, e ju najwyszy czas, eby std odszed. To nie miejsce dla takich jak ty, zwykych ludzi. - Ja, zwyky czowiek? Kiedy

przebudziem si ostatnio w swojej komnacie i spojrzaem przez okno na ostre szczyty, wydawao mi si, e staa przy mnie przed chwil. - Byam tam, Harry - westchna. Wiesz, e nie jeste mi obojtny. - Ja? Czy raczej moja krew? Jak to moliwe? - Zwyczajnie. Nigdy nie przestan by przecie kobiet. Niestety, rzdz mn potrzeby wampira i uczucia nie maj dla mnie decydujcego znaczenia... - Nie musisz pi krwi... - Mylisz si. Krew to ycie! - A jednak nie widziaem, eby co jada odkd tu jestem. Sam jada w Ogrodzie. Podrowa oczywicie wstg MObiu-sa. Byy to

raczej przekski ni prawdziwe posiki, bo nie chcia zostawia jej samej na duej ni kilka minut. I kiedy wraca, zawsze bya tam, gdzie j zostawi. Jej gos sta si zimny, kiedy znw si do niego odezwaa. - No c, nie mog ciebie std przepdzi. Ale przemyl t rozmow. Nie czekaa na jego odpowied. Szybko wstaa i wysza z jadalni. Nigdy jej dotd nie ledzi, ale teraz zdecydowa, e czas na konkretne dziaanie. - Dokd ona schodzi? - zapyta zmumifikowane stwory ozdabiajce kolumny podpierajce ciki strop. - Do swojej spiarni, Harry - odpar w jego umyle zalkniony gos.

- Spiarni? - Tak. W dole zamczyska ju od czasw Dramala trzymana jest zawsze garstka oszoomionych Trogw. To taki zapas na czarn godzin. - Powiedziaa mi, e uwolnia wszystkich troglodytw. - Tych na pewno nie. Bez nich umaraby z godu. Harry pody jej ladem na nisze pitra. Tam natkn si na ni w jednym z tajnych pomieszcze. Obserwowa z ukrycia, jak z ciemnego kta wyprowadza pogronego w hipnotycznym nie Troga, kadzie go na stole, odchyla jego gow do tyu i przywiera ustami do jego napronej

szyi. - K aren! krzykn wstrznity nekroskop. Wcieka, oderwaa si od swej ofiary. Sykna w jego kierunku jak mija i bez sowa mina go w przejciu, wracajc do swego pokoju. Teraz Harry ju na pewno wiedzia, co powinien zrobi. Na krtko przenis si do Ogrodu... Po najbliszym zachodzie soca uwizi j w jej pozbawionej okien sypialni. Drzwi do pokoju przewiza srebrnymi acuchami, pozostawiajc w nich szpar o szerokoci nie przekraczajcej kilku cali. Przy niej pooy rolin, ktrej smrd musia kadego przyprawi o mdoci. Jej odr obudzi Karen.

- Co robisz, Harry? - zawoaa. - Nie denerwuj si - odpar przez drzwi. -1 tak nic ju na to nie poradzisz. - Czyby? - sykna z wciekoci i zacza przywoywa swoj wojenn kreatur. Bez skutku. - Spaliem j - oznajmi Harry beznamitnie. - Wypuciem te wszystkich Trogw. Otruem bestie produkujce gaz i te biedne stworzenia, ktre suyy ci za ywe rurocigi. Pozostalimy tu jedynymi ywymi istotami. - Co chcesz ze mn zrobi? Dlaczego i mnie nie spalie? Harry odszed bez sowa... Co trzy godziny wraca, eby podla

rolin i sprawdzi, czy nie naderwaa acuchw. Nigdy jednak nie pozwoli jej si zobaczy. Czasem spaa, mamroczc co niezrozumiale przez sen. Kiedy bya przytomna, wyzywaa go i przeklinaa jego imi. Tylko raz zasn w jej siedzibie i... obudzi si tu pod drzwiami jej sypialni przywoany przez ni telepatycznie. Odtd by bardziej ostrony i sypia w Ogrodzie. Innym razem przysigaa, e go kocha i potrzebuje. Nie da si skusi jej wdzikom i obietnicom. Po piciu dniach zapada w stan odrtwienia. A niedugo potem w piczk. Nie mg jej ju dobudzi. I to bya chwila, na ktr czeka. Usun cuchnc rolin spod jej drzwi i

kawakiem surowego misa wyrysowa na korytarzu krwist smug. U jej koca porzuci ochap. Nie usun jednak acucha, pozostawiajc drzwi lekko uchylone, jak poprzednio. Potem skry si w cieniu niszy i czeka. Tym razem on peni rol zimnej kobiety ze swego snu, tylko e nie topr trzyma w swych opanowanych rkach. W kocu wampir opuci ciao Karen (Harry nigdy nie stara si dowiedzie jak drog) i bezbdnie trafi do krwistego ladu. By jak ten we nie dugi, wilgotny i obrzydliwy. Poczu miso i przyspieszy sw pezan wdrwk. Ale nagle wyczu te Harry'ego i rozpocz byskawiczny

odwrt. Jednak Harry mia nad nim przewag - uy przestrzeni Mbiusa i ju czeka na niego przy drzwiach sypialni. Bez namysu nacisn spust miotacza. Pasoyt w ostatnim momencie plun w jego kierunku niezliczon liczb maych, perowych kuleczek wampirzych jaj. Harry z zimn krwi spali je, co do jednego. A potem usysza przeraliwy krzyk blu. Krzyk Karen... Nareszcie mg odpocz. Wykoczony, ale spokojny, zasn w jednej z komnat zamczyska. Nie by to jednak sen sprawiedliwego. Nie odnis zwycistwa w tej batalii o dalsze losy Karen i swego syna. Jeli chodzi o by Lady - zniszczy j bezpowrotnie.

Dawniej wampir, teraz za pusta skorupa. Wiedzia, e kiedy raz pozna si smak wadzy, wolnoci i poczuje w sobie potg nie mona pogodzi si z ich strat. Trudno wypeni w yciu powsta po tym wszystkim prni. Powiedziaa mu, e rozumie, dlaczego to zrobi, ale eby nie czu si zwycizc. A potem si z nim poegnaa. Kiedy si obudzi, nie mg jej znale. Zajrza do wszystkich pomieszcze, przemierzy setki korytarzy - na prno. Po raz nie wiadomo ktry Wszed do jednego z grnych pokoi, stan za balkonie, z ktrego lubia z dum patrze na swoje tereny. Spojrza w d. Tam na kamieniach leaa Karen. Jej pikn,

bia szat znaczyy liczne, czerwone plamy. Harry dugo wpatrywa si w martwe ciao. To on by sprawc jej mierci...

EPILOG Tymczasem w Ogrodzie nie ustaway prace porzdkowe. Dolina w zaskakujcym tempie powracaa do stanu swej wietnoci. To, co Wdrowcy rozpoczynali w cigu dnia, troglodyci kontynuowali nocami. I na odwrt. Radosna wie o kocu rodu wampirw lotem byskawicy rozniosa si po obu stronach wysokich gr. Cae szczepy

Trogw i Wdrowcw przybyway teraz do Ogrodu, eby witowa to wydarzenie. Jazz, Zek i wilk odeszli do wiata, z ktrego pochodzili. Rezydent nie ukrywa zadowolenia z dziea, ktrego dokona. Pracowa wanie przy odbudowie zniszczonego fragmentu muru, gdy spostrzeg si, e kto go obserwuje. Co wicej - kto zaglda rwnie w jego myli. Harry Junior rozejrza si po okolicy ukrytymi za zot mask, przenikliwymi oczami. Zauway msk sylwetk stojc w pewnej odlegoci od Ogrodu. Rezydent umiechn si w jej stron uspokojony. Pomacha swemu ojcu i powrci do przerwanego zajcia...

You might also like