You are on page 1of 899

Zbigniew Nienacki

Ksiga strachw

Spis treci

Rozdzia pierwszy CO TO JEST KSIGA STRACHW TAJEMNICZE EMESY CO SI STAO W RUINACH OBSERWATORIUM ASTRONOMICZNEGO POSTANOWIENIE O NOWEJ WYPRAWIE DO CZEGO SUYA MOSINA TULEJKA

Rozdzia drugi KSIGA STRACHW (fragmenty) Rozdzia trzeci PIERWSZA WZMIANKA O KONRADZIE VON HAUBITZ DRWINY Z WEHIKUU POCIG ZA PIRATEM DROGOWYM HEINRICH KLAUS I MANDAT W JASIENIU BARDZO DZIWNY PIES BARDZO DZIWNA CIOTKA HORPYNA I DUDO Rozdzia czwarty

POSTRACH WROCAWSKIEJ GASTRONOMII CHWILA TRIUMFU KTO CHCE ROZWIZA ZAGADK TAJEMNICZEJ SZACHOWNICY? WYPRAWA DO MYNA TOPIELEC SPOTKANIE W JAOWCACH KOMPROMITACJA Rozdzia pity IDEAY ZENOBII CZY MA ZDOBYWA SI PRZY POMOCY DUDO? NOCNA WYPRAWA TAJEMNICZY OSOBNIK CO SI ZDARZYO W PAACOWYM PARKU

Rozdzia szsty MAJACZENIA I RZECZYWISTO NIEZWYKE SPOTKANIE WIEMY, E NIC NIE WIEMY DEMASKATORSKA SZTUKA SEBASTIANA PROPOZYCJA PANA KURYY ZOTO, PAMITNIK CZY BRYLANTY? Rozdzia sidmy W RUINACH OBSERWATORIUM PYTKI NA KOMINKU KTO BY BARBARZYC? ROZMYLANIA O PANU KURYLLE WALKA Z PANEM NIKT TAJFUN NAD JASIENIEM NIEBEZPIECZESTWO

Rozdzia smy FABRYKANT ZAPALNICZEK DZIWNE ZACHOWANIE SI SEBASTIANA KOGO ZNALELIMY W TOPIELCU SZPIEGOMANIA ZWIZEK TAJEMNICZEJ SZACHOWNICY WYBIERAMY PREZESA ZWIZEK ROZPOCZYNA DZIAALNO Rozdzia dziewity WYRUSZAMY NA POSZUKIWANIE SZACHOWNIC W MYLIBORZU W CHOJNIE SZACHOWNICA W DOLSKU

WYPRAWA NA WIE OSY I CO Z TEGO WYNIKO CZY SEBASTIAN UMIE PO NIEMIECKU? GDZIE ZAGIN PREZES? Rozdzia dziesity MAUZOLEUM HERMANNA VON HAUBITZ NA CZYJ POMOC LICZ CZY KLAUS POWRCI? STARY GROBOWIEC SZACHOWNICA BEZ TAJEMNICY CO ZAWIERA SARKOFAG? Rozdzia jedenasty W MORYNIU LEGENDA O

WIELKIM RAKU CO BDZIE JAD SEBASTIAN? KONDUKT AOBNY NOCNA WYPRAWA NA GR ZAMKOW KTO STRZELA? Rozdzia dwunasty CO DZIE RYZYKUJESZ YCIEM POGO NA JEZIORZE PAN KURYO BAGA O POMOC DENTELMEN CZY GANGSTER? OWIADCZENIE PREZESA ILO PODEJRZANYCH NIE PRZECHODZI W JAKO PODEJRZENIA I HIPOTEZY

Rozdzia trzynasty GRD NAD WWOZEM ZNOWU FRYDERYK NA CO PRZYDAJE SI ZNAJOMO DUDO NIEPOKJ NAD JEZIOREM ABIM CZY BOICIE SI STRASZLIWEJ ABY? NARADA WOJENNA KURYO WYJAWIA TAJEMNIC Rozdzia czternasty ROZKOSZE BIWAKU KTO JEST KTO? PRZED LUF PISTOLETU WALKA O YCIE NIEOCZEKIWANY LIST KIM JEST CZOWIEK-ABA? WYRUSZAMY ZOBACZY

DODATKOW SZACHOWNIC Rozdzia pitnasty JESZCZE JEDNA SZACHOWNICA POWTRNA WIZYTA W GROBOWCU ZAGADKA ROZWIZANA KTO UKRAD PAMITNIK? BYSKAWICZNA Z WARSZAW NOC NA POLANIE Rozdzia szesnasty KOGO ZWSZY SEBASTIAN? NOCNA WYPRAWA DO LASU GRONY NAPASTNIK W POGONI ZA ZODZIEJAMI WIEWIRKA

OKAZUJE SI GRYZONIEM ZENOBIA CORAZ BARDZIEJ PODEJRZANA ROZMYLANIA Rozdzia siedemnasty CO OTRZYMALIMY ZAMIAST BANANOWEGO KOMPOTU PODSUCHANA ROZMOWA NAPAD Z 24 UJAWNIA SI POCIESZAM KURY NA PUNKCIE GRANICZNYM GDZIE JEST PAMITNIK? ZAKOCZENIE PRZYGD

Rozdzia pierwszy CO TO JEST KSIGA STRACHW TAJEMNICZE EMESY CO SI STAO W RUINACH OBSERWATORIUM ASTRONOMICZNEGO POSTANOWIENIE O NOWEJ WYPRAWIE DO CZEGO SUYA MOSINA TULEJKA

Tajemnicze i grone wydarzenia, a przede wszystkim udzia w nich osb do znanych w pewnych krgach, skoniy mnie do

pominicia kilku nieistotnych szczegw z tej penej niebezpieczestw historii. Czytelnicy Ksigi strachw nie pogniewaj si chyba na mnie o to, e nie wymieniem prawdziwych nazwisk tych osb, oraz wybacz mi zmian nazwy miejscowoci, w jakiej si te dramatyczne zdarzenia odbyy. Zainteresowani i tak bd wiedzieli, o kim pisz, a wielbiciele piknego krajobrazu zapewne zdoaj odnale jezioro Jasie (nawet jeli okae si, e w rzeczywistoci nazywa si ono inaczej). Historia ta zacza si dla mnie pod koniec lipca, gdy z obozu

harcerskiego powrcili do miasta trzej modzi przyjaciele: Wilhelm Tell, Sokole Oko i Wiewirka* [przyp.: Tell, Sokole Oko, Wiewirka to oczywicie przydomki chopcw. Pierwszy z nich wietnie strzela z kuszy, drugi - by bardzo spostrzegawczy, a trzeci - chodzi zwinnie po drzewach. O ich poprzednich przygodach dowiedzie si moe czytelnik z ksiek: Wyspa zoczycw i Pan Samochodzik i templariusze]. Natychmiast po przyjedzie odwiedzili mnie w mym mieszkaniu, aby opowiedzie o swych wakacyjnych przygodach. W

sierpniu kady z nich jecha na pozosta cz wakacji razem z rodzicami, pozostawali wic w miecie tylko przez kilka dni i w tym to czasie niemal codziennie skadali mi wizyty. Ja take miaem im co opowiada, wanie powrciem z Pragi, gdzie wesp z czeskim detektywem amatorem, panem Dohnalem, udao mi si rozwiza zagadk, ktr ochrzcilimy kryptonimem Golem. W sierpniu wybieraem si na zasuony wypoczynek, cho jeszcze nie byem zdecydowany, dokd skieruj swj samochd wypeniony sprztem turystycznym.

Obz harcerski, na ktrym przebywali trzej moi modzi przyjaciele, znajdowa si na Pojezierzu Myliborskim, w przepiknej krainie bogatej w lasy, rzeki, jeziora i stawy. Uroczy ten zaktek mieci si w najdalej wysunitym na zachd uku Odry; bez trudu moecie go odnale na mapie. Chopcy pokazali mi swoje wakacyjne zdjcia: zobaczyem lesiste brzegi jeziora Jasie, paac niemieckiego grafa - zamieniony na dom wypoczynkowy dla zagranicznych turystw, obz harcerski - kilkanacie wielkich

namiotw zbudowanych tu za koloni domkw campingowych. Obejrzaem rwnie brulion, na ktrym napisano wielkimi literami: Ksiga strachw. Zauwayem w brulionie wklejone fotografie jakich ruin porosych krzakami, zdjcie wielkiego gazu narzutowego i rozstajw lenych drg, gdzie sta pochylony krzy. Pozostae stronice brulionu zapisane zostay ksztatnym pismem Wilhelma Tella. Ogldajc zrobion przez chopcw map okolicy dowiedziaem si, e jezioro Jasie ksztatem swym przypomina liter

S. Paac ley po jednej stronie wypitego brzuszka tej litery, a po drugiej stronie znajduje si kolonia domkw campingowych. Tam take, obok, by obz harcerzy. Na mapie kilka miejsc zaznaczono czerwonymi krzyykami i literkami MS. - Nic z tego nie rozumiem powiedziaem ze zdumieniem. - Co znacz litery MS? I co to za Ksiga strachw? - Nie sysza pan nigdy o Ksigach strachw? - zdziwili si chopcy. - To przecie bardzo dobrze znana zabawa harcerska. Polega ona na

tym, e na mapie okolicy, gdzie przebywa druyna harcerska, zaznacza si wszystkie miejsca, w ktrych rzekomo straszy. MS to wanie: Miejsce, w ktrym straszy. Potem robi si Ksig strachw i zapisuje w niej wszystkie legendy o rnych miejscowych strachach. A nastpnie poszczeglne zastpy odwiedzaj noc owe eMeSy i po stwierdzeniu, e adnych strachw si nie spotkao, harcerze zostawiaj tabliczk z napisem: Sprawdzono. Strachw nie ma. - Bardzo adna zabawa. I zapewne pena emocji przywiadczyem. Oczywicie

odwiedzilicie wszystkie te zaznaczone na mapie eMeSy i nigdzie strachw nie napotkalicie. - Bo adnych strachw nie ma. Nie wierz w duchy ani w upiory stwierdzi Wilhelm Tell, a Sokole Oko przytakn mu gow. Tylko Wiewirka odwrci twarz w stron okna, jak gdyby nagle zainteresowa si latajcymi po niebie gobiami. Wydao mi si, e chopiec nie chce si wypowiedzie ani na tak, ani na nie. - A ty, co o tym mylisz? zapytaem go.

Wzruszy ramionami. - Uwaam, e zdarzaj si jednak sprawy, ktre nie tak atwo wyjani przy pomocy rozumu. Zreszt - znowu wzruszy ramionami - pan mi tak samo nie uwierzy, jak caa nasza druyna. - Ty znowu swoje zaczynasz? oburzy si Sokole Oko. - Przez ciebie nasz zastp sta si pomiewiskiem druyny. Po prostu zemdlae w ruinach starego obserwatorium i miae przykre majaki. - To wcale tak nie byo - broni si

Wiewirka. - Znalelimy ci zemdlonego czy nie znalelimy? - zapyta go surowo Wilhelm Tell. - Ja zemdlaem potem, przedtem za zdarzya mi si ta straszna historia - tumaczy Wiewirka. - A ten mosiny przedmiot, ktry lea obok mnie? Co to jest takiego? Prosz, niech pan zobaczy... Wiewirka pogrzeba kieszeniach spodni i poda mosin tulejk. - Duchy nie zostawiaj w mi tego

rodzaju przedmiotw - drwi Sokole Oko. - Bo ja wcale nie mwi, e spotkaem ducha - odpar zaczepnie Wiewirka. - Stwierdzam tylko, e widziaem tajemnicze sprawy. Wicej na ten temat nic nie powiem, bo i tak mi nikt nie uwierzy. A ja swoje wiem i przekona si nie dam. - Ten przedmiot lea tam zapewne na dugo przed nasz wizyt. Tylko go przedtem nie zauwaylimy - pogardliwie rzek Wilhelm Tell. W starym obserwatorium astronomicznym

zapewne mona znale wiele rnych dziwnych przedmiotw. Kcili si jeszcze czas jaki, a ja ogldaem mosin tulejk stanowic przedmiot sporu. Staraem si nada swej twarzy wyraz obojtnoci, z trudem jednak hamowaem ogarniajce mnie podniecenie. Wreszcie oddaem Wiewirce tulejk i zapytaem: - C to za ruiny obserwatorium astronomicznego? I jak to waciwie byo z tym zemdleniem? Wiewirka by swoich kolegw. obraony na

- Nic wicej nie powiem. Zoyem zeznania zapisane w Ksidze strachw i nie zamierzam ich odwoa, chobycie si ze mnie miali przez kilka miesicy. Wilhelm Tell podsun mi brulion. - W Ksidze strachw znajdzie pan dokadny opis caego zdarzenia. Jeli pan chce, moemy Ksig zostawi panu do jutra. Potem musimy j zwrci druynie. Czym prdzej schowaem brulion do szuflady biurka. - Kiedy znalelicie tulejk? -

zwrciem si do Sokolego Oka. - To byo w przeddzie naszego wyjazdu z obozu. Leaa w pobliu zemdlonego Wiewirki, w ruinach starego obserwatorium. - Ach tak? Wic od tej chwili upyno zaledwie cztery dni liczyem gono. Wilhelm Tell zerkn na mnie uwanie. - Zainteresowaa pana ta sprawa? Odpowiedziaem wykrtnie:

- Po prostu chc pozna istot waszego sporu. Dlatego chtnie przeczytam Ksig strachw. I ju wicej nie nawizywaem w rozmowie do tej sprawy. Opowiedziaem chopcom o swych przygodach w Pradze i nawet radziem si, czy napisa o nich now ksik. Lecz gdy tylko zamkny si drzwi za moimi przyjacimi, szybko wrciem do biurka, pooyem na nim Ksig s t r a c h w i zagbiem si w lekturze. Tej nocy wiato bardzo dugo nie gaso w moich oknach. O drugiej po

pnocy signem na pk, gdzie trzymaem przewodniki z rnych okolic Polski, i rozoyem map Pojezierza Myliborskiego. Wiedziaem ju, dokd skieruj swj wehiku i gdzie spdz urlop. Nad Jasieniem, tam gdzie jeszcze przed kilkoma dniami obozowali moi przyjaciele. Ale nie wolno mi byo o tym mwi, zapowiadaa si bardzo niebezpieczna przygoda, wic wolaem, aby chopcy sierpie spdzili ze swoimi rodzicami. Gdybym wtajemniczy ich w swoje podejrzenia, zmusiliby mnie do zabrania ich ze sob. A tego wanie chciaem unikn.

Nazajutrz oddaem im Ksig strachw i powiedziaem, e trudno mi jest wypowiedzie si na temat niezwykych przey Wiewirki. Potem szybko poegnaem ich, gdy - jak powiedziaem i co byo zreszt prawd - nadesza pora mego wyjazdu na urlop. Dokd? Gdzie w Polsk, bez adnego celu - rzekem mocno ciskajc ich donie. Naprawd chciaem by domylaem naprawd z Opowiedziaa tulejka, ktr za ju nazajutrz w Jasieniu. Albowiem si, jak to byo przygod Wiewirki. mi o tym mosina znaleli obok niego.

Bya to uska naboju do... pistoletu gazowego. Kilkakrotnie ogldaem taki pistolet, widziaem naboje do niego. Moi trzej przyjaciele poszli noc do starego obserwatorium, aby stwierdzi, czy tam straszy. I do jednego z nich, Wiewirki, kto strzeli z gazowego pistoletu, oszaamiajc go i powodujc krtkie omdlenie. Ju sam taki fakt wystarczyby, aby skierowa mj wehiku w tamte okolice. Interesujcych faktw byo jednak wicej, znalazem je wanie w Ksidze strachw.

I tym wydarzeniom powicam t ksik.

Rozdzia drugi

KSIGA STRACHW (fragmenty)

(...) Nasz obz harcerski zbudowany zosta na brzegu piknego jeziora Jasie, w okolicy niezwykle malowniczej, na Pojezierzu Myliborskim. Otaczaj jezioro lesiste wzgrza pene jarw i wwozw, przez ktre pyn mae

rzeczki. Na jednym kocu jeziora, od strony poudniowej, rozciga si wie ze starym kocikiem, a na drugim kocu jeziora znajduje si zrujnowany myn. O dwa kilometry od wioski, na brzegu jeziora, stoi paac z dwiema strzelistymi wieami i wielkim tarasem. Dookoa paacu rozciga si rozlegy i dziki park. Caa ta okolica - jeziora, wielkie lasy i pola uprawne za wsi - naleay niegdy do rodu hrabiw von Haubitz. We wsi Jasie, ktra nazw bierze od jeziora, mieszka przewanie ludno napywowa, przybya zza Bugu lub z Polski

centralnej, ale jest take kilka rodzin yjcych tutaj z dziada pradziada, tak zwani autochtoni, czyli Polacy, ktrzy mimo e dugo przebywali pod jarzmem niemieckim, nie dali si zgermanizowa. W czasie dziaa wojennych w 1945 roku paac Haubitzw zosta czciowo zrujnowany, ale w niedugim czasie odbudowano go i, ze wzgldu na pikn okolic, przeznaczono na orodek wczasowy dla turystw polskich i zagranicznych. Przyjedaj tu gocie z Niemiec, Anglii, Szwecji, Francji, Zwizku Radzieckiego i Czechosowacji; na

brzegu jeziora zbudowano przysta z wypoyczalni sprztu sportowego. W parku paacowym, w najodleglejszym jego zaktku, na szczycie duego wzgrza, znajduj si ruiny dziwacznej budowli zaronite krzakami i modymi drzewami. S to pozostaoci prywatnego obserwatorium astronomicznego zbudowanego przed siedemdziesiciu laty przez wczesnego dziedzica tej ziemi, grafa Volkmara von Haubitz, ktry pasjonowa si astronomi i podobno mia w tej dziedzinie nawet due sukcesy, sta si

odkrywc jakiej gwiazdy czy te planety. By on jedn ze wiatlejszych postaci swego rodu, za jego ycia polskim chopom yo si stosunkowo dobrze. Ale jego synowie nie podzielali zainteresowa swego ojca, nie pasjonowali si astronomi, starali si zrobi karier wojskow w pruskiej armii i wszelkimi siami dyli do zgermanizowania ludnoci w swojej okolicy, rugowali z ziemi polskich chopw, a na ich miejsce sprowadzali kolonistw niemieckich. Pozwolili oni, aby czas obrci w ruin obserwatorium ich dziada, ktre dzi stanowi tylko malowniczy

zabytek odwiedzany przez turystw. (...) Jeli chodzi o strachy i upiory, to miejscowa ludno na og nie wierzy w nie i na nasze pytanie zazwyczaj odpowiadano wzruszeniem ramion lub artobliwymi uwagami, e wszystkie miejscowe strachy wyniosy si razem z hitlerowcami. Mimo to jednak udao si nam nakoni pewnego czowieka do wskazania miejsc, gdzie straszy. Zrobilimy map tych okolic i postanowilimy je zbada, aby ostatecznie rozwia wiar w upiory. A oto miejsca, w ktrych podobno straszy:

1. Myn Topielec. Tak dziwn nazw nosz ruiny myna na kocu jeziora. Podobno przed trzydziestu laty by to najpikniejszy w okolicy myn z wielkim koem poruszanym przez spitrzone wody niewielkiego strumienia spywajcego do jeziora. Wacicielem myna by straszliwy skpiec, ktry nawet wasnej onie aowa jedzenia, tak e wkrtce zmara. Mynarz nie oeni si powtrnie, a w miar upywu lat stawa si coraz bardziej skpy. Nie wiadomo byo, dla kogo gromadzi swoje bogactwo, bo nie mia dzieci. Pewnego dnia utopi si albo te wpad do wody przed stawidem. Od

tego czasu myn sta si ruin, a jak opowiadaj starzy ludzie, w ksiycow noc w jeziorku koo myna mona zobaczy straszliwego topielca. Jest to mynarz, ktrzy pokutuje za swoje skpstwo. 2. Kamie Diabelski przy lenej drodze okrajcej jezioro. Jest to ogromny gaz narzutowy, zapewne przyniesiony tu przez lodowiec. Legenda mwi jednak, e zrobi go diabe na rozkaz grafa Hermanna von Haubitz, ktry sprzeda pieku swoj dusz w zamian za to, e diabe bdzie mu pomaga w jego przedsiwziciach. Byo to przed stu laty, gdy rd Haubitzw jeszcze nie

by tak mony, jak pniej. To wanie od rzdw Hermanna von Haubitz wzrs on w bogactwo i znaczenie. Wszystko, czego si tkn w Hermann, zamieniao si w zoto i dostatek. Ludno okoliczna zacza wierzy, e pomaga mu diabe. Hermann von Haubitz wygra cignce si od wiekw procesy z okolicznymi grafami i znacznie poszerzy swoje posiadoci; na jego polach rodzia si niezwykle dorodna pszenica; mia najwiksze w okolicy zbiory ziemniakw; mnoyy si stada krw, owiec i koni. On to rozbudowa paac nad jeziorem i

uczyni go wspania rezydencj. Aby uzyska dusz Hermanna, diaby oray na jego polach, pasy jego stada. Ale graf Hermann stawia cigle nowe dania diabom i wcale nie pieszy si z oddaniem im swojej duszy, cho ju by bardzo stary. Pewnego razu rozkaza diabu przynie ogromny kamie, ktry mia posuy do budowy grobli przez jezioro. Jednoczenie zada od diaba eliksiru niemiertelnoci, aby w ten sposb zabezpieczy si przed oddaniem pieku swej duszy. To danie tak rozwcieczyo diaba, e porzuci kamie i porwa jadcego

konno grafa, ywcem zanoszc go przed oblicze Lucyfera. Porzucony przez diaba kamie nosi lady jego pazurw. 3. Obserwatorium astronomiczne na skraju paacowego parku. Z miejscem tym nie ma zwizanej adnej legendy ani opowieci o upiorach. Niemniej niektrzy sdz, e i tam zjawiaj si nocami strachy. Zapewne due znaczenie ma fakt, e ruiny obserwatorium znajduj si w mao uczszczanym i prawie dzikim zaktku, poronite s drzewami i krzakami. Gdy si tam zawdruje, ogarnia przybysza nastrj tajemniczoci i grozy. Jake

strasznie musz wyglda te ruiny podczas nocy ksiycowej. Wydaje si wic, e trzeba koniecznie odwiedzi noc ruiny obserwatorium i po dokadnym spenetrowaniu tego miejsca, przybi tabliczk z napisem: Strachw nie ma, aby w ten sposb zachci wszystkich do zwiedzania uroczego zaktka rwnie noc. 4. Stary koci z tajemnicz szachownic. W wiosce Jasie istnieje stary XIII-wieczny kociek, a na jego kamiennym murze, tu przy drzwiach wejciowych, widnieje wyryta w

kamieniu szachownica. Takich szachownic jest podobno jeszcze kilka na kocioach w pobliskich okolicach. Znak szachownicy mia rwnie w swym herbie rd grafw Haubitzw i, jak twierdz niektrzy ludzie, ten znak pozostawili oni na kocioach, ktre fundowali w swoich rozlegych dobrach. Twierdzenie to jednak budzi wtpliwoci, gdy, jak nam mwi miejscowy nauczyciel, kocioy te s znacznie starsze ni rd Haubitzw. Uwaa on, e to ju raczej Haubitzowie przyjli do swego herbu w znak, gdy przybyli w te okolice i wzili w posiadanie

dobra wraz z kocioami, na ktrych widniaa szachownica. Ze znakiem szachownicy zwizana jest take bardzo ciekawa historia sprzed wicej ni dwudziestu laty. Byo to na pocztku 1945 roku, kiedy to nad Odr zbliaa si Armia Czerwona i I Armia Wojska Polskiego. Wwczas to stary Johann von Haubitz, ktry by zwolennikiem Hitlera i w armii hitlerowskiej mia swego jedynego syna, Konrada, postanowi ukry w tajnym schowku najcenniejsze swoje rzeczy. Wsiad w samochd i objecha dobra

Haubitzw, zabierajc z kilku swych dworw i paacykw wspania kolekcj obrazw, srebrne zastawy stoowe, wieczniki i tym podobne przedmioty. Wszystkie te rzeczy przywiz nastpnie do paacu w Jasieniu i ukry w schowku w ruinach obserwatorium astronomicznego. Po ukryciu najcenniejszych rzeczy postanowi, uzbroiwszy sub, broni si w swym paacu. Lecz suba rozpierzcha si, gdy tylko usyszano warkot nadjedajcych czogw rosyjskich. Stary Haubitz tak przej si zdrad suby, e dosta ataku serca i wkrtce zmar.

Ale przed mierci zdy wyjawi zaufanemu lokajowi, nazwiskiem Platzek, miejsce ukrycia swoich skarbw, rozkazujc mu, aby t informacj przekaza w przyszoci modemu Konradowi von Haubitz. Graf kaza rwnie przekaza synowi wiadomo, e najcenniejszej rzeczy strzee ich rodowy znak szachownicy. Po mierci starego grafa i wkroczeniu Armii Czerwonej w Platzek postanowi skorzysta z udzielonej mu informacji i przywaszczy sobie skarby Haubitzw. Odnalaz schowek w ruinach obserwatorium i zacz

wydobywa z niego cenne przedmioty. Na tej czynnoci nakryli go onierze, Platzek powdrowa do wizienia, a skarby Haubitzw trafiy do polskich muzew. Po dwch latach wizienia Platzek wrci do Jasienia i rozpocz poszukiwania owej najcenniejszej rzeczy, ktrej strzeg znak szachownicy. Cae miesice trawi na poszukiwaniach, ktre okazay si bezowocne. Z tego wszystkiego w Platzek zwariowa, sta si pomiewiskiem i wreszcie zmar w wielkiej ndzy, gdy pracowa mu si nie chciao. Wci udzi si nadziej, e odnajdzie t

najcenniejsz rzecz Haubitzw, a wtedy stanie si bardzo bogaty. Starzy ludzie w Jasieniu opowiadaj, e w ciemne noce duch obkanego Platzka krci si koo kocioa w Jasieniu w pobliu znaku tajemniczej szachownicy. Ducha tego take mona spotka wszdzie tam, gdzie widniej owe znaki, a wic w ruinach obserwatorium i obok kamienia w mynie Topielec. Miejscowy nauczyciel uwaa, e poszukiwania Platzka byy bezsensowne, znak szachownicy nie kryje adnej zagadki ani cennego, materialnego przedmiotu. Po prostu

stary von Haubitz, mwic, e najcenniejszej rzeczy strzee ich rodowy znak szachownicy, mia na myli honor rodu i jego wielko zwizan z herbem grafw. Innymi sowy, stary graf chcia przekaza synowi, Konradowi von Haubitz, zalecenie, aby zawsze pamita, z jakiego pochodzi rodu i stara si odbudowa jego wielko. Pamitajc o fakcie, e stary Haubitz chcia z uzbrojon sub broni zamku przed wkraczajc Armi Czerwon, wyjanienie to wydaje si bardzo prawdopodobne(...)

Nie byoby chyba celowe cytowanie caej Ksigi strachw ani przytaczanie z niej opisu tych wszystkich miejsc, ktre moi przyjaciele harcerze uznali za eMeSy. Nie bd rwnie cytowa relacji z poszczeglnych wypraw harcerskich, ktre miay ugruntowa przekonanie, e nie ma strachw i upiorw. Ogranicz si jedynie do szczegw majcych istotne znaczenie dla gwnego nurtu akcji tej ksiki oraz dramatycznych wypadkw, jakie zdarzyy si nieco pniej. Sprawozdania z niektrych wypraw s dugie i nuce, pozwol

sobie je tylko streci. A wic nocna wycieczka do Diabelskiego Kamienia przyniosa jej uczestnikom tylko katar. Trzy godziny czatowali chopcy w lesie, w najbliszym ssiedztwie kamienia. Diabe nie pokaza si, nie usyszano take jkw aosnych, ktre - wedug legendy wydawa miaa drczona w piekle dusza grafa Hermanna. Nazajutrz obok kamienia postawiono drewnian tabliczk z napisem: Sprawdzono. Diaba nie ma. W ksiycow noc pomaszerowali chopcy a na koniec jeziora, do ruin

myna o nazwie Topielec. Okazao si, e staw obok myna, gdzie rzekomo w ksiycowe moce mia si jawi duch skpego mynarza, by zaronity rzs, wic chopcy upiora nie zobaczyli. Rwnie i nocna wyprawa do obserwatorium astronomicznego nie przyniosa spotkania ze strachami. Tyle tylko, e Wiewirka zemdla, a potem opowiada jakie niesamowite historie o swoich przeyciach. Ale nikt mu przecie nie dawa wiary. Ja jednak, ze wzgldu na wag sprawy, zeznania Wiewirki pozwol sobie przytoczy w caoci:

(...) Byo to na krtko przed pnoc. Przywdrowalimy alej parkow a do wzgrza, na ktrym znajduj si ruiny obserwatorium astronomicznego. Im bliej wzgrza, tym gciej porasta tu alejk trawa. Dalej prowadzia ju tylko cieka wrd krzakw i drzew. Na kocu alejki rozstalimy si z sob. Wilhelm Tell skrci w lewo, aby dosta si do ruin od strony wschodniej, to jest od jeziora; inni chopcy podchodzili od pnocy, bo tam jest dojcie najtrudniejsze,

wzgrze ma stok bardzo stromy, niemal cakowicie poronity kolczastymi krzakami jeyn i malin. Mnie polecono zdobywa wzgrze od strony poudniowej, to znaczy po prostu pj do ruin krt cieyn. Gdy tylko moi koledzy przepadli w ciemnoci, a tej nocy byo bardzo ciemno, nie wieci ksiyc ani nie widziao si gwiazd - natychmiast pomaszerowaem ciek na wzgrze. Kady z nas mia elektryczn latark, ale obiecalimy sobie ich nie uywa, aby zbdnymi wiatami nie myli si wzajemnie. Zreszt chodzio o przeycie nastroju grozy i niesamowitoci.

Szedem szybko i dwa razy niemal przewrciem si o gste krzaki, a raz o mao nie skrciem sobie nogi, ktra wpada mi w jak dziur. Wtedy chciaem zapali latark, aby owietli dalsz drog, lecz latarka wanie zawioda tej nocy. Pniej stwierdziem, e uamaa si w niej blaszka kontaktowa. Poczuem si niepewnie, zrobio mi si nieswojo. Dookoa mnie zamykaa si nieprzenikniona gstwa krzakw, w ktrych co cichutko szelecio. Zawrci jednak nie wypadao, bo chopcy by mnie wymiali. Musiaem wic i dalej, cho bardzo si baem. Ruiny

zreszt byy niedaleko, nastpnym zakrtem drki.

za

Poniewa kilkakrotnie byem za dnia w ruinach, wiedziaem, e zaraz trafi na pozostao po dawnej bramie do obserwatorium, a potem musz przej pod kamiennym ukiem bramy, aby znale si na podwrzu, z czterech stron zamknitym murem. Z prawej strony jest w murze dziura, przez ktr mona wej do bocznego pomieszczenia, nieduej sali bez dachu. To tam podobno znajdowaa si kiedy luneta do obserwacji cia niebieskich.

I oto nad gow zobaczyem czarny cie uku bramy. Przystanem, bo wydawao mi si, e sysz szmer rozmowy pyncy z ruin. Pomylaem, e zapewne moi koledzy szybciej ode mnie dostali si na szczyt wzgrza i przez wyom w murze weszli na tyy obserwatorium. miao wic zrobiem kilka krokw przez pogrony w ciemnociach podwrzec. Raptem olepi mnie ostry blask. Tak silnej latarki nie mia nikt z naszych chopcw w obozie harcerskim, wic od razu wiedziaem, e to kto obcy. Oczy

a zabolay mnie od mocnego wiata, nagle blask przysoni jaki cie, jak gdyby kto w czarnym paszczu zblia si do mnie. Ten cie rs, potnia i wwczas rzuciem si do ucieczki. Wybiegem na ciek, pdziem co tchu, jednak za sob wci syszaem odgos zbliajcej si pogoni. W pewnej chwili doszed mych uszu dwik podobny do tego, jaki si syszy, gdy kto otwiera butelk z oranad lub piwem. Zrobio mi si duszno, miaem uczucie, e odek podchodzi mi pod gardo i zaraz zaczn wymiotowa. Przystanem i, czujc, e zaraz upadn,

przyklknem. Potem ju nic nie pamitam. Jak dugo leaem na ciece, tego oczywicie nie wiem. Chopcy twierdz, e nie wicej ni kilka minut. Bo tyle czasu upyno od chwili, gdy usyszeli mj krzyk a do momentu, gdy wiecc latarkami odkryli mnie lecego na ciece. Wilhelm Tell zrobi mi zaraz sztuczne oddychanie i odzyskaem przytomno. Natychmiast opowiedziaem im, co mi si przydarzyo, poszlimy razem w ruiny, ale nikogo tam nie napotkalimy. Tyle tylko, e w pobliu tego miejsca, gdzie

upadem, odnalelimy mosin tulejk, ktra nie wiadomo do czego suy. Moe zreszt nie ma ona nic wsplnego z tym, co mi si przytrafio? Daj jednak sowo, e gdyby leaa tam za dnia, to bymy j widzieli. Powysz opowie podpisuj swoim imieniem i nazwiskiem oraz prawdziwo zawartych danych potwierdzam harcerskim sowem. (...)

Nie dziwi si, e opowie Wiewirki wydaa si jego kolegom

niewiarygodna. Nikt mu oczywicie nie zarzuca kamstwa, ale prawdopodobnym si wydawao, e mdlejc, chopak mia rnego rodzaju przywidzenia. Rzecz jasna, pozostawaa kwestia: dlaczego zemdla? Lecz i ta sprawa dawaa si wytumaczy do prosto. Chopiec zjad co niestrawnego, mia jakie silne sensacje odkowe (std to straszne uczucie mdoci) i zrobio mu si sabo. Przecie nic si waciwie nie stao. Nikt mu nie zrobi adnej krzywdy, nikogo nie odnaleziono w ruinach ani nie odkryto ladw potwierdzajcych dziwn opowie.

A wanie: lady... Jaki lad dla chopcw moga stanowi metalowa tulejka, co do ktrej nie mona byo nawet mie pewnoci, czy nie leaa na ciece znacznie wczeniej? Za dnia chopcy jej nie widzieli. Niewykluczone jednak, e kto j tam porzuci wieczorem. Zreszt, co ma wsplnego metalowa tulejka z faktem omdlenia Wiewirki? Ja jednak ogldaem kiedy pistolet gazowy i widziaem naboje do niego. Poduna metalowa tulejka bya ich zasadnicz czci. Znam take dziaanie tej broni. Wystrza z pistoletu gazowego przypomina odgos otwieranej

butelki z piwem. Potem nastpuje charakterystyczne uczucie mdoci i dusznoci, ktre ogarnia trafionego obokiem gazu. Czy mogem wtpi, e do Wiewirki strzelano z pistoletu gazowego? Widocznie w ruinach obserwatorium dziao si w ciemnociach nocnych co takiego, czego nie powinny zobaczy oczy niepowoanego wiadka. Oczywicie, trudno przewidzie, co by si stao, gdyby chopca schwytano, i nie warto snu w tej sprawie adnych hipotez. Chopiec

zacz ucieka i zatrzymano go strzaem z pistoletu gazowego. Gdy omdlay lea na ciece, mona go byo schwyta. Lecz wwczas okazao si, e na wzgrzu jest jeszcze kilku innych chopcw, ktrzy na krzyk Wiewirki zaczli nadbiega z rnych stron. I tajemniczy osobnik, jeden lub kilku, wola w tej sytuacji znikn z ruin. Sprawa wygldaa podejrzanie i tajemniczo. Na, tyle podejrzanie, aby skierowa mj wehiku nad jezioro Jasie. Jako pracownik muzeum i ochrony zabytkw tylekro braem udzia w poszukiwaniach zaginionych

zbiorw, e w mej wyobrani zaraz zrodzio si przekonanie, i i tym razem rwnie chodzi o jaki ukryty zabytkowy przedmiot. Dzi wiem, e okazaem daleko posunit naiwno. Sprawy, z ktrymi si zetknem w Jasieniu, byy o wiele bardziej zawie, ponure i grone.

Rozdzia trzeci PIERWSZA WZMIANKA O KONRADZIE VON HAUBITZ DRWINY Z WEHIKUU POCIG ZA PIRATEM DROGOWYM HEINRICH KLAUS I MANDAT W JASIENIU BARDZO DZIWNY PIES BARDZO DZIWNA CIOTKA HORPYNA I DUDO

Oddaem chopcom Ksig strachw nie zdradzajc zamysu natychmiastowego wyjazdu do Jasienia. Poegnaem si z nimi, a

gdy opucili moje mieszkanie, zadzwoniem do znajomego dziennikarza, ktry przez dugi okres czasu by korespondentem prasowym w Niemieckiej Republice Federalnej. - Czy podczas pobytu w Niemczech nie obio si o pana uszy nazwisko: Haubitz? - Ale tak, oczywicie. Konrad von Haubitz to do znana posta w pewnych sferach w NRF. Jest to dziaacz jednej z partii przesiedlecw. Nale do niej ci Niemcy, ktrzy po zakoczeniu przegranej wojny musieli opuci

tereny odzyskane przez Polsk. Konrad von Haubitz zajmuje wrd nich poczesne miejsce, znany jako zagorzay wrg Polski i Polakw. - Jest on synem Johanna von Haubitz, ktry na naszych ziemiach zachodnich mia potne majtki? - Tak, to ten sam. W NRF przepowiadaj mu wietn karier polityczn, ale ostatnio pan Haubitz mia due kopoty. Chce uchodzi w oczach opinii spoecznej za czowieka o czystych rkach, twierdzi, e w minionej wojnie bra udzia jako zwyky oficer Wehrmachtu, z adnymi

przestpstwami wojennymi nie mia nic wsplnego. A tu masz, w jednej z gazet frankfurckich ukaza si list oskarajcy go o dokonanie zbrodni wojennych. Haubitz wytoczy redakcji proces o zniesawienie i niedawno we Frankfurcie nad Menem odbya si rozprawa sdowa. Proces odroczono, gdy wypyny na nim pewne nowe okolicznoci. Sdz jednak, e Haubitz proces wygra, redakcja bdzie musiaa mu zapaci due odszkodowanie, a on przy okazji sprbuje zapewne zbi nowy kapita polityczny. To zreszt duga historia. Jeli interesuje ona pana,

prosz do mnie wpa do redakcji za cztery dni, bo dzi wieczorem wyjedam do Berlina. Bd z powrotem dopiero pojutrze. Za cztery dni? - pomylaem. Nie mog czeka a tyle czasu, gdy tam, w Jasieniu, wydarzyy si tak podejrzane sprawy. I tak jestem spniony wanie o cztery dni. - Dzikuj panu - powiedziaem do dziennikarza. - Informacje, ktrych mi pan udzieli, wydaj mi si wystarczajce. W p drzwiach godziny mego pniej na mieszkania

umieciem kartk przeznaczon dla listonosza. Poprosiem go, aby listy do mnie kierowa na poste restante w Jasieniu, w wojewdztwie szczeciskim. Objuczony toboami znalazem si w swym garau. Wkrtce mj dziwaczny wehiku pdzi ju szos w kierunku Poznania. Wyjechaem o czwartej po poudniu, wieczorem minem Pozna. Przenocowaem w lasach midzy Pniewami a Skwierzyn na rozkadanych siedzeniach swego samochodu. O wicie ruszyem na Gorzw Wielkopolski. O dziewitej rano znalazem si obok przydronej stacji benzynowej

oddalonej o pitnacie kilometrw od Jasienia. Uznaem, e nadesza pora uzupenienia baku z paliwem. Dzie wsta soneczny, na niebie nie widziao si ani jednej chmurki, zapowiada si upa. Bya sobota, pora przygotowania si do niedzielnych wycieczek. Na stacji benzynowej stao w kolejce po paliwo kilkanacie motocykli. Przed skrtem na podjazd do pomp przyhamowaem mocno, aby nie potrci ktrego z nich. Raptem usyszaem pisk opon. Szary taunus wyprzedzi mnie na skrcie i przede inn wpad na

podjazd. Zatrzyma si przed pomp benzynow hamujc tak gwatownie, e przd wozu nieomal przygnioto do ziemi. Z taunusa wyskoczy mczyzna z czarn brdk. Gdy podjechaem, wyszczerzy do mnie zby w ironicznym umiechu. - Kto pierwszy, ten lepszy, no nie? - zawoa, a potem obrci si do pracownika stacji: - Trzydzieci niebieskiej, prosz pana. Motocyklici zaprotestowali, bo podjechali wczeniej i ich naleao najpierw obsuy. Pracownik stacji odpowiedzia, e przecie do

motocykli bior mieszank z innej pompy, a ten pan chce czyst benzyn. Byo widoczne, e wola obsuy najpierw waciciela taunusa, od ktrego by moe spodziewa si napiwku, jako e wz mia zagraniczn rejestracj. Podszedem do brodacza. Od dwch lat byem spoecznym inspektorem Suby Drogowej ORMO, miaem w aucie lizaka, opask, a w kieszeni nosiem specjaln blaszk ze swym numerem inspekcyjnym. Posiadaem take ksieczk mandatw kredytowych i obowizany byem kara amicych

przepisy drogowe. Kierowca taunusa zama przepisy, ale by to obcokrajowiec; sdzc po literze D przy tablicy z numerem wozu Niemiec. Wobec cudzoziemcw staraem si zazwyczaj ograniczy spraw do ustnego upomnienia. - Czy w paskim kraju zapytaem brodacza wolno wyprzedza z lewej strony, gdy wz przed panem da znak, e skrca w lewo? Mg pan spowodowa zderzenie. Brodacz wzruszy ramionami. Pan nie docenia szybkoci

mojego samochodu. Zanim pan dokona skrtu, ja ju byem przed stacj. O zderzeniu nie mogo by mowy. - Mimo wszystko zama pan przepisy... - Och, niech pan nie bdzie a takim formalist. Prosz wzi pod uwag, e mnie si pieszy - mwi dobrze po polsku, cho z niemieckim akcentem. - Mnie odrzekem. te si pieszy -

Rozemia si.

- Gdyby si panu pieszyo, nie jechaby pan takim gratem. Paski rupie nie wyciga wicej ni trzydzieci kilometrw na godzin. Kilku motocyklistw, przysuchujcych si naszej wymianie zda, parskno miechem. Ich sympatia bya po stronie brodacza, cho chcia wyprzedzi czekajcych w kolejce po benzyn. Ale tak ju jest wrd ludzi zaraonych chorob motoryzacyjn, e imponuje im ten, kto ma lepszy i szybszy samochd. Wiedziaem, co teraz nastpi.

Zaczn si drwiny z mojego wehikuu. Przecie nie mogem kademu z osobna opowiada historii mego samochodu, mwi o Wochu, ktry w wozie ferrari 410 rozbi si na drodze do Zakopanego. O moim wujku, zapoznanym wynalazcy, ktry odkupi wrak ferrari, wyremontowa go, gospodarczym sposobem dorobi karoseri, wzbogaci wz o kilka usprawnie i, umierajc, darowa mi swj wehiku, najszybszy samochd, jaki jedzi po polskich drogach. - Czy pan swj wz wiezie do jakiego muzeum? - spyta brodacz,

starajc si swemu gosowi nada jak najpowaniejszy ton, przez co sowa jego brzmiay bardziej komicznie. - Ciekawym, jaki to rocznik? Chyba 1900. Czy pan sdzi, e z samochodami jest tak, jak z winem? Im starsze, tym lepsze? Motocyklici zarechotali zgodnym chrem. Omieleni drwinami brodacza otoczyli mj wehiku, zagldali do wntrza, pukali palcami w karoseri, jak gdyby chcc si upewni, czy nie jest z papieru. Narastaa we mnie wcieko, ale byem bezradny. Mj wehiku

przypomina stare, odrapane czno, na ktrym kto zbudowa brezentowy namiot. Przed rokiem pomalowaem samochd na srebrny kolor, lecz lakier nie chcia si trzyma i odpada caymi patami. A te dziwaczne reflektory z przodu wozu, wybauszone jak oczy jakiego robaka! Wuj zbudowa potworka na koach, co, co podobne byo do dziwacznego owada z zadartym kuprem. Czy miaem kademu wyjania, e ten zadarty kuper jest potrzebny do tego, aby mj wehiku mg pywa po wodzie? - Nie zamienibym go na swoj

jaw - stwierdzi gono jeden z motocyklistw. - Chyba eby mi pan dopaci ze dwadziecia tysicy zwrci si do mnie. - Czy mgby pan pokaza jego silnik? - zaproponowa drugi z motocyklistw. Ju miaem zamiar speni to yczenie. Wiedziaem, e wybausz oczy, zobaczywszy lnicy czystoci potny silnik ferrari 410 super-america, ktry posiada dwanacie potnych cylindrw o mocy znamionowej trzysta pidziesit koni mechanicznych, dwa ganiki, przeoenia nadajce

mu szybko do dwustu pidziesiciu kilometrw na godzin. Samochodu ferrari 410 nie buduje si seryjnie, lecz na indywidualne zamwienie klientw, jako wozy sportowo-turystyczne. Nawet we Woszech, gdzie powstaj te wozy, niewiele ich spotyka si na szosach. Jaki dziwny traf spowodowa, e waciciel takiego wozu rozbi si pod Zakopanem, miadc karoseri, ale nie uszkadzajc silnika. A potem za bezcen poamany wrak odkupi mj wujek, wynalazca. Odremontowany przez niego

wehiku mia teraz wszystkie zalety dawnego ferrari 410, a jednoczenie wzbogacony zosta o zupenie nowe elementy. Tylko e by okropnie brzydki. Nie, nie pokazaem silnika. Pracownik stacji zacz nalewa benzyn do taunusa, a zaraz potem gumowy w wsun do mojego baku. Brodacz wyj ze swego wozu tubk ze specjalnym kremem i wyciera nim donie, ktre pobrudzi dotykajc nakrtki benzynowego baku. Wysmarowane donie otar potem o szmatk i nacign

zamszowe rkawiczki. - Ile pali paski wz? - zagadn mnie. - Dwadziecia kilometrw. litrw na sto

- Co? - zdumia si. Motocyklici ryknli: - Jedzi z szybkoci trzydziestu kilometrw, a pali dwadziecia litrw? Panie, czy pan zwariowa! Na zom z takim wozem! Paciem za benzyn, gdy brodacz

dosiad taunusa. Zapewne chcia motocyklistom zaimponowa wspaniaym zrywem swego samochodu. Silnik rykn i wz poderwa si, jakby wyrzucony potn spryn. Mina sekunda i by ju na szosie. Jednoczenie, zaledwie tknity kocem przedniego zderzaka, stojcy na podjedzie motocykl wolno przewrci si na bruk. Zabrzczao gniecione elastwo, rozpryso si szko reflektora. - Rozbi mi motor! Rozbi i uciek! - wrzeszcza motocyklista. Ten sam, ktry drwi z mego wehikuu.

Ale brodacz moe nawet nie zauway, e jego taunus zaczepi o motocykl. Pdzi ju z ogromn szybkoci, a po chwili znikn za wzgrzem, na ktre wspinaa si szosa. Dwch motocyklistw, ktrzy mieli najsilniejsze motory, zapucio silniki. - Moe go dogonimy - starali si pocieszy waciciela rozbitego motocykla. Po chwili i oni ju gnali po szosie. Podszedem do nieszcznika i powiedziaem:

- Bdzie szkod.

musia

zapaci

za

Nawet nie zareagowa na moj obietnic. Zapewne uzna mnie za wariata. Pracownik stacji benzynowej wzruszy ramionami, kilku innych motocyklistw rozemiao si. Wsiadem do wehikuu, przekrciem kluczyk w stacyjce. Wjedajc na szos wrzuciem drugi bieg, po chwili trzeci. A pokonujc wzgrze - czwarty, ktrego naleao uywa dopiero, gdy szybko przekraczaa setk. By jeszcze i pity bieg, ale mia

rzadkie zastosowanie, poniewa wrzucao si go dopiero po przekroczeniu szybkoci stu pidziesiciu kilometrw na godzin, praktycznie nie do zastosowania w naszych warunkach, na wskich i krtych szosach o zej nawierzchni. Dwanacie cylindrw ferrari 410 pracowao nadal bezgonie, cho strzaka szybkociomierza przekraczaa cyfr sto dwadziecia. Daleko byo jeszcze do maksymalnego wysiku silnika, ktry mg da prdko dwukrotnie wiksz. Narasta tylko wist opon i uderzenia powietrza o rozchylone

wietrzniki. Zasunem wic szyby i pdziem wci szybciej i szybciej, nie czujc tej prdkoci, bo wehiku mj by niski, szeroki, pokraczny jak aba. Ale ten wanie ksztat nadawa mu stabilno nawet przy ogromnej szybkoci. Po kilku minutach dopdziem motocyklistw. Gnali na maksymalnych obrotach silnika, ogusza ich ryk motorw i pd powietrza. Dwukrotnie musiaem zatrbi, zanim zorientowali si, e dam ustpienia mi z drogi. Ich twarze zakryway wielkie okulary, wic tylko po potwartych

ze zdumienia ustach poznaem, jak bardzo si zdziwili, gdy mj pokraczny wehiku wyprzedzi ich i dalej jecha wci szybciej i szybciej. Po dwch minutach nie widziaem ich ju we wstecznym lusterku. Zwolniem do osiemdziesiciu, bo znak drogowy zapowiada ostry zakrt. Potem jednak szosa biega znw prosto, podnoszc si wolno na wzgrze. Kiedy wyskoczyem zza zakrtu, wydawao mi si, e na szczycie dostrzegem taunusa. Przycisnem peda gazu. Szosa bya pusta, adnej furmanki ani te

samochodu. Z zachwytem patrzyem, jak wzgrze z ogromn szybkoci podbiega pod mask wehikuu, a mj wz bez wysiku pokonuje wzniesienie. Osignem wzgrze, zobaczyem taunusa, zdobywajcego nastpn grk. By ju niedaleko, najwyej o dwa kilometry, a pdzi z szybkoci stu dwudziestu kilometrw na godzin. Jeszcze dodaem gazu i wtedy wrzuciem pity bieg. Dogoniem obcokrajowca tu przed szczytem wzniesienia i zatrbiem gono, aby si zatrzyma. Zapewne bardzo si zdziwi

dostrzegajc tu za sob pokraczn sylwetk mego wehikuu. Lecz zdawa si nie rozumie, czego od niego dam. Z drogi si nie usun, bo wiedzia, e pod szczytem wzniesienia nie bd go wyprzedza. Ze wzgrza roztoczya si szeroka panorama wielkiej rwniny nad Odr. Zjedajc z gry, brodacz doda gazu i przypieszy szybko do stu czterdziestu kilometrw. Odezwaa si w nim yka sportowca i uraona ambicja, e taka pokraka chce go wyprzedzi. Poniewa nie ustpi z drogi, musiaem zjecha na krawd szosy

i dopiero wtedy wysforowaem si do przodu, cho grozio mi, e wpadn na drzewa obrastajce szos. O trzy kilometry dalej zajechaem mu drog i zmusiem do zatrzymania si. Wyskoczyem z wehikuu trzymajc w rku lizaka. Drug rk signem do kieszeni po numerek inspekcyjny. Przystan piszczc hamulcami. Wysiad z samochodu, umiechajc si szeroko. Nie doceniem pana powiedzia. - I gotw jestem

przeprosi. Nie, nie pana - wyjani - paski samochd. Nie podchwyciem artobliwego tonu. jego

- Poprosz o dokumenty i paskie prawo jazdy. Jestem spoecznym inspektorem Suby Drogowej rzekem. Podsunem mu pod nos swj znaczek inspekcyjny. - To u was jest tajna policja drogowa? - zaniepokoi si. - Nie. Tylko spoeczna suba

porzdkowa - odrzekem. Jego dokumenty mwiy, e nazywa si Heinrich Klaus i pracuje jako dziennikarz w zachodnioniemieckiej gazecie, organie byych wojskowych, szczeglnie popularnej wrd przesiedlecw. Gazeta ta specjalizowaa si w atakach na Polsk i na nasze granice na Odrze i Nysie. Pan Heinrich Klaus z tytuu swej pracy w takim pimie nie mg budzi mojej sympatii. Ale midzynarodowe prawo jazdy mia w zupenym porzdku, co najwyej

mogem mu wlepi mandat. - O co waciwie chodzi? zapyta, gdy wyjem bloczek kredytowych mandatw. Wyjedajc ze stacji benzynowej potrci pan motocykl i uszkodzi go pan. Za nieostron jazd otrzyma pan mandat stuzotowy. Z tym kwitem pojedzie pan do najbliszej Komendy Ruchu Drogowego i wpaci pan tam pienidze. Po nastpnym wykroczeniu bdzie pan mia powaniejsze kopoty. Rozumie si te samo przez si, e wrci pan na stacj benzynow i zechce

porozumie si z wacicielem rozbitego motocykla. To wszystko, co mam do pana - powiedziaem wrczajcemu kwit. Klaus rozoy rce. - Oczywiste jest, e natychmiast zawracam. Prosz mi wierzy, e nie uciekaem z miejsca wypadku. Po prostu nie zauwayem, e potrciem motocykl. - Wierz panu. Dlatego otrzyma pan tylko mandat. Nadjechao dwch motocyklistw.

- Bdzie pan mia eskort zaartowaem. - Ale ja sam tam wrc. Eskorta mi niepotrzebna - zoci si Klaus. Motocyklici zwrcili na Klausa mniejsz uwag ni na mj wehiku. - Panie, co to jest? - spyta mnie jeden z nich, dotykajc maski wozu. - Jak to: co to jest? Samochd. - Ale jaki? - Swojej roboty - umiechnem si.

- Pan go sam zrobi? - Nie. Mj wujek. On wykona karoseri, ale silnik jest z ferrari 410. - No jasne, ferrari - pokiwa gow Klaus. - Teraz wszystko rozumiem. Wsiad do taunusa i zawrci. - A panom radz, abycie na przyszo nie byli tak pochopni w swoich sdach - powiedziaem motocyklistom. Pojechali za taunusem, eskortujc go jak milicja.

Zajrzaem do atlasu samochodowego i zorientowaem si, e droga do Jasienia znajduje si w odlegoci kilometra. Jest to boczna szosa, pierwsza w prawo. Zajechaem tam okoo godziny jedenastej i zatrzymaem si obok zabytkowego kocika. Droga przez wie prowadzia do paacu Haubitzw, ale wtpliwe byo, czy zdoam otrzyma tam pokj. By przecie rodek lata, jezioro Jasie zwabio chyba wielu turystw. Naleao raczej skierowa si wzdu jeziora do orodka campingowego Gromady. W najgorszym razie mogem rozbi

swj namiot w tym samym miejscu, gdzie przed niedawnym czasem znajdowa si obz harcerzy. Wyboist drog pojechaem przez las peen cienistych bukw, grabw i jesionw. Droga to zbliaa si do zaronitego trzcinami brzegu jeziora, to znw oddalaa si od niego, kluczc midzy niewysokimi pagrkami. Wreszcie las si skoczy i ukazaa si rozcignita nad jeziorem dua, trawiasta polana. Wzdu brzegu stao okoo trzydziestu kolorowych drewnianych domkw, a nieco dalej mieci si poduny budyneczek wietlicy i stowki.

Okazao si, e mam troch szczcia. Wanie wczoraj jeden z domkw opucili wczasowicze. By to przedostatni domek w dugim szeregu, najmniejszy i najbrzydszy. Inne miay po dwie izdebki, due okna, a nawet malekie werandy. Mj za przypomina ciasny ul z maciupekim okienkiem. Nie zamierzaem jednak spdza w nim wiele czasu. Po prostu chciaem sobie zapewni nocleg i mie miejsce na zoenie swoich rzeczy. Wynajem domek, pacc z gry za dwa tygodnie, zapewniem sobie wyywienie w stowce. Obok domku ustawiem wehiku,

nakrywajc go brezentow pacht. Z pocztku orodek wypoczynkowy wydawa mi si niemal bezludny. Dopiero po jakim czasie domyliem si, e wczasowicze znajduj si w ukrytej w trzcinach zatoczce, gdzie jest plaa z biaym piaskiem. Zdyem rozpakowa swoje rzeczy, gdy przed otwartymi drzwiami mego domku pojawi si pies. Brzowy, krtkowosy jamnik. C to byo za mieszne stworzenie! Nigdy w yciu nie widziaem tak dugiego psa. Mia

chyba z p metra dugoci i nki tak krzywe i krciutkie, e brzuchem niemal szorowa po ziemi. A do tego jeszcze eb z niezwykle wyduonym pyskiem, ogromne uszy sigajce ziemi, dugi ogon jak u szczura. Wydawao si, e ten pies nie chodzi, ale peza, e jest to dua liszka albo zgoa ogromna kijanka. Brzowe lepia psa patrzyy na wiat z ogromn ciekawoci, czarny wilgotny nos cigle co wszy w powietrzu. Jamnik nadszed od strony play, na chwil zatrzyma si przed drzwiami mego domku i obrzuci mnie bacznym spojrzeniem. Potem

skierowa si do okrytego brezentem wehikuu, obwcha jego koa, a nastpnie podnisszy tyln nk, zasalutowa, obsikujc opon. I wtedy wydao mi si, e przez trawnik od strony play zblia si ku nam ogieniek... Takie porwnanie przyszo mi do gowy, cho widziaem, e to po prostu nadbiega trzynastoletnia dziewczynka w jaskrawoczerwonym kostiumie kpielowym. Barwa jej kostiumu, a take rude, rozwichrzone wosy, biaa twarz obsypana mnstwem piegw, to wszystko wanie sprawiao z daleka wraenie, e

zblia si ruchliwy ogieniek. - Sebastian! Sebastian! - woaa dziewczynka do psa. - Dlaczego mnie nigdy nie suchasz? Pies par razy kiwn przyjanie ogonem, potem ziewn, szeroko otwierajc pysk i wysuwajc dugi czerwony jzyk. Dziewczynka przystana obok wehikuu, uniosa nieco brezent i natychmiast go opucia, udajc przeraenie. - Czy to jest latajcy talerz, prosz pana? - zwrcia si do mnie. Wskazaem na Sebastiana i

zapytaem: - Czy to jest na pewno pies? Czy on szczeka? Dziewczynka ramionami. - Pewnie, e to pies. - Wcale na to nie wyglda stwierdziem. - Widziaam z play, jak pan tu przyjecha, i pomylaam: Marsjanin. Pan sam zbudowa ten samochd czy te kto panu pomg? wzruszya

Zapytaem: - Czy to prawda, e jamnikw nie kupuje si na sztuki, ale na metry? Tupna bos nog. - Pan, zdaje si, nie ma poczucia humoru. Poartowa z panem nie mona. - Bardzo nie lubi, gdy kto mieje si z mojego samochodu. - A ja nie lubi, gdy kto drwi z Sebastiana. Wycignem do niej rk.

- W takim razie umwmy si. Ja nie bd mia si z twojego psa, a ty z mojego samochodu. Zgoda? - Zgoda - ucisna moj do. Na imi mam Katarzyna. Moe pan mwi do mnie: Kasia. - A ja mam na imi Tomasz przedstawiem si. Sebastian znowu par razy kiwn ogonem, jak gdyby nasza zgoda bardzo przypada mu do gustu. Wyraziwszy swj pogld i na t spraw, pomaszerowa do ssiedniego domku (ostatniego w dugim ich szeregu) i uoy si na

somiance przed drzwiami. Jestemy ssiadami powiedziaa Kasia. - A za drugiego ssiada bdzie pan mia bardzo miego starszego pana. Tak si baam, e ten domek zajmie rodzina z maym dzieckiem, ktre bdzie pakao od witu do nocy. Sebastian strasznie nie lubi maych dzieci. I w ogle nie znosi haasu. - Sebastian nie jest haaliwy? - On? - zdumiaa si. - To bardzo dziwny pies. Niekiedy przez cay dzie ani razu nie zaszczeka. Nie sucha ani mnie, ani mojej ciotki,

nikogo. Moja mama mwi, e ten pies jest indywidualist. Czy paski samochd ma podobny charakter? - O, nie. To bardzo posuszna maszyna. Tylko e trzeba mie do niej waciwe podejcie. Moe ty wanie masz niewaciwe podejcie do Sebastiana i std twoje wszystkie kopoty? - Moe przekonania. westchna bez

Sebastian ziewn gono i podnis si. Teraz zacz si przeciga, a by to widok nader zabawny. Wyduy si jeszcze

bardziej, prostujc najpierw przednie, a potem tylne apy. Znowu ziewn, a nastpnie wolnym, statecznym krokiem, nie ogldajc si na Kasi, pomaszerowa na pla. Jak gdyby chcia w ten sposb okaza swoje cakowite lekcewaenie dla jakichkolwiek prb znalezienia waciwego podejcia. - Widzi pan? - zawoaa Kasia. Poszed sobie. Gwizdna na Sebastiana, ale on ani si obejrza. Po chwili znikn w przybrzenych trzcinach.

- Cigle si boj, e mi gdzie zginie. I biegam za nim jak szalona. - Nie obawiaj si. Wrci. Po prostu poszed sobie na przechadzk - powiedziaem. Kasia jeszcze raz ciko westchna. Raptem przypomniaa co sobie i a klasna w rce. - Przecie ja przybiegam do pana w bardzo wanej sprawie. Czy ma pan w swoim samochodzie gumow atk i klej do naprawy dtek? Mam. Chyba kady automobilista wozi ze sob co

takiego. - Przedziurawi si mj gumowy kajak. I od kilku dni nie mog wypywa na jezioro. Chciaam zrobi kilka wycieczek kajakowych i nic z tego nie wyszo. Nie moga wypoyczalni? pj do

Pogardliwie wyda wargi. - Pan si zupenie nie orientuje, jak tu jest. Nasza wypoyczalnia ma tylko dziesi kajakw, ktre natychmiast rozpoyczono, i to na cay sezon. A po drugiej stronie

jeziora, na przystani koo paacu, te maj tylko kilka kajakw. Na domiar zego zarezerwowane s dla zagranicznych goci. Jeli mi pan zreperuje kajak, bd go panu poycza albo zabiera pana na wycieczki po jeziorze. Kiwnem gow, e przystaj na t propozycj. Obserwatorium astronomiczne znajdowao si po drugiej stronie jeziora, w parku paacowym. Piechot - okoo trzech kilometrw, bo naleao i wzdu brzegw jeziora i przez wie. Przypuszczaem, e do czsto, szczeglnie noc, wypadnie mi odwiedza miejsce, gdzie taka

dziwna przygoda spotkaa Wiewirk. Gdyby od czasu do czasu Kasia poyczya mi kajak, mgbym by w obserwatorium po paru minutach. - No co, zabieramy si do reperacji? - powiedziaem, sigajc do kufra wehikuu i wyjmujc z niego torb, w ktrej trzymaem rnego rodzaju narzdzia, a take atki i klej do lepienia przedziurawionych dtek samochodowych. Ale ze stowki dolecia nas odgos uderze motka w patelni, co byo wezwaniem na obiad. I

zaraz wok domkw campingowych zaroio si od ludzi ubranych w kostiumy kpielowe. Wszyscy pieszyli do domkw, aby si przebra, bo do stowki nie wolno byo wchodzi w kostiumach, o czym informowa napis na drzwiach. Kasia take pobiega si przebra i po chwili wrcia do mnie w biaej sukience. Zjawi si te i Sebastian, ktrego Kasia capna za kark i zamkna w domku. - Psy do stowki nie s wpuszczane - wyjania mi. - A teraz chodmy na obiad. Bdzie pan siedzia przy naszym stoliku -

zadecydowaa. - A twj tata? A mama? Nie zaczekasz na nich? - zdumiaem si. Teraz ona si zdumiaa. - Nie powiedziaam panu, e jestem tutaj ze swoj ciotk, Zenobi? Moi rodzice uprawiaj taternictwo i zawsze bior urlopy we wrzeniu, kiedy najlepiej chodzi si po grach. Wic na sierpie oddali mnie ciotce. Ona si bardzo wzbraniaa, musiaam jej przyrzec, e nie bdziemy sobie wzajemnie przeszkadza.

- W takim razie moe zaczekamy na cioci i razem pjdziemy na obiad - zaproponowaem - ciocia pewnie zaraz przyjdzie z play. Kasia wzruszya ramionami. - Pan nie zna ciotki Zenobii. To nie jest zwyka ciotka. - A jaka? Twj pies nie jest zwykym psem, twoja ciotka nie jest zwyk ciotk? - Pan mnie le zrozumia. Ona jest moj najprawdziwsz ciotk. Tylko e ona jest ciotk nowoczesn.

- Co to znaczy: nowoczesn? - To znaczy, e ona ma nowoczesne pogldy. Nie zrzdzi jak inne ciotki, pozwala mi robi, co chc. I sama te robi to, co jej si ywnie podoba. Ona jest ciotk bigbitow. Tak j nazwa mj ojciec. Kiedy ciotka przysza do nas w odwiedziny. Akurat w telewizji pokazywali mecz hokejowy. Ciotka si przy tym tak zdenerwowaa, e uderzya pici w porcz fotela. I niech pan sobie wyobrazi, jednym uderzeniem zdruzgotaa ca porcz. Ojciec mj zawoa: Zenobi ma mocne uderzenie! Ciotka Zenobia lubi taczy, zna

dudo. Kiedy chodzia do szkoy, bya najlepsz pywaczk wrd juniorek. Nie wysza do tej pory za m, bo mwi, e nie ma zamiaru gotowa mowi obiadw, pra mu skarpetek, sucha mskiego zrzdzenia. Twierdzi, e wyjdzie za m tylko za prawdziwego mczyzn, a o takiego podobno jest trudno. To jaka Horpyna - pomylaem z obaw. - Ciekawa jestem, kto byby silniejszy: pan czy ona? Bo ona bardzo lubi si siowa na rce...

- Ale ja tego nie lubi powiedziaem z kwan min.

- A w ogle to ona jest bardzo fajna. Pracuje w Warszawie jako urzdniczka, ale ja uwaam, e ona powinna by kasjerk. aden bandyta nie omieliby si napa na jej kas. Horpyna. Nikt, tylko Horpyna pomylaem. Wyobraziem sobie kobiet ogromn jak synna Horpyna z Ogniem i mieczem, przerastajc mnie o dwie gowy, siaczk z muskuami zapanika klasy

midzynarodowej, ziemia si trzsie.

pod

ktr

Jak gdyby na potwierdzenie tych sw usyszelimy narastajcy oskot. - Oho, ciotka stwierdzia Kasia. si zblia -

oskot wzmaga si coraz bardziej, potnia. Wreszcie na drodze lenej od strony wsi ukaza si motocykl - junak z przyczep. Junaki to strasznie haaliwe motocykle, a ten na domiar zego mia chyba le ustawiony zapon i

pknity tumik, bo od czasu do czasu rozlegaa si straszliwa detonacja. Przy akompaniamencie tych wybuchw i oskotu motocykl z przyczep zajecha pod ostatni domek campingowy. Prowadzia go osoba pci trudnej do okrelenia, poniewa miaa na sobie skrzane spodnie, skrzan kurtk, a na gowie biay kask motocyklowy. Twarz zasaniay ogromne okulary. Czarna przyczepa wymalowana bya w rnego rodzaju we i jaszczurki, zauwayem nawet trupi czaszk ze skrzyowanymi piszczelami. Jak u synnych Rockersw w Anglii.

Ciotka Zenobia wyczya silnik i zgrabnie zeskoczya z siodeka. Ogarna nas boga cisza. Pomylaem, e jako spoeczny inspektor Suby Drogowej powinienem pani Zenobii wlepi mandat za haas, ktry robi jej motocykl. Ale na sam myl o tym ogarna mnie obawa. Bo co bdzie, jeli zechce wyprbowa na mnie swoje synne mocne uderzenie? Ciotka Zenobia powoli zdejmowaa ogromne motocyklowe rkawice.

- Cze! - zawoaa do Kasi. - Nie wiesz, czy obiad ju gotw? Strasznie jestem godna. - Wanie przed chwil dzwonili na obiad. Czekamy tu na cioci. - Po co? Tyle razy ci mwiam, eby sobie mn gowy nie zawracaa. Ja sama trafi do stowki. - A to jest nasz nowy ssiad. Pan Tomasz - przedstawia mnie Kasia. - Halo! - zakrzykna radonie ciotka i podesza do mnie z wycignit rk. - Bardzo mi mio

pana pozna. - Mnie rwnie - odrzekem. Ledwie tylko moja do znalaza si w jej rce, nagle poczuem, e dzieje si ze mn co niezwykego. Wystarczy jej jeden ruch, a ju leciaem na ziemi. Tu nad sam ziemi przytrzymaa mnie jednak i silnym chwytem postawia z powrotem na nogi. - Miczak z pana - orzeka. - A ju miaam nadziej, e jaki prawdziwy mczyzna przyjecha. - Bo pani mnie zaskoczya -

tumaczyem si zarumieniony ze wstydu. - Prawdziwy mczyzna nie daje si nigdy zaskoczy. A zreszt moemy sprbowa jeszcze raz. To mwic znowu wycigna do mnie rk. Podaem jej swoj, tym razem jednak silniej wparem si nogami w ziemi i tuw troch pochyliem do przodu. I znowu nie wiem, jak to si stao, ale nie wypuszczajc mojej doni, ciotka Zenobia nagle znalaza si za moimi plecami. Wykrcona do tyu rka zacza piekielnie bole i aby unikn blu, grzecznie daem si

pooy na trawie. - Powinien pan si uczy dudo powiedziaa Zenobia, podnoszc mnie z trawy. Nietrudno sobie wyobrazi, jak mi byo wstyd. Choby ze wzgldu na Kasi, ktra obserwowaa t scen i widziaa moj dwukrotn klsk. Ale Kasia nie miaa si, patrzya na mnie ze wspczuciem, a spojrzenie jej zdawao si mwi: Niech si pan tym nie przejmuje. Trudno, taka ju jest ta moja ciotka. Po chwili znowu a mi oddech zaparo ze zdumienia. Jednym

ruchem ciotka Zenobia zdja z twarzy okulary, cigna z gowy kask motocyklowy. Zobaczyem przed sob liczn dwudziestoparoletni dziewczyn o delikatnych rysach twarzy i piknych kasztanowych wosach. Due, niebieskie oczy spoglday na mnie ironicznie, a moe nawet pogardliwie. Drobne, czerwone usta powiedziay: - Idcie ju na obiad. Ja si przebior w sukienk i za chwil bd z wami. Byem tak oszoomiony,

zawstydzony, mona powiedzie: cakowicie zdruzgotany, e daem si Kasi wzi za rk. Poprowadzia mnie do stowki jak skrzywdzone dziecko. - Niech si pan nie martwi mwia mi po drodze. - Ona lubi kademu mczynie zaimponowa. Wicej nie bdzie pana przewraca. Mnie si to zreszt bardzo nie podoba. Ja uwaam, e kobieta powinna mczynie imponowa wcale nie si fizyczn i chwytami dudo. Kobieta powinna by mia, inteligentna i gospodarna. - Masz racj, Kasiu - przyznaem.

- To byoby okropne, gdyby wszystkie dziewczyny byy podobne do mojej ciotki - dodaa. Masz westchnem. racj, Kasiu -

I obejrzaem si za siebie, na domek, w ktrym znikna ciocia Zenobia. Zacisnem zby i pomylaem: Poczekaj, kochana ciotuniu. Jeszcze si porachujemy za te zniewagi.

Rozdzia czwarty POSTRACH WROCAWSKIEJ GASTRONOMII CHWILA TRIUMFU KTO CHCE ROZWIZA ZAGADK TAJEMNICZEJ SZACHOWNICY? WYPRAWA DO MYNA TOPIELEC SPOTKANIE W JAOWCACH KOMPROMITACJA

Obiad by Siedziaem dziewczyny i uwierzy, e lamazar. A

dla mnie tortur. naprzeciw licznej wci nie mogem okazaem si takim przecie kiedy, jako

szesnastoletni chopiec, uczyem si dudo i miaem w tej sztuce nawet pewne sukcesy. Tylko e od dawna nie trenowaem i zapomniaem wielu chwytw. Ciotka Zenobia nawet nie raczya mnie zauwaa. Podczas obiadu rozmawiaa wycznie z Kasi i maym, ysawym, niechlujnie wygldajcym panem w wieku lat pidziesiciu, ktry siedzia z nami przy jednym stole. w pan mia malekie, ale bardzo sprytne i ruchliwe oczka, maciupeki nosek zadarty jak u mopsika, na jego policzkach i

brodzie zauwayem kpki wosw, widomy znak, e goli si niedbale i nie przywizywa wagi do swego wygldu. Raziy mnie jego brudne paznokcie, lecz pikna Zenobia zdawaa si tego nie widzie i rozmawiaa z nim jak ze starym i sympatycznym znajomym. - Przed obiadem zajrzaam do kawiarni w paacu - opowiadaa - i spotkaam tam pana Klausa. Powiedzia mi, e jutro, a najdalej pojutrze wraca do Niemiec. Ech, szkoda, e wyjeda - westchna. To jest jednak stuprocentowy mczyzna. Niech pan sobie wyobrazi, e dopiero po

zastosowaniu specjalnego chwytu zdoaam go przewrci i pokona. - Jeli wyjeda, to znaczy, e nie udao im si wyjani zagadki szachownicy - stwierdzi niechlujnie wygldajcy starszy pan. - Chyba. Bo wszyscy wyjedaj. I ten sympatyczny pan Weber z Frankfurtu, i Hilda, i inni. Przez cay tydzie penetrowali okolic w poszukiwaniu tajemniczych szachownic i wracaj do Niemiec z niczym. Polska ekipa, ktra pomagaa im w poszukiwaniach, ju dzisiaj odjechaa do Warszawy.

- Bo mogli mnie, Kury, poprosi o pomoc - powiedzia starszy pan. Ju ja potrafibym rozwiza t zagadk. - Pan? Dlaczego wanie pan? wzruszya ramionami Zenobia. Najtsze mzgi gowiy si nad t zagadk i musiay przyzna si do klski. Zagadka tajemniczej szachownicy - pogardliwie skrzywi usta pan Kuryo. - C to jest wobec zagadek wrocawskiej gastronomii? Mwiem ju pani, e jestem rewidentem w wydziale handlu we Wrocawiu.

Przeprowadzam kontrole ksig buchalteryjnych w przedsibiorstwach gastronomicznych. Pani sobie nawet nie wyobraa, z jakimi zagadkami si spotykam, jak w gszczu przernych cyfr trafiam na trop malwersacji i manka. Och, niejednego nieuczciwego kierownika restauracji lub kucharza zaprowadziem za kratki. Kuryo jest postrachem wrocawskiej gastronomii. Owiadczam pani, e jedna ksiga buchalteryjna i segregator z kwitami kasowymi kryje niekiedy wicej zagadek ni tutejsze szachownice. A jednak, jak

do tej pory, zdoaem je rozwika. - Trzeba byo zaofiarowa im swoj pomoc - rzeka Zenobia. - Przepraszam bardzo - wtrciem si do rozmowy - czy mogliby mnie pastwo poinformowa, jak to zagadk starali si rozwiza ci Niemcy? Zenobia prychna rozgniewana kotka. jak

- Co? Panu te si wydaje, e potrafiby pan wyjani tajemnic szachownicy? Jeli umys pana jest tak samo wygimnastykowany jak

minie, mona by oczekiwa nie lada zabawy. Jadem z twarz pochylon nad talerzem, z oczami wbitymi w jedzenie, modlc si w duchu, aby Zenobia zmienia temat. Na szczcie dugo na to nie czekaem. - Ech, szkoda, e pan Klaus ju wyjeda - westchna powtrnie. Zna troch dudo, chocia zbyt mao trenowa. Dobrze taczy... - I w ogle jest bardzo przystojnym mczyzn - doda z domylnym umiechem pan Kuryo.

Zenobia raptem przypomniaa co sobie i rzeka z oburzeniem: - Czy pan wie, e Klausowi wlepiono mandat? Opowiada mi, e jaki tajniak zatrzyma go na szosie i ukara mandatem. Rzekomo za to, e Klaus wyjedajc ze stacji benzynowej potrci motocykl. - I co? Zapaci mandat? - zdumia si Kuryo. - Zapaci. Tak si u nas traktuje zagranicznych goci. Jed po szosach rnego rodzaju tajniacy i tylko poluj na turystw. No, niechbym ja takiego spotkaa.

Niechby mnie sprbowa wlepi mandat - zocia si Zenobia. A zgarbiem si nad talerzem. Ile bym da za to, aby mc sta si niewidzialnym i ulotni si od stou jak eter z probwki. Ciotka Zenobia fukaa ze zoci: - Klaus twierdzi, e ten tajniak to jaki wariat. Podobno mia jaki cudaczny samochd podobny do chrabszcza... Nagle ciotka Zenobia zakrztusia si i poczerwieniaa, potem jej widelec skierowa si w moj

stron. - Czy to paski samochd stoi tam okryty brezentem? - Tak - szepnem. - To pan jest tym zwariowanym tajniakiem? - pytaa mnie surowo wci trzymajc widelec wymierzony w moj pier, jak gdyby za chwil zamierzaa mnie nim przebi. - Tak jest, to ja - przyznaem cichym gosem. Zauwayem, e oczy Kasi s

pene zachwytu. - Brawo, brawo! - zawoaa dziewczynka. - Bardzo si ciesz, e pan jest tajniakiem i wlepia mandaty piratom drogowym. Bo Klaus jest piratem, prawda? - Tak jest - skinem gow. - Ale pragn wyjani, e ja nie jestem adnym tajniakiem, tylko spoecznym inspektorem Suby Drogowej. - Da mu pan szko, co? zachichotaa Kasia. Wyjedajc ze stacji

benzynowej, potrci motocykl, nie zauway tego i odjecha. Musiaem go dogoni i zawrci, aby zapaci za wyrzdzon szkod. A pani zwrciem si do ciotki Zenobii - te chyba wlepi mandat. - Mnie? - ciotka Zenobia odoya n i widelec. Wydawa si mogo, e za chwil zastosuje wobec mnie ktry ze swych straszliwych chwytw dudo. - A tak - odparem z rezygnacj, gotw na najgorsze. - Ma pani w motocyklu pknity tumik, le ustawiony zapon. Jedzi pani zbyt haaliwie.

Rzucia mi miadce spojrzenie. Jej niebieskie oczy a pociemniay z gniewu, lecz wzruszya tylko pogardliwie ramionami: - Pan sdzi, e tu w pobliu jest jaki warsztat, w ktrym mogliby mi naprawi tumik i wyregulowa zapon? - Nie wiem. Ale powinna pani rozejrze si za takim warsztatem. O dziwo, kiwna gow, e zgadza si z moj uwag. Tylko e od tej chwili znowu zacza mnie ignorowa, rozmawiajc wycznie z panem Kury. Ale ja byem bardzo

zadowolony, widzc radosn min Kasi. Dziewczynka uznaa, e, jak si to mwi, utarem nosa ciotce Zenobii. Zaimponowaem Kasi. Okazao si, e nie jestem lamazar. To wanie ja zmusiem Klausa do zapacenia mandatu za nieostron jazd. W wyobraeniu Kasi staem si gronym pogromc piratw drogowych, a wic czowiekiem, z ktrym warto si zaprzyjani. Ja rwnie czuem, e odniosem pewien triumf nad gron Zenobi. Podniosem gow znad talerza, wyprostowaem si i zaczem

rozglda po twarzach wczasowiczw wypeniajcych stowk. Nikt z jedzcych obiad nie wzbudzi jednak mego wikszego zainteresowania. Jak zwykle w tego rodzaju orodkach widziao si mamy z dziemi, statecznych ojcw rodzin, dwie starsze panie wygldajce na nauczycielki, kilka modych chichoczcych dziewczt i kilku modych chopcw w dinsach i jaskrawych sportowych koszulach. Wygldali na autostopowiczw, ktrzy zatrzymali si w Jasieniu na krtki okres czasu. Dwie czy trzy zakochane pary - a stan ich uczu poznawaem po tym, e rzucajc

sobie czue spojrzenia dzielili si kadym ziemniakiem i kadym ksem kotleta - dopeniay obrazu towarzystwa wczasowego. Nie, adna z tych osb nie wydawaa mi si zamieszana w tajemnicz przygod Wiewirki. Oczywicie, mj sd by powierzchowny i mg okaza si mylnym. Nikt jednak z tych ludzi nie wyglda na takiego, ktry posiada pistolet gazowy i uywa go w podejrzanych celach. Jeli moje przypuszczenia byy suszne i sprawa sza o skarb Haubitzw, to tajemniczego emisariusza Haubitzw naleao chyba szuka

wrd goci zamieszkujcych paac po drugiej stronie jeziora. Obiad si skoczy. Wstalimy od stou i poegnalimy si grzecznymi ukonami. Kady poszed w swoj stron, to znaczy ciotka Zenobia pojechaa motocyklem w stron wsi, pan Kuryo uda si na poobiedni spacer do lasu, a ja i Kasia pomaszerowalimy nad jezioro, aby zreperowa kajak. Czy pywalicie kiedy salamandr? Jest to dwuosobowy gumowy kajak polskiej produkcji, zoony z czterech niezalenych komr nadmuchiwanych

powietrzem. Ma on wiele zalet, miedzy innymi t, e gdy przedziurawi si jedn komor, pozostae trzy utrzymuj kajak na wodzie. Poza tym jest on stosunkowo mao wywrotny, posiada dwa wygodne siedzenia z gumowymi poduszkami. Nadmuchuje si go te do atwo i szybko. Jego wady - to przede wszystkim niewielka zwrotno i duy ciar; pynie si nim wolniej ni kajakiem z dykty. Na dalekie rejsy raczej si nie nadaje, ale za to po wypuszczeniu powietrza mieci si w worku i mona go zabiera na motocykl, skuter czy do baganika

samochodu. Przedziurawione miejsce starannie oczyciem papierem ciernym, posmarowaem gum i przykleiem atk, a nastpnie cisnem specjaln rub. Teraz naleao poczeka przynajmniej godzin, a klej steje. Byo popoudnie, soce wiecio upalnie, woda jeziora zachcaa do kpieli. Orodek znowu wyglda jak wymary, albowiem wczasowicze gniedzili si na malutkiej play, skd dochodziy krzyki kpicych si.

Kasia rozoya koc tu nad brzegiem jeziora i zaczlimy si opala. Pooyem si twarz w kierunku jeziora. Oparem brod na doniach i ponad toni wody patrzyem w stron drugiego brzegu, gdzie na tle ciemnej zieleni starych drzew parkowych widniaa brunatna sylwetka paacu Haubitzw. Z tej odlegoci paac przypomina sopocki Grand Hotel. Wyglda jak brzydkie pudo zbudowane z brunatnej cegy. Potem wzrok swj skierowaem w lewo, w miejsce, w ktrym ziele

drzew wznosia si najwyej. To byo zapewne owo wzgrze poronite drzewami i krzakami, i wanie tam chyba znajdoway si ruiny obserwatorium. Wieczorem poycz kajak od Kasi i przepyn jezioro. Kajak ukryj w nadbrzenych trzcinach, pjd do obserwatorium i posiedz w ruinach do pnocy postanowiem. Soce przyjemnie pieko mnie w nagie plecy i usypiao. Walczc z ogarniajc mnie sennoci, zapytaem Kasi:

C to za tajemnicza szachownica, o ktrej mwi pan Kuryo? Dziewczynka lekcewaco: odrzeka

W kadym przewodniku turystycznym pisz o tej tajemnicy. W tych stronach istnieje kilka starych kociow. Ot na kamiennych framugach drzwi... - Na portalu - wtrciem. - Tak jest, wanie na portalu kadego z tych starych kociow widnieje znak szachownicy. Po

prostu na jednym z kamieni wyrzebiono szachownic. - Moe to znak budowniczego? powiedziaem. - Po prostu jeden i ten sam budowniczy stawia okoliczne kocioy. W dawnych wiekach rzemielnicy, na przykad zotnicy, pozostawiali na swych wyrobach znak. Podobnie byo z budowniczymi. Ale zazwyczaj ten symbol umieszczali w miejscach nie rzucajcych si w oczy, nigdy na portalu. - Pan si zna na tych sprawach? - Jestem historykiem sztuki -

wyznaem, bo nie widziaem powodw, aby swj zawd okrywa przed ni tajemnic. - W tych okolicach sporo jest rnego rodzaju znakw szachownicy - podja znowu Kasia. - Na murach kociow szachownice s bardzo stare. Ale napotka mona i takie, ktre wyryte zostay stosunkowo niedawno. Bo rd Haubitzw, ktrzy byli wacicielami tych okolic, mia szachownic w swym herbie, a herbem zaznaczali kad swoj wasno. Podobno szachownice widniay nawet na ich porcelanowej zastawie stoowej.

- Jeste wietnie poinformowana - zauwayem. - A tak. Pan Kuryo i moja ciocia czsto o tej sprawie rozmawiaj podczas posikw w stowce. Najwicej o zagadce szachownicy wie moja ciocia, bo zaznajomia si z panem Klausem, panem Weberem i innymi, ktrzy tu przyjechali z Niemiec, eby wyjani t zagadk. - Specjalnie po to tu przyjechali? zapytaem z powtpiewaniem. - Nie sysza pan historii o starym Haubitzu i o ukrytych skarbach? zdziwia si Kasia.

A poniewa przeczco pokrciem gow, nie chcc, aby wiedziaa, e interesuj si t spraw, rozpocza opowiadanie historii, ktr znaem z Ksigi strachw. Gdy skoczya, ramionami. wzruszyem

- Przyznaj, Kasiu, e nie potrafi si poapa w tej kwestii. Chcesz mi wmwi, e ten pan Klaus, Weber i inni przyjechali tutaj pewnego piknego dnia, aby odnale t rzecz najcenniejsz? Bo przecie skarbw Haubitza ju tu nie ma, zostay przekazane do muzeum.

- Ich przyjazd tutaj zosta spowodowany procesem sdowym. - Procesem sdowym? - A tak. Oskarony jest pan Weber i gazeta, w ktrej on pracuje. Jeli pan Weber wyjani zagadk szachownicy i odnajdzie t rzecz najcenniejsz, zostanie uniewinniony. Pomagaa mu w wyjanieniu zagadki polska ekipa i Niemka, Hilda, ktra urodzia si w Jasieniu. Jej ojciec by sucym u Haubitza. Ona dobrze zna t okolic i wie o wszystkich tutejszych szachownicach. Za pan Klaus jest z innej gazety ni pan Weber i

przyjecha tutaj tylko w charakterze obserwatora. Zreszt, jak pan sysza przy obiedzie, niczego nie udao si odnale i adnej zagadki nie wyjaniono. Pan Weber pewnie przegra proces sdowy. A szkoda, bo jest bardzo sympatyczny westchna Kasia. Przez chwil milczeniu. W powiedziaa: leelimy w kocu Kasia

- atka ju pewnie przyscha. Moe wybierzemy si na wycieczk? - Zgoda - podniosem si z koca. Popywamy twoj salamandr.

Sebastian, kiwajc ogonem podobnym do kijanki, z wielk radoci obserwowa, jak nadmuchiwalimy kajak przy pomocy gumowego mieszka. atka trzymaa mocno, wic od razu pooylimy kajak na wodzie. Kasia pobiega do domku po wiosa. Usadowilimy si na swoich miejscach, dziewczynka w rodku, ja z tyu, a Sebastian usiad na dziobie. Wystawi eb ponad burt i rozglda si dookoa jak marynarz podczas penienia wachty. - Odpywamy! - zawoaem, odpychajc si wiosem od brzegu. Zoymy wizyt w paacu.

- O, nie - zaprotestowaa Kasia. Nie chc do paacu. Tam moemy popyn w kadej chwili. A jeszcze nie byam na kocu jeziora. Zrbmy wycieczk do ruin myna, ktry si nazywa Topielec. Do kolacji zostao sporo czasu. Zdymy powrci. Byo mi wszystko jedno, dokd popyniemy. Odwiedziny ruin starego myna rwnie miaem w planie. - Dobrze, miech bdzie Topielec zgodziem si. - Opowiem panu legend o tym starym mynie - rzeka Kasia. -

Niech pan teraz wiosuje, a ja bd opowiada. Potem ja si wezm za wiosa. Wiosowaem, a ona mwia o skpym mynarzu. Znaem i t legend z Ksigi strachw, ale oczywicie nie uwaaem za celowe zdradzenie tego przed dziewczynk. Po kwadransie wiosowania roztoczya si przed nami szeroko rozlana to jeziora, ze wszystkich stron zamknita wzgrzami poronitymi lasem. Im bliej brzegw, tym jezioro stawao si pytsze; widziao si dno pene biaych kamykw i muszelek. Brzegi

miay wski pas piaszczystej play, tylko na samym kocu jeziora, gdzie widniay wbite w dno pale zmurszaego pomostu, sterczaa kpa wysokich zielonych trzcin, a midzy pniami drzew czerwieniy si ceglane ciany zrujnowanego domu i szare, kamienne ciany dawnego myna. Gumowe dno kajaka zaszurao na piasku i wirze. Dobijalimy do brzegu. Sebastian pierwszy wyskoczy na piasek i wszc rozejrza si na wszystkie strony.

- Boe, jak tu cicho - powiedziaa Kasia, mimo woli ciszajc gos. To nieprawda, e byo cicho. Gono szemray fale jeziora wybiegajce na piaszczysty brzeg, wrzeszczay wrony, ktre miay swoje gniazda na gaziach starych topl. Ale w otaczajcym nas krajobrazie byo co nieprzyjemnego, gronego i zarazem niesamowitego. Miejsce to robio nieprzyjemne wraenie, i, jak gdyby w obawie przed czajc si tu groz, Kasia ciszya gos. Przywizalimy kajak do jednego z pali zmurszaego pomostu i

wyskoczylimy na brzeg. Wska cieka poprowadzia nas w zdziczay ogrd owocowy. Ziemia bya tu dobra, przed laty starannie chyba uprawiana, dlatego rolinno rozkrzewia si niezwykle bujnie. Szlimy midzy wysokimi do pasa pokrzywami, widzielimy zdziczae stare jabonie i uschnite czerenie. Tak, to chyba wanie dua ilo martwych, uschnitych drzew, o ktre nikt ju nie dba, sprawia to nieprzyjemne wraenie. Wrd wysokiej, bujnej zieleni chwastw sterczay nagie pnie i bezlistne konary. Nawet ogromne topole, krlujce nad tym

miejscem, miay w wikszoci uschnite potne konary, na tych za, co jeszcze yy i okryy si limi, widniay wielkie wronie gniazda, podobne do potwornych naroli. Czarne ptaki wci kotoway si nad drzewami, nieustannie kraczc. cieka skrcia nad rzeczk, zobaczylimy resztki dawnego stawida, przez ktre woda przelewaa si z gonym szumem. Tu obok by wielki staw pokryty grub warstw rzsy. W zielonkawym kouchu leay pnie przewrconych wichrem drzew i gniy, wydzielajc ostr wo. Ruiny

myna wyglday jak wielkie, szare pudo, na ktre nadepna noga olbrzyma. Dach zapad si do wntrza, przez puste okna i drzwi widziao si gruz i chwasty. Podobnie wyglda znajdujcy si tu obok dawny dom mynarza: czarne oczodoy okien i drzwi, zapadnity dach, rozsypujce si ciany z cegie, a na podwrzu kupy gruzu, rdzewiejce elastwo, kilka dziurawych blaszanych beczek. - Dlaczego nikt nie odbuduje tego myna i nie zamieszka tutaj? zastanawiaa si gono Kasia. - W Jasieniu jest nowy myn.

Parowy. Widziaem go przejedajc przez wiosk powiedziaem. - C za sens miaaby wic odbudowa tego myna, skoro chopi w Jasieniu maj swj, a okoliczne pastwowe gospodarstwa zajmuj si tylko hodowl krw i trzody chlewnej. Odbudowa go po to, eby sta bezuytecznie? Tak rozmawiajc ominlimy ruiny i weszlimy znowu na ciek, ktra zaprowadzia nas do drogi, i na drewniany most przerzucony nad rzeczk. Domyliem si, e jest to droga okrajc jezioro; mona ni byo dojecha do paacu

Haubitzw i do wsi, a take - jeli pojechao si w odwrotn stron do naszego orodka campingowego. Po jednej stronie drogi rozciga si zdziczay ogrd utopionego mynarza, a po drugiej - rozpoczyna si sosnowy br, doem zaronity leszczyn i krzakami jaowca. Raptem Sebastian z gonym szczekaniem rzuci si w krzaki. Zaciekawieni pobieglimy za jamnikiem, odchylilimy zarola, skd wci dochodzio do nas naszczekiwanie. I oto zobaczylimy czarny motocykl z przyczep, a obok niego... ciotk Zenobi, ktra

ze zoci opdzaa si od Sebastiana, witajcego j wesoymi podskokami. - Ten pies jest okropny - burczaa Zenobia. - Zjawia si zawsze nie w por. Patrzcie, jak mnie wytropi. Niczym milicyjny owczarek. - To ciocia si tutaj ukrya? zapytaa zdumiona Kasia. - Nie - odpowiedziaa ze zoci. Przyjechaam tu tak, jak i wy. Na spacer. Ale wcale nie pragn niczyjego towarzystwa - to mwic spojrzaa na mnie niechtnie.

- Nie bdziemy pani przeszkadza - rzekem i odwrciem si, aby odej w stron ruin. Lecz w tym momencie zobaczyem miedzy drzewami szarego taunusa pana Klausa. Samochd sta w przesiece lenej prowadzcej od drogi okalajcej jezioro. - Nie bdziemy pani przeszkadza - powtrzyem - tym bardziej e, zdaje si, pani jest tu w czyim towarzystwie. Ciotka Zenobia pobiega spojrzeniem za moim wzrokiem i

zrozumiaa, kogo mam na myli. Przeczco pokrcia gow. - Pan si myli. Przyjechaam tu sama i z nikim si tu nie umwiam. Jadc drog zauwayam w przesiece samochd pana Klausa, wic zatrzymaam si. Ale samochd jest pusty, pan Klaus zapewne poszed na spacer w gb lasu. - I dlatego swj motocykl ukrya pani w jaowcach? - zapytaem z ironi. Znowu ze zoci tupna nog.

- Co to pana obchodzi? Mog robi, co mi si podoba. Wziem Kasi za rk. - Chodmy do kajaka - rzekem. Rzeczywicie, nic mnie to wszystko nie obchodzi. - Cicho - sykna Zenobia. Chwycia Sebastiana, obja mu domi mordk, eby nie zaszczeka, i czmychna w krzaki, gdzie sta jej motocykl. - Chodcie tutaj. Prdzej szeptaa z jaowcw. - Czy nie

widzicie, e nadchodzi ta Hilda? Zrobiem oburzon min, ale i ja ukryem si w krzakach, pocigajc za sob Kasi. Szepnem do Zenobii z udanym gniewem: - Nie wydaje mi si, aby czym przyzwoitym byo krycie si w jaowcach i podpatrywanie blinich. Uwaam si za dentelmena. - Tere-fere-kuku! W Topielcu znajduje si jedna z tajemniczych szachownic. A Klaus i Hilda to utajeni wrogowie, rozumie pan? Nie ulega dla mnie wtpliwoci, e ona przysza tutaj ledzi Klausa.

- A my ledzimy j - burknem. Nic z tego nie rozumiem... - No, widzi pan? - triumfujco szepna Zenobia. - Ma pan umys tak samo niewygimnastykowany, jak minie. Nic si nie odezwaem, bo u wylotu przesieki zobaczyem szczup brunetk, idc wolno w naszym kierunku. Z kryjwki widziaem, e jest to bardzo adna, najwyej trzydziestoletnia kobieta o gadko zaczesanych wosach, upitych z tyu w kok. Miaa na sobie szare spodnie i bia bluzeczk, na jej ramieniu koysa

si aparat fotograficzny. Idc, uwanie rozgldaa si na wszystkie strony. Gdy zbliya si do stojcego samochodu, w przesiece ukaza si Klaus. Nadszed od strony ruin starego myna. - O - zdumia si na jej widok. Witam pani - pozdrowi j po niemiecku i w tym jzyku cign dalej rozmow: - Przysza tu pani na spacer czy na jeszcze jedno spotkanie z tajemnicz szachownic? - Nie zgad pan. Przyszam tutaj dla pana.

- O - jeszcze bardziej zdumia si Klaus. - Wydawao mi si, e nie darzy mnie pani sympati. - Wanie dlatego tu przyszam. Siedziaam na tarasie kawiarni paacowej i widziaam, jak skierowa pan swj samochd na drog len do myna. Pomylaam: Po co pan Klaus tam jedzie? To przecie miejsce dzikie, odludne, romantyczne, a pan Klaus, o ile zdoaam si zorientowa, nie ma romantycznego usposobienia. Wic, powodowana ciekawoci, poszam na spacer w t stron. - I co pani zobaczya? - spyta

ironicznie Klaus. - Pan jecha samochodem, a ja szam piechot. Nic dziwnego, e przyszam za pno. Pan, zdaje si, ma ju zamiar wraca do paacu. - Owszem. I chtnie pani podwioz. Czuj si w jakim stopniu zobowizany, e z powodu mojej skromnej osoby zrobia pani taki szmat drogi. Nie chciabym, aby pani znowu musiaa powtrzy swj marsz. Zaspokoj rwnie pani ciekawo. Przyjechaem tutaj, aby jeszcze raz obejrze jedn z tych szachownic, ktre narobiy tyle kopotu.

- Nie wierz panu. I nie skorzystam z pana samochodu odrzeka chmurnie Hilda. Klaus wzruszy ramionami. - Nie umie pani przegrywa, panno Hildo. A ten, ktry nie potrafi przyj klski, nigdy nie zwyciy. Nie potrafi si pani pogodzi z faktem, e po tygodniowych poszukiwaniach wracamy z niczym do Niemiec. Jak pani wie, ja od pocztku nie wierzyem w istnienie tego pamitnika. W tamtych czasach bya pani omioletni dziewczynk i pewne sprawy zupenie inaczej wyglday w pani

oczach. A nawet jeli ten pamitnik rzeczywicie istnia, to przecie do dzi nie pozosta po nim nawet lad. Zagadkowe sowa starego Haubitza mona rozumie wieloznacznie, a adna z napotkanych przez nas szachownic nie prowadzi do skrytki. Szkoda, e nie pomylaa pani wczeniej o tych wszystkich sprawach. Narazia pani na szwank dobre imi czowieka, narobia pani wiele kopotw panu Weberowi i jego redakcji. Przegracie ten proces. Rozmawiam teraz z pani zupenie szczerze, staram si by obiektywny, cho gazeta, w ktrej pracuj, popieraa i popiera

Haubitza. Stwierdzam: w takich sprawach trzeba by niezwykle ostronym. Goosownymi oskareniami mona zrobi wicej szkody ni poytku. Otworzy samochodu. drzwiczki swego

- Prosz, moe pani jednak wsidzie - zrobi zapraszajcy gest rk. - Nie - odpara twardo Hilda. Klaus wsiad do swego wozu, zapuci silnik i po chwili odjecha w stron paacu.

I wanie wtedy Sebastian wyrwa si z rk Zenobii. Ze szczekaniem rzuci si w lad za samochodem. - O, Boe! - przestraszya si Hilda, tak raptownie Sebastian wyskoczy z krzakw i niemal wpad jej pod nogi. - On nie gryzie - powiedziaem po niemiecku, wychodzc z kryjwki w jaowcach. Pody Sebastian zdradzi nasz schowek, nie byo sensu ukrywa si dalej. Usyszaem gone zorzeczenie Zenobii, ktra obdarzaa Sebastiana obraliwymi

epitetami, a potem zapucia silnik swego straszliwie jazgoczcego motocykla. Kluczc midzy drzewami odjechaa z okropnym haasem; nie raczya nawet powiedzie nam do widzenia. Kasia wylaza z zagwizdaa na psa. jaowcw i i

Zbliyem si do Hildy skoniwszy si, powiedziaem:

Przepraszam, e byem mimowolnym wiadkiem rozmowy z panem Klausem. Wydaje mi si, e mgbym si okaza pani pomocnym...

Obrzucia mnie penym pogardy.

spojrzeniem

Mimowolnym wiadkiem rozmowy - powtrzya z drwin. Niech pan powie od razu, e podsuchiwalicie. To bardzo brzydkie, prosz pana. I odwrciwszy si plecami, pomaszerowaa przesiek, mijajc Sebastiana, ktry zrezygnowa z gonitwy za samochodem i wraca do Kasi, wywaliwszy swj dugi, czerwony ozr. Podrapaem si w gow.

- Nie, to nie - mruknem. Wydawao mi si, e mgbym powiedzie Hildzie co, co by j zapewne bardzo zainteresowao. Ale ona poczua si dotknita faktem, e podsuchiwalimy. I myl, e miaa racj, okazujc mi swoj wzgard. Byo mi bardzo nieprzyjemnie z tego powodu. Czuem niesmak i niech do siebie za to, e daem si Zenobii nakoni do podsuchiwania. Niestety, za pno ju byo, aby zmieni ten przykry fakt.

Westchnem ciko i rzekem do Kasi: - A teraz poszukajmy tajemniczej szachownicy, ktra podobno znajduje si w Topielcu. Szukalimy dugo, penetrujc ruiny myna. A szachownica znajdowaa si na brzegu jeziora, w pobliu miejsca, gdzie wyldowalimy salamandr. Bya wyryta na wielkim, granitowym gazie narzutowym, o ktry z cichym sykiem rozbijay si fale jeziora.

- Jak pan sdzi, moe skrytka jest pod tym gazem? - spytaa naiwnie Kasia. Rozemiaem si. - C to musiaby by za olbrzym, eby unie gaz i schowa co pod nim. Z jednej strony gazu jest woda, a z drugiej tak wilgotno, e kada rzecz tu zakopana ulegaby natychmiastowemu zniszczeniu. Nie, moja droga. Ta szachownica nie kryje adnej tajemnicy. - A po co j tutaj wyryto? - Prawdopodobnie wanie w tym

miejscu koczyy si grunty majtku Haubitzw. Gaz z szachownic to znak graniczny. Od tego miejsca mia swoj ziemi mynarz, ktry si utopi, a lasy z tej strony jeziora naleay do pastwa. W zamyleniu przypatrywaem si wyrytej na gazie szachownicy, pierwszej, jak spotkaem po swym przyjedzie do Jasienia. Jednoczenie myl moja krya wok metalowej tulejki znalezionej przez chopcw w ruinach obserwatorium. Mylaem o Klausie, Hildzie i o dziwnym zachowaniu piknej Zenobii.

Hilda wyjania szczerze powd swego przyjcia do Topielca. Po prostu ledzia Klausa, ktrego uwaaa za swego przeciwnika. A Zenobia? Co j sprowadzio do Topielca? A moe przybya tutaj na spotkanie z Klausem i zjawienie si moje wraz z Kasi przerwao lub uniemoliwio im spotkanie? Czemu jednak kryli si z t spraw, czemu na miejsce spotkania wybrali myn, a nie, na przykad, taras kawiarniany? Dlaczego kade z nich przyjechao tutaj oddzielnie? I jeszcze jedno pytanie narzucao

mi si z ogromn si: czemu Zenobia ukrya si w jaowcach, gdy zobaczya nadchodzc Hild, a potem zmusia mnie do podsuchiwania jej rozmowy z Klausem? Nie znajdowaem odpowiedzi na adne z tych pyta. A nad moj gow, w uschnitych gaziach starych topoli, ponuro skrzeczay stada wron. Ich wrzask mci myli i przenika mnie niepokojem.

Rozdzia pity IDEAY ZENOBII CZY MA ZDOBYWA SI PRZY POMOCY DUDO? NOCNA WYPRAWA TAJEMNICZY OSOBNIK CO SI ZDARZYO W PAACOWYM PARKU

Wieczorem zacz pada deszcz. Siedziaem samotnie na tarasie paacowej kawiarni pod kolorowym parasolem i ten deszcz zmusi mnie do szybkiego zapacenia rachunku. Pobyt w kawiarni okaza si zreszt dla mnie zupenie jaowy, nikt z

goci nie zwrci mojej uwagi. Byli to przewanie czescy turyci, nie zobaczyem ani Klausa, ani Hildy. Dopiero pod koniec mej bytnoci na tarasie pod paac zajecha ogromny niebieski ford ze szwajcarsk rejestracj. Wysiad z niego przystojny blondyn w moim wieku, nadbieg portier i zacz z samochodu wynosi walizki. Innymi sowy, do paacu przyby nowy go, tym razem a ze Szwajcarii. I wtedy dostrzegem wychodzc z paacu Zenobi. Na chwil przystana ogldajc wspaniaego forda, potem ciekawie zerkna na przystojnego Szwajcara. Wreszcie i

mnie zauwaya, gdy umykajc przed deszczem zapaciem rachunek i zbiegem po schodach tarasu. - Chwileczk - odezwaa si do mnie. - Niech pan zaczeka. Podwioz pana swoim motocyklem. Pada deszcz, a pan jest wtego zdrowia. - Bagam pani, niech si pani nade mn nie lituje - warknem z gniewem. Niedbale machna rk, co miao zapewne znaczy, e nawet jej lito niewiele zdoa zmieni moj

sytuacj. Wskazaa niebieskiego forda. - Pikny, prawda? Nie to, co paski gruchot. Ciekawa jestem, z jakiej czci Szwajcarii pochodzi waciciel samochodu. Jeli z tej, gdzie mwi po francusku, to nie bd si z nim moga porozumie. Bo ja znam tylko niemiecki i angielski. Zdumiewa mnie pani zainteresowanie cudzoziemcami... - Moe mam zamiar wyda si za m za jakiego przystojnego

cudzoziemca? - Nie ma co. Wspaniae ideay burknem. Niespodziewanie chwycia mnie za okie, jednoczenie kadc swoj stop tu za moj nog. Popchna mnie lekko i... ju leaem na trawie koo tarasu. Ktry z goci rozemia si gono, gdy niezgrabnie gramoliem si. - Przy pomocy chwytw dudo nie wychodzi si za m - powiedziaem z wciekoci.

I pomaszerowaem przed siebie, wybierajc raczej zmokniecie ni jazd motocyklem. Ale Zenobia wycigna z jakiego kta swj straszliwy motocykl i dogonia mnie. Przystana i wskazaa mi miejsce w przyczepie. - Pani si nade mn znca rzekem. - O, nie. Pan si myli. Po prostu staram si zrobi z pana mczyzn. Myli si pan rwnie co do moich ideaw. Wci nosz w sobie nadziej, e kiedy spotkam jakiego niezwykego czowieka. Przywitam si z nim, sprbuj

zastosowa wobec niego ktry z najbardziej zdradliwych chwytw dudo. A on nic, ani drgnie. Okae si, e zna dudo lepiej ode mnie. W takim czowieku potrafiabym si zakocha. - Och, to chyba nic trudnego. Znam kilku mistrzw dudo. Spojrzaa na mnie gronie. - Jeli pan nie przestanie szydzi, za chwil znowu znajdzie si pan na ziemi. Z ubolewaniem pokiwaem gow.

- Jestem zdany na pani ask i nieask. Ale czy nigdy nie przyszo pani na myl, e due znaczenie w yciu maj takie cechy, jak: inteligencja, wyksztacenie, charakter czowieka i tym podobne? - Owszem - skina gow. - Ale dudo te warto zna. Jedno drugiemu nie przeszkadza. No, nieche pan siada. Nie zrobi panu krzywdy - powiedziaa askawie. Deszcz la coraz wikszy, wic zamiast unie si honorem, wlazem jednak do przyczepy i daem si zawie do naszego orodka campingowego.

Rozstalimy si w potokach deszczu, powiedzielimy sobie chodno Do widzenia i zniknlimy w swoich domkach. Odsunem zasonk w maciupekim okienku i stwierdziem, e u pana Kuryy, ktry by moim ssiadem po lewej stronie, pali si wiato. Postrach gastronomii zapewne przygotowywa si do snu albo czyta ksik. Tej nocy zamierzaem zoy wizyt w ruinach obserwatorium, ale pora wydawaa mi si jeszcze zbyt wczesna. Bya dopiero

dziewita, naleao na wypraw wyruszy ju po jedenastej, gdy wszyscy w orodku bd spali. Nie chciaem, aby ktokolwiek zauway, e zamiast spa, odbywam nocne wczgi po okolicy. Deszcz cigle bbni po dachu mojego domku. Wyjem z walizki ciepy sweter, wcignem na siebie czarne obcise spodnie, przygotowaem przeciwdeszczow peleryn. Sprawdziem te, jak dziaa moja elektryczna latarka. I ogarny mnie wtpliwoci, czy w tak pluch warto pyn na drug stron jeziora. Przecie to ju

sidmy dzie mija od dziwnej przygody Wiewirki. Tajemniczy osobnik lub osobnicy, ktrzy dokonywali tam wwczas jakiej podejrzanej czynnoci, by moe zakoczyli ju swoje zadanie i zniknli std na zawsze... A zreszt, czy w tak pluch chciaoby si im grasowa w ruinach obserwatorium? Tak - odpowiedziaem na swoje wtpliwoci. Gdybym by zoczyc, wanie tak noc wybrabym na odwiedzenie ruin, przewidujc, e bd tam mg dziaa spokojnie i bezpiecznie.

Pooyem si wic na swoim wyrku, nakryem kocem i sprbowaem si zdrzemn, aby podczas nocnej wyprawy mc zachowa pen trzewo. Obudziem si na krtko przed dwunast. Po cichutku odemknem drzwi i wyszedem na dwr. Okno domku pana Kuryy byo ju ciemne, nie wiecio si take u Zenobii. Salamandra Kaki leaa na trawie midzy jej domem a moim, wioso stao oparte o cian. Zaniosem kajak nad wod i po chwili pynem przez jezioro czarne od nocy i deszczu.

Gsty, nieprzenikniony mrok utrudnia orientacj, wkrtce znikn mi z oczu brzeg z orodkiem campingowym, a przeciwlegy pozosta niewidoczny. Pynem wic niemal po omacku, rozgarniajc rwno wod, aby kajak szed prosto i zanis mnie do celu. Jazda w ciemnoci wydawaa si duga, jak gdybym nigdy nie mia dobi do brzegu. Dookoa wci zalegaa noc i szemra deszcz. Po jakim czasie zaczem si obawia, e kajak jednak zboczy z kursu i pyn wzdu brzegw a na koniec jeziora, do myna Topielec. Pracowaem wiosem nieustannie,

lecz drugi brzeg wci pozostawa niewidoczny. Byo tak ciemno, e ledwo widziaem dzib salamandry. To jeziora wydawaa si przepaci, doznawaem wraenia, e za chwil wychyl si z niej dugie olize macki, owin si wok mej szyi i pocign mnie w gbin. Opis takiej sceny czytaem niedawno w jednej z ksiek angielskiego pisarza, Iana Flemminga. Bohater jego powieci, nieustraszony James Bond, agent nr 007 angielskiego wywiadu - walczy z potworn pitnastometrow omiornic. Ech, z kim ten Bond nie

walczy i kog nie zwycia! Zlikwidowa straszliwego Chiczyka zmieniajcego tory amerykaskich rakiet kosmicznych, unicestwi szajk, ktra chciaa napromieniowa i zniszczy amerykaskie zapasy zota. Bo wyzna to trzeba - nieustraszony i niezwyciony James Bond najczciej unicestwia niesamowite spiski, ktre zachodniemu wiatu rzekomo gotowa wiat socjalistyczny, co zreszt, podobnie jak owa ogromna omiornica, istniao li tylko w wyobrani literackiej Iana Flemminga. Spopularyzowana przez film

posta Jamesa Bonda staa si boyszczem wielu ludzi na Zachodzie, zrodzia nawet zjawisko zwane bondomani. Niektrzy modzi ludzie zaczli nosi koszule a la Bond, krawaty a la Bond, chusteczki, pidamy, portfele, wszystko - a la James Bond. w niezwyky bohater posiada ogromn si, zrczno i inteligencj, dziki ktrym zawsze cao wychodzi z wszelkich opresji. Mia on rwnie niezwyky samochd kuloodporny, z wmontowanymi taranami pozwalajcymi mu przewraca najwiksze przeszkody.

Ciekawy jestem - pomylaem co powiedziaby James Bond, gdyby zobaczy mj pokraczny wehiku? Przerwaem rozmylania. Oto z prawej burty zamajaczya w ciemnociach czarna ciana, ciemniejsza od ta otaczajcej mnie nocy. Zbliaem si do drugiego brzegu jeziora Jasie. Wpynem w zatoczk zaronit wysokimi trzcinami. Wyskoczyem na brzeg i kajak wcignem w krzaki wikliny. O kilka krokw dalej ukryem w krzakach rwnie i wioso.

Mrok i deszcz wci utrudniay orientacj, nie miaem pojcia, ktrdy naleao i do obserwatorium. Postanowiem wic ruszy wzdu brzegu a do parku paacowego. Zapamitaem z Ksigi strachw, e tamtdy - alej parkow - najatwiej byo dosta si do ruin. Szybkim krokiem maszerowaem nad jeziorem. Krzaki si przerzedziy, trafiem na alej wysadzon starymi grabami, ktra koczya si u stp niewysokiego wzgrza. A wic mimo ciemnoci zdoaem znale ciek na wzgrze, krt, prowadzc wrd

krzakw i drzew. Teraz zwolniem tempo marszu. Gdybym si potkn o kamie lub korze, a peno ich byo pod nogami, kto mgby to usysze pomimo szelestu wywoanego deszczem. Naleao by ostronym i czujnym. Moja obszerna peleryna, po ktrej spyway struki wody, niekiedy ocieraa si o gazie krzakw, zdjem j wic i zwinwszy, wsadziem sobie pod pach. Tak jak opisano w Ksidze

strachw - cieka miaa kilka zakrtw. Raptem krzaki rozstpiy si i ujrzaem czarny uk nad swoj gow: resztk sklepionej bramy obserwatorium. Minem j i wkroczyem na kamienny podwrzec. Std mona si byo dosta do gwnej czci obserwatorium. Ale w mroku, bez zapalenia latarki, wtpiem, czy zdoam tam trafi. Przyczaiem si wic pod murem i nasuchiwaem. Postanowiem, e jeli nie zauwa niczego podejrzanego, na chwil posu si latark. Syszaem tylko monotonny szmer deszczu na starych murach. Ju

miaem przycisn guzik latarki, gdy nagle dobieg mnie jaki stuk. Jak gdyby od murw oderwa si drobny kamie i grzechoczc spad na ziemi. Wstrzymaem oddech i nasuchiwaem, lecz stuk nie powtrzy si wicej. I znowu ju niemal zdecydowaem si przycisn guzik latarki, gdy za bram w krzakach co gono zaszelecio. Moe zbudzi si jaki ptak? Szelest powtrzy si, jak gdyby co duego przedzierao si przez gste listowie. Potem zapada cisza... Grzechot spadajcego kamienia

dolecia do mnie z przodu, szelest lici usyszaem za swymi plecami. Doszedem do wniosku, e jestem przesadnie czujny. Noc w ruinach, w ssiedztwie gstych krzakw, zawsze przynosi podobne odgosy. Deszcz rozmywa stare mury, w krzakach buszuj jee. Jeli bd tak cigle wsuchiwa si w nocne gosy, nie zrobi nawet kroku, nie zwiedz ruin. Przetarem powieki. Czyby wzrok zmczy mi si od nieustannego wpatrywania si w ciemno? Po drugiej stronie, podwrza mury jak gdyby pojaniay. Wyranie widziaem ju otwr prowadzcy do

ssiednich pomieszcze, a przecie przed chwil caa tamta strona pozostawaa mroczna. Moe noc stawaa si widniejsza? Otwr wci jania, nabierajc tawego odcienia. Kto nadchodzi wiecc latark. By w bocznych pomieszczeniach obserwatorium, ale otwr wyjcia gorza ju tym blaskiem elektrycznego wiata, jeszcze chwila i ten kto znajdzie si na podwrzu. Czmychnem za bram wcisnem si w krzaki. Wychyliwszy nieco i

gow,

mogem widzie przez bram duy fragment podwrca. Przez otwr z bocznych pomieszcze wyszed kto z silnym reflektorem. Szeroki krg wiata peza po murach, wdrowa od ziemi do szczytu, jak gdyby w kto szuka na cegach jakiego napisu lub znaku. Nie widziaem go, bo reflektor by tak skonstruowany, e ten, kto go uywa, pozostawa w ciemnoci, wypuszczajc tylko z doni dugi i ostry promie blasku. Boe drogi - zastanawiaem si gorczkowo - co to wszystko ma znaczy?

Tydzie ju min od przygody Wiewirki. Czyby co noc przychodzi tu kto i wiecc latark szuka czego na murach? Dlaczego nie robi tego w cigu dnia? Dostp do ruin jest swobodny, kady moe je odwiedzi, ile razy zechce, i spdza w nich tyle czasu, ile mu si podoba. Za dnia chyba atwiej odnale znak na murach, a poszukiwania nie wzbudz niczyjego podejrzenia. Dlaczego wic ponawia on swoje odwiedziny? Zamarem i gbiej wcisnem si w listowie. Zgaso wiato na podwrcu. Usyszaem zbliajce si kroki, tajemniczy osobnik przeszed

pod ukiem bramy i skierowa si na ciek. Gdy mija mnie, oddalony zaledwie o trzy kroki, zobaczyem czarny, nieprzemakalny paszcz z kapturem. Twarz pozostawaa niewidoczna, zreszt mrok nie pozwoliby rozpozna rysw. Tajemniczy osobnik szed do szybko, wkrtce znalaz si za trzecim zakrtem cieki. Wtedy ostronie opuciem krzaki i zaczem skrada si za nim. Dokd on idzie? Czyby paacu? - zastanawiaem si. do

Ju wszed w alejk parkow,

syszaem wyranie zgrzyt wiru pod jego butami. Deszcz i ciemno okazay si teraz moimi sprzymierzecami. Szmer deszczu zagusza moje kroki, a ciemno czynia mnie niewidocznym. Aleje parku obrastay grube graby, biegem od pnia do pnia, wci pozostajc w do bliskiej odlegoci od tajemniczego osobnika. A on szed szybkim krokiem, niewiadomy, e skradam si za nim. Idzie do paacu skonstatowaem, gdy ju przed nami zamajaczya czarna, ogromna

sylwetka. Okna paacu byy ciemne, palia si tylko latarnia nad gwnym wejciem. Wydawao mi si, e tajemniczy osobnik zmierza wprost do drzwi. Ale nie, przystan, jak gdyby zawaha si. Potem nagle skrci w boczn alej i zacz oddala si od paacu. Szed znowu w gb parku. Aleja koczya si przed niskim kamiennym murem, ktry obiega niemal cay park paacowy. Na chwil zabyso wiato. Tajemniczy osobnik zapewne szuka dogodnego przejcia przez mur. Potem zgasi latark, wspi si na kamienie i znikn po drugiej stronie.

Zrobiem dokadnie to samo co on. W tym samym, miejscu wspiem si na kamienie i przeskoczyem przez mur. Lecz gdy stanem po drugiej stronie, raptem silne rce chwyciy moj gow, czyja do przycisna mi co do ust. Ogarn mnie duszcy, okropny zapach, zabrako mi tchu. Szarpnem si raz i drugi, ale ucisk nie ustpowa. Duszc si, chwyciem w puca w mdlcy zapach i wydawao mi si, e lec gdzie w przepa, w czarn to jeziora. Straciem przytomno.

Rozdzia szsty MAJACZENIA I RZECZYWISTO NIEZWYKE SPOTKANIE WIEMY, E NIC NIE WIEMY DEMASKATORSKA SZTUKA SEBASTIANA PROPOZYCJA PANA KURYY ZOTO, PAMITNIK CZY BRYLANTY?

Nie wiem, jak dugo leaem bez wiadomoci. Potem zaczy mnie drczy dziwne majaki. Wydawao mi si, e kto szpera w mych kieszeniach i wieci mi w oczy

latark. Wreszcie, jakby zza grubej ciany, usyszaem woanie Wiewirki i Tella: Panie Tomaszu! Panie Tomaszu! Niech si pan zbudzi! Ale byo to chyba zudzenie, bo znowu zapadem w mrok. Po jakim czasie zaczem odczuwa chd i wilgo. A wraz z tym wraeniem powoli wracaa mi przytomno. Zdaem sobie spraw, e le na ziemi nakryty swoj deszczow peleryn, na ktr pada deszcz. Otaczaa mnie ciemno, ale nie by to mrok niewiadomoci,

a po prostu deszczowa noc. Nagle zauwayem, e kto koo mnie siedzi. Poruszyem si, a wtedy w kto odezwa si do mnie znajomym gosem Wiewirki: - Chwaa Bogu, e obudzi, panie Tomaszu. pan si

Przymknem oczy, przeraony, e trac przytomno, w gos by chyba halucynacj. Lecz znajomy powiedzia: gos znowu

- Chwaa Bogu, e si pan zbudzi. Chopcy pobiegli po ojca

Tella. On jest lekarzem i pana zbada. Wycignem rk i dotknem ramienia chopca. - To ty? Naprawd ty? - uniosem gow i wpatrywaem si w jego twarz. Rozemia si. - To ja we wasnej osobie. Nie spodziewa si pan mnie tutaj? Westchnem i gowa opada mi na traw. Miaem w mylach wielki zamt, nie byem w stanie

zastanawia si, dlaczego chopcy znaleli si tutaj. - le si pan czuje? - troskliwie spyta Wiewirka. - Okropnie pana urzdzi ten typ. Da si pan wprowadzi w puapk. Usyszelimy odgos spiesznych krokw. - Tdy. Trzeba przej przez mur. Pan Samochodzik ley po drugiej stronie - mwi Tell. Zabysy trzy latarki elektryczne. Zobaczyem Sokole Oko, Tella i jego ojca lekarza, ktrego miaem

mono pozna w ubiegym roku, gdy z chopcami wybieraem si na poszukiwanie skarbu templariuszy. Doktor wzi mnie za rk, zbada puls, potem wiecc latark zajrza mi w renice. Rozpi koszul na moich piersiach i przez lekarsk suchawk wysucha uderze serca. - Wydaje mi si, e nic panu nie jest - stwierdzi po chwili. Usiadem. Sokole Oko dwoma palcami podnis ostronie z ziemi co biaego. By to tamponik z waty.

- To leao obok pana Tomasza rzek. Powcha i kichn potnie. - Tfu, to jakie okropne wistwo - splun. Doktor wzi od niego tamponik, rwnie powcha go i schowa do kieszeni. - Nasycono go jak mieszanin chloroformu, eteru i czego jeszcze - owiadczy. - Natychmiast straci pan przytomno. Niech pan teraz zrobi kilka gbokich oddechw i wydechw, a to wistwo ulotni

si z paskich puc. Oddychaem gboko wilgotnym powietrzem nocy. Umys mj zacz pracowa jasno. Podniosem si z ziemi. Doktor radonie zatar rce. - A wic zaczo si - rzek triumfujco. - Ciesz si, e daem si namwi na przyjazd tutaj. Moe nareszcie na stare lata przeyj jak sensacyjn przygod? Jak w powieci kryminalnej. - Nale mi si chyba jednak

pewne wyjanienia - odezwaem si. - Skd wiedzielicie, e wyjechaem do Jasienia? I jak to si stao, e nie jestecie nad morzem? Wiewirka zachichota, a Sokole Oko z ubolewaniem pokiwa gow. - Pan nas wyranie nie docenia, panie Tomaszu. - Tak jest, pan nas nie docenia podchwyci Tell. - Pan myli, e my nie roniemy, jestemy wci tymi samymi dwunastoletnimi chopcami, ktrych spotka pan na Wyspie Zoczycw. A przecie od tego czasu miny dwa lata.

- I niejedn przygod razem przeylimy - doda Wiewirka tonem sdziwego starca, ktry modym ludziom opowiada, jak to w czasach jego modoci wojowao si w rnych krajach. Ma si te zdolnoci detektywistyczne - zarozumiale stwierdzi Sokole Oko. - Pan sdzi, e nie zauwayem dziwnego bysku w paskim oku, gdy wzi pan do rki tajemnicz tulejk, a potem poprosi, ebymy zostawili panu Ksig strachw? Gdy tylko wyszlimy od pana, powiedziaem do chopakw: Oho, co si zaczyna. Tak powiedziaem czy

nie? - Tak powiedziae - przytaknli chrem. - Nazajutrz jednak o mao nie zwioda nas paska obojtna mina, z jak zwrci nam pan Ksig strachw - cign dalej Sokole Oko. - Zauwayem jednak na paskim biurku rozoon map Pojezierza Myliborskiego. I ten fakt bardzo mnie zastanowi. Czego pan Tomasz szuka na tej mapie? rozmylaem po powrocie do domu. Tak mnie to pytanie drczyo, e znowu wrciem do pana. Ale mieszkanie byo ju zamknite, pan

wyjecha. Na drzwiach wisiaa kartka dla listonosza: Prosz listy do mnie kierowa na poste restante w Jasieniu. Trzeba by chyba by niedorozwinitym, eby nie poj, co si stao. W Ksidze strachw wpad pan na lad jakiej sensacyjnej sprawy i wyjecha pan do Jasienia. - I wtedy przyszli do mnie uzupeni doktor. - Zaczli mnie baga, abym zrezygnowa z wakacji nad morzem i zawiz ich do Jasienia. Chcieli nawet sami tu przyjecha, lecz na to adna mama si nie zgodzia. Obiecali mi udzia w niezwykych przygodach...

- Nie oszukalimy powiedzia Tell.

taty

- A owszem. Przyznaj, e zaczyna si ciekawie - zgodzi si doktor. - Wic zapakowaem chopakw do swojego wartburga, wzilimy namioty, piwory i, jak pan widzi, jestemy w Jasieniu. Jednego tylko nie rozumiem: jak to si stao, e ja spaem w swoim namiocie, a w tym czasie chopcy znaleli si w parku? - A widzi pan! - zawoaem. - Sam si pan przekona, jacy oni s. To wanie tak zawsze wygldaa moja opieka nad nimi. Pan pooy si

spa w gbokim przewiadczeniu, e oni robi to samo, a tymczasem chopcy wyruszyli ma nocn wypraw. - I odnalelimy pana w niezbyt chwalebnej sytuacji - zoliwie stwierdzi Sokole Oko. - Jedno z drugim nie ma nic wsplnego - rzekem. - Za to, e mnie odnalelicie, skadam wam podzikowanie. Ale za nocn wypraw bez wiedzy ojca naley si wam nagana. Koledzy! Wiewirka. - Pan wykrzykn Samochodzik

jeszcze odczuwa skutki omdlenia. Chodmy std, bo tak marudzi, e nieprzyjemnie sucha. Pan Tomasz okazuje si czowiekiem bez elementarnego poczucia wdzicznoci. - Tak jest. Elementarnego poczucia wdzicznoci - podchwyci Sokole Oko. Wiewirka zachichota zoliwie. Nastpnym razem, jeli znajdziemy pana zemdlonego, prawdopodobnie pozostawimy pana na chodzie i deszczu.

Doktor podnis rce do gry. - Pokj, pokj. Pax, pax, panowie. Przestamy si kci. Najwysza pora zastanowi si nad sytuacj. Proponuj, panowie - tak wanie, per panowie, zwraca si doktor do chopcw - proponuj zaprosi pana Tomasza do naszego obozowiska, gdzie ja wypij z nim dla rozgrzewki po kieliszku koniaku, a wy zaparzycie sobie herbatki. Bardzo miym czowiekiem by ojciec Tella. Bezporednim, serdecznym i koleeskim. Wanie na stopie koleeskiej stara si utrzyma swoje stosunki z

chopcami. Przyjem zaproszenie. Bo cho unikaem alkoholu, to wanie dzisiaj wydawao mi si, e kieliszek koniaku dobrze mi zrobi. Noc bya ddysta, a ja jaki czas leaem na mokrej od deszczu trawie. Obozowisko moich przyjaci znajdowao si w lesie, tu za wzgrzem z ruinami obserwatorium. Stay tam dwa namioty, jeden chopcw, a drugi doktora - duy, z garaem albo, jak kto woli, z werand, gdzie pod rozwieszonym dachem mona byo leakowa nawet w czasie soty. Rozsiedlimy

si na skadanych brezentowych krzesach. Doktor wycign z walizki butelk koniaku, chopcy zagotowali herbat na gazowej turystycznej kuchence. Noc staa si widniejsza. Niebo nad lasem pojaniao, a wraz ze zbliajcym si witem usta take deszcz. Z radoci patrzyem ma twarze swych przyjaci, cieszyem si, e s znowu ze mn i wsplnie rozwizywa bdziemy zagadk w Jasieniu. - Dlaczego pan tu przyjecha? Chcemy wiedzie, jak tajemnic krya nasza harcerska Ksiga

strachw? Wilhelm Tell.

zagai

rozmow

- Czy masz przy sobie t tulejk? - zwrciem si z pytaniem do Wiewirki. Bez sowa wyj jaz kieszeni. - To jest uska naboju pistoletu gazowego - owiadczyem. - Do Wiewirki strzelano gazem. Taka bya prawdziwa przyczyna jego omdlenia w ruinach. - Fiuuu - gwizdn przecigle Sokole Oko. - e te sami na to nie wpadlimy.

Wiewirka a buzi rozdziawi ze zdumienia. - Pistolet gazowy? Nigdy o czym takim nie syszaem. Czy to niebezpieczna bro? - Niebezpieczna. Sam si o tym przekonae wyjaniem. Skonstruowano j na Zachodzie, w krajach, gdzie w przeraajcych rozmiarach szerzy si przestpczo. Ludzie broni si nimi przed napadami na ulicy, przed obuzami, zodziejami wyrywajcymi na ulicach kobietom torebki. S produkowane pistolety z gazem zawicym, oszaamiajcym,

ba, nawet rozmieszajcym. Ale to nie jest wcale a tak niewinne narzdzie, jak by si wydawao. Czubek naboju zrobiony jest z plastyku albo metalu. Ot w chwili wystrzau ten metal lub plastyk rozpryskuje si i jeli si strzeli komu w twarz, moe go niebezpiecznie zrani, a nawet spowodowa utrat oka. Doktor przerwa wyjanienia: te moje

- Wypijmy, panie Tomaszu. Na rozgrzewk. eby pan si nie nabawi zapalenia puc. Zdaje mi si, e zanosi si tutaj na niezwyke

przygody. Bd mia potem co opowiada swoim kolegom w szpitalu. Opowiedziaem im o wszystkim, z czym zetknem si po swym przyjedzie do Jasienia. O przygodzie z Klausem na szosie, o Kasi, Sebastianie, ciotce Zenobii, panu Kurylle i sprawie tajemniczej szachownicy. O wycieczce kajakowej do myna Topielec, o Hildzie i nocnej wyprawie do ruin obserwatorium, ktra skoczya si dla mnie tak niefortunnie. - Osobnik, ktrego ledziem koczyem swoj opowie -

zauway mnie w pewnej chwili. Najwyraniej zmierza do paacu, lecz gdy spostrzeg, e go ledz, skrci znowu w gb parku, aby mnie wywie w pole. Idc przygotowa sobie tamponik i nasyci go jak substancj. Przeskoczy mur, zaczai si po drugiej stronie i obezwadni mnie. Przypuszczam, e dokona rewizji moich kieszeni, chcc dowiedzie si, kim jestem. Mona rzec, e zostaem spalony dla naszych przeciwnikw, bd si mnie strzegli. Caa moja nadzieja w was, chopcy, i w panu, doktorze. Nikt na was nie bdzie zwraca uwagi, nie

wzbudzicie podejrze.

zapewne

niczyich

- Spokojna gowa, panie Tomaszu - z przechwak w gosie rzek Wiewirka. - Ju my si wemiemy za tajemniczego osobnika. Wkrtce przestanie by tajemniczy. Teraz Wilhelm Tell opowiedzia, jak doszo do tego, e chopcy znaleli mnie noc w parku paacowym. Okazao si, e do Jasienia przyjechali pnym wieczorem. Nie wiedzieli, gdzie mnie szuka, zreszt z pocztku postanowili nie wchodzi mi w parad i pozosta na uboczu.

Myleli, e si bd gniewa z powodu ich przyjazdu. Podczas pobytu na obozie do dokadnie poznali okolic, wiedzieli wic o dobrym miejscu na biwak. Rozoyli si obozem za wzgrzem obserwatorium, w lesie nad rzeczk. Wkrtce poszli spa, ale ju lec, zaczli si naradza i jeszcze raz rozwaa spraw przyjazdu do Jasienia. Doszli do wniosku, e moje zainteresowanie wzbudzia zawarta w Ksidze strachw przygoda Wiewirki. Wymknli si wic z namiotu i poszli noc do ruin, przypuszczajc, e mnie tam zastan.

W obserwatorium zauwayli jakiego czowieka z latark. Zaczaili si w krzakach obok cieki. Byli wiadkami mojego przyjcia do ruin. - To tak? - przerwaem im z oburzeniem. - To przez cay ten czas, gdy ja znajdowaem si w ruinach, wy siedzielicie tu obok w krzakach? - Owszem - umiechn si Tell. Nawet bliej. Potem, gdy pan wymkn si z ruin i wlaz w krzaki, zaledwie jeden krok dzieli nas od siebie.

- I nie dalicie mi adnego znaku? To tacy z was przyjaciele? - Balimy si, e bdzie si pan na nas gniewa - tumaczy si Wiewirka. - A pewnie, ebym si gniewa kiwnem gow. - Do moich uszu doszy jakie gone szelesty. Mylaem jednak, e to jee eruj w krzakach. - Potem za - opowie przej Sokole Oko - pan poszed za tajemniczym osobnikiem, a my za panem. Z t rnic - doda ironicznie - e on pana zauway, a

pan nas nie dostrzeg. Obezwadni pana, ale chyba nie zdy przejrze dokumentw, bo zaraz nadeszlimy i on uciek. Co najwyej obejrza i zapamita pana twarz. Nie cigalimy go, bo pan lea jak martwy, i bardzo si tym przestraszylimy. Doktor pytanie: postawi zasadnicze

- O co waciwie chodzi w tej sprawie? Czego ten czowiek szuka w obserwatorium? Bezradnie rozoyem rce.

- Wiemy, e nic nie wiemy. I od tego chyba trzeba zacz... witao. Naleao koczy narad. Byem picy i czuem si zmczony. Chopcy i doktor take powinni si byli wyspa po tej nocy penej przygd. Podniosem si z brezentowego krzeseka. - Czy... - zajknem si, bo zrobio mi si wstyd. - Czy nie macie jakiej ksiki o dudo? - O dudo? - zdumia si Tell. Och, rozumiem, pan nie chce, eby

powtrzya si dzisiejsza przygoda. Nagle niemiao Wiewirka: odezwa si

- Ja mam podrcznik dudo. Mog go panu poyczy. No tak - zacz si tumaczy chopcom. - Jestem najsabszy, najmniejszy, kady mnie potrafi pokona. Wic postanowiem nauczy si dudo. W tajemnicy przed wszystkimi. Ale skoro pan Samochodzik potrzebuje podrcznika... To mwic Wiewirka pobieg do namiotu i przynis ksik.

- Dzikuj ci - uciskaem go serdecznie. I pomylaem o straszliwej ciotce Zenobii. Zapewne spokojnie spaa w swoim domku, nie domylajc si, e oto jej przeciwnik dosta do rk nowy or. Poegnaem chopcw i doktora, narzuciem na siebie peleryn i pomaszerowaem w stron jeziora. Bez trudu odnalazem salamandr i wiosa. Zbliaa si godzina pita rano, w naszym orodku campingowym wszyscy chyba jeszcze smacznie spali.

Po cichutku pooyem kajak obok domku Kasi, oparem wiosa o cian. I akurat wtedy podnis alarm Sebastian. Och, jak on jazgotliwie szczeka obudzony szmerem, ktry wywoaem, stawiajc wiosa. Patrzcie go, jaki czujny - zociem si, uciekajc do swego domku. A pies szczeka i szczeka, chyba cay orodek rozbudzi. Przez szpar w nie domknitych drzwiach widziaem, e zaniepokojona psim jazgotem ciotka Zenobia wysza w

pidamie na prg domku. Poziewajc rozejrzaa si na wszystkie strony, szukajc przyczyny gniewu Sebastiana. Pies take wyskoczy na dwr. Co za ajdak! Oczywicie podbieg do salamandry i j obwcha. Na gumowej powoce kajaka wyranie wida byo lad po wodzie, ciotka Zenobia zaraz moga domyli si, e jeszcze przed chwil kto pywa nim po jeziorze. Natychmiast te podesza do wiose, aby stwierdzi, e ich pira s rwnie mokre.

Tym razem nieco baczniej rozejrzaa si na wszystkie strony. Sebastian przesta szczeka, bo stwierdzi wchem, e to ja narobiem owego szmeru. Ale jakby mu tego byo mao, podbieg do mego domku i, zapewne czujc mnie przez szpar w nie domknitych drzwiach, tu przed progiem zatrzyma si i zamacha ogonem. Zenobii nie trzeba byo wicej wskazwek, aby mie pewno, e to ja wanie pywaem po jeziorze. Wzruszya ramionami i, jakby domylajc si, e j obserwuj, obcigna na sobie pidam, a

potem z ubolewaniem pokiwaa gow, dajc mi do zrozumienia, e uwaa mnie za wariata, ktry robi jakie podejrzane wyprawy.

Przespaem niadanie, nieomal przespabym obiad. Zbudziem si, gdy stowka ju opustoszaa. Jako ostatni go otrzymaem zimny obiad i zjadem go samotnie, poganiany przez kelnerki sprztajce ze stou. Dzie by znowu soneczny, cho nie tak upalny jak wczoraj. Wczasowicze okupowali skrawek

piaszczystej play nad jeziorem, w pobliu domku Zenobii sta jej straszny motocykl, ale jej samej i Kaki nie dostrzegem. Nie byo take salamandry, wic pomylaem, e obydwie wyruszyy na przejadk po jeziorze. Tylko pan Kuryo siedzia na leaku przed swoim domkiem i rozwizywa krzywk. - Jak si nazywa w szachach takie wyjcie, gdy traci si pionek, ale jednoczenie zyskuje ofensywn sytuacj? - zapyta mnie podnoszc oczy znad krzywki. - Gambit - odrzekem.

- G...a...m...b...i...t... Zgadza si, sze liter, ostatnia t - z zadowoleniem kiwn gow. - Pan jest szachist? - Nie. Ale znam oglne zasady gry i nazwy kilku charakterystycznych ruchw. - Ja te nie gram w szachy. A szkoda, bo to pikna gra, stara, krlewska. wietna gimnastyka dla umysu. - Owszem - ziewnem dyskretnie i chciaem skierowa si do swego wehikuu, aby pojecha do ruin obserwatorium i obejrze je przy

dziennym wietle. Zatrzymay mnie jednak nieoczekiwane sowa pana Kuryy: - Nie wyspa si pan, co? Przespa pan niadanie, spni si pan na obiad. Komentowalimy z pann Zenobi t pana nieobecno i dowiedziaem si, e przez ca noc pywa pan kajakiem po jeziorze. He, he, he! - Kuryo rozemia si pod nosem. - Lubi jeziorze. pywa kajakiem po

Szczeglnie w mroczn, deszczow noc, he, he, he...

Miaem mu ju odpowiedzie niegrzecznie: Co to pana obchodzi, ale on nagle zmieni ton i rzek z powag: - Jeli i pana wcigna zagadka tajemniczej szachownicy, moglibymy zawrze spk. A moe paska nocna nieobecno zwizana bya z jakimi sprawami sercowymi, romantycznymi i romansowymi? - skrzywi si z niesmakiem. - Jak pan wyobraa sobie tak spk? odpowiedziaem pytaniem, aby unikn wyranej odpowiedzi.

- Pan ma samochd, prawda? oywi si Kuryo. - A ja nie mam. Posiadam natomiast detektywistyczne zdolnoci. Jestem postrachem wrocawskiej gastronomii. - Mwi mi pan ju o tym... - Mwiem? Nie szkodzi, jeli jeszcze raz to pan usyszy. Utrwali si to w paskiej pamici. Powiadam wic: pan ma samochd, a ja go nie mam, i dlatego potrzebny mi pan jest do spki. Dobra Haubitzw le w rnych miejscach, i to do odlegych, a wszdzie tam zapewne s

szachownice. Widniej one take na murach kilku kociow w rnych wsiach. Nie jest wcale powiedziane, e ten stary dure, czyli Johann Haubitz, schowa t rzecz najcenniejsz akurat w Jasieniu, i nie gdzie indziej. Mia przecie do dyspozycji samochd i podobno objecha swoje dobra, cigajc z nich, co si dao. Dobrze byoby obskoczy wszystkie te miejsca. Pan bdzie mnie wozi, a ja rozejrz si za szachownicami. Jeli odnajdziemy zoto albo brylanty, podzielimy si po poowie. No co, zgoda? - Jeli dobrze si orientuj, ta

sprawa zwizana jest z jakim procesem sdowym, czyim pamitnikiem... - Bzdura, bzdura - oburzy si pan Kuryo. - Pan wierzy w podobne brednie? Dla jakiego idiotycznego pamitnika wszczynaliby a takie poszukiwania? Braa w nich udzia specjalna polska ekipa oraz kilku Niemcw. - S rzeczy daleko cenniejsze ni zoto i brylanty. - E, bzdura - machn rk postrach gastronomii. - Niech pan wierzy mnie, starszemu

czowiekowi. Nie ma nic cenniejszego nad zoto i brylanty. I, jakem Kuryo, my to zoto i brylanty odnajdziemy. Wic jak pan postanawia? Zawieramy spk? Wyruszamy na krajoznawcz wycieczk? - W Jasieniu podobno rwnie s szachownice. Na kociele, na ruinach obserwatorium, w mynie Topielec... - Wic jednak wcigna pana ta sprawa, he, he, he - triumfujco rozemia si Kuryo. - Ale powiadam panu, e nic tu nie ma. Te szachownice s nic nie warte i

nie kryj adnej zagadki. Obejrzaem je dokadnie i przysigam panu, jakem Kuryo, e mona na nie machn rk. Trzeba jecha do Dolska, do Lubiechowa i jeszcze do kilku innych miejsc. - No c, powiedziaem. zastanowi si -

- A susznie, bardzo susznie. Niech si pan zastanowi - z zadowoleniem pokiwa gow. By pewny, e przystan na jego propozycj. A mnie irytowaa pewno siebie pana Kuryy, jego zarozumialstwo i

lekcewacy stosunek do mnie. Traktowa mnie jak gupca. Miaem go wozi, on zdecydowany by powici si rozwizywaniu zagadki. W ogle nie bra w rachub mojego intelektu. Wiedziaem wic, e powiem mu: Nie. Ale przyjemno zobaczenia jego zdumionej twarzy odkadaem sobie na pniej. Wsiadem do wehikuu i po kilku minutach jazdy przez las znalazem si obok kocioa w Jasieniu. Koci znajdowa si w rodku wsi, w pobliu nieduego placu,

gdzie miecia si gromadzka rada narodowa, poczta i pawilon sklepu spoywczego. By to maleki, romaski kociek zbudowany z granitowej kostki. Wejcie do kocioa obramowane byo gadkim portalem z kamienia i tu wanie, po lewej stronie, na trzecim kamieniu liczc od ziemi widniao co, co przypominao szachownic. Jeden z kamieni by w taki sposb obrobiony, e na przemian powtarzay si na nim ciemne i jasne prostokciki. Nad portalem i gwnym wejciem wznosia si wiea

kocielna, obronna, w pniejszych wiekach przykryta barokowym hemem, ktry razi w zestawieniu z surowoci i prostot romaskiego ksztatu kocioa. Wntrze przedstawiao si ubogo, zobaczyem gadkie bielone ciany, kilka obrazw w zoconych ramach, chorgwie stojce przy drewnianych awkach. Prociutki, niedawno ustawiony otarz dopenia wyposaenia. Obejrzaem koci pobienie, ale wnioskujc z ukadu jego murw nie wydawao mi si, aby zawiera jakie podziemia lub tajne przejcia.

A wic Kuryo mia chyba suszno. Podobnie jak szachownica na gazie w mynie Topielec, ta take nie krya adnej tajemnicy. Znowu wsiadem do wehikuu i skierowaem si na drog obiegajc jezioro od strony paacu Haubitzw. Jaki czas jechaem skrajem paacowego parku, a zobaczyem wzgrze poronite gstw drzew i krzakw. Tam znajdoway si ruiny obserwatorium. Zostawiem samochd na drodze i do ruin powdrowaem piechot.

W parku wesoo wiergotay ptaki, wrd drzew panowa przyjemny chodek. Rado ptactwa i mnie si udzielia, ogarn mnie pogodny nastrj. Nieomal zapomniaem, e jeszcze przed kilkunastu godzinami, wanie gdzie w tym miejscu, obok parkowego muru, znaleziono mnie zemdlonego, unieszkodliwionego przez tajemniczego napastnika. I mona byo mie prawie pewno, e nasze drogi znowu si skrzyuj w chwili najmniej spodziewanej. Albowiem, jak si wydawao, sza tu gra o bardzo wysok stawk. A jednak nie mylaem o tym.

Szedem przez park i beztrosko pogwizdywaem.

Rozdzia sidmy W RUINACH OBSERWATORIUM PYTKI NA KOMINKU KTO BY BARBARZYC? ROZMYLANIA O PANU KURYLLE WALKA Z PANEM NIKT TAJFUN NAD JASIENIEM NIEBEZPIECZESTWO

Dochodzia trzecia po poudniu. Wspiem si krt ciek na wzgrze i stanem przed sklepion ukowat kamienn bram do obserwatorium. Zobaczyem na uku bramy herb Haubitzw, a w herbie

du szachownic. Herb wykuty zosta w kamieniu. aden szczeg nie wskazywa, aby w kamie mona byo przekrci czy przesun i w ten sposb ujawni jaki schowek. Wzruszyem wic tylko ramionami i przekroczyem bram, wchodzc na duy podwrzec. Rozgldaem si do pilnie po kamiennych cianach, lecz nigdzie nie odkryem szachownicy. Z podwrcem ssiadowaa kolista sala, ktra miaa pokrgy sufit z wielk dziur porodku. Pod ni znajdowa si kamienny st. Jak domyliem si, stanowi on chyba kiedy

podstaw lunety skierowanej niebo przez otwr w suficie.

Obejrzaem dokadnie ciany obserwatorium i w kamienny st, lecz szachownicy nie znalazem. Natomiast udao mi si chyba trafi na miejsce, gdzie stary Haubitz ukry swoje skarby, wydobyte potem przez jego lokaja i odebrane mu nastpnie przez onierzy. Z sali obserwatorium wchodzio si po kilku stopniach do do pytkiej piwnicy bez okien. By moe przed laty drzwi tej piwnicy byy w jaki sposb zamaskowane i stary Haubitz uzna j za bardzo wygodny i konspiracyjny schowek. Teraz ju

piwnica nie posiadaa nawet drzwi, wewntrz wala si gruz i zesche licie nawiane tutaj przez wiatr. Szachownicy nie byo. Z okrgej sali obserwatorium przechodzio si do ostatniego pomieszczenia, do pracowni Haubitza-astronoma. Due okna wpuszczay wiele wiata, Haubitz mia tu zapewne swe biurko i bibliotek. Na jednej ze cian zobaczyem resztki ozdobnego kominka wyoonego glazurowymi pytkami. Resztki potuczonych pytek leay na pododze, potknem si o nie i nieomal wyrnem gow w ostry kant

kominka. Nie zaklem jednak, potknicie okazao si zbawienne. Dziki niemu zwrciem uwag na kawaki pytek i a mi dech zaparo. Kominek by kiedy oboony glazurowymi czarno-biaymi pytkami dajcymi wzr szachownicy. Tylko e pytki odpady od ciany i walay si przed kominkiem. Odpady? Obejrzaem je uwanie. Pknicia byy wiee, jak gdyby dopiero wczoraj zrobione. Wygldao to tak, jak gdyby

przyszed tu kto z motkiem czy innym narzdziem i systematycznie poobtukiwa pytki z kominka. Oczywicie, przy takim systemie pracy wszystkie pytki popkay. Barbarzyca - pomylaem z oburzeniem. Powd tego barbarzystwa by dla mnie wyrany: dokona go kto, kto spodziewa si, e szachownica z pytek zakrywa schowek w cianach kominka. A wic zrobi to tropiciel zagadki tajemniczej szachownicy. I rozczarowa si. Bo pytki byy po prostu przylepione do cian kominka.

Od tygodnia zagadk tajemniczej szachownicy prbowaa rozwiza grupa Niemcw i specjalna polska ekipa. Z ca pewnoci trafili oni do ruin obserwatorium i do kominka, ale ich wykluczaem jako sprawcw. Mieli do czasu i wystarczajc ilo sposobw, aby delikatnie podwaa poszczeglne pytki, nie musieli ich rozbija. Tego dokona kto, kto nie mia czasu na ceremonie z odlepianiem pytek. I by moe - pomylaem - robi to w trudnych warunkach, bez odpowiednich narzdzi, w nocy. I czy wanie na tej czynnoci zasta go Wiewirka, gdy noc

przyszed do ruin obserwatorium? Gdy spogldaem na potuczone pytki przed kominkiem, zrozumiaa staa si dla mnie przygoda chopca. W Jasieniu, tu obok ruin obserwatorium, mieszkaa polska ekipa i grupa Niemcw oficjalnie zajmujca si wyjanieniem zagadki szachownicy. Tajemniczy osobnik naraa si na powane kopoty, na wasn rk podejmujc poszukiwania. Robi to noc i ba si odkrycia, nawet przez chopca z harcerskiego obozu. Dlatego strzeli do niego z pistoletu gazowego, a potem da drapaka.

Pytki na kominku nie kryy jednak schowka, wic tajemniczy osobnik co noc ponawia swoje wizyty w obserwatorium, szukajc jakiej innej szachownicy. Zastaem go przy tej czynnoci, zaczem ledzi, wic obezwadni mnie chloroformem. Kim by ten kto? Miaem odpowied prost i natychmiastow: Kuryo. Z jak ogromn pewnoci stwierdzi, e ruiny obserwatorium, szachownica na kociele i na gazie w Topielcu nie kryj tajemnicy. Ta pewno siebie moga wynika z faktu, e by

tu wielokrotnie, namacalnie i naocznie przekona si o tym. Ponadto powiedzia mi, e nie ma nic cenniejszego nad zoto i brylanty, przyzna si rwnie do swego wielkiego zainteresowania zagadk i nawet zaproponowa mi spk. Ale kilka innych faktw nie pasowao do obrazu pana Kuryy, rozbijajcego noc pytki na kominku. Postrach wrocawskiej gastronomii nie wyglda mi na czowieka, ktry posuguje si takimi akcesoriami, jak pistolet gazowy i chloroform, lecz raczej na poszukiwacza-amatora. Poza tym

zbyt otwarcie przyznawa si do swego zainteresowania skarbami. Czowiek, ktry uywa pistoletu gazowego i chloroformu, na pewno zachowaby si zupenie inaczej. A poza tym tajemniczy osobnik wyranie doszed do paacu i dopiero gdy spostrzeg, e go ledz, skierowa si znowu w gb parku. Innymi sowy, by to kto z goci paacowych. Pan Kuryo zamiast chloroformu uyby cegy - pomylaem z humorem. I rwnie odrzuciem natychmiast to przypuszczenie. Byem przekonany, e Kuryo nie

uyby ani chloroformu, ani cegy. Jego zarozumialstwo i pewno siebie wskazyway, e jest strasznym tchrzem i maym spryciarzem. Ze znanych mi osb wchodzia w gr tylko jedna: Klaus, przeciwnik Hildy, czowiek, ktry si cieszy, e zagadka szachownicy nie zostaa wyjaniona. O tak, on mg posiada i pistolet gazowy, i chloroform. I mg noc, nie chcc, aby zauwayli go Hilda i ludzie z polskiej ekipy, grasowa w ruinach obserwatorium, na wasn rk prbujc rozszyfrowa

zagadk. Z tym przekonaniem opuciem ruiny i wrciem do pozostawionego na drodze samochodu. Bya ju prawie pita po poudniu, dwie godziny straciem w obserwatorium, a nosiem w sobie pewien tajny zamys, ktry wymaga sporo czasu i ukrycia si w miejscu niewidocznym dla ludzkiego oka. Minem wic miejsce, gdzie nad rzeczk znajdowao si obozowisko moich przyjaci, i pojechaem w stron myna Topielec. Nie

dojedajc do samego myna odkryem boczn drog prowadzc nad jezioro, i znalazem si na nadbrzenej polance, ze wszystkich stron osonitej krzakami wikliny. Wysiadem z wehikuu i wycignem z kieszeni poyczon od Wiewirki ksik. Zagbiem si w lekturze i zapomniaem o boym wiecie. Jeli od czasu do czasu wracaa mi wiadomo i poczucie rzeczywistoci, to tylko w tych chwilach, gdy przypomniaem sobie pikn Zenobi i utwierdziem si w postanowieniu: Poczekaj, kochana ciotuniu. Wkrtce si zmierzymy. Pan Samochodzik nie

naley do ludzi, ktrzy daj si upokarza. Podrcznik by wietny, zaopatrzony w fotografie walczcych. Kady ruch zaatakowanego i atakujcego zosta w nim dokadnie opisany. Uczyem si kiedy dudo. Na pocztku wic przypomniaem sobie podstawowe wskazwki dla zaatakowanego. Autor ksiki przestrzega swych uczniw, e w walce wrcz znaczn rol odgrywaj czynniki psychologiczne, a wic dobra orientacja, pozwalajca w mgnieniu oka oceni

sytuacj, szybka decyzja, wiara we wasne siy i opanowanie. Przystpujc do walki naleao pamita, aby przyj odpowiedni postaw wyjciow, tuw trzyma prosto i stan w maym rozkroku. Rce powinny znajdowa si w postawie bokserskiej, nie wolno byo odwraca si plecami do przeciwnika. Przy minimum zuytej siy naleao uzyska maksimum efektu, a to dziki zastosowaniu zasady dwigni. Obowizywaa przestroga Akyamy: Zgi si, aby zwyciy, czyli wyzyska siy przeciwnika na wasn korzy, pozbawi go rwnowagi dziki

przeniesieniu rodka jego cikoci poza paszczyzn podparcia. Zapoznawszy si z oglnymi zasadami, przystpiem do konkretnych wicze. Zaczem od trudnej sztuki upadku. Takiego upadku, ktry nie czyni krzywdy padajcemu, a przeciwnie, pozwala omyli atakujcego i przystpi do kontrataku. A wic umiejtno waciwego upadku w przd, sztuka upadku w ty. Umiejtno uwolnienia doni z ucisku za pomoc skrtu, uwolnienie doni z ucisku poprzez nacisk na nerw okciowy

przeciwnika. Sztuka uwalniania nadgarstka, sztuka uwalniania obydwu nadgarstkw z ucisku oburcz. Sztuka uwalniania przedramienia, umiejtno uwalniania szyi z ucisku dwuchwytem z przodu, z boku, z tyu... Potem przyszy trudniejsze wiczenia: obrona przed tak zwanym krawatem, czyli obchwytem karku, sztuka uwalniania si z uchwytu za konierz, obrona przed duszeniem. Nie mylcie, e moja nauka polegaa tylko na lekturze,

przygldaniu si obrazkom i przewracaniu kartek ksiki! Po zapoznaniu si z opisem i fotografi poszczeglnego chwytu odkadaem na bok ksik i zabieraem si do wicze. Na malekiej polance wrd wikliny staczaem jakie okropne bitwy z wyimaginowanym przeciwnikiem, przewracaem si w trawie, koziokowaem, obalaem na ziemi swoich wrogw. Wyobraaem sobie, e oto tajemniczy osobnik z ruin obserwatorium prbuje mnie z tyu unieszkodliwi przy pomocy tak zwanego pasa. Jak si uwolni od ataku?

Albo wyobraaem sobie, e tajemniczy osobnik z ruin prbuje mnie chwyci od tyu dwoma rkami za gardo, podobnie jak minionej nocy, gdy przyoy mi do ust tampon z chloroformem. Teraz wiedziabym ju, jak si uwolni od ataku. Naleao pochyli tuw w przd i zwrci gow w lewo pod ramionami napastnika. Kontynuujc obrt mgbym uwolni si od jego chwytu. Maa polanka nad jeziorem staa si wic widowni moich niezwykych zmaga z wrogami.

Byy ich chyba setki, bo po dwch godzinach wicze cay opywaem potem i odczuwaem ogromne zmczenie. W pewnej chwili, uwolniwszy si od zdradliwego krawata, tak osabem, e upadem na traw i przez jaki czas nie miaem si podnie si na nogi. I wanie wtedy z krzakw wikliny rozleg si gony chichot. A potem ujrzaem ogromny nochal Sokolego Oka i chopak wyszed z ukrycia. - No, panie Tomaszu - powiedzia, nie przestajc si mia - zdaje mi si, e tym razem pan jednak zosta pokonany. Rozoy pana na obie

opatki. - Kto? - burknem. - Jak to: kto? - uda zdumienie Sokole Oko. - No ten, co pana przewrci. - Przecie widzisz, e tu nie ma nikogo. - Nie ma? - znowu zdumia si chopak. - Chce mi pan wmwi, e walczy pan z panem Nikt? I tak si pan zziaja? - Od dawna siedzisz w tych krzakach?

- Najpierw usyszaem okropne sapanie i przybiegem z pomoc. Wkrtce jednak zorientowaem si, e pan sobie sam poradzi ze swoimi wrogami, i pozostaem w krzakach. Piknie pan walczy. Szkoda tylko, e na sam koniec da si pan pokona. Postkujc, z trudem podniosem si z trawy. - Moe by tak przesta kpi sobie ze mnie? - zaproponowaem. - Czy nie widzisz, e ledwo yj? - Niech pan nie traci ducha, panie Tomaszu. Nastpnym razem pan

bdzie zwycizc. Machnem lekcewaco rk i spojrzaem na zegarek. - Boe drogi - westchnem. - To ja ju dwie godziny trenuj? I ty przez cay ten czas obserwowae moje wiczenia? - A tak - bezczelnie przyzna Sokole Oko. - Takiego kina jak yj nie widziaem. - Ruiny obserwatorium zapewne pozostawilicie na pastw losu powiedziaem z wyrzutem.

Spokojna gowa, panie Tomaszu. Wiewirka siedzi na drzewie i obserwuje kadego, kto si zjawia w ruinach. Ma przy sobie notes i zapisuje godzin przyjcia i wyjcia z obserwatorium. Ale jak na razie niewiele osb interesuje si ruinami. W godzinach rannych dusz wizyt zoya tam Niemka, Hilda. Potem by tam pewien Szwajcar... - Skd wiecie, e to Szwajcar? - Za kogo pan nas uwaa? oburzy si Sokole Oko. - Albomy to jacy tacy? Potem ruiny odwiedzi niejaki pan Samochodzik i

przebywa tam prawie dwie godziny. Ten osobnik pojecha nastpnie nad jezioro, gdzie z dala od ludzkich oczu pokona dwa tysice wrogw i przez dwutysicznego pierwszego zosta pokonany. - Czy moesz mi powiedzie, dlaczego poszede za mn? - Postanowilimy obserwowa kadego, kto przychodzi do ruin. Skoro i pan przyszed, oczywicie musielimy pana obserwowa. Zreszt ledzi pana rozkaza mi Wilhelm Tell. Powiedzia: Id no, bracie, za panem Samochodzikiem.

On ma duo wrogw, a jeszcze nie zdoa opanowa dudo. W razie czego zawoaj nas na pomoc. Wic ja tylko postpuj zgodnie z rozkazem wadzy zwierzchniej. Wyznaj, e gdy ten paski nie istniejcy przeciwnik w kocu rozoy pana na obydwie opatki, ju miaem zawoa chopakw na pomoc. Ale pomylaem, e pan bdzie niezadowolony z tego. I dobrze zrobiem, e nie zawoaem o pomoc, prawda? Zrobiem dwa kroki w kierunku Sokolego Oka. - Znam pewien wietny chwyt na

kpiarzy. - Co to, to nie! - wrzasn chopak i da drapaka na bezpieczn odlego. Podnis rce do gry i wskaza niebo: Niech pan spojrzy, panie Tomaszu. Zaraz bdzie burza i deszcz. Uciekajmy do naszego obozu. Rozejrzaem si po niebie. Mia racj, lada chwila moga zacz si burza. Zajty wiczeniami nie zauwayem, e na horyzoncie niebo stawao si brunatne, ogromna chmura suna nisko, niosc na swych krawdziach odblask zachodzcego soca, przez

co wydawao si, jakby objta bya poarem. W przyrodzie nastaa ogromna cisza. Wydawa si mogo, e wszystko, co yo - zamaro i znieruchomiao ze strachu. Wrony na starych topolach w Topielcu nagle przestay kraka, nie drgn aden listek na krzakach wikliny. Trzciny i trawy stay sztywno, woda jeziora upodobnia si do gadkiego lustra. Wielkie, czarne donie burzy sigay ju po niebo nad naszymi gowami. Jeszcze chwila i te donie jak gdyby rozwary si, wysuwajc

ku przodowi kilka dugich palcw. Brunatna gowa ogromniaa, zdawao si, e lada chwila ukae si zza horyzontu jaka straszliwa twarz, ktr poprzedziy wysunite rce i skbione, rude wosy. - Uciekajmy! Zaraz zerwie si wicher i lunie deszcz! - krzykn Sokole Oko. W tym momencie dostrzegem czerwony kajak pyncy w kierunku Topielca. Rozpoznaem w nim Hild, wiosowaa szybko, ile jej tylko si starczao. Ale byo to dla mnie oczywiste, e nie zdoa przed burz schroni si na brzegu.

Raptem usyszelimy gony, narastajcy szum. Jeszcze sekunda i przy akompaniamencie potniejcego szumu zobaczyem, e drzewa po drugiej stronie jeziora zaczynaj si zgina pod naporem wichru. Raptem z lasu wyskoczy na tafl jeziora ogromny wir powietrzny. Kotoway si w nim licie i drobne gazki. Wir powietrza sun po jeziorze, wsysajc w siebie wod. Rozbetawszy j jak w potnym wirniku, rozpyla wok siebie ros i bryzgi piany. - Boe drogi! - jkn Sokole Oko.

Zrozumiaem powd jego przestrachu. Trba powietrza i wody leciaa wprost na czerwony kajak. Widzielimy, e dziewczyna prbowaa uciec z drogi wiru, ale wysiki jej byy prne. Zanim zdoaem krzykn, trba wirujcej wody zwalia si na kajak, a zarazem porwaa go w swj okropny taniec. Kajak unis si do gry, jakby pchnity od spodu ogromn si. Powietrzna trba przewrcia go razem z Hild i wir pomkn dalej, ale wwczas zwalio si na jezioro potne uderzenie wiatru. Woda wzburzya si, wyrosy na niej wielkie fale. Porwane

wiatrem drobne czsteczki wody zamgliy jezioro. Wicher run na mnie i gdybym nie upad na ziemi, rzuciby mnie o pnie drzew w lesie. Sokole Oko czepia si krzakw wikliny i tak pozosta, trzymajc si gazi, dopki nie mino pierwsze, zawsze najsilniejsze uderzenie wiatru. Nie syszelimy wasnych gosw, pd powietrza wpada w rozwarte od krzyku usta i dusi. W oczy biy krople wody, oleplimy. Za naszymi plecami z trzaskiem amay si wierzchoki drzew w lesie. A potem pochony nas potoki ulewy. Strugi wody lay si na nas

jak z potnego kuba, a wiatr porywa wod i chosta ni jak biczem. Zgity od naporu wiatru, niemal na czworakach dopadem wehikuu. Wliznem si do jego wntrza i puciem w ruch silnik. Jeszcze chwila i mj samochd potoczy si w stron wzburzonej wody. Fale jeziora z gonym szumem wpaday na brzeg i rozbryzgiway si. Nie widziaem dalej ni na kilka metrw, bo ulewa opada na wiat jak gsta zasona. Wehiku zderzy si z ogromn fal, ktra jego przd uniosa do gry lekko jak pirko,

samochodem zakoysao. Przestraszyem si, e silna fala odrzuci wehiku na brzeg, lecz ju pracowaa turbina, ktra okazaa si silniejsza od naporu fali. Koyszc si na wodzie wehiku par naprzd, a migajce na szybie wycieraczki pozwalay rozejrze si po wzburzonej toni. Czerwony kajak przewrci si na rodku jeziora, na wysokoci miejsca, gdzie wiczyem dudo. Pynem tam ca moc silnika ferrari 410, ale gdy znalazem si na rodku jeziora, nie zobaczyem czerwonego kajaka. Czyby uton wraz z Hild?

Zrobiem ogromne koo wci koysany falami. Wreszcie dojrzaem Hild, a raczej czerwony, odwrcony do gry dnem kajak. Lea na wodzie nieco bardziej na prawo ode mnie, bliej brzegu Topielca. Zapewne zniosa go tam wichura. Dodaem gazu, silnik rykn straszliwie, za samochodem woda zagotowaa si jak w kotle czarownic. To turbina, otrzymawszy dodatkowe obroty, rozbijaa wod w drobny py. Po kilkunastu sekundach byem ju w najbliszym ssiedztwie

czerwonego kajaka. Hilda jedn rk trzymaa si przewrconego kajaka, a drug wycigaa w moj stron. Dokonaem skrtu kierownic i popynem do niej prawym bokiem wehikuu. Na chwil puciem ster i zostawiem silnik na wolnych obrotach. Otworzyem drzwi i przykucnwszy w nich, chwyciem wycignit rk dziewczyny. Po chwili - mokra, zmczona, z trudem apic oddech - wp leaa we wntrzu wehikuu. A ja skierowaem si tam, gdzie brzeg by najbliej, to jest do ruin myna Topielec. W krzakach na brzegu pozosta Sokole

Oko, lecz nie martwiem si o niego, nie grozio mu ju teraz adne niebezpieczestwo, co najwyej mokn. Ja zreszt take miaem przemoknite ubranie. Przewidywaem, e chopiec albo ju pomkn do niedalekiego obozu, albo zauwaywszy, e popynem do Topielca, przybiegnie tam brzegiem jeziora. - To by prawdziwy tajfun odezwaa si po niemiecku Hilda. Uwaam si za dobr pywaczk, lecz wolaam si trzyma przewrconego kajaka. Ten straszliwy pd powietrza po prostu dusi, a fale mnie zaleway.

Dzikuj za pomoc. Zjawi si pan w sam por. Usiowaa si umiechn, ale bya chyba jeszcze zbyt przeraona i przemczona. Ten umiech wypad bardzo blado, wyglda raczej na paczliwe skrzywienie ust. - Zatrzymamy si w ruinach myna. Musz zaczeka na swego przyjaciela, ktry zosta na brzegu powiedziaem rwnie po niemiecku. - A potem odwioz pani do paacu. Wczyem samochodzie ogrzewanie i wyjechaem w na

piaszczysty brzeg w Topielcu, a potem, gniotc wehikuem ogromne pokrzywy, parem do mostu na drodze obiegajcej jezioro. Znajdowalimy si obok ruin domu mynarza, gdy nagle zobaczylimy samochd. Szary taunus Klausa wanie zawraca na drodze za mostem. Nie wiem, czy Klaus nas zauway, czy dostrzeg w moim wehikule Hild. Zawrciwszy, pomkn len drog w kierunku paacu i zaraz znikn nam z oczu. Zatrzymaem wehiku, pozostawiajc silnik na wolnych obrotach, aby mogo wci dziaa

ogrzewanie. - Domylam si ju - rzekem dlaczego pyna pani do Topielca. Znowu zauwaya pani, e Klaus skierowa tutaj swj samochd. - Tak - skina gow, a jednoczenie zerkna na mnie ciekawie. - Kim pan jest? - zapytaa. - I czemu tak bardzo interesuje si pan t spraw? Jestem z wyksztacenia historykiem sztuki, a pracuj w muzeum - odparem szczerze. - Tak? Inwentaryzuje pan zabytki,

oprowadza pan wycieczki szkolne i ostrzega: Prosz nie dotyka eksponatw - kpia Hilda. Nie wierzya moim sowom. - A jednak to prawda. Zajmuj si zabytkami, inwentaryzuj je, niekiedy oprowadzam wycieczki odparem z powag. - Paski samochd, ktry pywa po wodzie jak najlepsza motorwka, te naley do muzealnego wyposaenia? - spytaa z ironi. - Nie. To moja prywatna wasno. Historia tego wehikuu

jest interesujca, lecz zapewniam pani, e nie ma w niej nic podejrzanego. Wracajc za do mojej osoby, musz wyjani, e przez jaki czas zajmowaem si rewindykacj i poszukiwaniem zaginionych podczas wojny zbiorw muzealnych i cennych zabytkw. Ten okres pracy obudzi we mnie ochot do przygd i detektywistyczn yk. Zreszt, prosz, oto moja muzealna legitymacja signem do kieszeni. Bardzo chciaem, aby mi zaufaa. - Nie, dzikuj, nie jestem powoana do tego, aby oglda

czyje dokumenty. Zaczynam panu wierzy - umiechna si. - A poza tym nawet jeli obdarz pana zaufaniem na kredyt, nic na tym nie strac. W mojej sprawie nie ma nic do stracenia i nie jest ona adn tajemnic. - Przyjechaem do Jasienia dopiero wczoraj - wyjaniem - i oczywicie natychmiast zainteresowaem si waszymi poszukiwaniami. Tutaj wszyscy wczasowicze pasjonuj si t histori. Zrozumiae chyba, e zagadka szachownicy obudzia i moj ciekawo. Moe bd mg pomc w tej sprawie?

- Przecie tu nie chodzi o aden zabytek, lecz o rzecz jak najbardziej wspczesn: pamitnik. - Przebywam tutaj na urlopie. A w ramach urlopu mog chyba odstpi od swych zawodowych zainteresowa. Prosz, niech mi pani opowie t histori. - Teraz? Tutaj? - zdumiaa si. W tych przemoczonych ubraniach? - I tak musimy zaczeka na mojego przyjaciela - rzekem. - A pani moe si przebra. Na tylnym siedzeniu mam sweter i kombinezon do reperacji wozu.

Zreszt ogrzewanie w wozie dziaa wietnie. Nie czekajc na jej odpowied i zgod, wyskoczyem z wehikuu, aby moga si swobodnie przebra. Burza ustaa rwnie szybko, jak nadesza. Czarna krawd chmury znikna za poronitymi lasem wzgrzami, wiatr usta, a nad nami otwierao si przejrzyste niebo. Przespacerowaem si wrd ruin myna i jego zabudowa. Otaczajca nas przyroda wygldaa przelicznie. Omyta deszczem ziele odzyskaa swoj intensywn barw.

Na trawie i krzakach byszczay ogromne krople. Odezway si wrony. Moe wiatr i burza zrujnoway im gniazda, bo podniosy nagle straszliwy harmider, skrzeczay przeraliwie i przejmujco, jak gdyby opakujc jak ogromn strat. Sokole Oko nie zjawia si. Zapewne pobieg do obozu, gdzie przebra si w suche ubranie. Dalsze czekanie na niego nie miao sensu, ale chciaem, aby Hilda opowiedziaa mi histori pamitnika. Rzecz jasna, mona to byo zrobi znacznie pniej, w

bardziej sprzyjajcych warunkach, na przykad w zaciszu paacowej kawiarni. Na wszelki wypadek wolaem jednak, aby nie widziano nas razem. Miaem dla Hildy pewn propozycj, a ta nakazywaa daleko posunit ostrono. Gdy wrciem do samochodu, Hilda grzaa si w moim nieco przybrudzonym smarami kombinezonie. - Sweter zostawiam dla pana powiedziaa. Podzikowaem jej, zdjem popiesznie koszul i nacignem

sweter. W wehikule panowa upa do tego stopnia, e dwigni ogrzewania przesunem do poowy. Opowiem panu histori pamitnika - zacza Hilda - ale na pomoc jest ju za pno. Jutro rano wracamy do Niemiec. Poszukiwania zostay zakoczone i niestety przyniosy wynik negatywny. To ja ponosz win za rozpoczcie tej sprawy. To za moj przyczyn redakcja znanej we Frankfurcie gazety przegra proces sdowy i bdzie musiaa zapaci due odszkodowanie, a kto wie, czy sekretarz odpowiedzialny redakcji,

pan Weber, nie poniesie nawet odpowiedzialnoci karnej. Gryzie mnie to bardzo, ale zacznijmy od pocztku. - Tak, bardzo o to prosz powiedziaem, zapalajc papierosa. - Wszystko zaczo si od artykuu o Konradzie von Haubitz, ktry pan Klaus opublikowa w takiej naszej gazecie dla byych onierzy. Napisa w nim, e Haubitz to wschodzca gwiazda partii przesiedlecw i powinien w przyszoci zosta ministrem w rzdzie NRF. Powoywa si na zasugi Haubitza, na jego pikny

yciorys, w ktrym odmalowa go jako czowieka nieskazitelnego, nie splamionego podczas wojny adnymi brudnymi czynami, czowieka o czystych rkach. Wanie takim ludziom Niemcy powinni powierzy swoje interesy pisa Klaus. I ten artyku wywoa moje ogromne oburzenie. Albowiem znam dobrze Haubitzw i wiem, e wszystko, co napisa Klaus, byo wierutnym kamstwem. Urodziam si w Jasieniu, moja matka bya suc w paacu Haubitzw, a ojciec pracowa jako kamerdyner, cho nie tak zaufany, jak w Platzek, ktry potem zwariowa. Czy

zna pan histori Platzka? - Tak, syszaem j. - Mj ojciec nie interesowa si polityk, ale uwaa, e wojna rozpoczta przez Hitlera powoduje ogromne zo. Niepotrzebnie podzieli si z kim tymi pogldami, zosta aresztowany przez gestapo i zmar w obozie koncentracyjnym. Miaam wtedy osiem lat. Dopiero w rok pniej dowiedziaymy si wraz z matk, e wanie Konrad von Haubitz, gdy przyby na urlop z wojska, zadenuncjowa mego ojca i sta si sprawc jego mierci. Rozumie pan chyba, e nie mam

powodw, aby Haubitza uwaa za przyszego zbawc narodu niemieckiego. Ale artyku Klausa oburzy mnie nie tylko z tego powodu. Ju po wojnie, gdy przesiedlano nas do Niemiec, czsto wspominaymy z matk minione lata. Matka opowiadaa mi o Haubitzach i oczywicie w naszych rozmowach wci powracao nazwisko Konrada, ktry sta si sprawc mierci mego ojca. Wspomniaa mi matka, e Konrad von Haubitz wyruszy na wojn nie tylko z mocnym postanowieniem zdobycia szlifw pukownika i licznych odznacze, ale take zabra

z sob gruby, oprawiony w skr brulion, w ktrym zamierza opisywa swoje chwalebne i bohaterskie czyny. Po trzech latach brulion wypeni si jego zapiskami, fotografiami. Konrad von Haubitz pozostawi zapisany pamitnik w domu rodzinnym, a z nowym, czystym, znowu wyruszy w wiat. Odtd stary Johann von Haubitz niemal co wieczr zbiera ca paacow sub i odczytywa jej pamitnik swego syna, aby poznajc bohaterskie czyny Konrada, umacniali si w patriotyzmie. I na tych gonych czytaniach pamitnika musiaa

bywa take moja matka. Jak wyglday wspaniae i bohaterskie czyny Konrada von Haubitza? By on dowdc grupy, ktra przez pewien czas zajmowaa si likwidacj ludnoci ydowskiej na Biaorusi, potem masakrowa schwytanych do niewoli partyzantw, bra udzia w wywzce dzieci polskich z Zamojszczyzny. Zapiski obfitoway w fotografie, na ktrych Konrad von Haubitz pozowa na tle szubienicy i powieszonych. Jednym sowem, by to pamitnik zbrodniarza. Potem do Jasienia zacz si zblia front. Stary Haubitz postanowi ukry wszystkie swoje cenne rzeczy.

Wiele syszaam o Haubitzu, o jego fanatycznym uwielbieniu dla Hitlera, o jego ogromnej dumie z syna. Myl, e by przede wszystkim dumny z wojennych wyczynw Konrada von Haubitz i pami o nich ceni ponad wszystkie dobra. I jeli potem powiedzia do Platzka, e rzeczy najcenniejszej strzee ich rodowy znak szachownicy, to jestem pewna: mia on na myli pamitnik swego syna, ktry ukry, aby go ocali dla przyszych pokole. Ale to ju inna sprawa... Chwil odpocza, mwia dalej: a potem

- Po ukazaniu si artykuu o Haubitzu napisaam list do redakcji jednej z frankfurckich gazet, w ktrym niedwuznacznie powiedziaam, e yciorys Haubitza podany przez Klausa uwaam za kamliwy, e Haubitz jest zbrodniarzem wojennym i powinna si nim zaj prokuratura. Redakcja opublikowaa mj list. I zacza si burza. Konrad von Haubitz wytoczy redakcji proces o zniesawienie i zada wysokiego odszkodowania oraz przeprosin i odwoania. Proces wzbudzi wielkie zainteresowanie, zjawio si na nim mnstwo dziennikarzy niemieckich i

zagranicznych. Na procesie powiedziaam o pamitniku. Powoaam si na sowa mojej matki, ona jednak nie yje od kilku lat. Sd zada dowodw: samego pamitnika. W tej sytuacji proces by ju z gry przegrany. Ale nasz obroca poprosi sd o odroczenie rozprawy i pozostawienie nam czasu na dostarczenie pamitnika. Uchwycilimy si tej moliwoci i wraz z panem Weberem przyjechaam do Jasienia. Polskie wadze okazay nam daleko idc pomoc. Niestety, caa ta impreza zakoczya si fiaskiem i jutro wracamy z niczym. No c, ja

jestem tylko zwyk urzdniczk na poczcie we Frankfurcie, nie zamierzam robi adnej kariery, w ktrej przeszkodzi mgby mi Haubitz. Ale na powane kopoty naraziam redakcj, ona za mj list odpowie przed sdem. I to mnie gryzie, to mi nie daje spokoju. Nawarzyam okropnego piwa, jak to mi ju powiedzia Klaus. - A wanie: Klaus. Co on tutaj robi? - Przyjecha jako obserwator. Z ramienia swojej gazety. Sprawa poszukiwa nie jest tajemnic, gono mwiono o niej na procesie.

Wydaje si oczywiste, e Klaus jest bardzo zwizany z Haubitzem i przyjecha tu nie po to, aby nam pomc w poszukiwaniach, ale przeszkodzi. Dlatego od samego pocztku obserwowalimy go pilnie i patrzylimy mu na rce. Trzeba jednak przyzna, e zachowywa si bez zarzutu, nie wzbudzi adnych podejrze. Dopiero ostatnio zwrciam uwag na jego samotne wycieczki do Topielca. Po co on tu przyjeda? Czego tu szuka? Jak pan sdzi? - Nie wiem. Mam jednak jeszcze jedno pytanie: czy badalicie kominek w obserwatorium?

- Tak. - Jak on wyglda? Czy pytki byy ju poobtukiwane? - Tak. A dlaczego pan o to pyta? - I nie zwrcio to waszej uwagi? unikaem odpowiedzi na jej pytanie. - Zagadka szachownicy jest w Jasieniu szeroko znana. Przyjeda tu mnstwo turystw. Przypuszczalimy, e pytki poobtukiwa Platzek albo jaki inny poszukiwacz skarbw. - A moim zdaniem dokonano tego

bardzo niedawno. Moe przed niespena tygodniem.

nawet

- Czy wie pan rwnie, kto to zrobi? - Nie. Mam tylko pewne podejrzenia. I jeszcze chciabym co wiedzie: jakie s pani dalsze plany? - Nie mam adnych planw westchna. - Jutro rano wyjedam do Niemiec wraz z Weberem i Klausem. Polska ekipa ju wczoraj wrcia do Warszawy. Dalsze poszukiwanie pamitnika naprawd nie ma ju sensu. Zrobilimy

wszystko, co byo w naszej mocy. Obejrzelimy wszystkie szachownice w Jasieniu i w dobrach Haubitzw. I ja, i pan Weber dysponujemy jeszcze wolnym czasem, ale o wiele bardziej celowe wydaje si przygotowanie do obrony w procesie ni tracenie dni w Jasieniu. - Na kiedy wyznaczono proces? - Za trzy tygodnie. Zastanowiem si chwil, rozwayem w mylach kilka spraw. - Wydaje mi si, e warto sprbowa jeszcze raz. Jeli zechce

mi pani zaufa, prosz zosta w Jasieniu przez tydzie. Nie ma pani przecie nic do stracenia, a wszystko do zyskania. - Pan Weber nie zgodzi si pozosta. - To nawet bdzie lepiej, jeli on pojedzie. Bo wraz z nim bdzie musia powrci do Niemiec rwnie i Klaus. Decyzja pani powinna zaskoczy ich jutro rano. Oni odjad, a pani zostanie. I wznowimy poszukiwania. - Czy ma pan cho najmniejsz nadziej na odnalezienie

pamitnika? - Owszem - skinem gow. I powiedziaem jej o przygodzie Wiewirki i moim wasnym przeyciu minionej nocy w ruinach obserwatorium. - Co to wszystko ma znaczy? zdumiaa si Hilda. - I dlaczego pan sdzi, e jest w tym nadzieja dla mnie? - Ale to oczywiste, prosz pani! zawoaem. - Przecie to znaczy, e rwnolegle z wasz ekspedycj dziaa i chyba dziaa w Jasieniu

jaki wyrafinowany i przygotowany na wszystko tropiciel zagadki. Fakt, e dziaa w tym samym czasie, co i wy, utwierdza mnie w przekonaniu, e sprowadzia go tu ta sama sprawa. A wic proces sdowy. Utwierdza mnie to w przekonaniu, e pani ma racj przypuszczajc, i stary Haubitz przez rzecz najcenniejsz rozumia pamitnik swego syna, a nie, na przykad, honor swego rodu. A jeli tak, to czy pani sdzi, e wasz przyjazd tutaj nie zaniepokoi Konrada von Haubitz? Daj gow, e Haubitz przysa tu kogo, kto mia za zadanie nie tylko obserwowa

kady wasz krok, ale take odszuka pamitnik i przywie mu go, aby nad gow Haubitza nie wisiao ju adne niebezpieczestwo. Wyobraam sobie, z jak ulg przyj on wiadomo, e odjedacie z niczym. Teraz nadchodzi dla niego odpowiednia pora dziaania: znale pamitnik i przywie go Haubitzowi. - Pan podejrzewa, e t osob jest Klaus? - Tak. - Ciekawa jestem, jak on si

zachowa, gdy jutro rano owiadcz, e pozostaj w Jasieniu powiedziaa Hilda. - A wic zdecydowaa si pani pozosta? - Tak. Musz tak postpi, jeli jest cho cie nadziei. Jakie ma pan dalsze plany? - zapytaa rzeczowo. Jeszcze raz sprbujemy odwiedzi te wszystkie miejsca, gdzie jest szachownica. By moe przeoczylicie jaki istotny szczeg lub pominlicie ktr z szachownic.

- Niech pan na to nie liczy. Polska ekipa zasigna jzyka u mieszkacw miejscowoci zwizanych z Haubitzami. Nie przeoczylimy adnej szachownicy. - No c, zobaczymy. Jeli nie rozwiemy zagadki szachownicy, bdzie pani miaa czyste sumienie, e naprawd zrobia pani wszystko dla odnalezienia pamitnika. Jest jednak jeszcze jedna osoba, na ktr bardzo licz. - Kt to taki? - Haubitz i jego wysannik. Syn Johanna Haubitza posiada by

moe peniejszy ni pani rejestr szachownic w tych okolicach. Gdy dziaaa tu polska ekipa, nie mg on grasowa swobodnie. A teraz zacznie szuka ju bez adnych obaw. Licz na to, e uda nam si wpa na jego trop, a wwczas to on doprowadzi nas do celu. - Pan jest fantasta - rozemiaa si Hilda. - Lecz moe wanie tej fantazji brakowao w naszych poszukiwaniach? Zgoda, przyjmuj pask propozycj i pana plan. To mwic wycigna do mnie do, ktr mocno ucisnem.

I wtedy zobaczylimy ogromnego forda ze szwajcarskimi znakami rejestracyjnymi.

Rozdzia smy FABRYKANT ZAPALNICZEK DZIWNE ZACHOWANIE SI SEBASTIANA KOGO ZNALELIMY W TOPIELCU SZPIEGOMANIA ZWIZEK TAJEMNICZEJ SZACHOWNICY WYBIERAMY PREZESA ZWIZEK ROZPOCZYNA DZIAALNO

Majestatycznie, koyszc si na nierwnociach drogi, wielki ford przeby mostek i zatrzyma si o kilka krokw dalej. Z samochodu

wysiada ciotka Zenobia, a z tylnych miejsc wyskoczya Kaka i Sebastian. Po chwili ujrzaem take Szwajcara. Starannie zamkn drzwiczki i caa trjka, a raczej czwrka, skierowaa si na ciek przez pokrzywy. Zmierzali do miejsca, gdzie znajdowa si gaz z szachownic. Pierwszy, ktry nas zauway, by oczywicie Sebastian. Radonie krcc kuprem i wywijajc swym kijankowym ogonem, przybieg do wehikuu, podskakujc jak wesoy zajczek. Tu za nim zjawia si Kaka. Ciotka Zenobia powiedziaa co do Szwajcara, zatrzymali si, a

potem zawrcili z drogi i podeszli do nas. Hilda i ja, wyszlimy z samochodu. - Przyjechalimy tu, aby jeszcze raz obejrze szachownic - zdya mi szepn Kaka. - Pan Fryderyk chce zaj si t spraw. Tymczasem nadesza Zenobia ze Szwajcarem. - C za mie spotkanie - rzeka Zenobia z wyranym szyderstwem w gosie. - O, pastwo, zdaje si, mieli jakie kopoty? - zauwaya moje mokre ubranie i kombinezon na Hildzie.

- Zapaa nas burza - wyjaniem. Do tej pory Zenobia mwia po polsku, teraz przesza na niemiecki. W tym jzyku zacza nas przedstawia Szwajcarowi, ktry jak to ju zreszt zaznaczyem prezentowa si bardzo sympatycznie. By szczupym blondynem lat okoo trzydziestu piciu, wyglda na wysportowanego, zadowolonego z siebie czowieka, nie majcego wielkich kopotw i odnoszcego si do wiata z wielk yczliwoci. Zbliajc si do nas, ju z daleka umiecha si przyjanie. Natomiast Zenobia od razu ujawnia swj

wstrtny charakter. Najlepiej wiadczy o tym sposb, w jaki dokonaa prezentacji: - Oto jest panna Hilda, Niemka, ktr, jak powiada stugbna miejscowa plotka, sprowadzia do Jasienia ch rozwizania zagadki tajemniczej szachownicy i odnalezienia pamitnika grafa von Haubitz. - A tak, tak, wiem, czytaem w gazetach o tym procesie z Haubitzem - skin gow Szwajcar. - Po przyjedzie do Jasienia dowiedziaem si, e niestety nie udao si pani odnale pamitnika.

To przykre, bo ca dusz i sercem jestem po pani stronie. Czy nie mgbym okaza si pomocny? - O - zdumiaa si Hilda - dzi mamy chyba wyjtkowo miy dzie. Ju druga osoba ofiarowuje mi swoj pomoc. - A t pierwsz osob jest ten pan - domylia si Zenobia wskazujc na mnie, po czym zaprezentowaa moj osob. - Oto jest pan Tomasz, ktry przyby do Jasienia, aby wzmocni swoje siy. Przepraszam, jaki jest pana zawd? - zapytaa.

- Pracuj w muzeum. - O tak - skina gow Zenobia. Od razu si tego powinnam bya domyli. Czy moglibymy wiedzie rwnie, jak epok historyczn pan reprezentuje? Teraz dopiero rozumiem, jak bardzo niewaciwie postpiam przewracajc pana trzykrotnie na traw. Przecie nie wolno tak robi z muzealnymi eksponatami. Powinien pan siebie, a take swj samochd zaopatrzy w tabliczk: Ostronie, szko!, jak na przesykach. Hilda stana w mojej obronie.

- Pan Tomasz ma wspaniay samochd - powiedziaa. Spojrzaem na ni ostrzegawczo, dajc jej do zrozumienia, aby nie zdradzia tajemnicy mojego wehikuu. Poja to, bo na tym stwierdzeniu skoczya swoje zachwyty nad samochodem. Szwajcar dentelmenem. okaza si

- Takie dziwne i starowiecko wygldajce samochody - rzek spojrzawszy na wehiku - s teraz bardzo modne na Zachodzie. Chciaem rwnie mie podobny

wz, lecz, wyznaj, ich cena przewysza koszt najbardziej luksusowej limuzyny. Zenobi rozgniewaa ta obrona mojej osoby, a najbardziej chyba dotkn j fakt, e w sukurs Hildzie przyszed Szwajcar. Wic w rwnie zoliwy sposb przedstawia nam Szwajcara. - Trzeba bowiem pastwu wiedzie - powiedziaa wskazujc na - e pan Fryderyk Braun, obywatel szwajcarski, nie jest adnym rekinem finansjery, a tylko skromnym fabrykantem zapalniczek. Produkuje zapalniczki

kieszonkowe, biurowe, samochodowe i inne. Zapalniczki na benzyn i na gaz. Zapalniczki w ksztacie pistoletw, wodotryskw, wiey Eiffla i gry Mont Blanc, jak rwnie o ksztatach bliej nieokrelonych. Pan Fryderyk wybiera si na wycieczk do Jugosawii, po drodze jednak postanowi odwiedzi Polsk, Czechosowacj, Wgry i zatrzyma si na jaki czas w Jasieniu. Pan Fryderyk przeczyta mnstwo powieci kryminalnych i mimo e jest tylko producentem zapalniczek, ywi gbokie przekonanie o wasnych utajonych talentach

detektywistycznych. Po przyjedzie do Jasienia dowiedzia si od pana Klausa i pana Webera, e wanie Jasie jest terenem poszukiwa pamitnika. I w cichoci ducha zapragn wzi udzia w tak pasjonujcej przygodzie. Zwierzy si mnie ze swych skrytych zamiarw, a ja postanowiam odwie go od tego, uwaajc susznie, e tego rodzaju mczyzna powinien raczej powici si pywaniu, kajakarstwu, nowoczesnym tacom. Niemniej zaofiarowaam si pokaza mu szachownic w Jasieniu i przywiozam do Topielca.

- Och, mia pani Zenobio zaoponowa Fryderyk. - Na wszystko bdziemy mieli do czasu. Na rozwizywanie pasjonujcej zagadki i na nowoczesne tace. - Przepraszam, a czy pani nam si nie przedstawi? - zwrciem si do Zenobii. - Zdaje mi si, e ju poznalimy si. Dziki Kasi - odrzeka. Ale my nie miaymy przyjemnoci ucinicia sobie doni - powiedziaa Hilda. - Znamy si tylko z widzenia, a waciwie z podgldania - dodaa zoliwie.

- W takim razie ja dokonam prezentacji - wtrciem si. - Oto jest pani Zenobia, ciocia tej oto, obecnej tu przemiej Kasi. Pani Zenobia jest wacicielk straszliwego motocykla i lubi mocne uderzenie. Ale zasadnicza pasja jej ycia to konwersacja z cudzoziemcami i uprawianie dudo. Gotowa jest zakocha si w kadym, kto j pokona w walce. - Jaka szkoda, e nie mam pojcia o dudo - z udan rozpacz rzek Fryderyk. Odezwaa si Kasia:

- Czy pastwo ycz sobie, aby zosta im przedstawiony rwnie Sebastian? - Oczywicie - skinem gow. Ale gdzie jest Sebastian? Rozejrzelimy si. Do tej pory pies buszowa w wysokich pokrzywach, a teraz gdzie znikn. Kasia gwizdna na niego kilkakrotnie, lecz okropne krakanie wron zaguszyo jej gwizd lub Sebastian znowu okaza nieposuszestwo, bo nie zjawi si na wezwanie. - O Boe, co si z nim stao? -

zaniepokoia si dziewczynka. Tymczasem na drodze obok mostu, tu za fordem Szwajcara, zatrzyma si wartburg doktora. Z samochodu wysypali si trzej chopcy, a za nimi wysiad doktor z malek, lekarsk teczk w rku. - Chwaa Bogu, e widz was zdrowych i caych - owiadczy pieszc w nasz stron. - Jak si pani czuje? - Zwrci si po niemiecku do Hildy. - wietnie zdziwiona. odpara, troch

Dopiero po chwili wyjania si caa sprawa. Okazao si, e Sokole Oko zobaczy, jak na wzburzonym jeziorze wycigam Hild z wody. Natychmiast pobieg do obozu po doktora, przypuszczajc, e bdzie potrzebna jego pomoc. Doktor i chopcy wsiedli w samochd i pojechali do paacu, przypuszczajc, e zapewne tam odwioz Hild. W paacu Hildy nie byo, wic pojechali do orodka wypoczynkowego, do mojego domku, mylc, e moe tam dobiem wehikuem. Wreszcie wpadli na myl, e by moe dopynem do brzegu w najbliszym miejscu od wypadku, a

wic w Topielcu. I zjawili si tutaj. Na szczcie tak mi si udao pokierowa wyjanieniami, e ani Zenobia, ani Fryderyk nie domylili si, w jaki sposb wyratowaem Hild. Sdzili, e zrobiem to wskakujc do wody. - Nie przypuszczaam, e jest pan tak wietnym pywakiem - zdumiaa si Zenobia. Hilda chciaa sprostowa, lecz znowu rzuciem jej ostrzegawcze spojrzenie. - A tak, pywam nie najgorzej -

odrzekem z nutk zarozumiaoci w gosie. Przedstawiem doktora i chopcw jako swoich przyjaci odbywajcych krajoznawcz wycieczk. - Jeli jeszcze dowiem si, e pan doktor i ci trzej modzi ludzie rwnie postanowili rozwiza zagadk szachownicy, to nie uwierz - rozemiaa si Hilda. - A tak. Wanie tak - stwierdzi doktor. - Mamy ten zamiar. To przecie historia jak z powieci sensacyjnej.

- Owszem - zgodzi si Fryderyk dlatego warto powici tej sprawie troch czasu. - Nie, to naprawd nie do wiary. To byoby nawet zabawne, gdyby nie fakt, e w tej sprawie kryje si tyle powanych elementw powiedziaa ze smutkiem Hilda. Wrony wci wrzeszczay przeraliwie. Dlatego ledwie usyszaem okrzyk Kasi. Dziewczynka sza ostronie przez wysokie pokrzywy i woajc co, kiwaa na mnie rk. Odczyem si wic od caego towarzystwa i

zaczem pokrzywy.

przedziera

przez

Po kilku krokach zrozumiaem, dlaczego dziewczynka mnie woa. Zobaczyem Sebastiana, ktry do poowy znikn w wskiej dziurze w zrujnowanej cianie starego myna. Wystawa mu tylko kuper i ogon, radonie kiwajcy si na wszystkie strony. Przypieszyem kroku, przedostaem si przez kup gruzu zawalajcego wejcie do ruin. W duym pomieszczeniu bez dachu rosy krzaki, a nawet mode drzewka. Rozsunem krzaki i

zobaczyem gboki d, zapewne pozostao po zawalonej piwnicy. Na dnie dou sta pan Kuryo. By to widok do mieszny, ale pena rozpaczy twarz Kuryy nakazaa powag. - Nieche mi pan poda rk! zawoa bagalnie z gbi dou. - Nie mog std wyle. Woaem o pomoc, ale nikt mnie nie sysza. Przyklknem na krawdzi dou i podaem mu rk. Postkujc wygramoli si na powierzchni. Tutaj odetchn gboko i z ogromn ulg. Potem, zataczajc si, przelaz przez gruz i stan oko

w oko z ca nasz gromadk. - Boe drogi - zaamaa rce ciotka Zenobia. - Co si panu stao, panie Kuryo? Z roztargnieniem rozejrza si po naszych twarzach. Wydawao si, e cigle nie dowierza swojemu szczciu. Obmaca starannie nogi, dotkn domi ramion i piersi, wreszcie powiedzia: - Byem w lesie na spacerze. Zaskoczya mnie burza, zdoaem jednak dopa ruin. Chciaem si w nich schroni przed deszczem. Raptem zrobio si ciemno, zerwa

si okropny wiatr i lun deszcz. Wlazem w ruiny szukajc jakiej resztki dachu, ale z powodu mroku nie zauwayem dou pod nogami. I wpadem. A wyle ju nie potrafiem. Woaem o pomoc, lecz chyba to przeklte krakanie wron zaguszao moje okrzyki. Dr si wniebogosy przytakna Zenobia. -

Wrciem do ruin i jeszcze raz zajrzaem do piwnicy. Stwierdziem, e gdybym to ja wpad do tego dou, wydostabym si z niego bez niczyjej pomocy. Pan Kuryo by jednak starszy ode mnie. Ale

przecie wyglda na mczyzn w peni si, odbywa dugie spacery. Pomylaem wic: Moe nie chcia wyj z dou? Bya to myl absurdalna, niemniej jednak tak wanie pomylaem. Oczywicie, nie naleao wykluczy moliwoci, e krakanie wron zaguszyo jego woanie i usysza je tylko Sebastian buszujcy w pokrzywach. - W tym dole siedzia pan chyba z godzin - stwierdziem. - Co by si z panem stao, gdyby nie Sebastian? - Nie wiem, nie wiem... - Kuryo rozoy rce. - By moe zginbym tu z godu i chodu. Z pocztku

woaem o pomoc bardzo gono i czsto, a potem ochrypem i ju tylko od czasu do czasu wzywaem pomocy. - A wyle pan nie usiowa? Prbowaem. Lecz bezskutecznie. Niestety, nie jestem wygimnastykowany. Znikna gdzie jego pyszakowato i pewno siebie. Jego sprytne oczy miay teraz wyraz przestrachu. Fryderyk, doktor i chopcy poszli do ruin i rwnie zajrzeli do dou, w

ktrym odkryem pana Kury. Gdy wrcili, na ich twarzach malowaa si podejrzliwo. - Przecie z tego dou nawet dziecko potrafioby wyj o wasnych siach powiedzia Fryderyk. May pan Kuryo a poczerwienia z gniewu. Nagle zaperzy si jak kogucik. - Ach tak, nie wierzycie mi? Nie wierzycie - powtarza. - Dobrze. Powiem wam prawd: susznie, e mi nie wierzycie. Ja do tego dou wlazem specjalnie i mgbym wyj

z niego, gdybym zechcia. Lecz nie chciaem. A dlaczego nie chciaem? Dlatego, e was ledziem, bo wydajecie mi si bardzo podejrzani. Przyjechalicie tutaj w rnym czasie a trzema samochodami, wyznaczylicie sobie spotkanie w tym odludnym miejscu. I przez cay czas rozmawiacie po niemiecku. Kto wie, czy nie jestecie szpiegami. - A fe, panie Kuryo! I mnie posdza pan o tak straszne sprawy? - zdumiaa si Zenobia. - Pan rwnie mwi wietnie po niemiecku - rozemiaa si Hilda, ktr rozbawiy podejrzenia Kuryy.

- Pani Zenobi podejrzewam najbardziej - owiadczy Kuryo. Bo czy normalna, zwyka kobieta moe zna dudo? Tylko w szkoach szpiegowskich ucz dudo. Ogldaem filmy szpiegowskie, czytaem ksiki o dziaalnoci wywiadu. Na szpiegw wybiera si specjalnie adne kobiety. A pani Zenobia... jest adna. - Dzikuj panu - skina gow Zenobia. - Pani urodzie te nic nie mona zarzuci - Kuryo wskaza Hild. - Dzikuj za komplement -

umiechna si Hilda. Bawilimy si doskonale podejrzeniami Kuryy. Chopcy, ktrym od czasu do czasu tumaczyem na polski tre rozmowy, a pokadali si ze miechu, co jeszcze bardziej go oburzao. Tylko na twarzy Fryderyka wci nie goci umiech, wydawa si by obraony posdzeniami starszego pana. Wreszcie Zenobia postanowia rozchmurzy Fryderyka. - Pozwoli pan, panie Braun, e przedstawi panu naszego pogromc szpiegw. Pan Kuryo rewident ksig buchalteryjnych

przedsibiorstw gastronomicznych, znany jako postrach gastronomii. Jego uwagi nie ujdzie adne niedopatrzenie i niejednego malwersanta zaprowadzi on za kratki. Teraz Zenobia zwrcia si do Hildy: - Pan Kuryo wyrazi gbokie przekonanie, e gdyby pani w odpowiednim czasie zwrcia si do niego o pomoc w sprawie tajemniczej szachownicy, zagadka ta byaby ju rozwizana. - Jaka szkoda, e o tym nie

wiedziaam - odpowiedziaa Hilda. Zapewne skorzystaabym z tej pomocy. - O, to chyba nic straconego rzek Fryderyk. - Przecie chyba nie zamierza pani porzuci tej sprawy? Owszem, bybym wam dopomg - kiwn gow Kuryo. Zrobi to z ogromn powag i pewnoci siebie, ktra znowu do niego wrcia. arty Zenobii przyj za dobr monet. - Nie ma nadziei na rozwizanie zagadki - westchna Hilda. - Pan Weber i pan Klaus postanowili ju

jutro wyjecha. Co do mnie... zawahaa si i spojrzaa na mnie, nie wiedzc, czy wolno jej wyzna im prawd o naszej umowie. Skinem gow, aby mwia. - Co do mnie - podja wtek postanowiam jeszcze kilka dni pozosta w Jasieniu. Bd usiowaa prowadzi dalej poszukiwania. Pan Tomasz obieca mi pomaga. Fryderyk podszed do Hildy, ukoni si, pocaowa j w rk. - Czy przyjmie rwnie i ode mnie? pani pomoc

Hilda znowu si zawahaa i spojrzaa na mnie, nie wiedzc, czy w moich planach ley pomoc trzecich osb. A ja musiaem powiedzie to, co wynikao z tej sytuacji. - Nie mam monopolu na pomoc dla panny Hildy. Wydaje mi si, e nie wolno zrezygnowa z niczyjej rady w tak skomplikowanej i trudnej sprawie. - W takim razie dzikuj panu. Przyjmuj pomoc - Hilda ucisna do Fryderyka. I tak kolejno z pomoc Hildzie

ofiarowali si doktor, chopcy, a na kocu Zenobia z Kasi. Zenobia uczynia to wyranym ociganiem si i prawdopodobnie tylko ze wzgldu na Fryderyka. - A pan? - Hilda zwrcia si do pana Kuryy, ktry stan na boku i milcza ponuro, jak gdyby obraony, e nikt nie zwraca na niego uwagi. Zapewne w tej sytuacji, gdy uwaa pan nas za szpiegw, nie podtrzyma pan swej propozycji okazania mi pomocy? Kuryo a pokrania z zachwytu. - Wic jednak! - wykrzykn. -

Pastwo sysz? Wic jednak zwraca si pani o pomoc do Kuryy. Przysigam - zawoa - e ja pani nie zawiod! To mwic Kuryo rzuci si do Hildy i pocaowa j w rk z gonym cmokniciem. - Co do tego podejrzenia o szpiegostwo - wyjani po chwili prosz tego nie bra sobie do serca. Ja jestem podejrzliwy z natury rzeczy, jeli si tak mona wyrazi. - Syszy pan? - zwrcia si Zenobia do Fryderyka. - Zagadka jest jedna, a detektyww tysice.

Czy nie podusimy si w tym toku? Fryderyk humorem: odpowiedzia z

- W takim razie moe zaoymy midzynarodowe towarzystwo dla rozwizania zagadki tajemniczej szachownicy? - A tak, tak, to pikny pomys podchwyci doktor. A gdy przetumaczyem chopcom i Kasi propozycj Szwajcara, Tell, Wiewirka i Sokole Oko zaczli rywalizowa w wymyleniu najlepszych nazw dla naszej organizacji.

Zwyciya Kasia. Zorganizujemy Zwizek Tajemniczej Szachownicy powiedziaa. Przyjlimy t nazw. Na prezesa Zwizku Zenobia wysuna kandydatur Fryderyka, Hilda za zaproponowaa moj osob. Ja jednak wycofaem swoj kandydatur tumaczc, e gocie maj pierwszestwo. Pan Kuryo owiadczy: Nie z kwan nic min przeciw

mam

kandydaturze pana Fryderyka, lecz wydaje mi si, e prezesem naszego Zwizku powinien zosta kto z pewnym dowiadczeniem detektywistycznym, a jednoczenie znajcy stosunki w naszym kraju. To bardzo uatwi nam dziaanie. Fryderyk wycofa swoj kandydatur. Na placu boju o godno prezesa pozosta tylko Kuryo, ktrego wybralimy w kocu przez aklamacj. Wyznaj, e bardzo rozmieszy mnie ten wybr. Wiedziaem, e pan Kuryo nie wierzy w istnienie pamitnika i bdzie szuka zota i

brylantw. Lecz ostatecznie nie miao znaczenia, czego szuka. Istotne byo, aby udao si nam rozwiza zagadk tajemniczej szachownicy i znale ow rzecz najcenniejsz. A wtedy okae si, co jest t rzecz: pamitnik czy zoto i brylanty. Na zakoczenie naszego spotkania prezes Kuryo ustali plan dziaalnoci Zwizku Tajemniczej Szachownicy. Przekona wszystkich, e w Jasieniu nie mamy nic do roboty, szachownic naley szuka gdzie indziej. Wedug wiadomoci posiadanych przez Hild, a take prezesa Kury, szachownice

znajdoway si rwnie na starych kocioach w Dolsku i Lubiechowie Grnym oraz na mauzoleum Hermanna von Haubitz, znajdujcym si na wzniesieniu zwanym Polan. Hilda poinformowaa nas, e wraz z Weberem, Klausem i polsk ekip odwiedzia wszystkie te miejsca, ale skrytki z pamitnikiem nie udao si znale. Nie zrazio to ani Kuryy, ani Fryderyka. Ja rwnie poparem ich zdanie, e korzystajc z posiadanych przez nas a czterech rodkw lokomocji: forda, wartburga, mojego wehikuu i straszliwego motocykla,

powinnimy odby wycieczk do wspomnianych ju miejscowoci z szachownicami. Wyjazd mia nastpi nazajutrz o godzinie dziesitej rano, sprzed starego kocioa w Jasieniu. I na tym zakoczyo si pierwsze zebranie Zwizku Tajemniczej Szachownicy. Gdy odwoziem Hild do paacu, powiedziaa mi: - Obawiam si, e dla nich wszystkich zagadka szachownicy to tylko jeszcze jedna urlopowa

zabawa. A dla mnie jest to sprawa bardzo powana. Odpowiedziaem jej po duszej chwili zastanowienia: - Obawiam si, e dla nich ta sprawa jest rwnie wana albo waniejsza ni dla pani. Spojrzaa na mnie ze zdziwieniem. Ale nie poprosia o wyjanienie. Zreszt nie umiabym tego zrobi, poniewa te sowa podyktowaa mi tylko intuicja.

Rozdzia dziewity WYRUSZAMY NA POSZUKIWANIE SZACHOWNIC W MYLIBORZU W CHOJNIE SZACHOWNICA W DOLSKU WYPRAWA NA WIE OSY I CO Z TEGO WYNIKO CZY SEBASTIAN UMIE PO NIEMIECKU? GDZIE ZAGIN PREZES?

Tej nocy znowu przepynem salamandr jezioro Jasie i odwiedziem ruiny obserwatorium. Na stoku wzgrza natknem si na chopcw i doktora. Wsplnie

zaczailimy si w krzakach, obserwujc drk. Ale tajemniczy osobnik nie da o sobie znaku ycia. O trzeciej nad ranem, niewyspani i zzibnici, opucilimy kryjwk. Spaem tylko kilka godzin, bo ju o sidmej rano zaszyem si w lesie i w dalszym cigu uczyem si dudo. Najpierw powtrzyem wszystkie poznane wczoraj chwyty, a nastpnie zaczem trenowa nowe. A wic przede wszystkim, jak broni si przed pchniciem jednorcz w pier. Nauczyem si take uwalnia z uchwytu jednorcz za wosy z

przodu, od uchwytu jednorcz za wosy z tyu. Poznawaem tajniki walki z przeciwnikiem, ktry usiuje zastosowa tak zwany chwyt noycowy w pasie i niezwykle trudny sposb uwalniania si od usiowania duszenia, kiedy atakowany ju ley na ziemi. Oczywicie, zdawaem sobie spraw, e ta nauka byaby o wiele skuteczniejsza, gdybym mg wiczy nie z wyimaginowanym przeciwnikiem, ale z jak yw osob, ktra znaaby chwyty, ot, choby z ciotk Zenobi. Ale przenigdy nie przyznabym si Zenobii, e zgbiam tajniki dudo.

Po wiczeniach porannych wrciem do orodka campingowego, gdzie stwierdziem, e domek Zenobii i Kasi jest zamknity na gucho. Obydwie odjechay ju na umwione miejsce naszego spotkania, przed koci w Jasieniu. Nie byo ju take pana Kuryy, ale on jako prezes naszego Zwizku zapewne pierwszy poszed na spotkanie i czyni przygotowania do wyjazdu, rozdziela miejsca w samochodach, sprawdza, czy posiadamy odpowiedni sprzt campingowy. Bo tak wyobraaem sobie obowizki prezesa.

Ku mojemu zdziwieniu po przybyciu na miejsce zastaem tam tylko doktora z chopcami, Zenobi z Kasi i Fryderyka. Brakowao Hildy i wanie naszego prezesa. Zajem si wic tym, co powinien by uczyni pan Kuryo, wsplnie z doktorem ustalilimy, e w wartburgu pojedzie dwch chopcw, Tell i Sokole Oko, do forda zabierze Fryderyk pana Kury i Zenobi, a do wehikuu wsidzie Hilda, Kasia z Sebastianem i Wiewirka. Zdecydowalimy bowiem, e motocykl Zenobii powinien pozosta w Jasieniu pod czyj opiek, bo

pogoda moga si odmieni lada chwila, a w czasie soty jazda motocyklem nie naley do przyjemnoci. Zadecydowaem, e swj namiot odstpi Hildzie, a sam bd sypia w samochodzie. To samo postanowi zrobi Fryderyk, oddajc swj namiot Zenobii i Kasi, oraz doktor, przeznaczajc namiot dla pana Kuryy. W ten sposb rozwizalimy problem ewentualnych noclegw na biwakach. Podczas tych postanowie miny nas w Jasieniu dwa samochody:

jednym z nich by taunus, w ktrym zobaczyem Klausa. W drugim jecha chyba w pan Weber z Frankfurtu. Obydwaj zapewne powracali do Niemiec. Po jakim czasie nadesza Hilda z walizk w rku. - Jestem gotowa - owiadczya. Przekonaam Webera, e powinnam tu zosta. Nie wierzy, e odnajdziemy pamitnik, ale nie widzia przeszkd dla mojej decyzji. Wziem j na bok i zapytaem, jak Klaus przyj wiadomo o pozostaniu Hildy.

- Rozemia si i wzruszy ramionami, ubolewajc nad moimi ponnymi nadziejami - opowiadaa. - Zauwayam jednak, e potem na jaki czas gdzie znikn. Przed odjazdem yczy mi powodzenia i powiedzia: Zobaczymy si na procesie. Zaniepokoia mnie reakcja Klausa. Wyobraaem sobie, e usyszawszy od Hildy o jej decyzji, rwnie zdecyduje si pozosta pod byle jakim pretekstem. - Niewykluczone, e Klaus tu jednak powrci - rzekem. Pojedzie z Weberem do granicy,

raptem przypomni sobie, e co zostawi w Jasieniu, poegna go i przybdzie z powrotem. Czy zdradzia mu pani nasze plany? - Musiaam to zrobi, bo by przy mojej rozmowie z Weberem. Powiedziaam, e zamierzam jeszcze raz odwiedzi te miejsca, gdzie widnieje szachownica, a wic pojedziemy do Dolska, Lubiechowa i na Polan. Nadszed wreszcie i prezes Kuryo objuczony cikim plecakiem. Przyszed nie od strony orodka campingowego, lecz uliczk wioski.

- Byem w gromadzkiej radzie narodowej - rzek z dum - i zdoaem zdoby niezwykle cenne informacje. Wskazano mi czowieka, ktry zna Haubitzw, a przede wszystkim wie, ktre majtki kiedy do nich naleay. Mam teraz spis wszystkich posiadoci Haubitzw, bo niewykluczone, e poza tymi czterema znanymi nam miejscowociami szachownice istniej rwnie i gdzie indziej. Widzicie, co potrafi wasz prezes? machn nam przed nosem kartk papieru i dumnie zasiad w fordzie Fryderyka. Hilda wzruszya ramionami.

Wsiadajc do wehikuu, powiedziaa do mnie: - Gdyby by zapyta mnie o Haubitzw, udzieliabym mu na ten temat wszelkich wiadomoci. Polska ekipa ledcza ju pod tym ktem spenetrowaa wszystkie miejscowoci, ktre byy zwizane z Haubitzami. Ustalono, e oprcz trzech szachownic w Jasieniu istniej jeszcze tylko trzy, do ktrych wanie jedziemy. Warto wiedzie, e ani Dolsko, ani Lubiechw nie naleay do Haubitzw, szachownice znajduj si tam na starych XIII-wiecznych kocioach, podobnie jak w Jasieniu.

Natomiast dobrami Haubitzw byy tereny wok Polany. W gruncie rzeczy podr do Dolska i Lubiechowa to tylko strata czasu. Z ca pewnoci Johann Haubitz nie ukry tam pamitnika. - Tak - zgodziem si z ni - lecz mg tam pozostawi jak wskazwk dotyczc schowka. Przecie nie jest powiedziane, e jedna z szachownic strzee pamitnika. Moe kada z nich zawiera tylko jak istotn wskazwk i dopiero peny obraz wszystkich szachownic podsunie nam waciw myl.

Usyszaem sygna klaksonu wartburga. Doktor rusza w drog. Za nim pomkn ford Fryderyka. Ja take zapuciem silnik wehikuu i pojechaem ich ladem. Za moimi plecami mwi do Kaki: Wiewirka

- Nie lubi dziewczyn. Ale ty chyba jeste inna ni wszystkie. Masz fajnego psa. I pewnie, tak jak twoja ciotka, znasz dobrze dudo. Bo ja, widzisz, ucz si dudo. - Nie znam dudo - odrzeka Kaka.

Nie? rozczarowa si Wiewirka. - A po drzewach umiesz si wspina? Ja jestem mistrzem w chodzeniu po drzewach, dlatego wanie przezywaj mnie Wiewirk. - Nie umiem chodzi po drzewach. I nie lubi tego - odpara Kaka. - Nie? - I w ogle jestem taka, jak inne dziewczta. Wiewirka podrapa si w gow.

- To znaczy, e bdziesz mi tylko przeszkadza w rozwizywaniu zagadki tajemniczej szachownicy. Bo trzeba ci wiedzie, maa lekcewaenie, a zarazem pycha zabrzmiaa w jego gosie - e to wanie ja, wsplnie z panem Tomaszem, czyli z panem Samochodzikiem, odnalazem ukryte zbiory starej broni na Wyspie Zoczycw. W gazetach o tym szeroko si rozpisywali. Czytaa? - Nie. - Nie czytasz gazet? Nie syszaa take historii o tym, jak z panem Samochodzikiem szukaem skarbu

zakonu templariuszy? - Nie syszaam. - Niedobrze z tob, maa. Masz powane braki w wyksztaceniu. A wiesz ty przynajmniej, kto to byli templariusze? - Troch o nich czytaam. To by zakon. - Tak jest. I mieli nieprzebrane skarby. W ubiegym roku, latem, cz tych skarbw udao mi si odnale. - Tobie? - nie dowierzaa Kasia.

- Pomaga mi pan Samochodzik. No i dwaj moi przyjaciele - doda. Jeli wic chcesz teraz wzi udzia w naszych nowych przygodach, musisz we wszystkim mnie sucha i wykonywa moje rozkazy. Pyszaek zrobi si z tego Wiewirki. Kasia braa za dobr monet jego gadanie. May Wiewirka wyranie jej zaimponowa. Wkrtce przyjechalimy do Myliborza, gdzie zatrzymalimy si na krtki czas. Domylaem si, e doktor pragn przy okazji wycieczki pokaza chopcom, a take Hildzie i

Fryderykowi, jak bardzo te ziemie zwizane byy z Polsk. Wiedziaem, e powinienem mu dopomc w tym przedsiwziciu i usuy swymi wiadomociami historycznymi. W Myliborzu, jak wspomniaem, zatrzymalimy si na krtko. W okolicach tego maego, ale piknego miasteczka rozciga si najwiksze na Pomorzu Zachodnim zgrupowanie jezior. Jest tu plaa i stanica wodna, przyjemne wycieczki organizuj sobie wczasowicze po Jeziorze Myliborskim. Mylibrz - zaoony przez legendarnego woja Mylibora -

stanowi przed wiekami sowiaskie osiedle, zbudowane nad jeziorem w miejscu, gdzie wypywa rzeczka Myla i pieszy potem do Odry. Z zabytkw zachowa si do dzisiejszych dni gotycki koci farny, koci i klasztor podominikaski zbudowane na przeomie wieku XIII i XIV, stary spichlerz, kaplica i ratusz. Obejrzelimy take fragmenty redniowiecznych fortyfikacji z bramami miejskimi: Pyrzyck i Nowogrodzk. Na adnym z kociow w Myliborzu - a ogldalimy je dokadnie szachownicy nie

odkrylimy. Pojechalimy wic dalej szos, ktra przez Trzcisko-Zdrj prowadzia do Chojny i Cedyni. Niebo zachmurzyo si, ale deszcz nie pada i byo ciepo. Nie prayo nas soce w samochodach i podr upywaa bardzo przyjemnie. W Chojnie zatrzymalimy si nieco duej. Bo te i byo tu co oglda i podziwia. Chojna stanowi istny rezerwat redniowiecznych zabytkw. Doskonale zachoway si mury miejskie, way i fosy oraz potne bramy.

Zwiedzilimy te ruiny kocioa Mariackiego, bogato dekorowanego, glazurowan ceg. I tutaj rwnie nie odkrylimy tajemniczej szachownicy. Jeszcze tylko wstpilimy do parku miejskiego, aby obejrze stary platan, jeden z najwikszych w Polsce. Sokole Oko, Tell i Wiewirka zoyli niski pokon grubemu drzewu o spkanej korze, gdy, jak twierdzili: to drzewo byo na pewno prasowiaskim bstwem. W Chojnie zjedlimy obiad i pojechalimy szos do miejscowoci Mtno, a potem skrcilimy na boczn drog do Dolska. To wanie

tam znajdowa si stary koci z tajemnicz szachownic. Soce przedaro si przez chmury i natychmiast zrobio si upalnie, a nawet parno. Po kilku kilometrach, za zakrtem drogi, uwidocznia si przed nami zielona, zwarta kpa drzew. Bya to wie Dolsko. Po lewej stronie na wzgrzu sta otoczony starymi drzewami romaski kociek z XIII wieku. Zatrzymalimy samochody na botnistej drodze obok cmentarza. Sam kociek by maciupeki, mia tylko du, czworoboczn wie romask. Wejcie do wiey

obramowane byo portalem. Nieco z boku widniay drzwi do krtego korytarza ze stromymi schodami prowadzcymi w grn cz wiey. Czubek wiey wydawa si jak gdyby ucity i tam wanie zabawny i nigdzie dotd przez mnie nie widziany szczeg - uwiy sobie gniazdo dwa bociany. Ich wesoy klekot powita nas, gdy podeszlimy pod portal. Koci by zamknity. W ssiedniej zagrodzie poinformowano nas, e otwiera si go tylko w niedziel. Z pobliskiej miejscowoci, gdzie

mieci si koci parafialny, przyjeda wtedy do Dolska wikary i odprawia naboestwo dla wiernych. Nie zamknite natomiast okazao si boczne wejcie na wie. Pierwszy zauway szachownic Sokole Oko. Nie darmo nosi swoje przezwisko. Naleao odej od portalu na kilka krokw i pod pewnym ktem spojrze na kamienne obramowanie. Z tej odlegoci widziao si po lewej stronie, na trzecim kamieniu od dou - wyrany znak szachownicy. - Jest szachownica. I co z tego? -

powiedziaem ramionami.

wzruszywszy

Ogarno mnie rozczarowanie. Ogldanie kociow, na ktrych kto wyrzebi w tajemniczy znak, wydawao mi si bezsensowne. Pomylaem, e by moe odnajdziemy jeszcze dziesi starych kociow z szachownicami i nie bdziemy ani o odrobin mdrzejsi. Wiewirka skaka przed portalem ruchem konika szachowego. Wygldao to zabawnie i caa sprawa z tajemnicz szachownic

nagle wydaa mi si mieszna. - W kocu ubiegego stulecia i na pocztku naszego wieku powiedzia w zamyleniu Fryderyk niezmiernie modne byy zadania szachowe z udziaem konika. Polegay one na tym, e w kwadraciki szachownicy wpisywano litery lub sylaby. Posuwajc si po szachownicy ruchem konia, naleao te litery i sylaby powiza z sob w czyteln tre, w sowo lub nawet zdanie. - Przecie na tej szachownicy nie ma ani liter, ani sylab. Z reszt te szachownice s tak stare, jak mury

tych kociow, a wic pochodz rwnie z XIII wieku. - O, gra w szachy jest bardzo stara - odpar Fryderyk. - I by moe rwnie stare s zadania konikowe. Hilda umiechaa si ironicznie. Twarz Zenobii wyraaa zachwyt dla przenikliwoci Fryderyka. - Co do mnie - rzek doktor - nie tyle zaley mi na wyjanieniu zagadki szachownicy, ile na odbyciu przyjemnej wycieczki i przeyciu przygd, o ktrych mgbym opowiedzie kolegom w szpitalu. A

do koca urlopu mog tak jedzi od jednego do drugiego kocioa i szuka tajemniczych szachownic. Zwrciem uwag na gone medytacje Tella i Sokolego Oka. Stali przed portalem i gono zastanawiali si. - Mona by posuy si typowymi zadaniami konikowymi - twierdzi Tell. - Pamitasz, Sokole Oko, na czyni polega metoda Eulera? Trzeba obiec konikiem wszystkie pola szachowe. To nie jest atwe. I dla nas chyba to zupenie nieprzydatne.

- Istnieje metoda ramowa Moona podziau szachownicy na dwie czci, zewntrzn i wewntrzn. Znam take metod ramow Moivrea, zblion do poprzedniej. Jest rwnie metoda Rogeta podziau szachownicy na wiartki. - A czy nie warto sprbowa zrobi diagram ruchu konika na tej szachownicy? - zastanawia si Sokole Oko. - Moe ten diagram skojarzy si z czym, co uchodzi naszej uwagi? - Czy ty wiesz, ile moe by rnych diagramw ruchu konika na szachownicy? Wedug orzecze

specjalisty w tej dziedzinie, Jaenischa, ilo rozwiza takiego zadania przewysza trzydzieci jeden milionw. Zdajesz sobie spraw? Trzydzieci jeden milionw! - zawoa Sokole Oko. Zapaem si za gow. - Przecie wy rozmawiacie jak uczeni. Przepraszam, czy mgbym si dowiedzie, jaka jest specjalno naukowa szanownych panw? Skaczc jak konik podbieg Wiewirka. szachowy

- Panie Tomaszu - powiedzia pan te moe zosta takim profesorem, jeli przeczyta pan Lilavati. I Wiewirka odskoczy od nas jak konik szachowy. - Ej, Wiewirka! - krzykn za nim Sokole Oko. - Czy ty ju tak zawsze bdziesz skaka? - A tak! - odkrzykn Wiewirka. Bardzo fajnie si tak skacze. Sprbujcie, chopaki. Moe gdy tak bdziemy skakali, wpadnie nam do gowy jaki wietny pomys rozwizania zagadki?

Tell i Sokole Oko poszli za przykadem Wiewirki. Trjka chopcw skakaa przed kocioem jak polne koniki. Doczya si do nich i Kaka, a obok niej, w podskokach biega Sebastian, ktremu ta zabawa bardzo si spodobaa. - Co oni robi? - zdumiaa si Zenobia. - Prbuj rozwika zagadk szachownicy - odpowiedziaem z powag. - No, co pani Zenobio, moe i my sprbujemy? Rozpoczem skoki, dwa do

przodu i jeden w bok. Powariowali! Zenobia. zawoaa

- Panie doktorze, zapraszamy do skokw - kiwnem rk na ojca Tella. Doktor przykucn i podskakujc, dwa kroki w przd i jeden w bok, usiowa si do mnie zbliy. Wic ja, podobnie skaczc, uciekem za Zenobi, potem za Fryderyka, Hild, a wreszcie za pana Kury. - Ja jestem czarny ko! - zawoa doktor. - Zaraz pana sprztn z

szachownicy. Uwaga: atakuj! - i miesznie podskakujc pdzi w moim kierunku. Tell i Sokole Oko narobili wrzasku, bo jeden drugiego usiowa wypchn przez furtk cmentarn, czyli usun z szachownicy. Wiewirka zapa za kark Sebastiana, twierdzc, e Sebastian jest hetmanem, ktrego on, konik szachowy, wanie sprztn. Kasia wyrwaa Sebastiana z rk Wiewirki i upieraa si, e jest krlow, wic ma prawo do ruchu w kad stron. Ja w dalszym cigu uciekaem, a goni mnie doktor.

Zenobia pogrozia nam pici. - Miejcie szacunek dla zabytkw. Co ludzie we wsi pomyl? e przyjechali tu wariaci. Hilda wskazaa doni wie. - Moe pjdziemy na gr? Drzwi s otwarte... Przestalimy skaka. - To jest dobry pomys stwierdziem. - Tylko e tam na grze, zdaje si, osy maj swoje gniazdo.

- Wejdziemy bardzo ostronie. Moe nas nie pogryz - pociesza nas Fryderyk. Zebralimy si przed otwartymi drzwiami. Drzwi byy wskie, tak samo wski okaza si mroczny korytarz ze schodami na gr. Uformowalimy si w dugi rzd i, prowadzeni przez Zenobi, wkroczylimy w mrok. - Boj si - szepna Kasia, chwytajc mnie za okie. - Czego si boisz?

- Os. Ju mnie kiedy ugryza. Spucham wtedy jak bania wyjania dziewczynka. Korytarz mia dwa zaomy i zaraz znalelimy si na widnej platformie pierwszego pitra. Wyej ju schodw nie byo. W suficie czernia ciemny otwr, do ktrego mona byo wej tylko po drabinie, ktra staa nieco z boku, oparta o cian. Na platformie znajdowao si ogromne okno bez szyb. Wanie tdy wpaday z dworu osy i nikny w czarnym otworze. Ich gniazdo miecio si wic o pitro wyej.

- No co? Wchodzimy tam? zapytaa Zenobia. Chopcy przystawili drabin do otworu i zaczli pi si po sprchniaych szczeblach. - Nie wejd tam za adne skarby - zdecydowanie rzeka Kasia. - Tam jest chyba milion os. Syszycie, jak brzcz? Nastawilimy uszu. Rzeczywicie, z ciemnego otworu w suficie dochodzio nas gone brzczenie wielu owadw. Chopcy zawahali si, ale Sokole

Oko pierwszy przemg tchrzostwo i wsadzi gow w otwr. Zlka si os take i Zenobia. Zapewne wyobrazia sobie, jak okropnie wyglda bdzie jej delikatna buzia, kiedy wbij si w ni da owadw. - Jestem pewna, e tam na grze s tylko kurz i miecie - odezwaa si, wzruszywszy ramionami. Hilda rwnie zrezygnowaa z wejcia na gr. - Byam tam z Weberem i Klausem. Nie ma nic ciekawego. Kamienny pokj bez okien i rwnie

otwr w suficie, prowadzcy na strych wiey. Chopcy zniknli w otworze, za nimi wspi si na gr Fryderyk i doktor. Jaka osa z podejrzanie zoliwym bzyczeniem zacza lata koo naszych twarzy. - Uciekajmy - pisna Kasia i daa nurka w mrok korytarza. Za ni pobiega Zenobia i Hilda. - Przecie to chyba oczywiste, e ten stary dure nie schowa na

grze skrzynki ze zotem i brylantami - rzek Kuryo, udajc, e nie syszy bzyczenia. - Ale na dole, na portalu, jest szachownica - odpowiedziaem, osaniajc twarz okciem. - Bzdura! - warkn Kuryo. Gniewnie chwyci si sprchniaego szczebla i posapujc wszed jednak na gr. A ja powdrowaem za nim. Na grze, w niewielkim, mrocznym pomieszczeniu, chopcy i Fryderyk wiecili latarkami, omiatajc blaskiem podog i

ciany. W prawym rogu sufitu wida byo kwadratowy otwr prowadzcy na strych, ale dosta si tam, bez wcignicia z dou drabiny, nie byo sposobu. W drugim rogu dostrzeglimy workowate gniazdo os. Rozjuszone wiatem wyroiy si z gniazda i brzczc zowrogo, kryy pod sufitem. Tell zbliy si do mnie i szepn mi do ucha: - Niech pan zwrci uwag, e ten pokj w wiey zbudowany jest na przemian z kamieni o janiejszym i ciemniejszym zabarwieniu. W szachownic. - Zauwayem to od razu -

odpowiedziaem rwnie szeptem. Ale to, zdaje si, nie ma adnego znaczenia. Tam, gdzie jest gniazdo os, cian zbudowano z samych ciemnych kamieni. Ta szachownica uoya si zupenie przypadkowo i tylko w kilku miejscach. Raptem doktor wrzasn i zacz ogania si rkami. - Ratunku, uciekajmy! Rozpoczy atak! - krzykn w nasz stron i umkn do otworu z drabin. Sokole Oko i Wiewirka, rwnie oganiajc si rkami przed atakiem os, poszli za przykadem doktora.

Po chwili wszyscy zebralimy si na pitrze z oknem. - Tam nie byo nic ciekawego - z rozczarowaniem w gosie stwierdzi Fryderyk i znikn w mrocznym korytarzu. Sokole Oko odstawi drabin na dawne miejsce i znowu gsiego zeszlimy schodami na d, gdzie oczekiwaa nas Hilda, Kasia i Zenobia. Do samochodw, prosz pastwa przynaglaem towarzystwo. - Jeszcze dzisiaj musimy zwiedzi mauzoleum

Haubitza na Polanie. - A zanocujemy w Moryniu nad piknym jeziorem - zapowiedzia doktor. Nasze towarzystwo pomaszerowao do samochodw. Zauwayem, e Zenobia przygldaa si czule Fryderykowi. - Tak si baam, e osy pana pogryz... - rzeka z ogromn trosk w gosie. Fryderyk w podzice pocaowa jej do.

- Ach, jaka szkoda, e pan nie zna dudo - westchna. - To nic, prosz pani. Postaram si nauczy - obieca. O mao nie parsknem miechem. Hilda zapytaa mnie: - Czemu si pan umiecha? Co si stao? Fryderyk obieca Zenobii nauczy si dudo - mrugnem porozumiewawczo okiem. - To adnie z jego strony.

- adnie? Uwaam to za idiotyczne. Ta dziewczyna chce doprowadzi do tego, eby wszyscy mczyni fikali kozioki na jej cze. I raptem przypomniaem sobie, e ja rwnie wiczyem dudo. Tylko e ja to robiem nie po to, aby si jej przypodoba pocieszaem si w duchu. - Mnie chodzi o triumf nad Zenobi. Nie bdzie mnie wicej ponia. Sokole Oko, Wiewirka i Kasia przenieli si do forda Fryderyka. Chcieli przekona si, jak si jedzi w takim piknym i ogromnym

krowniku szos. Kasia zostawia mi w wehikule Sebastiana. - Sebastian u pana zostanie, eby panu nie byo smutno - powiedziaa. - Och, nie ma obawy - rzekem przecie pojedzie ze mn pani Hilda. Obawiam si, e to Sebastianowi bdzie z nami nudno, poniewa z pani Hilda rozmawiam po niemiecku, a on chyba nie zna tego jzyka. - Pan sdzi, e Sebastian nie rozumie po niemiecku? - oburzya si Kasia.

Przetumaczyem Hildzie sowa Kasi. Hilda zawoaa po niemiecku na Sebastiana: - Sebastian, komm hier. I Sebastian, o dziwo, pokiwa ogonem i podbieg do Hildy. - No, widzi pan - zatriumfowaa Kasia. Chopcy zaczli z powag roztrzsa, czy psy rozumiej obce jzyki. Sokole Oko by zdania, e tre rozkazu Sebastian rozpozna po intonacji gosu. Zdaje si, e mieli temat do dyskusji na ca

dalsz drog. Usadowilimy si w samochodach, doktor zatrbi i wartburg poprowadzi kawalkad w stron Polany. - Pani ju bya na Polanie odezwaem si do Hildy - czy zna pani histori znajdujcego si tam mauzoleum? - Owszem. Polana to jedno z najwyszych wzniesie na Pojezierzu Myliborskim. Na jednym ze stokw znajduje si stary kamienioom, od wielu lat nieczynny. T gr oraz okoliczne

lasy kupi przed laty Hermann von Haubitz, ten sam, o ktrym legenda mwi, e by w przymierzu z diabem i dziki diabom pomnaa swj majtek. Hermann von Haubitz upodoba sobie Polan i jeszcze za swego ycia postawi mauzoleum, nakazujc synom pochowa si tam po mierci. Polana gruje nad ca okolic, Hermann von Haubitz chcia nawet po mierci panowa nad tymi ziemiami. Zgodnie z jego yczeniem trumn ze zwokami pochowano w mauzoleum na Polanie, a nie na cmentarzu w Jasieniu. Na tej podstawie zapewne zrodzia si

legenda, e Hermanna von Haubitz porwa diabe i zanis go ywcem do pieka. Ludzie w Jasieniu spotykali na cmentarzu grobowce Haubitzw, ale nie widzieli grobu Hermanna von Haubitz. O mauzoleum mogli nie wiedzie lub nie pamita, bo ono znajduje si w do duej odlegoci od Jasienia. I tak powstaa legenda o porwaniu przez diaba. Nagle dodaem gazu i zaczem wyprzedza wz Fryderyka i wartburga doktora. Piszczc hamulcami i trbic ostro zagrodziem im dalsz drog.

- Co si stao? - zawoa doktor, wyskakujc z samochodu. Z forda wyjrzay ciekawie gwki chopcw i Kasi. - Prosz pastwa, gdzie jest pan Kuryo? - zapytaem. Rozejrzeli si zdumieni po sobie, po wntrzach samochodw. Kuryy nie byo wrd nas. Ja rwnie dopiero przed chwil uwiadomiem sobie, e nie widziaem, aby pan Kuryo wsiada do ktrego z wozw. Stao si dla nas oczywiste, e pozosta w wiey kocioa w Dolsku.

Zawrcilimy i pomknlimy z powrotem. Zatrzymalimy si przy cmentarzyku kocielnym i pobieglimy schodami na gr. Ratunku!... Ratunku!... usyszelimy rozpaczliwy gos Kuryy, a potem z otworu na drugim pitrze wyjrzaa jego gowa. Dostawilimy drabin i pan Kuryo popiesznie zsun si na d. Za nim wylecia wirujcy kb os. - O Boe, Boe! - jcza postrach gastronomii. - Jeszcze chwila, a byyby mnie ywcem poary. Na

szczcie zarzuciem marynark na twarz i gow. Ale i tak kilka os zdoao dobra si do pana Kuryy. Ugryzy go w policzek, ktry spuch mu tak bardzo, e niemal znikno mu jedno oko. Natomiast drugie spozierao na nas z ogromn podejrzliwoci. - Zostaem na grze, bo zainteresoway mnie kamienie ukadajce si w szachownic opowiada. Nawet nie zauwayem, kiedy zeszlicie. A potem, gdy ja chciaem zej, drabina bya ju odstawiona.

- Nie wiedziaem, e pan tam pozosta. I dlatego odstawiem drabin - sumitowa si Sokole Oko. Kuryo pogrozi mu. - A moe zrobie to specjalnie, h? Moe chciae wyeliminowa mnie z poszukiwa, co? - Ale nie. To bya omyka tumaczy si chopiec. Postrach gastronomii zerkn do lusterka i zapa si za gow. - O Boe, Boe, jak ja wygldam? Pan jest lekarzem, prawda? -

zwrci si do ojca Tella. Doktor obejrza jego spuchnity policzek. - Jad os jest grony, ale pan zosta ugryziony tylko dwukrotnie. Opuchlizna minie do jutra. Twarz Kuryy przypominaa ciasto, ktre ucieko z donicy w jedn stron. Skrzywi si jeszcze bardziej i ypn na nas swym jednym okiem. - Nie szanujecie swojego prezesa - rzek prostujc si i przybierajc wynios postaw. Wyglda teraz

jak maa purchawka z krzywo wyronitym ebkiem. - Powiadam wam, e jeli tak bdzie dalej, nie rozwiemy zagadki tajemniczej szachownicy. Dumnie wyprostowany skierowa si do forda Fryderyka i rozsiadszy si na przednim miejscu, rozkaza: - A teraz na Polan.

Rozdzia dziesity MAUZOLEUM HERMANNA VON HAUBITZ NA CZYJ POMOC LICZ CZY KLAUS POWRCI? STARY GROBOWIEC SZACHOWNICA BEZ TAJEMNICY CO ZAWIERA SARKOFAG?

Czerwone ogromne soce wisiao nisko nad horyzontem, gdy kamienist drog podjechalimy w najblisze ssiedztwo wzgrza o nazwie Polana. Droga zaprowadzia nas do starego kamienioomu,

ogromnej wyrwy w zboczu. Kiedy dojedaa tutaj wskotorowa kolejka, ktra suya do wywoenia wyupanych granitowych gazw, kamienioom jednak przestano eksploatowa ju ponad czterdzieci lat temu i tylko sabo widoczne lady szyn i nasyp znaczyy szlak kolejki. W czerwonym blasku zachodzcego soca kamienioom przedstawia widok grony, a zarazem urzekajcy. Strome, niemal pionowe ciany z granitu miay barw rdzaw, nad urwiskiem rs bukowy, zielony las, a jeszcze wyej byo granatowe, wieczorne

niebo. Mauzoleum Haubitza miecio si na szczycie gry, w bukowym lesie. Zatrzymalimy wic samochody u wjazdu do kamienioomu, a sami pomaszerowalimy pieszo wsk i ledwo widoczn cieka, wspinajc si tu nad krawdzi kamienioomu. Szlimy gsiego, na przedzie ja i Hilda, ktra nas prowadzia, za nami doktor, chopcy z Kasi, potem Fryderyk z Zenobi. Zamyka pochd pan Kuryo, wci jeszcze bardzo zagniewany o pozostawienie go na pastw rozwcieczonych os.

- Przestaj wierzy w skuteczno waszych poszukiwa - powiedziaa do mnie Hilda. - Robicie to samo, co my ju zrobilimy i co nie dao adnego rezultatu. Obejrzymy mauzoleum, szachownic na kociele w Lubiechowie Grnym, a potem przekona si pan, e ani na krok nie przybliylimy si do rozwizania zagadki. Na co pan waciwie liczy, panie Tomaszu? - Na Klausa - odpowiedziaem szczerze. - Licz na tajemniczego osobnika, ktry strzela w obserwatorium z pistoletu gazowego, a w parku paacowym odurzy mnie chloroformem. Licz

rwnie na Konrada von Haubitz. Jak pani syszy - umiechnem si nadzieje moje pokadam a w trzech osobach. - Nic z tego nie rozumiem westchna. - Opieram swoje przewidywania na zaoeniu, e pani wiadomoci o istnieniu pamitnika Konrada von Haubitz s uzasadnione. Johann von Haubitz ukry ten pamitnik, aby go ocali dla potomnoci. Jeli to zaoenie jest prawdziwe... - Ono jest prawdziwe, prosz pana - stwierdzia stanowczo Hilda.

- Matka moja nie miaa potrzeby mnie okamywa lub fantazjowa. - Wic jeli to zaoenie jest prawdziwe, to i dalszy cig moich przewidywa powinien si potwierdzi. Proces sdowy ujawni spraw pamitnika. Haubitz musia si poczu zaniepokojony. Nie ulega wtpliwoci, e Klaus przyjecha razem z wami na jego polecenie, aby patrze wam na rce. Poszukiwania nie przyniosy jednak pozytywnego rezultatu. Haubitz i jego wysannik mogli odetchn z ulg. Ale pani zdecydowaa si szuka dalej. I znowu obudzi si niepokj w Haubitzu, a raczej w

jego wysanniku. Klaus wrci od granicy, jestem o tym gboko przekonany. Wrci tu nie tylko po to, aby nas obserwowa i ewentualnie utrudni poszukiwania. Ale take i po to, aby raz na zawsze zakoczy t spraw, a mianowicie odnale pamitnik i zawie go Haubitzowi, ktry zapewne nie pragnie y w cigym lku, e, by moe, kto kiedy ten pamitnik jednak odnajdzie. Przed Haubitzem stoi otworem kariera polityczna. Musi si zabezpieczy, aby nic mu jej nie przerwao. Nie chodzi tu tylko o nas. Jest oczywiste, e nasza wyprawa nie bdzie ostatni.

Rwnie inni podejm prb rozwizania zagadki szachownicy rnego rodzaju poszukiwacze skarbw. Ktremu z nich moe uda si rozwiza zagadk, ale zamiast skarbw odnajdzie pamitnik. Jeliby odkry skarb, unikaby rozgosu, lecz z pamitnikiem uda si do wadz. A wtedy nad Haubitzem znowu zawinie groba. Dlatego wierz, e Haubitz musi raz na zawsze usun wiszcy nad nim miecz Damoklesa, musi mie w rku ten pamitnik. T moj wiar potwierdza fakt, e rwnoczenie z wami kto trzeci poszukiwa pamitnika w ruinach

obserwatorium, rozbi tynki na kominku, strzela do Wiewirki, odurzy mnie chloroformem. Licz take i na to, e Konrad von Haubitz jako byy dziedzic tych majtkw orientuje si lepiej ni pani i ni ktokolwiek z nas w liczbie szachownic i ich rozmieszczeniu. Tych informacji udzieli swemu wysannikowi i dlatego, by moe, w wysannik zaprowadzi nas na trop rozwizania zagadki. Mwiem to ju zreszt pani w mynie Topielec... - Tajemniczy osobnik grasowa w ruinach obserwatorium. Moe nie naleao wyrusza na t wycieczk?

Moe trzeba byo pozosta Jasieniu i obserwowa ruiny?

- Moje poczynania opieraj si na zaoeniu, e tajemniczym osobnikiem jest Klaus. A on odjecha z Weberem. Jestem pewien, e powrci, ale pozostawi nam troch czasu, wanie na t wycieczk. Gdy wrci do Jasienia i stwierdzi, e wyjechalimy, zapewne ruszy naszym ladem, aby dowiedzie si, dokd zawiody nas nasze poszukiwania. Zanim si nie upewni, e nie odnalelimy pamitnika, nie rozpocznie swoich poszukiwa. A od tej chwili ja ju go bd obserwowa. Jednym

sowem, czekam na powrt Klausa. On powrciby do Jasienia nawet wwczas, gdyby pani odjechaa do Niemiec wraz z Weberem. Poegnaby was po przekroczeniu granicy NRD albo pozostaby w Polsce pod byle jakim pretekstem. Na przykad naprawy samochodu. Teraz musia odjecha, bo zapowiedzia swj wyjazd do Niemiec. Jego niespodziewane pozostanie wzbudzioby podejrzenie Webera. - A jeli to si nie stanie? zapytaa. W takim razie moje

przewidywania i rachuby wezm w eb. Nie odnajdziemy pamitnika owiadczyem. Przerwalimy rozmow, bo weszlimy w las, cieka rozpyna si wrd drzew i krzakw, stok gry sta si stromy. - Mauzoleum Haubitza znajduje si na szczycie. Musimy pj na przeaj przez las - powiedziaa Hilda. Droga okazaa si bardzo mczca. Trzeba si byo pi po ostrym zboczu, a nogi grzzy i lizgay si w grubej warstwie

zeschego listowia. Twarze drapay nam gazki, utrudniajce wspinaczk i czepiajce si ubra. Na domiar zego przez Polan przesza chyba ta sama burza, ktra wywrcia kajak Hildy. Tu i wdzie zagradzay nam drog zwalone pnie drzew bukowych, ktre miay wci jeszcze zielone licie, najwyraniejszy dowd, e obaliy si zaledwie wczoraj. Omijanie przewrconych drzew zajmowao nam sporo czasu. Tylko Sebastian, cho taki may i na krtkich nkach, pi si niestrudzenie, radonie wymachujc kijankowatym ogonem. Nie omija pni, a po prostu

przechodzi pod nimi ogromnymi mostami.

jak

pod

Szczyt wzgrza wyoni si przed nami niemal nagle. Las przerzedzi si raptownie i zobaczylimy na polanie prostoktn sylwetk mauzoleum Hermanna von Haubitz. Zbudowano grobowiec z materiau, jakiego wszdzie tu byo peno, a wic z granitu. Tylko naroniki i obramowania malutkich okien wymurowano z czerwonej cegy. Mauzoleum miao ksztat kwadratowego puda i strzelisty dach z szarej dachwki, upstrzony kilkoma pseudogotyckimi

wieyczkami. Na elaznych drzwiach wisiaa ogromna kdka. Klucz otrzymalimy od przewodniczcego gromadzkiej rady narodowej w pobliskiej wsi. Wrczajc go nam przewodniczcy owiadczy, e robi to tylko ze wzgldu na Hild, ktra bya tu uprzednio wraz ze specjaln ekip z Warszawy, zna wic j i ma do niej zaufanie, wie bowiem, e chodzi o jakie bardzo wane ledztwo w sprawach zbrodni wojennych. Panowie z polskiej ekipy zapowiedzieli, aby mauzoleum byo stale zamknite. A jeli komu wypoyczy klucz, powinien

zanotowa nazwisko i adres. Ze szczytu wzgrza roztacza si przepikny widok na pradolin Odry, na zielone ki z czarnymi kpami olszyn, na pola uprawne rozcigajce si a hen, do skraju lasu. Tu i wdzie widziao si niewielkie okrge jeziorka, przez dolin wia si szosa przeskakujca przez kamienne mosty. A wszystko to, nieco przyprszone szaroci letniego zmierzchu, dawao wraenie pikna. Poczuem sympati do tego miejsca oszpeconego brzydkim, pretensjonalnym mauzoleum.

- A oto i szachownica - stwierdzia gono Hilda, stajc przed elaznymi drzwiami i zadzierajc gow. Nad drzwiami widnia herb Haubitzw wykuty w granitowym kamieniu. Herb z szachownic... - Zajrzymy do wntrza, prawda? zapyta mnie Tell i nie czekajc na przyzwolenie zabra si do otwierania kdki, co nie byo spraw atw. A my stalimy przed mauzoleum z zadartymi do gry gowami i w milczeniu, kady po swojemu,

prbowalimy wyjani sobie zagadk tego znaku. Nasz malutki prezes, pan Kuryo, musia bardziej ni inni zadrze gow. Surowy mars na jego czole wiadczy o wikszym ni u innych namyle, a jego spuchnita z jednej strony twarz, w zestawieniu z tym srogim marsem, sprawiaa komiczne wraenie. Musiaem si wstrzyma, aby nie parskn miechem. Lecz umiech wymkn si zapewne spod mojej kontroli. Kuryo ypn na mnie swoim jednym okiem jak straszliwy cyklop i powiedzia surowo: - Z czego si pan mieje, h?

- Umiecham si do swoich myli - odrzekem wykrtnie. - Trzeba powanie myle, mj panie. adne michy chichy tutaj nie pomog. Inaczej figa z wyjanieniem zagadki. Doktor rzek otwarcie: - Patrz i patrz na t szachownic, a oczy mnie bol. Ale ani na jot nie robi si mdrzejszy. Fryderyk wzruszy ramionami. - Stawiam tysic dolarw przeciw jednemu, e nie t szachownic

mia na myli stary Haubitz. Zenobia szepna do Fryderyka: - Gdybymy byli w Jasieniu, dzi wieczorem moglibymy pj na tace do paacu. Tam maj magnetofon i nowe nagrania. Czy pan taczy hully-gully? - Nie. Wtrciem si i zapytaem: - A lets kiss pan taczy? - Te nie Fryderyk. pokrci gow

Zrobiem zdumion min. Zenobia odstpia od Fryderyka, podesza do mnie i szepna: - Pan Fryderyk na pewno znakomicie taczy, a zaprzecza tylko przez skromno. - Dudo rwnie rozoyem rce. nie zna -

Zenobia wzruszya ramionami. - I pan w to wierzy? Pan sdzi, e taki mczyzna, jak Fryderyk, naprawd nie zna dudo? Dlaczego pani go nie

wyprbuje? Nieche pani zastosuje wobec niego ktry ze swoich straszliwych chwytw. - Po co? Przecie sam mi pan powiedzia, e nie wychodzi si za m przy pomocy chwytw dudo. Ach tak? nareszcie zrozumiaem. - Wic pani nosi si z powanymi zamiarami. - Nie jestem wariatk, eby jedzi z wami i dokonywa bezsensownych poszukiwa. Nie znajdziecie pamitnika. Ale ja znajd to, czego szukam.

- Wiem. zapalniczek.

Ma.

Fabrykanta

Zenobia ju chciaa podstawi mi nog i przewrci na ziemi, lecz dostrzega moje pene wspczucia spojrzenie skierowane na Fryderyka. - Co si panu stao? Dlaczego pan tak na niego patrzy? - zapytaa z niepokojem. - al mi go. To chyba okropne mie za on kobiet, ktra zna dudo powiedziaem i czmychnem do mauzoleum.

Tell wanie upora si z kdk i otworzy elazne drzwi. Zobaczylimy tonce w pmroku due pomieszczenie, przypominajce cel wizienn z dwoma zakratowanymi okienkami. Posadzk uoon z kwadratw szarych i czarnych zacielay zesche licie i sterta nagrabionego w lesie mchu: zapewne nocowaa tu kiedy wycieczka autostopowiczw, ktrzy nie posiadajc namiotw, schronili si w grobowcu przed deszczem lub nocnym chodem. Na brudnych i poczerniaych od staroci cianach widniay zielonkawo-szare zacieki, ukadajce si w fantastyczne

wzory i kompozycje, ktre mogy sta si natchnieniem dla nowoczesnego malarza, oraz napisy w rodzaju: Byem tutaj - Karol, Kocham Basi, Jzek z Kielc 1952, Frania i Ja. Na rodku grobowca znajdowa si jednolity, kamienny sarkofag z herbem Haubitzw, a wic znowu z szachownic. W cianach znajdoway si gbokie nisze, przeznaczone zapewne na to, aby wstawi w nie figury witych. Teraz jednak byy one puste, wypenia je tylko mrok. I to byo ju wszystko, jeli nie

liczy kilkunastu puszek po konserwach, walajcych si po ktach, i czterech dziur na cianie, zapewne pozostaoci po rubach, przytrzymujcych pyt nagrobka. Takie pyty s akomym kskiem dla rnego, rodzaju zodziejaszkw. Kradn je nawet ze wspczesnych cmentarzy i odsprzedaj nieuczciwym kamieniarzom, ktrzy robi z nich nowe pyty nagrobkowe. Uwag nasz skupia szachownica na sarkofagu. - Jeszcze jedna - stwierdzi doktor i ciko westchn.

Stao si oczywiste, e rwnie i ta szachownica nie zawiera tajemnicy. Trzej chopcy, ruchliwi jak myszki, zagldali w kady kt, opukali kamienny sarkofag. - Grobowiec to wietne miejsce na ukrycie pamitnika - odezwa si Sokole Oko. - A najlepszym miejscem w grobowcu byby sarkofag. Moe stary Haubitz schowa pamitnik do trumny swojego prapradziada? Chopiec mwi po polsku, ale Fryderyk chyba myla podobnie.

Obejrza sarkofag i potrzsnwszy przeczco gow, powiedzia po niemiecku: - Do sarkofagu nie woy pamitnika. To jednolita brya kamienna. Piciu ludzi z omami potrzeba by byo, aby j unie i przesun. A on prawdopodobnie chowa pamitnik sam, nikogo nie dopuszczajc do tajemnicy. Zgodziem si z Fryderykiem. - Niedawno, wesp z dzkimi archeologami, uczestniczyem w otwarciu pyty grobowej Fritza von Raweneck, ktry zgin w bitwie

polsko-krzyackiej pod wieciem i pochowany zosta w kociele w arnowcu w wojewdztwie gdaskim. Dla podniesienia i przesunicia pyty nagrobkowej w posadzce kocioa wezwano kilkuosobow grup specjalistw, kamieniarzy z Gdaska. I bardzo si namozolili przy tej czynnoci. A ten sarkofag jest przynajmniej trzy razy ciszy ni pyta nagrobkowa Rawenecka. Hilda pokiwaa gow. - A mwiam, e nie ma adnej nadziei odnalezienia pamitnika? Bylimy ju tu z Weberem, Klausem

i polsk ekip ledcz. Wyszlimy std z niczym. - Chodmy wic - zaproponowa doktor, spogldajc na zegarek. Ju zapada zmrok, a do Morynia, gdzie zaplanowalimy nocleg, pozosta jeszcze kawa drogi. - A moe zanocujemy gdzie tutaj? - rzeka Zenobia. - W Moryniu czeka na nas wspaniae jezioro. A tu nie ma wody, ani do umycia si, ani do zagotowania herbaty - odrzek doktor.

Pojedynczo opuszczalimy mauzoleum i poganiani przez doktora, znikalimy w bukowym lesie. - A jednak mauzoleum to wietne miejsce na ukrycie pamitnika powiedziaem do Hildy, po raz ostatni ogldajc si na brzydki budynek grobowca. Tell wanie zamyka drzwi i zawiesza na nich kdk. W lesie rozszczeka si Sebastian, bo Sokole Oko i Wiewirka skryli si za drzewami i pohukiwali na siebie jak sowy. Kasia piszczaa udajc

ogromny przestrach, pies goni chopcw. Po chwili Tell przyczy si do nich i bieg po stromym zboczu, kluczc midzy drzewami. Zejcie do samochodw zajo nam tylko kwadrans, gdy na wzgrze drapalimy si chyba z p godziny. - Mam dosy tej wycieczki buntowniczo owiadczya Zenobia. Jestem godna i marz o kolacji. - W Moryniu przyrzdzimy kolacj - zapewni j doktor. I napoczniemy puszk-

niespodziank! - zawoa Tell. Puszk-niespodziank? zaciekawia si Kasia. -

Ja rwnie ciekaw byem, co to za dziwna puszka. Ale nie byo nam dane zaspokoi ciekawoci. Doktor zlustrowa nasze towarzystwo zgrupowane przy samochodach i owiadczy z trwog: - Prosz pastwa, znowu nie ma pana Kuryy. - Co takiego? Znowu go nie ma? oburzy si Fryderyk.

- A tak, nie ma wrd nas prezesa - przytaknem. Zenobia zaamaa rce. - Bdziemy go szuka, kolacja si odwlecze... Hilda wyrazia niepokj: - Co si z nim stao? Moe spad do kamienioomu? Byo ju mroczno, gdy powracalimy... Chopcy zachcali Sebastiana: - Piesku, pieseczku, szukaj prezesa. Szukaj prezesa...

Sebastian nie chcia szuka, a moe nie rozumia, bo zamiast wzi si do szukania prezesa, zacz obszczekiwa chopcw, przekonany, e rozpocza si jaka nowa, wietna zabawa. Stuknem si palcem w czoo. - Tellu! Czy przed zamkniciem drzwi grobowca upewnie si, e tam nikt nie pozosta? Chopiec zaczerwieni si. - Nie, panie Tomaszu. Sdziem, e wszyscy wyszli...

Wic on tam siedzi, nieboraczek. I znowu pomyli, e zrobilimy to specjalnie, aby mu utrudni rozwizanie zagadki. Zenobia ze zoci tupna nog. - Uwaam, e pana Kury naley zdj ze stanowiska prezesa. Zdegradujemy go do funkcji wiceprezesa, a na jego miejsce wybierzemy pana Fryderyka. - O nie, nie! W adnym razie. Nie zasuguj na takie wyrnienie! broni si Fryderyk. Doktor wznis rce do gry, jak

gdyby z nieba oczekiwa pomocy. - I co teraz poczniemy? My tu gadu-gadu, a ten nieborak siedzi w ciemnym grobowcu. Trzeba bdzie pj po niego, cho to straszny kawa drogi. - Niech siedzi do jutra - burkna Zenobia. - To moja wina i ja pjd uwolni pana Kury - ofiarowa si Tell. Dwaj pozostali chopcy natychmiast solidarnie owiadczyli si z gotowoci towarzyszenia przyjacielowi.

- Teraz? Kiedy ju zrobio si ciemno? - zaniepokoi si doktor. Nie puszcz was samych, bo jeszcze wpadniecie do kamienioomu. Id z wami. I poszli w czwrk. Fryderyk rozemia si: - To ju trzeci raz nasz prezes znajduje si w opaach. W ruinach myna wpad do dou, na wiey kocioa pogryzy go osy, a teraz grozi mu nocleg w grobowcu. Duo bym da za to, aby zobaczy jego min, gdy zostanie uwolniony. Ech machn rk - nic za to nie musz dawa. Wystarczy, e pjd z nimi.

I pobieg za chopcami. - Ja te! Ja te! - krzykna Zenobia i pucia si za Fryderykiem. Pozostaem na dole z Hild, Kasi i Sebastianem. Wieczr by wyjtkowo ciepy, pooyem si na trawie obok wjazdu do kamienioomu i w milczeniu obserwowaem, jak skrada si noc. Hilda usiada obok mnie i zapalia papierosa. Kasia gonia Sebastiana wok samochodw, a w kocu zmczya si i ukucna przy nas. Pies pooy si na jej kolanach.

- Mamy do obejrzenia jeszcze tylko jedn szachownic - przerwaa milczenie Hilda. - Jutro pojedziemy do Lubiechowa Grnego. I co dalej? - W dalsz drog poprowadzi nas Klaus - odrzekem. - Podziwiam pask pewno siebie. Boj si jednak, e te rachuby mog zawie. A jeli okae si, e Klaus jednak nie wrci? - Przecie musi by jaka logika wydarze. Klaus powinien powrci do Jasienia, bo w przeciwnym razie nie miaby w ogle sensu jego

przyjazd do Polski. - Przyby tu z nami jako obserwator z ramienia gazety, w ktrej pracuje. - Bardzo wtpi, czy t gazet sta na tak kosztowne wyjazdy korespondentw. Kto inny musia opaci misj pana Klausa. Oczywicie, Haubitz. Opaci jednak przyjazd wcale nie po to, aby Klaus by tu obserwatorem. Wyznaczy mu zadanie odnalezienia i przywiezienia pamitnika. - Moe Klaus wypeni misj i odjecha z pamitnikiem?

- Mam prawo sdzi, e jego caa uwaga skupia si na ruinach obserwatorium. Jeszcze w noc poprzedzajc jego wyjazd kry po ruinach z elektryczn latark i szuka szachownicy. Widziaem go przecie, ledziem. - Moe to nie by Klaus? - A kt inny posugiwaby si chloroformem? Czy zauwaya pani, aby Klaus oddala si od was, przepada na dzie lub dwa w tym czasie, gdy jedzilicie po okolicy, szukajc znakw szachownicy? - Nawet na godzin nie oddali si

od nas. Dopiero wwczas, gdy zapada decyzja powrotu do Niemiec, pojecha samotnie do Topielca. I to dwukrotnie, jak pan wie. - Wanie na tym opieram swoje przekonanie, e Klaus tu powrci. - Chciaabym bardzo, aby speniy si pana przewidywania. Znowu nastpio midzy nami milczenie, ktre przerwaem pytaniem: - Klaus dobrze mwi po polsku. Czy nie opowiada, gdzie tak dobrze

nauczy si polskiego jzyka? - Klaus jest volksdeutschem z odzi. W czasie wojny pracowa w niemieckiej policji kryminalnej na terenie Polski. Nie kry si z tym przed nami, twierdzi, e wojn spdzi w sposb, ktry mu nie przynosi wstydu: ciga bandytw, zodziei, mordercw. - A wic Klaus by detektywem? ucieszyem si. - Pani nawet nie wyobraa sobie, jak bardzo ta informacja potwierdza moje domysy. Wanie takiemu czowiekowi Haubitz mg powierzy zadanie odnalezienia

pamitnika. Zamyliem si, W gowie a roio mi si od rnego rodzaju hipotez i podejrze. Tymczasem ze wzgrza zeszed milczcy pochd. Na przedzie kroczy pan Kuryo. Min mia ponur, gboka zmarszczka przecinaa mu czoo, jego oko ypao wrogoci. Zapewne podczas otwarcia drzwi mauzoleum straszliwie zwymyla chopcw, bo trjka moich przyjaci czym prdzej umkna do wartburga doktora. Fryderyk rwnie straci swj pogodny nastrj, a Zenobia

przypominaa rozgniewan os. - A pan? Nie raczy pan nawet przyj mnie uwolni! - hukn na mnie prezes. Bezceremonialnie usadowi si w wehikule na miejscu zajmowanym dotd przez Hild. Niemka usiada wic na tylnym miejscu, razem z Kasi i Sebastianem. Nie otrzyma ode mnie odpowiedzi, co jeszcze bardziej go rozsierdzio. - Mam ju dosy tej podry powiedzia z gniewem. - Zrzekam

si funkcji prezesa. Jutro wracam do Jasienia i na wasn rk zajm si poszukiwaniami. Nie tylko e nie okazujecie mi pomocy, lecz jeszcze rzucacie mi kody pod nogi. - To przecie nie nasza wina. e pan cigle gdzie przepada usiowaem uagodzi jego gniew. - Bzdura! - krzycza na mnie Kuryo. Chcecie rozwiza zagadk szachownicy, ale do kadego z tych miejsc, gdzie s szachownice, wpadacie jak na piwo. Ja t spraw traktuj serio. Musz kade takie miejsce dokadnie spenetrowa. A wy, zamiast czeka

na mnie cierpliwie, odstawiacie drabin albo zamykacie drzwi i odchodzicie w najlepsze. - Naleao uprzedzi chopcw, e pan pozostaje w grobowcu jeszcze przez chwil... Przeszukiwaem dokadnie wszystkie nisze, a wy tylko w t i z powrotem wchodzilicie i wychodzilicie z grobowca. Nawet nie zauwayem, kiedy zamknlicie drzwi. A powinnicie byli obserwowa mnie z szacunkiem. I uczy si. - I co dao przeszukanie nisz?

- Nic nie dao. Ale mogo. I dlatego naleao to zrobi. Ale mam dosy wsppracy z wami, zrzekam si prezesostwa. Szukajcie dalej sami - sroy si postrach gastronomii. Wtrcia si Hilda: - Nie ma powodu do gniewu, skoro mauzoleum nie kryje tajemnicy. Wydaje mi si, e jedynym miejscem, ktre nadawao si do ukrycia pamitnika, s ruiny obserwatorium. - Bzdura! - wci gniewa si Kuryo. - Obserwatorium naley

wyeliminowa z poszukiwa, poniewa stary Haubitz ukry tam skarby, ktre potem usiowa wykra Platzek. Nie wierz, aby kad dwa grzyby w barszcz. Powiadam wam, e drugim dogodnym miejscem na ukrycie rzeczy najcenniejszej byo mauzoleum. I to przyszo mi natychmiast do gowy, gdy zobaczyem grobowiec. - Ale przecie skrytki pan nie odkry. - No to co? Mj tok rozumowania by jednak logiczny. Was za nie byo sta nawet na logiczne

rozumowanie. Ot, co - zakoczy dyskusj Kuryo. A dla mnie bya oczywiste, e Kuryo chcia pozosta sam w grobowcu. Pomylaem: Jest nieuczciwy, zawar z nami spk, ale szuka na wasn rk. A ponadto odgrywa jeszcze komedi.

Rozdzia jedenasty W MORYNIU LEGENDA O WIELKIM RAKU CO BDZIE JAD SEBASTIAN? KONDUKT AOBNY NOCNA WYPRAWA NA GR ZAMKOW KTO STRZELA?

Mory jest miasteczkiem, ktre do dzi zachowao swj redniowieczny charakter. Niewielki ten grd otaczaj zbudowane na przeomie XIII i XIV wieku mury miejskie. W najbliszym ssiedztwie miasteczka rozlewa si gbokie,

najwiksze w tej okolicy jezioro, Morzycko. Ta gbia dziaaa zawsze na wyobrani ludzk, std zapewne powstay liczne legendy o potworach zamieszkujcych na dnie jeziora, a midzy innymi legenda o wielkim raku. Podobno w ksiycow noc z wiey starej bazyliki w Moryniu mona dostrzec wdrujcego po dnie raka potwornej wielkoci, dugiego na kilkanacie metrw, ze szczypcami wielkimi jak ramiona buldoera. Przed wieloma wiekami na grzystym pwyspie wrzynajcym

si w Morzycko znajdowa si sowiaski grd obronny, a na miejscu dzisiejszego Morynia rozcigaa si wioska rybacka i staa witynia wiatowida. Nie byy to spokojne tereny, sowiaskich gospodarzy tych ziem nieustannie atakoway nadcigajce znad pobliskiej Odry oddziay niemieckich najedcw. W krytycznych dla Sowian chwilach - jak mwi legenda - posg wiatowida w chramie moryskim wzywa na pomoc ogromnego raka z jeziora. Posuszny wezwaniu boka rak wypeza z gbiny i w swym grubym pancerzu uderza na

zakutych w stal rycerzy niemieckich, siejc popoch i spustoszenie. W X wieku obszary te wczy do Polski Mieszko I. Na miejscu pogaskiego chramu zbudowano wtedy kociek, a pniej wzniesiono pozosta a do czasw wspczesnych pnoromask bazylik z granitu, o potnej bramie przejazdowej. A tam, gdzie ongi by grd sowiaski, stan zamek obronny - i do dzi, na wzgrzu zamkowym na pwyspie, w cieniu starych drzew wida resztki murw i dawnych budowli. Dopiero w XIII wieku ziemie te

opanowali Niemcy. W pierwszej poowie XV wieku rzdzili tu przejciowo nawet Krzyacy. Ale lady polskoci przetrway przez wiele stuleci, wraz ze sowiaskimi nazwami miejscowoci, rzek i jezior, wraz z pozostaociami dawnych budowli, z legendami, ktre mwi o prawych dziedzicach - Polakach. Tu i wdzie zreszt, a szczeglnie na pobliskiej Ziemi Lubuskiej, doczekali powrotu do macierzy i autochtoni - stara polska rdzenna ludno. Niestety, przyjechalimy nad jezioro Morzycko ju w nocy i zwiedzanie Morynia trzeba byo

odoy na dzie nastpny. Postanowilimy rozoy si obozem po drugiej stronie gry zamkowej, na czce nad jeziorem, w odlegoci okoo dwch kilometrw od miasteczka. Miejsce to wydawao nam si ustronne, a zarazem malownicze, gdy z jednej strony znajdoway si wody Morzycka, a z drugiej - w kpie drzew na wzgrzu - kryy si ruiny starego zamku. Wyjlimy z samochodw namioty, piwory, koce, materace, kuchnie gazowe, turystyczne puszki z ywnoci. Oczywicie nie wszyscy dysponowali odpowiednim sprztem

campingowym, wic zgodnie z ustalonym rano porzdkiem, ja miaem spa w wehikule, Fryderyk w swym fordzie, a doktor w wartburgu. Swj namiot oddaem Hildzie, w namiocie Fryderyka zamieszka miaa Zenobia z Kasi i Sebastianem, pan Kuryo w namiocie doktora, chopcy w swym starym harcerskim namiociku. Wzeszed ksiyc i zrobio si prawie tak jasno, jak w pochmurny dzie. Noc bya ciepa, nikomu nie chciao si spa. Mska cz wycieczki zaja si ustawianiem namiotw, kobieca za przyrzdzaa kolacj. Pracowalimy szybko i

sprawnie, wkrtce nad brzegiem jeziora sta rzd namiotw i w tym samym czasie przygotowana zostaa kolacja. Najduej trwao rozstawianie namiotu Fryderyka, by to bowiem prawdziwy paac o dwch skrzydach, poczonych czym w rodzaju werandy. Nasze namiociki byy kopciuszkami w porwnaniu z tym krlem namiotw, jak go nazwali chopcy. Wreszcie zasiedlimy do kolacji. - Uwaam, e jutro warto zwiedzi Mory, a potem na krtko mona by wpa do Cedyni powiedzia doktor, gdy zebralimy

si przy skadanym stoliku, ktry wozi ze sob Fryderyk. Wyczytaem w przewodniku, e za Cedyni mona wyj na wzgrze, z ktrego brat Mieszka I, Czcibor, zaatakowa zwycisko wojska margrabiego Hodona. - A ja proponuj przy okazji odwiedzi Siekierki - wtrciem. - W Siekierkach wojsko polskie forsowao Odr w drodze na Berlin. Obejrze tam mona przepikny cmentarz wojskowy. - A szachownice? - burkn nasz prezes. - Zachowujecie si jak na krajoznawczej wycieczce, a tu

chodzi o powan spraw. Zdaje mi si, e najlepiej zrobi, jeeli odcz si od was i bd poszukiwa na wasn rk. - Z Siekierek jest niedaleko do Lubiechowa, do szachownicy zauway doktor, rozkadajc atlas samochodowy. - Zdymy zwiedzi Cedyni i Siekierki, skoczymy do Lubiechowa, a zanocujemy nad Jeziorem abim. Zgadzacie si ze mn? - Zgadzamy si - przytaknlimy mu spiesznie, bo oto Zenobia i Hilda poday na st kolacj.

Jedlimy chleb z masem, jajecznic, pomidory, popijalimy herbat. - Znakomita kolacja - nieustannie chwali Fryderyk, ktry zachowywa si zawsze jak prawdziwy dentelmen. Tylko Sebastian by innego zdania. Obwcha miseczk z jajecznic i odszed od niej z min wielce wzgardliw. - Ten pies doprowadza mnie do szau - rozzocia si Zenobia, groc Sebastianowi prn patelni. - Na urlopie cigle mamy z

nim kopoty. wybredny.

Jest

strasznie

- W domu je tylko surow woowin - skarya si Kasia. - A jak mu si jej nie da, to potrafi godowa przez kilka dni. Trzeba mu bdzie da troch wdzonego boczku - otworzya swoj puszk z zapasami i odkrajaa Sebastianowi kawaek boczku. - Ja wiem, na co Sebastian ma wielki apetyt - stwierdzi Tell. - Na niespodziank Wiewirki. - Co to za niespodzianka? zaciekawia si Kasia.

- Tajemnica... Wiewirka.

odpowiedzia

- Czy nie za duo tajemnic? powtpiewa doktor. - Wiewirka nie chce otworzy swojej puszki turystycznej - zdradzi jego tajemnic Sokole Oko. Trzyma w niej jakie smakoyki. Mwi, e gdy przeyjemy najbardziej fantastyczn przygod, to on wtedy wyda uczt Lukullusa. - A co kryje si w tej puszce? zainteresowaem si. - Wanie nie wiadomo - rzek

Tell. - Dlatego nazwalimy j puszk-niespodziank. Mnie si wydaje e Sebastian chciaby zajrze do tej puszki. Widzisz, Wiewirka, on poszed w stron naszego namiotu. Jeszcze przez dusz chwil artowalimy z puszkiniespodzianki, a potem chopcy wzili si do mycia naczy w jeziorze. Pozostali czonkowie naszego Zwizku zajli si swoimi sprawami. Noc bya niezwykle ciepa i bardzo widna. Kasia zaproponowaa chopcom nocn wycieczk na wie kocioa w Moryniu, z ktrej podobno zobaczy

mona legendarnego raka. Ale doktor i Zenobia zabronili im tego. Doktor zaleca chopcom wypoczynek, oni jednak woleli bawi si w Indian atakujcych nasz obz. Kasia odgrywaa rol biaej squaw, a jej jedynym obroc sta si Sebastian. Wkrtce jednak ta zabawa znudzia si im i pobiegli gdzie, pozostawiajc w obozie tylko Kasi. Ja i Hilda poszlimy si kpa w jeziorze, a gdy wyszlimy na brzeg, w naszym obozie nie byo nikogo. Nawet Kasi i Sebastiana. Mimo e mina ju jedenasta w nocy, cae towarzystwo poszo gdzie na

spacer, zapewne w stron gry zamkowej, ktra w wietle ksiyca malowniczo rysowaa si w granatowym tle nocnego nieba. Przebraem si w pidam i wziem si do rozkadania siedze w wehikule. Hilda narzucia na siebie szlafrok i palc papierosa obserwowaa, jak blask ksiyca igra na ledwo dostrzegalnych falach ogromnego jeziora. Raptem usyszaem tupot krokw i do obozu wpad zdyszany Tell. Dojrza mnie i zatrzyma si. Z trudem opowiada gwatownie apic oddech.

- Stao si nieszczcie, panie Tomaszu. Niech pan wemie latark i biegnie na gr zamkow. Chwyciem z tylnego siedzenia elektryczn latark. Tell skoczy do mego namiotu i take wybieg z latark. - Mw, prosz ci, mw chwyciem go za ramiona, bo tak by przejty tym, co si tam gdzie stao, e nawet nie wyjani mi niczego. - Sebastian - wykrztusi Tell. Sebastian... zdech!

- Co? - A tak. Zdech. Pewnie przez ten przeklty boczek. - Rany boskie! - zapaem si za gow. - Biedna Kasia! I co si w nogach pobiegem za Tellem, ktry wielkimi susami sadzi w stron gry zamkowej. Biegnc natknlimy si na powracajc ze spaceru Zenobi. - Czy nie widzielicie Fryderyka? zapytaa, zanim zdoalimy wyjani, dokd i dlaczego

biegniemy. - Wydawao mi si, e Fryderyk poszed na gr zamkow, ale go nie spotkaam. - Sebastian zdech! - wrzasn w odpowiedzi Tell i pobieg dalej. Po kilkunastu krokach wpadlimy na pana Kury. To byo ju w kpie drzew porastajcych gr zamkow. Wbieglimy na ciek midzy drzewa i wtedy zza krzakw wyoni si nasz prezes. Rozpdzony Tell uderzy go gow w pier i razem z panem Kury fikn wielkiego koza.

- Jezus Maria, bij! - krzykn prezes. - Ratunku, bij! Podniosem go z ziemi, przeprosiem w imieniu Tella i wasnym. - Stao si nieszczcie, Sebastian zdech tumaczyem nasze nieostrone postpowanie. - Zdech? Otruty? Czyby kto otru go jajecznic? - w jedynym oku prezesa dojrzaem przeraenie. Dotkn rk swojego brzucha i powiedzia ze strachem:

- Tak jest. Ta jajecznica bya trujca. Odczuwam w odku jaki ciar. - Pies nie jad jajecznicy, lecz boczek! - zawoa chopiec. Oko Kuryy bysno radonie. - A wic on jad boczek? To dobrze. To bardzo dobrze. Bo ju mi si zdawao... Nie mielimy czasu sucha jego wynurze. Tell ruszy ciek, a ja podreptaem za nim, nasz prezes za skierowa si do obozu.

Nie uszlimy daleko. Z nieprzeniknionego cienia drzew wyoni si aobny kondukt. Na przedzie kroczy Sokole Oko, na wycignitych rkach niosc martwego Sebastiana, a za nim sza paczca Kasia. Zamyka kondukt pochlipujcy Wiewirka, ktry roni zy nie baczc, e powinien zachowa si jak dorosy mczyzna. Objem dziewczynk ramieniem, starajc si doda jej otuchy. I tak powrcilimy do obozu, w ciszy i smutku. Dogoni nas doktor, bo jak si okazao - i on odby spacer na gr zamkow. Chcia obejrze

Sebastiana, ale Kasia nie pozwolia, histerycznie piszczc: Nie ruszajcie mojego Sebastiana! Nie ruszajcie mojego pieska, i odebraa zwoki psa od Sokolego Oka. Ryczc wniebogosy zaniosa je sama do obozu i pooya ostronie przed swoim namiotem. Chopcy nakryli Sebastiana kocem. W obozie by ju Fryderyk, zapali lampk campingow i postawi j w ssiedztwie okrytego kocem pieska. Usiedlimy wianuszkiem dookoa. Kasia wci pakaa i ten jej pacz ciska nas za gardo. Chopcy skryli si poza zasigiem

wiata lampy, eby nie wida byo ich oczu. Podejrzewaem, e i oni mieli wielk ochot do paczu. Nawet Zenobia pocigna par razy nosem. Byem ciekawy, jak wyglday okolicznoci mierci Sebastiana, bo przecie jeli pies stru si boczkiem, to dziwne byo, e zdech tak nagle. Chciaem tymi wtpliwociami podzieli si z Kasi, ale ona cigle pakaa i nie miaem drani jej pytaniami. - To bya bardzo sympatyczna

psina - odezwa si doktor. - Tak jest - podchwyci Fryderyk. Nie tylko mia, ale i bardzo pikna psina. Kuryo westchn filozoficznie: i rzek

- Nikt, ani czowiek, ani pies, nie zna swego dnia i swej godziny. Ot, biega po wiecie takie stworzenie, skacze, szczeka, raduje si yciem, i raptem, jak noem uci. Marno, marno wszystko. - Ach, jaki to by odwany pies stwierdzi Sokole Oko.

- I jak pilnie wszy - dorzuci Wiewirka. Zenobia dodaa: - Wybredny by. Byle czego nie chcia zje. Jajecznic wzgardzi, a boczek zapewne mu zaszkodzi. Kasia zachlipaa: - Po co ja mu daam ten boczek? Gdybym wiedziaa, e to si tak skoczy, nigdy bym tego nie zrobia... Niestety, nie jestem weterynarzem - usprawiedliwia si

doktor - i trudno mi wyjani to smutne wydarzenie... - Bardzo lubiam Sebastiana szepna Hilda. Tak rozmawialimy, a przed nami nakryty kocem lea na trawie biedny piesek. Pod kocem rysowao si jego dugie ciao i wystawa ogon podobny do kijanki. Kasia cigle popakiwaa, raz ciszej, to znw goniej. I przez ten jej pacz czulimy si jeszcze gorzej. - A moe jednak pozwolisz, Kasiu, e ja obejrz twego pieska? niemiao rzek doktor.

- Och, nie, nie ruszajcie go! krzykna rozpaczliwie Kasia. - Tak, tak, niech spoczywa w spokoju - przytakn Kuryo. Wtem wystajcy spod koca ogon - poruszy si. W lewo, a pniej w prawo. Sebastian zamerda ogonem, drgn pod kocem i po chwili zacz spod niego wypeza jak duga liszka. Bylimy tak zdumieni, e nikt z nas nie powiedzia ani sowa. W napiciu i ciszy ogldalimy to zmartwychwstanie.

Pies wylaz spod koca, przecign si, ziewn, wysun z pyska czerwony jzyk i obliza nim swj czarny nos. - Przecie ten pies yje! wykrzykn wreszcie doktor. Tell z gow. dezaprobat -

pokiwa

- Oj, tato, tato. Przecie wida, e on yje. Sdziem, e jako lekarz powiniene stwierdzi to wczeniej od nas... - Nie jestem weterynarzem oburzy si doktor. - A zreszt

wszyscy mnie Powiedzielicie: koniec. Nawet pozwolilicie.

zasugerowalicie. pies zdech, i go dotkn nie

To byo jasne, e dalimy sobie wmwi mier psa. aden z nas nawet go dobrze nie obejrza. Byo ciemno, Sokole Oko nis psa, Kasia pakaa tak rozpaczliwie, e mier Sebastiana wydawaa si stwierdzona. Potem chopcy nakryli psa kocem... - To wszystko przez Kasi burkn gniewnie Wiewirka. Zobaczycie, e ta dziewczyna napyta nam kiedy okropnej biedy.

- Tra-la-la, mam ci w nosie Kasia chwycia Sebastiana w objcia i skakaa z nim po obozie. - A to ci historia - rozemia si Fryderyk. Hilda powiedziaa rozsdnie: - No dobrze, ale co mu byo? Zemdla? A moe to bya zapa? - Nie jestem weterynarzem zacz doktor. - Wydaje mi si jednak, e psy, podobnie jak ludzie, rwnie mog dosta ataku serca i ulec chwilowemu zamroczeniu...

Doktor rozpocz wykad o chorobach serca. Podniosem si z trawy i podszedem do Kasi. Poprosiem j, eby przerwaa swoje radosne skoki z Sebastianem w objciach. - Zaprowad mnie na miejsce, gdzie znalaza psa - szepnem do niej. Niepostrzeenie wymknlimy si z obozu i szybkim krokiem poszlimy w kierunku gry zamkowej. Po chwili jak spod ziemi wyroli obok nas trzej chopcy. - Panie Tomaszu - rzek Sokole

Oko przyrzek nam pan wspprac, a tymczasem prbuje pan dziaa na wasn rk. Myli pan, e nie domylalimy si, co pan zamierza zrobi? - A co pan zamierza zrobi? zapytaa Kasia. - Ech, ty nic nie rozumiesz pogardliwie machn rk Wiewirka. - Przecie chyba nie uwierzysz, e twj pies jest chory na serce? zachichota Tell. - Oj, Tellu, czyby drwi ze

swego ojca? - udaem oburzenie. - Nie. Ojciec jest dobrym lekarzem - tumaczy Tell. - Ale niestety nie jest dobrym detektywem. A w tej sprawie nie lekarza, tylko detektywa potrzeba. Zatrzymalimy si na skraju gstwiny drzew i krzakw porastajcych gr zamkow. - Opowiedz nam dokadnie ca histori - poprosiem Kasi. Posza na spacer z Sebastianem. Tak byo? - Tak, prosz pana - zacza

opowiada dziewczynka. - Byo ciemno, wic nie chciaam si zbytnio oddala od obozu. Znalazam jednak ciek przez krzaki, ktr doszam do wwozu otaczajcego mury zamkowe. - To nie wwz, tylko stara fosa sprostowa Sokole Oko. - Wszystko jedno, nie wtrcaj si. Dnem wwozu... - Fosy! - Niech bdzie: fosy. Wic jej dnem biega rwnie cieka. Pomylaam, e pjd ni kilka

krokw i zaraz wrc. - I nie baa si? - powtpiewa Wiewirka. - Tam jest ogromna gstwa krzakw. Jest noc... - Troch si baam. Ale Sebastian tak wesoo bieg ciek, e pomylaam: tu nie ma nikogo, a on w por zwietrzy niebezpieczestwo... - Owszem - zgodzi si Sokole Oko - zwietrzy niebezpieczestwo. Tylko e podkuliwszy ogon pod siebie, pierwszy da drapaka. To straszny tchrz.

- A niedawno mwie co innego przypomniaa mu Kasia. - Wszyscy si zachwycalicie, jaki to mdry, odwany piesek. - Bo on wtedy nie y - stwierdzi Tell. - A o umarych naley mwi albo dobrze, albo wcale. - Do rzeczy, do rzeczy, prosz pastwa - wtrciem si. - Bo oni myl, e i ja jestem bardzo bojaliwa - poskarya si Kasia. - Jeste umiarkowanie odwana powiedziaem, eby zaagodzi

spraw. - Powiedzmy szczerze, nie baa si i tam o zmroku, poniewa wiedziaa, e przed chwil na gr zamkow posza na spacer ciocia Zenobia, szukajc pana Fryderyka. A take pobiegli tam chopcy. - Tak - przyznaa Kasia. Wiedziaam, e oni s gdzie w pobliu. Spodziewaam si, e Sebastian zaraz ich zwszy i spotkam si z nimi. Szam wic t ciek, szam, i wcale si nie baam. W pewnej chwili usyszaam, e kto mwi po niemiecku... - Nie rozpoznaa gosu?

- To by gos mski. Sebastian zaraz zacz szczeka i rzuci si w tamt stron. Gos dobiega z gry, zza resztek muru. Pies szybciutko pomkn przez krzaki, a ja przedzieraam si znacznie wolniej. Jeszcze przez chwil dobiegao mnie szczekanie psa. I raptem ono urwao si. Gdy weszam na gr, Sebastian lea bezwadnie obok muru zamkowego. Jeli chcecie, mog was tam zaprowadzi... - A mczyzny nie dostrzega? - Znikn. Zreszt jak ujrzaam martwego Sebastiana, rozpakaam si. Wziam psa na rce i zeszam

na ciek. A tutaj spotkali mnie chopcy... Na grze zamkowej odezwa si puchacz. A drgnlimy, tak nas zaskoczy ten zowrbny gos. Puchacz zahucza gucho raz i drugi. W krzakach co zaomotao, rozleg si cichy pisk. Jakie wielkie ptaszysko, moe w ponuro skrzeczcy puchacz, zapao mysz lub inne stworzonko. I znowu nastaa cisza. Prowad nas, zadecydowaem. Kasiu -

Zagbilimy si w krzaki. cieyna zawioda nas na dno stromego wwozu, ktry kiedy na pewno by fos czc si z jeziorem. - To chyba tutaj byo - Kasia zatrzymaa si. Strumie wiata mojej latarki powdrowa na lewo, tam gdzie nad strom skarp sterczay resztki muru zamkowego. - Niech pan spojrzy na Sebastiana - szepna zdawionym gosem. Do tej pory pies krci si koo

naszych ng, dwa razy o mao nie przewrciem si przez niego. A teraz sta na ciece z podkulonym ogonem, ze zjeon na karku sierci i warczc spoglda na skarp. - Tam pewnie kto jest pgosem rzek Sokole Oko. -

- Wtpi. Sebastian przypomnia sobie, e na grze przydarzyo mu si co nieprzyjemnego. Uwolniem si od rki dziewczynki i wlazem w krzaki. Skarpa bya stroma, kilkakrotnie zeliznem si po trawie wilgotnej od nocnej rosy.

Wreszcie zapaem si wystajcego z ziemi korzenia i znalazem si na grze. Poniej mnie szeleciy krzaki, to Kasia i chopcy wspinali si moim ladem. Na grze mniej roso krzakw i rzadziej stay drzewa. Tu przy resztkach muru znajdowaa si niedua trawiasta polanka. Owietliem to miejsce rozproszonym wiatem. Pochyliem si i zaczem oglda ziemi. - Ja wiem, czego pan tu szuka odezwa si Tell. Chopcy rwnie pochylili si ku

ziemi. Metr po metrze, nie pieszc si, uwanie badalimy traw w pobliu resztek muru. - Jest! - krzykn nagle Sokole Oko. Niemal jednoczenie zauwaylimy lecy w trawie may przedmiot, ktry zabysn w wietle latarki. Przyklknem i podniosem z trawy metalow tulejk. - Tak - powiedziaem. - Wanie to spodziewaem si tutaj znale.

- My take domylalimy si, co si tu stao - pochwali si przed Kasi Wilhelm Tell. Metalowa tulejka przechodzia z rk do rk i wreszcie trafia do Kasi. - Co to jest? - zdziwia si. - Nic z tego nie rozumiem. Skd wiedzielicie, e to bdzie tu leao? Wiewirka wypry si dumnie i powiedzia z pogardliw wyrozumiaoci: - To jasne, e ty tego nie moesz zrozumie. Ale nic si nie martw: ja ci wyjani. Do twojego Sebastiana

kto strzela z pistoletu gazowego. Do mnie te strzelano. Nie tutaj. W ruinach obserwatorium. - Dlaczego? Czy istniej gazowe pistolety? nie dowierzaa dziewczynka. Opowiedziaem Kasi, jak wyglda taki pistolet i na czym polega jego dziaanie. - Nie wiemy, kto strzela tumaczyem jej cierpliwie. - Wydaje mi si jednak, e wiemy, dlaczego strzelano. Sebastian okaza za daleko posunit ciekawo. Ci, co tu rozmawiali, nie chcieli mie

wiadkw, obawiali si, e za psem nadejdziesz ty, Kasiu. Wiedzieli, e zatrzyma ci widok martwego pieska, a oni bd mogli oddali si spokojnie. Schowaem do kieszeni metalow tulejk. - Myl, e dobrze zrobimy, jeli t spraw pozostawimy na razie w tajemnicy. Prosz ci, Kasiu, nie mw o tej historii nawet swojej cioci Zenobii. - Dlaczego? - zdumiaa si dziewczynka. - Przecie tego chyba nie zrobi nikt z nas. Z naszego

obozu - poprawia si. - A czy moesz by tego pewna? rzek Sokole Oko. Odpowiedzi nie kiwna gow. byo. Kasia

- Dobrze. Nie pisn ani sowa. Przysigam. Wracajc do obozu rozmylaem: Kasia syszaa mwicy po niemiecku mski gos. Ten kto chyba nie rozmawia ze sob, a wic bya tu i druga osoba. Moga ni by zarwno kobieta, jak i mczyzna. Biegnc na gr

zamkow napotkalimy Zenobi i pana Kury. Ale na spacer poszed Fryderyk, a take doktor. Tylko doktora wykreliem z listy podejrzanych. Zanim pooyem si spa w wehikule, zajrzaem do namiotu Hildy i w milczeniu podaem jej metalow tulejk. - Co to jest? Dlaczego mi pan to daje? - zapytaa. Opowiedziaem jej o zdarzeniu na grze zamkowej.

- A wic moje przewidywania sprawdziy si wczeniej, ni przypuszczaem - powiedziaem z triumfem. - Klaus powrci i strzeli do psa ze swojego pistoletu, bo nie chcia, aby go Kasia zobaczya. Jednego tylko nie przewidziaem: e on ma wrd nas wsplnika, ktry go poinformowa o naszych dotychczasowych poczynaniach. - Kogo pan podejrzewa? - Na licie podejrzanych mam trzy osoby: Fryderyka, Kury i Zenobi. Tym trzem osobom musimy odtd powieci nieco wicej uwagi.

Rozdzia dwunasty CO DZIE RYZYKUJESZ YCIEM POGO NA JEZIORZE PAN KURYO BAGA O POMOC DENTELMEN CZY GANGSTER? OWIADCZENIE PREZESA ILO PODEJRZANYCH NIE PRZECHODZI W JAKO PODEJRZENIA I HIPOTEZY

Ranek nad jeziorem Morzycko wsta zimny, ale pogodny. Najwczeniej chyba obudzia si Hilda, bo gdy poziewujc i

przecigajc si wylazem o sidmej ze swego wehikuu, ona ju kpaa si w jeziorze. Zamierzaem i w jej lady, lecz najpierw postanowiem si ogoli. Wyjem z neseseru brzytw, skrzany pasek do ostrzenia, lusterko i mydo. - Ranny z pani ptaszek powitaem nadchodzc od jeziora Hild. - O, pan Kuryo wsta jeszcze wczeniej - odpowiedziaa i znikna w namiocie, aby mokry kostium zmieni na sukienk. Z paacu wyjrzaa rozczochrana

gowa Zenobii. Chwil obserwowaa, jak ostrz brzytw na pasku, potem w pidamie podesza do wehikuu i usiada na masce. - Ju od rana lubi pan mocne wraenia - rzeka spogldajc na byszczce ostrze brzytwy. Podobno tylko prawdziwi mczyni gol si brzytw. Inni uywaj yletek i maszynek elektrycznych. Ale jeli chodzi o pana, to zasada si nie sprawdza. Pan nie jest prawdziwym mczyzn, nie zna pan dudo. Podsunem Zenobii lusterko.

- Niech si pani przejrzy i zapaa chci uczesania si. Bardzo bd rad, gdy pani pjdzie gdzie dalej. Potrzebuj odrobiny spokoju. Ta brzytwa nazywa si: Co dzie ryzykujesz yciem. - A ja wanie chciaam zobaczy, jak pan si zatnie. W obozie jest lekarz. Ja te umiem robi opatrunki. O, Fryderyk si obudzi! zawoaa radonie. Z forda wyszed Fryderyk. Mia w rku pikn elektryczn maszynk do golenia i wczy j do specjalnego gniazdka w samochodzie. Maszynka zawarczaa

jak mucha. - Wprawdzie Fryderyk nie goli si brzytw - stwierdziem - ale jest cudzoziemcem i fabrykantem zapalniczek. Zenobia wzruszya ramionami. Zeskoczya z maski mego wozu i posza si uczesa. Przestaem zwraca uwag na to, co si dzieje w obozie. Pochono mnie golenie. Bya to czynno wymagajca silnych nerww i stanowia dla mnie co w rodzaju porannej przygody, penej niebezpieczestw.

I ju niemal dobrnem do szczliwego koca, kiedy usyszaem przenikliwy okrzyk Fryderyka: - O, tam, tam!... Ucieka! Ucieka! ajdak! Drgnem i ostrze brzytwy ciachno mnie w policzek. - Ukrad dk i ucieka! - woa Fryderyk, wskazujc palcem kogo na jeziorze. Spojrzaem w tym kierunku i zobaczyem, e ku drugiemu brzegowi zmierzaa dka, w ktrej

wiosowa czowiek objuczony plecakiem. Czsto oglda si za siebie, jak gdyby obawia si pogoni. Jeszcze raz si obejrza na nasz obz i wtedy go rozpoznaem. By to pan Kuryo. - Uciek... Uciek... - powtarza z wciekoci Fryderyk. - Uciek ten ajdak... Nigdy dotd nie widziaem Fryderyka tak rozwcieczonego. Powiedziabym: nigdy dotd nie widziaem go nawet rozgniewanego. Zawsze zachowywa si jak dentelmen, by miy, uprzejmy, przyjazny, czsto

umiecha si. A teraz - w tym jednym momencie - ukaza mi si zupenie odmienny. W stron odpywajcego Kuryy rzuca wcieke sowa, zaciska pici w bezsilnej zoci. Raptem skoczy do swojego samochodu. Gwatownym ruchem szarpn drzwiczki. Usyszelimy szum silnika i ford potoczy si wzdu brzegu. Panie Fryderyku! Panie Fryderyku! - zawoaa Zenobia i pobiega za autem. Ale Fryderyk nie sysza czy te nie chcia sysze jej woania. Samochd jeszcze

przypieszy. Zdumiony staem obok swego wehikuu. W jednej rce trzymaem brzytw, w drugiej miaem rcznik. Nie zdawaem sobie sprawy, e po zranionym policzku leci krew i cieka oni na szyj. Wygldaem, jakby mi kto gardo podern. - Boe drogi - jkna na mj widok Hilda. - Bandae! Bandae! Dajcie bandae! - krzykn doktor i znikn w namiocie, gdzie znajdowaa si apteczka.

Tymczasem pan Kuryo podpywa ju do drugiego brzegu. Od skraju lasu dzielio go najwyej dwadziecia metrw. Nagle ogromny ford Fryderyka, wziwszy rozpd, stoczy si ze skarpy wprost do wody. Cika maszyna z wielk si upada w jezioro i niemal cakowicie skrya si pod wod, rozbryzgujc wok wysokie fale. - Jezus Maria! - rozpaczliwie pisna Zenobia. Ale ford ju wynurzy si jak pika gumowa. Ukryta w nim turbina zacza pracowa i samochd pyn przez jezioro, pozostawiajc za

sob bia smug piany. Zenobia skakaa ma brzegu i klaskaa w rce. Odrzuciem rcznik i brzytw. I tak jak staem, w pidamie, w pantoflach rannych, z zakrwawion szyj - skoczyem na siedzenie swego wehikuu. Zapuciem silnik i skierowaem si w stron jeziora. Gdy mijaem Zenobi, ta przestaa klaska i szarpna drzwiczki z drugiej strony auta. Jechaem wolno, wic zdoaa wskoczy na miejsce obok kierowcy. - Prosz jecha wzdu brzegu.

Tam dalej jest droga - rozkazywaa. - Ominiemy jezioro i dogonimy ich w lesie. Nic nie odpowiedziaem, tylko przypieszyem biegu. Zblialimy si do skarpy i wtedy Zenobia zorientowaa si, e zamierzam zrobi to samo, co Fryderyk. - Niech si pan nie wygupia! wrzasna z przeraeniem. Nie zdya nic wicej powiedzie. Wehiku run na tafl jeziora. Podobnie jak samochd Fryderyka, na krtk chwil niemal cakowicie znikn pod wod.

Wzburzone jezioro nakryo nas, wewntrz auta zrobio si ciemno. Byskawicznie puciem w ruch turbin. Jeszcze kilka sekund i wok nas pojaniao, wzburzone fal koysay si poniej okien. Wehiku wypyn na jezioro. Zenobia ochona z przeraenia. - To z pana taki numer? powiedziaa z trudem apic oddech. Puciem w ruch wycieraczki i oczyciem szyb z wody. Zobaczylimy, e Kuryo ju wyszed na brzeg. Obejrza si,

dostrzeg pyncego forda i mj wehiku. Wtedy natychmiast da nura w krzaki nadbrzene i znikn nam z oczu. Fryderyk by ju na rodku jeziora i zapewne robi wszystko, eby jak najszybciej znale si na drugim brzegu. Ale jego samochd by szeroki i ciki, przd stawia duy opr fali. Inaczej przedstawiaa si sprawa z moim wehikuem, ktry mia ksztat czna. Gdy jedzi na koach, wydawa si przez to mieszny i brzydki, na wodzie jednak rozwija wiksz szybko. Przycisnem peda gazu, turbina

zacza obraca si z tak prdkoci, e rozbita woda tworzya za samochodem mgiek malekich kropelek. I mj pokraczny wehiku powoli dogania ogromnego forda. Fryderyk obrci gow w nasz stron. Nie widziaem jego twarzy, ale wyobraam sobie, jak bardzo by zdumiony. Zdumienie znajdowaem take na twarzy Zenobii. - Skd ma pan ten samochd? zapytaa. - Ze skadnicy zomu - odparem

bez namysu. Wzruszya ramionami. - Paski samochd potrafi to samo, co ford Fryderyka, ale nie jest nowoczesny - stwierdzia. Nie zamienibym si z Fryderykiem. Widzi pani, doganiamy go... Z wyranym obserwowaa, jak dopdza forda. oburzeniem mj pojazd

Prawie rwnoczenie dobilimy do brzegu i wyjechalimy na

piaszczyst ach. Ford wpad w nadbrzene krzaki amic je jak potny czog. Przedar si przez nie i stan na piaszczystej drodze, ktra zbliaa si w tym miejscu do jeziora i znowu gina w lesie. Pojechaem ladem forda przez poamane krzaki i stanem na drodze obok niego. Fryderyk uchyli okna, rozkazujco zawoa do mnie: - Niech pan jedzie w lewo, a ja w prawo! Nie wiadomo przecie, w ktr stron uciek ten ajdak!

Nawet nie zdyem zapyta: A waciwie, dlaczego my go cigamy? Zenobia otworzya drzwiczki wehikuu i w biegu wskoczya do forda. Odjechali drog w prawo i zniknli midzy drzewami. Zrobiem obrt kierownic i pojechaem w lewo, rozgldajc si na wszystkie strony. Znajdowaem si w rzadkim sosnowym lesie, nikt nie mg si tu skry przed moim wzrokiem. Nie upyno kilka minut, gdy zobaczyem przed sob idcego z plecakiem pana Kury. Zdawa

sobie spraw, e nie schowa si przede mn. W kadej chwili mogem go dopdzi wehikuem. Ja na jego miejscu potrafibym chyba uciec. O czterdzieci metrw dalej przecina las tor kolejowy, na ktrym grupa robotnikw zmieniaa podkady. Wanie przejeda tamtdy pocig, zwolni biegu i ostronie przebywa miejsce robt. Gdyby pan Kuryo wskoczy na stopie wagonu, nie zdoabym go schwyta. Ale Kuryo zapewne ba si ryzykowa. Zreszt moe nie potrzebowa ucieka? Przystan na drodze, a ja

podjechaem do niego i wysiadem z wehikuu. - Panie Kuryo - odezwaem si co si stao? Popatrzy przeraeniem. na mnie z

- Wanie, co si stao? Czy kto pana zrani? Uwiadomiem sobie, e widzi mnie w pidamie z zakrwawion szyj. To nie on, ale ja wygldaem, jakbym ucieka po straszliwej bjce. - Goliem si brzytw. Nagle

Fryderyk krzykn, e pan ucieka, i zacz pana goni po jeziorze. Chciaem wyjani t spraw i popynem za nim. Co si stao, panie prezesie? Dlaczego pan ucieka? Kuryo otar pot z czoa. Twarz mia czerwon ze zmczenia, spuchlizna nieco zmalaa i w malekiej szparze ukazao si drugie oko. - Nie uciekam - stwierdzi. - To znaczy w pewnym sensie uciekam. - W jakim sensie pan ucieka? zapytaem uprzejmie.

- W jakim sensie? W adnym sensie. Po prostu wracam do Jasienia. - Ale dlaczego pan ucieka? - Czy ja uciekaem? - nagle oburzy si Kuryo i przybra swoj dumn postaw. Zadar do gry gow i wypry pier. - Jestem wolnym czowiekiem. Nie braem z wami lubu. Mog od was odej, kiedy mi si ywnie podoba. Przez was pogryzy mnie osy, zamknlicie mnie w grobowcu, mam was dosy. Pan Fryderyk sdzi... -

zaczem. I raptem dostrzegem, e w panu Kurylle nastpia gwatowna przemiana. Opuci gow, zgarbi si, zmala, skurczy. - Wanie przez niego uciekam. To straszny czowiek. On nas wszystkich zamierza wystrychn na dudkw. - Co takiego? Ma pan jakie podstawy, aby tak mwi? - Czy pan jest lepy? Czy pan nie widzi, e to nie aden fabrykant zapalniczek, tylko najzwyklejszy gangster? Ubzdura sobie, e ja jeden odkryem klucz do zagadki

starego Haubitza. I wczoraj wieczorem przyoy mi pistolet do gowy. Tak, prosz pana. Prawdziwy pistolet. Powiedzia mi: Ta banda idiotw nic nie rozumie z tej zagadki, ale pan mi wyglda na czowieka, co ju t zagadk rozszyfrowa. I pan mi t tajemnic wyjawi. - Ta banda powiedzia? dotknity. idiotw, poczuem tak si

- Tak rzek, a nie inaczej potwierdzi Kuryo. - Dumny jestem, e mnie waciwie oceni. Ale z drugiej strony boj si go, bo

zagadki nie rozszyfrowaem a on mnie gotw zastrzeli. Wic wol znikn z jego pola widzenia. Wzruszyem ramionami. Wypowied Kuryy wydawaa mi si bezsensowna i pena sprzecznoci. Ale jedno byo pewne: Kuryo z jakiego powodu ba si Fryderyka i ucieka przed nim. Moje przewidywania sprawdziy si. Kuryo okaza si straszliwym tchrzem. Nie wyjanio to jednak w niczym kwestii, dlaczego Fryderyk straszy Kury. Zobaczylimy midzy drzew nadjedajcego pniami forda.

Kuryo zblad, potem niewiele mylc otworzy drzwiczki wehikuu, schowa si za przednie siedzenie i nakry kocem. - Niech mu pan powie, e uciekem - szepn, wysuwajc gow spod koca. - Niech mu pan powie, e wskoczyem do pocigu, ktry przejeda przez las. Znowu wzruszyem ramionami. Nie miaem pojcia, jak powinienem postpi. Ale al mi si zrobio Kuryy. Jego przeraenie wydawao si szczere. Nadjecha Fryderyk i zatrzyma

wz tu za wehikuem. - Gdzie jest Kuryo? - zawoa, wyskakujc z samochodu. Drugimi drzwiami wysza rwnie Zenobia. Pokazaem palcem pocig, ktry min remontowany odcinek toru i gwidc przeraliwie, przypieszy biegu. Jeszcze chwila i znikn nam z oczu. W lesie omotao cikie i zamierajce dudnienie jego k. Fryderyk zacisn pici. - I pozwoli mu pan uciec?

Rozoyem rce. - To wolny czowiek, prosz pana. Powiedzia, e ma do naszego towarzystwa, zdecydowa si nas opuci i pojecha pocigiem do Jasienia. - Tak bez poegnania? idiotyczn uwag zrobia Zenobia. - Zapewne nie przywizuje wagi do konwenansw - odrzekem. - Wic pan z nim rozmawia? wybuchn gniewem Fryderyk. - Pan z nim rozmawia, mia go pan w rku i pozwoli mu pan odjecha?

Jest pan gupcem. Syszy pan? Jest pan gupcem. Czy pan nie rozumie, e ten czowiek kryje jak tajemnic? Podsuchiwa i obserwowa nas w Topielcu, pozwoli si pozostawi na wiey kocioa, da si specjalnie zamkn w grobowcu. Naleao go zmusi do pozostania i powiedzenia nam prawdy. - Nie, mj panie - przeczco pokrciem gow. - By moe zachowanie pana Kuryy byo dziwne. By moe posiada on jak tajemnic. Ale skoro nie chcia jej nam wyjawi, nie mamy prawa zatrzymywa go si. To wszystko,

co mam panu do powiedzenia. To mwic otworzyem drzwi wehikuu, dajc mu wyranie do zrozumienia, e mam dosy tej rozmowy i zamierzam wraca do obozu. - A ja go dogoni - warkn Fryderyk. Zacisn usta i zasiad za kierownic forda. - Pani Zenobio - rzek uprzejmie prosz o zaopiekowanie si moim namiotem. Podaa mi pani swj adres. Wracajc z Jugosawii odwiedz pani w Warszawie i odbior namiot. Ja take mam

dosy towarzystwa ludzi, ktrzy wykazuj tak wielk tpot. Mylaem, e rozwiemy ciekaw zagadk kryminaln. Ale skoro nie chcecie mi dopomc w tej sprawie, nie mam tu ju nic do roboty. Zenobia patrzya na niego oczami penymi rozpaczy. - Wic pan... pan ju wyjeda? zajkna si. - Jestem szczliwy, e mogem pani pozna. Na pewno odwiedz pani w Warszawie. A tymczasem do zobaczenia.

Dwa razy pocaowa j w rk. Znowu by ukadny. Ale zdyem si przekona, e gdy jest zy i co si dzieje nie po jego myli, wtedy opada z niego maska dobrego wychowania. Po minucie ford przejecha tor kolejowy. Wreszcie zasoniy go drzewa. Wtedy otworzyem drzwi swojego samochodu. Spod koca wylaz pan Kuryo. Zenobia a jkna na ten widok. - Wic... to tak? Oszukalicie Fryderyka?

- Tak jest - odrzekem bezczelnie. - Oszukaem Fryderyka. wiadomie wprowadziem go w bd. - To tak? To tak? - powtarzaa Zenobia. Jest pan wspprzestpc! - krzykna na mnie. Pan Kuryo wysiad z samochodu i odpowiedzia Zenobii z wielk godnoci: - Pragn pani zwrci uwag, e nie jestem przestpc. Bo nie jest przestpstwem mie dosy czyjego towarzystwa i odej bez poegnania. A ja, prosz pani, nie

chciaem duej przebywa w towarzystwie tego farbowanego Szwajcara, ktry, nie wiadomo dlaczego, upatrywa we mnie jakiego podejrzanego osobnika. Odpowiada mi towarzystwo pana Tomasza i dlatego zwrciem si do niego z prob o udzielenie mi azylu w jego samochodzie. Jestem mu za to niezwykle zobowizany. - Dlaczego pan powiedzia: farbowany Szwajcar? - oburzya si Zenobia. - Pan obrazi Fryderyka. Ja na to nie pozwol. Wydawao mi si, e za chwil jeden z jej straszliwych chwytw

dudo pooy na ziemi pana Kury. Zenobia nie omielia si jednak na taki czyn wobec starszego pana. - Szwajcarzy - stwierdzi z godnoci pan Kuryo - syn z tego, e ceni wasn wolno i umiej uszanowa czyj wolno. A on postpowa jak gangster. Dlatego uwaam, e jest farbowanym Szwajcarem. Chcia mnie zmusi do tego, abym wbrew woli przebywa w jego towarzystwie. - Jestecie obydwaj w zmowie burkna Zenobia.

Lekcewaco machnem rk. - Jedziemy do obozu. Prosz wsiada, drzwi zamyka. - Z panem gotw jestem pojecha choby na koniec wiata odpowiedzia Kuryo i wsun si na tylne siedzenie. Rada nierada, rwnie i Zenobia wesza do wehikuu. Fryderyk by ju daleko, a ona - w pidamie - nie moga paradowa po lesie. Przejrzaem si w lusterku wstecznym. Wygldaem okropnie z t zakrwawion szyj. Gdyby jaki

przechodzie zobaczy mnie w tej chwili, z pewnoci pomylaby, e braem udzia w straszliwej zbrodni. - Tak jest - Zenobia przytakna moim mylom. - Wyglda pan jak kurczak, ktry uciek spod noa kucharki. Zaczynam rozumie dziwn decyzj Fryderyka. Po prostu rzuca si w oczy, e pan naley do jakiej okropnej szajki. Razem z panem Kury. - O, za pozwoleniem - rozgniewa si Kuryo. - Czy pani chce zasi na awie oskaronych pod zarzutem zniesawienia?

- Pani Zenobio - odezwaem si uprzejmie - przyznaj si do wszystkiego. Jestem przygwodony pani zdumiewajc przenikliwoci. Przyznaj si do wielu przestpstw. Polegaj one na tym, e zaciem si brzytw, wsiadem w pidamie do wasnego wehikuu, pozwoliem w swoim samochodzie ukry si panu Kurylle, a take okamaem Fryderyka. Zastanawia mnie jednak, e przenikliwo pani okazuje si zawodna wobec osoby Fryderyka. - A c mu pan moe zarzuci? - Fryderyk, jak twierdzi, jest turyst, ktry w drodze do

Jugosawii przyjecha do Jasienia. Czy nie zastanawia pani, e ten turysta tak ochoczo zaj si spraw tajemniczej szachownicy? Dla wyjanienia zagadki gotw by nieomal zrezygnowa z podry do Jugosawii, a przynajmniej znacznie t podr opni. - Nie widz w tym nic podejrzanego. Chcia zabawi si w detektywa. Poza tym - zarumienia si - pan zapomina, e mu si podobam. Chrzknem ironicznie. - Zdyem zauway, e to on

si pani podoba. Bo jeli chodzi o niego, nie dostrzegem, aby rozstanie z pani sprawio mu przykro. - Pan jest... pan jest... wstrtny! - Pani pozwoli, e bd mwi dalej. Nie zastanawia pani, e ten zwyky turysta, fabrykant zapalniczek, posiada zadziwiajcy samochd? - Pan ma taki sam wz - odpara mj atak. - Czy pamita pani, jak on wyjecha z wody na brzeg i wpad w

krzaki? Przeby je swym wozem jak czog. Przednie zderzaki jego forda to prawdziwe tarany na grubych sprynach. Jestem przekonany, e z tak sam atwoci, jak ama krzaki nadbrzene, potrafi swoim wozem rozbi nawet gruby mur. To nie wz turysty, lecz gangstera. - W takim razie pan rwnie jest gangsterem. - Zgoda. Ale prosz jednakow miar przykada i do mnie, i do niego. Jeli ja wydaj si pani podejrzany, to Fryderyk powinien by podejrzany po stokro.

Za naszymi plecami odezwa si Kuryo: - Pan Tomasz ma racj. Fryderyk jest gangsterem. Powiem pastwu ca prawd. Wyznam, dlaczego uciekem z obozu. Tak, powiem ca prawd. Wczoraj wieczorem Fryderyk zaprosi mnie na spacer na gr zamkow. Poprowadzi mnie w najodleglejszy zaktek i nagle wycign z kieszeni pistolet... - Pistolet? Zenobia. przerazia si

- Powiedzia do mnie: Mw ca prawd, mnie nie oszukasz. Innych

moesz buja, ale nie mnie. Mw, co wiesz o tajemniczej szachownicy. Zaczem mu wyjania, e nic nie wiem o zagadce. Ale on by nieubagany, grozi pistoletem i wci powtarza, e on zwyk prosto dy do celu, nie bdzie si ze mn bawi w adne ceregiele. Jeli do jutra nie zdradz mu tego, co wiem o zagadkowej szachownicy, to on si ze mn rozprawi. - Nie wierz panu - owiadczya Zenobia. Fryderyk jest dentelmenem. Pan t histori wymyli teraz, na poczekaniu. Przy waszej rozmowie nie byo

wiadkw. Niewiele brakowao, a mielibymy wiadkw - powiedzia Kuryo. - Sebastian nas wywszy, Fryderyk obawia si, e pies sprowadzi na nas Kasi i inne osoby, co uniemoliwioby mu groenie mi pistoletem. Mrukn: Mam dosy tego bydlaka. Niech pan patrzy. Z panem zrobi to samo. I strzeli do Sebastiana. - Strzeli? - ironicznie rozemiaa si Zenobia. - Nie syszelimy strzau. Pewnie spudowa, bo Sebastian yje.

- Strzela do niego z pistoletu gazowego, prosz pani. Sebastian pad jak martwy. Kasia go odnalaza i rykna paczem, a my ucieklimy. Rozstajc si ze mn, Fryderyk zagrozi mi: Do jutra, panie Kuryo. Jutro pogadamy troch inaczej. Wic dzi rano wolaem cichaczem wymkn si z obozu. - I pan te bajki wmawia nam na serio? - szydzia Zenobia. - Nigdy nie syszaam o pistoletach gazowych. Sebastian najad si boczku albo mia atak serca. Wyjem tulejk. z kieszeni mosin

- Znalazem j na miejscu, gdzie pad Sebastian. Jest to uska naboju pistoletu gazowego. - Powinienem chyba o tym wszystkim powiadomi milicj powiedzia pan Kuryo. - Milicj? - powtpiewaem. - Ju chyba raczej Towarzystwo Opieki nad Zwierztami. Nie ma wiadkw, e Fryderyk grozi panu pistoletem, a wic on moe bez trudu zaprzeczy oskareniu. Po drugie: posiadanie pistoletu gazowego nie jest u nas zakazane. Jedyne, co zdoalibymy mu udowodni, to fakt, e strzeli do Sebastiana. Ale

t kwesti, jak zaznaczyem, winno si zaj Towarzystwo Opieki nad Zwierztami. Jeszcze raz wyjem z kieszeni usk naboju gazowego. - To ju druga, ktr w ostatnim czasie ogldam - rzekem, zerkajc uwanie na twarz Zenobii i pana Kuryy. - Pierwsz znaleziono w ruinach starego obserwatorium. Byo to przed niespena dwoma tygodniami. Duo bym da za to, aby wiedzie, kiedy Fryderyk naprawd przyjecha do Polski. - Wiem, o czym pan myli. Mog

panu udzieli penej informacji nieoczekiwanie odezwaa si Zenobia. - Byam ciekawa, jak wyglda szwajcarski paszport i Fryderyk mi go pokaza. Zauwayam w paszporcie dat i godzin wjazdu Fryderyka do Polski. On przekroczy granic w ten sam dzie, kiedy i pan przyby do Jasienia. Fryderyk jest czowiekiem uczciwym. Tak kcc si dojechalimy do obozowiska, gdzie oczekiwano nas z niepokojem. Uwielbienie Zenobii dla Fryderyka, ktre nie ustpio nawet wtedy, gdy okaza si on gangsterem, zirytowao mnie.

Byem tak zy, e nie chciaem nic nikomu wyjani, pozostawiajc t spraw Zenobii i panu Kurylle. Wysiadem z wehikuu, umyem zakrwawion szyj, dokoczyem golenia i przygotowaem si do podry. W tym czasie zwinito namioty, a take paac Fryderyka. Poniewa zabrako forda i dalsz podr mielimy odbywa tylko dwoma samochodami, doktor zadecydowa, e jego wartburgiem pojedzie pan Kuryo, Kasia z Sebastianem i Zenobia. W moim za wehikule pomieci si musiaa

Hilda i trzej chopcy. Przed opuszczeniem brzegw Morzycka pan Kuryo zoy nam owiadczenie nastpujcej treci: - Prawd jest, e zamierzaem opuci was bez poegnania. Powodw do takiego postpku miaem wiele. Przez wasz nieuwag pogryzy mnie osy, zamknlicie mnie w grobowcu Haubitza, gdzie bybym zgin z godu i wycieczenia. Mimo tych wszystkich przykroci wci jednak chciaem by z wami i prezesowa waszej organizacji. Zdaj sobie bowiem spraw, e beze mnie nie

wyjanicie zagadki tajemniczej szachownicy. Miar zego przebra jednak Fryderyk Braun, ktry okaza si najzwyklejszym gangsterem. Chcia przemoc wydoby ode mnie tajemnic, ktrej nie posiadam. Nie wiem, moe jest on wariatem. Dlatego zdecydowaem si na odejcie bez poegnania. Lecz tak si zoyo, e pan Tomasz zatrzyma mnie w drodze i uchroni przed zemst Fryderyka, ktry obrazi si i odjecha. W tej sytuacji mog pozosta razem z wami i prezesowa w dalszym cigu. Czy zgadzacie si na to? - Tak! - zawoalimy chrem.

Tylko Zenobia zaprotestowaa: - Prosz nie nazywa Fryderyka ani gangsterem, ani wariatem. Potpiajcym milczeniem skwitowalimy jej uwag. Zwiedzilimy Mory, a potem wyruszylimy do Cedyni. Po drodze opowiedziaem Hildzie o dziwacznym zachowaniu si Fryderyka i niewiarygodnych wyjanieniach naszego prezesa. - W tej historii - mwiem do Hildy - jedno zdaje si nie ulega adnej wtpliwoci: na grze

zamkowej pad strza z pistoletu gazowego i wiadkiem tego wydarzenia by pan Kuryo. Strza z pistoletu gazowego wskazuje, e oprcz Kuryy znajdowa si tam rwnie Klaus, ale nasz prezes mwi o Fryderyku. Niewykluczone, e byli tam w trjk: Kuryo, Fryderyk i Klaus. Moe po swym powrocie Klaus postawi Kurylle jakie stanowcze danie, ktre wyegzekwowa mia Fryderyk? Kuryo nie czu si na siach sprosta daniom i std ta jego ucieczka. - Nieustannie zakada pan jako pewnik, e Klaus musi wrci, ba,

e ju wrci. A jeli zadzwoni jutro do Frankfurtu, pocz si z Weberem i usysz od niego, e Klaus jest w Niemczech? Do tej jednej hipotezy docza pan teraz drug: Fryderyk jest wsplnikiem Klausa i jednoczenie Kuryy. A przecie Fryderyk przyby do Jasienia w dniu, w ktrym postanowilimy wraca do Niemiec. - Klaus zawiadomi Haubitza, e nie potrafi odnale pamitnika, i Haubitz przysa tu kogo sprytniejszego, wanie Fryderyka, wytrawnego gangstera odpowiedziaem.

- A Kuryo? - zapytaa Hilda. Jaka jest jego rola? A Zenobia? Nie powiedzia pan o niej, ale domylam si, e i j podejrzewa pan o zmow z Fryderykiem. Wydaje mi si, e w tej sprawie widzi pan zbyt wielu podejrzanych. Ich ilo nie przechodzi w jako, bo wci nie jestemy bliej wyjanienia zagadki. Przyznaj, e Kuryo opowiada dziwne historie. Ale to nie powd, aby zrobi z niego tajnego wsplnika Zenobii i Fryderyka, wiza ich z osob Klausa. - Zapomina pani o pistolecie gazowym. Strzelano z niego w

obserwatorium zamkowej.

na

grze

- Czy to znaczy, e strzelaa jedna i ta sama osoba? W Niemczech Zachodnich w setkach sklepw mona naby pistolet z nabojami gazowymi. Dlaczego wyklucza pan moliwo, e Kuryo powiedzia prawd: na grze zamkowej strzela Fryderyk. Nazywa go pan gangsterem. Jeli rzeczywicie jest gangsterem, to prawdopodobnie posiada taki pistolet i mg z niego strzeli. Dlaczego sdzi pan, e Fryderyk chcia pana okama i jest w zmowie z Kury i Klausem? By moe, podobnie jak kady z nas,

wyczu w postpowaniu Kuryy co niejasnego i sprbowa wywietli t spraw. Postpi jak gangster, ale to ju zupenie inna historia. Naley potpi jego postpowanie, lecz nie widz powodu, aby tak daleko posuwa si w swych podejrzeniach. Argumentacja Hildy bya bardzo przekonujca. Rozbia w proch i w py wszystkie moje hipotezy. Do Cedyni przyjechaem ponurym nastroju. w

Rozdzia trzynasty GRD NAD WWOZEM ZNOWU FRYDERYK NA CO PRZYDAJE SI ZNAJOMO DUDO NIEPOKJ NAD JEZIOREM ABIM CZY BOICIE SI STRASZLIWEJ ABY? NARADA WOJENNA KURYO WYJAWIA TAJEMNIC

W okolicach Pojezierza Myliborskiego rozcigaj si rozlege na kilka kilometrw soczyste ki, ongi potne bagniska. S tu uawy Cedyskie.

Wielk mis uaw zamyka acuch wzniesie, tak zwane Karpaty Cedyskie. Jest to wysoki taras o bardzo stromych brzegach, tu i wdzie opadajcy ostro w d ku kom. W kilku miejscach Karpaty Cedyskie przecite s wwozami, ktre stanowi jedyn dogodn drog ku Odrze. Kto zamknby taki wwz lub zabroniby przejazdu, uniemoliwiby tym samym dostpu w gb Polski. Zdawali sobie chyba z tego spraw pradawni mieszkacy tych ziem, gdy w VII lub w VI wieku przed nasz er wykorzystali naturalne wzniesienie nad jednym z

wwozw dla zbudowania obronnego grodziska. W tysic piset lat pniej na to samo miejsce zwrci uwag ksi Mieszko I. Ten przemylny budowniczy polskiego pastwa, wieo pokonawszy Wieletw i Wolinian, a przede wszystkim uporawszy si z najwikszym awanturnikiem owych czasw, grafem saskim, Wichmanem - jak potnym ryglem postanowi grodem obronnym nad wwozem zamkn wrogom drog do swego kraju. I tak powsta grd, ktry zwa si ongi Cedzyn.

Przy jego budowie wykorzystano naturalne wzniesienie - usytuowano grd na trjktnym cyplu wznoszcym si nad skarp pradoliny Odry. Ten trjkt ucito u nasady gbokim przekopem, a ponadto wykopano gbok fos. Otacza grd wa o konstrukcji drewniano-ziemnej. Koron wau wzmocniono dodatkowo grubymi polanami drewna i gazami, a dopiero na samym szczycie ustawiono drewniane blanki obronne. Naukowcy stwierdzaj, e grd cedyski wiadczy o niezwykej znajomoci sztuki inynieryjno-

wojskowej Polakw z czasw Mieszka I i o niezwykym rozumie politycznym tego wadcy. Grd ten bowiem odegra wan rol w historii Polski, dopomg Mieszkowi w jego walce o utrwalenie polskiego panowania na Pomorzu i nad Odr. Cedzyna nosi teraz nazw Cedynia. Jest to nadgraniczne miasteczko, liczce ponad tysic mieszkacw. Miejscowe regionalne muzeum prezentuje liczne zabytki znalezione na miejscu dawnego grodu. Oprcz ladw grodziska zobaczy mona w Cedyni ruiny klasztoru cystersek i koci z wieku

XIII oraz XIX-wieczny ratusz. Na wynioso, gdzie ongi sta grd obronny, pn si malutkie, wskie uliczki starego miasta. Niektre z nich s przeurocze, stanowi dugie, nie koczce si schody. O historii i urokach Cedyni rozmawiaem z Hild, schodzc w d po schodach wskiej uliczki, ozdobionej starymi latarniami uczepionymi wysoko na murach domw. Obok nas zwart gromadk szli pozostali uczestnicy naszej wycieczki, nie wyczajc Sebastiana, ktry wesoo zeskakiwa ze stopnia na stopie.

W dole, na malutkim rynku, otoczylimy budk z lodami. Byo upalne popoudnie, wic cho cedyskie lody nie odznaczay si nadzwyczajnym smakiem, to przecie kady z nas poprosi o du porcj. Sebastian, ktry bardzo lubi lody, usiad przed Kasi na tylnych apkach, przednie podnis do gry i, przekrzywiwszy ebek, dopomina si o swoj cz. Przygldalimy si potem, jak pies lie lody, i dlatego nie zauwaylimy, e gwn ulic nadjecha znany nam ford.

Fryderyk nie zatrzyma si, nawet gow nie poruszy. Min nas i skrci w uliczk prowadzc na szos do Siekierek. Pan Kuryo dopiero w ostatniej chwili uskoczy za budk z lodami, ale byo oczywiste, e jeli Fryderyk nas dostrzeg, to musia zauway rwnie i Kury. - Mwi, e wraca do Jasienia stwierdziem gono. - A tymczasem zjawi si w Cedyni. W lad za nami. - O, wcale nie w lad za nami gorco zaprzeczya Zenobia. - Nie pamitam, aby mwi co o Jasieniu. On zwiedza okolic, tak

jak i my. - Trzeba go byo zatrzyma i odda mu namiot - powiedziaa Kasia. - Przypuszczam, e nas widzia. Czuje si chyba obraony i dlatego nie przystan - rzeka Hilda. Zakoczy dyskusj doktor: - Prosz wsiada, odjedamy zarzdzi. - Nie zaprztajcie sobie gowy Fryderykiem. Ma prawo podrowa, gdzie mu si podoba. Wyjechalimy z Cedyni. W

wehikule chopcy zapiewali nasz piosenk z refrenem:

Przygodo, gdzie jeste? O sobie daj zna. Przygodo, gdzie jeste? Przyjd, imi swe zdrad.

Przywoywali przygod, ale ja, cho lubiem t piosenk, nie przyczyem do piewu. Wbrew radom doktora zaprztaem sobie

gow Fryderykiem. Pewien byem, e wtedy powiedzia o powrocie do Jasienia. Dlaczego wic zjawi si w Cedyni i dokd teraz pojecha? Miaem przeczucie, e nasze drogi skrzyuj si jeszcze. Fryderyk nie wyglda na czowieka, ktry szybko rezygnuje z osignicia swego celu. Wiedziaem, e czeka nas jeszcze wiele przygd. Nie zdawaem sobie tylko sprawy, e bd a tak niebezpieczne. Ale na razie nic ich nie zapowiadao. Bylimy na krajoznawczej wycieczce, asfaltowa szosa biega u stp Karpat

Cedyskich, ktre w tym miejscu zaczynay zblia si do Odry. Po lewej rce mielimy stoki wzgrz poronitych traw i wrzosem, po prawej za rozcigay si ki. W dali wia si srebrzysta nitka Odry... Wartburg zjecha na praw stron drogi i stan. Ja take zatrzymaem si. Tu przy szosie wznosia si gra ze stokowatym kamieniem na szczycie. - To tam! - doktor wysiad z wozu i pokazywa rk na szczyt. - Z tej gry brat Mieszka, Czcibor, uderzy na wojska Hodona. Niemcy przeszli Odr przez brd w Osinowie i

maszerowali do Cedyni. W zasadzk wcign ich Mieszko, ktry upozorowa ucieczk i schroni si za waami Cedyni. Rycerze Hodona pieszyli, aby zdoby cedyski grd, gdy wanie z tej gry spada na nich nawaa ukrytych na wzgrzu wojownikw Czcibora. - A wic na gr! Na szczyt! zakrzykn Wilhelm Tell. Gra bya stroma, buty chopcw zelizgiway si po ciece. Ale po paru minutach ju wspili si wysoko i z dou wygldali jak mae muchy wdrujce po pochyej cianie.

- My te chyba wejdziemy na gr - rzek doktor. - Na pewno pikny widok roztacza si ze szczytu. Pan Kuryo rzek z obaw: - A jeli kto z nas dostanie ataku serca? To przecie bardzo wysoko. Nie jestemy przyzwyczajeni do wspinaczki. Zenobia westchna: - Och, gdyby tu by Fryderyk... - Pani sdzi, e on zanisby tam pani na rkach? - zakpia Hilda.

A mnie nagle uoy si w gowie artobliwy wierszyk. Co mnie podkusio, eby go wyrecytowa:

Zachciao si raz Zenobii Rzuci swoje stare hobby. Bo to chyba pachnie nud Cigle si zajmowa dudo. Na tym koczy si limeryk Jej hobby sta si Fryderyk.

Doktor rozemia si, pan Kuryo raczy si umiechn. Tylko Zenobia nie okazaa poczucia humoru. Zacisna usta i z gron min zbliya si do mnie. - Pan naprawd myli, e ja przestaam si zajmowa dudo? powiedziaa, zachodzc mnie od tyu. Spodziewaem si ataku. Jak nakazywa podrcznik, staraem si zachowa dobr postaw. Tuw miaem wyprostowany, a nogi znajdoway si w lekkim rozkroku. Udawaem jednak, e nie zauwaam manewru Zenobii.

Raptem ona chwycia mnie z tyu, prbujc zrobi tak zwany tylny pas, ktry mia mnie przewrci na ziemi. Zenobia nosia spodnie. Lew rk chwyciem j za nogawki na wysokoci kolana i zrobiem obrt w lewo, jednoczenie postawiem lew nog za jej lew nog. Potem ju tylko wystarczyo nacisn kolanem na jej nog i ramieniem na rami... Nie spodziewaa si kontrataku. Do tej pory tak atwo przychodzio jej przewraca mnie na ziemi. A

teraz tylko chwila i... jak duga leaa na mikkiej czce. - A jednak porzucia pani swoje stare hobby - stwierdziem. Chciaem jeszcze doda co zoliwego, lecz zauwayem, e w czasie upadku jaki czarny przedmiot wysun si z kieszeni Zenobii. By to pistolet, tak zwana tetetka, ktry poznaem po charakterystycznym ksztacie. Zenobia take spostrzega zgub. Przekrcia si na trawie w taki sposb, e zakrya sob pistolet i wsuna go do kieszeni.

- Pan mnie oszuka - powiedziaa a blada ze zoci, podnoszc si z ki. - Pan zna dudo. Nienawidz pana - sykna. Zaamaem rozpaczy. rce w udanej

- Jake to tak? Okazaem si stuprocentowym mczyzn, lecz zamiast zachwytw budz nienawi? - Bo nie wolno mnie oszukiwa! zawoaa. Na twarz jej wrci rumieniec. Zauwayem, e dotkna rk kieszeni, jakby upewniajc si, czy ma w niej

pistolet. Z gry dobieg nas radosny wrzask chopcw, ze szczytu wzgrka widzieli oni moje zwycistwo nad Zenobi. Ich triumfujcy wrzask sprawi mi du przyjemno. A wic nie poszy na marne wiczenia w krzakach nad jeziorem. Doktor usiowa zaagodzi moj ktni z Zenobi: - Proponuj zdobycie gry Czcibora. Pokaemy modemu pokoleniu, e nie jestemy gorsi. Za mn, do boju!

I pierwszy zacz si wdrapywa na stromizn. Poszlimy za jego przykadem. Gdy wchodzilimy na gr, owiem ukradkiem spojrzenia Zenobii. Obserwowaa mnie, zapewne chcc z mej twarzy wyczyta, czy zauwayem zgubienie pistoletu. Staraem si zachowa obojtny wyraz twarzy, lecz wci jeszcze nie mogem ochon ze zdumienia. Pistolet. Prawdziwy pistolet w kieszeni Zenobii? Drapic si rozmylaem: na gr,

Fryderyk okaza si gangsterem. Zenobia zachowuje si jak najgupsza na wiecie dziewczyna, ktrej imponuj bogaci cudzoziemcy ze wspaniaymi samochodami. Ale ta sama dziewczyna nosi w kieszeni pistolet... Doktor stan na szczycie, obok kamienia z wyrytym na nim napisem pamitkowym o zwycistwie nad Hodonem. Ostatni wszed na wzgrze pan Kuryo. Sapa gono, jakby lada chwila mia ducha wyzion. Co chwila apa si rk za serce, ale gdy nikt na niego nie patrzy, odejmowa rk od serca i zapomina sapa.

On te udaje kogo innego pomylaem. - Jest silny i zdrowy. Tylko Hilda, doktor, chopcy i Kasia byli na pewno sob. Doktor opowiada z ogromnym zapaem: - Widzicie t wie nad brzegiem rzeki? To jest Osinw. Tamtdy, przez brd na Odrze, nadeszli niemieccy najedcy, ktrym nie podobaa si wzrastajca potga polskiego ksicia. Prawdopodobnie u przeprawy przez Odr zaatakowali Mieszka. Ten rzuci si do ucieczki i zamkn si w grodzie w Cedyni.

Upojeni zwycistwem Niemcy ruszyli miao drog, ktra wije si u stp tego wzgrza. A tutaj znajdoway si ukryte wojska Czcibora. One to w pewnej chwili spady z gry na karki wojsk Hodona, a wwczas z Cedyni popieszy na pomoc take i Mieszko. Wcignici w zasadzk Niemcy zostali wybici. Polska utrwalia swoje panowanie nad Odr. Stao si to w roku 972. Zeszlimy do pozostawionych na szosie samochodw. Pojechalimy teraz o kilka kilometrw dalej i zatrzymalimy si obok wielkiego czogu stojcego na skrzyowaniu

drg. Czog ten przeszed z polsk armi szlak bojowy od Lenino a do Berlina, teraz za jako pomnikpamitka strzeg drogi na cmentarz wojenny onierzy polskich, ktrzy polegli na wiosn 1945 roku, forsujc Odr. Dugo zwiedzalimy cmentarz wojskowy w Siekierkach. Odczytywalimy nazwiska wyryte na nagrobkach. Nad cmentarzem wznosi si pomnik, bardzo nowoczesny w ksztacie. Przypomina wielkiego ora, zrywajcego si do lotu. Dla kadego z nas byo co

symbolicznego w fakcie, e w najbliszym ssiedztwie miejsca, gdzie Mieszko I pokona margrabiego Hodona, w tysic lat pniej onierz polski znowu w zwyciskiej bitwie sforsowa Odr i ruszy na Berlin, aby wzi udzia w ostatecznym rozgromieniu hitlerowskich Niemiec. Gdy opuszczalimy cmentarz wojskowy, odezwaa si Hilda: - A Konradowi von Haubitz marzy si nowa wojna, nowy marsz za Odr. Mj ojciec zgin przez niego, poniewa czym wstrtnym wydawaa mu si myl o milionach

ofiar, ktre pochaniaa wojna. I sta si jeszcze jedn ofiar minionej wojny. Nie nale do adnej partii, ale przecie choby przez pami na mego ojca musiaam wycign Haubitzowi brudne sprawy z jego przeszoci. Gdyby odnalaz si pamitnik, kariera polityczna Haubitza byaby skoczona. Jego zbrodnicza przeszo odstraszyaby od niego ludzi uczciwych, ktrych teraz okamuje. Lecz jeli wygra ten proces, jeszcze bardziej umocni swoj pozycj. - Bdziemy szuka tak dugo, a pamitnik znajdziemy powiedziaem.

Przyja moje sowa skinieniem gowy. Domylaem si jednak, e ona ju stracia nadziej... Po poudniu, okoo godziny czwartej, kamienista droga zawioda nas do Lubiechowa Grnego. W otoczeniu starych drzew sta tam koci romaski z XIII wieku. Na jego portalu, po lewej stronie - znak szachownicy widnia wyranie, jak nigdzie dotd. Obejrzelimy go, a potem wrcilimy do samochodu. Okazao si, e wszyscy jestemy ju zniechceni rozwizywaniem zagadki, ktra zdawaa si nie mie adnego rozwizania.

Spodziewaem si, e w Lubiechowie Grnym, przy trzecim znaku szachownicy, pan Kuryo moe zdecyduje si uchyli rbka swej tajemnicy. Lecz, podobnie jak i my, spojrza na szachownic bez wikszego zainteresowania i nie powiedziawszy ani sowa, odszed do samochodu. Zauwayem, e chopcy ani na krok nie odstpuj prezesa. On to rwnie dostrzeg i rozgniewa si: - Dlaczego chodzicie za mn jak cie? - zapyta. - Boimy si, eby pan znowu

gdzie nie znikn. Bo potem caa wina spada na nas. Kuryo udobrucha si. Przejrza si w lusterku i stwierdziwszy, e opuchlizny niemal wcale nie wida, rzek askawie: - Nie nosz ju do was urazy. Mylaem, e mnie pilnujecie, bo podejrzewacie mnie o co zego, jak ten farbowany Szwajcar. Teraz jednak ju wiem, e robicie to przez troskliwo - i rozsiad si w samochodzie. Odprowadziem Hild na bok i powiedziaem:

Obejrzelimy ostatni szachownic. Czy jest pani pewna, e nigdzie wicej w tych okolicach nie ma ju adnych innych szachownic? Wzruszya ramionami. - Nie mog mie tej pewnoci. I nie mieli jej rwnie panowie z pomagajcej mi ekipy ledczej. Zjedzili oni wzdu i wszerz ca okolic, odwiedzili wszystkie miejscowoci zwizane z Haubitzami, przeprowadzili mnstwo rozmw i wywiadw na ten temat. Ale trzeba wzi pod uwag, e w wikszoci mieszka

tutaj ludno napywowa, ktra nie zna historii rodu Haubitzw i jakie tam znaki na starych murach czy kamieniach zapewne uchodz jej uwagi. Jedyn osob, ktra z ca pewnoci wie o wszystkich szachownicach, jest sam Konrad von Haubitz. - A wic znowu nie pozostaje nam nic innego, jak czeka, aby Klaus bezwiednie zaprowadzi nas na waciwy trop. Lecz jak trafi na lad Klausa?

Pojechalimy nad jezioro abie, w

Puszcz Piaskow nad Odr. Droga bya tam cika, w kadej chwili ryzykowalimy poamanie resorw i urwanie tumika na wystajcych z ziemi korzeniach. A jednak co jaki czas na piaszczystych odcinkach drogi znajdowaem lady jakiego samochodu, ktry chyba niedawno jecha tdy przed nami. Gdy stanlimy nad jeziorem, u nasady wrzynajcego si w wod pwyspu obronitego trzcinami, zaproponowaem doktorowi, eby zmieni postanowienie i skierowa nas na nocleg zupenie gdzie indziej.

- Dlaczego? - zdumia si doktor. - To jest pikne i spokojne miejsce. Chopcy, Kasia, Hilda i Zenobia rwnie patrzyli na mnie ze zdumieniem. Tylko pan Kuryo potakujco pokiwa gow. - Tak, tak. Moe lepiej zanocowa gdzie indziej. Tu jest bardzo ponuro. Nie mia racji. Okolica nie wygldaa ponuro. Otacza jezioro las mieszany, tu i wdzie zoci si piasek nad wod. Na ciemnej toni pyway stadka dzikich kaczek, dookoa ani czowieka.

Pwysep wietnie nadawa si na biwak, bo rosa na nim wysoka trawa, a ciana trzcin osaniaa od wiatru. Wystarczyo dwoma samochodami zamkn nasad pwyspu, a tworzyo si odosobnione obozowisko. - Nie podoba si panu tutaj? wci dopytywa si doktor. Nie bardzo umiaem wyjani, dlaczego chciaem jecha gdzie indziej. Moe po prostu zaniepokoi mnie widok ladw k samochodowych? Sprbowaem w art obrci swj

niepokj. - Prawdziwy westman - mwiem - stara si zawsze gubi swj trop. Rozgosilimy, e bdziemy nocowa nad Jeziorem abim. Wic naleaoby pojecha gdzie indziej. - Pan Samochodzik czyta duo ksiek Karola Maya - rozemia si Wiewirka. - Powiedzia pan: rozgosilimy. Kogo pan ma na myli? zastanawia si doktor. - Oprcz nas o miejscu naszego noclegu wie tylko Fryderyk. Chyba pan nie przypuszcza, e on zechce tu

przyjecha? A zreszt od niego chyba nie grozi nam adne niebezpieczestwo? - Tu nie jest preria - dodaa wzgardliwie Zenobia - a pan niestety nie jest westmanem, tylko... - Tylko? - spytaem. - Tylko... panem Samochodzikiem - nie zdoaa wymyli innego przezwiska. - Tak, tak, tu jest bardzo piknie! - zawoali chopcy.

Ich zdanie przewayo. Wzilimy si do pracy. Zaczlimy organizowa obozowisko, rozstawia namioty, szykowa posiek. Zapada zmrok. Hilda rzucia projekt rozpalenia ogniska na pwyspie, co chopcy podchwycili z wielkim entuzjazmem, i zaraz rozbiegli si w poszukiwaniu suchych gazi. Kasia, Wiewirka i Sokole Oko poszli po chrust do lasu, a Tell zbiera na pwyspie suche badyle trzcin, doskonae jako podpaka. W pewnej chwili przybieg do nas

z twarz, ktra wyraaa wielki niepokj. - Na tym pwyspie kto by. Jaki czowiek - opowiada. - Siedzia ukryty w trzcinach i zapewne obserwowa nasz obz. Gdy zbierajc suche badyle, zaczem zblia si w jego stron, nagle zerwa si i skoczy do jeziora. - Popyn na drugi brzeg? zapytaem. - Przepad w jeziorze - odrzek Tell. - Jake to: przepad? Mylisz, e

si utopi? - zdumia si doktor. - Znikn w wodzie. Da nurka i przepad - wyjani Tell. Zenobia wzruszya ramionami. - Zapewne wypyn gdzie dalej, ale ty tego nie zauwaye. Jest ju ciemno. - Moe - zgodzi si chopiec. - Nie widziaem go dokadnie z powodu zmroku. On zreszt znajdowa si w do duej odlegoci ode mnie. Dostrzegem tylko, e co ogromnego skoczyo nagle do wody i znikno mi z oczu. Jestem jednak

pewien, e to by czowiek. Nadszed Wiewirka z Sokolim Okiem. Dwigali suche gazie. Usyszeli opowiadanie Tella i mrugajc ku sobie znaczco, trcili si okciami. - To jest Jezioro abie powiedzia Sokole Oko. - W przewodniku pana doktora wyczytaem, e z tym jeziorem zwizana jest legenda o ogromnej, straszliwej abie. - I Tell zobaczy wanie t straszliw ab dokoczy Wiewirka, robic w kierunku Kasi

bardzo gron min. - O, nieprawda - zaprotestowa doktor. - W moim przewodniku nic takiego nie ma. - Wyczytaem to pewnie przewodniku pana Tomasza wykrci si Sokole Oko. w -

- W moim przewodniku take nie ma podobnej legendy stwierdziem. - Nie ma? - uda zdumienie Sokole Oko. - W takim razie czytaem o tym zupenie gdzie indziej.

Tell by oburzony przyjaci.

na

swoich

- Przestacie si wygupia. Ja naprawd widziaem jakiego czowieka, ktry skoczy do jeziora. - My rwnie widzielimy przytakn Wiewirka. - Tylko e to nie by czowiek, a wielka straszliwa aba. I ona zaraz wyjdzie z jeziora i pore Sebastiana. To mwic Wiewirka skoczy jak aba w stron niczego nie spodziewajcego si pieska, ktry natychmiast poj, e zaczyna si zabawa, i zacz ucieka wok

mojego samochodu. - Prosz pana, oni artuj, prawda? - zapytaa mnie Kasia. - artuj - przytaknem. Chopcy przestali goni Sebastiana. Otoczyli Kasi i chodzc wok niej, skandowali wierszyk, ktry uoyli na poczekaniu:

W tym jeziorze mieszka aba, Wielka aba jak p draba. Posta ludzka, gowa abia,

Wyjdzie z wody, narozrabia. Zanim minie noc, do rana, Porwie Kasi, Sebastiana. Kto si oprze? Kady saby. Czy boisz si takiej aby?

Tymczasem zapada noc. Zapalilimy lamp campingow i poszlimy do jeziora my rce, bo Zenobia i Hilda ju przygotoway kolacj. Gdy odnosiem rcznik do samochodu, natknem si na

Wiewirk, obcigajcego plastrem puszk-niespodziank. - Co robisz? - spytaem. Przygotowujesz przynt na straszliw ab? Szewczyk Dratewka wypcha barana smo i w ten sposb pokona smoka. A ty? - Pan Kuryo te ma puszk turystyczn oklejon plastrem. Wziem z naszej apteczki troch plastra i w ten sposb zabezpieczam puszk przed ciekawoci Sokolego Oka. Bo on, prosz pana, cigle opukuje j, obwchuje. Korci go moja niespodzianka. Jestem pewien, e

nie wytrzyma i dobierze si do niej. Teraz ju nie bdzie mg zajrze do rodka. Zasiedlimy do kolacji. Noc bya mroczna, parna. Lecz po chwili zerwa si lekki wiaterek i przynis chodny zapach jeziora. Zaszeleciy przybrzene trzciny. Sebastian od czasu do czasu wybiega na koniec pwyspu i gono ujada. Niepokojce zachowanie si psa chopcy wykorzystywali, aby straszy Kasi. - Syszysz? On co czuje, ten twj Sebastian. W trzcinach czyha wielka aba. Straszliwa aba. aba jak p

draba. My rwnie przyczylimy si do tych arcikw i kolacja mijaa w wesoej atmosferze, ktr zepsu pan Kuryo. Prezes gosem: owiadczy ponurym

- arty artami, ale przecie jaki czowiek siedzia w trzcinach na kocu pwyspu i obserwowa nasz obz. Pan Tomasz mia racj. Naleao rozoy obz w innym miejscu. Doktor wzruszy ramionami.

- Siedzia kto w trzcinach? No, to Bg z nim. Nie jestemy przecie na bezludnej wyspie. Zapewne jaki miejscowy chopak by ciekawy, kto tu przyjecha, i ukry si w trzcinach, aby nas podglda. - A jednak to jest niepokojca sprawa - upiera si Kuryo. Uwaam, e naleao zanocowa gdzie indziej. Dyskusja na ten temat wydawaa mi si jaowa, skoro byo oczywiste, e teraz ju nie przeniesiemy si w inne miejsce. Zabraem wic gos i zaproponowaem:

- Rozpalmy ognisko. W ksikach o Indianach czytaem, e przy ognisku najlepiej si gwarzy i roztrzsa rne problemy. Wydaje mi si, e najwyszy czas odby narad wojenn. Zrobilimy dug wycieczk, obejrzelimy wszystkie szachownice i, jak dotd, nie stalimy si ani odrobin blisi rozwizania zagadki tajemniczej szachownicy. Naley podj decyzj: co dalej? Wiewirka podoy zapak pod zgromadzony chrust. Ognisko buchno wysokim, jasnym pomieniem.

Hilda powiedziaa: - Nie wiem, co powinnimy robi dalej. Straciam ju wszelk nadziej na odnalezienie pamitnika Haubitza. Zenobia: - A mwiam, e niepotrzebnie obrazilicie Fryderyka? On wiedziaby, co robi dalej... Doktor: - U mnie rady nie szukajcie. Nigdy w yciu nie rozwizywaem zagadek kryminalnych, nie mam w tej

dziedzinie wprawy. Ale przecie wybralimy prezesa. On powinien podj decyzj. Kuryo chrzkn z powag i rzek: - Pozwlcie pastwo, e zabior gos na samym kocu. Najpierw chciabym wysucha zdania wszystkich czonkw naszego Zwizku. Jak wszystkich, to wszystkich. Udzielilimy gosu Kasi. - Mnie si to szukanie bardzo podoba. Wol jedzi z wami ni

siedzie w Jasieniu. Lecz zrobi, jak mi ciocia kae. Tell: - Powiem prawd: aden mdry pomys nie przychodzi mi do gowy. - I mnie rwnie - powiedzia Wiewirka. - I mnie te - dorzuci Sokole Oko. I caa trjka spojrzaa na mnie z takim napiciem, jak gdyby oczekiwali, e wyskocz z pomysem, ktry zabynie jak raca w mrocznej nocy.

- Wydaje mi si - stwierdziem e popenilimy pewien bd. A mianowicie zbyt dosownie traktowalimy sowa starego Haubitza o tym, e szachownica strzee rzeczy najcenniejszej. Gapilimy si na szachownice, szukajc w nich skrytki, a przecie sowa starego Haubitza mona zrozumie oglniej. Szachownica strzee skrytki, ale to nie znaczy, e sama jest skrytk. Po prostu moe by w pobliu miejsca, gdzie znajduje si skrytka. Moim zdaniem naley powtrzy nasz podr od pocztku, przesta zwraca uwag na same szachownice, a przyglda

si otoczeniu, w jakim si one znajduj. Szuka skrytki nie w samej szachownicy, ale w pobliu miejsca, gdzie ona jest. A s dwa takie miejsca, w ktrych Haubitz mia najwiksz moliwo ukrycia pamitnika. Ruiny obserwatorium i mauzoleum. - Bzdura! Bzdura! - przerwa mi gwatownie Kuryo. - Mwiem panu, e w obserwatorium nie warto szuka. Haubitz nie ukry tam wszystkich swoich skarbw. Byby ostatnim gupcem, gdyby kad dwa grzyby w barszcz. - Pan si lka wraca do Jasienia

ze wzgldu na Fryderyka - domyli si doktor. - Nie, nie! - zaprotestowa prezes. - Chc unikn spotkania z tym gangsterem, ale przecie on mnie chyba nie zamorduje? - Prosz nie nazywa Fryderyka gangsterem - burkna Zenobia. - Wszystko jedno, jak go nazwiemy. On tak si zachowuje, e lepiej nie wchodzi mu w drog rozgniewa si Kuryo. - Nie widz zreszt potrzeby powrotu do Jasienia.

- W takim razie naley jeszcze raz pojecha do mauzoleum na Polan powiedziaem. - Nie, nie, nie! - prezes zamacha gwatownie rkami. - To take nie ma sensu. Na prno tracimy czas. Przebywaem w grobowcu prawie godzin i opukaem jego ciany. Nie ma tam adnej skrytki. - Wic co pan proponuje? Kuryo rozejrza si po naszych twarzach. Na jego ustach pojawi si triumfujcy umiech. Dumnie si wyprostowa i owiadczy:

Wyjawi tajemnic...

wam

pewn

Zrobi pauz dla lepszego efektu. Wiedzia, e z najwiksz uwag czekamy na jego sowa. I nie mg si powstrzyma, aby nie okaza si pyszakiem. - Zrozumielicie nareszcie, e bez Kuryy nie dacie sobie rady. Bez Kuryy nie odnajdziecie rzeczy najcenniejszej. Bez Kuryy przepadn wasze nadzieje przemawia patetycznie, a my przeykalimy w milczeniu jego przechwaki, ciekawi, do czego zmierza. - Fryderyk jest gangsterem

- cign dalej nasz prezes. - Ale jedno przemawia na jego korzy. Zrozumia, e Kuryo znajduje si na tropie rozwizania zagadki, i dlatego chcia ode mnie wydrze tajemnic. Albowiem ja... - Kuryo zawiesi gos - wiem o jeszcze jednej szachownicy. - To niemoliwe! - zawoaa Hilda. - Przeszukano ca okolic, wszystkie majtki Haubitzw. - A jednak to prawda. Polubiem was i dlatego zaprowadz was na trop zagadki. Jeszcze jedna szachownica znajduje si w lasach za Myliborzem, na terenie

leniczwki Czarne. Szachownica podobno widnieje tam na kamieniu granicznym, podobnie jak w Topielcu. - Ale lasy za Myliborzem nie byy wasnoci Haubitzw zaoponowaa Hilda. - Wanie, e byy. Jeszcze przed pierwsz wojn wiatow naleay do Haubitzw i std szachownica na kamieniu oznaczajcym granic ich wasnoci. Po pierwszej wojnie sprzedali je jednak, i dlatego zapewne mao kto o niej wie. - Skd ni pan tak dokadne

informacje? - podejrzliwie zapytaa Hilda. Kuryo stukn si palcem w czoo. - Gowa pracuje. Cierpliwie wypytywaem o to rnych ludzi. Doktor sceptycznie odnis si do tej sprawy. - Skoro lasy wok leniczwki Czarne tak dawno zostay sprzedane, wtpliwe, czy stary Johann zdecydowa si ukry tam rzecz, ktr uwaa za najcenniejsz.

- Jeli mia troch oleju w gowie, to ukry tam, a nie gdzie indziej owiadczy Kuryo. - Musia zdawa sobie spraw, e jeli jego sowa dotr do uszu osb niepowoanych, przede wszystkim zaczn si poszukiwania szachownic w jego majtkach, w najbliszym ssiedztwie paacu. A tymczasem on ukry rzecz najcenniejsz w jakiej skrytce w lasach koo leniczwki Czarne. Byo to mdre posunicie, choby dlatego, e mao kto poza ludmi z rodu Haubitzw wiedzia o szachownicy w lasach za Myliborzem. - Lecz pan si dowiedzia -

stwierdzia Hilda. - Nie kady jest Kury - odpar dumnie prezes. - Najlepszy dowd, e ani pani, ani Weber i Klaus, ani te specjalici z polskiej ekipy nie wpadli na trop jeszcze jednej szachownicy. - No c - Hilda skinieniem gowy podzikowaa Kurylle za informacj. - Wypada mi wyrazi panu sowa uznania. Wydaje mi si, e ju jutro bdziemy tam musieli pojecha, prawda? - zwrcia si do mnie. A ja przytaknem. Lecz peen byem dziwnych myli, niepokojw i

obaw. Ognisko dogorywao. Sebastian znowu pobieg na koniec pwyspu i zacz gwatownie ujada w stron jeziora.

Rozdzia czternasty ROZKOSZE BIWAKU KTO JEST KTO? PRZED LUF PISTOLETU WALKA O YCIE NIEOCZEKIWANY LIST KIM JEST CZOWIEK-ABA? WYRUSZAMY ZOBACZY DODATKOW SZACHOWNIC

W powieciach przygodowych czyta si o biwakach w lasach i nad jeziorami, o rozkoszach wieczornego rozpalania ogniska. Prawda jest jednak taka, e do wikszoci naszych lasw turyci

maj wstp zakazany lub bardzo ograniczony, rozpalanie ogniska jest przestpstwem surowo ciganym przez prawo, biwakowa wolno tylko w miejscach wyznaczonych, a jest ich bardzo niewiele. Na szczcie drogi do Jeziora abiego nie strzeg aden znak zabraniajcy wjazdu, pwysep gboko wrzyna si w wod, a wic ponad sto metrw dzielio nasze obozowisko od ciany lasu. Mona byo pozwoli sobie na biwak i na rozpalenie ogniska, ktre buchno wysokim, czerwono-tym pomieniem.

Wspczeni turyci rzadko ju dzi rozpalaj ognisko, co najwyej czyni to dla uzyskania nastroju lub opdzenia si przed plag komarw. Gazowa kuchnia, turystyczna kuchenka benzynowa lub spirytusowa - zastpuj z powodzeniem ognisko, przy ktrym kiedy gotowano straw. Kopoty z komarami nie zmieniy si jednak od najdawniejszych czasw. Za ich przyczyn ginie urok biwaku nad jeziorem czy len rzeczuk. Zapomina si o tym, gdy o turystycznych eskapadach opowiada si po powrocie do domu, w gronie kolegw lub przyjaci.

Lecz wiadomo przecie, e pod wieczr na turyst, ktry chce si rozkoszowa widokiem zachodzcego soca, napadaj miliony bzykajcych, zoliwych i krwioerczych owadw. Biada mu, jeli ma skr wraliw na ukszenia. Nazajutrz jest spuchnity jak bania. Biada mu rwnie, jeli przed wieczorem nie zamkn szczelnie namiotu. W nocy usyszy wok swojej twarzy nieustanne brzczenie i zamiast spa, bdzie si ogania od komarw, a wreszcie zmczony bezskutecznym polowaniem schowa

gow pod koc lub do piwora. A mrwki? Czy nie naley si im sw kilka? le z wami, jeli upatrzylicie sobie na miejsce pod namiot piaszczyst grk nad wod. Z ca pewnoci jest ona zasiedlona przez mae, czarne mrwki, ktre maj swoje gniazda wydrone w piasku. Tam za, gdzie ronie adna soczysta trawa, spaceruj hordy duych, czerwonych mrwek. Wkrtce przybd do ciebie zwabione kilkoma okruszynami chleba, ktre upady w traw podczas obiadu lub kolacji. Ach, jak bolenie gryz te mae potwory. Jak chytrze wciskaj

si do namiotu, do piwora, pod koc... Podobno mrwki w nocy te pi. Wierz przyrodnikom, gdy oni si na tym znaj. Co do mnie nieraz bywaem budzony w nocy straszliwym ukszeniem mrwki, ktra wpeza mi do piwora. Syszaem, e ognisko, dym z papierosa lub fajki - odstraszaj komary. Stwierdziem, e jest odwrotnie. Dym rozdrania je, atakuj z wiksz wciekoci. Pisz o tym, aby wytumaczy, dlaczego w pewnej chwili nagle wstaem od ogniska i poszedem w las. Zmczyo mnie ju oganianie si od komarw, pomylaem, e

nieco dalej od jeziora, w suchym sosnowym lesie, moe dadz mi one chwil wytchnienia. Poza tym trawi mnie niepokj. Postanowiem obejrze najblisze otoczenie naszego biwaku. W lesie napotkaem nieprzeniknion noc. Wkrtce jednak wzrok mj przyzwyczai si do ciemnoci i zaczem rozrnia pnie drzew oraz ciek wijc si rwnolegle do brzegu jeziora. Poszedem ni kilkaset krokw i zawrciem. Nie zauwayem niczego podejrzanego. Mam rozstrojone nerwy -

rozmylaem. - Wszystkie zdarzenia, ktre przeyem od przyjazdu do Jasienia, s dla mnie niezrozumiae, tajemnicze, nieuchwytne. Nie wiem, kto jest przeciwnikiem, nie potrafi przewidzie, z ktrej strony on zaatakuje, nie jestem w stanie przewidzie biegu przyszych wypadkw, a tym samym im przeciwdziaa. Pomylaem o Kurylle: Dlaczego prezes zapaa do nas raptem tak wielk sympati, e wyjawi informacj o jeszcze jednej szachownicy? Czemu dotd milcza o tej sprawie? Nie zdradzi jej

nawet Fryderykowi pod grob pistoletu, cho, jak to miaem mono zaobserwowa, jest straszliwym tchrzem. Co si wic kryje za jego niespodziewan zmian postawy? Czyby rzeczywicie chcia, abymy znaleli pamitnik? I rodzia si we mnie ogromna nieufno, bo prezes wyglda mi na czowieka, ktry uwaa nas za durniw i chyba tylko pod grob pistoletu gotw byby podzieli si z nami owocami swych poszukiwa. Jego szlachetno bya co najmniej podejrzana.

Kuryo zdecydowa si powiedzie nam o jeszcze jednej szachownicy - rozwaaem - gdy ja radziem, aby znowu zaj si ruinami obserwatorium i mauzoleum. Jeli wic wysya nas do leniczwki, to znaczy, e tam nie ma rzeczy najcenniejszej. Innymi sowy: albo ju tam by, albo wie, gdzie jest skrytka. Oczywicie, mona byo nie posucha rady Kuryy i zamiast jecha do leniczwki Czarne, wrci do Jasienia lub na Polan. Lecz w sprawie obserwatorium, podobnie jak Kuryo, byem zdania, e Haubitz nie wrzuci dwch

grzybkw do barszczu, czyli nie ukry pamitnika w tym samym miejscu, gdzie ukry skarby. Pozostawao wic tylko mauzoleum... I znowu obudzia si we mnie podejrzliwo. Informacje o jeszcze jednej szachownicy wyjawi nam Kuryo z tak lekkim sercem, e nieprawdopodobne si wydawao, aby wzbrania si zrobi to pod grob pistoletu Fryderyka. Do licha, czego naprawd chcia Fryderyk od Kuryy? - rozmylaem. - I kim jest Fryderyk, waciciel gangsterskiego samochodu, ktrym

zdolny jest rozbi nawet gruby mur? - A Zenobia? Jak rol odgrywa Zenobia? zapytaem siebie pgosem. Jakby w odpowiedzi na moje sowa olepi mnie bysk latarki elektrycznej. Znajomy gos rzek ironicznie: - No tak, Zenobia. e te dopiero w tej chwili przysza panu na myl Zenobia! To Zenobia olepia mnie latark.

- Niech pani zgasi latark! zawoaem. - Przecie nic nie widz. - Wanie o odpowiedziaa. to chodzi -

Opucia jednak z mej twarzy promie elektrycznego wiata. Ale w dalszym cigu pozostawaem w ostrym bysku jej latarki. - Rce do gry! - krzykna gronie. W lewej doni trzymaa latark, a w prawej... pistolet wymierzony w moj pier.

- Rce do gry! - powtrzya rozkaz. Nie wiedziaem - artuje czy te rozkazuje powanie. Nie pozostawao mi jednak nic innego, jak podnie rce do gry. Twardy gos Zenobii przekonywa mnie raczej, e z pistoletu gotowa zrobi uytek, jeli nie zastosuj si do rozkazu. Nie jestem tchrzem, ale przecie sam widziaem, jak z jej kieszeni wypad pistolet TT. - O tak, wanie tak, panie Samochodzik. Rce prosz trzyma nad gow. Jedno ich drgnienie i nigdy ju nie zobaczy pan wiata

adnej latarki. Jestemy do daleko od naszego obozu. Strza ten usysz, ale gdy przybiegn tutaj, znajd tylko paskie martwe ciao. A ja przez las zdoam niezauwaenie powrci do obozu, gdzie myl, e ju pi w swoim namiocie. Przycz si do nich i bd wraz z innymi zastanawiaa si, kto pana zastrzeli. - Pani chyba artuje... - To mgby by art, dopki nie zauway pan pistoletu, ktry wysun si z mojej kieszeni. A poza tym pan ju mi przeszkadza. Utrudni pan Fryderykowi

rozprawienie si z Kury i to zdecydowao, e postanowiam wyeliminowa pana z gry. Ma pan przed sob jeszcze minut ycia. Niech pan robi rachunek sumienia. - Prosz pani - odezwaem si, aby zyska na czasie i przemyle sposb ratunku. - Moe jednak obejdzie si bez strzelaniny? Moe jako si dogadamy? - Co? Mam z panem wchodzi w spki? Wystarczy, e Fryderyka dopuciam do swoich interesw. On okaza si sprytniejszy od pana. Musz zyska na czasie -

mylaem rozpaczliwie. - Musz zmusi j do duszej rozmowy. Nagle dam nura w las, moe uda mi si znikn w mroku, zanim dosignie mnie kula. - Pani Zenobio - rzekem bagalnie - zdaj sobie spraw, e przegraem. Zostaem przez pani skazany na mier... - Tak jest, pozostaje panu jeszcze p minuty ycia. - Skazaniec ma zawsze prawo do wyraenia jednej proby... - Jak pan ma prob? - zapytaa

nieufnie. - Zanim zgin, chciabym pozna prawd. Prosz, aby mi pani wyjania, kim jest Fryderyk? I czego on naprawd chcia od Kuryy? Zenobia zamiaa si cicho. - Niestety, nie mog speni paskiej proby. Za chwil przycisn cyngiel i stanie si pan martwy. Nie speni za proby dlatego, e... znowu zamiaa si - sama nie wiem, o co chodzi w tej dziwnej sprawie.

To mwic przycisna cyngiel pistoletu. Bysn niebieski pomyk, od ktrego zapalia papierosa. Pistolet okaza si zapalniczk. Opuciem rce i dotknem doni czoa. Byo mokre od potu. Naprawd wierzyem, e ona mnie zastrzeli. - Da si pan nabra, co? triumfowaa Zenobia. - Najad si pan strachu. Miaam nie lada frajd, gdy przed luf zapalniczki dra pan jak osika. Zemciam si na panu za t chwil na kach. Upokorzy mnie pan, ale teraz odpaciam panu z nawizk.

Podszedem bliej i zerknem na zapalniczk. - To podarunek od Fryderyka wyjania. - Sterroryzowaam pana Samochodzika, detektywa-amatora, poszukiwacza przygd. Mam bog nadziej, e od dzi odechce si panu szuka mocnych wrae. - A pani? Czy bdzie pani nadal szukaa przygd? - Dlaczego pan myli, e i ja poszukuj przygd? - wzruszyem ramionami. Na kocu jzyka miaem sowa: Pani pistoletzapalniczka nie jest tym samym

pistoletem, ktry wypad z kieszeni na kach. Tylko ciemno nocna i olepienie latark spowodowao, e zapalniczka wydaa mi si prawdziwym pistoletem. T scen w lesie odegraa pani nie po to, aby si na mnie zemci. Chciaa pani przekona mnie, e tamten pistolet nie by prawdziwy. Lecz nic nie powiedziaem. W milczeniu wrcilimy do obozowiska, gdzie ukadano si ju do snu. Zenobia, o dziwo, nie pochwalia si przed nikim tym sterroryzowaniem mnie zapalniczk.

Posza prosto do namiotu i pooya si spa. W obozie Tell zalewa dogorywajce ognisko wod przynoszon z jeziora w brezentowym wiadrze. - A co z ab? Nie daa znaku ycia? - zapytaem go artobliwie. Z powag pokrci gow. - Nie. Na razie zupeny spokj. panowa tu

Nadbieg Sokole Oko.

- Odniosem. Podoyem mu puszk tak ostronie, e nic nie zauway. - To bardzo dobrze - stwierdzi Tell. - Bo, prosz pana - zacz mi wyjania - Sokolemu Oku zachciao si nagle robi porzdki w naszych zapasach ywnociowych. Postanowi wszystkie zapasy zgromadzi razem. Pana ywno te zabra z wehikuu, a take puszk ywnociow pana Kuryy. Ale pan wie, jaki podejrzliwy jest nasz prezes. Znowu powie, e chcemy mu co zmalowa. Wic kazaem mu j odnie.

- Susznie, bardzo susznie przytaknem. Powiedziaem chopcom dobranoc i zaczem w wehikule rozkada siedzenia do spania. Noc bya ciemna, ksiyc skry si za chmurami. Pomylaem, e w tak noc atwo byoby komu obcemu wej w zych zamiarach do naszego obozu. Porzuciem jednak t myl, odnajdujc w niej resztki swego dawnego niepokoju. Okolica wygldaa przecie bardzo spokojnie i bezludnie. Wkrtce cay obz ju spa. Odsunem okna w wehikule i lec pod kocem, spogldaem przez panoramiczn szyb na pogrone

w mroku jezioro. Sen do mnie nie przychodzi, zapaliem wic papierosa. Gasiem go w popielniczce uczepionej na przyssawce do szyby, gdy zerwa si wiatr, gono zaszeleciy trzciny na pwyspie i zacza pluska woda. I te szmery - szum wiatru, szelest trzcin i plusk wody - sprowadziy wreszcie sen. Zbudziem si w rodku nocy. Nie wiem, co spowodowao przebudzenie. Moe jaki podejrzany szmer? A moe szczeknicie Sebastiana w namiocie Zenobii?

Usiadem i wyjrzaem przez uchylone okno. Dookoa wci zalegaa ciemno i tylko jasne dachy namiotw bielay w ciemnociach. Od strony jeziora dochodzi plusk wody i szelest rozkoysanych wiatrem trzcin. Ju chciaem znowu wygodnie wycign si na siedzeniach wehikuu, lecz raptem wydao mi si, e dostrzegam niewyrany ruch midzy namiotami. Jak gdyby jaki cie przesuwa si tamtdy. Cie zblia si do mnie i wkrtce obok wehikuu stana Kasia. Zauwaya moj twarz w oknie

samochodu, podesza szepna mi do ucha: - Pan te sysza? - Nie, nic nie syszaem...

bliej

- To dlaczego pan nie pi? - Sam nie wiem, czemu si obudziem. - A mnie zbudzio szczeknicie Sebastiana. A potem usyszaam zduszony krzyk. Ciotka spaa jak kamie, nie chciaam jej budzi. Rozsznurowaam drzwi namiotu, mylc, e moe Sebastian

pobiegnie zobaczy, co go zaniepokoio. Ale pan wie, jaki jest Sebastian. Skorzysta z okazji i czym prdzej wcisn si na moje miejsce do piwora. On bardzo lubi ciepo. Wic przyszam tu, eby pana zbudzi. Wiem, e na biwaku trzeba by czujnym. - Ech, nie naley przesadza z t czujnoci - ziewnem. - To przecie spokojna okolica. W tym momencie usyszelimy gony plusk, jak gdyby rzucia si w wodzie jaka ogromna ryba. Sysza pan? jkna

przeraona dziewczynka. Chwyciem latark elektryczn i wyskoczyem z samochodu. Skinem rk na Kasi, aby pozostaa na miejscu, a sam pobiegem na koniec pwyspu. Kasia nie dostrzega mego gestu i co si pdzia za mn. Oto i koniec pwyspu. Dostpu do wody bronia ciana trzcin. To tutaj Tell napotka wczoraj jakiego czowieka. Przesunem guziczek w latarce. Na poamane trzciny pad szeroki promie wiata.

- O, Boe! - piskliwie wrzasna Kasia. Tu przy brzegu przykucn jaki straszliwy stwr. Siedzia jak aba na tylnych nogach, wspierajc si przednimi. Jego zielonkawe, liskie ciao lnio w blasku latarki, ogromne oczy na szkaradnym pysku patrzyy na mnie gronie. Miaem przed sob czowieka w stroju petwonurka. - Ratunku! Ratunku! - wrzeszczc przeraliwie Kasia uciekaa co si. W jednym mgnieniu oka dostrzegem jaki poduny ksztat

w trzcinach. Bya to gumowa deczka, w ktrej lea bezwadnie ludzki ksztat. Zrobiem krok w kierunku deczki i wtedy czowiek-aba skoczy na mnie. Jego rce objy mnie w silnym ucisku, usiujc przewrci na ziemi. wietnie zna dudo. Nie wiem nawet, jakiego chwytu uy, aby mnie obali. Raptem znalazem si na ziemi, a nade mn pochylia si przeraajca maska ze szkami, przez ktre patrzyy na mnie czyje wrogie oczy. Przycisn mnie do ziemi caym swym ciarem, lew

doni chwyci za gardo, usiujc dusi. Praw pi podnis do ciosu, aby uderzeniem w gow spowodowa moje zamroczenie. W ostatniej chwili zdoaem chwyci go lew rk za prawy nadgarstek, przez co osabiem uderzenie. Wytyem wszystkie siy i zdoaem odrzuci go na bok. Znowu jednak znalaz si na mnie i kolanami przygnit mj brzuch. Jego palce zaciskay si na mojej krtani, zaczynao mi brakowa tchu. Jak przez grub cian usyszaem czyje gosy. To chyba od strony obozu nadbiegaa pomoc,

zwabiona przeraliwymi wrzaskami Kasi. Ustpio duszenie. Czowiek-aba zrozumia, e nie poradzi sobie z nadbiegajcymi. Skoczy z brzegu w trzciny i z pluskiem znikn w jeziorze. deczka z ludzkim ksztatem pozostaa przy brzegu. Zerwaem si z ziemi i podbiegem do dki. Jednoczenie nad brzegiem jeziora zjawi si doktor, trzej chopcy, Kasia, Zenobia i Hilda. W owietlonej latarkami deczce znalelimy pana Kury. Lea w

niej z maym tamponikiem waty na ustach i nosie. - Upiono go - stwierdzi doktor. To taki sam tamponik, jakim obezwadniono pana w Jasieniu. - A wic czowiek-aba jest chyba tym samym, ktrego wtedy ledziem. Dziwne, e a tutaj przyjecha w lad za nami. I dlaczego upi pana Kury? - Nie tylko upi, ale zdaje si, zamierza go rwnie porwa zauwaya Hilda. - Trzeba go goni, ciga i zapa!

- woaa Zenobia. - Powinien pan wskoczy w swj samochd i dopdzi go na jeziorze. Uwaaem, e czowiekiem-ab bezsensowny. pocig za jest

- Panuj ciemnoci. On pynie pod wod, nie odnajd go, chobym kry po jeziorze a do rana. Nie zdoam wyjecha z wody, bo drugi brzeg jest za stromy i zaronity drzewami. Ldem droga jest bardzo okrna. A moe i on ma samochd? Dopadnie go i ucieknie. Zajlimy si nieprzytomnym

panem Kury. Wynielimy go z dki, doktor zastosowa sztuczne oddychanie. Do dugo cucilimy nieszcznika. rodek zastosowany przez czowieka-ab fatalnie na niego podziaa. Po ocuceniu wymiotowa kilkakrotnie i rozbolaa go gowa. Te dolegliwoci sprawiy, e niewiele zdoalimy uzyska wyjanie. - Przysigam, e nie wiem, dlaczego ten potwr chcia mnie porwa - jcza Kuryo. - Moe i on,

podobnie jak Fryderyk, myli, e kryj jak tajemnic? Moe chce si dowiedzie, gdzie jest jeszcze jedna szachownica? Oczywicie nikt z nas nie wierzy tym wyjanieniom. Byo dla nas jasne, e Kuryo posiada jednak jak tajemnic. - A jeli to Fryderyk jest czowiekiem-ab? - zapytaem gono. - Nikt oprcz niego nie wiedzia, e wybieramy si na nocleg nad Jezioro abie. - Pan zawsze chce oczerni Fryderyka - burkna Zenobia.

Po jej sowach wpadem w tak zo, e niemal krzyczaem na ni. - Nieche pani przestanie udawa gupi g! Robi to pani nieudolnie! Przecie nikt nie wierzy w pani mio do Fryderyka. Tak samo dobrze, jak i my, wie pani, e to zwyky gangster. Dziwnie zareagowaa Zenobia ma mj wybuch gniewu. Zamiast obrazi si, wzruszya ramionami i odrzeka potulnie: - Czemu pan tak na mnie krzyczy? - Bo le pani odgrywa swoj rol

- odrzekem tumic gniew. Doktor by szczerze zdumiony. - Przepraszam, ale jak odgrywa pani Zenobia? rol

- Jak? Udaje g zakochan w gangsterze. - Ciociu, och, ciociu dezaprobat szepna Kasia. z

Tym razem Zenobia zareagowaa inaczej. Tupna nog. - Cicho, smarkata! I ty te si w to wtrcasz?

A potem niespodziewanie dla nas wszystkich wykrcia si na picie i pobiega do namiotu. - Nieadnie pan postpuje, panie Tomaszu - pokrci gow doktor. To taka pikna kobieta, a pan jej dokucza... Machnem bezradnie rk i poszedem do wehikuu. Pooyem si na rozoonych siedzeniach. Przecie by to dopiero rodek nocy, naleao si wyspa. Inni te poszli w moje lady. Pan Kuryo, ktry poczu si ju zupenie dobrze, zay proszek od blu gowy

i zaszy si w namiocie. Po kilkunastu minutach obz ogarna cisza nocna. Nie wydawao si prawdopodobne, aby czowiek-aba jeszcze raz prbowa napaci. Zapewne szuka teraz drogi ucieczki z tej okolicy.

Po wydarzeniach, ktre zabray nam dobry kawaek nocy, obudzilimy si bardzo pno. Doktor poszed do namiotu pana Kuryy, aby sprawdzi, jak si czuje po przykrej przygodzie, i stwierdzi, e pacjent... znikn.

To znaczy nie tyle znikn, ile po prostu zabra swoje rzeczy i odszed pozostawiajc w namiocie list nastpujcej treci:

Moi Drodzy! Wybaczcie mi, e odszedem bez poegnania, ale musiaem tak zrobi, poniewa jestem pewien, e potwr, ktry na mnie napad, ledzi nasz obz i obserwuje kady nasz krok. Zdecydowaem si czmychn po cichu, korzystajc z nocnych ciemnoci. Uciekem za dlatego, e po tym, co on zrobi

dzisiejszej nocy, zdolny jest do tego, aby nastpnej mnie zamordowa, a ycie mi jeszcze mie. Nie wiem, czego on chce ode mnie, jego postpowanie jest dla mnie rwnie tajemnicze, jak i dla was. Ale jedno wiem: musz ucieka przed nim. Dlatego rezygnuj z rozwizania zagadki i wracam do domu. Z t dodatkow szachownic nie okamaem was, jedcie tam, a przekonacie si, e mwiem prawd. Bagam was, nie dajcie pozna po sobie, e mnie ju nie ma wrd was, bo ten wariat zapewne wci was obserwuje. Jedyna moja nadzieja, e on

pojedzie do Czarnego w lad za wami i dziki temu bd mg spokojnie odjecha do domu, bo on zgubi mj trop. ycz wam wszystkiego najlepszego, zrzekam si stanowiska prezesa. JAN KURYO

- I co teraz zrobimy? - kpico zapytaa Zenobia. - Bg z nim - rzek doktor - niech sobie idzie w spokoju. Obawiam si jednak, e czowiek-aba nie da si wyprowadzi w pole. Zdoa

odnale Kury, a wwczas kto wie, czy nasz byy prezes nie poauje, e nie jest razem z nami. - Zgadzam si z panem powiedziaem przegldajc atlas samochodowy i szukajc na nim leniczwki o nazwie Czarne. - Nam za nie pozostaje nic innego, jak obejrze jednak dodatkow szachownic. Przewiduj, e zajmie to czas do poudnia. Potem ruszamy na Polan, do mauzoleum. - Ja chc wraca do Jasienia owiadczya Zenobia. - Mam wyej uszu tych bezsensownych podry. Pojechaam na wycieczk tylko ze

wzgldu na Fryderyka, a teraz pragn wrci do swego domku nad jeziorem. Zastanowiem si chwil. - Jeli pan doktor wyrazi zgod, moglibymy speni pani yczenie. Panie doktorze - zwrciem si do ojca Tella. - Czy nie zechciaby pan odwie do Jasienia pani Zenobi, Kasi oraz pani Hild? - A ja tam po co? - zdziwia si Hilda. - Ja chc zobaczy t szachownic w Czarnem. Odprowadziem j na bok i

zaczem tumaczy: - Musz wiedzie, kto jest czowiekiem-ab: Fryderyk czy Klaus. Doktor odwiezie pani do paacu w Jasieniu, zamwi pani rozmow telefoniczn z redakcj, w ktrej pracuje Klaus, i uda pani, e chce z nim rozmawia. Jeli Klaus podejdzie do telefonu, zrezygnuje pani z rozmowy. Ale my bdziemy wiedzieli, e on przebywa w Niemczech, a wic czowiekiemab jest Fryderyk. Doktor zaczeka na pani, a nastpnie przywiezie na Polan, gdzie my bdziemy na was czeka. Chyba ma pani do mnie na tyle zaufania, aby powierzy mi

obejrzenie tej szachownicy. - Mam do pana cakowite zaufanie i zrobi to, co pan uwaa za suszne - powiedziaa Hilda. Doktor zgodzi si odwie Zenobi, Kasi i Hild, chopcy za mieli wraz ze mn jecha wehikuem do Kuryowej szachownicy. Lecz raptem wyonia si trudno: Kasia rykna paczem i owiadczya Zenobii, e jest zachwycona nasz wycieczk, bo przeywamy cigle jakie nowe przygody, a w Jasieniu czekaj j nudy. Ciocia jedzi wci do kawiarni, a ona pozostaje sama z

Sebastianem. Poruszeni paczem dziewczynki poprosilimy Zenobi, aby pozostawia nam Kasi i Sebastiana. Chopcy okazali si wielkimi dentelmenami i przyrzekli Zenobii swoj opiek nad Kasi. Rzecz jasna opiek zagwarantowaem rwnie i ja. Poinformowaem Zenobi, e nastpn noc spdzimy na Polanie w pobliu mauzoleum, a jeli nasze badania grobowca nie przynios rezultatu, powrcimy do Jasienia. W kadym razie Zenobia wiedziaa, gdzie nas szuka, i gdyby zasza

potrzeba, moga przyjecha do nas swoim motocyklem. Umwilimy si z doktorem i Hild, e spotkamy si o pitej po poudniu na drodze w ssiedztwie kamienioomu. Poegnalimy si i rozjechalimy w rne strony. Jeli - jak napisa w swym licie pan Kuryo - tajemniczy osobnik ledzi kady nasz krok, to narobilimy mu teraz wielkiego kopotu. Musia wybra, czy uda si w lad za wehikuem, czy te za wartburgiem, bo przecie nie mg wiedzie, e pan Kuryo znikn przed witem i nie odjecha adnym

z tych samochodw. Przyszo miaa pokaza, co wybra tajemniczy przeladowca.

Rozdzia pitnasty JESZCZE JEDNA SZACHOWNICA POWTRNA WIZYTA W GROBOWCU ZAGADKA ROZWIZANA KTO UKRAD PAMITNIK? BYSKAWICZNA Z WARSZAW NOC NA POLANIE

Bya druga po poudniu, gdy dotarlimy wreszcie do znajdujcych si w gbi lasu zabudowa leniczwki Czarne. Uprzejmy leniczy pozwoli pozostawi wehiku na podwrku

pod opiek dwch ogromnych psw i wskaza nam len droyn, ktra prowadzia do kamienia z szachownic. Po przejciu okoo siedmiuset metrw mielimy trafi na star porb i tam wanie, na jej skraju, sta wielki gaz granitowy, a na nim wyryta bya szachownica. - Jestem tu leniczym od dwudziestu lat - zwierza si nam ale jak dotd nikt nie interesowa si t szachownic. Tylko ja zastanawiaem si czasem, po co wyryto w znak na kamieniu. Nie pytaem o to jednak nikogo, bo w okolicznych wsiach za lasem

mieszka ludno, ktra przybya zza Bugu i z Rzeszowszczyzny, nikt wic i tak nie umiaby mi wytumaczy tej sprawy. - Wic oprcz pana nikt waciwie nie wie o tej szachownicy stwierdziem. - Ano, tak wychodzi - przytakn leniczy. - Wprawdzie ludzie z okolicznych wsi chodz do lasu po chrust i na grzyby, ale nie syszaem, eby kto zainteresowa si tym znakiem. Bo przecie przede wszystkim zapytaby mnie o t szachownic. Jestem tu gospodarzem i odpowiadam za

teren. - Wyjani panu, skd si wzi w znak na kamieniu powiedziaem. - Przed pierwsz wojn wiatow cz tego lasu naleaa do Haubitzw, ktrzy swj najwikszy majtek i paac mieli w Jasieniu nad jeziorem. Na kracach swoich posiadoci ustawiali kamienie z szachownicami, poniewa szachownic mieli w herbie. Po pierwszej wojnie wiatowej sprzedali te lasy, ale nikomu z nich ani te nowemu wacicielowi zapewne nie przyszo na myl zetrze szachownic z kamienia granicznego. I tak

pozostao do dzi. Poegnawszy pomaszerowalimy las. leniczego, ciek przez

- Nie dziwi si - odezwaem si do swoich modych towarzyszy - e ani do pani Hildy, ani te do nikogo z polskiej ekipy ledczej nie dotara wiadomo o tej szachownicy. Czarne ley o szmat drogi od Jasienia, a te lasy Haubitzowie sprzedali prawie pidziesit lat temu. - A jednak pan Kuryo wpad na jego trop - rzek Sokole Oko.

- I to go moim zdaniem demaskuje. Pan Kuryo, ktry na krok nie opuszcza Jasienia, uzyska wiadomo, jakiej nie potrafia zdoby specjalna ekipa poszukiwawcza, ruchliwa i majca wielkie moliwoci. Nie wierz w tego rodzaju przypadki. Nie wierz, aby pan Kuryo, idc na spacer do Topielca albo na piwo do gospody w Jasieniu, otrzyma informacj o szachownicy odlegej o prawie szedziesit kilometrw, gdy jednoczenie w Jasieniu dziaaa ekspedycja poszukujca informacji w tej sprawie. - A kto mg mu powiedzie o

szachownicy? - Haubitz - odparem bez namysu - lub raczej jego wysannik, czyli Klaus. Tylko Haubitz mg posiada a tak doskonae informacje o wszystkich dawnych i obecnych majtnociach rodowych, a take o wszystkich szachownicach. Jest wicej ni pewne, e wysyajc tu swego przedstawiciela powiedzia mu: Nie wiem, gdzie mj ojciec schowa pamitnik. Jeli jednak chodzi o szachownice, to s one w nastpujcych miejscach, i tam niech pan szuka skrytki z pamitnikiem. Wysannik Haubitza, a wszystko wskazuje na to, e by

nim Klaus, sam szuka nie mg, bo by cigle obserwowany przez Hild, Webera i ludzi z polskiej ekipy. Zwiza si wic z kim, kogo by moe pozna dopiero tutaj albo zna nieco wczeniej, z okresu swej okupacyjnej dziaalnoci w policji kryminalnej. Przez chwil szlimy w milczeniu. - Ju wiem! - krzyknem radonie. - Wiem, po co Klaus jedzi do Topielca. Spotyka si tam ze swoim wsppracownikiem, omawia z nim sytuacj, udziela rad i wskazwek. Stao si to szczeglnie wane, gdy

zadecydowano o powrocie do Niemiec, i Klaus, dla zmylenia podejrze, postanowi wraca z Weberem. A z kim si spotyka w Topielcu? - Z panem Kury - powiedziaa Kasia. - Przecie Sebastian odnalaz go ukrytego w ruinach myna. - Tak, Kasiu. Kuryo twierdzi, e ukry si w ruinach, aby nas ledzi, bo obawia si, e jestemy niemieckimi szpiegami. Prawda jest taka, e on tam schowa si przed nami, aby nikt nie domyli si, e spotyka si w Topielcu z Klausem.

- Lecz dlaczego przysta do naszego Zwizku? - zapyta Tell. Dlaczego nie szuka na wasn rk? - Ach, robi i to. Wesp z Klausem penetrowa noc ruiny obserwatorium, zniszczy pytki na kominku, obejrza kamie graniczny w Topielcu. Lecz pamitnika nie znalaz. Dalsze jednak poszukiwania byy o wiele trudniejsze, mogy bowiem wzbudzi podejrzenia. Pamitacie, jakie s na przykad trudnoci z otrzymaniem klucza do grobowca Haubitza? Przewodniczcy gromadzkiej rady narodowej zadaby od Kuryy

dowodu osobistego, zapisaby imi, nazwisko, adres, a kto wie, czy w ogle daby mu ten klucz. Oczywicie Kuryo mgby si wama do grobowca, ale to straszny tchrz. Takie wamanie zreszt wzbudzioby podejrzenie wadz. Jednym sowem, nasz prezesunio przewidywa szereg trudnoci zwizanych z poszukiwaniami. A tu nagle wyonia si sprawa naszego Zwizku i wynikna decyzja Hildy kontynuowania poszukiwa. Kuryo ochoczo przyczy si do nas, zosta naszym prezesem, gdy dawao mu to dwie moliwoci: obserwowania

swoich przeciwnikw nie budzc ich podejrze oraz udziau w oficjalnych poszukiwaniach wesp z Hild. Wyobraam sobie, jak radonie zaciera rce Klaus, gdy dowiedzia si od Kuryy o naszym Zwizku. Odjecha do Niemiec ze spokojnym sercem. A Kuryo? Warto pamita, e nasz prezes to wielki pyszaek, a to ma pewne znaczenie w tej sprawie. On uwaa siebie za najsprytniejszego czowieka na wiecie. By pewien, e gdy trafi na trop zagadki, potrafi nas wykiwa. Co te chyba si i stao. - Wic pan sdzi, e on ju znalaz pamitnik? - przerazi si

Tell. - Tego nie powiedziaem. Lecz przypuszczam, e wie, gdzie jest pamitnik. W przeciwnym razie nie powiedziaby nam o szachownicy w Czarnem. On wie, e tu nie ma pamitnika. Bo wie, e pamitnik jest gdzie indziej. Nas wysa tutaj, a sam poszed po pamitnik. - To dlaczego my idziemy tutaj, a nie za nim? - zawoaa naiwnie Kasia. - Dokd, Kasiu, mamy pj? Czy wiesz, dokd poszed Kuryo? zapytaem.

- Na pocieszenie - dodaem po chwili - pozostaje nam jeszcze Fryderyk i tajemniczy przeladowca Kuryy. Wszystko wskazuje, e to jedna i ta sama osoba. Teraz moemy si ju domyla, dlaczego Kuryo by przeladowany. Tajemniczy napastnik chcia od niego wydrze nie informacje o jeszcze jednej szachownicy, ale zapragn wiedzie, gdzie jest pamitnik. W zwizku z tym jedno mnie jeszcze zastanawia: jeli Fryderyk jest tajemniczym przeladowc, to w jakiej chwili i kiedy zdoby pewno, e Kuryo wie o miejscu ukrycia pamitnika.

Bo w przeciwnym razie nie groziby mu pistoletem, nie usiowaby go porwa. Ale i na to pytanie nikt z nas nie znalaz odpowiedzi. - Niewykluczone zreszt - rzekem - e Kuryo odszed od nas nie po to, aby pj po pamitnik, ale aby, tak jak napisa w swym licie, uwolni si od przeladowcy i skierowa go na faszywy trop, czyli puci w lad za nami. Znalelimy si na skraju porby poronitej krzakami jeyn. Chopcy rozbiegli si na wszystkie strony i

po chwili Sokole Oko przywoa nas do siebie wskazujc duy, zapadnity w ziemi gaz narzutowy. Na jego pnocnej stronie widnia, czciowo pokryty zielonym mchem, wyrany znak szachownicy. Stao si dla nas oczywiste, e tak nieduy przedmiot, jak pamitnik, zabezpieczony w jakim elaznym lub drewnianym pudle, mg zosta zakopany w najbliszym ssiedztwie kamienia. Naleao wic starannie przekopa cay teren, lecz tego rodzaju czynno musiaaby nam

zaj przynajmniej cay dzie lub nawet dwa dni. Miaem niemal pewno, e Kuryo dziaa w porozumieniu z wysannikiem Konrada von Haubitz. Wskazujc nam miejsce, gdzie znajdowaa si jeszcze jedna szachownica, postpi on jak gracz szachowy, ktry podstawi figur, aby znale si w korzystniejszej pozycji. Traci, aby zyska. I moe chcia wanie zyska na czasie? Gdybymy zdecydowali si kopa wok kamienia, korzystna dla niego ilo czasu zwikszaaby si wielokrotnie.

- Jedziemy do mauzoleum powiedziaem do chopcw i Kasi. Wrcilimy do wehikuu i pomknlimy w stron Myliborza. Tam zjedlimy obiad, a za kwadrans pita zatrzymaem wehiku w umwionym miejscu u stp Polany. Doktor i Hilda przybyli z pgodzinnym opnieniem. W krtkich sowach Hilda zdaa mi relacj ze swego pobytu w Jasieniu. - Prawie pi godzin czekaam na poczenie telefoniczne. Wreszcie jednak dodzwoniam si do redakcji

Klausa. Sekretarka owiadczya mi, e pan Klaus wanie przed chwil wyjecha. Zapytaam, kiedy wrci, i otrzymaam odpowied, e wyjecha na kilka dni za granic. Nie chciaa powiedzie dokd. - Herr Klaus jest w drodze do Polski - stwierdziem. - Moje przewidywania, aczkolwiek z opnieniem, jednak sprawdzaj si. Doktor mia nieco wicej opowiadania. do

- Pani Hilda czekaa na poczenie telefoniczne, a ja odwiozem

Zenobi do orodka campingowego. Od kierownika orodka dowiedziaem si, e Kuryo jeszcze nie wrci, ale musi wrci, gdy w domku pozostawi wiele swoich rzeczy. Nastpnie podjechaem pod kawiarni paacow. Na tarasie siedzia Fryderyk i popija napj cytrynowy. Ja si z nim nie pokciem, mnie on nie wymyla, tak jak panu, panie Tomaszu, wic jak gdyby nigdy nic dosiadem si do niego i duszy czas rozmawialimy o rnych sprawach oglnej natury, o cenach, kopotach turystw w rnych krajach itp. Poinformowaem go, e jego namiot

jest ju w domku pani Zenobii i moe go zaraz odebra. Wkrtce nadesza Zenobia. Bardzo si ucieszya na widok Fryderyka i oczywicie dosiada si do nas. Och, jak si do niego wdziczya, jak szczebiotaa. - Czy wyszczebiotaa ucieczce Kuryy? mu o

- Nie. Natomiast powiedziaa o odkryciu jeszcze jednej szachownicy. Namawiaa Fryderyka, aby nie chowa w sercu urazy i przyczy si do naszej wycieczki. Zachcaa go, eby jeszcze dzi wieczr pojecha z ni na Polan,

gdzie zamierzamy nocowa i gdzie ona powinna przyjecha, poniewa tam bdzie Kasia. Powiedziaa mu rwnie, e chcemy powtrnie przeszuka grobowiec. - I co na to Fryderyk? Obojtnie przyj te wiadomoci. Odrzek jej, e sprawa tajemniczej szachownicy przestaa go obchodzi. Postanowi jutro wyjecha do Jugosawii. Zenobia zaproponowaa mu wsplne spdzenie wieczoru na tacach w wietlicy paacowej, bo tam mia by tak zwany wieczorek zapoznawczy dla nowo przybyych

goci. Fryderyk odmwi, tumaczc si zmczeniem. Zenobia wydawaa si zrozpaczona. - Zmczeniem? - wzruszyem ramionami. - To przecie mczyzna silny jak tur. Jestem przekonany, e Fryderyk czeka w Jasieniu na Kury. Czyha tam na niego jak pajk w sieci na tust much. Zamierza wydusi z niego tajemnic miejsca ukrycia pamitnika. T tajemnic jednak zachowuje Kuryo dla Klausa, ktry ju jest w drodze do Polski. - Pan sdzi, e Kuryo zna to miejsce? - zdziwia si Hilda.

Wtedy opowiedziaem jej i doktorowi o swoich podejrzeniach co do roli i postpowania naszego byego prezesa. Moje wywody wyday si im logiczne i suszne. - Wic co powinnimy zrobi w tej sytuacji? - zastanawiaa si Hilda. - Nic - odrzekem ku ich zdumieniu. - Przecie to s tylko przypuszczenia. Nie dysponujemy adnymi dowodami przeciw Kurylle. Nie pozostaje nam nic innego, jak zgodnie z planem ponownie przeszuka mauzoleum. A jeli to nie da podanych rezultatw, jutro pojedziemy do Jasienia i pani,

panno Hildo, sprbuje skontaktowa si telefonicznie z kim z ekipy ledczej. Powiadomi ich pani o naszych podejrzeniach zwizanych z osob Kuryy, a take o powrocie Klausa. Ju oni bd wiedzieli, co dalej robi. A teraz na gr, do grobowca. Samochody, dobrze zamknite, zdecydowalimy pozostawi na noc w kamienioomie, a sami wraz z namiotami, piworami i kuchni polow postanowilimy wdrapa si na Polan i zanocowa w najbliszym ssiedztwie grobowca, eby mie czas na staranne zbadanie jego wntrza.

Objuczeni sprztem campingowym pomaszerowalimy wsk ciek, skrajem kamienioomu, potem weszlimy w las bukowy. Dotarlimy do mauzoleum i tutaj rozdzielilimy midzy siebie zadania. Chopcy, doktor i Kasia wzili si do rozstawiania namiotw, a ja i Hilda podjlimy si przeszukania grobowca. Dug chwil mozoliem si z zardzewia kdk na drzwiach. Wreszcie udao mi si otworzy mauzoleum. Stanem na progu i mimo

pmroku zalegajcego wntrze grobowca natychmiast zobaczyem co, co napenio mnie gniewem, gorycz i zoci. - A niech to wszyscy wezm! - zawoaem gono. diabli

Nadbieg doktor, chopcy i Kasia. - Co si stao? - zapytaa Hilda. - Pani si pyta, co si stao? odparem ze zoci. Zapaliem latark elektryczn, aby usun pmrok z grobowca.

- Spjrzcie na t cian wyjaniem powd swego wzburzenia. - S tam cztery dziury po rubach, ktre w tym miejscu kiedy przytrzymyway jak tablic. Wanie tu zapewne wisiaa pyta nagrobkowa z imieniem i nazwiskiem, dat urodzenia i zgonu oraz... No, z czym jeszcze? zapytaem. - Z herbem - odpowiedzia Tell. - Tak, z herbem Haubitzw, a wic z szachownic. A teraz spjrzcie poniej, na posadzk. W tym miejscu brakuje czterech kafelkw. Zamiast nich wida lady

gipsu. Przyjrzyjcie si. Niedawno kto wyduba ten gips scyzorykiem. Czy widzicie odcinity w dolnej warstwie gipsu lad? Tu by pamitnik, moi kochani, w metalowej kasecie. Tu lea pamitnik Konrada von Haubitz, ktry zabra nasz prezes, Kuryo. Hilda, doktor, Kasia i chopcy suchali mnie jak oniemiali. Zrobiem kilka krokw po wntrzu grobowca i rozgarnem nog kup starego mchu. Ukazaa si nam biaa od gipsu elazna kasetka. Podniosem j i otworzyem. Bya pusta.

- Jak to si stao? Kiedy? powtarzaa zrozpaczona Hilda. Uderzyem si doni w piersi. - To moja wina. Byem lepy i miaem chyba otpiay umys, bo nie zwrciem uwagi na te dziury po tablicy nagrobkowej. Och, czemu nie pomylaem, e na tej tablicy musia rwnie widnie herb Haubitzw, a w nim szachownica. Kuryo mia jednak t wyszo nad nami, e posiada dodatkowe informacje od Klausa, czyli wprost od Haubitza. Powiedziano mu: w obserwatorium s dwie szachownice, po jednej - na

kociele w Jasieniu, na kamieniu w Topielcu, na kamieniu w Czarnem, na kocioach w Dolsku i w Lubiechowie Grnym. A trzy szachownice znajduj si w grobowcu Hermanna von Haubitz. I gdy Kuryo wszed tutaj razem z nami, natychmiast stwierdzi, e w mauzoleum widzi tylko dwie, a nie trzy szachownice. Gdzie jest trzecia? Oczywicie, domyli si, e bya ona na pycie nagrobkowej, ktr kto ukrad. Spojrza na posadzk pod miejscem, gdzie wisiaa pyta, i zauway, e zamiast czterech kafelkw jest gips, ktry zszarza i nie odbija od ta

posadzki. Johannowi von Haubitz atwo byo wyj kafelki, wyduba pod nimi dziur, woy kasetk z pamitnikiem, a potem zala j gipsem. Wystarczyo, e przywiz tutaj niedu torb z gipsem i troch wody. W cigu p godziny mg sporzdzi ca skrytk. I nie wicej ni kwadrans potrzebowa Kuryo, aby wydoby pamitnik. Przypomnijcie sobie, e przebywa tutaj prawie trzy kwadranse. Kasetk ukry pod mchem, a pamitnik schowa za pazuch i, gniewajc si na nas za pozostawienie w grobowcu, zasiad w moim samochodzie. Kuryo jest

geniuszem! - zawoaem. - Ale nie gorszy od niego okaza si Fryderyk. Nabra on podejrze wobec Kuryy ju chyba po fakcie odnalezienia go w mynie Topielec i upewni si w podejrzeniach, gdy Kuryo pozosta na wiey kocielnej. Potem Kuryo zawieruszy si ponownie i wtedy Fryderyk zdecydowa si sprawdzi przyczyn tego faktu. Pamitacie, on sam ofiarowa si pj do grobowca i uwolni Kury. Poszlicie jednak ca gromadk, chopcy, doktor, Fryderyk i Zenobia... - Tak byo - podj wtek doktor. - Tell otworzy drzwi, Kuryo

wyszed z mauzoleum i zacz na nas krzycze, a my go przepraszalimy. Jedyn osob, ktra jeszcze raz wesza do mauzoleum po opuszczeniu go przez Kury, by wanie Fryderyk. Nie zwracalimy na to uwagi, zajci przebagiwaniem Kuryy. Teraz przypominam sobie, e Fryderyk zabawi w grobowcu nawet kilka minut, to ja wywoaem go stamtd. Tell zamkn kdk i wsplnie wracalimy do samochodu. Przypominam sobie, e Fryderyk szed z nami milczcy i zamylony... - Tak, ma pan racj powiedziaem. - Zapewne Kuryo

zamaskowa resztkami mchu wykruszony gips i ukry w mchu pust kaset. Ale przecie Fryderykowi wystarczyo par razy rozgarn nog mech na posadzce, aby odkry dziur i znale kaset. Co mg jednak uczyni w tej sytuacji? Gdyby podnis alarm, odebralibymy Kurylle pamitnik i oddalibymy go pani Hildzie. Fryderyk postpi inaczej i to jest koronnym dowodem, e nie by nigdy naszym sprzymierzecem, lecz szuka pamitnika na wasn rk. - Ciekawe, z czyjego polecenia? zastanawiaa si Hilda.

- Nie mam pojcia - stwierdziem. - Wiemy tylko, e przemilcza swoje spostrzeenie i zdecydowa si czeka na najblisz okazj, aby zabra Kurylle pamitnik. Na grze zamkowej w Moryniu znalaz si nareszcie sam na sam z prezesem i pod grob pistoletu zada wydania pamitnika. Moe przeraony prezes zgodzi si, lecz potem rozmyli i rankiem uciek z obozu? Z mojej winy pogo za nim nie udaa si Fryderykowi, ktry tym rozwcieczony popdzi do Jasienia, aby tam rozprawi si z Kury. Wkrtce przekona si, e zosta oszukany, i wtedy sprbowa

porwa Kury z naszego obozu, aby zmusi go do wydania pamitnika. Nie wiedzia przecie, gdzie Kuryo przechowuje pamitnik. I tym razem nie udao si to Fryderykowi. Postanowi wic zaczeka na niego w Jasieniu. A Kuryo? Czu si wrd nas bezpieczny, dopki nie usysza, e pragn wrci do mauzoleum i jeszcze raz je przeszuka. Domyla si, e odkryjemy w grobowcu lady jego dziaalnoci, odnajdziemy kaset i dowiemy si o jego roli. Chcia odwlec t chwil i zdradzi nam informacj o jeszcze jednej szachownicy. A sam wynis si

cichaczem z obozu, zapewne take i w tym celu, aby zmyli przeladujcego go Fryderyka. Jestem pewien, e w tej chwili Kuryo siedzi gdzie w ukryciu i czeka na przyjazd Klausa, z ktrym by ju uprzednio umwiony. Doktor zacz drepta w miejscu, peen niepokoju i niecierpliwoci. - Prosz pastwa! - zawoa. - W takiej sytuacji kada minuta jest droga. Musimy schwyta Kury i odebra mu pamitnik. Kada minuta moe by bezcenna. Rbmy co, dziaajmy! Klaus nadjedzie tu najdalej jutro rano. Kuryo wrczy

mu pamitnik, a wtedy wszystko przepado. - Popiech jest zym doradc zmitygowaem doktora. - Czy sdzi pan, doktorze, e Kuryo nosi pamitnik w kieszeni lub pod pach? Co bdzie, jeli schwytany przez nas Kuryo wyprze si wszystkiego i stwierdzi, e nie znalaz pamitnika? Co bdzie, jeli rewizja u Kuryy nie da nam pamitnika? Sposzymy ptaszkw i Klaus wrci z niczym do Niemiec. Ale gdy sprawa przycichnie, skontaktuje si znowu z Kury i przyjedzie do Polski po raz trzeci. Nasz prezes wydobdzie wwczas z

ukrycia pamitnik i dobije targu. - Wic co pan radzi zrobi? - Nic. To znaczy niezupenie nic. Przede wszystkim nie wolno nam da pozna po sobie, e znamy prawd. Doktor, chopcy i Kasia pozostan w obozie koo mauzoleum, a ja z pani Hild pojad natychmiast do Jasienia. Pani Hilda skontaktuje si telefonicznie z kierownikiem polskiej ekipy ledczej, przedstawi mu sytuacj, a oni ju bd wiedzieli, jak postpi z Kury. Trzeba umoliwi Klausowi i Kurylle spotkanie i dopiero wtedy wkroczy

do akcji. Naley schwyta ich na gorcym uczynku przekazywania sobie pamitnika, bo to jest jedyna szansa, aby ten pamitnik dosta si w nasze rce. Wic ja odwioz do Jasienia pani Hild, a potem wrcimy na Polan. Zgoda? - Tak jest - przytakna Hilda. Po kilku minutach siedzielimy ju w wozie. By wieczr, pora szarego zmierzchu. Zapaliem wiata reflektorw i na penym gazie ruszyem szos do Jasienia. Klaus wyjecha do Polski dopiero po

poudniu i przeby musia prawie cae Niemcy Zachodnie, a pniej Niemieck Republik Demokratyczn. Byo oczywiste, e po drodze zechce gdzie nocowa, a wic nie mg przejecha polskiej granicy wczeniej ni jutro rano. Zdawaem sobie spraw, e niewiele czasu pozostanie polskim wadzom do zorganizowania puapki, w ktr wpadnie Klaus i Kuryo. Dlatego mia jednak racj doktor, gdy powiedzia, e kada minuta jest cenna. - Skd bya ta ekipa ledcza? Z Warszawy? - zapytaem.

- Tak. Kierownik tej ekipy pozostawi mi swj warszawski subowy numer telefonu i powiedzia, e gdyby nasuny mi si jakie nowe spostrzeenia w zwizku ze spraw pamitnika, to mog w kadej chwili telefonicznie skontaktowa si z nim. Wyznaj, e mam troch do nich pretensji: mogli i oni domyli si, e Klaus nawiza tu jakie kontakty, znalaz pomocnika i zleci mu dalsze poszukiwania. Dlaczego zgodzili si na nasz rezygnacj z poszukiwa i wyjazd do Niemiec? - Zapewne wpadli na ten sam co i ja pomys, ale moe wanie na

rk bya im wasza rezygnacja, wyjazd i spokj wok tej sprawy, gdy wanie to mogo omieli wysannika Haubitza do podjcia dziaalnoci. Jestem pewien, e wiedz o kadym naszym kroku, obserwuj take naszych przeciwnikw i wcz si do akcji we waciwej chwili. Lecz mimo tej pewnoci trzeba ich poinformowa o niebezpiecznej sytuacji. - A Fryderyk? Jak pan sdzi, kim on jest? - Proces we Frankfurcie wzbudzi do due zainteresowanie w rnych rodowiskach. Kto wie, czy

spraw pamitnika nie zainteresowa si wywiad ktrego z wielkich mocarstw. Czytaem kiedy wspomnienia jednego z funkcjonariuszy wywiadu brytyjskiego. Pisa on, e caymi latami skrupulatnie zbierali kompromitujce wiadomoci o rnego rodzaju dziaaczach politycznych w rnych krajach, aby wycign je na st w odpowiedniej chwili. I pod grob publicznego skandalu czynili z nich posuszne sobie narzdzia. Moe jaki wywiad chce mie Haubitza w swoim rku i do tego potrzebny jest pamitnik? Czy osoba Fryderyka nie

wydaje si pani podejrzana? Ten jego pywajcy po wodzie, silny jak czog samochd, strj do nurkowania, pistolet gazowy, chloroform, jego inteligencja, urok osobisty... Nie dokoczylimy rozmowy. W wietle reflektorw zobaczyem pierwsze domki wsi Jasie. Przejechaem obok kocioa i skrciem pod paac nad jeziorem. Hilda wyskoczya z wehikuu i czym prdzej pobiega do swego pokoju, skd zamierzaa zamwi byskawiczn rozmow z Warszaw. A ja wstpiem do kawiarni

paacowej, ale nie zastaem tam ani Fryderyka, ani Zenobii. Wrd wozw parkujcych koo paacu nie byo take ogromnego, forda ze szwajcarskimi numerami rejestracyjnymi. W recepcji zapytaem o Fryderyka i otrzymaem zdumiewajc odpowied: - Pan Fryderyk Braun zwolni swj pokj i wyjecha przed wieczorem. - Czy nie wiadomo dokd? - Nie pytalimy. Wspomnia co o Jugosawii...

Wsiadem do wehikuu i pojechaem do orodka wypoczynkowego po drugiej stronie jeziora. Zapukaem do domku Zenobii. Nikt jednak mi nie otworzy, w pobliu domku nie znalazem straszliwego motocykla. Zapukaem do domku Kuryy, ale i tu rwnie nikt nie otworzy. Poszedem wic do kierownika orodka. - Pyta pan o pana Kury? Owszem, przed dwiema godzinami wanie powrci z wycieczki, zabra swoje rzeczy i zwolni domek. Spieszy si na autobus do Wrocawia.

Nie mogem opanowa wzrastajcego we mnie niepokoju. Zdarzenia rozwijay si w sposb dla mnie niezrozumiay. Wrciem do paacu i pobiegem do pokoju Hildy. Wanie skoczya rozmow z Warszaw. Tak zwane poczenie byskawiczne kosztuje dziesi razy droej ni normalne, lecz w tej sprawie nie naleao by oszczdnym. - I co? I co? - pytaem z niepokojem. - Tak jak pan przewidywa, odpowiedziano mi, e wiedz o moich dalszych poszukiwaniach

pamitnika. Maj pene informacje w tej sprawie i trzymaj rk na pulsie. - Trzymaj rk na pulsie? Tak si wyrazili? - ucieszyem si. - Tak. I powiedziano mi jeszcze, e oni wiedz rwnie o zamierzonym przez Klausa powrocie do Polski. Otrzymali sygna, e Klaus znowu poprosi o zezwolenie na wjazd do Polski i otrzyma je. - Chwaa Bogu - odetchnem z ulg. - Nakazali mi spokj i rozwag.

Poprosili, abym robia to, co do tej pory. To znaczy: poszukiwaa pamitnika. - W takim razie wracamy na Polan - zadecydowaem. - Wkrtce bdziemy znowu w kamienioomie, a potem wrd przyjaci, ktrzy tam chyba umieraj z niepokoju. W godzin pniej drapalimy si w ciemnociach na szczyt Polany, gdzie w najbliszym ssiedztwie mauzoleum Haubitza bielay w mroku trzy namioty. Doktor, chopcy i Kasia jeszcze nie spali. Okazao si, e czekaj na nas z przygotowan kolacj. Jedzc

powtrzylimy im tre rozmowy telefonicznej oraz podzielilimy si wszystkimi naszymi przypuszczeniami. - A wic nasza rola ju skoczona - stwierdzi doktor. - Zapewne bd obserwowa Klausa od chwili, gdy przekroczy polsk granic. Umoliwi mu spotkanie z Kury i aresztuj ich w momencie, gdy bd sobie przekazywa pamitnik. Tell by oburzony. - To tak?! - zawoa. - To my tyle si napracowalimy, naszukalimy, a oni teraz przyjd na gotowe? I

nawet nas nie zaprosz na najciekawszy moment w tej sprawie? Wiewirka nayka si gazu z pistoletu Klausa, a nie bdzie wiadkiem schwytania obuzw? - A Sebastian? On te nayka si gazu - przypomniaa Kasia. - Przekonacie si - przepowiada Sokole Oko - oni nawet nie podzikuj nam za udzia w tych wydarzeniach. - Tak jest, nawet nam nie podzikuj - przytakn Wiewirka. - Jeszcze powiedz, e im

utrudnialimy dziaalno. Hilda zaprotestowaa. - Jeli otrzymam pamitnik, w najwikszych niemieckich gazetach ogosz podzikowanie dla was. - Naprawd? Tak pani zrobi? ucieszy si Tell. - Ja wolabym w polskich - rzek bezczelnie Wiewirka. Bo przynajmniej chopaki w szkole dowiedz si o moich przygodach. Nie uwierz, jeli im sam opowiem. - Dobrze. Przel podzikowanie i

do polskich gazet - zgodzia si Hilda. Pozwoliem niemia, lecz uwag: sobie chyba zrobi rzeczow

- A tymczasem pamitnik jest jak przysowiowy wrbel na dachu. Wydaje mi si, e dzielicie skr na niedwiedziu, ktrego jeszcze nie upolowano. Chopcy zakopotali si. Nastao milczenie. Doktor spojrza na zegarek. - Jedenasta. Czy nie sdzicie, e

ju naley i spa? Sokole Oko westchn: - A jednak to wielka szkoda, e nasza rola si skoczya... - Spa, spa, spa - nawoywa doktor zaganiajc chopcw do namiotu. Wyznaj, e i mnie byo nijako. Nie dlatego, e skoczya si jeszcze jedna wspaniaa przygoda. Przykra bya mi wiadomo, e koczya si bez naszego udziau. Wyobraaem sobie, e to my odnajdziemy pamitnik i z dumnymi

minami wrczymy go Hildzie. A tymczasem miao si to sta gdzie poza nami, w nie znanej nam sytuacji, w ktrej nie bdziemy nawet biernymi wiadkami. I tej nocy na Polanie kadlimy si spa z cikimi sercami, sdzc, e kto inny napisze zakoczenie historii rozpocztej w harcerskiej Ksidze strachw. Och, jake bylimy naiwni...

Rozdzia szesnasty KOGO ZWSZY SEBASTIAN? NOCNA WYPRAWA DO LASU GRONY NAPASTNIK W POGONI ZA ZODZIEJAMI WIEWIRKA OKAZUJE SI GRYZONIEM ZENOBIA CORAZ BARDZIEJ PODEJRZANA ROZMYLANIA

Nadchodzia burza. Leelimy ju w namiotach (w jednym ja z doktorem, w drugim Hilda z Kasi, a w trzecim chopcy), gdy usyszelimy jej guchy pomruk. By

to odgos podobny do usuwania si kamiennej lawiny po stromym zboczu. Potem, w miar zbliania si burzy, guche dudnienie miao coraz rzadsze przerwy, wydawa si mogo, e nocujemy w pobliu ogromnego wulkanu. Doktor spa smacznie mimo oskotu, mnie jednak sen uciek z powiek. Po jakim czasie stwierdziem, e burza przechodzi bokiem. Lecz i wwczas nie zasnem, tylko suchaem wci jej basowego gosu. Zreszt moe na chwil nawet i pogryem si w sen, cienki i delikatny jak pajczyna. Wyranie jednak

usyszaem dwa krtkie szczeknicia Sebastiana, ktry spa w namiocie Hildy i Kasi. Nasz namiot by nie zasznurowany. Po cichutku wysunem si z niego i natychmiast przenikn mnie lodowaty chd nocy. Cofnem rk do namiotu i wymacaem sweter, ktry nacignem na siebie. Obz okrywaa noc. Bya mroczna, ale widoczny by czarny skraj otaczajcego nas lasu. oskot dalekiej burzy przycich na krtko, po chwili jednak znowu ozwao si guche dudnienie grzmotw.

Pochaniao ono wszystkie szelesty, ktre zazwyczaj syszy si w letni noc w pobliu lasu. Sebastian nie zaszczeka wicej i da znak ycia dopiero, gdy znalazem si w najbliszym ssiedztwie namiotu Kasi. Gwizdnem cicho i, o dziwo! Sebastian, ten sybaryta, piecuch i wygodnicki, jak liszka wypezn z namiotu przez pozostawion dla niego szpark. Jak kady jamnik, lubi przechodzi pod niskimi sprztami, przeciska si przez rnego rodzaju szpary. Merdajc swym szczurzym ogonem dotkn mnie wilgotnym nosem.

Spodziewaem si, e nocny chd natychmiast zapdzi go do ciepego legowiska. Kasia musiaa co wieczr stacza z nim walki - z tak si pcha si do piwora. Lecz tym razem pies nie wrci do namiotu. Przykucn przy moich nogach i zacz wietrzy, wcigajc ze wistem powietrze nadpywajce od strony szczytu: Moe czuje jakie dzikie zwierz kryjce si w lesie? pomylaem. Sebastian wci wietrzy i wietrzy, jak gdyby smakujc zapach nocnego powietrza. Wreszcie zaskomli cichutko.

Zrobiem trzy kroki w kierunku lasu. Sebastian podnis si i poszed za mn. Kie licho? pomylaem. I zatrzymaem si. Wtedy pies rwnie przystan. Z namiotu wychylia si gwka Kasi. - Co si stao? Dlaczego pan nie pi? - spytaa mnie szeptem. Przykucnem i powiedziaem jej do ucha: - Robi nocny obchd obozu. Zabierz Sebastiana i zamknij go w namiocie. Pta si pod nogami i

przeszkadza. Zabierz go i kad si spa. Schwyciem Sebastiana i podaem go dziewczynce. Posusznie zasznurowaa szczelnie namiot, eby pies nie mg si znowu wymkn. Byem rad, e uwolniem si od towarzystwa psa. Chciaem pozna przyczyn niezwykego zachowania si Sebastiana, ale baem si, e on moe mi to utrudni. Zamierzaem obej cay obz, a pies mg nagle podnie harmider i wszystkich pobudzi.

Ostronie ominem namiot harcerzy. Byo w nim cicho, zapewne chopcy spali smacznie, koysani dalekimi odgosami burzy. Zrobiem jeszcze kilkanacie krokw i dosignem lasu. Teraz naleao wzmc uwag. Drog zagradzay niewidoczne w ciemnociach gazie, wystarczyo otrze si o nie, a sprawiay szelest, ktrego nie guszyy nawet grzmoty. Zanim zagbiem si w las, obejrzaem si za siebie, na polan i rozstawione na niej namioty. Hen, daleko, w mrokach nocy pobyskiwao i jak gdyby z potnej piersi dobywa si pomruk, znw

bliszy i goniejszy. A wic burza powracaa w t okolic. Minem ciek zbiegajc po stoku gry a do kamienioomu i wszedem do lasu. Raz po raz noga moja zsuwaa si do wykrotu wysanego suchymi limi, co powodowao gony szmer. Raz po raz potykaem si o pie przewrconego drzewa, o twarz moj ocieray si nisko rosnce gazie. Wwczas przystawaem i nasuchiwaem, czy wywoany przeze mnie szmer nie wyposzy tego co z ciemnoci i gstwiny.

Raz po raz te wydawao mi si, e przed sob dostrzegam przyczajon posta. Niekiedy dusz chwil trwao, zanim uwiadomiem sobie, e to tylko dwa rosnce przy sobie drzewa upodobniy si do sylwetki ludzkiej, a samotny jaowiec przypomina przykucnitego niedwiedzia. Burza bya wci bliej i bliej. Ju nad moj gow czarne chmury pkay od zygzakw byskawic, a grzmot piorunw niemal ogusza. Dwukrotnie zerwa si silny podmuch wiatru i rozkoysa drzewa, wypeniajc br gonym szumem lici. Wtedy to

przyspieszyem kroku i szedem mielej, wiedzc, e szelest wywoany moimi krokami zaguszaj odgosy wiatru i burzy. Ale po chwili znowu wiatr ucich, tylko gromy grzechotay nad Polan. Nagle niebieska byskawica rozdara niebo i zobaczyem przed sob niewielk polank. Jeszcze jedna byskawica i dojrzaem posta ludzk... Kilkoma susami, kryjc si za pniami drzew, dopadem skraju polanki. Tajemnicza osoba poprawia na

sobie paszcz i wolno posza ciek w t stron, gdzie lea nasz obz. Ucieszyo mnie to. Jeszcze chwila i bdzie musiaa przej tu obok mnie, ukrytego za pniem grubego buka. A wtedy?... Nie miaem pojcia, co wtedy zrobi. Byem przecie bezbronny, a tajemniczy kto mg by uzbrojony choby w lask. Zreszt nie byo adnych podstaw, aby sdzi, e w osobnik mia wrogie zamiary. Mg to by samotny turysta, ktry zabka si na Polan. Tajemnicza posta zbliaa si.

Jeszcze krok i minie mnie w odlegoci wycignitego ramienia. Tak bardzo pragnem, aby w tym momencie znowu bysno. Lecz tym razem szczcie mi nie sprzyjao. Osobnik przeszed obok, twarzy jego nie zdoaem zobaczy. Szed szybko, coraz szybciej i rozpyn si w ciemnociach. Pobiegem za nim stpajc na palcach. cieka skrcaa raptownie obok wielkiego krzaka. Otarem si o niego prawym ramieniem, a potem potknem o wystajcy z ziemi korze. Potknicie byo tak niespodziewane, e jak dugi przewrciem si na ziemi.

Chciaem zerwa si na nogi, ale co cikiego spado mi na plecy, czyje kolana przygnioty mi opatki, a czyje rce w silnym ucisku ujy moje donie. Tajemniczy osobnik siedzia mi na karku i przygwada do ziemi. Ogromnym wysikiem wygiem plecy w uk i staraem si podcign pod siebie kolana. Udao mi si to. Odbiem si nimi od ziemi i przekoziokowaem wraz z przeciwnikiem przyczepionym do mnie jak kleszcz. Przyday si umiejtnoci nabyte przy wiczeniach dudo, sztuka upadania w przd i w ty.

Ale i mj napastnik zna dudo. Wczepi si domi w moj szyj, stosujc klasyczny chwyt, majcy spowodowa u mnie utrat tchu. Zgi si, aby zwyciy przypomniaem sobie nauki Akyamy. Przekoziokowalimy razem i po chwili on znowu tkwi mi na karku i dusi. Przechyliem tuw do przodu i zwrciem gow w lewo pod ramionami napastnika. Kontynuowaem obrt i zmusiem go do zlunienia ucisku. Wtedy zapaem go za nadgarstki. Jeszcze silny ruch tuowiem i tym razem to

ja przygniataem go sob. Poczuem znajomy przyjemny zapach perfum. Pachncy loczek wosw askota mnie w nos. - Zenobia - powiedziaem, puszczajc jej donie. Po chwili stalimy obok siebie, dyszc ze zmczenia. - Bandyta! - syczaa Zenobia. Napada pan noc w lesie na samotne i bezbronne kobiety. - To pani na mnie napada tumaczyem si, zaskoczony spotkaniem z dziewczyn.

- Musiaam si broni. A to znaczy atakowa. Widziaam, jak przyczai si pan za drzewem. Wywabiam pana na ciek... - Co pani tu robi? W nocy? Wzruszya ramionami. - Umawialimy si przecie, e przyjad do was. I do Kasi. Ale w tych ciemnociach nie umiaam trafi do obozu. Podrapaem si w gow. - Zapewne chodzia pani w ssiedztwie obozu, bo Sebastian

pani zwszy. Nie zauwaya pani namiotw obok mauzoleum? - Przecie nie kryabym si w lesie podczas burzy - burkna. Zerwa si wicher, rozszumia si las. Pazury byskawic rozdzieray czarn powok nisko suncych chmur. Zenobia zdawaa si z niepokojem nasuchiwa narastajcego szumu wiatru. - Gdzie jest pan Fryderyk? zapytaem.

- Wyjecha. - Do Jugosawii? - Nie wiem. Nie pytaam go o to. Szum narasta. Krople deszczu zaczy uderza w licie. - Chodmy do namiotw. Prdzej, bo zmokniemy - chwyciem Zenobi za okcie. Ku mojemu zdumieniu dziewczyna ani drgna. Jak gdyby nic jej nie obchodzia ulewa. - No, chodmy. Zmokniemy -

powtrzyem. - Cicho - burkna. I staa dalej nieruchomo, nasuchujc. Ulewa ogarna nas zalewajc potokami wody. nagle,

W jednej chwili bylimy zmoknici. Mj sweter nasikn wilgoci jak gbka, paszcz Zenobii sta si liski jak skra wa. Zenobia nie miaa nic na gowie. Ani chustki, ani kaptura. Jej wosy zamieniy si w ociekajce wod strki. A ona wci staa w potokach deszczu i nasuchiwaa.

- Co si pani stao? - zapytaem. Raptem poprzez szum wiatru i deszczu usyszelimy krzyk. A raczej woanie. Dochodzio od strony, gdzie stay nasze namioty. - Tam!... Tam pobiegli!... ap ich, trzymaj!... Rozpoznaem gosy przyjaci, harcerzy. swoich

W naszym obozie dziao si co niepokojcego. Tym razem nie trzeba byo Zenobii zachca. Pierwsza pobiega

ciek w stron, skd dolatyway woania. Wielkimi susami pdziem obok niej. Przebieglimy dwa zakrty cieki i gosy harcerzy stay si wyraniejsze. - Chopaki, szukajcie w tamtych krzakach... Tam si schowali! rozpoznaem rozkazujcy gos Tella. Ulewa urwaa si, ale wzmg si wiatr. Napiera na nas, rozkoysa korony drzew i strzsa deszcz z lici. omot wiatru znowu zaguszy

woanie chopcw. Biegnc, niemal wpadlimy na nich. Zabysy trzy latarki elektryczne. - Pan Samochodzik! I pani Zenobia? - chopcy byli zdumieni co najmniej tak samo, jak ja, gdy w walczcym ze mn napastniku odkryem dziewczyn. - Co si stao? Kogo szukacie po lesie? - Zenobia zadawaa pytania ostrym gosem, wymuszajcym natychmiastow odpowied. - Kto zakrad si do naszego namiotu. Ugryzem go w rk -

powiedzia z dum Wiewirka. - Ugryze go? - parsknem miechem. Mj miech obrazi chopca. - A co miaem zrobi? Pogaska go po rce? Tell rzeczowo wyjanienie: uzupeni

- Kto chcia zakra si do naszego namiotu. Przeci noem ptno i wsadzi rk. Wtedy Wiewirka ugryz go. Tamten krzykn i wyszarpn rk z namiotu. Wybieglimy i

zobaczylimy, e dwch ludzi ucieka do lasu. Popdzilimy za nimi, ale bya burza, ulewa i wiatr. Zdoali nam umkn... - Chyba nie uciekli daleko. Moglibymy ich poszuka proponowa Sokole Oko. Rozejrzaem si po nocnym i mokrym od deszczu lesie, w ktrym szala zimny wiatr. Chopcy ubrani byli w pidamy, ja miaem na sobie przemoknity sweter i mokre spodnie od pidamy. Wracamy zadecydowaem. do obozu - W lesie na

Polanie potrafi si ukry cay puk. Na skraju obozu spotkalimy doktora, Hild i Kasi. Wymachujcy radonie ogonem Sebastian rzuci si wita Zenobi. Znowu nastaa duga chwila wyjanie, pyta i odpowiedzi, bo przecie nie tylko sprawa ze zodziejami, ale i niespodziewane zjawienie si Zenobii budzio zdumienie. Wziem od Tella latark elektryczn i poszedem do namiotu chopcw. Mwili prawd: namiot by rozcity w przedniej czci, w

pobliu drzwi, a wic tam, gdzie zazwyczaj picy maj nogi, a na kawaku wolnej przestrzeni trzymaj plecaki. A wic chcieli ukra plecaki doszedem do wniosku i wrciem do swoich przyjaci, ktrzy w dalszym cigu komentowali nocn przygod. - Zodzieje sdzili, e burza bdzie im bardzo pomocna - mwi Tell. - Zaguszy ich kroki i rozcinanie ptna. Ale wanie burza staa si ich najwikszym wrogiem. Obudziy nas grzmoty i pioruny. Nikt z nas nie spa. Leelimy jednak cichutko,

mylc, e drugi pi. Nagle ptno namiotu troch ugio si i rozleg si chrobot rozcinanego materiau. Potem do namiotu wsuna si czyja rka. Wiewirka, niewiele mylc, capn j zbami... Zimny wiatr coraz bardziej dawa si nam we znaki. Naleao pomyle o ukryciu si w namiotach. - Czy zmieszcz si u was? Zenobia zapytaa Hild i Kasi. - Ale tak - ucieszya si Kasia. Przecie to jest namiot trzyosobowy.

Doktor zastanawia si gono: - Ciekawy jestem, dlaczego zodziejaszki usioway zakra si do chopcw, a nie, na przykad, do mojego namiotu? - Bo nasz namiot stoi najbliej lasu - odpowiedzia Sokole Oko. Wszystkich zadowolia ta odpowied, bardzo zreszt rozsdna. Powiedzielimy sobie dobranoc, cho byo ju po pnocy, i zaczlimy rozchodzi si do namiotw. Jeszcze na krtk chwil

znalazem Zenobi.

si

sam

na

sam

Powiedziaem do niej: - Pani wiedziaa, e kto zakrada si do naszego obozu. Tam, w lesie, nie chciaa si pani ruszy z miejsca. Nasuchiwaa pani, jak gdyby czekajc na wydarzenia, ktre potem nastpiy. Parskna miechem. - Pan zupenie oszala. Czyby podejrzewa mnie pan o zmow ze zodziejami?

I odesza do namiotu Hildy i Kasi. Byem skonsternowany. Rzeczywicie, jako trudno byo wyobrazi sobie Zenobi w spce z ludmi okradajcymi turystw. Zodzieje ci zreszt nie mieli pojcia, e plecaki w namiocie kryj rzeczy o tak maej wartoci koszulki i slipki, puszki z resztkami ywnoci, blaszane kubki i naczynia kuchenne - w przeciwnym razie nie usiowaliby dokona kradziey. Powlokem si do swego namiotu. Przebraem si w such bielizn, powiedziaem doktorowi dobranoc. Udawaem, e jestem

bardzo picy, aby w zupenym spokoju przemyle wydarzenia nie tylko tej, ale i poprzedniej nocy. Ju zasypiaem, gdy nagle w mej gowie pojawia si myl tak absurdalna, e a rozemiaem si cichutko. Lecz po chwili myl ta mi ucieka, zagubia si w mocnym pokrzepiajcym nie.

Rozdzia siedemnasty CO OTRZYMALIMY ZAMIAST BANANOWEGO KOMPOTU PODSUCHANA ROZMOWA NAPAD Z 24 UJAWNIA SI POCIESZAM KURY NA PUNKCIE GRANICZNYM GDZIE JEST PAMITNIK? ZAKOCZENIE PRZYGD

Nad ranem Polan otoczya gsta mga, a wraz z ni przenikliwy zib zakrad si do naszych namiotw. Obudzilimy si w kwanych

humorach, nie byo si czym umy, bo wody, ktr wczoraj przynielimy na gr, starczyo zaledwie na kaw do niadania. Nie widzielimy dalej ni na trzy metry, nie mielimy si gdzie schroni przed wilgotnym oparem. W tej biaej wacie zaledwie majaczy skraj lasu i tylko rysowaa si sylwetka mauzoleum. Stok wzgrza opada stromo w d i nikn w mgle, tak e wydawao si - dalej jest ju przepa bez dna. Czegokolwiek dotknlimy si, wszystko byo wilgotne, jak gdyby polizane mokrym ozorem. Z

niechci pakowalimy do workw wilgotne piwory, zwijalimy mokre materace i ociekajce wod ptna namiotw. Wreszcie zebralimy si wok szumicej wesoo maszynki gazowej, na ktrej gotowaa si pachnca przyjemnie kawa. Na duym talerzu leay pokrojone przez Hild kromki chleba z miodem. Po zjedzeniu niadania zamierzalimy zej do samochodw, a potem wrci do Jasienia. - Ciekaw jestem - odezwa si Tell - czy ci, co odbior Kurylle pamitnik Haubitzw, zechc nam wyjani wszystkie tajemnicze

sprawy. - Nie byo adnych tajemniczych spraw - powiedziaem ocierajc twarz z mokrego oparu mgy. Wszystko jest dzi jasne i oczywiste. Klaus, ktry przyjecha do Polski wraz z pani Hild i Weberem, znalaz pomocnika w osobie Kuryy. Nocami obydwaj penetrowali ruiny obserwatorium i na nich to natkn si Wiewirka, gdy poszlicie do ruin. Bali si, e o nocnych gociach w obserwatorium rozpowiecie na lewo i prawo, co mogo obudzi podejrzenia w polskiej ekipie ledczej. Dlatego zdecydowali si unieszkodliwi

Wiewirk przy pomocy pistoletu gazowego. W kilka dni pniej i ja przyjechaem do Jasienia. Ale wwczas pani Hilda i Weber postanowili ju wraca do Niemiec, poniewa poszukiwania okazay si bezowocne. Tego samego dnia przyby do Jasienia Fryderyk i oczywicie poszed noc do obserwatorium, aby rozejrze si za szachownicami. Zaczem go ledzi i dlatego obezwadni mnie chloroformem. Nie chcia zosta zidentyfikowany, ale ciekaw by, kto go ledzi. A dalszy cig jest rwnie prosty. Polska ekipa odjechaa do Warszawy. Weber i

Klaus wrcili do Niemiec, poszukiwaniami mia zaj si z polecenia Klausa nasz prezesunio, Kuryo. Zorganizowalimy Zwizek Tajemniczej Szachownicy i rozpoczlimy podr, ktra bya na rk Kurylle i Fryderykowi. Pniej Fryderyk stwierdzi, e Kuryo odnalaz pamitnik, i postanowi mu go odebra na grze zamkowej. Usiowa dokona porwania nad Jeziorem abim. Kuryo zawiadomi Klausa, e ma pamitnik, albo te ju uprzednio umwi z nim termin i miejsce przyszego spotkania. Klaus znowu jedzie do Polski. Nakryje ich nasz kontrwywiad, a wwczas

pamitnik znajdzie si w rkach pani Hildy. - Albo si nie znajdzie - burkna Zenobia. Pan Tomasz wyeliminowa z gry osob Fryderyka. Wtpi jednak, czy on sam da si tak atwo pomin. - Fryderyk odjecha do Jugosawii - rzekem. - Tak? - Zenobia udaa zdumienie. - Razem z Kury? - Jak to: razem z Kury? A tak. Wczoraj wieczorem

widziaam jadcego forda. Wz prowadzi Fryderyk, a obok niego siedzia prezes Kuryo. Zapaem si za gow. - To znaczy, e Fryderykowi udao si dopa Kury. No tak, Kuryo powrci do Jasienia po swoje rzeczy, a tam czyha na niego Fryderyk. I zabra go wraz z pamitnikiem. Dokd pojechali? - Tego, niestety, nie wiem mrukna Zenobia. - Wprawdzie popdziam za nimi motocyklem, ale wz Fryderyka jest niezwykle szybki. Wydaje mi si, e jechali w

stron Polany. - Tutaj? Po co? - zawoali chopcy. Przypomniaem sobie nasze obozowisko nad Jeziorem abim. Przypomniaem sobie przecite yletk ptno namiotu... I ju wiedziaem! Ach, co za ulga! Odetchnem gboko, jak gdybym dokona jakiej ogromnej wspinaczki. Rozemiaem si gono jak wariat. W ten sposb objawio si ustpujce we mnie napicie nerwowe. Nie mogem powstrzyma

si i stumi miechu. Chichotaem jak szaleniec, dostrzegajc coraz bardziej zdumione miny chopcw, Kasi, doktora i Zenobii. - Co si panu stao? - zaniepokoi si doktor. Odetchnem jeszcze gbiej. Raz i drugi. Stumiem miech. - Wiewirka - zwrciem si do chopcw - czy nie sdzisz, e pora ju poczstowa nas swoj niespodziank? Jak dugo zamierzasz j nosi w plecaku? To ju koniec naszej wycieczki. Jutro pani Hilda pojedzie do Berlina, pani

Zenobia i Kasia powrc do Warszawy, a i my popieszymy do domu. Zabierzesz z sob rwnie i niespodziank? - Pan Tomasz ma racj. Otwieraj puszk! Zjemy teraz to, co w niej trzymasz - rozkaza Tell. - Jeli si nie zepsuo - doda Sokole Oko. Wiewirka chwyci swj plecak i wycign z niego oklejon plastrami puszk. - Przepraszam was, ale ja zupenie zapomniaem o swojej

niespodziance zawstydzony.

tumaczy plastry

si na

Szybko oderwa puszce. I otworzy j.

- Boe drogi! - jkna Hilda. - Och! - westchna Zenobia. - Och! - powtrzya Kasia. - O, rany! - wrzasn Sokole Oko. - A to ci heca - powiedzia Tell. - Nie do wiary - wyjka doktor. Tylko Wiewirka by tak

zdumiony, e nie wyda z siebie gosu. Sign po puszk i wyj z niej skrzane okadki kryjce w sobie dwa pokanej gruboci bruliony. Okadki miay wycinite litery, ongi chyba zote, a teraz wyblake, tawe. Ukaday si one w sowa:

Konrad von Haubitz MEMOIREN

Pierwszy

zdoaem

ochon

zdobyem si na wesoy ton: - Pikn niespodziank miae dla nas, Wiewirko. Co tu ukrywa, niezwyka to niespodzianka. Wiewirka spojrza na mnie szeroko otwartymi oczami. Podobnie otwarte byy jego usta. - A gdzie moja czekolada? Pudeko z bananowym kompotem? Cztery paczki herbatnikw? W tej puszce miaem te gum do ucia, torebk z mitowymi cukierkami, pudeko z marmoladkami... - O jej, jzyk mi ucieka -

westchna Kasia. - I co si z tym stao? - zakoczy Wiewirka. Sokole Oko domylnie pokiwa gow. - Smakoyki Wiewirki zjad pan Kuryo. A my mamy pamitnik Haubitza. Tell tumaczy Wiewirce: - Ty jeszcze nic nie rozumiesz? Pamitasz wieczr nad Jeziorem abim? Zobaczye u pana Kuryy puszk oklejon plastrami i zrobie

to samo. A potem Sokole Oko zacz porzdkowa zapasy ywnoci i wtedy zamieni puszki. Hilda gorczkowo przerzucaa stronice brulionu. Byy one zapisane wyranym gotyckim pismem. Tu i wdzie wklejono fotografi. Jeden rzut oka wystarczy, aby si upewni, e jest to autentyczny pamitnik Konrada von Haubitz. - Oto i on - Hilda wskazaa fotografi eleganckiego oficera. - Mam nadziej - odezwaa si Zenobia - e ten pamitnik wystarczy, aby Haubitz zawdrowa

na aw oskaronych. Doktor wrzasn, jak gdyby nagle obudzi si ze snu: - Rozumiem! Ju wszystko rozumiem! Wczoraj wieczorem Fryderyk nareszcie dosta w swoje rce Kury. Przeraony prezesunio wrczy Fryderykowi puszk z pamitnikiem. I wtedy okazao si, e zamiast pamitnika w puszce s czekoladki i kompot bananowy... - Moe stao si to ju wczeniej powiedziaem. - Moe Kuryo natychmiast po rozstaniu si z nami zajrza do puszki i stwierdzi, e

puszki zamieniono. W innej sytuacji zapewne mgby do nas wrci i po prostu powiedzie: zamieniono puszki, zwrcie mi moj. Uczynilibymy to nie zagldajc do wntrza. Ale my wtedy ju pojechalimy do leniczwki Czarne, a potem na Polan, do grobowca Haubitza. Kuryo zdawa sobie spraw, e zauwaymy otwart skrytk, znajdziemy kaset i domylimy si, kto nas wykiwa. Jedyna nadzieja, jaka mu pozostaa, to moliwo, e nie otworzymy puszki-niespodzianki, a on podstpnie bdzie mg j nam odebra. Gdy wpad w rce

Fryderyka, oczywicie powiedzia mu, co si wydarzyo. I obydwaj tej nocy usiowali wykra puszk z namiotu chopcw... Urwaem. Wydawao mi si, e za krat w oknie grobowca migna mi czyja twarz. - Tam... tam... - wyjkaem. Kto tam jest i podsuchuje... Zenobia, doktor, chopcy, Kasia i Hilda porwali si ze swoich miejsc i rzucili si w stron mauzoleum. Ale ci, co si w nim kryli, uprzedzili ich. Zanim chopcy dobiegli do grobowca, usyszaem skrzyp drzwi i

dwa cienie przepady w mgle. - Trzymaj! ap ich! - krzyczeli chopcy. Rozpocza si teraz szalecza gonitwa po stoku wzgrza. Z gstej mgy dobiegy mnie okrzyki chopcw, pisk Kasi, woanie doktora. Syszaem naszczekiwania Sebastiana. Przede mn na otwarta puszka z Haubitza. Zachowuj ziemi leaa pamitnikiem bardzo

si

nieostronie - pomylaem. - Z tej puszki nie wolno spuszcza oka. Zamknem puszk i znowu starannie okleiem j plastrem... Pierwsza wrcia Hilda. - Och, Boe, pozostawiam pamitnik! - zawoaa. Odetchna z ulg, gdy wrczyem jej zamknit puszk. - A te dwa typy znikny nam w lesie. Jest taka mga, e wasnego nosa nie wida. - Niech si pani z t puszk nie rozstaje. Obawiam si, e czeka nas jeszcze wiele kopotw - ostrzegem

Hild. Z nieudanej pogoni powrcia Zenobia, Kasia, doktor i chopcy. Przybieg take i Sebastian, ktry t gonitw uwaa za wietn zabaw i wesoo merda ogonem. - To byli Fryderyk i Kuryo - rzek Tell. - Nie rozpoznaem ich w mgle, ale to mogli by tylko oni. Przytaknem, powiedzia: a doktor

- Zdaje si, e czeka nas niewesoy powrt do samochodu. Te ajdaki sprbuj wykorzysta

mg, eby odebra nam pamitnik. Uwaam, e powinnimy natychmiast std wyruszy, zanim nie ochon po ucieczce i nie wymyl jakiej puapki. - A moe zaczekamy, a mga opadnie? - zaproponowaa Zenobia. - A jeli mga nie opadnie a do wieczora? - odrzek jej doktor. - Musimy by bardzo ostroni. Fryderyk ma pistolet gazowy przypomnia Sokole Oko. Wiewirka lekcewaco machn rk.

- Raz ju yknem tego gazu. Nie boj si. Dajcie mi puszk, ja j bd nis. - Nie. Ja j wezm - odezwaa si Zenobia. Chopcy podnieli protestacyjny: wrzask

- Nie, nie zgadzamy si, aby puszk niosa pani Zenobia! Kady, tylko nie pani Zenobia! Zenobia uja si pod boki. - A dlaczeg to ja nie mam jej nie? - spytaa zowrogo.

Chopcy zaczerwienili si. Nie mieli miaoci powiedzie jej, co myl. - Bo... bo... pani jest podejrzana wyrzuci z siebie Sokole Oko. - Tak - podchwyci Tell. - Przez cay czas zachowywaa si pani bardzo podejrzanie. Trzymaa pani stron Fryderyka. Kasia o mao si nie rozbeczaa. - Jestecie wstrtni! Wstrtne chopaki! Moja ciocia nigdy nie bya podejrzana! Nigdy, nigdy, nigdy! woaa.

Zenobia pogaskaa j po gowie. - Uspokj si, Kasiu. Nie chc, ebym niosa? Nie, to nie. Tylko eby potem nie aowali... Hilda ucia dyskusj: Ja wezm puszk z pamitnikiem, a pan doktor i pan Tomasz bd moj asyst i konwojem. Wy take - umiechna si do chopcw, na co oni z powag kiwnli gowami. Przyjechaam do Polski po pamitnik, a skoro znalaz si on ju w moich rkach, nie mog go nikomu oddawa. Uwaam, e jeli

kto si powinien naraa w tej sprawie, to wanie ja. Tym bardziej e mam z Haubitzem i prywatne porachunki. Zakomenderowaem: - W drog, prosz pastwa! Podjlimy z ziemi nasze bagae - namioty i piwory, uformowalimy si w kolumn. Na przodzie szed doktor i Kasia, potem Hilda w otoczeniu chopcw. Ja z Zenobia zamykalimy pochd, ktrego centrum stanowia Hilda z puszk. Nad Polan zatrzymaa si chyba

ogromna chmura. Mga jeszcze bardziej zgstniaa, nie widziao si dalej ni na dwa kroki. Wkrtce te straciem z oczu czoo naszego pochodu, doktora i Kasi. Jedyne co widziaem, to plecy Sokolego Oka i posta Hildy. Dwaj pozostali chopcy zaledwie rysowali mi si we mgle. - Czy nie za duo pan ryzykuje? odezwaa si idca obok mnie Zenobia. - Sdzi ryzyko? pani, e jest jakie

- To pan powinien by wzi

puszk z pamitnikiem. Co bdzie, jeli na Hild napadn? - Wprawdzie niesiemy cikie bagae, ale w kadej chwili moemy je porzuci, aby obroni Hild. Zreszt, skd ta pewno, e odwa si napa? - Czy pan wie, kim jest Fryderyk? Czy zdaje sobie pan spraw, czego mona si po nim spodziewa? Umiechnem si. - Wiem. Jest to czowiek piekielnie odwany i diablo sprytny. Odczuwam dla niego podziw, gdy

pomyl, ze przez ten cay czas nie zrobi nic takiego, co mogoby sta si dowodem przeciw niemu. Przypuszczam te, e jego paszport szwajcarski jest, niestety, autentyczny, o co postarali si jego mocodawcy. Jak mu dowie, e by czowiekiem-ab i usiowa porwa Kury? Jak mu udowodni, e obezwadni mnie chloroformem? Albo e na Polanie usiowa wykra plecaki z namiotu chopcw? Albo e strzela z pistoletu gazowego do Sebastiana? Wanie dzisiaj mamy ostatni szans schwytania go na gorcym uczynku. - Chce mi pan wmwi, e jedyny

bd, jaki popeni, polega na tym, e nie doceni sprytu pana Samochodzika? - Wodzi mnie za nos jak smarkacza. Wyobraam sobie, jak szydzi ze mnie, jednoczenie okazujc mi przerne uprzejmoci... Urwaem. Poliznem si na botnistej i stromej ciece. Fiknem koza i zjechaem kilka metrw w d. Zjedajc podciem nogi Sokolego Oka, ktry rwnie fikn koza i pocz si zsuwa w d. On podci z kolei nogi schodzcej niej Hildzie.

Niemka krzykna i przewracajc si wypucia z rki pudeko z pamitnikiem, ktre zaczo zjeda po mokrej od mgy ciece. Biay tuman wypeniy nawoywania i okrzyki. Syszaem gos doktora spieszcego na pomoc Hildzie, zaszczeka Sebastian. Wrzeszczeli chopcy, cigajcy pudeko z pamitnikiem. Moje nogi nareszcie znalazy oparcie o lecy na zboczu kamie. Byem obocony i potuczony, wok siebie widziaem tylko mg. Usiowaem podnie si z mokrej

trawy, gdy jaka potna sia zwalia mnie z ng. Kto przewrci mnie i zbieg w d. Fryderyk! - przemkno mi przez mzg okropne podejrzenie. Zerwaem si z ziemi i znowu kto przewrci mnie, z ogromnym rozpdem spadajc na mnie z gry. Przebieg lizgajc si na trawie i botnistej ciece. Trzy wystrzay z pistoletu jak ostre uderzenie bicza przeszyy mg. Poderwaem si i na eb, na szyj

poleciaem w d, w przepa zakryt biaym tumanem. Pitami zaryem w ziemi tu obok Zenobii. Dziewczyna trzymaa w doni pistolet i strzelaa z niego. - Co pani wyrabia! - wrzasnem. - W tej mgle postrzeli pani ktrego z naszych! - Strzelam na postrach powiedziaa. - I co pan teraz zrobi? Mia ich pan zapa na gorcym uczynku. W mgle zamajaczyy chopcw i doktora. sylwetki

- O, tam, tam uciekli, w d. Z puszk... - rozpacza Wiewirka. Obok mnie Hilda zjedaa na butach po trawie. Bieglimy w d raz po raz przewracajc si i koziokujc. Przecie to wszystko nie trwao duej ni kilka minut, napastnicy nie mogli uciec daleko. Jeli nie na zboczu, to powinnimy dogoni ich w kamienioomie lub na szosie. Zsuwaem si po trawie na zamanie karku, nieczuy na upadki i potuczenia. Syszaem za sob sapania chopcw, zachcajce

okrzyki doktora, Sebastiana.

naszczekiwanie

Nareszcie znalazem si na dole, obok stojcych w kamienioomie samochodw. Wyskoczyem na drog, aby rozejrze si, czy gdzie w pobliu nie zobacz forda, bo przecie Fryderyk chyba przyjecha tu swoim wozem. W chwil pniej zobaczyem Zenobi. Przebiega obok mnie i jak pantera rzucia si w przydrone krzaki. Zakotowao si tam, a po minucie Zenobia wycigna z krzakw pana Kury. Trzymaa go za konierz marynarki, jak myliwy trzyma za uszy upolowanego zajca.

Wyprowadzia go na rodek drogi i potrzsajc za kark, krzyczaa: - Gdzie jest Fryderyk?! Gdzie jest Fryderyk?! O, jake aosny widok przedstawia nasz dumny prezes! Potrzsany przez Zenobi, raptem jak dziecko zacz piciami wyciera oczy, rozmazujc brud na policzkach. - To zbj, bandyta, gangster! Zostawi mnie i uciek! Ja nie jestem niczemu winien. Zostawi mnie tu i uciek z moj puszk! Pewnie uciek samochodem do

granicy niemieckiej tumaczy Zenobii.

paczliwie

Pucia nieszcznika, ktry zatoczy si i klapn w wielk kau bota. Powiedziaem z trudem tumic miech: Pani Zenobio, dogonimy Fryderyka, zanim zdoa przekroczy granic. Mj wehiku nie jest gorszy od forda. A myl nawet, e okae si szybszy. Zenobia prychna pogardliwie. - Moe pan teraz nie swj wehiku na plecach. Niech pan raczy

zerkn na samochody. Odwrciem si i spojrzaem na nasze wozy. A mi si gorco zrobio. Wszystkie cztery koa wehikuu i wartburga miay wypuszczone powietrze i stay jak w rozdeptanych kaloszach. Zdaem sobie spraw, e przynajmniej godzina upynie, zanim bd nadaway si do dalszej jazdy. A Zenobia przesza kilka krokw drog i znowu wesza w krzaki, skd wyprowadzia swj straszliwy motocykl. Potem z jakiego miejsca w swym motocyklu wysuna anten i zacza manipulowa

gakami radiostacji wewntrz przyczepy.

ukrytej

- Niech pan zajmie si swoim wozem - odezwaa si do mnie, nie chcc, abym sysza tre meldunku, ktry zamierzaa nada. Odchodzc do wehikuu syszaem, jak woaa do nadajnika: - Tu Z 24... Z 24... Z 24... Tymczasem zeszli z gry Hilda, doktor i chopcy objuczeni naszymi bagaami, ktre pozbierali na stoku Polany. Otoczyli pana Kury i pomogli mu wygramoli si z

kauy. - I co teraz bdzie? Co teraz zrobimy? - rozpaczliwie pyta Wiewirka. - Nie martwcie si - rzekem. Zanim Fryderyk dopadnie granicy i zaatwi formalnoci celnopaszportowe, zdoamy napeni powietrzem gumy i dogonimy go. Wic do roboty! Wyjlimy pompki samochodowe. Na szczcie wentyle tkwiy w koach. Wystarczyo wic tylko nadmucha gumy.

Usyszelimy haas zapuszczanego silnika w motocyklu Zenobii. Podjechaa do nas i przekrzykujc oskot silnika, zawoaa do mnie: - Niech pan zaopiekuje si Kury i zabierze go z sob do granicy w wiecku! Tam zajm si nim odpowiednie wadze! - Jestem Kuryo. niewinny pisn

- Cicho! - wrzasna na niego Zenobia. - A co do pamitnika, panie Samochodzik, to na ten temat jeszcze pogadamy. Czy pan mnie

ju nigdy nie przestanie uwaa za idiotk? Chciaem co wyjani, wytumaczy, lecz ona przesuna rczk gazu i ze straszliwym oskotem odjechaa po botnistej drodze. W niespena godzin pniej ruszylimy w t sam stron, na szos do wiecka, gdzie znajdowao si najbardziej uczszczane przejcie graniczne do Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Drugie takie przejcie byo w Kiebaskowie pod Szczecinem, ale przeczucie mwio mi, e Fryderyk wybierze

raczej wiecko koo Subic, gdy tamtdy bdzie mia najbliej do NRF i dalej na Zachd, skd chyba przyjecha. Nie korzystaem z wielkich prdkoci mego wehikuu, gdy wiozem Kasi i Hild, a za mn pdzi wartburg z chopcami. Przez ca drog do wiecka nasz prezes od czasu do czasu dostawa napadu strachu, rozpacza, baga mnie, abym mu pozwoli uciec i skry si przed odpowiedzialnoci. - Aresztuj mnie - jcza paczliwie. - Zamkn mnie do wizienia. Ale wszystkiemu winien

jest ten przeklty Klaus. On mnie namwi do zego. Co teraz zrobi, panie Tomaszu? - Klaus chyba zna pana wczeniej, skoro tak atwo udao mu si zwerbowa pana do tej roboty. - Przed wojn byem prywatnym detektywem w odzi. I kilkakrotnie zetknem si z Klausem, ktry rwnie mieszka w odzi. Podczas okupacji Klaus przyj volkslist i zacz pracowa w niemieckiej policji kryminalnej. Pewnego razu zostaem nawet przez niego aresztowany, poniewa

szmuglowaem miso. Wypuci mnie ze wzgldu na dawn znajomo. Przed dwoma laty Klaus przyjecha do odzi jako korespondent, spotka tam naszego wsplnego znajomego, ktry poda mu mj adres we Wrocawiu. Klaus odwiedzi mnie, wypytywa o rne sprawy na naszych Ziemiach Zachodnich, bo chcia napisa jaki artyku. Lecz ja byem bardzo ostrony i on szybko zrezygnowa ze znajomoci ze mn. A tu pewnego dnia otrzymaem od niego list, abym natychmiast przyby do Jasienia, gdy szykuje si jaki dobry interes. Wziem urlop i

przyjechaem. Spotkalimy si w Jasieniu i wtedy wtajemniczy mnie w spraw szachownicy. Powiedzia, e historia tego pamitnika to tylko parawan, w rzeczywistoci chodzi o zoto i brylanty Haubitzw. Zna mnie jako dobrego detektywa i obieca poow skarbu. Dlatego przystaem na t robot. Poinformowa mnie, gdzie s szachownice, i z pocztku szuka skrytki wraz ze mn, nocami w obserwatorium. Pniej kaza szuka samemu, a sam mia przyjecha znowu do Polski za cztery dni. Na miejsce spotkania wyznaczylimy sobie ruiny myna

Topielec. Znalazem skrytk w grobowcu, wyjem kasetk. Wyobraa sobie pan mj przestrach, gdy przekonaem si, e krya ona nie zoto i brylanty, lecz jednak pamitnik Haubitza. - Trzeba si byo zgosi do naszych wadz, wwczas ominaby pana kara. - A tak, tak. Naleao tak zrobi. Ale gdy pomylaem, e straciem tyle czasu na poszukiwania, a wadze zapewne nie dadz mi za ten pamitnik nawet najmniejszej nagrody, wolaem zaczeka na przyjazd Klausa. Chciaem otrzyma

od niego jakie honorarium. A potem wmiesza si ten przeklty Fryderyk. Jak pan myli, czy otrzymam surow kar? al mi si zrobio nieszczsnego Kuryy i zamiast radowa si jego klsk, zaczem go pociesza: - Niech si pan nie martwi, panie Kuryo. Moe wadze uwzgldni pask dotychczasow niekaralno? Moe nawet nie zostanie pan aresztowany, a odpowie pan przed sdem z wolnej stopy? Moe wezm pod uwag fakt, e szuka pan jednak nie pamitnika, ale zota i brylantw?

Moe otrzyma pan wyrok z zawieszeniem? Tylko musi pan do wszystkiego si przyzna szczerze i otwarcie. Bez krtactw, panie Kuryo. - Wyznam wszystko. Wszyciutko - bi si w piersi byy nasz prezes. I tak wysuchujc jego narzeka, pocieszajc go - zajechaem na punkt graniczny w wiecku. Trwa tu oywiony ruch, raz po raz unosio si do gry biaoczerwone rami szlabanu granicznego, aby przepuci nadjedajce przez most na Odrze

samochody osobowe lub wypuci samochody wyjedajce z Polski. Duga kolejka, zoona z kilkunastu wozw rnych marek o znakach polskich i zagranicznych, staa przed niewielkim domem, w ktrym odbywaa si kontrola celna. I tam midzy pierwszym i drugim szlabanem granicznym, w kolumnie wozw - dojrzelimy forda. A wic nie omylilimy si. Wanie w wiecku Fryderyk zdecydowa si przekroczy granic polsk. Mielimy Fryderyka tu przed sob, nieledwie o wycignicie ramienia. Lecz jednoczenie pozostawa on ju dla

nas prawie nieosigalny, bo dzieli go pierwszy szlaban graniczny. Dwaj uzbrojeni WOP-ici zagradzali nam drog od strefy granicznej. Wej tam mogli jedynie posiadacze paszportw lub wkadek paszportowych. Stanlimy wic za siatk okalajc stref graniczn i gapilimy si na samochd Fryderyka, bo on sam zapewne znajdowa si ju w komorze celnej. - Boe mj - Kasia szarpna mnie za rkaw i mwia z wypiekami na twarzy. - Nieche pan co zrobi, panie Tomaszu. Niech

pan powie WOP-istom, e Fryderyk ukrad pamitnik. Niech go nie przepuszcz przez granic. Nieche pan co robi! Bezradnie ramionami. wzruszyem

- Fryderyk ma dokumenty w zupenym porzdku i nikt nie ma prawa go zatrzyma. Chyba e celnicy znajd u niego jakie towary, ktrych nie wolno przewozi, stwierdz przemyt lub co w tym rodzaju. - A pamitnik? Przecie on nie ma prawa wywie tego pamitnika.

Zdoby go rozbojem - niecierpliwi si Tell. - Ba - kiwnem gow - jeli znajd pamitnik przy Fryderyku, bd mogli go zatrzyma. Posiadanie przez niego pamitnika to jedyny dowd, e bra czynny udzia w napadzie na nasz wycieczk. Ale czy sdzicie, e on jest na tyle gupi, aby ten pamitnik mie przy sobie? - Czy celnicy wiedz, e trzeba szuka pamitnika? - martwi si Wiewirka. - Nie wiem - odpowiedziaem. -

Nie przypuszczam jednak, aby Zenobia daa za wygran. Byo do czasu, aby uprzedzi wadze graniczne. Jeli Fryderyk ma ten pamitnik ze sob, to bdcie pewni, e celnicy go znajd. Tylko e to bardzo sprytny czowiek i wtpi, aby okaza si a tak nieprzewidujcy. - A co on z nim zrobi? Jak pan myli, czy on go wysa poczt? pyta Sokole Oko. - Nie mam pojcia. To ju zreszt nie nasza sprawa, ale Zenobii. Jej gowa w tym, aby pamitnik nie przedosta si przez granic.

- Czy... - Tell zajkn si - czy pan jest pewien, e Zenobia pracuje w kontrwywiadzie? - Zapytaj j o to - umiechnem si. - Ale wtpi, czy udzieli ci odpowiedzi. - O, Fryderyk - szepn Tell. Z komory celnej wyszed Fryderyk w towarzystwie trzech celnikw i jeszcze kilku wacicieli samochodw opuszczajcych Polsk. Celnicy podeszli do pierwszego wozu w kolumnie. Jaki pan w tweedowej marynarce uprzejmie otworzy kufer wozu.

Ford sta trzeci w kolumnie. Fryderyk w niedbaej pozie wspar si o bok samochodu i nonszalanckim gestem zapali papierosa, oczekujc, a przyjdzie jego kolej. Raptem Sebastian znalaz jak dziur w siatce, nie zwaajc na przepisy graniczne, przelaz przez ni i merdajc radonie ogonem podbieg do Fryderyka. Kasia gwizdna na swego psa, ale wwczas Fryderyk zauway go, pozna i a drgn. Rozejrza si i zobaczy nas stojcych za siatk. Umiech pojawi si na jego

ustach. Kiwn doni ku nam, jak gdyby egnajc najserdeczniejszych przyjaci. - Ach, to... to... to... przewrotny szatan - Kasia dugo poszukiwaa sw dla okrelenia postawy Fryderyka. - Gdzie jest pani Zenobia? Dlaczego jej tu nie ma? - martwi si doktor. - Z przykroci musz stwierdzi powiedziaem - e Fryderyk mi imponuje. Celnicy skoczyli przegld

pierwszego wozu. Pan w tweedowej marynarce zasiad za kierownic, zapuci silnik. Podnioso si czerwono-biae rami szlabanu i samochd wjecha na most graniczny. Drugi wz nalea do polskiego maestwa z maym chopczykiem. Byli to zapewne turyci udajcy si na wycieczk do NRD. Celnicy dokonali bardzo powierzchownego przegldu samochodu, zaledwie zajrzeli do baganika. I znowu podnioso si rami szlabanu, polscy turyci odjechali do Frankfurtu nad Odr.

Teraz dwaj celnicy skierowali si do domku, ktry stanowi komor celn. Tylko trzeci celnik podszed do wozu Fryderyka, ktry - jak si nam wydawao - od tej chwili z duym napiciem oczekiwa przegldu. Ale celnik tylko powiedzia co do Fryderyka, co, czego nie zrozumielimy. A potem odda mu deklaracj celn i zasalutowa, dajc do zrozumienia, e przegld forda uwaa za zbyteczny. - O rany, co za gupcy - jkn zrozpaczony Sokole Oko.

- Panie Tomaszu, niech im pan wytumaczy... - szczypaa mnie w rk Kasia. Celnik podszed do czwartego wozu, ze znakami GB, a wic by to samochd angielski. Nalea do modego maestwa. Anglik podnis pokryw baganika, ukazujc swoje walizki. Z punktu kontroli granicznej wyszed oficer WOP. Wrczy Fryderykowi jego paszport, zasalutowa, a potem kiwn doni w kierunku onierza, dajc mu znak, e moe podnie szlaban. A wic Fryderyk mia woln drog.

Jeszcze chwila i wjedzie na most na Odrze, zniknie nam z oczu. Na zawsze. Zwyciski, triumfujcy. - Niech pan co zdziaa, niech pan zatrzyma Fryderyka - szeptali gorczkowo chopcy. Lecz, o dziwo, Fryderyk nie pieszy si z przekroczeniem granicy. Ba, wygldao tak, jakby specjalnie opnia swj odjazd z Polski. Podnis mask swego forda i pochyli si nad silnikiem. Sprawia wraenie, e nagle stwierdzi w swym wozie jak awari. Tymczasem celnik poprosi

modego Anglika o otworzenie walizek. Raptem pochyli si i z jednej z walizek wyj... blaszan puszk oklejon plastrami. Otworzy j i po chwili trzyma w rku... pamitnik Haubitza. Tak, na pewno by to pamitnik. Z odlegoci kilku krokw widzielimy skrzane okadki i wyblake litery gotyckie. - Co to jest? - zapyta Anglika celnik. - To jest pamitnik jednego z moich przyjaci - usyszaem odpowied. - Rzecz bez adnej wikszej wartoci. Da mi do przeczytania.

- Prosz. Zwracam go panu celnik odda Anglikowi pamitnik. Gestowi temu towarzyszy straszny jk, ktry wydoby si z piersi chopcw i Kasi. Rwnoczenie zatrzasn si zamek maski forda. Fryderyk by gotowy do odjazdu i dyskretne spojrzenia rzuca w kierunku kontrolowanego samochodu. Mody Anglik drcymi ze zdenerwowania rkami przyj od celnika pamitnik. Byo dla nas oczywiste, e Fryderyk poprosi go o przewiezienie przez granic kompromitujcego przedmiotu.

Uprzejmy Anglik zapewne zgodzi si na prob Fryderyka, a teraz, by moe, aowa tego. I std jego zdenerwowanie. Z niechci rzuci pamitnik do walizki. Ale zrobi to tak niezrcznie, e skrzane okadki zawadziy o brzeg walizki i pamitnik upad na ziemi obok samochodu. Okadki otworzyy si i spomidzy nich wysun si... Przewodnik po Polsce w biao-czerwonej obwolucie. Fryderyk dugim skokiem znalaz si przy samochodzie Anglika. Usunie podj z ziemi pamitnik. Jednym spojrzeniem zdoa

stwierdzi, e okadki pamitnika kryy nie rkopis Haubitza, ale Przewodnik po Polsce. Z wciekoci zatrzasn okadki i spojrza na nas, stojcych za siatk. - Tak, tak - zawoaem po niemiecku do Fryderyka - to mj przewodnik! Gdyby pan by tak dobry i zwrci mi go, bybym bardzo wdziczny... Nie zdoam opisa wejrzenia, jakim obdarzy mnie Fryderyk. Byo w nim tyle wciekoci, nienawici, gniewu, e przez krtk chwil doznaem uczucia strachu.

Chopcy mieli rozdziawione gby, a Kasia dostaa jeszcze wikszych wypiekw. Doktor od razu poj, co si stao, i zacz si cicho mia. Hilda szeptaa: - Nic z tego nie rozumiem... Fryderyk sta nieruchomo z przewodnikiem w rku i wci patrzy na mnie z nienawici. Nie, nie na mnie. Na kogo, kto zblia si za naszymi plecami. - Niech pan wreszcie przestanie si wygupia - odezwaa si Zenobia. - No, nieche pan odda mi

pamitnik. Najwysza zakoczy t spraw.

pora

Umiechnem si bezradnie i signem doni pod sweter na piersiach. Wyjem dwa grube bruliony, te same, ktre ogldalimy na Polanie. Ocigajc si, wrczyem je Zenobii. - Panno Hildo - rzeka Zenobia. Dobrze si stanie, jeli wraz ze mn i pamitnikiem pojedzie pani teraz do Warszawy. I ty, Kasiu, te pojedziesz. Pora ju wrci do mamy, do domu. Dopiero teraz zauwaylimy, e

przed pierwszym szlabanem, tu obok mojego wehikuu i wartburga doktora, ustawia si czarna woga. - Wic pan?... pan?... - chopcy i Kasia nareszcie zrozumieli, co si stao. - Na Polanie wyj pan z okadek pamitnik Haubitza i woy tam swj Przewodnik po Polsce? - No tak. Zrobiem to wtedy, gdy pobieglicie za tymi, co kryli si w grobowcu. Domylaem si, e Fryderyk bdzie usiowa wykra puszk z pamitnikiem. Nie chciaem ryzykowa utraty manuskryptu.

- Wic po co ta caa heca? Po co pan ciga Fryderyka? - zdumiewa si Wiewirka. - Zrobiem to, aby Fryderyk by przekonany, e wywozi pamitnik, na ktrym tak bardzo nam zaley. - A pani? Pani si domylaa, e pan Samochodzik zabra pamitnik? - spyta Tell Zenobi. - Tak mao go znacie? rozemiaa si Zenobia. - Przecie to byo oczywiste, gdy pozwoli Hildzie nie puszk. A poza tym pan Samochodzik ma skonno do efektownych scen. Czy mgby

sobie odmwi przeycia piknej zabawy, przed komor celn? Mogam mu zabra ten pamitnik ju wwczas, gdy Fryderyk uciek z puszk, ale pomylaam: Nieche pan Tomasz ma te troch frajdy. Naley mu si. - Dzikuj pani - skoniem si. Samochd ze znakami GB ju odjecha. Nareszcie i Fryderyk ockn si z zamylenia. Jeszcze raz spojrza na nas, potem podszed do forda, ze zoci szarpn klamk drzwiczek i zasiad za kierownic. Widzielimy, jak podnioso si rami szlabanu, ford wjecha na most.

Przemkn przez niego z ogromn szybkoci i po chwili znikn nam z oczu. Na mocie zapewne min si z czarnym taunusem. Bo po maej chwili na polski punkt kontroli granicznej przyjecha Klaus. Gdyby by rozejrza si, by moe dostrzegby Kury, Hild i nas stojcych za siatk strefy granicznej. Ale pieszyo mu si bardzo. Otrzyma stempel w paszporcie, celnik machn rk, dajc mu do zrozumienia, e kontrol wozu uwaa za zbyteczn. Podnioso si biao-czerwone rami szlabanu i taunus znalaz si na

polskiej ziemi. A wtedy zagrodzia mu dalsz drog zielona warszawa, z ktrej wysiado dwch ubranych po cywilnemu mczyzn. Jeden z nich podnis do gry rk uzbrojon w lizaka, dajc Klausowi rozkaz zatrzymania si. - Czy pan Klaus? - zapyta po niemiecku. - Tak wychylajc samochodu. odpowiedzia si przez Klaus okno

I wwczas to Klaus zobaczy mj wehiku, a take Hild, Zenobi, chopcw i Kasi, jak rwnie

nieszczsnego Kury. Przyblad nieco, lecz powiedzia spokojnie: - O co panom chodzi? - O wyjanienie pewnej sprawy powiedzia pierwszy z mczyzn. A drugi kiwn rk na pana Kury: - Pan bdzie askaw tu do nas. Pana rwnie poprosimy o kilka sw wyjanienia. - Czy stao si co zego? zapyta Klaus. - Nie. Na szczcie nic zego si nie stao - pada odpowied.

- Czy panowie chc mnie aresztowa? - zaniepokoi si Klaus. - Nie. Po prostu chodzi o pewne wyjanienia. Pan bdzie askaw pojecha za naszym samochodem. A pan pozwoli z nami - zaprosili Kury do swego wozu. Odjechali. A w tydzie pniej wyczytaem w gazecie komunikat o wydaleniu z Polski niemieckiego dziennikarza nazwiskiem Heinrich Klaus. Kuryo bardzo przey spraw pamitnika i fakt, e by narzdziem w rkach przestpcy.

Redakcja frankfurckiej gazety wygraa proces sdowy z Konradem von Haubitz. W tej samej gazecie przeczytaem wzmiank, e przeciwko Haubitzowi prokuratura zachodnioniemiecka wszcza dochodzenie o sprawy zwizane z jego wojenn przeszoci. By moe sprawiedliwoci stanie si zado. I taka jest historia Ksigi strachw. Bo czy nie by prawdziw ksig strachw pamitnik Konrada von Haubitza, zbrodniarza wojennego?

You might also like