You are on page 1of 3710

Robin Hobb

Wyprawa Skrytobjcy

Trzeci tom cyklu

*** Krlestwo Szeciu Ksistw upada pod rzdami samozwaczego wadcy, wci atakowane przez najedcw z Wysp Zewntrznych. Mody skrytobjca Bastard wyrusza na poszukiwanie krla Szczerego, ktry powinien obj tron. Posuszny nieubaganemu przeznaczeniu, poda trudnymi ciekami do krainy Najstarszych, gdzie od pokole nie postaa ludzka stopa. Poznaje, co znaczy powiecenie, lojalno i odwaga za t nauk przyjdzie mu zapaci

wysok cen. ***

Spis treci

Prolog okryty niepamici Rozdzia pierwszy Narodziny w grobie Rozdzia drugi Rozstania

Rozdzia trzeci Wyprawa Rozdzia czwarty Droga nadrzeczna Rozdzia pity Konfrontacja Rozdzia szsty Moc i rozumienie

Rozdzia sidmy Ksistwo Trzody Rozdzia smy Kupiecki Brd Rozdzia dziewity Skrytobjca Rozdzia dziesity Targ najemnikw

Rozdzia jedenasty Pasterz Rozdzia dwunasty Podejrzenia Rozdzia trzynasty Bkitne Rozdzia czternasty Przemytnicy

Rozdzia pitnasty Pustka Rozdzia szesnasty Ustronie Rozdzia siedemnasty Przeprawa przez rzek Rozdzia osiemnasty Ksiycowe Oko

Rozdzia dziewitnasty Pogo Rozdzia dwudziesty Strome Rozdzia dwudziesty pierwszy Trudne spotkania Rozdzia dwudziesty drugi Decyzja

Rozdzia dwudziesty trzeci Krlestwo Grskie Rozdzia dwudziesty czwarty Droga Mocy Rozdzia dwudziesty pity Strategia Rozdzia dwudziesty szsty Drogowskazy

Rozdzia dwudziesty sidmy Czarne Miasto Rozdzia dwudziesty smy Krg Mocy Rozdzia dwudziesty dziewity Kogucia Korona Rozdzia trzydziesty Smoczy Ogrd

Rozdzia trzydziesty pierwszy Kozek Rozdzia trzydziesty drugi Kapelinowa Plaa Rozdzia trzydziesty trzeci Kamienioom Rozdzia trzydziesty czwarty Dziewczyna na smoku

Rozdzia trzydziesty pity Tajemnice Pustki Rozdzia trzydziesty szsty Miecz i rozumienie Rozdzia trzydziesty sidmy Karmienie smoka Rozdzia trzydziesty smy Umowa

Rozdzia trzydziesty dziewity Smok Szczerego Rozdzia czterdziesty Ksi Wadczy Rozdzia czterdziesty pierwszy Skryba

Prolog okryty niepamici

Kadego ranka donie mam uwalane inkaustem. Niekiedy budz si z twarz na stok, pomidzy zwojami i arkuszami papieru. Chopiec, przynoszc jedzenie na tacy, omiela si czasem beszta mnie, e wieczorem nie poszedem do ka. Bywa jednak, e tylko na mnie spoglda z wyrzutem i milczy. Nie prbuj si przed nim tumaczy

ze swoich uczynkw. Podobnego dowiadczenia nie sposb przekaza; kady musi je zdoby sam. Czowiekowi potrzebny jest w yciu cel. Prawda to znana wszem wobec nie od dzisiaj. Mino adne kilka lat, nim j pojem, jednak raz wyuczywszy si lekcji, nigdy ju jej nie zapomniaem. Znalazem sobie, cho nie bez waha i rozterek, poyteczne zajcie na jesie ycia. Podjem si zadania, ktre dawno chcieli speni ksina Cierpliwa oraz nadworny skryba Koziej Twierdzy, Krzewiciel. Zaczem mianowicie tworzy kompletn

histori Krlestwa Szeciu Ksistw. Niestety, trudno mi si duej skupi na jednym wtku. Wci odchodz od tematu, pogram si w rozwaaniach o magii, roztrzsam ukady politycznych si, snuj refleksje nad innymi kulturami. W chwilach gdy bl dokucza mi najmocniej, gdy nie potrafi sformuowa myli do jasno, by je przela na papier, pracuj nad tumaczeniami albo prbuj stworzy czytelny zapis starych dokumentw. Daj zajcie doniom w nadziei ofiarowania odpoczynku umysowi. Pisanie mi suy, podobnie jak

ksiciu Szczeremu rysowanie map. Trzeba si skupi, trzeba by starannym - std niekiedy omal udaje mi si zapomnie o samotnoci, o powiceniu, o zadawnionym blu. Mona si w takiej pracy zatraci. Mona te pj jeszcze dalej i uton w powodzi wspomnie. Zbyt czsto porzucaem histori Krlestwa Szeciu Ksistw, zbaczajc ku losom Bastarda Rycerskiego. Owe nawroty do przeszoci bolenie mi uwiadamiaj, kim byem niegdy oraz kim si staem. Gdy czowiek pogry si w rozpamitywaniu, zadziwiajco

wiele szczegw odywa mu w pamici. Nie wszystkie wspomnienia s bolesne. Miaem przecie wiernych przyjaci i przekonaem si, e darzyli mnie uczuciem gbszym, ni wolno mi byo oczekiwa. Oprcz tragedii i zego losu poznaem take jasne strony ycia - mie chwile napeniay serce odwag, cho z moim losem zostao zwizane jak przypuszczam - wicej nieszcz, ni mona znale w przecitnym ludzkim ywocie; mao kto pozna mier w lochu albo wntrze trumny zagrzebanej w zmarznitej ziemi. Rozum wzdraga si przed

przywoaniem na pami szczegw podobnych zdarze. Co innego wiedzie, e ksi Wadczy pozbawi mnie ycia, a co innego rozpamitywa, jak wloky si godziny, dni i noce, gdy morzy mnie godem albo kaza bi do nieprzytomnoci. Na myl o tamtych wypadkach jeszcze dzisiaj - po tylu latach - obezwadniajcy strach ciska mi serce lodowat doni. Dobrze pamitam oczy czowieka, ktry zama mi nos. Nigdy nie zapomn chrzstu miadonej koci. W koszmarach sennych nadal robi wszystko co w mej mocy, by si utrzyma na nogach, prbuj nie

myle, e zbieram siy do ostatecznego ataku na samozwaca. Wanie wtedy ksi Wadczy wymierzy mi siarczysty policzek, gboko rozd napuchnit skr. Do dzi pozostaa w tym miejscu blizna. Nigdy sobie nie wybacz, e pozwoliem mu triumfowa - e poknem trucizn i umarem. Gorsze ni tamte wypadki jest wspomnienie utraconych na zawsze przyjaci. Bastard Rycerski zosta zabity przez ksicia Wadczego, tote nie mg si pojawi znowu. Nie odnowiem wizi z

mieszkacami Koziej Twierdzy, ktrzy znali mnie jeszcze jako szecioletniego chopca. Nigdy wicej nie zamieszkaem w krlewskim zamku, nie usugiwaem ksinej Cierpliwej, nie siadywaem na stopniu kominka u stp Ciernia. Tamto ycie si skoczyo. Moi przyjaciele ginli albo czyli si w pary, jedne dzieci dorastay, inne si rodziy... ja zostaem z tych zdarze na zawsze wyczony. Jeszcze i teraz yj ludzie niegdy mi bliscy. Niekiedy ogarnia mnie przemona ch, by ich zobaczy, by zamieni cho sowo... pooy kres wiecznej samotnoci.

Nie mog. Tamte lata stanowi zamknity rozdzia. Niedostpne s dla mnie take przysze losy dawnych przyjaci. Mam te za sob czas wieczno, cho nie trwaa nawet miesica - gdy pogrzebano mnie w lochach, potem w trumnie. Krl Roztropny zmar mi na rkach, a nie uczestniczyem w jego pogrzebie. Nie byem take obecny na posiedzeniu Rady Krlestwa, ktra pomiertnie uznaa mnie winnym uprawiania magii Rozumienia, a co za tym idzie, zasugujcym na mier, ktra ju

staa si moim udziaem. O ciao Bastarda Rycerskiego upomniaa si ksina Cierpliwa. Kobieta ekscentryczna, wdowa po moim ojcu, niegdy ywica wiele urazy, gdy maonek spodzi przed lubem bkarta. Ona wanie zabraa mnie z celi; z niewiadomego powodu oczycia mi rany i starannie je opatrzya, jakbym cigle by ywy. Wasnymi rkoma obmya zwoki, przygotowaa je do pochwku, wyprostowaa podkurczone koczyny, owina trupa caunem. Kazaa wykopa grb i dopilnowaa zoenia ciaa w trumnie. Pochoway

mnie tylko we dwie: ksina oraz jej pokojowa, Lamwka. Wszyscy inni - ze strachu lub przeniknici wstrtem - opucili mnie w ostatniej drodze. Ksina Cierpliwa nie wiedziaa, e kilka nocy pniej Brus wraz z Cierniem, moim mistrzem w nauce skrytobjczego fachu, wykopa mnie spod niegu, wydoby spod zwaw zmarznitej ziemi przygniatajcych trumn. Tylko oni dwaj byli obecni, gdy Brus wyama wieko drewnianej skrzyni i wycign trupa, a potem magi Rozumienia - wezwa wilka, ktremu powierzyem dusz. Wtoczyli j na powrt w

zmaltretowane ciao. Podnieli mnie i w ludzkiej postaci poprowadzili do ycia, przypominajc jak to jest, gdy si podlega krlowi i jest si zwizanym przysig. Po dzi dzie nie mam pewnoci, czy jestem im za to wdziczny. Moliwe e - jak twierdzi krlewski trefni - nie mieli wyboru. Moe nie ma tu miejsca na wdziczno czy obwinianie, lecz tylko na prb poznania si, ktre nami rzdz.

Rozdzia pierwszy Narodziny w grobie

W Krainie Miedzi panuje ustrj niewolniczy. Ludzie pozostajcy wasnoci innych osb wykorzystywani s do najciszych prac: w kopalniach, przy wytopie stali, na galerach, przy uprztaniu i wywoeniu odpadkw, na polach albo w domach publicznych. Co

zastanawiajce, pracuj take jako opiekunowie i nauczyciele dzieci, kucharze, skryby czy rzemielnicy. U podstaw imponujcych osigni cywilizacyjnych Krainy Miedzi - od wielkich bibliotek miasta Jep, po osawione fontanny i anie w Sinjonie - ley trud niewolnikw. Miasto Wolnego Handlu jest najwikszym rynkiem obrotu niewolnikami. Swego czasu znakomita ich wikszo bya rekrutowana spord jecw wojennych. Dzi utrzymuje si oficjalnie, e to jedyna droga pozyskiwania tego rodzaju suby, skdind wiadomo jednak, i w

bliszych nam czasach wojny przestay zaspokaja popyt na wyksztaconych niewolnikw, a poniewa kupcy z Miasta Wolnego Handlu wykazuj wiele pomysowoci, nie dziwota, i w tym wanie kontekcie wspomina si o pirackich napadach w okolicy Wysp Kupieckich. Nabywcy niewolnikw zazwyczaj nie wykazuj zainteresowania sposobami pozyskiwania ywego towaru dopty, dopki jest on w dobrym zdrowiu. W Krlestwie Szeciu Ksistw niewolnictwo nigdy nie istniao. Bywa, e czowiek skazany za

przestpstwo suy temu, komu wyrzdzi krzywd, ale zawsze okrela si czas trwania kary i nigdy nie odbiera skazacowi wolnoci. Jeli zbrodniarz popeni czyn zbyt ohydny, by go odkupi prac - paci yciem. Nasze prawo nie zezwala te na przywoenie niewolnikw z innych krajw i na wykorzystywanie ludzi w tej roli. Nic dziwnego zatem, e wielu sucych z Krainy Miedzi, takim czy innym sposobem uzyskawszy wolno, wybiera na swoj now ojczyzn Krlestwo Szeciu Ksistw. Wyzwolecy od wiekw przywozili do nas pradawne tradycje oraz

legendy swoich narodw. Jedno z zapamitanych przeze mnie poda traktowao o dziewczynie vecci, czyli - w jzyku mieszkacw Krlestwa Szeciu Ksistw skaonej Rozumieniem. Chciaa opuci dom rodzinny i uda si za ukochanym, pragna zosta jego on. Zdaniem rodzicw kandydat nie by wart ich crki, nie dali wic modym swego przyzwolenia. Posuszna dziewczyna nie miaa zama zakazu, lecz kochaa wybranka tak gorco, e nie potrafia bez niego y. Zlega w ou i wkrtce umara ze smutku. Rodzice, pogreni w aobie,

pochowali j, wyrzucajc sobie, e nie pozwolili crce i za gosem serca. Nie wiedzieli, i bya ona zwizana Rozumieniem z pewn niedwiedzic. Zwierz zaopiekowao si dusz dziewczyny: nie pozwolio jej ulecie z tego wiata i w trzeci noc po pogrzebie rozkopao mogi, a wwczas duch powrci do ciaa. Z tych narodzin w grobie przysza na wiat nowa osoba, nie skrpowana obowizkiem posuszestwa wobec rodzicw. Zakochana opucia trumn i podya ladem swej jedynej prawdziwej mioci. Opowie ma smutne zakoczenie,

gdy jej bohaterka, bdc przez jaki czas niedwiedzic, nigdy do koca nie staa si na powrt czowiekiem i ukochany ju jej nie chcia. Pamitajc o tej pradawnej legendzie, Brus powzi decyzj, by sprbowa uwolni mnie z lochw ksicia Wadczego za pomoc miertelnej trucizny.

*** W izbie byo za gorco. I za mao miejsca. Dyszenie ju nie

pomagao. Wstaem od stou, podszedem do stojcej w kcie beczki z wod. Zdjem pokryw, pocignem gboki yk. Serce Stada warkn. - Kubikiem, Bastardzie. Woda kapaa mi z brody. Patrzyem na niego bez zmruenia powieki. - Otrzyj twarz. - Serce Stada odwrci wzrok, zaj si prac. Wciera tuszcz w skrzane paski. Wcignem nosem smakowit

wo, oblizaem wargi. - Jestem godny - powiedziaem. - Usid i skocz prac. Potem zjemy. Prbowaem sobie przypomnie, czego ode mnie chcia. Wreszcie rozjanio mi si w gowie. Na blacie stou, od mojej strony, leao kilka skrzanych paskw. Podszedem, usiadem na twardym taborecie. Jestem godny wyjaniem mu. teraz -

Znowu popatrzy na mnie w ten

sposb. Zupenie jakby warkn, cho przecie nie pokaza zbw. Serce Stada potrafi warcze oczyma. Westchnem. j pachnia wyjtkowo apetycznie. Przeknem lin. Opuciem wzrok. Przede mn leay skrzane paski i jakie drobne metalowe przedmioty. Przygldaem im si, a Serce Stada przerwa prac, wytar donie w szmat. - Tutaj masz. - Trci palcem kawaek skry. - W tym miejscu naprawiae. - Sta nade mn, a wrciem do przerwanego zajcia. Pochyliem si, eby powcha rzemie, a wtedy Serce Stada

szturchn mnie mocno w rami. Przesta! Grna warga sama mi si uniosa, ale nie warknem. Kiedy zdarzao mi si warkn, Serce Stada stawa si bardzo zy. Jaki czas trzymaem paski w rkach, a potem moje donie przypomniay sobie, co maj robi. Troch zdziwiony patrzyem na wasne palce borykajce si z rzemieniami. Gdy skoczyem, uniosem swoje dzieo i mocno pocignem na boki, by pokaza, e nie puci, nawet jeli ko zarzuci bem. Ale nie ma konia -

zreflektowaem konie znikny. Bracie?

si.

Wszystkie

Ju id. - Podniosem si z taboretu i ruszyem do drzwi. - Wr! - rozkaza Serce Stada. Siadaj. lepun czeka - powiedziaem i przypomniaem sobie, e w ten sposb Serce Stada mnie nie syszy. Byem pewien, e mgby, gdyby tylko sprbowa - ale nie chcia prbowa. Wiedziaem te, e jeli znowu tak si do niego odezw,

zostan ukarany. Nie pozwala mi za czsto rozmawia w ten sposb ze lepunem. Ukaraby nawet lepuna, gdyby wilk za duo mwi do mnie. Wydawao mi si to niezrozumiae. - lepun czeka - powiedziaem ustami. - Wiem. - Teraz jest polowanie. dobry czas na

- Zostaniesz. Mamy jedzenie. - lepun i ja moemy znale

nowe miso. - linka napyna mi do ust. wieo upolowany krlik. Wntrznoci parujce w chodzie zimowej nocy. Tego chciaem. - lepun bdzie musia zapolowa sam - oznajmi Serce Stada. Podszed do okna, uchyli okiennice. Do wntrza wtargno chodne powietrze. Poczuem zapach lepuna, a gdzie dalej nienego kota. Wilk zaskowycza. - Odejd rozkaza mu Serce Stada. - Id std. Id polowa, id si naje. Naszego misa nie wystarczy dla ciebie. lepun odskoczy przed wiatem

wylewajcym si z okna. Nie uciek daleko. Czeka na mnie, ale wiedziaem, e nie bdzie czeka dugo. On te by godny. Serce Stada podszed do ognia, odsun kocioek od pomieni, zdj pokryw. Uniosa si para, zapachniao w caej izbie. Ziarno, korzenie, prawie rozgotowane miso. Byem godny, wic wchaem. Zaczem popiskiwa, wtedy Serce Stada znowu warkn na mnie oczyma. Wrciem na twardy stoek. Usiadem. Czekaem. Dugo to trwao. Najpierw pozbiera ze stou skrzane paski i

odwiesi je na hak. Potem odsun garnczek z ojem. Potem ustawi na stole gorcy kocioek. Potem jeszcze dwie miski i dwa kubki. Do kubkw nala wody. Pooy n i dwie yki. Z szafki przynis chleb i garnuszek konfitury. Postawi przede mn misk z gulaszem, ale wiedziaem, e nie wolno mi go tkn. Musiaem siedzie, a nie wolno mi byo rusza jedzenia; on ukroi chleb i poda mi kawaek. Mogem trzyma chleb, lecz nie wolno mi byo go je, dopki Serce Stada take nie usidzie, ze swoj misk, ze swoim gulaszem i ze swoim chlebem.

- We yk - przypomnia mi. Wolno usiad na stoku obok mnie. Trzymaem yk i chleb i czekaem, czekaem, czekaem. Nie spuszczaem z niego wzroku, ale nie potrafiem pohamowa ruchw szczki. Rozgniewao go to. Zacisnem zby. Wreszcie powiedzia: - Teraz bdziemy jedli. Na tym jednak nie koniec udrki. Wolno mi byo ugry tylko raz. Potem musiaem przeu i pokn, zanim wsadziem do ust nastpn porcj. W przeciwnym wypadku

czekaa mnie bura. Wolno mi byo bra tylko tyle gulaszu, ile si miecio na yce. Podniosem kubek. Napiem si z niego. Serce Stada nagrodzi mnie umiechem. - Dobry Bastard. Dobry. Ja te si umiechnem, ale zaraz odgryzem zbyt duy ks chleba i Serce Stada cign brwi. Prbowaem yka wolno, lecz byem strasznie godny, a przede mn stao jedzenie i nie rozumiaem, dlaczego on mi nie pozwala zwyczajnie wszystkiego zje. Jedzenie na sposb ludzki zajmowao bardzo duo czasu.

Serce Stada specjalnie robi gulasz o wiele za gorcy, ebym si sparzy, jeli bd wkada do ust za duo naraz. Mylaem o tym przez chwil. - Specjalnie robisz za gorce jedzenie - powiedziaem. - ebym si sparzy, jeli bd za szybko jad. Tym razem umiech wypez na jego twarz znacznie wolniej. Serce Stada pokiwa gow. Mimo wszystko zawsze koczyem jako pierwszy. Musiaem potem siedzie i czeka, a on skoczy.

- Bastardzie, masz dzisiaj dobry dzie - odezwa si w kocu. Chopcze? - Podniosem na niego wzrok. - Powiedz co. - Co? - Cokolwiek. - Cokolwiek. Zmarszczy brwi, a ja miaem ochot warkn, bo przecie zrobiem, co kaza. Po chwili wsta i przynis butelk. Nala czego do swojego kubka. Wycign flaszk w moj stron.

- Chcesz troch? Zapach ku Odsunem si. w nozdrza.

- Odpowiedz - przypomnia mi. - Nie. Nie. To za woda. - Nie. To pody trunek. Okowita z jeyn, najtasza. Kiedy jej nie znosiem, a ty uwielbiae. Wydmuchnem z nosa dranicy zapach. - Nigdy tego nie lubilimy. Serce Stada wsta i podszed do

okna. Otworzy je ponownie. - Kazaem ci i polowa! lepun poderwa si i uciek. lepun boi si Serca Stada tak samo jak ja. Kiedy rzuciem si na Serce Stada. Byem dugo chory, a tamtego dnia poczuem si lepiej i chciaem wyj, chciaem polowa, a on mi nie pozwoli. Sta pomidzy mn a drzwiami, wic na niego skoczyem. Uderzy mnie pici, a potem przycisn do ziemi. Nie jest wikszy ode mnie. Ale jest uparty i mdrzejszy. Zna duo sposobw, eby wymusi posuch, a wikszo z nich sprawia bl. Przycisn mnie

do ziemi, leaem na grzbiecie, miaem odsonite gardo i dugi, bardzo dugi czas czekaem na bysk jego zbw. Za kadym razem, kiedy si poruszyem, wymierza mi mocnego szturchaca. lepun warcza, ale nie za blisko drzwi - i nie prbowa wej. Kiedy zaskowyczaem o lito, Serce Stada uderzy mnie jeszcze raz. - Cisza! - rozkaza. A kiedy ucichem, powiedzia: - Ty jeste modszy. Ja jestem starszy i mdrzejszy. Walcz lepiej ni ty i lepiej poluj. Bdziesz robi,

co ci ka. Zrozumiano? Tak - odpowiedziaem. - Tak, to jest prawo stada, rozumiem, rozumiem. Znowu mnie uderzy i przyciska do ziemi, z odsonitym gardem, dopki nie powiedziaem ustami: - Tak, rozumiem. Serce Stada wrci teraz do stou, nala okowity do mojego kubka. Postawi go przede mn; musiaem wcha. Prychnem. - Skosztuj - nastawa. - Odrobin.

Kiedy to lubie. Pijae ten trunek w miecie jeszcze w czasach, gdy nie pozwalaem ci samemu wczy si po tawernach. A potem ue mit i sdzie, e niczego nie podejrzewam. Pokrciem gow. - Nie zrobibym czego, czego mi zabronie. Ja rozumiem. Wyda z siebie dziwny dwik. Ni to czknicie, ni kichnicie. - O, czsto Bardzo czsto. amae zakazy.

Raz jeszcze pokrciem gow. - Nie pamitam. - Jeszcze nie. Przypomnisz sobie. - Znowu wskaza okowit. - No, sprbuj. Odrobin. Moe dobrze ci zrobi. Skoro kaza, sprbowaem. Pyn zapiek mnie w ustach i w nosie, nie mogem si pozby przykrego smaku. Niechccy rozlaem resztk z kubka. - No tak. Ksina Cierpliwa byaby uszczliwiona. Tylko tyle powiedzia. Kaza mi wzi szmat i

zetrze st. A potem wyczyci naczynia wod i na koniec wytrze je do sucha.

*** Niekiedy si trzsem i zaraz przewracaem na ziemi. Bez adnego powodu. Serce Stada prbowa mnie przytrzymywa. Czasami trzsem si tak, e a zasypiaem. Kiedy si pniej budziem, wszystko mnie bolao. I brzuch, i grzbiet... Czasami przygryzaem sobie jzyk. Bardzo mi si to nie podobao. lepun by

wystraszony. A czasem by razem ze mn i ze lepunem jeszcze jeden, ktry myla z nami. Malutki, ale by. Nie chciaem go tam. Nikogo tam nie chciaem mie znowu, oprcz siebie i lepuna. On o tym wiedzia i robi si taki malutki, e waciwie prawie go nie byo.

*** Pniej kto przyszed. - Kto idzie - powiedziaem Sercu

Stada. Byo ciemno, ogie w kominku przygas. Najlepszy czas na polowanie ju min. Zapady cakowite ciemnoci. Wkrtce mielimy si ka spa. Serce Stada nie odpowiedzia. Zerwa si cicho, chwyci wielki n, ktry zawsze lea na stole. Gestem rozkaza mi usun si z drogi, ukry w kcie. Kocim krokiem podkrad si do drzwi. Czeka. Syszelimy kroki czowieka brncego przez nieg. Potem wyczuem jego zapach.

- To szary - powiedziaem. Cier. Serce Stada prdkim ruchem otworzy drzwi; szary wszed. Zakrcio mnie w nosie od woni, ktre wnis ze sob. Jak zawsze: py suszonych lici i rne rodzaje dymu. Szary by wychudzony i stary, a przecie Serce Stada zawsze zachowywa si przy nim, jakby to on by waniejszy. Teraz dooy drew do ognia. W izbie zrobio si janiej. I jeszcze gorcej. Szary zsun z gowy kaptur. Przyjrza mi si jasnymi oczyma, jakby na co czeka. Potem odezwa si do Serca Stada:

- Co z nim? Lepiej? Serce Stada wzruszy ramionami. - Kiedy ci wyczu, wymieni twoje imi. Od tygodnia nie mia ataku. Trzy dni temu naprawi uprz. I zrobi to dobrze. - Nie prbuje ju zjada rzemieni? - W kadym razie nie przy mnie. Serce Stada rozemia si krtko. Trzeba pamita, e zna swoj prac bardzo dobrze - doda po chwili. - Moe poruszya w nim jak strun. W najgorszym razie bdziemy y z naprawiania

uprzy. Szary stan przy ogniu, wycign rce nad pomieniami. Na doniach mia mnstwo plamek. Serce Stada wyj butelk okowity. Nala trunku do kubkw i mnie te poda jeden, z odrobin okowity na dnie, ale nie kaza pi. Rozmawiali dugo, bardzo dugo - o rzeczach, ktre nie miay nic wsplnego zjedzeniem, spaniem ani polowaniem. Szary podobno sysza co wanego o jakiej kobiecie. To mg by przeomowy, zwrotny moment w historii krlestwa. Serce Stada powiedzia:

- Nie bd o tym rozmawia przy Bastardzie. Daem mu sowo. Szary zapyta, czy jego zdaniem rozumiem, o czym rozmawiaj, a Serce Stada odpowiedzia, e to nie ma znaczenia. Chciaem si pooy, ale kazali mi siedzie. Kiedy szary musia i, Serce Stada powiedzia: - Duo ryzykujesz przychodzc tutaj. W dodatku masz przed sob adny kawaek drogi. Jak dasz rad wrci? Szary si umiechn. - Mam swoje sposoby, Brus.

I ja si umiechnem, przypominajc sobie, jak dumny by zawsze ze swoich sekretw.

*** Jednego dnia Serce Stada wyszed i zostawi mnie samego. Nie zwiza mnie. Powiedzia tylko: - Jest troch owsa. Jeli zgodniejesz przed moim powrotem, bdziesz musia sobie przypomnie, jak ugotowa ziarno. Jeli wyjdziesz, jeli chocia uchylisz drzwi albo okno, ja si o tym

dowiem. I bd ci tuk, zdechniesz. Zrozumiae? - Tak.

Zdawa si mocno rozgniewany, cho nie pamitaem, ebym zrobi co, na co mi nie pozwala. Otworzy skrzyni i wyj z niej rne przedmioty. Wikszo bya okrga, z metalu. Monety. I jeszcze jedn rzecz, t pamitaem. Bya byszczca, zakrzywiona jak ksiyc, a kiedy pierwszy raz miaem j w rkach, pachniaa krwi. Musiaem o ni walczy. Nie przypominaem sobie, ebym jej chcia, ale walczyem i wygraem. Serce Stada

podnis j za acuch, wsadzi do sakiewki. Zanim wrci, zrobiem si bardzo godny. Gdy nareszcie si zjawi, przynis na sobie pewien zapach... Zapach samicy. Nie bardzo silny i zmieszany z woniami ki. To by dobry zapach. Kiedy wchaem, chciao mi si czego... czego, ale nie je, nie pi i nie polowa. Zbliyem si do Serca Stada, obwchaem go, ale tak by nic nie zauway. Ugotowa owsiank i zjedlimy. Potem zwyczajnie siedzia przed ogniem i by bardzo smutny. Przyniosem mu flaszk okowity. Razem z kubkiem. Wzi

ode mnie jedno i drugie, lecz si nie umiechn. Moe jutro naucz ci usugiwania - mrukn. - Pewnie do tego okaesz si zdatny. Wypi wszystko z jednej flaszki, otworzy nastpn. Siedziaem i na niego patrzyem. Kiedy zasn, wziem jego paszcz, na ktrym by ten zapach. Rozpostarem go na pododze i uoyem si na nim, wdychajc t wo, a usnem. niem, lecz snu nie rozumiaem. Bya w nim samica, pachnca jak paszcz Brusa, i nie chciaem, eby

odesza. To bya moja samica, ale kiedy odesza, nie poszedem za ni. Wicej nie pamitam. Pamitanie nie jest dobre, tak samo jak gd albo pragnienie.

*** Kaza mi zostawa. Kaza mi zostawa na dugi czas, cho bardzo chciaem wyj. Tamtego razu pada rzsisty deszcz, tak gsty, e nieg prawie cay stopnia. Nagle zrobio mi si mio, e nie wychodz.

- Brus - powiedziaem, a on raptownie poderwa gow. Mylaem, e zaatakuje, tak gwatownie si poruszy. Zdoaem si nie skuli. Czasami go rozwcieczao, jak si kuliem. - Co takiego, Bastardzie? zapyta, a gos mia agodny. -

- Jestem godny - powiedziaem. Teraz. Da mi kawa misa. Ugotowanego, ale to by duy kawa. Zjadem zbyt szybko, a on mi si przyglda, lecz nic nie mwi ani mnie nie uderzy. Wtedy nie.

*** Cigle drapaem si po twarzy. Po brodzie. Wreszcie podszedem do Brusa. Staem przed nim i si drapaem. - Nie lubi tego - powiedziaem mu. Wyglda na zdziwionego, ale da mi gorc wod, mydo i bardzo ostry n. Da mi te okrge szko z czowiekiem w rodku. Patrzyem w nie przez dugi czas. Przechodziy mnie ciarki. Oczy tego czowieka

byy podobne do oczu Brusa - tak samo z biakami dookoa, tylko jeszcze ciemniejsze. To nie byy wilcze oczy. Wosie mia ten czowiek ciemne, jak Brus, ale na brodzie nierwne i skotunione. Dotknem swojej brody i zobaczyem palce na twarzy tamtego. Dziwne. - Ogol si, tylko ostronie powiedzia Brus. Prawie pamitaem, jak si to robi. Zapach mydlin, gorca woda na twarzy. Tylko ten grony, bardzo grony n cigle mnie kaleczy. Drobne cicia, okropnie szczypice.

Na koniec obejrzaem czowieka w okrgym szkle. Bastard - pomylaem. - Prawie jak Bastard. Krwawiem. - Wszdzie krew - powiedziaem Brusowi. Rozemia si. - Zawsze jeste pocity po goleniu. Niepotrzebnie si pieszysz. - Wzi ode mnie grony n. - Nie ruszaj si - rozkaza. Omine kilka miejsc.

Siedziaem nieruchomo, a on mnie nie skaleczy. Trudno byo tkwi bez ruchu, kiedy podszed tak blisko i patrzy na mnie uwanie. Po wszystkim wzi mnie pod brod. Podnis mi gow i dokadnie mnie obejrza. Potem wbi wzrok w moje renice. - Bastard... - Pokrci gow i umiech mu zblak, bo ja tylko patrzyem. Poda mi szczotk. - Nie ma koni do szczotkowania przypomniaem mu. Robi wraenie zadowolonego.

- Wyszczotkuj t strzech powiedzia, czochrajc mi wosy.

Kaza mi je czesa dotd, a wszystkie bd lee pasko. Bolaa mnie skra na gowie. Brus odebra mi szczotk i poleci sta spokojnie, oglda skr pod wosami. - Bkart! - warkn ochryple, a kiedy si skuliem doda: - Nie ty. Poklepa mnie po ramieniu. - Za jaki czas przestanie bole oznajmi. Pokaza mi, jak ciga wosy do tyu i zwizywa je skrzanym rzemieniem. Dugo miay odpowiedni. - Tak lepiej oceni. - Znowu wygldasz jak

czowiek.

*** Zbudziem si z koszmaru skamlc i drc ze strachu. Usiadem raptownie i zaczem krzycze. Podskoczy do mojego ka. - Co ci jest, Bastardzie? Co si dzieje? - Zabra mnie od matki! poskaryem si. - Byem o wiele za may!

- Wiem - odezwa si agodnie Wiem. Ale to byo dawno. Teraz jeste bezpieczny. - Chyba si przestraszy. - Napuci dymu do nory skamlaem. - Z moich braci i sistr zrobi skry! Twarz mu si straci agodno. zmienia, gos

- Nie, Bastardzie, to nie bya twoja matka. To sen wilka. lepuna. To si zdarzyo lepunowi. Nie tobie. Tak, rzeczywicie -

powiedziaem. Nagle ogarn mnie gniew. - Prawda, to sen lepuna, ale mj tak samo. Zupenie tak samo. Wyskoczyem z ka i zaczem kry po izbie. Chodziem z kta w kt dugi czas, a udao mi si przegna tamto uczucie. On siedzia i tylko mi si przyglda. W czasie gdy chodziem, wypi duo okowity.

*** Pewnego wygldaem wiosennego przez okno. dnia wiat

pachnia bardzo adnie, yciem i wieoci. Rozprostowaem ramiona, a zatrzeszczao w stawach. - adny dzie na konn przejadk - powiedziaem. Brus miesza owies w kocioku zawieszonym nad ogniem. Podszed do mnie, stan przy oknie. - W grach jeszcze zima. Chciabym wiedzie, czy ksina Ketriken dotara bezpiecznie do domu. - Jeli nie, to na pewno nie z winy

Sadzy - oznajmiem. Drgna we mnie jaka bolesna struna, przez chwil a nie mogem zaczerpn tchu. Co to byo? Szybko mino. Nie chciaem tego roztrzsa, cho wiedziaem, e powinienem. Zupenie jak z polowaniem na niedwiedzia. Jeli si podejdzie zbyt blisko, mona wpa w kopoty. A jednak co kazao mi chcie i za tym bolesnym uczuciem. Otrzsnem si, odetchnem gboko. Wcignem powietrze jeszcze raz, w gardle utkn mi dziwny dwik. Brus by tu obok, cichy i

nieruchomy. Czeka. Bracie, jeste wilkiem. Wracaj, uciekaj, bo bdzie bolao - ostrzeg lepun. Odskoczyem. Wtedy Brus jak burza ruszy wok izby, dugo przeklina na czym wiat stoi i w kocu przypali owsiank. Musielimy j zje mimo wszystko - nie byo nic innego.

***

Nadszed czas, gdy Brus zacz mnie drczy. - Pamitasz? - powtarza cigle. Nie chcia mnie zostawi w spokoju. Podpowiada mi rne imiona i kaza zgadywa, kogo oznaczaj. Czasami troch wiedziaem. - Kobieta - odpowiedziaem, gdy zapyta o ksin Cierpliw. - W izbie z rolinami - prbowaem dalej, ale cigle by niezadowolony. Jeli w nocy spaem, przychodziy sny. Obrazy o drcym wietle, o

blasku taczcym na kamiennej cianie. I o oczach w malekim okienku. Te sny mnie paralioway i pozbawiay oddechu. Gdybym potrafi krzykn, mgbym si obudzi. Czasami bardzo dugo trwao, zanim udao mi si nabra tyle powietrza, ile trzeba, eby zacz krzycze. Brus wtedy te si budzi i chwyta za dugi n ze stou. - Co to? Co si stao? - pyta. Nie umiaem mu wyjani. Bezpieczniej byo spa na dworze, w wietle dnia, w soczystym

zapachu trawy i ziemi. Sny kamiennych cian wtedy nie przychodziy. Zamiast nich pojawiaa si kobieta i sodko si do mnie przytulaa. Pachniaa polnymi kwiatami, a jej usta smakoway miodem. Bl tych snw przychodzi po obudzeniu; wiedziaem, e odesza na zawsze, zabrana przez innego. Nocami siedziaem i patrzyem w ogie. Prbowaem nie myle o zimnych kamiennych cianach, ciemnych oczach ani sodkich ustach, cikich od gorzkich sw. Nie spaem. Nie miaem si nawet pooy. A Brus mi nie kaza.

*** Pewnego dnia wrci Cier. Zapuci dug brod, na gowie mia kapelusz z szerokim rondem; wyglda na wdrownego handlarza, ale i tak go poznaem. Brusa nie byo akurat w chacie, lecz wpuciem Ciernia. Nie wiedziaem, dlaczego przyszed. - Chcesz okowity? - zapytaem, sdzc, i moe po to si zjawi. Przyjrza mi si uwanie, na dnie jego renic rozbysy iskierki umiechu.

- Witaj, Bastardzie. - Przekrzywi gow, zajrza mi w oczy. - Jak ci byo? Nie znaem odpowiedzi na takie pytanie, wic tylko patrzyem. Po duszej chwili Cier zakrztn si w izbie: nastawi wod, wyj z toboka rne paczuszki - herbat, troch sera, wdzon ryb. I jeszcze wizki zi, ktre rzdem uoy na stole. Potem skrzany woreczek. W rodku by ty kryszta, wielki jak pi. Na samym dnie toboka znajdowaa si szeroka pytka misa, glazurowana wewntrz na niebiesko. Postawi j

na stole, napeni czyst wod. Wtedy wrci Brus. By na rybach. Zowi sze, niezbyt duych. To byy ryby z zatoki, nie z oceanu. liskie i poyskliwe. Ju je oczyci. - Zostawiasz go samego? zapyta Cier, gdy si przywitali. - Musimy co je. - Wic masz do niego zaufanie? Brus uciek wzrokiem. Wytresowaem niejedno zwierz. Jest posuszny, ale wol mu nie ufa. -

Brus ugotowa ryby w rondlu, zjedlimy. Do ryb by ser i herbata. Potem ja czyciem naczynia, a oni rozmawiali. - Chc zaaplikowa kuracj zioow - oznajmi Cier. - Moe zastosuj wod lub kryszta. Sam nie wiem. Chwytam si wszystkiego. Zaczynam podejrzewa, e on nie jest tak naprawd... z nami. - Daj mu troch czasu - uspokaja go Brus. - Kuracja zioowa to chyba nie najlepszy pomys. Zanim... zanim si zmieni, za bardzo si do zi przyzwyczai. Pod koniec cigle

by albo chory i obolay, albo nienaturalnie peen energii. Jeli nie pogrony w gbokim smutku, to wyczerpany po walce lub po dzieleniu si energi z krlem Roztropnym czy ksiciem Szczerym. A potem, zamiast spokojnie odzyskiwa siy, wzmacnia si zioami. Zapomnia, jak si odpoczywa, by pozwoli ciau wrci do zdrowia. Nigdy nie czeka. Tamtej nocy... dae mu nasiona kopytnika, prawda? Naparstnica powiedziaa, e w yciu nie widziaa nikogo w podobnym stanie. Chyba wicej ludzi przyszoby mu z pomoc, gdyby si go nie

przestraszyli. Biedny stary Brzeszczot wzi Bastarda za szaleca. Nie moe sobie wybaczy, e go powali. Gdyby mg teraz wiedzie, e chopak yje... - Nie byo czasu na przebieranie w rodkach. Daem mu, co miaem pod rk. Nie wiedziaem, e postrada zmysy od nasion kopytnika. - Moge mu nic nie dawa - rzek Brus cicho. - To by go nie powstrzymao. Poszedby wycieczony i zabiliby go na miejscu.

Usiadem przy palenisku. Pooyem si, po jakim czasie przetoczyem na grzbiet. Tak dobrze. Zamknem oczy, ogie grza mnie w bok. - Podnie si i usid na taborecie - rozkaza Brus. Westchnem ciko, lecz posuchaem. Brus podj przerwany wtek. - Chc zapewni mu spokj. Moim zdaniem potrzebuje czasu, eby sobie z tym poradzi. On pamita. Czasami. Chocia ucieka przed wspomnieniami. Nie chce pamita.

Nie chce by znowu Bastardem Rycerskim. Moe spodobao mu si ycie wilka. Moe spodobao mu si tak bardzo, e ju nigdy nie bdzie sob. - Musi - oznajmi Cier spokojnie. - Jest nam potrzebny. Brus, ktry do tej pory opiera stopy o zapas drewna przy kominku, teraz opuci nogi na podog. Pochyli si do Ciernia. - Masz jakie wieci? - Ja nie, ale ksina Cierpliwa chyba si czego dowiedziaa.

Irytujca jest niekiedy zamkowego szczura. - Co usyszae? Cierpliwa rozmawiaa Lamwk o wenie. - To wane?

rola

- Szukay delikatnej weny na wyjtkowo mikki kocyk. Dla maego dziecka. Mwiy: Urodzi si w czas naszych niw, a w grach to ju pocztek zimy. Kocyk musi by cieplutki. Moe dla dziecka Ketriken?

Brus wyglda na zdumionego. - Ksina Cierpliwa ma wieci od ksinej Ketriken? Cier si rozemia. - Trudno zyska pewno. Kto by tam trafi za kobietami? Cierpliwa bardzo si ostatnio zmienia. Faktycznie dowodzi onierzami Koziej Twierdzy, a przecie ksi wawy nawet tego nie podejrzewa. Teraz wydaje mi si, e powinnimy byli wtajemniczy j w nasze plany, wczy j w nie od samego pocztku. Cho moe si myl.

- Byoby mi atwiej, gdybymy si na to zdecydowali - rzek Brus. Cier pokrci gow. - Naprawd mi przykro. Musiaa wierzy, e opucie Bastarda, e si go wyrzeke z powodu Rozumienia. Gdyby wystpi o jego ciao, ksi Wadczy nabraby podejrze. A nie mg pozosta nawet cie wtpliwoci, e tylko ona jedna gotowa jest pogrzeba Bastarda. - Ksina mnie nienawidzi. Kiedy powiedziaa, e nie wiem, co to wierno czy odwaga. - Brus opuci

wzrok na donie. - Przestaa mnie kocha ju wiele lat temu, gdy oddaa serce ksiciu Rycerskiemu. Pogodziem si z losem. Ksi by wart jej mioci. Porzuciem j, bo chciaem y obok, wiedzc, e cho mnie nie kocha, to szanuje jako czowieka. Teraz mn gardzi... Pokrci gow, zacisn powieki. Na dugi czas zapada martwa cisza. Wreszcie Brus wyprostowa si wolno i odwrci do Ciernia. Gos mia spokojny. - Sdzisz, e ksina Cierpliwa wie o ucieczce ksinej Ketriken? - Nie bybym zdziwiony. Oficjalnie nic si, rzecz jasna, na ten temat

nie mwi. Wadczy wysa umylnych do krla Eyoda, dajc informacji, czy Ketriken ucieka do niego, lecz wadca Krlestwa Grskiego odpowiedzia jedynie, e jego crka jest monarchini Krlestwa Szeciu Ksistw, a co za tym idzie, jej uczynki nie dotycz pastwa, ktrym rzdzi on. Ksina Cierpliwa ma zdumiewajco duo wieci spoza murw twierdzy. Moe dochodz do niej take suchy, co si dzieje w Krlestwie Grskim. Ja sam bardzo chciabym si dowiedzie, jak zamierza wysa tam kocyk. To duga i niebezpieczna droga.

Przez jaki czas Brus milcza. - Powinienem by znale sposb, eby pojecha z ksin Ketriken i z trefnisiem - odezwa si wreszcie cicho. - Niestety, byy tylko dwa konie i zapasy dla dwojga. Wicej nie udao mi si zdoby. W kocu wyruszyli sami. - Zapatrzy si w ogie. Wreszcie spyta: - Pewnie nie ma adnych wieci o nastpcy tronu, ksiciu Szczerym? Cier wolno pokrci gow. - O krlu Szczerym - przypomnia Brusowi spokojnie. - A jego maonka jest teraz krlow. Wiele

bym da, eby by tutaj... Gdyby wraca, powinien ju chyba dotrze do domu. Jeszcze kilka rwnie ciepych dni i bdziemy mieli szkaratne okrty w kadej zatoce. Ju nie wierz w powrt Szczerego. - Wic ksi Wadczy jest prawdziwym krlem - stwierdzi Brus z gorycz. - Przynajmniej do czasu, gdy dziecko pani Ketriken przyjdzie na wiat i osignie odpowiedni wiek. A skoro tylko potomek wystpi o koron, czeka nas wojna domowa. Jeli Krlestwo Szeciu Ksistw bdzie jeszcze istniao. Ksi Szczery... auj, e wyruszy na poszukiwanie

Najstarszych. Dopki y, mielimy jak ochron przed najedcami. Teraz, gdy go zabrako, a wiosna nadchodzi wielkimi krokami, nic nie powstrzyma szkaratnych okrtw... Ksi Szczery. Zadraem. Odepchnem od siebie chd. Wrci i odepchnem go znowu. Trzymaem go od siebie z dala. Po duszej chwili wziem gboki oddech. - Wobec tego woda? - zapyta Cier Brusa. Najwyraniej przez jaki czas nie suchaem rozmowy. Brus wzruszy ramionami.

- Prosz bardzo. Na pewno nie zaszkodzi. Zdarzao si, e czyta z wody? - Nigdy nie sprawdzaem, ale zawsze podejrzewaem, e mgby. Ma Rozumienie i Moc, moe potrafi co jeszcze? - Nawet jeli kto co potrafi, nie oznacza jeszcze, e to zrobi. Jaki czas mierzyli si wzrokiem. Wreszcie Cier wzruszy ramionami. - Moe mj fach nie jest tak finezyjny jak twj - stwierdzi oschle.

Po duszej chwili Brus mrukn: - Zechciej mi wybaczy. Wszyscy suylimy krlowi na miar swoich si. Cier pokiwa gow. Wreszcie si umiechn. Uprztn st, zostawiajc na nim jedynie mis z wod oraz kilka wiec. - Chod tutaj - rozkaza mi cicho, wic zbliyem si do stou. Posadzi mnie na taborecie, ustawi przede mn mis. - Patrz w wod - poleci. - Mw, co widzisz.

Widziaem wod w misie. Widziaem na dnie bkit. adna z tych odpowiedzi mu si nie spodobaa. Cigle mi powtarza, ebym spojrza jeszcze raz, ale ja zawsze widziaem to samo. Kilka razy przestawia wiece i kaza mi patrze znowu. - Przynajmniej odpowiada, kiedy si do niego mwi - powiedzia w kocu do Brusa. Brus pokiwa gow, ale wyglda na zniechconego.

- Moe innym razem si uda rzek. Zorientowaem si, e ju ze mn skoczyli i mog odpocz. Cier zapyta, czy moe u nas zosta na noc. Brus oczywicie si zgodzi i przynis okowit. Nala do dwch kubkw. Cier przycign mj taboret do stou i usiad. Ja te usiadem i czekaem, ale oni zaczli rozmawia. - A ja? - zapytaem po jakim czasie. Umilkli i popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.

- Co ty? - zapyta Brus. - Dostan okowity? Dusz chwil przygldali mi si bez sowa. - Chcesz okowity? - zapyta Brus niepomiernie zdumiony. - Mylaem, e nie lubisz. - Nie lubi. Nigdy nie lubiem. Zastanowiem si chwil. - Ale bya tania. Brus wybauszy na mnie oczy. Cier umiechn si lekko, spuci powieki. Brus postawi jeszcze

jeden kubek i nala dla mnie. Po jakim czasie zaczli znowu rozmawia. Pocignem yk okowity. Zapieko mnie w ustach i w nosie, ale w brzuchu rozgrzao. Nie chciaem wicej. Potem pomylaem, e chc. Wypiem jeszcze. Ju nie byo takie nieprzyjemne. Troch jak lekarstwo na kaszel, ktre wmuszaa we mnie ksina Cierpliwa. Nie. Odsunem od siebie to wspomnienie. Odstawiem kubek. Brus rozmawia z Cierniem. - Najatwiej podejdziesz sarn udajc, e jej nie widzisz. Bdzie

tkwia w miejscu jak wykuta w kamieniu, bdzie ci obserwowaa i nie drgnie nawet, pki nie spojrzysz na ni prosto. - Podnis flaszk i nala do mojego kubka. Prychnem, podraniony ostr woni. Chyba co si poruszyo. Cudza myl w mojej gowie. Signem do wilka. lepunie? Bracie? pi. To nie jest dobry czas na polowanie. Brus obrzuci mnie spojrzeniem. Przestaem. gronym

Nie chciaem ju okowity. Kto inny uwaa, e chc. Kaza mi podnie kubek; tylko wzi go w rk. Zakrciem pynem. Ksi Szczery mia zwyczaj krci winem w kielichu i spoglda w trunek. Zajrzaem do ciemnego naczynia. Bastardzie. Odstawiem kubek. Wstaem i okryem izb. Chciaem wyj, ale Brus nigdy nie pozwala mi wychodzi samemu, zwaszcza noc. Chodziem wic dookoa izby, a wreszcie znowu usiadem. Kubek z okowit sta na miejscu. Po jakim czasie podniosem go, cudza myl w

mojej gowie kazaa mi go podnie. Ale gdy tylko wziem naczynie do rki, kto kaza mi myle, e chc wypi. Wypi szybko, smak nie bdzie trwa dugo, a potem ju tylko ciepe, mie uczucie w rodku. Wiedziaem, do czego zmierza. Zaczynaem by zy. W takim razie tylko jeden yk. Uspokajajco. Szeptem. - atwiej po tym odpoczniesz, Bastardzie. Ogie grzeje, jedzenia masz w brd. Brus bdzie ci broni. Cier jest przy tobie. Nie musisz si mie na bacznoci. Jeszcze jeden yk.

Tylko jeden. Nie. Jeden yczek, malutki, wystarczy zwily usta. Wypiem, eby ju przesta mnie do tego nakania. Ale on nie umilk, wic wypiem znowu. Nabraem pene usta okowity i przeknem. Coraz trudniej mi byo si opiera. A Brus cigle dolewa. Bastardzie, powiedz: yje. Tylko tyle. Powiedz. Nie. Szczery

Okowita tak mio rozgrzewa. Tak ci dobrze. Wypij jeszcze troch. - Wiem, czego chcesz. Prbujesz mnie upi. ebym ci si nie mg sprzeciwi. Nic z tego. - Twarz miaem wilgotn od potu. Brus i Cier spojrzeli na mnie obaj. - Nigdy dotd nie upija si na smutno - zauway Brus. - W kadym razie nie przy mnie. Najwyraniej obu ich zaciekawio nowe zjawisko. Powiedz to. Powiedz: Szczery

yje. Wtedy zostawi ci w spokoju. Przyrzekam. Tylko powiedz. Jeden raz. Chocia szeptem. Powiedz to. Powiedz. - Szczery yje - powiedziaem bardzo cicho. - Tak? - rzuci Brus od niechcenia. Zbyt szybko pochyli si, by nala mi wicej okowity. Flaszka okazaa si pusta. Dola z wasnego kubka. Nagle chciaem si napi. Ja sam tego chciaem. Podniosem naczynie i wypiem wszystko. Potem wstaem.

- Szczery yje - powiedziaem. Cierpi od mrozu, ale yje. Nic wicej nie mam do powiedzenia. Podszedem do drzwi, odsunem rygiel i wyszedem w noc. Nie prbowali mnie zatrzyma.

*** Brus mia racj. Wszystko to byo we mnie, jak piosenka niegdy syszana zbyt czsto, melodia, ktrej nie sposb ju nigdy wyrzuci z pamici. Wyzierao to zza kadej mojej myli, barwio kady sen. Wracao, nie dawao spokoju.

Wiosna zmienia si w lato. Dawniejsze wspomnienia zaczynay wypeza zza nowszych. Moje ycie zrastao si w cao. Cigle jeszcze znaczyy je dziury i biae plamy, ale coraz trudniej mi byo nie wiedzie. Imiona przestay by pustymi dwikami, kojarzyy si z twarzami. Ksina Cierpliwa, Lamwka, ksiniczka Hoa, Sadza - nie byy ju tylko sowami; budziy silne emocje i wspomnienia. - Sikorka - powiedziaem wreszcie na gos pewnego dnia. Gdy wymwiem to sowo, Brus nieomal upuci sida, ktre wanie

trzyma w doniach. Nabra tchu, jakby mia co powiedzie, ale si nie odezwa; czeka, co ja powiem. A ja milczaem. Zacisnem powieki, ukryem twarz w doniach. Tskniem za zapomnieniem. Pniej wiele czasu spdzaem stojc przy oknie i wygldajc na k. Nic tam nie byo do ogldania. Brus mi nie przeszkadza i nie kaza wraca do obowizkw. Pewnego dnia, gdy patrzyem na soczyst traw, przyszo mi do gowy pytanie: - Co zrobimy, kiedy wrc pasterze? Gdzie bdziemy

mieszka? - Zastanw si, co mwisz. - Brus kokami przytwierdzi do podogi krlicz skrk, czyci j z resztek misa i z tuszczu. - Nikt. nie przyjdzie na letnie pastwiska, bo w okolicy nie ma byda. Ksi Wadczy spldrowa Kozi Twierdz, zabra ze sob wszystko, co tylko dao si wywie, a kilka owiec pozostawionych w zamku na pewno przemienio si zim w piecze barani. I wtedy co mi rozbyso w gowie, co straszniejszego ni odzyskane dotd wspomnienia;

pojawio si samo, wbrew mojej woli. Raptownie wrcio wszystko, czego dotd jeszcze nie pamitaem, przestay istnie pytania bez odpowiedzi. Wyszedem z chaty - na k, potem nad brzeg strumienia i dalej, a na bagniste rozlewisko, gdzie rosy paki wodne. Zebraem troch ich zielonych lici, dziki ktrym owsianka nabieraa smaku. Od nowa znaem nazwy rolin. Mimo woli znowu wiedziaem, ktre zabijaj i jak je preparowa. Caa zapomniana wiedza w jednej chwili powrcia; daa pamitania, czy chciaem, czy nie.

Gdy znowu pojawiem si w chacie, Brus gotowa ziarno. Pooyem licie na stole, nalaem do kocioka wody z beczki. Obmyem je i przebraem. - Co si dziao tamtej nocy? zapytaem wreszcie. Obrci si wolno, jakbym by zwierzciem, ktre atwo sposzy zbyt gwatownym ruchem. - Tamtej nocy? - Krl Roztropny mia uciec z ksin Ketriken. Dlaczego nie czekay na nich konie ani lektyka?

- A, wtedy. - Westchn bolenie. Odpowiedzia przyciszonym gosem, chyba si ba mnie przestraszy. Bylimy ledzeni, Bastardzie. Przez cay czas. Ksi Wadczy zna kady nasz ruch, kade zamierzenie. Nie mogem tego dnia przemyci ze stajni dba somy, a co dopiero trzech szkap, lektyki i mua. Nie miaem nawet pj ci uprzedzi. Wszdzie krcili si stranicy z Ksistwa Trzody. Udawali, e ogldaj puste boksy. Doczekaem pocztku uroczystoci, a gdy ksi Wadczy obwoa si krlem, wymknem si z twierdzy po jedyne konie, jakie mogem

zdoby. Po Sadz i Fircyka. Ukryem je wczeniej u pewnego kowala, eby najmodszy krlewski syn ich nie sprzeda. Prowiantu te miaem niewiele, tyle co podkradem w onierskiej jadalni. Nic innego nie wymyliem. - Ksina Ketriken i trefni. - Nie chciaem o nich myle, nie chciaem ich sobie przypomina. Kiedy ostatnio widziaem bazna, szlocha zrozpaczony i oskara mnie o zamordowanie ukochanego wadcy. Kazaem mu ucieka z zamku, ratowa wasne ycie. Nie byo to najmilsze wspomnienie osoby, ktr niegdy nazywaem

przyjacielem. Brus przenis kocioek z owsiank na st. Trzeba byo odczeka, a zgstnieje. - Trafili do mnie prowadzeni przez twojego wilka i Ciernia. Chciaem jecha z nimi, ale nie byo sposobu. Opniabym ich w drodze. Moja noga... nie mgbym dugo dotrzyma kroku koniom, a dwch jedcw na jednym wierzchowcu w tak pogod to za due obcienie. Pozostao mi tylko ich wyprawi. Cisza. - Gdybym wiedzia, kto nas zdradzi przed ksiciem Wadczym... - warkn, groniej ni wilk.

- Ja. Spojrza na mnie z przeraeniem i z niedowierzaniem. Spuciem wzrok Zaczynay dre. na donie.

- Wszystko to moja wina. Mojej gupoty. Ta pokojweczka ksinej, Ryczka... zawsze w pobliu, zawsze pod rk... Szpiegowaa dla ksicia Wadczego. Przy niej prosiem ksin, by si przygotowaa do drogi, ciepo ubraa. Powiedziaem, e wraz z ni wyruszy monarcha. Ksi Wadczy odgad bez trudu, e maonka jego

brata zamierza uciec z Koziej Twierdzy. Oczywicie potrzebowaa koni. - Wziem gboki oddech. Moe mia pokojweczka bya kim wicej ni tylko szpiegiem? Moe zaniosa koszyk peen zatrutych wiktuaw pewnej starej kobiecie? Moe nasmarowaa tuszczem stopie schodw, gdy jej pani miaa wkrtce schodzi z wiey? Zmusiem si do podniesienia wzroku znad lici. Napotkaem zdumione spojrzenie Brusa. - A czego nie podsuchaa Ryczka, tego si dowiedzieli Prawy i Pogodna. yli przyssani do umysu krla Roztropnego jak pijawki.

Pozbawiali go energii i znali kad myl przesan do ksicia Szczerego lub od niego otrzyman. Gdy tylko si dowiedzieli, e su monarsze jako czowiek krla, zaczli Moc szpiegowa rwnie mnie. Konsyliarz musia odkry, jak tego dokona, i przekaza t wiedz swoim uczniom. Pamitasz Stanowczego, syna Gospodarnego? Czonka krgu Mocy? On by najzdolniejszy. Potrafi si sugestii sprawi, e go nie widziae, cho sta o krok przed tob. Och, jakebym chcia si uwolni od przeraajcych wspomnie! Niosy ze sob cienie lochw oraz

szczegy, ktrych nadal nie chciaem pamita. Czy zabiem Stanowczego? Wtpliwe. Zapewne nie udao mi si wmusi w niego dostatecznej iloci trucizny. Podniosem wzrok na Brusa. - Tamtej nocy krl w ostatniej chwili postanowi zosta - rzekem cicho. - Dla mnie ksi Wadczy by zdrajc, samozwacem, ktry przywaszczy sobie koron nalen starszemu bratu, ale zapomniaem, i monarcha zawsze widzia w nim najukochaszego syna. Nasz krl nie chcia y ze wiadomoci, e najmodszy ksi okaza si zdolny do tak niewyobraalnie podych

czynw. Poprosi mnie, bym mu ponownie suy jako czowiek krla, bym da mu energi niezbdn do poegnania si, drog Mocy, z ksiciem Szczerym. Prawy i Pogodna tylko na to czekali. Pogryem si w milczeniu, kolejne fragmenty ukadanki znajdoway waciwe miejsca. - Powinienem by si czego domyli. Zbyt atwo mi szo. Nie zastaem przy krlu ani jednego stranika. Dlaczego? Poniewa nie byli potrzebni. Prawy i Pogodna, przyssani do umysu monarchy, niecierpliwie czekali na mj nastpny krok. Ksi Wadczy skoczy ju ze swoim ojcem -

przecie si ogosi nastpc tronu! Wicej od starca nie potrzebowa. Dlatego sudzy ksicia odebrali krlowi resztki yciowej energii. Samozwaniec kaza im zyska pewno, e wadca nie porozumie si z prawowitym dziedzicem. Zamordowali monarch, nim zdoa poegna si z drugim synem. Musiaem zabi Prawego i Pogodn! Zabiem ich tak samo, jak oni mojego pana! Bez litoci! Bez szansy na obron! - Spokojnie, spokojnie. - Brus podszed, pooy mi rce na ramionach, lekko mnie pchn na taboret. - Trzsiesz si jak przed

atakiem. Spokojnie. Nie mogem wydoby z siebie sowa. - Tego wanie nie potrafilimy z Cierniem rozwika - cign Brus. Kto zdradzi nasze plany? Podejrzewalimy kadego. Nawet trefnisia. Balimy si, e ksina Ketriken ruszya w drog w towarzystwie zdrajcy. - Jak moglicie? Nikt nie kocha krla Roztropnego mocniej ni bazen. - Nikt inny nie zna wszystkich

naszych planw szczerze.

odpar

Brus

- Nie karze je wyda. To ja. Chyba wanie w tamtym momencie na powrt staem si cakowicie sob. Powiedziaem rzecz najbardziej niemoliw do wymwienia, stawiem czoo prawdzie, ktrej uzna byo nie sposb. Przyznaem na gos, e to ja zawiodem. Ostrzega mnie bazen. Powiedzia, e jeli nie naucz si pozostawia spraw ich wasnemu biegowi, stan si mierci krlw.

Ostrzega mnie Cier. Prbowa wymc na mnie przyrzeczenie, e nie bd si samowolnie do niczego miesza. Nie posuchaem. Wiele moich czynw zabio krla. Gdybym nie pomaga mu w korzystaniu z Mocy, nie padby tak atwo ofiar zabjcw. Uczyniem go bezbronnym, gdy sigalimy ku ksiciu Szczeremu. Zamiast ukochanego krlewskiego syna pojawiy si dwie pijawki. Sprowadziem mier na mego pana. Och, na tak wiele sposobw sprowadziem na ciebie mier, krlu Roztropny! auj, mj panie. Tak bardzo auj. I po dzi dzie

nie znam powodw, dla ktrych ksi Wadczy ci zabi. - Bastardzie - odezwa si Brus ksi Wadczy nie musia szuka powodu, eby zabi ojca. Po prostu ustay przyczyny, dla ktrych zaleao mu na jego yciu. Na to nie miae wpywu. Pionowa zmarszczka przecia mu czoo. Dlaczego zabili go akurat wtedy? Dlaczego nie czekali, by dosta ksin Ketriken? Umiechnem si. - Ty j ocalie. Ksi Wadczy sdzi, e ma ksin w garci. By

przekonany, e zniweczy nasze plany, gdy ci uniemoliwi wyprowadzenie koni ze stajni. Nawet si tym przede mn chepi, odwiedziwszy mnie w lochu. Mwi, e ksina musiaa wyruszy pieszo. I bez ciepych ubra. Brus wyszczerzy zby w szerokim umiechu. - Ksina z trefnisiem wzili rzeczy przygotowane dla krla Roztropnego. A wyruszyli na dwch spord najlepszych koni, jakie wyszy z zamkowych stajni w Koziej Twierdzy. Gotw jestem wasn gow da w zakad, chopcze, e

dotarli bezpiecznie do celu. Sadza i Fircyk pas si teraz na grskich pastwiskach. Nika pociecha. Tej nocy wyszedem z chaty i biegaem z wilkiem, a Brus mnie nie skarci. Nie moglimy jednak biec tak szybko ani tak daleko, jak bym chcia, krew, przelana tej nocy, nie bya krwi, ktrej chciabym utoczy, a wiee gorce miso nie mogo zaspokoi mojego aknienia.

***

Tak wic przypomniaem sobie minione ycie. W miar upywu czasu Brus zacz znowu traktowa mnie jak przyjaciela, cho zrezygnowa z dyrygowania mn nie bez kpicego alu. Wspominalimy minione dni, dawne zabawy i sprzeczki, a kiedy wrciy stare nawyki, obaj zaczlimy - tym ostrzej - tskni za wszystkim, co utracilimy. Brus si nudzi. W Koziej Twierdzy cieszy si ogromnym autorytetem i mia zawsze pene rce roboty, a teraz ledwie zabija czas byle jakimi zajciami. Bardzo mu brakowao ukochanych zwierzt.

I ja tskniem za wartkim strumieniem ycia twierdzy, ale najciej znosiem nieobecno Sikorki. W mylach prowadziem z ni dugie rozmowy. Za dnia zbieraem tawu i kwiatki lawendy, pachnce jak ona, a nocami leaem bezsennie, wspominajc dotyk jej doni na mojej twarzy. O tym nie rozmawiaem z moim ostatnim przyjacielem. We dwch staralimy si ze strzpw dawnego istnienia poskada jak cao. Dnie mijay na owieniu ryb i polowaniu, praniu i cerowaniu, wyprawianiu skr i noszeniu wody. Samo ycie.

Raz Brus prbowa mi wyjani, jak to byo, kiedy z trucizn przyszed do mnie do lochu. Jego rce, zajte prac, poruszay si miarowo, a on mwi, jak odchodzi, zostawiwszy mnie w celi. Nie mogem sucha. Chodmy na ryby zaproponowaem raptownie. -

Nabra gboko powietrza i pokiwa gow. Poszlimy nad rzek i tego dnia ju nie rozmawialimy. Nie zmieniao to jednak faktu, e przecie byem i wiziony, i godzony, i bity do nieprzytomnoci.

Golc si, starannie omijaem szram na policzku. Nad brwi, w miejscu gdzie rozbito mi gow, wyroso pasmo siwych wosw. O moich bliznach take nigdy nie rozmawialimy. Nie chciaem o tym nawet myle. Nikt nie mg przej takich tortur nie zmieniony na duszy. Zaczem nocami ni. Nawiedzay mnie krtkie sny, do zudzenia przypominajce rzeczywisto: zmroone momenty ognia, przypalanie blu, beznadziejne przeraenie. Budziem si zlany zimnym potem, ze zlepionymi wosami, drcy ze

strachu. Nic nie zostawao z tych snw, kiedy zrywaem si w ciemnociach, nawet najciesza nitka, dziki ktrej mgbym je rozwika. Tylko uczucia: bl, strach, gniew i zawd. Lecz ponad wszystko strach. Przytaczajcy strach. Trzsem si, z trudem chwytaem powietrze, oczy mi zawiy, w gardle dusia kwana . Za pierwszym razem, kiedy si to stao, za pierwszym razem, kiedy w rodku nocy poderwaem si z bezgonym krzykiem, Brus zeskoczy z ka, chwyci mnie za rami i gorczkowym szeptem

spyta, co si stao. Odepchnem go tak gwatownie, e wpad na st i prawie go przewrci. Strach i gniew wybuchy nag furi, mao brakowao, a bybym zabi Brusa, tylko dlatego e by w zasigu rki. W tamtej chwili gardziem sob tak bardzo, e pragnem zniszczy wszystko, co byo mn albo mnie dotyczyo. Jak najmocniej odepchnem cay zewntrzny wiat, przesunem wasn wiadomo. Bracie, bracie, bracie! - zawy rozpaczliwie lepun, ukryty gdzie w moim wntrzu.

Brus wyda z siebie jaki nieartykuowany okrzyk, zatoczy si do tyu. Po chwili odzyskaem gos. - To tylko zy sen - wydukaem. Przepraszam. Mylaem, e jeszcze ni. - Rozumiem - powiedzia Brus i jeszcze doda po namyle: Rozumiem. - Wrci do ka. Rozumia, e nie moe mi pomc, nic wicej. Koszmary nie przychodziy co noc,

lecz na tyle czsto, e zaczem si ba snu. Brus udawa picego, ale w rzeczywistoci czuwa, podczas gdy ja samotnie toczyem nocne bitwy. Nie pamitam samych snw, tylko koszmarne przeraenie, jakie ze sob niosy. Znaem strach. Czsto go przeywaem. Baem si, gdy walczyem z ofiarami kunicy, baem si w czasie bitew z Zawyspiarzami, baem si podczas starcia z Pogodn. Znaem strach, ktry ostrzega, ktry spina ostrog, ktry kaza toncemu chwyta si brzytwy. Natomiast nocne koszmary byy nienazwanym przeraeniem, nadziej na jak

najszybsz mier, ktra pooy im kres, poniewa - zupenie zamany wiedziaem, e zrobi wszystko, byle wicej nie musie znosi blu. Nie ma sposobu na taki strach ani na wstyd, ktry si po nim zjawia. Prbowaem by zy, prbowaem nienawidzi. Strachu nie utopiy zy ani okowita. Penetrowa mnie jak niemia wo, podbarwia kade wspomnienie, zacienia moje pojcie o tym, kim niegdy byem. adne ze wspomnie: radoci, namitnoci czy odwagi nie byo ju tym czym onegdaj, gdy mj umys zawsze dodawa zdradziecko: Tak, tak wanie byo, niegdy, ale

potem nasta tamten czas i oto jaki jeste teraz. Ten paraliujcy strach by we mnie obecny stale. Wiedziaem z bolesn pewnoci, e niewiele trzeba, bym sta si samym strachem. Nie byem ju Bastardem Rycerskim. Byem tym, co z niego zostao, kiedy strach wygna go z jego ciaa.

*** Drugiego dnia po tym, jak Brusowi skoczya si okowita, powiedziaem:

- Nic mi si nie stanie, jeli pjdziesz do Koziej Twierdzy. - Nie mamy pienidzy na zakupy i nie mamy ju co sprzeda oznajmi gosem bez wyrazu i troch naburmuszony, jakby to bya moja wina. Siedzia przy ogniu. Zoy rce i cisn je kolanami. Dray odrobin. - Zwierzyny w lesie dostatek. Jeli nie bdziemy potrafili si wyywi, zasugujemy na godwk. - Dasz sobie rad? - spytaem obojtnym tonem. Popatrzy na mnie zmruonymi

oczyma. - Co masz na myli? - zapyta. - Nie ma ju okowity. - I wydaje ci si, e bez niej nie potrafi y? - wzbiera w nim gniew. Nietrudno o to byo, od kiedy zabrako trunku. Bardzo leciutko ramionami. wzruszyem

- Tylko spytaem. Nic wicej. Staraem si na niego nie patrze, majc nadziej, e nie wybuchnie.

Odezwa si dopiero po duszej chwili. - Chyba obaj bdziemy musieli si czego nauczy - powiedzia bardzo cicho. Odczekaem dugi czas. Potem zapytaem: - Co zrobimy? Popatrzy na mnie rozdraniony. - Powiedziaem ci ju: bdziemy polowa. Tyle chyba potrafisz zrozumie.

Uciekem wzrokiem. - Rozumiem. Chodzio mi o to, co zrobimy... pniej. Nie jutro czy pojutrze. - Na razie bdziemy polowa. Troch pomoe nam Cier, jeli zdoa. Zamek przecie zupiony. Moe bd musia na jaki czas przenie si do Koziej Twierdzy, poszuka pracy. Na razie... - Nie o to mi chodzio przerwaem mu. - Nie moemy ukrywa si tutaj do koca ycia. Co bdziemy robi?

- Chyba si nad tym jeszcze nie zastanawiaem. Z pocztku po prostu przynielimy ci tutaj, eby mia si gdzie podzia, zanim wydobrzejesz. Potem wydawao si, e nigdy... - Ale ju jestem sob. Zamilkem na krtki moment. Ksina Cierpliwa... - Jest pewna, e nie yjesz - uci Brus, chyba ostrzej ni zamierza. Tylko Cier i ja znamy prawd. Upewnilimy si co do tego, jeszcze zanim wycignlimy ci z grobu. Co by byo, gdyby dawka trucizny okazaa si za silna i umarby

naprawd? Albo gdyby zamarz pod ziemi? Poza tym widziaem, co z tob zrobili - przerwa. Wydawa si zakopotamy. Lekko pokrci gow. - Nie dawaem ci wielkich szans, a jeszcze i trucizna... Dlatego nikomu nie robilimy nadziei. A kiedy ci wykopalimy... potrzsn gow gwatowniej. Bye nieludzko skatowany. Nie wiem, co optao ksin Cierpliw, eby opatrywa rany zmaremu, ale gdyby tego nie zrobia... Potem znowu... nie bye sob. Po tych pierwszych kilku tygodniach nie mogem odaowa, e ci przywrcilimy do ycia. Miaem

wraenie, e wtoczylimy w ludzkie ciao wilcz dusz. - Znowu podnis na mnie wzrok, na jego twarzy odmalowa si wyraz niedowierzania. - Ktrego razu skoczye mi do garda! Tego dnia, gdy stane na wasnych nogach, chciae uciec. Zagrodziem ci drog, a ty skoczye mi do garda. Nie mgbym pokaza ksinej Cierpliwej tego warczcego, kapicego zbami potwora, a co dopiero... - Czy Sikorka...? Odwrci wzrok.

- Prawdopodobnie syszaa o twojej mierci. - Zamilk. Potem doda z ociganiem: - Kto zapali wiec na twoim grobie. Znalazem resztk wosku, kiedy przyszedem ci odkopa. - Jak pies po ko. - Baem si, e nie zrozumiesz. - Nie zrozumiaem. lepunowi. Zaufaem

Wtedy nie byem w stanie znie wicej. Prbowaem zakoczy rozmow, niestety, Brus by nieugity.

- Gdyby wrci do Koziej Twierdzy, wszystko jedno, do miasta czy do zamku, dugo by nie poy. Ludzie powiesiliby ci nad wod i spalili twoje ciao. Albo je rozczonkowali. Tym razem upewniliby si, e jeste martwy. - A tak mnie nienawidz? - Nienawidz? Nie. Lubili ci ci, ktrzy ci znali. Ale gdyby wrci, baliby si ciebie. Przecie skonae i zostae pochowany. Nie sposb wykrci si adn sztuczk. Ludzie nie pochwalaj Rozumienia. Skoro czowiek oskarany o uywanie tej magii umiera i zostaje pogrzebany,

musi pozosta martwy. Jeli zobacz ci ywego, zyskaj dowd, e ksi Wadczy mia racj: uprawiasz zwierzc magi i uye jej do zamordowania krla. Bd musieli ci zabi ponownie. Tym razem skutecznie. - Zerwa si z miejsca, dwukrotnie okry izb. - Niech to... - wycedzi przez zby napibym si. - Ja te - przyznaem cicho.

*** Dziesi dni pniej na drce

pojawi si Cier. Stary skrytobjca szed wolno, podpierajc si kijem, na plecach nis spory tob. Dzie by gorcy, wic Cier odrzuci kaptur. Dugie siwe wosy powieway na wietrze, broda zakrywaa wiksz cz twarzy. Na pierwszy rzut oka sprawia wraenie wdrownego druciarza. Poznaczony bliznami stary czowiek, ale nie Ospiarz. Twarz mu ogorzaa od wiatru i soca. Brus poszed na ryby, wola oddawa si temu zajciu w samotnoci. Pod jego nieobecno lepun wygrzewa si w socu na progu izby, ale pochwyciwszy

pierwsz smug zapachu Ciernia, umkn midzy drzewa. Zostaem sam. Dusz chwil patrzyem, jak si zblia. Zima go postarzya, zmarszczki mia gbsze, wosy bardziej posiwiae. Porusza si jednak wawiej ni zwykle, jak gdyby niedostatek go wzmocni. W kocu ruszyem mu na spotkanie, przedziwnie zawstydzony i zakopotany. Podnis wzrok, przystan w p kroku. - Chopcze? - zagadn ostronie.

Udao mi si kiwn gow i rozcign kciki ust na boki. Upokorzy mnie blask umiechu, ktry w odpowiedzi rozjani mu twarz. Cier upuci toboek, chwyci mnie w objcia, gadzi po gowie, jak gdybym cigle jeszcze by dzieckiem. - Och Bastardzie! Bastardzie, mj chopcze! - wykrzykn z ulg. Mylaem, e ci stracilimy! Mylaem, e lepiej byo pozwoli ci umrze. - Cho leciwy, obejmowa mnie mocno i pewnie.

Byem yczliwy dla starego czowieka. Nie powiedziaem mu, e mia racj: powinien by pozwoli mi umrze.

Rozdzia drugi Rozstania

Ksi Wadczy z rodu Przezornych, ogosiwszy si monarch Krlestwa Szeciu Ksistw, opuci krainy nadbrzene, porzucajc je na pastw losu. Ponadto ograbi z zapasw Ksistwo Kozie oraz zupi Kozi Twierdz. Powysprzedawa zamkowe konie i

bydo; najwspanialsze okazy przenis w gb ldu, do swej nowej rezydencji - Kupieckiego Brodu. Wywiz zbiory biblioteczne i meble, w tym take krlewski tron. Cz zagrabionego mienia uwietnia now siedzib krlewsk, reszta zostaa sprzedana lub rozdzielona pomidzy wadcw oraz szlacht ksistw rdldowych jako dowody askawoci. Spichlerze, piwnice, zbrojownie Koziej Twierdzy opustoszay - wszelkie dobra wywieziono w gb ldu. Ksi Wadczy poczyni owe spustoszenia pod pretekstem dziaania dla dobra krla

Roztropnego. Zoony boleci monarcha oraz ksina Ketriken, ciarna wdowa po nastpcy tronu, mieli dla wasnego bezpieczestwa zosta wywiezieni do Kupieckiego Brodu, z dala od wybrzea nkanego przez szkaratne okrty. Te same powody stanowiy przykrywk dla pldrowania Koziej Twierdzy. Wraz ze mierci krla Roztropnego oraz znikniciem ksinej Ketriken owe kruche pozory przestay spenia sw rol. Pomimo wszystko ksi Wadczy wkrtce po koronacji opuci stolic. Rada Krlestwa zakwestionowaa jego decyzj. Nowy wadca odrzek

pono, i ksistwa nadbrzene s dla niego synonimem wojny oraz workiem bez dna; doda, e zawsze pasoytoway na ksistwach rdldowych, a na ostatek oznajmi, e yczy Zawyspiarzom powodzenia, jeli szczytem ich pragnie jest podbj kilku ponurych skal. W pniejszym czasie ksi Wadczy zaprzecza, jakoby uy podobnych sformuowa. Znalaz si w sytuacji nie majcej precedensu w historii Krlestwa Szeciu Ksistw. Nie narodzone dzieci ksinej Ketriken byo bez wtpienia prawowitym dziedzicem korony i cho potomek mgby si

ubiega o tytu dopiero po ukoczeniu szesnastego roku ycia, trudno si dziwi podejrzeniom, i ksi Wadczy przyoy rk do tajemniczego zniknicia wdowy po nastpcy tronu. Najmodszy syn krlewski pragn jak najszybciej woy monarsz koron, lecz zgodnie z panujcym prawem potrzebowa zgody wadcw wszystkich szeciu ksistw. Kupi sobie tron licznymi ustpstwami wobec ksistw nadbrzenych. Najwikszym z nich byo przyrzeczenie, i Kozia Twierdza pozostanie obsadzona zbrojnymi i gotowa do obrony wybrzea.

Wadz w dawnej stolicy przej najstarszy siostrzeniec nowego monarchy, dziedzic Ksistwa Trzody, ksi wawy. W wieku dwudziestu piciu lat nie mg si ju doczeka przejcia schedy po ojcu, tote z radoci powita tytu wadcy Koziej Twierdzy oraz Ksistwa Koziego. Osiad w Koziej Twierdzy z grup doborowych zbrojnych z Ksistwa Trzody, lecz nie mia duego dowiadczenia w sprawowaniu rzdw, a przy tym, jak wie niesie, nie dosta od samozwaca adnych funduszy, wobec czego zmuszony by szuka dochodw u kupcw oraz u chopw

i pasterzy, szykujcych si do kolejnego roku walki z Zawyspiarzami. Nie istniej przekazy wiadczce o jakichkolwiek zoliwych postpkach modego wadcy wobec mieszkacw Ksistwa Koziego lub innych ksistw nadbrzenych, lecz prno te szuka dowodw na godn pochway dbao o lud. Skoro baronowie musieli na swoich wociach przygotowywa obron poddanych, oprcz nowego wadcy rezydowaa w Koziej Twierdzy tylko garstka drobniejszej szlachty oraz ostatnia wysoko urodzona osoba pozostaa w stolicy

ksistwa, ksina Cierpliwa poowica nastpcy tronu, nim jej maonek, ksi Rycerski, zrezygnowa z praw do korony na rzecz modszego brata, ksicia Szczerego. Ona to zadbaa o obsadzenie twierdzy onierzami z Ksistwa Koziego: gwardi osobist ksinej Ketriken, stra zamkow oraz weteranami gwardii przybocznej krla Roztropnego. Ksi wawy cign wasn gwardi przyboczn i, co naturalne, faworyzowa swoich ludzi. Racje ywnociowe byy skpe, a pobory wypacane nieregularnie, tote morale onierzy spado do

enujcego poziomu. Sytuacja komplikowaa si jeszcze bardziej z powodu niejasnej hierarchii zwierzchnoci. W teorii wojska Ksistwa Koziego podlegay kapitanowi Toporowi z Ksistwa Trzody, zwierzchnikowi gwardii osobistej ksicia wawego. W rzeczywistoci Naparstnica, kapitan gwardii przybocznej ksinej Ketriken, Rbacz, dowdca stray Koziej Twierdzy, oraz stary wiarus, Rudzielec, z gwardii przybocznej krla Roztropnego, trzymali si razem i suchali tylko wasnych rad. Jeli w ogle komu skadali raporty, to wanie ksinej

Cierpliwej. W tamtym czasie onierze Ksistwa Koziego mwili o niej: pani na Koziej Twierdzy. Samozwaniec od pierwszych chwil panowania obawia si utraty tytuu monarchy. Na wszystkie strony wiata porozsya umylnych w poszukiwaniu ksinej Ketriken noszcej pod sercem nie narodzonego dziedzica. Podejrzewajc, e moga ona znale schronienie u swego ojca, zada od wadcy Krlestwa Grskiego wydania crki. Krl Eyod odpowiedzia, e miejsce pobytu czonka rodu panujcego Krlestwa Szeciu Ksistw w najmniejszym

stopniu nie dotyczy Krlestwa Grskiego. W rewanu ksi Wadczy wycofa si z wszelkich umw handlowych zawartych z ojczyzn ksinej Ketriken i prbowa zniechci do przekraczania granic nawet pospolitych podrnych. W tym samym czasie pojawiy si plotki niemal na pewno rozpuszczone przez niego - e dziecko ksinej Ketriken nie zostao poczte przez ksicia Szczerego, a co za tym idzie, nie ma adnych praw do tronu Krlestwa Szeciu Ksistw. Dla ludu Ksistwa Koziego by to czas wyjtkowo trudny. Poddani,

opuszczeni przez krla, pod opiek nielicznych oddziaw le zaopatrzonych onierzy, ledwie trwali, miotani wichrami dziejw niczym okrt bez steru na wzburzonym morzu. Czego nie ukradli i nie zniszczyli najedcy, to zaj na podatki ksi wawy. Na drogach zaroio si od rozbjnikw, bo gdy czowiek nie moe wyy z uczciwej pracy, zapomina o uczciwoci. Chopi, porzuciwszy wszelk nadzieje, uciekali z wybrzea, by zasili szeregi ebrakw, zodziei i dziewek w miastach rdldzia. Nawet handel zamar, gdy statki wypywajce w

morze nieczsto wracay do portu.

*** Siedziaem z Cierniem na awce przed chat i rozmawialimy. Nie o zdarzeniach ponurych, nie o nabrzmiaych powag wypadkach z przeszoci ani o moim powrocie zza grobu czy o polityce. Rozmawialimy o sprawach drobnych, jakie si omawia po powrocie z dugiej podry. Cichosz zaczyna si starze: zim wkrada mu si w stawy jaka sztywno i nawet nadejcie wiosny nie

przynioso poprawy. Nie wiadomo byo, czy doyje nastpnego roku. Cierniowi udao si wreszcie osuszy licie horgwia, nie dopuszczajc do plenienia, ale okazao si, e sproszkowana rolina nie ma tej mocy co wiea. Obaj tsknilimy za synnymi pasztecikami nadwornej kucharki. W pewnym momencie Cier spyta, czy chciabym co odzyska ze swojej zamkowej komnaty. Przeszukano j na rozkaz ksicia Wadczego i zosta w niej straszny baagan, ale chyba nic nie zabrano. Zapytaem o gobelin przedstawiajcy krla Mdrego przy

spotkaniu z Najstarszym. Cier go pamita, ale oceni, e nie da rady przydwiga. Spojrzaem tak aonie, e natychmiast zmieni zdanie i podj si znale jaki sposb. Wyszczerzyem zby w umiechu. - artowaem. Ten gobelin przyprawia mnie o koszmarne sny. Nie, w mojej komnacie nie zostao nic wanego. Stary skrytobjca obrzuci mnie smutnym spojrzeniem. - egnasz si z dawnym yciem,

biorc tylko to co na grzbiecie i kolczyk? Niczego wicej nie chcesz? Czy to nie dziwne? Czy dziwne? Zastanowiem si. Co miaem? Miecz podarowany przez ksicia Szczerego. Srebrny piercie od krla Eyoda; wczeniej nalea do jego syna, ksicia Ruriska. Brosz od ksinej Gracji. Fletni Pana - miaem nadziej, e ksina Cierpliwa j odzyskaa. Farby i arkusze papieru. Skrzyneczk na trucizny zrobion wasnymi rkoma. Od Sikorki nie miaem nic. Ona nie chciaa ode mnie prezentw, a ja nigdy nie pomylaem, eby skra jej chocia

wstk do wosw. Gdybym... - Nie. Chyba lepiej skoczy z tym cakowicie. Chocia zapomniae o jeszcze jednym przedmiocie. Odwrciem konierz szorstkiej koszuli i pokazaem mu rubin osadzony w srebrze. - Klejnot ten da mi krl Roztropny, gdy naznaczy mnie jako swego. Cigle go mam. - Ksina Cierpliwa spia brosz mj caun. Myl t zdecydowanie od siebie odsunem. - Nie mog si nadziwi, e stranicy ksicia Wadczego nie obrabowali twojego ciaa. Najpewniej Rozumienie wzbudza

taki strach, e obawiali si ciebie rwnie mocno martwego jak ywego. Przesunem palcem po grzbiecie nosa, tam gdzie zosta zamany. - Raczej nie wygldao na to, eby si mnie obawiali. Cier umiechn si krzywo. - Nos ci martwi? Moim zdaniem przydaje twojej twarzy wyrazistoci. - Naprawd? - Spojrzaem na niego, mruc oczy przed socem.

- Nie. Ale uprzejmo wymagaa takiego stwierdzenia. W rzeczywistoci nie jest bardzo le. Chyba go kto prbowa nastawia. Pojawi si jaki strzpek wspomnienia. Zadraem. - Nie chc o tym myle wyznaem szczerze. Wspczucie zachmurzyo mu twarz. Odwrciem wzrok, niezdolny udwign jego litoci. atwiej byo znie wspomnienie pobicia, jeli mogem udawa, e nikt inny o nim nie wiedzia. Czuem si przez ksicia Wadczego upokorzony.

Oparem gow o nagrzan socem cian chatynki. - C si dzieje wrd ywych? Cier odchrzkn, przysta na zmian tematu. - A ile wiesz? - Niewiele. Wiem, e ksina Ketriken i trefni uciekli. e ksina Cierpliwa jakoby syszaa, i ksina Ketriken dotara bezpiecznie w gry. Ze ksi Wadczy jest wcieky na krla Eyoda i odci mu szlaki handlowe. e krl Szczery nadal yje, ale nikt nie ma od niego

wieci. - Hola! Hola! - Cier wyprostowa si gwatownie. - Plotki o Ketriken... przecie ty to pamitasz z mojej rozmowy z Brusem! Odwrciem wzrok. - Tak samo mgbym pamita dawny sen. Rozmyte kolory, wypadki uoone w przypadkowej kolejnoci. Wiem tylko, e o tym rozmawialicie. - A co ze Szczerym? - Nage napicie w gosie Ciernia przyprawio mnie o zimne ciarki na

grzbiecie. - Tamtej nocy sign do mnie Moc - rzekem spokojnie. Powiedziaem wam wtedy, e ksi nadal yje. - Psiakrew!!! - Cier skoczy na rwne nogi. W yciu nie widziaem go w podobnym stanie, tote gapiem si na niego, unieruchomiony zdumieniem, a jednoczenie przestrachem. Mymy ci nie uwierzyli! Och, tak, bylimy zadowoleni, e to powiedziae, a kiedy wyszede, Brus rzek: Dajmy chopakowi spokj, przypomnia sobie

ukochanego ksicia. Niczego wicej nie podejrzewalimy! Psiakrew! Po stokro psiakrew!!! Wycelowa we mnie palcem. Raportuj. Opowiadaj wszystko. Poszukaem w pamici. Nieatwo mi byo przebrn przez wizje, zupenie jakbym patrzy wilczymi oczyma. - By zmarznity. Ale ywy. Wycieczony lub ranny. Porusza si bardzo wolno. Prbowa mnie dosign, lecz ja go odpychaem, wic narzuci mi ch wypicia okowity... Pewnie by pokona mj opr...

- Gdzie by? - Nie wiem. W lesie. W niegu. Przywoywaem nawet najbardziej mgliste wspomnienia. - Chyba nie wiedzia, gdzie jest. Cier widrowa mnie wzrokiem. - Wyczuwasz go? Czujesz go w ogle? Moesz mi powiedzie, czy nadal yje? Potrzsnem gow. Serce zaczo mi omota w piersiach. - Moesz do niego sign Moc?

Znowu potrzsnem gow. Cier by coraz bardziej zawiedziony. - Bastardzie, musisz! - Nie chc! - krzyknem. Ju byem na nogach. Uciekaj! Uciekaj prdko! Tak zrobiem. Nagle wszystko byo proste. Uciekem od Ciernia i od chatki, jakby mnie goniy wszystkie demony Zawyspiarzy. Cier woa za mn, ale nie chciaem go sysze. Biegem, a gdy tylko znalazem schronienie pord drzew, u mojego boku zjawi si

lepun. Nie tam, tam jest Serce Stada ostrzeg mnie. Pognalimy w gr wzgrza, daleko od strumienia, w gszcz jeyn zwisajcy z nasypu, pod ktrym lepun chroni si w burzliwe noce. -Co si stao? Gdzie niebezpieczestwo? - spyta. Chcia, ebym wrci odpowiedziaem po jakim czasie. Prbowaem uj to w myli zrozumiae dla wilka. - Chcia,

ebym, ju nigdy nie by wilkiem. Zmrozio mnie nage uczucie chodu. Wyjaniajc lepunowi, sam stanem z prawd twarz w twarz. Wybr by prosty. Mogem by wilkiem, bez przeszoci, bez przyszoci, yjcym tylko dniem dzisiejszym, albo czowiekiem, naznaczonym przez przeszo, czowiekiem, ktrego serce wraz z krwi pompowao strach. Mogem chodzi na dwch nogach, zna wstyd i zgarbione plecy. Mogem biega na czterech apach i zapomnie o wszystkim do tego stopnia, e nawet Sikorka bdzie tylko wspomnieniem przyjemnego

zapachu. Usiadem pod jeynami, do wsparem lekko na grzbiecie lepuna, zapatrzyem si w miejsce, ktre tylko ja mogem zobaczy. wiato z wolna odmieniao swj blask i wieczr przeradza si w zmierzch. Decyzja dojrzewaa we mnie powoli, lecz nieuchronnie, na podobiestwo podpezajcych ciemnoci. Serce we mnie wyo sprzeciwem, lecz inne wyjcia byy nie do przyjcia. Umocniem si w postanowieniu. Kiedy wrciem, byo ju zupenie ciemno. Z podkulonym ogonem podkradem si do chatki. Dziwnie byo podchodzi do tego schroniska

pod postaci wilka, czu dym unoszcy si z drewna jako rzecz ludzk i mruga od olepiajcego blasku wydobywajcego si przez szpary w okiennicach. Niechtnie oddzieliem si od lepuna. Nie wolaby polowa ze mn? zapyta wilk. Wolabym. Ale dzi nie mog. Dlaczego? Tylko pokrciem gow. Decyzja bya tak wiea, tak jeszcze niepewna... nie miaem jej poddawa sprawdzianowi, ubierajc

powody w sowa. Przystanem na skraju lasu, strzepnem z ubrania licie i ziemi, przygadziem wosy, ponownie zwizaem je w kucyk. Miaem nadziej, e nie pobrudziem twarzy. Wyprostowaem ramiona, zmusiem si, by podej do chatki i otworzy drzwi. Czuem si przeraajco saby. Oni dwaj znali omal wszystkie moje sekrety. Jak mogem oczekiwa, e bd we mnie widzieli czowieka? Nie mogem ich wini. Prbowali mnie ocali. Przede mn samym, to prawda, lecz jednak ocali. Nie ich wina, e ten, kogo uratowali,

niewart by zachodu. Siedzieli przy stole. Gdybym tak uciek kilka tygodni temu, po powrocie Brus skoczyby do mnie, chwyci za kark, potrzsa gwatownie, a moe by mi nawet przyoy. Teraz ju tak mnie nie traktowa, ale same wspomnienia wystarczay, ebym zachowa ostrono, ktrej nie potrafiem zatai. O dziwo, twarz Brusa wyraaa tylko ulg, a Cier patrzy na mnie ze wstydem i zatroskaniem. - Nie zamierzaem naciska ci tak mocno - wyzna, nim zdyem

si odezwa. - Po prostu dotkne bolesnego miejsca - rzekem cicho. - Czasami czowiek sam nie wie, jak gboka jest rana. Przystawiem sobie taboret do stou. Po dugich tygodniach ywienia si najprostszym jedzeniem widok sera, miodu oraz wina z bzu wywar na mnie wstrzsajce wraenie. Do tego jeszcze bochenek chleba, no i pstrg zowiony przez Brusa. Przez jaki czas jedlimy, odzywajc si niewiele, tylko w razie koniecznoci. Napicie jakby zelao. Niestety,

gdy posiek dobieg koca, wrcio. - Teraz rozumiem twoje pytanie rzek niespodziewanie Brus. Cier i ja spojrzelimy na niego zdziwieni. Kilka dni temu zapytae, co bdziemy robi. Widzisz, sdziem, e stracilimy krla Szczerego. Krlowa Ketriken nosi pod sercem jego dziedzica i jest bezpieczna w grach. Nic nie mog dla niej uczyni. Gdybym podj jakiekolwiek dziaanie, zdradzibym j przed innymi. Najlepiej pozwoli jej pozosta w ukryciu pomidzy ludem ojca. Do czasu gdy dziecko osignie wiek stosowny, by sign po tron... jeli nie bd jeszcze w

grobie, zapewne bd mg co zrobi. Uznaem, e na razie nie mam komu suy. Dlatego sdziem, e pytasz tylko o nas obu. - A teraz? - zapytaem cicho. - Skoro krl Szczery yje, to jego tron zagarn samozwaniec. Przysigem suy prawowitemu wadcy. Tak samo Cier. Tak samo ty. - Obaj patrzyli na mnie bez drgnienia powiek. Ucieknij znowu. Nie mog.

Brus drgn. Czy gdybym teraz skoczy do drzwi, rzuciby si na mnie i prbowa zatrzyma? Nie poruszy si, nie odezwa, czeka. - Ja nie - oznajmiem. - Bastard nie yje - rzekem bez ogrdek. Brus spojrza na mnie, jakbym go uderzy. A Cier zapyta cicho: - Dlaczego wic cigle brosz krla Roztropnego? nosi

Wypiem j z konierza. Chciaem powiedzie: Prosz

bardzo. We j i niech si to wszystko skoczy. Ja mam dosy. Zbrako mi si. Ale milczaem, obracajc klejnot w palcach. - Wina? - zapyta Cier, ale nie mnie. - Zimny dzi wieczr - odpar Brus. - Zaparz herbaty. Cier skinieniem gowy wyrazi aprobat. Cigle ciskaem w rku srebrn brosz z czerwonym kamieniem. Pamitaem donie mojego krla, gdy przypina mija do chopicej koszuli. Masz powiedzia. - Teraz naleysz do

mnie. Krl Roztropny ju nie y. Czy jego mier zwalniaa mnie z przysigi? A co mi powiedzia w ostatniej chwili swego ycia? C z ciebie uczyniem? Znowu odepchnem od siebie to pytanie. Waniejsze, kim byem teraz? Czy tym, kogo uczyni ze mnie ksi Wadczy? Czy mogem od tego uciec? - Ksi Wadczy powiedzia mi odezwaem si zamylony - e w jego oczach jestem bezimiennym chopakiem od psw. - Podniosem wzrok na Brusa. - Byoby dobrze zosta po prostu psiarczykiem.

- Naprawd? Swego czasu miae odmienne zdanie na ten temat. Bastardzie, nie jeste czowiekiem krla? To kim jeste? Dokd pjdziesz? Dokd bym poszed, gdybym by wolny? Serce mi si rwao do Sikorki. Potrzsnem gow, odrzucajc t myl, nim zacza mnie pali ywym ogniem. Nie. Straciem Sikork jeszcze przed mierci. Zamyliem si nad swoj pust, gorzk wolnoci. Istniao wiele miejsc, gdzie mgbym si uda. Utwierdziem si w postanowieniu, podniosem wzrok i odpowiedziaem Brusowi twardym

spojrzeniem. - Wyjad. Dokdkolwiek. Do Krainy Miedzi, do Miasta Wolnego Handlu. Umiem dba o zwierzta, jestem biegym skryb. Jako przeyj. - Bez wtpienia. Ale przey, to nie znaczy y - zauway Brus. - Co wobec tego jest yciem? zapytaem, niespodziewanie naprawd rozwcieczony. Dlaczego oni zawsze musz wszystko utrudnia? Sowa i myli zaczy we mnie kipie, trysny jak trucizna z ropiejcej rany. - Kaesz mi

powici krlowi siebie i wszystko, na czym mi zaley, podobnie jak to zrobie ty. Twj pan ci opuci. I co? Przekne to, bez sowa sprzeciwu wychowae jego bkarta. Wreszcie stracie wszystko: stajnie, konie, psy, podwadnych. Krlowie, ktrym wiernie suye, nic ci nie zostawili, nawet dachu nad gow. Co wtedy robisz? Poniewa nie pozostao ci nic innego, czepiasz si mnie, wycigasz z grobu i przymuszasz do ycia. Do ycia, ktrego nie chc, ktrego nienawidz! Patrzy na mnie nieruchomy jak sup soli. Chciaem zamilkn, ale

co kazao mi mwi dalej. Gniew mi pomaga, oczyszcza jak ogie. Zacisnem pici. - Dlaczego cigle tu jeste? Dlaczego bez przerwy stawiasz mnie na nogi? Tylko po to, eby wrg znowu mg mnie pokona? Po co to robisz? ebym by ci winien wdziczno? eby zyska prawo do mojego ycia, bo nie masz odwagi sam y? Chcesz mnie uksztatowa na swoje podobiestwo, chcesz ze mnie zrobi czowieka pozbawionego wasnego losu, czowieka, ktry wszystko podporzdkowuje krlowi. Nie widzisz, e mona y inaczej, e

mona y dla siebie? Hardo patrzyem mu w oczy, ale w kocu musiaem odwrci wzrok od bolesnego zdumienia, ktre w nich ujrzaem. Nie podjem tpo, schwyciwszy oddech. - Nie widzisz. Nie wiesz. Nawet nie potrafisz sobie wyobrazi, co mi odebrae. Powinienem by martwy, ale ty nie pozwolie mi umrze. Przepeniony najlepszymi chciami, zawsze wierzysz, e postpujesz waciwie, bez wzgldu na to, jak mnie przy tym ranisz. A kto ci dal prawo rzdzi moim yciem? Kto ci

pozwoli mi to zrobi? Cier milcza ze skamienia twarz. Brus prbowa wzi si w gar. - Twj ojciec zleci mi to zadanie, Bastardzie - rzek spokojnie, z dum i powag. - Staraem si z niego wywiza jak najlepiej, chopcze. Ostatnie sowa mego ksicia brzmiay: Wychowaj go dobrze. I ja... Powicie dziesi lat, wychowujc cudzego bkarta uciem z piekc ironi. Zajmowae si mn, bo jedynie to

naprawd potrafie robi. Brus, ty zawsze istniae dla innych, stawiae kogo innego przed sob, powicie ostatni strzpek normalnego istnienia dla cudzych korzyci. - Mwiem coraz goniej. Oddany jak pies. Czy to jest ycie? Czy nigdy nie chciae sam o sobie decydowa? Czy moe strach kae ci rezygnowa z wasnego losu?! krzyknem. Zabrako mi sw, z wciekoci oddech wiz mi w gardle. Bdc jeszcze chopcem, obiecywaem sobie nieraz, e Brus zapaci mi za kadego szturchaca,

ktrego od niego oberwaem, za kady boks, ktry musiaem oczyci z gnoju, cho byem tak zmczony, e ledwie trzymaem si na nogach. Obrzucajc go gniewnymi sowami, po wielekro speniem obietnic nadsanego dziecka. Brus oczy mia szeroko otwarte, oniemia z blu. Jego pier uniosa si ciko; z trudem zaczerpn tchu, jakbym go uderzy. Rwnie dobrze mgbym niespodziewanie ugodzi go noem. Nie byem pewien, skd mi si wziy podobne sowa, ale nie mogem ich ju cofn. Powiedzenie wybacz te by ich nie zniszczyo,

w najmniejszym stopniu by ich nie odmienio. Nagle ogarna mnie nadzieja, e Brus mnie uderzy, e dla nas obu zrobi przynajmniej tyle. Podnis si niepewnie, zaszura taboretem po pododze; niebacznie go przechyli i wywrci z oskotem. Brus, ktry nawet pijany w sztok szed zawsze pewnym krokiem, teraz chwiejnie ruszy do drzwi i znikn w ciemnoci. A ja siedziaem i czuem, jak co we mnie zamiera. Miaem nadziej, e to serce. Przez jaki czas panowaa cisza. Przez dugi czas. Wreszcie Cier westchn.

- Dlaczego? - zapyta cicho. - Nie wiem. - Tak dobrze potrafiem kama. Sam mnie wyuczy. Zapatrzyem si w ogie i przez moment prawie zebraem si w sobie, eby mu wszystko wytumaczy. Zdecydowaem jednak, e nie mog. Nim si zorientowaem, ju mwiem co innego: - Moe musiaem si od niego uwolni. Od wszystkiego, co dla mnie zrobi, nawet jeli nic od niego nie chciaem. Musi przesta wywiadcza mi przysugi, za ktre nigdy nie bd si mg odwdziczy. Do mam jego szlachetnych czynw, na ktre

aden czowiek nie powinien si zdobywa dla drugiego, powicenia, ktrego nie sposb spaci. Nie chc mu by nic wicej winien. Cier siedzia z domi na udach, spokojny, lecz jego zielone oczy nabray zotawego poysku. - Od powrotu z Krlestwa Grskiego zachowywae si, jakby bez przerwy szuka zaczepki. Obojtne z kim. Kiedy jako dziecko bye ponury albo nadsany, mogem to przypisa modzieczemu buntowi, chopicym humorom i

rozczarowaniom. Z Krlestwa Grskiego wrcie... peen gniewu. Jakby rzuca wyzwanie caemu wiatu, jakby domaga si mierci, jeli wiat zdoa ci zabi. Nie mwi o tym, e wchodzie w drog ksiciu Wadczemu, e si pakowae w najwiksze niebezpieczestwa. Nie tylko Brus to dostrzega. Popatrz uwanie na miniony rok: gdziekolwiek si obrciem, widziaem Bastarda szydzcego ze wiata, uwikanego w bijatyk, w wirze walki, omotanego bandaami, pijanego jak bela albo sabego niczym niemowl i kwilcego o kozek.

Kiedy miae czas na spokj, na mylenie? Gdzie twoje radoci dzielone z przyjacimi? Kiedy czas na zwyk chwil spokoju? Jeli nie zadzierae z wrogiem, przepdzae przyjaci. Co si wydarzyo midzy tob a baznem? Gdzie jest Sikorka? Przed chwil pozbye si Brusa. Kto bdzie nastpny? - Pewnie ty. - Sowa pojawiy si same, nieuchronnie. Nie chciaem ich wypowiedzie, ale nie mogem zatrzyma. Nadszed czas. - Mwic w ten sposb do Brusa, zrobie ju duy krok w tym

kierunku. - Wiem - przyznaem szczerze. Od dawna ju aden mj czyn nie znalaz uznania w twoich oczach. Ani w oczach Brusa. Ani niczyich innych. Ostatnio chyba nie potrafi zachowywa si mdrze. - Nie przecz - zgodzi si Cier. I nagle znowu ar gniewu rozpali si we mnie jasnym pomieniem. - Moe stao si tak dlatego, e nigdy nie dano mi szansy by dorosym. Moe za dugo byem cigle czyim chopcem. Chopcem

stajennym Brusa, twoim uczniem, pupilkiem ksicia Szczerego, paziem ksinej Cierpliwej. Kiedy miaem by sob? - zapytaem gwatownie. - A kiedy nie bye? - odparowa Cier rwnie arliwie. - Od powrotu z Krlestwa Grskiego robie, co chciae. Poszede do Szczerego i oznajmie, e masz dosy roli skrytobjcy. Akurat wtedy, gdy dyskretna praca bya najbardziej potrzebna. Cierpliwa prbowaa ci przestrzega, co bdzie, jeli si zbliysz do Sikorki, ale ty wiedziae lepiej. Zrobie z dziewczyny cel dla swoich wrogw. Wcigne Cierpliw w spisek, ktry i j narazi

na wielkie niebezpieczestwo. Mimo ostrzee Brusa zwizae si z wilkiem. Podwaae kad moj decyzj w kwestii zdrowia Roztropnego. A jeden z ostatnich twoich pomysw to uczestniczenie w rebelii przeciwko koronie. Od wiekw nie bylimy tak blisko wojny domowej. - A mj ostatni gupi pomys? zapytaem z ciekawoci zabarwion gorycz. - Zabicie Prawego i Pogodnej odpar z beznamitnym oskareniem w gosie.

- Oni zamordowali krla, o ile sobie przypominasz - zauwayem lodowato. - Umar na moich rkach. Co miaem zrobi? Wsta. Growa nade mn jak za dawnych czasw. - Po tylu latach szkolenia w fachu skrytobjcy biegasz po twierdzy z obnaonym ostrzem. Jednemu podrzynasz gardo, a drugie zakuwasz na mier w wielkiej sali biesiadnej przed zgromadzeniem szlachty... Mj ty uzdolniony czeladniku! Potrafie wymyli tylko jeden sposb wypenienia zadania?

- Byem wcieky! - ryknem. - Wanie! - zagrzmia w odpowiedzi. - Ty bye wcieky. Wic zniszczye nasz baz w Koziej Twierdzy. Cieszye si zaufaniem wadcw ksistw nadbrzenych, a wolae im si objawi jako szaleniec! Odebrae im ostatni iskr wiary w rd Przezornych! - Przed chwil miae mi za ze, e cieszyem si zaufaniem ksit. - Nie. Miaem ci za ze, e si nad nich wynosie. Nie powiniene by nigdy dopuci, eby ci zaoferowali

wadanie Kozi Twierdz. Gdyby waciwie wykonywa swoje obowizki, nigdy by im to w gowach nie postao. Cigle na nowo zapominasz, gdzie twoje miejsce. Nie jeste ksiciem. Jeste skrytobjc. Nie jeste graczem, jeste pionkiem w grze. Rozgrywajc parti po swojemu, niszczysz strategi i naraasz na niebezpieczestwo wszystkie inne kamienie na planszy! Nie potrafiem znale odpowiedzi, co nie znaczyo, e zgadzam si z jego sowami. Pod badawczym spojrzeniem Ciernia gniew raptownie we mnie wygasi,

pozostawiajc jedynie gorycz. Mj sekretny podskrny prd strachu raz jeszcze wypyn na powierzchni. Opucia mnie pewno siebie. Nie miaem do siy, by walczy i z Cierniem, i z wasn bojani. - Dobrze wic - odezwaem si ponuro. - Bardzo dobrze. Ty i Brus jak zwykle macie racj. Przyrzekam, e wicej nie bd myla, bd zwyczajnie sucha. Co mam robi? - Nie. - Co: nie? Wolno pokrci gow.

- Jedno dzi nareszcie pojem: nie wolno na tobie polega. Nie bdziesz ode mnie dostawa polece, nie bdziesz ju wtajemniczany w moje plany. To przeszo. Nie potrafiem uchwyci w jego gosie zdecydowania. Odwrci si ode mnie, zapatrzy w okno. - Kocham ci, chopcze. Nigdy nie przestan ci kocha. Trzeba jednak pamita, e jeste niebezpieczny. A to, na co musimy si poway, jest wystarczajco trudne. - Co zamierzacie? - spytaem wbrew sobie.

Wolno, milczco pokrci gow. Zatrzymujc sekret dla siebie, zerwa czce nas wizi. Nagle poczuem si jak d bez steru; pozostawiony sam sobie dryfowaem bez adnego oparcia. Cier sign po swj tumok i paszcz. - Ju ciemno - przypomniaem mu. - Do Koziej Twierdzy daleko i droga trudna nawet za dnia. Cier, zosta przynajmniej na noc. - Nie mog. Nie daby mi spokoju. Do ju cikich sw dzisiaj pado. Najlepiej bdzie, jeli pjd zaraz.

Jak powiedzia, tak zrobi. Zostaem zupenie sam i patrzyem w dogasajcy ogie. Za daleko si posunem, o wiele dalej ni zamierzaem. Chciaem si od nich uwolni, a zamiast tego zatruem kade ich zwizane ze mn wspomnienie. Stao si. Nie sposb tego naprawi. Wstaem i zaczem pakowa swoje rzeczy. Zajo mi to niewiele czasu. Zrobiem toboek z zimowego paszcza. Nie byem pewien, czy kieruje mn dziecica uraza, czy niespodziewana stanowczo. Co za rnica? Znowu usiadem przed kominkiem, tym razem ciskajc

toboek w doniach. Chciaem, eby Brus wrci. Niechby zobaczy, e mi przykro... e byo mi przykro, kiedy odchodziem. Przemylaem wszystko raz jeszcze. Potem rozpakowaem toboek i pooyem si na pledzie przed ogniem. Od czasu gdy Brus wycign mnie z grobu, zawsze spa pomidzy mn a drzwiami. Moe po to, eby mnie w razie potrzeby zatrzyma. Zdarzay si noce, kiedy chyba tylko on sta pomidzy mn a ciemnoci. Teraz go nie byo. Mimo cian chaty kuliem si, bezbronny wobec wiata.

Masz mnie. Wiem. I ty masz mnie. Prbowaem, ale nie potrafiem natchn sw szczeroci. Nie zostao ju we mnie adnych uczu, byem pusty. I taki zmczony. A tyle musiaem zrobi. Szary rozmawia z Sercem Stada. Mam sucha? Nie. Ich sowa nale do nich. Cierpiaem z zazdroci, e oni s razem, a ja sam. Jednoczenie byo to dziwnie przyjemne uczucie. Moe

Brus namwi Ciernia, eby zosta do rana. Moe Cier zdoa odrobin osabi trujcy jad sw, ktre wylaem na Brusa. Patrzyem w ogie. Nie miaem o sobie najlepszego mniemania. Istnieje taki martwy punkt nocy, ten najzimniejszy, najczarniejszy czas, kiedy wiat zapomina o zmierzchu, a brzask nie jest jeszcze nawet obietnic. Czas, kiedy za wczenie, by wsta, a za pno, by kadzenie si do ka miao jaki sens. O takim czasie wrci Brus. Nie spaem, ale si nie poruszyem. Nie zmyliem go.

- Cier odszed - oznajmi spokojnie. Postawi przewrcony taboret. Usiad na nim i zacz ciga buty. Nie wyczuwaem od niego wrogoci ani urazy. Zupenie jakby gniewne sowa nigdy nie pady. Albo jakby rana bya tak wielka, e na gniew nie pozostao ju miejsca i istniao tylko odrtwienie. - Za ciemno, eby teraz rusza w drog - odezwaem si do pomieni. Ostronie dobieraem sowa, nie chciaem zniszczy cudu spokoju. - To prawda. Na szczcie ma ze sob latarenk. Powiedzia, e

bardziej obawia si zosta, bo mgby nie dotrzyma postanowie powzitych wzgldem ciebie. Zamierza pozwoli ci odej. Wolno, za ktr jeszcze niedawno tak tskniem, teraz zdaa mi si wygnaniem. Strach zachwia moj pewnoci siebie. Usiadem gwatownie. - Brus, musisz wiedzie, e byem wcieky... Ja... - Trafie w dziesitk. - Niby si rozemia, ale w jego gosie syszaem wiele goryczy.

- Wiem, zraniem ci mocno. Im lepiej si zna czowieka, tym atwiej go skrzywdzi... - Nie o tym mwi. Mwi, e masz racj. Chyba naprawd jestem jak pies, ktry musi mie pana. - Te sowa pene alu gorsze byy ni wszystko, co ja mu nagadaem. Nie mogem wydoby z siebie gosu. Brus popatrzy na mnie spokojnie. - Nie chciaem, by by taki jak ja, Bastardzie. Nikomu bym tego nie yczy. Chciaem, eby by podobny

do swojego ojca. Czasami wygldao na to, e cokolwiek bym robi, ty i tak wzorowae swoje ycie na moim. - Zapatrzy si na roztaczone iskry w palenisku. W kocu zacz mwi znowu, gosem agodnym i cichym. Zupenie jakby opowiada sennemu dziecku star ba. - Urodziem si w Krainie Miedzi. W maym nadmorskim miasteczku. W porcie rybackim Alia matka bya praczk; utrzymywaa z tego zajcia swoj matk i mnie. Ojciec zmar, zanim przyszedem na wiat. Zabrao go morze. Opiekowaa si

mn babka, stara i schorowana. Umiechn si bolenie. - ywot niewolnicy nie sprzyja zdrowiu. Kochaa mnie i wychowywaa najlepiej, jak umiaa. Nie naleaem do chopcw, ktrzy zajmuj si spokojn zabaw w chacie, a e w domu nie byo silnego autorytetu, ktry by si sprzeciwi mojej woli, ju jako dziecko zwizaem si z jedyn istot rodzaju mskiego wan w moim wiecie. Z ulicznym kundlem. Sparszywiaym. Pokrytym bliznami. Jego jedynym celem byo przeycie, jedyn lojalnoci mio do mnie. Podobnie i ja byem wierny tylko jemu. Jego wiat, jego

sposb ycia sta si dla mnie wszystkim, wyznawalimy jedn filozofi: bierz, co chcesz, wtedy, gdy ci trzeba i nie martw si, co bdzie dalej. Bez wtpienia doskonale mnie rozumiesz. Ssiedzi mieli mnie za niemego. Matka uwaaa, e jestem niespena rozumu. Babka podejrzewaa prawd. Prbowaa mnie rozdzieli z psem, ale, podobnie jak ty, tak i ja miaem wasne zdanie w tej sprawie. Skoczyem chyba osiem lat, kiedy pies straci ycie pod koskimi kopytami. Wanie ukrad poe bekonu. - Brus wsta z krzesa, podszed do ka.

Gdy odebra mi Gagatka, nie miaem nawet omiu lat. Byem przekonany, e zabi szczeniaka. Teraz dowiedziaem si, e sam dowiadczy rzeczywistej, gwatownej mierci swego drugiego ja. Niewiele si to uczucie rni od prawdziwego umierania. - Co zrobie? - zapytaem cicho. Syszaem, jak cieli ko. - Nauczyem si mwi - odpar po chwili. - Przeyem mier Ciosa, bo babka mnie do tego zmusia. W jakim sensie na ni przeniosem t wi. Co nie oznacza, e

zapomniaem lekcje brane u mistrza. Zostaem zodziejem, i to bardzo dobrym. Dziki mojemu zajciu ycie babki oraz matki stao si nieco lejsze. Nawet nie podejrzeway, czym si trudniem... Kilka lat pniej przesza przez Krain Miedzi zaraza krwi. Wtedy spotkaem si z t chorob po raz pierwszy. Matka i babka zmary, zostaem sam. Poszedem na onierza. Suchaem zdumiony. Zawsze znaem Brusa jako milczka. Nawet okowita nie rozwizywaa mu jzyka, przeciwnie, jeszcze mocniej sznurowaa usta, a teraz sowa

pyny z jego warg wartkim strumieniem, zmywajc lata moich zdziwie i podejrze. Dlaczego nagle postanowi mwi ze mn tak otwarcie? - Najpierw walczyem dla Rzekto, jednego z pomniejszych wodzw Krainy Miedzi. Nie wiedziaem ani mnie obchodzio, dlaczego walczymy, czy jest ku temu suszna lub choby i wymylona przyczyna. Zamia si niewesoo. - Jak ci ju mwiem, przey nie - znaczy y, ale mnie byo dobrze. Szybko zyskaem sobie opini awanturnika. Nikt nie oczekuje, by mody chopak walczy ze zwierzcym

okruciestwem i zajadoci, lecz dla mnie by to jedyny klucz do przeycia pomidzy ludmi, z ktrymi wtedy suyem. Pewnego dnia przegralimy starcie. Spdziem kilka miesicy... prawie rok, uczc si nienawici niewolnika do pana, ktr tak dobrze poznaa moja babka. Gdy udao mi si zbiec, dokonaem tego, o czym ona zawsze marzya: przedostaem si do Krlestwa Szeciu Ksistw, gdzie nie ma niewolnictwa ani niewolnikw. Wadc Ksistwa Dbw by wwczas ksi Wraliwy. Zacignem si u niego. Podobaa mi si suba. W

porwnaniu z zakapiorami Rzekto, ludzie ksicia Wraliwego byli rycerzami z prawdziwego zdarzenia. Mimo to nadal przedkadaem towarzystwo zwierzt nad kompani ludzi. Po zakoczeniu wojny na Piaszczystych Kresach ksi Wraliwy zabra mnie do siebie, do zamku i zatrudni w stajniach. Zwizaem si tam z modym ogierem, Mionikiem. Ksi Wraliwy jedzi na nim na polowania. Czasami uywano Mionika do krycia klaczy. Ksi nie by czowiekiem szczeglnie subtelnym; bywao, e dla wasnej uciechy kaza mu walczy o klacz z

innymi ogierami, podobnie jak pospolici ludzie zabawiaj si ogldaniem walk psw albo kogutw. Niech si rani, niech si zabijaj, niech zwyciy najlepszy! A ja... ja byem z Mionikiem zwizany Rozumieniem. ylimy jednym yciem. Mniej wicej wtedy wszedem w wiek mski. W kadym razie moje ciao dojrzao. Brus zamilk. Nie musia mi nic wyjania. Po jakim czasie westchn i podj wtek. - Ksi Wraliwy sprzeda Mionika oraz sze klaczy, a ja powdrowaem razem z nimi wzdu

wybrzea, do Ksistwa Cypla. Odchrzkn. - Przez stajnie nowego waciciela przesza jaka koska zaraza. Mionik umar w drugim dniu choroby. Udao mi si ocali dwie klacze. Chyba tylko dziki temu sam przetrwaem. Straciem jednak ch do ycia. Potrafiem tylko pi. Do niczego innego si nie nadawaem. Swoj drog, tak mao zwierzt ocalao z pomoru, e stajnie opustoszay. Kazano mi odej. Ostatecznie znowu zostaem onierzem, tym razem pod wodz modego ksicia imieniem Rycerski. Przyby rozsdzi spr graniczny pomidzy Ksistwem Cypla a

Ksistwem Dbw. Akurat trzy dni wczeniej skoczyy mi si pienidze, wic byem bolenie trzewy. Do dzi nie wiem, dlaczego sierant mnie zacign. To byo doborowe wojsko, gwardia ksica. Nie odpowiadaem ich wymogom jako czowiek, a co dopiero onierz. W pierwszym miesicu suby dla ksicia Rycerskiego dwukrotnie stawaem do raportu z przyczyn dyscyplinarnych. Za bijatyki. Rozumujc jak pies albo jak ogier, sdziem, e to jedyny sposb ustalenia swego miejsca w grupie. Kiedy pierwszy raz zostaem

postawiony przed obliczem ksicia, byem zakrwawiony i jeszcze si rwaem do bitki. Przeyem wstrzs, gdy ujrzaem, e wadca jest moim rwienikiem. Niemal wszyscy gwardzici byli starsi ode mnie, tote spodziewaem si konfrontacji z czowiekiem przynajmniej w rednim wieku. Staem przed ksiciem i miao patrzyem mu w oczy. Poczyo nas wtedy szczeglne zrozumienie... kady z nas dostrzeg, kim mgby si sta w odmiennych okolicznociach. Co nie znaczy, e ksi obszed si ze mn agodnie. Zmniejszono mi od, a dooono obowizkw. Za drugim

razem wszyscy byli pewni, e strac zajcie. Staem przed ksiciem Rycerskim, gotw go nienawidzi, a on milcza tylko, przekrzywi gow jak pies, kiedy nadsuchuje czego z daleka. Znowu obci mi pac i narzuci jeszcze wicej obowizkw, ale zostaem w jego gwardii. Wszyscy powtarzali, e powinien by mnie wyrzuci. I wszyscy czekali, e zdezerteruj. Sam nie wiem, dlaczego zostaem. Po co suy w wojsku, jeli si ma gr dodatkowych obowizkw, a nie dostaje odu? Brus odchrzkn ponownie. Zakopa si gbiej w posaniu.

Przez jaki czas milcza. W kocu podj znowu, prawie niechtnie. - Za trzecim razem zacignli mnie przed niego za burd w tawernie. Stanem przed ksiciem zakrwawiony, pijany i dny walki. W tamtych dniach moi kompani z druyny nie chcieli ju mie ze mn nic wsplnego. Sierant si mnie brzydzi, pord szeregowych onierzy te nie miaem przyjaci. Std zaja si mn stra miejska. Powiedzieli ksiciu Rycerskiemu, e dwch ludzi rozcignem na ziemi, a przed picioma innymi broniem si kijem, pki nie zjawili si oni i nie poradzili sobie ze mn na swj

sposb. Ksi zapaci za szkody wyrzdzone w tawernie i odprawi stranikw. Siedzia za stoem, przed nim leao jakie nie dokoczone pisanie. Zmierzy mnie wzrokiem. Potem bez sowa wsta i odepchn st w rg komnaty. cign koszul, z kta wzi pik. Mylaem, e bdzie mnie tuk a zdechn, a on rzuci mi drug. Rozkaza: Poka mi, jak walczye przeciwko piciu, i ruszy na mnie. - Brus odchrzkn znowu. - Byem pijany i wykoczony, ale nie zamierzaem si poddawa. W kocu on wygra. Rozoy mnie na obie opatki. Kiedy odzyskaem

przytomno, pies znowu mia pana. Zupenie innego rodzaju. Syszae od ludzi, e ksi Rycerski by sztywny i przesadnie poprawny. Nieprawda. By taki, jaki jego zdaniem powinien by czowiek. Wicej. By taki, jakim jego zdaniem czowiek powinien chcie by. Spotka zodziejaszka, nieokrzesanego otra i... - Zamilk, westchn przecigle. - Nastpnego dnia zerwa mnie z ka przed witem. wiczylimy tak dugo, a obaj ledwie trzymalimy si na nogach. Do tamtej pory nigdy nie uczyem si wadania broni. Zwyczajnie dostawaem do rki pik

i szedem na wroga. On mnie musztrowa, uczy wadania mieczem. Nie przepada za toporem, ale e lubiem to narzdzie, nauczy mnie tyle, ile sam potrafi, a potem posa na nauk do czowieka biegego we wadaniu t broni. Przez cae dnie trzyma mnie przy sobie. Jak psa. Nie wiem dlaczego. Moe brakowao mu towarzystwa kogo w jego wieku. Moe tskni za ksiciem Szczerym. Moe... nie wiem. Nauczy mnie liczy, potem czyta. Powierzy mojej opiece konie. Pniej psy i sokoy. Potem ju wszystkie zwierzta. Uczy mnie

wszystkiego. Czystoci. Uczciwoci. Przekona do wartoci, ktre tak dawno temu prboway mi wpoi matka i babka. Pokaza mi je jako cechy mskie, a nie tylko zwyczaje przestrzegane w domu, w ktrym krluj kobiety. Nauczy mnie by mczyzn, czowiekiem, nie zwierzciem w ludzkim ksztacie. Pokaza mi, e wane jest co wicej ni reguy, wany jest rodzaj posuszestwa. ycie, a nie przeycie. Podnis si, wzi ze stou butelk wina zostawion przez Ciernia. Kilkakrotnie obrci j w doniach. I odstawi. Usiad,

zapatrzy si w ogie. Cier powiedzia, e powinienem std odej. Moim zdaniem, ma racj. Przygasajce pomienie rzucay na twarz Brusa gboki cie. Nie potrafiem odczyta wyrazu jego oczu. - Cier mwi - podj - e za dugo bye niedorostkiem. Moim chopcem stajennym, jego czeladnikiem, paziem ksicia Szczerego, chopcem na posyki ksinej Cierpliwej. Nie dawalimy ci dorosn i krpowalimy ci

nadmiern opiek. Zdaniem Ciernia, podejmowae mskie decyzje po chopicemu. Impulsywnie. Chciae si za wszelk cen sprawdzi, mie racj. Same zamiary nie wystarczaj. - Wysyanie z rozkazem zabijania ludzi to robienie ze mnie dziecka? nie dowierzaem wasnym uszom. - Czy ty w ogle suchae, co mwiem? Zabijaem jako mody chopak. Nie staem si przez to mczyzn. - Wic co mam robi? - spytaem wyzywajco. Wyruszy na

poszukiwanie ksicia, zajmie moj edukacj?

ktry

si

- No wanie. Widzisz? Tak odpowiada nieopierzony modzik. Nie rozumiesz, wic si zocisz. I stajesz si zgryliwy. Zadajesz mi pytanie, cho znasz odpowied. - To znaczy? - Posucham rady Ciernia i nie bd ci podpowiada, cho moim zdaniem nie jeste bardziej niedorosy ni ja w twoim wieku. Przyczyna niebezpieczestwa ley gdzie indziej: ty rozumujesz jak zwierz. Zawsze tkwisz w

teraniejszoci, nie mylisz o przyszoci ani nie pamitasz dnia wczorajszego. Doskonale wiesz, o czym mwi. Przestae si zachowywa jak wilk, bo ci do tego zmusiem. Teraz nadszed czas, eby sam zdecydowa, jak chcesz y. Jak zwierz czy jak czowiek. Rozumia zbyt wiele. Przeraaa mnie myl, e mg rzeczywicie wiedzie, przed jakim stoj wyborem. Zaprzeczyem tej moliwoci, odepchnem j od siebie. Odwrciem si do Brusa tyem, prawie majc nadziej, e znowu ogarnie mnie gniew. On

milcza. W kocu podniosem na niego wzrok. Patrzy w ogie. Dugo trwao, nim przeknem dum i zapytaem: - Co zrobisz? - Powiedziaem ci ju. Jutro std odejd. Jeszcze trudniej nastpne pytanie. - Dokd pjdziesz? Odchrzkn, nagle jakby straci byo zada

pewno siebie. - Mam przyjacik. Jest zupenie sama. Przyda si jej mczyzna do pomocy. Trzeba naprawi dach, znajdzie si zajcie na roli... Zostan tam na jaki czas. - Twoja wybranka... - omieliem si unie brew. - Nic podobnego - odpar gosem bez wyrazu. Po prostu przyjacika. Pewnie powiedziaby, e wziem sobie kogo innego pod opiek. Moe i tak. Moe czas ofiarowa pomoc temu, komu jest naprawd potrzebna.

Teraz ja zapatrzyem si w ogie. Brus, naprawd ci potrzebowaem. Zawrcie mnie znad krawdzi przepaci, dziki tobie znowu jestem czowiekiem. Prychn. - Gdybym pokierowa tob waciwie, nigdy by si na krawdzi przepaci nie znalaz. - Pewnie. Raczej od razu w grobie. - Tak uwaasz? Ksi Wadczy nie mgby wysun przeciw tobie

oskare o uywanie Rozumienia. - Znalazby inny pretekst, eby mnie zabi. Albo tylko okazj. On naprawd nie szuka usprawiedliwienia, by robi, co zechce. - Moe tak. Moe nie. Siedzielimy i patrzylimy w dogasajce pomienie. Signem do ucha, wymacaem kolczyk. - Chc, eby go wzi. - Wolabym, eby go zatrzyma. To bya prawie proba.

Dziwnie si poczuem. - Nie wiem, co on dla ciebie oznacza, ale z pewnoci na niego nie zasuguj. Nie jestem go wart, nie mam do niego prawa. - Na to, co on dla mnie oznacza, nie sposb zasuy. Ju ci to ofiarowaem, zasuenie czy nie. I bdziesz to mia, czy bdziesz go nosi, czy nie. Zostawiem kolczyk w uchu. Bkitny kamyk schwytany w cieniutk srebrn siatk. Niegdy Brus ofiarowa go memu ojcu. Ksina Cierpliwa, niewiadoma

prawdziwej wartoci klejnotu, podarowaa kolczyk mnie. Nie wiedziaem, czy mj opiekun chce, bym nosi bkitny kamie z tego samego powodu, dla ktrego da go mojemu ojcu. Nie zamierza mi nic wyjania, a ja nie chciaem pyta. Po dugim czasie Brus podnis i wrci do ka. si

Czuem si uraony, e nie zada mi bardzo wanego pytania. W kocu i tak na nie odpowiedziaem. - Jeszcze nie wiem, co zrobi. Cae ycie dostawaem polecenia, miaem mistrzw, ktrzy mnie

rozliczali z wykonania zada, a teraz... dziwne uczucie. Mylaem, e w ogle si nie odezwie, lecz wreszcie rzek: - To uczucie i ja poznaem. Spojrzaem w mrok. - Czsto myl o Sikorce. Czy wiesz, dokd odesza? - Tak. Poniewa nie powiedzia wicej, nie pytaem. nic

- Sikorka wierzy, e straciem

ycie. Oby jej wybranek zaopiekowa si ni lepiej ni ja. Mam nadziej, e obdarzy j gorc mioci. Dobieg mnie szelest kocw. - Co masz na myli? - zapyta Brus ostronie. Trudniej byo to powiedzie, ni przypuszczaem. - Tamtego dnia, gdy ode mnie odesza, powiedziaa, e w jej yciu pojawi si kto inny. Kto tak dla niej wany, jak dla mnie krl Roztropny, waniejszy ni wszyscy i

wszystko inne. - Gos mi si zaama. Wziem gboki oddech, by troch si uspokoi. - Ksina Cierpliwa miaa racj powiedziaem. - Tak. Miaa racj - zgodzi si Brus. - Mog wini wycznie siebie. Powinienem by zostawi Sikork w spokoju, kiedy ju zyskaem pewno, e jest bezpieczna. Zasuguje na mczyzn, ktry bdzie mg jej powici cay swj czas, ca uwag. - Tak, zasuguje - potwierdzi Brus

bezwzgldnie. - Wstyd, e nie pomylae o tym, zanim zrobie z niej swoj naonic. Co innego przyzna si do potknicia, a zupenie co innego, kiedy przyjaciel nie tylko si z tob zgadza, ale jeszcze wytyka ci bd. Nie zaprzeczyem jego sowom, nie zapytaem, skd wie. Jeli od Sikorki, nie chciaem wiedzie, co powiedziaa mu jeszcze. Jeeli domyli si sam, nie chciaem otrzyma potwierdzenia, e byem a tak niedyskretny. Wezbraa we mnie gwatowna zo, miaem ochot warkn na Brusa. Zagryzem wargi i zmusiem si do

przemylenia wasnych emocji. Czuem si winny, wstyd mi byo, e skrzywdziem Sikork. Gdy byem ju pewien swego gosu, odezwaem si cicho: - Nigdy nie aowaem, e pokochaem t dziewczyn. aowaem tylko, e nie mogem z niej uczyni ony wobec wszystkich ludzi, skoro bya ni w moim sercu. Nic na to nie odpowiedzia. Po jakim czasie cisza zacza dzwoni w uszach. Nie mogem przez ni spa. Wreszcie odezwaem si znowu:

- Jutro najpewniej kady z nas pjdzie swoj drog. - Najpewniej - przytakn Brus. A po chwili doda: - Powodzenia. - I zabrzmiao to szczerze. Jakby zda sobie spraw, ile szczcia bd potrzebowa. Zamknem oczy. Taki byem zmczony, taki zmczony. Zmczony krzywdzeniem ludzi, ktrych kochaem. Stao si. Jutro Brus odejdzie i bd wolny. Bd mg i za gosem serca i nikt mi nie przeszkodzi. Bd mg pj do Kupieckiego

Brodu i zabi ksicia Wadczego.

Rozdzia trzeci Wyprawa

Moc jest tradycyjn magi krlewskiego rodu Przezornych. Zdaje si pyn najsilniejszym strumieniem wraz z krwi bkitn, lecz nie tak rzadko daje si obserwowa jej przejawy, cho w sabszej formie, u ludzi bardzo odlegle spokrewnionych z rodem Przezornych lub u tych, ktrzy pord swoich przodkw maj

zarwno Zawyspiarzy, jak i mieszkacw Krlestwa Szeciu Ksistw. Moc jest magi umysu, pozwalajc czowiekowi na porozumiewanie si bez sw nawet na znaczne odlegoci. Moliwoci jej wykorzystania jest wiele; w najprostszej postaci bywa uywana do przesyania wieci, do wpywania na myli wrogw (lub przyjaci), do powodowania uczynkami ludzi. Ujemne strony krlewskiej magii s dwie: wymaga ona ogromnej energii, a przy czstym uywaniu mami czowieka utalentowanego nieprzepartym przyciganiem, bdnie nazwanym rozkosz.

Przypomina ono raczej eufori, ktra przybiera na sile wraz z czasem oraz intensywnoci uywania Mocy. Moe spowodowa uzalenienie, ktre niszczy fizyczne i umysowe zdrowie czowieka, a w kocu przemienia go w bezradne due dziecko.

*** Brus odszed rankiem. Kiedy si zbudziem, by ju ubrany i krci si po izbie, pakujc rzeczy. Nie zabrao mu to duo czasu. Wzi osobiste drobiazgi i niewiele wicej. Zostawi

mi lwi cz zapasw jedzenia. Minionego wieczoru nie pilimy okowity, a jednak tego ranka obaj mwilimy cicho i poruszalimy si ostronie, niczym trapieni boleci. Prawilimy sobie grzecznoci jak nigdy, a wreszcie wydao mi si to gorsze, ni gdybymy si do siebie w ogle nie odzywali. Chciaem go przeprasza, baga, by jeszcze raz przemyla decyzj, chciaem co zrobi, cokolwiek, by nasza przyja nie zakoczya si w ten sposb. Jednoczenie pragnem, eby ju odszed, eby ju byo jutro. Niech wstanie nowy dzie, a ja bd sam. Trzymaem si swego

postanowienia jak toncy brzytwy. Brusowi byo chyba troch wstyd; od czasu do czasu spoglda na mnie, jakby mia zacz mwi, ale dzielio nas zbyt wiele niedopowiedze. W przeraajco krtkim czasie by gotw do drogi. Na ramiona zarzuci tumok, w do uj kostur stojcy obok drzwi. Dziwnie wyglda: Brus, zawsze koniarz - pieszo. Soce wczesnego lata wlewao si przez drzwi szerokim strumieniem, ukazujc mczyzn w pnych latach wieku redniego. Biae pasemko wosw, porastajce blizn, zapowiadao siwizn, ktra

ju zacza tu i wdzie poyskiwa w brodzie. By silny i sprawny, ale dni jego modoci bezspornie naleay do przeszoci. Mnie powici najlepszy czas swego ycia. - egnaj, Bastardzie - odezwa si mrukliwie. - I powodzenia. - Powodzenia, Brus. - Objem go, nim zdy si usun. Odda ucisk, omal nie miadc mi eber, a potem odgarn mi wosy z twarzy. - Uczesz si. Wygldasz jak dzikus. - Prawie si umiechn.

Odwrci si, wyszed. Staem w drzwiach i patrzyem. Sdziem, e si nie obejrzy, ale na drugim kocu pastwiska odwrci si i unis do. Odpowiedziaem tym samym gestem. A potem znikn, wchonity przez las. Jaki czas siedziaem na progu, wpatrujc si w miejsce, gdzie widziaem go po raz ostatni. Zapewne lata cae przemin, nim ujrz go ponownie. Jeeli w ogle kiedykolwiek jeszcze Brusa zobacz. By obecny w moim yciu od czasu gdy skoczyem sze lat, zawsze mogem na niego liczy, nawet jeli nie chciaem. A teraz przesta dla mnie istnie.

Podobnie jak Cier, Sikorka, ksi Szczery, ksina Cierpliwa... Przemylaem wszystko, co mu powiedziaem minionej nocy, i a si wzdrygnem zdjty obrzydzeniem do samego siebie. Owszem, chciaem, eby odszed. Tylko niepotrzebnie daem ujcie zadawnionym urazom, ktre tak dugo zatruway mi dusz. Nie miaem zamiaru porusza dawnych spraw. Zamierzaem skoni Brusa do odejcia, ale nie zrani do ywego. Podobnie jak Sikorka, teraz i on bdzie peen zwtpienia. Na dodatek, prbujc ocali jego dum, zniszczyem resztki szacunku,

jakim jeszcze darzy mnie Cier. Niczym dziecko zaczem ywi iskierk nadziei, e mimo wszystko ktrego dnia znowu bd y midzy nimi. Mrzonki. - To koniec - powiedziaem cicho. - Tamto ycie si skoczyo i niech tak zostanie. Uwolniem si od nich obu. Od ich nakazw i ogranicze, od ich wyobrae o honorze i obowizku. Od ich oczekiwa. Nigdy ju wicej nie bd musia adnemu z nich patrze w oczy i zdawa sprawy z wasnych uczynkw. Uwolniem si, by dokona jedynego czynu, do

ktrego zostaa mi ch i odwaga, jedynego, ktry mg zakoczy moje minione ycie. Zabij ksicia Wadczego. Jedynie takie podsumowanie wydawao si suszne, w kocu najpierw to on mnie pozbawi ycia. Owszem, przeladowao mnie widmo obietnicy zoonej krlowi Roztropnemu, przysigi, e nie skrzywdz czonka jego rodu, ale uspokoiem je przypomnieniem, i Wadczy zabi czowieka, ktry da to sowo, a take tego, ktremu je zoono. Tamten Bastard ju nie istnia. Nigdy wicej nie stan przed

starym krlem Roztropnym, by mu zda raport z rezultatw mej misji, nie stan u boku ksicia Szczerego, by uyczy mu energii jako czowiek krla. Ksina Cierpliwa nigdy nie wyle mnie z tuzinem bahych zlece, jej zdaniem najwaniejszych na wiecie. Dla niej byem martwy. Dla Sikorki take. zy zakuy mnie pod powiekami, co chwycio za serce. Sikorka odesza ode mnie, jeszcze zanim zginem z rki Wadczego, ale obwiniaem go take i o t strat. Skoro nie pozostao mi nic, chciaem przynajmniej zemsty. Przyrzekem sobie, e ksi Wadczy umrze

wiedzc, e to ja go zabiem. Nie bdzie to mier zadana skrycie, nie bdzie to dzieo anonimowej trucizny. Sam wykonam wyrok. Uderz jak strzaa, jak n, cinity prosto w cel. Nie krpowa mnie strach o bliskich. Moje dziaanie nikomu nie zaszkodzi. Jeli mi si nie powiedzie... c, przecie i tak nie miaem ju po co y. Warto bdzie spotka swj kres, byle zabi ksicia Wadczego. Bd dba o wasne istnienie tylko do czasu, gdy odbior ostatnie tchnienie wrogowi. Co si stanie pniej - nie miao dla mnie znaczenia. Gdzie w gbi mego umysu

poruszy si zaniepokojony lepun. A pomylae, co bdzie ze mn, jeli ty umrzesz? - zapyta. Na moment mocno zacisnem powieki. Tak. Zastanawiaem si nad tym. A jak by to byo, gdybym y jako up? Zrozumia. Jestemy myliwymi. aden z nas nie urodzi si upem. Nie mog by myliwym, jeli si

cigle obawiam, e zostan upem. Dlatego musz upolowa jego, zanim on upoluje mnie. Pogodzi si z moimi planami zbyt spokojnie. Chciaem, eby poj wszystkie moje zamierzenia. Niech nie poda za mn bezrozumnie. Mam zamiar zabi ksicia Wadczego. I czonkw jego krgu Mocy. Zabij ich, bo oni zabili mnie. Ksi Wadczy? Tego misa nie da si zje. Ludzie dziwnie poluj. Przywoaem na myl obraz

ksicia Wadczego i poczyem z wizerunkiem handlarza zwierztami, ktry wizi lepuna w klatce i okada go pak wybijan mosidzem. Wilk przemyla podpowiedz. Jak tylko mogem, miaem tyle rozumu, eby si trzyma od niego z daleka. Polowanie na niego jest rwnie mdre jak polowanie na jeozwierza. lepunie, nie mog tego tak zostawi. Rozumiem. Ze mn i z

jeozwierzami jest tak samo. I tak poj moj pomst na ksiciu Wadczym jako odpowiednik wasnej saboci do jeozwierzy. Ja podchodziem do tego planu ze znacznie mniejszym spokojem. Raz podjwszy postanowienie, nie umiaem si ju skupi na niczym innym. Gorzkim echem wrciy do mnie wasne sowa wypowiedziane minionej nocy. Jak grnolotnie rozprawiaem o niezalenym yciu! C, moe bd y dla siebie, jeli zakocz dawne sprawy i przetrwam. Mogem y dla siebie. Nie mogem natomiast pogodzi si z myl, e ksi Wadczy trwa w

przekonaniu, i mnie pokona, a co wicej, e ukrad tron starszemu bratu. Pragnem odwetu. Najzwyklejszej zemsty. Tego mi byo trzeba. Jeli miaem kiedykolwiek rozliczy si z wasnym strachem i wstydem, musiaem wywrze zemst na ksiciu Wadczym. Moesz wej zaproponowaem. Po co? Nie musiaem si odwraca, by wiedzie, e lepun podszed do chaty. Przycupn obok mnie, po do rodka -

jakim czasie zajrza przez drzwi. Phi! W twojej norze strasznie cuchnie. Nic dziwnego, e masz taki saby wch. Ostronie wkrad si do rodka i zacz oglda wntrze. Przygldaem mu si od progu. Dawno ju nie patrzyem na niego inaczej ni jak na brata w Rozumieniu. By dorosy, w sile wieku. Kto inny mgby powiedzie, e to powy wilk. Dla mnie mieni si wszystkimi nalenymi wilkowi kolorami: prawie czarne oczy, ciemno podpalany pysk, tawa sier u nasady uszu i

na gardzieli, reszta przetykana czarnymi sztywnymi wosami, zwaszcza na barkach i na zadzie. apy mia prawdziwie potne, ogon bardziej wymowny ni twarz niejednej kobiety, a biae zbiska w potnych szczkach mogy bez trudnoci zmiady nog sarny. Porusza si ze skryt energi, charakterystyczn dla doskonale zdrowych zwierzt. Samo patrzenie na niego podnosio czowieka na duchu. Zaspokoiwszy z grubsza ciekawo, usiad przy mnie. Po kilku chwilach wycign si w sonecznej plamie, zamkn oczy.

Trzymasz wart? - Bd ci strzeg - zapewniem. Zastrzyg uszami, syszc po ludzku wypowiedziane sowa. Wkrtce zapad w przesiknity sonecznym ciepem sen. Wolno si podniosem, wszedem do izby. Bardzo niewiele czasu zajo mi przejrzenie dobytku. Dwa koce i paszcz. Drugie ubranie ciepe weniane rzeczy, wyjtkowo nieodpowiednie na czas letniej podry. Szczotka do wosw. N i oseka. Krzemie. Proca. Kilka wyprawionych skrek drobnej

zwierzyny. Nici ze cigien. Siekiera. Lusterko Brusa. Kocioek i kilka yek, jedna wystrugana przez Brusa. Woreczek kaszy i drugi z mk. Resztka miodu. Butelka wina z bzu. Niewiele, jak na pocztek nowego ycia. Czekaa mnie daleka droga do Kupieckiego Brodu. Przede wszystkim musiaem przygotowa wdrwk, dopiero potem zaplanowa, jak omin stranikw ksicia Wadczego oraz jego krg Mocy, jak zabi wroga. Trudne zadanie. Nie nadesza jeszcze penia lata.

Nasta najlepszy czas na zbieranie i suszenie zi, na wdzenie ryb oraz misa, na szykowanie prowiantu. Musiaem si jednak liczy z tym, e bd potrzebowa pienidzy. Butnie oznajmiem Cierniowi i Brusowi, e sam dam sobie rad, e zarobi na ycie jako opiekun zwierzt albo skryba. Oby te umiejtnoci pozwoliy mi dotrze a do Kupieckiego Brodu. Byoby mi moe atwiej, gdybym mg pozosta Bastardem Rycerskim. Znaem przewonikw trudnicych si handlem rzecznym i mgbym u nich prac zapaci za podr do paacu ksicia

Wadczego. Tylko e tamten Bastard Rycerski zmar. Nie mg w dokach szuka pracy. Nie mogem w ogle si tam pojawi, bo zostabym rozpoznany. Uniosem do do twarzy, przypominajc sobie, co ukazao mi lusterko Brusa. Siwe pasmo we wosach znaczyo miejsce, gdzie odak ksicia Wadczego rozci mi gow. Przesunem palcami po nosie o zupenie nowym ksztacie. Na prawym policzku, pod okiem, tam gdzie ksi Wadczy rozci mi skr, miaem lad po szyciu. Nikt nie zna Bastarda o takim obliczu. Zapuszcz brod, a take,

zwyczajem skrybw, zgol brwi. Wtpliwe, eby mnie kto rozpozna przy przypadkowym spotkaniu. Nie zamierzaem jednak rozmylnie wchodzi pomidzy ludzi, ktrzy znali Bastarda Rycerskiego. Bd podrowa pieszo. Nigdy nie odbywaem dugiej pieszej wdrwki. Dlaczego nie moemy zosta tutaj? - senne pytanie lepuna. - W strumieniu peno ryb, w lesie za chat mnstwo zwierzyny. Czego wicej nam trzeba? Po co mamy std rusza?

Musz i. eby znowu naprawd by czowiekiem. Na pewno chcesz by czowiekiem? Czuem jego niedowierzanie, ale take uznanie, e sprbuj. Nie wstajc przecign si leniwie, rozcapierzy paluchy przednich ap. - Dokd si wybieramy? Do Kupieckiego Brodu. Do ksicia Wadczego. Daleko w gr rzeki. S tam wilki? W samym miecie na pewno nie,

ale w Ksistwie Trzody s. W Ksistwie Kozim take, tylko nie tutaj. Poza nami dwoma - poprawi mnie. A potem doda: - Chciabym spotka inne wilki. Przekrci si na drugi bok i znowu zasn. Wilcza natura. Nie bdzie si martwi o podr, pki nie ruszymy w drog, a potem zwyczajnie pjdzie za mn, ufny, e jako damy sobie rad. We mnie za duo ju byo cech ludzkich, abym mg postpowa jak on. Od nastpnego dnia

zaczem gromadzi zapasy. Mimo protestw lepuna codziennie zabijaem wicej zwierzyny, ni potrzebowalimy do jedzenia, a wieczorami nie pozwalaem mu re do przesytu, lecz wdziem miso. Od Brusa nauczyem si oporzdza skr, a dziki naprawianiu uprzy nabraem wprawy, std potrafiem sam uszy sobie buty na lato. Dugie buty zimowe natuciem dobrze i schowaem. Dniami, gdy lepun drzema w socu, zbieraem zioa. Zbieraem powszechnie znane zioa lecznicze, ktre chciaem mie pod rk: kor wierzby na gorczk, licie malin na

kaszel, bananowiec na zakaenie, pokrzyw na z krew i tak dalej. Zbieraem te inne zioa, nie tak zdrowe. Wyrzebiem cedrow szkatuk i napeniem j skarbami innego rodzaju. Zoyem w niej trucizny, o ktrych uczy mnie Cier: cykut, muchomory, psianki, misz owocw czarnego bzu, wilcze jagody i czarne serce. Wybraem jedne dlatego, e nie miay smaku ani zapachu, inne, poniewa mona je byo poda w postaci drobniutkiego proszku albo przejrzystego pynu. Zbieraem take kozek, silny rodek pobudzajcy, ktrego Cier uywa

pomagajc ksiciu przetrwa dni uywaniem Mocy.

Szczeremu wypenione

Ksi Wadczy bdzie chroniony przez krg Mocy. Najbardziej obawiaem si Stanowczego, ale adnego z czonkw krgu nie mogem lekceway. Mocarnego znaem niegdy jako wielkiego, krzepkiego chopaka, a Bystry swego czasu odgrywa na dworze rol bawidamka. Dawno jednak nie widziaem si ani z Bystrym, ani z Mocarnym i trudno mi byo snu jakiekolwiek przypuszczenia na ich temat. Wszyscy czonkowie krgu zostali solidnie wyuczeni

posugiwania si Moc i cho mj wrodzony talent wydawa si niegdy znacznie silniejszy ni uzdolnienia ktregokolwiek z nich, dowiadczyem na wasnej skrze, e potrafili uywa krlewskiej magii na rne sposoby, jakich nie zna nawet stryj Szczery. Jeli si zdarzy, e zetr si z nimi Moc i przeyj t bitw, bd bardzo potrzebowa kozka. Wyrzebiem jeszcze drug skrzynk, na tyle du, by w niej zmieci szkatuk z truciznami, oznaczon insygniami skryby chciaem stworzy odpowiednie pozory. Miaa ona te pomaga mi

zawiera przypadkowe znajomoci. Lotki do pir zyskaem ze schwytanej w zasadzk gsi. Niektre proszki do barwienia inkaustu potrafiem przyrzdzi, przygotowaem sobie do ich przechowywania kociane tuby z zatyczkami. lepun niechtnie uyczy mi sierci na szorstkie pdzelki. Delikatniejsze zrobiem z wosia krliczego, cho nie do koca speniay moje oczekiwania. Zaczynaem popada w zniechcenie. Skryba z prawdziwego zdarzenia powinien by solidnie wyposaony w atramenty, pdzle i pira, stosowne

do uprawianego fachu. Niechtnie przyznaem, e ksina Cierpliwa miaa racj twierdzc, i dysponuj lekk rk, ale nie mog si uwaa za prawdziwego skryb. Oby tylko moje zapasy wystarczyy na prace, jakie zdoam znale w drodze do Kupieckiego Brodu. Przyszed czas, gdy byem ju wyszykowany do drogi, i jeli miaem podrowa latem, powinienem wyruszy wkrtce. Marzya mi si zemsta, ale wcale nie chciaem opuszcza dotychczasowego schronienia, rezygnowa z wygodnego ycia. Odkd sigaem pamici, po raz

pierwszy wstawaem dopiero wwczas, gdy sam si obudziem, i jadem, kiedy byem godny. Nie miaem innych obowizkw poza tymi, ktre sam na siebie naoyem. Z pewnoci nic by nie zaszkodzio, gdybym przeznaczy troch czasu na polepszenie zdrowia. Cho siniaki zostawione przez odakw ksicia Wadczego dawno ju zblady i jedyn zewntrzn oznak moich obrae pozostay blizny, niekiedy rankiem czuem si dziwnie zesztywniay, a od czasu do czasu wasne ciao zaskakiwao mnie niespodziewanym blem, gdy si raptowniej

poruszyem albo zbyt szybko obrciem gow. Szczeglnie udane polowanie przyprawiao mnie o drenie i przepeniao obaw przed atakiem choroby. Zdecydowaem, e nim rusz w podr, mdrzej bdzie wyzdrowie do koca. Tak wic odwlekaem moment opuszczenia chaty. Dni byy ciepe, owy obfite. Czas przepywa obok, a ja doprowadzaem do porzdku wasne ciao. Nie byem ju silnym wojownikiem, jak poprzedniego lata, ale podczas nocnego polowania potrafiem dotrzyma kroku lepunowi. Kiedy rzucaem si na zwierzyn, poruszaem si

szybko i pewnie. Moje ciao zdrowiao; zostawiaem za sob bolesn przeszo. Pamitaem cierpienia, ale ju nie byy moim udziaem. Koszmarne sny opaday ze mnie, jak ze lepuna ostatnie kaki zimowej szaty. Nie znaem dotd ycia tak prostego. W kocu doszedem ze sob do adu. Taki stan nigdy nie trwa dugo. Wybi mnie z niego straszny sen. Tego dnia lepun i ja wstalimy przed witem, polowalimy i zabilimy kilka tustych krlikw na zboczu wzgrza podziurawionym norami. Szybko naapalimy tyle, by

napeni odki, wic potem owy zmieniy si w zabaw, skakanie i rozkopywanie dziur. Nim skoczylimy, dawno min wit. Rozoylimy si w ctkowanym cieniu brzozy, jeszcze raz podjedlimy i zapadlimy w drzemk. Wtedy wanie co - moe nierwne wiato soca na zamknitych powiekach? wcigno mnie w ten sen. Znowu byem w Koziej Twierdzy. W dawnej wartowni, rozcignity na zimnej kamiennej pododze, otoczony przez ludzi o okrutnych spojrzeniach. Posadzka pod moim policzkiem lepia si od krwi.

Dyszaem otwartymi ustami, a wtedy wo i smak posoki wypenia moje zmysy. Znowu do mnie szli. Nie tylko ten czowiek o ogromnych piciach w skrzanych rkawicach, ale take Stanowczy - nieuchwytny, niewidzialny Stanowczy, zakradajcy si do mego umysu. - Czekajcie, czekajcie - prosiem. - Przestacie, bagam. Nie trzeba si mnie ba, nie trzeba mnie nienawidzi. Jestem tylko wilkiem. Tylko wilkiem! Nie stanowi dla was zagroenia. Nic wam nie zrobi, pozwlcie mi odej. Dla was jestem niczym. Nigdy wicej nie bd wam sprawia kopotw.

Jestem tylko wilkiem - uniosem pysk do nieba i zawyem. Obudzio mnie wasne wycie. Dwignem si na kolana, otrzsnem, potem wstaem na nogi. To sen - powiedziaem sobie. Jedynie sen. Spad na mnie strach i wstyd. We nie bagaem o lito, jak tego nie uczyniem w rzeczywistoci, bo nie byem tchrzem. Czy rzeczywicie? Cigle jeszcze czuem w ustach smak krwi.

Dokd idziesz? - spyta leniwie lepun. Lea gbiej w cieniu, zadziwiajco skutecznie ukryty. Do wody. Poszedem do strumienia, zmyem z twarzy i z doni lepk krlicz krew, a potem si napiem. Obmyem twarz ponownie, wydrapaem krew z brody. Nagle poczuem, e nie chc mie brody. I tak nie zamierzaem si pokazywa w miejscach, gdzie mogem napotka kogo, kto by mnie rozpozna. Ruszyem do chaty, eby si ogoli.

W drzwiach przywita mnie zapach pleni. lepun mia racj. Spanie pod dachem przytpiao wch. A trudno mi byo uwierzy, e w ogle tu wytrzymywaem. Wszedem do rodka niechtnie, prychaniem wypychajc z nosa czowiecze zapachy. Dwie noce wczeniej pada deszcz. W suszone miso wkrada si wilgo; cz zdya si nadpsu. Posortowaem ywno, krzywic nos z obrzydzenia. Miejscami zalgy si robaki. Sprawdzajc pozostae zapasy, odpychaem od siebie dokuczliwe uczucie niepewnoci. Dopiero gdy signem po n i

musiaem oczyci ostrze z grubej warstwy rdzy, poddaem si i dopuciem do siebie przykr myl: Nie byo mnie w tej chacie od adnych paru dni. Raczej tygodni. Nie miaem pojcia o upywie czasu. Popatrzyem na zepsute miso, potoczyem wzrokiem po kurzu, ktry zalega na moich rozrzuconych drobiazgach. Wsadziem palce w brod, zaskoczony jej dugoci. Brus i Cier odeszli std cae tygodnie, a nie dni wczeniej. Stanem na

progu, wyjrzaem. Gdzie niegdy wydeptalimy na ce cieki, teraz rosa wysoka trawa. Wiosenne kwiaty, zielone jagody na krzewach - dawno znikny. Obejrzaem wasne rce; brud na nadgarstkach, stara krew zaschnita pod paznokciami. Kiedy jedzenie surowego misa budzio we mnie wstrt. Teraz myl o gotowaniu wydawaa si dziwna i obca. Nie miaem ochoty zastanawia si nad sob. - Moe pniej - usyszaem wasny gos. - Jutro, kiedy indziej. Teraz poszukam lepuna.

Jeste zmartwiony, bracie? Tak. - I dodaem z wysikiem: Nie moesz mi pomc. To czowiecze zmartwienie, musz mu sprosta sam. Lepiej bd wilkiem - poradzi mi leniwie. Zbrako mi siy, by odpowiedzie. Popatrzyem na siebie, na brudn koszul i spodnie. Ubranie miaem oblepione botem i zaskorupia krwi, na kolanach podarte w strzpy. Z dreniem serca przypomniaem sobie nieszcznikw dotknitych kunic

i okrywajce ich achmany. Czy staem si taki jak oni? cigajc koszul, skrzywiem si od smrodu. Wilki to czyste stworzenia. lepun codziennie odprawia toalet. - Wystarczyo, e Brus zostawi mnie samego. Jestem gorszy ni zwierz - powiedziaem na gos, przez co sowa nabray wikszej mocy. - Niepomny mijajcego czasu, brudny, bez celu w yciu, dbam tylko o jedzenie i spanie. Oto przed czym mnie ostrzega przez dugie lata. Postpiem wbrew jego naukom, potwierdziem jego obawy. Pracowicie rozpaliem ogie w

kominku. Wiele razy chodziem po wod do strumienia, nim napeniem ciki kocio, w ktrym swego czasu pasterze wytapiali tuszcz. Gdy woda si grzaa, zbieraem mydlnic i skrzyp. Wreszcie napeniem do poowy koryto ustawione przed chat. Nigdy w yciu nie byem taki brudny. Szorstkim skrzypem zeskrobaem z siebie kilka warstw naskrka i dugo si szorowaem, zaciskajc zby, nim w kocu uznaem, e jestem czysty. W wodzie pywao mnstwo pche. Odkryem take kleszcza na karku; przypaliem go rozarzon gazk z

kominka. Umyem wosy, rozczesaem je i znowu zwizaem w kucyk, na oniersk mod. Ogoliem si przed lusterkiem zostawionym przez Brusa, a potem dugo ogldaem wasn twarz. Opalone czoo, blada broda i policzki. Nim zagrzaem wicej wody, namoczyem ubranie i z duym trudem je upraem, zaczem rozumie fanatyczne upodobanie Brusa do czystoci. Jedynym sposobem ocalenia spodni okazao si obcicie ich na wysokoci kolan, a i tak nie

wyglday najlepiej. W nastpnej kolejnoci spraem spleniay zapach z ka i zimowych ubra. Cz mojego ciepego paszcza przydaa si na gniazdo jakiej myszy. Zacerowaem dziur, najlepiej jak potrafiem. Gdy wkadaem wilgotne spodnie, podniosem wzrok i dostrzegem pod krzakiem lepuna. Znowu pachniesz jak czowiek. Dobrze czy le? Nie tak dobrze jak wilk, ale wol to ni smrd zepsutego upu. Wsta, przecign si, jakby

kaniajc przede mn: wysun przednie apy, wycign szyj. Palce rozczapierzy szeroko. - Wic w kocu chcesz jednak by czowiekiem. Ruszamy niedugo? Tak. Pjdziemy na zachd, w gr Rzeki Koziej. Aha. - Kichn, potem nagle przewrci si na bok, przetoczy na grzbiet. Tarza si po ziemi, uszczliwiony niczym szczeniak, wbijajc py w sier, wreszcie zerwa si na nogi i otrzsn od nosa po czubek ogona. Tak spokojnie przyj moj nag

decyzj, e a zrobio mi si nieswojo. W co ja go wcigaem? O zmierzchu wszystkie ubrania i reszta mojego skromnego dobytku byy jeszcze wilgotne. Wysaem lepuna na samotne owy. Wiedziaem, e nieprdko wrci. Ksiyc w peni pyn po czystym niebie, zwierzyny bdzie w brd. Wrciem do chaty, dorzuciem do ognia i upiekem ciasto. Do mki dostay si robaki, wic lepiej byo j teraz zje, ni potem wyrzuci. Zwyke ciasto z resztk miodu smakowao wybornie. Wiedziaem, e powinienem zapewni sobie do jedzenia co innego ni miso i

gar jakiej zieleniny. Zaparzyem herbat z dzikiej mity oraz kwiatw pokrzywy i ona take mi smakowaa. Rozpostarem przed kominkiem koc, ktry ju prawie wysech, uoyem si wygodnie. Troch drzemaem, troch patrzyem w ogie. Signem ku lepunowi Rozumieniem, proponujc, by przyszed do mnie, ale z pogard odrzuci moje towarzystwo, wybierajc wiee miso i mikk traw pod dbem na przeciwlegym kracu ki. Byem sam i po raz pierwszy od kilku dugich miesicy byem czowiekiem. Wraenie

troch dziwne, ale przyjemne. W pewnym momencie odwrciem si na drugi bok i wwczas dostrzegem toboek pozostawiony na stoku. Znaem na pami wszystkie, nawet najdrobniejsze przedmioty w izbie. Kiedy ostatnio std wychodziem, tego toboka tutaj nie byo. Podniosem go, obwchaem, odkryem na nim leciutk wo Brusa i troch wasnego zapachu. W chwil pniej zorientowaem si, co zrobiem i sam siebie zganiem. Powinienem zacz si zachowywa, jakby mnie cay czas kto obserwowa, inaczej znowu

zostan oskarony Rozumienia i zabity.

uywanie

Nie by to duy tumoczek. W rodku znajdowaa si jedna z moich koszul z zamkowej skrzyni, brzowa i mikka - moja ulubiona. Do niej para wskich spodni. W koszul zawinity by gliniany garnczek z maci leczc skaleczenia, oparzenia i siniaki, robion przez Brusa. Prcz tego solidny skrzany pas. I jeszcze cztery srebrne monety w sakiewce. Bazen wyhaftowa na niej koza. Duszy czas wpatrywaem si w ozdob. Kozio mia gow spuszczon nisko - przypomina

herb Przezornych, ale szykowa si do walki z wilkiem. Trudno nie zrozumie. Ubraem si w rzeczy z toboka. Przykro mi byo, e nie spotkaem si z Brusem, a jednoczenie odetchnem z ulg. Przypuszczam, e on musia si czu podobnie, gdy dotarszy tutaj, nikogo nie zasta. Czy przynis to pikne ubranie, bo chcia mnie przekona, ebym z nim poszed? Czy raczej zamierza mi yczy szczliwej drogi? Prbowaem si nie zastanawia nad jego intencjami ani nad reakcj na widok opuszczonej chaty.

Znowu odziany w czyste rzeczy czuem si o wiele bardziej jak czowiek. Zaoyem pas z przywieszonym noem w pochwie oraz sakiewk. Przycignem stoek do kominka, usiadem. Zapatrzyem si w ogie. W kocu pozwoliem sobie pomyle o tamtym nie. elazna obrcz cisna mi pier. Czy byem tchrzem? Nie miaem co do tego pewnoci. Zamierzaem si uda do Kupieckiego Brodu i zabi ksicia Wadczego. Czy tchrz by si podj takiego zadania? Moe tak - podszepn mi mj

zdradziecki umys. - Moe tchrz by si tego podj, jeli byoby to atwiejsze ni poszukiwanie prawowitego wadcy. Odsunem od siebie niewygodn myl. Wrcia od razu. Czy zamiar zabicia ksicia Wadczego by koniecznoci, czy tylko moim pragnieniem? Dlaczego miaoby to mie jakiekolwiek znaczenie? Chyba powinienem raczej odszuka krla Szczerego. Podobne rozmylania nie miay najmniejszego sensu, dopki nie

zyskaem pewnoci, e krl Szczery yje. Gdybym zdoa sign ku niemu Moc, mgbym atwo rozwiza ten problem. Niestety, nigdy nie umiaem rozporzdza wasn Moc. Dopilnowa tego Konsyliarz, naznaczy mnie pitnem, odebra mi si wrodzonego talentu, przemieni go w zdolno kapryn i zawodn. Czy mogem to jeszcze odwrci? Skoro chciaem pokona czonkw krgu ksicia Wadczego, musiaem doskonale opanowa wadanie krlewsk magi. Czy mona tego dokona samemu? Jak czowiek moe si czego wyuczy, skoro nawet nie zna penych

moliwoci wiedzy, ktr chciaby posi? Nie wiedziaem, czego Konsyliarz pozbawi mnie na zawsze, czym obciy mnie do koca ycia, czego krl Szczery nigdy nie mia czasu przede mn odsoni. Jak miaem si tego wszystkiego nauczy sam? Nie chciaem myle o krlu Szczerym. Std wanie wiedziaem, e zdecydowanie powinienem. Spowinowacony z nim przez wizy krwi i wizy Mocy przywykem, e znam go jak nikogo innego. By otwartym na Moc - powiedzia mi kiedy - to po prostu nie by zamknitym. Prowadzona Moc

walka z Zawyspiarzami staa si jego yciem, odebraa mu modo i siy. Nigdy nie mia czasu nauczy mnie panowania nad talentem do korzystania ze starodawnej krlewskiej magii; udzieli mi jedynie kilku krtkich lekcji. Moc mia tak siln, e potrafi narzuci mi wi i by ze mn przez cae dni, a nawet tygodnie. Pewnego razu, gdy siedziaem w jego pracowni, w jego krzele, przed jego roboczym stoem, udao mi si ku niemu sign. Przede mn leay przyrzdy uywane przez niego do tworzenia map oraz osobiste drobiazgi. Mylaem wtedy o nim,

pragnem, eby by w domu, eby wada krlestwem - i zwyczajnie signem ku niemu Moc. atwo, bez adnych przygotowa, waciwie bezwiednie. Prbowaem teraz wprowadzi siebie w podobny stan. Nie byo tutaj biurka krla Szczerego, nie byo jego ulubionych przedmiotw, ale gdy zamknem oczy, wyranie stryja widziaem. Wziem gboki oddech i przywoaem znajomy wizerunek. Krl Szczery by szerszy w ramionach ode mnie, chocia odrobin niszy. Mia podobnie jak ja ciemne oczy i wosy rodu Przezornych, lecz jego oczy

osadzone byy gbiej, a niesforne wosy i brod przetykay nitki srebra. Za moich chopicych czasw imponowa si. Miecz albo piro trzyma w doni z rwn atwoci. Mijajce lata zrobiy swoje. Zbyt wiele czasu spdza bez wicze fizycznych, Moc ochraniajc nasze wybrzee przed najedcami. Kiedy jego muskuy wiotczay, aura krlewskiej magii rosa w si, a stojc przy nim czowiek czu si jak przy rozpalonym piecu. W obecnoci stryja znacznie bardziej byem wiadom jego Mocy ni cielesnej powoki. Pachnia - pamitaem

dobrze - ostrymi woniami barwnych inkaustw, ktrych uywa do rysowania map, szlachetnym pergaminem, a pniej w jego oddechu czsto odnajdywaem wo kozka. - Stryj Szczery - powiedziaem mikko. Sowa odbiy si echem od murw obronnych wzniesionych w moim umyle. Otworzyem oczy. Nie mogem siga Moc, pki nie zburzyem tych murw. Przypominanie sobie krla Szczerego nic nie da, pki nie otworz drogi dla Mocy, pki nie dam jemu dostpu do swego

umysu. Dobrze wic. To przecie atwe. Wystarczy si zapomnie. Patrzyem w ogie, na wzlatujce w gr iskierki. Taczce, pywajce w powietrzu iskierki. Upi wasn czujno. Nie pamita, jak Stanowczy grzmoci Moc w te mury i omal ich nie rozbi. Nie pamita, e obrona tych cian bya dla mnie najwaniejsza, nawet wwczas, gdy katowali moje ciao. Nie pamita tego przyprawiajcego o mdoci uczucia zniewolenia, kiedy Prawy wtargn do mojego umysu. Nie pamita, jak Konsyliarz okaleczy i poznaczy bliznami mj talent do korzystania z krlewskiej magii,

kiedy naduy pozycji mistrza Mocy, by narzuci mi swoj wol. Wrciy do mnie w pamici sowa stryja; brzmiay tak wyranie, jakby sta tu obok. Konsyliarz ci okaleczy. Otoczye si potnymi murami, ktrych nie potrafi skruszy, cho jestem silny we wadaniu Moc. Bdziesz musia je zburzy sam, a to trudne przedsiwzicie. Sowa te zostay wypowiedziane wiele lat temu, na dugo przed atakiem Stanowczego. Umiechnem si gorzko. Czy moi

wrogowie wiedzieli, e udao im si pozbawi mnie talentu do korzystania z krlewskiej magii? Prawdopodobnie niewiele ich to obchodzio. Powinienem to zapisa dla potomnoci. Pewnego dnia jaki wadca moe skorzysta z mojego przekazu, wiedzc, e jeli si czowieka obdarzonego Moc zrani dostatecznie mocno, mona go zamkn w nim samym i cakowicie pozbawi magicznych zdolnoci. Krl Szczery nigdy nie znalaz czasu, by mnie nauczy, jak burzy wasne mury obronne. O ironio, zdy mi pokaza, jak je umacnia, bym mg przed nim chroni swe

intymne marzenia. Moe byem zbyt pojtnym uczniem? Czy kiedykolwiek znajd czas, aby odmieni ten stan rzeczy? Mie czas, nie mie czasu, co za rnica? - przerwa mi lepun, wyranie znudzony. Ludzie strasznie si przejmuj czasem. Tyle o nim mylisz, e a zaczyna mi si krci w gowie. Po co w ogle wracasz do dawnych ladw? Szukaj nowych, na kocu moe by zdobycz. Jeli chcesz upolowa zwierzyn, musisz j znale. To wszystko. Nie moesz powiedzie: tropienie zabiera za duo czasu, chc od razu je. To si ze sob

czy. Tropienie oznacza pocztek jedzenia. Nie rozumiesz - zbyem go znuony. - Dzie ma okrelon liczb godzin, a moje istnienie pewn liczb dni. Dlaczego dzielisz ycie na kawaki i nadajesz im nazwy? Godziny, dni... Jeli upoluj krlika, jem krlika. - Zaspane prychnicie pene pogardy. - A kiedy ty upolujesz krlika, dzielisz go i nazywasz: koci, miso, futro, wntrznoci. Dlatego nigdy nie masz dosy.

Co wic mam czyni, mdrcze ty mj? Przesta skamle i rb swoje. ebym wreszcie mg si przespa. Trci mnie lekko myl, jak kompan szturcha okciem w bok drugiego, gdy ten na awie w karczmie za bardzo si przysunie. Nagle zdaem sobie spraw, jak blisko bylimy przez ostatnie tygodnie. Swego czasu ja burczaem na niego, e cigle tkwi w moim umyle. Nie chciaem jego towarzystwa, kiedy byem sam na sam z Sikork, i prbowaem mu wytumaczy, e takie spotkania

musz nalee tylko do mnie. Teraz jego szturchaniec uwiadomi mi dobitnie, e przywarem do niego tak mocno, jak on do mnie, bdc szczeniakiem. Pohamowaem pierwszy impuls, by si go kurczowo przytrzyma. Poprawiem si na stoku i zapatrzyem w ogie. Obniyem mury. Dugi czas siedziaem bez ruchu, nawet nie oblizaem wyschnitych warg. Oczekiwaem ataku. Skoro nic si nie stao, ostronie znowu opuciem mury. Odrobin. Mieli mnie za zmarego, przypomniaem sobie. Nie bd czatowali, eby wcign w zasadzk trupa. Nadal

jednak nie byo mi atwo boryka si z wasn obron. O wiele atwiej nie mruy oczu, kiedy si patrzy na roziskrzon socem wod, albo sta nieruchomo w oczekiwaniu na cios. W kocu jednak mi si powiodo, poczuem Moc przepywajc przez wszystko dookoa, obmywajc mnie, jakbym by kamieniem wystajcym z rwcej rzeki. Wystarczyo si zanurzy, by znale krla Szczerego. Albo Stanowczego, albo Mocarnego, albo Bystrego. Zadraem i rzeka si cofna. Wziem si w gar, wrciem do nurtu. Dugi czas staem niezdecydowany na brzegu,

zbierajc si na odwag. Trzeba by sprawdzi t rzek. Wej, czy nie wej? Wej. Porwany przez wartki prd obracaem si i obracaem, rozpadem jak przegnia konopna lina. Poszczeglne nitki przeryway si i odkrcay ode mnie, znikay kolejne warstwy mojego jestestwa: wspomnienia, uczucia, najskrytsze, najwaniejsze myli, odpryski poezji, ktr si czuje, ktra uderza gbiej ni zrozumienie, pami powszednich dni... wszystko to odpadao ode mnie w strzpach. Byo mi tak dobrze. Wystarczyo nic nie robi.

Lecz to by oznaczao, e Konsyliarz oceni mnie waciwie. Krlu Szczery! Nie doczekaem si odpowiedzi. Nie byo go tutaj. Wrciem. A wic mogem to zrobi, potrafiem utrzyma si w rwcej rzece Mocy. Dlaczego do tej pory byo to takie trudne? Odsunem na bok niewczesne pytanie i rozwayem najgorsze. Zaledwie kilka miesicy temu krl Szczery by ywy. Mwi do mnie: Powiedz im, e Szczery yje.

Powiedziaem, ale oni nie zrozumieli i nie podjli adnego dziaania. A czyme by ten przekaz, jeli nie woaniem o pomoc? Mj krl wzywa ratunku i nie otrzyma adnej odpowiedzi. Nagle zupenie atwo: krzyk przesany Moc, ktry wydoby si ze mnie, jak gdyby ycie wyprysno mi z piersi w tsknym, przestraszonym woaniu. Krlu Szczery!!! ...Rycerski? Cichy szept musn moj

wiadomo, ledwie wyczuwalny, niczym ma uderzajca w grub okiennic. Nadesza moja kolej, by sign, pochwyci i wydoby na powierzchni. Rzuciem si w jego stron, odnalazem. Jego obecno migotaa niepewnie, jak pomie wiecy toncy w kauy wosku. Wiedziaem, e wkrtce zganie. Miaem tysic pyta. Zadaem najwaniejsze. Krlu Szczery, zaczerpn mojej dotykajc mnie? czy moesz energii, nie

Bastardzie? - Pytanie jeszcze sabsze, jeszcze bardziej niepewne.

- Mylaem, e wrci Rycerski... Chwia si na progu ciemnoci. ...e zdejmie ze mnie ten ciar... Krlu mj, pomyl i odpowiedz, czy moesz zaczerpn ze mnie energii? Czy moesz to zrobi teraz? Nie... nie Bastardzie... mog... sign.

Przypomniaem sobie krla Roztropnego, ktry czerpa ze mnie energi, by sign Moc ku swemu synowi i poegna si z nim na zawsze. I przypomniaem sobie, jak Prawy oraz Pogodna zaatakowali

wadc, jak wyssali z niego ca si jak go zamordowali. Przypomniaem sobie jak zmar, jak przesta istnie - na podobiestwo mydlanej baki. Jak gasnca iskierka. Krlu Szczery!!! Rzuciem si do niego, owinem si dookoa, umocniem go, tak samo jak on czsto czyni ze mn. We moj energi, panie poleciem i otworzyem si przed nim szeroko. Kazaem sobie uwierzy, e dotkn doni mego ramienia, prbowaem sobie

przypomnie, co czuem w chwilach, gdy on lub krl Roztropny brali ode mnie energi. Pomyk ycia krla Szczerego podskoczy nagle w gr, a po chwili ju pali si rwno i wysoko. Dosy - ostrzeg mnie, zaraz doda silniej: - Uwaaj na siebie, chopcze! Jestem mocny - zapewniem go i przesaem nastpn porcj energii. Dosy! - Odsun si ode mnie zdecydowanie. Odniosem wraenie, jakbymy odstpili o krok jeden od

drugiego. Nie widziaem jego ciaa, lecz wyczuwaem ogromne znuenie. Nie byo to zdrowe zmczenie, przychodzce po dugim dniu penym zaj, ale wielkie osabienie czowieka, ktry dzie po dniu wykonywa cik, monotonn prac, nie majc wystarczajcej iloci jedzenia, nie znajc odpoczynku. Daem krlowi energi, lecz nie zdrowie, wic szybko zuyje siy zaczerpnite ode mnie, gdy nie daway prawdziwego pokrzepienia, podobnie jak napar z kozka nie zastpi poywnego posiku. Gdzie jeste, panie? - spytaem.

W grach - odpar z ociganiem i doda: - Nie mog zdradzi wicej. Nie powinnimy uywa Mocy. S tacy, ktrzy bd prbowali nas podsucha. Przecie jednak nie zerwa kontaktu, a ja wiedziaem, e rwnie gorco jak ja pragnie zadawa pytania. Co mogem mu powiedzie? Nie wyczuwaem w naszym strumieniu Mocy nikogo poza nami, ale nie byem pewien, czybym si zorientowa, gdyby nas kto szpiegowa. Przez dugi czas po prostu utrzymywalimy kontakt w formie zwykej wiadomoci wzajemnego istnienia.

Musisz by ostroniejszy - rzek wreszcie krl Szczery. - cigniesz na siebie kopoty. Mimo wszystko ciesz si, e ku mnie signe. Dawno ju nie miaem obok siebie przyjaznej duszy. Wobec tego warto byo ryzykowa. Po krtkim zastanowieniu zdecydowaem, e nie zdoam tej myli zatrzyma dla siebie: - Krlu, musz wykona pewne zadanie. Natychmiast potem przyjd do ciebie. Co od niego poczuem... Chyba wdziczno, tak wielk, e a upokarzajc.

Mam nadziej, e nadal tutaj bd. - Potem doda bardziej surowo: - Nie wymieniaj imion, sigaj Moc, tylko kiedy jest to absolutnie konieczne. - I jeszcze kilka sw, agodniej: - Uwaaj na siebie, chopcze. Bd bardzo ostrony. Oni nie znaj litoci. Znikn. Cakowicie zerwa kontakt. Miaem nadziej, e gdziekolwiek jest, uyje energii, ktrej mu uyczyem, do znalezienia ywnoci oraz bezpiecznego schronienia. Wyczuwaem, e yje jak cigana zwierzyna, e wiecznie jest

ostrony, zawsze godny. up, podobnie jak ja. Odbieraem co jeszcze. By ranny? Mia gorczk? Draem. Starczyo mi rozumu, eby nie prbowa wstawa. Zwyke siganie Moc wymagao ode mnie niemaego wysiku, a przecie dodatkowo otwarem si na krla Szczerego i oddaem mu energi. Po kilku chwilach, gdy drenie osabnie, zaparz sobie kozka, odzyskam siy. Na razie siedziaem, patrzyem w ogie i mylaem o ukochanym stryju. Opuci Kozi Twierdz minionej jesieni. Zdawa si mogo, e od

tamtego dnia upyna wieczno. Gdy rusza na wypraw, krl Roztropny y jeszcze, a ksina Ketriken bya w odmiennym stanie. Szkaratne okrty z Wysp Zewntrznych napaday wybrzee kraju trzeci ju rok, a wszystkie nasze wysiki przegnania ich od granic spezay na niczym. Dlatego wanie ksi Szczery, nastpca tronu Krlestwa Szeciu Ksistw, wypuci si w gry. Chcia odszuka naszych legendarnych sojusznikw, Najstarszych. Wedle dawnych przekazw, dziesitki lat temu odnalaz ich krl Mdry. Pomogli wwczas Krlestwu Szeciu

Ksistw pokona wroga. Przyrzekli powrci, gdybymy jeszcze kiedykolwiek ich potrzebowali. I tak ksi Szczery zostawi tron, maonk i krlestwo - i wyruszy na poszukiwanie dawnych sprzymierzecw, by przypomnie im przyrzeczenie. Jego wiekowy ojciec, krl Roztropny, zosta w kraju. Zosta take najmodszy syn krlewski, ksi Wadczy. Gdy tylko nastpca tronu opuci stolic, ksi Wadczy powsta przeciwko niemu. Nadskakiwa ksistwom rdldowym, a ignorowa potrzeby ksistw nadbrzenych. Podejrzewaem, e

by take rdem plotek, ktre z wyprawy ksicia Szczerego czyniy temat drwin, a samego nastpc tronu przedstawiay jako nieodpowiedzialnego gupca, jeli nie czowieka szalonego. Krg Mocy, cho zaprzysiony nastpcy tronu, od dawna pozostawa na usugach ksicia Wadczego. Najmodszy krlewski syn wykorzysta ludzi utalentowanych do obwieszczenia, e ksi Szczery w drodze straci ycie. Nastpnie ogosi si nastpc tronu. Nad schorowanym krlem Roztropnym mia wadz absolutn. Oznajmi ludowi, e przeniesie dwr w gb

ldu, pozostawiajc Kozi Twierdz na ask i nieask szkaratnych okrtw. Gdy zdecydowa, e krl Roztropny oraz ksina Ketriken maj wyruszy wraz z nim, Cier doszed do wniosku, e pora przystpi do dziaania. Wiedzielimy, i adnemu z tych dwojga ksi Wadczy nie pozwoli stan na drodze do tronu. Dlatego te uoylimy plan, wedle ktrego oboje mieli znikn w wieczr, gdy najmodszy krlewski syn obwoa si nastpc tronu. Nic nie poszo zgodnie z planem. Najpierw wadcy ksistw nadbrzenych, bliscy buntu,

prbowali zwerbowa mnie dla swojej rebelii. Zgodziem si poprze ich cele, w nadziei utrzymania Koziej Twierdzy jako warownego miasta wiernego ksiciu Szczeremu. Potem, nim zdoalimy krla wyprowadzi z zamku, dwch czonkw krgu Mocy odebrao mu ycie. Z Koziej Twierdzy ucieka tylko ksina Ketriken. Zabiem dwoje mordercw krla. Zostaem pochwycony. Byem torturowany i obwiniony o uywanie magii Rozumienia. Ksina Cierpliwa, maonka mojego ojca, wstawiaa si za mn, ale bezskutecznie. Gdyby Brus nie zdoa przemyci do

lochu trucizny, zostabym powieszony nad wod i spalony. Moja dusza zamieszkaa w lepunie, a ksina Cierpliwa odebraa z wiziennej celi martwe ciao Bastarda i pochowaa je w grobie. Nie wiedziaa, e wkrtce potem Cier oraz Brus wydobyli mnie z mogiy. Zamrugaem, odwrciem wzrok od ognia. Pomienie przygasay. Podobnie wygldao teraz moje ycie - zostay po nim tylko popioy. Nie miaem sposobu na odzyskanie ukochanej kobiety: Sikorka wierzya, e umarem, i bez

wtpienia ze wstrtem mylaa o moim Rozumieniu. Zreszt odesza ode mnie, zanim jeszcze zakoczyem ycie jako Bastard Rycerski. Znaem j od dziecistwa, razem dokazywalimy na ulicach i w dokach Koziej Twierdzy. Nazywaa mnie wtedy Nowy, sdzia, e byem najpierw chopcem stajennym, a potem paziem skryby. Pokochaa mnie, nim si dowiedziaa, e w rzeczywistoci jestem krlewskim potomkiem z nieprawego oa, ktrego ujawnienie zmusio ksicia Rycerskiego do rezygnacji z praw do tronu. Gdy poznaa moje prawdziwe

pochodzenie, omal jej nie straciem. Cudem udao mi si j wwczas przekona, by mi zaufaa raz jeszcze. Przez rok z okadem bylimy razem, na przekr wszelkim przeciwnociom losu. Musiaem przedkada obowizki wobec krla ponad nasze wsplne pragnienia, ale ona znosia wszystko z niewiarygodn cierpliwoci. Krl nie da mi pozwolenia na maestwo - Sikorka przyja to z cich rezygnacj. Przeznaczy mnie innej kobiecie - nawet z tym si pogodzia. Bya straszona, nazywana dziewk Bastarda, cierpiaa wzgard, a ja nie

potrafiem jej obroni. Przetrwaa wszystko... a pewnego dnia mi powiedziaa, e pojawi si w jej yciu kto inny, kto, kogo darzy mioci, kto jest dla niej najwaniejszy na wiecie, tak jak dla mnie krl. I wtedy ode mnie odesza. Nie mogem jej za to wini. Mogem tylko tskni. Zamknem oczy. Byem zmczony, do cna wyczerpany. Krl Szczery zabroni mi uywa Mocy, chyba e w razie absolutnej koniecznoci. Z pewnoci nikomu nie stanie si krzywda, jeli sprbuj zerkn na Sikork. Tylko na ni spojrz, tylko sprawdz, czy

ma si dobrze... Pewnie nawet mi si nie uda, ale nikomu nic si nie stanie, jeeli sprbuj. Powinno to by atwe. Bez wysiku przypominaem j sobie w najdrobniejszych szczegach. Tak czsto wdychaem jej zapach - wo zi, ktrych uywaa do robienia pachncych wiec, i ciepa jej skry. Znaem kady odcie gosu, wiedziaem, jak dwicza niszymi tonami, kiedy si miaa. Pamitaem zarys policzka, pamitaem, jak unosia brod, kiedy bya na mnie za. Znaem poysk gstych brzowych wosw i wyzywajce spojrzenie ciemnych

oczu. Pamitaem, jak ujmowaa moj twarz mocno w obie donie, kiedy mnie caowaa... Podniosem rk do twarzy, chciaem tam znale jej do, ktr mgbym schwyci i zatrzyma na zawsze. Zamiast niej poczuem nierwne zgrubienie blizny. Gupie zy sparzyy mnie pod powiekami. Zamrugaem, przez chwil ogie by zamglony, nim odzyskaem ostro widzenia. Jestem pomylaem. Zbyt Sikorki zmczony szuka magi.

zmczony, eby krlewsk

Powinienem si przespa. Przez chwil zapragnem si uwolni od tych zbyt trudnych emocji, ale przecie s nieodczn czci ludzkiego ycia. Zgodziem si na nie, kiedy postanowiem by znowu czowiekiem. Moe rozsdniej byo zosta wilkiem. Zwierzta na pewno nie dowiadczaj podobnych rozterek. Gdzie daleko, w gstej ciszy nocy, samotny wilk unis pysk wysoko do nieba i zawy przecigle, lc ku gwiazdom rozpaczliw samotno.

Rozdzia czwarty Droga nadrzeczna

Linia brzegowa Ksistwa Koziego, najstarszego pord nalecych do Krlestwa Szeciu Ksistw, cignie si od Wysokich Dokw daleko na poudnie a po ujcie Rzeki Koziej i Zatok Kozi. Wyspa Rogowa take naley do Ksistwa Koziego. Zamono tej ziemi ma dwa

gwne rda: bogate obszary pooww, z ktrych korzysta lud zamieszkujcy nad samym brzegiem morza, oraz handel rzeczny rozkwitajcy wzdu Rzeki Koziej, po ktrej do ksistw rdldowych pyn najrniejsze towary. Rzeka Kozia jest szeroka, bystra, wije si meandrami, a wiosn czsto wylewa. Dziki wartkiemu nurtowi pozostaje spawna przez okrgy rok. W caej historii Ksistwa Koziego zanotowano tylko cztery przypadki odstpstwa od tej reguy, a wszystkie w czasie wyjtkowo srogich zim. W gr rzeki

odprawiane s nie tylko adunki z Ksistwa Koziego wysyane do ksistw rdldowych; jej wodami podruj wszelkie dobra z ksistw Cypla oraz Dbw, a take, co oczywiste, egzotyczne wytwory z Krainy Miedzi i z samego Miasta Wolnego Handlu. W d rzeki pynie wszystko, co maj do zaoferowania ksistwa rdldowe, oraz wspaniae futra i bursztyny Krlestwa Grskiego.

*** Obudziem si, bo lepun

szturchn mnie zimnym nosem w policzek. Waciwie nie tyle si obudziem, ile odzyskaem mglist wiadomo otoczenia. W gowie czuem upanie, twarz miaem dziwnie zesztywnia. Kiedy dwignem si i usiadem na pododze, odtoczya si ode mnie pusta flaszka po winie z bzu. Bardzo chory? mocno pisz. Jeste

Nie, tylko gupi. Nigdy dotd nie zauwayem, eby z tego powodu tak mocno spa.

Znowu trci mnie nosem, a ja go odsunem. Zacisnem powieki, po chwili otworzyem oczy. Nic nie pomogo. Dorzuciem kilka patykw do aru w kominku. Ju rano? nieprzytomnie. spytaem

wiato wanie zaczyna si zmienia. Powinnimy wraca do krliczych nor. Id sam. Nie jestem godny. Jak wolisz. Ruszy do drzwi, zatrzyma si w

progu. Wiesz, co myl? e to sypianie midzy cianami nie wychodzi ci na zdrowie. - I znikn. Szary cie za progiem. Pooyem si wolno, zamknem oczy. Musiaem si koniecznie zdrzemn, chocia kilka chwil. Gdy ponownie otworzyem oczy, przez otwarte na ocie drzwi wlewao si wiato dnia. Signwszy Rozumieniem, znalazem sytego wilka, drzemicego w ctkowanym cieniu pomidzy wielkimi korzeniami dbu.

Dla lepuna jasny soneczny dzie mia niewielk warto. Dzisiaj wyjtkowo byem skonny si z nim zgodzi, lecz mimo wszystko nie zrezygnowaem z powzitego wczoraj postanowienia. Zaczem doprowadza chat do porzdku. Po jakim czasie przyszo mi do gowy, e najprawdopodobniej nigdy tu nie wrc. Wiedziony nawykiem skoczyem zamiatanie, a na koniec jeszcze oprniem palenisko z popiow i przyniosem z lasu nowych drew na rozpak. Moe do chaty zawita kto szukajcy schronienia.

Poskadaem wyprane, suche ju ubranie i uoyem na stole wraz z innymi przedmiotami codziennego uytku, ktre zamierzaem zabra. aonie mao, jeli si na to patrzyo jak na cay mj majtek. Przeraajco duo, gdy sobie uzmysowiem, e bd musia wszystko dwiga na wasnych plecach. Zanim przystpiem do pakowania dobytku, ruszyem jeszcze nad strumie; chciaem si napi i obmy. Wracajc do chaty rozmylaem o tym, e lepun bdzie niezadowolony z podry za dnia. Nagle spostrzegem, e z

niewiadomej przyczyny zostawiem wieo wyprane spodnie na progu. Podniosem je, rzuciem na st. Dopiero wtedy zdaem sobie spraw, e nie jestem sam. Powinienem by si wczeniej domyli, ale dawno wyzbyem si wszelkiej ostronoci. Zdyem ju zapomnie o czasach, gdy yem w cigym niebezpieczestwie. Zbyt polegaem teraz na zmyle Rozumienia, za mocno ufaem, e da mi on zna, jeeli si kto pojawi. Nieszcznikw dotknitych kunic nie sposb wyczu Rozumieniem. Z Mocy take nie ma w ich wypadku adnego poytku.

Pojawili si we dwch; obaj modzi i - sdzc z wygldu - stosunkowo niedawno okaleczeni straszn przypadoci. Ubrania mieli w nie najgorszym stanie, a cho niezbyt czyci, nie byli obronici brudem i wosy mieli raczej potargane, ni spltane w kotuny, co zwykem utosamia z ludmi przekltymi kunic. Nikomu nie udao si odkry, jakiej czarnej magii uywali najedcy przybywajcy na szkaratnych okrtach. Brali jecw, a po niedugim czasie ich wypuszczali, zmienionych w istoty pozbawione odczu. Wiedzielimy

tylko, e jedynym lekarstwem na t chorob bya miosierna mier. Ludzie dotknici kunic stanowili najgorsze przeklestwo w czas wojny z Zawyspiarzami. Jeszcze dugo po tym, jak wrae okrty znikay za horyzontem, w Krlestwie Szeciu Ksistw toczya si bratobjcza walka. Nie wiadomo byo, co gorsze: dniem i noc nie spuszcza krewniaka z oka, wiedzc, e nie cofnie si on przed kradzie, morderstwem albo gwatem, czy zabi go wasnymi rkami. Do tej pory spotykaem podobnych nieszcznikw zim,

gdy byli osabieni i wycieczeni. Do moich obowizkw krlewskiego skrytobjcy naleao oczyszczanie z tych ludzi terenw wok Koziej Twierdzy. Teraz przerwaem im grzebanie w moich rzeczach. Rce mieli pene podsuszonego misa i jedli. Zerkali podejrzliwie jeden na drugiego ludzie dotknici kunic, cho niekiedy razem podruj, nie znaj lojalnoci. Moe towarzystwo innej istoty ludzkiej jest dla nich ledwie nawykiem. Widywaem, jak skakali sobie do garde, skceni o zagrabiony dobytek albo dlatego, e byli godni.

Spojrzeli na mnie, zamarem w bezruchu. Przez dusz chwil nikt nawet nie mrugn. Zawadnli caym moim majtkiem. Nie mieli powodu mnie atakowa tak dugo, jak dugo nie rzucaem im wyzwania. Bardzo wolno zaczem si cofa. Poruszaem si ostronie, rce przezornie trzymaem opuszczone. Zachowywaem si tak, jakbym si niespodziewanie natkn na ucztujcego niedwiedzia - nie patrzyem na nich prosto, udajc spokj wycofywaem si z ich terytorium. Byem prawie w drzwiach, gdy jeden gniewnie

rykn: - Za gono myli! Obaj cisnli zdobycz i skoczyli do mnie. Obrciem si na picie, rzuciem do ucieczki. W tej samej chwili wpadem na trzeciego. Mia na sobie moj dopiero co wypran koszul i chyba nic wicej. Odruchowo zamkn mnie w ucisku. Nie wahaem si ani przez mgnienie oka. Dobyem noa wiszcego u pasa. Wbiem go w brzuch napastnika przynajmniej dwa razy, zanim ode mnie odpad.

Bracie! usyszaem, i wiedziaem, e lepun nadciga, ale by za daleko, a na grzbiecie wzgrza. Ktry wyrn mnie w gow; upadem na ziemi. Wiem si, uwiziony w stalowym uchwycie, wrzeszczaem ochryple, miertelnie przeraony, bo nagle zbudziy si we mnie wszystkie wspomnienia czasu spdzonego w lochu. Panika rozlewaa si po moim ciele niczym trucizna. Tonem w koszmarze. Paraliowa mnie strach. Serce mi omotao, nie mogem zapa tchu, rce mi zdrtwiay, nie wiedziaem, czy jeszcze ciskam n w doni.

Przeciwnik sign mi do garda. Mciem ramionami na olep, mylc tylko o ucieczce, o wyzwoleniu od miadcego ucisku. Uratowa mnie kompan napastnika. Chcia mi wymierzy kopniaka, ale chybi: mnie ledwo musn, za to towarzysza trafi z caej siy w ebra. Wtedy przetoczyem si w bok, poderwaem na nogi i rzuciem do ucieczki. Pdziem, gnany strachem tak wielkim, e a nie mogem myle. Syszaem jednego z nich tu za sob, zdawao mi si, e i drugi biegnie niedaleko. Znaem okoliczne

wzgrza i pastwiska rwnie dobrze jak wilk. Powiodem moich przeladowcw na strome zbocze za chatk. Nim zdoali si wspi, zmieniem kierunek. Niedaleko sroga burza powalia minionej zimy db, ktry spltanymi korzeniami podnis cian ziemi. Konarami przywali mniejsze drzewa. Powstaa wielka pltanina gazi, a wok niej spora soneczna polana. Powalonego giganta zaczy obrasta jeyny. Padem na ziemi tu obok niego. Pezajc midzy ciernistymi pdami, skryem si w ciemnociach przy dbowym pniu i legem bez ruchu.

Syszaem ich gniewne pokrzykiwania. W panice wysoko wzniosem mury obronne wok umysu. Cier i stryj Szczery dawno podejrzewali, e Moc przyciga ludzi dotknitych kunic. Moe przerysowanie dozna, jakie powodowao korzystanie z krlewskiej magii, co w nich poruszao, moe przypominao o utraconych zdolnociach. I budzio w nich pragnienie umiercenia kadego, kto jeszcze potrafi czu.

Bracie... To lepun, zmieniony, z bardzo daleka. Omieliem si odrobin dla niego otworzy. Gdzie jeste? Tutaj. - Usyszaem szelest i nagle by tu, lea na brzuchu obok mnie. Trci mnie nosem w policzek. - Zranili ci? Nie. Uciekem. Rozsdnie - zauway, a ja wyczuem, e naprawd tak myli.

Wyczuwaem jednak take, i jest zdziwiony. Nigdy nie widzia mnie uciekajcego przed ludmi dotknitymi kunic. Dotd zawsze z nimi walczyem, a on stawa u mego boku. Tyle e zazwyczaj byem dobrze uzbrojony i syty, a oni wygodzeni i cierpicy od chodu. Nie zamierzaem walczy sam przeciw trzem, majc tylko n u pasa, nawet jeli wilk nadciga z pomoc. Nie byo w tym adnego tchrzostwa. Kady na moim miejscu zachowaby si tak samo. Powtrzyem to sobie kilka razy. Ju dobrze - uspokoi mnie wilk. Potem doda: - Moe bymy wyszli?

Za chwil. Kiedy odejd dobre - tchnem do niego.

na

Odeszli dawno - owiadczy. Soce byo jeszcze wysoko. Chc tylko by pewien. Ja jestem pewien, szedem za nimi. Chod, bracie. Pozwoliem mu si wyprowadzi z jeyn. Rzeczywicie, soce chylio si ju ku zachodowi. Ile godzin spdziem w ukryciu, z wygaszonymi zmysami, jak limak schowany w skorupie? Otrzepaem ziemi z ubrania, ktre jeszcze

niedawno byo czyste. Zobaczyem na nim krew, krew tamtego modego mczyzny. Bd musia znowu zrobi pranie. Przez chwil zastanowiem si, czyby od razu nie przynie wody do zagrzania, lecz zdaem sobie spraw, e nigdy ju nie wejd do tej puapki, jak si dla mnie staa pasterska chata. Tylko e tam by cay mj dobytek. A raczej to, czego nie zabrali nieszcznicy dotknici kunic. Nim ksiyc rozpocz wdrwk po niebie, zdobyem si na odwag, by podej do chatki. Miesic w

peni osrebrzy k jasnym blaskiem. Jaki czas kucaem przyczajony na szczycie wzgrza, spogldajc w d i czekajc na drgnienie pord cieni. W wysokiej trawie, niedaleko drzwi lea czowiek. Patrzyem na niego dugo, czekaem, by si poruszy. Nie yje. Powchaj podpowiedzia mi lepun. -

To pewnie ten, ktrego spotkaem w drzwiach. Musiaem go powanie zrani; nie zaszed daleko. Bardzo ostronie podkradaem si do niego w ciemnociach, zupenie jakbym

podchodzi rannego niedwiedzia. Wkrtce poczuem sodkaw wo martwego ciaa zostawionego cay dzie na socu. Lea twarz do dou. Nie odwrciem go. Ominem szerokim ukiem. Zajrzaem do chaty przez okno, przebijajc wzrokiem nieruchom ciemno. Nikogo tam nie przypomnia mi niecierpliwie. Jeste pewien? Tak samo jak tego, e mam ma lepun

wilczy nos, a nie bezuyteczn bry midzy oczyma. Bracie... Nie dokoczy myli, ale i tak wyczuem jego zaniepokojenie. Martwi si o mnie, a ja gotw byem si z nim zgodzi. W zasadzie wiedziaem, e nie ma si czego ba, e nieszcznicy dotknici kunic zabrali, co chcieli, i odeszli. Z drugiej jednak strony nie potrafiem zapomnie ciaru czowieka przygniatajcego mnie do ziemi i siy kopniaka. Podobnie byem powalony na kamienn podog tam w lochach, unieruchomiony, okadany piciami i kopany. Bezbronny. Teraz, kiedy

znowu wrcio tamto wspomnienie, nie wiedziaem, jak z nim y. W kocu wszedem do chaty. Nawet zmusiem si do zapalenia ognia, kiedy ju po omacku odnalazem krzesiwo. Donie mi dray, gdy popiesznie zbieraem resztki swego dobytku i upychaem w tumok zawizany z paszcza. Otwarte drzwi za plecami kojarzyy mi si z gron czarn dziur, przez ktr oni mogli w kadej chwili wrci. Nie wolno mi byo zamkn drzwi, bo wtedy bybym w puapce. Nawet lepun, penicy wart na progu, mnie nie uspokaja.

Wzili tylko tyle, ile potrzebowali w tamtej chwili. Ludzie skaeni kunic nie snuj planw na przyszo. Cae suszone miso zjedli lub porozrzucali. Nie chciaem niczego, czego dotknli. Otworzyli moj szkatuk skryby, ale prdko j porzucili, skoro nie znaleli w rodku nic do jedzenia. Mniejsz skrzyneczk, z truciznami i zioami, wzili najpewniej za skadzik garnczkw z kolorowymi inkaustami. Nawet jej nie ruszyli. Spord ubra straciem tylko jedn koszul. Nie miaem najmniejszej ochoty jej odzyskiwa. Zreszt i tak bya ju dziurawa. Zgarnem

pozostaoci mojego majtku i wyszedem. Przeciem k, wspiem si na szczyt wzgrza, skd miaem doskonay widok na wszystkie strony wiata. Tam usiadem i drcymi domi zapakowaem to, co zostao mi na podr. Owinem wszystko zimowym paszczem, zwizaem rzemieniami. Osobny pas pozwoli mi zarzuci toboek na rami. Gdybym mia wicej wiata, pewnie wymylibym co lepszego. - Gotowy? - zapytaem lepuna. Chcesz teraz polowa?

Nie. Ruszamy w drog. Zawahaem si. - Jeste godny? Troch. pieszno ci std odej? Nie musiaem si zastanawia. - Tak. Bardzo. No to nie przejmuj si mn. Moemy przecie polowa w drodze. Pokiwaem gow, spojrzaem w gr. Znalazem na nocnym nieboskonie Rolnika i w nim poszukaem otuchy.

- W tamt stron - powiedziaem, wskazujc odlege grskie pasmo. Wilk wsta i potruchta ku grom. Ruszyem za nim. Oczy i uszy miaem szeroko otwarte, wszystkie zmysy wyostrzone do granic moliwoci. Czujnie sprawdzaem, czy cokolwiek si ruszy pord nocy. Szedem cicho. Nic za nami nie podao. Nic, poza moim strachem. Podrowanie noc weszo nam w nawyk. Planowaem raczej maszerowa dniem, ale po tej pierwszej nocy, gdy truchtem przemierzaem lasy w lad za lepunem, tropicym od czasu do

czasu zwierzyn, ktrej lady prowadziy z grubsza we waciwym kierunku, zdecydowaem, e w ten sposb bdzie lepiej. I tak nie mogem spa. Przez kilka pierwszych dni podry miaem kopoty z zaniciem nawet przy dziennym wietle. Znajdowaem jakie schronienie i kadem si, pewien, e padn z wyczerpania. Zwijaem si w kbek, zamykaem oczy i leaem, drczony przez wasne zmysy. Kady dwik mnie przeraa, kady zapach alarmowa, nie potrafiem odzyska spokoju, pki nie wstaem i si nie upewniem, e nie grozi mi adne

niebezpieczestwo. Po jakim czasie nawet lepun zacz si skary na moj bezustann czujno. Jeli w kocu udawao mi si zasn, to co jaki czas budziem si drcy i zlany potem. Przez brak snu coraz trudniej mi byo dotrzyma lepunowi kroku. A przecie te dugie bezsenne godziny, kiedy biegem za wilkiem, z gow ttnic od blu, nie byy stracone. Rosa we mnie wwczas nienawi do ksicia Wadczego i jego krgu Mocy. Oto co mi zrobi najmodszy syn krla Roztropnego. Nie tylko odebra ycie i ukochan kobiet, nie tylko pozbawi

towarzystwa przyjaci i przepdzi z miejsc drogich memu sercu, nie tylko poznaczy bliznami i zniszczy zdrowie. Wszystko to mao. Jeszcze mnie przemieni w trzscego si ze strachu krlika. Nie miaem nawet odwagi przypomnie sobie dokadnie, co mi uczyni, wiedziaem tylko, e gdy dojdzie co do czego, owe wspomnienia obudz si same i wypyn na powierzchni pamici, by ponownie zabi we mnie czowieka. Wspomnienia, ktrych nie mogem wezwa za dnia, noc torturoway mnie pod postaci dwikw, kolorw i ksztatw. Policzek pamita dotyk

kamienia liskiego od grubej warstwy ciepej krwi. Bysk wiata, ktry wybuch mi w gowie, gdy jaki onierz pici uderzy mnie w skro. Gardowe pomruki mczyzn, gwizdy i ochrype okrzyki, ktre wydaj ludzie ogldajcy walk. Oto byy ostrza, ktre przecinay nitki mego snu. Z piekcymi oczyma, cay rozdygotany, leaem obok wilka i mylaem o ksiciu Wadczym. Niegdy kochaem kobiet i wierzyem, e ta mio pomoe mi przetrwa wszystko. Ksi Wadczy mija odebra. Teraz yem potn nienawici. Polowalimy w drodze.

Postanowiem nie jada surowego misa, ale szybko okazao si to niemoliwe. Moe w jedn noc na trzy omielaem si rozpala ogie, kiedy znalazem jakie zagbienie w ziemi, by blask nie przycign niczyjej uwagi. Z drugiej strony nie pozwalaem sobie na popadniecie w stan gorszy od zezwierzcenia. Dbaem o czysto i o ubranie, na ile si dao w tych prymitywnych warunkach. Plan podry by prosty. Mielimy poda przez Krlestwo Szeciu Ksistw a do Rzeki Koziej. Wzdu niej prowadzia droga do Jeziora Smolnego. By to uczszczany trakt;

moliwe, e nieatwo bdzie ukry wilka, ale szybsza droga nie istniaa. Od jeziora ju niedaleko do Kupieckiego Brodu nad Rzek Winn. W Kupieckim Brodzie zabij ksicia Wadczego. Na tym koczy si mj plan. Nie miaem ochoty rozwaa, jak go wprowadz w ycie. Nie chciaem si rozwodzi nad wszystkimi niewiadomymi. Zamierzaem po prostu i naprzd, dzie po dniu, a dotr do celu. Tyle si nauczyem jako wilk. Wybrzee naszego poznaem owego lata, kraju gdy

wiosowaem na okrcie wojennym ksicia Szczerego, Rurisku, ale ziem w gbi Ksistwa Koziego nie znaem waciwie wcale. Prawda, przemierzyem owe tereny raz, w drodze do Krlestwa Grskiego, gdy miaem uczestniczy w ceremonii, podczas ktrej ksina Ketriken bya zalubiona ksiciu Szczeremu. Wwczas jechaem z karawan, na dobrym koniu, wietnie wyposaony. Teraz podrowaem sam, pieszo i miaem czas zastanowi si nad tym, co widz. Przemierzalimy dziki kraj, cho wielkie jego poacie byy niegdy letnimi pastwiskami dla stad byda,

owiec i kz. Co jaki czas mijalimy ki poronite traw sigajc mi do piersi, na skraju spotykalimy pasterskie chaty, opustoszae od minionej jesieni. Czasami mijalimy jakie stada, ale nieliczne, zupenie niepodobne do tych, jakie sobie przypominaem z zeszego roku. Gdy zbliylimy si do Rzeki Koziej, ujrzelimy pola uprawne - znacznie mniejsze ni sobie przypominaem; wielkie obszary nawet nie zaoranej ziemi porastaa trawa. Niewiele z tego rozumiaem. Widziaem ju podobne objawy zuboenia wzdu wybrzea, gdzie stada i zbiory byy stale

dziesitkowane przez najedcw na szkaratnych okrtach. W minionych latach czego nie zabrali Zawyspiarze lub ogie, pochaniay podatki na budow okrtw wojennych oraz na zapat dla onierzy, ktrzy ledwie dawali sobie rad z ich obron. W grze rzeki, poza zasigiem szkaratnych okrtw, spodziewaem si zasta Ksistwo Kozie w lepszej kondycji. To, co widziaem, mocno mnie przygnbiao. Szybko dotarlimy do szlaku wiodcego wzdu Rzeki Koziej. Ruch by znacznie mniejszy ni dawniej - zarwno na ldzie, jak i

na wodzie. Ludzie spotykani w drodze byli szorstcy i nieprzyjani, nawet gdy lepun trzyma si poza zasigiem wzroku. Raz przystanem przy jakiej zagrodzie i spytaem, czy mog zaczerpn chodnej wody ze studni. Zezwolono mi, ale nikt nie odwoa warczcych psw, a kiedy mj bukak by ju peen, jaka kobieta poradzia mi, bym rusza w drog. Wida byo, e robi to nie po raz pierwszy. Im dalej szedem, tym byo gorzej. Nie spotykaem na drodze kupcw z wozami penymi towarw ani rolnikw wiozcych pody na targ, lecz cale rodziny w

achmanach; ich dobytek mieci si na jednym, czasem na dwch wzkach. Doroli patrzyli twardo i nieprzyjanie, spojrzenia dzieci byy najczciej puste i nieobecne. Szybko porzuciem nadziej na znalezienie pracy. Ludzie, ktrzy nadal mieli domy i ziemi, zazdronie chronili sw wasno. Na podwrzach gronie warczay psy, a po zmroku rolnicy pilnie strzegli pl i sadw przed zodziejami. Minlimy te kilka ebraczych miast; zbiorowiska prowizorycznych chat i namiotw rozstawionych wzdu drogi. Noc jasno pony ogniska pod goym

niebem, a ludzie trzymali wart z pakami i pikami w doniach. Za dnia dzieci siedziay na drodze i ebray. Pojem wtedy, dlaczego nieliczne wozy z towarami s tak dobrze strzeone. Kilka nocy posuwalimy si drog, mijajc bezszelestnie wiele si, nim zbliylimy si do jakiego miasta. Dotarlimy do jego kracw o wicie. Gdy wyprzedzio nas kilku wczesnych kupcw z drobiem w klatkach, pojlimy, e czas si skry. Na jasne godziny dnia znalelimy sobie miejsce na niewielkim wzniesieniu, z ktrego roztacza si widok na miasto, w

poowie wyrose na wodzie. Nie mogem spa, wic siedziaem i patrzyem. W dokach cumoway mniejsze i wiksze statki. Od czasu do czasu wiatr przynosi mi okrzyki zag rozadowujcych towary. Raz nawet usyszaem strzp piosenki. Ku wasnemu zdumieniu stwierdziem, e cignie mnie do ludzi. Zostawiem picego lepuna i poszedem, ale tylko do strumienia u stp wzgrza. Zabraem si do prania koszuli i spodni. Powinnimy omin to miejsce z daleka. Bd ci prbowali zabi stwierdzi lepun.

Siedzia na brzegu obok mnie i patrzy, jak si myj. Nadciga ju zmrok. Moje ubranie prawie wyscho. Musiaem sprbowa wytumaczy wilkowi, dlaczego chc i do miasta, do gospody, a jemu ka czeka. Czemu mieliby mnie zabi? Jestemy obcy, wchodzimy na ich terytorium. Czemu nie mieliby nas zabi? Ludzie nie s wyjaniaem cierpliwie. Nie s, masz tacy -

racj.

Raczej

wsadz ci do klatki i bd bili. Nie zrobi tego - upieraem si, eby zamaskowa wasny strach. Ju raz zrobili. Nam obu. Twoje wasne stado. Nie mogem zaprzeczy. Bd bardzo ostrony przyrzekem. - Szybko wrc. Tylko posucham, o czym rozmawiaj, co si dzieje. A czy nas obchodzi, co si z nimi dzieje? Wane, e my nie polujemy, nie pimy ani nie wdrujemy. Oni

nie s dla nas stadem. Chc si wywiedzie, czego oczekiwa w dalszej wdrwce: czy duo ludzi na drogach, czy dam rad znale jak prac i zarobi par groszy... Moemy rwnie dobrze ruszy w drog i wszystkiego dowiedzie si sami - dowodzi lepun uparcie. Nacignem ubranie na wilgotn skr. Wyem wosy, zgarnem do tyu i zwizaem w onierski kucyk. Zaraz jednak przysza refleksja: czy aby dobrze zrobiem? Planowaem przedstawia si jako

wdrowny skryba. Wosy miaem troch za dugie. Skryba zazwyczaj obcina wosy krtko, a z przodu nawet podgala, eby przy pracy kosmyki nie wpaday w oczy. C, skoro miaem te odronit brod, mogem uchodzi za skryb, ktry duszy czas pozostawa bez pracy. Niezbyt to dobra rekomendacja dla moich umiejtnoci, ale wziwszy pod uwag mj skromny stan posiadania, moe tak byo i lepiej. Obcignem i wygadziem koszul, zapiem pas, sprawdzajc, czy n tkwi bezpiecznie w pochwie. Zwayem w doni lich sakiewk. Krzemie by ciszy ni cztery

srebrne monety od Brusa. Kilka miesicy temu uwaabym, e to mieszna suma. Teraz stanowia cay mj majtek. Postanowiem nie wydawa tych pienidzy, pki nie bd musia. Poza nimi na cae moje bogactwo skada si kolczyk od Brusa i brosza od krla Roztropnego. Moja do sama powdrowaa do ucha. Cho kolczyk przeszkadza, kiedy z wilkiem uganiaem si po chaszczach za zwierzyn, zawsze dotknicie go dodawao mi pewnoci siebie. Podobnie byo z brosz wpit w koszul. Broszy nie byo.

Zdjem koszul i obmacaem konierz, potem reszt tkaniny. Rozpaliem niewielki ogie potrzebowaem wiata. Rozwizaem toboek, systematycznie przeszukaem wszystko - nie raz, lecz dwa razy. Robiem to, mimo e ju wiedziaem, gdzie jest brosza. Niewielki rubin osadzony w srebrze by wpity w konierz koszuli, ktr woy na siebie czowiek dotknity kunic, pozostawiony martwy przed chat pastersk. Byem tego zupenie pewien, a jednak nie potrafiem przyj owego faktu do wiadomoci. Przez cay czas, gdy

szukaem, lepun kry wok ognia, popiskujc niespokojnie czu moje rozdranienie, a go nie pojmowa. - Spokj! zirytowany. zgromiem go

Zmusiem si do rozwaenia minionych wypadkw, jak gdybym mia skada raport krlowi Roztropnemu. O ile pamitaem, miaem brosz tej nocy, gdy wypdziem Brusa i Ciernia. Wypiem j z konierza koszuli, obracaem w palcach. Nastpnie wpiem j na miejsce.

Nie przypominaem sobie, ebym jej pniej dotyka. Nie odpiem jej od koszuli na czas prania. Powinienem by wyczu j przy tym w doniach, ale zazwyczaj wkuwaem j gboko w szew, eby si mocniej trzymaa. Tak wydawao mi si bezpieczniej. Nie miaem pewnoci, czy jej gdzie nie zgubiem, polujc z wilkiem, czy nadal tkwia w koszuli na martwym nieszczniku. Moe zostaa na stole i ktry z niespodziewanych goci zainteresowa si byszczcym cacuszkiem? To tylko brosza.

Brakowao mi jej jednak, aowaem, e nie tkwi wetknita w podszewk paszcza albo ukryta w cholewie wysokiego buta. Ponownie sprawdziem buty. Zwyka brosza, kawaek metalu z byszczcym kamykiem. Podarunek, ktry krl Roztropny ofiarowa mi na znak, e do niego nale, kiedy zawarlimy umow majc zastpi wizy krwi, do jakich nie mg si przyzna. Tylko brosza, a przecie wszystko, co mi zostao po moim krlu i dziadku. lepun zaskowycza znowu. Poczuem irracjonaln ch, eby na niego warkn. Musia o tym

wiedzie, a jednak podszed, wetkn mi nos pod okie i dotd wwierca si pod pach, a potny szary eb znalaz si na mojej piersi. Ramieniem obejmowaem wilcze barki. Podrzuci pyskiem do gry i bolenie trafi mnie w szczk. cisnem go mocno, a on zacz si podgardlem ociera o moj twarz. Najwspanialszy gest ufnoci u wilka. Odsonicie garda. Po chwili westchnem gboko, ju si nieco oswoiem z utrat bezcennej pamitki. To bya tylko rzecz z wczoraj? spyta lepun niepewnie. - Rzecz,

ktrej ju nie ma? Nie cier w apie ani bl w brzuchu? - Tylko rzecz z musiaem potakn. wczoraj -

Brosza podarowana chopcu, ktry ju nie istnia, przez czowieka, ktry ju nie y. Moe i dobrze si stao. Jedyna rzecz wica mnie z Bastardem Rycerskim skaonym Rozumieniem. Rozczochraem futro na karku lepuna, podrapaem go troch za uszami. Kiedy do mi opada, usiad i trci mnie nosem, domagajc si dalszych pieszczot.

Drapaem go dalej, lecz nieobecny duchem. Moe powinienem zdj kolczyk Brusa i schowa do sakiewki? Nie, wiedziaem, e tego nie zrobi. Niech bdzie jedyn nici czc minione ycie z obecnym. - Chc wsta - powiedziaem wilkowi. Niechtnie uwolni swego ciaru. mnie od

Raz jeszcze spakowaem cay swj dobytek w toboek, zadeptaem wty ogie.

Mam wrci tutaj, czy spotkamy si po drugiej stronie miasta? spytaem. Po drugiej stronie? Jeli ominiesz miasto, a potem zawrcisz w stron rzeki, natrafisz na t sam drog - wyjaniem. Moemy si tam spotka? Dobrze. Im mniej czasu spdzimy w pobliu ludzkiej sfory, tym lepiej. Odszukam ci przed witem. Raczej ja odszukam ciebie, ty

bezwchowcu. I to ja bd mia peny brzuch. Musiaem przyzna, e byo to bardzo prawdopodobne. Uwaaj na psy - przestrzegem go, gdy znika w krzakach. Uwaaj na ludzi - odwdziczy mi si i przesta istnie dla wszystkich moich zmysw prcz Rozumienia. Zarzuciem toboek na rami, wyszedem na trakt. Zapada ju ciemno. Poprzednio zamierzaem dotrze do miasta przed noc,

zatrzyma si w gospodzie, by nadstawi ucha i moe wysczy kufelek piwa, a potem ruszy w drog. Chciaem si przej po rynku i posucha, o czym gadaj przekupki. Wszedem do miasta ju prawie upionego. Na rynku nie znalazem ywej duszy, tylko kilka psw szukao resztek pord opustoszaych straganw. Skierowaem si w stron rzeki. Tam gospod i tawern pobudowano bezliku; byy nieodczn czci handlu rzecznego. Tu i wdzie pona jaka pochodnia, ale w wikszoci noc ledwie rozjaniaa

blada powiata wydostajca si przez nieszczelne okiennice. Brukowane ulice byy le utrzymane: kilka razy nie zauwayem ciemnej dziury i omal si nie przewrciem. Zatrzymaem stranika miejskiego, zanim on zatrzyma mnie, i poprosiem, by mi poleci jak nadbrzen gospod. Powiedzia, e w lokalu Pod Rozwag zgodnie z nazw uczciwie traktuje si podrnych, a w dodatku atwo do niego trafi. Uprzedzi mnie take, i ebractwo jest w tym miecie niedozwolone i e zodziej moe mwi o szczciu, jeli zostanie tylko pobity.

Podzikowawszy mu ruszyem swoj drog.

za

rady,

Istotnie, gospod Pod Rozwag znalazem bez trudu. Wntrze janiao od wiata, zza otwartych drzwi dochodziy gosy dwch kobiet piewajcych weso piosenk. Nabraem ducha, syszc te radosne dwiki; wszedem bez wahania. Znalazem si w wielkim pomieszczeniu o niskiej powale, zasnutym cik woni pieczonego misa, dymu i ludzi pracujcych na rzece. W przepastnej otchani paleniska obraca si na ronie suszny kawa misiwa. Gocie zgromadzili si w przeciwnym kocu

izby, korzystajc z ciepa letniego wieczoru. Dwie piewajce w duecie kobiety siedziay na zydlach ustawionych na blacie stou. Ich siwowosy kompan z harf, najwyraniej take czonek grupy minstreli, przy ssiednim stole mozoli si nad zaoeniem nowej struny. Domyliem si w tej trjce rodziny wdrownych pieniarzy. Staem, patrzyem, suchaem i wrciem wspomnieniami do Koziej Twierdzy oraz do czasw, gdy po raz ostatni syszaem muzyk i widziaem zebranych razem ludzi. Nie zdawaem sobie sprawy, e bezczelnie si gapi, pki nie

dostrzegem, jak jedna z kobiet ukradkiem trca okciem drug i wskazuje mnie ledwie zauwaalnym gestem. Ta druga odpowiedziaa mi twardym spojrzeniem. Spuciem oczy, poczerwieniaem. Przypuszczajc, e zachowaem si nieuprzejmie, odwrciem wzrok. Staem na skraju grupy ludzi. Po skoczonej pieni przyczyem si do oklaskw. W tym czasie mczyzna z harf by ju gotw. Uraczy suchaczy spokojniejsz melodi, o rytmie przywodzcym na myl uderzenia wiose. piewajce kobiety siady tym razem na brzegu stou, plecami do siebie, ich dugie

czarne wosy spyway jedn fal. Gocie rozsiedli si po gospodzie, pogreni w cichej rozmowie. ledziem palce harfiarza taczce po strunach, zdumiony ich zrcznoci. Po krtkiej chwili wyrs przede mn chopiec o zaczerwienionych policzkach, pytajc, co ycz sobie zamwi. Poprosiem tylko o kufel piwa, a on wkrtce zjawi si ponownie - z moim piwem oraz garci miedziakw, stanowicych reszt ze srebrnej monety. Wyszukaem sobie st niedaleko minstreli, majc nadziej, e dosidzie si do mnie jaki ciekawski. Kilku mczyzn,

najwyraniej staych bywalcw, oszacowao mnie wzrokiem, lecz niestety, aden nie wydawa si szczeglnie zainteresowany przybyszem. Pieniarze skoczyli wystp i zaczli rozmawia midzy sob. Spojrzenie starszej z dwch kobiet uwiadomio mi, e znowu si na nich gapi. Utkwiem wzrok w blacie stou. W poowie kufla zdaem sobie spraw, e nie jestem ju przyzwyczajony do picia piwa, zwaszcza na pusty odek. Gestem przywoaem chopaka i poprosiem o talerz jedzenia. Przynis mi plaster misa wieo ucity z

pieczeni nad paleniskiem, do tego gotowane warzywa, a wszystko zalane rosoem. Owo danie oraz ponowne napenienie kufla sprawio, e znikna wikszo z pozostaych mi miedziakw. Gdy zaskoczony cen uniosem brwi, chopak wyda si uraony. -Pod Rej wziliby dwa razy tyle, panie - obruszy si. - A miso dostae, panie, soczyste, baranie, a nie koz, ktra zdecha ze staroci. Prbowaem zaagodzi spraw. - C, najwyraniej srebro ma

dzisiaj mniejsz warto ni kiedy. - Moe i tak, ale to przecie nie moja wina - rzuci zuchwale i wrci do kuchni. - W ten sposb pozbyem si srebrnej monety szybciej, ni przypuszczaem - mruknem do siebie. - Oto refren, ktry wszyscy dobrze znamy - zauway harfiarz. Siedzia odwrcony plecami do swego stou. Sprawia wraenie, jakby mi si przyglda. Jego dwie towarzyszki zajte byy

roztrzsaniem jakiego kopotu z fletni Pana. Skinem mu z umiechem, a potem uyem sw, gdy dostrzegem, e jego oczy przesania szarawa mgieka. - Jaki czas przebywaem z dala od rzecznych szlakw. Duszy czas... Pewnie to ju ze dwa lata. Dawniej strawa w obery nie bya tutaj tak kosztowna. - Zao si, e to samo mona powiedzie w kadym innym zaktku Krlestwa Szeciu Ksistw... przynajmniej w ksistwach nadbrzenych. Ludzie gadaj, e podatkw przybywa z

kad odmian ksiyca. - Powid wzrokiem dookoa, zupenie jakby mg co zobaczy. Odgadem z tego, e lepcem jest od niedawna. - A inni gadaj te, e poowa podatkw idzie na winie, ktre je zbieraj. - Rapsodzie! - zgromia go jedna z kobiet. Odwrci si do niej z umiechem na ustach. - Delicjo, nie powiesz mi przecie, e cho jeden z tych wieprzy jest teraz w pobliu. Wyczuwam ich na sto krokw.

Czujesz take, z kim rozmawiasz? - zapytaa moda kobieta z grymasem na twarzy. Delicja bya starsz z dwch piewaczek, chyba mniej wicej w moim wieku. - To mody czowiek, od ktrego ostatnio odwrcia si fortuna. Co za tym idzie - nie tusty odak z Ksistwa Trzody przybyy ciga podatki. Zreszt rozpoznaem, e nie jest poborc ksicia wawego, od chwili gdy zacz krci nosem na cen jada. Widziaycie kiedy, eby ktry z nich paci w gospodzie czy w tawernie?

Zdumiay mnie sowa harfiarza. Gdy na tronie zasiada krl Roztropny, jego onierze i poborcy podatkowi niczego nie brali darmo. Najwyraniej ksi wawy nie uznawa tego zwyczaju. Nagle uwiadomiem sobie, e moje zachowanie pozostawia wiele do yczenia. - Czy pozwolisz, harfiarzu, ugoci si kuflem piwa? I czy twoje towarzyszki nie odmwi mi tego zaszczytu? - C to za zwyczaje? - zdziwi si starzec z umiechem. - Na jado dla

siebie skpisz miedziakw, a nam chcesz napenia kufle? - Niech si wstydzi pan, ktry sucha wystpu pieniarzy, a pozwala, by zasychao im w gardach - odparem pogodnie. Kobiety wymieniy za plecami Rapsoda znaczce spojrzenia. - Kiedy to ostatnio bye panem, mody czowieku? - spytaa Delicja kpico. - Tak si tylko mwi - odparem niezrcznie. - Nie bd aowa grosza na wasze piewanie,

zwaszcza jeli wraz z nim uraczycie mnie najnowszymi wieciami. Podam w gr rzeki. Czy moe za spraw szczliwego przypadku stamtd przychodzicie? - Nie, my take zdamy w gr rzeki - rzeka modsza z dwch kobiet. Miaa najwyej czternacie lat, a oczy niebieskie i byszczce. Druga uciszya j gestem. - Jak ju syszae, dobry panie, oto jest harfiarz Rapsod. Ja mam na imi Delicja, a to moja kuzynka, Fletnia. Ty, panie, masz na imi...?

Dwa bdy w jednej krtkiej rozmowie. Po pierwsze, przemawiaem, jakbym cigle rezydowa w Koziej Twierdzy i podejmowa tam podrnych minstreli. Po drugie, nie wymyliem sobie imienia. Zastanowiem si i zaraz odpowiedziaem, jednak pauza i tak bya zbyt duga. - Gruze. I w tej samej chwili z dreniem zapytaem samego siebie, dlaczego przybraem imi czowieka, ktrego znaem i zabiem. - Aha... Gruze. - Delicja uczynia

przed imieniem tak sam pauz jak ja. - Moe bdziemy mieli dla ciebie gar informacji i z przyjemnoci czego si napijemy, bez wzgldu na to, czy bye ostatnio szlachetnym panem, czy nie. Powiedz tylko, co masz nadziej usysze. Czy kto ci szuka na drodze? - Nie rozumiem, o co ci chodzi zdziwiem si, unoszc pusty kufel, by przywoa chopaka kuchennego. - Ojcze, on uciek z terminu oznajmia Delicja z wielk pewnoci siebie. - Ma przywizan do toboka szkatuk skryby, ale

wosy mu odrosy, a na jego palcach prno szuka choby najmniejszej plamki inkaustu. - Rozemiaa si na widok zmartwionego wyrazu mojej twarzy, cho le odgada przyczyn. - Daj spokj... Gruze, przecie jestem pieniark. Jeli nie piewamy, bacznie obserwujemy, by znale temat kolejnej pieni. Nie jestem zbiegym terminatorem powiedziaem spokojnie, lecz nie miaem przygotowanego adnego wiarygodnego wyjanienia. Ale Cier daby mi po uszach za podobn niezdarno!

- Nie dbamy, kim jeste, chopcze - pocieszy mnie Rapsod. - Tak czy inaczej, nie natknlimy si na adnego rozgniewanego skryb poszukujcego zaginionego terminatora. W dzisiejszych cikich czasach wikszo mistrzw jest zapewne uszczliwiona, jeli si zdarzy, e ktry z uczniw ucieknie... jedna gba mniej do wyywienia. - No a poza tym ucze skryby, skoro jest u cierpliwego mistrza, nieczsto miewa zamany nos i twarz poznaczon bliznami zauwaya ze wspczuciem Fletnia. - Wic jeli nawet ucieke, trudno

ci wini. Chopak kuchenny pojawi si w kocu, a minstrele okazali lito dla mojej mizernej sakiewki, zamawiajc tylko po kuflu piwa. Najpierw Rapsod, a potem kobiety przesiedli si do mojego stou. Kuchcik musia zmieni zdanie na mj temat, gdy zobaczy, e dobrze traktuj wdrownych muzykw, bo kiedy przynis im napitek, mj kufel napeni take, a nie wzi za zapaty. Tak czy inaczej, eby uregulowa naleno, musiaem rozmieni na miedziaki drug srebrn monet. Postanowiem podej do sprawy filozoficznie i

pamita jeszcze, by wychodzc zostawi napiwek dla chopca. - Jakie s wieci z dolnego biegu rzeki? - zagadnem, gdy kuchcik si oddali. - Czy ty sam nie podasz z tamtej strony? - spytaa Delicja zgryliwie. - Nie, pani. Przemierzaem kraj z dala od rzecznego szlaku, wracam od przyjaci pasterzy zaimprowizowaem. Zachowanie Delicji zaczynao mnie drani. - Pani - powtrzya Delicja i

wywrcia oczyma, zachichotaa.

Fletnia

- W dole rzeki jest podobnie jak tutaj, tylko jeszcze gorzej - rzek Rapsod. - Cikie mamy czasy, a nadejd jeszcze cisze. Dobrym ziarnem paci si podatki, ziarnem pod zasiewy ywi dzieci, wic tylko resztkami obsiewa pola, a nigdy nie wyronie wicej, gdy zasiewa si mniej. To samo jest z bydem i trzod, w stadach pozostaj najmarniejsze sztuki. I prno wypatrywa znaku, e podatki zostan zmniejszone po tegorocznych zbiorach. Nawet gsiareczki, dziewuszki, ktre nie

potrafi zliczy wasnych wiosen, wiedz, e jeli oddadz wicej, na stole zostanie tylko gd. Wzdu morskiego brzegu jest jeszcze gorzej. Gdy czowiek wyrusza na pow, kt wie, co si wydarzy w domu pod jego nieobecno? Rolnik, obsiewajcy pole, ma pewno, e nie wystarczy mu i na podatki, i dla rodziny, a jeli nadpyn szkaratne okrty, nie zostanie mu nic. Jest nawet pewna mdra pie o rolniku, ktry mwi poborcy podatkw, e szkaratne okrty wykonay ju jego zadanie. - Tyle e mdrzy minstrele jej nie piewaj - przypomniaa mu cierpko

Delicja. - A wic szkaratne okrty wci nkaj wybrzee Ksistwa Koziego szepnem. Rapsod zamia si gorzko. - Koziego, Niedwiedziego, Cypla, Dbw... wtpi, by sprawiao im jak rnic, gdzie koczy si jedno, a zaczyna drugie. Gdzie morze czy si z ldem, tam na nas napadaj. - A okrty wojenne? - zapytaem cicho.

- Te, ktre nam odebrali Zawyspiarze, s w doskonaym stanie. Te, ktre zostay nam do obrony... c, s rwnie skuteczne jak komary walczce z bykiem. - Czy nikt ju nie broni stolicy? Usyszaem w swym gosie nuty rozpaczy. - Broni jej pani na Koziej Twierdzy. Stanowczo i uparcie. Niektrzy gadaj, e potrafi tylko krzycze i aja, ale inni wiedz, e nie kae ludziom robi tego, czego nie zrobiaby sama. - Harfiarz Rapsod przemawia, jakby mia wieci z pierwszej rki.

Byem zdziwiony, ale nie chciaem okaza si zbyt wielkim ignorantem. - Opowiedz o niej jeszcze. - Robi co w jej mocy. Nie nosi ju biuterii. Wszystk sprzedaa, a pienidze przeznaczya na opacenie statkw patrolowych. Zamienia na brzczc monet wasne majtki rodowe i opacia najemnikw na obsadzenie wie. Mwi si, e sprzedaa naszyjnik otrzymany od ksicia Rycerskiego - rubiny jego matki. Sprzedaa je samemu krlowi Wadczemu, by kupi ziarno i drzewo dla wiosek Ksistwa Koziego, na odbudowanie.

- Ksina Cierpliwa - szepnem. Widziaem te rubiny jeden raz, dawno temu, gdy spotkalimy si po raz pierwszy. Ksina uwaaa je za zbyt cenne, by nimi ozdabia sw szyj, ale pokazaa mi naszyjnik i obiecaa, e pewnego dnia woy go moja oblubienica. Byo to dawno temu. Odwrciem twarz, opanowaem si z wysikiem. - Gdzie mieszka przez ostatni rok, panie... Gruze, e o niczym nie wiesz? - odezwaa si Delicja. - Daleko - odparem spokojnie. Udao mi si spojrze jej w oczy. Miaem nadziej, e moja twarz nic

ju nie wyraa. Moda kobieta przechylia gow na bok, umiechna si do mnie. - Gdzie? - naciskaa. Nie lubiem jej. - yem samotnie w lesie powiedziaem w kocu. - Dlaczego? - umiechna si jeszcze szerzej. Na pewno wiedziaa, w jakiej niezrcznej stawia mnie sytuacji. Tak miaem ochot -

odparem. Sowa ywcem wyjte z ust Brusa. Omal si za nim nie obejrzaem. cigna wargi w dzibek, pokrcia gow, zupenie nie speszona, ale harfiarz Rapsod odstawi kufel na st bardzo zdecydowanym gestem. Nie powiedzia nic, a spojrzenie jego olepych oczu byo zaledwie przygaszonym lnieniem, lecz moda kobieta nagle ucicha. Niczym skarcone dziecko zoya donie na brzegu stou i przez jak chwil zdawaa si przygaszona pki nie spojrzaa na mnie spod rzs. Na jej usta wypez

wyzywajcy umieszek. Uciekem wzrokiem, kompletnie skoowany. Czyme jej zawiniem? Zerknem na Fletni i przekonaem si, e tumi miech. Opuciem wzrok na wasne donie wsparte na blacie, nienawidzc rumieca, ktry zdradziecko okrasi mi twarz. Zdecydowany byem na nowo rozpocz rozmow. - S jeszcze jakie wieci z Ksistwa Koziego? Harfiarz Rapsod prychn krtkim miechem.

- Stara bieda. Wieci cigle te same, zmieniaj si tylko nazwy wiosek i miast. Chocia nie, jest jedna nowina. Powiadaj, e krl Wadczy zamierza powiesi samego Ospiarza. Wanie przeykaem piwo. Zakrztusiem si gwatownie. - Co?! - Gupi art - wtrcia si Delicja. - Krl Wadczy kaza rozgosi, e wynagrodzi zot monet tego, kto wyda mu starca poznaczonego bliznami po ospie. Srebrn monet zarobi ten, kto dostarczy informacji,

gdzie mona go znale. - Starzec poznaczony bliznami po ospie? Czy to ju cay opis? zapytaem ostronie. - Ma by chudy, siwowosy, czasami przebiera si za kobiet. Rapsod zachichota wesoo, nie domylajc si, jak zmroziy mnie jego sowa. - Jest winien najwyszej zdrady. Wie niesie, e krl obarcza go win za zniknicie wdowy po nastpcy tronu, ksinej Ketriken. Niektrzy twierdz, e jest on po prostu zmczonym starym czowiekiem, ktry utrzymuje, i niegdy by doradc krla

Roztropnego i czu si upowaniony do wystosowania odezwy do wadcw ksistw nadbrzenych, bagajc ich o dzielno, utrzymujc, e ksi Szczery wrci, a jego potomek obejmie tron Przezornych. Inna znowu plotka, rwnie prawdopodobna, gosi, e krl Wadczy ma nadziej przez powieszenie Ospiarza pooy kres nieszczciom Krlestwa Szeciu Ksistw. - Zachichota znowu, a ja zmusiem si do gupiego umiechu i jak byle prostak pokiwaem gow. Cier. Ksi Wadczy wpad na jego

lad. Skoro wiedzia, e Cier jest poznaczony bliznami po ospie, c wiedzia jeszcze? Odkry, e mj mistrz pokazywa si pod przebraniem wielmonej pani Tymianek. Gdzie Cier by teraz? Czy nic mu si nie stao? Poaowaem, e nie znam jego planw, e nie wiem, z jakiej intrygi mnie wykluczy. Z nagym dreniem serca przypomniaem sobie wasne postpki. Czy odepchnem od siebie Ciernia, by uchroni go przed skutkami wasnych zamierze, czy raczej opuciem go, gdy potrzebowa pomocy czeladnika? - Jeste tu jeszcze? Gruze! Zdaje

mi si, e widz jaki cie, ale w miejscu, gdzie bye, przy stole zrobio si bardzo cicho. - Jestem, jestem, harfiarzu. Prbowaem tchn nieco ycia w swoje sowa. - Zamyliem si nad tym, co powiedzia, i tyle. - Sdzc z wyrazu jego twarzy, zastanawia si, jakiego ospowatego starca sprzeda krlowi Wadczemu - przycia mi Delicja. Niespodziewanie olnio mnie, e uwaaa nieustajce docinki za rodzaj flirtu. Szybko zdecydowaem, e do ju mam na ten wieczr

towarzystwa i rozmw. Wyszedem z wprawy w obcowaniu z ludmi. Czas si zbiera. Niech raczej uwaaj zbiegego skryb za nieuprzejmego dziwaka, niby mieli si zbyt nim interesowa. - Przyjmijcie moje podzikowania za pieni i rozmow - rzekem z wdzicznoci. Wsunem pod kufel miedziaka dla chopca kuchennego. - Pora mi rusza w drog. - Przecie jest zupenie ciemno! wykrzykna zdumiona Fletnia. Odstawia kufel, spojrzaa na Delicj, rwnie jak ona zaskoczon.

- I chodno, drogie panie zauwayem pogodnie. - Lepiej mi si podruje noc. Ksiyc nieomal w peni, wic wiata nie zbraknie na tak szerokiej drodze. - Nie znasz strachu przed szalecami dotknitymi kunic? zapyta Rapsod z niedowierzaniem. Tym razem ja si zdumiaem. - Tak daleko od morza? - Rzeczywicie mieszkae w lenej guszy! - wykrzykna Delicja. - Wszystkie drogi ich pene. Niektrzy podrni najmuj

stranikw, ucznikw i szermierzy. Inni, jak my, staraj si wdrowa grupami i wycznie za dnia. - Czy patrole stray nie potrafi odsun zagroenia od szlakw? - Patrole stray? - Delicja prychna pogardliwie. Te uzbrojone bandy z Ksistwa Trzody tyle samo warte co ofiary kunicy. Jedni drugim nie przeszkadzaj. - Po co wic patroluj drogi? - W poszukiwaniu przemytnikw odpar Rapsod, zanim Delicja zdya si odezwa. - Tak w

kadym razie twierdz. Nie naley do rzadkoci, e zatrzymuj uczciwych kupcw i bior, co im si ywnie podoba. Twierdz, e to kontrabanda lub towary ukradzione w pobliskim miecie. Mona odnie wraenie, e ksi wawy nie paci im dobrze, std pobieraj sobie zapat sami. - A ksi... krl Wadczy nie robi nic? - Ani tytu, ani pytanie nie chciay mi przej przez gardo. - Jeli ci si uda dotrze a do Kupieckiego Brodu rzeka ironicznie Delicja - bdziesz mg przedstawi skarg samemu

wadcy. Jestem pewna, e ci wysucha, podobnie jak dziesitkw innych posacw, ktrzy wybrali si tam wczeniej. Zamilka, pogrya si w zamyleniu. - Cho syszaam, e jeli jaki nieszcznik dotknity kunic zapuci si gboko w ld, krl potrafi si z nim rozprawi. Czuem si podle. Punktem honoru krla Roztropnego bya pewno, e podrny w Ksistwie Kozim nie musi si obawia opryszkw, przynajmniej na gwnych szlakach. Teraz usyszaem, e ci, ktrzy powinni strzec krlewskich traktw, sami

rabowali niczym pospolici rozbjnicy. Jakby mi kto wbi n prosto w serce. Czy nie do, e ksi Wadczy zagarn tron i opuci Kozi Twierdz? Nie stwarza nawet pozorw sprawowania wadzy. Czy zamierza ukara cae Ksistwo Kozie za to, e niechtnie powitao go na tronie? Bezpodstawne wtpliwoci. Oczywicie, e tak. - C... Ofiary kunicy czy patrole stray... Czas mi rusza w drog oznajmiem. Dopiem piwo, odstawiem kufel. - Moe by zaczeka cho do

witu, chopcze, a potem wyruszy z nami? zaproponowa niespodziewanie Rapsod. - Podr dniem nie jest bardzo uciliwa, zawsze powiewa bryza od rzeki. W dzisiejszych czasach czworo wdruje bezpieczniej ni troje. - Bardzo ci dzikuj... - zaczem. - Nie dzikuj - przerwa Rapsod bo nie bya to propozycja, lecz proba. Jestem lepy... prawie lepy. Z pewnoci zauwaye, i moje towarzyszki to urodziwe mode kobiety, cho kiedy sysz, jak Delicja ci dokucza, domylam si, e umiechae si czciej do

Fletni. - Ojcze! - wykrzykna Delicja oburzona, lecz Rapsod nie zwrci na ni uwagi. - Nie ofiarowaem naszej ochrony tobie, ale prosiem ciebie, by zechcia nam uyczy ramienia. Nie jestemy bogaci. Nie mamy pienidzy na wynajcie stray. A podrowa musimy, bez wzgldu na ofiary kunicy. Rapsod wbi zamglone spojrzenie w moje renice. Dwie kobiety patrzyy na mnie z niem prob w oczach.

Ofiary kunicy. Przygnieciony do ziemi, okadany piciami. Spuciem wzrok. - Nie walcz zbyt wyznaem szczerze. dobrze -

- Przynajmniej widzisz, w ktr stron si obrci - nalega harfiarz. - I na pewno dostrzeesz ich nadejcie wczeniej ni ja. Czy tak trudno byoby ci wdrowa przy blasku soca cho przez kilka dni? - Ojcze, przesta go baga! rozgniewaa si Delicja. - Wol baga jego, by z nami

podrowa, ni zabijakw dotknitych kunic, eby was nie krzywdzili! - odpar szorstko. Ponownie zwrci ku mnie twarz. Spotkalimy kilku dwa tygodnie temu. Dziewczta miay na tyle rozumu, eby uciec, kiedy im kazaem, gdy nie mogem ju da sobie rady z napastnikami. Zrabowali zapasy, uszkodzili harf i... - I pobili ojca - dokoczya Delicja cicho. - Poprzysigymy sobie, Fletnia i ja, e nastpnym razem nie uciekniemy, jeli wwczas bdziemy musiay zostawi tat. Figlarno i przekora znikny z jej

gosu bez ladu. Mwia zupenie powanie. Bd wdrowa wolniej westchnem do lepuna. - Pilnuj si mnie. Uwaaj, eby ci nikt nie widzia. - Pjd z wami - przystaem. Nie mog stwierdzi, bym to uczyni z ochot. - Cho w walce nie radz sobie najlepiej. - Zastrzega si, jakby czowiek nie wiedzia o tym od pierwszego rzutu oka - zauwaya Delicja, zwracajc si do Fletni. Drwina znowu dwiczaa w jej gosie, lecz

zapewne dziewczyna nie zdawaa sobie sprawy, jak gboko rani mnie tymi sowami. - Mog ci si odwdziczy jedynie podzikowaniem, chopcze. Rapsod sign do mnie przez st; ucisnem jego donie w pradawnym gecie potwierdzenia zawartej umowy. Harfiarz odetchn z wyran ulg. - Przyjmij wic moje podzikowania i dziel z nami wszystko, co ludzie ofiaruj nam za muzykowanie. Dzi nie starczyo na wynajcie izby, ale gospodarz pozwoli nam spdzi noc w stodole. Nie tak dawniej bywao, onegdaj minstrele zawsze mogli liczy na

izb i posiek. C, mimo wszystko stodoa ma przynajmniej drzwi, ktre oddziel nas od nocy. A waciciel gospody to czowiek o zotym sercu. Nie odmwi schronienia i tobie, jeli mu powiemy, e podrujesz z nami jako stranik. - Od dawna ju nie spaem w tak wspaniaych warunkach - rzekem uprzejmie. Serce jednak miaem skute lodem strachu. W co ty si znowu wpakowa? dziwi si lepun. Ja take si nad tym

zastanawiaem.

Rozdzia pity Konfrontacja

Czyme jest Rozumienie? Niektrzy nazywaj je perwersj, zboczeniem, uleganiem skonnociom, dziki ktrym czowiek zyskuje moliwo wadania jeykiem zwierzt oraz poznaje ich ycie do tego stopnia, e w kocu sam staje si nieledwie

besti. Moje studia nad t magi oraz nad ludmi j praktykujcymi doprowadziy mnie do odmiennej konkluzji. Rozumienie wydaje si form umysowego poczenia, zazwyczaj z jednym zwierzciem, pozwalajcego na pojmowanie jego myli i uczu. Nie daje ono, jak twierdz niektrzy, znajomoci mowy ptakw i zwierzt. Czowiek dysponujcy Rozumieniem jest wiadom ycia we wszelkich jego przejawach, cznie z istotami ludzkimi, a nawet z niektrymi potniejszymi i starszymi pord drzew. Nie moe jednak nawiza rozmowy z przypadkowo

napotkanym zwierzciem. Wyczuje obecno ywej istoty, z duym stopniem prawdopodobiestwa potrafi okreli, czy jest ona sposzona, nastawiona wrogo czy zaciekawiona, ale nie ma wadzy nad zwierztami ani nad ptakami, jak ka wierzy podania. Rozumienie moe by ludzk akceptacj zwierzcej natury w samym czowieku, a co za tym idzie, wiadomoci istnienia pierwiastkw ludzkich w zwierzciu. Legendarna wierno, charakteryzujca zwierz zwizane z czowiekiem obdarzonym Rozumieniem, nie jest tym samym,

czym wierno zwierzcia wobec pana. Jest to raczej odbicie uczu, jakimi czowiek obdarza zwierz, z ktrym jest zwizany.

*** Nie spaem dobrze - nie dlatego e si odzwyczaiem od sypiania w nocy, lecz najnowsze wieci o ofiarach kunicy napeniay mnie przeraeniem. Minstrele wspili si na stryszek, ja natomiast znalazem sobie kt, gdzie miaem cian za plecami, a

rwnoczenie dobry widok na drzwi. Dziwnie si czuem noc we wntrzu budynku. Stodoa bya solidna, zbudowana z rzecznego kamienia spojonego zapraw murarsk, dach miaa z grubych belek. Gospodarz trzyma w niej krow i kilka kurczakw, prcz nich byy jeszcze konie do wynajcia i wierzchowce goci. Znajome dwiki, wo siana, zapachy zwierzt nieodmiennie przywodziy mi na myl stajnie w Koziej Twierdzy. Nagle zatskniem za nimi, jak nigdy nie tskniem za komnat w zamku. Co si dziao z Brusem? Czy

wiedzia o powiceniu ksinej Cierpliwej? Kiedy si kochali, ta mio lega u podstaw jego poczucia obowizku. Ksina polubia mego ojca, czowieka, ktremu Brus poprzysig wierno po kres swoich dni. Czy kiedykolwiek myla, by si o ksin ubiega ponownie, by j odzyska? Nie, wiedziaem to z absolutn pewnoci. Duch ksicia Rycerskiego pozostanie midzy nimi na zawsze. A teraz take i mj. Od takich rozmyla niedaleko ju byo do wspomnie o Sikorce. Sikorka mnie opucia. Zdecydowaa tak samo, jak swego czasu Brus.

Uznaa, e moja niezachwiana wierno krlowi nie pozwoli nam nigdy nalee do siebie naprawd. Znalaza kogo, kto okaza si dla niej tak wany, jak dla mnie stryj Szczery. Gdy zncano si nade mn w lochach, nie mieszkaa ju w Koziej Twierdzy, nie bya wiadkiem mego upadku i haby. Nie potrafiem si pogodzi z odejciem ukochanej, ale staraem si pamita, e dziki temu ocalaa. Niepewnie signem ku niej Moc, lecz zaraz si wycofaem. Czy naprawd chciaem j zobaczy szczliw w ramionach innego mczyzny? Jako cudz on? Co

mnie zakuo w piersiach. miaem prawa jej szpiegowa.

Nie

Mimo wszystko mylaem o niej, gdy przysnem, i beznadziejnie tskniem za utracon mioci. Przewrotny los przynis mi sen o Brusie. Wyrany, przejrzysty - i pozbawiony sensu. Siedzielimy naprzeciw siebie, przy stole, w pobliu ognia, i zajmowalimy rce prac, jak to zwykle bywao wieczorami. Tyle e przed nim zamiast kubka z okowit staa herbata, a skra, ktr trzyma w doniach, okazaa si nie uprz, lecz ciepym pantoflem, o wiele za

maym na Brusa. Zbyt mocno wepchn szydo w mikk skrk, skaleczy si w palec. Zakl szpetnie, a potem nagle podnis wzrok i niezgrabnie poprosi o przebaczenie za uywanie brzydkich sw w mojej obecnoci. Obudziem si skoowany i troszk rozbawiony. Brus czsto robi dla mnie buty, gdy jeszcze byem may, ale nie przypominaem sobie, by kiedykolwiek przeprasza za przeklinanie w mojej obecnoci, cho czsto mnie kara, jeli omieliem si przy nim uywa wulgarnego jzyka. Rozmieszy mnie niemdry sen, senno

uleciaa. Delikatnie signem umysem wok i znalazem tylko zamglone marzenia picych zwierzt. Wszdzie spokj, tylko nie we mnie. Drczyy mnie myli o Cierniu. Mj mistrz by stary pod wieloma wzgldami. Za ycia krla Roztropnego korzysta z opieki monarchy, wic y wzgldnie bezpiecznie. Nieczsto si wynurza ze swej tajemnej komnaty, chyba tylko gdy mia do wykonania jakie wane zadanie. Teraz by skazany na wasne siy, robi El jeden wie co, a jeszcze tropiy go hordy ksicia Wadczego. Potarem czoo.

Niepokj nie zdawa si na nic, ale nie potrafiem go uciszy. Usyszaem lekkie kroki, a potem guche stuknicie, kiedy kto zeskoczy z ostatniego stopnia drabiny. Pewnie ktra z kobiet sza do wygdki. W nastpnej chwili usyszaem szept Delicji: - Gruze? - Tu jestem! Usyszaem w ciemnociach ciche stpanie. Czas spdzony z wilkiem wyostrzy mi zmysy. Sabiutki promyk miesica, sczcy si przez

szpar w okiennicy, wystarczy, bym dostrzeg zarys postaci modej kobiety. - Tutaj - podpowiedziaem, gdy si zawahaa. Drgna, zaskoczona bliskoci mego gosu. Po omacku dotara do mojego kta, wreszcie usiada obok na somie. - Nie mam odwagi zasn szepna. - ni mi si koszmary. - Wiem, jak to jest - przyznaem, zdumiony wasnym wspczuciem. Wystarczy, e zamkniesz oczy, a natychmiast toniesz.

- No wanie. - Umilka. Czekaa. Tyle e ja nie miaem ju nic do powiedzenia. Siedziaem bez sowa. - Jakie koszmary ci drcz? zapytaa cicho. - Paskudne - rzekem oschle. Nie miaem zamiaru ich oywia opowiadaniem. - Ja ni, e uciekam przed ofiarami kunicy, a nogi przemieniy mi si w wod. Cigle prbuj, oni s coraz bliej... - Straszne - przyznaem, cho

wolabym to, ni ni, e jestem bity i bity, bez koca... Nie chciaem o tym myle. - Czowiek jest taki samotny, kiedy noc obudzi si w strachu. Ona chyba chce mie z tob mode. Czy moliwe, eby tak atwo przyjli ci do stada? - Co takiego? - spytaem zaskoczony, ale odpowiedziaa mi dziewczyna, nie lepun. - Powiedziaam, e czowiek czuje si bardzo samotny, kiedy musi sam walczy z nocnym strachem. Tskni

wtedy za poczuciem bezpieczestwa. Za towarzystwem. - Nie znam lekarstwa na nocne koszmary - odparem sztywno. Z caego serca pragnem, eby odesza. - Czasami pomaga odrobina serdecznoci - odezwaa si cicho. Pogadzia mnie po doni. Strzsnem jej rk, zupenie odruchowo. - Wstydzisz si, terminatorze? Straciem blisk osob -

odparem szczerze. - Cigle jeszcze cierpi i nie chc si z nikim wiza. - Rozumiem. - Wstaa raptownie, otrzsna som ze spdnicy. Przykro mi, e ci przeszkodziam. Bya raczej skruszona. rozgniewana ni

Odesza. Obraziem j, a przecie nie czuem si winny. Wolno wspinaa si na kolejne szczeble drabiny; przyszo mi do gowy, e czeka, a j zawoam. Nie zawoaem. aowaem, e w ogle wszedem do miasta.

Polowanie takie sobie, za duo tutaj ludzi. Dugo jeszcze bdziesz z nimi? Obawiam si, e przez kilka dni. Przynajmniej do nastpnego miasta. Nie chcesz mie z ni modych, wic ona nie jest stadem. Dlaczego musisz i z nimi? Nie prbowaem mu tumaczy. Potrafibym przekaza tylko poczucie obowizku, a on by nie poj, dlaczego lojalno wobec krla Szczerego kae mi pomc wdrownym muzykantom. Los tych

ludzi lea mi na sercu, gdy byli poddanymi mego wadcy. Nawet mnie owo wyjanienie zdawao si nacigane, cho przecie byo prawdziwe. Zamierzaem bezpiecznie doprowadzi minstreli do najbliszego miasta. Zasnem ponownie, ale nie spaem dobrze. Jakby sowa skierowane do Delicji otworzyy furtk nocnym zmorom. Dowiadczyem uczucia, e jestem obserwowany. Skuliem si w jakiej norze, zanoszc mody o niewidzialno. Nie miaem drgn. Zacisnem mocno powieki jak dziecko, ktre wierzy, e kiedy nie

widzi, nie jest widziane. Oczy, ktre mnie wypatryway, miay niezmiernie intensywne spojrzenie: to Stanowczy. Szuka mnie zupenie tak samo, jakby obmacywa derk, pod ktr si ukryem. By bardzo blisko. Ogarn mnie wielki strach. Nie mogem nabra powietrza, nie mogem si poruszy. W panice uciekem z siebie, odsunem si na bok, wlizgnem w czyj inny strach, w obcy koszmar. Tkwiem skulony za beczk z marynowanymi rybami, w skadzie starego Haka. Za drzwiami pomienie rozszczepiay ciemnoci, wznosiy si w niebo krzyki

pojmanych i umierajcych. Powinienem ucieka. Wrogowie na pewno przyjd spldrowa i podpali skad. To nie bya dobra kryjwka, ale nie miaem si gdzie schowa, a skoczyem dopiero jedenacie lat, nogi ze strachu zrobiy mi si cakiem mikkie, wic i tak nie mgbym wsta, co dopiero ucieka. Gdzie tam, na zewntrz, by mistrz Hak. Gdy podniosy si pierwsze krzyki, chwyci w donie stary miecz i ruszy do drzwi. - Smoluch, pilnuj skadu! zawoa przez rami, zupenie jakby si wybiera na chwilk do piekarza.

Usuchaem z radoci. Wrzawa i zamieszanie dobiegay z daleka, zrodziy si gdzie u stp wzgrza, nad sam zatok, a skad wydawa si solidny i bezpieczny. Tak byo przed godzin. Teraz wiatr od przystani nis zapach dymu, noc nie bya ju ciemna, lecz lnia strasznym blaskiem wielkiego ognia. Pomienie i krzyki podchodziy coraz bliej. Mistrz Hak nie wraca. Uciekaj! krzyczaem do chopca, w ciele ktrego si skryem. - Uciekaj czym prdzej! Ratuj siebie!

Nie sysza. Podpeznem do drzwi, cigle otwartych na ocie, jak je zostawi mistrz Hak. Wyjrzaem ostronie. Ulic bieg jaki czowiek. Cofnem si, skuliem. Pewnie to jednak mieszkaniec miasta, a nie Zawyspiarz, bo bieg, nie ogldajc si za siebie, wyranie myla tylko o tym, eby si znale jak najdalej std. Zupenie wyscho mi w ustach. Jako zdoaem podnie si na nogi, przywarem do framugi. Spojrzaem w d, na miasto i na przysta. Wiele domw stao w ogniu. Ciepa letnia noc dusia si od dymu i popiou niesionego

gorcym wiatrem. W przystani paliy si statki. W wietle pomieni widziaem nieliczne postacie umykajce przed Zawyspiarzami. Kto pojawi si na rogu, koo warsztatu garncarza. Nis latarni i szed powoli, spacerkiem. Poczuem nagy przypyw nadziei. Jeli by tak spokojny, losy bitwy musiay si odwrci. Zaczem wstawa, lecz natychmiast skuliem si znowu przechodzie rzuci latarni o drewniany front sklepu. Lampa si rozbia, nafta prysna na wszystkie strony, ogie popdzi wesoo w gr po wyschnitym na wir drewnie. Osoniem oczy przed

jasnym blaskiem. Wiedziaem, e ukrywanie si nie jest bezpieczne, e powinienem ucieka. Rozsdek doda mi nieco odwagi, zdoaem skoczy na rwne nogi i przemkn za rg skadu. Przez jedn chwil byem znowu Bastardem. Chopiec chyba w ogle mnie nie wyczuwa. Nasze poczenie nie zostao nawizane dziki mnie, to on sign jakim szcztkowym talentem krlewskiej magii. Nie miaem adnej wadzy nad jego ciaem, tylko uwizem w cudzych doznaniach. Byem tym chopcem, znaem jego myli i odbieraem bodce wysyane przez

zmysy - byem z nim poczony jak niegdy stryj Szczery czy si ze mn. Nie miaem czasu rozwaa, jak tego dokonaem ani dlaczego zostaem tak niespodziewanie zespolony z tym obcym czowiekiem, gdy szorstka do chwycia Smolucha za konierz. Chopak zamar, sparaliowany strachem, a kiedy podnielimy wzrok, ujrzelimy brodat twarz umiechnitego Zawyspiarza. U jego boku pojawi si drugi, ktry szyderczo szczerzy zby. Smoluch zwiotcza w ucisku napastnika. Bezradnie patrzy na n, ostrze lnice coraz bliej twarzy.

Poznaem parzco lodowaty bl, jaki zadaje stal podrzynajca gardo, przeyem mczarni wiadomoci, e oto moja wasna ciepa krew spywa mi po piersiach, e to ju koniec, ju za pno, ju jestem martwy. Potem, gdy Smoluch, bez gowy, osun si w uliczny py, moja wiadomo uwolnia si od jego ciaa. Unosiem si nad tamtym miejscem. Przez jedn przeraajc chwil wyczuwaem myli Zawyspiarza. Syszaem szorstkie, gardowe dwiki, jakie wydawa jego towarzysz, ktry trci butem martwe ciao chopca. Wiedziaem,

e karci morderc za zmarnowanie dobrego materiau na ofiar kunicy. Ten prychn pogardliwie i odpowiedzia co, co oznaczao, e chopak by za mody, przey za mao, niewart by czasu mistrza. Odczytaem take z delikatnego zawirowania emocji, e morderca pragn dwch rzeczy: okaza chopakowi lito i wasnorcznie zabi. Zajrzaem w serce wroga. I nadal nie rozumiaem. Podaem za nimi, bezcielesny, niematerialny. Jeszcze chwil wczeniej miaa mnie w mocy jaka

nieprzeparta potrzeba. Teraz ju jej sobie nie przypominaem. Pync na podobiestwo mgy, byem wiadkiem upadku i pldrowania Srogich Bot w Ksistwie Niedwiedzim. Raz za razem co mnie pocigao w coraz to inn stron ku ktremu z mieszkacw miasta, bym si sta wiadkiem walki, mierci lub wtpliwego zwycistwa ucieczki. Jeszcze dzi, gdy zamkn oczy, potrafi sobie dokadnie przypomnie tamt noc, dziesitki przeraajcych momentw w ywotach, ktre na krtko poznaem. Wreszcie trafiem do

jakiego czowieka z wielkim mieczem w doni, stojcego przed poncym domem. Zagradza drog trzem Zawyspiarzom, a ona z crk prboway unie rozarzon belk i oswobodzi uwizionego w puapce chopczyka. adne z nich nie chciao opuci pozostaych, a mczyzna by ju zmczony. Zbyt zmczony, za bardzo osabiony przez upyw krwi, eby cho unie miecz, a co dopiero walczy. Czuem te, jak Zawyspiarze bawi si jego kosztem, jak go zwodz, eby w efekcie pojma i zarazi kunic ca rodzin. Czuem, jak tego czowieka powoli ogarnia chd

mierci. Gowa opada na piersi.

zaczynaa

mu

Nagle si wyprostowa. Dziwnie znajome wiato rozbyso w jego oczach. Chwyci miecz w obie donie i z rykiem skoczy na wroga. Dwch lego od pierwszego wypadu; mier nie zdya zetrze z ich twarzy grymasu zaskoczenia. Trzeci podnis miecz, ale nie potrafi zatrzyma furii atakujcego. Po okciu mieszczanina spywaa lepka krew, ktra przemoczya koszul, ale jego miecz dwicza jak dzwon, gdy zderza si z ostrzem Zawyspiarza, gdy pokonywa jego obron i gdy potem nagle zataczy

leciutko niczym piro, by wyrysowa czerwon lini w poprzek garda. W mgnieniu oka obroca skoczy do boku ony. Nie baczc na ogie, dwign ponc belk i wydoby syna z puapki. Ostatni raz spojrza ukochanej w oczy. - Uciekaj! - wychrypia. - We dzieci i uciekaj. Run na ziemi. By martwy. Kobieta chwycia dzieci za rce i pucia si biegiem, a ja poczuem, jak z ciaa martwego mczyzny unosi si jakie widmo.

To przecie ja - pomylaem, lecz ju wiedziaem, e to nieprawda. Duch mnie wyczu, obrci si w moj stron. Jakbym spojrza we wasn twarz, tyle e postarza. Wstrzsno mn, e krl Szczery nadal postrzega siebie w taki sposb. Ty tutaj? - Pokrci gow niezadowolony. - Chopcze, to niebezpieczne. Nawet ja nie powinienem tego robi... Z drugiej strony, c innego mog uczyni, gdy wzywaj? - Patrzy na mnie, oniemiaego. - Kiedy zdoae

zebra siy? Kiedy si nauczye wdrowa Moc? Nie odpowiedziaem. Nie miaem odpowiedzi, nie znaem wasnych myli. Czuem si jak wilgotne przecierado trzepoczce na nocnym wietrze, nie bardziej materialny ni niesiony morsk bryz li. Bastardzie, to niebezpieczne dla nas obu. Wracaj. Pora na ciebie. Czy rzeczywicie nazwanie czowieka jego imieniem wyzwala dziaanie si magicznych? Wiele pradawnych nauk utrzymuje, i tak

wanie si dzieje. Nagle przypomniaem sobie, kim jestem i e nie przebywam we waciwym miejscu. Nie wiedziaem jednak, jakim sposobem si tam znalazem, a co dopiero, jak wrci do wasnego ciaa. Bezradnie wlepiaem wzrok w krla Szczerego, niezdolny nawet uj w sowa prob o pomoc. Domyli si. Wycign w moj stron widmow rk. Odniosem wraenie, e wntrzem doni dotkn mego czoa i lekko pchn. Uderzyem gow o cian, a mi rozbysy przed oczyma tysice

jasnych gwiazd. Siedziaem w stodole, za gospod Pod Rozwag. Otaczaa mnie cisza i ciemno, pice zwierzta, kujca soma. Powoli przekrciem si na bok. Poczuem fale zawrotw gowy i nudnoci. Sabo, ktra zwykle pojawiaa si po uywaniu Mocy. Otworzyem usta, chciaem wykrzycze prob o yk wody, lecz spomidzy spieczonych warg wydar si tylko ochrypy skrzek. Zamknem oczy, zapadem w niebyt. Obudziem si tu przed witem. Podpezem do swojego toboka, znalazem w nim, co mi byo

potrzebne, a potem wieczno ca brnem do tylnych drzwi gospody, gdzie od kucharki wybagaem kubek gorcej wody. Patrzya na mnie z niedowierzaniem, gdy kruszyem do wrztku zasuszony kozek. - To nic dobrego - przestrzega mnie, patrzc w osupieniu, jak pij parzcy, gorzki napar. - W Miecie Wolnego Handlu daj to niewolnikom. Mieszaj im ze straw i napitkiem, eby mieli wicej siy do pracy, a tracili wol sprzeciwu. Ledwie jej suchaem. Czekaem na skutki dziaania wywaru.

Zbieraem mode roliny, wic obawiaem si, czy miay dostateczn moc. Miay. Jaki czas upyn, ale wreszcie po moim ciele rozlao si oywcze ciepo, rce przestay dre, odzyskaem ostro widzenia. Podniosem si ze schodw, podzikowaem kucharce i oddaem kubek. - To bardzo zy nawyk, zwaszcza u modego czowieka - oznajmia zacna kobiecina i wrcia do gotowania. Gdy brzask zarowi niebo nad wzgrzami, wyszedem z gospody. Chciaem si przej po ulicach

miasta. Przez jaki czas podwiadomie czekaem widoku ludzi o pustym spojrzeniu, spalonych budynkw oraz wypatroszonych wntrz domw. Szybko jednak nocny koszmar przegra z letnim porankiem i wieym wiatrem znad rzeki. W wietle dnia zy stan miasta bardziej rzuca si w oczy. Odniosem wraenie, e wicej tu ebrakw ni w Koziej Twierdzy, ale nie wiedziaem, czy nie jest to naturalne w osadach nadrzecznych. Co si ze mn dziao tej nocy? Jak to w ogle byo moliwe?

Postanowiem nigdy wicej nie dopuci do czego podobnego. Dodawaa mi otuchy wiadomo, e krl Szczery yje, nawet jeli martwio mnie, e tak nierozwanie marnotrawi energi niezbdn do korzystania z Mocy. Nie wiedziaem, gdzie jest tego ranka i czy podobnie jak ja - stawia czoo nowemu dniu z gorzkim smakiem kozka w ustach. Gdybym potrafi uywa Mocy wedle uznania, nie musiabym si nad tym zastanawia. Nieszczeglnie pocieszajca refleksja. Wrciwszy do gospody, znalazem grupk minstreli gotow do drogi.

Wanie koczyli je owsiank. Przysiadem si do nich, a wtedy Rapsod wyzna otwarcie, e obawiali si, i ruszyem bez nich. Delicja w ogle si do mnie nie odzywaa, a Fletni kilka razy przyapaem na wyranie szacujcym spojrzeniu. Byo jeszcze wczenie, gdy opucilimy gospod. Cho nie maszerowalimy moe jak onierze, Rapsod narzuci forsowne tempo. Mylaem, e trzeba go bdzie prowadzi, ale on ze swej laski uczyni przewodnika. Niekiedy rzeczywicie szed z rk na ramieniu Delicji lub Fletni, lecz

wydawao si to gestem podyktowanym raczej potrzeb towarzystwa ni koniecznoci wsparcia. Podr nie bya take nudna, gdy harfiarz opowiada histori mijanych ziem, kierujc sowa zwaszcza do Fletni. Zadziwia mnie wszechstronnoci wiedzy. Gdy soce stano wysoko na niebie, zatrzymalimy si na czas jaki i podzielilimy prostym jadem. Czuem si nikczemnie, korzystajc z ich zapasw i nie dajc nic w zamian, lecz przecie nie miaem sposobu si wymwi, eby zapolowa z wilkiem. Od kiedy miasto na dobre znikno nam z

oczu, lepun poda za nami jak wierny cie. Dobrze byo wiedzie, e jest w pobliu. Jednoczenie al mi byo, e nie podrujemy tylko we dwch. Kilkakrotnie tego dnia mijali nas inni wdrowcy, piesi, na koniach albo na muach. Poprzez drzewa widzielimy niekiedy odzie pynce w gr rzeki, uparcie walczce z prdem. Gdy min ranek, zaczy nas wyprzedza dobrze strzeone wozy. Za kadym razem Rapsod woa, proszc o podwiezienie. Dwukrotnie nam grzecznie odmwiono. Innymi razy nie odpowiadano w ogle. Piesi szli grupami, a w jednej z nich byo

kilku gburowatych mczyzn w pospolitych szatach, zapewne najemnych stranikw. Popoudnie zeszo nam na recytowaniu Powicenia krgu Mocy baronowej Ognistej dugiego poematu o krgu sucym krlowej Proroczej i o tym, jak jego czonkowie oddali ycie, by pomc wadczyni wygra rozstrzygajc bitw. Syszaem ten utwr ju kilkakrotnie w Koziej Twierdzy. Nim dzie pocz si chyli ku wieczorowi, usyszaem go jeszcze dwa razy. Rapsod z nieskoczon cierpliwoci powtarza kolejne wersy, by si upewni, e Fletnia

bdzie piewaa bez najmniejszej omyki. Wdziczny byem losowi za t recytacj bez koca, gdy pozwalaa unikn rozmowy. Zmierzch zasta nas daleko od jakiejkolwiek ludzkiej osady. W miar jak przygasao wiato dnia, trjk minstreli ogarnia coraz wikszy niepokj. W kocu przejem komend. Oznajmiem, e przy najbliszym strumieniu musimy zej z drogi i poszuka miejsca na nocleg. Delicja z Fletni szy z tyu, za mn i Rapsodem; syszaem ich nerwowe szepty. Ja byem spokojny - lepun zapewnia, e w pobliu nie ma innego

podrnego. Poprowadziem w gr strumienia i znalazem miejsce pod wielkim cedrem, gdzie moglimy bezpiecznie wypocz przez noc. Pod pozorem zaatwienia naturalnej potrzeby poszedem do wilka. Dobrze spoytkowalimy czas spdzony razem, gdy lepun odkry miejsce, gdzie wartki nurt podmy brzeg - doskonae do apania ryb. Patrzy z duym zainteresowaniem, gdy legem na brzuchu, wsadziem rce do wody i ostronie przeczesywaem zason wodorostw. Ju przy pierwszej prbie zyskaem spor, tust zdobycz. Kilka chwil pniej - drug,

nieco mniejsz. Kiedy w kocu uznaem, e mamy ich dosy, byo ju prawie ciemno. Zabraem ze sob trzy ryby, dwie zostawiwszy lepunowi. owienie ryb i drapanie za uszami. Oto dwa powody, dla ktrych ludziom dano rce oznajmi wesokowato, zabierajc si do ucztowania. Wczeniej ju pokn wntrznoci z moich trzech ryb. Uwaaj na oci przypomniaem mu po raz kolejny. Matka wychowaa mnie na

ososiach - przypomnia. - Ociami martwi si nie musz. Zostawiem go sam na sam z akomstwem i wrciem do obozowiska. Minstrele rozpalili niewielki ogie. Syszc moje kroki, wszyscy troje zerwali si na rwne nogi i chwycili w donie kije, ktrymi podpierali si w drodze. To ja! krzyknem. Powinienem by zrobi to wczeniej. - Chwaa Edzie! - westchn Rapsod i usiad ciko. - Dugo ci nie byo - odezwaa

si Fletnia. Delicja tylko wzrokiem. zmierzya mnie

Przyniosem kolacj. Pokazaem im lup, nawleczony na wierzbow witk. Delicja przyszykowaa suchary oraz woreczek soli, ja w tym czasie wyszukaem spory paski kamie. Owinem ryby limi, uoyem na kamieniu w arze. Miaem nadziej, e smakowity zapach nie przycignie do naszego obozowiska adnego nieszcznika dotknitego kunic.

Przecie stoj na warcie przypomnia mi lepun, a ja mu podzikowaem. Gdy pilnowaem ryb, Fletnia przepowiadaa sobie pod nosem wersy Powicenia krgu Mocy baronowej Ognistej. -Milkliwy by chromy, Oddany lepcem... poprawiem j odruchowo, prbujc jednoczenie przewrci ryb tak, eby si nie rozpada. - Nieprawda! - obruszya Fletnia. si

- Racja jest po stronie Gruza odezwa si lepy minstrel. Milkliwy mia znieksztacon stop, a Oddany by niewidomy od urodzenia. Gruze, potrafisz wymieni imiona pozostaej pitki? Jakbym sysza Krzewiciela w czasie dawnych lekcji. Sparzyem si w palec; wsadziem go do ust i dlatego dopiero po chwili zacytowaem: - Pomienny krgowi Mocy przewodzi, a ci, co z nim razem wadali krlewsk magi, jemu samemu podobni byli: na ciele uomni, lecz o sercach gorcych i

rozumach wielkich. A zatem nieche mi bdzie dane wspomnie kolejno ich wszystkich. Milkliwy by chromy, Oddany lepcem, Dybel zbkany mia umys, cznik warg zajcz. Guchy by Mocny, a Ciemny, ktrego wrogowie na pewn mier porzucili - bez rk by i bez oczu. A jeli sdzicie, e moecie gardzi takimi jak oni, to pozwlcie mi rzec... - Prosz, prosz! - wykrzykn Rapsod zaskoczony. - Czy jako dziecko praktykowae u minstrela? Frazujesz bardzo dobrze i sowa znasz doskonale. Robisz moe zbyt wyraziste pauzy.

- Nie uczyem si u minstrela. Po prostu mam dobr pami. Nieatwo byo zachowa powag wobec jego pochwa, nawet jeli Delicja mierzya mnie zjadliwym spojrzeniem. - Czyby potrafi wyrecytowa cao? spyta Rapsod wyzywajco. - Sam nie wiem... - Potrafibym. Zarwno Brus, jak i Cier czsto wiczyli mi pami, a poemat o powiceniu krgu Mocy baronowej Ognistej syszaem tyle razy, e w ogle nie mogem go wyrzuci z myli.

- Wobec tego sprbuj, ale nie recytuj. piewaj. - Nie mam dobrego gosu. - Jeli moesz mwi, moesz piewa. Zrb przyjemno staremu czowiekowi. Moe posuszestwo wobec starcw tkwio zbyt gboko w mej duszy? A moe to przez pen szyderczego zwtpienia min Delicji? Odchrzknem i zaczem ballad, z pocztku cicho, a Rapsod gestem nakaza mi piewa

goniej. Kiwa gow z uznaniem, lecz take kilka razy si skrzywi, gdy faszywie wziem nut. Mniej wicej w poowie Delicja zauwaya oschle: - Ryba si przypala. Zapomniaem o pieni, rzuciem si ratowa kolacj. Ogony rzeczywicie przywary do lici, ale reszta upieka si doskonale. Podzielilimy danie midzy siebie. Pochonem swoj cz zbyt gwatownie. Nawet dwukrotnie wiksza porcja nie napeniaby mi odka, lecz przecie musiaem si zadowoli tym, co miaem. Suchary

byy zadziwiajco smaczne. Na koniec Fletnia zaparzya nam herbaty. Wreszcie uoylimy si wok ognia na kocach. - Gruze, dobrze ci si wiodo jako skrybie? - zapyta niespodziewanie Rapsod. - Mogo by lepiej - burknem niechtnie - ale dao si przey-Mogo by lepiej - mrukna Delicja do Fletni, przedrzeniajc mj ton. Rapsod uda, e nie syszy.

- Jeste troch za stary na takie nauki, ale jeszcze nic straconego, mgby zacz piewa. Gos masz nie najgorszy: piewasz jak chopiec, nie wiesz, e masz msk gbi tonu i potne puca. Pami wymarzona. Grasz na jakim instrumencie? - Na fletni Pana. Niezbyt dobrze. - Mgbym ci douczy. Gdyby do nas doczy... - Ojcze! Ledwie go znamy! zaprotestowaa Delicja. - Mogem by rwnie oburzony,

gdy minionej nocy zesza ze stryszku zauway Rapsod agodnie. - Tylko rozmawialimy. - Rzucia mi miadce spojrzenie, pewna, e j zdradziem. Jzyk stan mi kokiem w gbie. - Wiem - oznajmi Rapsod. lepota wyostrzya mi such. Skoro jednak uznaa go za czowieka, z ktrym mona bezpiecznie rozmawia w rodku nocy, to moe uszanujesz moje przekonanie, e bezpiecznie jest mu zaoferowa nasze towarzystwo? Co ty na to,

Gruze? Pokrciem wolno gow. - Nie. Bardzo dzikuj. Doceniam propozycj, zwaszcza e jestem dla was obcy. Pjd z wami do najbliszego miasta, tam na pewno znajdziecie inne towarzystwo. Szczerze mwic, wolabym... Stracie blisk osob. Zrozumiae, e nie garniesz si do ludzi, ale zupena samotno nikomu nie suy - rzek Rapsod cicho. Kogo stracie? zapytaa

Fletnia, jak zwykle bez ogrdek. - Umar mj dziad. Opucia mnie ona - odparem krtko. Chciaem, eby mnie ju zostawili w spokoju. - Na kadego przychodzi czas odezwa si cicho Rapsod. - To jest ta twoja utracona mio? - wtrcia si obcesowo Delicja. - Co jeste winny kobiecie, ktra ci zostawia? Chyba e dae jej do tego powd? - Zbrako powodu, by chciaa zosta - przyznaem niechtnie. Nie chc o tym mwi - dodaem po

chwili, wiedziony odruchem szczeroci. - Nie chc. Odprowadz was do miasta i stamtd pjd ju swoj drog. - Oto jasno postawiona sprawa rzek Rapsod, wyranie rozalony. Moe byem nieuprzejmy, ale nie miaem ochoty zmieni zdania. Potem niewiele rozmawialimy, co bardzo mi odpowiadao. Fletnia obja pierwsz wart, Delicja drug. Nie protestowaem, cho wiedziaem, e lepun bdzie przez ca noc grasowa w okolicy. Niewiele mogo uj jego uwagi.

Na wieym powietrzu lepiej spaem. Przyszed czas zmieni Delicj na warcie. Przecignem si, skinem jej, e ju moe i spa. Poruszyem drwa w ognisku i usiadem przy pezajcych pomieniach. Delicja przysiada obok. - Nie lubisz mnie, prawda? spytaa. - Nie znam ci - odparem, najtaktowniej jak potrafiem. - I nie masz ochoty pozna stwierdzia. Zmierzya mnie zimnym spojrzeniem. Ja natomiast

chciaam ci pozna, od momentu gdy w gospodzie spieke raka. Nic tak nie wyzwala mojej ciekawoci jak czerwieniejcy mczyzna. Rzadko ktry rumieni si tylko dlatego, e go przyapano na przygldaniu si kobiecie. - Gos jej nabra tonw niskich i gardowych, pochylia si ku mnie poufale. Chciaabym wiedzie, o czym takim mylae, e twarz miae niczym piwonia. - O tym, e byem niegrzeczny, gapic si bez umiaru - odparem szczerze. Obdarzya mnie zmysowym

umiechem. - Ja mylaam o czym zupenie innym, patrzc na ciebie. - Zwilya wargi czubkiem jzyka, przysuna si bliej. Nagle bolenie zatskniem za Sikork. - Nie mam serca do takich zabaw. - Wstaem. - Przynios wicej drewna. - Chyba wiem, dlaczego ona ci porzucia - oznajmia Delicja jadowicie. - Mwisz, e nie masz do tego serca? Moim zdaniem, rdo

twoich kopotw tkwi nieco niej. Podniosa si i wrcia na swoje posanie. Nareszcie zostawia mnie w spokoju. Tak jak powiedziaem, poszedem nazbiera opau. Nastpnego Rapsoda: ranka zapytaem

- Jak daleko do najbliszego miasta? - Jeli bdziemy szli w tym samym tempie co wczoraj, powinnimy dotrze jutro okoo poudnia.

Odwrciem si, bo nie mogem znie rozczarowania w jego gosie. Gdy wreszcie zarzucilimy toboki na ramiona i ruszylimy w drog, nasza mnie gorzka refleksja, e zraziem do siebie ludzi, ktrych znaem i kochaem, wanie by unikn takich sytuacji jak ta, w ktrej znalazem si teraz z powodu obcych. Czy mona y midzy ludmi, a jednoczenie nie by krzywdzonym przez ich oczekiwania, przez wzajemne zalenoci? Dzie nasta ciepy, ale nie gorcy. Gdybym podrowa sam, pewnie bym z przyjemnoci szed

lasem obok drogi, gdzie piewnie nawoyway si ptaki na gaziach. Po drugiej stronie szlaku, przez rzadko rosnce drzewa przewitywaa woda; od czasu do czasu przesuway si po niej barki niesione prdem albo odzie wiosowe brnce z wysikiem w gr rzeki. Rozmawialimy niewiele, a po jakim czasie harfiarz Rapsod kaza Fletni znowu powtarza Powicenie krgu Mocy baronowej Ognistej. Chocia dziewczyna czsto si mylia, milczaem.

Odbiegem mylami daleko. Jake cudownie atwo byo mi y dawniej, gdy nie musiaem si martwi o nastpny posiek ani o czyst koszul. Uwaaem siebie za przemylnego, za biegego w skrytobjczym fachu, a nie dostrzegaem, jak wane byo to, e zawsze mogem liczy na pomoc i rad Ciernia, e miaem czas si zastanowi, co powiem oraz jak si zachowam. Zdany na wasne siy, majc za cay majtek tyle, ile zdoaem unie na grzbiecie, nie byem ju taki sprytny. Pozbawiony drobiazgw, z ktrych niegdy korzystaem zupenie bezwiednie,

zaczem wtpi nie tylko we wasn odwag, lecz i w sens mojego istnienia. Skrytobjca, czowiek krla, wojownik, mczyzna... Czy dzisiaj zdoabym si sprawdzi w ktrej z tych rl? Prbowaem sobie przypomnie zuchwaego modzika, ktry wiosowa na okrcie wojennym ksicia Szczerego, Rurisku, nie znajc wahania rzuca si z toporem w doni w wir njzajadlejszej walki. Nie potrafiem poj, e on i ja to ta sama osoba. W poudnie Delicja rozdzielia pomidzy nas resztk prowiantu. Nie byo tego wiele. Potem

dziewczta szy pierwsze, rozmawiajc cicho, chrupic suchary i popijajc je wod. Powiedziaem Rapsodowi, e powinnimy troch wczeniej ni poprzedniego wieczoru rozoy si obozem, ebym mia czas co upolowa lub zowi kilka ryb. - Jeli uczynimy zgodnie z twoj rad - rzek harfiarz powanie - nie dotrzemy do miasta przed poudniem. - Wystarczy, jeli zdymy przed wieczorem - zapewniem. Odwrci do mnie gow, pewnie

by mnie lepiej sysze, ale zasnutymi mg oczyma zdawa si zaglda mi do wntrza duszy. Trudno byo znie kryjce si w nich woanie, lecz nie odpowiedziaem. Gdy min najwikszy skwar, zaczem si rozglda za miejscem na biwak. lepun truchta przodem. Nagle poczuem, e sier jey mu si na karku. Tam s ludzie, trci od nich padlin i nieczystociami. Chwytam zapach, widz ich, ale poza tym nie czuj.

Popyno ku mnie zaniepokojenie, jakie go ogarniao zawsze w obecnoci ofiar kunicy. Podzielaem je. Niegdy byli oni ludmi, nosili w sobie iskierk Rozumienia, ukryt w kadym yjcym stworzeniu. Przechodzio moje wyobraenie, jak mogli si porusza, rozmawia, je - skoro nie byo od nich czu ycia. Dla lepuna byli kamieniami, ktre nie wiedzie jakim sposobem naladoway zachowanie ywych istot. Ilu ich jest? Modzi? Starzy? Jest ich wicej ni nas i s wiksi

ni ty. - Wilczy sposb postrzegania rzeczywistoci. - Poluj na drodze. Tu za zakrtem. Rozbijemy si tutaj oznajmiem nagle. Trzy gowy odwrciy si w moj stron, trzy pary oczu spojrzay na mnie ze zdziwieniem. Za pno. Zwchali was, ju nadcigaj. Za pno, eby si ukry, za pno na wymylenie jakiego kamstwa. - Przed nami s ofiary kunicy. Wicej ni dwch. Czatowali na drodze, teraz si zbliaj. Bdcie

gotowi. - Skd wiesz? - nastroszya si Delicja. - Uciekajmy! - krzykna Fletnia. Jej nie obchodzio, skd wiem. Oczy miaa wielkie jak spodki, ze strachu draa jak listek. - To na nic. Dopadn nas i zabij. Nawet gdybymy zdoali uciec, i tak jutro bdziemy musieli ich omin. Rzuciem tumok na drog, solidnym kopniakiem odtrciem na bok. Nie by cenniejszy ni moje ycie. Jeli wygramy, wwczas go podnios.

Jeli nie, znajd mj dobytek nastpni podrni. Delicja, Fletnia i Rap sod byli jednak muzykantami. W tobokach nieli instrumenty. adne z nich nie uczynio gestu, by si pozby ciaru. Dziewczta, wiedzione instynktem, stany po bokach starca. Wszyscy troje zbyt kurczowo ciskali kostury. Mj pasowa do doni jak ula, gotw do uycia. Czekaem. Na kilka chwil przestaem myle. Moje rce yy wasnym yciem i doskonale wiedziay, co robi. Gruze, chopcze, bro dziewczt. Mn si nie przejmuj, nie pozwl tylko, eby im stao si co

zego - rozkaza Rapsod. Sowa harfiarza przerway jak tam. Zatopia mnie fala przeraenia. Ciao stracio gotowo, w gowie miaem tylko jedno: poraka bdzie bolesna. Nade wszystko na wiecie pragnem rzuci si do ucieczki, nie mylc wcale o minstrelach. Zbliaj si od krzeww ostrzeg lepun. - Dwch idzie szybko, jeden zostaje w tyle. Ten chyba bdzie mj. Syszaem. Idc, amali gazki krzeww. Poczuem smrd. W

nastpnej chwili dostrzega ich Fletnia. Krzykna ostro, a oni ruszyli do ataku. Obaj byli wiksi ode mnie. Ubranie na nich cuchno, ale poza tym byo w niezym stanie. Najwyraniej niedawno padli ofiarami kunicy. Obaj uzbrojeni byli w maczugi. Wicej nie zauwayem, nie miaem czasu. Czowiek dotknity kunic nie jest gupszy ani bardziej powolny ni zdrowy. Nie potrafi odbiera uczu i emocji innych ludzi ani - jak mi si wydaje - nie pamita, do jakiej reakcji moe przeciwnika zmusi jego dziaanie. Dlatego te

ofiary kunicy czsto zachowuj si nieobliczalnie. Odmiana ducha nie odbiera im inteligencji, nie pomniejsza umiejtnoci wadania broni. Wicej: dziaaj oni pod przemon presj zaspokojenia potrzeby, podobni w tym do zwierzt. Mog ukra konia pod wierzch, a nastpnego dnia go zje, tylko dlatego e konieczno zaspokojenia godu bdzie pilniejsza ni pragnienie wygodnego podrowania. Ludzie ci nigdy nie wspdziaaj. Nie ma midzy nimi adnej lojalnoci. Jeli walcz o zdobycz, rwnie dobrze mog nka wsplnego wroga, jak i zwrci si

jeden przeciwko drugiemu. Mog razem podrowa i razem atakowa, jednak nie jest to wsplny wysiek. Mimo wszystko w deniu do celu s brutalni, przebiegli oraz bezlitoni. Wiedziaem o tym wszystkim, tote nie byem zaskoczony, gdy obaj mnie wyminli, atakujc sabszych. Zdumiao mnie natomiast wasne uczucie ulgi. Tchrzyem. Ta wiadomo sparaliowaa mnie jak jeden z tak dobrze mi znajomych nocnych koszmarw. Pozwoliem napastnikom przebiec mimo. Delicja i Fletnia, rozwcieczone, a

rwnoczenie przeraone, broniy si co si. Nie miay do walki talentu, niewiele potrafiy, nie miay dowiadczenia w obronie jako zesp, nie potrafiy si nawet ustawi tak, eby jedna nie skrzywdzia drugiej albo Rapsoda. Uczyy si muzykowania, nie bicia. Rapsod sta porodku, ciska w doniach kostur, lecz nie uderza, by nie trafi Delicji albo Fletni. Jego twarz wykrzywiaa wcieko. Mogem wtedy uciec. Mogem chwyci swj tumok i pobiec drog, nie ogldajc si za siebie. Nieszcznicy dotknici kunic na pewno by mnie nie gonili - zawsze

zadowalali zdobycz.

si

najatwiejsz

Nie zrobiem tego. Pozosta we mnie jeszcze jaki strzp odwagi, a moe dumy. Zostawiem Delicji i Fletni szamotanin z wikszym przeciwnikiem, sam zaatakowaem mniejszego, bo wydawa si bardziej zaprawiony w walce. Najpierw uderzyem w nogi. Chciaem go okaleczy, choby powali. Zarycza z blu i ze strasznym grymasem na twarzy odwrci si do mnie, ale wcale nie porusza si wolniej. Dawno poczyniem pewn wan

obserwacj dotyczc ofiar kunicy: bl wywiera na nich znacznie mniejsze wraenie ni na innych ludziach. Pamitaem, e gdy byem bity w zamkowych lochach, nie tylko zwyczajnie baem si blu, ale te obawiaem si o swoje ciao. Dziwne to byo uczucie, tak silnie sobie uzmysowi zwizek z wasnymi czonkami. Czowiek czerpie dum ze swej cielesnej powoki. Gdy ulega ona uszkodzeniu, jest to co wicej ni tylko uraz fizyczny. Ksi Wadczy doskonale o tym wiedzia. Kady cios, zadany mi przez jego odakw, wraz z blem przynosi

strach, e znowu si przemieni w chorowitego sabeusza, drcego po byle wysiku, targanego napadami choroby odbierajcej wadz nad ciaem i nad umysem. w strach okaleczy mnie rwnie mocno jak ciosy. Ofiary kunicy chyba nie znaj tego rodzaju przeraenia. Moe jednoczenie z utrat wszelkich uczuciowych wizi trac te przywizanie do wasnego ciaa? Mj przeciwnik zamachn si gadko i uderzy pak tak mocno, e gdy sparowaem cios kosturem, zadygotay mi ramiona. To nic - uzmysowiem sobie.

Moje ciao czekao na wicej. Uderzy znowu i znowu zablokowaem cios. Od momentu gdy wdaem si z nim w potyczk, nie byo ju sposobu, eby si odwrci i rzuci do ucieczki. Mj przeciwnik dobrze uywa paki - prawdopodobnie by swego czasu wojownikiem, i to onierzem wyuczonym w walce toporem. Rozpoznawaem charakterystyczne uderzenia. Blokowaem je, niekiedy udawao mi si uchyli. Baem si przeciwnika, nie potrafiem zaatakowa. Lkaem si odsoni choby na mgnienie oka, eby nie

wykorzysta luki w obronie. Ustpowaem pola tak ochoczo, e raz i drugi obejrza si przez rami; pewnie rozwaa, czy nie lepiej zostawi mnie, a zaj si kobietami. Gdy przypadkiem zdoaem niepewnie odpowiedzie na jeden z ciosw, cofn si ledwie p kroku. Nie mczy si, nie zostawia mi miejsca na wykorzystanie przewagi, jak dawaa dusza bro. Nie rozpraszay go krzyki walczcych o ycie minstreli. Zupenie odwrotnie ni mnie. Gdzie spomidzy drzew dobiegay stumione przeklestwa i

gardowe powarkiwanie. To lepun podkrad si do trzeciego napastnika i skoczy, majc nadziej go okaleczy. Nie zdoa, wic teraz zatacza wok niego ciasne krgi, trzymajc si ledwie poza zasigiem miecza. Nie jestem pewien, czy dam rad pokona jego ostrze, bracie, ale chyba zdoam go troch zatrzyma. Nie omieli si odwrci do mnie plecami, by ruszy na ciebie. Nie odpowiedziaem, gdy ca uwag musiaem skupi na napastniku. Zasypywa mnie

gradem ciosw i wkrtce zdaem sobie spraw, e przykada si w dwjnasb, wkada w ciosy wicej siy. Uzna, e nie musi si obawia ataku, std ca energi przeznaczy na przeamanie obrony. Kade uderzenie zablokowane wdrownym kosturem odbijao si w moich ramionach bolesnym echem. Wstrzsy obudziy zapomniane cierpienia, odnowiy zadawnione rany. Nie miaem ju takiej wytrzymaoci jak niegdy. Polowanie i chodzenie nie wzmacnia ciaa i nie buduje muskuw w takim samym stopniu jak caodzienna praca przy wiole.

Zalaa mnie fala zwtpienia, straciem koncentracj. Pojawia si pewno klski, a zaraz za ni strach przed nieuniknionym blem, ktry nadejdzie wraz z przegran. Niezomne postanowienie uniknicia krzywdy to zupenie co innego ni wola zwycistwa. Nadal prbowaem dawa sobie rad z napastnikiem, zyska pole do walki, ale napiera bezwzgldnie. Zerknem na minstreli. Rapsod sta porodku drogi niczym skamieniay, kostur trzyma w doniach, ale nie mia z kim walczy. Delicja uciekaa, utykajc i uchylajc si przed pak, a Fletnia

biega za potnym napastnikiem, bezskutecznie grzmocc go po ramionach niezbyt grubym kijem. On tylko si przygarbi i z determinacj dy za rann Delicja. Co we mnie drgno. Fletnio, krzyknem. po nogach! -

W tej samej chwili dostaem w bark. Odpowiedziaem kilkoma szybkimi ciosami, ktrym brakowao siy i zdecydowania, odskoczyem od napastnika. Miecz ci mnie przez opatk i zdar ciao z eber.

Wrzasnem z blu, ze zdumienia. Omal nie upuciem kija. W ostatniej chwili zdaem sobie spraw, e nie ja zostaem zraniony. Bardziej poczuem, ni usyszaem skowyt lepuna. I zaraz kopnicie w gow. Oszoomiony, przyparty do muru. Ratuj! Istniay we mnie dawniejsze obrazy przeszoci, gbiej ukryte, zagrzebane pod wspomnieniami pobicia przez odakw ksicia Wadczego. Wiele lat wczeniej poznaem cicia ostrzem i kopnicia

w gow. Nie na wasnym ciele. Byem wwczas zwizany Rozumieniem z Kowalem, modym terierem. Pies zaatakowa czowieka, ktry chcia zabi Brusa. Walczy i zmar od ran, a ja nie zdyem nawet si z nim poegna. Teraz nagle odkryem, e istnieje zagroenie potniejsze ni groba wasnej mierci. Strach o wasne ycie zmieni si w strach przed utrat lepuna. Zrobiem to, co zrobi musiaem. Stanem pewniej, wyprostowaem si - dziki temu zyskaem wikszy zasig ramion. Od silnego uderzenia zdrtwia mi bark, przez chwil nie

czuem doni. Skrciem uchwyt, gwatownie poderwaem do gry kostur, trafiajc przeciwnika w szczk. Nie by przygotowany na nag zmian taktyki. Gowa mu odskoczya do tyu, ujrzaem przed sob odsonite gardo, wic ostro wbiem kij w doek u nasady szyi. Poczuem, jak ami si drobne kostki. Mj przeciwnik wrzasn z blu, zakrztusi si krwi. Odskoczyem, poprawiem chwyt, zatoczyem kijem krg, trafiem nieszcznika w czaszk. Upad na ziemi, a ja pobiegem do lasu. Prowadziy mnie odgosy warkotu i jki wysiku. lepun lew ap

trzyma podcignit pod pier. Krew cieknca z barku lnia niczym rubiny rozsiane po sierci na caym boku. Wycofa si gboko w gszcz jeynowych gazi. Kujce krzewy i nieprzebyta ciana rozg, pord ktrych szuka schronienia, otoczyy go ze wszystkich stron i zagrodziy drog ucieczki. Wepchn si pomidzy nie jak najgbiej, kolce powbijay mu si w apy. Szczciem, te same kolce trzymay napastnika na dystans, a gste zarola bray na siebie cz uderze miecza. Widzc, e nadcigam z odsiecz, lepun zebra si na odwag i

obrci raptownie; warkn gucho z gbi gardzieli. Czowiek odwid rk do tyu, szykowa si do ciosu, ktry mia przebi wilka na wylot. Kostur wdrowny zakoczony by tpo, ale z dzikim okrzykiem wraziem go w plecy przeciwnika z tak si, e przebiem ciao i dosignem puc. Mczyzna zarycza, rozwcieczony, plujc czerwonymi kropelkami. Prbowa stan ze mn twarz w twarz, lecz ja trzymaem kij mocno. Naciskaem z caych si, wpychaem czowieka w jeynowy gszcz. Wycignite rce nie znalazy podpory. Przyszpiliem go do kujcych krzeww caym

swoim ciarem, a lepun skoczy mu na plecy. Zacisn szczki na karku i szarpa dotd, a obu nas spryskaa ciepa krew. Zdawione krzyki napastnika zmieniy si stopniowo w charczenie. Zapomniaem cakiem o minstrelach. Nagle poderwa mnie na nogi gony krzyk blu. Chwyciem miecz upuszczony przez ofiar kunicy i pobiegem z powrotem na trakt, zostawiajc wyczerpanego lepuna, ktry osun si na ziemi i zacz liza ran. Gdy wypadem spomidzy drzew, moim oczom ukaza si przeraajcy widok. Trzeci

napastnik powali Delicj i zadziera jej spdnic. Opodal Fletnia klczaa w pyle drogi, przyciskajc do boku rami. Gono pakaa. Rapsod, brudny i obolay, wanie zdoa si podnie na nogi. Pozbawiony kija, z wycignitymi rkoma, potykajc si, brn w stron Fletni. Kopniakiem zrzuciem napastnika z Delicji, zanurzyem w nim ostrze prosto, z gry do dou, trzymajc bro w obu rkach. Zaciekle walczy o ycie, kopa i czepia si mnie kurczowo, ale ja legem na rkojeci, wpychajc mu elazo coraz gbiej w piersi. Miota si na

ziemi, przebity ostrzem miecza - i powiksza ran. Przeklina mnie okrzykami bez sw, bryzga z ust lin i krwi. Sign do mojej ydki, prbowa mnie przewrci. Ja tylko mocniej nacisnem na miecz. Bardzo chciaem wycign ostrze i zabi tego czowieka szybko, ale by wyjtkowo silny - nie miaem go oswobodzi nawet na chwil. Wreszcie Delicja pooya kres tej mczarni; wbia mu w twarz koniec swojego kostura. Nage znieruchomienie nieszcznika byo wybawieniem w rwnej mierze dla niego, jak i dla mnie. Znalazem jeszcze si, eby wycign z niego

ostrze, potem zatoczyem si i usiadem na rodku drogi. Wzrok mi si zmci. Fletnia wya z blu, ale jej biadanie byo dla mnie odlege niczym skargi mew krcych daleko nad falami. Nagle czuem zbyt wiele. Byem wszdzie. W lesie pod drzewami lizaem ran na barku, przesuwaem jzorem midzy gst sierci, ostronie badaem cicie i pokrywaem je lin. Jednoczenie siedziaem na socu, w zapachu kurzu, krwi, ekskrementw i wntrznoci zaszlachtowanego czowieka. Czuem kady cios, jaki otrzymaem i jaki zadaem, byem wyczerpany i

obolay od uderze paki. Gwatowna mier niespodziewanie nabraa zupenie innego charakteru. Dowiedziaem si, jak smakuje bl, ktry sam zadaem. Wiedziaem, co czuli ludzie przeze mnie powaleni i walczcy bez adnej nadziei, ze wiadomoci, e mier jest dla nich jedyn ucieczk od cierpienia. Mj mzg wibrowa rozcignity pomidzy kracowo rnymi odczuciami: z jednej strony ofiara, z drugiej zabjca. Byem jednym i drugim. I byem zupenie sam. Nigdy dotd nie zaznaem takiej samotnoci. Zawsze do tej pory w

podobnych sytuacjach miaem jakie oparcie. Towarzyszy z okrtu u schyku bitwy czy Brusa, ktry pomaga mi si pozbiera i cign do domu po strasznym dniu. Miaem wtedy dom. Czekaa mnie te ksina Cierpliwa, wiecznie pena wymwek, i Cier, i stryj Szczery, zatroskany, e o siebie nie dbam naleycie. Sikorka - w ciszy i ciemnoci, delikatna i czua. Tym razem bitwa si skoczya, przeyem, ale nikogo prcz wilka to nie obchodzio. Kochaem go, lecz nagle zdaem sobie spraw, e potrzebna mi take blisko czowieka. Brakowao mi czyjego

zainteresowania, zwykej ludzkiej sympatii. Gdybym by wilkiem, podnisbym nos do nieba i zawy. Poniewa nie byem, signem umysem na lepo, sam dobrze nie wiem jak. Nie Rozumieniem, nie Moc, ale jakim obrazoburczym poczeniem obu tych magii, strasznym poszukiwaniem kogokolwiek, kogo mogoby obchodzi, e przetrwaem, e jestem ywy. Prawie co poczuem. Czy rzeczywicie Brus podnis gow znad pracy na roli, czy naprawd przez moment poczu zapach kurzu i krwi, a nie podnej ziemi, ktr

rozkopywa, zbierajc uprawne bulwy? Czy Sikorka wyprostowaa si nad bali z praniem, pomasowaa bolcy krzy i rozejrzaa si dookoa, zdziwiona niespodziewanym wraeniem beznadziejnej pustki? Czy przycignem znuon wiadomo krla Szczerego? Czy przez chwilk przeszkodziem ksinej Cierpliwej w sortowaniu zi rozoonych do suszenia na tacach? Czy Cier zmarszczy brwi w zastanowieniu, odkadajc na bok papirusowy zwj? Niczym ma bijca w grub okiennic koataem do ich umysw. Tak bardzo chciaem

znale w nich uczucie, ktre niegdy miaem za oczywiste. Nawet prawie ku nim signem, po to tylko, by cakowicie wyczerpany zapa si w samego siebie, by samotnie siedzie w pyle drogi peen goryczy zwycizca, umazany krwi trzech ofiar. Kto kopn na mnie wirem i piachem. Podniosem wzrok. Z pocztku Delicja bya tylko ciemn sylwetk na tle zachodzcego soca. Kiedy zamrugaem, dostrzegem na jej twarzy wcieko i odraz. Dziewczyna miaa poszarpane

ubranie, wosy pene kurzu. - Ucieke! - Krzyczaa, rozpalona pogard dla tchrza. - Ucieke, a on zama Fletni rk, obi mojego ojca i mnie prbowa zhabi. Co z ciebie za czowiek? Jak moge si tak zachowa? Nawet nie mylaem nad odpowiedzi. Byem tak pusty w duszy, e rozmowa z Delicja nie miaa czego ratowa. Z trudem dwignem si na nogi. Czy to moliwe, e tak niedawno odtrciem tumok od swoich stp? Podniosem go i poszedem do Rapsoda, ktry prbowa dodawa

Fletni otuchy. Delicja otworzya bagae minstreli. Z harfy zostaa pltanina strun i kawakw drewna. Instrument Fletni ocala, ale dziewczyna nie bdzie na nim graa, dopki nie wyleczy rki, a to potrwa kilka tygodni. Tych faktw nie mona ju byo zmieni. Zrobiem wic, co mogem, cho mogem niewiele. Na poboczu drogi rozpaliem ogie, przyniosem z rzeki wody, wstawiem j do zagrzania. Znalazem w bagau zioa, ktre miay uspokoi Fletni i zagodzi jej bl. Wyszukaem suche proste patyki, zrobiem z nich upki.

A tam, na zboczu wzgrza, w lesie? Boli, bracie, ale nie gboko. Tylko e rana cigle si otwiera, kiedy prbuj chodzi. No i kolcw tyle we mnie, co much na padlinie. Zaraz przyjd i wszystkie ci powycigam. Nie trzeba. Dam sobie rad. Zajmij si tamtymi. - Chwila milczenia. - Bracie, powinnimy byli uciec. Wiem.

Dlaczego tak trudno byo podej do Delicji i zapyta spokojnie, czy ma ubrania, ktre mona by podrze na bandae dla Fletni? Nawet nie raczya mi odpowiedzie. lepy Rapsod bez sowa poda mi mikk tkanin, w ktr niegdy owinita bya jego harfa. Delicja mn gardzia, Rapsod zdawa si oniemiay od wstrzsu, a Fletnia tak si zatracia w blu, e prawie mnie nie zauwaaa. Jako jednak udao mi si zgromadzi ich przy ogniu. Podprowadziem tam Fletni, napoiem pierwszym wywarem. Mog nastawi koci unieruchomi w upkach i -

powiedziaem bardziej do Rapsoda ni do niej. - Robiem to ju nieraz onierzom po bitwie. Nie jestem jednak medykiem. Kiedy dotrzemy do miasta, moe si okaza, e trzeba bdzie nastawi rami jeszcze raz. Rapsod wolno pokiwa gow. Obaj wiedzielimy, e nie ma innego wyjcia. Uklk za Fletni i chwyci j za ramiona, a Delicja przytrzymaa mocno rk dziewczyny w okciu. Zacisnem zby, osoniem si przed blem Fletni i mocno pocignem za przedrami.

Dziewczyna krzykna, oczywicie, bo byle wywar nie moe cakowicie umierzy takiego blu, ale przecie nie prbowaa si wyrywa. zy pyny jej po twarzy i oddech si rwa, kiedy usztywniaem i bandaowaem przedrami. Pokazaem, jak ma nosi rk czciowo schowan w koszuli, eby na inne czci ciaa rozoy ciar chorej koczyny i uchroni j od gwatownych ruchw. Potem napoiem dziewczyn jeszcze jednym kubkiem wywaru i zajem si Rapsodem. Dosta kilka ciosw w gow, ale pozosta przytomny. W jednym

miejscu znalazem opuchnicie, harfiarz skrzywi si przy dotyku, lecz skra nie bya rozcita. Przemyem mu gow chodn wod i poradziem, by take napi si wywaru. Podzikowa mi, a ja, nie wiedzie czemu, poczuem wstyd. Wreszcie podniosem wzrok na Delicj, ktra nad pomieniami przygldaa mi si zmruonymi oczyma. - Jeste ranna? - zapytaem. - Na brodzie nabi mi siniaka wielkoci liwki. Rozora mi paznokciami szyj i piersi. Sama zajm si swoimi obraeniami, ale

oczywicie dzikuj ci... Gruze. Cho niewiele zrobie, ebym w ogle przeya. - Delicjo! - odezwa si Rapsod. W jego gosie zna byo znuenie, ale i gniew. - Ojcze, on uciek! Powali jednego przeciwnika, a potem czmychn w krzaki. Gdyby od razu przyszed nam z pomoc, Fletnia nie miaaby zamanej rki, a ty pogruchotanej harfy. On uciek! - Ale wrci. Wol sobie nie wyobraa, co by si stao, gdyby tego nie zrobi. Rzeczywicie,

dostao si nam, ale powinna mu podzikowa, e yjemy. - Nie bd mu za nic dzikowaa oznajmia zawzicie. - Nie zdoby si na odwag i dlatego nasze ycie lego w gruzach. Co my teraz mamy? Harfiarza bez harfy i Fletni, ktra nie moe utrzyma instrumentu. Wstaem i odszedem. Nie miaem siy sucha wyrzutw Delicji ani odwagi si tumaczy. Poszedem cign z drogi dwa martwe ciaa; zawlokem je na traw na brzegu rzeki. Wrciem do lasu i odnalazem lepuna. Poradzi ju

sobie z wasnymi ranami, lepiej ni ja bym to zrobi. Przeczesaem mu sier palcami, strzsnem z niej jeszcze jakie kolce i kawaki jeynowych rozg. Jaki czas po prostu siedziaem obok niego. Pooy si, wspar eb na moim kolanie, a ja drapaem go za uszami. Rozumielimy si bez sw. Wreszcie wstaem, znalazem trzecie ciao, chwyciem je pod ramiona i zacignem w miejsce, gdzie zoyem pozostae dwa. Bez najmniejszych wyrzutw sumienia przeszukaem sakiewki. Dwaj mieli tylko po garci drobniakw, ale u tego z mieczem znalazem

dwanacie srebrnych monet. Zabraem wszystko, a take zniszczony pas z pochw. Z pyu drogi podniosem miecz. Potem a do ciemnej nocy przynosiem kamienie znad rzeki. Uoyem z nich kopczyk kryjcy ciaa. Kiedy skoczyem, poszedem na brzeg rzeki, obmyem donie, ramiona, spryskaem wod twarz. Zdjem okrwawion koszul, upraem j i od razu woyem - mokr i chodn. Przez chwil czuem ulg, potem z zimna zaczy mi sztywnie minie. Wrciem do ogniska. Pomienie owietlay twarze siedzcych przy

nim ludzi. Signem po do Rapsoda, woyem w ni sakiewk. - Moe wystarczy, dopki nie zdobdziesz nowej harfy - rzekem. - Pienidzmi ofiar chcesz uciszy wyrzuty sumienia? - szydzia Delicja. Tego ju byo za wiele. - Gdyby przeyli, to wedle prawa Ksistwa Koziego, musieliby przynajmniej zapaci odszkodowanie. Jeli wam te pienidze niepotrzebne, moecie je rzuci do rzeki. - Gardziem t

kobiet znacznie bardziej ni ona mn. Cho byem cay posiniaczony i obolay, jeszcze obejrzaem zdobyczny pas. lepun mia racj. Szermierz by znacznie potniejszy ode mnie. Uoyem skr na kawaku drewna i noem wywierciem dodatkow dziurk. Znowu poczuem u boku miy ciar miecza. Wydobyem ostrze, obejrzaem je w wietle ognia. Nie byo wyjtkowo pikne, ale praktyczne i solidnie wykonane. - Skd go masz? - zapytaa Fletnia troch niewyranie.

- Od trzeciego, z lasu - odparem krtko. Na powrt wsunem miecz do pochwy. - Co takiego? - zapyta harfiarz Rapsod. - Miecz - rzeka Fletnia. Rapsod obrci na mnie zamglone spojrzenie. - W lesie by trzeci napastnik? Z mieczem? - Tak. - Zabie go?

- Tak. Pokiwa wolno gow. - Kiedy podae mi rk, poznaem, e to nie do skryby. Piro nie zostawia podobnych stwardnie ani nie wyrabia takich muskuw na przedramieniu. Widzisz, Delicjo, on nie uciek. On ruszy... - Postpiby mdrzej, gdyby najpierw zabi tego, ktry nas atakowa - upieraa si Delicja. Zawinem si w pooyem przy ogniu. derk, Byem

godny, ale nic na to nie mogem poradzi. Byem te zmczony i to mogem zmieni. - Zamierzasz spa? - spytaa Fletnia. Mimo narkotycznego otpienia bya przeraona. - Tak. - A jeli pojawi si inni? - Wtedy Delicja zabije ich w kolejnoci, jak uzna za stosown odrzekem kwano. Ukadaem si na derce dotd, a miecz znalaz si we waciwym miejscu, tu pod rk, w kadej chwili gotw do

uycia. Zamknem oczy. Syszaem, jak Delicja wolno si podnosi i zaczyna szykowa posanie dla pozostaych. - Gruze... - odezwa si cicho Rapsod. - Zostawie sobie jaki grosz? - Nie potrzebuj pienidzy odpowiedziaem rwnie cicho. -

Mogem doda, e nie zamierzam wicej mie do czynienia z ludmi, ale nie chciaem ju nikomu si tumaczy. Nie obchodzio mnie, czy zrozumia, czy nie.

Znowu zamknem oczy i signem po omacku Rozumieniem, krtko dotknem lepuna. Podobnie jak ja, by godny, lecz wola odpocz. Jutro wieczr znowu zapolujemy razem - obiecaem. Westchn zadowolony. Ukry si niedaleko. Ognisko widzia jak iskierk pord drzew. Opar pysk na przednich apach. Byem tak zmczony, e myli popyny swoj drog, straciy wyrazisto. Zostawiem przykre sprawy i odpynem, wolny, daleki

od blu przeladujcego moje ciao. Sikorka - pomylaem tsknie. Sikorka. Nie znalazem jej. Na sienniku przed paleniskiem spa Brus. Widziaem go zupenie wyranie, wraenie byo podobne do sigania Moc, tyle e nie potrafiem utrzyma obrazu. Blask pomieni migota na twarzy krlewskiego koniuszego: bya szczuplejsza, spalona socem wida wiele czasu spdza na polu. Wirujc oddaliem si od niego. Moc braa mnie w swoje objcia, a ja nie

potrafiem si jej oprze. Gdy moje sny dotkny ksinej Cierpliwej, zastaem j, ku swemu zdumieniu, w prywatnej komnacie ksicia wawego. Wadca wyglda niczym zaszczute zwierz. Moda kobieta w licznej sukience bya najwyraniej rwnie zdumiona widokiem ksinej Cierpliwej jak on. Ksina za, uzbrojona w jak map, perorowaa potoczycie, odsuwajc na bok tac ze smakoykami oraz winem, eby rozoy pergamin na stole. - Nie uwaam ci ani za gupca, ani za tchrza, ksi, a co za tym

idzie, musz przyj, i pozostajesz w niewiadomoci. Zamierzam zmieni ten stan rzeczy i dopilnowa, by twoja edukacja nie pozostawaa duej tak karygodnie zaniedbana. Jak dowiedzie ci, ksi, ta oto mapa, sporzdzona przez ksicia Szczerego na krtko przed wyruszeniem na wypraw, jeeli wkrtce nie podejmiesz odpowiednich dziaa, wybrzee Ksistwa Koziego zostanie wydane na ask szkaratnych okrtw. A nasi wrogowie nie znaj aski. Przewiercaa ksicia spojrzeniem. Znaem je doskonale. Tak samo patrzya na mnie, gdy si domagaa

cakowitego posuszestwa. Prawie byo mi al ksicia wawego. Zaraz straciem wty kontakt i z tym obrazem. Jak niesiony wiatrem li poszybowaem w dal. Nie wiem, czy uniosem si wyej, czy opadem niej, wiem jedynie, e wi z wasnym ciaem zmienia si wiotk nitk. Obracaem si i wirowaem w nurcie, ktry wciga mnie i zachca, by zapomnie o wszystkim innym. Gdzie daleko wilk zawy przestraszony. Ledwie wyczuwalne palce czepiay si mnie, jakby prboway przycign moj uwag.

Bastardzie. Ostronie. Wracaj. Krl Szczery. Lecz jego signicie Moc nie byo silniejsze ni tchnienie, cho kosztowao go tak wiele wysiku. Co nas rozdzielao, jaka zimna mga, ulotna, lecz nie do przebycia, opltywaa mnie, czepiaa si niczym kolczaste rozogi. Chciaem, eby mnie to obchodzio, chciaem znale w sobie tyle strachu, eby wrci do ciaa. Zupenie jakbym schwytany w puapk snu prbowa si obudzi. Nie potrafiem. Nie miaem w sobie woli, eby prbowa. Prosz, prosz! Pojawi si

odorek psiej magii i popatrzmy, co tutaj mamy. - Stanowczy wbi we mnie szpony niczym kot w niebaczn ofiar, przycign do siebie. - Witaj, bkarcie. - Jego gbokie zadowolenie obudzio we mnie kady odcie strachu. - Obaj yj. I Bastard ze swoj wypaczon magi, i Szczery, ksi uzurpator. No, no, no. Krl Wadczy bdzie zmartwiony, kiedy si dowie, e w rzeczywistoci nie odnis druzgoczcego zwycistwa. Tym razem dopilnuj, eby wszystko potoczyo si po jego myli. Na mj sposb. Bada moje mury obronne.

Poczuem zdradliwe macki, bardziej intymne ni pocaunek. Stanowczy szuka moich sabych punktw, jakby obraca ciao bezwolnej dziewki. Zwisaem w jego silnej doni niczym schwytany krlik, czekajc tylko na skrcenie karku, ktre zakoczy moje ycie. Czuem, e od czasu naszego ostatniego spotkania Stanowczy nabra si i umiejtnoci. Krlu Szczery! - zawyem, ale mj wadca nie mg mnie usysze ani odpowiedzie. Stanowczy zway mnie w doni.

Jaka dla ciebie korzy z tej siy, nad ktr nigdy nie nauczye si panowa? adna. Lecz mnie doda skrzyde i pazurw. Moesz mi da tyle siy, e odnajd Szczerego, obojtnie w jakiej dziurze si skryje. Zacza ze mnie wycieka energia, zupenie jak woda z przedziurawionego bukaka. Nie miaem pojcia, w jaki sposb Stanowczy pokona moj obron, i nie znaem sposobu, eby si od niego uwolni. Wpi si w mj umys i wysysa energi. W taki sam sposb Prawy wraz z Pogodn zabili krla Roztropnego. Monarcha

odszed szybko, jakby pka mydlana baka. Nie miaem siy ani ochoty walczy, gdy Stanowczy wciska do mego umysu wasne myli, ora szponami po moich najgbszych wspomnieniach i cay czas pozbawia mnie energii. Nie wiedzia tylko, e gdzie w moim wntrzu czeka na niego wilk. Bracie! - zawy lepun i skoczy na niego z zbami i pazurami. Gdzie bardzo daleko Stanowczy wrzasn z przeraenia. Niewane, jak silny by w uywaniu Mocy - nie mia adnego pojcia o Rozumieniu.

By bezsilny wobec ataku lepuna, tak samo jak ja byem bezsilny wobec niego. Dawno temu, gdy padem ofiar ataku Prawego, lepun wybawi mnie z opresji. Widziaem na wasne oczy, jak Prawy pad na podog, zupenie jakby rzeczywicie zaatakowa go wilk. Straci koncentracj i panowanie nad Moc, a wwczas ja zdoaem si od niego uwolni. Nie widziaem teraz, co dzieje si ze Stanowczym, ale czuem, jak lepun szarpie i gryzie. Odepchna mnie sia przeraenia Stanowczego. Uciekem, przerywajc poczenie Moc tak gwatownie, e przez kilka

chwil nie byem pewien wasnej tosamoci. Potem znalazem si, zupenie rozbudzony, we wasnym ciele. Siedziaem na derce, po plecach spyway mi strumienie zimnego potu. W panice bezadnie wznosiem znowu mury obronne. - Gruze? - Rapsod usiad gwatownie, wyrwany ze snu. Delicja przygldaa mi si z drugiej strony ogniska, gdzie siedziaa na derce, penic wart. Zdusiem szloch.

- To tylko zy sen - wychrypiaem. - Miaem zy sen. - Z ogromnym trudem dwignem si na nogi. Byem bardzo osabiony. wiat wok mnie zawirowa. Ledwie staem. Doda mi si strach przed wasn saboci. Chwyciem kocioek i ruszyem nad rzek. Potrzebowaem mocnego wywaru z kozka. Z daleka okryem spitrzone kamienie, pod ktrymi pogrzebaem ciaa ofiar kunicy. Zanim dotarem nad brzeg rzeki, lepun by przy mnie, kulejc na trzech apach. Rzuciem kocioek i osunem si na ziemi obok wilka. Oplotem go ramionami, pamitajc

o ranie na barku, ukryem twarz w gstej sierci. Tak si umarem. baem. Prawie

Ju teraz wiem, dlaczego musimy ich pozabija - oznajmi spokojnie. - Jeli tego nie zrobimy, nigdy nie bdziemy mieli spokoju. Musimy ich wytropi w ich wasnym legowisku i zabi wszystkich. Jedynie takie pocieszenie potrafi mi ofiarowa.

Rozdzia szsty Moc i rozumienie

Wdrowni muzycy oraz skryby zajmuj w spoecznoci Krlestwa Szeciu Ksistw miejsce szczeglne. S skarbnicami wiedzy - chroni od zapomnienia histori Krlestwa Szeciu Ksistw, i to nie tylko t wielk, ktra wpywa na losy naszego pastwa, lecz take dzieje miast, a nawet poszczeglnych rodw zakadajcych osady. Kady

minstrel marzy, e bdzie jedynym wiadkiem jakiego wakiego wydarzenia i zostanie autorem nowej sagi, ale tak naprawd ich rola polega na czym innym opowiadaj o codziennym ludzkim yciu. Gdy pojawiaj si spory w kwestiach dziedziczenia, przynalenoci rodowej albo nawet dugoterminowej umowy, wwczas wzywa si minstreli, gdy przypominaj szczegy, ktre innym mogy ulecie z pamici. Minstreli wspieraj, ale nie ruguj, wdrowni pisarze. Za niewielk opat stworz zapis aktu lubu, narodzin czy przekazania ziemi,

uwieczni pod postaci liter wielko dziedzictwa albo przyrzeczonego posagu. Takie zapiski mog by niekiedy do zawie, kada bowiem z zainteresowanych stron musi zosta okrelona w sposb nie budzcy adnych wtpliwoci - nie tylko z imienia i fachu, ale take przez pokrewiestwo, miejsce zamieszkania oraz z wygldu. Nie naley do rzadkoci wzywanie minstrela, by postawi swj znak jako wiadek zapisu dokonanego przez skryb, dlatego te nikogo nie dziwi, jeli minstrel i pisarz podruj razem albo jeli jeden

czowiek jest biegy w obu tych rzemiosach. Minstrele i skryby s dobrze traktowani w domach szlacheckich, gdzie znajduj schronienie na zim, a z czasem kt i misk na stare lata. aden mony nie yczy sobie by le wspominany w opowieciach pieniarzy i skrybw, czy - co jeszcze gorsze nie by wspominany w ogle. Szczodro wobec tych ludzi jest pojmowana jako zwyczajowa grzeczno. Jeli gocisz w twierdzy, w ktrej prno szuka minstreli, wiesz, e zasiadasz do stou ze skpcem.

*** Nastpnego dnia po poudniu poegnaem muzykantw w lichym miasteczku zwanym Kruczy Przesmyk. W zasadzie to poegnaem si z Rapsodem. Delicja wmaszerowaa do gospody, nawet nie rzuciwszy na mnie okiem. Fletnia si obejrzaa, ale spojrzenie miaa tak nieodgadnione, e trudno byo z niego cokolwiek wyczyta. Zaraz posza za Delicja. Razem z Rapsodem zostaem na ulicy. Stalimy jaki czas, nie zdj rki z mojego ramienia. - Przed wejciem jest schodek -

uprzedziem go cicho. Podzikowa skinieniem gowy. - Przyda si nam par ciepych ksw - zauway i wskaza drzwi ruchem brody. Pokrciem gow i zaraz ubraem odmow w sowa. - Dzikuj, ale nie id z wami. Ruszam dalej. - Tak natychmiast? Przynajmniej wypij kufel piwa i co przegry. Wiem, Delicja jest czasem... trudna do zniesienia, ale chyba nie

uwaasz, e mwi w imieniu nas wszystkich. - Nie w tym rzecz. Po prostu mam co do zrobienia. Odkadaem to ju bardzo dugo. Wczoraj zdaem sobie spraw, e dopki si z tym nie uporam, nie zaznam spokoju. Rapsod westchn ciko. - Wczoraj by zy dzie. Nie podejmowabym na jego podstawie yciowej decyzji. - Przekrzywi gow, spojrza mniej wicej w moj stron. - Co ci drczy, Gruze, ale z czasem bdzie lepiej. Czas jest dobrym lekarzem.

- Zazwyczaj tak, ale niekiedy pomaga tylko... zaatwienie sprawy. W taki czy inny sposb. - Wobec tego powodzenia, chopcze. - Ucisn mi rk. Cieszy mnie, e ta do wojownika ma teraz miecz, ktry moe uj. To nie moe by dla ciebie za wrba. - Tu jest wejcie - powiedziaem i otworzyem przed nim drzwi. - I ja wam ycz powodzenia dorzuciem, kiedy mnie mija. Stanem na ulicy, swobodny, jakbym w progu gospody zrzuci

wielki ciar. Znowu wolny. Nieprdko wezm sobie na kark podobne brzemi. Id do ciebie - powiedziaem lepunowi. - Dzi wieczr polujemy razem. Bd si za tob rozglda. Poprawiem tumok na ramieniu, chwyciem mocniej podrny kostur i ruszyem ulic. Nic mnie nie trzymao w Kruczym Przesmyku, a przecie nogi same zaprowadziy mnie prosto na rynek. Przyzwyczajenie jest drug natur. Nadsuchiwaem tsknie okrzykw i

biada ludzi dobijajcych targu. Nabywcy narzekali na wysokie ceny, sprzedawcy odpowiadali, e towary od ujcia rzeki nadpywaj coraz rzadziej, a te, ktre dotr a do Kruczego Przesmyku, s bardzo kosztowne. Zapewniali te, e dalej w gr rzeki ceny s jeszcze wysze. Nie do, e wszyscy wyrzekali na droyzn, niemao byo takich, ktrzy szukali towarw, jakich w ogle na rynku nie byo. I to nie tylko ryb morskich czy grubych wenianych tkanin z Ksistwa Koziego. Stao si tak, jak przewidywa Cier: brakowao jedwabiu, okowity, biuterii z

Miasta Wolnego Handlu, nie byo nic z ksistw nadbrzenych ani z krain rozcigajcych si za nimi. Zablokowanie grskich szlakw zagrodzio drog handlarzom Krlestwa Grskiego wiozcym kamienie szlachetne, futra i inne tamtejsze dobra. Kruczy Przesmyk by miasteczkiem kupieckim. Teraz panowaa w nim stagnacja, dusio si nadmiarem wasnych towarw, ktrych nie byo na co wymieni. Przynajmniej jeden powczcy nogami pijaczyna wiedzia, kogo obarczy win za obecny stan rzeczy. Wlk si przez rynek na niepewnych nogach, obija o

stragany, zatacza midzy towarami rozoonymi na matach na ziemi. Dugie czarne wosy pltay mu si z gst brod. Idc piewa, czy moe raczej rycza, bo jego gos by bardziej donony ni piewny. Melodia nie zostawaa w pamici, a i rytmu prno by szuka w tej piosence, lecz sens pozostawa jasny. Gdy Krlestwem Szeciu Ksistw wada krl Roztropny, rzeki pyny mlekiem i miodem, a teraz, gdy ksi Wadczy naoy koron, wybrzea spyny krwi. Druga zwrotka mwia o tym, e lepiej paci podatki na walk ze szkaratnymi okrtami ni na krla,

ktry si tchrzliwie skrywa, ale t cz przypiewki przerwao nadejcie stray miejskiej. Stranikw byo dwch. Spodziewaem si, e zatrzymaj pijaka i uwolni go od ostatnich groszy, by nimi opaci kar za wszystkie przekroczone prawa. Powinna mnie bya zastanowi naga cisza na rynku. Ruch zamar, ludzie usuwali si z drogi, przyciskali do straganw, by zrobi przejcie. Wkrtce stranicy dotarli do pijaka. Milczcy tum, a wraz z nim ja, patrzy, jak go pochwycili. Przeraony czeczyna powid po

ludziach rozpaczliwym spojrzeniem, wzrokiem wzywajc pomocy. Jeden ze stranikw zamachn si solidnie i pici w skrzanej grubej rkawicy wymierzy biedakowi cios prosto w odek. Pijak z pewnoci by kiedy potnie zbudowany, z wiekiem dopiero uty i przybyo mu brzucha. Kto sabszy byby upad na ziemi. On zgi si wp, powietrze ze wistem ucieko mu przez usta. Gwatownie zwymiotowa skwaniaym piwem. Stranicy z obrzydzeniem odstpili na bok, jeden kopn go z caej siy i przewrci na stragan. Spady na ziemi dwa koszyki z jajkami.

Waciciel towaru nie rzek sowa, tylko gbiej schroni si w pmrok kramu, jakby pragn pozosta niezauwaony. Stranicy znowu podeszli do nieszcznika. Jeden chwyci go z przodu za koszul, postawi na nogi i wymierzy szybkie uderzenie prosto w twarz. Pijaczyna polecia prosto na drugiego stranika. Tak si z nim zabawiali, bijc i kopic na zmian, a upad na ziemi i nie mia ju siy wsta. Nie wiedziaem, e ruszyem na pomoc, pki nie poczuem na ramieniu czyjej doni. Obejrzaem

si i spojrzaem prosto w pomarszczon twarz starej kobiety. - Spokojnie - szepna. - Jeli nikt ich nie rozwcieczy, poprzestan na biciu. W przeciwnym wypadku go zabij. Albo, co gorsza, zabior na krlewsk aren. Spucia powieki, jakby zawstydzona, lecz nie zdja rki z mojego ramienia. W kocu odwrciem wzrok od bitego nieszcznika i prbowaem nie sysze uderze ani zduszonych krzykw ofiary. Dzie by gorcy, a stranicy mieli

na sobie grube kolczugi - znacznie bardziej zabudowane ni zazwyczaj nosili czonkowie stray miejskiej. Moe dziki temu pijaczyna ocala. Nikt nie lubi si poci w zbroi. Spojrzaem na nich akurat w chwili, gdy jeden odci nieszcznikowi sakiewk, zway j w doni i schowa do kieszeni. Drugi rozejrza si po tumie. - Czarniak zosta ukarany za zdradziecki akt kpienia z miociwie nam panujcego krla Wadczego oznajmi. - Niech jego los bdzie dla innych przestrog. Zostawili go, lecego w kurzu i

odpadkach, ruszyli dalej na obchd. Na rynku nikt nawet nie drgn, pki nie zniknli za rogiem. Potem stopniowo bazar wrci do ycia. Staruszka cofna do z mojego ramienia i wrcia do targowania si o cen rzepy. Waciciel strconych koszykw okry swj kram i zacz zbiera ocalae jajka. Nikt nie patrzy na lecego czowieka. Jaki czas staem bez ruchu, czekajc, a opuci mnie drcy chd. Dlaczego stra miejsk w ogle obchodziy przypiewki podchmielonego prostaka? Zdecydowaem, e najwyszy czas opuci Kruczy Przesmyk.

Poprawiem toboek na ramieniu i ruszyem w stron drogi prowadzcej za miasto. Gdy zbliyem si do jczcego czowieka, uderzy mnie jego bl. Im bliej podchodziem, tym lepiej go czuem, zupenie jakby kto wpycha moj rk coraz gbiej w piekce pomienie. Nieszcznik unis chwiejnie gow, spojrza na mnie. Twarz mia umazan kurzem, przylgnitym do jego krwi i wymiotw. Chciaem i dalej. Pom. Odebraem kategoryczny t myl jako rozkaz wasnego

umysu. Zatrzymaem si jak raony piorunem, niewiele brakowao, ebym straci rwnowag. Ten niespodziewany rozkaz nie nadszed od lepuna. Pijak podpar si rk, podcign odrobin wyej. Zatopi w moich renicach spojrzenie przepenione niemym baganiem i przejmujcym smutkiem. Widziaem ju takie oczy. Tak patrzy ranne zwierz. Czy nie powinnimy mu pomc? - zapyta lepun niepewnie. Ciii... - uciszyem go.

Pom, tak trzeba - proba nabraa mocy i wyrazistoci. Pradawna krew baga pradawn krew. Gos w mojej gowie brzmia wyraniej, nie sowami, lecz obrazami. Wyczuwaem znaczenie Rozumieniem. Troch jak szyfr czonkw jednego klanu. Czy oni s stadem z nami? zapyta lepun. Wyczuwa moje zmieszanie, wic nie odpowiedziaem. Czarniak zdoa si podeprze i usi. Bez sowa wycign do mnie rk. Pomogem mu wsta. Zachwia si lekko. Nadal go

trzymaem i pozwoliem, by opierajc si o mnie zapa rwnowag. Rwnie niemy jak on, ofiarowaem mu swj kostur wdrowca. Uj go, ale nie puci mojego ramienia. Wolnym krokiem wyszlimy z rynku. Stanowczo zbyt wielu ludzi ogldao si za nami z zaciekawieniem. Kiedy szlimy ulicami, ludzie spogldali na nas, a potem szybko odwracali wzrok. Pijany nie odezwa si do mnie sowem. Wci oczekiwaem, e mi wskae, w ktr i stron, zaprowadzi do jakiego domu, ktry nazwie swoim - lecz nie mwi nic. Na przedmieciach droga zbliya

si do rzeki. Soce przewiecao midzy gaziami drzew, rzucajc na wod zote byski. Mielizna podchodzia a do trawiastego brzegu. Kilka osb z koszami z mokrym praniem wanie wybierao si z powrotem do domu. Pijaczyna trci mnie lekko ramieniem, by wskaza, e chce si dosta nad sam wod. Tam opad na kolana, pochyli si i zanurzy w rzece nie tylko twarz, ale ca gow, a nawet szyj. Potem przetar oczy rkoma i zanurzy si raz jeszcze. Otrzsn si energicznie, jak pies, rozpryskujc wod we wszystkie strony. Usiad na pitach i popatrzy

na mnie zawicymi oczyma. - Mam na imi Czarniak oznajmi gucho. - Jak ju pjd do miasta, to zawsze wypij za duo Tylko pokiwaem gow. - Dasz zapytaem. ju sobie rad? -

Teraz on pokiwa gow. Przesun jzykiem po wewntrznej stronie warg - sprawdza, czy nie ma obluzowanych zbw. Wezbrao we mnie zadawnione wspomnienie blu. Zapragnem si znale od tych obrazw jak najdalej.

- No to powodzenia. - Nieco w gr rzeki napiem si i napeniem bukak. Podniosem toboek. Nage ukucie Rozumienia kazao mi odwrci gow w stron lasku. Jaki pie si poruszy i raptem przemieni w niedwiedzia. Wyprostowane zwierz unioso eb, kilkakrotnie pocigno nosem, po czym opado na cztery apy i ruszyo w nasz stron. - Uwaga! - zawoaem cicho, cofajc si powoli. - Niedwied! - Ona jest ze mn - odpar spokojnie. - Nie trzeba si jej ba.

Staem nieruchomo jak skaa, a niedwiedzica, szurajc apami, wychyna spomidzy drzew. Zbliywszy si do Czarniaka, wydaa z siebie niski dwik, dziwnie podobny do muczenia krowy wzywajcej cielaka. Potem trcia go wielkim bem. Czarniak wsta, wspierajc si na pochyych niedwiedzich barkach. Czuem, e rozmawiaj ze sob, ale nie wiedziaem o czym. Wreszcie niedwiedzica uniosa eb i spojrzaa na mnie badawczo. Pradawna wyranie. krew oznajmia

Malutkie oczka osadzone byy gboko. Soce poyskiwao w jej futrze. Nie miaem nawet drgn. Gdy podeszli do mnie blisko, uniosa nos i zacza gboko wciga powietrze. Bracie? zaniepokojony. lepun by

Chyba wszystko dobrze. Ledwie tchnem. Nigdy nie byem tak blisko ywego niedwiedzia. eb miaa wielkoci dwch sporych wiader. Gorcy oddech moczcy mi pier czu byo rybami.

Wreszcie odstpia. Usiada, kilka razy wcigna powietrze pyskiem nadal sprawdzaa mj zapach. Wolno zakoysaa bem i wreszcie posza do lasu. - Chod! - Czarniak, przywoawszy mnie gestem, ruszy za niedwiedzic. - Starczy jedzenia dla wszystkich. Wilka te zapraszamy. Posuchaem go. Czy to rozsdne? - lepun by ju niedaleko, lawirujc pdzi

midzy drzewami. Chciabym poj, kim s. Czy s podobni do nas? Nigdy nie rozmawiaem z nikim podobnym do nas. Szydercze prychnicie. Opiekowa si tob Serce Stada. On jest bardziej podobny do nas ni ci dwoje. Nie jestem pewien, czy chc by tak blisko niedwiedzia albo czowieka, ktry myli z niedwiedziem. Chc wiedzie wicej nalegaem. - Jak niedwiedzica

mnie pojmuje, signa...

jak

ku

mnie

Mimo zaciekawienia trzymaem si jednak w susznej odlegoci za dziwn par. Czowiek i niedwied czapali przodem. Kierowali si na skro wierzbowych zaroli, nie wychodzili na drog. W miejscu gdzie po drugiej stronie szlaku gsty las podchodzi do samego traktu, przeszli popiesznie. Ja za nimi. W gbokim cieniu wikszych drzew wkrtce natrafilimy na ciek lenej zwierzyny. lepuna wyczuem, zanim si przy mnie pojawi. Dysza z popiechu. Serce mi si krajao, gdy patrzyem, jak

biegnie na trzech apach. Zbyt czsto odnosi rany w mojej obronie. Jakie miaem prawo tego da? Nie jest tak le, jak wyglda. Nie mia ochoty i jako drugi, a cieka bya za wska dla nas obu, wic ustpiem mu miejsca, a sam szedem obok, uchylajc si przed gaziami, przeskakujc nad zwalonymi pniami i pilnujc przewodnikw. aden z nas nie czu si swobodnie w obecnoci niedwiedzia. Jeden cios apy mg okaleczy albo i zabi, a cho o niedwiedziach nie wiedziaem

wiele, z pewnoci nie miay zrwnowaonego charakteru. Marsz w strumieniu zapachu niedwiedzicy sprawia, e lepunowi jeya si sier na karku, a ja dostawaem gsiej skrki. Po jakim czasie doszlimy do skromnej chatki przycupnitej u stp wzgrza. Zbudowana bya z kamienia i drewnianych kd, uszczelniona ziemi oraz mchem. Drewniany dach oboono dodatkowo darni. Wyrosy na niej nawet niewielkie krzaczki. Drzwi do chatki byy niezwykle szerokie i na dodatek otwarte na ocie. Czowiek oraz niedwied weszli do

wntrza. lepun zwolni kroku, sier mia nastroszon, uszy postawione, skierowane do przodu. Czarniak wyjrza przez drzwi. - Wejdcie, czujcie si jak u siebie - zaprosi. Gdy spostrzeg moje wahanie, doda: - Pradawna krew nie zwraca si przeciw pradawnej krwi. Bardzo wolno wszedem do wntrza. Na rodku sta niski okrgy st zrobiony z pnia wielkiego drzewa, po dwch jego stronach ustawiono awy. W kcie pomidzy dwoma szerokimi,

wygodnymi krzesami by kominek, zbudowany z rzecznego kamienia. Drugie drzwi prowadziy do mniejszego pomieszczenia, penicego rol sypialni. Czu byo niedwiedzi nor: zjeczaym tuszczem i ziemi. W jednym z ktw walay si rozrzucone koci, na cianach zna byo lady potnych pazurw. Jaka kobieta zamiataa podog, na nasz widok odstawia miot. Ubrana bya w brzowy strj, a jej krtkie, brzowe wosy przylegay do czaszki gadko, na podobiestwo miseczki odzia. Obrcia gow szybkim ruchem i spojrzaa na mnie

brzowymi oczyma. Nie mrugaa. Czarniak skin w moj stron. - Jeyno, oto gocie, o ktrych wspominaem. Jestem zaproszenie grzecznie. wdziczny odezwaem za si

Kobieta zdawaa si zdziwiona. - Pradawna krew zawsze chtnie wita pradawn krew - zapewnia. Zatopiem wzrok w lnicej czerni oczu Czarniaka.

- Nigdy dotd nie syszaem o pradawnej krwi - przyznaem. - Ale wiesz, co to jest. Umiechn si, a mina ta przypominaa grymas niedwiedzia. Czarniak przypomina niedwiedzia z postury, z rozkoysanego chodu. Koleba gow z boku na bok, jednakowo podnosi brod i patrzy w d, jakby mu nos midzy oczyma zasania widok. Kobieta za jego plecami uniosa gow, popatrzya gdzie w gr. Poszedem za jej spojrzeniem i ujrzaem sokoa przycupnitego na

krokwi. widrowa mnie wzrokiem. Belki byy biae od jego odchodw. - Mwisz zapytaem. o Rozumieniu? -

- Nie. Tak nazywaj pradawn krew ci, ktrzy nie maj o niej pojcia. To nazwa pogardliwa. Ci, ktrzy maj w sobie pradawn krew, nie nazywaj jej w ten sposb. Z kredensu stojcego pod cian zacz wyjmowa jedzenie. Dugie, solidne paty wdzonego ososia. Bochen sodkiego chleba, ciki od zapieczonych w ciecie orzechw i

owocw. Niedwiedzica podniosa si na zadnie apy, z uznaniem pocigajc nosem. Obrcia eb bokiem i cigna ze stou kawa ryby. W jej szczkach wyglda niepozornie. Ciko stpajc posza w swj kt, odwrcia si do nas tyem i zacza je. Kobieta w milczeniu przysiada na krzele, z ktrego moga obserwowa cae wntrze. Kiedy na ni spojrzaem, gestem zaprosia mnie do stou, i zaraz ponownie zastyga w bezruchu, obserwujc otoczenie bez mrugnicia powiek. Na widok jedzenia lina zacza mi ciekn z ust. Dawno ju nie

zaznaem sytoci, a przez ostatnie dwa dni nie jadem prawie nic. Cichy skowyt od drzwi chatki przypomnia mi, e lepun te jest godny. - Nie ma sera ani masa stwierdzi smtnie Czarniak. - Stra miejska zabraa mi pienidze, zanim zdyem kupi. Za to ryb i chleba mamy ile dusza zapragnie, jest te mid w plastrach. Mona je do woli. Mimowolnie zerknem w stron drzwi. - Mwi do was obu - rzek. -

Pomidzy nami, z pradawn krwi w yach, para jest traktowana jak jedno. Zawsze. - nieek i ja take witamy was z radoci - dodaa cicho kobieta, Jeyna. Gestem podzikowaem zaproszenie. lepunie? signem wilkowi. - Wejdziesz? Tylko na prg. W nastpnej chwili pojawi si szary cie. Znikn jeszcze, poszed za ku

sprawdzi najblisze otoczenie chaty, poznajc zapachy, cigle na nowo odnajdujc niedwiedzia. Podszed do drzwi, zajrza do wntrza, potem znowu okry chat. Niedaleko odkry czciowo poart padlin jakiej powej zwierzyny, przysypan limi i ziemi. Typowa spiarnia niedwiedzia. Nie musiaem go przestrzega, eby zostawi j w spokoju. Wreszcie podszed do drzwi, usiad na progu, cay czas w gotowoci. - Zanie mu jedzenie, jeli nie chce wej podpowiedzia Czarniak. - Nie naley walczy z

naturalnymi instynktami - doda. - Dzikuj - odpowiedziaem odrobin niezrcznie. Nie wiedziaem, jakie zwyczaje obowizuj w tym domu. Wziem ze stou pat ososia. Rzuciem lepunowi, schwyta go w locie. Siedzia i trzyma akomy ksek w zbach. Nie mg rwnoczenie je i pozosta czujnym. Z pyska zaczy mu spywa dugie strumienie liny. Jedz - poradziem. - Nie ycz nam le.

Nie potrzebowa dalszej zachty. Upuci ryb, przycisn j do ziemi przedni ap i oddar suszny ks. Pokn go, prawie nie przeuwajc. Zdaem sobie spraw, e sam zjadbym konia z kopytami. Czarniak ukroi dla mnie gruby plaster chleba i suto posmarowa miodem. Sobie nala kubas pitnego miodu. Napitek dla mnie ju sta obok talerza. - Jedz, nie czekaj na mnie zachca Czarniak. Spojrzaem pytajco na kobiet. Zapraszam rzeka cicho.

Podesza do stou, wzia talerz, ale naoya na tylko odrobin ryby i kawaeczek sodkiego chleba. Czuem, e zrobia to, by mnie omieli, z uprzejmoci. - Czujemy wasz gd. - Umiechna si. Smacznego. - Nie zostaa z nami przy stole, usiada na krzele przy kominku. Posuchaem jej z ochot. Wykazaem si podobnym brakiem dobrego wychowania jak lepun. On by przy trzecim pacie ososia, a ja koczyem trzeci kawa chleba i drug porcj ryby, zanim przypomniaem sobie o gospodarzu. Czarniak dola mi miodu.

- Kiedy prbowaem trzyma koz. Na mleko, ser, sam rozumiesz. Nic z tego nie wyszo. Nie moga si przyzwyczai do Potyczki. Biedne zwierz, zawsze byo tak zdenerwowane, e nie dawao mleka. Wobec tego pijamy mid. Potyczka ma do niego niezego nosa, tote w ten napj moemy si zaopatrzy sami. - Wspaniay - westchnem. Odstawiem kubek, w wierci ju oprniony. Jeszcze nie skoczyem jedzenia, ale zaspokoiem pierwszy gd. Czarniak mimochodem wzi ze

stou kawa ryby i rzuci Potyczce. Zapaa go w zby oraz pazury i odwrcia si od nas, eby zje w spokoju. Gospodarz rzuci drugi kawa lepunowi, ktry straci ju ca nieufno. Skoczy po smakoyk, a potem rozoy si wygodnie, z ososiem pomidzy apami. Obrci eb, tylnymi zbami odgryza kaway i yka. Jeyna dziobaa swoj porcj: odrywaa paseczki suszonej ryby, a wkadajc je do ust, szybkim ruchem pochylaa gow. Gdy spogldaem w jej stron, okazywao si za kadym razem, e patrzy na mnie ptasimi brzowymi oczyma o przenikliwym

spojrzeniu. - Jak to si stao, e zwizae si z niedwiedzic? - zapytaem Czarniaka. Nie chc by niegrzeczny. Po prostu nigdy nie spotkaem kogo, kto jest zwizany z jakim zwierzciem i otwarcie si do tego przyznaje. Czarniak rozsiad si wygodniej, rce opar na brzuchu. - Nie przyznaj si do tego przed byle kim. Uwaaem, e o mnie wiecie, bo Potyczka i ja zawsze rozpoznajemy innych pradawnej krwi. A wracajc do twojego

pytania... moja matka bya z pradawnej krwi i dwoje jej dzieci t cech odziedziczyo. Wyczuwaa j w nas, rzecz jasna, i wychowywaa w odpowiedni sposb. Gdy osignem wiek mski, udaem si na poszukiwanie. Niewiele rozumiaem. Pokrci gow, litociwy umiech dotkn jego warg. - Wyruszyem samotnie w wiat na spotkanie z moim zwierzciem od pary. Niektrzy szukaj w miastach, inni w lesie, syszaem nawet o takich, ktrzy wyruszaj na morze. Mnie cigno do lasu.

Poszedem zupenie sam, szeroko otworzywszy zmysy, poszczc, pijc tylko wod i zaywajc zioa, ktre zwikszaj moc pradawnej krwi. Tutaj, gdzie jestemy teraz, usiadem pomidzy korzeniami starego drzewa i czekaem. Po jakim czasie przysza Potyczka, ktra szukaa towarzysza, podobnie jak ja. Sprawdzilimy si nawzajem, zyskalimy swoje zaufanie i tak to ju mino siedem lat. - Popatrzy na Potyczk z tak mioci, jakby bya jego ukochan on. - Szukae zwierzcia, z ktrym si miae poczy? - powtrzyem zdumiony.

Myl, e ty take mnie szukae i e ja woaem ciebie, chocia wtedy aden z nas o tym nie wiedzia duma lepun, spogldajc w nowym wietle na dzie, gdy go wybawiem z rk handlarza. Trudno uwierzy - odparem nie bez alu. - Przed tob ju dwukrotnie byem zwizany z psami i zbyt dobrze poznaem bl utraty towarzysza. Postanowiem nigdy wicej nie wiza si z adnym zwierzciem. Czarniak by zdziwiony, nieomal przeraony.

- Jeszcze przed wilkiem bye zwizany z dwoma psami? I stracie obu towarzyszy? Potrzsn gow, nie potrafi tego poj. - Jeste bardzo mody, nawet na pierwsz wi. Wzruszyem ramionami. - Byem jeszcze dzieckiem, gdy poczya mnie wi z Gagatkiem. Zabra go ode mnie czowiek, ktry wiedzia o tym porozumieniu i uwaa, e nie jest waciwe dla adnego z nas. Pniej jeszcze spotkaem tego psa, ale byo to ju u schyku jego dni. A drugi szczeniak, z ktrym si zwizaem...

Czarniak popatrzy na mnie z niesmakiem, jaki czsto widziaem na obliczu Brusa. Jeyna w milczeniu krcia gow. - Zadzierzgne wi jako dziecko? Wybacz mi, ale to wynaturzenie. Podobnie mona by pozwoli maej dziewczynce polubi dojrzaego mczyzn. Dziecko nie jest gotowe dzieli ycia zwierzcia. Wszyscy rodzice pradawnej krwi, jakich znam, najstaranniej chroni swe potomstwo przed takim zwizkiem. - Na jego twarzy pojawio si wspczucie. Dla twego towarzysza rozka musiaa by

tragedi. Ten, kto do niej doprowadzi, zrobi rzecz waciw, bez wzgldu na to, jakie nim kieroway racje. - Przyjrza mi si uwaniej. - Dziwne, e przeye, skoro nic nie wiesz o pradawnej krwi. - W moich rodzinnych stronach niewiele si o tym mwi. A jeli ju, nazywa si to Rozumieniem i uwaa za habice. - Nawet rodzice tak ci mwili? Wiem, e ludzie le si odnosz do pradawnej krwi, znam kamstwa, jakie si o niej opowiada, ale przecie rodzice z pewnoci

powiedzieli ci prawd. Rodzice nas miuj i z nadejciem odpowiedniego czasu pomagaj znale waciwych towarzyszy, by pradawna krew nie utracia mocy. Spuciem wzrok. - Nie znaem swoich rodzicw. Sowa te nie przychodziy mi atwo. - Matka oddaa mnie rodzinie ojca, kiedy miaem sze lat. A ojciec... w ogle mnie nie zna. Podejrzewam, e pradawn krew odziedziczyem po matce. Nie wiem nic o niej ani o jej rodzinie. - Miae sze lat, powiadasz? I

nie pamitasz nic? Przecie chyba matka czego ci nauczya, zanim oddaa ojcu? Powiedziaa ci, jak si broni... Westchnem ciko. - W ogle jej nie pamitam. - Od dawna miaem dosy uwag, e musz co pamita, e wikszo ludzi ma wspomnienia sigajce trzeciego roku ycia, a nawet wczeniejsze. Czarniak wyda z siebie dziwny gardowy dwik, ni to warknicie, ni westchnienie.

- Kto nauczy.

ci

przecie

czego

- Nie - odparem obojtnie, zmczony t bezowocn wymian zda. Chciaem pooy jej kres, tote wybraem star sprawdzon metod, ktra pomagaa mi odwrci uwag ludzi, gdy zadawali mi zbyt wiele pyta. - Opowiedz mi o sobie - poprosiem. - Czego nauczya ci matka? W jaki sposb? Umiechn si, tuste policzki zwziy mu oczy w szparki. - Zajo jej to dwadziecia lat. Masz tyle czasu na suchanie? -

Widzc moj min, podj: - Wiem, e zapytae tylko dla podtrzymania rozmowy, ale oferuj ci to, czego moim zdaniem bardzo potrzebujesz. Zostacie z nami jaki czas. Nauczymy was, co obaj powinnicie wiedzie. Nie pojmiecie tego w godzin ani w jeden dzie. Zajmie to kilka miesicy. Moe rok. Niespodziewanie z kta dobieg cichy gos Jeyny. Moglibymy mu znale partnerk. Pasowaby do crki Oliwki. Jest od niego starsza, wic byaby mu podpor...

Czarniak umiechn si szeroko. - Prawdziwa kobieta! Ledwie ci poznaa, a ju swata! - Dola jest zwizana z krukiem. Jeyna mwia tylko do mnie. Jej usta okrasi ciepy umiech. Dobrze byoby wam polowa we czwrk. Zosta z nami. Poznasz j i polubisz. Pradawna krew powinna si czy z pradawn krwi. Odmw uprzejmie - wtrci si do rozmowy lepun. - Niedobrze jest mieszka z ludmi, a jeli jeszcze bdziesz sypia przy niedwiedziach, zaczniesz tak

cuchn, e ju nigdy nie bdziemy mogli razem polowa. Poza tym nie mam zamiaru dzieli si zdobycz z krukiem. - Umilk. - A moe znaj jak kobiet zwizan z wader? Czarniak umiechn si kcikiem ust. Odniosem wraenie, e syszy z naszej rozmowy wicej, ni daje pozna, i przekazaem to lepunowi. - Tego te mgbym was nauczy, gdybycie zdecydowali si zosta rzek Czarniak. - Kiedy rozmawiacie midzy sob, wasze sowa s dla innej istoty pradawnej krwi tak wyrane, jakbycie przekrzykiwali

wz druciarza. A przecie nie trzeba woa tak gono. Zwracasz si do jednego wilka, nie do caego wilczego rodu. Moim zdaniem, sysz was wszystkie stworzenia misoerne. Powiedzcie mi, kiedy ostatnio widzielicie wiksze zwierz misoerne? Niedawno goniy mnie psy powiedzia lepun. - Psy broni swojego terytorium zauway Czarniak. - Chodzi mi o dzikie zwierz. - Chyba nie widziaem adnego od czasu, gdy si zwizalimy -

przyznaem z ociganiem. - Unikaj was z rwn atwoci, z jak podaj za wami ofiary kunicy oznajmi Czarniak spokojnie. Mrwki przeszy mi po krzyu. - Ofiary kunicy? Przecie ofiary kunicy nie maj Rozumienia. Nie wyczuwam ich Rozumieniem, musz uywa oczu, nosa albo... Wszystkie ywe istoty wydzielaj ciepo pokrewiestwa, ktre odbierasz dziki pradawnej krwi. Wszystkie prcz ofiar kunicy.

Prawda? Pokiwaem gow. - Istoty dotknite kunic utraciy to ciepo - mwi dalej Czarniak. Nie wiem w jaki sposb, ale taki wanie jest skutek zaraenia kunic. W tych nieszczsnych istotach zostaje tylko pustka. Tyle wiadomo pomidzy nami, poczonymi pradawn krwi. Wiemy take, i jestemy najbardziej ze wszystkich naraeni na ataki ze strony ofiar kunicy. Zwaszcza jeli korzystamy z naszych talentw zbyt beztrosko. Dlaczego tak si dzieje, nikt nie

wie. Jest to jeszcze jeden powd, dla ktrego musimy zachowa szczegln ostrono. - Chcesz powiedzie, e lepun i ja powinnimy przesta uywa Rozumienia? - Chc powiedzie, e powinnicie zosta tu na jaki czas i nauczy si panowa nad talentem pradawnej krwi. W przeciwnym wypadku stoczysz wicej takich walk jak wczorajsza. - Pozwoli sobie na niky umiech. - Nie wspominaem wam o wczorajszym ataku - powiedziaem

cicho. - Nie musiae. Jestem pewien, e w tej okolicy kada istota pradawnej krwi syszaa was, gdy walczylicie o ycie. Dopki obaj nie nauczycie si rozmawia tylko we dwch, nic pomidzy wami nie pozostanie tylko wasze. Zastanawia si przez chwil. Nigdy nie wydao ci si dziwne, e ofiary kunicy trac czas na atakowanie wilka, skoro nic na tym nie zyskaj? Zauwaaj go wycznie dlatego, e jest zwizany z tob. Spojrzaem na lepuna

przepraszajco. - Dzikuj za trosk - odezwaem si do Czarniaka - ale czeka nas zadanie nie cierpice zwoki. Podejrzewam, e im dalej zajdziemy w gb kraju, tym mniej ofiar kunicy bdziemy spotyka. Powinnimy da sobie rad. - Rzeczywicie. Zwaszcza e nieszcznicy dotknici kunic, ktrzy zapdz si zbyt daleko, maj do czynienia z krlem. Mimo wszystko bd do was cigali. Jeli nawet jednak nie spotkacie ju ofiar kunicy, najpewniej natkniecie si strae krlewskie. Ostatnimi czasy

stranicy s szczeglnie zainteresowani ludmi pradawnej krwi. Wielu spord nas wydali w rce krla zawistni ssiedzi, a nawet rodzina. Krl paci szczerym zotem i nie wymaga niezbitych dowodw. Od wielu ju lat nie bylimy tak mocno przeladowani. Czuem si fatalnie. Doskonale wiedziaem, dlaczego ksi Wadczy nienawidzi ludzi obdarzonych Rozumieniem. Jego krg Mocy podsyca w nim t nienawi. Zrobio mi si niedobrze, gdy pomylaem o niewinnych ludziach sprzedawanych samozwacowi, eby mg si na

nich mci za mnie. Ze wszystkich si prbowaem maskowa gniew. Potyczka zbliya si do stou, uja w przednie apy garniec z plastrami miodu. Chwiejnym krokiem odesza na swoje miejsce w kcie i zacza starannie wylizywa naczynie. Jeyna patrzya na mnie nieustannie, ale nie potrafiem nic wyczyta z jej twarzy. Czarniak podrapa si w brod i skrzywi si z blu, gdy natrafi na bolce miejsce. Umiechn si do mnie smutno, niepewnie.

Mog sprzyja twojemu pragnieniu zabicia krla Wadczego, ale jeste naiwny mylc, e bdzie to proste zadanie. Milczaem, lecz lepun warkn cicho z gbi gardzieli. Potyczka stana na dwch apach, garniec potoczy si po pododze. Czarniak j uspokoi. Nie ma chyba nic bardziej przeraajcego ni wcieke spojrzenie niedwiedzia. Nie miaem drgn. Jeyna wyprostowaa si w krzele, ale nie zrobia nic wicej. Nad naszymi gowami, na krokwi, nieek nastroszy pira.

- Jeli na cay gos pomstujecie na krzywdy i ujadacie o swoich planach do nocnego ksiyca cign Czarniak - nie moecie si dziwi, e inni o nich wiedz. Nie przypuszczam, ebycie spotkali istoty pradawnej krwi przychylne krlowi Wadczemu... Wielu chtnie by wam pomogo, gdybycie poprosili. Nadal jednak dyskrecja jest przy podobnych zamierzeniach najrozsdniejsza. - Sdzc po twojej przypiewce, ktrej miaem okazj posucha w miecie, mog si domyla, e podzielasz moje uczucia - rzekem spokojnie. Dzikuj za

ostrzeenie. Nieraz ju musielimy ze lepunem pilnowa wasnych sw, wic teraz, gdy wiemy, e mona nas podsucha, jako damy sobie rad. Chciabym ci jeszcze o co zapyta. Dlaczego stra miejska w Kruczym Przesmyku interesuje si czowiekiem, ktry po kilku piwach piewa kpic piosenk o... krlu? Nieatwo mi byo wymwi ostatnie sowo. - Stra miejska to nie mieszkacy Kruczego Przesmyku ani adnego innego z pobliskich miast nadrzecznych. To ludzie krla. Paraduj w barwach stray miejskiej, opacani s z miejskiej

kasy, ale to ludzie krla. Wadczy by na tronie nie duej ni dwa miesice, gdy wyda dekret w tej sprawie. Uzna, e prawo bdzie egzekwowane skuteczniej, jeli onierze ze stray miejskich zostan zaprzysieni krlowi, a prawa oglne Krlestwa Szeciu Ksistw bd waniejsze ni wszelkie inne. Jak onierze nios t sprawiedliwo midzy lud, sam widziae... Ograbiaj kadego biednego opoja, ktry nadepnie krlowi na odcisk. A syszaem, e stra miejska w Kruczym Przesmyku nie jest jeszcze taka za. Podobno w Piaszczystym Zakolu rabusie i

grabiecy maj zote ycie, jeli tylko dziel si upem z kim trzeba. Wadze miasta s bezsilne. Nie mog odprawi ludzi wyznaczonych przez krla. Nie mog te doczy do tych sub wasnych onierzy. Tego mona si byo spodziewa po ksiciu Wadczym. Jak daleko mg si posun? Czy bdzie te kaza szpiegowa wasnych szpicli? Moe ju si tak dziao? Nie wryo to dobrze Krlestwu Szeciu Ksistw. Czarniak zamylenia. wyrwa mnie z

- Teraz ja pytanie tobie.

chciabym

zada

- Pytaj, prosz - zgodziem si skwapliwie, ale nie uprzedziem, e tylko ode mnie bdzie zaleao, ile mu zdradz w odpowiedzi. - Zeszej nocy, ju pno... po walce z ofiarami kunicy, zaatakowa ci kto jeszcze. Nie wiem, kto to by, wiem tylko, e wilk ci obroni, e jakim sposobem gdzie... si przenis. e cisn swoj si w tunel, ktrego istnienia nie potrafi poj, ktrym nie potrafi pody. Wiem tylko, e wilk i ty odnielicie zwycistwo.

Kogo pokonalicie? - Krlewskiego sug - odparem krtko. Nie chciaem odmawia odpowiedzi, a tyle pewnie sam wiedzia. - Wykorzystae w tej walce magi, ktr zw Moc, nie myl si, prawda? - Poniewa nie odpowiadaem, cign dalej: Wielu pord nas chciaoby si dowiedzie, jak tego dokonae. W przeszoci ludzie obdarzeni Moc tpili nas jak robactwo. Nie ma jednego pradawnej krwi, ktrego rodzina by nie ucierpiaa za ich spraw. Teraz powracaj te

straszne czasy. Jeli istnieje sposb wykorzystania magii pradawnej krwi przeciwko tym, ktrzy nosz w sobie Moc rodu Przezornych, wiedza o nim jest dla nas wiele warta. Jeyna wychyna ze swojego kta, stana za Czarniakiem i zerkaa na mnie znad jego ramienia. Wiedziaem, e moja odpowied jest dla nich bardzo wana. - Nie potrafi was tego nauczy odparem zgodnie z prawd. Nie uwierzyli.

Dzisiejszego wieczoru dwukrotnie zaofiarowaem ci nauk wszystkiego, co sam wiem o pradawnej krwi, obiecaem, e otworz przed tob wszystkie drzwi, ktre pozostaj dla ciebie zamknite tylko z powodu niewiedzy. Odmwie mi, lecz, na Ed, przecie ci to dawaem, nie dajc nic w zamian. Teraz prosz tylko o jedno, o odpowied na jedno jedyne pytanie, dziki ktrej mona by ocali wiele istnie pradawnej krwi, a ty mi mwisz, e nie moesz mnie nauczy? Zerknem na Potyczk. Oczy miaa lnice jak paciorki. Czarniak

najpewniej nie zdawa sobie sprawy, jak jego postura i mimika odzwierciedla zachowanie niedwiedzicy. Zmierzyem wzrokiem odlego od drzwi. lepun ju sta, gotw do ucieczki. Jeyna przygldaa mi si, przekrzywiwszy gow. Spod poway obserwowa nas sok. Zmusiem si do zachowania spokoju, ktrego nie czuem. Rozluniem ramiona, wyciszyem myli. Nauczyem si takiego postpowania od Brusa i stosowaem zawsze przy cierpicym zwierzciu. - Powiedziaem ci prawd rzekem ostronie. - Nie mog ci

nauczy czego, czego dziaania sam nie pojmuj. - Podniosem na Czarniaka spokojne spojrzenie, wiadom, e jestem szczery. Nie wspomniaem tylko, i w moich yach pynie krew rodu Przezornych. Zyskaem wanie pewno czego, co do tej pory jedynie podejrzewaem. Mona byo uy Rozumienia do zaatakowania czowieka obdarzonego Moc, jeli trwao poczenie krlewsk magi. Nawet gdybym zdoa opisa, czego wraz ze lepunem dokonaem, nikt nie potrafiby tego powtrzy, gdy aby pokona Rozumieniem

czowieka obdarzonego Moc, trzeba mie w sobie i jedn magi, i drug. Potyczka opada znowu na cztery apy i zacza wszy za rozlanym miodem, Czarniak wolno rozprostowa przygarbione plecy. - Gdyby jaki czas zosta z nami - nastawa z uporem - i nauczy si ode mnie wszystkiego, co mog ci przekaza, zaczby rozumie wasne czyny. Wwczas mgby przekaza mi t wan wiedz. Co o tym sdzisz? - Bye wiadkiem, jak zeszej

nocy zaatakowa mnie jeden ze sugusw krla. Sdzisz, e cierpi, ebym si tutaj uczy lepiej przed nimi broni? Nie. Moj jedyn szans jest odnale ich i zniszczy, zanim przyjd po mnie. Zawahaem si, potem dodaem: Cho nie potrafi ci nauczy tego, co sam robi, mog ci zapewni, e bd tej siy uywa przeciwko wrogom pradawnej krwi. Takie rozumowanie w kocu mg poj. W zamyleniu kilka razy pocign nosem. Zaniepokoiem si, czyja sam mam tyle wilczych odruchw, co on niedwiedzich, a Jeyna sokolich.

- Zostaniecie przynajmniej na noc? - zapyta nagle. - Lepiej nam si podruje noc odparem przepraszajco. - To dla nas obu najwygodniejszy czas. Pokiwa gow ze zrozumieniem. - C mog powiedzie? ycz wam szerokiej drogi i powodzenia. Jeli zechcecie, odpocznijcie z nami do wschodu ksiyca. Porozumiaem si ze lepunem i z wdzicznoci przyjlimy zaproszenie. Sprawdziem jeszcze cicie na wilczym barku. Nie

wygldao dobrze. Posmarowaem je maci, a potem rozcignlimy si w cieniu drzewa i przespalimy cale popoudnie. Obu nam dobrze zrobia drzemka w miejscu, gdzie bylimy pewni, i kto dba o nasze bezpieczestwo. Po raz pierwszy od rozpoczcia podry spalimy tak dobrze. Kiedy wstalimy, okazao si, e Czarniak przygotowa dla nas na drog ryby, mid i sodki chleb. Sokoa nie widziaem. Najpewniej przysn na krokwi. Jeyna staa w mroku tu obok domu i ziewaa. - Wdrujcie ostronie i po cichu poradzi nam Czarniak, gdy podzikowalimy za podarunki i

spakowalimy je do toboka. - Niech was Eda prowadzi. - Zamilk, jakby czeka na odpowied. Najwyraniej odprawia jaki nie znany mi rytua. - Powodzenia - odpowiedziaem po prostu. Przyj gowy. yczenie skinieniem

- Wrcisz tutaj - powiedzia. - Raczej wszystko. nie. Dzikuj za

- Wrcisz. Wiesz o tym. Niewane, czy chcesz si czego

ode mnie nauczy, bdziesz tego potrzebowa. Nie jeste zwykym czowiekiem. Ludzie zazwyczaj uwaaj, e maj prawo panowa nad zwierztami: e maj prawo na nie polowa, zjada je, podporzdkowywa sobie i rzdzi ich yciem. Ty wiesz, e nie masz takiej wadzy. Ko, ktry ci niesie, robi to dlatego, e chce, wilk te poluje z tob z wasnej woli. Masz gbsze poczucie wasnego istnienia pord innych stworze. Wiesz, e nie masz prawa rzdzi wiatem, lecz musisz y w zgodzie z jego prawami. Bywasz drapienikiem lub ofiar. Nie wstyd by adnym z

nich. Wraz z upywem czasu przekonasz si, e nurtuj ci wakie pytania. Co zrobi, gdy twj towarzysz zechce odej z wilcz watah? A wiedz, ten czas nadejdzie. Co ma uczyni on, jeli si oenisz i bdziesz mia dziecko? A gdy dla jednego z was nadejdzie kres jego dni - tak przecie sta si musi - jak ten, ktry pozostanie, ma odzyska spokj i dalej y bez bratniej duszy? W swoim czasie zatsknisz za innymi istotami pradawnej krwi. Bdziesz musia wiedzie, jak je wyczuwa, jak odnajdywa. Na wszystkie te pytania s odpowiedzi, odpowiedzi

pradawnej krwi, odpowiedzi, ktre mog ci poda, a dziki mnie poznasz w jeden dzie tyle, ile sam nie pojby przez tydzie. Wrcisz. Wbiem wzrok w udeptan ziemi lenej cieki. Straciem pewno siebie. - Wierz w suszno twoich decyzji - z mroku odezwaa si Jeyna. - ycz ci powodzenia i pomog, jeli zdoam. - Zerkna na Czarniaka. Odniosem wraenie, e o tym dyskutowali, lecz nie osignli porozumienia. - Jeli bdziesz w potrzebie, krzycz gono, jak krzyczysz do lepuna, woaj,

eby kada istota pradawnej krwi przesaa wie do Jeyny i nieka z Kruczego Przesmyku. Kto usyszy, sprbuje przyj ci z pomoc. Jeli nawet tego nie uczyni, zawiadomi mnie, a ja zrobi co w mojej mocy. Czarniak prychn poirytowany. - Zrobimy co w naszej mocy poprawi jej sowa. - Ale mdrzej by byo, gdyby zosta i nauczy si lepiej chroni. Pochyliem gow przed jego mdroci, lecz w duszy poprzysigem sobie adnego z nich nie angaowa w moj zemst na

ksiciu Wadczym. Czarniak umiechn si do mnie krzywo i wzruszy ramionami. - Ruszajcie wic. Ale bdcie ostroni. Nim zajdzie ksiyc, opucicie Ksistwo Kozie i znajdziecie si w Ksistwie Trzody. Jeli wam si wydaje, e krl Wadczy rzdzi tutaj elazn rk, poczekajcie, a znajdziecie si na ziemiach, gdzie ludzie uwaaj, e wadca ma do tego prawo. Ponuro skinem gow i wraz ze lepunem ponownie ruszyem w drog.

Rozdzia sidmy Ksistwo Trzody

Ksina Cierpliwa - w czasie wojny ze szkaratnymi okrtami ochrzczona mianem pani na Koziej Twierdzy - zyskaa wadze w sposb niepowszedni. Urodzia szlacheckiej, si w rodzinie jako baronwna.

Niespodziewane maestwo z ksiciem Rycerskim, najstarszym synem krlewskim, wynioso j do rangi maonki nastpcy tronu. Nigdy nie wykorzystywaa swojej pozycji dla pozyskania wadzy. Dopiero gdy zostaa sama, przez wszystkich opuszczona ekscentryczna ksina Cierpliwa zacza przejmowa wadz. Robia to, podobnie jak wszystko w caym swoim yciu, niby od niechcenia, w sposb osobliwy, nie praktykowany przez inne kobiety. Nie powoywaa si powizania wypywajce szlachetnego urodzenia, na ze nie

opieraa na wpywach, jakie dawaa jej pozycja zmarego ma. Zamiast tego zdobya zaufanie ludzi pod broni, wrd ktrych wiele byo kobiet. Zacza od onierzy gwardii osobistej krla Roztropnego oraz stray przybocznej ksinej Ketriken - oddziaw znajdujcych si w szczeglnej sytuacji stranikw, ktrzy nie mieli kogo strzec. W podobnym pooeniu byli wartownicy Koziej Twierdzy, wyrugowani ze swoich obowizkw przez wojska ksicia wawego sprowadzone z Ksistwa Trzody i oddelegowani do mniej wanych zada - do utrzymywania porzdku

w miecie oraz naprawiania umocnie. od otrzymywali nieregularnie, tracili szacunek w oczach innych i zbyt czsto nie mieli pracy lub obciani byli obowizkami niegodnymi ich statusu. Ksina Cierpliwa pocza dla nich wynajdywa rne zajcia. Najpierw, cakowicie niespodziewanie, zacza si wypuszcza na konne przejadki na swojej wiekowej klaczy, Aksamitce. Rzecz jasna, potrzebowaa wwczas asysty. Stopniowo krtkie przejadki przeksztaciy si w caodzienne wypady, a potem w dusze wizyty

poczone z noclegiem w osadach napadnitych przez Zawyspiarzy. Ksina wraz z pokojow, Lamwk, opatryway rannych, tworzyy zapisy o pomordowanych lub skaonych kunic, a onierze pomagali przy uprztaniu ruin i wznoszeniu tymczasowego schronienia dla ludzi, ktrzy stracili dach nad gow. Chocia pracom tym daleko byo do prawdziwego onierskiego rzemiosa, dziki nim wojacy zyskiwali ludzk wdziczno, ktra dawaa im poczucie godnoci i umacniaa ich jedno. Niewielkie oddziay stacjonujce w osadach, ktre

unikny napaci, byy widomym znakiem, e rd Przezornych dba o poddanych. Kilka osad i miasteczek otoczono prowizorycznymi palisadami, za ktrymi mieszkacy mogli si schroni przed najedcami i zyska jak szans obrony. Nie istniej adne zapiski wiadczce o stosunku ksicia wawego do wypadw ksinej Cierpliwej. Ona sama nigdy nie nadawaa tym ekspedycjom charakteru oficjalnego. Nazywaa je wycieczkami, a towarzyszyli jej wycznie onierze, ktrzy ochotniczo zgadzali si asystowa

ksinej w drodze i wykonywa powierzone zadania. Niektrzy, zyskawszy jej zaufanie, dostpowali zaszczytu wyprawiania na posyki. Owe posyki obejmoway dalekie wyprawy do zamkw w Ksistwie Cypla, Niedwiedzim, a nawet w Ksistwie Dbw. Posacy nieli proby o wiadomoci, w jakim pooeniu znajduj si miasta nadbrzene, oraz rozpowszechniali informacje o kondycji Koziej Twierdzy. Przemierzali okupowane ziemie, gdzie drogi roiy si od niebezpieczestw. Czsto jako znak rozpoznawczy dla odbierajcego wiadomo i pomoc otrzymywali od

ksinej gazk bluszczu. O bluszczowych - bo tak nazwano zaufanych wysannikw ksinej Cierpliwej - powstaway ballady wysawiajce ich mstwo oraz pomysowo i przypominajce, e nawet najpotniejsze mury musz si z biegiem czasu podda upartemu bluszczowi. Najbardziej chyba znanym bohaterskim wyczynem byo dokonanie Stokrotki, najmodszej pord posacw. Miaa jedenacie lat, a przebya dug drog do Ksistwa Niedwiedziego - a do Lodowych Jaski, w ktrych si schronia wadczyni tych ziem. Dziewczynka

zaniosa jej wieci, gdzie i kiedy przybije do brzegu d z pomoc. Cz drogi Stokrotka pokonaa na wozie Zawyspiarzy, ukryta midzy workami ziarna. Ucieka z nieprzyjacielskiego obozu, ale przedtem jeszcze podoya ogie pod namiot dowdcy - w zemcie za skaonych kunic rodzicw. Stokrotka nie doya trzynastego roku ycia, lecz jej czyny pozostan w ludzkiej pamici na zawsze. Inni pomagali ksinej Cierpliwej wymienia kosztownoci i ziemie rodowe na brzczc monet, ktr ona nastpnie uywaa wedle swych potrzeb i wasnego uznania,

jak poinformowaa ksicia wawego. Kupowaa w ksistwach rdldowych ziarno oraz owce, a wwczas znowu wkraczali do akcji ochotnicy, ktrzy pilnowali przewozu i podziau dbr. Niewielkie odzie niosy na swych pokadach nadziej obrocom szykujcym si do boju. Ksina pacia kamieniarzom i cielom odbudowujcym spustoszone osady. Z tych samych pienidzy opacaa take, nie bardzo sowicie, lecz ze szczerego serca, onierzy, ktrzy jej suyli. Symbol bluszczu sta si powszechny pord stray w Koziej

Twierdzy. Ksina Cierpliwa miaa swoje wojsko. onierze od dostawali tylko od niej, ona ich leczya, gdy odnieli rany, ona ich bronia swym citym jzykiem przed kadym, kto si o wojsku wypowiada nieprzychylnie lub z lekcewaeniem. Takie byy podstawy wpyww ksinej Cierpliwej oraz rdo jej siy. Wiea nieczsto si kruszy od fundamentw - mawiaa ksina. Podobno byo to powiedzenie ksicia Rycerskiego.

***

Z penymi brzuchami spalimy doskonale. Poniewa nie musielimy polowa, podrowalimy ca noc. Trzymalimy si obok drogi i bylimy znacznie bardziej ostroni ni do tej pory. Nie napotkalimy adnych ofiar kunicy. Wielki jasny ksiyc srebrzy nam szlak midzy drzewami. Poruszalimy si jak jedno istnienie, nawet do siebie nie mylelimy, jedynie czasem porwnywalimy intrygujce zapachy i zasyszane dwiki. Moja niezomna determinacja udzielia si lepunowi. Nie miaem zamiaru obwieszcza wilkowi swych intencji,

ale wyczuwalimy je wsplnie, nawet nie skupiajc si na nich szczeglnie. By to jakby inny rodzaj instynktu myliwskiego, powodowany godem odmiennego rodzaju. Tamtej nocy pokonalimy dug drog. Kierowaem si jak oniersk logik, strategi, ktr pochwaliby krl Szczery. Stanowczy wiedzia, e yj. Czy zdradzi swoje odkrycie innym czonkom krgu Mocy? Czy podzieli si nim ze swoim panem? Raczej nie. Prawdopodobnie pragn sam pozbawi mnie energii Mocy w taki sam sposb, w jaki Prawy i Pogodna wyssali j z krla

Roztropnego. Domylaem si przewrotnej ekstazy w tym wysysaniu si ywotnych, przypuszczaem, e Stanowczy bdzie chcia j smakowa w samotnoci. Na pewno bdzie mnie szuka, bdzie chcia mnie odnale za wszelk cen. Wiedzia, e si go boj. Nie bdzie si spodziewa, e rusz prosto do niego, zdecydowany zabi nie tylko kadego czonka krgu Mocy, ale take samego ksicia Wadczego. Szybki marsz w stron Kupieckiego Brodu mg si okaza najlepsz broni. Mwi si, e Ksistwo Trzody jest tak paskie i pustynne, jak Ksistwo

Kozie grzyste i zalesione. wit zasta nas w dziwnym lesie, mniej mrocznym i skadajcym si gwnie z drzew liciastych. Uoylimy si do snu w brzozowym zagajniku, na niewielkim wzgrzu ponad rozlegymi pastwiskami. Po raz pierwszy od dnia walki z ofiarami kunicy zdjem koszul i w wietle dnia obejrzaem rami, gdzie napastnik trafi mnie pak. Poznaczone byo czarnymi i fioletowymi plamami, bolao, gdy prbowaem podnie je nad gow, ale to wszystko. Trzy lata temu uznabym takie obraenia za powane. Przemywabym rami

chodn wod i okadabym zioami. Teraz zostawiem je wasnemu losowi. lepun do swojego cicia przez opatk nie mia tyle cierpliwoci. Rana zaczynaa si zrasta. Ktrego razu, gdy odsuwaem sier od brzegw cicia, nagle obrci eb i chwyci mnie zbami za nadgarstek. Nie bardzo mocno, ale zdecydowanie. Zostaw. Samo si zagoi. W ranie jest brud. Pocign nosem, przejecha po

ciciu jzorem. Nie tak duo. Daj mi obejrze. Zawsze ogldasz. dotykasz, kiedy

Wic sied spokojnie i pozwl mi dotyka. Zgodzi si, lecz niechtnie. W ranie ugrzzy dba trawy; trzeba je byo powyjmowa. Jeszcze kilkakrotnie wilk chwyci mnie zbami, a wreszcie burkn groniej, nie pozostawiajc

wtpliwoci, e ma ju serdecznie do. Ja jednak nie byem zadowolony z efektw. lepun ledwie mi zezwoli posmarowa bark maci Brusa. Za bardzo drobiazgami poirytowany. si martwisz oznajmi

Trudno mi si pogodzi z myl, e jeste ranny z mojego powodu. To niesprawiedliwe. Nie takie ycie powinien prowadzi wilk. Nie powiniene by sam, nie powiniene cigle wdrowa z miejsca na miejsce. Powiniene by z watah, polowa na wasnym

terytorium, moe kiedy znalazby sobie wader do pary. Kiedy moe tak bdzie, a moe nie. Ludzka rzecz martwi si o to, co moe si nigdy nie zdarzy. Nie sposb zje misa, zanim si je upoluje. Poza tym nie jestem sam. Jestemy razem. To prawda. Jestemy razem. Uoylimy si do snu. Przysza mi na myl Sikorka. Zdecydowanie postanowiem o niej zapomnie i prbowaem zasn. Nic z tego. Wierciem si,

przewracaem z boku na bok, a lepun warkn niezadowolony, wsta, odszed kilka krokw i tam si pooy. Jaki czas siedziaem zapatrzony na lesist dolin. Wiedziaem, e jestem bliski szalonej decyzji. Nie miaem zamiaru roztrzsa, jak bardzo bya szalona i nierozwana. Wcignem gboko powietrze, zamknem oczy i signem ku Sikorce. Obawiaem si znale j w ramionach innego mczyzny. Obawiaem si usysze, jak mwi o mnie ze miechem. A nie znalazem jej wcale. Raz i drugi skupiem myli, zebraem wszystkie siy,

signem... Wreszcie zostaem nagrodzony obrazem Brusa pokrywajcego strzech dach jakiej chatynki. By bez koszuli, letnie soce spalio mu skr na kolor drewna wizu. Spojrza na kogo stojcego niej i na jego twarzy pojawi si wyraz irytacji. - Wiem, moesz to zrobi sama, ale mam dosy zmartwie i bez obawy o to, e oboje spadniecie. Gdzie daleko dyszaem z wysiku i nagle znowu odzyskaem wiadomo wasnego ciaa. Odepchnem si od niego i signem do Brusa. Przynajmniej

dam mu zna, e yj. Chciaem do niego dotrze, ale widziaem go jak przez mg. Brus! - zawoaem. - Brus, to ja, Bastard! Jego umys pozosta dla mnie zamknity na cztery spusty. Nie mogem nawet zerkn na jego myli. Przeklem sw zawodn umiejtno wadania Moc i signem ponownie w kbice si opary. Przede mn sta krl Szczery. Rce zaoy na piersi, krci gow z dezaprobat. Ledwie go

widziaem, a przecie czuem, e siganie ku mnie wiele go kosztuje. Nie rb tego, chopcze - ostrzeg mnie cicho. - To ci tylko zrani. Nagle znalazem si w zupenie innej rzeczywistoci. Krl opar si plecami o wielk pyt czarnego kamienia, na jego twarzy malowao si znuenie. Potar skronie, jakby chcia z nich wygoni bl. Ja take nie powinienem tego robi. Czasami jednak tak bardzo tskni... Ach, niewane. Jedno wiedz: czasami lepiej o czym nie wiedzie, a uywanie Mocy wie

si teraz ze zbyt wielkim ryzykiem. Skoro ja ci wyczuwam i potrafi znale, moe to uczyni take kto inny. Zaatakuje ci wszystkimi siami. Nie ujawniaj swych bliskich. Bez najmniejszych skrupuw wykorzysta ich przeciwko tobie. Zapomnij o nich. Tylko w ten sposb moesz ich ochroni. Niespodziewanie wyda si odrobin silniejszy. Umiechn si gorzko. Wiem, co oznacza zapomnie, eby chroni. Tak uczyni twj ojciec. Ciebie te na to sta. Zapomnij o nich, chopcze. Przyjd do mnie. Jeli nadal masz taki zamiar. Przyjd do mnie, a ja ci poka, co

mona zrobi. Obudziem si w poudnie. Leaem w penym socu, bolaa mnie gowa i byem rozdygotany. Rozpaliem niewielki ogie. Musiaem naparzy kozka. Postanowiem oszczdza zapasy uyem tylko troch ziela i dodaem sporo pokrzywy. Nie przypuszczaem, e bd potrzebowa pokrzepienia tak czsto, a podejrzewaem, e pniej, po spotkaniu z krgiem Mocy ksicia Wadczego, kozek bdzie mi bardziej potrzebny. Ta myl nie nastrajaa mnie radonie.

lepun otworzy oczy, popatrzy na mnie, zasn znowu. Siedziaem, siorbic gorzki wywar i wodzc wzrokiem po dolinie. Po tym dziwnym nie zatskniem za domem, za czasem, gdy kogo obchodzi mj los. Wszystko to zostao ju za mn. Chocia nie, nie do koca. Pooyem rk wilkowi na grzbiecie. Przeszed go dreszcz. pij nareszcie - rzuci gderliwie. Jeste dla mnie wszystkim oznajmiem, przepeniony melancholi. I niczego wicej ci nie trzeba.

pij. Spanie to powana sprawa. Ziewn szeroko. Wycignem si obok, obejmujc go ramieniem. By szczliwy: mia peny brzuch i spa w ciepym socu. Racja. Do takich spraw warto podchodzi powanie. Zamknem oczy i spaem bez adnych snw a do wieczora. Wdrowalimy, a krajobraz si zmienia. Gste lasy si przerzedziy, w kocu ustpiy rozlegym kom. Miasta otaczay sady i any zboa. Raz ju podrowaem przez

Ksistwo Trzody, dawno temu. Wwczas podyem wraz z karawan w poprzek tych ziem, a nie wzdu rzeki. Byem wtedy zadufanym modym skrytobjc, zdajcym dopeni wanego morderstwa. Podr zakoczya si pierwszym starciem z ksiciem Wadczym. Ledwie je przeyem. Teraz znowu przemierzaem ziemie Ksistwa Trzody, majc za cel u kresu podry morderstwo. Tym razem jednak sam cignem w gr rzeki, czowiek, ktrego zamierzaem zabi, by moim wujem, a zabjstwo miaem popeni z wasnej woli. Niekiedy

odnajdywaem w tym gbok satysfakcj. Innymi razy czuem strach. Dotrzymaem danego sobie sowa i bacznie unikaem towarzystwa ludzi. Posuwalimy si wzdu rzeki i rwnolegle do drogi, ale gdy na naszym szlaku pojawiay si miasta czy osady, starannie je omijalimy. W tej krainie, tak otwartej i odsonitej, byo to nieatwe. Co innego okra jaki przysiek wcinity w uk koryta Rzeki Koziej i otoczony gstym lasem, a co innego przemkn przez uprawne pola albo si skrada przez sady i nie zaalarmowa przy tym psw.

Czasem udawao mi si je przekona, e nie mamy zych zamiarw. Jeli byy skonne mi wierzy. Wikszo z nich jednak tak bardzo obawia si wilkw, e nie sposb ich uspokoi. A starsze psy podejrzliwie patrz na czowieka podrujcego w towarzystwie wilka. Niejeden raz bylimy przepdzani. Rozumienie dawao mi moliwo porozumienia si z niektrymi zwierztami, ale nie gwarantowao, e bd mnie chciay sucha albo zechc uwierzy. Psy nie s gupie. Polowanie take wygldao cakiem odmiennie. Drobna

zwierzyna ya w norach, stadami, a wiksze zwierzta zwyczajnie nas przecigay na otwartych przestrzeniach. Czas przeznaczony na polowanie by czasem nie wykorzystanym na podr. Zdarzao si, e natrafialimy na nie strzeone kurniki, a wtedy podkradaem si bezszelestnie i wybieraem jajka spod picego drobiu. Bez skrupuw czstowaem si liwkami i winiami w mijanych sadach. Nasz najwiksz, cho zupenie przypadkow zdobycz by gupiutki mody haragar - zwierz wielkoci wini, hodowane przez niektre ludy koczownicze na

miso. Skd przybka si ten jeden, nie pytalimy. Kami i mieczem dalimy sobie z nim rad. Tej nocy pozwoliem lepunowi nare si bez opamitania, a potem si z nim draniem, tnc reszt misa na pasy do suszenia i wdzenia. Min prawie cay dzie, nim zapasy byy w odpowiednim stanie, ale dziki temu przez jaki czas wdrowalimy szybciej. Jeli zwierzyna wchodzia nam w drog, polowalimy, ale gdy jej nie byo, mielimy wdzonego haragara. Zdalimy na pnocny zachd wzdu Rzeki Koziej. Zbliywszy si do jednego z wikszych miast nad

Jeziorem Smolnym, ominlimy je szerokim ukiem i przez jaki czas kierowalimy si tylko pooeniem gwiazd. lepun by zachwycony wdrwk przez szerokie otwarte rwniny pokryte kobiercem turzycy. Czsto widywalimy w oddali stada owiec, byda i gsi, a take, rzadziej, haragarw. Moje kontakty z wdrownymi ludami wypasajcymi te stada byy bardzo ograniczone: czasem dostrzegem czowieka na koniu, kiedy indziej stokowate namioty na horyzoncie i bysk ognisk - to wszystko. W te dugie noce znowu bylimy wilkami. Odmieniem si raz

jeszcze, lecz teraz byem odmiany wiadomy i uwaaem, e dopki tak jest, w niczym mi ona nie zaszkodzi. Waciwie chyba mi nawet pomagaa. Gdybym podrowa z innym czowiekiem, ycie byoby bardziej skomplikowane. Musielibymy omawia marszrut, uwzgldnia kwesti zapasw oraz uzgadnia, co poczniemy po przybyciu do Kupieckiego Brodu. Wilk i ja po prostu bieglimy przed siebie. czya nas coraz gbsza przyja. Sowa Czarniaka zapady mi gboko w pami. Do tej pory w pewnym sensie traktowaem wi

midzy wilkiem i mn jako spraw niekwestionowan. Niegdy by szczeniakiem, teraz wyrs na mojego rwienika. I przyjaciela. Ludzie myl o psach czy koniach w taki sposb, jakby wszystkie byy jednakowe. Pewien onierz traktowa wierzchowca, ktrego mia od siedmiu lat, jak przedmiot, jak krzeso. Nigdy tego nie pojmowaem. Nie trzeba mie Rozumienia, eby pojmowa przyja zwierzcia i wiedzie, i jest rwnie bogata jak uczucie czce mczyzn i kobiet. Gagatek by przyjacielskim, wcibskim psiakiem. Kowal - twardy

i agresywny, nastawiony na tyranizowanie kadego, kto by mu na to pozwoli, a do tego mia przycikie poczucie humoru. lepun nie przypomina adnego z nich, podobnie jak nie przypomina Brusa ani Ciernia. I nie uwacz nikomu, jeli powiem, e on jest mi najbliszy. Nie potrafi liczy. Ale umie wychwyci zapach zwierzyny i oceni, czy to kozio, czy ania. Nie potrafi snu planw poza dzie jutrzejszy, ale ja nie mam tej nieprawdopodobnej koncentracji przy podchodzeniu zwierzyny. S midzy nami rnice, lecz aden z

nas si nie wywysza. aden nie wydaje drugiemu rozkazw ani nie oczekuje bezmylnego posuszestwa. Ja mam donie, niezastpione przy wyciganiu kolcw jeozwierza czy drapaniu swdzcych, a trudno dostpnych miejsc na wilczym grzbiecie. Wzrost daje mi pewn przewag w dostrzeganiu zwierzyny i rozgldaniu si po okolicy. Wic nawet jeli wilk uala si nade mn z powodu moich krowich zbw albo sabego wzroku noc, a mj nos porwnuje do guza pomidzy oczyma, nie traktuje mnie z wyszoci. Obaj zdajemy sobie

spraw, e gwnie dziki niemu mamy co je. A przecie nigdy nie odmwi mi rwnego podziau. Nawet nie marz, by tak wielkoduszno okaza mi czowiek. Ktrego razu nalega, ebymy upolowali jeozwierza, i w kocu dopi swego. On go wytropi, ja zabiem pak, a potem obdzieraem ze skry, bardzo uwaajc na kolce. lepun nie mg si ju doczeka misa, krci si i przeszkadza, wtyka mi nos pod rce, mao brakowao, ebymy w kocu obaj zostali solidnie pokuci. Siad! rozkazaem wtedy

artem. Przycupn na pitach, drc z niecierpliwoci. Dlaczego ludzie mwi w ten sposb? - zapyta, gdy ostronie cignem kolczast skr. - W jaki sposb? Rozkazujco. Co daje czowiekowi prawo rozkazywa psu, jeli nie s stadem? - Zazwyczaj s stadem. Hm... prawie - zastanawiaem si na gos. Cignem skr rwno napron,

trzymaem j za futrzasty brzeg wycity z brzucha, gdzie nie byo kolcw, i stopniowo podcinaem przy tustym misie. Wydawaa dziwny dwik, przypominajcy prucie szww. - Niektrzy ludzie sdz, e maj do tego prawo podjem po chwili. Dlaczego? - naciska lepun. Dziwne, ale nigdy wczeniej si nad tym nie zastanawiaem. - Niektrzy ludzie uwaaj si za lepszych od zwierzt powiedziaem z namysem.

Czy ty te tak uwaasz? Nie odpowiedziaem wprost. Przesuwaem ostrze pomidzy tuszczem a nacignit skr, zdejmujc j z opatki. Dosiadaem konia niejeden raz, prawda? Tak, jeli tylko miaem okazj. Czy jestem lepszy od konia i dlatego naginaem zwierz do swojej woli? Uywaem do polowania psw, a niekiedy take sokow. Jakie miaem prawo im rozkazywa? I oto siedziaem, obdzierajc ze skry jeozwierza, ktrego miaem zamiar zje. - Czy jestemy lepsi od tego

jeozwierza, ktrego za chwil zjemy? - odezwaem si wolno. Czy po prostu akurat dzisiaj jestemy gr? lepun przekrzywi eb, obserwowa n i moje donie obnaajce dla niego soczyste miso. Chyba jestem mdrzejszy od jeozwierza. Ale nie lepszy. Moe zabijamy i zjadamy dlatego, e moemy. - lina laa mu si z pyska lepkim strumieniem. - Ha, mam dobrze uoonego czowieka, ktry mi to kolczaste zwierz obedrze ze skry, ebym mg si naje. -

Wywali ozr i umiechn si od ucha do ucha. Obaj wiedzielimy, e to tylko cz odpowiedzi. Przecignem noem po grzbiecie jeozwierza i w kocu odpada caa skra. - Powinienem upiec miso nad ogniem, by wyciek tuszcz rozwaaem. Inaczej si rozchoruj. Ze swoj czci rb, co ci si podoba, a moj dawaj, dawaj ju! - niecierpliwi si lepun. Przejechaem noem wok

zadnich ap, wyamaem koci ze staww. Dla mnie misa a nadto. Pooyem je na skrze. lepun odcign swoj cz na bok. Rozpaliem niewielki ogie i ponabijaem apy na patyki, eby je upiec. On z apetytem chrupa koci. - Nie uwaam, ebym by lepszy od ciebie - rzekem cicho. - Nie jestem lepszy od adnego zwierzcia. Chocia, jak sam zauwaye, od niektrych jestem mdrzejszy. Na przykad od jeozwierza przyzna askawie.

Znalimy si na wylot. Czasami najwiksz rozkosz sprawiao nam polowanie, podchodzenie zwierzyny i zabijanie - wtedy gnalimy przez wiat niebezpieczni i niepowstrzymani. Kiedy indziej tarmosilimy si niczym szczeniaki, spychalimy z udeptanej cieki, podszczypywalimy si i podgryzalimy, poszc zwierzyn. Byway dni, gdy drzemalimy pnym popoudniem, by potem ruszy na polowanie i w dalsz drog. Soce grzao nas w brzuchy i w plecy, owady brzczay sennie. W takich chwilach potny wilk mg si przetoczy na grzbiet

niczym psiak, bagajc mnie o skrobanie po brzuchu, o wyjmowanie kolcw powbijanych w skr za uszami, o iskanie z pche albo zwyczajnie o drapanie po gardle i po caej szyi. W chodne mgliste poranki przytulalimy si do siebie, szukajc ciepa przed snem. Czasami budzio mnie gwatowne trcenie zimnym nosem w policzek, a kiedy prbowaem usi, odkrywaem, e wilk rozmylnie stan na moich wosach, przyszpilajc mi gow do ziemi. Pewnego razu obudziem si i zobaczyem lepuna siedzcego w pewnym oddaleniu, zapatrzonego w

dal - czarny cie na tle zachodzcego soca. Wyczuwaem w nim samotno, na ktr nie potrafiem nic zaradzi. Zawstydzao mnie to, wic zostawiem go tak, nawet nie sigajc ku niemu Rozumieniem. Dla niego, w pewnym sensie, byem gorszy od wilka. Okrywszy Jezioro Smolne wraz z otaczajcymi je miastami, skierowalimy si znowu na pnoc, ku Rzece Winnej. Rni si ona od Rzeki Koziej tak jak krowa od ogiera. Jest szara i paska, pynie midzy bezkresnymi polami, zakrcajc to w prawo, to w lewo,

wiedziona szerokim korytem. Po naszej stronie rzeki wid trakt, ale korzystay z niego gwnie gsi i bydo. Zawsze syszelimy, kiedy zbliay si do nas stada i z atwoci ich unikalimy. Rzeka Winna nie jest tak spawna jak Kozia, poniewa jest pytsza i gsto poznaczona piaszczystymi wysepkami, lecz mimo wszystko da si na niej dostrzec pewien ruch. Po drugiej stronie, przez ziemie nalece do Ksistwa Rolnego, wioda gsto uczszczana droga, czca wiele osad i miast. Widywalimy barki cignite przez muy - przeprawiano je w ten

sposb przez pycizny. Po naszej stronie rzeki rzadko widywalimy zabudowania - czasem przysta promow, czasem jaki kram z towarami dla koczownikw, gospod i kilka domw. Omijalimy osady z daleka, cho o tej porze roku byy wyludnione, gdy pasterze wygnali stada na niziny rodkowej czci ksistwa, wdrujc przez ziemi poronit soczyst traw od jednego wodopoju do nastpnego. Koczownicze ludy mieszkay w czasie cieplejszych miesicy w namiotach. Wskie uliczki oraz ciany domw porastaa teraz trawa. W opuszczonych

wioskach panowa spokj, a przecie ich pustka cigle przypominaa mi osady najechane przez wroga. Nigdy nie wchodzilimy do ludzkich siedlisk. Obaj wyszczuplelimy, a jednoczenie nabralimy krzepy. Zdarem buty, wic w kocu musiaem je ata niewyprawn skr. Spodnie mi si wystrzpiy, trzeba je byo cerowa na kolanach. Dosy miaem cigego prania koszuli - wci od nowa plamiem j krwi zdobyczy, wic w kocu cay przd i mankiety pokryy si brzowymi ctkami. Bya rwnie postrzpiona i poatana jak koszula

byle ebraka, a e si nierwno odbarwia, wygldaa jeszcze bardziej aonie. Pewnego dnia wsadziem j do tumoka i dalej szedem z nagim torsem. Dnie byy ciepe, wic mi jej nie brakowao, a w nocy bylimy przecie w ruchu, wwczas moje ciao ogrzewao si samo. Soce spalio mnie na ciemny brz. Nie byem tak silny jak wwczas, gdy pracowaem przy wiole i walczyem, nie byem tak muskularny, ale czuem si zdrowy, zwinny i sprawny. Mogem przez ca noc biec u boku wilka bez zadyszki. Przemieniem si w szybkie i podstpne zwierz i cigle

od nowa udowadniaem sobie, e potrafi przetrwa. W duym stopniu odzyskaem wiar w siebie, ktrej pozbawi mnie ksi Wadczy. Nie oznacza to jednak, e zapomniaem albo mu przebaczyem bestialskie uczynki, lecz przywykem do blizn. Prawie nie wracaem do wspomnie o lochu. Nie pozwalaem, eby mroczna cela kada si cieniem na te zote dni. lepun i ja, zawsze we dwch parlimy naprzd, polowalimy, spalimy i znowu parlimy naprzd. Tak prosta bya ta egzystencja i tak cudowna, e nie pomylaem, i powinienem j

ceni. Dopki jej nie utraciem. Pewnego wieczoru, ktry ju zmienia si w noc, podeszlimy do rzeki. Chcielimy si dobrze napi przed drog. Nagle lepun przywarowa, uszy postawi na sztorc. Ja te si przyczaiem, nawet mj mao wraliwy nos pochwyci nieznan wo. Co to i gdzie? - spytaem. Zobaczyem, zanim odpowiedzia. Zwierz podobne do sarny, szczupe i wiotkie, z gracj kroczyo drk

ku wodzie. Za nim pojawiy si nastpne. Byy niewiele wysze od lepuna, na gowach miay rogi podobne do kolich, byszczce w wietle krgego miesica lnic czerni. Znaem takie zwierzta jedynie ze starych poda, ktre czytywaem u Ciernia. Nie przypominaem sobie nazwy tych stworze. Jedzenie - okreli je lepun zwile. Zgodziem si bez dyskusji. Szlak mia zaprowadzi zwierzta w nasze poblie. Wystarczyo

skoczy. Obaj ze lepunem czyhalimy cierpliwie. Zwierzyna podesza bliej, stadko liczyo jakie dziesi sztuk. Niefrasobliwe stworzenia, pieszce do chodnej wody. Ju j czuy. Przepucilimy przewodnika, czekalimy na mode sztuki, idce w stadzie. I akurat, gdy wilk spry si do skoku, noc przecio dugie, przejmujce wycie. lepun usiad, pisn niespokojnie. Nasza niedosza zdobycz rozprysna si na boki w chmarze kopyt i rogw, uciekajc co si, cho nikt nie goni. Obaj bylimy zbyt zajci czym innym. W mgnieniu oka po naszym posiku zosta tylko

lekki tupot w oddali. lepun chyba w ogle nie zwrci na to uwagi. Wydawa z siebie dziwny dwik, podobny do wycia, lecz podszyty zawodzeniem. Szczki mu dray, jakby prbowa sobie przypomnie wymawianie dawno porzuconych sw. By wstrznity) dalekie wycie wilka odebrao mu spokj. Serce zadrao mi w piersi. Gdyby nagle z nocnych ciemnoci zawoaa mnie wasna matka, nie bybym poruszony mocniej. Z niewielkiego wzniesienia na pnoc od nas wybucha odpowied w postaci poszczekiwa i skowytw. Doczy do niej gos pierwszego wilka.

lepun zapiszcza cicho, zakoysa si w przd i w ty. Nagle poderwa eb i zawy gono, na nisk nut. Po tej deklaracji zapada cisza. Min jaki czas, nim stado na wzgrzu odezwao si znowu. Tym razem nie by to zew myliwych, lecz oznajmienie istnienia. lepun rzuci mi przepraszajce spojrzenie i ruszy biegiem. Patrzyem z niedowierzaniem, jak mknie w stron wzgrza. Po chwili mino pierwsze zaskoczenie; zerwaem si na nogi i pognaem za nim. By ju do daleko, ale kiedy zda sobie spraw, e go goni, zwolni, wreszcie si do mnie

odwrci. Musz i sam - oznajmi z moc. - Zaczekaj na mnie tutaj. Obrci si i ruszy dalej. Przeraziem si. Zaraz! Nie moesz i sam! Oni nie s twoim stadem. Jestemy dla nich obcy, oni ci napadn! Lepiej tam nie i! Musz! Nic nie mogo zmieni decyzji. Odbieg kusem. jego

Rzuciem si za nim. lepunie! - Baem si o niego, baem si, e jak optany pcha si prosto w lwi paszcz. Przystan, znowu na mnie spojrza, zajrza mi prosto w oczy, a jak na wilka byo to spojrzenie bardzo dugie. Przecie rozumiesz. Teraz ty mi zaufasz, tak jak ja zaufaem tobie. Musz do nich i. I musz i sam. A jeli nie wrcisz? - spytaem zrozpaczony.

Ty wrcie z miasta. I ja wrc do ciebie. Id dalej razem z rzek. Odszukam ci. Id ju. Wracaj. Stanem. On pobieg dalej. Bd ostrony! - rzuciem za nim bagalnie. To by mj skowyt wycelowany w rozgwiedone niebo. Potem staem i patrzyem, jak wilk gna po rwninie; potne minie falujce pod gstym futrem, ogon wycignity prosto na znak niezomnego postanowienia. Z trudem si powstrzymaem przed krzykiem, woaniem, baganiem,

eby wraca, eby mnie nie zostawia. Dyszc ciko, patrzyem, jak znika w oddali. Tak mocno chcia speni swe pragnienie, e poczuem si zupenie niewany. Po raz pierwszy dowiadczyem zazdroci i oburzenia, ktre on pozna w czasie moich nauk z ksiciem Szczerym albo gdy byem sam z Sikork i kazaem mu si trzyma z dala od moich myli. W dorosym yciu lepuna by to pierwszy kontakt z osobnikami tego samego gatunku. Rozumiaem, e musi si spotka z nimi, przekona, jacy s, nawet jeli mieliby go

zaatakowa i przegoni. Mia racj. Tylko e a wyem w duszy ze strachu o niego, chciaem biec za nim, by przy jego boku, by przynajmniej niedaleko, na wszelki wypadek. Prosi mnie, ebym tego nie robi. Nie. On nie prosi. On mi zabroni i z sob. Zabroni mi, korzystajc z tego samego przywileju natury, z jakiego i ja skorzystaem swego czasu. Ze cinitym sercem odwrciem si i ruszyem z powrotem nad rzek. Nagle poczuem si jak lepy. Brakowao mi wilka kusujcego obok lub

przodem, brakowao mi wszystkich jego odczu, ktrymi uzupenia moje, mniej wraliwe zmysy. Teraz wyczuwaem gdzie w oddali jego drenie oczekiwania, niepokj i ciekawo. W tej chwili zbyt by zajty wasnym yciem, eby si dzieli wraeniami ze mn. Nagle zastanowiem si, czy byo to pokrewne z uczuciem, jakie mia ksi Szczery, gdy ja wiosowaem na pokadzie Ruriska, gdy walczyem z Zawyspiarzami, a on musia siedzie w wiey i zadowala si napywajcymi ode mnie szcztkowymi wieciami. Dawaem mu znacznie peniejszy obraz

zdarze, wiadomie staraem si kierowa ku niemu strumie informacji, a przecie, mimo wszystko, musia odczuwa co podobnego do tego bolesnego odtrcenia. Dotarem do brzegu rzeki. Zatrzymaem si tam, usiadem i czekaem. Powiedzia, e wrci. Wpatrywaem si w horyzont ponad ciemn wod. ycie we mnie przygaso. Powoli zwrciem wzrok w stron rde rzeki. Nie miaem ochoty polowa. C to byyby za owy bez lepuna... Siedziaem i czekaem bardzo

dugo. Wreszcie wstaem i ruszyem przez noc, niewielk uwag powicajc sobie i otoczeniu. Szedem w ciszy piaszczystym brzegiem, towarzyszy mi tylko szept drobnych fal. Gdzie w oddali lepun wyczu inne wilki, znalaz ich zapach niewtpliwy i silny, tak wyrany, e wiedzia, ile ich jest i jakiej s pci. Gdzie tam w dali pokaza si im: nie chcia ich straszy, nie wchodzi pomidzy watah, zwyczajnie da zna, e jest. Jaki czas go obserwoway. Wielki samiec, przewodnik stada, podszed nieco bliej, unis tyln ap i zaznaczy

kpk trawy. Potem sypn na ni ziemi, drc cik pazurami, zostawiajc na ziemi grube bruzdy. Jaka samica wstaa, przecigna si i ziewna, potem usiada, patrzc na mojego wilka zielonymi lepiami. Dwa podronite szczeniaki, obgryzajce sobie wzajemnie apy, zrobiy przerw w zabawie. Jeden ruszy w stron obcego, ale niski warkot z gbi gardzieli matki natychmiast go zawrci. Ponownie zaj si podgryzaniem brata. lepun usiad, mocno, na tylnych apach, co byo oznak pokojowych zamiarw. Pozwoli si oglda. Jaka chuda

moda wilczyca zaskowycza bez wikszego przekonania, przerwaa kichniciem. Po jakim czasie wikszo wilkw zacza wstawa i wyranie si gromadzi. Polowanie. Kocista wadera zostaa ze szczeniakami. lepun waha si chwil, wreszcie w dyskretnej odlegoci ruszy za stadem. Od czasu do czasu oglda si na niego ktry z wilkw. Przewodnik zatrzymywa si czsto, zaznaczajc teren, a potem przysypujc mocz ziemi. Ja za szedem brzegiem rzeki coraz czarniejsz noc. Ksiyc

wolno wdrowa po niebie. Wyjem z tumoka pasek wdzonego misa i uem go w drodze, zatrzymawszy si tylko raz, by zaczerpn wody. Rzeka w wirowym korycie zbliya si do mnie. Byem zmuszony wdrowa po trawiastym wale wznoszcym si nad brzegiem. Kiedy wit utworzy horyzont, znalazem sobie miejsce do spania. Uoyem si na wyszym fragmencie wau i zwinem w kbek pord szorstkiej trawy. Trzeba by mnie prawie nadepn, eby znale. Byem rwnie bezpieczny tutaj, jak gdzie indziej. Czuem si bardzo samotny.

Nie spaem dobrze. Jaka cz mnie obserwowaa inne wilki, cigle z dystansu. Nie zaakceptoway mnie, ale te nie przeganiay. Nie podszedem na tyle blisko, eby je zmusza do podjcia decyzji. Upoloway koza. Nie znaem takiego zwierzcia. Chyba byo za mae dla wszystkich. Chciaem je, ale jeszcze nie a tak, ebym sam musia polowa. Ciekawo okazaa si silniejsza ni gd. Siedziaem i patrzyem, jak ukadali si do snu. Moje sny odpyny od lepuna. Znowu poczuem rozdwojon ja, ktr niem, lecz nie umiaem si obudzi. Co mnie wzywao,

cigno z przeraajc si. Odpowiedziaem na to wezwanie, niechtnie, lecz nie potrafic odmwi. Znalazem gdzie inny dzie i ten obrzydliwie znajomy dym, te straszne krzyki wznoszce si do bkitnego nieba nad oceanem. Kolejna osada w Ksistwie Niedwiedzim walczya z Zawyspiarzami. Kolejna osada im ulega. Raz jeszcze zostaem wezwany na wiadka. W tamtym nie, a potem prawie w kadym nastpnym, wracaa do mnie, wbrew mojej woli, wojna ze szkaratnymi okrtami. Tamta bitwa i kada nastpna

zostay wyryte w moim sercu, w najdrobniejszych okrutnych szczegach. Wszystkiego doznaem wchem, suchem i dotykiem. Za kadym razem gdy zapadaem w sen, co cigno mnie bezlitonie tam, gdzie walczy lud Krlestwa Szeciu Ksistw, gdzie umiera za swoj ziemi. Miaem dowiadczy wicej klsk Ksistwa Niedwiedziego ni kady z jego mieszkacw, bo dzie po dniu, gdy tylko zasypiaem, natychmiast byem powoywany na wiadka. Nie widziaem w tych wezwaniach adnego logicznego powodu. Moe skonno do Mocy drzemaa w

wielu mieszkacach Krlestwa Szeciu Ksistw? W obliczu mierci i blu krzyczeli do ksicia Szczerego i do mnie gosami, ktrych istnienia nawet nie podejrzewali. Niejeden raz wyczuwaem krla Szczerego kroczcego po tej samej rujnowanej osadzie, cho nigdy ju nie ujrzaem go tak wyranie jak za pierwszym razem. Kiedy przypomnia mi si sen dzielony z krlem Roztropnym, gdy monarcha, podobnie jak ja teraz, zosta wezwany, by wiadczy upadkowi Wodnej Osady. Zastanawiaem si od tego czasu, jak czsto drczyy go podobne dowiadczenia.

W jakim sensie wiedziaem, e pi na brzegu Rzeki Winnej, daleko od zgieku bitwy, otoczony wysok traw, muskany przez lekki wietrzyk. Niewane. Wana bya tylko walka Krlestwa Szeciu Ksistw z Zawyspiarzami. Ta maleka bezimienna osada w Ksistwie Niedwiedzim nie miaa najpewniej adnego znaczenia strategicznego, lecz pada na moich oczach -jeszcze jedna cega wybita z muru. Z chwil gdy szkaratne okrty zdobd wybrzee Ksistwa Niedwiedziego, Krlestwo Szeciu Ksistw nigdy si od nich nie uwolni. Najedcy zajmowali coraz

wiksz cz naszego kraju: miasto za miastem, wiosk za wiosk. Krl za rezydowa w Kupieckim Brodzie. Dawno temu, gdy pchaem wioso na okrcie wojennym, wojna bya bliska i grona. Przez kilka ostatnich miesicy zapomniaem o ludziach, ktrzy ni yli na co dzie. Byem rwnie nieczuy jak ksi Wadczy. Wieczr zacz wykrada kolory z rzeki i rwniny. Wreszcie si zbudziem. Nie byem wypoczty, a przecie przywitaem jaw z prawdziw ulg. Usiadem, rozejrzaem si dookoa. lepuna nie byo. Signem ku niemu

krtko. Bracie - odpowiedzia. Czuem jednak, e mu przeszkadzam, e go irytuj. Obserwowa dwa tarmoszce si szczeniaki. Znuony wrciem do wasnego umysu. Kontrast pomidzy nami dwoma nagle sta si trudny do zniesienia. Najedcy na szkaratnych okrtach, kunica, knowania ksicia Wadczego, nawet mj plan zabicia samozwaczego krla - wyday si nagle wstrtne i tak bardzo ludzkie. Jakie miaem prawo kala ycie wilka? Teraz by na waciwym miejscu.

Cho bardzo mi si to nie podobao, wykonanie zadania naleao wycznie do mnie. Prbowaem o wilku zapomnie. Zawsze jednak zostawaa uparta iskierka nadziei. Powiedzia, e wrci. Postanowiem, e jeli to zrobi, musi to by tylko jego decyzja. Nie bd go do siebie wzywa. Wstaem i ruszyem w drog. Powiedziaem sobie, e jeli lepun zechce do mnie wrci, odnajdzie mnie bez trudnoci. Wilk jest niezmordowany w truchcie. Na dodatek ja bez lepuna nie podaem tak szybko. Bardzo mi brakowao jego wzroku noc.

Doszedem do miejsca, gdzie brzeg rzeki obniy si do poziomu wody i przeksztaci w trzsawisko. Nie mogem si z pocztku zdecydowa, czy wdrowa na przeaj, czy raczej prbowa je okry. Mogo si cign bardzo daleko. W kocu postanowiem trzyma si moliwie najbliej rzeki. Przeyem fataln noc, chostany sitowiem i pakami wodnymi, potykaem si o spltane korzenie, nogi miaem czciej mokre ni suche, a komary obsiaday mnie caymi chmarami. Jakim trzeba by gupcem, eby wdrowa w ciemnociach przez nieznany, bagnisty teren? Duo

miaem szczcia, e si nie utopiem w jakim grzskim bajorze. Nade mn byy tylko gwiazdy, a wok niezmiennie ciany paek wodnych. Po prawej przebyskiwaa niekiedy szeroka, ciemna wstga wody. Uparcie dyem w gr rzeki. wit zasta mnie w drodze. Buty i spodnie zalepione miaem rzs wodn, klatk piersiow czerwon od uksze insektw. Idc, posiliem si odrobin suszonego misa. Nie miaem gdzie odpocz, wic szedem. Postanowiwszy odnie jakie korzyci z tej podry, zebraem troch paek wodnych,

kiedy si przez nie z trudem przedzieraem. Mino poudnie, nim rzeka na powrt odzyskaa suchy, twardy brzeg, a ja szedem jeszcze godzin, eby uciec przed komarami i moskitami. Potem zmyem rzs, bagnisty szlam oraz boto ze spodni, z butw i ze skry, nim wreszcie rzuciem si na ziemi i zasnem. Gdzie tam lepun sta nieruchomo, wstrzymujc oddech, gdy kocista samica podesza do niego nieco bliej. Wtedy pooy si na brzuchu, przetoczy na grzbiet i odsoni gardo. Samica podesza jeszcze bliej, za kadym razem tylko o krok. W pewnej chwili si

zatrzymaa, usiada. lepun zaskamla cicho. Skulia uszy, odsonia zby, warkna, odwrcia si i odesza. Po jakim czasie lepun wsta i ruszy polowa na myszy polne. Wydawa si zadowolony. I znowu jego obecno ode mnie w niebyt, wezwany do Niedwiedziego. Pona osada. odpyna zostaem Ksistwa nastpna

Obudziem si zniechcony. Zamiast ruszy w drog, rozpaliem z drzewa wyrzuconego przez rzek nieduy ogie. Nastawiem w

kocioku wod, pociem cz wdzonego misa na mniejsze kawaki. Ugotowaem je z dodatkiem korzeni, odrobin cennej soli oraz jak zielenin. Niestety, okazao si, e w efekcie dominowa kredowy smak rzecznej wody. Napeniwszy odek, wydobyem z tumoka zimowy paszcz, owinem si nim, chronic przed nocnymi owadami, i ponownie zapadem w drzemk. lepun sta naprzeciwko przewodnika stada. Na tyle daleko, by nie rzuca wyzwania, ale ogon trzyma luno opuszczony. Przewodnik by smuklejszy i mia

czarn sier. Nie by tak dobrze odywiony, a jego ciao znaczyy blizny - lady walk i pamitki z polowa. By pewny siebie. lepun sta bez ruchu. Po jakim czasie ten drugi zrobi kilka krokw w bok, podnis tyln ap. Potem odszed, nie ogldajc si za siebie. lepun usiad, posuszny najstarszemu prawu. Obudziwszy si nastpnego ranka, ruszyem w drog. lepun zostawi mnie dwa dni temu. Tylko dwa dni, a przecie dla mnie mina wieczno samotnoci. Jak on mierzy czas naszego rozstania? Nie dniami i nocami. Odszed, by

znale odpowiedzi na pytania, i kiedy osignie cel, nastanie dla niego czas powrotu. Czego tak naprawd chcia si dowiedzie? Czy tego, jak to jest by wilkiem pomidzy wilkami, czonkiem stada? Jeli go zaakceptuj, co dalej? Czy zostanie z nimi, na dzie, na tydzie, na rok? Jak dugo potrwa, nim zatr si w jego pamici wraz z jednym z niezliczonych wczoraj? Po co miaby chcie do mnie wraca, jeli wataha go przyjmie? Min jaki czas, nim sobie uwiadomiem, e jestem strapiony, czuj si zraniony tak samo, jakby

przyjaciel czowiek porzuci mnie dla towarzystwa innych ludzi. Chciao mi si wy, pragnem siga ku lepunowi swoj tsknot. Powstrzymywaem si od tego najwyszym wysikiem woli. lepun nie by psim szczeniakiem, nie przybiegnie na gwizdnicie. By moim przyjacielem; spdzilimy razem wiele czasu. Jakie miaem prawo go prosi, eby dla mnie zrezygnowa z szansy znalezienia partnerki, z prawdziwej wizi we wasnym stadzie wycznie po to, eby y u mojego boku? adnego. Absolutnie adnego. W poudnie dotarem do szlaku

wiodcego wzdu brzegu rzeki. Pod wieczr minem kilka niewielkich zagrd. Na polach dominoway melony i zboe. Ziemia pocita bya sieci roww nawadniajcych. Chaty kryte darni postawiono w susznej odlegoci od rzeki, najpewniej w obawie przed zalaniem. Zostaem obszczekany przez psy i pogoniony przez stada tustych biaych gsi, ale ludzi nie widziaem. Szlak przemieni si w szersz drog z gbokimi koleinami wyrytymi przez koa wozw. Soce prayo mnie w plecy.

Gdzie wysoko w przestworzach usyszaem sokoa - szybowa po niebie z szeroko rozpostartymi skrzydami. Krzykn raz jeszcze, zwin skrzyda i zanurkowa. Traf chcia, e dostrzegszy na polu jakiego gryzonia, spada prosto na mnie. Dopiero w ostatniej chwili zdaem sobie spraw, e ja jestem jego celem. Zasoniem twarz przedramieniem, akurat gdy on ponownie rozoy skrzyda. Wyhamowa, rzucajc mi wiatr w oczy. Jak na ptaka tych rozmiarw, lekko wyldowa mi na rku. cisn mnie bolenie pazurami. Pomylaem, e to czyj ptak -

niegdy uoony, a nastpnie zdziczay, teraz zobaczywszy mnie, zdecydowa si wrci do czowieka. Strzpek skry na jego apce mg by pozostaoci po obrczce. Ptak, wspaniay pod kadym wzgldem, siedzia na moim ramieniu, mrugajc z rzadka. Dostrzegem pod skrzan obrczk na nodze malutki zwj pergaminu. - Czy niesiesz komu wiadomo? - zapytaem. Obrci gow i jedno byszczce oko spojrzao prosto na mnie. To by nieek.

Pradawna krew. Wicej nie pojem z jego myli, ale i to wystarczyo. W Koziej Twierdzy nie radziem sobie z sokoami. Brus kaza mi w kocu zostawi je w spokoju, bo moja obecno zawsze je drania. Pomimo to teraz signem leciutko do ptasiego umysu, jasnego niczym pomie. Wydawa si spokojny. Udao mi si oswobodzi pergamin. Sok poprawi si na moim ramieniu, wbijajc szpony w ciao. Nagle bez ostrzeenia rozoy skrzyda i frun w gr. Zatoczy koo, nabierajc wysokoci, jeszcze

raz krzykn co po swojemu i skonym lotem znikn na nieboskonie. Po rku cieka mi krew, a w jednym uchu dzwonio od bicia jego skrzyde. Zerknem przelotnie na czerwone ukucia, lecz ciekawo kazaa mi zaraz zaj si pergaminem. Przecie do roznoszenia poczty ukada si gobie, nie sokoy. Litery byy zwarte, prowadzone cienk kresk i w myl dawnej mody spltane niczym pajczyna. W blasku soca trudno byo je rozszyfrowa. Usiadem, ocieniem pergamin doni. Po pierwszych sowach serce zamaro mi w

piersiach. Pradawna krew pradawn krew. ostrzega

Dalszy cig trudniej byo odczyta. Pergamin by wystrzpiony, pisownia osobliwa, zdania oszczdne. Ostrzeenie pochodzio od Jeyny, cho podejrzewaem, e Czarniak je przela na papier. Krl Wadczy przeladowa wszelkie istoty pradawnej krwi. Schwytanym ofiarowywa brzczc monet za pomoc w odnalezieniu szczeglnej pary: modego mczyzny z wilkiem. W przypadku odmowy

grozi mierci. Rozszyfrowaem jeszcze co, o podawaniu mojego tropu innym istotom pradawnej krwi i o probie, by mi pomogy, jeli zdoaj. Dalsza cz zwoju bya zbyt postrzpiona, nic ju nie dao si odczyta. Ukryem go w pasie. Soce nadal wiecio, a mnie si zdao, e jasny dzie spochmurnia. Stanowczy zdradzi ksiciu Wadczemu, e yj. A ksi Wadczy si mnie boi, wic wprawi w ruch koa machiny. Moe i dobrze si stao, e lepun i ja rozstalimy si na jaki czas. Z nastaniem zmroku wszedem na niewielkie wzniesienie. Przede mn

wtulone w zakole ciemnej wody byszczay wiata. Najpewniej kolejna osada kupiecka albo przysta promu, dziki ktremu chopi i pasterze mogli atwo przekracza rzek. Poszedem ku wiatom. Miaem nadziej wrd nich znale ciep straw i schronienie na noc. Jelibym nabra ochoty, mogem si tam zatrzyma i zasign jzyka. Zostao mi troch pienidzy. I nie byo wilka, ktry by mi bez ustanku zadawa pytania, nie byo lepuna, ktry by si czai w pobliu, majc nadziej, e aden pies nie pochwyci jego zapachu. Nie musiaem si martwi o nikogo

poza sob samym. Moe nadszed czas, eby si sob zaj. Moe rzeczywicie powinienem tam zej, wypi kufelek i zamieni z kim kilka sw. Moe powinienem si zorientowa, jak daleko do Kupieckiego Brodu, i posucha plotek. Moe ju czas zacz kreli prawdziwy plan rozliczenia z ksiciem Wadczym. Zaczem polega tylko na sobie.

Rozdzia smy Kupiecki Brd

Gdy lato miao si ku kocowi, Zawyspiarze zdwoili wysiki, by przed nastaniem zimowych sztormw zagarn jak najwiksz cz wybrzea Ksistwa Niedwiedziego. Od kiedy zajli gwne porty, mogli wedle uznania uderza wzdu caego wybrzea

Krlestwa Szeciu Ksistw. Tote, cho w cigu lata nkali nasz kraj a po Ksistwo Dbw, gdy upalne dni staway si coraz krtsze, skupili wysiki na opanowaniu wybrzea Ksistwa Niedwiedziego. Taktyk obrali szczegln. Nie prbowali zajmowa miast ani podbija ziem. Nie pozostawiali po sobie kamienia na kamieniu. Osady, ktre wpady im w rce, palili a do fundamentw, mieszkacw wyrzynali lub brali w niewol. Jecw zmuszali do pracy nad siy, traktowali gorzej ni bydo, a nastpnie - gdy ludzie ci nie byli im ju potrzebni albo tylko dla rozrywki

- zaraali ich kunic. Na podbitych terenach wznosili wasne, prymitywne schronienia, gardzc budynkami, w ktrych mogli przecie zamieszka, zamiast rwna je z ziemi. Nie zakadali staych siedzisk, jedynie obsadzali wojskiem najlepsze porty, chcc zyska pewno, e nie zostan odbite. Ksistwa Cypla oraz Dbw wspomagay Ksistwo Niedwiedzie, lecz musiay broni take wasnych wybrzey, a ciko byo wszystkim, jednakowo. Ksistwo Kozie radzio sobie, jak mogo. Ksi wawy dostrzeg

nareszcie, jak wiele zaley od jego dziaa, lecz wwczas byo ju pno na bronienie caego wybrzea. Zaangaowa zatem ludzi i rodki w umocnienie samej Koziej Twierdzy. W ten sposb ostatnim bastionem, chronicym Ksistwo Kozie przed Zawyspiarzami, okazao si wojsko podlege ksinej Cierpliwej, wspierane przez prosty lud. Ksistwo Niedwiedzie nie mogo wiele oczekiwa z tej strony, lecz z wdzicznoci przyjmowao kad pomoc docierajc pod znakiem bluszczu. Wadca Ksistwa Niedwiedziego, ksi Krzepki, dawno ju mia za

sob najlepsze lata, a jednak w potrzebie stan do walki, dzierc w doni ostrze, siwe jak jego wosy i broda. Powicenie ksicia godne byo podziwu. Bez wahania oprni skarbiec, dla obrony swej ziemi nuci na szal ycie wasne oraz najbliszych. Spotka swj kres bronic rodzinnego zamku w Wysokiej Fali. Po mierci ksicia i po upadku twierdzy dwie jego crki nadal stawiay opr najedcy.

*** Moja koszula, dugi czas noszona

w tumoku, nabraa dziwnego ksztatu. Tak czy inaczej, woyem j, krzywic si lekko od woni pleni. Materia trcia te zastarzaym dymem z ogniska. Pocieszaem si, e na powietrzu smrodek wkrtce wywietrzeje. Poprawiem wosy i brod cignem wosy w kucyk, a brod przeczesaem palcami. Nie lubiem nosi zarostu, ale te nie chciaem codziennie marnowa czasu na golenie. Zostawiem za sob brzeg rzeki, nad ktrym dokonaem krtkich ablucji, i ruszyem w stron wiate. Tym razem byem lepiej przygotowany ni poprzednio.

Wybraem sobie imi Wesoek. Byem wojownikiem, miaem pewne dowiadczenie z komi oraz z pirem, po napadzie Zawyspiarzy straciem dach nad gow. Udawaem si do Kupieckiego Brodu, gdzie chciaem rozpocz ycie na nowo. Tak rol mogem odegra przekonywajco. Gdy gasy ostatnie blaski dnia, w nadrzecznej osadzie rozbyso wicej lamp i wwczas zdaem sobie spraw, e le oceniem jej rozmiary. Miasto rozcigao si daleko w gr rzeki. Poczuem drenie niepewnoci, ale zaraz sobie wytumaczyem, e

przechodzc przez nie strac mniej czasu, ni gdybym mia je okra. Skoro nie byo ze mn lepuna, trudno szuka powodu, by nadkada drogi i marnowa czas. Uniosem wyej gow i pewnym krokiem ruszyem przed siebie. Mimo pnej pory miasto byo oywione, panowa witeczny nastrj. Ludzie tumnie zdali na rynek. Drzwi domw ozdobiono kwiatami. Po jakim czasie wyszedem na jasno owietlony plac. Pony tu dziesitki pochodni, wok rozbrzmieway miechy i muzyka, artyci w jaskrawych strojach rozweselali gapiw, na

spragnionych czekay pene beczuki, a stoy si uginay od chleba i owocw. linka nabiega mi do ust na widok tych pysznoci, zwaszcza chleb pachnia wyjtkowo cudownie dla kogo, kto tak dawno go nie prbowa. Trzymaem si na uboczu i nadstawiaem ucha. Wkrtce si dowiedziaem, e tutejszy koronarz celebruje wanie swoje zalubiny. Najwyraniej koronarz by w Ksistwie Trzody tytuem szlacheckim, a ten pan, dziki swej szczodroci, cieszy si mioci i szacunkiem poddanych.

Jaka staruszeczka wetkna mi w do trzy miedziane monety. - Id do stou, najedz si, mody czowieku - rzeka. - Koronarz Rozsdny rozkaza, by w dniu jego lubu wszyscy si wraz z nim weselili. Dzi jedzenia nie zbraknie dla nikogo. Nic si nie wstyd, pij i jedz do syta. - Poklepaa mnie po ramieniu, a eby to zrobi, musiaa si wspi na palce. Wzia mnie za ebraka. Miaem tyle przytomnoci umysu, eby nie wyprowadza kobieciny z bdu. Skoro wygldaem jak ebrak, powinienem odgrywa jego rol.

Mimo wszystko czuem si winny miaem wraenie, e wyudziem ten wdowi grosz. W kocu posuchaem rady. Podszedem do jednego ze stow i ustawiem si w kolejce po chleb, owoce oraz miso. Nakadaniem jada trudnio si kilka modych kobiet. Jedna z nich przygotowaa dla mnie talerz i podaa mi go przez st popiesznie, zupenie jakby chciaa si mnie czym prdzej pozby. Podzikowaem grzecznie, a wwczas pozostae zaczy chichota, ta jedna natomiast zrobia min tak uraon, jakbym j omykowo wzi za uliczn dziewk.

Odszedem stamtd czym prdzej. Znalazem sobie miejsce przy rogu stou. Wkrtce spostrzegem, e nikt nie siada blisko mnie. Tylko mody chopak, ktry rozstawia kubki i napenia je piwem, zaciekawi si, skd przybywam. Powiedziaem mu, e wdruj za prac w gr rzeki, i zapytaem, czy zna kogo, kto potrzebuje najemnika. - Jeli chcesz dobrze zarobi, id do Kupieckiego Brodu - poradzi jak czowiek dobrze obeznany ze spraw. - To niecay dzie drogi. O tej porze roku moesz si naj do pracy przy niwach. A jeli nie, to zawsze jest budowa wielkiej

krlewskiej areny. Najm kadego. Bye potrafi unie kamie albo wbi w ziemi opat. - Wielka krlewska powtrzyem. arena? i z

Chopak przekrzywi gow spojrza na mnie niedowierzaniem.

- Tam ludzie bd mogli oglda wymierzanie krlewskiej sprawiedliwoci. Kto podnis kufel, dajc piwa, wic chopak zostawi mnie samego. Jadem i rozmylaem.

Najm kadego. Innymi sowy, wygldaem dziwacznie i podle. Trudno, nic nie mogem na to poradzi. Jedzenie smakowao wprost niewiarygodnie. Zupenie ju zapomniaem, co to pszenny chleb, jak pachnie i jak chrupic ma skrk. Zgarnem nim gsty sos z talerza i nagle przypomniaa mi si kucharka z Koziej Twierdzy. Gotowaa wybornie i nigdy mi nie skpia jada. Gdzie tam, w Kupieckim Brodzie, zagniataa teraz ciasto na paszteciki, a moe nacieraa przyprawami piecze z dziczyzny. Woy j do jednego z

cikich czarnych kotw, zamknie cik pokryw. Bdzie dusia miso na wolnym ogniu przez ca noc. Tak, a w stajniach ksicia Wadczego Pomocnik wanie robi wieczorny obchd, podobnie jak Brus czyni to swego czasu w stajniach Koziej Twierdzy, sprawdzajc, czy kade zwierz ma wie, czyst wod do picia i czy kady boks jest zamknity. Inni chopcy stajenni z Koziej Twierdzy rwnie tam byli; znaem dobrze ich twarze i serca, bo lata cae spdzilimy pod wadaniem Brusa w jego maym krlestwie. Sub domow ksi Wadczy take

wywiz ze sob. Bdzie zapewne w Kupieckim Brodzie mistrzyni ciegu - Chyo, a take Gsior i Podlec, i... Znienacka spada na mnie samotno. Tak dobrze byoby si z nimi zobaczy, oprze si na stole i sucha nieskoczonych kuchennych plotek albo z Pomocnikiem wycign si na sianie na strychu i udawa, e wierz w jego skandaliczne opowieci o kobietach, ktrym zama serce. Sprbowaem sobie wyobrazi reakcj mistrzyni ciegu na widok mojego ubrania, mimowolnie umiechnem si do siebie. Byaby niewtpliwie

zgorszona i oburzona. Siedziaem tak, pogrony w zadumie, gdy nagle kto zacz jak szalony miota blunierstwa. W Ksistwie Kozim nawet kompletnie pijany marynarz nie miaby tak sprofanowa uczty weselnej. Na moment ucichy wszelkie rozmowy. Po drugiej stronie rynku, na krawdzi mroku, poza zasigiem blasku pochodni, sta szczupy zastp onierzy oraz wz. Na nim osadzono wielk klatk z trzema nieszcznikami dotknitymi kunic. Dla mego zmysu Rozumienia w ogle nie istnieli. Z

koza zeskoczya kobieta z maczug w rku. Uderzya mocno w prty klatki, kazaa winiom by cicho, a potem odwrcia si do dwch modych ludzi, stojcych tu za wozem, ktrzy zanosili si miechem. - Zostawcie ich w spokoju, nicponie! - krzykna. - Na krlewskiej arenie znajd sprawiedliwo lub miosierdzie, jak zechce los, a teraz maj mie spokj, zrozumiano? Lilia! Lilia, przynie koci z pieczeni, rzu tym nieszcznikom. A wy, ju wam powiedziaam, trzymajcie si od winiw z daleka! Nie drani mi

ich! Dwaj modzi ludzie cofnli si ze miechem przed gron maczug. - Dlaczego nam nie wolno si zabawi? - postawi si wyszy. Syszaem, e w Zbiegogrodzie buduj wasn aren. Niszy chopak napry muskuy na ramieniu. - Ja sam si krlewsk aren. wybieram na

- Jako as czy pojmany? - zakpi kto i obaj modzi ludzie ryknli

miechem, szturchajc artobliwie okciami.

si

Udao mi si zosta na miejscu. Naroso we mnie straszne przeczucie. Krlewska arena. Asy, a przeciw nim pojmani - skaeni kunic. Przypomniao mi si, jakim godnym wzrokiem patrzy ksi Wadczy, gdy jego ludzie mnie bili bezbronnego, bezradnego. Kobieta o imieniu Lilia przepchna si przez tum i cisna winiom stert koci. Spadli na nie jak zagodzeni padlinoercy, bili si i gryli, kady chcia zdoby jak najwicej. Spory tumek zgromadzi

si wok wozu, rozemiani gapie wytykali nieszcznikw palcami, dogadywali im, kpili, artowali. Nie miecio mi si to w gowie. Czy nie pojmowali, e ci ludzie za kratami zostali dotknici kunic? Nie popenili adnej zbrodni! Byli rybakami i rolnikami, mieszkacami Krlestwa Szeciu Ksistw, a zawinili tylko w tym, e dali si schwyta Zawyspiarzom. Nie potrafi zliczy, ilu nieszcznikw dotknitych kunic sam zabiem. Z trudem znosiem ich widok, to prawda, ale podobne uczucia budzia te we mnie koczyna objta gangren albo pies

tak udrczony przez parchy, e nie byo dla niego ratunku. Zabijanie ofiar kunicy nie miao nic wsplnego z nienawici, z kar, z wymierzaniem sprawiedliwoci. mier to jedyne lekarstwo na t straszn chorob, zabija trzeba jak najszybciej, w imi miosierdzia dla czonkw rodziny, ktrzy tych nieszczsnych kochali. Ci dwaj modziecy rozprawiali o ofiarach kunicy, jakby zabijanie tych ludzi byo rodzajem wicze. Patrzyem na klatk z coraz wiksz zgroz. Usiadem powoli. Na moim talerzu w dalszym cigu leao jedzenie, ale jako straciem apetyt.

Zdrowy rozsdek podpowiada mi, e powinienem napeni odek, skoro mam okazj. Przez chwil tylko patrzyem najado. Wreszcie zmusiem si do przeknicia kolejnego ksa. Podnisszy wzrok, ujrzaem, e przygldaj mi si ci sami dwaj modziecy, ktrzy rozjuszali winiw. Przypomniaem sobie, jak rol odgrywam, i spuciem oczy. Najwyraniej ich rozbawiem, bo podeszli do mnie rozkoysanym krokiem i usiedli - jeden po przeciwnej stronie stou, drugi niebezpiecznie blisko mnie. Ten zacz marszczy nos i zakrywa go

doni, wkrtce doprowadzajc swego towarzysza do miechu. - Dobry wieczr - zwrciem si do obu. - Dla ciebie moe i dobry, ebraczyno. Pewnie dawno tak nie podjade? - W te sowa odezwa si siedzcy naprzeciwko. Blondyn, prostaczek, z piegami na twarzy. - To prawda, jestem wdziczny koronarzowi za szczodro odrzekem. Szukaem sposobu, eby si uwolni od niewygodnego towarzystwa.

- Co ci sprowadza do Jabonek? spyta drugi. By wyszy od towarzysza i mocniejszy. - Id za prac. Powiedziano mi, e atwo znale zajcie w Kupieckim Brodzie. - A w czym ty jeste biegy, ebraku? Moe nadaby si jako strach na wrble? A moe smrodem tpisz szczury? - Opar okie na stole, za blisko mnie, a potem zgi rk, jakby chcia si pochwali muskuami. Wziem gboki oddech, potem drugi. Rodzi si we mnie lk,

ktrego dawno ju nie zaznaem. Byem na krawdzi strachu i owego niewidzialnego drenia, ktre ogarnia czowieka, gdy jest prowokowany. Niekiedy takie drenie zapowiadao atak choroby. Rwnoczenie narastao we mnie jeszcze inne uczucie; prawie zapomniaem, e ono w ogle istnieje. To bya wcieko. Nie, nie wcieko. Furia. Bezrozumna gwatowna furia, ktra dawaa mi si, bym podnis topr i odci wrogowi rami albo rzuci si na przeciwnika i dusi, nie baczc, e bolenie okada mnie piciami. Z niejakim przestrachem

powitaem powrt tego uczucia; nie wiedziaem, co je obudzio. Czy wspomnienie utraconych na zawsze przyjaci, czy tak czsto mnie ostatnio przeladujce sceny bitew, niesione snami Mocy? Niewane. Czuem ciar miecza przytroczonego do pasa. Wtpliwe, by ktry z tych gupkw w ogle zauway bro albo si domyla, e potrafi ni wada. Pewnie nigdy nie mieli w doni ostrza innego ni kosa, nie wchali ludzkiej krwi. Nigdy obudzeni szczekaniem psa w rodku nocy nie zastanawiali si, czy nadcigaj Zawyspiarze, nigdy nie wracali po caym dniu na morzu,

modlc si, eby po okreniu przyldka ujrze rodzim osad. Bogo niewiadomi ycia rolnicy, z zacztkami tuszczyku od wygodnego ycia w krainie leniwej rzeki, z dala od walczcego wybrzea, nie potrafili inaczej udowodni swojej wartoci ni przez drczenie obcego albo urganie nieszcznikom uwizionym w klatce. Gdyby wszyscy modziecy Krlestwa Szeciu Ksistw byli tak niewiadomi! Drgnem, jakby krl Szczery pooy mi rk na ramieniu.

Niewiele brakowao, ebym zerkn przez rami, ale udao mi si opanowa ten odruch. Chciaem umysem odszuka krla, lecz nie znalazem nic. Zupenie nic. Nie mgbym przysic, e myl pochodzia od niego. Moe bya moja wasna, cho tak dla niego charakterystyczna. Wcieko opucia mnie rwnie nagle, jak si pojawia. Popatrzyem na modzikw z niejakim zdziwieniem, e jeszcze tu s. To to zaledwie chopcy, wyronici chopcy, spragnieni potwierdzenia swego mstwa. Niewiadomi i gruboskrni, jak to modzi ludzie. C, nie bd

dla nich srogim wychowawc, nie bd przelewa ich krwi w kurzu na uczcie weselnej ich koronarza. - Zasiedziaem si - rzekem powanie i wstaem od stou. Dosy ju zjadem, a pozostae p kubka piwa nie byo mi niezbdne do szczcia. Chopcy nie spuszczali ze mnie wzroku. Osiek si unis, jakby chcia mi zagrodzi drog, ale jego przyjaciel, ktry zobaczy u mego boku miecz, ledwie dostrzegalnie pokrci gow. Przecie szans wyglday teraz zupenie inaczej. Atleta przepuci mnie, szyderczo

umiechnity, cofajc si, jakby w strachu, e go pobrudz. Zadziwiajco atwo przyszo mi zignorowa obraz. Odwrciem si i odszedem w ciemno, z dala od wesoych tacw i muzyki. Nikt za mn nie poszed. Przeciem miasto w poprzek, skierowaem si ku rzece. W miar jak do niej podchodziem, utrwalao si we mnie niezomne postanowienie. Musiaem si przygotowa na z dawna wyczekiwane spotkanie. Postanowiem wzi na noc pokj w gospodzie, i to w gospodzie z ani, ebym si mg porzdnie

wykpa oraz ogoli. Niech samozwaniec ujrzy mnie w caej krasie, niech widzi blizny, jakimi mnie poznaczy, niech wie, kto go zabi. Co dalej? Jeli przeyj, jeli bdzie dla mnie jakie potem i jeli kto mnie rozpozna, niech si co chce dzieje. Niech pjdzie midzy ludzi wie, e Bastard wrci zza grobu, by na samozwacu wywrze sprawiedliwo. Pierwsze dwie gospody minem. Z jednej dochodziy okrzyki, ktre albo byy wiadectwem burdy, albo nadmiernego bratania z pewnoci tam nie mgbym spa.

Drugi zajazd mia rozlatujcy si ganek i drzwi krzywo wiszce na zawiasach. Zdecydowaem, e taki widok nie wry dobrego stanu ek. Wybraem w kocu karczm, ktra w godle miaa kocio, a nad wejciem pochodni, prowadzc podrnych wprost do drzwi. Jak wikszo duych budynkw w jabonkach, tak i ta gospoda wzniesiona zostaa z rzecznego kamienia spojonego zapraw murarsk. W przeciwlegym kocu izby znajdowao si spore palenisko, ale ogie pon na nim niewielki, ledwie taki, eby obiecany godem gulasz by ciepy.

Duszone miso zapachniao mi bardzo apetycznie, cho przecie niedawno jadem. Przy stoach byo pusto, wida klientel przycigny uroczystoci lubne koronarza. Gospodarz wyglda na czowieka przyjanie nastawionego do wiata, ale na mj widok si nasroy. eby rozwia jego wtpliwoci, pokazaem srebrn monet. - Chciabym pokj na jedn noc i kpiel. Z powtpiewaniem zmierzy mnie wzrokiem. Najpierw mycie oznajmi

krtko. Wyszczerzyem do niego zby w szerokim umiechu. - Z rozkosz, drogi panie. Przy okazji upior ubrania. Nie musisz si obawia, e nanios robactwa do pocieli. Niezbyt chtnie, ale si zgodzi. Posa chopaka do kuchni po gorc wod. - Dalek masz drog za sob? zapyta uprzejmie, prowadzc mnie do ani za gospod.

- Dalek i nie zawsze traktem. Ale ju blisko. W Kupieckim Brodzie czeka mnie praca. Chc zrobi dobre wraenie. - Umiechnem si zadowolony, e nie musz kama. - Aha. Praca. No tak. Lepiej jak czowiek si stawi czysty wypoczty. Tam w rogu jest garnczek z mydem. Nie auj sobie, nie auj. Zanim wyszed, poprosiem go jeszcze o poyczenie brzytwy, bo dostrzegem, e w ani jest lustro. Chtnie przychyli si do mojej proby. Brzytw przynis chopak razem z pierwszym wiadrem

gorcej wody. Zanim skoczy napenia wann, obciem brod krtko, eby si nadawaa do golenia. Chopak zaproponowa, e za miedziaka wypierze mi ubranie, a ja przystaem z ochot. Wynis moje rzeczy, wykrcajc nos w dziesit stron, z czego si domyliem, e cuchnem gorzej, ni podejrzewaem. Pewnie w wyniku przeprawy przez trzsawisko. Dugi czas spdziem w balii z gorc wod, szczodrze uywajc myda, potem wyszorowaem si bardzo solidnie, wreszcie spukaem. Wosy myem

trzykrotnie, nim piana pozostaa biaa, nie szara. Woda w balii zrobia si gciejsza ni kredowe fale rzeki. Potem si ogoliem - na tyle wolno, e zaciem si tylko dwa razy. Gdy zgarnem wosy do tyu i zwizaem je w kucyk na oniersk mod, spojrzaem w lustro. Ujrzaem w nim prawie obc twarz. adne par miesicy mino od czasu, gdy ostatni raz widziaem siebie, a i wwczas ogldaem si w maym lusterku Brusa. Twarz, ktra teraz na mnie spogldaa, bya szczupa, z zarysu koci policzkowych przypominaa ksicia

Rycerskiego na portrecie wiszcym w Koziej Twierdzy. Biae pasmo wosw nad brwi dodawao mi lat i przywodzio na myl umaszczenie rosomaka. Czoo oraz grn cz policzkw miaem spalone letnim socem, a reszta twarzy, dotd ukryta pod zarostem, bya znacznie bledsza, tote dolna cz blizny na policzku wydawaa si znacznie bardziej jaskrawa ni grna. eber miaem jakby wicej ni zwykle. Byy pokryte miniami, to prawda, ale tuszczu zostao na nich ledwie tyle co na blach, jak by powiedziaa nasza kucharka z Koziej Twierdzy. ycie w cigej podry i

misna dieta odmieniy mnie nie do poznania. Krzywo umiechnity odwrciem si od lustra. Porzuciem obawy, e mgbym zosta rozpoznany przez kogo, kto zna mnie jako chopca. Ledwie rozpoznawaem si sam. Na czas drogi na pitro, do izby sypialnej, przebraem si w zimowe rzeczy. Chopak obieca, e powiesi moje mokre ubrania przy palenisku i zadba, by do rana byy suche. Odprowadzi mnie do izby, yczy dobrej nocy, zostawi wiec i wyszed.

Sypialnia okazaa si skromnie umeblowana, ale czysta. Stay w niej cztery ka, lecz tej nocy byem jedynym gociem, co wyjtkowo mi odpowiadao. Okno, nie zasonite, z otwartymi okiennicami, zapraszao do wntrza letni noc, wspieran chodnym wietrzykiem znad rzeki. Dostrzegaem wiata Kupieckiego Brodu. Jasne plamki pochodni ctkoway te drog pomidzy Jabonkami a miastem. Stao si oczywiste, e jestem w krainie zamieszkanej przez ludy osiade. Tym lepiej, e podrowaem samotnie. Odepchnem uczucie

straty, ktre powracao do mnie za kadym razem, gdy pomylaem o lepunie. Wrzuciem tumok pod ko. Derki byy szorstkie, ale pachniay czystoci, podobnie jak wypchany som materac. Po miesicach spania na ziemi wyda mi si on nieomal tak mikki jak piernaty w Koziej Twierdzy. Zdmuchnem wiec i pooyem si, przekonany, e zasn natychmiast. Leaem i wpatrywaem si w pociemniay sufit. Gdzie z oddali dobiega gwar, ludzie witowali. Z bliska natomiast docieray do mnie obce teraz skrzypienia i pojkiwania

domu, szmer gosw ludzi w ssiednich izbach. Przeszkadzay mi one tak, jak nigdy nie przeszkadza wiatr szepczcy w gaziach drzew albo plusk rzecznych fal tu obok miejsca, gdzie zoyem do snu gow. Bardziej baem si wasnego gatunku ni jakiejkolwiek groby natury. Moje myli pobiegy ku lepunowi. Co te mg teraz porabia, czy by bezpieczny? Zaczem siga ku niemu Rozumieniem, lecz zaraz si powstrzymaem. Jutro bd w Kupieckim Brodzie, a zdam tam, by dokona czynu, w ktrym on nic

mi nie pomoe. Co wicej, tutaj, gdzie byem, nie mg do mnie bezpiecznie doczy. Jeli jutro mi si powiedzie, jeli przeyj i rusz w gry szuka krla Szczerego, bd wwczas mg ywi nadziej, e jeli wilk mnie nie zapomni, to kiedy odnajdzie. Lecz gdybym jutro straci ycie, lepiej niech zostanie, gdzie jest, uczc si ycia w stadzie istot wasnego gatunku. Dojcie do tego wniosku i uznanie decyzji za waciw byo bardzo atwe. Pozostanie przy postanowieniu okazao si znacznie trudniejsze. Nie powinienem by paci za ko, ale spdzi noc w

marszu - w ten sposb bardziej bym odpocz. Chyba nigdy w yciu nie czuem si tak samotny. Nawet w lochach ksicia Wadczego, w obliczu mierci, mogem sign ku memu bratu wilkowi. Teraz, tej nocy, zostaem zupenie sam, medytujc nad morderstwem, ktrego nie potrafiem zaplanowa, obawiajc si, e ksi Wadczy bdzie strzeony przez krg Mocy zoony z adeptw, ktrych talentu mogem si tylko domyla. Kiedy o tym mylaem, to mimo ciepej letniej nocy czuem zimne dreszcze. Nigdy si nie zachwiaem w postanowieniu zabicia ksicia

Wadczego, jedynie w wierze, e mi si powiedzie. Do tej pory nie najlepiej dawaem sobie rad sam. Nazajutrz miaem zasuy na uznanie Ciernia, mego mistrza. Gdy mylaem o krgu Mocy, lk ciska mi serce. Czy dotarem a tutaj z wasnej woli, czy te w wyniku subtelnego rozkazu przesanego przez Stanowczego, ktry mnie przekona, e najbezpieczniej bdzie jak najszybciej biec wprost do jaskini niedwiedzia? Stanowczy potrafi si posugiwa Moc bardzo dyskretnie. Tak podstpny by jego dotyk, e prawie niewyczuwalny. Nagle

zapragnem sprbowa sign krlewsk magi, sprawdzi, moe potrafi si zorientowa, czy jestem ledzony. Zaraz jednak nabraem pewnoci, e ten impuls powsta wanie za spraw Stanowczego, prbujcego dotrze do mego umysu. I tak biem si z mylami mi, coraz bardziej skoowany, a prawie poczuem rozbawienie obserwujcego mnie wroga. Dopiero po pnocy udao mi si uspokoi myli i zapadem w sen jak nurek w gbok wod. Zbyt pno rozpoznaem przyczyn, dla ktrej tak si stao. Gdybym potrafi sobie przypomnie, jak z ni walczy,

uczynibym to na pewno. Niestety, zaraz ujrzaem wok siebie draperie i trofea zdobice sal biesiadn twierdzy w Wysokiej Fali najwikszego zamku Ksistwa Niedwiedziego. Potne dbowe odrzwia zwisay na wielkich zawiasach - ustpiy przed taranem, ktry po spenieniu strasznego zadania leg w progu. Sztandary, pamitki dawnych zwycistw, spowija dym. Wiele cia leao tam, gdzie obrocy prbowali odeprze nawa Zawyspiarzy. Kilka krokw za tym miejscem rzezi z trudem utrzymywaa si jeszcze grupa onierzy Ksistwa

Niedwiedziego. W rodku niewielkiej grupki sta ksi Krzepki, a po obu jego stronach modsze crki, ksiniczki Hoa i Wierna. Obie na prno staray si mieczami osoni ojca przed nieprzyjacielem. Walczyy z wpraw i okruciestwem, jakich si po nich nie spodziewaem. Niczym para drapienych ptakw. Twarze miay obramowane krtkimi wosami, lnicymi granatow czerni, bkitne oczy zmruyy nienawistnie. Ksi Krzepki nie chcia by chroniony, nie zamierza ustpowa przed morderczym naporem Zawyspiarzy. Sta na lekko

ugitych nogach, spryskany krwi, w obu doniach trzyma topr wojenny. U jego stp leao ciao jego najstarszej crki i dziedziczki. Miecz wdar si gboko pomidzy rami a szyj, rozupujc obojczyk, nim sign klatki piersiowej. Ksiniczka bya martwa, rozpaczliwie martwa, lecz ksi Krzepki nie zamierza odstpi od jej ciaa. zy pomieszane z krwi cieky mu po twarzy. Puca pracoway ciko i gono jak miechy, przez porozcinan koszul wida byo twarde wzy mini. Trzyma na dystans dwch

przeciwnikw z mieczami: modego, ktry cae serce wkada w walk, i starszego, o wowych ruchach, ktry trzyma si nieco na uboczu. Ten dziery w doniach dugi miecz, gotw wykorzysta okazj, jak mgby stworzy modszy. Ujrzaem t scen w jednym okamgnieniu, wiedziaem te, e ksi Krzepki nie wytrwa dugo. Ju teraz trudno mu byo utrzyma liskie od krwi drzewce topora, kady oddech wcignity przez suche gardo stanowi niebagatelne zwycistwo. Ksi by ju czowiekiem leciwym, a na dodatek wiedzia, e nawet jeli przeyje t

bitw, Ksistwo Niedwiedzie i tak ju pado ofiar szkaratnych okrtw. Serce mi krwawio nad jego niedol. Ksi postpi ten jeden jeszcze, niemoliwy do uczynienia krok, opuci topr i zakoczy ycie modego Zawyspiarza. W tej samej chwili starszy napastnik skoczy naprzd, wykorzystujc krtsz ni tchnienie luk w obronie. Jego ostrze zataczyo w przd i w ty, przebijajc pier ksiciu Krzepkiemu. Stary wadca pad na zakrwawione kamienie. Ksiniczka Hoa, uwikana w walk z innym Zawyspiarzem,

obrcia si, syszc rozpaczliwy krzyk siostry. Przeciwnik wykorzysta szans. Wywin mynka cikim mieczem, wybi jej lejsze ostrze z doni. Dziewczyna odskoczya i wtedy wanie ujrzaa, jak morderca jej ojca chwyta ksicia Krzepkiego za wosy, chcc wzi trofeum, chcc odci pokonanemu wadcy gow. Tego ju byo zbyt wiele. Rzuciem si po topr upuszczony przez ksicia Krzepkiego, chwyciem liskie od krwi stylisko, jakbym chwyta do starego przyjaciela. Bro wydaa mi si dziwnie cika,

ale wzniosem j ukiem do gry, zablokowaem wray miecz, a potem, stosujc tak kombinacj, e Brus byby ze mnie dumny, ze zdwojon si rbnem ostrzem w twarz Zawyspiarza. Zadraem syszc dwik kruszonych koci. Wyprysnem do przodu i z wielk moc ciem w d, oddzielajc rami czowieka, ktry chcia ojcu obci gow. Topr zadwicza o kamienn posadzk, rka zdrtwiaa mi z wysiku. Trysn na mnie strumie ciepej krwi. To ksiniczka Wierna rozoraa rami przeciwnikowi. Sta dokadnie nade mn. Przetoczyem si, zerwaem

byskawicznie na nogi i zamachnem toporem, rozcinajc mu brzuch. Upuci miecz, a upadajc, ciska wylewajce si wntrznoci. Nasta przedziwny moment cakowitego bezruchu w kipieli walki. Ksiniczka Wierna spojrzaa na mnie wzrokiem penym zdumienia, ktre wkrtce przerodzio si w triumf, a zaraz potem w krystaliczn wcieko. - Nie oddamy polegych! zawoaa. Podniosa wysoko gow, krtkie wosy pofruny niczym grzywa walczcego ogiera. -

onierze! Do mnie! - krzykna, a w jej gosie dwiczaa wadcza nuta. Jeszcze przez chwil patrzyem na ksiniczk Wiern. Obraz traci ostro, zanika. Niech yje Ksistwo Niedwiedzie! krzykna oszoomiona ksiniczka Hoa. Wymieniy spojrzenia, ktre mi zdradziy, e adna z nich nie spodziewaa si doy jutrzejszego dnia. Wtedy przedara si do nich grupka onierzy. - Zabierzcie ciaa mego ojca i

siostry rozkazaa ksiniczka Wierna.

dwm

- Reszta do mnie! - Ksiniczka Hoa z niejakim zdumieniem spojrzaa na ciki topr, schylia si, by go zastpi znajomym mieczem. - Tam jestemy potrzebni wskazaa ksiniczka Wierna, a siostra podya za ni, by wzmocni lini obrony, pomc w odwrocie. Patrzyem na ksiniczk Ho, ktrej nigdy nie kochaem, lecz ktr zawsze podziwiaem. Caym

sercem pragnem z ni pody, lecz wszystko zasnuwa mi dym, przesaniay cienie. Kto mnie pochwyci i odcign. Niemdre to byo. Gos w mojej gowie by jednak zadowolony. Stanowczy! - przeraziem si. Serce zamaro mi w piersi. Nie. Ale mgby to by on. Nie najlepiej strzeesz swego umysu, Bastardzie. Nie powiniene ulega. Obojtne, jak gono woaj, musisz zachowa ostrono. - Krl

Szczery pchn i poczuem, e na powrt przyjmuje mnie moje wasne ciao. Przecie ty to robisz, krlu zaprotestowaem, ale ju byem sam. Otworzyem oczy. W pustej izbie panowaa ciemno. Nie potrafiem okreli, czy leaem w tym ku chwil, czy dugie godziny. Opanowao mnie straszliwe znuenie i zasnem kamiennym snem.

*** Nastpnego ranka obudziem si zdezorientowany. Bardzo dawno ju nie spaem w prawdziwym ku, nie mwic o tym, e na dodatek byem czysty. Z niemaym trudem skupiem wzrok na sku w belce w powale nade mn. Po jakim czasie przypomniaa mi si gospoda, uwiadomiem te sobie, e jestem niedaleko Kupieckiego Brodu oraz blisko ksicia Wadczego. Niemal w tej samej chwili przypomniaem sobie mier ksicia Krzepkiego. Serce zaciyo mi w piersi. Zacisnem powieki, odcinajc si od wspomnienia obrazu bitwy. W

gowie mi dudnio, rodzi si bl. Przez jeden moment irracjonalnie obciyem win ksicia Wadczego. To przecie on by przyczyn tej tragedii, ktra rania mi serce, a ciao przyprawia o drenie saboci. Akurat tego ranka, gdy miaem nadziej zbudzi si silny i wiey, gotw dokona zabjstwa, ledwie znalazem si, eby przewrci si na drugi bok. Po jakim czasie zjawi si chopak z moimi ubraniami. Daem mu jeszcze dwa miedziaki. Wkrtce wrci, niosc tac. Widok miski, zapach owsianki przyprawi mnie o mdoci. Nagle zrozumiaem niech

do jedzenia okazywan przez stryja Szczerego zawsze latem, gdy Moc trzyma Zawyspiarzy z dala od naszych wybrzey. Zainteresowa mnie tylko kubek oraz czajniczek z gorc wod. Wygrzebaem si z pocieli i signem pod ko po swj toboek. Iskry zataczyy mi przed oczyma. Zanim udao mi si rozpakowa tumok i znale potrzebne zioo, dyszaem jak po forsownym wycigu. Poganiany narastajcym blem gowy, zwikszyem ilo kozka. Niedugo bd zaywa tyle, ile Cier podawa ksiciu Szczeremu. Od kiedy wilk mnie opuci, drczyy

mnie sny przekazywane Moc. Obojtne, jak wysoko wznosiem mury chronice umys, nie mogem si obroni. Ten z minionej nocy by najgorszy, bo wszedem do snu, dziaaem poprzez ksiniczk Ho. Owe sny przeraliwie wyczerpyway zarwno moje siy, jak i zapasy kozka. Obserwowaem niecierpliwie, jak zioo oddaje sw moc gorcej wodzie. Gdy tylko przestaem widzie dno kubka, zaczem pi, cho si zakrztusiem od goryczy. Wreszcie zalaem fusy drug porcj gorcej wody. Sabszy wywar wypiem ju wolniej, siedzc na brzegu ka i

patrzc za okno. Miaem wspaniay widok na nizinn krain przecit rzek. Pola uprawne, mleczne krowy na ogrodzonych pastwiskach tu za Jabonkami, a dalej smuki dymu unoszce si z przydronych chaup. Nie byo ju midzy mn a ksiciem Wadczym adnych bagien ani dziczy. Od tej pory bd musia podrowa jak czowiek. Bl gowy nieco zela. Ignorujc groby odka, zmusiem si do zjedzenia zimnej owsianki. Po pierwsze, zapaciem za niadanie, a po drugie, przed kocem dnia bd potrzebowa wszystkich swoich si. Przebraem si we

wczorajsze ubranie. Byo rzeczywicie czyste, ale nic wicej dobrego nie dao si o nim powiedzie. Koszula zupenie stracia ksztat, a i kolor, dawniej jednolity, teraz prezentowa pen palet brzw. Spodnie na kolanach oraz na siedzeniu byy prawie na wylot przetarte, a do tego za krtkie. Kiedy wepchnem stopy w buty, ktre sam sobie uszyem, na nowo zdaem sobie spraw z ich aosnego wygldu. Tak dawno ju si nie zastanawiaem, jak musz wyglda w oczach innych ludzi, e a si zdziwiem, doszedszy do wniosku, i ubrany jestem gorzej

ni najbiedniejszy ebrak w Koziej Twierdzy. Nic dziwnego zatem, e zeszego wieczoru wzbudziem lito i odraz. Swego czasu czubym to samo na widok tak odzianego czowieka. Niemia mi bya myl, e zejd na d w tym stroju, ale jakie miaem wyjcie? Woy ciepe, weniane rzeczy, przeznaczone na zim, pray si i poci w nich przez calutki dzie? Nie, zdrowy rozsdek zwyciy, ale czuem si wystawiony na pomiewisko, najchtniej wymknbym si z gospody niepostrzeenie.

wawo spakowaem toboek. Gdy w pewnej chwili zorientowaem si, ile kozka zayem na jeden raz, a si przestraszyem. Rok temu po zayciu podobnej iloci ziela powiesibym si na krokwi. Powiedziaem sobie stanowczo, e to podobnie jak z tym zeszmaconym ubraniem. Nie miaem w tej kwestii adnego wyboru. Sny nadchodzce Moc na pewno nie przestan mnie nawiedza, a nie miaem czasu pozwoli memu ciau wydobrze samodzielnie, nie mwic ju o pienidzach na opacenie gospody i wiktu. A jednak, gdy zarzuciem

toboek na rami i ruszyem po schodach, nasza mnie refleksja, e nie najlepszy to pocztek dnia. Ksi Krzepki zgin, Ksistwo Niedwiedzie pado ofiar najedcw, ja wygldaem jak strach na wrble i poruszaem si o wasnych siach tylko dziki kozikowi. Wszystko to nie nastrajao optymistycznie. Czy miaem jakkolwiek szans przedosta si przez mury oraz strae strzegce ksicia Wadczego i pooy kres jego yciu? Brus jednym powiedzia kiedy, e ze skutkw zaywania

kozka jest fatalny nastrj. Racja. Poegnaem si z gospodarzem, a on yczy mi powodzenia. Soce stao wysoko na niebie. Zapowiada si kolejny pikny dzie. Zdecydowanym krokiem ruszyem z Jabonek do Kupieckiego Brodu. Gdy dotarem do przedmie, ujrzaem dwie szubienice, a na kadej wisielca. Ju samo to wystarczyo, eby pozbawi czowieka odwagi, ale stay tam jeszcze sup do biczowania oraz dyby. Drewno nie zdyo posrebrze w socu, nie byy stare, a jednak, sdzc po ich wygldzie - czsto uywane. Czym prdzej minem szubienice.

Pamitaem, jak mao brakowao, bym sam skoczy jako wisielec. Ocalia mnie krlewska krew bkarta i pradawne prawo, e czonkw krlewskiego rodu nie wolno wiesza. Pamitaem take oczywist przyjemno ksicia Wadczego, gdy si przyglda, jak mnie bito. I zaraz z dreniem serca zastanowiem si, gdzie jest teraz Cier. Jeli odakom ksicia Wadczego udao si go pochwyci, z pewnoci samozwaniec szybko z nim skoczy. Prbowaem sobie nie wyobraa Ciernia, jak stoi wysoki, szczupy, szary - pod

palcymi promieniami soca na szafocie. A moe ksi Wadczy pragn dla niego powolnej mierci? Potrzsnem gow, chcc si wyzby ponurych myli, i szedem dalej obok powieszonych skazacw, pozostawionych na socu niczym zapomniane pranie. Jakie wisielcze poczucie humoru kazao mi zauway, e nawet oni odziani byli lepiej ni ja. Tego dnia czsto ustpowaem drogi wozom i stadom byda. Najwyraniej wymiana handlowa

pomidzy dwoma miastami kwita. Zostawiwszy za sob Jabonki, wdrowaem jaki czas obok zamonych wieniaczych chat wzniesionych pomidzy polem a sadem. Jeszcze nieco dalej pojawiy si majtki ziemskie, z penymi przepychu domami z kamienia, stawianymi pomidzy cienistymi drzewami. W ogrodach przy solidnych stodoach rosy warzywa, na pastwiskach widziaem te konie do zaprzgu i do polowania. Niejeden raz rozpoznaem okazy ze stadniny w Koziej Twierdzy. Po jakim czasie majtki ziemskie ustpiy miejsca rozlegym polom, w

wikszoci obsianym lnem i konopiami. W kocu zaczem mija bardziej nowoczesne dzierawy, a wreszcie dotarem do przedmie Kupieckiego Brodu. Pnym popoudniem znalazem si w centrum miasta, na ulicy brukowanej kamieniami, porodku tumu ludzi pdzcych w najrniejszych kierunkach, zaprztnitych wasnymi sprawami. Rozgldaem si wok, zadziwiony. W yciu nie widziaem podobnego miasta. Sklep tu obok sklepu, gospody, tawerny i stajnie na kad kiesze, a wszystko to rozcigao si daleko jak okiem sign. adne

miasto w Ksistwie Kozim nie byo tak wielkie i ludne. Wszedem na teren, gdzie krloway ogrody, fontanny, witynie, teatry, szkoy. W ogrodach wytyczono cieki wysypane kamykami oraz wyoone brukiem podjazdy, wijce si pomidzy krzewami, statuami i drzewami. Ludzie spacerujcy po parku, pieszo lub w powozach, poubierani byli tak strojnie, e mogliby bez wahania wzi udzia w najokazalszym wicie w Koziej Twierdzy. Niektrzy mieli na sobie szaty w barwach Ksistwa Trzody zocie i brzie - a przecie nawet ci sucy byli bardziej wystrojeni ni

ja kiedykolwiek w yciu. Oto gdzie ksi Wadczy spdza kade lato swego dziecistwa. Zawsze gardzi Kozi Twierdz, traktowa stolic jak byle miecin. Prbowaem sobie wyobrazi chopca wyjedajcego std jesieni, wracajcego do zimnego, penego przecigw zamku na morskim klifie chostanym deszczami i wstrzsanym przez sztormy, wzniesionego nad brudnym portowym miasteczkiem. Nic dziwnego, e gdy tylko mg zdecydowa, wraz ze dworem przenis si tutaj. Zaczynaem rozumie ksicia Wadczego.

Rozzocio mnie to, bo powinno si dobrze zna czowieka, ktrego zamierza si zabi, ale nie wolno go rozumie. Przypomniaem sobie, e zabi wasnego ojca, mojego krla, i umocniem si w postanowieniu osignicia celu. Wdrujc po bogatych dzielnicach, przycignem niejedno wspczujce spojrzenie. Gdybym by zdecydowany prowadzi ywot ebraczy, tutaj by mi si dobrze wiodo. Ja jednak szukaem skromniejszych miejsc, gdzie mgbym usysze co o ksiciu Wadczym, o tym jak jest zorganizowana i obsadzona obrona

paacu. Ruszyem ku brzegowi rzeki; miaem nadziej, e nad wod bd si czu swobodniej. Znalazem prawdziw przyczyn istnienia Kupieckiego Brodu. Rzeka zmieniaa si tutaj w potne pycizny wysypane wirem na skalnym podou. Rozlewaa si tak szeroko, e przeciwlegy brzeg nikn we mgle, a wody zdaway si siga horyzontu. Widziaem, jak cale stada byda i owiec przeprawiay si brodem przez Rzek Winn. Nieco w d biegu paskodenne barki na linach korzystay z gbszej wody, by przeprawia nieprzerwany acuch

najrniejszych towarw. W tym wanie miejscu Ksistwo Trzody handlowao z Ksistwem Rolnym; tutaj wyadowywano dobra pynce w gr rzeki z Ksistwa Koziego lub Niedwiedziego oraz z dalekich ldw zamorskich, przeznaczone dla bogaczy, ktrzy mogli sobie na nie pozwoli. W lepszych czasach do Kupieckiego Brodu docieray towary z Krlestwa Grskiego i z krain lecych jeszcze dalej. Tutaj take sprowadzano len, by tka z niego synne delikatne ptna, tutaj z konopi wyrabiano wkna na liny i agle. Zaoferowano mi prac przy

wyadowaniu workw z ziarnem z maej barki i zaadunku na wz. Przyjem j bardziej dla sposobnoci rozmowy ni tych kilku miedziakw. Niewiele si dowiedziaem. Nikt nie wspomina o szkaratnych okrtach ani o wojnie toczcej si na wybrzeu inaczej, ni w formie alw: z wybrzea docieray towary zej jakoci, drogie i na dodatek byo ich mao. Niewiele mwiono o samozwacu, tylko pochway, e wietnie sobie radzi z kobietami, a i gow ma mocn do uywek. Ku memu zdumieniu mwio si o ksiciu Wadczym jako o krlu z rodu Podniosych, to jest z

linii jego matki. Wreszcie zdecydowaem, e dla mnie lepiej, i nie nazywa siebie Przezornym. Niech nic mnie z nim nie czy. Usyszaem za to wiele o krlewskiej arenie, a to, co dotaro do moich uszu, budzio obrzydzenie. Idea walki w obronie wasnych sw jest w Krlestwie Szeciu Ksistw znana od zarania dziejw. W Koziej Twierdzy odbywao si to przy wielkich kolumnach Kamieni wiadkw. Wszyscy wiedz, e gdy dwch ludzi tam si spotka, by dowie swych racji w pojedynku, najpotniejsi bogowie, El oraz Eda,

jako wiadkowie takiego spotkania pilnuj, by zwyciya prawda. Same kamienie oraz zwyczaj takiego rozstrzygania sporw s bardzo stare. W Koziej Twierdzy, mwic o krlewskiej sprawiedliwoci, czsto ma si na myli dyskretn prac, jak wykonywa Cier dla krla Roztropnego. Bywa, e kto podczas publicznego posuchania prosi samego krla o decyzj i poddaje si jego woli, ale zdarzay si te wypadki, gdy wieci o jakiej niesprawiedliwoci docieray do krla okrna drog, a wwczas mg on wysa Ciernia lub mnie, by

ukara przestpc. W imi krlewskiej sprawiedliwoci zdarzyo mi si nie zgon szybki i litociwy, a take powolne konanie w mczarniach. Powinienem si by ju przyzwyczai do mierci. Krlewska arena ksicia Wadczego wicej miaa wsplnego z rozrywk ni sprawiedliwoci. Wysyano na ni ludzi, ktrzy zdaniem krla zasuyli na kar lub mier. Czekay ich wygodzone bestie rozdranione do szalestwa albo wojownicy, zwani krlewskimi asami. Zdarzao si, e jeli przestpca walczy dzielnie i zachwyci publiczno, zyskiwa

uaskawienie, a mg nawet zosta krlewskim asem. Nieszcznicy dotknici kunic nie mieli takiej szansy. Byli rzucani bestiom na poarcie albo godzeni i wypuszczani na innych przestpcw. Nowe oblicze sprawiedliwoci szybko zyskiwao zwolennikw, tumy cigay na okrgy rynek Kupieckiego Brodu. Dlatego wanie ksi Wadczy budowa specjaln aren. Usytuowana bya wygodnie, w pobliu krlewskiego paacu, przewidziano cele i grube mury, miay by awki dla widzw, ktrzy przyjd oglda spektakl

wymierzania sprawiedliwoci. Budowa krlewskiej areny dawaa prac mieszkacom Kupieckiego Brodu i oywiaa miasto. Jego mieszkacy chwalili zamys wadcy, zwaszcza e przecie zamar handel z Krlestwem Grskim. Nie usyszaem ani jednego krytycznego sowa. Skoczywszy adowanie wozu, odebraem zapat i poszedem z innymi robotnikami portowymi do pobliskiej tawerny. Mogem tam oprcz piwa naby gar zi i kadzielnic z porcj suta. Powietrze byo gste od dymu, a e w Koziej Twierdzy nie gustowano w tej

uywce, szybko odczuem skutki dziaania oparw: zaczy mi zawi oczy, w gardle nieznonie drapao. Nikomu innemu najwyraniej dym nie szkodzi. Pienidzy starczyo mi na misn potrawk z miodem oraz na kubek naprawd gorzkiego piwa, ktre trcio mulist rzeczn wod. Zapytaem moich towarzyszy, czy to prawda, e w krlewskich stajniach trzeba pomocnikw. Byli zdumieni, i mierz tak wysoko, ale poniewa przy wyadunku barki robiem wraenie ociaego na umyle, poprzestali na niewybrednych artach, ktre przyjem z dobrotliwym

umiechem. Jeden hulaka poradzi mi w kocu, ebym si uda prosto do krla, a co za tym idzie, opisa mi drog do krlewskiego paacu. Podzikowaem, dokoczyem piwo i wyszedem. Chyba spodziewaem si ujrze kamienny zamek warowny z grubymi murami i umocnieniami. Tego szukaem oddalajc si od rzeki. Ostatecznie wszedem na agodne wzgrze, niewysokie, lecz pozwalajce uzyska widok na rzek. Staem na ruchliwej ulicy u stp pagrka i jak sroka w gnat gapiem si na cud. Budowla nie miaa nic z obronnego charakteru

Koziej Twierdzy. Przed moimi oczyma wiy si wysypane biaymi kamykami podjazdy prowadzce przez pyszne ogrody, ktre otaczay dom zarwno wyniosy, jak i gocinny. Paac w Kupieckim Brodzie, zbytkowny i peen przepychu, nigdy nie peni roli twierdzy ani fortecy. Na kamiennych cianach wyryto regularne wzory, wejcia zdobiy uki pene gracji. Byy tam wiee, owszem, ale nie miay wskich wysokich okienek strzelniczych. Zostay wzniesione, by z nich podziwia jeszcze pikniejsze widoki, a nie broni okolicznych ziem przed wrogiem.

Byy i mury, a jake; odgradzay zatoczon drog publiczn od paacu - niskie, grube kamienne ciany, pokryte mchem i poronite bluszczem; we wnkach i niszach ustrojonych kwietnymi pnczami stay rzeby. Szeroki podjazd prowadzi prosto do paacu. Inne, wsze drki i cieki zapraszay do odwiedzenia staww pokrytych liliami, do ogldania wymylnie poprzycinanych drzew owocowych albo w spokojne, ocienione przejcia. Jaki przewidujcy ogrodnik zasadzi tutaj dby i wierzby przynajmniej sto lat temu; teraz drzewa te wyrosy wysoko,

daway cie i szeptay swe tajemnice wietrzykowi znad rzeki. Pikne ogrody zajmoway obszar wikszy ni przyzwoitych rozmiarw gospodarstwo. Prbowaem sobie wyobrazi wadc, ktry mia czas i rodki na zbudowanie takiego domu. Czy to wanie mona osign, jeli si nie musi budowa okrtw wojennych ani utrzymywa armii? Czy ksina Cierpliwa znaa t zachwycajc harmoni barw i ksztatw z domu swych rodzicw? Czy to wanie prbowa odzyska krlewski trefni, ustawiajc w swojej komnacie delikatne wazy

pene kwiatw oraz mis ze srebrn ryb? Czuem si brudny i niezgrabny, i to nie z powodu ubioru. Nagle pojem, e tak rzeczywicie powinien y krl. W otoczeniu sztuki, muzyki i wszelkiego pikna, podziwiany przez swj lud. Dostrzegem wasn ignorancj i, co gorsza, brzydot czowieka, ktrego wyuczono tylko zabijania. Wezbraa we mnie wcieko, e nie nauczono mnie y tak piknie. Czy ksi Wadczy ze swoj matk take przyoyli do tego rki? Owszem, dopilnowali, by krlewski bkart zosta na swoim miejscu. Uformowano ze mnie

brzydkie, funkcjonalne narzdzie, tak samo jak jaowa, stroma i skalista Kozia Twierdza bya warowni, a nie paacem. Ile jednak tego pikna przetrwa, jeli Kozia Twierdza nie bdzie staa na stray, niczym warczcy pies u ujcia Rzeki Koziej? Myl ta podziaaa na mnie jak zimny prysznic. Przecie taka bya prawda. Czy nie dlatego wzniesiono Kozi Twierdz, by zapanowa nad handlem rzecznym? Jeli wpadnie ona w rce Zawyspiarzy, te szerokie wody przemienia si w drogi dla okrtw

wroga. Najedcy wejd w gb krlestwa atwo, jak n w maso. Ci leniwi szlachcice i prni synowie zamonych gospodarzy obudz si noc, zerwani na rwne nogi krzykami i ogniem, a nie bd mieli zamku, w ktrym mona si schroni, nie bdzie stray, ktra by ich bronia. Zanim umr, moe zrozumiej, co przeszli inni, aby zapewni im bezpieczestwo. Zanim umr, moe przekln wadc, ktry opuci fortec, ukry si w gbi ldu i zapomnia o obowizkach monarchy. Ja postanowiem, e krl umrze pierwszy.

Poszedem wok paacu. Musiaem zaplanowa zamach, znale zoty rodek pomidzy sposobem najatwiejszym a najdyskretniejszym; musiaem te zaplanowa drog ucieczki.

Rozdzia dziewity Skrytobjca

Ostatnim mistrzem Mocy z prawdziwego zdarzenia, uczcym krlewskich potomkw w Koziej Twierdzy, nie by Konsyliarz, jak czsto mylnie podaj zapisy, lecz jego poprzedniczka, Troskliwa. Zwlekaa ona, moe zbyt dugo, z wyborem terminatora. Nim

wyrnia Konsyliarza, cierpiaa ju na kaszel, ktry zakoczy jej ycie. Niektrzy twierdz, e uczynia ten krok w desperacji, wiedzc, e umiera. Inni - e otrzymaa polecenie od krlowej Skwapliwej, ktra yczya sobie, by jej faworyt zdoby wakie stanowisko na dworze krlewskim. Jakkolwiek byo, Konsyliarz zosta terminatorem u mistrzyni Troskliwej ledwie na dwa lata przed jej mierci. Poniewa kady poprzedni mistrz Mocy suy w terminie lat siedem, nim uzyska status czeladnika, trudno zaprzeczy, i Konsyliarz nieco przedwczenie

deklarowa si mistrzem Mocy od razu po mierci mistrzyni Troskliwej. Nie sposb oczekiwa, e pozna ca wiedz o Mocy i o wszystkich moliwociach krlewskiej magii w tak krtkim czasie. Z drugiej strony nikt nie podway jego deklaracji. Jako byy asystent mistrzyni Troskliwej w nauczaniu dwch ksit, Szczerego i Rycerskiego, zaraz po jej mierci obwieci, e nauka szlachetnych modziecw zostaa ju zakoczona. Od tego czasu opiera si sugestiom, by wyuczy jeszcze kogo w sztuce wadania Moc, a do czasu wojny ze szkaratnymi

okrtami, kiedy to w kocu uleg daniom krla Roztropnego i utworzy swj pierwszy, a zarazem jedyny krg Mocy. W przeciwiestwie do tradycyjnych krgw Mocy, wszystkich czonkw wybra spomidzy swych uczniw sam Konsyliarz i do koca ycia sprawowa nad nimi wadz nieomal absolutn. Ksi Dostojny, nominalnie najwaniejszy czonek tego krgu Mocy, podczas penienia misji w Krlestwie Grskim nieszczliwym zbiegiem wypadkw utraci zdolno do wadania krlewsk magi. Pogodna, ktra

jako nastpna, ju po mierci Konsyliarza, przyja funkcj kluczowego czonka krgu Mocy, poniosa mier wraz z drugim czonkiem krgu, Prawym, podczas zamieszek, jakie nastpiy po zamordowaniu krla Roztropnego. Wwczas najwaniejszym czonkiem grupy znanej jako krg Mocy Konsyliarza zosta Stanowczy. W tym czasie krg liczy ju tylko trzech czonkw: Stanowczego, Mocarnego i Bystrego. Wydaje si prawdopodobne, e Konsyliarz wpoi im niezachwian lojalno w stosunku do ksicia Wadczego; nie zapobiego to jednak rywalizacji o

wzgldy najmodszego krlewskiego syna.

*** Nim zapad zmierzch, zdyem wzgldnie dokadnie zbada okolice wok krlewskiego paacu. Najpierw odkryem, e poza nisze mury kady moe przechodzi do woli; kademu wolno syci oczy widokiem fontann, przechadza si po ogrodach, bdzi w cisowych labiryntach i odpoczywa pod kasztanowcami. Kilka osb, odzianych w pikne ubrania,

oddawao si takim wanie zajciom. Patrzyli na mnie z surow dezaprobat, niektrzy z litoci, a jeden ze stranikw w liberii upomnia mnie srogo, e ebranie w ogrodach krlewskich jest surowo wzbronione. Zapewniem go, e przyszedem tu jedynie podziwia cuda, o ktrych tak czsto syszaem. Wwczas odpowiedzia, e dla takiego jak ja opowieci to a nazbyt wiele i wskaza mi najkrtsz drog do wyjcia. Podzikowaem mu jak najpokorniej i odszedem. Patrzy za mn, pki nie skrciem za rg ywopotu i nie zniknem mu z oczu.

Nastpny mj wypad by znacznie bardziej dyskretny. Krtko rozmylaem, czyby si nie zasadzi na ktrego z modych szlachcicw spacerujcych pomidzy kwietnymi cudami, eby si przebra w jego szaty, ale odrzuciem ten pomys. Niewielkie miaem szans znale kogo tak szczupego, eby jego rzeczy na mnie pasoway, a na dodatek modny strj trzeba byo w wielu miejscach sznurowa barwnymi wstkami. Wtpliwe, bym zdoa si ubra bez pomocy kamerdynera, nie mwic ju o cigniciu takiego stroju z nieprzytomnego czowieka. Zreszt i

tak dwiczce srebrne ozdbki powszywane w koronk na rkawach nie sprzyjay cichej pracy skrytobjcy. W kocu postanowiem skorzysta z osony, jak daway gsto sadzone krzewy, i stopniowo poda w stron szczytu wzgrza. W pewnej chwili natknem si na mur z gadko ciosanego kamienia. Nie by trudny do pokonania ani szczeglnie wysoki. Chyba nie mia stanowi powanej przeszkody. Nie by obronity, ale pniaki i korzenie zdradzay, e niegdy take i ta ciana pokryta bya krzewami oraz winorol. Czy rozkaza je wyci ksi Wadczy?

Nad murem widziaem czubki drzew, wic omieliem si mie nadziej, e po drugiej stronie znajd jak kryjwk. Wiele czasu zajo mi okrenie tego muru. Znalazem kilka bram. Przy jednej z nich, wyranie gwnej, stranicy w galowych mundurach oddawali honory wjedajcym i wyjedajcym powozom. Sdzc z liczby pojazdw, na dzisiejszy wieczr szykowao si jakie witowanie. Jeden ze stranikw rozemia si ochryple. W tym samym momencie ja oblaem si zimnym potem. Skamieniaem, skulony w swojej

kryjwce. Chyba znaem tego czowieka. Trudno mi byo z tej odlegoci zyska pewno, ale samo podejrzenie wystarczyo, by obudzi we mnie strach i gniew. Ksi Wadczy - napomniaem siebie srogo. - Celem jest ksi Wadczy. Ruszyem dalej. Wartownicy przy kilku poledniejszych wejciach, przeznaczonych dla suby i dostawcw, mieli wyranie mniej koronek przy rkawach. Skrupulatnie wypytywali kadego wchodzcego i wychodzcego. Gdybym by lepiej ubrany,

zaryzykowabym i uda sucego, ale w tym ebraczym przyodziewku nie miaem. Kryjc si przed wartownikami, zaczem ebra. Nie mwiem nic, jedynie uoywszy donie w ksztat czarki, a na twarz przyoblekszy bagalny wyraz, podchodziem do ludzi. Zwykle mnie ignorowali i dalej prowadzili rozmow. Podsuchaem, e zblia si wanie noc szkaratnego balu, e cigaa do paacu dodatkowa suba i muzycy, e zaproszono sztukmistrzw i kuglarzy, e w kadzielnicach bdzie si spalao ulubione przez wadc ziele i e krl rozgniewa si na Festona, ktry

mia dostarczy ty jedwab niewaciwej jakoci, a rozgniewa si tak, e zagrozi mu chost. Bal mia by rwnoczenie poegnaniem krla, ktry nastpnego ranka zamierza ruszy z wizyt do swej drogiej przyjaciki, baronowej Boskiej w Bursztynowym Paacu nad Rzek Winn. Usyszaem znacznie wicej, ale niewiele z tego zwizane byo z celem, do ktrego dyem. Zyskaem take gar miedziakw. Wrciem do miasta. Odszukaem ulic krawcw i na tyach sklepu Festona znalazem zamiatajcego ucznia. Daem mu kilka miedziakw

za troch skrawkw tego jedwabiu w rnych odcieniach. Potem w najskromniejszym sklepie w pobliu zostawiem wszystkie pienidze, do ostatniego grosza, a i to ledwie starczyo na lune spodnie, kitel, buty oraz chustk na gow, jak nosz czeladnicy. Przebraem si w sklepie, wosy zaplotem w warkocz i schowaem pod chust. Wyszedem jako inny czowiek. Miecz miaem teraz schowany w nogawce. Nie byo to specjalnie wygodne, ale przynajmniej bro nie rzucaa si w oczy, jeli nie prbowaem biec albo skaka. Swoje zniszczone ubranie i

cay tumok, poza zestawem trucizn i innymi stosownymi narzdziami, ukryem w pokrzywach na tyach wyjtkowo cuchncej wygdki na podwrzu tawerny. Teraz mogem wraca do paacu. Nie pozwoliem sobie na adne niezdecydowanie. Poszedem prosto do bramy dla kupcw i stanem w kolejce razem z innymi oczekujcymi na wpuszczenie. Serce tuko mi si w piersi jak oszalae, ale na pozr udao mi si zachowa spokj. Czekajc, przygldaem si paacowi widocznemu spomidzy drzew. By ogromny. Wczeniej dziwiem si,

e tyle ornej ziemi przeznaczono na ozdobne ogrody, pikne trawniki i alejki spacerowe. Teraz ujrzaem, e owe ogrody byy tylko tem dla siedziby wzniesionej w cakowicie obcym mi stylu. W ogle nie przypominaa twierdzy ani fortecy bya tylko wygodna i pikna. Gdy nadesza moja kolej, pokazaem wartownikowi prbki jedwabiu i powiedziaem, e przyszedem z przeprosinami od mistrza Festona oraz z kilkoma prbkami, ktre, mistrz ma nadziej, znajd uznanie w oczach naszego pana. Jeden z gburowatych wartownikw zauway, e Feston

zazwyczaj zjawia si osobicie, na co ja odparem, cokolwiek nadsany, e zdaniem mojego mistrza, jeli te prbki rwnie si monarsze nie spodobaj, baty bd odpowiedniejsze dla moich ni dla jego plecw. Wartownicy wymienili krzywe umiechy i mnie przepucili. pieszyem drk, pki nie dogoniem grupy muzykantw. Podajc za nimi, trafiem do jednego z tylnych wej do paacu. Gdy oni pytali, w ktr stron powinni si uda, ja uklkem, by poprawi rozwizane sznurowado, a wstaem akurat na czas, eby ruszy razem z nimi. Znalazem si

w dosy wskim przejciu, chodnym i prawie ciemnym, w porwnaniu z gorcem i blaskiem popoudniowego soca. Szedem za muzykami jeszcze jaki czas. Rozmawiali i miali si zadowoleni. Stopniowo zwalniaem kroku, a zostaem w tyle. Skrciem do pustej izby. Zamknem drzwi za sob, odetchnem gboko i rozejrzaem si dookoa. Sdzc po umeblowaniu, ndznym i le dobranym, pomieszczenie to byo przeznaczone dla suby albo przychodnych rzemielnikw. Nie mogem mie nadziei, e bd tutaj sam przez

duszy czas. Wzdu cian stay obszerne szafy. Wybraem jedn, niewidoczn bezporednio od wejcia, na wypadek gdyby nagle kto si pojawi, i popiesznie poprzekadaem jej zawarto, robic miejsce dla siebie. Ukryem si w niej, zostawiajc lekko uchylone drzwi, eby mie troch wiata - i przystpiem do pracy. Posegregowaem zwitki z truciznami. Zatruem ostrze noa i miecza, a nastpnie oba ostronie wsunem w pochwy. Tym razem miecz przypasaem na spodniach. Gotowy do dziaania, rozsiadem si wygodnie i zaczem czeka.

Zdawa si mogo, e dni cae miny, nim zmierzch przerodzi si w ciemn noc. Do izby dwukrotnie wchodzili ludzie; z ich rozmw zrozumiaem, e caa suba jest zajta przygotowaniami do dzisiejszej zabawy. Zabijaem czas wyobraajc sobie, jak ksi Wadczy zada mi mier, jeeli mnie schwyta. Kilkakrotnie omal straciem odwag. Za kadym razem przypominaem sobie wwczas, e jeli teraz uciekn, jeli zrezygnuj, bd si ba do koca ycia. Prbowaem si moliwie najlepiej przygotowa. Skoro ksi Wadczy by tutaj, krg

Mocy musia znajdowa si w pobliu. Starannie wykonaem wszystkie wiczenia, jakich mnie nauczy stryj Szczery, bym mg chroni swj umys przed innymi znajcymi krlewsk magi. Bardzo pragnem sign Moc, choby najdelikatniej, sprawdzi, czy potrafi wyczu czonkw krgu Mocy. Powstrzymaem si. Wtpiem, bym potrafi ich znale, nie zdradzajc rwnoczenie siebie. A nawet jeliby mi si udao ich wykry, c by mi to powiedziao, czego jeszcze nie wiedziaem? Lepiej byo si skupi na obronie. Nie mogem sobie pozwoli na

mylenie o tym, co zamierzam uczyni, gdy miaem obawy, e mogliby pochwyci lad moich myli. Gdy nareszcie niebo za oknem roziskrzyo si gwiazdami, wyszedem z kryjwki i zapuciem si na korytarz. Noc rozbrzmiewaa muzyk. Ksi Wadczy i jego gocie witowali. Przez jaki czas nadsuchiwaem cichych dwikw znajomej pieni o dwch siostrach, z ktrych jedna utopia drug. Zawsze dziwio mnie w owej pieni nie to, e jakoby harfa graa sama, lecz ten minstrel, ktry znalazszy ciao kobiety, uczyni harf z jej

klatki piersiowej. Wyrzuciem z myli t rozterk i skupiem si na czekajcym mnie zadaniu. Staem w wskim korytarzu o kamiennej posadzce i cianach wykadanych drewnem, owietlonym pochodniami osadzonymi w sporych odstpach. Znajdowaem si najwyraniej w czci paacu przeznaczonej dla suby - nie by to korytarz wystarczajco wspaniay dla ksicia Wadczego i jego przyjaci. Tak czy inaczej nie byem tu bezpieczny. Musiaem znale schody i dosta si na pitro. Przemykaem si od drzwi do drzwi, pod kadymi

nasuchujc krtko. Dwukrotnie usyszaem co z wntrza: raz rozmawiay jakie kobiety, z innego pokoju dochodzi stukot warsztatu tkackiego. Jeli za drzwiami panowaa cisza, uchylaem je na chwil. W wikszoci trafiaem na rne pracownie, najczciej tkackie i krawieckie. W jednej z nich leaa na stole delikatna bkitna materia, pocita na czci przygotowane do zszycia. Ksi Wadczy najwyraniej w dalszym cigu lubowa si w bogatych strojach. Na kocu korytarza wyjrzaem ostronie zza rogu. Nastpny

korytarz. Znacznie szerszy i wspanialszy. Tynkowany sufit zosta ozdobiony paskorzebami w ksztacie lici paproci. Tutaj take przemykaem od drzwi do drzwi, nadsuchujc uwanie i ostronie zagldajc do wntrza niektrych pomieszcze. Zbliam si - oceniem. Znalazem bibliotek, przebogat w pergaminowe ksigi i zwoje. Zatrzymaem si w komnacie, gdzie w wymylnych klatkach na erdkach drzemay jaskrawo ubarwione ptaki. W marmurowych basenach pyway smuke ryby oraz lilie wodne. Wok

stolikw do gry ustawiono wycieane krzesa i awy. Na innych stolikach - z winiowego drewna porozstawiano kadzielnice. Przedziwna komnata. Wreszcie wyszedem na obszerny korytarz o cianach obwieszonych portretami w zoconych ramach oraz posadzce z kamiennych pytek, czarnych i byszczcych. Cofnem si, bo dostrzegem stranika. Staem w alkowie wstrzymujc dech, pki nie miny mnie jego znudzone kroki. Wtedy przemknem obok wszystkich tych szlachetnie urodzonych panw na koniach oraz sztucznie

umiechnitych dam wspaniaych strojach.

we

Zabdziem do poczekalni. Tutaj ze cian zwieszay si draperie, na podwyszeniach stay rzeby oraz wazony pene kwiatw. Nawet uchwyty na pochodnie byy bardziej ozdobne. Po obu stronach kominka z wyjtkowo bogatym gzymsem wisiay portreciki w zotych ramach. Mikkie krzesa ustawiono w grupie, dajc moliwo poufnej rozmowy. Muzyka docieraa goniej, syszaem te gosy i miechy. Mimo pnej pory wesoa zabawa trwaa w najlepsze. W przeciwlegej cianie widniay wysokie rzebione

podwoje. Prowadziy do sali, gdzie ksi Wadczy oraz szlachta miali si i taczyli. W odlegych drzwiach po lewej stronie pojawio si dwch sucych w liberiach. Obaj nieli tace pene kadzielnic najrniejszych ksztatw. Prawdopodobnie mieli wymieni puste naczynia na sali balowej. Ukryem si za rogiem, suchaem ich krokw i rozmowy. Otworzyli wysokie podwoje, wwczas muzyka harfy zabrzmiaa goniej, a zniewalajcy dym suta wyla si do poczekalni. Wkrtce drzwi si zamkny. Odwayem si wyjrze

ponownie. Przede mn nie byo ywego ducha, ale za plecami... - Czego tu szukasz? Serce uwizo mi w gardle; przywoaem na twarz gupawy umieszek i odwrciem si do stranika, ktry wszed do poczekalni. - Panie, zgubiem si w tym labiryncie... - Czyby? To nie tumaczy, dlaczego nosisz miecz w paacu krlewskim. Wszystkim wiadomo, e bro dozwolona jest tylko stray

krlewskiej. Widziaem, jak si tu chowae. Wyobraasz sobie, e przy okazji wita moesz tu sobie szpera i adowa do kieszeni, co tylko zapragniesz, zodziejaszku? Staem skamieniay z przeraenia, a on podchodzi coraz bliej. Na pewno uwierzy, e przejrza mnie na wylot. Sam bym uwierzy, patrzc na siebie. Wygldaem jak raony gromem. Ten onierz, Werdykt, na pewno nie byby tak swobodny, gdyby mu przeszo przez myl, e zblia si do czowieka, ktrego niegdy katowa w lochach Koziej Twierdzy. Do wspar niedbale na rkojeci miecza, na

twarzy mia zadufany umiech. By przystojnym mczyzn, bardzo wysokim i jasnowosym, jak wikszo mieszkacw Ksistwa Trzody. Na mundurze naszyte mia godo: zot jabo rodu Podniosych z przeskakujcym j kozem Przezornych. Wic ksi Wadczy zmieni herb. Szkoda, e zostawi na nim koza. Spostrzegem te szczegy mimochodem, gdy z najwyszym trudem odsuwaem od siebie koszmar: zdawao mi si, e szorstkie donie chwytaj mnie za koszul, podnosz i zaraz znowu zwijam si z blu na posadzce. Ten

onierz to nie by Piorun, nie on zama mi nos. Nie, Werdykt nasta pniej, bi mnie ju po tym, jak Piorun zostawi mnie zbyt sabego, ebym cho sta o wasnych siach. Wtedy wznosi si nade mn jak gra, a ja kurczyem si i cofaem, prno staraem si od niego odczoga po lodowatych kamieniach posadzki zbryzganej moj krwi. Pamitaem przeklestwa, jakimi obrzuca mnie ze miechem za kadym razem, gdy dwiga mnie na nogi, eby mc uderzy jeszcze raz. - A niech to Eda! - mruknem pod nosem i nagle opuci mnie

strach. - Poka no mi, co tam masz w sakiewce - zada stranik. Nie mogem wykona tego polecenia. Nie byo sposobu, eby si wytumaczy z posiadania takiej iloci trucizn. Najgadsze kamstwo nie pozwolioby mi si uwolni od tego czowieka. Musiaem go zabi. Wszystko stao niewyobraalnie atwe. si

Znajdowalimy si o wiele za blisko sali balowej. Obawiaem si, e mogyby kogo zaalarmowa

niepokojce dwiki, tote odsuwaem si od onierza powoli, krok po kroku, zataczajc szeroki uk, prowadzcy do korytarza, z ktrego wanie wyszedem. Portrety przyglday nam si z namysem, a ja si cofaem przed potnym stranikiem. - Stj! - rozkaza. Potrzsnem gwatownie gow, miaem nadziej, e przekonujco graem rol przeraonego zoczycy. - Stj, ladaco! Obejrzaem si przez rami

rozpaczliwie, jakbym prbowa znale w sobie odwag, by rzuci si do ucieczki. Wtedy na mnie skoczy. Na to liczyem. Usunem si i z caej siy wyrnem go okciem w plecy. Polecia do przodu, gucho stukn kolanami o kamienn posadzk. Wyrwa mu si ochrypy ryk bez sw - wyraz wciekoci i blu. Poniosa go furia, bo oto niepozorny zodziejaszek odway si uderzy. Kopnem go w brod, dolna szczka klapna o grn, ryk urwa si jak ucity noem. Dobrze, e

kupiem solidne buty. Zanim Werdykt zdy wyda jeszcze jaki dwik, wydobyem sztylet i przejechaem mu ostrzem po gardle. Zabulgota co, niepomiernie zdumiony i podnis obie rce, prno chcc powstrzyma tryskanie ciepej krwi. Stanem nad nim, zajrzaem mu w oczy. Bastard Rycerski powiedziaem. - Bastard Rycerski. Wybauszy oczy, gdy przeraony poj prawd, i zaraz ucieko z niego ycie. Nagle przemieni si w nieruchomo i nico. Dla mojego

zmysu Rozumienia znikn. Tak szybko si to stao. Zemsta. Czekaem na uczucie triumfu albo ulgi, a moe satysfakcji. Nie czuem nic. Miaem tylko wraenie, e jestem tak samo stracony dla ycia jak on. Nie by nawet misem, ktre mgbym zje. Zbyt pno sobie uwiadomiem, e bya moe gdzie kobieta, ktra kochaa tego przystojnego mczyzn, moe jakie jasnowose dzieci dziki jego odowi miay co woy do buzi. Niedobrze jest, jeli skrytobjc nachodz podobne myli; nigdy dotd mnie nie przeladoway, gdy niosem krlewsk sprawiedliwo

w imieniu krla Roztropnego. Na ziemi urosa wielka kaua krwi. Uciszyem onierza szybko, ale nie byem przygotowany na wielkie sprztanie. Werdykt by potnie zbudowanym mczyzn. Moje myli galopoway jak oszalae. Co robi? Czy traci czas na ukrycie ciaa, czy pozwoli, by zostao wkrtce znalezione przez innych stranikw i wykorzysta zamieszanie? W kocu cignem z siebie kitel i na ile si dao starem krew z posadzki, nastpnie rzuciem go na pier trupa, a donie wytarem w

jego koszul. Dwignem stranika pod ramiona i pocignem korytarzem z portretami na cianach, drc z wysiku i wytajc zmysy, by w por si zorientowa, gdyby kto nadchodzi. Buty mi si lizgay, bicie serca dudnio w uszach. Krew zostawaa za nami byszczc czerwon smug. Pod drzwiami komnaty z ptakami nasuchiwaem, wstrzymujc oddech. Nie byo tam nikogo. Pchnem ramieniem drzwi i wcignem Werdykta do rodka. Tam z niemaym trudem wepchnem go do jednego z marmurowych basenw. Ryby

rozpierzchy si w popochu, a przezroczyst wod zabarwia czerwona struga. Popiesznie opukaem rce w ssiednim basenie, obmyem z krwi pier i wyszedem innymi drzwiami, ni wszedem. Kto trafi do tej ptaszarni krwawym ladem. Miaem nadziej, e jaki czas bdzie si dziwi, dlaczego zabjca zacign swoj ofiar a tutaj i porzuci j w kamiennym stawie. Znalazem si w nie znanej mi komnacie. Jednym spojrzeniem ogarnem sklepiony sufit i wyoone drewnem ciany. W drugim kocu pomieszczenia na

podwyszeniu stao imponujce, mikko wycieane krzeso. Byem wic w jakiej sali posucha. Nagle zamarem przeraony. Rzebione podwoje po mojej prawej stronie rozwary si, pchnite od zewntrz. Usyszaem miech, ciche pytanie i rozchichotan odpowied. Nie miaem czasu si ukry, nie byo gdzie si schroni. Przylgnem do ciany za jedn z zason i znieruchomiaem. Do komnaty wesza rozemiana grupka krlewskich goci, a bekotliwa nuta w gosach tych ludzi zdradzia mi, e s albo pijani, albo oszoomieni dymem. Przeszli tu obok mnie:

dwaj mczyni rywalizujcy o wzgldy kobiety, ktra gupawo umiechnita chichotaa za strojnym wachlarzem. Wszyscy troje spowici byli od stp do gw w rne odcienie czerwieni, a jeden z mczyzn mia dwiczce srebrne ozdbki wszyte nie tylko w koronk przy mankietach, ale a do okci, do poowy lunych rkaww. Drugi nis niewielk kadzielnic na zdobionym prcie, prawie jak bero. Kiwa ni w przd i w ty, tak e wszyscy troje owiani byli cay czas sodkawymi oparami. Wtpliwe, czyby mnie dostrzegli, nawet gdybym wyskoczy tu przed nimi,

toczc koo od wozu. Ksi Wadczy przej od matki upodobanie do uywek i przeksztaci je w dworsk mod. Staem jak kamienny posg, a weszli do komnaty z basenami i wolierami. Ciekaw byem, czy zauwa Werdykta. Wtpliwe. Przekradem si do drzwi, ktrymi weszo wesoe towarzystwo. Za nimi by wielki hol wyoony marmurem. A si achnem na myl, ile musiao kosztowa sprowadzenie takiej iloci kamienia do Kupieckiego Brodu. Wysoki biay sufit pokryty by paskorzebami przedstawiajcymi ogromne kwiaty

i licie. W cianach widniay ukowate okna z witraami, teraz okryte ciemnoci nocy. Pomidzy nimi wisiay draperie lnice tak soczystymi kolorami, e okna zdaway si z innego wiata i innego czasu. Wszystko owietlay kandelabry, obwieszone iskrzcymi krysztaami, mocowane na cikich zotych acuchach. Pony w nich setki wiec. Wok caego pomieszczenia w regularnych odstpach rozstawiono na piedestaach statuetki, w wikszoci, jak przypuszczaem, przedstawiajce przodkw ksicia Wadczego po kdzieli. Cho grozio

mi niebezpieczestwo, nie mogem si oprze pokusie i przez moment syciem si wspaniaoci tego wntrza. Potem podniosem wzrok i ujrzaem szerokie schody. To byy gwne schody tego paacu, nie boczne schody dla suby, jakich szukaem. Dziesiciu mczyzn idcych rami w rami zmiecioby si na nich z atwoci. Balustrady byy ciemne i bogato rzebione, a przecie lniy gbokim blaskiem. Przez rodek, niczym bkitna kaskada, spywa mikki kobierzec. W holu nie byo nikogo, take na schodach ywego ducha. Bez wahania przeciem ogromne

wntrze i cicho ruszyem po schodach. Byem w poowie drogi, gdy usyszaem krzyk. Najwyraniej jednak zauwayli Werdykta. Ju na podecie usyszaem podniesione gosy; gdzie z prawej kto nadbiega. Rzuciem si w lewo. Trafiem na jakie drzwi, przycisnem do nich ucho, nic nie usyszaem, wic wlizgnem si do rodka, a wszystko to szybciej ni trwa opowiadanie. Serce walio mi w piersi; dzikowaem Edzie, Elowi i wszystkim innym bogom, jacy moe istnieli, e drzwi nie s zamknite na klucz. Staem w ciemnociach i

prbowaem dosysze co poza dudnieniem wasnego serca. Dotary do mnie krzyki z holu, potem kto w cikich butach zbieg po schodach. Kto gromko zacz wydawa rozkazy. Ukryem si w miejscu, gdzie otwierajce si drzwi przynajmniej na jaki czas dayby mi schronienie, i czekaem, wyciszajc oddech, zaciskajc drce donie. Strach omota mnie jak nagle ciemnoci, mg mn zawadn cakowicie. Ziemia zakoysaa mi si pod nogami; kucnem, eby nie upa, jeeli zemdlej. wiat zawirowa. Skuliem ramiona, zacisnem

powieki, jakbym dziki temu mg si atwiej ukry. Zalaa mnie druga fala strachu. Przewrciem si na bok, niewiele brakowao, ebym zacz skamle. Zwinem si w kbek, co mnie bolenie ciskao w piersiach. Umieraem. Umieraem i miaem ju nigdy nie zobaczy Sikorki, Brusa ani mojego krla. Chciaem krzycze i szlocha, bo nagle byem zupenie pewien, e nie uda mi si uciec, e zostan schwytany i poddany torturom. Znajd mnie i zamcz na mier. Ogarna mnie przemona ochota, eby skoczy i ucieka, wybiec z komnaty, wycign miecz, stan

przeciw stranikom, zmusi eby zabili mnie szybko.

ich,

Spokojnie. Prbuj ci zmusi, eby si zdradzi. - Przesanie Moc od krla Szczerego lejsze byo ni municie babiego lata. Gwatownie wcignem powietrze, ale starczyo mi rozumu, eby nie ruszy si z miejsca. Wieczno chyba mina, ale wreszcie zdoaem pokona lepe przeraenie. Gdy usyszaem kroki, a potem gosy po drugiej stronie drzwi, strach natychmiast powrci, ale zmusiem si do pozostania w

bezruchu i tylko suchaem. - Byem tego pewien - oznajmi jaki mczyzna. - Niemoliwe. Dawno uciek. Na pewno nie ma go tutaj. Nikt nie daby rady oprze si nam obu. Gdyby nadal by w paacu, na pewno bymy go wycignli z kryjwki. - Mwi ci, e co poczuem. - Niemoliwe - upiera si ten drugi z niejakim zniecierpliwieniem. - Ja nic nie czuem.

- Sprawd jeszcze raz. - Strata pomyli. czasu. Musiae si

- Mam nadziej, ale obawiam si, e nie. Jeli racja jest po mojej stronie, damy Stanowczemu upragniony dowd. - W tym gosie take brzmiaa irytacja, lecz obok niej jeszcze i skowyczca lito nad samym sob. - Dowd? Jemu nie potrzeba dowodw. Obsmarowuje nas przed krlem przy kadej okazji. Sdzc z jego sw, mona by pomyle, e tylko on ponis jakie ofiary w

subie krla Wadczego. Pokojwka powiedziaa mi wczoraj, e zrezygnowa z wszelkiej finezji. Szydzi z twojej tuszy, a mnie obwinia o wszelkie czowiecze saboci ciaa. - Nie mam postawy onierza, bo onierzem nie jestem. Nie ciaem su memu krlowi, lecz umysem. Zanim bdzie spotwarza nas, powinien najpierw przyjrze si sobie tym swoim jedynym okiem. To Mocarny - uwiadomiem sobie nagle. - Mocarny rozmawia z Bystrym.

Przynajmniej mam t satysfakcj, e dzi w nocy nie moe nas wini. Tutaj nikogo nie ma. A ty przez niego widzisz duchy w kadym kcie i podskakujesz ze strachu na widok cienia. Uspokj si. Teraz to ju sprawa dla stranikw, nie dla nas. Prawdopodobnie okae si, e zamordowa go zazdrosny m albo inny wartownik. Syszaem, e Werdykt podejrzanie czsto wygrywa w koci. Moe dlatego zostawiono go w komnacie gier. A teraz, jeli zechcesz mi wybaczy, wrc do weselszego towarzystwa, z ktrego mnie wyrwae.

- Id, id, nie potrafisz o niczym innym myle - rzek paczliwie Mocarny. - Ale jak bdziesz mia woln chwil, to moe dobrze byoby si naradzi. - I doda po chwili: - Miabym ochot pj z t spraw do niego. Niech on si o to kopocze. - Zrobisz z siebie gupca. Nie moesz si tak przejmowa, bo wtedy sam si od niego uzaleniasz. Niech ostrzega, niech przepowiada, niech cae ycie trwa w pogotowiu. Wedle tego, co sam utrzymuje, jego czujno cakowicie wystarczy dla bezpieczestwa krla. Niczego wicej nie pragnie, tylko

zasia w nas ten strach. Twoje biadolenie daje mu prawdopodobnie niema satysfakcj. Strze podobnych myli. Jeden z nich oddali si wawym krokiem. Huk w moich uszach zela odrobin. Po jakim czasie usyszaem, e odchodzi drugi. Szed ciej, mamrota co do siebie. Kiedy przestaem sysze jego kroki, poczuem si, jakby kto ze mnie zdj niewyobraalny ciar. Z wielkim trudem przeknem lin, a potem zamyliem si nad nastpnym posuniciem.

Przez wysokie okna wpadaa odrobina przymionego wiata. Odrniaem w ciemnociach oe z odwinitymi kocami, spod ktrych wyzierao biae ptno przecierade. Obok wypatrzyem stojak z miednic i dzbanem, w rogu majaczy ciemniejszy ksztat szafy. Cicho wstaem. Musiaem znale sypialni ksicia Wadczego. Podejrzewaem, e znajdowaa si na tym samym pitrze, gdy wyej musiay si ju mieci tylko kwatery suby. A tutaj dotarem ukradkiem, lecz teraz nasta chyba czas na dziaania bardziej zuchwae.

Otworzyem szaf. Znowu miaem szczcie: mieszkacem tej komnaty by mczyzna. Przebieraem w jego strojach po omacku, szukajc odpowiedniego dla mnie ubrania. Musiaem si pieszy, bo braem pod uwag, e mieszkaniec komnaty znajdowa si pomidzy witujcymi gomi i mg w kadej chwili tu wej. Znalazem jak jasn koszul, zbyt obfit w okolicach rkaww i konierza, ale prawie dobr rozmiarem. Wcignem na siebie par ciemniejszych od niej, wskich spodni, odrobin na mnie za lunych. cignem je pasem,

majc nadziej, e nie bd wyglday bardzo dziwnie. Znalazem te garnczek z perfumowan pomad. Przecignem po wosach pachnidem i zwizaem je w kucyk, rezygnujc z chustki. Wikszo paacowych goci preferowaa utrefione loki, wzorowane na fryzurze ksicia Wadczego, ale widziaem te kilku modszych mczyzn z wosami zwizanymi na karku. Przeszukaem po omacku kilka szuflad. Znalazem jaki medalion na acuchu, potem piercie, za duy, ale to akurat nie miao znaczenia. Na pierwszy rzut

oka nie wyrniaem si zbytnio, a wicej nie byo mi trzeba. Bd szukali pnagiego mczyzny w zgrzebnych spodniach pasujcych do zakrwawionego kitla znalezionego na trupie. Miaem nadziej, e poszukiwania mordercy skupi si poza murami paacu. Wreszcie wziem gboki oddech i wolno otworzyem drzwi. W holu nie byo nikogo. Wyszedem. W jasnym wietle zorientowaem si, e spodnie s ciemnozielone, a koszula ta jak maso. Strj nie by bardziej jaskrawy ni ubrania innych witujcych, ale nieatwo byoby mi wmiesza si pomidzy

goci dzisiejszego szkaratnego balu. Trudno. Ruszyem korytarzem, szukajc drzwi szerszych i bardziej zdobnych ni pozostae. Pierwsze, ktre zuchwale pchnem ramieniem, okazay si nie zamknite na klucz. Wszedem do rodka i stanem w komnacie, w ktrej poczesne miejsce zajmowaa ogromna harfa, a obok niej jeszcze kilka innych instrumentw ustawionych tak, jakby czekay na muzykw. Sal wypeniay wycieane krzesa i fotele. Wszystkie obrazy przedstawiay piewajce ptaki. Pokrciem gow, zbity z tropu

nieprzebranym bogactwem. Podjem poszukiwania. Byem tak zdenerwowany, e odnosiem wraenie, i korytarz cignie si przede mn w nieskoczono. Zmuszaem si do utrzymania niespiesznego kroku. Mijaem drzwi za drzwiami, ostronie naciskajc niektre klamki. Doszedem do wniosku, e po lewej stronie znajdoway si sypialnie, a po prawej wiksze komnaty: biblioteki, salony, bawialnie. Korytarz owietlony by nie pochodniami, ale ukrytymi za szkem wiecami. Draperie na cianach lniy bogactwem kolorw,

a w niszach rozmieszczonych w regularnych odstpach ustawiono wazony pene kwiatw oraz ozdobne statuetki. Nie mogem si powstrzyma od porwnywania tego przepychu z kamiennymi cianami zamku w Koziej Twierdzy. Ile okrtw wojennych mona by wybudowa i obsadzi ludmi za pienidze, ktre wydano na zdobienie tego domostwa! Gniew dodawa mi skrzyde. Musiaem znale komnaty ksicia Wadczego. Minem jeszcze troje drzwi, wreszcie zobaczyem imponujce podwoje wykonane z dbu i ozdobione zot inkrustacj

przedstawiajc jabo, symbol Ksistwa Trzody. Na krtko przyoyem do nich ucho; nic nie usyszaem. Ostronie sprbowaem przekrci wypolerowan klamk drzwi okazay si zamknite na klucz. Dugo pracowaem noem, zanim zdoaem pokona zamek. Pot spywa mi po plecach, moczc t koszul. Wreszcie wowym ruchem wlizgnem si do wntrza. To bya z ca pewnoci komnata ksicia Wadczego. Nie sypialnia, niestety, ale jedna z jego prywatnych komnat. Stay tu cztery wysokie szafy - po dwie na kadej z bocznych cian. Porodku kadej

pary zawieszono lustro, oba owietlone narczami wiec, teraz przygasajcymi. Ozdobnie rzebione drzwi jednej z szaf si nie domykay, odepchnite przez kipice ze rodka stroje. W komnacie tej wszdzie peno byo ubra: porozwieszanych na wieszakach, udrapowanych na stojakach, porozrzucanych na krzesach. Szuflady toaletki kryy najpewniej biuteri. Przed jeszcze jednym lustrem stao wygodne krzeso. Za nim, odrobin z boku, ustawiono stolik z imponujcym wyborem szczotek, grzebieni, pomad oraz fiolek z perfumami. Po

obu bokach ustawiono kadzielnice. Z jednej unosia si jeszcze wska smuka szarego dymu. Zmarszczyem nos, poczuwszy sodkaw wo, i przystpiem do pracy. Bastardzie, co czynisz? cichutekie pytanie krla Szczerego. Sprawiedliwo - tchnem. Ogarny mnie niespodziewane wtpliwoci, nie byem pewien: moje czy krla Szczerego. Odsunem je na bok i wrciem do swego zadania.

Niestety, niewielkie miaem moliwoci skutecznego rozmieszczenia swoich specyfikw. Mogem zatru pomad, ale bardziej prawdopodobne byo, e zabij osob, ktra ukadaa ksiciu Wadczemu wosy, ni jego samego. W kadzielnicach zosta gwnie popi. Cokolwiek bym do nich wsypa, zostaoby wyrzucone z popioem. Kominek w kcie zosta na lato wymieciony do czysta, nie byo te zapasu drew. Cierpliwoci - nakazaem sobie. Sypialnia ksicia Wadczego nie moga by daleko, a tam znajd

lepsz sposobno. Na razie jednym z najsilniejszych rodkw potraktowaem koce szczotki do wosw, a tym, co zostao, umazaem jak najwicej kolczykw. Ostatnie krople dodaem do fiolek z pachnidami, nik jednak miaem nadziej, e ksi uyje perfum tyle, by sprowadziy na niego mier. Na pachnce chusteczki do nosa, poskadane w jednej z szuflad, miaem biay proszek z zarodnikw anioa mierci, muchomora, ktry omami ostatnie godziny ycia uzurpatora halucynacjami. Najwiksz przyjemno sprawio mi wysypanie

wntrza czterech par rkawic proszkiem z korzenia mierci. T trucizn zada mi ksi Wadczy w Krlestwie Grskim i wanie ona bya najbardziej prawdopodobnym rdem atakw drgawek, ktre sporadycznie przeladuj mnie do dzisiaj. Ciekawe, czy wasna choroba wyda si ksiciu Wadczemu rwnie zabawna jak moja. Wybraem trzy koszule, wyjtkowo strojne, i potraktowaem trucizn ich konierze oraz mankiety. Miaem te rodek, ktry wietnie dawa si miesza z pozostaociami popiou i sadzy. Pokropiem nim szczodrze kominek

z nadziej, e kiedy kto rozpali tam ogie, opary dosign nozdrzy ksicia Wadczego. Chowaem ju narzdzia do sakiewki, gdy usyszaem zgrzyt klucza obracanego w zamku. Ukryem si za rogiem jednej z szaf i zamarem w bezruchu. W doni ciskaem obnaony n. Spyn na mnie miertelny spokj. Nie, to nie by ksi Wadczy, ale stranik, bardzo zirytowany. - Drzwi byy zamknite. Nikogo tu nie ma - rzek zniecierpliwiony.

Czekaem na odpowied, ale najwyraniej stranik by sam. Przez chwil sta niezdecydowany, potem westchn ciko i podszed do otwartej szafy. - Wariactwo. Trac tu czas, a on ucieka - mrucza do siebie, ale rwnoczenie wycign miecz i sumiennie dga pomidzy ubraniami. Kiedy si pochyli, by sign dalej w gb szafy, w lustrze naprzeciwko dostrzegem jego twarz. Serce zamaro mi w piersiach a potem zajo si pomieniem nienawici. Nie znaem imienia tego

czowieka, ale jego drwica twarz na zawsze wrya mi si w pami. By on gwardzist ksicia Wadczego i wiadkiem mojej mierci. Chyba zobaczy moje odbicie w zwierciadle. Nie daem mu czasu na reakcj, zwaszcza e miecz mia zapltany w stroje ksicia Wadczego. Skoczyem od tyu, chwyciem go przedramieniem za szyj, wbiem n nisko w brzuch i pocignem do gry, patroszc go jak ryb. Otworzy usta, chcia krzycze, wic puciem n, eby doni zasoni mu usta. Wntrznoci wyleway mu si z

brzucha. Kiedy go puciem, osun si na ziemi. Nie wypuci miecza, wic nastpiem mu na do, amic rkojeci palce. Przetoczy si odrobin na bok, spojrza na mnie wzrokiem ju zamglonym. Przyklknem, pochyliem si niej. - Bastard Rycerski - szepnem, patrzc mu prosto w oczy, chcc zyska pewno, e mnie pozna. Bastard Rycerski. Po raz drugi tej nocy podernem gardo, cho ju nie musiaem tego czyni. Gdy skona, wytarem n o rkaw jego koszuli. Wstaem. Byem rozczarowany, e

umar tak szybko. I czuem w sobie dziwn pustk, jakby kto zerwa strun harfy, ktra wydaa dwik, bardziej wyczuwalny, ni syszalny. W nastpnej chwili zagarna mnie fala Mocy zniewalajce przeraeniem, ale tym razem rozpoznaem j od razu i odgadem jej rdo. Oparem si stanowczo, gotw do obrony. Uderzya, rozdzielia si i opyna mnie z obu stron. Wiedziaem. Kto gdzie; te o tym wiedzia. Stanowczy prbowa si orientowa w rozmiarach mojej obrony. Usyszaem echo jego triumfu. Zmrozia mnie panika, zakrcio mi si w gowie, ale tylko

na moment. Woyem n do pochwy, wstaem. Korytarz nadal by pusty. Niewiele miaem czasu na znalezienie innej kryjwki. Stanowczy pojawi si wraz ze wiadomoci stranika, widzia komnat tak samo wyra nie, jak ten umierajcy czowiek. Na podobiestwo grania rogu na polowaniu docierao do mnie jego trbienie Moc, gdy wzywa strae, jakby szczu psy na tropie lisa. Przez cay czas, gdy uciekaem, miaem przekonanie, e jestem ju martwy. Mogem si ukry na jaki czas, ale Stanowczy wiedzia e jestem w murach paacu.

Wystarczyo, eby zablokowa wszystkie wyjcia i rozpocz systematyczne poszukiwania. Skoczy si korytarz, skrciem za rg, pobiegem schodami w gr. Mury obronne Mocy miaem wzniesione wysoko i plan, ktry ju ukadaem chroniem zazdronie niczym najdroszy klejnot. Musiaem znale sypialni ksicia Wadczego i wszystko tam zatru. Potem po szukam samego ksicia Wadczego. Jeeli wczeniej stranicy znajd mnie, bd mieli zabaw w polowanie. Nie zdoaj mnie zabi. Miaem przy sobie zbyt duo trucizny. Sam odbior sobie

ycie Nie cieszya mnie ta moliwo, ale zdecydowaem si nie podda Tote biegem, mijaem kolejne podwoje, kolejne statuetek i kolejne bukiety kwiatw. Wszystkie drzwi byy zamknite. Minem nastpny rg i niespodziewanie znalazem si na szczycie schodw. Poczuem si skoowany i zdezorientowany. Gdzie w gbi mojego umysu podnosia si czarna fala przeraenia. Zdusiem j czym prdzej. Byem przy tych samych schodach. Niemoliwe. Za mao razy skrcaem za rg, ebym do nich wrci. Minem schody, ruszyem

biegiem korytarzem obok kolejnego rzdu drzwi Gdzie poniej syszaem okrzyki stranikw. Zaczynaem rozumie Mj umys opanowa Stanowczy. Lekkie oszoomienie i ucisk za oczyma. Raz jeszcze umocniem mury obronne. Obrciem si byskawicznie, obraz rozmaza mi si na chwil. Czyby sut? Miaem sab gow do uywek, tak lubianych przez ksicia Wadczego. Ten rodzaj odurzenia wydawa mi si jednak inny ni zawroty gowy po sucie albo podchmielenie po radosnych pkach.

Moc w rkach mistrza jest potnym narzdziem. Byem ze stryjem Szczerym, gdy jej uywa przeciw szkaratnym okrtom, gdy potrafi zmyli sternika tak, e ten wprowadza statek prosto na skay, gdy przekona nawigatora, e nie minli jeszcze przyldka, ktry zosta daleko za nimi, gdy w sercu kapitana zasiewa przed bitw strach i zwtpienie albo przesya zaodze tak miao, e szaleczo stawiaa agle w rodku burzy. Jak dugo Stanowczy kierowa moimi krokami? Czy sprowadzi mnie tutaj celowo, przekonujc niepostrzeenie, e wcale si mnie

nie spodziewa? Zmusiem si do zatrzymania przy nastpnych drzwiach. Wiedziony niezachwianym postanowieniem chwyciem klamk. Drzwi ustpiy. Wpadem do komnaty. Na stole leay kawaki bkitnej materii, przygotowane do zszycia. Byem tu wczeniej. Odczuem ulg, ale zaraz znowu miaem si na bacznoci. Niemoliwe. Tamto pomieszczenie znajdowao si na parterze. Ja byem wyej. Czy aby na pewno? Podszedem do okna, stanem przy nim z boku, zerknem na zewntrz. Daleko w dole byszczay pochodnie rozjaniajce krlewskie ogrody.

Widziaem te bia wstg wielkiego podjazdu lnic w czerni nocy. Podjeday coraz to nowe powozy, suba si uwijaa. Damy i panowie w wymylnych czerwonych strojach gromadnie opuszczali dwr. A wic mier Werdykta pooya kres przyjciu ksicia Wadczego. Wszystko to ogarnem jednym rzutem oka i w tym samym momencie zdaem sobie spraw, e jestem znacznie wyej, ni przypuszczaem. A przecie miaem pewno, e ten st z bkitn tkanin, czekajc na zszycie, znajdowa si w skrzydle dla suby na parterze.

C, byo do prawdopodobne, e ksi Wadczy yczy sobie mie dwa niebieskie stroje. Nie miaem czasu si nad tym zastanawia; musiaem znale jego sypialni. Nie wiedzie czemu dumny z siebie, zupenie jak po dobrym polowaniu, wyprysnem z komnaty. Niech mnie zapi, jeli potrafi. Nagle znalazem si u koca korytarza o ksztacie litery T. Chwil staem zdezorientowany. Nie pasowa mi do rozkadu budynku, a przecie dokadnie ogldaem paac od zewntrz. Spojrzaem w lewo, potem w prawo. Po prawej korytarz by zdecydowanie wikszy i

zakoczony wysokimi podwojami ozdobionymi herbem zotej jaboni Ksistwa Trzody. Z ktrej komnaty po lewej doszed mnie pomruk gniewnych gosw. Jak spity ostrog ruszyem w prawo, w biegu wydobywszy n. Lekko pooyem do na klamce, przypuszczajc, e bd musia forsowa zamek. Drzwi jednak podday si atwo; cicho ustpiy od pierwszego pchnicia. Za dobrze mi szo. Odsunem na bok obawy i z noem w doni wszedem do komnaty. W rodku panoway ciemnoci rozjaniane tylko przez dwie wiece w srebrnym lichtarzu na kominku.

Byem najwyraniej w salonie ksicia Wadczego. Kolejne drzwi stay otworem, ukazujc rg wietnego oa, przesonitego draperiami. W tyle zobaczyem kominek wypeniony drewnem gotowym do podpalenia. Wszedem gbiej. Na niskim stoliku staa karafka z winem, obok niej dwie szklanice oczekiway powrotu ksicia Wadczego, podobnie talerz peen akoci. Kadzielnica bya pena sproszkowanego suta, wystarczya iskra, eby zacz si z niej sczy dym. Marzenie skrytobjcy. Miaem trudnoci z powziciem decyzji, od czego powinienem zacz.

- Wanie tak si uywa Mocy usyszaem z tyu. Obrciem si i zmartwiaem. W dobrze owietlonym, lecz skromnie umeblowanym pokoju Stanowczy rozpiera si w fotelu. W zasigu rki, na stoliku, czeka kielich biaego wina. Po bokach siedzieli Mocarny oraz Bystry, wyranie podenerwowani i zbici z tropu. Wreszcie si znalaze, Bastardzie. Czy wiesz, gdzie jeste? Obejrzaem si niedowierzaniem. wszystko. Znikno. wok z Znikno I krlewski

salon, i oe z draperiami, i karafka z winem - wszystko. Znajdowaem si w prostej izbie przeznaczonej prawdopodobnie dla kilku pokojwek. Szeciu wartownikw w barwach ksicia Wadczego stao w pogotowiu, z obnaonymi mieczami. - Moi towarzysze zdaj si uwaa, e groba znajdzie dostp do kadego czowieka. Nie poznali jednak twojej siy woli tak dogbnie jak ja. Docenisz, mam nadziej, finezj, dziki ktrej upewniem ci, e widzisz dokadnie to, co chciae zobaczy. Potrafisz chroni swj umys, ale mur, ktry oprze si taranom, moe ulec

bluszczowi. Bye godnym przeciwnikiem, chocia w swej zarozumiaoci mnie nie doceniae. Nie wypowiedziaem sowa. Przepeniajca mnie nienawi wzmacniaa mury obronne mego umysu. Wszyscy trzej zmienili si bardzo od czasu, gdy ich ostatnio widziaem. Po Mocarnym, niegdy krzepkim jak ciela, zna byo skutki dobrego apetytu i braku ruchu. Bystry odziany by tak strojnie, e ubir go przymiewa. Wstki i srebrne ozdbki oblepiay go niczym kwiaty liw na wiosn. Stanowczy, ubrany cay w granat, zdawa si wystrojony bardziej ni Bystry, tak

wyrafinowany by krj jego odzienia. Niewiele nosi ozdb pojedynczy srebrny acuch na szyi, srebrny piercie na palcu oraz srebrne kolczyki. Kiedy mia dwoje ciemnych oczu o przeszywajcym spojrzeniu - zostao mu tylko jedno. Drugie zapado si gboko w oczod. - Pamitka po naszym ostatnim spotkaniu - rzek, czynic gest w stron oczodou. - Przykro mi - powiedziaem zupenie szczerze. - Zamierzaem zabi ksicia Wadczego, a nie pozbawi ci oka.

Stanowczy zadowoleniem.

westchn

- Kolejne przyznanie si do zdrady. Jakbymy go jeszcze potrzebowali. C, tym razem bdziemy dziaa bardziej skutecznie. Najpierw, oczywicie, powicimy nieco czasu na odkrycie, jak unikne mierci. To nie bdzie trwao dugo. A potem, dopki bdziesz si krlowi Wadczemu wydawa zabawny, jeste nasz. Tym razem niepotrzebny popiech ani dyskrecja. - Ledwie dostrzegalnie kiwn gow stranikom za moimi plecami.

Umiechnem si do niego i przyoyem zatrute ostrze do swego lewego ramienia. Zacisnem zby i przecignem noem po skrze. Nie gboko, tylko tyle, eby rozci skr i pozwoli trucinie dosta si do krwi. Stanowczy zerwa si na rwne nogi, Bystry z Mocarnym zdawali si przeraeni i przejci wstrtem. Przeoyem n do lewej rki, praw dobyem miecza. - Umieram - oznajmiem z umiechem. - To nie potrwa dugo. Nie mam czasu do stracenia. Nie mam nic do stracenia.

A jednak to on mia racj. Nigdy go nie doceniaem. Sam nie wiem, jak to si stao, e miaem przed sob nie czonkw krgu Mocy, ale szeciu wartownikw z wycignitymi mieczami. Zabi siebie to nie to samo, co zosta posiekanym na oczach wrogw, na ktrych pragno si wywrze zemst. Obrciem si, lecz miaem wraenie, e obraca si pokj, a nie ja. Podniosem oczy i ponownie ujrzaem przed sob stranikw. Odwracaem si raz za razem, a miaem wraenie, jakbym si buja na hutawce. Cienka czerwona linia na moim ramieniu zacza parzy.

Im wicej trucizny przesczao mi si do krwi, tym mniejsze miaem szans zaatakowania Stanowczego, Mocarnego i Bystrego. Stranicy zbliali si niespiesznie, osaczali mnie jak zagubion owieczk. Cofnem si, zerknem przez rami na czonkw krgu Mocy. Stanowczy wsta rozdraniony. Przyszedem tutaj w nadziei zabicia ksicia Wadczego. Udao mi si zaledwie rozzoci jego sug swoim samobjstwem. Samobjstwo? - Krl Szczery gdzie w gbi mnie by wstrznity.

Lepsze ni tortury. - Myl Moc lejsza bya ni babie lato, a przecie, przysigam, Stanowczy prbowa j chwyci. Chopcze, porzu to szalestwo! Uciekaj stamtd. Chod do mnie. Nie mog. Za pno. Nie ma ju dla mnie ucieczki. Zostaw mnie samego, krlu, nie naraaj siebie. Ja naraam siebie?! zagrzmiao mi nagle w gowie, gos krla spad na mnie jak piorun z jasnego nieba, wstrzsn mn, niczym morskie bawany bijce o klif. Widziaem to ju przedtem.

Rozwcieczony krl Szczery gotw by w jeden wysiek woy cay swj zapas energii Mocy, nie dbajc, co si z nim stanie potem. Stanowczy zawaha si, lecz zaraz skoczy w strumie magii, sigajc ku krlowi Szczeremu, prbujc si do niego przyssa. Masz, posmakuj, ty pode nasienie! - Krl Szczery wybuchn gniewem. Jego Moc staa si cyklonem energii, jakiego dotd nigdy nie spotkaem. Nie bya skierowana na mnie, a przecie padem na kolana. Usyszaem krzyk Bystrego i

Mocarnego. Krzyczeli z gbi trzewi, miertelnie przeraeni. Na jedn chwil rozjanio mi si w gowie, ujrzaem ten pokj, jaki by w rzeczywistoci, ujrzaem te stranikw pomidzy mn a czonkami krgu Mocy. Stanowczy lea bez przytomnoci na pododze. Chyba tylko ja jeden wiedziaem, ile kosztuje krla Szczerego przyjcie mi z odsiecz. Stranicy chwiali si na nogach, gali jak wiece przy socu. Ujrzaem, e drzwi wejciowe otwieraj si, wpuszczajc nastpnych onierzy. Trzema krokami dotarem do okna. Chod do mnie!

Ten rozkaz nie pozostawia mi wyboru. Wyry si w moim mzgu poncymi zgoskami. Musiaem i. Krl Szczery rozkazywa mi, a jednoczenie baga. Stryj powici siy, by mnie uratowa. Na oknie wisiay cikie zasony, sam otwr chronio grube szko. Nic mnie nie zatrzymao. Skoczyem, majc nadziej, e znajd si na dole jakie krzewy, ktre zagodz upadek. Uderzyem o ziemi w powodzi odamkw szka. Byem przygotowany na upadek z duej wysokoci, tymczasem wyskoczyem z okna na parterze. Przez mgnienie oka oddaem hod Stanowczemu;

rzeczywicie zwid mnie cakowicie. Zaraz zerwaem si na nogi i, nadal ciskajc w doniach n oraz miecz, ruszyem biegiem. Park pod oknami skrzyda dla suby nie by owietlony. Podzikowaem wszystkim bogom za ciemno i biegem dalej. Za plecami syszaem bezadne krzyki, potem Mocarny zacz wydawa rozkazy. Lada chwila puszcz si w pogo. Nie uciekn pieszo. Skrciem ku stajniom. Ucieczka balowych goci postawia stajnie na nogi. Chopcy stajenni mieli pene rce roboty.

Wrota stajni byy otwarte na ocie w t ciep letni noc, w rodku paliy si latarnie. Wpadem tam, omal nie zderzajc si z jak dziewuszk. Moga mie moe dziesi lat, bya chuda i piegowata. Odskoczya i na widok mojej obnaonej broni zacza przeraliwie krzycze. - Chc tylko konia - uspokoiem j. - Nic ci nie zrobi. - Schowaem do pochwy miecz, potem n. Dziewczynka cofaa si powoli. W pewnym momencie odkrcia si do mnie plecami i ruszya biegiem, wrzeszczc wniebogosy:

- Pomocnik! Pomocnik! Znikna mi z oczu. Nie miaem czasu si ni przejmowa. Trzy boksy dalej ujrzaem karosza ksicia Wadczego, przygldajcego mi si ciekawie znad obu. Podszedem do niego spokojnie, pogadziem po chrapach i przypomniaem mu siebie. C z tego, e mino osiem miesicy, od kiedy widzielimy si ostatnio skoro znaem go od rebaka. Skubn mnie za konierz, trci chrapami w szyj. - Chod, Strzao. Rozruszamy si troch. Jak za dawnych dobrych

czasw, co przyjacielu? otworzyem jego boks, ujem kantar i wyprowadziem konia ze stajni. Nie wiem, gdzie si podziaa krzyczca dziewczynka, ale ju jej nie syszaem. Strzaa by wysoki i nie przyzwyczajony, eby go dosiada bez sioda. Boczy si troch, kiedy si wspinaem na jego liski grzbiet. A ja, nawet w chwili zagroenia, nie mogem nie odczu najczystszej przyjemnoci dosiadania konia. cisnem go kolanami chwyciem si grzywy. Zrobi trzy kroki i zaraz stan, bo jaki czowiek zastpi mu drog. Spojrzaem w d i

ujrzaem pen niedowierzania twarz Pomocnika. Nie wytrzymaem, umiechnem si szeroko. - Tak, to ja. Poyczam konia, bo inaczej mnie zabij. Znowu. Chyba oczekiwaem, e si rozemieje, e mi pomacha na poegnanie. A on tylko na mnie patrzy, coraz bledszy i bledszy, a mylaem, e padnie bez zmysw. - To ja, Bastard! Wypu mnie. Odstpi. - Na Ed! - wykrzykn. Ju

mylaem, e odrzuci gow do tyu i wybuchnie miechem, a on sykn: Zwierzca magia! - Po czym odwrci si na picie i wybieg w noc, wrzeszczc ile si: - Strae! Strae! A zdrtwiaem cay; nie zaznaem tego uczucia od czasu, gdy odesza ode mnie Sikorka. Lata przyjani, dugie dni wsplnej pracy w stajniach... wszystko zapomniane w jednej chwili zabobonnego przeraenia. To niesprawiedliwe! To jawna zdrada! Ogarn mnie lodowaty chd. Szturchnem Strza pitami i zanurzyem si w ciemnoci.

Strzaa mi ufa. To by dobry ko, wietnie przez Brusa uoony. Pokierowaem go z dala od blasku pochodni, daleko od opustoszaych alejek; uciekalimy pomidzy kwietnymi klombami a wreszcie pognalimy obok skupiska stray przy jednej z bram dla dostawcw. Pilnowali cieek, a Strzaa i ja przecilimy trawnik i wpadlimy w bram jak burza. Wartownikw nie minie jutro chosta. Gnalimy przez park. Za nami narastay odgosy pogoni. Strzaa, jak na konia przywykego do rzdu, doskonale spenia polecenia wydawane kolanami i ciarem

ciaa. Przekonaem go, eby si przecisn przez ywopot i wydosta na boczn drog. Krlewskie ogrody zostay za nami, a my galopowalimy brukowanymi ulicami. Wkrtce skoczyy si zamone domy. Niczym grzmot przelecielimy obok zajazdw, wci jeszcze owietlonych dla wygody goci, obok sklepw, ciemnych, z zamknitymi na noc okiennicami. Kopyta Strzay ttniy na pustym glinianym trakcie. Mknlimy niepowstrzymani niczym wiatr. Pozwoliem mu zwolni, gdy dotarlimy do biedniejszej czci

miasta. Tutaj uliczne pochodnie zatknito rzadziej, niektre ju si wypaliy. Strzaa wyczuwa mj popiech i z wasnej woli utrzymywa wycignity krok. Raz usyszaem innego pdzcego konia i nie mogem si oprze wraeniu, e odnalaza nas pogo. Zaraz jednak min nas posaniec zdajcy w przeciwn stron. Cay czas spodziewaem si usysze za sob odgosy pogoni, podwiadomie czekaem dwiku rogw. Akurat gdy zaczem wierzy, e udao mi si uciec, odkryem, i Kupiecki Brd mia dla mnie jeszcze jedn okropno w zapasie.

Wjechaem na okrgy plac. Przed wieloma laty by tu wielki targ, gdzie handlowano towarami z najdalszych zaktkw wiata. Teraz plac przeksztacony zosta w krlewsk aren. Strzaa parskn, sposzony zapachem starej krwi zakrzepej na bruku. Szubienice i prgierze, wzniesione dla uciechy gawiedzi, cigle tu jeszcze stay wraz z innymi mechanicznymi urzdzeniami, ktrych przeznaczenia nawet nie chciaem zna. Bez wtpienia te, ktre zostan pobudowane na nowej krlewskiej arenie, bd jeszcze wymylniejsze i bardziej

okrutne. cisnem Strza kolanami. Minem to miejsce kani z dreniem serca. Nagle cyklon emocji zawirowa i schwyta moje myli. Przez czas jednego uderzenia serca sdziem, e Stanowczy dosign mnie Moc i postanowi doprowadzi do szalestwa. Jednak nie, mury obronne, kamienne ciany, ktre sam wzniosem, stay wci na stray mego umysu. Zreszt wtpiem, by po ataku krla Szczerego ktry z czonkw krgu Mocy by w bliskim czasie zdolny korzysta z krlewskiej magii. Nie. To byo gorsze. Pochodzio z

gbszego, bardziej pierwotnego rda, zdradliwe jak skaona trucizn czysta woda. Zalao mnie nienawici i blem, dusznoci ciasnego uwizienia i godem, a wszystko to owinite byo przemon tsknot za wolnoci oraz pragnieniem zemsty. Obudzio we mnie najgortsze przeklestwa z lochw ksicia Wadczego. Dobiegao z klatek, tu przy placu, skd rozchodzi si przeraliwy smrd odchodw, zainfekowanych ran i rozkadajcego si misa. W klatkach trzymano zwierzta, szczute potem na przestpcw i

ofiary kunicy. By tam niedwied, mimo krat skrpowany jeszcze metalowym kagacem. Dwa wielkie dzikie koty, jakich nigdy dotd nie widziaem, poamay sobie na prtach zby i pazury, lecz nadal uparcie walczyy z wizieniem. By te potny czarny byk z wielkimi rogami. W ciao mia powbijane groty strza zdobne wsteczkami. Rany gniy, po bokach zwierzcia spywaa ropa. Niedola tych stworze walia w mj mzg, woaa o zmiowanie, ale c mogem pocz wobec cikich acuchw i rygli zamykajcych klatki. Gdybym mia czas i narzdzia, mgbym

prbowa pokona zamki. Gdybym mia miso albo ziarno, mgbym uwolni nieszczsne stworzenia, dajc im mier. Minem klatki i pogalopowaem dalej, a fala szalestwa i mczarni dogonia mnie, zalaa i zatopia. Wstrzymaem konia. Nie mogem ich tak zostawi. Chod do mnie! Ten sam rozkaz. Wyryty Moc. Nie byo sposobu mu si przeciwstawi. Szturchnem zdenerwowanego Strza pitami i zostawiem za sob nieszczsne

istoty, doliczajc ich los do rachunku, jaki pewnego dnia zapaci mi ksi Wadczy. Brzask zasta nas na kracach miasta. Nie miaem pojcia, e Kupiecki Brd jest a tak wielki. Natrafilimy na szeroki strumie, wolno toczcy si do rzeki. Wjechaem w wod, zsiadem i powiodem Strza do przeciwlegego brzegu. Pozwoliem mu si napi, potem prowadzaem przez chwil i znowu napoiem. Myli kbiy mi si w gowie. Prawdopodobnie poszukiwali mnie na drogach prowadzcych na

poudnie; ksi Wadczy bdzie przypuszcza, e uciekam z powrotem do Ksistwa Koziego. Zyskaem nad pogoni spor przewag: dopki byem w ruchu, miaem szans uciec. Przypomnia mi si tumok, tak przemylnie ukryty. Zostay w nim zimowe ubrania, derka, paszcz - wszystko stracone. Czy ksi Wadczy obarczy Pomocnika win za kradzie konia? Nie mogem zapomnie wyrazu oczu mego druha. Zaczynaem si cieszy, e odparem pokus odnalezienia Sikorki. Wystarczajco ciko mi byo znie przeraenie i odraz na

twarzy przyjaciela. Nigdy nie chciabym zobaczy tego samego w oczach ukochanej. Przypomniaem sobie niem udrk wizionych zwierzt, poznan za spraw Rozumienia. Gorzej, e wszystkie moje wysiki zdajce do zamordowania ksicia Wadczego spezy na niczym. Czy suba odkryje trucizny zostawione w ksicej garderobie? Czy moe jednak uda mi si go zabi? Najwaniejszy by jednak rozkaz krla Szczerego: Chod do mnie. Wci syszaem te sowa, popdzay mnie, nawet teraz, bym nie traci czasu na mylenie, na

odpoczynek. Mam wsiada znowu na konia i rusza do krla Szczerego, ktry mnie potrzebuje, ktry mi rozkazuje. Byem spragniony. Pochyliem si ku wodzie i wanie wtedy uwiadomiem sobie, e nie umarem. Zmoczyem rkaw tej koszuli, delikatnie oddzieliem od barku tkanin przesiknit krwi. Skaleczenie byo pytkie, ot, do dugie nacicie skry. Wygldao aonie, ale nie wydawao si zatrute. Dopiero teraz przypomniaem sobie, e nim

przesunem ostrzem po wasnym ciele, uyem noa dwukrotnie i przynajmniej raz je wytarem. Pewnie nie zostao na nim ladu trucizny. Na podobiestwo porannego brzasku zjawia si nadzieja. Przeladowcy zaczn szuka przy drodze mojego ciaa albo rozglda si za dogorywajcym czowiekiem ukrytym gdzie w miecie, zbyt sabym ju, eby dosiada konia. Wszyscy trzej czonkowie krgu Mocy widzieli, jak si zraniem. Musieli wyczuwa moj wiar w rych mier. Czy przekonaj ksicia Wadczego, e jestem

umierajcy? Mogem mie nadziej. Wsiadem znowu na Strza i ruszyem. Mijalimy zagrody, pola uprawne i ogrody. Mijalimy rolnikw na wozach, wiozcych plony do miasta. Jechaem wtedy wolno, z ramieniem przycinitym do piersi, z nieprzytomnym wzrokiem utkwionym w dal. Kto przecie wpadnie na pomys, eby wypytywa ludzi przybyych do miasta. Musiaem gra swoj rol. Wreszcie zaczlimy przemierza poacie ziemi przeznaczonej na wielkie pastwiska dla owiec albo haragarw. Wczesnym popoudniem przy brzegu strumienia zsunem

si z koskiego grzbietu na ziemi, pozwoliem si Strzale napi, a potem odwrciem go bem w stron Kupieckiego Brodu. - Wracaj do stajni, przyjacielu powiedziaem. Nie ruszy si, wic klepnem go w bok otwart doni. - Wracaj do Pomocnika. Powiedz mu, e le gdzie nieywy. Przesaem mu obraz obu penego owsa. - Wracaj, Strzaa, migaj. Parskn niezadowolony, ale odszed kawaek. Zaraz jednak przystan, oczekujc, e podejd, e jeszcze go zatrzymam.

- Wracaj do stajni! Podskoczy lekko i wreszcie ruszy kusem, wysoko podnoszc nogi, zarzucajc bem. Wymienity ko, nie by nawet zmczony. Nie sposb byo dyskretnie podrowa przez Ksistwo Trzody na krlewskim rumaku. Skoro wrci do stajni bez jedca, moe uwierz w moj mier. Moe strawi czas na szukanie ciaa, zamiast mnie goni. Ttent kopyt ucich w oddali. Czy kiedykolwiek jeszcze dosid tak wspaniaego wierzchowca? Czy kiedy jeszcze bd mia wasnego konia? Wtpliwe.

Chod do mnie! - Id, id - mruknem pod nosem. - Tylko upoluj co do zjedzenia i troch si przepi. Zszedem z drogi w gste zarola. Miaem tylko to, co na grzbiecie, czekaa mnie duga droga.

Rozdzia dziesity Targ najemnikw

Niewolnictwo jest w Krainie Miedzi gboko zakorzenione i ley u podstaw dobrobytu tego kraju. Jego wadze utrzymuj, eglownym rdem pozyskiwania niewolnikw s jecy wojenni, ale wielu zbiegw opowiada, e zostali porwani w trakcie pirackich napadw na ich

rodzinne ziemie. Kraina Miedzi utrzymuje oficjalne stanowisko, e takie napady nie maj miejsca, ale take nie przyznaje si do tego, i patrzy przez palce na pirackie napaci w okolicach Wysp Kupieckich. Jedno z drugim wiele ma wsplnego. W Krlestwie Szeciu Ksistw niewolnictwo nigdy nie zostao powszechnie zaakceptowane. Wiele dawniejszych konfliktw granicznych pomidzy Krain Miedzi a Ksistwem Dbw miao wicej wsplnego z niewolnictwem wanie, ni z faktycznymi rozbienociami w kwestiach granic.

Mieszkacy Ksistwa Dbw nigdy si nie pogodzili ze zwyczajem stanowicym, i onierze pojmani podczas bitwy s na reszt ycia skazani na niewol. Po kadej bitwie przegranej przez Ksistwo Dbw niemal natychmiast przypuszczano zacity atak, majcy na celu odbicie jecw. Tym sposobem Ksistwo Dbw stopniowo weszo w posiadanie znacznych terytoriw nalecych pierwotnie do Krainy Miedzi, a pokj w tamtej okolicy zawsze wisi na wosku. Kraina Miedzi stale wnosi skargi, e lud Ksistwa Dbw nie tylko ukrywa zbiegych

niewolnikw, ale take zachca innych do ucieczki. aden z monarchw Krlestwa Szeciu Ksistw nie zaprzeczy prawdzie zawartej w tych sowach.

*** Jedynym moim celem byo teraz dotarcie do krla Szczerego, przebywajcego gdzie na ziemiach rozcigajcych si za Krlestwem Grskim. Najpierw musiaem przemierzy Ksistwo Trzody. Nieatwe zadanie. Im dalej od spokojnych wd Rzeki Winnej, tym

bardziej jaowy stawa si kraj. Ziemie uprawne przemieniay si w pola lnu i konopi, a za nimi rozcigay si ju tylko bezludne nieuytki. Wntrze Ksistwa Trzody nie byo rzeczywist pustyni, ale pask i such krain, gdzie yy tylko plemiona koczownicze, wdrujce przez nieurodzajne ziemie w poszukiwaniu paszy. Nawet nomadzi jednak porzucali niegocinne strony, gdy mija czas zieleni - przyjazna im pora roku; skupiali si wwczas w prowizorycznych osadach rozrzuconych na brzegach rzek albo w pobliu innych wodopojw. Po

ucieczce z paacu w Kupieckim Brodzie niejeden raz przyszo mi si dziwi, dlaczego krlowi Bitnemu zaleao na opanowaniu tych ziem, a co dopiero przyczeniu ich do krlestwa. Musiaem opuci szlak wiodcy wzdu Rzeki Winnej, pody na poudniowy zachd, w stron Jeziora Bkitnego, przedosta si na jego drug stron, a potem brzegiem rzeki Chd dotrze na podgrze. W tak wdrwk nie powinno si rusza samotnie. Ja, bez lepuna, byem sam. Nie ma w gbi Ksistwa Trzody

miast z prawdziwego zdarzenia, chocia mona natrafi na wiksze osady, zamieszkane przez okrgy rok, wyrose przy zbiornikach wody. Wikszo z tych skupisk ludzkich egzystuje dziki karawanom kupieckim. Handel pomidzy ludem mieszkajcym nad Rzek Winn a plemionami osiadymi nad brzegiem Jeziora Bkitnego, cho mao oywiony, istnieje od bardzo dawna. T sam drog docieraj do mieszkacw Krlestwa Szeciu Ksistw dobra z Krlestwa Grskiego. Musiaem si przyczy do jednej z karawan, co nie byo wcale atwe.

Wchodzc w granice Kupieckiego Brodu, wygldaem na najbiedniejszego pord biednych ebrakw. Opuszczaem to miasto w wymylnym stroju, na grzbiecie krlewskiego wierzchowca. Szybko pojem powag swego pooenia. Miaem na sobie kradzione ubranie dworaka, do niego dugie skrzane buty, pas i sakiewk, n oraz miecz, a jeszcze piercie i medalion na acuchu. W sakiewce ani jednej monety, tylko drobiazgi potrzebne do rozpalania ognia, ostrzak oraz doskonay wybr trucizn. Wilk nie powinien polowa sam.

lepun tak kiedy powiedzia, a teraz, nim dzie si skoczy, miaem dowiadczy mdroci owego stwierdzenia. Mj posiek tego dnia skada si z korzeni lilii ryowych oraz kilku orzechw, ukrytych przez wiewirk w miejscu zbyt oczywistym. Chtnie bym zjad i wiewirk, ktra urgaa mi nad gow, gdy pldrowaem jej zapasy, ale siedziaa na zbyt wysokiej gazi. Kiedy tak kamieniem rozbijaem kolejne orzechy, zorientowaem si, e zostaem ju doszcztnie odarty ze zudze na wasny temat. Miaem si niegdy za czowieka

mdrego i samowystarczalnego. Dumny byem ze swych umiejtnoci skrytobjcy, a nawet naiwny gupiec - wierzyem, e cho nie do koca panuj nad wasn Moc, to wielkoci talentu mog si rwna z kadym czonkiem krgu Mocy Konsyliarza. W chwili jednak, gdy zabrako mi szczodroci krla Roztropnego oraz umiejtnoci owieckich wilka, sekretnych wieci od Ciernia, a w Mocy wsparcia stryja, co zostao? Godujcy biedak w skradzionym ubraniu, w poowie drogi pomidzy Kozi Twierdz a Krlestwem Grskim, z niewielkimi szansami na

dotarcie do jednego lub drugiego. Tak wic myli miaem ponure, a jeszcze wci nie dawao mi spokoju wezwanie krla Szczerego. Chod do mnie! Czy krl celowo wypali mi w mzgu sowa rozkazu? Wtpliwe. Najpewniej mia zamiar powstrzyma mnie przed zabiciem ksicia Wadczego i przed samobjstwem. Przymus drczy jednak, na podobiestwo grotu strzay w ranie, zatruwajc niepokojem nawet sny. Nie porzuciem zamiaru zabicia

najmodszego krlewskiego syna; codziennie dziesitki razy obmylaem plany, szukaem sposobw, by powrci do Kupieckiego Brodu i niespodziewanie zaatakowa. Wszystkie te rozmylania zaczynay si zawsze od zaoenia gdy ju dotr do krla Szczerego... Stao si dla mnie nie do pomylenia, by istniao na wiecie cokolwiek waniejszego. Po kilku dniach wdrwki o samej wodzie dotarem do miasta nazwanego Pomost. Nie mogo si rwna z Kupieckim Brodem, ale pooone byo w zdrowej okolicy, a

do tego syno z dobrych wyrobw skrzanych, i to nie tylko ze skry bydlcej, lecz take z twardej skry haragarw. Poza tym wyrabiano tutaj przedmioty z biaej gliny wydobywanej nad brzegiem rzeki. Wiele drobiazgw codziennego uytku, gdzie indziej robionych z drewna, szkl lub metalu, w Pomocie wytwarzao si ze skry lub z gliny. Mieszkacy mieli skrzane buty i rkawiczki, ale take kapelusze oraz inne czci ubrania, siedzenia krzese, nawet dachy i ciany straganw. Na wystawach sklepw widziaem stolnice i wieczniki, a take wiadra

zrobione z piknie glazurowanej gliny, cae pokryte napisami lub rysunkami, w setkach wzorw i kolorw. Znalazem take bazarek, na ktrym bez zbdnych pyta mona byo sprzeda i kupi wszystko, czego dusza zapragnie. Wymieniem pikne ubrania na zbyt lune spodnie i bluz robotnika oraz par poczoch. Mgbym dobi lepszego targu, ale kupujcy zauway kilka brzowawych plamek na rkawach tej koszuli i mia wtpliwoci, czy zejd w praniu. Wskie spodnie, ktre byy na mnie le dopasowane, rozcigny si odrobin i kupiec nie

chcia uwierzy, e po praniu odzyskaj pierwotny ksztat... Zadowolony byem z wymiany. Przynajmniej nie miaem ju na sobie rzeczy, w ktrych z paacu uciek morderca. W jakim sklepie o kilka krokw dalej rozstaem si z piercieniem oraz medalionem na acuchu - w zamian za siedem srebrnych monet i siedem miedziakw. Sklep ten znajdowa si do daleko od miejsca, gdzie zbierali si uczestnicy karawan podajcych w gry, ale wanie tutaj dostaem za biuteri najlepsz cen, zapytawszy uprzednio u szeciu

innych kupcw. Ju miaem wychodzi, gdy pucoowata niska kobiecina, ktra kupia te ozdoby, niemiao dotkna mojej rki. - Nie pytaabym, gdybym nie widziaa, e jeste, panie, w ogromnej potrzebie - zacza niezdecydowanie - wic prosz, by si moj ofert nie poczu uraony... - A o co chodzi? - Podejrzewaem, e chce kupi miecz. Zdecydowaem ju, e go nie sprzedam. Nie dostabym za niego tyle, eby mi

si opacao zosta bez broni. Oszczdnym moje ucho. gestem wskazaa

- O kolczyk wyzwoleca. Mam klienta, ktry zbiera takie rarytasy. Ten jest symbolem rodu Butranw, nie myl si, prawda? - Pytaa tak niepewnie, jakby si spodziewaa, e w kadej chwili mog wybuchn gniewem. - Nie wiem - odparem szczerze. To prezent od przyjaciela i nie zamieni go na srebro. Umiechna si

porozumiewawczo, z chwili chwil bardziej pewna swego.

na

- Ach, oczywicie, za takie skarby paci si zotem. Nie obraaabym pana ofert w srebrze. Zotem? spytaem z niedowierzaniem. Dotknem byskotki zwisajcej mi z ucha. - Za to? - Oczywicie - zgodzia si bez wahania, przekonana, e zamierzam podbi cen. - Zawsze poznam rk mistrza. A rd Butranw tak wanie cieszy si opini. No i to cacuszko bardzo

rzadko spotykane. Rd Butranw nieczsto zwraca niewolnikom wolno. Wiadomo o tym nawet na ziemiach oddalonych od Krainy Miedzi. Jeli kto raz ju zostanie naznaczony tatuaem Butranw... Niewiele jej byo trzeba, eby si da wcign w rozmow o handlu niewolnikami, niewolniczych pitnach i wyzwoleczych kolczykach. Wkrtce stao si oczywiste, e nie pragna kupi kolczyka Brusa dla adnego z klientw, lecz dla siebie. Jednemu z jej przodkw udao si wyzwoli. Cigle miaa kolczyk, ktry otrzyma od swego waciciela jako widomy

znak, e nie jest ju niewolnikiem. Skoro wyzwoleniec mia si swobodnie porusza po Krainie Miedzi, nie mwic ju o opuszczeniu tego kraju, musia mie kolczyk, dokadnie odpowiadajcy rodowemu herbowi ostatniego waciciela wytatuowanemu na policzku. atwo byo pozna kopotliwego niewolnika - po liczbie tatuay na jego obliczu, obrazujcych histori zmian kolejnych wacicieli. Dlatego mapa twarzy staa si synonimem niewolnika, ktry czsto przechodzi z rk do rk, intryganta zdatnego tylko na galery albo do kopalni.

Wacicielka sklepiku ubagaa mnie, bym zdj kolczyk i pozwoli z bliska si przyjrze delikatnej srebrnej siatce, w ktr schwytano szafir. - Niewolnik musia nie tylko zasuy sobie na wolno wyjaniaa mi, zachwycajc si srebrnym drobiazgiem - ale te zwrci swemu panu warto kolczyka. Inaczej jego wolno przybieraa tylko form duszej smyczy. Gdziekolwiek si oddali, by zatrzymywany w punktach nadzoru, nie mg dosta adnej pracy bez pisemnego zawiadczenia swego byego waciciela. Ten nie

odpowiada ju za zapewnienie byemu niewolnikowi wyywienia i schronienia, za to wyzwoleniec by nadal zaleny od swego dawnego pana. Bez wahania zaproponowaa mi trzy sztuki zota. Wicej ni wynosia opata za podr z karawan. Mgbym sobie kupi konia - dobrego konia - i nie tylko doczy do karawany, ale podrowa wygodnie. Opuciem sklep, nim wacicielka zacza mnie kusi wysz cen. Za jednego miedziaka kupiem torb sucharw i zjadem je w pobliu dokw. Wiele mnie dziwio. Kolczyk nalea

prawdopodobnie do babki Brusa, krlewski koniuszy sam mi kiedy wspomnia, e bya niewolnic, ale wysuya sobie wolno. Dlaczego kolczyk nabra dla Brusa tak wielkiego znaczenia, e ofiarowa go memu ojcu, i dlaczego by dla mego ojca tak wany, e go zatrzyma? Czy ksina Cierpliwa wiedziaa co o tym, kiedy mi ofiarowaa w srebrny drobiazg? Jestem tylko czowiekiem. Potrzebowaem zota. Wiedziaem, e gdyby Brus zna moj sytuacj, kazaby mi sprzeda ten kolczyk, powiedziaby, e moje ycie i bezpieczestwo znacz dla niego

wicej ni srebrna siatka z szafirem. Mogem kupi konia, dojecha do gr, znale krla Szczerego i uwolni si wreszcie od rozkazu wypalonego w moim mzgu arem Mocy, ktry wci mnie drczy. Dugo wpatrywaem si w rzek i wreszcie dotaro do mnie, jaki szmat drogi jeszcze przede mn. Musiaem najpierw przeby pustynne ziemie, eby si dosta nad Jezioro Bkitne. Nie miaem pojcia, jak pokonam samo jezioro. Na jego drugim brzegu lene trakty, wijce si u stp wzgrz, prowadziy do urwistych cieek Krlestwa Grskiego. Musiaem

dotrze do Stromego, stolicy naszych ssiadw, i zdoby kopi mapy, z ktr ruszy w podr stryj Szczery. Zostaa ona stworzona na podstawie dawnych zapiskw pochodzcych z tamtejszej biblioteki. Moe orygina cigle jeszcze tam przechowywano. Tylko w ten sposb miaem szans trafi do krla, woajcego mnie gdzie z nieznanych ziem poza granicami Krlestwa Grskiego. Bd potrzebowa kadego grosza, jaki mi si uda zdoby. Mimo wszystko zdecydowaem si zatrzyma kolczyk. Nie dlatego e mia szczegln warto dla Brusa,

ale dlatego e by wany dla mnie. Stanowi moj jedyn czno z przeszoci, z moim poprzednim wcieleniem, z czowiekiem, ktry mnie wychowywa, a nawet z ojcem, ktry sam niegdy go nosi. Odpiem delikatny zameczek, przytrzymujcy kolczyk w uchu. Cigle jeszcze miaem przy sobie skrawki tego jedwabiu wykorzystane do oszukania wartownikw. Wyszukaem najmniejszy, owinem nim kolczyk starannie, zawizaem i ukryem w sakiewce przy pasie. Kobieta w sklepie bya tym drobiazgiem stanowczo zbyt ywo

zainteresowana i zbyt dobrze go obejrzaa. Jeli ksi Wadczy zdecyduje si szuka Bastarda, kolczyk moe naprowadzi pogo na mj trop. Pospacerowaem po miecie, suchajc ludzkiego gadania i prbujc si jak najwicej wywiedzie bez zadawania pyta. Jaki czas wczyem si po targu, wdrujc leniwie od straganu do straganu. Pozwoliem sobie na wydanie zawrotnej sumy czterech miedziakw na luksusy: torebk herbaty, suszone owoce, kawaek lusterka, garnczek do gotowania i kubek. Spytaem w kilku straganach

o kozek, lecz albo go tu nie znali, albo w Ksistwie Trzody nazywa si inaczej. Pocieszyem si, e adna to niedogodno, gdy w najbliszym czasie nie bd musia si ucieka do jego pomocy. Z niejakim powtpiewaniem nabyem natomiast nasiona roliny nazywanej promecznik, gdy zapewniono mnie, e dziki nim czowiek moe dowolnie dugo obchodzi si bez snu. U kobiety sprzedajcej stare achy, ktra pozwolia mi przetrzsn zawarto swojego wzka, zostawiem jeszcze dwa miedziaki, bo znalazem cuchncy,

ale w cakiem dobrym stanie paszcz oraz par wskich spodni, rwnie kujcych jak ciepych. cinki jedwabiu wymieniem u niej na turban. Nauczya mnie, jak go wiza na gowie, nie kryjc podejrzliwoci. Tak jak poprzednio zrobiem z paszcza toboek, w ktry zawinem cay swj majtek, a potem poszedem do dzielnicy rzenickiej na wschodzie miasta. Nigdy w yciu nie wchaem takiego smrodu jak tam. Jedna za drug cigny si zagrody pene prawdziwych gr odchodw, w powietrzu unosi si zapach krwi i odr odpadkw dochodzcy z jatek

oraz ostry smrd z garbarni. Jakby udrka mojego nosa nie wystarczaa, uszy bolay od beczenia owiec, kwiku haragarw, bzyczenia wielkich much i krzykw ludzi przepdzajcych zwierzta z zagrody do zagrody albo cigncych je do rzeni. Cho usiowaem, nie mogem si odizolowa od niedoli i lepego przeraenia zwierzt oczekujcych na mier. Nie wiedziay, co im zgotowa los, ale wo wieej krwi i rozpaczliwe woania zarzynanych owiec rodziy w nich przeraenie rwne temu, jakie czuem ja, rozcignity na posadzce lochu.

Niestety, musiaem tu by, bo wanie tutaj jedne karawany koczyy tras, a inne j rozpoczynay. Kupcy, ktrzy przybyli sprzeda trzod, bd si wybierali do domu. Na pewno kupi inne towary, eby nie wraca na pusto. Miaem nadziej znale jak prac i w ten sposb zabra si z ktr karawan przynajmniej do Jeziora Bkitnego. Wkrtce si zorientowaem, e nie ja jeden miaem podobne oczekiwania. Natrafiem na pewne miejsce pomidzy dwoma tawernami, naprzeciw bydlcych zagrd, gdzie gromadziy si

wszelkie szumowiny szukajce zajcia. Niektrzy byli poganiaczami byda, przybyymi tu znad Jeziora Bkitnego ze stadem. W Pomocie wydali zarobek, a teraz, bez grosza przy duszy, szukali sposobu na powrt. Dla niektrych byy to zwyczajne koleje ycia. Znalazo si te kilku modych, wyranie spragnionych podry, przygody, sprawdzenia wasnych si. Byy te prawdziwe mty z miasta, ludzie, ktrzy nie potrafili utrzyma si w jednej pracy ani y dugo w jednym miejscu. Nie pasowaem do adnej z tych grup, ale w kocu przystaem do poganiaczy.

Wymyliem sobie przekonywajc historyjk: odumara mnie matka, zostawiajc cay majtek starszej crce, ktra niewiele miaa ze mnie poytku. Ruszyem wic w drog do wuja, mieszkajcego za Jeziorem Bkitnym, ale pienidzy starczyo mi tylko do Pomostu. Nie, nigdy wczeniej nie byem poganiaczem byda, ale pochodz z zamonej rodziny, hodowalimy konie, bydo i owce, std wiem, jak si nimi zajmowa, a poza tym mam, jak to si mwi, dobr rk do zwierzt. Tego dnia nie znalazem zajcia. Nielicznych spotkao to szczcie,

wic na noc wikszo z nas uoya si do snu tam, gdzie staa przez cay dzie. Ucze piekarza przeszed midzy nami z tac wypiekw pozostaych po dniu handlu. Rozstaem si z nastpnym miedziakiem, w zamian dostaem dugi bochen czarnego chleba z caymi ziarnami. Podzieliem si nim z potnym kompanem, ktremu cigle wymykay si spod turbana jasne wosy. W rewanu Chucherko poczstowa mnie suszonym misem i kwanym winem oraz fur plotek. By czowiekiem gadatliwym, jednym z tych, ktrzy przy kadym temacie reprezentuj

nieprzejednan postaw i nie potrafi wymienia opinii, lecz zawsze si kc z rozmwc. Poniewa ja miaem do powiedzenia niewiele, Chucherko wkrtce innych wcign w spr na temat aktualnej polityki w Ksistwie Trzody. Kto rozpali niewielki ogie, bardziej dla wiata ni z potrzeby ciepa, zaczy kry bukaki. Leaem na plecach, gow wsparem na swoim tumoczku. Udawaem, e drzemi. Nie usyszaem adnej wzmianki o szkaratnych okrtach, ani sowa o wojnie pustoszcej wybrzee. Zrozumiaem nagle, jak bardzo

ludzie ci nienawidz podatkw przeznaczonych na wojska chronice nadmorskie kraje, ktrych nigdy nie widzieli na oczy, na okrty pywajce po oceanie, ktrego nie potrafili sobie nawet wyobrazi. Spieczone rwniny midzy Pomostem a Jeziorem Bkitnym byy ich oceanem. Krlestwo Szeciu Ksistw nie zostao przez natur stworzone jako cao; istniao jako krlestwo tylko z woli wadcw, ktrzy utrzymywali sze ksistw razem, otoczone jedn granic i nazywali je jednym pastwem. Gdyby wszystkie ksistwa nadbrzene pady upem

szkaratnych okrtw, dla tych ludzi nie miaoby to wikszego znaczenia. Nadal pdziliby bydo na sprzeda i piliby obrzydliwe wino; nadal istniaaby trawa i rzeka, i to miasto. Logiczn kolej rzeczy zaczem si zastanawia, jakie mielimy prawo my, mieszkacy wybrzea, zmusza tych ludzi do pacenia na wojn toczc si tak daleko od ich domw. Ksistwo Rolne i Trzody zostay podbite i doczone do ksistw nadbrzenych; nie prosiy o przyjcie pod skrzyda rzdzcych monarchw, by zyska ochron wojskow bd korzyci handlowe. Owszem, zyskali na

poczeniu - zostali wyzwoleni od chciwoci drobnych szlachciurw, otworzy si przed nimi ogromny obszar godny misa, skry i lin. Ile aglowego ptna, ile zwojw dobrej liny sprzedali, zanim stali si czci Krlestwa Szeciu Ksistw? Cigle jednak miaem wraenie, e pac zbyt wysok cen. Znuyy mnie te trudne myli. W opowieciach poganiaczy, niczym refren w piosence, powracay skargi na zakaz handlu z Krlestwem Grskim. Zaczem drzema naprawd, gdy obio mi si o uszy sowo Ospiarz. Rozwarem

powieki, uniosem lekko gow. Kto wypowiedzia to sowo, uywajc go tradycyjnie jako zwiastuna nieszczcia, twierdzc, e wszystkie owce Kuraka go widziay, bo pozdychay w zagrodzie, nim biedak zdy je sprzeda. Zmarszczyem brwi, wyobraajc sobie, co si musi dzia, jeli w ktrej z tak blisko siebie pobudowanych zagrd pojawi si zaraza. Inny rozmwca zamia si tylko i rzek, e po dekrecie krla Wadczego warto ujrze Ospiarza. To ju nie pech, ale najwiksze szczcie.

- Jakbym spotka tego starego ebraka, to bym nie blad i nie ucieka, tylko go zawlk prosto do samego krla. Krl obieca zapaci sto zotych monet temu, kto mu przyprowadzi Ospiarza z Ksistwa Koziego. - Pidziesit, tylko pidziesit zotych monet, nie sto zaprotestowa Chucherko. Pocign jeszcze yk z bukaka. - Co za gadanie! Sto zotych monet za jakiego starucha! - Nieprawda, sto za niego samego i drugie sto za czowieka z wilkiem. Syszaem, rozgaszali to

dzisiaj po poudniu. Ci dwaj zakradli si do krlewskiego paacu w Kupieckim Brodzie i zwierzc magi pomordowali stranikw. Wartownicy mieli porozdzierane garda, eby wilk mg si napi krwi. Teraz wszyscy maj szuka czowieka z wilkiem. Jest ubrany jak wielki pan, ma piercie, srebrny medalion na acuchu i srebrny kolczyk w uchu. A na wosach siwe pasmo od dawniejszego starcia z naszym krlem i jeszcze na pamitk po tamtym spotkaniu ma blizn na twarzy i zamany nos. Tak, a do tego na ramieniu cicie od miecza, ktre zada mu krl tym

razem. Rozleg si szmer podziwu. Nawet ja musiaem podziwia miao ksicia Wadczego. Ukryem twarz na powrt w toboku i udawaem, e pi. Moi towarzysze gadali dalej. - Ludzie mwi, e jest skaony Rozumieniem i przy ksiycu zamienia si w wilka. Obaj pi za dnia, a noc grasuj. Syszaem, e takie przeklestwo rzucia na krla ta obca krlowa, przepdzona z Ksistwa Koziego, bo prbowaa ukra koron. A Ospiarz to wcielenie ducha starego krla

Roztropnego. Wasa si po drogach i gocicach po caym Krlestwie Szeciu Ksistw, niesie ze sob nieszczcie i ma twarz starego krla. - Duby smalone - oznajmi Chucherko ze wstrtem. Pocign kolejny yk. Nie wszyscy sdzili tak samo. Niektrym spodobaa si ta niedorzeczna opowie, dopraszali si o dalszy cig. - Syszaem jeszcze - podj opowiadajcy - e wcielenie ducha krla, ten Ospiarz, nie moe zazna

spoczynku, pki grska krlowa, ktra go otrua, sama nie znajdzie si w grobie. - Wic jeli Ospiarz jest duchem krla Roztropnego, dlaczego krl Wadczy daje za niego sto zotych monet? zapyta Chucherko kwano. - Nie duchem, tylko wcieleniem ducha. Ukrad cz duszy krla, kiedy nasz wadca umiera, i dlatego krl Roztropny nie moe zazna spokoju, dopki nie umrze Ospiarz, by tylko wtedy odzyska drug cz duszy. A jeszcze syszaem - ciszy gos - e Bastard

nie zosta zabity do koca i e chodzi znowu, tylko jako wilkoak. On, tak samo jak Ospiarz, chce si zemci na krlu Wadczym, chce zniszczy krlestwo, skoro nie mg ukra tronu. Bo mia zosta mem wiedmy z gr, po rozprawieniu si z krlem Roztropnym. Doskonaa to bya noc na podobne opowieci. Ksiyc, napuchnity i pomaraczowy, wisia nisko na niebie, a wiatr przynosi nam aobne ryczenie zwierzt zamknitych w zagrodach, pomieszane ze smrodem psujcej si krwi i garbowanej skry. Postrzpione chmury przesaniay

od czasu do czasu twarz miesica. Tylko czekaem, a kto trci mnie nog i wykrzyknie: Hej, popatrzcie na niego! Nikt tego nie zrobi. Ton opowieci kaza suchaczom szuka wilczych oczu w cieniach nocy, a nie zmczonego pastucha picego midzy innymi poganiaczami. Mimo wszystko serce tuko mi si w piersi niczym oszalae. Jakie zostawiem po sobie lady? Krawiec, ktry kupi ubranie dworaka, atwo rozpozna mnie z opisu. Rozpozna te sklepikarka, ktra zwrcia uwag na kolczyk, a nawet ta starucha od achmanw, ktra pomagaa mi

zawizywa turban. W kadej chwili kto mg mnie zdradzi. Historia nie miaa koca, wzbogacana o coraz to nowe, dramatyczne szczegy. Dowiedziaem si o dzy wadzy pani Ketriken, o tym, jak cudzooya ze mn, by pocz dziecko, dziki ktremu mogaby roci pretensje do tronu. Gdy pastuch prawi o grskiej wiedmie, w jego gosie brzmiaa ywa niech. Nikt nie szydzi z jego sw. Nawet Chucherko, rozcignity u mego boku, nie protestowa wcale, jakby te dziwaczne plotki byy niepodwaalnymi faktami.

- Te mi nowiny! - wtrci, potwierdzajc moje najgorsze obawy. - Przecie wszyscy wiedz, e sprawc jej wielkiego brzuszyska nie by ksi Szczery, tylko Bastard skaony Rozumieniem. Gdyby krl Wadczy nie odprawi grskiej dziewki, mielibymy pewnie w kolejce do tronu drugiego takiego jak ksi Srokaty. Rozleg si szmer potakujcych gosw. Zamknem oczy, pozornie znudzony, cho kipia we mnie gniew. Nacignem turban gbiej na wosy. Jaki mia cel ksi Wadczy w rozpuszczaniu podobnych plotek? Nie ufaem

wasnemu gosowi, nie mgbym zada pytania ani te nie chciaem okaza si ignorantem w sprawach najwyraniej powszechnie znanych. Tak wic leaem tylko i suchaem. Pojem, e wszyscy wiedz, i krlowa Ketriken wrcia w gry, cho bya to stosunkowo niedawna wiadomo. Mwio si take, i z winy Krlestwa Grskiego przejcia grskie pozostaway zamknite dla uczciwych kupcw Ksistw Rolnego i Trzody. Jeden z poganiaczy omieli si nawet powiedzie, e teraz, gdy handel z wybrzeem zamar, Krlestwo Grskie dostrzego okazj, by ograniczy

wpywy ksistw rdldowych i narzuci im wasne warunki, groc odciciem od wszelkich szlakw handlowych. Inny opowiedzia o tym, jak zwyka karawana, eskortowana przez onierzy Krlestwa Szeciu Ksistw w barwach krla Wadczego, zostaa zawrcona z granicy krainy gr. Dla mnie podobne domysy byy zwyczajnie gupie. Nie ulegao wtpliwoci, e Krlestwo Grskie potrzebowao wymiany handlowej z Ksistwami Rolnym i Trzody. Ziarno byo dla ludu grali znacznie waniejsze ni drewniany budulec oraz futra z gr dla mieszkacw

nizin. Umoliwienie wolnego handlu pomidzy naszymi dwoma krajami byo powodem, dla ktrego na oblubienic ksicia Szczerego wybrano wanie grsk dziedziczk. Nawet jeli pani Ketriken ucieka do swej pierwotnej ojczyzny, na pewno si nie sprzeniewierzya adnemu spord wczeniejszych ustale. Za mocno bya zwizana z obydwoma krajami, za bardzo chciaa by Powiceniem. Skoro istnia, jak syszaem, zakaz handlu z Krlestwem Grskim, z pewnoci wzi on swj pocztek w zamyle ksicia Wadczego. Tyle e ludzie

dookoa mnie pomstowali na grsk wiedm, a nie na samozwaca. Czyby ksi Wadczy dy do wojny z Krlestwem Grskim? Czy prbowa tam wysya wojska pod pretekstem obrony kupcw? Szalona myl. Dawno temu mj ojciec zosta wysany do Krlestwa Grskiego z poleceniem ostatecznego ustalenia granic i zawarcia porozumie handlowych, co miao zakoczy dugie lata przygranicznych potyczek i napadw. Owe lata nieustannych bitew nauczyy krla Roztropnego, e nikt nie przejmie si i nie utrzyma wbrew woli tamtejszego

ludu grskich przej oraz szlakw. Niechtnie podyem za t myl. To ksi Wadczy wybra ksin Ketriken na narzeczon dla swego starszego brata. To wanie on, w zastpstwie ksicia Szczerego, uderza w konkury. Potem, gdy zbliy si czas oenku, prbowa zabi nastpc tronu, chcia sam polubi grsk ksiniczk. Jego plany i knowania stay si wiadome nielicznym, lecz wszystkie spodziewane korzyci, w tym take korona Krlestwa Grskiego, ktr miaa kiedy odziedziczy ksiniczka Ketriken, wymkny mu si z rk. Przypomniaem sobie

rozmow pomidzy ksiciem Wadczym a zdradzieckim Konsyliarzem. Byli przekonani, e Ksistwo Rolne oraz Ksistwo Trzody wzrosn w si, jeli bd mogy sprawowa nadzr nad obszarem gr i grskimi przejciami. Czyby ksi Wadczy planowa teraz przemoc osign to, czego mu si nie udao uzyska przez maestwo? Czy sdzi, e zdoa wzbudzi wystarczajco duo zej woli przeciw pani Ketriken, by jego zwolennicy uwierzyli, e przystpuj do wojny sprawiedliwej, w imi zemsty na grskiej wiedmie, w celu

odzyskania handlowych?

grskich

szlakw

Ksi Wadczy, odurzony narkotykami, z gow cik od suta, bez wtpienia sam ju uznawa za prawd wasne historie wyssane z palca. Sto zotych monet za Ciernia i druga setka za mnie. Wiedziaem doskonale, czego sam ostatnio dokonaem, by zasuy na t cen, ale drczyo mnie pytanie, czym narazi si Cier. Zawsze by bezimienny i nie rzuca si w oczy. Nadal nie mia imienia, ale wszyscy doskonale wiedzieli, jak wyglda e skr ma poznaczon bliznami i e przypomina swego starszego

brata. Co oznaczao, e kto go kiedy widzia. Pozostawao mi trwa przy nadziei, e by w dobrym zdrowiu i bezpieczny, bez wzgldu na to, gdzie si znajdowa. Bardzo pragnem wrci do Ksistwa Koziego i pody za mistrzem. Chod do mnie! Niewane, co chciaem zrobi, niewane, co czuem, wiedziaem, e najpierw musz pj do krla Szczerego. Przyrzekem to sobie wiele razy, nim w kocu zdoaem zapa w niespokojn drzemk. niem, lecz sny byy niewyrane, ledwie munite Moc, ulotne i

wirujce, jakby niesione jesiennym wiatrem. Mj umys zdawa si chwyta myli ludzi, za ktrymi tskniem. niem o Cierniu pijcym herbatk w towarzystwie ksinej Cierpliwej oraz Lamwki. Ubrany by w przedziwny strj z czerwonego jedwabiu, zdobiony wzorem gwiazd, skrojony wedle bardzo dawnej mody. Stary skrytobjca umiecha si czarujco do obu kobiet i zdawa si rozjania umiechem nawet oczy ksinej Cierpliwej, cho wygldaa na dziwnie znuon. Potem niem o Sikorce, wygldajcej zza drzwi chatki za Brusem, ktry owin si

mocniej paszczem, szarpanym przez wiatr. Mwi jej, eby si nie martwia, staraa si przebywa w cieple, dbaa o siebie, a z wszelkimi ciszymi pracami na niego czekaa. niem nawet o ksiniczce Hoej, o tym, e schronia si w osawionych Lodowych Jaskiniach w Lodowcu Godowym w Ksistwie Niedwiedzim. Ukrywaa si tam z resztk wojska oraz z wieloma ludmi, ktrzy stracili domy podczas wojny z Zawyspiarzami. niem, e opiekowaa si swoj siostr, ksiniczk Wiern, ktra leaa cierpica od gorczki i ropiejcej rany. niem te, na koniec, o

krlewskim trefnisiu, o jego bladej twarzy jak rzebionej w koci, gdy siedzia przy kominku zapatrzony w ogie. Nie byo dla niego nadziei. Czuem, e midzy pomieniami widzi mnie, patrzcego mu gboko w oczy. Gdzie w pobliu, ale nie cakiem blisko, krlowa Ketriken szlochaa beznadziejnie. Sny te zwidy w mym umyle, a wwczas niem jeszcze o polujcych wilkach, biegncych za jeleniem; byy to dzikie wilki i jeli lepun by z nimi, nalea ju do nich, nie do mnie. Obudziem si ze strasznym blem gowy, a na dodatek jeszcze z bolcym krzyem od spania na

kamieniu. Soce zaczo wysya na niebo dopiero pierwsze promyki, ale wstaem; musiaem i do studni, wycign sobie wod do mycia. Miaem te zamiar wypi jej, ile zdoam, gdy od Brusa nauczyem si kiedy, e du iloci wody mona oszuka gd. Dzi zamierzaem sprawdzi t teori w praktyce. Jaki czas rozwaaem, czyby si nie ogoli, i w kocu odrzuciem t myl. Lepiej jak najszybciej zapuci brod zakrywajc blizn. Potarem niechtnie szorstki zarost, ktry ju mnie irytowa, i wrciem do kompanw. Wszyscy jeszcze spali.

Wanie zaczyna si poranny ruch, gdy nadszed niski grubas, woajcy gono, e wynajmie pomocnika do przepdzenia owiec z jednej zagrody do drugiej. Bya to praca tylko na ranek, wic wikszo poganiaczy krcia odmownie gowami. Woleli zosta tutaj i czeka na zajcie a do Jeziora Bkitnego. Grubas omal baga, powtarza, e musi przepdzi owce ulicami miasta, tote trzeba to zrobi, nim si rozpocznie codzienny ruch. W kocu dorzuci do zapaty niadanie i chyba dlatego skinem gow. Zwa si Szkopu i mwi przez ca

drog, machajc rkoma, niepotrzebnie wyjaniajc mi, co mam robi z owcami. Mia pikne stado, nawet wyjtkowo pikne, i nie yczy sobie, eby jaka sztuka zrobia sobie krzywd albo si chocia sposzya. Powoli i spokojnie to najlepszy sposb na przepdzanie owiec. Bez sowa kiwaem gow i szedem za nim a do zagrody na ulicy rzenikw. Wkrtce stao si jasne, dlaczego tak mu si pieszyo. Ssiednia zagroda naleaa wyranie do nieszczsnego Kuraka. Kilka owiec jeszcze beczao, ale wikszo z nich leaa martwa. Smrd zarazy

dodawa now pod nut do innych przykrych zapachw unoszcych si w powietrzu. Kilku ludzi obdzierao ze skr zdeche zwierzta, eby cho tyle ocali. Wykonywali swoj prac, ulewajc duo krwi i brudzc wszystko dookoa, zostawiali obdarte ze skry zwierzta tam, gdzie pady, tu obok innych, umierajcych. Przypominao mi to w jakim sensie pole bitwy z szabrownikami buszujcymi midzy polegymi. Odwrciem oczy od tego strasznego widoku i zajem si pomaganiem Szkopuowi w skupieniu stada. Uywanie Rozumienia w stosunku

do owcy to waciwie strata czasu. Owce s bardzo poche. Na szczcie szybko zapominaj, o czym mylay. Trzeba z nimi postpowa tak jak psy pasterskie: przekonywa, e chc i tam, gdzie naley, i stale je do tego zachca. Zabawiaem si krtko rozmylaniem, jak lepun zbiby w stado i prowadzi te gupitka, ale przez moje rozwaania o wilku kilka owieczek zatrzymao si raptownie i zaczo ze strachem popatrywa na boki. Podszepnem im, e powinny ruszy za innymi, nim si zgubi, i zaraz podreptay, jakby lekko zdziwione t uwag - wkrtce

zmieszay si z reszt stada. Szkopu da mi oglne wskazwki, dokd zmierzamy, oraz wyposay mnie w dugi kostur. Pilnowaem bokw i tyu stada. Musiaem si niele nabiega, wkrtce dyszaem jak zziajany pies. Szkopu prowadzi i od swojej strony pilnowa, eby stado nie prbowao wbiega w kad poprzeczn uliczk. Wyszlimy a na przedmiecia i tam wprowadzilimy stado do rozklekotanej zagrody. W ssiedniej by pikny rdzawy byk, a w kolejnej - sze koni. Kiedy zapalimy oddech, Szkopu wyjani mi, e nastpnego dnia wyrusza std

karawana do Jeziora Bkitnego. Owce kupi wczoraj, zamierza je zabra do domu, by powikszy wasne stada. Zapytaem go, czy potrzebuje pomocnika do poganiania owiec, na co on zmierzy mnie uwanym spojrzeniem, ale nie odpowiedzia. Dotrzyma sowa i zafundowa mi niadanie. Dostalimy owsiank na mleku - jedzenie proste, a smakowao wymienicie. Podaa nam je kobieta, ktra mieszkaa w domu przy zagrodach i ya z pilnowania zwierzt oczekujcych na podr. Czasami dawaa jedzenie i miejsce do spania

ludziom, ktrzy o nie dbali. Po niadaniu Szkopu podzieli si ze mn wtpliwociami. Owszem, szuka pomocnika do pdzenia owiec, waciwie nawet dwch, ale po moim stroju osdzi, e niewielkie mam pojcie o tej pracy. Tego ranka mnie wzi, bo byem jedynym chtnym. Ja z kolei opowiedziaem mu swoj historyjk o siostrze bez serca i zapewniem, e doskonale znam si na owcach, bydle oraz koniach. Po dugich wahaniach wreszcie mnie naj. Obieca wyywienie przez czas podry, a na koniec dziesi sztuk srebra. Kaza mi i po rzeczy i

poegna si ze znajomymi, ale wrci na wieczr, bo w przeciwnym razie poszuka kogo innego. - Nie mam wicej rzeczy i nie mam si z kim egna - rzekem. Niemdrze byoby wraca do miasta, gdzie kady wiedzia, e jestem wart sto zotych monet. aowaem, e karawana nie wyrusza natychmiast. Przez moment Szkopu wydawa si zaskoczony, zaraz jednak zdecydowa, e mu si to podoba. - W takim razie zostaniesz tutaj i

zajmiesz si stadem. Trzeba przynie wody ze studni. W miecie atwiej, bo jest pompa, ale nie mogem zostawi owiec tak blisko chorych zwierzt. Naniesiesz im wody, a ja przyl czowieka z wozem paszy. Musisz dopatrzy, eby si wszystkie dobrze najady. Uwaaj, bd ci ocenia po dzisiejszej pracy... - i tak dalej, i tak dalej, a po najdrobniejsze szczegy wyjani mi, jak mam napoi zwierzta i jak poda siano, by zyska pewno, i kada owieczka dostaa odpowiedni porcj. Chyba powinienem by si tego spodziewa. Nie wygldaem

na pasterza. Zatskniem za Brusem i za jego spokojn pewnoci siebie. Szkopu by ju do daleko, gdy nagle si odwrci i zawoa: - A jak masz na imi, chopcze?! - Miy - odparem prawie bez wahania. Kiedy ksina Cierpliwa ochrzcia mnie tym imieniem, jeszcze nim przywykem do miana Bastarda Rycerskiego. Refleksja ta przypomniaa mi zdanie rzucone niegdy przez ksicia Wadczego:

Ty, ktry przybrae sobie imi Bastard Rycerski Przezorny, w rzeczywistoci jeste tylko bezimiennym psiarczykiem. Wtpliwe, by Miy, pasterz, by duo waniejszy od bezimiennego psiarczyka. W pewnej odlegoci od zagrd bya studnia. Wiadro zaczepiono na kocu bardzo dugiej liny. Pracujc bez wytchnienia, zdoaem w kocu wycign tyle wody, eby napeni poida. Waciwie napeniaem je kilkakrotnie, zanim owce ugasiy pragnienie i woda zostaa w korycie. Mniej wicej w tym czasie nadjecha wz z sianem. Starannie

uformowaem cztery oddzielne stogi w rogach zagrody. I tym razem trzeba mi byo niemaej cierpliwoci, bo owce od razu rzucay si na pasz i nie daway mi jej waciwie uoy. Dopiero kiedy tylko najsabsze pozostay nie nasycone, mogem naleycie ustawi wizki w rogach zagrody. Reszt popoudnia spdziem na uzupenianiu wody w korycie. Gdy wreszcie si z tym uporaem, poyczyem od gospodyni kocioek i zagrzawszy sobie w nim wody, zmyem z siebie trudy podry. Rami goio si dobrze. Jak na mierteln ran wygldao cakiem

niezgorzej. Miaem nadziej, e Cier nigdy si nie dowie o mojej nieudolnoci. Ale by si ze mnie namiewa! Gdy byem ju czysty, zagrzaem wicej wody i wypraem ubrania, kupione od staruchy z achmanami. Paszcz okaza si znacznie janiejszy, ni przypuszczaem. Nie udao mi si go dopra cakowicie, ale gdy sech, ju trci tylko wilgotn wen, a nie poprzednim wacicielem. Szkopu nie zostawi mi pienidzy najedzenie, lecz kobieta obiecaa da obiad, jeli nacign wody dla

byka i dla koni, poniewa przez ostatnie cztery dni to zajcie najbardziej si jej uprzykrzyo. Zarobiem w ten sposb na misk parujcego gulaszu oraz suchary, a do spukania jedzenia dostaem kubek piwa. Najadszy si, zajrzaem do stada. Owce byy spokojne. Nawyk kaza mi podej jeszcze do byka i koni. Wsparty na pocie obserwowaem zwierzta i mylaem, jak by to byo, gdyby tak wygldao moje ycie. Nie byoby le, pod warunkiem e jaka kobieta, podobna do Sikorki, czekaaby na mj wieczorny powrt do domu. Siwa klacz na smukych

nogach podesza, potara nosem o moj koszul, domagajc si pieszczot. Pogadziem j po chrapach. Tsknia za piegowat dziewczyn, crk jakiego chopa, ktra przynosia jej marchewki i nazwaa Ksiniczk. Czy komu dane byo y, tak jak chcia? Moe udao si lepunowi. Naprawd mu tego yczyem, ale miaem w sobie te tyle egoizmu, by ywi nadziej, e czasami odczuje brak mojego towarzystwa. Nagle przyszo mi do gowy, e moe wanie dlatego krl Szczery nie wrci do stolicy. Moe mia do walki o tron, o utrzymanie korony, o

zaszczyty, o wadz. Moe postanowi si od tego wszystkiego uwolni. Nie, to nieprawda. Wyruszy w gry, by pozyska dla Krlestwa Szeciu Ksistw wsparcie Najstarszych. Jeeli mu si to nie udao, wymyli jaki inny sposb ratowania ojczyzny. I wzywa mnie na pomoc.

Rozdzia jedenasty Pasterz

Cier Spadajca Gwiazda, doradca krla Roztropnego, wiernie suy wadcy. W swoim czasie tylko nieliczni wiedzieli o jego istnieniu. By z tego rad, gdy nie pragn chway ani rozgosu. Powici swe ycie monarsze z rodu Przezornych, z oddaniem przerastajcym dbao

o samego siebie oraz wszelkie inne wzgldy, jakimi kieruj si ludzie. Przysig, zoon rodowi Przezornych, traktowa najpowaniej. Po mierci krla Roztropnego czyni wszystko, by korona spocza na skroniach prawowitego dziedzica. Poniewa otwarcie zaprzecza prawomocnoci objcia tytuu monarchy Krlestwa Szeciu Ksistw przez ksicia Wadczego, by cigany jako wyjty spod prawa. Po latach ycia w ukryciu ujawni si, rozsyajc do wadcw ksistw oraz do samego uzurpatora pisma, w ktrych okreli siebie jako wiernego stronnika krla

Szczerego i przysig, i nie bdzie popiera nikogo innego, dopki prawowity monarcha yje, i nie da si zwie pogoskom o jego mierci. Ksi Wadczy wyznaczy nagrod za schwytanie lub umiercenie rebelianta i zdrajcy. Cier Spadajca Gwiazda przemylnie umyka owcom. Podnosi obrocw ksistw nadbrzenych na duchu, umacniajc ich w wierze, e prawowity krl yje i powrci, by poprowadzi swj lud do zwycistwa nad szkaratnymi okrtami. Drobniejsza szlachta, pozbawiona nadziei na jakkolwiek pomoc od krla Wadczego,

chciwie chona owe sowa pocieszenia. Niczym grzyby po deszczu pojawiay si pokrzepiajce pieni i nawet pospolity lud powtarza z nadziej, e krl, obdarzony talentem Mocy, powrci, by ocali poddanych, a wraz z nim przybd Najstarsi.

*** Pnym popoudniem zaczli si zbiera uczestnicy karawany. Byk i konie naleay do maestwa, ktre nadjechao wozem cignitym przez par wow. We dwoje

rozpalili wasny ogie, osobno ugotowali straw i wydawali si zadowoleni z wasnego towarzystwa. Mj pracodawca przyby znacznie pniej, nieco podchmielony wyta wzrok, eby dojrze, czy dobrze zadbaem o stado. Przyjecha na wozie o wysokich koach, cignitym przez siln klaczk o imieniu Grzechotka, ktr natychmiast powierzy mojej opiece. Oznajmi mi, e naj jeszcze jednego pastucha, zwanego Chucherko. Miaem zaczeka na jego przybycie i pokaza mu, gdzie s owce. Westchnem ciko na myl o dugiej podry w

towarzystwie gaduy, ale zamierzaem si skary.

nie

W nastpnej kolejnoci przybyo weselsze towarzystwo - trupa wdrownych aktorw kukiekowych, podrujca w barwnym wozie cignionym przez par tarantowatych koni. W jednym boku wozu wycito okno, ktre mona byo wykorzystywa jako scen. Mistrz marionetek mia na imi Jar. Byo z nim troje uczniw, jeden czeladnik oraz pieniarka, ktra doczya do teatralnej trupy na czas podry. Nie rozpalili wasnego ognia. Nocowali w domku wacicielki zagrd; wkrtce oywili

go swoj obecnoci - piewem i klekotem drewnianych lalek oprniajc liczne kufle piwa. Potem zjawio si dwch wonicw na wozach zaadowanych starannie opakowan porcelan i wreszcie przewodnik karawany kobieta o wosach przyprszonych siwizn, przytrzymanych skrzan, zdobion paciorkami opask. Wygld przewodniczki od razu budzi zaufanie, gdy Opoka bya kobiet naprawd potnie zbudowan. Towarzyszyo jej czterech pomocnikw, dwoje byo chyba jej dziemi. Owa pitka miaa za zadanie nie tylko poprowadzi

nas przez pustyni. Doskonale znali pooenie wodopojw, wiedzieli, ktra woda jest czysta, a ktra kryje w sobie niebezpieczestwo choroby, mieli nas broni przed bandytami, wieli zapasow wod oraz ywno, dobijali targu z ludami koczowniczymi, przez ktrych pastwiska mielimy poda. Ostatnia kwestia bya rwnie wana jak wszystkie inne, gdy podrni pdzcy bydo i owce, wyjadajce pasz niezbdn miejscowym stadom, nie byli na tej ziemi mile widziani. Przed wieczorem Opoka zebraa nas i powiedziaa o tym wszystkim,

a na koniec przypomniaa, e ona i jej pomocnicy s w czasie podry najwysz wadz. Wymagaj porzdku i spokoju, nie toleruj zodziejstwa. Przewodniczka dokonuje wszelkich ustale przy wodopojach oraz ukada si z koczownikami. Jej decyzje s jedynym obowizujcym prawem. Razem z innymi podrnymi zgodnie wymamrotaem przyrzeczenie, e bd przestrzega tych zasad. Opoka wraz z pomocnikami sprawdzia, czy wozy nadaj si do podry, czy zwierzta s zdrowe oraz czy wszyscy maj odpowiedni ilo

wody i poywienia. Nasza trasa prowadzia zygzakiem od jednego wodopoju do nastpnego. Na wozie przewodniczki dostrzegem kilka dbowych beczek na wod, lecz mimo to Opoka nalegaa, eby kady mia zapasy na wasne potrzeby. Chucherko pojawi si o zachodzie soca, gdy Szkopu spa ju snem sprawiedliwego. Sumiennie pokazaem mu owce i wysuchaem narzeka, e Szkopu nie wykupi nam miejsca w izbie. Noc bya pogodna i ciepa, powiewa tylko lekki wietrzyk, wic naprawd nie widziaem powodu do

niezadowolenia. Nie mwiem nic, pozwoliem pastuchowi skary si tak dugo, a si tym zmczy. Uoyem si do snu tu obok zagrody z owcami, na wszelki wypadek, gdyby podszed jaki drapienik. Chucherko natomiast poszed drani sw skwaszon min trup teatraln. Nie wiem, jak dugo spaem. Po jakim czasie sny rozsuny si na boki, niczym zdmuchnite przez wiatr kotary. Obudzi mnie gos szepczcy moje imi. Zdawa si dochodzi z bardzo daleka, lecz, zniewolony czarem, nie mogem mu si oprze. Jak bdna ma,

dostrzegszy pomie, podyem ku zgubnemu blaskowi. Cztery wiece, ustawione na zwykym drewnianym stole, pony jasno, ich zmieszane wonie balsamem kady si na zmysy. Dwie wysokie pachniay wawrzynem. Dwie mniejsze roztaczay wo sodk i wiosenn. Fioki - pomylaem. - i co jeszcze. Pochylaa si ku nim jaka kobieta, wdychajc gboko rozkoszne zapachy. Oczy miaa zamknite, twarz zroszon potem. Sikorka.

Znw wyszeptaa moje imi. - Bastardzie, och, Bastardzie... Dlaczego umare, dlaczego mnie opucie? Nie tak miao by... Miae mnie tu odnale, ebym ci moga wybaczy. Ty powiniene zapali dla mnie te wiece. Nie powinnam by teraz sama. Wcigna gwatownie powietrze, jakby j chwyci skurcz, jakby gbokim oddechem prbowaa spuka bl i strach. - Wszystko bdzie dobrze szepna. - Wszystko bdzie dobrze. Tak wanie powinno to wyglda.

Chyba tak... Cho bya to tylko mrzonka niesiona Moc, moje serce wstrzymao rytm. Patrzyem na Sikork w ubogiej chatce. Za cian szalaa jesienna burza. Sikorka ciskaa krawd blatu, dziwnie przykurczona, wp leaa na stole. Ubrana bya tylko w nocn koszul, wosy miaa mokre od potu. Z trudem chwycia oddech, niczym ryba wyrzucona z wody, a potem krzykna, ale nie by to krzyk gony, tylko cienki pisk - jakby na wicej nie miaa siy. Mina dusza chwila, nim si troch podniosa. Mikko pooya donie na brzuchu.

Zakrcio mi si w gowie. Sikorka bya brzemienna. Doznaem niespodziewanego olnienia. Pojem kade sowo ukochanej wypowiedziane w czasie naszego rozstania, przypomniaem sobie dzie, gdy mnie zapytaa, co bym zrobi, gdyby si okazao, e nosi pod sercem moje dziecko. To o dziecku wanie mwia, gdy ode mnie odchodzia, to dla niego mnie zostawia, to ono stao si w jej yciu najwaniejsze. Ono, nie inny mczyzna. Nasze dziecko. Odesza ode mnie, eby je ochroni. I nie powiedziaa mi o nim, bo si baa,

e z ni nie pjd. Lepiej nie prosi, ni usysze odmow. Susznie uczynia. Nie poszedbym z ni. Zbyt wiele si dziao w Koziej Twierdzy, zbyt wiele miaem zobowiza wobec krla. To dla niej charakterystyczne - odej i z wasnego wyboru samotnie stawi czoo wszelkim trudom. Gupie to byo, ale tak dla niej znamienne, e zapragnem j ucisn. Pragnem potrzsn. te ni solidnie

Nagle znowu kurczowo chwycia si stou, zacisna powieki,

zabrako jej gosu. Bya sama. Przekonana, e ja nie yj. Zdana na wasne siy, rodzia dziecko w tej marnej, rozchwianej na wietrze, zagubionej gdzie w wiecie chatynce. Signem ku niej. Sikorko! Sikorko! - krzyknem. Ona, skupiona na swoim wntrzu, suchaa tylko wasnego ciaa. W tamtej chwili pojem uczucie bezsiy stryja Szczerego w tych razach, gdy nie mg si mnie dowoa, a ze wszech si prbowa

mnie dosign. Drzwi odskoczyy raptownie, wdar si przez nie dmcy wicher i fala lodowatego deszczu. Sikorka, zdyszana, podniosa wzrok. - Brus?! - krzykna bez tchu. W jej gosie dwiczaa nadzieja. Raz jeszcze zalaa mnie fala zdumienia, lecz zatona we wdzicznoci i uldze Sikorki, gdy przy framudze ukazaa si ciemna twarz Brusa. - Tak, tak, to tylko ja, przemoczony jestem do nitki. Nie dostaem suszonych jabek, za adn cen. Sklepy w miecie

zupenie ogoocone. Mam nadziej, e mka nie zawilgotniaa. Wrcibym wczeniej, ale ta burza... - Mwic wszed do izby, jak wchodzi mczyzna wracajcy do domu. - Ju czas, ju si zaczo wyrzucia z siebie Sikorka. Brus zdj worek z ramienia, z niejakim wysikiem przycign drzwi, zamkn je gono, na koniec zaryglowa. - Co takiego? - zapyta, ocierajc z oczu krople deszczu i odsuwajc z twarzy wilgotne wosy.

- Dziecko si rodzi. - Teraz Sikorka zdawaa si dziwnie spokojna. Brus dusz chwil gapi si na ni tpym wzrokiem. Niemoliwe wykrztusi nareszcie. - Liczylimy przecie... sama liczya. Jeszcze nie czas. Wydawa si prawie rozgniewany, tak bardzo chcia mie racj. Jeszcze dwa tygodnie, moe i duej. Rozmawiaem dzisiaj z akuszerk, przyjdzie do ciebie za kilka dni... Sowa zamary mu na ustach, bo

Sikorka znowu cisna krawd stou. Wargi rozcigny jej si na boki, odsonia zby, z wysiku caa spita. Brus sta jak zamieniony w sup soli. Nigdy nie widziaem go tak pobladego. - Moe po ni wrc? - zapyta niepewnie. Z mokrego paszcza spywaa woda. Sycha byo krople stukajce o drewnian podog. Wieczno mina, nim Sikorka zapaa oddech. , - Chyba za pno.

Brus nadal sta jak skamieniay. Nie uczyni najmniejszego ruchu, jakby si znalaz w obliczu gronego zwierzcia. - Moe lepiej si po? - Prbowaam. Na leco boli tak, e musz krzycze. Pokiwa gow jak marionetka. - No to chyba musisz sta. Na pewno musisz sta. - Nadal tkwi w miejscu. Podniosa spojrzenie. na niego bagalne

- Brus... chyba z cielakiem albo ze rebiciem - dyszaa ciko - musi by jako podobnie... Oczy mu si tak rozszerzyy, e nawet nad renicami dojrzaem biaka. W milczeniu krci gow. - Brus... nie ma mi kto pomc. Jestem... - Sowa zmieniy si w zduszony jk. Sikorka pochylia si nad stoem, wspara czoo o krawd blatu. Wydar jej si niski ochrypy krzyk, peen blu i przeraenia. Strach jest potn si. Brus otrzsn si z osupienia.

- Masz racj. Musi by podobnie. Musi. Robiem to setki razy. Jestem pewien, e wszystko dzieje si tak samo. No dobrze, damy sobie rad. Zaczekaj, tylko... hm... - Zrzuci z ramion paszcz, pozwoli mu upa na podog. Znowu odgarn z twarzy wilgotne wosy, wreszcie podszed do Sikorki i przyklkn obok. - Bd musia przycisn ci brzuch - uprzedzi. Pooy jej na brzuchu wielkie donie, naciskajc delikatnie, lecz zdecydowanie. Widziaem to wiele razy, gdy klacz cierpiaa przy porodzie i chcia jej pomc, przypieszy pord.

- Ju niedugo, ju zaraz zawyrokowa z przekonaniem. - Ju si opucio. - Nagle krlewski koniuszy przemieni si w uosobienie pewnoci siebie. Sikorka czerpaa z jego sw otuch. Przy nastpnym skurczu pomaga jej dalej. - Dobrze, wanie tak - setki razy syszaem, jak powtarza te same sowa w stajniach Koziej Twierdzy. W przerwach pomidzy skurczami podtrzymywa Sikork, stara si

uspokaja, przemawia agodnie, nazywa dobr dziewczynk, grzeczn. dziewczynk, dzieln dziewczynk, ktra powije liczne dziecitko. Wtpi, eby ktre z nich przywizywao wag do sensu jego sw. Najwaniejszy by ton. W pewnej chwili Brus wsta, przynis koc i uoy go obok siebie na ziemi. Bez niepotrzebnych, niezgrabnych sw, unis do gry koszul Sikorki; przemawia cigle agodnie, dodawa Sikorce odwagi, a ona ciskaa krawd stou. Sikorka krzykna ostro. Jeszcze troszk, jeszcze troszeczk - mwi Brus - ju prawie

po wszystkim, jeszcze odrobink, no prosz, jak adnie, kogo my tu mamy, kto si nam tutaj pojawi? Mia w rkach dziecko; jedn stwardnia doni przykrywa gwk, na drugiej pooy malekie skulone ciako i nagle usiad na pododze, a wyglda na tak zdumionego, jakby nigdy przedtem nie widzia adnych narodzin. Zdarzao mi si sysze kobiece plotki o porodach; po nich sdzc, oczekiwaem dugich godzin krzykw w mczarniach, a potem jeziora krwi. A tu - odrobina czerwonej mazi na dziecku, ktre

si przygldao Brusowi spokojnymi bkitnymi oczyma. Sinawy sznur wycignity z brzucha wyglda na gruby i potny w porwnaniu z drobnymi rczkami i stopkami. Cisz mci tylko ciki oddech Sikorki. - Nic mu nie jest? - zapytaa. Gos jej dra. - Co mu si stao? Dlaczego nie krzyczy? - Nic jej nie jest - odrzek Brus cicho. - Nic jej si nie stao. Nie krzyczy, bo urodziwa dama nie ma o co urzdza awantur. - Niechtnie odoy malek istotk na koc, delikatnie przykry rogiem. - Jeszcze

zostao ci troch roboty, dziewuszko - zwrci si do Sikorki ochrypym gosem. Nie potrwao dugo, a Sikorka moga ju spocz przy kominku, otulona ciepym kocem. Brus po chwili wahania przeci sinawy sznur noem, opatuli dziecin w czyste powijaki i poda Sikorce. Ona natychmiast rozwina creczk, ogldaa j dokadnie: gadkie czarne woski, malekie paluszki o doskonaych paznokietkach, delikatne uszka, podkurczone nki. Brus sprztn izb, a potem sam zaj si ogldzinami noworodka, odwrcony do Sikorki plecami, eby

moga zmieni przesiknit potem nocn koszul. Nigdy nie widziaem, eby rebi, cieltko lub szczeniaka oglda rwnie uwanie jak t drobn istotk. - Bdziesz miaa brew ksicia Rycerskiego - rzek do dziecka czule. Poda je matce i przykucn obok, gdy przystawia dziecko do piersi. Musiao kilka razy sprbowa, nim udao mu si znale i uchwyci brodawk, a wtedy Brus odetchn gboko. Bez wtpienia ze strachu dugo wstrzymywa oddech. Sikorka widziaa ju tylko sw creczk, ale

ja zauwayem, e Brus przetar domi twarz, a potem oczy, i e donie mu dray. Umiecha si za to od ucha do ucha. Sikorka zwrcia na niego wzrok, janiaa promiennym blaskiem. - Czy mgby mi zaparzy herbat? - spytaa cichutko, a Brus zgodzi si ochoczo. Sen skoczy si nad ranem, lecz ja z pocztku wcale o tym nie wiedziaem. W pewnej chwili zdaem sobie spraw, e mam otwarte oczy i patrz na ksiyc. Nie sposb opisa, co czuem w

tamtej chwili. Powoli moje myli nabieray ksztatu, zaczynaem rozumie poprzednie sny dyktowane Moc, zwaszcza te, ktre dotyczyy Brusa. Wiele wyjaniay. Widziaem Brusa oczyma Sikorki. By tam, w tej chatynce, by przez cay czas, by z ni, z moj Sikork. On si ni opiekowa. To ona bya t przyjacik, t kobiet, ktra potrzebowaa jego pomocy. Poczuem nagy gniew. Nie powiedzia mi, e Sikorka nosi pod sercem dziecko. Gniew szybko przygas, gdy zdaem sobie spraw, e zapewne prbowa. Pewnego dnia co go przecie przywiodo z

powrotem do pasterskiej pomyla, gdy zasta j sprawdziy si jego obawy? e zdziczaem i wrc?

chatki. Co pust? e najgorsze nigdy nie

Ja jednak wrc. Jakby kto otworzy przede mn drzwi, nagle zrozumiaem, e mog to zrobi. Nic nie stao pomidzy mn a Sikork. Nie byo w jej yciu innego mczyzny; byo nasze dziecko. Owadna mn rado. Nie pozwol, by nas rozdzieli taki drobiazg jak moja mier. Czyme bya mier w porwnaniu z yciem dziecka? Pjd do Sikorki i wszystko jej wytumacz, powiem jej tym

razem ca prawd i tym razem ona mnie zrozumie, tym razem mi wybaczy, bo ju nigdy nie bdzie midzy nami adnych tajemnic. Nie znaem wahania. Usiadem w ciemnociach, zgarnem tumok, ktry miaem pod gow zamiast poduszki, i ruszyem. W d rzeki atwiej byo podrowa ni w gr. Miaem kilka srebrnych monet, mogem sobie wykupi miejsce na odzi, a gdy zbraknie pienidzy, zapac prac. Rzeka Winna pyna wolno, ale gdy tylko min Jezioro Smolne, Kozia poniesie mnie wartkim strumieniem. Wracam. Do domu, do Sikorki. I do naszej crki.

Chod do mnie! Stanem. To nie krl Szczery ku mnie sign. To wyszo z mego wntrza, ten znak wypalony mi w mzgu nagym, potnym zrywem Mocy. Byem pewien, e gdyby stryj wiedzia, dlaczego musz wraca do domu, kazaby mi rusza jak najszybciej, nie martwi si o niego, bo on da sobie rad. Wszystko bdzie dobrze. Szedem ksiycu. drog tonc w

Chod do mnie! Chod do mnie!

Nie mog - bagaem. - Nie pjd! - buntowaem si. Prbowaem myle Sikorce, tylko o mojej creczce. Trzeba bdzie imi. Czy Sikorka nada zanim do nich dotr? Chod do mnie! Bdziemy musieli si szybko pobra. Znale jakiego minstrela albo skryb z pobliskiej twierdzy. Brus zawiadczy, e jestem podrzutkiem, nie mam rodzicw, ktrych imiona mona by zapisa w pamici. Powiem, e mam na imi tylko o malekiej nada jej jej imi,

Nowy. Dziwne imi, ale syszaem dziwniejsze; z radoci bd je nosi do koca ycia. Imiona... dawniej tak dla mnie istotne, nie miay ju znaczenia. Mog mnie woa Kozi Bobek, byem mg y z Sikork i z creczk. Chod do mnie! Bd musia znale jak prac, wszystko jedno jak. Nagle zdecydowaem, e srebro ukryte w sakiewce jest zbyt wane, eby je wyda na podr. Zarobi prac na ca drog do domu. A kiedy ju si tam znajd, co bd robi, eby zarabia na ycie? Co potrafi?

Rozzociem si na te wtpliwoci. Co sobie wynajd. Bd dobrym mem, bd dobrym ojcem. Czego jeszcze mi trzeba? Chod do mnie! Nogi same zwalniay, a stanem na niewielkim wzniesieniu, patrzc na drog wijc si przede mn. W nadrzecznym miecie cigle jeszcze paliy si wiata. Musiaem tam zej i znale bark pync w d rzeki, ugodzi si, eby zechcieli zabra ze sob niewprawnego pomocnika. I tyle. Po prostu i. Nie potrafiem poj, dlaczego

zatem i nie mogem. Zrobiem krok, potknem si, wiat zawirowa, upadem na kolana. Nie mogem wraca. Musiaem i dalej w gr rzeki, do krla Szczerego. Po dzi dzie tego nie rozumiem, nie potrafi wyjani. Klczaem na wzniesieniu, patrzyem na miasto i wiedziaem z absolutn pewnoci, czego pragn caym sercem, a przecie nie mogem tego uczyni. Nikt mnie nie trzyma, nikt nie zagradza drogi. Tylko cichy natarczywy rozkaz brzmia gdzie w gbi umysu: Chod do mnie! Chod do mnie!

Chod do mnie! Nie mogem postpi inaczej. Nie mogem swemu sercu nakaza si zatrzyma, nie mogem przesta oddycha i umrze. I nie mogem zignorowa wezwania. Staem na wzgrzu, osamotniony, schwytany w puapk, przytoczony wol innego czowieka. Gdzie w gbi tuko mi si trzewe spostrzeenie: widzisz, tak wanie czuj oni. Stanowczy i pozostali czonkowie krgu Mocy, napitnowani przez Konsyliarza lojalnoci wobec ksicia Wadczego. Wiedz, e su

samozwacowi, wiedz, e le czyni, ale nie maj wyboru. Gdyby cofn czas o pokolenie, w takiej samej sytuacji znalaz si Konsyliarz, zmuszony do bezkrytycznego uwielbienia dla mojego ojca. Stryj Szczery zdradzi mi kiedy, e uczucie to zostao Konsyliarzowi narzucone Moc przez mojego ojca, jeszcze gdy obaj byli nieledwie dziemi. Narzucone w gniewie, w odwecie za jakie okruciestwo Konsyliarza wobec ksicia Szczerego. Starszy brat zemci si za skrzywdzenie modszego. Uczucie narzucone w zoci i w niewiedzy, nawet bez

wiadomoci, e co takiego jest moliwe. Stryj Szczery twierdzi, e ojciec aowa swego czynu i chtnie by odwrci jego dziaanie, gdyby tylko wiedzia jak. Czy Konsyliarz kiedykolwiek doszed, co zostao mu uczynione? Czy podsycao to jego nienawi do mnie? Czy przela na mnie gniew, ktrego nie mg czu do ksicia Rycerskiego, do mojego ojca? Chciaem wsta, lecz nie zdoaem. Wolno osunem si w py na rodku drogi skpanej w wietle ksiyca. Potem usiadem bezradnie. Niewane. Nic nie byo wane prcz tego, e miaem swoj

ukochan i dziecko, a nie wolno mi byo do nich pj. Rwnie dobrze mgbym prbowa si wspi na nocne niebo i sign po ksiyc. Patrzyem na rzek, poyskujc czarno w blasku miesica, pomarszczon niczym czarny upek. Na rzek, ktra nie zaniesie mnie do domu, poniewa moja wola nie wystarcza, by zama nakaz wypalony w mzgu. Podniosem wzrok do ksiyca. - Brus - odezwaem si gono, zupenie jakby mg mnie usysze. - Opiekuj si nimi, dbaj, eby im si nie staa krzywda, pilnuj ich jak wasnej rodziny. Pki nie wrc.

Nie przypominam sobie drogi powrotnej do zagrd ani jak pooyem si spa, ale gdy rankiem otworzyem oczy, wanie tam si znajdowaem. Patrzyem w odlege bkitne niebo, nienawidzc wasnego ycia. Pomidzy niebem a mn zjawi si Chucherko. - Pora wstawa. - Przyjrza mi si dokadniej. - Masz zaczerwienione oczy. Nie podzielie si flaszk? - Nie mam nic do podziau odparem zwile.

Wstaem z ledwoci. W gowie mi huczao. Jakie imi nada jej Sikorka? Pewnie od jakiego kwiatu. Lilia. Ra. Margerytka. Jak ja bym j nazwa? To akurat nie miao znaczenia. Przestaem myle. W cigu nastpnych kilku dni robiem, co mi kazano. Robiem to dobrze i solidnie, nie rozpraszany mylami. Gdzie w gbi mej duszy wrzao szalestwo, ale nie chciaem nic o tym wiedzie. Zajmowaem si owcami. Jadem rano i jadem wieczorem. Kadem si na noc i o

poranku wstawaem. I zajmowaem si owcami. Szedem za nimi, w pyle podnoszonym przez wozy, konie i same owce, w pyle, ktry zlepia mi rzsy, grub warstw pokrywa skr, powleka gardo. Nie mylaem o niczym. Nie musiaem myle, eby wiedzie, e kady krok przyblia mnie do krla Szczerego. Odzywaem si tak rzadko, i nawet Chucherko, skoro nie potrafi sprowokowa mnie do ktni, zmczy si moim towarzystwem. Zajmowaem si owcami z tak cakowitym oddaniem, jakbym by najlepszym psem pasterskim na wiecie. Nie miaem

nawet snw. Dla pozostaych uczestnikw karawany ycie toczyo si utart kolej. Opoka prowadzia nas wprawnie, wic podr przebiegaa szczliwie bez adnych przygd. Co prawda dokucza nam py, mielimy mao wody i ubog pasz dla zwierzt, ale na te niedogodnoci bylimy przygotowani. Wieczorami, gdy ju zdylimy zatroszczy si o owce, przygotowa wieczorny posiek i zje, rozpoczynay si prby trupy teatralnej. Aktorzy wiczyli wystawianie trzech sztuk; najwyraniej chcieli doprowadzi je do perfekcji, zanim dotrzemy do

miasta. Z rzadka tylko poruszali marionetkami, wygaszajc ich kwestie, ale niekiedy dawali pene przedstawienie - przy blasku pochodni, na scenie, z kurtyn; ubierali si wwczas w czyste biae stroje, ktre miay oznacza, e s niewidzialni, i przedstawiali cay repertuar. Mistrz lalkarzy nalea do wymagajcych nauczycieli, czsto uywa rzemienia; nawet czeladnikom nie szczdzi batw, jeli uzna, e zasuyli. Wystarczy jeden niewaciwie zaakcentowany wers, jedno drgnicie marionetki nie przewidziane przez mistrza Jara, a ju wpada pomidzy aktorw,

wymachujc biczem. Coraz czciej zdarzao si, e gdy inni ogldali przedstawienia, ja zostawaem przy owcach. Pieniarka, urodziwa kobieta imieniem Wilga, nierzadko siadywaa wwczas ze mn. Wtpi, by jej postpowanie wynikao z potrzeby przebywania w moim towarzystwie, raczej miao rdo j w tym, e z dala od obozu, z dala od cigych powtrek aktorskich i szlochu karconych uczniw, moga wiczy piewanie i gr na harfie. Oboje bylimy z Ksistwa Koziego i pojmowaem, za czym tsknia, gdy cicho

wspominaa krzyczce mewy i bkitne po sztormie i niebo nad falami. Miaa ciemne wosy i ciemne oczy, a sigaa mi ledwie do ramienia. Ubrana bya prosto, w niebieskie wskie spodnie oraz zwyczajn tunik. W uszach miaa dziurki, ale nie nosia kolczykw, piercieni take nie. Trcaa struny harfy i piewaa. Dobrze byo znowu sysze znajome pieni ksistw nadbrzenych. Nie rozmawialimy. Czasami Wilga mwia do siebie samej, a ja tylko przypadkiem syszaem jej sowa. Niektrzy ludzie rozmawiaj w ten sposb z ulubionym psem. Tak si

dowiedziaem, e wraz z innymi minstrelami ya swego czasu w jednym z zamkw Ksistwa Koziego, jednym z pomniejszych, nalecym do jakiego szlachetki, ktrego nie znalem nawet z imienia. Zamek i jego pan przestali istnie, zmieceni z powierzchni ziemi przez Zawyspiarzy. Wilga przeya, ale nie miaa gdzie si podzia ani dla kogo piewa. Wyruszya w drog, postanowiwszy uda si daleko w gb ldu, eby ju nigdy w yciu nie zobaczy okrtu, obojtne w jakim kolorze. Rozumiaem j. Odchodzc zachowaa Ksistwo Kozie we

wspomnieniach takie, jakie byo niegdy. Kostucha przesza na tyle blisko Wilgi, e omiota j swym oddechem, std pieniarka postanowia, e nie umrze jako zwyky minstrel u jakiego drobnego szlachcica. Nie, zrobi wszystko, eby jej imi zostao zapamitane: uoy pie o jakim wielkim wydarzeniu, ktra bdzie piewana przez wieki. Zyska w ten sposb niemiertelno - pamitana bdzie tak dugo, jak dugo ludzie bd piewali jej pie. Wydawao mi si, e lepsz sposobno zostania wiadkiem wiekopomnego

wydarzenia miaaby na wybrzeu szarpanym wojn, ale jakby w odpowiedzi na moje nie wypowiedziane myli Wilga zapewnia mnie, e bdzie wiadkiem wydarzenia, ktrego uczestnicy pozostan ywi. Zreszt jeli si widziao jedn bitw, to tak jakby si widziao wszystkie. Nie potrafia dostrzec nic poetyckiego w rozlanej krwi. Z tym zgodziem si w milczeniu. - Moim zdaniem wygldasz bardziej na wojownika ni pasterza. Owce nie ami czowiekowi nosa ani nie zostawiaj blizn.

- Zdarza si, jeli czowiek spadnie z klifu, szukajc we mgle zaginionego jagnicia - odparem zimno i odwrciem twarz. Przez dugi czas byo to w moim yciu zdarzenie najbardziej przypominajce rozmow. Nasza karawana sza swoj drog, w tempie odpowiednim dla wyadowanych wozw oraz stada owiec. Dni pyny podobne do siebie jak dwie krople wody. Krajobraz take by cigle taki sam. Niewiele si dziao. Czasami przy wodopoju spotykalimy obz innych podrnych. Jednego razu

zawitalimy do miejsca, gdzie postawiono co na ksztat tawerny; tam Opoka zostawia kilka beczuek okowity. Innym razem przez p dnia jechali za nami konno ludzie, ktrych mona byo wzi za zbjcw. Po poudniu skrcili i zjechali ze szlaku; moe nasze drogi si rozeszy, a moe doszli do wniosku, e nasz majtek nie jest wart zachodu. Niekiedy mijali nas inni wdrowcy: posacy albo koczownicy nie opniani w drodze przez wozy i owce. Raz by to oddzia onierzy w barwach Ksistwa Trzody; przemkn obok nas jak burza. Czuem si nieswojo,

jakby jakie zwierz wlizgno si midzy mury chronice mj mzg. Czy jecha z nimi kto obdarzony talentem Mocy? Moe Bystry albo Mocarny? Moe sam Stanowczy? Prbowaem przekona samego siebie, e odebra mi odwag po prostu widok zoto-brzowych mundurw. Innego dnia zostalimy zatrzymani przez trzech koczownikw, na ktrych terytorium si znajdowalimy. Podjechali do nas na kucach, ktre za cay rzd miay uzdy, a waciwie kantary. Dwie postawne kobiety i chopiec wszyscy jasnowosi, o skrze

spalonej socem. Chopiec mia wytatuowane na twarzy kocie prgi. Karawana stana. Opoka rozstawia st, nakrya go obrusem i zaparzya specjaln herbat, ktr podaa z kandyzowanymi owocami oraz lukrowanymi ciasteczkami. Nie widziaem, eby przeszy z rk do rk jakie pienidze. Sdzc po zachowaniu przewodniczki, przypuszczaem, e napotkani to starzy znajomi Opoki, a chopak jest wanie przygotowywany do opanowania trudnej sztuki negocjowania umw. Podr upywaa w rytmie nucej rutyny. Wstawalimy, jedlimy,

szlimy. Zatrzymywalimy si, jedlimy, kadlimy si spa. Pewnego dnia pochwyciem si na rozmylaniach, czy Sikorka nauczy creczk robi wiece i hodowa pszczoy. A czego ja mgbym j nauczy? - zastanowiem si zgorzkniay. Preparowania trucizn oraz najdoskonalszych sposobw duszenia? Nie. Nauczy si ode mnie pisa, czyta i liczy. Gdy wrc do domu, bdzie akurat w odpowiednim wieku. Naucz j te wszystkiego, czego si dowiedziaem od Brusa - o koniach i o psach.

Zdaem sobie spraw, e znowu patrz w przyszo, e planuj swoje ycie po odnalezieniu krla Szczerego i sprowadzeniu go bezpiecznie do ojczystego ksistwa. Moja creczka bya niemowlciem przy piersi i patrzya na wiat szeroko otwartymi, zdumionymi oczyma. Bya jeszcze za maa, eby sobie zdawa spraw, e nie ma przy niej ojca. Wrc wkrtce; zanim si nauczy mwi tata. Bd patrzy, jak stawia pierwsze kroki. Owo niezomne postanowienie co we mnie odmienio. Nigdy jeszcze niczego nie wygldaem z

podobnym utsknieniem. Tym razem nie dyem do popenienia mordu. Nie, tym razem wyczekiwaem na powrt do ycia. Moja maa creczka, liczna i mdra, pokocha ojca, nie wiedzc nic o jego ponurej przeszoci. Nie pamita mojej gadkiej twarzy ani zgrabnego nosa. Bdzie mnie znaa takiego, jaki jestem teraz. A si dziwiem, e to takie wane. Musiaem pj do krla Szczerego, poniewa nie mogem postpi inaczej, poniewa by moim krlem i mnie potrzebowa, lecz odnalezienie go nie kado kresu mojej wdrwce, tylko oznaczao

jej pocztek. Gdy odnajd krla Szczerego, bd mg wrci do domu. Na jaki czas zapomniaem o ksiciu Wadczym. Tak wanie rozmylaem niekiedy, a gdy szedem za stadem owiec, w chmurze pyu i smrodu, umiechaem si leciutko, ukryty za rogiem turbana osaniajcym twarz. Innymi razy, lec samotnie noc, potrafiem myle jedynie o ciepym ciele kobiety, o domu i o moim dziecku. Chyba czuem bolenie kad rozdzielajc nas pid ziemi. Samotno powala czowieka. Pragnem zna kad chwil ich ycia. Kadej nocy, w kadym

momencie ciszy musiaem walczy z pokus, by sign ku nim Moc. Teraz jednak rozumiaem doskonale ostrzeenie krla Szczerego. Gdybym ku nim sign, wwczas ktry z czonkw krgu Mocy na usugach ksicia Wadczego mgby z atwoci odnale ich oraz mnie. Ksi Wadczy nie zawahaby si przed wykorzystaniem mojej rodziny, byle tylko mi zaszkodzi w kady moliwy sposb. Dlatego te, cho spalaem si w pragnieniu poznania codziennego ycia Sikorki i mojej creczki, nie omieliem si prbowa zaspokoi tego pragnienia.

Pewnego razu dotarlimy do miasta, ktre omal zasugiwao na t nazw. Na podobiestwo kolonii grzybw wyroso wok rda gbinowego. Bya tutaj gospoda, tawerna, nawet kilka sklepw. Miejscowo ya z podrnych. Dotarlimy do niej w poudnie. Opoka oznajmia, e moemy odpocz, wyruszymy dopiero nastpnego ranka. Nikt si nie sprzeciwi. Napoiwszy zwierzta, wyszlimy na przedmiecia. Trupa teatralna zdecydowaa si skorzysta z okazji i obwiecia w gospodzie oraz w tawernie, e bd dawa przedstawienie dla caego

miasta, datki pienine mile widziane. Wilga znalaza sobie w tawernie wasny kt i zaraz zacza zapoznawa to miasto Ksistwa Trzody z balladami Ksistwa Koziego. Ja chtnie zostaem z owcami na przedmieciu. Wkrtce byem jedynym czowiekiem w obozie. Nie miaem nic przeciwko temu. Wacicielka koni zaproponowaa mi miedziaka, ebym mia na nie oko. Pilnowanie ich nie wymagao adnego wysiku, gdy byy sptane. Byk, przywizany do pala, szuka trawy na skpym pastwisku. Wszystkie zwierzta z

wdzicznoci przyjy przerw w podry. By jaki przedziwny spokj w moim bezruchu i samotnoci. Uczyem si kultywowa pustk w duszy. Mgbym teraz pokonywa bezkresne rwniny, nie mylc o niczym w szczeglnoci. Dziki temu oczekiwanie mniej bolao. Siedziaem na dyszlu wozu Szkopua, bezmylnym wzrokiem wodziem po zwierztach i po lekko falujcej rwninie, tu i wdzie znaczonej kpk zaroli. Nie trwao to dugo. Pnym popoudniem z wielkim haasem zjawi si w obozie wz trupy

teatralnej. Przyjecha nim tylko mistrz Jar z najmodsz uczennic. Inni bawili si w miecie. Wrzaski mistrza nie pozostawiay wtpliwoci, e dziewczyna popada w nieask za spraw zapomnianego wersu i faszywego ruchu. Za kar musiaa zosta w obozie. Dodatkowo dostao jej si kilka razy batem. Zarwno wist rzemienia, jak i krzyki dziewczyny niosy si daleko w ciszy nocy. Przy drugim uderzeniu skrzywiem si szkaradnie, przy trzecim byem na nogach. Nie wiem, co zamierzaem zrobi, wic z prawdziw ulg ujrzaem, jak mistrz opuszcza wz i

piechot udaje si z powrotem do miasta. Dziewczyna zabraa si do wyprzgania koni, potem przywizaa je do palikw, cay czas paczc gono. Zwrciem na ni uwag wczeniej. Bya najmodsza pord aktorw, nie miaa wicej ni szesnacie lat. Chyba najczciej karano j batem. Podobna kara to waciwie nic szczeglnego. Byo powszechnie przyjte, e mistrz biczem przekonuje uczniw, by si pilniej przykadali do swoich zada. Mnie Brus ani Cier nigdy nie traktowali rzemieniem, ale przecie otrzymaem swoj porcj

szturchacw i kuksacw, a od czasu do czasu zapoznaem si bliej z butem Brusa, jeli zdaniem mistrza ruszaem si zbyt lamazarnie. Lalkarz nie by gorszy od wielu innych nauczycieli, a od niektrych agodniejszy. Wszyscy jego podopieczni byli syci i dobrze ubrani. Irytowao mnie w nim chyba to, e jeden raz zadany biczem nigdy mu nie wystarcza. Zawsze wymierza trzy, czasem pi albo i wicej, jeli by nie w humorze. Wieczorny spokj prys niczym baka mydlana. Jeszcze dugo po tym, jak dziewczyna wypucia konie na pastwisko, syszaem jej

rozdzierajce szlochanie. W kocu nie mogem ju tego znie. Poszedem do wozu lalkarzy i zastukaem w drzwiczki. Szloch ucich, zakoczony pocigniciem nosem. - Kto tam? - zapytaa dziewczyna ochryple. - To ja, Miy. Nic ci nie jest? Miaem nadziej, e usysz nic i zostan odprawiony, ale drzwiczki otwary si po chwili i stana w nich dziewczyna, spogldajc na mnie spod oka. Z brody kapaa jej krew. Od razu pojem, co si

wydarzyo. Koniuszek bata musia si zawin nad ramieniem i zaci dziewczyn w policzek. Nie wtpiem, e skaleczenie byo bolesne, ale pewnie krew okazaa si bardziej przeraajca. Zobaczyem ustawione na stoliku lusterko, a obok niego zakrwawion szmatk. - Zeszpeci dziewczyna. mnie! zakaa

Nie wiedziaem, co powiedzie. Wszedem wic do wozu, wziem dziewczyn za ramiona. Zorientowaem si, e ocieraa twarz z krwi suchym gagankiem.

Czy ona w ogle nie miaa rozumu? Wyszedem z wozu. Zmoczyem gaganek, wrciem, otarem dziewczynie krew z twarzy. Tak jak podejrzewaem, rozcicie nie byo due, tyle e obficie krwawio, jak to czsto bywa ze skaleczeniami twarzy lub gowy. - Przytrzymaj szmatk. Przyciskaj lekko i nie ruszaj. Niedugo wrc. Spojrzaem jej w oczy utkwione w moj blizn na policzku i dojrzaem wzbierajce zy. - Na jasnej cerze, takiej jak twoja, rzadko powstaj wyrane blizny. Nawet jeli zostanie jaki znak, nie bdzie duy.

Znowu zaszlochaa, wic zrozumiaem, e powiedziaem cakiem nie to, co byo trzeba. Wyszedem z wozu, zy na siebie, e w ogle si mieszaem w nie swoje sprawy. Wszystkie zioa lecznicze oraz garnczek z maci od Brusa straciem razem z reszt dobytku w Kupieckim Brodzie. W pobliu miejsca, gdzie pasy si owce, zauwayem kwiatki przypominajce odrobin skarowaciae zote rzgi, a prcz nich kilka rolin z tego samego gatunku co piciornik kurze ziele. Zerwaem jedn, ale pachniaa nie

tak jak trzeba, a sok z lici by bardziej klejcy ni galaretowaty. Umyem rce i przyjrzaem si z bliska skarowaciaym zotym rzgom. Pachniay waciwie. Wzruszyem ramionami. Najpierw nazrywaem tylko gar lici, ale potem doszedem do wniosku, e skoro ju je zbieram, mog cho w niewielkiej czci odbudowa zapasy. Chyba miaem w rku t sam rolin, tylko mniejsz i bardziej poc na tej skalistej ziemi. Rozoyem zbiory na dyszlu, posortowaem. Grubsze licie zostawiem do wyschnicia. Drobniejsze zmiadyem pomidzy

dwoma oczyszczonymi kamieniami. Powsta ma zaniosem na jednym z kamieni do wozu trupy teatralnej. Dziewczyna obrzucia medykament spojrzeniem penym zwtpienia. - Dziki temu ustanie krwawienie - wyjaniem. - Im szybciej skra si zablini, tym mniejszy zostanie znak. Odsuna szmatk od twarzy. Ranka prawie ju przestaa krwawi, lecz mimo wszystko pokryem j lekiem. Dziewczyna siedziaa spokojnie. Nagle zmiky pode mn kolana, bo uwiadomiem sobie, e nie dotykaem kobiecej

twarzy od czasu, gdy ostatnio widziaem si z Sikork. Ta dziewczyna miaa bkitne oczy, szeroko otwarte. Chciaem uciec przed tym powanym spojrzeniem. - Gotowe. Teraz ju tego nie ruszaj. Nie przecieraj, nie dotykaj palcami, nie myj. Kiedy zrobi si strupek, postaraj si go nie zdrapywa. - Dzikuj - odezwaa si sabym gosem. - Nie ma za co. - Odwrciem si do wyjcia.

- Mam na imi usyszaem za plecami.

Czarka

- Wiem. Syszaem, jak twj mistrz grzmia na ciebie. - Zaczem schodzi po schodkach. - On jest okropny. Nienawidz go! Uciekabym, gdybym tylko moga. - Rzeczywicie trudno znosi baty, kiedy czowiek si stara dobrze pracowa ze wszystkich si, ale... tak to ju jest. Gdyby ucieka, nie miaaby co je ani gdzie spa, ubrania na zmian... to byoby duo gorsze. Staraj si lepiej, to nie bdzie uywa bata. - Tak sabo

wierzyem w to, co mwiem, e z trudnoci ubieraem myli w sowa. Mimo wszystko taka odpowied wydawaa si lepsza ni rada uciekaj. Dziewczyna sama nie przeyaby w tej krainie nawet jednego dnia. - Ja nie chc si stara odzyskaa nieco werwy. - Nie chc w ogle by aktork. Mistrz Jar dobrze o tym wiedzia, kiedy bra mnie na nauk. Ruszyem w stron owiec, a dziewczyna zesza ze schodkw i posza za mn.

- Pokochaam mczyzn z naszej osady. Chcia mnie wzi za on, ale akurat nie mia pienidzy. aden rolnik nie ma pienidzy na wiosn. Powiedzia mojej matce, e zapaci za mnie w porze zbiorw, ale ona odrzeka: Jeli sam nie ma co do garnka woy, to co zrobi, jak bd dwie gby do wyywienia? A potem wicej? No i oddaa mnie do lalkarza, za poow tego, co normalnie paci si za ucznia, bo nie chciaam do niego i. - W moich stronach wyglda to zupenie inaczej - zauwayem niezrcznie. Nie do koca rozumiaem, co mwia. - Rodzice

pac mistrzowi, eby zechcia przyj ich dziecko do nauki, w nadziei e tym sposobem zapewni mu lepsz przyszo. Odgarna z twarzy wosy. Jasnobrzowe, cae w loczkach. - Syszaam o tym. I u nas czasem si tak zdarza, ale rzadko. Zwykle mistrz kupuje ucznia, zazwyczaj chtnego do nauki. Jeli nie bdzie dostatecznie zdolny, zawsze mona go sprzeda jako popychado. Wtedy taki ucze jest przez sze lat niewiele lepszy od niewolnika. Pocigna nosem. - Niektrzy mwi, e ucze bardziej si stara,

jeli wie, e w przeciwnym razie skoczy przy najgorszych robotach kuchennych albo przy miechach u jakiego kowala. - C, w takim razie lepiej chyba nauczy si sztuki lalkarskiej. Siedziaem na dyszlu wozu mojego pracodawcy i spogldaem na stado. Dziewczyna usiada obok. - Mog jeszcze mie nadziej, e kto mnie wykupi - westchna ze zniechceniem. - Mwisz jak niewolnica zauwayem z ociganiem. - A przecie nie jest tak le, prawda?

- Nie jest tak le? Jeli dzie w dzie musisz y czym, co uwaasz za beznadziejnie gupie? I jeste bity, kiedy nie wykonujesz tego doskonale? To ma by lepsze ni niewolnictwo? - Przynajmniej masz co je, ubranie i dach nad gow. I szans czego si nauczy. Zdoby fach, ktry pozwoli ci zjedzi krlestwo wzdu i wszerz, pod warunkiem e biegle opanujesz sztuk. Moesz ktrego dnia dawa przedstawienie nawet na krlewskim dworze w Koziej Twierdzy.

Popatrzya na mnie dziwnie. Chciae powiedzie: w Kupieckim Brodzie. - Westchna i przysuna si bliej. - Taka jestem samotna. Oni wszyscy chc by aktorami. Kiedy si myl, zoszcz si na mnie i mwi, e jestem leniwa. Nie chc ze mn rozmawia, jeli uwaaj, e zepsuam przedstawienie. Nikt nie jest dla mnie miy, nikt nie przejby si moj ran na twarzy tak jak ty. Nie znalazem na to odpowiedzi. Nie znaem innych na tyle, eby przytakn lub zaprzeczy. Wobec tego nie powiedziaem nic - i tak

siedzielimy, patrzc na owce. Nadciga zmrok, a cisza si przeduaa. Przyszo mi do gowy, e powinienem wkrtce rozpali ogie. - Jak to si stao, e zostae pasterzem? - spytaa Czarka. - Moi rodzice zmarli. Siostra odziedziczya wszystko. Nie darzya mnie szczegln sympati. - Co za wiedma! Zaczerpnem tchu, eby broni swej wymylonej siostry, lecz zaraz zdaem sobie spraw, e tylko

podtrzymabym rozmow. Prbowaem wymyli jaki powd, eby si ruszy z miejsca, ale owce i inne zwierzta tu przed naszymi oczyma pasy si spokojnie. Prna nadzieja na szybki powrt innych. W miecie tawerna i nowe twarze niebagatelna rozrywka po dugiej podry, nieustannie w tym samym gronie. W kocu znalazem wymwk. Powiedziaem, e jestem godny, i poszedem po kamienie, suche ajno na opal oraz patyczki na rozpak. Czarka nalegaa, bym jej pozwoli ugotowa posiek. Nie byem godny naprawd, ale mio byo siedzie i

patrze, jak dziewczyna przygotowuje straw, a potem ona jada z wilczym apetytem i podsuwaa mi przysmaki z zapasw trupy teatralnej. Pniej jeszcze zaparzya herbat i wreszcie, najedzeni, siedzielimy przy ognisku, popijajc wywar nalany do cikich kubkw z czerwonej gliny. Moje milczenie stawao si coraz bardziej przyjazne. Z pocztku Czarka paplaa jak najta, pytaa mnie, czy lubi takie a takie potrawy, czy pijam mocn herbat i o tysic innych spraw, ale nie oczekiwaa odpowiedzi. Najwyraniej traktowaa moje

milczenie jako zgod. Stopniowo mwia o coraz bardziej osobistych sprawach. Z nutk rozpaczy w gosie wspominaa dni spdzone na nauce i wiczeniach fachu, ktrego nie chciaa si uczy ani wykonywa. Z niechtnym podziwem wspominaa o powiceniu nauce innych lalkarzy i o ich entuzjazmie, ktrego nie podzielaa. W kocu ucicha jako i podniosa na mnie aosne spojrzenie. Nie musiaa mi tumaczy swojej samotnoci. Zaraz skierowaa rozmow na lejsze tematy, opowiadaa o irytujcych bahostkach, o tym, e aktorzy

jadali potrawy, ktre jej nie smakoway, e jednego z nich zawsze czu potem, a ta aktorka, ktra przypominaa jej, e czas wygosi wyuczon kwesti, zawsze j przy tym szczypaa. Nawet skargi tej dziewczyny byy w dziwny sposb przyjemne; zajmowaa mnie trywialnymi sprawami, wic nie mogem si skupi na wasnych, powaniejszych problemach. Przebywanie z ni podobne byo do przebywania z wilkiem. Czarka bya skupiona na teraniejszoci: na tym posiku, na tej nocy niewiele uwagi powicaa czemukolwiek innemu.

Po tym spostrzeeniu moje myli powdroway ku lepunowi. Signem ku niemu mikko. Wyczuwaem go, by gdzie, ywy, ale niewiele wicej potrafiem odgadn. Moe dzielia nas zbyt dua odlego, moe by za bardzo zajty swoim nowym yciem - myli wilka nie byy dla mnie czytelne jak niegdy. Moe po prostu zaczyna si dostraja do stada. Bardzo chciaem czu si szczliwy, e odnalaz swoje miejsce w yciu, e mia przyjaci, moe samic. - O czym mylisz? - spytaa Czarka.

Odezwaa si tak cicho, e odparem bez zastanowienia, nadal patrzc w pomienie. - Tak mi przyszo do gowy, e czowiek jest jeszcze bardziej samotny, jeli wie, e gdzie tam w wiecie dobrze si wiedzie bez niego przyjacioom i rodzinie. Wzruszya ramionami. - Ja prbuj o nich nie myle. Mj narzeczony pewnie sobie znalaz jak inn dziewczyn, ktrej rodzice zechcieli zaczeka na zapat do jesieni. A matce pewnie lepiej beze mnie. Nie jest jeszcze

stara, pewnie zapaa sobie jakiego chopa. - Przecigna si dziwnym, kocim ruchem, potem spojrzaa mi prosto w twarz i dodaa: - Nie ma sensu myle o tym, co daleko i czego nie mona dosta. Przez to czowiek tylko czuje si nieszczliwy. Trzeba si cieszy tym, co jest. Byem kompletnie zaskoczony. Na pewno dobrzej zrozumiaem. Nachylia si do mnie. Pooya do na moim policzku. Delikatnie. Zsuna mi turban z wosw, zajrzaa w oczy, koniuszkiem jzyka zwilya wargi. Przesuna mi domi po policzkach, po szyi, do

ramion. Siedziaem jak zahipnotyzowany, jak mysz zniewolona wzrokiem przez wa. Czarka pocaowaa mnie, rozchylajc usta. Pachniaa jak sodkie kadzido. Zapragnem jej z oszaamiajc moc. Nie samej Czarki, lecz kobiety, delikatnoci i mikkoci. Ogarno mnie podanie, dziwnie podobne do godu Mocy, ktry trawi czowieka, dajc zblienia i cakowitego zjednoczenia ze wiatem. Byem nieprawdopodobnie wyczerpany samotnoci. Przygarnem dziewczyn do siebie nagle, gwatownie pocaowaem,

jakbym chcia j pore i jakbym przez to mg oszuka samotno. Znalelimy si na ziemi, dziewczyna wydawaa z siebie ciche mie dwiki. Raptownie pchna mnie w pier. - Zaczekaj chwil - sykna. Zaczekaj. Jaki kamie mnie uwiera. I nie mog zniszczy ubrania, daj paszcz... Patrzyem niecierpliwie, jak rozkada mj paszcz na ziemi przy ognisku. Pooya si na nim i poklepaa miejsce obok siebie. Wracasz? zapytaa

kokieteryjnie. - Chod, poka ci, co potrafi - dodaa nieskromnie. Przesuna domi po piersiach, obiecujc moim rkom to samo. Gdyby nie powiedziaa nic, gdybymy w ogle si nie zatrzymali, gdyby tylko popatrzya na mnie z tego paszcza... ale jej zachowanie okazao si od pocztku do koca chybione. Zudzenie delikatnoci i bliskoci prysno, a jego miejsce zajo wyzwanie; podobne mgby mi rzuci przeciwnik na dziedzicu wiczebnym, trzymajc w rku drg. Nie jestem lepszy od innych mczyzn. Nie chciaem myle, nie

chciaem niczego rozwaa. Chciaem po i prostu rzuci si na ni i ugasi dz, ale usyszaem, e mwi: - A jeli brzemienna? potem bdziesz

Rozemiaa si lekko, jakby nigdy nie braa takiej ewentualnoci pod uwag. - To si ze mn oenisz i wykupisz mnie od mistrza Jara. Albo nie - dodaa, widzc odmian na mojej twarzy. - Nie tak trudno si pozby dziecka, jak si mczyznom wydaje. Kilka srebrnych monet na

odpowiednie zioa... Nie trzeba myle o tym teraz. Po co si martwi o co, co si moe nigdy nie wydarzy? Rzeczywicie, po co? Patrzyem na ni, pragnc jej z caym podaniem dugich miesicy samotnego ycia i wstrzemiliwoci. Niestety, wiedziaem te, e tego prawdziwego godu, braku bliskoci i zrozumienia nie zdoam zaspokoi z Czark peniej, ni kady mczyzna moe to uczyni wasn doni. Dziewczyna umiechna si kuszco, wycigna do mnie rk.

- Nie - szepnem. Spojrzaa na mnie tak niebotycznie zdumiona, e mao si nie rozemiaem. - Nie powinnimy tego robi. Usyszawszy wasne sowa, zyskaem pewno, e byy waciwe. Nie byo w tym nic z wywyszania si, adnych myli o dozgonnej wiernoci wobec Sikorki ani wstydu, e ju jedn kobiet obarczyem ciarem samotnego macierzystwa. Znaem te uczucia, ale nie one przywiody mnie do powzicia tej decyzji. Czuem w sobie pustk, ktra moga tylko zogromnie, gdybym si kocha z t obc dziewczyn. - Nic nie zawinia

- powiedziaem, widzc, e jej policzki czerwieniej gwatownie. To moja, tylko moja wina. Prbowaem tchn w swj gos moliwie najwicej otuchy. Na prno. Zerwaa si na nogi. - Wiem, gupcze - wycedzia zjadliwie. - Chciaam tylko by dla ciebie mia. Wcieka odmaszerowaa od ognia, rycho niknc wrd cieni nocy. Usyszaem jeszcze trzaniecie drzwiczek wozu. Schyliem si wolno, podniosem paszcz i otrzepaem go z ziemi. A

e nagle zerwa si wiatr i noc przeja mnie chodem, zarzuciem okrycie na ramiona. Potem usiadem przy ognisku i zapatrzyem si w pomienie.

Rozdzia dwunasty Podejrzenia

Uywanie Mocy wiedzie do naogu. Wszyscy uczcy si posugiwania krlewsk magi s o tym uprzedzani od samego pocztku. Fascynacja t si wciga czowieka utalentowanego, kuszc go, by korzysta z magii coraz czciej. W miar jak ronie jego

sia i umiejtnoci, ronie te pokusa Mocy. Oczarowanie krlewsk magi zamiewa inne zainteresowania i zwizki. Ogromnie trudno jest opisa owo przyciganie komu, kto sam nie dowiadczy zetknicia z Moc. Stado baantw zrywajce si do lotu rzekim jesiennym porankiem, doskonae pochwycenie wiatru w agle, pierwszy ks smakowitego gulaszu po chodnym dniu o samej wodzie - to odczucia, ktre trwaj tylko chwil. Moc podtrzymuje takie wraenie tak dugo, jak dugo uywajcemu wystarcza si.

*** Nim uczestnicy karawany wrcili do obozu, zrobio si bardzo pno. Mj pracodawca, Szkopu, by pijany i poufale wspiera si na Chucherku, te pijanym, przesiknitym dymem i cokolwiek rozdranionym. cignli z wozu koce, owinli si nimi i uoyli do snu. aden nie zaproponowa, e zwolni mnie z warty. Westchnem ciko, bo wtpiem, bym zyska okazj zdrzemn si cho odrobin przed nastpnym wieczorem. O wicie jak zwykle Opoka bezlitonie postawia na nogi

uczestnikw karawany, nalegajc, by wkrtce byli gotowi do drogi. Moim zdaniem postpia mdrze. Gdyby pozwolia wszystkim wyspa si do woli, ci o mocniejszych gowach wrciliby do miasta, a wwczas trzeba by p dnia strawi na formowaniu karawany. Ranek by fatalny. Jedynie Opoka, jej pomocnicy oraz pieniarka Wilga wiedzieli poprzedniego wieczoru, kiedy przesta pi. Podczas gdy my jedlimy niadanie, pozostali chrem jczeli i alili si na bl gowy. Zauwayem, e wsplne picie, zwaszcza do przesady, stwarza

wizi pomidzy ludmi. Kiedy wic Szkopu zdecydowa, e gowa boli go zanadto, eby mg powozi, zleci to zadanie Chucherku. Potem Szkopu spa w wozie, Chucherko drzema na kole, a kucyk szed za innymi wozami. Barana z dzwonkiem, prowadzcego stado, przywizali z tyu wozu, tote stado rwnie podao we waciw stron. Na mnie spad obowizek maszerowania w pyle bezdroy i utrzymywania owiec w jakim takim porzdku. Niebo byo bkitne, ale dzie pozosta chodny, chwilami zrywa si wiatr, ktry zabiera podnoszony przez nas py. Po

bezsennej nocy wkrtce i mnie zacza bole gowa. W poudnie Opoka zarzdzia krtki postj. Wikszo uczestnikw karawany wydobrzaa na tyle, e nabraa apetytu. Napiem si z beczki nawozie Opoki, potem zwilyem turban i otarem nieco py z twarzy. Wanie prbowaem wymy z oczu piasek, gdy podesza Wilga. Odsunem si, przekonany, e przysza po wod. - Na twoim miejscu zaoyabym turban - odezwaa si cicho. Wyem go i ponownie

zawizaem na gowie. - Nie sposb si pozby pyu z oczu - zauwayem. Popatrzya na mnie obojtnie. - Nie o oczy powiniene si martwi, tylko o siwe pasmo wosw. Wieczorem powiniene je poczerni popioem, jeli znajdziesz chwil na osobnoci. Spojrzaem na ni pytajco. Prbowaem nie da nic po sobie pozna. Umiechna si obuzersko.

- W miecie nad wod nocowa kilka dni przed nami oddzia stray krlewskiej. Powiedzieli ludziom, e zdaniem krla przez Ksistwo Trzody wdruje Ospiarz. A ty wraz z nim. - Urwaa, czekaa, e co powiem. Poniewa milczaem, umiechna si szerzej. - Albo moe jaki inny mczyzna ze zamanym nosem, blizn na policzku, siwym pasem we wosach i... - uczynia gest w stron mojej rki - wie ran od cicia mieczem na przedramieniu. Odzyskaem nareszcie mow i panowanie nad sob. Podcignem rkaw, podsunem jej rami przed

oczy. - Cicie mieczem? Zadrapaem si gwodziem w drzwiach tawerny. Wychodziem, niezupenie z wasnej woli. Zobacz sama. Ju prawie si zagoio. - Ach tak, rzeczywicie stwierdzia uprzejmie. - Musiaam si pomyli. Jednak - znowu spojrzaa mi w oczy - na twoim miejscu i tak bym nie zdejmowaa turbana. eby przypadkiem kto inny nie popeni takiej samej pomyki. Przekrzywia gow. - Widzisz, ja jestem minstrelem. Wol obserwowa histori, ni j tworzy

albo zmienia. Ale nie wszyscy w tej karawanie maj takie samo podejcie do ycia. Odesza, pogwizdujc. Napiem si jeszcze, a potem wrciem do owiec. Chucherko jako zebra si do pracy i do wieczora pomaga mi w miar si. Mimo wszystko czas duy si niepomiernie i by to dla mnie szczeglnie mczcy dzie. Darmo szuka przyczyn w charakterze mojego zajcia wyjtkowo nieskomplikowanego. Doszedem do wniosku, e przyczyna ley w tym, i znowu zaczem myle.

Pozwoliem, eby tsknota za Sikork oraz naszym dzieckiem przesonia mi wasne bezpieczestwo. Przestaem si pilnowa, przestaem si ba o siebie. Uwiadomiem sobie teraz, e jeli straom ksicia Wadczego uda si mnie odnale, z pewnoci zgin. Wwczas nie zobacz ju ani Sikorki, ani creczki. A to wydawao mi si znacznie gorsze ni groba utraty ycia. Podczas wieczerzy usiadem dalej od ognia ni zwykle, cho przez to musiaem szczelniej owin si paszczem w obronie przed chodem. Do mojego milczenia

wszyscy si ju przyzwyczaili. Inni rozmawiali, nawet wicej ni zazwyczaj; dyskutowali na temat poprzedniego wieczoru, spdzonego w miecie. Dowiedziaem si, e piwo byo dobre, wino sabe, a miejscowy minstrel nieco oburzony, e Wilga graa i piewaa dla jego publicznoci. Czonkowie karawany odebrali najwyraniej jako osobiste zwycistwo fakt, e pieni Wilgi zostay ciepo przyjte przez mieszkacw miasteczka. - Dobrze piewasz, mimo e znasz tylko ballady z Ksistwa Koziego przyzna wspaniaomylnie Chucherko.

Jak co wieczr, po posiku Wilga wyja harf z pokrowca. Mistrz Jar wyjtkowo da swojej trupie wieczr wolny od prb, z czego wywnioskowaem, e by zadowolony z aktorw pominwszy najmodsz uczennic. Czarka nawet na mnie nie spojrzaa, za to krya wok jednego z pomocnikw Opoki, chichoczc na kade jego sowo. Ranka na policzku niewiele bya wiksza od zadrapania, lekko tylko podsiniaa. Na pewno si zagoi bez ladu. Chucherko obj nocn wart przy owcach. Ja rozcignem si na

paszczu, tu poza zasigiem blasku ogniska. Spodziewaem si, e inni take wkrtce uo si do snu. Szmer ich rozmowy dziaa usypiajco, podobnie jak leniwa melodia sczca si spod palcw Wilgi. Stopniowo melodia obrosa w rytm, do wtru zabrzmia gos. Ju prawie spaem, gdy dotary do mnie sowa wiea stranicza Wyspy Rogowej. Wilga piewaa o bitwie z zeszego lata, o pierwszym prawdziwym starciu Ruriska w wojnie z Zawyspiarzami. Pamitaem z tamtego dnia jednoczenie zbyt wiele i za mao. Jak niejeden raz zauway stryj

Szczery, mimo starannych lekcji udzielanych przez Czernido wci po chojracku rwaem si do walki. Uywaem topora z zacitoci, jakiej u siebie nie podejrzewaem. Po bitwie powiedziano mi, e zabiem wodza wrogiej druyny. Nigdy si nie dowiedziaem, czy to bya prawda. W pieni piewanej przez Wilg z pewnoci tak byo. Mao mi serce nie stano w piersi, gdy usyszaem Syn ksicia Rycerskiego, ogie ma w renicach, a w jego yach pynie Przezornych krew, cho Bastard nie nosi ojcowego imienia. Dalej nastpi dziesitek opisw zadanych

przeze mnie nieprawdopodobnych ciosw oraz charakterystyki wojownikw, ktrych powaliem. Dziwnie byem zawstydzony, suchajc o wasnych czynach: heroicznych, szlachetnych i prawie ju legendarnych. Wielu onierzy marzyo o pieni sawicej ich bohaterstwo. Mnie wydaa si ona krpujca. Nie przypominaem sobie, eby soce zapalao promienie na ostrzu mego topora albo ebym si bi tak walecznie jak kozio na mojej piersi. Pamitaem za to lepki smrd krwi i liskie wntrznoci czowieka, ktry skrca si z blu i cigle jcza. Cae piwo

Koziej Twierdzy nie wystarczyo tamtej nocy, eby mi przywrci spokj. Nareszcie pie dobiega koca. - Tej ballady nie miaa odwagi zapiewa wczoraj w miecie, co? prychn jeden z pomocnikw Opoki. Wilga rozemiaa si beztrosko. - Wtpliwe, eby si komu spodobaa. Za ballady o synu ksicia Rycerskiego nie zapaciliby tam zamanego grosza.

- Dziwna pie - zauway mistrz Jar. - Krl Wadczy oferuje zoto za gow Bastarda, strae mwi wszystkim: strzecie si, Bastard jest skaony Rozumieniem, podstpnie zabija. A w twojej pieni to bohater. - Ballada powstaa w Ksistwie Kozim, a tam go ceniono... jaki czas temu - wyjania Wilga. - Teraz ju nie, id o zakad. Chyba e jako sto zotych monet, ktre czowiek dostanie, jeli go wyda krlewskim straom zauway drugi pomocnik Opoki.

- Moe i tak - zgodzia si Wilga od razu. - Chocia w Ksistwie Kozim s ludzie, ktrzy powiedz, e historia Bastarda jeszcze nie jest skoczona i e nie by on takim potworem, jak to si ostatnio utrzymuje. - Nie rozumiem - oznajmia Opoka. - Mylaam, e Bastard zosta stracony za zamordowanie krla Roztropnego magi Rozumienia. - Niektrzy tak mwi. Prawd jest, e umar w lochach i zosta pogrzebany, a nie spalony. Ludzie gadaj te - tutaj Wilga zniya gos

- e z nastaniem wiosny na jego grobie nie wyroso nawet dbo trawy, a to znak, i w kociach zmarego cigle drzemie magia Rozumienia. Moe po ni sign miaek, ktry si odway wyrwa trupowi zb. Mwia mi o tym pewna mdra starucha. W noc peni ksiyca posza na mogi, wziwszy ze sob chopa z opat. Kazaa mu rozkopa grb, ale on, ledwie wbi opat, natrafi na potrzaskane wieko. - Wilga zrobia dramatyczn pauz. W ciszy sycha byo tylko trzask pomieni. - Trumna bya, oczywicie, pusta. Ci, ktrzy j widzieli, twierdz, e zostaa rozbita

od rodka. A jeden z nich mi powiedzia, e na drzazdze dostrzeg szorstkie wosy szarej wilczej sierci. Jeszcze dugi czas trwaa gucha cisza. - E... to nieprawda - odezwaa si wreszcie Opoka. Wilga lekko trcia palcami struny harfy. - Tak ludzie opowiadaj w Ksistwie Kozim. Ale syszaam te, e ksina Cierpliwa, ktra go pochowaa, nazywa to wszystko

bzdurnym bajaniem. Mwi, e jego ciao byo zupenie zimne i sztywne, kiedy je mya i owijaa caunem. A o Ospiarzu, ktrego krl Wadczy tak si obawia, mwi, e to tylko stary doradca krla Roztropnego, samotnik o twarzy poznaczonej bliznami, ktry opuci sw pustelni, by podtrzymywa midzy ludmi wiar w powrt krla Szczerego i dodawa otuchy tym, ktrzy musz walczy ze szkaratnymi okrtami. Sami zdecydujcie, w co wolicie wierzy. Melodia, jedna z aktorek, udaa, e dry.

- Brrr! Zapiewaj nam teraz co dla rozweselenia. Nie chc przed snem sysze ju wicej opowieci o duchach. Wilga chtnie zaintonowaa star ballad miosn z zabawnym refrenem, przy ktrym wtroway jej Melodia i Opoka. Ja za leaem w ciemnociach i rozmylaem. Miaem nieprzyjemn wiadomo, e Wilga chciaa, bym usysza jej sowa. Zastanawiaem si, czy jej zdaniem wywiadczaa mi przysug, czy te zwyczajnie chciaa si przekona, kto mnie podejrzewa. Sto zotych monet za moj gow. Majtek wystarczajcy,

by obudzi chciwo w ksiciu, a co dopiero w wdrownym minstrelu. Cho byem bardzo zmczony, duo czasu mino, nim zasnem tej nocy. Nastpny dzie by niemal przyjemny w swej monotonii. Szedem obok stada i prbowaem nie myle. Nie byo to takie atwe jak dotychczas. Skoro tylko zwracaem myli ku wasnym kopotom, mczcym echem powraca mi w gowie gos krla Szczerego: Chod do mnie!

Rozbilimy obz na brzegu wielkiego otworu odpywowego w skale, w rodku ktrego staa woda. Rozmowa przy ogniu si nie kleia. Chyba wszyscy bylimy ju zmczeni wolnym tempem podry i tsknilimy za wybrzeem Jeziora Bkitnego. Bardzo chciaem spa, ale miaem pierwsz wart przy stadzie. Wspiem si nieco wyej na wzgrze i usiadem w miejscu, skd dobrze widziaem owce. Gigantyczna skalna misa miecia ca nasz karawan; niewielkie ognisko rozpalone tu przy wodzie wygldao jak gwiazda odbijajca

si w studni. Najmniejszy podmuch wiatru tu nie dociera. Panowa spokj. Czarka bya zapewne przekonana, e podchodzi mnie ukradkiem. Zbliaa si chykiem, zasoniwszy paszczem wosy i twarz. Zrobia due koo, jakby chciaa mnie obej. Nie patrzyem za ni, tylko suchaem jej krokw, kiedy wspinaa si na wzgrze, a potem schodzia za moimi plecami. Wyczuem jej zapach i nagle zorientowaem si, e bezwiednie jej oczekuj. Nie miaem pewnoci, czy znajd w sobie si, a take ch, eby odmwi jej po raz

drugi. Moe to bdzie bd, ale moje ciao bardzo pragno popeni t omyk. Kiedy bya jakie dziesi krokw ode mnie, odwrciem si w jej stron. Podskoczya przestraszona. - Wiem, e to ty, Czarka odezwaem si cicho. Chwil pniej stana tu koo mnie. Odsuna kaptur z twarzy, spojrzaa na mnie wyzywajco. Postaw take miaa zaczepn. - Ciebie szukaj, prawda? - W gosie dziewczyny pobrzmiewaa ledwie dosyszalna nutka strachu.

Nie to spodziewaem si usysze. Nie musiaem udawa zdziwienia. - Kto mnie szuka? Moe ty? - Nie, nie. Ty jeste Bastard skaony Rozumieniem, ten, ktrego szukaj krlewskie strae. Tamtej nocy, gdy Wilga snua opowie, pomocnik Opoki Naginacz powiedzia mi, co ogaszali w miecie. - Naginacz powiedzia ci, e jestem Bastardem? - mwiem wolno, jakby zbity z tropu. Przeraajcy strach podpeza mi do serca.

- Nie - w gosie dziewczyny pojawi si lad gniewu. - Naginacz powtrzy mi, co mwili o Bastardzie onierze krla. Ma zamany nos, blizn na policzku i biae pasmo we wosach. Widziaam twoje wosy. - W miejscu uderzenia w gow czsto ma si biae pasmo. A blizna jest stara. - Przyjrzaem si Czarce z uwag. - Dobrze ci si goi policzek. - To ty jeste Bastard, prawda? rozzocia si, bo prbowaem zmieni temat. - Oczywicie, e nie. Posuchaj.

On ma cicie po mieczu na ramieniu, prawda? Popatrz tylko. Odsoniem prawe rami. lad po nou nosiem na lewym. Dziewczyna z pewnoci wie, i rana otrzymana w walce powinna by na rku trzymajcym miecz. Ledwie zerkna. - Masz jakie zapytaa nagle. pienidze? -

- Gdybym mia, to bym nie siedzia w obozie, kiedy inni poszli do miasta. A po co ci pienidze? - Mnie po nic, ale tobie by si

przyday, by kupi moje milczenie. W przeciwnym razie mogabym pj ze swoimi podejrzeniami do Opoki albo do jej pomocnikw. Uniosa wyzywajco brod. - Wwczas oni obejrzeliby moje rami, tak jak ty to zrobia rzekem znuony. - Guptasku, jakie niestworzone opowieci zmciy ci w gowie. Najlepiej id spa - chciaem j zawstydzi. - Masz zadrapanie na lewym ramieniu. Widziaam. Kto mgby uzna, e to cicie mieczem. - Pewnie taka mdrala jak ty -

odparowaem drwico. - Nie kpij sobie ze mnie! ostrzega. - Nie daruj ci tego! - No to nie gadaj gupstw. O co ci chodzi? Chcesz si na mnie zemci? Jeste wcieka, e si z tob nie pooyem? Powiedziaem ci, to nie twoja wina. Jeste liczna i na pewno przyjemnie byoby si z tob popieci. Spluna na ziemi tu koo mnie. - Nigdy bym ci nie pozwolia. Bawiam si tob, pastuchu. Nic wicej. - Prychna. - Ach,

mczyni! Uwaasz, e mi zawrcie w gowie? Cuchniesz owcami, jeste strasznie chudy, a twarz masz, jakby przegra kad bijatyk, w ktr si wpltae. Ju miaa odej, kiedy nagle przypomniaa sobie, po co przysza. - Nikomu nie powiem. Na razie. Ale kiedy dotrzemy do Jeziora Bkitnego, dostaniesz jakie pienidze za prac przy bydle. Masz mi to przynie, bo inaczej cae miasto bdzie ci szuka. Westchnem ciko. - Na pewno zrobisz, co zechcesz. Mieszaj, ile ci si spodoba. A jak si

skoczy na ludzkim miechu, to mistrz Jar bdzie mia jeszcze jeden powd, eby ci wysmaga batem. Ostronie ruszya w d zbocza. W niepewnym wietle ksiyca le postawia stop i omal si nie przewrcia. Odzyskaa jednak rwnowag; rzucia mi mordercze spojrzenie, czekajc, czy omiel si rozemia. A ja serce miaem w gardle. Sto zotych monet. Wystarczy, e gupia dziewczyna wskae mnie palcem i zacznie si nagonka. Po mojej mierci prawdopodobnie dojd do wniosku, e nie byem poszukiwanym Bastardem.

Zastanowiem si nad przebyciem reszty Ksistwa Trzody samotnie. Mogem wyruszy zaraz, jak tylko Chucherko zmieni mnie na warcie. Mogem pj do wozu, cicho wzi swoje rzeczy i umkn w noc. Swoj drog, jak daleko byo jeszcze do Jeziora Bkitnego? Zastanawiaem si nad tym, obserwujc drug posta idc w moj stron. Wilga pojawia si cicho, lecz nie ukradkiem. Uniosa do w gecie pozdrowienia i usiada obok. - Mam nadziej, e nie dae jej pienidzy.

Mruknem co niewyranie. - Jeste co najmniej trzeci cigna ktry podobno zmajstrowa jej dziecko w czasie tej podry. Twj pracodawca dostpi zaszczytu i by pierwszym obwinionym. Drugim by syn Opoki. Nie mam pewnoci, ilu jeszcze ojcw wybraa. - Midzy nami do niczego nie doszo, wic nie moe mnie oskara - oznajmiem. - Tak? No to jeste chyba jedynym wyjtkiem pord mczyzn tej karawany.

Troch mnie to poruszyo. Ciekawe, czy kiedykolwiek osign stan, gdy przestan si dowiadywa, jaki byem naiwny. - Jest brzemienna i szuka mczyzny, ktry wykupi j od mistrza? Wilga miechem. parskna cichym

- Wtpi, eby bya brzemienna. Nie szuka ma, tylko da pienidzy na odpowiednie zioa. Chyba syn Opoki da jej troch. Czarka szuka okazji, eby si troch pociska, a potem wyudzi

pienidze. - Odsuna jaki kamie. - Skoro nie zmajstrowae jej dziecka, to co jej zrobie? - Nic. - Aha. To tumaczy, dlaczego tak le o tobie mwi. Chocia dopiero od wczoraj, nie duej, wic przypuszczam, e nicne j tej nocy, kiedy my wszyscy bylimy w miecie. Nasroyem si, a ona uniosa do w pojednawczym gecie. - Nie powiem ju sowa o tym, czego jej nie zrobie. Ani jednego.

Zreszt nie o tym chciaam z tob porozmawia. Co zamierzasz czyni po dotarciu nad Jezioro Bkitne? Zerknem na ni z ukosa. - Odebra wypat. Napi si piwa i podje solidnie, wykpa si w gorcej wodzie i przynajmniej jedn noc przespa w czystym ku. A ty? - Mylaam, e mogabym i dalej, w gry. - Obrzucia mnie szybkim spojrzeniem. Chcesz tam szuka wiekopomnych zdarze? - spytaem niedbale.

- Tematu na pie lepiej szuka w drodze, ni w miejscu zauwaya. - Moe ty te pjdziesz w gry? Moglibymy wdrowa razem. - Cigle uwaasz niemdrze, e jestem Bastardem - rzekem gosem bez wyrazu. Umiechna si szeroko. - Bastard. Skaony Rozumieniem. Tak. - Mylisz si - oznajmiem tak samo obojtnie. - Ale po co miaaby i za Bastardem w gry?

Ja na twoim miejscu wykorzystabym szans na wiksz korzy i sprzeda go krlewskiej stray. Kto by sobie zawraca gow ukadaniem pieni, majc sto zotych monet? Masz znacznie wicej dowiadcze ze stra krlewsk ni ja - stwierdzia Wilga z odraz. Tego jestem pewna. Ale nawet ja wiem, e minstrel, ktry by prbowa odebra t nagrod, zostanie wkrtce wyowiony z rzeki. A w tym samym czasie kilku stranikw nieoczekiwanie si wzbogaci. Nie, dzikuj. Powiedziaam ci ju, nie chc zota,

Bastardzie. Chc pieni. - Nie nazywaj mnie tak! Zapatrzya si w noc. Po krtkiej chwili wzruszya ramionami i spojrzaa na mnie. - Aha! Ju wiem! Tym wanie straszya ci Czarka, prawda? daa pienidzy za milczenie. Nie odpowiedziaem. - Dobrze, e odmwie. Gdyby jej cokolwiek da, pomylaaby, e ma racj. Jeli naprawd zobaczy w tobie Bastarda, utrzyma to w

sekrecie tylko po to, eby ci sprzeda stray krlewskiej. A poniewa nie ma z nimi dowiadczenia, moe uwierzy, e zdoa zachowa zoto. - Wilga wstaa, przecigna si leniwie. No, wracam si przespa, pki jeszcze czas. Pomyl o mojej propozycji. Wtpi, eby dosta lepsz. - Szerokim, teatralnym gestem zamiota paszczem ziemi, a potem skonia si przede mn, jakbym by samym krlem. Odesza po zboczu, stpajc lekko i pewnie niczym kozica. Przez mgnienie oka przypominaa mi Sikork. Moe powinienem si wymkn z

obozu i dotrze do Jeziora Bkitnego o wasnych siach. Nie. Gdybym tak postpi, Czarka oraz Wilga nabrayby pewnoci, e odgady waciwie. Wilga mogaby prbowa mnie odnale. Czarka te by mnie szukaa, chcc zdoby nagrod. adna z tych ewentualnoci mi si nie podobaa. Lepiej byo wlec si dalej jako Miy, poganiacz byda. Wzniosem oczy ku niebu. Rozcigao si nade mn zimne i czyste. Guche nocne godziny niosy ju ze sob przenikliwy chd. Nim dotr w gry, nadejdzie prawdziwa zima. Gdybym nie strwoni

wczesnych miesicy lata przeobraajc si w wilka, bybym ju w Krlestwie Grskim. Kolejna bezuyteczna myl. Gwiazdy wieciy tej nocy jasno tu nad gow. wiat wydawa si mniejszy, skoro byo do nich tak niedaleko. Gdybym teraz, sign ku ksiciu Szczeremu, znalazbym go na wycignicie rki. Nagle zawadno mn poczucie zupenego osamotnienia. Sikorka i Brus byli blisko, wystarczyo zamkn powieki. Mogem do nich i, mogem zamieni gd niewiedzy na bl niemonoci dotknicia. Mury wzniesione Moc, podtrzymywane

tak starannie w kadej chwili podry od opuszczenia Kupieckiego Brodu, teraz mnie bardziej dusiy ni chroniy. Spuciem gow, zamknem si przed zimn pustk nocy. Po jakim czasie tsknota mina. Powiodem wzrokiem po spokojnych owcach, po wozach i obozie pogronym w bezruchu. Spojrzenie na ksiyc powiedziao mi, e moja warta dawno si skoczya. Chucherko nigdy nie budzi si na czas. Wstaem, rozprostowaem koci i poszedem wypdzi go spod ciepych kocw.

Miny kolejne trzy dni. Robio si coraz zimniej, potnia wiatr. Wieczorem, akurat kiedy rozbilimy si na noc, a ja trzymaem wart, ujrzaem kurzaw na horyzoncie. Z pocztku nie powiciem jej wiele uwagi. Znajdowalimy si na gsto uczszczanym szlaku, stanlimy przy wodzie. By tutaj ju wz druciarza z rodzin. Przyjem, e ten, kto si zblia, take szuka miejsca nad wod, by rozbi nocny biwak. Siedziaem wic i patrzyem, jak chmura ronie, a wieczr ciemnieje. Wreszcie dostrzegem ludzi na koniach, jadcych w szyku. Im byli bliej, tym wiksz

zyskiwaem pewno. Stra krlewska. Za mao zostao wiata, ebym dostrzeg zote i brzowe barwy wojsk ksicia Wadczego, ale i tak wiedziaem. Nie miaem gdzie uciec. Na rozlegej rwninie nie znalazbym adnej kryjwki. Zimna logika podpowiadaa, e ucieczk jedynie przycign ich uwag. Na dodatek zarwno Czarka, jak i Wilga utwierdz si w swoich podejrzeniach. Tak wic zacisnem zby i pozostaem na miejscu. Siedziaem z kijem pasterskim przeoonym przez kolana, obserwowaem stado. Jedcy

minli mnie, minli owce i podjechali prosto do wody. Rozpoznaem jabkowitego konia. Kiedy by rebakiem, Brus powiedzia, e wyronie na doskonaego wierzchowca. Przypomniaem sobie zbyt ywo, jak ksi Wadczy pldrowa Kozi Twierdz, nim zostawi j wasnemu losowi. Zapalia si we mnie iskierka gniewu; dziki temu atwiej mi byo siedzie i wyczekiwa na odpowiedni chwil. Po pewnym czasie doszedem do wniosku, e onierze s zwyczajnie w drodze, podobnie jak my, i po prostu zjechali na noc nad wod.

Wanie wtedy przywlk si do mnie Chucherko. - Masz i do obozu - powiedzia ze le skrywan irytacj. Chucherko zawsze kad si spa zaraz po jedzeniu. Spytaem, skd zmiana kolejnoci warty. - Przez stra krlewsk - odpar rozdraniony. - Wszdzie ich peno, chc zobaczy wszystkich podrnych. I przeszukali wozy. - A czego szukaj? - zapytaem bez wikszego zainteresowania. - Niech mnie licho, jeli wiem. I

nie zamierzam pyta. Jeszcze mi ycie mie. Ale ty moesz zapyta, skoro masz ochot. Zabraem kij i wrciem do obozu. Miecz nadal miaem u pasa. Nie zamierzaem go ukrywa. Kademu wolno nosi miecz, a moe bd musia go uy. W obozie wrzao jak w ulu. Opoka i jej ludzie przygldali si temu odrobin bojaliwie, ale i ze zoci. Stranicy nkali akurat druciarza. Kobieta w barwach samozwaczego krla kopna stert garnkw, a potem krzykna, e moe szuka, czego chce i jak jej si podoba.

Druciarz milcza, kulc ramiona. Wyglda, jakby te ju zakosztowa kopniakw. Dwch onierzy przytrzymywao jego on i crk za wykrcone do tyu rce. Matka, cho z nosa cieka jej struka krwi, nadal si wykcaa, gotowa do walki. Stanem obok Szkopua, jakbym tam tkwi od pocztku wiata. aden z nas si nie odezwa. Kapitan stray skoczy z wozem druciarza. Nagle ciarki przeszy mi po plecach. Znaem go. To by Piorun, faworyt ksicia Wadczego, ceniony za umiejtne posugiwanie si piciami. Ostatnim razem

widziaem go w lochach. To on zama mi nos. Serce zabio mi szybciej, krew pulsowaa w uszach. Zaczo mi ciemnie przed oczyma. Usiowaem oddycha spokojnie. Kapitan wyszed na rodek obozu. - To wszyscy - bardziej stwierdzi, ni zapyta. Zgodnie pokiwalimy gowami. Przesun po nas wzrokiem. Spuciem oczy. Z najwyszym wysikiem powstrzymywaem donie od signicia po n lub po miecz. Wiele mnie kosztowao, eby sta swobodnie.

- aosna banda wczgw. Bylimy dla niego godni pogardy. Przewodnik! Bylimy w drodze cay dzie. Ka chopakowi zaj si naszymi komi. Przygotuj co do jedzenia. Potrzebujemy wicej opau. I ciepej wody do mycia. Znowu na nas zerkn. - Nie szemra mi tam, dobrze radz! Czowieka, ktrego szukamy, nie ma midzy wami, nic wicej nas nie obchodzi. Rbcie, co trzeba, a nie bdziecie mieli kopotw. Moecie si zaj swoimi sprawami. Da si sysze lekki szmerek przytakiwa, ale wikszo suchajcych przyja przemow

cisz. Kapitan prychn pogardliwie, potem zwrci si do podwadnych i co do nich powiedzia. Chocia rozkazy im si nie spodobay, ci dwaj, ktrzy niepokoili on druciarza, stanli na baczno. Zajli miejsce przy ognisku rozpalonym przez Opok, zmuszajc czonkw naszej karawany do odejcia. Opoka zamienia kilka sw ze swoimi pomocnikami, po czym dwch odeszo zaj si komi stranikw, a trzeci nanie wod. Ona sama ruszya ciko po zapasy ywnoci. Do obozu powrci kruchy spokj. Wilga rozpalia drugi, mniejszy

ogie. Usiada przy nim wraz z trup aktorsk i pomocnikami Opoki. Wacicielka koni oraz jej m pooyli si spa. - Chyba ju nic si nie bdzie dziao - zauway Szkopu, ale jednoczenie nerwowo wykrca palce. - Musz si wyspa. Ty si z Chucherkiem umawiaj, ktry kiedy ma wart. Ruszyem z powrotem do owiec. Zatrzymaem si po drodze i spojrzaem na obz. Stranicy rysowali si jako czarne sylwetki wok ognia; prnowali gawdzc, tylko jeden sta na uboczu,

trzymajc wart. Patrzy w stron drugiego ogniska. Poszedem za jego wzrokiem. Nie potrafiem zdecydowa, czy Czarka patrzy tylko na niego, czy te na nich wszystkich. Tak czy inaczej, nietrudno byo odgadn, co jej si kuje w gowie. Skrciem i wrciem do wozu Opoki. Wyjmowaa z workw soczewic; odmierzaa ziarna do kocioka na zup. Dotknem lekko jej ramienia. Podskoczya. - Przepraszam. Moe przyda si pomoc?

Uniosa brew, zdziwiona. - Do czego? Spuciem wzrok na swoje stopy, starannie wybraem kamstwo. - Nie podobao mi si, jak patrzyli na on druciarza. - Potrafi sobie radzi z nieokrzesanymi mczyznami. Inaczej nie mogabym by przewodnikiem karawany. Wsypaa do kocioka sl, potem gar przypraw. Pokiwaem gow i nie

powiedziaem nic. Bya to prawda zbyt oczywista, eby j kwestionowa. Mimo wszystko nie odszedem, wic po kilku chwilach Opoka podaa mi wiaderko, ebym przynis wody na zup. Usuchaem jej chtnie. Potem staem jej za plecami, a napomniaa mnie szorstko, ebym przesta zawadza. Przeprosiem i wycofaem si, przewracajc przy tym wiaderko. Wobec tego jeszcze raz przyniosem wieej wody. Wziem koc z wozu Szkopua i szczelnie si we zawinem. Kilka godzin leaem pod wozem, ale nie spaem. Obserwowaem Wilg i

Czark. Zauwayem, e pieniarka nie wyja harfy tego wieczoru, jak gdyby nie chciaa na siebie zwraca uwagi. Jako mnie to uspokoio co do jej zamiarw. Moga przecie przysi si do ognia stranikw z harf w doniach, zyska ich przychylno kilkoma pieniami, a potem zaproponowa korzystn transakcj. Ona jednak zdawaa si zajta, podobnie jak ja, obserwacj Czarki. Dziewczyna jeden raz podniosa si z miejsca przy ogniu. Nie syszaem, co powiedziaa Wilga, ale Czarka spojrzaa na ni wcieka, a mistrz Jar gniewnym gosem nakaza dziewczynie wraca

na miejsce. On z ca pewnoci nie chcia mie ze stranikami nic do czynienia. Nawet kiedy wszyscy pooyli si spa, ja nie zaznaem spokoju. Nadszed czas, by zluzowa Chucherko; poszedem niechtnie, gdy nie miaem adnej pewnoci, czy Czarka nie wykorzysta godzin nocnych na odwiedziny u stranikw. Chucherko na warcie spa jak zabity; musiaem go obudzi, eby wysa do wozu. Okryem ramiona kocem i zatopiem si w rozmylaniach o szeciu stranikach picych przy ogniu. Jake nienawidziem jednego z nich!

Przypominaem go sobie scena po scenie - gupio umiechnity nakada skrzane rkawice, szykujc si do bicia; nadsany, gdy ksi Wadczy udziela mu reprymendy za to, e zama mi nos, przez co prezentowabym si nie najlepiej, gdyby ksita mieli yczenie mnie zobaczy. Pamitaem, z jak nonszalancj wypenia zlecone przez ksicia Wadczego zadanie, jak atwo pokona moj obron, gdy ze wszech si broniem si przed Moc Stanowczego. Piorun mnie nie Przesun po mnie rozpozna. wzrokiem

obojtnie, nie pozna dziea wasnych rk. Siedziaem i mylaem o tym jaki czas. Chyba rzeczywicie bardzo si zmieniem. Nie tylko z powodu blizn. Nie tylko z powodu brody i stroju pastucha, nie tylko z powodu chudoci i pokrywajcego mnie brudu. Bastard Rycerski zapewne nie staby cicho, czekajc, a rodzina druciarza sobie sama poradzi, nie spuciby gowy pod spojrzeniem Pioruna. Bastard Rycerski moe nie otruby szeciu ludzi po to, eby zabi jednego. Zmdrzaem, czy byem ju zmczony? Pewnie jedno i drugie. Nie byem z siebie dumny.

Dziki zmysowi Rozumienia wyczuwam obecno innych ywych istot w pobliu. Wszystkich istot ywych. Nieczsto si zdarza, eby kto zdoa mnie zaskoczy. Oni te mnie nie zaskoczyli. Wanie wit zacz bieli smoliste niebo, gdy przyszli po mnie onierze Pioruna. Siedziaem nieruchomo. Najpierw ich wyczuem, a potem usyszaem ostrone kroki. Piorun posa do tego zadania ca pitk. Ze wzrastajcym przeraeniem zastanawiaem si, co zrobiem le, dlaczego trucizna nie zadziaaa. Czy stracia moc w czasie dugiej podry? Czy moe nie powinna by

gotowana w zupie? Przysigam, w tamtej chwili mylaem tylko o tym, e Cier nie popeniby takiego bdu. Powiodem wzrokiem po lekko falujcej rwninie. Krzewy i kilka ska. Nie byo gdzie si ukry. Gdybym si rzuci do ucieczki, zapewne na jaki czas zgubibym ich w ciemnociach. W kocu by jednak wygrali. Musiabym wrci do wody. Pewnie by nawet mnie nie cigali, wystarczyo siedzie nad wod i czeka. Zreszt ucieczka oznaczaaby przyznanie, e jestem Bastardem Rycerskim. Poganiacz Miy nie mia powodu ucieka.

Podniosem wzrok, drgnem przestraszony, ale - mam nadziej nie zdradziem, e serce z przeraenia mao nie rozsadzio mi piersi. Wstaem, gdy jeden z odakw chwyci mnie za rami. Nie broniem si. Patrzyem na niego z niedowierzaniem. Inny podszed z drugiej strony, odebra mi miecz oraz n. - Chod do ognia - rozkaza gburowato. - Kapitan chce na ciebie rzuci okiem. Szedem wolno, prawie powczc nogami, a kiedy stanlimy przy ognisku, przeskakiwaem

przestraszonym wzrokiem z jednej twarzy na drug, pamitajc, eby nie wyrnia Pioruna. Nie miaem pewnoci, czy zdoabym niczego po sobie nie da pozna. Kapitan wsta, kopniakiem roznieci przygasajce pomienie. Przez jaki czas tylko mi si przyglda. Wreszcie wyd wargi, obrzuci swoich onierzy wzrokiem penym obrzydzenia. Lekko pokrci gow, dajc im zna, e nie jestem tym, kogo szuka. Odwayem si wzi gbszy oddech. Ktem oka ujrzaem blad twarz Czarki wygldajc zza rogu wozu trupy teatralnej.

- Jak si nazywasz? - zapyta mnie ostrym tonem. Zezowaem ogie. na niego poprzez

- Miy, panie. Jestem pasterzem. Nie zrobiem nic zego. - Naprawd? Wobec tego jeste jedynym takim okazem na wiecie. Sdzc po twojej mowie, pochodzisz z Ksistwa Koziego, Miy. Zdejmij turban. - Jestem z Ksistwa Koziego, panie. Ale czasy tam cikie. Popiesznie cignem turban i

staem, mnc go w doniach. Nie posuchaem rady Wilgi i nie poczerniem wosw. Przy bliszych ogldzinach nic by to nie dao. Wyskubaem biae wosy. Nie wszystkie, ale teraz wyglday bardziej na pocztki siwizny ni srebrny kosmyk nad brwi. Piorun obszed ognisko, chwyci mnie za wosy i odchyli mi gow do tyu, eby zajrze w twarz. By wielki i silny. Nagle wrciy wszystkie straszne wspomnienia. Przysigam, pamitaem nawet jego zapach. Nie stawiaem oporu, kiedy mnie oglda. Nie patrzyem mu w oczy. Zerkaem na niego i uciekaem

wzrokiem, jakby szukajc ratunku. Zauwayem, e Opoka stana opodal, skrzyowawszy rce na piersi. - Go ja tu widz? Blizna na policzku! - odezwa si Piorun. - Tak, panie. Mam j od dziecka. Spadem z drzewa, zahaczyem o ga... - Nos te wtedy zamae? - Nie, panie, to w bjce, w tawernie, jako przeszego roku... - cigaj koszul! - rozkaza.

Dugo gmeraem przy konierzyku, wreszcie pocignem tkanin do gry i zsunem j przez gow. Sdziem, e chcia obejrze moje przedramiona i przygotowaem swoj histori z gwodziem. A on pochyli si, eby obejrze miejsce na karku, gdzie podczas dawno zapomnianego starcia jeden z nieszcznikw dotknitych kunic wygryz mi kawa ciaa. Zdrtwiaem. Piorun spojrza na gruzowat blizn. Odrzuci gow do tyu i rozemia si gono. A niech mnie! Nie przypuszczaem, e to ty, bkarcie. Byem pewien, e to nie ty. Ale ten

znak pamitam. Zobaczyem go, gdy pierwszy raz powaliem ci na podog. - Potoczy wzrokiem po otaczajcych nas ludziach. Na jego twarzy malowao si zaskoczenie i rado. - To on! Mamy go! Krl kaza czarownikom Mocy szuka go od morza po gry, a on wpad nam w rce jak dojrzay owoc. - Obliza wargi, popatrzy na mnie godnym wzrokiem. Bio od niego dziwne pragnienie, przeraajce. Chwyci mnie za gardo, podnis, ledwie dotykaem ziemi czubkami palcw. Suchaj, chystku - wysycza. Werdykt by moim przyjacielem. Rad zabibym ci na miejscu, a

powstrzymuje mnie wcale nie sto zotych monet, obiecane za dostarczenie ci ywego, tylko wiara, e krl zrobi to znacznie ciekawiej ni ja. Znowu bdziesz mj, tym razem w krgu areny. A przedtem jeszcze czeka ci spotkanie z krlem. Odepchn mnie mocno, prosto w pomienie. Potykajc si uciekem z ogniska i po drugiej stronie zostaem natychmiast schwytany przez dwch onierzy. Obrzuciem jednego i drugiego dzikim wzrokiem. - To pomyka! - krzyknem. -

Straszna pomyka! - Zaku go - rozkaza Piorun ochryple. Nagle wystpia Opoka. - Jeste pewien, e to czowiek, ktrego szukasz? Spojrza jej prosto w oczy dowdca dowdcy. - Jestem pewien. To Bastard skaony Rozumieniem. Przez twarz Opoki wyraz obrzydzenia. przemkn

- Bierzcie go wic i rbcie z nim, co chcecie. - Odwrcia si na picie i odesza. Moi stranicy suchali tej wymiany zda, nie do uwanie pilnowali dygoczcego nieszcznika. Zaryzykowaem. Szarpnem si w stron ognia, wyrwaem ramiona z niedbaego ucisku. Odepchnem zaskoczonego Pioruna na bok i puciem si biegiem, kilkoma susami pokonaem obz, minem wz druciarza i ju miaem przed oczyma tylko rozleg rwnin. wit powlk j szaroci, wygldaa jak bezksztatny zgnieciony koc. adnej kryjwki, adnego celu. Biegem,

byle dalej. Spodziewaem si pogoni, pieszej albo konnej. Nie spodziewaem si procy. Pierwszy kamie uderzy mnie w opatk; straciem czucie w ramieniu. Biegem dalej. Z pocztku byem przekonany, e dosiga mnie strzaa. Nastpny kamie trafi w gow. Gdy odzyskaem przytomno, leaem skrpowany. Lewe rami pulsowao blem, ale nie tak bardzo, jak wielki guz na gowie. Udao mi si usi. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Od kdki przy doniach dwa dugie acuchy

prowadziy do dwch obrczy na kostkach ng, poczonych w kajdany trzecim acuchem, tak krtkim, e nie pozwalaby na zrobienie swobodnego kroku, gdybym zdoa wsta. Nic nie powiedziaem, nic nie zrobiem. Nie miaem adnych szans przeciwko szstce uzbrojonych ludzi. Nie chciaem im da najmniejszego pretekstu do brutalnego postpowania. Mimo wszystko wiele mnie kosztowao, eby siedzie spokojnie. acuchy mi ciyy, zimny metal ksa ciao. Siedziaem ze spuszczon gow. Piorun zauway, e wrciem do

przytomnoci. Podszed, stan nade mn. Patrzyem na jego stopy, nie wyej. - Powiedz co, ptaku! - zada nagle. - Pojmalicie nie tego czowieka, panie - odezwaem si niemiao. Wiedziaem, e nie mam szans go przekona, ale moe zasiej zwtpienie w jego ludziach. Piorun rykn miechem. Wycign si przy ogniu. - No to masz pecha. Ale wydaje mi si, e prbujesz nas oszuka.

Bastardzie, jake to zrobi, e oye? - Nie rozumiem, o czym mwisz, panie. Zerwa si jak byskawica i doskoczy do mnie. Prbowaem wsta, lecz nie byo przed nim ucieczki. Chwyci za acuch, poderwa mnie do gry, wymierzy mi piekcy policzek wierzchem doni. - Patrz na mnie! - rozkaza. Wlepiem w niego barani wzrok.

Dlaczego Bastardzie?

nie

umare,

- Panie, to nie ja... Nie jestem Bastardem... Uderzy po raz drugi. Cier powiedzia mi kiedy, e podczas tortur naley skupi si na tym, co mona mwi, a nie na tym, czego powiedzie nie wolno. Wiedziaem, e gupio jest upiera si przy swoim. Piorun zna prawd. Skoro jednak ju obraem t taktyk, trzymaem si jej kurczowo. Gdy uderzy mnie po raz pity, usyszaem zza plecw gos

jednego z onierzy. - Kapitanie... Piorun obrzuci spojrzeniem. - Co jest? onierz zwily wargi. - Pojmany mia by ywy, kapitanie. Jeli ma by wart ceny w zocie. Widziaem gd w jego renicach, nieopanowane podanie, podobne do tego, jakie trawio dawniej krla go wciekym

Szczerego, gdy uywa Mocy. Ten czowiek lubi zadawa bl. Lubi zabija powoli. Poniewa nie mg tego zrobi, nienawidzi mnie jeszcze bardziej. - Wiem - odpar szorstko. Wzi zamach, a ja nie miaem si jak uchyli.

*** Gdy znowu odzyskaem przytomno, dzie wsta na dobre. Bl. Przez jaki czas byo to jedyne

doznanie. Straszny bl w ramieniu i niej, w ebrach po tej samej stronie. Z pewnoci zostaem skopany. Dlaczego bl zawsze bardziej daje si we znaki, kiedy czowiekowi jest zimno? Dziwnie mao mnie obchodzio moje pooenie. Nie chciaem otwiera oczu. Karawana szykowaa si do drogi. Czarka zawodzia wniebogosy, e wedle prawa jej si te pienidze nale. Mistrz Jar kaza dziewczynie wsiada do wozu. Po chwili jednak usyszaem skrzypienie jej krokw na suchej ziemi, coraz bliej. Odezwaa si do Pioruna:

- Przecie miaam racj. Pan nie chcia mi wierzy, ale ja miaam racj - lamentowaa. - Znalazam go wam. Gdyby nie ja, pojechalibycie dalej, chocia mielicie go pod samym nosem. Mnie si naley zoto. Ale dam wam poow. To uczciwa propozycja, musicie przyzna. - Wsiadaj do wozu - odpar Piorun chodno. - Bo inaczej, gdy twj mistrz odjedzie i my ruszymy w drog, bdziesz miaa przed sob dugi spacer. Wystarczyo jej rozumu, eby nie dyskutowa, ale wracajc do wozu

lalkarzy, kla pod nosem jak szewc. Usyszaem jeszcze, jak mistrz Jar zorzeczy, e same przez ni kopoty i e z radoci si jej pozbdzie, jak tylko dotr nad Jezioro Bkitne. - Okruszyna, postaw go na nogi rozkaza komu Piorun. Zostaem oblany wod. Straniczka chwycia krpujcy mnie acuch i pocigna. Wszystko mnie zabolao. - Wstawaj! - polecia. Zdoaem skin gow. Jeden zb

miaem obluzowany. Widziaem tylko na jedno oko. Chciaem podnie rce do twarzy, eby si zorientowa, jak bardzo jest opuchnita, ale Okruszyna znowu szarpna acuchy. - Bdzie szed, czy jecha? spytaa. Prostowaem si wysikiem. z ogromnym

- Najchtniej bym go pocign za koniem, ale by nas opnia. Niech jedzie. Ty usidziesz z ucznikiem, a jego wsad na swojego konia, przywi do sioda i dobrze trzymaj

wodze. Udaje teraz gupiego, ale jest przebiegy i sprytny. Nie wiem, czy potrafi robi wszystko, co ludzie o nim opowiadaj, ale nie chc tego sprawdza na wasnej skrze. Dlatego pamitaj, mocno trzymaj wodze. A gdzie jest ucznik? - Skoczy w krzaki, kapitanie. Jakie kopoty z odkiem. Ca noc nie zmruy oka. - Zawoaj go. - Ton gosu Pioruna nie pozostawia wtpliwoci, e kapitan nie jest zainteresowany kopotami swoich ludzi. Straniczka popieszya wykona rozkaz, zostawiajc mnie, ledwie stojcego

na wasnych nogach. Podniosem donie do twarzy. Zanim straciem przytomno, Piorun uderzy mnie tylko raz, ale najwyraniej pniej nastpiy kolejne ciosy. Przetrwaj - nakazaem sobie surowo. - Przeyj i czekaj na okazj. Piorun przypatrywa badawczo. Wody... bekotliwie. mi si

poprosiem

Nie spodziewaem si, e dostan, a jednak odwrci si do

jednego z onierzy i wyda rozkaz oszczdnym gestem. Kilka chwil pniej przyniesiono mi kubek wody i dwa suchary. Najpierw si napiem, potem spryskaem twarz. Suchary byy twarde, a ja miaem pokaleczone i obolae usta, lecz mimo wszystko staraem si zje jak najwicej. Wtedy zauwayem, e znikna moja sakiewka. Pewnie Piorun j sobie przywaszczy, gdy byem nieprzytomny. Serce mi zadrao na myl, e straciem kolczyk Brusa. Gryzc ostronie suchar, zastanawiaem si, co kapitan pomyla o znalezionych w sakiewce proszkach.

Kaza nam wsiada na konie, jeszcze nim karawana ruszya w drog. Dostrzegem raz Wilg, ale nie potrafiem odczyta wyrazu jej twarzy. Chucherko oraz mj pracodawca udawali, e jestem dla nich zupenie obcy. Posadzono mnie na rosej klaczy. Donie przywizano mi do kuli u sioda; nie mgbym jecha wygodnie ani nawet znonie, nawet gdybym si nie czu jak worek poamanych koci. Nie zdjto mi kajdan, usunito tylko krtki acuch z ng. Dusze, czce stopy z nadgarstkami, zostay zahaczone na siodle. Metal obciera

mi bolenie ciao. Nie miaem pojcia, co si stao z moj koszul, lecz bardzo mi jej brakowao. Ciepo bijce od konia i ruch miay mnie troch rozgrza, ale adna to wygoda. Kiedy wreszcie bardzo blady ucznik wdrapa si na siodo za plecami Okruszyny, ruszylimy z powrotem do Kupieckiego Brodu. A wic moja trucizna spowodowaa zaledwie rozstrj odka u jednego z onierzy. Takim byem skrytobjc. Chod do mnie! Gdybym tylko mg pomylaem rozalony, trzsc si

na koniu. - Gdybym tylko mg... Kady krok wierzchowca budzi we mnie bezlitosny bl. Nie wiedziaem, czy rami mam zamane, czy tylko wywichnite ze stawu. Zastanawiajce byo przedziwne uczucie dystansu do wszystkiego, co mnie dotyczyo. Nie potrafiem sobie wyobrazi, jak miabym si uwolni z acuchw, a co dopiero uciec i ukrywa si na tej rwninie. Draem od chodu niesionego wiatrem. Signem do umysu klaczy, ale tylko daem jej zna o moim blu. Nie chciaa sucha skarg, w dodatku nie bya zachwycona, e czu mnie owcami.

Gdy drugi raz si zatrzymalimy, eby ucznik mg odej na stron, podjecha do mnie Piorun. - Jak to zrobie, Bastardzie? Widziaem twoje ciao; bye martwy. Potrafi pozna trupa. Jak to si stao, e znowu yjesz? Miaem tak pokaleczone usta, e nie potrafibym wydoby sowa, nawet gdybym chcia. Po duszej chwili Piorun prychn niecierpliwie. - Nie licz, e to si powtrzy. Tym razem osobicie ci powiartuj. Mam w domu psa. Bestia re wszystko. Pomoe mi si pozby

twojego serca i wtroby. Co ty na to, Bastardzie? Wspczuem jego psu, ale nie powiedziaem nic. Kiedy ucznik niepewnym krokiem podszed do konia, Kruszyna pomoga mu wspi si na siodo. Piorun spi wierzchowca ostrogami i wrci na czoo oddziau. Ruszylimy. Wkrtce ucznik spowodowa trzeci postj. Zsun si z koskiego grzbietu, niepewnie uczyni kilka krokw i zwymiotowa. Nagle upad twarz w miaki py. Jeden z onierzy rozemia si gono, lecz gdy ucznik tylko przetoczy si na

bok i lea, jczc gucho, Piorun rozkaza sprawdzi, co mu dolega. Okruszyna zsiada z konia. Podaa ucznikowi wod, ale nie mg uchwyci bukaka, wic przytkna mu go do ust. Woda tylko popyna po brodzie. Okruszyna podniosa wzrok; oczy miaa okrge ze zdumienia. - Kapitanie, on nie yje - rzeka lekko drcym gosem. Wygrzebali pytki grb, naznosili na niego kamieni. Zanim pogrzeb si skoczy, dwch onierzy zaczo wymiotowa. Wszyscy zgodnie doszli do wniosku, e

przyczyn bya za woda. Tylko Piorun przyglda mi si zmruonymi oczyma. Nikt si nie pofatygowa, eby mnie zdj z konia. Przygarbiem si, jakby mnie bola brzuch, i ani razu nie podniosem wzroku. Wcale nie byo mi trudno udawa chorego. Piorun kaza ludziom dosi koni i ruszylimy. Do poudnia stao si jasne, e nikt nie czuje si dobrze. Najmodszy onierz niebezpiecznie kiwa si w siodle. Piorun zatrzyma nas na krtki odpoczynek, ktry znacznie si przecign. Skoro tylko jeden z onierzy przestawa wymiotowa, zaraz zaczyna drugi.

Wreszcie Piorun, nie baczc na jkliwe sprzeciwy, kaza wszystkim wraca na konie. Ruszylimy znowu, tyle e wolniej. Od kobiety prowadzcej niosc mnie klacz dolatywaa kwana wo potu i wymiotw. Bylimy akurat na niewielkim wzniesieniu, kiedy Okruszyna spada z sioda. Wbiem pity w boki klaczy, ale ona tylko zrobia kilka krokw bokiem i pooya po sobie uszy - zbyt dobrze uoona, eby galopowa z wodzami wiszcymi luno u wdzida. Piorun zatrzyma oddzia; wszyscy natychmiast zsiedli, jedni jeszcze

wymiotowali, inni legli na ziemi obok koni. - Rozbi obz - rozkaza Piorun, cho godzina bya wczesna. Odszed na bok, przez jaki czas wstrzsay nim gwatowne torsje. Okruszyna nie wstaa. W kocu Piorun podszed do mnie i przeci sznury, ktrymi przywizano mi nadgarstki do kuli u sioda. Pocign za acuch, a ja spadem prosto na niego. Chwiejnym krokiem odszedem kawaek, potem osunem si na ziemi, ciskajc brzuch rkoma.

Przykucn obok. Chwyci mnie za kark, cisn mocno. Czuem jednak, e nie jest ju silny jak niegdy. - Jak ci si zdaje, Bastardzie? wychrypia. - Czy to za woda? Czy moe co innego? - Jego oddech i cae ciao cuchno rzygowinami. Wydaem z siebie zdawiony bulgot i pochyliem si ku niemu, jakbym mia wymiotowa. Odsun si ode mnie znuony. Tylko dwch onierzy zdoao rozsioda swoje wierzchowce. Inni leeli na suchej ziemi, skrceni z blu. Piorun chodzi pomidzy nimi,

przeklinajc soczycie. Jeden z silniejszych onierzy zacz w kocu zbiera opal na ognisko, drugi powlk si do koni. Niewiele przy nich zrobi, tyle e rozpi poprgi i cign sioda z grzbietw. Piorun przytwierdzi mi krtki acuch u kostek. Tego wieczoru umaro jeszcze dwch onierzy. Piorun sam odcign ich ciaa na bok, ale nie mia siy na nic wicej. Ognisko, ktre udao si rozpali, wkrtce zagaso. Noc nastaa ciemna i zimna. Syszaem jki onierzy. Nerwowo krciy si nie napojone konie. Tskniem za wod i ciepem.

Bolao mnie cae ciao. Nadgarstki miaem obtarte do krwi. Bolay mniej ni rami, ale bez przerwy nie sposb byo o nich zapomnie. Ko opatki miaem pewnie pknit. Podszed do mnie Piorun. Sania si na nogach, oczy mia zaropiae, policzki zapadnite. Chwyci mnie za wosy. Jknem. Umierasz, Bastardzie? wychrypia. Jknem ponownie, sabo sprbowaem si wyswobodzi. Najwyraniej polepszy mu si humor. - To dobrze. Bardzo dobrze. Niektrzy

gadaj, e rzucie na nas czar Rozumienia. Ale za woda moe zabi kadego, skaonego czy nie skaonego Rozumieniem. Mimo wszystko tym razem chc mie pewno. Doby mojego noa. Pocign mnie za wosy, eby odsoni gardo. Poderwaem do gry skute donie, upnem go w twarz cikim acuchem. Jednoczenie odepchnem go ca si Rozumienia, jak udao mi si zebra. Odpad ode mnie. Odczoga si kilka krokw, przewrci na bok. Oddycha ciko. Po jakim czasie ucich zupenie. Zamknem oczy,

wsuchujc si w t cisze. Jego mier powitaem rwnie radonie jak promienie soca na twarzy. Dzie by ju w peni, gdy zdoaem otworzy oko. Jeszcze trudniej byo podpezn do ciaa Pioruna. Zesztywniaem i przy kadym ruchu wszystko mnie bolao. Przeszukaem trupa dokadnie. W sakiewce znalazem kolczyk Brusa. Moe to dziwne, lecz od razu woyem go w ucho, eby nie zgubi. Razem z kolczykiem znalazem te trucizny. Nie byo tam tylko klucza do moich kajdan. Chciaem powybiera swoje rzeczy, ale soce zaczo mi strasznie

dokucza, wic przytroczyem sakiewk Pioruna u swego pasa. Cokolwiek w niej mia, teraz naleao do mnie. Nasza mnie refleksja, e jeli ju otruem czowieka, rwnie dobrze mog go obrabowa. Poczucie godnoci najwyraniej przestao znaczy dla mnie wiele. Klucz mia najprawdopodobniej ten, kto mnie zaku. Podpezem do nastpnego ciaa, ale w sakiewce znalazem tylko troch suta. Usiadem, bo usyszaem na suchej ziemi szelest niepewnych krokw. Podniosem wzrok, zmruyem oczy przed socem. Chopak szed

wolno, chwiejnie. W jednej doni trzyma bukak. W drugiej klucz. Jakie dziesi krokw ode mnie stan. - Twoje ycie za moje wychrypia. Ledwie si trzyma na nogach. Nie odpowiedziaem. - Woda i klucz do kajdan odezwa si ponownie. - I ko. Ktrego zechcesz. Nie bd prbowa ci zatrzyma. Tylko zdejmij ze mnie przeklestwo Rozumienia.

Taki by mody i taki aosny. - Prosz ci - jkn. Pokrciem wolno gow. - To trucizna - powiedziaem. Nie mog nic poradzi. Przyglda mi si z gorycz, z niedowierzaniem. - Musz umrze? Dzisiaj? Wyszepta suchymi wargami. Pokiwaem gow. - Niech ci szlag! - wrzasn resztk si. - Wic i ty umrzesz. -

Umrzesz niechybnie! - Rzuci klucz w pustyni, najdalej jak mg, a potem niezdarnie pobieg do koni. Wierzchowce przez noc, a potem cay ranek czekay na ziarno i wod. Byy wietnie uoone, lecz zmczyy je trudy podry, niepokoia wo choroby i mierci. Gdy modzik krzykn nagle, a potem upad twarz do ziemi, wielki deresz podrzuci bem i parskn z przestrachem. Wysaem do niego uspokajajce myli, ale nie sucha. Ruszy z kopyta, a za nim reszta koni. Ttent kopyt nie przypomina grzmotu burzy; raczej cichnce stukanie kropel deszczu, ktry

odchodzc ycie.

zabiera

nadziej

na

Chopiec wicej si nie podnis, ale nie umar od razu. Szukajc klucza, musiaem sucha jego gasncych jkw. Bardzo pragnem pj po wod, ale obawiaem si, e jeli raz si odwrc, nigdy ju nie bd potrafi zdecydowa, ktra bezkresna poa piachu skrywa klucz od mych kajdan. I tak pezaem na czworakach, zakuty w acuchy, lepic w ziemi zdrowym okiem. Cho oddaliem si od chopca, cho w kocu wyzion ducha, cigle syszaem jego jki. Niekiedy i dzi

je sysz. Jeszcze jedno mode ycie przerwane bez potrzeby, bez poytku, jako skutek zemsty ksicia Wadczego. A moe mojej. W kocu znalazem klucz, akurat gdy nabraem przekonania, e zachodzce soce ukryje go na zawsze. By sabo obrobiony i ciko obraca si w zamku, ale zadziaa. cignem kajdany. Lew stop miaem zimn, jak obumar. Po kilku minutach oya blem. Szukaem wody. onierze wysuszyli bukaki, gdy trucizna pozbawia ich wntrznoci wszelkich pynw. W tym, ktry nis chopiec,

zostao ledwie kilka ykw. Jak najduej przetrzymywaem wod w ustach, nim j poknem. Przy siodle Pioruna znalazem flaszk okowity. Pocignem raz, potem j zatkaem. Do wody miaem troch ponad dzie drogi. Dam rad. Bd musia. Przeszukaem zmarych i wziem wszystko, co uznaem za potrzebne. Przejrzaem zawarto skrzanych toreb przy siodach oraz tobokw. Znalazem niebiesk koszul, ktra pasowaa na mnie w ramionach, cho sigaa mi prawie do kolan. Miaem suszone miso i ziarno, soczewic i fasol, odzyskaem

miecz. Wziem n Pioruna, lusterko, kocioek, kubek oraz yk. Rozpostarem koc i wszystko to na nim uoyem. Dodaem jeszcze zmian ubrania, troch na mnie przyduego, lecz lepsze to ni nic. Paszcz Pioruna by za dugi, ale dobrze uszyty, wic te go wziem. Jeden z onierzy mia troch ptna na bandae i kilka maci. Wziem i to, dorzuciem pusty bukak i znalezion u Pioruna flaszk okowity. Mogem poszuka jeszcze pienidzy i klejnotw. Mogem dwiga dziesitki przedmiotw, ktre pewnie by mi si przyday, ale

pragnem jak najszybciej si oddali od smrodu wzdtych cia. Zwinem ciasny tumok, zwizaem skrzanymi pasami z uprzy. Kiedy zarzuciem go na zdrowe rami, i tak wydawa si za ciki. Bracie? Pytanie brzmiao niepewnie, sabo, nie tylko z powodu odlegoci. Czowiek mgby w ten sposb wymwi sowo w jzyku, ktrego nie sysza od wielu lat. yj, stadem. lepunie. Zosta ze

Nie potrzebujesz mnie? - Czu si winny. Zawsze chc wiedzie, e jeste wolny i ywy. Wyczuem lekkie potaknicie, niewiele wicej. Po jakim czasie zastanowiem si, czy ta rozmowa nie bya tylko wytworem mojej wyobrani. Przecie jednak czuem si dziwnie wzmocniony, gdy zagbiem si w coraz czarniejsz noc.

Rozdzia trzynasty Bkitne

Rzeka Chd koczy swj bieg w Jeziorze Bkitnym. Dao ono imi najwikszemu miastu na swoich brzegach. We wczesnych latach panowania krla Roztropnego ziemie okalajce poudniowowschodni stron jeziora znane byy z yznych pl i sadw. Z wyjtkowo

sodkich winogron toczono wino, z ktrego bukietem adne nie mogo rywalizowa. Wino Bkitne znane byo w caym Krlestwie Szeciu Ksistw, a dziki karawanom docierao nawet do Miasta Wolnego Handlu. Potem nastay posuchy, za nimi przyszy bezlitosne poogi. Waciciele winnic nigdy nie odbudowali dawnej wietnoci. Bkitne poczo z wolna polega bardziej na handlu ni rolnictwie. Dzisiaj to miasto jest orodkiem handlowym, gdzie spotykaj si karawany z Ksistwa Trzody oraz z caej Krainy Miedzi, by wymieni dobra z ludem Krlestwa Grskiego.

W miesicach letnich po spokojnych wodach jeziora pywaj ogromne barki, lecz zim burze schodzce z gr spdzaj eglarzy na brzeg i kad kres handlowi na wodzie.

*** Ogromny pomaraczowy ksiyc wisia nisko na czystym niebie. Gwiazdy wieciy jasno. Pod tymi samymi gwiazdami wracaem swego czasu do Koziej Twierdzy. Teraz miay mnie poprowadzi znowu do Krlestwa Grskiego.

Szedem ca noc. Z wolna i nie w jednym tempie, lecz nie ustawaem. Musiaem szybko dotrze do wody, bym cakiem nie opad z si. Otarem twarz bandaem zwilonym w okowicie i obejrzaem si w lusterku. Bez wtpienia kady by pozna, e przegraem jeszcze jedn walk. Twarz miaem obrzmia, posiniaczon. Nie zanosio si na nowe blizny. Liczne obtarcia pieky od okowity, ale te udao mi si usun niektre strupy - wreszcie otwarcie ust nie powodowao a tak potwornego blu. Byem godny, lecz nie chciaem je sonego suszonego misa, eby nie wywoa

jeszcze wikszego pragnienia. Nad wielk rwnin Ksistwa Trzody wzeszo soce, poprzedzone feeri barw. Nocny chd zela, tote rozpiem paszcz Pioruna. Szedem. W miar jak robio si widniej, z nadziej przygldaem si ziemi. Moe ktry z koni wrci do wodopoju? Niestety, nie dostrzegem wieych tropw, jedynie wczorajsze lady kopyt, ju zatarte przez wiatr. Dzie by jeszcze mody, gdy dotarem nad wod. Zbliaem si ostronie, ale nos i oczy powiedziay mi, e na szczcie nikogo tam nie

ma, Nie mogem liczy, e taki stan potrwa dugo. Byo to przecie stae miejsce postoju karawan. Przede wszystkim ugasiem pragnienie. Potem rozpaliem niewielki ogie. Zagrzaem kocioek wody, wrzuciem do niego troch soczewicy, kaszy oraz suszonego misa. Postawiem na kamieniu tu przy ogniu i gdy zupa si gotowaa, rozebraem si i porzdnie umyem. Wybraem miejsce, gdzie woda bya pytka, wic soce zdyo j podgrza. opatka bolaa mnie przy kadym ruchu, bolay obtarte przeguby i kostki u ng, guz na gowie, caa twarz... Nie byo sensu

sporzdza rejestru wszystkich urazw. aden nie by miertelny. C wicej si liczyo? Drcy od chodu wysuszyem si na socu, strzepnem ubranie i rozwiesiem na krzakach. Owinity paszczem Pioruna, piem okowit i mieszaem zup. Musiaem doda wicej wody, wic wydawao mi si, e lata cay upyny, nim kasza i soczewica zaczy mikn. Siedziaem przy ogniu, od czasu do czasu dorzucaem kilka gazek albo troch wyschnitego ajna. Na krtko nawet si zdrzemnem, cho staraem si by cay czas czujny. Zjadem zup, wypiem

jeszcze troch okowity. Niewiele jej zostao. Cho nieludzko zmczony, jednak umyem kocioek i zagrzaem jeszcze troch wody. Oczyciem najpowaniejsze cicia, posmarowaem je maci, owinem bandaami te, ktre si dao owin. Lewa kostka u nogi wygldaa brzydko. Nie mogem sobie teraz pozwoli na zakaenie. Kiedy podniosem wzrok, wiato dnia ju przygasao. Tak szybko odeszo. Ostatkiem si zagasiem ogie, zebraem swj skromny majtek i odszedem od wody. Potrzebowaem snu, a nie mogem ryzykowa, e natkn si na mnie

inni podrni. Znalazem niewielkie wgbienie osonite od wiatru przez krzewy; nie przeszkadzao mi, e czu tam smo. Rozoyem na ziemi derk, przykryem si paszczem Pioruna i zapadem w sen. Przez jaki czas na pewno spaem bez marze. Potem nawiedzi mnie jeden z tych niespokojnych snw, w ktrym kto woa moje imi, a ja nie potrafiem odgadn kto. Wia wiatr i pada deszcz. Nienawidziem tego samotnego wycia wichru. Otworzyy si drzwi i stan w nich Brus. By pijany. Czuem jednoczenie ulg rozdranienie.

Czekaem na jego powrt od wczoraj, a on zjawi si pijany. Jak mia! Przeszed mnie dreszcz, prawie si obudziem. To byy uczucia Sikorki. O niej niem Moc. Nie powinienem tego robi, ale w tym stanie sennej bezwiadomoci byem pozbawiony woli. Sikorka wstaa ostronie. Nasza crka spaa w jej ramionach. Przez mgnienie oka dostrzegem drobn twarzyczk, row i okrglutk, a nie pomarszczon, czerwon twarz noworodka, jak widziaem za pierwszym razem. Ale si zmienia! Sikorka zaniosa j do ka, uoya

delikatnie i przykrya rogiem koca. Nie odwracajc si, powiedziaa cicho. - Martwiam si o ciebie. Miae wrci wczoraj. - Wiem. Przepraszam - rzek Brus ochryple. - Nie powinienem by, ale... - by jaki przygaszony. - Mimo wszystko zostae w miecie i si upie - dokoczya Sikorka chodno. - Ja... Tak. Upiem si. - Zamkn za sob drzwi. Podszed do ognia, wycign ku pomieniom

zmarznite, czerwone donie. Z paszcza i z wosw kapaa mu woda. Wyranie nie zada sobie trudu, eby zaoy kaptur. Zsun worek z ramienia, pooy go na pododze. Zdj przemoczony paszcz i ciko opad na krzeso przy kominku. Pochyli si, potar chore kolano. - Nie przychod tu, kiedy jeste pijany - rzeka Sikorka gosem bez wyrazu. - Pijany byem wczoraj. Dzisiaj wypiem troch, ale pijany nie jestem. Teraz jestem tylko... zmczony. Bardzo zmczony. -

Zgarbi si, ukry twarz w doniach. - Nie moesz prosto siedzie - w gosie Sikorki narasta gniew Nawet nie wiesz, kiedy jeste pijany. Brus podnis na ni znuony wzrok. - Moe i masz racj - zaskoczy mnie. Westchn ciko. - Id oznajmi. Podnis si, skrzywi przenoszc ciar na chor nog. Sikork targny wyrzuty sumienia. Nawet si nie ogrza, a szopa, w ktrej nocowa, bya

zawilgocona i zimna. Trudno, sam sobie winien. Doskonale znal jej nastawienie do pijakw. Kady moe wypi piwo czy dwa, nie ma w tym nic zego, ona sama od czasu do czasu potrafia pocign yczek, ale wraca do domu zygzakiem i jeszcze prbowa jej wmawia... - Mog zobaczy malek? - Brus zatrzyma si przy drzwiach. Dostrzegem co w jego oczach... co, czego Sikorka, nie znajc go tak dobrze jak ja, nie moga rozpozna. Zmartwiaem. Brus by pogrony w aobie.

- Ley na ku - rzeka Sikorka. Wanie j upiam - dodaa. - Mog j potrzyma? Cho przez chwilk... Nie. Jeste pijany przemarznity. Tylko by rozbudzi. Brus jako wewntrznie. skurczy i j si

- Bo Bastard nie yje, a ona jest wszystkim, co mi zostao po nim i po jego ojcu - rzek ochryple. Czasami... - Szorstk doni przetar twarz. - Czasami myl, e to

wszystko moja wina. Nie powinienem by pozwoli go sobie odebra, kiedy kazali mu si przeprowadzi do zamku. Gdybym wtedy wsiad na konia, posadzi go przed sob i zabra do ksicia Rycerskiego, moe obaj by yli. Mylaem wtedy o tym. Widzisz, on nie chcia ode mnie odej, a ja mu kazaem. Mao brakowao, ebym go zawiz do ksicia Rycerskiego. Nie zrobiem tego. Pozwoliem im go zabra i wykorzysta. Sikorka zadraa. zy zakuy j pod powiekami. Obronia si gniewem.

- Co mi tu opowiadasz! On nie yje od miesicy! Nie prbuj mnie nabiera na pijackie ale. - Nie yje - powtrzy Brus. - Nie yje. Wiem. - Zaczerpn gboko powietrza, wyprostowa si dawnym zwyczajem. Sabo i bl ukry na dnie serca. Pragnem sign ku niemu, uspokoi, ale to chciaem zrobi ja, a nie Sikorka. Brus ruszy do drzwi, jeszcze si zatrzyma. Aha, co przyniosem. Woy rk za koszul. - To naleao do niego. Wziem... wziem, kiedy ju umar. Powinna to zatrzyma dla niej, eby miaa co po ojcu. Dosta to od krla Roztropnego.

Wycign rk, a we mnie dusza zamara. Oto na doni Brusa ujrzaem swoj brosz, rubin w srebrze. Sikorka ledwie na ni zerkna. Wargi miaa zacinite w wsk lini. Ze wszystkich si staraa si opanowa uczucia. Staraa si tak bardzo, e sama dobrze nie wiedziaa, co przed Brusem ukrywa. Ostronie pooy brosz na stole. W mgnieniu oka pojem wszystko. Brus poszed do pasterskiej chatki, pewnie chcia mi powiedzie, e mam crk. I c tam znalaz? Rozkadajce si ciao - do tej pory zostao ze zapewne

niewiele poza komi - obcignite moj koszul z brosz nadal tkwic w konierzu. Tamten nieszcznik dotknity kunic mia ciemne wosy, by mniej wicej mojego wzrostu i w podobnym wieku. Brus sdzi, e nie yj. Prawdziwie i nieodwracalnie. By pogrony w aobie po mnie. Brus! Brus, prosz ci, usysz moje woanie. Brus! Koataem, dobijaem si do niego i naciskaem, wcieky, ca energi Mocy, lecz - jak zwykle - nie

mogem go dosign. Obudziem si drcy i skulony, z przedziwnym uczuciem, e przemieniem si w ducha. Brus prawdopodobnie by ju u Ciernia. Obaj mieli mnie za zmarego. Na t myl przepeni mnie dziwny lk. Byo co przeraajcego w wiadomoci, e w moj mier wierzyli wszyscy przyjaciele. Potarem skronie; zblia si nieunikniony bl gowy. W nastpnej chwili zdaem sobie spraw, e brak murw obronnych wok mego umysu, e opuciem je, sigajc gorczkowo do Brusa. Wzniosem je byskawicznie,

zatrzasnem wszelkie furty i bramy, a potem dugo leaem w pustynnym pyle skulony i drcy. Tym razem Stanowczy nie wtargn w moje jestestwo, ale nie mogem sobie pozwoli na podobn beztrosk. Nawet jeli przyjaciele uwierzyli w moj mier, wrogowie wiedzieli lepiej. Musiaem podtrzymywa chronice mnie mury, nie wolno mi byo da Stanowczemu okazji do wtargnicia w moje myli. Zaczo mnie upa w czaszce, ale byem za bardzo zmczony, eby wstawa i parzy wywar. Zreszt nie miaem kozka, tylko nie sprawdzone zioa, ktre

nabyem w Kupieckim Brodzie. Wypiem reszt okowity i znowu pogryem si we nie. Na granicy wiadomoci niem o biegncych wilkach. Ja wiem, e yjesz. Przybd, jeli mnie potrzebujesz. Wystarczy zawoa. Obietnica niewyrana, lecz szczera. Przywarem do tej myli jak do przyjaznej doni i odpynem w sen. Przez nastpne dni szedem do Jeziora Bkitnego. Szedem przez wiatr nioscy py, ktry wciska si

wszdzie - do oczu, ust, nosa, pod ubranie. Szedem przez rwnin poznaczon skaami, piaszczystymi piargami, suchymi krzewami o skrzastych liciach i misistymi, pocymi sukulentami, a w oddali przede mn rozpocierao si ogromne jezioro. Z pocztku szlak by tylko rysunkiem na skorupie rwniny, ladem kopyt i koleinami wyrytymi przez koa wozw, wygadzanymi przez nieustanny wiatr oraz siekcy deszcz, ktry przeinacza mnie do nitki. Nigdy nie byem zupenie suchy. Prbowaem unika kontaktu z innymi podrnikami. Nie sposb

byo si ukry przed nimi na tej paskiej rwninie, ale robiem co w mojej mocy, eby nie wzbudza zainteresowania i szybko ulatywa z pamici. Mijali mnie czasem posacy w penym galopie; niektrzy pdzili w stron Bkitnego, inni do Kupieckiego Brodu. aden si przy mnie nie zatrzyma, ale niewielkie to byo pocieszenie. Wczeniej czy pniej kto odnajdzie pi cia krlewskich onierzy i zastanowi si, dlaczego nie zostay pochowane. W dodatku Chucherko i Wilga z pewnoci nie odmwi sobie przyjemnoci rozpowiadania, jak to na ich oczach

zosta pojmany Bastard skaony Rozumieniem. Im bardziej zbliaem si do Bkitnego, tym wicej ludzi spotykaem na szlaku. Na terenach bogatszych w pastwiska zaczy si pojawia pojedyncze chatki, a nawet niewielkie osady. Ziemia bya ju bardziej wilgotna, a chaszcze ustpoway miejsca krzewom i drzewom. Wkrtce zaczem mija sady, krowy na pastwiskach oraz kury grzebice w pyle na poboczu drogi. Wreszcie doszedem do miasta, ktre dzielio nazw z jeziorem. Za Jeziorem Bkitnym rozcigaa si jeszcze jedna rwnina, a potem

pasmo wzgrz. Dalej zaczynao si ju Krlestwo Grskie. A gdzie za rozlegym Krlestwem Grskim by krl Szczery. Troch podupadem na duchu, kiedy si zorientowaem, jak wiele czasu zajo mi dotarcie do Bkitnego pieszo, w porwnaniu z poprzedni wypraw, gdy podrowaem z krlewsk karawan, by by wiadkiem przysigi maeskiej skadanej ksiciu Szczeremu przez ksin Ketriken. Na wybrzeu lato ju si skoczyo i zimowe sztormy zaczy chosta ld. Nawet tutaj miay wkrtce nasta chody rdldowej

zimy. W grach nieg zapewne zacz ju pada. Bdzie gboki, nim dotr do Krlestwa Grskiego, a nie wiedziaem, w jakich warunkach przyjdzie mi wdrowa po odleglejszej krainie, gdzie si musiaem zapuci w poszukiwaniu krla Szczerego. Tak naprawd nie miaem nawet pewnoci, czy stryj jeszcze yje - tyle energii straci pomagajc mi uciec z paacu ksicia Wadczego... Przecie jednak jego wezwanie odzywao si echem wraz z kadym uderzeniem mego serca; niekiedy nawet szedem w jego rytm. Znajd krla Szczerego. Znajd jego lub jego koci. Dopki

tego nie dokonam, nie bd panem samego siebie. Miasto Bkitne rozoyo si na znacznej przestrzeni. Widziaem tam ledwie kilka budynkw mierzcych ponad dwie kondygnacje. Do wikszoci domw doklejano poszczeglne skrzyda, w miar jak rodziny si rozrastay. Po drugiej stronie Jeziora Bkitnego nie brako drewnianego budulca, tote biedniejsze domy wznoszono z cegy suszonej na socu, a domostwa kupcw i rybakw - z cedrowych desek i kryto szerokimi gontami. Budynki malowano na jasne kolory. Wiele z nich miao w

oknach szyby z wachlarzowato uoonego, grubego szka. Minem t cz miasta i poszedem tam, gdzie czuem si bardziej swojsko. Brzeg jeziora by rwnoczenie podobny i niepodobny do morskiego portu. Poniewa nie zdarzay si tu przypywy i odpywy, wiele domw i sklepw czy warsztatw pobudowano na palach wychodzcych daleko w jezioro. Rybacy mogli cumowa dosownie na progu wasnego domu, a pow dostarcza wprost pod tylne drzwi sklepw. Dziwny wydawa mi si niesiony wiatrem zapach wody, pozbawiony woni soli czy jodu -

moim zdaniem jezioro czu byo wodorostami i torfem. Mewy take wyglday inaczej, gdy czubki skrzyde miay poczernione, ale pod kadym innym wzgldem przypominay swoje morskie siostry: byy rwnie przebiege i aroczne. Zauwayem take, jak na mj gust, o wiele za duo onierzy. Ubrani w brzowo-zote mundury Ksistwa Trzody, kryli po miecie niczym dzikie koty. Nie zagldaem im w twarze, nie dawaem im powodu, eby zwrcili na mnie uwag. Miaem przy sobie pitnacie srebrnych monet i dwanacie miedziakw - pienidze moje oraz

znalezione w sakiewce Pioruna. Niektrych monet nie znaem, ale sdzc po wadze, miay spor warto. Przypuszczaem, e zostan tu zaakceptowane. Musiay mi wystarczy nie tylko na pokrycie kosztw podry do Krlestwa Grskiego, ale jeszcze do zabrania do domu, dla Sikorki. Miay wic dla mnie podwjn warto i nie zamierzaem nimi szasta. Nie byem jednak szalecem, by cho rozwaa podr w gry bez odpowiedniego zaopatrzenia i cieplejszych ubra. Tak wic cz pienidzy musiaem wyda, ale te miaem nadziej odpracowa

przepraw przez Jezioro Bkitne, a moe i dalsz podr. W kadym miecie istniej biedniejsze dzielnice, gdzie mona kupi rzeczy uywane. Jaki czas bdziem po Bkitnym; nie oddalaem si od brzegu jeziora, gdy tutaj kwit handel, a w kocu trafiem na ulice, gdzie wikszo sklepw wzniesiono z suszonej cegy, nawet jeli dachy miay z gontw. Tam znalazem znudzonego druciarza sprzedajcego naprawiane kocioki, a nieopodal szmaciarza z zaadowanymi wzkami oraz sklepy oferujce porcelan i inne

niezwykoci. Wiedziaem, e teraz mj baga bdzie coraz ciszy, lecz nie mogem temu zaradzi. Najpierw kupiem solidny trzcinowy kosz z pasami umoliwiajcymi noszenie go na plecach. Woyem do niego mj tumok. Zanim dzie si skoczy, dooyem do bagau ocieplane spodnie, pikowan kurtk uszyt na grsk mod oraz par dugich butw przypominajcych skrzane skarpety. Miay rzemienie umoliwiajce dokadne przymocowanie ich do nogi. Kupiem take kilka wenianych poczoch; byy grube i ciepe, cho

kada innego koloru. Na innym wzku znalazem ciep czapk i szal. Kupiem par rkawic, o wiele za duych, najwyraniej wydzierganych dla ma przez jak gralk. W malekim straganiku z zioami udao mi si znale kozek. Na pobliskim targu kupiem pocit w pasy wdzon ryb, suszone jabka i paskie bochny bardzo twardego chleba. Sprzedawca zapewnia, e mog z nim wdrowa daleko. Prbowaem umwi si na przepraw bark. Poszedem na plac nad samym brzegiem, gdzie

najmowano robotnikw, majc nadziej, e uda mi si prac zapaci za podr. Szybko si zorientowaem, e nikt nie najmowa ludzi na barki. - Suchaj, przyjacielu - oznajmi mi wyniole jaki trzynastolatek kady wie, e o tej porze roku barki nie kursuj, chyba e za zoto. A w tym roku nie ma po co. Grska wiedma nie daje handlowa z grami. Jak nie ma czym handlowa, to i nie warto ryzykowa. Proste. Zreszt nawet gdyby handel szed normalnie, to zim i tak mao kto pywa na drug stron. Latem tak. Wiatry mog by

kapryne, ale dobra zaoga poprowadzi bark, aglem czy na wiosach, i w jedn, i w drug. O tej porze roku to tylko strata czasu. Co pi dni sztorm, a w pozostae wiatr wieje tylko w jedn stron; barki albo s pene wody, albo oblepione lodem i niegiem. To dobry czas, eby pyn z gr do Bkitnego, jeli ci nie przeszkadza, e jeste mokry, zmarznity i ca drog odrbujesz ld z takielunku. Ale a do wiosny nie znajdziesz adnej kursowej barki do gr. Mniejsze odzie bior ludzi, ale chc drogo. Jeli wynajmujesz tak d, pacisz zotem, a skoro szyper popeni bd,

to i yciem. Nie wygldasz, jakby mia brzczc monet, przyjacielu. By jeszcze bardzo mody, owszem, lecz doskonale wiedzia, o czym mwi. Przysuchujc si przypadkowym rozmowom, wci syszaem to samo. Grska wiedma zamkna grskie przejcia; niewinni podrni byli napadani i rabowani przez grskich bandytw. Podrnych i kupcw dla ich wasnego dobra zawracano z granicy. Wojna wisiaa na wosku. Tym bardziej utwierdzaem si w przekonaniu, e musz dotrze do krla Szczerego. Gdy jednak upieraem si, e musz przepyn

na przeciwlegy brzeg, i to jak najszybciej, poradzono mi, bym znalaz pi zotych monet, a do tego ut szczcia. W ktrym momencie jaki czowiek napomkn, e sysza o pewnym zajciu, nie do koca zgodnym z prawem, dziki ktremu mgbym w cigu miesica albo nawet szybciej uzyska potrzebn sum. Nie byem zainteresowany. Dosy ju miaem kopotw. Chod do mnie! Wiedziaem, e jako dojd. Wyszukaem bardzo tani zajazd,

walcy si i odrapany, peen przecigw, wic przynajmniej nie cuchncy zbytnio sutem. Zreszt klientela nie moga sobie na niego pozwoli. Dostaem siennik na poddaszu nad izb gocinn. Powiesiwszy paszcz oraz reszt ubrania na krzele obok siennika, zdoaem wreszcie, po raz pierwszy od wielu dni, wysuszy odzienie. Mojej pierwszej prbie zanicia wtroway dobiegajce z dou piewy i rozmowy, jedne haaliwe, inne przyciszone. Jakiekolwiek odosobnienie byo niemoliwe. Wreszcie wstaem i pi domw dalej znalazem ani, w ktrej

zafundowaem sobie od dawna upragnion gorc kpiel. Przyjemnie mi byo myle, e tej nocy bd spa w cieple i pod dachem, cho pewnie niezbyt spokojnie. Cakiem niespodziewanie okazao si, e skromne warunki w zajedzie stworzyy mi doskona okazj do posuchania plotek. Pierwszej spdzonej tam nocy dowiedziaem si znacznie wicej, nibym sobie yczy, o pewnym modym szlachcicu, ktry nie u jednej, ale u dwch panien sucych spowodowa stan odmienny. Poznaem te intymne

szczegy najwikszej burdy w tawernie dwie ulice dalej, w trakcie ktrej Szyk Czerwononosy zosta przez skryb Garbusa jednym ciciem noa pozbawiony czci ciaa, od ktrej zyska przydomek. Drugiej nocy usyszaem pogoski, e p dnia drogi za yciodajnym rdem znaleziono dwunastu onierzy gwardii krlewskiej zarnitych przez bandytw. Kolejnej nocy kto poczy fakty i opowiadano ju historie o tym, e ciaa zostay zbezczeszczone przez dzik besti. W rzeczywistoci prawdopodobnie ucztowali na nich padlinoercy, ale w myl

zowieszczych historii nie sposb byo ywi wtpliwoci, e to robota Bastarda skaonego Rozumieniem, ktry przemieni si w wilka, wyswobodzi z elaznych kajdanw, a potem, przy wietle peni ksiyca, spad na oddzia onierzy jak furia. Jelibym si mia kierowa opisem zbrodniarza, jaki usyszaem od jednego z goci zajazdu, mogem si nie obawia, e zostan rozpoznany. Oczy nie lniy mi czerwonym blaskiem, ky nie wystaway z ust. Zdawaem sobie spraw z istnienia innych, bardziej prozaicznych rysopisw. Od ksicia Wadczego dostaem na pamitk

kolekcj blizn trudnych do ukrycia. Zaczynaem pojmowa, jak trudno byo Cierniowi spenia swoj rol, skoro mia twarz poctkowan ospowatymi dziobami. Broda, ktra niegdy tak mocno mnie irytowaa, teraz wydawaa mi si zupenie naturalna. Zarastaa mi twarz sztywnymi lokami, ktre przywodziy na pami zarost krla Szczerego i byy podobnie nieokieznane. Rany i guzy, nabyte po ostatnim spotkaniu z Piorunem, w wikszoci ju si zagoiy, cho w zimniejsze dni nadal bolao mnie rami. Wilgotne chodne powietrze zaczerwienio mi skr na kociach

policzkowych, dziki czemu krawd blizny znacznie mniej rzucaa si w oczy. Znak po ciciu na przedramieniu dawno ju znikn; niestety, na zamany nos niewiele mogem poradzi. Tyle e ju nie wzdrygaem si na jego widok, gdy spogldaem w lusterko. Trzeciego wieczoru w zajedzie usyszaem plotk, ktra zmrozia mnie do szpiku koci. - To by sam krl, a z nim ten najwaniejszy czarownik Mocy. Mieli paszcze ze szlachetnej weny, a na konierzach i przy kapturach tyle futra, e ledwie im byo wida

twarze. Jechali na karych koniach, w zotych siodach, pikni e a strach, a za nimi cay tum brzowozotych. Stranicy przepdzili z rynku wszystkich gapiw. No to mwi do jednego takiego, co stoi obok mnie: hej, wiesz, co tu si dzieje? A on mi na to, e sam krl Wadczy przyjecha do miasta, by na wasne uszy usysze, co ta grska wiedma nam robi, i pooy temu kres. Ale na tym nie koniec. Powiedzia jeszcze, e krl przyjecha wytropi Ospiarza i Bastarda skaonego Rozumieniem, bo przecie wszyscy wiedz, e oni dziaaj rka w rk z grsk

wiedm. Posyszaem t histori z ust ebraka o kaprawych oczkach, ktremu udao si zarobi na kubek ciepego jabecznika. Rozkoszowa si nim w pobliu paleniska. Za najnowsz plotk zarobi jeszcze jedn kolejk, a w tym czasie gospodarz powtrzy kolejny raz swoj histori o Bastardzie skaonym Rozumieniem, ktry zamordowa tuzin krlewskich gwardzistw, a potem poi si ich krwi, by umocni sw zwierzc magi. Zalaa mnie fala mieszanych

uczu. Rozczarowanie, e moje trucizny najwyraniej nie zaszkodziy ksiciu Wadczemu. Strach, e mog zosta przez niego odkryty. I gboka nadzieja, e moe trafi mi si jeszcze jedna szansa, nim znajd sposb dotarcia do krla Szczerego. Prawie nie musiaem zadawa pyta. Nastpnego dnia w Bkitnym wrzao jak w ulu. Wiele lat mino od poprzedniej wizyty koronowanej gowy w tym miecie, tote kady kupiec i pomniejszy szlachcic chcia skorzysta na tej okazji. Ksi Wadczy zaj najwikszy i najwspanialszy zajazd

w miecie, rozkaza zwolni wszystkie pokoje dla niego oraz wity. Syszaem pogoski, e waciciel czu si rwnoczenie wyrniony i zaskoczony zaszczytem, gdy z jednej strony z pewnoci wzrs presti jego zajazdu, lecz z drugiej nie pado ani sowo na temat zapaty; dosta tylko dug list wiktuaw oraz win, ktrych krl raczy sobie yczy. Ubraem si w nowy ciepy przyodziewek, nacisnem wenian czap na uszy i ruszyem. Zajazd znalazem bez trudnoci. aden inny w Bkitnym nie mia dwch piter wysokoci, aden te nie mg si

pochwali tak liczb okien i balkonw. Na ulicy przed zajazdem gsto byo od szlachcicw usiujcych zaprezentowa si krlowi Wadczemu, nierzadko w towarzystwie urodziwych crek. Pomidzy nimi przepychali si minstrele i kuglarze, kupcy gotowi prbki najlepszych towarw ofiarowa w upominku oraz dostawcy misa, piwa, wina, chleba, sera i akoci. Nie prbowaem dosta si do rodka, suchaem, co ludzie gadaj. Na dole roio si od gwardzistw. Przeklinali miejscowe piwo i dziewki, jakby w Kupieckim Brodzie

lepiej im si wiodo. Krl Wadczy tego dnia nie udziela audiencji, lecz nie czu si le, jedynie zmczony po spiesznej podry; posa po najlepsze zapasy radosnych pkw. Tak, wieczorem bdzie przyjcie, huczne i wystawne, o tak, tylko najwybitniejsze rody zostay zaproszone. A jego widzielicie? Z tym jednym okiem, co wyglda jak zdecha ryba? Ciarki czowiekowi przechodz po grzbiecie. Gdybym to ja by krlem, to bym sobie znalaz jakiego bardziej urodziwego doradc, wszystko jedno: z Moc czy bez.

Takie rozmowy syszaem w tumie oblegajcym gospod od frontu i od tyu. Suchaem ich chciwie, a jednoczenie karbowaem sobie w pamici, ktre okna gospody s zasonite przed mizernym wiatem dnia. Odpoczywa? Mogem mu w tym pomc. Oto jednak pojawia si rozterka. Jeszcze kilka tygodni temu zwyczajnie wlizgnbym si do rodka i uczyni co w mej mocy, by noem dosign piersi ksicia Wadczego, za nic majc konsekwencje. Teraz nie tylko parzya mnie osadzona Moc

komenda krla Szczerego, ale te wiedziaem, e jeli przeyj, mog wrci do swej ukochanej i dziecka. Nie miaem ju chci oddawa swego ycia w zamian za ycie samozwaca. Tym razem musiaem opracowa plan. Zmierzch zasta mnie na dachu gospody. By to dach cedrowy, z ostrymi szpicami, bardzo liski od szronu. Do gwnego budynku dostawiono kilka skrzyde; leaem w miejscu poczenia dwch segmentw. Wdziczny byem ksiciu Wadczemu za wybranie najwikszej i najwspanialszej gospody w miecie, gdy dziki

temu znajdowaem si ponad wszystkimi ssiednimi budynkami. Nikt nie mg mnie dostrzec przypadkiem. Mimo wszystko zaczekaem na cakowite ciemnoci i dopiero wtedy na wp zelizgnem si, a na wp spuciem nad krawd okapu. Jaki czas tkwiem tam bez ruchu, uspokajajc bicie serca. Okap by szeroki, wystawa nad balkon, ale nie miaem si czego przytrzyma. Musiaem, zjedajc w d, uchwyci krawd dachu, bujn si do ciany i zeskoczy na balkon. W przeciwnym razie czeka mnie upadek z drugiego pitra. Baem si

te, e zawisn wykoczonej szpikulcami.

na porczy ozdobnymi

Zaplanowaem wszystko doskonale. Wiedziaem, w ktrym pokoju ma ksi Wadczy sypialni, a w ktrym salon, wiedziaem, o ktrej godzinie bdzie ucztowa w towarzystwie zaproszonych goci. Zbadaem zamknicia drzwi i okien w kilku budynkach, nie znajdujc nic zaskakujcego. Zaopatrzyem si w kilka niezbdnych narzdzi oraz lekk lin, ktra miaa mi umoliwi odwrt. Zamierzaem po wykonaniu zadania znikn bez ladu. Trucizny

czekay gotowe w sakiewce przy pasie. Dwa szyda kupione wczeniej u szewca zapewniay mi oparcie dla doni. Wbijaem je nie w twarde gonty, lecz pomidzy nimi, tak e zaczepiay si o gonty pod spodem. Najgorsza okazaa si chwila, gdy czciowo zwisaem ju poza krawd dachu, a nie widziaem, co si pode mn dzieje. W przeomowym momencie rozhutaem nogi i przygotowaem si do skoku. Pu-ap-ka.

Zmartwiaem. Nogi miaem podcignite pod okap, a grn poow ciaa wisiaem na dwch szydach wbitych w gonty dachu. Nie miaem nawet odetchn. To nie lepun. Nie. Maa asica. Uciekaj. Pu-ap-ka. Wchodz w puapk? Pu-ap-ka na Bastarda Wilka. Pradawna krew zna, powiedziaa Wielka asica, id tam, id tam, ostrze Bastarda Wilka. Czarniak Niedwied zna twj zapach. Puap-ka. Uciekaj. Pu-ap-ka.

Mao nie wrzasnem, kiedy ciepe ciako nagle trcio mnie w nog, a potem wdrapao mi si po ubraniu. W nastpnej chwili wsata mordka asicy pojawia si tu koo mojej twarzy. Pu-ap-ka - naciskao zwierztko. - Uciekaj, uciekaj. Podcignicie si z powrotem na dach byo znacznie trudniejsze ni droga w d. W pewnym momencie zaczepiem pasem o krawd okapu. Po chwili si oswobodziem i wolno wcignem z powrotem na gr. Przez jaki czas leaem bez ruchu, apic oddech, a asica

siedziaa mi na powtarzajc w kko: Pu-ap-ka. Pu-ap-ka.

ramieniu,

W malutkim mdku drapienika wyczuwaem wielki gniew. Ja nie wybrabym sobie na towarzysza ycia takiego zwierzcia, ale przecie kto to uczyni. Kto, kogo ju nie byo. Wielka asica zraniona na mier. Mwia Maej asicy: Id tam, id tam. Znajd zapach. Ostrze Bastarda Wilka. Pu-ap-ka. Tak wiele pyta pragnem

zada. Najwyraniej Czarniak wstawi si za mn u kogo z pradawnej krwi. Od czasu gdy opuciem Kupiecki Brd, yem w strachu, e kady czowiek obdarzony Rozumieniem bdzie przeciwko mnie. A tu kto wysa t istotk, by mnie ostrzega, i ona spenia zadanie, cho czowiek, z ktrym bya zwizana, ju nie y. Prbowaem si o nim dowiedzie jeszcze czego, ale w maym rozumku nie byo wiele wicej. Tylko wielka rana i gniew, pozostae po utracie partnera. Determinacja, eby mnie ostrzec. Nigdy si nie dowiem, kto by

Wielk asic, jak odkry zasadzk ani jak to stworzonko zdoao si ukry w bagaach Stanowczego. Bo jego wanie ukazao mi, czekajcego w pokoju pod nami. Jednooki. Pu-ap-ka. Zabra ci ze zaproponowaem. sob? -

asica, cho zawzita, wydawaa si, mimo wszystko, malutka i osamotniona. Dotknicie jej umysu przypominao spojrzenie na zwierz rozdarte na dwoje. Prcz zdecydowania, e wykona najwaniejsze zadanie, pozosta w nim tylko wszechobecny bl.

Nie. Id tam. Id tam. Ukryj si w rzeczach jednookiego Ostrze Bastarda Wilka. Id tam. Id tam. Znajd nienawistnika pradawnej krwi. Schowaj si. Schowaj. Czekaj, czekaj. Nienawistnik pradawnej krwi pi, Maa asica zabija. Zwierztko z takim malutkim umysem, a przecie obraz ksicia Wadczego nienawistnika pradawnej krwi - wyryty by w nim na zawsze. Ile czasu zajo Wielkiej asicy wszczepienie tego nakazu tak, by si utrzyma przez tygodnie? I ju wiedziaem: byo to yczenie umierajcego. Ta istotka omal nie oszalaa po mierci czowieka, z

ktrym bya zwizana Rozumieniem. A to byo jego ostatnie yczenie. Nie mogo go speni to malutkie stworzonko. Chod ze mn - podsunem delikatnie. - Przecie Maa asica nie da rady zabi nienawistnika pradawnej krwi. Byskawicznie skoczya mi do garda. Ostre zby dotkny ttnicy. Ciach-ciach, kiedy pi. Pi krew jak z krlika. Nie ma Wielkiej asicy, nie ma nor, nie ma krlikw. Tylko nienawistnik pradawnej krwi. Ciach-ciach. - Wsuna mi si pod

koszul. - Ciepo. - Drobne apki z zakrzywionymi pazurkami miaa lodowate. Wycignem z kieszeni pasek suszonego misa. Leaem na dachu i karmiem mojego kompana skrytobjc. Gdybym mg, przekonabym go, eby wycofa si ze mn, ale czuem, e nie moe zmieni zdania, podobnie jak ja nie mogem nie dy do krla Szczerego. Nic wicej nie pozostao mu po Wielkiej asicy, tylko bl i sen o zemcie. Schowa si, schowa. I z jednookim. Wywcha

nienawistnika pradawnej krwi. Czeka, a zanie. Wtedy ciachciach. Pi krew jak z krlika. Jedyny cel w yciu. Tak, tak. Polowanie. Bastard Wilk, pu-ap-ka. Uciekaj, uciekaj. Posuchaem rady. Kto wiele zrobi, eby mi przysa tego posaca. Za wszelk cen pragnem unikn konfrontacji ze Stanowczym. Cho z caego serca pragnem go zabi, miaem pewno, e nie dorwnuj mu we wadaniu Moc. Nie chciaem take przekrela szans Maej asicy.

Skrytobjcy darz si swego rodzaju szacunkiem. Dobrze byo wiedzie, e nie we mnie jedynym ma ksi Wadczy wroga. Bezgonie niczym sama ciemno wycofaem si z dachu zajazdu i przedostaem na ulic obok stajni. Wrciem do rozchwierutanego zajazdu, zapaciem miedziaka i zajem miejsce przy stole, pomidzy dwoma innymi mczyznami. Dostalimy miejscow specjalno: kartoflank z cebul. Gdy czyja do opada mi na rami, ledwie drgnem. Wiedziaem, e kto za mn stoi, nie spodziewaem si tylko, e mnie

zaczepi. Bezwiednie opuciem rk do pasa, gdzie miaem przytroczony n. Moi ssiedzi nie przerwali jedzenia, jeden z nich siorba niemiosiernie. W tym zajedzie ludzie zajmowali si tylko wasnymi kopotami. Obrciem si umiechnit Wilg. i ujrzaem

- Miy! - powitaa mnie jowialnie. Na jej prob jeden z moich ssiadw bez sowa przesun si na bok, cignc misk po poplamionym blacie. Mina jeszcze chwila, nim puciem rkoje i

pooyem do na stole. Wilga krtkim skinieniem gowy zaaprobowaa moj decyzj. Ubrana bya w czarny paszcz z grubej dobrej weny, wykoczony na brzegach tym haftem. Uszy jej zdobiy niewielkie srebrne kolczyki. Nie odezwaem si sowem, tylko na ni patrzyem. Wskazaa moj misk. - Nie przeszkadzaj sobie, prosz. Nie chciaam ci przerwa jedzenia. Wygldasz na bardzo godnego. Pewnie w ostatnich dniach rzadko kiedy miae co woy do ust. - Tak - przyznaem cicho.

Poniewa wicej si nie odezwaa, skoczyem zup, a na koniec wytarem drewnian misk ostatnimi dwoma kawakami ciemnego chleba. Do tego czasu Wilga cigna na siebie uwag usugujcej dziewczyny i zamwia dla nas dwa kufle piwa. Pocigna ze swojego dugi yk, skrzywia si, odstawia naczynie na st. Napiem si i ja. Piwo nie byo gorsze ni woda z jeziora, a tylko to mona byo wybra w zamian. - Czego chcesz? - zapytaem w kocu, bo Wilga cigle milczaa. Z umiechem na ustach gadzia

palcami ucho kufla. - Wiesz, czego chc. Chc pieni. Pieni, ktra mnie przeyje. Rozejrzaa si dookoa, szczeglnie uwanie przyjrzaa si mojemu gono jedzcemu ssiadowi. - Masz tu pokj? - spytaa. Pokrciem gow. - Dostaem siennik na poddaszu. Wilgo, nic ci nie zapiewam. Leciutko wzruszya ramionami. - Ja te na razie nic ci nie zapiewam, ale mam wieci, ktre

dla ciebie mog by ciekawe. Mam te pokj. W obery niedaleko std. Chod ze mn, porozmawiamy. Jak wychodziam, akurat dopiekaa si wiartka wieprza. Powinna by gotowa na nasz powrt. Na wzmiank o misie linka napyna mi do ust. - Nie sta mnie - przyznaem otwarcie. - Mnie sta. Moemy zamieszka razem - zaproponowaa askawie. - A jeli nie skorzystam?

Znowu lekkie wzruszenie ramion. - Decyzja naley do ciebie. Patrzya mi prosto w oczy. Nie potrafiem zdecydowa, czy jest w jej umieszku groba, czy nie. Wreszcie si podniosem i poszedem na strych. Zniosem na d swoje rzeczy. Wilga czekaa obok drabiny. - adny paszcz - zauwaya sucho. - Czyja go ju gdzie nie widziaam? - Moliwe - odparem spokojnie. Chcesz zobaczy n od kompletu?

Wilga tylko si umiechna i ruszya przed siebie, nie sprawdzajc, czy za ni id. Znowu ta interesujca mieszanina zaufania i wyzwania. Poszedem. Ostry wiatr pdzcy po ulicach nis wilgo znad jeziora. Chocia nie padao, woda szybko zacza si perli kropelkami na moim ubraniu i ciele. Natychmiast rozbolao mnie ramie. W zasigu wzroku nie pona ani jedna pochodnia, za cae owietlenie suyo skpe wiato przesczajce si zza okiennic oraz znad progw. Mimo to Wilga sza pewnie i bez wahania, a ja podaem za ni, szybko

przyzwyczaiwszy oczy do ciemnoci. Poprowadzia mnie z dala od brzegu, od biedniejszych dzielnic miasta, na ulice kupcw. Niedaleko obery, w ktrej krl Wadczy w rzeczywistoci wcale nie rezydowa. Otworzya drzwi oznaczone bem niedwiedzia z rozwart gronie paszcz i gestem zaprosia mnie do rodka. Wszedem, ale ostronie, rozejrzawszy si najpierw bacznie. Cho nie dostrzegem ani jednego onierza, nadal nie byem pewien, czy przypadkiem nie wkadam gowy w ptl. W tej obery byo jasno i ciepo,

jej okna chroniy nie tylko okiennice, ale i szyby. Stoy lniy czystoci, zioa na posadzce rozoono niedawno, a w powietrzu pyna cudowna wo pieczeni wieprzowej. Usugujcy chopak podszed do nas z tac pen kubkw. Spojrza na mnie, a potem na Wilg, unoszc jedn brew. Najwyraniej kwestionowa jej gust. Wilga bya bardzo zadowolona z siebie, chyba przekonana, e ju mnie ma w garci. - Najpierw zjedzmy, potem porozmawiamy, dobrze? - Usiada, wskazujc mi stoek naprzeciwko.

Kiedy obrciem go tak, eby mie za plecami cian i zyska widok na cae wntrze, kciki jej ust powdroway do gry, a w czarnych oczach zataczyy iskierki rozbawienia. - Zapewniam ci, nie masz si czego obawia. Przeciwnie, to ja wiele ryzykowaam, szukajc ciebie. Zawoaa do chopaka - mia na imi Dbczak - o dwie porcje pieczeni, wiey chleb i maso, a do popicia cydr. Chopak uwin si w mgnieniu oka. Podawa do stou z wdzikiem i staraniem wiadczcym o zainteresowaniu Wilg. Nawet pogawdzi z ni troch. Mnie

prawie nie zauwaa. Skrzywi si tylko z obrzydzeniem, kiedy obchodzi mj wilgotny kosz. Wkrtce odszed, wezwany przez innego gocia. Od paru dni nie miaem w ustach wieego misa, skwierczcy tuszcz oszaamia mnie zapachem. Chleb by puszysty, maso sodkie. Od czasw Koziej Twierdzy nie jadem tak smakowicie. Na kilka chwil zatraciem si w rozkoszach podniebienia, potem smak jabecznika raptownie przywid mi na pami Ruriska, ktry zmar otruty przyprawionym winem. Odstawiem puchar na st.

- Wspomniaa, e mnie szukaa. - Nieatwo ci byo odnale, zwaszcza e nie wypytywaam. Mam nadziej, e to doceniasz. Kiwnem gow bez przekonania. - A skoro ju mnie znalaza, czego chcesz? Pienidzy za milczenie? Jeli tak, bdziesz musiaa si zadowoli kilkoma miedziakami. - Nie. - Pocigna yk wina. Mwiam ci, chc pieni. Zdaje si, e jedn ju straciam, bo nie podyam za tob, kiedy...

opucie nasze towarzystwo. Pozostaje mi nadzieja, e zaszczycisz mnie szczegow opowieci o tym, jak ci si udao przey. - Nachylia si do mnie i cigna szeptem: - Trudno ubra w sowa, z jak radoci usyszaam o znalezieniu martwych onierzy. Bo widzisz, ju zaczam sdzi, e si co do ciebie pomyliam. Uwierzyam, e powlekli ze sob biednego pasterza, zrobili z niego koza ofiarnego. Mwiam sobie: syn ksicia Rycerskiego nie poddaby si bez walki. Dlatego za tob nie ruszyam. Kiedy jednak usyszaam najnowsze wieci, krew zacza mi

ywiej kry. To jednak by on wyrzucaam sobie. - To by Bastard, a ja patrzyam na jego pojmanie i nawet nie kiwnam palcem. Moesz sobie wyobrazi, jak siebie przeklinaam, e zwtpiam we wasn intuicj. Wreszcie wziam si w gar i zaczam myle. Doszam do wniosku, e skoro przeye, dotrzesz tutaj. Bo przecie idziesz w gry, prawda? Patrzyem na ni bez sowa. Patrzyem tym spojrzeniem, ktre przeraao chopcw stajennych w Koziej Twierdzy i nieraz staro umiech z twarzy wartownika. Tyle e Wilga bya pieniark. Minstrela

nieatwo speszy. Jada najspokojniej w wiecie, czekajc na moj odpowied. - Dlaczego miabym i w gry? spytaem cicho. - Nie wiem - stwierdzia z umiechem. - Moe z pomoc ksinej Ketriken? Bez wzgldu na przyczyn, pewnie si znajdzie temat do pieni, prawda? Jeszcze rok temu zawojowaby mnie jej wdzik i czar umiechu. Rok temu chciabym wierzy, chciabym w niej mie przyjaciela. Dzisiaj mnie mczya. Stanowia

utrudnienie, przeszkod. odpowiedziaem na pytanie.

Nie

- Trzeba szaleca, eby prbowa si dosta w gry o tej porze roku. Wiatry wiej w przeciwn stron, a do wiosny nie popynie tam adna barka. Zreszt krl Wadczy zakaza wszelkich kontaktw z Krlestwem Grskim. Nikt si w gry nie wybiera. - Wiem, e dwa tygodnie temu gwardia krlewska zarekwirowaa dwie barki i zmusia zaogi do prby przepynicia jeziora. Woda wyrzucia na brzeg ciaa z jednej z nich. Nikt nie wie, czy tym z drugiej

barki si udao. A ja... umiechna si triumfalnie, przychylia do mnie bliej i ciszya gos: - ...ja wiem, kto mimo wszystko wyprawia si w gry. - Kto? Chwil kazaa mi czeka. - Przemytnicy - szepna. Rzeczywicie, to byo logiczne. Im ostrzejsze ograniczenia w handlu, tym wiksze zyski dla tych, ktrzy je omin. Zawsze znajd si ludzie skonni ryzykowa ycie dla pienidzy.

- Tak. Bastardzie, waciwie nie z tego powodu ci szukaam. Na pewno syszae, e do Bkitnego przyby krl Wadczy. Nieprawda. To puapka zastawiona na ciebie. Nie moesz do niego i. - Wiem spokojnie. o tym rzekem

- Jak to? - Zapytaa do spokojnie, ale bya rozczarowana, e jej wie nie zrobia na mnie wraenia. - Moe powiedzia mi o tym jaki may ptaszek - zbyem j wyniole. - Wiesz, jak to jest, przecie ludzie

skaeni Rozumieniem znaj jzyk wszystkich ywych stworze. - Naprawd? - atwowierna jak dziecko. Uniosem jedn brew. - Bardziej mnie interesuje, skd ty o tym wiesz. - Krlewscy gwardzici odszukali w miecie uczestnikw karawany prowadzonej przez Opok. Chcieli nas wypyta. - I...?

- auj, e nie sysza, jakie niestworzone bajdy opowiadalimy! Wedle Chucherka znikno w czasie drogi kilka owiec - noc, zupenie bezszelestnie. A Czarka twierdzia, e prbowae j zniewoli. Podobno wwczas dostrzega, e paznokcie miae czarne niczym wilcze szpony, a twoje oczy wieciy w ciemnociach. - Nigdy jej nie napastowaem! wykrzyknem i zaraz ucichem, bo chopak obsugujcy goci zwrci si w nasz stron pytajco. Wilga odchylia si na oparcie krzesa.

- A ja dziki tej bajeczce popakaam si ze miechu. Czarka pokazaa czarownikowi znak na policzku, gdzie zadrapae j pazurem. Stwierdzia, e ucieka ci tylko dziki temu, e przypadkiem tu obok rs zmorowilk. - Jeli szukasz pieni, nie powinna Czarki odstpowa na krok - mruknem. - Ach, ale moja historia bya jeszcze lepsza. - Potrzsna gow w odpowiedzi na nieme pytanie chopaka. Odsuna od siebie pusty talerz, potoczya wzrokiem po wntrzu gospody. Zaczynao

przybywa goci. - Chodmy na gr. Bdziemy mogli spokojnie porozmawia. Dziki temu drugiemu posikowi wreszcie zaspokoiem gd. I byo mi ciepo. Powinienem by si mie na bacznoci, lecz syty i ogrzany zrobiem si picy. Prbowaem zebra myli. Kimkolwiek byli ci przemytnicy, dla mnie stanowili szans dotarcia w gry. Jedyn nadziej. Kiwnem gow. Wilga wstaa, a ja za ni, dwignwszy swj kosz. W pokoju na grze te byo ciepo i czysto. Na ku lea piernat, na

nim czysty weniany koc. Na stojaku przygotowano ceramiczny dzban z wod oraz miednic. Wilga zapalia kilka wiec, rozstawia je po pokoju, przepdzajc z ktw cienie. Wwczas dopiero zaprosia mnie do rodka. Kiedy ryglowaa za nami drzwi, usiadem na krzele. Dziwne, lecz ten skromny czysty pokj wyda mi si szczytem luksusu. Wilga usiada na ku. - O ile pamitam, twierdzia, e masz nie wicej pienidzy ni ja zauwayem. - Wtedy nie miaam. Od przybycia do Bkitnego mam szalone

powodzenie. Od czasu gdy znaleziono trupy onierzy, jeszcze wiksze. - Jak to? - Jestem minstrelem - odpara. - I wiadkiem pojmania Bastarda skaonego Rozumieniem. Jak sdzisz, czy moja opowie o tych wydarzeniach warta jest paru miedziakw? - Take wedug ciebie mam wiecce czerwone oczy i wystajce ky? - Oczywicie, e nie! - Prychna

pogardliwie. - To dobre dla jakiego ulicznego wierszoklety. - Zamilka, prawie si do siebie umiechna. Przyznaj si jednak do pewnych ubarwie. W mojej wersji wydarze nieprawy syn ksicia Rycerskiego, potnie zbudowany mody mczyzna, walczy niczym kozio, cho prawe rami nosio gbokie lady po ciciu miecza krla Wadczego. A nad lewym okiem mia pasmo biaych wosw, szerokie na do mczyzny. Trzech onierzy nie zdoao go obezwadni, nie zaprzesta walki nawet wwczas, gdy kapitan oddziau uderzy go tak mocno, e

wybi mu przedni grny zb. Umilka i czekaa na moj reakcj. Poniewa si nie odzywaem, odchrzkna i dokoczya: - Moesz mi by wdziczny, bo dziki mnie jest znacznie mniej prawdopodobne, e kto ci rozpozna na ulicy. - Chyba tak. Jak to przyjli Chucherko i Czarka? - Cay czas mi przytakiwali. Dziki mojej historii ich bajdy zyskiway na wartoci. - Rozumiem. Nadal mi nie wyjania, skd wiesz o puapce.

- Chcieli, ebymy ci sprzedali. Gdyby ktre z nas przypadkiem si z tob zetkno. Chucherko chcia wiedzie, na ile moe liczy. Zostalimy zaprowadzeni ni mniej, ni wicej, tylko do salonu krla. Pewnie po to, ebymy si czuli waniejsi. Powiedziano nam, e krl nie doszed do siebie po dugiej podry i wypoczywa w ssiednim pokoju. Akurat tak si zdarzyo, e sucy wynosi stamtd krlewski paszcz i dugie buty, do oczyszczenia z bota. - Wilga umiechna si znaczco. - Buty byy na ogromn nog. - A ty znasz rozmiar krlewskiej

stopy? - Przecie jednak miaa racj. Ksi Wadczy mia drobne rce i stopy, pyszni si tym bardziej ni niejedna dworska dama. - Nigdy nie byam na krlewskim dworze, ale niektrzy szlachetnie urodzeni z naszego zamku bywali w Koziej Twierdzy. Wiele mwili o przystojnym najmodszym ksiciu, o jego nienagannych manierach i czarnych lokach. A take o jego drobnych stopkach i o tym, jak zgrabnie na nich taczy. - Pokrcia gow. - Wiedziaam, e nie ma w tamtym pokoju krla Wadczego. Reszty domyliam si bez trudu. Krlewska wita znalaza si w

Bkitnym zbyt szybko po mierci gwardzistw. Oni przyjechali po ciebie. - Moliwe - zgodziem si. Zaczynaem mie lepsze mniemanie o rozumie Wilgi. - Powiedz mi wicej o przemytnikach. Jak to si stao, e o nich usyszaa? Z umiechem pokrcia gow. - Jeli zawrzesz z nimi umow, to tylko za moim porednictwem. I zabieram si z wami. - Jak docieraj do Krlestwa Grskiego?

- Gdyby by przemytnikiem, rozpowiadaby na prawo i lewo, z jakiej drogi korzystasz? - Wzruszya ramionami. Syszaam, e przemytnicy znaj stare przejcie przez rzek. Kiedy istniaa droga dla karawan kupieckich, prowadzca w gr rzeki i na jej drugi brzeg. Ludzie przestali z niej korzysta, gdy po fali poarw lasw rzeka zacza wylewa co roku. Skoro cigle wystpowaa z brzegw, kupcy woleli polega na statkach ni na mocie. Swego czasu most sta gdzie w grze rzeki, ale gdy zosta zmyty czwarty rok z rzdu, nikt ju nie mia serca

go odbudowywa. Syszaam te, e latem ludzie przeprawiali si promem, a zim po lodzie, jeeli rzeka zamarza. Moe maj nadziej, e w tym roku take zamarznie. Moim zdaniem, jeli handel koczy si w jednym miejscu, to zaczyna w innym. Ludzie zawsze znajd jaki sposb. Zmarszczyem zamyleniu. czoo w

- Musi by jaka inna droga w gry. Wilga zdawaa si uraona, e wtpi w jej sowa.

- Moesz sam popyta, jeli wolisz. Masz pewnie ochot na spotkanie z gwardi krlewsk, nad brzegiem a si od nich roi. Wikszo ludzi bdzie ci radzia czeka do wiosny. Niektrzy dodadz, e jeli chcesz tam dotrze zim, powiniene wyruszy z innego miejsca. Moesz i na poudnie, okry cae Jezioro Bkitne. Po drugiej stronie, jak sdz, niejedna droga prowadzi do Krlestwa Grskiego, nawet zim. - Zanim tam wiosna. Rwnie poczeka tutaj. dojd, bdzie dobrze mog

- To te mi powiedziano stwierdzia Wilga z zadowolon min. Pochyliem si, ukryem twarz w doniach. Chod do mnie! - Czy nie istnieje jaka szybka i atwa droga przez to przeklte jezioro? - Nie. Gdyby istniaa, nie byoby ju roju gwardzistw na brzegu. Najwyraniej nie miaem wyboru.

- Gdzie znajd przemytnikw? Wilga umiechna si szeroko. - Jutro ci do nich zaprowadz obiecaa. Wstaa, przecigna si. Dzisiaj musz zajrze do obery Pod Zot Beczuk. Tam jeszcze nie piewaam, a zostaam wczoraj zaproszona. Syszaam, e tamtejsza klientela bywa bardzo szczodra dla wdrownych minstreli. - Schylia si po starannie owinit harf. I ja si podniosem, gdy signa po cigle wilgotny paszcz. - Pora na mnie - zauwayem grzecznociowo.

- Moe by si przespa tutaj? zaproponowaa. - Mniejsze szans, e bd ci szuka w drogim zajedzie. I znacznie mniej tu robactwa. - Na widok mojej niepewnej miny wybuchna miechem. - Gdybym chciaa ci sprzeda krlewskim gwardzistom, ju dawno bym to zrobia. Bastardzie Rycerski, nie sposb by tak samotnym. Musisz komu zaufa. Kiedy nazwaa mnie penym imieniem, co we mnie pko. Jednak jeszcze si opieraem. - Dlaczego? - zapytaem cicho. -

Dlaczego mi pomagasz? I nie mw mi, e w nadziei na pie, ktrej moe nigdy nie by. - Oto i dowd, jak mao znasz minstreli - rzeka. - Nie ma dla nas wikszej pokusy. Wydaje mi si jednak, e rzeczywicie jest w tym co jeszcze. Waciwie... jestem tego pewna. Widzisz, miaam modszego brata, Szczyga. Peni sub w wiey straniczej na Wyspie Rogowej. Spotka ci w dniu, gdy pojawili si tam Zawyspiarze. - Parskna miechem. - A waciwie przeszede nad nim. Zatopie topr w najedcy, ktry go wanie powali. I przedzierae

si dalej przez wir walki, nawet Szczyga nie zauwaye. - Zerkna na mnie z ukosa. - Dlatego piewam Napa na Wysp Rogow nieco inaczej ni kady inny minstrel. Nazywam ci w pieni tak jak mj brat: Bastard Rycerski, bohater. Ocalie mu ycie. Raptownie odwrcia wzrok. Przynajmniej na jaki czas. Umar walczc za Ksistwo Kozie. Ale y duej dziki twojemu toporowi. Zamilka. Zarzucia paszcz na ramiona. - Zosta - poprosia. Odpocznij. Ja wrc pno. Moesz spa w ku, jeli chcesz. I ju jej nie byo. Nie zaczekaa

na odpowied. Ha. Bastard Rycerski. Tylko sowa. A przecie laa mid do serca, jakby troch trawicej mnie Teraz mogem zacz Przedziwne uczucie. Bohater. jakby mi odsczya trucizny. zdrowie.

Id spa - poradziem sobie. Tego wanie byo mi trzeba.

Rozdzia czternasty Przemytnicy

Niewiele jest istot tak wolnych jak wdrowni minstrele w Krlestwie Szeciu Ksistw. Utalentowany pieniarz moe ama nieomal wszelkie reguy obowizujce innych ludzi. Minstrelom wolno zadawa najbardziej draliwe pytania.

Wszdzie mog liczy na gocinno: od krlewskiego zamku po najbiedniejsz ziemiank. Nieczsto wstpuj w zwizki maeskie za modu, cho nierzadko maj dzieci. Potomstwo ich, wolne od pitna bkartw, czsto wychowywane jest w szlacheckich zamkach na nowe pokolenie minstreli. Pieniarze mog sobie wybra za partnera rwnie dobrze wyrzutka wyjtego spod prawa czy rebelianta, jak i szlachcica czy kupca. Ich powinnoci jest przekazywanie nowin, rozsiewanie wieci oraz przechowywanie w pamici ustale

i przyrzecze. Tak si dzieje w czasach pokoju i dobrobytu.

*** Wilga wrcia tak pn noc, e Brus uznaby t por raczej za wczesny ranek. Obudziem si w tej samej chwili, gdy dotkna klamki. Zerwaem si z ka, owinem szczelnie paszczem i pooyem na pododze. - Witaj, Bastardzie Rycerski. Wyczuem od niej wino.

Przykrya mnie swoim paszczem. Zamknem oczy. Zrzucia wierzchnie ubranie na podog, cakowicie lekcewac moj obecno. Syszaem, jak mocia si w ku. - Ach, jeszcze ciepe... mrukna. - Czuj si winna, e ci to odbieram. Poczucie winy nie mogo by jednak szczeglnie dokuczliwe, gdy po kilku chwilach oddychaa ju rwno i gboko. Spala jak kamie. Poszedem za jej przykadem.

Obudziem si wczenie i wyszedem z obery. Wilga nawet nie drgna. Znalazem najblisz ani. O tej porze nie byo jeszcze chtnych; musiaem czeka na zagrzanie wody. Wreszcie zrzuciem ubranie i ostronie si zanurzyem w balii. W gorcej kpieli zela bl ramienia. Umyem si dokadnie, a potem leaem w gorcej wodzie, pord ciszy, i mylaem. Nie miaem ochoty ukada si z przemytnikami. Nie chciaem mie do czynienia z Wilg. Nie potrafiem znale innej moliwoci. Miaem mao pienidzy. Kolczyk Brusa? Nie chciaem tego nawet rozwaa.

Przez dugi czas leaem zanurzony w wodzie po brod i nie chciaem myle. Chod do mnie! Znajd inny sposb. Znajd. Przypomniao mi si, co czuem w Kupieckim Brodzie, kiedy krl Szczery mnie ocali. Potny wybuch Mocy musia stryja pozostawi bez si. Nie znaem jego pooenia, wiedziaem tylko, e nie zawaha si dla mojego dobra zuy caej swej energii. Jeli musiabym sprzeda kolczyk Brusa, eby dotrze do krla Szczerego, nie

miabym wyboru. Nie dlatego e wzywa mnie Moc, nawet nie z powodu przysigi zoonej jego ojcu. Dla niego samego. Wstaem i poczekaem, a obcieknie ze mnie woda. Wytarem si, straciem kilka chwil na prnych staraniach przycicia brody, a wreszcie zrezygnowaem z bezowocnych prb i wrciem do gospody Pod Niedwiedzim bem. W drodze przeyem jeden straszny moment. Min mnie wz mistrza Jara, lalkarza. Szedem niezmiennie wawym krokiem i mody czeladnik siedzcy na kole nie da znaku, e mnie pozna. Mimo wszystko z ulg

si skryem we wntrzu gospody. Znalazem sobie miejsce przy stole w rogu, nieopodal kominka. Chopak przynis mi dzbanek herbaty i bochenek porannego chleba. Chleb, jak to w Ksistwie Trzody, peen by nasion, orzechw i kawakw owocw. Jadem wolno, czekaem na Wilg. Z jednej strony niecierpliwiem si, kiedy wyjd na spotkanie z przemytnikami, z drugiej niechtnie mylaem o uzalenieniu si od pieniarki. Godziny poranka mijay, obsugujcy goci chopak raz, a potem drugi obrzuci mnie zaciekawionym spojrzeniem. Za

trzecim razem odpowiedziaem mu twardym wzrokiem i patrzyem tak dugo, a spiek raka i spuci powieki. Jednym sowem, waciwie odgadem przyczyn jego zainteresowania. Spdziem przecie noc w pokoju Wilgi, a on najwyraniej nie mg wyj z zadziwienia, co j optao, by dzieli oe z takim wczg. Mimo wszystko czuem si niepewnie. Zreszt i tak dochodzio poudnie. Wstaem, poszedem na gr. Zapukaem cicho i czekaem. Musiaem zapuka jeszcze raz, goniej, nim usyszaem niewyran odpowied. Po duszej

chwili Wilga uchylia drzwi, ziewna szeroko i gestem zaprosia mnie do rodka. Ubrana bya tylko w wskie spodnie i tunik. Ciemne krcone wosy burzyy si wok jej twarzy. Usiada ciko na brzegu ka, mruc oczy, a ja zamknem za sob drzwi. - O, wykpae si - zauwaya i ziewna znowu. - Tak bardzo si to rzuca w oczy? - spytaem z uraz. Uprzejmie skina gow. - Obudziam si jaki czas temu

na chwil i przyszo mi do gowy, e odszede. Nie przejam si specjalnie. Wiedziaam, e i tak by ich beze mnie nie znalaz. Przetara oczy, potem przyjrzaa mi si krytycznie. - Co si stao z twoj brod? - Prbowaem j przyci. Bez wikszego powodzenia. Zgodzia si ze mn w milczeniu. - Ale pomys by niezy pocieszya mnie. - Nie bdziesz wyglda na takiego strasznego dzikusa. Poza tym wtedy ani

Chucherko, ani Czarka, ani nikt inny z karawany ci nie pozna. Pomog ci. Chod, usid na krzele. Aha, i otwrz okiennice, przyda si troch wiata. Wykonaem jej polecenia bez wielkiego entuzjazmu. Wilga wstaa z ka, przecigna si, znowu przetara oczy. Ledwie kilka chwil zajo jej spryskanie twarzy wod, spicie wosw kilkoma grzebykami, przewizanie tuniki paskiem... i ju wygldaa zupenie inaczej. Wzia mnie pod brod i bez adnego skrpowania pokrcia moj gow, ustawiajc j do wiata. Nie potrafibym zachowywa si rwnie

nonszalancko jak ona. Zawsze tak atwo si czerwienisz? zapytaa ze miechem. - Rzadko si spotyka mczyzn z Ksistwa Koziego, ktry by si tak poni. Twoja matka musiaa mie jasn karnacj. Nie znalazem na to adnej odpowiedzi, wic siedziaem cicho, gdy ona szperaa w swoich rzeczach. Wkrtce znalaza niewielkie noyczki. Posugiwaa si nimi szybko i zrcznie. - Swego czasu obcinaam wosy braciom - wyjania. - A po mierci

matki take ojcu strzygam wosy i brod. Masz adny ksztat szczki, tyle e pod tym krzaczastym zarostem nic nie wida. Co ty zrobi z t brod, pozwolie jej rosn ot tak? Nic nie przystrzygae? W zasadzie tak wymamrotaem nerwowo. Noyczki poyskiway tu pod moim nosem. Wilga energicznie otara mi twarz. Pokana porcja krconych czarnych wosw spada na podog. - Nie chc, eby byo wida blizn zaznaczyem. - Nie bdzie wida - zapewnia

mnie spokojnie. Za to przynajmniej bdziesz mia usta w miejsce dziury w wsach. Podnie brod. No prosz! Masz jakie ostrze do golenia? - Tylko niepewnie. n stwierdziem

- Wystarczy - pocieszya mnie. Otworzya energicznie drzwi i korzystajc z caej siy puc minstrela, rykna na chopaka, eby jej przynis ciep wod. I herbat. I chleb, i kilka plastrw bekonu. Wrciwszy do pokoju, przyjrzaa mi si krytycznym wzrokiem. - Moe bymy te

podcili wosy? Zdejmij turban. Reagowaem za wolno jak na jej oczekiwania. Stana za mn, cigna mi turban i rzemie, ktrym zwizaem wosy. Uwolnione kosmyki opady mi na ramiona. Wyja grzebie z wasnych wosw i sczesaa moj strzech do przodu. - Chyba tak - mruczaa, a ja zagryzaem wargi, niemiosiernie cignity za wosy. Kad sw decyzj Wilga rycho wcielaa w ycie. Zgarna mi wosy na twarz i obcia je prosto nad brwiami, reszt skrcia tak, e

ledwie zakryway patek ucha. - Teraz wygldasz troch jak kupiec z Ksistwa Trzody oznajmia. - Do tej pory na pierwszy rzut oka mona byo w tobie pozna mieszkaca Ksistwa Koziego. Karnacji nie moesz zmieni, ale przynajmniej ubranie i fryzur masz tutejsze. Dopki si nie odezwiesz, ludzie nie bd pewni, skd pochodzisz. Niedugi czas przygldaa mi si z namysem, potem wrcia do pracy. Wkrtce zakrztna si, podaa mi lusterko. - Siwe pasmo bdzie teraz mniej widoczne.

Miaa racj. Wycia prawie wszystkie jasne wosy i nagarna na nie czarne. Niechtnym skinieniem gowy musiaem wyrazi uznanie. Kto zapuka. - Zostaw przed drzwiami! krzykna Wilga. Odczekaa kilka chwil, po czym wniosa do pokoju niadanie oraz gorc wod. Umya si, a potem zaproponowaa, bym naostrzy n w czasie, gdy ona bdzie jada. Zajem si ostrzeniem, pogrony w rozwaaniu, czy fakt, e zechciaa si mn zaj, bardziej mi schlebia,

czy irytowa. Zaczynaa przypomina ksin Cierpliw.

mi

Skoczya je, wyja mi n z doni. - Poprawi ci troch ksztat brody. Bdziesz musia go utrzymywa. Nie bd ci codziennie golia. Namocz twarz porzdnie. Wiele nerww straciem, kiedy zacza koo mnie wywija noem, zwaszcza gdy przesuwaa mi ostrze po gardle. Musz jednak przyzna, e spojrzawszy na koniec w lustro, zdumiaem si zmianami, jakie zaszy w moim wygldzie. Wilga

zostawia tylko wsy oraz zarost na szczce i policzkach. Kwadratowo przycite wosy zasaniay mi czoo a po brwi, przez co oczy nabieray gbszego wyrazu. Blizna na policzku nadal bya widoczna, ale mniej, bo stanowia przeduenie linii wsw. - Spora zmiana - oceniem. - Jest o wiele lepiej - uznaa Wilga. - Wtpliwe, eby ci rozpozna Chucherko albo Jar. Jeszcze tylko si tego pozbdziemy. - Zebraa wosy z podogi, otworzya okno i rzucia kdziory na wiatr. Potem zamkna okiennice i

otrzepaa donie. - Dzikuj ci - odezwaem si, lekko zakopotany. - Prosz bardzo - odrzeka. Rozejrzaa si po pokoju i westchna cicho. - ka bdzie mi brakowao - stwierdzia. Zabraa si do pakowania. Szybko i skutecznie. Pochwycia moje zaskoczone spojrzenie. Jeli jeste wdrownym minstrelem, musisz umie pakowa si szybko i dobrze. - Dorzucia na stosik ostatnie drobiazgi, zawizaa toboek, przerzucia go przez rami. Zaczekaj na mnie na dole, przy

tylnych schodach. Pjd uregulowa rachunek. Czekaem na zimnie znacznie duej, ni si spodziewaem. Wreszcie przysza, zarowiona i gotowa przyj wyzwanie nowego dnia. Przecigna si jak kotka. - Tdy - wskazaa drog. Przypuszczaem, e bd musia przystosowa do niej tempo marszu, a tu si okazao, e ona z atwoci dotrzymuje mi kroku. Poprowadzia mnie z dzielnicy kupieckiej na pnoc, ku przedmieciom.

- Wygldasz dzi inaczej poinformowaa mnie. - Rzecz nie tylko w nowej fryzurze. Powzie jak decyzj. - Rzeczywicie. - To dobrze - ucieszya si i przyjacielskim gestem uja mnie pod rami. - Mam nadziej, e wanie zdecydowae si mi zaufa. Nic nie powiedziaem. Rozemiaa si. Nie pucia mojego ramienia. Drewniane chodniki dzielnicy kupieckiej wkrtce znikny. Szlimy

wzdu domw przytulonych do siebie ciasno, jakby szukay ochrony przed chodem. Zimny wiatr wia nam w oczy, gdy kroczylimy brukowanymi ulicami, ktre wkrtce ustpiy miejsca drogom z udeptanej ziemi, prowadzcym obok niewielkich posiadoci. Prowadziy nas botniste koleiny. Mielimy szczcie, e wreszcie przesta pada deszcz, cho porywisty wiatr by bardzo zimny. - Daleko jeszcze? - zapytaem wreszcie. - Nie jestem pewna. Id wedug opisu. Wypatruj trzech wielkich

gazw na poboczu drogi. - Co ty tak naprawd wiesz o tych przemytnikach? Wzruszya ramionami, nieco zbyt obojtnie. - Wiem, e chadzaj w gry, kiedy ju nikt inny tego nie robi. I wiem, e zabieraj ze sob pielgrzymw. - Pielgrzymw? - Jak zwa, tak zwa. Ludzi, ktrzy id do wityni Edy w Krlestwie Grskim. Wczeniej, jeszcze latem,

zapacili za przepraw na barce, ale potem gwardia krlewska zaja wszystkie barki do wasnych celw i zamkna granic z Krlestwem Grskim. Pielgrzymi, ktrzy utknli w Bkitnym, prbowali znale sposb na dostanie si w gry. Dotarlimy do trzech gazw oraz do zachwaszczonej drki wijcej si poprzez pastwisko otoczone ogrodzeniem z erdzi i kamieni. Paso si na nim kilka liniejcych koni. Zauwayem, e s to niedue zwierzta rasy grskiej. Domek sta z dala od drogi. Zbudowano go z kamienia rzecznego czonego zapraw, przykryto dachem z darni.

Niewielka przybudwka idealnie do niego pasowaa. Z komina unosia si wska smuka dymu, szybko porywana wiatrem. Na ogrodzeniu siedzia jaki czowiek, co struga. Podnis na nas oczy i najwyraniej zdecydowa, e nie stanowimy dla niego zagroenia. Nie prbowa nas zaczepia, wic spokojnie go minlimy i podeszlimy do drzwi chatki. Tu przed jej progiem stadko dumnych tustych gobi gruchao przed gobnikiem. Wilga zapukaa, ale odpowied nie przysza ze rodka. Zza rogu wyoni si mczyzna ubrany jak rolnik.

Mia rozczochrane brzowe wosy i niebieskie oczy. Nis parujce wiadro pene ciepego mleka. - Wy do kogo? - zapyta. - Do Szelmy - odpara pieniarka. - Nie znam adnego Szelmy odpar mczyzna. Otworzy drzwi i wszed do domu. Wilga bez wahania podya za nim, ja take, cho z mniejsz ufnoci. Miecz u pasa dodawa mi pewnoci siebie. Na kominku pon ogie. Dym -

cho nie cay - uchodzi przez komin. Jaki chopak i aciate kol leeli na wiechciu somy w kcie. Chopak spojrza na nas wielkimi bkitnymi oczyma, ale nie odezwa si sowem. Z niskich krokwi zwisay wdzone szynki. Rolnik postawi mleko na stole, gdzie kobieta siekaa grube te korzenie. Odwrci si do nas. - Pewnie trafilicie nie do tego domu. Sprbujcie kawaek dalej. Nie w nastpnym domu, bo tam mieszka Majtno. Moe w ktrym nastpnym. - Bardzo dzikujemy. - Wilga

wszystkich obdarzya umiechem i odwrcia si do drzwi. - Miy, idziesz? Skoniem si mieszkacom i poszedem za ni. Ruszylimy drk. Kiedy ju oddalilimy si nieco, spytaem: - Co teraz? - Nie jestem do koca pewna. Jak udao mi si podsucha, powinnimy i do domu Majtnoci i zapyta o Szelm. - Udao ci si podsucha?

- Nie sdzisz chyba, e znam osobicie jakiego przemytnika? Byam w ani i tam podsuchaam rozmow dwch kobiet. Pielgrzymoway do Krlestwa Grskiego. Jedna powiedziaa, e na jaki czas maj ostatni szans kpieli, a druga, e jest jej to obojtne, jeli tylko w kocu opuszcz Bkitne. Wtedy pierwsza opowiedziaa drugiej, gdzie maj si spotka z przemytnikami. Nie powiedziaem nic. Chyba wyraz mojej twarzy wystarczy za sowa, bo Wilga wyranie si oburzya:

- Masz jaki lepszy pomys? Uda si albo nie. Moemy skoczy podernitymi gardami. z

- No to wracaj do miasta i sprbuj wymyli co lepszego. - Aha, a wwczas czowiek, ktry nas ledzi dojdzie do wniosku, e jestemy szpiegami, i zdecyduje si dziaa. Chodmy do Majtnoci, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Nie, nie ogldaj si za siebie. Wrcilimy na drog i ruszylimy do nastpnego domu. Wiatr

przybra na sile, gnajc niegowe chmury. Jeli nie znajdziemy Szelmy wkrtce, bdziemy mieli przed sob dug i cik drog powrotn do miasta. Niegdy byo to zadbane gospodarstwo. Niegdy rzdy srebrnych brzz rosy po obu stronach podjazdu. Teraz zostay po nich amliwe kikuty z nagimi gaziami, z ktrych wiatr obdziera kor. Kilka ocalaych drzew pakao tymi monetami lici. Rozlegych pastwisk strzegy ogrodzenia, lecz byda na nich od dawna nie byo adnego. Zachwaszczone pola leay odogiem.

- Co si tutaj stao? - spytaem, gdy mijalimy opuszczon ziemi. - Lata suszy. A potem jeden rok poarw. Dalej, za tymi posiadociami, brzeg rzeki by kiedy poronity dbowymi lasami, pokryty pastwiskami. Tutaj byy wielkie hodowle mlecznych krw, tam rolnicy wypasali na trawie kozy, a ich haragary ywiy si w lesie odziami. Syszaam te, e byy to doskonae tereny owieckie. Potem przyszed ogie. Ludzie mwi, e pon cae miesice, e nie dao si oddycha, e rzeka pokrya si czarnym popioem. W ogniu stany nie tylko lasy i ki,

ale te domy i pastwiska zajmoway si od iskier jak pochodnie. Przed ogniem nie byo ucieczki. Po latach suszy z rzeki zosta ospay strumyk. A gdy wygasy poary, znowu nastay gorce, suche dni. Wiatr nis kurz i popi. Dusi nimi mniejsze potoki i strugi. Tej jesieni nadeszy deszcze. Wszystka woda, o ktr ludzie bagali bogw od lat, spada z nieba w jednej porze roku. Rzeki cae. Sam widzisz, co zostao. Wymyta, wirowata gleba. - Co o tym syszaem. Przypomniaa mi si jaka dawna

rozmowa. Kto - moe Cier? mwi mi, e lud obwinia krla o wszystko, nawet o susze i poary. Dla mnie wwczas niewielkie to miao znaczenie. Dla tych rolnikw musia nastpi koniec wiata. Sam dom take pamita lepsze czasy. By to drewniany budynek pitrowy. Farba dawno wyblaka. Na pitrze okiennice zamknito szczelnie. Na kadym z kocw domu celowa w niebo komin, ale z jednego poodpaday kamienie. Z drugiego unosi si dym. Przed drzwiami staa moda dziewczyna. Na jej doni przycupn tusty szary gob: gadzia go leciutko.

- Dzie dobry - powitaa nas miym, niskim gosem. Ubrana bya w kremow lun koszul z weny, a na ni narzucia skrzan tunik. Do tego skrzane spodnie i dugie buty. Dabym jej jakie dwanacie lat i powiedziabym te, sdzc po oczach i wosach, e jest krewn mieszkacw ssiedniego domu. - Dzie dobry - odpowiedziaa Wilga. - Szukamy Szelmy. Dziewczyna pokrcia gow. - le trafilicie. Tutaj nie mieszka

aden Szelma. Moe powinnicie sprawdzi dalej. - Bya lekko tylko zdziwiona. Wilga rzucia spojrzenie. mi niepewne

- Pewnie le nas skierowano. Ujem j pod rami. - Chod, wrcimy do miasta i sprbujemy od nowa. - Marzyem tylko o tym, eby si wyplta z fatalnej sytuacji. - Ale przecie... - usiowaa protestowa. Nagle doznaem olnienia. - Ciii... Ostrzegano nas, e do

tych ludzi nieatwo trafi. Ptak musia zbdzi, a moe dopad go sok. Nic tu ju dzisiaj po nas. - Ptak? dziewczyna. zawierkaa nagle

- Zwyky gob. yczymy ci dobrego dnia. - Objem Wilg ramieniem i obrciem. - Przykro nam, e ci niepokoilimy. - Czyj gob? Krtk chwil prosto w oczy. Przyjaciela patrzyem Szelmy, ale jej to

naprawd niewane. Chod, Wilga. Czekajcie! zawoaa dziewczyna. - W domu jest mj brat. Moe on zna tego Szelm. Nie chcielibymy przeszkadza. mu

- Nie ma o czym mwi. Machna doni, ptak zatrzepota skrzydami. - Wejdcie, ogrzejecie si troch. - Zimno dzisiaj - przyznaem. Odwrciem si akurat w chwili, gdy czowiek, ktry co struga na ogrodzeniu, wyoni si z rzdu

brzz. - Moe wejdmy wszyscy. Dziewczyna wyszczerzya zby w szerokim umiechu, widzc, e moja towarzyszka, kompletnie zbita z tropu, nie bardzo wie, co ze sob zrobi. Zaraz za gwnymi drzwiami otwieraa si pusta sie. Pikne drewno na posadzce, od jakiego czasu nie natuszczane, wytarte byo i porysowane. Janiejsze plamy na cianach zdradzay, gdzie niegdy wisiay obrazy i gobeliny. Na pitro prowadziy nagie schody. Jedyne wiato przesczao si przez grube okiennice. Cho nie

wia tu wiatr, nie byo duo cieplej ni na zewntrz. - Zaczekajcie. - Dziewczyna wesza do pokoju po prawej stronie. Wilga staa troch za blisko mnie. Mczyzna, ktry przyszed tu za nami, przyglda si nam beznamitnie. Wilga zaczerpna tchu. - Ciii... - powiedziaem, zanim zdya si odezwa. Wzia mnie pod rami. Kucnem, udajc, e poprawiam but, a gdy si wyprostowaem,

stanem w ten sposb, e miaem j po lewej stronie. Natychmiast przywara mi do ramienia. Zdawao si, e upyno duo czasu, nim w drzwiach ukaza si wysoki mody mczyzna o brzowych wosach i bkitnych oczach. Podobnie jak dziewczyna ubrany by w skry. U pasa przytroczony mia dugi n. Dziewczyna sza tu za nim, wygldaa na rozdranion. Najwyraniej dostaa bur. - O co chodzi? - zapyta mody mczyzna srogo.

- Zechciej wybaczy, panie odezwaem si spiesznie. Szukalimy czowieka o imieniu Szelma, lecz najwyraniej trafilimy do niewaciwego domu. Nie zamierzalimy si naprzykrza. - Mam przyjaciela - odezwa si z ociganiem - ktrego kuzyn ma na imi Szelma. Moe mgbym mu przekaza od was wiadomo. cisnem Wilg za rk, kac by cicho. - Nie, nie. Nie chcemy sprawia kopotu. Chyba e... mgby nam, panie, podpowiedzie, gdzie szuka

Szelmy. - Zostawcie wiadomo, przeka - powtrzy. Nie bya to jednak rzeczywista propozycja. Podrapaem si zastanowiem chwil. w brod,

- Mam przyjaciela, ktrego kuzyn chcia przesa co przez rzek. Sysza on, e Szelma mgby zna kogo, kto zechciaby to dla niego wzi. Przyrzek kuzynowi mojego przyjaciela, e wyle do Szelmy ptaka z wiadomoci o naszej wizycie. Za opat, oczywicie. Ot i wszystko, marna sprawa.

Wolno skin gow. - Syszaem, e s w okolicy ludzie, ktrzy zajmuj si takimi sprawami. To niebezpieczne zajcie, a przy tym zdradliwe. W razie schwytania przez gwardi krlewsk mona zapaci gow. - To prawda - przytaknem zgodnie. - Wtpi jednak, by kuzyn mojego przyjaciela robi interesy z ludmi, ktrzy mogliby da si zapa. Dlatego chcia rozmawia z Szelm. - A kto wam kaza tutaj szuka Szelmy?

- Zapomniaem - odparem chodno. - Nie mam pamici do imion. - Doprawdy? - zastanowi si mczyzna. Spojrza na siostr i lekko skin gow. - Zechcecie wypi ze mn yczek okowity? - Z najwiksz przyjemnoci przystaem. Zdoaem uwolni rami od Wilgi. Gdy weszlimy do pokoju, pieniarka a westchna, mile zaskoczona. To wntrze byo tak bogate, jak poprzednie ubogie. Posadzk zacielay dywaniki,

ciany zdobiy gobeliny. Na cikim dbowym stole zapalono biae wiece. W ogromnym kominku buzowa ogie, przed nim ustawiono w pkolu wygodne krzesa. Tam wanie poprowadzi nas gospodarz. Przechodzc obok stou, wzi szklan karafk z gorzak. - Przynie dziewczynie. kubki rozkaza

Nie wydala si obraona. Starsi bracia nie s najuprzejmiejszymi bohaterami wiata. Podaa gobia mczynie, ktry przyszed za nami z poprzedniego domu, i zanim

posza po gestem.

kubki,

wyprosia

go

- Mwilicie zatem... - zacz, kiedy ju usiedlimy przed kominkiem. - Waciwie to ty mwie, panie rzekem wymijajco. Milcza. Jego siostra wrcia z kubkami i wszyscy czworo unielimy naczynia w toacie. Za krla zaproponowa. Za krla Wadczego -

podsunem

uprzejmie i wypiem. Okowita bya dobrego gatunku, Brusowi by smakowaa. - Krl Wadczy chtnie widziaby ludzi takich jak nasz przyjaciel Szelma na szubienicy - zagai mody mczyzna. - A jeszcze chtniej na arenie poprawiem go. Westchnem lekko. - Oto dylemat. Z jednej strony krl Wadczy zagraa yciu Szelmy. Z drugiej, gdyby nie zakaz kontaktw z Krlestwem Grskim, jaki ywot widby Szelma? Syszaem, e wszystkie ziemskie posiadoci jego rodziny przemieniy si w

kamieniste pustkowie. Mody mczyzna wspczujco pokiwa gow. - Biedny Szelma. Czowiek musi z czego y. - To prawda - przytaknem. Czasami, eby przey, ludzie musz przekroczy rzek, nawet jeli krl tego wzbrania. - Ludzie? - powtrzy gospodarz. To nie to samo co przewiezienie przez rzek towaru. Prawie to samo -

zbagatelizowaem. - Jeli Szelma jest dobry w swoim fachu, nie powinno mu to sprawia rnicy. A syszaem, e jest dobry. Najlepszy dziewczyna z dum. Brat posa spojrzenie. jej podkrelia ostrzegawcze

- Co ten czowiek oferowaby w zamian za przepraw? - zapyta cicho. - O tym bdzie rozmawia z samym Szelm - oznajmiem spokojnie.

Przez czas potrzebny na kilka oddechw mody mczyzna siedzia w milczeniu, zapatrzony w ogie. Wreszcie wsta i wycign do mnie rk. - Szelma z Frantw. Moja siostra, Majtno. - Miy - powiedziaem. - Wilga. Gospodarz ponownie unis swj kubek. Za przysz umow zaproponowa i wypilimy znowu.

Usiad. - Czy moemy rozmawia otwarcie? - zapyta. Skinem gow. - Moliwie jak najszczerzej. Syszaem, e zabierasz grupy pielgrzymw przez rzek i dalej, a za granic Krlestwa Grskiego. Chcemy zamwi t sam usug. - Za t sam cen - wtrcia si Wilga gadko. - Szelma, to mi si nie podoba przerwaa nagle Majtno. - Kto musia rozpuci jzyk. Nie powinnimy si byli zgodzi na

pierwsz umow. wiedzie...

Skd

mamy

- Cisza. Ja podejmuj ryzyko, wic to ja decyduj, co zrobi, a czego nie. Ty nie masz nic do roboty tylko czeka tutaj i pilnowa domu pod moj nieobecno. I trzyma jzyk za zbami. - Zwrci si znowu do mnie: - Kade z was paci zotem. Jedna moneta teraz, nastpna po drugiej stronie rzeki i trzecia na granicy Krlestwa Grskiego. Cena bya szokujca. - Nie moemy... - Nagle Wilga

wbia mi paznokcie w nadgarstek. Zamknem usta. - W yciu mnie nie przekonasz, e tyle pac pielgrzymi - rzeka spokojnie. - Oni maj wasne konie i wozy. Wasne zapasy ywnoci. - Szelma przekrzywi gow. - Wy wygldacie na takich, co cay swj dobytek maj na grzbiecie. - Dziki temu o wiele atwiej nas ukry ni wozy i konie. Damy ci jedn sztuk zota teraz i jedn na granicy Krlestwa Grskiego. Za nas oboje - zaproponowaa Wilga.

Gospodarz si zaduma. Wreszcie pola nam wszystkim okowity. - To za mao - stwierdzi z alem. - Podejrzewam, e wicej nie macie? Ja miaem o wiele mniej. Pozostawaa nadzieja, e Wilga bya bogatsza. - Wic za t cen przeprowad nas przez rzek - zaproponowaem. - Dalej bdziemy si martwili o siebie sami. Wilga kopna mnie dyskretnie w kostk.

- Innych przeprowadza a za grsk granic - odezwaa si niby tylko do mnie. - Nas te moe zabra z nimi. - Ponownie zwrcia si do Szelmy. - Za t cen doprowadzisz nas do Krlestwa Grskiego. Gospodarz pocign Westchn ciko. okowity.

- Bez urazy, ale zanim zawrzemy umow, chciabym zobaczy gotwk. Wilga i spojrzenia. ja wymienilimy

- Musimy porozmawia na osobnoci - rzucia pieniarka gadko. - Bez urazy. - Podniosa si, uja mnie za rk i poprowadzia w rg pokoju. - Czy ty si nigdy w yciu nie targowa? - wyszeptaa. Za duo proponujesz i za szybko. Ile tak naprawd masz pienidzy? Zamiast odpowiedzi uniosem sakiewk. Wybraa zawarto wprawnie jak sroka kradnca ziarno. Zwaya monety w doni z min specjalisty. - Za mao. Mylaam, e masz wicej. Co to takiego? - natrafia palcami na kolczyk Brusa.

Zamknem klejnot w rku, nim zdya go chwyci. - Co bardzo dla mnie wanego. - Waniejszego ni ycie? - Niezupenie - przyznaem. - Ale prawie. Jaki czas by wasnoci mego ojca. Pniej mi go podarowa jego bliski przyjaciel. - Jeli trzeba bdzie go sprzeda, dopilnuj, eby zyska dobr cen. Wrcia do Szelmy. Zaja swoje poprzednie miejsce, wychylia resztk okowity i siedziaa, czekajc na mnie. Usiadem i ja.

- Damy ci wszystkie pienidze, jakie mamy przy sobie - oznajmia. - Jest tego mniej, ni dasz. Na granicy Krlestwa Grskiego doo ci ca swoj biuteri. Kolczyki, piercionki, wszystko. Co ty na to? Wolno pokrci gow. - Za tak cen nie zaryzykuj mierci przez powieszenie. - A gdzie tu ryzyko? - zdziwia si Wilga. - Jeli ci zapi z pielgrzymami, bdziesz wisia. Za to ryzyko ju oni ci zapacili. Prowadzc nas wrd pielgrzymw, ryzyka nie powikszasz, musisz

tylko powikszy zapasy ywnoci. Za tyle starania to z pewnoci uczciwa cena. Omal niechtnie, jednak pokrci gow. Wilga wycigna otwart do. do mnie

- Poka mu - rzeka cicho. Czuem si jak chory, otwieraem sakiewk wyuskiwaem z niej kolczyk. gdy i

- Moe na pierwszy rzut oka nie robi wraenia cennego -

powiedziaem - ale czowiek znajcy si na rzeczy doceni jego warto. Ja j znam. Wiem, e ten klejnot wart jest twojego wysiku. Otworzyem do, zalnia delikatna srebrna siateczka ze schwytanym w ni szafirem. Podniosem kolczyk za zapicie, a wwczas zataczy na nim blask pomieni. - To nie jest tylko srebro z szafirem. To wspaniae dzieo zdolnego rzemielnika. Zauwa, jak wyjtkowa jest srebrna siatka, jak delikatne czenia.

Pieniarka trcia klejnot palcem. Ongi stanowi wasno nastpcy tronu, ksicia Rycerskiego - podkrelia z szacunkiem. - Gotwka jest lepsza. atwiej ni paci - zauway Szelma. Wzruszyem ramionami. - Racja, jeli kto pragnie tylko wydawa pienidze. S jednak ludzie, ktrzy w posiadaniu szczeglnego przedmiotu znajduj przyjemno wiksz, niby im daa gotwka w kieszeni. Gdybym prbowa sprzeda ten wyjtkowy

drobiazg teraz, w popiechu, zyskabym jedynie drobn cz jego rzeczywistej wartoci. Czowiek z twoimi powizaniami, dysponujc czasem i moliwoci negocjowania umowy, otrzyma za dobrze ponad cztery sztuki zota. Jeli sobie jednak zayczysz, wrc do miasta i... Oczy rozbysy mu chciwoci. - Wezm go - zgodzi si. - Po drugiej stronie rzeki uciliem. Woyem kolczyk w ucho. Niech go widzi za kadym razem, kiedy na mnie spojrzy.

Przystpiem do formalnego zawarcia umowy: - Zobowizujesz si przeprawi nas oboje bezpiecznie na drugi brzeg rzeki. Tam kolczyk jest twj. Jako twoje jedyne wynagrodzenie - dodaa Wilga spokojnie. - Do tego czasu jako zabezpieczenie bdziesz mia wszystkie nasze pienidze. - Zgoda. Oto moja rka - przysta Szelma. Ucisnlimy sobie donie. - Kiedy ruszamy? - zapytaem.

- Jak bdzie odpowiednia pogoda - odpar. - Wolabym jutro. Podnis si wolno. - Jeli jutro bdzie odpowiednia pogoda, wyruszymy jutro. Wybaczcie mi teraz, mam kilka spraw do zaatwienia. Majtno zostanie do waszej dyspozycji. Spodziewaem si, e bdziemy wraca na noc do miasta, ale Wilga uoya si z Majtnoci: za kilka pieni mielimy dosta posiek i nocleg.

Posiek nie by moe tak smaczny jak jado serwowane w obery, w ktrej mieszkaa Wilga, lecz duo lepszy od kartoflanki z cebul. Dostalimy grube plastry pieczonej szynki, duszone jabka, ciasto z owocami i orzechami, pachnce od przypraw, oraz piwo. Majtno usiada z nami przy stole i prowadzia spokojn, niezobowizujc rozmow. Po jedzeniu Wilga zagraa dziewczynie kilka pieni. Mnie oczy same si zamykay. Poprosiem Majtno, eby mi pokazaa drog do pokoju, a wtedy Wilga stwierdzia, e take jest ju zmczona.

Dziewczyna zaprowadzia nas do pokoju nad wystawnym salonem. Niegdy to wntrze byo wspaniae, ale przez ostatnie lata nikt tutaj nie mieszka. Rozpalia ogie w kominku, lecz chd i stchlizna nie day si przepdzi tak atwo. Pod poszarzaymi kotarami stao wielkie oe z piernatem. Wilga krytycznie pocigna nosem i zaraz po wyjciu Majtnoci powiesia wszystkie przykrycia na awie przysunitej do ognia. - Troch si przewietrz, a przy okazji ogrzej - oznajmia tonem czowieka, ktry wie, co mwi.

Sprawdziem rygle na oknach i okiennicach. Wyglday solidnie. Jako nie miaem siy odpowiada. To chyba przez okowit popit piwem. Jednym z krzese zabarykadowaem drzwi. Wilga przygldaa mi si ze zdziwieniem. Wreszcie podszedem do kominka, opadem na oboon kocami aw i wycignem nogi do ciepa. Palcami stp cignem buty. Jutro bd w drodze do Krlestwa Grskiego. Wilga usiada obok. Jaki czas milczaa. W pewnej chwili trcia kolczyk w moim uchu.

- Rzeczywicie nalea do ksicia Rycerskiego? - spytaa. - Jaki czas. - Oddajesz go za przepraw w gry. Co on by na to powiedzia? - Nie wiem. Nigdy go nie poznaem. - Westchnem. - O ile wiem, bardzo kocha swego modszego brata. Chyba nie byby przeciwny, e pac jego klejnotem za podr do krla Szczerego. - Wic naprawd chcesz odnale krla.

- Oczywicie. - Nie byo sensu zaprzecza. Na prno usiowaem opanowa ziewanie. - Nie jestem pewien, czy rozsdnie zrobia, wspominajc przemytnikowi o ksiciu Rycerskim. Moe powzi podejrzenia. - Odwrciem si do Wilgi. Jej twarz bya za blisko. Widziaem j niewyranie. - Za picy jestem, eby si tym teraz przejmowa - dorzuciem. - Nie masz gowy do radosnych pkw - zamiaa si Wilga. - Dzi przecie nikt nie uywa kadzielnic.

- Pki byy w ciecie. Majtno mwia, e jest przyprawione. - I to znaczyo, e s w nim radosne pki? - W Ksistwie Trzody - tak. - Aha. W Ksistwie Kozim oznacza to, e dodaje si cynamonu. Albo skrki cytrynowej. - Wiem. - Opara si o mnie i westchna. - Nie ufasz tym ludziom. - Oczywicie, e nie. Oni nam take nie ufaj. Gdybymy im ufali,

nie czuliby wobec nas respektu. Mieliby nas za naiwnych gupcw, a tacy ludzie czsto przysparzaj przemytnikom kopotw, poniewa nie potrafi utrzyma jzyka za zbami. - Ale przecie ucisne Szelmie do. - I wierz, e dotrzyma sowa. W kwestiach dotyczcych umowy. Oboje umilklimy, pogreni w zamyleniu. Po jakim czasie przecknem si z drzemki. Wilga usiada prosto.

- Id spa - oznajmia. - Ja te. - Zaczem ukada koc przed kominkiem. - Nie bd mieszny - achna si. - W ku jest miejsca dla czworga. Korzystaj, pki moesz, bo daj w zakad wasn gow, e nieprdko bdziesz mia nastpn okazj spa tak wygodnie. Nie musiaa mnie dugo przekonywa. Piernat by mikki i tylko odrobin czu go byo wilgoci. Kade z nas dostao swoje koce. Miaem wiadomo, e powinienem zachowa ostrono,

ale okowita, piwo i do tego jeszcze radosne pki osabiy moj wol. Zapadem w gboki sen. Raz przebudziem si nad ranem. Ogie w kominku zagas i zrobio si zimno. Wilga przez sen przysuna si do mnie, obja ramieniem. W pierwszej chwili zamierzaem si od niej uwolni, ale bya taka ciepa i tak ufnie przytulona... Oddechem grzaa mi kark, pachniaa kobiet. Zamknem oczy i leaem bez ruchu. Sikorka. Ogarna mnie rozpaczliwa, bolesna tsknota. Zacisnem zby. Zmusiem si, eby znowu zasn.

Popeniem bd. Dziecko pakao. Pakao i pakao. Sikorka, ubrana w nocn koszul, z pledem narzuconym na ramiona, wymizerowana i zmczona siedziaa przy ogniu, koyszc creczk w ramionach. piewaa jak piosenk, w kko t sam, ale melodia dawno ju gdzie si zagubia. Syszc otwieranie drzwi, podniosa wzrok. - Mog wej? - zapyta cicho Brus. Kiwna gow.

- Dlaczego nie pisz o tej godzinie? - spytaa gosem penym znuenia. - Sysz, jak maa pacze. Jest chora? - Podszed do ognia, poprawi drwa. Dorzuci jeszcze jedno, wreszcie pochyli si i spojrza w twarzyczk dziecka. - Nie wiem. Pacze i pacze. Nawet nie chce ssa. Nie wiem, co jej jest. - Taka ao w gosie Sikorki. Nie miaa ju ez. - Daj mija potrzyma - rzek Brus. - Po si i sprbuj odpocz, inaczej obie bdziecie chore. Nie

sposb tego tak cign noc za noc. - Chcesz si ni zaj? - zapytaa Sikorka, nic nie rozumiejc. - Co mi szkodzi. - Brus umiechn si pod nosem. - I tak nie mog spa. Sikorka podniosa si sztywno, jakby j bolay plecy. - Najpierw si ogrzej. Zaparz herbaty. Zamiast odpowiedzie, odebra dziecko z jej ramion.

- Id, po si na chwil. Nie ma sensu, ebymy wszyscy nie spali. Sikorka wyranie miaa trudnoci ze zrozumieniem. - Jak to, mam wrci do ka, a ty... - Tak. Po si, odpocznij, my damy sobie rad. - Otuli dziecko, uoy je sobie w ramionach. W jego niadych doniach maleka dziewuszka zdawaa si jeszcze drobniejsza. Sikorka wolno przesza przez izb. Obejrzaa si na Brusa, ktry zaglda dziecku w twarz. Cichutko ju - szepn. - Cichuteko.

Sikorka wesza na ko, owina si kocem. Brus nadal sta przy ogniu, koyszc si na pitach i leciutko poklepujc dziecko po pleckach. - Brus - odezwaa si Sikorka cicho. - Tak? - spyta, nie patrzc na ni. - Nie ma sensu, eby przy tej pogodzie spa w szopie. Powiniene na zim przeprowadzi si tutaj i spa przy kominku. - Tam nie jest tak znowu zimno.

Ju si przyzwyczaiem. Na jaki czas zapada cisza. Brus... czuabym bezpieczniej, gdyby by bliej. si

- To moe rzeczywicie si przenios. A dzisiaj nie masz si czego obawia. pij ju. Obie pijcie. - Wargami musn gwk dziecka. Bardzo cichutko zacz tej kruchej istotce piewa. Prbowaem odrni sowa, ale piewa w nie znanym mi jzyku. Dziecko pakao mniej rozpaczliwie. Brus zacz

wolno przechadza si przed kominkiem. W t i z powrotem. Byem z Sikork i patrzyem jej oczyma, pki i ona nie usna, ukojona gosem Brusa. Potem niem ju tylko o samotnym wilku, ktry bieg i bieg bez koca. Samotny jak ja.

Rozdzia pitnasty Pustka

Krlowa Ketriken, uciekajc przed nastpc tronu, ksiciem Wadczym, do pierwszej swej ojczyzny, Krlestwa Grskiego, nosia pod sercem dzieci. Niektrzy krytykowali jej decyzj, twierdzc, e gdyby pozostaa w Ksistwie Kozim i nagita ksicia Wadczego

do swej woli, jej dziecko bezpiecznie przyszoby na wiat w stolicy Krlestwa Szeciu Ksistw. Moe wwczas Kozia Twierdza pozostaaby w jej wadaniu, moe cae Ksistwo Kozie skuteczniej stawiaoby opr najedcy. Moe ksistwa nadbrzene walczyyby bardziej zaciekle, gdyby krlowa zostaa w stolicy. Niektrzy twierdz, e tak. Ludzie, ktrzy w Koziej Twierdzy w owym czasie mieszkali i byli dobrze zorientowani w polityce wewntrznej tyczcej si regencji w rodzie Przezornych, maj na ten temat zdanie diametralnie

odmienne. Bez jednego wyjtku s przekonani, e zarwno krlowa Ketriken, jak i jej nie narodzone dziecko w stolicy Krlestwa Szeciu Ksistw nie byliby odpowiednio traktowani. Trudno temu przeczy, gdy nawet po ucieczce pani Ketriken z zamku poplecznicy ksicia Wadczego nie szczdzili si, by j kompromitowa, posuwajc si a do twierdzenia, e dziecko w jej onie nie jest potomkiem ksicia Szczerego, lecz zostao spodzone przez nielubne dziecko jego brata Bastarda Rycerskiego. Wszelkie domniemywania, co mogoby si wydarzy, gdyby

krlowa Ketriken pozostaa w Koziej Twierdzy, s dzisiaj pozbawionymi sensu spekulacjami. Pozostaje natomiast historycznym faktem, e zdaniem krlowej, potomek Przezornych mia najwiksz szans przeycia, rodzc si w jej ukochanym Krlestwie Grskim. Wrcia do dawnej ojczyzny take wiedziona nadziej, i zdoa odnale maonka i pomc mu odzyska wadz. Poszukiwania przyniosy jej tylko rozpacz, odnalaza bowiem miejsce starcia towarzyszy swego ma z tajemniczymi napastnikami. Gdy padlinoercy zakoczyli ucztowanie,

z cia polegych pozostay tylko koci oraz strzpy ubra, a pomidzy nimi bkitny paszcz, ktry krl Szczery mia na sobie, gdy maonka widziaa go po raz ostatni. Take jego n. Pani Ketriken powrcia do krlewskiej rezydencji w Stromym i pogrya si w aobie. Jeszcze przez wiele nastpnych miesicy otrzymywaa od mieszkacw Krlestwa Grskiego raporty o napotykanych w grach, za Stromym, ludziach odzianych w stroje gwardii Szczerego. Owi samotni onierze niechtnie wdawali si w rozmowy z

wieniakami i cho wszyscy byli w stanie godnym poaowania, czsto odmawiali przyjcia pomocy. Od czasu do czasu trafiali do Stromego. Nie potrafili logicznie odpowiedzie na pytania krlowej dotyczce maonka oraz historii wyprawy. Nie przypominali sobie nawet, kiedy ani w jakich okolicznociach si z nim rozstali. Wszyscy, bez wyjtku, wydawali si optani obsesj powrotu do Koziej Twierdzy. Po pewnym czasie pani Ketriken nabraa przekonania, e krl Szczery wraz ze swoj gwardi zosta zaatakowany nie tylko zbrojnie, lecz take krlewsk

magi. Strza i mieczem z zasadzki, a rwnoczenie w umysach - przez przewrotny krg Mocy, pozostajcy, jak si domylaa, na usugach modszego brata jej maonka, ksicia Wadczego. Std wanie narodzio si przemone uprzedzenie krlowej Ketriken wobec szwagra.

*** Obudzio mnie walenie do drzwi. Odkrzyknem co i usiadem w ciemnoci, zmarznity i kompletnie zdezorientowany.

- Za godzin ruszamy! usyszaem w odpowiedzi.

Wydobyem si spod kocw oraz z bezwadnego objcia Wilgi. Odszukaem buty, woyem paszcz. Owinem si nim szczelnie, bo w pokoju byo bardzo zimno. Wilga poruszya si tylko po to, eby si wsun na moje miejsce. Pochyliem si nad kiem. - Wilga? - Poniewa nie doczekaem si odpowiedzi, lekko potrzsnem pieniark za rami. Wilga! Za nieca godzin ruszamy.

Wstawaj! Wydaa z siebie rozdzierajce westchnienie. - Id sobie. - Zagrzebaa si gbiej w kocach. Wzruszyem ramionami zostawiem j w spokoju. i

Na dole, w kuchni, Majtno skoczya piec placki na kuchennej blasze. Podsuna mi na talerzu suszn porcj z masem i miodem, a ja chtnie skorzystaem. Dom, tak spokojny i pusty dnia

poprzedniego, dzisiaj pka w szwach. Sdzc po ogromnym podobiestwie rysw twarzy ludzi, ktrzy byli wyranie zorientowani w sprawie, Szelma pracowa z rodzin. Chopak z aciatym kolciem siedzia na taborecie przy stole, karmic ulubieca kawakami plackw. Od czasu do czasu przyapywaem go, jak si na mnie gapi. Gdy odpowiedziaem mu umiechem, oczy zaokrgliy mu si jak spodki. Z powan min podnis si i wyszed, zabierajc ze sob talerz oraz podskakujcego kozioka. Do kuchni wkroczy Szelma.

Ubrany by w szeroki czarny paszcz z grubej weny, sigajcy dobrze za kolana i upstrzony patkami niegu. - Gotw do drogi? - spyta, rzuciwszy na mnie okiem. Skinem gow. - Dobrze. Ubierz si ciepo. To dopiero pocztek burzy. Dla nas doskonaa pogoda na drog. Gdy skoczyem niadanie, pojawia si Wilga. Zdumiaa mnie. Spodziewaem si, e bdzie zaspana, a zobaczyem osob waw, cakowicie rozbudzon, z

zarowionymi policzkami i rozemian twarz. Po drodze odbya szermierk sown z jakim mczyzn i najwyraniej wygraa t artobliw potyczk. Przy stole naoya sobie hojnie wszystkiego po kolei. Po krtkim czasie, podnisszy wzrok znad pustego talerza, dostrzega moj zdumion min. - Minstrele ucz si je do syta, gdy tylko mog - rzeka i podaa mi swj kubek. Dolaem jej piwa z dzbana. Wanie odstawia kubek, gdy do kuchni wpad Szelma. Wyglda

niczym chmura gradowa. Gdy jego wzrok pad na mnie, zatrzyma si w p kroku. - O! Miy. Umiesz powozi? - Oczywicie. - Dobrze? - Dosy ostronie. dobrze rzekem

- W takim razie moemy rusza. Mia powozi Motek, mj kuzyn, ale od samego rana ledwie dycha, zapa w nocy jaki kaszel. ona nie chce go puci. Skoro ty potrafisz

powozi... - Musisz zmniejszy mu opat wtrcia si Wilga. - Jeli Miy bdzie powozi, oszczdzasz na koniu dla niego i na jedzeniu dla kuzyna. Szelma na kilka chwil straci gos. Wodzi tylko wzrokiem od Wilgi do mnie i na powrt. - Co prawda, to prawda zauwayem ze spokojem. -

- Niech tak bdzie - zgodzi si i wypad z kuchni. Po krtkiej chwili by z powrotem. - Chod - przywoa

mnie gestem. - Starowina chce sprawdzi, jak sobie radzisz. Rozumiesz, ko i wzek nale do niej. Na zewntrz panoway jeszcze ciemnoci. Ognie pochodni rway si na wietrze i niegu. Ludzie poruszali si spiesznie, kapturami osaniali twarze, owijali si szczelnie paszczami. Wyruszalimy w cztery konne wozy. Jeden wiz kilkunastu ludzi. Zbili si w gromadk, bagae trzymali na kolanach, pochylili gowy skuleni od zimna. Jaka kobieta obrzucia mnie przelotnym spojrzeniem. Baa si. Do jej boku tulio si dziecko. Skd pochodzili?

Dwch mczyzn zaadowao na ostatni wz jeszcze jedn beczk, a potem cay adunek przykryo grubym ptnem. Obok wozu z pasaerami sta mniejszy, dwukoowy. Na kole siedziaa wyprostowana stara kobieta ubrana caa na czarno. Bya dobrze omotana paszczem, kapturem i szalem, a jeszcze nogi przykrya ciep derk. Obrzucia mnie uwanym spojrzeniem bystrych czarnych oczu. Pstrokatej klaczy nie podobaa si pogoda, na dodatek pia j stwardniaa skra uprzy.

Poprawiem rzemienie, przekonujc jednoczenie klacz, by mi zaufaa. Gdy uporaem si z uprz, zorientowaem si, e staruszka przyglda mi si uwanie. Czarne pasmo wosw, ktre si jej wylizgno spod kaptura, lnio srebrnymi nitkami siwizny. Kobieta wyda lekko wargi, lecz nie odezwaa si sowem, nawet gdy wepchnem swj tumok pod siedzenie. - Dzie dobry - powiedziaem, wspiem si na kozio obok niej i ujem cugle. - Zdaje si, e bd dla pani powozi - rzekem wesokowato.

- Zdaje si? Nie na pewno? Przyszpilia mnie lodowatym wzrokiem. - Motek si rozchorowa. Szelma poprosi, ebym ja dla pani powozi. Nazywam si Miy. - Nie lubi zmian - oznajmia. Zwaszcza w ostatniej chwili. Dowodz, e nie wszystko od pocztku byo zrobione tak, jak trzeba, a w efekcie jest jeszcze gorzej. Zaczynaem podejrzewa, e znam przyczyny, dla ktrych Motek nagle le si poczu.

Nazywam si Miy przedstawiem si ponownie.

- Ju mwie - prychna staruszka. Zapatrzya si w patki niegu. - Caa ta wycieczka to chybiony pomys - rzeka gono, cho nie do mnie. - Nic z tego nie wyniknie dobrego. Teraz wiem ju na pewno. - Zatara donie ukryte w rkawiczkach. - Nieszczsne stare koci - westchna do spadajcych patkw. - Gdyby nie te stare koci, nie potrzebowaabym twojej pomocy. Niczyjej pomocy. Nie potrafiem wymyli adnej odpowiedzi, na szczcie

wyratowaa mnie Wilga. Podjechaa do wzka i zatrzymaa konia tu obok. - Popatrz tylko, co oni mi dali pod siodo! - zawoaa. Jej wierzchowiec potrzsn czarn grzyw i wywrci lepiami, jakby mnie wzywa, bym spojrza, kogo mu kazali nie na grzbiecie. - Moim zdaniem wyglda zupenie przyzwoicie. Ta klaczka to grski kuc. Innych tam nie ma. Bdzie ci bez wysiku niosa cay dzie, a charakter ma zapewne agodny.

Wilga si zachmurzya. - Spodziewaam si prawdziwego konia. W tej wanie chwili min nas Szelma. Jego wierzchowiec nie by wikszy od klaczy Wilgi. Przemytnik spojrza na pieniark i zaraz uciek wzrokiem, jakby si ba jej citego jzyka. - Jedziemy - odezwa si do wszystkich. - Lepiej nie rozmawia w drodze i trzeba si trzyma blisko poprzedniego wozu. W tak burz atwo si zgubi.

Cho mwi niegono, jego polecenie zostao wykonane natychmiast. Nie byo adnych gonych rozkazw ani krzykw na poegnanie. Wozy przed nami odtoczyy si cichutko. Strzepnem cuglami i cmoknem. Klacz prychna niezadowolona, ale posusznie ruszya. Jechalimy w niemal cakowitej ciszy przez gst kurtyn niegu. Kuc Wilgi niespokojnie zarzuca bem, pki pieniarka nie popucia mu wodzy. Wtedy natychmiast pokusowa do innych koni na czele pochodu. Zostaem sam z milczc star kobiet.

Wkrtce si przekonaem, e ostrzeenie Szelmy nie byo bezzasadne. Cho wzeszo soce, nieg tak gsto pada, zajechalimy jakby w chmurze. Na dodatek wirujce patki poyskiway perowo, przez co mczyy oko i przyprawiay o bl gowy. Odnosiem wraenie, e jedziemy bezkresnym tunelem bieli, a moim jedynym przewodnikiem by ty poprzedniego wozu. Szelma nie poprowadzi nas drog jechalimy przez zamarznite pola. Grube patki szybko zasypyway koleiny i w krtkim czasie nie zostawao po

naszym przejciu adnego ladu. Brnlimy tak, a mino poudnie. Gdy docieralimy do granicy kolejnego majtku, ludzie jadcy wierzchem zsiadali, zdejmowali belki tworzce ogrodzenie, a po naszym przejciu zakadali je z powrotem. Raz ujrzaem poprzez wirujce patki jaki dom, ale okna mia ciemne. Wkrtce minlimy ostatnie ogrodzenie. Kruszc zmarznity nieg i podrygujc na nierwnociach, wydostalimy si na dawno nie uywan drog, ktra wkrtce zmienia si w ledwie widoczny szlak. Jedynym na niej ladem by ten, ktry zostawialimy

my, a i on szybko znika. Przez ca drog moja towarzyszka bya obojtna i milczca. Od czasu do czasu zerkaem na ni ktem oka. Patrzya prosto przed siebie, koysaa si w rytm podrygw wzka. Bez przerwy rozcieraa rce, jakby j bolay. Poniewa nie miaem nic szczeglnego do roboty, zabawiaem si domysami na jej temat. Na pewno pochodzia z Ksistwa Koziego. Rozpoznaem dobrze mi znany akcent, cho zatar si w cigu wielu lat podry po wiecie. Szal, ktry zarzucia na gow, zosta utkany przez tkaczki

w Krainie Miedzi, ale haft wzdu brzegw paszcza, czarny na czarnym tle, by mi zupenie obcy. - Daleko ci zanioso od Ksistwa Koziego, chopcze - zauwaya nagle. Nie wiem dlaczego, ale usiadem prociej. - Podobnie jak pani - odrzekem. Odwrcia si do mnie. Nie byem pewien, czy dojrzaem w jej oczach bysk rozbawienia, czy zoci. - Rzeczywicie. Przebyam dug drog. - Umilka na jaki czas. - Po co jedziesz w gry?

- Chc odszuka wuja - odparem zgodnie z prawd. Prychna pogardliwie. - Chopak z Ksistwa Koziego ma wuja w Krlestwie Grskim? I na dodatek tak bardzo pragniesz go odszuka, e ryzykujesz ycie? Popatrzyem na ni. - To mj ukochany wujek oznajmiem. - Pani pielgrzymuje do wityni Edy? - Nie. Jestem za stara, eby si modli o urodzaj. Chc odszuka

pewnego proroka. - I zanim zdyem si odezwa, dodaa: - To mj ukochany prorok. - Prawie si umiechna. - Dlaczego nie podruje pani z innymi pielgrzymami? Zmrozia spojrzeniem. mnie lodowatym

- Zadaj za duo pyta - odpara. - A! - Umiechnem si szeroko, przyjwszy docinek. Po kilku chwilach odezwaa si znowu.

- Od bardzo dawna jestem zalena tylko od siebie. Lubi chodzi wasnymi drogami, sucha wasnych rad i sama decydowa, co zjem na kolacj. Tamci s sympatyczni, ale zachowuj si jak stadko papug. Gdyby ich zostawi samym sobie, adne nie zdoaoby pokona tej drogi. Wszyscy potrzebuj przytakiwania, utwierdzania w susznoci, przekonywania, e sprawa jest warta zachodu. A kiedy wreszcie powezm decyzj, przerasta ona ich wszystkich. adne nie daoby sobie rady samo. - Pokrcia gow. Przytaknem w zamyleniu.

Staruszka umilka i nie odzywaa si przez dugi czas. Szlak doprowadzi nas do rzeki. Ledwie j dostrzegaem poprzez nieg, ale syszaem szum rwcej wody. Przez rzadkie krzewy i bardzo mode drzewka podalimy w stron rde. Jak daleko bdziemy jecha, nim sprbujemy j przekroczy? Po chwili umiechnem si do siebie. Kiedy dzi wieczorem porozmawiam z Wilg, na pewno bdzie wszystko wiedziaa. Ciekaw byem, czy Szelm cieszy jej towarzystwo. - Masz jaki szczeglny powd do

radoci? - zapytaa staruszka. - Mylaem o mojej przyjacice pieniarce. O Wildze. - Zawsze si umiechasz, kiedy o niej mylisz? - Czasami. - Ty te jeste minstrelem? - Nie, tylko pasterzem. - Rozumiem. Rozmowa znowu si urwaa. W ktrym momencie, gdy zacz

ju nadciga powiedziaa:

zmrok,

staruszka

- Moesz mnie nazywa Pustka. - Ja mam odrzekem. na imi Miy -

- Powtarzasz to trzeci raz stwierdzia. Spodziewaem si, e staniemy obozem o zmroku, ale Szelma prowadzi nas dalej. Zatrzymalimy si na krtko, wtedy zapali dwie latarnie i zawiesi je na dwch wozach.

- Jed za wiatem - poinstruowa mnie zwile. Tak zrobiem. Wz jadcy przed nami skrci ze szlaku i wjecha w przecink midzy drzewami rosncymi nad rzek. wiato znikno mi z oczu. Skierowaem klacz w odpowiedni stron. Zsunlimy si z drogi z takim podskokiem, e Pustka a zakla. Byem peen szczerego uznania: niewielu stranikw w Koziej Twierdzy potrafioby si wyrazi bardziej dosadnie. Po krtkim czasie stanlimy.

Siedziaem na miejscu, troch zdziwiony, bo nie widziaem adnej przyczyny postoju. Rzeka pyna czarn potg gdzie po naszej lewej stronie. Wiatr znad wody dodawa do zimna nut wilgoci. Pielgrzymi w wozie przed nami zaczli si niespokojnie wierci i rozmawia szeptem. Syszaem te gos Szelmy, a po chwili zobaczyem, jak jeden z jego ludzi prowadzi obok nas jego konia. Przechodzc zabra latarni z wozu przed nami. Ruszyem w lad za ni. Wkrtce czowiek i ko zatrzymali si przed dugim niskim budynkiem, zupenie niewidocznym w

ciemnoci. - Zsiadajcie i wchodcie poinstruowa nas Szelma. - Tutaj nocujemy. Zsiadem z kozia, zaczekaem, a Pustka si zbierze, i podaem jej rk. Wygldaa na zaskoczon. - Wielkie dziki, miy panie rzeka cicho. - Uprzejmie odparem. prosz, pani -

Uja mnie pod rami i tak poprowadziem j do budynku. - Dworne masz maniery jak na pasterza, Miy - zauwaya zupenie innym tonem. Rozemiaa si krtko i wesza, zostawiajc mi wyprzenie klaczy. Pokrciem gow, niespecjalnie uszczliwiony, ale przecie musiaem si umiechn. Polubiem t dziwaczn staruszk. Zarzuciem sobie tumok na rami i poprowadziem klacz do rodka. Zdjem jej uprz, a potem rozejrzaem si dookoa. Budynek zbudowany z rzecznego kamienia

by przysadzisty, mia nisk powa i glinian podog. Wntrza nie podzielono na cz stajenn i mieszkaln. W jednym kocu na kominku pon ogie. Konie stoczyy si przy obie penym siana. Akurat gdy skierowaem klacz Pustki w tamt stron, jeden z ludzi Szelmy przynis zwierztom wod. Ilo nawozu wiadczya, e przemytnicy czsto korzystali z tego schronienia. - Co tu byo wczeniej? zapytaem Szelm, doczywszy do innych podrnych przy kominku. - Pastwiska dla owiec - odpar. - A

tutaj schronienie dla wczesnych jagnit. Latem mylimy owce w rzece i je strzyglimy... - Zapatrzy si bkitnymi oczyma w dal. Po chwili rozemia si ochryple. - To byo dawno. Teraz paszy nie starczy nawet dla kozy, a co dopiero dla przyzwoitego stada. - Wskaza rk palenisko. - Najedz si i pij, pki moesz. Dla nas dzie wstaje wczenie. Odniosem wraenie, e duej zatrzyma wzrok na moim kolczyku. Jedzenie byo niewyszukane - ot, ciemny chleb i wdzona ryba. Do tego gorca owsianka i herbata.

Wikszo jada pochodzia z zapasw pielgrzymw, lecz Szelma dooy do tego tyle, i nie mogli mie pretensji, e ywi jego ludzi oraz Wilg i mnie. Pustka posilaa si osobno, korzystajc z wasnych zapasw, a nawet sama zaparzya sobie herbat. Pielgrzymi odnosili si do niej uprzejmie i odpowiadaa grzecznoci, lecz nie sposb byo mie wtpliwoci, e nie czy ich nic poza wsplnym miejscem przeznaczenia. Tylko trjka dzieci zdawaa si ze staruszk zaprzyjaniona: wyudzay od niej suszone jabka i bagay o opowiadanie historyjek. Wreszcie

odprawia je, przestrzegajc, e jeli dalej tak pjdzie, pochoruj si z przejedzenia. Wkrtce zrobio si ciepo od aru pomieni oraz oddechw zwierzt i ludzi. Drzwi i okiennice byy szczelnie zamknite, eby wiato, ciepo ani haasy nie przedostaway si na zewntrz. Mimo szalejcej burzy, mimo braku innych podrnych Szelma nie ryzykowa. To mi si w nim podobao. Przy posiku zyskaem pierwsz okazj, by przyjrze si innym uczestnikom wyprawy. Pitnastu pielgrzymw, w rnym wieku, rnej pci, a prcz nich jeszcze Pustka. Jaki tuzin

przemytnikw. Szecioro tak przypominao Szelm i Majtno, e bez wtpienia byo przynajmniej ich kuzynami. Pozostali stanowili urozmaicone grono, lecz rzucao si w oczy, e znaj swj fach i s czujni. Przez cay czas przynajmniej trzech stao na warcie. Mwili niewiele i znali swoje obowizki na tyle dobrze, e Szelma tylko z rzadka im rozkazywa. Zaczem wierzy, e zobacz przynajmniej drugi brzeg rzeki, a prawdopodobnie i granic Krlestwa Grskiego. Dawno ju nie byem tak optymistycznie nastawiony.

Wilga korzystaa z towarzystwa. Zaraz po jedzeniu wydobya harf. Cho Szelma czsto nas napomina, ebymy rozmawiali cicho, nie zabroni Wildze piewa. Dla przemytnikw przypomniaa star ballad o Trzonku, rozbjniku z Ksistwa Koziego, ktry w awanturach nie mia sobie rwnego. Nawet Szelma umiecha si, suchajc ranej pieni, a Wilga rzucaa mu zalotne spojrzenia. Pielgrzymom zapiewaa o drodze wijcej si wzdu rzeki, prowadzcej ludzi do domu, a zakoczya koysank dla trjki dzieci. Do tego czasu ju nie tylko

dzieci uoyy si do spania. Pustka apodyktycznie wysaa mnie po swoje koce, ktre zostay w wzku. Kiedy to ja awansowaem z wonicy na sucego? Chyba miaem w sobie co, co sprawiao, e wszyscy starsi ludzie byli przekonani, i mog dowolnie mn rozporzdza. Rozoyem wasne koce obok posania Pustki i pooyem si, gotw spa. Wikszo podrnych ju pochrapywaa. Pustka skulia si pod kocami jak wiewirka w dziupli. Nietrudno mi byo sobie wyobrazi, jak bardzo musiao j od chodu ama w kociach, ale nie mogem jej pomc. Wilga siedziaa jeszcze

przy ogniu i rozmawiaa z Szelm. Od czasu do czasu leciutko trcaa struny, a wtedy srebrne nuty mieszay si z niskim gosem. Kilka razy Szelma si rozemia. Ju prawie zasnem. Bracie! Drgnem zaskoczony. By blisko. lepun? Oczywicie! - Rozbawienie. Chyba e masz teraz innego brata? Za nic w wiecie! Tylko ciebie,

przyjacielu. Gdzie jeste? Gdzie jestem? Wyjd do mnie. Za drzwiami.

Zerwaem si natychmiast, woyem paszcz. Mczyzna pilnujcy drzwi zmarszczy brwi, ale nie zadawa pyta. Wszedem w ciemnoci za ustawionymi w rzd wozami. nieg przesta pada, wiatr odsoni skrawek rozgwiedonego nieba. Zmarznita biel posrebrzya gazie krzeww i drzew. Jak grom z jasnego nieba potny ciar spad mi na plecy. Przewrciem si i bybym krzykn,

gdyby nie to, e nagle usta miaem pene niegu. Udao mi si obrci twarz do gry, a wtedy zostaem zdeptany przez rozradowanego wilka. Skd wiedziae, szuka? gdzie mnie

Skd wiesz, gdzie si podrapa, kiedy swdzi? Niespodziewanie pojem istot jego myli. Nie zawsze byem wiadom naszej wizi, ale teraz znalezienie wilka nie byo trudniejsze ni zoenie rk w ciemnoci. Oczywicie, e

wiedziaem, gdzie jest. By przecie czci mnie. Pachniesz samic. Wzie sobie now? Nie. Oczywicie, e nie. Ale dzielisz z ni nor? Podrujemy razem, Tak jest bezpieczniej. Wiem. Jaki czas siedzielimy bez ruchu i bez adnej myli, przyzwyczajajc si tylko do fizycznej obecnoci tego stadem.

drugiego. Nareszcie odzyskaem spokj. Nie byem wiadom, e tak si martwiem o wilka, pki go nie zobaczyem. On te czu to samo. Wiedzia, e samotnie stawiaem czoo niebezpieczestwom i trudom. Obawia si, e mog nie przey. Tskni za mn. Brakowao mu mojego sposobu mylenia, moich pomysw oraz rozmw, jakich wilki nigdy nie tocz pomidzy sob. Czy dlatego do mnie wrcie? Wsta i otrzsn si cay. Nadszed czas, eby wrci odpar wymijajco. Potem doda: -

Byem z nimi. W kocu pozwolili mi si przyczy do stada. Polowalimy razem, zabijalimy razem, dzielilimy si misem. To wszystko byo bardzo dobre. No i...? Chciaem by przewodnikiem. Spojrza na mnie przez rami, wywali ozr. - Sam rozumiesz, jestem do tego przyzwyczajony. Czyby? Rozumiem, e reszta bya odmiennego zdania? Czarny wilk jest szybki. Ja jestem potny. I od niego

silniejszy, tak sdz, ale on zna wicej sztuczek. Przypomnij sobie, jak ty walczye z Sercem Stada. Zamiaem si cicho. Skoczy na mnie, odsoni ky w pozorowanej grobie. - Daj spokj! - Odsunem go od siebie. - Opowiedz mi, co si stao. Uwali si obok mnie. Nadal jest przewodnikiem stada. Nadal ma samic i nor. Zastanowi si, wyczuwaem, e walczy z pojciem przyszoci. Nastpnym razem moe by

inaczej. - Wszystko jest moliwe zgodziem si i podrapaem go delikatnie za uchem, a on rozpaszczy si na niegu. - Wrcisz do nich kiedy? Trudno mu byo si skupi na sowach, kiedy go drapaem za uszami. Przerwaem pieszczot i powtrzyem pytanie. Przekrzywi eb, popatrzy na mnie z rozbawieniem. Zapytaj mnie kiedy, wtedy ci odpowiem.

Wane jest dzisiaj - zgodziem si. - Ciesz si, e tu jeste. Chocia dalej nie rozumiem, dlaczego wrcie. Moge zosta ze stadem. Popatrzy na mnie, a wzrok mia, mimo ciemnoci, przeszywajcy. Jeste wzywany, prawda? Twj krl wyje Chod do mnie! - czy tak? Niechtnie pokiwaem gow. Jestem wzywany. Wsta, otrzsn si ze niegu.

Zapatrzy si w noc. Jeli ty jeste woany, to ja take. - Nie wyzna tego ochoczo. Nie musisz by ze mn. Woanie mojego krla nie wie ciebie, lecz mnie. Mylisz si. Co wie wie mnie. Nie rozumiem ostronie. ciebie, rzekem

Ani ja, ale tak wanie jest. Chod do mnie! On woa do nas obu. Jaki czas mogem nie sucha.

Teraz ju nie mog. Przykro mi. - Szukaem sposobu, eby to wyrazi. - On nie ma do ciebie adnego prawa. Jestem tego pewien. Nie zamierza ci wzywa. Chyba nie chcia zobowizywa nawet mnie, ale skoro ju tak si stao, musz do niego i. Wstaem, strzepnem z siebie nieg, ktry zaczyna topnie. Czuem si zawstydzony. Stryj Szczery, czowiek, ktremu ufaem, zrobi mi co takiego. To byo ze. A na dodatek za moim porednictwem narzuci swoj wol wilkowi. Krl Szczery nie mia prawa niczego

da od lepuna. Ja take nie miaem prawa narzuca wilkowi swojej woli. Cokolwiek robilimy razem, zawsze opierao si na wolnej woli obu stron, bez adnych zobowiza. A teraz, za moim porednictwem, lepun zosta pozbawiony wasnej woli rwnie skutecznie, jakbym go wsadzi do klatki. Wobec tego siedzimy w niej razem. auj, e tak si stao. auj, e nie potrafi ci od tego oswobodzi. Niestety, nie umiem nawet uwolni siebie samego. Nie

wiem, jak to w ogle moliwe. Ciebie i mnie czy Rozumienie. Krla Szczerego ze mn - Moc. Jak to si stao, e jego przesanie Moc skierowane do mnie dosigo ciebie? Nawet ci ze mn nie byo wwczas, gdy mnie wezwa. lepun siedzia w bezruchu. Skd nadlecia wietrzyk i w bladym wietle gwiazd ujrzaem, jak mierzwi mu sier. Zawsze jestem z tob, bracie. Nie zawsze o tym mylisz i nie zawsze wiesz, ale ja zawsze jestem z tob. Jestemy jednym.

Wiele nas czy - przyznaem. Poczuem niepokj. Nie. - Spojrza mi prosto w oczy. aden dziki wilk by tego nie uczyni. - Nie jestemy poczeni. Jestemy jednym. Ja ju nie jestem wilkiem, a ty nie jeste czowiekiem. Nie umiem nazwa tego, czym jestemy razem. Moe ten, ktry mwi nam o pradawnej krwi, potrafiby to wyjani. - Zamilk. - Sam zobacz, jak bardzo jestem czowiekiem, skoro mwi o szukaniu sowa na okrelenie myli. Nie potrzeba sowa. Istniejemy. I jestemy tym, czym jestemy.

Uwolnibym ci, gdybym mg. Doprawdy? Nie zostawibym ci. Nie o to mi chodzi. Chciabym, eby mia wasne ycie. Przecign si, ziewn. Bdziemy mieli wasne ycie. Razem damy sobie rad. Wic jak? Biegniemy noc czy dniem? Podrujemy za dnia. Zrozumia, o czym mwi. Chcesz zosta ze stadem? Lepiej si od niego uwolnij i biegnij ze

mn. Szybciej by si nam szo. Pokrciem gow. To nie takie proste. eby dotrze tam, dokd zdamy, bd potrzebowa rnych rzeczy, a nic swojego nie mam. Musz by ze stadem, eby przey przy tej pogodzie. Dugie p godziny tumaczyem mu, e potrzebuj pomocy innych uczestnikw wyprawy, by dotrze do Krlestwa Grskiego. Gdybym mia konia i wasne zapasy, nie wahabym si zawierzy fortunie i ruszy w drog z wilkiem. Ale

pieszo i tylko z tym, co sam mogem unie, wobec gbokich niegw i przeszywajcego zimna gr, nie mwic ju o pokonaniu rzeki? Nie byem a tak szalony. lepun nalega. Przekonywa, e bdziemy polowa. Na noc moemy si zakopa w nienej norze. On bdzie si mn opiekowa, jak czyni to zawsze. Wreszcie jednak udao mi si go przekona. Wic bd si musia skrada za tymi ludmi jak zbkany pies? - Miy? Miy, jeste tam? - W gosie Szelmy brzmiaa irytacja i

niepokj. - Jestem! - wyszedem z krzakw. - Co ty tam robi? - spyta podejrzliwie. - Poszedem za potrzeb odpowiedziaem. I nagle podjem decyzj. - Mj pies si tu przyplta. Zostawiem go u przyjaci w miecie, ale musia przegry link. lepun, chod do mnie, do nogi! Poodgryzam ci pity - zagrozi lepun wcieky, ale stawi si u mojego boku i razem ze mn wyszed na podwrze.

- Duy ten pies - zauway Szelma. Przyjrza si lepunowi uwaniej. - Wyglda prawie na wilka. - Ju to syszaem w Ksistwie Trzody. To rasa z Ksistwa Koziego. Uywamy takich psw do pilnowania owiec. Zapacisz mi za to. Przysigam. W odpowiedzi poklepaem go po boku, a potem podrapaem za uszami. Pomachaj ogonem, lepunie.

To stary, wierny pies. Powinienem by wiedzie, e nie bdzie chcia zosta beze mnie. Czego ja dla ciebie nie robi. Machn ogonem. Jeden raz. - Hm... Lepiej ju wracaj i przepij si troch. A nastpnym razem nie wychod, pki mi si nie opowiesz. Nawet w krzaki. Moi ludzie s nerwowi. Mog ci podern gardo, zanim ci rozpoznaj. - Rozumiem. Minem dwch. Prawie si o

nich otarem. - Szelmo, mam nadziej, e pies nie bdzie przeszkadza? Usiowaem wyglda na zmieszanego. - Nie musi wchodzi do rodka. To bardzo czujny str. - Na pewno nie bd go ywi burkn Szelma. - I nie chc mie przez niego adnych kopotw. - Na pewno bdzie grzeczny, co, lepun? Ten wanie moment wybraa Wilga, eby pojawi si w drzwiach.

- Szelma! Miy! - Tu jestemy. Miaa racj, wyszed za potrzeb - rzek spokojnie Szelma. Uj Wilg pod rami. - Co to takiego? - zapytaa pieniarka. W jej gosie dwicza strach. Musiaem zaufa jej rozumowi i sile naszej przyjani. - To mj pies - odezwaem si szybko. - lepun. Musia przegry link. Mwiem Chucherkowi, eby go pilnowa, e bdzie prbowa

mnie dogoni, ale Chucherko nigdy nie sucha, no i prosz. Teraz chyba musz zabra go w gry. Wilga patrzya na wilka. Oczy miaa wielkie, czarne jak niebo nad naszymi gowami. Szelma pocign j za rami, wic nareszcie obrcia si z powrotem do drzwi. - Pewnie tak - przytakna sabo. Podzikowaem w mylach Edzie i wszelkim innym bogom, ktrzy mogli mnie sysze. - Zosta, pilnuj - odezwaem si do lepuna.

Baw si, pki moesz, bracie. lepun przywarowa obok wozu. Nie miaem wtpliwoci, e bdzie tu lea nie duej ni przez czas kilku uderze serca. Wszedem do domu. Szelma dokadnie zamkn i zaryglowa drzwi. cignem buty, otrzsnem zanieony paszcz, a potem zawinem si w koce. lepun wrci. Co za ulga! Czuem si bezpieczny, bo za drzwiami by wilk. lepunie, ciesz si, e jeste. Dziwnie to okazujesz - odpar, ale by bardziej rozbawiony ni

zirytowany. Czarniak przesa mi wiadomo. Ksi Wadczy chce obrci przeciwko nam istoty pradawnej krwi. W zamian za wydanie nas ofiarowuje im zoto. Nie powinnimy zbyt czsto rozmawia. Zoto. C znaczy zoto dla takich jak my? Nie obawiaj si, bracie. Bd si tob opiekowa. Znowu jestem przy tobie. Zamknem oczy i zapadem w gboki, spokojny sen. Przez chwil, jeszcze gdy koysaem si na krawdzi jawy, zastanowiem si,

czemu Wilga nie rozoya kocw obok. Siedziaa po drugiej stronie paleniska. Przy Szelmie. Z pochylonymi ku sobie gowami rozmawiali o czym po cichu. Rozemiaa si. Nie syszaem jej sw, ale ton rzuca kpice wyzwanie. Poczuem ukucie zazdroci. Bez najmniejszego sensu. Przecie Wilga bya dla mnie tylko towarzyszk podry, nikim wicej. C mnie obchodzio, jak spdza noce? Wczoraj spaa ze mn w jednym ku. Dzi nie bdzie spaa obok mnie. Zapewne z powodu wilka. Nie potrafia si pogodzi z

bliskoci magii Rozumienia. Nie ona pierwsza. Mie wiadomo, e jestem skaony Rozumieniem, to nie to samo, co spotka oko w oko zwierz, z ktrym byem zwizany. Trudno. Wida taki mj los. Usnem. Gdzie w ciemnociach wyczuem niepewny dotyk. Najlejsze tchnienie Mocy w moim umyle. Leaem nieruchomo, lecz czujny. Czekaem. Nic. Czyby wyobrania? Moe sen? Potem przysza mi do gowy myl mroca krew w yach. Moe to krl Szczery, zbyt saby, eby ku mnie sign naprawd? A

moe Stanowczy? Leaem bez ruchu. Pragnem sign Moc, a jednoczenie ogromnie si tego obawiaem. Tak bardzo chciaem wiedzie, czy krl Szczery jest zdrw; od czasu gdy tamtej nocy uderzy w krg Mocy ksicia Wadczego, nic od niego nie czuem. Chod do mnie! - nakaza mi wwczas. A jeli to byo ostatnie yczenie umierajcego? Jeli caa moja wyprawa zakoczy si odnalezieniem jego szcztkw? Odpdziem od siebie strach i sprbowaem si otworzy na

dotknicie Mocy. To uywa Mocy ksi Wadczy. Nigdy nie sigaem Moc ku ksiciu Wadczemu, jedynie podejrzewaem, e i on powinien dysponowa talentem do korzystania z krlewskiej magii. Mimo wszystko nie dowierzaem wasnym zmysom. Sia, z jak ksi Wadczy uywa Mocy, wydawaa si odpowiednia raczej dla Stanowczego, ale uczucia i myli naleay do samozwaca. I kobiety znalaze? te jeszcze nie

Pytanie nie byo skierowane do mnie. Ksi Wadczy siga ku komu innemu. Nabraem miaoci, zbliyem si odrobin. Prbowaem otworzy si na suchanie, nie dotykajc rozmawiajcych. Jeszcze nie, wasza wysoko. To by Mocarny. Skrywa drenie za oficjaln poz. Ksi Wadczy z pewnoci odbiera jego strach rwnie wyranie jak ja. Wiedziaem nawet, e si nim rozkoszuje. Najmodszy syn krlewski nigdy nie potrafi uchwyci rnicy pomidzy strachem a respektem. Nie wierzy w ludzki szacunek, pki nie by on naznaczony lkiem. Nie

przypuszczaem, e w ten sam sposb podchodzi do wasnego krgu Mocy. Ciekawe, jaka groba wisiaa nad gowami utalentowanych. I o Bastardzie take nic nie wiesz? - zapyta ksi Wadczy. Teraz ju nie miaem wtpliwoci. Siga Moc, korzystajc z energii Stanowczego. Czyby to oznaczao, e nie potrafi tego dokona sam? Mocarny zebra si w sobie. Wasza wysoko, nie ma po nim znaku ycia. Wierz, e tym razem

jest rzeczywicie martwy. Zrani si zatrutym ostrzem. By prawdziwie zdeterminowany. Nikt nie potrafiby tak udawa. Wobec tego gdzie jest ciao? Krlu mj, po prostu gwardzici jeszcze nie odnaleli trupa. - Tym razem odezwa si Bystry. Ukrywa przeraenie nawet przed samym sob, udajc, e to gniew. Rozumiaem jego potrzeb podobnego manewru, lecz wtpiem, czy postpuje mdrze. Zakwestionowa wypowied ksicia Wadczego. Ksi Wadczy nie uznawa ludzi, ktrzy wypowiadali

si zbyt otwarcie. Moe powinienem ciebie wysa na poszukiwanie ciaa - zastanowi si ksi Wadczy z umiechem. Przy okazji moe by znalaz czowieka, ktry zabi Pioruna i jego patrol. Panie mj i krlu... - zacz Bystry. Cisza!!! - rykn ksi Wadczy. Do woli korzysta z energii Stanowczego. Przecie jego samego wysiek nic nie kosztowa. - Raz ju miaem go za nieywego i wiara w cudze sowo omal kosztowaa mnie

ycie. Teraz nie spoczn, pki go nie zobacz powiartowanego. aosne prby Stanowczego majce doprowadzi do tego, eby Bastard si zdradzi, spezy na niczym. Moe dlatego e Bastard ju nie yje - podsun Bystry z odwag szaleca. Wwczas staem si wiadkiem czego niesychanego. Ksi Wadczy przebi Bystrego ig blu ostr, parzc ywym ogniem. Dostrzegem nareszcie, co si dziao. Ksi Wadczy pdzi na energii Stanowczego, lecz nie jak czowiek na wierzchowcu, ktry

moe go zrzuci w gniewie, ale jak kleszcz lub pijawka warta w sw ofiar i wysysajca z niej ycie. Na jawie czy we nie zawsze by ze swoim sug, zawsze mia dostp do jego siy. A teraz ciska ni zjadliwie, nie baczc, ile za jego czyny bdzie musia zapaci Stanowczy. Nie wiedziaem do tej pory, e sam Moc mona zadawa bl. Znaem si oguszajcego ciosu, jaki zada tym ludziom krl Szczery, ale tym razem poznaem co zupenie innego. Nie by to przekaz siy czy gniewu, lecz obraz najczystszej mciwoci. Gdzie tam Bystry upad na podog

i wi si w bezgonej mczarni. Stanowczy oraz Mocarny take musieli odczu cie owej tortury. Nie potrafiem poj, jak jeden czonek krgu Mocy moe podobn rzecz uczyni drugiemu. A potem przysza refleksja: przecie nie Stanowczy zadawa bl, tylko ksi Wadczy. Wreszcie si skoczyo. Moe w rzeczywistoci trwao krtk chwil. Dla Bystrego z pewnoci bardzo dugo. Odbieraem od niego sabe kwilenie gdzie z gbi umysu. Nie sta go byo na nic innego. Nie wierz w mier Bastarda.

Nie uwierz, pki nie zobacz jego ciaa. Kto zabi Pioruna i jego ludzi. Znajdcie Bastarda i przywiecie go do mnie ywego lub martwego. Mocarny, zostaniesz tam, gdzie jeste, i podwoisz wysiki. Jestem pewien, e Bastard zda w tamt stron. Nikt nie moe si przemkn nie zauwaony. Bystry, doczysz do Mocarnego. Leniwy tryb ycia najwyraniej nie idzie w parze z twoim temperamentem. Wyruszasz jutro. Nie ocigaj si w drodze. Myl o wypenieniu zadania. Wiemy, e Szczery yje; dowid wam tego jak najskuteczniej. Bastard bdzie prbowa do niego dotrze. Musi

zosta schwytany, zanim mu si to uda. Potem naley usun mojego brata. On te stanowi zagroenie. Niczego wicej od was nie chc. Nie potraficie si z tym upora? Zastanawialicie si kiedy, co si z nami stanie, jeli Szczery osignie cel? Szukajcie Bastarda na wszystkie moliwe sposoby. Nie dajcie ludziom zapomnie, co oferuj za jego schwytanie. Nie pozwlcie zapomnie, jaka kara czeka za udzielenie mu pomocy. Czy zostaem zrozumiany? Oczywicie, wasza wysoko. Doo wszelkich stara popieszy z odpowiedzi Mocarny.

Panie mj i krlu, zrobi wszystko, co kaesz. Wszystko. ywego czy umarego, odnajd go dla ciebie, panie. Odnajd. Bez jednego wicej sowa ksi Wadczy oraz Stanowczy zniknli. Bystry straci przytomno. Mocarny jeszcze chwil siga Moc. Czy nadsuchiwa? Czy szuka mojej obecnoci? Pozwoliem mylom pyn swobodnie, pozwoliem im si rozproszy. Potem dugo leaem wpatrujc si w sufit i mylaem. Nadchodziy mdoci i zawroty gowy - skutki uywania Mocy. Jestem z tob, bracie - zapewni

mnie lepun. Odwrciem si na bok i zaczem szuka snu.

Rozdzia szesnasty Ustronie

W licznych legendach i podaniach traktujcych o Rozumieniu utrzymuje si, e czowiek korzystajcy z tej magii ostatecznie przejmuje wiele cech charakterystycznych zwierzcia, z ktrym jest zwizany. Najbardziej przeraajce historie traktuj o

tym, e czowiek dotknity magi Rozumienia zdolny jest przybra posta zwierzcia. Ci, ktrzy na sobie poznali wpyw tej magii, zapewniali mnie, e to nieprawda. Rzeczywicie, czowiek uywajcy Rozumienia moe bezwiednie przyj niektre zachowania zwierzcia, ale czowiekowi zwizanemu z orem nie zaczn rosn skrzyda ani ten, ktry yje w parze z koniem, nie zacznie re. Wraz z upywem czasu coraz lepiej rozumie bliskie sobie zwierz, a im duej s razem, tym wiksze jest podobiestwo ich zachowa. Z rwnym prawdopodobiestwem

zwierz przyjmuje cechy i zachowania ludzkie, jak czowiek zwierzce. Trzeba jednak pamita, e zdarza si to jedynie w wypadku dugiego i bardzo cisego kontaktu.

*** Szelma mia podobne jak Brus pojcie o tym, kiedy zaczyna si ranek. Obudzio mnie wyprowadzanie koni. Zimny wiatr wtargn przez otwarte drzwi. Wok mnie w ciemnociach poruszali si niemrawo inni podrni. Jedno z dzieci pakao,

matka je uciszaa. Sikorka - pomylaem z bolesn tsknot. Sikorka gdzie daleko uspokajaa moje dziecko. Jak to? Moja samica Daleko std. si oszczenia.

Natychmiast troska: Kto dla nich poluje, kto im przynosi miso? Nie powinnimy do niej wrci?

Serce Stada si ni zajmuje. Oczywicie. On wie, co to stado, chocia zawsze zaprzecza. W takim razie wszystko jest dobrze. Wstajc i skadajc posanie, nie mogem si pozby alu, e nie potrafi zaakceptowa istniejcego stanu rwnie pogodnie jak on. Wiedziaem, e Brus zadba o moich najbliszych. Tak mia natur. Wspominaem lata dziecistwa, kiedy o mnie si troszczy. Wtedy czsto czuem do niego nienawi. Teraz uwaaem go za najodpowiedniejsz osob, ktra mogaby si opiekowa Sikork i

moim dzieckiem. Poza mn samym, oczywicie. Co ja bym da, ebym to ja czuwa nad nimi, nawet koysa paczce dziecko w rodku nocy... Na razie jednak pielgrzymujca kobieta szukaa sposobu, eby uspokoi dziecko. Ja za paciem za nocne szpiegowanie Moc potwornym blem gowy. Ma dziewczynk uciszyo jedzenie. Kiedy dostaa pajd chleba i kawaek plastra modu, wkrtce si uspokoia. Wszyscy zjedlimy popieszne niadanie, a jedynym jego ciepym skadnikiem bya herbata. Zwrciem uwag, e Pustka porusza si bardzo sztywno.

Zrobio mi si jej al. Przyniosem kubek gorcej herbaty, eby moga rozgrza powykrcane palce o ciepe cianki naczynia. Nigdy w yciu nie widziaem rk tak zdeformowanych reumatyzmem. Przypominay ptasie szpony. - Jeden mj przyjaciel twierdzi, e na takie bolce rce pomagaj pokrzywy - rzekem, pakujc bagae Pustki. - Jeli znajdziesz mi pod tym niegiem pokrzywy, wyprbuj ich zbawcz moc, chopcze - odpara zirytowana.

Mimo wszystko po chwili zaproponowaa mi ze swych skromnych zapasw suszone jabko. Przyjem je z wdzicznoci. Zaadowaem nasze rzeczy do wzka i zaprzgem klacz, a staruszka w tym czasie skoczya herbat. Rozgldaem si bacznie dookoa, ale nie dojrzaem ani ladu lepuna. Na owach odpowied. nadesza

Szkoda, e nie mog by z tob. Powodzenia.

Zdawao mi si, e mielimy tyle nie gada, eby ksi Wadczy nas nie podsucha. Nic na to nie odparem. Ranek by zimny i czysty, niemal niewiarygodnie jasny po wczorajszym niegu. Byo zimniej ni poprzedniego dnia. Wiatr znad rzeki przewiewa mi ubranie na wylot, bez trudu odnajdujc otwory rkaww i przy konierzu, wtykajc w kad szpar lodowate paluchy. Pomogem Pustce wej na wzek, a potem otuliem j kocem.

- Twoja matka dobrze ci wyuczya, Miy - rzeka staruszka ze szczer yczliwoci. Przywoaem na umiech. twarz krzywy

Wilga i Szelma stali razem i rozmawiali, a wszyscy inni przygotowali si do drogi. Wreszcie pieniarka wsiada na grskiego kucyka i zaja miejsce obok Szelmy na czele pochodu. Zrozumiaem z tego, e Szelma z Frantw moe si sta lepszym tematem ballady ni Bastard Rycerski. Jeli zdoaj przekona, by z nim zawrcia na granicy gr, tym lepiej dla mnie.

Nie miaem wiele do roboty, tylko pilnowa, eby klacz zdaa za wozem pielgrzymw. Miaem czas rozejrze si po okolicy. Wrcilimy na rzadko uywan drog, ktr jechalimy poprzedniego dnia, i dalej podalimy w gr rzeki. Brzeg porastay gdzieniegdzie drzewa; a im dalej od wody, tym bardziej zdecydowanie ustpoway miejsca krzewom. Nasz szlak przecinay wwozy i kanay wyobione przez wod. Najwyraniej niekiedy bywao tu bardzo mokro, moe na wiosn. Teraz ziemia bya sucha, tylko krystaliczny nieg, podobny do

piasku, zamiata wiatrem.

j,

niesiony

- Wczoraj umiechae si na myl o pieniarce. Skd ten dzisiejszy mars na czole? - zapytaa cicho Pustka. - Przeraa mnie, co si stao z t bogat krain. - Doprawdy? - Prosz mi opowiedzie o swoim proroku. - Wolaem zmieni temat. - Jaki on tam mj - achna si. Zagodniaa po chwili. - Najpewniej

jad na prno. Tego, ktrego szukam, moe nawet tam nie by, ale jaki zrobi lepszy uytek z ostatnich lat ycia, jeli nie puci si w pogo za mrzonk? Milczaem. Zaczynaem pojmowa, e staruszka najatwiej odpowiada wanie na tak zadane pytania. - Czy wiesz, co wioz w tym wzku, chopcze? Ksiki. Zwoje i zapiski. Zbieraam je dugie lata. Szukaam ich w rnych krajach, nauczyam si wielu jzykw. W wielu miejscach znajdowaam wzmianki o biaych prorokach.

Zdaj si oni budowa miejsca zwrotne w historii, zdaj siej ksztatowa. Niektrzy twierdz, e biali prorocy pojawiaj si, by wepchn koo historii we waciw kolein. S tacy, ktrzy wierz, i cay istniejcy czas jest okrgiem, caa historia - wielkim koem obracajcym si bez przerwy. Tak jak pory roku przychodz i odchodz, tak jak ksiyc bez koca rozpoczyna swj cykl na niebiosach, tak samo dzieje si z czasem. Wybuchaj te same wojny, te same plagi nkaj ludzko, te same ludy kolejno wzrastaj w potg. Ludzko uwiziona jest w tym

krgu, skazana na wieczne powtarzanie tych samych bdw, ktre ju niegdy popenia. Dopki nie zjawi si kto, kto odmieni los. Daleko na poudniu yje lud, ktry wierzy, i dla kadego pokolenia gdzie na wiecie rodzi si biay prorok lub prorokini. Jeli ludzie suchaj rad, cykl czasu obiera korzystniejszy kierunek. Jeli rady biaego proroka s lekcewaone, cay czas wtacza si na mroczniejsz ciek. - Zamilka, jakby oczekiwaa, e co powiem. - Pierwszy raz o tym sysz mruknem.

Niczego innego nie oczekiwaam. Ja po raz pierwszy usyszaam t wersj historii dziejw bardzo daleko std. W tamtej odlegej krainie ludzie utrzymywali, e jeli kolejnym prorokom si nie wiedzie, losy wiata staj si coraz bardziej zowieszcze, a w kocu cay cykl czasu, setki tysicy lat, staje si epok niedoli i za. - A jeli ludzie suchaj prorokw? - Za kadym razem, gdy jednemu z nich si powiedzie, nastpnemu jest atwiej. A kiedy nastpi cay cykl, w ktrym kademu prorokowi

si powiedzie, czas si nareszcie zatrzyma. - Wobec tego prorocy nadejcia koca wiata? chc

- Nie koca wiata, chopcze. Koca czasu. D do wyzwolenia ludzkoci od czasu. Poniewa czas jest naszym najwikszym ciemizc. Czas nas postarza, czas nas ogranicza. Pomyl tylko, jak czsto aowae, e nie miae wicej czasu? Jak czsto pragne cofn czas, wrci do ktrego dnia i uczyni co inaczej? Gdyby ludzko zostaa wyzwolona od czasu, mona by naprawi dawne

zo, zanim jeszcze zostao wyrzdzone. - Westchna. Wierz, e nadesza chwila proroka. A moje badania ka mi sdzi, i biay prorok naszego pokolenia objawi si w Krlestwie Grskim. - Dlaczego podasz na t wypraw sama? Czy nikt inny si z tob nie zgadza? - Och, wielu, tylko mao kto wyrusza na poszukiwanie biaego proroka. Jego rad musi sucha lud, pord ktrego si objawi. Innym nie wolno si miesza, gdy mog wypaczy czas na zawsze.

Staruszka ucicha, a ja dugo rozmylaem nad jej sowami. Midzy uszami klaczy patrzyem w dal i rozmylaem. Cofn czas. By szczerym wobec Sikorki. Zosta czeladnikiem u Krzewiciela, zamkowego skryby, a nie u skrytobjcy... Pustka daa mi do mylenia. Rozmowa czas. zamara na duszy

lepun zjawi si wkrtce po poudniu. Nadbieg wilczym truchtem, wynurzy si spord drzew i zaj miejsce obok wzka. Klacz rzucia w jego stron kilka

niepewnych spojrze, prbujc pogodzi wygld wilka z zachowaniem psa. Signem ku niej uspokajajco. Min jaki czas, nim wilka dostrzega moja towarzyszka. Przechylia si, eby go dokadniej obejrze, po chwili znowu si wyprostowaa. - Obok wzka biegnie wilk zauwaya. - To mj pies - przyznaem beznamitnie. - Ma w sobie troch wilczej krwi. Pustka przechylia si ponownie, obejrzaa lepuna dokadniej.

Zerkna w wyrazu twarz.

moj

pozbawion

- Jednym sowem, w Ksistwie Kozim dzi owiec pilnuj wilki stwierdzia i ju wicej nie poruszya tego tematu. Przez reszt dnia jechalimy bez przerwy. Nie spotkalimy nikogo, minlimy z daleka tylko jeden dom, z ktrego komina unosia si smuka dymu. Cigle d mrony wicher; z upywem czasu wcale nie atwiej byo to znosi. Twarze pielgrzymw podrujcych na wozie zrobiy si bledsze, nosy czerwiesze, jedna z kobiet miaa

prawie fioletowe wargi. Siedzieli cinici jak ledzie w beczce, lecz nawet ta blisko nie chronia ich przed zimnem. Poruszaem nogami w butach, eby utrzyma krenie w palcach, i co jaki czas przekadaem cugle do jednej rki, a drug grzaem za pazuch. Gowa mnie bolaa, ramieniem bl szarpa tak mocno, e drtwiay mi palce. Wargi miaem wyschnite, ale nie odwayem si ich obliza, eby nie popkay. Niewiele jest gorszych przykroci spowodowanych przez mrz ni popkane wargi.

Pustka z pewnoci przechodzia tortury. Nie skarya si, ale coraz bardziej kulia si pod kocem. Jej milczenie zdawao si jeszcze jednym dowodem cierpienia. Zmrok jeszcze nie zacz zapada, kiedy Szelma sprowadzi nas z drogi i powid dugim szlakiem, niemal zupenie zasypanym przez nieg. Ja prawie go nie dostrzegaem; jedyn jego oznak byo to, e w pewnych miejscach wystawao ze niegu mniej trawy. Szelma najwyraniej dobrze zna drog. Przemytnicy jadcy na koniach wierzchem przecierali szlak dla wozw. Mimo

wszystko klacz Pustki cigna wzek z duym trudem. Gdy obejrzaem si za siebie, dostrzegem, e wiatr zatar ju nasze lady tak, i zostaa tylko zmarszczka na biaej rwninie. Kraina, ktr mijalimy, zdawaa si pozbawiona punktw charakterystycznych, jedynie lekko falowaa. Wspilimy si na dugie wzniesienie i spojrzelimy w d na grupk budynkw, niewidoczn z drogi. Wanie nadciga zmierzch. W oknie pono samotne wiateko. Gdy skierowalimy si ku niemu, zapalono nastpne wiece, a lepun zapa zapach dymu. Czekano na

nas. Budynki nie byy jeszcze stare, waciwie wyglday, jakby zostay postawione cakiem niedawno. Wozy i konie sprowadzilimy w d, do obszernej stodoy, ktra podobnie jak inne zabudowania bya na wp wkopana w ziemi. Bez wtpienia zbudowano je w ten sposb po to, by nie byo ich wida z drogi. Jeli kto nie wiedzia, gdzie szuka tego miejsca, nigdy by go nie znalaz. Wykopan ziemi oboono ciany od zewntrz. Po zamkniciu drzwi w rodku nie byo nawet sycha wiatru. Zdjlimy z koni uprze, wprowadzilimy je do

boksw. W jednym staa mleczna krowa. W obach czekao siano, soma i czysta woda. Pielgrzymi zsunli si z wozu, ja pomogem zej Pustce. Wtedy drzwi stodoy otwary si ponownie. Do wntrza wpada jak burza drobna moda kobieta, z mas rudych wosw upitych wysoko na gowie. Wzia si zadziornie pod boki. - Co to za ludzie?! - krzykna do Szelmy. - Po co ich tu sprowadzi? Co za korzy z ustronia, o ktrym wiedz wszyscy wok?

Szelma przekaza konia jednemu ze swoich ludzi. Bez sowa chwyci kobiet wp i zamkn jej usta pocaunkiem. - Co ty... - odepchna go. - Dobrze zapacili. Maj wasne zapasy jedzenia i mog przenocowa w stodole. Jutro z samego rana ruszamy dalej w gry. Tam ju nikogo nie obchodzi, co robimy. Nie ma adnego niebezpieczestwa, Mwka, nie zamartwiaj si tak. - Musz si martwi za dwoje, skoro ty nie masz rozumu.

Przygotowaam jedzenie, ale nie starczy dla wszystkich. Dlaczego nie wysae ptaka z wiadomoci? - Wysaem. Nie dolecia? Moe burza go opnia. - Zawsze mwisz to samo, kiedy zapomnisz uprzedzi. - Chod, dziewczyno. Mam dla ciebie wieci. Wracajmy do domu i porozmawiajmy. - Obj rud kobiet i wyszli. Do jego ludzi naleao teraz urzdzenie nas w stodole. Bya soma do spania i mnstwo

wolnego miejsca. W jednym kocu stodoy znajdowao si niewielkie palenisko. Komin dymi straszliwie, lecz udao si przyrzdzi posiek. Nie byo zbyt ciepo, ale i tak lepiej ni na wietrze. Nikt si nie skary. lepun wola zosta na zewntrz. Maj tu kurnik peen kur poinformowa mnie. - I gobnik. Trzymaj si od nich z daleka ostrzegem. Wilga ruszya z ludmi Szelmy, kiedy wychodzili do domu, ale zawrcili j w drzwiach.

- Szelma mwi, bycie dzisiaj wszyscy zostali w jednym miejscu. Posa mi znaczce spojrzenie. I doda goniej, eby wszyscy syszeli: - Jeli kto chce wody, trzeba jej nacign teraz, bo wychodzimy i zamykamy drzwi. Bdzie cieplej. Nikt nie da si zwie jego wyjanieniom, ale aden z podrnych nie dyskutowa. Naturalnie przemytnicy uwaali, e im mniej bdziemy wiedzieli o ich kryjwce, tym lepiej. Zrozumiae. Wzilimy si do noszenia wody. Z przyzwyczajenia zaczem napenia poido i dopiero przy pitym wiadrze

zastanowiem si, czy kiedykolwiek wyzbd si nawyku, eby najpierw zadba o zwierzta. Pielgrzymi zajli si sob. Wkrtce poczuem zapach jedzenia. Co tam, miaem przecie swoje suszone miso i suchary. Wystarczy mi tyle. Mgby ze mn zapolowa. Zwierzyny w brd. Mieli tu latem ogrd i krliki do tej pory przychodz po badyle. Rozoy si w niegu, osonity od wiatru kurnikiem, krwawe szcztki krlika rzuci midzy przednie apy. Nawet jedzc zerka jednym okiem na pokryt niegiem

ogrodow ciek, czatowa na nastpn zdobycz. Ponuro uem pasek suchego misa i zgarniaem som na posanie dla Pustki w boksie obok klaczki. Wanie rozkadaem jej koc, gdy wrcia od paleniska, niosc czajniczek. - Kto ci kaza zajmowa si moim posaniem? zapytaa. Gdy nabieraem powietrza, eby odpowiedzie, dorzucia: - Jeli masz kubek, napij si herbaty. Mj kubek zosta w bagau, na wzku. Jest tam te troch sera i suszonych jabek. Przynie to wszystko, chopcze.

Akurat kiedy wykonaem polecenie, usyszaem gos Wilgi, wspierany dwikami harfy. Bez wtpienia wypiewywaa sobie kolacj. C, tak wanie yj minstrele. Wtpliwe, eby miaa godowa. Przyniosem Pustce baga, a ona wydzielia mi hojn rk kadego przysmaku. Sama potrzebowaa niewiele. Siedzielimy na kocach i jedlimy. - Masz w twarzy jaki znajomy rys, Miy - zauwaya, przygldajc mi si uwanie. - Mwie, e z jakiej czci Ksistwa Koziego pochodzisz?

- Z Koziej Twierdzy - odparem bez namysu. - Aha. A jak miaa na imi twoja matka? Zawahaem si na mgnienie oka. - Fldra. - Miaa tyle dzieci, e prawdopodobnie ktre mogo zosta nazwane Miy. - Tak? A jak to si stao, e syn rybakw zosta pasterzem? - Mj ojciec pasa owce, nie tylko owi ryby - improwizowaem. Dziki temu nie najgorzej nam si

wiodo. - Rozumiem. I rodzice nauczyli ci grzecznoci wobec starych kobiet. I masz wuja w grach. Co za rodzina. - Wuj w modym wieku ruszy na wdrwk i w kocu osiad w grach. - Zaczynaem si poci. Chyba to zauwaya. - Mwia, e z jakiej czci Ksistwa Koziego pochodzi twoja rodzina? zapytaem. - Nie mwiam umieszkiem. odpara z

Niespodziewanie przed boksem

pojawia si Wilga. Wyjrzaa znad krawdzi. - Szelma twierdzi, e jeszcze dwa dni do przekroczenia rzeki - rzucia. Niedbale opucia swj toboek obok mojego, potem usiada, trzymajc harf na kolanach. Zostay dwie pary przy palenisku, kc si i wadz. Woda im si dostaa do chleba i nie potrafi teraz mwi o niczym innym, tylko roztrzsa, czyja to wina. A jedno z dzieci jest chore i wymiotuje. Biedactwo. Ten mczyzna, ktry jest zy z powodu zmoczonego chleba, cigle powtarza, e to marnotrawstwo dawa chopcu je,

skoro i tak wszystko zwraca. - To musi by artowni. Najbardziej oszczdny czowiek, jakiego kiedykolwiek widziaam zauwaya Pustka uprzejmie. - A chopak to Aksamit. Chorowa ju, kiedy wyruszylimy z Krainy Miedzi. Pewnie i wczeniej. Jego matka uwaa chyba, e wizyta w wityni Edy pomoe mu ozdrowie. Chwyta si najmniejszej szansy, ale te stacj na to. W kadym razie byo j sta. I tak zaczy plotkowa. Ja uoyem si w kcie, suchaem nieuwanie i podrzemywaem. Dwa

dni do przejcia przez rzek. A jak daleko jeszcze do gr? Wtrciem si do rozmowy, eby Wilg o to zapyta. - Szelma mwi, e trudno przewidzie, wszystko zaley od pogody. Ale powiedzia te, eby si o to nie martwi. - Leniwie trcia struny harfy. Niemal natychmiast w wejciu do boksu pojawia si dwjka dzieci. - Bdziesz jeszcze piewaa? spytaa dziewczynka. Bya wta i miaa na sobie bardzo zniszczone ubranie. Z wosw wy staway j ej

dba somy. - Chciaaby? Zamiast odpowiedzi dzieci wpady do boksu i obsiady j z obu stron. Spodziewaem si, e Pustka bdzie si skary na to wtargnicie, ale nie zaprotestowaa sowem, nawet kiedy dziewczynka wygodnie si o ni opara. Zacza swymi powykrcanymi palcami wyciga jej som z wosw. Dziewuszka miaa ciemne oczy i ciskaa w rczkach przytulank z wyhaftowanymi oczami i ustami. Gdy obdarzya Pustk promiennym umiechem, nabraem pewnoci, e

nie s zupenie sobie obce. - Zapiewaj o starej gospodyni i wini - poprosi chopiec. Wstaem i zabraem swj tumok. Potrzeba mi snu wytumaczyem si. Prawda bya taka, e nagle nie mogem znie koo siebie obecnoci dzieci. Znalazem pusty boks bliej drzwi stajni i tam si pooyem. Docieray do mnie gosy pielgrzymw siedzcych przy palenisku. Nadal si kcili. Wilga zapiewaa o starej gospodyni, koowrocie i wini, a

potem jeszcze o jabonce. Przychodzili inni ludzie, eby posucha piewu. Wolaem spa. Zamknem oczy. Zapada ju cisza i cakowita ciemno, kiedy do mnie przysza. Nadepna mi na rk i omal nie upucia toboka na gow. Udawaem, e nadal pi, nawet kiedy pooya si tu obok. Przykrya swoimi kocami nas oboje, a potem wiercia si dotd, a wcisna si take pod mj. Leaem bez ruchu. W pewnym momencie lekko dotkna mojej twarzy.

- Bastardzie? - odezwaa si cicho w ciemnociach. - Na ile ufasz Szelmie? - Mwiem ci ju. W ogle mu nie ufam, ale sdz, e doprowadzi nas do Krlestwa Grskiego. Chociaby przez wzgld na wasny honor. Umiechnem si lekko. Przemytnik musi dba o sw opini. Doprowadzi nas na miejsce. - Bye na mnie dzisiaj zy? Poniewa si nie odzywaem, dodaa: - Rano patrzye na mnie tak surowo. - Wilk ci niepokoi? - zapytaem.

- Wobec tego... to prawda? odezwaa si cicho. - Dotd wtpia? - Tak... W histori o Rozumieniu. Miaam j za pode kamstwo. eby ksicy syn by skaony Rozumieniem... Nie wygldae na czowieka, ktry by dzieli ycie ze zwierzciem. - Ton gosu Wilgi nie pozostawia mi wtpliwoci, jaki miaa stosunek do podobnych zwyczajw. - C, tak wanie jest. Rozjarzya si we mnie iskierka gniewu. - On jest dla mnie

wszystkim. Wszystkim. Nigdy nie miaem przyjaciela bardziej szczerego, ktry by bez wahania odda za mnie ycie. Nawet wicej. Co innego umrze za kogo. Inna rzecz powici mu swoje cale ycie. A on wanie to robi. Obdarza mnie tak sama lojalnoci, jkaj darz mojego krla. Umilkem zamylony. Nigdy przedtem nie patrzyem na nasz zwizek w taki sposb. - Krl i wilk - rzeka Wilga powoli. I ciszej dodaa: - Masz jeszcze kogo bliskiego?

- Sikork. - Sikork? - Zostaa w domu. W Ksistwie Kozim. To moja ona. - Dziwne drenie dumy przebiego mnie, gdy wypowiedziaem te sowa. Moja ona. Wilga usiada raptownie, zimne powietrze wtargno pod koce. Na prno usiowaem cign w d przykrycie. - ona? Ty masz on? - I dziecko. Creczk. - Mimo

zimna i ciemnoci usta same rozcigny mi si w umiechu. Mam creczk - powiedziaem cicho, po prostu po to, eby usysze dwik tych sw. - Mam dom, on i creczk. Wilga rzucia si na som obok mnie. - Nieprawda! - zaprzeczya dobitnym szeptem. - Bastardzie, ja jestem minstrelem. Gdyby krlewski Bastard wstpi w zwizek maeski, wie o tym poszaby w wiat lotem byskawicy. Rzeczywicie, syszaam pogoski, e miae poj za on ksiniczk

Ho, crk ksicia Krzepkiego. - Sikorka jest moj on. - Ach tak, rozumiem. W ogle nie jeste onaty! Masz kobiet i tyle. Zraniy mnie jej sowa. - Sikorka jest moj on oznajmiem zdecydowanie. - Z mojego punktu widzenia jest moj on. - A z jej punktu widzenia? zapytaa Wilga cicho. - I co z dzieckiem?

Zaczerpnem gboko powietrza. - Jak tylko wrc, tym przede wszystkim si zajm. Mam na to sowo samego krla Szczerego. Obieca mi, e gdy zasidzie na tronie, bd mg poj za on wybrank swego serca. - Byem troch przeraony, e tak swobodnie z ni mwi. Lecz c w tym zego? Tak dobrze byo mc z kim porozmawia otwarcie. - Wic chcesz odszuka krla Szczerego? - Chc suy krlowi. Chc w miar moich si wesprze krlow

Ketriken i jej potomka. Chc pody poza Krlestwo Grskie, odnale monarch i pomc mu odzyska wadz. Wtedy przegna szkaratne okrty od wybrzey Krlestwa Szeciu Ksistw, abymy mogli znowu y w pokoju. Przez jaki czas sycha byo tylko wycie wiatru. Wykonaj poow tych zamierze, a bd miaa swoj ballad o bohaterze. - Nie chc by bohaterem. Chc tylko zrobi to, co musz, eby by wolnym i mc y po swojemu.

- Biedny Bastard. Nikt nie moe robi, co mu si podoba. - Ty wydajesz si zupenie wolna. - Naprawd? Mam wraenie, jakbym si z kadym krokiem zagbiaa w bagno, a im zacieklej walcz, tym bardziej si pogram. - Jak to? Zdusia niewesoy miech. - Rozejrzyj si. Oto pi na somie i piewam za kolacj, nie wiedzc, czy mi si uda przedosta na drugi brzeg rzeki i dotrze do Krlestwa

Grskiego. Jeli nawet, to czy osign swj cel? Nie. Nadal bd musiaa depta ci po pitach, pki nie dokonasz czynu wartego pieni. - Naprawd nie musisz tego robi - zapewniem j, przeraony podobn perspektyw. - Moesz i swoj drog i prowadzi ycie wdrownego minstrela. Chyba radzisz z tym sobie dosy dobrze. - Dosy dobrze. Dosy dobrze, jak na wdrownego minstrela. Syszae mj piew, Bastardzie. Mam niezgorszy gos i zwinne palce, ale nie jestem wyjtkowa, a tylko tacy mog zosta minstrelem w

ksicym, a nawet krlewskim zamku. Zakadajc oczywicie, e za par lat bd tu jeszcze jakie zamki. Nie zamierzam piewa dla zawyspiarskiej publiki. Przez jaki czas milczelimy, pogreni zamyleniu. oboje w

- Widzisz - podja w kocu - ja nie mam nikogo bliskiego. Straciam rodzicw i brata. Mj stary mistrz nie yje, kasztelana Miedzianego, ktry mia do mnie sabo, przede wszystkim przez wzgld na mojego mistrza - te ju nie ma na wiecie. Wszyscy zginli w twierdzy. Gdyby

nie to, e Zawyspiarze wzili mnie za martw, te bym nie ya. Pierwszy raz usyszaem w jej gosie echo dawnego strachu. Zamilka na jaki czas, rozmylajc o wszystkim, o czym nie chciaa mwi. - Mog polega wycznie na sobie. Teraz, zawsze. Tylko na sobie. Musze pamita, e dla kadego minstrela koczy si czas, gdy moe zarabia piewaniem w oberach. Musz mie naprawd wielk pie, Bastardzie. Mam na jej znalezienie coraz mniej czasu. - Zniya gos, owia mnie jej ciepy oddech. Dlatego pjd za tob. Wok ciebie skupiaj si przeomowe

wydarzenia. - Przeomowe wydarzenia? - A tak. - Przysuna si bliej. Przeomowe wydarzenia. Rezygnacja ksicia Rycerskiego z praw do tronu. Zwycistwo nad szkaratnymi okrtami na Wyspie Rogowej. Czy to nie ty ocalie pani Ketriken napadnit przez ofiary kunicy, w dzie przed wypraw Lisiej Krlowej? Ach, auj, e nie ja stworzyam pie o tamtym wydarzeniu. Aha, i jeszcze wywoanie rozruchw w noc, kiedy ksi Wadczy przej sukcesj. Co dalej? Powstanie z martwych, prba

zamachu na ksicia Wadczego przeprowadzona w paacu w Kupieckim Brodzie i udana ucieczka. Umiercenie szeciu gwardzistw jedn rk i na dodatek w kajdanach... Powinnam bya za tob pj tamtego dnia. Chyba jednak uda mi si by wiadkiem czego godnego pieni, jeli teraz ju bd si ciebie trzymaa. Nigdy nie patrzyem na te wszystkie wypadki jak na list zdarze, ktre spowodowaem. Chciaem zaprotestowa, e do adnego z nich si nie przyczyniem, e zaledwie zostaem schwytany w miadce koa historii. Tylko

westchnem. - Chc wrci do domu. Do Sikorki i do naszej creczki. - Ona prawdopodobnie te o tym marzy. Nieatwe musi by dla niej czekanie. Nie wie przecie, kiedy wrcisz, nie ma pewnoci, czy w ogle ci si uda. - Nie czeka. zmarego. Ma mnie za

Odezwaa si dopiero po duszej chwili. - Bastardzie, jeli ona sdzi, e

nie yjesz, skd przypuszczenie, e bdzie czekaa na twj powrt, e nie znajdzie sobie kogo innego? Straszne obrazy pojawiy mi si przed oczyma. Mogo si zdarzy, e wkrtce strac ycie. Jeli nawet uda mi si wrci, Sikorka moe mnie odtrci jako kamc i nikczemnika skaonego Rozumieniem. Moe te brzydzi si moich blizn. Z pewnoci bdzie na mnie za, e nie daem znaku ycia. Z drugiej strony byem przecie kiedy przekonany, e znalaza sobie innego i jest z nim szczliwa... Sikorka zrozumie i wybaczy. W kocu to przecie ona

mnie zostawia, nie odwrotnie. Jako nigdy nie przyszo mi do gowy, e mgbym po powrocie zasta na moim miejscu innego mczyzn. Gupiec. Jak mogem nie przewidzie, e moe si to sta zwyczajnie dlatego, e ju nic gorszego nie mogo mnie spotka? - Chyba powinienem jej przesa wiadomo - odezwaem si, bardziej do siebie ni do Wilgi. Tylko e... nie wiem dokadnie, gdzie ona jest. I nie mam komu powierzy takiej wieci. - Dawno od niej odszede?

- Od Sikorki? Wkrtce minie rok. - Rok?! Ach, mczyni! mrukna do siebie Wilga. Odchodzicie, eby walczy albo pozna wiat, i spodziewacie si, e ycie zaczeka do waszego powrotu. Oczekujecie, e pozostawiona sama sobie kobieta bdzie uprawiaa pole, wychowywaa dzieci, naprawi dach i zajmie si krow, a wy po powrocie macie zasta swoje krzeso przy ogniu i wiey chleb na stole. Ach, i jeszcze ciep chtn oneczk w pocieli. - W jej gosie pojawiy si gniewne nuty. - Ile dni temu zostawie j sam? Tyle wanie dni musiaa sobie radzi bez

ciebie. Czas si dla niej nie zatrzyma tylko dlatego, e ty odszede. Kiedy o niej mylisz, jak j widzisz? Koyszc dziecko przy ciepym kominku? Tak? A moe by sobie wyobrazi co innego? Dziecko ley w ku, zostawione samo i pacze wniebogosy, a ona, chostana wiatrem i ulew, prbuje narba drew, bo trzeba rozpali ogie, ktry zagas, gdy musiaa i do myna po mk i kasz. No, jak ci si podoba taka scena? Przegoniem sprzed oczu ten obraz. Nie. Brus do tego nie dopuci.

- Widz j w mylach na rne sposoby. Nie tylko w dobrych czasach - broniem si. - Nie jest zupenie sama. Opiekuje si ni mj przyjaciel. - Ach, oczywicie, przyjaciel zgodzia si Wilga gadko. - Czy jest na tyle przystojny, porywajcy i miay, eby skra kobiece serce? - Nic podobnego! Jest od niej duo starszy. To dziwak, uparcie trwajcy w bezennym stanie. Ale jest te godzien zaufania, silny i mdry. Zawsze dobrze traktuje kobiety. Grzecznie i uprzejmie. On dba o Sikork i dziecko. -

Umiechnem si do siebie, wiedzc, e to prawda. - Zabiby kadego, kto by chocia sprawia wraenie, e mgby by dla nich grony. - Silny, uprzejmy, mdry? Dobrze traktuje kobiety? Czy wiesz, jak rzadkoci jest taki mczyzna? Powiedz mi, kim jest, a wezm go dla siebie. Jeli twoja Sikorka go puci. Wyznam, e miaem moment niepewnoci. Przypomnia mi si dzie, gdy Sikorka drania si ze mn, mwic, e jestem najlepszym przychwkiem

krlewskich stajni od czasw Brusa. Gdy sceptycznie si odniosem do jej stwierdzenia, powiedziaa, e krlewski koniuszy cieszy si wrd dam uznaniem, poniewa jest dyskretny i obyczaje ma dworne. Czy Sikorka kiedykolwiek patrzya na Brusa w ten sposb? Nie. Ze mn dzielia intymno tamtego dnia, do mnie si tulia, cho wiedziaa, e nie moe na razie zosta moj on. - Ona kocha mnie. Tylko mnie. Nie zamierzaem powiedzie tych sw gono. Co w brzmieniu mojego gosu musiao dotkn

jakiego wraliwszego punktu w naturze Wilgi. - W takim razie - ustpia nareszcie - chyba rzeczywicie powiniene jej przesa wiadomo. eby nadzieja dodawaa jej si. - Zrobi to - przyrzekem sobie. Jak tylko dotr do Stromego. Ksina Ketriken znajdzie sposb, eby przekaza wiadomo Brusowi. Mog przesa krtki list, niezbyt jasny, na wypadek gdyby zosta przechwycony. Brus powie Sikorce, e yj i do niej wrc. Tylko jak miaem mu dostarczy t

wiadomo? Leaem w ciemnociach i mylaem. Nie wiedziaem nawet, gdzie mieszka Sikorka. Prawdopodobnie wiedziaa Lamwka, ale nie mogem przez ni przesa wiadomoci, bo dowiedziaaby si ksina Cierpliwa. Nie. Nikt inny nie mg si dowiedzie. Musia to by kto, kogo obaj znalimy i komu obaj ufalimy. Nie Cier. Mogem mu ufa, ale nikt nie wiedzia, gdzie go szuka, nawet pord tych, ktrzy go znali pod prawdziwym imieniem. Ktry ko trci kopytem ciank

boksu. - Nic si nie odzywasz - szepna Wilga. - Myl. - Nie chciaam ci rozzoci. - Nie rozzocia. Daa mi do mylenia. - Aha. zmarzam. Pauza. Strasznie

- Ja te. Ale na zewntrz jest jeszcze zimniej. - Wcale nie jest mi dziki temu

cieplej. Obejmij mnie. To nie bya proba. Wilga przytulia mi si do piersi, wetkna gow pod moj brod. Mio pachniaa. Jak kobiety to robi, e zawsze adnie pachn? Niezgrabnie otoczyem j ramionami, wdziczny za ciepo, ale przejty niepokojem z powodu zbytniej bliskoci. - Tak lepiej - westchna Wilga. Mam nadziej, e niedugo bdziemy mogli si wykpa dorzucia. - Ja te.

- Nie zrozum mnie le. Nie chciaam przez to powiedzie, e a tak cuchniesz. - Dzikuj bardzo - odrzekem troch skwaszony. - Nie masz nic przeciwko temu, ebymy ju poszli spa? - Pewnie e nie. - Pooya mi do na biodrze. - Jeli tylko na to masz ochot - dodaa. Udao mi si zapa oddech. Wilga bya taka ciepa, leaa tak blisko i pachniaa tak sodko. I przy jej sposobie ycia taka propozycja nie oznaczaa nic szczeglnego. A

dla Sikorki i dla mnie? - Powiedziaem ci ju, jestem onaty. - Sowa przyszy z ogromnym trudem. - I ona ci kocha, i ty, oczywicie, kochasz j. Ale teraz i tutaj jestemy my dwoje, zmarznici. Jeeli ona kocha ci tak bardzo, to czy miaaby ci za ze, gdyby zakosztowa troch ciepa i przyjemnoci w tak mron noc? Nieatwo mi to przyszo, ale zmusiem si, eby pomyle; w kocu umiechnem si do siebie w ciemnociach.

- Nie tylko miaaby mi za ze. Po prostu by mnie zabia. - Aha! - Wilga rozemiaa si cicho, z twarz ukryt na mojej piersi. - Rozumiem. - Delikatnie odsuna si ode mnie. Ze wszystkich si pragnem przycign j do siebie z powrotem. - Moe rzeczywicie najlepiej bdzie, jeli pjdziesz spa. Dobrej nocy, Bastardzie. Posuchaem jej rady, cho nie mog powiedzie, e nie aowaem. Noc przyniosa nam silniejszy

wiatr i kiedy rano otwarto drzwi stodoy, powitaa nas wiea warstwa niegu. Obawiaem si, e jeli bdzie jeszcze gbszy, zaczniemy mie powane problemy z wozami. Szelma jednak wydawa si pewny siebie i wesoy. Zapakowa nas na wozy, poegna si czule ze swoj pani i ruszylimy w drog. Poprowadzi nas teraz innym szlakiem ni ten, ktrym tu przybylimy. Trakt by bardziej wyboisty, a nieg miejscami tak gboki, e wozy zapaday si a po osie i szoroway po nim skrzyniami. Wilga jechaa obok nas, pki Szelma nie przysa

jednego ze swoich ludzi z pytaniem, czy zechciaaby do nich doczy. Podzikowaa za zaproszenie i od razu chtnie z niego skorzystaa. Wczesnym popoudniem wrcilimy na drog. Wydao mi si, e niewiele posunlimy si naprzd przez ten dugi czas, bez wtpienia jednak Szelma mia jakie powody, by tak nas prowadzi. Moe po prostu nie chcia stworzy ubitego szlaku wiodcego do kryjwki. Tego wieczoru rozoylimy si na noc w jakich walcych si chatach niedaleko od rzeki. Strzechy byy nieszczelne, tote na pododze

miejscami leay pasma niegu, a pod drzwiami powstaa prawdziwa zaspa. Konie musiay si zadowoli ochron, jak daway im ustawione od wiatru wozy. Napoilimy zwierzta w rzece, a potem kady musia je nakarmi swoim ziarnem, bo tutaj nie czekao siano w obach. Trzeba byo nazbiera drewna na opa, bo przygotowano go do tylko na rozpalenie ognia i ugotowanie posiku, ale na pewno nie na ca noc. lepun wybra si ze mn. Ruszylimy nad brzeg rzeki, eby si rozejrze za gaziami wyrzuconymi przez wod.

Zdumiewajce, jak wiele si midzy nami zmienio. Rozmawialimy mniej, a mimo to miaem ostrzejsz wiadomo jego obecnoci ni kiedykolwiek do tej pory. Moe wanie dlatego mielimy mniejsz potrzeb rozmawiania. Obaj si zmienilimy w czasie, gdy nie bylimy razem. Spogldajc teraz na lepuna, momentami najpierw widziaem wilka, a potem dopiero mojego towarzysza. Pewnie nareszcie zacze mnie szanowa, tak jak na to zasuguj. - Bya w tej wypowiedzi kpina, ale te i niezaprzeczalna prawda.

Pojawi si nagle w kpce zaroli na brzegu rzeki, po mojej lewej stronie. Kilkoma susami pokona zawian niegiem drog i cudem jakim znikn w nastpnej kpie nagich krzakw. Wydorolae. Obaj wydorolelimy. Obaj dowiedzielimy si o tym w czasie tej podry. Nie mylisz ju o sobie jak o chopcu. W milczeniu brnem przez nieg i rozmylaem nad jego sowami. Nie wiedziaem, kiedy waciwie zdecydowaem, e jestem

mczyzn, a nie chopcem, ale lepun mia racj. Dziwne, lecz przez chwil zrobio mi si przykro, e odszed na zawsze ten chopak o gadkiej twarzy i szaleczej odwadze. Chyba lepiej mi szo jako chopcu ni mczynie - przyznaem smutno. Chyba powiniene jeszcze poczeka z wnioskami - zauway lepun. Droga miaa szeroko wozu zaledwie, a widoczna bya jako niena smuga, z ktrej nie

wystaway gazie krzeww. Wok pitrzyy si zaspy. Szedem pod wiatr, wic czoo i nos wkrtce zaczy mi pon od jego szorstkich pocaunkw. Okolica niewiele si rnia od tej, jak jechalimy od kilku dni, ale spacer w ciszy i tylko z wilkiem u boku przenosi mnie w inny wiat. Wreszcie dotarlimy do wody. Stanem na wysokim brzegu. Miejscami ld posrebrzy brzegi, a pynce drewno od czasu do czasu nioso na sobie brzemi brudnego niegu. Sdzc po prdkoci, z jak dryfowao, prd by bystry. Jako nie mogem sobie wyobrazi, e ta

rzeka kiedykolwiek zamarza. Po drugiej stronie grzmicej wody wznosiy si wzgrza, gsto poronite lasami iglastymi, ktre ustpoway miejsca dbom i wierzbom schodzcym nad sam wod. Prawdopodobnie ogie zatrzyma si po naszej stronie rzeki. Tylko popatrz lepun tsknie. westchn

Czuem ar jego aknienia. Po drugiej stronie potny jele zszed do wodopoju. Wyczuwszy nas, unis zwieczony poroem eb, ale patrzy na nas spokojnie, wiedzc,

e jest bezpieczny. Od wilczych myli o wieym misie linka napyna mi do ust. Po drugiej stronie owy bd obfitsze. Mam nadziej. lepun w kilku susach zsun si ze skarpy na zasypany niegiem brzeg i ruszy w gr rzeki. Poszedem za jego przykadem, odrobin mniej zwinnie, czepiajc si po drodze suchych patykw. Na dole trudniej byo i, wiatr by ostrzejszy, nis wicej lodowatego chodu. Ale te szo si ciekawiej;

wicej si tu dziao. lepun bieg przodem. Nawet porusza si inaczej ni niegdy. Straci szczenic ciekawo. Czaszka jakiego rogacza, ktra niegdy wymagaaby dokadnego obwchania, teraz zasugiwaa tylko na jedno pocignicie nosem, by si upewni, e faktycznie nie zostao na niej ani skrawka misa. Wilk z wpraw sprawdzi spltane gazie drzewa wyrzuconego na brzeg: moe ukrya si tam jaka zwierzyna? Obwcha te podmyte skarpy. W pewnej chwili wystrzeli naprzd, kapn szczkami i poar jakiego maego gryzonia, ktry

odway si opuci nork. Potem rozkopa brzeg nory, wetkn tam nos i kilkakrotnie gboko wcign powietrze. Upewniwszy si, e nie byo w niej wicej mieszkacw, potruchta dalej. Zapaem si na tym, e idc za nim obserwuj rzek. Im duej si jej przygldaem, tym wydawaa si straszniejsza. Bya gboka i miaa silny prd, co poznaem nieomylnie, patrzc na ogromne kody z skatymi konarami, ktre obracay si i podrygiway z wartkim nurtem. Nie wiedziaem, czy te olbrzymy trafiy w fale powalone porywistym wiatrem, czy te nurt cierpliwie

podmywa im korzenie, a zwaliy si do wody. lepun cay czas bieg przede mn. Dwukrotnie jeszcze dostrzegem, jak skokiem dopada gryzonia. Nie widziaem dotd takich stworze troch przypominay szczury, ale sdzc po gadkiej sierci, w wodzie musiay si czu jak w domu. Miso nie potrzebuje imienia zauway lepun lekcewaco, a ja byem zmuszony si z nim zgodzi. Podrzuci zdobycz wysoko w powietrze i zapa j, nie pozwalajc

spa na ziemi. Ksa krtkimi chapniciami, zaraz podrzuci znowu i zataczy na zadnich apach. Jego pierwotna rado bya zaraliwa. Cieszy si z udanego polowania, w brzuchu mu nie burczao i mia czas, eby spokojnie zje. Tym razem up przelecia nad moj gow. Podbiegem, chwyciem bezwadne ciako i podrzuciem wyej. Wyskoczy po nie wysoko w gr, oderwa od ziemi wszystkie cztery apy. Dosign! atwo, a potem przycupn, pokazujc mi je, wyzywajc, ebym sprbowa go zapa. Rzuciem uzbierane drewno i

podskoczyem ku niemu. Umkn z atwoci i zaraz by tu obok, z kpicym byskiem w oku min mnie na wycignicie rki. - Hej! Porzucilimy zabaw. Podniosem si wolno. Na skarpie sta jeden z ludzi Szelmy. Mia ze sob uk. - We drewno i wracaj - nakaza. Rozejrzaem si dookoa, ale nie dostrzegem adnej przyczyny nerwowoci w jego gosie. Mimo wszystko zebraem porzucone kilka chwil temu drewno i skierowaem

si z powrotem do chatek. Pustka ogniu i, prbowali zaciciem siedziaa przy samym ignorujc tych, ktrzy co ugotowa, czytaa z jaki zwj.

- Co czytasz? - zapytaem. - Zapiski Wtka Biaego. Proroka i jasnowidza z czasw Kimoalana. Wzruszyem lekko ramionami. Nic mi te imiona nie mwiy. - Dziki jego radom podpisano traktat, ktry pooy koniec wojnie trwajcej setki lat. Umoliwi on

trzem ludom poczenie si w jeden nard. Ich mdro powdrowaa w wiat. Wiele jadalnych rolin, niegdy rosncych tylko w poudniowych dolinach Kimoali, weszo do powszechnego uytku. Na przykad imbir. Albo tamtejsza odmiana owsa. - Dokona tego jeden czowiek? - Jeden czowiek. Moe dwch, jeli policzysz generaa, ktrego przekona do bezkrwawego podboju. O, ten fragment jest o nim. DarAles by katalizatorem zmian swoich czasw, odmienia ludziom losy i serca. Pojawi si nie

po to, by wypenia proroctwa, lecz aby otworzy drzwi do nowej przyszoci. Takie jest zawsze zadanie katalizatora. Wczeniej byo napisane, e kady z nas jest katalizatorem w swoim czasie. Co o tym mylisz, Miy? Gdybym mia wybiera, wolabym zosta pasterzem odpowiedziaem zgodnie z prawd. Sowo katalizator nie byo moim ulubionym. Tej nocy lepun spa u mego boku. Pustka nieopodal pochrapywaa leciutko, a pielgrzymi zbili si pod jedn cian chatki.

Wilga wolaa spa w innej chacie, z Szelm i jego ludmi. Przez jaki czas porywy wiatru nieregularnie przynosiy mi dwik harfy j jej gos. Zamknem oczy i prbowaem ni o Sikorce. Zamiast tego ujrzaem ponc osad w Ksistwie Kozim, z ktrej ju wypywali Zawyspiarze. Z jakim modym chopakiem, ktry wypuci si za nimi w ciemnociach, podpynem na paskim cznie do burty szkaratnego okrtu. Chopak rzuci na pokad ponc latarni, a w lad za ni kubeek taniego rybiego tranu, jakiego ubodzy ludzie uywaj do lamp. agiel zapon

niczym pochodnia. Gdy chopak ucieka z kursu okrtu, za nim wraz z pomieniami niosy si ku niebu przeklestwa oraz wrzaski poncych ludzi. Byem z nim tej nocy i czuem jego triumf zaprawiony gorycz. Nic mu ju nie zostao: ani rodzina, ani dom, ale za to przela krew tych, ktrzy wymordowali jego bliskich. A nazbyt dobrze rozumiaem zy spywajce po twarzy wykrzywionej gorzkim umiechem.

Rozdzia siedemnasty Przeprawa przez rzek

Zawyspiarzy zawsze wyraali si o mieszkacach Krlestwa Szeciu Ksistw lekcewaco, twierdzc, e jestemy niewolnikami ziemi chopami zdolnymi tylko harowa w brudzie i kurzu. Eda, bogini, ktrej dzikujemy za bogate zbiory i pomnaanie stad, jest u

Zawyspiarzy w pogardzie, jako bstwo ludw osiadych, ktre utraciy ducha wojownikw. Mieszkacy Wysp Zewntrznych czcili wycznie Ela, boga morza. Temu bstwu nie skada si darw w podzice, na jego imi skada si przysigi. Jedynymi darami, jakie zsya swoim wyznawcom, s burze i przeciwiestwa losu, dziki ktrym ludzie staj si silniejsi. Zawyspiarzy le oceniali mieszkacw Krlestwa Szeciu Ksistw. Wierzyli, e lud, ktry yje z uprawy ziemi i hodowli byda, musi mie mniej odwagi ni owca. Pojawili si wrd nas, burzc i

mordujc. Omykowo przyjli nasz trosk o poddanych za sabo. Tamtej zimy mieszkacy ksistw nadbrzenych: Koziego i Niedwiedziego, Dbw i Cypla, rybacy i pasterze, gsiarki i winiarczyki przystpili do wojny, ktr nasi skceni szlachcice i rozrzucone wojska rozgryway tak nieskutecznie. Prosty lud mona uciska dopty, dopki nie powstanie on we wasnej obronie, czy to przeciwko obcym, czy przeciw wasnemu niesprawiedliwemu wadcy.

*** Rano wszyscy narzekali na zimno i popiech. Tsknie wspominali placki oraz ciep owsiank. Dostalimy gorc wod, ale poza ni nie byo czym rozgrza odkw. Napeniem herbat kubek Pustki, a potem wrciem po wrztek dla siebie. Zaciskajc z blu powieki, wyszukaem w toboku kozek lekarski. Po nie narzuconym Moc byem saby i roztrzsiony. Sama myl o jedzeniu przyprawiaa mnie o mdoci. Pustka siorbaa herbat i przygldaa si, jak wrzucam zioa

do kubka. Z ledwoci doczekaem, a si zaparz. Wreszcie znajoma gorycz rozlaa mi si w ustach, zela bl gowy. Starowina signa nagle szponiast doni i wyja mi z palcw odrobin ziela. Obejrzaa j, powchaa. Kozek! wykrzykna. Popatrzya na mnie strasznym wzrokiem. - To zdradliwe zioo, mody czowieku. - Pomaga mi na ble gowy odparem. Zaczerpnem dugi, uspokajajcy oddech, wypiem reszt wywaru. Kawaki ziela zostay mi na jzyku. Zmusiem si

do ich przeknicia, wreszcie wytarem kubek i zapakowaem go do toboka. Gdy wycignem rk, Pustka, cho niechtnie, oddaa mi lek. Obrzucia mnie przy tym bardzo dziwnym spojrzeniem. - Nigdy nie widziaam, eby kto to tak po prostu pi. Wiesz, do czego si wykorzystuje to ziele w Krainie Miedzi? Syszaem, e daj je niewolnikom na galerach, eby mieli wicej siy do pracy. - Wicej siy i mniej nadziei. Czowiek pod wpywem tej roliny

szybko upada na duchu. atwiej nim wwczas powodowa. Moe kozek umierza bl, ale rwnoczenie otumania umys. Uwaaj, modziecze. Wzruszyem lekko ramionami. Uywam go od latstwierdziem, chowajc reszt zapasu do toboka. - Tym bardziej powiniene przesta - odpara cierpko. Podaa mi swj baga, ebym go zanis do wzka.

*** Pnym popoudniem Szelma rozkaza zatrzyma wozy. Wraz z dwoma towarzyszami pojecha naprzd. Jego ludzie uspokajali nas, e pojecha przygotowa przepraw przez rzek. Nie musiaem nawet spojrze na lepuna. Niedostrzegalnie pody za Szelm. Skuliem si, otuliem paszczem, bo zib by wielki. - Ej, ty! Zawoaj swojego psa! rozkaza mi nagle jeden z przemytnikw.

Wyprostowaem si i z wielk uwag rozejrzaem za lepunem. Oczywicie nie byo go w pobliu. - Pewnie si wypuci za krlikiem. Zaraz wrci. Zawsze trzyma si przy mnie. - Przywoaj psa! - Tym razem w gosie przemytnika pobrzmiewaa groba. Stanem na kole i zawoaem lepuna. Nie przyszed. Rozoyem bezradnie rce i usiadem z powrotem. Czowiek Szelmy przyglda mi si jeszcze jaki czas, ale ja go ignorowaem.

Dzie by jasny i zimny, wia ostry wiatr. Pustka, skulona aonie, niewiele si odzywaa. Mnie te nie posuyo spanie na ziemi: znowu powrci bl w ramieniu. Nawet nie prbowaem sobie wyobraa, jak ona musiaa si czu. Staraem si raczej myle o tym, e wkrtce przeprawimy si przez rzek, a stamtd niedaleko ju do gr. Moe w Krlestwie Grskim przestan si wreszcie obawia krgu Mocy ksicia Wadczego. Ludzie cign liny przez wod. Zamknem oczy i skupiem si na ogldaniu tego, co widzi lepun.

Nie byo to atwe, gdy on patrzy na samych ludzi, podczas gdy ja wolabym raczej przeledzi ich poczynania. Po chwili spostrzegem, e za pomoc cienkiej linki przecigaj przez rzek gruby sznur. Na przeciwlegym brzegu, w miejscu gdzie skarpa tworzya zagbienie, dwch mczyzn rozkopywao stos drzewa wyrzuconego przez rzek; wkrtce wyonia si spod niego barka, a ludzie zaczli odupywa z niej ld. - Pobudka! - zirytowana Pustka szturchna mnie w bok. Rzeczywicie, wz przed nami ju

odjecha. Ruszylimy za nim. Po pokonaniu niedugiego kawaka nadrzecznej drogi skrcilimy na otwarty brzeg. Stao tam kilka spalonych chat. Wyglday na nie zamieszkane od lat. Dostrzegem prymitywny drewniany pomost, zniszczony i zaniedbany, a take do poowy zatopiony, pokryty lodem wrak starego promu. Gdzieniegdzie wystaway spod niego kpki suchej trawy. Od dawna nie by uywany. Chaty po drugiej stronie rzeki nie byy w lepszym stanie ni te na naszym brzegu, miay zapadnite dachy. Dalej wznosiy si agodne wzgrza poronite jodami, a na

horyzoncie strzelay w niebo szczyty gr Krlestwa Grskiego. Dwch ludzi na przeciwlegym brzegu przyczepio bark do liny. Ju pyna w nasz stron. Cho bya solidnie przytwierdzona, gniewna rzeka szarpaa ni, prbujc porwa i unie z prdem. Barka bya niedua. Miejsca na niej starczao na wz z par koni. Miaa z boku porcz, ale adnych innych zabezpiecze. Na naszym brzegu trzy kuce zostay zaprzgnite do cignicia liny, a po drugiej stronie para cierpliwych muw cofaa si wolno w stron wody. Barka zbliaa si, targana rwcym

prdem. Woda si pienia i rozbijaa o boki, niekiedy przelewaa wierzchem. Nie bdzie to przeprawa such stop. Zaniepokojeni pielgrzymi co midzy sob mamrotali; w pewnej chwili wybi si jeden mski gos: - C innego mamy do wyboru? Wtedy zapada cisza. Wszyscy z przestrachem obserwowali zbliajc si bark. Pierwszy mia pokona rzek wz Szelmy. Moe przemytnik chcia w ten sposb doda pielgrzymom

odwagi? Barka podpyna na spokojniejszy fragment wody pod oson starego pomostu. Cho dla koni Szelmy taka przeprawa nie bya pierwszyzn, i tak si sposzyy. Przemytnik sam wprowadzi zwierzta na pokad i trzyma za uzdy, podczas gdy dwch jego ludzi przywizao wz. Gdy skoczyli, zszed z barki, powierzajc opiek nad komi towarzyszom. Da znak do odpynicia. Na drugim brzegu para muw ruszya ospale pod gr. Barka drgna, wysuna si na rzek. Obciona pograa si gbiej w wodzie, ale te nie

podrygiwaa gwatownie jak wwczas, kiedy bya pusta. Dwukrotnie dzib unis si na fali tak wysoko, e zelizgnwszy si z niej, nabra wody. Po naszej stronie zapada cisza jak makiem zasia. Wreszcie barka dotara na drugi brzeg, zostaa przycumowana, odwizano wz, kto odprowadzi go za wzgrze. - Widzicie sami - odezwa si Szelma. - Nie ma si czego ba. Umiechn si szeroko, ale wtpiem, czy wierzy we wasne sowa. Powrotnym kursem ruszyo dwch

ludzi. Nie wydawali si szczeglnie uszczliwieni. Przylgnli do barierki i krzywili si, gdy pryskaa na nich woda. Rzeczywicie, zanim barka dotara do naszego brzegu, obaj byli przemoczeni do nitki. Odwoali Szelm na bok i zaczli z nim rozmawia gniewnym tonem, lecz przemytnik tylko poklepa ich po ramionach i rozemia si gono, jakby opowiadali wietne arty. Wycign rk i dosta niewielk sakiewk. Zway j w doni z uznaniem, a potem przywiesi u pasa. - Ja dotrzymuj sowa przypomnia im i stawiajc dugie

kroki wrci do naszej grupki. Nastpni ruszali przez rzek pielgrzymi. Niektrzy chcieli przeprawia si na wozie, ale Szelma cierpliwie im wytumaczy, e im ciszy adunek, tym gbiej barka pogra si w rzece. Wprowadzi ich na pokad i upewni si, e kady ma si czego trzyma. - Wy te! - zawoa, machajc na Pustk i Wilg. - Ja jad ze swoim wzkiem oznajmia Pustka, ale Szelma pokrci gow.

- Klacz bdzie niespokojna, jeli si sposzy, nie powinna by na barce. Zaufaj mi. Wiem, co robi. Spojrza na mnie. Miy, przytrzymasz klaczk Pustki? Niele sobie z ni radzisz. Kiwnem gow, a zwrci si do staruszki: Szelma

- Miy przypilnuje klaczki, moesz wsiada. Pustka bya nachmurzona, ale rozumiaa, e to rozsdne wyjcie. Pomogem jej zsi z wzka, a Wilga uja staruszk pod rami i poprowadzia na bark. Szelma

take na ni wszed, w krtkich sowach nakaza pielgrzymom trzyma si mocno i niczego nie obawia. Na pokad weszo jeszcze trzech jego ludzi. Jeden nalega, e bdzie trzyma najmniejsze dziecko. - Wiem, czego si spodziewa tumaczy zaniepokojonej matce. Dopilnuj, eby dziecku si nic nie stao. Ty musisz sama mocno si trzyma. Dziewuszka wybuchna paczem i jej przenikliwe zawodzenie byo sycha nawet przez ryk wody, gdy barka ruszya ju w drog.

Szelma sta obok mnie. - Wszystko bdzie w porzdku powiedzia bardziej do siebie ni do mnie. Wyszczerzy zby w umiechu. - No, Miy, jeszcze par kursw i twoja byskotka bdzie naleaa do mnie. W milczeniu skinem gow. Zamierzaem dotrzyma sowa, ale nie byem z tego powodu uszczliwiony. Mimo dziarskich sw Szelma odetchn z wyran ulg, gdy barka dotara do brzegu. Przemoczeni pielgrzymi uciekali z

niej ju w czasie cumowania. Wilga pomoga Pustce, a potem kilku ludzi Szelmy poprowadzio je spiesznie w gr skarpy, pod oson drzew. Potem barka ponownie ruszya w nasz stron, niosc jeszcze dwch mczyzn. W nastpnej kolejnoci zosta przeprawiony pusty wz pielgrzymw zaprzony w par koni oraz dwa kuce. Wystraszonym koniom w zaprzgu trzeba byo zasoni oczy, a i tak trzech mczyzn wcigao kadego na pokad. Uwizane, niespokojnie dreptay w miejscu, parskay i rzucay bami. Gdy wreszcie barka dotara na drugi brzeg, nie trzeba

ich byo zachca do wyjcia na ld. Jaki czowiek uj cugle i wz szybko znikn za szczytem wzgrza. Dwaj ludzie, ktrzy tym razem zabrali si na nasz stron, mieli najgorsz przepraw. Byli wanie w poowie drogi, gdy pojawi si ogromny pie pyncy wprost na bark. Szponiaste korzenie niczym monstrualna do podrygiway w rwcym prdzie. Szelma krzykn na kuce, wszyscy skoczylimy cign lin, ale i tak pie zawadzi o bark. Ludzie na rzece krzyknli gono, impet uderzenia wyrwa im z rk barierk, jeden omal nie wlecia do

wody; w ostatniej chwili uchwyci si drugiego supka i uratowa ycie. Obaj dotarli do brzegu cali i zdrowi, ale klli wciekle, jakby podejrzewali, e wypadek zosta spowodowany rozmylnie. Szelma przycumowa bark i sam sprawdzi mocowania do gwnej liny. W wyniku zderzenia obluzowa si jeden ze supkw porczy. Przemytnik z niezadowoleniem pokrci gow i uprzedzi o tym swoich ludzi, ktrzy ju adowali na pokad ostatni wz. Ten pokona rzek nie gorzej ni poprzednie. Przygldaem mu si z niejakim dreniem, wiedzc, i

jestem nastpny z kolei. Jak tam, lepun, masz ochot na kpiel? Warto by si i przekpa, jeli po drugiej stronie bdzie na co polowa - odpar dziarsko, ale by rwnie zdenerwowany jak ja. Patrzc na cumowanie barki przy pomocie, prbowaem tchn odrobin spokoju w klaczk Pustki. Przemawiaem do niej agodnie, sprowadzajc nad sam wod, robiem co w mojej mocy, eby j upewni, i wszystko pjdzie jak po male. Uwierzya mi, wesza na

poranione kody pokadu. Prowadziem j wolno, wyjaniajc po drodze, co si bdzie dziao. Staa spokojnie, gdy przywizywaem j do koa przytwierdzonego do pokadu. Dwch ludzi Szelmy przywizao wzek. lepun wskoczy na niego i przywarowa, wpijajc si pazurami w deski. Nie podobao mu si, jak rzeka chciwie pociga bark. Szczerze mwic, ja take troch si obawiaem. Po chwili odway si skuli obok mnie, na przykurczonych apach. - Wyjedziecie z Miym i z tym wzkiem poleci Szelma

przemoczonym ludziom, ktrzy raz ju przebyli rzek. - Ja z chopakami przeprawimy konie ostatnim kursem. Trzymajcie si z daleka od klaczy. Moe kopa. Ostronie weszli na pokad, rzucajc na lepuna nieufne spojrzenia i odsuwajc si byle dalej od klaczy. Zostali przy tyle wzka, uchwycili si porczy. lepun i ja stalimy na przodzie. Miaem nadziej, e w razie czego bdziemy poza zasigiem koskich kopyt. - Popyn z wami - zdecydowa Szelma w ostatnim momencie.

Wskoczy na bark, da znak, e mona rusza. Para muw na drugim brzegu podja swoj prac. Obserwowa co, to jedna rzecz, a przey to samo - zupenie inna. Kiedy spryskaa mnie pierwsza fala, a si zachysnem. Nagle stalimy si zabawk w szponach przeraajcego ywiou. Rzeka gnaa z kadej strony, targajc bark, grzmica i wcieka. Huk by oguszajcy. W pewnym momencie barka dygna gbiej. Fala przelaa si przez pokad; cisnem porcz z caej siy, woda chwytaa mnie za kostki. Za drugim razem natarcie poszo od przodu, zostaem

zmoczony od stp do gw. Klacz zaraa przeraona, prbowaa stan dba. Puciem porcz, by przytrzyma kuca za ogowie. Ci dwaj z tyu najwyraniej zamierzali mi pomc. Zbliali si, czepiajc wozu. Machnem im, e dam sobie rad sam, i zajem si klacz. Nigdy nie bd wiedzia, co ten czowiek chcia zrobi. Moe zamierza mnie uderzy rkojeci noa. Pochwyciem ruch ktem oka i odwrciem si do niego akurat w momencie, gdy barka ponownie posza w d. Chybi i zatoczy si do przodu, na klacz. Ona, ju sposzona, zacza szaleczo kopa.

Zarzucia gwatownie bem, trafia mnie, a si zatoczyem. Prawie straciem rwnowag, a w tej samej chwili tamten czowiek zaatakowa jeszcze raz. Na drugim kocu barki, za wozem Szelma walczy z drugim pasaerem. Wykrzykiwa co o danym sowie i o honorze. Uchyliem si przed ciosem, a w tej samej chwili od przodu wdara si na pokad kolejna fala. Zmya mnie na rodek barki. Uchwyciem si koa i przywarem do niego, dyszc ciko. Udao mi si do poowy wycign miecz, ale w tym momencie kto chwyci mnie za kark. Od przodu zblia si

pierwszy napastnik - tym razem trzyma n ostrzem w moj stron. Nagle migno koo mnie cielsko w wilgotnym futrze. lepun skoczy napastnikowi na pier, pchn go na porcz. Usyszaem trzask nadweronego supka. Wolno, dziwnie wolno, wilk, czowiek oraz porcz przechylali si w stron wody. Rzuciem si za nimi, zdoaem schwyci jedn rk strzaskane szcztki supka, a drug ogon lepuna. Miecz porwaa woda. Miaem w doni ledwie koniuszek wilczej kity, ale trzymaem mocno.

lepun wystawi eb, przednimi apami skroba gorczkowo o burt. Zacz si wspina na pokad. W tej samej chwili kopniak niemal zmiady mi rami. Eksplodowao tpym blem. Nastpny kopniak trafi w bok gowy. Patrzyem, jak palce mi si otwieraj, jak prd odrywa lepuna od barki, jak rzeka obraca, zabiera wilka. Bracie! zrozpaczony. krzyknem

Woda pokna moje sowa. Przelewajc si przez pokad,

zatkaa mi nos i usta. Gdy spyna w d, sprbowaem si podnie. Czowiek, ktry mnie kopa, teraz klcza obok. Czuem na gardle ostrze noa. - Ani drgnij - warkn. Odwrci si i wrzasn do Szelmy: - Ja to zrobi po swojemu! Nie obchodziy mnie jego sowa. Gorczkowo sigaem Rozumieniem, ca si wkadaem w poczenie z wilkiem. Barka pode mn podskakiwaa, rzeka pdzia z rykiem, raz po raz rozbryzgiway si o mnie kolejne fale. Zimno. Mokro. Woda w ustach i w nosie. Dawi.

Nie potrafiem oceni, gdzie koczyem si ja, a zaczyna lepun. Jeli jeszcze y. Niespodziewanie barka dobia do drugiego brzegu. Kto niezgrabnie dwign mnie na nogi. Ten, ktry przystawia mi n do garda, odsun ostrze, zanim inny chwyci mnie za wosy. Zaczem si wyrywa, broni, walczy, nie obchodzio mnie, co mog mi zrobi. Bia ode mnie wcieko i nienawi tak silna, e zaraziem przeraone konie. Jeden z czekajcych na brzegu podszed na tyle blisko do klaczy, e zdoaa go

trafi kopytem w ebra. Zostao mi jeszcze dwch przeciwnikw. Jednego wepchnem do rzeki. Udao mu si uchwyci barki; przylgn do niej kurczowo, a ja w tym czasie dusiem jego kompana. Szelma krzykn co, co zabrzmiao jak ostrzeenie. Nadal dusiem wroga i waliem jego gow o pokad, gdy spadli na mnie inni. Ci nie skrywali brzowo-zotych mundurw. Robiem co w mojej mocy, eby mnie zabili, lecz nie dopiem swego. Gdzie dalej, ze wzgrza dobiegay mnie inne krzyki; chyba rozpoznaem rozwcieczony gos Wilgi.

Jaki czas pniej leaem w niegu na brzegu rzeki, mocno skrpowany. Nade mn sta onierz z obnaonym mieczem. Nie wiem, czy mia pilnowa, ebym ja nie zrobi komu krzywdy, czy nie dopuci, eby pozostali mnie zabili. Stali szerokim krgiem i patrzyli na mnie chciwie, jak stado wilkw, ktre wanie upolowao jelenia. Niewane. Znowu sigaem Rozumieniem, obojtny na wasny los. Wyczuwaem, e gdzie tam lepun zmaga si z ywioem. Wychwytywaem go coraz sabiej, bo ze wszystkich si walczy o ycie. Nagle obok mnie rzucono Szelm.

Jedno oko zaczynao mu puchn, a kiedy si do mnie umiechn, zobaczyem, e zby ma poczerwieniae od krwi. - No, Miy, jestemy po drugiej stronie rzeki. Obiecaem, e ci tu doprowadz. Teraz, zgodnie z umow, zabieram twj kolczyk. Mj stranik kopn go w bok. - Zamknij si - warkn. - Tego nie byo w umowie zaperzy si Szelma, kiedy ju zapa oddech. Potoczy wzrokiem po onierzach, prbujc zdecydowa, z

kim rozmawia. - Miaem umow z waszym kapitanem. Powiedziaem mu, e przyprowadz tego czowieka, a w zamian obieca mi zoto i swobodne przejcie dla mnie, dla moich ludzi i pielgrzymw. Sierant rozemia si chrapliwie. - To pewnie nie pierwsza umowa kapitana Znaka. Dziwne. Ej, chopaki, dlaczego aden z dowdcw nigdy si z nami nie dzieli? Suchaj, przemytniku, kapitan Znak jest ju dobry kawa drogi w d rzeki, wic naprawd trudno sprawdzi, co ci przyrzek. On zawsze by hojny w obietnicach.

Wicej ju nikogo nie oszuka. Ja wiem tylko, jakie dostaem rozkazy: mam aresztowa przemytnikw i doprowadzi ich do Ksiycowego Oka. Jestem dobrym onierzem. Sierant pochyli si i uwolni Szelm od mieszka ze zotem, a take od jego wasnej sakiewki. Przemytnik prbowa walczy, wic znowu straci troch krwi. Nie chciao mi si nawet na niego patrze. Sprzeda mnie gwardzistom ksicia Wadczego. Skd wiedzia, kim jestem? Pewnie dziki wieczornym rozmowom z Wilg. Znowu komu zaufaem i znowu skutek by taki jak zwykle. Nie

odwrciem odcigali.

gowy,

kiedy

go

Miaem tylko jednego prawdziwego przyjaciela i straciem go, bo zachowaem si bezmylnie i gupio. Znowu. Patrzyem w niebo i sigaem poza swoje ciao, rozpocieraem zmysy jak najdalej, sigaem i sigaem. Znalazem go. Gdzie szorowa pazurami po stromym oblodzonym brzegu. Gsta sier przesiknita wod, niemoliwie cika, cigaa go pod powierzchni; z trudem wystawia eb. Zelizgn si, znowu porwaa go rzeka, znowu w niej zaton. Pogry si w otchani. Gdy nagle

kapryny prd wyrzuci go do gry, powietrze, ktre udao mu si wcign w puca, zmieszane byo z wod. Nie mia ju si. Walcz! - rozkazaem mu. - Nie wolno ci si podda! Nurt znowu rzuci nim o brzeg, tym razem w pltanin zwisajcych korzeni. lepun wrazi w nie pazury, dwiga si w gr, skroba, czoga si, krztusi i ciko chwyta powietrze. Puca pracoway mu jak miechy. Wychod! Otrznij si!

Nie odpowiada, ale czuem, e wydobywa si z wody. Wolniutko, z ogromnym wysikiem zdobywa zaronity krzakami brzeg. Czoga si, nisko na brzuchu, jak szczeniak. Woda ciekaa z niego, znaczc przebyt drog podun kau. By przeraliwie zmarznity. Sier na nosie i uszach ju mrz zaczyna cina lodem. Wsta i prbowa si otrzsn. Upad. Z ogromnym wysikiem oddali si od rzeki jeszcze o kilka krokw. Zatoczy si, tym razem udao mu si otrzsn, woda poleciaa dookoa lodowatymi kroplami. Zrobio mu si lej, sier odstawaa od ciaa. Sta z

pochylonym bem rzeczn wod.

wymiotowa

Znajd kryjwk. Ogrzej si podpowiedziaem. Nie potrafi teraz sam myle. Iskierka jego ycia omal nie zagasa. Kichn kilka razy, rozejrza si wok. Tam - ponagliem go. - Pod tamtym drzewem. - nieg przygi iglaste gazie prawie do samej ziemi. Zostaa niewielka luka, grubo wycieana igami. Jeli si tam wczoga, moe zdoa si rozgrza. Id - przypomniaem mu. - Dasz

rad. Id. - Chyba za mocno go kopne. Nic, tylko gapi si w niebo. - Widziae, co ta kobieta zrobia Ukonikowi? Chopak krwawi jak zarzynana winia. Ale odwdziczy jej si te niele. - A stara gdzie? Znalaz j ju kto? - Nie ma si czym przejmowa, w tym niegu daleko nie ucieknie. Ka temu wsta. - Patrz, nawet nie mruga. Prawie

nie oddycha. - Co za rnica. Zaprowad go do czarownika i tyle. Dalej to ju nie nasza sprawa. Postawili mnie na nogi i powlekli na wzgrze, ale nie zwracaem uwagi na to, co si dzieje z tym ciaem. Najpierw otrzsnem si porzdnie, a potem wpezem pod drzewo. Akurat tyle miejsca, eby si ciasno zwin. Zakryem nos ogonem. Strzepnem kilka razy uszami, eby si z nich pozby resztek wody. Teraz pij. Ju wszystko dobrze.

pij. - Zamknem dla niego oczy. Cigle jeszcze si trzs, ale zaczo go ju ogarnia niemiae ciepo. Wycofaem si delikatnie. Podniosem gow i rozejrzaem si wasnymi oczyma. Szedem ciek wiodc na wzgrze, prowadzony pomidzy dwoma dorodnymi onierzami z Ksistwa Trzody. Nie musiaem si oglda, by wiedzie, e pozostali szli za nami. Przed sob ujrzaem wozy Szelmy ustawione pod drzewami. Jego ludzie siedzieli na ziemi, rce mieli powizane za plecami. Pielgrzymi, cigle jeszcze ociekajcy wod, stoczyli si wok

ognia. Ich take pilnowao kilku stranikw. Nie dostrzegem Wilgi ani Pustki. Jedna z kobiet tulia do siebie synka i gono szlochaa. Chopczyk si nie porusza. Jaki mczyzna spojrza na mnie, po czym splun. - Wszystko przez tego Bastarda skaonego Rozumieniem. Przeklty przez Ed! Zbezczeci nasz pielgrzymk! Poprowadzili mnie do luksusowego namiotu rozbitego pod oson wielkich drzew. Zostaem wepchnity do rodka i rzucony na kolana na owcz skr

przykrywajc drewnian podog. Jeden ze stranikw trzyma mnie mocno za wosy. - Oto on, panie - oznajmi sierant. - Wilk dopad kapitana Znaka, ale jego mamy. Pkaty piecyk wglowy dawa przyjemne ciepo. Niespodziewane gorco mnie otumanio. Od wielu dni nie byem w pomieszczeniu tak dobrze ogrzanym jak wntrze tego namiotu, a jednak Mocarny najwyraniej marz. Siedzia tu przy piecyku, nogi wycign w jego stron. Na gowie mia kaptur, by grubo ubrany, a na dodatek jeszcze

przykryty futrami. Zawsze by potnie zbudowany, teraz zrobi si tusty. Ciemne wosy mia ufryzowane na mod ksicia Wadczego. W oczach byszczaa mu irytacja. - Jak to si stao, e jeste ywy? - zapyta mnie. Nie istniaa waciwa odpowied na to pytanie, tote tylko patrzyem na niego nie widzcym wzrokiem, pilnujc murw obronnych swego umysu. Nagle twarz zapona mu czerwieni, policzki jakby napuchy od wciekoci.

- Raportuj - odezwa si zwile do sieranta. Zanim onierz zacz mwi, dorzuci gniewnie: - Wilka pucilicie wolno? - Nie, panie, w adnym razie. Skoczy na kapitana. Razem z kapitanem Znakiem wpad do rzeki, prd ich porwa. Woda jest zimna, nurt bystry, aden z nich na pewno nie przey. Ale i tak wysaem kilku ludzi w d rzeki, eby szukali ciaa kapitana. - Chc mie te cierwo wilka, jeli woda je wyrzuci. Upewnij si, eby twoi ludzie o tym pamitali.

- Tak, panie. - Macie przemytnika? Tego Szelm? Czy moe on take uciek? - Nie sposb byo nie dostrzec zjadliwej ironii. - Nie uciek, panie. Mamy przemytnika i jego ludzi. Mamy te tych, ktrzy z nim podrowali, chocia bronili si zaciekle. Niektrzy uciekli do lasu, ale ju ich schwytalimy. Twierdz, e s pielgrzymami zdajcymi do wityni Edy w Krlestwie Grskim. - To nie ma najmniejszego znaczenia. Co za rnica, z jakiego

powodu zamali krlewskie prawo? Odzyskae zoto, ktre kapitan zapaci przemytnikowi? Sierant wyglda na niebotycznie zdumionego. - Zoto? Nie, panie. Przemytnik nie mia przy sobie zota. Moe popyno rzek razem z kapitanem Znakiem. Pewnie go nie da... - Nie jestem gupcem. Wiem o wiele wicej, ni ci si wydaje. Znajd to zoto i przynie. Cae. Zapalicie wszystkich przemytnikw?

Sierant zaczerpn gboko powietrza i zdecydowa si powiedzie prawd. - Kilku zostao na tamtym brzegu z par kucy. Kiedy pojmalimy Szelm, zdyli odjecha, zanim... - Mniejsza z nimi. Gdzie jest konfrater Bastarda? Sierant gapi si na Mocarnego oniemiay, jestem przekonany, e nie zrozumia sowa. - Zapalicie minstrela? T Wilg? - zapyta Mocarny.

Sierant zdawa si nieswj. - Mielimy z ni troch kopotw, panie. Kiedy poszlimy po Bastarda, rzucia si na stranika i zamaa mu nos. Jaki czas potrwao, zanim j... poskromilimy. - yje? - Mocarny nie kry pogardy dla niekompetencji onierzy. Sierantowi krew napyna do twarzy. - Tak, panie. Tylko... Mocarny uciszy go spojrzeniem.

- Gdyby wasz kapitan jeszcze y, najgorcej pragnby mierci. Nie masz pojcia, jak raportowa ani jak opanowa sytuacj. Powinnicie byli natychmiast przysa do mnie czowieka z wieciami. Pieniarka nie powinna w ogle widzie, co si wydarzyo, powinna zosta natychmiast skrpowana i odosobniona. I tylko ostatni gupiec mg prbowa pojma czowieka na barce, na rodku rwcej rzeki, skoro wystarczyo zaczeka, a dopynie do brzegu. Miaby tu pod rozkazami tuzin mieczy. A jeli chodzi o apwk dla przemytnika, ma zosta mi zwrcona, w

przeciwnym wypadku nie bdziecie dostawa odu, a wyrwnam rachunek. Co to, macie mnie za durnia? Rozejrza si po wszystkich obecnych w namiocie. Caa akcja zostaa wykonana nieudolnie. Nic was nie usprawiedliwia. - Zacisn wargi. Wynocie si - sykn w kocu. Wszyscy. - Tak jest, panie. A pojmany? - Zostawcie go tu. Chc z nim porozmawia w cztery oczy. Na zewntrz niech stanie dwch stranikw z obnaonymi mieczami.

Sierant skoni si i popieszy wykona rozkazy. Za nim podyli jego ludzie. Podniosem wzrok na Mocarnego. Rce miaem zwizane za plecami, ale nikt ju nie zmusza mnie do klczenia, wic wstaem i popatrzyem na niego z gry. Powtrz tobie to, co powiedziaem sierantowi - odezwa si spokojnym, cichym gosem, przez co jego sowa zdaway si groniejsze. - Nie jestem durniem. Nie mam wtpliwoci, e zdoae ju obmyli plan ucieczki. Prawdopodobnie obejmuje on moj

mier. Ja take mam plan, plan, ktry obejmuje moje przetrwanie. Zamierzam ci go zdradzi. To prosty plan, Bastardzie. Jeeli zaczniesz sprawia kopoty, bd musia kaza ci zabi. Krl Wadczy yczy sobie dosta ci ywego, lecz nie myl, e to mnie powstrzyma przed zabiciem ciebie, jeli nie bd mia innego wyjcia. Nie radz ci korzysta z Mocy, dobrze chroni swj umys. Jeli choby nabior podejrze, e prbujesz zawadn moimi mylami, bdziesz musia przeciwstawi swoj Moc mieczom onierzy. W kwestii Rozumienia... c, wydaje si, e ten problem

zosta ju rozwizany. Gdyby jednak twj wilk si objawi, to przecie take nie jest odporny na ciosy miecza. Milczaem. - Rozumiesz mnie? Skinem gow. - Bardzo dobrze. Suchaj dalej. Jeli mnie nie rozgniewasz, moesz si spodziewa naleytego traktowania. Podobnie inni. Ale w przeciwnym razie oni take ponios konsekwencje. Nadal si rozumiemy?

Przyszpili mnie dajc odpowiedzi.

wzrokiem, samo

Odezwaem si tak spokojnym tonem jak on.

- Naprawd uwaasz, e obchodzi mnie, czy przelejesz krew czowieka, ktry ci mnie sprzeda? Umiechn si. Zmrozi mnie ten umiech, gdy niegdy nalea do wesoego czeladnika cieli. Teraz zupenie inny Mocarny mieszka w jego skrze. - Jeste przebiegy, Bastardzie; bye taki, od kiedy ci znam. Masz

jednak t sam sabo, ktra kalaa twego ojca. Wierzysz, e ycie kadego z tych maluczkich jest warte tyle co twoje. Jeli bdziesz mi utrudnia wykonanie zadania, zapac wszyscy, do ostatniej kropli krwi. Rozumiesz mnie? Nawet Szelma. Mia racj. Nie chciaem sobie nawet wyobraa, e pielgrzymi mieliby ponosi konsekwencje moich czynw. - A jeli bd posuszny? zapytaem cicho. - Co wwczas si z nimi stanie?

Pokrci gow, zdumiony moj gupot. - Trzy lata niewoli. Gdybym nie by tak litociwym czowiekiem, odjbym kademu do, jako e podejmujc prb przeprawy na drugi brzeg tej rzeki, sprzeciwili si rozkazom krla i zasuyli na miano zdrajcw. Dla przemytnikw po dziesi lat. Wiedziaem, e niewielu z nich przeyoby t kar. - A co z pieniark? Nie wiem, dlaczego odpowiedzia

na moje pytanie, ale to zrobi. - Umrze. Nie moesz przecie mie zudze. Wiedziaa, kim jeste, kiedy Stanowczy przesuchiwa j w Bkitnym. Wolaa ci pomaga, cho moga suy krlowi. Jest zdrajczyni. Beznamitne sowa obudziy we mnie iskr gniewu. Pomagajc mi, suya prawdziwemu krlowi. A kiedy krl Szczery powrci, poznasz jego gniew. Nikt ju nie obroni ciebie ani reszty faszywego krgu Mocy.

Dusz chwil Mocarny tylko na mnie patrzy. Odzyskaem panowanie nad sob. aowaem, e zachowaem si jak chopczyk, ktry straszy towarzysza zabaw starszym bratem. Gniewne sowa byy niepotrzebne. - Stra! - Mocarny nawet nie krzykn. Wystarczyo, e odrobin podnis gos, a natychmiast dwch wartownikw wpado do namiotu i przystawio mi miecze do szyi. Mocarny zachowywa si, jakby nie dostrzega obnaonych brzeszczotw.

- Przyprowadzi pieniark. A dobrze jej teraz pilnowa! Poniewa nada stali, niezdecydowani, pokrci gow i westchn. - No, idcie ju. Obaj. I przylijcie mi tu sieranta. - Kiedy wyszli, spojrza na mnie niezadowolony. - Sam widzisz, kogo dostaem pod rozkazy. Do Ksiycowego Oka zawsze przysyaj najgorszych onierzy. Mam tu tchrzw, gupcw, leniw. Partacz kade polecenie, a ja musz za nich odpowiada przed krlem. Chyba naprawd spodziewa si po mnie wspczucia.

- Ksi Wadczy i ciebie tu do nich przysa - zauwayem. Mocarny umiechn si dziwnie. - Podobnie jak krl Roztropny przysa tu twojego ojca, a potem ksicia Szczerego. Prawda. Wbiem wzrok w grub owcz skr na pododze. Woda ze mnie skapywaa. Rozgrzewany piecykiem zaczynaem dre, jakby moje ciao oddawao zgromadzony chd. Na kilka chwil signem ku lepunowi. Spa i byo mu cieplej ni mnie. Mocarny wycign rk po dzban. Nala sobie parujcego

bulionu i popija drobnymi yczkami. Dociera do mnie zapach rosou. Po jakim czasie Mocarny westchn. - Dalek drog przeszlimy, prawda? - Wydawa si niemal skruszony. Pochyliem gow. Mocarny by ostronym czowiekiem i nie wtpiem, e speni swoje groby. Widziaem, jak ksztatowaa si jego Moc, i widziaem take, jak Konsyliarz wykrzywi j i uksztatowa w narzdzie dla ksicia Wadczego. Dawny ciela musia by lojalny wobec samozwaca, gdy mistrz Mocy narzuci mu to

oddanie krlewsk magi. Mocarny nie mg oddzieli lojalnoci wobec ksicia Wadczego od swojego talentu do korzystania z Mocy. Pragn wadzy i kocha wygodne ycie - a to dawaa mu Moc. Nie mia ju muskuw, pod tunik sterczao pokane brzuszysko, a tuste policzki obwisy. Wyglda na dziesi lat starszego ode mnie. Mimo wszystko chcia zachowa swoj pozycj i zamierza jej broni przed najmniejszym zagroeniem. Broni zaciekle. Jako pierwszy zjawi si w namiocie sierant i zaraz dwch stranikw wprowadzio Wilg.

Wesza do namiotu dostojnym krokiem, cho miaa posiniaczon twarz i opuchnite usta. Z lodowatym spokojem stana wyprostowana dumnie przed Mocarnym, bez sowa powitania. Moliwe, e tylko ja zdawaem sobie spraw z kipicej w niej furii. Strachu nie byo po niej zna w ogle. Mocarny palec. wycelowa w Wilg

- Miaa wiadomo, e ten czowiek to Bastard Rycerski, Bastard skaony Rozumieniem. - To nie byo pytanie.

Nie odpowiedziaa. - Stanowczy, czonek krgu Mocy Konsyliarza, suga krla Wadczego, oferowa ci w Bkitnym zoto, prawdziwe szczere zoto za pomoc w wytropieniu tego czowieka. Zaprzeczya, jakoby wiedziaa, gdzie on si znajduje. - Czeka na odpowied. Milczaa. - A tu znajdujemy ci podrujc znowu w jego towarzystwie. - Westchn gboko. - W dodatku on mi teraz opowiada, e pomagajc jemu, suysz uzurpatorowi Szczeremu. I jeszcze grozi mi gniewem Szczerego. Zanim si odnios do jego sw, powiedz mi, czy mwi

prawd? Czy te kamie w twojej sprawie? Wszyscy troje wiedzielimy, e Mocarny daje jej szans. Miaem nadziej, e Wilga bdzie miaa na tyle rozsdku, eby z niej skorzysta. Przekna z wysikiem. Nie patrzya na mnie. - Nie potrzebuj, eby ktokolwiek przemawia w mojej sprawie, panie - odezwaa si ze spokojem. - Nie jestem te niczyj suc. Nie pomagam Bastardowi Rycerskiemu. Zamilka, a ja poczuem oszaamiajc ulg. A wtedy ona nabraa tchu i dokoczya: - Jeli

jednak ksi Szczery z rodu Przezornych yje, wwczas on jest prawowitym wadc krlestwa. Nie wtpi, e wszyscy, ktrzy twierdz inaczej, poznaj jego gniew. Skoro tylko wrci. Mocarny z alem pokrci gow. Gestem wybra jednego ze stranikw. - Ty. Zam jej palec. Obojtne ktry. - Jestem minstrelem! - krzykna Wilga przeraona. Patrzya na Mocarnego z niedowierzaniem.

Nie ona jedna. Zdarzao si, e na minstrela wydawano wyrok mierci za zdrad. Owszem, mona zabi minstrela, ale nie wolno go okaleczy. - Nie syszae mnie? - zapyta Mocarny skamieniaego stranika. - Panie, ona jest minstrelem. onierz nie mg si otrzsn z zaskoczenia. - Zranienie minstrela przynosi pecha. Mocarny odwrci gow w stron sieranta. - Pi batw dla tego onierza.

Pi. I ma by wida pi osobnych prg na jego plecach. - Tak jest, panie - odezwa si sierant sabo. Mocarny zwrci si z powrotem do onierza. - Zam jej palec. Obojtne ktry. Powtrzy rozkaz w taki sposb, jakby nigdy wczeniej nie wymawia tych sw. onierz podszed do Wilgi jak pogrony w lunatycznym nie. Mia zamiar wykona rozkaz, a Mocarny nie mia zamiaru go cofn.

- Zabij ci - obiecaem Mocarnemu z gbi serca. Umiechn promiennie. si do mnie

- onierzu, niech to bd dwa palce. Obojtne ktre. Sierant byskawicznie wycign n i stan za moimi plecami. Przyoy mi ostrze do garda, pchn mnie na kolana. Patrzyem na Wilg. Rce miaa, podobnie jak ja, zwizane za plecami. Staa bez sowa i bez ruchu, tylko blada coraz bardziej. Gdy onierz chwyci j za nadgarstki, krzykna. To by

ochrypy, gardowy dwik. Potem krzykna jeszcze raz, ale krzyk nie zaguszy dwch cichych trzaskw palcw wyamanych ze staww. - Poka - rozkaza Mocarny. onierz, jakby rozgniewany na Wilg, e musia j skrzywdzi, rzuci j na posadzk. Pada twarz w d na baranic, pod stopy Mocarnego. Nie wydaa z siebie adnego dwiku. Dwa palce lewej doni odstaway od innych. Mocarny z zadowoleniem skin gow. - Wyprowad j. Ma by dobrze pilnowana. Potem zgo si do

sieranta. Jak z tob przyjdziesz do mnie.

skoczy,

Stranik chwyci Wilg za konierz i szarpniciem postawi na nogi. Wyglda na zego i rozgniewanego. Wyprowadzi pieniark z namiotu. Mocarny skin na sieranta. - Postaw go. Staem i cho spoglda na mnie z dou, nie miaem ju najmniejszych wtpliwoci, kto jest gr. - Powiedziae wczeniej, e mnie rozumiesz - odezwa si spokojnie. -

Teraz wiem, e tak jest rzeczywicie. Droga do Ksiycowego Oka moe by dla ciebie szybka i atwa, Bastardzie Rycerski. Podobnie jak dla innych. Moe te by inaczej. A wszystko zaley od ciebie. Nie odpowiedziaem. Niepotrzebna bya odpowied. Mocarny skin na drugiego wartownika. Stranik wyprowadzi mnie do namiotu. Mieszkao w nim czterech onierzy. Da mi chleb, miso i kubek wody. Zachowywaem si zupenie spokojnie, gdy rozwiza mi rce i skrpowa je z przodu, ebym mg

zje. Potem wskaza posanie w kcie, a ja poszedem tam jak posuszny pies. Znowu zwizali mi rce z tyu, a take sptali nogi. Piecyk grza ca noc i bez przerwy pilnowao mnie przynajmniej dwch onierzy. Niewane. Odwrciem si od nich, twarz do ciany. Zamknem oczy, lecz nie spaem. Poszedem do wilka. Sier mia ju prawie such, ale nadal spa. Lodowate zimno i walka z rwc rzek wyczerpay go do cna. Dodawaem sobie otuchy. lepun y, spa. Po ktrej stronie rzeki?

Rozdzia osiemnasty Ksiycowe Oko

Ksiycowe Oko jest niewielkim, lecz ufortyfikowanym miasteczkiem lecym na granicy pomidzy Krlestwem Szeciu Ksistw a Krlestwem Grskim. Tutaj tradycyjnie zatrzymyway si karawany kupieckie podajce szlakiem Cheliha do przejcia

Szerok Dolin i dalej do ldw za Krlestwem Grskim. Wanie w Ksiycowym Oku ksi Rycerski wynegocjowa swj ostatni wielki traktat z ksiciem Ruskiem, krlewskim synem pastwa gr. W trakcie finalizowania tej umowy nadesza wiadomo, e ksi Rycerski jest ojcem syna z nieprawego oa, zrodzonego przez kobiet z gr, majcego ju sze lat. Nastpca tronu ksi Rycerski dokoczy negocjacji i natychmiast wrci do Koziej Twierdzy, gdzie swoj maonk, ojca i poddanych poprosi o wybaczenie bdu modoci, a nastpnie zrezygnowa

z praw do korony, by unikn przyszych niejasnoci w kwestii dziedziczenia.

*** Mocarny dotrzyma sowa. Za dnia szedem prowadzony przez stranikw, rce miaem skrpowane za plecami. Nocowaem w namiocie; na czas posiku uwalniano mi donie. Nikt si nade mn nie znca. Nie wiem, czy Mocarny rozkaza, eby mnie izolowa od innych, czy te rozeszo si tyle opowieci o okrutnym

Bastardzie skaonym Rozumieniem, e nikt nie mia mi si naprzykrza, w kadym razie niewygody podczas podry do Ksiycowego Oka ograniczay si do fatalnej pogody i skpo wydzielanego prowiantu. Nie miaem stycznoci z pielgrzymami, wic nie wiedziaem nic o warunkach, w jakich podrowaa Pustka, Wilga i inni. Stranicy nie rozmawiali przy mnie, wic nie miaem nawet moliwoci domyla si czegokolwiek z obozowych plotek. Nie miaem o nikogo pyta. Sama myl o Wildze i o tym, co jej zrobili, przyprawiaa mnie o bezsilny gniew. Czy ktokolwiek si nad ni

zlitowa? Czy kto jej nastawi i opatrzy palce? Nie wiedziaem nawet, czy Mocarny by na to pozwoli. Zdumiewao mnie, jak czsto martwi mnie los Pustki i dzieci pielgrzymw. Miaem lepuna. Drugiej nocy pod opiek Mocarnego, po spiesznym posiku skadajcym si z chleba i sera, zostawiono mnie w kcie namiotu, w ktrym oprcz mnie byo szeciu zbrojnych mczyzn. Rce i nogi miaem skrpowane solidnie, ale bez szczeglnego okruciestwa. Przykryto mnie kocem. Moi wartownicy wkrtce zajli si gr w

koci; wntrze namiotu rozjaniaa wieca. By to namiot z dobrej koziej skry i mia drewnian podog, wic niespecjalnie cierpiaem od zimna. Byem obolay i zmczony, a e zjadem, zaczynaem by senny. Nie chciaem jednak spa. Signem do lepuna, niemal obawiajc si, co mog znale. Od kiedy kazaem mu spa, znajdowaem w umyle tylko ledwie wyczuwalne lady jego istnienia. Teraz, gdy do niego signem, omal nie krzyknem zaskoczony, e jest tak blisko. Ukaza mi si, jakby wyszed zza zasony. Rozbawio go moje zdziwienie.

Dawno si nauczye sztuczki? - zapytaem.

tej

Jaki czas temu. Mylaem troch o tym, co nam mwi czowiek z niedwiedziem. A kiedy bylimy osobno, zrozumiaem, e mam wasne ycie. Wic znalazem wasne miejsce w swoim umyle. Wyczuwaem jego niepewno, jakby si spodziewa, e go skarc. Oczywicie tego nie zrobiem; przygarnem go, otulajc ciepymi uczuciami. Baem si, e stracisz ycie.

Teraz ja si boj o ciebie. Ja yj - stwierdzi niemal pokornie. No i przynajmniej jeden z nas jest wolny, wic moe uratowa drugiego. Dobrze, e jeste bezpieczny. Obawiam si, e na razie niewiele moesz dla mnie zrobi. A jeli ci spostrzeg, nie spoczn, pki ci nie zabij. Wobec tego mnie spostrzeg - rzuci lekko. nie

Tej nocy zabra mnie ze sob na polowanie.

Nastpnego dnia spada na nas burza. Z najwyszym trudem utrzymywaem si na nogach. Mimo zanieonej drogi oraz wyjcego wiatru, ktry bezustannie uderza w nas lodowatymi podmuchami, utrzymywalimy tempo marszowe. Skoro tylko oddalilimy si od rzeki i wspilimy wyej na wzgrza, podszycie stao si gciejsze. Syszelimy wiatr wysoko w konarach drzew, ale mniej go odczuwalimy. Jedzenia dostawaem tyle, ebym nie umar z godu i mia si i. Mocarny jecha na czele, za nim podaa gwardia konna. Dalej

szedem ja, otoczony przez stranikw. Za nimi pielgrzymi, pomidzy dwoma rzdami onierzy. Na samym kocu jechay wozy z bagaami. Na koniec kadego dnia marszu wprowadzano mnie do szybko rozstawionego namiotu, dawano mi jedzenie, a potem zapominano o mnie a do nastpnego ranka. Odzywaem si tylko dzikujc za posiek. Nocami rozmawiaem w mylach ze lepunem. owy po tej stronie rzeki byy sam przyjemnoci. Zwierzyn znajdowa nieomal bez wysiku i niewiele ju mu brakowao do

odzyskania peni si. Z atwoci dotrzymywa nam kroku, cho przecie musia znale czas na polowanie. Czwartej nocy niespodziewanie podnis eb i pochwyci wiatr w nozdrza. Co si dzieje? owcy. Podkradaj si. Zostawi miso, wsta. Znajdowa si na zboczu nad obozem Mocarnego. Widzia przynajmniej dwudziestu ludzi, skradajcych si w d, przemykajcych od drzewa do drzewa. Uzbrojeni byli w uki. Dwch przykucno pod oson

gszczu. Po kilku chwilach lepun wyczu dym. Bysn niky ogienek. Ci dwaj dawali sygna innym, ktrzy si rozbiegli bezszelestnie niczym cienie. Podzielili si - cz stana wrd drzew z napitymi lukami, pozostali zelizgnli si do obozu i do uwizanych koni. Teraz ju na wasne uszy syszaem ostrone kroki za namiotem. lepun poczu zapach palonej ywicy. W nastpnej chwili dwie ponce strzay ze wistem poszyboway przez noc. Trafiy w namiot Mocarnego. Jeszcze moment i podnis si wielki krzyk. Gdy rozespani onierze wypadli z namiotw, by

biec w stron rozstawieni na robili swoje.

poaru, ucznicy zboczu wzgrza

Mocarny, omotany kocami, wypad z poncego namiotu. - Gupcy! - wrzeszcza. - Oni przyszli po Bastarda! Strzec go za wszelk cen! Jaka strzaa utkna w zmarznitej ziemi tu obok jego stp. Mocarny krzykn i rzuci si na pask za wozem. Ledwie zdy, bo ju w deski wbiy si nastpne dwie strzay.

onierze w moim namiocie zerwali si na rwne nogi na pierwszy haas. Zignorowaem ich zupenie, poniewa wolaem obserwowa przebieg wypadkw oczyma lepuna. Wreszcie jednak do namiotu wpad sierant. - Wycign go na zewntrz, przed poncy namiot. Ma lee na ziemi. Jeli przyjd po niego, podern mu gardo! Rozkaz zosta wypeniony bardzo dosownie. Jeden z onierzy uklk mi na plecach, przyoywszy do garda obnaony n. Szeciu innych utworzyo krg dookoa nas.

W ciemnociach rozlegay si bezadne krzyki, panowa chaos. Drugi namiot stan w ogniu. Pomienie strzelay wysoko w gr i dobrze owietlay tamten koniec obozu. Gdy sprbowaem podnie gow, eby zobaczy, co si dzieje, mody onierz energicznie wcisn mi twarz w zmarznit ziemi. Zrezygnowaem z prb patrzenia wasnymi oczyma i spogldaem wilczymi. Gdyby onierze Mocarnego nie byli tak zajci pilnowaniem mnie oraz ochron czonka krgu Mocy, moe by zauwayli, e aden z nas nie by celem tego napadu. Podczas

gdy wok Mocarnego oraz poncego namiotu paday strzay, w ciemnym kocu obozu cisi przybysze oswobadzali przemytnikw, pielgrzymw i kuce. lepun pokaza mi, e ucznik, ktry podpali namiot Mocarnego, mia rysy twarzy rodziny Frantw, podobny by do Szelmy jak rodzony brat. Przemytnicy przyszli odbi swoich. Podczas gdy onierze pilnowali Mocarnego i mnie, jecy wysypali si z obozu niczym ziarno z dziurawego worka. Mocarny mia racj co do swoich podwadnych. Niejeden z nich przeczeka napad ukryty w cieniu

namiotu albo wozu. Bez wtpienia kady z nich broniby si zaciekle, gdyby zosta bezporednio zaatakowany, ale nikt si nie pali do poprowadzenia wypadu na ucznikw przyczajonych na wzgrzu. Nasuwao si podejrzenie, e kapitan Znak nie by jedynym, ktry ukada si z przemytnikami. Strzay wysyane w stron napastnikw chybiay celu, bo jasno ponce namioty nie pozwalay nic dostrzec w ciemnociach, a nikt nie ryzykowa obrony, bo na tle ognia byby wyranie widoczny. Wkrtce wszystko si skoczyo. ucznicy na wzgrzu jeszcze

wycofujc si zasypywali nas gradem strza, zajmujc uwag onierzy. Gdy deszcz pociskw urwa si nagle, Mocarny zagrzmia do sieranta, dajc odpowiedzi, czy udao si mnie zatrzyma. Sierant zerkn ostrzegawczo na swoich ludzi, a potem odkrzykn, e nadal jestem pojmany. Reszt tej nocy spdziem lec w niegu, twarz do dou, podczas gdy nie do koca ubrany Mocarny, sypic iskrami z oczu, kry wok mnie. Razem z namiotem spona wikszo jego osobistych rzeczy. Odkrycie ucieczki przemytnikw oraz pielgrzymw zdawao si mniej

wane ni fakt, e najwyraniej nikt w obozie nie uywa ubra rozmiaru pasujcego na Mocarnego. W sumie spony cztery namioty. Wraz z kucami przemytnikw uprowadzono wierzchowca Mocarnego. Cho czonek krgu Mocy rycza i grozi straszliw zemst, nie stara si zorganizowa pogoni. Zadowolio go wymierzenie mi kilku kopniakw. wit mia ju wkrtce rozjani niebo, gdy przyszo mu do gowy spyta, czy pieniarka take zostaa uwolniona. Gdy uzyska odpowied twierdzc, oznajmi, e to jeszcze jeden dowd, i to ja byem prawdziwym

celem napadu. Potroi strae wok mnie na t noc oraz na ostatnie dwa dni podry do Ksiycowego Oka. Nie zobaczylimy ju wicej napastnikw. I nic dziwnego. Zabrali wszystko, co wzi chcieli, i zniknli na wzgrzach. Szelma mia bez wtpienia kryjwki take po tej stronie rzeki. Jako nie mogem znale w sobie adnych cieplejszych uczu wobec czowieka, ktry mnie sprzeda, ale musiaem przyzna, cho z niechci, e uczyni honorowo uciekajc wraz z pielgrzymami. Moe Wilga uoy o tych wydarzeniach pie. Ksiycowe Oko byo

miasteczkiem ukrytym w dolinie pomidzy grskimi pasmami. Otaczao je kilka gospodarstw. Brukowane ulice zaczynay si raptownie tu przed drewnian palisad. Stra na wiey zatrzymaa nas przed bram. Dopiero po wejciu za mury zorientowaem si, jak bogate jest to miasto. Pamitaem z lekcji Krzewiciela, e Ksiycowe Oko, zanim stao si miejscem postoju karawan kupieckich zdajcych na drug stron gr, byo wysunit placwk wojskow Krlestwa Szeciu Ksistw. W latach po zawarciu przez mojego ojca

traktatu, gwarantujcego wolne przejcia przez gry, handlarze bursztynem, futrami oraz rzebion koci soniow regularnie podrowali przez Ksiycowe Oko i wzbogacali miasto. W ostatnich czasach wrogie posunicia ksicia Wadczego wszystko odmieniy. Ksiycowe Oko na nowo przeksztacio si w placwk wojskow, jak byo za czasw mego dziada. onierze widoczni na ulicach nosili brzowozote mundury zamiast bkitnych uniformw Krlestwa Szeciu Ksistw. Nasz przemarsz przez ulice przyciga uwag mieszkacw, ale

ludzie skrywali ciekawo. Najwyraniej zbytnie zainteresowanie sprawami krla przynosio nieszczcie. Mimo zmczenia przygldaem si miastu z zainteresowaniem. To tutaj dziadek przyprowadzi mnie do stryja Szczerego, tutaj stryj Szczery odda pod opiek Brusowi. Zawsze si zastanawiaem, czy lud, z ktrego pochodzia matka, zamieszkiwa w pobliu Ksiycowego Oka, czy te podrowalimy daleko, eby znale mojego ojca. Na prno jednak rozgldaem si za jakim obrazem, ktry by obudzi

wspomnienia utraconego dziecistwa. Ksiycowe Oko zdawao mi si jednoczenie obce i znajome, jak kade mae miasteczko, do ktrego zdarzyo mi si trafi. Roio si tu od onierzy. Namioty i prowizoryczne zadaszenia wyrosy prawie pod kad cian. Wygldao to, jakby w ostatnim czasie raptownie przybyo miastu mieszkacw. Znalelimy si na dziedzicu, ktry zwierzta zaprzone do wozw z bagaami rozpoznay jako swj dom. Stra odprowadzia mnie do kwadratowego drewnianego

budynku, do ponurego i pozbawionego okien. We wntrzu, w obszernej izbie, jaki starzec siedzia na niskim taborecie przy wielkim kominku, gdzie wesoo pon ogie. Mniej przyjemne wraenie robio troje drzwi z maymi zakratowanymi okienkami. Wprowadzono mnie do pomieszczenia za jednymi z nich, przecito mi wizy, a potem zostaem sam. Znajdowaem si w najwygodniejszym ze znanych mi wizie. Zapaem si na tej myli i umiechnem niewesoo. Pod cian staa prycza z siennikiem.

Miaem do dyspozycji nocnik. Przez zakratowane okienko wpadao troch wiata i nieco ciepa. adnego zbyt wiele, lecz i tak byo tu znacznie cieplej ni na zewntrz. To pomieszczenie nie miao surowoci prawdziwych kazamatw. Domyliem si, e byo przeznaczone dla pijanych lub niesubordynowanych onierzy. Dziwnie si czuem, zdejmujc paszcz i rkawice. Usiadem na brzegu pryczy i czekaem. Jedynym wydarzeniem godnym uwagi tego wieczoru by posiek: dostaem miso, chleb, a nawet kubek piwa. Stary stranik, eby

poda mi jedzenie, otworzy drzwi. Wrciwszy po kubek, przynis dwa koce. Kiedy mu podzikowaem, wyda si poruszony. - Masz nie tylko oczy swego ojca, ale i jego gos - oznajmi ku memu zdziwieniu. I zaraz, do popiesznie, zatrzasn drzwi. Nikt wicej si ju do mnie nie odezwa. Syszaem przeklestwa i kpiny przy grze w koci. Po gosach domyliem si, e w izbie, oprcz starego klucznika, jest jeszcze trzech modszych onierzy. Pnym wieczorem porzucili koci

dla cichej rozmowy. Niewiele syszaem, bo ich sowa zaguszao wycie wichru. Podniosem si bezszelestnie z pryczy i podszedem do drzwi. Kiedy wyjrzaem przez zakratowane okienko, ujrzaem trzech stranikw. Starzec spa na ku w kcie, ale tych trzech, w brzowo-zotych mundurach ksicia Wadczego, powanie traktowao swoje obowizki. Jeden zapewne nie skoczy czternastu lat, jeszcze si nie goli. Pozostali dwaj to byli prawdziwi onierze. Pierwszy mia twarz gciej poznaczon bliznami ni ja - typowy awanturnik. Drugi nosi starannie przystrzyon brod.

Najwyraniej on dowodzi. aden nie by senny. Awanturnik drani si z modym chopakiem. Ten mia naburmuszon twarz. Przynajmniej tych dwch nie przepadao za sob. Awanturnik zacz si uskara na Ksiycowe Oko. Trunki smakoway tu podle, za mao byo kobiet, a te, ktre ju tu trafiay, przypominay zimne gazy. Nie mg si doczeka, kiedy krl spuci wojska ze smyczy i pozwoli podrzyna garda. Nie mia wtpliwoci, e przebicie si do Stromego i zajcie tego drzewnego fortu zajoby najwyej kilka dni. Jaki sens miao czekanie? I tak w kko. Pozostali kiwali gowami,

jakby suchali dobrze znanej litanii. Cichutko jak myszka wrciem na prycz. Sympatyczna klatka. Przynajmniej najgorzej. podjadem nie

Nie tak dobrze jak ja. Przydaoby ci si troch ciepego krwistego misa. Uciekamy niedugo? Natychmiast, gdy tylko wymyl jak. Jaki czas spdziem na dokadnych ogldzinach celi. ciany

i podoga z grubo ciosanych klocw, starych i twardych jak elazo. Podobnie sufit, ktrego ledwie sigaem czubkami palcw. I jeszcze drewniane drzwi z zakratowanym okienkiem. - Mgbym dosta zawoaem z cicha. wody? -

Najmodszy drgn przestraszony, awanturnik zamia si z niego. Trzeci popatrzy na mnie, potem bez sowa nabra wody z beczki w kcie. Poda mi misk przez kraty, pozwoli si napi, a nastpnie zabra naczynie i odszed.

- Jak dugo bd mnie trzyma? - zawoaem za nim.

tu

- Do mierci - odpar awanturnik z przekonaniem. - Mamy z nim nie rozmawia przypomnia mu chopiec. - Cisza! - warkn sierant. Rozkaz dotyczy take mnie. Staem przy drzwiach, trzymaem si elaznych prtw i patrzyem na onierzy. Chopak zacz si denerwowa, ale awanturnik patrzy na mnie z chciw uwag krcego rekina. atwo mogem go

sprowokowa. Zastanowiem si, co by mi to dao. Dosy ju miaem zbierania razw, cho wydawao si, e tylko to ostatnio dobrze mi wychodzi. Zdecydowaem odrobin nacisn, sprawdzi, co si wtedy stanie. - Dlaczego nie wolno wam ze mn rozmawia? spytaem zaciekawiony. Wymienili spojrzenia. - Odejd od drzwi i zamknij gb - rozkaza mi sierant. Tylko zadaem pytanie -

zaprotestowaem bez wikszego przekonania. - Co moe by zego w rozmowie? Sierant wsta, a ja w tej samej chwili cofnem si posusznie. - Jestem zamknity w celi, a was jest trzech. Nudz si, i tyle. Moe przynajmniej mi powiedzcie, czy wiecie, co si ze mn stanie? - Zrobi z tob to, co powinni byli zrobi, kiedy zabili ci za pierwszym razem - odpowiedzia awanturnik. Zostaniesz powieszony nad wod, powiartowany i spalony.

Sierant odwrci si do niego. - Przesta gada. Celowo si z tob drani, gupcze. aden z was wicej si do niego nie odezwie, nawet sowem. Wanie w ten sposb ludzie skaeni Rozumieniem podporzdkowuj sobie innych. Wcigajc ich w rozmow. Wanie tak Bastard zabi Pioruna i jego oddzia. - Sierant cisn we mnie wciekym spojrzeniem, po czym takim samym wzrokiem obrzuci swoich ludzi. Jeszcze tylko awanturnik umiechn si do mnie szyderczo. - Nie wiem, co wam o mnie

nagadali, ale to nieprawda rzekem. Nikt nie odpowiedzia. Suchajcie, jestem taki sam jak wy. Gdybym mia jak wielk magiczn sile, to dabym si tak zamkn? Oczywicie, e nie. Jestem tylko kozem ofiarnym, to wszystko. Wszyscy wiecie, jak to bywa. Jeli co pjdzie le, trzeba znale winnego. I pado akurat na mnie. Znaem Pioruna, kiedy stacjonowa w Koziej Twierdzy. Popatrzcie na mnie. Czyja pasuj do tych bajd, ktrych wam naopowiadano? Czy ja wygldam na takiego, ktry by pokona Pioruna? - i tak dalej, do koca ich warty. Raczej nie miaem

szansy ich przekona o swojej niewinnoci, ale mogem im udowodni, e moje gadanie ani ich odpowiedzi nie gro niczym strasznym. Opowiadaem o przeladujcym mnie pechu, historyjki z wasnego minionego ycia, pewny, e zostan rozniesione po caym obozie. Nie wiedziaem tylko, co by mi to miao da. Mimo wszystko staem przy drzwiach, ciskaem prty i bardzo drobnymi ruchami prbowaem je obluzowa. W przd i w ty. Cigle na nowo pchaem i cignem. aden nawet nie drgn. Nastpny dzie by dla mnie

mczarni. Z kad mijajc godzin mier podchodzia coraz bliej. Mocarny si nie zjawi. Czeka na kogo, kto przejmie mnie z jego rk. Obawiaem si, e to bdzie Stanowczy. Nie przypuszczaem, by ksi Wadczy powierzy mnie na czas podry komukolwiek innemu. Nie chciaem si spotka ze Stanowczym. Przypuszczaem, e nie starczy mi siy na obron. Przez cay dzie pracowaem nad prtami i obserwowaem stranikw. Pod wieczr byem gotw podj ryzyko. Zjadszy posiek skadajcy si z sera i

owsianki, uoyem si na pryczy i przygotowaem do uywania Mocy. Ostronie opuciem mury strzegce mego umysu, obawiajc si, e tu za nimi moe si czai Mocarny. Signem - i nic. Skupiem si, sprbowaem jeszcze raz - z tym samym skutkiem. Otworzyem oczy, wbiem wzrok w ciemnoci. To niesprawiedliwe. Tak bardzo niesprawiedliwe, e a chciao mi si wy. Sny narzucane Moc nawiedzay mnie niezalenie od mojej woli, a kiedy szukaem wejcia do czarnej rzeki krlewskiej magii - nie potrafiem w ogle jej odnale. Sprbowaem jeszcze

dwa razy, nim pulsujcy bl gowy kaza mi si podda. Moc nie zamierzaa mi uatwi ucieczki. Co oznacza, e pozostaje nam Rozumienie - zauway lepun. By bardzo blisko. Nie wiem, jak miaoby pomc - przyznaem. mi

Ani ja. Ale wykopaem dziur pod ogrodzeniem, na wypadek gdyby zdoa si wydosta z klatki. Nie byo to atwe, bo ziemia jest zamarznita, a pale wkopane gboko. Jeli jednak zdoasz wyj z klatki, wyprowadz ci z miasta.

Mdre posunicie - pochwaliem go. Przynajmniej jeden z nas co robi. Wiesz, gdzie bd dzisiaj spa? tumiona wesoo w tej myli. Gdzie? - spytaem posusznie. Pod twoimi nogami. Miejsca tu w sam raz. lepunie, zuchwalstwo. zobaczy! to Kto szalone mg ci

By tu przede mn z tuzin psw. Nikt nie zwrci uwagi, e wchodz

albo wychodz. Przez cay wieczr rozgldaem si po tej ludzkiej krlikarni. Wszystkie domy maj miejsce pod spodem. Bardzo atwo si przemyka od jednego do drugiego. Bd ostrony - przestrzegem go. Nie mogem jednak zaprzeczy, e dobrze byo wiedzie, i jest tak blisko. Noc mina mi niespokojnie. Wszyscy trzej stranicy bardzo dbali, eby zawsze oddzielay mnie od nich drzwi. Rankiem sprbowaem pozyska sobie klucznika, kiedy podawa mi kubek

herbaty i dwa suchary. Znae mojego ojca zagadnem, gdy przekada jedzenie midzy prtami. - Ja nigdy go nie spotkaem. - Tym lepiej dla ciebie - odpar z przekonaniem. - Trudno byo polubi ksicia Rycerskiego. Sztywny jakby kij pokn. Nam kad do gowy prawa i rozkazy, a sam podzi bastardy. Tak... znaem twojego ojca. Znaem go lepiej, nibym chcia. - Odwrci si od krat, odbierajc mi nadziej, e zdoam z niego uczyni sprzymierzeca. Usiadem na

pryczy, trzymajc w doniach suchary i zapatrzyem si tpo w cian. Tak min jeszcze jeden beznadziejny dzie. Innymi sowy, Stanowczy by o jeden dzie bliej. Jeden dzie mniej dzieli mnie od Kupieckiego Brodu. I jeden dzie mniej zosta mi do mierci. Ciemn i zimn noc obudzi mnie lepun. Dym. Duo. Usiadem na pryczy. Podszedem do okienka w drzwiach i wyjrzaem. Stary spa w swoim kcie. Chopak i awanturnik grali w koci, sierant

obcina sobie noem Panowa spokj. Skd ten dym? Mam pj zobaczy? Tak, prosz. ostrony. Czy ja ostrony? kiedy

paznokcie.

Tylko nie

bd jestem

Przez jaki czas staem obok drzwi mojej celi i obserwowaem stranikw. Wreszcie lepun sign ku mnie znowu.

To duy dom, pachnie ziarnem. Pali si w dwch miejscach. Nikt nie woa na alarm? Nikt. Ulice s puste i ciemne. Wszyscy pi. Zamknem oczy, popatrzyem przez lepuna. Pali si spichlerz. W dwch miejscach kto podoy ogie. W jednym tylko si dymio, ale w drugim pomienie ju akomie oblizyway such drewnian cian. Wracaj. Moe nam wykorzysta sytuacj. si uda

Id. Ruszy ulic, chykiem, od domu do domu. Za nami ciany spichlerza zaczy ju trzaska w coraz silniejszym ogniu. Wilk przystan, wcign w nos powietrze i zmieni kierunek. Wkrtce mia przed oczyma jeszcze jeden poar. Ten arocznie pochania przykryty stg somy na tyach jakiej stodoy. Dym pezn leniwie w nocne niebo. Nagle z potnym sykiem wystrzeli czerwony pomie i cay stg zaj si ywym ogniem. Iskry strzelay wysoko w czarn noc. Kilka spado na dachy ssiednich domw.

Kto podoy Zawracaj!

ogie

celowo.

lepun wrci lotem byskawicy. W drodze dostrzeg jeszcze jeden ogie, licy kb natuszczonych szmat, podoony pod rg jednego z wojskowych barakw. Wiatr rozdmuchiwa pomienie; szybko zaczy si wspina po supie wspierajcym budynek, zwiny si pod deskami podogi. Zimowe mrozy wysuszyy drewno rwnie dokadnie, jak to czyni letnie upay. Wszelkie przerwy midzy budynkami zapeniay namioty i inne prowizoryczne

schronienia. Jeli jeszcze jaki czas nikt nie zauway pomieni, Ksiycowe Oko do rana zmieni si w popielisko. I ja razem z nim, jeli pozostan zamknity w celi. Ilu ci strzee? Czterech. drzwi. Oraz zaryglowane

Jeden z nich ma klucz. Czekaj. Moe szans si zmieni. Mog te otworzy drzwi, eby mnie wyprowadzi. Gdzie w miecie podnis si

alarmujcy krzyk. Dostrzeono pierwszy ogie. Staem w celi, lecz suchaem uszami lepuna. Stopniowo krzyki przybieray na sile, wreszcie nawet moi stranicy podnieli si, pytajc jeden drugiego: - Co to? - Co si dzieje? Awanturnik otworzy drzwi wejciowe. Do izby wdaro si zimno wraz z zapachem dymu. - Wyglda na spory poar na drugim kocu miasta - oznajmi. W

nastpnej chwili pozostali dwaj take wychylali si przez drzwi. Rozmawiali podnieceni, podniesionymi gosami. Obudzi si stary i take podszed do wyjcia. Kto przebieg ulic. - Pali si! - krzycza. - Spichlerze pon! Dawa wiadra! Chopiec zerkn na oficera. - Mam sprawdzi, co si dzieje? Przez jeden moment sierant przeywa rozterk, lecz pokusa okazaa si zbyt wielka do

przezwycienia. - Nie. Ty zostajesz, ja sprawdz. Miejcie si na bacznoci. Zapa paszcz i znikn w mroku. Chopak, zawiedziony, odprowadza go wzrokiem. Dugo sta w drzwiach. - Patrzcie! - krzykn nagle. Drugi poar! Tam! Awanturnik paszcz. zakl, chwyci

- Id rzuci okiem.

- Mielimy pilnowa Bastarda! - Pilnuj! Zaraz wrc, chc tylko sprawdzi, co si dzieje. - Ostatnie sowa rzuci ju przez rami. Chopak i staruch wymienili spojrzenia. Klucznik wrci na prycz, ale chopaka cigle nioso do drzwi. Widziaem z celi fragment ulicy. Dojrzaem biegncych mczyzn, zaraz kto przejecha wozem zaprzonym w dwa konie wszyscy cignli do poaru. - Jest bardzo le? - zapytaem. - Niewiele std wida. Tylko ogie za stajniami. Strasznie duo

iskier. - Chopak by wyranie rozczarowany, e jest tak daleko od dramatycznych wydarze. Nagle przypomnia sobie, z kim rozmawia. Z rozmachem zatrzasn drzwi. - Nie odzywaj si do mnie! Usiad na plecami. krzele, odwrcony

- Daleko std do spichlerzy? zapytaem. Nawet na mnie nie spojrza. Siedzia ze wzrokiem wbitym w cian. Pytam dlatego podjem

swobodnym tonem - e chciabym wiedzie, co zrobicie, jeli ogie zdoa tu dotrze. Nie chciabym si spali ywcem. Macie klucze? Chopak spojrza na starego. Ten odruchowo przesun do w stron woreczka przywieszonego u pasa, jakby chcia sprawdzi, czy na pewno tam jest. aden si nie odezwa. Staem przy okienku i patrzyem na klucznika. Po jakim czasie chopak podszed do drzwi i znowu je otworzy. Widziaem, jak zaciska szczki. Stary wyjrza mu nad ramieniem.

- Szerzy si? Ogie zim to straszna rzecz. Wszystko suche jak pieprz. Chopak nie odpowiedzia, lecz zerkn na mnie. Rka starego powdrowaa do woreczka. - Zwicie mi rce i wyprowadcie mnie std - prosiem. - aden z nas przecie nie chce tu spotka si z ogniem. Chopiec znowu na mnie zerkn. - Nie jestem taki gupi - oznajmi. - Nie zamierzam umiera za to, e pozwoliem ci uciec.

- Dla mnie moesz spon ywcem, Bastardzie - dorzuci stary i dalej wyglda za drzwi. Nawet ja usyszaem gony szum pomieni. Wiatr nis teraz gst wo dymu. Chopak by coraz bardziej przestraszony. Widziaem biegncych ludzi, krzyczeli co o bijatyce na rynku. Potem ju tum wali ulic; syszaem brzk mieczy i chrzst lekkiej zbroi. Do wntrza izby wpaday drobiny popiou, a ogie huczeniem zagusza nawet wiatr. Na ulicy zrobio si szaro od dymu. Nagle chopiec i stary wpadli do

izby. Za nimi ukaza si lepun. Wyszczerzywszy wszystkie zby, stan w progu, odcinajc drog ucieczki. Warkot wydobywajcy si z jego gardzieli by goniejszy ni huk ognia. - Otwrzcie drzwi celi, a nic wam nie zrobi! - zawoaem. Niespodziewanie chopak doby miecza. By dobrym szermierzem. Nie czeka, a wilk na niego skoczy, sam natar z opuszczon broni, chcia go wyprze za drzwi. lepun bez trudu wywin si przed ostrzem, lecz aby tego dokona, musia umkn z chaty. Chopak

wykorzysta okazj, pomkn za wilkiem w ciemno. W tej samej chwili stary zatrzasn drzwi. - Zamierzasz tu zosta i razem ze mn spon ywcem? - spytaem tonem towarzyskiej pogawdki. Nie zastanawia si dugo. - Pal si sam! - rzuci. Szarpn drzwi i ju go nie byo. lepunie! Ten stary ma klucz! Dopadn go. Zostaem w wizieniu sam.

Przypuszczaem, e chopak wrci, ale si pomyliem. Uchwyciem prty i z caej siy zatrzsem drzwiami. Ledwie drgny, lecz jeden prt obluzowa si odrobin. Zaczem go szarpa, opieraem si stopami o drzwi, eby zawisn na nim caym ciarem. Wieczno mina, nim udao mi si wyrwa jeden koniec. Wygiem prt do dou, a potem szarpaem w przd i w ty, a zosta mi w rku. Niestety, gdyby nawet udao mi si wyrwa wszystkie, i tak bym si nie przecisn przez okienko. Prt by za gruby, eby go wykorzysta jako om. Dym wok mnie zgstnia.

Ogie podszed blisko. Prbowaem wyway drzwi ramieniem nadaremnie. Wystawiem rk przez okienko, wymacaem cik metalow sztab. Przesunem po niej palcami, a znalazem kdk. Sigaem do niej tylko czubkami palcw. Nie miaem pewnoci, ale chyba zaczynao si robi cieplej. Wanie waliem na olep elaznym prtem w kdk i w skobel, kiedy otworzyy si zewntrzne drzwi. Do izby wkroczy czowiek odziany w brz i zoto gwardii ksicia Wadczego. - Przybywam po Bastarda!

W tej samej chwili gwardzista dostrzeg, e nie ma tu nikogo oprcz mnie. Odsun kaptur i zobaczyem Wilg. Nie wierzyem wasnym oczom. - Udao si nadspodziewanie atwo - stwierdzia. Twarz miaa posiniaczon i opuchnit, ale bia z niej duma. - Nie do koca si udao rzekem. - Cela jest zamknita. Przerazia si.

- Ten budynek ju zaj si ogniem. Chwycia wyrwany przeze mnie prt rk woln od banday. Uniosa do, by rozbi skobel, i wtedy wpad lepun. Rzuci na podog skrwawiony woreczek starego. Spojrzaem przeraony. - Zabie go? Wziem od niego, co ci potrzebne. Spiesz si. Ta klatka ponie. na wilka, nagle

Zmartwiaem. Przeze mnie lepun zatraci sw dzik czysto. Wilga patrzya to na niego, to na mnie, to na woreczek lecy na pododze. Baa si zrobi choby krok. Ty za to stracie cz czowieczestwa. Nie ma teraz czasu na rozmylania, bracie. Ty nie zabiby wilka, eby mi uratowa ycie? Nie musiaem odpowiada. - W woreczku jest odezwaem si do Wilgi. klucz -

Jeszcze przez moment tylko staa

i patrzya z obaw na wilka. Potem si schylia, wydobya ze skrzanej sakiewki ciki klucz. Woya go w zamek, a ja modliem si do wszystkich bogw, przestraszony, e mogem uszkodzi mechanizm. Wilga obrcia klucz, wyrwaa kdk, podniosa rygiel. - We koce - poradzia mi. - Na zewntrz siarczysty mrz. Czuem gorco promieniujce od tylnej ciany celi. Zapaem koce, paszcz i rkawice. Midzy deskami sczy si dym. Rzucilimy si do ucieczki.

Nikt nie zwraca na nas uwagi. Nikt ju nie walczy z ogniem. Pooga zalaa miasto. Ludzie, ktrych mijalimy, zajci byli ratowaniem dobytku i ycia. Jaki czowiek za nami pcha na taczkach naprdce spakowane rzeczy ciekawe, czy naleay do niego. Ledwie rzuci nam ostrzegawcze spojrzenie. Ujrzelimy stajnie w ogniu. Chopcy stajenni zwijali si jak w ukropie, wyprowadzali konie z boksw, ale cigle dobiegay przeraone kwiki zwierzt uwizionych we wntrzu; mroziy bardziej ni lodowaty wiatr. Dom po drugiej stronie ulicy run ze

strasznym trzaskiem, rzucajc w nas huragan parzcych iskier. Ksiycowe Oko gino w ogniu. Pomienie przeskakiway z domu na dom, wiatr nis iskry poza mury miasta, a do lasu. Nie miaem pewnoci, czy nawet gboki nieg powstrzyma ywio. - Prdzej! rozzoszczona. krzykna Wilga

Dopiero wtedy zdaem sobie spraw, e stoj bez ruchu i gapi si na ponce miasto. Ruszyem za ni bez sowa. Krtymi uliczkami bieglimy co si. Wilga chyba znaa drog.

Dotarlimy do jakiego skrzyowania. Musiaa si tu rozegra walka, bo na ziemi leay cztery trupy, wszystkie w barwach Ksistwa Trzody. Zatrzymaem si, pochyliem nad jedn z kobiet. Wziem jej n i sakiewk. Zblialimy si do rogatek. Nagle tu obok zadudniy koa wozu. Dwa cignce go konie byy zupenie do siebie nie dopasowane, a w dodatku spienione z wysiku. - Wsiada! - krzykn kto. Wilga bez wahania wskoczya na wzek.

- Pustka? niebotycznie.

zdumiaem

si

- Szybciej! - krzykna staruszka. Wskoczyem, wilk jednym susem znalaz si obok mnie. Pustka nie czekaa, a si usadowimy. Ruszylimy z kopyta, wzek z gwatownym szarpniciem wyrwa do przodu. Ujrzelimy bramy miasta. Otwarte na ocie i bez stray, bujay si na zawiasach, popychane gorcym wiatrem. Pustka nawet nie zwolnia. Ktem oka dostrzegem rozcignite na ziemi ciao.

Minlimy mury miejskie i nie ogldajc si za siebie, pognalimy ciemn drog, doganiajc innych uciekinierw, ktrzy uratowali z poogi wozy i taczki. Zdali najwyraniej do przysikw otaczajcych miasto, w poszukiwaniu schronienia na noc. Pustka bez ustanku poganiaa konie. Noc wok nas zgstniaa i pociemniaa, ludzi spotykalimy coraz rzadziej. Zauwayem, e Wilga oglda si za siebie. - A miao to by tylko odwrcenie uwagi - rzeka zalkniona.

I ja spojrzaem do tyu. Wielka pomaraczowa una malowaa to dla czarnych murw obronnych Ksiycowego Oka. Iskry wzlatyway w niebo niczym roje pszcz. Ryk pomieni przypomina wycie sztormu. Na naszych oczach zawali si kolejny dom, jeszcze jeden snop iskier wzbi si do gry. - Odwrcenie uwagi? - nie dowierzaem. - Wycie to zrobiy? eby mnie uwolni? Wilga obrzucia mnie zdumienia spojrzeniem. penym

- Przykro mi, ale musz ci rozczarowa. Pustka i ja przyjechaymy po ciebie, ale nie my wznieciymy poar. To robota rodziny Frantw. Zemsta na wiaroomnych sojusznikach. Przyszli tutaj, eby ich znale i zabi. Potem odeszli. - Pokrcia gow. Zbyt skomplikowane, eby teraz wyjania, nawet gdybym sama rozumiaa. Najwyraniej gwardia krlewska w Ksiycowym Oku bya dobrze opacana od dawna, eby nie widzie i nie sysze przemytnikw z rodziny Szelmy. A przemytnicy dbali, eby onierze zsyani na ten posterunek mieli

troch radoci z ycia. Domylam si, e kapitan Znak zgarnia wikszo korzyci dla siebie. Nie by osamotniony, ale te niechtnie si dzieli. - Westchna. - Potem przyby Mocarny. Nic nie wiedzia o miejscowych ustaleniach. Wraz z nim pojawia si spora grupa nowych onierzy, ktrzy prbowali tu zaprowadzi wojskow dyscyplin. Szelma sprzeda ci kapitanowi Znakowi, ale w tym samym czasie kto ujrza szans sprzedania kapitana Znaka i jego tajemnicy Mocarnemu. Mocarny dostrzeg w tym nadziej pojmania ciebie, a jednoczenie pozbycia si

szajki przemytnikw. Tyle e Szelma oraz reszta rodziny Frantw dobrze zapacili za bezpieczne przejcie pielgrzymw. Gdy onierze zamali dane sowo, honor Szelmy dozna uszczerbku. Zamilka, a po chwili podja ze cinitym gardem. - onierze zniewolili kilka kobiet. Jedno dziecko zmaro od mrozu. Jeden czowiek, ktry prbowa broni ony, nigdy ju nie bdzie chodzi. Jaki czas sycha byo tylko chrzst k toczcych si po pokrytej niegiem drodze, a w oddali huczcy ryk poogi. - Syszae o honorze przemytnika? Oto Szelma i

jego ludzie pomcili zniewag. Patrzyem na ponce miasto. Nie dbaem o Mocarnego ani jego ludzi, ale w tych domach mieszkali kupcy z rodzinami. Pooga strawia do cna ich mienie. A onierze Krlestwa Szeciu Ksistw zachowywali si w stosunku do pojmanych jak wyjci spod prawa zbje, a nie jak gwardia krlewska. Nie jak wojsko Krlestwa Szeciu Ksistw suce sprawiedliwemu wadcy. Pokrciem gow. - Krl Roztropny kazaby wszystkich powywiesza. ich

- Nie wi siebie - rzeka Wilga. Ja ju dawno si nauczyam nie wini siebie za zo, ktre mi kto wyrzdzi. To nie moja wina. To nawet nie twoja wina. Ty bye tylko katalizatorem, ktry zapocztkowa acuch wydarze. - Nie nazywaj mnie tak - wyrwao mi si bagalnie. Wzek Pustki, turkoczc gono, uwozi nas w noc.

Rozdzia dziewitnasty Pogo

Pokojowe stosunki midzy Krlestwem Szeciu Ksistw a Krlestwem Grskim, istniejce za czasw panowania krla Roztropnego, nie miay dugiej tradycji. Krlestwo Grskie od dziesitkw lat decydowao o przepywie towarw przez grskie

przejcia - podobnie jak Krlestwo Szeciu Ksistw stanowio o przewozie dbr rzekami Chodem i Kozi. Caa wymiana handlowa oraz kwestie graniczne zaleay od kaprynych decyzji obu stron, z uszczerbkiem dla wzajemnych stosunkw. Wreszcie, za panowania krla Roztropnego, doszo do zawarcia traktatw handlowych, podpisanych przez nastpc tronu ksicia Rycerskiego jako reprezentanta Krlestwa Szeciu Ksistw oraz przez ksicia Ruriska, ze strony Krlestwa Grskiego, ktre legy u podstaw staego pokoju miedzy dwoma pastwami.

Zyskay one na znaczeniu, gdy po upywie z gr dziesiciu lat narzeczon nastpcy tronu Krlestwa Szeciu Ksistw, ksicia Szczerego, zostaa grska ksiniczka Ketriken. W nastpstwie przedwczesnej mierci jej starszego brata, ksicia Ruriska, ktry zakoczy ycie w przeddzie ceremonii lubnej, ksiniczka Ketriken zostaa jedyn dziedziczk korony Krlestwa Grskiego. Wydawao si, e oba kraje bd w swoim czasie rzdzone przez jeden rd krlewski i ostatecznie stan si jednym pastwem. Niestety, dalsze wydarzenia

zaprzepaciy wszelkie nadzieje. Krlestwo Szeciu Ksistw pado ofiar niespodziewanych najazdw Zawyspiarzy, a rwnoczenie osabiy je wewntrzne wanie, ktre porniy czonkw rodu panujcego. Nastpca tronu, ksi Szczery, puci si na wypraw w poszukiwaniu Najstarszych, krl Roztropny pad ofiar mordu, a wwczas ksi Wadczy zagarn tron. Obdarza ksin Ketriken tak wielk nienawici, e maonka prawowitego dziedzica musiaa, przez wzgld na dobro noszonego pod sercem dziecka, salwowa si ucieczk do rodzinnych gr.

Samozwaczy krl Wadczy odczyta ten gest rozpaczy jako zerwanie uzgodnie dotyczcych przyszego poczenia pastw i podj starania zmierzajce do wprowadzenia swych wojsk na terytorium Krlestwa Grskiego - pod pozorem stray dla karawan kupieckich. Skoro lud grski opar si tym prbom, samozwaniec postanowi zamkn granice dla wymiany handlowej. Poniewa i tych zamiarw nie udao mu si do koca zrealizowa, podj zdecydowane kroki zmierzajce do skompromitowania pani Ketriken, a rwnoczenie, wykorzystujc

uczucia patriotyczne, budowa w ludziach wrogo w stosunku do Krlestwa Grskiego. Cel tych dziaa wydawa si jasny: przyczy - jeli si to okae konieczne, nawet si - ziemie Krlestwa Grskiego jako prowincje Krlestwa Szeciu Ksistw. Czas by dla podobnych dziaa jak najgorszy. Nasz kraj zmaga si z wrogiem, z ktrym samozwaniec nie chcia lub nie potrafi sobie poradzi. W caej historii Krlestwa Grskiego nikomu nie udao si zawojowa tej krainy rodkami militarnymi, a krl Wadczy najwyraniej wanie do tego dy.

Pytanie, dlaczego tak desperacko pragn przej terytorium owego pastwa, pocztkowo uchodzio powszechnej uwadze.

*** Noc bya mrona. W jasnym blasku ksiyca dobrze widzielimy drog, ale niewiele wicej. Przez jaki czas suchaem skrzypienia koskich kopyt na niegu i prbowaem ogarn umysem ogrom zdarze. Wilga strzepna zabrane z celi

koce, podaa mi jeden, drugim sama owina nogi. Siedziaa skulona, z dala ode mnie, wzrok wbia w przestrze za wzkiem. Czuem, e chciaa by sam na sam z mylami. Pomaraczowa una, znaczca miejsce, gdzie niedawno wznosio si Ksiycowe Oko, nika w oddali. - Pustka! - zawoaem rami. - Dokd jedziemy? przez

- Jak najdalej od Ksiycowego Oka - odpowiedziaa. Syszaem w jej gosie znuenie. Wilga ockna si z zadumy.

- Mylaymy, e ty bdziesz wiedzia, co robi. - Dokd pojechali przemytnicy? Bardziej si zobaczyem, ramionami. domyliem, ni e wzruszya

- Nie chcieli nam zdradzi. Powiedzieli, e jeli idziemy po ciebie, to musimy si od nich oddzieli, bo Mocarny wyle za tob wojsko. Pokiwaem gow, bardziej do siebie ni do niej.

- Wyle. Obwini mnie za zniszczenie miasta. Bdzie si mwio, e napastnicy to onierze Krlestwa Grskiego, wysani, eby mnie odbi. - Wyswobodziem si z koca. - A kiedy nas zapi, zabij was obie. - Nie zamierzamy da si zapa zauwaya Pustka. - Nic wam si nie stanie obiecaem - jeli bdziemy dziaa mdrze. Zatrzymaj wzek. Pustka nie musiaa szarpa cugli. Konie ju od duszego czasu wloky si noga za nog. Zarzuciem swj

koc na Wilg i obszedem zaprzg. Zza wzka wyoni si zaciekawiony lepun. - Co robisz? - spytaa Pustka, gdy odpita uprz spada na zanieon ziemi. - Szykuj wam wierzchowce. Nie mamy siode. Potrafisz jecha wierzchem bez sioda? - Noem zabitej kobiety przecinaem rzemienie. Chyba bd musiaa zauwaya gderliwie, zac z wzka. - Tyle e we trjk na dwch koniach nie zajedziemy ani

daleko, ani szybko. - Dla ciebie i Wilgi dwa bd w sam raz. Dacie sobie rad zapewniem. - Wystarczy jecha przed siebie. Wilga staa na wozie i wpatrywaa si we mnie z uwag. Nie potrzebowaem wiata ksiyca, by dostrzec na jej twarzy niedowierzanie. - Zostawiasz nas? Chocia po ciebie wrciymy? Ja widziaem to inaczej.

- Wy mnie zostawiacie poprawiem. - Jeli bdziecie jechay cay czas w stron Krlestwa Grskiego, musicie natrafi na Strome. To jedyne wiksze skupisko ludzkie w tej krainie. Nie jedcie prosto do Stromego, bo spodziewaj si, e tak wanie postpicie. Znajdcie jak mniejsz osad i ukryjcie si w niej na pewien czas. Lud grski jest gocinny. Gdy ucichn wieci o pogoni, wtedy ruszajcie do Stromego. Dzi w nocy starajcie si dotrze jak najdalej, zanim poprosicie o schronienie czy ywno.

- A co ty zamierzasz? - spytaa Wilga cicho. - lepun i ja ruszamy wasn drog. Powinnimy byli tak uczyni ju dawno. Najszybciej podrujemy we dwch. - Wrciam po ciebie - rzeka Wilga amicym si gosem. Bya zdruzgotana. Chocia tyle wycierpiaam. I rka, i... i wszystko... - Zamierza ich sprowadzi z naszego ladu - odezwaa si nagle Pustka.

- Trzeba ci pomc wsi? spytaem cicho. - Nie potrzebujemy od ciebie adnej pomocy! - owiadczya Wilga rozgniewana Jak sobie przypomn, co przeyam, eby i z tob... Jak ponure, czego dokonaymy, eby ci uwolni... Gdyby nie ja, ywcem by si spali! - Wiem. - Nie miaem czasu na wyjanienia. - Do widzenia odezwaem si niegono. I zostawiem je tam, odszedem w las. lepun szed obok. Wok nas zamkny si drzewa i wkrtce stracilimy obie kobiety z oczu.

Pustka poja mj plan. Jak tylko Mocarny opanuje ogie, a moe nawet wczeniej, przypomni sobie o mnie. Znajd starego, zabitego przez wilka, i nie uwierz, e zginem w celi. Wyl pogo. Rozel konnych po wszystkich drogach w Krlestwie Grskim i wkrtce schwytaj Wilg oraz Pustk. Chyba e pocig znajdzie inny lad, trudniejszy. Trop wiodcy na przeaj przez grsk krain, prosto do Stromego. Na zachd. Nie bdzie to atwe. Nie wiedziaem dokadnie, co si znajduje pomidzy mn a stolic Krlestwa Grskiego.

Prawdopodobnie nie byo miast, gdy grska kraina nie miaa wielu mieszkacw. yli tu gwnie koczownicy, myliwi oraz rolnicy hodujcy owce i kozy, skupiajcy si w odosobnionych sioach lub maych miasteczkach otoczonych przez tereny nie zamieszkane dostatecznie due, by wszyscy mogli si wyywi. Niewielk miaem szans, e trafi si okazja, by wyprosi lub ukra ywno czy ubranie. Najbardziej martwio mnie jednak, e mogem si znale u stp gry, na ktr nie sposb si wspi, albo na brzegu jednej z licznych rwcych, lodowatych rzek,

ktre pdziy wwozami i wskimi dolinami. Nie ma sensu si martwi na zapas - zauway lepun. - Jeli tak si zdarzy, znajdziemy sposb ominicia przeszkody i moe dotrzemy na miejsce nieco pniej, ale jeli bdziemy sta i si zamartwia, nie dotrzemy nigdy. Maszerowalimy ca noc. Gdy wychodzilimy spod drzew, patrzyem w gwiazdy i ustalaem drog na zachd. Rozmylnie wybieraem szlaki atwiejsze dla piechura i wilka ni czowieka na koniu. Zostawialimy lady na

poronitych krzewami zboczach oraz pod spltanymi gaziami w wskich przeczach. Brnc przez gste zarola pokrzepiaem si nadziej, e dziki mnie Pustka i Wilga zyskuj czas na ucieczk. Prbowaem nie myle o tym, e Mocarny mg wysa tylu tropicieli, by zdoali poda wszystkimi tropami. Musiaem si szybko oddali, a potem rzuci Mocarnemu przynt, by za mn wysa wszystkie siy. Zamierzaem si objawi jako zagroenie dla ksicia Wadczego. miertelne zagroenie, ktre naley zlikwidowa natychmiast.

Podniosem oczy na szczyt. Rosa tam kpa wielkich cedrw. Miaem zamiar zatrzyma si pod ich oson, rozpali niewielki ogie i sprbowa sign Moc. Nie miaem kozka, tote musiaem sobie przynajmniej zapewni warunki do odpoczynku. Bd ci strzeg - zapewni lepun. Cedry byy rzeczywicie ogromne, a korony miay tak gste, e nie przedostaa si przez nie ani odrobina niegu. Ziemi zaciela gruby kobierzec pachncych igie. Usypaem sobie z nich posanie,

potem zebraem solidny zapas chrustu. Po raz pierwszy zajrzaem do skradzionej sakiewki. Znalazem tam krzesiwo. Oprcz niego sze monet, kilka koci do gry, zaman bransolet oraz zawinity w strzp tkaniny pukiel jasnych wosw. Wiele mona byo z tych drobiazgw wywnioskowa o onierskim ywocie. Oderwaem kawaek ciki i pogrzebaem pod ni koci, kosmyk wosw oraz bransolet. Wolaem nie docieka, kogo zostawia ta kobieta: dziecko, czy moe kochanka. Nie ja ja zabiem. Tylko gdzie w gbi myli rozbrzmiewa mi zoliwy szept:

katalizator. Przecie moga nadal y. Czuem si stary, chory i zmczony. Z wysikiem odsunem od siebie wspczucie dla tej kobiety i al do wasnego losu. Rozpaliem ogie, reszt chrustu zebraem w stert blisko, pod rk. Owinem si paszczem i pooyem na pachncym ou z cedrowych igie. Wziem gboki oddech, zamknem oczy i przywoaem Moc. Jakbym wpad do rwcej rzeki. Nie byem przygotowany na tak atwe dotarcie do celu, omal nie

daem si porwa. Tutaj rzeka Mocy zdawaa si gbsza, bardziej dzika. Nie wiedziaem, co byo powodem: wiksza biego w sztuce, czy moe co innego? Odnalazem siebie i zdecydowanie uzbroiem przeciwko pokusom krlewskiej magii. Nie chciaem rozwaa, e std mogem z atwoci dotrze mylami do Sikorki i naszego dziecka, mogem ujrze, niczym na wasne oczy, jak maleka ronie, jak obie sobie radz. Nie signem te ku krlowi Szczeremu, cho bardzo tego pragnem. Nie wtpiem, e znalazbym go bez trudu. Nie po to si tu znalazem.

Przybyem, by wyzwa wroga, i musiaem si mie na bacznoci. Obwarowaem si na wszelkie znane mi sposoby, ktre nie zamykay przede mn sigania Moc, i zwrciem sw wol ku Mocarnemu. Rozcigaem si, szukaem go ostronie, gotw w razie ataku natychmiast schroni si za murami. Znalazem go bez trudu. Zdumiewajce, e nic nie wiedzia o mojej obecnoci. Wtedy przeszy mnie jego bl. Czmychnem szybciej ni

przestraszony krlik do nory. Sam siebie zdziwiem otwierajc oczy i patrzc w cedrowe konary, cikie od niegu. Pot zwily mi twarz i plecy. Co to byo? - zapyta lepun. Tyle wiesz, co ja. To by najczystszy bl. Bl niezaleny od cierpie ciaa, bl, ktry nie mia nic wsplnego ze smutkiem lub strachem. Wszechogarniajcy bl, jak gdyby kady skrawek ciaa pon ywym ogniem.

Powodowali go ksi Wadczy ze Stanowczym. Leaem, rozdygotany nie od uywania Mocy, lecz od blu Mocarnego. Potworno to bya wiksza, ni mg poj mj mzg. Prbowaem uporzdkowa swoje odczucia z tego krtkiego momentu. Stanowczy, a moe te jaki cie Mocy Bystrego, ubezwasnowolnia Mocarnego. Od Bystrego wyczuwaem le skrywane przeraenie i odraz, e zosta zmuszony do wykonania takiego zadania. Pewnie obawia si, i ktrego dnia moe znowu zaj miejsce karanego. U Stanowczego

najsilniejszym uczuciem by gniew, e Mocarny mia mnie w rku i pozwoli mi uciec. Spod gniewu przebijaa fascynacja tym, co czyni ksi Wadczy. Chocia Stanowczy nie czerpa z tego przyjemnoci. Jeszcze nie. W przeciwiestwie Wadczego. do ksicia

By czas, gdy znaem ksicia Wadczego. Nigdy nie znaem go dobrze, to prawda. Najpierw by dla mnie po prostu modszym ze stryjw, tym, ktry mnie nie lubi. Dawa temu wyraz po modzieczemu: poszturchiwa mnie

i szczypa, drwi i dogadywa. Nie lubiem go, ale rozumiaem. Powodowaa nim zwyka zawi, e za spraw faworyzowanego najstarszego syna pojawi jeszcze jeden rywal absorbujcy czas i uwag krla Roztropnego. Niegdy ksi Wadczy by rozpieszczonym modziecem, zazdrosnym, e starsi bracia stoj przed nim w linii sukcesji, kaprynym i samolubnym. By czowiekiem penym wad, ale mimo wszystko czowiekiem. To, co z niego emanowao teraz, przekraczao moje pojcie okruciestwa i byo niepojte.

Nieszcznicy dotknici kunic tracili ludzk natur, lecz w pustce ich duszy pozostawa cie dawnego czowieczestwa. Gdyby ksi Wadczy otworzy przede mn klatk piersiow i pokaza mi gniazdo mij, nie bybym bardziej wstrznity, ni poznawszy odmian jego duszy. On nie utraci czowieczestwa, on je zamieni na co innego, mrocznego i strasznego. Jego Krlestwo Szeciu Ksistw nazywao teraz krlem. On wyle pogo ladem Wilgi i Pustki.

- Wracam - uprzedziem lepuna. Nie daem mu czasu na sprzeciw. Zamknem oczy i skoczyem w rzek Mocy. Otworzyem si na ni szeroko, wcignem w siebie jej zimn si, nie zwaajc, e zbyt wiele energii moe mnie zniszczy. W tej samej chwili, gdy Stanowczy zda sobie spraw z mojej obecnoci, przemwiem: - Zginiesz z mojej rki, ksi Wadczy. Moesz by tego rwnie pewien jak powrotu krla Szczerego, ktry wreszcie zasidzie na tronie. - I cisnem w nich zebran si. Bardzo atwo, jakbym zaciska pi. Nic podobnego nie

planowaem; zupenie niespodziewanie pojem, i wanie to uczyni im krl Szczery w Kupieckim Brodzie. Prno by szuka w tym przesaniu jakich wieci - nie byo w nim nic prcz wciekego pchnicia energi. Otworzyem si przed nimi szeroko i ukazaem wyranie, a gdy si ku mnie obrcili, si woli uderzyem w nich ca moj Moc. Podobnie jak krl Szczery wwczas, tak teraz ja nie zatrzymaem dla siebie nic. Gdybym mia jednego przeciwnika, przypuszczalnie pozbawibym go talentu do wadania Moc. We dwch oparli si atakowi. Nigdy si

nie dowiem, jaki skutek przyniosa moja napa Mocarnemu; moe j przyj z wdzicznoci, gdy zniszczyem koncentracj Stanowczego i w ten sposb Mocarny zosta uwolniony od wyrafinowanej tortury. Bystry wrzasn przeraony i przerwa poczenie Moc. Stanowczy chyba mg odpowiedzie na moje wyzwanie, gdyby nie ksi Wadczy, ktry rozkaza mu sabo: Uciekaj, gupcze! Jak mnie naraa w imi zemsty! Zniknli w mgnieniu oka. miesz swojej

Nim odzyskaem przytomno, soce byo ju wysoko na niebie. lepun lea prawie na mnie, sier mia splamion krwi. Pchnem go sabo. Zerwa si natychmiast, obwcha moj twarz. Razem z nim poczuem zapach wasnej krwi. Usiadem gwatownie - wiat wok mnie zawirowa. Powoli zaczem rozumie jego haaliwe myli. Co si z tob dzieje? Trzse si i zacze krwawi z nosa. Nie byo ci tutaj, w ogle ci nie syszaem! - Ju dobrze - zapewniem go ochryple. - Dzikuj, e mnie

ogrzewae. Z ogniska zostay ledwie rozarzone wgielki. Dorzuciem troch chrustu. Odniosem wraenie, e rce s bardzo daleko ode mnie. Ogrzaem si przy ogniu, potem wstaem i uczyniem kilka krokw - do miejsca, gdzie zaczyna si nieg. Przetarem nim twarz, eby si pozby smaku i zapachu krwi. Odrobin niegu wziem do ust, bo jzyk miaem spuchnity i zesztywniay. Potrzebujesz odpoczynku? Jedzenia? - lepun by bardzo zaniepokojony.

Potrzebowaem jednego i drugiego. Przede wszystkim jednak musielimy ucieka. Bez wtpienia sudzy ksicia Wadczego rzuc si w pogo ze zdwojon energi. Zrobiem, co chciaem - cho nie planowaem swego dziaania, wykonaem zamiar. Mieli teraz powd si mnie ba. Nie spoczn, dopki mnie nie zabij. Pokazaem im dokadnie, gdzie jestem: wiedzieli ju, dokd wysa ludzi. Nie powinienem tu by, gdy si zjawi. Wrciem do ognia, kilkoma kopniciami pogrzebaem pomienie pod ziemi. Jeszcze je zadeptaem, by zyska pewno, e nie zostanie

nawet iskra. ucieka.

Potem

zaczlimy

Przemierzalimy zanieon okolic jak najszybciej. lepun oczywicie prowadzi. Od czasu do czasu spoglda na mnie ze wspczuciem, gdy po pas pogrony w niegu wspinaem si mozolnie na kolejny szczyt, podczas gdy on, rozczapierzywszy pazury, przemyka lekko wierzchem po biaej pokrywie. Niejeden raz, spragniony odpoczynku, kadem si pod drzewem, a on robi zwiad, by wybra najlepsz tras. Z nadejciem zmroku opuszczay mnie siy; rozpalaem ogie, a lepun

znika, by powrci z misem dla nas obu. Najczciej by to biay nieny zajc, ale raz udao mu si upolowa tustego bobra, ktry zawdrowa niebezpiecznie daleko od zamarznitego stawu. Udawaem przed samym sob, e przyrzdzam miso, ale w rzeczywistoci ledwo je opiekaem nad ogniem. Byem o wiele za bardzo zmczony i godny, eby robi co wicej. Niewiele spaem, gdy musiaem czsto dorzuca do ognia, eby nie zamarzn, oraz kilkakrotnie w cigu nocy przytupywa, eby przywrci czucie w stopach. Na misnej diecie nie

przybywao mi ciaa, ale dawao si przey i dy naprzd. O to chodzio. Cho mury chronice przed naporem Mocy wzniosem wysoko, czuem, jak Stanowczy wali w nie taranem. Wydawao mi si, e nie da rady mnie pokona, dopki mam si na bacznoci, ale nie byem cakowicie pewien swego. Cige napicie take mnie wyczerpywao. Zdarzay si noce, gdy pragnem pozwoli wrogowi wtargn do mego umysu i skoczy ze sob na zawsze. W takich razach wystarczyo, e przypomniaem sobie, czego potrafi dokona ksi

Wadczy. Ogarniao mnie takie przeraenie, e zaczynaem z caych si pragn powikszy dzielc nas odlego. Obudziwszy si czwartego ranka podry, zyskaem pewno, e zaszlimy daleko w gb Krlestwa Grskiego. Ani razu nie dostrzegem ladw pogoni. Tutaj, w sercu ojczyzny krlowej Ketriken, bylimy bezpieczni. Jak daleko std do Stromego i co zrobimy, kiedy tam dotrzemy? Jak daleko? Nie wiem. I nie wiem, co zrobimy.

Do tej pory nie pozwalaem sobie o tym myle. Waciwie nie miaem adnej pewnoci, co si dziao z krlow Ketriken od czasu, gdy j wyprawiem noc, by uciekaa do swego kraju rodzinnego. Nie miaa adnych wieci ode mnie ani o mnie. Najpewniej powia dzieci. Byo mniej wicej w wieku mojej creczki. Czy bd mg je wzi w ramiona? Podobnie bym si czu, tulc moje dziecko. Tyle e krlowa Ketriken miaa mnie za zmarego. Wedle jej wiedzy, zostaem zabity przez ksicia Wadczego i dawno pochowany. Bya moj wadczyni i

maonk krla Szczerego, tote z pewnoci mogem jej zdradzi, jak przeyem. Niestety, powiedzenie jej prawdy przypominaoby rzucenie kamykiem w spokojne wody stawu. Musiao pocign za sob daleko idce konsekwencje. W przeciwiestwie do Wilgi, Pustki czy innych ludzi, ktrzy si domylili, kim jestem, pani Ketriken znaa mnie przed moj mierci. Dla niej nie byem postaci z plotek albo legend, nie byem bohaterem brawurowych opowieci snutych przez kogo, kto raz kiedy rzuci na mnie okiem. Dla niej byem prawdziwy. Krlowa moga

powiedzie innym, ktrzy niegdy mnie znali: Tak, widziaam go, on naprawd yje. Jak to moliwe? Oczywicie za spraw magii Rozumienia. Brnem za lepunem przez nieg i mrz i mylaem o tym, co by czua ksina Cierpliwa, otrzymawszy tak wiadomo. Wstyd, rado? Czy byaby dotknita, e przed ni ukrywaem zdolnoci do zwierzcej magii? Przez krlow Ketriken mona by przesa wieci tym, ktrych niegdy znaem. Dotaryby w kocu do Sikorki i Brusa. Co by czua moja

ukochana, gdyby si w ten sposb dowiedziaa, e nie le w grobie, a do niej nie wrciem... e jestem skaony Rozumieniem? Zrania mnie do ywego, zatajajc, i nosi pod sercem nasze dziecko, lecz wtedy nareszcie pojem, jak bardzo si czua zdradzona i skrzywdzona moimi wiecznymi tajemnicami. Gdybym jeszcze i t ostatni rzuci jej w twarz, mogaby straci dla mnie resztk ciepych uczu. Szans na odbudowanie wsplnego ycia i tak ju miaem niewielkie. Nie mogem ich straci. A inni ludzie? Chopcy stajenni, z ktrymi pracowaem, onierze, z

ktrymi si kciem, z ktrymi rami w rami broniem naszego kraju? Oni take musieliby si dowiedzie. Niewane, jak ja sam traktowaem magi Rozumienia. Widziaem ju odraz w oczach jednego przyjaciela. Rozumienie zmienio wobec mnie nastawienie Wilgi. Co ludzie pomyl o Brusie, jeli si dowiedz, e mia u siebie w stajniach czowieka splamionego zwierzc magi i e go nie przepdzi, nie zabi? Czy on sam take zostanie zdemaskowany? Zacisnem zby. Powinienem by pozosta martwy. Moe lepiej omin Strome i dy od razu do

krla Szczerego? Tyle e bez zapasw miaem na to takie same szans jak lepun na przemian w pieska salonowego. I jeszcze jeden drobiazg. Mapa. Krl Szczery wyrusza z Koziej Twierdzy, zamierzajc posuy si pewn map. Kopia znaleziona przez pani Ketriken gdzie w zbiorach Koziej Twierdzy bya stara i wyblaka, nakrelona w czasach krla Mdrego, ktry jako pierwszy odnalaz Najstarszych i wezwa ich na pomoc Krlestwu Szeciu Ksistw. Szczegy dawno si zatary, lecz zarwno pani Ketriken,

jak i jej maonek byli przekonani, e przynajmniej jeden z zaznaczonych szlakw prowadzi do miejsca, w ktrym krl Mdry po raz pierwszy napotka mityczne istoty. Krl Szczery opuci Kozi Twierdz, zdecydowany wedug wskazwek wyrysowanych na mapie pody na ziemie rozcigajce si poza Krlestwem Grskim. Zabra ze sob wieo sporzdzon kopi. Nie miaem pojcia, gdzie si podziaa poprzednia prawdopodobnie zostaa wywieziona do Kupieckiego Brodu, gdy ksi Wadczy zupi bibliotek Koziej Twierdzy. Sdzc po sposobie jej wyrysowania oraz

po szczeglnym zdobieniu, dawno ju podejrzewaem, e zostaa skopiowana z jeszcze starszej mapy. Motyw dekoracyjny przywodzi mi na myl styl Krlestwa Grskiego. Jeli orygina mapy jeszcze w ogle istnia, by w bibliotekach Stromego. Miaem do nich dostp przez kilka miesicy rekonwalescencji. Wiedziaem, e ksigozbir by bogaty, doskonale utrzymany i uporzdkowany. Nawet jeli nie udaoby mi si znale oryginau tej mapy, prawdopodobnie natrafibym na inne, dotyczce tego samego obszaru.

Gdy przebywaem w grach, trudno mi byo uwierzy, jak ufny lud zamieszkuje te ziemie. Rzadkoci byy kdki, a stray, jak mielimy w Koziej Twierdzy, nie napotkaem w ogle. Bez trudu mogem si dosta do krlewskiej rezydencji. Nawet jeli miejscowe zwyczaje si zmieniy i wystawiano strae, ciany paacu zrobione byy z cieniutkich warstw kory posklejanych glin i pomalowanych. Miaem pewno, e tak czy inaczej uda mi si dosta do rodka. Potem nie bd potrzebowa duo czasu, eby ukra z biblioteki potrzebne zwoje. A take zdoby zaopatrzenie

na drog. Zostao mi jeszcze tyle przyzwoitoci, eby mnie ten pomys zawstydzi. Jednoczenie wiedziaem, e w razie potrzeby wstyd nie powstrzyma mnie przed wykonaniem zamysu. Znowu nie miaem wyboru. Wdrapywaem si mozolnie na kolejn gr, a serce bio mi w rytm tego jednego zdania. Nie mam wyboru. Nie mam wyboru. Nie mam wyboru. Nigdy nie mam adnego wyboru. Los uczyni ze mnie skrytobjc, kamc i zodzieja. Nie mogem si uwolni od tych rl.

lepun by zaniepokojony moim fatalnym nastrojem. Tak si pogrylimy w troskach, e po wejciu na kolejny szczyt dusz chwil stalimy bez ruchu, doskonale widoczni dla oddziau konnych na drodze u stp wzgrza. Brz i zoto mundurw wyranie odcinay si od niegu. Skamieniaem, jak przeraony jele. Nawet wtedy jeszcze moglibymy uj nie zauwaeni, gdyby nie stado psw. Ogarnem je jednym spojrzeniem. Sze psw goczych, szczciem nie wilczarze, tylko psy na krliki - na krtkich apach, nie przystosowane do takiej pogody ani

takiego terenu. I jeden mieszaniec: wysoki, chudy jak tyka, z krcon sierci. On oraz jego pan trzymali si osobno. Kundel podrzuci bem i zaszczeka. W mgnieniu oka sfora podja ton, zakbia si, rozleg si krzyk, gdy psy pochwyciy nasz zapach. Czowiek pilnujcy sfory podnis do i wskaza na nas akurat w chwili, gdy rzucilimy si do ucieczki. Kundel i jego pan ju biegli w nasz stron. - Nie wiedziaem nawet, e tam jest droga przepraszaem zadyszany, gnajc na d. Mielimy bardzo nieznaczn

przewag. Pdzilimy zboczem w d, po wasnych ladach, a psy i konni z pocigu musieli si wspina przez dziewiczy nieg. Miaem nadziej, e zanim dotr na szczyt, z ktrego wanie uciekalimy, zdoamy im znikn z oczu w krzaczastym jarze. lepun bieg za mn; ba si, ebym nie zosta z tyu. Syszaem ujadanie psw, syszaem podniecone gosy ludzi gonicych za zwierzyn. Uciekaj! lepunowi. rozkazaem

Nie zostawi ci.

Sam nie mam szans przyznaem. Mylaem gorczkowo. - Ruszaj na dno jaru. Zostaw jak najwicej faszywych tropw, zmyl pogo, potem biegnij z prdem potoku. Moe ich to troch zatrzyma. Ja od tamtego miejsca zaczn si wspina. Lisie sztuczki! - prychn z pogard, a potem min mnie, podobny do szarej byskawicy i znikn w gstych krzewach porastajcych jar. Usiowaem brn przez nieg jeszcze szybciej. Tu przed zarolami obejrzaem si za siebie. Psy i konni wanie stanli tyralier na szczycie. Zanurkowaem

pod oson pokrytych niegiem krzeww i zaczem speza po stromej cianie jaru. lepun zostawi tyle ladw, e starczyoby za ca wilcz watah. Nawet gdy zatrzymaem si, aby schwyci oddech, przebieg obok mnie, zmierzajc w jeszcze inn stron. Wynomy si std! Nie czekaem na jego odpowied, ile si w nogach ruszyem w gr jaru. Na dnie nieg by pytszy, bo wikszo zatrzymay zwisajce gazie drzew i krzeww. Biegem pochylony, wiedzc, e jeli zaczepi o gazie, zrzuc na mnie

swoje zimne brzemi. Zawodzenie psw nioso si daleko w mronej ciszy gr. Biegem i suchaem. Gdy podniecenie w ich gosach ustpio zawiedzionemu psiemu pojkiwaniu, wiedziaem, e pogo dotara do zagmatwanego tropu na dnie jaru. Za wczenie. Gwardzici byli za blisko i nadcigali zbyt szybko. lepun! Cicho! Psy ci usysz! I ten inny. A mi serce zamaro w piersiach. Jak mogem by tak gupi!?

Torowaem sobie drog przez obsypane niegiem zarola, suchajc, co si dzieje za naszymi plecami. Gwardzici skierowali psy na tropy zostawione przez lepuna. Za duo byo konnych jak na ten wski jar. Wchodzili jeden drugiemu w parad i prawdopodobnie zadeptywali nasz lad. Zyskalimy troch czasu, cho niewiele. Nagle usyszaem alarmujce krzyki i przeraliwe zawodzenie psw. Pochwyciem mieszanin nieskadnych psich myli. Na stado spad wilk: przemkn przez sam rodek, tnc kami na wszystkie strony, wreszcie umkn spod

samych kopyt pierwszego konia. Jedziec wypad z sioda, nie radzi sobie z okieznaniem przeraonego wierzchowca. Jeden z psw straci ucho; wy przeraony. Prbowaem odizolowa si od jego blu. Biedne stworzenie. Nogi miaem jak z oowiu, w ustach sucho, ale nadal brnem jak najszybciej, by dobrze wykorzysta czas, ktry lepun zyska kosztem tak wielkiego ryzyka. Chciaem zawoa, eby ju ich zostawi, eby ucieka ze mn, ale nie miaem zdradzi przed sfor kierunku ucieczki. Naprzd. Naprzd! Prdzej! Jar stopniowo stawa si gbszy i

wszy. Jakie pnce roliny, jeyny i inne krzewy zwieszay si z coraz bardziej stromych cian. Podejrzewaem, e szedem ju po zamarznitym zim strumieniu. Zaczem si rozglda za jak drog wyjcia. Gdzie za mn znowu zawyy psy, poszczekujc jeden do drugiego, e teraz znalazy waciwy lad - pdzi za wilkiem, za wilkiem, za wilkiem! Pojem wwczas, e lepun pokaza im si raz jeszcze i rozmylnie odciga ode mnie pocig. Biegnij, biegnij! - rzuci mi w locie myl, nie przejmujc si, e psy j pochwyc.

Kipiaa z niego dzika rado, myli mia histerycznie ogupiae. Przypomina mi mnie samego tej nocy, gdy korytarzami Koziej Twierdzy goniem Prawego, by w kocu go zarn w wielkiej sali biesiadnej, wobec wszystkich goci przybyych na ceremoni ogoszenia ksicia Wadczego nastpc tronu. lepun by jak szalony - przekroczy prg strachu o wasne ycie. Brnem naprzd, a serce miaem w gardle - ze strachu o niego. Walczyem ze zami, ktre kuy mnie w kcikach oczu. Jar si skoczy. Przede mn byszczaa kaskada lodu,

wspomnienie grskiego strumienia, ktry wyrzebi ten parw podczas letnich miesicy. Ld w ksztacie dugich pomarszczonych sopli zasania szczelin w skale, w ktrej poyskiwaa niemrawo szemrzca woda. nieg pod soplami by krysztaowo przejrzysty. Przystanem, obawiajc si gbszej sadzawki, ktr mgbym nieopatrznie znale pod zbyt cienkim lodem. Podniosem oczy. ciany jaru byy tutaj podcite od dou, skpo obronite. Gdzieniegdzie przez draperi niegu przewiecaa naga skaa. Karowate mode drzewka rosy tu i wdzie,

wychylajc si do soca. adne nie wygldao na tyle solidnie, bym zechcia si go przytrzyma przy wspinaniu. Zaczem zawraca, lecz w tym samym momencie usyszaem pojedynczy skowyt. Ani pies ze stada, ani wilk - to musia by wielki kundel. Jaki ton w jego zawoaniu przekona mnie, e jest na waciwym tropie. Usyszaem zachcajce pokrzykiwanie czowieka i pies zawy raz jeszcze, bliej. Wrciem pod cian parowu i zaczem si wspina. Waciciel kundla wzywa innych - gwizda i woa: tu s lady czowieka, zapomnijcie o wilku, to tylko

sztuczka Rozumienia. W oddali odmienio si brzmienie stadnego ujadania. W tej samej chwili pojem, e ksi Wadczy znalaz wreszcie, czego szuka: poszczu na mnie czowieka skaonego magi Rozumienia. Kupi pradawn krew. Skoczyem i chwyciem si modego drzewka wyrastajcego ze ciany parowu. Podcignem si, oparem na nim stopami, stanem. Zapaem rwnowag, signem do nastpnego. Tu okazaem si za ciki. Wyrwaem korzenie ze skalistego gruntu. Spadem, ale zdoaem si czego uchwyci. Znowu do gry. Szybko,

gorczkowo. Stanem, usyszaem trzask drewna. Rozpaczliwie signem po zwisajce gazki krzeww rosncych pod nawisem, staraem si wspina jak najszybciej, obcia kade drzewko lub krzaczek nie duej ni kilka chwil. Gazki, chwytane garciami, pkay mi w doniach, wyrywaem kpy zeschnitej trawy; posuwaem si po cianie jaru, owszem, ale nie w gr. Usyszaem za sob okrzyk i obejrzaem si mimowolnie. Na dnie jaru ujrzaem czowieka i psa. Kundel ujada wciekle, a czowiek wydoby z koczanu strza i nacign uk.

Wisiaem nad nimi wymarzony cel.

bezradny

- Bagam! - usyszaem wasny szept. Zapiewaa ciciwa, wisna strzaa. Uderzya mnie w plecy jak pi, jakby mnie za dawnych czasw uderzy ksi Wadczy. Potem rozla si we mnie gorcy bl. Jedna do odmwia mi posuszestwa; rozlunia uchwyt. Wisiaem tylko na prawej rce. Syszaem skomlenie psa, ktry zwcha moj krew. Syszaem szelest, gdy czowiek wyciga z koczanu drug strza.

Znowu bl, w prawym nadgarstku. Krzyknem, gdy rozwary mi si palce. Odruchowo zaczem przebiera nogami, mcc po wiotkich krzewach rosncych na nawisie. Cudem jakim podjedaem do gry, szorujc twarz po zaskorupiaym niegu. Zdoaem zmusi do dziaania lew rk i pomagaem sobie, poruszajc ni nieporadnie, troch jakbym pywa. Nogi do gry - rozkaza mi lepun. Nie wyda z siebie adnego dwiku, bo zby zatopi gboko w

moim prawym przedramieniu. Nadzieja dodaa mi si. Machajc energicznie nogami, posuwaem si do gry, a wreszcie poczuem ska pod brzuchem. Lew doni wczepiem si w kamienie i podcigaem dalej, wyej, prbujc zapomnie o blu, ktry zaczyna si w plecach, ale promieniowa szerokimi czerwonymi falami na cae ciao. Gdybym nie wiedzia, e trafia mnie strzaa, bybym przysig!, e z plecw sterczy mi drg, gruby niczym dyszel od wozu. Wyej, wyej! Musimy ucieka! Nie pamitam, jakim sposobem

stanem na nogi. Syszaem za sob psy. lepun zaczeka na nie w pobliu krawdzi stoku. Kilkoma kapniciami potnych szczk rozdar je i rzuci w d, na reszt sfory. Gdy spad na d kundel o krconej sierci, skowyty na dole przycichy. Obaj odczuwalimy jego mczarnie i syszelimy krzyki czowieka, gdy jego towarzysz w Rozumieniu wykrwawia si na mier w gbokim niegu. Inny myliwy odwoywa psy, gniewnie tumaczc innym, e nie ma sensu wysya ich na rze. Syszaem, jak ludzie przeklinali, zawracajc zmczone konie, eby sprbowa

znale wyjcie z jaru, odszuka nasz trop i znowu pody za nami. Biegnij! - pogania mnie lepun. Nie sposb roztrzsa, co si wydarzyo. Po plecach spywao mi straszne gorco podszyte mrozem. Przyoyem do do piersi, przekonany, e znajd tam grot, a nawet wystajce ze mnie drzewce. Nie, ale strzaa ugrzza gboko. Zataczajc si ruszyem za lepunem. Nie do koca wiedziaem, co robi, rozdarty zbyt wieloma rodzajami blu. Koszula i paszcz przy kadym ruchu naciskay od gry na drzewce, przez co grot

take si porusza - gboko w moim ciele. Ile dalszych szkd powodowa? Niejeden raz dobijaem zranion z uku zwierzyn; ciao wok rany po strzale byo czarne, obrzmiae. Czy miaem przebite puco? Sarna trafiona w puco nie ucieka daleko. Czy czuem smak krwi w gardle...? Nie myl o tym! - wciek si lepun. - Osabiasz nas obu. Po prostu id, nie przestawaj i. Jednym sowem, wiedzia rwnie dobrze jak ja, e nie mog biec. Szedem i on szed u mego boku. Przez jaki czas. Potem szedem po

omacku przez ciemno, niebaczny nawet dokd id, a jego przy mnie nie byo. Signem Rozumieniem, ale lepuna nie znalazem. Gdzie w oddali ponownie usyszaem wycie psw. Szedem. Zbdziem midzy drzewa. Gazie chostay mnie po twarzy, lecz to nic, bo twarz miaem bez czucia. Koszula na moim grzbiecie przemienia si w grzski strzp zamarzajcej krwi, trcy po skrze. Zimno. Prbowaem cianiej owin si paszczem, ale nagy bl omal nie rzuci mnie na kolana. No pewnie. Zapomniaem, e tkanina pocignie za drzewce strzay. No pewnie. Trzeba i dalej. Szedem.

Wpadem na jakie drzewo. Obsypao mnie niegiem. Wybrnem z zaspy, poszedem dalej. Dugo szedem. Potem siedziaem w niegu i robio mi si coraz zimniej. Musiaem wsta. Musiaem i. Znowu szedem. Chyba nie bardzo dugo. W ukryciu pod jakimi wielkimi drzewami, gdzie nieg by pytszy, osunem si na kolana. - Bagam - wyszeptaem. Nie miaem siy szlocha. - Bagam. Nie wiedziaem, kogo bagam. Zobaczyem jam pomidzy

dwoma grubymi korzeniami. Sosnowe igy grubym kobiercem pokryy ziemi. Skuliem si tam. Nie mogem si pooy, bo z plecw sterczao mi drzewce strzay. Ale mogem oprze czoo o przyjazne drzewo. Zrobiem si malutki, podcignem pod siebie nogi, wtopiem si w dziur midzy korzeniami. Byoby mi zimno, gdybym nie by taki zmczony. Zapadem w sen. Kiedy si obudz, rozpal ogie i wtedy si ogrzej. Czuem ju, jak mi bdzie ciepo, prawie to czuem. Bracie!

Jestem odpowiedziaem spokojnie. - Tutaj. Signem Rozumieniem, dotknem go uspokajajco. Przyszed. Sier wok garda mia sztywn od zamarznitej liny wrogw, ale aden pies ze sfory nie sign celu. Mia jedno cicie z boku nosa, lecz nie wygldao le. Wodzi ich po manowcach, a na koniec skoczy od tyu na konie i wreszcie zostawi pogo w ciemnociach, na zasypanych niegiem moczarach. Tylko dwa psy pozostay przy yciu, jeden z koni utyka tak mocno, e jedziec musia wsplnie z innym wsi na

drugiego. Teraz lepun przyszed do mnie, niczym szara fala atwo pokonujc niene zaspy. By zmczony, to prawda, ale promieniowaa z niego energia, jak daje triumf. Noc bya mrona i czysta. Pochwyci zapach, a potem bysk oka zajca, ktry przycupn pod krzaczkiem, w nadziei e wilk go nie zauway. Nic z tego. Wystarczy jeden raptowny skrt, i ju mielimy zdobycz w zbach. Chwycilimy za kocist gwk, jednym potrzniciem zamalimy krgosup. Teraz wilczym truchtem naprzd; miso, rozkoszny ciar dyndajcy w

szczkach. Podjemy do syta. Nocny las dookoa lni srebrem w czerni. Przesta. Bracie, nie rb tego. Czego? Kocham ci, ale nie chc by tob. Zawisem w miejscu. Jego puca pracoway tak mocno. Wcigay mrone powietrze, omiatajce gow zajca w zacinitych zbach. Cicie na nosie troch szczypao, mocne apy tak dobrze niosy szczupe, silne ciao.

Ty te nie chcesz by mn, Odmiecu. Moe teraz nie wiesz, ale nie chcesz. Nie byem pewien, czy mia racj. Jego oczyma ogldaem, jego nosem wchaem siebie. Zaklinowaem si w dziurze pomidzy korzeniami wielkiego drzewa i skuliem jak zagubiony szczeniak. Zapach mojej krwi nis si daleko. Potem zamrugaem i spojrzaem w ciemno w zgiciu okcia. Wolno, bolenie uniosem gow. Wszystko mnie bolao i cay bl wraca do tej strzay na rodku plecw.

Poczuem zapach wntrznoci zajca i jego krwi. Obok lepun, przytrzymujc zdobycz przednimi apami, otworzy jej brzuch. Jedz pki ciepe. Nie wiem, czy zdoam. Przeu ci? Nie artowa. Myl o jedzeniu bya mi wstrtna, ale istniao co jeszcze gorszego: jedzenie zwrconego misa. Zdoaem leciutko pokrci gow. Palce miaem prawie bez czucia, lecz widziaem, e moja do uchwycia wtrbk i podniosa j

do ust. Ksek ciepy i peen krwi. Nagle pojem, e lepun ma racj. Musz je, by przey. Rozdar zajca na dwoje. Podniosem cz i wbiem zby w ciepe miso. Byo twarde, ale ja uem uparcie. Kilka chwil wczeniej omal nie opuciem swej cielesnej powoki, omal nie wszedem do lepuna, omal nie umociem sobie miejsca w jego doskonaym ciele zdrowego wilka, a wszystko to bez najmniejszego wysiku. Zrobiem to raz, dawno temu, za jego zgod. Teraz obaj bylimy mdrzejsi. Bdziemy si wszystkim dzieli, ale nie staniemy si jednym. Gdy

wwczas zaginlibymy obaj. Bardzo wolno usiadem. Minie znowu poruszyy strza. Wystarczyo, e wyobraziem sobie, jak drzewce sterczy mi z plecw, a omal nie zwrciem wszystkiego, co zjadem. Zmusiem si do zachowania spokoju, ktrego wcale nie czuem. Nagle pojawi mi si przed oczyma Brus. Ten kamienny wyraz jego twarzy, kiedy zgina kolano i patrzy na otwierajc si ran. Wolno wygiem rk do tyu. Przesunem palcami po krgosupie. Minie plecw przesuny drzewce. Wreszcie dosigem lepkiego drewna.

Chocia tak delikatne, dotknicie wyzwolio nowy gejzer blu. Niezgrabnie objem drzewce palcami, zamknem oczy i sprbowaem pocign. Nawet gdyby nie bolao, i tak byoby bardzo trudne. wiat zawirowa, a kiedy stan w miejscu, zorientowaem si, e klcz, podparty rkoma, ze zwieszon gow. Mam sprbowa? Zaprzeczyem, nie zmieniajc pozycji. Prbowaem myle. Gdyby lepun wycign mi strza, na pewno bym zemdla. Nie miaem

jak zatamowa krwawienia. Nie. Lepiej zostawi strza w spokoju. Zebraem ca odwag. Moesz uama? Podszed bliej. Obrci eb, tylnymi zbami przymierzy si do drzewca. Zacisn szczki. Rozleg si trzask, jakby ogrodnik przycina mode drzewko. Zalaa mnie fala zupenie nowego blu. Znw zakrcio mi si w gowie. Sam nie wiem, jak signem do tyu i odczepiem przesiknit krwi koszul od resztki drzewca. Owinem si cianiej paszczem. Draem na caym ciele. Zamknem

oczy. Nie. Najpierw rozpal ogie. Z wysikiem dwignem powieki. Zgarnem lece w pobliu patyczki. lepun prbowa pomaga, przynosi mi suche gazie, ale wieczno caa mina, nim zataczy cienki pomyk. Powoli dodawaem patyki. Wreszcie ognisko zapono. Zdaem sobie spraw, e wstaje wit. Czas w drog. Zostalimy tylko tyle, eby skoczy jedzenie krlika i ebym rozgrza rce oraz stopy. Potem znowu ruszylimy. lepun bezlitonie prowadzi mnie naprzd.

Rozdzia dwudziesty Strome

Strome, stolica Krlestwa Grskiego, jest starsze od Koziej Twierdzy, podobnie jak rd panujcy Krlestwa Grskiego starszy jest ni dynastia przezornych. Miasto odbiega od wszelkich wyobrae o zbrojnej twierdzy tak dalece, jak dalece

monarchowie z rodu Przezornych rni si od filozofw, przewodnikw ludzkiej myli, potomkw linii Powicenia, rzdzcych w grach. Niewiele mona w Stromym znale staych budynkw. Wzdu starannie rozplanowanych i obrzeonych ogrodami drg znajduj si wolne miejsca, gdzie mog si rozkada wdrowne ludy gr. Istnieje miejsce przeznaczone na targ, lecz straganiarze zmieniaj si wraz z porami roku. Zdarza si, e noc wyrasta pole namiotw, a ich mieszkacy na tydzie lub na miesic pozostaj w Stromym, by

znikn bez ladu, gdy minie dla nich czas na odwiedziny i wymian towarw. Strome jest miastem wiecznych zmian, miastem namiotw, zamieszkanych przez krzepki, kochajcy wolno lud grali. Domy rodziny panujcej oraz jej towarzyszy, ktrzy zdecydowali si z nimi zamieszka w miecie, nie przypominaj naszych zamkw ani paacw. Kady dom wznosi si wok wielkiego drzewa. Pnie i gazie cierpliwie ksztatuje si w odpowiedni sposb przez wiele dugich lat, by uzyska szkielet. Owa ywa struktura jest nastpnie

czona cianami z lekkiej materii tkanej z wkien uzyskiwanych z kory drzewa, a nastpnie wzmacniana konstrukcj kratow. Takie ciany daj jajowaty ksztat pka tulipana. Na warstwy tkaniny nakada si specjaln glink, a t pokrywa byszczcymi ywicznymi farbami w jaskrawych barwach, gdy w takich gustuje lud grski. Niektre domy dekoruje si dziwacznymi rzebami lub wzorami, ale wikszo pozostaje gadka. Dominuje fiolet oraz , tote droga przez miasto rosnce w cieniu wielkich drzew przypomina spacer ciek wrd rozkwitych

wiosn krokusw. Wok domw oraz na skrzyowaniach drg wyrastaj ogrody. Kady jest inny, wyjtkowy. Jeden moe otacza niezwykle uksztatowany pniak, drugi - ukad kamieni lub wdzicznie przycity kawaek drewna. Bywaj w nich pachnce zioa albo kwiaty o jasnych barwach czy inne roliny, zupenie dowolnie czone. Pewien ogrd, szczeglnie godzien zauwaenia, otacza gorce rdo. Mona w nim znale roliny o grubych liciach oraz egzotycznie pachnce kwiaty - s to mieszkacy cieplejszego klimatu, sprowadzeni

tutaj, by zadziwia mieszkacw gr sw tajemniczoci. Zdarza si, e gocie odjedajc zostawiaj w ogrodach podarunki: drewnian rzeb czy urodziwy garniec, a czasem tylko wzr uoony z barwnych kamykw. Ogrody nie maj wacicieli; opiekuj si nimi wszyscy. W Stromym wystpuj gorce rda. Jedne parzce, inne zaledwie ciepe. Wikszo z nich zostaa obudowana i jest wykorzystywana czy to w aniach publicznych, czy do ogrzania mniejszych budynkw.

W kadym domu, w kadym ogrodzie, co krok przybysz napotyka surowe pikno barwy i naturalno formy, ktre s grskim ideaem. Wynosi si std oglne wraenie spokojnego i radosnego ycia w zgodzie z natur. Wyrafinowana prostota tutejszego ycia moe zaprowadzi przybysza ku rozmylaniom na temat wasnych ambicji.

*** Bya noc. Przypominam sobie jedynie, i nastpia po dugich

dniach wypenionych blem. Przesunem kij i zrobiem jeszcze jeden krok. Znowu przesunem kij. Niezbyt szybko szlimy. Gste biae patki olepiay bardziej ni ciemno. Nie miaem si gdzie skry przed pdzcym je wiatrem. lepun kry, kierujc moimi niepewnymi krokami, jakby to mogo mnie popieszy. Od czasu do czasu popiskiwa niespokojnie. Porusza si troch sztywno, znuony i przestraszony. Zwcha kozy, dym z drzewa... ...nie zdradzam ci, bracie. Chc ci pomc. Pamitaj o tym. Potrzebny ci kto z rkoma. Jeli

tylko sprbuj ci zrobi co zego, wystarczy, e zawoasz, zjawi si natychmiast. Bd niedaleko... Nie byo sposobu, ebym si skupi na jego mylach. Czuem jego rozgoryczenie, e nie potrafi mi pomc, i strach, e moe prowadzi mnie w puapk. Chyba si sprzeczalimy, ale nie pamitaem nawet, przy czym si upieraem. Tak czy inaczej, lepun wygra. Polizgnem si na ubitym niegu drogi i padem na kolana. lepun usiad obok. Czeka. Prbowaem si pooy. Chwyci mnie zbami za nadgarstek. Pocign delikatnie, ale strzaa w

moich plecach buchna ogniem. Jknem.

ywym

Prosz, bracie, prosz. Przed nami s chaty, w nich wiata. Ogie i ciepo. I kto z rkoma, kto ci oczyci zoliw ran na grzbiecie. Prosz, bracie, wsta. Ju ostatni raz. Uniosem zwieszon gow. Przed nami na drodze co byo, co, przed czym droga si rozwidlaa, co okraa. Srebrny ksiyc poyskiwa na tym, ale nie potrafiem odgadn, co to takiego. Mrugnem ciko, a wtedy to co stao si rzebionym kamieniem,

wyszym od czowieka. Nie mia suy adnym praktycznym celom; by po prostu ozdob. U jego podna rs krzew, teraz bezlistny. Dalej widziaem nieregularny murek z mniejszych kamieni. Wszystko przysypane niegiem. Jako mi si to kojarzyo z krlow Ketriken. Prbowaem si podnie, lecz nie mogem. lepun zawy udrczony. Nie potrafiem uksztatowa myli, cho bardzo chciaem go uspokoi. Wszystkie siy zabierao mi pozostanie na klczkach. Nie syszaem krokw; wyczuem tylko, e lepun nagle sta. Jeszcze raz dwignem gow.

Daleko przede mn, za ogrodem, kto szed przez noc. Smuky, odziany w cik draperi, z kapturem nacignitym tak gboko na oczy, e nie wida byo twarzy. mier - pomylaem. Tylko mier moga si zblia tak cicho przez t mron noc. Uciekaj - szepnem do lepuna. - Nie zabierze nas obu. Uciekaj. Ku memu zdumieniu posucha; znikn bezgonie. Gdy obrciem gow, ju go nie widziaem, cho wiedziaem, e jest niedaleko. Jego

sia opucia mnie, jakbym zsun z ramion ciepy paszcz. Chciaem i z nim, przywrze do wilka i by wilkiem. Chciaem zostawi to wyniszczone, udrczone ciao. Jeli naprawd musisz, bracie, jeli naprawd musisz, ja ci nie odrzuc. Wolabym, eby tego nie powiedzia. Wcale nie byo mi atwiej oprze si pokusie. Przyrzekem sobie, e mu tego nie zrobi, e jeli musz umrze, umr i zostawi go, by mg wolny wie wasne ycie. A przecie, im bliej by moment ostateczny, tym wicej

si ujawniao susznych powodw, by zapomnie o obietnicy. Kusio mnie zdrowe ciao dzikiego zwierzcia, woao nieskomplikowane ycie, zawsze w teraniejszoci. Posta zbliaa si wolno. Wstrzsn mn straszny dreszcz zimna i blu. Mgbym wej w wilka. Zebraem resztki si, eby sobie tego wzbroni. - Tutaj! - zaskrzeczaem do mierci. - Tutaj jestem. Chod i we mnie, niech si to nareszcie skoczy.

Usyszaa mnie. Zatrzymaa si i staa sztywno, jakby si miaa na bacznoci. I zaraz popieszya ku mnie, biay paszcz zawirowa na wietrze. Stana przy mnie: wysoka, smuka i milczca. - Przyszedem wyszeptaem. do ciebie -

Nagle przyklkna. Obja mnie ramionami, podniosa i zabraa. Bl w plecach, w miejscu gdzie podtrzymywaa mnie ramieniem, zada mi cios ostatni. Straciem przytomno.

*** Wsczao si we mnie ciepo, niosc ze sob bl. Leaem na boku, w jakim wntrzu, bo wiatr byo sycha jak ocean zza ciany. Czuem zapach herbaty i kadzida, farby i wirw z drewna, i wenianego dywanika, na ktrym leaem. Twarz mi pona. Nie mogem powstrzyma dreszczy, cho kada ich fala budzia palcy bl w plecach. W doniach i stopach czuem mrowienie. - Wzy przy paszczu masz zamarznite. Musz je przeci. Le nieruchomo. - Gos by zadziwiajco

delikatny, jakby nie nawyky do takiego tonu. Ledwie zdoaem rozewrze jedno oko. Leaem na pododze, twarz obrcony w stron kominka, na ktrym pon ogie. Kto si nade mn pochyli. Ujrzaem bysk ostrza tu przy gardle, ale i tak nie mogem si ruszy. Czuem przecinanie, lecz nie potrafiem stwierdzi, czy n dotkn mojego ciaa. Podniesiono paszcz. - Przymarz mrukn kto. ci do koszuli -

Odniosem wraenie, jakbym zna

ten gos. Gwatownie wcign powietrze. To krew! zamarznita krew. Wszystko to

Mj paszcz wyda dziwny dwik w czasie odrywania. Potem ten kto usiad na pododze obok mnie. Wolno spojrzaem w gr, ale nie daem rady podnie gowy, eby zobaczy jego twarz. Widziaem tylko szczup posta, odzian w mikk koszul z biaej weny. Donie koloru starej koci soniowej podcigny rkawy. Palce byy

dugie i szczupe, nadgarstki kociste. Wsta, pewnie eby co wzi. Zostaem sam. Zamknem oczy. Poczuem zapach wierzby i jesionu grskiego. Odemknem powieki i zobaczyem parujce naczynie z niebieskiej gliny stojce obok mojej gowy. - Wszystko bdzie dobrze odezwa si gos, a rce uspokajajco dotkny mojego ramienia. Potem ciepo. poczuem na plecach

- Znw krwawi - szepnem do

siebie. - Nie. Odmaczam ci koszul. Ponownie gos wyda mi si znajomy. Zamknem oczy. Wtem omit mnie podmuch zimnego powietrza. Czowiek za mn znieruchomia. - Mogaby zapuka - odezwa si z udawan surowoci. Znowu poczuem na plecach ciepy strumyk wody. - Nawet ja miewam czasem goci. Zbliyy si ku mnie spieszne kroki. Kto lekko przycupn obok

na pododze, odgarn mi wosy z twarzy. Widziaem fady spdnicy tkanej grskim splotem. - Kto to jest? wity przybysz? - Wyglda ci na witego? - w gosie brzmia cierpki humor. - Nie mam pojcia, kto to jest. Spjrz, jak ma dziur w plecach. - To wszystko jego krew? Jakim cudem on jeszcze yje? Trzeba go ogrza i umy. - cigna mi rkawiczki. - Patrz na palce! krzykna z przeraeniem. - A czarne na kocach!

Tego nie chciaem widzie. Jaki czas chyba znowu byem wilkiem. Przekradaem si przez nieznajome miasto, uwaajc na psy i wszelki inny ruch, lecz wszystko tutaj byo bia cisz i niegiem sypicym ciemn noc. Znalazem chat, ktrej szukaem. Nosio mnie wok niej w t i z powrotem, ale nie miaem wej. Po jakim czasie uznaem wreszcie, e uczyniem wszystko, co mogem, wic pobiegem na polowanie. Zabiem, zjadem, zasnem. Kiedy znowu otworzyem oczy, pokj by skpany w bladym wietle

dnia. ciany mia zakrzywione. Z pocztku mylaem, e wzrok pata mi figle, potem rozpoznaem ksztat grskich domw. Powoli zaczynaem dostrzega szczegy. Gruby weniany dywanik na pododze, zwyke meble z drewna, okno zamknite natuszczon skr. Na pce dwie lalki opieray si o siebie gowami, obok nich sta drewniany konik i malutki powozik. W kcie wisiaa marionetka. Na stole leay jaskrawo pomalowane kawaki drewna. Dociera do mnie zapach wieych wirw i farby. Lalki - pomylaem. - Kto robi lalki.

Leaem w ku, uoony na brzuchu i przykryty kocem. Byo mi ciepo, skra na twarzy, stopach i doniach pieka nieprzyjemnie, ogromny ciar blu w plecach utrudnia oddychanie. W ustach nie miaem ju tak sucho. Czybym co pil? Chyba sobie przypominaem jaki ciepy wywar, jednak niczego nie byem pewien. Do ka zbliyy si stopy obute w kapcie ze skry i weny. Kto si nade mn pochyli i podnis koc. Chodne powietrze omioto mi skr. Zrczne donie przesuny si po moim ciele, dotykajc okolic rany.

- Jaki on chudy - odezwa si smutno gos starej kobiety. - Gdyby mia na sobie troch ciaa, daabym mu wiksze szans. - Bdzie mu trzeba odj palce rk i ng? - Tym razem gos modej kobiety. Gdzie bardzo blisko. Ta druga pochylia si nade mn. Uja w do moj rk, zacza zgina mi palce i szczypa opuszki. Skrzywiem si, uczyniem saby wysiek, by odsun rk. - Nie. Jeli przeyje, to i palce bdzie mia - ocenia stara bez emocji. - Bd jaki czas bardzo tkliwe, bo musi odrosn odmroona skra, ale nie wygldaj najgorzej. Zabi go moe

rana na plecach. Nie do, e zakaona, to jeszcze tkwi w niej grot i kawaek drzewca. - Moesz to wyj? - zapyta gospodarz o doniach z koci soniowej. Gos dobiega gdzie z dalszej czci izby. - Z atwoci - odpara kobieta. Zdaem sobie spraw, e mwi jzykiem Krlestwa Szeciu Ksistw, z akcentem Krlestwa Grskiego. - Tylko e to si skoczy krwawieniem, a straci tyle krwi, e kada kropla jest na wag zota. Poza tym wtedy zakaenie mogoby si rozszerzy. - Westchna. -

Szkoda, e Jonki nie yje. Ona sobie doskonale radzia z takimi przypadkami. Przecie nie kto inny, tylko ona wydobya strza, ktra przebia pier ksicia Ruriska. Nie jestem takim dobrym medykiem jak ona, ale zrobi wszystko, co ley w mojej mocy. Przyl ci tu ucznia z maci na jego palce i twarz. Trzeba go ni codziennie porzdnie naciera. I nie przera si, kiedy zacznie schodzi skra. Trzeba mu robi okady na plecy, eby jak najlepiej wycign trucizn. Musisz go karmi i poi, powinien je i pi jak najwicej. I niech odpoczywa. Za jaki tydzie wyjmiemy strza.

Mam nadziej, e odzyska siy na tyle, eby to przey. Jofron, znasz jakie kompresy oczyszczajce? - Tak. Na przykad otrby z gsim tuszczem. - Przyrzd je, bd dobre. auj, e nie mog zosta przy nim, ale czekaj mnie obowizki. Zeszej nocy zaatakowano Cedrowy Pagrek. Pojawi si ptak z wiadomoci, e zanim onierze przybyli na pomoc, wielu ludzi odnioso rany. Musz im nie pomoc, a tego zostawi w twoich rkach.

- I w moim ku - dokoczy gospodarz. Za starsz kobiet zamkny si drzwi. Wziem gbszy oddech, ale nie znalazem si, eby si odezwa. Docieray do mnie odgosy nalewanej wody i przestawianych naczy. Leciutko poruszyem gow na poduszce. - Chyba odzyska przytomno odezwaa si Jofron cicho. - Daj mu to, niech sprbuje

wypi, ile da rad. Potem niech odpoczywa. Pjd po otrby i gsi tuszcz. I sprbuj sobie znale co na posanie, bo on pewnie nie ruszy si z ka jaki czas. Przed oczyma pojawia mi si taca z misk oraz kubkiem. Jofron usiada obok mnie. Nie mogem odwrci gowy tak, eby j zobaczy. Nabraa na yk odrobin czego z miski i podsuna mi pod usta. Siorbnem ostronie. Jaki bulion. Z kubka unosia si wo rumianku i waleriany. Kto otworzy i zamkn drzwi. Przez izb wiona fala chodnego powietrza. Druga yka bulionu. Trzecia.

- ...gdzie? wychrypie.

udao

mi

si

- Co? - Nachylia si nade mn nisko. Przysuna do mnie twarz. Niebieskie oczy. Za blisko moich. Mwie co? Nie chciaem nastpnej yki. Nagle jedzenie stao si zbyt wielkim wysikiem. Izba wydaa si ciemniejsza. Gdy obudziem si nastpnym razem, panowaa ciemna noc. Trzaska ogie na kominku. W kaprynym wietle pomieni ogldaem wntrze. Miaem chyba

gorczk. Czuem si bardzo saby i ogromnie chciao mi si pi. Na niskim stoliczku, tu przy ku sta kubek wody. Sprbowaem po niego sign, ale bl w plecach mi to uniemoliwi. Cae plecy miaem odrtwiae od napuchnitej rany. Najmniejszy ruch budzi koszmarny bl. - Wody! - zawoaem, ale przez wyschnite usta wydar si ledwie szept. Nikt nie przyszed. Gospodarz urzdzi sobie posanie przy kominku. Spa jak kot: rozluniony, ale otoczony aur nieustannej ostronoci. Gow

wspar na wycignitym ramieniu, ogie powlek go agodnym wiatem. Serce zamaro mi w piersiach. Wosy, zaczesane gadko, cignite w warkocz, odsaniay twarz - nieruchom, pozbawion wyrazu, przywodzc na myl rzebion mask. Znikny z niej ostatnie lady modzieczej beztroski; policzki byy gadkie, czoo wysokie, nos prosty. Wargi mia ciesze, brod mocniej zarysowan ni dawniej. Taczce pomienie przydaway mu wicej koloru, barwic skr na bursztynowo. Przez ten czas, gdy

si nie widzielimy, bazen urs. Nie by ju karem. Zmieni si bardzo, a przecie min raptem jeden rok. Otworzy oczy powoli, jakbym do niego przemwi. Dusz chwil i on przyglda mi si bez sowa. Potem zmarszczy brwi. Usiad pomau. Wwczas zobaczyem, e naprawd nabra barwy koci soniowej, a wosy ma koloru wieo zmielonej mki. Jego oczy sprawiy, e zamaro we mnie serce. Gdy pad na nie blask pomieni, pojem, e s te, jak u kota. Wreszcie odzyskaem mow.

- Banie - tchnem smutno. - Co ci si stao? - spieczone usta opornie ksztatoway sowa. Wycignem do niego rk, ale gdy poruszyy si minie na plecach, rana otwara si znowu. wiat wok mnie zawirowa, zapadem si w nico. Bezpieczestwo. Takie byo moje pierwsze wiadome odczucie. Wypywao z mikkiego ciepa czystego ka, z pachncej zioami poduszki pod gow. Co ciepego i lekko wilgotnego przyciskao lekko ran na plecach. Bezpieczestwo otulao mnie delikatnie, jak chodne

rce, ktre trzymay moje odmroone donie. Otworzyem oczy i ujrzaem izb rozwietlon ciepym blaskiem promieni soca. Siedzia przy ku na taborecie. Troch spity. Wzrok mia wbity gdzie w mroczny kt. Ubrany by w bia wenian tunik z okrgym konierzem. Zawsze ogldaem go w pstrokatym stroju trefnisia i teraz widok tak prostego ubioru wywar na mnie wstrzsajce wraenie. Jakbym ujrza marionetk, dawniej jaskrawo pomalowan, teraz odart z farby. Samotna srebrna za spyna, znaczc lad obok smukego nosa. Zdumiaem si.

- Banie? - rym razem mj gos brzmia jak skrzeczenie ropuchy. Opad przy ku na kolana. Chwyci kubek z wod i przytkn mi do ust. Uj moj bezwadn do. I mwi cicho, bardziej do siebie ni do mnie. - Co mi si stao, Bastardzie? O bogowie, co si stao tobie, skd masz takie straszne blizny? Co si ze mn stao, e ci nie poznaem, cho niosem na wasnych rkach? Chodnymi palcami przesun niemiao po mojej twarzy, odnajdujc szram i zamany nos. Pochyli si nagle, wspar czoem o

moje. - Kiedy sobie przypomn, jaki bye pikny... - szepn amicym si gosem, a potem umilk. Ciepa kropla jego zy parzya mi twarz. Nagle siad prosto, odchrzkn. Otar oczy rkawem, takim dziecinnym gestem, ktry mi jeszcze bardziej odebra odwag. Wziem gboki zebraem si w sobie. - Zmienie powiedzie. si oddech, zdoaem

- Zmieniem si? Rzeczywicie. Jak mogem pozosta taki sam?

Sdziem, e nie yjesz, e cae moje ycie na nic. A teraz w jednej chwili odzyskaem i ciebie, i wasne istnienie... Otworzyem oczy, zobaczyem ciebie i pomylaem, e w kocu oszalaem. A wtedy ty si odezwae. Mwisz, e si zmieniem? Bardziej ni moesz sobie wyobrazi, chyba przynajmniej tak samo jak i ty. Dzi w nocy ledwie poznaj sam siebie. Troszk przypominao to jego zwyk paplanin. Zaczerpn tchu. - Bastardzie, przez rok byem przekonany, e nie yjesz. Przez cay dugi rok. Nadal trzyma mnie za rk, wic

i mn poruszyo drenie, ktre nim wstrzsno. Wsta raptownie. - Obu nam si przyda kropelka czego mocniejszego - oznajmi. Oddali si gdzie w mroczn izb. Czy naprawd a tak bardzo urs? Jego ciao stracio dziecinne proporcje. By smuky i szczupy, jak zawsze, prny niczym akrobata. Przynis z kredensu flaszk oraz dwa zwyke kubki. Wyj korek. Poczuem zapach okowity, nim zacz nalewa. Wrci na taboret przy ku, poda mi kubek. Zdoaem, mimo poczerniaych palcw, obj naczynie doni. On

chyba nieco si opanowa. Przyglda mi si znad krawdzi swojego naczynia. Uniosem gow, wlaem odrobin pynu do ust. Poowa spyna mi po brodzie, a na koniec zachysnem si, jakbym nigdy dotd nie pil okowity. Wreszcie poczuem ciepo w odku. Bazen pokrci gow i delikatnie otar mi twarz. - Powinienem by wierzy we wasne sny. Bez przerwy nio mi si, e nadchodzisz. Cigle mi powtarzae we nie: id. A ja tak mocno byem przekonany, e zawiodem, e katalizator jest martwy.

- Banie... - odezwaem si cicho. Chciaem, eby przesta mwi. Chciaem tylko czu si bezpieczny i nie myle o niczym. Niestety, nie zrozumia. Popatrzy na mnie i wykrzywi twarz w dawnym bazesko chytrym umieszku. - Nie rozumiesz, tak? Gdy dotara do nas wie, e umare... e ksi Wadczy ci zabi... moje ycie stracio sens. Zrobio si jeszcze gorzej, gdy zaczli tu przybywa pielgrzymi, by mnie powita jako biaego proroka. Wiedziaem, e jestem biaym

prorokiem. Wiedziaem o tym od dziecka, wiedzieli o tym ci, ktrzy mnie wychowywali. Dorastaem ze wiadomoci, e pewnego dnia wyrusz na pnoc, by znale ciebie, i e we dwch pchniemy czas na waciwe tory. Przez cae ycie wiedziaem, co do mnie naley. Ledwie wyrosem z lat dziecinnych, gdy ruszyem w wiat. Samotnie pokonaem drog do Koziej Twierdzy w poszukiwaniu katalizatora, ktrego tylko ja mogem rozpozna. Znalazem ciebie. Nie wiedziae, kim jeste. Byem wiadom zadziwiajcych wypadkw, kiedy ty bezwiednie

zmieniae losy wiata jak kamyk na drodze wytrcajcy koo czasu z dawnej koleiny. Prbowaem ci to powiedzie, ale ty nie chciae o niczym sysze. Katalizator? Nie, to nie ty, ach, skde! - Rozemia si, prawie czule. Wychyli reszt okowity, podetkn mi moje naczynie. Pocignem yk. Wsta, jaki czas kry po izbie, wreszcie usiad i ponownie napeni swj kubek. - Widziaem, e wiat dy ku zagadzie. Bye jednak jeszcze ty, atut nigdy dotd nie wykorzystany w grze. Po mierci krla pozosta

dziedzic rodu Przezornych, a i by jeszcze Bastard Rycerski, katalizator, ktry mia wszystko zmienia tak, eby na tronie zasiad prawowity dziedzic. - Przekn yk okowity, wraz jego oddechem dotar do mnie zapach trunku. Uciekem. Uciekem z pani Ketriken i nie narodzonym dzieckiem, pogrony w aobie, a przecie ufny, e losy wiata potocz si waciw kolej. Gdy ty jeste katalizatorem. Lecz dotara do mnie wie o twojej mierci... - Urwa raptownie, a gdy si znowu odezwa, gos mia dziwnie gruby, pozbawiony

dwicznych nut. - Uczynia ze mnie oszusta. Jak mogem by biaym prorokiem, jeli katalizator straci ycie? C mogem przepowiada? Zmiany, jakie mogyby zaj, gdyby y? Kime bybym, jeli nie ponurym wiadkiem, obserwujcym schyek wiata? Nie miaem ju celu. Widzisz, twoje ycie byo dla mnie warte wicej ni moje. Istniaem tylko jako dopenienie twoich uczynkw. Gorzej: zaczem si zastanawia, czy mj wiat rzeczywicie jest taki, jak sdziem. Czy w ogle byem prorokiem? Czy moe raczej obkanym, moe sam si oszukiwaem? Trwao to rok,

Bastardzie. Przez cay rok byem pogrony w aobie po stracie przyjaciela i opakiwaem wiat, ktrego nie potrafiem uratowa. Moja wina. A gdy dzieci pani Ketriken przyszo na wiat sine i bez ycia... - Nie! - krzyknem z si, ktrej w sobie nie podejrzewaem. Bazen cofn si, jakbym go uderzy. - Ogromnie mi przykro powiedzia z prostot, znowu delikatnie ujmujc moj rk. Powinienem by si domyli, e o

tym nie wiedziae. Krlowa ledwie przeya t strat. Ja take. Potomek rodu Przezornych. Moja ostatnia nadzieja. Wszystko stracone. Do tamtej chwili trwaem dziki przekonaniu, e gdy to dzieci zasidzie na tronie, moe jego obecno wystarczy, by zapobiec katastrofie. Lecz kiedy krlowa, w nagrod za porodow mk, zostaa w ou z martwym dzieciciem... cae moje ycie zamienio si w fars, w oszustwo, w niesmaczny art, ktrym zakpi sobie ze mnie czas. Teraz... przymkn oczy na chwil. - Teraz dowiaduj si, e yjesz. Wic yj i

ja. I znowu, nagle znowu jestem peen wiary. Znowu wiem, kim jestem. - Rozemia si gono, niewiadomy, jak gboko jego sowa zmroziy mi krew w yach. Straciem wiar. Ja, biay prorok, nie wierzyem we wasne przepowiednie! A przecie jeste tu, Bastardzie. Wszystko teraz potoczy si wyznaczon kolej. Raz jeszcze napeni swj kubek. Trunek wylewajcy si z flaszki mia kolor jego oczu. Bazen spostrzeg, e mu si przygldam, umiechn si szeroko. - C, biay prorok nie jest ju

biay? Przypuszczam, e to cecha mojej rasy. Najpewniej z upywem lat nabior wicej koloru. - Machn rk. - Niewane. Za duo gadam. Ty mw, Bastardzie. Powiedz mi wszystko. Jak ci si udao przey? Skd si tutaj wzie? - Krl Szczery mnie wzywa. Musz do niego i. - Wic krl Szczery yje! O chwaa! - Wybuchn radoci. Opowiedz wypadki po kolei. Dugo czekaem na te sowa. Musz wiedzie wszystko. Staraem si, jak mogem. Nie

miaem wiele siy i niekiedy odnosiem wraenie, jakbym si spala w gorczce; wtedy sowa gdzie uciekay i nie mogem sobie przypomnie, w ktrym miejscu przerwaem opowie o minionym roku. Dotarem do czasw, gdy zostaem uwiziony w lochu ksicia Wadczego, a wtedy potrafiem powiedzie tylko: - Godzi mnie i bi. Bazen zerkn na moj znieksztacon twarz i odwrci wzrok. Zrozumia. On take pozna ksicia Wadczego zbyt dobrze. Czeka, ale ja tylko pokrciem

gow. Umiechn si po chwili. - Dobrze, Bastardzie. Jeste bardzo zmczony. Najwaniejsze ju mi opowiedziae. Reszta moe poczeka. Teraz ja ci opowiem, jak min mi ten rok. Prbowaem sucha, wychwytywa najwaniejsze sowa, skadajc je w sercu. Dawno chciaem pozna te wieci. Ksi Wadczy podejrzewa ucieczk. Pani Ketriken, wrciwszy do swych komnat, przekonaa si, e jej starannie wybrane i spakowane

bagae znikny, ukradzione przez szpiegw najmodszego krlewskiego syna. Opucia zamek, zabierajc ze sob jedynie strj, ktry miaa na sobie, oraz spiesznie chwycony paszcz. Tej nocy, gdy bazen z ksin wymknli si z Koziej Twierdzy, pogoda bya fatalna. Ksina jechaa na mojej Sadzy, a bazen ca drog przez cinite lodowat doni zimy Krlestwo Szeciu Ksistw walczy z upartym Fircykiem. Nad Jezioro Bkitne dotarli, gdy ustay zimowe sztormy. Trefni utrzymywa ich oboje i zarabia na podr statkiem przez

szeroko rozlane wody jeziora: pomalowa twarz, pofarbowa wosy i pokazywa na ulicach onglerskie sztuczki. Na jaki kolor pomalowa skr? Na biao, oczywicie. Najlepszy sposb ukrycia zupenie biaej twarzy, ktrej szukali szpiedzy ksicia Wadczego. Pokonali jezioro bez wikszych przygd, minli Ksiycowe Oko i wjechali do Krlestwa Grskiego. Pani Ketriken natychmiast poprosia ojca o pomoc w zdobyciu wieci dotyczcych krla Szczerego. Okazao si, i rzeczywicie dotar do stolicy, ale od kiedy opuci Strome, nikt ju o nim nie sysza.

Krlowa wysaa konnych ladem maonka, nawet sama z nimi wyruszya. Niestety, jej nadzieja przemienia si w aob, gdy daleko w grach odnaleziono miejsce potyczki. Zima i padlinoercy zatarli lady. Nie sposb byo zidentyfikowa adnego z polegych, lecz znaleziono sztandar krla Szczerego z wyhaftowanym kozem. Pozostae na ziemi strzay oraz ludzkie szcztki, ktre miay ebra wyranie przecite mieczem, wykluczay napa zwierzt. Znaleziono mniej czaszek ni cia, a e koci zostay rozwleczone, nie sposb byo

dokadnie oszacowa liczby polegych. Pani Ketriken ywia nadziej, e nie znajdowa si midzy nimi jej maonek, do czasu gdy znaleziono paszcz, ktry mu podarowaa. Wasnymi rkoma wyszya godo koza na piersi. Pod paszczem zostay butwiejce koci i strzpy przyodziewku. Krlowa Ketriken pogrya si w aobie. Wrcia do Stromego rozdarta pomidzy rozpacz a kipic nienawi wobec ksicia Wadczego. Furia zaowocowaa niezomnym postanowieniem, e potomek krla Szczerego zasidzie na tronie Krlestwa Szeciu

Ksistw, e ludem bdzie rzdzi prawowity wadca. Plany owe dodaway jej si do dnia, gdy urodzia martwe dziecko. Od tamtej pory bazen rzadko j widywa. W nieskoczono przemierzaa swoje cite lodem ogrody, majc twarz bia i nieruchom jak nieg okrywajcy rabaty. Wiele byo innych, waniejszych i mniej wanych szczegw w opowieci trefnisia. Sadza oraz Fircyk, dzielne wierzchowce yy i miay si doskonale. Sadza, mimo podeszego wieku, spodziewaa si rebaka. Syszc to, pokrciem gow, niezbyt zadowolony.

Ksi Wadczy stara si wywoa wojn. Podejrzewano, e bandy rabusiw nkajce mieszkacw gr byy wspierane z jego kiesy. Statki z ziarnem, opacone ju wiosn, nigdy nie dotary do miejsca przeznaczenia, a kupcom grskim nie pozwalano wwozi towarw na teren Krlestwa Szeciu Ksistw. Kilka przygranicznych miasteczek pado ofiar napaci - spldrowano je i zupiono, nie pozosta nikt ywy. Krl Eyod, zazwyczaj spokojny, teraz kipia gniewem. Krlestwo Grskie nie miao regularnej armii, lecz nie byo w nim mieszkaca,

ktry by nie chwyci za bro na wezwanie Powicenia. Wojna wisiaa na wosku. Bazen mia te wieci o ksinej Cierpliwej, pani na Koziej Twierdzy, ktre docieray od czasu do czasu za porednictwem kupcw i przemytnikw. Ksina ze wszystkich si wspomagaa obron wybrzea Krlestwa Szeciu Ksistw. Pienidzy brakowao coraz dotkliwiej, lecz mieszkacy stolicy wspomagali wdow po najstarszym krlewskim synu tak zwanym podatkiem kobiecym, jakim si dobrowolnie oboyli, a ona utrzymywaa z tego onierzy i

marynarzy. Kozia Twierdza jeszcze nie upada, cho Zawyspiarze mieli ju obozy w gr i w d caej linii wybrzea Krlestwa Szeciu Ksistw. Zim wojna przycicha, lecz wiosna ponownie skpie kraj we krwi. W niektrych mniejszych twierdzach przebkiwano o paktowaniu ze szkaratnymi okrtami. Inne otwarcie paciy haracz w nadziei uniknicia kunicy. Krlestwo Szeciu Ksistw nie przetrwa najbliszego lata. Tak twierdzi Cier. Nie odezwaem si sowem, gdy bazen mwi o moim mistrzu. U schyku minionego lata przyby on do Stromego sekretnie,

przebrany za wdrownego handlarza, lecz zaraz da si pozna krlowej. Wanie wtedy ujrza go bazen. - Wojna dobrze staremu robi zauway. - Porusza si, jakby mia lat najwyej dwadziecia. Nosi przy boku miecz, a oczy mu byszcz. Lubi patrze na brzuch krlowej, wzdty potomkiem rodu Przezornych, i wraz z ni snu miae plany osadzenia dziedzica krla Szczerego na tronie. No, ale to byo pnym latem. - Westchn. - Niedawno syszaem, e wrci. Prawdopodobnie dosta od krlowej wiadomo o urodzeniu martwego

dziecka. Jeszcze go nie widziaem. Nie wiem, jak mgby nam da nadziej. - Pokrci gow. - Musi istnie potomek rodu Przezornych oznajmi z przekonaniem. - Krl Szczery musi mie nastpc. W przeciwnym razie... - rozoy bezradnie donie. - A ksi Wadczy? Jego dziecko nie wystarczy? - Nie. - Bazen zatopi wzrok w oddali. - Nie. Mog ci to powiedzie z cakowit pewnoci, cho nie potrafi wyjani dlaczego. Wiem tylko, e we wszystkich formach przyszoci ksi Wadczy

pozostaje bezdzietny. Nie ma nawet bkarta. We wszystkich wersjach przyszych dziejw umiera bezpotomnie. Wstrzsn mn dreszcz. Trefni taki by obcy, gdy mwi o podobnych sprawach. A jego dziwne sowa przypomniay mi o jeszcze jednej trosce. - Spotkaem w drodze dwie kobiety: pieniark Wilg i pielgrzymujc staruszk, Pustk. Zday do Stromego. Pustka twierdzia, e szuka biaego proroka. Nie sdziem, e to moesz by ty. Syszae co o ktrej z

nich? Dotary do miasta? Wolno pokrci gow. - Od pocztku zimy nie pojawi si nikt szukajcy biaego proroka. Zamilk, widzc na mojej twarzy obaw. - Oczywicie, nie wiem o wszystkich, ktrzy tu przybywaj. Moliwe, e dotary do Stromego, tylko ja o nich nie syszaem. - Po namyle doda: - Rozbjnicy grasuj na drogach. Moe... przybd troch pniej? Moe s martwe. Wrciy po mnie, a ja zostawiem je same.

- Bastardzie? - Nic, nic. Banie, wywiadczysz mi przysug? - Ju sam ton mi si nie podoba. O co chodzi? - Nie mw nikomu, e tu jestem. Nie mw nikomu, e yj. Westchn ciko. - Nawet krlowej Ketriken? A mog powiedzie, e jej maonek yje? - Banie, musz wykona swoje

zadanie sam. Nie chc budzi w krlowej ponnej nadziei. Raz ju opakaa mier krla Szczerego. Jeli zdoam go tutaj przyprowadzi, bdzie czas na prawdziw rado. Wiem, e prosz o wiele, ale pozwl mi dziaa samotnie. Pniej moe bd potrzebowa twojej pomocy, by wydoby z biblioteki pewn star map. Zaley mi jednak, ebym wyruszy sam. T misj najlepiej speni dyskretnie. Odwrciem od niego wzrok i dodaem: - Niech Bastard Rycerski pozostanie martwy. Tak bdzie lepiej. - Nie zobaczysz si nawet z

Cierniem? niedowierzaniem.

spyta

- On take nie powinien wiedzie, e yj. - Urwaem, zastanawiajc si, co by bardziej rozgniewao starego mistrza: e powayem si targn na ycie ksicia Wadczego, cho zawsze mi tego zabrania, czy e tak mizernie wykonaem zadanie. - Na t wypraw musz ruszy sam. - Powrciem wzrokiem do twarzy trefnisia i ujrzaem na niej niechtn zgod. - Nie powiem, ebym przystawa z ochot, ale nie zdradz ci przed nikim. - Westchn znowu.

Rozmowa zamara. We flaszce pojawio si dno. Siedzielimy w milczeniu. Palia mnie gorczka i trunek. Miaem tyle do przemylenia, tak niewiele mogem zrobi. Jeli leaem nieruchomo, bl w plecach tylko pulsowa. Dotrzymywa kroku biciu mego serca. - Szkoda, e nie udao ci si zabi ksicia Wadczego - zauway nagle bazen. - Wiem. Prbowaem. Jako spiskowiec i skrytobjca jestem do niczego.

Wzruszy ramionami. - Nigdy nie bye w tym dobry. Masz w sobie dziecic naiwno, ktrej nie moe splami adna brzydota wiata, jakby nigdy naprawd nie uwierzy w istnienie za. To mi si zawsze w tobie najbardziej podobao. - Bazen zachwia si lekko na taborecie, ale odzyska rwnowag. - Tego mi najbardziej brakowao, kiedy bye nieywy. Umiechnem si gupio. - A sdziem, e raczej mojej niepowszedniej urody.

Przez jaki czas bazen tylko na mnie patrzy. Potem odwrci wzrok i odezwa si cicho: - Jeste niesprawiedliwy. - Lekko pokrci gow. - Och, Bastardzie, twj wdzik zdawa si tym wikszy, e bye go niewiadomy rzek bez zwykego szyderstwa. Przeciwnie ni ksi Wadczy. On jest piknym mczyzn, lecz wie o tym zbyt dobrze. Nigdy go nie zobaczysz z potarganymi wosami albo policzkami zaczerwienionymi od wiatru. Czuem si dziwnie niewyranie.

- Ani ze strza w plecach, co gorsza - odezwaem si po jakim czasie i obaj wybuchnlimy pijackim miechem. Natychmiast zaatakowa mnie bl, ju w nastpnej chwili walczyem o oddech. Bazen wsta; mimo wypitej okowity niele trzyma si na nogach. Zdj mi z plecw jaki ciekncy woreczek i zastpi go drugim, niemal nieprzyjemnie ciepym, wyjtym z garnczka stojcego na palenisku. Gdy skoczy, przycupn obok mnie. Spojrza mi prosto w twarz. Z jego tych oczu rwnie trudno byo cokolwiek wyczyta, jak

przedtem z bezbarwnych. Pooy smuk chodn do na moim policzku, a potem delikatnie odgarn mi wosy z oczu. - Jutro znowu kady z nas bdzie sob - rzek powanie. - Bazen i Bastard. Albo biay prorok i katalizator, jeli wolisz. Bdziemy musieli podwign los, cho niewiele nas on obchodzi, i odgrywa role, jakie nam przypisa. Ale teraz, tutaj, kiedy jestemy sami, kiedy ty jeste sob i ja sob, chc ci powiedzie szczerze: ciesz si, e yjesz. Kady twj oddech jest moim. Skoro mj los musi by zwizany z jakim czowiekiem,

ciesz si, e to jeste ty. Na jedn chwil przycisn czoo do mojego. Potem westchn ciko i odsun si ode mnie. - pij, chopcze - rzek, udatnie imitujc gos Ciernia. - Wkrtce nadejdzie jutro. Czeka nas praca. Zamia si niegono. - Musimy przecie ocali wiat.

Rozdzia dwudziesty pierwszy Trudne spotkania

Dyplomacja moe by rozumiana jako sztuka posugiwania si tajemnicami. Czyme byaby negocjacja, gdyby nie istniay sekretne atuty? Potrzebne s jednakowo w ustalaniu warunkw maestwa i przy zawieraniu uzgodnie handlowych pomidzy

krlestwami. Kada strona rozmw jest wiadoma, na ile ma moliwo ustpi, by czyni zado swym pragnieniom; w szermowaniu niewiadomymi kryje si sukces najtrudniejszego ukadu. Nie ma w yciu czowieka adnego dziaania wolnego od wpywu tajemnic: czy to w grze kar danej, czy w sprzeday krowy. Korzy odnosi zawsze ten, kto lepiej przewidzi, ktr niewiadom ujawni i kiedy. Krl Roztropny lubi mawia, e nie ma wikszej korzyci, ni zna sekrety nieprzyjaciela, gdy on wierzy, i jest przeciwnie. Moe jest to najcenniejsza ze wszystkich

tajemnic.

*** Nastpnych dni prawie nie pamitam. Albo krtka rozmowa z baznem wyczerpaa resztki moich si, albo poczuem si na tyle bezpieczny, by si podda chorobie. Zapewne jedno i drugie. Leaem w ku, otumaniony gorczk, bardziej lub mniej nieprzytomny, ale cigle, niczym na werblu wybijajcym rytm blu, pulsowao we mnie wezwanie ksicia Szczerego.

Chod do mnie. Chod do mnie! Inne gosy docieray do mnie czasem, a ten trwa bez ustanku.

*** - Jest przekonana, e wanie o ciebie jej chodzi. I ja jej wierz. Chyba powiniene si z ni zobaczy. Przebya dug i trudn drog, szukajc biaego proroka mwia Jofron cicho. Usyszaem, jak energicznie odkada tarnik. bazen

- Powiedz jej wobec tego, e si omylia. Powiedz jej, e jestem biaym lalkarzem. Powiedz jej, e biay prorok mieszka kawaek dalej na tej ulicy, pite drzwi po lewej. - Nie bd z niej kpia - odpara Jofron powanie. - Przybya z bardzo daleka, specjalnie do ciebie. W drodze omal nie stracia ycia. Zgd si, wity przybyszu. Czeka przed chat. Porozmawiaj z ni chocia przez chwil. - wity przybyszu! - prychn bazen z pogard. - Naczytaa si za duo starych zwojw. Podobnie ona. Nie, Jofron, nic z tego. -

Westchn. - Powiedz jej, e porozmawiam z ni za dwa dni doda agodniejszym tonem. - Nie dzisiaj. - Skoro tak chcesz... - Jofron najwyraniej nie aprobowaa decyzji trefnisia. - Jest z ni jeszcze jedna. Pieniarka. Tej nie tak atwo si pozby. Chyba szuka twego podopiecznego. - O nie, pki nie wyzdrowieje, musi mie spokj. Czemu pieniarka szuka go w mojej chacie? Nikt nie wie, e on tutaj jest. Nikt oprcz ciebie, mnie i medyczki.

Poruszyem ustami. Prbowaem powiedzie, e chciabym zobaczy Wilg, e nie chc jej odprawia. - Wiem. Medyczka jest zreszt nadal w Cedrowym Pagrku. Tylko e ta pieniarka to mdra kobieta. Wypytaa dzieci o obcego. A dzieci, jak zwykle, wiedz wszystko. - I powiedz wszystko - dokoczy bazen ponuro. Rozzoszczony rzuci jakie narzdzie. - Widz, e nie mam wyboru. - Zobaczysz si z nimi? Parskn jakby miechem.

- Oczywicie, e nie. Miaem na myli, e bd musia je okama.

*** Popoudniowe soce skonymi promieniami kado mi si na powiekach. Obudziy mnie podniesione gosy. - Chc go tylko zobaczy upieraa si rozzoszczona kobieta. Wiem, e on tutaj jest. - Ach, wobec tego musz chyba przyzna racj. Niestety, akurat pi

- odpar bazen ze spokojem, ktry mg doprowadzi do furii. - Nie szkodzi. Nadal chc go zobaczy - oznajmia Wilga. Trefni westchn z gbi serca. - Mgbym ci wpuci, eby go zobaczya. Zapewne jednak pragnaby wwczas go dotkn. Dotknwszy go, chciaaby zaczeka, a si obudzi. Doczekawszy tego momentu, zdecydowaaby, e chcesz z nim porozmawia. I tak bez koca. A ja mam dzisiaj duo pracy. Lalkarz nie jest panem samego siebie.

- Nie jeste lalkarzem. Wiem, kim jeste. I wiem, kim on jest naprawd. Byo mi zimno. Skuliem si pod kocami. Bardzo chciaem, eby zamknli drzwi. - Tak, tak. Ty i Pustka znacie nasz wielki sekret. Ja jestem biaym prorokiem, a on to pasterz o imieniu Miy. Dzisiaj jestem zbyt zajty: przepowiedziaem, e do jutra skocz kilka lalek. Pki on pi, liczc owce przez sen. - Nie o tym mwi. - Wilga zniya gos, ale i tak dobrze j

syszaem. - On jest Bastardem Rycerskim, synem ksicia Rycerskiego, ktry abdykowa. A ty jeste nadwornym baznem. - Kiedy, dawno temu, byem baznem. W Stromym to adna tajemnica. Teraz jednak jestem lalkarzem, a drugiego tytuu nie uywam, wic moesz go odnie do siebie, jeli taka twoja wola. Jeli za chodzi o Miego, w tych dniach naley mu si tytu pastucha poduchy. - Pjd Ketriken. z tym do krlowej

- Suszna decyzja. Jeli chcesz zosta jej baznem, z pewnoci wanie do niej powinna si uda. Pozwl, e co ci poka. Nie, nie, musisz si cofn, eby dobrze ogarna cao. Oto prosz usyszaem trzaniecie drzwi i zgrzyt rygla - zewntrzna strona moich drzwi - obwieci trefni pogodnie. Sam je pomalowaem. adnie? Dotar do mnie omot, jakby kopnicie, a potem jeszcze kilka. Bazen, mruczc co pod nosem, wrci do pracy. Uj drewnian gwk lalki i pdzelek. Spojrza na mnie.

- pij. Nie da rady tak atwo zobaczy si z krlow. Wadczyni ostatnio rzadko przyjmuje goci. Jeli nawet tej upartej kobiecie uda si stan przed obliczem monarchini, nikt jej nie uwierzy. Na razie nic lepszego nie moemy zdziaa. Zbieraj siy. Obawiam si, e bdziesz ich potrzebowa.

*** lepiami wilka widziaem wiato dnia na nienej bieli. Brzuch przycinity do niegu, midzy drzewami, c wida tam w dole?

Mode istoty ludzkie w zabawie podskakuj, goni si i popychaj, tocz po niegu. Nie rni si zbytnio od szczeniakw. Tylko im zazdroci. Dorastajc, nie mielimy wok innych szczeniakw, z ktrymi mona by si bawi. Ach, zbiec na d i przyczy si do zabawy. Przestrasz si, wiemy o tym dobrze. Wolno jedynie patrze. Przenikliwe krzyki sycha z daleka. Warkoczyki tej maej podskakuj, kiedy gania po niegu... - Bastardzie, obud si. Musz z tob porozmawia. Co sprawia, e gos bazna

przebija si przez otumanienie i bl. Otworzyem oczy, zaraz zmruyem je bolenie. W izbie byo mroczno, ale on ustawi gar wiec na pododze przy ku. Usiad obok, zagldajc mi w twarz powanie. Zdawao mi si, e nadzieja byszczy mu w oczach i bka si w kcikach ust, ale te robi wraenie, jakby mi przynosi ze wieci. - Suchasz? Syszysz mnie? - Tak - udao mi si wykrztusi ochryple. Chyba nie ja nabieraem si, eby medyczka moga wycign mi

strza z plecw, raczej rana miaa si coraz lepiej. Kadego dnia powiksza si obszar blu. Mylaem o nim bezustannie, trudno mi byo si skupi na czymkolwiek innym. - Jadem u krlowej obiad z Cierniem. Ma dla nas wieci. Przekrzywi gow i uwanie obserwowa moj twarz. - Cier twierdzi, e w Ksistwie Kozim yje potomek rodu Przezornych. To jeszcze dziecko i w dodatku bkart, ale z tej samej linii co krl Szczery i ksi Rycerski. Cier powtrzy te sowa pod przysig.

Zamknem oczy. - Bastardzie. Bastardzie! Obud si i suchaj. To dziewczynka. Cier chce przekona krlow Ketriken, eby uznaa to dziecko. By oznajmia, e jest potomkiem jej i krla Szczerego, a o martwych narodzinach rozgoszono tylko w obronie przed skrytobjcami albo e jest to nieprawa crka krla Szczerego, ale krlowa Ketriken zdecydowaa siej uzna i przyj jako swoj. Nie mogem si ruszy. Nie mogem oddycha. Moja creczka. Otaczana opiek, chowana,

pilnowana przez Brusa. Zabrana na tron. Odebrana Sikorce i oddana krlowej. Moja malutka dziewuszka; nie znaem nawet jej imienia. Zabrana, by zosta ksiniczk, a w przyszoci krlow. Odebrana mi na zawsze. - Bastardzie! - Bazen pooy mi do na ramieniu, cisn lekko. Otworzyem oczy. Nie masz mi nic do powiedzenia? - zapyta ostronie. - Pi.

W czasie gdy poszed po wod, jako si opanowaem. Zanim odj mi kubek od ust, zdecydowaem, jakie pytanie bdzie najbardziej przekonywajce. - Co powiedziaa krlowa Ketriken na wie, e krl Szczery ma dziecko z nieprawego oa? Wtpi, by j ta wiadomo ucieszya. Niepewno odmalowaa si na twarzy bazna. - Dziecko urodzio si przy kocu czasu zbiorw. Za pno, eby krl Szczery zdy je spodzi przed wyruszeniem na wypraw. Krlowa

zorientowaa si wczeniej ni ja. To ty musisz by ojcem - doda nieomal czule. - Kiedy krlowa Ketriken zapytaa o to Ciernia wprost, waciwie przyzna jej racj. - Przyglda mi si z uwag. - Nie wiedziae? Wolno pokrciem gow. Czyme by honor dla kogo takiego jak ja? Bastard i skrytobjca, jakie miaem prawo do szlachetnoci duszy? Wypowiedziaem kamstwo, przez ktre zawsze bd sob gardzi. - Nie mog by ojcem dziecka zrodzonego w czas zbiorw. Sikorka odsuna mnie od swego oa kilka

miesicy przed wyjazdem z Koziej Twierdzy. Jeli matk jest Sikorka i utrzymuje, e dziecko jest moje, kamie. Przykro mi, banie dodaem, starajc si, eby moje sowa brzmiay szczerze. - Nie spodziem dla ciebie potomka rodu Przezornych ani nie zamierzam tego uczyni. - Pozwoliem, by gos mi si zaama, a zy przesoniy oczy. Dziwne, e to moe przynie tyle blu. e Sikorka moga chcie przedstawi cudze dziecko jako moje. - Zamknem oczy. - Jak syszaem - odezwa si trefni cicho - Sikorka nic nie mwia o dziecku. Jestem

przekonany, e nie zna planw Ciernia. - Powinienem chyba zobaczy si z Cierniem i krlow Ketriken. Odsoni przed nimi prawd. Zrobi to, gdy tylko nabior si. Teraz, banie, zostaw mnie samego poprosiem. Nie chciaem widzie jego wspczucia ani zdumienia. Modliem si, eby uwierzy w moje kamstwo, cho gardziem sob, e tak podle szkalowaem Sikork. Leaem z zamknitymi oczyma, a on zabra wiece i odszed.

Jaki czas w ciemnociach pograem si w nienawici do samego siebie. Prbowaem przekonaniu, susznie. si utwierdzi w e postpiem

Jeli kiedykolwiek do niej wrc, wszystko jej wytumacz. A jeli nie, przynajmniej nie zabior jej dziecka. Mimo wszystko czuem si zdrajc.

***

niem sen jednoczenie wyrany i niejasny. upaem czarny kamie. Tylko o tym by sen, bezkresny w swojej monotonii. Jako duta uywaem sztyletu, jako motka odamka skay. Donie miaem cae w strupach, bo kamie wiele razy zelizgiwa si z rkojeci. Nic nie mogo mnie powstrzyma. upaem czarny kamie. I czekaem, eby kto przyszed mi pomc.

*** Pewnego dnia, obudziwszy si, ujrzaem Pustk siedzc przy moim

ku. Mgliste wiato zimowego dnia, wsczajce si przez okno, padao na jej twarz. Spostrzega, e nie pi. Pokrcia gow. - Powinnam si bya domyli. Taki bye dziwaczny. Jeste zwizany z samym biaym prorokiem. - Przysuna si bliej, zniya gos do szeptu. - Nie chce pozwoli Wildze z tob porozmawia. Mwi, e jeste za saby na tak wawego gocia. I e nie chcesz na razie zdradza swojej obecnoci. Mog jej przekaza wiadomo, jeli chcesz. Zamknem oczy.

*** Jaskrawy poranek i pukanie do drzwi. Nie mogem spa ani czuwa, bo palia mnie gorczka. Piem herbat z wierzby. Piem i piem, a brzuch mi pcznia. Cay czas si pociem albo draem z chodu. Znowu pukanie, goniejsze. Pustka odstawia kubek, ktrym mnie drczya. Trefni siedzia przy stole, zajty prac. Odoy jakie narzdzie, ale Pustka zawoaa: - Ja otworz!

Wilga wpada do rodka tak gwatownie, e staruszka krzykna zaskoczona. Pieniarka strzsna nieg z kaptura i paszcza. Obrzucia bazna triumfujcym spojrzeniem. On tylko serdecznie do niej pomacha, zupenie jakby jej oczekiwa, i bez sowa wrci do rzebienia w drewnie. W oczach Wilgi rozgorzay jasne iskry gniewu, jednoczenie wyczuem, e jest z czego wyjtkowo zadowolona. Usiada na pododze obok ka, skrzyowaa nogi. - Witaj, Bastardzie. Ciesz si, e w kocu znowu ci widz. Pustka powiedziaa mi, e jeste ranny.

Przyszabym wczeniej, ale mnie nie wpuszczono. Jak si czujesz? Prbowaem zebra myli. Wolabym, eby mwia ciszej. - Zimno mi - poskaryem si zirytowany. - I zgubiem kolczyk. Odkryem strat nie dalej jak tego ranka. Bardzo mnie to rozdranio. Nie pamitaem, dlaczego kolczyk jest taki wany, ale nie mogem przesta o nim myle. Wilga cigna rkawiczki. Jedn do nadal spowijay bandae. Dotkna mojego czoa drug rk, cudownie chodn.

- Przecie on ponie z gorczki! wykrzykna oskarycielsko do bazna. - Nie pomylae, eby mu da herbaty wierzbowej? Bazen zdj jeszcze jeden wirek z kawaka drewna. - Uwaaj, eby nie przewrcia garnczka z herbat wierzbow, ktry stoi tu przy twoim kolanie. Jeeli zdoasz wmusi w niego jeszcze troch wywaru, okaesz si lepsza ode mnie. - Nastpny wirek. - To akurat nic trudnego odparowaa Wilga sodkim

gosikiem. - Nie zgubie kolczyka zwrcia si do mnie agodniejszym tonem. - Popatrz. - Wyja klejnocik z sakwy przy pasie. Byem na tyle przytomny, e zauwayem, i jest ciepo odziana w grskie ubranie. Rce miaa chodne i troch szorstkie. Czuem to, gdy wkadaa mi kolczyk w ucho. - Skd go masz? - Poprosiam Pustk, eby mi przyniosa - przyznaa bez ogrdek. - Lalkarz nie pozwala mi si z tob zobaczy, a musiaam mie jaki dowd dla krlowej Ketriken, e

moja opowie jest prawdziwa. Nie dalej jak dzisiaj udao mi si porozmawia z ni sam i z jej doradc. Na moment zupenie. oprzytomniaem

- Bya u krlowej Ketriken? Co ty narobia?! krzyknem przeraony. - Co jej powiedziaa? - Jak to co? - Wilga bya wyranie poruszona. - Wszystko co musiaa wiedzie, eby ci pomc przygotowa wypraw. e yjesz. e krl Szczery nie umar i wyruszasz na jego poszukiwanie. e

trzeba posa wiadomo o tobie Sikorce, by nie podupadaa na duchu i jako daa sobie rad z twoim dzieckiem, pki nie wrcisz. e... - Zaufaem ci! - krzyknem w rozpaczy. - Powierzyem ci swoje tajemnice, a ty mnie zdradzia! Ale ze mnie gupiec! - Nieprawda, to ja jestem gupiec - wtrci trefni. Wolno podszed do ka. - Wierzyem, i darzysz mnie zaufaniem. Twoje dziecko... Potomek rodu Przezornych... Wiesz, co dla mnie oznacza ta wiadomo. Dlaczego mnie okamae?

Dlaczego? Nie wiedziaem, co byo gorsze: bl w oczach bazna czy triumf w spojrzeniu, jakim obrzucia go Wilga. - Musiaem kama, eby j chroni! To moje dziecko, a nie potomek Przezornych! Moje i Sikorki! Dziecko, ktre bdzie roso kochane i wolne, nie adne krlewitko. I nie chc, by ktokolwiek powiedzia Sikorce, e yj! Sam musz jej to powiedzie! Wilgo, jak moga mi to zrobi? Co za dure ze mnie! Jak mogem w ogle mwi o tych sprawach?

Teraz Wilga wygldaa na rwnie dotknit jak bazen. Podniosa si sztywno. - Chciaam ci pomc. Ta kobieta ma prawo wiedzie, e jej m yje. Wiatr powia od drzwi. - O ktrej kobiecie mwisz? odezwa si jeszcze jeden lodowaty gos. Ku memu zaskoczeniu, do izby wkroczya krlowa Ketriken, a tu za ni Cier. Ona spojrzaa na mnie, a twarz miaa przeraajc. aoba wyobia gbokie zmarszczki wok

ust, wychudzia policzki. Teraz jeszcze gniew rozpali oczy. Powiew lodowatego wiatru, ktry dosta si do izby, zmrozi mnie do szpiku koci. Wreszcie drzwi zostay zamknite, a ja przesuwaem wzrok od jednej znajomej twarzy do drugiej. Byo ich tyle, a kada mierzya mnie zimnym wzrokiem. Zamrugaem. Tak wiele ich byo, i tak blisko, i wszystkie patrzyy na mnie. adna si nie umiechaa. adna nie cieszya, adna nie witaa. Wyraay tylko tumione emocje, jakie obudziy w nich wszystkie spowodowane przeze mnie zmiany. Tak witano

katalizatora. Na adnej z twarzy nie ujrzaem wyrazu, jaki miaem nadziej zobaczy. Na adnej, prcz twarzy Ciernia. Postpi dwa dugie kroki, w drodze cign rkawice do konnej jazdy. Gdy odrzuci kaptur zimowego paszcza, spostrzegem, e wosy mia zwizane z tyu, jak to czyni wojownicy. Na czole nosi skrzan przepask ze srebrnym medalionem porodku. Na nim widnia kozio z rogami opuszczonymi do ataku. Godo, ktre dla mnie wybra krl Szczery. Wilga spiesznie usuna si Cierniowi z drogi. On nawet jej nie zauway. Usiad na pododze przy

ku, uj moj rk w donie. Przymruy oczy, bolenie zraniony widokiem odmroe. - Och, chopcze, mj chopcze, a ja wierzyem, e jeste martwy. Kiedy Brus przesa wie, e znalaz twoje ciao, mylaem, e mi serce pknie. Rozstalimy si skceni... ale yjesz, chocia niezdrw yjesz! Pochyli si i ucaowa mnie serdecznie. Pogadzi mnie po policzku stwardnia doni, na ktrej ledwie byo zna lady blizn. Zajrzaem mu w oczy i ujrzaem w nich rado. zy przesoniy mi

widok. - Czy naprawd zamierzasz odebra mi crk, by j osadzi na tronie? - zapytaem. - Kolejny nieprawy potomek rodu Przezornych... Pozwolisz, eby staa si narzdziem, jakie i z nas uczyniono? Zacisn usta, niezomny w swym postanowieniu. - Zrobi, co bd musia, by na tronie Krlestwa Szeciu Ksistw zasiad prawowity wadca z dynastii Przezornych. Jestem zwizany przysig. I ty take. - Popatrzy mi

prosto w oczy. Odwrciem wzrok, przeraony. Kocha mnie. Gorzej, wierzy we mnie. Wierzy, e mam si, e chc powici si obowizkom, ktre byy fundamentem jego ycia. I t wiar mg mi utrudni dziaanie bardziej ni ksi Wadczy, powodowany nienawici. Jego wiara we mnie bya tak gboka, e nie waha si rzuci mnie w wir walki, spodziewa si po mnie kadego powicenia. Wstrzsn mn suchy szloch, poruszy strza w plecach. - To nie ma koca! - krzyknem.

Powinno bdzie mnie przeladowaa do mierci. Lepiej niechbym umar! Pozwlcie mi umrze! - Wyrwaem rk z doni Ciernia, nie obchodzio mnie, jak bardzo go zrani ten gest. - Zostaw mnie w spokoju! Cier nawet nie drgn. - On ponie z gorczki - zwrci si oskarycielsko do bazna. - Nie wie, co mwi. Powiniene by da mu herbaty wierzbowej. Usta trefnisia wykrzywi straszny umiech. Zanim zdy wypowiedzie cho sowo, rozleg

si przeszywajcy dwik. W rozdartej skrze okna pojawi si szary eb z wyszczerzonymi lnicymi zbami. Wkrtce we wntrzu znalaz si cay wilk, przewracajc pk z garnczkami penymi zi na stojak ze zwojami. lepun skoczy jak spryna, wbi pazury w drewnian podog, a wyhamowa midzy mn a spiesznie wstajcym Cierniem. Cay czas warcza. Jeli kaesz, zabij wszystkich. Opuciem gow na poduszk. Mj wilk. Oto co zrobiem z nie znajcego za, niewinnego dzikiego

stworzenia. Czy co lepszego, ni Cier uczyni ze mnie? Potoczyem po nich wzrokiem. Kada z otaczajcych mnie twarzy odzwierciedlaa gboki wstrzs, smutek i rozczarowanie, za ktre ponosiem win. Ogarna mnie rozpacz, drczya gorczka. - Przepraszam - rzekem sabo. Nigdy nie byem taki, jak mylelicie. Nigdy. Cisza. Tylko strzeli ogie na palenisku.

Przytuliem twarz do poduszki, zamknem oczy. Wypowiedziaem sowa, ktre musiaem wymwi. - Odszukam krla Szczerego. Jako go znajd i przyprowadz. Nie dlatego e jestem taki, jak wam si wydawao dodaem, wolno podnoszc gow. Na twarzy Ciernia ujrzaem nadziej. - Zrobi to, bo nie mam wyboru. Nigdy nie miaem wyboru. - Ty naprawd wierzysz, e Szczery yje! - krzykna krlowa Ketriken jasnym gosem. Kiwnem gow.

- Tak - udao mi si powiedzie. Tak. Wierz, e yje. Czuj go bardzo wyranie. - Twarz krlowej bya tak blisko, taka ogromna. Zamrugaem, nie mogem skupi wzroku. - Dlaczego wic do tej pory nie wrci? Czy zgubi drog? Moe jest ranny? Czy nie dba o tych, ktrych pozostawi? Zarzucia mnie pytaniami, a ja nie potrafiem ju myle, nie umiaem mwi. Zamknem oczy. Suchaem dugiej ciszy. lepun zaskomla, potem warkn z gbi garda.

- Wyjdmy - zaproponowaa niepewnie Wilga. - Bastard nie czuje si najlepiej. - Moesz wyj - zgodzi si bazen wielkodusznie. - Ja, niestety, nadal tutaj mieszkam.

*** Na polowanie. Czas na polowanie. Patrz tam, ktrdy wszedem, ale bezwonny zagrodzi drog, zakry dziur inn skr. Id do drzwi, skaml cicho i szturcham je nosem. Uchwyt grzechoce niczym

puapka, ktra ma si zamkn. Bezwonny podchodzi; stawia kroki lekko, ostronie. Przechyla si nade mn, kadzie blad ap na drzwiach i otwiera je dla mnie. Wylizguj si w czarny wiat mronej nocy. Dobrze jest rozprostowa koci, uciec od blu i z dusznej chaty, porzuci le dziaajce ciao dla tej pierwotnej wityni z mini i futra. Noc mnie woa, prowadzi na polowanie.

*** Bya inna noc, inny czas.

Wczeniej czy pniej? Nie wiem. Wszystkie moje dni podobne byy jeden do drugiego niczym krople wody. Kto podnis ciepy kompres z mego czoa, zastpi chodniejszym. Wybacz mi, banie powiedziaem. - Przepraszam. -

- Trzydzieci dwa - usyszaem znuony gos. - Pij - doda cieplej. Chodne rce uniosy mi gow. Z kubka polaa si do ust jaka ciecz. Przeknem z wysikiem. Herbata wierzbowa. Odwrciem twarz z obrzydzeniem. Bazen otar mi usta i usiad przy ku. Obrci w stron

wiata jaki zwj, zatopi si w lekturze. By rodek nocy. Prbowaem znowu usn. Myli kbiy mi si wok spraw, w ktrych zawiodem. - Wybacz mi - powiedziaem. - Trzydzieci trzy - rzek bazen, nie podnoszc wzroku. - Trzydzieci trzy? - zapytaem. Spojrza na mnie zdziwiony. - O! Naprawd si obudzie? - Tak. Co trzydzieci trzy?

- Trzydziesty trzeci raz poprosie o wybaczenie. Przepraszae rnych ludzi, czsto mnie. Siedemnacie razy Brusa. Obawiam si, e straciem rachub, ile razy przepraszae Sikork. Aha, i szedziesit dwa razy zapewniae: Ju id, krlu Szczery. - Pewnie mona byo od tego oszale. Przepraszam. - Trzydzieci cztery. Nic nie szkodzi. Po prostu majaczye z gorczki. - Pewnie tak.

Bazen wrci do czytania. - Strasznie jestem zmczony leeniem na brzuchu - poskaryem si. - Pomc ci przekrci si na plecy? - Skrzywi si w umiechu. - Nie, tylko nie to! - Daj mi zna, jeli zmienisz zdanie. - Znowu wzi si do czytania. - Cier wicej nie przyszed? zapytaem.

Bazen westchn, odoy zwj. - Nikt nie przyszed. Medyczka nawymylaa nam wszystkim, e ci niepokoimy. Maj ci zostawi w spokoju, pki nie wycignie ci strzay, co zamierza uczyni jutro. Swoj drog, Cier i krlowa maj o czym rozprawia. Odkrycie, e i ty i krl Szczery jestecie ywi, wiele dla nich znaczy. - Dawniej wczyliby do tych dyskusji take mnie. - Wiedziaem, e zaczynam si uala nad sob, ale nie umiaem zamilkn. - Na pewno uwaaj, e nie mona mi ju ufa. Trudno ich za to wini.

Wszyscy mnie teraz nienawidz. Za to, e miaem przed nimi tyle sekretw. Za to, e zawiodem na tyle sposobw. - O nie, nie moesz mwi, e wszyscy ci nienawidz - zbeszta mnie bazen delikatnie. - Tak naprawd nienawidz ci tylko ja. Utkwiem wzrok w jego twarzy. Uspokoiem si, dostrzegszy cyniczny umiech. - Sekrety. - Westchn. - Ktrego dnia napisz dug rozpraw filozoficzn o sile tajemnic skrywanych i ujawnionych.

- Masz jeszcze okowit? - Znowu spragniony? Prosz, zechciej skosztowa jeszcze herbaty wierzbowej - zaproponowa z wyszukan galanteri. - Jest jej mnstwo, wiesz przecie. Cae wiadra. Wszystko dla ciebie. - Myl, e gorczka troch mi spada - przyznaem pokornie. Dotkn mojego czoa. - Rzeczywicie. Mimo wszystko medyczka pewnie by nie bya zachwycona, gdyby si znowu upi.

- Nie ma jej tutaj - zauwayem znaczco. Unis wysoko jedn blad brew. - Brus byby z ciebie bardzo dumny. Podnis si z gracj i podszed do dbowego kredensu. Ostronie omin lepuna, rozcignitego przy kominku, pogronego w przesiknitym ciepem nie. Ci dwaj musieli zawrze jakie porozumienie. lepun spa tak gboko, e nawet nie ni. W dodatku mia peen brzuch. Gdy signem ku niemu, zadrgay mu

apy, wic si wycofaem. Bazen ustawi na tacy kubki oraz flaszk okowity. Wydawa si jaki przygaszony. - Chciabym, eby mi wybaczy odezwaem si. - Przepraszani ci. - Trzydzieci pi i trzydzieci sze. - Powinienem by ci zaufa i powiedzie o mojej creczce. - Nic, ani gorczka, ani strzaa w plecach nie mogy powstrzyma mojego umiechu, gdy wymawiaem sowa: moja creczka. Postanowiem teraz mwi tylko prawd. Zakopotao

mnie, e odebraem to jako nowe dowiadczenie. - Nigdy jej nie widziaem. Tylko dziki Mocy, a to nie to samo. Chc, eby pozostaa moja. Moja i Sikorki. Nie chc, eby to dziecko naleao do krlestwa, eby roso z brzemieniem przytaczajcej odpowiedzialnoci. Niech bdzie zwyk ma dziewczynk, zrywajc kwiatki, robic wiece razem z matk, robic... - zaciem si - wszystko, co normalnie robi dzieci dokoczyem. - Jeli Cier odbierze j Sikorce, wwczas nic z tego. Od chwili gdy kto na ni wskae i powie: Oto dziecko, ktre moe

by dziedzicem dynastii Przezornych, moja creczka znajdzie si w niebezpieczestwie. Bdzie musiaa by strzeona, bdzie musiaa si nauczy y w strachu, way kade sowo i uczynek. W imi czego? Nie jest przecie krlewsk dziedziczk. Jest bkartem bkarta. - Wymwiem te szorstkie sowa z ogromnym trudem, przysigajc sobie, e nikt nigdy nie rzuci ich mojej crce w twarz. - W imi czego wystawia j na takie niebezpieczestwo? Co innego, gdyby si urodzia w paacu, gdzie strzegyby j setki onierzy, ale przecie ona ma tylko Sikork i

Brusa. - Jest z nimi Brus? Ach, Cier wybra Brusa do tej roli, bo uwaa go za rwnego setce stranikw. A przy tym Brus jest o wiele bardziej dyskretny - zauway trefni. Czy wiedzia, jak mnie to dotkno? Nala trunku. Udao mi si podnie kubek. - Za twoj creczk - wznis toast. - Twoj i Sikorki. Wypilimy. Okowita palia mnie w gardo.

- Jednym sowem - podjem Cier, wiedzc o wszystkim, wysa do Sikorki Brusa. Obaj si dowiedzieli przede mn. - Dlaczego miaem uczucie, jakby mi co ukradli? - Podejrzewam, e tak byo, ale pewnoci nie mam. - Trefni zamilk, jakby si zastanawia, czy powinien mi co powiedzie. W kocu powzi decyzj. - Staraem si poskada wszystko w jak sensown cao i bardzo dokadnie liczyem czas. Myl, e ksina Cierpliwa czego si domylaa. Moim zdaniem dlatego wanie zacza posya Sikork do opieki

nad Brusem, kiedy lea ze zranion nog. Nie potrzebowa a takiej dbaoci i wiedzia o tym rwnie dobrze jak ksina. Jest dobrym suchaczem, gwnie dlatego e sam tak mao si odzywa. Sikorka pewnie miaa potrzeb si zwierzy komu, kto kiedy sam wychowywa bkarta. Tamtego dnia, gdy siedzielimy w jego izbie... Pamitasz? Wysae mnie, eby Brus sprawdzi, co moe zaradzi na moje obite rami... Wtedy, kiedy przytrzymae ksicia Wadczego przed komnatami krla i uchronie naszego monarch... - Zaraz si otrzsn ze wspomnie. -

Poszedem na gr, do izdebki Brusa i usyszaem, e kci si z Sikork. W zasadzie Sikorka kcia si z Brusem, a Brus milcza, co, jak wiadomo, jest w takiej sytuacji bardzo irytujce. Skorzystaem z okazji i podsuchaem - przyzna szczerze. - Nie udao mi si wiele usysze. Dziewczyna nalegaa, eby Brus zdoby dla niej szczeglne zioa. Nie chcia. Wreszcie przyrzek, e nikomu o niczym nie powie, i wymg na dziewczynie obietnic, e wszystko przemyli raz jeszcze i postpi tak, jak jej podyktuje serce, a nie rozum. Potem nikt si ju nie odzywa, wic wszedem. Sikorka

wkrtce wysza. W niedugim czasie pojawie si ty i powiedziae, e ci zostawia. - Przerwa. - Patrzc na to teraz, widz, e byem rwnie lepy jak ty, skoro niczego si nie domyliem. - Bardzo ci dzikuj - odezwaem si oschle. - Nie ma za co. Musz nas jednak troch usprawiedliwi. Trzeba przyzna, e w tamtym czasie sporo mielimy na gowie. - Oddabym wszystko, eby si mc cofn w czasie i powiedzie jej, e nasze dziecko bdzie dla

mnie najwaniejsze w wiecie. Waniejsze ni monarcha i krlestwo. - Aha. Czyli opuciby tamtego dnia Kozi Twierdz i pody za wybrank swego serca nawet na kraj wiata. - Bazen przymruy oko. Milczaem jaki czas. - Nie mgbym tak postpi przyznaem wreszcie. Dawiy mnie w gardle te sowa, wic je spukaem okowit. - Wiem. I rozumiem. Widzisz,

aden z nas nie moe uciec przed swoim losem, dopki jestemy schwytani w puapk czasu. I adne dziecko - doda ciszej - nie uniknie przyszoci zgotowanej mu przez przeznaczenie. Ani bazen, ani bkart. Ani crka bkarta. Przeszed mnie dreszcz. Mimo caej niewiary, przecie si baem. - Chcesz powiedzie, e wiesz co o jej przyszoci? Westchn, pokiwa gow. Potem si umiechn, pokrci gow przeczco.

- Widzisz, tak to wanie u mnie wyglda. Wiem co o potomku rodu Przezornych. Jeli proroctwo jej dotyczy, bez wtpienia za jaki czas przeczytam ktr star przepowiedni i powiem: Ach, oczywicie, przecie wszystko to zostao przewidziane. Nikt tak naprawd nie pojmuje proroctwa, dopki si ono nie speni. Podobnie jak z podkowami. Kowal pokazuje ci kawaek elaza, a ty jeste pewien, e ten zom do niczego si nie nadaje, lecz po woeniu do ognia i wykuciu pasuje doskonale do kopyta. - Z tego wynika, e prorocy

gosz przepowiednie, ktre okazuj si prawdziwe dopiero po fakcie. - Dobry prorok, jak dobry kowal, pokazuje ci, e pasuj doskonale. Wyj pusty kubek z mojej doni. Powiniene si teraz przespa. Jutro medyczka wycignie ci strza. Musisz by silny. Nagle poczuem, e ci mi powieki.

***

Cier mocno trzyma mnie za nadgarstki. Przyciskali mnie do twardej drewnianej awy. Bazen sta w rozkroku nad moimi nogami i z caej siy naciska mi na biodra. Nawet Pustka braa w tym udzia dociskaa mi do awy obnaone ramiona. Czuem si jak winiak unieruchomiony w kratownicy rzenika. Wilga staa tu obok ptna opatrunkowego i misy z gorc wod. Gdy Cier wycign mi rce do przodu, odniosem wraenie, e moje ciao zostao rozdarte na p, poczynajc od gnijcej rany na plecach. Medyczka kucna przy moim boku. Ktem

oka dojrzaem w jej doni cgi. Z czarnego elaza. Pewnie poyczone od kowala. - Gotowi? - zapytaa. - Nie - wymamrotaem. Nie zwrcili na mnie uwagi. Nie do mnie byo skierowane pytanie. Przez cay ranek medyczka mnie ugniataa, wyciskaa cuchnce jady gangreny z moich plecw, a zaczem si wi z blu i pomstowa. Ignorowali moje przeklestwa wszyscy prcz trefnisia, ktry podsuwa mi znaczne w nich ulepszenia. Znowu

by sob. Przekona lepuna, eby wyszed z chaty. Wyczuwaem wilka krcego przy drzwiach. Prbowaem go upewni, e to, co mi robi, jest konieczne. Wycignem z niego wystarczajco duo kolcw, by mia niejakie pojcie o blu nie do uniknicia. Mimo wszystko podziela mj strach. - Zaczynaj - odezwa si Cier do medyczki. Pochyli gow blisko mojej, jego broda drapaa mnie w ogolony policzek. - Spokojnie, chopcze - tchn mi w ucho. Zimne szczki kleszczy dotkny

mego rozpalonego ciaa. - Przesta dysze. Nie ruszaj si pouczya mnie medyczka surowo. Prbowaem. Odniosem wraenie, e zanurzya narzdzie w moich plecach, szukajc najlepszego miejsca do uchwycenia. Mina wieczno naszpikowana prbami, nim powiedziaa: - Trzymajcie go. Zwary si metalowe szczki. Szarpna, wyrywajc mi z ciaa krgosup.

Tak to w kadym razie poczuem. Przy pierwszym otarciu metalu o ko zapomniaem, e postanowiem nie krzycze. Zawyem z blu i straciem przytomno. Wpadem w otcha, dokd nie siga sen ani czuwanie. Zaznajomiem si z ni a nazbyt dobrze przez wiele dni choroby i gorczki.

*** Rzeka Mocy. Znalazem si w niej, a ona przeze mnie przepywaa. Pojem, e zawsze

bya o krok ode mnie. Tylko o krok. Wyzwolenie od blu i samotnoci. Prdka i sodka. Rozpadaem si w niej na strzpy. Znikaem. Bl take znika. Nie wolno - wzbroni mi krl Szczery. - Wracaj, Bastardzie! Tak samo przeganiaby dziecko od ognia. Wrciem. mae

***

Jak nurek spod powierzchni wrciem na tward aw. Kto krzykn co o krwi i zawoa o ptno ze niegiem. Przycinito mi je do plecw, a rozmoczony czerwony gagan spad na dywanik bazna. Plama rozlaa si po wenie i ja pynem wraz z ni. Rozpywaem si, a jasno owietlona izba pena bya czarnych plamek. Medyczka robia co przy ogniu. Wycigna z pomieni inne narzdzie kowala. Byszczao, a ona z nim do mnie podesza. - Czekaj! - krzyknem przeraony i prawie udao mi si uciec z awy, tyle e Cier chwyci mnie za

ramiona. - Tak trzeba - rzuci ochryple i przytrzyma mnie w elaznym ucisku. Podesza bliej. Z pocztku poczuem tylko ucisk. Dotar do mnie swd palonego ciaa. Zdyem pomyle, e nic mnie to nie obchodzi, bl szarpn mn mocniej ni ptla kata. Zagarna mnie czer. Powieszony nad wod i spalony! - krzyknem w rozpaczy. Wilk zaskowycza.

*** Wynurzenie. wiato coraz bliej. Nurkowaem gboko w wodzie ciepej i penej snw. Zakosztowaem krawdzi wiadomoci, zaczerpnem oddechu przebudzenia. Cier. - ... moge mi przynajmniej powiedzie, e jest yw i e przyszed do ciebie. Na Ed i Ela, banie, jak czsto powierzaem ci swoje najwiksze sekrety?

- Prawie tak czsto, jak tego nie robie - odpar cierpko trefni. Bastard prosi, ebym utrzyma jego obecno w tajemnicy. I tak byo, dopki ta pieniarka si nie wmieszaa. Co to komu szkodzio, eby mia spokj do czasu wyjcia strzay? Syszae, jak majaczy. Czy to s majaki czowieka, ktry yje w zgodzie z samym sob? Cier westchn. - Mimo wszystko moge mi powiedzie. Wiesz, ile dla mnie znaczy wiadomo, e on yje. - Wiesz, ile dla mnie znaczy

wiadomo, e istnieje potomek rodu Przezornych - odparowa bazen. - Powiedziaem ci w tym samym czasie co krlowej. - Aha. A od jak dawna wiedziae o dziecku? Kiedy wysae Brusa, eby chroni Sikork? Gdy bye tu ostatnio, wiedziae, e Sikorka nosi pod sercem dziecko Bastarda, a nic mi nie powiedziae. Cier a si zatchn. - Tych imion nie powinno si wymawia i tutaj - ostrzeg. - Nawet

wobec krlowej ich nie wymieniem. Musisz zrozumie, banie, e im wicej ludzi wie o dziecku, tym wiksze dla niego ryzyko. Nigdy bym nie ujawni jego istnienia, gdyby nie zmaro dziecko krlowej w czasie, gdy uwaalimy Szczerego za straconego. - Porzu nadziej utrzymania tajemnicy. Pieniarka zna imi Sikorki, a minstrele nie dochowuj sekretw. - Daa si w gosie trefnisia sysze wyrana niech do Wilgi. - Co zamierzasz uczyni? odezwa si chodniejszym tonem. Zastpi ma dziecko krla Szczerego? Porwa crk Sikorki i

odda krlowej, by j wychowywaa jako wasn? - Gos bazna ocieka jadowit sodycz. - Ja... czasy s cikie, a potrzeba wielka, ale... nie, nie porwabym jej, co to, to nie. Brus by zrozumia, on by dziewczyn przekona. Zreszt co ona moe temu dziecku ofiarowa? Potrafi tylko robi wiece, yje bez grosza przy duszy... jak ma zadba o crk? Dziecko zasuguje na lepszy los. Matka te... dopilnuj, eby zostaa wynagrodzona. Tak czy inaczej, dziecka nie mona z ni zostawi. Sam pomyl, banie. Gdy tylko ludzie si dowiedz, e dziewczynka

jest potomkiem linii Przezornych, bdzie bezpieczna wycznie na tronie albo jako dziedziczka korony. Matka dziewczynki posucha Brusa. On potrafi jej wszystko wytumaczy. - Nie jestem taki pewien, czy Brus to zrozumie. Ju jedno dziecko odda w sub krlewskich powinnoci. Za drugim razem moe doj do wniosku, e nie naley tak dziecka krzywdzi. - Czasami kada decyzja jest za, a czowiek i tak musi wybra. Chyba wydaem z siebie jaki

dwik, bo obaj szybko si ku mnie zwrcili. - Chopcze? - odezwa si Cier zaniepokojony. - Zbudzie si, chopcze? Uchyliem jedno oko. Noc. wiato z kominka i kilku wiec. Cier, trefni, flaszka okowity. I ja. Cierpiaem jak dawniej. Gorczka nie spada. Zanim zdoaem choby sprbowa poprosi, bazen przytkn mi do ust peen kubek. Przeklta herbata wierzbowa. Byem tak spragniony, e wypiem wszystko. W drugim kubku by jaki misny ros, cudownie sony.

- Pi - udao mi si powiedzie, gdy w kubku nic ju nie byo. Usta miaem odrtwiae z pragnienia, napuchnite. - Stracie duo krwi - wyjani Cier niepotrzebnie. - Chcesz jeszcze rosou? - zapyta bazen. Zdoaem leciutko skin gow. Bazen podszed do kominka. Cier pochyli si nade mn i wyszepta, dziwnie spiesznie: - Bastardzie, powiedz mi jedno. Czy ty mnie, chopcze,

nienawidzisz? Jak chwil zwyczajnie nie wiedziaem. Wkrtce jednak si przekonaem, e nie potrafi odczu nienawici w stosunku do Ciernia. Bardzo niewielu ludziom yjcym na tym wiecie na mnie zaleao. Nie mogem nienawidzi choby jednego z ich szczupego grona. Leciuteko, ostronie pokrciem gow. - Tylko nie zabieraj mi dziecka poprosiem, z trudem poruszajc obrzmiaymi wargami.

- Nie obawiaj si - rzek ciepo. Starcz doni odgarn mi wosy z twarzy. - Jeli Szczery yje, nie bdzie takiej potrzeby. Na razie twoja creczka najbezpieczniejsza jest przy matce. A gdy Szczery wrci i zasidzie na tronie, bd mieli z Ketriken jeszcze duo dzieci. - Przysigasz? - bagaem. Zatopi spojrzenie w moich oczach. Bazen wrci z rosoem i Cier si odsun, by zrobi dla niego miejsce. Ta porcja wywaru bya cieplejsza. Wracao we mnie ycie. Mogem mwi wyraniej.

- Cier... Sta przy kominku i patrzy w pomienie. Teraz wrci do mnie. - Nie przysige - przypomniaem mu. - Nie - potwierdzi powanie. - Nie przysigem. Czasy s zbyt niepewne na tak przysig. Dugo bagaem go wzrokiem. Wreszcie ledwie widocznie pokrci gow i odwrci twarz. Nie mg mi patrze w oczy. Ale te nie chcia mnie okamywa. Wic wszystko zaleao ode mnie.

- Zrobi co w mojej mocy, by sprowadzi krla Szczerego na tron - powiedziaem spokojnie. - Bd panem mojej mierci, jeli tak trzeba. Wicej, bd panem mojego ycia. Ale nie odbieraj mi dziecka. Nie zabieraj mojej crki. Spojrza mi prosto w oczy i wolno pokrci gow.

*** Wracaem do zdrowia powoli. Zdawao mi si, e powinienem si cieszy kadym dniem w mikkim

ku, kad yk strawy, kad chwil bezpiecznego snu. Nic z tego. Z odmroonych palcw doni i stp schodzia mi skra i zawadzaa o wszystko, a nowy naskrek by niewyobraalnie delikatny. Medyczka przychodzia co dzie. Utrzymywaa, e rana musi pozosta otwarta i cieknca. Nie mogem ju znie smrodu banday, ktre ze mnie zdejmowano, a jeszcze bardziej dosy miaem wiecznego gmerania w ranie, eby si nie zamkna za szybko. Ta kobieta przypominaa mi kruka dziobicego ciko ranne zwierz, lecz gdy nietaktownie powiedziaem

jej o tym pewnego dnia, miaa si do rozpuku. Po jakim czasie zaczem bardzo ostronie wstawa. Kady krok, kady ruch rki musia by uczyniony z wielk rozwag. Nauczyem si trzyma okcie przy sobie, eby zmniejszy cignienie mini plecw, nauczyem si chodzi, jakbym nis na gowie koszyk peen jaj. Mczyem si szybko, a jeli pozwoliem sobie na zbyt forsown przechadzk, noc wracaa gorczka. Codziennie chodziem do ani. Ciepe kpiele przywracay mi zdrowie i siy, ale jednoczenie przypominaem sobie,

jak ksi Wadczy prbowa mnie utopi w ani, a Brus lea powalony ciosem paki. Wtedy goniej odzywao si w mojej gowie bezustanne wezwanie: Chod do mnie! Chod do mnie! i wkrtce mylaem ju tylko o krlu Szczerym. Nie sprzyjao to uspokojeniu umysu. apaem si na tym, e gorczkowo planuj najdrobniejsze szczegy nowej wyprawy. Ukadaem sobie w pamici list ekwipunku, jaki musiaem wybaga u krlowej Ketriken, i dugo rozwaaem, czy powinienem wyruszy konno. W kocu zdecydowaem, e nie. W

drodze nie byo poywienia dla wierzchowca, a ja nie byem ju zdolny do bezmylnego okruciestwa. Nie zamierzaem skazywa konia czy kuca na pewn mier. Wiedziaem te, e wkrtce musz si wybra do bibliotek w poszukiwaniu pierwowzoru mapy, z ktr wyruszy krl Szczery. Obawiaem si stawi przed krlow Ketriken, bo mnie nie wzywaa. Kady dzie przypomina mi o tych sprawach i kadego dnia odkadaem je na jutro. Na razie nie mogem jeszcze przej choby przez Strome bez odpoczynku.

Sumiennie zmuszaem si do jedzenia coraz wikszych porcji i do wysiku fizycznego po granice moliwoci. Bazen czsto dotrzymywa mi towarzystwa w czasie spacerw. Wiedziaem, e nienawidzi zimna, ale te zbyt mi zaleao na jego milczcej obecnoci, ebym prosi go o pozostanie w ciepej chacie. Zaprowadzi mnie raz do Sadzy; klacz powitaa mnie z tak radoci, e od tej pory zagldaem do niej codziennie. Tya ju w oczach rebi miao przyj na wiat wczesn wiosn. Cho wydawaa si zupenie zdrowa, troch si o

ni obawiaem. Wizyty u starej klaczy zadziwiajco dodaway mi otuchy. Musiaem sobie niele naciga plecy, eby j wyszczotkowa, lecz nie szczdziem pieszczot jej ani Fircykowi. Peen werwy mody ko potrzebowa wicej ruchu. Robiem w tej mierze, co mogem, a w kadej chwili brakowao mi Brusa. Wilk pojawia si i znika, kiedy mu si podobao. Chodzi na spacery razem z baznem i ze mn. Troch mnie trapio, e a tak szybko si dostosowa do ludzkiego ycia. Bazen co prawda wspomina co burkliwie o ladach pazurw na

drzwiach i kakach z futra na dywaniku, ale dosy si ze lepunem lubili. Z klockw drewna na stole bazna zacza si powoli wyania figurka wilka. lepun zagustowa w pewnego rodzaju ciecie, ulubionym smakoyku trefnisia. Za kadym razem, gdy bazen bra si do jedzenia, wilk wlepia w niego lepia, z pyska pyny mu strumienie liny - tak dugo, a bazen si podda i da akomczuchowi kawaek. Besztaem obu, przypominajc, jaki wpyw maj sodycze na wilcze zby oraz futro, ale obaj jednakowo mnie nie suchali. Chyba byem zazdrosny, e

lepun tak atwo zaufa baznowi, dopki wilk nie zauway pewnego dnia: Dlaczego miabym mu nie ufa, skoro si cieszy twoim zaufaniem? Na to nie znalazem odpowiedzi. - Jak to si stao, e zostae lalkarzem? - spytaem bazna pewnego dnia. Wilk, rozcignity pod stoem, spa smacznie. Przygldaem si, jak trefni przyczepia gow i koczyny pajaca do szkieletu.

- Gdy przybyem tutaj, wkrtce pojem, e na dworze krla Eyoda nie ma miejsca dla bazna. Westchn krtko. - Zreszt nie miaem ochoty peni roli trefnisia u boku monarchy innego ni krl Roztropny. Wobec tego musiaem si rozejrze za jakim sposobem zapracowania na chleb. Pewnego wieczoru, dosy pijany, zapytaem siebie, co potrafi najlepiej. Jak to, pajacowa odpowiedziaem sobie. Tacz, jak mi los zagra, a gdy przestaj by potrzebny, lduj na mietniku. Doszedszy do tego wniosku, zdecydowaem, e nie bd ju marionetk, e teraz ja

bd pociga za sznurki. Nastpnego dnia uczyniem prb. Wkrtce wyszo na jaw, e idzie mi niezgorzej. Najprostsze zabawki, pord ktrych wyrastaem, oraz takie, jakie widziaem w Ksistwie Kozim, wydaj si dzieciom z Krlestwa Grskiego przecudownie dziwaczne. Zorientowaem si, e potrafi te dogada si z dorosymi. Tutejsze dzieci bardzo wczenie zaczynaj si uczy polowa, owi ryby, tka i pomaga przy niwach. Co zbior, stanowi ich wasno. Z nimi przeprowadzaem pierwsze wymiany handlowe. Dzieci znacznie atwiej ni doroli

akceptuj zjawiska niezwyke. Niewiadome budzi w nich ciekawo, a nie pogard. - Bazen zawiza staranny wze, podnis nowego pajaca i kaza mu dla mnie zataczy. Patrzyem na radosne podrygi i aowaem, e sam nigdy nie miaem takich zabawek - w jaskrawych kolorach i o starannie wygadzonych brzegach. - Chc, eby moja crka ya wrd piknych przedmiotw powiedziaem. - eby miaa pikne zabawki, mikkie, barwne koszulki i kolorowe wsteczki we wosach, i

lalki do przytulania. - Bdzie miaa - oznajmi bazen powanie. - Bdzie miaa.

*** Dnie mijay powoli. Moje donie znowu zaczy wyglda normalnie, gdzieniegdzie nawet pojawiy si na nich stwardnienia. Medyczka wreszcie zrezygnowaa z opatrywania rany. Nie potrafiem usiedzie na miejscu, lecz jednoczenie wiedziaem, e nadal nie mam si rusza w drog. Mj

niepokj zacz si udziela baznowi. Nie zdawaem sobie sprawy, e cigle kr po chacie, a jednego wieczoru trefni podnis si od pracy i przesun st oraz krzeso, blokujc mi drog, ebym musia zmieni kierunek marszu. Obaj si rozemialimy, ale napicie pozostao. Zaczynaem wierzy, e niszcz spokj wszdzie, gdzie si pojawiam. Pustka zagldaa czsto i doprowadzaa mnie do szalestwa naukami pyncymi ze zwojw traktujcych o biaych prorokach. Zbyt czsto wspominano w nich o katalizatorze. Niekiedy i bazen

dawa si wcign w dyskusj. Czciej ogranicza si do wydawania nieokrelonych dwikw, a staruszka niezmordowanie prbowaa wdroy mnie w tajniki dawnej wiedzy. Po trochu tskniem za jej dawn srog maomwnoci. Wyznam te, e im wicej mwia, tym bardziej si dziwiem, jakim sposobem osoba urodzona w Ksistwie Kozim zdoaa zawdrowa tak daleko, by powici si naukom odlegych krain, ktre w kocu sprowadziy j z powrotem do rodzimego kraju. Kiedy jednak zadawaem chytre, w moim przekonaniu, pytania,

uchylaa si od odpowiedzi jak dawniej. Przychodzia i Wilga, cho nie tak czsto jak Pustka i zazwyczaj wwczas, gdy bazen wychodzi w swoich sprawach. Wygldao na to, e tych dwoje nie moe by rwnoczenie w jednym pomieszczeniu, bo inaczej skakali sobie do oczu. Skoro tylko zaczem si znowu jako tako rusza, Wilga zachcaa mnie do spacerw, gwnie zapewne po to, by unikn spotka z trefnisiem. Przypuszczam, e te przechadzki wychodziy mi na zdrowie, chocia nie radoway serca. Dosy ju miaem mronej

zimy, a rozmowy z Wilg zazwyczaj mnie rozdraniay. Czsto wspominaa wojn w Ksistwie Kozim, niekiedy przynosia strzpki wieci podsuchanych u Ciernia i krlowej Ketriken, gdy czsto przebywaa w ich towarzystwie. Grywaa dla nich wieczorami na poyczonej harfie; cho wyamane palce nie mogy ju trca strun i nie zachwycaa biegoci jak niegdy. Zamieszkaa w wielkiej sali krlewskiej rezydencji. ycie dworskie zdawao si jej odpowiada. Czsto bywaa oywiona, pena entuzjazmu. Jasne barwy grskiego stroju pasoway do

jej ciemnych wosw i oczu, a mrz malowa kolory na jej twarzy. Wygldao na to, e otrzsna si z nieszcz, odya. Cier pomg jej kupi drewno na now harf. Zawstydzao mnie, e wobec optymizmu Wilgi czuem si tylko starszy, sabszy i bardziej znuony. Godzina czy dwie spdzone w jej towarzystwie mczyy mnie bardziej, ni gdybym w tym czasie trenowa upart rebic. Cigle oczekiwaa, e bd podziela jej zdanie. A czsto nie mogem. On mnie denerwuje owiadczya ktrego razu, w czasie jednej z czstych, a gwatownych

oracji przeciwko baznowi. - Nie chodzi nawet o jego wygld, tylko o sposb bycia. Nigdy nikomu nie powie dobrego sowa, nawet dzieciom, ktre kupuj od niego zabawki. Zauwaye, jak si z nich wymiewa? Jak z nich drwi? - Lubi dzieci i one go lubi odparem ze znueniem. - Nie drani si z nimi okrutnie. artuje, a dzieciom si to podoba. - Krtki spacer bardzo mnie zmczy, a nie chciaem si do tego przyzna. Poza tym nudno byo bez przerwy broni trefnisia przed Wilg. Nie odpowiedziaa.

Zauwayem, e lepun nas ledzi. Przemkn od grupy drzew do kpy onieonych krzeww w jednym z ogrodw. Cieszyem si, e nie paraduje otwarcie ulic. Cieszyem si, e jest blisko. Sprbowaem zmieni temat. - Dawno ju nie widziaem Ciernia. - Nie lubiem doprasza si nowin o moim starym mistrzu, niestety on nie zaglda do mnie, a ja nie miaem zamiaru chodzi do niego. Nie mog powiedzie, ebym go darzy niechci, ale nie mogem zapomnie, jakie mia plany wobec mojego dziecka.

- piewaam dla niego wczoraj. Umiechna si do wspomnienia. By w doskonaej formie, wyjtkowo dowcipny. Potrafi nawet na twarz krlowej sprowadzi umiech. Trudno uwierzy, e tyle lat y w odosobnieniu. Ludzie lgn do niego jak pszczoy do miodu. Czarujcy. Jest niezrwnany w okazywaniu wzgldw kobiecie i... - Czarujcy? - powtrzyem z niedowierzaniem. - Cier? Oczywicie! Co w tym dziwnego? - zdumiaa si Wilga. Jeli tylko czas mu pozwala, zachowuje si niczym szlachetny

pan. Ktrego wieczoru, gdy piewaam dla niego i dla krlowej Ketriken, okaza si w swej podzice bardzo askawy. Potrafi nawet przemawia jzykiem pochlebcy. Pojem, e cokolwiek Cier wtedy rzek, pozostanie na zawsze ywe w jej wdzicznej pamici. No, takiego go nie znaem. Zadziwiony bez reszty, nie przeszkadzaem Wildze w miej zadumie. Po jakim czasie odezwaa si niespodziewanie. - Ach, wiesz, Cier z nami nie

pojedzie. - Kto? Gdzie? - Nie byem pewien, czy po dugotrwaej gorczce mam kopoty z kojarzeniem, czy te pieniarka bez zwizku przeskoczya z tematu na temat. Poklepaa mnie po ramieniu. - Zmczye si, lepiej wracajmy. Zawsze wiem, kiedy jeste zmczony, bo wtedy zadajesz niemdre pytania. - Wrcia do tematu. - Cier nie ruszy z nami na poszukiwanie krla Szczerego. Musi wraca do Ksistwa Koziego, rozpuci wieci o wyprawie, doda

ludowi otuchy. Oczywicie, uszanuje twoje yczenie, eby o tobie nie wspomina. Bdzie rozgasza, e krlowa ruszya, by odnale krla i przywrci go na tron. - Po duszej chwili cigna, niby to obojtnie: Prosi mnie o wymylenie kilku atwo wpadajcych w ucho piosenek na melodi starych ballad, eby ludzie mogli je atwo zapamita. Bardzo bya zadowolona, e Cier wanie j poprosi o t przysug. - Bd piewane w przydronych tawernach i gospodach. Maj to by jak najprostsze piosenki mwice o tym, e krl Szczery wrci,

zaprowadzi porzdek i potomek rodu Przezornych zasidzie na tronie Krlestwa Szeciu Ksistw, jednoczc je w pokoju pod sztandarem zwycistwa. Powiedzia, e najwaniejsze, by ludzie nie tracili ducha, eby wierzyli w powrt krla Szczerego. Uporzdkowaem myli, obraem je z paplaniny o pieniach i przepowiedniach. - My? To znaczy kto? I dokd ruszamy? piesznie cigna rkawic, przyoya mi do do czoa.

- Znowu masz gorczk? Moe rzeczywicie troch ci podskoczya. Gdy wracalimy spokojnymi ulicami, podja cierpliwie: - My, czyli ty, ja i krlowa, ruszamy na poszukiwanie krla Szczerego. Zapomniae, e wanie po to przybye w gry? Krlowa Ketriken mwi, e droga nie bdzie atwa. Do miejsca bitwy nie jest najgorzej, ale jeli krl poszed dalej, to znaczy, e pody jednym z pradawnych szlakw zaznaczonych na starej mapie, a do dzisiejszych czasw mogy z nich pozosta najwyej cieynki. Ojciec krlowej jest przeciwny wyprawie. Myli tylko o szykowaniu si do

wojny z ksiciem Wadczym. W czasie gdy ty bdziesz szukaa maonka, twj zdradliwy szwagier przemieni nasz lud w niewolnikw! Tak jej powiedzia. Dlatego krlowa musi zebra zapasy i uda si w drog w towarzystwie ludzi, ktrzy wol rusza z ni, ni zosta i walczy z ksiciem Wadczym. Nie ma ich tak znowu wielu i... - Chc do bazna! - jknem sabo. Krcio mi si w gowie. Zapomniaem ju, jak to byo na dworze krla Roztropnego. Dlaczego spodziewaem si, e tutaj powinno by inaczej? Kto co zaplanuje, kto przeprowadzi

przygotowania, w kocu powiedz mi, co mam zrobi, a ja to zrobi. Czy nie na tym zawsze polegaa moja rola? Uda si we wskazane miejsce, zabi okrelonego czowieka, ktrego w yciu nie widziaem na oczy, a wszystko dlatego e kto mi kaza... Sam nie wiedziaem, czemu nagle wstrzsno mn odkrycie, e ich wane zamysy zostay powzite bez jednego sowa z mojej strony, jakbym by koniem - wystarczy osioda, wsi i poprowadzi na polowanie. C, w kocu przecie wanie to ofiarowaem Cierniowi, by moje

dziecko zostawi w spokoju. Dlaczego wic byem zaskoczony? Dlaczego w ogle si tym przejmowaem? Wrc do chaty trefnisia, bd jad, spa i zbiera siy, a mnie zawoaj... - Dobrze si czujesz? - spytaa Wilga, nagle zaniepokojona. Strasznie jeste blady. - Czuj si dobrze - zapewniem tpo. - Mylaem wanie, e chyba przez jaki czas pomog baznowi robi zabawki. Znowu zmarszczya brwi.

- Zupenie nie rozumiem, co ty w nim widzisz. Dlaczego wolisz mieszka u niego zamiast w paacu, przy krlowej Ketriken i blisko mnie? Nie potrzebujesz ju teraz opieki. Czas, eby zaj nalene ci miejsce u boku krlowej. - Pjd, gdy krlowa mnie wezwie - rzekem pomny swych obowizkw. - Zawsze zd.

Rozdzia dwudziesty drugi Decyzja

Cier Spadajca Gwiazda zajmuje szczeglne miejsce w historii Krlestwa Szeciu Ksistw. Cho nigdy nie zosta oficjalnie uznany potomkiem rodu krlewskiego, jego uderzajce podobiestwo do czonkw dynastii Przezornych zdaje si potwierdza istnienie wizw

krwi, czcych go z lini panujcych. Kwestia jego pochodzenia ma niewielkie znaczenie. Niektrzy twierdz, e przez wiele lat przed wojn ze szkaratnymi okrtami odgrywa rol szpiega pracujcego dla krla Roztropnego. Inni cz jego imi z postaci wielmonej pani Tymianek, ktra nieomal na pewno bya trucicielem na usugach rodziny krlewskiej. Podobne przekonania nigdy nie znalazy potwierdzenia w dowodach. Mona natomiast stwierdzi bez cienia wtpliwoci, i Cier Spadajca Gwiazda pojawi, si na

arenie yda publicznego po zupieniu Koziej Twierdzy przez ksicia Wadczego z rodu Przezornych. Odda si na usugi ksinej Cierpliwej. Moga dziki niemu korzysta z siatki ludzi rozsianych po caym Krlestwie Szeciu Ksistw, by zbiera informacje, a take by przesya rodki na pomoc dla obrony wybrzea. Wiele jest dowodw potwierdzajcych, i z pocztku Cier Spadajca Gwiazda prbowa pozosta osob nie znan powszechnie. Jego powierzchowno uniemoliwia realizowanie tego postanowienia.

Sta si bohaterem ludowych opowieci. Mowa w nich o penym werwy starcu, podrujcym stale od jednej tawerny do drugiej, umykajcym stale ludziom ksicia Wadczego z atwoci urgajc ich staraniom, nioscym wieci i przewocym fundusze na obron ksistw nadbrzenych. Bohaterskie czyny zyskay mu powszechne uwielbienie. Zawsze dodawa ducha mieszkacom Krlestwa Szeciu Ksistw i przepowiada, e krl Szczery oraz krlowa Ketriken powrc, by zdj z ich barkw ciar podatkw oraz przeklestwo wojny. O jego czynach

skomponowano niejedn pie, lecz najdokadniejszy jest cykl ballad Dokonania Ciernia Spadajcej Gwiazdy, przypisywany minstrelowi krlowej Ketriken, Wildze Sowiczej.

*** Moja pami burzy si przeciwko odsanianiu tych ostatnich dni spdzonych w Stromym. yem pogrony w przygnbieniu, nie potrafili mnie rozchmurzy przyjaciele ani okowita. Nie umiaem znale w sobie chci do niczego, nie przybywao mi si.

- Jeli los jest wielk fal, ktra ma mn cisn o skalist cian, niezalenie od moich czynw, wobec tego lepiej nie robi nic. Podda si przeznaczeniu dowodziem ktrego wieczoru przed baznem, pijany w sztok. Nie odpar nic. Spokojnie pokrywa kudami marionetk wilka. lepun nie spa, lea pod stoem, tu przy stopach trefnisia. Gdy byem pijany, chroni przede mn swj umys, a wstrt wyraa, ignorujc mnie cakowicie. Pustka przy kominku robia na drutach. Na przemian wygldaa na rozczarowan albo zdegustowan.

Naprzeciw mnie siedzia sztywno Cier. Jego ciemne oczy byy zimne jak ld. Piem sam, trzeci noc z rzdu. Sprawdzaem w ten sposb teori Brusa, e cho gorzaka adnego problemu nie rozwie, to pomaga znie rzeczy nie do zniesienia. Jak dotd - nie skutkowao. Im wicej piem, tym gorsza wydawaa mi si sytuacja. I tym przykrzejszy stawaem si dla przyjaci. Tamtego dnia zrzucono na mnie brzemi wiksze, ni byem w stanie udwign. Cier pojawi si w kocu, by oznajmi, e krlowa Ketriken yczy sobie mnie widzie

nazajutrz. Pogodziem si z losem. Ugiem si te pod presj Ciernia i przyrzekem, e bd si dobrze prezentowa: umyty, ogolony, czysto odziany i trzewy, czyli zupenie odmiennie ni w tej chwili. Nie by to najlepszy czas na potyczki sowne z moim mistrzem, ale uwaaem, e nie zaszkodzi sprbowa. Zadawaem mu zaczepne i oskarycielskie pytania. On na wszystkie spokojnie odpowiada. Tak, podejrzewa, e Sikorka nosi pod sercem moje dziecko. Tak, nastawa, by Brus przyj na siebie rol jej opiekuna. Brus zadba, eby miaa pienidze

na ycie i dach nad gow; nie chcia z Sikork mieszka, ale kiedy Cier wykaza, jakie niebezpieczestwa mog grozi i jej i dziecku, przysta i na to. Nie, rzeczywicie nikt mi o niczym nie powiedzia. Dlaczego? Poniewa Sikorka zmusia Brusa do zoenia przysigi, e nie powie mi o jej odmiennym stanie, a Brus w zamian za zgod na chronienie dziewczyny postawi warunek, e stary skrytobjca take bdzie si czu zwizany jego przyrzeczeniem. Z pocztku mieli nadziej, e sam si domyle, dlaczego Sikorka znikna. Brus wyzna Cierniowi, i po

narodzinach dziecicia bdzie si czu zwolniony ze sowa i powie mi nie o tym, e Sikorka bya brzemienna, lecz e zostaem ojcem. Nawet pijany jak bela pojmowaem, i jak na Brusa, byo to przeraliwe krtactwo, zapewne najwiksze w jego yciu. Doceniaem jego powicenie dla naszej przyjani. Tyle e powrciwszy z wieci o dziecku, znalaz dowody mojej mierci. Poszed prosto do Koziej Twierdzy, zostawi wiadomo u tamtejszego kamieniarza, ktry j przekaza innemu czowiekowi i tak dalej, a dotara do Ciernia.

Spotkali si w dokach rybackich. Obaj nie potrafili uwierzy, e naprawd nie yj. - Brus nie dopuszcza myli o twojej mierci. Ja nie pojmowaem, dlaczego tak dugo zostae w pasterskiej chacie. Rzuciem swko swoim obserwatorom rozsianym w gr i w d nadrzecznej drogi, gdy byem pewien, e nie bdziesz si wybiera do Kupieckiego Brodu, lecz natychmiast ruszysz w gry. Byem cakowicie pewien, e mimo wszystkich przej masz szczere serce. Tak te powiedziaem wczeniej Brusowi: e musimy zostawi ci samego, by si sam

przekona, czy jeste wierny i prawy. Gotw byem robi z Brusem zakady, e jeli zostawimy ci zupen swobod, podysz prosto do Szczerego niczym strzaa wystrzelona z uku. I chyba najbardziej wstrzsno nami obydwoma, e umare tam, a nie w drodze do krla. - No i obaj si pomylilicie oznajmiem z pijackim ukontentowaniem. - Tacy bylicie pewni, e mnie wietnie znacie. Obaj sdzilicie, e uczynilicie ze mnie narzdzie doskonae, e nie mog dziaa inaczej, ni dla waszych celw. A ja tam nie

umarem! I nie poszedem szuka krla. Poszedem zabi ksicia Wadczego. Bo tak chciaem. Odchyliem si na oparcie, zaoyem rce na piersi. I jak oparzony pochyliem si do przodu, bo rana na plecach zapona ywym ogniem. - Bo tak chciaem! powtrzyem. - Nie zrobiem tego dla krla, dla Ksistwa Koziego ani dla adnego innego z ksistw. Poszedem zabi ksicia Wadczego, bo sam chciaem. Bo chciaem. Z kta przy kominku, gdzie Pustka siedziaa na bujanym fotelu, dobieg starczy gos, zdradzajcy wyrane zadowolenie.

- Biae pisma wite mwi: Zapragnie krwi wasnego rodu, a jego pragnienie nie bdzie ugaszone. Bdzie tskni do domostwa i potomstwa na prno, gdy jego dzieci stanie si innego, a innego dzieci jego... - Nikt mnie nie zmusi do wypeniania adnych przepowiedni! - zagrzmiaem. - Zreszt czyje to sowa... Odpowiedzia mi trefni. Odezwa si cicho, nie odrywajc wzroku od pracy. - Moje. Jeszcze z dziecistwa, z

dni nienia. Z czasw kiedy znaem ci tylko z marze. - Jeste skazany na wypenienie proroctwa - szepna Pustka. Huknem kubkiem w st. - Nic z tego! - ryknem. Nikt si nie przestraszy, nikt nie odpowiedzia. W cigu jednej przeraajcej chwili krystalicznej przejrzystoci pamici ujrzaem pijanego ojca Sikorki, ubliajcego crce. Sikorka zawsze go ignorowaa. Wiedziaa, e nie ma po co z nim dyskutowa.

- Sikorka... - wymamrotaem, ukryem twarz w doniach i zapakaem. Po jakim czasie Cier poklepa mnie po ramieniu. - Daj spokj, chopcze, to nic nie da. Id do ka. Jutro musisz stan przed krlow. - Nie zasugiwaem na tyle cierpliwoci. Nagle pojem ogrom mego grubiastwa. Przetarem twarz rkawem, zdoaem podnie gow. Nie opieraem si, kiedy pomg mi wsta i pokierowa w stron pryczy

w kcie izby. Usiadem na brzeku. - Wiedzielicie - powiedziaem cicho. - Cay czas wiedzielicie o katalizatorze i biaym proroku. - Wiedziaem o zapiskach na ten temat - przyzna Cier. - Pamitaj, e przed abdykacji twojego ojca w kraju panowa pokj i dostatek. Na dugie lata wycofaem si do wiey, a w tym czasie krl nie potrzebowa moich usug przez cae miesice. Miaem duo czasu na czytanie i dostp do wielu zwojw. Tote poznaem kilka opowieci i zapiski traktujce o katalizatorze oraz o biaym proroku. - Gos mu

zagodnia, jakby Cier zapomnia o moim gniewie. - Nie zwrciem na nie szczeglnej uwagi. Dopiero gdy w Koziej Twierdzy pojawi si bazen, a ja odkryem, e przejawia wyjtkowe zainteresowanie tymi zapiskami, sam zaczem si im przyglda bliej. Ty sam wspomniae mi kiedy, e trefni nazwa ci katalizatorem. Wtedy zaczem si zastanawia... mimo wszystko nie daj wielkiej wiary proroctwom. Pooyem si ostronie. Ju prawie mogem spa na plecach. Zrzuciem z ng buty i nacignem na siebie koc.

- Bastardzie? - Co? - burknem. - Ketriken jest na ciebie rozgniewana. Nie oczekuj od niej wyrozumienia. Pamitaj, e jest nie tylko nasz krlow. Jest take kobiet, ktra stracia dziecko, ktra przez rok z okadem trwaa w niepewnoci co do losu ma, ktra musiaa ucieka z wasnego krlestwa, a przeladowcy podyli za ni do kraju jej dziecistwa. Ojciec krlowej jest rozgoryczony, to zrozumiae. Patrzy na Krlestwo Szeciu Ksistw oraz Wadczego i nie ma czasu rusza na

poszukiwania brata swego wroga. Ketriken jest samotna, rozpaczliwie samotna. Znajd w sobie zrozumienie dla kobiety. I szacunek dla krlowej. Jutro zachowaj si godnie. Ja nie zdoam ci pomc. Chyba mwi co dalej, przestaem sucha. Zasnem. ale

Od jakiego czasu nie drczyy mnie sny narzucone Moc. Nie wiem, czy byem tak osabiony, e w kocu pozbyem si koszmarw o bitwach, czy te mury wzniesione w obronie przed krgiem Mocy ksicia Wadczego uchroniy mnie take przed nimi. Tej nocy krtka przerwa

dobiega koca. Sen przyniesiony Moc spad z tak si, jakby jaka niewidzialna do zacisna si na moim sercu. Nagle znalazem si w jakim miecie. Wok byo mnstwo ludzi, lecz nie przypominali adnej znanej mi rasy. Nigdy te nie widziaem podobnej zabudowy. Domy spiralami wznosiy si niewiarygodnie wysoko. Kamienne ciany zdaway si naturalnie wypitrzone, a nie wzniesione ludzk rk. Ktem oka dostrzegaem aurowe mosty i przepikne ogrody - jedne spaday kaskadami, inne piy si po

budynkach w gr. Byy tam i fontanny: jedne taczyy, inne tworzyy ciche sadzawki. Gdziekolwiek spojrzaem, widziaem jasno odzianych ludzi, a byo ich tak wielu, e przywodzili mi na myl mrwki w mrowisku. Tylko e wszystko byo ciche i spokojne. Wyczuwaem przepywajcy obok tum, szemrzce fontanny, cudowne wonie pkw rozkwitajcych w ogrodach. Kiedy jednak si obracaem, by co obejrze dokadniej - znikao. Byem pewien istnienia delikatnej siateczki mostu, ale oko widziao jedynie opady py.

Freski wiatr odar z tynku a do ywego kamienia. Ledwie obrciem gow, a ju radosna fontanna zmienia si w wysche wodorosty w potuczonym zbiorniku. Tum na targu przemawia tylko gosem wiatru cikiego od dlcych drobinek piasku. Szedem przez to miasto duchw, bezcielesny, nie potrafic rozszyfrowa, dlaczego si tu znalazem. Nie byo tu ciemno ani jasno, zimno ani ciepo. Jestem poza pomylaem. czasem -

Albo widziaem ostateczne pieko z filozofii bazna, albo cakowite

wyswobodzenie przeznaczenia.

tyranii

W kocu ujrzaem daleko przede mn jak figurk stpajc ciko jedn z przestronnych ulic. Gow mia ten czowiek pochylon, kuli si przed wiatrem, zasania paszczem usta i nos przed zacinajcym piaskiem. On nie by czci tego widmowego tumu, on posuwa si naprzd, okrajc miejsca, gdzie ziemia si zapada lub spitrzya chodniki. Odgadem w nim krla Szczerego. Poznaem to po drgnieniu ycia w mojej piersi i domyliem si, e przycigna mnie tutaj wanie jego Moc.

Czuem take, i stryj znajduje si w ogromnym niebezpieczestwie, cho przecie nie dostrzegaem adnego zagroenia. By ode mnie daleko, widziaem go przez mgliste cienie budynkw, przesonitego tumem duchw zgromadzonych na rynku w dzie targowy. Z trudem brn naprzd, osamotniony w widmowym miecie, a zarazem w jaki sposb z nim zespolony. Nic nie widziaem gronego, lecz niebezpieczestwo pograo go w mroku niczym cie olbrzyma. Znalazem si mgnieniu oka. przy nim w

- To ty, Bastardzie - powita mnie. - Nareszcie jeste. Ciesz si, e ci widz. - Ani si nie zatrzyma, ani nie obrci gowy, a ja i tak poczuem ciepo, jakby poda mi rk. Jego oczyma widziaem przynt i niebezpieczestwo. Przed nami pyna rzeka. Dziwna rzeka - woda to czy pynny lnicy kamie? Przecinaa miasto niczym byszczce ostrze, zelizgujc si z rozupanej gry za naszymi plecami i odpywajc w dal. Niczym pokad wgla albo ya zotego kruszcu, leaa rozcignita na ciele ziemi. To bya magia. Najczystsza starodawna magia, niepojta,

nieubagana. Rzeka Mocy bya w porwnaniu z t magi tym, czym jest bukiet wina w porwnaniu z samym winem. To, co dostrzegem oczyma krla Szczerego, istniao fizycznie, rwnie prawdziwie jak ja. Co mnie tam cigno, jak pomie wiecy przyciga m. Nie byo to tylko pikno tej lnicej rzeki. Kady zmys krla wypeniaa magia. Szmer fal brzmia jak najpikniejsza muzyka, biegnce nuty kazay czeka i sucha, dajc pewno, e kady dwik co tworzy. Wiatr nis zapach rzeki, nieuchwytny i zmienny, w jednej chwili

przypominajcy kwiat cytryny, w nastpnej - cik zmysowo korzennych przypraw. Smakowaem go kadym oddechem i pragnem si w nim zanurzy. Nagle miaem pewno, e mogaby ta rzeka ugasi kade moje pragnienie, speni wszystkie marzenia, zaspokoi tsknoty duszy. Krl Szczery przystan, zaczerpn gboko powietrza, cikiego od Mocy. Poczuem na jzyku gorcy metaliczny posmak. Bezmierna tsknota staa si wwczas wszechogarniajcym podaniem. Pragnieniem nie do zniesienia. Ach, upa na kolana i

pi do syta! Krl Szczery napeniby si wiadomoci caego wiata, sam staby si wiatem caym. Nareszcie poznaby skoczono wszechrzeczy. Tylko przestaby istnie jako krl Szczery. Cofnem si, zafascynowany i zalkniony. Nie ma chyba nic bardziej przeraajcego ni wola samounicestwienia. Cho rzeka i mnie pocigaa, obudzia gniew. Nie bya warta krla Szczerego. Znaem go przecie, nie byby zdolny do tak tchrzliwego aktu. Popatrzyem na niego, jakbym go nigdy wczeniej

nie widzia. I zdaem sobie spraw, e wiele czasu upyno od naszego ostatniego spotkania. Jego oczy straciy blask. Paszcz, szarpany przez wiatr, by postrzpiony i peen dziur. Skrzane buty dawno popkay, rozeszy si w szwach. Krl Szczery szed niepewnie, stawiajc chwiejne kroki. Usta mia blade i spkane, a skra nabraa szarawego odcienia, jakby w ciele nie pozostaa mu ani kropla krwi. Byway lata, gdy stryj uywa Mocy przeciwko szkaratnym okrtom tak intensywnie, e

opuszczay go siy fizyczne, zostawaa z niego tylko skra i koci. Teraz wyglda podobnie. By uosobieniem znuenia. Tylko wola trzymaa go na nogach i nakazywaa mu i naprzd. W stron magicznej rzeki. Nie wiem, jakim cudem zdoaem si jej oprze. Zobaczyem, ile straci wiat, jeli krl Szczery zatraci si w magii. Rzuciem si w poprzek drogi, ale on przeszed przeze mnie. Mnie tam nie byo. - Krlu, bagam, zatrzymaj si, zaczekaj! - krzyknem i skoczyem niczym pirko na wietrze. Nic si

nie stao. Nawet nie zwolni. - Kto musi to zrobi - odrzek spokojnie. - Przez jaki czas miaem nadziej, e to nie ja. Zatem kto? Spojrza na mnie wypalonymi na popi oczyma. - Nie przysza nigdy adna odpowied. To musz by ja. - Krlu, zatrzymaj si - prosiem, ale szed dalej. Nie pieszy si ani ociga, po prostu szed jak czowiek, ktry wie, ile przed nim drogi i ile musi na ni znale si. Wytrzyma, jeli bdzie szed bez ustanku. Przez chwil obawiaem si, e go

strac, e zostan wcignity z powrotem w swoje pice ciao. Potem zdaem sobie spraw z innego, rwnie wielkiego zagroenia. Skoro bylimy tak mocno zwizani, mogem pogry si w rzece magii z nim razem. Bagajc krla, by przystan i posucha moich sw, zakotwiczyem siebie w jedyny sposb, jaki potrafiem wymyli: signem Moc ku wszystkim ywotom, jakie si sploty z moim Sikorki, mojej creczki, Ciernia i bazna, Brusa i Ketriken. Nie miaem prawdziwych wizi Moc z adnym z nich, wic ten uchwyt by

w najlepszym razie wiotki, osabiony jeszcze moim szaleczym strachem, e w kadej chwili moe sobie uwiadomi moj obecno Stanowczy, Bystry, a choby i Mocarny. Odniosem wraenie, e odrobin zwolniem krok krla Szczerego. - Panie mj, zaczekaj, prosz powtrzyem. - Nie mog - odrzek cicho. - Nie prbuj mnie odwie od moich zamiarw. Musz to zrobi.

*** Nigdy w yciu nawet nie pomylaem o zmierzeniu si Moc z krlem Szczerym. Nigdy sobie nie wyobraaem, e moglibymy si tak porni. Teraz, przeciwstawiajc mu si, odnosiem wraenie, e jestem dzieckiem, ktre kopie i krzyczy, gdy ojciec spokojnie niesie je do ka. Krl Szczery nie tylko zignorowa mj atak; wyczuwaem, e pochonity jest czym zupenie innym. Brn nieugicie w stron czarnej rzeki, a ze sob nis moj wiadomo. Z nowym przypywem szalonej energii podjem walk z krlem.

Odpychaem go i odcigaem - na prno. Moja walka bya przedziwnie dwoista. Chciaem, eby krl wygra. eby nade mn zapanowa i pocign za sob, ebym nie musia bra za niego odpowiedzialnoci. Chciaem pi z tej rzeki, pozwoli, by ugasia moje pragnienie. Byby to koniec moich mczarni, ostateczne wyzwolenie. Tak bardzo ju byem zmczony wtpliwociami, poczuciem winy, obowizkami i dugami nie do spacenia. Jeli krl Szczery zabierze mnie ze sob w nurt Mocy, bd si mg podda, unikn

haby. Nadszed moment, gdy stanlimy na brzegu tej opalizujcej siy. Patrzyem oczyma krla. Brzeg urywa si gwatownie w pewnym miejscu ziemia zmieniaa si w pync inno. Patrzyem i widziaem j jako rzecz obc dla naszego wiata, zawirowanie sedna jego natury. Krl Szczery ciko opuci si na kolana. Zatopi wzrok w czarnej, zimnej powiacie. Nie wiedziaem, czy si zatrzyma, by poegna nasz wiat, czy eby zebra wol do samozagady. Nie miaem ju si si opiera. Oto stalimy u wrt

odmiennoci, jakiej nie potrafiem sobie wyobrazi. Nieprzeparta ciekawo i pragnienie poznania przycigny nas bliej brzegu. Wwczas krl Szczery zanurzy w magii donie i przedramiona. Dzieliem z nim owo obce odczucie. Dlatego krzyknem razem z nim. Nurt pali me rce. Przysigam, kwas przeera do koci moje palce, nadgarstki, przedramiona. Czuem bl. A przecie na twarzy krla widziaem umiech peen uniesienia. Wi z krlem nagle osabia, nie pozwalaa odebra peni jego wrae.

Pragnem by przy nim, obnay wasne ciao przed magiczn rzek. Ustaoby wszelkie cierpienie, gdyby tylko si podda i cay pogry w rzece. To takie proste. Wystarczyo si tylko jeszcze odrobin pochyli, a potem nie robi ju nic. Tkwi nad czarn tafl, pot spywa mu po twarzy, a kada kropla, gdy tylko dotkna powierzchni magii, znikaa, przemieniona w maluteki oboczek pary. Krl klcza z pochylon gow, oddycha ciko. I nagle poprosi sabym gosem: - Pom mi. Wsplnie mielimy do siy, by

przezwyciy pokus. Krl wydoby rce z nurtu magii, cho miaem przy tym wraenie, jakby je wyrywa z litego kamienia. Rzeka uwolnia go niechtnie, a kiedy zatoczy si do tyu, przez jedno mgnienie oka w peni dzieliem jego doznania. Tam pyna jedno caego wiata, na podobiestwo sodkiej czystej nuty. Nie pie ludzkoci, lecz starsza i wspanialsza pie bezmiernej rwnowagi i nieskaonego istnienia. Gdyby si podda, zakoczyaby wszystkie jego udrki. On jednak zdoa si odwrci. Stawiajc chwiejne kroki, szed z

wycignitymi przed siebie domi, jakby prosi o jamun. Jego rce okazay si nie zmienione w ksztacie, lecz teraz przedramiona i donie lniy srebrem, od magii, ktr naznaczya go rzeka. Oddala si od nurtu z tym samym uporem, z jakim tutaj zda. Rce od okci po czubki palcw paliy go jak odmroone. - Nie rozumiem - powiedziaem. - Nie chc, Jeszcze nie. eby rozumia.

Wyczuwaem w krlu przedziwne rozdwojenie. Moc palia go jak

nieznone gorco ognia w kuni, ale starczao mu siy tylko na to, eby i. Bez wysiku chroni mj umys przed przyciganiem rzeki, lecz z wielkim trudem nakazywa sobie poda obran drog. - Bastardzie, chod do mnie. Prosz ci. - Tym razem nie by to rozkaz wysany Moc, nawet nie polecenie monarchy, tylko proba czowieka. - Nie mam krgu Mocy, Bastardzie. Tylko ciebie jednego. Gdyby krg Mocy, stworzony przez Konsyliarza, by wobec mnie lojalny, miabym wicej wiary, e to, czego musz dokona, jest moliwe. A oni nie tylko mnie zdradzili, lecz pragn

unicestwi. Szarpi mnie niczym kruki zdychajcego koza. Chyba mnie nie pokonaj, ale moe osabi tak, e nie zdoam wykona zadania albo, co gorsza, odsun mnie i sami dopn celu. Nie moemy do tego dopuci, chopcze. Tylko ty i ja stoimy pomidzy nimi a ich zwycistwem. Ty i ja. Przezorni. Unis jedn z przeraajco lnicych doni, by pooy mija na twarzy. Wstrzs by potny, jakbym dosta pici od wojownika, ale nie poczuem blu. Zjawia si wiadomo. Niczym promie soca, ktry przedar si

przez chmury i owietli karczowisko w lesie. Wszystko nagle stano przede mn bez obsonek, ujrzaem ukryte przyczyny naszego postpowania i zrozumiaem, z bolesn przejrzystoci nagego olnienia, dlaczego musz pj wyznaczon mi drog. I zaraz wszystko znikno, stoczyo si w ciemnoci. Nie wiadomo gdzie podzia si krl Szczery, a wraz z nim moje zrozumienie. Przez jedn chwil zerknem na skoczono wszechrzeczy, a potem znowu staem si sob, drobin istnienia.

Z drugiego koca usyszaem przestraszony Wilgi: - Co mu jest!?

wiata okrzyk

I mrukliw odpowied Ciernia: - To tylko atak choroby. Miewa je od czasu do czasu. Banie, przytrzymaj mu gow, bo wytrzsie sobie mzg. Zapadem w ciemnoci. Wydobyem si z nich - na chwil jaki czas pniej. Niewiele pamitam. Bazen podpiera mnie, Cier przystawia mi kubek do warg.

Znajoma gorycz kozka palia w ustach. Ktem oka zauwayem Pustk; wargi mocno zacisna w wyrazie dezaprobaty. Wilga staa nieco dalej, oczy miaa wielkie, wygldaa jak osaczone zwierz. - Powinno mu pomc - usyszaem Ciernia, zapadajc w gboki sen. Mimo upania w gowie wstaem wczenie. Wyszedem z chaty tak cicho, e bazen si nie obudzi, tylko lepun, niczym duch, ruszy za mn. Gdzie bye w nocy? - zapyta.

Nie miaem dla niego odpowiedzi. Wyczu moj niech do mylenia o tej wyprawie. Id na polowanie - poinformowa mnie cierpko. - Radzibym ci dzisiaj pi tylko wod. Pokornie przyznaem mu racj. Zostawi mnie u wejcia do ani. Wewntrz unosi si przykry odr mineralnych gorcych rde. Mieszkacy gr obudowywali je i rurami prowadzili wod do zbiornikw. Kady mg sobie wybra basen waciwej gbokoci z wod o odpowiedniej

temperaturze. Umyem si najpierw w balii, potem zanurzyem w najgortszej wodzie, jak mogem wytrzyma, i prbowaem nie myle o oparzeniach Mocy na ramionach krla Szczerego. Wyszedem z basenu czerwony niczym rak. W chodniejszym kocu budynku ani znajdowao si kilka luster. Golc si, prbowaem nie patrze na wasn twarz. Zbyt ywo przypominaa mi oblicze krla Szczerego. Przytyem odrobin w cigu ostatnich dni, ale pasmo biaych wosw odroso i jeszcze wyraniej odbijao si od pozostaych, gdy zawizaem kucyk

na oniersk mod. Nie zdziwiby mnie widok odcisku doni krla Szczerego na twarzy, nawet gdyby si okazao, e blizna znikna, a nos si wyprostowa - taka bya sia tego dotknicia. Niestety, pamitka po ksiciu Wadczym nadal odcinaa si biel od mojej zaczerwienionej twarzy. Nic te nie zmienio zamanego nosa. Nie zosta aden widoczny znak po spotkaniu zeszej nocy. Mj umys powraca cigle do tamtego momentu, do tamtego dotknicia najczystszej magii. Staraem si go sobie przypomnie i prawie mi si to udawao, ale penia dozna, jak bl albo rozkosz, nie

moe w peni ody w pamici. Wiedziaem, e dowiadczyem czego wyjtkowego. Rozkosz uywania Mocy, przed ktr ostrzegani s wszyscy utalentowani, bya niczym arzcy si wgielek w porwnaniu z ogniem wiadomoci, odczuwania, istnienia, jakiego doznaem minionej nocy. Zmieniem si. Wygas we mnie gniew na krlow Ketriken i Ciernia. Myl o nich nadal budzia we mnie emocje, ale nie mogem rozogni tych uczu. W tamtym krtkim momencie ujrzaem ca zoono naszych losw, z wszystkich moliwych punktw widzenia. Nie

byo zej woli w zamiarach moich przyjaci, nawet egoizmu. Wierzyli w suszno wasnych uczynkw. Ja nie wierzyem, ale nie mogem duej zaprzecza, e ich plany miay sens. Czuem si, jakbym mia serce z kamienia. Zamierzali mi odebra dziecko, ale nie potrafiem na nich skupi gniewu. Pokrciem gow, wrciem do chwili obecnej. Popatrzyem na siebie w lustrze, zastanawiajc si, jakiego zobaczy mnie krlowa Ketriken. Czy rozpozna modego czowieka, ktry nie odstpowa ksicia Szczerego i czsto usugiwa jej na dworze? Czy moe spojrzy na

moj poznaczon bliznami twarz i pomyli, e jestem dla niej zupenie obcy, e Bastard, ktrego znaa, znikn na zawsze? Wiedziaa ju, skd mam blizny. Nie powinna by zaskoczona. Obrciem si tyem do lustra, spojrzaem przez rami. rodek rany na plecach przypomina czerwon rozgwiazd wessan w ciao. Dookoa niej skra bya twarda i byszczca. Zgarbiem ramiona i obserwowaem, jak naciga si blizna. Wyprostowaem praw rk, rk suc do trzymania miecza. Wyczuem lekkie napicie. Och, wszystko jedno. Nie

byo sensu teraz sobie tym zawraca gowy. Nacignem koszul na grzbiet. Wrciem do chaty, eby si przebra. Ku swemu zaskoczeniu zastaem bazna gotowego do drogi. Na mojej pryczy leao przygotowane ubranie: biaa ciepa koszula z mikkiej weny i ciemne wskie spodnie z ciszej tkaniny. Do tego krtka opocza w kolorze spodni. Trefni powiedzia mi, e ubranie przynis Cier. Byo proste i wygodne. - adnie ci w tym - zauway bazen.

On sam ubra si waciwie tak samo jak na co dzie - w wenian tunik, tyle e ta miaa ciemnoniebieski haft przy szyi, wzdu dolnego brzegu i przy kocach rkaww. Przypominaa stroje mieszkacw gr. Bkitny szal podkrela blado trefnisia. - Ciebie chyba krlowa Ketriken nie wzywaa - zauwayem. - Jeszcze jeden powd, eby si przed ni stawi - odpar ponuro. Cier przyszed tu dzi rano i by zatroskany, e ci nie zasta. Moim zdaniem obawia si, e znowu ucieke z wilkiem. Zostawi ci

wiadomo. Poza tymi, ktrzy bywali w tej chacie, nikt w Stromym nie zna twojego prawdziwego imienia. A dziwne, e pieniarka wykazaa si tak dyskrecj. Nawet medyczka nie wie, kogo leczya. Pamitaj, jeste pasterz Miy, pki krlowa Ketriken nie uzna, e moe z tob mwi otwarcie. Rozumiesz? Westchnem ciko. Rozumiaem a nazbyt dobrze. - Nigdy nie przypuszczaem, e w Stromym te si snuje intrygi zauwayem. Bazen zachichota.

- Bye tu z wizyt tylko raz, i to krtko. Uwierz mi, Strome yje intrygami rwnie przemylnymi jak te rodem z Koziej Twierdzy. Poniewa jestemy tutaj obcy, najmdrzej postpimy, ze wszech si trzymajc si od nich z daleka. - Chyba e uknujemy je sami dopowiedziaem, a on umiechn si gorzko i pokiwa gow. Dzie by jasny i mrony. Niebo przebyskiwao nad naszymi gowami pord gazi wiecznie zielonych drzew - nieskoczony bkit. Owion nas lekki wiaterek, zadzwoni nienymi krysztakami o

zamarznite zaspy. Suchy nieg skrzypia nam pod nogami, mrz szczypa mnie w wieo ogolone policzki. Gdzie z miasta dobiegay krzyki bawicych si dzieci. lepun nastawi uszy, ale dalej w ukryciu szed za nami. Cienkie gosiki w oddali przypominay krzyki morskich ptakw. Nagle zatskniem za wybrzeem Ksistwa Koziego. - W nocy miae atak - powiedzia trefni cicho. - Wiem - odparem krtko. - Pustka bardzo si zmartwia. Wypytaa Ciernia o zioa, jakie ci

przygotowywa, a gdy nie day podanego skutku, wycofaa si do swojego kta. Przesiedziaa tam wiksz cz nocy, pobrzkujc drutami i raz po raz obrzucajc go potpiajcym spojrzeniem. Odczuem ogromn ulg, gdy wreszcie wszyscy wyszli. Ciekaw byem, czy Wilga wysza jako ostatnia, ale nie spytaem. Nie chciaem nawet wiedzie, dlaczego miao to dla mnie znaczenie. - Kim jest Pustka? - zapyta nagle bazen. - Kim jest Pustka? - powtrzyem

zdziwiony. - Odnosz wraenie, e wanie o to zapytaem. - Pustka jest... - Rzeczywicie, wydawao si dziwne, i niewiele wiem o kim, z kim przebyem tak dalek drog. - Wydaje mi si, e wyrastaa w Ksistwie Kozim, a potem podrowaa, studiowaa zwoje oraz przepowiednie, a w kocu wrcia odszuka biaego proroka. - Wzruszyem ramionami. - Powiedz mi, czy nie wydaje ci si... zowieszcza?

- Co takiego? - Nie odnosisz wraenia, e jest jaka... potrzsn gow rozzoszczony. Po raz pierwszy w yciu byem wiadkiem sytuacji, gdy trefnisiowi zabrako sw. - Czasami wydaje mi si, e ona jest bardzo wana. e jest zwizana z nami. Kiedy indziej znowu robi na mnie wraenie zwykej wcibskiej staruszki, ktra nieszczliwie dobiera sobie towarzystwo. - Masz na rozemiaem si. myli mnie -

- Nie. Mam na myli t natrtn

pieniark. - Dlaczego ty i Wilga tak si nie lubicie? - zapytaem. - Nie tak to wyglda, Bastardzie. Z mojej strony to zwyky brak zainteresowania. Nieszczciem, ona nie moe znie mczyzny, ktry patrzy na ni obojtnie. Odbiera to jako obraz i w odwecie usiuje ubra w ksztat jakiego mankamentu lub udowodni mi win. Mam jej za ze zaborcze zainteresowanie tob. Nie darzy ci prawdziwym uczuciem, chce tylko mc rozpowiada, e znaa Bastarda Rycerskiego.

Milczaem, obawiajc si, e bazen ma racj. I tak doszlimy do paacu. Rni si on od zamku w Koziej Twierdzy pod kadym wzgldem. Budynki w Stromym budowano na podobiestwo namiotw w ksztacie kopu, do tej pory uywanych przez niektre wdrowne plemiona. Mniejsze rzeczywicie przypominay namioty, lecz paac wadcy budzi we mnie niesamowite odczucia. Centralne drzewo krlewskiej siedziby wznosio si nad nami a do samego nieba. Inne, mniejsze, rosnce w okrgu byy cierpliwie ksztatowane przez dugie lata tak,

by stworzyy szkielet cian. Gdy ywa konstrukcja zostaa ukoczona, oboono j matami z kory, ksztatujc agodnie zakrzywione ciany. Nastpnie oblepiono glink, a w kocu pomalowano na jasne kolory. Grskie domy zawsze bd mi przypominay pki tulipanw lub kapturki muchomorw. Mimo wielkich rozmiarw, paac sprawia wraenie ywego organizmu, wyrosego z yznej ziemi pradawnego lasu. Ten budynek by paacem tylko dziki niespotykanym rozmiarom. Nie byo po temu adnych innych

widocznych znakw: adnych flag ani stray przy drzwiach. Nikt nie zamierza broni nam wejcia. Bazen otworzy przede mn rzebione drewniane podwoje. Poszedem przez labirynt rozrzuconych swobodnie pokojw na parterze. Kolejne znajdoway si nad naszymi gowami; do mniejszych wchodzio si po drabinkach, a do najbardziej okazaych po drewnianych schodkach. ciany wszystkich pomieszcze byy cienkie, a niektre pokoje oddzielay od reszty tylko gobeliny z kory, rozcignite na drewnianych stelaach. W paacu

byo tylko odrobin cieplej ni w lesie. Poszczeglne pokoje ogrzewano piecykami. Poszedem za baznem do pomieszczenia, ktrego ciany zostay od zewntrz ozdobione podobiznami ptakw wodnych, oddanymi delikatn kresk. Ten pokj zosta zbudowany na duej, mia przesuwane drewniane drzwi, rzebione take w ptaki. Z wntrza dobiegay mnie dwiki harfy nalecej do Wilgi oraz szmer przyciszonych gosw. Trefni zastuka, odczeka chwil, a potem odsun drzwi na bok i wszed. Ujrzaem krlow Ketriken,

przyjacik trefnisia - Jofron, a take innych, nie znanych mi ludzi. Wilga siedziaa z boku, na niskiej awie, grajc cicho na harfie, a krlowa Ketriken, wraz z innymi, wyszywaa kodr rozcignit na ramie, ledwie mieszczcej si w tym pomieszczeniu. Spod zrcznych doni hafciarzy wyania si kwietny ogrd. Cier siedzia obok Wilgi. Ubrany by w bia koszul i ciemne wskie spodnie, do tego dug kamizel ozdobion kolorowym wzorem. Wosy mia cignite do tyu, jak onierz, a na czole skrzan przepask z godem koza. Wyglda duo modziej ni w Koziej

Twierdzy. Wszyscy zebrani rozmawiali cicho, nie zaguszajc muzyki. Krlowa Ketriken, z ig w doni, podniosa wzrok i powitaa nas spokojnie. Przedstawia mnie innym jako Miego i uprzejmie spytaa, czy wydobrzaem. Odpowiedziaem twierdzco, a wwczas poprosia, bym usiad i nieco odpocz. Bazen okry ram, przyjanie zagada Jofron, a ona zaprosia go, by zaj przy niej miejsce. On take wzi ig, nawlk na ni barwny jedwab i zacz w jednym z rogw przykrycia budzi do ycia kolorowe motyle, cicho rozmawiajc z Jofron

o ogrodach. Czuem si zbyteczny, siedzc tak bezczynnie w pomieszczeniu penym ludzi oddajcych si swoim zajciom. Czekaem, a krlowa Ketriken do mnie przemwi, ale oddaa si pracy. Wilga spojrzaa na mnie raz i raz si do mnie umiechna, lecz cokolwiek chodno. Cier unika mojego wzroku, jakbymy si nie znali. Rozmowy ograniczay si gwnie do prb o podanie motka jedwabiu czy komentowania pracy. Wilga graa stare ballady z Ksistwa Koziego, ale nie piewaa. Nikt si do mnie nie odzywa, nikt nie

zwraca na mnie uwagi. Czekaem. Zaczem si zastanawia, czy nie jest to jaka subtelna forma kary. Narastao we mnie napicie. Co chwila musiaem sobie przypomina, eby nie zaciska zbw i rozluni ramiona. Troch potrwao, nim dostrzegem podobny niepokj w krlowej Ketriken. Spdziem wiele czasu, usugujc mojej pani w zamku Koziej Twierdzy, wkrtce po jej przybyciu na nasz dwr. Widziaem j roztargnion przy kobiecych zajciach i oywion w ogrodzie, a teraz wyszywaa z takim zaciciem, jakby od skoczenia tej pracy

zalea los Krlestwa Szeciu Ksistw. Bya zbyt szczupa, miaa wychud twarz. Wosy, rok temu obcite na znak aoby, cigle byy za krtkie. Jasne pasma nadal spaday na policzki. Pojawiy si zmarszczki wok oczu oraz ust, krlowa czsto zagryzaa wargi - nie widziaem, eby robia to dawniej. Ranek wlk si w nieskoczono, a wreszcie ktry z modych mczyzn wyprostowa si, potem przecign i oznajmi, e oczy mu si zmczyy i nie moe dzisiaj wicej wyszywa. Zapyta kobiet siedzc obok, czy si z nim wybierze na polowanie, a ona

chtnie przystaa. Jak na dany sygna, inni take zaczli si podnosi i egna z krlow Ketriken. Uderzya mnie ich poufao w stosunku do wadczyni, lecz wkrtce sobie przypomniaem, e tutaj nie postrzegano jej jako krlowej, lecz Powicenie dla grskiego ludu. Nigdy nie bdzie wrd mieszkacw gr odgrywaa roli monarchini; bdzie dla nich przewodnikiem i doradc. Teraz Powiceniem by jej ojciec, w razie potrzeby spodziewano si po nim wszelkiej pomocy. Osoba penica t rol miaa o wiele mniej wadzy ni monarcha w Krlestwie Szeciu

Ksistw, a jednoczenie cieszya si o wiele wiksz mioci poddanych. Rozmylaem o tym, czy krl Szczery nie wolaby przeprowadzi si tutaj i by po prostu maonkiem krlowej Ketriken, gdy... - Bastardzie Rycerski. Podniosem wzrok na krlow Ketriken. Zostaa tylko ona, Wilga, Cier i trefni. Niewiele brakowao, a spojrzabym bagalnie na Ciernia, oczekujc wskazwek, ale w por sobie przypomniaem, e cay czas unika mego wzroku. Byem zdany na wasne siy. Ton krlowej

powiedzia mi, e bdziemy rozmawiali bardzo oficjalnie. Stanem prosto, a potem skoniem si, odrobin sztywno. - Krlowo, wzywaa mnie. - Wytumacz si. Lodowaty wicher za cianami cieplejszy by ni ten gos. Spojrzaem jej w oczy. Bkitny ld. Opuciem wzrok. - Czy mam zda raport, krlowo? - Jeli to zaniedbania. wytumaczy twoje

Wstrzsny mn jej sowa. Cho nasze spojrzenia si spotkay, nie znalelimy porozumienia. Nie bya ju mod dziewczyn, ktr kiedy tutaj poznaem. Krlowa Ketriken siedziaa przede mn niczym wadca i sdzia, nie przyjaciel. Nie przypuszczaem, e odczuj to tak dotkliwie. Wiedziaem, e postpuj niemdrze, lecz odezwaem si chodnym tonem: - Poddam si w tej materii osdowi mojej krlowej. Bya bezlitosna. Kazaa mi zacz

nawet nie od mojej wasnej mierci, ale wiele dni wczeniej, gdy po raz pierwszy zaczlimy przemyliwa o wywiezieniu krla Roztropnego z Koziej Twierdzy, poza zasig wpyww ksicia Wadczego. Staem przed ni i musiaem gono przyzna, e wadcy ksistw nadbrzenych woleliby mnie widzie jako nastpc tronu. Co gorsza, musiaem opowiedzie, e cho im odmwiem, przyrzekem przyj dowodzenie zamkiem w Koziej Twierdzy oraz obron wybrzea Ksistwa Koziego. Cier uwiadomi mi niegdy, e bya to umowa tak bliska zdrady, i prawie nie byo

midzy ni a prawdziw zdrad rnicy. Jednak byem ju zmczony skrywaniem tajemnic, wic odsaniaem je bezwzgldnie. W czasie zdawania raportu aowaem, e Wilga take znajduje si w pokoju, gdy obawiaem si usysze wasne sowa ubrane w melodi i przeksztacone w ballad wyjawiajc moje najskrytsze sekrety. Skoro jednak krlowa uwaaa pieniark za osob godn zaufania, nie mnie byo temu zaprzecza. I tak brnem trudnym szlakiem przeszoci. Po raz pierwszy ode mnie krlowa usyszaa, jak krl

umar mi na rkach i jak popdziem zabi Pogodn, a potem, w wielkiej sali biesiadnej, Prawego - na oczach wszystkich zgromadzonych. Gdy dotarem do uwizienia w lochach, take nie miaa dla mnie litoci. - Ksi Wadczy kaza godzi mnie i bi. Zginbym, gdybym nie uda martwego - powiedziaem. To jej nie wystarczyo. Nikt, nawet Brus nie zna penej historii tamtych dni. Opowiadaem i opowiadaem. Gos zacz mi dre, wreszcie sowa zamary na ustach.

Wbiem wzrok w cian za krlow, nabraem tchu i mwiem dalej. Spojrzaem na krlow raz. Bya biaa jak nieg. Przestaem wtedy myle o wypadkach, ktre si skryway za moj relacj. Syszaem wasny gos, beznamitnie raportujcy o kolejnych zdarzeniach. Raz krlowa gwatownie wcigna powietrze gdy powiedziaem, jak w celi signem Moc ku krlowi Szczeremu. Poza tym panowaa cakowita cisza. Raz spojrzaem na Ciernia. Siedzia w bezruchu, z zacinitymi szczkami, jakby sam przeywa mki.

Zagbiaem si w opowie, wspominajc bez wydawania sdw o wasnym zmartwychwstaniu, w ktrym pomogli mi Brus i Cier, o magii Rozumienia, dziki ktrej stao si to moliwe, o dniach, ktre nastpiy potem. Opowiedziaem o naszym gniewnym rozstaniu, o podry, o chwilach, kiedy wyczuwaem krla Szczerego, o zamachu na ycie ksicia Wadczego, a nawet o tym, jak krl Szczery wszczepi mi do umysu nakaz przybycia. Dalej i dalej zagbiaem si w opowie, chwilami musiaem wyta gos, bo od mwienia zascho mi w

gardle i w ustach. Nie przerwaem, pki nie doszedem do opowiadania o ostatnim, najciszym odcinku podry do Stromego. A kiedy nareszcie skoczyem, staem milczcy, znuony. Ludzie mwi, e jeli czowiek podzieli si swymi troskami i kopotami, moe znale ulg. Ja tylko wydobyem jak spod ziemi gnijce szcztki wspomnie, rozdrapaem ropiejce rany. Po pewnym czasie znalazem w sobie tyle okruciestwa, by zapyta: - Czy wydarzenia, o ktrych wspomniaem w raporcie, usprawiedliwiaj moje zaniedbania, krlowo?

Jeeli chciaem jej uchybi, i tu mi si nie powiodo. - Nie wspomniae o swojej crce, Bastardzie Rycerski. Rzeczywicie. Nie wspomniaem o Sikorce ani o naszej creczce. Strach dotkn mnie niczym zimne ostrze. - Nie uwaam, by naleao j uwzgldni w moim raporcie. - Jednak naley - rzeka krlowa Ketriken nieprzejednanie. Zoya rce na kolanach. Czy

prbowaa ukry ich drenie? Czy czua wyrzuty sumienia z powodu swoich nastpnych sw? Biorc pod uwag jej pochodzenie, powinna by tutaj, bymy mogli zadba o bezpieczestwo dziedziczki rodu Przezornych. Nakazaem sobie spokj. - Krlowo, popeniasz bd. Ani ona, ani ja nie mamy adnych praw do tronu. Oboje jestemy potomkami z nieprawego oa. Krlowa Ketriken pokrcia gow.

- Nie rozwaamy, co jest, a czego nie ma pomidzy tob a jej matk. Zajmujemy si tylko jej pochodzeniem. Niezalenie od tego, czego ty dasz dla niej, rd krlewski ma swoje prawa. Na tronie musi zasi potomek dynastii Przezornych. Ja jestem bezdzietna. - Pki nie usyszaem tych sw wypowiedzianych gono, nie pojmowaem otchani blu, w jakiej pogrona bya krlowa. Kilka chwil wczeniej osdziem, e ma serce z kamienia. Teraz nie miaem pewnoci, czy jest przy zdrowych zmysach. Tyle aoci i rozpaczy zawierao w sobie to jedno sowo. -

Cier przekona mnie, e sama nie zdoam poprowadzi ludu do obrony. Cigle jestem obca dla mieszkacw Krlestwa Szeciu Ksistw. Jednak bez wzgldu na to, jak mnie widz, jestem ich krlow. Ci na mnie zwizane z tym obowizki. Musz znale sposb zjednoczenia krlestwa i odparcia wroga od naszych wybrzey. Ludzie musz mie przywdc. Mylaam, by tobie powierzy t rol, ale Cier powiedzia, e ciebie take ludzie nie zaakceptuj. Korzystanie ze zwierzcej magii jest zbyt wielk przeszkod. Wobec tego z linii Przezornych pozostaje tylko twoje

dziecko. Ksi Wadczy okaza si zdrajc wobec wasnej rodziny. W tej sytuacji twoja crka musi by Powieceniem dla ludu. Dla niej poderw si do walki. - To tylko dziecko, krlowo omieliem si wtrci. - Jak moliwe... - Ona jest symbolem. Teraz ludziom wystarczy wiadomo, e istnieje. W stosownym czasie zostanie ich prawdziw wadczyni. Odniosem wraenie, jakby mnie kto zdzieli pak po gowie.

- Zamierzam wysa po ni Ciernia - cigna krlowa. - Tutaj bdzie bezpieczna, a z czasem odbierze waciw edukacj. Chciaabym, eby jej matka bya z ni, niestety, trzeba bdzie utrzymywa, e dziecko jest moje. Westchna. - Jak ja nienawidz kamstwa! Cier przekona mnie o susznoci takiego postpowania. Mam nadziej, e bdzie potrafi przekona take matk twojej crki. Bdziemy twierdzi - dodaa, mwic bardziej do siebie ni do ktrego z nas - e rozpuszczono pogosk, i dziecko narodzio si martwe, by ksi Wadczy

uwierzy, e nie istnieje dziedzic, ktry by stanowi dla niego zagroenie. Lud nigdy si nie dowie, e urodziam syna. To te forma powicenia. Zdaem sobie spraw, e w krlowej Ketriken niewiele zostao z ksinej, jak znaem w Koziej Twierdzy. Jej sowa doprowadzay mnie do biaej gorczki. Mimo wszystko zapytaem agodnym tonem: - Dlaczego uwaasz, e to wszystko jest konieczne, krlowo? Krl Szczery yje. Odnajd go i uczyni wszystko, by go odzyskaa.

Bdziecie we dwoje rzdzi krlestwem, a po was na tron wstpi wasze dzieci. - Moe si zdarzy i tak, Bastardzie Rycerski. Jednak zbyt dugo wierzyam, e sprawy przyjm podany obrt. Nie stan si ponownie ofiar uudy. Niekiedy trzeba si decydowa na konieczne dziaania, zanim bdzie mona podj dalsze ryzyko. Trzeba zapewni cigo dynastii Przezornych. Spokojnie odpowiedziaa na moje spojrzenie. Sporzdziam deklaracj, w ktrej owiadczam, e twoje dziecko jest dziedzicem dynastii Przezornych,

Bastardzie Rycerski. Jedn kopi ma Cier, druga zostaa zoona w bezpiecznym miejscu. Do tej chwili w mej duszy tlia si maleka iskierka nadziei. Przez dugie miesice obiecywaem sobie, e kiedy wszystko si skoczy, bd mg wrci do Sikorki, odzyska jej mio, bd mg nazwa creczk swoim dzieckiem. Inni ludzie marz o zaszczytach, bogactwie lub bohaterskich czynach wartych ballady. Ja chciaem wraca o zmroku do chatki, siadywa na krzele przy ogniu, chciaem, eby mnie plecy bolay po caym dniu pracy, chciaem mie rce szorstkie

od narzdzi, chciaem trzyma na kolanach dziewczynk, a wtedy kobieta, ktra by mnie darzya mioci, opowiadaaby mi, jak spdzia dzie. To marzenie byo mi najdrosze. Czy i od niego miaem odstpi z powodu szlachectwa krwi pyncej w moich yach? Czy musiaem na zawsze pozosta dla Sikorki czowiekiem, ktry j okamywa, ktry opuci j brzemienn i nigdy do niej nie wrci, za spraw ktrego pozbawiono j dziecka? Nie zamierzaem tego powiedzie gono. Nie zdawaem sobie sprawy, e to uczyniem, pki krlowa nie

odpowiedziaa: - Na tym wanie polega powicenie, Bastardzie Rycerski. - Nie uznani jej - oznajmiem. Sowa paliy mi jzyk. - Nie przyznam, e to moje dziecko. - Nie bdziesz musia, gdy ja przedstawi je jako wasne. Bez wtpienia dziewczynka bdzie miaa rysy rodu Przezornych. Twoja krew jest silna. Dla naszych celw wystarczy, bym ja wiedziaa, e dziecko jest twoje. Ju przyznae to przed Wilg. Powiedziae jej, e jeste ojcem dziecka Sikorki z

Koziej Twierdzy. W najdalszych zaktkach Krlestwa Szeciu Ksistw wiadectwo minstrela uznawane jest za prawo. Pieniarka ju si podpisaa pod dokumentem, skadajc przysig, e dziecko jest potomkiem dynastii Przezornych... Bastardzie Rycerski - podja po chwili krlowa gosem niemal agodnym, cho w moich uszach brzmia on niczym grzmot. - Nikt nie moe unikn swego losu. Ani ty, ani twoja crka. Spojrzyj na to z innej strony, zastanw si, dlaczego przysza na wiat. Gdy wszystkie okolicznoci zdaway si przeczy istnieniu dziedzica tronu, potomka

rodu Przezornych, pojawia si ona. Twoja crka. Pogd si z przeznaczeniem. To nie byy waciwe sowa. Ona moe zostaa nauczona pokory, ale mnie mwiono, e walka nie jest skoczona, dopki nie zostanie wygrana. Potoczyem wzrokiem po obecnych. Nie wiem, co zobaczyli na mojej twarzy, ale ich oblicza zastygy w nieprzeniknione maski. Potrafi odnale krla Szczerego - rzekem spokojnie. - I odnajd. Cisza.

Chcesz, pani, odzyska maonka - zwrciem si do krlowej Ketriken. Zaczekaem, a dojrzaem w jej oczach potwierdzenie. - Ja te chc by z osob przeze mnie ukochan, chc wychowywa nasze dziecko. Popatrzyem jej prosto w oczy. Powiedz mi, e bd to mia. Niczego wicej nigdy nie pragnem. Odpowiedziaa spojrzeniem. mi twardym

- Nie mog ci zoy takiej obietnicy, Bastardzie Rycerski. Twoja crka jest zbyt wana, eby

mona z niej byo zrezygnowa dajc pierwszestwo prawu mioci. Te sowa byy absurdalne, a jednak prawdziwe. Skoniem gow, lecz nie wyraaem zgody. Wpatrywaem si w szczelin w pododze i szukaem innego wyjcia, innego rozwizania. - Wiem, co teraz powiesz odezwaa si krlowa Ketriken z gorycz w gosie. - e jeli powic twoje dziecko dla krlestwa, nie pomoesz mi odszuka Szczerego. Mylaam nad tym dugo, rozwaaam z kadej strony, wiedzc, e pozbawiam si

twojej pomocy. Jestem gotowa wyruszy sama. Mam map. Jako bd... - Krlowo - przerwaem jej. Drgna. - Nie rozumiesz mnie. Gdyby Sikorka staa tutaj, przede mn, z nasz creczk w ramionach, i tak musiabym ruszy na poszukiwanie mego krla. Obojtne, co si bdzie ze mn dziao. Obojtne, jak mocno zostan skrzywdzony, musz odnale krla Szczerego. Twarze obecnych w pokoju ulegy dziwnej przemianie. Cier podnis gow i spojrza na mnie z dum.

Krlowa Ketriken odwrcia wzrok, mruganiem prbowaa przepdzi zy spod powiek. Chyba czua wstyd. Dla bazna znowu byem jego katalizatorem. W Wildze zapona nadzieja, e moe jednak jestem wart legendy. A we mnie tkwio nieprzezwycione pragnienie skoczonoci wszechrzeczy. Pokaza mija krl Szczery, odsoni przede mn jej czyst fizyczn posta. Zamierzaem odpowiedzie na przesane Moc wezwanie mego pana i suy mu, jak przysigaem. Teraz jednak wzywao mnie jeszcze jedno woanie.

Woanie Mocy.

Rozdzia dwudziesty trzeci Krlestwo Grskie

Mona by przypuszcza, i Krlestwo Grskie, skadajce si z rzadko rozsianych wiosek i liczce niewielu mieszkacw, byo pastwem stosunkowo modym, istniejcym od niedawna. W rzeczywistoci jego historia siga daleko poza pisemne przekazy

Krlestwa Szeciu Ksistw. Mylne jest take nazywanie tego regionu krlestwem. W dawnych czasach myliwi, pasterze oraz rolnicy stopniowo deklarowali posuszestwo sdziemu, kobiecie wielkiej mdroci, ktra mieszkaa w Stromym. Cho poza grami jej nastpcw nazywano krlem lub krlow, to przez mieszkacw Krlestwa Grskiego ludzie ci byli zawsze okrelani mianem Powicenia, a gotowi byli odda z wasnej woli wszystko, nawet ycie, dla dobra tych, ktrymi wadali. Owa pierwsza kobieta, yjca w Stromym jako Powicenie, jest

dzi postaci legendarn, a jej czyny znamy tylko z ballad, jakie do tej pory piewaj mieszkacy gr. Cho pieni te s bardzo stare, istniej jeszcze starsze opowieci o wczeniejszych wadcach gr i o innej stolicy. Krlestwo Grskie, w ksztacie znanym nam dzisiaj, zamieszkiwane jest niemal wycznie przez plemiona koczownicze oraz nieliczne ludy osiade przy wschodniej granicy gr. Poza szerokim pasmem szczytw rozciga si lodowe wybrzee, graniczce z Morzem Biaym. Kilka szlakw kupieckich nadal wije si pord ostrych grzbietw,

prowadzc do miejsca, gdzie na tym zasypanym niegiem skrawku wiata yje lud owcw. Na poudnie od gr znajduj si nie poznane puszcze Deszczowych Ostpw, a gdzie wrd nich rdo Rzeki Deszczowej, stanowicej granic z Krain Miedzi. Z dawna znamy legendy o innej jeszcze krainie, zagubionej pomidzy szczytami za Krlestwem Grskim. Jeli si wdrowiec zagbi w gry, poza granice ziem zamieszkiwanych przez ludy podlege Stromemu, trafia w krain jeszcze bardziej surow i nieprzystpn. Z wyszych szczytw nieg nie znika nigdy, a w

niektrych dolinach napotka mona tylko lodowce. Podobno gdzieniegdzie ze szczelin w grach bucha para i dym, a ziemia dry i niekiedy podnosi si wstrzsana gwatownymi drgawkami. Trudno znale powd, by poda do tego krlestwa lodu i ska. Polowanie atwiejsze jest i owocniejsze na zielonych stokach. W tamtej krainie prno by te szuka paszy dla stada. Istniej o tej ziemi opowieci zwyczajne, jak to o dalekich ldach: o smokach i gigantach, o zburzonych miastach, zdziczaych jednorocach, zapomnianych

skarbach i tajemniczych mapach, ulicach brukowanych zotem, dolinach, w ktrych wiecznie krluje wiosna, gdzie ciepa para wodna wydobywa si z ziemi, gdzie niebezpieczni czarnoksinicy tkwi zamknici czarem w jaskiniach penych drogocennych klejnotw oraz o pradawnym zu, upionym w ziemi. Wszystkie te dziwy maj si znajdowa w prastarej, bezimiennej krainie za granicami Krlestwa Grskiego.

***

Krlowa Ketriken naprawd przypuszczaa, e odmwi jej pomocy w poszukiwaniach krla Szczerego. W dniach mojej rekonwalescencji zdecydowaa, e zorganizuje wypraw o wasnych siach; poszukiwaa zapasw na drog i zwierzt jucznych. W Krlestwie Szeciu Ksistw wadczyni mogaby do woli czerpa z krlewskiego skarbca, a take oczekiwa hojnych gestw od szlachty. W Krlestwie Grskim sprawy wyglday zgoa inaczej. Tutaj, dopki y krl Eyod, krlowa Ketriken bya tylko modsz krewn Powicenia. Oczekiwano po niej,

e w swoim czasie przejmie sukcesj po ojcu, ale nie dawao jej to adnych praw do rozporzdzania majtkiem innych ludzi. W zasadzie, nawet gdyby sama bya Powiceniem, nie miaaby takiego prawa. Wadca Krlestwa Grskiego i jego najblisza rodzina prowadzili w cianach piknego paacu ycie bardzo skromne. Podobnie jak caa stolica, jak ogrody, fontanny czy anie, tak i paac nalea do wszystkich mieszkacw krlestwa. Wadcy niczego nie brakowao, ale te nie opywa w dostatki. Z tych wanie przyczyn krlowa Ketriken zwrcia si o pomoc nie

do krlewskiego skarbu ani do szlachty, ale do przyjaci i rodziny. Rozmawiaa z ojcem, lecz on odpowiedzia jej - zdecydowanie, cho ze smutkiem - e poszukiwanie wadcy Krlestwa Szeciu Ksistw nie jest spraw Krlestwa Grskiego. I cho wraz z crk ubolewa nad znikniciem czowieka, ktrego pokochaa, nie mg wybiera pomidzy zaopatrzeniem wyprawy crki a obron pastwa przed wojskami ksicia Wadczego z Krlestwa Szeciu Ksistw. Ojca i crk czya tak gboka wi, e krlowa przyja odmow z penym

zrozumieniem. Wstyd mi byo, i prawowita wadczyni mojego kraju musi prosi o wsparcie krewnych i przyjaci. Krlowa Ketriken organizowaa wypraw, kierujc si wasnymi opiniami. Niewiele spord jej decyzji odpowiadao moim oczekiwaniom. Na kilka dni przed wyznaczon dat wymarszu raczya zasign mojej opinii w kilku sprawach, lecz rady nie przypady jej do serca. Zachowywalimy si oboje nienagannie, rozmawialimy bez gniewu, ale te bez przyjaznego ciepa. W wielu sprawach si nie zgadzalimy, a wwczas krlowa

robia to, co uwaaa za stosowne. Nie powiedziaa nigdy gono, lecz dawaa mi odczu, e moje decyzje podejmowane w przeszoci zbyt czsto okazyway si chybione. Nie chciaem zabiera w gry zwierzt jucznych. Obojtne, jak bardzo tamowaem wraenia odbierane magi Rozumienia, i tak nie mogem pozosta obojtny na ich cierpienie. Natomiast krlowa Ketriken postanowia zabra w podr kilka przedziwnych stworze, ktre jej zdaniem nie cierpiay od zimna, a jaday chtniej gazki ni traw. Zwierzta te aziaki - wywodziy si z bardziej

odlegych czci Krlestwa Grskiego. Przypominay mi dugoszyje kozy z pazurami zamiast kopyt. Nie potrafiem uwierzy, by zdoay unie tyle, by warto byo zapewnia im poywienie. Krlowa Ketriken oznajmia mi tylko spokojnie, e wkrtce si do nich przyzwyczaj. Najwaniejsze, eby smakoway - podsumowa lepun filozoficznie. Skonny byem si z nim zgodzi. Wybr czonkw ekspedycji, dokonany przez krlow, irytowa mnie jeszcze bardziej. Nie

widziaem powodu, by miaa ryzykowa wasne ycie, ale posuchaem gosu rozsdku i nie dyskutowaem. Nie podobao mi si wczenie do wyprawy Wilgi, zwaszcza od kiedy odkryem, e jej uczestnictwo byo wynikiem specyficznej umowy. Poniewa szukaa pieni, dziki ktrej zyskaaby saw, kupia sobie miejsce w naszej grupie w wyniku niepisanej umowy, e tylko pod tym warunkiem dokona pisemnego potwierdzenia, i jestem ojcem dziecka Sikorki. Wybierali si z nami jeszcze trzej kuzyni krlowej, wszyscy wysocy i potni,

zaprawieni w grskich podrach. I to koniec. Krlowa Ketriken zapewnia mnie, e jeli do odnalezienia krla Szczerego nie wystarczy nas szeciorga, wwczas i sze setek nic nie wskra. Zgadzaem si z ni, e atwiej wyposay niewielk grup ludzi, a i podruje ona znacznie szybciej ni liczny oddzia. Cier nie szed z nami. Wraca do Ksistwa Koziego, by zawie ksinej Cierpliwej nowin, e pani Ketriken wyrusza na poszukiwanie krla Szczerego. Po drodze mia rozsiewa wieci, e jest na wiecie dziedzic tronu Krlestwa Szeciu

Ksistw. Zamierza si te zobaczy z Brusem i Sikork, by porozmawia o dziecku. Zaproponowa mi, e wyjawi Sikorce, ksinej Cierpliwej oraz Brusowi, i yj. Uczyni to z wielkim zakopotaniem, gdy doskonale zdawa sobie spraw, e miaem do niego al o udzia w planach majcych uczyni z mojej crki dziedziczk tronu. Jako przeknem gniew; mwiem z nim uprzejmie i zostaem nagrodzony solennym przyrzeczeniem, i przed nikim mnie nie zdradzi. Wwczas taka decyzja wydaa mi si najrozsdniejsza. Czuem, e tylko ja sam potrafibym naprawd

wytumaczy Sikorce wasne postpki. Ju raz opakiwaa mnie jako zmarego. Nie bdzie cierpiaa, jeli nie przeyj tej wyprawy. W noc wyjazdu do Ksistwa Koziego Cier przyszed si ze mn poegna i yczy szczliwej drogi. Z pocztku obaj prbowalimy udawa, e wszystko midzy nami jest jak dawniej. Rozmawialimy o drobnych sprawach, ktre kiedy byy dla nas wane. Ogromn przykro sprawia mi wiadomo o mierci Cichosza. Prbowaem Ciernia namwi, by Fircyka oraz Sadz zabra ze sob i odda pod opiek Brusa. Fircyk potrzebowa

mocnej rki, a dla Brusa byby nieoceniony nie tylko jako wierzchowiec, ale te jako ogier. Sadza take przedstawiaa niema warto - miaa wkrtce wyda na wiat szlachetnego rebaka. Cier pokrci gow. Powiedzia, e musi podrowa szybko i nie zwraca na siebie uwagi. Jeden podrny z trzema komi w najlepszym razie stanowi doskonay cel dla bandytw. Widziaem jego wierzchowca. May zjadliwy waach, cho mia paskudny charakter, by mocny i zwinny, a take, o czym zapewni mnie Cier, doskonale umyka przed pocigiem w trudnej

okolicy. Mwic to, stary skrytobjca wyszczerzy zby w szerokim umiechu, std wiedziaem, e ta szczeglna zaleta wierzchowca zostaa ju nieraz potwierdzona. Trefni mia racje. Wojna oraz intrygi odmadzay mojego mistrza. Patrzyem na niego, odzianego w szeroki paszcz i wysokie buty, na koza wspinajcego si na tylne kopyta, ktrego tak otwarcie nosi na czole nad zielonymi oczyma, i prbowaem porwna go ze starcem o delikatnych doniach, nauczajcym mnie, jak zabija ludzi. Mia swoje lata, ale inaczej je

dwiga. Niekiedy zastanawiaem si, jakimi zioami dodawa sobie energii. Cho wyglda zupenie inaczej ni w Koziej Twierdzy, nadal pozosta Cierniem. Bardzo pragnem z nim szczerze rozmawia, przekona si, i nadal istnieje midzy nami dawna blisko - jako nie potrafiem. Nie rozumiaem samego siebie. Jak mogy jego sdy wci tyle dla mnie znaczy, skoro wiedziaem, e chcia mi odebra dziecko i szczcie w imi dobra monarchii Przezornych? Czuem si saby, gdy nie potrafiem wzbudzi w sobie

nienawici. Prbowaem go znienawidzi, ale znajdowaem w sobie tylko modziecze nadsanie, ktre powstrzymywao mnie przed podaniem mu rki i yczeniem powodzenia. Uda, e nie zauwaa mojej gburowatoci, przez co poczuem si jeszcze bardziej dziecinny. Po jego odjedzie trefni da mi skrzan torb podrn, ktr Cier dla mnie zostawi. Wewntrz znajdowa si bardzo praktyczny n w pochwie, sakiewka z pienidzmi, a take wybr trucizn i zi leczniczych, w tym obfity zapas kozka. Znalazem te nasiona

kopytnika - zapakowane w malutki papierowy roek i opatrzone starannie wykaligrafowanym napisem, goszcym, by uywa ich tylko w razie wielkiej potrzeby i z najwysz ostronoci. I jeszcze by tam prostej roboty, lecz bardzo praktyczny krtki miecz w skrzanej pochwie. Ogarn mnie trudny wytumaczenia gniew. do

- Cay Cier! - wykrzyknem i rzuciem torb na st. - Ostrze i trucizna. Tak mnie widzi. Zawsze tylko przez pryzmat mierci.

- Wtpi, by oczekiwa, e bdziesz si tru - zauway trefni agodnie. Odsun sztylet od marionetki, do ktrej wanie przywizywa sznurki. - Pewnie raczej przypuszcza, e mgby ich uy w swojej obronie. - Ty naprawd nic nie rozumiesz? To s podarunki dla chopca, z ktrego Cier uczyni skrytobjc. Nie dostrzega, e ju nim nie jestem. Nie moe mi wybaczy, e chciaem y po swojemu. - Podobnie jak ty nie moesz mu wybaczy, e nie jest ju twoim askawym i pobaliwym

wychowawc - odpar sucho. Przywizywa sznurki do koczyn marionetki. Troch to przeraajce, patrze jak kroczy niczym wojownik, jak rzuca si w wir niebezpieczestw w obronie susznej sprawy, jak flirtuje z kobietami i w ogle... zachowuje si, jakby y po swojemu. Prawda? Sowa bazna podziaay na mnie niczym zimny prysznic. Mao brakowao, a bybym si gono przyzna, e jestem zazdrosny, bo Cierniowi udao si osign cel, ktry mnie stale umyka. - Nie o to chodzi! - warknem.

Marionetka pogrozia mi palcem. Bya niepokojco podobna do szczurka z dawnego bazeskiego bera. Trefni tylko umiecha si gupio nad jej gow. - Zauwayem - podj od niechcenia - e Cier nie nosi na czole goda krla Szczerego. Zamiast niego wola inne... Czy nie to, ktre krl Szczery wybra dla naturalnego syna swego brata? Zauwaye podobiestwo? Jaki czas milczaem. - I co z tego? - mruknem w kocu.

Marionetka zeskoczya na podog, wzruszya kocistymi ramionami. - Ani mier krla Roztropnego, ani wieci o mierci krla Szczerego nie wykurzyy starego z kryjwki. Dopiero gdy si dowiedzia, e ty zostae zabity, zapon w nim gniew tak gorcy, e odrzuci wszystkie rodki ostronoci i postanowi dopilnowa, by na tronie zasiad prawdziwy Przezorny. Lalka znowu pogrozia mi palcem. - Czyli on to robi dla mnie? Dla mojego dobra? Cho nigdy w yciu si nie zgodz, by moja crka

zasiada na tronie? Pajac zaoy rce na piersiach i w zamyleniu pokiwa gow. - Wydaje mi si, e Cier zawsze robi to, co uwaa za najlepsze dla ciebie. Obojtne, czy si z tym zgadzae, czy nie. Moe w ten sam sposb traktuje twoj crk. W kocu jest przecie wnuczk jego bratanka i ostatnim yjcym czonkiem jego rodu. Nie liczc, oczywicie, ksicia Wadczego oraz ciebie. - Lalka uczynia kilka tanecznych krokw. - Jak inaczej czowiek w jego wieku mgby pomc malutkiemu dziecku?

Przecie Cier nie zamierza y wiecznie. Moe doszed do wniosku, e dziewczynka bdzie bezpieczniejsza tutaj ni pod wadaniem kogo, kto chciaby zagarn tron. Odwrciem si od bazna i udawaem, e zbieram brudne rzeczy do prania. Potrzebowaem sporo czasu na przemylenie jego sw.

*** Musiaem przyzna, e krlowa

Ketriken wybraa na wypraw doskonae namioty oraz odzie. Miaem te tyle przyzwoitoci, by okaza wdziczno, e uwaaa za stosowne zaopatrzy take mnie. Nie mgbym jej wini, gdyby mnie cakowicie wykluczya ze swoich planw, ale przysaa do mnie Jofron ze stert ubra i pledw oraz z prob o zmierzenie stp, eby mona mi byo uszy dugie mikkie buty, jakie nosz ludzie gr, podobne do skrzanych woreczkw. W chacie zrobio si weselej, bo Jofron z baznem przekomarzali si nieustannie. Trefni zna miejscowy jzyk znacznie lepiej ni ja, tote

chwilami trudno mi byo ledzi rozmow, a gra sw czsto mi umykaa. Co naprawd byo pomidzy tymi dwojgiem? Z pocztku odnosiem wraenie, e Jofron zostaa w pewnym sensie uczniem bazna. Teraz ciekaw byem, czy dziewczyna nie wykazywaa zainteresowania jego zajciem po to, eby by blisko niego. Zanim wysza, zmierzya stopy take trefnisiowi i wypytaa go, w jakich kolorach chciaby mie ozdoby. - Nowe buty? - zdziwiem si gono, gdy Jofron zamkna za sob drzwi. - Nie s ci potrzebne.

Tak rzadko wychodzisz z chaty... Trefni obrzuci mnie spokojnym spojrzeniem. Niedawna wesoo gdzie si ulotnia. - Wiesz przecie, e musz i z tob - oznajmi cicho. Umiechn si dziwnie. - Inaczej po co bymy si spotkali na tym zanieonym odludziu? Tylko dziki wsplnemu dziaaniu katalizatora i biaego proroka wypadki naszych czasw zostan zawrcone na waciw drog. Wierz, e jeli nam si uda, szkaratne okrty uwolni wybrzee Krlestwa Szeciu Ksistw, a dynastia Przezornych na dugie lata

zasidzie na tronie. - To si zgadza z wikszoci przepowiedni - wtrcia Pustka ze swojego kta przy kominku. Koczya wanie ostatni rzdek grubych rkawic. - Jeli plaga bezrozumnych zaknionych to nieszcznicy dotknici kunic, a wasze dziaanie j powstrzyma, speni si jeszcze jedno proroctwo. Zaczynao mnie irytowa jej wieczne dopasowywanie przepowiedni do rzeczywistoci. - A co na to krlowa Ketriken? zapytaem trefnisia. - Zgadza si na

twoje towarzystwo? - Jeszcze z ni o tym nie rozmawiaem - odpar pogodnie. Ja nie id z ni, Bastardzie. Ja id z tob. Od dziecka wiedziaem, e powinnimy tego dokona we dwch. W ogle si nie zastanawiaem, czy i z tob, czy nie. Przygotowywaem si do drogi od dnia, kiedy si tutaj zjawie. - Podobnie jak ja - dodaa Pustka beznamitnym tonem. Obaj spojrzelimy na ni zdumieni. Zdawaa si tego nie zauwaa. Przymierzya rkawice,

zadowolona, e doskonale pasuj. - Nie ma mowy - oznajmiem stanowczo. Wystarczyo, e bd musia patrze na mier zwierzt jucznych. Nie zamierzaem zosta wiadkiem mierci jeszcze jednej przyjaznej duszy. Nie ulegao wtpliwoci, e Pustka jest za stara na tak podr. - Moesz zamieszka w mojej chacie. - Bazen zachowa si o wiele delikatniej. - Opau starczy ci na reszt zimy, jest zapas misa i... - Spodziewam si zakoczy ycie w czasie tej wyprawy. - cigna

rkawice, zoya je razem. Od niechcenia sprawdzia, ile weny zostao w motku. Znowu zacza pobrzkiwa drutami. Weniana nitka snua si midzy jej palcami wawo. - Zanim to nastpi, nie musicie si o mnie martwi. Przygotowaam si do drogi. Mam wasne zapasy. Jedzenie, odzie, wszystko co potrzebne. - Zerkna na mnie znad robtki. - Mam zamiar dotrze do celu - oznajmia spokojnie. Musiaem uszanowa jej niewzruszone postanowienie, e bdzie pani swego losu, e bdzie robia, co uzna za stosowne. Potem

zastanowiem si, kiedy to zaczem o niej myle jako o bezradnej staruszce, wymagajcej opieki. Spucia wzrok na robtk. Zupenie niepotrzebnie, bo jej palce robiy swoje, czy patrzya, czy nie. - Widz, e mnie rozumiesz rzeka. Tak wanie byo. Nigdy nie syszaem, eby jaka wyprawa rozpocza si zgodnie z planem. Zazwyczaj im wicej ludzi rusza w drog, tym wicej si pitrzy trudnoci. I tym razem nie byo wyjtku. W dniu

poprzedzajcym ustalon dat wymarszu zostaem raptownie wyrwany ze snu o bladym wicie. - Wstawaj, Bastardzie, musimy rusza natychmiast - oznajmia szorstko krlowa Ketriken. Usiadem powoli. Obudziem si od razu, ale zdrowiejce plecy cigle odbieray mi odwag do szybszych ruchw. Bazen siedzia na brzegu swojego ka i wyglda na bardzo zaniepokojonego. - Co si dzieje? - spytaem. - Wadczy. - Nigdy nie syszaem

tyle nienawici w jednym sowie. Krlowa Ketriken miaa twarz bardzo blad, staa sztywno, z opuszczonymi rkoma i bezwiednie zaciskaa pici. - Pod sztandarem rozejmu przysa do mojego ojca kuriera z oskareniem, e dajemy schronienie zdrajcy Krlestwa Szeciu Ksistw. Jeli mu ciebie wydamy, odczyta to jako gest dobrej woli i nie bdzie w nas widzia wrogw. W przeciwnym wypadku wyle na nas wojska stacjonujce na granicy, gdy bdzie wiedzia, i spiskujemy przeciwko niemu do spki z jego wrogami. - Umilka. - Mj ojciec

rozwaa, co powinien uczyni. - Krlowo, przecie ja jestem tylko pretekstem zaprotestowaem. Serce walio mi jak oszalae. lepun zaskomla niespokojnie. - Musisz przecie wiedzie, pani, e zgromadzenie tych wojsk zajo mu dugie miesice. Nie czyni tak dlatego, e ja byem tutaj. Od dawna planuje zaatakowa Krlestwo Grskie. Znasz, pani, ksicia Wadczego. Chce si przekona, czy da rad ci zmusi do ustpstw. Jeli si poddasz, znajdzie inny pretekst do ataku.

- Nie jestem gupcem - rzeka zimno. - Nasi obserwatorzy donosz o napywie wraych wojsk ju od dawna. Jestemy ostrzeeni, szykujemy si do wojny. Zazwyczaj gry byy nasz najsilniejsz broni, ale nigdy dotd nie musielimy stawia czoa wrogowi w takiej liczbie. Mj ojciec jest Powiceniem, Bastardzie. Podejmie decyzj najkorzystniejsz dla Krlestwa Grskiego. Dlatego wanie musi rozway, czy wydajc ciebie zyska szans negocjowania z ksiciem Wadczym. Nie myl, e mj ojciec jest na tyle pozbawiony rozumu, by mu wierzy. Tylko im

bardziej zdoa odsun chwil ataku, tym lepiej bdziemy przygotowani. - Wyglda na to, e nie ma si nad czym zastanawia skonstatowaem gorzko. - Nie wiem, czemu ojciec mi wyjawi sowa posannika. - W czarnych oczach krlowej Ketriken dostrzegem cie dawnej przyjani. - Moe ofiarowuje mi w ten sposb szans, bym wywioda ci std i nie musiaa si sprzeciwi jego rozkazowi. Moe zamierza powiedzie ksiciu Wadczemu, e ucieke i e bdzie ci ciga.

Bazen ju wciga spodnie, schowany pod nocn koszul. - Bdzie nam trudniej, ni przypuszczaam - wyznaa krlowa. - Nie mog wciga w to nikogo spord mieszkacw gr. Jedziemy sami, ty, ja i Wilga. Ruszamy za godzin. - Bd gotw - obiecaem. - Spotkamy si za szop Josa dorzucia i wysza. Popatrzyem na trefnisia. - Mwimy Pustce?

- Dlaczego mnie o to pytasz? Lekko wzruszyem ramionami. Wstaem i zaczem si spiesznie ubiera. Przychodziy mi do gowy tysice drobiazgw, ktrymi powinienem by zaj si przed drog, ale z atwoci przekonywaem siebie, e to sprawy zupenie bahe. Nie mino wiele czasu, gdy obaj z baznem zarzucilimy toboki na ramiona. lepun wsta, wycign si na ca dugo i pierwszy podszed do drzwi. Bdzie mi brakowao kominka.

Za to owy bd atwe i obfite. Do wszystkiego takim spokojem. podchodzi z

Trefni jeszcze potoczy po wntrzu chaty uwanym spojrzeniem, a potem zamkn za nami drzwi. - To mj pierwszy wasny dom zauway. Poszlimy przez miasto. - Z tylu rzeczy rezygnujesz, ruszajc na t wypraw odezwaem si niezgrabnie, mylc

o jego narzdziach, do poowy skoczonych marionetkach, o kwiatach na okiennym parapecie. Mimo woli czuem si za jego decyzj odpowiedzialny. I tak bardzo si radowaem, i nie musz podrowa sam. Zerkn na mnie wzruszy ramionami. z ukosa,

- Siebie zabierani ze sob. Niczego wicej mi tak naprawd nie trzeba. - Obejrza si przez rami na drzwi, ktre sam pomalowa. Jofron si o wszystko zatroszczy. I o Pustk te.

Czy zostawia sdziem?

tu

wicej,

ni

Zblialimy si ju do szopy, gdy ujrzaem gromadk dzieci zbiegajc wsk ciek. - Jest! Tutaj! - krzykno jedno z nich i wskazao nas palcem. Zerknem przestraszony na trefnisia, nie bardzo wiedziaem, na co mam si przygotowa. Jak mam si broni przed dziemi? Czekaem ataku, rozdarty na dwoje. Wilk nie czeka. Przywarowa nisko, brzuchem przywar do niegu,

nawet ogon przypaszczy do ziemi. I ju w nastpnej chwili, gdy dzieci byy odrobin bliej, wyprysn, jak kamie z procy, prosto na kilkuletniego chopca. - Nie!!! - ryknem przeraony, ale nie zwrci na mnie uwagi. Przewrci chopaka w nieg. Niczym byskawica puci si za innymi, ktrzy uciekali, piszczc z uciechy i miejc si w gos. Dogoni ich i powali. Zanim dopad ostatniego dziecka, pierwszy chopiec ju wsta i puci si w pogo, prno starajc si pochwyci wilcz kit. lepun

wywali ozr - i szala. Poprzewraca dzieci po raz drugi, i jeszcze, i znowu, zatacza koa, ptle, robi uniki, znowu napada, odskakiwa na boki, a wreszcie przystan, potoczy wzrokiem po szkrabach, gramolcych si z zasp, i zerkn na mnie przez rami. Speszony przypaszczy uszy. Odwrci eb w stron dzieciakw. Koniuszek jego ogona kiwa si lekko na boki. Jaka dziewczynka wycigaa z kieszeni smakoyk, inna rozwijaa gruby rzemie, zachcajc lepuna do zabawy w przeciganie liny. Udawaem, e nie widz.

Dogoni was pniej - rzuci lepun. Niewtpliwie. Bazen i ja poszlimy dalej. Raz jeszcze spojrzaem za wilkiem. Zary si w nieg wszystkimi czterema apami, a w szczkach ciska rzemie, ktrego drugi koniec z caej siy cignli dwaj chopcy. A wic wanie si dowiedziaem, jak wilk spdza w Stromym popoudnia. I chyba poczuem ukucie zazdroci. Krlowa Ketriken ju czekaa. Przyprowadzia na postronku sze

obadowanych aziakw. aowaem, e nie znalazem czasu, by si czego o tych zwierztach dowiedzie; dotd przyjmowaem, e bdzie o nie dba kto inny. - Zabieramy wszystkie sze? spytaem troch przestraszony. - Nie byo czasu przepakowa bagay. W odpowiedniej chwili moemy si pozby niepotrzebnych aziakw i czci zapasw. Na razie musimy rusza jak najszybciej. Ruszajmy zaproponowaem. wic -

Krlowa Ketriken spojrzaa na trefnisia. - Co ty tu robisz? egnasz si z Bastardem? - Gdzie on, tam i ja - oznajmi bazen z niewzruszon pewnoci siebie. - Banie, bdziemy musieli znosi chd - rzeka krlowa dziwnie mikko. - Pamitam, jak cierpiae przez ca drog z Ksistwa Koziego w gry. Tam, dokd teraz si wybieramy, zima sprawuje swoje srogie rzdy jeszcze dugo po tym, jak tutaj przychodzi wiosna.

- Gdzie on, tam i ja - powtrzy bazen spokojnie. Krlowa Ketriken wolno pokrcia gow. Potem rozoya rce. Podesza do pierwszego aziaka i strzelia palcami. Zwierz zastrzygo wochatymi uszami, ruszyo za ni, a jego ladem podyy wszystkie pozostae. Ich posuszestwo zrobio na mnie wraenie. Signwszy krtko do ich umysw, znalazem nieprawdopodobnie silny instynkt stadny. Te stworzenia prawie nie odrniay swojej odrbnoci. We wszystkim naladoway przewodnika stada.

Krlowa Ketriken poprowadzia nas szlakiem niewiele szerszym ni byle cieka. Wi si pomidzy rzadko rozrzuconymi chatami, w ktrych yli zimowi mieszkacy Stromego. W krtkim czasie zostawilimy za sob ostatnie domostwo i weszlimy w pradawn kniej. Bazen i ja szlimy za rzdem aziakw. Miay szerokie, paskie stopy, rozczapierzajce si na niegu, podobnie jak apy wilka. Cho dobrze wycigalimy nogi, dla tych zwierzt byo to najwyraniej tempo spokojnego spaceru. Nie zaszlimy daleko, gdy za nami rozbrzmia okrzyk. A

podskoczyem, obejrzaem si przez rami. To biega Wilga, tumok podskakiwa jej na ramieniu. Wkrtce nas dogonia. - Ruszylicie beze mnie! krzykna oskarycielsko. -

Bazen wyszczerzy zby w umiechu. Ja wzruszyem ramionami. Wyruszylimy krlowej - odparem. na rozkaz

Zmierzya nas spojrzeniem, a potem omina, brnc przez nie udeptany nieg obok szlaku.

Wyprzedzia aziaki, dotara do krlowej. W lenej guszy gos nis wyranie i daleko. - Powiedziaam ci, e ruszamy natychmiast - odrzeka zwile wadczyni. Ku memu zdumieniu Wilga miaa tyle rozumu, by zachowa milczenie. Przez jaki czas torowaa sobie drog w niegu obok krlowej. Potem stopniowo zacza zostawa z tyu, przepuszczajc najpierw aziaki, potem trefnisia i mnie. Za mn wesza na szlak. Wiedziaem, e trudno jej bdzie nada za nami, i zrobio mi si jej

al. Potem pomylaem o creczce i przestao mnie w ogle interesowa, czy Wilga zdoa dotrzyma nam kroku. Zacz si dugi, nudny dzie. Drka wioda stale pod gr, nigdy stromo, ale mona byo si zmczy. Krlowa Ketriken prowadzia nas w jednolitym, do szybkim tempie. Nie rozmawialimy prawie wcale. Ja byem zbyt zajty prb zignorowania stopniowo narastajcego blu w plecach. Rana po strzale ju si zablinia, ale minie nadal nie byy w najlepszym stanie.

Nad nami strzelay wysoko w niebo olbrzymie drzewa. Wikszo z nich pochodzia z gatunkw iglastych, wiecznie zielonych; niektrych z nich nie widziaem nigdy dotd. Przemieniay one szarwk zimowego dnia w nieustanny zmrok. Przed naszymi oczyma cigny si nierwne rzdy kolosalnych pni, zwieczonych gstymi koronami. Nisze gazie stopniowo usychay i spaday na ziemi, wraz z suchymi kokami tworzc grub warstw ciki. Od czasu do czasu mijalimy zagajniki drzew liciastych wyrosych w miejscu powalonego wiatrem lub

czasem giganta. Trakt by dobrze ubity, ale wski, wic jeli si nie zachowywao ostronoci, atwo byo zboczy ze cieki i zapa si zadziwiajco gboko w puszysty nieg. Dzie nasta - jak na gry - dosy ciepy. Wkrtce przekonaem si na wasnej skrze, e ubranie, ktre otrzymaem od krlowej, grzao solidnie. Rozwizaem paszcz pod szyj, potem koszul. Bazen odrzuci do tyu obramowany futrem kaptur, a wwczas ujrzaem, e mia na gowie jeszcze kolorow wenian czapeczk. Pomponik na czubku koysa si w rytm jego

krokw. Nie wiem, czy trefnisiowi dokuczao szybkie tempo marszu. Nawet jeli tak, nie poskary si sowem. Moliwe, e podobnie jak mnie, zwyczajnie brakowao mu tchu. Wkrtce po poudniu doczy do nas lepun. - Dobry piesek! - powitaem go gono. Taka obelga to nic w porwnaniu z tym, jakimi wyrazami ciebie nazywa Pustka - odparowa z zadowolon min. - Wszystkim wam bd wspczu, gdy starucha

was dogoni. Ma kostur. Idzie za nami? Dobrze tropi jak na stworzenie bez wchu. lepun porusza si po gbokim niegu z atwoci. Odniosem wraenie, e cieszy go niepokj aziakw, ktre pochwyciy wilczy zapach. Min je, wyprzedzi krlow. Znalazszy si na przodzie, pobieg dalej miao, zupenie jakby si orientowa, dokd zdamy. Wkrtce straciem go z oczu, ale wiedziaem, e bdzie czsto zawraca, by sprawdzi, czy nie

zmienilimy kierunku marszu. - Pustka idzie za powiedziaem baznowi. Obrzuci spojrzeniem. mnie nami -

pytajcym

- lepun twierdzi, e jest na nas wcieka - dodaem. Jego ramiona uniosy si i opady, poruszone pytkim westchnieniem. - Ma prawo robi, co uwaa za stosowne - wymamrota pod nosem. - Cigle nieswojo si czuj, gdy sobie uwiadamiam wi

midzy tob a wilkiem. - Sprawia Rozumienie? ci przykro moje

- Sprawia ci przykro patrzenie mi prosto w oczy? - odparowa. Nie musia mwi nic wicej. Dalej szlimy w milczeniu. Krlowa Ketriken utrzymywaa rwne tempo a do zmroku. Na noc zatrzymalimy si w miejscu wyznaczonym na obozowisko, pod baldachimem gazi kilku ogromnych drzew. Krlowa gestem wskazaa Wildze stert suchych

patykw, chronionych przed niegiem przez grube ptno. - Stamtd moesz wzi drewno na rozpak, ale potem uzupenij zapas, przynajmniej o tyle, ile zuyjemy. Wielu podrnych zatrzymuje si tutaj w drodze, nierzadko przy bardzo zej pogodzie, a wtedy od tego, czy bd mieli ogie, moe zalee ich ycie. Nastpnie krlowa wyznaczya baznowi i mnie zadania przy urzdzaniu noclegu. Po jakim czasie udao nam si rozstawi namiot w ksztacie kapelusza

muchomora. Wtedy musielimy przygotowa miejsca do spania, zdj bagae z aziakw, przywiza przewodnika stada do palika i stopi nieg na wod. Krlowa take nie uchylaa si od pracy. Z niekamanym podziwem obserwowaem, jak szybko i skutecznie zorganizowaa rozbicie obozu. Z bolesnym ukuciem w sercu zdaem sobie nagle spraw, e przypominaa mi krla Szczerego. Byaby dobrym onierzem. W pewnym momencie trefni spojrza na mnie znaczco. Pora wspomnie o Pustce. Poszedem do

krlowej, ktra sprawdzaa, czy aziakom czego jeszcze nie trzeba. Ju ogryzay kor i czubki mniejszych drzewek, rosncych nieopodal. - Przypuszczam, e idzie za nami Pustka - powiedziaem. - Czy powinienem wyj jej naprzeciw? - W jakim celu? - Pytanie wydao si gruboskrne. - Jeli do nas dotrze, podzielimy si z ni wszystkim, co mamy. Podejrzewam jednak, e wczeniej zmczy si i zawrci do Stromego. Moe ju si tak stao.

Moliwe te, e osuna si gdzie wyczerpana i ley przy drodze - pomylaem. Nie wrciem po ni. Odnalazem w sowach krlowej Ketriken szorstk praktyczno grskiego ludu. Krlowa szanowaa decyzj Pustki. Pamitaem, e na tych ziemiach czsto starzy ludzie odchodzili dobrowolnie w wysokie gry, gdzie zimno mogo pooy kres wszystkim sabociom. A jednak wysaem lepuna z powrotem naszym szlakiem, by sprawdzi, czy staruszka nadal wdruje w nasz stron. Chciaem sdzi, e gest ten by

spowodowany tylko ciekawoci. lepun wanie zjawi si w obozie z zakrwawionym biaym zajcem w zbach. Na moj prob wsta od jedzenia. Przecign si i nakaza mi ponuro: Popilnuj misa. Zaraz znikn w gstniejcych ciemnociach. Wanie koczylimy przygotowywa placki owsiane na wieczorny posiek, gdy do obozu dotara Pustka. Podesza do ognia i wycigna donie do ciepych pomieni. Zmierzya wzrokiem

bazna i mnie. Trefni spojrza na mnie, ja na niego. Czulimy si winni. Podaem Pustce kubek herbaty, ktr wanie sobie nalaem. Wzia go ode mnie, pocigna yk gorcego naparu i dopiero wtedy si odezwaa: - Ruszylicie beze mnie. - Hm, tak - przyznaem. - Krlowa zbudzia nas przed witem i powiedziaa, e ruszamy natychmiast, wic my... - Tak czy inaczej, jestem oznajmia triumfalnie, ucinajc moje niezgrabne tumaczenia. i

zamierzam i z wami. - My uciekamy - odezwaa si spokojnie krlowa Ketriken. - Nie moemy dla ciebie zwalnia tempa. W oczach Pustki niebezpieczne byski. zapaliy si

- Nie przypominam sobie, ebym o to prosia - rzeka cierpko. Krlowa Ketriken wzruszya ramionami. leciuteko

- Chciaam unikn niedomwie - odpowiedziaa ze spokojem.

- Rozumiem - stwierdzia Pustka rwnie spokojnie. I na tym stano. Przygldaem si tej potyczce z pewnego rodzaju podziwem. Krlowa Ketriken, wadczyni Krlestwa Szeciu Ksistw, nie poczytaa sobie sw Pustki za obraz. Odpowiedziaa jej zwyczajnie, z szacunkiem. Raz jeszcze ujrzaem prawdziwy charakter krlowej i stwierdziem, e nie mogem jej nie podziwia. Pani Ketriken napenia nieduy grzejnik arem z ogniska, dziki

czemu w namiocie zrobio si zadziwiajco przytulnie. Ustalia warty, wliczajc rwnie Pustk i siebie. Jaki czas leaem nie pic. Znowu byem w drodze do krla Szczerego. Rozkaz narzucony mi Moc odrobin zela. Niestety, rwnoczenie byem w drodze do rzeki, gdzie krl zanurzy rce w czystej Mocy. Ten kuszcy obraz tkwi przyczajony na krawdzi wiadomoci. Wypychaem z umysu pokus, lecz tej nocy moje sny jej si nie opary. Zwinlimy obz wczesnym rankiem i zanim na dobre wsta dzie, bylimy ju w drodze.

Krlowa Ketriken zdecydowaa si zostawi w miejscu postoju starannie zapakowany drugi namiot, zabrany z bagaami przygotowanymi dla wikszej grupy, by inny podrny mg w nim zamieszka w razie potrzeby. Na wolnego aziaka zaadowalimy tumoki, ktre do tej pory nielimy sami. Bardzo byem z tego zadowolony, bo pulsujcy bl w plecach nie opuszcza mnie teraz ju ani na chwil. Przez cztery nastpne dni ylimy w tym samym rytmie. Krlowa nigdy nie stwierdzia otwarcie, czy spodziewa si pogoni. Ja nie

pytaem. Zreszt nie byo przez ten czas adnej okazji do rozmowy w cztery oczy. Pani Ketriken zawsze prowadzia nasz grup, za ni szy aziaki, dalej bazen i ja, Wilga, a wreszcie, w pewnej odlegoci, Pustka. Krlowa nie zwalniaa tempa marszu, Pustka si nie skarya. Kadego wieczoru docieraa do miejsca obozu duo pniej ni my, zazwyczaj w towarzystwie lepuna. Czsto zdaa akurat na posiek. Rankiem wstawaa od razu na sygna dany przez krlow i z jej ust nie pado nigdy sowo skargi. Czwartego wieczoru, gdy wszyscy

ju ukadalimy si do spania, nagle odezwaa si do mnie krlowa: - Bastardzie Rycerski, chciaabym ci prosi o chwil rozmowy. Usiadem, oficjaln form. zaintrygowany

- Jestem do twojej dyspozycji, pani. Bazen skulony nieopodal zdusi chichot. Prawdopodobnie oboje wygldalimy troch dziwacznie, omotani w koce i futra, zwracajc si do siebie tak formalnie.

Krlowa Ketriken dorzucia do grzejnika troch suchego drewna, a gdy w namiocie zrobio si janiej, wydobya z bagau emaliowany walec, zdja pokryw i wyja ze rodka arkusz pergaminu. Gdy go delikatnie rozwina, rozpoznaem map, ktra natchna stryja myl o wyprawie. Dziwnie byo teraz patrze na ten wyblaky szkic. Przypomina o znacznie bezpieczniejszym okresie mego ycia, gdy gorce posiki uwaaem za rzecz pewn, ubrania miaem szyte na miar i wiedziaem, gdzie spdz nastpn noc. Wydawao mi si niesprawiedliwe, e mj wiat

tak kracowo si odmieni od czasu, gdy ostatni raz widziaem t map, ona natomiast pozostaa nie zmieniona - starzejcy si pergamin z zatartymi ladami linii. Krlowa Ketriken rozoya j na kolanach i wskazaa palcem miejsce. Mniej wicej tutaj si znajdujemy. - Potem wskazaa inne miejsce, rwnie niczym szczeglnym nie oznaczone. - W tej okolicy napotkalimy lady walki. Tam odnalazam paszcz Szczerego i... koci. - Podniosa nagle wzrok i zajrzaa mi w oczy, tak jak nie patrzya od czasw Koziej Twierdzy. - Widzisz, Bastardzie, to dla mnie

bardzo trudne. Byam przekonana, e to szcztki mego maonka. Przez tak dugi czas byam pewna jego mierci. Teraz, polegajc wycznie na twoim sowie opartym na magii, ktrej nie znam i nie rozumiem, prbuj uwierzy, e Szczery yje. e cigle jest nadzieja. Jednak... trzymaam w rkach te szcztki. Moje donie nie potrafi zapomnie ich ciaru i chodnego dotyku, pamitam te zapach... - Pani moja, on yje - upewniem j. Znowu westchna.

- Nie o tym chciaam rozmawia. Czy powinnimy od razu poda prosto w stron szlakw zaznaczonych na tej mapie, do drg, ktrymi mia podrowa Szczery? Czy raczej powinnam ci najpierw zaprowadzi na miejsce potyczki? Zamyliem si. - Jestem pewien, pani, e zabraa stamtd wszystko. Czas pynie bez ustanku, mina od tamtej pory cz lata, jesie i poowa zimy. Nie przychodzi mi do gowy, co miabym tam odszuka, czego nie znaleli twoi ludzie, pani,

gdy ziemi jeszcze nie przykrywa nieg. Twj maonek yje, krlowo, tam go nie ma. Nie szukajmy go wic na miejscu dawnej bitwy, ale tam, dokd pody. Wolno kiwaa gow, lecz jeli dziki moim sowom nabraa otuchy, nie byo tego po niej wida. Ponownie stukna palcem w map. - Ta droga jest znana ludowi grskiemu. Niegdy penia rol szlaku handlowego, a i dzisiaj, cho nikt sobie nie przypomina, dokd prowadzi, nadal jest uywana. Mieszkacy dalekich osad i samotni

myliwi docieraj do niej swoimi ciekami, a potem podaj ni do Stromego. I my moglimy ni i od pocztku, ale uznaam, e to zbyt uczszczany trakt. Do tej pory podrowalimy szlakiem trudniejszym, lecz szybszym, ale jutro bdziemy musieli wej na t drog i pody w gry. Przesuna palcem po mapie. Nigdy nie byam w tej czci Krlestwa Grskiego - przyznaa otwarcie. - Mao kto tam bywa, tylko najodwaniejsi myliwi albo ludzie spragnieni przygd, ktrzy chc si przekona, ile jest prawdy w dawnych opowieciach. Po

powrocie zazwyczaj prawi historie jeszcze dziwniejsze ni te, dla ktrych sprawdzenia ruszyli w drog. Krlowa powoli wodzia palcem po mapie. Blada linia starej drogi rozdzielia si na trzy szlaki dce w rne strony. Cokolwiek byo niegdy zaznaczone na kocach tych linii, wyblako i znikno. adne z nas nie miao sposobu na odgadnicie, ktr z drg obra krl Szczery. Odstpy midzy nimi mogy oznacza dugie dni lub nawet tygodnie drogi. Braem te pod uwag, e tak stara mapa moe mie niewaciw skal.

- Dokd idziemy najpierw? zapytaem krlow. Zawahaa si krtko, wskazaa jedn z drg. potem

- Tutaj. Chyba bdzie najbliej. - Wobec tego to rozsdny wybr. Znowu spojrzaa mi w oczy. - Bastardzie, czy nie mgby po prostu sign ku niemu Moc i zapyta, gdzie jest? Albo poprosi, eby do nas wrci? Albo przynajmniej zapyta, dlaczego nie przyby z powrotem?

Z kadym moim przeczcym ruchem gowy jej oczy rozpala wikszy pomie gniewu. - Dlaczego? - zapytaa drcym gosem. - Czy t wspania i tajemnicz magi rodu Przezornych nie mona go zawezwa nawet w tak wielkiej potrzebie? Nie spuciem wzroku, ale aowaem, e nie jestemy sami. Cho krlowa Ketriken wiedziaa o mnie wszystko, nadal nieswojo si czuem, rozmawiajc o Mocy z kimkolwiek innym poza krlem Szczerym.

- Sigajc ku niemu Moc zaczem, starannie dobierajc sowa - mgbym go narazi na niebezpieczestwo albo na nas cign kopoty. - Jakim sposobem? Sucha nas bazen, suchaa Pustka i Wilga. Trudno mi byo samemu sobie wytumaczy dlaczego, ale co mnie hamowao przed otwartym mwieniem o magii, ktra bya pilnie strzeonym sekretem od tak wielu pokole. Z drugiej strony krlowa Ketriken bya moj wadczyni i zadaa mi pytanie.

- Krg Mocy stworzony przez Konsyliarza - zaczem cicho - nigdy nie by lojalny wobec prawowitego wadcy. Ani wobec krla Roztropnego, ani krla Szczerego. Ta grupa ludzi od pocztku stanowia narzdzie zdrajcy, uywane do siania wtpliwoci i podwaenia przekonania, e prawowity krl zdolny jest obroni krlestwo. Pustka wstrzymaa oddech, a niebieskie oczy krlowej zaszy stalow szaroci. - Nawet teraz - podjem gdybym otwarcie sign Moc ku

krlowi Szczeremu, mogliby znale sposb na podsuchanie rozmowy. Mogliby odnale krla. Albo nas. S bardzo silni w Mocy i poznali sposoby jej uywania, o jakich ja nigdy nie syszaem. Szpieguj innych ludzi uywajcych krlewskiej magii. Potrafi zadawa bl i stwarza iluzje. Obawiam si siga Moc do twojego maonka, krlowo. Skoro on nie sign ku mnie, wierz, e i ja nie powinienem tego czyni. Krlowa Ketriken, rozmylajc nad moimi sowami, pobielaa jak wosk.

- Krg Mocy nigdy nie by lojalny wobec prawowitego wadcy? powtrzya. - Powiedz jasno, Bastardzie. Czy ci ludzie w ogle nie pomagali w obronie Krlestwa Szeciu Ksistw? Dobrze zwayem swoje sowa, jakbym zdawa raport samemu krlowi Szczeremu. - Nie mam na to dowodw, pani, ale odgaduj, e wieci o szkaratnych okrtach czsto byy rozmylnie opniane, a niekiedy nie docieray wcale. Przypuszczam, e rozkazy, ktre stryj wydawa czonkom krgu Mocy wartujcym

na wieach straniczych, nie byy przekazywane do twierdz. Ludzie ci byli posuszni mu na tyle, by nie mg im otwarcie zarzuci zdrady. Tak czy inaczej, w oczach szlachty jego wysiki zdaway si bezsensowne, strategia obrony chybiona lub szalona. - Zamilkem, widzc rumieniec gniewu wykwity na twarzy krlowej. - Ile to kosztowao? - zapytaa ochryple. - Ile ludzkich ywotw? Ile miast? Ilu zmarych albo, co gorsza, dotknitych kunic? I wszystko to przez zoliwe ksitko, przez rozpuszczonego modzika, ktremu zachciao si tronu? Bastardzie! Jak

to moliwe? Jak on mg pozwoli na mier tylu udzi tylko po to, by jego brat zyska opini szaleca i czowieka niewiarygodnego? Nie potrafiem na to pytanie odpowiedzie. - Moe nie myla o ludziach i miastach - odparem cicho. - Moe dla niego to tylko pionki w grze. Wasno starszego brata, ktr trzeba zniszczy, jeli si nie da odebra. Krlowa Ketriken zamkna oczy. To niewybaczalne rzeka

spokojnie, jakby do siebie. Wygldaa na chor. - Bdziesz musia go zabi, Bastardzie Rycerski. Nieprawdopodobne, e w kocu dostaem ten krlewski rozkaz. - Wiem o tym, pani. Wiedziaem, kiedy prbowaem tego dokona. - Niezupenie - sprzeciwia si. Ostatnim razem chciae to zrobi dla siebie. Nie wiedziae, e mnie to rozgniewao? Tym razem mwi, e musisz go zabi dla dobra Krlestwa Szeciu Ksistw. Pokrcia gow, niebotycznie

zdumiona. - Jedynie w ten sposb bdzie mg zosta Powiceniem dla swego ludu. Gdy straci ycie i nie bdzie mg wicej krzywdzi poddanych. - Potoczya wzrokiem po grupce milczcych ludzi, otulonych kocami. - pijcie powiedziaa, jakby si zwracaa do niesfornych dzieci. - Rano musimy wsta bardzo wczenie i maszerowa szybko. pijcie, pki mona. Wilga pozostaa na warcie. Inni si pooyli, wkrtce wiato z piecyka przygaso, namiot pogry si w mroku i wszyscy posnli. Ja, cho zmczony, nie mogem usn.

Leaem z otwartymi oczyma. Suchaem oddechw picych ludzi, suchaem wiatru koyszcego koronami drzew. Gdybym sign Rozumieniem, wyczubym lepuna grasujcego w pobliu, czujnego i gotowego schwyta nieuwan mysz. Spokj i cisza zimowego lasu. Nikt poza mn nie sysza rwcego potoku mojego godu Mocy, z dnia na dzie coraz silniejszego. Nie powiedziaem krlowej Ketriken o jeszcze jednym moim strachu: e gdybym sign Moc ku jej maonkowi, mgbym nigdy nie wrci. Mgbym si pogry w czarnej rzece magii.

Uniosaby mnie na zawsze. Sama myl o takiej pokusie wioda mnie, drcego, na krawd przyzwolenia. Gorczkowo wznosiem wszelkie znane mi mury, stawiaem gste zasieki pomidzy sob a Moc. Tej nocy budowaem umocnienia nie tylko w obronie przed ksiciem Wadczym i jego krgiem Mocy, take by sobie nie pozwoli odej za daleko.

Rozdzia dwudziesty czwarty Droga Mocy

Skd si bierze magia? Niektrzy mwi, e dziedziczy si j wraz z krwi, podobnie jak psy przejmuj okrelone cechy rasy: te rodz si z doskonaym wchem, tamte s niedocignione w pilnowaniu stada. Inni prawi, e kady, komu wystarczy zdecydowania, zdolny

jest si jej wyuczy. A moe rne magie przyrodzone s kamieniom, wodom i rnym ldom wiata, by dziecko wchaniao skonnoci do magii wraz z wod, ktr pije, lub z powietrzem, ktrym oddycha? Gdybymy znali rdo magii, to czy mona by rozmylnie stworzy czarownika o wielkiej mocy? Czy mona by czowieka do magii przystosowa, jak si hoduje konia silnego lub szybkiego? A moe mona by wybra dziecko i zacz jego nauk magii, zanim jeszcze nawet zacznie mwi? Lub zbudowa dom w miejscu, gdzie pynie rdo magii, gdzie ziemia

jest w ni najbogatsza? Pytania te przeraaj mnie tak bardzo, e nie cha szuka odpowiedzi, tyk e jeli ja tego nie uczyni, moe tego dokona kto inny.

*** Wczesnym popoudniem dotarlimy do traktu zaznaczonego na mapie. Nasza wska cieka doczya do niego jak strumyk do rzeki. Mielimy teraz nim i przez kilka najbliszych dni. Czasami wid nieopodal miasteczek ukrytych w fadach gr, ale krlowa

Ketriken prowadzia nas spiesznie i nie pozwalaa si zatrzyma. Mijalimy te innych podrnych; tych krlowa Ketriken pozdrawiaa uprzejmie, lecz szybko zbywaa wszelkie prby nawizania rozmowy. Jeli nawet kto rozpozna w niej crk krla Eyoda, nie da tego po sobie pozna. Nadszed w kocu dzie, gdy nie spotkalimy nikogo, nie minlimy adnej osady czy choby samotnej chatki. Szlak si zwzi, a jedyne widoczne na nim lady byy stare, przysypane wieym niegiem. Gdy ruszylimy nastpnego dnia, wkrtce przemieni si w drk

niewiele szersz od wijcej si midzy drzewami cieki zwierzyny. Krlowa Ketriken kilkakrotnie przystawaa i rozgldaa si wok, a raz kazaa nam kawaek zawrci i obraa nowy kierunek. Znaki, ktrymi si kierowaa, byy dla mnie niedostrzegalne. Tej nocy, gdy rozbilimy obz, ponownie wycigna map i przestudiowaa j z uwag. Wyranie bya w rozterce, wic po jakim czasie usiadem obok. O nic nie pytaem i nic nie radziem. Przygldaem si tylko razem z ni wytartym oznaczeniom. Wreszcie krlowa podniosa na mnie wzrok.

- Sdz, e jestemy tutaj. Palcem wskazaa koniec drogi, ktr podalimy. - Gdzie na pnoc std powinnimy natrafi na t drug drog. Miaam nadziej, e znajdziemy jakie dawne poczenie tych szlakw, bo ta stara droga powinna si jako czy z drug, jeszcze bardziej zapomnian. Teraz jednak... - Westchna. - Jutro chyba bdziemy musieli troch pobdzi i liczy na szczcie. Jej sowa nie adnemu z nas. doday otuchy

Nastpnego dnia ruszylimy dalej. Posuwalimy si stale na

pnoc, przez las, ktry zdawa si nie tknity ludzk rk. Gazie drzew splatay si gsto nad naszymi gowami, a wieloletnie pokady igliwia tworzyy gruby kobierzec przysypany nierwno niegiem. Dla mojego zmysu Rozumienia drzewa zdradzay objawy ycia prawie tak silnego jak zwierzta, zupenie jak gdyby stay si wiadome dziki swej dugowiecznoci. W przeciwiestwie do zwierzt, drzewa promienioway wiadomoci wikszego wiata wiata jasnoci i wilgoci, ziemi i powietrza. C dla nich znaczyli ludzie! Nie mogem si oprze

wraeniu, e jestem mniej wany od mrwki. Nigdy nie sdziem, e mona si poczu pogardzanym przez drzewo. Gdy tak mijaa godzina za godzin, na pewno nie tylko ja zachodziem w gow, czy aby nie zabdzilimy. Tak potna knieja moga zdusi kad drog wiele lat temu. Korzenie z atwoci uniosyby bruk, igliwie przykryoby go bez trudu. Poszukiwana przez nas droga moga dzi istnie ju tylko jako wyblaka linia na mapie. Biegncy daleko przed nami wilk odnalaz j pierwszy.

Wcale mi si to nie podoba oznajmi. - Droga jest tam! - zawoaem do krlowej Ketriken. Mj sabowity ludzki gos przypomina brzczenie muchy w wielkiej sali balowej. A si zdumiaem, e krlowa mnie usyszaa i obejrzaa si przez rami. Spojrzaa na moj wycignit rk, a potem poprowadzia aziaki nieco bardziej na zachd. Zajo nam jeszcze troch czasu, nim ujrzaem prost jak wyrban siekier wyrw w gstej dziczy. Tam koczyy si spltane gazie drzew i wiato swobodnie docierao do samej

ziemi. Krlowa Ketriken poprowadzia juczne zwierzta prosto w stron szerokiej, rwnej powierzchni. Co ci niepokoi? lepun otrzsn si, jakby si chcia pozby wody z sierci. Za duo tu ludzkoci. Jak ogie do misa. Nie rozumiem. Pooy uszy po sobie. Jak wielka sia zmniejszona i

nagita do ludzkiej woli. Ogie zawsze szuka ucieczki. Ta droga te. Jego odpowied nie miaa dla mnie adnego sensu. Wanie dotarlimy do drogi. Wesza na ni krlowa, potem aziaki. Szeroka, rwna, biega prosto midzy drzewami. Cigna si nieco niej ni lena cika, przypominaa troch rowek pozostawiony przez dziecko cignce kij po piasku. Drzewa obrastay j po bokach i pochylay si nad ni, ale adne nie zapucio korzeni pomidzy kostkami bruku,

nie rozrastay si tam adne krzewinki. nieg zalegajcy drog by dziewiczy, nie dostrzegem na nim nawet ptasich ladw. Nie byo te dawniejszych tropw, przykrytych biaym puchem. Nikt tdy nie szed, od kiedy spady zimowe niegi. Nie wida byo nawet tropw zwierzyny. Zszedem na drog. Jakbym brn przez kamienn mg, na plecach mia lodow bry, a potem wszed do gorcej kuchni z lodowatego wiatru. Fizyczne doznanie zaatakowao mnie ostro, a byo rwnie trudne do opisania jak

wraenie sucho albo mokro. Zatrzymaem si w p kroku. Tylko ja. Wszyscy pozostali bez wahania wkroczyli na drog. Wilga stwierdzia, e nieg jest na drodze pytszy, wic bdzie si atwiej szo. Nawet nie zadaa sobie pytania, dlaczego na drodze niegu jest mniej, tylko popieszya za aziakami. Cigle staem, niczym wronity w ziemi, gdy kilka minut pniej spord drzew wyonia si Pustka i zesza na drog. Ona take stana. Przez chwil zdawaa mi si przestraszona, a moe wstrznita? Mrukna co pod nosem.

- Powiedziaa Droga Mocy? zapytaem. Drgna, jakby dopiero teraz zobaczya mnie, stojcego tu przed ni. - Powiedziaam Eda, pomocy oznajmia. - Mao nie skrciam nogi przy tym skoku. Te grskie buty mikkie s jak skarpety. - Odwrcia si ode mnie i podya za innymi. Ja za ni. Nie wiem dlaczego, ale czuem si, jakbym brn przez gbok wod, cho nie czuem jej oporu. Trudno opisa to uczucie. Jakby co wok mnie pyno pod gr i prowadzio mnie z prdem.

Szuka ucieczki - powtrzy wilk. Podniosem wzrok i ujrzaem, e truchta rwnolegle ze mn, ale lasem, a nie gadk drog. Rozsdniej by zrobi idc tdy, koo mnie - stwierdzi. Zastanowiem si nad tym. Czuj si dobrze. Tdy atwiej i. Gadsza droga. Aha. Ogie daje mie ciepo. Pki si nie sparzysz. Szedem obok Pustki. Po tylu

dugich dniach marszu wskim szlakiem droga wydawaa si atwa i przyjemna. Szlimy ni a do zmroku. Wspinaa si cigle wyej, ale wijc si po zboczu gry tak, e nigdy nie prowadzia zbyt stromo. Nic nie znaczyo gadkiego niegu, tylko niezbyt czsto napotykane martwe gazie. Nigdzie nie dostrzegem adnych ladw zwierzyny, choby przecinajcych drog w poprzek. Nie ma nawet myszy - skary si lepun. - Dzi w nocy bd musia poszuka misa gdzie dalej.

Moesz ju rusza. Nie zostawi ci samego na tej drodze - oznajmi zdecydowanie. Nic mi tu nie grozi. Zreszt tu obok jest Pustka, wic nie bd sam. Z ni jest tak samo le jak z tob - upiera si lepun. Cho pytaem, nie potrafi wyjani, co ma na myli. Zapada wieczr, a ja zaczynaem sam dostrzega to i owo. Co jaki czas apaem si na tym, e ni na jawie; tak si pograem w

rozmylaniach, e wyjcie z nich przypominao niemie przebudzenie. I podobnie jak wikszo snw, rozmylania owe znikay niczym baki mydlane, nie pozostawiajc waciwie adnych wspomnie. Ksina Cierpliwa wydawaa rozkazy wojskom, jakby bya wadczyni Krlestwa Szeciu Ksistw. Brus kpa dziecin, pomrukujc co przy tym. Dwch nie znanych mi mczyzn ukadao czarne kamienie, odbudowujc dom. Sceny te pojawiay mi si przed oczyma w formie jaskrawych, cakiem zwariowanych obrazw, ale tak wyranych, e mao brakowao,

a uwierzybym wasnym rojeniom. Mimo woli przyspieszyem kroku, jakby unosi mnie niewidoczny nurt. Nie mogem jednak i bardzo szybko, gdy Pustka podaa ze mn przez cae popoudnie. Czsto mnie rozpraszaa, zadajc trywialne pytania, zaprztajc moj uwag a to ptakiem nad naszymi gowami, a to okazujc trosk, czy nie dokuczaj mi plecy. Staraem si jej odpowiada, ale ju w nastpnej chwili nie potrafiem sobie przypomnie, o czym rozmawiamy. Trudno si dziwi, e patrzya na mnie z marsem na czole; rzeczywicie, bardzo byem

rozkojarzony, ale te nie potrafiem odnale lekarstwa na w dziwny stan. Minlimy pie zwalony na drog. Co mnie zastanowio i nawet miaem o tym wspomnie Pustce, ale myl uleciaa, zanim ubraem j w sowa. Tak byem zajty niczym, e kiedy bazen mnie zawoa, a podskoczyem. Spojrzaem przed siebie, lecz nie dostrzegem nawet aziakw. - Bastardzie! - krzykn trefni ponownie, a wtedy stwierdziem zdumiony, e minem ca nasz grupk. Pustka u mego boku, mruczc co pod nosem, take zawrcia.

Pozostali zajci zdejmowaniem bagay.

byli

- Chyba nie macie zamiaru rozbija namiotu na rodku drogi? spytaa Pustka, wyranie poruszona. Wilga i bazen podnieli wzrok znad koziej skry naszego schronienia. - Obawiasz si tumu i wozw? ironizowa trefni. - Jest pasko i rwno. Zeszej nocy miaam pod plecami jaki korze albo kamie - dodaa Wilga.

Pustka, nie zwracajc na nich uwagi, odezwaa si do krlowej: - Bdziemy widoczni z daleka dla kadego, kto nadejdzie tym szlakiem. Moim zdaniem powinnimy rozbi obz midzy drzewami. Krlowa Ketriken rozejrzaa si dookoa. - Pustko, ju prawie ciemno. Nie sdz, ebymy si teraz musieli obawia pogoni. W dodatku... Drgnem. To bazen wzi mnie pod rami i poprowadzi na krawd

drogi. Stanem na lenej cice i w tej samej chwili ziewnem, uszy mi si odetkay. Prawie natychmiast poczuem si bardziej rzeki. Zerknem na drog, gdzie Wilga i krlowa Ketriken na powrt skaday namiot. Pustka ju cigaa erdzie z drogi. - Czyli obozujemy w lesie zauwayem niemdrze. - Dobrze si czujesz? - spyta trefni zaniepokojony. - Jak najbardziej. Nie boli mnie bardziej ni zazwyczaj - dodaem, sdzc, e ma na myli ran od

strzay. - Stae, patrzye na drog i nie zwracae na nikogo uwagi. Pustka twierdzi, e zachowujesz si w podobny sposb przez cae popoudnie. - Troch jestem oszoomiony przyznaem. Zdjem rkawice, dotknem twarzy. - Raczej nie mam gorczki, ale czuem si troch, jakbym... mia zwidy. - Zdaniem Pustki to sprawka drogi. Podobno powiedziae, e to Droga Mocy.

- Ja to powiedziaem? Nie. Zdawao mi si, e ona to powiedziaa, zaraz jak tylko zeszlimy na drog. - Co to znaczy, Droga Mocy? spyta bazen. - Uksztatowana Moc. Tak mi si wydaje. Nigdy nie syszaem o uywaniu Mocy do tworzenia lub budowania czegokolwiek. Spojrzaem na drog, troch zdziwiony. Tak gadko pyna przez las, czysta biaa wstga, ginca w dali pod drzewami. Przycigaa oko, niewiele brakowao, a mgbym dojrze, co jest za nastpnym

zakrtem. - Bastardzie! Skupiem si na zaniepokojonym trefnisiu. - Co takiego? Dra. - Od kiedy ci zostawiem, stoisz i gapisz si na drog. Mylaem, e poszede po drzewo na opal, a ty cigle tu stoisz. Co si dzieje? Wolno mrugnem. Wdrowaem po jakim miecie, ogldajc

jaskrawote i czerwone owoce spitrzone na straganach. Kiedy wycignem po nie rk, znikny, pozostawiajc w moich mylach jedynie mozaik kolorw i zapachw. - Nie wiem. Moe zaczynam majaczy. A moe po prostu jestem zmczony. Pjd po drzewo. - Id z tob - oznajmi bazen. Przy mojej nodze niespokojnie zaskomla lepun. Spojrzaem na niego. - O co chodzi? - zapytaem na

gos. Podnis na mnie wzrok peen obawy. Nie syszysz mnie. myli... nie s mylami. A twoje

Wszystko bdzie dobrze. Bazen jest ze mn. Id polowa. Czuj twj gd. I ja czuj zowieszczo. twj odpar

Potem odszed, cho niechtnie. Ja ruszyem za baznem midzy drzewa, ale byem mu mao przydatny. Gwnie niosem patyki, ktre mi podawa. Czuem si jakby

nie do koca obudzony. - Czy zdarzyo ci si kiedy zaj czym wyjtkowo interesujcym tak, e kiedy wreszcie zwrcie uwag na co innego, okazywao si, i miny cae godziny? Tak wanie si teraz czuj. Bazen poda mi kolejny patyk. - Boj si o ciebie - rzek cicho. Twoje sowa przypominaj mi krla Roztropnego w dniach, gdy opuszczao go zdrowie. - Przyjmowa wtedy silne rodki przeciwblowe - zauwayem. - A ja

nie. - To wanie mnie przeraa. Wrcilimy do obozu. Tyle czasu zajo nam przyniesienie opau, e Pustka wraz z Wilg same zadbay o drewno i ju rozpaliy niewielkie ognisko. Niky blask owietla namiot i ludzkie sylwetki krztajce si wok. Pasce si aziaki przypominay czworonone cienie. Gdy zrzucilimy drewno przy ogniu, Pustka podniosa wzrok znad kocioka. - Jak si czujesz? - zapytaa mnie.

- Lepiej. Rozejrzaem si za jakim zajciem, lecz tego wieczoru rozbito obz bez mojej pomocy. We wntrzu namiotu krlowa Ketriken przy blasku wiecy pochylaa si nad map. Pustka mieszaa zup, a Wilga - dziwne, lecz prawdziwe rozmawiaa przyciszonym gosem z trefnisiem. Staem bez ruchu, prbujc sobie przypomnie, co miaem zrobi, co waciwie robiem. Droga. Chciaem jeszcze raz na ni spojrze. Obrciem si i ruszyem w jej stron. - Bastardzie Rycerski! - rozleg si

ostry krzyk Pustki. A podskoczyem. - Co si stao? - Dokd idziesz? - Zamilka, jakby zdziwiona wasnym pytaniem. Idziesz do lepuna? Nie widz go od jakiego czasu. - Poluje. Wrci niebawem. Znowu ruszyem na drog. - Normalnie cigna. by ju wrci -

Zatrzymaem si.

- Powiedzia, e przy drodze jest mao zwierzyny. Musia pj dalej. - Ruszyem. - Dziwne. Nie ma na tej drodze adnych ladw czowieka, a jednak zwierzta j omijaj. Przecie zwierzyna zazwyczaj obiera najatwiejsz ciek, prawda? - Niektre zwierzta tak. Inne wol pozosta w ukryciu. - Biegnij, dziewczyno! - rozkazaa komu Pustka. - Zap go i przyprowad! - Bastardzie! - usyszaem Wilg,

ale to bazen chwyci mnie za rami. - Wracaj. - Cign mnie ze sob. - Chc tylko zerkn na drog. - Ju ciemno. Nic nie zobaczysz. Zaczekaj do rana, wtedy znowu bdziemy ni szli. Teraz wracaj. Poszedem z nim, ale niezadowolony. byem

- To ty si dziwnie zachowujesz, banie. - Nie powiedziaby tego, gdyby

widzia swj wyraz twarzy chwil temu. Wieczorny posiek przypomina wszystkie poprzednie, od kiedy opucilimy Strome: owsianka z posiekanymi suszonymi jabkami, troch wdzonego misa i herbata. Potrawy sycce, lecz niewyszukane. Inni cay czas nie spuszczali ze mnie oka. Odstawiem kubek z herbat i zapytaem: - O co chodzi? Z pocztku nikt mi nie odpowiedzia. Wreszcie odezwaa si krlowa:

- Bastardzie, dzi w nocy nie bdziesz mia warty. Chc, eby zosta w namiocie i spa przez ca noc. - Nic mi nie jest. Mog peni wart... - zaczem, ale w odpowiedzi usyszaem rozkaz krlowej: - Powiedziaam, e dzisiejszej nocy zostaniesz w namiocie. Dusz chwil musiaem walczy ze sob, by nie zaprotestowa. Wreszcie pochyliem gow. - Jak kaesz, pani. Moe rzeczywicie jestem przemczony.

- Nie. To co wicej, Bastardzie Rycerski. Prawie nic nie jesz, a jeli ktre z nas nie zmusza ci do mwienia, tylko patrzysz w dal. Co tam widzisz? Prbowaem znale odpowied. - Nie wiem. Nie jestem pewien. Trudno to wytumaczy. - Sycha byo jedynie trzask pomieni. Wszyscy na mnie patrzyli. Czowiek uczony korzystania z Mocy - podjem wolniej - zyskuje wiadomo niebezpieczestwa, jakie niesie ze sob uywanie tej magii. Trzeba si mocno skupi na zamierzonym efekcie i nie da si

rozproszy przyciganiu Mocy. Jeli czowiek uywajcy krlewskiej magii straci to skupienie, jeli podda si dziaaniu samej Mocy, moe si w niej zatraci. Moe zosta przez ni wchonity. Przesunem spojrzeniem po otaczajcych mnie twarzach. Wszyscy siedzieli bez ruchu, wszyscy z wyjtkiem Pustki, ktra leciuteko kiwaa gow. - Dzisiaj, od kiedy weszlimy na drog, czuem co podobnego do przycigania Mocy. Nie prbowaem uywa krlewskiej magii... Waciwie od pewnego czasu ze wszystkich si broni si przed

dostpem Mocy, gdy obawiam si, e krg ksicia Wadczego moe prbowa opanowa mj umys. A jednak czuem, jakby mnie przycigaa pokusa Mocy. Na podobiestwo muzyki, ktr prawie mog usysze, albo bardzo sabego zapachu zwierzyny. api si na tym, e si wsuchuj, prbuj rozpozna, co mnie wzywa... Spojrzaem na Pustk, dostrzegem w jej oczach dziwne nienasycenie. Czy to naprawd Droga Mocy? Staruszka spucia wzrok na donie zoone na kolanach. Westchna zirytowana.

- Moliwe. Stare podania traktuj, e rzecz utworzona Moc moe by dla niektrych niebezpieczna. Nie dla zwykych ludzi, lecz dla tych, ktrzy maj zdolnoci do korzystania z Mocy, a nie zostali odpowiednio wyszkoleni. Albo dla tych, ktrzy nie s odpowiednio zaawansowani w nauce, ktrzy nie wiedz, jak si strzec przed pokus. - Nigdy nie syszaem o rzeczach tworzonych Moc. - Odwrciem si do Wilgi i trefnisia. - A wy? Oboje wolno pokrcili gowami. - Odnosz wraenie - zwrciem

si do Pustki - e kto tak oczytany jak bazen powinien trafi na ktr z legend. A ju na pewno kady minstrel powinien co o tym usysze. - Patrzyem na Pustk bez zmruenia powieki. Zaoya rce na piersiach. - Nie zamierzam ich obwinia za to, czego nie przeczytali lub nie usyszeli - odpara sztywno. Powtarzam tylko, co syszaam dawno temu. - Jak dawno? - naciskaem. Krlowa Ketriken, siedzca

naprzeciw mnie, zmarszczya brew, ale mi nie przeszkodzia. - Bardzo dawno - odparowaa Pustka zimno. - W czasach kiedy modzi szanowali starszych. Twarz bazna rozjani szeroki umiech. Pustka najwyraniej zyskaa uczucie, e wygraa, bo gono wstawia kubek w misk po zupie. - Twoja kolej czyci naczynia oznajmia mi srogo. Podniosa si i posza do namiotu. Gdy wolno zbieraem pozostae

statki, by wytrze niegiem, stana krlowa Ketriken.

je czystym przy mnie

- Co podejrzewasz? - spytaa otwarcie, jak to miaa w zwyczaju. Sdzisz, e jest szpiegiem? Naszym wrogiem? - Nie. Moim zdaniem nie jest wrogiem. Jest... sam nie wiem. Nie jest zwyk star kobiet zainteresowan proroctwami o banie. Jest kim wicej. - Ale nie wiesz kim? - Nie, nie wiem. Zauwayem

tylko, e o Mocy wie duo wicej, nibym si po niej spodziewa. Trzeba jednak pamita, e starzy ludzie mieli duo czasu na zdobywanie najrniejszej wiedzy. Moe to wszystko tumaczy. Podniosem wzrok na wierzchoki drzew poruszane wiatrem. - Chyba spadnie nieg. - Prawie na pewno. Bdziemy mieli szczcie, jeli do rana przestanie sypa. Trzeba zebra wicej opau i zgromadzi go przy wejciu do namiotu. Nie, ty nie. Ty wr do rodka. Jeli gdzie odejdziesz w tych ciemnociach, nigdy ci nie znajdziemy.

Zamierzaem protestowa, ale krlowa powstrzymaa mnie pytaniem: - Czy mj maonek jest lepiej wyuczony w uywaniu Mocy ni ty? - Tak, pani. - Jak sdzisz, czy ta droga wzywaa go tak samo, jak wzywa ciebie? - Prawie na pewno. On jednak by znacznie silniejszy ode mnie. Zarwno w korzystaniu z Mocy, jak i w upartej walce z pokus.

Smutny umiech wykrzywi jej usta. - Tak. Uparty jest, rzeczywicie. Westchna ciko. - Gdybymy byli zwykymi ludmi i mogli y z daleka od gr i od morza... Wszystko byoby dla nas o tyle prostsze. - Ja mam podobne marzenia rzekem cicho. - ni mi si wiece Sikorki rozjaniajce nasz dom. - Mam nadziej, e twoje sny si speni, Bastardzie - rzeka krlowa Ketriken. - Naprawd. Niestety, do tego jeszcze daleka droga.

- Daleka - zgodziem si. Zapanowa midzy nami niespotykany spokj. Nie wtpiem, e jeli okolicznoci bd tego wymagay, krlowa odbierze mi crk, by j osadzi na tronie, ale nie moga przecie odmieni swej duszy, denia do suenia swemu ludowi, tak samo jak nie moga zmieni swej krwi ani koci. Taka wanie bya. Nie pragna odbiera mi dziecka dla wasnego kaprysu. Musiaem bezpiecznie sprowadzi jej ma, by zatrzyma crk. Tej nocy poszlimy spa pniej

ni zazwyczaj. Wszyscy bylimy bardzo zmczeni. Bazen przyj pierwsz wart, cho znuenie wyobio na jego twarzy gbokie bruzdy. Nowy odcie skry, tawy, nadawa mu przeraajcy wygld; kiedy by zmarznity, upodabnia go do posgu niedoli wyrzebionego w starej koci. My nie odczuwalimy zimna tak mocno w cigu dnia, bdc w ruchu, ale baznowi pewnie nigdy nie byo cakiem ciepo. Mimo wszystko narzuci opocz i bez sowa poszed trzyma wart w coraz silniejszym wietrze. Pozostali uoyli si do snu. Burza z pocztku pojawia si

gdzie nad nami, pord wierzchokw drzew. Suche kolki zagrzechotay o namiot. Gdy nabraa rozmachu, spady na nas mniejsze gazki, a od czasu do czasu patyna zlodowaciaego niegu. Robio si coraz zimniej, wreszcie chd wkrada si w kad szczelin w kocu czy w ubraniu. W poowie warty Wilgi krlowa Ketriken zawoaa pieniark do rodka, stwierdzajc, e burza bdzie strowaa za nas. Razem z Wilg i wilk wsun si do namiotu. Ku mojej uldze, nikt si temu nie sprzeciwi. Gdy Wilga zauwaya, e przynis na sierci nieg, bazen

zreplikowa, e ona wniosa go na butach znacznie wicej. lepun przesun si natychmiast do naszej czci namiotu i leg przy banie. Pooy mu swj wielki eb na piersiach, westchn gboko i zamkn lepia. Niewiele brakowao, a bybym zazdrosny. Jemu jest zimniej ni tobie. O wiele zimniej. A w miecie, gdzie owy byy takie ubogie, czsto dzieli si ze mn jedzeniem. Rozumiem. Wobec tego naley do stada? - zapytaem odrobin rozbawiony.

Ty mi to powiedz - zaperzy si lepun. - Ocali ci ycie, karmi ci, dzieli z tob wasn nor. To naley do stada czy nie? Raczej tak - przyznaem po chwili zastanowienia. Nigdy przedtem nie rozwaaem tych spraw w takim wietle. Przysunem bliej bazna. posanie troch

- Zimno ci? - spytaem. - Dopki si trzs, nie jest tak le - odpar aonie. - Cieplej mi, kiedy wilk odgradza mnie od ciany

- doda. - On to dopiero grzeje. - Jest ci wdziczny, e w Stromym dawae mu jedzenie. Bazen zerkn na mnie poprzez mrok. - Naprawd? Nie przypuszczaem, e zwierzta maj tak dobr pami. Zamyliem si nad tym przez chwil. - Zazwyczaj nie maj, ale lepun dzi w nocy pamita o tym, e go karmie, i jest ci wdziczny.

Bazen unis do i ostronie podrapa lepuna za uszami. Wilk wyda z siebie pomruk zadowolonego szczeniaka i uszczliwiony przysun si bliej do trefnisia. Raz jeszcze zadumaem si nad przemianami, jakie w nim zaszy. Coraz czciej jego zachowanie i myli stanowiy mieszanin wilczych i czowieczych. Za bardzo byem zmczony, eby si dugo zastanawia. Zamknem oczy i zaczem zapada w sen. Po jakim czasie zdaem sobie spraw, e powieki mam szczelnie zamknite, szczki zacinite i nie jestem ani o krok bliej snu ni za

dnia. Chciaem zwyczajnie oddali si od wiadomoci, tak byem zmczony, ale Moc przycigaa mnie i kusia z tak si, e obawiaem si zasn. Wierciem si, prbujc znale najwygodniejsz pozycj, a wreszcie Pustka spytaa mnie kliwie, czy przypadkiem nie mam pche. Postanowiem ju lee spokojnie. Wpatrywaem si w ciemno pod dachem namiotu, wsuchiwaem w szum wichru i w spokojne oddechy towarzyszy. Zamknem oczy, rozluniem minie, staraem si, eby chocia ciao nabrao si w czasie nocnego odpoczynku. Tak

bardzo pragnem zasn. Niestety, sny narzucone Moc bez ustanku czepiay si mego umysu niczym drobne, ostre haczyki. Chwilami miaem ochot wy. Wikszo z tych snw bya przeraajca. W jakiej nadmorskiej osadzie odbywa si przedziwny obrzd. W gbokim dole pon wielki ogie. Zawyspiarze, drwic i szydzc, zacigali na krawd kolejnych pojmanych, dajc im wybr: skok prosto w pomienie lub skaenie kunic. Dzieci patrzyy... Uspokoiem oddech. Sen. W ciemnej komnacie Koziej Twierdzy Lamwka ostronie rozpruwaa

star sukni lubn. Usta miaa zacinite w wyrazie dezaprobaty, przecinaa cieniutkie nitki, ktrymi przyszyta bya misterna koronka. - Warte niemao - rzeka ksina Cierpliwa. - Moe wystarczy na zaopatrzenie wie straniczych na nastpny miesic. On by zrozumia, e musimy to zrobi dla ojczyzny. Trzymaa gow prosto w jej czarnych wosach przybyo srebrnych pasemek. Odpruwaa od dekoltu sukni sznur pereek. Biaa niegdy szata nabraa z czasem kocianej barwy. Suta spdnica spywaa kaskadami z kolan obu kobiet. Ksina Cierpliwa nagle

przekrzywia gow, jakby nadsuchiwaa, na jej twarzy pojawi si wyraz zdziwienia. Uciekem. Ca si woli walczyem z opadajcymi powiekami. Ogie w maym grzejniku przygasa, rozsiewa czerwonawy blask. Przygldaem si erdziom podtrzymujcym naprone ciany. Nie miaem myle o niczym, co mogoby mnie wywabi z wasnego ycia: o Sikorce, o Brusie, o krlu Szczerym. Prbowaem wyrysowa sobie przed oczyma jak obojtn scen. Przywoaem na pami jaki krajobraz. Gadka rwnina pokryta niegiem, spokojne nocne niebo,

bogosawiona cisza... Wpadem w ni niczym w mikkie puchowe oe. Zblia si jedziec. Gna na zamanie karku, pochylony nisko, przywar do koskiej szyi. Byo jakie nieokrelone pikno w prostocie tego obrazu: pdzcy ko i czowiek w paszczu, powtarzajcym ruchy pyncego w powietrzu koskiego ogona. Jaki czas nie byo nic wicej; tylko ciemny rumak i jedziec na jego grzbiecie, przecinajcy zanieon rwnin pod niebem zalanym blaskiem ksiyca. Ko bieg lekko, bez wysiku, a jedziec dosiada go swobodnie, prawie jakby jecha nad

nim, a nie na jego grzbiecie. Ksiyc osrebrzy czoo czowieka, obudzi blaski na godle w ksztacie szarujcego koza. Cier. Znikd pojawio si trzech innych jedcw. Dwch podao za Cierniem, ale jechali ciko, byli zmczeni. Wtpliwe, eby go dogonili. Trzeci przeladowca przeci rwnin pod ktem do pozostaych. Srokacz gna zapamitale, niepomny gbokiego niegu zapadajcego si pod kopytami. Jedziec, czowiek niski, siedzia wysoko i trzyma si w siodle doskonale. To bya kobieta lub mody mczyzna. Ksiyc

zamigota na obnaonym ostrzu. Mody jedziec zamierza chyba odci Cierniowi drog, lecz stary skrytobjca dostrzeg go w por. Powiedzia co do konia, a wwczas waach wyprysn naprzd z niewyobraaln prdkoci. Dwch gonicych zostawi daleko za sob, ale srokacz dotar teraz do ubitego szlaku i pdzi za Cierniem co si. Jeszcze miaem nadziej, e mj mistrz umknie przed pocigiem, lecz srokacz by wypoczty. Waach nie mg dugo gna jak oszalay. Srokacz zblia si wolno, lecz bezwzgldnie. Ju bieg tu, tu. Waach zwolni, Cier odwrci si w

siodle i podnis rami na powitanie. Kobieta na srokaczu krzykna do niego, jej czysty gos ponis si daleko po zanieonej rwninie. - Za krla Szczerego, za prawego wadc! Rzucia Cierniowi jaki woreczek, a on jej zawinitko. Nagle si rozdzielili, oba konie zboczyy z ubitego szlaku w przeciwne strony. Ttent kopyt zamar w ciszy. Zmczone wierzchowce cigajcych byy spienione i mokre, buchaa z nich para. Jedcy

cignli wodze. Dotarszy do miejsca rozdzielenia ladw, zaczli kl na czym wiat stoi. Strzpki rozmw mieszay si z wulgarnymi sowami. - Przeklci partyzanci! Potem: - I u ktrego teraz tego szuka? Wreszcie: - Ja nie wracam. Niemia mi chosta. Najwyraniej osignli

porozumienie, bo pozwolili koniom odetchn, a potem ruszyli spokojnie ubitym szlakiem, w kierunku przeciwnym ni ten, z ktrego przybyli. Na krtko odnalazem siebie. Dziwne, lecz si umiechaem, cho pot zrasza mi twarz. Poczenie Moc byo prawdziwe i silne. Z wysiku oddychaem gboko. Prbowaem si wycofa, ale nie potrafiem odeprze pokusy poznania. Rozochocia mnie ucieczka Ciernia, ekscytowaa wiadomo, e istniej partyzanci, ktrzy dziaaj dla dobra krla Szczerego. wiat otwiera si

przede mn niezmierzony, kuszcy niczym taca sodkich ciasteczek. Nie wahaem si ani chwili. Serce nie suga.

*** Dziecko kwilio aonie, nieskoczenie. Tak potrafi paka tylko malutkie dzieci. Moja creczka. Leaa na ku, owinita kocem mokrym od deszczu. Twarzyczk miaa czerwon i napuchnit. - Cicho! - sykna Sikorka z

hamowan wciekoci. - Bde wreszcie cicho! - Nie zo si na ni - odezwa si Brus surowym i znuonym gosem. - To tylko dziecko. Pewnie jest godna. Sikorka staa bez ruchu, z rkoma zaoonymi na piersiach, z wargami zacinitymi w wsk lini. Policzki miaa zaczerwienione, wosy zlepione w wilgotne pasma. Brus powiesi na koku swj paszcz ociekajcy wod. Najwyraniej byli gdzie we dwoje i wanie wrcili. Ogie w kominku zagas, w chacie panowa chd. Brus podszed do

paleniska, przyklkn niezgrabnie, oszczdzajc bolce kolano, i zacz wybiera podpak. Wyczuwaem w nim napicie i wiedziaem, e duo go kosztuje zachowanie spokoju. - Zajmij si dzieckiem podpowiedzia Sikorce. - Ja rozpal ogie i przynios wody. Sikorka zdja paszcz i starannie odwiesia obok okrycia Brusa. Nienawidzia, kiedy jej si mwio, co ma robi. Dziecko dalej pakao aonie, zawodzio nieskoczenie jak wiatr za oknami. - Jestem zmarznita, zmczona,

godna i zmoknita. Bdzie musiaa si nauczy, e czasem trzeba zaczeka. Brus pochyli si, dmuchn na iskierk, zakl cicho, gdy drewno si nie zajo. - Ona te jest zmarznita, zmczona, godna i zmoknita odezwa si bardziej stanowczo. Na dodatek jest za maa, eby cokolwiek na to poradzi. Dlatego pacze. Nie chce ci drczy, ale prosi o pomoc. Tak samo zachowuje si szczeniak albo piskl. - Z kadym zdaniem mwi coraz goniej.

- Mam tego dosy! - oznajmia Sikorka, gotowa walczy. - Trudno, bdzie musiaa si wykrzycze. Jestem za bardzo zmczona, eby si ni zajmowa. Zaczyna by rozpieszczona. Cigle krzyczy, da brania na rce. Nie mam dla siebie jednej wolnej chwili. Nie pamitam, kiedy przespaam ca noc. Nakarmi dziecko, umy dziecko, przewin dziecko, pokoysa dziecko - wyliczaa gniewnie. - W ogle ju nie mam wasnego ycia. Taki bysk w oku widywaem, gdy przeciwstawiaa si ojcu; spodziewaa si, e Brus wstanie i natrze na ni, ale on dalej klcza

przy kominku. Udao mu si zbudzi mizerny pomyczek. Zamrucza zadowolony, gdy wski jzyczek ognia lizn wstk brzozowej kory. Nawet nie spojrza na Sikork czy na paczce dziecko. Dokada do niemiaego ogieka gazk za gazk, a ja nie mogem wyj z zadziwienia, e umie si tak skupi na tym zadaniu, cho za jego plecami Sikorka kipi z wciekoci. Ja bym nie potrafi, gdyby staa za mn i miaa tak min. Dopiero gdy ogie porzdnie si rozpali, Brus wsta. Nie podszed jednak do Sikorki, ale do dziecka. Min dziewczyn, jakby jej w ogle

nie byo. Nie wiedziaem, czy zauway, jak si przygotowaa do odparcia oczekiwanego ciosu. A mi si serce krajao na widok tego odruchu, pozostaego po latach spdzonych z ojcem. Brus pochyli si nad dzieckiem, przemwi co uspokajajcym gosem i zacz je odwija z koca. Z niejakim przestrachem przygldaem si, jak z wielk wpraw zmienia pieluszk. Rozejrza si, zdj z oparcia krzesa swoj wenian koszul i owin ni malestwo. Moja creczka cigle pakaa, lecz jako inaczej. Brus pooy j sobie na lewym przedramieniu, a potem, uywajc

wolnej rki, napeni wod kocioek i postawi go na ogniu. Zacz odmierza ziarno. Gdy si przekona, e woda nie zacza jeszcze wrze, usiad, przytuli dziecko do siebie i zacz je rytmicznie poklepywa po pleckach. Zachowywa si, jakby poza nim i dzieckiem nikogo w chacie nie byo. Zawodzenie stao si mniej rozpaczliwe, chyba malestwo zmczyo si paczem. Sikorka poblada, oczy miaa ogromne. - Daj mi ma - powiedziaa. Trzeba j nakarmi. Brus wolno podnis wzrok. Twarz

mia bez wyrazu. - Najpierw si uspokj. Jak bdziesz naprawd chciaa j przytuli, wtedy ci j dam. - Teraz mija dasz! To moje dziecko! - warkna Sikorka i wycigna rce. Brus zatrzyma j spojrzeniem. Odstpia. - Chcesz mnie zawstydzi? To moje dziecko. - Gos odmwi jej posuszestwa, zmieni si w piskliwy skrzek. - Mam prawo j wychowywa, jak uznam za stosowne. Nie powinna by cigle noszona na rkach. - To prawda - zgodzi si Brus

uprzejmie, lecz nie uczyni adnego gestu, by odda dziecko Sikorce. - Uwaasz, e jestem z matk. A co ty wiesz o dzieciach, eby mi wytyka bdy? Brus wsta, uczyni p kroku, niepewnie wspierajc si na chorej nodze, odzyska rwnowag. Nabra miark ziarna i wsypa je na wrztek, potem zamiesza. Zakry szczelnie kocioek i zsun troch z ognia. Przez cay czas trzyma dziecko w zgiciu lewej rki. - O dzieciach waciwie niewiele odpar zamylony - ale sporo wiem

o innych modych istotach. O rebakach, szczenitach, cieltach i prositach. Nawet o kocitach. Jeli czowiek chce, eby mu ufay, musi ich czsto dotyka. Delikatnie, lecz pewnie, eby zyskay wiar w jego si. Syszaem te nauki setki razy, zazwyczaj kiedy wkada je w gowy niecierpliwych chopcw stajennych. - Nie wolno na nie krzycze ani porusza si gwatownie, bo tego si boj. Trzeba im dawa dobre jedzenie i wie wod, dba o ich czysto i pilnowa, by miay schronienie na czas zej pogody. Nie

wolno - podnis gos oskarycielsko - wyadowywa na nich zego humoru ani myli karania z wychowaniem. Sikorka a si zatchna. - Dobre wychowanie osiga si karaniem. Dziecko uczy si dyscypliny, kiedy dostaje kar za niewaciwe zachowanie. Brus pokrci gow. - Chtnie bym ukara czowieka, ktry ci to wbi do gowy - rzek, a w jego gos wkrad si lad dawnej atwej zoci. - Czego si nauczya

od ojca, ktry wyadowywa na tobie zo po pijanemu? e okazywanie swemu dziecku czuoci to sabo? e przytulenie dziecka, gdy pacze, bo potrzebuje twojej bliskoci, to co niepowanego? - Nie chc rozmawia o ojcu oznajmia nagle Sikorka, lecz bez zdecydowania. Signa po creczk, jakby odbieraa ulubion zabawk, a Brus odda jej dziecko. Usiada przy palenisku, rozwizaa bluzk. Niemowl chciwie schwycio pier usteczkami i natychmiast zamilko. Przez jaki czas sycha byo jedynie wiatr szeleszczcy w lesie, bulgotanie z kocioka i ciche

strzelanie patyczkw, ktre Brus ama i wrzuca do ognia. - Nie zawsze miae cierpliwo do Bastarda - rzeka Sikorka z nagan w gosie. Brus prychn krtkim miechem. - Do niego chyba nikomu nie starczao cierpliwoci. Mia pi, moe sze lat, kiedy do mnie trafi. Nic o nim wtedy nie wiedziaem. Byem mody, cigny mnie rne sprawy. Mona na jaki czas zamkn rebca na wybiegu, a psa uwiza przy budzie. Z dzieckiem tak si nie da. Nie sposb zapomnie nawet na chwil, e si

ma dziecko. - Wzruszy bezradnie ramionami. Zanim si zorientowaem, sta si najwaniejszy w moim yciu. Potem zabrali go ode mnie, a ja na to pozwoliem... i teraz jest martwy. Cisza. Tak bardzo chciaem sign do nich obojga, powiedzie im, e yj. Nie mogem. Syszaem ich, widziaem, ale nie mogem do nich sign. Jak wiatr za oknami chatki, grzmiaem i waliem piciami w ciany - na prno. - Co ja mam robi? Co z nami bdzie? - zapytaa nagle Sikorka, kierujc pytanie gdzie w

przestrze. Jej rozpacz rozdzieraa mi serce. - Nie mam ma, mam dziecko i nie potrafi da sobie rady na wiecie. Wydaam ju wszystkie oszczdnoci. Taka byam gupia... Zawsze wierzyam, e on po mnie przyjdzie, e si ze mn oeni. Nie przyszed. I ju nigdy nie przyjdzie. - Zacza si koysa, przyciskajc do siebie dziecin. Po jej policzkach spyny dwie zy. - Niech ci si nie wydaje, e nie syszaam, co mwi ten stary. Ten, ktry powiedzia, e widzia mnie w Koziej Twierdzy i e jestem dziewk Bastarda skaonego Rozumieniem. Niedugo bdzie plotkowa caa Kapeinowa

Plaa. Nie omiel si ju i do miasta, nie spojrz ludziom w oczy. Co si w Brusie zamao na te sowa. Pochyli si, wspar okcie na kolanach, ukry twarz w doniach. - Mylaem, e nie syszaa. Gdyby nie by prawie tak stary jak bg, kazabym mu odpowiedzie za te sowa. - Nie moesz wyzywa czowieka za to, e mwi prawd. Brus poderwa gow. - Nie jeste dziewk! - wykrzykn

arliwie. - Bya on Bastarda. Nie twoja wina, e nie wszyscy o tym wiedzieli. - on - powtrzya Sikorka ironicznie. - Nie byam jego on, Brus. Nigdy si ze mn nie oeni. - Ale kiedy mi o tobie mwi, to tylko tymi sowami. Gdyby nie umar, wrciby do ciebie. Na pewno. Zawsze chcia uczyni z ciebie swoj on. - O tak, mia wiele dobrych intencji. I czsto kama. Zamiary to nie czyny. Gdyby kada kobieta, ktra usyszaa od mczyzny

przyrzeczenie maestwa, bya on... na wiat przychodzioby o wiele mniej bkartw. Wyprostowaa si, znuonym, a jednak zdecydowanym gestem otara z oczu zy. Brus milcza. Opucia wzrok na malek twarzyczk, nareszcie spokojn. Niemowl usno. Wsuna may palec w usteczka dzieciny, eby uwolni pier. Zawizujc bluzk, umiechna si sabo. - Chyba wychodzi jej zbek. Moe dlatego taka marudna.

- Zbek?! - wykrzykn Brus. Poka! - zerwa si, pochyli nad dzieckiem, a Sikorka ostronie odsuna doln warg drobnych usteczek, odsaniajc maleki biay pksiyc w dziseku. Moja creczka przesuna si odrobin i zmarszczya brewki przez sen. Brus ostronie wzi j z rk Sikorki i zanis do ka. Uoy na nim dziecko, wci owinite we wasn koszul. Sikorka zdja pokryw z kocioka i zamieszaa ziarno. - Ja si zajm wami obiema oznajmi Brus niezgrabnie. Wzrok wbi w twarzyczk dziecka. - Nie jestem taki stary, nadaj si

jeszcze do pracy. Dopki zdoam unie siekier, moemy sprzedawa opa w miecie. Jako damy sobie rad. - Wcale nie jeste stary poprawia go Sikorka, mylami bdzc gdzie indziej. Wsypaa do zupy odrobin soli. Wrcia na krzeso, opada na nie ciko. Z koszyka przy nogach wyja ubrania do naprawy i obracaa je w rkach. - Mam wraenie, jakby si codziennie rano rodzi na nowo. Spjrz tylko na t koszul. Rozdarty szew na ramieniu, jak u modego chopaka, ktry jeszcze ronie. Wydaje mi si, e jeste z kadym

dniem modszy. A ja czuj si starsza z kad mijajc godzin. Nie mog wiecznie y na twojej asce, Brus. Musz sama jako zarobi na ycie. Tylko na razie nie potrafi wymyli, od czego powinnam zacz. - Wic na razie si o to nie martw. - Brus stan za krzesem, na ktrym siedziaa, podnis rce, jakby mia zamiar pooy jej donie na ramionach, ale zrezygnowa. Wkrtce wiosna. Zaoymy ogrdek, znowu bd ryby. Moe znajd jakie zajcie w Kapelinowej Play. Zobaczysz, damy sobie rad.

Jego optymizm by zaraliwy. - Powinnam zrobi ze somy kilka uli. Moe mi si uda sprowadzi do nich rj. Znam kwietne ki na wzgrzach, latem a gsto tam od pszcz. Mylisz, e bd chciay przyj tutaj do ula? Sikorka siebie. umiechna si do

- Nie s takie gupie jak ptaki. Przenosz si do nowego ula tylko wtedy, gdy w starym jest ich za duo. Moglibymy sprowadzi rj,

ale dopiero pnym latem a nawet jesieni. Na wiosn, kiedy pszczoy zaczynaj si budzi, trzeba znale bar. Kiedy, gdy byam maa, pomagaam ojcu sprowadza pszczoy, pki si nie nauczyam, jak je przetrzyma przez zim. eby je przycign, wystawia si talerz z podgrzanym miodem. Najpierw przyleci jedna, potem nastpne. Jeli czowiek ma do tego smykak, a ja mam, potrafi ich ladem pody do barci. To oczywicie dopiero pocztek. Dalej trzeba wywabi rj z kryjwki i wprowadzi do ula. Czasami, jeli bar jest w nieduym drzewie, wystarczy je

zwyczajnie ci i bar zabra ze sob. - A nie bd dli? - spyta Brus z niedowierzaniem. - Jeli zrobisz wszystko jak trzeba, to nie - odpara spokojnie. - Musisz mnie tego nauczy stwierdzi pokornie. Sikorka obrcia si na krzele, podniosa na niego wzrok. Umiechna si, ale to nie by jej dawny, promienny umiech. To by umiech, ktry dawa zna, e oboje

udaj, i wszystko potoczy si zgodnie z planem. Teraz Sikorka wiedziaa ju a nazbyt dobrze, e adnej nadziei nie mona zawierzy do koca. - W zamian za to nauczysz mnie pisa. Lamwka i ksina Cierpliwa udzieliy mi pierwszych lekcji i umiem troch rozpoznawa litery, ale pisanie przychodzi mi z wiksz trudnoci. - Naucz ci, a potem ty nauczysz Pokrzyw. Pokrzyw. Daa mojej crce na imi Pokrzywa, po zielu, ktre

kochaa, cho jego licie parzyy w donie. Czy takim samym uczuciem darzya nasz creczk? Czy malestwo przynioso jej bl, cho take i rado? Przykra bya dla mnie ta myl. Co odcigao moj uwag, ale przywieraem do drogiego mi obrazu. Tylko w ten sposb mogem si zbliy do Sikorki i nie zamierzaem z tego rezygnowa. Nie sprzeciwi si zdecydowanie krl Szczery. Wracaj. Naraasz ich na niebezpieczestwo. Sdzisz, e wrogowie bd mieli skrupuy, jeli

uznaj, e niszczc tych troje, zdoaj ciebie osabi lub zrani? Nagle byem z krlem Szczerym. Znajdowa si w jakim miejscu zimnym, wietrznym i ciemnym. Prbowaem dostrzec co wicej z jego otoczenia, ale on przesania mi widok. Tak bez wysiku zamkn przede mn tamt wizj. Potga jego Mocy bya przeraajca. A przecie czuem, e jest zmczony, prawie miertelnie znuony, mimo tej ogromnej siy. Moc przypominaa ognistego ogiera, a krl Szczery by ptajc go lin, coraz mocniej poprzecieran. Ogier napiera bez ustanku, krl za cigle mu si

przeciwstawia. Idziemy do ciebie, krlu powiedziaem niepotrzebnie. -

Wiem. pieszcie si. Wicej o nich nie myl. I nie przywouj na pami imion tych, ktrzy chc naszej krzywdy. Tutaj szept jest krzykiem. Dysponuj potg, jakiej sobie nie wyobraasz. Si, ktrej nie moesz si przeciwstawi. Gdzie moesz dotrze ty, mog si za tob pojawi twoi wrogowie. Lepiej wic nie zostawiaj ladw. Gdzie jeste, krlu? - spytaem, kiedy ju mnie od siebie odpycha.

Odszukaj mnie! - rozkaza, po czym zatrzasn mnie na powrt w moim wasnym ciele i yciu.

*** Siedziaem omotany kocami, konwulsyjnie chwytaem oddech. Przypominao mi to chwile, gdy zrzucony przez konia spadem pasko na plecy. Przez chwil wydawaem z siebie zduszone dwiki, prbujc wtoczy powietrze do puc. Wreszcie udao mi si wzi gboki oddech. Potoczyem wzrokiem dookoa. W

namiocie panoway ciemnoci. Na zewntrz szalaa burza niena. Piecyk przygas, w bladej czerwonawej powiacie widziaem niezbyt wyranie tylko lec najbliej krlow Ketriken. - Dobrze si czujesz? - zapyta bazen cicho. - Nie - odparem westchnieniem. z cikim

Na powrt pooyem si obok niego. Nie chciao mi si nawet myle, nie miaem siy powiedzie wicej ani sowa. Pot na moim ciele styg, zaczynaem dygota.

Zdziwiem si, gdy bazen obj mnie ramieniem. Wdziczny za ofiarowane ciepo, przysunem si bliej. Wilk owin mnie wspczuciem. Czekaem, eby trefni powiedzia co pocieszajcego, ale by na to za mdry. Zasnem, tsknic za yczliwym sowem.

Rozdzia dwudziesty pity Strategia

Szeciu Czarownikw zjechao do Stromego, Wspili si na gr wysok pod niebo. Znaleli skry, przeznaczenie, utracili

Na kamiennych skrzydach ulecieli w chmury.

Piciu Czarownikw zjechao do Stromego, Poszo nie w d i nie w gr lecz pod niebo. Rozpadli si na czci, potem zespolili, A zadania wypenili. swego i tak nie

Czterech Czarownikw zjechao do Stromego, Rozmawiali sowami bez dwiku adnego. Wy bagali pozwolenie na marsz u krlowej, Lecz nikt ju nie pamita o wyprawie owej.

Wnet trzech Czarownikw zjechao do Stromego, Prbowali wspi si na gr, pod

niebo. Pomogli koron, krlowi zatrzyma

Ale spadli na d - i wszystko stracone.

I dwch Czarownikw zjechao do Stromego. Znaleli kobiety wspanialszego? c jest

Zapomnieli o misji i w mioci yli. Czyby od poprzednikw swych

mdrzejsi byli?

Jeden tylko czarownik zjecha do Stromego, Zostawi dlatego krlow, koron zapad w

Wykona zadanie, odrtwienie, Jego ciao kamienie. i

koci

przejty

Ju aden czarownik nie zjecha

do Stromego, By wej tam na gr a pod samo niebo. Kto we wasnym domu zu si przeciwstawi, Da dowd modroci i wielkiej odwagi.

*** - Bastardzie? Ju nie pisz? Bazen pochyla si nisko nade mn. Wydawa si zaniepokojony.

- Chyba nie. - Zamknem oczy. W gowie kbiy mi si myli i obrazy. Nie mogem zdecydowa, ktre naleay do mnie. Prbowaem sobie przypomnie, czy koniecznie powinienem to wiedzie. - Bastardzie! - krlowa Ketriken potrzsna mnie za rami. - Moe by go posadzi? zastanowia si Wilga. -

Krlowa Ketriken chwycia mnie za koszul i posadzia. Zakrcio mi si w gowie. Nie rozumiaem, dlaczego uparli si mnie budzi w rodku nocy. Powiedziaem to.

- Jest poudnie - sprostowaa krlowa Ketriken. - Od wczoraj wieczr szaleje burza niena. Przyjrzaa mi si bliej. - Jeste godny? Chcesz herbaty? Zanim udao mi si zdecydowa, czego chc, zapomniaem, o co pytaa. Tylu ludzi wok mnie rozmawiao przyciszonymi gosami, e nie potrafiem skupi myli. - Zechciej mi wybaczy, pani odezwaem si grzecznie do tej kobiety. - O co pytaa? - Bastardzie! - sykn blady mczyzna z irytacj. Sign gdzie

za mnie i przycign do siebie jaki toboek. - Ma tu kozek na wywar. Wypije i dojdzie do siebie. - Tego mu nie potrzeba zaskrzeczaa wadczo jaka stara kobieta. Podpeza bliej i uszczypna mocno w ucho. - Aj! - wrzasnem. - Pustka, przesta! - Prbowaem si wyrwa, ale nie puszczaa. - Obud si! - nakazaa surowo. Natychmiast! - Przecie nie pi! - zapewniem.

Wreszcie pucia ucho. Podczas gdy ja rozgldaem si dookoa, nieco zdezorientowany, ona mruczaa pod nosem, wyranie niezadowolona: Za blisko jestemy tej nieszczsnej drogi. - Burza jeszcze nie przesza? zapytaem oszoomiony. - Pytae o to ju kilka razy prychna Wilga, ale za jej szorstkimi sowami czaia si obawa. - Co mi si nio... Nie spaem dobrze. - Przyjrzaem si ludziom przycupnitym wok nieduego

grzejnika. Kto odway si wyj mimo wichury i uzupeni opa. Na trjnogu nad piecykiem wisia kocioek peen topniejcego niegu. - Gdzie lepun? - zapytaem w tej samej chwili, w ktrej za nim zatskniem. - Na polowaniu - odpowiedziaa krlowa Ketriken. Niezbyt szczliwym - dotaro do mnie niczym echo ze zbocza wznoszcej si nad nami gry. Wia wiatr. lepun pooy uszy. Wszystko si pochowao przed burz. Sam nie wiem, po co si fatyguj.

Wracaj do zaproponowaem.

ciepa

W tej samej chwili Pustka bolenie uszczypna mnie w rami. Szarpnem si do tyu, krzyknem gono. - Suchaj, co si do ciebie mwi! hukna. - Co my tu robimy? - zapytaem, rozcierajc rami. Nikt si dzisiaj nie zachowywa rozsdnie. - Czekamy, a minie burza poinformowaa mnie Wilga. Przysuna si bliej, zajrzaa mi w

twarz. - Bastardzie, co z tob? Nie mog si oprze wraeniu, e stale bdzisz gdzie mylami. - Sam nie wiem - przyznaem. Mam uczucie, jakbym cigle ni. Jeli si nie staram obudzi, zaraz znowu zapadam w sen. - No to si staraj - poradzia mi Pustka szorstko. Nie mogem poj, dlaczego wydawaa si na mnie rozgniewana. - A moe powinien si przespa? zastanowi si bazen. - Wyglda na zmczonego, a sdzc po tym, jak

si rzuca i gada przez sen, pewnie w nocy nie odpocz. - Lepiej odpocznie, jeli nie bdzie spa, ni wracajc do tamtych snw - oznajmia Pustka bezlitonie. Szturchna mnie w bok. - Mw co, Bastardzie. - Co? Krlowa Ketriken przystpia do ataku. natychmiast

- Czy nie o Szczerym? Czy dlatego jeste dzisiaj taki nieprzytomny, e w nocy sigae Moc?

Westchnem ciko. Nie odpowiada si kamstwem na bezporednie pytanie zadane przez monarchini. - Tak - przyznaem, lecz kiedy oczy jej zapony, musiaem doda: - ale to by sen, ktry niewiele da ci pociechy, pani. Krl Szczery yje, przebywa w jakim zimnym, wietrznym miejscu. Nie pozwoli mi si dowiedzie niczego wicej, a kiedy zapytaem, gdzie jest, nakaza mi siebie znale. - Dlaczego tak postpuje? Krlowa Ketriken miaa taki wyraz twarzy, jakby maonek j

odepchn. Ostrzega mnie przed uywaniem Mocy... patrzyem na Sikork i Brusa. - Nieatwo byo si do tego przyzna, bo nie chciaem mwi, co widziaem. - Krl Szczery zabra mnie stamtd i ostrzeg, e nasi wrogowie mog przeze mnie odnale tych dwoje i wyrzdzi im krzywd. Jestem przekonany, i z tego samego powodu ukry przede mn swoje otoczenie. Obawia si, e jeli je poznam, ksi Wadczy oraz jego krg Mocy rwnie bd wiedzieli. - Szczery obawia si, e oni

szukaj take jego? - zapytaa krlowa Ketriken zdziwiona. - Takie odniosem wraenie. Chocia nie czuem ich obecnoci, krl by najwyraniej przekonany, e bd go szukali. - Dlaczego ksi Wadczy miaby si tym kopota, skoro wszyscy uwierzyli, i Szczery nie yje? Wzruszyem ramionami. - Moe po to, by si upewni, e nigdy nie wrci. Nie wiem tego na pewno, krlowo. Krl wiele przede mn ukrywa. Ostrzeg mnie, i krg

Mocy jest silny i potrafi wiele. - Jednak Szczery jest przecie przynajmniej tak samo silny? - w gosie krlowej brzmiaa niezmcona wiara naiwnego dziecka. - Ma ogromn Moc, pani. Nigdy nie widziaem czowieka rwnie szczodrze obdarzonego talentem krlewskiej magii. Niestety, wiele go kosztuje utrzymanie tego daru w ryzach. - Cae korzystanie z Mocy to tylko pozory - mrukna Pustka do siebie. - Uuda dla nierozwanych.

- Krla Szczerego trudno nazwa nierozwanym, Pustko! odparowaa gniewnie krlowa Ketriken. - Rzeczywicie - wtrciem pojednawczym tonem. - A sowa naleay do mnie, nie do stryja... krla Szczerego, krlowo. Pragnem jedynie, by zrozumiaa, e jego postpowanie jest dla mnie niemoliwe do pojcia. Mog jedynie ufa, e wie, co robi. I by posuszny jego rozkazom. - Rozkaza ci, by go odnalaz zgodzia si krlowa. Westchna. Szkoda, e nie moemy rusza

natychmiast. Nie sposb walczy z t nieyc. - Dopki tu pozostaniemy, Bastard Rycerski bdzie w cigym niebezpieczestwie - oznajmia Pustka. Wszystkie oczy zwrciy si na ni. - Na jakiej podstawie tak twierdzisz? - zapytaa krlowa Ketriken. Pustka milczaa dusz chwil. - Przecie to wida goym okiem -

odpara wreszcie. - Jeli nie zmusza si go do mwienia, zaraz bdzi gdzie mylami, wzrok wbija w dal. Nie moe spa, bo pogra si w snach Mocy. Zupenie jasne, e przyczyn jest droga. Rzeczywicie, Bastard zachowuje si dziwacznie, ale dla mnie nie jest pewne, e przyczyna tkwi w drodze. Moe to nawrt gorczki po ranie od strzay, a moe... - Nie - odwayem si przerwa wadczyni. - To droga. Nie mam gorczki. I nie czuem si w ten sposb, dopki szlimy lasem.

- Wytumacz mi to zjawisko zadaa krlowa Ketriken. - Sam go nie rozumiem. Mog si tylko domyla, e droga zostaa zbudowana przy uyciu Mocy. Biegnie wyjtkowo prosto, jest niespotykanie rwna i gadka. adna rolina nie mie na ni wtargn, cho jest rzadko uywana. Nie wida na niej tropw zwierzyny. Czy zwrcia uwag, pani, na zwalony pie, ktry mijalimy wczoraj? Mniejsze gazki, sterczce w powietrze, byy prawie ywe... a te czci drzewa, ktre dotykay drogi, cakowicie zmurszay. W tej drodze tkwi jaka

sia, ktra strzee j przed zniszczeniem. Cokolwiek to jest, moim zdaniem ma silne powizanie z Moc. Krlowa Ketriken zastanawiaa si przez jaki czas nad moimi sowami. - Co radzisz pocz? - spytaa w kocu. - Na razie nic szczeglnego. Namiot jest rozbity w doskonaym miejscu... trzeba szaleca, eby go przenosi przy tej pogodzie. Po prostu musz uwaa na siebie. A gdy wicher przycichnie i ruszymy

dalej, bd szed obok drogi. - Niewiele ci burkna Pustka. to pomoe -

- Skoro jednak droga prowadzi nas do krla Szczerego, niedorzecznoci byoby szuka innego szlaku. On przetrwa t drog, a szed sam. - Przerwaem. Przyszo mi na myl, e teraz nieco lepiej rozumiaem szcztkowe sny Mocy, w ktrych widziaem stryja. Jako dam sobie rad dokoczyem. Krg twarzy penych zwtpienia nie podnosi mnie na duchu.

- Chyba bdziesz musia podsumowaa krlowa Ketriken smutno. - Jeli moemy ci jako pomc, Bastardzie Rycerski... - Nie widz takiej moliwoci przyznaem. - Trzeba mu pomc zajmowa myli - oznajmia Pustka. - Nie moe zatapia si w rozmylaniach, nie wolno mu za duo spa. Wilga, masz przecie harf, prawda? Moe by nam co zagraa i zapiewaa? - Mam - przytakna Wilga z kwan min - cho w porwnaniu z instrumentem, ktry mi odebrano w

Ksiycowym Oku, to straszne byle co. - Na chwil twarz jej si cigna, wzrok powdrowa w dal. Moliwe, e ja wygldaem podobnie, gdy woaa mnie Moc. Pustka wspczujco poklepaa pieniark po kolanie, Wilga drgna, obudzona z zamylenia. Zagram, jeli uwaacie, e to co da. - Signa za siebie, do tumoczka i wydobya z niego zawinity w mikk tkanin instrument - zwyk trjktn ram z surowego drewna, z rozpitymi na niej strunami. Tyle si mia do dawnej harfy Wilgi, co ostrze wiczebne do prawdziwego miecza:

owszem, zdatny do uytku, ale nic wicej. Wilga opara harf o kolana i zacza stroi. Ledwie zaintonowaa star ballad z Ksistwa Koziego, gdy w wejcie do namiotu wepchn si kosmaty, zanieony nos. - lepun! - powita go trefni. Mam miso do podziau. Stwierdzenie przepenione dum. Wicej ni dosy. Nie przesadzi. Wypeznwszy na zewntrz, ujrzaem jego zdobycz zwierz podobne do dzika. Miao identyczne ky i futro, ale wiksze

uszy, a umaszczone byo w biaoczarne ctki. Wkrtce z namiotu wysza krlowa Ketriken. Krzykna z zachwytu i wyjania, e zwierzta te s bardzo zoliwe i przebiege, myliwi wol je zostawia w spokoju. Podrapaa wilka za uchem, pochwalia wylewnie za dzielno i zrczno, a w kocu lepun przewrci si w nieg, niewtpliwie powalony wasn dum. Patrzyem, jak si tarza w biaym puchu, i nie mogem powstrzyma szerokiego umiechu. W tej samej chwili skoczy, zoliwie uszczypn mnie w nog i zada, bym dla niego otworzy brzuch zdobyczy.

Miso byo tuste i soczyste. Podziaem na porcje zaja si krlowa Ketriken przy mojej pomocy, gdy dla trefnisia i Pustki mrz by bezlitosny, a Wilga prosia o zwolnienie z tego obowizku ze wzgldu na delikatne donie. Zimno i wilgo nie suyy jej zdrowiejcym palcom. Ja nie miaem nic przeciwko temu. Skoro trudziem si przy dzieleniu misa, nie zbaczaem mylami w stron Mocy, a przyjemnie byo razem z krlow Ketriken oddawa si podobnie przyziemnemu zajciu. Oboje zapomnielimy o swojej pozycji oraz o przeszoci i stalimy si

dwjk zwykych ludzi, z radoci dzielcych smakowite miso. Najpierw odcilimy dugie pasy, ktre nabite na szpikulce miay si szybko upiec nad piecykiem, bymy si wszyscy najedli do syta. lepun zawadn wntrznociami, wyprawi sobie prawdziw biesiad, a potem zabra si do przedniej apy, gono miadc koci. Z tym smakowitym kskiem schowa si w namiocie i ucztowa z rozkosz. Nikt go nie wyrzuca, nikomu nie przeszkadzao, e zanieony i umazany krwi wilk rozcign si pod cian - przeciwnie, wszyscy go chwalili i zasypywali pieszczotami.

Uwaaem, e zrobi si nieznonie nadty i nie omieszkaem si z nim podzieli t opini, a w zamian usyszaem tylko, e ja nigdy nie upolowaem podobnie trudnej zwierzyny sam, a co dopiero mwi o tym, ebym ca przycign do podziau. Przez ten czas bazen drapa lepuna za uszami. Wkrtce rozszed si zapach pieczonego misiwa. Od kilku ju dni nie jedlimy wieej dziczyzny, a w dodatku marzlimy nieustannie, wic rozkoszna wo ncia niezwykle. Podniosa nas na duchu tak bardzo, e prawie udao nam si zapomnie o wichurze wyjcej za

cienk cian i lodowatym zimnie, ktre bezlitonie wdzierao si do naszego schronienia. Gdy w kocu wszyscy usiedlimy wok piecyka, kady ze swoj porcj ciepego jada, Pustka zaparzya wszystkim herbaty. Nie znam nic bardziej rozgrzewajcego ni pieczone miso popite gorc herbat w przyjaznym towarzystwie. To stado - zauway szczliwy lepun ze swojego kta. Mogem si z nim tylko zgodzi. Wilga wytara palce z tuszczu i wzia harf od bazna, ktry j

oglda. pochylili oboje.

Ku si

memu zdumieniu, nad instrumentem

- Gdybym mia odpowiednie narzdzia, zdjbym troch drewna tutaj i tutaj i wygadzibym kt, o tak, wzdu tego boku - mwi trefni, przesuwajc po ramie bladym paznokciem. - Wtedy wygodniej byoby j trzyma. Wilga patrzya na niego bez sowa, wszc jaki podstp. Szukaa w jego oczach bysku kpiny, lecz nie znalaza. - Mj mistrz - odezwaa si, jakby

do nas wszystkich, a nie do samego trefnisia - robi pikne harfy. Prbowa mnie nauczy tej sztuki, pojam podstawy, ale nie mg znie, e kalecz dobre drewno i partacz robot, wic nigdy si nie wyuczyam bardziej wyszukanych ksztatw ramy. A teraz jeszcze z t rk... - Jak wrcimy do Stromego, pozwol ci kaleczy i partaczy do woli. Tylko wiczenie czyni mistrza. Wiesz... myl, e nawet teraz, zwykym noem, mgbym sprbowa nada temu drewnu bardziej wdziczny ksztat zaproponowa bazen.

- Sprbuj spokojnie.

przystaa

Wilga

Kiedy to tych dwoje zapomniao o wzajemnej wrogoci? Od kilku dni nie zwracaem wielkiej uwagi na towarzyszy podry. Co prawda, Wilga - moim zdaniem - pragna jedynie by w pobliu, gdy uda mi si dokona wiekopomnego czynu, wic nie zamierzaem si z ni zaprzyjani. Jeli chodzi o krlow Ketriken, to zarwno jej pozycja, jak i gboki smutek wzniosy pomidzy nami mur, ktrego nie prbowaem obala. Natomiast Pustka tak si wystrzegaa mwienia o sobie, e trudno byo z

ni w ogle rozmawia. Nie potrafiem tylko wytumaczy si przed sob z zaniedbywania trefnisia oraz wilka. Jak wznosisz mury przed tymi, ktrzy by mogli przeciwko tobie uywa Mocy, to sam si robisz niedostpny bardziej ni twoja magia - zauway lepun. Zastanowiem si nad jego sowami. Odnosiem wraenie, e moje zdolnoci do Rozumienia oraz wizi z innymi ludmi jako ostatnio przyblaky. Moe moi towarzysze mieli racj.

- Nie zamylaj si! - Pustka szturchna mnie mocno. - Zastanawiaem si prbowaem si broni. - Zastanawiaj si na gos. - Nie przychodzi mi do gowy nic wartego mwienia. Pustka obrzucia mnie gronym spojrzeniem, niezadowolona, e nie wykazuj ochoty do wsppracy. - Wobec tego co wyrecytuj rzuci trefni. - Albo zapiewaj. Cokolwiek. Bye nie bdzi tylko -

mylami. - Dobry pomys - przyklasna Pustka. Tym razem ja rzuciem grone spojrzenie - baznowi. Nic to nie dao, oczy wszystkich byy skierowane na mnie. Nabraem tchu, prbowaem sobie przypomnie co, co mgbym wyrecytowa. Prawie kady zna na pami jak ulubion histori lub fragment poezji, ale wikszo tego, co utkwio w mojej gowie, miao zbyt wiele wsplnego z trujcymi zioami albo z rnymi dziedzinami sztuki skrytobjczej.

- Znam tak jedn pie zdecydowaem w kocu. - Ma tytu Powicenie krgu Mocy baronowej Ognistej. Teraz znowu Pustka zrobia nachmurzon min, lecz Wilga ju uderzya w struny, wyranie rozbawiona. Wystartowaem do faszywie, ale gdy ju zaczem piewa, poszo mi niezgorzej, chocia kilka razy widziaem, jak Wilga skrzywia si, syszc niewaciwy ton. Nie wiedzie czemu, mj wybr nie przypad do gustu Pustce, ktra przez ca pie siedziaa ponura i

patrzya na mnie wyzywajco. Gdy skoczyem, przysza kolej na krlow Ketriken, ktra zapiewaa grsk ballad owieck. Potem trefni rozweseli nas pieprzn piewk ludow o zalecankach do mleczarki. Wydawao mi si, e na twarzy Wilgi ujrzaem niechtne uznanie dla tego wystpu. Zostaa ju tylko Pustka. Przypuszczaem, e bdzie si chciaa wyama, ale ona bez proszenia zapiewaa star dziecinn wyliczank Szeciu czarownikw zjechao do Stromego, przez cay czas spogldajc na mnie, jakby kade sowo wypowiedziane jej zdartym

gosem byo kalamburem specjalnie dla mnie przeznaczonym. Jeli jednak krya si w tej piosence jaka obraaj jej nie pojem, podobnie jak nie rozumiaem, dlaczego staruszka miaaby by do mnie nieprzychylnie nastawiona. Wilki piewaj zauway lepun. razem -

- Zagraj co, co znamy wszyscy zaproponowaa w tej samej chwili krlowa Ketriken. - Co, co nas podniesie na duchu. I tak Wilga zagraa pradawn pie o zbieraniu kwiatw dla

ukochanej. piewalimy z ni, jedni z wikszym uczuciem, inni z mniejszym. Nareszcie wybrzmiaa ostatnia nuta. - Wiatr przycicha - rzeka Pustka. Zaczlimy nadsuchiwa, potem krlowa Ketriken wypeza z namiotuj zaraz za ni. Stanlimy, milczcy i nieruchomi w zamierajcym wietrze. Zmierzch wykrad wiatu kolory. Jeden z ostatnich poryww wiatru przynis nam grube patki niegu. - Burza si skoczya - rzeka krlowa Ketriken. - Jutro moemy

rusza w drog. - Im szybciej, powiedziaem. tym lepiej -

Z kadym uderzeniem mojego serca bezwzgldnie powraca rozkaz krla Szczerego: Chod do mnie. Chod do mnie! - Bez koca. Gdzie tam, w dalekich ziemiach Krlestwa Grskiego, a moe nawet poza jego granicami, czeka na mnie umiowany wadca. Oraz rzeka Mocy.

- Bardzo auj - odezwaa si cicho krlowa Ketriken - e nie posuchaam serca rok temu i nie poszam szuka Szczerego u kracw mapy. Przekonywaam siebie, e to pozbawione sensu, gdy i tak niczego nie uczyniabym lepiej ni on. Przy tym jeszcze obawiaam si naraa dziecko... Straciam je tak czy inaczej i w ten sposb zawiodam go w obu sprawach. - Jak moesz tak myle, pani! wykrzyknem wzburzony. Zawioda go dlatego, e stracia dziecko?!

- Straciam jego dziecko, nie upilnowaam korony, porzuciam krlestwo. Dopuciam do mierci jego ojca. Czy widzisz cho jedno powierzone mi przez niego zadanie, ktremu udao mi si sprosta, Bastardzie Rycerski? Cho teraz id mu na spotkanie, nie jestem pewna, jak zdoam spojrze memu panu w oczy. - Krlowo, zapewniam ci, jeste w wielkim bdzie! Twj maonek nie bdzie ci obwinia, bdzie raczej oskara siebie, e zostawi ci sam w wielkim niebezpieczestwie.

- Uczyni, co musia. Nie mia wyboru - rzeka krlowa cicho. Och, Bastardzie - poskarya si jak moesz mi opowiada o jego uczuciach, skoro nawet nie wiesz, gdzie go szuka? - Miejsce jego pobytu, krlowo, to tylko kropka na mapie, a uczucia, jego uczucia do ciebie, pani... s jak jego oddech. Gdy jestemy zwizani Moc, gdy nasze umysy cz si w jeden, wiem niemal o wszystkim, czy tego chc, czy nie. Przypomniao mi si, jak przy innych okazjach bywaem mimowolnie wtajemniczany w uczucia stryja Szczerego wzgldem jego pani i

ucieszyem si, e noc skrywaa moje oblicze przed wzrokiem krlowej. - Gdybym si moga nauczy Mocy... Czy wiesz, jak czsto czuam przez ciebie gniew i zo, gdy ty moge sign myl do Szczerego, jeli za nim zatsknie, i tak atwo pozna jego myli i serce? Zazdro to brzydkie uczucie, wic zawsze si staraam je od siebie odsun, ale czasami wydawao mi si potwornie niesprawiedliwe, e ty jeste z nim poczony magi, a ja nie. Nigdy nie przyszo mi do gowy, i

krlowa Ketriken moga w taki sposb odbiera wi czc mnie z jej maonkiem. Moc jest bardziej przeklestwem ni bogosawiestwem, pani - rzekem niezgrabnie. - Nawet gdybym mg ci ni obdarowa... Nie takim podarunkiem chciabym ucieszy przyjaciela. - Tak bym chciaa poczu jego obecno, jego mio... chocia przez chwil. Bastardzie, gotowa byabym zapaci cen kadego przeklestwa. eby znowu czu dotyk jego doni... Potrafisz sobie

wyobrazi, jak za nim tskni? - Tak, pani - wyszeptaem. Sikorka... Jakby lodowata do cisna mnie za serce. Siekaa tward, zimow rzep. N si ju stpi, miaa zamiar poprosi Brusa, eby go naostrzy, jeli w ogle kiedy wrci z tego deszczu. cina drzewo, by je sprzeda jutro w miasteczku. Za duo pracowa. W nocy bdzie go bolaa noga. - Bastardzie? Bastardzie Rycerski!

Krlowa Ketriken potrzsaa mnie za ramiona. - Przepraszam. - Obtarem oczy i rozemiaem si niewesoo. - C za ironia. Przez cae ycie bardzo trudno mi byo korzysta z Mocy. Talent pojawia si i znika, niczym kapryny wiatr w aglach. Teraz, tutaj signicie Moc jest atwe jak oddychanie. I jak oddychanie niezbdne do ycia. Chc wiedzie, jak tocz si losy ludzi, ktrych kocham. Krl Szczery ostrzeg mnie, e nie powinienem tego czyni, a ja mu wierz. - Ja take musz mu wierzy -

przytakna smutno. Stalimy jeszcze jaki czas w pmroku. Musiaem zwalczy nagl ch, by obj krlow i powiedzie jej, e wszystko bdzie dobrze, e odzyska swego maonka. Przez krtk chwil wydaa mi si t wysok smuk dziewczyn, ktra wyruszya z Krlestwa Grskiego, by zosta on ksicia Szczerego. Teraz bya ju wadczyni Krlestwa Szeciu Ksistw i niejeden raz miaem sposobno przekona si o jej sile. Z pewnoci nie potrzebowaa ode mnie pocieszenia.

Ucilimy jeszcze kilka patw misa z zamarzajcego odyca i wrcilimy do namiotu. lepun, obarty wrcz nieprzyzwoicie, spal jak zabity. Trefni, z noem w doni, poprawia ksztat harfy. Wilga siedziaa obok, prbujc nie okazywa, jak bardzo jest zaniepokojona. Pustka zdja z szyi skrzany woreczek i wydobya z niego gar wypolerowanych kamieni. Kiedy krlowa Ketriken i ja rozpalilimy wikszy ogie w piecyku i przygotowalimy miso do gotowania, staruszka upara si, e nauczy mnie nowej gry. Duszy czas objaniaa mi reguy, w kocu

musiaa si podda. - Do tego! - krzykna zniecierpliwiona. Pojmiesz wszystko, jak kilka razy przegrasz. Przegraem znacznie wicej ni kilka razy. Po jedzeniu gralimy jeszcze przez adne par godzin. Trefni nadal zajmowa si harf Wilgi, robic dugie pauzy na ostrzenie noa. Krlowa Ketriken bya cicha, prawie melancholijna, pki bazen nie spostrzeg jej ponurego nastroju i nie zacz opowiada anegdot z ycia Koziej Twierdzy, jeszcze sprzed przybycia nowej krlowej. Suchaem go

jednym uchem, lecz wkrtce take mnie wcigny opowiadania o dawnych czasach, gdy szkaratne okrty naleay do historii, a ja wiodem ywot bezpieczny, cho moe nie do koca szczliwy. Rozmowa zesza na minstreli koncertujcych w stolicy, sawnych i bardziej polednich, a wwczas Wilga zasypaa trefnisia pytaniami na ich temat. Mnie za to wcigna nowa gra. Dziwnie bya uspokajajca. Grao si czerwonymi, czarnymi i biaymi kamieniami, gadkimi i miymi w dotyku. Kady gracz losowo cign kamienie z woreczka i ustawia je

na skrzyowaniach linii na wzorzystym kawaku tkaniny. Gra bya jednoczenie prosta i skomplikowana. Za kadym razem, gdy udao mi si wygra, Pustka natychmiast wprowadzaa mnie w kolejny stopie wtajemniczenia. W kocu gra pochona mnie cakowicie, uwalniajc mj umys od wspomnie i rozwaa. Gdy wreszcie wszyscy pozostali dawno ju posnli, Pustka rozstawia kamienie na planszy i kazaa mi zapamita ukad. - Mona t parti wygra jednym ruchem czarnego kamienia oznajmia. - Nieatwo znale

rozwizanie. Jaki czas przygldaem si pionom, wreszcie pokrciem gow. - Dugo uczya si w to gra? - Byam bystrym dzieckiem odrzeka z umiechem. - Musz jednak przyzna, e ty jeste bardziej pojtny. - Sdziem, e ta gra pochodzi z dalekich krajw. - Nie. To stara gra z Ksistwa Koziego.

- Nigdy syszaem.

dotd

niej

nie

- Za czasw mojego dziecistwa bya dosy znana, lecz nie kadego jej uczono. Ech, niewane. Przyjrzyj si kamieniom. Rano podasz mi rozwizanie. Zostawia rozoon plansz przy grzejniku. Przyday mi si wiczenia pamici zadawane przez Ciernia. Uoywszy si do snu, wci miaem przed oczyma rozstawione piony i gowiem si nad tym, jak wygra parti jednym ruchem czarnego. Istniao wiele moliwych posuni, jako e czarny kamie mg zaj

miejsce ktrego z czerwonych albo go zmusi do przesunicia si na inne skrzyowanie, a kady czerwony mia podobn wadz nad biaymi. Zamknem oczy, lecz cigle rozmylaem o grze, prbujc rnych ruchw czarnym kamieniem, a w kocu zapadem w sen. niem albo o grze, albo o niczym. Uniknem tej nocy snw narzuconych Moc, tyle e nie znalazem rozwizania. Zbudziem si jako pierwszy. Wypezem z namiotu i po chwili wrciem z kociokiem penym niegu do stopienia na porann herbat. Na zewntrz byo

zdecydowanie cieplej ni w cigu ostatnich dni. Rozgrzao mi to serce, cho jednoczenie z alem wspomniaem, e na nizinach o tej porze roku panowaa ju prawdziwa wiosna. Zanim zdyem zbdzi gdzie mylami, wrciem do gowienia si nad gr. Kiedy tak siedziaem przed piecykiem, lepun pooy mi eb na ramieniu. Ju mi si znudziy twoje sny o kamieniach. Podnie gow i spjrz z wysoka, bracie. To polujce stado, a nie poszczeglni myliwi. Popatrz na tego. Przesu czarnego

tutaj, a czerwonemu nie ka przegania biaego, ale postaw go tu, eby zamkn puapk. I po wszystkim. Zdumiewaem si nad cudown prostot rozwizania podsunitego przez lepuna a do chwili, gdy zbudzia si Pustka. Z szerokim umiechem zapytaa mnie, czy mam rozwizanie. Ja, zamiast odpowiedzi, wyjem z woreczka czarny kamie i wykonaem ruchy, ktre mi podpowiedzia wilk. Pustka zaniemwia ze zdumienia. Wreszcie podniosa na mnie wzrok peen podziwu.

- Nikt jeszcze dotd nie rozwiza tej zagadki tak szybko - rzeka. - Miaem pomocnika - przyznaem niepewnie. - Waciwie to wilk znalaz rozwizanie, nie ja. Pustce zaokrgliy si oczy. - Stroisz sobie arty ze starej kobiety - zbesztaa mnie agodnie. - Nie artuj z ciebie - odrzekem arliwie, gdy nie miaem wtpliwoci, e czua si zraniona. Mylaem nad tym dugo, przypuszczam, e nawet niem o grze, a kiedy si obudziem, lepun

podsun mi rozwizanie. Przez jaki czas milczaa. - Mylaam, e lepun jest... mdrym zwierzciem. e odbiera twoje komendy, nawet kiedy ich nie wypowiadasz na gos. A ty mi mwisz, e on rozumie, na czym polega ta gra. Czy powiesz take, e rozumie kade moje sowo? Wilga, rozoona po drugiej stronie namiotu, podpara si na okciu, wyranie zainteresowana rozmow. Zwalczyem ch zatajenia prawdy. Wyprostowaem ramiona, jakbym zdawa raport

samemu krlowi Szczeremu, przemwiem wyranie:

Jestemy zwizani Rozumieniem. Wszystko, co sysz i rozumiem ja, syszy i pojmuje take on. Jeli go co zainteresuje, stara si zapamita. Nie twierdz, e potrafiby przeczyta zwj lub nauczy si pieni, ale jeli go co zaintryguje, myli o tym, rozwaa na swj sposb. Zazwyczaj podchodzi do wszystkiego jak wilk, ale czasami prawie jak czowiek... Nieatwo byo uj w sowa co, czego sam dobrze nie pojmowaem. - Jego zdaniem ta gra przypomina zachowanie stada polujcych

wilkw. On nie widzi czarnych, czerwonych i biaych kamieni, lecz planuje, dokd powinien pj, gdyby polowa z tym stadem, eby osaczenie zdobyczy byo najbardziej prawdopodobne. Przypuszczam, e ja niekiedy patrz na rne sprawy tak... jakby je widzia on. Chyba nic w tym zego. Jest to tylko inny sposb postrzegania wiata. Pustka przeniosa na picego wilka wzrok naznaczony zabobonnym lkiem. Ten wanie moment wybra lepun, by machn ogonem, dajc zna, e doskonale zdaje sobie spraw, i o nim rozmawiamy. Pustk przeszed

dreszcz. - Czy to, co jest midzy wami, to jak poczenie Moc, tylko midzy czowiekiem a zwierzciem? Pokrciem przeczco gow, ale zaraz wzruszyem ramionami. - Rozumienie zaczyna si raczej jako wsplne odczuwanie. Dla mnie bardzo silne, zwaszcza gdy byem dzieckiem. Wsplne podanie za zapachem, pogo za kurczakiem dlatego, e ucieka, dzielenie przyjemnoci jedzenia. Jeli si jest razem tak dugo jak lepun i ja, Rozumienie przeksztaca si w co

innego. Wykracza poza odczucia... ale nie zmienia si w sowa. Jestem bardziej wiadom zwierzcia, w ktrym yje mj umys. Ono jest bardziej wiadome... Mylenia. Tego, co byo, zanim si zdecyduje, co robi; i tego, co bdzie, kiedy si ju to zrobi. Trzeba wiedzie, e mona dokona wyboru, i rozway, ktre wyjcie jest najlepsze. Powtrzyem jego sowa na gos. Zanim skoczyem, lepun usiad. Przecign si ostentacyjnie, a potem usiad i popatrzy na Pustk,

przechyliwszy eb na bok. - Rozumiem - odezwaa si wreszcie staruszka sabo. Rozumiem. - Po czym wstaa i wysza z namiotu. Wilga usiada, ziewna szeroko. - Daje to zupenie inny punkt widzenia na kwesti drapania go za uszami - zauwaya. Trefni parskn miechem. On take usiad na swoim posaniu i natychmiast wycign do, by popieci lepuna. Wilk osun si przed nim na bok, cakowicie

uszczliwiony. Ja zburczaem ich obu i wrciem do przygotowywania herbaty. Nie tak szybko si tego dnia spakowalimy i ruszylimy w drog. Wszystko dookoa pokrywaa gruba warstwa wilgotnego niegu, utrudniajca skadanie obozu. Podzielilimy miso do reszty i wsadzilimy zapasy do bagau; aziaki mimo burzy nienej nie odeszy daleko. To tajemnicze zachowanie wytumaczy mona byo torb ze sodzonym ziarnem, ktr krlowa Ketriken zwabia przewodnika stada. Gdy w kocu si zapakowalimy, Pustka oznajmia,

i nie mona mi pozwoli i drog, a na dodatek kto powinien stale dotrzymywa mi towarzystwa. Nastroszyem si i prbowaem protestowa, lecz nikt mnie nie sucha. Trefni szybko zgosi si na pierwsz wart u mego boku. Wilga obrzucia go dziwnym spojrzeniem, umiechna si znaczco i pokrcia gow. Ja si nadsaem, ale na to take nikt nie zwrci uwagi. W krtkim czasie kobiety z aziakami ruszyy wygodnie drog, a trefni i ja zaczlimy brn skrajem lasu. Pustka obejrzaa si przez rami, pogrozia nam kosturem.

- Zabierz go dalej od drogi! upomniaa bazna. - No ju, nie ma co zwleka! Posusznie zagbilimy si midzy drzewa. Gdy tylko zniknlimy pozostaym z oczu, trefni spyta podekscytowany: - Kim jest Pustka? - Tyle wiesz, co i ja - odparem krtko. - Co si dzieje pomidzy tob a Wilg? - zadaem pytanie, ktre mnie nurtowao od jakiego czasu. Trefni unis brwi, potem

kokieteryjnie zamruga oczyma. - Mocno wtpi - odparem. - Och, nie wszyscy s tak nieczuli na moje wdziki jak ty, Bastardzie. C mam ci powiedzie? Dziewuszka usycha z mioci, tskni za mn w gbi duszy, ale nie wie, jak ma mi to okaza, biedactwo. Dalsze wypytywanie nie miao sensu. Wrciem do jego rozterek. - Co miae na myli, pytajc mnie, kim jest Pustka? Obrzuci mnie spojrzeniem

penym politowania. - To nie jest takie znowu skomplikowane pytanie, ksitko ty moje. Kim jest ta kobieta? Tak duo wie o twoich kopotach, nosi przy sobie zapomnian gr, o ktrej raz jeden jedyny napotkaem wzmiank w pewnym bardzo starym zwoju, piewa Szeciu czarownikw z dwiema dodatkowymi strofami, jakich nigdy dotd nie syszaem. Kim, o wiato ty jedyne mojego ycia, jest Pustka? Dlaczego osoba tak posunita w latach woli spdza ostatnie dni ycia wczc si z nami po grach?

- Jeste dzi od rana w doskonaym humorze - zauwayem kwano. - Prawda? - przytakn. - Ty natomiast prawie osigne doskonao w unikaniu odpowiedzi na moje pytania. Przecie jednak z pewnoci masz jakie przemylenia dotyczce tego draliwego tematu, ktrymi zechciaby si podzieli z nieszczliwym trefnisiem? - Pustka mwi o sobie tak rzadko i tak niewiele, e doprawdy trudno znale podstawy do jakichkolwiek domysw.

- Wobec tego zastanwmy si razem. Co moemy wnioskowa na temat osoby, ktra tak troskliwie pilnuje wasnego jzyka? Ktra na dodatek wie to i owo na temat Mocy? I ktra zna bardzo dawne gry z Ksistwa Koziego, a take zapomnian poezj? Jak sdzisz, ile Pustka ma lat? - Czyja wiem?... Nie podobao jej si moje piewanie o krgu Mocy baronowej Ognistej przypomniaem sobie nagle. - Prosz, prosz. Nietrudno jednak uzna, e mogo jej chodzi o twj piew raczej, ni o temat.

Nie dzielmy tutaj wosa na czworo. Umiechnem si wbrew sobie. - Tak dawno ju sobie ze mnie nie pokpiwae, e prawic z ulg witam na nowo twj city jzyk. - Gdybym wiedzia, e ci tego brakuje, bybym dla ciebie nie grzeczny ju od dawna. Umiechn si szeroko. Potem spowania. - Bastardzie Rycerski, tajemnice otaczaj t kobiet niczym...wielkie muchy rozlane piwo. Na kad okazj wyciga jak z rkawa odpowiedni omen, proroctwo lub przepowiedni. Moim

zdaniem najwyszy czas, eby ktry z nas zada jej kilka bezporednich pyta. - Obdarzy mnie sodkim umiechem. Proponuj, by zaryzykowa dzisiaj, gdy bdzie ci strzega przed zboczeniem na drog. Oczywicie, postaraj si by subtelny. Zapytaj j, kto by krlem w czasach jej dziecistwa. I dlaczego zostaa wygnana. - Wygnana? - Rozemiaem si gono. - To czysty wytwr wyobrani. - Tak sdzisz? Zapytaj j o to. I upewnij si, e bdziesz mi potem

potrafi powtrzy, powiedziaa.

czego

nie

- A w zamian za moje wysiki ty mi powiesz, co naprawd jest pomidzy tob a Wilg? Obrzuci ukosa. mnie spojrzeniem z

- Jeste pewien, e chcesz wiedzie? Ostatnim razem, kiedy zawarlimy podobn umow, kiedy powierzyem ci sekret, na ktrego poznaniu ci zaleao, okazao si, e nie chcesz go zna. - Czy ten sekret take jest tego

rodzaju? Unis wysoko jedn brew. - Sam nie jestem pewien odpowiedzi. Czasami mnie zadziwiasz, Bastardzie. Czciej jednak zadziwiam sam siebie. Na przykad, gdy zgaszam si do brnicia przez gboki nieg i lawirowania midzy drzewami z jakim bkartem, podczas gdy mgbym paradowa po doskonale rwnej alei w towarzystwie rzdka wdzicznych aziakw. Nie dowiedziaem si od bazna niczego wicej. Gdy nadeszo

popoudnie, nie Pustka, ale Wilga zostaa moj towarzyszk. Przypuszczaem, e bdziemy si czuli skrpowani. Nie zapomniaem jej, e sprzedaa wiadomo o moim dziecku w zamian za pozwolenie na udzia w wyprawie. Sam nie wiem, jak to si stao, ale wraz z upywem czasu, gdy tak podrowalimy razem coraz dalej w gry, mj gniew w stosunku do Wilgi przeksztaci si w nuc nieufno. Miaem ju wiadomo, e pieniarka nie zawaha si przed wykorzystaniem kadej informacji, choby na moj szkod, tote pilnowaem jzyka, zdecydowany

nie mwi nic o Sikorce ani o creczce. Zreszt teraz ju nie miao to wikszego znaczenia. Ku memu zdumieniu, Wilga bya wyjtkowo uprzejma i rozmowna. Zasypaa mnie pytaniami, to prawda, lecz nie o Sikork, tylko o trefnisia. W kocu zaczem si zastanawia, czy przypadkiem rzeczywicie nie zapaaa do niego nagym uczuciem. Zdarzao si na krlewskim dworze w Koziej Twierdzy, e bazen wpad w oko tej czy innej kobiecie, byway i takie, ktre si za nim uganiay. Dla tych, ktre skusia niezwyko jego wygldu, by bezlitosny. Okrutnie

obnaa pytkie pobudki. Pewnego razu zakochaa si w nim pomocnica ogrodnika. W jego towarzystwie zapominaa jzyka w gbie. Syszaem plotki, e zostawiaa bukiety kwiatw u stp schodw prowadzcych na wie bazna, a niektrzy posuwali si w przypuszczeniach tak dalece, i twierdzili, e niekiedy bywaa zapraszana na gr. Po jakim czasie musiaa opuci zamek, by zaj si w odlegym miecie staruszk matk, i tak skoczya si ta mio. Cho wiadomoci te nie byy wane ani tajemne, i tak

postanowiem ich przed Wilg nie zdradza, zbywajc jej pytania banalnymi wykrtami, twierdzc, e w dziecistwie obu nam obowizki zabieray tyle czasu, i nie mielimy okazji lepiej si pozna. Przypadkiem udao mi si wybra sowa bardzo bliskie prawdy, ale widziaem, e zarwno j zawiody, jak i rozbawiy. Potem zadaa mi kilka bardzo dziwnych pyta. Czy kiedykolwiek si zastanawiaem, jak trefni ma na imi? Powiedziaem jej, e skoro nie potrafi sobie przypomnie imienia nadanego mi przez matk, staem si bardzo ostrony w wypytywaniu o imiona

innych. To j na jaki czas uciszyo, ale potem spytaa, jak bazen ubiera si jako dziecko. Opisaem jej pstrokate stroje trefnisia, zmieniajce si wraz z porami roku, ale jej byo mao. Wwczas oznajmiem stanowczo - i cakowicie zgodnie z prawd - e do czasu, gdy spotkaem bazna w Stromym, nigdy nie widziaem go w odzieniu innym ni strj trefnisia. Nim popoudnie dobiego koca, pytania Wilgi i moje odpowiedzi zaczy bardziej przypomina pojedynek ni rozmow. Cieszyem si, gdy nadszed czas rozbijania obozu - w znacznej odlegoci od drogi Mocy.

Nawet tam Pustka uznaa za stosowne zajmowa mi myli, tote wkrtce obciya mnie swoimi obowizkami, jako dodatkiem do moich - a wszystko to w celu narzucenia odpowiednich tematw mojemu umysowi. Trefni sporzdzi wspaniay gulasz z naszych zapasw oraz wieego misiwa. Wilk zadowoli si kolejn ap odyca. Gdy posprztaem po jedzeniu, Pustka natychmiast rozoya plansz do gry i wydobya woreczek z kamieniami. - Teraz sprawdzimy, czego si nauczye zarzdzia. Rozgrywalimy chyba ju pit

parti, gdy zerkna na mnie z ukosa, marszczc brwi. - Nie kamae! - Kiedy? - Kiedy mwie, e wilk wymyli rozwizanie. Gdyby sam do niego doszed, teraz zagraby inaczej. Poniewa jednak dostae gotow odpowied, nie do koca poje w czym rzecz. W tej samej chwili wilk podnis si i przecign. Dosy mam tych kamieni i

kawaka szmatki - poinformowa mnie. - owy s zabawniejsze i w dodatku mog si zakoczy zdobyciem prawdziwego misa. Jeste godny? Nie. Znudzony. - Podway nosem po namiotu i wtopi si w noc. Pustka przygldaa mu si ze cignitymi ustami. - Wanie miaam ci prosi, ebycie nie grali we dwch. Chciaabym zobaczy, na co sta ciebie.

- Chyba si tego domyli bknem, odrobin uraony, e nie zaprosi mnie na polowanie. Pi partii pniej pojem byskotliw prostot lepunowej taktyki usidlenia. Miaem j przed oczyma przez caluteki czas, ale nagle doznaem olnienia, jakbym wreszcie dostrzeg kamienie w ruchu, a nie lece na skrzyowaniach wzoru. Wygraem z atwoci. Potem zrcznie rozegraem jeszcze trzy partie, gdy ju wiedziaem, jak wykorzysta nowo zdobyt wiedz take w odwrotnej sytuacji.

Po moim czwartym zwycistwie Pustka zdja kamienie z planszy. Inni dawno ju poszli spa. Staruszka dorzucia gar patykw do piecyka, ktry ofiarowa nam ostatni ywszy blask. Starymi, powykrcanymi palcami spiesznie ustawia jeszcze jedn kombinacj. - Teraz twoja gra i twj ruch oznajmia. - Lecz tym razem moesz postawi tylko biay kamie. May i saby, a przecie ma dla ciebie wygra t parti. Pomyl nad tym dobrze. I nie oszukuj. Niech ci wilk nie pomaga. Przyjrzaem si sytuacji na

planszy, eby j dobrze zapamita, i uoyem si do snu. Moim zdaniem zagadka bya nie do rozwizania. Nie miaem pojcia, jak mona wygra t parti czarnym kamieniem, a co dopiero biaym. Czy to z powodu gry, czy te sporej odlegoci od drogi szybko zapadem w sen bez marze. Dopiero o witaniu doczyem do wilka pdzcego dziko przez gboki nieg. lepun zostawi drog daleko za sob i radonie szala po pobliskich stokach. Opadlimy na dwa niene koty ucztujce na zdobyczy i jaki czas urgalimy im bezczelnie, trzymajc si tu poza

zasigiem kw i pazurw. Koty prychay i pluy na nas pian, ale aden nie odstpi od misa, wic po jakim czasie dalimy im spokj i zawrcilimy. Okrylimy aziaki, zbijajc je w przestraszone stadko, a potem podgonilimy w poblie namiotu. Gdy wilk wczogiwa si do wntrza, byem z nim jeszcze. Gruboskrnie trci trefnisia lodowatym nosem. Dobrze wiedzie, e nie stracie do cna humoru i chci do zabawy powiedzia mi lepun, gdy oddzieliem od niego swj umys i wrciem do wasnego ciaa.

Bardzo dobrze - przytaknem. I obudziem si, bo nasta nowy dzie.

Rozdzia dwudziesty szsty Drogowskazy

Jednego si nauczyem w trakcie moich podry: rzeczy pospolite w jednej krainie mog by drogocennymi skarbami w innej. Ryby, ktrymi w Koziej Twierdzy nikt nie nakarmiby kota, w miastach rdldzia cenione s jako delikates. W jednych miejscach

woda jest cenniejsza ni zioo, w innych cigle wylewy rzek utrudniaj ycie, a nawet stanowi prawdziwe zagroenie. Cienko wyprawiona skra, kunsztowna porcelana, szko przezroczyste niczym powietrze, egzotyczne kwiaty... wszystko to widywaem gdzieniegdzie w ilociach tak ogromnych, e ludy, ktre posiadaj te skarby, nie traktuj ich jak bogactwo. Mona chyba zaryzykowa stwierdzenie, e gdyby magia objawiaa si dostatecznie czsto, staaby si zjawiskiem zupenie zwyczajnym. Zamiast by cudem i

budzi zdumienie, pomagaaby przy budowie drg i drogowskazw, wykorzystywana z rozrzutnoci zdumiewajc dla tych, ktrym magii brak.

*** Tego dnia podrowaem, podobnie jak poprzedniego, zalesionym stokiem. Z pocztku by rozlegy i agodnie nachylony. Mogem maszerowa, majc na widoku drog, cignc si odrobin niej. Olbrzymie drzewa zatrzymyway na koronach wiksz

cz niegu, tote moja trasa bya do urozmaicona, od czasu do czasu przecinana gbokimi zaspami, lecz atwa, a nawet przyjemna. Pod wieczr drzewa stay si mniejsze, a stok bardziej stromy. Gdy nadszed czas rozbija obz na noc, bylimy zmuszeni szuka paskiej polany, na ktrej daoby si rozstawi namiot. Zeszlimy niemay kawaek po stoku, nim natrafilimy na waciwe miejsce. Kiedy rozbilimy obz, krlowa Ketriken podniosa wzrok w gr, na drog, przyjrzaa si jej z namysem, a potem wydobya map i w gasncym wietle dnia

studiowaa j uwanie, zapytaem, czy co j niepokoi. Stukna w pergamin obcignitym rkawiczk.

palcem

- Przez cay jutrzejszy dzie droga bdzie si wspinaa coraz wyej i zbocza bd coraz bardziej strome. Nie dasz rady dotrzyma nam kroku. Zostawimy za sob drzewa. Bdziemy wdrowali przez nag, skalist ziemi. Powinnimy zabra ze sob opa, ile tylko aziaki udwign. - Zachmurzya si. - Moe bdziemy musieli zwolni tempo, by za nami nady.

- Dam sobie rad - obiecaem. Napotkaem spojrzenie bkitnych oczu. - Moliwe, e pojutrze bdziesz musia doczy do nas na drodze. Nie spuszczaa ze mnie wzroku. - Skoro tak, jako to przeyj prbowaem si umiechn, cho czuem niepokj. - Mam inne wyjcie? - adne z nas nie ma innego wyjcia - mrukna do siebie krlowa Ketriken.

Tej nocy, gdy skoczyem czyszczenie naczy, Pustka ponownie rozoya plansz. Przyjrzaem si kamieniom, ale musiaem pokrci gow. - Nie znalazem rozwizania przyznaem. - No, cae szczcie - oznajmia. Gdyby ty sam albo nawet z pomoc wilka rozwiza t zagadk, chybabym zaniemwia ze zdumienia. To trudne zadanie, ale teraz zagramy kilka partii i jeli bdziesz uwaa, co si dzieje, moesz znale rozwizanie.

Nie udao mi si tego dokona, wic znowu poszedem spa, majc przed oczyma trudny ukad kamieni. Nastpnego dnia marsz odbywa si tak, jak przewidziaa krlowa Ketriken. Ju w poudnie przedzieraem si w towarzystwie Wilgi przez krzaki i brnem po lunych kamieniach rozsypanych na zboczu. Cho droga wymagaa od nas niemaego wysiku, pieniarka zadawaa setki pyta, a wszystkie dotyczyy trefnisia. Co wiem o jego pochodzeniu? Kto mu szy ubrania? Czy kiedykolwiek by powanie chory? Wci udzielaem odpowiedzi, ktre daway moliwie

mao informacji lub wcale. Przypuszczaem, e wreszcie si znuy t wtpliw rozrywk, ale bya zajada niczym buldog. Wreszcie, zirytowany po granice wytrzymaoci, zapytaem, co j waciwie tak fascynuje w osobie bazna. Zrobia dziwn min, troch jakby si zbieraa na odwag. Zacza co mwi, umilka, po chwili jednak nie wytrzymaa. - Bazen jest kobiet, i kocha si w tobie. Stanem jak wryty. Prbowaem

odgadn, o co jej waciwie chodzi. Gdyby nie zacza si mia, moe nawet wymylibym jak odpowied. Co w jej miechu obrazio mnie tak gboko, e odwrciem si plecami i podyem dalej stromym zboczem. - Spieke raka! - zawoaa za mn. Piaa z rozbawienia. Poczerwieniae a na karku! Przez te wszystkie lata si nie domylie? Niczego nie podejrzewae? - Niedorzeczny pomys - rzuciem, nawet si nie ogldajc. - Doprawdy? Powiedz mi, e masz

absolutn pewno, e si myl! Nie zaszczyciem jej odpowiedzi. Wanie si przebijaem przez kp krzakw, wic tylko przestaem przytrzymywa gazie. Wiedziaa, e jestem rozgniewany, bo miaa si w gos. Wyszedem spomidzy chaszczy i stanem, patrzc na niemal pionow skaln cian. Zarola si skoczyy, spod niegu wystaway tylko okruchy szarej skay. - Stj w miejscu! - ostrzegem Wilg, gdy pojawia si obok mnie. Rozejrzaa si wok i a

wstrzymaa oddech. Podniosem wzrok w gr, gdzie droga wia si po zboczu na podobiestwo rowka wyobionego w kawaku drewna. Jedyna bezpieczna trasa. Nad nami wznosia si stroma ciana zarzucona gazami. Jeszcze tu i wdzie czepiay si jej powykrcane wiatrem drzewka i pojedyncze krzaki, z korzeniami wystajcymi z kamienistej ziemi, nierwno pokryte szronem. Ju samo wspicie si na drog stanowio pewne wyzwanie. Pochyo, po ktrej wdrowalimy od rana, robia si stopniowo coraz bardziej stroma, wic nie

powinienem by zaskoczony, ale tak si skupiem na wybieraniu najlepszej cieki, e od duszego czasu nie zerkaem w gr. - Bdziemy musieli wrci na drog - oznajmiem, a Wilga w milczeniu pokiwaa gow. atwiej byo powiedzie, ni zrobi. Kamienie usuway mi si spod stp, kilka razy wyldowaem na czworakach. Za sob syszaem ciki oddech Wilgi. - Ju niedaleko! - krzyknem do niej.

lepun pojawi si znikd, min nas bez wysiku, w kilku susach znalaz si na drodze. Znikn za krawdzi, a po krtkiej chwili wystawi eb. Zaraz obok niego pojawi si trefni, spogldajc w d z niepokojem. - Trzeba wam pomc?! - zawoa. Nie! Damy odkrzyknem. rad! -

Przykucnity przylgnem do pnia karowatego drzewka, uspokoiem oddech, otarem pot z oczu. Wilga przystana tu za mn.

Wtedy nagle poczuem, e jestem blisko drogi. Miaa bystry nurt, jak rzeka. Podobnie jak rzeka zawirowuje powietrze, budzc wiatr, tak czynia droga. Nie by to wiatr zimowego chodu, lecz ycia, jednoczenie bliskiego i odlegego. Unosia si na nim przedziwna istota bazna i obawa o zacinitych ustach, naleca do Pustki, a take smutna determinacja krlowej Ketriken. Byy dla mnie tak oddzielne, tak atwo rozpoznawalne, jak bukiety rnych gatunkw wina. - Bastardzie Rycerski! - Wilga klepna mnie otwart doni

midzy opatki. - Co takiego? - Rusze si nareszcie! Nie wytrzymam tu duej, nogi mi drtwiej. Pokonaem ostatni fragment stoku. Dziki pyncej Mocy bezwiednie odbieraem obecno Wilgi. Czuem, jak przemieszcza stopy, jak si chwyta mizernej koswki. Staem chwil na krawdzi, a potem uczyniem krok i znalazem si na powierzchni drogi; zelizgnem si w jej objcia jak porwane nurtem bezbronne

dziecko. Bazen czeka. Krlowa Ketriken, prowadzca stadko aziakw, ogldaa si niespokojnie przez rami. Wziem gboki oddech i odniosem wraenie, e jako bior si w gar. lepun niespodziewanie wetkn mi w do zimny nos. Bd ze mn - poprosi. Chcia wzmocni czc nas wi, a ja si przestraszyem, bo nie potrafiem mu pomc. Spojrzaem w wilcze lepia i nagle znalazem pytanie.

Stoisz na drodze. Sdziem, e zwierzta nie mog z niej korzysta. Prychn z odraz. Jest pewna rnica midzy tym, co si uwaa za rozsdne, a tym, co si robi. Powiniene te by zauway, e aziaki maszeruj drog od adnych kilku dni. Oczywicie. Czemu unikaj? dzikie zwierzta jej

Bo decyduj same. aziaki s

zalene od ludzi i pjd za nimi wszdzie. Dlatego te nie starcza im rozumu, eby ucieka przed wilkiem. Jeli je wystrasz, biegn do ludzi. To tak samo jak z komi i bydem nad rzek. Z wasnej woli popyn tylko wwczas, gdy grozi im mier od drapienikw albo z godu, ale czowiek potrafi je przekona do przepynicia rzeki, gdy zechce si znale po drugiej stronie. Myl, e te stworzenia s niezbyt mdre. To dlaczego jeste na drodze? zapytaem z umiechem. Nie igraj z ogniem - rzek

powanie. - Bastardzie! Drgnem i odwrciem si do Pustki. - Nic mi nie jest - zapewniem, cho wiedziaem, e to nieprawda. Zazwyczaj dziki zmysowi Rozumienia doskonale zdawaem sobie spraw z obecnoci innych istot ywych w pobliu, a tu nie zauwayem Pustki, dopki si nie odezwaa. Co takiego byo w tej drodze Mocy, e przytumiao Rozumienie. Jeli nie mylaem intensywnie o lepunie, blak w

moim umyle i w kocu si przemienia w nieuchwytny cie. Zniknbym jeszcze bardziej, gdybym nie trzyma si blisko ciebie - podkreli z obaw. - Wszystko bdzie dobrze obiecaem. - Po prostu musz si mie na bacznoci. Pustka uznaa, e mwi do niej. Owszem, powiniene. Zdecydowanym ruchem uja mnie pod rami i pocigna za sob. Inni byli ju daleko. Wilga sza z trefnisiem, piewajc jak miosn

ballad, ale on, wyranie zatroskany, oglda si na mnie. Kiwnem mu uspokajajco gow, a on skinieniem da zna, e zrozumia. Pustka uszczypna mnie w rami. - Uwaaj, co mwi. Odpowiadaj. Rozwizae zagadk? - Jeszcze nie - przyznaem. Dzie by cieplejszy, ale wiatr, ktry nas nagle omit, przynis ze sob lodowaty chd grskich szczytw. Czuem na policzkach zimno, chocia Droga Mocy kazaa mi o tym nie pamita. Wspinaa si teraz stale w gr, a przecie ja odnosiem wraenie, e poruszam

si po niej bez adnego wysiku. Oczy mi mwiy, e podamy ku szczytowi gry, lecz szedem tak atwo, jakbym schodzi w dolin. Pustka znowu mnie uszczypna. - Szukaj rozwizania - rozkazaa szorstko. - I nie daj si zwie. Twoje ciao walczy z chodem. Nie moesz ignorowa zimna tylko dlatego, e o nim nie pamitasz. Przypiesz kroku. Jej sowa wyday mi si jednoczenie mdre i zwariowane. Zdaem sobie spraw, e staruszka nie tylko wspiera si na mym

ramieniu, ale take pociga do tyu. Szedem przez ni wolniej. Skrciem krok, eby wyrwna do jej tempa. - Innym chyba nie dzieje si adna krzywda od zimna zauwayem. - To prawda, ale oni nie s starzy ani wraliwi na Moc. Wieczorem bd obolali, a jutro sprbuj i wolniej. Ta droga zostaa zbudowana z zaoeniem, e ci, ktrzy bd z niej korzystali, albo nie bd odczuwali jej subtelnego wpywu, albo te bd wyuczeni, jak sobie z nim radzi.

- Skd tyle wiesz? - zapytaem. - Chcesz si dowiedzie czego o mnie czy o drodze? - burkna zirytowana. - O jednym zdecydowaem. i o drugim -

Nie odpowiedziaa. - Pamitasz z dziecistwa jakie wyliczanki? - zagadna po pewnym czasie. Sam nie wiem, dlaczego rozzociem. si

- Nie pamitam! - odparem szorstko. - Nie pamitam w ogle swojego dziecistwa, nie znam adnych wyliczanek. Mona pewnie powiedzie, e zamiast nich uczyem si na pami regu panujcych w stajniach. Mam ci wyrecytowa pitnacie warunkw, jakie musi spenia dobry ko? - Lepiej mi wyrecytuj Szeciu czarownikw zjechao do Stromego - warkna. - W moich czasach dzieci nie tylko znay wyliczanki, ale te rozumiay ich znaczenie. W tym wierszu jest mowa o grze, ty bezmylny szczeniaku! O grze, na ktr aden czarownik nie wspi

si a pod samo niebo. Przeszed mnie dreszcz. Zaledwie kilka razy w yciu zdarzyo mi si zetkn z bezsprzecznym urzeczywistnieniem symbolu, przeraajcym w swej niezaprzeczalnoci. Jak teraz. Pustka zerwaa mi z oczu zason, bym wreszcie poj fakty, znane mi nie od dzisiaj. Czarownicy to ludzie dysponujcy Moc, prawda? zapytaem cicho. - Szeciu, piciu i czterech... krgi Mocy, a potem ich poszczeglni czonkowie... Staraem si myle logicznie i

podpiera intuicj. - Dlatego znikali ludzie obdarzeni krlewsk magi, ci starzy, ktrych nie moglimy odnale. Skoro krg Konsyliarza zawid pokadane w nim nadzieje, a krl Szczery potrzebowa pomocy do obrony krlestwa, szukalimy dawnych czonkw krgw Mocy, ksztaconych przez mistrzyni Troskliw w czasach, nim mistrzem Mocy zosta Konsyliarz. Nie sposb byo odnale adnych spisw imion, a gdy ju natrafilimy na lad ktrego z utalentowanych, okazywao si, e nie yje lub znikn w tajemniczych okolicznociach. Podejrzewalimy

zdrad. - Zdrada nie byaby niczym nowym dla czonkw krgw Mocy prychna Pustka - ale najczciej ludzie, ktrzy stawali si w krlewskiej magii coraz bieglejsi, wreszcie byli przez ni wzywani. Czowiek dostatecznie dobrze wyuczony korzystania z Mocy mg przey podr t drog, inni przepadali marnie. - A jeli mu si udao? Pustka zmierzya mnie dugim spojrzeniem, lecz nie odpowiedziaa.

- Co jest na kocu tej drogi? Kto j zbudowa i dokd prowadzi? - Do krla Szczerego - opara w kocu cicho. - Prowadzi do krla Szczerego. Tobie i mnie wystarczy wiedzie tyle. - Ty wiesz znacznie wicej! wybuchnem. - I ja take. Ta droga prowadzi do rda wszelkiej Mocy. Tym razem zerkna na mnie z obaw, potem zatopia wzrok w oddali. - Nic mi o tym nie wiadomo rzeka oschle. Po chwili jednak

ruszyo j sumienie. - Mam swoje podejrzenia, syszaam to i owo. Przepowiednie, legendy, plotki. - Skd je znasz? - naciskaem. - Takie jest moje przeznaczenie. Ty take podasz za swoim. Nie powiedziaa na ten temat ju ani jednego sowa. Za to ponownie zaja mnie gr. Naszkicowaa mi przed oczyma ukad kamieni na planszy i wypytywaa, jakie ruchy bym uczyni, gdybym mia czarny, czerwony lub biay kamie. Prbowaem si skupi na zadaniach. Mimo wszystko

ignorowanie siy Mocy promieniujcej z drogi przypominao ignorowanie silnego wiatru lub wartkiego nurtu lodowatej rzeki. Mogem si stara nie zwraca na uwagi, ale w ten sposb sia nie znikaa. W rodku roztrzsania strategii gry zaczynaem si nagle zastanawia nad wzorem wasnych myli i dochodziem do wniosku, e w rzeczywistoci nie s moje, ale innych ludzi, na ktrych si natykaem. Owszem, staraem si rozwizywa zagadk, ale to nie uciszao chru gosw szepczcych mi w gowie. Trakt wi si coraz wyej. Gra

wznosia si po naszej lewej stronie prawie pionowo, a po prawej rwnie stromo opadaa w d. Wikszo drg lawiruje pomidzy szczytami i korzysta z przej dolin. Ta natomiast prowadzia zboczem ku wierzchokowi. Nim dzie pocz si zblia do wieczoru, Pustka i ja zostalimy daleko za innymi. lepun pobieg przed nami, a potem wrci, by nam odraportowa, e znaleziono ju miejsce na obz, szerokie paskie, e ju rozstawiono namiot. Przed zmrokiem wiatr si wzmg. Z przyjemnoci mylaem o cieple i odpoczynku. Sprbowaem

przekona Pustk, przypieszya kroku.

eby

- Ja mam przypieszy? - zdziwia si staruszka. - To ty cay czas zwalniasz. Ostatni odcinek drogi przed odpoczynkiem zawsze wydaje si najduszy. Tak mi mwili onierze Koziej Twierdzy. Teraz miaem wraenie, e si przedzieramy przez gsty mid, tak cikie miaem stopy. Chyba cigle si zatrzymywaem. Kilka razy Pustka cigna mnie za rk i powtarzaa, bym si ruszy. Nawet kiedy wreszcie wyszlimy zza jakiego

skalnego garbu i zobaczyem przed nami owietlony namiot, nie potrafiem si zmusi do szybszego kroku. Wzrok mnie mami jak w sennej gorczce. Raz mi si zdawao, e schronienie jest tu, a w nastpnej chwili przekonywaem si, i jeszcze do niego daleko. Brnem naprzd z ogromnym wysikiem. Otaczay mnie szepty. Ciemno zamglia oczy. Musiaem mruy powieki, by cokolwiek widzie w zimnym wietrze. Mija nas tum na drodze: obadowane osy, rozemiane dziewczta z koszami jasnej przdzy. Obrciem si za ktrym handlarzem. Nis ram

obwieszon tuzinami miedzianych dzwonkw, najrniejszych ksztatw, dwiczcych w kadym tonie. Pocignem Pustk za rami, chciaem, eby take zwrcia na niego uwag;, ale uwizia mi do w elaznym uchwycie i pocigna naprzd. Jaki chopak schodzi na d, do miasta. Nis kosz peen jaskrawych grskich kwiatw o oszaamiajcym zapachu. Wyrwaem rk z doni Pustki. Popieszyem za nim, chciaem kupi troch kwiatw dla Sikorki, do jej pachncych wiec. - Na pomoc! - usyszaem Pustk.

Obejrzaem si i nie zobaczyem jej obok. Zgina w tumie. - Pustka! - Spojrzaem znowu w stron chopaka, ktry wanie znika mi z oczu. - Zaczekaj! zawoaem do niego. - Zginie! - krzykna Pustka. W jej gosie brzmia strach i rozpacz. Nagle lepun uderzy mnie w plecy i powali na ziemi, na cienk warstw niegu pokrywajc gadk powierzchni drogi. Mimo rkawic otarem sobie donie do krwi, a w kolanach poczuem ostry bl, jakby mi je kto przypala ywym ogniem.

- Wariat! - warknem na niego i prbowaem si podnie, ale chwyci mnie zbami za nadgarstek i znowu rozcign na drodze. Tym razem ujrzaem pod sob bezkresn otcha. Bl i zdumienie unieruchomiy noc, tum ludzi znikn, zostaem tylko ja i mj wilk. lepunie, co robisz? zaprotestowaem sabo. - Pozwl mi wsta! W odpowiedzi mocniej zacisn szczki i zacz mnie odciga od krawdzi drogi. Nie spodziewaem si, e jest taki silny, a moe raczej

nigdy nie przypuszczaem, e mgby t si obrci przeciwko mnie. Machaem bezskutecznie woln rk, przez cay czas wyrzekajc i prbujc si podnie na nogi. Jeden z wilczych kw zagbi mi si w ciao, popyna krew. Nagle zjawili si trefni oraz krlowa Ketriken; chwycili mnie pod ramiona, dwignli na nogi. Oszala Prbowaem oswobodzi. kompletnie! si od nich

Za nimi nadbiegaa Wilga ze

miertelnie blad twarz. - Biedaczysko! - Przyklka i z caych si ucisna wilka. lepun ciko pieniarki sprawi przyjemno. dysza. Gest mu wyran

- Co z tob? - zapytaem go. Podnis na mnie wzrok, lecz nie odpowiedzia. W pierwszym odruchu podniosem do do ucha. Zareagowaem cakiem bezrozumnie: przecie wilk nigdy nie przemawia gosem.

Zaskowycza i to usyszaem zupenie wyranie. Zwyky psi skowyt. - lepunie! - krzyknem. Cofn si, wspi na tylne apy, przednie opar mi na piersi. eb mia na wysokoci mojej twarzy. Pochwyciem echo jego obawy i rozpaczy, ale nic wicej. Signem ku niemu Rozumieniem. Nie mogem go znale. Nie czuem nikogo. Wszyscy byli dla mnie niczym dotknici kunic. Rozejrzaem si po przestraszonych twarzach i zdaem

sobie spraw, e co do mnie mwi, nie, nawet krzycz, co o krawdzi drogi i o czarnej kolumnie, i... Co si dzieje? Co si dzieje?! Po raz pierwszy w yciu uderzyo mnie, jak niezgrabna jest mowa. Tyle, sw powizanych razem, kady gos wymawiajcy je inaczej - tak oto si porozumiewalimy. - Bastardzie, ba starcie, tarcie! krzyczeli, majc na myli mnie, chyba mnie, ale przecie w kadych ustach brzmiao to sowo inaczej, kady przez nie widzia cakiem inny charakter. Sowa byy takie niezgrabne, nie potrafiem si skupi na tym, co ludzie chc nimi

wyrazi. Zupenie jakbym si targowa z handlarzami z dalekich ziem, ktrzy wskazuj swoje towary, a potem podnosz w gr palce, umiechajc si i marszczc czoo, a ja odgaduj, cigle tylko odgaduj znaczenie ich mowy. - Ciii... - odezwaem si. Bagam. Cicho! - Marzyem jedynie o tym, eby ucichli, eby przestali krzycze. Przycign moj uwag dwik wypowiedzianych przeze mnie sw. - Ciii... - powtrzyem, zdumiewajc si, w jak skomplikowany sposb musz skada usta, by wyartykuowa podobne goski. - Bagam - rzekem

ponownie i uwiadomiem sobie, e sowo oznacza zbyt wiele, by mogo utrzyma prawdziwe znaczenie. Dawno temu, gdy dopiero co trafiem do Brusa, krlewski koniuszy kaza mi wyprzc dwjk koni. Wtedy dopiero poznawalimy si nawzajem - takiego zadania nikt przy zdrowych zmysach nie powierzyby dziecku, jednak mnie si udao je wykona. Z niemaym trudem wdrapaem si najpierw na jedno, potem na drugie spokojne zwierz i po kolei odpinaem wszystkie byszczce klamerki i zapinki, pki uprz nie lega na ziemi, rozoona na czci pierwsze.

Gdy wreszcie Brus przyszed sprawdzi, co zabrao mi tak duo czasu, stan oniemiay. Nie mg mnie obarczy win, gdy wykonaem jego polecenie. Jeli o mnie chodzi, zdumiony byem, e z tylu fragmentw skada si to co, co z pocztku wydawao mi si caoci. Teraz miaem podobne wraenie. Tyle dwikw potrzebnych do stworzenia sw, tyle sw, by nada ksztat myli. Nigdy wczeniej si nad tym nie zastanawiaem. Teraz staem przed nimi, tak przesiknity esencj Mocy drogi, e ludzki jzyk wydawa mi si

dziecinnie niezdarny, niczym jedzenie owsianki palcami. Wyrazy byy powolne i niedokadne, tyle samo znaczenia ukryway, co odsaniay. - Bastardzie, prosz, musisz... zacza krlowa Ketriken, a ja tak gboko si pogryem w rozwaaniu moliwych znacze tych trzech sw, e nie usyszaem pozostaych. Trefni uj mnie za rk i wprowadzi do namiotu. Popycha mnie, pki nie usiadem, wtedy zdj mi czapk, rkawice i paszcz. Bez sowa wetkn mi w rce kubek

z gorcym wywarem. To potrafiem zrozumie, ale szybka, niespokojna rozmowa innych przypominaa mi gdakanie stadka przestraszonych kur. Obok uoy si wilk, wielki eb wspar na moich udach. Pogadziem doni szerok czaszk, przesunem palcami po mikkich uszach. Przycisn si do mnie mocniej, jakby w gecie bagania. Podrapaem go za uszami, moe tego wanie chcia. Strasznie byo nie wiedzie. Zapanowa oglny baagan. Prbowaem sprosta swoim obowizkom, ale inni cigle wyjmowali mi wszystko z rk.

Pustka kilkakrotnie szczypaa mnie i krzyczaa: - Nie pij! Za ktrym razem tak mnie zafascynowa ruch jej warg, e nie zauwayem, kiedy odesza. Nie przypominam sobie, co waciwie robiem, gdy chwycia mnie za kark szponiast doni. Pochylia mi gow i przytrzymywaa, stukajc kolejno w kady kamie rozoony na planszy do gry. Czarny kamie wcisna mi w rk. Zupenie niespodziewanie co si przede mn otworzyo. Pomidzy

mn a gr nie byo przestrzeni. Sprbowaem kilku ustawie kamienia. Wreszcie odnalazem ruch doskonay, a kiedy uoyem pion na miejscu, nagle jakby mi kto odetka uszy albo jakbym rozwar sklejone snem powieki. Rozejrzaem si po otaczajcych mnie twarzach. - Przepraszam - bknem ni z tego, ni z owego. - Przepraszam. - Lepiej ci? - zapytaa Pustka mikko. Traktowaa mnie jak mae dziecko. Jestem bardziej sob. -

Zajrzaem jej prosto w oczy. Powiedz, co si ze mn dziao? spytaem rozpaczliwie. To Moc. Nie jeste wystarczajco silny. Niewiele brakowao, a poszedby drog, ktrej od dawna nie ma. Zosta tylko jaki drogowskaz. Kiedy szlak si w tamtym miejscu rozwidla, jedna cz prowadzia w dolin, druga nadal wspina si po zboczu. Droga prowadzca w dolin zapada si wiele lat temu, pewnie zmieciona jakim kataklizmem. Zostay z niej tylko gazy na dnie przepaci, lecz w oddali wida, e wydobywa si z ruin i wiedzie

gdzie dalej. Niknie midzy kolejnymi gazami. Krl Szczery nie mg pody w tamt stron, ale ty omal nie znalaze wasnej mierci na tej dawnej drodze. Przerwaa, obrzucia mnie srogim spojrzeniem. - Za moich czasw... Westchna. - Nie przygotowano ci do twojej roli, wic niby jak masz sprosta temu wyzwaniu? Jeli tylko na tyle ci sta... Jeste pewien, e krl Szczery yje? - spytaa znienacka. - e samotnie przetrwa t prb? Zdecydowaem, e przynajmniej jedno z nas powinno porzuci tajemniczo.

- Widziaem go we nie narzuconym Moc. By w miecie, pomidzy ludmi, ktrych mijalimy dzisiaj. Zanurzy donie i przedramiona w magicznej rzece i ruszy dalej, obciony si. - Na boga rybakw! - zakrzykna Pustka. Na jej twarzy przeraenie i podziw. dostrzegem

- Nie mijalimy dzisiaj adnych ludzi - zaprotestowaa Wilga. Drgnem zaskoczony. Nie zauwayem, e usiada obok, pki

si nie odezwaa. - Kady, kto kiedykolwiek wstpi na t drog, zostawi na niej okruszyn siebie. Twoje zmysy nie pozwalaj na spotkanie z duchami, ale Bastard chodzi pomidzy nimi niczym w gstym tumie. Bezbronny i naiwny jak dziecko. - Pustka lega na swoim posaniu, pogbiy si zmarszczki na jej twarzy. - Jak takie dziecko moe by katalizatorem? Nie skierowaa pytania do nikogo w szczeglnoci. - Nie wiesz, jak si uchroni przed sob samym. I ty masz zbawi wiat? Trefni wychyli si spod koca,

uj mnie za rk. Tym spokojnym dotykiem wla we mnie troch siy. - Proroctwa nigdy nie wspominay o uzdolnieniach. Tylko o wytrwaoci. Przypomnij sobie sowa Biaego Filara: A s oni niczym krople deszczu uderzajce o kamienn wie czasu. W kocu zawsze deszcz zwycia, nie wiea. - Lekko cisn moj do i puci. - Palce masz powiedziaem. jak ld -

- Jest mi niewiarygodnie zimno przyzna. Podcign kolana pod brod, obj je ramionami. - Jestem

zmarznity wytrway.

zmczony.

Ale

Przeniosem spojrzenie na Wilg. Umiechaa si. Ale mnie denerwowaa! - Mam troch kozka - odezwaem si do bazna. - Rozgrzewa i daje si. - Kozek - mrukna Pustka jakby ze wstrtem. Jednak po chwili zastanowienia dodaa zupenie innym tonem: - Moe to i niezy pomys... Tak. Kozek. Gdy wycignem ziele z bagau,

wyja mi je z rk, jakby si obawiaa, e mgbym si nim skaleczy. Mruczaa co do siebie, odmierzajc do dwch kubkw skpe porcje. - Widziaam, ile potrafisz sobie nasypa zbesztaa mnie, wasnorcznie przyrzdzajc napar. Do herbaty dla siebie, Wilgi oraz dla krlowej Ketriken nie dodaa kozka. Siorbaem powoli gorcy wywar, smakujc cierpki smak, a potem rozkoszujc si ciepem w odku. Delikatne ciarki rozpezy mi si po ciele. Patrzyem na trefnisia. I on zmik w objciach ziela, oczy

zaczy mu byszcze. Krlowa Ketriken z marsem na czole studiowaa map. - Bastardzie Rycerski - rzeka nagle. - Spojrzyj tutaj, prosz. Okryem piecyk, a ledwie usiadem, ju zacza mwi. - Chyba doszlimy dotd. Wskazaa pierwszy punkt oznaczony na mapie. - Szczery powiedzia, e dotrze do wszystkich trzech miejsc wyrnionych na tej mapie. Moim zdaniem w czasach, gdy j krelono, droga, na ktrej dzisiaj

omal nie zgine, bya w doskonaym stanie. Teraz jej nie ma, i to ju od dawna. - Krlowa zajrzaa mi w twarz. - Co twoim zdaniem uczyni Szczery, dotarszy do tego punktu? Zastanawiaem si chwil. - Krl Szczery jest czowiekiem mylcym logicznie. Ten nastpny, drugi punkt, wydaje si oddalony o trzy, najwyej cztery dni drogi. Moim zdaniem krl najpierw tam pody w poszukiwaniu Najstarszych. Do trzeciego punktu mona by dotrze z drugiego... w tydzie. Wydaje mi si, e krl

zdecydowaby wczeniej sprawdzi tamte dwa miejsca. Gdyby tam nic nie znalaz, mgby wrci tutaj, prbowa zej na d... do tego... cokolwiek tam jest. Krlowa Ketriken zmarszczya brew. Niespodzianie przypomniao mi si, jak gadkie miaa czoo, gdy ujrzaem j po raz pierwszy. Teraz rzadko jej twarz pozostawaa wolna od wyrazu troski i zmartwienia. - Mj maonek wyruszy bardzo dawno, a przecie nam nie zajo tak wiele czasu dotarcie do tego miejsca. Moe Szczery nie powrci, poniewa jest tam, w dole.

Poniewa wiele czasu zabrao mu znalezienie sposobu, eby si tam dosta i ruszy w dalsz drog. Moliwe przyznaem niespokojnie. - Trzeba jednak pamita, e jestemy dobrze zaopatrzeni i podrujemy grup. Krl Szczery, nim tutaj dotar, by zapewne samotny i nie mia wielkich zapasw. - Nie chciaem odsania przed krlow swych podejrze, a obawiaem si, e krl Szczery zosta ranny w ostatniej potyczce. Nie widziaem powodu, by j jeszcze bardziej niepokoi. Wbrew wasnej woli, zupenie

odruchowo, zaczem krlowi Szczeremu.

siga

ku

Nie wolno! Zamknem oczy, zasklepiem si w sobie. Czy to tylko wyobrania, czy rzeczywicie dostrzegem na powierzchni Mocy skaz, nazbyt znajome uczucie zdradliwej siy? Ponownie wzniosem mury chronice mj umys. - ...si rozdzieli? - Wybacz, krlowo, nie suchaem - przyznaem si pokornie. Nie jestem pewien, czy ujrzaem

w jej oczach irytacj, czy strach. Uja mnie za rk. - Uwaaj, co mwi - rozkazaa. Jutro zaczniemy szuka zejcia. Jeli jakie znajdziemy, ruszymy na d. Moim zdaniem nie powinnimy powica na poszukiwania wicej ni trzy dni. Jeli nic nie znajdziemy, ruszymy dalej pod gr. Jest te inna moliwo. Rozdzielimy si. Jedni... - Nie powinnimy si rozdziela wtrciem spiesznie. - Najpewniej masz racj zgodzia si krlowa Ketriken - ale

ta podr zabiera tyle czasu, tak dugo trwa, a ja od tak dawna jestem sama z moimi pytaniami. Nie potrafiem wymyli adnej odpowiedzi, wic udawaem, e jestem bardzo zajty drapaniem lepuna za uszami. Bracie mj. - Szept zaledwie, ale opuciem wzrok na lepuna. Pooyem mu do na karku, wzmacniajc wi dotykiem. - Bye pusty jak kady zwyky czowiek. W ogle mnie nie czue. To prawda. Nie wiem, co si ze mn dziao.

Ja wiem. Odszede ode mnie jeszcze dalej, na drug stron. Baem si, e pjdziesz za daleko i nie dasz rady wrci. Baem si, e to si ju stao. Co to znaczy: ode mnie na drug stron? - Znowu syszysz wilka? - spytaa mnie krlowa Ketriken. Zdumiony podniosem na ni wzrok, napotkaem jej niespokojne spojrzenie. - Tak - odpowiedziaem. - Skd wiedziaa, pani, e nie moglimy

si porozumie? - Sama nie wiem. Domyliam si. By wyjtkowo niespokojny, a ty zdawae si dziwnie odlegy. Ona ma Rozumienie. Prawda, krlowo? Nie mog stwierdzi z ca pewnoci, e co ich zwizao. Dawno temu, jeszcze w Koziej Twierdzy, ktrego razu zdawao mi si, e wyczuem, jak krlowa Ketriken uywaa Rozumienia. Przypuszczam, e moga z niego korzysta i pniej, a ja nie musiaem o niczym wiedzie, skoro

miaem tak otpiae zmysy, e ledwie wyczuwaem wilka, z ktrym byem zwizany. lepun unis eb i popatrzy na krlow Ketriken, a ona odpowiedziaa mu spokojnym spojrzeniem. - Czasami auj - dodaa, zmarszczywszy brwi - e nie potrafi tak jak ty z nim rozmawia. Gdybym moga wykorzysta go jako zwiadowc, zyskaabym wiksz pewno, e nie czyha na nas adne niebezpieczestwo. Mgby nawet odnale jak ciek prowadzc w d, niewidoczn dla naszych oczu.

Jeli bdziesz mnie sysza na tyle, eby jej powiedzie, co widz, chtnie podejm si tego zadania. - lepun z przyjemnoci pomoe, pani - przekazaem. Obdarzya umiechem. mnie ci

zmczonym

- Wobec tego, jeli tylko zdoasz pozosta wiadom nas obojga, moesz peni rol cznika. - Jej sowa tak wiernie oddaway myl wilka, e a poczuem si nieswojo, ale tylko pokiwaem gow. Rozmowa wymagaa ode mnie

cakowitego skupienia uwagi, inaczej mi umykaa. Zupenie jakbym by miertelnie znuony, a usiowa odepchn od siebie sen. Czy dla krla Szczerego byo to rwnie trudne? Mona sobie z tym poradzi, tylko trzeba leciutko, delikatnie. Troch przypomina to kierowanie narowistym koniem, ktry walczy z kadym ruchem wdzida. Ty nie jeste jeszcze gotowy, chopcze, wic nie daj si ponie. auj, lecz nie ma innego sposobu, eby do mnie dotar. Jest tylko jedna droga i musisz ni poda. Nie, nie odpowiadaj. Pamitaj, e s inni,

ktrzy nadsuchuj cigle, cho moe nie tak uwanie jak ja. Bd ostrony. Kiedy krl Szczery powiedzia, e dotyk Mocy mego ojca, ksicia Rycerskiego, odbierao si podobnie jak stratowanie przez konia. e ksi Rycerski pakowa si w umys czowieka, spiesznie zalewa go informacjami i znika. Teraz zyskaem lepsze pojcie o tym, co stryj mia wwczas na myli. Czuem si, co prawda, raczej jak ryba wyrzucona na brzeg. Natychmiast po ustaniu kontaktu z krlem Szczerym ogarno mnie wraenie nieodaowanej straty.

Dusz chwil potrwao, nim sobie przypomniaem, e jestem samodzieln istot. Gdybym nie by ju wzmocniony dziaaniem kozka, najpewniej stracibym przytomno. Na szczcie ziele dziaao coraz mocniej. Otulao moje zmysy jak ciepym mikkim kocem. Czujno gdzie znikna, byem przytumiony, spokojny. Przeknem ostatnich kilka ykw naparu i czekaem na przypyw energii, jaki zwykle dawa mi kozek. Tym razem czekaem na prno. - Chyba zrobia za saby wywar odezwaem si do Pustki.

- Wystarczy - odpara ostrym tonem. Zupenie jak Sikorka, gdy uwaaa, e za duo piem. Zebraem si w sobie, przekonany, i obrazy z ycia Sikorki natychmiast zalej mi umys bez reszty, ale - o dziwo - pozostaem sob. Sam nie wiem, czy byem rozczarowany, czy odczuem ulg. Bardzo tskniem do widoku Sikorki i Pokrzywy, ale stryj mnie ostrzega... - Krl Szczery sign ku mnie Moc. Przed chwil - powiedziaem bezmylnie. I zaraz przeklem siebie najgorszymi sowami za

gburowato i brak oleju w gowie. W oczach krlowej Ketriken zapalia si nadzieja. - Waciwie to nie bya wiadomo - wycofywaem si spiesznie - tylko ostrzeenie i przypomnienie, ebym nie uywa Mocy. Krl Szczery jest przekonany, e wrogowie mog mnie w ten sposb ledzi. Krlowa posmutniaa. Pokrcia gow, wolno podniosa na mnie wzrok. - Nie wspomina o mnie? - Nie mam pewnoci, czy wie, e jeste, pani, ze mn - wymyliem

naprdce niezrczny unik. - Nie wspomnia - rzeka gucho, jakby mnie nie syszaa. Zapatrzya si w dal. - Czy wie, e go zawiodam? Czy wie... o dziecku? - Przypuszczam, e nie, krlowo. Nie wyczuwam od niego aoci, a gdyby wiedzia, byby w niej pogrony. - Wcieky byem na siebie za niezdarne sowa, ale czy do mnie naleao obdarzanie wyrazami pociechy i mioci jego maonki? Krlowa wyprostowaa przygarbione ramiona, - wstaa.

- Pjd po opa - oznajmia. - i nakarmi aziaki. Niewiele tu dla nich poywienia. Wysza w zimn noc. Nikt nie odezwa si sowem. Min jaki czas, zanim i ja si podniosem. - Wracaj niedugo.- przykazaa mi Pustka. Wilk ruszy ze mn. Noc bya chodna i przejrzysta. Wiatr nie gorszy ni do tej pory. Do staych niewygd mona prbowa si przyzwyczai. Krlowa Ketriken nie zbieraa opau ani nie karmia

aziakw. Byem pewien, e oba zadania zostay wykonane wczeniej. Staa na krawdzi zniszczonej drogi, zapatrzona w smolist czer stoku u swoich stp. Prosta i wysoka, niczym onierz zdajcy raport sierantowi. I taka cicha. Wiedziaem, e pacze. Jest czas na dworskie maniery, czas na przestrzeganie protokou i czas na ludzkie odruchy. Podszedem do niej, ujem za ramiona i odwrciem ku sobie. Tak pena bya aoci, e wilk a zaskowycza cicho. Ketriken, sodka pani -

odezwaem si z czuoci. - On ci kocha. Nie bdzie ci wini. Bdzie pogrony w aoci, kt mgby postpi inaczej? Czyny ksicia Wadczego... obciaj tylko jego. Nie moesz za nie wini siebie, pani. Nie moga go powstrzyma. W milczeniu otara twarz doni. Wzrok utkwia gdzie w przestrzeni, poza moimi plecami, twarz miaa blad jak maska, pocignit blaskiem gwiazd. Westchna ciko, ale ju walczya ze smutkiem. Przygarnem j do siebie, a ona ukrya twarz na moim ramieniu.

- Wszystko bdzie dobrze, wiem na pewno - skamaem. - Zobaczysz, sodka pani. Znowu bdziecie razem i urodzisz dziecko, wsplnie zasidziecie w wielkiej sali biesiadnej w Koziej Twierdzy, posuchacie minstreli. Znw zapanuje spokj. Nigdy nie widziaa Koziej Twierdzy w czasach pokoju, pani. Krl Szczery bdzie polowa i owi ryby, a ty bdziesz mu towarzyszy w konnych przejadkach. On bdzie si mia grzmico jak pnocny wiatr. Kucharka zawsze wyganiaa go z kuchni, bo kiedy wraca godny z polowania, podkrada miso z

rona, zanim si upieko. Przychodzi, obcina udko z piekcego si ptaka i chodzi po wartowni, wymachujc nim zamaszycie niby mieczem... Koysaem krlow w ramionach i opowiadaem historie o rubasznym, serdecznym czowieku, ktrego pamitaem z dziecistwa. Suchaa mnie w skupieniu, w ciszy. Potem odkaszlna, jak gdyby zaczynaa si dusi, ale to wezbra w niej straszliwy szloch. Rozpakaa si nagle i rozpaczliwie jak skrzywdzone, przestraszone dziecko. Dugo powstrzymywaa te

zy, wic nie prbowaem jej pociesza. Tylko opowiadaem, prawie nie syszc wasnych sw, tak dugo, a szloch przycich i drenie ustao. Krlowa odsuna si ode mnie, otara twarz i oczy. - Ju dobrze - powiedziaa. A mnie zabolao serce, gdy usyszaem jej mocny gos. - Po prostu... tak trudno... czeka na spotkanie, eby mu przekaza straszne wieci. Wiedzc, e go tak bardzo zrani. Tyle mnie nauczono o powiceniu. Zawsze wiedziaam, e moe si ono czy z przeraajcym smutkiem. Jestem silna... ale nikt mnie nie ostrzega,

e mog pokocha czowieka, ktrego mi wybior. Dwiga wasny smutek to jedno, a nie smutek jemu - zupenie co innego. Pochylia gow. Obawiaem si, e znowu zacznie paka. Jednak nie. Wyprostowaa si i umiechna do mnie. Ksiycowa powiata dotkna srebrnej wilgoci na policzkach i rzsach. - Czasami wydaje mi si, e tylko ty i ja dostrzegamy czowieka za dziedzicem korony. Chciaabym, eby si mia, pokrzykiwa, zostawia otwarte flaszki z inkaustami i porozrzucane mapy.

Chc, eby mnie obejmowa i tuli. Czasami tskni za tym tak bardzo, e zapominam o szkaratnych okrtach, o ksiciu Wadczym, o... o wszystkim. Czasami wydaje mi si, e gdybymy tylko mogli by razem, wszystko by si uoyo. To nie s waciwe myli i pragnienia. Powicenie powinno by bardziej... Mj wzrok przycign bysk srebra. Nad ramieniem krlowej dojrzaem czarn kolumn. Nachylona nieco ukonie, tkwia nad zarwanym brzegiem drogi, poowa jej kamiennego podparcia runa w przepa. Nie syszaem ju sw. Jakim sposobem wczeniej jej nie

dostrzegem? Byszczaa janiej ni promienie ksiyca iskrzce si na zamarznitym niegu. Wyciosano j z czarnego kamienia, poznaczonego pajczynk poyskliwego krysztau. Niczym wiato miesica powlekajce rzek Mocy. Nie rozumiaem napisw wyobionych na jej powierzchni. Wiatr zawy przeraliwie, gdy wycignem rk i przesunem doni po gadkim kamieniu. Przyj mnie gocinnie.

Rozdzia dwudziesty sidmy Czarne Miasto

Przez ziemie Krlestwa Grskiego prowadzi dawny szlak handlowy, ktry w naszych czasach nie czy ju adnych miast. Fragmenty tej drogi sigaj na poudniowym wschodzie a po brzegi Jeziora Bkitnego. Dawny ten szlak nie ma nazwy, nikt nie pamita, kto go

wybudowa, i korzystaj z niego tylko nieliczni, nawet z odcinkw, ktre zachoway si w doskonaym stanie. Miejscami droga ulega wartkim potokom, tak czsto spotykanym w grach. Gdzie indziej znowu zimowe lody, powodzie i lawiny przemieniy j w rumowiska. Od czasu do czasu jaki dny przygd mody czowiek rusza tym traktem, by odnale miejsce swego przeznaczenia. Ci, ktrzy z takich wypraw powracaj, opowiadaj o miastach obrconych w ruin, o dolinach spowitych siarkowym oparem z gorcych rde, a take o zakazanej naturze

ziem, przez ktre prowadzi droga. Nie ma tam zwierzyny i owy s trudne, a nie zanotowano nigdzie, by komu starczyo ochoty na t drog wrci i doj do koca.

*** Klczaem na zanieonej ulicy. Wstaem powoli, szukajc ladw pamici. Upiem si? Moliwe, bo miaem zawroty gowy i byem oszoomiony. Tylko skd si wziem w tym ciemno

poyskujcym, cichym miecie? Potoczyem wzrokiem dookoa. Znajdowaem si na jakim placu, w cieniu kamiennego pomnika. Zamrugaem, przetarem oczy. Mgliste wiato pozostao takie samo. Widziaem ledwie na wycignicie rki. Prno czekaem, a wzrok mi si przyzwyczai do zwodniczego blasku gwiazd. Wkrtce zmarzem, wic ruszyem cicho pustymi ulicami. Szybko powrciy mi zwyke nawyki narzucone ostronoci, zaraz potem przypomniaem sobie towarzyszy wyprawy, namiot, urwan drog. Niestety, pomidzy

tym mglistym wspomnieniem a ulic, na ktrej si znajdowaem, nie byo nic. Obejrzaem si na miejsce, z ktrego ruszyem, ale go ju nie dostrzegem, gdy ciemno akomie poykaa drog za moimi plecami. Nawet lady moich stp ju znikay, przykrywane mokrymi patkami niegu. Zamrugaem, strciem z rzs bia wat. Po obu stronach ulicy cigny si byszczce od wilgoci ciany kamiennych domw. Dziwne wiato mamio mi wzrok. Trudno powiedzie, skd si dobywao, ale z ca pewnoci byo go za mao.

Nie potrafiem okreli, dokd id. Strach chwyci mnie za gardo, bo nie sposb byo unikn skojarze ze zwodzeniem Moc, jakiego ofiar padem w rezydencji ksicia Wadczego. Zdusiem w sobie lk. Nie miaem sign Moc, by nie odnale ladu Stanowczego, ale te zdawaem sobie spraw, e jeli bd tak lepo poda przed siebie, ufajc, i nie zostaem otumaniony Moc, mog atwo popeni bd i wpa w puapk. Wobec tego zatrzymaem si pod oson jakiej ciany, z niemaym trudem wziem si w gar. Raz jeszcze sprbowaem sobie

przypomnie, jak si tutaj znalazem, jak dawno temu odszedem od towarzyszy podry oraz dlaczego to uczyniem. Nic mi nie przychodzio do gowy. Signem Rozumieniem, prbujc odnale lepuna, ale nie wyczuem adnej ywej istoty. Nie miaem pewnoci, czy to oznacza, e faktycznie nie ma w pobliu ywych stworze, czy te moe zmys Rozumienia znowu mnie zawodzi. Nadsuchiwaem i syszaem tylko wiatr. Czuem jedynie zapach wilgoci, nieg pada wielkimi patkami, a gdzie z dala dobiega chyba szum rzeki. Ogarn mnie

prawdziwy strach. Ugiy si pode mn kolana. Oparem si o cian. Miasto wok mnie niespodzianie oyo. Zdaem sobie spraw, e stoj pod ober. Ze rodka dobiegay piskliwe dwiki jakiego instrumentu podobnego do piszczaki oraz chr gosw piewajcych nie znan mi pie. Ulic przetoczy si wz, a potem u kraca drogi rozemiani chopak i dziewczyna, trzymajc si za rce, przebiegli na drug stron. Cho w tym dziwnym miecie trwaa noc, mao kto spa. Podniosem gow, szukajc wierzchoka dziwnie smukych domw, i ujrzaem wiata

ponce w oknach na wyszych kondygnacjach. Gdzie daleko jaki mczyzna gono kogo zawoa. Serce walio mi jak motem. Co si ze mn dziao? Zebraem si na tyle, by powzi postanowienie, e rusz przed siebie i dowiem si o tym dziwnym miecie wszystkiego, czego zdoam. Przeczekaem, a nastpny wz, tym razem wyadowany beczukami z piwem, minie wylot ulicy. Wtedy odepchnem si od ciany... Wszystko ucicho, zmienio si w poyskliw ciemno. Cisza zastpia miechy i piewy dobiegajce z

obery, wok mnie nie byo ywego ducha. Doszedem do wylotu alejki i ostronie wyjrzaem zza rogu. Nic. Tylko mikkie patki wilgotnego niegu. Przynajmniej pogoda askawsza ni na drodze Mocy - pocieszyem si bez wikszego przekonania. Nawet gdybym nie znalaz adnego schronienia na noc, nie ucierpi. Jaki czas bkaem si po miecie. Na kadym skrzyowaniu wybieraem najszersz drog i wkrtce zdaem sobie spraw, e

ledwie zauwaalnie schodz w d. Nasilia si wo rzeki. Raz przystanem dla odpoczynku przysiadem na brzegu duego okrgego basenu, ktry mgby otacza fontann albo by usytuowany na dziedzicu pralni. Natychmiast miasto obudzio si do ycia. Jaki podrny poi konia w suchym basenie tak blisko mnie, e z atwoci mgbym go dotkn. W ogle mnie nie dostrzega, ale ja zauwayem, e jest ubrany z cudzoziemska, a jego wierzchowiec ma siodo o niespotykanym ksztacie. Mina mnie grupka kobiet, zajtych rozmow,

rozemianych. Ubrane byy w proste dugie szaty z mikkiej tkaniny. Ich buty podzwaniay na ulicznym bruku. Wszystkie kobiety miay rozpuszczone wosy, sigajce przynajmniej talii. Wstaem, chcc zamieni z nimi sowo, a wtedy znikny, wraz z nimi zgaso wiato. Dwukrotnie jeszcze budziem miasto, nim sobie uwiadomiem, e wystarczao w tym celu gdziekolwiek dotkn kamienia poznaczonego wzorem krysztaowych yek. Wymagao to przedziwnej odwagi, lecz w kocu zaczem i, cignc palcami po cianach budynkw. Miasto ttnio

yciem. Bya noc, pada mikki nieg. Przejedajce wozy nie zostawiay w nim ladw. Syszaem trzaskanie drzwi, ktre dawno ju zmurszay, i widziaem ludzi spacerujcych ponad gbok rozpadlin, ktr jaka sroga burza wyrwaa w nawierzchni ulicy. Trudno byo te istoty uwaa za duchy, kiedy si syszao ich gone rozmowy. Ja jeden byem dla nich niewidzialny. W kocu dotarem do szerokiej czarnej rzeki. Kilka widmowych ml wcinao si w jej wody, przy brzegu stay zakotwiczone dwa ogromne statki. Pokady lniy od wiate.

Beczki i bele sukna czekay na zaadunek. Widziaem grupk ludzi pochonitych jak gr; wanie gono podawano w wtpliwo czyj uczciwo. Ludzie ci byli ubrani zupenie inaczej ni portowi bywalcy z Koziej Twierdzy i mwili innym jzykiem, ale poza tym we wszystkim ich przypominali. Na moich oczach wywizaa si bjka, w krtkim czasie przerodzia w ogln bijatyk. Zamara rwnie szybko, jak si zacza, ucita dwikiem gwizdkw nocnej warty. Przeciwnicy rozbiegli si na wszystkie strony i zanim pojawia si stra miejska, nie byo ju

nikogo. Oderwaem do od ciany. Przez chwil staem w ozdobionej niegiem czerni, przyzwyczajajc do niej wzrok. Statki, mola, ludzie wszystko znikno. Tylko czarna spokojna rzeka wci pyna, spowita mgiek. Ruszyem ku niej, a im byem bliej, tym wicej dziur w drodze miaem pod stopami. T ulic czsto zalewaa woda, wyrzdzia szkody, ktrych ju nikt nie naprawia. Przyjrzaem si zarysowi miasta na de nieba. Znalazem ledwie widoczne sylwetki przewrconych iglic, dostrzegem zburzone ciany. Raz jeszcze

signem Rozumieniem i wci nie znalazem adnych oznak ycia. Odwrciem si znowu do rzeki. Co w ukadzie krajobrazu poruszao jak strun mojej pamici. Na pewno nigdy tutaj nie byem, ale czuem przedziwn pewno, e stoj nad rzek, w ktrej krl Szczery zanurzy rce, lnice pniej od magii. Ostronie zszedem po pokruszonych kamieniach chodnika prosto na brzeg. Pyna przede mn woda wygldaa jak woda, bya jak woda bez zapachu. Przykucnem i pogryem si w zamyleniu. Syszaem o rozlewiskach bota

pokrytych cienk warstw wody. Doskonale wiedziaem, jak na wodzie unosi si oliwa. Moe pod czarn wod pyna druga rzeka, rzeka srebrnej siy? Moe gdzie dalej, w gor albo w d biegu docza do niej dopyw czystej Mocy, ktry wtedy widziaem we nie? cignem rkawic, obnayem rami. Zawiesiem do nad powierzchni rzeki, poczuem jej lodowate pocaunki na obnaonej skrze. Wytywszy wszystkie zmysy, prbowaem odgadn, czy pod powierzchni pynie Moc. Nie czuem nic, ale moe gdybym

zanurzy rk, po wyjciu byszczaaby srebrem? Dodawaem sobie miaoci, przekonywaem, e wystarczy sign, by si przekona. Na tyle tylko wystarczyo mi odwagi. Nie byem krlem Szczerym. Znaem potg jego Mocy i widziaem, jak zanurzenie w magii nadszarpno jego wol. Byem za saby. Mj stryj przeby sam ca drog Mocy, podczas gdy ja... Znowu zaczem si zastanawia. Kiedy to opuciem drog Mocy oraz towarzyszy podry? Moe nigdy?

Moe tylko niem? Ochlapaem twarz chodn wod. Nic to nie zmienio. Zadrapaem si w policzek do blu. Nic w ten sposb nie udowodniem, stanem natomiast przed pytaniem, czy mona wyni bl. Nie znajdowaem w tym dziwnym, martwym miecie adnych odpowiedzi, tylko coraz to nowe pytania. Postanowiem wrci. Widoczno bya bardzo saba, a mokry nieg szybko zakrywa moje lady. Z ociganiem dotknem jakiej ciany. atwiej byo w ten sposb odnajdywa drog, gdy ywe miasto miao wicej punktw

orientacyjnych ni jego wystyge popioy. Wdrujc po zanieonych ulicach, rozmylaem o tym, gdzie si podziali wszyscy mieszkacy. Czy byem wiadkiem wypadkw nocy sprzed setek lat? Czy gdybym si tutaj zjawi innej nocy, widziabym to samo, czy te w tym miecie take trwaaby inna noc? Moe te ludzkie cienie yy teraz? Moe to ja byem dla nich tylko duchem, skradajcym si przez ich ycie? Tak czy inaczej, musiaem wrci do miejsca, skd wyruszyem. Albo minem ju ulice, ktrymi szedem do rzeki, albo le

skrciem. Rezultat by ten sam. Zorientowaem si, e id pod gr zupenie nie znan mi drog. Przesuwaem palcami po frontach sklepw: wszystkie byy zamknite na noc. Minem dwoje kochankw splecionych w ucisku na progu jakiego domu. Widmowy pies min mnie zupenie spokojnie, raz tylko zaciekawiony pocign nosem. Cho byo stosunkowo ciepo, zaczynaem marzn. Ogarniao mnie zmczenie. Spojrzaem w niebo. Wkrtce mia wsta ranek. Moe w wietle dziennym uda mi si wspi na ktry z budynkw i

zorientowa, gdzie jestem. Moe kiedy si przepi, przypomn sobie, jak si tu znalazem. Jaki czas niepotrzebnie rozgldaem si za prowizorycznym schronieniem, pki sobie nie uwiadomiem, e mog wej do ktregokolwiek z budynkw. Mimo wszystko dziwnie si czuem, wybrawszy ktre drzwi. Gdy dotknem ciany, ujrzaem mroczne wntrze. Stoy i pki zastawione byy szkem oraz kruch porcelan. Na przypiecku spa kot. Oderwaem do od ciany, a wtedy wntrze ogarn chd, zalega smolista czer. Wic szedem, przesuwajc palcami po murze, a

omal si nie przewrciem o szcztki stou. Zatrzymaem si, po omacku zebraem resztki drewna i zaniosem je do pieca. Za cen ogromnej cierpliwoci zdoaem rozpali niewielki ogie. Moim oczom ukazao si zupenie inne wntrze. Ujrzaem nagie ciany i zasypan gruzem podog. Ani ladu po wykwintnej porcelanie, odnalazem tylko troch drewna z pek, ktre spady dawno temu. Podzikowaem losowi, e wykonano je z solidnego dbu, w przeciwnym razie z pewnoci dawno by si przemieniy w drzazgi. Postanowiem rozoy paszcz na

pododze, eby odgrodzi si od zimnego kamienia. Skuliem si, zamknem oczy i prbowaem nie myle o duchu kota ani o ludziach picych na pitrze. Chciaem przed snem wznie mury obronne wok swego umysu, ale rwnie dobrze mgbym suszy stopy stojc w wodzie. Im bliej podchodzi sen, tym trudniej mi byo odnale granice. Jak czci mego wiata byem ja sam, a jak ludzie, ktrych kochaem? Najpierw niem o krlowej Ketriken, Wildze, Pustce i trefnisiu. Kryli z pochodniami w doniach, a lepun biega w t i z powrotem,

skowyczc bez ustanku. Nie by to przyjemny sen, wic odwrciem si od niego i odpynem gbiej w siebie. Tak mi si w kadym razie wydaje. Znalazem si w znajomej chacie. To bya ta sama prosta izba, st, palenisko, wskie ko, tak starannie zacielone. Sikorka siedziaa przy ogniu. Koysaa w ramionach Pokrzyw, piewaa cicho piosenk o gwiazdach i rozgwiazdach. Nie znaem adnych koysanek, wic byem oczarowany tak jak moja creczka. Maleka zapatrzya si w Sikork. Drobniutk pistk zacisna na jej

palcu. Sikorka piewaa cigle od pocztku, ale mnie to nie nudzio. Mgbym si tej scenie przyglda przez miesic, przez rok, do koca ycia. Pokrzywie zaczy ciy powieki. Zamkna oczka, lecz zaraz je otworzya. Za drugim razem zamkna oczy wolniej - i tak ju zostao. Malutkie usteczka cigna w dziubek, jakby ssaa przez sen. Czarne woski zaczynay si zwija w loczki. Sikorka pochylia gow i musna ustami jej czoo. Podniosa si ciko, podesza do ka. Odsuna koc, uoya dziecko, a potem wrcia do stou, by zdmuchn jedyn wiec. Przy

nikym wietle z kominka wsuna si w pociel obok dziecka i nacigna koce. Zamkna oczy, westchna i wicej si nie poruszya. Czuwaem nad jej oowianym snem, snem wyczerpania. Nagle ogarn mnie wstyd. Nie takiego ycia chciaem dla niej, a co dopiero dla naszego dziecka. Gdyby nie Brus, byoby im jeszcze ciej. Nie chciaem ich tak oglda. Zrobi wszystko, eby byo im atwiej - przyrzekem sobie. - Jak tylko wrc.

*** - Spodziewaem si, e nim wrc, sprawy ulegn poprawie, ale ile mona wymaga od losu. To mwi Cier. Sta pochylony nad stoem, w mrocznym pokoju, z uwag studiowa jaki zwj w blasku kilku wiec. Wyglda na zmczonego, ale by w dobrym humorze. Siwe wosy mia w nieadzie. Rozpit do pasa bia koszul puci luno na spodnie. Nie by ju kocisty, tylko szczupy i muskularny. Pocign dugi yk z parujcego kubka i pokrci gow, cigle zapatrzony w map.

- Wadczy najwyraniej nie zdobywa ziemi w tej wojnie. Po kadym ataku na przygraniczne osady wojska samozwaca zaraz si wycofuj. Nie prbuj utrzyma zdobytych terytoriw, nie skupiaj armii, by ruszy na Strome. W czym rzecz? - Chod do mnie, ja ci poka. Cier podnis wzrok, troch rozbawiony, troch rozdraniony. - Rozwaam trudne zagadnienie. Nie znajd odpowiedzi w twoich ramionach.

Kobieta odrzucia pociel, wstaa i wolno podesza do stou. Miaa kocie ruchy. Nago bya jej si, nie saboci. Dugie ciemne wosy wyswobodziy si z onierskiego kucyka i spyway na ramiona. Nie wygldaa na mdk, kiedy dawno jaki miecz zostawi jej lad na ebrach, a przecie bya pikn kobiet. Pochylia si nad map, wskazaa jakie miejsce. - Spjrz tutaj. I tutaj. I tutaj. Czy w sytuacji Wadczego atakowaby wszystkie te osady rwnoczenie, siami zbyt maymi, by potem cho jedn z nich utrzyma?

Poniewa Cie nie odpowiada, stukna palcem w kolejny punkt. - aden z tych atakw nie by szczeglnie zaskakujcy. Wojska Krlestwa Grskiego, zebrane tutaj, zmieniy kierunek i podeszy pod te dwa miasteczka. Cz ruszya do trzeciego. Czy widzisz teraz, gdzie grskich wojsk nie byo? - Nie ma tu nic wartego przejcia. - Nic - przytakna. - Tylko e kiedy wid tutaj szlak handlowy, tdy, i dalej w gb Krlestwa Grskiego. Mija on Strome, wic nieczsto jest uywany. Wikszo

kupcw wybiera drog, ktra pozwala im handlowa w Stromym oraz w innych miastach. - Jakie to ma znaczenie dla Wadczego? Czy chce zawadn t drog? - Nie. Nie przysa tu adnych wojsk. - Dokd prowadzi ten szlak? - Teraz? Donikd. Ledwie do kilku niewielkich osad, ale jest doskonay dla nieduej grupy ludzi, ktra chce podrowa szybko.

- Dokd? - Szlak niknie przy Byszczcym Bucie. - Pukna palcem w inne miejsce na pergaminie. Najwaniejsze, e prowadzi w gb terytorium Krlestwa Grskiego. Poza lini walk. Poza wojska, strzegce granicy. Dyskretnie. Na zachd od Stromego. - Kto stron? moe dy w tamt

Kobieta lekko wzruszya ramionami i umiechna si, gdy Cier oderwa wzrok od mapy.

- Moe skrytobjca, by zabi krla Eyoda? Moe kto, kto chce ponownie schwyta tego bkarta, ktry podobno ukrywa si w grach? Ty powiniene to wiedzie. Jeste w takich sprawach bieglejszy ode mnie. Moe kto chce zatru studnie w Stromym? Cier poblad nagle. - Min tydzie. miejscu... Co robi? S ju na

- Gdybym bya na twoim miejscu, wysaabym szybkiego kuriera do krla Eyoda. Jak dziewuszk dobrze trzymajc si w siodle.

Ostrzegabym j, e szpiedzy mog jej depta po pitach. - Tak, chyba tak bdzie najlepiej - zgodzi si Cier. W jego gosie nagle pojawio si znuenie. - Gdzie moje buty? - Spokojnie. Posaniec ruszy wczoraj. Dzisiaj tropiciele krla Eyoda pewnie ju szukaj ladw. Krl ma bardzo dobrych tropicieli. Za to mog rczy. Cier wbi wzrok w t kobiet, lecz owo spojrzenie nie miao nic wsplnego z jej nagoci.

- Znasz biego tropicieli krla Eyoda. Wysaa do niego jedn ze swoich dziewczt, zaopatrzywszy j we wasnorczne pismo z ostrzeeniem. - Nie widziaam powodu, by zwleka z podobnymi wieciami. Cier pogadzi krtk brod. - Gdy pierwszy raz poprosiem ci o pomoc, powiedziaa, e pracujesz dla zysku, a nie dla idei. Powiedziaa te, e dla zodzieja koni jedna strona granicy jest rwnie dobra jak druga i e nie wiesz, co to wierno ojczynie.

Jej zielone oczy zalniy jak u polujcego kota. - Doprawdy? - Przysuna si do Ciernia bliej. Drgnem lekko i powrciem do siebie. Czuem si zawstydzony, e ledziem Ciernia, a jednoczenie mu zazdrociem. Poruszyem drwa w palenisku i znowu si pooyem, przypominajc sobie, e Sikorka take pi samotnie, tylko z nasz creczk. Niewielkie to byo pocieszenie i do koca nocy spaem niespokojnie. Gdy ponownie otworzyem oczy,

leaem w prostokcie sonecznego blasku wlewajcego si przez okno pozbawione okiennic. Z ognia zostao jedynie kilka wgielkw, ale nie byo mi bardzo zimno. W wietle dnia pokj, w ktrym spaem, okaza si straszliwie zrujnowany. Zajrzaem do ssiedniego, szukajc wejcia na wysze pitra, skd mgbym mie lepszy widok na miasto. Znalazem tam tylko rozpadajce si drewniane schody, na ktre nie odwayem si wspina. Powietrze gstniao od wilgoci. Przejmujco zimne wilgotne ciany i posadzka przypominay mi lochy Koziej Twierdzy. Wyszedem,

wstpujc w dzie, ktry wyda mi si nieomal ciepy. nieg topnia na bruku. Zdjem czapk i pozwoliem, by agodny wiatr przeczesa mi wosy. Wiosna - szepno mi co w duszy. Tak, zapachniao wiosn. Przypuszczaem, e wiato dnia przegoni widmowych mieszkacw, a oni przeciwnie - wydawali si silniejsi. Czarny marmur pocity ykami, by najpowszechniejszym budulcem w tym dziwnym miecie. Wystarczyo, e go dotknem, by

wszystko wok mnie powracao do ycia. A nawet jeli nie dotykaem niczego, nadal odnosiem wraenie, e ktem oka dostrzegam ludzi, sysz szmer ich rozmw i wyczuwam mijajcy mnie tum. Przez pewien czas szedem, szukajc jakiego wysokiego, moliwie najmniej zniszczonego budynku, z ktrego mgbym si rozejrze po okolicy. Za dnia miasto okazao si bardziej zrujnowane, ni sdziem. Pozapaday si cae dachy, a kilka budowli miao w cianach spore pknicia obronite mchem. Gdzie indziej zewntrzne mury zawaliy si zupenie,

odsaniajc pokoje i zasypujc ulic stertami gruzu, na ktry musiaem si wdrapywa. Niewiele pozostao wyszych budowli, niektre opieray si o ssiednie, jak pijak wsparty na kompanie. Wreszcie ujrzaem odpowiedni budynek z wysok wieyc patrzc na inne z gry. Skierowaem si w jej stron. Czy kiedy by tu paac? Wielkie lwy strzegy szerokich schodw prowadzcych do wejcia. ciany wzniesiono z tego samego lnicego czarnego kamienia, ktry zaczem ju uwaa za pospolity materia budowlany w tym miecie, lecz tutaj umocowano na nim

paskorzeby z poyskliwego biaego marmuru. Kolosalne figury odcinajce si nieskaziteln biel od gbokiej czerni wywieray ogromne wraenie. Jaka gigantyczna kobieta trzymaa w doniach ogromny pug, cignity przez par monstrualnych wow. Ca ssiedni cian zaja dla siebie nie znana mi skrzydlata istota - moe smok? Wolno wspiem si po szerokich stopniach. Odniosem wraenie, jakby pomruk miasta przybra na sile. Umiechnity mody czowiek zbiega ze schodw w popiechu, w doni ciska zwj pergaminu.

Odsunem si o krok, by unikn zderzenia, lecz gdy mnie mija, nie odczuem najlejszego municia istnienia. Obrciem si, powiodem za nim wzrokiem. Oczy mia te jak bursztyn. Wielkie drewniane odrzwia byy zamknite, niegdy nawet na skobel, ale tak zmurszay, e wystarczyo pchnicie, by odpad zamek. Jedno skrzydo si otworzyo, drugie zakoysao wdzicznie i opado na posadzk. Ostronie zajrzaem za prg. Przez brudne okna z grubego szka sczyy si promienie soca. Drobinki kurzu z powalonych drzwi

taczyy w zimnym blasku. Oczekiwaem, e stado gobi lub nietoperzy gwatownie zerwie si do lotu, e gdzie mignie jaki szczur. Nic si nie poruszyo, nie znalazem nawet zapachu zwierzt. Podobnie jak drogi Mocy, tak i tego miasta unikay dzikie stworzenia. Wszedem do rodka, spod ng podnosiy mi si wte oboczki pyu. Na cianach pozostay strzpy dawnych zason, pod nimi zapadnite drewniane awy. Podniosem oczy ku wysokiemu sklepieniu. W tej sali mona by zmieci dziedziniec wiczebny

Koziej Twierdzy. Poczuem si maleki. Po drugiej stronie ujrzaem kamienne stopnie prowadzce do gry, w mrok. Podszedem do nich, cigle zanurzony w szmer rozmw, i nagle na schodach zaroio si od ludzi. Trzymali jakie zwoje albo arkusze pergaminu, a rozmawiali tonem osb, ktre omawiaj sprawy wakie. Rnili si nieco od ludzi, pomidzy ktrymi chodziem noc. Oczy mieli zbyt jaskrawe, dusze koczyny. Mimo wszystko zdawali mi si cakiem zwyczajni. Musiaem si znale w jakim urzdzie lub miejscu sprawowania wadzy. Tylko kwestie wagi

pastwowej rysuj na twarzach tak gbokie zmarszczki i przywouj marsa na czoo. Wielu ludzi ubranych byo w te tuniki i czarne wskie spodnie. Ci na ramionach mieli naszyte jakie emblematy. Domyliem si w nich urzdnikw. W miar jak wspinaem si coraz wyej, tych tunik przybywao. Na schody padao wiato przez szerokie okna umieszczone na kadym podecie. Z pierwszego ujrzaem wysze pitra ssiedniego budynku. Z kolejnego zyskaem widok na kilka dachw. Na drugim pitrze musiaem przej do innego

cigu schodw. Sdzc po licznych strzpach tkanin wiszcych na cianach, ta kondygnacja miaa niegdy jeszcze bogatszy wystrj. Zaczem oprcz ludzi dostrzega na wp przejrzyste bryy mebli, jak gdyby magia bya tutaj silniejsza. Przesuwaem si pod cianami, chcc unikn niedotyku przenikajcych przeze mnie ludzi. Mijaem liczne wycieane awy przeznaczone dla oczekujcych jeszcze jeden dowd oficjalnego charakteru tej budowli - oraz pisarczykw, ktrzy przy stoach kopiowali informacje z przedstawianych im zwojw.

Pokonaem kolejny cig schodw, lecz nastpne okno nie dao mi upragnionego widoku na miasto, gdy wypenione byo ogromnym witraem. Obraz przedstawia kobiet i smoka. Nie wydawali si wrogami, raczej toczyli spokojn rozmow. Kobieta na tym obrazie miaa czarne wosy i rwnie czarne oczy, a na czole jaskrawoczerwon opask. Trzymaa co w lewej doni, ale czy to bya bro, czy oznaka godnoci, nie wiedziaem. Ogromny smok mia na szyi obro wysadzan drogimi kamieniami, lecz poza tym nic w jego postawie nie zdradzao, e jest zwierzciem

udomowionym. Dugo patrzyem na witra, na wiato spywajce poprzez przybrudzone barwne szko. Ten obraz by wyjtkowo wany, tylko e ja nie mogem poj jego znaczenia. W kocu odwrciem si i rozejrzaem po pitrze. Byem w pomieszczeniu lepiej owietlonym ni poprzednie, zdecydowanie mniejszym ni wntrze na parterze. Pomidzy wysokimi wskimi oknami, zamknitymi przejrzystym szkem, widziaem ciany zdobione we fryzy przedstawiajce sceny bitewne lub wiejsk sielank. Miaem ogromn ochot przyjrze si bliej

malowidom, lecz rozum zwyciy i skierowaem kroki ku nastpnemu cigowi schodw. Te nie byy szerokie, wiy si spiralnie. Zakiekowaa we mnie nadzieja, e prowadz na wie. Duchy wydaway si tutaj mniej liczne. Wchodzenie zabrao mi duo czasu i byo bardzo mczce. Zanim dotarem na szczyt, zrzuciem paszcz, a potem rozwizaem troczki koszuli. wiato przedostawao si na te schody przez otwory niewiele szersze ni okienka strzelnicze, rozmieszczone w regularnych odstpach. Przy jednym z nich staa jaka moda

kobieta i przygldaa si miastu lawendowymi oczyma, z ktrych wyzieraa rozpacz. Wydawaa si taka rzeczywista, i mijajc j wybkaem krtkie przeprosiny. Oczywicie, nie zwrcia na mnie uwagi. Znowu ogarno mnie niesamowite wraenie, e jestem tutaj duchem. Na tych schodach take minem kilka podestw, na kadym znajdoway si jakie drzwi, ale wszystkie byy pozamykane, a czas obszed si z nimi litociwie. Moe suchsze powietrze oszczdzio drewno i metal. Ciekaw byem, co si za nimi kryo. Drogocenne

skarby? Gromadzona od wiekw wiedza? Butwiejce koci? adne drzwi nie ustpiy przede mn, tote wspinaem si wyej, majc tylko nadziej, e w nagrod za wytrwao nie znajd na szczycie wiey kolejnych zamknitych podwoi. Miasto byo dla mnie tajemnic. Widmowe ycie, soczyste i pene barw, pozostawao w ogromnej sprzecznoci z rzeczywist ruin. Jak dotd nie natrafiem na adne lady walki; zniszczenia, jakie widziaem, mogo spowodowa trzsienie ziemi.

Znowu minem kilkoro pozamykanych drzwi. Chyba nawet bogowie nie wiedzieli, co si za nimi znajduje. Kt zamyka drzwi, jeli si spodziewa nigdy nie wrci? Gdzie si podziali ludzie, ktrych widziaem jako duchy? Dlaczego opucili miasto? I kiedy? Czy mieszkali tu Najstarsi? Czy Najstarsi to smoki, ktre widziaem na murach i na witrau? Niektrzy ludzie lubuj si w amigwkach i zagadkach. Mnie przyprawiy one o upanie w gowie, jako dodatek do narastajcego z upywem czasu ssania w odku.

Dotarem do komnaty na szczycie wiey. Otworzya si wok mnie, okrga, przykryta wysok kopu. cian tworzyo szesnacie rwnych czci - co drug stanowio okno z grubego szka, porysowanego i brudnego. Jedna szyba bya rozbita, okruchy szka rozsypay si po komnacie i wskim balkonie. Na rodku lea rozbity wielki okrgy st. Nad nim dwch mczyzn oraz trzy kobiety, wszyscy ze wskazwkami w doniach, gestykulowali ywo, dyskutujc nad jak wan spraw. Jeden z mczyzn wydawa si rozgniewany. Okryem

nierzeczywisty st oraz urzdnikw. Wskie drzwi prowadzce na zewntrz otworzyy si bez trudu. Obszedem szczyt wiey dookoa, na mikkich nogach, bojc si, e spadn. Pozostaa tu co prawda drewniana balustradka, ale nie miaem jej zaufa. Rozgldaem si wok, oniemiay z zachwytu. Na poudniu ujrzaem szerok rzeczn dolin. W oddali rysoway si granatowe gry, wspierajce blade zimowe niebo. Bliej pyna rzeka przypominajca tustego leniwego wa. Na jej brzegach kwity inne miasta. Za rzek cigna si yzna dolina, gsto poronita drzewami,

poprzecinana geometrycznymi wzorami pl, ktre pojawiay si i znikay, gdy potrzsnem gow, by si pozby sprzed oczu widmowego obrazu. Zobaczyem te szeroki czarny most i drog wiodc po nim w dal. Dokd? Przez krtk chwil widziaem zarys dalekich wie. Wypchnem ze swego umysu uudne zjawy i zobaczyem odlege jezioro, znad ktrego unosia si mga, perowa w wyblakych promieniach soca. Czy gdzie tam by krl Szczery? Zbdziem wzrokiem na poudniowy wschd i zamarem. Kto wie, moe znalazem odpowied na

niektre pytania. Brakowao tam caej dzielnicy. Znikna. Nie byo ruin, nie byo zapadnitych dachw. Tylko ogromna rozpadlina w ziemi, jak gdyby gigant wbi tam kolosalny klin. Szczelin wypenia woda lnicy jzor wdzierajcy si w miasto. Na brzegu stay jeszcze budynki, ulice uryway si raptownie na linii wody. Rana wdara si w samo serce miasta niczym bezlitosna dzida. Spokojna woda poyskiwaa srebrem odbitym od zimowego nieba. Czy ten miertelny cios zadao miastu niespodziewane wstrznienie ziemi? Raczej nie. To byo tylko jedno uderzenie.

Bez wtpienia miaa tutaj miejsce straszliwa katastrofa, ale to mi jeszcze nie wyjaniao, dlaczego miasto umaro. Przeszedem wolno do pnocnej czci wiey. U moich stp leao miasto, za nim cigny si winnice i pola uprawne. Jeszcze dalej rozlegy las, przecity drog. W odlegoci kilku dni jazdy widniay gry. Pokrciem gow z niedowierzaniem. Wedle moich oblicze przybyem wanie stamtd. Mimo wszystko zupenie sobie nie przypominaem podobnej podry. Zadraem. Co robi? Czy to moliwe, e krl Szczery jest

gdzie w tym miecie? Nie wyczuwaem jego obecnoci. aowaem, e nie potrafi sobie przypomnie, dlaczego ani kiedy rozstaem si z towarzyszami. Chod do mnie, chod do mnie zaszeptao mi w sercu. Przytoczy mnie beznadziejny smutek, zapragnem pooy si i umrze. Prbowaem siebie przekona, e to efekt zaywania kozka, ale wiedziaem przecie, e tak reaguj na nieprzerwany cig niepowodze. Od chodnego wiatru robio mi si zimno, wrciem wic do komnaty.

Wchodzc z powrotem przez rozbite okno, nadepnem na jaki patyk, ktry nie wiadomo skd wzi si na pododze. Polizgnem si na nim, zamachaem gwatownie ramionami, ledwie odzyskaem rwnowag. Spojrzaem pod nogi i dostrzegem co zastanawiajcego, czego nie zauwayem wczeniej na posadzce, tu przy rozbitym oknie, widniay lady ognia. Sadza poczernia nawet resztki szka pozostae w bocznej ramie. Pochyliem si, dotknem ostronie tafli. Umazaem palec na czarno. Sadza nie bya wiea, ale te nie

miaa wicej ni kilka miesicy - w przeciwnym razie zimowe burze i nieyce staryby j dokadniej. Uczyniem krok do tyu i przyjrzaem si pododze, zmuszajc zmczony mzg do cikiej pracy. Ogie rozpalono z porbanego stou, ale woono do niego take gazki z jakiego drzewa albo krzaku. Kto specjalnie przynis tutaj, na szczyt wiey, patyczki, eby je wsadzi do ognia. Po co? Dlaczego mu nie wystarczyo drewno z wielkiego mebla? I w jakim celu wspina si tak wysoko, by rozpali ogie? eby wiato byo widoczne z daleka? Usiadem obok zimnych popiow.

Oparem si plecami o kamienn cian, a wtedy skcone duchy wok stou nabray wikszej wyrazistoci. Jeden krzycza na drugiego, a potem przecign wyimaginowan lini po zapadnitym stole. Jedna z kobiet skrzyowaa ramiona na piersiach. Na jej twarzy malowa si upr. Druga umiechaa si zimno i stukaa wskazwk w blat. Skoczyem na rwne nogi, przeklem siebie od najgorszych gupcw i podszedem do stou. W tej samej chwili, gdy dostrzegem na nim map, zyskaem pewno, e to krl

Szczery rozpali ogie. Ale oczywicie! Wiea o wysokich oknach, z ktrych roztacza si widok na wszystkie strony wiata, porodku komnaty wielki st z przedziwn map. Podobnej nie widziaem nigdy w yciu. Nie bya malunkiem na papierze, lecz zostaa ulepiona z gliny, oddawaa szczegowo kade wzniesienie i zagbienie terenu. Zawalia si razem ze stoem, ale dostrzegaem jeszcze pozostaoci byszczcych okruchw czarnego szka, ktrymi oznaczono rzek. Zostay modele domw cigncych si wzdu prostych ulic, malekie fontanny

wypenione niebieskim szkem, ustawiono nawet gazki zazielenione wenianymi listkami, oznaczajc najwiksze drzewa w miecie. W regularnych odstpach stay niewielkie przejrzyste krysztay. Podejrzewaem, e oznaczaj punkty orientacyjne. Wszystko tu byo, nawet malutkie prostopadociany w miejscu straganw na targu. Cho mapa bya zniszczona, nadal cieszya oko. Umiechnem si pewien, e kilka miesicy po powrocie krla Szczerego do Koziej Twierdzy w jego wiey, z ktrej siga Moc, pojawi si podobny st i tak samo

sporzdzona mapa. Pochyliem si, ignorujc duchy, i odtworzyem wasne kroki. atwo odnalazem wie, w ktrej si znajdowaem. Zrzdzeniem losu akurat ta cz mapy si rozpada, ale nadal nietrudno byo palcami przemierzy drog, ktr w nocy pokonywaem na wasnych nogach. Kolejny raz zadziwio mnie, jak proste s ulice, jak precyzyjne skrzyowania. Nie miaem pewnoci, gdzie si obudziem rankiem, ale udao mi si okreli niezbyt rozlegy, prawdopodobny obszar miasta. Powrciem wzrokiem do wiey, a nastpnie

starannie przeliczyem przecznice, ktre musiaem min, i zapamitaem, gdzie oraz w ktr stron powinienem skrci, by znale si w punkcie wyjcia. Moe kiedy trafi w tamt okolic, bd potrafi odnale co, co przywrci mi pami brakujcych dni. aowaem, e nie mam pod rk papieru i pira, eby naszkicowa okolic. W tej samej chwili dotaro do mnie znaczenie ogniska. Krl Szczery uy zwglonego patyka do wyrysowania mapy. Tylko na czym? Rozejrzaem si po

komnacie, lecz nie znalazem draperii. ciany pomidzy oknami byy biae, ponacinane we wzory... wstaem, podszedem do jednej z nich, przyjrzaem jej si z bliska. Ogarn mnie niekamany podziw. Pooyem do na chodnym biaym kamieniu, a potem wyjrzaem przez brudne okno. Przesunem palcami po rzece, ktr widziaem w oddali, odnalazem delikatny szlak drogi, ktra j przecinaa. Widok z kadego okna zosta wiernie oddany na ssiedniej cianie. Drobne hieroglify oraz nieczytelne dla mnie symbole mogy by nazwami miast i osad. Potarem szyb, ale okazao

si, e brud w wikszoci przylgn od zewntrz. Pojem wreszcie, dlaczego jedno z okien zostao stuczone. Uczyni to krl Szczery, chcc zyska wyrany widok. Potem rozpali ogie i zwglonym patykiem przerysowa co, prawdopodobnie na map, ktr mia przy sobie od chwili, gdy wyruszy z Koziej Twierdzy. Co skopiowa? Podszedem do okna ze stuczon szyb i uwanie przyjrzaem si cianom po obu jego stronach. Jaki czas temu ludzka do przetara z kurzu fragment po lewej. Przyoyem rk do pozostaego w pyle ladu

doni stryja. Star kurz z tej ciany, stan jak ja w tej chwili i patrzy przez okno, a potem przerysowa co na map. Czy ten szkic mia punkty wsplne z oznaczeniami na mapie z Krlestwa Grskiego? Bardzo aowaem, e nie miaem przy sobie kopii zabranej przez krlow Ketriken. Widziaem za oknem gry. Na pnoc od wiey. Stamtd przyszedem. Przyjrzaem si widokowi, a nastpnie sprbowaem go odnie do rysunku na cianie. Pulsujce obrazy przeszoci nie uatwiay zadania. Raz widziaem ziemi poronit

lasem, w nastpnej chwili patrzyem na winnice i pola uprawne. Jedyn cech wspln dla obu widokw bya czarna wstga drogi wiodca w stron gr prosto jak strzeli. Przesunem palcem po wgbieniu na cianie. Docierao do grskiego pasma. W miejscu rozwidlenia drogi postawiono kilka hieroglifw. A take umocowano w cianie lnicy okruch krysztau. Przysunem twarz do rysunku, usiowaem rozpozna malutkie napisy. Czy pasoway do oznacze na mapie krla Szczerego? Czy krlowa Ketriken rozpoznaaby te symbole?

Wyszedem z komnaty na szczycie wiey, popieszyem w d schodw, mijajc widmowe postacie, ktre zdaway si coraz wyraniej widoczne. Ju syszaem ich sowa, dostrzegaem te niekiedy gobeliny, ktre w dawnych czasach zdobiy ciany. Wiele byo na nich smokw. - Czy to Najstarsi? - zapytaem nagich cian, a mj gos zadra echem na schodach. Potrzebowaem czego, na czym mona byo pisa. Strzpy gobelinw byy wilgotne i rozpaday si przy dotkniciu. Wszelkie

drewno zmurszao. Wywayem drzwi prowadzce do jednego z zamknitych pokojw, majc nadziej, e co w nim znajd. Rzeczywicie, wzdu cian stay tu drewniane kratownice, a w kadym otworze znajdowa si zwj. Arkusze wyglday na nie zniszczone, podobnie jak przyrzdy do pisania rozoone na stole. Kiedy jednak wycignem rk, moje palce nie napotkay oporu, papier okaza si pomarszczony i kruchy niczym popi. Dostrzegem wiey zapas pergaminu na pce w rogu. Rozsunem na boki rozpadajce si arkusze, a wreszcie natrafiem na

kawaek zdatny do uytku, nie wikszy ni dwie moje donie. By sztywny i poky, ale cay. W cikim szklanym soju z zatyczk pozostay zaschnite resztki inkaustu. Drewniane oprawki do tutejszych przyrzdw pisarskich rozpady si w proch i py, ale metalowe kocwki przetrway, a byy na tyle dugie, e mogem je pewnie uchwyci. Uzbrojony w te skarby wrciem do komnaty z map. Odrobina liny wystarczya, by inkaust znowu nadawa si do uytku, stalwk wyczyciem o posadzk, a zabysa. Rozpaliem

wygase resztki ogniska, bo niebo zaczynao si chmurzy i wiato wpadajce przez brudne okna blado. Uklkem przed cian, ktr przetar z kurzu mj stryj, i przerysowaem moliwie najwikszy fragment drogi, gr oraz inne punkty charakterystyczne na strzpek zesztywniaej skry. Z niemaym trudem skopiowaem take drobne hieroglify. Moe powiedz co krlowej Ketriken. Moe kiedy porwnamy ten niezdarny rysunek z jej map, nabior sensu jakie wsplne punkty charakterystyczne. Nic wicej nie mogem zrobi. Nim

skoczyem, soce chylio si ju ku zachodowi, a z ognia zosta tylko ar. Obrzuciem wynik swoich stara ponurym spojrzeniem. Ani krl Szczery, ani Krzewiciel by mnie nie chwalili. Trudno. Musiao wystarczy to, co miaem. Upewniem si, e wyschnity inkaust nie bdzie si rozmazywa, i wetknem pergamin za koszul. Nie chciaem ryzykowa, e deszcz albo nieg zniweczy moje wysiki. Wyszedem z wiey o zmierzchu. Widmowi urzdnicy dawno ju udali si na kolacj przed ciepym kominkiem. Szedem ulicami penymi ludzi zdajcych do domu

lub wychodzcych, by si wieczorem zabawi w miecie. Mijaem gospody i tawerny, ktre zdaway si pon od wiata, syszaem dobiegajce z wntrz wesoe gosy. Coraz trudniej byo mi odrnia prawd od przeszoci, coraz mniej wyranie widziaem puste ulice i opuszczone budynki. Przeywaem wyrafinowan tortur. Samotny, z pustym brzuchem i wyschnitym gardem, szedem obok ober, gdzie duchy tego miasta weseliy si i bawiy, syte i szczliwe. Plan miaem prosty. Zamierzaem wrci nad brzeg rzeki i napi si

wody. Potem wrci do pierwszego miejsca, jakie sobie tu przypominaem. Znajd w pobliu jakie schronienie na noc, a wraz z brzaskiem rusz w stron gr. Miaem nadziej, e kiedy wejd na drog, ktr prawdopodobnie tutaj przyszedem, odzyskam pami. Uklkem nad brzegiem rzeki. Nabraem w do zimnej wody i podniosem do ust. Wtedy ukaza si smok. Najpierw niebo nad moj gow byo puste. I zaraz wszystko zalao zote wiato, podnis si szum wielkich skrzyde. Wok mnie ze wszystkich garde wydar si okrzyk. Jedni byli przestraszeni, inni

zachwyceni. A smok obniy lot, zatoczy krg nisko nad ziemi. Fala wiatru zakoysaa statkami na wodzie. Smok uczyni jeszcze jedno koo, nim zanurkowa w rzek. Zote wiato zgaso i noc wydaa si ciemniejsza ni dotd. Targnem si do tyu, uciekajc we nie przed fal, ktra z poruszonej rzeki wyprysna na brzeg. Wszyscy dookoa mnie, wszyscy ludzie bez wyjtku patrzyli wyczekujco na wod. Powiodem wzrokiem za ich spojrzeniami. Z pocztku nie dojrzaem nic. Potem powierzchnia rzeki si rozdzielia i odsonia ogromny eb. Lnice

strumienie spyway po zotej wowatej szyi. We wszystkich baniach porwnywano smoki do robakw, jaszczurw lub wy, a ten, ktry si na moich oczach wynurza, rozpocierajc ociekajce wod skrzyda, przywodzi na myl ptaka. Penego gracji kormorana wznoszcego si nad powierzchni morza po nurkowaniu za ryb, a moe jaskrawo ubarwionego baanta? Wielkoci dorwnywa duemu statkowi, a rozpito jego skrzyde przewyszaa najpotniejsze agle. Sowo uski nie wydaje si waciwe dla okrelenia ozdobnych pytek o

skomplikowanym wzorze pokrywajcych jego skrzyda, a przecie wyraz pira ma zbyt lotne brzmienie. Rzekbym - pira, ale z litego zota. Skamieniaem z zachwytu i zdumienia. Smok wyszed z rzeki tak blisko mnie, e gdyby by prawdziwy, zostabym przemoczony do nitki przez wod ociekajc z jego rozpostartych skrzyde. Kada kropla spadajca na powrt do rzeki migotaa magi. Smok przystan na brzegu, pazury wszystkich czterech ap wbi gboko w wilgotn ziemi i starannie zwin skrzyda, a nastpnie dziobem

przeczesa ogon o rozdwojonym kocu. Zote wiato skpao mnie i zalao blaskiem zgromadzony tum. Odwrciem si od smoka, by si przyrzec ludziom. Na ich twarzach dostrzegem rado i szacunek. Smok o jasnych oczach sokoa i postawie dumnego ogiera ruszy w ich kierunku. Ludzie si rozstpili, robic mu przejcie, witajc go z powaaniem. - Najstarszy - odezwaem si gono. Podyem za nim, palcami muskajc fronty budynkw - jeden z

wielu w zachwyconym tumie. Wolno szedem ulic za defilujcym smokiem. Z gospod, z domw, zewszd wychodzili ludzie, powikszajc cib. Z pewnoci nie byo to wydarzenie pospolite. Sam nie wiem, czego si spodziewaem dowiedzie, podajc za innymi. Chyba nie mylaem o niczym w szczeglnoci, po prostu chciaem i za tym ogromnym, piknym stworzeniem. Pojem, dlaczego gwne ulice miasta s tak szerokie. Nie dla wozw, lecz dla tych cudownych przybyszw. Smok zatrzyma si przed wielk

marmurow mis. Ludzie ruszyli, rywalizujc o honorowe miejsce przy koowrocie. Na ptlach przymocowanych do acucha wznosio si wiadro za wiadrem, a kade wylewao swe brzemi pynnej magii do ogromnej misy. Gdy si zapenia, Najstarszy z wdzikiem pochyli gow i wypi. Cho wiedziaem bez wtpienia, e patrz na obraz, w ktrym nie mog mie udziau, poczuem palce pragnienie. Dwukrotnie jeszcze napeniano mis i dwukrotnie Najstarszy j oprni, nim ruszy swoj drog. I ja poszedem za nim, dziwic si temu, co widziaem.

Przed nami nagle wyonio si tamto przeraajce cicie, ktre niszczyo symetri miasta. Poszedem za procesj duchw na jego krawd i zobaczyem, jak wszyscy - kobiety, mczyni, dzieci oraz Najstarszy znikaj, kroczc obojtnie przez powietrze. W krtkim czasie zostaem sam na krawdzi przepaci, syszc tylko szept wiatru nad nieruchom gbok wod. Kilka gwiazd zalnio na zachmurzonym niebie i odbio si w czarnej wodzie. Wszelkie sekrety Najstarszych, jakie mgbym tu pozna, zostay dawno temu pochonite przez kataklizm.

Odwrciem si i wolno odszedem. Dokd dy Najstarszy? W jakim celu tu przyby? Pami podsuna mi obraz, jak napenia si srebrn byszczc si. Zadraem. Zajo mi nieco czasu, nim trafiem na powrt do rzeki. Tam wytyem umys, by przypomnie sobie map w komnacie na wiey. Byem bardzo godny, ale postanowiem o tym nie myle. Ruszyem ulicami. Szedem przez grup awanturnikw, kiedy nadcigna stra miejska na potnych wierzchowcach. Uskoczyem przed nimi na bok i

skrzywiem si na dwik opadajcych paek. Cho wiat ten by nierealny, z radoci zostawiem haaliw burd daleko za sob. Skrciem w prawo, w nieco wsz ulic i minem nastpne trzy przecznice. Zatrzymaem si. Tutaj. Na tym placu klczaem w niegu poprzedniej nocy. Tutaj. Rozpoznaem sup na samym rodku, przypominajcy jaki pomnik czy dziwn rzeb. Zosta zrobiony z tego samego wszechobecnego czarnego kamienia z pajczynk poyskliwego krysztau. Moim zmczonym oczom

wydawao si, e byszczy janiej, tym samym tajemniczym niewiatem, ktre bio z murw. Sabe lnienie uwypuklao gboko wycite hieroglify na jego boku. Obszedem sup dookoa. Niektre ze znakw - miaem absolutn pewno - byy podobne, a moe nawet identyczne z tymi, ktre skopiowaem na wiey. Czy w takim razie miaem do czynienia z drogowskazem? Wycignem do, by dotkn jednego ze znajomych znakw. Wok mnie - czarna noc. Poczuem zawrt gowy. Chciaem si przytrzyma supa czy kolumny,

ale wycignitymi rkoma natrafiem na pustk i runem w zamarznity nieg. Jaki czas leaem z policzkiem na szorstkiej drodze, mrugajc oczyma bezuytecznymi w smolistej czerni. Potem spado na mnie co cikiego i ciepego. Bracie! - zawy lepun radonie. Wdusi mi lodowaty nos pod brod, ap trca w twarz. - Wiedziaem, e wrcisz! Wiedziaem!

Rozdzia dwudziesty smy Krg Mocy

Ogromn tajemnic spowijajc Najstarszych powiksza i to, e tak niewiele pozostao nam ich wizerunkw, a i pord tych wyjtkowych pamitek trudno si dopatrzy cech wsplnych. Dotyczy to nie tylko gobelinw i zwojw, stanowicych kopie dawniejszych

obrazw, lecz take tych nielicznych, ktre przetrway od czasw krla Mdrego. W niektrych wizerunkach mona znale powierzchowne podobiestwo do legendarnych smokw, gdy ukazuj skrzyda, pazury, uskowat skr oraz podkrelaj ogromne rozmiary Najstarszych. Nie wszystkie. Przynajmniej na jednym gobelinie ta mityczna istota zostaa oddana na podobiestwo czowieka, lecz o zotej skrze i susznym wzrocie. Podobizny Najstarszych nie zgadzaj si nawet pod wzgldem liczby koczyn przedstawicieli tej

przedwiecznej rasy. Niekiedy maj oni a cztery odna, i jeszcze dwa skrzyda, a bywa, e nie maj skrzyde w ogle i poruszaj si na dwch nogach jak czowiek. Pojawiay si przypuszczenia, i niewiele napisano o Najstarszych, gdy wiedza o nich w owym czasie postrzegana bya jako cakowicie naturalna. Podobnie jak nikt nie uwaa za stosowne stworzy zwoju, ktry szczegowo traktuje o podstawowych cechach charakterystycznych konia, gdy nie suyoby to adnemu uytecznemu celowi, tak nikt si wwczas nie spodziewa, i pewnego dnia

Najstarsi przejd do legendy. Rozumowanie takie wydaje si nie pozbawione logiki, z drugiej jednak strony wystarczy przecie rozejrze si dookoa, by znale rozliczne gobeliny i zwoje obrazujce konia, co dowodzi bdnoci powyszego wywodu. Gdyby Najstarsi byli rwnie powszechnie nieodcznym elementem codziennego ycia, dysponowalibymy znacznie wiksz liczb ich opisw.

***

Jaki czas nie do koca wiedziaem, co si ze mn dzieje, ale wreszcie znalazem si znowu w namiocie wraz z innymi. Po wizycie w miecie, gdzie panowaa prawie wiosenna pogoda, noc w grach zdawaa si jeszcze zimniejsza. Omotalimy si wszyscy kocami. Dowiedziaem si, e poprzedniej nocy nagle zniknem. Opowiedziaem o wszystkim, co mnie spotkao w miecie. Niejeden raz odczuem, e towarzysze wyprawy mi nie dowierzaj. Czuem si jednoczenie poruszony i winny, widzc, jak ciko przeyli moje zniknicie. Wilga bez wtpienia

pakaa, po Pustce oraz krlowej Ketriken zna byo, e dawno nie spay. Trefni by w najgorszym stanie: blady i cichy, lekko dray mu donie. Wszystkim nam trzeba byo czasu na dojcie do siebie. Pustka przyrzdzia podwjn porcj jedzenia i kade z nas, z wyjtkiem trefnisia, podjado co si zowie. Bazen wyglda, jakby go opuciy wszelkie siy. Podczas gdy inni siedzieli koem, suchajc mojej opowieci, on ju ukry si pod kocami z wilkiem u boku. Zdawa si kompletnie wyczerpany. Musiaem opowiedzie o

wypadkach w miecie ni mniej, ni wicej, tylko trzy razy. - Dziki Edzie, bye pod wpywem kozka, gdy zostae przeniesiony - stwierdzia Pustka tajemniczo. Inaczej nie pozostaby przy zdrowych zmysach. - Powiedziaa: przeniesiony? - Doskonale wiesz, o czym mwi. - Potoczya wzrokiem po wpatrzonych w ni twarzach. Przeniesiony przez drogowskaz. Te filary musz mie co wsplnego z twoim przeniesieniem. -

Odpowiedzi bya cisza. - Dla mnie to oczywiste. Przy jednym z nich Bastard znikn z drogi Mocy, a tam znalaz si przy innym. Wrci w ten sam sposb. - Dlaczego wic nie przenosz nikogo innego? - dociekaem. - Bo ty jeden midzy nami jeste wraliwy na Moc. - Wobec tego drogowskazy rwnie s stworzone Moc? - Ogldaam go za dnia odpowiedziaa, patrzc mi w oczy. Jest wykuty z czarnego marmuru

poznaczonego wzorem byszczcego krysztau. Tak samo jak ciany domw w miecie, ktre nam opisae. Dotykae obu supw? Zamyliem si na chwil. - Tak mi si wydaje. - Prosz bardzo. Przedmiot nasycony Moc moe odbiera zamiary swego twrcy. Te filary zostay wzniesione, by uatwia podrowanie ludziom, ktrzy potrafi z nich korzysta. - Pierwszy raz sysz co podobnego. Skd o tym wiesz?

- Domylam si - odpara. - Id spa. Jestem nieludzko zmczona. Przez ca noc i cay dzie szukalimy ci bez chwili wytchnienia, a gdy chcielimy odpocz, wilk skamla bez ustanku. Skamlae? Woaem ci. Nie odpowiadae. Nie syszaem. Inaczej na pewno bym prbowa. Zaczynam si o ciebie obawia, bracie. Ulegasz siom, ktre zabieraj ci w miejsca, dokd nie mog za tob pody, zamykaj

przede mn twj umys. Nigdy nie czuem si bardziej w stadzie ni z wami, ale jeli ci strac, stado strac take. Nie stracisz mnie - przyrzekem, lecz nie byem pewien, czy zdoam dotrzyma obietnicy. - Bastardzie? - odezwaa krlowa Ketriken. - Jestem z wami - zapewniem. - Spjrzmy na twj szkic. Wyjem go zza pazuchy, porwnalimy obie mapy. Nieatwo si

byo odnale podobiestwa, ale moe powodem bya rnica skali. W kocu zdecydowalimy, e fragment skopiowany w czarnym miecie przypomina nieco pewien wycinek szlaku odwzorowany na pergaminie krlowej Ketriken. - W tym miejscu - wskazaem kropk na jej mapie - chyba oznaczono miasto. Jeli tak, wobec tego tutaj bdzie to, a to tutaj. Krl Szczery wyruszy w drog z kopi tej starszej, wyblakej mapy krlowej Ketriken. Szlak, ktry teraz nazywaem drog Mocy, zosta na niej wyrysowany, ale na kocu

rozchodzi si w trzech rnych kierunkach. Oznaczenia na kocu kadego z trzech odcinkw dawno wyblaky i przemieniy si w niewyrane plamy. Teraz dysponowalimy map, ktr przerysowaem w czarnym miecie, i na niej take widniay trzy punkty kocowe. Jednym z nich byo samo miasto. Kolejne dwa pozostaway dla nas zagadk. Krlowa Ketriken przyjrzaa si uwanie hieroglifom. - Widywaam niekiedy podobne znaki - przyznaa wreszcie. - Mona je napotka w dziwnych miejscach:

gdzieniegdzie w grach znajduj si kamienie oznaczone takimi symbolami. Kilka jest na zachodnim kracu Mostu Wielkiej Otchani. Nikt nie wie, kiedy ani dlaczego zostay wyryte. Nikt ich nie potrafi odczyta. Ledwie kilku z nich uywa si w dzisiejszych czasach. Jedni mwi, e to napisy na grobowcach, inni twierdz, e opisuj one granice. - Czy potrafisz, pani, ktre z nich odczyta? - spytaem. - Kilka. Uywamy ich w grze losowej... - Zamilka, wpatrzona w moje bazgroy. - Z tych nie znam

adnego - stwierdzia w kocu, wyranie rozczarowana. - Ten najbardziej przypomina znak kamie, ale innych nigdy nie widziaam. - Oznacza to miejsce. Wskazaem je na mapie, prbujc mwi gosem penym otuchy. Niestety, kamie nic mi nie wyjania. - Wydaje si nam najblisze. Czy teraz ruszymy tam wanie? - Chciabym i do czarnego miasta - odezwa si bazen cicho. Powinienem zobaczy smoka.

Pokiwaem gow. - Warto byo odwiedzi miasto. Jest niezmierzon skarbnic wiedzy, trzeba tylko czasu, by z niej czerpa. Gdyby nie to, e cigle mi w gowie brzczy chod do mnie mego krla, chtnie bym tam zosta duej. - Nie wspomniaem o snach z Sikork i Cierniem. Naleay do mnie. Podobnie jak pragnienie, by wrci do domu i do ukochanej. - Bez wtpienia - zgodzia si Pustka. - I na pewno wpakowaby si w nowe kopoty. Ciekawam, czy to on zawrci ci bezpiecznie na drog?

Ju miaem znowu zacz j wypytywa, ale trefni powtrzy cicho: - Chciabym pj do czarnego miasta. Wszyscy powinnimy si przespa - oznajmia krlowa Ketriken. - Musimy wsta o pierwszym brzasku i rusza czym prdzej. Myl, e Szczery by w tamtym miecie, cieszy mnie, cho take napenia zymi przeczuciami. Musimy go jak najszybciej odnale. Nie mog ju duej kadej nocy docieka, dlaczego nie wrci.

- Nadchodzi katalizator, by z kamienia uczyni ciao, a ciao w kamie przemieni. - Gos trefnisia by niewyrany i senny. - Dotykiem zbudzi smoki ziemi. Upione miasto zadry dla niego i powrci do ycia. Nadchodzi katalizator. - Pisma Biaej Matczycy dokoczya Pustka z szacunkiem. Potem zwrcia si do mnie zagniewana. - Trudno uwierzy, e proroctwa i przepowiednie spisywane przez setki lat miayby dotyczy wanie ciebie. - To nie moja wina - bknem gupio. Ju si zagrzebywaem w

kocach. Wspomniaem z tsknot miniony dzie, prawie ciepy. Tutaj wia lodowaty wiatr, jego wycie mrozio do szpiku koci. Prawie drzemaem, gdy bazen pogadzi mnie po twarzy ciep doni. - Ciesz si, e yjesz - szepn. Odmruknem co z wdzicznoci. Przypominaem sobie wanie plansz do gry i zadanie, jakie przedstawia mi Pustka na dzisiejsz noc. Zaczem rozwizywa zagadk.

Poderwaem si usiadem prosto.

gwatownie,

- Banie! - krzyknem. - Masz ciep rk! - pij wreszcie - burkna Wilga obraonym tonem. Nie zwrciem na ni uwagi. cignem trefnisiowi koc z twarzy i dotknem jego policzka. Bazen wolno otworzy oczy. - Jeste ciepy - powiedziaem. Dobrze si czujesz? - Zimno mi - przyzna aonie. -

Bardzo zimno. I jestem ogromnie zmczony. Popiesznie zaczem na nowo rozpala ogie w piecyku. Inni take wydobywali si z kocw. Po drugiej stronie namiotu Wilga usiada na posaniu. - Bazen nigdy nie jest ciepy wyjaniem im, chcc, eby pojli moje zachowanie. - Zawsze jest chodny. Teraz jest ciepy. - Doprawdy? - zapytaa Wilga z dziwn ironi. - Zachorowa? - odezwaa si

Pustka. - Nie wiem. Nigdy nie by chory. - Rzadko bywaem chory poprawi mnie trefni. - Miaem ju kiedy podobn gorczk. Po si i pij, Bastardzie. Nic mi nie bdzie. Do rana powinienem by zdrw. - O wicie musimy rusza w drog - oznajmia krlowa Ketriken nieugicie. - I tak ju stracilimy jeden dzie. Stracilimy dzie?! wykrzyknem. Wzbiera we mnie gniew. Zyskalimy map,

poznalimy nowe szczegy oznacze, dowiedzielimy si, e krl Szczery by w czarnym miecie. Nie mam najmniejszych wtpliwoci, e dosta si tam tak samo jak ja, a moe i wrci przez ten sam kamie. Nie stracilimy dnia, krlowo, ale zyskalimy wszystkie te dni, jakie zabraoby nam szukanie drogi w d, a potem schodzenie do miasta. I powrt na drog. O ile sobie przypominam, planowaa, pani, powici dzie na szukanie zejcia. Znalelimy drog. - Umilkem. Nabraem gboko powietrza, narzuciem sobie spokj. - Nie bd prbowa

nikogo przymusza do swojej woli, ale jeli trefni bdzie rano chory i nie zdoa ruszy w drog, ja take zostan. W oczach krlowej Ketriken zalni wojowniczy bysk. Przygotowaem si do starcia, lecz bazen mnie ubieg. - Ruszam jutro, zdrw czy nie zapewni nas oboje. - Wobec tego postanowione rzeka krlowa Ketriken spiesznie. Banie, czy mog co dla ciebie zrobi? Nie traktowaabym ci tak szorstko, gdyby nie wymagaa tego

sytuacja. Nie zapomniaam i nigdy nie zapomn, e bez ciebie nie dotarabym do Stromego ywa. Chciaem pozna histori, w ktr nie zostaem wtajemniczony, ale powstrzymaem si od zadawania pyta. - Nic mi nie bdzie. Ja tylko... Bastardzie? Mgby mi da troch kozka? Ostatnim razem tak cudownie mnie rozgrza... - Oczywicie. Zaczem szuka ziela w bagau.

- Banie - odezwaa si Pustka. Ostrzegam ci, e to niebezpieczne zioo; robi tyle zego, co dobrego. Kto wie, czy nie zachorowae dlatego, e zeszej nocy pie wywar z kozka? - To zioo nie jest a takie mocne - sprzeciwiem si. - Uywam go ju od lat i nigdy nic mi si od niego nie stao. Pustka prychna pogardliwie. - Powiedz raczej, e nic nie zauwaye. To rozgrzewajce zioo daje energi ciau, lecz zabija ducha.

- Ja uwaam, e pomagao mi odzyska siy - upieraem si. Znalazem niewielki pakiecik i go otworzyem. Pustka, nie proszona, wstawia wod do gotowania. Nigdy te nie zauwayem, eby mnie otumaniao - dodaem. - Ci, ktrzy je przyjmuj rzadko, lepiej dostrzegaj skutki odparowaa. - Cho kozek na jaki czas da ci si, pniej bdziesz musia sono za ni zapaci. Ciaa si nie da oszuka, mody czowieku. Przekonasz si o tym, gdy bdziesz stary jak ja. Milczaem.

Wrciem myl do przypadkw, gdy uywaem kozka na wzmocnienie. Zaczy we mnie narasta nieprzyjemne podejrzenia, e Pustka ma racj. Nie powstrzymao mnie to jednak przed zaparzeniem dwch kubkw, a nie jednego. Staruszka tylko pokrcia gow i uoya si do snu bez sowa. Usiadem obok trefnisia i razem napilimy si wywaru. Gdy odda mi kubek, jego do zdawaa si cieplejsza, nie chodniejsza. - Gorczka ci ronie. - Nie, mam ciepe rce, bo trzymaem gorcy kubek.

- Cay drysz. - Troch - przyzna. - Tak mi zimno - poskary si aonie. - Ju mnie szczki bol od tego trzsienia. Wemy go midzy siebie zaproponowa lepun. Wielki wilk przysun si do bazna blisko, ja go przykryem swoimi kocami, a potem wpeznem pod przykrycie. Nie mwi nic, ale dra chyba mniej gwatownie. - Nie pamitam, eby chorowa

w Koziej Twierdzy - odezwaem si cicho. - Zdarzao si. Bardzo rzadko i nie rozgaszaem tego wszem wobec. Pamitasz pewnie, e medyk za mn nie przepada, a ja jego te nie darzyem szczegln sympati. Nie zawierzybym jego rodkom przeczyszczajcym i uzdrawiajcym napojom. Zreszt co pomaga waszemu gatunkowi, niekoniecznie musi dziaa na mnie. - Czy twoja rasa jest tak rna od mojej? - zapytaem po jakim czasie. Trefni poruszy temat, ktry zawsze starannie omija.

- Pod pewnymi wzgldami westchn. Podnis rk do czoa. Niekiedy zadziwiam samego siebie. - Wzi gboki oddech, wypuci gono powietrze, jakby hamowa bl. - Moe nawet nie jestem naprawd chory. W cigu ostatnich lat zaszy we mnie pewne zmiany. Jak sam zauwaye. - Doda w kocu szeptem. - Urose i nabrae koloru przytaknem cicho. - To te. - Umiech, ktry wykrzywi mu usta, szybko zblad. Myl, e jestem ju prawie dorosy.

- Miaem ci za dorosego od wielu lat. Zawsze sdziem, e stae si mczyzn znacznie wczeniej ni ja. - Doprawdy? Zabawne! - Przez chwil sprawia wraenie zupenie zdrowego. Zaraz jednak powieki zaczy mu opada. - Bd teraz spa - rzek cicho. Nic nie odpowiedziaem. Zakopaem si gbiej w koce, raz jeszcze umocniem mury obronne swego umysu i zapadem w sen bez marze. Obudziem si przed brzaskiem,

zaalarmowany poczuciem zagroenia. Trefni spa ciko. Dotknem jego twarzy - nadal bya ciepa, zroszona potem. Wysunem si spod przykrycia, otuliem bazna szczelnie kocami. Dorzuciem do piecyka dwa patyczki cennego opau i zaczem si po cichu ubiera. lepun natychmiast gotw by rusza ze mn. Wychodzisz? Powsz troch dokoa. I z tob? Ogrzewaj bazna. Zaraz wrc.

Na pewno chcesz i sam? Bd ostrony, przyrzekam. Zimno byo tak, e a bolao. Ciemno absolutna. Po jakim czasie oczy si do niej przyzwyczaiy, ale i tak widziaem waciwie tylko namiot. Ciemne chmury cakowicie zakryy gwiazdy. Staem nieruchomo w lodowatym wietrze, wytajc zmysy, by odnale to co, co mnie obudzio. Nie Moc, lecz Rozumieniem sigaem w smolist noc. Wyczuwaem swoich towarzyszy podry i godne aziaki stoczone razem. Na samym ziarnie dugo nie

poyj. Jeszcze jedna troska. Odsunem t myl i signem Rozumieniem dalej. Zesztywniaem. Konie? Tak. I jedcy? Najpewniej. Jak duch pojawi si przy mnie lepun. Czujesz ich? Wiatr nie z tej strony. Mam sprawdzi? Tak. Tylko si nie pokazuj. Pewnie. Zajmij si trefnisiem. Skamla, jak wychodziem. Wszedem do namiotu, po cichu

obudziem krlow Ketriken. Moe nam grozi niebezpieczestwo. Na drodze za nami s konie, z nimi prawdopodobnie jedcy, chocia tego nie jestem jeszcze pewien. - Zanim zyskasz pewno, bd tutaj - rzeka zimno. - Obud wszystkich. Ruszamy o pierwszym brzasku. Bazen gorczkuje powiedziaem, cho ju si nachylaem, by potrzsn Wilg za rami.

- Jeli tu zostanie, jego choroba si skoczy, bo bdzie martwy. A ty razem z nim. Wilk poszed na przeszpiegi? - Tak. Bez wtpienia krlowa miaa racj, ale nie byo mi przez to atwiej doprowadzi bazna do przytomnoci. Porusza si jak czowiek kompletnie oszoomiony. Owinem go paszczem i kazaem wcign dodatkowe spodnie. Potem jeszcze opatuliem kilkoma kocami trzymaem go w ramionach, gdy pozostali zwijali namiot i pakowali dobytek.

- Jaki ciar moe unie aziak? spytaem krlow Ketriken. - Wicej ni way bazen, ale maj za wskie grzbiety, eby si dao na nich usi, a jeli nios ywy adunek, staj si pochliwe. Moemy trefnisia wsadzi na aziaka na jaki czas, ale nie bdzie jecha wygodnie, a zwierz trudno bdzie opanowa. Takiej odpowiedzi spodziewaem i wcale mi poprawia humoru. si nie

- S jakie wieci od wilka? spytaa krlowa.

Signem do lepuna, przeraony, jakiego wysiku wymagao ode mnie dotknicie jego umysu. Szeciu odpowiedziaem. jedcw -

- Przyjaciele czy wrogowie? - On nie dowiedzie. potrafi si konie? tego -

Jak wygldaj zapytaem wilka. Smakowicie.

Wielkie jak Sadza? Czy mae jak grskie kuce? Pomidzy. I jeden juczny mu. - Jad na koniach, a nie na grskich kucach - przekazaem krlowej Ketriken. Pokrcia gow w zamyleniu. Wikszo mieszkacw krlestwa nie uywa koni tak wysoko w grach. Raczej kucy albo aziakw. Musimy przyj, e to wrogowie, i zgodnie z tym zaoeniem planowa dziaania.

- Uciekamy, czy walczymy? - Jedno i drugie, oczywicie. Ju zdja swj uk z jednego z aziakw. - Przede wszystkim znajdziemy miejsce na zasadzk. Tam na nich zaczekamy. Ruszajmy. atwiej byo powiedzie, ni zrobi. Tylko dziki temu, e droga bya tak gadka, moglimy w ogle prbowa podj wdrwk. wiato dopiero miao si narodzi. Wilga powioda aziaki. Ja za nimi prowadziem trefnisia, a Pustka z

kosturem oraz krlowa Ketriken z ukiem w doni zamykay pochd. Z pocztku pozwalaem baznowi i o wasnych siach. Kutyka wolno, ale e aziaki nieubaganie si od nas oddalay, wkrtce stao si jasne, i tak dalej by nie moe. Zarzuciem sobie lewe rami trefnisia na szyj, objem go w pasie i poprowadziem. Nie mino wiele czasu, a dysza ze zmczenia i z najwyszym trudem stawia nogi. Przeraao mnie nienaturalne ciepo jego ciaa. Bezlitonie cignem go naprzd, modlc si o jak kryjwk. Znalelimy j, ale nie byo to

przytulne schronienie pord drzew, tylko stromy stok ostrych kamieni. Gdzie ponad drog cz skay erodowaa i osuna si kamienn kaskad. Zniosa ponad poow szerokoci drogi, a to, co zostao, byo wysoko zasypane kamieniami i ziemi. Gdy wraz z baznem dowlokem si do osypiska, Wilga oraz aziaki spoglday na nie z wielkim powtpiewaniem. Zoyem bazna na kamieniach - usiad z zamknitymi oczyma i spuszczon gow. Opatuliem go szczelniej kocami, a potem podszedem do Wilgi. - To stare osuwisko - rzeka

pieniarka. - Moe nie bdzie trudno je pokona. - Moe - zgodziem si, wzrokiem szukajc najdogodniejszego przejcia. nieg powlk kamienie rwn warstw. - Jeli pjd pierwszy z aziakami, dasz rad poprowadzi trefnisia? - Chyba tak. Bardzo z ni le? W gosie Wilgi brzmiaa tylko troska, wic przeknem gniew. - Bdzie mg i, jeli go wesprzesz. Zosta z nim tutaj, pki ostatni aziak nie wejdzie na

osuwisko. Potem ruszaj ladem.

naszym

Wilga pokiwaa zgodnie gow, ale chyba nie bya dobrej myli. - Nie powinnimy zaczeka na krlow i Pustk? Zastanowiem si chwil. - Nie. Lepiej nie mie skalnego rumowiska za plecami, kiedy jedcy nas dogoni. Idziemy. aowaem, e wilk jest daleko, bo mia znacznie pewniejszy chd i by dwukrotnie szybszy.

Jeli teraz do ciebie pobiegn, to mnie zobacz. Nad drog i pod ni tylko goa skaa, a oni s pomidzy nami. Nie martw si o mnie. Pilnuj ich i w razie czego daj mi zna. Podruj szybko? Prowadz konie i cigle si kc. Jeden jest gruby i zmczony jazd. Mwi niewiele, ale nie ponagla. Bd ostrony, bracie. Wziem gboki oddech. Skoro adne miejsce nie wygldao bardziej obiecujco od innych, ruszyem prosto przed siebie. Z

pocztku szedem po kamieniach luno rozrzuconych na drodze, lecz wkrtce zacza si ciana wielkich gazw, pokrytych zamarznit ziemi i drobniejszymi kamieniami o ostrych krawdziach. Zaczem ostroniej stawia kroki na tym zdradzieckim podou. Prowadzcy aziak szed tu za mn, reszta podaa jego ladem. Szybko si przekonaem, e wiatr zasypa przerwy midzy kamieniami cienk warstw marzncego niegu, ukrywajc pod spodem dziury i szczeliny. Nastpiem beztrosko na jedn z nich i noga ugrzza mi a po kolano. Wyswobodziem si nie

bez trudu. Gdy w pewnej chwili rozejrzaem si wok siebie, omal nie straciem odwagi. Nade mn wysoko wznosia si stroma piramida okruchw skalnych i kamieni, podchodzcych a do niemal pionowej ciany gry. Szedem po piargu, ktry w kadej chwili mg run w przepa. Patrzc przed siebie, nie potrafiem dostrzec, gdzie si koczy. Gdyby zacz si osypywa, stoczybym si wraz z nim za krawd drogi i run w dalek dolin. W zasigu wzroku nie byo nic, ani jednego marnego krzaczka czy wikszego gazu, do ktrego mona by przylgn. Nagle

zaczy mnie przeraa drobiazgi. Nerwowe pocignicie aziaka za lin, ktr ciskaem w doni, naga zmiana wiatru... Nawet wosy wpadajce mi w oczy utosamiy si nagle z zagroeniem ycia. Dwa razy si przewrciem. Gal drog przebyem przygarbiony, uwanie stawiajc stopy i wolno przenoszc ciar ciaa. Za mn szy aziaki, wszystkie po ladach przewodnika stada. One nie byy tak ostrone jak ja. Syszaem, jak kamie poderwa si ktremu spod apy - nieduy odamek skay i podskakujc potoczy si zboczem w d, a nastpnie wystrzeli w

przestrze. I nastpny. I znowu. Za kadym razem baem si, e spadajcy kamyk pocignie za sob nastpne. aziaki nie byy zwizane, tylko pierwszego prowadziem na linie. W kadej chwili spodziewaem si ujrze, jak ktry z nich spada w przepa. Szy za mn, podobne do korali nawleczonych na ni, a za nimi Wilga z baznem. Raz przystanem, by si na nich obejrze, i przeklem wasn gupot, gdy zdaem sobie spraw, jak trudnym zadaniem obarczyem pieniark. Posuwali si duo wolniej ni ja, Wilga podtrzymywaa bazna kurczowo i

szukaa punktw oparcia dla stp swoich i jego. W pewnym momencie si zachwiaa, a trefni upad na kolana. Serce podeszo mi do garda. Wilga podniosa wzrok, dostrzega, e na nich patrz. Rozzoszczona uniosa rami, kazaa mi rusza z miejsca. Susznie. Nic innego nie pozostao mi do zrobienia. Stos pokruszonej skay i kamieni skoczy si rwnie gwatownie, jak zacz. Wdziczny losowi, zelizgnem si po zanieonym rumowisku na pask powierzchni drogi. Za mn zszed przewodnik stadka aziakw, po chwili pozostae

zeskoczyy na drog, podobne w tym ruchu do kz. Gdy tylko wszystkie znalazy si na dole, rozrzuciem na ziemi troch ziarna, eby je czym zaj, i ponownie wspiem si na osypisko. Nigdzie nie byo Wilgi ani bazna. Chciaem biec ile si w nogach. Nie. Zmusiem si do wolnego kroku, podajc po ladach aziakw i wasnych. Powiedziaem sobie, e na pewno dojrz ich jaskrawe ubrania w tym ponurym krajobrazie szaroci, czerni i bieli. I w kocu ich znalazem. Wilga siedziaa skulona, obok lea bazen.

- Wilga! - zawoaem z cicha. Podniosa ogromne. wzrok. Oczy miaa

- Wszystko zaczo si rusza. Mae kamyczki i wiksze. Wic stanam, eby si uspokoio. A teraz nie mog jej podnie. Prbowaa ukry strach przebijajcy w gosie. - Nie ruszaj si. Ju id. Wyranie dostrzegaem, w ktrym miejscu fragment skalistej powierzchni oddzieli si i zacz zsuwa. Toczce si kamienie

zostawiy lady na niegu. Niestety, niewiele wiedziaem o lawinach. Ruch kamieni zdawa si bra pocztek wysoko nad Wilg i baznem, a koczy pod nimi. Nadal znajdowalimy si do daleko od krawdzi, ale jeli rumowisko zacznie si osuwa, szybko runiemy w przepa. Musiaem wyciszy serce i zaufa rozumowi. - Chod do mnie, dziewczyno. Powoli i ostronie. - A co z ni? - Zostaw go. Jak ju bdziesz bezpieczna, pjd po niego.

Gdybym ruszy teraz, wszyscy troje bylibymy w niebezpieczestwie. Logika to jedno. Zmusi si do wypenienia postanowienia zakrawajcego na tchrzostwo zupenie co innego. Nie wiem, jakie myli przychodziy Wildze do gowy, kiedy powoli wstawaa. Nie wyprostowaa si cakiem, przygita, przyczajona, stawiajc kroki bardzo wolno i ostronie, sza w moj stron. Zagryzem wargi i milczaem, cho bardzo chciaem j pogania. Dwa razy niewielkie kamyczki potoczyy si spod jej stp. Drobna kaskada spyna po stoku, zabierajc ze sob wiksze

okruchy skalne a na krawd drogi i dalej, w bezdenn otcha. Za kadym razem pieniarka zamieraa w bezruchu, wbijajc we mnie rozpaczliwe spojrzenie. Staem i gupio si zastanawiaem, co zrobi, jeli Wilga zacznie spada razem z rumowiskiem. Czy skocz niepotrzebnie za ni, czy te bd patrzy i na zawsze zachowani w pamici bagalne spojrzenie tych czarnych oczu? W kocu jednak dotara do wzgldnie stabilnych wikszych gazw, na ktrych staem. Przylgna do mnie, a ja ucisnem j gorco, czujc jej drenie. Po

dugim czasie uchwyciem j za ramiona i odsunem od siebie odrobin. - Musisz i dalej - powiedziaem. - Ju niedaleko. Jak zejdziesz na drog, zbierz aziaki i zosta tam. Wzia gboki oddech. Odstpia ode mnie i ruszya z uwag po ladach zostawionych przeze mnie oraz aziaki. Odczekaem, a si oddali na bezpieczn odlego, i dopiero wtedy uczyniem pierwszy, niepewny krok w stron bazna. Pod moim ciarem kamienie poruszyy si bardziej widocznie i

zazgrzytay goniej. Nie miaem pewnoci, czy nie powinienem raczej pj wysz lub nisz czci osypiska, byle nie po wydeptanej, niepewnej ciece. Mogem te wrci do aziakw po lin, ale do czego bym j przymocowa? I przez cay czas, rozmylajc o tych sprawach, szedem wolniutko naprzd. Trefni lea jak nieywy. Kamienie zaczy si porusza. Staczajc si z gry, uderzay mnie w kostki, wylizgiway si spod stp. Zatrzymaem si, zmieniony w bry lodu. Jedna noga zacza mi zjeda w d... zanim

pomylaem, co robi, uczyniem krok. Odpyw drobnych kamyczkw sta si szybszy i bardziej zdecydowany. Nie wiedziaem, co robi. Pomylaem, e moe powinienem rzuci si na pask, eby rozoy ciar ciaa na jak najwiksz powierzchni, ale szybko doszedem do wniosku, e w takim wypadku tym atwiej bdzie toczcym si kamieniom zabra mnie ze sob. aden nie wikszy ni moja pi, ale byo ich tak wiele... Czekaem, sam przemieniony w kamie, przez czas potrzebny na dziesi oddechw, nim wszystko si uspokoio.

Musiaem zebra ca odwag, by uczyni nastpny krok. Dugo i z wyton uwag badaem grunt, nim wybraem miejsce, ktre wydao mi si najmniej niestabilne. Postawiem stop, bardzo wolno przeniosem na ni ciar ciaa i zaczem wybiera miejsce na nastpny krok. Nim dotarem do trefnisia, koszul na plecach miaem zupenie mokr od potu, a szczki bolay mnie od zaciskania zbw. Uklkem obok bezwadnego bazna. Wilga przykrya mu twarz rogiem koca. Uniosem przykrycie. Dziwnego by koloru. miertelna

biel jego skry nabraa w grach tego odcienia, ktry teraz sta si trupi. Trefni mia wargi wyschnite i popkane, rzsy sklejone rop. I cigle by ciepy. - Banie? - szepnem. Cho nie otrzymaem odpowiedzi, mwiem dalej, majc nadziej, e jednak mnie syszy. - Przenios ci przez kamienie. Jeli si polizgn, spadniemy w przepa, wic kiedy ju bd ci mia na rkach, musisz by zupenie nieruchomy. Rozumiesz? Wzi odrobin gbszy oddech. Uznaem to za przytaknicie.

Wsunem ramiona pod bezwadne ciao. Kiedy si prostowaem zaprotestowaa bolenie blizna na moim grzbiecie. Pot wystpi mi na twarz. Jaki czas klczaem, trzymajc bazna na rkach, opanowujc bl i odzyskujc rwnowag. Wreszcie postawiem jedn stop, prbowaem si podnie bardzo wolno, ale gdy tylko zaczem przenosi ciar ciaa, potoczyy si w d kamienie. Cudem zwalczyem przemon ch, by przycisn do siebie bazna i ruszy biegiem. Stukot obluzowanych okruchw skalnych trwa i trwa, i trwa. Gdy w kocu

zamar, draem z wysiku. Tkwiem po kostki w piargu. - Bastardzie Rycerski! Kto mnie woa? Podniosem gow. Dogoniy nas krlowa Ketriken oraz Pustka. Stay na osypisku ponad moj gow, daleko od cieki poruszonych kamieni. Obie wyglday na przeraone moim pooeniem. Krlowa Ketriken pierwsza dosza do siebie. - Pustka i ja przejdziemy nad tob. Zosta w miejscu i postaraj si nie rusza. Wilga i aziaki przeszli?

Udao mi si leciuteko skin gow. Nie miaem si odezwa. - Pjd po lin i wrc. Skinem gow powtrnie. Nie patrzyem za nimi, nie patrzyem take w d. Wiatr mija mnie w pdzie, kamienie postukiway mi pod nogami. Bazen nie way duo jak na dorosego czowieka. Zawsze by niski i drobnokocisty. Broni si ostrym jzykiem, a nie piciami. Mimo wszystko, gdy tak staem i trzymaem go na rkach, z chwili na chwil robi si coraz ciszy. Bolesny krg na moich plecach powiksza si w miar upywu

czasu, a wreszcie zaczy dokucza nawet ramiona. Bazen drgn leciutko. - Nie ruszaj si - szepnem.

mi

Z wysikiem rozwar oczy i popatrzy na mnie. Zwily wargi koniuszkiem jzyka. - Co si dzieje? - wychrypia. - Stoimy nieruchomo na rodku osuwiska - odszepnem. Gardo miaem tak wyschnite, e ledwie mogem mwi.

- Chyba dam rad stan na wasnych nogach - zaproponowa sabo. - Ani drgnij! - rozkazaem. Westchn odrobin gbiej. - Dlaczego zawsze jeste przy mnie, kiedy wpadam w kopoty? - Mgbym ci zada to samo pytanie. - Bastardzie! - usyszaem gos krlowej. Wyprostowaem rozdarte blem

plecy, podniosem gow, by na ni spojrze. Odcinaa si ciemnym konturem na tle nieba. Miaa ze sob aziaka, przewodnika stada. Na ramieniu niosa zwj liny, ktrej koniec by przywizany do pustego stelaa na baga. - Rzuc ci lin. Nie prbuj apa, pozwl jej spa, a wtedy dopiero podnie i owi dookoa siebie. Rozumiesz? Po chwili lina fruna obok mnie, rozwijajc si w locie. Poruszya kilka drobnych kamykw i nawet to wystarczyo, eby zrobio mi si sabo z przeraenia. Peza teraz po

zboczu, bliej ni na wycignicie rki od mojej stopy. Spojrzaem na ni z rozpacz. Potem wziem si w gar. - Banie, czy dasz rad si mnie trzyma? Musz sprbowa uchwyci lin. - Chyba zdoam stan. - Moe bdziesz musia przyznaem z ociganiem. - Lepiej bd gotw na wszystko. Ale najwaniejsze, eby si mnie trzyma. Tylko wwczas, jeli

przyrzekniesz, trzyma liny.

bdziesz

si

- Na pewno nie puszcz przyrzekem z krzywym umiechem. Bracie, zatrzymali si w miejscu, gdzie rozoylimy si obozem zeszej nocy. Z tych szeciu... Nie teraz, lepunie! ...trzech zeszo na d, tak jak ty, a trzech zostao z komi. Nie teraz! Bazen niezgrabnie przesun

ramiona, eby si mnie uchwyci. Nieszczsne koce, ktrymi go tak otulaem, nagle zaczy mi bardzo przeszkadza. Przycisnem trefnisia lewym ramieniem, oswobodziem nieco praw rk, cho rami miaem jeszcze cigle pod nim. Pokonaem idiotyczn ch do miechu. Wszystko to byo tak niezdarne i gupio niebezpieczne. Czsto si zastanawiaem, gdzie i kiedy zastanie mnie mier, ale ten sposb nigdy nie przyszed mi do gowy. W oczach bazna ujrzaem t sam paniczn rado. - Gotw przykucnem. powiedziaem i

Kady napity misie rozjarzy si palcym blem. Chybiem o szeroko doni. Uniosem wzrok do gry, gdzie krlowa Ketriken z aziakiem czekaa w napiciu. Przyszo mi do gowy, e nie mam pojcia, co zrobi, kiedy dosign liny, ale ju nie byo czasu na pytania. Wycignem rk jeszcze odrobin, cho czuem, e prawa stopa usuwa mi si spod ciaa. Wszystko wydarzyo si rwnoczenie. Bazen cisn mnie konwulsyjnie, a cae zbocze pod nami ruszyo w d. Chwyciem lin,

lecz nadal si zelizgiwaem. Zdoaem j sobie owin dokoa przegubu. Nad nami krlowa Ketriken pognaa aziaka, ktry tak cudownie pewnie porusza si na kadej powierzchni. Zwierz zakoysao si, przejmujc cz naszego ciaru. Pogryo si gbiej w kamienie, ale biego, cigle biego przez ruchome, zsuwajce si okruchy skalne. Lina si naprya, wbia mi si w nadgarstek i w do. Trzymaem. Nie mam pojcia, jakim sposobem podcignem pod siebie nogi, jednak to zrobiem i staraem si biec, cho wzgrze z oskotem

umykao mi spod stp. Chwilami hutaem si jak wahado, wczepiony w napit lin, ktra dawaa mi akurat tyle oparcia, e utrzymywaem si na powierzchni pdzcych kamieni. Nagle poczuem pewniejszy grunt. W butach miaem peno drobnych kamyczkw. ciskaem lin i parem cigle w poprzek osuwiska. Byle dalej, byle dalej. Znajdowalimy si duo poniej cieki, ktr wydeptaem za pierwszym razem. Postanowiem nie patrze w d i nie widzie, jak niewiele dzieli nas od krawdzi drogi. Skupiem si na trzymaniu bazna, ciskaniu liny i poruszaniu

nogami. I znw zupenie niespodziewanie niebezpieczestwo mino. Pod stopami miaem wiksze gazy, pozbawione zdradzieckiej pokrywy lunych okruchw skalnych, ktre omal pooyy kres naszemu istnieniu. Nad nami krlowa Ketriken cigle sza, my take posuwalimy si naprzd, wkrtce schodzilimy na bogosawion, pask powierzchni drogi. Jeszcze kilka chwil i wszyscy znalelimy si na rwnym niegu. Rzuciem lin i wolno przykucnem, cigle z baznem w ramionach. Zamknem oczy.

- Masz. Napij si wody. - Gos nalea do Pustki i to ona podsuna mi bukak. Wilga z krlow Ketriken zabray trefnisia z moich obj. Napiem si. Jeszcze jaki czas nie mogem opanowa drenia. Wszystko mnie bolao, jakbym zosta obity. Siedziaem, odzyskiwaem siy i co zaczo mi wita w gowie. Nagle zerwaem si na rwne nogi. - Powiedzia, e jest ich szeciu, a trzech zeszo na d, jak ja. Patrzyli na mnie pytajco. Wyranie nic nie zrozumieli. Pustka wanie poia bazna. Usta miaa zacinite w

wsk lini. Bya zatroskana i zirytowana. Przecie jednak powody do strachu, ktre przekaza mi lepun, byy o wiele powaniejsze. - Co powiedzia? - zapytaa krlowa Ketriken agodnym tonem, a wwczas zdaem sobie spraw, e moi towarzysze odnieli wraenie, i znowu zbdziem mylami. - lepun poda za tamtymi ludmi. Jest ich szeciu, na koniach, maj ze sob jucznego mua. Zatrzymali si w miejscu naszego wczorajszego obozu. Trzech zeszo na d w taki sam sposb jak ja.

- Czyli do miasta? - spytaa wolno krlowa Ketriken. Do miasta przytakn lepun. Ciarki mnie przeszy, gdy ujrzaem, e krlowa kiwa gow, niby do siebie. - Jak to moliwe? - odezwaa si Wilga. - Pustka powiedziaa, e ten drogowskaz przenis ciebie, gdy jeste obdarzony talentem Mocy. I z tego powodu nie wywar wpywu na adne z nas. - Tamci trzej take musz by obdarzeni Moc - rzeka Pustka ze zdziwieniem.

Z pewnoci miaa racj. - Krg Mocy na usugach ksicia Wadczego! - Zalaa mnie fala przeraenia. Byli tak straszliwie blisko i wiedzieli, doskonale wiedzieli, jak mnie zrani. Musiaem pokona panik. Krlowa Ketriken poklepaa mnie po ramieniu. - Bastardzie, nie pokonaj atwo tego osuwiska. Mam uk. Sign ich strza jednego po drugim. O ironio losu! Wadczyni zobowizuje si chroni ycie

krlewskiego skrytobjcy! Musiaem wzi si w gar, gdy wiedziaem, e uk nikogo nie obroni przed krgiem Mocy. - Nie musz si do mnie zbliy, eby zaatakowa - powiedziaem. Ani do krla Szczerego. - Wziem gboki oddech i nagle pojem cay sens wasnych sw. - Nie musz fizycznie poda za nami, eby nas zaatakowa. Po co wic przebyli ca t dug drog? Trefni ciko wspar si na okciu. Znuonym gestem przetar poszarza twarz.

- Moe nie s tutaj z twojego powodu. Moe chc czego innego? - Czego? - A po co ruszy krl Szczery? odpowiedzia bazen pytaniem na pytanie. Gos mia saby, ale myla logicznie. - Po pomoc Najstarszych. Ksi Wadczy nigdy w nich nie wierzy. Traktowa ich tylko jako pretekst do usunicia z drogi starszego brata. - Moe i tak, ale wiedzia, e wieci o mierci krla Szczerego, ktre sam rozpuci, s faszywe.

Powiedziae, e jego krg Mocy ci szpiegowa. W jakim celu, jeli nie po to, by si dowiedzie, gdzie jest krl Szczery? Musi by przecie zdumiony, podobnie jak krlowa, e wadca nie wrci. Moe chce wiedzie, co okazao si tak wane, e odwiodo krlewskiego bastarda od knucia miertelnego spisku? Spjrz za siebie, Bastardzie. Zostawie lad naznaczony cierpieniem i krwi. Ksi Wadczy musi si zdumiewa, dokd on prowadzi. - Po co mieliby schodzi do miasta? - zapytaem, a zaraz potem zadaem groniejsze pytanie: - Skd

wiedzieli, jak si tam dosta? Ja znalazem si tam przypadkiem, ale oni przecie wiedzieli? - Moe s znacznie silniejsi w Mocy od ciebie - odezwaa si Pustka. - Moe drogowskazy do nich przemawiaj, a moe przybyli tutaj, wiedzc o wiele wicej ni ty. Sowami wyraaa niepewno, ale w jej gosie nie byo adnego wahania. Nagle rozjanio mi si w gowie. - Nie wiem, dlaczego s tutaj, ale wiem, e zabij ich, zanim dotr do krla Szczerego albo znowu zasadz

si na mnie. - Podniosem si ciko. Wilga dziwnie mi si przygldaa. Chyba wanie wtedy zdaa sobie spraw, kim jestem. Nie jakim romantycznym ksitkiem na wygnaniu, zdolnym do heroicznych wyczynw, ale zabjc. W dodatku nieszczeglnie sprawnym. - Najpierw odpocznij - poradzia krlowa Ketriken. Pokrciem gow. - Chciabym, ale nie mog. Teraz jest najlepsza sposobno. Nie

wiem, ile czasu spdz w miecie. Mam nadziej, e bd tam dugo. Nie wybior si tam na spotkanie. Nie dorwnuj im Moc. Nie mog walczy z ich umysami, ale mog zabi ich ciaa. Jeli zostawili na drodze konie, zapasy i stranikw, mog ich tego wszystkiego pozbawi. Wrciwszy z miasta, znajd si w puapce. Nie bd mieli ywnoci ani schronienia. Nie ma tu adnej zwierzyny, nawet gdyby sobie przypomnieli, jak polowa. Nie mog zmarnowa takiej szansy. Krlowa Ketriken zgodzia si, cho niechtnie. Wilga zamara z

otwartymi ustami. Trefnisia prawie nie byo wida spod kocw. - Powinienem i z tob - rzek cicho. Prbowaem skry rozbawienie. - Ty? - Mam przeczucie... Powinienem i z tob. Nie puszcza ci samego. - Nie bd sam. lepun tam na mnie czeka. - Signem krtko Rozumieniem i odnalazem wilka. Przywarowa w niegu, niedaleko koni i stray. Ludzie rozpalili

niewielki ogie i co gotowali. W wilku budzi si gd. Bdziemy wieczr? Zobaczymy. - Mog wzi twj uk, pani? spytaem krlow. Podaa mi go z ociganiem. Bya to pikna bro. - Umiesz strzela? Nie jestem doskonaym ucznikiem, ale jako sobie radz. jedli konia dzi

Tamci nie maj si gdzie skry, a przy tym nie spodziewaj si ataku. Jeli dopisze mi szczcie, przynajmniej jednego zabij, nim w ogle mnie spostrzeg. - Zabijesz czowieka, nie rzucajc mu wyzwania? - zapytaa Wilga sabym gosem. Ujrzaem w jej oczach kres uroje. Skupiem si na czekajcym mnie zadaniu. lepunie! Sposzy konie do przepaci czy z powrotem drog? Ju mnie wyczuy,

zaczynaj si niepokoi, ale ludzie nie zwracaj na nie uwagi. Jeli si uda, chciabym zabra bagae. - Dlaczego myl o umierceniu konia bya mi przykra bardziej ni zamiar zabicia czowieka? Zobaczymy, co si da zrobi odpar lepun rozsdnie. - Miso to miso - doda. Zarzuciem koczan na plecy. Znowu budzi si wiatr, zapowiada rychy nieg. Myl o ponownej przeprawie przez osypisko zmrozia mi krew w yach.

Nie miaem wyboru, musiaem wraca. - Nie mam wyboru - powtrzyem na gos. - Jeli mi si nie powiedzie, wkrtce rusz za wami. Powinnicie si std jak najprdzej oddali. Idcie, a osypisko zniknie wam z oczu. Jeli wszystko pjdzie dobrze, wkrtce was dogonimy. Przyklkem obok trefnisia. - Moesz i? - zapytaem. - Jaki czas dam sobie rad odpar gucho. - W razie potrzeby bd go niosa - rzeka spokojnie krlowa Ketriken.

Spojrzaem na t wysok powan kobiet i uwierzyem jej niezachwianie. Skinem gow. yczcie mi odwrciem si i rumowisko. szczcia ruszyem na

- Id z tob - oznajmia niespodziewanie Pustka. Wstaa, poprawia buty. - Daj mi uk. I id za mn. Na dusz mow. chwil odjo mi

- Dlaczego? - zapytaem w kocu.

- Bo wiem, jak si chodzi po piargach. I jestem lepszym ucznikiem ni taki, co to jako sobie radzi. Gotowam i o zakad, e dosign dwch, zanim nas dostrzeg. - Ale... - Rzeczywicie, Pustka doskonale sobie radzia na osuwisku zauwaya spokojnie krlowa Ketriken. - Wilga, zajmiesz si aziakami. Ja wezm bazna. Obrzucia nas nieodgadnionym spojrzeniem. - Dogocie nas jak najszybciej.

Przypomniaem sobie, e raz ju prbowaem pj bez Pustki. Wolaem, by sza ze mn, a nie skradaa si z tylu. Niechtnie, lecz skinem gow. - uk - przypomniaa mi. - Naprawd dobrze strzelasz? spytaem, z ociganiem oddajc bro. Popatrzya na swoje powykrcane palce. - Przecie bym nie zmylaa. Pewnych umiejtnoci nie zapomina si nigdy - odpara spokojnie.

Ruszylimy z powrotem na piramid zwietrzaej skay. Pustka sza pierwsza, kosturem badaa grunt, ja podaem za ni, odsunity na dugo kija, tak jak mi przykazaa. Nie odezwaa si do mnie sowem, gdy w skupieniu wybieraa miejsce na postawienie stopy, nie wdawaa si w wyjanienia, dlaczego obiera tak, a nie inn drog. Musiaem przyzna, e kamienie i zamarznity nieg nie uciekay jej spod ng. Na dodatek robia to wszystko z tak swobod, e zaczem si czu jak kompletny gupiec. Jedz. Jeden stoi na warcie.

Powtrzyem wiadomo Pustce, ktra pokiwaa gow. W gbi serca wtpiem, czy zdoa speni butne obietnice. Co innego by dobrym strzelcem, a co innego zabi czowieka spokojnie jedzcego obiad. Przypomniay mi si wtpliwoci Wilgi i zastanowiem si, jakim trzeba by czowiekiem, eby zdradzi swoj obecno i rzuci wyzwanie, nim si podejmie prb zabicia trzech przeciwnikw. Dotknem rkojeci krtkiego miecza. Cier uprzedza mnie dawno temu, e bd zabija dla krla, lecz nie poznam glorii ni sawy, honor bdzie dla mnie

pustym sowem. Nagle okazao si, e ju schodzimy z osypiska lunych okruchw skalnych. Posuwalimy si bardzo ostronie i cicho. - Jestemy blisko - szepna Pustka. - Pozwl mi wybra cel i strzeli. Gdy tylko stranik padnie, poka si i cignij na siebie uwag. Moe mnie nie spostrzeg, a wwczas zyskam okazj do drugiego strzau. - Strzelaa kiedy do ludzi? Niewiele si to rni od

polowania na zwierzyn, Bastardzie. Teraz ju bdmy cicho. Wiedziaem zatem, e nigdy wczeniej nie zabia czowieka. Zaczynaem wtpi, czy susznie postpiem, oddajc jej uk. Przecie jednak byem jej wdziczny za towarzystwo. Czybym traci odwag? Moe zaczynasz si uczy, e czasami lepiej by w stadzie. Moe. Na drodze nie byo si gdzie ukry. Nad naszymi gowami - i pod

stopami grski stok wznosi si niemal pionowo. Sama droga bya paska i naga. Gdy tylko wyszlimy zza zakrtu, ujrzelimy obz jak na doni. Trzej stranicy siedzieli beztrosko przy ogniu, jedli i rozmawiali. Konie pochwyciy nasz wo, zatupay niespokojnie, ktry parskn lekko. Poniewa jednak wilk niepokoi je od pewnego czasu, ludzie nie zwrcili na ich zachowanie szczeglnej uwagi. Pustka niosa uk gotowy do strzau. W kocu wszystko okazao si nadzwyczajnie atwe. Bya to nieludzka, bezlitosna jatka. Pustka wypucia strza, gdy jeden z nich

nas dostrzeg. Pocisk przeszy mu pier. Pozostali dwaj skoczyli na rwne nogi, odwrcili si do nas i schylili po bro, ale w tym krtkim czasie Pustka wypucia drug strza. Od tyu znienacka pojawi si lepun - powali trzeciego i go przytrzyma, pki ja nie dokoczyem dziea. Wszystko to stao si szybko i w ciszy. Trzech martwych ludzi leao w niegu. Zostao sze przestraszonych koni i jeden niewzruszony mu. - Pustko, poszukaj jedzenia w bagaach przy siodach -

powiedziaem, eby staruszka przestaa wreszcie patrze na trupy strasznym wzrokiem. Przeskoczya spojrzeniem na mnie, potem wolno skina gow. Przeszukaem ciaa. Mczyni nie byli ubrani w barwy ksicia Wadczego, ale po stroju mona byo rozpozna, e dwaj to mieszkacy Ksistwa Trzody. Gdy obrciem trzeciego twarz do gry, serce zamaro mi w piersi. Znaem go z Koziej Twierdzy. Niezbyt dobrze, ale wystarczajco, by wiedzie, e na imi mia Malak. Kucnem przy nim, zajrzaem w jego martwe oczy, zawstydzony, e

nie potrafiem sobie o nim przypomnie nic wicej. Chyba wyjecha do Kupieckiego Brodu, gdy ksi Wadczy przeprowadza dwr. Wielu wtedy opucio Kozi Twierdz. Powiedziaem sobie, e nie ma znaczenia, gdzie przyszed na wiat. Zakoczy ywot tutaj. Zamknem swe serce przed niewczesnym alem i skupiem si na wykonaniu zadania. Zrzuciem ciaa w przepa. W czasie gdy Pustka przeszukiwaa bagae i wyjmowaa z nich to, co mogo nam si przyda, a co we dwoje moglimy unie a do aziakw, ja ogoociem konie z

uprzy. Rzuciem j w otcha, ladem cia. Sprawdziem torby przy siodach; niewiele w nich znalazem poza ciepymi ubraniami. Mu nis tylko namiot i inne przedmioty przydatne w obozowisku. adnych dokumentw. Jak korzy miaby krg Mocy z pisemnych instrukcji? Odpd konie drog. Nie powinny tu wrci z wasnej woli. Tyle misa, a ty chcesz, ebym je przepdzi? Gdybymy ktrego zabili, mielibymy wicej, ni zdoamy zje i unie. Cokolwiek

zostawimy, poywi tych trzech, ktrzy tu wrc. W bagaach znalazem wdzone miso i ser. Bdziesz dzisiaj spa z penym brzuchem. lepun nie wydawa si uszczliwiony, ale posucha. Wydaje mi si, e pogoni konie dalej i szybciej, ni to byo konieczne, ale przynajmniej uszy z yciem. Nie wiedziaem, jakie maj szans na przeycie w grach. Moe skocz w brzuchu jakiego nienego kota albo jako uczta dla padlinoercw. Nagle poczuem przemone zmczenie.

- Idziemy? - zapytaem Pustk niepotrzebnie, a ona skina gow. Zapakowaa drogocenn ywno, ale w tamtej chwili wtpiem, czy bd zdolny cokolwiek przekn. Resztki, ktrych nie moglimy ju unie, a wilk nie da rady pore, zrzucilimy w otcha. Rozejrzaem si dookoa. - Gdybym mia dotkn tego filaru, jego te zepchnbym w przepa. Obrzucia mnie takim spojrzeniem, jakby uznaa, e spodziewam si tego po niej.

- Ja te obawiam si go dotkn powiedziaa w kocu. Gdy ponownie wyszlimy na osypisko, pomidzy gry wkrada si ju mrok, a zaraz za nim podaa noc. Szedem ladem Pustki oraz wilka przez skalne rumowisko w prawie cakowitych ciemnociach. adne z tamtych dwojga nie wydawao si przestraszone, a i ja miaem ju do drenia o wasne ycie. - Nie zamylaj si - zgania mnie Pustka, gdy wreszcie zeszlimy z kamiennej lawiny na rwn drog. Uja mnie mocno pod rami.

Ruszylimy w smolist czer, drog Mocy prowadzc po zboczu gry. Wilk prowadzi, zawracajc czsto. Obz niedaleko - obwieci za ktrym razem. - Od jak dawna to robisz? zapytaa w pewnej chwili Pustka. Nie prbowaem udawa, e nie rozumiem pytania. - Mniej wicej od czasu, gdy skoczyem dwanacie lat. - Ilu ludzi zabie?

Nie byo to tylko pytanie, jak by si mogo wydawa. - Nie wiem - odparem powanie. - Mj... mistrz poradzi mi, ebym nie prbowa liczy. Twierdzi, e nie warto. - Niedokadnie takie byy jego sowa. Pamitaem je doskonale. Po pierwszym ju wszystko jedno ilu - powiedzia wtedy Cier. Jestemy skrytobjcami. Wicej nie znaczy lepiej. Ani gorzej. Zadumaem si teraz nad jego sowami.

- Ja zabiam dotd raz - rzeka Pustka do ciemnej nocy. Nie odpowiedziaem. Jeli chciaa, moga mwi, ale ja nie pragnem wiedzie. Jej do ciskajca moje rami zacza dre nieznacznie. - Zabiam w gniewie. Nie sdziam, e to moliwe, ona bya silna. Jednak ja yj, a ona umara. Wic zniszczyli mnie i wygnali. Wygnali na zawsze. Uchwycia si mnie drug rk. Szlimy dalej. Gdzie przed nami

zamigota niky blask. Piecyk rozpalony we wntrzu namiotu. - To byo nie do pomylenia rzeka Pustka znuonym gosem. Nigdy wczeniej nie wydarzyo si nic podobnego. Midzy krgami Mocy, owszem, w rywalizacji o krlewskie aski... A ja wyzwaam na pojedynek Moc osob z mojego krgu. I zabiam. To niewybaczalne przestpstwo.

Rozdzia dwudziesty dziewity Kogucia Korona

Istnieje pewna gra, znana mieszkacom Krlestwa Grskiego. Jest wyjtkowo zoona; nieatwo si jej nauczy, jeszcze trudniej osign biego. Polega na okrelonym ukadaniu kart oraz kostek oznaczonych hieroglifami. Uywa si do niej siedemnastu kart

- zazwyczaj maj wielko doni dorosego mczyzny i wykonane s z deszczuek pomalowanych na jasne kolory. Kada z nich przedstawia jak symboliczn posta z grskich porzekade, na przykad Starego Tkacza albo Tropicielk. Podobizny owe, obrazowane odmiennie w rnych okolicach gr, malowane s farbami na wypalanym szkicu. Trzydzieci jeden koci z hieroglifami robi si z szarego kamienia. S oznaczone symbolami wody, pastwiska, kamienia i tak dalej. Wszystkie karty oraz kamienie rozdaje si graczom, zazwyczaj trzem. Zarwno

karty, jak i koci maj pewne, cile oznaczone przez tradycj wartoci zmienne dla rnych ukadw. Podobno gra ta jest bardzo stara.

*** Reszt drogi do namiotu pokonalimy w milczeniu. Wyznanie Pustki tak mn wstrzsno, e zupenie nie wiedziaem, jak powinienem zareagowa. Gupio byoby teraz wyrzuca z siebie setki pyta, ktre kbiy mi si w gowie. Wrci lepun. Trzyma si blisko

nas. Zabia we wasnym stadzie? Tak si wydaje. To si zdarza. Nic dobrego, ale si zdarza. Powiedz jej. Nie teraz. Gdy wrcilimy do namiotu, nikt si nie kwapi do rozmowy. Zabilimy stranikw, wystraszylimy konie i zrzucilimy zapasy w przepa - zdaem krtki raport.

Wilga patrzya na nas, jakby nic nie zrozumiaa. Oczy miaa szeroko otwarte i byszczce, podobne do ptasich. Krlowa Ketriken nalaa nam herbaty, a potem bez sowa doczya nowe zapasy ywnoci do naszych stopniaych zasobw. - Trefni czuje si troch lepiej zacza tonem towarzyskiej pogawdki. Bazen lea zwinity w gniedzie z kocw. Nie dostrzegem poprawy. Oczy mia zapadnite, jasne wosy zlepione potem i potargane w

niespokojnym nie. Dotknem jego czoa. Byo prawie chodne. - Jad co? - zapytaem krlow. - Wypi troch zupy. Myl, e wydobrzeje. Widziaam go ju chorego, w Bkitnym. To bya ta sama gorczka i sabo. Trwaa jeden dzie. Powiedzia wwczas, e nie jest to choroba, tylko przemiana, ktr przechodz istoty jego rasy. - Mnie wczoraj take powiedzia co podobnego. Krlowa Ketriken woya mi w

donie misk ciepego krupniku. Z pocztku strawa zapachniaa cudnie. Potem zacza trci resztkami zupy, ktr onierze, podrywajc si do walki, rozlali na zanieon drog. Zacisnem szczki. - Widziae czonkw krgu Mocy? - zapytaa krlowa Ketriken. Pokrciem gow. - Nie widziaem - odezwaem si z trudem - ale jeden z koni by wyjtkowo rosy, a ubrania w torbach przy siodle pasowayby akurat na Mocarnego. Przy innym

znalazem granatowe stroje, a w takich gustuje Bystry. Byo te niewyszukane odzienie - w sam raz dla Stanowczego. Wymawiaem imiona niewyranie, jakbym si ba, e mog zawezwa czonkw krgu Mocy. A przecie byy to imiona ludzi, ktrych skazaem na pewn mier, bo pozbawiem koni i prowiantu. Gry poo kres ich ywotom, Moc im nic nie pomoe. Mimo wszystko nie czuem dumy. Wiedziaem te, e nie uwierz w mier wrogw, dopki nie zobacz ich koci. Na razie zyskaem tylko pewno, e tej nocy nas nie

zaatakuj. Wyobraziem sobie, jak wracaj przez filar, spodziewajc si zasta czekajc na nich straw, ogie i schronienie. Znajd tylko ciemno i mrz. Nie zobacz krwi na niegu. Zupa wystyga. Zmusiem si do jedzenia; szybko przeykaem, nie chcc pozna smaku. Malak grywa na wistuce. Pamitaem go, siedzcego na stopniach przy tylnym wyjciu z pomywalni i grajcego dla kilku dziewek suebnych. Zamknem oczy, zapragnem przypomnie sobie o nim co zego. Na prno. Podejrzewaem, e jedyn jego

win bya suba niewaciwemu panu. - Bastardzie! - Krlowa Ketriken jak zawsze czuwaa. - Nic, nic. zamyliem. Zwyczajnie si

- Jeszcze chwila, a byby zbdzi mylami. Strach by dzisiaj twoim sprzymierzecem, ale musisz przecie kiedy spa, a kiedy zaniesz, trzeba, by dobrze strzeg swego umysu. Czonkowie krgu Mocy po powrocie rozpoznaj, kto im wszed w parad i rusz za tob na owy. Nie myl si, prawda?

Oczywicie. Zagroenie ubrane w sowa zyskao na sile. Wolabym, eby rozmowa nie odbywaa si na dodatek w obecnoci Pustki oraz Wilgi. - To moe zagramy? - odezwaa si Pustka. Rozegralimy cztery partie. Wygraem dwukrotnie. W kocu staruszka uoya na planszy prawie same biae piony i daa mi jeden czarny, ktrym miaem doprowadzi do zwycistwa. Prbowaem si skupi na grze, ale byem za bardzo zmczony. Przypomniao mi si, e ju rok min od dnia, gdy jako

martwy opuciem Kozi Twierdz. Ponad rok nie spaem we wasnym ku. Ponad rok nie wiedziaem, czy nastpnego dnia bd mia co je. Ponad rok nie trzymaem w ramionach Sikorki, wicej ni rok mino od dnia, gdy kazaa mi odej na zawsze. - Bastardzie, przesta! - Pustka wyrwaa mnie z zamylenia. - Nie moesz si poddawa. Musisz by silny. - Jestem zbyt zmczony. - Twoi wrogowie byli dzi nieostroni. Nie spodziewali si, e

ich odkryjesz. Nie powtrz tego bdu. - Mam nadziej, e go nie przeyj - odparem z pewnoci siebie, ktrej nie czuem. - To nie takie proste - rzeka Pustka, niewiadoma, jak bardzo jej sowa mnie zmroziy. Powiedziae, e na dole jest cieplej. Gdy tylko si zorientuj, e nie maj zapasw, wrc do miasta. Maj tam wod, a na pewno wzili ze sob prowiant przynajmniej na jeden dzie. Nie wydaje mi si, ebymy mogli ich ju uwaa za pokonanych.

lepun zaskomla paczliwie i usiad obok mnie. Zdusiem w sobie rozpacz i uspokoiem go poklepywaniem po karku. - Chciabym po prostu raz mc si wyspa - powiedziaem cicho. - Sam we wasnym umyle, nic wasne sny, bez obawy, dokd si nimi przenios i kto mnie napadnie. Bez strachu, e opanuje mnie podanie Mocy. Zwyczajnie si wyspa. Mwiem bezporednio do niej, wiedzc, e doskonale mnie rozumie. - Nie mog ci tego zapewni odpara spokojnie. - Mog ci

podarowa tylko gr. Zaufaj jej. Uywana bya przez cae pokolenia ludzi obdarzonych krlewsk magi, gdy musieli toczy walk podobn do twojej. Znowu pochyliem si nad plansz i zapamitaem rozstawienie pionw, a kiedy si pooyem obok trefnisia, miaem zagadk przed oczyma. Unosiem si tej nocy na podobiestwo ptaka, gdzie pomidzy snem a czuwaniem. Potrafiem si zatrzyma tu obok snu i zosta tam, rozmylajc o grze Pustki. Niejeden raz wracaem na

stron czuwania. Dostrzegaem saby blask sczcy si z piecyka i upionych towarzyszy dookoa. Kilkakrotnie przykrywaem trefnisia: za kadym razem jego skra zdawaa si bardziej chodna, a sen gbszy i spokojniejszy. Krlowa Ketriken, Wilga oraz Pustka zmieniay si na warcie. Zauwayem, e wilk dotrzymuje towarzystwa krlowej. Mnie nadal wykluczano z nocnego czuwania i byem za to egoistycznie wdziczny. Tu przed witem znw si przecknem. Sprawdziem, czy trefni nie zrzuci kocw, pooyem si i przymknem powieki, w

nadziei e uda mi si pochwyci jeszcze kilka chwil wytchnienia. Ujrzaem przed sob kolosalne oko, oddane w najwierniejszych szczegach. Walczyem, by rozewrze powieki, wyrywaem si ku wiatu czuwania, lecz zostaem pochwycony, zupenie jakby mnie porwa prd wsteczny od odbitej fali. Opieraem si ca si woli. Wyczuwaem kres snu tu nad sob, jak pcherzyk baki mydlanej, ktry mgbym przebi bez trudu, gdybym tylko zdoa go dosign. Nie mogem. Walczyem, wykrzywiaem twarz w straszliwe grymasy, usiujc otworzy samowolne

powieki. Oko na mnie patrzyo. Jedno ogromne ciemne oko. Nie Stanowczego. Ksicia Wadczego. Patrzy na mnie i radowa si moimi prnymi wysikami. Wizi mnie bez trudu, niczym much pod szklan mis. Przecie jednak, nawet optany przeraeniem, pamitaem, e gdyby mg uczyni co wicej, ni tylko mnie wizi, na pewno by to zrobi. Przedosta si poza moje mury obronne, lecz nie mia siy na nic innego, mg mnie tylko straszy. A jednak i tego wystarczyo, by serce omal nie wyskoczyo mi z piersi.

Bkarcie - wyszepta mikko. Nienawistne sowo zalao mj umys niczym lodowata fala oceanu. Topiem si w grobie. - Wiem o twoim dziecku. I o kobiecie. O Sikorce. Zb za zb, Bastardzie. Przerwa. Tym bardziej rozbawiony, im bardziej ja przeraony. - Och, przysza mi do gowy pewna myl. adne ma cycuszki? Bd mia uciech? Nieee!!! Wyrwaem mu si, czujc nagle jeszcze i Mocarnego, i Bystrego, i Stanowczego. Uciekem.

Obudziem si raptownie. Wypltaem si z posania i wypadem z namiotu, bosy, nie ubrany. lepun pogna za mn, warczc gronie, rozgldajc si na boki, gotw do walki. Niebo lnio czerni usian gwiazdami. Mrz by siarczysty. Oddychaem gboko, zachannie, drco. Prbowaem pokona dawicy strach. - Co si dzieje? - zapytaa przestraszona Wilga. Wanie ona penia wart. Tylko potrzsnem gow. Po jakim czasie obrciem si i na powrt wszedem do namiotu. Pot

spywa mi po ciele strumieniami, jakbym zosta otruty. Usiadem na skbionych kocach. Im bardziej prbowaem opanowa panik, tym bya wiksza i silniejsza. Wiem o twoim dziecku. I o kobiecie. Straszne sowa powracay do mnie echem. Pustka poruszya si na swoim posaniu, potem wstaa, podesza do mnie i usiad; obok. Pooya mi rce na ramionach. - Dostali si do ciebie, prawda? Potaknem w milczeniu. Nie

mgbym nic powiedzie zaschnite gardo.

przez

Wcisna mi w donie bukak z wod. Pocignem dugi yk, prawie si zadawiem. - Myl o grze - naglia Pustka. Oczy umys i myl tylko o grze. - Gra! - wykrzyknem, budzc trefnisia oraz krlow Ketriken. - Co mi po grze? Ksi Wadczy wie o Sikorce i Pokrzywie! Zagraa moim najbliszym! A ja jestem bezsilny! Bezradny! - Od nowa zacz mnie zalewa strach, a prcz niego furia. Wilk zaskowycza, potem warkn z

gbi gardzieli. - Nie moesz do nich sign Moc, jako przesa ostrzeenia? zapytaa krlowa Ketriken. - Nie! - ucia Pustka. - Nie powinien o nich nawet myle. Krlowa obdarzya mnie spojrzeniem, w ktrym mieszay si lito i poczucie obowizku. - Obawiam si, e mielimy z Cierniem racj. Ksiniczka bezpieczniejsza bdzie w Krlestwie Grskim. Pamitaj, e mia j tu sprowadzi. Nie upadaj na duchu.

Moe ju teraz Pokrzywa jest w drodze w bezpieczne miejsce, poza zasigiem ksicia Wadczego. - Bastardzie, skup si na grze nalegaa Pustka. - Wycznie na grze. Jego pogrki mog by form zasadzki, prb oszukania ciebie, eby zdradzi swoich bliskich. Nie mw o nich. Nawet o nich nie myl. Tutaj patrz. Tutaj. - Drcymi starczymi rkoma odsuna mj koc i rozoya plansz. Wysypaa na do kamienie, a potem wybraa biae i ustawia. Znajd rozwizanie. Skup si. Nastpne

nieprawdopodobiestwo. Przygldaem si biaym kamieniom i mylaem, e wszystko to jeden wielki bezsens. Jaki gracz byby tak niezdarny i krtkowzroczny, by pozwoli grze potoczy si tak, eby zostay tylko biae kamienie? Nie warto szuka rozwizania. Z drugiej strony nie sposb si pooy i spa. Ledwie miaem mrugn, przeraony, e mgbym znowu ujrze to straszne oko. Gdybym zobaczy caego ksicia Wadczego lub oboje jego oczu, moe nie byoby to takie okropne. Jedno ogromne wydawao si wszechwidzce i niezniszczalne.

Gapiem si w piony, a zaczem odnosi wraenie, e biae kamienie pyn ponad krzyujcymi si liniami. Jeden czarny mia zaprowadzi wzr w tym chaosie. Jeden czarny kamie. Trzymaem go w doni, pocierajc kciukiem. Cay nastpny dzie, gdy szlimy drog Mocy, trzymaem w doni czarny kamie. Pomagaem i baznowi. Kamie i trefni zajmowali moje myli. Trefni czu si chyba lepiej. Czoo mia chodniejsze, ale nie mg przekn adnej strawy ani nawet herbaty. Pustka zmuszaa go

do picia wody. Wilga oraz Pustka prowadziy nasz znuon grupk. Trefni i ja szlimy za aziakami, a tyw strzega krlowa Ketriken dzierca uk. Wilk kry bezustannie: raz wybiega daleko do przodu, to znowu zawraca przebytym szlakiem. Pomidzy lepunem a mn powrcia w pewnym sensie dawna wi, ktra nie wymagaa sw. On rozumia, e nie chc myle, i robi co w jego mocy, eby mnie nie rozprasza. Denerwowao mnie, kiedy wyczuwaem, e prbowa Rozumieniem siga do krlowej Ketriken.

Za nami nikogo - raportowa, mijajc j po raz kolejny w nieskoczonej wdrwce w t i z powrotem. Potem wybiega daleko przed prowadzc aziaki Wilg i zaraz wraca, zapewniajc krlow Ketriken, e przed nami droga wolna. Prbowaem siebie przekona, e krlowa nie wierzy, i lepun da mi zna, jeli odkryje jakie zagroenie, ale podejrzewaem, e coraz bardziej si do niego dostrajaa. Droga prowadzia w d. Stopniowo zmienia si krajobraz.

Mijalimy pojedyncze karowate drzewa oraz gazy obronite mchem. nieg powoli zanika, biae aty jeszcze tu i wdzie znaczyy zbocze, ale droga bya czarna i sucha. Tu za krawdzi szlaku zaczy si pokazywa wyschnite kpki trawy. Coraz trudniej byo zmusi do marszu godne aziaki. Odruchowo signem ku nim Rozumieniem, by przekona, e dalej znajd lepsze pastwiska, ale chyba za mao byem z nimi obznajomiony. Prbowaem myle gwnie o tym, e tego wieczoru bdziemy mieli wicej drewna na opa, i cieszy si, e im niej

prowadzi nas droga, tym cieplejszy staje si dzie. W pewnym momencie trefni skpym gestem wskaza nisk rolink z delikatnymi biaymi pczkami. - W Koziej Twierdzy ju wiosna rzek cicho i zaraz doda spiesznie: przepraszam. Nie zwracaj na mnie uwagi. Przepraszam. - Lepiej si czujesz? - zapytaem, wyrzucajc z gowy myli o wiosennych kwiatach, o pszczoach i o wiecach robionych przez Sikork.

- Troch lepiej - odrzek drcym gosem. - Szkoda, e idziemy tak szybko. - Niedugo rozbijemy obz pocieszyem go. Nie moglimy teraz zwolni kroku. Co mnie zaczynao pogania. Miaem wraenie, e to wezwanie krla Szczerego. Jego imi take wypchnem z pamici. Nawet idc szerok drog, w penym wietle dnia, obawiaem si, e ogromne oko ksicia Wadczego jest ode mnie oddalone tylko o przymknicie powieki. Przez chwil miaem nadziej, e Bystry, Stanowczy i Mocarny s zmarznici i godni, ale wwczas zdaem sobie

spraw, e o nich powinienem myle.

take

nie

- Chorowae ju wczeniej zagadnem trefnisia, chcc zaj myli bezpiecznym tematem. - Tak. W Bkitnym. Krlowa pienidzmi przeznaczonymi na ywno opacia wynajcie izby, by mnie uchroni przed z pogod. Moe to bya przyczyna?... - Czego przyczyna? - Dziecko urodzio si martwe... Trefni ucich.

Ostronie dobieraem sowa. - Nie wydaje mi si, eby powd by jeden. Krlow dotkno wwczas wiele cikich dowiadcze. - Brus powinien by z ni jecha, a mnie zostawi. On by si lepiej ni zaj. Ja tamtego dnia nie byem sob... - W takim razie ja bybym martwy - zauwayem. - Wiele wypadkw potoczyoby si inaczej. Banie, nie da si odmieni przeszoci. yjemy tu i teraz, tylko przyszo od nas zaley.

W tej wanie chwili odkryem, co mi uniemoliwiao rozwizanie zagadki zadanej przez Pustk. Jakim cudem dotd tego nie dostrzegem? Do tej pory za kadym razem, gdy studiowaem plansz, dziwiem si, jak mogo doj do podobnie fatalnej sytuacji. Widziaem tylko bezsensowne ruchy, ktre musiay poprzedza mj. Mylaem o przeszoci, a w chwili gdy ujem w do czarny kamie, owe posunicia nie miay znaczenia. Ju znalem rozwizanie zagadki. - Tu i teraz - powtrzy trefni i odniosem wraenie, e jego

nastrj, podobnie jak mj, ulega wielkiej przemianie. - Krlowa Ketriken powiedziaa, e moe wcale nie jeste chory. e moe to by... charakterystyczne dla twojej rasy. - Czuem si niepewnie, zahaczajc tak blisko o kwesti jego odmiennoci. - Moliwe. Chyba tak. Popatrz. Zdj rkawiczk i przecign paznokciami po policzku, zostawiajc na nim suche biae lady. Potar twarz, a wwczas spod palcw posypaa mu si skra. Schodzia jak po oparzeniu.

- Zupenie jakby si za mocno opali. Mylisz, e sprawio to ostre soce? Albo mrz? - Jeli bdzie tak jak ostatnim razem, skra zejdzie mi z calutkiego ciaa. I znowu bd troch ciemniejszy. Zmieni mi si kolor oczu? - Moe s troch ciemniejsze. Ale janiejsze od cienkiego piwa. Co si bdzie dalej z tob dziao? Bdziesz od czasu do czasu zapada na gorczk i nabiera koloru? - Moliwe. Nie wiem - przyzna.

- Jak to nie wiesz? Kto ci wychowywa? - Tacy sami jak ty, gupolu. Ludzie. Gdzie pord moich przodkw by jeden Biay. Jak to czasami bywa, wrodziem si w pradziada. Mimo wszystko nie jestem bardziej Biaym ni czowiekiem. Wydawao ci si, e tacy jak ja s pospolici w moim ludzie? Przecie ci o sobie opowiadaem. Jestem dziwny take pord tych, z ktrymi czy mnie pokrewiestwo. Sdzie, e biali prorocy rodz si w kadym pokoleniu, w kadym ludzie? Gdyby tak byo, nikt by nie sucha ich

wyroczni. Nie, Bastardzie. W moim czasie istniej jako jedyny. - Miae przecie mistrzw i nauczycieli, a oni znali przekazy przechowywane od wielu pokole. Powinni ci powiedzie, czego si moesz spodziewa. Umiechn si, lecz w jego gosie zabrzmiaa gorycz. - Moi mistrzowie byli zbyt pewni, e wiedz, czego si spodziewa. Zaplanowali moj nauk krok po kroku, ustalili, kiedy i co przede mn odsoni. Gdy moje proroctwa okazay si inne od tego, co

zaplanowali, nie byli ze mnie zadowoleni. Wyjaniali mi moje sowa! Biali prorocy przede mn take przecie przepowiadali. Nie wierzyli, e jestem prorokiem. Pokazywali mi pismo za pismem, przekonywali, e jestem bezczelny twierdzc, i to ja. Jednak im wicej czytaem, tym bardziej byem pewien swego. Mwiem im, e ju prawie nadszed mj czas. A oni tylko mi radzili, bym uczy si i czeka. Byli zapewne zaskoczeni, odkrywszy, i opuciem ich tak modo, cho od lat to przepowiadaem. - Obdarzy mnie dziwnym, przepraszajcym

umiechem. - Moe gdybym zosta i ukoczy nauk, wiedzielibymy lepiej, jak uratowa wiat. Jakby mi kto rzuci na serce ciki gaz. Tak bardzo wierzyem, e chocia trefni zna nasze przeznaczenie. - Na ile przyszo? naprawd znasz

Westchn gboko. - Wiem, e robimy to razem, Bastardzitko. Tylko tyle. Wydawao mi si, e

studiowae przepowiednie...

pisma

- Rzeczywicie. A kiedy byem modszy, niem wiele snw i nawet miaem wizje. Ju ci mwiem, nic nie bywa jednoznaczne. Zastanw si. Gdybym ci pokaza wen, warsztat tkacki i par noyc, czy potrafiby odgadn: To paszcz, ktry pewnego dnia wo? A kiedy bdziesz go mia na grzbiecie, atwo jest spojrze w ty i rzec: Wiedziaem o tym z przepowiedni. - W takim razie jaka z nich korzy? - spytaem zniechcony.

- Jaka z nich korzy? - powtrzy. - Waciwie nigdy nie mylaem o tym w ten sposb. Jaka z nich korzy... Pewien czas szlimy w milczeniu. Widziaem, ile wysiku kosztuje go utrzymanie tempa, i aowaem, e nie byo sposobu przeprowadzenia przez osuwisko choby jednego konia. - Potrafisz przewidywa pogod, Bastardzie? Albo czyta lady zwierzyny? - Pogod odgaduj niekiedy. W tropach jestem lepszy.

- Lecz w jednym ani w drugim nie masz nigdy cakowitej pewnoci, prawda? Tak samo jest z moim czytaniem przyszych losw. Nigdy nie wiem... Prosz, zatrzymajmy si chocia na chwil. Musz zapa oddech, wypi yk wody. Usuchaem niechtnie. Tu poza krawdzi drogi lea omszay gaz. Trefni na nim usiad. W niewielkiej odlegoci rosy choinki, jakich nigdy dotd nie widziaem. Przyjemnie byo znowu patrze na yw ziele. Zszedem ze szlaku, usiadem obok trefnisia i natychmiast odczuem rnic. Dziaanie drogi Mocy byo podobne do cichego brzczenia

pszcz; teraz raptownie ustao. Ziewnem, eby przetka uszy, rozjanio mi si w gowie. - Dawno temu miaem pewn wizj - zagai trefni. Wypi jeszcze troch wody, poda mi bukak. Widziaem czarnego koza podnoszcego si z oa z lnicego czarnego kamienia. Gdy po raz pierwszy ujrzaem wysokie czarne ciany Koziej Twierdzy nad morskim brzegiem, powiedziaem sobie: Aha! O to wanie chodzio! Teraz widz Bastarda; ma w godle koza i idzie drog zbudowan z czarnego kamienia. Moe o tym mwia mi wizja? Nie wiem. Mj sen zosta

naleycie odnotowany, tote pewnego dnia, gdy min dugie lata, mdrcy bd wiedzieli, co oznacza. Musiaem zada pytanie, ktre od dawna nie dawao mi spokoju. - Pustka mwi, e jest jakie proroctwo dotyczce mojego dziecka... dziecka katalizatora... - Jest spokojnie. potwierdzi trefni

- Wic twoim zdaniem Sikorka i ja jestemy skazani na utrat Pokrzywy? Musimy j odda na tron

Krlestwa Szeciu Ksistw? - Pokrzywa. Wiesz co, podoba mi si to imi. Bardzo mi si podoba. - Banie, nie odpowiedziae na moje pytanie. - Zapytaj mnie za dwadziecia lat. O wiele atwiej rozmawia o przepowiedniach, patrzc w przeszo. - Spojrza z ukosa, co mnie upewnio, e na ten temat nie powie ju nic. Sprbowaem z innej strony. - Dalek drog przebye, eby

uchroni Krlestwo Szeciu Ksistw od zalewu Zawyspiarzy. Wyranie si zdziwi, a zaraz umiechn szeroko. - Tak ty to widzisz? Uwaasz, e si trudzimy, by ocali Krlestwo Szeciu Ksistw? Bastardzie, mj ty Bastardzie. Ja si narodziem, by ocali wiat. Jeli Krlestwo Szeciu Ksistw ulegnie Zawyspiarzom, bdzie to pierwszy kamyczek w lawinie. - Westchn. - Wiem, e szkaratne okrty wydaj ci si katastrof, ale nieszczcie twego ludu to tylko kropla w morzu przeraajcych zdarze. jakie zalej

ludzko, jeli nikt nie powstrzyma zagady. Gdyby chodzio tylko o wojn pomidzy dwoma barbarzyskimi plemionami, mieciaby si ona w normalnym splocie losw wiata. To nie takie proste. Zawyspiarze s pierwsz kropl trucizny wlewanej do strumienia. Och, Bastardzie, czy omiel si mwi otwarcie? Jeli nie zwyciymy, trucizna rozleje si zdumiewajco szybko. Skaenie kunic stanie si rzecz powszechn, a wkrtce zabaw wysoko urodzonych. Spjrz na ksicia Wadczego i jego krlewsk sprawiedliwo. On ju uleg

pokusie. Raczy swe ciao uywkami i zabija dusz niegodziw rozrywk. Zaraa zgnilizn tych, ktrzy go otaczaj. Nie zaznaj oni dreszczu rywalizacji, jeli nie bdzie krwawa, gry bd ich bawi tylko wwczas, jeli stawk bdzie ycie. Ludzkie ycie straci warto. Niewolnictwo stanie si powszechne, gdy skoro mona bdzie odbiera innym ycie wedle woli, o ile rozsdniej zawadn cudzym istnieniem dla korzyci? Trefni mwi z coraz wiksz moc i pasj. Nagle osun si na kolana. Chciaem go podnie, ale tylko pokrci gow. Wyprostowa

si po krtkiej chwili. - Przemawianie do ciebie jest bardziej wyczerpujce ni ta piesza wycieczka. Uwierz mi na sowo, Bastardzie: cho szkaratne okrty s straszne, dzieo Zawyspiarzy to tylko licha prba. Miaem wizje, co si stanie ze wiatem w cigu jednego cyklu czasu, jeli si im powiedzie. Poprzysigem sobie, e nie wydarzy si to w cigu tego obrotu. Z wysikiem podnis si na nogi i wycign do mnie rk. Podtrzymaem go, ruszylimy w drog. Da mi do mylenia, wic

niewiele si odzywaem. Korzystaem z agodniejszego uksztatowania terenu i staraem si i obok szlaku. Bazen nie skary si na nierwn powierzchni pod stopami. Im dalej trakt zagbia si w dolin, tym robio si cieplej, tym wicej widzielimy wieej zieleni. Do wieczora okolica zmienia si na tyle, e moglimy rozstawi namiot do daleko od drogi. Przedstawiem Pustce moje rozwizanie zagadki, a ona, wyranie zadowolona, natychmiast zacza rozstawia nowy ukad pionw na planszy.

- Dzisiaj nie musisz si mn zajmowa - powstrzymaem j. Zamierzam spa prawdziwym snem. - Naprawd? - Dokoczya ustawianie kamieni. - Wobec tego nie powiniene liczy na to, e si jeszcze obudzisz. Byem wstrznity. - Jeste sam przeciwko trzem, a owi trzej to krg Mocy - podja agodniej. - W dodatku moe nie jest ich trzech, tylko czterech. Skoro bracia ksicia Wadczego zostali obdarzeni krlewsk magi, on take najprawdopodobniej

odziedziczy jakie zdolnoci. Z pomoc innych mg si nauczy uyczania siy. - Przysuna si do mnie, zniya gos, cho inni byli zajci rozbijaniem obozu i nikt nie sysza naszej rozmowy. - Wiesz przecie, e mona zabi Moc. Sdzisz, e co innego go zadowoli? - Ale jeli bd spa z dala od drogi... - zaczem. - Sia drogi jest podobna do wiatru, ktry wszystkich omiata tak samo. Natomiast zowieszcze pragnienia krgu Mocy przypominaj strza wycelowan tylko w ciebie. Zreszt nie ma

sposobu, by przez sen nie martwi si o swoj kobiet i dziecko, a kiedy tylko o nich pomylisz, krg Mocy moe dostrzec ich twoimi oczyma. Pochyliem gow nad plansz. Nastpnego ranka krople deszczu zastukay o skr namiotu. Leaem nadsuchujc. Cieszyem si, e to nie nieg, lecz martwia mnie perspektywa wdrwki w deszczu. Czuem si niemal wypoczty. Moi towarzysze zaczli si budzi. Take w moim umyle.

- Wczoraj poegnalimy zim, a powitalimy wiosn - odezwaa si zaspana Wilga. Obok mnie trefni poruszy si, podrapa, potem mrukn: - Prawdziwy minstrel. Zawsze przesadza. - Widz, e lepiej si czujesz odparowaa Wilga. lepun wetkn eb do namiotu. Z pyska zwisa mu zakrwawiony krlik. owy te lepsze. Bazen usiad

w posaniu. - Czy on zdobycz? Mj up bracie. chce jest si dzieli upem,

twoim

Jako mnie zakuo, e nazwa trefnisia bratem. Zwaszcza e ju dwa poare? - wytknem lepunowi. Nikt ci nie kaza wylegiwa si w namiocie przez cay ranek. Milczaem jaki czas.

Nie byem ostatnio zbyt towarzyski - stwierdziem, zgodnie z prawd. - Przepraszam. Rozumiem ci. Ju nie jestemy tylko we dwch. Teraz to stado. Masz racj przyznaem pokornie. - Dzi wieczr zapolujemy razem. Bezwonny te moe i, jeli bdzie chcia. Moe by z niego dobry myliwy, zapach go nie zdradzi. - Nie tylko przynis miso do podziau, ale zaprasza ci na

wieczorne polowanie. Przypuszczaem, e trefni si wymwi. Nawet w Koziej Twierdzy rzadko wykazywa zainteresowanie polowaniem. On jednak nisko skoni gow przed wilkiem i rzek: - Jestem zaszczycony. Szybko zwinlimy obz i wkrtce bylimy w drodze. Nadal szedem raczej obok szlaku ni po nim, dziki czemu coraz bardziej rozjaniao mi si w gowie. Trefni, ktry arocznie pochon niadanie, wydawa si ju cakiem zdrw. Szed traktem, ale

rwnolegle ze mn i cay dzie zabawia mnie weso rozmow. lepun wybiega naprzd i sprawdza tyy - jak zwykle. Czsto mija mnie biegiem. Wszystkim nam suya cieplejsza aura. Lekki deszczyk ustpi wkrtce niemiaym promieniom soca, ktre wyzwalay z ziemi wonne opary. Byby to bardzo przyjemny dzie, gdyby nie strach o bezpieczestwo Sikorki oraz ciga czujno, strzeenie si przed atakiem na mj umys. Pustka przestrzega, bym myla o bahostkach, gdy w przeciwnym wypadku mog atwo przycign

uwag krgu Mocy. Wobec tego niosem swj strach zamknity w sobie, podobny do czarnego kamienia, rozsdnie powtarzajc sobie od czasu do czasu, e i tak nie mog nic poradzi. Dziwne myli przychodziy mi do gowy tego dnia. Nie potrafiem spojrze na kwietny pczek, nie przypominajc sobie, e Sikorce przydaby si do zabarwienia lub nadania zapachu wiecy. Zastanawiaem si chwilami, czy Brus, pracujcy teraz na co dzie siekier, nie zapomnia walki na topory i czy jego umiejtnoci wystarcz, by ich ocali. Skoro

Wadczy dowiedzia si o moich bliskich, z pewnoci wyle do nich odakw. Czy mg wiedzie o istnieniu Sikorki i Pokrzywy, a nie zna miejsca ich pobytu? - Przesta! - napomniaa mnie Pustka ostro i wymierzya mi niemocnego szturchaca kosturem. Drgnem zaskoczony. Bazen przyglda si nam ciekawie. - Co mam przesta? - zapytaem. - Nie myl o nich. Wiesz, o czym mwi. Gdyby myla o czymkolwiek innym, nie zdoaabym

ci podej, mody czowieku. Miaa racj. Z ociganiem pogryem si w zgbianiu zagadki, ktr zadaa mi zeszego wieczoru. - Tak lepiej - pochwalia mnie Pustka cicho. - Co ty waciwie tu robisz? spytaem j nagle. - Mylaem, e razem z Wilg prowadzicie aziaki. - Doszlimy do rozwidlenia drogi. I nastpnego filaru. Chcemy zaczeka na krlow.

Razem z baznem przypieszylimy kroku, zostawiajc Pustce przekazanie wiadomoci krlowej Ketriken. Wkrtce znalelimy Wilg siedzc na jakim zdobnym kamieniu na poboczu drogi. aziaki pasy si opodal. Rozwidlenie drogi oznaczone byo wielkim brukowanym krgiem porosym wok traw, a w rodku tej figury wznosi si monolit. Dziwne, nie by poronity mchem, lecz gadki i czysty, czarny i lnicy, gdzieniegdzie tylko poznaczony pyem naniesionym przez wiatr oraz deszcz. Ogldaem wyrzebione na

nim hieroglify, a trefni w tym czasie bdzi dokoa. Nagle rozoy szeroko ramiona i wykrzykn: - Tu bya kiedy osada! Rozejrzaem si. k przecinay linie proste - to stare brukowane chodniki poronite traw. Szeroka, rwna droga, ktra niegdy bya gwn ulic, przebiegaa przez k niknc wrd drzew. Gruzy pokryte mchem i bluszczem pozostay w miejscu, gdzie niegdy wznosiy si ciany domw i sklepw. Krzaki rosy tam, gdzie niegdy czowiek gotowa straw.

Trefni znalaz wikszy kamienny blok i wszed na, by si rozejrze po okolicy. - To mogo by due miasto. Jeli droga bya niegdy szlakiem handlowym, ktry widziaem Moc, wwczas byoby zupenie naturalne, e na kadym rozwidleniu wyrastay miasta i osady. Wyobraziem sobie, jak rolnicy przywo na targ wiee jaja i wiosenn zielenin, a tkacze rozwieszaj nowe towary, chcc skusi nabywcw... W jednej chwili wok filaru zaroi si tum. Wizja zaczynaa si i

koczya w obrbie brukowanego krgu. Wycznie w granicach dziaania czarnego kamienia ludzie miali si i gestykulowali, dobijali targu. Jaka panna ustrojona w wianek z winoroli wysza z tumu, ogldajc si na kogo przez rami. Przysigbym, e mnie dostrzega i pucia do mnie oczko. Kto chyba zawoa mnie po imieniu, odwrciem gow. Na podwyszeniu staa dziewczyna odziana w strj spywajcy ku ziemi, lnicy zot nitk. Miaa na gowie pozacan drewnian koron, zwieczon cudnie wyrzebionymi i barwnie

pomalowanymi kogucimi gowami oraz pirami z ogonw. Zamiast bera trzymaa szczotk z pir, lecz skonia j gestem tak krlewskim, jakby wydawaa najwaniejszy dekret. Tum wok mnie rykn miechem. Dziewczyna w koguciej koronie miaa lodowatobia skr i bezbarwne oczy. Patrzya wprost na mnie. Wilga mnie uderzya. Mocno. Gowa odskoczya mi do tyu. Spojrzaem na pieniark zdumiony, krew sczya mi si z kcika ust, gdzie zb przeci warg. Wilga znowu zamierzya si pici. Chwyciem j za nadgarstek.

Przesta! gniewnie.

krzyknem

- To ty... To ty przesta! wydyszaa. - I ona te niech przestanie! - Machna woln rk w stron, gdzie bazen, upozowany jak aktor, w dalszym cigu sta na kamiennym podwyszeniu. Nie oddycha, nie mruga. Po chwili przechyli si wolno i upad bezwadnie. Byem pewien, e przewracajc si wywinie koza lub wykona jak akrobatyczn figur, a na koniec si skoni, jak to czsto czyni, gdy zabawia szlacht na dworze krla

Roztropnego. On natomiast run na traw i lea bez ruchu. Podbiegem, chwyciem go pod pachy i odcignem od smolistego kamienia, na ktry si wdrapa, z dala od kamiennego krgu. Wiedziony instynktem, zawlokem go do cienia, oparem o pie potnego dbu. - Przynie wody! - krzyknem na Wilg. Nareszcie przestaa wyklina i po prnicy macha rkoma. Skoczya do aziakw.

Poszukaem pulsu na szyi bazna i z ulg stwierdziem, e ttno jest rwne. Oczy mia trefni pprzymknite, jak czowiek oguszony. Klepaem go po policzkach, pki nie wrcia Wilga z woda. Wtedy odkorkowaem bukak i polaem baznowi twarz. Jaki czas nie byo adnej reakcji. Wreszcie gwatownie wcign powietrze prychn i usiad. Oczy mia nieprzytomne. Dopiero gdy spojrza na mnie, umiechn si szeroko. - Co za dzie! - wykrzykn. - Ile ludzi! Powitanie smoka Prawdziwego... Obieca, e bd mg polecie... - zmarszczy brwi,

rozejrza si wok, zagubiony. Znika niczym sen, pozostawiajc mniej nawet ni cie... Pustka i krlowa Ketriken nagle znalazy si przy nas. Wilga gorczkowo opowiadaa, co si stao, a ja pomagaem trefnisiowi napi si wody. Gdy pieniarka skoczya opowiadanie, krlowa Ketriken wygldaa na bardzo zmartwion, za to Pustka po prostu si wcieka. - Prorok i katalizator! - krzykna rozzoszczona. - Trzeba was raczej nazywa gupcem i durniem! Cocie narobili najlepszego? Przecie on

nie ma adnego pojcia o uywaniu krlewskiej magii, jak ma si broni przed krgiem Mocy? - Wiesz, co si wydarzyo? wpadem jej w sowo. - Ja? Nie... oczywicie, e nie. Domylam si tylko. Nigdy bym nie przypuszczaa, e mona by tak szalonym, eby... - Niewane! - uci trefni. Rozemia si, wstajc odepchn moje rami. - Och! Rwnie wspaniale nie czuem si cae lata. Od dziecistwa. Pewno, sia pewnoci. Pustko! Czy chcesz

usysze, jak biay prorok przemawia? Wobec tego posuchaj i ciesz si razem ze mn. Nie tylko jestemy w miejscu, w ktrym powinnimy by, ale te i we waciwym czasie. Wszystkie nici si tu zbiegaj, jestemy coraz bliej rodka pajczej sieci. Ty i ja. Niespodziewanie chwyci moj twarz w donie, wspar swe czoo o moje. - Nawet jestemy tym, kim mamy by! - Oswobodzi mnie gwatownie, zawirowa. Wywin koza, ktrego oczekiwaem wczeniej, skoni si gboko i znowu rozemia gono, radonie. Jeste w wielkim

niebezpieczestwie - odezwaa si Pustka. - Wiem - odpar szczerze. - Tak jak powiedziaem, dokadnie tam gdzie by powinnimy. Widziae moj koron? Wspaniaa, prawda? Ciekaw jestem, czy dabym rad j z pamici wyrzebi. - Widziaem koguci koron rzekem wolno. - Jak to rozumie, nie wiem. - Nie wiesz? - przekrzywi gow, umiechn si z politowaniem. Och, moje ty Bastardzitko, gdybym tylko mg, wszystko bym ci

wytumaczy. Nie pragn mie przed tob sekretw, lecz nie wolno mi ich ubiera w zwyke sowa. W wikszej czci s uczuciami, pojciem prawidowoci. Czy zdoasz mi zaufa? - Znw jeste wesoy - rzekem w zamyleniu. Nie widziaem takiego wiata w jego oczach od czasw, gdy za spraw jego bazeskich sztuczek krl Roztropny mia si do rozpuku. - Kiedy zakoczymy nasz misj, ty take bdziesz si radowa obieca bazen.

Trzy kobiety patrzyy na nas z boku - Wilga obraona, Pustka surowa, krlowa Ketriken zirytowana. Cho bardzo si staralimy, nie zdoalimy im wyjani, co si waciwie stao. Krlowa Ketriken wyja obie mapy i przyjrzaa si im uwanie. Pustka upara si, e dotrzyma mi towarzystwa, gdy zaniosem swoj map do filaru, by porwna hieroglify skopiowane w czarnym miecie z tymi, ktre umieszczono na supie. Rzeczywicie, wiele znakw si powtarzao, lecz tylko jeden rozpoznaa krlowa Ketriken ten sam, ktry nazwaa ju

wczeniej. Kamie. Gdy z ociganiem zaproponowaem, e sprawdz, czy i ten filar przeniesie mnie jak poprzedni, krlowa stanowczo si sprzeciwia. Przyznaj z niejakim zawstydzeniem, e przyjem jej protest z ogromn ulg. - Ruszylimy w t podr razem rzeka krlowa - i razem j ukoczymy. Podejrzewaa, e trefni i ja co przed ni ukrywamy. - Co wobec tego uczynimy, pani? - spytaem pokornie.

- Postpimy tak, jak ustalilimy wczeniej. Podymy drog, ktra prowadzi midzy drzewa. Na mapie to z pewnoci ten szlak. Dotarcie do jego koca nie powinno nam zaj wicej ni dwa dni marszu. Zwaszcza jeli ruszymy ju teraz. Bez jednego wicej sowa krlowa Ketriken podniosa si i pstrykna palcami na aziaki. Przewodnik stada podszed do niej natychmiast, za nim posusznie podya reszta. Krlowa, stawiajc dugie kroki, poprowadzia zwierzta na ocienion drog. - Ruszcie si prdzej - warkna

Pustka do bazna i do mnie. Potrzsna nad nami kosturem; gow bym da, e miaa ogromn ch popdzi nas jak oporne kozy. Obaj ruszylimy posusznie za aziakami, zostawiajc za sob Wilg oraz rozgniewan staruszk. Tej nocy trefni i ja wybralimy si ze lepunem. Zarwno krlowa Ketriken, jak i Pustka miay ogromne wtpliwoci, czy taka wycieczka jest rozsdna, wic je zapewniem, e bdziemy si zachowywali wyjtkowo rozwanie. Bazen obieca, e nie odstpi mnie na krok. Pustka, syszc to,

przewrcia oczyma, ale ju si nie odezwaa. Najwyraniej obu nas miaa za durniw, lecz w kocu pozwolono nam odej. Wilga bya ponura i cicha, lecz e ostatnio si nie sprzeczalimy, zawierzyem domysom, i jej zy nastrj ma jakie inne rdo. - Strze ich, wilku - poprosia krlowa Ketriken cicho, gdy wstalimy od ogniska, i dostaa odpowied w postaci machnicia ogonem. lepun powid nas spiesznie z dala od trawiastej drogi i w gr, na poronite lasem zbocza. Dalej

szlak prowadzi cigle coraz niej, w pikn krain lasw dbowych i szerokich k. Widziaem znaki wiadczce o obecnoci dzikw, na szczcie adnego nie spotkalimy. Wilk zabi dwa krliki, ktre askawie pozwoli mi znie. Gdy zawrcilimy w stron obozu, natrafilimy na strug. Woda ni pyna lodowata i sodka. Razem z baznem owilimy ryby, a rce zupenie nam zgrabiay. Ostatnia ryba machna ogonem i opryskaa rozhasanego wilka, ktry odskoczy, a potem lekko chwyci mnie zbami. W tym momencie bazen ochlapa go wod. lepun prbowa schwyta

pyskiem krople i ju w nastpnej chwili wszyscy trzej toczylimy wodn bitw. Ja pierwszy wyldowaem w strumieniu, wepchnity przez wilka. lepun i trefni miali si do rozpuku, kiedy wyaziem z wody, przemoczony do nitki i przemarznity. Sam nie wiem dlaczego, ale te si miaem. Nie pamitam, kiedy mi si to zdarzyo ostatnio. Baraszkowalimy radonie jak dzieci. Szczliwi wracalimy do obozu, niosc wiee miso, ryby oraz rzeuch, zebran nad strug. Przed namiotem przywitao nas niewielkie ognisko. Pustka i Wilga przygotoway jedzenie, ale

staruszka, ujrzawszy nasz zdobycz, postanowia przyrzdzi jeszcze jeden posiek. - Jak to si stao, e wszyscy jestecie mokrzy? - zdziwia si Wilga. - lepun wepchn mnie do strumienia. - Ruszajc do namiotu, trciem wilka kolanem. Kpico chwyci mnie zbami za nog. - I bazen te wpad do wody? - Chlapalimy si dla zabawy. Umiechnem si szeroko, ale nie odpowiedziaa tym samym. Lekko

prychna, jakby z pogard. Wzruszyem ramionami i wszedem do namiotu. Krlowa Ketriken podniosa na mnie wzrok znad mapy, lecz nie odezwaa si sowem. Rozpakowaem toboek i wyjem z niego suche ubranie. Poniewa krlowa Ketriken usiada do mnie tyem, skorzystaem z okazji i przebraem si szybko. Od tylu ju dni mieszkalimy w jednym namiocie, e przywyklimy w miar moliwoci nie krpowa si nawzajem. - Bastardzie Rycerski - krlowa

odezwaa si nagle, gosem zwiastujcym oficjalne wezwanie. Przepchnem gow koszul, cignem troki. przez

- Tak, pani? - podszedem i przyklknem obok, gdy sdziem, e chce ze mn omwi jak spraw zwizan z map. Jednak krlowa odoya pergamin. - Stanowimy niewielk kompani, Bastardzie, i zaleymy od siebie wzajemnie - rzeka. - Jakiekolwiek tarcia midzy nami su wrogom. Czekaem, ale nie odezwaa si

wicej. - Nie rozumiem, pani, dlaczego mi to mwisz - przyznaem w kocu szczerze. Westchna i pokrcia gow. - Tego si obawiaam. Moliwe, e mwic z tob o tym, robi wicej zego ni dobrego. Wilga jest udrczona twoimi umizgami do bazna. Odebrao mi mow. Krlowa Ketriken przeszya mnie bkitnym spojrzeniem, po czym odwrcia wzrok.

- Pieniarka wierzy, e bazen jest kobiet i dzi wieczorem urzdzilicie sobie schadzk. Jest przewiadczona, e ni gardzisz. Odzyskaem zdolno mwienia. - Pani moja, krlowo, nie gardz pann Wilg. - Tumic gniew, przemawiaem bardzo oficjalnie. Po prawdzie to ona unika mojego towarzystwa od czasu, gdy si dowiedziaa, e jestem skaony Rozumieniem i utrzymuj wi z wilkiem. Respektujc jej wybr, nie naciskaem na blisz przyja. A w kwestii jej sw na temat bazna... z pewnoci, pani, uznajesz je za

rwnie nonsensowne jak ja. - Doprawdy?... - rzeka krlowa z namysem. - C, trefni nie jest mczyzn podobnym do innych. - Trudno si z tym nie zgodzi przystaem. - Jest rzeczywicie wyjtkowy. - Nie mgby okazywa Wildze nieco wicej uprzejmoci, Bastardzie? Nie prosz, eby jej nadskakiwa, tylko nie pozwl jej cierpie z zazdroci. Zacisnem usta, lecz zmusiem si do poszukania uprzejmej

odpowiedzi. Krlowo, gotw jestem ofiarowa jej sw przyja, jak zawsze, lecz w ostatnim czasie pieniarka niewiele mi dawaa powodw, bym mg sdzi, e pragnie mojej yczliwoci. Czuj si zobowizany podkreli, e nie pogardzam ani ni ani adn inn kobiet. Moje serce ma sw pani. Twierdzi, e gardz Wilg, to tak samo jak utrzymywa, e ty, pani, gardzisz mn, poniewa w twoim sercu panuje niepodzielnie krl Szczery. Krlowa Ketriken obrzucia mnie

sposzonym spojrzeniem. Zdawaa si dziwnie poruszona. - Jak si obawiaam, poruszanie tego tematu tylko pogorszyo spraw. Taka jestem zmczona, Bastardzie. Moim sercem targa rozpacz. Widok Wilgi w takim stanie dziaa na mnie jak nacieranie piaskiem otwartej rany. Pragnam jedynie, by si midzy wami jako uoyo. Wybacz, jeli okazaam si niedelikatna. Uwaaj jednak, na pewno jeszcze nieraz znajdziesz si w podobnych opaach. Do tak przystojnego modzieca dziewczta lgn jak pszczoy do miodu.

- Ja, cay poznaczony bliznami, miabym by przystojny? rozemiaem si gorzko, z niedowierzaniem. - Przeladuje mnie w koszmarach sennych myl o tym, e kiedy Sikorka ujrzy mnie ponownie, odwrci oczy ze wstrtem. - Nagle cisno mnie co w gardle, nie mogem wydoby z siebie sowa. - Bastardzie - odezwaa si cicho krlowa Ketriken. Tym razem mwia jak przyjaciel, nie krlowa. Moesz mi wierzy, e jeste urodziwy. Gdyby moje serce nie naleao do Szczerego, nie pogardziabym tob. - Wycigna

rk i przesuna chodnymi palcami po blinie na moim policzku, jakby dotykiem chciaa zetrze lad dawnej rany. Serce we mnie zadygotao, poruszone echem tumionej namitnoci krla Szczerego i wdzicznoci, e krlowa zechciaa tak do mnie przemwi. - Zasugujesz na mio mojego krla, pani - rzekem szczerze, z gbi serca. - Och, prosz, nie patrz na mnie jego oczyma! - jkna aonie. Podniosa si nagle i przyciskajc

map do piersi niczym pancerz, ucieka z namiotu.

Rozdzia trzydziesty Smoczy Ogrd

Mroczna Twierdza, niepozorny zameczek na wybrzeu Ksistwa Koziego, pad ofiar najedcw na krtko przed dniem, gdy ksi Wadczy obwoa si wadc Krlestwa Szeciu Ksistw. Wiele osad zostao w tamtym strasznym czasie zmiecionych z powierzchni

ziemi. Nigdy nie poznano prawdziwej liczby ofiar. Niewielkie forty, jak Mroczna Twierdza, czsto byway celem napaci szkaratnych okrtw. Zawyspiarze atakowali osady, miasteczka oraz mniejsze siedliska ludzkie, by osabi ca lini obrony wybrzea. Kasztelan Miedziany, ktry opiekowa si twierdz grujc nad miasteczkiem Mrocznym, by czekiem posunitym w latach, a mimo to poprowadzi swoich ludzi do obrony zamku. Niestety, wysokie podatki pobierane na obron caego wybrzea pustoszyy zamkowy skarbiec od duszego ju czasu,

tote stan twierdzy pozostawia wiek do yczenia. Kasztelan Miedziany pad w walce jako jeden z pierwszych. Szkaratne okrty zajty Mroczn Twierdz nieomal bez wysiku i przemieniy w stert gruzu, ktr jest do dzisiaj.

*** W odrnieniu od drogi Mocy szlak, ktrym ruszylimy nastpnego dnia, nosi wyrane lady przemijania czasu. Bez wtpienia ongi by traktem bardzo szerokim, ale odkd wdary si na

drzewa, pozosta nie szerszy ni lena drka. Moi towarzysze narzekali na wyboje, wystajce korzenie, zagradzajce drog gazie i inne przeszkody, ktre pokonywalimy przez cay dzie, a dla mnie istn przyjemnoci byo wdrowanie po drodze, ktra nie grozia mi w kadej chwili odebraniem zmysw. Cieszyem si grubym mchem porastajcym dawny bruk, cienistym wzorem rzucanym na ziemi przez pczkujce gazie drzew, tropami zwierzyny widocznymi na poszyciu. lepun, jak zwykle, wyprzedza nas znacznie, po czym galopem

wraca, by jaki czas truchta obok krlowej Ketriken. Nastpnie wypuszcza si znowu. Za ktrym razem wrci do bazna i do mnie z wywieszonym ozorem, obwieszczajc, e tego wieczoru bdziemy szuka dzikw, gdy ich ladw byo wok bez liku. - Nie zgubiem adnego dzika, tote nie bd adnego szuka odpar trefni wyniole. Podzielaem jego uczucia. Wspominajc chor nog Brusa, pamitaem, by si trzyma z dala od dzikw z ostrymi szablami.

Lepiej zajce - przesaem lepunowi. - Poszukajmy zajcy. Zajce dla ludzi o zajczych sercach - prychn pogardliwie i znikn w gszczu. Dzie by na tyle chodny, e maszerowao si przyjemnie, a zielony las pachnia jak lasy w Ksistwie Kozim. Krlowa Ketriken prowadzia nas, pogrona w zamyleniu, a Pustka i Wilga szy na kocu, zatopione w rozmowie. Pustka cigle zostawaa z tyu, cho i tak przybyo jej si i wigoru w porwnaniu z pocztkiem podry. Tak czy inaczej, obie kobiety szy

spory kawaek za nami. - Dlaczego pozwalasz Wildze wierzy, e jeste kobiet? zapytaem trefnisia cicho. Odwrci si do mnie, zatrzepota rzsami i przesa mi causa. - A nie jestem ni, ksitko ty moje? - Pytam powanie - obruszyem si. - Pieniarka ci ma za kobiet, a na dodatek uwaa, e jeste we mnie zakochany. Jej zdaniem wczoraj wieczorem mielimy schadzk.

- A nie mielimy? - obrzuci mnie zalotnym spojrzeniem. - Banie...! - Ach! - westchn z gbi serca. Moe prawda jest taka, e obawiam si jej pokaza dowd mej mskoci, gdy wszyscy inni mczyni pniej by j rozczarowali. Patrzyem na niego bez sowa tak dugo, a spowania. - Pozwl Wildze mie wasne zdanie. Niech wierzy w to, w co jej atwiej uwierzy.

- Nie rozumiem. - Pragna si komu zwierzy i, zrzdzeniem losu, wybraa mnie. Moe atwiej jej byo zdoby si na szczero, gdy uznaa, e take jestem kobiet - westchn znowu. Oto jest kwestia, do ktrej przez wszystkie lata ycia pomidzy twoj ras nigdy nie przywykem. Przywizujecie ogromne znaczenie do pci. - Trudno jej odmwi wanoci... - Bzdura! - przerwa mi. Wszystko si sprowadza do sposobu sikania! Dlaczego to takie wane!?

Zbaraniaem. - Nie moesz jej zwyczajnie powiedzie - odezwaem si po duszym milczeniu - e jeste mczyzn i w ten sposb zakoczy spraw? - To nie zakoczy sprawy, Bastardzie - odpar stanowczo. Wdrapa si na pie zwalonego drzewa, zaczeka, a podejd. Gdy wtedy bdzie chciaa si dowiedzie, dlaczego jej nie podam. Bdzie musiaa znale jak skaz we mnie lub postrzee to jako swoj win. Nie. Nie widz potrzeby poruszania tego tematu.

Zreszt Wilga ma pewne wady, charakterystyczne dla minstreli. Wyobraa sobie, e wszystko na tym wiecie, obojtne jak intymne, moe by tematem dyskusji. Albo jeszcze lepiej, pieni. O tak! Na rodku lenego traktu przybra wyszukan poz piewaka. Udatnie naladowa Wilg przygotowujc si do piewania. Zapiewa penym gosem:

A kiedy nasz trefni siusia sobie bdzie

To jak? Na stojco, czy moe przysiadzie? cignijmy mu Popatrzmy, jak ciurka! spodnie!

Okae si, czy jest tam ptaszek, czy te dziurka.

Skoni si, ukonem artystycznym, jakim pieniarka czsto koczya swe wystpy. Chciao mi si mia, a jednoczenie miaem ochot zapa si pod ziemi. Wilga poczerwieniaa, ruszya wawiej, ale

Pustka chwycia j za rkaw i rzeka co surowo. Potem obie spojrzay na mnie. Nie by to pierwszy raz, kiedy szyderstwa trefnisia wprawiay mnie w zakopotanie, ale teraz czuem si wyjtkowo podle. Bazen bryka, wywija kozy na ciece. Popieszyem za nim. - Czy ty naprawd musisz rani uczucia innych? - spytaem go gniewnie. - Nie zastanawiaem si nad tym, tak samo jak ona si nie zastanowia, e powtpiewanie w moj msko moe mnie zabole. Pogrozi mi dugim palcem. -

Przyznaj si. Zadae mi pytanie, nie mylc, czy nie zrani ono mojej prnoci. Jak by si czu, gdybym zada dowodu, e jeste mczyzn? Ach! - przygarbi si nagle, jakby usza ze caa energia. - Szkoda sw na podobne drobiazgi, jeli wzi pod uwag, co nas czeka. Daj temu spokj, Bastardzie, i ja uczyni tak samo. Pozwl, niech Wilga mwi o mnie ona, jeli tak jej wygodniej. Ja ze wszech si postaram si to ignorowa. Powinienem by na tym zakoczy dyskusj. Niestety zrobiem inaczej.

Problem pozostaje nie rozwizany, bo Wilga jest przekonana, e ty mnie kochasz prbowaem wyjania. Obdarzy spojrzeniem. - Kocham. - Miaem na myli uczucie, jakie istnieje pomidzy kobiet a mczyzn. Wzi gboki oddech. - To znaczy? mnie dziwnym

- No... - By taki denerwujcy. Czemu udawa, e nie rozumie? Pieszczoty... - To dlatego mczyzna kocha kobiet? - przerwa mi nagle. - Dla pieszczot? - S wyrazem mioci! - Czuem, e musz si broni, cho nie potrafibym stwierdzi dlaczego. Podnis jedn brew. - Znowu mylisz kochanie sikaniem - rzek spokojnie. - To co wicej ni sikanie! z

Jaki ptak z krzykiem poderwa si do lotu. Obejrzaem si przez rami na Pustk i Wilg, ktre wymieniy zdziwione spojrzenia. - Rozumiem. - Myla przez jaki czas, idc tu za mn. Potem zapyta: - Powiedz mi, Bastardzie, czy kochae Sikork, czy to, co miaa pod spdnic? Teraz ja poczuem si dotknity, ale nie zamierzaem milcze. - Kocham Sikork, kocham j ca. - Nienawidziem rumieca, ktry zaczerwieni mi policzki.

- Ujmujc rzecz twoimi sowami podj bazen takim tonem, jakbym udowodni mu twierdzenie matematyczne - ja kocham ciebie caego. Przekrzywi gow, nastpne sowa zabrzmiay niczym wyzwanie. Czy ty nie odwzajemniasz mojego uczucia? Czeka. Jake aowaem, e w ogle zaczem t dyskusj. - Wiesz przecie, e ci kocham przyznaem w kocu ponuro. - Nie musisz chyba pyta. Ale kocham ci tak, jak mczyzn kocha innego mczyzn...

Obrzuci mnie chytrym spojrzeniem, czym zdradzi si, e szykuje jaki straszny wybryk. Wskoczy na kolejny zwalony pie. Dramatycznym gestem wycign ramiona w stron Wilgi i zakrzykn wielkim gosem: - Powiedzia, e mnie kocha! A ja kocham jego! - Po czym, miejc si radonie, zeskoczy na ziemi i pobieg drk naprzd. Syszaem miech Pustki i rozelony gos Wilgi. Szedem przez las w milczeniu, aujc, e nie miaem rozumu trzyma jzyka za

zbami. Byem pewien, e Wilga gotuje si z wciekoci. I tak byo le, bo ostatnio prawie si do mnie nie odzywaa. Pogodziem si ju, e Rozumienie napawaj wstrtem. Nie j pierwsz. Przynajmniej okazywaa mi wyrozumiao. Teraz jej gniew tylko si umocni. Jeszcze jedna strata. Gdzie w gbi duszy brakowao mi bliskoci, jaka nas niegdy czya. Zamknem serce przed tymi potrzebami, lecz nagle zatskniem za ciepym ludzkim uczuciem. Powsta jaki wyom w moich murach obronnych, pomylaem o Sikorce i maej Pokrzywie. Obie byy

z mojej winy naraone na niebezpieczestwo. Bez adnego ostrzeenia serce podskoczyo mi do garda. Nie wolno mi o nich myle. Przypomniaem sobie, e i tak nie mog nic zrobi. Nie ma sposobu, by je uprzedzi, nie zdradzajc miejsca ich pobytu. Nie potrafiem ich dosign, wyprzedzi odakw ksicia Wadczego. Mogem jedynie ufa w si ramion Brusa i kurczowo trzyma si nadziei, e ksi Wadczy nie wie, gdzie mieszkaj moi najblisi. Przeskoczyem przez strumyczek, a po drugiej stronie czeka na mnie trefni. Nie powiedzia nic, po

prostu ruszy w drog u mego boku. Wesoo najwyraniej go opucia. Uwiadomiem sobie, e sam waciwie nie wiem, gdzie szuka Sikorki i Brusa. Och, tak, znaem nazw pobliskiego miasteczka, ale jak dugo zatrzymywaem j dla siebie, tak dugo byli bezpieczni. - Co wiesz ty, mog wiedzie ja. - Co powiedziae? - zapytaem bazna niespokojnie. Jego sowa tak dokadnie odpowiaday moim mylom, e a przeszy mnie ciarki. - Powiedziaem: co wiesz ty,

mog wiedzie ja - powtrzy. - Dlaczego? Tak sobie pomylaem. Pragniesz wiedzie, dlaczego miabym chcie wiedzie, co ty wiesz? - Nie. Zapytaem, dlaczego to powiedziae. - Szczerze mwic, nie mam pojcia. Ot, sowa wskoczyy mi do gowy, wic je wypowiedziaem. Czsto mwi bez zastanowienia. Ostatnie zdanie zabrzmiao prawie jak przeprosiny.

- Ja te - przyznaem. Nie poruszaem wicej draliwego tematu, cho nie dawa mi spokoju. Trefni wreszcie przypomina dawnego siebie. Z ogromn radoci witaem jego dobry humor, ale te obawiaem si, e moe zbyt jest pewien, i wypadki biegn tak, jak powinny. Pamitaem take, i jego city jzyk zawsze raczej obnaa problemy, ni je rozwizywa. Ja sam poczuem ostrze dowcipu bazna niejeden raz, w otoczeniu dworu krla Roztropnego. Tu zdawao si ci jeszcze boleniej. Czy istnia jaki sposb na pohamowanie

artownisia? Porzuciem te rozwaania i zaczem sobie ama gow nad zagadk Pustki. Nie mylaem o niczym innym, kiedy przedzieraem si przez las i uchylaem przed niskimi gaziami. W miar upywu czasu droga prowadzia nas coraz niej. W jednym miejscu pradawny szlak odsoni przed nami widok na dolin. Dostrzegem powleczone zieleni gazki wierzb i biae pnie brzz. Dalej brzowe zeszoroczne paki wodne, soczyste, bujne trawy oraz paprocie zdradzay wilgotny grunt.

Stanlimy w miejscu, gdzie wartki nurt zmy przed laty most czcy brzegi i nadszarpn drog po obu stronach. Teraz woda pyna spokojn, lnic srebrem strug w wirowym korycie, ale zwalone drzewa wiadczyy, e w czasie przyboru potrafi by grona. Chr ab zamilk z naszym nadejciem. Przeskakujc z kamienia na kamie, przedostaem si na drugi brzeg such nog. Wkrtce nastpna rzeczka przegrodzia nam drog. Nie chcc zmoczy butw, przeszedem w brd boso. Woda bya lodowata, nogi mi zdrtwiay z zimna. Na

drugim brzegu wcignem buty. Szlak stawa si coraz trudniejszy, szlimy w milczeniu. Wok szczebiotay ptaki, brzczay pszczoy. - Ile tu ycia! - odezwaa si cicho krlowa Ketriken. Miaa racj. Tyle ycia dookoa, zieleni, zwierzt, ptakw. Ich istnienia wypeniay Rozumienie i zdaway si unosi wok niczym mgieka. Po dugiej podry przez nagie gry i po pustej drodze Mocy ta obfito ycia a przytaczaa. Wtem zobaczyem smoka.

Zatrzymaem si w p kroku, uniosem ramiona w gecie wyraajcym prob o spokj i o cisz, a wszyscy moi towarzysze usuchali. Wilga oddychaa ciko, wilk zjey sier na karku. Zamarlimy w bezruchu. Zoty by i zielony, rozcignity pod drzewami, w ctkowanym cieniu. Do daleko od traktu, wic przesaniay go pnie, ale i tak robi ogromne wraenie. Wielka gowa, dugoci rwna koniowi, spoczywaa gboko zatopiona we mchu. Oko widoczne od naszej strony byo zamknite. Gardziel otacza wspaniay konierz

pierzastych usek, lnicych wszystkimi kolorami tczy. Rwnie barwna kpka nad okiem mogaby wyglda komicznie, gdyby nie to, e istota tak kolosalna i tak obca nie moga by mieszna. Widziaem pokryty uskami bark i wijcy si midzy dwoma drzewami dugi ogon. Opade zwide licie uoyy si wok smoka na ksztat gniazda. Po dugiej chwili odzyskaem oddech. Krlowa Ketriken spojrzaa na mnie, unoszc brwi w niemym pytaniu, ale nie umiaem przewidzie, jakie niebezpieczestwo moe nie spotkanie smoka ani jak stawi mu

czoo. Bardzo powolnym ruchem wydobyem miecz z pochwy. Robi wraenie dziecicej zabawki. Rwnie dobrze mgbym i z patyczkiem na niedwiedzia. Nie wiem, jak dugo tak stalimy. Mnie si wydawao, e zaiste bez koca. Napite minie zaczy mnie bole. aziaki dreptay niecierpliwie, ale czekay, gdy krlowa przytrzymaa przewodnika na miejscu. Wreszcie ruszylimy ostronie przed siebie traktem. Gdy si oddalilimy na tyle, e nie wida ju byo picej bestii, zaczem oddycha odrobin swobodniej. Rwnoczenie

poczuem skutki ogromnego napicia. Do mi zdrtwiaa od ciskania rkojeci, wszystkie minie zwiotczay. Odgarnem z twarzy zwilony potem kosmyk wosw. Obrciem si do trefnisia wzrokiem penym niedowierzania patrzy gdzie w las za moimi plecami. I ja spiesznie spojrzaem w tamt stron, a inni, na podobiestwo stada ptakw, powtrzyli mj gest. Wtedy znowu stanlimy oniemiali, gdy ujrzelimy drugie monstrum. Spao w gstym cieniu drzew. Dugi krty ogon oplata t istot niczym girlanda, jej skra, pokryta

gadkimi uskami, byszczaa gorcym brzem miedzi. Dostrzegem skrzyda przycinite do smukego ciaa, duga szyja zawijaa si na grzbiet, jak u picej gsi, gowa ksztatem przypominaa ptasi, take z sokolego dzioba. Z czoa wyrasta spiralny lnicy rg, na kocu drapienie ostry. Cztery koczyny, podwinite pod brzuch, bardziej przywodziy na myl ani ni jaszczura. Nazwanie obu tych smokw jednolitym mianem zdawao si kci ze zdrowym rozsdkiem, a przecie nie sposb znale innego sowa na okrelenie takich istot.

Znowu stalimy osupiali i tylko aziaki przestpoway z nogi na nog. Nagle przemwia krlowa Ketriken: - Niemoliwe, eby byy ywe. Na pewno zostay wyrzebione z kamienia. Zmys Rozumienia mwi mi co innego. - yj! - ostrzegem krlow szeptem. Zaczem siga ku jednemu z nich, ale lepun a si skurczy ze strachu. Cofnem dotyk umysu. - pi gboko, lecz yj.

Ujrzaem przestrach w szeroko rozwartych oczach krlowej Ketriken i odwrciem si peen obaw, e smok si obudzi. Zobaczyem Pustk, ktra kada pomarszczon, lekko drc do na uskowatym czole. Pogadzia spiralny rg. - Jakie to pikne - mrukna, a po chwili rzeka do nas: - Patrzcie, tak gboko zaton w pokadach lici, bluszcz obrs koniuszek ogona... Smok ley tu od wielu lat, a przecie nadal kada useczka lni, jakby y i zaraz mia si obudzi. Wilga i krlowa Ketriken ju take

byy przy smoku, wznosiy okrzyki zachwytu i zdumienia, a wkrtce zaczy si wzajemnie woa, by zwrci uwag na jaki wyjtkowy szczeg. Podziwiay pierzaste uski skrzyde, pen gracji lini ogona i wszystkie inne cudowne detale, wiernie oddane przez artyst. Gadziy smoka, oglday, dotykay chciwie. Wilk i ja trzymalimy si z boku. lepun nie warcza, lecz skamla tak przenikliwie, jakby gwizda. Zdaem sobie spraw, e trefni take nie doczy do kobiet. Patrzy z daleka, jak ebrak na gr zota, przekraczajc jego najmielsze

marzenia. Blade zawsze policzki zdaway si dotknite rowym rumiecem. - Bastardzie, chod, zobacz! Tylko zimny kamie, a tak piknie wyrzebiony, e robi wraenie ywej istoty. Och, patrzcie! Tam jest jeszcze jeden! Z rogami jelenia i twarz czowieka! - Krlowa Ketriken wskazaa nastpnego smoka, kolejn istot pic na lenym piernacie z opadych lici. Trzy kobiety podbiegy, zachwycajc si jego urod oraz kunsztem twrcy. Ruszyem wreszcie, na

oowianych nogach, a wilk przyciska mi si do uda. Z bliska na wasne oczy ujrzaem grube warstwy pajczyn przy jednym boku smoka. eber tej istoty nie porusza rytm oddechu, nie czuem te ciepa jej ciaa. W kocu odwayem si pooy rk na zimnej kamiennej rzebie. - To rzeba - powiedziaem gono, jakbym chcia zada kam zmysowi Rozumienia. Spojrzaem za czowieka-jelenia, ktrego cigle podziwiaa Wilga, potem dalej, gdzie Pustka i krlowa Ketriken stay przy kolejnej rzebie. Ta przypominaa lecego odyca, z

pyska wystaway mu ogromne szable, chyba wiksze ode mnie. Bardzo przypomina dzika zabitego przez lepuna, tylko by ogromny, a po bokach mia zoone skrzyda. - Tam dalej jest ich jeszcze przynajmniej dziesi - oznajmi bazen. - A za tymi drzewami znalazem rzebiony filar, taki jak poprzednie. - Zaciekawiony dotkn rzeby, lecz tylko si skrzywi i zaraz cofn do, zraony chodem skay. - Nie mog uwierzy, e to pozbawiony ycia kamie powiedziaem.

- Ja te nigdy nie widziaem rwnie precyzyjnej rzeby - zgodzi si ze mn trefni. Nie prbowaem mu tumaczy, e le mnie zrozumia. Staem i mylaem. Czuem w tych rzebach ycie, a przecie pod palcami miaem tylko zimny kamie. Zupenie odwrotnie ni z ofiarami kunicy - ich ciaa bez wtpienia yy, cho dla zmysu Rozumienia byli martwi jak skaa. Moi towarzysze rozeszli si po lesie, wdrowali od rzeby do rzeby, nawoywali si, zachwyceni, gdy odkryli now figur, poronit

bluszczem lub skryt w paprociach. Szedem za nimi powoli. Moliwe, e znajdowalimy si w miejscu oznaczonym na mapie. Prawie na pewno, jeli stara mapa zostaa wyrysowana we waciwej skali. Dlaczego wic to miejsce byo takie wane? Dlaczego wane byy te rzeby? Znaczenie miasta rzucao si w oczy od razu; mogli tam niegdy mieszka Najstarsi, ale tutaj? Popieszyem za Ketriken. Znalazem uskrzydlonym byku. podwinitymi krlow j przy Spa z kopytami,

przygarbiony, wsparszy na nodze pysk o potnych chrapach. Pod kadym wzgldem wierna kopia byka, poczynajc od szeroko rozstawionych rogw po chwost na kocu ogona. Podobnie jak inne smoki, i ten mia skrzyda - zoone na czas odpoczynku na szerokim czarnym grzbiecie. - Mog spojrze na map? spytaem krlow. Otrzsna si z zadumy. - Ju sprawdzaam - rzeka spokojnie. - Jestem przekonana, e znajdujemy si w oznaczonym

miejscu. Minlimy pozostaoci dwch kamiennych mostw. Na papierze s tutaj. Symbole na filarze znalezionym przez trefnisia odpowiadaj tym, ktre na mapie skopiowanej w miecie oznaczaj ten punkt. Moim zdaniem, niegdy znajdowao si tutaj jezioro. - Jezioro - powtrzyem w zamyleniu. - Moliwe. Moe si zamulio i przeksztacio w bagno, tylko wwczas c oznaczaj te rzeby? Krlowa Ketriken obja gestem las dookoa.

- Kiedy mg tu by ogrd. Rozejrzaem gow. si, pokrciem

- Trudno uwierzy. Rzeby s rozmieszczone przypadkowo, a czy ogrd nie powinien by tworzony wedug jakiego planu? Tego uczya mnie ksina Cierpliwa. Tutaj widz tylko rozrzucone bezadnie kamienne figury, przedstawiajce pice uskrzydlone zwierzta. Moe to cmentarz wysnuem przypuszczenie. Moe pod rzebami znajduj si grobowce. Moe to znaki herbowe, odrniajce miejsca pochwku

rnych rodzin. Teraz krlowa Ketriken rozejrzaa si dookoa. - Wobec tego po co zaznaczono to miejsce na mapie? - A po co miaby kto zaznacza ogrd? Reszt popoudnia spdzilimy poznajc okolic. Znalelimy jeszcze wiele kamiennych zwierzt najrniejszych gatunkw. Wszystkie byy uskrzydlone i pogrone we nie. Z ca pewnoci znajdoway si w jednym

miejscu od bardzo dawna. Przyjrzawszy si bliej, odkryem, e to wielkie drzewa wyrosy wok rzeb, a nie rzeby zostay rozmieszczone pomidzy drzewami. Niektre figury omal cakowicie giny pod mchem i opadymi limi. Z jednej z nich mona byo dostrzec tylko najeony zbami pysk, wystajcy z bagnistej ziemi. Obnaone ky byszczay srebrem i miay bardzo ostre czubki. - adna z tych rzeb nie jest uszkodzona. Wszystkie wygldaj na doskonae, jak w dniu gdy zostay stworzone. Nie potrafi odgadn, jak zabarwiono kamie.

Upywajce lata nie kolorom adnej szkody.

uczyniy

Dzieliem si z innymi swoimi przemyleniami, gdy wieczorem siedzielimy przy ognisku. Prbowaem rozczesa wilgotne wosy grzebieniem krlowej Ketriken. Pnym popoudniem wykpaem si - po raz pierwszy od wyruszenia ze Stromego. Udao mi si take wypra ubranie. Wrciwszy do obozu, przekonaem si, e pozostali wpadli na ten sam pomys. Pustka wanie rozwieszaa wilgotne pranie na jednym ze smokw. Krlowa Ketriken miaa zarowione policzki. Zaplataa

wilgotne wosy w ciasny warkocz. Wilga wygldaa, jakby zapomniaa, e si na mnie gniewa. A waciwie, jakby zapomniaa w ogle o caym wiecie. Siedziaa zapatrzona w pomienie, tak zadumana, e nieomal widziaem natok sw oraz nut, w ktrych usiowaa zaprowadzi jaki taki porzdek. Czy przypominao to rozwizywanie zagadek, ktre zadawaa mi Pustka? Dziwnie byo patrze na twarz minstrela, wiedzc, e w tej chwili powstaje nowa pie. lepun uoy si przy mnie i opar mi eb na kolanie.

Nie podoba mi si odpoczywanie midzy ywymi kamieniami wyzna. - Nie wyglda na to, eby si miay lada moment obudzi zauwayem. Pustka z westchnieniem usiada obok mnie. Pokrcia siw gow. - Raczej nie - rzeka cicho. Zabrzmiao to prawie tak, jakby j to martwio. - Skoro nie moemy rozwika ich tajemnicy - odezwaa si krlowa Ketriken - a droga koczy si tutaj,

jutro ruszamy. - Co zrobimy jeli nie znajdziemy krla Szczerego w ostatnim punkcie zaznaczonym na mapie? - zapyta bazen. - Nie wiem - przyznaa krlowa Ketriken. - I nie zamierzam si teraz nad tym zastanawia. Jeszcze mamy dokd i. Uderzyo mnie wwczas, e mwia, jakby rozwaaa strategi gry, gdy pozosta jeszcze jeden ruch, ktry mg prowadzi do zwycistwa. Doszedem do wniosku, e za duo czasu powicam na

rozwizywanie zagadek Pustki. Rozczesaem ostatni kosmyk i cignem wosy w kucyk. Chodmy na owy, nim zganie ostatnie wiato - zaproponowa wilk. - Pjd zapolowa ze lepunem oznajmiem, wstajc. Przecignem si, spojrzaem na trefnisia, ale on, zatopiony w mylach, nie odezwa si sowem. - Czy powiniene i sam? zapytaa krlowa Ketriken. - Jestemy daleko od drogi Mocy.

Mam za sob najspokojniejszy dzie, jaki przeyem od pewnego czasu. - Rzeczywicie, jestemy daleko od drogi Mocy, ale nadal znajdujemy si w sercu krainy zamieszkanej niegdy przez istoty uywajce Mocy. Wszdzie pozostawili swoje lady. Nie moesz powiedzie, e jeste tu bezpieczny. Nie powiniene i sam zdecydowaa Pustka. lepun zapiszcza cicho, chcia ju i. I ja chciaem z nim polowa, podchodzi i goni zwierzyn, przekrada si noc, wolny od

ludzkich myli - ale nie zamierzaem si sprzeciwia Pustce. - Ja z nim pjd - zaoferowaa si nagle Wilga. Wstaa, otrzepaa donie o uda. Nikogo prcz mnie nie zdziwia jej propozycja. Oczekiwaem przynajmniej kpicego poegnania ze strony trefnisia, ale on dalej gapi si w ciemno. Oby tylko znowu nie by chory. Zgodzisz si, by posza z nami? - spytaem lepuna. W odpowiedzi tylko westchn zrezygnowany i truchtem ruszy midzy drzewa. Podyem za nim

nieco wolniej, Wilga sza ostatnia. - Nie powinnimy dotrzymywa mu kroku? - spytaa po chwili. Drzewa zamkny si wok nas ciasnym krgiem, coraz bliszy zmierzch osiada na gaziach. - Na owach poruszamy si niezalenie jeden od drugiego odpowiedziaem przyciszonym gosem. - Gdy ktry z nas wytropi jaka zwierzyn, drugi nadciga spiesznie, eby przeci jej drog ucieczki albo doczy do pogoni. Wzrok przywyka do ciemnoci.

Oddalalimy si od kamiennych rzeb, wchodzilimy w nocny las, nie tknity stop czowieka. Nasilay si tutaj wiosenne wonie, a abi chr, wspomagany brzczeniem owadw, dociera do nas zewszd. Szybko natknem si na tropy zwierzyny. Wilga podaa za mn; sza goniej, nibym sobie yczy, ale te nie bya szczeglnie niezdarna. Idc przez las, obojtne - noc czy za dnia, mona si porusza w zgodzie z nim lub z nim walczy. Niektrzy ludzie instynktownie potrafi si dostosowa, inni nigdy nie posid tej sztuki. Wilga poruszaa si w

zgodzie z lasem. Odruchowo schylajc gow pod nisko rosncymi gaziami, nie prbowaa si przedziera przez kpy krzeww, zrcznie unikaa schwytania przez kolczaste gazki. Taki jeste ni zajty, e nie zobaczysz krlika, nawet jak go nadepniesz! - zamia si ze mnie lepun. W tej samej chwili z krzeww po prawej stronie cieki wyprysn krlik. Skoczyem za nim. By o wiele szybszy ni ja, ale wiedziaem, e bdzie kry. Wiedziaem te, e lepun ju pdzi

przeci mu drog. Usyszaem za sob biegnc Wilg. Krlik pomyka midzy drzewami i pod wystajcymi korzeniami. Dwukrotnie mi umkn spod rki, tyle e za drugim razem odskoczy prosto na wilka. lepun przyszpili zdobycz do ziemi przednimi apami, uj may ebek w szczki i jednym potrzniciem zama stworzeniu kark. Wilga dogonia nas, gdy ucztowa na wntrznociach. Poszukajmy jeszcze jednego. Wilk znikn w ciemnociach.

- Zawsze ci tak oddaje miso? zapytaa Wilga. - On mi go nie oddaje, lecz pozwala nie. Wie, e teraz jest najlepszy czas na polowanie, i ma nadziej szybko znale kolejny up. Pniej si podzielimy. Przytroczyem sobie krlika do paska. Ruszyem w noc. Ciepe ciao upolowanego zwierzcia obijao mi si lekko o udo. - Aha. - Wilga ruszya za mn. Po krtkim czasie, jakby w odpowiedzi na moje sowa, zauwaya: - Nie przeszkadza mi twoja wi z wilkiem.

- Mnie take ona nie przeszkadza odpowiedziaem chodno. Rozdranio mnie co w tonie jej gosu. Szedem dalej tropem zwierzyny, staraem si mie oczy i uszy otwarte. Syszaem ciche: pac, pac, pac - sprysty, lekki krok lepuna, gdzie na lewo i nieco przede mn. Miaem nadziej, e nagoni mi jak zwierzyn. - I ju nie bd mwia o banie ona - dodaa po krtkiej chwili. Bez wzgldu na to, czego si domylam. - To dobrze. - Nie zwolniem kroku.

Naprawd wtpi, eby by z ciebie dzisiaj jaki poytek. Nie z mojej winy. Wiem. - Chcesz jeszcze, ebym ci przeprosia? - zapytaa Wilga cicho, z napiciem w gosie. Milczaem, bo nie byem pewien, o co jej chodzi. - Dobrze - odezwaa si lodowatym, lecz zdeterminowanym tonem. - Zechciej mi wybaczy, wielmony panie Bastardzie

Rycerski. Stanem. - Co ty pleciesz? - Mwiem normalnie gono. lepun by ju na szczycie wzgrza, dzisiaj polowa sam. - Moja wadczyni, krlowa, nakazaa mi przesta sia niezgod. Powiedziaa, e wielmony pan Bastard Rycerski dwiga na swoich barkach wiele trosk i nie zasuguje, by przygniatao go jeszcze i moje potpienie. Zaciekawio mnie, kiedy miaa

miejsce owa rozmowa, ale nie odwayem si spyta. Niepotrzebne mi twoje przeprosiny - rzekem cicho. Czuem si dziwnie zawstydzony, jak rozpuszczone dziecko, ktre dsa si dotd, a inne ustpi. Zaczerpnem tchu, zdecydowany mwi szczerze, a potem si martwi, co z tego wyniknie. - Nie wiem, dlaczego si ode mnie odsuna. Przyszo mi do gowy, e przeszkadza ci moja zwierzca magia. Nie rozumiem te twoich teorii na temat bazna ani dlaczego ci one gniewaj. Jest mi le, gdy si tak na siebie boczymy.

Wolabym, ebymy przyjacimi.

znowu

byli

- Wic mn nie pogardzasz? Nie masz mi za ze, e zawiadczyam, i dziecko Sikorki jest twoje? Wejrzaem w swe serce. Dawno ju o tych sprawach nie mylaem. - Cier i tak o nich wiedzia stwierdziem. - Postawiby na swoim, nawet gdyby ciebie w ogle nie byo na wiecie. Jego dziaania zazwyczaj s... skuteczne. A swoj drog, zrozumiaem, e ty yjesz wedle innych regu ni ja.

- Kiedy byo inaczej - odezwaa si mikko. - Dawno temu, zanim obrcono w ruin twierdz, ktra bya moim domem, a mnie sam zostawiono na pewn mier. Potem trudno mi byo uwierzy w istnienie jakichkolwiek regu. Straciam wszystko. Wszystko, co pikne, dobre i prawe, zostao zniszczone przez chciwo, dz i zo. Waciwie nie - to byo co jeszcze gorszego, co, czego nie potrafi nawet poj. Zawyspiarze... wzili mnie gwatem, a przecie nie czynili tego dla przyjemnoci... Nie dla rozkoszy. Ci, ktrzy patrzyli, czekajc na swoj

kolej, naigrawa si z mego blu i prnego szamotania... Powdrowaa wzrokiem gdzie w mrok przeszoci. Chyba mwia tyle samo do mnie, co do siebie, prbujc zrozumie co, co przeczyo wszelkiej logice. - Jakby byli optani, ale dz i chciwoci, ktrej nie sposb zaspokoi. Mogli mnie skrzywdzi, wic skrzywdzili. Zawsze byam pewna - moe w dziecicej naiwnoci - e jeli przestrzega si pewnych, oglnie przyjtych regu, czowiek jest bezpieczny. e podobne rzeczy nie mog si wydarzy. Potem... potem czuam si... oszukana. Ogupiaa.

Ukarana za atwowierno, za przekonanie, e ideay mogy mnie obroni. Honor, grzeczno, sprawiedliwo... wszystko to mrzonka, Bastardzie. Wszyscy udajemy, kryjemy si za konwenansami jak za tarcz, a przecie nie chroni przed wrogiem, ktry ich nie uznaje! Dla niego staj si dodatkowym orem. Byem oszoomiony. Nigdy nie syszaem, by kto mwi o takich sprawach rwnie beznamitnym tonem. Najczciej ofiary najedcw wolay o tym w ogle nie mwi.

Zdaem sobie spraw, e od dugiego czasu stoimy naprzeciw siebie. Dosign mnie chd wczesnowiosennej nocy. - Wracajmy do obozu. - Nie - zaoponowaa cicho. Jeszcze nie. Moliwe, e si rozpacz, wic na wszelki wypadek wol zosta w ciemnoci. Zrobio si ju prawie ciemno, ale poprowadziem j do szerszego szlaku zwierzyny i znalazem jaki zwalony pie, na ktrym moglimy usi. aby i owady budziy noc romantycznym koncertem.

- Lepiej si czujesz? - zapytaem po jakim czasie. - Nie. Chc, eby mnie zrozumia. Nie sprzedaam twojego dziecka za bezcen, Bastardzie. Nie zdradziam ci od niechcenia. Z pocztku nawet nie mylaam o tym jak o zdradzie. Kto by nie chcia, eby jego crka zostaa ksiniczk, a potem krlow? Kto by nie chcia dla swojego dziecka piknych ubra i bogatego domu? Nie przypuszczaam, e ty i matka Pokrzywy traktujecie to jak nieszczcie. Sikorka jest moj on -

poprawiem j, ale niepotrzebnie, bo i tak nie syszaa. - Zreszt zrobiabym to, nawet gdybym wiedziaa, e dziaam wbrew twojej woli, jeli dziki temu mogam kupi miejsce w tej wyprawie, u twojego boku, sta si wiadkiem... jak wypeniasz zadanie. Ujrze na wasne oczy widoki, o ktrych aden inny minstrel dotd nie piewa - jak te kamienne rzeby. Ja musz mie swoj pie, musz zobaczy co, co zapewni mi honorowe miejsce pomidzy pieniarzami. Co, dziki czemu zawsze dostan yk strawy i kielich wina, kiedy bd za stara,

by wdrowa od zamku do zamku. - Moesz wyj za m, mie rodzin, dzieci... Twoja uroda przyciga wzrok. Na pewno ktry z... - Nikt nie chce si eni z bezpodn kobiet. - Gos miaa matowy, pozbawiony zwykej dwicznoci. Po zdobyciu Mrocznej Twierdzy Zawyspiarze zostawili mnie na pewn mier. I tak leaam pomidzy trupami, pewna, e wkrtce umr, bo nie potrafiam sobie wyobrazi, jak mogabym dalej y. Wok mnie szala poar, syszaam krzyki

rannych, czuam smrd palcych si cia... - przerwaa. Kiedy podja, mwia odrobin mocniejszym gosem. - Nie umaram. Ciao okazao si silniejsze od woli. Drugiego dnia doczogaam si do wody. Znaleli mnie inni ludzie pozostali przy yciu. yam i byam w lepszym stanie ni wielu innych. Przez dwa miesice. Potem okazao si, e lepiej by si stao, gdybym umara. Nosiam w sobie dziecko ktrego z tych potworw. Poszam do znachorki, a ona daa mi zioa. Nie pomogy. Poszam do niej znowu, a ona powiedziaa, e lepiej zostawi sprawy wasnemu biegowi.

Poszam do innej babki, ta daa mi inny napj. Potem... krwawiam. Pozbyam si dziecka, ale krwawienie nie ustpowao. Znowu poszam do znachorek, najpierw do jednej, potem do drugiej, ale adna nie potrafia mi pomc. Powiedziay, e krwawienie ustanie samo z siebie, kiedy przyjdzie na to czas. Ta druga powiedziaa mi jeszcze, e najpewniej ju nigdy nie bd moga mie dzieci. - Ucicha. Wiem, e zachowuj si... zbyt swobodnie... wobec mczyzn... ale jeli raz si zostao zniewolonym... to potem wszystko jest inaczej. Na zawsze. Mwi sobie: moe mi si

to zdarzy jeszcze raz, w kadej chwili. Wic niech przynajmniej ja decyduj z kim i kiedy. Nie bd miaa dzieci, a wic nigdy nie bd z jednym mczyzn na stae. Czy dlatego miaabym ju nigdy nie pozna mioci? Wiesz, przez ciebie na jaki czas zwtpiam w suszno tego postanowienia. A odjechae sam z Ksiycowego Oka. Tam ponownie si utwierdziam w swoich racjach. I od Ksiycowego Oka podrowaam a do Stromego, wiedzc, e powinnam robi wszystko co w mojej mocy, by zapewni sobie przetrwanie, gdy nie bd miaa ma ani dzieci,

ktre si mn zaopiekuj na staro. Czasami tak sobie myl dodaa niepewnie - e chyba lepiej by si stao, gdyby mnie zarazili kunic... - Nie. Nigdy tak nie mw. Nigdy. Nagle przytulia si do mnie i ukrya twarz w moim ramieniu. Objem j, poczuem nieodpart ch, by si zwierzy z wasnej gupoty. - Ja ci nie zrozumiaem. Kiedy powiedziaa, e odacy Mocarnego zhabili kilka kobiet... jako nie pomylaem, e i ty przez to przesza. - A ja sdziam - mwia bardzo

cichutko - e to dla ciebie zupenie niewane. Mwi si w Ksistwie Trzody, e zniewolenie to haba tylko dla dziewic i on. Kobiecie takiej jak ja naley si podobne traktowanie. Mylaam, e ty rwnie tak uwaasz. - Wilga! - Zapon we mnie irracjonalny gniew. Jak moga mnie mie za czowieka tak pozbawionego serca! Zaraz jednak przysza refleksja. Widziaem przecie siniaki na jej twarzy. Dlaczego nie odgadem ich pochodzenia? Nigdy z ni nie rozmawiaem o tym, jak Mocarny kaza jej poama palce. Uznaem,

i pieniarka wie, e mnie to przyprawia o cierpienie. Przecie tylko groby Mocarnego, i uczyni jej jeszcze wiksz krzywd, powstrzymyway mnie od dziaania. Sdziem, e odebraa mi sw przyja z powodu mojej wizi z wilkiem. A jak ona musiaa odczuwa moj rezerw? Wniosem wiele blu w twoje ycie. Nie myl, e nie znam wartoci doni minstrela. Albo e za nic mam gwat zadany twemu ciau. Jeli chcesz mi o tym opowiedzie, jestem gotw sucha. Czasem taka rozmowa przynosi ulg. A czasem nie odpara.

Przywara do mnie mocniej. - Tego dnia, gdy stae przed nami wszystkimi i opowiadae, co ci uczyni ksi Wadczy... wtedy cierpiaam razem z tob. Nie mogam cofn zdarze... Nie, nie chc o tym mwi. Nie chc nawet myle. Uniosem jej do do ust i zoyem delikatne pocaunki na obu palcach, ktre zostay zamane z mojego powodu. - Nigdy nie bd myli tego, co ci zrobiono, z tym, kim jeste oznajmiem. - Patrzc na ciebie, widz zawsze Wilg Sowicz,

minstrela. Pokiwaa gow, a wtedy zyskaem pewno, e miaem racj. Oboje nas przeladowa ten sam strach. Nie chcielimy y jako ofiary. Nie powiedziaem ju nic wicej. Siedzielimy objci, a mnie po raz kolejny przyszo do gowy, e nawet jeli odnajdziemy krla Szczerego, nawet jeli, cudem jakim, jego powrt odmieni losy wojny i przyniesie nam zwycistwo, dla wielu ludzi bdzie o wiele za pno. Mnie samego czekaa jeszcze duga i trudna droga, ale cigle

omielaem si wierzy, e na jej kracu znajd ycie, ktrego bd panem. Wilga nie miaa nawet tej nadziei. Obojtne, jak daleko uciekaa, nigdy nie zostawi za sob wojny. Przytuliem j mocniej. Po jakim czasie przestaa dre. Ju zupenie odezwaem si w Wracajmy do obozu. ciemno kocu. -

Westchna, uja moj do. Zaczem wstawa, lecz pocigna mnie za rk. - We mnie - powiedziaa zwyczajnie. - Tylko raz, tylko teraz.

Delikatnie i czule. eby... eby byo inaczej. Zrb to dla mnie. Pragnem jej. Pragnem jej z gwatownoci, ktra z mioci nie miaa nic wsplnego, a take, jak sdz, niewiele z podaniem. Wilga bya ciepa i pena ycia, wic obcowanie z ni byoby zwyk ludzk pociech. Mgbym speni jej prob, a mimo to pozosta niezmiennym w ocenie samego siebie oraz w moich uczuciach wobec Sikorki. Mogem to zrobi, ale moje uczucie do Sikorki nie ograniczao si do czasu, kiedy bylimy razem. Naleaem do niej na zawsze, nie mogem tego prawa

uniewani tylko dlatego, e na jaki czas zostalimy rozdzieleni. Chyba nie istniay sowa, ktre by to wyjaniy Wildze, dlatego nie wdawaem si w wyjanienia. - lepun wraca - powiedziaem. Upolowa krlika. Wilga przysuna si do mnie bliej. Przesuna doni po mojej piersi, dotkna szyi opuszkami palcw. - Odelij go - zadaa cicho. - Nie mog go odesa na tyle daleko, eby nie zdawa sobie

sprawy ze wszystkiego, co midzy nami si dzieje - odparem szczerze. - Wszystkiego? - Do Wilgi na moim policzku znieruchomiaa. Wszystkiego. - Usiad obok nas. Ze szczk zwisao mu krlicze trucho. Jestemy Rozumieniem. Zawsze. poczeni

Odsuna si ode mnie. Opucia wzrok na ciemnego w nocnym mroku wilka. - Wic wszystko, co ci wanie

powiedziaam... - On to rozumie po swojemu. Nie tak jak zrozumiaby inny czowiek, raczej... - Jak si do tego odnosia Sikorka? - zapytaa nagle. Nabraem gboko powietrza. Nie przypuszczaem, e rozmowa potoczy si w tym kierunku. - Nic nie wiedziaa - odparem. lepun ruszy w stron obozu. Ja za nim, wolniej. Za mn Wilga.

- A gdy si dowie? - naciskaa pieniarka. - Uwaasz, e po prostu zaakceptuje t... wsplnot? Prawdopodobnie nie przyznaem niechtnie. Dlaczego Wilga bez przerwy kazaa mi myle o sprawach, o ktrych usiowaem zapomnie? - Co zrobisz, jeli ci kae wybiera pomidzy ni a wilkiem? Zatrzymaem si. Po chwili ruszyem znowu, odrobin szybciej. Pytanie brzczao mi w uszach niczym natrtny owad, ale nie chciaem rozwaa tej kwestii. Taka

sytuacja bya niemoliwa. Nigdy do niej nie dojdzie. A jednoczenie jaki gos szepta mi we wntrzu: Jeli powiesz Sikorce prawd, tak si to skoczy. Inaczej by nie moe. - Powiesz jej przecie, prawda? Wilga zadaa pytanie, przed ktrym uciekaem. - Sam nie wiem - przyznaem ponuro. - Jeli mczyzna mwi: Nie wiem, to zazwyczaj oznacza: Nie, nie zrobi tego, ale od czasu do czasu bd powraca do tej myli,

ebym mg udawa, e w rzeczywistoci miaem taki zamiar. - Czy mogaby cho na chwil zamilkn? - odezwaem si sabo. Jaki czas milczeniu. sza za mn w

- Nie wiem ju nawet, komu bardziej powinnam wspczu, tobie czy jej. - Moe obojgu - zaproponowaem bezbarwnym tonem. Nie chciaem ju o tym rozmawia. Gdy wrcilimy do obozu, trefni

sta na warcie, a Pustka i krlowa Ketriken spay. - Jak si udao polowanie? zapyta przyjanie. Wzruszyem ramionami. lepun ju napoczyna krlika. Rozcign si zadowolony u stp bazna. - Nie najgorzej - pokazaem trefnisiowi drugiego krlika. Wzi go ode mnie, powiesi na supku namiotu. - W sam raz na niadanie oznajmi.

Zerkn na Wilg, ale jeli dostrzeg, e pakaa, nie uczyni z tego tematu do artw. Nie wiem, co wyczyta w mojej twarzy, bo i do mnie ju wicej nic nie powiedzia. Wilga wesza do namiotu zaraz za mn. cignem buty i z ulg wycignem si na posaniu. Gdy kilka chwil pniej poczuem, e Wilga ukada si za moimi plecami, nie byem zdziwiony. Zdecydowaem si uzna to za wyraz przebaczenia. Nieatwo byo mi zasn. W kocu jednak udao mi si zapa w sen. I cho mury obronne umysu miaem wzniesione wysoko,

nawiedzi mnie sen. niem, e siedz przy ku Sikorki i patrz jak pi, obie z Pokrzyw. Wilk lea u moich stp, a na taborecie przy kominku zadowolony trefni kiwa gow. Gra, ktrej nauczya mnie Pustka, leaa na stole, ale zamiast kamieni rozstawiono na planszy malekie figurki rnych smokw, pomalowanych na biao i czarno. Czerwone kamienie byy statkami. Teraz ja miaem uczyni ruch. Trzymaem w doni kamie, dziki ktremu mogem wygra, ale pragnem tylko przyglda si picej Sikorce. To by prawie zupenie spokojny sen.

Rozdzia trzydziesty pierwszy Kozek

Wiele biaych proroctw odnosi si do zdrady katalizatora. Biay Filar tak oto mwi o tym wydarzeniu: Jego mio go zdradzia i mio zostaa zdradzona. Mniej znany skryba i prorok, Mizerny z Biaych, jest dokadniejszy. Serce katalizatora

zostanie zamane przez osob mu blisk, ktra zawiedzie pokadane w niej zaufanie. Dzieci katalizatora zostanie wydane w rce jego wrogw przez tego, ktrego mio i wierno nigdy nie podlegaa najmniejszym wtpliwociom. Inne proroctwa s mniej szczegowe, lecz w kadym przypadku wspomina si, e katalizator zosta zdradzony przez kogo, kogo obdarza bezgranicznym zaufaniem.

*** Nastpnego ranka, przy niadaniu

z pieczonego krlika, naradzaem si z krlow Ketriken nad map. Waciwie nie potrzebowalimy ju na ni patrze, oboje znalimy rysunek na pami. Krlowa Ketriken przesuna palcem po ledwie widocznej linii na zniszczonym zwoju. - Bdziemy musieli wrci do filaru na kamiennym krgu, i jeszcze kawaek drog Mocy. Ona nas doprowadzi do miejsca przeznaczenia. - Nie cieszy mnie wdrwka drog Mocy - wyznaem szczerze. Nawet jeli id obok, droga mnie

kusi i pociga. Niestety, nie widz innej moliwoci. - Ja take nie. Bya zbyt zajta, eby mi ofiarowa wspczucie. Przyjrzaem si jej jak kobiecie. Wosy, niegdy byszczce i niesforne, uwizione zostay w krtkim warkoczyku. Twarz miaa ogorza od zimna i wiatru, wargi popkane, w kcikach ust i oczu pojawiy si zmarszczki, gbok bruzd troski wyobiy pomidzy brwiami. Ubranie miaa zniszczone i poplamione. Wadczyni Krlestwa Szeciu Ksistw nie nadawaaby si nawet na

pokojwk w Kupieckim Brodzie. Nagle zapragnem jako j pocieszy. - Znajdziemy krla Szczerego powiedziaem od serca. Podniosa na mnie oczy. Chciaa mi wierzy. - Znajdziemy - rzeka, ale w jej gosie brzmiaa tylko odwaga. Tak czsto zwijalimy obz, e robilimy to ju zupenie automatycznie. Poruszalimy si w zgodnym rytmie, nieomal jak jedna istota.

Jak krg Mocy - pomylaem. Jak stado - poprawi mnie lepun. Podszed, eby podsun mi eb pod do. Podrapaem go mocno za uszami, a potem po gardle. Zamkn oczy, uszczliwiony wycign szyj. Jeli twoja samica kae ci mnie zostawi, bdzie mi tego brakowao. Nie dojdzie do tego. Wierzysz, wybr? e bdziesz mia

Nie chc o tym teraz myle.

Aha! - Przewrci si na bok, potem na grzbiet, ebym mg go drapa po brzuchu. Obnay ky w wilczym umiechu. - yjesz w teraniejszoci i nie chcesz myle o przyszoci, za to ja, mj bracie, nie mog myle o niczym innym. Teraz jest dla mnie dobry czas. yj w stadzie, poluj ze stadem, dziel miso. Tylko e ta skamlca samica miaa racj zeszej nocy. Jak s szczeniaki, to musi by stado. A twj szczeniak... Nie mog o tym teraz myle. Musz myle tylko o tym, co konieczne dzisiaj, eby przetrwa, i o tym, co musz zrobi, zanim bd

mg mie nadziej na powrt do domu. - Bastardzie? Wszystko dobrze? Wilga uja mnie za okie i potrzsna lekko. Spojrzaem na ni, zbudzony z zamylenia. Skamlca samica. Udao mi si nie umiechn. - Tak, wszystko w porzdku. Rozmawiaem ze lepunem. Pieniarka opucia wzrok na wilka. Widziaem, e prbowaa pochwyci czc nas wi. Po chwili zrezygnowaa.

- Gotw do drogi? - W kadej chwili. - Ruszajmy wic. Podesza do krlowej Ketriken, by pomc jej zaadowa ostatniego aziaka. Trefni siedzia spokojnie na swoim toboku. Do wspar lekko na jednym z kamiennych smokw, wzrok mia nieobecny. Podszedem. - Dobrze si czujesz? - spytaem cicho. Nie podskoczy, nawet nie drgn,

tylko podnis na mnie blade spojrzenie. Wzrok mia tskny, po zwykym kpicym bysku nie zostao ladu. - Bastardzie, czy miae kiedy wraenie, e co sobie przypominasz, ale wspomnienie przed tob ucieka? - Zdarza mi si to czasami rzekem. - Chyba kady tego dowiadczy. - Nie, nie. To co innego... szuka sw. - Od chwili, gdy stanem na tym czarnym kamieniu, przedwczoraj, i nagle ujrzaem

tamten dawny wiat... cay czas poruszam si wrd dziwnych... nieuchwytnych wspomnie. Na przykad o nim. - Poklepa smoka delikatnie, z czuoci kochanka pogadzi gadzi eb. - Prawie pamitam, e go znaem. - Nagle spojrza na mnie bagalnie. - Co ty wtedy widziae? Lekko wzruszyem ramionami. - Plac otoczony straganami, handlujcych ludzi. Zwyky dzie targowy. - Widziae bardzo cicho. mnie? zapyta

- Nie jestem pewien. - Sam nie wiem dlaczego, ale nie chciaem o tym mwi. - Na twoim miejscu sta kto inny. W pewnym sensie ta dziewczyna bya podobna do ciebie. Pozbawiona koloru, zachowywaa si chyba jak kpiarz. A potem sam wspominae o jej koronie, rzebionej w kogucie gowy i ogony. - Ja? Och, Bastardzie, prawie nic nie pamitam z tego, co si zdarzyo zaraz potem. Przypominam sobie tylko samo wraenie, i e bardzo szybko zblako. To byo cudowne, jak mio albo jak widok czego doskonale piknego albo... zabrako mu sw.

- Taka jest Moc - powiedziaem mikko. - Teraz czujesz jej pokus. Ludzie obdarzeni talentem krlewskiej magii musz si jej stale opiera, inaczej zostan przez ni porwani na zawsze. - Wic to jest Moc... - W pierwszej chwili, gdy wydostae si spod jej wpywu, bye zachwycony, bye w uniesieniu. Powiedziae co o smoku, ktremu miae zosta przedstawiony. Niewiele w tym byo sensu. Niech pomyl... Smok Prawdziwego. Obieca ci, e na nim polecisz.

- Ach... Mj sen z minionej nocy. Prawdziwy. Tak brzmiao jego imi. - Mwic, pogadzi znowu eb rzeby, a wtedy stay si rzeczy przedziwne: zmysem Rozumienia wyczuem, e w smoku narasta fala ycia. lepun byskawicznie skoczy do mego boku, cay najeony. Mnie take przeszed dreszcz, odstpiem do tyu, wiedziaem, e figura lada moment zacznie si podnosi. Trefni obrzuci mnie zdziwionym spojrzeniem. - Co si dzieje? - lepunowi i mnie te rzeby

wydaj si ywe. Gdy wymwie imi, smok prawie si poruszy. - Prawdziwy - powtrzy trefni. Wstrzymaem oddech, ale nie wyczuem adnej zmiany. Bazen spojrza na mnie wyczekujco, lecz ja pokrciem gow. - To tylko kamie, Bastardzie. Cho pikny, to tylko zimny kamie. Moe jeste przemczony. Wzi mnie przyjanie pod rami i poprowadzi zaronit drog. Pozostali zniknli nam ju z oczu, tylko Pustka majaczya daleko przed nami. Staa wsparta na kosturze i wyranie na nas czekaa. Przypieszyem kroku. Gdy do niej dotarlimy, uja mnie

pod drugie rami, a potem wadczym gestem kazaa baznowi i przodem. My we dwoje ruszylimy take, lecz duo wolniejszym krokiem. Gdy trefni znacznie nas wyprzedzi, Pustka mocno cisna mi rami i zapytaa: - No i jak? Dusz chwil patrzyem na ni, nic nie rozumiejc. - Jeszcze nie rozwizaem zagadki - odparem wreszcie. - Tego si nietrudno domyli oznajmia. Pocmokaa

niezadowolona, popatrzya na mnie gronie, otworzya usta, jakby chciaa co powiedzie, w kocu potrzsna energicznie gow. Nie pucia mojego ramienia. Przez wiksz cz dnia, idc w milczeniu u jej boku, gowiem si nad zagadk. Nie ma chyba nic rwnie nudnego jak powrt t sam drog. Wkrtce zostawilimy za sob stary trakt, prawie niewidoczny w lenym poszyciu, wstpilimy na udeptany szlak, prowadzcy przez bagnisty las coraz wyej na wzgrza i podalimy szybciej ni w

przeciwn stron. Dni staway si dusze, a krlowa Ketriken trzymaa nas na nogach zawsze od witu a do zmierzchu. Tamtej nocy znalelimy si tylko o jeden dzie od placu z czarnym filarem. Myl, e ze wzgldu na mnie krlowa postanowia na t jeszcze jedn noc rozbi obz na zwykej drodze. Ja, ze swej strony, nie miaem ochoty spa bliej czarnego szlaku, ni musiaem. Polujemy? - zapyta lepun, gdy rozbilimy obz. - Id innym. polowa oznajmiem

Pustka popatrzya na mnie z przygan. - Trzymaj si z dala od drogi Mocy - przestrzega. Trefni zdumia mnie, wstajc. - Pjd z wami. Jeli wilk nie ma nic przeciwko temu. Bezwonny jest mile widziany. - Chtnie ci ze sob wemiemy, ale czy na pewno nie jeste zbyt zmczony? - W razie czego wrc sam do

obozu. Gdy wkraczalimy w gstniejc ciemno, krlowa Ketriken zagbiaa si w studiowanie mapy, na warcie staa Pustka. - Wracajcie niedugo, inaczej ja si po was wybior - zagrozia. - I trzymaj si z dala od drogi Mocy powtrzya. Gdzie ponad koronami drzew eglowa ksiyc. Jego srebrne wiato sczyo si lnicymi kroplami przez mode listki i rozjaniao nam drog. Jaki czas szlimy przez rzadki lasek.

Wchaniaem otaczajcy mnie wiat zmysami wasnymi i wilczymi. Noc oya woniami ledwie kiekujcych rolin, nawoywaniem ab i nocnych owadw. Powietrze byo bardziej rzekie ni za dnia. Wkrtce znalelimy trop zwierzyny i nim podylimy. Trefni w milczeniu dotrzymywa nam towarzystwa. Wcignem gboko powietrze, wypuciem je powoli. Wbrew samemu sobie wypowiedziaem w mylach dziwne sowa: Jak dobrze. Mhm. Dobrze.

Nie mylmy o dniu jutrzejszym, moe dla nas w ogle nie nadej. Polujmy - powiedziaem. I tak si stao. Bazen i ja trzymalimy si tropu, a wilk kry po lesie, naganiajc na nas zwierzyn. Szlimy nieomal bezszelestnie, czujni, gotowi do dziaania. Natknem si na jeozwierza, ale nie miaem ochoty wali go po bie ani potem ostronie obdziera ze skry. To byaby zbyt kopotliwa zdobycz. Z niemaym trudem przekonaem lepuna, by wraz ze mn szuka innego upu. Jeli nic innego nie znajdziemy,

wrcimy po niego. Jeozwierze nie poruszaj si szybko argumentowaem. Zgodzi si, lecz niechtnie. Ruszylimy dalej. W pewnej chwili znalelimy si na zboczu wzgrza pozbawionym drzew, cigle jeszcze nagrzanym od soca. Tam lepun spostrzeg drgnienie ucha i bysk oka. Dwoma susami dopad krlika. W tej samej chwili kolejny rzuci si do ucieczki. Puciem si za nim w pogo, lecz bazen akurat zawoa, e wraca do obozu. W poowie wzgrza zorientowaem si, e nie dogoni zdobyczy. Byem zmczony po dugim dniu marszu, a krlikowi

strach o ycie dodawa si. Zanim dotarem na szczyt, straciem go z oczu. Nocny wiatr trca leciutko gazie drzew. Znalazem w nim po raz pierwszy ten zapach: jednoczenie obcy i dziwnie znajomy. Nie potrafiem go rozpozna, ale czyy mi si z nim wycznie nieprzyjemne wraenia. lepun bezgonie zjawi si u mego boku. Zmalej! - rozkaza. Posuchaem od razu - skuliem si, wzrokiem i suchem szukaem niebezpieczestwa.

Nie tak! W gowie. Tym razem natychmiast pojem, o co mu chodzio, i w panicznym popiechu zaczem podnosi ciany Mocy, chronice mj umys. lepun, korzystajc z lepszego zmysu powonienia, natychmiast skojarzy saby zapach z woni ubra Mocarnego, zostawionych w torbach przy siodle. Wzniosem mury obronne jak najwyej, umocniem je ze wszystkich si, skurczyem si w umyle, a jednoczenie przekonywaem si w duszy, e to przecie niemoliwe, by on sam fizycznie znalaz si w tym lesie.

Strach bywa potnym bodcem dla mzgu. Nareszcie pojem co, co powinno byo dla mnie by oczywiste od dawna. Znajdowalimy si niezbyt daleko od kamiennego placu na skrzyowaniu drg oraz od czarnego drogowskazu na jego rodku. Symbole wyrzebione na supie wskazyway nie tylko, dokd wiody drogi, ale wyjaniay take, dokd filar mg przenie podrnika. Z kadego miejsca, gdzie znajdowaa si czarna kolumna, mona byo si przenie do innego drogowskazu. Z pradawnego miasta do dowolnego czarnego filaru by tylko krok. A oni,

wszyscy trzej, mogli by ode mnie na wycignicie rki. Jest tylko jeden, i to niezbyt blisko. Skoro ju nie uywasz rozumu, to przynajmniej skorzystaj z nosa. - lepun by zjadliwy. - Mam go zabi? - zaproponowa od niechcenia. Tak, zabij. Bd ostrony. lepun pogardliwie. prychn cicho,

Jest grubszy od tamtego dzika, ktrego zabiem wysoko w grach. Sapie i poci si od samego

chodzenia. Zaczekaj tu, bracie, a ja ci od niego uwolni. Cichy niczym sama mier znikn midzy drzewami. Wieczno ca tkwiem w ukryciu, czekajc na jaki dwik, na warknicie, na krzyk, na haas, na tupot krokw biegncego czowieka. Nie syszaem nic. Wszyem, lecz nie potrafiem ju pochwyci ulotnego zapachu. Nagle nie mogem ju duej czeka bezczynnie. Wstaem i ruszyem za wilkiem, rwnie cicho jak on. Wczeniej, w czasie

polowania, niespecjalnie zwracaem uwag na to, dokd idziemy. Teraz zauwayem, e znalelimy si w pobliu drogi Mocy. W ogle rozbilimy obz zaskakujco blisko. Niespodziewanie zaczem sysze ich rozmow Moc; tak jakby docieraa do mnie daleka muzyka. Zatrzymaem si w miejscu i staem bez ruchu. Zmusiem swj umys do bezwadu i pozwoliem ich Mocy obmywa moje zmysy. Jestem blisko. - To Mocarny, sapicy z podekscytowania i strachu. Zaczai si i czeka. - Czuj go, jest tu, tu. - Cisza. - Ech, nie

podoba mi si tutaj. Bardzo mi si tutaj nie podoba. Spokojnie. Wystarczy go dotkn. Dotknij go tak, jak ci pokazaem, a wtedy run jego mury obronne. - Stanowczy. Mistrz przemawia do ucznia. A jeli ma n? Nie zdy go uy. Zaufaj mi. aden czowiek nie zdoa si oprze temu dotykowi, moesz mi wierzy. Wystarczy, e go dotkniesz. Przejd przez ciebie i dokonam reszty. Dlaczego ja? Dlaczego nie

Bystry? Naprawd wolaby zadanie Bystrego? Zreszt to ty miae w rkach Bastarda i okazae si na tyle gupi, by prbowa go wizi. Wic teraz dokocz dziea, ktre powiniene by wykona ju dawno temu. Czy moe wolisz znowu odczu gniew naszego krla? Mocarny zadra. I ja take. Ksi Wadczy. Myli, ktre syszaem, naleay do Stanowczego, ale gdzie, jakim sposobem, ksi Wadczy take si im przysuchiwa. Ciekaw byem, czy Mocarny wie rwnie jasno jak ja, e

nawet jeli uda mu si mnie zabi, ksi Wadczy nadal bdzie z przyjemnoci zadawa mu bl. e wspomnienie tortury byo rozkoszne, e ksi Wadczy nie mg o nim myle, nie pamitajc, jak cudownie go ono nasycio. Na krtko. Cieszyem si, e nie jestem w skrze Mocarnego. Jest! To Bastard! Wedle wszelkich regu powinienem by wtedy umrze. Stanowczy mnie spostrzeg, znalaz moj nieopatrzn myl, eglujc

beztrosko. Krtkie wspczucie dla Mocarnego. Ruszy moim tropem niczym pies goczy. Mam go! Jeden moment miertelnego napicia. Serce walio mi jak motem, gdy signem Rozumieniem. Wok mnie nie byo nic wikszego od myszy. Znalazem lepuna. Cichcem przekrada si w dole wzgrza. Przecie jednak Mocarny powiedzia, e jest blisko mnie. Czyby znalaz sposb na ukrycie si przed Rozumieniem? Kolana si pode mn ugiy.

Gdzie daleko usyszaem trzask gazi i krzyk. lepun go dopad - pomylaem. Nie, bracie, nie ja. Ledwie pojem wilcz myl. Zatoczyem si od uderzenia Moc, cho nie poznaem jego rda. Zmysy mnie mamiy, jakbym skoczy do wody, a znalaz si w piasku. Nie majc jasnego pojcia, co waciwie robi, ruszyem biegiem na mikkich nogach, w d, do stp wzgrza. To nie on! - rykn Stanowczy

rozwcieczony. - Kto to taki? Kto to? Chwila konsternacji. To straszydo, ten trefni! Bezgraniczna wcieko. - Gdzie jest Bastard?! Mocarny, ty tusty durniu! Zdradzie przed nim nas wszystkich! W kocu to nie ja, lecz lepun zaatakowa Mocarnego. Nawet z daleka syszaem jego warkot. W ciemnoci pord drzew wilk skoczy na Mocarnego, ktry na widok rozwartych szczk tak gono wrzasn Moc, e a odepchn

Stanowczego. W tej samej chwili ja skryem si za murami i ruszyem na pomoc wilkowi. Byem z gry skazany na niepowodzenie. Znajdowali si znacznie dalej, ni przypuszczaem. Nawet nie zerknem na Mocarnego wasnymi oczyma. Widziaem go tylko przez wilka. Cho tusty i niezdarny, okaza si znakomitym biegaczem, gdy strach doda mu skrzyde. Mimo wszystko lepun byby go dopad, gdyby mu starczyo czasu. Przy pierwszym skoku uchwyci tylko wirujcy paszcz. Za drugim razem wraz ze spodniami wyrwa kawa ciaa z

ydki, ale Mocarny bieg, jakby nic nie poczu. Dopad czarnego krgu z kamienia, plasn doni w lnicy kamie i nagle znikn w filarze. Wilk, hamujc, a przysiad na zadzie, apy rozjechay mu si na liskim kamieniu. Odsun si od supa, jakby Mocarny wskoczy w ognisko. Zatrzyma si dopiero poza granic krgu. Warcza rozwcieczony, ale nie tylko z gniewu, take ze strachu. Wszystko to stao si, gdy byem dopiero w poowie wzgrza. Nagle pojawia si fala Mocy. Nie miaa fizycznego ksztatu, a przecie powalia mnie na ziemi i pozbawia

oddechu. Dzwonio mi w uszach. Leaem oszoomiony, bezradny, otwarty dla kadego, kto chciaby mn zawadn. Oguszony. Moe w tamtym momencie ocalio mnie to, e nie czuem w sobie ani ladu wasnego talentu. Mimo to syszaem innych. W ich sygnaach trudno by si doszuka sensu, czu byo jedynie wszechogarniajcy strach. Wreszcie zniknli w oddali, uniesieni rzek Mocy. Niewiele brakowao, a powodowany niewyobraalnym zdumieniem, signbym za nimi. Zdawali mi si rozbici na kawaki. Zamknem oczy.

Wwczas usyszaem gos Pustki, gorczkowo powtarzajcy moje imi. Gos przepeniony panik. lepunie! Ju wracam. Trzymaj si mnie odpowiedzia wilk ponuro. Zrobiem, jak kaza. Dotarem do obozu podrapany i brudny, jedn nogawk spodni miaem podart na strzpy. Pustka czekaa przed namiotem obok ognia, rozpalonego jako drogowskaz. Na jej widok zrobio mi si troch lej na sercu, bo

obawiaem si, e mogli zosta zaatakowani. - Co si stao? - wydyszaem. - Zobacz, co z trefnisiem - rzeka. - Usyszaymy krzyk, potem warkot wilka. Wybiegymy na pomoc i znalazymy bazna. - Pokrcia gow. - Nie wiem, co si z nim stao. Ruszyem do namiotu, ale ona chwycia mnie za rami. Jak na star kobiet, bya zadziwiajco silna. - Kto was napad? - zapytaa.

- W pewnym sensie. - Krtko opowiedziaem, co si stao. Jkna, gdy wspomniaem o uderzeniu Moc. Kiedy skoczyem, pokiwaa do siebie gow, jakby si utwierdzaa w ponurych podejrzeniach. - Sigali po ciebie, a przez pomyk pochwycili jego. Nie ma adnego pojcia, jak si broni. Wedle tego, co mi wiadomo, cigle maj go w swoim wadaniu. - Co takiego? Jak to? - Nie pojmowaem.

- Wtedy, na czarnym placu, obaj bylicie poczeni Moc. Cho na krtko, to jednak zwizaa was sia magii tego kamienia i wasza rola w przeznaczeniu. Takie powizanie zostawia... rodzaj cieki. Im czciej cz si dwa istnienia, tym mocniejszy jest ich zwizek. Moe si nawet przemieni w wi podobn do tej, jaka czy czonkw krgu Mocy. Inni ludzie obdarzeni talentem krlewskiej magii potrafi dojrze takie poczenie, jeli go szukaj. Czsto spenia ono rol tylnych drzwi, nie strzeonego wejcia do umysu czowieka dysponujcego Moc.

Przypuszczam, bazna.

tak

traktuj

Wpadem do namiotu. W piecyku pali si niewielki ogie. Krlowa Ketriken klczaa przy trefnisiu, przemawiajc do niego cicho i powanie. Wilga, bardzo blada, siedziaa bez ruchu na swoim posaniu. Wpatrywaa si w bazna. Wilk bez wytchnienia kry w t i z powrotem. Sier na karku mia zjeon. Podszedem spiesznie do trefnisia, uklkem u jego boku. Spojrzawszy na niego, a si cofnem. Spodziewaem si, e

bdzie lea bezwadnie, moe pozbawiony przytomnoci, a on, wycignity sztywno, przewraca oczyma, jakby obserwowa jak straszliw walk, dla nas niewidoczn. Dotknem jego ramienia. Minie mia sztywne, ciao chodne - przypomina trupa. - Banie... Nie da adnego znaku, e mnie syszy. Banie! krzyknem. Pochyliem si nad nim i potrzsnem gwatownie. Bez skutku.

- Signij ku niemu Moc poinstruowaa mnie obcesowo Pustka. - Tylko bd ostrony. Jeli cigle go maj, naraasz si na wielkie ryzyko. Przyznaj ze wstydem, e si zawahaem. Cho bardzo kochaem trefnisia, nadal baem si Stanowczego. W kocu jednak, gdy mino mgnienie oka, a jednoczenie upyna wieczno, pooyem mu rk na czole. - Nie bj si - rzeka Pustka niepotrzebnie. Po czym dodaa co, co mnie sparaliowao: - Jeli rzeczywicie nadal maj go w

swoim wadaniu, to tylko kwestia czasu, nim skorzystaj z czcej was wizi i zawadn take tob. No, zaczynaj. Pooya mi rk na ramieniu i przez jeden niesamowity moment miaem wraenie, e to do krla Roztropnego, czerpicego ze mnie energi. Wtedy raz klepna mnie lekko. Zamknem oczy, skupiem si na chodzie trefnisiowego czoa. Opuciem mury chronice umys. Rzeka Mocy nadpyna, podobna do wszechwadnej powodzi, a ja w ni wpadem. Poznaem moment przeraenia, gdy na granicach

postrzegania wyczuem Stanowczego i Mocarnego. Byli czym pochonici. Odskoczyem od nich, jakbym dotkn rozpalonego pieca, i zawziem ciek. Trefni, tylko trefni, wycznie trefni. Szukaem go, prawie znalazem. Och, by taki obcy i wicej ni obcy nawet. Umyka niczym zoty karp w sadzawce penej wodorostw, niczym pyki taczce przed oczyma czowieka olepionego socem. Rwnie dobrze mgbym chwyta refleks ksiyca na morskiej fali, apa byskotliwy umys. Poznaem jego pikno i si w najkrtszych przebyskach wnikliwoci. W jednej

chwili pojem i zachwyciem si baznem - a ju w nastpnej zapomniaem tego zrozumienia. Nastpnie, z przenikliwoci godn mistrza gry w kamienie, odgadem, co powinienem uczyni. Zamiast prbowa go dogoni, otoczyem. Nie cigaem, nie chwytaem. Przypominao mi to czasy, gdy zaczynaem si uczy korzystania z Mocy. Stryj Szczery niejeden raz robi to dla mnie: pomaga mi si zewrze, gdy nurt czarnej rzeki prbowa mnie rozrzuci po caym wiecie. Umocniem trefnisia i wsunem na powrt w niego samego.

Nagle poczuem chodn do chwytajc mnie za nadgarstek. - Nie rb tego, prosz - szepn bazen cichutko. Wrciem z poszukiwa, otworzyem oczy. Zamrugaem kilka razy, ze zdziwieniem stwierdziem, e dr, zroszony zimnym potem. Bazen mia tak niepewny wyraz twarzy, jakby nie wiedzia do koca, czy nie ni. Spojrzaem mu w oczy i nieomal poczuem wstrzs jego wiadomoci. Wi Moc, cho wta, istniaa. Gdybym tu po szukaniu trefnisia w rzece Mocy nie mia tak wyczulonych nerww,

pewnie bym jej w ogle nie wyczu. - Wcale mi si to nie podobao odezwa si niemrawo. - Przykro mi - odparem delikatnie. - Mylaem, e tob zawadnli, wic po ciebie poszedem. Sabo zamacha doni. - Och, nie mwi o tobie. Przekn lin, jakby go naszy mdoci. - Tamci byli we mnie. W moim umyle, we wspomnieniach, miadyli i niszczyli wszystko, jak ze, bezkarne dzieci. Oni... - Oczy

mu si zaszkliy. - Czy to by Mocarny? - spytaem. - Mocarny? Tak. Takie jest jego imi, cho z czowieka, ktremu je nadano, niewiele ju zostao. Stanowczy i ksi Wadczy przejli go do swych wasnych celw. Weszli we mnie przez niego, przekonani, e znaleli ciebie... - umilk. - Skd ja wiem takie rzeczy? - Moc przynosi niespodziewan wiedz - oznajmia Pustka. - Nie mogli przej przez twj umys, nie zdradzajc wielu informacji o sobie. - Zdja z piecyka dzbanuszek z

wrzc wod. - Daj mi kozek zwrcia si do mnie. Posusznie signem do toboka, ale rwnoczenie nie mogem si powstrzyma od przycinku: - Mwia, e to ziele nie daje nic dobrego. - Bo tak jest - odpara zwile. Dla tych, ktrzy uywaj Mocy. Natomiast jemu moe da ochron, ktrej sam nie potrafi sobie zapewni. Bd prbowali go opanowa jeszcze raz. Jeli im si uda, wykorzystaj go do odnalezienia ciebie. Stara sztuczka.

- Nigdy o niej nie syszaem. Wytrzsna z torebki troch kozka do kubka, zalaa wrztkiem. Potem spokojnie wsadzia moje zioa do wasnego bagau. Z pewnoci nie byo to przeoczenie, wic nie strzpiem sobie jzyka, eby prosi j o zwrot wasnoci. - Skd tyle wiesz o sprawach Mocy? - zapyta j bazen wprost. Zaczyna wraca do siebie. - Moe zamiast obcesowe Teraz to nauczyam si sucha, bez przerwy zadawa pytania - odcia si. wypij - rzeka, jakby

poprzedni zamknity. stroskany, rozmieszy zgaszonego

temat uwaaa za Gdybym nie by tak na pewno by mnie widok tak zrcznie trefnisia.

Bazen wzi kubek, nad jego krawdzi popatrzy na mnie. - Co si zdarzyo na kocu? Trzymali mnie, a potem nagle... jak trzsienie ziemi i powd, i pooga... wszystko naraz. Zmarszczy brwi. - Potem zginem, rozrzucony. Nie mogem si znale. Potem zjawie si ty... Czy kto zechciaby mi

wytumaczy, co si waciwie stao? - zapytaa krlowa Ketriken gniewnie. Spodziewaem si, e odpowie Pustka, ale milczaa. Bazen opuci do z kubkiem. - Trudno to objani, krlowo. Byo to tak, jakby dwch otrw wpado do twojej komnaty, wycigno ci z oa i brutalnie dokd wloko, cay czas nazywajc imieniem kogo innego. Gdy odkryli, e nie jestem Bastardem, wybuchnli wciekoci. Potem przyszo trzsienie ziemi, a wtedy

mnie zrzucili z bardzo wysokich schodw. W przenoni, oczywicie. - Pucili ci? - odwrciem si do Pustki. - Wobec tego nie s tak przebiegli, jak si obawiaa. Staruszka obrzucia nachmurzonym spojrzeniem. mnie

- Ani ty tak mdry, jak miaam nadziej - mrukna ponuro. - Czy rzeczywicie go wypucili? Czy moe raczej fala Mocy go im wyrwaa? A jeli tak, czyja to bya energia? - Krla Szczerego - odparem z nagl pewnoci. Nareszcie

zrozumiaem. - Zaatakowali take jego, a on ich pokona. - O czym mwisz? - zapytaa krlowa Ketriken. - Kto zaatakowa mego maonka? Co Pustka wie o tych, ktrzy napadli na bazna? Nie zna ich osobicie, zapewniam ci, pani! popieszyem z wyjanieniem. - Och, daj spokj! - warkna na mnie Pustka. - Krlowo, dysponuj podstawow wiedz o dziaaniu Mocy, lecz nie jestem obdarzona talentem. Gdy prorok i katalizator razem weszli w Moc na czarnym

placu, obawiaam si, e moga ich poczy wi, ktr czonkowie krgu mogliby wykorzysta do swoich celw. Teraz przypuszczam, e albo nie wiedz oni o takiej moliwoci albo co im dzisiaj przeszkodzio w jej wykorzystaniu. Moe fala uderzenia Moc, o ktrej mwi Bastard. - Fala Mocy... wierzycie, e to czyn Szczerego? - spytaa krlowa Ketriken bez tchu. Na jej policzki wystpiy rumiece. - Tylko od niego czuem tak si - zapewniem.

- Wobec tego mj pan yje rzeka cicho. - yje. - Moe... - zastanowia si Pustka. - Takie uderzenie Moc mogo go kosztowa ycie. Poza tym wcale nie musiao to by jego dzieo. Moe bya to chybiona prba Stanowczego i ksicia Wadczego, ktrzy chcieli uderzy w Bastarda. - Nie, nie. Mwiem ju, e to uderzenie rozrzucio ich jak trociny na wietrze. - A ja powiedziaam tobie, e mogli zniszczy wasn jedno, prbujc zabi ciebie.

Ju mylaem, e krlowa Ketriken j uciszy, ale i ona, i Wilga tylko patrzyy z niedowierzaniem, jak Pustka poucza mnie w sprawach dotyczcych krlewskiej magii. - Mili jestecie, e oboje tak sumiennie przestrzegalicie mnie przed niebezpieczestwem odezwa si trefni lodowatym gosem. - Nie wiedziaem... - zaczem si tumaczy. - Nic by to nie dao - przerwaa mi Pustka. Tylko by si niepotrzebnie zamartwia.

Pomylmy teraz: wytamy wszystkie siy, eby Bastard pozosta przy zdrowych zmysach, podrujc drog Mocy. Nigdy by nie przey wypadu do miasta, gdyby nie mia zmysw odurzonych kozkiem. Tamci natomiast wdruj drog Mocy i swobodnie korzystaj z drogowskazw. Wobec tego naley wysnu wniosek, i ich moliwoci s znacznie wiksze. Ach, co robi, co robi? Nikt nie odpowiedzia na to pytanie. Staruszka nagle podniosa na mnie i na bazna oskarycielskie spojrzenie.

- To nie moe by prawda. To po prostu nie moe by prawda. Prorok i katalizator, a nieledwie chopcy. Dzieciaki. Nie znaj ycia, nie potrafi si posugiwa Moc, jednemu tylko figle w gowie, drugi usycha z mioci. I oni maj uratowa wiat? Trefni i ja wymienilimy spojrzenia. On nabra tchu, eby odpowiedzie, ale w tej samej chwili Wilga strzelia palcami. - Oto jest temat pieni! wykrzykna z rozjanion twarz. Nie o bohaterach i potnych wojownikach. Nie. Pie o dwojgu

ludziach silnych tylko moc przyjani. Naznaczonych niezomn wiernoci wobec prawowitego wadcy. A w refrenie... Dzieciaki, dalej co o... Ach! Bazen pochwyci moje spojrzenie, spuci znaczco wzrok na siebie. - Dzieciaki? Chyba jednak powinienem jej pokaza - rzek cicho. A ja wtedy, mimo wszystko, pod gronym spojrzeniem mojej krlowej, wybuchnem miechem.

Przestacie nareszcie! zbesztaa nas Pustka takim tonem, e spowaniaem natychmiast. - Nie czas na pieni ani na arty. Obu wam brak rozumu, eby dostrzec niebezpieczestwo? Przez swoj sabo naraacie nas wszystkich. Niechtnie wydobya ze swojego bagau moje zapasy kozka i nastawia w kocioku wicej wody. Nic innego nie przychodzi mi do gowy - zwrcia si do krlowej Ketriken. - Musz otumani bazna kozkiem. To go przed nimi ukryje. - Kozek nie dziaa w ten sposb! - zaoponowaem z oburzeniem.

- Doprawdy? - Pustka skierowaa na mnie wcieko. - To moe mi wyjanisz, dlaczego od lat jest tradycyjnie wykorzystywany wanie do tego celu? Jeli si go zacznie odpowiednio wczenie podawa krlewskiemu bkartowi, mona w nim zabi wszelkie zdolnoci do korzystania z Mocy. I czyniono to niejednokrotnie. Potrzsnem gow. - Uywam go od lat, by odbudowa siy po uywaniu Mocy. Tak samo czyni krl Szczery. I nigdy...

- Edo, litoci! - wykrzykna Pustka. - Bagam, powiedz mi, e esz! - Dlaczego miabym kama? Kozek przywraca czowiekowi siy, cho jednoczenie moe sprowadza melancholijny nastrj. Czsto sam nosiem stryjowi Szczeremu wywar z kozka do wiey, z ktrej siga Moc, by mg podreperowa zdrowie. - Sowa zamary mi na ustach. Pustka patrzya na mnie z prawdziwym przeraeniem. - O co chodzi? spytaem cicho. Kozek jest midzy ludmi

wadajcymi Moc powszechnie znany jako zioo, ktrego naley unika za wszelk cen - rzeka staruszka spokojnie. - Zabija ono zdolno do korzystania z krlewskiej magii. Po jakim czasie czowiek utalentowany nie moe siga Moc ani nie sposb si do niego przebi przez opary ziela. Uywa si tej roliny do hamowania lub zniszczenia talentu u osb modych oraz do zatrzymania jego rozwoju u starszych. - Popatrzya na mnie, a w jej oczach dostrzegem lito. - Skoro zachowae cho szcztki umiejtnoci uywania Mocy, musiae by niegdy

wyjtkowo utalentowany. - Niemoliwe... - zaprzeczyem sabo. - Sam pomyl. Czy kiedykolwiek czue, e po zayciu kozka twoja Moc stawaa si silniejsza? - Co z moim maonkiem, co z krlem Szczerym? - zapytaa nagle krlowa Ketriken. Pustka wolno uniosa ramiona. Odwrcia si do mnie. - Kiedy kozek? zacz przyjmowa

Trudno mi si byo skupi na jej sowach. Tak wiele spraw ujrzaem teraz w odmiennym wietle. Kozek zawsze uwalnia mnie od dudnienia w gowie, ktre nastpowao po wytonym uywaniu krlewskiej magii, ale nigdy nie prbowaem siga Moc po zayciu ziela. Natomiast stryj Szczery tak, wiedziaem o tym z pewnoci. Na ile jednak skutecznie? Mj kapryny talent... czy to skutek uywania kozka? Niczym grom z jasnego nieba spada na mnie koszmarna wiadomo, e Cier popeni bd, podajc kozek ksiciu Szczeremu i mnie. Cier popeni bd. Nigdy nie

przyszo mi do gowy, e Cier mgby si myli. Cier by moim mistrzem, Cier czyta mdre pisma, studiowa dawn wiedz. Tylko e nigdy nie by szkolony w uywaniu Mocy. By bastardem, jak ja, ale nigdy nie uczy si korzystania z Mocy. - Bastardzie Rycerski! - zawoanie krlowej przywrcio mnie do rzeczywistoci. - Mhm. O ile mi wiadomo, krl Szczery zacz przyjmowa kozek na pocztku wojny. Jako jedyny Moc broni krlestwa przed szkaratnymi okrtami. Wierz, e

nigdy wczeniej nie uywa Mocy rwnie intensywnie jak wwczas ani nie bywa tak wyczerpany. Dlatego Cier zacz mu podawa kozek. eby go podtrzyma na siach. Pustka zamrugaa kilka razy. - Moc nie uywana nie moe si rozwija - powiedziaa, jakby do siebie. - Uywana wzrasta w si i dopenia sama siebie, a wwczas czowiek poznaje, nieomal instynktownie, wiele jej moliwoci. -. Spostrzega, e odruchowo przytakuj jej sowom. - Wasze moliwoci korzystania z Mocy zostay najprawdopodobniej mocno

ograniczone - rzeka bez ogrdek. Przez zaywanie kozka. Krl Szczery, jako dorosy czowiek, moe jeszcze doj do siebie. Pewnie dostrzeg, e jego Moc wzrastaa, gdy nie mg uywa ziela. Podobnie jak twoja. Przecie udao mu si samemu przej drog Mocy. - Westchna ciko. Podejrzewam, e czonkowie krgu w ogle nie uywali kozka, wic ich talent wzrs niepomiernie i przekracza wielokrotnie twoje moliwoci. Teraz wybr naley do ciebie, Bastardzie Rycerski, i tylko ty moesz go dokona. Trefni nie ma nic do stracenia. Nie moe

uywa Mocy, wic jeli bdzie przyjmowa kozek, nie dopuci, by krg ponownie go odnalaz. Ale ty... Mog ci poda ziele, a ono umierci ci dla Mocy. Czonkom krgu trudniej bdzie do ciebie dotrze, a tobie znacznie trudniej w ogle uywa Mocy. Moliwe, e w ten sposb bdziesz bezpieczniejszy. Jednoczenie znowu zaczniesz niszczy swj talent. Odpowiednia ilo kozka moe ci go pozbawi zupenie. Wybr naley do ciebie. Opuciem wzrok na swoje donie. Potem podniosem spojrzenie na bazna. Z wahaniem signem ku niemu Moc. Nie poczuem nic.

Moe znowu zwodzi! mnie mj kapryny talent, ale bardziej prawdopodobne, e Pustka miaa racj: trefni wanie wypi kozek i ziele zamkno go przede mn. Pustka zdya zdj czajniczek z ognia. Bazen bez sowa podsun jej kubek. Nakruszya jeszcze szczypt gorzkiego zioa i napenia naczynie gorc wod. Potem spojrzaa na mnie i czekaa spokojnie. Powiodem wzrokiem po otaczajcych mnie twarzach, lecz nie znalazem pomocy. Podniosem kubek ze sterty naczy. Twarz Pustki pociemniaa, staruszka zacisna wargi, ale nie powiedziaa

nic. Signa do woreczka z kozkiem, wsuna palce a do dna, gdzie rolina rozkruszya si na proszek. Patrzyem w dno kubka i czekaem. - Powiedziaa, e Moc mogo ich rozbi? Wolno pokrcia gow. - Wtpi. Na nic nie mogem liczy. Odstawiem kubek i wpeznem pod koce. Znienacka opanowao mnie potworne zmczenie. I uderzenie

przeraenie. Wiedziaem, e gdzie tam czai si Stanowczy, e mnie szuka. Mogem si ukry za kozkiem, ale czy to by wystarczyo, eby go trzyma ode mnie z dala? Mogo jedynie osabi moj i tak ju sab obron. Zyskaem niespodziewan pewno, e tej nocy nie dam rady zasn. - Stan na warcie - powiedziaem. - Nie powiniene by sam przypomniaa mi Pustka gderliwie. - Jest z nim wilk - rzeka ufnie krlowa Ketriken. Pomoe Bastardowi odeprze ten zdradliwy

krg Mocy lepiej ni kade z nas. Ciekaw byem, skd ona o tym wiedziaa, lecz nie omieliem si pyta. Wziem tylko paszcz i wyszedem, by przy dogasajcym ogniu czeka jak skazaniec.

Rozdzia trzydziesty drugi Kapelinowa Plaa

Wikszo ludzi ma Rozumienie w pogardzie. W wielu miejscach jest ono postrzegani jako wynaturzenie, opowiada si bajki o ludziach skaonych zwierzc magi, czcych si ze zwierztami, by zyska t magi, albo skadajcych ofiary z dzieci, by otrzyma dar

pojmowania jeyka zwierzt i ptakw. Niektrzy bajarze opowiadaj o umowach zawieranych z pradawnymi demonami ziemi. Ja jednak wierze, e Rozumienie jest dla czowieka magi naturaln. Wanie Rozumienie sprawia, e stado ptakw nagle zatacza w locie koo albo awica modych ososi utrzymuje si w jednym miejscu w wartkim nurcie strumienia. Rozumienie kae matce podej do koyski tu przed tym, nim dzieci si zbudzi. Wierz, e jest ono sednem wszelkiego porozumienia bez sw i e kady czowiek ma do

niego jakie uzdolnienia - odkryte lub nie.

*** Nastpnego dnia znowu ruszylimy drog Mocy. Gdy mijalimy kamienny filar, dosiga mnie silna pokusa. - Moe krl Szczery jest ledwie o krok std - rzekem cicho. Pustka prychna rozzoszczona. - Moe krl Szczery, a moe kres

twojego ycia. Czy jeste przy zdrowych zmysach? Wydaje ci si, e jeden czowiek moe stawi czoo wyszkolonemu krgowi Mocy? - Krl Szczery tego dokona odparem, mylc o Kupieckim Brodzie i o tym, jak krl mnie uratowa. Przez reszt poranka maszerowaa zamylona. Pustka

Nie prbowaem wciga jej w rozmow, gdy sam miaem si nad czym zastanawia. Mczyo mnie dokuczliwe uczucie, e czego nie mog sobie przypomnie. Moe

zreszt raczej zapomniaem zrobi co wanego? Pnym popoudniem pojem, czego mi brakuje. Krla Szczerego. Gdy ze mn by, nieczsto miaem absolutn pewno jego obecnoci. Przypomina ziarno ukryte, w oczekiwaniu na kiekowanie. Te setki razy, gdy prno go w sobie szukaem, nagle straciy znaczenie. Tym razem nie poznaem zwtpienia ani niepewnoci. Wiedziaem. Krl by ze mn przecie od ponad roku. Teraz znikn.

Czy to znaczyo, e jest martwy? Nie wiedziaem. Tamta ogromna fala Mocy moga pochodzi od niego. A moe co kazao mu si wycofa w siebie. Po prostu. I tak cudem jego dotknicie Moc trwao we mnie przez dugie miesice. Kilkakrotnie zaczynaem mwi o tym Pustce lub krlowej Ketriken. Za kadym razem nie umiaem zdecydowa, co waciwie powinienem powiedzie: wczeniej nie potrafiem oceni, czy krl Szczery jest ze mn, a teraz nie czuj go wcale? Noc, przy ognisku, przyjrzaem si zmarszczkom na twarzy krlowej Ketriken i

zapytaem siebie, po co jeszcze bardziej martwi wadczyni. Wybraem milczenie. Stae niewygody oraz dni mijajce jednako, podobne do siebie niczym krople wody, mczyy monotonnoci. Pogoda bya wci deszczowa, kapryna, smagana niespokojnym wiatrem. Zapasy ywnoci topniay w oczach, wic zielenina, jak udao nam si nazbiera w marszu, oraz miso, ktre lepun i ja przynosilimy wieczorem, nabray znaczenia. Podrowaem cay czas obok drogi, ale niezmiennie byem wiadom pomruku Mocy, podobnego do

szumu pyncej rzeki. Trefni by codziennie odurzany kozkiem. Bardzo szybko zacz wykazywa objawy zarwno nadmiaru energii, jak i podego nastroju, ktre s skutkami zaywania zioa. W jego wypadku oznaczao to, e w marszu bez koca wywija kozy i wyprawia najrniejsze sztuki akrobatyczne, a rwnoczenie rani nas swym gorzkim dowcipem. Stanowczo zbyt czsto naigrawa si z daremnoci naszej wyprawy, a na kad podnoszc na duchu uwag ripostowa z bezwzgldn ironi. Nim zapad zmierzch drugiego dnia, ywo przypomina rozpuszczone do

granic moliwoci dziecko. Niczyje uwagi nie robiy na nim wraenia, nawet upomnienia krlowej Ketriken. Jego nieprzerwana paplanina i cite przypiewki nie mogy na nas naprowadzi czonkw krgu Mocy, ale baem si, e w tym haasie nie usyszymy ich nadejcia. Bagalimy go, krzyczeli, eby si wreszcie uciszy, ale nic nie przynosio efektu. Gra nam na nerwach tak bardzo, e wreszcie zaczem marzy, i w pewnej chwili go udusz, a zapewne nie byem w tym impulsywnym pragnieniu odosobniony. Cieplejsza pogoda bya jedyn

dobr stron naszego marszu w tych dugich dniach, gdy podalimy drog Mocy. Deszcz zela nieco i pada troch rzadziej. Rozwijay si listki na drzewach po obu stronach drogi, otaczajce nas wzgrza zieleniay z dnia na dzie. aziaki, majc pod dostatkiem poywienia, byy w coraz lepszym stanie, a lepun bez trudu znajdowa drobn zwierzyn. Dokuczay mi troch skrcone godziny snu, lecz nadal polowaem ze lepunem, gdy zwyczajnie obawiaem si spa. Co gorsza, Pustka obawiaa si pozwoli mi spa.

Nie pytajc nikogo o zgod, zaja si moim umysem. Nie byem zachwycony, ale starczyo mi rozumu, eby nie protestowa. Krlowa Ketriken i Wilga zaufay jej wiedzy na tematy dotyczce Mocy. Nie pozwalano mi si ju oddala samemu ani tylko w towarzystwie trefnisia. Gdy polowaem z wilkiem wieczorami, dotrzymywaa nam towarzystwa krlowa Ketriken. Wilga staa ze mn na warcie i na dodatek, na danie Pustki, zajmowaa moje myli pieniami oraz opowieciami ze swego repertuaru. W czasie krtkich godzin, gdy pozwalano mi zasn,

Pustka trzymaa przy mnie stra, majc zawsze pod rk parujcy wywar z kozka, ktry w kadej chwili moga mi wla do garda. Wszystko to byo do irytujce, ale najgorzej si czuem za dnia, gdy szlimy razem. Nie wolno mi byo wspomina o krgu Mocy ani o krlu Szczerym, ani o czymkolwiek, co mogoby mie z nimi cokolwiek wsplnego. Wobec tego rozwizywalimy zagadki planszowej gry Pustki, zbieralimy zioa rosnce przy drodze, czasem recytowaem wiersze Wilgi. Kiedy tylko staruszka podejrzewaa, e nie jestem cakowicie skupiony na jej

osobie, obrywaem solidny kuksaniec kosturem. Kilka razy, gdy sprbowaem skierowa rozmow na sprawy jej modoci, wyniole poinformowaa mnie, e podobne pytania prowadz wprost do tematw, ktrych musimy unika. Nie ma trudniejszego zadania ni unikanie w mylach jakiego tematu. Zapach przydronego kwiatka przywodzi mi na myl Sikork, a od niej do krla Szczerego by ju tylko kroczek. Innym razem paplanina trefnisia przypomniaa mi, z jak niezmierzon cierpliwoci odnosi si do jego kpin krl Roztropny, a

std niedaleko ju byo do wspomnie, jak umar krl i na czyich rkach. Najgorsze ze wszystkiego byo milczenie krlowej Ketriken. Nie moga ju rozmawia ze mn o swojej trosce o maonka, bo nie powinienem o nim myle. Tak mijay mi dugie dni podry. W miar jak wchodzilimy coraz gbiej w doliny, stopniowo zmienia si krajobraz. Przez jaki czas szlak prowadzi wzdu mlecznoszarej rzeki. Miejscami przybr wody przemieni drog w wsk ciek. W kocu dotarlimy do ogromnego mostu. Gdy go ujrzelimy po raz pierwszy, jeszcze z daleka,

delikatna pajczyna przse przywioda mi na myl rybie oci. Obawiaem si, e zostay z mostu tylko szcztki podpr. Ku memu zdumieniu, we waciwym czasie wkroczylimy na konstrukcj przedziwnie wysokiego uku, ktry niepotrzebnie wspina si do nieba, jakby dla samej radoci, e potrafi to uczyni. Droga nadal bya czarna i lnica, a elementy konstrukcji mostu pod naszymi stopami oraz wysoko nad gowami - jakby oproszone szarym proszkiem. Nie potrafiem rozpozna, z czego most zosta zbudowany, gdy sprawia wraenie tworu raczej utkanego z

przdzy ni wykutego z metalu lub wyciosanego z kamienia. By tak pikny, wdziczny i cudowny, e nawet baznowi na jaki czas odebrao mow. Minwszy most, wspilimy si kolejno na kilka niewysokich wzgrz. Za nimi znowu weszlimy w dolin. Bya wska i gboka, przypominaa raczej rozpadlin w ziemi, jakby dawno temu jaki gigant wyrn j w ziemi wojennym toporem. Droga przylgna do zbocza i schodzia cigle w d. Przestalimy widzie, dokd prowadzi, gdy otoczy nas wilgotny opar. Wkrtce przecia

nam drog pierwsza ciepa rzeczka. Bulgoczc i parujc wypywaa z ujcia tu obok szlaku, ale dawno temu pogardzia ozdobnie rzebionymi kamiennymi cianami oraz korytkiem, przeznaczonym jej przez dawnego budowniczego. Trefni, korzystajc z okazji, da wielki pokaz wchania pary i przemyle, czy mona t wo porwna do smrodu zgniych jaj, czy raczej do zepsucia samej ziemi. Tym razem nawet prostota dowcipu nie zdoaa przywoa na moj twarz umiechu. Kpiny trway ju zbyt dugo, znika z nich wesoo, zostao tylko okruciestwo.

Wczesnym popoudniem natrafilimy na parujce sadzawki. Pokusa ciepej wody okazaa si zbyt silna i krlowa Ketriken nakazaa nam wczeniej rozbi obz. Zyskalimy dawno wyczekiwan okazj, by zanurzy wymczone ciaa w ciepej wodzie. Tylko trefni narzeka na przykry zapach. Moim zdaniem woda nie pachniaa gorzej ni gorce rda zasilajce anie w Stromym, ale teraz cieszyem si po prostu, e mog si pozby towarzystwa bazna. Ruszy na poszukiwanie wody nadajcej si do picia. Kobiety zajy najwiksz

sadzawk, a ja poszedem poszuka odrobiny prywatnoci w jakiej innej nieduej, w pewnym oddaleniu. Znalazszy odpowiedni, jaki czas moczyem si w ciepej wodzie, a nabraem ochoty na przepranie ubra. Wo mineraw bya znacznie sabsza ni zapach mojego ciaa. Rozoyem ubrania na trawie znowu legem w sadzawce. Po jakim czasie przyszed lepun. Usiad nad brzegiem i przyglda mi si niebotycznie zdumiony. To bardzo mie - wyjaniem niepotrzebnie, bo przecie doskonale zna moje odczucia.

Pewnie ma co wsplnego z tym, e brak ci sierci - zdecydowa w kocu. Chod, wyszoruj i ciebie. atwiej ci bdzie zrzuci zimowy podszerstek - zaproponowaem. Pocign nosem z obrzydzeniem. Wol si drapa jeszcze przez jaki czas. Nie musisz tu siedzie i si nudzi. Id zapolowa, jeli masz ochot. Poszedbym, ale najwaniejsza

w stadzie prosia, ebym pilnowa. Wic pilnuj. Krlowa Ketriken? Tak ty j nazywasz. Jak ci poprosia? Obrzuci mnie spojrzeniem.

ci

zdumionym

Tak samo jak ty. Popatrzya na mnie i zrozumiaem jej myli. Bya zatroskana, e jeste sam. Wie, e j syszysz? I syszy ciebie?

Czasami, prawie. - Uoy si na murawie, rozcign, wywali rowy jzor. - Moe kiedy twoja samica kae mi odej, zwi si z ni wanie. To nie jest mieszne. Nie odpowiedzia. Przetoczy si na grzbiet i zacz czochra o ziemi. Temat Sikorki niepokoi teraz nas obu, tylko ja nie miaem go porusza. Zatskniem nagle za dawnymi czasami, kiedy wraz z wilkiem ylimy jedynie teraniejszoci. Oparem si wygodnie, odchyliem gow na brzeg sadzawki, po pas zanurzony

w wodzie. Zamknem oczy i nie mylaem o niczym. Gdy ponownie rozchyliem powieki, przede mn sta trefni. A si poderwaem, zaskoczony. Wilk skoczy na rwne apy z warkotem. - Ci dzisiejsi zaartowaem. wartownicy... -

Nie pachnie wcale, a chodzi ciszej ni spadaj patki niegu! poskary si wilk. - Zawsze jest z tob, prawda? zauway trefni.

- Tak czy inaczej - przytaknem i znowu rozcignem si w wodzie. Pne popoudnie wolno przeradzao si w wieczr. W porwnaniu z chodniejszym powietrzem ciepa woda bya jeszcze przyjemniejsza. Po duszej chwili podniosem wzrok na bazna. Nadal sta nade mn i mi si przyglda. - Co si stao? Usiad niezgrabnie na trawie. - Tak sobie mylaem o tej twojej dziewczynie od wiec. - Rzeczywicie? Ja robi, mog, eby o niej nie myle. co

Zastanowi si nad tym przez chwil. - Jeli umrzesz, co si z ni stanie? Przetoczyem si na brzuch, podparem na okciach. Podwiadomie oczekiwaem, e rozmowa zakoczy si jak now kpin, ale trefni by powany. - Brus si ni zajmie powiedziaem cicho. - Tak dugo, jak dugo bdzie potrzebowaa pomocy. Sikorka potrafi dawa sobie rad. - Po chwili namysu dodaem: - Nauczya si tego wiele

lat wczeniej... Widzisz, banie, ja nigdy si ni naprawd nie opiekowaem. Byem przy niej, ale zawsze musiaa dba o siebie sama. - Mwic te sowa, czuem si rwnoczenie dumny i zawstydzony. Zawstydzony, e byem dla niej gwnie rdem kopotw, a dumny, e tak wspaniaa kobieta obdarzya mnie uczuciem. - Chciaby pewnie, ebym przynajmniej zanis jej sowo o tobie? Pokrciem wolno gow. - Ma mnie za zmarego. Oboje, bo

Brus te. Jeeli rzeczywicie strac ycie, lepiej niech wierzy, i zginem w lochach ksicia Wadczego. Gdyby si dowiedziaa, e byo inaczej, wygldabym w jej oczach jeszcze gorzej. Jak by jej wytumaczy, e nie wrciem do niej natychmiast? Nie, jeli co mi si stanie, nie chc, eby ktokolwiek jej co o mnie mwi. Wrci ponury nastrj. A jeli przeyj i wrc, co wtedy? O tym byo myle jeszcze trudniej. Prbowaem sobie wyobrazi, jak staj przed ni i wyjaniam, e jeszcze raz uznaem krla za waniejszego. Zacisnem powieki.

- Kiedy to wszystko nareszcie si skoczy, chciabym j jeszcze zobaczy - rzek trefni. - Ty? Dlaczego? Bazen zdawa si nieco zbity z tropu. - Zrobibym to dla ciebie. Sprawdzibym sam, czy ma wszystko, czego jej trzeba. Czuem si dziwnie wzruszony. - Nie wiem, co powiedzie. - Wobec tego nic nie mw.

Zdrad mi tylko, gdzie j znale poprosi z umiechem. - Sam dokadnie nie wiem przyznaem. - Cier wie. Jeli... jeli nie przeyj naszej misji, jego o nich zapytaj. - Dziwnie nieswojo si czuem, mwic o wasnej mierci, wic dodaem: - Oczywicie obaj wiemy, e bdziemy yli dugo i szczliwie. Tak przecie gosi przepowiednia, prawda? Obrzuci spojrzeniem. - Czyja? mnie dziwnym

Serce we mnie zadrao. - Miaem nadziej, e ktry z biaych prorokw to przewidzia mruknem. Przyszo mi do gowy, e nigdy nie pytaem trefnisia, czy wedug przepowiedni przeyj t wypraw. Nie wszyscy wychodz z yciem ze zwyciskiej bitwy. Zdobyem si na odwag. - Czy przepowiedziano, e katalizator wrci z tej podry? Zamyli si gboko. - Cier wiedzie niebezpieczny ywot - zauway nagle. Nie ma adnej gwarancji, e przeyje. A

jeli zginie? Przecie musisz mie jakie pojcie, gdzie szuka tej dziewczyny. Nie chcesz mi powiedzie? Samo to, e omin moje pytanie, zdao si wystarczajc odpowiedzi. Katalizator nie przetrwa. Miaem wraenie, e uderzya mnie fala zimnej sonej wody. Zalaa mnie ta lodowata wiadomo, zatopia. Nigdy nie wezm na rce crki, nigdy wicej nie poczuj ciepa ciaa Sikorki. Oszoomi mnie bl serca. - Bastardzie Rycerski - naciska bazen. Nagle podnis do i zatka

sobie usta, jakby nie chcia wicej mwi. - Ju dobrze - rzekem sabo. Moe lepiej, e wiem, co mnie czeka. - Westchnem i poszukaem w pamici. - Syszaem, jak rozmawiali o pobliskiej osadzie, do ktrej Brus chodzi po sprawunki. Mgby zacz szuka tam. Bazen zachci mnie krtkim skinieniem gowy. W oczach stay mu zy. - Kapelinowa Plaa - rzekem cicho.

Jeszcze chwil siedzia i na mnie patrzy. Potem nagle przewrci si na bok. - Banie? Nie byo odpowiedzi. Stanem, ociekajcy wod i przygldaem mu si uwanie. Lea na boku, jak picy. Banie! zirytowany. zawoaem

Skoro nie odpowiada, wyszedem z sadzawki i pochyliem si nad nim. Lea na trawiastym brzegu, udajc - nawet oddechem - gboki sen.

- Banie? - odezwaem si znowu, podejrzewajc, e w kadej chwili moe radonie skoczy do gry. On tylko poruszy si lekko, jakbym mu przeszkadza w spaniu. Irytowao mnie niewymownie, e potrafi gwatownie przej od powanej rozmowy do bazenady, cho przecie tak wanie zachowywa si od pewnego czasu. Po odpreniu i spokoju, zyskanym dziki ciepej kpieli, nie pozostao ladu. Cigle mokry, zaczem zbiera ubrania. Starem z siebie wod, nacignem wilgotne rzeczy. Zostawiem trefnisia picego w

trawie i ruszyem do obozu. lepun poszed ze mn. To zabawa? - spyta. Moe i tak. Mnie si nie podoba. Kobiety byy ju w obozie. Krlowa Ketriken lczaa nad map, Pustka karmia aziaki resztkami ziarna. Wilga siedziaa przy ogniu, rozczesujc wosy grzebieniem. - Bazen znalaz wod do picia? zapytaa. Wzruszyem ramionami.

- Kiedy go ostatnio widziaem, nic na to nie wskazywao. Nie mia jej przy sobie. - Mamy dosy wody w bukakach. Po prostu wolaabym si napi wieej. - Ja take. - Usiadem przy ogniu i zapatrzyem si na Wilg. Zdawaa si w ogle nie zwraca uwagi na zranione palce, gdy taczyy po wosach, splatajc lnice warkocze. Zawina je na gowie i ciasno spia. - Nie lubi, jak mokre wosy przylepiaj mi si do twarzy -

zauwaya, a wtedy zdaem sobie spraw, e si jej przygldam. Zakopotany, odwrciem wzrok. - Prosz, prosz, nadal potrafisz si rumieni! - rozemiaa si. Chcesz poyczy mj grzebie? Podniosem do do potarganych wosw. Pewnie mruknem. wasnych -

powinienem

- Rzeczywicie. - Nie podaa mi grzebienia. Podniosa si ze swego miejsca, uklka za mn i zacza mnie czesa. Delikatne ruchy, czue

dotknicia. Jak dobrze. - S bardzo mikkie, dlatego cigle chodzisz potargany. Nigdy nie spotkaam w Ksistwie Kozim czowieka z tak mikkimi wosami. Serce wywino mi w piersi potnego koza. Plaa w wietrzny dzie i Sikorka na czerwonym kocu, obok mnie, z bluzk nie cakiem zasznurowan. Powiedziaa mi, e jestem postrzegany jako najlepszy przychwek krlewskich stajni od czasw Brusa. To pewnie przez twoje wosy. Nie s takie szorstkie jak u innych mczyzn herbu koza. Jedno krtkie wspomnienie

zalotnego komplementu, leniwej rozmowy i sodkiego dotyku pod goym niebem. Prawie si umiechnem, ale nie mogem nie pamita, e take i to spotkanie, jak wiele innych, zakoczyo si sprzeczk i zami. Gardo mi si cisno, potrzsnem gow, prbujc uwolni si od wspomnie. - Sied spokojnie - skarcia mnie Wilga. - Ju prawie skoczyam. We si w gar, to ostatni kotun. Schwycia wosy bliej skry i uporaa si ze zmierzwionym kosmykiem jednym szybkim pocigniciem grzebienia, ktrego prawie nie poczuem. - Daj mi

rzemie - zadaa. Zwizaa mi kucyk. Pustka wrcia po nakarmieniu aziakw. - Jest jakie miso? - Jeszcze nie - westchnem. Zaraz bdzie. - Podniosem si znuony. - Pilnuj go, wilku - poprosia Pustka lepuna. Wilk lekko machn ogonem i poprowadzi mnie na owy. Wrcilimy po zmroku. Bylimy z

siebie bardzo zadowoleni, bo upolowalimy jakie dziwne zwierz z raciczkami, przypominajce kozioka, lecz o bardziej jedwabistej sierci. lepun na miejscu poar wntrznoci, z czego korzy bya podwjna, bo dziki temu mnie lej byo nie zdobycz. Przerzuciem j sobie przez rami, ale wkrtce tego poaowaem. Nie wiem, jakie pasoyty dokuczay temu zwierzciu, ale szybko i chtnie przeniosy si na mj kark. Bd si musia jeszcze raz wykpa. Powitaem umiechem. gratulacji, Pustk szerokim Niestety, zamiast usyszaem tylko

szorstkie pytanie: - Masz jeszcze kozek? - Oddaem ci wszystko. Dlaczego pytasz? Skoczy si? Bazen zachowuje si po nim tak fatalnie, e waciwie mona by si z tego cieszy. Zmierzya spojrzeniem. mnie zagadkowym

- Pokcilicie si? - zapytaa. Uderzye go? - Co takiego? Oczywicie, e nie!

- Znalazymy go przy sadzawce, w ktrej si kpae - oznajmia spokojnie. - Rzuca si przez sen jak pies, ktremu ni si polowanie. Obudziam go, ale nawet wtedy wydawa si zamroczony. Przyprowadziymy go tutaj, a on natychmiast zaszy si w posaniu. Od tamtej pory pi jak zabiy. Stalimy ju przy ognisku. Rzuciem kol na ziemi i popieszyem do namiotu, lepun wepchn si przede mn. - Obudzi si, ale tylko na chwil rzeka krlowa Ketriken. - Zaraz znowu zasn. Zachowuje si jak

czowiek miertelnie zmczony, jakby odzyskiwa siy po dugiej chorobie. Obawiam si o niego. Ledwie syszaem jej sowa. Opadem na kolana tu przy banie. Lea skulony. Wyglda, jakby zwyczajnie spa. - Daam mu ju prawie cay kozek - cigna Pustka. - Jeli dam mu reszt, nie zostanie nic na wypadek, gdyby go zaatakowali czonkowie krgu Mocy. - Czy nie ma jakiego innego zioa... - zacza krlowa.

- Dlaczego nie pozwalamy mu si zwyczajnie wyspa? - wpadem jej w sowo. - Moe to po prostu przesilenie choroby. A moe skutek przyjmowania kozka. Nawet potnymi zioami nie mona oszukiwa ciaa przez wieczno, w kocu upomni si o swoje prawa. - To prawda - przyznaa Pustka z ociganiem. - Tylko e to do niego takie niepodobne... - Jest niepodobny do siebie od trzeciego dnia zaywania kozka podkreliem. - Jego jzyk sta si za ostry, kpiny zbyt cite. Jeli chcecie zna moje zdanie, ostatnio

wol bazna, gdy pi. - Masz troch racji. Pozwlmy mu spa - zdecydowaa Pustka. Nabraa tchu, jakby chciaa powiedzie co jeszcze, ale si rozmylia. Wyszedem z namiotu, eby si zaj przygotowaniem kolcia. Za mn wysza Wilga. Przez jaki czas w ciszy patrzya, jak oprawiam zdobycz. Zwierz okazao si nie takie due. - Pom mi rozpali wikszy ogie, to upieczemy kozioka w caoci. Pieczone miso bdzie si

lepiej trzymao przy tej pogodzie. W caoci? Z wyjtkiem szczodrej porcji dla ciebie. - Przesunem ostrzem noa wok stawu kolanowego, zamaem go i odciem chrzstk. Spodziewam si wicej ni tylko koci - przypomnia lepun. Zaufaj mi. Zanim skoczyem dzieli, przypada mu jeszcze gowa, skra, wszystkie cztery nogi oraz wiartka tuszy. Troch trudniej mi przez to

byo nadzia miso na roen, ale si udao. Kol byo mode, wic przypuszczaem, e miso bdzie delikatne. Najtrudniej byo czeka, a si upiecze. Ogie liza je, przypieka, a smakowity zapach rozchodzi si w krg i oszaamia. - Bardzo jeste zy na trefnisia? zapytaa cicho Wilga. - Jak to? - obejrzaem si na ni przez rami. W czasie tej podry przekonaam si, e jestecie ze sob blisko zwizani. Bliej ni bracia. Spodziewaam si, e

bdziesz teraz siedzia przy nim, jak wwczas kiedy by chory. A ty si zachowujesz, jakby mu si nic zego nie stao. Moliwe, e minstrele zawsze wszystko dostrzegaj zbyt wyranie. Odsunem z twarzy kosmyk wosw. - Rozmawialimy troch. O tym, co mgby zrobi dla Sikorki, gdybym nie wrci z tej wyprawy. Podniosem wzrok na Wilg i pokrciem gow. Dziwne, lecz co mnie dawio w gardle. - Jest przekonany, e nie przeyj. A kiedy podobna wie wychodzi z ust

proroka, trudno uwierzy, e bdzie inaczej. Przeraenie na jej twarzy nie dao mi wielkiego pocieszenia. Za to zadao kam jej sowom. - Prorocy czasami si myl. Czy rzeczywicie przyzna, e widzia twoj mier? - Kiedy go o to spytaem, nie odpowiedzia - rzekem. - Nie powinien by w ogle porusza tego tematu! - krzykna Wilga, nagle rozgniewana. - Jak moe si spodziewa, e bdziesz

mia ch co zrobi, jeli uwierzysz, e przycigasz do siebie mier? Wzruszyem ramionami i nic nie odpowiedziaem. Unikaem mylenia na ten temat przez cae polowanie, lecz przykre uczucia, zamiast zblakn, tylko nabray wyrazistoci. Ogarn mnie al. Tak, a take gniew. Byem wcieky na trefnisia. Zmusiem si do przeknicia goryczy. - Nie ma wpywu na ksztat przepowiedni. Trudno go te wini za dobre intencje. Mimo wszystko jednak nieatwo stawi czoo wasnej mierci, jeli si wie, e

nadejdzie wkrtce, najpewniej nim lato zrzuci sw zielon szat. Podniosem gow, rozejrzaem si po ce. Zadziwiajce, jak wiat wyglda inaczej, gdy wiadom byem, e niedugo nie bd go ju oglda. Kady li na gazi pyszni si bogactwem zieleni. Ptaki toczyy pojedynek na pieni, trzepotay barwnymi skrzydami. Zapach pieczonego misa, wo wilgotnej ziemi, nawet chrzst miadonych potnymi wilczymi szczkami koci - wszystko to zdao mi si nagle bezcenne i niepowtarzalne. Przez ile podobnych dni przeszedem lepy,

gonic jedynie za kuflem piwa albo mylc w drodze do miasta o tym, ktrego konia trzeba by najprdzej podku? Dawno temu, jeszcze w Koziej Twierdzy, trefni! przestrzega mnie, e powinienem y kadym dniem, tak jakby kady by najwaniejszy, jakby kadego dnia od moich uczynkw zaleay losy wiata. Teraz nagle pojem, co prbowa mi wwczas powiedzie. Teraz, gdy mogem ju policzy dni dzielce mnie od kresu. Wilga pooya mi donie na ramionach. Pochylia si i przytulia policzkiem do mojej twarzy.

- Bastardzie, tak mi przykro rzeka cicho. Ledwie syszaem sowa. Docieraa do mnie tylko wiara w prawdziwo przepowiedni. Gapiem si na miso zawieszone nad pomieniami. Niedawno jeszcze byo ywym kolciem. Zawsze na kocu jest mier. Myl lepuna musna mnie delikatnie. - mier skrada si za nami, pewna zdobyczy. Nie pamita si o niej na co dzie, ale wszyscy wiedz, e kiedy przyjdzie. Wszyscy, oprcz ludzi. Pojem niespodziewanie, czego trefni prbowa mnie nauczy o

czasie. Nagle zapragnem wrci, odzyska kady kolejny dzie. Czas. Tkwiem w puapce czasu, zamknity w drobinie zwanej teraniejszoci. Wszystkie chwile przesze i przysze mogy mi zosta w kadym momencie odebrane. Moje zamiary nie znaczyy nic. Miaem tylko teraniejszo. Wstaem gwatownie. - Rozumiem - rzekem gono. Powiedzia mi to, ebym wreszcie zacz dziaa. ebym si nie zachowywa, jakbym zawsze i w nieskoczono mia przed sob nastpny dzie, kiedy bd mg co naprawi. Wszystko trzeba

zrobi teraz, od razu, nie czekajc jutra. Nie wolno wierzy w przyszo. Nie wolno si o ni obawia. - Bastardzie... - Wilga odsuna si ode mnie troszk. - Mam wraenie, e zamierzasz zrobi co nieprzemylanego. - Jej ciemne oczy przepeniaa troska. Nieprzemylanego... powtrzyem. - Tak, chyba tak. Popilnujesz misa? Nie czekaem na odpowied. Wstaem i poszedem do namiotu. Przy banie siedziaa Pustka. Nic

szczeglnego nie robia, po prostu patrzya, jak pi. Krlowa Ketriken zszywaa cholewk buta. Obie podniosy na mnie wzrok. - Musz z nim porozmawia powiedziaem bez ogrdek. - W cztery oczy. Zignorowaem ich zdziwione spojrzenia. Ju aowaem, e zwierzyem si Wildze z rozmowy z baznem. Bez wtpienia powtrzy wszystko pozostaym, ale teraz nie chciaem si z nimi dzieli swoimi sowami. Miaem trefnisiowi co wanego do powiedzenia i zamierzaem to zrobi teraz. Nie

czekaem, by si upewni, e Pustka i krlowa opuciy namiot. Usiadem przy posaniu. Delikatnie dotknem twarzy bazna, poczuem chd policzka. - Chc ci co powiedzie odezwaem si cicho. Zrozumiaem. Wydaje mi si, e wreszcie pojem, czego usiowae mnie przez cay czas nauczy. Dugo nie mogem go obudzi, a zaczem podziela obawy Pustki. To nie by zwyky sen czowieka odpoczywajcego po mczcym dniu. Wreszcie trefni otworzy oczy i spojrza na mnie, niezupenie

przytomnie. - Bastardzie? Ju rano? - spyta. - Wieczr. Zaraz bdzie pieczone miso. Jak si najesz, poczujesz si lepiej. - Zawahaem si, jednak postanowienie byo niezomne. Teraniejszo. - Byem na ciebie zy za to, e mi powiedziae, ale teraz chyba zrozumiaem, dlaczego to zrobie. Masz racj, uciekaem w przyszo i traciem czas. Zaczerpnem gboko powietrza. Chc ci przekaza kolczyk Brusa. Potem... Chc, eby mu go zanis. I eby mu powiedzia, e nie umarem przed pastersk chat,

lecz wypeniajc przysig zoon krlowi. To bdzie dla niego wane, to bdzie zapata za wszystko, co dla mnie uczyni. Nauczy mnie, jak by mczyzn. Niech o tym wie. Zdjem kolczyk i wcisnem go w bezwadn do trefnisia. Lea na boku, sucha w skupieniu. Twarz mia bardzo powan. - Nie mam nic dla Sikorki, nic dla naszego dziecka. Sikorka bdzie miaa brosz, ktr przed laty dostaem od krla Roztropnego, ale nic wicej. - Sowa zaczynay mi wizn w gardle. - Najrozsdniej bdzie chyba nie zdradza Sikorce,

e przeyem lochy ksicia Wadczego. Jeli si to okae moliwe. Brus zrozumie potrzeb zachowania sekretu. Ju raz mnie pogrzebaa, nie ma potrzeby jej mwi, e byo inaczej, ni sdzi. Ciesz si, e j odnajdziesz. Zrb Pokrzywie kilka zabawek. Nieposuszne mej woli, spyny po policzkach dwie sone zy. Bazen usiad, bardzo zatroskany. cisn mnie lekko za rami. - Skoro chcesz, bym odnalaz Sikork, uczyni to, jeli bdzie trzeba. Moesz by pewien. Dlaczego jednak musimy myle o

tym teraz? Czego si obawiasz? - mierci - przyznaem. - Niestety, obawa jej nie powstrzyma. Dlatego przygotowuj si, jak mog, jak powinienem by to zrobi ju dawno. - Spojrzaem mu prosto w zamglone oczy. Przysignij. Opuci wzrok na kolczyk, ktry trzyma w doni. - Przysigam. Cho dlaczego uwaasz, e mam szans wiksze ni ty - nie pojmuj. Nie wiem te, jak ich odnajd, ale jako tego dokonam.

Poczuem ogromn ulg. - Mwiem ci ju. Wiem tylko, e ich chatka znajduje si w pobliu osady o nazwie Kapelinowa Plaa. Na pewno istnieje wicej ni jedna Kapelinowa Plaa w Ksistwie Kozim, to prawda, lecz jeli mwisz, e ich odnajdziesz, ja ci wierz. - Kapelinowa Plaa? - Zapatrzy si gdzie w dal. - Co sobie przypominam... Mylaem, e mi si nio. - Potrzsn gow, prawie si umiechn. - Zostaem wic dopuszczony do jednego z najpilniej strzeonych sekretw w Ksistwie Kozim. Cier mi powiedzia, e

nawet on nie wie dokadnie, gdzie Brus ukry Sikork. Wie tylko, w ktrym miejscu zostawi wiadomo, eby Brus pojawi si na spotkanie. Jeli niewielu ludzi zna sekret, niewielu moe go zdradzi - tak mi powiedzia. Jednak... nie mog si oprze wraeniu, e ju syszaem t nazw. Kapelinowa Plaa... Moe o niej niem? Serce cisn mi lodowaty chd. - O czym mwisz? Czy miae wizj? - Nie, nie. Nie miaem wizji.

Raczej koszmar senny, zanim Pustka mnie znalaza i obudzia. Czuem si, jakbym nie spa wcale, troch jakbym na dugi czas uciek z wasnego ycia. - Pokrci gow z niedowierzaniem, przetar oczy, ziewn. - Nie pamitam nawet, ebym si kad spa na ce. No, ale przecie tam mnie znalazy. - Powinienem by si domyli, e co z tob jest nie tak - rzekem ze skruch. - Bye przy gorcym rdle, mwie do mnie o Sikorce i... o wanych sprawach, a potem, zupenie niespodziewanie, pooye si i zasne. Sdziem, e sobie ze mnie kpisz - przyznaem niemiao.

Ziewn przeraliwie. - Nie pamitam, ebym ci szuka - stwierdzi. Pocign nosem, nagle zainteresowany czym zupenie innym. - Mwie, e miso si piecze? Pokiwaem gow. Upolowalimy z wilkiem kozioka. Mode zwierz. Miso bdzie delikatne. - Jestem taki godny, e zjadbym konia z kopytami - oznajmi. Odrzuci koce i wyszed z

namiotu, a ja podyem za nim. Cho wyranie znuony i zamylony, uwolni si wreszcie od ponurego nastroju. Od tygodni nie jedlimy tak smacznego posiku. Pod koniec czuem si, podobnie jak lepun, syty i rozespany. Wilk zwin si w kbek obok krlowej Ketriken i zosta z ni na warcie, gdy ja wsunem si do namiotu i uoyem na posaniu. Spodziewaem si, e trefni nie bdzie senny, skoro przespa cae popoudnie, a jednak pierwszy znalaz si pod kocami i zasn, nim

zdyem cign buty. Pustka rozoya plansz do gry i przedstawia mi nastpn zagadk. Pooyem si, by schwyta cho okruchy snu, a ona czuwaa nad moim odpoczynkiem. Niewiele go zaznaem tej nocy. Ledwie zamknem oczy, gdy bazen zacz si szamota i pokrzykiwa przez sen. Nawet lepun zaniepokojony wetkn eb do namiotu. Pustka zdoaa obudzi trefnisia dopiero po kilku prbach, a gdy zasn ponownie, natychmiast znowu pogry si w haaliwym nie. Tym razem ja wycignem do niego rk, lecz gdy go dotknem,

podzieliem koszmaru.

odczucia

jego

- Obud si! - krzyknem, a on, jakby w odpowiedzi na moje danie, usiad wyprostowany. - Puszczaj! Puszczaj! - wrzasn rozpaczliwie. Potem, rozejrzawszy si dookoa i stwierdziwszy, e nikt go nie trzyma, opad na posanie. Zwrci na mnie spojrzenie bladych oczu. - O czym nie? - zapytaem. Namyla si jaki czas, wreszcie potrzsn gow.

- Nie pamitam. - Zaczerpn drcy oddech. - Ale strach na mnie czeka, wystarczy, e zamkn oczy. Chyba sprawdz, czy krlowa Ketriken nie zechciaaby mnie do towarzystwa. Wol nie spa, ni znowu si zetkn z tym... tym czym, co mnie nachodzi w snach. Podnis si i wyszed z namiotu. Wtedy znowu si pooyem. Zamknem oczy. Znalazem j. Wt niczym pajcza nitka srebrnej przdzy. Bya midzy nami wi zadzierzgnita Moc. Mhm. To wanie tak? - zdumia si wilk.

Ty te to czujesz? Czasami. To podobne do tego, co byo midzy tob a krlem Szczerym. Tylko sabsze. Sabsze? Nie. - lepun si zastanowi. - Nie sabsze, bracie, tylko inne. Przypomina bardziej wi Rozumienia ni poczenie Moc. Powid wzrokiem za trefnisiem. Bazen zmarszczy brwi i po chwili spojrza na lepuna.

Widzisz? Czuje mnie. Niezbyt wyranie, ale jednak. Hej, banie, ucho mnie swdzi. Na zewntrz, poza cian namiotu, trefni wycign nagle rk, by podrapa wilka za uszami.

Rozdzia trzydziesty trzeci Kamienioom

Pord ludu grskiego istniej legendy o pradawnej rasie, obdarzonej hojnie magi i dysponujcej rozleg wiedz, teraz utracon dla ludzkoci po wsze czasy. Opowieci te na wiele sposobw ywo przypominaj historie o elfach i o rasie Dawnych

Ludzi, znane w Krlestwie Szeciu Ksistw. Niektre z nich s do siebie tak podobne, i bez wtpienia to te same historie, przejte przez, rne ludy. Najwyraniejszym przykadem jest opowie O latajcym krzele syna wdowy. W Krlestwie Grskim ta historia z Ksistwa Koziego jest znana jako Latajce sanie osieroconego chopca. Kt potrafi odgadn, ktra z nich bya pierwsza? Mieszkacy Krlestwa Grskiego powiedz wam, e pradawnej rasie naley przypisa niektre co dziwniejsze pomniki, na jakie

mona si natkn w tamtejszych kniejach. J take uznaje si za twrcw pewnych zwyczajw, jak na przykad gra strategiczna, w ktr do dzisiaj graj dzieci w Krlestwie Grskim, albo szczeglny instrument dty, wydajcy dwik nie dziki ludzkim pucom, lecz za pomoc strumienia powietrza dochodzcego do z napompowanego pcherza. Syszy si take opowieci o ukrytych daleko w grach pradawnych miastach, gdzie mieszkali owi pradawni ludzie. Nigdzie jednak, w adnym przekazie, pisanym czy ustnym, nie znalazem wzmianki o

tym, jak to si stao, i rasa ta przestaa istnie.

*** Trzy dni pniej dotarlimy do kamienioomu. Przez te trzy dni towarzyszya nam wyjtkowo ciepa pogoda. Upajaem si zapachem wieych lici i kwiatw, piewem ptakw oraz brzczeniem owadw. Po obu stronach drogi Mocy kipiao ycie. Szedem jego rodkiem, z wyostrzonymi zmysami, bardziej ni kiedykolwiek wiadom wasnego istnienia. Trefni nie porusza

wicej tematu przepowiedni, za co byem mu wdziczny. Doszedem do wniosku, e lepun mia racj. Sama wiedza ju bya trudna do udwignicia. Nie miaem zamiaru si nad tym rozwodzi. Potem dotarlimy do kamienioomu. Z pocztku wydawao si nam, e po prostu skoczya si droga. Opada w d, przemienia si w zarzucony czarnym kamieniem wwz, ktry okaza si dwukrotnie wikszy od zamku w Koziej Twierdzy. ciany doliny, zupenie nagie i pionowe, poznaczone byy kolosalnymi wgbieniami w miejscach, skd

wycito ogromne bloki czarnego budulca. A wic std pochodzi marmur, z ktrego zbudowano czarne miasto. U kraca kamienioomu jeszcze gdzieniegdzie rosy drzewa i krzaki. W niszym kocu tej puapki zebraa si lnica zieleni woda deszczowa. Droga Mocy skoczya si nieodwoalnie, teraz mielimy pod stopami nie obrobiony czarny kamie, z ktrego j zbudowano. Gdy podnielimy oczy na gronie majaczce nad nami strome zbocze, ujrzelimy na jego tle czarny sup poznaczony ykami srebrnej pajczyny. Na dnie kamienioomu leao

wiele ogromnych blokw, porozrzucanych midzy stosami wiru i skalnych okruchw. Ogromne szeciany wiksze byy ni domy. Zupenie nie potrafiem sobie wyobrazi, jak zostay wycite ze cian, a co dopiero, jak je przemieszczono. Obok nich tkwiy resztki jakich wielkich urzdze, przywodzcych na myl maszyny oblnicze. Drewno dawno sprchniao, metal zara rdza. Kamienioom spowijaa cisza. Dwa szczegy natychmiast przycigny moj uwag: pierwszym by czarny filar,

poznaczony tymi samymi pradawnymi symbolami, jakie napotkalimy wczeniej. Drugim cakowita martwota wok. Zatrzymaem si przy kolumnie, signem Rozumieniem, wilk zrobi to samo. Zimny kamie. Moe si nauczymy ywi skaami? - zaproponowa lepun z przeksem. - Dzisiaj bdziemy musieli polowa gdzie indziej przyznaem. - I znale czyst wod - doda

trefni. Krlowa Ketriken zatrzymaa si przy filarze. Strapione aziaki bdziy w pobliu, szukajc czego zielonego. Moc i Rozumienie wyostrzyy we mnie wraliwo na ludzkie nastroje, lecz w tamtej chwili nie czuem od krlowej nic. Twarz miaa nieruchom, pozbawion wszelkiego wyrazu, odniosem wraenie, e postarzaa si w jednej chwili. Bdzc wzrokiem po martwym kamieniu, spojrzaa na mnie przypadkiem. Bolesny umiech lekko poruszy kciki jej ust.

- Tutaj go nie ma - powiedziaa. Przebylimy tak dug drog, a jego tutaj nie ma. Nie potrafiem znale odpowiedzi. Wszystkiego mogem si spodziewa u kresu podry, ale opuszczony kamienioom wydawa ci cakowicie nieprawdopodobny. Znajdowalimy si w ostatnim miejscu zaznaczonym na mapie i najwyraniej take na kracu drogi Mocy. Krlowa Ketriken wolno usiada na bloku marmuru u podstawy kolumny. Siedziaa tak, zbyt zmczona, za bardzo zniechcona nawet eby zapaka. Obejrzaem si na Pustk i Wilg.

Obie patrzyy na mnie, jakby oczekiway, e podejm decyzj. Nie potrafiem powiedzie, co naley robi dalej. Po co tutaj przyszlimy? Czuj padlin. Ja nie. - To bya ostatnia rzecz, o ktrej miabym ochot myle. Nie spodziewaem si, e j zwchasz tym swoim bezuytecznym nosem, ale tak czy inaczej, niedaleko std jest co od dawna nieywego. - Czy ja mog mie chwil

spokoju? - Bastardzie! - skarcia Pustka. mnie

lepun posusznie znikn mi z oczu. - Mwiem do wilka - wyjaniem tonem przeprosin. Trefni pokiwa gow, prawie nieprzytomnie. Zupenie ju nie by sob. Pustka nalegaa, eby nadal przyjmowa kozek, cho ziela zostao niewiele i w zwizku z tym zaparzaa go po kilka razy. Od czasu do czasu odnosiem wraenie, e

wyczuwam czc mnie z baznem wi Mocy. Zdarzao si, e gdy na niego spogldaem, odwraca si w moj stron, nawet jeli by po drugiej stronie obozu. To waciwie wszystko. Gdy mu o tyra powiedziaem, przyzna, e niekiedy czuje co nieokrelonego. Cigle by ponury i ospay. Nocny sen nie dawa mu wypoczynku; bazen jcza i mrucza; zachowywa si jak czowiek zdrowiejcy po dugiej chorobie. Gromadzi siy na wiele sposobw: niewiele mwi, znikno gdzie jego cierpkie poczucie humoru. Sowem - jeszcze jedna troska na mojej gowie.

To czowiek! Smrd rozkadajcego si ciaa wypeni nozdrza lepuna. Omal nie zwymiotowaem. - Krl Szczery - szepnem. Puciem si biegiem w t stron, w ktr pody lepun. Trefni ruszy za mn, odrobin wolniej, jakby niesiony prdem. Ciao byo zaklinowane pomidzy dwoma ogromnymi blokami marmuru. Skulone, jakby nawet po mierci pragno si ukry. Wilk okra je bez ustanku, sier na

karku nastroszy wysoko. Zatrzyma si wreszcie, pocign mnie za rkaw. Podszedem bliej, przygotowawszy si w duchu na to, co musiaem zrobi. Chwyciem bogaty paszcz, pocignem mocno. - Ani jednej muchy - zauway bazen niemal w rozmarzeniu. Mia racj. Nie byo much ani robakw. Tylko cicha zgnilizna mierci dokonaa swego dziea na twarzy tego czowieka. Skr mia ciemn jak spieczony socem rolnik. Strach zmieni mu rysy, lecz mimo wszystko mona byo pozna,

e to nie krl Szczery. Dopiero po duszej chwili go rozpoznaem. - Bystry - rzekem cicho. - Czonek krgu Mocy ksicia Wadczego? - zapyta trefni, zupenie jakby w okolicy mg by jeszcze jaki inny Bystry. Pokiwaem gow. Stale zasaniajc nos i usta, uklkem przy trupie. - Jak straci ycie? - zapyta bazen. Koszmarny smrd najwyraniej

wcale mu nie przeszkadza, ale ja nie mogem mwi, bo robio mi si sabo. Zamiast odpowiedzi tylko wzruszyem ramionami. Ostronie signem do ubrania trupa. Ciao byo sztywne, ale ju zaczynao mikn. Trudno je byo obejrze, lecz zrobiem to, na ile zdoaem i nie znalazem adnych ladw uycia siy. Wcignem troch powietrza w puca i wstrzymaem oddech, a nastpnie uyem obu doni, by rozpi trupowi pas. cignem go ze zwok wraz z sakiewk oraz noem i spiesznie si wycofaem. Krlowa Ketriken, Pustka i Wilga

dotary do nas, akurat gdy otwieraem sakiewk. Sam nie wiedziaem, co spodziewaem si w niej znale, ale tak czy inaczej byem rozczarowany. Ujrzaem gar monet, krzemie oraz osek. Wysypaem wszystko na ziemi, wytarem do o nogawk. Przylgna do niej wo mierci. - To by Bystry - poinformowa kobiety trefni. - Musia przyby przez filar. - Co go zabio? - zapytaa Pustka. Spojrzaem jej w oczy.

- Nie wiem. Wydaje mi si, e Moc. Cokolwiek to byo, prbowa si przed tym ukry midzy skaami. Odsumy si std, nie sposb wytrzyma tego smrodu. - Szedem ze lepunem na kocu i wolniej ni pozostali. Byem zdumiony. Zdaem sobie spraw, e ze wszystkich si podtrzymuj wysoko wzniesione mury obronne wok swego umysu. Widok martwego Bystrego wstrzsn mn do gbi. Jeden czonek krgu Mocy mniej - pomylaem. Tylko e umierajc, by tutaj, w kamienioomie. Jeli krl Szczery

zabi go uderzeniem Mocy, mogo to oznacza, e krl by tutaj take. Czy natkniemy si na Mocarnego oraz Stanowczego? Czy oni rwnie cignli tutaj, by zaatakowa krla? Zimny dreszcz przeszed mi po plecach, gdy sobie uwiadomiem, e bardziej prawdopodobne jest, i znajdziemy ciao krla Szczerego. adnej z tych myli nie zdradziem przed krlow Ketriken. Chyba obaj z wilkiem wyczulimy to w tej samej chwili. - Tam jest co ywego - rzekem cicho. - W gbi kamienioomu.

- Co to takiego? - zapyta trefni. - Nie wiem. - Przeszed mnie dreszcz. Zmys Rozumienia przynosi mi dziwnie falujce wraenie ycia. Im bardziej prbowaem wyczu, co to jest, tym bardziej mi umykao. - Szczery? - zapytaa krlowa Ketriken. Blask nadziei w oczach wadczyni rani mi serce. - Nie - odparem smutno. - Raczej nie. To nie czowiek. Nigdy wczeniej czego podobnego nie spotkaem. - Zamilkem na krtki

czas. - Zaczekajcie tutaj, a wilk i ja sprawdzimy, co to takiego. - Nie. - To odezwaa si Pustka zamiast krlowej Ketriken, ale gdy spojrzaem na krlow, stao si dla mnie jasne, e staruszka przemwia w imieniu ich obu. Wanie ty i trefni powinnicie si trzyma z tyu - oznajmia stanowczo. - To wy jestecie w najwikszym niebezpieczestwie. Jeli dotar tutaj Bystry, moemy spotka Mocarnego albo Stanowczego. W kocu zapada decyzja, e pjdziemy wszyscy, lecz z

najwiksz ostronoci. Ruszylimy naprzd. Nie potrafiem okreli, gdzie dokadnie znajdowaa si ta ywa istota, wic wszyscy mielimy nerwy napite jak struny. Kamienioom przypomina podog dziecinnego pokoju, w ktrym kto porozrzuca niewyobraalnie wielkie klocki. Minlimy jaki czciowo obrobiony blok skalny. W niczym nie przypomina doskonaoci rzeb, jakie widzielimy w smoczym ogrodzie. By ciki i szorstki, w jaki sposb odpychajcy. Przypomina mi poroniony pd rebicia, tote minem go jak najszybciej.

Inni, podobnie jak ja, przekradali si od skay do skay, a kady stara si cay czas mie przynajmniej jednego z towarzyszy na oku. Byem przekonany, e nie zobacz nic gorszego ni tamta dziwnie rzebiona brya, lecz na widok nastpnej odczuem wiksz przykro. Kto wyrzebi, z drobiazgow dokadnoci, rannego smoka. Skrzyda wanie rozkada do lotu, oczy, w poowie przesonite powiekami, zastygy w wyrazie udrki. Na nim okrakiem siedziaa moda kobieta. Zamykaa w ucisku falujc szyj, przyciskaa do niej policzek. Na jej twarzy

malowaa si straszna mczarnia, usta miaa otwarte, rysy napite krzyczaa bezgonie. Oboje dziewczyna i smok - oddani byli z niewiarygodn wiernoci. Widziaem rzsy tej kobiety, widziaem poszczeglne zote wosy na jej gowie, delikatne zielone uski wok oczu smoka, nawet kropelki liny, ktre skapyway z jego wywinitych warg. Tylko e tam, gdzie powinny si znajdowa potne apy bestii oraz mocny ogon, bya kaua czarnego kamienia, jakby tych dwoje wpado w smolist puapk. Cho bya to tylko rzeba,

sprawiaa bl. Dostrzegem, e Pustka ma zy w oczach. Mnie i lepuna najbardziej denerwowao to, e owa figura pulsowaa Rozumieniem. Byo sabsze ni to, ktre wyczuwalimy od rzeb w smoczym ogrodzie, jak ostateczne, gwatowne cierpienia umierajcej istoty. Jakie uzdolnienia pozwoliy artycie natchn kamienny posg cieniem ycia? Cho podziwiaem kunszt rzebiarza, nie podobao mi si jego dzieo. Swoj drog, odnosio si to do wszystkich tworw pozostaych po tej pradawnej rasie obdarzonej Moc. Przekradajc si obok monumentu,

prbowaem zdecydowa, czy to jego wanie wyczulimy Rozumieniem. A dostaem gsiej skrki, gdy dostrzegem, e trefni nagle si odwraca w stron tej figury i patrzy na ni ze cignitymi brwiami. I on co wyczuwa, cho nie tak wyranie jak my. Moe to ona, lepunie? Moe w tym kamienioomie w ogle nie ma ywych istot, tylko te posgi skazane na powoln mier? Nie, nie. wchem. Ja co czuem

Wcignem gboko powietrze nosem. Nie miaem tak doskonaego wchu jak lepun, ale wilcze zmysy wyostrzay moje. Wyczuem pot i delikatn domieszk krwi. Oba zapachy byy wiee. Nagle wilk przywar do mnie i razem, niczym jedna istota, przekradalimy si wzdu kamiennego bloku o rozmiarach dwch sporych chat. Wyjrzaem zza rogu, ostronie podkradem si jeszcze kawaek. lepun ukry si za mn. Dostrzegem, e trefni okry ska z drugiej strony, inni take zaczli si zblia. Nikt nic nie

mwi. Stalimy przed nastpnym smokiem. Ten mia rozmiary statku. Cay z czarnego marmuru, uoy si do snu na kamiennym bloku, z ktrego powstawa. Ziemi wok zacielay skalne odpryski, okruchy i py. Smok robi ogromne wraenie. Cho spa, kada linia jego ciaa zdradzaa si i szlachetno. Skrzyda zoone wzdu bokw przypominay zwinite agle, a uk potnej szyi przywodzi mi na myl krzywizn dziobu potnego okrtu. Przygldaem mu si z zachwytem dusz chwil, nim dostrzegem lec obok niewielk szar figurk.

Nie byem pewien, czy sabe migotanie ycia dochodzio mnie od niej, czy od monumentu. Odupane fragmenty kamienia tworzyy spadek prowadzcy do skalnego bloku, z ktrego wyania si smok. Sdziem, e czowiek lecy przy nim wstanie, syszc zgrzyt moich krokw, lecz si nie poruszy. Nie potrafiem dostrzec, czy jego pier unosi si oddechem. Moi towarzysze podry przystanli, tylko lepun dotrzymywa mi kroku, cho sier na karku nastroszy ze strachu. Zbliyem si do szarej postaci na wycignicie rki. Wwczas z wysikiem dwigna

gow z ziemi. Wychudzony starzec mia siwe wosy oraz brod, na jednym z policzkw dziwnie szar plam. Ubrany by w achmany pokryte marmurowym pyem. Przez dziurawe nogawki spodni wystaway kolana poranione do krwi od klczenia na ostrym kamieniu. Stopy mia owinite szmatami. W doni obcignitej szar rkawic trzyma poszczerbiony miecz, ale nie podnis na mnie rki. Nie mia na to si. Wiedziony trudnym do wytumaczenia odruchem, szeroko rozoyem ramiona, pokazujc mu, e nie mam broni. Jaki czas

prbowa ogarn mnie mtnym spojrzeniem, wreszcie zajrza mi w oczy. W tym p olepym patrzeniu przypomina mi harfiarza Rapsoda. Nareszcie w gszczu brody rozwary si usta, obnaajc zadziwiajco biae zby. - Bastardzie? zachrypnity gos. usyszaem

Poznaem krla Szczerego. A przecie wszystko we mnie krzyczao, e krl nie mg si zmieni w ten wrak czowieka. Usyszaem za sob szybkie kroki i odwrciem si akurat na czas, by

ujrze krlow Ketriken, wspinajc si po stoku z pokruszonego kamienia. Nadzieja i przeraenie toczyy walk na jej twarzy. - Szczery! - Gdy wykrzykna to sowo, brzmiaa w nim tylko bezgraniczna mio. Krlowa wycigna ramiona. - Nie! - Ledwie zdyem j zapa. - Nie wolno go dotyka! - Szczery! - krzykna znowu. Wyrywaa mi si. - Pu mnie! Pu mnie do niego!

Trzymaem j z caych si. - Nie - udao mi si powiedzie cicho. Czasem tak bywa, e spokojne sowo koczy walk. Krlowa spojrzaa na mnie pytajco. - Rce ma pokryte magi. Nie wiem, co by si stao, pani, gdyby go dotkna. Obrcia gow, cigle zamknita w moim ucisku, i popatrzya na swego maonka. On wsta, umiecha si lekko, jakby odrobin zmieszany. Ostronie si pochyli,

by odoy miecz. Wwczas krlowa Ketriken ujrzaa to, co ja dostrzegem wczeniej zdradzieckie lnienie srebra na doniach i przedramionach krla. Nie nosi rkawic, to ywa magia pokrywaa jego rce, a smuga na twarzy to nie kurz, lecz plama magii, przeniesionej niebacznym dotkniciem. Syszaem wolne, zgrzytliwe na kamieniach kroki pozostaych towarzyszy podry. - Krlu Szczery, panie, jestemy - rzek cicho trefni. oto

Usyszaem dwik podobny do westchnienia i szlochu zarazem. Obejrzawszy si, ujrzaem Pustk, ktra obsuwaa si coraz niej, niczym statek o dziurawym dnie, wcigany przez wod. Jedn do przycisna do piersi, drug do ust i tak opada na kolana. Wzrok wbia w rce krla Szczerego. Wilga natychmiast znalaza si przy niej. Krlowa Ketriken, cigle uwiziona w moich ramionach, odepchna mnie lekko. Zajrzaem jej w oczy i puciem. Uczynia jeden krok, potem drugi. Nie mona powiedzie, eby krl mia twarz pozbawion wszelkiego wyrazu,

lecz prno by na niej szuka oznaki ywszych uczu. Krlowa Ketriken stana przed maonkiem na odlego wycignitej rki. Dugo czekaa bez sowa, wreszcie wolno pokrcia gow. - Nie poznajesz mnie, panie mj? Maonku...? Siwy czowiek patrzy na ni z nateniem. Co si w nim dziao, co si przewalao i amao. Wyrwa nareszcie jakie sowa z piersi, wydoby je z trudem. - Ksiniczka Ketriken z Krlestwa Grskiego. Przeznaczona mi na

maonk. Mode dziewcz o sarnim wdziku, dzika grska kotka o zotych wosach. Tyle o niej wiedziaem, zanim mija sprowadzili. - Leciutki umiech rozjani mu twarz. - Tamtej nocy rozplotem jej wosy, spyny zotym strumieniem, mikszym od jedwabiu. Tak delikatnym, e nie miaem go tkn, by nie skala stwardniaymi domi. Krlowa Ketriken dotkna swoich wosw. Na wie o mierci maonka obcia je krtko. Teraz sigay za ramiona, ale nie byy ju jedwabiste. Ucierpiay od soca, deszczu i kurzu. Uwolnia je z

warkocza i potrzsna rozrzucajc wok twarzy.

gow,

- Panie mj - rzeka cicho. - Czy nie wolno mi ci dotkn? - Dotkn... - zdawa si rozwaa spraw. Opuci wzrok na wasne przedramiona, zgi srebrne palce. - Chyba nie. Nie, lepiej nie. - Panie mj - krlowej gos si zaama. - Szczery, straciam dziecko. Nasz syn nie yje. A do tamtej chwili nie w peni rozumiaem, jak wielkim ciarem byo dla niej szukanie maonka ze

wiadomoci, e bdzie musiaa przekaza mu te wieci. Opucia nisko dumn gow i czekaa na jego gniew. To, czego si doczekaa, byo gorsze. - Ach, wic mielimy syna? Nie pamitam... Zaamao j odkrycie, e wstrzsajce wieci nie obudziy w nim gniewu ani smutku, jedynie zmieszanie. Musiaa si poczu zdradzona. Ucieka z zamku w Koziej Twierdzy, zniosa wielkie niewygody, cierpiaa samotno przez dugie miesice odmiennego stanu, by w kocu przey udrk

urodzenia martwego dziecka, dugo trwaa w strachu, e musi maonkowi o tym opowiedzie. Tak ya przez ostatni rok. Teraz stana przed maonkiem, przed krlem, a on z trudem j sobie przypomina, wie o mierci dziecka skwitowa westchnieniem. Byo mi wstyd za tego sabowitego starca, znuonego miertelnie. Krlowa Ketriken nie krzykna ani si nie rozpakaa. Wolno odesza. Czuem od niej wielkie opanowanie, a take ogromny gniew. Wilga, klczca obok Pustki, podniosa na ni wzrok. Zacza wstawa, lecz krlowa lekko

pokrcia gow. Osamotniona zesza z gigantycznego kamiennego podium. I z ni? Id, prosz. przeszkadzaj. Tylko jej nie

Nie jestem gupi. lepun niczym cie pody za krlow. Mimo mojego ostrzeenia zaraz do niej podszed, przycisn do jej nogi wielki szary eb. Nagle przyklka i ucisna go, chowajc twarz w sierci. Popyny zy. Wilk przecign jzorem po szczupej

doni. Zajmij si sob - burkn. Wycofaem si z jego umysu. Zamrugaem, troch zmieszany, bo zdaem sobie spraw, e cay czas wpatruj si w ksicia Szczerego. On take patrzy na mnie. Odchrzkn. - Bastardzie Rycerski... taki jestem zmczony - tchn aonie. - A tyle jeszcze zostao do zrobienia. - Wskaza smoka i wolno si osun na kamie obok kolosa. Tak bardzo si staraem - dokoczy

z wahaniem. Trefni pierwszy panowanie nad sob. odzyska

- Panie mj, krlu Szczery. Oto ja, bazen, stoj przed tob. Zechciej mn rozporzdza. Krl podnis wzrok na szczup blad posta. - Bd zaszczycony - rzek po chwili. Gowa kiwaa mu si na boki. - Zaszczycony, mogc skorzysta z pomocy czowieka, ktry z takim oddaniem suy memu ojcu oraz mojej krlowej. - W tej jednej

chwili dostrzegem w nim dawnego ksicia Szczerego. Trefni uczyni krok i przyklkn u boku krla. Poklepa go delikatnie po ramieniu, wzniecajc chmurk pyu. - Zadbam o ciebie, panie - rzek. Tak jak dbaem o twego ojca. Podnis si zdecydowanie, odwrci do mnie. - Przynios drzewo na opa i czyst wod - oznajmi. Rzuci okiem na kobiety za moimi plecami. - Pustka dobrze si czuje? - Omal nie zemdlaa - zacza Wilga.

- Jestem wstrznita do gbi, banie - przerwaa jej Pustka. - I nie zamierzam natychmiast zrywa si na rwne nogi, ale Wilga moe si zaj innymi sprawami. - wietnie. - Trefni najwyraniej przej dowodzenie. Odnosio si wraenie, e organizuje podwieczorek. - Czy byaby tak uprzejma, panno Wilgo, i zechciaa rozbi namiot? A raczej dwa namioty, jeli okae si to moliwe. Sprawd take, prosz, jakie mamy zapasy jedzenia i zaplanuj posiek. Niech bdzie syccy i smakowity, gdy wszystkim nam trzeba pokrzepienia. Ja wkrtce powrc z

opaem i wod. Moe nawet z przyprawami, jeli mi si poszczci. - Rzuci mi przelotne spojrzenie. - Zajmij si krlem rzek cicho. A potem odszed. Wilga siedziaa na ziemi i patrzya za nim. Wreszcie si podniosa i posza szuka aziakw. Pustka ruszya za ni znacznie wolniej. I tak, po dugiej podry, staem sam obok mego krla. - Podejd - rzek. Ze starczego drenie. gosu znikno

Usuchaem. Krl Szczery, odwrcony do mnie plecami, ju si trudzi nad smokiem. Przyklkn, uchwyci miecz jedn doni za rkoje, drug za ostrze i czubkiem skroba po przedniej nodze kamiennego monstrum. Podszedem bliej i patrzyem, jak drapa czarny podest. Twarz mia bez wyrazu, ruchy precyzyjne. - Krlu Szczery, co czynisz? zapytaem cicho. Nawet na mnie nie spojrza. - Rzebi smoka - odpowiedzia.

Kilka godzin pniej nadal mozoli si nad tym samym zadaniem. Monotonne drapanie ostrza o marmur przyprawiao mnie o gsi skrk i szarpao mi nerwy. Zostaem na podecie razem z krlem. Wilga i trefni rozstawili nasz namiot, a obok drugi, mniejszy, oboony zimowymi derkami. Ogie ju pon. Pustka sprawowaa piecz nad parujcym kociokiem. Trefni sortowa zebrane zioa i korzenie, Wilga rozkadaa w namiotach posania. Krlowa Ketriken zabraa z bagay swj uk i koczan. Oznajmia, e idzie na owy ze lepunem.

Wiedziaem o krlu Szczerym tyle samo, co w chwili gdy go ujrzaem. Mury Mocy, chronice umys, wzniesione mia wysoko. Nie wyczuwaem od niego waciwie nic, a kiedy signem Rozumieniem, straciem resztki odwagi. Odkryem ledwie wyczuwalne drgnienie ycia, ale niezwyczajne, dziwnie niepojte. Zupenie jakby przepywao pomidzy nim a figur smoka. Przypomniao mi si spotkanie z czowiekiem zwizanym Rozumieniem z niedwiedziem. Oni w podobny sposb yli jak jedna istota. Podejrzewaem, e jeli kto

siga ku wilkowi i mnie, odnosi takie samo wraenie. Bylimy poczeni od tak dawna, e w pewnym sensie stalimy si jedn istot, ale to nie wyjaniao, dlaczego krl Szczery zdawa si zwizany z tym skalnym kolosem ani dlaczego cigle go drapa czubkiem miecza. Ze wszech si pragnem wyrwa mu go z rki, lecz jako si powstrzymywaem. Wczeniej prbowaem z nim rozmawia. Gdy spytaem, co si stao z ludmi, ktrzy wyruszyli wraz z nim, wolno pokrci gow. - Spadali na nas jak stado krukw

na ora. Zbliali si, skrzeczc przeraliwie, dziobali i uciekali, gdy my ruszalimy do ataku. - - Kruki? - powtrzyem, nic nie rozumiejc. - Najemnicy - wyjani. - Strzelali do nas z ukrycia. Podchodzili nocami. Niektrzy z moich ludzi padli ofiar krgu Mocy. Nie mogem chroni ich umysw. Wrg nka ich nocnymi koszmarami, porni wzajemnymi podejrzeniami. Odesaem ich do domu. Korzystajc z Mocy, naznaczyem pitnem denia z powrotem, by uchroni przed kad

inn sugesti. To byo jedyne pytanie, na ktre naprawd odpowiedzia. Spord wielu innych tylko niektre wyday mu si godne uwagi, a i na te odpowiada wymijajco. Szybko si poddaem. Sam nie wiedzc kiedy, zaczem mu skada raport. Byo to dugie sprawozdanie, gdy rozpoczem je od dnia, gdy opuci zamek. Wiele z tego, o czym mu opowiadaem, musia ju wiedzie, ale i tak mwiem o wszystkim. Jeeli, jak si obawiaem, bdzi mylami gdzie indziej, znajome wspomnienia mogy go przywrci do rzeczywistoci i odwiey

pami. A jeli krl, wbrew pozorom, mia umys przenikliwy jak zawsze... c, z pewnoci nie mogo przynie adnej szkody, jeli uoyem zdarzenia w porzdku chronologicznym, by mg na nie spojrze z perspektywy czasu. Nie potrafiem wymyli innego sposobu na przebudzenie jego duszy. Zaczem zdawa ten raport, bo chyba chciaem da krlowi do zrozumienia, e wszyscy wiele przeszlimy, by do niego dotrze. Chciaem take mu uzmysowi, co si dzieje z krlestwem, podczas gdy on tutaj myli wycznie o rzebieniu smoka. Moe miaem

nadziej, e ponownie obudz w nim poczucie odpowiedzialnoci za poddanych. Sucha moich sw cakiem beznamitnie, ale niekiedy przytakiwa powanie, jakbym potwierdza jakie jego ukryte obawy. I przez cay czas czubek miecza zgrzyta na czarnym kamieniu. Zapady ju ciemnoci, gdy usyszaem za sob kroki Pustki. Przerwaem opowiadanie moich przygd w zapomnianym miecie. - Przyniosam wam herbaty - oznajmia. gorcej

- Dzikuj - rzekem i wziem jeden kubek. Krl Szczery ani drgn. Jaki czas staa z wycignit rk, trzymajc w doni kubek z herbat. I nagle spytaa cicho: - Co robisz, panie? Drapanie ustao. Krl Szczery odwrci si, zdumiony niepomiernie. Odchrzkn. - Rzebi smoka. - Ostrzem miecza? - spytaa

Pustka. W jej tonie bya ciekawo, nic wicej. - Tylko z grubsza - odpar krl. Do bardziej precyzyjnej pracy uywam noa. Ach, no i na koniec, oczywicie, paznokci. - Wolno powid wzrokiem po obelisku. Prawie skoczony - rzek cicho. Lecz jeszcze tak wiele pozostao do zrobienia. Tak wiele... obawiam si, e bdzie za pno. Jeli ju nie jest za pno. - Za pno? Na co? - zapytaem rwnie cicho jak Pustka. - Jak to: na co? Na ocalenie

mieszkacw Krlestwa Szeciu Ksistw. - Popatrzy na mnie, jakbym by niespena rozumu. - Po c innego bym to robi? Dla jakiego innego celu zostawibym tron, krlow i przyby tutaj? Usiowaem poj sens jego sw, ale jedno pytanie przeszkadzao mi w myleniu. - Panie, sam wyrzebie tego smoka? Od pocztku do koca? - Nie. Oczywicie, e nie. Niestety, wanie gdy odczuem ulg, e jednak nie jest zupenie

obkany, doda: - Rzebiem sam, lecz jeszcze nie jest skoczony. - Spojrza na smoka z prawdziw dum, z jak niegdy patrzy na najlepsze pord swoich map. - Ale i to zajo mi duo czasu. Bardzo duo czasu. - Moe napijesz si, panie, herbaty, dopki jeszcze gorca? zapytaa Pustka. Krl Szczery spojrza na kubek jak na co dziwnego. Potem wyj go z rki staruszki. - Herbata. Prawie zapomniaem o

herbacie. Nie kozek? Dziki Edzie! Jak ja nie znosz tego gorzkiego wywaru! Pustka skrzywia wspomnienie o kozku. si na

- Nie, panie. Nie ma tu kozka. Zaparzyam wywar z przydronych zi. Nic lepszego nie miaam. Gwnie pokrzywa, do niej odrobina mity. - Herbata z pokrzywy. Matka przyrzdzaa nam j na wiosn, jako napj orzewiajcy. Umiechn si do siebie. - Wo to w smoka. Pokrzywow herbat

mojej matki. - Pocign yk, zdziwi si wyranie. - Ciepa... Tak dawno ju nie miaem w ustach nic ciepego. - Jak dawno? - zapytaa Pustka tonem towarzyskiej rozmowy. - Bardzo dawno - odpar krl Szczery. Pocign jeszcze yk. Zaraz za kamienioomem pynie strumie, w nim atwo schwyta ryby. Tylko e trudno mi na to znale czas, a co dopiero na gotowanie. Waciwie cakiem o tym zapomniaem. Tyle wspomnie powierzyem smokowi... moliwe, e to take.

- A jak dugo nie spae, panie? Nie mog rwnoczenie pracowa i spa - wyjani logicznie. - A praca musi zosta wykonana. - Zostanie wykonana - obiecaa Pustka. - Lecz dzi w nocy musisz odpocz panie, cho na krtko. Musisz si posili i co wypi. A potem musisz spa. Widzisz, panie? Wilga rozstawia namiot specjalnie dla ciebie, a w rodku jest ciepe, mikkie posanie. I ciepa woda do mycia. I czyste ubrania. Jakie na pewno uda nam si znale. Opuci wzrok na swoje

posrebrzone donie. - Nie jestem pewien, czy bd mg si umy - wyzna. - Bastard Rycerski i trefni pomog ci, panie - stwierdzia Pustka pogodnie. Dzikuj. Chtnie bym skorzysta... - zbdzi gdzie wzrokiem. - Ketriken. Czy ona tu bya? Czy tylko o niej niem? Wspomnienia o niej byy najsilniejsze, wic powierzyem je smokowi. Ich najbardziej mi brak. Zamilk, a po duszej chwili doda: Gdy zdoam sobie przypomnie, e

czego mi brakuje. - Krlowa Ketriken jest z nami zapewniem. - Wybraa si na polowanie, lecz wkrtce wrci. Czy chciaby si, panie, odwiey przed jej powrotem? Postanowiem trzyma si w tej rozmowie tematw dla mnie zrozumiaych. - Moja pani wie, co wane - rzek z dum w gosie. - Jednak byoby mio... ale tyle pracy... - Dzisiaj ju za ciemno na prac. Zaczekajmy do jutra. Jutro ci, panie, pomoemy.

Krl Szczery wolno pokrci gow. Pocign jeszcze jeden yk herbaty. Nawet tak saby wywar zdawa si dodawa mu si. - Niestety - rzek cicho - obawiam si, e nie moecie mi pomc. Musz wykona to zadanie sam. - Jutro si przekonasz, panie. Myl, e jeli do tej pory zbierzesz dostatecznie duo siy, bd moga ci pomc. Nie martwmy si o to, przynajmniej do jutra. Krl Szczery westchn gboko, wycign do Pustki rk z kubkiem. Ona, zamiast wzi naczynie,

chwycia krla za rami i postawia na nogi. Bya bardzo silna jak na star kobiet. Nie prbowaa wyj swemu panu miecza z doni, wypad sam. Ja podniosem bro. Krl Szczery pody ulegle za Pustk, jakby prosty gest ujcia go za rami pozbawi wadc wasnej woli. Przesunem wzrokiem po mieczu, ktry niegdy by dum Czernida. Co te optao krla, by takiego ostrza uywa zamiast narzdzia kamieniarskiego? Krawdzie ostrza byy zaokrglone i powyszczerbiane, a czubek nie ostrzejszy ni trzonek yki. Przyszo mi do gowy, e ten miecz w znacznym stopniu

przypomina swego waciciela. Gdy dotarlimy do obozu, pani Ketriken ju wrcia. Siedziaa przy ognisku, wpatrujc si w pomienie. lepun lea tu przy jej stopach. Na mj widok postawi uszy, ale nie odszed od krlowej. Pustka poprowadzia krla Szczerego prosto do mniejszego namiotu, postawionego specjalnie dla niego. Skina na trefnisia, a on bez sowa chwyci mis z gorc wod stojc przy ogniu i ruszy za nami. Na koniec przegoni z namiotu i Pustk, i mnie.

- Nie pierwszy to krl, ktremu usuguj - przypomnia nam. Moecie go zostawi pod moj opiek. - Nie dotykaj jego doni i przedramion - przestrzega Pustka. Trefni wyglda na uraonego, ale po krtkiej chwili skin gow. Gdy odchodziem, zajty ju by rozsupywaniem spltanych trokw zniszczonego kaftana krla Szczerego, gadajc bez ustanku o sprawach bez znaczenia. Usyszaem te gos krla: - Bardzo mi brakowao Powaba.

Nie powinienem by pozwoli mu rusza ze mn, ale suy mi tak dugo... Umiera powoli, bolenie. Bardzo trudno mi byo patrze na jego mier. Wreszcie to wspomnienie take powierzyem smokowi. Tak trzeba. Wrciwszy do ogniska, czuem si niezrcznie. Wilga mieszaa gulasz w kocioku. Ze susznego kawaa misiwa nabitego na roen z sykiem skapyway w pomienie kropelki tuszczu. Smakowity zapach przypomnia mi o godzie tak dosadnie, e a zaburczao mi w brzuchu. Pustka staa tyem do ognia, zapatrzona w ciemnoci.

Krlowa Ketriken rzucia na mnie okiem. - Jak si udao polowanie? spytaem. - Jak widzisz - odrzeka cicho. Obja jednym gestem kocioek i spor loch. A wstaem, eby jej przyjrze. Imponujce zwierz. si

- Nieatwa zdobycz - zauwayem, dokadajc stara, aby w moim gosie nie sycha byo przeraenia, e krlowa zasadzia si na tak zwierzyn samotnie.

- Potrzebowaam tego - szepna. Rozumiaem j nazbyt dobrze. wietnie poluje. Nigdy jeszcze nie zdobyem takiej iloci misa tak maym wysikiem - oznajmi lepun. Potar bem o nog krlowej w gecie szczerego uwielbienia. Pani Ketriken opucia do i pieszczotliwie pocigna go za ucho. Zamrucza z rozkoszy, opar si o ni ciko. - Rozpieszczasz go, pani zaartowaem kpico. - Powiedzia mi, e nigdy nie zdoby takiej iloci misa tak maym wysikiem.

- Jest wyjtkowo inteligentny. Przysigam, e nagoni na mnie zwierzyn. I jest odwany. Nie pooyam zdobyczy pierwszym strzaem. Dopki ponownie nie nacignam uku, trzyma j w szachu. - Mwia, jakby nic innego nie miaa w gowie. Przytakiwaem jej sowom, zadowolony, e w tym kierunku toczy si rozmowa, ale nagle krlowa spytaa: - Co mu jest? Wiedziaem, e nie chodzi jej o wilka. - Sam dobrze nie wiem przyznaem. - Wiele wycierpia.

Moe a tyle, e... osab take na umyle... Przecie jednak... - Nie - przerwaa Pustka szorstko. - To zupenie nie tak. Cho nie sposb zaprzeczy, e jest wyczerpany. Trudno si dziwi, tyle osign wasnymi siami. Mimo wszystko... - Nie wierzysz chyba, e sam wyrzebi smoka! - wpadem jej w sowo. - Wierz - odpara staruszka z niezbit pewnoci. - Cho nigdy o czym podobnym nie syszaam. Nawet krlowi Mdremu pomaga

krg Mocy, a w kadym razie ci, ktrzy z nim tu dotarli. - Nikt nie moe wyrzebi takiego monumentu mieczem - obstawaem przy swoim uparcie. Pustka prawia niedorzecznoci. Zamiast odpowiedzie, podniosa si i podreptaa w ciemno. Wrciwszy, rzucia mi do stp dwa przedmioty. Jeden z nich niegdy by dutem. Uchwyt mia zbity w nieregularny guz, ostrze kompletnie zdarte. Drugim przedmiotem by motek, ze stosunkowo nowym drewnianym trzonkiem.

Jest tego wicej odpowiedziaa, nim zadaem pytanie. Przypuszczam, e znajdowa je w miecie, a moe zbiera tutaj. Patrzyem na zniszczone narzdzia i mylaem o dugich miesicach minionych od wyjazdu krla Szczerego. Po co ruszy na wypraw? Po to?! eby wyrzebi kamiennego smoka?! - Nie rozumiem - przyznaem sabo. - Krl rzebi smoka i powierza mu wasne wspomnienia. Dlatego

wydaje si taki otumaniony. To jednak jeszcze nie wszystko. Moim zdaniem uy Mocy do zabicia Bystrego, a czynic to, sobie take wyrzdzi ogromn krzywd. Zmartwiona pokrcia gow. Dotrze tak blisko koca, a potem zosta pobitym... Czy krg Mocy ksicia Wadczego jest na tyle przebiegy? Czy wysali jednego, wiedzc, e jeli krl Szczery zabije go Moc, moe sam ponie porak? - Moim zdaniem aden z tego krgu nie powiciby si z wasnej woli.

Pustka umiechna si gorzko. - Nie powiedziaam, e przyby tu dobrowolnie. Nie powiedziaam te, e zna zamiary towarzyszy. To jak w grze kamieni, Bastardzie Rycerski. Tylko jedna osoba rozstawia piony, a na uwadze ma wycznie osignicie celu. Jej celem nie jest ochrona pionw, lecz zwycistwo.

Rozdzia trzydziesty czwarty Dziewczyna na smoku

W samych pocztkach naszych zmaga ze szkaratnymi okrtami, zanim jeszcze ktokolwiek w Krlestwie Szeciu Ksistw zacz je nazywa wojn, krl Roztropny oraz ksi Szczery zdali sobie spraw, e zadanie przerasta ich moliwoci. aden czowiek, obojtne jak silnym

talentem Mocy obdarzony, nie mg samotnie obroni naszych wybrzey przed atakami szkaratnych okrtw. Krl Roztropny zawezwa przed swoje oblicze Konsyliarza, mistrza Mocy, i rozkaza mu utworzy dla ksicia Szczerego krg Mocy, ktry by go wspiera w wysikach. Konsyliarz sprzeciwia si rozkazowi, zwaszcza gdy wyszo na jaw, i jednym z jego uczniw mia zosta chopiec krlewskiego rodu, cho z nieprawego oa. Mistrz utrzymywa, e aden z kandydatw wybranych do nauki korzystania z Mocy niewart by ksztacenia. Skoro jednak krl Roztropny nalega,

Konsyliarz przysta niechtnie i w kocu utworzy krg wadajcy krlewsk magi, ktremu nada swoje imi. Wkrtce wyszo na jaw, e krg Mocy, cho wewntrznie spoisty, z ksiciem Szczerym pracowa nie potrafi. W tamtym czasie Konsyliarz ju nie y, a Kozia Twierdza zostaa bez mistrza Mocy. Ksi Szczery w desperacji rozpocz poszukiwania innych ludzi wyuczonych wadania krlewsk magi, ktrzy mogliby przyby mu na pomoc. Cho nie tworzono krgw Mocy w spokojnych latach panowania krla Roztropnego,

ksi przypuszcza, i uda mu si odnale ludzi uczonych korzystania z krlewskiej magii za wadania poprzednich monarchw. Bo czy dugowieczno czonkw krgw Mocy nie bya legendarna? Ksi mia nadziej odnale kogo, kto by mu pomg waczy z wrogiem lub nauczy innych korzystania z Mocy. Niestety, wytone starania zaprowadziy go donikd. Ci, ktrych z dawnych zapiskw lub z wieci przekazywanych z ust do ust rozpozna jako utalentowanych, okazywali si martwi albo w tajemniczy sposb znikali. I tak

ksi musia samotnie.

prowadzi

wojn

*** Nie zdyem zada od Pustki, eby mi wyjania swoje odpowiedzi, bo z namiotu krla Szczerego dobieg przeszywajcy krzyk. Wszyscy zerwalimy si na rwne nogi. Z namiotu wyszed trefni, lew rk ciska si za prawy nadgarstek. Ruszy prosto do wiadra z wod i zanurzy w nim do. Twarz mia wykrzywion blem albo strachem, a moe

jednym i drugim. Pustka poczapaa za nim. Pokrcia gow zdegustowana. - Ostrzegaam ci! No, wyjmij rk z wody, to i tak nic ju nie pomoe. Przesta. Pomyl przez chwil. Tak naprawd to nie jest bl, tylko uczucie, ktrego dotd nie znae. We gboki oddech. Uspokj si, pogd z losem. Musisz si pogodzi. Oddychaj gboko. Gboko. Cay czas cigna trefnisia za rami, a wreszcie, niechtnie, wyj rk z wody. Pustka natychmiast przewrcia wiadro

stop. Przysypaa rozlan wod skalnym pyem, piaskiem i wirem, przez cay czas ciskajc trefnisia za rami. Wycigaem szyj, eby dostrzec, co si waciwie stao. Czubki trzech pierwszych palcw prawej doni mia trefni teraz umazane srebrem. Popatrzy na nie i zadra. Nigdy nie widziaem go takiego bezsilnego. - Nie da si zmy - oznajmia Pustka. - Nie da si zetrze. Musisz si do tego przyzwyczai. - Czy to boli? - spytaem trefnisia zaniepokojony.

- Nie zadawaj mu takich pyta! warkna Pustka. - W ogle o nic go teraz nie pytaj. Zajmij si krlem, Bastardzie Rycerski, a trefnisia zostaw mnie. Zatroskany losem bazna, cakiem zapomniaem o krlu. Pobiegem do namiotu. Monarcha siedzia na dwch zoonych kocach. Prbowa zawiza koszul. Moj koszul. Domyliem si, e Wilga przetrzsna wszystkie bagae w poszukiwaniu odpowiednich ubra. Zmartwio mnie, e krl jest tak szczupy, i pasuje na niego moja koszula.

- Pozwl mi, panie - poprosiem. Nie tylko opuci rce, ale jeszcze schowa je za plecy. - Czy trefni bardzo ucierpia? spyta, gdy walczyem z popltanymi troczkami. Zabrzmiao to jak sowa wypowiedziane przez mojego ukochanego ksicia. - Trzy palce ma posrebrzone na czubkach - odpowiedziaem. Bazen przygotowa szczotk do wosw i rzemie. Stanem za krlem i zaczem rozczesywa mu wosy. Popiesznie przesun rce do przodu. Cz siwizny znikna wraz

ze skalnym pyem, ale nie caa. onierski kucyk mojego pana by teraz szary, przetykany czarnymi kosmykami, a szorstki jak koski ogon. Niemao wysiku kosztowao mnie, nim znowu sta si gadki. - Jakie to uczucie? - spytaem, wic rzemie. - O to ci chodzi? - Podnis rce, poruszy palcami. - Zwyka Moc. Tylko silniej. - Uwaa, e udzieli mi odpowiedzi. - Dlaczego to uczynie, panie? - eby ksztatowa kamie. Gdy

mam magi na doniach, musi by mi posuszny. Wspaniay budulec. Ten sam, z ktrego wykonano Kamienie wiadkw w Ksistwie Kozim. Tylko tamte nie s tak czyste. Oczywicie, donie to niezdarne narzdzie do obrabiania marmuru, ale jeli si ju uda dotrze do miejsca, gdzie czeka smok, wtedy mona go obudzi dotykiem. Gadziem kamie i przypominaem mu smoka. Wtedy wszystko, co nie byo smokiem, odpadao. To powolny proces, rzecz jasna. Cay dzie zajo mi odsonicie samych oczu. Rozumiem mruknem

ogupiay. Nie wiedziaem, czy krl jest szalony ani czy mu wierz. Wyprostowa si na tyle, na ile mg w niskim namiocie. - Ketriken bardzo rozgniewana? niespodziewanie. na mnie zapyta

- Panie mj, krlu, nie do mnie naley... - Na Ed, odpowiedz na moje pytanie, Bastardzie! Och, to by mj ukochany ksi! Miaem ochot go uciska. Zamiast

tego powiedziaem tylko: - Nie wiem, czy krlowa jest rozgniewana. Z ca pewnoci czuje si skrzywdzona. Pokonaa dug i trudn drog, by ci odnale, panie, przyniosa ci straszliwe wieci, a ciebie zdaj si one w ogle nie obchodzi. - Obchodz mnie, jeli o nich myl - rzek ponuro. - Wwczas pogram si w aobie. Musz jednak pamita o tylu rnych sprawach... nie mog myle o wszystkim rwnoczenie. Wiedziaem o mierci dziecka, Bastardzie. Nie mogo by inaczej.

Mego syna, wraz ze wszystkimi uczuciami, jakie do ywiem, take powierzyem smokowi. Wolno wyszed z namiotu. Stan prosto, lecz nie wyprostowa ramion. By teraz starym czowiekiem, w jakim sensie o wiele starszym od Ciernia. Nie rozumiaem tego, ale wiedziaem, e taka jest prawda. Krlowa Ketriken uniosa gow. Zaraz znowu wbia wzrok w pomienie, a po chwili podniosa si niemal niechtnie, odstpia od picego wilka. Pustka i Wilga opatryway trefnisiowi palce. Krl

podszed prosto do pani Ketriken. - Krlowo moja - odezwa si ze smutkiem. - Wzibym ci w ramiona, gdybym tylko mg. C, jednak... - wskaza trefnisia i pozwoli sowom zamrze na ustach. Widziaem wyraz, jaki si odmalowa na twarzy krlowej, gdy powiedziaa maonkowi o utracie dziecka. Przypuszczaem, e teraz odwrci si od niego, by go zrani tak samo, jak i on j zrani. Lecz krlowa Ketriken miaa wielkie serce. Mu mj ukochany! -

zakrzykna ze szlochem. Krl szeroko rozoy srebrne ramiona, a ona si do niego przytulia. Odwrci posrebrzony policzek, pochyli siw gow nad szorstkim zotem jej wosw. - Czy daa mu imi? - zapyta amicym si gosem. - Nadaam mu imi zgodnie z obyczajem mojej ojczyzny - mwia tak cicho, e ledwie j syszaem. Powicenie - szepna. Przywara do niego mocno, zadray ramiona wstrzsane rozpacz.

- Bastardzie! - sykna Pustka. Zostawe ich samych! Zrb co poytecznego. Przynie trefnisiowi co do jedzenia. Wstyd mi byo, e tak si zagapiem, ale te cieszyem si z tego ucisku krlewskiej pary, nawet jeli wypywa on ze smutku. Wykonaem polecenie Pustki, sobie take nakroiem misa. Siadem obok trefnisia. - Do niczego innego si nie przyczepiao - poskary si. Dlaczego przywaro akurat do moich palcw?

- Nie wiem. - Bo ty jeste ywy - odpara Pustka zwile. Usiada przed nami, zupenie jakbymy potrzebowali nadzoru. - Krl Szczery powiedzia mi, e potrafi rzebi kamie palcami, bo ma na nich Moc - oznajmiem. - Musisz tak mle ozorem? Stanowczo za duo gadasz! zgania mnie Pustka. - Moe nie musiabym tyle gada, gdyby ty mwia wicej odparowaem. - W kamieniu nie ma

ycia. - Jeste tego zupenie pewien? Waciwie po co ja mam si odzywa, jeli wy dwaj pozjadalicie wszystkie rozumy? Zaatakowaa swoj porcj z tak zajadoci, jakby si rozprawiaa ze znienawidzonym wrogiem. Usiada przy nas Wilga, postawia sobie talerz na kolanach. - Nie rozumiem, co to jest, to srebro na rkach krla. O co tu w ogle chodzi? Trefni zachichota, schylajc

twarz nad talerzem, Pustka przeniosa karcce spojrzenie na pieniark. Zaczynay mnie mczy jej uniki. - Jakie to uczucie? - zapytaem bazna. Opuci wzrok na zabandaowane palce. swoje

To nie jest bl. To nieprawdopodobna wraliwo. Czuj splot nitek. - Zapatrzy si gdzie w dal, umiechn tajemniczo. - Widz mczyzn, ktry utka t tkanin, i kobiet, ktra uprzda ni. Widz owc na

zboczu wzgrza, deszcz zwilajcy grub wen i widz zielon traw, ktr jada ta owieczka... wena jest z trawy, Bastardzie. Koszula utkana z trawy. Nie, nie, co jeszcze... Ziemia, czarna i podna i... - Przesta! - rozkazaa Pustka ochryple. Odwrcia si do mnie rozelona. - A ty przesta go wypytywa. Chyba e chcesz, by zaszed za daleko i zgubi si na zawsze. - Szturchna trefnisia do mocno. - Zajmij si jedzeniem! - Skd tyle wiesz na temat Mocy? - zapytaa nagle Wilga.

- No nie, jeszcze i ty? zdenerwowaa si Pustka. - Nie mona ju liczy nawet na odrobin prywatnoci? - W naszym towarzystwie? Raczej nie - odpar bazen, ale nie patrzy na Pustk, tylko na krlow Ketriken. Twarz miaa zapuchnit od paczu. Nasza pani nakadaa jedzenie dla siebie i dla krla Szczerego. Ubranie miaa znoszone i poplamione, wosy zniszczone, donie szorstkie; wykonywaa najbardziej pospolit czynno wiata, a wic powinna wyglda jak kada inna kobieta. Kiedy jednak na ni patrzyem, widziaem

najsilniejsz bodaj krlow spord wadczy Krlestwa Szeciu Ksistw. Krl Szczery wzi od maonki zwyky drewniany talerz oraz yk. Na chwil zamkn oczy. Walczy z obrazami historii tych przedmiotw. Pokona je, woy jedzenie do ust. Ja, z drugiego koca obozu, poczuem nage przebudzenie jego godu. Dugo si obywa nie tylko bez ciepego posiku, ale w ogle bez jedzenia. Zacz je, niczym wygodzony wilk. Pustka przygldaa mu si z uwag. Na jej twarzy malowaa si

lito. - Rzeczywicie, trudno si tu ukry przed wcibskimi - przyznaa ponuro. - Im szybciej zabierzemy krla do Stromego, tym prdzej dojdzie do siebie oznajmia Wilga pocieszajcym tonem. Jak mylicie, powinnimy ruszy jutro? Czy lepiej zaczeka kilka dni, eby si wzmocni? - Nie bdziemy go zabiera do Stromego - rzeka Pustka ze smutkiem. - Zacz rzebi smoka. Nie moe przerwa pracy. -

Popatrzya na nas wzrokiem bez wyrazu. - Jedyne, co moemy teraz dla niego zrobi, to zosta z nim tutaj i pomc mu skoczy. - Szkaratne okrty atakuj wybrzee Krlestwa Szeciu Ksistw, Ksistwo Trzody zagraa Krlestwu Grskiemu, a my powinnimy zosta tutaj i pomaga krlowi rzebi smoka? - Wilga nie dowierzaa wasnym uszom. - Tak. Jeli chcemy ocali Krlestwo Szeciu Ksistw oraz Krlestwo Grskie, wanie to powinnimy zrobi. Teraz, wybaczcie mi, pjd naszykowa

wicej misa do pieczenia. Nasz monarcha wyglda, jakby mu si przydao duo poywnego jada. Odstawiem pusty talerz. - Upieczmy cae miso. Przy tej pogodzie bdzie si szybko psuo zauwayem. Nastpna godzina mina mi na dzieleniu lochy na porcje, nadajce si do pieczenia nad ogniem. Przebudzony lepun dzielnie pomaga mi si pozbywa resztek, pki nie napeni brzucha. Krlowa Ketriken wraz z maonkiem rozmawiali przyciszonymi gosami.

Prbowaem si na nich nie gapi, ale mimo wszystko zauwayem, e krl czsto spoglda tsknie w stron kamiennego smoka. Jego gos brzmia wtedy niepewnie, czsto zamiera, dopiero bardziej natarczywe pytania krlowej prowokoway dalsz rozmow. Trefni zabawia si dotykaniem rnych przedmiotw palcami posrebrzonymi Moc - to misy, to noa, to koszuli. Na ajanie Pustki odpowiada tylko dobrotliwym umiechem. - Jestem wreszcie. ostrony rzek

- Pojcia nie masz, jak zachowa ostrono! - biadaa Pustka. - Nie bdziesz nawet podejrzewa, e zboczye z drogi, pki si nie zgubisz! - Porzucia dzielenie misa i nie daa baznowi spokoju, a si zgodzi na ponowne zabandaowanie palcw. Dopiwszy swego, wybraa si uzupeni zapasy opau, zabierajc ze sob pieniark. Wilk podnis si-, stkn gucho i take poszed z nimi. Krlowa Ketriken wprowadzia maonka do namiotu. Po krtkiej chwili ukazaa si znowu i posza po

swoje posanie. Pochwycia moje ukradkowe spojrzenie. Speszyem si, a ona rzeka zwyczajnie: - Bastardzie, wziam twoje dugie rkawice. - I znikna w mniejszym namiocie. Trefni i ja patrzylimy wszdzie, tylko niejeden na drugiego. Nie wiedzielimy, co zrobi z oczyma. Wrciem do dzielenia zdobyczy. Zaczynaem ju mie tego dosy. Ogarniao mnie wraenie, e teraz czu j bardziej martwym zwierzciem ni wieym misem, a we krwi byem umazany po okcie,

cznie z postrzpionymi rkawami koszuli. Kto jednak musia to zrobi. Trefni obok. podszed, przykucn

Kiedy dotknem krla Szczerego - odezwa si nagle poznaem jego dusz. Przekonaem si, e jest monarch, za ktrym warto poda, czowiekiem rwnie godnym podziwu jak jego ojciec. Poznaem zamierzenia krla - doda ciszej. - Z pocztku nie wszystko zdoaem poj, ale dugo mylaem i teraz ju wiem, co znaczy mj sen o Prawdziwym.

Wstrzsn mn dreszcz, nie majcy nic wsplnego z chodem. - Smoki to Najstarsi - cign bazen cicho - ale krl Szczery nie mg ich obudzi. Dlatego rzebi wasnego smoka, a kiedy skoczy, obudzi go i poleci walczy ze szkaratnymi okrtami. Sam. Sam. Straszne sowo. Krl Szczery mia znw walczy z wrogiem samotnie. Tyle zrozumiaem. - Wszyscy Najstarsi s smokami? - spytaem. Wrciem pamici do piknych rysunkw i utkanych obrazw przedstawiajcych

Najstarszych, jakie zdarzyo mi si widzie. Niektre przedstawiay istoty przypominajce smoki, ale... - Nie. Smoki to Najstarsi. Te rzeby w tamtym smoczym ogrodzie. To s Najstarsi. Krl Mdry potrafi ich obudzi, pozyska dla sprawy i poprowadzi na wroga. Dziki niemu wrcili do ycia. Teraz jednak albo pi zbyt mocno... albo moe s martwi? Krl Szczery strawi wiele si, na wszelkie sposoby prbujc przywrci ich do ycia. Skoro mu si nie udao, zdecydowa, e stworzy wasnego Najstarszego, oywi go i wykorzysta do walki ze szkaratnymi okrtami.

Siedziaem kompletnie oguszony. Pomylaem o Rozumieniu pulsujcym w rzebach. Z nagym przeraeniem przypomniaem sobie wykuty w kamieniu gniew dziewczyny siedzcej na smoku, tutaj, w tym kamienioomie. ywy kamie. Schwytany w puapk i na zawsze przykuty do miejsca. Zadraem. Przecie to inna forma ciemnicy! - Jak to si dzieje? Trefni pokrci gow. - Nie wiem. Wydaje mi si, e i krl Szczery tego nie wie. Bdzi po

omacku. Nadaje kamieniowi ksztat i powierza mu swoje wspomnienia. Gdy skoczy, smok przebudzi si do ycia. Tak przypuszczam. - Czy ty wiesz, co mwisz? Skaa oyje i ruszy broni Krlestwa Szeciu Ksistw przed szkaratnymi okrtami! A co z wojskami ksicia Wadczego, nkajcymi Krlestwo Grskie? Czy ten smok przegoni take i tego wroga? - Zaczyna mnie ogarnia gniew. - Po co przeszlimy tak dug drog? eby si raczy bajaniem, w ktre nawet dziecko by nie uwierzyo? Popatrzy na mnie uraony.

- Moesz wierzy lub nie, jak wolisz, ale ja wiem, e krl Szczery w to wierzy. O ile si nie myl, Pustka wierzy take. Inaczej dlaczego by nalegaa, bymy zostali tutaj i pomogli krlowi Szczeremu skoczy smoka? Zamyliem si. - Opowiedz mi - poprosiem wreszcie - co pamitasz ze snu o smoku Prawdziwego? Rozoy bezradnie rce. - Tylko oglne wraenie. Byem peen ycia i radosny, bo nie tylko

oznajmiaem przybycie smoka Prawdziwego, ale te miaem na nim lecie. Chyba byem zakochany. - Umilk na chwil. - Nie mog sobie przypomnie, czy kochaem Prawdziwego, czy jego smoka. Jako mi si oni mieszali... Przypominanie snw jest trudne. Trzeba je chwyta zaraz po przebudzeniu i szybko sobie przepowiada, eby utrwali szczegy. W przeciwnym razie prdko blakn. - Czy w twoim nie smok z kamienia potrafi lata? Obwieszczaem o przybyciu

smoka i wiem, e miaem nim lecie, ale go nie widziaem. - Wic moe ten sen nie ma nic wsplnego z dzieem krla Szczerego. Moe dotyczy ywych smokw, z krwi i koci. Przyjrza mi si z zaciekawieniem. - Ty nie wierzysz w prawdziwe smoki? - Nigdy adnego nie widziaem. - A w dawnym miecie? - To bya wizja innego czasu.

Wycign blade donie do ognia. - Myl, e s podobne do mnie. Rzadko spotykane, ale prawdziwe. Zreszt gdyby nie istniay smoki z krwi i koci, skd wziby si pomys na tamte rzeby? Pokrciem gow. - Ta rozmowa prowadzi donikd. Dosy mam zagadek i domysw. Chc zna prawd. Chc wiedzie, po co tutaj przyszlimy i co powinnimy zrobi. Na to bazen nie zna odpowiedzi. Gdy Pustka i Wilga wrciy z

opaem, pomg mi rozpali wikszy ogie i porozkada miso tak, eby w gorcu wytapia si z niego tuszcz. Reszt zapasw uylimy na skrze lochy. Zostao te sporo smakowitych resztek, wic lepun, cho niedawno naar si do przesytu, przystpi do ogryzania koci. Kilka razy zagadywaem Pustk, ale ona cigle zmieniaa temat i bez ustanku przypominaa mi, e teraz musz znacznie bardziej uwaa na trefnisia. Trzeba go chroni nie tylko przed krgiem Mocy ksicia Wadczego, ale te przed pokus Mocy, jak znajdowa w

przedmiotach. W kadej chwili mg zbdzi mylami. Z tego powodu staruszka kazaa nam razem sta na warcie. Oznajmia te, e bazen moe spa wycznie na plecach, z wycignit rk i doni obrcon ku grze, eby posrebrzone palce niczego nie dotykay. Poniewa trefni zazwyczaj spa zwinity w kbek, bardzo mu bya ta decyzja nie w smak, lecz w kocu wszyscy jako uoylimy si na noc. Miaem przej wart dopiero tu przed witem. Nie nadesza jeszcze moja kolej, gdy poczuem na policzku szturchnicie zimnym wilczym nosem.

- Co jest? - zapytaem sennie. Krlowa Ketriken idzie sama i pacze. Wtpiem, by pragna mojego towarzystwa. Nie powinna jednak by sama. Podniosem si bezszelestnie i za wilkiem wyszedem z namiotu. Przy ognisku siedziaa Pustka. Z ponur min pilnowaa piekcego si misa. Z pewnoci musiaa widzie krlow, wic nie miaem powodu niczego przed ni ukrywa. - Id do krlowej.

- To chyba dobry pomys - rzeka cicho. - Powiedziaa mi, e chce obejrze smoka, ale nie ma jej ju do dugo. Nie trzeba byo wicej sw. Poszedem za lepunem, ktry poprowadzi mnie bez wahania, wcale nie w stron smoka krla Szczerego, lecz z powrotem przez kamienioom. Ksiyc dawa tej nocy niewiele wiata, a i ono zdawao si wsika w smoliste skay. Cienie podkraday si ze wszystkich stron, mamic wzrok. Poniewa musiaem uwaa, gdzie stawiam stopy, zdawao mi si, e id bardzo dugo.

W pewnym momencie zdaem sobie spraw, e zdamy w stron czarnego filaru. A dostaem gsiej skrki, ale krlow odnalelimy wczeniej. Staa bez ruchu, sama podobna do kamienia, przy dziewczynie na smoku. Wspia si na kamienne podwyszenie wice smoka podniosa rk i pooya do na nodze modej kobiety. W zwodniczym wietle ksiyca mona byo odnie wraenie, e kamienne oczy dziewczyny spogldaj na krlow. Blask miesica posrebrzy tward z i odbi si od kropelki na twarzy ywej kobiety. lepun lekko wskoczy na kamienny blok, z

cichutkim piskiem przytuli eb do uda pani Ketriken. - Ciii... - rzeka agodnie. Syszysz jej pacz? Ja sysz. -

Nie wtpiem w to wcale, gdy czuem, jak krlowa siga Rozumieniem, silniej ni kiedykolwiek dotd. - Pani... - odezwaem si cicho. Drgna, zasonia doni usta. Wybacz mi, pani. Nie zamierzaem ci przestraszy. Czemu przysza tutaj sama? Pustka

kae nam nadal obawia si krgu Mocy, zwaszcza w pobliu czarnej kolumny. - Zawsze jestem sama umiechna si z gorycz. - Krg Mocy nie moe mi zrobi nic gorszego, ni sama sobie uczyniam. - Sdzisz tak, pani, gdy nie znasz ich tak dobrze jak ja. Prosz ci, krlowo, zechciej wrci ze mn do obozu. Poruszya si, mylaem, e zejdzie z podwyszenia. A ona usiada, opierajc si o smoka.

Zmysem Rozumienia odbieraem udrk krlowej - echo uczu dziewczyny na smoku. - Chciaam tylko pooy si obok niego - rzeka smutno. - Przytuli si. I by przytulon. Powiedzia, e nie moe mnie dotkn. e nie omieli si dotkn adnej istoty prcz smoka. - Odwrcia twarz. Nawet z rkoma w rkawicach nie chcia mnie dotkn. Wszedem na podwyszenie, ujem j za ramiona. - Gdyby tylko mg, zrobiby to na pewno. Gdyby tylko mg.

Ukrya twarz w doniach. - Wy... - przedaro si przez szloch. - I ta wasza Moc. Tak swobodnie mwisz o jego uczuciach. O mioci. Ale ja... ja nie mam tej magii. Ja jestem tylko... Bastardzie, ja musz to wiedzie! Musz czu jego ramiona, musz go mie blisko przy sobie. Jak inaczej mam wierzy, e mnie kocha? Jak mam powiedzie, e ja go kocham? Zawiodam tak bardzo... Jak mam uwierzy... Jeli nie chce nawet... Przycignem j do siebie, przygarnem jej gow do swego ramienia.

- Kocha ci, pani - powiedziaem. - Kocha. Tylko e los zoy na wasze barki ogromne brzemi. Musicie je udwign. Powicenie tchna najcichszym z szeptw, a ja nie wiedziaem, czy wspomniaa swe dzieci, czy nazwaa los. Pakaa, a ja trzymaem j w objciu, gadzc po wosach i opowiadajc, jak pewnego dnia wszystko si dobrze uoy, kiedy niespokojne czasy si skocz, gdy bd yli razem, bd wychowywali dzieci, w kraju wolnym od szkaratnych okrtw, pychy i

zarozumiaoci ksicia Wadczego. Po jakim czasie kanie ucicho, a ja zdaem sobie spraw, e w rwnej mierze dziki pocieszajcym sowom, jak i Rozumieniu. Sigalimy do niej obaj z wilkiem. Delikatniej ni Moc, cieplej i naturalniej, koysaem pani Ketriken w ramionach i w sercu. lepun przyciska si do niej, zapewniajc, e bdzie jej strzeg, e jego zdobycz bdzie zawsze jej zdobycz, e nie musi si obawia niczego, co ma zby, bo jestemy stadem i zawsze stadem bdziemy. W ktrym momencie zaczerpna ostatni drcy oddech i

odsuna si ode mnie. Otara doni wilgotne policzki. - Och, Bastardzie - westchna smutno. I to wszystko. Dotkno mnie przykre uczucie straty. A zadraem, gdy sobie uwiadomiem jego rdo - to dziewczyna na smoku, ktra w naszej bliskoci zaznaa krtkiego ukojenia, teraz cierpiaa podwjnie. Zamierzaem zeskoczy z podwyszenia lekko, a omal nie upadem. Dziwne, lecz uczucia kamiennej dziewczyny pozbawiy

mnie si. Przeraziem si, lecz nie daem nic po sobie pozna i w milczeniu ruszyem z krlow do obozu. Dotarlimy akurat na czas, by zwolni Pustk ze stray. Obie kobiety weszy do namiotu, obiecujc zbudzi trefnisia, a wilk rzuci mi przepraszajce spojrzenie i znikn za krlow. Upewniem go, e nie mam nic przeciwko temu. Kilka chwil pniej pojawi si zaspany bazen, przecierajc oczy lew rk. Praw trzyma podkurczon na piersi. Usiad na kamieniu, naprzeciwko mnie. Wanie sprawdzaem, ktre

kawaki misa trzeba by odwrci. Jaki czas siedzia w milczeniu, potem si schyli, w praw rk uj kawaek drewna. Wiedziaem, e powinienem go zgani, ale zamiast tego czekaem, rwnie zaciekawiony jak on. Wkrtce dorzuci drewno do ognia i usiad prosto. - Spokojne i pikne - powiedzia. Roso jakie czterdzieci at, w socu i deszczu. Przedtem zrodzio si jako owoc innego drzewa. I tak ni prowadzi wstecz przez cae wieki. Wiem ju, e nie musz si obawia natury, tylko przedmiotw stworzonych przez czowieka. Ich

losy s bardzo zawie. Za to dotyk drzew jest miy. - Pustka powiniene ywego. uprzedzaa, dotyka e nie niczego

- Pustka nie musi z tym y. W przeciwiestwie do mnie. Powinienem si przekona, w jakich granicach wolno mi si porusza. Im szybciej si dowiem, co mog robi praw rk, tym lepiej. - Skrzywi si znaczco i uczyni gest w kierunku dolnych partii ciaa. Pokrciem gow z niesmakiem, ale nie mogem powstrzyma

miechu. On te si rozemia. - Nie masz pojcia - odezwa si spokojniej - ile dla mnie znaczy, e wci mog ci rozmieszy. Jeli potrafi rozmieszy ciebie, mog si mia sam. - Zdumiewa mnie, e w ogle miewasz jeszcze ochot na arty odparem. - Jeli masz do wyboru miech lub pacz, zawsze lepiej si mia. Syszaem, jak wczeniej wychodzie z namiotu - zmieni

nagle temat. - Potem... czuem troch z tego, co si dziao. Dokd poszede? Wielu spraw nie rozumiem. Zamyliem si. - Przypuszczam, e nasza wi Moc nie sabnie, lecz staje si coraz silniejsza. To chyba nic dobrego. - Nie ma ju kozka. Skoczy si dwa dni temu. Czy to dobrze, czy le, nic nie poradzisz. Teraz mi opowiedz, co si stao. Sprbowaem mu wszystko

wytumaczy. Czsto przerywa mi pytaniami, a na wikszo z nich nie potrafiem odpowiedzie. Gdy w kocu zdecydowa, e poj zdarzenie na tyle, na ile mona je byo odda sowami, umiechn si kcikiem ust. - Chodmy obejrze dziewczyn na smoku. - Dlaczego podejrzliwe. j? spytaem

W odpowiedzi tylko unis brew i machn posrebrzonymi palcami. - Nie - odparem zwile.

- Strach ci oblecia? - Jestemy na warcie - rzekem powanie. - No to pjdziemy jutro. - Banie, bd rozsdny. Kto wie, czym to si moe skoczy? - Ja nie. I wanie dlatego chc to zrobi. Zreszt kto wymaga od bazna rozsdku? - Nic z tego. - Bd musia pj sam westchn z udawan rozpacz. -

Nie chwyciem przynty. - Co wiesz o Pustce, czego nie wiem ja? - zapyta po chwili. Popatrzyem roztargnieniem. na niego z

- Jest tego mniej wicej tyle samo, ile wiem o tobie ja, a ona nie. - Dobrze powiedziane - przyzna. - Te sowa mogyby wyj z moich ust. Zastanawiae si moe, dlaczego krg Mocy nie prbowa nas atakowa ponownie? - zapyta.

- Czy dzisiaj bdziesz zadawa tylko obcesowe pytania? - Ostatnimi czasy innych nie mam. - Omielam si mie nadziej, e mier Bystrego ich osabia. Utrata jednego z czonkw krgu musi by ogromnym wstrzsem, zapewne porwnywalnym ze strat towarzysza w Rozumieniu. - A czego si boisz? - naciska trefni. Staraem si nie zadawa sobie tego pytania.

- Czego si boj? Najgorszego, oczywicie. e szykuj na nas potniejsz si, ktr pokonaj krla Szczerego. e zastawiaj puapk. - Zamilkem na dugi czas. - e wykorzystaj Moc, by odnale Sikork - powiedziaem wreszcie. Baem si o tym myle, a co dopiero mwi. - Nie moesz ostrzeenia Moc? jako przesa

Jakbym nie myla o tym setki tysicy razy. - Musiabym j wtedy zdradzi. Zreszt nigdy nie udao mi si Moc

dosign Brusa. Czasami widz ich oboje, ale nie s wiadomi mojej obecnoci. Obawiam si, e wystarczy, bym tylko sprbowa wysa do nich Moc, a odsonibym ich przed krgiem. Ksi Wadczy moe o Sikorce wiedzie, ale nie ma pojcia, gdzie jej szuka. Powiedziae mi, e sam Cier nie zna jej kryjwki. Ksi Wadczy ma i tak sporo zajcia dla swojego wojska. Z Kupieckiego Brodu daleko do Koziej Twierdzy, w dodatku na wybrzeu wojna. Z pewnoci nie bdzie posya odakw na poszukiwanie jednej dziewczyny. - Jednej dziewczyny i potomka

Przezornych - przypomnia mi trefni powanie. - Bastardzie, nie mwi o tym, by ci martwi, lecz eby ci przestrzec. Poznaem uczucia tego czowieka wzgldem ciebie. Tamtej nocy, kiedy mnie dopadli... zapatrzy si w dal. - Ze wszystkich si prbowaem zapomnie... Jeli powracam do tych wspomnie, pal mnie ywym ogniem, dziaaj niczym trucizna, od ktrej nie sposb si uwolni. Czuem w sobie jestestwo ksicia Wadczego. Jest w nim tyle nienawici do ciebie, co robakw w zgniym misie. Obrzydzenie zdjo go na myl o tamtym przeyciu. - Ten czowiek

jest szalony. Przypisuje ci wszelkie ze zamiary, jakie potrafi wymyli. Na twoje Rozumienie patrzy ze wstrtem i strachem. Nie potrafi poj, e pomagasz krlowi Szczeremu; w jego przekonaniu od przybycia do Koziej Twierdzy masz tylko jeden cel: szkodzi jemu. Jego zdaniem obaj z krlem Szczerym pojawilicie si w grach nie po to, by obudzi Najstarszych i obroni Krlestwo Szeciu Ksistw, ale eby odnale jaki skarb Mocy lub tajemn si, ktr wykorzystacie przeciwko niemu. yje w przekonaniu, e nie ma wyboru, e musi by pierwszy, odnale to,

czego wy szukacie, i obrci magi przeciwko wam. Temu celowi powica wszystkie swoje rodki i ca si. - Oczy trefnisia byy oczyma czowieka, ktry opowiada o przebytych torturach. Na przedramionach mia gsi skrk. Suchaem go z rosncym przeraeniem, pomieszanym z niedowierzaniem. - Dlaczego nie mwie mi o tym wczeniej? - spytaem cicho, gdy zrobi przerw na zapanie oddechu. Odwrci ode mnie wzrok.

- To nie s mie wspomnienia. Ledwie dostrzegalnie dra. - Tkwi w moim umyle jak drzazgi, podobne s do zoliwych dzieci, ktre niszcz wszystko w zasigu rki. Niczego nie mog przed nimi uchroni, ale nie ja jestem obiektem ich wciekoci. Mnie traktuj jak psa. Byli na mnie rozeleni w momencie, gdy odkryli, e nie jestem tob. Prawie mnie z tego powodu zniszczyli, ale doszli do wniosku, e mog ten stan wykorzysta przeciwko tobie. Odkaszln. - Gdyby nie to uderzenie Moc... Czuem si prawie jak Cier, gdy

przemwiem agodnie: - Teraz ja zwrc t si przeciwko nim. Nie mogli ci uwizi, nie odsaniajc ci siebie. Prosz, na ile tylko zdoasz, signij do tamtej chwili opowiedz mi o wszystkim, co sobie przypominasz. - Nie prosiby o to, gdyby wiedzia, o co prosisz. Mia racj, ale tego nie powiedziaem. Pozwoliem, by w ciszy przemyla moj prob. wit powlk niebo szaroci. Obszedem obz, a kiedy wrciem, trefni odezwa si znowu.

- Istniej ksigi traktujce o Mocy, o ktrych nic nie wiedzielicie. Ksigi i zwoje, ktre Konsyliarz zabra z komnat umierajcej Troskliwej. Zawieraj one tajniki wiedzy przeznaczone dla mistrza Mocy, niektre byy nawet opiecztowane i zamknite w przemylny sposb. Konsyliarz mia wiele lat na otwarcie tych zamkw. Takie zamknicia tylko uczciwym ludziom pomagaj pozosta uczciwymi. Konsyliarz znalaz w ksigach wiele zapisw, ktrych nie rozumia. Niestety, mia take zwoje, na ktrych spisano imiona ludzi ksztaconych w uywaniu

Mocy. Odszukiwa ich i wypytywa. Potem rozprawia si z nimi, eby ju nikt nie mg im zada tych samych pyta. Wiele si nauczy. Dowiedzia si, jak czowiek moe sobie zapewni dugie ycie w dobrym zdrowiu albo jak zadawa Moc bl, nawet nie dotykajc czowieka. W najstarszych zwojach odnalaz wzmianki o istnieniu ogromnego skarbu, czekajcego w grach na czowieka obdarzonego silnym talentem do wadania krlewsk magi. Gdyby ksi Wadczy zdoa obj we wadanie Krlestwo Grskie, zdobyby nieograniczon wadz. Dlatego

wanie crk grskiego wadcy wybra na maonk dla starszego brata. Nie zamierza dopuci do maestwa. Planowa po mierci narzeczonego sam poj za on grsk dziedziczk. A zwaszcza przej jej posag. Niezupenie rozumiem odezwaem si cicho. - Krlestwo Grskie ma kamienie szlachetne, futra i... - Nie, nie - trefni potrzsn gow. - Nie o to chodzi. Konsyliarz nie odsoni przed ksiciem Wadczym caej tajemnicy, gdy wwczas nie miaby adnego

wpywu na przyrodniego brata. Moesz jednak by pewien, e po mierci mistrza Mocy ksi Wadczy natychmiast przej wszystkie te zwoje oraz ksigi i zasiad do studiw. Nie jest biegy w dawnych jzykach, lecz obawia si prosi o pomoc, by inni pierwsi nie odkryli sekretu. W kocu do niego dotar, a gdy si to stao, przerazi si nie na arty, gdy zdy ju spiesznie wyprawi ksicia Szczerego na samobjcz wypraw w jakiej szalonej sprawie. Dotaro do niego nareszcie, e potga, ktrej dla niego szuka Konsyliarz, oparta bya

na sile Najstarszych. Innymi sowy, ksi Szczery zamierza wraz z tob zagarn j dla siebie. Jak mia siga po skarby, ktrych jego brat od tak dawna poszukiwa! Jak mia czelno zrobi z niego gupca? - Bazen umiechn si niewesoo. Ksi Wadczy jest cakowicie przekonany, e prawo do panowania nad Najstarszymi naley mu si z urodzenia. Ty chcesz go tego prawa pozbawi. Wierzy, e musi ci zabi, by uczyni zado sprawiedliwoci. Siedziaem i smutno kiwaem gow. Wszystko pasowao. Kady fragment ukadanki odnalaz swoje

miejsce. Pojem wszystkie motywy dziaania ksicia Wadczego i ujrzaem przeraajcy obraz. Wiedziaem, e najmodszy ksi jest czowiekiem pysznym i dnym wadzy. Wiedziaem take, e boi si i podejrzewa kadego, nad kim nie ma wadania. Przedstawiaem dla niego podwjne zagroenie: nie do, e byem rywalem w uczuciach do jego ojca, to jeszcze dysponowaem przedziwn magi Rozumienia, ktrej nie potrafi poj ani zniszczy. Dla ksicia Wadczego ludzie byli albo narzdziem, albo zagroeniem. Wszelkie zagroenie trzeba usun.

Prawdopodobnie nigdy nie przyszo mu do gowy, e ja najgorcej pragnem, by mnie zwyczajnie zostawi w spokoju.

Rozdzia trzydziesty pity Tajemnice Pustki

Nie sposb znale wzmianki o tym, kto wznis Kamienie wiadkw nieopodal Koziej Twierdzy. Zapewne s one starsze od samego zamku. Przypisywana im tajemna moc zdaje si mie niewiele wsplnego z kultem Edy czy Ela, lecz lud wierzy w ni rwnie

arliwie, jak w tych bogw. Nawet czowiek, ktry zaprzecza istnieniu jakichkolwiek bogw, zawaha si przed zoeniem faszywej przysigi przed Kamieniami wiadkw. Stoj te kamienie na wzgrzu, czarne i naruszone zbem czasu. Jeli kiedykolwiek nosiy jakie oznaczenia lub napisy, zostay zatarte przez wiatr i wod.

*** Tego ranka pierwszy obudzi si krl Szczery. Na niepewnych nogach wyszed z namiotu, gdy pierwszy

blask dnia zaczyna wiatu barwy.

przywraca

- Mj smok! - krzykn, mruc oczy przed sonecznym blaskiem. Mj smok! - Jakby si spodziewa, e kamie mg znikn. Nawet gdy go zapewniem, e smokowi nic si nie stao, zachowywa si niczym rozpieszczone dziecko i nalega, by podj prac natychmiast. Z ogromnym trudem przekonaem go do wypicia kubka herbaty z pokrzywy i mity oraz do zjedzenia troch misa, wolno opiekanego na zaostrzonych patykach. Krl Szczery

nie czeka, a si zagotuje owsianka, odszed od ogniska z misem w jednej, a mieczem w drugiej doni. Nie wspomnia sowem o krlowej Ketriken. Wkrtce dao si sysze niezmordowane skrobanie czubka miecza po marmurze. Cie ksicia Szczerego, ktry dostrzegem poprzedniego wieczoru, ulecia z nastaniem ranka. Dziwne mi si wydao witanie nowego dnia nie poczone z pakowaniem bagay i zwijaniem obozu. Wszyscy mielimy zwarzone humory. Krlowa Ketriken, z zapuchnitymi oczyma, bya bardzo

cicha, Pustka nadsana i zamknita w sobie, wilk cigle jeszcze trawi miso poarte poprzedniego dnia i chcia jedynie spa. Wilga zdawaa si za na wszystkich, jakby to bya nasza wina, e wyprawa zakoczya si takim rozczarowaniem. Po jedzeniu pieniarka oznajmia, e idzie si zaj aziakami i zrobi pranie w strumieniu znalezionym przez bazna. Pustka gderliwie zgodzia si i z ni, dla bezpieczestwa, cho oczy jej same wdroway do smoka krla Szczerego. Pani Ketriken take si podniosa i zatopia w ponurej obserwacji swojego maonka,

wadcy Krlestwa Szeciu Ksistw, dubicego w czarnym kamieniu. Ja dooyem do ognia, zdjem znad pomieni upieczone miso i przygotowaem nastpn porcj. - Chodmy. - Bazen tylko czeka, a skocz. - Dokd? - zapytaem, mylc tsknie o drzemce. - Do dziewczyny na smoku przypomnia mi. Ruszy niecierpliwie, nawet si nie ogldajc, czy za nim id. - Moim zdaniem to bazenada! -

zawoaem za nim. - Jak najbardziej - odpar z szerokim umiechem i wicej si nie odezwa, pki nie dotarlimy do ogromnej rzeby. Dziewczyna na smoku wygldaa tego ranka spokojniej, ale moe po prostu zdyem si przyzwyczai do uwizionego niepokoju Rozumienia, jaki tu wyczuwaem. Trefni, nie znajc wahania, natychmiast si wspi na postument. Poszedem w jego lady, odrobin wolniej. - Dzisiaj wyglda jako inaczej -

odezwaem si cicho. - Dlaczego? - Sam nie wiem. - Przygldaem si pochylonej gowie, kamiennym zom zastygym na policzkach. - Ty nie masz takiego wraenia? - Nie przygldaem si wczoraj. Teraz, gdy bylimy na miejscu, arty trefnisia gdzie uleciay. Bardzo ostronie pooyem do na grzbiecie smoka. Poszczeglne uski byy oddane z tak niewiarygodn dokadnoci, ksztat ciaa zdawa si tak naturalny, e

spodziewaem si, i poruszy je drgnienie oddechu. To by zimny, twardy kamie. Zebraem si na odwag i wreszcie ku niemu signem. W niczym to nie przypominao adnego innego sigania Rozumieniem. Wyczuem ycie, uwizione i zrozpaczone. Przez chwil mi umykao, potem, gdy pchnem si ku niemu, wyszo mi naprzeciw. Szukao powiewu wiatru na skrze, ciepego pulsowania krwi, och, zapachw letniego dnia, dotyku ubrania i wszystkiego, co stanowi ycie, za ktrym tak bardzo tsknio. Cofnem rk, przestraszony

intensywnoci wizi. Chyba si podwiadomie obawiaem, e mogoby mnie to istnienie w siebie wcign na wieki. - Dziwne - wyszepta trefni. Poczony ze mn Moc, odbiera echo moich przey. Spojrza mi w oczy i zatrzyma wzrok na dusz chwil. Wreszcie wycign w stron dziewczyny jeden posrebrzony palec. - Nie powinnimy tego robi powiedziaem, ale w moich sowach nie byo wielkiego przekonania.

Drobna posta, siedzca okrakiem na smoku, ubrana bya w kaftan bez rkaww i wskie spodnie, na nogach miaa sanday. Trefni dotkn przedramienia. palcem jej

W kamienioomie buchn krzyk blu i gniewu, niesiony krlewsk magi. Bazen spad z podwyszenia, gucho uderzy plecami o kamienie na ziemi. Pozosta tak, bez zmysw. Pode mn ugiy si kolana, osunem si obok smoka. Rozptaa si burza Rozumienia, tak wielka, e byem pewien, i smok stratuje mnie

niczym rozszalay rumak. Instynktownie skuliem si, ochraniajc ramionami gow. Wszystko to trwao jedn krtk chwil, a przecie echo krzyku zdawao si powraca spomidzy gadkich czarnych cian kamienioomu przez ca wieczno. Drcy, zsunem si z piedestau, by jako pomc trefnisiowi. Wanie wtedy dopad mnie lepun. Co to byo? Kto nam grozi? Klczaem przy trefnisiu. Uderzy si w gow, krew spywaa na czarne kamienie, a jednak

wiedziaem, e nie dlatego straci przytomno. - Mwiem, e nie powinnimy byli tego robi. Dlaczego ci nie powstrzymaem? zapytaem milczcego trefnisia, podnoszc go, by zanie do obozu. - Bo wikszy z ciebie bazen ni z niego. A ja jestem gupsza od was obu, skoro zaufaam waszemu rozsdkowi. Co on zrobi? nadbiega Pustka, dyszc z popiechu. - Dotkn dziewczyny na smoku. Palcem naznaczonym Moc.

Mwic to, podniosem wzrok na rzeb. Ku swemu przeraeniu zobaczyem na przedramieniu dziewczyny byszczcy srebrem odcisk okolony purpur. Pustka powioda spojrzeniem za moim wzrokiem. Gwatownie wcigna powietrze. Obrcia si do mnie, unoszc skat rk, jak gdyby miaa zamiar mnie uderzy. Zacisna do w drc pi i opucia z wysikiem. - Nie dosy, e na wieczno jest uwiziona w kamieniu, samotna, pozbawiona wszystkiego, co kochaa? Wy dwaj musicie jeszcze sprawia jej bl! Jak moecie by

tak podli? - Nie chcielimy jej skrzywdzi. Nie wiedzielimy... Niewiedza zawsze jest wymwk okrutnych gupcw! warkna. Nagle i mnie ogarn gniew. - Przesta mnie karci za niewiedz, kobieto, skoro sama odmawiaa mi wszelkiego poznania. Dajesz mgliste wskazwki i ostrzeenia, mamisz zowieszczymi sowami, lecz nie chcesz zdradzi nic, co by nam

pomogo. A gdy popeniamy bdy, szydzisz z nas i powtarzasz, e powinnimy byli by mdrzejsi. Jakim sposobem? Jak mamy zdoby mdro, jeli ten, kto j posiad, nie chce si ni dzieli z innymi? Trefni poruszy si lekko. Wilk obwcha bezwadn do bazna i zaskomla cicho. Ostronie! palcw. Nie dotknij jego

Co mu si stao? Nie wiem.

- Nic nie wiem - powiedziaem gono, tonem przepenionym gorycz. - Bdz jak lepiec, ranic wszystkich, ktrzy s mi drodzy. - Musz by ostrona! - krzykna Pustka. - Co si stanie, jeli jakie moje sowo wytrci was z kolein przeznaczenia? Co si wwczas stanie ze wszystkimi przepowiedniami? Musisz decydowa sam, katalizatorze. Trefni otworzy oczy, popatrzy na mnie wzrokiem bez wyrazu. Potem znowu opuci powieki i wspar gow na moim ramieniu. Zaczyna mi ciy. Musiaem

zbada, co mu si stao. Przycisnem go do siebie mocniej. Za Pustk wkrtce pojawia si Wilga, z narczem mokrego prania. Wstaem i ruszyem do obozu. - Moe jeste tu dlatego rzuciem jeszcze przez rami - e masz do odegrania swoj rol. Moe powinna dzieli si z nami wiedz, ebymy mogli wypeni wszystkie te twoje nieszczsne proroctwa. Moe milczc, dziaasz im wbrew. - Odwrciem si, by ostatnie sowa cisn jej w twarz. Moim zdaniem, przyczyna twojego milczenia ley w tobie. Czego si

wstydzisz! Z pewnym trudem, jednak ukryem wasny wstyd, e przemwiem do niej gniewnymi sowami. Zyskaem si do realizacji zupenie nowego celu. Zdecydowaem, e bd wymaga od innych, by zachowywali si zgodnie z moimi oczekiwaniami. To dziecinne postanowienie niejeden raz wpdzio mnie w kopoty, ale gdy ju je powziem, gniew nie pozwoli mi si od niego uwolni. Zaniosem trefnisia do wikszego namiotu i uoyem na posaniu. Postrzpiony rkaw koszuli

zmoczyem w zimnej wodzie i przyoyem baznowi zimny kompres na potylic. Gdy krwawienie ustao, przyjrzaem si ranie z bliska. Rozcicie nie byo dugie, ale pod nim rs spory guz. Nadal jednak miaem wraenie, e nie od tego uderzenia w gow trefni zemdla. - Banie... - odezwaem si cicho. - Banie - powtrzyem goniej, ochlapujc mu twarz wod. Odzyska przytomno, bo otworzy oczy. - Banie, co si z tob dzieje? - Wszystko bdzie dobrze - rzek sabo. Miae racj. Nie

powinienem by jej dotyka. Niestety, dotknem. I ju nigdy nie bd potrafi tego zapomnie. - Opowiedz mi o tym. Pokrci gow. - Jeszcze nie mog. Zerwaem si na rwne nogi, wyrnem gow w namiot, o mao go nie zwaliem. - Nikt tutaj nie ma ochoty o niczym mwi! - krzyknem rozzoszczony. - Ja odwrotnie. Zamierzam mwi o wszystkim.

Zostawiem trefnisia osupiaego ze zdumienia. Nie mam pewnoci, czy by bardziej rozbawiony, czy przestraszony. Nic mnie to nie obchodzio. Wymaszerowaem z namiotu, wkroczyem po stosie kamiennych okruchw na piedesta, gdzie krl Szczery rzebi smoka. Regularne drapanie mieczem po marmurze zgrzytao mi po duszy. Krlowa Ketriken siedziaa obok maonka, oczy miaa zupenie puste, milczaa. adne z nich nie zwrcio na mnie najmniejszej uwagi. Zatrzymaem si na chwil, by uspokoi oddech. Odgarnem

wosy z twarzy, na nowo zwizaem w onierski kucyk, otrzepaem spodnie, obcignem brudne strzpy koszuli. Uczyniem trzy kroki naprzd. Mj oficjalny pokon skierowany by take do krlowej Ketriken. - Panie mj, krlu Szczery. Pani moja, krlowo Ketriken. Przyszedem przedstawi krlowi raport. Jeli wasze wysokoci zezwol. Spodziewaem si, e oboje mnie zignoruj. A jednak krl skrobn kamie jeszcze dwa razy i przesta. Obejrza si na mnie przez rami.

- Raportuj, Bastardzie Rycerski. Nie przerw pracy, ale bd sucha. W jego sowach pobrzmiewaa powaga i uprzejmo. Doday mi odwagi. Krlowa Ketriken usiada prociej. Odgarna wosy z oczu, skinieniem gowy udzielia mi swego pozwolenia. Wziem gboki oddech i zaczem opowiada, tak jak zostaem wyuczony, o wszystkim, co widziaem lub co zrobiem od czasu wizyty w zrujnowanym miecie. W ktrym momencie mego opowiadania skrobanie miecza zaczo zwalnia rytm, a z czasem zamaro. Krl

Szczery usiad w zamyleniu obok pani Ketriken. Niewiele brakowao, a byby uj jej do, lecz w por si powstrzyma i zoy rce przed sob. Krlowa dostrzega ten nieznaczny gest i przysuna si do ma. Siedzieli tak obok siebie, para monarchw w achmanach, na tronie z zimnej skay, z kamiennym smokiem za plecami - i suchali mojego raportu. Jeden po drugim cignli pozostali. Najpierw wilk, potem trefni i Wilga, w kocu nawet stara Pustka zaja miejsce za mn, w pokrgu. Gdy zascho mi w gardle i zaczem chrypie, krlowa

gestem doni posaa Wilg po wod. Pieniarka wrcia z herbat oraz misem dla wszystkich. Ja pocignem tylko yczek i opowiadaem dalej, a oni si poywiali, zgromadzeni dokoa. Trzymaem si swego postanowienia i mwiem otwarcie o wszystkim, nawet o tym, co mnie zawstydzao. Nie skrywaem obaw, nie pomijaem bazestw. Opowiedziaem, jak niehonorowo zabiem onierzy na drodze Mocy, podajc nawet imi tego jednego, ktrego rozpoznaem. Tym razem nie opuciem nawet spostrzee dotyczcych Rozumienia. Zupenie

otwarcie, jakbym by z krlem Szczerym sam na sam, opowiedziaem o lku o los Sikorki i mojego dziecka, dodajc obawy, by ksi Wadczy ich nie znalaz i nie zamordowa, by Cier nie zabra dziecka na tron. Zdajc ten raport, sigaem ku krlowi w kady moliwy sposb: nie tylko gosem, ale te Rozumieniem i Moc, prbowaem na nowo przebudzi w nim zapomnianego czowieka. Wiem, e czu moje siganie, lecz, cho czyniem co w mojej mocy, nie potrafiem uzyska adnej odpowiedzi. W kocu opowiedziaem, co

razem z baznem zrobilimy dziewczynie na smoku. Szukaem zmian w twarzy krla, ale ich nie dostrzegem. Gdy powiedziaem ju wszystko, staem przed nim w milczeniu, majc nadziej, e zechce mnie wypyta. Dawny ksi Szczery kazaby mi przebrn przez cae opowiadanie od samego pocztku, zadajc pytania na temat kadego kolejnego zdarzenia, ciekaw moich osdw i podejrze, spragniony obserwacji. Ten siwowosy stary czowiek tylko kilka razy skin gow. - Krlu mj! - wykrzyknem w desperacji.

- Tak, chopcze? - Nie chcesz mnie o nic zapyta? Patrzy na mnie, ale ja nie miaem pewnoci, czy rzeczywicie mnie widzi. Odchrzkn. - Zabiem Moc Bystrego. To prawda. Od tamtego czasu nie czuem pozostaych, ale nie wierz, by i oni ponieli mier, raczej straciem zdolno wyczuwania ich Moc. Musisz by ostrony. Nie pojmowaem. Krl nie ma mi nic wicej do powiedzenia?

To wszystko? Mam by ostrony? - sowa monarchy zmroziy minie do szpiku koci. - Nie. Jest jeszcze co gorszego. Zerkn na trefnisia. - Obawiam si, e kiedy rozmawiasz z baznem, on sucha ciebie uszami ksicia Wadczego. Obawiam si, e ksi Wadczy podszed ci, przemawiajc przez bazna tamtego dnia, gdy ci wypytywa o miejsce pobytu Sikorki. Co mnie cisno w gardle. Spojrzaem na trefnisia. Wyglda na uraonego. - Nie przypominam sobie... nigdy

nie powiedziaem... - zaczerpn tchu, a potem nagle przewrci si na bok i zemdla. Pustka podpeza do niego na czworakach. - Oddycha wszystkich. uspokoia nas

Krl Szczery pokiwa gow. - Prawdopodobnie go opucili. Tak podejrzewam, ale czy to prawda? - Przenis spojrzenie na mnie. Duo mnie kosztowao, eby si

utrzyma na wasnych nogach. Poczuem, kiedy uciekli z trefnisia. Poczuem to, jak nage rozdarcie jedwabnej przdzy. Nie trzymali go mocno, ale jednak. Na tyle silnie, e odsoniem przed nimi wszystko, co potrzebowali wiedzie, by zabi moj on i dziecko. Na tyle, by co nocy pldrowa jego sny, kradnc z nich wszystko, co miao dla nich jakkolwiek warto. Podszedem do trefnisia. Ujem go za nie posrebrzon rk, signem ku niemu Moc. Wolno otworzy oczy i usiad. Jaki czas wpatrywa si w nas nieprzytomnie. Wreszcie wrci do mnie

spojrzeniem, naznaczonym w dymnej gbinie niezmierzonym wstydem. - A ten, ktry go kocha najmocniej, zdradzi go najbardziej podstpnie. Moje wasne proroctwo. Wygosiem je w jedenastym roku ycia.. Przekonaem siebie, e chodzi o Ciernia, gdy postanowi odebra ci dziecko. e to Cier jest tym zdrajc. - Smutno zwiesi gow. - A to ja. To ja. - Wsta powoli. Wybacz mi. Wybacz! Oczy napeniy mu si zami. Odwrci si i wolno odszed. Nie

mogem si zmusi, eby za nim ruszy. lepun si podnis i potruchta ladem trefnisia. - Bastardzie Rycerski... - krl Szczery zaczerpn tchu i podj spokojniej: - Bastardzie, sprbuj ukoczy smoka. Naprawd nic wicej uczyni nie mog. Musz mie nadziej, e to wystarczy. Rozpacz dodaa mi miaoci. - Krlu, czy spenisz moj prob? Czy zechcesz ostrzec Brusa i Sikork, e powinni ucieka z Kapelinowej Play?

Chopcze! wykrzykn wspczujco. Uczyni krok w moj stron. - Nawet gdybym mia, obawiam si, e nie mam ju na to siy. - Podnis oczy i przyjrza si kademu z nas po kolei. Najduej zatrzyma wzrok na krlowej Ketriken. - Wszystko mnie zawodzi. Ciao, umys, Moc. Ogromnie jestem zmczony, tak niewiele ze mnie zostao. Gdy zabiem Bystrego, Moc mnie opucia. Praca od tego czasu posuwa si znacznie wolniej. Nawet ywa sia mych doni osaba, a filar pozostaje dla mnie zamknity. Nie mog przez niego przej, by odnowi magi. Obawiam si, e

sam si pokonaem. Obawiam si, e nie bd potrafi ukoczy dziea. U samego kresu mog was zawie. Was i cae Krlestwo Szeciu Ksistw. Krlowa Ketriken ukrya twarz w doniach. Sdziem, e zacznie paka, ale kiedy znowu podniosa gow, ujrzaem w jej oczach niezmierzon mio. - Jeli wierzysz, panie mj, e to wanie musisz zrobi, pozwl mi sobie pomc. - Gestem wskazaa smoka. - Na pewno uda mi si w jaki sposb uatwi ci zadanie. Poka mi, gdzie odcina kamie, a

potem sam dokoczysz szczegw. Krl smutno pokrci gow. - Bardzo bym chcia, ale musz go zrobi wasnymi rkoma. Caego musz zrobi sam. Pustka nagle zerwaa si na rwne nogi. Podesza do mnie, obrzucia mnie cikim spojrzeniem, jakby mnie o co obwiniaa. - Panie mj, krlu Szczery. Zdawao si, e na chwil stracia odwag, ale zaraz podja: - Krlu, popeniasz omyk. Tylko nieliczne smoki zostay stworzone przez

pojedynczych ludzi. Przynajmniej pord smokw Krlestwa Szeciu Ksistw. Te w wikszoci byy tworzone przez cae krgi Mocy, trudzce si razem. Krl Szczery patrzy na ni bez sowa. - Co mwisz? - odezwa si wreszcie drcym gosem. -- Mwi o tym, co wiem z ca pewnoci. Niewane, co bd o mnie myleli. - Potoczya po nas spojrzeniem, jakby si z nami egnaa. Potem odwrcia si do nas plecami i przemwia tylko do

monarchy. - Panie mj i krlu. Jestem Pustuka z Ksistwa Koziego, niegdy czonek krgu Mocy Urodziwego. Zabiam Moc inn kobiet z mojego krgu, przez zazdro o mczyzn. Popeniam najwysz zdrad, gdy nasz krg nalea do samej krlowej, a ja go zniszczyam. Zostaam za to ukarana zgodnie z krlewsk sprawiedliwoci. Zgaszono moj Moc, pozostawiajc mnie, jak widzisz, panie, zasklepion w sobie, niezdoln do signicia poza wasne ciao, niezdoln odebra dotyk ludzi niegdy mi tak drogich. Uczyni mi to mj wasny krg. Za morderstwo

krlowa skazaa mnie na wygnanie z Krlestwa Szeciu Ksistw po wsze czasy. Odesaa mnie w dalekie kraje, by aden czowiek obdarzony Moc nie ulitowa si nade mn i nie prbowa mnie oswobodzi. Oznajmia, i nie potrafi sobie wyobrazi gorszej kary, bo moja samotno tak mnie znuy, e zatskni za mierci. Pustuka wolno opada na kolana, na twardy kamie. - Panie, moja krlowa miaa racj. Bagam ci teraz o lito. Albo sprowad na mnie mier albo... - uniosa gow - albo uyj swej siy, by na nowo otworzy mnie na Moc. A ja bd ci

suya przy rzebieniu smoka jako krg Mocy. Dugi czas trwaa cisza. Gdy krl Szczery si odezwa, by nieco zmieszany. Nie znam Urodziwego. krgu Mocy

- Ja go zniszczyam, panie przyznaa Pustuka drcym gosem. - Byo nas picioro. Na skutek mego czynu troje tylko pozostao ywych i utalentowanych Moc, a i oni dowiadczyli przecie fizycznej mierci jednego czonka, a potem... zgaszenia mojego talentu. Byli

bardzo osabieni. Syszaam, e zwolniono ich ze suby krlowej, a wwczas udali si na wdrwk drog, ktra niegdy rozpoczynaa si w Stromym. Nigdy nie powrcili, najpewniej nie przeyli trudw tej podry. Sdz, e nie wyrzebili smoka, o ktrym kiedy nilimy. Krl Szczery odezwa si, jakby nie odpowiada na jej sowa. - Ani mj ojciec, ani adna z jego on nie mieli zaprzysionych krgw Mocy. Ani moja babka. cign brwi. - Ktrej krlowej suya, kobieto?

- Krlowej Pilnej, panie - rzeka Pustuka spokojnie. Cigle klczaa na twardym kamieniu. - Od czasw panowania krlowej Pilnej mino ponad dwiecie lat zauway krl Szczery. - Zmara dwiecie dwadziecia trzy lata temu - wtrcia Wilga. - Dzikuj, minstrelu - rzek krl Szczery oschle. Dwiecie dwadziecia trzy lata. A ty chcesz, bym uwierzy, e suya jej Moc. - Tak byo, panie mj i krlu. Wspomagaam Moc wasne ciao,

gdy pragnam zachowa modo i urod. Nie byo to postrzegane jako uczynek godzien szacunku, ale wikszo ludzi utalentowanych korzystaa z takiej sposobnoci, choby i w niewielkim stopniu. Ponad rok pracowaam nad wasnym ciaem, ale gdy skoczyam, mogam by dumna ze swego dziea. Po dzi dzie rycho powracam do zdrowia. Wikszo chorb si mnie nie ima. - Nie zdoaa usun z gosu dumnej nuty. - Legendarna dugowieczno czonkw krgw Mocy - mrukn do siebie krl Szczery. Westchn. Tak wiele cennych wieci musiao

si znajdowa w zapiskach mistrzyni Troskliwej... Ilu z nich Rycerski i ja nigdy nie poznalimy? Wikszoci. Pustuka przemawiaa teraz z wiksz miaoci. - Nie mog wyj z zadziwienia, e wiedzc tak niewiele, ty, panie, oraz Bastard Rycerski osignlicie tak duo. Samotnie rzebi smoka? Oto czyn warty pieni. Krl Szczery spojrza na przytomniejszym wzrokiem. ni

- Daje spokj, przesta klcze na kamieniach. Z pewnoci wiele

moesz i powinna mi powiedzie poruszy si niespokojnie, zerkn na smoka - ale gdy rozmawiamy, praca nie posuwa si naprzd. - Powiem wic tylko tyle, ile koniecznie trzeba. - Pustuka z trudem podniosa si na nogi. Niegdy miaam potny talent Mocy. Niewielu potrafi zabi krlewsk magi. - Zamilka, odetchna gbiej. - Talent wci we mnie drzemie. Czowiek wystarczajco silny moe go dla mnie ponownie otworzy. Wierz, e ty masz t si, panie, cho moe teraz nie potrafisz nad ni zapanowa. Zabie Moc, a to czyn

straszliwy. Nawet jeli czonek krgu nie by ci oddany, to przecie jednak pracowalicie razem. Zabijajc go, zabie, panie, cz siebie. Dlatego wanie czujesz si pozbawiony Mocy. Gdybym odzyskaa talent, pomogabym ci si uleczy. Krl Szczery niewesoo. umiechn si

- Ja nie mam Mocy, ty nie masz Mocy, ale gdybymy mieli, moglibymy sobie wzajemnie pomc. Kobieto, to jak wze na linie, ktra nie ma kocw. Jak go rozwiza, jeli nie za pomoc

miecza? - Mamy miecz, krlu mj. Bastarda Rycerskiego. Katalizatora. - Ach, znam t star legend. Mj ojciec bardzo j lubi. - Krl spojrza na mnie z uwag. - Sdzisz, e jest wystarczajco silny? Mj kuzyn, Dostojny, straci talent do korzystania z krlewskiej magii i nigdy go nie odzyska. Niekiedy sdz, i by to dla niego umiech losu. Moc prowadzia go mrocznymi ciekami. W tamtym czasie podejrzewaem, e Konsyliarz w jaki sposb odmieni krg Mocy, lecz tyle miaem do zrobienia...

Zawsze tyle jest do zrobienia... Wyczuem, e krl gubi myli. Wystpiem naprzd. - Panie mj, jak prb mam podj? - Nie chc, eby podejmowa prby. Chc, eby co zrobi. Cier czsto mi to powtarza. Cier. Wikszo wspomnie o Cierniu jest teraz w smoku, ale jeszcze mi troch zostao. Powinienem to powierzy smokowi. Pustuka bliej. przystpia do niego

- Panie mj, pom mi uwolni Moc. A wtedy ci pomog napeni smoka. Byo co dziwnego w jej sowach. Wypowiedziaa je gono, przed nami wszystkimi, a przecie miaem wraenie, e jeden tylko krl Szczery rzeczywicie pojmuje ich znaczenie. Z ociganiem skin gow. - Nie widz innego sposobu rzek jakby do siebie. - adnego innego sposobu. - Jak mam co zrobi, jeli nawet nie wiem, czego ode mnie

oczekujesz, krlu poskaryem si.

mj?

- Wiesz tyle co my - przypomnia mi krl Szczery. - Pustuka przez jej wasny krg zostaa skazana na zasklepienie Mocy i na samotno po kres dni. Musisz uy magii, by j wydosta z uwizienia. - Nie wiem nawet, jak si do tego przymierzy... - zaczem, ale wtedy Pustuka si na mnie obejrzaa. W jej starych oczach lnio baganie. Odczytaem z nich osamotnienie i gd Mocy, trawicy j od rodka. Dwiecie dwadziecia

trzy lata. To bardzo dugie wygnanie. Nieskoczono pogrzebania we wasnym ciele. - Sprbuj - zdecydowaem. Wycignem do niej rk. Pustuka po chwili wahania podaa mi do. Stalimy tak, trzymajc si za rce i patrzc na siebie. Signem ku niej Moc, lecz nie otrzymaem odpowiedzi. Patrzyem na ni i prbowaem sobie powiedzie, e z atwoci powinienem sign do Pustki. Przywoaem na pami wszystko, co wiedziaem o tej irytujcej starej

kobiecie. Przysza mi na myl jej wytrwao, city jzyk, zrczne donie. Przypomniaem sobie, jak mnie uczya gry w kamienie i ile czasu spdzilimy przy planszy, z gowami pochylonymi nad kolejn zagadk. Pustka - powiedziaem sobie. Sign do Pustki. Niestety, Moc nie znajdowaem nic. Nie wiem, ile czasu mino. Wiem tylko, e byem bardzo spragniony. - Chc pi - powiedziaem i

puciem jej do. Kiwna gow, dobrze skrywajc rozczarowanie. Dopiero wtedy zdaem sobie spraw, e soce pokonao znaczn cz drogi nad szczytami gr. Znowu syszaem rytmiczne drapanie mieczem o kamie. Krlowa Ketriken nadal siedziaa bez ruchu, w ciszy obserwujc maonka. Nie wiedziaem, gdzie podziali si inni. Razem z Pustk zszedem z piedestau i poszlimy w stron namiotw, gdzie arzy si niky pomyk. Naszykowaem troch patykw, a staruszka napenia kocioek. Zaczekalimy, a zagotuje

si woda. Mielimy jeszcze zioa zebrane wczeniej przez Wilg. Byy zwide, ale zaparzylimy na nich herbat, a potem pilimy j razem. Cigle dobiegao nas drapanie mieczem o kamie, przypominajce nieco odgosy wydawane przez jakiego owada. Przyjrzaem si siedzcej obok mnie starej kobiecie. Rozumieniem odgadywaem w niej ogromn ywotno. Miaa drce donie o wiotkiej skrze, napuchnitych stawach i kruchych kociach. Widziaem zmarszczki dookoa oczu i kcikw ust. Stara mwio do mnie jej ciao. Stara. Ale przecie Rozumienie twierdzio, e

obok siedzi kobieta w moim wieku, ywa i o gorcym sercu, spragniona ycia, mioci i przygd. Spragniona, lecz przecie uwiziona. Zmusiem si, by widzie nie Pustk, lecz Pustuk. Kim bya, zanim j pochowano za ycia? - Pustuko? - Kiedy ni byam - rzeka cicho, z nowym smutkiem. - Ale ona ju nie istnieje. Od wielu dugich lat. Gdy wypowiedziaem jej imi, omal j poczuem. Trzymaem w doni klucz, a nie potrafiem znale zamka. Poczuem jakie

szturchnicie na skraju Rozumienia. Rozejrzaem si, zelony, e mi kto przerywa. To byli trefni ze lepunem. Bazen wyglda na udrczonego i byo mi go al, ale nie mg wybra gorszego czasu na rozmowy. Chyba o tym wiedzia. - Prbowaem si trzyma od ciebie z daleka - rzek cicho. - Wilga mi powiedziaa, co robicie. Powtrzya mi wszystko, co si dziao, kiedy mnie nie byo. Wiem, e powinienem poczeka, e to, co robicie, jest bardzo wane, ale... nie mog. - Nie potrafi mi spojrze w oczy. - Zdradziem ci - wyszepta. To ja jestem tym zdrajc.

Bylimy poczeni Moc, wic poznaem gbi jego uczu. Prbowaem si przez nie przedrze, da mu pozna swoje emocje. Trefni zosta wykorzystany przeciwko mnie, to prawda, ale przecie nie zdradzi mnie z wasnej woli. Nie mogem go dosign. Wstyd, poczucie winy, wyrzuty sumienia dzieliy nas nieprzebytym murem i odgradzay go od mojego wybaczenia. Nie pozwalay take, by on mg wybaczy sobie. - Banie! - wykrzyknem nagle. Umiechnem si do niego. By przeraony, nie pojmowa, jak w ogle potrafi skrzesa umiech, a

co dopiero jego nim obdarzy. - Nie martw si tak bardzo. Dae mi odpowied. Ty jeste odpowiedzi. - Nabraem tchu i sprbowaem wszystko przemyle. Spokojnie, powoli. Nie. Teraz. Teraz jest jedyna okazja, eby to uczyni. Obnayem lewy przegub. Wycignem rk do trefnisia, wntrzem doni skierowanym ku grze. - Dotknij mnie - rozkazaem. - Dotknij mnie magi, a przekonasz si, czy obwiniam ci za zdrad. - Nie! - krzykna Pustka, ale trefni ju wycign rk jak czowiek pogrony w lunatycznym nie.

Uj mj nadgarstek w lew do, potem dotkn go srebrnymi palcami. Gdy poczuem palcy mrz tego dotyku, chwyciem za rk Pustk. - Pustuka!!! - krzyknem gono. Wyczuem poruszenie, przycignem j do nas. Byem trefnisiem, a trefni mn. On by katalizatorem i ja nim byem take. Bylimy dwiema czciami caoci, rozczonymi, a teraz zoonymi na powrt. W tej jednej chwili poznaem go w caej jego nieskoczonoci, kompletnej i

magicznej, a ju w nastpnej odsuwa si ode mnie; miech, baki mydlane w moim wntrzu, samodzielne i nieznane, a przecie na zawsze ze mn poczone. Kochasz mnie naprawd! Nie posiadaem si ze zdumienia. Wic on nigdy do koca w to nie wierzy? Przedtem byy sowa. Zawsze si baem, e zrodzone z litoci. Jeste moim prawdziwym przyjacielem. Wiem. Darzysz mnie przyjani. Wic to jest Moc.

Jaki czas rozkoszowa zwykym poznaniem. Nagle jeszcze. doczy do nas

si kto

Aha, bracie, wreszcie nauczye si sucha! Moje zdobycze nale do ciebie, bdziemy stadem na zawsze! Trefni cofn si odrobin przed serdecznym wtargniciem wilka. Zaniepokoiem si, e przerwie koo. Wtedy gwatownie powrci. Co?! potny To jest lepun? Ten wojownik, to wielkie

serce? Jak opisa ten moment? Znaem lepuna tak dokadnie, od tak dugiego czasu, e szokiem byo dla mnie ujrze, jak go postrzega trefni. Kosmaty? Tak o mnie mylae? Kosmaty i zabawny? Zechciej mi wybaczy. Czuj si zaszczycony, mogc ci pozna rzeczywicie. Nigdy nie podejrzewaem, e mam do czynienia z istot tak szlachetn. Ich wzajemne uwielbienie prawie

nie zostawiao innego.

miejsca

na

nic

Potem wrci do nas wiat. Czeka nas wane zadanie przypomniaem im. Trefni cofn do, zostawiajc na mojej skrze trzy srebrne znaki. Nawet powietrze naciskao na nie zbyt mocno. Jaki czas byem w innej rzeczywistoci. Teraz znowu znalazem si we wasnym ciele, a przecie wszystko trwao ledwie kilka chwil.

Odwrciem si znowu do Pustki. Nieatwo byo patrze tylko swoimi oczyma. Cigle trzymaem j za rk. - Pustuko? - odezwaem si cicho. Podniosa na mnie wzrok. Patrzyem na ni, prbujc zobaczy j tak, jak bya przed laty. Chyba nawet nie wiedziaa o czcej nas cieniutkiej nitce Mocy. W chwili gdy si zerwaa, przestraszona, prbujc powstrzyma bazna, ja przecisnem si przez mury jej wiezienia. Poczenie byo zbyt wiotkie, by je nazywa wizi, ale

ju wiedziaem, zarodku.

co

je

dusi

- Tyle poczucia winy, wstydu i aoci niesiesz w sobie, Pustuko. Dostrzegasz? Rozumiesz? Te wanie uczucia s twoimi lochami. Podsycaa je przez wiele dugich lat. Sama stworzya ten mur. Zburz go. Wybacz sobie. Wyjd na wiat. Chwyciem trefnisia za nadgarstek, zatrzymaem go przy sobie. Wyczuwaem take lepuna. Obaj wrcili do swoich umysw, lecz mogem ich z atwoci dosign. Czerpaem z nich si, powoli, ostronie. Braem ich

energi, ich mio i przekazywaem Pustce, przepychajc przez t szczelin uczynion w zbroi. Po szorstkich policzkach popyny zy. - Nie mog. To najtrudniejsze. Nie mog. Zgasili mj talent, eby mnie ukara, ale to nie wystarczyo. To cigle za mao. Sama nie potrafi sobie wybaczy. Sigaa ku mnie, ebym j zrozumia, Moc zacza, wycieka zza muru sabym strumyczkiem. Staruszka zamkna moj rk w swych doniach. Przez ten uchwyt

dotar do mnie jej bl. - Kt wic moe ci wybaczy? Mewa! krzykna rozdzierajco. O tym imieniu nie pozwalaa sobie myle przez lata. Moja siostra Mewa! Wic to siostra, nie tylko towarzyszka w krgu Mocy, ale i siostra? A ona zabia w gniewie, zastawszy siostr z Urodziwym? - Tak - szepna, potrzebowalimy sw. Przedostaem si cho poza nie mur.

Najwaniejszy czonek krgu, przystojny, silny Urodziwy. Mio z nim, cielesna i wsparta Moc, dawaa poczucie zespolenia, jakiego prno szuka gdzie indziej. A wtedy ich ujrzaa, jego i Mew, razem, i wwczas... - Nie wolno mu byo! krzyknem wzburzony. - Byycie siostrami, czonkami jego krgu Mocy. Jak mg wam to zrobi? Jak mg? - Mewa! - krzykna gono staruszka i w tej samej chwili j ujrzaem.

Obie ujrzaem. Pustuk i Mew. Dwie mae dziewczynki, biegnce boso po piaszczystym brzegu, tu poza zasigiem licych ld lodowatych fal. Dwie mae dziewczynki, podobne do siebie jak pestki z jednego jabka, duma ojca, bliniaczki, biegy na powitanie rybackiej dki przybijajcej do brzegu, pieszyy ujrze, co tata dzi schwyta w sieci. Czuem zapach sonego wiatru, nasycony woni jodu ze spltanych wodorostw. Dwie mae dziewczynki, piszczc z radoci, oglday pow. Dwie mae dziewczynki, Mewa i Pustuka,

zamknite i ukryte za murami w sercu starej kobiety. Cho ona ich nie dostrzegaa, ja widziaem wyranie. Widz j. Znaa ci na wylot. Grom i Byskawica - tak nazywaa was matka, bo gdy twj zy humor bysn i przemin, Mewa nosia w sobie ciemny pomruk przez dugie tygodnie. Lecz nie wobec ciebie, Pustuko. Na ciebie nie gniewaa si nigdy. Na ciebie nigdy nie mogaby si gniewa przez lata. Kochaa ci, bardziej ni kada z was kochaa Urodziwego. Tak jak tyj kochaa. Ona by ci wybaczya. Nie chciaaby dla ciebie takiego losu.

Nie wiem. Wiesz. Popatrz na ni. Popatrz na siebie. Wybacz sobie. I pozwl tej czci jej, ktra tkwi w tobie, oy na nowo. Pozwl y sobie. Ona jest we mnie? Z ca pewnoci. Widz j i czuj. Nie mog si myli. Co czujesz? Sam mio. Spjrz sama. Zabraem j gboko w jej wasn pami, do miejsc i wspomnie,

ktrych si baa. Dwie dziewczynki, teraz starsze, przedzieray si przez fale do liny rzuconej przez ojca i pomagay wycign obadowan d na pla. Dwie dziewczyny z Ksistwa Koziego, nadal podobne jedna do drugiej jak dwie krople wody, biegy ku ojcu, bo kada chce pierwsza oznajmi mu wie, e zostay wybrane do nauki Mocy. Tata mawia, e jestemy jedn dusz w dwch ciaach. Wypu j. Pozwl y wam obu. Zamilkem, czekaem. Pustuka

zostaa we wspomnieniach, ktrych sobie odmawiaa przez czas duszy ni ycie czowieka. Pozostaa na brzegu morza, w rzekim wietrze i z siostr tak podobn do siebie, e prawie wcale nie musiay rozmawia. Moc bya w nich od chwili narodzin. Wiem, co musz teraz zrobi. Czuem jej wszechogarniajc fal radoci, czuem zdecydowanie. Musz j uwolni, musz j powierzy smokowi. Bdzie w nim ya na zawsze, tak trzeba. We dwie, razem, na wieki.

Pustuka wstaa, wypuszczajc moje donie raptownie. A krzyknem zaskoczony. Znalazem si z powrotem we wasnym ciele. Spadem do niego z bardzo daleka. Trefni i lepun nadal stali tu obok, ale ju nie bylimy krgiem. Przez wszystkie inne emocje ledwie ich odnajdywaem. Moc. Walia przeze mnie jak przeciwna fala, powodujca gwatowne wzburzenie morza. Moc. Emanujca z Pustuki niczym ar z kowalskiego pieca. Staruszka od niej lnia. Zatara donie, umiechna si do wyprostowanych palcw. Powiniene odpocz,

Bastardzie - powiedziaa agodnie. Id. Id si przepij. Delikatna sugestia. Pustuka nie znaa siy wasnej Mocy. Uczyniem krok, pooyem si i zamknem oczy.

*** Kiedy si obudziem, byo ju zupenie ciemno. Przy mnie rozcign si ciepy, pachncy bezpieczestwem wilk. Trefni otuli mnie kocem i siedzia obok, w skupieniu wpatrujc si w ogie.

Gdy si poruszyem, zapa mnie za rami, jednoczenie chwytajc gwatownie powietrze. - Co si dzieje? - zapytaem. Nic nie rozumiaem. Na podium obok smoka pony ogniska. Syszaem skrobanie metalu o kamie i oywione gosy. W namiocie nieopodal Wilga brzdkaa na harfie. - Ostatnim razem spae tak, kiedy wyjto ci strza z plecw. Mylaem, e umierasz od zakaenia.

- Musiaem by bardzo zmczony. - Umiechnem si do niego, zdolny zaufa, e rozumie. - Ty nie jeste zmczony? Czerpaem energi z ciebie i ze lepuna. - Zmczony? Nie. Czuj si uzdrowiony. - jeszcze doda bez wahania: - Myl, e wiaroomny krg Mocy opuci moje ciao, skoro si dowiedzia, e nie obdarzasz mnie nienawici. I jeszcze wilk. Jest cudowny. Chyba cigle go czuj. - Umiechn si dziwnie, sign do lepuna. Nie potrafi naprawd uywa Mocy albo Rozumienia o wasnych siach, ale i tak jego prby budziy we mnie

niespokojn zazdro. lepun unis ogon, a potem pozwoli mu opa w jednym powolnym machniciu. Jestem picy. Odpoczywaj, bracie. Pooyem rk na jego boku. Oto bya ywotno, sia i przyja, ktrym mogem zaufa. Raz jeszcze wolno poruszy ogonem. Przeniosem wzrok na trefnisia, skinem gow w stron smoka krla Szczerego.

- Co si tam dzieje? - Prawdziwe szalestwo. I szczcie. Tylko krlowa Ketriken stoi z boku. Podejrzewam, e zera j zazdro, ale i tak stamtd nie odejdzie. - Co si tam dzieje? powtrzyem cierpliwie. -

- Wicej wiesz ode mnie - odpar. - Zrobie co z Pustuk. Czciowo to pojem, ale nie wszystko. Potem zapade w sen. A Pustuka posza tam i zrobia co z krlem Szczerym. Nie mam pojcia co, ale krlowa Ketriken powiedziaa, e potem

oboje pakali. Pniej krl Szczery zrobi co z Pustuk. I oboje zaczli si mia i krzycze z radoci, i paka, e si udao. Obserwowaem z pewnego oddalenia, jak si zakrztnli przy smoku z dutami, motkami, mieczami i w ogle wszystkim, co im wpado w rk. Krlowa Ketriken siedziaa cicha w cieniu i patrzya na nich z aoci. Nie pozwolili jej sobie pomaga. Potem przyszedem tutaj i znalazem ci nieprzytomnego, a moe picego, jak wolisz. Siedziaem przy tobie dugi czas, robic herbat i podajc miso kademu, kto sobie zayczy.

A teraz si obudzie. Rozpoznaem w jego opowieci parodi mego skadania raportu krlowi Szczeremu i musiaem si umiechn. Zdecydowaem, e Pustuka najwyraniej pomoga krlowi otworzy jego Moc i e praca nad smokiem posuwaa si naprzd. Tylko e krlowa Ketriken... - Dlaczego krlowa jest smutna? spytaem. - auje, e nie jest Pustuk wyjani trefni tonem, ktry dawa do zrozumienia, e najwikszy

gupiec powinien si tego domyli. Poda mi talerz z misem i kubek herbaty. - Jak by si czu, gdyby przeby t ca dug drog jedynie po to, by si przekona, e twj maonek wybra pomoc innej kobiety? Oboje z Pustuk gadaj jak najci. Na bahe tematy. Odupuj kawaki kamienia, a czasami krl Szczery tylko stoi nieruchomo, z rkoma przycinitymi do smoka. I opowiada Pustuce o kotce swojej matki, Psotnicy, i o tymianku rosncym w ogrodzie na wiey. A Pustuka te bez przerwy opowiada jemu o Mewie. Jak Mewa zrobia to

i tamto, i co mwiy, i co razem robiy. Mylaem, e si to skoczy po zachodzie soca, ale wtedy krl tylko na chwil przypomnia sobie o istnieniu pani Ketriken. Poprosi j o drewno na opa, by mogli pracowa przy wietle. Ach, i wydaje mi si, e pozwoli jej naostrzy jedno, moe dwa duta. - A Wilga? - zapytaem. Nie chciaem myle o uczuciach krlowej. Chciaem myle o czym innym. - Ukada pie o smoku Szczerego. Chyba pogodzia si z tym, e aden z nas nie dokona

czynu godnego pieni. Umiechnem si do siebie. - Nigdy jej nie ma w pobliu, kiedy robi co wanego. To, czego dokonalimy dzisiaj, banie, byo wspanialsze od kadej zwyciskiej bitwy, w ktrej braem udzia, ale ona nigdy tego nie zrozumie. Przechyliem gow, nadsuchujc dwikw dobiegajcych z namiotu. Tony harfy zdaj si przyjemniejsze ni wczeniej zauwayem. W odpowiedzi trefni unis wysoko brwi i leciutko machn

usrebrzonymi palcami. Nie od razu uwierzyem. - Co ty zrobi, banie? Przeprowadzilimy dowiadczenie. Wydaje mi si, e jeli cao wyjdziemy z tej awantury, moje lalki obrosn legend. Zawsze miaem smykak do drewna. Dziki temu - znowu poruszy palcami jest o wiele atwiej. - Bd ostrony - poprosiem. - Ja? Nie potrafi by ostrony. Nie mog by taki, jaki nie jestem.

Dokd idziesz? - Zobaczy smoka. Jeli Pustuka moe przy nim pracowa, mog i ja. Nie jestem a tak utalentowany jak ona, ale o wiele duej byem zwizany z krlem Szczerym.

Rozdzia trzydziesty szsty Miecz i rozumienie

Zawyspiarzy niepokoili wybrzee Krlestwa Szeciu Ksistw od niepamitnych czasw. Sam zaoyciel monarchii Przezornych by ni mniej, ni wicej, tylko najedc, ktrego znuyo ycie na morzu. Druyna Zdobywcy zaja drewniane umocnienia u ujcia

Rzeki Koziej. Wraz z przemijaniem kolejnych pokole ciany z drewna zostay zastpione kamiennymi murami, a zawyspiarscy piraci przemienili si w rd panujcy Koziej Twierdzy. Krlestwo Szeciu Ksistw oraz Wyspy Zewntrzne od wiekw czya wymiana handlowa, a rwnoczenie dzieliy pirackie wypady. Pocztek najazdw szkaratnych okrtw diametralnie odmieni ten stan. Do tej pory prno by szuka w dziejach obu pastw podobnie okrutnych napaci. Niektrzy dociekaj przyczyn tej fatalnej odmiany w

przejciu wadzy na Wyspach Zewntrznych przez okrutnego wodza, wyznawc krwawej religii zemsty. Najzagorzalsi jego zwolennicy stali si najedcami i utworzyli zaogi szkaratnych okrtw. Inni Zawyspiarze, nigdy dotd nie zjednoczeni pod przywdztwem jednego czowieka, zmuszeni zostali do zaprzysienia mu wiernoci pod grob zaraenia kunic ich samych, a take ich rodzin. Najedcy ponieli sw zjadliw nienawi na wybrzee Krlestwa Szeciu Ksistw. Jeli ich przywdca kiedykolwiek mia jakie inne zamiary poza mordowaniem,

habieniem i niszczeniem, nigdy ich nie ujawni. Imi jego byo Kebal elaznorki.

*** - Nie rozumiem, dlaczego mi, panie, odmawiasz - rzekem z uraz. Krl Szczery przerwa rzebienie smoka. Przypuszczaem, e si do mnie przynajmniej odwrci, ale tylko przykucn niej i odgarn doni skalne okruszyny oraz py. Postpy w pracy poczyni

niewiarygodne. Wida ju byo ca praw ap smoka, zwieczon szponami, wspart mocno na twardym kamieniu. Co prawda brakowao jej finezji reszty postaci, ale bya ju ukoczona. Krl Szczery pooy do na jednym z wielkich paluchw. Siedzia nieruchomo obok swego dziea, cichy i cierpliwy. Nie widziaem, eby porusza doni, ale odbieraem dziaanie Mocy. Sigajc ku smokowi, czuem, jak odpadaj od niego kamienne drobiny, podobne do patkw niegu; krl Szczery spenia swoje zadanie, odsaniajc kolejno pojedyncze uski.

Bastardzie, przesta! usyszaem irytacj w gosie mego pana. Przeszkadzaem mu w pracy. - Pozwl mi sobie pomc poprosiem znowu. Co w tej pracy nieodparcie mnie pocigao. Wczeniej, gdy krl Szczery skroba kamie mieczem, smok wydawa mi si przecudn rzeb, a teraz jeszcze lni od Mocy, ktr nascza go monarcha wraz z Pustuk. Kusi mnie; przyciga oko podobnie, jak poyskliwa zatoczka wyaniajca si spomidzy drzew, budzi gd, jak wo wieo upieczonego chleba. Pragnem pooy na nim rce, pomaga

ksztatowa t potn istot. Widok tych dwojga zajtych prac budzi we mnie pragnienie Mocy silne jak nigdy dotd. - Byem, panie mj, poczony z tob Moc duej ni ktokolwiek inny. W dniach, gdy pchaem wioso na Rurisku, rzeke mi, e byem twoim krgiem Mocy. Dlaczego odsuwasz mnie teraz, kiedy mog pomc, kiedy tak bardzo potrzebujesz pomocy? Krl Szczery westchn gboko. Palec smoka nie by jeszcze skoczony, ale mona byo dojrze na nim zarys usek oraz fragment zakrzywionego pazura. Czuem ju,

jaki bdzie ten pazur, prkowany niczym szpon sokoa. Chciaem go dotkn i wydoby te linie z kamienia. - Przesta o tym myle rozkaza mi krl Szczery. Bastardzie, popatrz na mnie. Posuchaj. Pamitasz, jak pierwszy raz zaczerpnem z ciebie energii? Pamitaem. przytomno. Straciem wtedy

- Teraz lepiej znam wasne siy odparem. Jakby mnie nie sysza.

- Nie wiedziae wtedy, co mi oferujesz, mwic, i jeste czowiekiem krla. Uwierzyem, e wiesz, co robisz. Nie wiedziae. Mwi ci teraz wyranie, e nie zdajesz sobie sprawy, czego ode mnie oczekujesz. A ja wiem, czego ci odmawiam. To wszystko. - Ale... - Jako krl nie znios w tej sprawie sprzeciwu - przywoa mnie do porzdku. Nieczsto to robi. Nabraem gboko powietrza i nie pozwoliem zawiedzionym nadziejom przerodzi si w gniew.

Krl Szczery z namaszczeniem pooy do na smoczym paluchu. Jeszcze jak chwil suchaem stukania duta, gdy Pustuka oswobadzaa z kamienia wielki ogon. Przy pracy piewaa jak star ballad miosn. - Panie mj, krlu Szczery, gdyby zechcia mi powiedzie, jaka niewiedza przeszkadza mi przyj ci z pomoc, mgbym zdecydowa sam, czy moe... - Nie do ciebie naley decyzja, chopcze. Jeli jednak naprawd chcesz mi pomc, nazbieraj rzeg i

zrb miot. Zmie drobne kamyki i skalny py. Bardzo trudno na nich klcze. - Wolabym raczej by naprawd pomocny, panie mruknem niezadowolony. ci -

- Bastardzie Rycerski! - W gosie krla Szczerego usyszaem nut, ktrej nie znaem od chopicych czasw. - Przechodzisz samego siebie! Moja maonka, krlowa, podtrzymuje ogie i ostrzy mi duta. Czy to niegodna praca? Czy stawiasz siebie wyej od niej? W takich razach krtka

odpowied bywa najlepsza. - Nie, panie. - Wic zrobisz mi miot. Jutro. A teraz, cho niechtnie to przyznaj, musimy wszyscy odpocz. - Wsta powoli, zachwia si, wyprostowa. Czule pogadzi potne smocze rami srebrn doni. - Wrc o wicie - przyrzek. Spodziewaem si, e zawoa Pustuk, ale ona ju wstawaa, ju si prostowaa. Oczywicie. Byli przecie poczeni Moc. Nie potrzebowali sw. Potrzebowaa ich krlowa. Siedziaa przy jednym z

ognisk. Ostrzya duto. Szorstki zgrzyt zaguszy odgos krokw. Krl Szczery przyglda si jaki czas maonce pochylonej nad prac. - Pani moja, czas na sen - rzek cicho. Doni szar od kamiennego pyu odgarna wosy z oczu. - Wedle twego rozkazu, panie. Udao jej si wyrzuci z gosu prawie cay bl. - Nie jestem zmczona, krlu powiedziaa radonie Pustuka. Jeli zezwolisz, bd pracowaa

dalej. - Zauwayem, e krlowa Ketriken nawet si nie odwrcia w jej stron. - Czasem lepiej odpocz, zanim czowiek si zmczy - rzek krl. Gdy przepimy noc, przy wietle dnia lepiej pjdzie nam praca. Krlowa Ketriken zmarszczya brwi, jakby si poczua dotknita. - Mog rozpali wikszy ogie, panie, jeli sobie tego yczysz rzeka cicho. - ycz sobie odpocz przy twoim boku - odpar krl. - Jeli

zechcesz, pani. Ledwie wspomnienie zostao w nim z dawnej gorcej mioci, a przecie krlowa uchwycia si go jak toncy brzytwy. - Z radoci, mj panie. Bolao mnie, e zadowalaa si ochapami. Nie jest zadowolona, Bastardzie, ani ja nie jestem niewiadom jej blu. Daj jej, ile mog. Tyle, ile mog ofiarowa bezpiecznie. Mj krl zawsze czyta w moich

mylach jak w otwartej ksidze. Pokornie yczyem monarszej parze dobrej nocy i poszedem do drugiego namiotu. Gdy si do niego zbliyem, lepun wsta, przecign si i ziewn. Polowae? - spytaem. Po co? Tyle misa zostao. Wtedy dopiero zwrciem uwag na porozrzucane wok niego koci. Znowu si pooy, tym razem zwinity w kbek, syty, jak tylko moe by wilk. Pozazdrociem mu leniwego zadowolenia.

Wilga siedziaa przed namiotem, zapatrzona w ogie, na kolanach zoya harf. Podaa mija z umiechem penym szczcia. Zna byo rk trefnisia. Nadal brako pozoce oraz zdobnych zawijasw, drewno nie byo czone z hebanem ani koci soniow, co wedle niektrych tworzy z niego dzieo sztuki. Harfa zyskaa za to jedwabisty poysk i ow subteln krzywizn, ktra najlepiej oddaje struktur drzewa. Patrzc na instrument, nie sposb byo si oprze pokusie, by go wzi do rki. Roztaczone pomienie dodaway mu tajemniczego blasku.

Pustuka take przystana opodal. Zacisna wargi w wsk lini. - Za grosz ostronoci. Kiedy go to zgubi - mrukna zowieszczo i wesza do namiotu. Zapadem w sen niemal w chwili, gdy si pooyem. Chyba nie spaem dugo, gdy obudzi mnie jaki niepokojcy szmer. Signem Rozumieniem. Ludzie. Czterech. Nie, piciu. Ukradkiem podchodzili zboczem wzgrza w stron chaty. Nie wiedziaem o nich nic. Tyle tylko, e zbliali si skrycie, jak myliwi. Gdzie w mrocznej izbie

Brus usiad bezszelestnie. Bosy podszed do ka Sikorki. Uklk, lekko dotkn jej ramienia. - Brus? - Zaczerpna tchu wraz z tym imieniem, czekaa zdziwiona. - Bd cicho - tchn. - Wsta. W buty i dobrze opatul Pokrzyw, ale jej nie zbud. Kto jest pod domem. Najpewniej wrogowie. Byem z niej dumny. Nie zadawaa adnych pyta. Natychmiast usiada. Nacigna sukienk na nocn koszul, wsuna stopy w buty. Owina kocami Pokrzyw, a dziewczynka bardziej

przypominaa tumoczek ni dziecko. Maleka nawet si nie zbudzia. Brus w tym czasie woy buty i uj w do krtki miecz. Gestem wskaza Sikorce zabezpieczone okiennicami okno. - Kiedy ci powiem, uciekaj. Ale dopiero wtedy. Chyba jest ich piciu. Sikorka, miodowa w blasku ognia, skina gow. Wycigna n zza pasa, gotowa broni swego dziecka przed niebezpieczestwem.

Brus stan przy drzwiach. Caa noc zdawaa si mija, gdy tak czekali na napastnikw. Drzwi byy zaryglowane, ale niewielkie to miao znaczenie przy takiej starej framudze. Brus pozwoli intruzom uderzy dwukrotnie, a potem, gdy drzwi zaczy si poddawa, kopniciem oderwa zawiasy, tak e przy nastpnym uderzeniu dwch napastnikw wpado do rodka, zaskoczonych nagym brakiem oporu. Jeden upad, drugi przewrci si o pierwszego, a Brus przeku mieczem obu, zanim trzeci pojawi si w drzwiach.

Ten by wielki. Mia rude wosy i ognist brod. Wpad do izby z rykiem, depczc po dwch rannych, ktrzy wili si z blu pod jego stopami. Mia dugi miecz, pikn bro. Poniewa by wysoki i mia potne ostrze, mg sign prawie dwa razy dalej ni Brus. Za jego plecami pojawi si jeszcze jeden, gruby jak beczka. - W imieniu krla przyszlimy po dziewk Bastarda skaonego Rozumieniem! - rykn. - Od bro i odstp na bok. Mdrzej by postpi, gdyby si postara nie rozwciecza Brusa.

Stary zabijaka nonszalanckim gestem opuci ostrze na jednego z rannych, uciszajc go na zawsze. Byskawicznie podnis bro i zamierzy si na rudobrodego. Ten odstpi, prbujc zyska miejsce do walki, a Brus nie mia wyboru i musia za nim pody, bo gdyby przeciwnik zdoa wykorzysta przewag duszego ostrza, nie miaby szans. W tej samej chwili obok tgiego czowieka na progu pojawia si kobieta. Wpadli do rodka. - Teraz! - krzykn Brus. Sikorka wskoczya na krzeso,

mocnym pchniciem rozwara okiennice. Jedn nog bya ju na zewntrz. Brus walczy z rudobrodym, gdy kobieta smyrgna obok i zatopia mu n w plecach. Krzykn ochryple, szaleczym mynkiem sparowa dugie ostrze przeciwnika. W chwili gdy Sikorka przekadaa za okno drug nog, grubas skoczy przez izb i wyrwa jej z ramion Pokrzyw. Usyszaem krzyk przeraenia i wciekoci. Potem Sikorka ciemnociach. znikna w

Osupienie. Czuem osupienie Brusa rwnie wyranie jak wasne.

Kobieta wyrwaa n z plecw mojego opiekuna, podniosa rk, by uderzy znw. On za pokona bl wciekym szalestwem, ci j mieczem przez pier i znw sta przodem do rudobrodego. Niestety, ten zdy si cofn. Miecz trzyma w pogotowiu, ale sta bez ruchu, bo grubas rzek: - Mamy dziecko. Rzu bro, inaczej ono umrze. - Przeskoczy wzrokiem na rann kobiet. Ruszaj za tamt! Ju! Wykonaa rozkaz bez szemrania. Brus nawet za ni nie spojrza. Oczy mia utkwione w kwilcym

niemowlciu. Rudobrody umiechn si drapienie, gdy czubek Brusowego miecza wolno opad ku ziemi. - Za co to? - spyta Brus. - Comy wam zrobili, e na nas napadacie i grozicie mierci mojej crce? Grubas opuci wzrok niemowl, czerwone od paczu. na

- Nie jest twoja - bysn szyderczo zbami. - To pomiot Bastarda skaonego Rozumieniem. Unis Pokrzyw wysoko nad gow, jakby j chcia zmiady o

posadzk. Brus wyda z siebie dziwny dwik, na wp wcieky, na wp bagalny. Rzuci miecz. Przy drzwiach prbowa usi. ranny odak

- To tylko dziecina - wychrypia Brus. Jak na wasnym ciele, czuem ciepo krwi spywajcej mu po plecach i biodrze. - Pozwl nam odej. Pomylilicie si. To moje dziecko, mwi wam, nie zagraa twemu krlowi. Prosz ci. Mam zoto. Zaprowadz was do niego. Tylko pucie nas wolno. Brus, ktry nigdy nie ustpowa,

pki walka nie bya skoczona, teraz, rzuciwszy bro, baga o lito dla mojego dziecka. Rudobrody rykn miechem, zapali gar wiec ustawionych na stole. Podnis wiato wyej, potoczy wzrokiem po wntrzu, gdzie stoczya si walka. Brus nie mg oderwa oczu od Pokrzywy. - Ona jest moja - wyszepta rozpaczliwie. - Przesta kama - uci grubas pogardliwie. - To pomiot Bastarda skaonego Rozumieniem. Rwnie splamiona jak on.

- To prawda - rozlego si od progu. W drzwiach staa Sikorka, bardzo blada, ciko oddychaa. Praw do miaa czerwon od krwi. Przyciskaa do piersi due drewniane pudo, z ktrego dobiegao zowieszcze brzczenie. - Suka, ktr wysae za mn, nie yje - wychrypiaa. - I ty take wkrtce umrzesz, jeli nie odoysz broni, nie uwolnisz mojego dziecka i mojego mczyzny. Grubas skrzywi si z niedowierzaniem, rudobrody wyej

unis miecz. - To dziecko rzeczywicie take jest skaone Rozumieniem - gos Sikorki dra tylko nieznacznie. Podobnie jak ja. Moje pszczoy nie zrobi nam krzywdy, ale was zabij. Nie odstpi. Umrzecie od tysicy poncych de. Chcecie si broni mieczem przed pszczoami? Oczyma ciskaa byskawice. Jedna z pszcz wydostaa si z drewnianego puda, lataa po izbie i brzczaa rozelona. Rudobrody wodzi za ni wzrokiem. - Nie wierz w te bujdy! -

krzykn. Brus szacowa, doskoczy do miecza. - Nie wierzysz? Sikorka umiechna si dziwnie, postawia skrzynk na pododze. Spojrzaa na rudobrodego. Otworzya wieko, signa do wntrza - a gdy si wyprostowaa, jej do byszczaa od pszcz. Grubas a si zatchn. - Ten z czerwon brod, moje malekie - rzeka Sikorka, po czym wyprostowaa rk, jakby czy zdy

ofiarowywaa prezent. Powoli pszczoy podryway si do lotu i nieomylnie kieroway w stron rudobrodego. Odgoni pierwsz, potem nastpn, wkrtce zacz go ogarnia strach. - Odwoaj je, bo zabijemy dziecko! - krzykn nagle. Miota si bezowocnie, wymachiwa rkoma, prbujc odpdzi owady narczem zapalonych wiec. Sikorka pochylia si gwatownie, chwycia pudo i podniosa je wysoko nad gow.

- I tak j zabijecie! - zawya. Potrzsna pudem, wcieke brzczenie przerodzio si w ryk. Malekie moje, oni zabij mi dziecin! Kiedy was uwolni, wecie za nas odwet! - Uniosa pudo jeszcze wyej, gotowa nim cisn o ziemi. Ranny mczyzna zajcza gono. u jej stp

- Czekaj! - krzykn grubas. Oddam ci dziecko! Sikorka skamieniaa. Wszyscy widzieli, e nie zdoa dugo utrzyma drewnianej skrzynki.

Oddaj dziecko mojemu mczynie - rozkazaa spokojnie, cho gosem penym napicia. Niech podejdzie do mnie. Inaczej dosignie was mier, nieunikniona i straszna. Grubas popatrzy niepewnie na rudobrodego. Ten, ze wiecami w jednej doni i z mieczem w drugiej, wycofywa si od stou, ale pszczoy poday za nim w lad, coraz wcieklej bzyczce. - Krl Wadczy nas zabije! - Niech wic zabij was moje pszczoy - rzeka Sikorka z moc. -

S ich tu tysice - dodaa cicho, kuszco. - Wejd wam pod ubranie. Przez rkawy koszuli, przez nogawki spodni. Wplcz si we wosy. Bd dliy w uszach i w nosie. A gdy zaczniecie krzycze, wlec wam do ust dziesitki brzczcych, wciekych pszcz - i bd dliy w jzyk, a si przestanie mieci w ustach. Wtedy skonacie, uduszeni wasnym jzykiem! To przewayo. Grubas podszed do Brusa, wetkn mu w ramiona paczce dziecko. Rudobrody patrzy na to, lecz nie odezwa si sowem. Brus przytuli Pokrzyw, nie zapomnia podnie miecza.

- Wynie Pokrzyw - rozkazaa Sikorka. - Zabierz j tam, gdzie wczoraj zbieralimy mit. Jeli mnie zmusz, ebym ich zabia, nie chc, by moja creczka musiaa na to patrzy. Moe si przez to zacz ba wasnych suek. Brus usucha. Ze wszystkiego, co ujrzaem tej nocy, to wanie byo najbardziej zdumiewajce. Gdy znikn za progiem, Sikorka wolno cofna si do drzwi. - Nie prbujcie nas goni ostrzega. - Zostawiam pszczoy na stray.

Raz jeszcze potrzsna pudem. Oguszajcy grzmot wciekego brzczenia przybra na sile, kilka nastpnych pszcz ucieko spod wieka. Grubas skamienia w bezruchu, a rudobrody podnis miecz, jakby mu to mogo w czym pomc. Ranny odak na pododze krzykn bez sw, odczoga si od Sikorki. Ona za, znalazszy si na zewntrz, pocigna za sob drzwi. Opara o nie pudo, zdja wieko, kopna w drewnian ciank, obrcia si i ucieka w noc. - Brus! - zawoaa z cicha. - To ja. - Nie skierowaa si na drog, lecz do lasu.

- Zostaw ich, Bastardzie. - To nie byo signicie Moc, lecz prawdziwy gos krla Szczerego, tu obok. - Widziae, e s bezpieczni. Nie patrz wicej, by inni nie ledzili ich twoimi oczyma, by nie wiedzieli, dokd uciekaj. Lepiej bdzie, jeli sam nie bdziesz tego wiedzia. Wracaj. Otworzyem oczy w mrocznym wntrzu namiotu. Nie tylko krl Szczery, ale i Pustuka siedziaa u mego boku. Staruszka miaa usta zacinite w wyrazie dezaprobaty, na twarzy krla, oprcz przygany, malowao si take zrozumienie. Odezwa si, nim zdyem zebra

myli. - Gdybym wierzy, e tego chciae, zasuyby na mj gniew. Mwi ci jednak wyranie: lepiej nic o nich nie wiedzie. Zupenie nic. Gdyby za pierwszym razem posucha mojej rady, nie miaby miejsca aden z wypadkw dzisiejszej nocy. - Patrzylicie oboje? - zapytaem cicho. Czuem si poruszony. Byli przejci losem mojego dziecka. - Twoja crka jest moj dziedziczk - stwierdzi krl Szczery. - Sdzisz, e nic bym nie zrobi,

gdyby wyrzdzili jej krzywd? Trzymaj si od nich z daleka, Bastardzie. Dla dobra nas wszystkich. Rozumiesz mnie? - Tak, panie. Jego sowa nic nie zmieniay. Ju postanowiem, e nie bd wiedzia, dokd Sikorka z Brusem zabrali Pokrzyw. Nie dlatego jednak, e moja crka bya dziedziczk tronu. Pustuka wstaa i wraz z krlem Szczerym wysza z namiotu. Ja ponownie zagrzebaem si w kocach. Trefni, ktry do tej pory przyglda si nam, podparty na

okciu, take si pooy. - Powiem ci jutro - obiecaem. Pokiwa gow bez sowa, oczy mia ogromne. Chyba zaraz zasn. Ja dugo wpatrywaem si w ciemnoci. Po jakim czasie zjawi lepun. Uoy si tu obok. si

Bdzie broni twojego szczeniaka jak wasnego - zauway spokojnie. - To jest stado. Pociesza potrzebowaem mnie. Nie pocieszenia.

Pooyem mu do na karku. Widziae, jak staa przed nimi? Jak ich pokonaa? - zapytaem, przepeniony dum. Wspaniaa - zgodzi si lepun. Miaem wraenie, e w ogle nie spaem, gdy Wilga przysza obudzi mnie na wart z trefnisiem. Wyszedem przed namiot, przecignem si, ziewnem, podejrzewajc, e w rzeczywistoci stanie na czatach nie miao adnego sensu. Noc bya pikna. Pieniarka zostawia dla nas ros na skraju ogniska. Byem w poowie

kubka, gdy wyszed.

trefni

nareszcie

- Wilga pokazaa mi harf rzekem na powitanie. Umiechn si zadowolony. - Prymitywne narzdzie. Ludzie ktrego dnia powiedz: Byo to jedno z jego pierwszych dzie doda z faszyw skromnoci. - Pustuka twierdzi, e jeste nieostrony. Rzeczywicie, jestem nieostrony, Bastardzie. Co my tu

robimy? - Ja robi to, co mi si kae. Po warcie id na wzgrza poszuka gazek na miot. ebym mg odmiata skalne odamki z drogi krla Szczerego. - Aha. Praca godna katalizatora. Jak sdzisz, co w takim razie powinien uczyni prorok? - Mgby przepowiedzie, kiedy smok zostanie ukoczony. Obawiam si, e do tego czasu nie bdziemy myleli o niczym innym. Trefni w milczeniu pokrci

gow. - O co ci chodzi? - zapytaem. - Nie przypuszczam, ebymy tu przybyli robi mioty i harfy. Wyglda mi to na cisz przed burz, przyjacielu. - Dzikuj za rzekem ponuro. pocieszenie -

- Powiesz mi, co si dziao w nocy? Gdy skoczyem opowiada, umiechn si szeroko.

- Zmylna z niej dziewczyna zauway. Potem przekrzywi gow i spojrza na mnie spod oka. - Jak sdzisz, czy dziecko jest obdarzone Rozumieniem? Albo moe Moc? Zastanawiaem si nad tym od dawna. - Mam nadziej, e nie odparem natychmiast. A potem zastanowiem si nad wasnymi sowami. wit ledwie zacz wypeza na niebo, gdy krl Szczery oraz Pustuka byli ju na nogach. Oboje na stojco wypili po kubku rosou, a

suszone miso zabrali ze sob do smoka. Krlowa Ketriken take wkrtce wysza z mniejszego namiotu. Oczy miaa puste, - w smutnym uku ust rysowaa si poraka. Wypia tylko p kubka rosou i odstawia naczynie. Znikna w namiocie, a gdy si ponownie zjawia, niosa zawizan derk. - Na opa - odpowiedziaa, widzc moj zdziwion min. - Wobec tego lepun i ja pjdziemy z tob, pani. Mam zebra gazki na miot, a on powinien si ruszy, bo tylko pi i obrasta

tuszczem. A ty si boisz beze mnie wej do lasu. Skoro w tym lesie s dziki, masz absolutn racj. Moe Ketriken wziaby uk? Odwrciem si, by krlowej to podpowiedzie, lecz ona ju wchodzia do namiotu. Pojawia si z ukiem w doniach. - Na wszelki wypadek - rzeka mi - gdybymy spotkali dzika.

Nic si jednak nie wydarzyo. Zatrzymalimy si przy strumieniu, napilimy i obmyli. Ujrzaem bysk modych ososi i wilk natychmiast zada ryby. Powiedziaem mu, e dostanie, jak skocz robi miot. Poszed za mn, cho niechtnie. Nazbieraem gitkich rzeg, potem znalazem dug prost ga. Pomogem pani Ketriken napeni derk drewnem na opa i niosem adunek, by krlowa miaa wolne rce i moga w razie potrzeby uy uku. W drodze powrotnej zatrzymalimy si przy strumieniu. Wyszukaem miejsce, gdzie zielony brzeg zwiesza si nad wod i tam

spdzilimy sporo czasu. Krlowa Ketriken nie znaa mojej metody apania ryb, ale po kilku nieudanych prbach dobrze jej szo. Ryby przypominay pstrgi, lecz wzdu brzuchw zabarwione byy na rowo. Zapalimy dziesi; od razu je oczyciem, a lepun poera wntrznoci, niemal wyrywajc mi je z rki. Krlowa nanizaa zdobycz na wierzbow witk i w kocu wrcilimy do obozu. Nie zdawaem sobie sprawy, jak bardzo lena gusza mnie uspokoia, pki znw nie ujrzaem czarnego filaru, strzegcego wejcia do kamienioomu. Potna kolumna

skojarzya mi si z palcem wzniesionym w ostrzegawczym gecie. Przypominaa, e jeli panuje cisza, jest to cisza przed burz. Najwyraniej znowu wzrosa we mnie wraliwo Mocy, bo gdy mijaem filar, odczuwaem wyranie emanujc z niego magi. Niemal wbrew wasnej woli zatrzymaem si, by zerkn na pokrywajce go hieroglify. - Bastardzie, idziesz?! - zawoaa krlowa Ketriken i dopiero wtedy zdaem sobie spraw, jak dugo gapi si na filar. Podyem za

wadczyni i za wilkiem, doczyem do nich akurat, gdy mijali dziewczyn na smoku. Rozmylnie unikaem tego miejsca, od czasu gdy trefni dotkn tragicznej postaci. Teraz, przepeniony poczuciem winy, spojrzaem tam, gdzie srebrny lad palca cigle lni na skrze bez jednej skazy. - Kim bya i dlaczego wykonaa tak smutn rzeb? - spytaem. Nie odpowiedziaa. Tylko nieruchomymi oczyma patrzya na mnie bagalnie, na kamiennych

policzkach byszczay plamki ez. - Moe nie daa rady skoczy smoka - zastanowia si krlowa Ketriken. - Widzisz? Bestia ma ogon i tyln ap zatopion w skale. Moe dlatego jest taka smutna. - Chyba musiaa go rzebi smutnego od pocztku. Robi wraenie rannego, umierajcego. Gdyby go skoczya, wysza cz byaby taka sama. Krlowa Ketriken spojrzaa na mnie rozbawiona. - Ty nadal nie wierzysz, e smok

Szczerego poleci, gdy zostanie skoczony? Ja wierz. Cho niewiele innej wiary mi zostao. Bardzo niewiele. Miaem zamiar powiedzie krlowej, e moim zdaniem wszystko to bajki, ale jej ostatnie sowa zamkny mi usta. Zrobiem miot i zabraem si do zamiatania, jakbym si mci na znienawidzonym wrogu. Soce stao wysoko na bezchmurnym niebie, wia lekki, przyjemny wietrzyk. Dzie by cudny, wic na jaki czas zapomniaem o wszystkim, zajty wykonywaniem

prostej czynnoci. Krlowa Ketriken wyadowaa opa i natychmiast ruszya z powrotem do lasu. lepun potruchta za ni, a ja z zadowoleniem dostrzegem, e Wilga i trefni take poszli, kade ze swoj derk. Gdy ogarnem smoka ze skalnych odamkw i szarego pyu, ujrzaem, jakie postpy poczynili krl i Pustuka. Czarny kamie na smoczym grzbiecie by tak byszczcy, e niczym zwierciado odbija bkit nieba. Powiedziaem to gono, cho nie spodziewaem si odpowiedzi od krla pracujcego przy apie czarnego monstrum. Mj

pan caym sercem skupiony by na smoku. Przy wszelkich innych tematach zdawa si roztargniony, ale gdy mwi do mnie o smoku, o ksztatowaniu tej istoty, przemawia jak prawdziwy krl. Po kilku chwilach wsta. Czule przecign srebrn doni po i smoczym grzbiecie. Wstrzymaem oddech, gdy pod tym dotykiem wykwit niespodziewanie kolor. Gboki turkus, na brzegu kadej uski obramowany srebrem. Przez moment lni, potem zblad. Krl Szczery mrukn cicho z zadowolenia.

- Gdy smok bdzie skoczony, kolor zostanie - powiedzia. Nie mylc, co robi, wycignem rk, lecz krl ramieniem odtrci mnie na bok. - Nie dotykaj go - ostrzeg mnie, prawie zazdronie. Musia dostrzec moje zaskoczenie, bo nagle posmutnia. - To ju dla ciebie niebezpieczne, Bastardzie. Jest zbyt... Ucich, wzrokiem powdrowa w dal, gdy szuka sw. Potem najwyraniej zapomnia o mnie, bo znowu przykucn obok potnej apy.

Jeli czowiek jest traktowany jak dziecko, niewiele trzeba, eby si zacz tak zachowywa. Skoczyem zamiatanie, odoyem miot i poszedem przed siebie. Zdziwiem si niepomiernie, gdy si zorientowaem, e patrz na dziewczyn na smoku. Zaczem o nich myle jako o jednej istocie. Raz jeszcze wspiem si na podest, poczuem drenie ycia. Unosio si niczym tuman mgy, sigao ku mnie chciwie, wygodniae. Tyle uwizionego w puapce nieszczcia. - Nie mog nic dla ciebie zrobi powiedziaem ze smutkiem i omal

poczuem odpowied. Przejmujco smutn. Schodzc z podwyszenia, zauwayem co, co mnie zaalarmowao. Wok jednej z przednich ap smoka kto odupa kawaki kamienia. Pochyliem si, przyjrzaem z bliska. Okruchy ska i py zostay odgarnite, ale krawdzie wyobie byy nowe, zupenie ostre. Trefni naprawd nieostrony - pomylaem. Wstaem, odszuka. by go jest

natychmiast

Bastardzie Rycerski, przyjd do

mnie, prosz. Westchnem w skrytoci ducha. Pewnie znowu trzeba pozamiata. Dla takiej pracy musiaem by z daleka od Sikorki, gdy ona znajdowaa si w niebezpieczestwie. Wracajc do smoka, pogryem si w zabronionych mylach o ukochanej. Chciaem wiedzie, czy znaleli schronienie, czy Brus jest powanie ranny. Uciekli jedynie w tym, co mieli na grzbiecie. Jak przetrwaj? Moe ksi Wadczy zaatakowa ponownie? Czy powlekli Sikork i moj creczk do Kupieckiego Brodu? Czy Brus lea gdzie

martwy w pyle drogi? Naprawd wierzysz, e mogoby si to wydarzy, a ty by o tym nie wiedzia? Zreszt Sikorka potrafi obroni siebie i dziecko. I jest przy niej Brus. Przesta o nich myle. Przesta si nad sob uala. Mam dla ciebie zadanie. Znalazszy si obok smoka, signem po miot. Kilka chwil zamiataem, nim krl Szczery mnie zauway. - Ach, Bastardzie, ju jeste. Wsta, rozoy ramiona, z trudem wyprostowa plecy. - Chod ze mn.

Podyem za nim do obozowego ogniska, gdzie krl nala wody do zagrzania. Wzi w rk kawaek upieczonego misa, po czym westchn smutno. - Goja bym da za kromk wieego chleba, upieczonego przez nasz kuchark w Koziej Twierdzy. Odwrci si do mnie. - Usid, Bastardzie. Chc z tob porozmawia. Duo mylaem o tym, co mi mwie, i w kocu zdecydowaem, e mam dla ciebie misj. Usiadem wolno na kamieniu przy ogniu, potrzsajc gow z

niedowierzaniem. W jednej chwili krl zdawa si starcem niespena rozumu, w nastpnej by moim ukochanym nauczycielem, tak dobrze mi znanym od lat. Nie da mi czasu na rozmylania. - Bastardzie, mijalicie po drodze miejsce, gdzie le upione smoki. Powiedziae mi, e ty oraz wilk wyczuwalicie w nich ycie. Drenie Rozumienia. Smok Prawdziwego omal si nie obudzi, gdy zawoae go po imieniu. - To samo drenie Rozumienia wyczuwam w dziewczynie na smoku.

Ksi Szczery pokrci gow.

ze

smutkiem

- Biedna istota, obawiam si, e nie sposb ju nic dla niej zrobi. Chciaa zachowa swoje ludzkie ksztaty, dlatego nie zdoaa wypeni smoka. I tak ju pewnie zostanie po wsze czasy. Wziem sobie do serca jej ostrzeenie. Niech cho tyle dobrego wyniknie z jej straszliwego bdu. Kiedy ja napeni smoka, nie zatrzymam nic. Marny to koniec, zaj tak daleko, powici tak wiele, a skoczy na smoku uwizionym w kamiennym grzzawisku. Przynajmniej tej pomyki ja nie popeni. - Odgryz

kawaek misa zamyleniu.

go

Milczaem. Krl znowu o mnie zapomnia. Czasami mogem tylko czeka, pki myli nie sprowadziy go znowu na temat, ktry dla mnie mia sens. Zauwayem, e nad brwiami pojawia mu si srebrna smuga, jak gdyby nierozwanie otar doni pot z czoa. - Chciabym, eby wrci do smokw - rzek. - Wykorzystaj Moc i Rozumienie, sprbuj je obudzi. Ja prbowaem ze wszystkich si, a nie mogem w adnym z nich odnale ycia. Obawiaem si, e spay zbyt

dugo i zagodziy si na mier, zuywajc wasne sny, a nic im nie pozostao. S jeszcze jakie zioa na wywar? Wilga zostawia gar przywidej pokrzywy i troch mity. Wsypaem je do garnuszka, zalaem gorc wod. Podczas gdy nacigay, porzdkowaem myli. - Chcesz, panie, bym przy uyciu Mocy i Rozumienia obudzi pice smoki. Jak mam tego dokona? - Nie wiem. Cho Pustuka tyle mi powiedziaa, nadal mam wielkie luki w wiedzy o Mocy. Gdy Konsyliarz

ukrad ksigi mistrzyni Troskliwej, a zaraz potem zaprzesta szkolenia Rycerskiego i mnie, odebra nam wszelkie szans. Cigle wracam pamici do tamtego czasu. Czy ju wwczas planowa zawadnicie tronem na rzecz swego przyrodniego brata, czy moe sam by godny wadzy? Nigdy si tego nie dowiemy. Ubraem wwczas w sowa temat, ktrego nigdy nie poruszaem. - Jednego nie rozumiem. Pustuka twierdzi, e zabicie Bystrego zranio i ciebie, panie. A przecie gdy Konsyliarz straci ycie, ty, panie,

nie odniose adnej szkody. Tak samo jak Pogodna i Prawy, gdy zabili krla Roztropnego. - Wyciganie Mocy z innego czowieka to nie to samo co zabicie uderzeniem krlewskiej magii. Zamia si gorzko. - Dokonawszy obu, dobrze znam rnic. Konsyliarz sam zdecydowa, e woli umrze, ni odda mi ca si. Podejrzewam, e mj ojciec dokona tego samego wyboru. Uczyni to zapewne, by nie odsoni przed nimi miejsca mojego pobytu. Jakich sekretw broni Konsyliarz, zaczynamy si dopiero domyla. Odoy kawaek misa na bok. -

Najwaniejsze jest teraz jednak obudzenie Najstarszych. Rozgldasz si wok, Bastardzie, i widzisz pikny dzie. Ja mam przed oczyma odlege morze i czysty wiatr, ktry prowadzi szkaratne okrty ku naszym wybrzeom. Podczas gdy ja upi kamie, lud Krlestwa Szeciu Ksistw umiera, zakaony kunic. Jednoczenie wojska ksicia Wadczego pustosz osady wzdu granicy z Krlestwem Grskim. Ojciec mojej maonki gotuje si do walki, by broni kraj przed odakami mego brata. Jake mnie to drczy! Gdyby zdoa podnie smoki w obronie niewinnych ludzi,

stanyby do boju ju dzisiaj. - Nie podejmuj si chtnie zadania, jeli nie wiem, jakich stara wymaga... - zaczem, lecz krl powstrzyma mnie gestem doni. - Odnosz wraenie, e wczoraj wanie o to bagae, Bastardzie Rycerski. Wygra. - lepun i ja ruszamy w drog jutro z samego rana - rzekem. Krl Szczery zmarszczy brwi.

- Nie ma powodu opnia podry. To niedaleko, ledwie krok przez filar. Wilk jednak nie przejdzie. Bdzie musia zosta. Chciabym, eby ruszy ju teraz. Tak spokojnie powiedzia, e musz odej bez wilka. Wolabym i zupenie nagi. - Teraz, to znaczy natychmiast? - Dlaczego nie? Bdziesz na miejscu w jednej chwili. Sprawd, co moesz zrobi. Jeli ci ci uda, bd wiedzia. Jeli nie, wracaj wieczorem. Nic nie stracimy, podejmujc t prb.

- Sdzisz, panie, e krg Mocy nie stanowi ju niebezpieczestwa? Stanowi takie samo niebezpieczestwo tam jak i tu. Id. - Czy nie powinienem zaczeka na powrt innych i powiedzie im, dokd ruszam? - Sam im powiem. Bastardzie Rycerski, zrobisz to dla mnie? Na takie pytanie moga by tylko jedna odpowied. Tak, panie. Ruszam natychmiast. - Zawahaem si po

raz ostatni. - Nie jestem pewien, jak uywa filaru. - Jest nie bardziej skomplikowany ni drzwi, Bastardzie. Po na nim do, a on przycignie twoj Moc. Oto jest waciwy symbol. Wyrysowa go palcem w pyle. - Ten oznacza miejsce, gdzie pi smoki. Po na nim do i przejd. Ten nakreli w kurzu drugi symbolizuje kamienioom. Sprowadzi ci na powrt tutaj. Popatrzy na mnie. Czy w jego oczach byo wyzwanie? - Wrc wieczorem - obiecaem.

- Dobrze. szczcie.

Oby

ci

dopisao

Podniosem si, zostawiem za sob ognisko i poszedem do filaru. Minem dziewczyn na smoku. Moi towarzysze gdzie w lesie zbierali drzewo, lepun biega pomidzy nimi. Naprawd idziesz beze mnie? To nie potrwa dugo, bracie. Mam wrci i czeka na ciebie przy supie? Nie, pilnuj raczej krlowej,

prosz. Z przyjemnoci. Zastrzelia dla mnie ptaka. Bio od niego uwielbienie. C wspanialszego od wilczycy, ktra wspaniale poluje? Wilczyca, ktra hojnie si dzieli. Dopilnuj, eby i dla mnie co zostao. Moesz je ryby - oznajmi wspaniaomylnie. Podniosem wzrok na czarn

kolumn, ktra si przede mn wyonia. Oto waciwy symbol. Przejd jak przez drzwi. Tak powiedzia krl Szczery. Moe i tak. Dotknij symbolu i przejd. Mimo wszystko odek miaem w gardle i niemao trudu mnie kosztowao, by podnie rk, a potem nacisn na lnicy czarny kamie. Do dotkna hieroglifu, uczuem chodne pocignicie Mocy. Przeszedem. Wyoniem si z jasnego soca w wilgotny, ctkowany cie. Odsunem si od wysokiego czarnego supa, zszedem na mikk od trawy ziemi. Wilgotne

powietrze przesycone byo zapachami rolin. Gazie, ktre poprzednim razem, gdy tu byem, dopiero pczniay zapowiedzi listkw, teraz tony w powodzi zieleni. Owadzi chr, wspomagany abimi gosami, rozbrzmia dononie na moje powitanie. Las wok pulsowa yciem. Po pustej ciszy kamienioomu niemal ogusza. Jaki czas staem bez ruchu, dostrajajc si do nowych warunkw. Ostronie obniyem mury chronice mj umys, niepewnie signem dookoa. Poza filarem za moimi plecami nie byo tu nic ani

nikogo wraliwego na Moc. Odrobin si uspokoiem. Moe cios zadany Bystremu przez krla Szczerego uczyni krgowi wicej szkody, ni przypuszczalimy. Moe si teraz bali stawi krlowi czoo. Pokrzepiony tymi mylami ruszyem poprzez rolinny gszcz. Wkrtce byem do kolan zupenie przemoczony. Wybujaa trawa strzsaa przy kadym drgnieniu adunek cikich kropel. Na gow skapywaa mi woda z winoroli oraz soczystych lici. Niewane. Oywczo tu byo i przyjemnie po nagich skalach kamienioomu. cieka, ktr niedawno wszyscy szlimy,

przemienia si w wski korytarz prowadzcy przez zielone gszcze. Podszedem do pytkiego, bulgoczcego strumienia i narwaem gar ostrej rzeuchy, by pogryza j w drodze. Postanowiem wieczorem zabra jej troch do obozu. Smoki. Gdzie byy smoki? Pogryy si w zieleni. Dostrzegem najpierw pie drzewa zwalonego piorunem, ktry pamitaem z poprzedniego pobytu, i dziki niemu odnalazem smoka Prawdziwego. Wczeniej ju zdecydowaem, e od niego wanie powinienem rozpocz prby

przebudzenia kamiennych monumentw, gdy wanie w nim wyczuwaem najsilniejsze drenie Rozumienia. Zupenie nie wiem po co, jem go oczyszcza z bluszczu i wilgotnej trawy. Wwczas co mnie uderzyo. Smok wyglda tak, jakby si uoy w wygodnym zagbieniu ziemi. Nie sprawia wraenia rzeby wykonanej gdzie indziej, a potem przeniesionej na wyznaczone miejsce. Sprawia wraenie ywej istoty, ktra uoya si na spoczynek - i wicej nie podniosa. Prbowaem odnale w sobie wiar. Oto miaem przed sob prawdziwych Najstarszych, ktrzy

podnieli si na wezwanie krla Mdrego. Wzlecieli niczym wielkie ptaki, dotarli na wybrzee i przepdzili od naszych granic najedcw. Z wysokiego nieba spadali na wrae okrty, odbierajc przeraonej zaodze zmysy, przewracajc statki wielkim wiatrem czynionym skrzydami. I zrobi to ponownie, jeli zdoamy ich obudzi. - Sprbuj - odezwaem gono. - Obudz ich. si

Obszedem wolno smoka Prawdziwego, prbujc zdecydowa, co powinienem zrobi.

Poczwszy od gadziego ba, a skoczywszy na haczykowatym ogonie, by to kamienny smok, ywcem wyjty legendy. Z podziwem gadziem lnice uski. Czuem w tym kolosie Rozumienie, snujce si niczym dym w wilgotny dzie. Zmusiem si do uwierzenia, e jest w nim take ycie. Czy jakikolwiek artysta potrafiby osign tak doskonao? Na wierzchokach skrzyde wyranie si odcinay gwki koci. Nie wtpiem, e mgby takim skrzydem zetrze w proch dorosego mczyzn. Haczyki na ogonie cigle byy ostre i niebezpieczne. Bez trudu mogem

sobie wyobrazi, jak smaga nim po takielunku, drc, miadc, amic. - Prawdziwy! - zawoaem gono. - Prawdziwy! adnej odpowiedzi. Nic nie wyczuem Moc, nie byo zmiany w Rozumieniu. C, nie spodziewaem si przecie, e to bdzie atwe. Przez kilka nastpnych godzin robiem wszystko, co tylko zdoaem wymyli, by obudzi pic besti. Przyciskaem twarz do uskowatego ba i sigaem w gb kamienia, jak najdalej mogem. ywszej reakcji doczekabym si od byle robaka. Pooyem si obok marmurowego

jaszczura i prbowaem si z nim stopi w jedno. Usiowaem zyska wspln ni z jego Rozumieniem. Posyaem mu swj podziw. Rozkazywaem mu i groziem. Na Ed, posunem si nawet do grb. Wszystko na nic. Popadem w panik. Przypomniaem smokowi trefnisia. Nic. Signem do snu Mocy, ktry dzieliem z baznem. Przypomniaem sobie kady szczeg kobiety w koguciej koronie. Oddaem j smokowi. Nie byo odpowiedzi. Prbowaem rzeczy najprostszych; krl Szczery powiedzia przecie, e smoki mog by godne. Wyczarowaem dla

niego obraz sadzawki penej chodnej sodkiej wody. Tuste srebrzyste ryby pyway w niej caymi awicami. Podsunem mu nawet skojarzenie, e smok wikszy od niego poera go bezlitonie. Bez skutku. Omieliem si sign do krla Szczerego. Jeli jest ycie w tych kamieniach, to za mao go i zbyt gboko ukryte, bym je potrafi wydoby. Nie przejmowaem si, e krl mi nie odpowiedzia. Pewnie zrozumia,

i mj przekaz rozczarowania.

jest

wyrazem

Zostawiem w kocu smoka Prawdziwego i jaki czas wdrowaem od jednej kamiennej bestii do drugiej. Sigaem do nich Moc i Rozumieniem, czekajc, czy moe w ktrej odkryj silniejszy pomie ycia. Raz odniosem wraenie, e mi si powiodo, ale nie - odpowiedziaa mi mysz, ktra wykopaa sobie nork pod smocz piersi. Wybraem w kocu kolosa z rogami podobnymi do kozich i raz jeszcze sprbowaem wszystkiego

po kolei. Nim skoczyem, wiato dnia zaczo blednc. Ruszyem na powrt do filaru, zastanawiajc si, czy krl Szczery naprawd spodziewa si, e co osign. Wytrwale szedem od smoka do smoka, po raz ostatni prbujc zbudzi kadego z nich. Prawdopodobnie to mnie ocalio. Gdy si wyprostowaem znad kolejnego potwora, odniosem wraenie, i od nastpnego czuj mocniejszy strumie Rozumienia, ale podszedszy do uskrzydlonego odyca z ostrymi jak brzytwa, zakrzywionymi szablami, zauwayem, e Rozumienie ma

inne rdo. Podniosem wzrok. Spodziewaem si dostrzec jak zwierzyn pow, a moe dzika. Czowiek z obnaonym mieczem w doni. Sta obrcony do mnie plecami. Skuliem si za odycem. W ustach mi zascho, serce walio jak motem. Nie by to ani krl Szczery, ani trefni. Tyle poznaem od razu. By nieco niszy ni ja, mia wosy koloru piasku, a miecz trzyma pewnie, jakby dobrze wiedzia, na co go sta. Ubrany by w zoto i brz. Nie by to gruby Mocarny ani smuky, ciemnowosy Stanowczy.

Kto inny, Wadczego.

jednak

od

ksicia

W jednej chwili pojem wszystko. Jak mogem by takim gupcem? Owszem, odebraem Stanowczemu i Mocarnemu konie i zapasy. Co z tego? Wystarczyo przecie, by przesali Moc do ksicia Wadczego wiadomo, e potrzebuj nastpnych. Przy cigych niepokojach na granicy Krlestwa Grskiego c atwiejszego, jak przerzuci jeszcze jeden oddzia, ktry omijajc Strome pojedzie drog Mocy? Niebezpieczne osypisko stanowio pewn przeszkod, ale byo

przecie do pokonania. Wadczy nie waha si przed naraaniem ycia swoich ludzi. Ilu jego sugusw podjo prb przejcia przez niebezpieczne osuwisko? Iuj przeyo? Zyskaem pewno, e Mocarny i Stanowczy znowu s doskonale zaopatrzeni. Po chwili zjawia si myl bardziej przeraajca. Czowiek, ktrego miaem przed sob, mg by utalentowany Moc. Przecie Stanowczy mg wyuczy nastpnych. Mg czerpa ze wszystkich ksig i zwojw mistrzyni Troskliwej, a talent do krlewskiej magii, cho nie pospolity, nie by

te szczeglnie rzadki. W wyobrani widziaem nieprzebrane zastpy ludzi obdarzonych choby szcztkowymi zdolnociami do korzystania z Mocy, a wszyscy byli fanatycznie oddani ksiciu Wadczemu. Skulony za kamiennym odycem, ze strachu ledwie yem. Poddaem si rozpaczy. Pojem, e ksie Wadczy korzysta z niewyczerpanego rda i obrci przeciwko nam dowolnie wielk si. To nie bdzie byle jaka potyczka. Mia do dyspozycji krlewsk armi, a prcz niej wadz, by skaza na mier ludzi, ktrych napitnowa jako zdrajcw.

Do tej pory krpowaa mu rce jedynie moliwo, e wie o tym, i jego starszy brat, Szczery, nie zgin w dalekim kraju, rozejdzie si po krlestwie. Tutaj, w obcej krainie, nie mia si czego obawia. Mg kaza swoim odakom zgadzi brata i bratanka, szwagierk oraz wszystkich wiadkw. Nastpnie krg Mocy pomoe mu si pozby odakw. Myli te przemkny mi przez gow niczym byskawica rozdzierajca smolist noc. Zrozumiaem - musz si dosta do filaru, wrci do kamienioomu i ostrzec krla Szczerego. Jeli nie

jest za pno. Gdy tylko wyznaczyem sobie cel, natychmiast si uspokoiem. Rozwayem, czy sign Moc do krla Szczerego, lecz szybko porzuciem t myl. Dopki nie poznam lepiej wroga, nie bd ryzykowa, e si przed nim odsoni. Sam nie wiedzc kiedy, zaczem rozwaa sytuacj, jakbym rozwizywa zagadk zadan przez Pustuk. Piony do uwizienia albo do zniszczenia. Czowiek z mieczem znajdowa si pomidzy mn a filarem. Tego naleao oczekiwa. Teraz musiaem si dowiedzie, czy jest

sam. Wydobyem n z pochwy. Miecz nie nadawa si do uytku w gstych zarolach. Wziem gboki, uspokajajcy oddech i wychynem zza odyca. Znaem pobienie teren. Przydao mi si to teraz, gdy przekradaem si od smoka do pnia drzewa i dalej, do gbokiego wykrotu. Nim zapady kompletne ciemnoci, wiedziaem ju, e ludzi jest trzech i najwyraniej pilnuj drogowskazu. Nie zamierzali mnie tropi, mieli za zadanie nie pozwoli nikomu, poza ksiciem Wadczym oraz czonkami jego krgu, korzysta z magicznego przejcia. Znalazem lady onierzy

na przejciu z drogi Mocy - byy jeszcze wiee, ci ludzie dopiero co si tutaj pojawili. Mogem wobec tego zaoy, e znam teren lepiej ni oni. Zdecydowaem te, e bd ich uznawa za pozbawionych talentu do korzystania z krlewskiej magii, skoro przyszli drog, a nie przez drogowskaz. Niestety, byli najpewniej sprawnymi onierzami. Postanowiem take uwaa za pewne, i Mocarny oraz Stanowczy znajduj si w pobliu. e mog si zjawi przez filar w dowolnej chwili. Z tego wanie powodu obudowaem umys wysokimi murami. I czekaem. Skoro nie

wrc, krl Szczery bdzie wiedzia, e stao si co zego. Nie bdzie na tyle nieostrony, by przybywa przez czarn kolumn. Musiaem sobie poradzi sam. Z nastaniem ciemnoci pojawiy si owady. Gryzce, kujce, ksajce, dlce, spady na mnie setkami, a zawsze jeden brzcza mi tu obok ucha. Z ziemi zaczy si podnosi wilgotne mgy. Byem przemoczony do suchej nitki. onierze rozpalili niewielki ogie. Doszed mnie zapach plackw, a wtedy bezwiednie zaczem si zastanawia, czy zdoam ich zabi, zanim wszystkie zjedz.

Wyszczerzyem zby w gupim umiechu i podszedem bliej. Ludzie noc przy ogniu zazwyczaj rozmawiaj. Ci onierze byli oszczdni w sowach, a na dodatek mwili cicho. Nie oznaczao to jednak, e s tak przejci spenianiem powinnoci. Niekiedy duga czarna droga przyprawia wdrowcw o szalestwo, lecz nie ona, tylko kamienne smoki niepokoiy onierzy. Usyszaem do, by potwierdzi wasne domysy. Trzech ludzi pilnowao tego drogowskazu. Tuzin strzeg kolumny na placu, gdzie trefni mia widzenie. Gwne siy poday w

stron kamienioomu. Krg Mocy pragn odci krlowi Szczeremu wszystkie drogi ucieczki. Odczuem pewn ulg, pojwszy, e przynajmniej jeszcze tej jednej nocy krlowi Szczeremu oraz moim towarzyszom podry nie grozi atak. Niestety, bya to tylko kwestia czasu. Utwierdziem si w postanowieniu, e musz wrci przez filar jak najszybciej. Nie miaem zamiaru walczy z onierzami. Wcign ich w zasadzk, jednego po drugim? Wtpi, czy sam Cier zdoaby tego dokona. Stworzy jakie

zamieszanie, odcign ich uwag na tak dugo, bym zdoa uciec? Odsunem si od nich na odlego tak, e nie mogli mnie sysze, i zaczem zbiera suche drewno. Nie byo to atwe zadanie w takim wilgotnym miejscu, ale w kocu uzbieraem do due narcze. Plan miaem prosty. Albo si uda, albo nie. Wtpliwe, bym zyska drug szans, bd na to zbyt ostroni. Przypomniaem sobie, gdzie na filarze znajdowa si symbol kamienioomu i, omijajc smoki, okryem drogowskaz tak, by si

znale po przeciwnej stronie. Mj wybr pad na gronie wygldajc besti z kpkami na kocach uszu. Powinna rzuca wspaniay cie. Oczyciem ziemi za kamiennym potworem z wilgotnych rolin i rozpaliem ogie. Niewiele miaem opalu, ale przypuszczaem, e nie trzeba mi go bdzie wicej. Chciaem uzyska tyle wiata i dymu, eby stworzy wraenie tajemniczoci, a nie owietla smoka. Rozpaliem ognisko, po czym skryem si w ciemnociach. Szorujc brzuchem po trawie, podpeznem jak najbliej drogowskazu. Miaem nadziej, e

przynajmniej jeden z onierzy pjdzie sprawdzi, co si dzieje, a pozostali dwaj bd moe za nim patrzyli. Wtedy bezszelestny skok, planicie doni w filar i ju mnie nie ma. Stranicy w ogle nie zauwayli ognia, cho z mojej pozycji by doskonale widoczny. Przez drzewa przewiecaa rowa una, czciowo obramowujc sylwetk smoka, spomidzy pni wypywa dym. Miaem nadziej, e wilgotne opary podwietlone ogniem bd wyglday tajemniczo i gronie, a okazao si, e przytumiy blask pomieni. Postanowiem rzuci

kamieniem, by spojrzeli w t stron. Niestety, wrd spltanych rolin nie znalazem adnego kamienia. Wkrtce ogie zgas. Raz jeszcze odczogaem si na bezpieczn odlego. Raz jeszcze zebraem suche patyki w ciemnociach. Bracie, dugo ci nie ma. Co si dzieje? - Niepokj w leciutkiej myli lepuna. Poluj na mnie. Musisz si teraz usun. Wrc jak najszybciej. Ruszyem w ciemnociach do aru po ognisku. Dorzuciem patykw,

poczekaem, a rozbynie na nich pomie. Wanie si odsuwaem, gdy dosyszaem podniesione gosy. Nie byem nieostrony. To musia by przypadek. Kiedy wyszedem z ukrycia za smokiem, nim dotarem do drzewa, jeden ze stranikw unis wysoko pochodni, odkrywajc mj cie. - Tam! Czowiek! - krzykn. Ruszyo na mnie dwch. Puciem si zygzakiem przez mokry las. Syszaem, jak jeden z gonicych potkn si i upad, przeklinajc soczycie, ale drugi by szybki i

zwinny. Po chwili ju depta mi po pitach i, przysigam, czuem podmuch powietrza, gdy zamachn si mieczem. Uskoczyem, wpadem na kamiennego odyca. Uderzyem si bolenie w kolano, zsunem na ziemi po drugiej stronie. Natychmiast zerwaem si na nogi. Mj przeladowca take skoczy, ci mieczem tak silnie, e byby mnie rozupa na dwoje, gdyby si nie potkn o wygity, ostry kie. Polecia bezwadnie do przodu i nadzia si na drug szabl, sterczc z pyska odyca. Wyda z siebie zduszony jk. Prbowa si podnie, ale zakrzywiony kie

zahaczy o wntrznoci. Uciekem, pamitajc, e ciga mnie jeszcze jeden przeladowca. Goni mnie straszny krzyk, czerwony od blu. Miaem tyle rozumu, eby zatoczy koo. Prawie dotarem do filaru, gdy poczuem poruszenie Mocy. Przypomniaem sobie ostatni raz, gdy poznaem to dotknicie. Czyby krl Szczery take zosta zaatakowany? Jeden onierz nadal strzeg drogowskazu, zdecydowaem jednak zmierzy si z nim na miecze, by powrci do krla. Wybiegem spomidzy drzew, ruszyem na stranika, ktry cigle patrzy w stron mojego ognia i

sucha krzykw umierajcego czowieka. Dotkno mnie kolejne municie Mocy. - Nie! - krzyknem. - Nie naraaj si, panie! Krl wyszed z kamiennego supa, ciskajc w srebrnej doni poszarzay miecz. Pojawi si za plecami stranika pozostaego na posterunku. onierz, syszc mj okrzyk, odwrci si i dostrzeg wadc. Wznis miecz, cho na jego twarzy malowao si przeraenie. Krl Szczery wyglda w wietle

pomieni niczym demon ze strasznej przypowieci. Twarz mia poplamion srebrem od niebacznych dotkni doni, rce i przedramiona lniy mu jak polerowana stal. Ponura twarz i poszarpane odzienie, niezmierzona gbia czarnych oczu przeraziyby kadego. Musz odda sprawiedliwo onierzowi: zosta na posterunku, przyj pierwszy cios miecza i sparowa. A raczej tak mu si wydawao. To bya stara sztuczka krla Szczerego. Odbi miecz stranika i ci tak mocno, e normalnie byby oddzieli rami od torsu. Tym razem jednak stpione

ostrze zatrzymao si na koci. Stranik upuci miecz. Opad na kolana, przyciskajc do siebie zranion rk, a wtedy miecz krla Szczerego ci raz jeszcze, w poprzek garda. Poczuem drugie drenie Mocy. Ostatni stranik wybieg spomidzy drzew. Gdy ujrza krla Szczerego, krzykn w przeraeniu, stan jak wryty. Krl uczyni krok w jego stron. - Panie mj, dosy! - krzyknem. - Uciekajmy! - Nie chciaem, by znowu dla mnie naraa ycie. A on spojrza na swj miecz. Zmarszczy brwi. Chwyci ostrze tu

pod rkojeci i przecign je przez byszczc pi. A wstrzymaem dech na ten widok. Miecz odzyska blask i pierwotny ksztat. Nawet w niepewnym wietle ogniska widziaem, jak szlachetny metal si odnawia. - Powinienem by wiedzie, e potrafi to zrobi - rzek krl. Chyba si umiechn. Potem wznis miecz i zwrci si do trzeciego onierza. - Czekam. To, co si stao pniej, zdumiao mnie niebotycznie. onierz pad na kolana i cisn

bro w traw. - Krlu mj - odezwa si z pokor. - Rozpoznaj ci, cho ty zapewne mnie nie pamitasz. Panie, powiedziano mi, e stracie ycie. e ci je odebraa grska krlowa spiskujca do spki z Bastardem. Ich dwojga kazano nam tu szuka. Ruszyem w t podr, by si mci za ciebie, panie. Suyem ci wiernie w Koziej Twierdzy, a skoro yjesz, nadal bd suy memu jedynemu wadcy. Krl Szczery przyjrza si czowiekowi w migotliwym wietle pochodni.

- Ty jeste Kurak, syn Pustelnika. - Tak, jestem Kurak, panie. Su prawemu krlowi, jak przede mn ojciec - mwi onierz drcym gosem. Nie spuszcza wzroku z czubka wycelowanego w niego miecza. Krl Szczery opuci ostrze. - Nie esz, chopcze? Moe tylko pragniesz ocali skr? Mody onierz podnis wzrok na twarz krla. - Nie mam si czego obawia.

Ksi, ktremu suyem, nie zabiby klczcego, bezbronnego czowieka. Mj krl take tego nie uczyni. Chyba adne inne sowa przekonayby krla Szczerego. nie

- Ruszaj wic, Kuraku. Id czym prdzej, a bd ostrony, gdy ci, ktrzy ci okamali, zabij ci, jeli si dowiedz, e jeste mi wierny. Wracaj do Ksistwa Koziego. W drodze mw kademu, e wkrtce na tronie krlestwa zasidzie prawowity wadca. A kiedy dotrzesz do Koziej Twierdzy, zamelduj si u ony mego brata. Powiedz ksinej

Cierpliwej, e oddaem ci pod jej rozkazy. - Wedle rozkazu, panie. Krlu mj... - Tak? - Nadcigaj tu wojska. My bylimy tylko stra przedni. Zamilk. Przekn lin. - Nie chc rzuca niebacznych oskare o zdrad, zwaszcza jeli maj dotyczy twego brata, panie, ale... - Niech ci to nie troska, Kuraku. Przysuga, o ktr ci prosz, jest dla mnie bardzo wana. Podruj

spiesznie i nikogo po drodze nie wyzywaj do walki. Zawie wieci, jak ci mwiem. - Wedle rozkazu, panie mj, krlu. - Ruszaj - rozkaza krl Szczery. Kurak wsta, podnis miecz, skry go w pochwie i po krtkiej chwili znikn w ciemnociach. Krl Szczery obrci si ku mnie, a w jego oczach lni triumfalny blask. - Moemy to zrobi! - rzek mi.

Gestem popieszy mnie do filaru. Wycignem do, dotknem hieroglifu i wpadem w ska, wcignity przez Moc. Krl Szczery pody za mn.

Rozdzia trzydziesty sidmy Karmienie smoka

Nim nadesza penia ata ostatniego roku wojny, sytuacja w Krlestwie Szeciu Ksistw staa si rozpaczliwa. Zamek w Koziej Twierdzy, tak dugo omijany przez wroga, znalaz si w obleniu. Jeszcze przed zim Zawyspiarze zdobyli Wysp f Rogow oraz zajli

jej wiee stranicze. Kunica, pierwsza osada, ktra pada ofiar przeklestwa szkaratnych okrtw, ochrzczonego jej mianem, od dawna ju bya przystani najedcw oraz miejscem ich zaopatrzenia w wod pitn. Pojawiy si pogoski o zawyspiarskich okrtach kotwiczcych za Wysp Osnowy, podobno widywano tam take nieuchwytny biay statek. Przez ca wiosn aden okrt nie przyby ani nie opuci przystani w Koziej Twierdzy. Brak towarw napywajcych drog morsk odczuwany by nie tylko w Koziej

Twierdzy, ale w kadej osadzie na brzegach Rzeki Koziej, Niedwiedziej oraz Winnej. Szkaratne okrty nabray nagle realnych ksztatw dla kupcw oraz wielmow z Ksistwa Trzody i Rolnego. W rodku lata szkaratne okrty upomniay si o Kozi Twierdz. Podpyny pod miasto ciemn noc po kilku tygodniach zwodniczego spokoju. Ludzie bronili si zaciekle, lecz byli wygodzeni i wycieczeni. Niemal wszystkie drewniane budynki spony na popi. Z jednej tylko dzielnicy mieszkacy zdoali uciec i schroni si w murach

twierdzy. Ksi wawy zdy w pewnym stopniu odbudowa zamkowe zapasy, niestety, dugie tygodnie beztroski zrobiy swoje. Gbokie studnie Koziej Twierdzy zapewniay pod dostatkiem wody, lecz wszystkiego innego brakowao. W zamkowej twierdzy od wiekw peniy wart katapulty oraz inne machiny wojenne, majce chroni ujcia Rzeki Koziej. Poniewa jednak ksi wawy obrci je ku obronie samej twierdzy, wrae okrty swobodnie podyy w gb Ksistwa Koziego, na podobiestwo trucizny dcej yami ku sercu, niosc wojn i zakaenie kunic

caemu Krlestwu Szeciu Ksistw. W czasie gdy szkaratne okrty zagroziy nawet Kupieckiemu Brodowi, szlachta Ksistw Trzody i Rolnego odkrya, i wiksza cz armii Krlestwa Szeciu Ksistw zostaa przemieszczona w gb ldu, nad Jezioro Bkitne, a nawet dalej, a do granic Krlestwa Grskiego. Moni ksistw rdldowych przekonali si nagle, e tylko niezbyt liczne gwardie przyboczne oddzielaj ich od ruiny i mierci.

*** Wyszedem z kolumny w krg ludzi oszalaych z niepokoju. Wilk skoczy mi na piersi i popchn do tyu, wic krl Szczery, wyaniajc si z kamienia, wpad na mnie z drugiej strony. Runem na ziemi jak dugi. Powiedziaem jej, e jeste w niebezpieczestwie, a ona go za tob wysaa. Zrozumiaa mnie! Zrozumiaa! lepun szala z radoci jak szczeniak. Obliza mi ca twarz, uszczypn przednimi zbami w nos,

wreszcie uwali si obok, ale poow cielska na moich kolanach. - Poruszy smoka! - krzykn krl Szczery. - Nie obudzi, ale poruszy! Moemy zbudzi je wszystkie! Przeszed nade mn i wilkiem, rozemiany, szczliwy. Wznis lnicy miecz, jakby rzuca wyzwanie ksiycowi. Nie miaem pojcia, o czym mwi. Siedziaem na ziemi oszoomiony, chyba z niemdr min. Trefni wyglda mizernie i blado. Krlowa Ketriken, zwierciado swego maonka, cieszya si jego radoci. Wilga

poeraa nas wszystkich godnym wzrokiem minstrela, ryjc w pamici najdrobniejsze szczegy. A Pustuka, z rkoma srebrnymi po okcie, klkna przy mnie ostronie. - Dobrze si czujesz, Bastardzie Rycerski? - spytaa. Popatrzyem na jej pokryte magi przedramiona. - Co ty zrobia?! - Byo to konieczne. Krl Szczery zabra mnie do rzeki w miecie. Teraz praca bdzie si posuwaa szybciej. Co przydarzyo si tobie?

Zerwaem si z ziemi, stanem przed krlem. - Odesae mnie, panie, bym nie pody za tob! Wiedziae, e nie zdoam obudzi smokw, chciae usun mnie z drogi - Nie potrafiem ukry gniewu. Czuem si zdradzony. Krl Szczery umiechn si szeroko, jak za dawnych czasw. - Znamy si nie od dzi. - Tyle usyszaem zamiast przeprosin. Tak, wysaem ci z gupim rozkazem, ale z siebie zrobiem gupca. Poruszye smoka!

Pokrciem smutno gow. - Ale tak! - mwi radonie krl. Musiae przecie poczu to drenie Mocy, tu przed tym, nim ja do ciebie dotarem. Jak tego dokonae? Jak zdoae go poruszy? - Jeden z onierzy skona na kach kamiennego odyca - rzekem gosem bez wyrazu. - Moe tego wanie trzeba smokom. mierci. Nie potrafibym wysowi, jak bardzo czuem si uraony. Krl odebra naleny mi honor i ofiarowa go Pustuce. To mnie winien by t blisko w Mocy, nie

komu innemu. Kt inny zaszed tak daleko, powici dla niego tak wiele? Jak mg mi odmwi rzebienia swojego smoka? To by gd Mocy, ale wtedy o tym nie pamitaem, czuem tylko, e mj krl jest doskonale zwizany z Pustuk, a mnie odmwi udziau w tym zblieniu. Odgrodzi mnie od siebie i Pustuki, tak jakbym by ksiciem Wadczym. Porzuciem on i dziecko, przeszedem cae Krlestwo Szeciu Ksistw i gry, by suy memu panu, a on mnie odtrci. Powinien by mnie zabra nad rzek, by u mego boku, gdy zanurzabym donie w pynnej

magii. Nigdy nie przypuszczaem, e zdolny jestem do tak potnej zawici. lepun przesta wreszcie podskakiwa wok krlowej Ketriken i wetkn mi eb pod pach. Podrapaem go po gardzieli, ucisnem. Przynajmniej dla niego byem najwaniejszy. Zrozumiaa mnie - powtarza podekscytowany. - Zrozumiaa mnie i powiedziaa mu, e musi i. Krlowa Ketriken zbliya si do mnie.

- Miaam nieodparte uczucie, e potrzebujesz pomocy. Wiele si natrudziam, lecz wreszcie Szczery porzuci smoka i ruszy po ciebie. Czy staa ci si jaka krzywda? Wolno podniosem si na nogi, otrzepaem z pyu. - Ucierpiaa tylko moja duma, bo krl potraktowa mnie jak dziecko. Powinien mi by zwyczajnie powiedzie, e przedkada towarzystwo Pustuki nad moje. Bysk w oczach krlowej przypomnia mi, do kogo si zwracam.

Powiedziae, e zgin czowiek? - udao si jej ukry poczucie krzywdy przynajmniej rwne mojemu. - Nie ja go zabiem. W ciemnociach upad na kie kamienne. go odyca. Niestety, nie widziaem poruszenia smoka. - Nie mierci potrzebuje smok, ale rozlanego ycia - rzeka Pustuka do krla Szczerego. - Podobnie wo misa poruszy psa zagodzonego omal na mier. One s godne, krlu, lecz nie zdoaj powsta. Chyba e znajdziesz sposb, by je nakarmi.

- Straszna myl! - wykrzyknem. - Nie nam osdza - westchn ciko krl Szczery. - Taka jest natura smokw. Trzeba je nakarmi, wypeni yciem. By stworzy smoka, trzeba mu powierzy ywot dobrowolnie. Gdy ju raz wzleci w przestworza, bdzie sam podtrzymywa swoje istnienie. Jak sdzisz, co im obieca krl Mdry w zamian za obron wybrzea przed szkaratnymi okrtami? Pustuka oskarycielsko wycelowaa w trefnisia wskazujcym, palcem.

- Suchaj uwanie, banie, a pojmiesz nareszcie, dlaczego jeste taki znuony. Gdy dotkne Moc dziewczyny na smoku, zadzierzgne midzy wami wi. Teraz ona przyciga ci do siebie a ty sdzisz, e marniejesz z aoci. Zaczerpnie z ciebie wszystko czego jej bdzie trzeba, eby si wzbi do lotu. Nawet jeli to bdzie cae twoje ycie. - Nic z tego nie pojmuj rzekem. Spuciem gow w zamyleniu. Ksi Wadczy wysa tu

wojska! krzyknem nagle, oprzytomniawszy. - S w drodze do kamienioomu. Najwyej kilka dni std. Ci trzej onierze przy czarnej kolumnie mieli odci krlowi Szczeremu drog ucieczki. Upyno jeszcze sporo czasu, nim wszystko sobie poukadaem w gowie. Pustuka i krl Szczery rzeczywicie wybrali si nad rzek, nieomal od razu po moim znikniciu. Korzystajc z czarnej kolumny, przedostali si do miasta i tam staruszka zanurzya ramiona w magii, a krl Szczery odnowi swoj Moc. Kady rzut oka na srebrne ramiona Pustuki budzi we mnie

gd Mocy, omal niemoliwy do poskromienia. Ukrywaem to przed sob i przed krlem. Nie przypuszczam, by da si omami. Ubieraem zazdro w pozr innych przyczyn. Obwieciem im obojgu, e tylko ut szczcia sprawi, i nie zastali w miecie krgu Mocy. Krl Szczery odpar spokojnie, e wiedzia, jakie podejmuje ryzyko. Sam nie wiem dlaczego, ale spokj krla drani mnie jeszcze bardziej. W drodze powrotnej odkryli, e trefni odupywa kamie od dziewczyny na smoku uwizionej w skalnym grzzawisku. Oczyci ju przestrze wok jednej apy i

trudzi si przy drugiej. Trefni utrzymywa, e j doskonale wyczuwa w bezksztatnym kamiennym klocu. By pewien, e dziewczyna chce od niego jedynie uwolnienia smoka. Gdy krl z Pustuk go znaleli, sania si z wyczerpania. Staruszka zagonia go do snu. Zmiadya dokadnie resztki kilkakrotnie parzonego kozka i zalaa wrztkiem po raz ostatni. Mimo wszystko bazen pozosta smtny i znuony, resztk si tylko zapyta, co mi si przydarzyo. Bardzo si o niego niepokoiem. Wieci o nadcigajcych

wojskach ksicia Wadczego wszystkich postawiy na nogi. Po jedzeniu krl Szczery wysa Wilg, trefnisia i wilka na wart u wejcia do kamienioomu. Ja przez jaki czas siedziaem przy ogniu, z chodnym kompresem na spuchnitym kolanie. Krlowa Ketriken podtrzymywaa ogie na postumencie, gdzie krl i Pustuka pracowali w pocie czoa. Popijali wywar z nasion kopytnika od Ciernia, ktre swego czasu Wilga odkrya w moim bagau. Stukanie i skrobanie nabrao zatrwaajcego tempa. Przy okazji Wilga znalaza w

moim tumoku take nasiona promecznika. Z filuternym umieszkiem zapytaa mnie, do czego mi one potrzebne. Gdy wyjaniem, w jakim celuje kupiem, wybuchna takim miechem, e mina dusza chwila, nim zdoaa mi wyjani, i s uywane jako afrodyzjak. Przypomniaem sobie sowa sprzedawcy i pokrciem gow. Owszem, dostrzegaem humorystyczn stron sytuacji, ale nie zdoaem si umiechn. Po jakim czasie signem ku lepunowi. Jak tam?

Cikie westchnienie. Pieniarka wolaaby gra na harfie. Bezwonny wolaby skroba smoka. Ja wolabym polowa. Jeli jest jakie niebezpieczestwo, to daleko. Oby jak najduej. Bd czujny, przyjacielu. Poszedem do smoka. Trzy apy mia ju wolne, krl Szczery pracowa przy ostatniej, przedniej. Jaki czas staem obok, ale mj pan nie raczy mnie zauway. Skroba tylko i drapa, a przez cay czas mrucza pod nosem jakie stare

koysanki i tawerniane przypiewki. Pokutykaem obok krlowej Ketriken, ktra z apatyczn min podtrzymywaa ogie przy tylnej czci monstrum, gdzie Pustuka gadzia domi smoczy ogon. Staruszka wzrok miaa nieobecny. Wywoywaa uski, a potem uwydatniaa ich szczegy, dodawaa im gbi. Cz ogona nadal jeszcze grzza w kamieniu. Zaczem si nachyla, przenoszc ciar ciaa na zdrowe kolano, a Pustuka sykna: - Nie dotykaj go! Wyprostowaem si i odsunem.

- Dotykaem go wczeniej rzekem z oburzeniem. - Nic mi si nie stao. - To byo przedtem. Teraz jest ju prawie kompletny. - W niepewnym wietle ognia wida byo, e twarz ma pokryt pyem, ktry przywar jej nawet do rzs. Wygldaa na przeraliwie zmczon, a przecie jednoczenie promieniowaa tajemnicz energi. - Jeste tak blisko z krlem Szczerym, e smok na pewno po ciebie signie. A ty nie masz siy mu si sprzeciwi. Nic by z ciebie nie zostao. Taki jest teraz silny. Taki cudownie mocny. Ostatnie sowa zanucia,

przecigajc domi po ogonie. Zalni turkusowym blaskiem. - Czy kto mi zechce cokolwiek wytumaczy? spytaem rozdraniony. Obrzucia spojrzeniem. mnie zdumionym

- Prbowaam. Krl Szczery prbowa. Sam powiniene doskonale wiedzie, jak niezdarne s sowa. Wci od nowa usiujemy ci wyjania, a cigle nie pojmujesz. Nie twoja wina. Sowa nie wystarczaj, a zbyt niebezpiecznie byoby ci wciga w

nasze poczenie Moc. Bdziecie mogli mi wytumaczy, kiedy skoczycie smoka? Przez jej twarz przemkno co na ksztat litoci. - Bastardzie Rycerski, mj najdroszy przyjacielu. Gdy skoczymy smoka? Powiedz raczej, e gdy krl Szczery i ja zostaniemy skoczeni, a smok si zacznie. - Nie rozumiem - burknem zirytowany. - Krl powiedzia ci przecie. Ja te to mwiam, gdy ostrzegaam

trefnisia. Smok powstaje z ycia. Caego ycia, dobrowolnie ofiarowanego. Ono go oywia. Zazwyczaj wicej ni jedno. W dawniejszych czasach, gdy czarownicy przybywali do Stromego, zjawiali si jako krgi Mocy, jako cao, ktra bya wiksza ni suma czci i wszystko powierzali smokowi. Smok musi zosta napeniony. Krl Szczery i ja musimy mu odda caych siebie, kad czstk ycia. Dla mnie to atwiejsze. Eda wie, e yj ju zbyt dugo i chtnie porzuc to starcze ciao. Trudniejsze to bdzie, o wiele trudniejsze dla krla Szczerego. On

zrezygnuje z tronu, kochajcej ony, przyjemnoci tworzenia piknych przedmiotw wasnymi rkoma. Zostawi za sob jazd na pysznym wierzchowcu, polowanie na grubego zwierza, spacery pomidzy ludem. Och, wszystko to czuj ju w smoku. Staranne barwienie map, municie doni czystego pergaminu. Znam nawet zapachy jego inkaustw. Wszystko powierzy smokowi. Nieatwo mu to czyni, ale oddaje smokowi wszystko, a blem, ktrym za to paci, take ywi smoka. Tylko jedno moe go skaza na porak tak blisko celu. Tylko jednego

odmwi smokowi. - Czego? - spytaem odruchowo. Popatrzya na mnie wyblakymi ze staroci oczyma. - Zapytaj raczej: kogo? Ciebie. Nie chcia ci odda smokowi. Mg to zrobi, czy chciaby, czy nie. Wystarczyo, by sign, a woyby ci do niego bez trudu, ale nie chce. Twierdzi, e ty nadto kochasz ycie i nie bdzie ci go odbiera. e ju i tak wiele oddae krlowi, ktry w zamian obdarowa ci tylko cierpieniem.

Czy wiedziaa, i mwic te sowa, wrcia mi mego krla? Podejrzewam, e tak. Poznaem jej przeszo, gdy bylimy poczeni Moc. Wiedziaem, e wwczas ona take poznaa mnie. Poznaa moj mio do ksicia Szczerego, poja, jak bardzo mnie zabolao, gdy odnalazem go tak obcego. Chciaem z nim porozmawia. - Bastardzie! - zawoaa Pustuka. - Chc ci przekaza jeszcze dwie wiadomoci, cho mog si dla ciebie okaza bolesne. Uzbroiem si w cierpliwo i

czekaem. - Twoja matka ci kochaa rzeka Pustuka cicho. - Mwisz, e sobie jej nie przypominasz. W rzeczywistoci jednak nie moesz jej wybaczy. Ona jest przy tobie, w twoich wspomnieniach. Wysoka i jasnowosa, kobieta z gr. Kochaa ci. Nie ona zdecydowaa o waszym rozstaniu. Sowa Pustuki rozgnieway mnie i zmieszay. Wiedziaem, e nie mam we wspomnieniach kobiety, ktra mnie wydaa na wiat. Szukaem jej w sobie niejeden raz i nigdy nie znalazem. Najmniejszego ladu.

- A druga wiadomo? zapytaem chodno. Na mj litoci. gniew

odpowiedziaa

- Jest moe jeszcze gorsza. I take j ju znasz. Smutne, e jedyne podarunki, jakie mog ofiarowa tobie, katalizatorowi, ktry zmieni moje martwe ycie w yw mier, to dary, ktre ju masz. Skoro tak ju jednak jest, powiem, co powiedzie musz. Bdziesz jeszcze w yciu kocha. Wiesz sam, e stracie sw pierwsz mio, Sikork, ktrej wiatr od morza rozwiewa ciemne

wosy i targa czerwon spdnic. Zbyt daleko od niej odszede, zbyt wiele was dzieli, nie masz ju powrotu. Ona nie jest ju tamt dziewczyn, a ty tym chopcem, ktrego kochaa. Ten rozdzia pozostanie zamknity. Poznalicie si wiosn ycia, na progu wojny, silni w doskonaych ciaach. Obejrzyj si za siebie, a dostrzeesz prawd. Przypomnisz sobie tyle samo sprzeczek i ez, co mioci i pocaunkw. Bastardzie, bd mdry. Pozwl jej odej, zachowaj nieskalane wspomnienia. Ocal dla siebie doskonay wizerunek ukochanej i pozwl jej pamita

miaego chopca, ktrego kochaa. Bo zarwno on, jak i ta radosna dziewczyna s ju tylko wspomnieniami. Potrzsna gow. - Tylko wspomnieniami. - Mylisz si! wciekle. - Mylisz! krzyknem

Krlowa Ketriken zerwaa si na rwne nogi. Patrzya na mnie ze strachem i trosk. Nie mogem spojrze w jej stron. Wysoka i jasnowosa. Moja matka bya wysoka i jasnowosa. Nie. Ja jej nie pamitaem. Minem krlow, nie zwaajc na bl w kolanie. Obszedem smoka, przeklinajc z

kadym krokiem. Uklkem przy krlu Szczerym, ktry pracowa nad przedni lew ap potwora. - Pustuka twierdzi - wyszeptaem gorczkowo - e umrzesz, panie, gdy smok zostanie ukoczony. e powierzysz mu caego siebie. Tak pojem jej sowa. Powiedz mi, panie, e si myl. Odgarn skalne. ukruszone odamki

- Mylisz si - rzek agodnie. Przynie miot, dobrze? Trzeba tu pozamiata.

Przyniosem miot i cho miaem ochot poama kij, posusznie uprztnem piedesta. Krl Szczery doskonale wyczuwa moj kipic wcieko. - Wspaniay gniew - odezwa si cicho. - Silny i czysty. Chyba go wezm dla smoka. Delikatnie, jak municie skrzydem motyla, poczuem pocaunek jego Mocy. Gniew zosta mi odebrany, ulecia cay z mojej duszy i odpyn do... - Nie id za nim. - Leciutkie pchnicie Moc i znw byem we

wasnym ciele. W nastpnej chwili stwierdziem, e siedz na czarnym kamieniu, a cay wiat wiruje dookoa. Podcignem nogi, oparem gow na kolanach. Czuem si chory. Gniew znikn, zostao tpe znuenie. - Oto uczyniem, o co prosie podj krl Szczery. - Chyba teraz rozumiesz lepiej, co to znaczy powierza ycie smokowi. Chciaby mu da z siebie wicej? W milczeniu pokrciem gow. Obawiaem si otworzy usta. - Nie umr, gdy smok zostanie

ukoczony, Bastardzie. Zostan przez niego wchonity, taka jest prawda. Zupenie dosownie. Ale bd istnia. Jako smok. Z trudem wydobyem z siebie gos. - A Pustuka? - Pustuka bdzie czci mnie. A take jej siostra, Mewa. Ale to ja bd smokiem. - Wrci do skrobania kamienia. - Jak moesz to robi, panie? spytaem oskarycielskim tonem. Jak moesz to robi krlowej

Ketriken? Powicia wszystko, by ci tu odnale. A tyj zwyczajnie zostawiasz, osamotnion, bezdzietn? Pochyli si, czoem wspar o smoka. Skrobanie ustao. - Powinienem prosi, eby tu przy mnie sta podczas rzebienia odezwa si po jakim czasie ochrypym gosem. - Gdy myl sam, nie potrafi ju w sobie odnale uczu, a ty je we mnie gwatownie budzisz. - Podnis gow, spojrza na mnie. zy wyobiy w szarym pyle pokrywajcym jego twarz dwie

nierwne cieki. - Czyja mam wybr? Zostaw, panie, smoka. Wracajmy do Krlestwa Szeciu Ksistw, poderwijmy lud, bdziemy walczy ze szkaratnymi okrtami mieczem i Moc, jak dotd. Moe... - Moe bdziemy martwi, nim dotrzemy choby do Stromego. Czy takiego koca chciaby dla mojej krlowej? Nie. Ja sam ponios j do Koziej Twierdzy, oczyszcz wybrzee ze szkaratnej zarazy, a moja maonka bdzie dugo wadaa jako prawowita krlowa. Taki los dla niej wybraem.

- A dziedzic? - spytaem gorzko. Znowu podnis duto. - Wiesz, co musi si sta. Twoja crka zostanie wychowana na nastpczyni tronu. - Nie! Jeli jeszcze raz mi tym zagrozisz, panie, sign Moc ku Brusowi i ka mu j ukry. - Nie moesz sign Moc do Brusa - zauway krl Szczery spokojnie. Odniosem wraenie, e odmierza wielki smoczy paluch. Wiele lat temu Rycerski zamkn jego umys przed krlewsk magi,

eby nikt nie mg Brusa wykorzysta przeciwko niemu. Tak jak trefni zosta uyty przeciwko tobie. Jeszcze wyjaniona. jedna tajemnica

- Krlu Szczery, prosz ci, bagam. Nie czy mi tego. Wolabym zosta wchonity przez smoka. We mnie dla bestii. We moje ycie i powierz je smokowi. Dam ci, krlu, wszystko, czegokolwiek zadasz. Przyrzeknij mi tylko, e moja crka nie bdzie osadzona na tronie Przezornych.

- Nie mog ci tego przyrzec rzek ciko. - Jeli jeszcze cokolwiek dla ciebie znacz... - zaczem, ale mi przerwa. - Nie pojmujesz, cho tylekro ci ju powtarzaem. Miaem dla ciebie uczucia, ale przelaem je w smoka. Udao mi si wsta. Odkutykaem stamtd. Nie zostao ju nic do powiedzenia. Krl - czy czowiek, stryj, czy przyjaciel utraci wszelkie poczucie, kim by. Gdy sigaem ku niemu Moc, znajdowaem jedynie ciany.

Sigajc Rozumieniem, natrafiaem na niky pomyczek ycia, wsplny dla niego i kamiennego smoka. Ostatnio zdawa si janiej pon w smoku ni w krlu Szczerym. W obozie nie byo nikogo, ogie prawie zagas. Dorzuciem drew, usiadem i zaczem u suszone miso. Zapasy prawie si skoczyy. Niedugo znowu bdziemy musieli si wybra na polowanie. A raczej bd musieli. lepun i krlowa Ketriken. Najwyraniej doskonale im szo we dwoje. Nie byem ju taki ponury jak wczeniej, ale nadal czuem, e

przydaaby mi si kropelka czego mocniejszego. W kocu, skoro nie miaem nic lepszego do roboty, poszedem spa. We nie przeladoway mnie smoki, a gra Pustuki nabieraa przedziwnego znaczenia, gdy prbowaem zdecydowa, czy czerwony kamie jest dostatecznie potny, by zawadn Sikork. Wszystko si mieszao i mcio, czsto wypywaem na powierzchni jawy, by zapatrzy si w mrok namiotu. Signem raz do lepuna, ktry lea rozcignity przy niewielkim ogniu, podczas gdy Wilga i trefni na zmian penili

wart. Przenieli si na szczyt wzgrza, skd mieli dobry widok na wijc si drog Mocy. Mogem do nich pj. Zamiast tego przekrciem si na drugi bok i znowu pogryem w snach. niem o wojskach ksicia Wadczego, nadcigajcych nie dziesitkami, lecz zalewajcych kamienioom setkami zoto-brzowych mundurw, przypierajcych nas do pionowej ciany, by zabi. Rankiem obudzi mnie zimnego wilczego nosa. dotyk

Musisz zapolowa - oznajmi lepun powanie.

Krlowa Ketriken wanie schodzia z podwyszenia. Wstawa wit, ogniska przy smoku nie byy ju potrzebne. Spojrzaa na lepuna. - Na owy? - spytaa nas obu. Wilk poruszy kocem ogona. - Wezm uk - oznajmia i znikna w namiocie. Czekalimy. Wkrtce wysza z ukiem w doniach, ubrana w czyciejsz bluz. Nie chciaem patrze na dziewczyn na smoku, gdy j mijalimy.

- Gdyby nas byo wicej powiedziaem, kiedy przechodzilimy obok filaru powinnimy dwjk wystawi na czatach tutaj i dwjk przy drodze. Krlowa Ketriken skina gow. - Dziwnie si czuj. Wiem, e id nas zabi, i nie potrafi dostrzec sposobu uniknicia tego losu, a przecie wybieramy si na polowanie, jakby jedzenie byo najwaniejsze na wiecie. Bo tak jest. Jedzenie to ycie. - Trzeba jednak je, eby y -

powtrzya myl lepuna. Nie znalelimy zwierzyny naprawd wartej strzau z uku. Wilk pogoni zajca, krlowa zestrzelia jakiego barwnego ptaka. W kocu poszlimy apa ososie i do poudnia mielimy do poywienia przynajmniej na jeden dzie. Oczyciem ryby na brzegu strumienia, a potem spytaem krlow, czy mog tu zosta i si umy. - Wywiadczysz przysug nam wszystkim odpara, a ja umiechnem si, nie dlatego e rozmieszy mnie jej art, ale z zadowolenia, e si na niego

zdobya. Wkrtce usyszaem, e i ona si pluszcze, gdzie w grze strumienia, a lepun, z penym brzuchem, zdrzemn si na lenej polanie. W drodze powrotnej znalelimy bazna. Spa obok dziewczyny na smoku jak zabity, zwinity w kbek na podecie, tu obok kamiennej bestii. Krlowa Ketriken obudzia go i zbesztaa za wiee znaki duta na smoczym ogonie. Trefni nie okaza skruchy, stwierdzi jedynie, e Wilga podja si trzyma wart. Wymoglimy na nim, by wrci do

obozu. W drodze do namiotu krlowa Ketriken zatrzymaa nas nagle. - Cisza! - krzykna. - Suchajcie! Zamarlimy bez ruchu. Spodziewaem si, e usysz Wilg, e to ona nas ostrzega. Wytaem such, ale syszaem tylko wiatr wiszczcy po kamienioomie oraz odlegy piew ptakw. Mina chwila, nim pojem. - Krl! - wrzasnem przeraony. Wetknem ryby w rce trefnisiowi i rzuciem si biegiem. Pani Ketriken

mnie wyprzedzia. Obawiaem si, e oboje znajd martwych, pokonanych pod nasz nieobecno przez krg Mocy ksicia Wadczego. Zastalimy natomiast dziwn scen. Krl Szczery oraz Pustuka stali rami przy ramieniu. Smok byszcza lnic czerni, niczym pikny krzemie w popoudniowym socu. By ukoczony. Kada uska, kady pazur zachwyca starannoci wykonania. - Jest pikniejszy od innych rzekem. Obszedem smoka dookoa, a z kadym krokiem

podziwiaem go bardziej. Rozumienie buzowao w nim z wielk si, mocniej ni w krlu czy Pustuce. Dziwio mnie, e boki smoka nie unosz si oddechem, e nie wyszarpn si ze szpon kamiennego snu. Spojrzaem na krla Szczerego i mimo gniewu, ktry wci we mnie tkwi, przyczajony gdzie na dnie duszy, musiaem wyrazi podziw. - Jest doskonay - rzekem cicho. - Zawiodem mj lud - odezwa si monarcha z rozpacz. Pustuka skina gow z

niezmiernym smutkiem. Pogbiy si zmarszczki na jej twarzy. Wygldaa teraz na swoje dwiecie lat. Na tyle samo wyglda krl Szczery. - Panie mj, przecie ukoczye smoka - rzeka krlowa Ketriken. Mwie, e tego wanie musisz dokona. Ukoczy smoka. - Rzebienie skoczone - przyzna krl Szczery. - Ale smok jeszcze nie jest gotowy. - Potoczy po nas wzrokiem, trudno mu byo znale sowa, ktre by przed nami odsoniy prawd. - Powierzyem mu wszystko. Zostawiem sobie tylko

tyle, by moje serce pamitao, jak bi, a oddech oywia ciao. Podobnie uczynia Pustuka. T reszt rwnie mu oddamy. Lecz to wszystko za mao. Wolno uczyni krok, wspar si o smoka. Tam, gdzie dotkn kamienia, na skrze bestii pojawia si barwa. Turkus obrzeony srebrem; uski bysny niepewnie w promieniach soca. Czuem, jak Moc przepywa od mego krla do smoka. Zupenie jakby inkaust wsika w arkusz pergaminu. - Krlu Szczery! - zawoaem, by go ostrzec.

Z jkiem uwolni si od swego dziea. - Nie obawiaj si, Bastardzie. Nie pozwol mu wzi zbyt wiele. Nie oddam mu swego ycia bez potrzeby. - Unis gow, powid po nas wzrokiem. - Dziwne - rzek cicho. - Czy tak si czuje czowiek skaony kunic? Pamita, co czu niegdy, lecz ju czu nie potrafi? Moje strachy, mioci, smutki... wszystko powierzyem smokowi. Nic sobie nie zatrzymaem. I wszystko to za mao. Za mao. - Panie mj, krlu - odezwaa si Pustuka ochrypym gosem. Nie

byo w nim okruszyny nadziei. Bdziesz musia wzi Bastarda Rycerskiego. Nie ma innego sposobu. - Jej oczy, niegdy tak byszczce, przypominay teraz dwa matowe otoczaki. Spojrzaa na mnie. - Bye gotw ofiarowa cae swoje ycie - przypomniaa. Pokiwaem gow. - Jeli nie zabierzecie na tron mojego dziecka dodaem. Zaczerpnem gboko powietrza. Teraz dysponowaem swoim yciem. - Krlu mj, nie pragn ju zawiera umowy. Jeli moje ycie potrzebne ci do napenienia smoka,

we je, prosz. Krl Szczery nogach. sania si na

- Dziki tobie prawie mog znowu czu. - Unis srebrny palec, wycelowa go oskarycielsko, lecz nie we mnie, tylko w Pustuk. Sowa padajce z jego ust cikie byy niczym kamie, z ktrego wyrzebi smoka. - Powiedziaem raz. Wicej o tym nie wspominaj. Zabraniam. - Wolno opad na kolana, potem usiad obok rzeby. Niech licho porwie nasiona kopytnika - mrukn. - Zawsze przestaj dziaa, kiedy czowiek

najbardziej ich potrzebuje. - Powiniene odpocz, panie odezwaem si gupio. Przecie krl Szczery i tak nie mg zrobi nic innego. Wanie w ten sposb dziaaj nasiona kopytnika. Gdy ich dziaanie mija, czowiek jest do cna wyczerpany. Wiedziaem o tym a nazbyt dobrze. - Odpocz - powtrzy gorzko, amicym si gosem. - Tak. Odpocz. Powinienem by wypoczty, gdy odacy brata podern mi gardo. Powinienem by wypoczty, gdy krg Mocy Wadczego przybdzie zawadn

moim smokiem. Wiedz o tym, Bastardzie. Wanie tego podaj. Oczywicie, nie uda im si go oywi. Tak sdz... - zbdzi gdzie mylami. - Cho moe...? szepn najlejszym tchnieniem. Jaki czas byli ze mn powizani Moc. Moe moja mier wystarczy, eby zdoali opanowa smoka? - Na jego ustach pojawi si cie smutnego umiechu. - Ksi Wadczy jako smok. Sdzicie, e z Koziej Twierdzy zostanie kamie na kamieniu? Pustuka przysiada na pitach, skulia si, przycigajc twarz do kolan. Odniosem wraenie, e

usyszaem szloch, ale kiedy wolno opada na bok, twarz miaa spokojn i nieruchom, oczy zamknite. Bya martwa, a moe zasna snem czowieka wyczerpanego uywaniem nasion kopytnika. Po tym, co usyszaem od krla Szczerego, zdawao si to nie mie wikszego znaczenia. Krl take pooy si na zimnym, pokruszonym kamieniu. Zasn obok swego smoka. Krlowa Ketriken usiada przy maonku. Podcigna kolana pod brod, wspara na nich gow i zapakaa. Nie cicho. Zdawao si, e jej rozdzierajcy szloch obudziby

nawet kamiennego smoka. Wiedziaem, e nie potrafi krlowej uly w rozpaczy. Spojrzaem na trefnisia. - Chyba powinnimy im przynie pledy - zaproponowaem bezradnie. Oczywicie. Trudno o waciwsze zadanie dla proroka i jego katalizatora. Poda mi rk. Dotyk odnowi i wzmocni czc nas wi Mocy. Gorycz. Gorycz pyna w trefnisiu z kad kropl krwi. Krlestwo Szeciu Ksistw przegra wojn.

wiat stoczy si w przepa. Poszlimy po koce.

Rozdzia trzydziesty smy Umowa

Gdy odwoamy si do wszystkich dostpnych zapiskw, staje si oczywiste, i w gb Krlestwa Szeciu Ksistw, do Jeziora Smolnego, dotarto nie wicej ni dwadziecia szkaratnych okrtw, a zaledwie kilka popyno dalej, do Kupieckiego Brodu. Minstrele ka

nam wierzy, i byo ich znacznie wicej, e na ich pokadach pojawiy si setki Zawyspiarzy. W pieniach wybrzea Rzeki Koziej i Winnej spyway tego lata krwi i blaskiem czerwonych pomieni. Nie naley wini pieniarzy. Rozpacz i koszmar tamtych dni nie powinny si nigdy zatrze w ludzkiej pamici. Jeli minstrel musi wyostrzy prawd, by pomc nam zapamita j w caoci, pozwlmy mu to uczyni i nie mwmy, e skama. Prawda czsto jest obszerniejsza ni fakty.

*** Tego wieczoru Wilga wrcia z trefnisiem. Nikt jej nie pyta, dlaczego ju nie trzyma warty. Nikt nie proponowa, bymy uciekali z kamienioomu, nim zostaniemy osaczeni przez wojska ksicia Wadczego. Mielimy zosta, podj walk. W obronie kamiennego smoka. Mielimy ponie mier. Nadcigaa nieuchronnie. adne z nas tego nie kwestionowao. Gdy wyczerpana paczem krlowa Ketriken zapada w sen, zaniosem

j do mniejszego namiotu, ktry dzielia z maonkiem, uoyem na posaniu i otuliem kocami. Potem jeszcze pochyliem si nad ni i pocaowaem w czoo, ktre niegdy byo takie gadkie. Tak samo pocaowabym swoje upione dziecko. Byo to w jakim sensie poegnanie. Zdecydowaem, e wszystko trzeba robi od razu. Tylko chwil obecn miaem dla siebie na pewno. Zapad zmrok. Wilga i trefni siedzieli przy ogniu. Ona graa na harfie, mikko, lirycznie, zapatrzona w pomienie. Obok na ziemi lea obnaony n. Jaki czas

przygldaem si, jak blask pomieni dotyka jej twarzy. Wilga Sowicza, ostatni minstrel ostatnich prawowitych wadcw monarchii Przezornych. Nie napisze pieni pamitnej po wsze czasy. Trefni milcza i sucha. Zadzierzgna si midzy nimi specyficzna ni przyjani. Jeli to byy ostatnie chwile ycia Wilgi, trefni, suchajc, ofiarowywa jej najpikniejszy dar. Zostawiem ich tam i wziwszy ze sob bukak peen wody, wolno si wspiem na podwyszenie, do smoka. lepun poszed za mn. Ju

wczeniej rozpaliem tam ogie. Teraz dorzuciem troch opau nazbieranego przez krlow. Krl Szczery i Pustuka spali. Cier uywa kiedy nasion kopytnika przez dwa dni. Gdy mino ich dziaanie, zdrowia prawie przez tydzie. Chcia tylko spa i pi wod. Wtpiem, by ktre z tych dwojga obudzio si wkrtce. Zreszt i tak nie miaem im ju nic do powiedzenia. Siedziaem wic i strzegem krla. Marny ze mnie stranik. Obudziem si, gdy krl Szczery wyszepta moje imi. Usiadem natychmiast i signem po bukak.

- Panie mj - rzekem cicho. A on nie lea na kamieniu, saby i bezradny. Sta nade mn. Gestem nakaza mi si podnie i pody za nim. Staraem si porusza rwnie bezszelestnie jak on. Dopiero po zejciu z piedestau si do mnie odwrci. Bez sowa podaem mu wod. Wypi do dna i odda mi bukak. - Jest jeszcze jedna szansa, Bastardzie Rycerski. - Patrzy na mnie oczyma tak bardzo podobnymi do moich. - Ty jeste t szans. Ty, peen ycia i oczekiwa. Targany pasjami.

- Wiem. - Nigdy dotd nie byem tak przeraony. Baem si w lochach ksicia Wadczego, ale nie a tak. Teraz czekaa mnie mier. Nerwowo miem rbek koszuli. - Moe ci si to nie podoba rzek krl Szczery. - Mnie take si to nie podoba, ale nie widz innego wyjcia. - Jestem gotowy Tylko... chciabym zobaczy Sikork razem z Pokrzyw s Brus. skamaem. jeszcze raz Wiedzie, e bezpieczne. I

- Pamitam twoje danie, bym

nie bra Pokrzywy na tron. Odwrci ode mnie wzrok. - Gotuj ci gorszy los. Chc zabra ci ycie i energi. Sam wiesz, e straciem ju wszystkie uczucia. Nic mi nie zostao. Nie mog wykrzesa z siebie choby iskry... gdybym potrafi sobie przypomnie, co to znaczy poda kobiety, trzyma ukochan w ramionach.... - ucich. Wstyd mi ci o to prosi. Wstyd mi bardziej ni za to, e zaczerpnem od ciebie energii, kiedy bye chopcem, niewiadomym, co mi dajesz. - Znowu spojrza mi w oczy i z trudem znajdowa sowa. Wyrazy niedoskonae. - Widzisz. Nawet to.

Wstyd, bl, e ci to robi... to take mi dajesz. Take i to mog powierzy smokowi. Smok musi wzlecie, Bastardzie. Musi. - Panie mj, krlu Szczery. Chciaem do niego dotrze, nie potrafiem. Przyjacielu... Ujrzaem bysk w jego renicach. Zgadzam si na wszystko. O jedno tylko jeszcze ci prosz. Chciabym zobaczy Sikork. Cho przez chwil. - To niebezpieczne. Moliwe, e zabijajc Bystrego, przeraziem, krg Mocy. Nie prbowali od tamtej pory stan ze mn twarz w twarz,

jedynie spadali znienacka, padlinoercy. Mimo wszystko... - Bagam! - wyszeptaem.

jak

- Dobrze wic, chopcze. Lecz serce mam pene obaw. To nie byo dotknicie. Nawet nie zaczerpn tchu. Cho krl Szczery nikn w oczach, jego Moc pozostaa niezmiennie potna. Znalelimy si tam, z nimi. Krl si wycofa, dajc mi zudzenie, e jestem sam. Znalazem si w pokoju, czystym i dobrze umeblowanym. Na stole owietlonym przez kilka wiec, lea

bochen chleba oraz staa misa jabek. Brus, bez koszuli, spa na boku na ku. Pier unosia mu si w spokojnym, rytmicznym oddechu. Krew z rany po nou zakrzepa ciemn plam. Przy Brusie spaa Pokrzywa. Osania j ramieniem. Sikorka, pochylia si nad nimi i zrcznie wyja dziecko z obiec Brusa, zaniosa do koszyka ustawionego w kcie. Moja creczka nawet si nie przebudzia, tylko malekie usteczka poruszyy si, oywione wspomnieniem ciepego mleka. Nie odniosem wraenia, by ucierpiaa w niedawnych przejciach.

Sikorka krztaa si po pokoju. Nalaa wody do misy, zoon grubo szmatk namoczya, a nastpnie porzdnie wya. Przyoya Brusowi kompres. Mj dawny opiekun zbudzi si gwatownie, szybki niczym w, schwyci Sikork za nadgarstek. - Brus! Przecie to trzeba oczyci! - Sikorka bya na niego za. - Ach, to ty - odetchn z ulg. - Oczywicie, e ja. Kogo si spodziewae? - Otara ran i

ponownie zmoczya szmatk. Woda zabarwia si na czerwono. Brus pomaca ostronie rk po posaniu, szukajc Pokrzywy. - Gdzie moja maleka? - Twoja maleka pi w koszyku. Tam. - Sikorka ponownie przetara mu plecy wilgotn szmatk. Krwawienie ustao. Rana wyglda na czyst. Chyba uratowaa ci skrzana tunika. Jeli usidziesz prosto, bd moga zabandaowa. Brus podwign si wolno. Tylko raz sykn cicho, ale ju po chwili

szeroko si umiecha. Odgarn z twarzy kosmyk wosw. - Pszczoy Rozumienia. - Pokiwa gow z uznaniem. Miaem nieodparte wraenie, e powiedzia to nie po raz pierwszy. - Nic innego nie potrafiam wymyli. - Ale i Sikorka nie moga si powstrzyma od umiechu. - Tak czy inaczej, udao si. - O tak. A skd wiedziaa, e polec do rudobrodego? Tylko to ich przekonao. Niewiele brakowao, a przekonaoby take i mnie!

- ut szczcia. I wiato. Trzyma w rku wiece, sta przed kominkiem. W izbie byo mroczno. Pszczoy cign do wiata, prawie tak samo jak my. - Ciekawym, czy nadal siedz w chacie. - Straciam rj - przypomniaa mu Sikorka smutno. - Znajdziemy drugi - pocieszy j Brus. Sikorka pokrcia gow - Najwicej miodu daje rj, ktry

pracowa przez cae lato. - Wzia ze stou czysty banda oraz soiczek z maci. Powchaa j w zastanowieniu. - Pachnie inaczej ni twoja - zauwaya. - Dziaanie pewnie bdzie takie samo. - Zmarszczywszy brwi, rozejrza si po pokoju. - Jak za to wszystko zapacimy? - Zajam si tym. - Staa do niego plecami. - Jak to? - zapyta podejrzliwie. Gdy si do niego odwrcia, usta miaa zacinite w wsk lini. Ja

bym si z ni nie sprzecza, kiedy miaa taki wyraz twarzy. - Sprzedaam brosz Bastarda. Pokazaam j gospodarzowi, a on wynaj nam pokj. Po poudniu, kiedy oboje spalicie, poszam do zotnika. Brus otworzy usta, ale nie zdy si odezwa. Potrafi si sprzedaam j drogo. targowa,

- Jej wartoci nie da si zmierzy zotem. Powinna przej w rce Pokrzywy. - Brus mia twarz rwnie

zacit jak Sikorka. - Pokrzywie bardziej potrzebne ciepe ko i owsianka ni srebrna broszka z rubinem. Nawet Bastard by to zrozumia. Dziwne, rozumiaem. lecz rzeczywicie

- Bd musia dugo pracowa, eby j wykupi - rzek Brus tylko. Sikorka nie patrzya mu w oczy. - Jeste uparty i na pewno zrobisz, co uznasz za stosowne.

Brus milcza. Widziaem wyranie, e prbowa zdecydowa, czy taka odpowied oznacza, e wygra sprzeczk. Sikorka podesza do ka. Usiada, zacza smarowa maci okolice rany. Brus zacisn szczki, ale nawet nie jkn. - Podnie rce, bd moga ci zabandaowa. Wykona polecenie. - Lepiej? - zapytaa, skoczywszy opatrunek.

- Duo lepiej. - Brus zacz si prostowa, ale zrezygnowa. - Chod, zjedz - zaprosia Sikorka, podchodzc do stou. - Za chwilk. - Wzrok mu spochmurnia. Sikorko. Westchn, sprbowa znowu. Pokrzywa jest prawnuczk krla Roztropnego. Wywodzi si z rodu Przezornych. Ksi Wadczy zawsze bdzie w niej widzia zagroenie. Chce was obie zabi. Jestem pewien, e nie spocznie, pki tego nie dokona. - Podrapa si po brodzie. Skoro Sikorka milczaa, odezwa si znowu. - Jest tylko

jeden sposb zapewnienia wam bezpieczestwa. Musicie si odda pod opiek prawowitego wadcy. Pewien czowiek... ma na imi Cier... moe Bastard ci o nim wspomina? Sikorka bez gow. Oczy czarniejsze. sowa pokrcia miaa coraz

- Cier mgby zabra Pokrzyw w bezpieczne miejsce. I zadba, eby tobie niczego nie zabrako mwi Brus powoli, niechtnie. Sikorka natomiast odpowiedziaa szybko:

- Nie. Ona nie jest dziedziczk Przezornych. Jest moja. Nie sprzedam jej ani za pienidze, ani za obietnic bezpieczestwa. Jak moge w ogle przypuszcza! rzucia z pogard. Umiechem skwitowa jej gniew. Ujrzaem na jego twarzy ulg, naznaczon poczuciem winy. - Nie sdziem, e si zgodzisz, ale musiaem ci to zaproponowa. Nastpne sowa brzmiay jeszcze mniej pewnie: - Mylaem o innym sposobie. Nie wiem, jak ci si on spodoba. Bdziemy musieli std odej, zamieszka gdzie, gdzie

nikt nas nie zna. - Nagle wbi wzrok w podog. - Gdybymy si szybko pobrali, w nowym miejscu ludzie myleliby, e dziecko jest moje... Sikorka staa jak kamienny posg. Cisza si przecigaa. Brus podnis wzrok, spojrza bagalnie na moj ukochan. - Nie zrozum mnie le. Nie oczekuj, e bdziesz ze mn dzieli oe. Waciwie... nawet nie musiaaby za mnie wychodzi. W Odrzwiach s Kamienie wiadkw. Moemy tam pj z jakim minstrelem. Przysign, e maa jest moja. Nikt nie bdzie wtedy

mia wtpliwoci. - Skamaby przed Kamieniami wiadkw? - spytaa Sikorka, z niedowierzaniem. - Zrobiby to dla bezpieczestwa Pokrzywy? Brus wolno skin gow. Nie spuci wzroku. - Nie, Brus. Do tego nie dopuszcz. Krzywoprzysistwo przed Kamieniami wiadkw moe cign na czowieka nieszczcie. Wszyscy znaj opowieci o tych, ktrzy sprofanowali kamstwem wite miejsce.

- Zaryzykuj ponuro.

- oznajmi Brus

Nigdy nie kama. Teraz, w obronie Pokrzywy, zamierza zoy faszyw przysig. Czy Sikorka wiedziaa, jak wiele jej ofiarowa? Wiedziaa. - Nie. Nie bdziesz kama. - Sikorko, prosz ci... - Bd cicho! - zadaa stanowczo. Przekrzywia gow i jaki czas mu si przygldaa, wyranie co wac w mylach. Brus - odezwaa si wreszcie,

odrobin niepewnym gosem. Syszaam... Lamwka wspomniaa, e kochae kiedy ksin Cierpliw. - Nabraa tchu. - Nadal j kochasz? - spytaa. Brus prawie si rozgniewa, ale Sikorka nie spuszczaa z niego proszcego spojrzenia, wic w kocu odpowiedzia, cho ledwie byo go sycha. - Kocham wspomnienia. O tym, jaka bya kiedy, jaki wtedy byem ja. Pewnie tak samo ty kochasz Bastarda. Tym razem Sikorka si skrzywia.

- Niektre wspomnienia... tak, to prawda. - Jakby sobie co przypominaa, pokiwaa gow. - Ale on nie yje. - Tak przedziwnie ostatecznie zabrzmiay te sowa w jej ustach. - Posuchaj mnie. Tylko posuchaj. Przez cae ycie... Najpierw mj ojciec zawsze mwi, e mnie kocha, ale cigle mnie bi i wyklina, i nigdy nie czuam jego mioci. Potem Bastard. Przysiga, e mnie kocha, ale mnie okamywa, a kamstwa nie id w parze z mioci. Teraz ty... Brus, nigdy nie mwisz, e mnie kochasz, ale twoje milczenie i spojrzenia mwi mi wicej o mioci ni

sowa. - Zamilka, czekaa. - Brus? odezwaa si wreszcie. - Jeste moda - rzek cicho. - I liczna. Pena ycia. Zasugujesz na kogo lepszego. - Brus, kochasz mnie? - proste, niemiae pytanie. cisn zniszczone prac donie midzy kolanami. By ukry ich drenie? - Tak. Umiech Sikorki rozjani izb niczym promie soca przebijajcy

chmury. - Wobec tego powiniene si ze mn oeni. A potem, jeli zechcesz, stan przed Kamieniami wiadkw i przysign przed wszystkimi, e byam z tob, nim wzilimy lub. I poka ludziom dziecko. W kocu podnis na ni oczy z niedowierzaniem. - Polubiaby mnie? Starego, biednego, brzydkiego? - Dla mnie nie jeste stary, biedny ani brzydki. Jeste moim

ukochanym. Brus pokrci gow. Odpowied Sikorki jeszcze go bardziej zmieszaa. - Sama mwia, e kamstwo przed Kamieniami wiadkw ciga na czowieka nieszczcie, a teraz jeste gotowa to uczyni? Umiechna si do niego zupenie inaczej. Nie widziaem tego umiechu ju od bardzo dawna. Teraz zrani mnie prosto w serce. - To nie musi by kamstwo -

rzeka niskim, ciepym gosem. Brusowi zadrgay nozdrza jak penokrwistemu ogierowi. Zaczerpn tchu pen piersi. Sikorka polinia dwa palce i szybkim gestem zgasia wszystkie wieczki prcz jednej. W pociemniaej izbie wsuna si w ramiona Brusa. Uciekem. - Tak mi przykro, chopcze. W milczeniu pokrciem gow. Powieki miaem mocno zacinite,

ale zy i tak znalazy drog. Min jaki czas, nim odzyskaem mow. - Bdzie dla niej dobry. I dla Pokrzywy take. Powinienem by zadowolony. Brus zaopiekuje si nimi obiema. Zadowolony. Jako nie mogem odnale w sobie zadowolenia. Czuem jedynie bl. - Nie skorzystae na naszej umowie. - Krl Szczery naprawd mi wspczu. - Zostawmy to. - Zaczerpnem tchu. - Krlu mj... Chciabym, eby

to si odbyo szybko. - Jeste gotw? - W kadej chwili. Wtedy wzi ode mnie ycie.

*** Kiedy ju niem ten sen. Znaem uczucie ycia w ciele starca. Tamtym razem byo to ciao krla Roztropnego, odziane w mikk nocn koszul, zoone w czystym ou. Tym razem byo trudniej.

Wszystko mnie bolao. Wntrznoci paliy ywym ogniem. Parzyy donie, przedramiona, twarz. Wicej byo w tym ciele blu ni ycia. Byem niczym wieczka wypalona ju niemal do koca. Z trudem rozwarem zlepione powieki. Leaem na zimnym, pokruszonym kamieniu. Obok siedzia wilk. To nic dobrego - oznajmi. Nie miaem pojcia, co mu odpowiedzie. Rzeczywicie, nic dobrego. Po jakim czasie podniosem si na kolana. Kady kawaek ciaa promieniowa blem. Cudem jakim udao mi si stan

na nogach. Noc bya ciepa, a mimo to bez przerwy draem. Nade mn, na podwyszeniu, drzema smok. Nic nie rozumiem - lepun doprasza si o wyjanienia. Nie chc rozumie. Nie chc wiedzie. A jednak wiedziaem. Ruszyem wolno, wilk szed tu za mn. Minlimy zamierajce ognisko. Nikt nie sta na warcie. Tej nocy krlowa Ketriken nie bya sama w namiocie. Mrok nie pozwoli jej dostrzec twarzy, lecz

widziaa ciemne oczy krla Szczerego, zagldajce w jej renice. Wierzya, e wreszcie przyszed do niej maonek. I tak wanie byo. Nie chciaem sysze, nie chciaem wiedzie. Odszedem, chwiejnym krokiem starca. Dookoa wznosiy si lnice bloki czarnego kamienia. Przed nami co stukno i brzkno cicho. Przeszedem przez gboki cie o ostrych krawdziach i wyszedem znowu w wiato ksiyca. Kiedy bye w moim ciele. To

podobnie? - Nie. - Wypowiedziane na gos sowo zamao barier ciszy. Usyszaem jakie skrobanie. Co to takiego? Sprawdz. Wilk wtopi si w cie. Wrci prawie natychmiast. Bezwonny. Chowa si tob. Nie poznaje ciebie. przed

Wiedziaem, gdzie go znale. Nie pieszyem si. W tym umczonym

ciele ledwie si mogem porusza. Z najwyszym trudem wdrapaem si na podwyszenie, do dziewczyny na smoku. Wszdzie peno byo wieo odupanych okruchw. Z najwyszym trudem usiadem na zimnym kamieniu. Przyjrzaem si pracy trefnisia. Prawie uwolni smoka. - Banie! - rzekem cicho. Wyodrbni si z cienia, stan przede mn, ze spuszczonymi oczyma. - Krlu mj, prbowaem, ale nie mog si powstrzyma. Nie mog

jej tutaj zostawi. W milczeniu skinem gow. lepun zapiszcza. Trefni spojrza na niego, potem znowu na mnie. Na jego twarzy pojawio si zdziwienie. - Panie mj?... Signem do tej cieniutkiej nitki Mocy, ktra nas czya. Trefni usiowa zrozumie. Podszed, usiad koo mnie. Przyglda mi si uwanie, jakby mg mnie dostrzec w krlu Szczerym. - Wcale mi si to nie podoba odezwa si w kocu.

- Ani mnie. - Dlaczego... - Lepiej nie wiedzie - uciem. Siedzielimy w ciszy. Bazen odgarn ledwie co ukruszone kawaki skay, lece wok smoczej apy. Patrzy mi w oczy, ale ukradkiem wydoby zza pazuchy duto. Zamiast motka uywa kamienia. - To duto krla Szczerego. - Rzeczywicie. Nie bdzie go ju potrzebowa, a mj n si zama. -

Z uwag przyoy narzdzie do kamienia. - Idzie mi teraz znacznie szybciej. - Odupa kawaek skay. Powizaem z nim swoje myli. - Ona cignie od ciebie si zauwayem cicho. - Wiem. - Spad nastpny odamek. - Jestem jej co winny. - Banie, moe si zdarzy, e wemie wszystko, co jej dasz, a i tak bdzie tego za mao. - Skd wiesz?

Wzruszyem ramionami. - To ciao wie. Trefni przyoy naznaczone Moc palce do miejsca, gdzie odupa kawaek skay. A si skurczyem, lecz tym razem dziewczyna nie poczua blu. Co od bazna wzia. Straszne. Nie mogo mu wystarczy Mocy, by uksztatowa j domi. Uczucia, ktrymi napenia kamienn dziewczyn, tylko powikszay jej udrk. - Przypomina mi moj starsz siostr - usyszaem gos bazna w

ciemnej nocy. - Miaa zote wosy. Milczaem. - Chciabym j znowu zobaczy rzek, nie patrzc na mnie. Rozpieszczaa mnie niemoliwie. Chciabym zobaczy swoj rodzin doda w zamyleniu, obracajc w palcach jaki kamyk. Banie, sprbowa? pozwolisz mi

Obrzuci mnie spojrzeniem, ktremu niedaleko byo do zazdroci.

- Moe ostrzeg.

ciebie

nie

chcie

Umiechnem si do niego umiechem krla Szczerego, przez gstw jego brody. - czy nas Moc. Ni jest cieniutka, osabiona kozkiem i twoim znueniem, ale przecie istnieje. Po rk na moim ramieniu. Nie wiem, czemu to zrobiem. Moe dlatego e nigdy przedtem nie mwi mi o starszej siostrze i nie wspomina o tsknocie za domem. Nie chciaem si zastanawia. Gdy

si nie zastanawiaem, wszystko byo atwiejsze. Trefni do woln od Mocy przytuli do mojej szyi. Instynktownie zadziaa tak, jak byo trzeba. Skra do skry. Podniosem przed oczy srebrn do krla Szczerego i przyjrzaem si jej z podziwem. Wygldaa na pokryt srebrem, a czuem j, jakby bya poraniona do ywego. Potem, zanim zdyem zmieni zdanie, opuciem rce i uwiziem bezksztatn smocz ap w obu doniach. Natychmiast poczuem smoka. Wi si w kamieniu. Znalem miejsce kadej uski, czubek kadego

zakrzywionego pazura. I znaem mod kobiet, ktra go rzebia. Waciwie wszystkie te kobiety. Dawno temu tworzyy krg Mocy Solanki. Niestety, Solanka bya prna. To ona siedziaa na kamiennym smoku, to ona chciaa pozosta w swej wasnej postaci, rzebic siebie na bestii, ktr tworzy krg Mocy. Inne nie miay si sprzeciwi. Omal jej si udao. Smok zosta ukoczony i prawie napeniony. Zacz si wznosi, wchaniajc krg. Lecz Solanka nie chciaa pozosta jedynie w kamiennej kobiecie. Odsuna si od smoka. A on upad, zanim

wyfrun w przestworza, wry si w czarny kamie, grzznc w nim na zawsze, zamykajc w puapce swego kamiennego ciaa cay krg Mocy, a w kamiennej dziewczynie Solank. Wszystko to pojem w jednej chwili. Czuem te gd smoka. Przyciga mnie, baga o karm. Wiele zaczerpn z trefnisia. Poznaem jego dary, jasne oraz ciemne. Drwiny, wyzwiska ogrodnikw i pokojwek, gdy jako dziecko dotar do Koziej Twierdzy. Kwitnca gazka jaboni za oknem. Ja, w rozwianym kaftanie, drepczcy na krtkich nkach za

Brusem przez zamkowy dziedziniec. Srebrna ryba nad lustrem cichej sadzawki o wicie. Smok nagle zacz wybiera ze mnie wspomnienia. Teraz pojem, co naprawd mnie tu sprowadzio. We moje wspomnienia o matce i uczucia, ktre si z nimi wi. Nie chc ich zna. We bl, ktry dawi mnie w gardle, gdy myl o Sikorce, we ostry obraz spdzonych z ni barwnych dni. We ich lnienie i zostaw mi tylko cie tego, co wwczas widziaem i czuem. Pozwl mi je sobie przypomina tak, bym si nie rani o ich ostro.

We moje dni i noce w lochach ksicia Wadczego. Wystarczy mi wiadomo, co si tam stao. We je i spraw, bym przesta czu pod policzkiem kamienn podog, sysze amic si ko mego nosa, mie na jzyku smak wasnej krwi. Zabierz mj smutek i al, e nigdy nie poznaem ojca, we godziny wpatrywania si w jego portret, gdy w wielkiej sali biesiadnej nie byo nikogo. We... Bastardzie, przesta! Moesz jej da za duo, nic nie zostanie dla ciebie! - Bazen w moim wntrzu przeraony by tym, do czego sam mnie zachci.

...wspomnienia szczytu wiey, gdzie w ogooconym, chostanym wichrem Ogrodzie Krlowej sta nade mn Konsyliarz. Zabierz obraz Sikorki, tak ochoczo idcej w ramiona Brusa. Zabierz to i uga poar mojej duszy i zapiecztuj przede mn te wspomnienia, by ju nigdy nie mogy pali do ywego. We... Bracie mj, wystarczy. lepun pojawi si nagle midzy mn a smokiem. Wiedziaem, e nadal ciskam pokryt uskami ap, a on wydoby z gbi gardzieli ponury warkot, wzbraniajc bestii

czerpa ze mnie wicej. Nie dbam o to, czy wemie wszystko - rzekem. Nie chc by zwizany z czowiekiem dotknitym przeklestwem kunicy. Znikaj, ty, skalisty! Wilk warcza duchem tak samo gronie. Ku memu zdziwieniu ustpi. lepun chwyci przednimi zbami za rami. smok mnie

Idziemy. Odsu si od niego! Puciem smocz ap.

Otworzyem oczy, zdziwiony, e cigle jeszcze jest noc. Bazen skuli si obok lepuna, obejmowa go za szyj. - Bastardzie - odezwa si cicho. Mwi w wilcz sier, ale syszaem go wyranie. - Wybacz mi. Nie moesz odrzuci caego blu. Jeli przestaniesz odczuwa bl... Nie suchaem go dalej. Przygldaem si smoczej apie. Tam gdzie pooyem rce na chropowatym kamieniu, teraz widniay dwa odciski doni. W granicach tego ksztatu kada uska

bya doskonaa. Daem mu tak wiele pomylaem. - A dosta tak mao. A potem przyszed mi na myl smok krla Szczerego. By ogromny. Jak mj wadca tego dokona? C musia nosi w duszy przez wszystkie lata ycia, by wystarczyo na uksztatowanie takiego smoka? - Brat twojego ojca jest czowiekiem o wielkim sercu. Potrafi kocha. Wie, co znaczy by wiernym. Czasami mam wraenie, e moje dwiecie lat dowiadcze blednie przy jego czterdziestu.

Wszyscy trzej odwrcilimy si do Pustuki. Nie byem zaskoczony. Wiedziaem, e nadchodzi, ale o to nie dbaem. Opieraa si ciko na kosturze, zgita we dwoje, zasuszona starucha. Popatrzya na mnie i w tej chwili zrozumiaem, e wiedziaa o wszystkim. Skoro bya tak cile poczona Moc z krlem Szczerym, musiaa wiedzie o wszystkim. - Zejdcie stamtd. Zejdcie, zanim zrobicie sobie krzywd. Posuchalimy jej, cho wykonalimy polecenie wolno, a ja najwolniej ze wszystkich. Przecie

byem w miertelnie znuonym ciele krla. Pustuka zmierzya mnie gronym spojrzeniem. - Jeeli ju zamierzae to zrobi, moge swoimi wspomnieniami nakarmi smoka Szczerego. - Krl mi nie pozwoli. Ty te mi nie pozwolia. - To prawda. Musisz wiedzie, e bdzie ci brakowao tego, co oddae. Pewne wspomnienia odzyskasz z czasem. Wszystkie s ze sob powizane i, podobnie jak skra na ranie, narastaj. Zostawione same sobie, z czasem

przestayby ci bole. Pewnego dnia bdziesz za nimi tskni. - Nie sdz - odrzekem spokojnie, ukrywajc wasne zwtpienie. - Zostao mi jeszcze wiele bolesnych ran. Pustuka uniosa twarz do nieba. Gboko wcigna powietrze. - wit si zblia - orzeka, jakby go wyczua po zapachu. - Musisz wrci do smoka. Do smoka Szczerego. A wy dwaj - popatrzya na trefnisia i lepuna - powinnicie pj sprawdzi, czy wida ju wojska samozwaca. lepunie, dasz

nam zna, co zobaczylicie. No, idcie ju. Aha, jeszcze jedno. Banie, zostaw ju w spokoju dziewczyn na smoku. Mgby jej odda cae swoje ycie, a i tak by nie starczyo. Przesta siebie i j zadrcza. Idcie ju! Odeszli, lecz czsto ogldali si przez rami. - Chod - rozkazaa mi Pustuka. Powczc nogami, pokutykaa w stron namiotw. Ruszyem Za ni, tak samo sztywno jak ona, przez czarne cienie gazw porozrzucanych po kamienioomie.

Tamtej nocy Pustuka wygldaa na swoje dwiecie lat. Ja czuem si jeszcze starszy. Bolce ciao, trzeszczce, obolae stawy. Podniosem rk, podrapaem si w ucho. Zaraz j opuciem, zmartwiony, ale za pno. Krl Szczery bdzie mia jeszcze jedn srebrn plam. Ju pieka mnie skra w tym miejscu, a jaki odlegy nocny owad zdawa si brzcze znacznie goniej. - Wiedz, e ci wspczuj odezwaa si Pustuka. - Z powodu Sikorki. Prbowaam ci ostrzega. Nie brzmiao to szczeglnie

wspczujco, ale teraz ju rozumiaem dlaczego. Prawie wszystkie jej uczucia znalazy si w smoku. Wiedziaa, e powinna mi wspczu, i e kiedy by tak byo. Odbieraa mj bl, ale nie miaa go ju z czym porwna. - Nic nie mona mie dla siebie? zapytaem cicho. - Tylko to co od siebie odsuwasz odpara smutno. - Dobrze postpie dzi w nocy. - Umiechna si, ale oczy jej zaszy zami. - Dae mu ostatni noc modoci i podania. Dugo si przygldaa mojej zacitej twarzy. - Wobec tego nic ju wicej

nie powiem - rzeka. Reszt drogi szedem obok niej w milczeniu. Usiadem przy arze ogniska i patrzyem, jak wstaje wit. Brzczenie nocnych owadw zmienio si stopniowo w odlegy piew ptakw. Syszaem je teraz bardzo dobrze. Dziwnie tak byo siedzie i czeka na samego siebie. Pustuka si nie odzywaa. Wdychaa gboko powietrze, gdy noc przechodzia w wit. Patrzya chciwie na janiejce niebo. Chwytaa to wszystko, by zoy w

smoka. Usyszaem zgrzyt kamieni pod butem i podniosem wzrok. Wanie nadchodziem. Szedem wawo, gow niosem wysoko. Twarz miaem umyt, wosy odgarnite z czoa i zwizane. Krl Szczery dba o mnie. Nasze spojrzenia spotkay si w jasnym wietle poranka. Ujrzaem, jak mru oczy, gdy krl Szczery obejrza wasn cielesn powok Podniosem si i automatycznie zaczem wygadza ubranie W nastpnej chwili pojem, co robi. Przecie nie koszulami si

zamienilimy. Mj miech zabrzmia goniej, ni chciaem. Krl Szczery pokiwa nade mn gow. - Daj spokj, chopcze. To nie ma sensu. I tak ju wkrtce nie bdzie mi potrzebne. - Uderzy mnie w pier moj doni. - Kiedy miaem mode ciao, takie jak to. Zapomniaem ju, jakie to uczucie. Umiech zgas na jego twarzy. Dbaj o nie, Bastardzie. Masz tylko jedno. Fala mdoci. Czer zamglia mi granice widzenia, ugiem kolana, eby si osun na ziemi, a nie upa.

- Przepraszam - rzek krl Szczery cicho wasnym gosem. Podniosem na niego wzrok. Patrzylimy na siebie bez sowa. Czuem na skrze zapach krlowej Ketriken. Byem we wasnym ciele, bardzo zmczony. Przez krtk chwil narastaa we mnie uraza Zaraz jednak uczucie to znikno, jakby emocje byy dla mnie zbyt mczce. Krl Szczery spojrza mi w oczy, a wtedy pogodziem si ze wszystkim. - Nie bd przeprasza ani ci dzikowa. Nie zdoabym dokona jednego ani drugiego. - Pokrci

wolno gow. - Jak mgbym powiedzie, e auj? To nieprawda. - Odwrci si, zapatrzy w dal - Mj smok pofrunie. Moja maonka powije dzieci. Ja odpdz szkaratne okrty od wybrzey Krlestwa Szeciu Ksistw. - Zaczerpn gboko powietrza. - Nie, nie auj naszej umowy. Powrci do mnie spojrzeniem. - A ty, Bastardzie Rycerski? Wstaem powoli. - Nie wiem. - Nie potrafiem zdecydowa. Konsekwencje sigaj zbyt daleko - dodaem w

kocu. - Od ktrego miejsca miabym zacz zmienia przeszo? Jak daleko musiabym sign, eby w kocu powiedzie: nie auj? Droga pusta - odezwa si w moim umyle lepun. Wiem. Pustuka te wie, odesaa was tylko, eby trefni nie zrobi sobie krzywdy. Moecie ju wraca. Dobrze si czujesz? - Bastardzie Rycerski, dobrze si czujesz? - W gosie krla Szczerego brzmiaa prawdziwa troska. Ale

take triumf. Oczywicie, e nie odpowiedziaem im obu. Oczywicie, e nie. - Odszedem od smoka. Usyszaem jeszcze, jak Pustuka pyta krla niecierpliwie: - Moemy go ju budzi? - Nie - dobiega mnie cicha odpowied krla Szczerego. Jeszcze nie. Jeszcze przez chwil zatrzymam te wspomnienia dla i siebie. Jeszcze przez chwil pozostan czowiekiem.

Gdy przechodziem przez obz, z namiotu wysza krlowa Ketriken. Ubrana bya w t sam zniszczona tunik i te same spodnie co poprzedniego dnia. Wosy miaa splecione w krtki warkoczyk. Na jej czole oraz w kcikach ust nadal rysoway si zmarszczki. Ale twarz krlowej lnia ciepym blaskiem najszlachetniejszej pery, gdy pani Ketriken odnalaza wiar. Odetchna gboko orzewiajcym powietrzem poranka i umiechna si do mnie promiennie. Spiesznie j minem. Woda w strumieniu bya bardzo

zimna. Szorstki skrzyp rs na brzegu. Rwaem go penymi garciami i szorowaem si z caej siy. Mokre ubrania rozwiesiem na krzewach po sonecznej stronie strugi. Dzie wstawa gorcy, wic zapewne wkrtce wyschn. Wilk siedzia na brzegu i przyglda mi si, zmarszczywszy czoo. Nic nie rozumiem. Nie pachniesz le. lepun, zapolowa. prosz ci, id

Chcesz zosta sam?

Przynajmniej na tyle, na ile to moliwe. Wsta, przecign si, kaniajc przede mn nisko. Ktrego dnia zostaniemy tylko we dwch. Bdziemy polowa, je i spa. A ty bdziesz zdrowia. Moe tego doyjemy przytaknem wielkodusznie. Wilk znikn midzy drzewami. Potarem skrzypem znaki palcw bazna na moim nadgarstku. Nie zeszy, ale sporo si dowiedziaem o -

rozwoju skrzypu. Wreszcie daem sobie spokj z myciem. Doszedem do wniosku, e nawet jeli zdrapi z siebie ca skr, i tak nie uwolni si od zdarze minionej nocy. Wyszedem z potoku, otrzsnem si z wody. Ubrania nadaway si ju do woenia. Usiadem, wcignem buty. Mao brakowao, a bybym pomyla o Sikorce i Brusie, ale odepchnem od siebie ich obraz. Zamiast tego zaczem si zastanawia, kiedy przybd odacy ksicia Wadczego i czy do tego czasu krl Szczery zdy skoczy smoka. Moe ju skoczy? Powinienem chcie to zobaczy...

A chciaem by sam. Pooyem si na trawie i zapatrzyem w niebieskie niebo. Chciaem co poczu. Strach, podniecenie, gniew. Nienawi. Mio. Czuem si tylko skoowany. I zmczony. Znuony ciaem i duchem. Zamknem oczy przed jasnoci nieba. Dwiki harfy poczyy si ze szmerem strumienia. Najpierw zataczyy z nim razem, potem si oddzieliy. Otworzyem oczy, dostrzegem Wilg. Siedziaa obok

mnie i graa. Wosy miaa rozpuszczone, jeszcze wilgotne. Suszya je w socu. W zbach trzymaa zielon trawk, bose stopy wspara na polnym kobiercu. Odpowiedziaa mi spojrzeniem, ale si nie odezwaa. Patrzyem, jak jej palce plsaj po strunach. Lewa rka poruszaa si nieco mniej pynnie, dwa palce byy odrobin sztywne. Powinienem chyba co czu w zwizku z tym. Nie wiedziaem co. - Co komu po uczuciach? - Sam nie wiedziaem, dlaczego powiedziaem to na gos.

Palce na strunach znieruchomiay. Wilga uniosa brwi. - Chyba nie ma odpowiedzi na to pytanie. - Ostatnio wcale nie szukam odpowiedzi. Dlaczego si nie przygldasz, jak kocz smoka? To na pewno dzieo warte pieni. - Bo jestem tutaj, z tob odpara po prostu. - Wszyscy inni s niemoliwie zajci. Pustuka pi. Krlowa Ketriken... jak odchodziam, czesaa krlowi wosy. Nie przypominam sobie, ebym wczeniej widziaa naszego

monarch umiechnitego. Jak si umiecha, jest bardzo podobny do ciebie, zwaszcza z oczu... Niewane. Nie sdz, eby im mnie brakowao. - A trefni? Pokrcia gow. - Odupuje kawaki kamienia od dziewczyny ze smokiem. Chyba nie moe przesta. A ja nie znam sposobu, eby go odwie od tej pracy. - Wtpliwe, by zdoa pomc dziewczynie na smoku. Tylko e nie

potrafi jej si sprzeciwi. Mimo citego jzyka ma bardzo wraliw natur. - Wiem. Pod pewnymi wzgldami dobrze go poznaam. Pod innymi na zawsze pozostanie dla mnie zagadk. W milczeniu pokiwaem gow. Na jaki czas zapada cisza. - Tak naprawd - odezwaa si Wilga niepewnie - to trefni podpowiedzia mi, ebym ci odszukaa. Jknem. Ciekawe, ile jej

zdradzi. - Przykro mi z powodu Sikorki... zacza. - ...Ale nie jeste zdziwiona dokoczyem za ni. Ramieniem zasoniem oczy przed socem. - Nie - przyznaa. - Nie jestem zdziwiona. - Przez chwil szukaa sw. - Przynajmniej wiesz, e jest bezpieczna i ma godnego zaufania opiekuna. To prawda. Czuem si zawstydzony, e tak niewiele znajduj w tym pocieszenia.

Powierzyem uczucia smokowi i pomogo tak samo, jak odjcie zakaonej koczyny. Amputacja to nie to samo co uleczenie. Bolao mnie puste miejsce w duszy. Moe chciaem cierpie? Obserwowaem Wilg spod rzs. - Bastardzie - odezwaa si cicho. - Kiedy ci prosiam, eby mnie kocha. Przyjanie i czule. eby zatrze ze wspomnienia. Odwrcia wzrok, patrzya na soneczny blask lnicy zotem w strumieniu. - Teraz prosz znowu dokoczya pokornie. Ale ja ci nie kocham -

odparem szczerze. I w tej samej chwili zrozumiaem, e nie mogem powiedzie nic gorszego. Wilga westchna, odoya harf. - Wiem o tym. I ty wiesz, e ja wiem. Nie musisz tego mwi akurat teraz. - To take wiem. Po prostu nie chc midzy nami kamstw, ubranych w sowa lub nie... Pochylia si nade mn, zamkna mi usta pocaunkiem. - Jestem minstrelem - szepna -

Wiem o kamstwach wicej, ni ty si dowiesz do koca ycia. Minstrele wiedz, e czasami czowiekowi bardzo trzeba kamstw, eby mg na nich zbudowa now prawd. - Suchaj... - zaczem. - Znowu chcesz powiedzie co niepotrzebnego - przerwaa mi. Nic nie mw. Przesta myle Tylko na troch. Gdy si obudziem, jeszcze przy mnie leaa, mikka i ciepa. Nad nami sta lepun, dyszcy z gorca. Gdy otworzyem oczy, pooy uszy i

machn ogonem. Kropla gorcej liny spada mi na rami. - Odejd. Inni was woaj. I szukaj. Przekrzywi eb. - Mog pokaza Ketriken, gdzie ci znale. Usiadem, Nabiem na Zostawiy na Signem po jednym klaniciem piersi trzy komary. mnie krwawe znaki. koszul.

Stao si co zego? Nie. S gotowi budzi smoka. Krl chce si z tob poegna.

Delikatnie za, rami.

potrzsnem

Wilg

Wstawaj, bo przepisz obudzenie smoka Szczerego. Przecigna si leniwie. - Skoro tak, to wstaj. Nic innego by mnie nie podnioso, ale to moe by moja ostatnia szansa na pie. Zrzdzeniem losu, kiedy ty robisz co interesujcego, zawsze jestem gdzie indziej. Musiaem si umiechn. - Nie bdziesz ukadaa pieni o

bkarcie ksicia Rycerskiego? draniem si z ni.

- Moe kiedy. Ballad miosn. Obdarzya mnie wieloznacznym umiechem. - To byo pikne. Wstaem, postawiem j na nogi i pocaowaem. Zniecierpliwiony lepun zaskowycza, a wtedy Wilga obrcia si w moich ramionach. Wilk skoni si przed ni nisko, wycigajc przednie apy daleko przed siebie. Gdy pieniarka znowu spojrzaa mi w twarz, oczy miaa ogromne niczym spodki. - Uprzedzaem ci.

Rozemiaa si tylko i schylia po ubranie.

Rozdzia trzydziesty dziewity Smok Szczerego

Wojska Krlestwa Szeciu Ksistw przybyy do Bkitnego i przeprawiy si na drugi brzeg jeziora, a potem dalej, do Krlestwa Grskiego, dokadnie tego dnia, gdy szkaratne okrty przedarty si Rzek Winn do Kupieckiego Brodu. Owo

rdldowe miasto nigdy nie byo twierdz warown. Wie o wraych okrtach, niesiona przez szybkiego posaca, ktra wyprzedzia ich przybycie, zostaa przyjta z niedowierzaniem i wykpiona. Jakie niebezpieczestwo mogo stanowi kilka barbarzyskich okrtw dla wielkiej metropolii, jak by Kupiecki Brd? Postawiono w stan pogotowia stra miejsk, paru kupcw przenioso towary ze skadw pobudowanych nad sam wod. Ludzie byli przekonani, e jeli w ogle okrty dotr rzek a do Kupieckiego Brodu, ucznicy bez trudu sobie poradz z

barbarzycami. Wszyscy zgadzali si co do tego, e nieprzyjacielskie okrty przybywaj traktowa z wadc Krlestwa Szeciu Ksistw. Dyskutowano zawzicie, jak du cz ksistw nadbrzenych bd chcieli zyska Zawyspiarze, zastanawiano si, jakiej ceny zadaj za ponowne otwarcie drg handlowych z Wyspami Zewntrznymi, nie mwic ju o odnowieniu spawu towarw Rzek Kozi. Jest to jeszcze jeden przykad, jakie bdy mona popeni, jeli si uwaa, e si zna zamiary przeciwnika. Mieszkacy

Kupieckiego Brodu przypisywali Zawyspiarzom to samo zamiowanie do bogactwa i powikszania stanu posiadania, ktrym yli sami. Ocenianie piratw wedle wasnych oczekiwa okazao si straszliw pomyk.

*** Nawet w chwili poegnania z maonkiem krlowa Ketriken nie dopuszczaa do siebie myli, e aby obudzi smoka, krl Szczery musi odda ycie. Pocaowa j ostronie, rozoywszy szeroko ramiona i

przekrzywiwszy gow, by srebrn magi nie dotkn jej twarzy. Mimo wszystko by to czuy pocaunek, peen litoci. Jeszcze na moment krlowa przywara do ukochanego. Wtedy on cicho jej co powiedzia. Pooya donie na brzuchu. - Jak moesz by pewien? spytaa, a zy cieky jej po policzkach. - Wiem - odpar z moc. - Dlatego chc, by wrcia do Stromego. Tym razem musisz by bezpieczna. - Moje miejsce jest w Koziej Twierdzy sprostowaa

Mylaem, sprzecza.

zaczn

si

- Masz racj - przyzna krl. - Tam jest twoje miejsce. I tam ci zanios. egnaj, ukochana. Krlowa Ketriken nie odpowiedziaa. Staa i patrzya. jak odchodzi od niej najdroszy czowiek, a na jej twarzy malowao si cakowite zagubienie. Tyle czasu przygotowywalimy si do tej chwili, a w kocu wszystko zdawao si chaotyczne i przypadkowe.

Pustuka poegnaa si z nami z roztargnieniem. Teraz sztywno krya wok smoka, dyszc jak po dugim biegu - Co chwil dotykaa kamiennej bestii, gadzia j czubkami palcw, przecigaa po niej doni, a wtedy kolor tryska fontann ycia i blad powoli, z ociganiem. Krl Szczery egna kadego z nas z osobna. - Dbaj o moj pani - napomnia Wilg. - piewaj pieni prawdziwe i nie pozwl, by ktokolwiek zwtpi, e dziedzic jest mim potomkiem. Obarczam ci brzemieniem prawdy,

minstrelu. - Uczyni co w mej mocy, panie odpara Wilga smutno. Stana obok krlowej Ketriken. Miay razem wspi si na szeroki grzbiet smoka. Bez przerwy ocieraa wilgotni donie o tunik i sprawdzaa, czy zawinitko z harf bezpiecznie spoczywa na plecach. Obdarzya mnie nerwowym umiechem. adnemu z nas nie byo potrzebne inne poegnanie. Ja postanowiem zosta. Mojej decyzji nie przyjto przychylnie.

- Wojska ksicia Wadczego s coraz bliej - przypomnia krl Szczery raz jeszcze. - Powiniene si wic popieszy, panie, ebym nie musia by w kamienioomie, gdy nadcign. - Jeli dostrzeg ich na drodze, dopilnuj, by tutaj nie dotarli obieca. - Bdziesz nis krlow, panie przypomniaem mu. Powiedziaem, e zostaj ze wzgldu na lepuna. Nie mia najmniejszej ochoty podrowa na

smoku, a ja nie zamierzaem go opuszcza. Mam jednak pewno, e krl Szczery zna prawdziwy powd mojej decyzji. Nie chciaem wraca do Koziej Twierdzy. Kazaem Wildze przysic, i w jej pieni nie bdzie o mnie adnej wzmianki. Nieatwo byo uzyska takie przyrzeczenie od minstrela, ale nalegaem. Nie chciaem, by Brus albo Sikorka dowiedzieli si, e yj. - To twoje powicenie, drogi przyjacielu rzeka krlowa Ketriken. Ofiarowaa mi najwikszy komplement. Wiedziaem, e z jej ust nigdy nie padnie sowo o

Bastardzie Rycerskim. Najgorzej byo z trefnisiem. Wszyscy kazali mu rusza z krlow i minstrelem, a stale odmawia. Biay prorok katalizatorem. - I tyle. zostaje z

W gbi serca byem przekonany, e bardziej mu chodzi o dziewczyn na smoku. Tak by ni pochonity, a mnie to przeraao. Powinien od niej odej, nim wojska ksicia Wadczego dotr do kamienioomu. Powiedziaem mu to na osobnoci. Zgodzi si ze mn, ale wzrok mia bdny. Wtpi, czy by do koca

sob, czy potrafi myle logicznie. Nie mielimy czasu si z nim kci. Nadesza chwila, gdy krl Szczery nie mia ju powodu zwleka. Odzywalimy si z rzadka, ale przecie i niewiele mielimy sobie do powiedzenia. Wszystko, co si do tej pory zdarzyo, wydawao si nieuniknione, tak jak mwi trefni: patrzc wstecz, mona byo dojrze, w ktrym odlegym momencie losu przepowiednie rzuciy nas w wir nieuniknionych wypadkw. Nikt nie by winny. Nikt nie by bez winy. egnajc si ze mn, krl Szczery tylko krtko skin gow. Odwrci

si i ruszy do smoka. Nagle jeszcze si zatrzyma. Poda mi swj miecz w pochwie. - We - powiedzia. - Nie bd go ju potrzebowa, a poprzedni, ktry dostae ode mnie, chyba zgubie. - Umiechn si lekko, zamilk, jakby si nad czym zastanawia. Wydoby bro z pochwy, ostatni raz przesun po ostrzu srebrn doni. Stal zalnia jak nowa. - Niech to bdzie ukon w stron Czernida rzek schrypnitym gosem. - Dbaj o niego lepiej ni ja, Bastardzie. Wsun ostrze do pochwy, poda mi w wycignitej rce. Popatrzy mi prosto w oczy. - I o siebie dbaj

lepiej ni ja. Wiedz, e ci kochaem - doda. - Mimo krzywd, jakich doznae przeze mnie, pamitaj, naprawd ci kochaem. Z pocztku nie przysza mi do gowy adna odpowied. Dopiero gdy doszed do smoka i pooy do na jego czole, przesaem mu sowa: Nigdy w to nie wtpiem. Wiedz, panie, e i ja ciebie kochaem. Do koca ycia nie zapomn ostatniego umiechu, jakim mnie obdarzy, spojrzawszy przez rami. Potem raz jeszcze powdrowa

wzrokiem ku krlowej. Odchodzc, patrzy na ni. Przycisn mocno donie do rzebionego smoczego ba. Przez krtk chwil czuem zapach skry krlowej Ketriken, przypomniaem sobie smak jej ust na moich wargach, gadkie ciepo nagich ramion. Potem niemiae wspomnienie znikno, znikn krl Szczery, znikna Pustuka. Dla mojego Rozumienia, dla mojej Mocy, zniknli tak zupenie, jakby byli dotknici kunic. Przez krtk chwil, ktra szarpaa nerwy, widziaem puste ciao mego wadcy. Potem i ono wpyno w smoka. Pustuka leaa na barkach bestii,

rozlaa si po uskach w turkusie i srebrze. Kolor rozpyn si po smoczej skrze. Wszyscy wstrzymalimy oddech, tylko lepun zaskomla cicho. Wielki bezruch zapanowa pod letnim niebem. Usyszaem urwany szloch krlowej. Wtedy skalne cielsko zaczerpno powietrza. Smok otworzy lepia, czarne, byszczce jak oczy wszystkich Przezornych wiedziaem, e patrzy nimi krl Szczery. Unis potn gow na krtej szyi. Przecign si niczym kot, prc gadzie ramiona, rozczapierzajc pazury. Gdy przesun wielk ap, szpony

zostawiy w kamieniu gboko wyryty lad. Nagle, niczym agle wzdymane wiatrem, rozpostary si ogromne skrzyda. Zatrzepota nimi, podobny do sokoa otrzsajcego pira, i znowu gadko uoy wzdu bokw. Raz machn ogonem, wyrzucajc w powietrze skalny py i gruz. Potoczy po nas wzrokiem, bagajc, bymy byli rwnie dumni z tego nowego wcielenia jak on. Krl Szczery pod postaci smoka uczyni kilka krokw, by si zaprezentowa przed swoj ukochan. Przy jego olbrzymim bie krlowa Ketriken zdawaa si maleka. Ujrzaem odbicie caej jej

postaci w jednym byszczcym czarnym oku. Wreszcie potny twr pochyli si w ukonie, proszc, by monarchini zechciaa go dosi. Przez krtk chwil na twarzy wadczyni rysowaa si jedynie przeogromna ao. Potem ta pogrona w aobie kobieta zaczerpna tchu i na powrt staa si krlow. Bez obaw zbliya si do bestii, pooya do na lnicym, turkusowym ramieniu Szczerego. uski mia liskie, ale jako dostaa si na grzbiet, a potem popeza w kierunku szyi, gdzie moga usi okrakiem. Wilga rzucia mi spojrzenie przepenione

zdumieniem i bojani. Wolniej podya w lady monarchini. Zaja miejsce tu za ni, jeszcze raz sprawdzia, czy harfa dobrze si trzyma na plecach. Krlowa Ketriken podniosa rk na poegnanie. Krzykna co, ale sowa zginy w szumie rozwijajcych si skrzyde. Smok zamacha nimi raz, potem drugi i trzeci, jakby chcia si do nich przyzwyczai. Skalny py i kamienne drobiny poksay mi twarz tysicem de. lepun przycisn si do mnie. Smok przygi tylne apy, wielkie turkusowe skrzyda uderzyy raz jeszcze i wtedy poderwa si do

gry. Nie by to lot peen gracji. Potne cielsko zachybotao si niepewnie. Wilga przylgna rozpaczliwie do krlowej Ketriken, lecz wadczyni tylko pynnie pochylia si nad karkiem istoty powstaej z kamienia, okrzykami dodajc jej odwagi. Cztery uderzenia skrzyde zaniosy smoka w p kamienioomu. Wznis si wyej, zatoczy koo nad wzgrzami, zbudzi szelest drzew. Potem cign skrzyda i zawrci nad drog Mocy. Tam zacz trzepota rytmicznie, wznoszc si wyej i wyej. Brzuch mia niebieskobiay, jak jaszczurka. Musiaem zmruy

oczy, by go dojrze na tle letniego nieba. Potem znikn, podobny do srebrnej strzay pdzcej w stron Koziej Twierdzy. Patrzyem za nim jeszcze dugo po tym, jak straciem go z oczu. Ogarno mnie drenie. Otarem oczy rkawem i odwrciem si do trefnisia. Trefnisia nie byo. - lepunie! Gdzie bazen?! Obaj doskonale wiemy. O co tyle krzyku?

Mia racj. Co mnie jednak zmuszao do popiechu. Zbiegem z podwyszenia, ruszyem w gb kamienioomu. - Banie! - krzyknem, dotarszy do namiotu. Nawet si na chwil zatrzymaem i zajrzaem do rodka, majc nadziej, e trefni pakuje nas na podr. Sam nie wiem, skd mi si wzia ta niedorzeczna myl. lepun nie czeka. Gdy dotarem do dziewczyny na smoku, ju tam by. Siedzia i spokojnie przyglda si trefnisiowi. Zwolniem.

Przestaem si ba. Bazen siedzia na krawdzi podwyszenia; gow opar o smoka, macha nogami. Wok niego walay si wiee odamki skalne - plon caodniowej pracy. Zadumanym wzrokiem wpatrywa si w niebo. Na tle zielonego smoka nie wydawa si ju biay, ale bladozoty. Delikatne, jedwabiste wosy nabray chyba odrobiny koloru. Tczwki miay odcie topazu. Na mj widok bardzo wolno pokrci gow. - Cigle miaem nadziej. Nie mogem si od niej uwolni. Dzisiaj zobaczyem, ile trzeba powierzy smokowi, by mg wzlecie. Ach,

nawet gdybym dysponowa wystarczajco potn Moc, i tak nie miabym co dziewczynie ofiarowa. Nawet gdyby pochona mnie caego, nie byaby nasycona. Nie powiedziaem, e o tym wiem. Nie powiedziaem nawet, e wiedziaem cay czas. W kocu si czego nauczyem od Wilgi Sowiczej. Pozwoliem ciszy trwa jaki czas. - lepun i ja pjdziemy po aziaki. Kiedy wrcimy, bdziemy musieli szybko si spakowa i rusza. Krl Szczery nikogo nie dostrzeg na drodze. Moe to oznacza, e

wojsko ksicia Wadczego jest jeszcze daleko, ale nie chciabym ryzykowa. Trefni powietrza. gboko zaczerpn

- Rozsdna decyzja. Czas, by i bazen pozna, co to mdro. Zaraz pjd do obozu, pomog w pakowaniu. Wtedy dopiero zdaem sobie spraw, e cigle trzymam w doni miecz krla Szczerego ukryty w pochwie. Odpiem krtkie ostrze, ktre nosiem do tej pory u pasa, i na jego miejsce przytroczyem bro,

stworzon przez Czernido dla ksicia Szczerego. Bya dziwnie cika. - Chcesz? - wycignem trefnisia krtki miecz. Obrzuci mnie spojrzeniem. do

zdumionym

- Po co? Jestem baznem, nie zabjc. Nawet nie umiem si tym posugiwa. Zostawiem go, eby si mg poegna z dziewczyn na smoku. Gdy skierowalimy si ku wyjciu z kamienioomu, a potem w stron

drzew, gdzie pasy si aziaki, wilk podnis nos i gboko wcign powietrze. Nic nie zostao z Bystrego poza zym zapachem - zauway, mijajc miejsce, gdzie znalelimy ciao. Chyba powinienem go pochowa - powiedziaem tyle do niego, co i do siebie. Nie ma sensu chowa zgniego misa - zauway, odrobin zdziwiony. Z lekkim czarny filar. dreniem minem

aziaki znalazem na ce, na pobliskim zboczu. apanie ich okazao si trudniejsze, ni si spodziewaem. lepun zagania je z wyran przyjemnoci, ktrej nie podzielaem ani ja, ani juczne zwierzta. Wybraem w kocu przewodnika stada i jeszcze jednego potnego samca, lecz gdy je odprowadziem w stron kamienioomu, okazao si, e pozostae take poszy za nami. Powinienem by to przewidzie, zamiast si udzi nadziej, e reszta zostanie i z czasem zdziczeje. Nie w smak mi bya myl o szeciu aziakach drepczcych za

mn przez ca drog powrotn do Stromego. I wtedy wanie, gdy prowadziem je obok czarnej kolumny w gb kamienioomu, przysza mi do gowy zupenie nowa myl. Nie musiaem Stromego. wraca do

owy tutaj obfite, jak nigdzie. Musimy banie. pomyle take o

Nie bdzie przy mnie godowa! A zim?

A zim... Napadli go! Nie czeka na mnie. Wystrzeli szar prg, nisko przy ziemi, pazurami drc czarny kamie. Zapomniaem o aziakach, wyrwaem za nim. Wilczy nos przynis mi zapach ludzi. W nastpnej chwili rozpozna Mocarnego. Trefni nie odstpi dziewczyny na smoku. Tam wanie znalaz go Mocarny. Musia podej bardzo cicho, gdy bazna nieatwo byo zaskoczy. Moe trefni pad ofiar obsesji. Jakakolwiek bya przyczyna - Mocarny zdy zada pierwszy

cios. Krew pyna po ramieniu trefnisia, skapywaa mu z palcw. Umaza ni smoka, wspinajc si na grzbiet. Przywar do dziewczyny, pooonej na gadziej szyi, nogami obj jej plecy, jedn rk trzyma si smoczego ba, w drugiej ciska n. Skuli si tu poza zasigiem Mocarnego. Patrzy na napastnika zowrogo, czeka. Z Mocarnego kipiaa magia, gniewna i wcieka. Wdrapa si na piedesta i prbowa si wspi na skrzydlat besti, choby dotkn trefnisia, by narzuci mu wtedy Moc swoj wol. Gadkie uski nie daway oparcia. Tylko kto zwinny

jak bazen mg si wdrapa na wski smoczy grzbiet. Wcieky napastnik wydoby miecz, zamachn si, lecz chybi, o wos mijajc nog trefnisia. Metal zadwicza gono, uderzywszy w kamienne plecy dziewczyny. Bazen krzykn przeraliwie, jakby ostrze signo celu, i zacz podciga si wyej. Rka mu si omskna na gadziej skrze liskiej od krwi; zacz si zsuwa. Gorczkowo skroba paznokciami, ale i tak zsun si a za dziewczyn, twardo uderzy gow o jej rami. Pprzytomny pozosta tak bez ruchu.

Mocarny wznis miecz do drugiego uderzenia, ktre miao oddzieli trefnisiowi nog od ciaa. Nie zdy. Bezszelestnie rzucony nienawici, spad mu na plecy szary wilk. Mocarny opad na kolana, trzasn gow o kamienn rzeb. Mieczem trafi w lnic zieleni skr. Rozeszy si od tego uderzenia barwne koa, podobne do tych, jakie budzi kamie rzucony do stawu. Dotarem do podestu, gdy lepun zacisn szczki. Dosign szyi z boku, nad ramieniem. Mocarny wrzasn dziwnie piskliwym gosem. Rzuci miecz, sign domi do

wilczego pyska. lepun zagryza go jak krlika. Postawi czowiekowi przednie apy na plecach, wzmocni uchwyt. Czasami zdarzenia tocz si zbyt szybko, eby si dao o nich opowiedzie. Poczuem za sob Stanowczego w tej samej chwili, gdy krew Mocarnego wytrysna gorc fontann. To lepun przegryz ttnic, serce wypompowywao z czowieka ycie szkaratnym strumieniem. Dla ciebie, bracie! - rzek lepun trefnisiowi. - Dla ciebie ta zdobycz!

Jeszcze nie puci, jeszcze potrzsn. Krew rozbryzna si na boki, a Mocarny walczy, cho nie byo ju dla niego nadziei. Szkaratny strumie uderzy lnic smocz skr i popyn w d, tworzc kau tam, gdzie trefni prbowa uwolni z kamienia tyln ap i ogon bestii. Krew zagotowaa si, zawrzaa, wsika w ska, tak jak wrzca woda wryaby si w kawa lodu. Odsonia pazury zadniej apy, obnaya podobny do bicza ogon. Gdy lepun w kocu porzuci martwe ciao Mocarnego, bestia otworzya skrzyda. Dziewczyna na smoku wzbia si

w niebo tak atwo, jakby odpyna z prdem. Uniosa ze sob trefnisia. Przylgn instynktownie do jej prnej kibici. Nie widziaem twarzy bazna. Dostrzegem natomiast agodne oczy i spokojn twarz dziewczyny. Moe ta nieszczsna istota patrzya wasnymi renicami, lecz bya ju tylko czci smoka, tak samo jak ogon czy skrzydo jeszcze jeden czon ciaa, do ktrego przylgn trefni, gdy si wznosili wyej i wyej. Dostrzegem wszystkie te szczegy, lecz nie dlatego e uwanie obserwowaem. Widziaem oczyma wilka. Sam musiaem

patrze na Stanowczego. Bieg ku mnie z obnaonym mieczem w doni. Bieg lekko i szybko. Obracajc si ku niemu, zaczem wydobywa bro, ktr dostaem od krla Szczerego, lecz nie poszo mi to tak szybko jak z krtkim ostrzem, do ktrego byem ostatnio przyzwyczajony. Stanowczy cisn we mnie Moc dokadnie w chwili, gdy wydobyem z pochwy czubek miecza. Zatoczyem si w ty, gorczkowo wzniosem mury obronne umysu. Zna mnie dobrze. Ta pierwsza fala skadaa si nie tylko ze strachu, ale te ze szczeglnego blu. Zostaa

przygotowana specjalnie dla mnie. Znowu poczuem amany nos, palce rozcicie na twarzy, przeraajco prawdziwe, cho tym razem nie pyna z niego krew a na piersi. Przez jeden mrocy krew w yach moment mogem tylko pilnowa murw obronnych, hamujcych ten okaleczajcy bl. Miecz w doni wyda mi si zrobiony z oowiu. Ciy niepomiernie, czubek opad ku ziemi. Ocalia mnie mier Mocarnego. Gdy lepun porzuci jego martwe ciao, Stanowczemu opady powieki, a si zachwia od ciosu. Oto ostatni czonek krgu straci ycie.

Stanowczy gwatownie traci siy, nie tylko dlatego e Mocarny nie podtrzymywa ju jego magii, lecz rwnie powalony aob. Odszukaem w swych mylach widok gnijcego ciaa Bystrego i cisnem we z caej siy. Run na plecy jak dugi. - Przegrae! - wycedziem. Smok Szczerego ju wzlecia. Jest w drodze do Ksistwa Koziego, a wraz z nim krlowa, brzemienna dziedzicem tronu. Prawowity wadca odzyska koron, uwolni wybrzee Krlestwa Szeciu Ksistw od szkaratnych okrtw i oczyci Krlestwo Grskie z wojsk ksicia

Wadczego. Bez wzgldu na to, co zrobisz teraz i tutaj, przegrae. Dziwny umiech wykrzywi mi usta. - Ja wygraem. Usyszaem ponury warkot, lepun stan u mego boku. I wwczas twarz Stanowczego si odmienia. Jego oczyma patrzy na mnie ksi Wadczy. Nic go nie obchodzia mier Mocarnego. Rwnie mao obszedby go zgon Stanowczego. Nie wyczuwaem nawet cienia smutku, jedynie wcieko, e straci na sile. - Moe rzeczywicie - odezwa si

Stanowczy gosem swego pana. Wobec tego powinienem za wszelk cen zabi ciebie, Bastardzie. Umiechn si do mnie umiechem czowieka, ktry zna obrt koci w grze, nim upadn na st. Zacz mi si wkrada do mzgu strach niesiony zwtpieniem. Podniosem wyej mury obronne. - Naprawd sdzisz, e jednooki szermierz ma jakie szans przeciwko mnie i wilkowi? - Miaem nadziej zasia tym pytaniem niezgod midzy nimi. - Dlaczego nie? - zapyta mnie

ksi Wadczy ustami Stanowczego. - Wiedz, e nie byem tak gupi jak mj brat i nie poprzestaem na jednym krgu. Moc uderzya mnie z si spadajcej z wysoka ciany wody. Zatoczyem si, omal straciem rwnowag. Zebraem si spiesznie, zaatakowaem Stanowczego. Musiaem zabi go szybko. Jego talentem do wadania krlewsk magi rozporzdza ksi Wadczy. Najmodszy krlewski syn nie dba, czy Stanowczy wyjdzie z potyczki obronn rk, jeli zabije mnie uderzeniem Mocy. Znowu zbiera siy. Musiaem dziaa czym prdzej.

Nie mogem jednak zapomnie sw ksicia Wadczego. Jeszcze jeden krg Mocy? Cho jednooki, Stanowczy by szybki. Ostrzem robi, jakby stanowio naturalne przeduenie jego ramienia. Odpowiedzia na mj pierwszy cios, sparowa. Przez krtk chwil aowaem, e nie mam w doniach krtszego miecza, do ktrego zdyem si przyzwyczai. Na nic prne ale. Musiaem si przedrze poza jego obron. Za mn pojawi si wilk, z brzuchem przycinitym do ziemi, chcia zaatakowa ksicia Wadczego od strony, gdzie

Stanowczy nie widzia. - Trzy nowe krgi Mocy! usyszaem zdyszany gos najmodszego ksicia. Stanowczy znowu sparowa mj cios. Odsunem si przed uderzeniem, sprbowaem wytrci przeciwnikowi ostrze. Nie udao si. By za szybki. - Modzi, silni ludzie. Wyrzebi dla mnie smoki. - Smagnicie stal, poczuem municie prdu powietrza. - Smoki posuszne na kade skinienie, wierne bezgranicznie. Smoki, ktre przynios mi krwawe szcztki

Szczerego. - Zawirowa, zamachn si na wilka. lepun odskoczy. Przypuciem atak, lecz ostrze ju czekao na moje nastpne pchnicie. Stanowczy by nieprawdopodobnie szybki. Jeszcze jedno zastosowanie Mocy? A moe narzucona Moc iluzja? Potem smoki przepdz szkaratne okrty. Dla mnie to uczyni. I otworz mi grskie przejcia. Gry take bd moje. Bd wadc caego wiata. Nikt mi si nie sprzeciwi. - Silniej uderzy w moje ostrze, a zadrgao mi rami. Od sw ksicia Wadczego draa

mi dusza. Bo dwiczaa w nich wiara i determinacja. Wzmocnione magi grzmociy we mnie si odbierajc wszelk nadziej. Naprawi drog Mocy. Pradawne miasto uczyni stolic. Wszyscy moi sucy zdolni do uywania Mocy zostan zanurzeni w rzece magii. Drugi wypad w stron lepuna. Tym razem wilk straci kpk sierci na barku. I znowu to otwarcie mino zbyt szybko jak na moje lamazarne ostrze. Czuem si, jakbym sta po szyj w wodzie, a walczy z czowiekiem o mieczu lekkim niczym pirko.

- Durny Bastardzie! Naprawd sdzie, e dbam o jedn brzemienn dziewk? O jednego skrzydlatego smoka? Prawdziwym skarbem jest sam kamienioom, miejsce, ktre bezmylnie zostawilicie do mojej dyspozycji. Tutaj zrodzi si dziesi, nie, nie dziesi, sto smokw! O gupcy! Jakimi bylimy gupcami! Jak moglimy nie dostrzega, czego rzeczywicie pragn najmodszy syn krlewski!? Wszystkie myli powicalimy ludowi Krlestwa Szeciu Ksistw, rolnikom i rybakom, ktrzy potrzebowali obrony swego

monarchy. A ksi Wadczy? On myla tylko o tym, co moe da mu Moc. Domyliem si nastpnych sw, nim pady z ust Stanowczego. - Rzuc na kolana Miasto Wolnego Handlu, ca Krain Miedzi. A na Wyspach Zewntrznych bd bi przede mn pokony. Zbliaj si inni! Na grze! Omal przez to nie zginem, bo gdy podniosem oczy, zaalarmowany ostrzeeniem lepuna, Stanowczy przypuci atak. Ustpiem pola, odbiegem kilka krokw. Daleko za jego plecami, u

wejcia do kamienioomu, pojawia si grupa ludzi. Biegli do nas, wywijajc obnaonymi mieczami. Poruszali si nie tylko w nog, ale i z jednomylnoci charakterystyczn dla istot sterowanych jednym umysem, bardziej spoici ni najlepiej wymusztrowane wojsko. Krg Mocy. Czuem fal magii, niczym porywy wichru poprzedzajce burz. Stanowczy nagle zaprzesta atakw. Mj wilk ruszy na tamtych z wyszczerzonymi zbami, z gonym warkotem. lepunie! Stj! Nie dasz rady dwunastu ludziom prowadzonym

jednym umysem. Stanowczy opuci obojtnym gestem ukry pochwie. miecz, go w

- Nie tracie czasu! - zawoa przez rami do krgu Mocy.Zostawcie ich ucznikom! Nie blefowa. onierze w brzowo-zotych mundurach zajmowali pozycje wok kamienioomu. Zalaa mnie jeszcze jedna fala rozpaczy i upokorzenia. Potem podniosem miecz i natarem na Stanowczego. Przynajmniej jego zabij.

Strzaa z uku stukna o kamie, na ktrym staem, druga przeleciaa midzy apami lepuna. Krzyk si podnis ze cian kamienioomu po zachodniej stronie. Oto dziewczyna na smoku, z trefnisiem na grzbiecie, obniya lot. W wielkich smoczych szczkach wi si ucznik odziany w brz i zoto. Nagle znikn, zosta po nim tylko kb dymu, a moe pary, szybko rozwiewajcy si w powietrzu. Bestia zoya skrzyda, opada niej, porwaa drugiego ucznika, zmienia go w nastpny oboczek pary. Inny czowiek skoczy ze skay, eby unikn losu

towarzysza. Stanowczy, lepun i ja stalimy jak supy soli. Stanowczy pierwszy przyszed do siebie. - Strzela! - wrzasn wciekle. Zestrzeli j!!! W kierunku smoka poszybowaa chmura strza, wiszczcych w powietrzu. Wikszo z nich opada, nie signwszy celu. Reszt bestia odgarna jednym machniciem skrzyde. Pociski gwatownie zadray w porywie potnego wichru i niczym dba somy opady na dno kamienioomu. Wtedy

dziewczyna na smoku pochylia si niej i zanurkowaa, prosto na Stanowczego, ktry rzuci si do ucieczki, prawdopodobnie ju uwolniony przez Wadczego. Puci si biegiem i przez chwil wygldao, jakby goni wilka, ktry omal dotar do krgu Mocy. Tyle e gdy sudzy ksicia Wadczego pojli, i Stanowczy ucieka przed smokiem w ich stron - zawrcili i take zaczli ucieka co si w nogach. Pochwyciem bysk szalonej radoci lepuna - oto dwunastu ludzi pod broni ucieka przed jego zbiskami. Zaraz jednak rozpaszczy si na ziemi, bo nad nami przeleciaa

dziewczyna na smoku. Omit mnie wicher wzbudzony jej skrzydami, ale nie tylko. Poczuem dziwne oszoomienie, gdy fala Mocy wymiota wszystkie myli. Jak gdyby wiat na krtko pogry si w zupenym mroku, by ju po chwili wrci w caej swej barwnej okazaoci. Potknem si, zwolniem, nie potrafiem sobie przypomnie, dlaczego trzymam obnaony miecz w doni, kogo cigam. Przede mn Stanowczy take si zawaha, gdy osoni go smoczy cie, krg Mocy rwnie by jak oguszony.

Bestia signa po Stanowczego pazurami, lecz go nie pochwycia, gdy day mu schronienie rozrzucone bloki czarnego kamienia, tworzce labirynt zbyt wski dla jej wielkich skrzyde. Zaskrzeczaa przenikliwie, piskiem upartego sokoa. Wzniosa si w niebo i zanurkowaa po raz wtry. A wstrzymaem oddech, gdy spadaa prosto w chmur wiszczcych strza. Groty zastukay bezuytecznie o uskowat skr, jak gdyby ucznicy celowali w marmur. Tylko trefni si przed nimi skuli. Dziewczyna na smoku gwatownie zmienia kierunek,

poleciaa nisko nad ucznikami, wyrwaa spord nich kolejnego i pochona go w jednej chwili. Znowu omit mnie jej cie, znowu straciem kilka chwil z ycia. Gdy otworzyem oczy, przekonaem si, e Stanowczy znikn. Wtem dostrzegem go ktem oka, gnajcego w inn stron, kluczcego midzy czarnymi gazami niczym krlik, ktry myli lady, uciekajc przed sokoem. Nie widziaem ju krgu Mocy. U mego boku pojawi si lepun, zrodzony z kamiennego cienia. Och, bracie, bezwonny jest

wspaniaym owc! - Zachystywa si radoci. - Mdrze zrobilimy, przyjmujc go do stada! Stanowczy oznajmiem. bdzie mj! -

Twoja zdobycz jest moj przypomnia mi powanie. - Tak jest w stadzie. A on nie bdzie zdobycz, pki go nie dogonimy. Mia racj. Z gry docieray do mnie krzyki pene przeraenia, od czasu do czasu widziaem brzowozoty bysk, gdy ktry z onierzy ucieka po otwartej przestrzeni midzy kamiennymi blokami.

Wikszo z nich szybko jednak poja, e jedynym sposobem uniknicia straszliwego losu w smoczym pysku jest ukrycie si pomidzy skalnymi klocami. Biegn do filaru. Przetnijmy im drog. Logiczne. Ucieczka przez magiczn kolumn bya jedyn nadziej na ocalenie przed smokiem. Cigle jeszcze syszaem grzechotanie strza o uski, ale ju wikszo ucznikw, do tej pory otaczajcych kamienioom, schronia si w pobliskim lesie.

My ze lepunem zrezygnowalimy z szukania Stanowczego i ruszylimy prosto do kamiennej kolumny. Musiaem odda sprawiedliwo niektrym ucznikom ksicia Wadczego. Mimo wszystko, jeli tylko razem z wilkiem oddalalimy si na kilka krokw od skalnej osony, syszelimy okrzyki: - Tutaj s! - Tam ich wida! I w nastpnej chwili sypa si na nas grad strza. Dotarlimy do filaru akurat na

czas, by ujrze dwch czonkw nowego krgu Mocy ksicia Wadczego, jak pdz przez otwart przestrze, wycignwszy przed siebie rce, by zanurzy si w czarnej kolumnie. Wybrali podr do smoczego ogrodu, ale moe uczynili tak dlatego, e od tej strony kolumny nadbiegli. Pozostalimy w zaomie wielkiego kamienia, skrywajcego nas przed ucznikami. Moe on ju przeszed. Poczekajmy. Zdao si, e mina caa wieczno. Nabraem pewnoci, e

Stanowczemu udao si uciec. Dziewczyna na smoku raz po raz zasnuwaa cieniem kamienioom. Krzyki jej ofiar dochodziy nas rzadziej. ucznicy skryli si midzy drzewami. Raz ujrzaem besti, jak si wznosi wysoko w niebo. Zawisa, byszczca zieleni na tle bkitu, koyszc si na rozpostartych skrzydach. Jak si czu trefni, szybujc w przestworzach? Nagle dziewczyna na smoku pucia si w d, zelizgna z nieba, zoywszy skrzyda, zanurkowaa wprost na nas. W tej samej chwili Stanowczy wyprysn z ukrycia i pogna do

filaru. lepun i ja skoczylimy za nim rwnoczenie. Bylimy bardzo blisko. Pdziem co si w nogach, ale wilk by szybszy, a Stanowczy gna najprdzej. W chwili gdy musn palcami czarn kolumn, wilk skoczy. Przednimi apami uderzy go w plecy; gdyby mia do czynienia z czowiekiem nie obdarzonym krlewsk magi, roztrzaskaby mu gow o marmur. Stanowczy zacz wsika w kamie. Krzyknem ostrzegawczo, chwyciem lepuna za sier, pocignem. Zby mia zacinite na ydce przeciwnika. W tej samej

chwili ogarn nas cie smoka. wiat przesta istnie, zapadem w ciemnoci. Wiele jest historii prawicych o bohaterach, ktrzy pokonali wrogw w wiecie magii. Nieliczne wspominaj o tych, ktrzy z wasnej woli wstpili w mroczn niewiadom, by ratowa przyjaci lub ukochanych. W tamtej chwili wyjtej z czasu mogem albo dosign Stanowczego i zadusi w nim ycie, albo przycisn do siebie lepuna i ochroni go przed wrogimi siami, ktre szarpay jego wilczy umys i jestestwo. Innymi sowy nie miaem wyboru.

Wyonilimy si w chodnym cieniu, na zdeptanej trawie. Jeszcze przed chwil bylimy w ciemnoci, w stanie przejciowym, a ju w nastpnej znowu moglimy oddycha i czu. Take strach. Z trudem podniosem si na nogi, zdziwiony, e nadal ciskam w doni miecz krla Szczerego. lepun wsta chwiejnie, ale po dwch krokach pad na traw. Chory. koysze. Le bez gboko. Otruty. ruchu wiat i si

oddychaj

Podniosem wzrok. Na moje spojrzenie odpowiedzia nie tylko Stanowczy, ale te wiksza cz nowego krgu Mocy. Jeszcze dyszeli, jeden z nich krzykn na nasz widok ostrzegawczo. Na rozkaz Stanowczego pojawili si onierze w mundurach Ksistwa Trzody. Rozproszyli si, by nas okry. Musimy wrci przez filar. To nasza jedyna nadzieja. Nie mog. Ty id. - lepunowi eb opad na przednie apy, powieki przesoniy lepia.

Tak nie robi stado! oznajmiem zdecydowanie.

Uniosem miecz. Wiedziaem ju, jak umr. Cieszyem si, e trefni mi tego nie powiedzia. Pewnie wolabym nie doy tej chwili. - Zabi go! - rozkaza Wadczy ustami Stanowczego. - Dosy ju czasu przez niego stracilimy. Zabi jego i wilka. A potem znale mi ucznika, ktry zestrzeli czowieka ze smoczego grzbietu. - Stanowczy odwrci si do mnie plecami i odszed spokojnie, nadal wydajc rozkazy. - Trzeciak, powiedziae, e nie ma sposobu na obudzenie i

podporzdkowanie sobie ukoczonego smoka. Wanie dokona tego nie obdarzony Moc bazen. Dowiesz si, jak to moliwe. Zaczynasz ju. Bastard niech wyprbuje swoj Moc przeciwko mieczom. lepun z trudem dwign si na nogi. On by skoowany, mnie zalepia strach, wok zwiera si krg napastnikw. C, jeli miaem umrze, nie byo si ju czego ba. Moe rzeczywicie sprbuj przeciwstawi ich mieczom Moc. Opuciem mury obronne, zburzyem je pogardliwie. Moc bya opywajc mnie rwc rzek. Tak

atwo si byo ni napeni - jak zaczerpn oddechu. Wystarczyo jedno mgnienie oka, by drugi oddech wygna z mojego ciaa znuenie i bl. Signem t si ku mojemu wilkowi. lepun otrzsn si z niemocy. Postawi sier na grzbiecie, obnay ky, zda si dwukrotnie wikszy. Potoczyem wzrokiem po nagich ostrzach, a potem przestalimy czeka, wyprysnlimy im naprzeciw. Gdy miecze unosiy si na spotkanie mojego, lepun rusza pod nimi, ci zbiskami po nogach. Przemieni si we wciek furi lnicych kw i szarego futra. Nie

prbowa chwyta ofiar w szczki. Uderzeniem caego ciaa wytrca ludzi z rwnowagi, popycha jednego na drugiego, okalecza, gdy mg, ci kami. Musiaem uwaa, eby jemu nie zrobi krzywdy. Gdy czowiek prbowa go atakowa, ucieka, walc barkami po nogach tych, ktrzy nacierali na mnie. Ja za dzieryem miecz krla Szczerego swobodnie i z gracj, jakiej dotd nie znaem. Wreszcie spotkay si nauki Czernida oraz jej dzieo, i gdyby to byo moliwe, powiedziabym, e w mieczu zostaa jej dusza, ktra zapiewaa do mnie, gdy zwayem go w doni. Nie

dawaem rady si wyrwa z krgu napastnikw, ale te oni nie mogli pokona mojej obrony i uczyni mi krzywdy. W tej pierwszej gorczce myli mielimy jasne i walczylimy sprawnie, lecz przewaga przeciwnika bya przytaczajca. Mogem zmusi odakw do ustpienia pola, do cofnicia si przed moim mieczem, mogem za nimi pody, ale w nastpnej chwili musiaem si odwrci i stawi czoo tym, ktrzy zamykali puapk za moimi plecami. Mogem przesuwa koo, lecz nie mogem z niego uciec. yem jeszcze tylko

dziki temu, e miaem dugie ostrze. Z obozu nadbiegali kolejni onierze, byo ich wielu. Zagrzewali kompanw do walki. Wciskali si te pomidzy lepuna i mnie, rozdzielajc nas coraz skuteczniej. Biegnij, bracie, uciekaj, yj. Wyrwa naprzd, lecz zaraz spad w sam rodek przeciwnikw. Ludzie ksicia Wadczego, usiujc go dopa, rbali si wzajemnie. Nie byli przyzwyczajeni do przeciwnika o poow niszego ni czowiek, za to dwa razy szybszego. Wikszo z nich prbowaa go siec, tnc mieczami z gry na d, czego

skutek by taki, e rozupywali ziemi tam, gdzie przed chwil by wilk. Zakotowao si, lepun znikn ponownie w gstym lesie. odacy rzucali na boki napite spojrzenia, nie wiedzc, z ktrej teraz pojawi si strony. Niestety, nawet w najwikszej gorczce walki nie opuszczaa mnie wiadomo, e nasze wysiki s daremne. Ksi Wadczy i tak zwyciy. Nawet gdybym pokona wszystkich jego odakw, gdybym zabi samego Stanowczego, ksi Wadczy i tak zwyciy. Waciwie ju zwyciy. Zawsze wiedziaem, e zwyciy. Przecie jemu

przynaley si wadza... Uczyniem szybki krok do przodu, odjem napastnikowi rk, w okciu i tym samym ciosem, cofajc miecz, przecignem czubkiem ostrza przez twarz jego kompana. Gdy obaj upadli, w krgu utworzya si wska luka. Wszedem w ni, skupiajc Moc i sigajc do zdradzieckiego uchwytu Stanowczego w moim umyle. W tej samej chwili gorce cicie lizno mnie po lewym ramieniu. Odwinem si, zbiem miecz napastnika, potem za nakazaem ciau, by poruszao si w rytm wyuczonych gestw, a umys

skupiem na mocniejszym uchwyceniu Stanowczego. Przedarszy si przez jego wiadomo, odnalazem ksicia Wadczego, wkrciem si w niego jak robaki w trzewia padliny. Stanowczy nie mg si uwolni od swojego pana, nawet gdyby mg o tym pomyle. Nabieraem przekonania, e nie zostao go nawet tyle, by potrafi uformowa wasn myl. By ju tylko ciaem, okrtem z misa i krwi, nioscym Moc ksicia Wadczego. Pozbawiony wsparcia krgu, nie by ju wspania broni. Straci warto. Mona go zuy do koca i odrzuci

bez zawahania. Nie mogem walczy rwnoczenie na dwch polach. Chwyciwszy umys Stanowczego, odwrciem jego myli od moich i sprbowaem zaj si wasnym ciaem. W tej samej chwili dostaem dwa cicia: jedno w ydk, drugie w rami. Wiedziaem, e dugo nie wytrzymam. Nie widziaem nigdzie lepuna. Przynajmniej on wykorzysta szans. Uciekaj, koniec. lepunie! To ju

Pocztek! - zaperzy si.

Przemkn obok mnie niczym byskawica. Gdzie z obozu rozleg si krzyk Stanowczego. Gdzie tam wilk zaatakowa jego ciao Rozumieniem. Ksi Wadczy prbowa uciec z umysu swego sugi. Uchwyciem mocniej ich obu. Zosta, ksi Wadczy, walcz! Czubek miecza przelizgn mi si po biodrze. Odskoczyem, oparem si o kamie, prostujc si zostawiem na nim krwawy odcisk doni. Smok Prawdziwego. Tak daleko przesuna si walka. Wdziczny losowi oparem si o niego plecami, odwrciem do

napastnikw. lepun i Stanowczy nadal walczyli, najwyraniej ksi Wadczy czego si nauczy przy torturowaniu istot pradawnej krwi. Nie by wobec wilka tak bezsilny, jak byby niegdy. Nie mg go zrani Moc, ale mg go spowija w niezliczone welony strachu. Usyszaem oszalae bicie serca mojego wilka. Raz jeszcze otworzyem si na krlewsk magi, napeniem ni siebie i uczyniem co, na co nigdy dotd nie miaem odwagi: rzuciem lepunowi Moc pod postaci Rozumienia. Dla ciebie, bracie.

Wtedy lepun odepchn przeciwnika, zdoa si od niego uwolni. Stanowczy wykorzysta t chwil, by uciec nam obu. Pragnem rzuci si za nim w pogo, lecz w tej samej chwili wyczuem za plecami wybuch Rozumienia w smoku Prawdziwego. Krwawy odcisk mojej doni znikn, wypuszczajc w powietrze cuchnc smuk. Smok si poruszy. Budzi si. I by godny. Rozleg si trzask amanych gazi, a potem na ziemi spada gsta chmura lici, strcona wiatrem skrzyde dziewczyny na smoku. Wyldowaa na niewielkiej

wolnej przestrzeni przy czarnym filarze. Jednym machniciem ogona odgarna czatujcych ludzi. - Tam! - pokaza jej trefni. W tej samej chwili wielki eb wyrs za plecami jednego z onierzy i zmiady go w ogromnych szczkach. odak znikn, przemieniony w oboczek pary, a ja poczuem, jak bestia potnieje dziki wchonitemu yciu. Za mn raptownie podnis si gadzi eb. Gdy przykry mnie jego cie, wiat przemieni si w

ciemno. Potem ruch szybszy ni atak wa i wielkie zby pochwyciy czowieka stojcego tu obok mnie. Ryk smoka omal mnie oguszy. Bracie? yj, lepunie. Ja take, bracie. I ja take, bracia moi! Lecz drczy mnie gd!!! Gos Rozumienia potnego misoercy. Zaprawd pradawna krew. Jej potga wstrzsna mn do gbi. Na szczcie lepun zdoa

mu odpowiedzie. Ucztuj wic, wielki bracie. Niech nasze zdobycze bd twoimi. Jestemy stadem. Smoka Prawdziwego nie trzeba byo zaprasza dwa razy. Kimkolwiek by Prawdziwy, powierzy swej bestii zdrowy apetyt. Wielka apa zakoczona pazurami wydara si z mchu i ziemi, jednym smagniciem wyswobodzi si ogon, powalajc modsze drzewa Ledwie zdyem bestii usun si z drogi, gdy porwaa nastpnego odaka. Krew i Rozumienie! Tego im

trzeba. Moemy obudzi smoki! Krew i Rozumienie? Obu mamy pod dostatkiem. - lepun poj natychmiast. W rodku rzezi bawilimy si jak oszalae dzieci. Nieomal urzdzilimy zawody, ktry z nas obudzi wicej potworw. Wilk wygra z atwoci. Doskakiwa do smoka, otrzsa na niego krew z sierci, a potem wypowiada yczenie: Powsta, bracie, i jedz. Dajemy ci miso. - gdy kolejne wielkie cielsko parowao wilcz krwi, a

potem zaczynao si porusza, przypomina: - Jestemy stadem! Znalazem krla Mdrego. Jego by w smok z poroem jelenia, ktry zbudzi si z okrzykiem: Za Ksistwo Kozie! Za Kozi Twierdz! Na Ed i Ela, ale jestem godny! Szkaratnych okrtw jest w brd na wybrzeu, panie. Czekaj na ciebie - podpowiedziaem. Mimo e gosi wzniose hasa, niewiele w nim zostao czowieka. Kamie i dusza zmieszay si

razem, przemieniy w rzeczywistego smoka. Porozumiewalimy si jak zwierzta. Smoki yy wczeniej jako stado i pamitay to doskonale. Wikszo kamiennych bestii nie miaa w sobie nic ludzkiego. Zostay stworzone przez Najstarszych. Rozumiay tylko, e jestemy ich brami i zapewnilimy im miso. Te, ktre zostay wyrzebione przez krgi Mocy, miay jeszcze niewyrane wspomnienia Ksistwa Koziego oraz monarchw z dynastii Przezornych. Nie owe wspomnienia jednak zapewniay nam ich posuszestwo, lecz obietnica karmy. Wielkim moim

szczciem bya moliwo podsunicia tym tak obcym umysom owej wieci. Nadesza chwila, gdy nie znalazem kolejnego smoka w lenym gszczu. Gdzie za moimi plecami, w obozie onierzy ksicia Wadczego, syszaem krzyki uciekajcych ludzi i ryki smokw, ktre poloway - nie na miso, lecz na ycie. Drzewa kady si pokotem pod uderzeniami potnych ogonw koszcych krzewy, tak jak sierpy tn odygi zboa. Zatrzymaem si, by zapa oddech, jedn doni wsparem o kolano, w drugiej cigle ciskaem

miecz krla Szczerego. Dyszaem ciko i chrapliwie. Zza Mocy zacz wypeza bl. Midzy palcami ciekaa mi krew. Poniewa nie byo ju smoka, ktremu mgbym j ofiarowa, otarem do o kamizel. - Bastardzie! Trefni bieg do mnie z rozpostartymi ramionami. Obj mnie, uciska z caej siy. - Ty yjesz! Dziki niech bd wszystkim bogom na ziemi i w niebiosach! - Urwa, zaczerpn tchu. - Moja bestia lata jak sam wiatr, to ona wiedziaa, gdzie ci

szuka. Odgada, e tutaj toczy si walka. Skd wiedziaa? Przecie to tak daleko... Jest nienasycona. Bastardzie, musisz rusza ze mn. Koczy si up dla smokw. Musisz wsiada ze mn i poprowadzi bestie tam, gdzie znajd karm, inaczej trudno przewidzie, co uczyni. lepun pojawi si koo mnie. To wielkie i godne stado. Trzeba mu bdzie duo zdobyczy. Ruszymy razem z nimi na owy? lepun si zawaha.

Na grzbiecie jednego z nich? Przez powietrze? Tak wanie poluj. To nie jest wilczy sposb. Jeli musisz mnie opuci, zrozumiem. Nie opuszczam ci, bracie, nie opuszczam. Trefni musia si zorientowa w naszej rozmowie, bo zanim si odezwaem, ju potrzsa gow. - Ty musisz je poprowadzi rzekem gono. - Na dziewczynie na smoku. Powied je do Ksistwa

Koziego, do krla Szczerego. Bd ci posuszne, bo z nami tworzysz stado. One to rozumiej. - Bastardzie, nie mog. Nie zostaem stworzony... do przelewania krwi! Nie po to przyszedem na wiat. Nigdy tego nie widziaem w snach, nie czytaem o tym w adnym zwoju. Obawiam si, e mgbym skierowa czas na niewaciwe tory. - Nie obawiaj si. Dobrze czynisz. Ja to czuj. Ja jestem katalizatorem i to ja przybyem, aby wszystko zmienia. Prorocy stan si wojownikami, a smoki bd

poloway niczym wilcza wataha. Ledwie rozpoznawaem wasny gos. Nie miaem pojcia, skd mi si wziy te sowa. Napotkaem niedowierzajcy wzrok bazna. - Tak wanie by musi. Ruszaj. - Bastardzie, ja... Zbliya si do nas dziewczyna na smoku. Na ziemi tracia ca gracj, ktr zachwycaa w powietrzu. Za to poruszaa si wielk si, niczym ogromny, niezgrabny niedwied albo wielki byk z cikimi rogami. Ziele usek lnia w blasku soca niczym ciemne szmaragdy. Moda kobieta na grzbiecie bestii bya

uderzajco pikna, cho jej twarz miaa dziwnie pusty wyraz. Smoczy pysk si otworzy, wypuszczajc jzor, ktry posmakowa powietrza. Mao. - Szybciej! - poganiaem trefnisia. Ucisn mnie raz jeszcze, prawie konwulsyjnie i, ku memu cakowitemu zaskoczeniu, pocaowa mnie w usta. Pobieg do smoka. Kobieta wycigna do trefnisia rk i pomoga mu si wspi po liskich uskach. Wyraz jej twarzy wcale si przy tym nie zmieni. Bya tylko czci

oywionego kamienia. - Za mn! - krzykn trefni do smokw, ktre ju si wok nas zbieray. Spojrza na mnie - po raz ostatni - z kpicym umieszkiem na ustach. Lecie za bezwonnym! - rozkaza smokom lepun, zanim ja o tym pomylaem. Jest wielkim myliwym, poprowadzi was na wspaniae owy. Bdcie mu posuszne, bo jest z nami stadem! Smok z trefnisiem podskoczy, rozoy skrzyda i machnwszy nimi poszybowa prosto do gry. Mj

przyjaciel przywar do plecw dziewczyny. Unis rk w gecie poegnania, lecz zaraz szybko si uchwyci smoka. Wtedy widziaem go po raz ostatni. Inne bestie wzbiy si za nim w powietrze, pokrzykujc w sposb, ktry mi przypomina granie ogarw na tropie zwierzyny, a take piskliwe nawoywanie ptakw. Nawet skrzydlaty dzik niezgrabnie wznis si w powietrze. Bicie smoczych skrzyde grzmiao niczym ryk straszliwego sztormu, a musiaem zakry uszy. Drzewa si zakoysay targnite wichur, zrzuciy na ziemi suche gazie, ale i niejedn zielon. Na

dusz chwil cae niebo przesoniy te bajecznie kolorowe istoty: zielone, czerwone, niebieskie i te. Za kadym razem, gdy pada na mnie cie jednej z nich, pograem si w ciemnoci, cho oczy miaem otwarte, cho widziaem, jak wzbi si w powietrze ostatni smok, smok Prawdziwego, i jak pody za wielkim stadem w przestworza. W krtkim czasie baldachim z drzew zasoni je przed moim wzrokiem. Stopniowo przestaem sysze przeszywajcy zew. - Smoki w drodze, krlu Szczery odezwaem si do tego, ktry

niegdy by czowiekiem. - Najstarsi powstali w obronie Krlestwa Szeciu Ksistw. Stao si tak, jak powiedziae.

Rozdzia czterdziesty Ksi Wadczy

Katalizator nadchodzi, odmienia wszystko.

by

*** Po znikniciu smokw zapada wielka cisza, przerywana tylko

szeptem ostatnich lici spadajcych na ziemi. Nie odezwaa si aba, nie zapiewa ptak. Ogromne bestie, podnoszc si do lotu, zniweczyy puap lasu. Teraz wielkie plamy soca rozleway si na mchu, ktry ton w cieniu jeszcze przed czasem moich narodzin. Pokotem leay potne drzewa wyrwane z korzeniami, a po ogromnych cielskach zostay w ziemi gbokie doy. Smocze barki pokryte uskami zdary kor z liciastych starcw, obnaajc tajemnice jasnej miazgi. Rozgrzebana ziemia, poruszone drzewa, zdeptana trawa oddaway

gorcemu popoudniu swe cikie wonie. Poszlimy szuka wody. Droga zaprowadzia nas przez onierski obz. Wszdzie leay porozrzucane hemy i bro, a z namiotw zostay podeptane i podarte szcztki. Zobaczylimy trupy onierzy, ktrych zabilimy we dwch ze lepunem. Smoki nie jaday martwego misa. Karmiy si yciem. Odnalazem strumie, pooyem si na brzuchu i piem, jakby moje pragnienie byo studni bez dna.

lepun chepta tu obok, a wreszcie leg na chodnej trawie. Zacz powoli, w skupieniu wylizywa cicie na przedniej apie. Skra w tym miejscu rozesza si na boki, wic wciska ozr w ran, starannie j oczyszczajc. Kiedy zaronie, skra na niej bdzie ciemna i pozbawiona wosw. Zwyczajna blizna - zby moj trosk. - Co robimy? Ostronie odrywaem koszul od ciaa. Zasychajca krew przylepia mi tkanin do ran. Zacisnem zby, pocignem. Pochyliem si nad strumieniem, spryskaem chodn

wod miejsca skalecze. Jeszcze kilka zwykych blizn przysza mi do gowy ponura myl. Co bdziemy teraz robi? pimy? Mam lepszy pomys: jemy. Nie chc ju dzisiaj zabija odparem. Oto cay kopot z zabijaniem ludzi. Tyle roboty i nic do jedzenia. Ledwie ywy ze zmczenia dwignem si na nogi. Poszukamy czego w namiotach.

Przydayby mi si bandae. Zostawiem koszul na ziemi. Znajd sobie inn. A zreszt akurat w tamtej chwili nawet ubranie byo dla mnie zbyt wielkim ciarem. Najpewniej upucibym take miecz krla Szczerego, gdyby nie to, e ju wsunem ostrze do pochwy. Nie miaem siy ponownie go wyciga. Straszliwie byem zmczony. Namioty zostay stratowane przez skrzydlate olbrzymy. Jeden wpad w ognisko i jeszcze si tli. Odcignem go na bok, zadeptaem ar. Potem razem z

wilkiem zaczlimy systematycznie przetrzsa obz. lepun dziki doskonaemu wchowi szybko znalaz ywno. Troch suszonego misa, ale niewiele. Gwnie suchary. Bylimy tak godni, e ani nam w gowie byo wybrzydza. Tak dawno ju nie jadem pieczywa, e zawilgotniay chleb smakowa mi nieomal jak delicje. Znalazem nawet bukak wina, ale po kilku ykach oceniem, e bardziej si nadawao do przemywania ran ni do picia. Jako bandaa uyem brzowego batystu z koszuli ktrego onierza. Wina mi jeszcze zostao. Sprbowaem znowu.

Chciaem przekona lepuna, eby da obmy swoje rany, ale odmwi, twierdzc, e i bez tego dosy mu sprawiaj blu. Zaczynay mi sztywnie minie, wic si podniosem. Znalazem jaki onierski tumok, przejrzaem jego zawarto, wyrzuciem wszystko, co byo mi zbdne. Zwinem dwa pledy, zwizaem je ciasno, wybraem sobie gruby brzowo-zoty paszcz na chodne wieczory. Dooyem do tumoka zapas chleba. Co robisz? - lepun ju drzema.

Nie chc tu spa, wic zbierani rzeczy na podr. Dokd si wybieramy? Staem przez chwil bez ruchu. Do Sikorki? Nigdy. Do Stromego? Po co? W jakim celu miabym znowu pokonywa t dug czarn drog? Nie potrafiem wymyli adnego powodu. Wszystko jedno, w kadym razie nie chc spa tutaj. Zanim uo si na spoczynek, chc by daleko od czarnego filaru. Zgoda. - zaraz: - Co to byo?

Zamarlimy obaj bez jednakowo zaalarmowani.

ruchu,

- Chodmy sprawdzi - rzekem cicho. Zblia si wieczr, gstniay cienie pod drzewami. Ten dwik nie przypomina abiego rechotu ani brzczenia owadw, ani te milkncych na poegnanie dnia ptasich pieww. Dochodzi z pola bitwy. Znalelimy Stanowczego. Czoga si do magicznego filaru. Prbowa si czoga. Gdy go dostrzeglimy, lea bez ruchu. W miejscu prawej

nogi mia krwawe strzpy ciaa, pord ktrych bielaa ko. Obwiza kikut rkawem koszuli, jednak nie do mocno. Krew nadal cieka. Pochyliem si, eby odszuka ttnic na jego szyi, lepun obnay ky. Stanowczy nie umar jeszcze, lecz iskra jego ywota ledwie si tlia. Bez wtpienia mia nadziej dosta si przez czarn kolumn do innych ludzi swego pana i otrzyma od nich pomoc. Ksi Wadczy musia wiedzie, e kluczowy czonek jego pierwszego krgu Mocy jeszcze yje, a przecie nikogo po niego nie przysa. Nie mia nawet tyle

przyzwoitoci, by zadba o czowieka, ktry mu suy caym swoim yciem. Zacisnem mocniej opask na kikucie. Potem uniosem Stanowczemu gow, wlaem mu do ust troch wody. Po co to robisz? - zapyta lepun. - Nienawidzimy go, jest prawie martwy. Pozwl mu umrze. Jeszcze nie. - Stanowczy, Stanowczy? syszysz mnie?

Jedyn oznak, e sysza, bya zmiana rytmu oddechu. Jeszcze raz przysunem bukak do ust umierajcemu. Z wysikiem pocign yk, zakrztusi si, ale nastpny ju przekn. Wzi gbszy oddech, wolno wypuci powietrze. Otworzyem si na Moc, nabraem jej pen garci. Bracie mj, zostaw go, pozwl mu umrze. Tak czyni tylko padlinoercy. - Nie o niego mi chodzi, lepunie. Moe to ostatnia szansa

dosignicia krlewskiego wykorzysta.

najmodszego syna. Musz j

Nie odpowiedzia. Pooy si na ziemi. Patrzy, jak zbieram w sobie krlewsk magi. Ile jej trzeba, eby zabi? zastanawiaem si - Czy podoam? Stanowczy by tak saby, e prawie ogarn mnie wstyd. Przeszedem przez jego obron tak atwo, jakbym odpycha donie chorego dziecka. Przyczyn nie bya jedynie utrata krwi, nie by ni bl. Bya ni mier Mocarnego, tak

prdko po zgonie Bystrego. I jeszcze wstrzs po porzuceniu przez ksicia Wadczego. Stanowczy nie mg by niewierny samozwacowi, gdy lojalno zostaa mu narzucona Moc. Nie potrafi poj, e ksi Wadczy nie jest z nim prawdziwie zwizany. Zawstydzao go, e ja to widz. Zabij mnie, Bastardzie. Zabij. I tak umieram. Nie ciebie chc, Stanowczy. Nigdy nie chodzio mi o ciebie. Teraz wiedziaem to z cakowit pewnoci. Macaem w duszy tego

umierajcego czowieka, jakbym szuka ostrza strzay. Sprzeciwia si sabo memu wtargniciu, ale atwo mi przyszo go obezwadni. Przejrzaem jego wspomnienia, lecz nie znalazem nic uytecznego. Tak, ksi Wadczy mia inne krgi Mocy, ale byy jeszcze sabe i niewyszkolone, zaledwie grupy ludzi obdarzonych talentem do wadania krlewsk magi. Nawet ci, ktrych widziaem w kamienioomie, nie liczyli si jako lojalni sudzy. Ksi Wadczy oczekiwa od Stanowczego stworzenia wielkich krgw, eby mc skupi wicej Mocy. Nie rozumia, e blisko nie moe

zosta narzucona, nie moe by podzielana przez tak liczny zesp. Czterech utalentowanych zostawi na drodze Mocy. Nie stracili ycia, lecz rozum. Nastpnych dwch przeszo z nim przez filar, lecz potem stracio wszelk zdolno do korzystania z krlewskiej magii. Nie tak atwo byo stworzy krg Mocy. Wszedem gbiej. Stanowczy omal nie umar, lecz poczyem si z nim i wlaem w niego si. Nie umrzesz. Jeszcze oznajmiem. nie -

Wreszcie gboko w jego wntrzu

znalazem to, czego szukaem: drog do ksicia Wadczego. Nitka bya wiotka i saba, gdy samozwaniec ju opuci sug, zrobi wszystko, co mg, by zerwa z nim wszystkie wizi. Byo jednak tak, jak podejrzewaem: zbyt dugo byli ze sob bardzo blisko zwizani, by ich wzajemne zalenoci znikny bez ladu. Zebraem ostatni gar Mocy, skupiem si i zasklepiem. Chwil tkwiem w stanie chwiejnej rwnowagi, potem skoczyem. Jak nagy deszcz napenia wod wyschnite latem koryto strumienia, tak ja ruszyem tym

wiotkim poczeniem midzy Stanowczym a ksiciem Wadczym. W ostatniej chwili powstrzymaem si w pdzie. Wsczyem si do mzgu ksicia Wadczego na podobiestwo miertelnej trucizny, suchajc jego uszami, patrzc jego oczyma. Teraz go znaem. Spa. Nie. Prawie spal, z pucami wypenionymi sutem, z ustami odrtwiaymi od okowity. Wsunem si w jego myli. Pod nim byo mikkie oe, na nim ciepe okrycie. Ten ostatni atak choroby by fatalny. Naprawd fatalny. Odraajce, tak upa i podrygiwa, zupenie jak Bastard, ten pomiot

Rycerskiego. Nie powinno si to zdarzy krlowi. Gupi medycy. Nie potrafili nawet okreli, co sprowadza ataki. Co sobie ludzie pomyl? Krawiec z czeladnikiem widzieli atak. Trzeba bdzie ich zabi. Nikt nie moe si dowiedzie. Ludzie bd si miali. Medyk powiedzia w zeszym tygodniu, e bdzie ju szo ku lepszemu. Czas znale nowego medyka, ten zawinie jutro. Nie. Lepiej odda go ofiarom kunicy na krlewskiej arenie. Ostatnio s cigle godne. A potem mona na nie wypuci wielkie koty. Wreszcie byka, tego biaego, z rozoystymi rogami i

garbatym grzbietem. Prbowa si umiechn i przekona siebie, e nastpny dzie bdzie wypeniony rozrywk, przyjemny. Powietrze w komnacie zgstniao od suta, ale nawet to nie pomagao. Najpierw wszystko szo dobrze. Nawet doskonale. Potem bkart wszystko zniszczy. Zabi Mocarnego, obudzi smoki, wysa je do Szczerego. Szczery, Szczery i Szczery. Cigle tylko Szczery. Od czasw dziecistwa. Szczery i Rycerski. Oni dosiadali rosych wierzchowcw, ksi Wadczy dosta kucyka.

Szczery i Rycerski mieli prawdziwe miecze, ksi Wadczy musia si zadowoli wiczebnym, drewnianym. Szczery i Rycerski zawsze razem, zawsze wiksi, starsi, waniejsi. Zawsze uwaali si za lepszych, cho przecie w yach ksicia Wadczego pyna szlachetniejsza krew i wedle prawa on powinien zosta nastpc tronu. Matka uprzedzaa, e bd o niego zazdroni. Matka przypominaa, e musi by zawsze ostrony, wicej ni ostrony. Zabiliby go, gdyby tylko mogli. Zabiliby, zabili! Matka robia co w jej mocy, jak najczciej odsyaa ich z dworu. Zawsze

jednak wracali. Bya tylko jedna droga do bezpieczestwa. Tylko jedna. Jutro. Jutro zwyciy. Ma przecie krgi Mocy. Krgi zoone z silnych modych ludzi, krgi, ktre wyrzebi dla niego smoki. Krgi Mocy s mu posuszne i takie bd smoki. Stworzy wicej krgw i wicej smokw, a potem jeszcze wicej, a bdzie silniejszy ni Szczery. Tylko e krgi Mocy wyucza Stanowczy, a teraz jest bezuyteczny. Popsuty jak stara zabawka. Smok odgryz mu nog, wzbijajc si w gr, wyrzuci go w powietrze, Stanowczy spad na

drzewo niczym latawiec, ktry wysun si z obj wiatru. Odraajce. Czowiek zjedna nog. By lepy na jedno oko, a teraz jeszcze straci nog. Co by lud pomyla o krlu, ktremu suy kaleka? Matka nigdy nie ufaa kalekom. Tacy ludzie s zawistni, cigle zazdroszcz wszystkiego, nigdy nie wiadomo, kiedy si obrc przeciwko swemu panu. Tylko e Stanowczy przydaby si do tworzenia krgw Mocy. Gupi Stanowczy. Wszystko to jego wina. Ale tylko on wiedzia, jak budzi w ludziach talent do krlewskiej magii, tylko on potrafi formowa

ich w krgi. Moe wic trzeba by wysa kogo po Stanowczego? Jeeli jeszcze yje... Stanowczy? - ksi Wadczy sign ku nam niepewnie. Niezupenie. Zamknem wok niego mocny ucisk. Takie to byo atwe. Jak schwytanie kury picej na grzdzie. Puszczaj mnie! Puszczaj! Szuka czonkw innych krgw. Odrzuciem ich, zamknem go przed Moc. Nie mia siy mi si przeciwstawi, nigdy nie mia

prawdziwego talentu do uywania Mocy. Nauczy si jedynie korzysta z krgu wywiczonych ludzi. Byem wstrznity. Wic to jego si baem przez ponad rok? Jego? Tego pochlipujcego, rozpuszczonego dzieciaka, ktry pragn odebra zabawki starszym braciom? Korona i tron byy dla niego tym samym, co swego czasu wierzchowce i miecze. Nie potrafi rzdzi krlestwem, chcia tylko woy na gow koron i spenia wasne zachcianki. Najpierw jego matka, a potem Konsyliarz knuli dla niego t intryg. Nauczy si od nich tylko szczwanego knowania, wiedzia, jak

postawi na swoim. Gdyby nie Konsyliarz, ktry stworzy mu krg Mocy, nigdy by nie zyska prawdziwej wadzy. Pozbawiony wsparcia magii, ukaza mi si teraz taki, jaki by w rzeczywistoci: rozpieszczone dziecko, ze skonnociami do okruciestwa, ktrych nikt nigdy nie prbowa okiezna. Tego si obawialimy? Przed tym uciekalimy? lepunie, co ty tu...? Moja zdobycz jest twoj zdobycz, bracie. Chciaem

zobaczy, po jakie miso zaszlimy tak daleko. Wadczy szarpn si, zamacha rkoma. Mdo mu si zrobio od dotyku wilczego Rozumienia. Taki kontakt by dla niego nieczysty, obrzydliwy, kalajcy, cuchncy, rwnie wstrtny jak to szczuropodobne stworzenie, ktre nocami grasowao po jego komnatach i ktrego nikt nie potrafi schwyta... lepun przysun si bliej, nacisn Rozumieniem, jakby w ten sposb mg wcign w nozdrza zapach. Ksi Wadczy zadra, z

obrzydzenia wstrzyma dech, ledwie zdoa powstrzyma mdoci. Dosy powiedziaem lepunowi i wilk si wycofa. Jeli chcesz go zabi, zrb to szybko - poradzi. - Ten tutaj sabnie i wkrtce umrze. Mia racj. Stanowczy oddycha pytko i gwatownie. Pchnem w niego troch siy. Prbowa jej nie przyj, lecz nie by ju panem samego siebie. Jeli si da ciau choby cie szansy, zawsze wybierze ycie, wic jego puca zaczy pracowa rwniejszym

rytmem, a serce zabio mocniej. Wwczas raz jeszcze zaczerpnem magii. Skupiem si i wycelowaem. Wrciem do ksicia Wadczego. Jeli mnie zabijesz, sam si unicestwisz. Stracisz talent do korzystania z Mocy. Mylaem ju o tym. Nigdy nie cieszy mnie talent do uywania krlewskiej magii. adna strata. Znacznie wyej ceniem sobie Rozumienie. Z niemaym wysikiem przypomniaem sobie Konsyliarza. Przywoaem na pami fanatyczny

krg Mocy, jaki stworzy dla ksicia Wadczego. To wspomnienie nadao ksztat mojemu deniu. Dugo na to czekaem. Wreszcie cisnem Moc z caej siy.

*** Ze Stanowczego zostao niewiele, ale siedziaem przy nim i poiem wod, kiedy o ni poprosi. Nawet go przykryem, gdy si sabo poskary na zimno. Wilka dziwio to moje czuwanie. Przecie jedno municie garda ostrzem noa

byoby znacznie atwiejsze. Moe te bardziej miosierne. Ja jednak zdecydowaem, e od tej chwili nie jestem ju skrytobjc. Czekaem wic na ostatnie tchnienie Stanowczego, a kiedy je z siebie wyda, wstaem i odszedem.

*** Daleka jest droga z Krlestwa Grskiego na wybrzee Ksistwa Koziego w Krlestwie Szeciu Ksistw. Nawet dla smoka, szybkiego i nie znajcego znuenia. Na kilka dni lepun i ja

odzyskalimy spokj. Odeszlimy daleko od pustego smoczego ogrodu, daleko od czarnej drogi Mocy. Bylimy obaj ranni i osabieni, wic na owach nie wiodo nam si najlepiej, ale natrafilimy na ruczaj, w ktrym roio si od pstrgw. Podalimy jego brzegiem. Dnie byy niemal zbyt ciepe, noce jasne i pogodne. apalimy ryby, jedlimy, spalimy. Mylaem tylko o sprawach, ktre mnie nie raniy. Nie o Sikorce w ucisku Brusa, ale o Pokrzywie, bezpiecznej w jego ramionach. Bdzie dla niej dobrym ojcem. Mia dowiadczenie. Znalazem w sobie nawet nadziej,

e moja creczka bdzie miaa modsze rodzestwo. Mylaem o pokoju powracajcym do Krlestwa Grskiego, o szkaratnych okrtach przeganianych z wybrzea Krlestwa Szeciu Ksistw. Zdrowiaem. Jednak nie do koca. Blizna to nie to samo co zdrowe ciao, cho rwnie dobrze zatrzymuje krwawienie.

*** Byem tam w to letnie popoudnie, gdy smok Szczerego ukaza si na niebie ponad Kozi

Twierdz. Wraz z nim ujrzaem lnice czarne wiee i blanki twierdzy, daleko przed nami. U stp zamku, gdzie niegdy byo miasto, zostay tylko poczerniae skorupy budynkw. Ofiary kunicy snuy si ulicami stolicy, rozpychane przez butnych Zawyspiarzy. Ze spokojnych wd zatoki wystaway czubki masztw, przybrane strzpami aglowego ptna. Kilkanacie szkaratnych okrtw koysao si spokojnie w przystani. Serce smoka Szczerego wezbrao gniewem. Przysigam, e usyszaem krzyk wciekoci, jaki si wydar z ust krlowej Ketriken.

Potem ogromny, turkusowosrebrny smok wyldowa na rodku gwnego dziedzica twierdzy. Nie zwaa na chmur strza, jaka si podniosa na jego spotkanie. Nie zwrci take uwagi na krzyki onierzy, ktrzy si przed nim chowali, pozbawieni zmysw, gdy przykrywa ich cieniem. Opuci potne cielsko na bruk dziedzica. Cud, e nie zmiady obrocw. Krlowa Ketriken stal na jego barkach i krzyczaa do onierzy, by opucili piki, by si usunli. Smok przygi przedni ap, pomg krlowej zej na ziemi. Wilga Sowicza zsuna si zaraz za

sw pani i po wsze czasy zapada w pami wiadkom tego wydarzenia, gdy z gracj si skonia wycelowanym w ni pikom. Rozpoznaem wiele twarzy; wraz z, krlem Szczerym bolaem nad tym, jak odmieni je niedostatek. Wtedy wystpia naprzd ksina Cierpliwa. W doniach ciskaa drzewce zakoczone ostrym grotem, splecione wosy ukrya pod hemem. Przepchna si midzy skamieniaymi stranikami, w jej cignitej twarzy byszczay orzechowe oczy. Na widok smoka stana bez ruchu. Powioda wzrokiem od krlowej do ciemnych

lepi wielkiej bestii. Zaczerpna powietrza, a potem wypucia je z puc razem z najwaniejszym sowem: - Najstarszy! Odwrcia si, ju rzucaa rozkazy, ju kazaa szykowa ciep kpiel dla krlowej, ju planowaa szar z bram zamku w Koziej Twierdzy. Na zawsze jednak pozostanie mi w sercu inny fragment tego obrazu. Ot ksina jeszcze stana, tupna nog na smoka Szczerego i kazaa mu si biegiem zabiera do wyrzucenia z jej przystani szkaratnych okrtw.

Ksina Cierpliwa, pani na Koziej Twierdzy, przywyka do tego, e jej rozkazy byy wypeniane natychmiast. Szczery ruszy do walki, tak jak zawsze samotny. Wreszcie spenio si jego marzenie, stawi wrogowi czoo nie Moc, lecz fizycznie. Przeleciawszy nad zatok raz pierwszy, roztrzaska ogonem dwa okrty. Postanowi, e aden mu nie ucieknie. Ledwie kilka godzin pniej trefni na dziewczynie na smoku oraz wszystkie bestie, ktre za nimi podyy, przyczyy si do smoka Szczerego, lecz do tego czasu w

przystani Koziej Twierdzy nie zosta nawet lad po szkaratnych okrtach. Stado smokw ruszyo na owy wrd stromych ulic stolicy i jeszcze przed wieczorem nie byo tam ani jednego Zawyspiarza. Ludzie, ktrzy przed napaci wroga schronili si w zamku, teraz wrcili do miasta, by opakiwa ruiny swego ycia, lecz take podziwia Najstarszych, ktrzy przynieli im ocalenie. Cho bestii pojawio si wiele, smok Szczerego pozostanie w pamici ludu Ksistwa Koziego najwyraniej, mimo e ludowi trudno bdzie spamita tamten czas, bo na ziemi kady si cienie

smokw. A jednak wanie smoka Szczerego widzi si na wszystkich gobelinach ukazujcych wyzwolenie stolicy ksistwa i krlestwa. Dla ksistw nadbrzenych byo to lato smokw. Widziaem wszystko, przynajmniej wszystko to, co dziao si w czasie godzin mego snu. Nawet rozbudzony, wiadom byem zachodzcych wydarze, odczuwaem je na podobiestwo grzmotu, ktry bardziej czu, ni sycha z oddali. Wiedziaem, kiedy krl Szczery poprowadzi skrzydlatych pobratymcw na pnoc, by oczyci z wroga i ze szkaratnych okrtw cae Ksistwo

Kozie, nastpnie Niedwiedzie, a nawet Wyspy Pobliskie. Widziaem odzyskanie Ksistwa Cypla oraz Ksistwa Dbw, widziaem przegnanie najedcw z wie na naszych wyspach. Jak krl Szczery przekona smoki, by si ywiy tylko Zawyspiarzami, tego nie wiem, ale lud Krlestwa Szeciu Ksistw nie musia si obawia latajcych bestii. Dzieci wybiegay z domw i chat, wskazujc w niebo, na byszczce barwami najszlachetniejszych klejnotw ogromne istoty. Gdy bestie zasypiay, chwilowo nasycone, rozoone na plaach i pastwiskach,

ludzie przechadzali si midzy nimi bez obawy, z luboci dotykali tych bajecznie kolorowych stworze. A wszdzie tam, gdzie Zawyspiarze wznieli swoje twierdze, smoki syciy gd. Lato wolno umierao, jesie skrcia dni i przepowiadaa nadejcie sztormw. W czasie gdy wilk i ja zaczlimy myle o znalezieniu schronienia na zim, miaem sny o smokach leccych nad brzegami, ktrych nigdy nie widziaem. Woda kipiaa tam szronem, a ld zamyka w okowach wskie zatoki. Byy to Wyspy Zewntrzne. Krl Szczery zawsze

pragn przenie wojn na teren wroga i teraz nareszcie dopeni zemsty. Tak samo toczyy si losy wojny w czasach krla Mdrego. Nastaa zima, niegi pokryy najwysze szczyty Krlestwa Grskiego, lecz nie signy doliny, gdzie paroway gorce rda. Smoki przeleciay nad moj gow. Stanem w drzwiach chaty, by na nie popatrze. Leciay kluczem, jak urawie. lepun obrci eb, syszc ich dziwne woanie, i w odpowiedzi posa w gr przejmujcy skowyt. Gdy zakry mnie smoczy cie, wiat zamigota, a potem si ode mnie odsun. Zostao mi tylko mgliste

wspomnienie smoczego stada. Nie potrafi powiedzie, czy smok Szczerego lecia jako pierwszy, nie wiem, czy bya z nimi dziewczyna na smoku. Wiem tylko, e w Krlestwie Szeciu Ksistw na nowo zapanowa pokj i aden szkaratny okrt nie niepokoi ju naszych wybrzey. Miaem nadziej, e wszystkie skrzydlate bestie bd znowu spokojnie spay w smoczym ogrodzie, tak jak wczeniej. Wszedem do chaty i obrciem krlika na ronie. Czekaa mnie duga, spokojna zima. Jednym sowem, Najstarsi dotrzymali obietnicy i przyszli z

pomoc Krlestwu Szeciu Ksistw. Zjawili si tak samo jak w czasach krla Mdrego i odpdzili od naszych wybrzey szkaratne okrty. Zatopiy take dwa biae statki o wielkich aglach. I tak samo jak za panowania krla Mdrego, podune smocze cienie wykraday ludziom chwile ycia oraz pamici. Wszystkie ksztaty i barwy smokw zostay uwiecznione w zwojach oraz na gobelinach, tak jak poprzednio. A lud dopowiada sobie momenty odebrane przez smocze cienie, tworzc bajdy i legendy. Minstrele ukadali pieni. We wszystkich utrzymywano, e krl Szczery we

wasnej postaci powrci do domu na turkusowym smoku i dosiada bestii, prowadzc j przeciwko szkaratnym okrtom. A najpikniejsze pieni prawi, e po skoczonej walce krl Szczery zosta uniesiony przez Najstarszych, by dostpi wielkiego honoru witowania u ich boku, a nastpnie usn wraz z nimi w magicznym zamku, a do czasu gdy Ksistwo Kozie ponownie wezwie pomocy. Tak wic, jak mawiaa Wilga, prawda przerosa fakty. W kocu by to jednak czas dla bohaterw i pora na zadziwiajce zdarzenia.

Jeli chodzi o ksicia Wadczego, to przyby z Ksistwa Trzody na czele kolumny szeciu tysicy zbrojnych, przywoc zaopatrzenie nie tylko dla samego Ksistwa Koziego, ale dla wszystkich ksistw nadbrzenych. Wieci o jego powrocie poprzedziy przybycie ksicia. Pojawiy si barki pene ywego inwentarza, ziarna oraz skarbw z komnaty biesiadnej paacu w Kupieckim Brodzie; nieprzerwanym strumieniem pyny z prdem Rzeki Koziej. Zdumieni ludzie podawali sobie z ust do ust niesamowit histori, jak to ksi Wadczy pewnego dnia raptownie

zbudzi si ze snu i, odmieniony nie do poznania, ledwie narzuciwszy na siebie cokolwiek, biega po korytarzach paacu w Kupieckim Brodzie, goszc powrt krla Szczerego i przybycie Najstarszych. Wysano ptaki z rozkazem odwoania wojsk z Krlestwa Grskiego. Inne zaniosy przeprosiny krlowi Eyodowi, a zaraz za nimi podya szczodra gratyfikacja w brzczcej monecie. Ksi Wadczy zebra szlacht, by oznajmi, e krlowa Ketriken powije dzieci, potomka krla Szczerego, a on, ksi Wadczy, pierwszy pody zoy hod oraz

przysig wiernoci dziedzicowi rodu Przezornych. By uczci ten wyjtkowy dzie, nakaza spali wszystkie szubienice, wszystkich winiw uaskawi i uwolni, a krlewsk aren przemianowa na Ogrd Krlowej, w ktrym miay zosta zasadzone roliny ze wszystkich szeciu ksistw, tworzc symbol nowej wsplnoty. Gdy pniej tego samego dnia szkaratne okrty zaatakoway przedmiecia Kupieckiego Brodu, ksi Wadczy zawoa o konia oraz zbroj i sam poprowadzi lud do obrony. Walczyli rami przy ramieniu kupiec, rybak, rycerz i

ebrak. Zyska ksi w tej bitwie mio prostych ludzi. Gdy oznajmi, e zawsze bdzie wierny dzieciciu ukrytemu jeszcze w onie krlowej Ketriken, poddani wraz z nim przysigli lojalno prawowitemu dziedzicowi. Mwi si, e po dotarciu do Koziej Twierdzy ksi Wadczy, odziany w wr pokutny, przez kilka dni klcza u bram zamku, a wreszcie sama krlowa raczya przyj jego najgortsze przeprosiny za to, e mia kiedykolwiek zwtpi w jej honor i uczciwo. Na rce monarchini zoy koron Krlestwa Szeciu Ksistw oraz mniej

wyszukan obrcz - symbol wadzy nastpcy tronu. Oznajmi, e najwyszym dla niego zaszczytem jest tytu stryja potomka rodu panujcego. Krlowa poblada na te sowa i odpowiedziaa na nie milczeniem, co zoono na karb niedyspozycji spowodowanej przez odmienny stan. Wielmonemu panu Cierniowi, krlewskiemu doradcy, ksi Wadczy odda wszystkie zwoje oraz ksigi mistrzyni Mocy Troskliwej, proszc pokornie, by ten dobrze ich pilnowa, bo wiele w nich jest wiedzy, ktra w niewaciwych rkach moga si obrci w zo.

Nastpnie zamierza nada szlachecki tytu wraz z majtkiem trefnisiowi, natychmiast gdy ten powrci z wojaczki. A najukochaszej swojej szwagierce, najdroszej ksinej Cierpliwej zwrci rubiny, ktre swego czasu ofiarowa jej ksi Rycerski, gdy na adnej innej szyi nie lniy penym blaskiem. Rozwaaem, czy nie powinien wznie pomnika ku mojej pamici, lecz w kocu doszedem do wniosku, e posunbym si za daleko. Fanatyczna lojalno w stosunku do czonkw rodziny bya najlepsz po mnie pamitk.

Dopki ksi Wadczy y, krlowa Ketriken i jej dzieci nie bd mieli bardziej oddanego sugi. Nie trwao to jednak dugo. Wszyscy syszeli o zagadkowej i tragicznej mierci ksicia Wadczego. Jakie wcieke zwierz zaatakowao go we nie, a potem zostawio krwawe lady nie tylko na swej ofierze, lecz w caej komnacie, jakby dokonawszy czynu szalao z radoci. Plotka niesie, e by to wyjtkowo wielki szczur wodny, ktry niewiadomym sposobem razem z ksiciem Wadczym dotar do Koziej Twierdzy a z Kupieckiego Brodu. Tajemnicza sprawa nie

dawaa spokoju mieszkacom zamku. Krlowa kazaa z ratlerami przeszuka dokadnie komnat po komnacie, jednak zabiegi te nie day adnego rezultatu. Nigdy nie zapano ani nie umiercono krwioerczej bestii, tote wrd suby dugo kryy pogoski o ukrywajcym si gdzie pomidzy murami wielkim szczurze. Niektrzy twierdz, e wanie z powodu tego potwora przez wiele nastpnych miesicy wielmony pan Cier rzadko by widywany bez swojej ulubionej asicy.

Rozdzia czterdziesty pierwszy Skryba

Gwoli sprawiedliwoci naley pamita, e nie Zawyspiarze wymyli Kunic. To mymy ich z m zapoznali, jeszcze w czasach krla Mdrego. Najstarsi, ktrzy ponieli na Wyspy Zewntrzne nasz zemst, po wielekro przelatywali nad t krain skalistych

wysepek Liczni mieszkacy Wysp Zewntrznych postradali wwczas ycie w smoczych szczkach, a innych tak czsto mroczy cie latajcych bestii, e w kocu utracili na stale zdolno doznawania wszelkich uczu. Stali si obcy wasnym krewnym. Krzywda ta na dugo pozostaa we wspomnieniach owego pamitliwego ludu. Szkaratne okrty pojawiy si nie po to, by zawadn ziemi lub bogactwem Krlestwa Szeciu Ksistw. One miay si mci Miay uczyni nam to samo, co my uczynilimy im za dni naszych praprapradziadw.

Co jednym ludziom jest wiadome, inni take mog odkry. Zawyspiarze mieli pomidzy sob uczonych i mdrcw, cho lud Krlestwa Szeciu Ksistw zawsze uwaa ich za barbarzycw. W kadym pradawnym zwoju szukali wzmianek o smokach Trudno byoby przedstawi dowody, jednak gotw jestem ryzykowa stwierdzenie, e niektre kopie zwojw, zbierane przez mistrzw Mocy Koziej Twierdzy, mogy w dniach poprzedzajcych zaraz szkaratnych okrtw trafi w rce zawyspiarskich kupcw, ktrzy zawsze dobrze pacili za podobne

skarby. A gdy leniwy ruch lodowca odsoni na ich wasnym wybrzeu smoka wyrzebionego z czarnego kamienia oraz wiksze pokady lnicej smolicie skay, zawyspiarscy mdrcy poczyli sw wiedz z nienasycon dz zemsty Kebala Zelaznorkiego Postanowili stworzy wasne smoki i ponie Krlestwu Szeciu Ksistw takie samo zniszczenie, jakim niegdy my ich ukaralimy. Tylko jeden biay statek zosta przez Najstarszych zagnany na brzeg, gdy uwalniali od wroga Ksistwo Kozie. Smoki poarty ca zaog, do ostatniego czowieka. W

adowniach znaleziono ogromne bloki lnicego czarnego marmuru. Wierze, e tkwiy w nim zaklte zrabowane ywoty i uczucia mieszkacw Krlestwa Szeciu Ksistw, ktrzy padli ofiar kunicy. Badania doprowadziy zawyspiarskich uczonych do przekonania, e kamie odpowiednio nasycony istot ycia moe by uksztatowany w posta powolnego stworzycielowi smoka. Ciarki przechodz mnie na myl, jak blisko byli odkrycia prawdy. Coraz wicej koncentrycznych k, jak to niegdy uj trefni, rysowao si na tafli historii. Zawyspiarze

najechali nasz kraj, wic krl Mdry przywid Najstarszych, by pomogli nam ich odpdzi. A Najstarsi zaraali Zawyspiarzy kunic, przelatujc czsto nad ich osadami. Miny pokolenia, a wwczas mieszkacy Wysp Zewntrznych napadli na Krlestwo Szeciu Ksistw i zaraali kunic nasz lud. Wobec tego krl Szczery ruszy obudzi Najstarszych i Najstarsi przegnali wroga od naszych granic. I przelatujc czsto nad ich wioskami, zarazili ich kunic. Czy znowu nienawi bdzie zalepiaa ludzi, a ktrego dnia wybuchnie...

*** Wzdycham ciko i odkadam piro. Za duo napisaem. Nie powinno si ubiera w sowa wszystkich myli. Ujmuj pergamin w donie i wolno ruszam w stron paleniska. Zdrtwiay mi nogi, bo na nich siedziaem. Dzie jest wilgotny i chodny, mga podnoszca si znad oceanu budzi w moim ciele wszystkie zasklepione ble. Dawna rana po strzale coraz bardziej daje mi si we znaki. Gdy sztywnieje na zimnie, poraa wszystkie czonki. Rzucam pergamin na wgle. Musiaem przestpi nad lepunem. Pysk mu siwieje, a i za zimnem wilk

nie przepada tale samo jak ja. Znowu utye. Nic ju teraz nie robisz, tylko si wygrzewasz przy palenisku. Moe by si ruszy na polowanie? Przeciga si, wzdycha. Id si naprzykrza chopcu. Przydaoby si dorzuci drew do ognia. Chopiec pojawia si w izbie, jakby cignity moj myl. Marszczy nos, wyczuwszy palony pergamin, patrzy na mnie z wyrzutem.

Trzeba byo zawoa, przynisbym drewna. Pergamin jest drogi. Nie odpowiadam, a on wzdycha i krci gow. Wychodzi, by uzupeni zapas drew. Chopak to podarunek od Wilgi. Jest u mnie ju drugi rok, a ja nadal si do niego nie przyzwyczaiem. Nie chce mi si wierzy, e i ja byem kiedy do niego podobny. Dobrze pamitam dzie, gdy si u mnie pojawi. Wilga zaglda do mnie dwa, czasem trzy razy do roku. Wyrzuca mi pustelniczy ywot. Pewnego razu przyprowadzia

chopca. Zadudnia piciami w moje drzwi. Gdy otworzyem, natychmiast odwrcia si do niego. - Za na ziemi i chod tutaj! zawoaa. - W rodku jest ciepo. Zelizgn si z goego grzbietu kocistego kuca i sta tak, drcy, gapic si na mnie okrgymi oczyma. Chude ramiona otula starym paszczem Wilgi. Wiatr rzuci mu na twarz kosmyki czarnych wosw. - Przyprowadziam ci chopca oznajmia pieniarka i szeroko si umiechna.

Spojrzaem na niedowierzaniem.

ni

- Chcesz powiedzie... e jest mj? Wzruszya ramionami. - Jeli zechcesz go zatrzyma. Uznaam, e ci si przyda. - Umilka. - Waciwie to uznaam, e ty si przydasz jemu. Nie ma si w co ubra ani co je... Do tej pory ja si nim zajmowaam, ale ycie minstrela... - Wic on... Czy ty... Czy my... Nie mogem znale waciwych

sw, obawiaem si nadziei. - Czy to twoje dziecko? Nasz syn? Umiechna si jeszcze szerzej, cho jej oczy zasnua mgieka alu. Pokrcia gow. Mj nie. Czy twj? Przypuszczam, e to moliwe. Bye w okolicy Zatoki Fldry jakie osiem lat temu? Tam go znalazam przed p rokiem. Wyjada zgnie resztki warzyw ze mietnika. Jego matka nie yje, a on sam ma oczy nie do pary, wic starsza siostra nie chce go zna. Mwi, e to pomiot demona. - Przekrzywia gow i dodaa: - Wobec tego moe by

twj. - Odwrcia si znowu do chopca. - Chod tutaj! Tu jest ciepo. I mieszka prawdziwy wilk. Polubisz lepuna. Dziwnym chopcem jest Traf. Jedno oko ma brzowe, drugie niebieskie. Jego matka nie naleaa do kobiet czuych, wic wspomnienia wczesnego dziecistwa nie s mu szczeglnie mie. Daa mu na imi Dramat. Moe dla niej tym wanie by. Zorientowaem si, e rwnie czsto jak po imieniu, zwracam si do niego chopcze. Nauczyem go liter i cyfr oraz uprawy zi. Mia prawie siedem lat, gdy si u mnie

pojawi. Teraz dobiega dziesiciu. Dobrze sobie radzi z ukiem. lepun go polubi. Chopiec jest wietnym towarzyszem oww dla podstarzaego wilka. Wilga przywozi mi wieci. Nie zawsze sucham ich chciwie. Za duo si zmienio, zbyt wiele wydaje mi si dziwne. Ksina Cierpliwa wada Kupieckim Brodem. Z konopi wyrabia si tam teraz nie tylko liny, ale i papier. Liczba ogrodw powikszya si dwukrotnie. W miejscu dawnej krlewskiej areny zaoono ogrd botaniczny, w ktrym mona znale roliny nie tylko z kadego

zaktka Krlestwa Szeciu Ksistw, ale take spoza jego granic. Brus i Sikorka wychowuj Pokrzyw, malekiego Rycerza, a w drodze jest nastpne dziecko. Sikorka ma ule i wasny sklepik. Brus dziki Fircykowi i rebakowi Sadzy zaoy stadnin. Wilga wie o tym lepiej ni kto inny, bo sama dopilnowaa, eby ogiery do niego trafiy. Biedna stara Sadza nie przeya dalekiej drogi do domu z Krlestwa Grskiego. I Sikorka, i Brus wierz, e straciem ycie wiele lat temu. Czasami ja take w to wierz. Nigdy nie spytaem Wilgi, gdzie mieszkaj. Nigdy nie

widziaem swego dziecka. W tym jestem nieodrodnym synem swego ojca. Krlowa Ketriken powia syna, ksicia Sumiennego. Wilga powiedziaa mi, e dzieci ma karnacj swego ojca, lecz zapowiada si na mczyzn smuklejszego, moe podobnego do brata krlowej, ksicia Ruriska. Uwaa, i jest powaniejszy ni inni chopcy w jego wieku, ale wszyscy mistrzowie i nauczyciele s z niego dumni. Jego dziad, krl Eyod, przeby dug drog z Krlestwa Grskiego, by zobaczy chopca, ktry pewnego dnia bdzie rzdzi

obydwoma pastwami. Podobno wnuk go urzek. Co by o krlewiczu sdzi drugi dziad? Cier nie ukrywa si ju przed ludmi, zosta doradc krlowej. Jeli wierzy Wildze, jest zadbanym starszym panem, stanowczo zbyt sobie cenicym towarzystwo modych kobiet. Wilga mwi to z umiechem, a nastpne pokolenia bd j pamitay dziki pieni Dokonania Ciernia Spadajcej Gwiazdy. Cier na pewno wiedziaby, gdzie mnie szuka, ale nigdy tego nie zrobi. To dobrze. Czasami Wilga przywozi mi dziwne stare zwoje, a take nasiona i

bulwy osobliwych rolin oraz pikny papirus. Nie musz pyta o rdo tych podarunkw. Niekiedy daj jej zwoje przeze mnie zapisane: rysunki zi z wyszczeglnionymi ich zaletami i niebezpieczestwami, jakie ze sob nios, opowie o czasie spdzonym w pradawnym miecie, zapiski z podry po Kramie Miedzi i ziemiach lecych poza jej granicami. Wilga sumiennie je ode mnie przejmuje. Ktrego razu przywioza mi map Krlestwa Szeciu Ksistw. By to szkic rozpoczty doni ksicia Szczerego, nie skoczony. Czasami patrz na ten rysunek i

myl o miejscach, ktre mgbym sam uzupeni. Powiesiem map na cianie. Nie sdz, bym kiedykolwiek co na niej dokreli. Trefni wrci do Koziej Twierdzy, lecz na krtko. Zostawia go tam dziewczyna na smoku. Zegna j zami, gdy wzbijaa si w przestworza. Zosta okrzyknity bohaterem i wielkim wojownikiem. Jestem pewien, e wanie dlatego uciek. Nie przyj od ksicia Wadczego ani zota, ani ziemi. Nikt dokadnie nie wie, dokd odszed ani co si z nim potem dziao. Wilga uwaa, e wrci do ojczyzny. Moe tak. Moe jest gdzie na wiecie

lalkarz, ktry rzebi cudowne marionetki. Mam nadziej, e nosi w uchu srebrny kolczyk ze schwytanym w siatk bkitnym kamieniem. Na przegubie cigle mam trzy odciski palcw, wyblake teraz i poszarzae. Bd za baznem tskni do koca ycia. Sze lat zabra mi powrt do Ksistwa Koziego. Rok spdziem w grach. Nastpny u Czarniaka. W tamtym czasie lepun i ja wiele si nauczylimy o istotach pradawnej krwi, ale te nabralimy przekonania, e nade wszystko

cenimy sobie wasne towarzystwo. Mimo szczerych wysikw Jeyny crka Oliwki zdecydowaa, e nie bdziemy do siebie pasowali. W najmniejszym stopniu nie zrania tym moich uczu, za to zyskaem pretekst, by ruszy dalej w drog. Zawdrowalimy na pnoc od Wysp Pobliskich, gdzie yj biae niedwiedzie i rwnie biae wilki. Dotarlimy na poudnie od Krainy Miedzi, daleko poza Miasto Wolnego Handlu. Podrowalimy brzegiem Rzeki Deszczowej i wracalimy tratw, niesieni nurtem ku ujciu. Przekonalimy si, e lepun nie przepada za podrowaniem

statkiem, a mnie nie podobaj si krainy, w ktrych nigdy nie nastaje zima. Doszlimy poza granice map ksicia Szczerego. Sdziem, e nie znajd ju drogi do Ksistwa Koziego. Wrcilimy jednak. Ktrego roku jesienne wiatry przywiody nas nad morze i tak zostalimy. Zajlimy chatynk stojc niedaleko Kunicy, a raczej niedaleko miejsca, gdzie niegdy wznosio si to miasteczko. Morze i srogie zimy zniszczyy dzieo ludzkiej rki, pogrzebay ze wspomnienia. Pewnego dnia znowu czowiek zacznie tu wydobywa bogat rud elaza. Nieprdko.

Wilga beszta mnie za pustelniczy ywot, twierdzi, e jestem jeszcze mody. Pyta, co si stao z moim niezomnym postanowieniem, e kiedy bd mia wasne ycie. Ja jej odpowiadam, e wanie robi, co chc. Tutaj, w tej chatce, z moimi zapiskami, z wilkiem i z chopcem. Niekiedy Wilga przy mnie sypia. Budz si, wsuchany w jej spokojny oddech. Wydaje mi si wtedy, e rankiem znajd jeszcze jaki nowy cel w yciu. Zazwyczaj jednak witam dzie sztywny i obolay, a wtedy wcale nie czuj si mody. Jestem starcem uwizionym w poznaczonym bliznami modym

ciele. Nieatwo mi take radzi sobie z Moc. Zwaszcza gdy nadchodzi lato, gdy spaceruj po nadmorskich skaach, gdy spogldam na wod, ogarnia mnie pokusa, by siga do ludzkich umysw, jak niegdy ksi Szczery. Niekiedy tak czyni, niekiedy si dowiaduj, czy rybakowi dopisao szczcie w poowach, jakie kopoty ma eglarz na statku handlowym przepywajcym opodal. Najgorsze, jak powiedzia kiedy ksi Szczery, e nikt nie odpowiada. Ktrego razu, gdy gd Mocy owadn mn do szalestwa,

signem nawet do smoka Szczerego, bagajc, by mnie usysza, by odpowiedzia. Na prno. Krgi Mocy, stworzone dla ksicia Wadczego, dawno ju si rozpady, bo zbrako mistrza, ktry by je ksztaci w korzystaniu z krlewskiej magii. Nawet w te noce, gdy wysyam na lepo magiczne woanie podobne do wilczego skowytu, nie dostaj adnej odpowiedzi. Nie wraca choby echo. Siadam wtedy przy oknie i wpatruj si w mglisty cypelek Wyspy Rogowej. ciskam donie, by je powstrzyma od

drenia i odmawiam sobie zanurzenia si w rzece Mocy, ktra czeka... zawsze czeka, gotowa mnie pochon. Jakie by to byo atwe. Czasami powstrzymuje mnie tylko dotyk wilczej myli. Chopiec szybko si nauczy, co oznacza takie moje zachowanie. Starannie odmierza wtedy kozek, eby przytpi mj talent do wadania krlewsk magi. Dodaje karime, ebym mg spa, a take imbiru, by zamaskowa gorycz kozka. Potem przynosi mi papier, piro oraz inkaust i zostawia mnie z moim pisaniem. Wie, e rankiem znajdzie mnie z gow na stole,

picego pomidzy rozrzuconymi arkuszami, ze lepunem rozcignitym u stp. nimy obaj o rzebieniu wasnego smoka.

You might also like