You are on page 1of 1748

Feliks W.

Kres

Krl Bezmiarw

Druga cz Ksigi Caoci

Trzy crki, legendarnego pirackiego kapitana K.D. Rapisa, walcz o sched po ojcu. O niepokonany okrt W Morski, ktry nie ma sobie rwnych, o magiczny Rubin Crki Byskawic, o legendarny skarb Demona Walki, o wadz nad zbuntowan wyspiarsk prowincj. Walka bdzie bezpardonowa. Trzy tajemnicze crki Demona nie znaj litoci, nie cofn si przed zdrad ani adn zbrodni w walce przeciwko sobie nawzajem i caemu wiatu.

Spis treci

Prolog

CZ I: Demon Walki Rozdzia pierwszy Rozdzia drugi

Rozdzia trzeci Rozdzia czwarty Rozdzia pity Rozdzia szsty Rozdzia sidmy Rozdzia smy

Rozdzia dziewity Rozdzia dziesity Rozdzia jedenasty Rozdzia dwunasty Rozdzia trzynasty Rozdzia czternasty Rozdzia pitnasty

Rozdzia szesnasty Rozdzia siedemnasty Rozdzia osiemnasty Rozdzia dziewitnasty Rozdzia dwudziesty

CZ II: Siostry

Rozdzia dwudziesty pierwszy Rozdzia dwudziesty drugi Rozdzia dwudziesty trzeci Rozdzia dwudziesty czwarty Rozdzia dwudziesty pity Rozdzia dwudziesty szsty

Rozdzia dwudziesty sidmy Rozdzia dwudziesty smy Rozdzia dwudziesty dziewity Rozdzia trzydziesty Rozdzia trzydziesty pierwszy Rozdzia trzydziesty drugi Rozdzia trzydziesty trzeci

Rozdzia trzydziesty czwarty Rozdzia trzydziesty pity Rozdzia trzydziesty szsty Rozdzia trzydziesty sidmy Rozdzia trzydziesty smy Rozdzia trzydziesty dziewity

CZ III: Rubin Crki Byskawic Rozdzia czterdziesty Rozdzia czterdziesty pierwszy Rozdzia czterdziesty drugi Rozdzia czterdziesty trzeci Rozdzia czterdziesty czwarty

Rozdzia czterdziesty pity Rozdzia czterdziesty szsty Rozdzia czterdziesty sidmy Rozdzia czterdziesty smy Rozdzia czterdziesty dziewity Rozdzia pidziesity Rozdzia pidziesity pierwszy

Rozdzia pidziesity drugi Rozdzia pidziesity trzeci Rozdzia pidziesity czwarty Rozdzia pidziesity pity Rozdzia pidziesity szsty Rozdzia pidziesity sidmy

Rozdzia pidziesity smy Rozdzia pidziesity dziewity Rozdzia szedziesity Rozdzia szedziesity pierwszy Rozdzia szedziesity drugi Epilog

Prolog

Brudnoszare, cikie chmury nisko wisiay nad Ahel. Wia silny i zimny wiatr, zrodzony gdzie w sercu morza; porywisty, zwiastowa rych burz, waciwie by jej pocztkiem. Zamknito wszystkie okna tawerny, kbi si teraz we wntrzu gesty dym fajkowy, zmieszany z zapachem potu i kwanego piwa. Na krzywych awach i kolawych zydlach siedzieli majtkowie, wczdzy, kilku wielorybnikw z

poudniowego wybrzea, jaki onierz, par brudnych, haaliwych kobiet. Gwar to wzmaga si, to przycicha na krtko; czasem wybijay si ze ostre gosy ktni. Stary, garbaty gawdziarz w kcie izby nuci co cicho i trca struny trzymanego na kolanach dziwnego instrumentu. Zachcony miedziakiem, rozpocz niegon opowie, podkrelajc niektre fragmenty brzkiem strun. Tutaj, na dalekich Agarach, wdrowny grajek-gawdziarz by kim bardzo niezwykym. Miejscowi pieniarze nie trudnili si piewaniem dla zarobku, nie znali wiata, o czym

mieliby mwi by przycign uwag suchaczy, skd bra nowe pieni? Zna ich trzeba setki, by piewaniem zarobi na chleb. Siedzcy w tawernie garbus pochodzi z kontynentu. Pyn do Dranu na pokadzie kogi, ktr wczesnojesienny wiatr poudniowozachodni, synny kaszel, zagna do brzegw Agarw; tkwia teraz uwiziona w Aheli, nie mogc wyj w morze z obawy przed falami i wichrem. Zwyky zatem przypadek rzuci gawdziarza w te strony. Znalaz wielu suchaczy, bo prawi rzeczy ciekawe i dziwne, nawet dla onierzy i majtkw, ktrzy przecie w licznych portach widzieli niejedno.

Ale - bya jesie. Zamar ju dawno ruch na kupieckich szlakach, ukryte w portach i bezpiecznych zatokach statki czekay na nadejcie zimy. Ich zaogi onierze, marynarze - wasay si bezczynnie po wszystkich portowych miasteczkach i miastach imperium. onierzy trzymaa dyscyplina i od, wypacany sumiennie co tydzie; z majtkami rzecz si miaa inaczej. Nikt im paci za bezczynno nie myla, oszczdnoci nie mieli, a ci co mieli, przetrcili ju dawno. azili teraz tam i sam, szukajc mniej lub bardziej uczciwego zajcia, siowali si na rce w tawernach, czasem kuli noami. Stary grajek, prawicy historie o niezwykych zdarzeniach i dziwnych krainach, by

jedyn tych ludzi rozrywk; chtnie dali ostatniego miedziaka, za ktrego ni napi si, ni nasyci nie mogli, by spdzi czas na suchaniu, zabi dzie, dwa moe, o krok przybliy zim, a z ni zacig na statki. Teraz garbus snu kolejn opowie. Gwar przycicha stopniowo, coraz wyraniej sycha byo powolny gos grajka. Opowiada niezwyk histori, bez pocztku i koca, o morzu, o sztormach, o statkach, o potworach z gbin i piratach... o Piracie, o Demonie Walki. Struny ucichy.

- aglowce wyspiarskie zniszczyy okrt krla mrz - rzek starzec p w przestrze, troch do suchaczy, a troch do siebie. Zamilk na krtko, potem powid wzrokiem po otaczajcych go twarzach, na ktrych malowao si zdziwienie i namys, bo to nie bya zwyka opowie, nie taka jak inne. Wasze aglowce, Agarczycy. Struny zabrzmiay ponuro, zgrzytliwie, niespodziewanie faszywie. - Okrylicie si saw... Uroczysty ton znw przemieni si w przykre zgrzytanie. - Posuchajcie zatem, co powiem.

Kltwa wisi nad waszymi wyspami; przeklte s Agary i wy, Agarczycy. Oto bowiem synowie wasi spalili okrt Demona, okrt noszcy imi Pana Wd i bdcy pod jego szczegln opiek. I stanie si, e za spraw posaca Bezmiarw i crki krla piratw, dosignie was klska wojny; tu, na Agarach, wybuchn ma pomie, ktry rozleje si po caym Wiecznym Cesarstwie. Tak mwi Przepowiednia, zapisana w Ksidze Caoci, pord Praw.

CZ I Demon Walki

Rozdzia pierwszy

- Wszyscy na pokad. Ju. Spokojne, niegono wypowiedziane sowa, utkny w gwarze licznych rozmw i zrazu nie przyniosy adnego efektu. Jednak ju po chwili ich sens dotar do jakiego marynarza - i czowiek w zamilk, zamilkli te jego najblisi towarzysze, potem nastpni, zdziwieni nag cisz tu i tam... Mino niewiele czasu, a w dziobwce sycha

byo tylko poskrzypywanie poszycia okrtu. - Wszyscy na pokad. Woa mi tu bosmana. Majtkowie na eb, na szyj wyskakiwali z hamakw, odrzucali wilgotne pledy, ciskali precz koci do gry. Kapitan K.D.Rapis, dowdca najwikszego aglowca na Bezmiarach, usun si z drogi pdzcego tumu. Rzadko bywa w dziobwce; jego widok prawdziwie przerazi marynarzy. Kbili si teraz na wskich stopniach, przepychali, prbujc jak najszybciej wypeni - osobicie wydany przez kapitana! - rozkaz. Wkrtce Rapis by sam.

Niespiesznie zlustrowa pomieszczenie zaogi. Smrd by nie do wytrzymania. Jakie zbutwiae szmaty, przepocone pledy, wyziewy cia, cuchncy dym tytoniowy... Kilka latar sabiutko chwiao si na hakach, w rytm uderze martwej fali, napierajcej na burty aglowca. W kcie pony pode ojowe wiece. Zaomotay bose pity bosmana. - Tak, panie! Kapitan odwrci si powoli. - Suchaj, Dorol, co to jest? Co ja tu widz? Mylisz, e jak pywamy razem

od paru lat, to co, to ju nie musisz nic robi? Co, wszystko masz w dupie? Chcesz zarazy na statku? Ja nie chc. Jeli nie potrafisz wytumaczy tej zbieraninie, gdzie chodzi si za potrzeb, to kiepski bosman, a taki mi na nic. Jeszcze dzi maj by wywietrzone pledy i hamaki. Przegnie za burt. Bosman potakiwa gorliwie. - Jeszcze dzi zgosisz si do mnie po latarnie - dorzuci Rapis. - Ci tutaj postawili sobie wieczki. Kilka nastpnych ka wytopi z twojego wasnego brzucha, jeli jeszcze raz zobacz na statku otwarty ogie. A to kopn lecy na pododze n - jest

bro. Nie powinna by zardzewiaa, Dorol. Wierzysz mi? Zabierz t band z pokadu i zrb tutaj porzdek. Won. Bosman znikn. Rapis pogasi wiece i wyszed na pokad. Zaczerpn wieego powietrza. Przez chwil sucha rykw Dorola, potem ruszy ku rufie. Uciekajcy przed rozwcieczonym bosmanem majtkowie omijali go duymi ukami. Jeden zagapi si i wpad wprost na kapitana. Ujrzawszy, kogo staranowa, marynarz chcia si cofn, ale dowdca pochwyci go za koszul, drug rk za hajdawery, rozkoysa i wyrzuci za burt. - Wyowi, jak troch ochonie -

rozkaza. Pyszny art kapitana przypad zaodze do serca. Gruchn miech. Rapis zauway pilota, nieruchomo stojcego pod masztem. Podszed do. - Co tam, Raladan? - zagadn. - W porzdku, kapitanie. Rapis potar podbrdek. - Co mylisz o tej pogodzie? Pilot umiechn si lekko. - Zdaje si, e to samo co kapitan... Zmieni si. Myl, e jeszcze dzi. Moe

w nocy. - Te tak czuj. Przeklta cisza trzymaa ich w miejscu ju sze dni. Nic nie zapowiadao jej koca. Jednak zarwno Rapis, jak i jego pilot, mieli przeczucie, e kopoty dobiegaj kresu. aden z nich nie potrafi powiedzie, skd ta pewno. - Jakby co si zmienio, daj mi zna. - Tak, panie. Kapitan posta jeszcze troch i odszed. Po chwili by w kajucie na rufie. Unis brwi, ujrzawszy swego

zastpc. Ehaden siedzia na stole, postukujc palcami w deski blatu. - Czekam na ciebie - wyjani. - Nie trzeba byo posa kogo? - Mwiono mi, e poszede do dziobwki - powiedzia Ehaden. - Nie wiem, po co, ale wida miae jak spraw. - Ty te masz chyba spraw zauway kapitan. - Ale niezbyt piln. Rapis skin gow. Opar ramiona o st i, pochylony, bada wzrokiem map

Zachodniego Bezmiaru, siedzia oficer.

na

ktrej

- Powiedz mi, co za eglarze pywali po tych wodach, skoro wyspy jak ta, ktr mamy na lewym trawersie, nie s zaznaczone na mapach? - zagadn po dugiej chwili. - Dziwi ci to? A ilu eglarzy wypywa tak daleko na poudniowy wschd od Garry? - Jednak jacy wypynli, skoro s mapy, choby i niedokadne. Ehaden wzruszy ramionami. Rapis w zamyleniu krci gow.

- Ta pogoda doprowadzi mnie do szau. Raladan mwi, e dostaniemy wiatr i ja te tak myl. Czas najwyszy, tkwimy tu ju tydzie. Syszae kiedy o czym takim na Bezmiarach? - Bezmiary s due... - Nie wiadomo, jakie s - uci Rapis. - Pytam: syszae kiedy o takiej pogodzie? Wczoraj bya sztormowa fala! - Nie syszaem o wielu rzeczach. Na przykad o ptakach wielkich jak okrt przypomnia skrzydlate olbrzymy, widziane przed trzema dniami. Rapis w milczeniu obserwowa twarz

swego zastpcy. - Ostatnio jako nie moemy si dogada - skonstatowa wreszcie. - Co mnie obchodz wielkie ptaki, Ehaden? Jak nasra taki do morza, to bdzie wielki plusk. Mwi o pogodzie. Mwi, e zmieni si dzisiaj. Tak uwaam, tak myl, a skoro potwierdza to Raladan, to moemy by prawie pewni. Bdzie wiatr. Bierzemy jaki kurs. Jaki to bdzie kurs? Powrotny? - pyta, nie kryjc zoliwoci. - Teraz dobrze? Takich pyta ci trzeba, eby poj, co chc od ciebie wycign, mwic o pogodzie? - Chcesz wraca?

- Chc wraca. - Chyba jeszcze za wczenie. Cesarskie eskadry na pewno wci krc si po morzu. - Albo stercz w miejscu, jak my przytwierdzi Rapis. - No i moe dziki temu spotkamy par holkw. Wspaniaych holkw stray morskiej, z tymi, albo i niebieskimi aglami... - Oszalae? - Nie. Nie oszalaem. Ehaden otworzy usta, lecz kapitan ostrzegawczo unis rk.

- Ani sowa, Ehaden. Wystarczy. Jak dugo jeszcze bdziemy ucieka? Co si z nami stao? Cesarskie okrty, pomyl, przecie to mieszne! Dawniej, zamiast ucieka, spalilibymy jeden albo dwa, przelizgnli si midzy pozostaymi po to tylko, eby znw doskoczy z boku... Bywao tak przecie, bywao! Pamitasz, jak pywalimy na Mewie? cigaa nas Flota Dartaska, i co? Spalilimy dwa holki, a potem portow dzielnic w Lla. Jaka sawa, Ehaden, jakie upy! A dzi? Nie siedzimy ju na starej Mewie, ale! Siedzimy na Wu Morskim, pywajcej fortecy, wikszej od czegokolwiek, co pywa po morzach Szereru! Ale ujrzelimy armektaskie szniki, olbrzymie szniki,

tak wielkie, e moglimy przejecha po nich bez obawy o cao dziobnicy! Rapis zaczyna wpada we wcieko. - Robimy zwrot i zamiast na pnoc, pyniemy na poudniowy wschd. I to jak! Gdyby nie ta przeklta cisza, bylibymy ju nie wiadomo gdzie! - Uspokj si, Rap. - Uspokj? Ale czowieku, jestem tak spokojny, e mgbym niaczy cesarskich wojakw! Mwisz uspokj si? - Uspokj si. By moe rzeczywicie stalimy si nazbyt ostroni. Ale nie tym razem. Nie uciekalimy przed armektaskimi sznikami, dobrze wiesz.

To nie byy okrty kurierskie, bo takie pywaj samotnie. To bya eskadra rozpoznawcza, albo i pocigowa. Dobrze wiesz, e nie moglimy po nich przejecha, bo s na to za szybkie, moglimy co najwyej czeka, a si rozdziel i zawezw cikie eskadry. Za tymi sznikami stay armektaskie holki, to obawa. Rapis westchn. - No i to wanie prbuj ci wytumaczy. Pywamy na okrcie, ktry moe i powinien stawi czoo obawie. Powinnimy topi stranikw, zamiast ucieka przed nimi. Wszystkiego mamy za duo. Za duo prochu, za duo strza, a zwaszcza za duo ludzi. Mamy tylu

ludzi, ilu siedzi na dwch holkach. To wiey zacig, marzyli o stosach zota i klejnotw, o walce, walce, syszysz?! Walce pod kapitanem Rapisem, legendarnym Demonem, ktry wzi ich na Wa Morskiego. A kapitan uciek, jak tylko dojrza cesarski okrt. Potrzsn gow. - Jak tylko dostaniemy troch wiatru, wracamy. Kurs na Garr. Na Garr, syszysz? Choby przyszo halsowa bez koca. - Na Garr? Z tym co mamy w adowni? - A co my tam mamy, Ehaden? Rano yo siedemdziesiciu. Jeli teraz

popyniemy do Bany, to ilu tam dowieziemy? I w jakim bd stanie? Musimy naapa nowego towaru. Ehaden myla. - Dobrze, w kocu to ty dowodzisz okrtem. - Zsun si ze stou. - Jakie rozkazy? - Na razie ka wyda po p kubka rumu na gow. Wyjmij z adowni kobiety, kilka si jeszcze rusza. Daj je zaodze, bo i tak pjd na straty. Niech ludzie pobawi si do wieczora, skorzystaj, a potem za burt. Albo nie zmieni zdanie. - Od razu za burt, nie chc adnych przepychanek... Miae jak spraw? - przypomnia.

- Ju nie - odpar oficer. - Mylaem o grnym biegu tego prdu, ktry w zeszym roku pocign nas a pod Kirlan. To moe by gdzie tutaj, dzi rano zdawao mi si, e niedaleko tej wyspy woda ma inny kolor i amie si, wiesz jak. Ale skoro pyniemy na Garr... Rapis skin gow. - Sprawdzimy, czy to ten prd. Pogadaj z Raladanem. Bez wzgldu na to, dokd pyniemy, warto wiedzie, czy jest tu co takiego. Ehaden skin gow i wyszed. Ale wrci prawie natychmiast. Towarzyszy mu wachtowy.

- Co tam? - zapyta Rapis. - Wiatr, panie! - odpar marynarz. - Z poudniowego zachodu!

Rozdzia drugi

Na Morzu Garyjskim spotkali okrtwidmo. W ciszy marynarze toczyli si wzdu bakburty. Zimny ju, doszcztnie wypalony wrak, powoli dryfowa z wiatrem na pnocny wschd. Na wytrawionej ogniem rufie nie dao si odczyta nazwy aglowca - ale wszyscy dobrze j znali... Pnoc. Widzieli oto resztki wielkiej kogi Alagery. Ona sama

(poznano j po szkaratnej odziey i turkoczcych na wietrze zotych wosach) powieszona za nogi, koysaa si na zachowanym od ognia bukszprycie. - Obawa - skwitowa Ehaden. Mielimy racj, uciekajc, Rap. Zapaa j silna eskadra, to nie by jeden holk. Jeli Kitar i Brorrok tak samo... - Kitar kiepsko si bije, ale ma swoj Koysank, a na niej najlepszych eglarzy wiata - ostudzi go Rapis. Nikt nie dogoni tej karaweli, odkd ma do ptna. U tego kupczyny zawsze pywaa niedoaglona i tylko dlatego Kitar zdoby swoje cacko. A starego Brorroka nie zapi wszyscy cesarscy

razem wzici. Co innego ta tutaj pokaza powieszon kobiet. - To by okrt? Burdel i tyle. - Nie uwierzysz: nigdy mi nie daa rzek Ehaden. - Chocia widzielimy si a cztery razy. - No to jeste jedynym eglarzem na wiecie, ktry widzia j a cztery razy i nie wlaz z kopytami do rodka skonstatowa Rapis. - I pewnie tak ju zostanie. Chyba e chcesz teraz? Moemy podpyn bliej. Wzruszy ramionami. - Daj rozkaz przy dziaach - rzek, z cakiem innej beczki. Wypada puci j

na dno. Wkrtce powietrze rozdar szereg potnych, prawie jednoczesnych grzmotw. Kamienne kule z oskotem uderzyy w zniszczony kadub. Zrobili zgrabny nawrt i poprawili drug penoburtow salw. Kanonierzy Rapisa mogli mierzy spokojnie, to nie bya bitwa... W Morski wolno odchodzi na zachd. Zaoga spogldaa na toncy okrt do chwili, a skry si pod falami. - Morze wzio - rzek Rapis. Chod, Ehaden, pomylimy, co dalej. Zmienimy troch plany. Nie lubiem tej zdziry, ale cesarskim nic do tego... Mam pomys, jak naapa towaru, a zarazem wyrwna rachunek Alagery.

Udali si na ruf.

*** Nastpnego dnia, wieczorem, stojcy na oku marynarz obwoa ziemi. To bya Garra, a raczej jedna z przylegych wysepek. Rapis dobrze zna ten kawaek ldu. By tu niewielki port, w ktrym, oprcz ajb rybackich, stacjonoway dwa lub trzy mae okrciki stray morskiej. Dla pirackiej karaki nie byy one adnym zagroeniem; c w kocu mogy poradzi trzy stare jak wiat szniki przeciw najwikszemu okrtowi Bezmiarw? Dlatego Rapis ju

parokrotnie zawija do przystani, by uzupeni zapasy ywnoci i sodkiej wody. Mg pozwoli sobie na bezczelno; gdy przypywa, stranicy zwykle siedzieli zupenie cicho, udajc, e ich w ogle nie ma... Prawd rzekszy, nic lepszego do roboty nie mieli. Przewanie W Morski sta na redzie, czekajc na powrt wysanych po zaopatrzenie odzi. Jednak tym razem kapitan mia inne plany. Port by wystarczajco gboki, by przyj jego karak. Panowaa gucha noc, gdy okrt wpywa do przystani, holowany przez wasne odzie. W niedalekiej wartowni zabyso wte wiateko; z brzegu

dobieg okrzyk: - Kto ty?! Cisza. Olbrzymia brya okrtu, skrzypic, napara na belki pomostu. Marynarze rzucili cumy. - Kto ty?! Rzucono trap. Tu przy nim jeden z majtkw postawi manic z ponc smo. Trap rozjcza si pod uderzeniami marynarskich ng. Kady z zabijakw nis pochodni, ktr zanurza w manicy. Wkrtce dwie setki ruchomych ogni rozwietliy port. Natarczywy gos z wybrzea ucich, w lecej nieopodal wiosce zalniy

migocce wiateka w oknach. Chwil potem z pokadu zabrzmia silny, wyrany gos: - Wieniakw ywcem, ale tylko wieniakw! Naprzd! Gromada pdzikich marynarzy runa w stron wartowni. Lecz onierze postanowili drogo sprzeda swe ycie. Nigdy nie zaczepiali zaogi pirackiego aglowca, bo byoby to czyste szalestwo. Zreszt, nigdy dotd nie zdarzyo si nic, co zmusioby ich do dziaania. Poczynania morskich rozbjnikw byy bezczelne i zuchwae, lecz poza tym... waciwie zgodne z prawem. Owszem, W

Morski uzupenia zapasy, jednak pacono za nie miejscowemu oberycie (cho prawda, e bya to zapata miechu warta); pirackiemu kapitanowi z oczywistych powodw nie zaleao na puszczeniu karczmarza z torbami. Lecz teraz, w obliczu ataku dzikiej bandy, cesarscy onierze nieoczekiwanie wykazali sw sprawno. Nadzieje Rapisa na zaskoczenie malekiego garnizonu zawiody. Jego ludzie ujrzeli nagle w pmroku zwarty, rwny szyk wywiczonej piechoty, stanowicej uzupenienie zag stojcych w porcie okrtw. Wikszo wyrwana ze snu, bez zbroi, czasem w groteskowych koszulach - przecie prezentowali si gronie. Od strony przystani dolecia

potny huk: to W Morski rzuci cumy i ogniem swych dzia rozstrzeliwa bezbronne cesarskie okrciki. W tej samej chwili, jakby na umwiony sygna, pierwszy szereg onierzy przyklkn, celujc z kusz, onierze w drugim szeregu unieli napite uki. wisny bety i strzay, grupa piratw zatrzymaa si nagle, na jej czele padali trafieni. Przez jki i agonalne wrzaski przebi si gos Rapisa: - Dalej! Alagera i Pnoc! - Alagera! - podchwycili z bojow wciekoci inni. onierze dalej strzelali z ukw, lecz kusze, bro o wiele bardziej miercionona, byy ju bezuyteczne. Dzika zgraja,

wywrzaskujc haso zemsty, runa z zaciekoci stada wilkw. Szczkny krzyowane miecze, gdzieniegdzie zalni w migotliwym blasku deptanych pochodni grot wczni, bd szerokie elece topora. Kusznicy, chwyciwszy za miecze, prbowali osoni wci strzelajcych ucznikw, ale wobec liczebnej przewagi wroga, udawao si to tylko przez chwil. Linia stranikw pka, rozpada si na dwie osobne grupy, ktre natychmiast otoczono. W poblasku ostatnich gasncych iskier onierze toczyli beznadziejn walk. Bili si zawzicie, w milczeniu - kady na wasn rk, ale sprawnie, tak sprawnie, e trup po stronie piratw cieli si bardzo gsto. Wkrtce

stoczono ich jednak, przemieszano. Walka zmienia si w masakr. Tymczasem druga setka zbjw pustoszya wie. Tu dowodzi Ehaden. Gdy Rapis dorzyna onierzy, pony ju niepewnie pierwsze domy. Grupy zbirw wpaday do chaup, skd natychmiast dobiegay wycia, pacz i krzyki rybakw. Rozhukani majtkowie rzucali si pord domw jak wciekli, psy ujaday na acuchach, z ogarnitego poarem kurnika wysypay si otumanione dymem kaczki i kury, powikszajc jeszcze zamieszanie. Tam, gdzie wieniacy stawili rozpaczliwy opr - zabijano bez cienia litoci. Krew pyna obficie, mordercy Ehadena

rbali mieczami i toporami wysunite w obronnym gecie rce, dgali pozbawione oson brzuchy, rozbijali gowy. Jki gwaconych brutalnie kobiet giny w przeraliwym paczu dzieci, ktre jako nieprzydatne do transportu, si odrywano od matek. Strzechy chaup pony coraz janiej, trzask gorejcych krokwi miesza si z dobiegajcym od strony portu zwyciskim grzmotem dzia Wa Morskiego. Ehaden nie bra udziau w rzezi. Sta porodku wioski z mieczem pod pach i ze zwykym spokojem wydawa polecenia coraz to podbiegajcym do piratom. Baczy, by nikt z mieszkacw wioski nie zdoa zbiec do pobliskiego

lasu, czasem w milczeniu wskazywa cel trzem najlepszym ucznikom z zaogi, ktrych trzyma przy sobie. Tak zasta go Rapis, nadcigajcy na czele zziajanych, pokrwawionych i rozradowanych wojownikw. - Za duo trupw! - powiedzia ostro. - Mamy prawie puste adownie. - To ludna wioska - mrukn oficer, wskazujc wyaniajc si spomidzy chaup kolumn kilkudziesiciu zwizanych wieniakw. Poow stanowiy kobiety. Jecw popychano brutalnie, ale z umiarem. Eskorta dbaa o towar. Z pobliskiej chaty wytoczy si rybak

z krwi na twarzy. Trzyma gruby drg. Rapis przymierzy si, zakrci toporem nad gow i trafi wieniaka prosto w eb. Mia krzep. Rozbrzmiay pochwalne okrzyki ucznikw Ehadena i paru innych piratw. Marynarze cieszyli si, e maj kapitana, ktry umie im zaimponowa! Kto podbieg do zabitego, przydepnwszy go, wyrwa topr i odnis dowdcy. - Wylij ludzi do obery - powiedzia Rapis, ocierajc ostrze. Cesarscy niewiele maj na skadzie. Syszysz, Ehaden? Oficer skin gow. - Raladan si tym zaj. Zaadunek

prowiantu i sodkiej wody zakoczymy przed witem. Ale na razie byy tylko trzy salwy. Machn rk w stron przystani. - Dwie burtowe i jedna z pocigowych albo rejteradowych. To za mao na trzy szniki. Jak si nie pospiesz i nie stan zaraz u nabrzea... - Urwa, bo wanie dao si sysze grzmot kolejnej salwy burtowej. - No, to znakomicie. Przechodzcy obok zziajany marynarz cisn pochodni na dach pobliskiego domu. Buchny pomienie. Powoli milky ostatnie wrzaski mordowanych. Rozwrzeszczane dotd bezadnie gosy zaczy si czy w star, ponur morsk pie:

Podmorskie fale zielonym echem podwodnej trawy przynosz szmer, przegnie donie martwego szypra na dnie otchani trzymaj ster.

Rapis przytkn do ust krtki, gliniany gwizdek. Gosy umilky, w cigu kilku chwil mia przed sob ca zaog. Pomienie huczay. Z trzaskiem zawali si dach jednej z chat. - Wracamy na okrt - powiedzia kapitan. - Bosman do mnie. Grube chopisko natychmiast wysuno si z

tumu. - We dziesiciu ludzi pod stranic i pozbierajcie wszystko, co moe si przyda, zwaszcza niezbyt poszarpane zbroje. Kto nie ma, moe wybra dla siebie. To samo miecze, kusze i reszta. Sprawd, Dorol, graty patnika, to may garnizon, ale mog mie troch srebra. Pozostali na okrt! Szli zwart gromad, otaczajc grup zawodzcych jecw. Jaki gruby, chropawy gos podj:

A nad powierzchni niebo si chmurzy - z mocami sztormu sidmy do

gry; piewa wiatr w wantach, piewa o burzy, wic zapiewajmy i my: Podmorskie fale zielonym echem...

Rapis nie ruszy z innymi. Patrzy za oddalajc si grup, potem powid spojrzeniem dokoa. Mia tu jeszcze co do zrobienia... ale zapomnia, co. Huk poarw narasta, pony ju nie tylko strzechy, ale i ciany chaup; z trzaskiem i omotem spaday jakie zwglone belki i erdzie. W kbach wszechobecnego dymu majaczyy, coraz bardziej rozmazane, wielkie plamy ognia. Gdzie rozleg si krzyk krtki,

urywany. Rapis sta i spoglda dokoa. Tak pony aglowce. We mgle... Skazane na zagad aglowce... Wielki holk, gnany wiatrem, niosc w takielunku burz szybkich pomieni, podchodzi od zawietrznej - i zderzenie byo nieuniknione. Rapis ujrza nagle cae swoje nieudane ycie, ktre miao oto dobiec kresu w kbach ognia lub pord sonej, morskiej wody. Poncy holk zblia si niczym przeznaczenie, wreszcie z oskotem i trzaskiem uderzy w burt Wa - a wtedy potworny wstrzs wyrzuci kapitana do morza.

Poczu zimne, twarde uderzenie fali. - Zasne? Chaupy pony. Gsty dym utrudnia oddychanie. - Zasne? - powtrzy Ehaden. Wrciem po ciebie, bo... Rapis rzuci mu szybkie spojrzenie i gono przekn lin. - Nie, nie zasnem... - rzek powoli. Przywidziao mi si tylko. Ten poncy holk, co nas wtedy staranowa, pamitasz. Ile to? Rok, dwa lata temu? Odwrci si i ruszy ku przystani.

Poncy holk... Ehaden sta zamylony, spogldajc za odchodzcym. - Nigdy nic nas nie staranowao, Rapis - rzek p do siebie, p w przestrze. - aden poncy holk. Kapitan znikn za kotar dymu. Oficer zanis si kaszlem i ruszy ladem dowdcy, kryjc twarz w zgiciu okcia. Oczy zaczy mu zawi. Skojarzenia... Dziwne skojarzenia, uznawane za rzeczywisto. To nie po raz pierwszy. Ehaden by szczerze zaniepokojony. Ba si o przyjaciela.

Powiew wiatru zepchn na bok kby dymu. Wie staa si jednym wielkim morzem ognia.

Rozdzia trzeci

Szczliwa gwiazda znw si do niego umiechaa. Zna ma, dzik zatoczk w okolicach Bany. Tam ukry Wa Morskiego, sam za, wraz z paroma pewnymi ludmi, dowiz szalupami na ld prawie setk niewolnikw i niewolnic. Musieli obrci kilka razy byo ju ciemno, gdy skoczyli wyadunek. W Morski natychmiast

odszed na pene morze; wrci mia dopiero za dwa dni. Rapis wiedzia, e ostrono popaca; miejsce byo odludne, jednak nie chcia naraa swego cennego aglowca bardziej ni to konieczne. Jeszcze przed witem starannie ukryli odzie, po czym stado winiw, eskortowane przez marynarzy, zostao poprowadzone w gb pobliskiego lasu. Rapis, majc przy sobie tylko pilota Raladana, przesiedzia do witu na play. O brzasku ruszyli w stron niedalekiej wioski. Kapitan trzyma tam dwa konie u bogatego chopa. Wieniak mg ich uywa do woli, w zamian mia tylko dba o zwierzta i... milcze.

Chtnie czyni jedno i drugie; wielki pirat upomina si o wierzchowce raz, czasem dwa razy do roku. I bywao potrafi by hojny... Wkrtce Raladan i Rapis kusowali gocicem w stron Bany najwikszego miasta w poudniowozachodnim Armekcie. Bana bya miastem modym, czy te moe lepiej: odmodzonym i wieo rozkwitym. Po zajciu Dartanu, a potem Garry i Wysp, wielki port na zachodnim wybrzeu Armektu okaza si bardzo potrzebny. Po zjednoczeniu Szereru w granicach Wiecznego Cesarstwa Armekt czciowo przej dartaskie rynki zboowe, a najwikszym rynkiem zbytu

dla zboa - bya wanie Garra. Bana, mae portowe miasteczko, zacza rozrasta si gwatownie jeszcze w okresie armektaskich wojen morskich. Trzy Porty, pooone nad Zatok Krlewsk, byy zbyt oddalone od teatru dziaa; potrzebny okaza si wielki port wojenny, gdzie mogyby zbiera si siy niezbdne do podboju zamorskich terytoriw. Osonita zakrzywionym jak pazur pwyspem Zatoka Akara, nad ktr pooona bya Bana, zapewniaa idealne warunki. Miasto bogacio si, pikniao i roso. Dartaska architektura, od chwili przyczenia Dartanu do imperium wicca istne triumfy w caym Wiecznym Cesarstwie, zaanektowaa Ban bez reszty, czynic z

niej Rollayn Zachodu - bo istotnie uderzao podobiestwo midzy modym wielkim portem, a dartask stolic. Strzeliste, bielone budowle nie miay nic wsplnego z oszczdnym armektaskim stylem; kto, kto zblia si ku nim, atwo mg odnie wraenie, e oto za spraw jakich czarw przeniesiono go do serca Zotej Prowincji... Jednake, jeli nawet Rapis i Raladan dostrzegli pikno wyaniajcego si przed nimi miasta, to nie dali tego pozna po sobie. Take i pniej, przemierzajc przestronne, jasne ulice, wykazywali zupen obojtno dla urokw dartaskiej architektury. Gdy

wreszcie zatrzymali si przed jednym z domw-paacykw, bynajmniej nie uczynili tego po to, by podziwia wietne ksztaty i proporcje budowli. Stali u celu swej podry. Zarwno kapitan pirackiego aglowca, jak i jego pilot, zupenie nie przypominali morskich rozbjnikw. Odziani byli inaczej ni na pokadzie Wa Morskiego, nosili proste w kroju i wygodne, ale bynajmniej nie siermine, armektaskie stroje podrne. Take koskie rzdy wydaway si by wiadectwem dyskretnej zamonoci obu jedcw. W oczach postronnego obserwatora, ci mczyni mogli uchodzi zarwno za

kupcw, jak te wacicieli nieduych, lecz zapewniajcych dostatek, dbr ziemskich. Lekkie, troch dusze od wojskowych miecze, zdaway si wprawdzie zawiadcza o Czystej Krwi pyncej w yach jedcw z drugiej jednak strony, prawo do noszenia miecza atwo mg uzyska w Armekcie prawie kady wolny, nie splamiony przestpstwem czowiek. Na niewielkim dziedzicu przed domem podrni zsiedli z koni i powierzyli je subie. Zaraz potem, poprzedzani przez niewolnika, weszli do wntrza paacyku. Podali nazwiska, pod ktrymi byli znani gospodarzowi. Nie musieli dugo czeka.

Pod nieobecno waciciela hodowli, odbywajcego podr w interesach, przyja ich Pera Domu. Rapis zna t niewolnic i wiedzia, e zupenie otwarcie moe z ni omwi wszystkie sprawy. ona waciciela hodowli nie mieszaa si do interesw ma; Pera Domu przeciwnie - miaa wszelkie penomocnictwa i bya penoprawn zastpczyni pryncypaa. Na pierwszy rzut oka niewolnica warta bya osiemset do tysica sztuk zota, jednak kapitan Wa Morskiego mia wiadomo, e to niemoliwe; waciciele hodowli nie byli a tak rozrzutni. Nie zauway, by kiedykolwiek chodzia brzemienna, nie bya wic egzemplarzem rozpodowym.

Oznaczao to, e musiaa mie jakie ukryte wady, drastycznie zbijajce cen; by to najczstszy powd, dla ktrego takie kobiety zatrzymywano na stae w przedsibiorstwach hodowlanych. Niewolnica ubrana w wietnie skrojon, domow sukni, powitaa przybyych i przez chwil prowadzia lekk, artobliw rozmow, ze wzgldu na Raladana posugujc si Kinenem uproszczon wersj armektaskiego. Zrcznie zmienia tok rozmowy, omal niepostrzeenie przechodzc do interesw. Rapis, najwyraniej czujcy si w tym domu rwnie dobrze, jak na pokadzie okrtu, gadko i rzeczowo, bez adnych niedomwie, przedstawi

swoj ofert, poda liczb i szacunkow warto towaru. - Widzisz wic, pani - zakoczy (niewolnicy o statusie Pery Domu, reprezentujcej waciciela, przysugiwa tytu jak kobiecie Czystej Krwi) - e sprawa jest nieco powaniejsza ni zwykle. Ze wzgldu na warto transakcji. Kobieta zmarszczya lekko brwi, rozwaajc co w mylach. - Tak - odpara krtko. Powaniejsza, ale i bardziej kopotliwa - dorzucia po krtkiej chwili. - Przecie zdajesz sobie spraw, wasza godno, e towar czwartego sortu znajdzie

nabywc natychmiast, sia robocza w kopalniach i kamienioomach jest bardzo potrzebna. Obojtne jest mi zatem, czy nabd parti stu, czy dwustu sztuk; owszem, im wicej, tym lepiej. Nikogo nie interesuje tak naprawd, skd bior si niewolni robotnicy w kopalniach. Zwaszcza, jeli s Wyspiarzami, albo Garyjczykami. - Umiechna si z lekk ironi. - Tu akurat nic si nie zmienio. Rapis skin gow. To prawda, surowe prawo imperium, regulujce zasady handlu ywym towarem, w niektrych wypadkach byo dziwnie bezsilne... W Kirlanie pewnych rzeczy po prostu nie dostrzegano. Rybackie wioski na Wyspach nie przysparzay

duych wpyww do imperialnej szkatuy, podczas gdy kopalnie soli - i owszem. Nawet, jeli byy w rkach prywatnych, zapewniay niemae dochody z podatkw. Utrzymujcy si w rozsdnych granicach nielegalny handel niewolnikami by zjawiskiem zwyczajnie podanym. Oczywicie, okrt piracki, przychwycony z adowni pen jecw, nie mg liczy na adne wzgldy. Z drugiej strony jednak, prywatne kopalnie, kamienioomy, a czasem nawet plantacje baweny, kontrolowane byy przez cesarskich urzdnikw zdumiewajco pobienie... - Obawiam si jednak, wasza godno - podja Pera Domu - e wyjtkowo

dua, jak zapewniasz, ilo modych i adnych kobiet, zamiast spodziewanego zysku przyniesie ci tylko kopot. Nie kupi, panie - rzeka prosto z mostu. Popyt - wyjania zwile, widzc zdziwione spojrzenie kapitana. - Nie ma popytu. Domy publiczne s przepenione, niewolnice-prostytutki nie maj w tym roku prawie adnej wartoci. Nieurodzaj znw wytumaczya zwile i krtko. Czyby nic, panie, nie wiedzia? Jak to moliwe? - Syszaem. Ale nie sdziem, e a tak. - Klska - posumowaa Pera. Klska nieurodzaju. Wiele rodzin

znalazo si na skraju ndzy. Codziennie pojawia si tutaj jaka dziewczyna, a czasem kilka dziewczyn. Jeszcze tydzie temu kupiam dwie, ale rzeczywicie byo co kupowa. Pozostae odprawiam i, o ile wiem, nie kupuje ich take nikt inny. ywy towar, wasza godno, jest wanie ywym towarem i jeeli w krtkim czasie nie znajdzie nabywcy, to zacznie przejada spodziewane zyski. Mona, przez lat kilkanacie, wychowywa, uczy i szlifowa dziewczyn ze starannie dobranej pary rozpodowej, eby potem sprzeda jako Per za dziewiset lub tysic sztuk zota. Przecie, jeli nawet nie uzyska certyfikatu Pery, to tak czy owak bdzie niewolnic pierwszego sortu i

przynajmniej nie przyniesie strat. Ale materia na tani prostytutk? Koniunktura poprawi si najprdzej za rok, a kto wie, czy nie za dwa lata. Sprzeda tak dziewczyn mog za dwadziecia, trzydzieci, no, niechby czterdzieci sztuk zota, jeli wyjtkowo moda i adna. Wic za ile mog j kupi, by rnica w cenie pokrya koszty rocznego utrzymania? Dzisiaj, wasza godno, musiaby mi dopaci, ebym zgodzia si wzi te Wyspiarki. Mczyni to co innego, zawsze ich brakuje i brakowa bdzie. Dobrowolnie aden nie sprzeda si do hodowli, choby przymiera godem. To puste prawo, z ktrego niemal nikt nie korzysta, wasza godno, przecie

wiesz. Taki mczyzna moe mie pewno, e trafi do kamienioomu i poyje najwyej dwa-trzy lata. Rapis, otrzsnwszy si z zamylenia, unis rk. - Wystarczy, pani - uci, troch zniecierpliwiony - wiem, jak dziaa rynek. Zapomnijmy o kobietach. Nabdziesz wiec samych mczyzn? - Kilka kobiet, moe... Jeli silne i niezbyt adne. Naprawd silne i naprawd nieadne - podkrelia. Kobiety przy pracy w kopalniach niezbyt si opacaj i zbytnio zwracaj uwag. Trzeba je przebiera za mczyzn. Mog wzi kilka, panie, ale prawd mwic,

raczej dla podtrzymania stosunkw handlowych...

dobrych

Przez chwil liczya co w mylach, po czym wymienia sum. - To przybliona oferta, oczywicie ucilia. - Jak zwykle, otrzymasz panie kogo, kto oceni towar na miejscu. Licz, e przystaniesz na ostateczn cen? Nie ley w moim interesie obupienie ci ze skry, wasza godno - zmarszczya lekko nos i zamiaa si bo nastpnym razem pjdziesz do konkurencji... Zapewniam, e jak zawsze, tak i teraz ostateczna cena bdzie miaa odbicie w rzeczywistej wartoci towaru. Czy tak?

Rapis skin gow. Nigdy nie aowa kontaktw z t hodowl; mia pewno, e nie poauje i tym razem. Spadek koniunktury nie by przecie win przedsibiorstwa. Pera, w imieniu swego waciciela, prowadzia z nim uczciw gr. Wymieniona przez ni, orientacyjna suma, bya zupenie rozsdna.

*** Przenocowali w niezym zajedzie i wyruszyli w drog powrotn nastpnego dnia rano, gdy tylko pojawili si zapowiedziani przez Per Domu ludzie. Jednego z nich Rapis zna; mczyzna

ten ju dwa razy towarzyszy mu, by obejrze i wyceni przywieziony towar. Do lasu dotarli jeszcze przed zmierzchem. Dwaj marynarze natychmiast wyonili si spomidzy drzew. Jeden zabra konie Rapisa i Raladana, by odprowadzi do wioski; drugi powid przybyych ku miejscu, gdzie trzymani byli niewolnicy. Kapitan upewni si, e pod jego nieobecno nie zaszo nic godnego uwagi. Wystawione warty tylko raz przeposzyy jakich grzybiarzy. Mao kto zapuszcza si na podobne odludzie. Po przybyciu na miejsce przedstawiciel hodowli szybko i z wielk znajomoci rzeczy dokona

przegldu towaru. Mczyni, cho zabiedzeni (Rapis nie przekarmia ich na Wu) na og prezentowali si niele - rzecz zrozumiaa, bo cherlakw i starcw nie brano, za chorzy i ranni prawie wszyscy poszli za burt w trakcie morskiej podry. Dodatkowo, zgodnie ze zoon przez Per obietnic, zakupiono kilka silnych, zdrowych kobiet, co prawda za cen bardzo niewygrowan. Jednak Rapis by zadowolony, bo udao mu si jeszcze sprzeda trzy adne, dwunasto-, trzynastoletnie dziewczyny; uzyska za nie nawet cakiem przyzwoit cen, szczeglnie za najmodsz, ktra bya dziewic. Dobiwszy targu, wysannik hodowli poegna si bez zwoki i nie

baczc na gstniejcy mrok, zabra ca nabyt grup pod eskort wasnych, przyprowadzonych z Bany ludzi. Rapis wiedzia, e gdzie tam, w umwionym miejscu na gocicu, prawdopodobnie czeka na towar maa karawana wozw... Ale to ju nie by jego kopot i nie jego interes. Zoto mia. Nie tyle, ile si spodziewa, ldujc z towarem na wybrzeu; z drugiej strony jednak wcale niewiele mniej, ni uzyskiwa zwykle. Przywiz po prostu wyjtkowo du parti. Pozostaa przy nim grupa blisko czterdziestu kobiet. Ponadto byo dwch, nie speniajcych wymaga, mczyzn. Kapitan nakaza marsz ku

play, gdzie mia ukryte odzie. W Morski prawdopodobnie ju kotwiczy niedaleko brzegu... Niosc spory, brzczcy zotem i srebrem worek, Rapis trzyma si koca oddziau. Gdy zbliyli si do skraju lasu, przywoa Raladana. - Rad - zada krtko. - Nie moemy zostawi tutaj czterdziestu paru trupw; prdzej czy pniej kto to znajdzie. Chc, eby to miejsce byo czyste. Rad, Raladan. Kamie do szyi? Dwa, a niechby i cztery topielce, nawet jak wypyn, to nic si nie stanie... Pilot zakl w ciemnociach, smagnity w twarz jak gazi. Nocny marsz przez las nie nalea do

przyjemnoci. - Duo zarobilimy? - zapyta. - Tak sobie - niechtnie odrzek Rapis i pilot umiechn si lekko; kapitan bywa szczodry, ale czasem, dla odmiany, wrcz skpy. - Dla ciebie wystarczy, Raladan. - Nie o tym myl, kapitanie. Jeli przywieziemy towar z powrotem na pokad, zaoga przekona si, e interes poszed kiepsko. Nie zdziwi si, gdy niewiele wypadnie na gow. Nikt nie wie, ile naprawd jest w tym worku, kapitanie. - Nie, Raladan. Nawet, gdyby mi si

chciao targa cae to stado z powrotem na Wa, to zaoga musi zarobi swoje. Chcesz buntu? Ja nie chc. - Jest na to lekarstwo. Mamy czterdzieci kobiet, kapitanie. Trzeba byo oszczdza towar, ale teraz to ju nie towar. To kopot. Albo prezent dla zaogi, prezent moe nawet milszy ni srebro. Dostan mniej ni zwykle, ale za to bd kobiety. Darmo. Dotarli do play. Rozmowa, prowadzona do cicho, by majtkowie nie mogli nic usysze, zakoczya si miechem Rapisa. - Dobry pomys, Raladan, naprawd dobry pomys. Tak zrobimy.

Niedaleko od brzegu, co jaki czas byskao drobne, wte wiateko. aglowiec ju na nich czeka. odzie dotary do Wa Morskiego, po czym zawrciy. Nawet mocno przecione, nie mogy zabra na raz wiolarzy i czterdziestu kobiet. Rapis nie popyn z pierwsz parti, czeka na play. Zakotwiczony o wier mili od brzegu aglowiec od wielu lat by jego domem - jednak nawet do domu nie zawsze chce si wraca. Kapitan zdziwiby si pewnie, gdyby mu powiedziano, e zosta, bo urzeka go ciepa, gwiadzista noc. Zapomnia ju prawie, co to znaczy by urzeczonym; na pokadzie pirackiego okrtu nie byo

miejsca dla takich uczu, ani nawet dla takich sw. A jednak to wanie granatowa, roziskrzona kopua nad gow, mikki piasek play i szmer fal licych paski brzeg kazay mu zwleka z powrotem na pokad karaki. Nieopodal majaczyo kilkanacie ciemnych, nieruchomych sylwetek. Dwaj marynarze pilnowali kobiet. Wycieczone, zastraszone, bay si gono oddycha. Milczca obecno towaru staa si nagle Rapisowi przykra; powsta i rzuciwszy swoim ludziom krtkie czeka - powoli ruszy wzdu play. Wkrtce kalajce piasek cienie roztopiy si w mroku i kapitan uwiadomi sobie nagle, e jest

sam. Inaczej ni w kajucie na Wu. Sam. Mg i dokdkolwiek, przed siebie, tak dugo, jak dugo chcia. Fale cicho szemray na piasku. Idc, przypomnia sobie tak sam noc i tak sam pla, przed laty. I zatskni do tego wszystkiego, co wtedy, na play, raz na zawsze pozostawi za sob. Zatskni do modego oficera Stray Morskiej Armektu, ktrym by, i do piknej, szlachetnie urodzonej Garyjki, ktra go oszukaa. Zawrci. Wydao mu si nagle, e jeli pjdzie jeszcze troch dalej, to dojdzie do miejsca, gdzie odnajdzie cae swoje dawne, zdradzone ycie. Ale tak,

by zupenie pewien, e ona... ona tam czeka. Zabiby j. Nie chcia tego. Wraca coraz szybciej, jakby bojc si, e majtkowie i kobiety znikn z play... Cicha noc armektaska wydaa mu si nagle wroga i nieprzyjazna. Mia swj okrt, swoich marynarzy, swoj morsk legend - i nie chcia tego traci. Nawet na chwil. Ten okrt i ci marynarze... Skrzywi usta. Mocno wtpi, by ktokolwiek z zaogi rozmyla nad sensem istnienia, ba! ocenia swoje wasne ycie. W pewien sposb kocha ich wszystkich. Moe wanie za to? Oni za kochali swego kapitana. aden nie potrafi powiedzie, dlaczego. Ale czy to miao jakie znaczenie? Wane byo

zupenie co innego: to mianowicie, e krwawy przywdca mordercw, Demon Walki, jak go nazywano, mg by kochany przez wier tysica ludzi, ktrzy nigdy go nie zdradzili. Ludzi. Obojtnie jakich. Do, e wedle wszelkiego prawdopodobiestwa, mao ktry z zacnych moralistw, tak chtnie dzielcych wiat na zo i dobro, mg si poszczyci mioci cho dziesiciu osb, c dopiero mwi o setkach. Rapis mia wiadomo, e gdy wreszcie odejdzie, pozostawi po sobie dobr pami w sercach wszystkich marynarzy pywajcych pod jego bander. Zaleao mu na tym. I dlatego nie lubi wspomnie z

odlegej przeszoci. Stara si ich nie przywoywa. Kawa ycia mia jeszcze przed sob - ale ju aowa roztrwonionych za modu lat. Wyjty spod prawa, przeklty przez setki, a moe i tysice ludzi - znalaz swoje dobro. Swoje miejsce. Wrci w chwili, gdy pierwsza z odzi zaszuraa dnem o piasek. Zaraz pojawia si druga. Majtkowie bez komendy rozpoczli zaadunek niewolnic. Kapitan sta i patrzy bez sowa. Kobiety niezgrabnie gramoliy si przez burty odzi. Miay nogi sptane w sposb umoliwiajcy stawianie maych krokw, oprcz tego zwizane byy

wsplnym sznurem, tworzcym ptl na szyi kadej. Teraz sznur porozcinano, by rozmieci adunek w szalupach. Na stratowanym piasku pozostay tylko jakie szmaty, widoczne w pmroku jasnej nocy. Marynarze, ogldajc si na kapitana, zaczynali ju spycha odzie na wod. Rapis pochyli si i podnis z play brudny gagan. Nie chcia zostawia adnych zbdnych ladw w tym miejscu. Moe by to zbytek ostronoci, ale... Zrobi par krokw w stron drugiej szmaty i... nastpi na ywe, zagrzebane w piasku ciao. Powoli cofn si o p kroku. Odkry uciekinierk.

Marynarze, stojc po pas w wodzie, z trudem przytrzymywali koyszce si ciko szalupy. Rapis przysiad na pitach, opar okcie na udach i splt donie, z bliska przygldajc si temu, co znalaz. Rozejrza si dokoa, prbujc zrozumie. Tak, to byo na samym obrzeu stoczonego stada niewolnic, za plecami pilnujcych towaru marynarzy. Nie mia pojcia, w jaki sposb ta kobieta zdoaa, bez zwrcenia uwagi stranikw, zwlec z siebie postrzpione gagany i czciowo zagrzeba si w piasku. Bardzo niedokadnie; spod szarych ziarenek w wielu miejscach przebijaa naga skra. Jednak, w mroku nocy, ciao i plaa miay t sam barw... Jak uwolnia si

od sznura? Poczu mimowolny podziw dla sprytu i zimnej krwi uciekinierki. Zastanawia si przez chwil, czy to dygoczce ze strachu stworzenie wie ju, e zostao odkryte. Musiaa poczu nacisk jego nogi. Ale nie wiedziaa, czy j znaleziono, czy te moe tylko nadepnito przypadkiem... Obejrza si na majtkw przy odziach. Nie mogli mie pojcia o tym, co odkry. Wezbra mu w piersi szczery miech; przez chwil walczy z pokus poklepania spryciary po goej ydce i zostawienia tak. Zacisn do na szczupej, zaskakujco rasowej pcinie i wyprostowa si, a potem ruszy przed siebie, wlokc bezwoln kobiet po

play. Wydaa z siebie co, co brzmiao jak krtki szloch - a potem ju nic wicej, cho szorstki piach, kamienie i odamki muszli musiay dotkliwie rani. Usysza zdumione okrzyki marynarzy. Wyskoczyli mu na spotkanie. Zostawi znalezisko w miejscu, do ktrego sigay pierwsze fale, wszed do wody i wkrtce znalaz si w odzi. Dopiero wtedy spojrza za siebie. Marynarze wlekli kobiet w kierunku drugiej szalupy. - Na Wu - powiedzia gono przyprowadzi mi j do kajuty. Pilnowa! Bo gotowa wymyle jaki nowy art. - Tak, panie!

W gosie marynarza brzmiaa ulga. By jednym z pilnujcych towaru na play. Wanie omina go kara.

Rozdzia czwarty

Kobiety spdzono do adowni. Nikt na Wu Morskim nie wiedzia jeszcze, co z nimi bdzie. Rapis nie spieszy si z przekazaniem prezentu zaodze. Zatoczka u wybrzea Armektu nie bya dobrym miejscem do zabawy. Naleao wyj na pene morze, zyska swobod szybkoci i manewru, a przede wszystkim ukry si za horyzontem do gboko, by niepowoane oczy na brzegu nie mogy dostrzec karaki.

Przekazawszy Ehadenowi rozkazy dotyczce kursu, kapitan poszed do siebie. W kajucie odpi pas z mieczem, zrzuci kaftan i koszul. Byo niezwykle parno. Usiad na wielkiej skrzyni pod cian i przecign si. Zdy ju zapomnie o wygrzebanej z piasku niewolnicy i a unis brwi ze zdziwienia, gdy do drzwi kajuty zaomota Tares. Oficer zaciska do na karku zgitej wp, nagiej kobiety. - Podobno... Rapis machn rk; gupota tego czowieka czasem go zdumiewaa. Tares by drugim jego zastpc, oficerem sumiennym, dokadnym i posusznym a do... bezmylnoci.

- Dobrze, daj j tutaj - poleci, czynic mimowolny gest ukazujcy rodek kajuty... i a westchn, bo Tares jeszcze mocniej zacisn do na karku jczcej z blu branki i pchn z caej siy, a wyldowaa na pododze, dokadnie we wskazanym miejscu. - Dobrze - powtrzy kapitan. Tares odszed, zamykajc drzwi. Skulona na pododze kobieta nie poruszaa si. Rapis przechyli si na swojej skrzyni i uj j pod brod. Ujrza twarz, czciowo przysonit przez potargane wosy. Cofn si odruchowo - dziewczyna nie miaa oka.

Ohydny, wieo zabliniony oczod mg poruszy kadego. Przypomnia j sobie od razu. Stracia oko podczas napadu na wiosk, poza tym jednak bya moda, zdrowa, miaa znakomit figur i nieprzecitn urod. Nosia opask z jakiej szmaty i z t opask wcale nie bya odraajca. Sortujc towar w adowni, poszed za rad Ehadena i podj decyzj o zostawieniu jej. Moga znale nabywc; wtedy jeszcze nie wiedzia, e w Armekcie wcale nie ma popytu na kobiety. Prawd rzekszy, gdyby nie ta fatalna rana, byaby najdrosz sztuk ze wszystkich, jakie wiz. A dziwne. Takich kobiet nie widywao si w rybackich wioskach.

- Jak si nazywasz? Milczaa, skulona na pododze, tak jak cisn j Tares. - Nie rozumiesz Kinenu? Chyba istotnie nie rozumiaa. Nic nadzwyczajnego. Garyjczycy nie lubili tego, wsplnego dla caego imperium, jzyka, bdcego szkieletem mowy armektaskiej. Nie lubili go, jak i zreszt wszystkich innych rzeczy, narzuconych przez Kirlan. Prawd mwic Rapis, cho sam by Armektaczykiem, wcale si temu nie dziwi. Ale teraz mia do zgryzienia twardy orzech. Znakomicie rozumia garyjski, ale z mwieniem szo gorzej.

Akcent by dla niego istn magi. Zdawa sobie spraw, jak niezrozumiale i prostacko brzmi w jego ustach garyjskie sowa. - Jak si nazywasz? - sprbowa. Drgna i uniosa lekko gow. Ale nie spojrzaa na niego. - Ridarethe - powiedziaa ochryple. - Ridareta - poprawi, wymawiajc imi w armektaskim brzmieniu. Ridareta... - powtrzy. - No, no. Dumne imi. Rzadkie. Zamylony, bbni palcami w wieko skrzyni, na ktrej siedzia. Co uwierao go w gardle. Przekn lin. Nagle o czym sobie

przypomnia. Wsta. - Podnie si - rozkaza. Spenia rozkaz. Gow wci miaa pochylon, ale poza tym staa wyprostowana, nie garbia si, nie zwieszaa rk. Tylko patrze, a ujmie si pod boki... Z coraz gbsz zadum spoglda na due, twarde piersi, oceni paski brzuch i lini ng. - Odwr si. Z tyu wygldaa rwnie dobrze; poladki i plecy miay znakomity ksztat. Trzyma na statku kufer peen kobiecych strojw. Siedzia na nim

przed chwil... Suknie i spdnice byy bardzo kosztowne, czsto haftowane zotem, zdobione perami. up z kupieckiej kogi. Chcia to wszystko sprzeda przy jakiej okazji, ale nie zdarzya si dotd. - W tej skrzyni - powiedzia - s suknie. Wybierz sobie, co ci si podoba. Nie zareagowaa. - Usyszaa? Za co na siebie. Otworzy wieko skrzyni, przez chwil grzeba w rodku, po czym wycign jaki czarny aksamit. - Podrzyj to i zrb sobie opask, ta dziura zamiast oka to nie jest dobry pomys. Czekaj. Najpierw umyj si i uczesz. Popchn j ku niewielkim drzwiom w kcie kajuty. -

Tam znajdziesz dzban z wod, jest te zwierciado i miedziany grzebie. Wiem, e to za mao dla damy umiechn si nagle - ale to niestety wszystko, co mog waszej godnoci ofiarowa. Mwi powoli, starannie. Mia nadziej, e mona go zrozumie. Wrzasn po garyjsku Za mn! albo Nie bra jecw! nie byo trudn sztuk. Co innego rozmawia o zwierciadach i strojach. Dziewczyna znikna za wskazanymi drzwiami. Rapis otworzy ssiednie, wiodce do sypialni. Odziedziczy te apartamenty po armektaskim dowdcy

eskadry. Bardzo niewiele okrtw zapewniao swoim kapitanom podobne luksusy. Ogarn wzrokiem rozbebeszon pociel, porozrzucane odzienie, bro i wszelkie klamoty. C, dziewczyna moga si przyda. Zreszt nie tylko do sprztania... Nie tolerowa kobiet w zaodze, wiedzia, czym to si koczy. Jak u Alagery. Jej mieszana banda wicej gzia si pod pokadem, ni mylaa o stawianiu agli. Alagera bya kapitanem tylko z tytuu, tak naprawd nikt jej nie sucha. W takich warunkach kady zwrot okrtu, kade ostrzenie, urastao do rangi wielkiego manewru. Na kobiety by czas w tawernach, na ldzie. Ale teraz... Skoro czyni odstpstwa od zasad, dajc

zaodze prezent, mg pofolgowa i sobie. Zreszt... Chodzio o dzie, moe dwa. Usiad na posaniu i przetar twarz domi. Co go niepokoio - i chyba wiedzia co. Twarz tej dziewczyny bya przeraajca. Nigdy dotd nie sdzi, e widok jakiejkolwiek rany wyzwoli w nim taki... lk. Wanie lk. Mia ochot uderzy t kobiet, sprawi jako, eby jej nie byo. Pusty, ohydny oczod... Ale przecie widywa daleko gorsze rany. Dlaczego wanie ta twarz tak bardzo go poruszya? Prawie... zabolaa. Uciekajc od niewygodnych myli, zacz snu plany. Nie mia pojcia, gdzie skierowa Wa Morskiego.

C za fatalny rok... Zwykle mia dokadne, sprawdzone wieci o cennych adunkach i okazjach wszelkiego rodzaju, ktre mogy da pienidz. Jeli mu czego brakowao - to czasu, by wykorzysta je wszystkie. Nie pamita ju, kiedy ostatnio musia szuka zajcia dla swojego aglowca. Fatalny rok, naprawd. Nadcigaa jesie, pora burz. Bya zbyt blisko, by przedsiwzi jak powaniejsz wypraw - i zbyt daleko, by nic nie robi do jej nadejcia. Krci si po Morzu Zwartym, liczc na szczliwy traf? Odwyk ju od takich polowa...

Potar doni podbrdek. A moe do Bezimiennego Obszaru? Po Porzucone Przedmioty? W Obszarze czas pyn inaczej, to nie byo zwyke miejsce... Mgby tam przeczeka por burz. Ryzykowne, ale...? By ju kiedy w Obszarze. Nie bez kozery zwano to miejsce Zym Krajem. Straci trzy czwarte zaogi. Ale ci, co przeyli, mogli sobie winszowa. Za Porzucone Przedmioty pacono ju nie srebrem, a zotem. Marynarze, przepenieni zabobonnym lkiem, na wycigi wyzbywali si drogocennej, magicznej zdobyczy. Pierwotnie on take zamierza jak najszybciej przehandlowa swj up. Jednak po

namyle zostawi sobie Rubin Crki Byskawic, Geerkoto, potny Ciemny Przedmiot. Nigdy nie aowa tej decyzji. Nie potrafi w peni wykorzysta drzemicych w Rubinie si, ale samo jego posiadanie potgowao odporno na zmczenie i bl, czynio waciciela zdrowszym, silniejszym i zrczniejszym... Odegna pokus. Nie mg ponownie pyn do Obszaru. Ludzie. Ludzie byli niepewni, nowi. Gdyby mia na Wu star, wyprbowan zaog, na czele ktrej zdoby swj wojenny przydomek... Umiechn si do wspomnie.

Par lat mino od czasu, gdy wyrn do nogi maleki garnizon stray morskiej na jednej z wysepek Morza Garyjskiego. Nic tam nie byo, tylko resztki starej rybackiej przystani i par chylcych si ku upadkowi domw. W kilku z nich siedzieli onierze - nie wiadomo po co, doprawdy. Chodziy suchy, e dowdztwo Stray Morskiej Garry i Wysp nosi si z zamiarem odbudowania przystani i wzniesienia kwater dla zag dwch czy trzech maych okrtw Floty Rezerwowej. Krtko mwic, na porzuconej wysepce mia powsta niewielki port wojenny. Rapis sysza o tym od zawsze. Mijay lata, a plany stranikw wci byy tylko planami. W Morski zawin kiedy do

przystani, a gdy odpywa - nad wysp powiewaa wojenna, purpurowo-zielona bandera Rapisa. Miny miesice, nim do brzegw wysepki przybi okrt stray morskiej, wiozcy zaopatrzenie; wyszo na jaw, e po onierzach na wyspie nie zosta nawet lad. Po pewnym czasie osadzono tam nowy garnizon - i czysty przypadek sprawi, e W Morski ponownie zawita do starej przystani. Tym razem onierze uszli z yciem zasilajc zaog Rapisa. Nic dziwnego; nie byli to ludzie poczciwi... Do suby w takim miejscu, jak zapomniana przez cay wiat wysepka, posyano onierzy za kar; wszyscy, cznie z dowdc, dopucili si rnych wykrocze. Rapis po raz drugi wywiesi swoj bander i

wrci po kilku miesicach, by sprawdzi, czy wisi nadal. Nie wisiaa. Zaoga Wa musiaa tym razem stoczy regularn bitw ze wzmocnionym garnizonem, liczcym kilkudziesiciu dobrze uzbrojonych i wyposaonych ludzi. Po raz trzeci purpurowo-zielona bandera zaopotaa nad wysp. Kapitan pirackiej karaki wyda otwart wojn Wiecznemu Cesarstwu. W komendanturze Stray Morskiej Garry i Wysp nikt nie potrafi zrozumie, o co w ogle chodzi. Bezludna wysepka nie miaa adnej wartoci, mg tam powsta may port wojenny, ale ju naprawd nic wicej.

Trudno podejrzewa, by zaoga tajemniczego pirackiego aglowca zamierzaa osiedli si na takim ldzie. Nie miao to wcale sensu. Dokadnie zbadano wysp. Zgodnie z oczekiwaniami, nie byo tam nic, zupenie nic. Pomimo to, wyzwanie rzucone przez morskich bandytw zostao podjte. Plaga piractwa dotkliwie dawaa si imperium we znaki; oto nadarzaa si okazja do zniszczenia zuchwaego aglowca. Otrzymawszy pomoc wojsk ldowych, stra morska wysadzia na nieszczsnej skale peny plegion - przeszo trzystu ludzi Legii Garyjskiej. Po morzu kryy dwie eskadry, stanowice trzon Floty Rezerwowej.

Rapis, wszdzie majcy swoich szpiegw, wiedzia o tych wszystkich posuniciach; rozmach przedsiwzicia uniemoliwia zachowanie penej tajemnicy. Wygra wojn. Legendy o skarbach, jakie zebra, znalazy nagle zaskakujce potwierdzenie: kapitan Wa Morskiego kupi sobie pomoc, i to pomoc nie byle jak... Ataku na wysp (nazwano j pniej Barirra Dziwna) dokonay cztery due i dwa mniejsze okrty, a ponadto kilkanacie migych odzi szakali morza - rybakwpiratw, dobijajcych i grabicych zwabione na mielizny statki. Wydano bitw cesarskim eskadrom, dwa holki puszczono na dno, dwa inne zostay zmuszone do ucieczki. Trzystu

legionistw uwizionych na wyspie wyrnito do ostatniego. Stra morska desperacko tuszowaa spraw, dowdztwo wojsk ldowych dao wyjanie w zwizku z masakr swych oddziaw na wyspie. Trybuna Imperialny wszcz dochodzenie; byo jasne, e wdz piratw mia w dowdztwie stray swych donosicieli. Okazao si szybko, e cesarstwa nie sta na prowadzenie niezwykle kosztownych, a zarazem przynoszcych same klski, operacji w obronie bezwartociowej, sterczcej z wody skay. Uczyniono wszystko, by przegran przemieni w zwycistwo: wszem i wobec trbiono o ogromnych stratach piratw, o potopionych aglowcach, o

szubienicach... Udao si ocali presti wojsk imperialnych - ale kosztem wyspy. Demon Walki, jak tu i wdzie zaczto nazywa kapitana pirackiej karaki, zdoby swoj Barirr. Zrezygnowano z utrzymywania garnizonu. Czasem tylko ostronie przybijay do wyspy patrolowe szniki stray morskiej. Zawsze znajdoway opoczc zwycisko czerwono-zielon bander i - nic wicej. Wida byo, e piracki aglowiec zawija czasem do przystani; bander zmieniano, zabierano podart przez wichry i wywieszano now. Poza tym jednak wyspa trwaa porzucona, zapomniana. Demon Walki nie potrzebowa jej...

Siedzcy w kajucie, pord rozgrzebanej pocieli Rapis, przesun doni po twarzy. Zda sobie spraw, jak czsto (o wiele za czsto!) nawiedzaj go ostatnio wspomnienia. Zaczyna si zastanawia, czy nie jest to oznaka staroci. Coraz czciej zajmowa si przeszoci, a coraz rzadziej przyszoci... Powsta i wyjrza z sypialni. Dziewczyna - ju ubrana - poprawiaa fady bajecznie bogatej, chocia nieco zakurzonej i wymitej sukni. Przyglda si w milczeniu. Wiedzia ju, e ma w kajucie - kopot... To nie bya wieniaczka. Crka rybaka z wyspiarskiej osady nie umiaaby nawet

zasznurowa stanika tej szaty. Jednookie, przekrelone czerni opaski spojrzenie, kryo w sobie jak mroczn, pospn egzotyk, ale przede wszystkim - wyzwanie. - Wasza godno - powiedzia jestem kapitanem pirackiego aglowca, ale przede wszystkim jestem mczyzn Czystej Krwi. Nie porywam kobiet rwnych mi urodzeniem, by sprzeda wacicielom hodowli. Mgbym moe zada okupu. Zasza przykra pomyka... Ridareta, czy tak? A oprcz tego? Z wysikiem skada gardowe dwiki w wyrazy, a te z kolei w zdania.

Milczaa. - Twoje nazwisko, pani - zada bardziej stanowczo. - By moe kalecz jzyk, ale jestem pewien, e mona mnie zrozumie. Prosz o pene nazwisko, lub monogramy twoich imion rodowych. To nie jest proba, lecz polecenie. Kirlan prbowa kiedy rzeczy niemoliwej przeszczepienia rodowych monogramw na garyjski grunt. Imiona rodowe pojawiy si przed wiekami w Dartanie, potem przej je Armekt. Byy jednak najzupeniej obce garyjskiej obyczajowoci i tradycji. Przyjy si tylko na wyspach; ich mieszkacy nie majcy wasnej arystokracji nie protestowali, gdy

cesarz, nagradzajc za rne zasugi, nadawa niektrym rodzinom status Czystej Krwi. Dziewczyna przygryza usta. - Tylko... Ridareta - odpara po dugiej chwili. Milczenie przeduao si. Patrzy jej prosto w twarz; odpowiadaa dziwnie upartym, zawzitym i niepokornym spojrzeniem. Kim bya, do pioruna? - Moesz by cenn zakadniczk powiedzia - ale moesz by take niewolnic, jak dotd. Wybieraj. Zakadniczk mog wymieni na zoto. Niewolnic ju prbowaem, nic z tego.

Wszystkie kobiety, jakie s na statku, dostan si jutro marynarzom. Ale to jest okrt wojenny, nie burdel, i dlatego marynarskie uciechy potrwaj co najwyej jeden dzie. Potem niewolnicami bawi si bd ryby. Po raz pierwszy dostrzeg na jej twarzy cie strachu. I zgrozy. Usiad w obszernym, wygodnym fotelu i wycign nogi na rodek kajuty. Cesarscy oficerowie nie mieli takich foteli. Przywlk go sobie z tej samej kogi, z ktrej pochodziy kobiece stroje w skrzyni. - Nie mam cierpliwoci ani czasu, wasza godno, by bawi si w pytania

bez odpowiedzi - rzek uprzejmie. Chc usysze twoje pene nazwisko. Pytam po raz ostatni. Zacisna usta. Czeka. Za drzwiami rozbrzmiay kroki. Ehaden wszed do kajuty, jak zwykle bez zapowiedzi. - Syszaem... - zacz i urwa. Wyglda na przeraonego. Rapis uczyni ruch doni, prezentujc swemu zastpcy dziewczyn w wietnej sukni.

- Crka rybojada - przedstawi. Nazywa si Ridareta. I nic wicej. Przejd si - rozkaza dziewczynie. Tam i z powrotem, no ju. Spenia polecenie. Nawet nie prbowaa udawa... Ehaden doszed do siebie. Cofn si troch i ze zdumieniem patrzy na spokojny krok, proste plecy i waciwie ustawion gow branki. Stopy stawiaa z palcw, nie z pity, rwnolegle do siebie, nie pltaa si w sukni. - Skd si wzia, pani, w tej wiosce? Dlaczego nie powiedziaa... zacz oficer. Rapis umiechn si. - No prosz - rzek - zawoaj jeszcze

Taresa, a okae si, e wszyscy oficerowie, jacy s na Wu, pytaj jej godno o to samo. Chocia, Tares jest za gupi... Ale Raladan na pewno by zapyta. Niele otrzaska si w wiecie. Wzruszy ramionami. - We j sobie - dorzuci nieoczekiwanie. - Ja do tego nie mam cierpliwoci. Nasza dama - cign, uywajc Kinenu - powiedziaa po garyjsku dwa albo trzy sowa, ale za to z tak dykcj, jakiej mie nie bd, chobym y sto lat. Nawet nie prbuje ukrywa, e wietnie si czuje w tej sukni, ale penego nazwiska ci nie poda, choby grozi mierci. Nie mam do tego cierpliwoci - powtrzy. - We j

sobie i dowiedz si, kto to jest, pogwarzycie sobie po garyjsku. Ja ju mam szczerze dosy tego twojego parszywego jzyka. Niewolnice daj jutro marynarzom, interes le poszed zmruy oko - i dostan kobiety zamiast srebra. A z t tutaj zrb, co ci si podoba. Tylko zabierz mi j sprzed oczu, bo po tym, co zaraz jej zrobi, bdzie miaa tak warto jak Alagera, kiedy j ostatnio widzielimy...

Rozdzia pity

Wiao od zachodu. W Morski szparko pyn pwiatrem wprost na poudnie. Minli Wyspy Okrge, wyostrzyli i poszli dalej, przez Morze Zwarte. Nastroje wrd zaogi byy nieze, cho po niewolnicach darowanych przez Rapisa zostay ju tylko wspomnienia. I to wspomnienia bardzo skrztnie skrywane... Kapitan wpad we

wcieko, kiedy wyszo na jaw, jak mdre byy jego zasady - i jak gupio zrobi, odstpujc od nich. Kobiet byo zaledwie czterdzieci; najmodsze i najadniejsze stay si przyczyn bjek. Poszo na noe, kilku marynarzy byo rannych, a dwaj zginli. Bosman i przyboczni gwardzici Rapisa, wywodzcy si jeszcze ze starej zaogi, musieli uy paek i batw, by przywrci porzdek. Niewolnicom podernito garda i powyrzucano je za burt. Tak skoczyy si marynarskie figle. Rozdraniony Rapis z wielk niechci uleg namowom Ehadena, by zatrzyma, jeszcze przez jaki czas,

tajemnicz jednook brank. W kocu da si przekona, ale zapowiedzia, e gdy tylko ujrzy dziewczyn gdziekolwiek na okrcie, kae j z miejsca wyrzuci do morza. Pamitaj! przykaza. - Trzymaj j na smyczy, u siebie, nie chc wicej nic sysze o adnym zwierzciu na pokadzie!. I na tym stano.

*** Bya noc. Ehaden sprawdzi pokadowe wachty i wrci do kajuty. Ridareta obudzia si. W sabym wietle rozkoysanej latarni patrzya, jak mczyzna odpina pas, zdejmuje kaftan,

a potem zzuwa buty i ciga hajdawery. Zosta w samej koszuli. - Nie pi - powiedziaa. - Widz. Przysiad obok niej na posaniu i przez dug chwil trwa w zamyleniu. - Wkrtce jesie - rzek. - Pora postanowi, co dalej. - Co bdzie jesieni? Ach, sztormy... - Sztormy - przytwierdzi. - Pora burz. Nikt nie pywa jesieni. W Morski ma kilka kryjwek. Zaoga zejdzie na ld, bdzie wydawa zarobione srebro.

Na pokadzie zostanie kilku majtkw i kto jeszcze. Moe ja, moe on... Ale ty nie zostaniesz na pewno. Wymyl co. Musi by kto, kto zapaci za ciebie. Nie mog ci duej chroni. - Ucieknijmy - podsuna. Pokrci gow. - Zdaje si, e ju prbowaa? zapyta z ponur ironi. - Straciem fortun, pacc temu marynarzowi tylko za to, eby nie pilnowa ci za bardzo. I co? W lesie nie byo okazji, a na play... - Wtedy, na play, prawie mi si udao - zaoponowaa.

- Prawie. - Boisz si go - zauwaya. - Nie znam nikogo, kto by si go nie ba. Demon Walki. To nie jest zwyky wojenny przydomek. Ten czowiek jest... sta si demonem. Ju prawie nie potrafi z nim rozmawia. Z kadym miesicem, z kadym tygodniem jest gorzej. Moe to ten klejnot Geerkoto. Nie wiem. Nie pozna ci. - Rozoy rce i bezradnie pokrci gow. - Nie pozna ci... - powtrzy. - Straciam oko - przypomniaa cicho. Wci krci gow.

- Ridareta, on ci nie pozna... Nie pozna twarzy jedynej kobiety, ktr kocha w caym swoim yciu. Rozumiesz? Popatrz - wskaza wasn twarz - jestem do niej podobny, nawet dzi, po tylu latach. Tak czy nie? I ty jeste do mnie podobna, bardzo podobna. On tego nie zauway. - Matka opowiadaa... Nie sucha. - Ubra ci w sukni, kaza chodzi... A wczeniej oglda ci nag. Masz jej wzrost, jej figur, takie same wosy... mwi, jakby do siebie. - Wygldasz dokadnie tak jak ona wygldaa przed parunastu laty. Przecie ogldaem j od

dziecka, zawsze razem, kiedy miaa lat dziesi... i szesnacie jak ty teraz... Nie k si ze mn - dorzuci, cho dziewczyna milczaa. Jeli czyjkolwiek twarz pamita si przez cae ycie, to twarz wasnej siostry... Co ty moesz o tym wiedzie - zreflektowa si, machajc rk. Ridareta milczaa. - A po nim masz podbrdek i usta dorzuci. - Tego te nie zauway. - Powiedz mu - zadaa cicho, lecz stanowczo. - Nie! - zaprotestowa gwatownie. Nie wiesz, co mwisz, prbowaem ci

to ju... On ci po prostu zabije! On nie panuje nad sob, zrozum to! On naprawd kocha swoich marynarzy, i co? Jeszcze raz mam ci opowiedzie, co wczoraj kaza zrobi z tym przygupim majtkiem? Potrzsna gow. Marynarza przecignito pod kilem. Za drobne, bardzo drobne zaniedbanie. Umar. - Zabije ci - powtrzy Ehaden. - To Armektaczyk. By nim, jest i pozostanie. Nie uwierzy! Od szesnastu lat jest przekonany, e Agenea zdradzia go, ucieka, zostawia... To Armektaczyk! - rzek raz jeszcze. - Nie uwierzy, e szlachetnie urodzona Garyjka, brzemienna z armektaskim

oficerem stray, tylko z tego powodu moga by wiziona w domu wasnego ojca przez dwanacie lat! A tym bardziej nie uwierzy, e po jej mierci wypdzono ci na ulic, jak psa! To nie po armektasku, rozumiesz? Na Szer, jak ja tego nienawidziem! - cisn. witej sprawy niepodlegoci Garry! witej, stuletniej nienawici do Armektu i Armektaczykw! Tak, zostalimy podbici! Tak, bya kiedy wojna! Ale na tej przekltej wyspie po prostu nie da si y, a to z winy takich starych pomylecw jak mj ojciec! Twj dziadek! - wybuchn. - Ktry przekl mnie i wydziedziczy tylko za to, e chciaem pywa na cesarskim aglowcu, e znalazem prawdziwego

przyjaciela w osobie armektaskiego onierza. A ja ci mwi, Ridareta, e gdybym jutro mia umrze, to ta przyja bya warta wicej ni cokolwiek innego w moim yciu! Agenea to rozumiaa. Jake si ciesz - zawoa - e ten stary zwyrodnialec wreszcie umar! Na Szer, a takich jak ja i Rapis nazywa si bandytami! - Przesta - powiedziaa cicho. Krzyczysz. Przekn lin. - Krzycz. Przetar domi twarz.

- Rapis ci zabije - rzek raz jeszcze. - A mnie razem z tob. Nie uwierzy, nawet nie sprbuje zrozumie. Nie pozna ci, rozumiesz? Uzna, e zosta zdradzony przez kobiet i wbija to sobie do gowy przez szesnacie lat. Nie pozna ci. Zrobi wszystko, eby zapomnie o tej zdradzie, i udao mu si. Zapomnia. - Przecie zna twoj histori, wic moe... - Tak, zna moj histori, ale w ni nie wierzy - przerwa. A moe nawet wierzy, ale... - Unis rce w bezradnym gecie. Wiesz o istnieniu Pasm Szerni, kady wie. I co z tego? Rozumiesz, o co w tym chodzi? Wiesz, na czym polega

Szer? Tutaj jest tak samo. Rapis zna moj histori, ale nic z tego nie rozumie. Pjdziesz teraz do niego i co powiesz? e podrowaa z biednym kupcem, e trafia na wysp akurat wtedy, gdy... A wczeniej o powstaniu i o tym, e Agenea... - Bezradnie rozoy rce. Syszysz, jak to brzmi? Co z tego, e taka jest prawda? Zamilkli. - pij - zarzdzi po pewnym czasie. Posaa mu smutny umiech. Pooy si obok dziewczyny i odwrci plecami do niej. Ale nie potrafi zasn a do rana. Zda sobie

spraw, jak wielki wpyw na losy pojedynczych ludzi maj zamierzche, historyczne wydarzenia. ycie Ridarety, ycie Rapisa, czy, na koniec, jego wasne ycie... Wszystko zostao rozstrzygnite jeszcze wtedy, gdy adne z nich nie istniao na wiecie. Garr podbito nie bez powodu. Wadca Krlestwa Armektu mg znosi uciliwe napady piratw z Wysp na poudniowoarmektaskie wsie; jednak po zajciu Dartanu krl Armektu sta si wadc Wiecznego Cesarstwa i nie mg tolerowa spustosze w nowo zyskanych, najbogatszych okrgach imperium. Archipelagi Morza Zwartego ciko byo zaj, jeszcze trudniej za

kontrolowa i utrzyma. Z odlegego o setki mil Kirlanu Wyspy jawiy si ldami na kocu wiata, cho wcale nie leay dalej ni pnocne krace Grombelardu, lub poudniowowschodnie - Dartanu. Jednak w Grombelardzie i Dartanie trzymano imperialne legie, wadz za sprawowali cesarscy Ksita Przedstawiciele. Tymczasem spord setek i tysicy wysp Morza Zwartego adna nie nadawaa si na orodek kontroli nad tak duym morskim obszarem. Jedynym miejscem, skd tak kontrol dao si sprawowa, bya Garra. Trzeba przyzna, e pierwszym krokiem cesarstwa bya prba zawarcia zbrojnego przymierza z zamorskim

krlestwem; awanturnicze ludy, zamieszkae na wyspach, dokuczay przecie tak samo Armektaczykom jak Garyjczykom. Lecz przymierza nie zawarto... adna wojna nie bya dla Armektu tak krwawa. Pierwsze ostrzeenie przyszo wraz z podbojem Morza Zwartego. Wysepki rybakw-piratw, przy samych brzegach kontynentu, spacyfikowano do atwo. Dalej jednak rozciga si przestwr Morza Zwartego, ujty w kleszcze licznych archipelagw, tworzcych dwa olbrzymie ramiona. Okrty piratw z Wysp puszczay na dno jeden cesarski aglowiec po drugim. Ostatecznie

odniesiono zwycistwo, ale tylko dlatego, e morscy zbje nie umieli zawrze adnego sojuszu; zostali wygnieceni po kolei. A potem przysza wojna z Garr. Bitwy morskie imperium przegrao... wszystkie. Przez kilka lat odtwarzano, unicestwion niemal, flot, tracc w tym czasie poow ciko zdobytych wysp. Przezbrojono morskie siy cesarstwa podstawowym okrtem sta si holk, zbudowany na wzr okrtu garyjskiego; cika, gboko zanurzona i mao zwrotna koga nie nadawaa si zupenie do dziaa na otaczajcych Garr, najbardziej zdradliwych wodach wiata. Pod oson potnej armady statki

wiozce kontyngent wojsk ldowych raz jeszcze wyruszyy na podbj zamorskiego kraju. aglowce Garyjczykw, w najwikszej morskiej bitwie wszystkich czasw, urzdziy nowym holkom imperialnym prawdziw masakr. Jednak cz statkw transportowych dotara na Garr. Siy ldowe wyspy byy sabe i le dowodzone. Cesarscy legionici, dziaajc w niebywale trudnych warunkach, na obcym terytorium, pozbawieni posikw i zaopatrzenia, zdoali jednak zaj wielkie miasta portowe. Morskie siy Garyjczykw, skazane na dziaanie w oparciu o przypadkowe przystanie, nieprzystosowane do przyjmowania

okrtw wojennych, przestay si liczy jako decydujca sia... Rozwcieczeni ogromem strat Armektaczycy, zwykle bardzo agodni wobec podbitych ludw, spacyfikowali Garr tak strasznie, e nieomal trudno byo znale rodzin, gdzie nie opakiwano ma, syna lub brata. Wysp przemieniono w gigantyczny plac kani, bezwzgldnie tumiono najmniejsze nawet przejawy niechci (a c dopiero wrogoci!) wobec nowej wadzy. Dorrgel, stolic i najwikszy port Garry, bratnie miasto starej Dorony, zrwnano dosownie z ziemi, podpalajc wci na nowo nie do koca strawione przez pomienie zgliszcza. Efekty tych

poczyna nie kazay dugo czeka na siebie. Odwieczna niech Garyjczykw do wszystkiego co kontynentalne przemienia si w istn nienawi. By prawdziwym Garyjczykiem oznaczao: nie tolerowa niczego co armektaskie. Morska prowincja staa si wiecznym siedliskiem niepokojw. Dawno ju poumierali ludzie, pamitajcy niepodlege Krlestwo Garry. Ale wci, dla wielu garyjskich rodw, Garyjka wica si z Armektaczykiem zasugiwaa tylko na pogard. Rapis i jego crka byli ofiarami zakoczonej przed stuleciem wojny. Wstawa dzie, gdy z pokadu dobiego stumione woanie stojcego na

oku majtka. Wkrtce potem dao si sysze zmieszany gwar marynarskich gosw. Ehaden, znuony i niewyspany, odrzuci okrycie. W tej samej chwili gdzie blisko trzasny drzwi. - Wachtowy! Ehaden pozna gos Rapisa. Usysza kroki. Jaki marynarz zacz mwi szybko i ze strachem: - Panie, ja chciaem... - Kazaem si budzi przed witem! Kazaem?! - No to jak?!

Hukno co, marynarz zawy, jakby obdzierano go ze skry. Zaraz potem z haasem otwary si drzwi i Rapis wtargn do kajuty Ehadena. Oficer poderwa si na rwne nogi. - Ty z dziwk?! - rykn kapitan. Gdzie ja jestem, co to za okrt?! Ehaden uczu nagy gniew. - Nie mw na ni dziwka! - zawoa. - Wiesz, co si dzieje?! Siedzimy w samym rodku konwoju! Miae komend tej nocy! - Nie mw na ni dziwka!

- Dziwka i dziwka! Na wszystkie morza wiata, co z tob?! Mwi: konwj! Z furi pchn oficera w pier. Ehaden polecia na cian. Porwa miecz. Milczca dotd dziewczyna krzykna. Roztrzsiony Ehaden zamierzy si na ni, niespodziewanie dla samego siebie. - Dosy! - wrzasn. Zamilka. W kajucie zapanowaa naga cisza. Przez chwil wszyscy troje trwali nieruchomo. Pierwszy oprzytomnia kapitan.

- Ehaden, jestemy w rodku konwoju - rzek z wysilonym spokojem. - Na pokad. Odwrci si i wyszed z izdebki. Ehaden bez sowa, tak jak sta, w samej koszuli i z mieczem, ruszy za nim. Na pokadzie bya Przybieg bosman. caa zaoga.

- Dwa kupce i onierz z prawej burty, kapitanie! Rapis rozepchn tum majtkw i stan przy nadburciu. W szarym wietle witu, pord mgy, majaczyy nie dalej, jak p mili na skos od dziobu, trzy maszty i rozpite na nich niebieskie

agle. To by duy holk. Nieco dalej pyny dwie niezgrabne kogi kupieckie. Rapis i Ehaden porozumieli si wzrokiem. Oficer stan pod grotmasztem. - Baterie burtowe! Zakotowao si na Kanonierzy biegli do dzia. - Grupy abordaowe! Marynarze, pod wodz Taresa, pognali do okrtowych zbrojowni. Rapis spokojnie przyglda si pyncemu z poudniowego wschodu pokadzie.

holkowi. Pez powoli pwiatrem, dostosowujc prdko do ociaych, gboko osadzonych w wodzie kog. Mga opadaa; na straniku dostrzeono ju pirack karak, trway tam gorczkowe przygotowania do walki i wytona praca przy aglach. Jeszcze chwila - i cesarscy zmienili kurs. Holk pyn teraz penym wiatrem wprost na przecicie kursu Wa Morskiego. Coraz wyraniej byo wida srebrzyste kapaliny stoczonych na kasztelach ucznikw. Dzib aglowca okry si dymem; pord huku, dwie dziaowe kule wzbiy wysokie fontanny wody. Stranik prbowa dononoci swoich dzia pocigowych, jednak odlego bya jeszcze zbyt dua. Rapis nie mg

si nadziwi podobnemu marnowaniu prochu. Cesarscy uwaali dziaa za co w rodzaju haaliwych ukw - i uywali tak samo. Stra morska nie wypracowaa dotd adnej rozsdnej koncepcji uycia tej - w niektrych wypadkach bardzo skutecznej przecie - broni. - Poprowadz aborda! - zawoa do Ehadena. Oficer skin gow. Rapis przywoa bosmana, ktry natychmiast wrczy mu topr o szerokim elecu. Majtkowie zaczli skupia si wok swego kapitana. Spod masztu sypay si komendy na agle i ster. - Raladan, ster prawo! - wrzeszcza

Ehaden. - Bezana szot wybiera! Lewy grota szot..! Zamieszanie na Wu zdawao si narasta, agle wpaday w opot. By to jednak chaos pozorny - bo oto karaka pooya si w gbokim przechyle... - Raladan, tak trzyma! Ster, tak trzyma! Oba okrty pyny teraz wprost na siebie. Gdy do przebycia pozostao moe sto krokw, na pokad Wa spady pierwsze strzay, wysane z dziobowego kasztelu holka. omotny o deski padajce ciaa, rozlegy si krzyki blu i przeklestwa. Holk prbowa wykona zwrot, ale w poowie manewru kto tam najwyraniej si rozmyli... Rapis wzruszy

ramionami, gdy cesarski okrt po raz drugi okry si chmur dymu. Kule poszy w morze. Kapitan Wa Morskiego wiedzia, skd cae to zamieszanie. Cesarscy wiecznie brali cigi od pirackich tumw, bo na przestrzeni dziesitkw lat nie zdoali ustali rnic midzy walk ldow, a morsk... Imperialne wojska, tak legie, jak i stra morska, dziaay w oparciu o wit armektask zasad, ktra nakazywaa rozdzielenie onierzy od wszelkiego zaplecza i sub. onierskie rzemioso byo zawodem uwiconym przez tradycj; obsuga taborw na ldzie, a marynarze na wodzie, nie byli onierzami. Lecz na armektaskich rwninach nie prowadzono taborowych

wozw w pierwszej linii - gdy na morzu trudno byo wysadzi marynarzy przed bitw... Na zbliajcym si holku kto inny dowodzi wojskiem, a kto inny kierowa okrtem... Kapitan, nominalnie dowodzcy aglowcem, faktycznie by tylko komendantem pokadowych onierzy, nie majc pojcia, czym rni si szlagi od wantw. Skazany by na dziaanie poprzez swego zastpc-eglarza (ktry, naturalnie nie mg by onierzem), co w bitewnej gorczce przynosio opakane rezultaty. Jednak Armektaczycy, z godnym lepszej sprawy uporem, oddawali swe aglowce pod komend wietnych, zasuonych wojownikw... w ogle nie znajcych si na morzu. Rapis sam by

Armektaczykiem; zna i ceni tradycje swego kraju. Przytomnie jednak uwaa, e tutaj, na Bezmiarach, nie ma dla nich miejsca. Odlego miedzy wrogimi okrtami malaa, strzay coraz groniej sypay si na pokad karaki. Piracka zaoga nie pozostawaa duna, lecz stranicy strzelali celniej... Wielki, barczysty Rapis cofn si o p kroku - i z prawdziwym zdumieniem spojrza na tkwic tu pod obojczykiem strza. Otaczajcy go marynarze wrzasnli przeraeni. Kapitan spokojnie zacisn do na drzewcu i wyszarpn grot z ciaa, ogldajc go z rosncym zdziwieniem. Nie czu najmniejszego

blu... Dawno nie odnis adnej rany, ani nawet kontuzji, i nie zdawa sobie sprawy z tego, jak bardzo sprzyja mu Geerkoto, ktrego by posiadaczem. Marynarze, widzc pogard, z jak ich dowdca odrzuci wyrwan z piersi strza, zaczli wiwatowa i wznosi triumfalne okrzyki. Wok padali zabici i ranni, okrty spotkay si, zeszy niemal rwno burta w burt - i dopiero wtedy, z najmniejszej odlegoci, przemwiy dziaa Wa Morskiego. Karaka drgna i przechylia si ciko, kby cuchncego dymu prochowego spowiy cay okrt, ale przez krtk chwil dao si dostrzec poszczerbione nadburcie holka, zdemolowany kasztel

dziobowy i spustoszenie poczynione w takielunku. aglowce miny si i rozeszy w dwie strony wiata. Lecz na Wu Morskim paday ju rozkazy do nawrotu, gdy raniony holk przewala si z fali na fal, utrzymujc poprzedni kurs, niezdolny do podjcia sprawnych manewrw. Rapis i Ehaden bez przeszkd mogli ruszy ladem przeciwnika, dogoni go i zdemolowa do reszty przy uyciu prawoburtowych baterii. Zwaywszy na czas potrzebny do nabicia dzia, zatopienie wojennego okrtu za pomoc samej artylerii byo waciwie nierealne. Ale te na Wu Morskim nikt nie zamierza bawi si w ten sposb. Chodzio o spowodowanie jak najwikszych

zniszcze, a potem przeprowadzenie abordau. cigany holk prbowa ostrzeliwa si z dzia rejteradowych, ale skutek by taki jak poprzednio. W Morski bez trudu zrwna si z obezwadnionym aglowcem. Rozpaczliwie prbowano tam uwolni okrt od uciliwego balastu, jakim sta si zwalony maszt; onierze i marynarze desperacko pltali si w pozrywanym olinowaniu. Idca bok w bok z holkiem karaka udaremnia te poczynania penoburtow salw. Nie baczc na strzay, sypice si z kaszteli stranika, marynarze Rapisa z wpraw rzucili kotwice abordaowe, spili okrty linami, zderzyli burtami, zaczepili bosaki. Dziki ryk, wydarty z dwch

setek piersi, zaguszy komendy cesarskich oficerw. Ogromna masa ludzi i broni runa na pokad mniejszego okrtu. Majtkowie skakali przez nadburcia, czepiali si na wantach, spadali wprost na kasztele, prowadzeni przez kilkunastu najbardziej dowiadczonych rzemielnikw - resztki starej zaogi Rapisa. Zgnieciono onierzy sam liczb; zorganizowany opr stumiono po paru chwilach walki. Zacza si mordercza gonitwa; rozbjnicy chwytali uciekajcych onierzy i marynarzy, po czym bez ceremonii wyrzucali za burt. Bitwa dogasaa. Na znak swego kapitana piraci sprawnie podoyli ogie pod kasztel rufowy i dziobowy. Gdy tylko deski

zostay ogarnite przez pomie, Rapis da sygna do odwrotu. Nie brano upw - byy przecie jeszcze dwie wielkie, wyadowane towarem kogi; zajmowanie si rabunkiem na straniku pozwolioby im na ucieczk. Przecito liny spinajce aglowce, odrzucono bosaki. Uczepieni burty majtkowie Rapisa z haaliw wesooci ogldali, miotajcych si bezradnie wrd pomieni, pozostaych przy yciu onierzy i marynarzy. Ogie rozprzestrzenia si szybko, zapony agle, olinowanie i drzewca masztw. W Morski odszed na odlego najwyej czterystu krokw od gorejcego jak pochodnia okrtu, gdy dojrzano, wyskakujce w panice do morza, figurki zaogi. Zaraz potem

wyleciay w powietrze rufowe prochownie. Statek przechyli si gwatownie, krzyki i wrzaski doleciay a na pokad pirackiej karaki. Potem eksplodoway zapasy prochu na kasztelu dziobowym. Zaoga Wa wiwatowaa. Rapis z umiechem oglda widowisko. Potem odwrci si i zmierzy wzrokiem odlego dzielc Wa Morskiego od uciekajcych kupcw. Kogi rozdzieliy si; niegupie posuniecie. Mg zdoby tylko jedn. Cztery mile, nie wicej. Wezwa pilota i rozmawia z nim przez krtk chwil. Potem zbliy si do Ehadena. - Raladan twierdzi, e troch to

potrwa. Te tak sdz. Moemy kci si dalej - powiedzia bez umiechu, ale nie wiem, czy warto. Oficer pokrci gow. - Zdaje si, e jeste ranny? Opatrz to. Rapis odruchowo unis do do obojczyka. - Zapomniaem... - powiedzia ze szczerym zdziwieniem i niedowierzaniem. - Nic nie czuj. Zaimponowae zaodze potwierdzi Ehaden z lekko drwicym uznaniem. - Trzeba przyzna, e ta nonszalancja naprawd robia

wraenie... Rapis popatrzy uwaniej. - Nie zrozumiae - rzek z lekkim naciskiem. - To nie bolao, Ehaden. Syszysz mnie? Mam gdzie uznanie zaogi, nie chciaem robi dobrego wraenia, po prostu nic nie poczuem. Jest... niedobrze - zakoczy niejasno. Przez chwil patrzyli na majtkw, wci ogldajcych poncy wrak holka. Ehaden marszczy brwi. - Czy to ten klejnot? - zapyta, unikajc spojrzenia kapitana. Ten Rubin?

Rapis z wahaniem skin gow. - Chyba tak. Po czym doda stumionym gosem, cho pord wrzaskw zaogi i tak nie mg go dosysze nikt postronny: - Boj si tego, Ehaden... Syszysz mnie? Nie wiedziaem, e to a tak... Zamilk. Boj si. Ehaden wci unika spojrzenia dowdcy. Rapis przyznajcy si do strachu by... przeraajcy. - Pogadajmy. Ubior si - pokaza koszul, stanowic cay jego strj - i

pogadamy. U ciebie? zaproponowa, p zapyta. Kapitan pokrci gow.

- Nie chc rozmawia, Ehaden, nie teraz. Chc si bi. Spal tego kupca, potem przyjd gada. Chc sprawdzi... Urwa. Powiedz podj nieoczekiwanie - czy zauwaye, ebym jako si... zmieni? Ehaden poczu nagy ucisk w gardle. - Na wszystkie moce wiata, czowieku - powiedzia niewyranie sto razy mwiem, eby wyrzuci to wistwo do morza. Zrb to wreszcie. Nikt z nas tutaj nie ma pojcia, co to

waciwie jest i do czego suy. Wyrzu to. - Zmieniem si? - nalega Rapis. Oficer ruszy w stron rufy. Zrobi dwa kroki, przystan i odwrci si. Przytkn palec do czoa. - Tutaj - rzek. - Wszystko ci si poprzestawiao, od p roku niepodobna dogada si z tob. Uciekasz przed jednym okrtem, potem woasz, eby atakowa wszystkie floty imperium. Mordujesz marynarzy, ktrzy nic nie zrobili. Opowiadasz o rzeczach, ktrych nigdy nie byo. Nie poznajesz... - Urwa i odetchn gboko. - Wyrzu ten kamie. Najlepiej teraz, ju! Ty mnie

pytasz, czy si zmienie? Ja, przyjacielu, mam tylko nadziej, e to wszystko z winy tego Geerkoto. Wyrzu to! Okrci si na picie i ruszy do swojej kajuty, zostawiajc kapitana samotnie stojcego pod grotmasztem.

Rozdzia szsty

Nieuzbrojon kog zdemolowano tak samo jak wczeniej holk stray morskiej. Gdyby to by inny statek, Rapis pomylaby moe o zdobyciu go i obsadzeniu zaog pryzow, ale teraz nie miao to sensu - powolna, stara trumna wlokaby si za Wem jak kula u nogi. Przeadunek towarw (jeli byy tego warte) wydawa si mniej kopotliwy ni takie towarzystwo.

Wstrzs, towarzyszcy zetkniciu burt obu aglowcw, omal nie zbi kapitana z ng. Garstka zbrojnych, eskortujcych adunek, skupia si wok masztu. Wyrnito ich w mgnieniu oka, chocia zoyli bro, potem majtkowie rozbiegli si po wszystkich zakamarkach statku w poszukiwaniu upw. Gdy Rapis dotar na ruf, byli tam ju jego zabijacy. Szturmowano drzwi wiodce do pomieszcze pod kasztelem. Kapitan, wsparty na swoim toporze, cierpliwie czeka a puszcz zawiasy. Doczeka si; horda majtkw wtargna do rodka. Ruszy w ich lady. W kcie do duego, kwadratowego pomieszczenia, mordowano wanie

jakiego mczyzn, obok dwaj marynarze trzymali za wosy niestar jeszcze, skowyczc kobiet. Rozjuszeni, zaczli tuc jej gow o cian, a zaprzestaa oporu. Trzasna zrywana suknia. Rapis dmuchn w swoj wistawk. - Wynocha. Zabra trupa. I to zwierz te. Marynarzy wymioto. Gdy pochwycona kobieta zostaa wywleczona z kajuty, wrzaski na pokadzie przybray na sile. Rapis zacz przeszukiwa pomieszczenie. Majtkowie mieli cay okrt, ale pokj dowdcy kogi nalea tylko do niego.

Znalazszy mapy, kapitan przejrza je pobienie, kilka odrzuci, inne zwin w rulon i wepchn za koszul na piersi. Potem pozbiera wszystkie przedmioty, ktre mona byo wymieni na zoto. Woy je do duej, stojcej w kcie kajuty skrzynki i zaj si pldrowaniem kufrw. W jednym z nich znalaz spor szkatuk. Otworzy. Zoto. Z aprobat skinwszy gow, wrzuci szkatuk do swojej skrzyni, zabra jeszcze kilka drobnych przedmiotw, na koniec zerwa zasaniajc ko kotar z wymienitego aksamitu. Potrzebowa takiej. Wzi skrzynk na rami i wyszed. Ujrza swoich majtkw, plsajcych

wok wielkiej, otwartej beczki, w ktrej utopiono zdobyt kobiet; wystaway tylko goe nogi i wypity tyek, masowany i klepany ku powszechnej uciesze. Kto wymierzy tgiego kopniaka, dajc przykad innym. Trup podrygiwa w beczce. Ryczcy ze szczcia marynarze raczyli si czerwonym napojem. Rapis zrozumia w jednej chwili: statek szed z adunkiem win. - Precz! - krzykn. - Precz od beczki! Podbieg, wyrwa jednemu z majtkw napeniony trunkiem hem i sam sprbowa. Wino byo przednie, a co za tym idzie - drogie. Ju kiedy, w taki

sam sposb, zdoby majtek. Odrzuci hem i odepchn wielkiego draba, chepczcego pyszny napj prosto z beczki wypenionej, jak si zdawao, gwnie kbami pywajcych w winie, jasnych kobiecych wosw. - Precz! - powtrzy. Przywoa Taresa. - Zajmij si przeadunkiem zarzdzi. - Trudno wyobrazi sobie co, co atwiej sprzeda. Tylko piorunem! - Tak, panie kapitanie! Targajc swoj skrzynk, przeazi z powrotem na Wa Morskiego. Za plecami usysza wesoe przypiewki

marynarzy:

Wiatr morski, eglarze, t prawd wam powie hej, ha! heje ha! Radujcie si bracia, wrogowie hej, heja-ha! gdy gin

Bo gruby grubego grubasa jest trup hej, ha! heje ha! Radujmy si bracia i zgarniajmy up! hej, heja-ha!

Ehaden sta na swoim miejscu, pod masztem. Rapis zbliy si do. - Stoisz? - zapyta wesoo. - No to stj. Dopilnuj przeadunku, maj dobre wina. Kazaem Taresowi, ale Tares... wiesz. Ehaden skin gow, nie mwic ani sowa. Chwil pniej Rapis stan przed drzwiami swojej kajuty. Zawaha si, ale po krtkim namyle wszed do rodka i postawi skrzynk na pododze. Ostronie wyj mapy i dopiero wtedy beztrosko i z haasem, przecign skrzyni w kt. Wyj szkatuk, przez chwil way j w doni, po czym

poszed do kajuty Ehadena, uchyli drzwi i wrzuci pudeko do rodka. Prezent dla przyjaciela. O jednookiej przypomnia sobie dopiero wtedy, gdy poderwaa si, przestraszona haasem, jakiego narobiy spadajce na podog zote monety. Przez chwil spogldali po sobie. - Czy pani niewolnica ma ju jakie nazwisko? - zapyta kpico, ale bez adnej zej myli; by w nienajgorszym humorze. - Wyjd std! - zawoaa gwatownie, cigle przestraszona, i natychmiast poaowaa tej, wynikej z lku, gwatownoci.

Kapitan zesztywnia. - Chod no tutaj - powiedzia. - Nikt na tym okrcie nie bdzie tak do mnie mwi. Dostaa ode mnie w prezencie star szmat i wydao ci si, e kim tutaj jeste? Cofna si. Wszed do kajuty, uczyni trzy szybkie kroki, po czym chwyci dziewczyn za twarz i uderzy jej gow o cian, dokadnie tak samo, jak zrobili to majtkowie z kobiet na kupieckiej kodze. Krzykna bolenie; ucapi j doni za kark, okrci i pchn potnie ku drzwiom. Runa na podog, tu przy progu, uderzajc gow w ocienic. Poczstowa lece ciao kopniakiem, potem pen garci chwyci gste,

brzowe wosy i wywlk dziewczyn z powrotem na rodek kajuty. Stkajc, gramolia si za nim na czworakach, prbujc zagodzi bl. - Zrobiem burdel z okrtu... i auj... - mwi urywanie, z narastajc wciekoci. - Pora przywrci porzdek... Pochyliwszy si, chwyci j za gardo, bez wysiku poderwa na nogi i cisn plecami na cian. Jkna gucho. Puci j, cofn si i wycign miecz. Odczu... niezwyk ulg. Jakby naprawia jakie zaniedbanie. Przesta! powiedziaa niewyranie, ze szlochem, oszoomiona

uderzeniem i blem. - Przesta, prosz... Nieoczekiwanie - wrci ten dziwny lk, ktry dopad go wtedy, w kajucie, gdy rozmawia z ni po raz pierwszy. Ale teraz nie byo ju wstrtnego pustego oczodou, zburzone wosy zakryway nawet opask na oku... i ta twarz bya normaln twarz kobiety. A jednak ba si tym bardziej i rozpaczliwie zapragn zetrze te rysy, strci w niebyt, moe w przeszo... midzy stare, pogrzebane wspomnienia... bo tam chyba byo ich miejsce. W przeszoci... Tak, w przeszoci... Dotkn sztychem szyi, po czym unis nieco nadgarstek, zamierzajc pchn

pod ktem, w d. Przeyka lin, szybko, raz za razem. Wyglda okropnie... Dziewczyna chwycia si za wosy przy skroniach. - Przesta! - krzykna z paczem. Nie poznajesz mnie?! Ja przecie... Nie poznajesz mnie? Nie poznajesz? - pytaa z nowymi zami; moe chciaa powiedzie ojcze... ale nigdy dotd nie wypowiadaa tego sowa i teraz nie przeszo jej przez gardo. - Nie poznajesz mnie, Rapis?... Popatrz na mnie, prosz... Prosz ci. Ja wierz, e ty mnie poznasz... zy spyway po okaleczonej twarzy, zaczynay kapa na podog. Kapitan

cofn si o p kroku i wolno odsun ostrze w bok. Nagle odrzuci miecz, unis donie i zacz przeciera nimi twarz. Dziewczyna osuna si wzdu ciany i skulia na pododze, nie przestajc paka. Rapis sta nieruchomo, wci z rkami przy twarzy; opuci je wreszcie, pokazujc byszczce, rozbiegane, szeroko otwarte oczy pomyleca. - Niepotrzebnie tu przysza, Agenea powiedzia niewyranie i ochryple. Znowu przekn lin. - Szukaem ci tyle lat, chciaem... Ale potem baem si, e znajd... - bekota. - e ci znajd i e bd musia zabi, Agenea... Niepotrzebnie tu przysza. Odesza... i

nie trzeba byo wraca, bo ju byo dobrze... Ja mylaem o tobie na tej play, tam gdzie niewolnice... Mylaem o tobie, wiesz? Dziewczyna prostowaa si powoli, z narastajcym przeraeniem. Mocno przywierajc do ciany, wsparta o ni plecami i domi, uczynia saby krok w kierunku wyjcia. Potem drugi. Zacza dygota. - Niepotrzebnie... - mamrota kapitan, krcc gow. - Niepotrzebnie, Agenea. Niepotrzebnie... Wycign ramiona i ujwszy jej twarz w obie donie, delikatnie musn kciukami drce wargi. Potem opuci

rce niej i zacisn palce na gardle jedynej kobiety, ktr kocha, a ktra odpacia mu zdrad. Przekn lin.

*** Morze byo spokojne i Ehaden sdzi, e z przeadunkiem nie bdzie kopotw. Mocniej spito dzioby aglowcw, za uwolniono czci rufowe, by odsoni furt adunkow kogi. By to zabieg do ryzykowny, albowiem kaduby okrtw mogy zetkn si z powrotem na caej dugoci, miadc wszystkich, ktrzy znaleliby si midzy nimi. Jednak

Ehaden, naradziwszy si z cielami, Raladanem i Taresem, uzna e warto sprbowa; wyciganie wielkich beczek przez luki pokadowe wydawao si przedsiwziciem bardziej czaso- i pracochonnym. Obsadzono obie odzie Wa Morskiego i poczono je linami z rufami obu aglowcw; czuwajcy przy wiosach marynarze mieli baczy, by kaduby nie zbliay si do siebie bardziej, ni jest to potrzebne. Na kasztelach postawiono majtkw z bosakami. Ehaden, nie namylajc si wiele, kaza wybi dziur w nadburciu karaki, na wprost furty adunkowej kogi. Dla pokadowych cieli usunicie szkd po zakoczeniu przeadunku nie byo adnym problemem. Wyszukano

odpowiednio grube i dugie belki (przydatne byy wsporniki dziobowego kasztelu kogi) po czym poczono aglowce do solidnym, a zarazem koyszcym si w rytm chwiejby kadubw pomostem. Wkrtce przetoczono pierwsz beczk. Za pomoc do skomplikowanego systemu lin i wielokrkw, spuszczono j do adowni Wa. Ehaden mia powody do zadowolenia. Przekaza Taresowi komend nad przeadunkiem, Raladanowi za opiek nad okrtem, po czym uda si na ruf, by powiedzie kapitanowi, e wszystko idzie jak z patka. Najpierw jednak zaszed do swojej kajuty, chcc pozby si niewygodnej, niepotrzebnej ju kolczugi,

a take miecza, bdcego zawad przy pracy. Otwar drzwi - i uczyni chwiejny, saby krok... Dziewczyna, w poszarpanej sukni, pnaga, leaa na pododze, nie dajc adnego znaku ycia. Uda miaa szeroko rozoone. Rapis siedzia na podwinitych nogach, midzy jej kolanami. Krztuszc si z przeraenia, Ehaden krok za krokiem obszed go tak wielkim ukiem, jak to byo moliwe, wzdu cian. Kurczowo chwytajc powietrze, patrzy na twarz przyjaciela, to znw na pozlepiane kleist ciecz, onowe wosy dziewczyny... Czoo zroszone mia potem. - Nie, na Szer... - wychrypia. - Co

ty zrobi, Rapis... Co ty zrobi? Siedzcy unis ku niemu przygaszone spojrzenie. Koysa si monotonnie - w przd i w ty... - Niepotrzebnie wrcia - powiedzia. - Po co j sprowadzie? - pyta z alem. - No? Po co? Powoli sign w zanadrze i wydoby wielki, czerwony klejnot. Rubin Crki Byskawic, Geerkoto. - Chciaem go dzisiaj wyrzuci. Niepotrzebnie... Przedmioty s wierne, zdradzaj tylko ludzie. Twoja siostra... Urwa nagle.

- Twoja siostra - powtrzy z namysem po chwili - prawda... Wiesz, e prawie zapomniaem. Zapomniaem, e ona jest twoj siostr. Agenea. Pprzytomny Ehaden wyj miecz. - Ju nie bdziemy pywa razem powiedzia. - Nie prbuj zblia si do mnie. Jeste... obkany. Czy ty wiesz, kogo zabie? Wiesz, z kim... komu... Oddycha coraz szybciej. - Ona bya... Wycign bro przed siebie. - Ju po tobie, Rapis. Ju po tobie... Nic ci nie zostao, zupenie. Zgaszone spojrzenie szaleca rozbyso niespodziewanie; Rapis zerwa si i pochwyci czowieka

grocego mu mieczem. Runli na podog. Tarzali si przez chwil, lecz olbrzymi kapitan Wa Morskiego bardzo szybko wzi gr. Wyrwa miecz z rki oficera, przydusi kolanem wijce si ciao - i uderzy sztychem, od gry. Kolczuga pucia. Ehaden targn si i wypry. Rapis wsta powoli. - Sami zdrajcy - powiedzia, ciko dyszc. - Niepotrzebnie mi to zrobie. Nie trzeba byo sprowadza jej tutaj... Zdrada, wszdzie zdrada. Sprowadzie j! - wybuchn. Twarz konajcego bya blada, prawie biaa. Palce krwawiy, trzymajc

tkwice w piersi ostrze. - Skd j... sprowadziem? - zapyta sabo. - Z przeszoci?... Kapitan wzi oddech. rozkaszla si krwi. Ehaden

- Durniu... - wykrztusi. - Popatrz na ni. No... popatrz. Czy to moe by Agenea? Zgwacie... zabi... jej crk. Wasz... twoj crk. Zrozu... miae? Crk... Rapis przekrzywi gow i poruszy wargami. Cr-k... Ehaden umar.

Kapitan sta nad ciaem. Po pewnym czasie spojrza na upuszczony Rubin. Przenis wzrok na twarz lecej nieruchomo dziewczyny, potem znowu patrzy na Rubin, na Ehadena, na Rubin, na dziewczyn... Opar plecy o cian i westchn cicho, ciko - jak dziecko. Wolno przykucn przy lecej, wzi j na rce i pooy na ku Ehadena. Poprawi strzpy sukni. Dziewczyna drgna lekko i znw znieruchomiaa. Oddychaa pytko, nierwno. - Nie zabiem jej, Ehaden. Chciaem... ale nie mogem. Nie umiaem... Poczu zawrt gowy. Raz jeszcze

pochyli si nad lec, ale nieoczekiwanie straci rwnowag i znalaz si na pododze. Chcia wsta - i woy rk midzy skrwawione, pocite ostrzem wntrznoci, ktre wysuny si spod kaftana i koszuli. Patrzy, lecz nie rozumia, co widzi. Nie czu blu. Nic nie czu... Lecz Ehaden potrafi trzyma miecz. I nie odda go tak po prostu. Kapitan przymkn oczy. Potem ciko przetoczy si na plecy i podpar na okciu. Spoglda na skrzywdzon dziewczyn.

- Co ty mwie, Ehaden? e kto... e to jest kto?... Powtrz mi, Ehaden. Zapaka nagle. I powiedzia: - Crka. Moja crka... Tylko e ju jest za pno, Ehaden. Co my emy zrobili z naszym yciem, Ehaden? A moe kto nam to zrobi? Powiedz mi, przyjacielu. Uklk z wysikiem, wycign wielk do i ostronie, drcymi palcami musn policzek dziewczyny. - Ridareta - powiedzia, cigle paczc. - Moja crka ma na imi Ridareta... Maa garyjska ksiniczka. Powsta z wielkim trudem i

przytrzymujc si cian, chwiejnie opuci kajut. Przez jaki czas sta w cieniu kasztelu, zamglonymi oczyma obserwujc sprawny przeadunek win z kupieckiej kogi. Dugo co rozwaa, wreszcie krzykn, czy te raczej chcia krzykn, a powiedzia: - Raladan! Dosysza go jaki marynarz. - Tak, panie kapitanie! - zawoa gorliwie. - Pilot! Pilot do kapitana! Rapis odwrci si i poszed do swojej kajuty. Sabncymi domi przytrzymywa mikki, gorcy toboek, skryty pod kaftanem i koszul. Po drodze

raz jeszcze zajrza do izdebki Ehadena. Musn wzrokiem twarz przyjaciela, pochwyci bysk Rubinu, wreszcie dugo spoglda na wci nieruchom Ridaret. Ruszy dalej, wzdu ciany. Otwar drzwi do swojej kajuty, uczyni dwa chwiejne kroki - i przewrci si. - Szybciej, Raladan - rzek cicho. Szybko, Raladan. Przyjd tutaj. Powieki zaczynay mu ciy. Wci nie czu adnego blu. - Przychod, Raladan. Szyb-ciej...

Rozdzia sidmy

witao. Morze byo gadkie, wia bardzo lekki wiatr z pnocnego zachodu. Pokad olbrzymiego, tncego powierzchni morza okrtu bez flagi na maszcie by pusty, jeli nie liczy picego wrd lin, na rufowym kasztelu, majtka i tkwicego nieruchomo pod masztem pilota. Pilot mia oczy lekko zmruone i nieruchomym spojrzeniem wbite gdzie pod lini horyzontu. Zdawa by si mogo, e to

nie czowiek, a kamienna figura. Oprcz niemrawego poskrzypywania takielunku i bulgotu wody za ruf, nie sycha byo na pokadzie adnych innych dwikw. Ale oto gdzie, w gbi statku, rozleg si omot, waciwie trzask, jakby zamykanych z rozmachem drzwi. Pilot nie drgn. Jeszcze raz co stukno i z luku na pokadzie wynurzya si najpierw gowa, a potem caa zwalista sylwetka starego bosmana. Stan na deskach i powid wzrokiem dokoa. - Raladan - powiedzia ochryple - co

jest? Pytanie byo niejasne, ale pilot zrozumia je wida, bo pokrci gow i - wci ledzc horyzont - odpar krtko: - Bez Rapisa nic z tym bydem nie zrobisz. Bosman jeszcze raz obejrza nie wyszorowany pokad, po ktrym walay si jakie szmaty i kawaek zardzewiaego elastwa, zerkn na niedbale postawione agle i zacisn pieci. - Sukinsyny - wymamrota. - Jedna doba... Nawet wachty. Sukinsyny... Ja ich, sukinsynw, naucz.

Jakby w odpowiedzi na sowa bosmana spod pokadu doleciay gosy awantury: kto krzycza, drugi usiowa go przekrzycze. W tle tego rozbrzmia pijacki piew. - Oni s jeszcze pijani, Dorol - rzek pilot. - Pili ca noc. A ty z nimi. Ale ty przesta, a oni nie przestan, a zabraknie rumu. Wtedy wyrzuc nas za burt. - Nie wyrzuc. Nie wyrzuc, Raladan. Dorol zlaz pod pokad. Jeszcze chwila - i piewy umilky. Potem kilka gosw zaczo rycze wciekle, brzmiaa w nich groba. Kto zaskowycza przeraliwie, omotno

co potnie, potem jeszcze raz, haas przyblia si do luku, wreszcie na pokad wyskoczy wielki, chudy drab w samych portkach. W lad za nim ukazao si grube cielsko bosmana. Drab doskoczy z wyciem, uderzajc pici w wielki brzuch. Dorol sapn i waln na odlew. Pirat nakry si nogami. W lad za ow dwjk wyazi na pokad zacza reszta zaogi. Niektrzy wymachiwali noami, a jeden trzyma topr. Pod adresem bosmana posypay si wcieke, obelywe sowa. Chudzielec wsta i znw zaatakowa. Dorol pchn go w pier, przewracajc po raz drugi. Potem odwrci si ku reszcie i szed nieustraszenie sam

przeciwko czterdziestu. Pijackie wrzaski przybray na sile, wreszcie trzech rzucio si z noami. Dorol chwyci dwch za garda i z rozmachem zderzy gowami, odrzucajc - krwawicych jak szmaciane kuky. Wycign przed siebie rozharatan noem pi i czeka na trzeciego. Ten zlk si. Ale po krtkiej chwili wycia rozbrzmiay ze zdwojon moc i wszyscy naraz postpili do przodu. Wtem kto potkn si i upad, drgajc konwulsyjnie. Zapada gboka cisza. Ciao zastygo na deskach. Pijacy odstpili na boki, patrzc z nagym strachem.

Stojcy pod masztem Raladan wzrok mia utkwiony w morzu, ale prawe jego rami poruszao si rytmicznie. Trzy noe migotay w powietrzu, krelc krtkie uki i pewnie wracajc do doni. Bosman nie by sam. W ciszy, przeklinajc tylko z rzadka i zerkajc spode ba na trupa, zbiry zlazy z powrotem pod pokad, przepychajc si i toczc w ciasnym otworze. Jako ostatni zwlekli si pobici. Dorol podnis trupa z desek i wyrzuci za burt. - Morze wzio - powiedzia i splun.

Raladan skin lekko gow i - wci patrzc pod horyzont schwyta noe i utkn za pasem i cholew. Dorol usiad na zwoju lin pod masztem, zerwa z szyi chustk i okrci ni rk. - Rozwaliem dwie beczki powiedzia. - Gdzie Tares i nasi? Pilot skin ku rufie. - Tares z Jednook. A reszta te zachlaa. Bosman rbn pici w maszt i splun po raz drugi, krzywic si bolenie. - Optaa Ehadena, teraz tego - rzek -

ze zoci. Znw splun przesdnie. Do pioruna, eby tak cho Ehaden! Tego te si bali. Nie to co kapitana, ale przecie. A Tares za saby. Ludzie go lubi, a nikt si nie boi. eby ciut si bali, ale nie, nikt si nie boi. - Zna mapy i przyrzdy. I czyta potrafi. - To co, e zna mapy? Ty te znasz mapy, a i bez map dasz se rad. Sam em widzia, jak e wid okrt w sztormie, a on szed midzy rafy, jakby sam mia oczy. A ty to nie znasz literw? Raladan milcza. - Ze starej zaogi mao kto zosta -

gada Dorol - a ci nowi to nie aden marynarz. Rapis mg mie z nich zaog, bo si bali i by przez to posuch. Ale Tares to nie Rapis. Ani nawet Ehaden... Powsta ociale. - Trza go zbudzi. Szerokim, okrtowym krokiem poszed ku rufie. W korytarzu natkn si na dziewczyn. Na jego widok cofna si szybko do kajuty, zajmowanej dotd przez Ehadena. Ten przestrach dziwnie uagodzi szorstkiego eglarza. Zamiast zabawiajc si z Taresem zasta j wylknion i kryjc si po ktach.

- Nie bj si, maa - agodny ton nie pasowa do schrypnitego basu i sowa, wbrew intencjom, zabrzmiay szyderczo. - Ja nie rekin... Lecz ona ju zamkna drzwi. Poszed dalej i zapuka do kajuty kapitana. Przez chwil chcia wierzy, e usyszy z wntrza mocny gos Demona...

*** Ale nie. Wszed do rodka. Tares, plea na stole, pochrapujc cicho. Dorol potrzsn go za rami.

- Ranek, panie. Oficer obudzi si natychmiast i spojrza prawie przytomnie. - Co? - Ranek, panie - powtrzy bosman. - Ranek... - Tares potrzsn gow i przetar twarz. Bosman sta dalej. - Co tam, Dorol? - le, panie. Pijastwo. Nikogo na wachcie, nikogo na oku. Burdel si zrobi, nie okrt.

Tares zmarszczy czoo. - Dobrze, Dorol, wemiemy si za to powiedzia. - Wracaj na pokad. - Tak, panie. Bosman wyszed, umiechajc si gorzko. Wemiemy si... Nie byo adnych rozkazw. Tares pogadzi rkoje lecego na blacie miecza. Pojmowa sytuacj, w jakiej si znalaz. Pojmowa lepiej, ni Dorol mg si domyla. By za saby, by utrzyma ich w ryzach. Wiedzia o tym. Mg wyj na pokad i wyda komendy o stawianiu

agli. Mg poda kurs i zaprowadzi jaki taki porzdek. By u Rapisa drugim oficerem i zaoga przywyka sucha jego polece. Ale nic wicej. Kapitan to nie tylko dowdca. To take sdzia... Mia nagradza i kara. I wiedzia, e tego od niego nie przyjm. Tylko Rapis mia prawo kara. Tylko kary wymierzone przez Rapisa byy suszne. Tylko nagrody rozdzielane przez Rapisa byy sprawiedliwe. A teraz mia kara. Za nieporzdek, za baagan na statku, za samowol, pijastwo... Jeli teraz puci im to pazem, bdzie musia ju zawsze i na wszystko przymyka oczy - pierwszy krok w stron rozprzenia i upadku

dyscypliny. Potem nie posuchaj ju nawet komend o stawianiu agli. Bd grabili wszystko, co da si zagrabi, bezmylnie, dziko... i skocz na rejach jakiego stranika. A wczeniej dzielenie upw odbywa si bdzie pord bijatyk i zabjstw, on nie bdzie mia nic do powiedzenia... Nie. Nie mg do tego dopuci. Ale nie umia te temu zapobiec. By za saby. By dla nich tylko drugim zastpc kapitana. I wiedzia, e pozostanie nim do koca, bez wzgldu na to, jak go bd tytuowa. Czowiekiem, ktry dba o zaopatrzenie w ywno, bro i sodk wod. Nikim wicej.

Czas pyn... Tares siedzia, zatopiony w mylach, nieruchomy. Drgn dopiero, gdy cicho skrzypny drzwi. Sta w nich Raladan.

*** Gdy Dorol poszed budzi Taresa, pilot odszuka dziewczyn. Tak, jak si spodziewa, bya w kajucie Ehadena. Siedziaa na duej skrzyni pod cian; gdy wszed, spojrzaa z mieszanin wrogoci i obawy. Zamkn za sob drzwi.

- Wiem kim jeste, pani - powiedzia bez wstpw. Wstaa powoli. Teraz w jej oczach by tajony strach i zdumienie. - Jakim... cudem? - zapytaa z lekk chrypk. Wskaza niski taboret. - Czy mog usi, pani? Machinalnie skina gow. Pilot usiad i splt donie, opierajc okcie na udach. Spogldajc jej w twarz, powiedzia:

- Jestem przyjacielem i chciabym, eby mi zaufaa... Tak, wiem, pirat i bandyta - zdawa si ledzi jej myli ale przede wszystkim czowiek, ktremu twj ojciec dwukrotnie uratowa ycie... Nie zdyem spaci tego dugu. Zamilk na chwil. - Twj ojciec, pani, zostawi jednak testament. I ja jestem jego wykonawc. Rozmawiaem z kapitanem, zanim... umar. Znw usiada na swojej skrzyni. - Nie obchodzi mnie to - rzeka cicho. Skin gow. - By moe... Ale to mnie nie zwalnia

z zobowiza wobec kapitana. Milczaa. - Wiem, a raczej domylam si, co zaszo... wtedy - powiedzia z wahaniem, szukajc jej wzroku. Dziewczyna poblada gwatownie. Wiem te, e twj ojciec nie do koca by sob, dosta si we wadz pewnego... pewnych si. Myl, e powinna o tym wiedzie. Opucia gow. - Nie obchodzi mnie to - powiedziaa jeszcze ciszej ni poprzednio. - Dobrze, pani. Ale bez wzgldu na

to, co ci obchodzi, a co nie, musisz wiedzie, e twj ojciec przed mierci zleci mi opiek nad tob. To jego ostatnia wola. Uniosa gow i przez dug chwil mierzyli si wzrokiem. - Nie chc adnej opieki. Pilot rozoy rce. - Nie obchodzi mnie to - rzek, naladujc jej wasne sowa. Cisza przeduaa si. - By moe jest to pierwsza i ostatnia nasza rozmowa, widz bowiem, e pragniesz w miar si utrudni mi

zadanie. Ale ja nie wyjd std dopty, dopki nie powiem wszystkiego. Krzywda, jak wyrzdzi ci Rapis, jest wielka. Nie namawiam, by wybaczya mu wszystko, pokochaa jego samego i ycie, jakie wid. Wolno ci czu nienawi, pogard, wstrt... co tylko chcesz. Ale s ludzie, ktrym kapitan wywiadczy w cigu jednej chwili wicej dobra, ni ty go uczynia przez cae swoje ycie. dam, by to uszanowaa. dam i nalegam, pani. Zauway, jak drgny jej minie szczk i odgad, e poruszy waciw strun. Odczeka chwil. Nie poprosia, by mwi - ale take nie zadaa, by

wyszed. Zrozumia, e jest to przyzwolenie. Starannie dobra sowa. - Jeste na okrcie pirackim powiedzia. - Czy chcesz tego, czy nie, pozostaniesz na nim, przynajmniej tak dugo, a dobijemy do jakiego ldu. A teraz zdaj sobie spraw z tego, kim jeste, pani, co ci wolno, a co ci grozi... Tares nigdy nie bdzie kapitanem tego okrtu - cign dalej po krtkiej przerwie. A jeeli nawet tak go nazw, to nic nie zmieni. W Morski jest skazany, pjdzie na dno prdzej, ni sdzi ktokolwiek z jego zaogi. Wzruszya ramionami. - Nic mnie to... Urwaa i nagle

umiechna si blado. - Tak, ale tym razem naprawd nic mnie to nie obchodzi - dokoczya po chwili. Potrzsn gow. - Mnie take - zapewni. - Niech idzie na dno. Ale moe tak... bez nas? Zmarszczya brwi. - Susznie... Milcza przez chwil, wac sowa. - Musisz obj dowdztwo, pani rzek wreszcie bez ogrdek. Spojrzaa zdumiona.

- Czy to art? - zapytaa. Pokrci gow. - Jeste crk Demona. To wystarczy by si bali. Od strachu do posuszestwa krtka droga. Patrzya mu w oczy, nic nie mwic, wci z tym samym zdumieniem. Wreszcie lekko przygryza usta. - Rozumiem. Ty oszala albo kpisz sobie ze mnie. Mam by przewodniczk bandytw? - S w tej zaodze tacy, co nie posuchaj nikogo, jeli nie bd si ba. Takich jest najwicej.

- Wic c z tego? Wstaa nagle. - Czego ty chcesz ode mnie? zapytaa. Jej zdumienie nie malao, wrcz przeciwnie, zdawao si rosn coraz bardziej, w miar, jak uwiadamiaa sobie, co waciwie znaczy propozycja pilota. - Czego ty chcesz ode mnie? - powtrzya. - ebym prowadzia mordercw do rzezi, ebym porywaa ludzi z wiosek, tak jak mnie porwano? ebym zabijaa i kazaa zabija? ebym wzbudzaa strach w gromadzie dzikich, zbydlconych majtkw? Tego dasz? Mam zawiza sobie szmat na gowie i wpi kolczyk w nos? Parskna szyderczo i gniewnie. Pilot zachowa niezmcony spokj.

- Nie, pani. Nie dam adnej z tych rzeczy... prcz moe dwch ostatnich. - Dwch... ostatnich? - Tak wanie. Jest tu do odpowiednich strojw, by ci przebra za krlow piratw... No i jeszcze trzeba, by istotnie wzbudzaa strach, duy strach i szacunek. Zacza co pojmowa. Usiada na powrt. - Mw dalej. - Pomyl, pani: dziewczyna, kobieta na okrcie. Jedyna. Jedna jedyna. Kim

moe na nim by, jeli nie bdzie kapitanem? Pokiwa gow. - No wic wanie - podj po chwili. - Dlatego trzeba, by obja dowdztwo. Zaoga musi si dowiedzie kim jeste. A gdy raz zaczn sucha, dalej wszystko pjdzie gadko. Nie trzeba adnych rzezi, bitew czy rabunkw. Tylko do najbliszego brzegu, pani. Kilka dni, ktre jednak trzeba jako przey. Suchaa, przygryzajc warg. - To, co mwisz, wydaje si suszne... Ale ja nie umiem. Nie potrafi. Co mam robi, co mwi? Jak wyglda?

- Czeka ci trudne zadanie, pani przyzna. - Ale myl, e dasz obie rad. Sprbuj pomc. Ale ty sprbuj mi nie przeszkadza. Wsta. - Najpierw porozmawiam z Taresem.

Rozdzia smy

Ocenili j wzrokiem. - Nie, na Szer - rzek oficer. Opanowany, nigdy nie traccy zimnej krwi Raladan, klcza teraz pod cian, niecierpliwie grzebic w kufrze. - Ta dziewczyna jest zbyt adna rzek niemal ze zoci, gdy wysza, by przymierzy kolejn sukni. -

Jednooka... i wci zbyt adna. A czas pynie. Spojrzeli po sobie. Byo ju poudnie. Wzrok pilota spocz na cinitej w kt pokoju czarnej, atasowej sukni. - To jest to - mrukn. Zaomota w drzwi wiodce do kapitaskiej sypialni i wszed. - Pani... Staa oparta o cian, z nieruchomym wzrokiem wbitym w kt pomieszczenia. Chyba zdya zapomnie, e niczego na sobie nie ma. Suknia, ktr miaa

zaoy, leaa na pododze. - Nie - powiedziaa beznamitnie. Cay ten pomys to bzdura. Oderwaa plecy od ciany i chciaa go min, ale stan na drodze. - Dokd, gdzie? - Wycign rk z czarn sukni. - Czas ucieka, pani. Tak czy owak, jaki strj chyba bdzie potrzebny, nieprawda? To ju ostatnia przymiarka, obiecuj. Patrzya mu w twarz. - Nie zrobisz ze mnie pirata, tylko pomiewisko. Czy o to chodzi? Wci trzyma sukni w wycignitej

rce. - Ostatnia suknia, pani. Wzia j powoli. Czekali w milczeniu. Tares kry po pokoju. Raladan sta, oparty o cian. Wreszcie - skrzypny drzwi. Czer sukni odmienia j bardzo: wywyszya, dodaa surowoci i powagi, postarzya. Wygldaa prawie tak, jak chcieli, by wygldaa. - Klejnoty - rzek Raladan. Mina chwila, nim Tares poj, co pilot ma na myli. Zmarszczy brwi i

chcia co powiedzie, ale odwrci si tylko i wyszed. Po chwili by w swojej kajucie. Wywlk na rodek pomieszczenia do du, cik skrzynk i otworzy wieko. Bysno zoto i drogie kamienie. Zadray mu rce, gdy przerzuca to bogactwo. Wybra najpikniejsze bransolety i piercienie, a take przebogaty naszyjnik. Po namyle odsun go jednak i zastpi innym. Podobnie wymieni cz bransolet. Wymienia piercie po piercieniu, klejnot po klejnocie na mniej lnice, mniej bogate, wreszcie lea przed nim stos tanich, czsto pozacanych tylko ozdbek - niewiele albo zgoa nic nie

wartych... Nie mg przecie zanie jej - tego. Z mimowolnym cikim westchnieniem zacz grzeba znowu. Ale najpikniejszych nie tyka. Nie potrafi rozsta si z tymi cacuszkami... Wybra w kocu tylko zimne srebra, ale za to najprzedniejszej roboty, mae arcydziea. Doda naszyjnik z brylantem. Zawin to wszystko w kawa kolorowej szmaty, a reszt schowa szybko do skrzynki, t za - z ulg - ukry pod kiem. Wrci do kapitaskiego pokoju. - To dla ciebie, pani - powiedzia, wysypujc klejnoty na st. Srebro zapiewao czystym, wysokim tonem. -

Poyczam tylko - zastrzeg. Umiechna si mimo woli. Raladan przynis zwierciado. Trzyma je przed sob, gdy przymierzaa srebra. Wraz z Taresem przygldali si uwanie, z ow wci narastajc fascynacj, waciw mczyznom, ktrzy ogldaj strojc si kobiet. Powany Raladan, marszczc brwi, usiowa reagowa na kady gest dziewczyny dotyczcy ustawienia lustra. Wyej... niej... przechyl... Skoczya i parskna krtkim miechem, ujrzawszy nieprawdopodobnie skupione miny obu mczyzn. Pomimo niedawnych cikich przej, beztroska dziewczca natura

chwilami braa w niej gr. - Co teraz? Prezentowaa si znakomicie. - Nie wiem - powiedzia Tares. - Co miaa Alagera? - Bat - odrzeka Raladan. - Ale nikt si go nie ba. - Bat? - spytaa zdumiona. - Bat. Nosia go stale. Przez krtk chwil milczeli. - Zawi co na wosach, pani.

Chustk. Wygldasz nieprzystpnie, i to dobrze, ale musz w tobie widzie take co swojskiego. Bata nie bdzie zawyrokowa pilot. Wyranie przej komend. - Znajd Dorola, panie - zwrci si do Taresa. - Niech przyle dwch ludzi z pakami. Naszych, ze starej zaogi. Powiedz mu, kto od dzisiaj dowodzi okrtem, ale tak, eby wie si rozesza. Kapitan - rzek do Ridarety - lubi sta na kasztelu rufowym, skd byo wida cay okrt. Pjdziemy tam. Oprzesz si wygodnie o reling, bdziesz sta i patrze, nic wicej. My wemiemy zaog do galopu. Bd biega po

pokadzie i wytrzeszcza gay na ciebie. Masz zachowywa si tak, jakby na Wu nie byo nikogo oprcz ciebie. Zrozumiaa, pani? Machinalnie skina gow; jej dobry nastrj ulatnia si szybko. - Id, panie - rzek Raladan do oficera. Tares skin gow i wyszed. - Oni jeszcze nie wiedz, e okrt jest bez dowdcy - mwi dalej Raladan, koyszc si na obcasach. - Wczoraj oddali morzu kapitana i pierwszego zastpc, ale teraz pili ca noc i nie dociera do nich, co si stao. Gdyby

Demon zmartwychwsta i pojawi si tutaj, nawet by si temu nie dziwili... Zamiast niego pojawisz si ty, pani. Oswoj si z twoj obecnoci w miejscu, gdzie zawsze widzieli kapitana. Rozejdzie si wie, e jeste jego crk. A potem zaczn pada rozkazy, zwyke zrozumiae rozkazy, takie jak zawsze. Zupenie, jakby nic si nie zmienio, jakby Demon zszed na ld w jakiej sprawie i przekaza komend crce. Uda si - rzek z gbok wiar. Wystraszona, pokrcia gow: nie. - Uda si - powtrzy. - Znam tych ludzi, wiem jak myl i czuj. Wygldasz bardzo dobrze i jeli nie zemdlejesz, nie wyskoczysz za burt lub

nie zaczniesz krzycze, to po prostu nie moe si nie uda. Syszysz, pani? agodnie lecz stanowczo uj j pod rami. - No, maszeruj na pokad... kapitanie. Nie zaplcz si w tej sukni, gdy bdziesz wazia na kasztel. Alagera miaa hajdawery. Tylko e Alagery nikt nie sucha... No, ju! Prawie si wywlk j z kajuty. Znaleli si na pokadzie. - Do gry - rozkaza, wskazujc drabiniaste schodki. - Na kasztel. Zaraz wrc! - obieca, widzc jej przeraone spojrzenie. Zostawiem paru pewnych

ludzi przy sterze, ale sprawdzi... Id ju! niecierpliwie.

musz ich - sykn

Kilku majtkw grao w koci na samym rodku gwnej czci pokadu. Z luku za ich plecami wyonio si dwch tgich osikw, a zaraz potem paru innych marynarzy. Raladan wezwa pierwsz dwjk i kciukiem wskaza Ridaret stojc na rufowym kasztelu. Przez dug chwil klarowa im co, pochylony. Potwierdziwszy rozpuszczone przez Taresa i bosmana wieci, dorzuci: - Pilnowa mi jej. Jak ktokolwiek le spojrzy na jej godno to od razu macie da mu po pysku. Demon zleci wam

opiek na swoj crk. Macie si ni opiekowa! - powtrzy z naciskiem, dobitnie. - Zrozumiano? Starzy gwardzici kapitana Rapisa bez namysu skinli gowami. Raladan poszed do steru. Niezwyka wie wywoaa poruszenie w zaodze. Coraz wicej majtkw wyazio na gwny pokad. Skupieni w grupki wczyli si tam i siam, co i rusz obrzucajc niepewnymi spojrzeniami samotn, czarn posta na rufowym kasztelu. Wsparta ramionami o solidn, drewnian barierk, zdawaa si nie powica im najmniejszej uwagi. Gdy tylko Raladan i Tares na

powrt znaleli si przy niej, natychmiast zwrcia ku nim pytajce spojrzenie. Bya troch blada, ale panowaa nad sob. - No i? - zapytaa. - Przeknli to - spokojnie oceni Raladan. - Widz, e przeknli. Dorol zbierze ich zaraz na pokadzie rufowym. Tares skin gow. Zaraz potem, jakby na umwione haso, rozbrzmiay wrzaski bosmana. Kilku starych, pod jego komend, skupiao majtkw w wielkie stado na pokadzie rufowym. Stado... Zwyke bydo, nic wicej; Ridareta widziaa to

zupenie wyranie. Przyblada jeszcze bardziej. - I ja mam... teraz... - zacza urywanie. - Masz sta, pani - rzek z krzywym umieszkiem Raladan. Tylko sta i nic wicej. Na razie ani sowa. Tum poniej uspokaja si z wolna, majtkowie spogldali tpo, bezmylnie. Kto chrzkn i chcia chyba splun, ale powstrzyma si w por. Inny obejrza si na towarzyszy. Fale rytmicznie omotay o burty, wiatr jcza w takielunku.

Bya crk kapitana... Widzieli j nie po raz pierwszy przecie. Ale teraz... teraz patrzyli inaczej, bo byy w tej twarzy rysy Demona. Jego mocno zarysowane usta. Ksztat podbrdka. Bez adnej wtpliwoci - to bya crka Demona... Stali i patrzyli, milczc. Znajdujcy si tu obok dziewczyny Raladan, pochyli ku niej gow. - Powiedz co, pani - rzek niegono. - Do mnie, dwa sowa. - Ale co? - zapytaa w ten sam sposb; sta tak blisko, e widzia, jak

dr jej kolana. - Do... ciebie? - Cokolwiek, i tak nie usysz. A moe zostaniesz prawdziwym kapitanem? Spalimy jak wiosk, tylko pomyl. Spojrzaa, marszczc brwi. - wietnie, potrzebowaem wanie troch gniewu... Dorol! Zaoga z napiciem ledzia cich wymian zda. Raladan wiedzia, co robi, odwoywa si do skojarze: tak wanie Demon rozmawia ze swoimi oficerami. Bosman wyszed przed szereg. - Odnajdziesz winnych nieporzdku -

rzek Raladan. - Po trzydzieci batw, Dorol. Ponownie zwrci si do Ridarety: - Pojmujesz, pani? Skina gow. - Cay rum za burt! - znw przekrzycza szum morza. - Natychmiast! Zarwno on, jak i Tares wiedzieli ju, e wygrali. Uszczliwiony Dorol, ktry, jak kady bosman, mia najwiksze powody, by obawia si samowoli i upadku dyscypliny w zaodze, zamierzy si tg pak.

- Jazda! - rykn. - Co jest? cierwa! Tum majtkw oy. Raladan ze skrywan satysfakcj patrzy to na nich, to na Ridaret. - Ot, caa tajemnica wadzy powiedzia. - Przedstawienie, pani. Jak widzisz, wcale nie trzeba, by rozkazywaa. Wystarczy, jeli oni tak bd myleli. Przez chwil obserwowali krztanin zaogi. - Co dalej? - zapytaa, nie kryjc ogromnej ulgi. - Co rozkaesz, kapitanie.

Niepewnie spojrzaa na Taresa. Rwnie wyglda na zadowolonego. - Myl, e pora obra jaki rozsdny kurs - powiedzia. - Nie moemy krci si w kko. W kadym razie nie na tych wodach. - To prawda - potwierdzi Raladan. Kajuty kapitaskie nale odtd do ciebie, pani. Id tam. Nie moesz sta tutaj i patrze tak, jakby nie bya pewna, czy twoje rozkazy zostan wykonane. A ty, panie - zwrci si z kolei do Taresa - zajmij kajut zastpcy. Ja zajm twoj. Dopilnuj tu teraz wszystkiego, a potem przyjd do ciebie z mapami i przyrzdami.

Przez chwil patrzy za schodzc z kasztelu par, potem przywoa Dorola. Wyda kilka polece. Ridareta i Tares zniknli w swoich kajutach.

*** W Morski szparko pyn pwiatrem na poudniowy wschd, wprost ku brzegom Garry. Ju wkrtce ujrze mieli otaczajce j wyspy, ale tylko z daleka. Nie mogli przybi do adnej, te od strony kontynentu byy zbyt gsto zaludnione i zwykle stacjonoway na nich garnizony Stray Morskiej Garry

i Wysp, a czasem i Legii Garyjskiej. Naleao raczej opyn Garr dookoa i wyldowa na poudniowej stronie. Byo tam troch maych przystani i portw rybackich, sabo obsadzonych przez wojsko, a czsto zapomnianych w ogle. Musieli si spieszy: nadchodzia jesie, pora burz. Jesieni zamiera ruch na Bezmiarach; morze kaprysio tak bardzo, e trudno byo nawet myle o egludze. Wcieke sztormy strzaska mogy kady statek. Nawet tak wielki, wytrzymay i sprawny, jak W Morski. Zwykle z pocztkiem jesieni, Rapis rozpuszcza zaog, z niewielk za grupk najbardziej zaufanych

odprowadza okrt do jakiej kryjwki. Czyni potem wyprawy na ld, zbierajc wieci od dobrze opacanych szpiegw. Gdy z pocztkiem zimy zaoga zbieraa si znowu, dysponowa ju wiadomociami o statkach, ktre wie miay szczeglnie cenne towary: zoto, hodowlanych niewolnikw, drogie tkaniny, znamienit osob, za ktr mona byo wzi okup... Tares wiedzia, e dziewczyna i pilot nie zamierzaj naladowa Demona. Raladan pragn doprowadzi okrt do miejsca, gdzie mogliby zej na ld - i to wszystko. Dalszy los Wa Morskiego i jego zaogi byy mu obojtne. Pierwotnie Tares popiera te plany; nie

wierzy, by udao si zaprowadzi trway ad na okrcie. Teraz jednak widzia rzecz inaczej. Dokonao si co nieprawdopodobnego i niezwykego: dyscyplina okrzepa, bya nie gorsza od tej, jak utrzymywa Rapis. Majtkowie chcieli by rzdzeni! Oczywicie - nie przez byle kogo. Jednak pami o Demonie Walki bya bardzo wiea; jego legenda, wielka ju za ycia, teraz utrwalia si i wzbogacia. Jego crka czerpaa si z nazwiska i teje legendy, rzdzia niejako w jego imieniu - tak to odczuwano. I posuch by zupeny. Bez szemrania wzito baty, pogodzono si te z

wyrzuceniem za burt baryek wdki. Szorowano pokad z zaciekoci zgoa niezwyk, jakby prbujc odrobi zaniedbania. Praca przy aglach sza jak z patka, kade polecenie speniano w mig. Dzie po dniu peniono wachty z sumiennoci, ktr pochwaliby nawet Rapis. A w dniu, w ktrym Raladan zezwoli w imieniu Ridarety naruszy przejty z kupieckiej kogi zapas win, wybuch prawdziwy entuzjazm: do pnej nocy majtkowie pili zdrowie Jednookiej. Tares pomyla wtedy, e gdyby dao si przez duszy czas rzdzi w jej imieniu, W Morski znw mgby by najgroniejszym aglowcem na Bezmiarach. Wiedzia jednak, e dziewczyna przekona si nie

da. Moe mgby pomc Raladan, ktrego Jednooka jako jedynego obdarzaa pewnym zaufaniem. Ale Raladan nie dba o statek. Nie dba o nic. Obchodzia go, jak si zdawao, tylko dziewczyna. Raladan by na okrcie kim naprawd wanym. Mocno si go bano, nie tylko dla jego noa... By najlepszym pilotem, jakiego Tares zna i o jakim sysza, czyli po prostu - najlepszym na Bezmiarach. Jego umiejtnoci kojarzono wrcz z magi. Umia wie okrt na kadych wodach i w kad pogod; cae eskadry cigajcych Wa Morskiego aglowcw, mniejszych przewanie i nie tak gboko

zanurzonych, rozbijay si na rafach, wrd ktrych wiedziona przez Raladana karaka przepywaa nienaruszona. Midzy otaczajcymi Garr wyspami nigdy nie pyway tak wielkie okrty, uywano tylko kilku dobrze znanych szlakw. W Morski by wyjtkiem. Trc poszyciem o skay, trzeszczc i skrzypic, wpywa do ukrytych zatoczek, ktre podczas odpywu staway si omal maymi jeziorami. Majtkowie powiadali, e jeli w rafach jest przejcie szersze od okrtu o okie, to Raladan przez nie przepynie, jeli tylko znajdzie na palec wody pod kilem. Nawet Rapis bardzo liczy si z

Raladanem. Wiele razy syszano, jak zasiga rady u pilota. Moe jeszcze tylko Ehaden cieszy si podobnymi wzgldami. Tares rozumia wietnie, e wobec legendy, ktrej dziewczyna bya yw kontynuacj, i wobec popularnoci, jak cieszy si Raladan, jego wpywy w zaodze s waciwie adne. Nie by w stanie zmusi tej pary do pozostania na statku, tym bardziej za nie potrafi sprawi, by dziewczyna udawaa kapitana wbrew swej woli... Strapiony oficer nie wiedzia (zreszt wiedzie nie mg), e Raladan i Ridareta stoj przed problemami znacznie powaniejszymi ni kwestia

dowodzenia okrtem...

Rozdzia dziewity

Skamieniae fale miay oowianoszar barw; nawet korony pian na ich grzbietach nie lniy zwyk biel. Brudnoszare niebo, nieruchome tak samo jak woda, pozbawione byo chmur. Nie istniaa linia horyzontu. Gdzie tam, hen!, w oddali, kamienne morze stapiao si ze stalow kopu w jedn cao, ale nie byo niczego, co by mona nazwa granic styku obu ogromw. Raladan sta na wysokim, skalistym

cyplu i patrzy. Martwe niebo, po ktrym nie przemykay chmury, byo mu obojtne. Ale widok zastygego w bezruchu morza sprawia bl. Bezmiary, symbol wiecznego ycia i trwania po wiek wiekw, na przekr wszystkim potgom, nie mogy by skamieniae. Pilot zamkn oczy, a gdy je otwar na powrt - ujrza Ridaret. Pord guchej ciszy biega po falach w stron brzegu, a za ni toczya si ciemno, cigajc. Jedyny ruch na pustyni bezruchu mroczna, czarna nawaa, przywodzca na myl chmur, a moe gsty kb dymu. Raladan pobieg a na skraj cypla, chcia pomc dziewczynie, ale w jaki sposb by pewien, e nie wolno mu

dotkn stopami twardych fal - bo skamienieje jak one. Drapiena ciemno kbia si coraz bliej i bliej uciekajcej resztkami si dziewczyny. Ridareta nie widziaa stalowego nieba ani morza z granitu. Nie widziaa pospnej chmury, pdzcej jej ladem. Uwiziona w olbrzymiej sali-jaskini, nie potrafia oceni, w ktrym miejscu brunatne ciany przechodz w posadzk... Nie byo uchwytnej granicy. Syszaa monotonny chrobot, narastajcy nad gow; brzmiao to tak, jakby ciki blok kamienny przesuwano po innym. Zadzierajc gow, prbowaa dojrze strop niesamowitej komnaty, lecz

spojrzenie ugrzzo w zimnym mroku. Chrobot narasta, potnia - i dziewczyna zrozumiaa nagle, e to wanie sklepienie powoli osuwa si ku niej. Wiedziaa na pewno, i poczua lk, bo zatrzymanie tej monumentalnej pyty przekraczao moliwoci czowieka. Bya zdana na ask mechanizmu, ktry mg si zatrzyma - albo nie. Chroboczce sklepienie, wci ukryte w ciemnoci, coraz szybciej osuwao si w d. Przeraony Raladan mia pewno, e potworny kb cigajcy dziewczyn to mier. Nie mg pomc, nie umia! By ostatni yw czci Bezmiarw i

wiedzia z ca pewnoci, e gdy tylko ruszy po falach, skamienieje na ich podobiestwo. Dziewczyna bya bez szans. Miaa skona pord wszechobecnej ciszy, ogarnita przez zowrog ciemno. W jaki sposb mg udzieli pomocy? Jak mia walczy z tym, co j cigao? Daleko, na granicy, poza ktr nie siga wzrok, widzia czarny punkcik, tak maleki, e zupenie bezksztatny, zaklty w postaci ciemnej kropki... Raladan poj w nagym olnieniu, e jest to drobna cz tej ogromnej skbionej chmury, cz pozostawiona daleko, by nie przeszkadzaa! Poj, e to jest ratunek... l w tej samej chwili,

jakby niezbdne byo wanie odkrycie owej tajemnicy, cisza pka! Dziwny punkt na horyzoncie nie by ju nieruchomy; drga teraz, jakby szarpic niewidzialne wizy. Pord huku, wstrzsno morzem i niebem imi: raladan!. Przyby wicher. Dziewczyna bya blisko brzegu, ale ju nie biega. Leaa na grzbiecie nieruchomej fali, zasaniajc gow przed nadcigajc czerni. Ten sam gos, gos ktry Raladan zna tak dobrze, walczy z wichrem: raladan! raladan, musisz mnie wezwa! TO przeklta WOJNA l

PRZEKLTE PRZYMIERZE! WEZWIJ MNIE! MUSZ MNIE WEZWA bezmiary!. Pilot wycign rce ku czarnej kropce w nieodgadnionej dali. Nie mg wydoby gosu, ale sam ten gest wystarczy za wezwanie, ktrego da Demon... Niewidzialne wizy puciy! Czarny punkt pomkn ku mrocznej nawale, powiksza si, by plam, wielk bry roztrzaskujc skamieniae fale, rozmazanym przez pd ksztatem. Nagle Bezmiary oyy! Zwarte kby ciemnoci, niosce mier Ridarecie, spowolniy swj ruch - ale pozostay bez wpywu na szybko cienia

nioscego ratunek... Raladan pochwyci krzyk toncej w morzu dziewczyny i rzuci si midzy fale. Gdy wynurzy z topieli gow i ramiona, ujrza, jak mknce widmo uderza w cian mroku. Jczc z przeraenia, Ridareta klczaa na twardej posadzce, spogldajc na widoczne ju, chropowate sklepienie, wolno lecz nieubaganie zbliajce si ku niej. Oguszajcy chrobot nie ustawa, gigantyczna pyta bya niemal w zasigu jej rki, gdyby tylko wstaa... Zacza krzycze, ale pord nieopisanego haasu jej gos by zupenie niczym.

Oguszona, skulona na posadzce, bya pewna, e nadciga koniec. Poderwaa si nagle, w desperackim, beznadziejnym odruchu wydajc walk nieuniknionemu; gotowa bya podtrzymywa opadajcy strop... nie wstawaj!. Pomoc przybya znikd. W dziwnym, krwawym bysku, pmrok wypeniajcy przestrze miedzy posadzk a sklepieniem zgstnia nagle, zawirowa, skupiajc si w zwarty ksztat. Znajomy gos hucza potniej ni osuwajca si pyta: nie wstawaj! ciebie!. TO przyszo po

Upada na kolana, obejmujc gow rkami. Nie chciaa nic widzie, ale wci syszaa grzmicy, przepeniony gniewem i rozpacz gos: nie wstawaj, ridareta! masz nie wstawa!. Otulio j co jak kula szkaratnego wiata. Potne uderzenia wstrzsay opadajcym sklepieniem. Z hukiem i oskotem spaday wszdzie wok pokruszone, twarde bryy gruzu, omijajc szkaratn kul, zelizgujc si po jej powierzchni, zacielajc posadzk tysicami okruchw. Jczaa, z caej siy przyciskajc przedramiona do skroni. Na krtk chwil rozwara powieki - i ujrzaa cie olbrzymiego

mczyzny, zgitego pod ciarem stropu. Wielka pi z si setki motw tuka popkan pyt... Zamkna oczy na powrt. nie wstawaj, ridareta! nie wstawaj.

Wci krzyczc, Raladan odrzuci pled, zerwa si, zatoczy, uderzajc gow o cian. Bl przywrci przytomno, ale nie zabra strachu; z rozsadzajcym pier sercem pobieg do Ridarety niemal wywaajc z rozpdu drzwi. Sta w progu kapitaskiej sypialni, oddychajc ciko. Zawieszona u sufitu za jego plecami latarnia wrzucaa do izby rozchwian smug

szarego wiata; do go byo, by wyowi z ciemnoci lec w skbionej pocieli dziewczyn. Twarz miaa mokr od potu, pier jednak poruszaa si spokojnie i miarowo. Przez chwil ulega zudzeniu, e wok picej roztacza si w powietrzu delikatna, czerwona aureola. Ale nie... Nawet, jeli co takiego byo - to znikno. Opar drce rami o cian. Sta tak przez jaki czas, wreszcie wyprostowa si i ju mia wyj, gdy wzrok jego spocz na lecym w kcie pokoju brunatnoczerwonym klejnocie. Zdumienie zabyso w oczach pilota, ale w tej samej chwili zaomotano do drzwi.

Wyszed z sypialni i otworzy. W pmroku bielay twarze majtkw z nocnej wachty. - Panie... Ze znueniem pokrci gow. - Wszystko w porzdku. Trzyma wacht. Odeszli. Zamkn drzwi i sta jeszcze przez chwil bez ruchu. Za jego plecami rubin rozgorza na chwil silnym, czerwonym wiatem.

***

Klejnot lea na stole: wielki, ciemnoczerwony, czarny niemal, martwy. Patrzyli na w milczeniu. - To tylko sny... - powiedziaa, ale urwaa zaraz, bo rubin snem nie by. Zaraz po eglarskim pochwku Demona wrzucono go do morza... Lecz wrci. Raladan myla o tym samym. - Nie, na Szer - rzek, wskazujc klejnot. - Nie, pani. Nigdy dotd nie niem podobnego koszmaru - dorzuci po chwili. - Dwa koszmary tej samej nocy... o tej samej treci... To byo, pani. Zdy ju opowiedzie jej wszystko, przemilcza tylko swoj rol walce z czarn nawa, bo brzmiaoby to jak

samochwalstwo. - Jeeli masz racj, to znaczy... e on, twj kapitan, w jaki sposb... yje powiedziaa powoli. - Nie, nie mog uwierzy. On by moe uratowa mi ycie, cho brzmi to jak bzdura... Ale ja nie chc, rozumiesz? Nie chc mu niczego zawdzicza! Wstaa nagle, strcajc rubin ze stou. - Precz z tym! - warkna. W zoci jej twarz stawaa si brzydka, opaska na oku, do ktrej ju przywyk, jawia si niespodziewanie wyranie, na zupenie nowym tle. Schyli si i ostronie podnis kamie. - Myl, e to nierozwane, pani. Ten

rubin to Geerkoto, Ciemny Przedmiot. Lepiej nim nie rzuca. Unis wzrok. - Chyba powinna go nosi. Potrzsna tylko gow, zaciskajc usta. - Wic co z nim zrobi? Myl, e Demon... e twj ojciec da ci go. Znw potrzsna gow. - Nie chc, by dawa mi cokolwiek... Na Szer, czy ten czowiek nawet po mierci musi walczy, niszczy... - Broni ciebie, pani.

- I co z tego? Nie prosiam o pomoc, nie jego... Walka jest walk. Pilot wsta, zaoywszy z tyu rce zrobi kilka krokw. Stan pod cian i zamylony koysa si na obcasach. Nosi buty jako jeden z nielicznych. Nawet Dorol biega na bosaka. Ale Raladan nie musia skaka po wantach. - Dlaczego tak uparcie potpiasz go za wszystko, pani? - zapyta. Wysuchaj, prosz... Nic na wiecie nie jest zupenie biae, ale te nic nie jest cakiem czarne. Ju raz prbowaem ci to wytumaczy. Rapis umar, ale z jakich przyczyn nie zosta przyjty przez Szer. By czowiekiem niezwykym i pozosta takim nawet

teraz, po mierci. Myl, e on pragnie jako... odkupi swe winy, jeli nawet nie wszystkie, to te wzgldem ciebie. Moe grozi ci jakie niebezpieczestwo, przed ktrym on prbuje ci ustrzec... - To wszystko jest zbyt wydumane. Bdziesz teraz chodzi i wyjania sny? Nawet, gdyby miay jakie znaczenie, wtpi, bymy umieli je odgadn. Pokrci gow. - Ale kapitan... sta si jaki inny. Powiedz: czy gdyby y i zapragn sta si inny, rwnie prbowaaby mu w rym przeszkodzi? Siedziaa na brzegu stou, bezwiednie

muskajc doni jego krawd. - To nie on sta si inny... On chce, ebym ja staa si inna. Cisza. - Dziwny z ciebie pirat, dziwny czowiek... Co sprawio, e trafie na pokad takiego okrtu? Kim ty waciwie jeste? Nie odpowiedzia. Uniosa wzrok. - Gdyby ten czowiek y, nie chciaabym mie z nim nic do czynienia. - Nawet, gdyby przez to mia pozosta piratem?

Dugo nie odpowiadaa. Na jej twarzy pojawio si znuenie. - Nie wiem... Nie wiem, nie mcz mnie. Cisza wisiaa dugo. - To jest Rubin Crki Byskawic, tak go nazywaj, prawda? - Tak, pani. - Dziwna nazwa... Syszaam, e jest silny, prawie tak silny, jak Srebrne Pira. Ale bardziej tajemniczy i stokro wicej w nim za. Podobno zabija, gdy jego posiadacz czyni zbyt wiele dobra. Czy to prawda?

- Nie wiem, pani. Nikt nie zna Rubinu do koca. Kr o nim rne historie. Jest dartaska legenda o Trzech Siostrach, ktre Szer zesaa do walki ze zem. Syszaem kiedy t bajd w tawernie. Delara, najmodsza z sistr, stana na kontynencie Szereru, gdy szalaa bardzo silna burza, dlatego nazwano j Crk Byskawic. Miaa walczy ze zym magiem, ktrego taki Rubin opta. Pono dwa Ciemne Pasma zostay kiedy przez Szer odrzucone. Rubin naley wanie do tych Pasm. Pokiwaa gow. - I ty kaesz mi wierzy, e istota, ktr ten klejnot przywouje, przybywa w imi dobra?

Raladan zmarszczy brwi. - Przecie to tylko legenda. Z zewntrz, od rdokrcia, dobieg jaki haas. Wymienili spojrzenia, po czym pilot ruszy ku drzwiom. W tej samej chwili kto zacz si do nich dobija. Raladan otworzy. - Co tam? - agiel na horyzoncie - rzek majtek, kaniajc si niezgrabnie, ni w pi, ni w dziewi, na widok Ridarety. Raladan obejrza si.

- Pjdziemy, pani? Skina gow. Po chwili stali obok opartego o nadburcie Taresa. - Gdzie? Oficer wskaza palcem. Osonili oczy domi. - To Dartaczyk - rzek Tares. Chyba sam. Wci nie moga dostrzec agla, ale nie powiedziaa im o tym. - Jak poznajesz? - zapytaa.

- Ma czerwony agiel. - Chyba szary? - Szary z tej odlegoci. Taka szaro jak ta, to jest czerwie. Czerwony agiel. Raladan w skupieniu przepatrywa widnokrg. - Czerwono-szary - rzek po chwili. P na p. Tares spojrza mu w oczy i bez sowa pobieg do masztu. Po chwili laz w gr po wantach. - Dartan ma tylko kilka eskadr Raladan mwi w przestrze, ni to do siebie, ni do niej. - agle okrtw s

takie jak tuniki onierzy. Czerwone. To zwyczajne okrty, stra morska. Ale ten ma agiel czerwono-szary. To nie stranik, lecz gwardzista. Gwardia Morska, pani. Jeeli jakikolwiek Dartaczyk godzien jest, by go nazwa onierzem, to na pewno pynie pod tym aglem. Spojrzaa pytajco. - Dartaczycy to kiepscy wojacy wyjani. - Tak legie, jak i stra morska. Ale jest kilka doborowych oddziaw, zoonych zreszt w duej mierze z Armektaczykw. Choby przyboczni Ksicia Przedstawiciela. No i ci. Wskaza horyzont. - S dwie wielkie karaki, obsadzone nie przez stranikw,

lecz gwardzistw. Wielkie jak W Morski. Dartan to bogata prowincja, pani. Te okrty eskortuj lub przewo adunki o najwikszej wartoci. Zamilk i znw osoni oczy rk. - Sam! - zawoa z masztu Tares. Hej, na dole! Sa-am! Raladan skrzywi usta w niejasnym grymasie. - Pynie sam, pani. Nie osania kupca. I o tej porze roku, tu przed jesiennymi sztormami, raczej nie wiezie cennego adunku. Pynie sam. To obawa. - Obawa?

Pilot spojrza w niebo. - Do nocy sporo czasu - rzek pozornie bez zwizku. W Morski zatopi wiele statkw, pani. A s jeszcze inne aglowce, takie jak nasz. Jest ich duo. Wicej, ni mylisz. Ostatnio mao ktry kupiec mg by pewien, e dowiezie adunek. Wic zaczli robi obawy. Armekt, Garra, czasem nawet Dartan. Tworz lotne eskadry, zamykaj Morze Zwarte i wyapuj okrty pirackie. W tym roku to ju po raz drugi. - Przecie to jeden statek, nie eskadra. Raladan skin gow. - Takich aglowcw imperium ma

moe osiem... Jeden Demon mgby si porwa na tak fortec. To olbrzymia karaka, podobna do naszej. A na niej dwustu onierzy. I dwadziecia dzia na kasztelach. Moe pywa samotnie. Twj ojciec... Zamilk. Gdy cisza przeduaa si, ponaglia: - C mj ojciec? Potrzsn gow. - Zapomniaem si, pani. Wiem, e nie masz ochoty sucha opowieci o zbjeckich wyczynach. Skina gow. Tym bardziej

zaskoczyo go niegone: - Opowiedz. Zdziwi si. - Dobrze, pani. Pywalimy jeszcze na Mewie, starej, pkatej kodze handlowej, ledwie co uzbrojonej. Twj ojciec zaatakowa jedn z tych karak ,,Dum Imperium. Najwiksz i najmocniejsz ze wszystkich. - Zatopi j? - Nie, pani; Duma Imperium dzisiaj nazywa si W Morski. Stan za nimi Tares.

- Ju nas widz - powiedzia. - To obawa. Na pokadzie od dawna bya caa zaoga. Majtkowie stali przy burcie, wisieli na wantach, patrzc pod horyzont. Widniay tam, wyranie ju widoczne, szaro-czerwone agle. - Musimy ucieka. Tares odszed pod grotmaszt. - Do agli! - wrzasn. - Jazda, chopcy! Zobaczymy, kto ma wicej wiatru! Posypay si komendy.

- Chodmy, pani - rzek pilot. - Musz zaj si sterem, odprowadz ci do kajuty. Poszli. Dartaczyk zmierza na przecicie ich kursu. Tares mia sokoli wzrok, widzia byski na okutym posrebrzan blach dziobie. Zagryz usta. Uciekali przed bogactwem. Jeden okrt dartaski bardziej wart by zdobycia ni pi innych. Dartaczycy kochali si w przepychu - i byli bogaci. Dowdc tego aglowca by zapewne mczyzna do zamony, by kupi sobie patent kapitana gwardyjskiej karaki. Okup za takiego jeca...

Z gniewem odwrci si plecami i patrzy na zaog. Krztaa si sprawnie. Majtkowie niepotrzebni przy aglach bez komendy ruszyli do dzia, nabijali je na nowo. Grupy abordaowe wyaziy na pokad w penym uzbrojeniu, ciskano topory na deski. Na kasztelach ucznicy wbijali strzay w drewno, by mie je pod rk. Kilku starych pod komend Dorola szykowao liny z hakami. Kto przynis bosaki. Okrt, pewn rk pilota ustawiony rwno na linii wiatru, pru wod coraz szybciej, bez najmniejszego przechyu. Na razie nic nie wskazywao na to, by rycho oderwa si od pocigu. Tares jednak wiedzia, e sytuacja wkrtce ulegnie zmianie: W Morski mia ogromn

powierzchni ptna. Ale by zbyt duy i ciki, by szybko osign pen prdko. Spojrza w niebo, jak wczeniej Raladan. Musieli czeka do nocy. W nocy mogli zmieni kurs i uj pogoni. Od strony rufy dolecia podwjny, przytumiony huk. Nie obejrza si. Wiedzia, e dziaa tamtego nie donios; gwardzista straszy, i tyle. Ale huk by do silny. Znaczyo to, e Dartaczyk ma na dziobie cikie dziaa. Nowinka. Postp w uzbrajaniu okrtw by szybki. Tares wietnie pamita czasy, gdy na kasztelach wozio si machiny miotajce, a potem dwie, trzy kiepskie bombardy. Wa Morskiego

naleaoby dozbroi. Nie byo to jednak takie proste. Przeniesienie zdobycznych dzia z pokadu opanowanego okrtu na penym morzu nastrczao niemaych trudnoci. No i trzeba byo znale miejsce na te dziaa; okrt to nie twierdza ldowa, ktrej mury wytrzymaj wszystko... Stabilno i rozmieszczenie adunku miay pierwszorzdne znaczenie. A jeszcze takiego adunku! Przy kadej salwie trzeszczay wizania... Dalsze powikszanie ciaru ognia mogo naruszy konstrukcj kaduba. Na pokadzie zakoczono przygotowania do walki, teraz pozostawao tylko czeka. Marynarze

uczepili si nadburcia i stoczyli na kasztelu rufowym. Tares pomyla, e bd tak sta i patrze na gonicy ich okrt, a zapadnie ciemno. Bd aowa niedosinych bogactw, przeklinajc wszystko i wszystkich. Ruszy do kajuty kapitaskiej; chcia rozmwi si z Ridaret. Ale nieoczekiwanie zobaczy Raladana, zmierzajcego w tym samym kierunku. Wiedziony dziwnym impulsem ukry si przed wzrokiem pilota... Gdy Raladan wszed do kapitaskiej kajuty, zasta Ridaret niespokojnie krc wzdu cian. Obrzucia go spojrzeniem i gdy tylko zamkn drzwi, powiedziaa:

- Uciekamy. Zaskoczya go. Nim otrzsn si ze zdumienia, podja: - Holujemy za ruf dwie odzie. W nocy przejdziemy do jednej. Ten aglowiec nas wyowi. Podamy si za jecw, ktrym udao si zbiec. Uwierz? Szybko pozbiera myli. - Kto wie? - mrukn. - Nie wygldamy na jecw, ale par niegronych zadrapa... poszarpane odzienie... To due ryzyko, pani. Znacznie wiksze ni mylisz.

Chciaa co powiedzie, ale unis rk. - Poczekaj, pani. Nie mwi, e tego nie zrobimy. Ale rozwamy wszystko dokadnie i bez popiechu. Do nocy jeszcze daleko. Po namyle skina gow. - Zblia si jesie - rzek pilot. - Jeli nie wyowi nas ten gwardzista, to niewielkie s szanse, e ujrzymy jaki inny statek. O tej porze roku mao kto pywa po tych wodach. - Jest obawa... - Co z tego?

Podszed do skrzyni i wyj z niej map Garry i Wysp, obejmujc take cz Morza Zwartego. - Spjrz, pani. To Morze Zwarte, to Garra... My jestemy tutaj. Ale teraz, gdyby dowodzia obaw, gdzie posaaby swoje eskadry, eby zamkny puapk? Zastanowia si i wskazaa palcem. - Wanie. Wzdu wysp otaczajcych Morze Zwarte. Te, tutaj, nazywaj si zreszt Barierowe. To naturalny kocio. Okrty krce po tych liniach to myliwi. Karaka za nami to nagonka. Sdz, e niewiele okrtw przeczesuje Morze Zwarte. Wikszo tworzy

acuch na obrzeach. Marszczc brwi, patrzya na map. - Czy nie zdoalibymy, w najgorszym wypadku, o wasnych siach dopyn do najbliszego ldu? - Jeli wiatr si nie zmieni... Ale jednak, zwaywszy, e na tej dartaskiej karace raczej nam nie uwierz... myl, e rozsdniej byoby trzyma si pierwotnego planu. Spojrzaa mu prosto w oczy. - Raladan - po raz pierwszy powiedziaa jego imi - a jeli nas dogoni? Ta karaka albo inne cesarskie

okrty? Wszyscy zawisn na rejach, i my take. Nie, Raladan. Uciekajmy dzi w nocy. Pomyla, e dziewczyna moe mie racj. - A Tares? - Tares... Pokrcia gow. Na ustach opartego o drzwi kapitaskiej kajuty oficera pojawi si blady umiech. Nie sdzi, by co jeszcze byo do usyszenia. Oddali si ostronie i cicho.

Obecno dziewczyny i pilota na okrcie bya teraz bardziej nieodzowna ni kiedykolwiek. Myla o tym, wracajc na swoje miejsce pod masztem. W obliczu obawy i niedalekich sztormw, zniknicie tej dwjki musiao odbi si niekorzystnie na dyscyplinie i morale zaogi. Musia pokrzyowa ich plany. Zreszt - znw umiechn si ponuro - nie pozostawili mu wyboru... Wieczorem, gdy byo ju wystarczajco ciemno, by nikt nie zdoa spostrzec braku odzi, poszed na ruf i po prostu przeci liny.

Rozdzia dziesity

- odzie znikny - rzek Raladan. Kto sysza nasz rozmow. Znieruchomiaa. By spokojny jak zwykle, ale w kciku ust dostrzega grymas, ktrego dotd nie znaa. - Kto z zaogi? - Wtpi.

Tkna j naga myl. - Czy to aby... nie twoja robota?... Pooy na stole przygotowany worek z prowiantem. - Za kogo mnie masz? - zapyta takim tonem, e natychmiast, prawie odruchowo, zrobia przepraszajcy ruch rk. - W takim razie... prawd mwic, tylko jedna osoba przychodzi mi na myl. Milczco przyzna jej racj. - To wszystko szo zbyt atwo -

powiedziaa po chwili. - Tares nie jest naszym wrogiem, pani. Gdyby tylko wyrzeka si myli o opuszczeniu Wa, byby wiernym i oddanym oficerem. - Wiec ty te pragniesz zrobi ze mnie prawdziw krlow piratw? achn si. - Pragn tylko twego bezpieczestwa, niczego wicej. Mwi po prostu, jak widz rzecz inni. Jestem do dobrym pilotem, by nie umrze z godu, mog pywa pod bander pirack rwnie dobrze, jak i pod cesarsk, nie ciy nade mn aden wyrok. Ale postaw si

w sytuacji Taresa. Jego wiat zaczyna si i koczy tu, na tym pokadzie. Jest winien wzniecenia buntu na cesarskim okrcie, wyznaczono nagrod za jego gow. - Nagrabi do, by wyjecha gdzie daleko, choby do Grombelardu, i zacz zwyczajne ycie - powiedziaa ostro. Mam do suchania o biednym Taresie. Ten czowiek pomiesza nam szyki. - Mam go zabi? - Nie! Ja nie o tym... - Przestraszya si. - Wic trzymajmy si pierwotnego

planu. W kocu dotrzemy do brzegu. Wtedy nas nie zatrzyma. - Nie jestem tego taka pewna. Potrzsn gow. - Czego ty w kocu chcesz, pani? Oczekujesz cudu ode mnie? Mam moe skoczy do wody i przywlec te odzie z powrotem? Zalego milczenie. - Myl, e powinna si pooy. I mnie si to przyda. Miniona noc nie naleaa do przyjemnych. Zadraa.

- Nie zasn... - Chcesz, bym zosta tu z tob? - Liczc na co? Lekko unis brwi. - Ju kilka razy powinienem ci uderzy, panienko. - Przepraszam - powiedziaa. Milczeli przez jaki czas. - To dziwne, ale... ju to mwiam... rnisz si od reszty. Gdybym nie wiedziaa, nigdy nie pomylaabym, e jeste... Urwaa.

- Zoczyc - dokoczy za ni, siadajc przy stole. - I morderc, a jake. Morskim zbjem. Znw zalego milczenie. - Moe to nawet dobrze - rzek wreszcie - e moemy spokojnie porozmawia. Ju dawno chciaem ci wyjani kilka rzeczy, ale zawsze bya taka... - zawaha si - nieprzystpna. - Nieprzystpna? Pokiwa gow. - Widzisz, pani - podj po chwili czasem zazdroszcz tej prostoty, z jak patrzysz na wszystko. Piraci s li, a

onierze dobrzy, chocia zabijaj jedni i drudzy. Kupiec zakopany po uszy we wasnych oszustwach to czowiek porzdny, ale rzezimieszek kradncy mu sakiewk to pody zodziej. Zaoga tego statku, Tares, Dorol i caa reszta, to po prostu piraci. A czy mylaa kiedy, skd si bior piraci? Patrzya pytajco. - Jak to... skd? - Czy wiesz, pani, jak wyglda suba na cesarskim okrcie? Albo kupieckiej kodze? Na ywnoci wszyscy robi zote interesy: dostawca, bo sprzedaje dawno popsute miso; kapitan, bo przymyka na to oczy. A marynarz to re. Najpierw

wyawia z kota robaki, a potem siorbie ciepe pomyje, ktre kucharz celowo gotowa tak dugo a rozgotowao si wszystko; nikt nie pozna, e to co najlepsze, czy choby tylko jadalne, zostawi dla siebie. A moe wiesz, pani, jakie kary gro na cesarskim aglowcu? Bardzo agodne: zwyk kar za lekkie przewinienie jest pi kijw. To naprawd niewiele. Wymylono wic sposb, ktry marynarze nazywaj oficersk legend. Dam ci przykad: majtek spnia si na wacht. Pi kijw za spnienie. Ale jeszcze pi za lekcewaenie oficera, bo - spniony obj wacht, zamiast i si usprawiedliwi. Ale jeszcze pi, bo daje zy przykad zaodze. Ale jeszcze

pi, bo bezczelnie ukrywa wszystkie swoje winy, wymieniajc tylko jedn: spnienie. To jest wanie oficerska legenda. Przekrzywia gow. - Nie patrz, pani, tak jakbym kama rzek sucho. - Sprbuj zrozumie, e mao ktry z nich ma co do stracenia. Praca na aglowcu pirackim jest rwnie cika jak na kadym innym. Szorstkie liny zdzieraj skr tak samo, wieczna wilgo te jest ta sama. Ale arcie nie mierdzi, nie ma oficerskiej legendy, a w sakiewkach brzcz nie ndzne miedziaki, lecz zoto. Oto caa rnica. - Wszyscy byli skrzywdzeni i uciekli

na okrt piracki, bo na innym ju nie mogli wytrzyma - powiedziaa z powtpiewaniem. - Ot, pani, w wielu przypadkach wanie tak. Rzecz jasna, s te wrd nich bandyci od dziecka. Ale wikszo to proci ludzie, dla ktrych mylenie kategoriami dobra i za nie ma adnego sensu; chc po prostu y, je, czasem mc si zabawi. Morduj, rzecz jasna; zmuszano ich do tego i na cesarskich okrtach. Podczas ostatniej rebelii, czy wiesz, ile garyjskich zag zbuntowao si? Wiksza cz tych marynarzy skonaa potem w kazamatach Trybunau. Ci ludzie gotowi byli konwojowa kupcw i walczy z piratami, lecz nie

chcieli pali wasnych wiosek. - Ci za, ktrych nie skaza Trybuna, morduj teraz takich samych biedakw, jakimi kiedy byli, tyle e na kogach kupieckich. Nie palili wiosek w interesie imperium, no to pal teraz dla zdobycia niewolnikw - rzeka, nie kryjc znuenia. - Myl, e nie zdoasz mnie przekona, cho pewnie jest troch racji w tym, co mwisz. Do czego waciwie zmierzasz? - Chc pokaza ci, e ta gromada mordercw skada si ze zwykych ludzi, pani. Ludzi, ktrych losy uoyy si tak, a nie inaczej. Bo wytumacz mi, jak to waciwie jest, e wystarczy pozna bliej ktrego, a zaraz okazuje

si... inny? Mam tu na myli siebie, ale przede wszystkim Ehadena. Dziewczyna poblada. - Nie mw o Ehadenie - powiedziaa. - Nie o nim. - Czemu nie, pani? By piratem, i to jakim... Zdziwiaby si, gdybym ci opowiedzia. I jak to si stao, e ten pirat, morderca... - Ehaden by bratem mojej matki powiedziaa z chrypk. Nie mwmy o tym. - Wiem kim by. Ale pomimo wszystko...

Wstaa gwatownie. - Zostaw to, Raladan! - wykrztusia. Ja ju nie chc tego wszystkiego, nie chc o tym mwi i nie chc o tym sysze! Zostaw to wszystko! Nareszcie... nareszcie jestem sama. Rozumiesz to? Nie mam adnej rodziny, nikogo, i to jest najpikniejsze, co dotd spotkao mnie w yciu! Nawet matce potrzebna byam tylko do tego, eby miaa komu opowiada o swoim cudownym Rapisie. Ja wiem, e byoby inaczej... ja kochaam matk... rozgorczkowana, mwia coraz bardziej chaotycznie. - Ale nie chc ju, syszysz? Chc po prostu zej z tego przekltego okrtu i zacz normalnie

y. Naprawd, Raladan, ja... ja gotowa jestem zabija, eby to osign. To dobrze, e Rapis... e mj... ojciec... po raz pierwszy, z wysikiem, uya tego sowa - e on umar. Bo inaczej zabiabym go! Przenikn j dreszcz. Nie jestem znw takim niewinitkiem... Nie opowiem ci, gdzie i jak zarabiaam na chleb. A nawet nie musiaam, chciaam, tak! Mylisz, e niczego w yciu nie ukradam? zapytaa szyderczo i gniewnie. - O, jak ja dobrze rozumiaam, co mi mwi Ehaden... O wielkiej wyspie, gdzie mieszkaj tylko obkani. Dziadka... swojego ojca nazwa zwyrodnialcem i

taka jest prawda, Raladan! Tutaj, na tym statku, potraktowano mnie lepiej, ni byam traktowana w domu matki, ale tu byam niewolnic wart sztuk zota, a tam... tylko odpadkiem, armektaskim pomiotem - mwia chaotycznie, z blem. - I po mierci matki otworzono drzwi i wyrzucono mnie na ulic, wanie tak, jak wyrzuca si odpadki, wic postanowiam zosta tym wanie, za co mnie uwaano... Nie jestem taka gupia, jak sdzisz. Wiem, e nie ma prostego podziau na dobro i zo. Powoli wrcia do stou i usiada. - Ale kochaam w yciu... kochaam dwie osoby. Matk i... jego. Kochaam go, wcale nie znajc, bo kochaa go ona. Opowiadaa o najwspanialszym

czowieku na wiecie... Co moesz wiedzie o uczuciu, ktre ci ogarnia, gdy zamiast stubarwnego ptaka, wynionego i wymarzonego, pojawia si przed tob... brudny, cuchncy mie?

*** Rano okazao si, e horyzont wok jest pusty. Odpadli od wiatru i znw popynli na poudniowy wschd. Do wieczora nie zmienili kursu. Morze wci byo puste, ale Raladan i Tares wiedzieli, e to nie koniec kopotw. Zdawali sobie z tego spraw nawet majtkowie. Po Morzu Zwartym

kry mogo wicej aglowcw, ni sdzi pilot, no i z ca pewnoci nie minli jeszcze linii patroli na jego obrzeu. Dowodzcy obaw nie byli gupcami. Pne lato, czy te raczej pocztek jesieni - bya to pora niemal gwarantujca sukces. Piracki aglowiec, jeli zdoa nawet uciec na Bezmiary, naraony by na powane niebezpieczestwo ze strony wczesnojesiennych sztormw; jeli nie zdoa na czas zawin do jakiej bezpiecznej kryjwki, zwykle koczy na dnie oceanu, lub te, gnany wiatrem, przepada na zawsze w nie koczcym si wodnym pustkowiu. Teraz byli w takiej wanie sytuacji:

cesarskie okrty lub sztormy. Raladan liczy na to, e uda si wypyn na Bezmiary, a potem, jeli agle zapi dobry wiatr, zdy przed burzami do poudniowych wybrzey Garry. Tam nie powinno by cesarskich okrtw, nie przebiegay tamtdy adne wane szlaki handlowe i rozciganie obawy a po w koniec wiata mijaoby si z celem. Tymczasem wci pynli pwiatrem na poudniowy wschd. Marynarze, rozumiejc doskonale powag sytuacji, prawie nie schodzili z pokadu. ledzono pilnie widnokrg. Jednak dzie przemija i nie dojrzano nigdzie nawet skrawka agla. Wiatr by do

silny; wygldao na to, e zdoaj w nocy przerwa blokad i wypyn na Wschodnie Bezmiary. Tares obudzi si jeszcze przed witem i poszed sprawdzi wachty. Nikt nie spa. Poszed na kasztel dziobowy i tam, czujc na twarzy bryzgi fal, pogry si w mylach. A zatem wydostali si z matni. I co dalej? Mieli przybi do brzegu, a to oznaczao odejcie Ridarety i pilota. Nie mg temu przeszkodzi rwnie atwo, jak ucieczce odzi. Nie mia adnego planu. A zatem... pozostawao tylko porzuci okrt i uciec z nimi...

Porzuci okrt? Porzuci Wa Morskiego, najwspanialszy aglowiec wszystkich mrz? Drugi zastpca Demona cae swoje ycie zwiza z morzem, jednak dopiero piracka karaka staa si prawdziwym jego domem. Walczy o ten dom i zdoby go. Stara Mewa, z pokadu ktrej dokonali nocnego abordau, wygldaa niczym marna upina wobec tego gigantycznego aglowca, majcego symbolizowa potg armektaskiego imperium. Gwardia Cesarska, stojca w stoecznym Kirlanie bya formacj ldow; polityczne wzgldy zadecydoway o wyodrbnieniu z niej Cesarskiej Gwardii Morskiej. Najlepsi

onierze wiata, bdcy elit elit, weszli na pokady trzech najwikszych aglowcw Szereru - zbudowanych bodaj tylko po to, by w portach wszystkich prowincji ujrzano potg Wiecznego Cesarstwa. Jednak zoliwy dla Armektu los sprawi, e dziewiczy rejs Dumy Imperium, podjty dla zbadania dzielnoci morskiej okrtu, by ostatnim rejsem karaki pod cesarsk bander... Bezmiary nie chciay, by nard jedcw, przebiegajcych Wielkie Rwniny, rozpanoszy si na wodach Szereru. Pokad flagowego okrtu cesarstwa stal si aren niesychanej, upiornej wrcz rzezi. Dwie zaogi mordoway si nawzajem, z rozpaczliw wciekoci, fanatycznie,

do koca. Nieliczni onierze przydani do ochrony zaodze na czas morskich prb, z desperacj szalecw walczyli o swj ukochany, najpikniejszy aglowiec wiata; z drugiej strony dzicy marynarze, dla ktrych wczga po Bezmiarach bya wszystkim, zdobywali morskie cudo wyjte wprost z eglarskich snw i marze. Nie mstwo i nie sprawno wojenna przesdziy o wyniku tej bitwy, ktra bezlitonie poara prawie wszystkich walczcych. lepy los albo przypadek... Okrtwidmo bezwadnie dryfujcy z wiatrem nis na swoich pokadach stu zabitych i drugie tyle rannych. Kilku mczyzn spowitych w przesiknite krwi szmaty rozpaczliwie prbowao zapanowa nad

aglami i sterem. Wykrwawiali si by ocali zdobyty okrt, doprowadzi go do bezpiecznej kryjwki. Nikt nie zrzuca trupw do morza, nikt nie pomg rannym w bitwie towarzyszom. Cuchncy mierci, rozbrzmiewajcy jkami konajcych okrt pozwoli przey nielicznym. A potem sta si ich domem. Zdobycie tego domu Tares przypiecztowa wasn krwi. A teraz nie chcia i nie umia go porzuci. Dzie wstawa chodny i mglisty. Zamylone, nieobecne spojrzenie oficera przesuwao si pord szarobiaych tumanw i nagle - nagle okazao si, e tajemne moce Bezmiarw nie pi; nie

wolno przywoywa ich bezkarnie sowem ani nawet wspomnieniem. Nieruchomy Tares tpo gapi si tam, gdzie pord pasm mgy majaczyy, nie dalej jak wier mili od sterburty, dwie wielkie, ciemne sylwety. Na pokadzie kto krzykn, zewszd wyroili si marynarze. Sycha byo przeklestwa i zorzeczenia. Nad okrtem wisiaa jaka kltwa. Stali wszyscy jak zaczarowani, wbijajc wzrok w wyaniajce si z mgy aglowce. Zbliay si szybko. Coraz wyraniej wida byo szczegy ich konstrukcji, maszty z jasnotymi aglami... Wyspiarze!

Te okrty zwano ma flot Wysp. Podlegay dowdcom flot garyjskich, ale Wyspiarze zawsze zaznaczali sw odrbno, cho Garra i Wyspy tworzyy jedn prowincj. agle Garyjczykw byy ciemnote, agle Wyspiarzy - janiejsze. Na ucieczk brako ju czasu. Mogli zmieni kurs, ale nim karaka uzyskaaby odpowiedni prdko, pyncy penym wiatrem Wyspiarze mieliby ich. Tym bardziej, e bliszy okrt - redniej wielkoci karawela z oaglowaniem skonym przewysza Wa Morskiego zwrotnoci. A wreszcie - nie byo ucieczki przed eskadr Wyspiarzy. Tares dobrze zna te

okrty. onierze na nich nie byli lepsi ani gorsi od innych, ale marynarze... Czowiek urodzony na Wyspach mia morze wpisane w przyszo, zanim odrs od ziemi. Statki tych najlepszych eglarzy wiata zdaway si zmusza wiatr, by wia zawsze z podanej strony. Majtkowie Taresa byli przy nich zbieranin szczurw ldowych. Maa karawela i stara jak wiat koga miay zatopi najwiksz karak Bezmiarw! Osupienie na wci trwao. Wu Morskim

Na pokadzie pojawi si Raladan, a chwil po nim Ridareta. - Przeklestwo - wymamrota pilot.

Jeszcze raz obj wzrokiem przeraony tum i nagle zwrci si do dziewczyny: - Na Szer - rzek - cho raz bd prawdziwym kapitanem... Trzeba ruszy z miejsca to bydo. Inaczej wszyscy wisimy. Spojrzaa mu w oczy, potem na niesamowicie bliskie okrty, na ogupiae gromady i nagle swym niskim, matowym gosem krzykna: - Hej, chopcy! Marynarze drgnli. Nigdy dotd nie zwracaa si wprost do nich. - Do dzia!

Majtkowie jak odczarowani rozbiegli si po caym okrcie. Grupy abordaowe chwytay za bro, obsugi dzia zajy stanowiska. Wrogie okrty day ognia z baterii pocigowych i zmieniy kurs. Karawela mocno odpada od wiatru, zamierzajc przepyn przed dziobem karaki, by potem podej od bakburty. Koga refowaa agiel; wytracajc szybko, zrwnaa si ju niemal z Wem Morskim. Podchodzia coraz bliej. Teraz strzelano ju zewszd, nad pokadami kbi si szary dym prochowy. Na Wu z hukiem runa fokreja z aglem, cesarskie okrty rozbrzmiay od wiwatw. Oddziay

tych onierzy w srebrzystych kapalinach sposobiy si do ataku, kolorowo ubrani, bosonodzy majtkowie ciskali w doniach bosaki. Pord zgrzytu i omotu, burta kogi zetkna si z burt pirackiego aglowca.

Rozdzia jedenasty

W adowni, gdzie cinito j jak worek pomidzy jakie skrzynie, byo ciemno, mokro i mierdziao stchlizn. Jczaa cicho, nawet o tym nie wiedzc; pocite batem plecy pieky, wypalona w boku rana jtrzya si... Rwnie potworny by bl w rkach i nogach, ktre skrpowano tak mocno, e szorstki sznur wern si w ciao. Leaa z twarz wcinit w jakie mokre wiry i z nogami zadartymi na kanciast

skrzynk, tak jak j rzucono; kada prba zmiany pozycji kosztowaa nowy ks blu, najdrobniejszy ruch ramion zdawa si prowadzi do zmiadenia zwizanych nadgarstkw. Okrtem koysao do mocno, w rytm przechyw nogi zsuway si powoli wzdu krawdzi skrzyni, wreszcie, przy wtrze guchego stknicia dziewczyny, spady. Leaa bez ruchu, oddychajc ciko poprzez zimne, wilgotne wiry. W gstej, spleniaej ciemnoci zamar czas, skonao przemijanie. Rozchwiana, wstrzsana przez fale ciemno splota si z blem i chodem w twr z innego wiata, gdzie mrok sta si czasem, a bl namiastk mylenia.

Przesuway si przed ni w ciemnoci oderwane obrazy, jak zy sen: zgiekliwy tum walczcych, sczepione w miertelnym ucisku dwa ponce aglowce, przyszpilony wczni do masztu Tares, znw ponce, wstrzsane wybuchami prochu okrty, dalej Raladan, z dzik zawzitoci wyrzynajcy wasnych kamratw, palcy si ludzie, z wyciem skaczcy do morza... Zapadajc w wypeniony mk psen, ujrzaa ciasny pokj, w ktrym, midzy cianami, kryo jedno tylko pytanie, roztopione w wiszczcym gosie bata: gdzie skarb? gdzie skarb? gdzie skarb....

Z charkotliwym jkiem zapada w gbokie omdlenie. W migotliwym wietle trzymanej przez dowdc okrtu latarni wygldaa jak martwa. Wysoki, szczupy mczyzna w jasnotej tunice z oznaczeniami setnika imperium zawiesi latarni na przerdzewiaym haku i pochyli si nad poranionym ciaem. Wydobytym z pochwy mieczem ostronie przeci wizy na nadgarstkach i przetoczy dziewczyn na plecy. Okaleczona twarz z czeluci martwego oczodou, pokryta zgniymi wirami, bya odraajca. Wzdrygn si, ale uklk i przyoy ucho do piersi lecej, potem odszuka ttnice krwi miejsce na szyi. Wsta, zabra lamp i opuci adowni.

Znalazszy si na pokadzie, zawiesi latarni na kolumnie masztu, po czym sta przez chwil zamylony, gboko oddychajc mokrym, zimnym powietrzem. Wiatr, nie zmieniajc kierunku, przybra na sile, sta si porywisty. Kady eglarz doskonale wiedzia, co to znaczy. Gdy poudniowo-zachodni wiatr zaczyna szarpa aglami w ten sposb (Garyjczycy nazywali go kaszlem), naleao w cigu najbliszych dni spodziewa si krtkotrwaej ciszy, a potem pierwszego jesiennego sztormu. Mozolnie pynli pwiatrem wprost ku Agarom. Z pozoru wszystko szo dobrze, atwo dao si obliczy, e

nawet przy tak maej prdkoci zd przed burzami. Ale... Nikt nie pamita, by kiedykolwiek kaszel zerwa si tak wczenie. Budzio to niepokj, bo na Bezmiarach kaszel by dotd jedyn pewn i niezmienn rzecz. Teraz powia wczeniej... A jeli (co dotd nie zdarzyo si nigdy) zmieni nagle kierunek? Jeli powieje od poudnia, od wschodu...? Koga nie moga eglowa na wiatr. Gdyby przed dotarciem do Agarw zaczo wia od dziobu - statek najprawdopodobniej czekaa zagada.

Raladan sta na dziobowym kasztelu, obejmujc ramieniem bukszpryt i marszczc brwi obserwowa rozkoysane morze. Czasem unosi gow, badajc wzrokiem niebo, przepatrywa horyzont i znw, zadumany, powraca do ledzenia fal. Odwrci si, syszc kroki. - Czego wypatrujesz w tej przekltej wodzie? Wzruszy ramionami. - To ju Bezmiar Wschodni, kapitanie. Ale gdybym nie wiedzia, rzekbym, e wci Morze Zwarte. Wskaza rk.

- Ta woda jest zielona. Czy Bezmiary s zielone, kapitanie? Dowdca cesarskiego aglowca spojrza mu prosto w oczy. Obejmujc bukszpryt, wychyli si nieco. Znw obrzuci pilota spojrzeniem. - Racja, nie - mrukn zdziwiony. - Kaszel pospieszy si o tydzie rzek Raladan. - Bywao, e przychodzi trzy dni wczeniej lub pniej. Ale tydzie? I teraz ta zielona woda. Nie bardzo wiem, co to wszystko znaczy... Wydaj rozkazy, panie, eby wachty meldoway o wszystkim. O wszystkim powtrzy z naciskiem.

onierz zamyli si. - Moe by wany ksztat chmury, przelotny deszcz i nie wiadomo co jeszcze... - cign pilot. - Jeli nie zdymy przed sztormem, to bez obrazy, kapitanie Vard, ta ajba rozleci si, zanim zdymy westchn. Kto wam zestawia eskadry w ten sposb? Jakim cudem do tej karaweli przydzielono... - Lubi ten okrt - uci kapitan. Agary wystawiy eskadr, na jak je sta. Pilot zamilk. Vard potrzsn gow. - Wiem, e nie rzucasz sw na wiatr. Los mi ci zesa, Raladan.

Znw milczeli przez chwil. - Co z dziewczyn? Kapitan skrzywi usta. - Racja. Wanie. Szukaem ci, bo chc znowu zapyta: czy pewien, e ona wie o tym skarbie? - Wie. - A zatem jest twardsza, ni by mona przypuszcza. - A wic jednak... - Posuchaj mnie, Raladan: uzyskae ju, e nie gnije w morzu jak inni. Czego

chcesz jeszcze? Znasz prawo: decydujc si na wzicie jeca, odpowiadam za jego ycie a do chwili, gdy przejmie go Trybuna. Za ycie. I za nic wicej. Mam tu obuza, ktry jest od wycigania z ludzi zezna. Chtnie wyrzucibym tego sukinsyna za burt i mwi ci to prywatnie. Ale jestem tylko kapitanem cesarskiego okrtu i jeli bd si wtrca w poczynania cesarskich urzdnikw, to szybko przestan nim by. Pilot milcza ponuro. - I jeszcze jedno ci powiem - Vard zniy gos tak, e ledwie przebija przez szum fal. - Wierz, a przynajmniej chc wierzy we wszystko, co mi

powiedziae. W to, e ci zmusili do suby na swym statku, i w to, e dziewczyna wie, gdzie Demon ukry skarb. Ale nie zapominaj, e jeste jecem, Raladan. Twoje ycie jest w rkach Trybunau, porcz za ciebie ze wzgldu na star przyja (o czym zreszt lepiej, eby nikt nie wiedzia) i dlatego, e potrzebny mi taki pilot. Ale strze si. Bo bez wzgldu na wszystko, jeli odkryj, e kamiesz... poami ci koem, Raladan. Uj pilota za rami i ucisn potnie, po czym odwrci si i zszed z kasztelu. Ruszy na ruf. Wkrtce stan przed wskimi, niskimi drzwiami jednej z kajut. Otwar je i bez adnej

zapowiedzi wszed do rodka. - Kiedy przesuchanie, panie Albar? zapyta, ruszajc w stron wolnego krzesa. Usiad i dopiero wtedy spojrza na gospodarza izdebki. Niewysoki, ale harmonijnie zbudowany mczyzna, nieco moe zbyt szczupy, pidziesicioletni lub troch starszy, unis lekko brwi. - Moe jutro, kapitanie. Tak, chyba jutro, jutro zapewne, jutro... Czemu zawdziczam...? Vard siedzia, kiwajc lekko gow. W zamyleniu spoglda na ogniowy zegar, poncy w lichtarzu na stole.

Urzdnik bardzo skrupulatnie odmierza ucieczk chwil... Wolno ponca wieca sporzdzona ze sproszkowanej kory magnolii z domieszk smoy dopalaa si; zostay tylko dwie kreski. Nie wiadomo dlaczego Vardowi wydao si nagle, i mierzenie upywu czasu jest zajciem... niebezpiecznym. A w kadym razie ponurym. - Wic nie powiedziaa? - zapyta. Czowiek nazwany Albarem odchyli si na oparcie swego krzesa i wygadzi szar, jedwabn, ale skromnie skrojon szat. - Niecierpliwy, ot to, niecierpliwy czowiek ten kapitan Vard - rzek jakby

do siebie, szukajc czego wzrokiem na styku sufitu i ciany. - Kapitanie, dobry z pana onierz, ale niecierpliwy, niecier-pli-wy... Vard skin rk, urywajc ten potok wymowy. - Panie Albar - powiedzia spokojnie, ale gosem, w ktrym kryo si co dziwnego - ta dziewczyna nie jest jakim ykowatym osikiem. Zalecam umiar w badaniu. - Niecierpliwy i wraliwy - podj urzdnik, przenoszc z kolei spojrzenie na sufit. - Wraliwy, wraliwy... zawodzi cichutko, koyszc si na krzele.

Vard pomyla nagle, z jak rozkosz pchnby t aksamitn pier i zobaczy przewracajce si krzeso. - Panie Albar - powiedzia ostro widziaem j przed chwil. Szary czowiek oderwa oczy od sufitu, ale najwyraniej umiejtno zatrzymywania ich na twarzy tego, z kim rozmawia, bya mu obca. Patrzy teraz pod blat stou. - Wraliwy i nieufny, nieufny i skryty, nieufny i skryty... - pohukiwa z namysem. - Racja. Nie bdzie ju badania powiedzia agodnie Vard. Ta

dziewczyna tego nie przeyje, a ja musz odda j yw w rce Trybunau. Zdaje si, panie, e to ty powiniene mnie o tym pouczy, a nie ja ciebie. Pohukiwanie umilko. Urzdnik dry wzrokiem drzwi pokoju. - Jest niemal zakatowana - cign Vard, podnoszc si niespiesznie. - Jeli umrze, dopilnuj, by waciwi ludzie usyszeli, e bya crk najwikszego pirata Bezmiarw, dopilnuj te, by dowiedziano si, kto sprawi, e nie odpowie ju na adne ze stu pyta, ktre mona i naleaoby jej zada. Podszed do drzwi i ju wychodzc, zanuci nieoczekiwanie:

- I cierpliwy pan Albar straci prac, ot to, straci prac, straci, straci...

Rozdzia dwunasty

- Co tam? - Vard przetar oczy. Bya czarna noc. - Wiatr si wzmaga, panie kapitanie. Oficer usiad na ku. - Dobrze. Marynarz wyszed. Vard ubra si szybko. Po chwili by na pokadzie.

Opar si o wspornik kasztelu, pozwalajc, by wiatr przez dug chwil smaga go po twarzy. Potem ruszy do dziobwki. Pilotowi wyznaczono miejsce w pomieszczeniu onierzy; po bitwie nie byo tam toku... Kapitan odnalaz jego hamak. Po niedugim czasie obaj wyszli na pokad. - To nie kaszel - rzek pilot. - Na Szer, nic nie rozumiem. Nie bdzie ciszy. Bdzie burza. Ale jakim sposobem? Vard skin gow. - Racja. Mylimy to samo.

Bez dalszej wachtowego.

zwoki

wezwa

- Budzi zaog - rozkaza. - Niech mocuj wszystko, co ruchome. Sztormowe ptno na maszt, i to szybko. Bdzie burza. Majtek odszed pospiesznie. Pilot milcza, wychylony za burt. Wysoka fala przykrywaa wystajce na zewntrz poszycia pokadniki, rozbijajc si z sykiem. Dziao si co, czego nie mg zrozumie. Pywa dugo po sonych przestworach, zna je dobrze, najlepiej chyba z yjcych... Zna prdy i wiatry, zna pory, kiedy mona im byo

zawierzy. Kaszel nigdy nie zmienia kierunku. Teraz zmieni, cho bardzo nieznacznie. Gwiazd nie byo, ale pilot, dodatkowym jakim zmysem, wyczuwa, e to nie okrt zszed z kursu. Kaszel zmieni kierunek. I to nie by ju kaszel. Miao nie by kilkudniowej ciszy. Zamiast ciszy miaa by burza. I to silna. Silna burza. Raladanowi nie miecio si to w gowie. Kaszel zwany w Armekcie wiatrem rocznym, by stay jak... sam Szerer. Pierwszy dzie ciszy po kaszlu uznawano za pocztek roku garyjskiego i roku imperialnego; kalendarz stanowi jedn z nielicznych rzeczy, jak Armekt przej od Garry, a

dlatego, e by to kalendarz niemal doskonay. Zapewnia podzia roku na trzynacie rwnych dwudziestoomiodniowych miesicy, a moliwe odchylenia sigay najwyej dwch, trzech dni. Teraz nagle wiat przewrci si do gry nogami. Pilot zupenie nie wiedzia, co robi si z rokiem, ktry nie ma pocztku; prawdopodobnie zreszt nie wiedzia tego nikt w caym Szererze. Wszystkie te myli gociy w gowie Raladana tylko przez krtk chwil. Przepady zaraz bez ladu; kalendarz nie mia teraz adnego znaczenia. Nadcigaa burza, silna burza. Co naleao przedsiwzi?

- Moe by, e zdymy - rzek Vard, jakby czytajc w mylach. - Powinnimy ujrze Agary najdalej wieczorem. Jeli wiatr si nie zmieni. - Zmieni si. Ale na korzy. Ju wieje bardziej od zachodu. Pytanie tylko, kiedy ten wiatr przerodzi si w huragan. Na caym okrcie, w wietle licznych, koyszcych si latar, trwaa ju gorczkowa krztanina. Co jaki czas kto podchodzi do dowdcy po rozkazy; tymczasowi oficerowie nie radzili sobie zbyt dobrze. Majtkowie biegali po pokadzie, umocowujc wszystko, co tylko dao si umocowa.

Czas mija powoli. Niebo nieznacznie pojaniao na wschodzie, gdy wiatr, wiejcy teraz prosto z zachodu, przybra jeszcze na sile, sta si porywisty, gwatowny. Ociaa koga niechtnie braa go w ptno. Ale sza coraz szybciej. Ku Agarom. - Rad sobie - powiedzia Vard. Bd u siebie. Gdybym by potrzebny, polij kogo. cisn pilota za rami i poszed na ruf. Po chwili siedzia w swej kajucie, zamylony, krelc palcem na stole jaki zawiy wzr. Kopcca latarnia taczya mu nad gow. Los postawi go w nieatwej sytuacji.

Przede wszystkim - by sam. Krwawa bitwa z pirack zaog kosztowaa niejedno ycie. Zginli wszyscy oficerowie, tylko on jeden ocala. Prawda, e odnis wielki sukces: poncy jak agiew najgroniejszy okrt Bezmiarw to godziwa nagroda za lata cikiej suby. Wiedzia, e okrzykn go bohaterem, tym bardziej, e nie byo nikogo, z kim musiaby dzieli sukces... Jednake jaki dziwny lk pojawi si w chwili, gdy rozpozna atakowany aglowiec. Ogarno go wtedy przeczucie licznych niepowodze i nieszcz. Teraniejszo zdawaa si potwierdza obawy. Bo rzeczywicie: od chwili owego

niezwykego spotkania wisiaa nad jego statkiem jaka kltwa. Cudem nieledwie uniknli losu Beliany, drugiego okrtu eskadry, migej karaweli, ogarnitej pomieniem buchajcym z pirackiego aglowca. Ostatni ut szczcia, bo od tej chwili zoliwe moce ju ich nie opuciy. Nie zdoali odnale adnej cesarskiej eskadry, cho szlaki ich patroli naniesione mia starannie na mapy. Potem zacza pata figle pogoda. Teraz, niemal u wejcia do macierzystej przystani, czekaa ich walka z burz. W tej nieatwej sytuacji nie mia na pokadzie nikogo, komu mgby zaufa. Jego zastpcy, starzy towarzysze -

zginli... Pozosta liski Albar, raczej kat ni urzdnik, a ju aden marynarz czy onierz, czowiek nie cierpiany przez wszystkich. I Raladan. Vard zmarszczy lekko brwi. Zna pilota z czasw, gdy ten wodzi cesarskie eskadry. Wiele lat mino od chwili, gdy widzieli si po raz ostatni. Kim waciwie by ten czowiek teraz? Historia o niewoli na pokadzie pirackiego aglowca wygldaa mocno podejrzanie. Ale z drugiej znw strony na wasne oczy widzia rze, jak pilot sprawi swym domniemanym kamratom... aden z jego onierzy nie zabi w tej bitwie wicej przeciwnikw.

Wreszcie, to wanie Raladan pierwszy zacz ci liny, spinajce okrty. Gdyby nie jego byskawiczne dziaanie, poar ogarnby take ich kog. I na koniec - ta dziwna dziewczyna. Dowodzia pirack zaog, wszyscy to widzieli. By zdumiony, rozpoznawszy bowiem okrt, sdzi, e ujrzy jego kapitana - ponur legend Bezmiarw. Potem od pilota usysza, e Demon Walki nie yje, a dziewczyna jest jego crk... Podnis si i wyszed na pokad. By ju dzie. Ponury, szary i grony.

Po niebie przemykay wielkie, granatowe chmury. Fale sigay bryzgami pokadu. Stary, wysuony okrt walczy ciko, przewalajc si z burty na burt. Ujrza Raladana, stojcego w szerokim rozkroku, z rkami zatknitymi za pas. Wok marynarze i onierze pezali niemal, przytrzymujc si wszystkiego, co dawao oparcie. Pilot sta, jakby stopy przybito mu do pokadu. Vard wzi latarni i zszed do adowni. Nie wiedzia, co go tam cignie. Obecno dziewczyny na statku budzia

jaki dziwny niepokj. Bya rzekomo crk najwikszego pirata wszystkich czasw... Czeg trzeba wicej? Leaa na boku, plecami do miski z zimnym, ohydnym arciem. Wydao mu si, e drgna lekko, ujrzawszy bysk latarni. Nogi wci miaa zwizane. Nie dziwi si. Tak mocno zacinitych wzw nie da si rozsupa goymi palcami. Zreszt chyba nawet nie prbowaa... Pomyla, e jeli okrt zatonie, co wydawao si wobec nadcigajcej burzy wielce moliwe, dziewczyna bdzie szamota si w wizach w zalanej adowni. Co prawda, gdyby istotnie szli na dno, wszystkich ich czeka

zagada, ale wizja mierci z ptami na nogach wydaa mu si jako niezwykle okropna. Doby miecza i uj dziewczyn za rami. - Usid. Prbowaa wykona polecenie, ale byo to tak nieporadne, e natychmiast zrozumia, i bez jego pomocy nawet nie ma o tym co myle. Znw wstrzsn nim widok pprzytomnej, rozpalonej gorczk twarzy, a w niej pustego, czerwonego oczodou, obwiedzionego nierwnymi fadami blizn. Widzia ju wiele ran, ale teraz pomyla, e tak oszpecona kobieta nie powinna chodzi po ziemi.

Z pewnym trudem utrzymujc rwnowag, sztychem miecza odsun do gry skraj czarnej szmaty, ktra kiedy bya spdnic bogatej sukni i przeci pta. Obrzmiae, spuchnite stopy wydaway si martwe, by pewien, e nieprdko nimi poruszy. Jej oddech zabrzmia chrapliwie, powrt krwi do naczy musia sprawi bl, ktry przebi si przez omdlenie. Ciaem wstrzsny jakie dziwne drgawki. Usiad na skrzyni i w migotliwym wietle skaczcej na haku latarni patrzy, milczc. Pokryte krwi ciao wci przeszyway dreszcze, przez aosne strzpy odzienia widzia posiniae z zimna ramiona i piersi.

Ogarnity nag litoci, zdj krtki, wojskowy paszcz i rzuci go na lec. Prbowa uwiadomi sobie, e ta skatowana, zzibnita istota niewtpliwie popenia w yciu czyny, o ktrych lepiej nie myle... Ale rozum mwi jedno, a oczy zaprzeczay. Widzia tylko obola, bezbronn dziewczyn, w ktrej ycie zdawao si ledwo migota. Teraz, gdy cie skry lew cz jej twarzy, nie miaa w sobie nic demonicznego. Brudny, chory dzieciak. Ile miaa lat? Parnacie... Wsta, mylc, e ci wszyscy, ktrzy byli przeciwni powierzeniu mu dowdztwa okrtu, wiedzieli, co mwi. By agodny. Pod pozorem

zewntrznej szorstkoci, by agodny... Za kapitan aglowca stray morskiej nie powinien grzeszy agodnoci. Ani te nadmiarem skrupuw. U wejcia do ponurej adowni rozbyso wiato drugiej latarni. Vard przechyli nieco gow i cign twarz, rozpoznajc przybysza. Urzdnik unis wyej latarni i z udanym zdumieniem zawoa: - Kapitan Vard! Naprawd, ot kapitan, naprawd myli o wszystkim, niezawodny, ot to, niezawodny, zawsze niezawodny! Vard milcza. Albar podszed bliej i spojrza na okryt paszczem

dziewczyn. - Otulona, troskliwie otulona skonstatowa. - Kapitanie, czy zdymy przed burz? Chyba nie. Usiad na skrzyni, z ktrej Vard wsta przed chwil i, bdzc wzrokiem gdzie nad ramieniem tamtego, rzek niespodziewanie rzeczowo: - Panie Vard, nie jestem eglarzem, ale myl, e nie uciekniemy przed burz. Czy mam racj? Nie doczekawszy si odpowiedzi, cign dalej: - Panie Vard, masz mnie, wiem o tym,

za bydl. Niech tak bdzie. Ale teraz nie pora na wzajemne niechci, nie pora, ot to. Ta piratka burzy nie przeyje. Przyznaj, badaem j nieostronie. Harce statku zabij j na pewno, nawet jeli nie zatoniemy. Vard otworzy usta. - Chcesz j wypyta, zanim umrze? - Czy to le? Koga coraz mocniej kada si na boki. Fale z oskotem uderzay o burty. - Zota, ktre ukry ojciec tej panny, nie podam dla siebie - rzek urzdnik. - Znasz prawo, Vard. Odebrane

rozbjnikom upy, jeli nie znajd swych pierwotnych wacicieli, przeznacza si na pomoc dla rodzin polegych onierzy. Czy podoba ci si to, czy te nie, mj bat moe sprawi wiele dobra. Kapitan zacisn wargi. Bez wzgldu na to, jakim czowiekiem by Albar, suszno tym razem bya przy nim. - Racja. Albar trci nog nieruchome ciao, paszcz zsun si na bok. Pochylili si nagle obaj, patrzc na taczc w rytm przechyw gow. Vard przykucn i pospiesznie dotkn twarzy dziewczyny. Unis wzrok.

- Racja. Ale ona wanie umara, panie Albar. Ponad nimi, na pokadzie, rozbrzmia silniejszy od huku fal mrocy krew w yach wrzask. Rzucili si ku wyjciu.

*** Stojcy nieruchomo na rozkoysanym pokadzie Raladan ogarn spojrzeniem niskie niebo i morze wok statku. Przyku jego uwag czarny punkt na pnocnym zachodzie. Zmarszczy brwi i wyty wzrok. Potny wiatr szarpa aglem.

Czas mija. Majtkowie, nie baczc na bryzgi sonej wody, zaczli skupia si przy bakburcie. Wreszcie wszyscy porzucili zajcia i w skupieniu ledzili czarn plamk. Bo nie bya ju punktem. Przybliaa si szybko. Zbyt szybko jak na okrt, zbyt szybko jak na morskie zwierz, o wiele, wiele za szybko... Raladan rozepchn marynarzy i przypad do nadburcia. Plecami targny dreszcze. Zna ten widok. Na wszystkie morza wiata... zna ten widok! Nie wiadomo, kto z zaogi pozna pierwszy, ale krzykn, a po kilku chwilach ten krzyk powtrzyli wszyscy.

Zakotowao si na rdokrciu. Pord przepycha, wobec mocnej chwiejby pokadu, kto wylecia za burt. Uciekano pod pokad, jakby wntrze statku mogo ochroni przed mkncym jak huragan czarnym, wypalonym wrakiem. Pdzi, za nic majc wiatr, szybko jak ptak, jakby sam by wiatrem, rozerwany dzib roztrca fale w dwie ogromne fady wzdu kaduba. Niemal pooony na burcie, z osmalonymi kikutami masztw, mkn wprost na spotkanie krpej kogi. Pokad opustosza. Pozosta tylko uczepiony burty Raladan. Jego blade usta poruszay si, wypowiadajc unoszone przez wiatr sowa:

- Zrobiem wszystko, co mogem, wszystko, co mogem, panie... Mign pod grotmasztem na spalonym pokadzie jaki cie olbrzymi, pospny, zowrogi, potem potworny huk i wstrzs targn kog, trzask amanych desek, dartego poszycia, zmiesza si z przeraliwym wyciem, ktre z gbi statku doleciao na pokad. Wrak karaki rozbi ruf, jakby sporzdzona bya ze somy, obrci nieszczsny aglowiec wok osi i pooy na burcie, po czym pomkn dalej, znaczc lad spienion bia wstg. Jeszcze krwawy, dziwny bysk, jak sztylet, uderzy w rozbity okrt i znikn gdzie w jego wntrzu.

*** Byo pne popoudnie, ale czarne chmury sprawiy, e dokoa zalegay ciemnoci. Gboko zanurzony, kaleki kadub starej kogi, pozbawionej steru, ze strzaskan ruf i zwalonym masztem, cudem jakim utrzymujc si na wodzie, mkn w ramionach wiatru na wschd. Na pokadzie nie byo ywej duszy, jeli y kto jeszcze na tym statku, kry si gboko w jego wntrzu, poszukujc zudzenia bezpieczestwa w jakim ciemnym kcie, moe w drcym, jak i jego, ramieniu towarzysza. Nikt nie kontrolowa biegu okrtu, nie byo na to sposobu, nikt zreszt nie omieliby si

wyj na pokad i spojrze na morze; wszyscy bali si mierci, ale stokro bardziej widoku czarnego, potwornego widma. Sama myl o tym, e wrak spalonej karaki mgby wrci, by dokoczy dziea, bya przeraajca. Nadcign wieczr, potem noc. Wicher wy potpieczo, masy wody omotay o deski kaduba. Czarne fale unosiy okrt na grzbietach, by z oskotem zrzuci w d, midzy opase cielska. Tam go chciay zgnie, przywali grobowym ciarem, ale jeszcze, i jeszcze wydobywa si z otchani. Wreszcie zgrzyt przecigy obwieci nowego, naprawd miertelnego ju wroga: rafy. Kadub

trzeszcza i omota o skay, w strugach deszczu, ktry spad w wietle nagych byskawic, pezali po pokadzie jacy ludzie. Wicher wepchn kadub na grzbiet nowej fali, ta podniosa go jak dziecinn tratw z patykw, przerzucia ponad wiecem gronych ska i cisna na inne - ogromne, zbate. Nadwtlony kadub rozlecia si w drzazgi. Wicher hucza i fale huczay, pord tego huku krzyk czowieka by niczym, ale zawar si w oskocie pkajcych desek, w grzmocie szcztkw bijcych szorstkie bary ska. Potem ju tylko gromy przewalay si po niebie, biae byskawice owietlay, tkwicy midzy skaami jak w kleszczach, dzib okrtu z resztkami kasztelu. Tak byo do rana.

Rano burza ustaa, wicher hucza jeszcze i zawodzi, fale biy zajadle czarne brzegi wielkiej, skalistej wyspy, ale ju byskawic, ju deszczu i grzmotw nie byo. Ndzne wiato, wytumione przez chmury, ledwo czynio dzie ciemnoszarym. Kamienista plaa zasana bya szcztkami rozbitego okrtu. Walay si deski, jakie beczki i skrzynie, oplatane linami, pokryte kpami wodorostw. Fale bawiy si nimi, toczc w gr play i z powrotem po olizgych kamieniach. U wysokich, brudnych wydm, spod ktrych przezieraa naga skaa, by wski pas kamieni i szarego piachu, gdzie nie docieraa ju woda.

Tam morze zoyo kilka ciemnych sylwetek.

Rozdzia trzynasty

Czua chd. Zaraz potem dotaro do niej, e ley na czym twardym i nieruchomym, drapienie wbia w piach paznokcie, kaleczc palce o muszle i kamienie. Zemdlio j; rzygaa morsk wod, kaszlc gono. Przetoczya si na plecy i leaa bez ruchu, oddychajc ciko, wyczerpana. Brunatnoszare, skbione chmury przewalay si po niskim niebie,

napywajc znad morza. Mokry wiatr orzewia. Przemkny jej nagle przez myl wydarzenia ostatnich dni, gwatownie uniosa si na okciu, spogldajc wok. Potem, marszczc brwi, dotkna twarzy, spojrzenie pobiego ku nadgarstkom, na ktrych widniay dobrze zagojone blizny - lady sznura, ktry tak niedawno wera si w ciao... Coraz bardziej zdumiona, z lkiem niemal obejrzaa kostki ng, dotkna boku i plecw... Wszystkie rany byy zablinione! Zerwaa si z ziemi, jeszcze raz obrzucajc spojrzeniem dzik i pust okolic. Po chwili usiada znowu, nic nie rozumiejc, niczego nie pojmujc.

Zagryzajc usta, zanurzya donie w szorstkim piachu... Nagle go ujrzaa. Lea, do poowy zagrzebany w piasku, niemal tak szary, jak inne kamienie. Cofna si mimowolnie, patrzc z lekiem i zdumieniem. By. By tutaj... Jakim cudem, jakim cudem, na Szer?! W pierwszej chwili chciaa go zostawi i odej, byle dalej, ale poja nagle, e jest jak przeznaczenie: pody za ni wszdzie. Skoro odnalaz j tutaj... Wycigna do. Wygrzebaa go z piachu i podniosa na otwartej doni.

Rubin by szary i martwy. Kruchy... Zacisna leciutko palce, a wtedy klejnot popka - i oto wiatr rozwiewa na jej doni kupk szarego popiou. Ze cinitym gardem patrzya, jak resztki potnego niegdy kamienia przeciekaj pomidzy palcami. Zagryzajc wargi, odwrcia wzrok w stron morza. Zaszo co niezwykego. By moe gronego, niedobrego. Okrt zosta rzucony na skay. Ale wczeniej... Pamitaa tylko zimn adowni. Wstaa i ruszya wprost przed siebie. Sza powoli wzdu brzegu, tpo, obojtnie spogldajc dokoa. Niegocinna plaa i wydmy, dalej szczyty drzew... Wspia si na wydm.

Na lewo od miejsca, w ktrym przystana, bya niewielka zatoka. Nad wod dostrzega jaki ruch; kilku ludzi siedziao na piasku. Przykucna wrd traw i patrzya zachannie, przestraszona. Byo tam trzech mczyzn. Jeden wsta wanie i ruszy ku morzu. Wszed w wod po kolana i atakowany przez fale zacz co krzycze. Nie rozrniaa sw. Zauwaya naraz, nie dalej jak trzeci cz mili od brzegu, tkwicy midzy skaami dzib okrtu. Wytya wzrok i dostrzega tam poruszenia czowieka. Wrcia wzrokiem do mczyzny w wodzie. Mia na sobie ty ubir. onierz.

Mczyzna wrci na brzeg, rozebra si do naga, powtrnie wszed w wod i zacz pyn. Zrazu szo mu dobrze - w osonitej od wiatru zatoczce fale byy nie takie znw due. Mimo woli podziwiaa odwag pywaka. Fale podrzucay go jak patyk, czsto gin pod nimi i kilka razy ju bya pewna, e uton. Ale zawsze po jakim czasie znowu widziaa gow i pracujce ramiona. Zmierzya wzrokiem dzielc go od wraku odlego. Przeby niespena p drogi. Zakleszczony midzy skaami dzib okrtu drgn i osun si troch. Zrozumiaa nagle: przypyw. Niewielka figurka na statku zacza

miota si gorczkowo. Niezrczne to byy poruszenia... Pomylaa, e ten czowiek moe by ranny. Mocniej wychylia gow z trawy. Na wraku byo kilka osb! Widziaa teraz nerwow, nieporadn krztanin. Znw schowaa si w trawie. Nie powinni jej dostrzec... Zacisna zby na sam myl o ponownej niewoli. Na Szer, nie po raz pierwszy pomylaa, e ci ludzie niewiele rni si od piratw, ktrymi tak gardzia... Racj mia Raladan. Pomimo wszystko, pyncy kolegom na ratunek onierz by bohaterem. Walczy z falami, wiatrem i

przypywem. Przybr wody, cho jeszcze nieznaczny, spycha miaka z powrotem w stron brzegu. Przebywszy trzy czwarte drogi, mczyzna dotar do sterczcej z wody skay i wgramoli si na ni. Przywar caym ciaem. Poznaa, e jest bardzo zmczony. Ale czasu do stracenia nie byo, bo oto dzib okrtu drgn po raz drugi. Zgrzyt szorujcych o kamienie desek dotar a do jej uszu. onierz znowu rzuci si w wod. Zrozumiaa, e postanowi dotrze za kad cen, mci fale ramionami wciekle, z zawzitoci. Poja, e jeli zawiod go siy, jeli osabnie - utonie nieuchronnie midzy wrakiem okrtu a

brzegiem. Nie mg ju zawrci. Odlego bya dua, teraz ju bardzo rzadko dostrzegaa pywaka. Czasem tylko migay pord fal jego ramiona, ale nawet nie miaa pewnoci, czy to nie zudzenie. Fala przypywu coraz dalej sigaa w gb play. Dzib okrtu drgn po raz trzeci, znieruchomia, ale tylko na chwil. Stojcy na brzegu rozbitkowie zaczli krzycze i wymachiwa rkami. Wrak opada w wod. Szcztki przechyliy si nagle i legy na fali. Nie widziaa ju na nich nikogo... Morze igrao przez chwil resztkami okrtu, wygldajcymi teraz jak kupa przypadkowo poczonych desek.

Resztki owe obrciy si raz i drugi w miejscu, po czym zostay zgniecione o skay, midzy ktrymi wczeniej tkwiy. Wypatrywaa pyncego onierza, wstaa niewiadomie. Ale morze byo puste. Midzy rozhutanymi falami nigdzie nie jawia si gowa, czy ramiona. Uton. Skonstatowaa fakt z dziwn obojtnoci. Usiada na piasku, by po kilku chwilach wsta i ruszy w gb ldu. Nie wiedziaa, dokd idzie i po co. Chciaa by jak najdalej od ludzi na brzegu. Nic wicej.

*** onierz nie uton. Ciko walczc z morzem, dotar do ska, wok ktrych unosiy si szcztki aglowca. Usysza woanie o pomoc i natychmiast skierowa si w stron, skd dobiegao. Pord poamanych desek pywali ludzie, chwytajc kurczowo wszystko, co mogo by pomocne w walce z topiel. Dziwnym trafem sporo osb przeyo katastrof. Widmowy okrt Demona rozbi ruf kogi; kto yw szuka schronienia w dziobowej czci kaduba, a wanie dzib najduej utrzyma si nad wod... Teraz garstka ludzi, ktrych nie porway w nocy fale,

desperacko walczya o ycie. Byo ich piciu: Albar, dwaj majtkowie, nieprzytomny Vard i ucznik ze zaman nog. onierz, ktry przypyn z pomoc, cieszy si opini najlepszego pywaka w zaodze. Dziki jego powiceniu zaistniaa moliwo ocalenia rannych. Albar, nad podziw dobrze radzcy sobie w wodzie, z niezwyk energi rozpierajc chude ciao wypyn mu na spotkanie. Razem poczli holowa belk, tworzc niegdy dziobnic statku. Bya duga i gruba. Midzy wystajcymi z wody skaami telepa si kawaek bukszprytu, oplatany

linami. Gonicy resztkami si onierz przycign i przymocowa go do belki. Pomogli dotrze do owej pokracznej tratwy rannemu ucznikowi, ktrego zamana noga cierpiaa straszliwie przy uderzeniu kadej kolejnej fali. Urzdnik, z blad twarz wykrzywion jakim ponuro-pogardliwym grymasem, przywiza go i pospieszy z pomoc majtkom, z wysikiem utrzymujcym na powierzchni wci nieprzytomnego kapitana. Tego take przywizali do belki. Teraz wszyscy odpoczywali, dyszc ciko, raz po raz zalewani przez fale, lecz ju jako tako bezpieczni. Po kilku chwilach zaczli pracowa nogami, pomaga im przypyw, niosc w stron brzegu. W poowie drogi byo ju

jasne, e s ocaleni. Dugo odpoczywali na brzegu. Potem przeszli nieco dalej w gb ldu. Sia wiatru nie malaa; troch osaniay ode wydmy, za ktrymi siedzieli, ale zib dawa si mocno we znaki. Mokra odzie bya raczej krpujcym ruchy ciarem nili oson. Nie mieli co je, nie mogli rozpali ognia. Wiedzieli, gdzie si znajduj: zachodni wiatr zepchn ich z obranego kursu, bezwolny aglowiec min od pnocy Wielk Agar i roztrzaska si u brzegu lecej na pnocny wschd od niej Maej Agary. Zreszt - jeden z

majtkw std wanie pochodzi, zna kad pid ziemi, wiedzia, ktrdy i do najbliszej rybackiej osady. Wkrtce te, zebrawszy nieco si, ruszy, by sprowadzi pomoc. Kto inny poszed w przeciwnym kierunku, z zamiarem przeszukania play. Ale ju nikt wicej nie ocala z katastrofy. Ranni leeli na ziemi. Zaman nog ucznika ujto midzy dwa kije i obwizano kawakiem sznura. Vardowi opatrzono ran na gowie. Gdy odzyska przytomno, pokrtce zapoznano go z ostatnimi wydarzeniami; teraz lea, rozwaajc w mylach sytuacj. Dotarcie do rybackiej osady byo rzecz pierwszorzdnej wagi. Naleao

wynaj d i dotrze na Wielk Agar. Burza przemina, ale Vard wiedzia, e niewiele maj czasu. Wkrtce rozpta si nowa i by moe potrwa wiele dni. Wizja uwizienia na tej wyspie jawia si ponuro. Stolica Agarw, Ahela, leaa nie na Maej, lecz na Wielkiej Agarze. W Aheli by port macierzysty ich nie istniejcej ju eskadry. W Aheli by garnizon stray morskiej. W Aheli by dom Varda. Tu, na Maej Agarze, mogli liczy najwyej na gocinno agarskich rybakw, majcych do problemw i bez nieproszonych goci. Ci twardzi, surowi ludzie przez trzy miesice nie mogli korzysta z darw morza. yli

dziki zgromadzonym w cigu roku zapasom suszonych ryb, ktre stanowiy niemal jedyne ich poywienie. Maa Agara bya tylko pokryt piaskiem i twardymi trawami ska; niewiele dao si uprawia na tym gruncie. Nadmorska trawa stanowia kiepsk pasz dla zwierzt Na caej wyspie trzymano ledwie kilka krw. Powszechnie hodowano tylko kury. Bya ju ciemna noc, gdy wysany do rybackiej osady marynarz powrci, prowadzc ojca, stryja i kilku innych rybakw, obarczonych prostymi, naprdce skleconymi noszami, ywnoci i bukakiem zawierajcym namiastk ciemnego piwa.

*** Ridareta wesza pomidzy rachityczne sosny. Nie zastanawiaa si dotd, gdzie jest ani co ma robi. Nie wiedziaa, czy ld, na ktrym si znajduje, jest duy czy te may. Fragment brzegu, ktry widziaa, zdawa si wiadczy, e wyspa bya raczej rozlega. Zreszt - czy wyspa? Rwnie dobrze moga znajdowa si na kontynencie Szereru. Samotno nastrczaa niepodane myli. Odsuwaa je na bok. Nie chciaa nic wiedzie, niczego rozumie... Ale

obraz przemienionego w py Geerkoto wci pojawia si w zmczonym umyle. Czua si sob, bya sob. Ale w jakim stopniu? Co waciwie zaszo? Nage zniknicie wszystkich ran bardziej j przeraao ni cieszyo. Przeladowa j obraz umierajcego Rubinu. Przestraszona, ze wszystkich si staraa si nie dostrzega upiornego zwizku midzy agoni potnego klejnotu - a jej nagym ozdrowieniem. Pomylaa z kolei o pilocie. Raladan... Nie zdawaa sobie dotd sprawy, jak bardzo by jej potrzebny. Teraz, gdy zostaa naprawd sama... Wiedziaa, e stranicy chcieli j powiesi. Wiedziaa, e pilot w jaki

sposb do tego nie dopuci. Ktry to ju raz zawdziczaa mu ycie? Ujrzaa wty strumyk u swych stp. Uklka. Dziwne, ale nie czua dotd godu ani pragnienia. Napia si jednak. Jeli ld by wysp, szczeglnie wysp niedu, gdzie w dolnym biegu tej strugi powinna znajdowa si wioska. Ridareta znaa wyspy u wybrzey Garry i wiedziaa, e sodka woda bya czym, czego si nie marnowao. Gdziekolwiek ta wyspa leaa, wtpliwe, by cierpiano tu od nadmiaru wody pitnej.

Siedziaa zamylona. Tak czy inaczej, musiaa w kocu odszuka jakie ludzkie siedlisko. Nie moga przecie ywi si powietrzem, nie moga te nocowa pod goym niebem, okryta tylko strzpami, ktre ju nawet nie udaway sukni. Ale baa si, e w wiosce, lecej blisko miejsca katastrofy, trafi na rozbitkw. Co by z tego wyniko - wiedziaa. Jednak rwnie dobrze wiedziaa, e wkrtce opadnie z si. Pomylaa, e wcale nie musi prosi o gocin, moe po prosta zdoa ukra co do jedzenia i do okrycia... Zdecydowanie wolaa, by nikt nie wiedzia o jej istnieniu. Przynajmniej na razie.

Posza wzdu strumienia. Krajobraz by do niezwyky, nigdzie dotd nie widziaa podobnych okolic. Piaskowe wydmy ssiadoway tu z nagimi, szarymi skaami, dalej plaa uciekaa pod wod, brzeg stawa si wysoki, stromy, poronity trawami i karowatymi drzewami. Dalej, w gbi ldu, czerni si rzadki, sosnowy br. Miaaby ochot zapuci si we; od kilku miesicy nie chodzia po lesie, kiedy bardzo lubia dugie, samotne spacery... Kiedy... Sza jeszcze do dugo. Nadciga wieczr, gdy ujrzaa dymy wioski. Wdrapaa si pospiesznie na pobliskie

wzniesienie. Niedaleko, o p mili moe, leaa rybacka osada. Serce zabio jej mocno, bo ujrzaa widok dziwnie znajomy. Niemal tak samo wyglday rybackie wioski garyjskie. Tak samo suszyy si sieci na wbitych w ziemi palach, tak samo leay, dnem do gry, wycignite na brzeg odzie. Wiele takich wiosek widziaa, towarzyszc wdrownemu handlarzowi-poczciwinie, co zlitowa si kiedy nad bezdomn dziewczyn i skona z podernitym przez piratw gardem... Wspomnienie zabolao. Odsuna je i zbiega z pagrka.

Domostwa stay w sporej odlegoci od play, pomylaa, e podobnie jak gdzie indziej - byo to spowodowane znaczn wysokoci przypywu. Bya ju blisko pierwszych domw, gdy zdaa sobie spraw, e popenia wielk nieostrono. Jednak refleksja przysza zbyt pno, bo oto usyszaa szczekanie psw, przybliao si szybko... Nim zdya pomyle, co naley robi, obskoczyy j zajade kundliska. W poprzek maej, pokej czki, bieg dwunasto-, trzynastoletni chopak. Zawaha si przez chwil na jej widok, ale zaraz jeszcze przyspieszy kroku. Zawoa psy i zagwizda. Kundle zostawiy j w spokoju. Chopiec zatrzyma si w odlegoci kilku

krokw. Patrzy badawczo, z nieufnoci i odrobin lku. Pomylaa o szmatach, stanowicych jej odzienie, zdaa te sobie spraw, e nie ma opaski na wybitym oku, a potargane, brudne wosy w poczeniu z ca reszt tworz obraz jakiej wiedmy. - Jeste z naszego statku? - zapyta chopak. Uywa jakiej gwary obco brzmicej w jej uszach, rozumiaa go jednak doskonale. Skina gow, gorczkowo mylc, e skoro we wsi wiedz ju o zatoniciu aglowca, oznacza to moe tylko jedno... - Gdzie jestem? - zapytaa. - Czy to...

wyspa? Nieufno rosn. chopca zdawaa si

- To Maa Agara - odpar. - A ty skd jeste? Zrozumiaa, e pyta nie o to, skd wzia si na wyspie, ale skd pochodzi. - Z Wysp Przybrzenych - odpara. Nie wspomniaa o swym garyjskim rodowodzie; Wyspiarze nie znosili Garyjczykw, z wzajemnoci zreszt. Skin gow, cho wtpia, by wiedzia, gdzie to jest. - Chodmy do wsi. Mj ojciec ci wypyta. Jest starszym wioski - doda z

niedba dum. Nisko urodzeni nigdy nie byli delikatni w sowach, ale zdziwia j wyrana obcesowo w jego gosie. Syszaa wprawdzie, e Agary, odrzucone do daleko od Garry, a jeszcze dalej od kontynentu, byy nieledwie pastewkiem samym w sobie; ludzie yli na nich z daleka od wiata, ledwie uwaali si za poddanych cesarza, a ju w ogle nie chylili czoa przed Czyst Krwi Dartanu, czy Armektu. Tutaj, w rybackich wioskach i osadach wolnych grnikw przy kopalniach na Wielkiej Agarze, wszyscy byli sobie rwni. Nawet onierze legii i stray morskiej, sucy na Agarach,

wywodzili si miejscowych.

zwykle

spord

Pozbieraa wreszcie myli. Wiedziaa ju, e grozi jej wielkie niebezpieczestwo. Tak czy inaczej, najgorsze si stao; rozbitkowie niewtpliwie dowiedz si, e nie zgina. Czy jednak miaa wchodzi wilkowi prosto w paszcz? Pomylaa o ucieczce, ale byy psy... - Czy... inni ju do was przyszli? zapytaa ostronie. - Przyszed... - chopiec wymieni jakie imi, ktrego nie dosyszaa. - On jest z naszej wsi. I wszyscy poszli nad zatok, z jedzeniem.

- To znaczy, e teraz nie ma u was rozbitkw? - nie dowierzaa. - Nie - chopak zacz si niecierpliwi. - Ale przyjd. Chod ju. Pomylaa, e to istotnie najlepsze, co moe zrobi. Zje co, moe dadz jej jakie odzienie. Potem znajdzie pretekst, by znikn na chwil z oczu rybakom. I ucieknie, zanim tamci przyjd. - Dawno poszli? - dopytywaa si, idc za chopcem. - Niedawno. Dotarli do pierwszych domostw wioski. Byo ju cakiem ciemno.

Rozdzia czternasty

SUCHAJ I ZAPAMITAJ, BO WICEJ NIE DANE NAM BDZIE ROZMAWIA. RUBIN GANIE, RALADAN. TUTAJ TOCZY SI WOJNA. JESTE ONIERZEM BEZMIARW, TAK JAK JA ZOSTAEM ONIERZEM ODRZUCONYCH PASM SZERNI. NlE ZNAM CELW TEJ WOJNY, WIEM TYLKO, E UCZESTNICTWO W NIEJ POZWALA Ml WPYWA NA LOSY

RlDARETY. NICZEGO WICEJ NIE PRAGN. ALE DO, BO CZAS PYNIE l NIEWIELE GO POZOSTAO... BY MOE ZOBACZYSZ MNIE JESZCZE, ALE JU NIGDY NIE BDZIEMY ROZMAWIA. GEERKOTO PRZEKAZA SW MOC.... Gos, zrazu wyrany i silny, istotnie zdawa si oddala i cichn. WYSPIARSKI OKRT NIE ZATONIE, JEST SIA, KTRA RZUCI GO NA MA AGAR. RIDARETA JEST BRZEMIENNA, RALADAN. PRZEKLESTWO CICE NADE MN ZA YCIA, CIGA MNIE NAWET PO MIERCI. CHRO J,

RALADAN. L PAMITAJ, E ONA, PIERWSZA MOJA CRKA, ZAWSZE BDZIE MIAA SUSZNO. COKOLWIEK POWIE... COKOLWIEK UCZYNI. WSPIERAJ JEJ DZIAANIA, CHC... STAO SI TO, CO ONA... TYLKO ONA... ZA NAJLEPSZE.... Sowa brzmiay niewyranie, poczy gin i ucieka. JEST... DZIWNY STARZEC... POWIE CI... ...CEJ... EGNAJ... ALADAN....

Raladan podnis si z ziemi, zatoczy

i zaraz upad, macajc wok rkami, jak lepiec. Ale ciemna zasona, ktr dotd mia przed oczyma, zacza szarze, po chwili widzia ju, jak przez mg, szerok, rwn plae, usysza omot fal i zawodzenie wichru. Pord spienionych bawanw ujrza jeszcze czarny, olbrzymi kadub; i to byo wszystko, bo chwil pniej znieruchomia na ziemi, zapadajc w gbokie omdlenie. Gdy si ockn, burza szalaa z ca si; spostrzeg, e wci ley na wydmie, a niej, tam gdzie bya plaa, przelewa si wcieka kipiel. Drc z zimna w przemoczonym odzieniu, wsta szybko i - cho czu sabo w caym

ciele - chwiejnym krokiem ruszy w gb ldu. Okoo wier mili od wybrzea natkn si na kiepsko utrzyman drog. W szarwce pochmurnego dnia zauway, cakiem niedaleko, wte wiata. Odpoczywa, nabiera si. Potem, walczc z wichrem, zgity niemal wp, ruszy w stron dostrzeonych ognikw. Gdy min przedmiecie i dotar do murw miejskich, wiedzia ju, gdzie jest. Ahela - stolica Agarw. Nie prbowa zrozumie, co waciwie zaszo. Wci jeszcze brzmiay mu w uszach sowa kapitana; jeli nie byy majakiem, to znaczyo, e rzdzce wiatem potgi uczyniy sobie

z jego ycia igraszk. Ale teraz spraw najpilniejsz byo znale schronienie, zaspokoi gd. Potem mg rozmyla nad wrakami, ktre taranuj okrty, szuka sensu w sowach Demona... Potem, wszystko potem. Ahel zna niele, przemykajc pustymi ulicami, zmierza w stron portu. Miasto nie byo due, cho tu, na Agarach uchodzio za wielkie. Wkrtce odszuka znan sobie uliczk, a przy uliczce tawern. By u celu. Wielka izba rozbrzmiewaa gwarem. awy ustawione wzdu trzech dugich stow obsiedli najrniejsi ludzie: majtkowie, mieszczanie, troch dziwek, jakie podejrzane typy, ktrych wszdzie

peno. Byli te trzej onierze, powcigliwie sczcy piwo. Z boku, objci ramionami marynarze, taczyli ber-bera, otaczaa ich grupa widzw, klaszczcych w rytm wyrykiwanej podpitymi gosami piosenki. Raladan sta przez chwil, prbujc si odnale w tym zwyczajnym wiecie, gdzie nie byo czarnych wrakw i Rubinw Geerkoto. Potem przepchn si do szynkwasu. Skin na oberyst; ten natychmiast postawi przed nim dzban z piwem. - Nie mam srebra - rzek pilot. Szynkarz burkn co gniewnie, zabierajc dzban. Raladan zapa go za

rami i pokaza zawizany na szyi fular. - Przyjmiesz to? Piwo z powrotem stano przed nim. Gospodarz pochyli si, przyjrza uwanie i uj wilgotn chust w dwa palce. Znakomity dartaski jedwab haftowany by srebrnymi nimi. - Chc zje. I izb na noc - rzek Raladan, wiedzc, e fular wart jest trzy razy tyle. Zdj go z szyi i poda karczmarzowi. - Bez usugi - mrukn ten, nie patrzc na gocia. Raladan skin gow. Wzi piwo i

odwrci si, opierajc plecami o szynkwas. Niespiesznie przeyka gorzki pyn, przesuwajc wzrokiem po barwnym, haaliwym tumie. W rogu izby, przy maym stole, jacy ludzie grali w koci. Pomyla, e to moe by sposb na zdobycie niewielkiej iloci srebra. Potrzebowa go duo wicej, ni da mogy koci - i bya na to rada. Ale maa sumka na pocztek znakomicie uatwiaby zadanie. Suebna doniosa piwo na rodkowy st. Rozstawiaa dzbany, pochylajc si nad blatem. Pod rozchylon koszul due piersi koysay si w rytm ruchw. Najbliej siedzcy, podchmielony drab, sign pod rozwizany gors i wydoby

je na wierzch, ku zgiekliwej uciesze wszystkich. Suebna chichotaa piskliwie, rozstawiajc ostatnie dzbany, obwise, cikie cyce niemal leay na stole. Kto poklepa okrgy zad dziewczyny, ale puszczono j, bo dobiegajce z miejsca, gdzie siedzieli onierze, trzy guche, potne tupnicia byy znanym sygnaem, zalecajcym umiar. Dziwek w tawernie nie brako, za p sztuki srebra kady mg dosta, co chcia. Suebna za miaa nosi piwo. Nic wicej. Oberysta trci pilota w okie, ten odwrci si, wzi mis z gorc woowin, w ktrej wicej byo wprawdzie koci ni misa, i wymieni

prny dzban na peen. - Ostatnie drzwi - rzuci oberysta. Raladan ruszy ku schodom wiodcym na pitro. Po prawej stronie ciemnego i brudnego korytarza widniay niskie drzwi. Razem izb byo cztery, nie liczc wielkiej wsplnej, gdzie spao si na sianie. Wszed do ostatniej, sdzc po wygldzie najmniejszej i najbrudniejszej ze wszystkich, o ile zdoa oceni w smudze szarego wiata, wpadajcego przez otwarte drzwi. Postawi posiek na stole, wzi z blatu wiec, obgryzion, zdaje si, przez myszy i wyszed, by poyczy ogie od kopccego w niszy ciennej kaganka. Po chwili siedzia na przykrtkiej pryczy,

amic zbami koci, obgryzajc je i wysysajc szpik. Gdy skoczy, pchn okiennic i wyrzuci resztki przez okno. Izdebka natychmiast wypenia si wiatrem, wieca zgasa. Klnc w ciemnoci, zamkn okiennice na powrt, jeszcze raz przynis ogie z korytarza, po czym zasun skobel. Pozby si wilgotnej odziey i leg na marnym sienniku, nacigajc postrzpiony, ale suchy pled a po szyj. Teraz mg myle. Obudzi si po do dobrze przespanej nocy, z gotowym planem dziaania. Odzienie nie wyscho, skrzywiony, z trudem wcign je na siebie. Przez okno wyjrza w blady wit.

Burza odchodzia. Tu, w Aheli, mia swobod dziaania. Demon wiedzia, co robi, przenoszc go, w jaki sposb, do brzegw Wielkiej Agary. Ponury wrak spalonego okrtu by z pozoru jak ywio, ale za jego dziaaniem nie krya si lepa furia, lecz rozum. Po raz pierwszy pilot pomyla, jak straszn potg jest to widmo, pojawiajce si we waciwym czasie i miejscu nie tylko po to, by niszczy, ale take by przeprowadzi okrelony plan... Zbieg na d. W wielkiej izbie nie byo tak ciasno i gwarno jak wieczorem, ale jednak siedziao sporo ludzi. Za szynkwasem stao grube, wstrtne babsko, zapewne ona waciciela

tawerny. Raladan podszed i opar si o blat. - Masz koci? - zapyta.. Bez sowa daa mu brudny, wylizgany komplet. Odszed w kt i zaturkota po blacie stou. - Chcesz se pogra? Skin gow, nie podnoszc wzroku. Odpi szeroki, nabijany uskami pas. - Nie mam srebra - powiedzia. Mam ten pas i buty - wysun nog ku rodkowi izby - jakich pewnie nigdy nie widziae. Dartaski o da na nie skr.

Buty nie byy bardzo zniszczone, a pas na targu musia kosztowa adnych par sztuk srebra. Po chwili wahania dwaj mczyni przysiedli si do niego. Wyszy rozwiza brudn szmatk i wysypa blisko poow zawartoci. Wrd licznych miedziakw poyskiwao kilka sztuk srebra. Drugi wyj szeroki i mocny, eglarski n, dooy srebrny kolczyk - zwyke kko, warte tyle co kruszec, z ktrego je wykonano. - Fant za fant - powiedzia. Raladan skin gow. Nie by do koca pewien, czy postpuje dobrze. Koci to koci; atwo

mg straci pas i buty, nic nie zyskujc w zamian. Pomyla jednak, e sprbuje szczcia. Rozpoczli gr. Szybko przegra pas do mczyzny z noem i kolczykiem, ale wygra co nieco od jego towarzysza. Temu wyranie szczcie nie sprzyjao. Kupka pienidzy stopniaa szybko. - Jeszcze trzy kolejki - rzek Raladan. Waciciel wysychajcego trzosika zmarszczy brwi. - Nie tak szybko, brachu. Oprni chustk do koca, ukadajc pienidze na stole.

Grali. Raladan pozosta przy butach, paru sztukach srebra i sporej iloci miedziakw. Najbardziej wygrany by towarzysz wysokiego. Pilot pomyla, e tylko dziki temu gra nie koczy si bjk, jak to czsto bywao. Wsta od stou i odda koci szynkarce, dorzucajc kilka miedziakw. Zastanawia si chwil, po czym schowa srebro, a za reszt kupi piwo i wrci do stou. Rozelony drgal obrzuci go niechtnym spojrzeniem. I on, i ten drugi, wygldali na ludzi nie bojcych si byle czego, cho nie na rzezimieszkw. Wielorybnicy? Pilot wiedzia, e tacy bd mu wkrtce

potrzebni. Postawi przed nimi po dzbanie, siadajc. Patrzyli nieco zdziwieni. - Wkrtce bd mia srebro. Sporo srebra - powiedzia. - Take dziki temu pokaza swoj wygran. Potrzebowaem na pocztek. Milczeli wyczekujco. - Wrc tu wieczorem. Bd szuka ludzi. Dam zarobi, ale mwi, e to nie jest robota dla chopcw. - Czym mierdzi? Trupem? Pokrci gow.

- Nie. Wsta. - Potrzebuj jeszcze czterech. Wieczorem powiem wicej. Jeli pomylicie, e warto, czekajcie tu na mnie. Wyszed z tawerny i ruszy szar ulic w stron wschodniej rogatki Aheli. Rok temu z okadem, gdy bawi na Agarach jeszcze z Rapisem - tu za miejskim murem, przy wschodniej bramie mieszka czowiek zajmujcy si (midzy innymi) wypoyczaniem wozw i koni wierzchowych. Na Agarach zwierz to byo prawdziw rzadkoci, posiadano kilkanacie w cesarskich kopalniach miedzi i do uytku legii, ale prywatnie mao kto mia wierzchowca.

Utrzymanie kosztowao sporo, a jedzi prawd powiedziawszy, nie bardzo byo dokd. Na Wielkiej Agarze znajdoway si tylko dwa miasta: Ahela i Arba - to drugie w gbi wyspy, poda dziura, skadajca si z kilkunastu domw zamieszkanych przez wolnych grnikw, oraz ndznych chaup dla winiw i niewolnikw, pracujcych w kopalniach. Nie byo tam czego szuka. Jeli jednak ju kto wybiera si do Arby, mg skorzysta z wozw, ktrymi przewoono urobek do skadw w Aheli. Wozy te wracay puste i za niewielk opat wonice zabierali pasaerw. Nie brali tylko adunkw; oszczdzano cenne siy cesarskich wow.

Jednak jesieni, ze wzgldu na fataln pogod, wozy nie jedziy regularnie. Poza tym Raladanowi zaleao na czasie; cho nie by dobrym jedcem, wola wynaj wierzchowca ni wlec si cay dzie wozem. Waciciel czterech szkap, z ktrych dwie byy pocigowe, a z dwch pozostaych tylko jedn dao si nazwa a wierzchowcem, marudzi i narzeka, widzc trzy i p sztuki srebra. W kocu jednak zrozumia, e przybysz wicej mu nie da, bo nie ma. Niedugo potem Raladan trzs si na grzbiecie zdumiewajco kocistego rumaka, ktrego wiek wskazywa niedwuznacznie, e jest protoplast

wszystkich koni Szereru. Straszliwa ta chabeta poeraa drog w tempie dwa razy szybszym od kiepskiego piechura, a cho Raladan sabo zna si na koniach, przecie do, by mie pojcie, e jej krok nie jest kusem ni galopem, tylko zadziwiajcym jakim poczeniem jednego z drugim. Gdy stan wreszcie w Arbie, pierwszym jego odruchem byo przegna zwierz na cztery wiatry. Powstrzyma si jednak, cho widzia wyranie, e ko niechybnie padnie w drodze powrotnej. Czas nagli; pilot szybko zapomnia o koniu. Pord brudnych, botnistych uliczek odnalaz t, przy ktrej sta jeden z najwikszych, jeli nie najwikszy

zgoa dom miasta. Raladan wszed po ciemnych schodach na pitro i - unikajc starannie spotkania ze sub - znalaz si wkrtce w obszernym, do zamonie urzdzonym pokoju. Stamtd przeszed do niewielkiej izby, wygldajcej na kantor kupiecki. Bya pusta. Posta chwil, po czym usiad na czerwonej, masywnej skrzyni pod cian. Zawitaa mu ponura myl, e jeli kady moe zakra si tutaj rwnie atwo jak on - to znaczy, e przyszed na prno. Czekao go bowiem spotkanie z dziesiciokrotnie obrabowanym nieszcznikiem... Po jakim czasie usysza gosy. Przybliay si, wreszcie do kantoru

wkroczy szedziesicioletni, suchy i kocisty, odziany na czarno mczyzna, w towarzystwie do bogato ubranego modzieca. Rozmawiali ywo. Raladan, oparty o cian, cierpliwie czeka, kiedy wreszcie go zauwa. - Sprawdz to, panie - rzek kocisty, obchodzc st i otwierajc solidn ksig, zajmujc chyba p blatu. - Oto dostawa dla waszej godnoci wpyna... - Unis wzrok i zastyg w bezruchu. Raladan mierzy go spokojnym spojrzeniem. Mody czowiek, widzc osupienie na twarzy kupca, odwrci si szybko i podobnie znieruchomia. - Kim jeste czowieku? - zapyta wreszcie, robic krok naprzd. Chcia

jeszcze co doda, ale waciciel kantoru przerwa mu: - Ja go znam, wasza godno. Wasza godno wybaczy... ale musz z nim pomwi... - Zakocz rozmow, Balbon odezwa si Raladan. - Jeszcze chwil mog poczeka. Mody czowiek spojrza ze zdumieniem, po czym zwrci si do kupca, ale ten rozpaczliwie zamacha rkami. - Tak... tak bdzie najlepiej, wasza godno, chyba tak! Ot... ot dostawa...

Nie pozwalajc doj do sowa, drcym nieco gosem wyjani wszystko modemu mczynie, po czym poegna go pospiesznie. Gdy tylko zostali sami, kupiec, wci przestraszony, zacz mwi: - Na Szer, panie! To nieostrono, to niebezpieczne dla mnie, niebezpieczne dla was... Raladan wsta ze skrzyni. - Przesta mwi, Balbon - rzek spokojnie. Kupiec zamilk. Pilot wycign do. - Pienidze, Balbon.

Czowiek w czerni poblad. Raladan zrobi dwa kroki, chwyci kupca za szat na piersi i jednym ruchem rzuci plecami na st. Pochyli si i zapyta: - Co to? Mylae, e nie przypyniemy? Syszae o obawie, tak? Mylae, e nas zapi, a jeli nawet nie, to przez jesie bdziesz mia spokj? Suchaj no, skpcze! Poyczylimy ci piset sztuk zota. Sam wyznaczye procent. Przychodz po pienidze i otrzymam je. Otrzymam je dzisiaj. Natychmiast. Puci czarn szat i pozwoli, by Balbon, drcy i siny, zsun si ze stou. Kupiec bez zbdnych sw pobieg do drzwi i - czynic nerwowe,

uspokajajce ruchy rk - znikn za nimi. Raladan podszed do okna. Spoglda na zewntrz, lekko koyszc si na obcasach. - Oto... oto dug, panie - wykrztusi gos z tyu. Raladan podszed do stou i zway worek w doniach. - Zoto i srebro? - Czterysta potrjnych sztuk srebra i sto potrjnych zota... - Bez procentw? Kupiec poblad, o ile to moliwe, jeszcze bardziej.

- Nie mam tutaj, panie... Ale oddam, oddam! Oddam jutro... nie! Pojutrze. Raladan odoy worek i wycign do. - Daj mi ten piercie, Balbon. Ten, ktry masz na palcu. Szybciej. Teraz suchaj. Jeste winien Demonowi sto pidziesit sztuk zota. Przyjd po nie pojutrze, albo kiedykolwiek. Moneta ma by srebrna, pojedyncze sztuki srebra, rozumiesz? Teraz suchaj dalej. Moe by, e zamiast mnie pojawi si kto inny. Niech ci nie obchodzi, czy bdzie to dziecko, czy starzec, kobieta czy mczyzna. Pokae ci ten piercie, wtedy oddasz srebro. Poje?

Wzi worek i ruszy ku drzwiom. - Nie jestemy krwioerczy, Balbon dorzuci na odchodnym, - Ale na przyszo unikaj zwoki w spacie dugu. I moesz si cieszy, e przyszedem ja, nie Demon... Wtpi, by wymiga si tak tanim kosztem. Znaczco wyszed. pokaza piercie i

*** Kanciaste podrygi nieszczsnej szkapiny mniej go teraz interesoway, zamylony bowiem, ledwie postrzega

upyw czasu. Znikn pierwszy kopot: mia ju rodki. Uzyska je atwiej, ni sdzi; swego czasu by w duchu mocno przeciwny tej lichwiarskiej awanturze; Rapis jednak nie pyta go o zdanie. Na szczcie, jak si okazao. Rapis czsto poycza na wysoki procent, i to sumy znacznie powaniejsze. Zazwyczaj jednak dunikami byli ludzie, ktrych mocno trzyma w garci, przewanie znajc to jakich ciemnych sprawek. Na Balbona nic takiego nie mieli. Raladan pomyla, e na miejscu kupca wziby te piset sztuk zota i y wygodnie gdzie w Rinie, w samym rodku Armektu. Jednak Rapis lepiej zna si na ludziach. Z

jakich przyczyn Balbon nie uciek Moe by po prostu za stary? Myla zapewne bardziej o swych dzieciach, a tym piset sztuk zota nie na dugo by starczyo; lepiej, gdyby zostawi im kwitncy interes... Nie uciek w kadym razie i - co wicej - nie zbankrutowa. Sdzc z rnych szczegw, tudzie z natychmiastowej wypacalnoci, dobrze spoytkowa pienidze. Prowadzona przeze rozmowa z modym czowiekiem daa Raladanowi pojcie, e kocisty kupiec trzsie ca Arb, bdc wycznym dostawc wszystkiego, czego potrzebowa mogy cesarskie kopalnie. Procentowao zaufanie, jakim obdarza pilota Demon. Delikatne sprawy zaatwia kapitan tak,

jak na to zasugiway. Nie prowadza z sob haaliwej zgrai, nie polega na porywczym Ehadenie, ktremu, skdind wierzy cakowicie. Opanowany, zimny Raladan widzia mu si najwaciwszym pomocnikiem; niezawodna pami, spostrzegawczo, wreszcie elazne muskuy i niechybny n - oto byy cechy, ktrych potrzebowa. Suma, ktr pilot teraz dysponowa, bya wcale niemaa. Przeznaczeniem wyspiarskiej kogi byo rozbi si u brzegw Maej Agary. Raladan nie zada sobie trudu, by docieka, skd potny cie ma pewno, e dziewczyna przeya katastrof. Uznawa to za rzecz pewn.

Rodzio si tylko pytanie, czy prcz niej kto jeszcze wynis cao gow. Niezalenie od wszystkiego, naleao przedosta si na Ma. Zoto uatwiao spraw. Raladan by czowiekiem twardo stpajcym po ziemi i wcale nieskonnym do przesdw (przynajmniej w porwnaniu z wikszoci eglarzy). Nie zwyk dawa wiary wszystkiemu, co nosio pozory prawdy. Jeszcze jaki czas temu nie zapaciby miedziaka za opowie o zoliwych Rubinach Geerkoto, statkachwidmach i przekltych przez Szer kapitanach, nie mogcych odej ze wiata ywych. Teraz jednak byo

inaczej. Raladan ufa wasnym zmysom, bo nie sysza o niczym, czemu warto by ufa bardziej. Poniecha snucia domysw. Nie chodzio wcale o to, e nie lubi myle... Po prostu: znalaz si w konkretnej sytuacji, wymagajcej dziaania. Dziaa zatem, na pniej odkadajc pytania w rodzaju po co i dlaczego. W Aheli zwrci umczone zwierz wacicielowi i poszed do portowej dzielnicy, uwaajc, by worek pod kaftanem zbytnio nie brzcza. Pomimo do pnej pory (nadciga ju wczesny, jesienny zmierzch) zdoa poczyni pewne zakupy: naby now odzie, odpowiedni do pory roku, kilka

sakw rnej wielkoci i ksztatu, wreszcie cztery dobre, mocne noe bro, bez ktrej czu si jak nagi. Pozostawa jeszcze jeden, za to niemay kopot: naleao ukry gdzie zoto. Dwiganie wszdzie ze sob cikiego, brzczcego trzosu byo niepodobiestwem. Odrzuci rozwizanie problemu na pniej, tymczasem wrzuci zoto do sakwy z aglowego ptna, owin ciasno drug, podobn i obie razem wepchn do najmniejszej, skrzanej, przewieszonej przez pier. Nieco bliej portu bya w Aheli inna tawerna, nieco lepsza i drosza ni ta, w ktrej spdzi noc. Wynaj izb, pacc

za kilka dni z gry. Nie chcia pokazywa pienidzy tam, gdzie jeszcze poprzedniego dnia paci za posiek zdjtym z szyi fularem i gra o buty przeciwko trzem sztukom srebra. W pokoju - prawd mwic do czystym - podzieli pienidze. Pewn ilo schowa do kieszeni, by mie pod rk, a reszt z powrotem ukry w sakwach. Wychodzc, sakw, oczywicie, zabra ze sob. Wrci do pierwszej tawerny. Poczu si tak, jakby wcale nie wychodzi. Wok stow widzia jeli nie te same, to podobne gby, gwar by ten sam i dym fajkowy snu si rwnie

gsto. Rozgldajc si uwanie, dostrzeg przy maym stole w kcie dwie znajome twarze. Ruszy ku nim. Usiad i przez dug chwil wszyscy trzej milczeli. Pilot skin na cycat szynkareczk. Wkrtce raczyli si piwem, zaprawionym potn porcj rumu. - Mam srebro - rzek pilot - Tak jak powiedziaem. Skinli gowami. - Jaka robota? - Trzeba popyn na Ma. Patrzyli w milczeniu.

- Mona tego dokona. O ile wiatr nie bdzie wia w sam nos, szeciu dobrych wiolarzy przepynie w jeden dzie. Nawet przy jesiennej fali. Jeden pogodny dzie wystarczy. Krzywili si wyranie. - Nie pywa si jesieni na Ma. Przecie, brachu, musisz jeszcze wrci. O pogodny dzie nietrudno, ale, brachu, drugi taki moe by za tydzie. A i za dwa. - Zapac za kady dzie. - Taki bogaty? Raladan pocign duy yk.

- Zapac za kady dzie - powtrzy. - Co ty tam masz? Pilot zastanowi si. - Kogo, kogo trzeba tu przywie. Wygldali coraz bardziej ponuro. - mierdzi mi co tutaj. Czemu sam nie przypynie? Nie maj odzi na Maej, co? Raladan popatrzy oczy. wysokiemu w

- Suchaj, przyjacielu. Jest robota. Tak? To j bierz, albo nie bierz.

Chtnych znajd wielu, takich dobrych jak wy, a moe mniej ciekawych. Odsun piwo i wsta. - Bez obrazy, brachu. Pogadajmy. Pilot sta, niezdecydowany. - Nie lubi podpytywa. - Bez obrazy. Moemy popyn. Ale najpierw daj pozna, czy warto. Raladan usiad na powrt - Ile chcecie? Spojrzeli po sobie.

- Pitnacie - zaryzykowa wysoki. Dwadziecia - poprawi si zaraz. - I pi od dnia. Pilot unis brwi. - Pyniemy na Ma - powiedzia - nie na Garr. Maomwny towarzysz wysokiego wzruszy ramionami. - Syszae. Dwadziecia na gow i pi od dnia. - Trzy od dnia, po powrocie. Na tamto zgoda. - Pi. - Nie, czowieku. Siedziabym z wami

na Maej do koca ycia. Trzy. Ale jak pjdzie szybko i dobrze, dorzuc jeszcze dziesi duych sztuk srebra, do podziau. Na wszystkich. - Potrjnych? - upewni si drgal. - Potrjnych. Dziesi potrjnych. Wysoki wsta i podszed do jednego z dugich stow. Kilka gw unioso si ku niemu. ywo urozmaicona gestami rozmowa przecigaa si. Po dugiej chwili wysoki wrci. - Cztery i zgoda. - Trzy.

Twarz drgala wykrzywi umiech. - Uparty, brachu. Niechaj ci.

*** Nastpny dzie spdzi Raladan niezwykle pracowicie. Najpierw szuka odzi. W Aheli byo o to trudno, naleao raczej stara si w ktrej z wiosek rybackich. Myla o wielorybnikach, ludziach nawykych do hazardu, ale wielorybnicy mieli swe Osady na poudniowym wybrzeu, musiaby zatem, wynajwszy d, opyn wysp i dopiero pniej kierowa si ku Maej. Trzy dni. Zbyt dugo. Trzy dni dobrej

pogody - jesieni... Na pnocnym wybrzeu, z ktrego mgby pyn wprost na Ma Agar, byo kilka wiosek rybackich. Ale rybacy, ludzie ostroni i spokojni - to nie wielorybnicy. Pilot podejrzewa, e aden nie bdzie chcia wynaj odzi; teraz, jesieni, ryzyko jej utracenia byo due. Obawy szybko znalazy potwierdzenie. Odwiedzi dwie wioski (tym razem na grzbiecie lepszego ju konia) i zrozumia, e jeli chce mie d, musi po prostu j kupi. W obu wioskach byy tylko trzy ajby do due, jak na jego potrzeby. Jedna wygldaa na stuletni, druga stanowia

wsplny i jedyny majtek trzech rodzin, ktre sysze nie chciay o oddaniu jej za zoto, cho Raladan nie skpi. Kupi trzeci, za sum wrcz przeraajc, musia jednak przysta, bo wiedzia, e pieszo na Ma Agar nie dotrze. Pozostawi nabytek pod opiek byego waciciela i wrci do Aheli. Z kolei zaj si niezbdnym ekwipunkiem. Kupi beczuk na wod i drug solonego misa, worek sucharw, kilka ciepych pledw, dwa ciesielskie topory, wreszcie zwj liny i nieco aglowego ptna. Wielorybnicy mieli cakowit suszno - dwudniowa podr tam i z powrotem bardzo atwo moga przerodzi si w dwutygodniow awantur. Tylko od kaprynej, jesiennej

pogody zaleao, czy nie utkn na ssiedniej wyspie na dobre. Szed do swojej tawerny, obarczony cik lin i zwojem ptna. Wczesna, jesienna noc od jakiego ju czasu zalegaa ulice. Tu przed tawern wymin dwch pijanych majtkw, ktrzy wanie stamtd wracali. Twarz jednego wydaa mu si znajoma, przystan na chwil i obejrza si, ale tamci ju byli poza zasigiem wiata, bijcego z potwartych okien. Po chwili znajdowa si w swojej izbie. Rzuci lin i ptno na stos zgomadzonego dobra i usiad na ku, prostujc cierpnite, najpierw od sioda, a potem od dugiego chodzenia,

nogi. Siedzia krtko. Poderwa si nagle i wypad z izby, nie zamykajc jej nawet. Po chwili by przed gospod, pobieg ulic, w ktrej zniknli pijacy. Szuka dugo, ale daremnie. Twarz, ktr rozpozna, bya twarz majtka z kogi Varda.

Rozdzia pitnasty

Dni staway si coraz zimniejsze. W Dartanie i Armekcie jesie bywaa soneczna i pikna, ale tu, na Agarach, przypominaa raczej ociekajc deszczem jesie grombelardzk. Korowody ciemnych chmur nieprzerwanie suny po niebie: dzie po dniu, dzie po dniu... Wok cinitych na Bezmiary okruchw ldu przewalay si wcieke burze. Grone wichry biy skrzydami, sypic piskiem

wydm, przyginajc smutne, szare sosny. W czas sztormw ycie na Agarach zdawao si zamiera, jak i wszdzie zreszt, gdzie docieray srogie wiatry zrodzone w gbi Wschodniego lub Zachodniego Bezmiaru. Ludzie starannie zamykali okna i drzwi, czekajc na moment przejanienia, by zgromadzi nowy zapas drew na opa, zaata ciekncy dach, naprawi wszelkie szkody poczynione przez deszcze i wiatr. By wszake na Maej Agarze czowiek nie dbajcy o wicher, o przenikliwy chd i wczesny zmierzch. Kadego dnia rano, ku nie sabncemu zdumieniu rybakw, czowiek w owija

si kapot, bra skromn racj ywnoci i wyrusza w gb wyspy, by wrci pnym wieczorem. Znali cel jego wypraw, ale - gdy odchodzi - znaczco krelili kka na czole; oczywiste, e dziewczyna, kimkolwiek bya, dawno ju umara z zimna i godu. Na wyspie nie byo adnych jaski, a czy szaas, choby najsolidniejszy, mg oprze si wichrom? Wte lasy nie obfitoway w zwierzyn, tylko ptaki migay wrd drzew... Jak dugo mona y bez poywienia, bez ognia i dachu nad gow? Przez trzy tygodnie Albar uparcie prowadzi poszukiwania. Przemierzy wysp wzdu i wszerz, kry,

czatowa... Wszystko na nic. Zmieni si bardzo. Blada twarz, wysmagana przez wichry, bya teraz ogorzaa, zadbane niegdy paznokcie straciy wszelki lad urody. W rybackich chaupach oblazy go wszy - drapa brudne, rozczochrane wosy niemal bez przerwy. Szczki i policzki pokrya broda. Czasem przychodzia mu na myl rozmowa, jak odby z Vardem, jeszcze zanim ten odpyn, wraz z marynarzami, na Wielk Agar. Myle rozsdnie, czowieku przekonywa Vard. - Ta wyspa to puapka. Przecie ja take nie zamierzam

darowa wolnoci tej maej piratce. Ale tkwi tu przez trzy miesice? Nie, panie Albar. Jutro odpywamy do Aheli. Wrcimy tu z kocem jesieni, z onierzami, i znajdziemy j, choby trzeba byo podnie kady kamie i obej dookoa kade drzewo. Przecie nam nie ucieknie. Ci rybacy ju wiedz, kim jest, powiadomi inne wioski. Nikt nie da jej odzi. Co zrobi? Ukradnie jak, sama zepchnie na wod i sama powiosuje na Wielk? A moe od razu na Garr?. Odpowiedzia wtedy: liczne dyby, kapitanie Vard, liczne dyby. Ci ludzie tutaj sporzdz liczne dyby. I kiedy wrcisz z tym caym

wojskiem, ona bdzie na was czekaa. W licznych dybach, Vard. W licznych dybach. Teraz zastanawia si czasem, czy dotrzyma tej obietnicy... Ale przecie gdzie by musiaa. ywa, albo martwa. Czy moliwe, by znalaza jaki sposb na wydostanie si z wyspy? Ta ostatnia myl napeniaa go prawdziwym przeraeniem. Z tym wiksz zaciekoci prowadzi dalsze poszukiwania. Wyrusza jeszcze przed witem. Wraca w nocy. Pewnego dnia przyszo mu na myl, e szuka nie tam, gdzie powinien. Zna kad pid wntrza wyspy, ale do tej

pory nie przeszuka wybrzea. Lecz wybrzee... Wystawione na furi wiatru, zalewane przez burzowe fale, nie byo miejscem, gdzie czowiek mgby przey - trzy tygodnie. Wbrew rozumowi, postanowi jednak, e okry wysp. Od czasu, gdy Vard odpyn, burza nastpowaa po burzy; liczy na to, e moe wreszcie pogoda poprawi si, cho na krtko. Poczeka kilka dni (nie zarzucajc jednak wypraw w gb ldu) i rzeczywicie, po kolejnym sztormie wypogodzio si nieco... Wzi wikszy ni zwykle zapas ywnoci i ruszy w drog. Zimny wiatr wci d potnie, cho

w porwnaniu z niedawnym huraganem by jak przyjazny zefirek. Kamienista plaa, zasana pkami wodorostw, wygldaa ponuro i niechlujnie. Kilkakrotnie ju chcia zawrci, bo pomys, e kto mgby ukrywa si w takiej okolicy, istotnie graniczy z absurdem. Szed jednak. Wiedzia, e wiadomo niewykorzystania wszystkich moliwoci spdzaaby mu sen z powiek przez reszt ycia. Jego godno N.Albar, szary urzdnik Trybunau Imperialnego, nie by czowiekiem zym... Rzadko zastanawia si nad sob - i to moe bya najwiksza jego wada. Zreszt, czy na pewno wada? Trybuna potrzebowa takich ludzi.

Pracowitych, wytrwaych i wiernych, a nawet troch bezmylnych. Takich, ktrym do serca mona byo woy Ksig Praw, do gowy za Kodeks Przewinie. By Albar machin, uczynion podobnie jak kusza, do jednej tylko rzeczy; gdy zadaniem kuszy byo strzela, zadaniem Albara - ciga. I tak, jak kusza nie jest za ani dobra, tak i Albar nie by zy ani dobry. Co najwyej: przydatny. Setki, tysice takich rzetelnych, przydatnych ludzi kryy po wiecie; ludzi, ktrych charakter, raz uksztatowany, pozostawa czym twardszym ni granit. Odpowiedzialno za ich czyny spadaa na gowy tych, ktrzy w imi rnych celw gotowi byli konstruowa

machiny. Z odpowiedniego drewna, z odpowiednich gatunkw stali, czy na koniec - z tego czsto spotykanego rodzaju ludzkich dusz, ktre day si atwo ksztatowa, po czym ju na zawsze zastygay w raz nadanej formie. Czy jego godno N.Albar, goczy urzdnik Trybunau, wiedzia, e jest machin? Brunatne chmury napyway znad morza, przemykajc nad gow z ociaym popiechem. Garbate, pokryte liszajami zwidych traw wydmy byy jak obraz z sennego koszmaru nieprzyjazne, wrogie, ponure. Chcia zawrci - ale nie zawrci. I odebra swoj nagrod...

Ujrza j u stp takiej wanie wydmy. Leaa na wznak, pnaga, z odrzuconym na bok lewym ramieniem i nogami zagrzebanymi w piasku... Wiatr opluwa jej twarz sonymi bryzgami, szarpa mokre wosy. Albar sta nieruchomo, ze cignitymi brwiami, pozornie spokojny jak zawsze, ale z sercem bijcym mocno i nierwno. Oto bya. Jak dugo ju leaa pod t wydm, czekajc, a j znajdzie? Przemkny mu przed oczami nieznone trudy, jakich zazna w cigu minionych dni, i poaowa nagle, e to wszystko na prno. Nie postawi jej przed sdziami

Trybunau. Tanim, zbyt tanim kosztem wygaa si od kary... Pord narastajcej, gorzkiej zoci podszed blisko i spojrza w oszpecon twarz lecej. Ohydny oczod zdawa si szydzi z jego prostej kapoty, skotunionych wosw i niechlujnej brody. Spojrzenie cesarskiego urzdnika, zwykle rozbiegane, teraz byo nieruchome i ostre jak sztylet. Nie wiedzia dotd, co znaczy nienawi. By ponad to. Tym razem... po raz pierwszy w yciu... pragn nie kary, lecz zemsty. Na zemst byo jednak za pno.

Gdy tak sta i patrzy, zaciskajc zby, dostrzeg kilka... dziwnych szczegw. Dziewczyna nie bya wychudzona. Nie byo wida ladw rozkadu. Pochyli si nagle i dotkn ramienia, ktre byo ciepe! Dostrzeg ruch piersi, ktra oddychaa... i w tej samej chwili uderzyo go w twarz pene grozy, jednookie spojrzenie!... To, co wzi za mier, byo snem. Odskoczy do tyu, w tej samej chwili zerwaa si i ona. Stali bez ruchu; przez gow Albara przemykao sto myli. Jakim cudem, na Szer?! Kim bya ta istota pica gboko w ramionach zimnej wichury, zagrzebana w mokrym, cikim piachu, pnaga? Jakim cudem

ya? Skoczy ku niej, ale bya szybsza, wdrapywaa si na wydm. Par jej ladem, zdoa pochwyci nog, wok ktrej trzepotay strzpy mokrych, oblepionych piaskiem achmanw. Stoczyli si na pla. Walczya z nim jak dzikie zwierz, odpiera i zadawa ciosy zgrabiaymi z zimna domi, czujc pod sob, to znw na sobie jej gorce, niewraliwe zupenie na chd i wilgo ciao. Szamotali si dugo, oboje przeraeni i peni nienawici, wreszcie zapa j za szyj i dusi tak dugo, a przestaa si rusza. Powsta z ziemi, zlany zimnym

potem, ale zaraz znowu opad na kolana. Ciko dyszc, patrzy na pokonan istot, ktra nie bya, nie moga by czowiekiem! Pokona j, ale teraz ba si zbliy, ba si dotkn bezwadnego ciaa, z przeraeniem mylc, e znw poczuje jego szydercze ciepo. Pokona wreszcie strach, wydoby zza pazuchy sznur, ktry zawsze nosi przy sobie. Dygoczcymi domi skrpowa jej rce i spta nogi w sposb pozwalajcy na stawianie drobnych krokw. Wreszcie zarzuci ptl na szyj, a drugi koniec sznura oplata wok nadgarstka. Usiad w kucki i czeka, uwanie obserwujc swoj zdobycz.

*** cile dotrzyma sowa. Dyby zrobiono. Zakut, przywizano jeszcze acuchem do jednego z pali, na ktrych rozwieszano sieci. Najpierw chcia j trzyma w chaupie, gdzie kwaterowa, ale po dwch dniach przesza mu ochota; branka stkaa i skowyczaa po nocach jak zwierz, ponadto trzeba byo po niej sprzta, i cho nie czyni tego osobicie, to obrzydy mu narzekania i ktnie rybakw. Ci ludzie, obarczeni pitk cuchncych jak wszystko wok dzieci, do mieli ju nawet jego samego... Powanie zacz si obawia, e pewnego dnia, ukradkiem uwolni

jego zdobycz, byle tylko pozby si kopotu. Trzyma wic brank na zewntrz. Pokazaa ju, e wietnie znosi wilgo i zimno. Moga robi to nadal. Nawet nie prbowa przesucha jej dotd. Mia czas. Mia czas, ot to wanie, mia czas, mia, mia... Teraz, gdy cel jego pobytu na wyspie zosta osignity, Albar niezwykle dotkliwie odczu prymitywne warunki, w ktrych przyszo mu bytowa. A mia przed sob jeszcze pene dwa miesice wygnania... I chcc nie chcc, znw zacz wspomina trzewe i rozsdne sowa Varda. Ilekro spojrza na

schwytan piratk, odczuwa wielkie zadowolenie i wiadomo, e postpi waciwie. Ale jednak... Zapewne kajuta na cesarskim okrcie niewiele miaa wsplnego z paacem. Ale tam by porzdek. Byli oficerowie. Mg ich nie lubi, do takiego Varda czu niech graniczc z wrogoci. Ale byli mu rwni. Nawet proci onierze, nalecy w kocu do JEGO wiata, byli sto razy lepsi od rybackiej hooty. Ju po kilku dniach od schwytania dziewczyny, bezczynne tkwienie w zapluskwionej norze dao mu si we znaki tak bardzo, e zacz przemyliwa nad moliwoci wyrwania si z wyspy. Stosunkowo nieza pogoda utrzymywaa si ju drugi dzie. Kto wie?

Lecz pomys by nierealny. Vard otrzyma od wieniakw d, to prawda. Ale po pierwsze - jeden z majtkw by synem tutejszego rybaka, po drugie za Vard jako oficer stray morskiej, zarekwirowa d i wystawi kwit, z nadwyk wyrwnujcy poniesion przez wieniaka strat. Kasa garnizonu w Aheli obowizana bya honorowa takie kwity - rybacy o tym wiedzieli. Gdy tymczasem on, urzdnik Cesarskiego Trybunau, mia niezwykle szerokie uprawnienia, ale egzekwowa je mg tylko poprzez dowdc okrtu, na pokadzie ktrego pywa. O tym take rybacy wiedzieli. Wreszcie - Vard potrzebowa tylko

odzi, a on ponadto zaogi. Wolni rybacy, jakimi byli Agarczycy, podlegali tylko cesarzowi, czyli w praktyce dowdcy miejscowego garnizonu, ktry te nie wszystko mg im kaza. Byli nietykalni, jak wszyscy wolni ludzie Szereru. Dostarczali solon ryb imperialnym poborcom, tak jak chopi ziarno, wielorybnicy tuszcz i fiszbin, a myliwi zwierzyn - na tym koczyy si ich powinnoci. Trybuna, a wic i jego przedstawiciel, nie mia nad cuchncym agarskim rybojadem adnej wadzy, przynajmniej tak dugo, jak dugo nie zostao naruszone prawo. Mg poprosi, ale nie rozkaza. Albar jednak sprbowa. Ju po kilku

sowach zamienionych ze starszym wioski uzyska przykr wiadomo, e nic z tego. Miejscowi do go mieli serdecznie, to prawda, uszczupla bowiem ich skromne zapasy. Jednak awanturowa si po morzu nikt nie mia ochoty... Pozostao tylko czeka. Do zimy...

Rozdzia szesnasty

Cz zaogi Varda wysza z burzy cao. Raladan wiedzia ju, e oprcz kapitana przeyo szeciu ludzi. I urzdnik na Maej Agarze. Z tych szeciu yo jeszcze czterech. Pierwsz dwjk odnalaz w jednej z tawern... Polowanie - bo trudno o lepsze sowo - zabierao mnstwo czasu. Ahela nie

bya wielka, do dua jednak, by szukanie pojedynczych ludzi, ktrych imiona nic mu nie mwiy, byo kwesti szczliwych przypadkw. Mia pewno, e prdzej czy pniej odnajdzie i pozabija ich wszystkich. Ale czas - czas by cenny. Ci ludzie chodzili, gdzie im si podobao, i opowiadali, co tylko chcieli. O walkach z piratami, o upiornym wraku, o crce Demona Walki... Wczeniej Raladan mia nadziej, e nie ocala nikt prcz Ridarety. Dalej myla, e jeli owe rachuby zawiod, zdoa pozby si rozbitkw jeszcze na Maej Agarze. Stao si jednak najgorsze: ludzie ktrzy znali j, ktrzy

znali jego - yli i znajdowali si tutaj, w Aheli. Jak, na wszystkie morza, mia zapewni dziewczynie bezpieczestwo na wyspie, gdzie kady pies wyszczekiwa opowieci o niej? Jak mia dziaa, skoro wok kryli ludzie znajcy go jako pilota pirackiego aglowca? Rozumia wietnie, e skoro wie o crce Demona raz dotara na Wielk Agar - kady j tu natychmiast rozpozna. Ile, na Szer, jest na Agarach modych, jednookich kobiet? Dopty jednak, dopki sam uchodzi za martwego, sytuacja nie bya beznadziejna. Musia jednak pozby si ludzi, ktrzy mogliby go rozpozna. Naleao dziaa szybko; przecie na Maej Agarze rwnie trwao

polowanie... Potrzebowa najemnikw. Ale nie takich jak wielorybnicy, ktrych naj gruboskrnych, twardych, ale w gruncie rzeczy uczciwych. Potrzebowa ajdakw, gotowych za zoto zrobi wszystko. Mordercw. I to zrcznych mordercw. Nic prostszego. szuka... Wiedzia, gdzie

Zagadnity oberysta ze zrozumieniem kiwn gow. - Po prostu posied tu troch, przyjacielu - poradzi; Raladan bez kopotw udawa nisko urodzonego; nie

chcia, by tytuowano go panem w miejscach, gdzie mczyzna Czystej Krwi, a nawet drobny szlachcic garyjski, natychmiast zwraca uwag. Posied i poczekaj. Zwykle jest ich tu peno. - Chodzi mi o kobiet, nie jakie cuchnce pomyjami zwierz. - Na to trzeba pienidzy. - Mam troch. Karczmarz strzeli palcami. Raladan rzuci mu p sztuki srebra. - Bd wieczorem w swojej izbie, przyjacielu. Przyl ci kogo, kto

zaatwi wszystko. - Pac, ale wymagam. - Bdziesz zadowolony. Wieczorem odwiedzi go czowiek wygldajcy jak poczciwy, spokojny mieszczuch. Obrzuci Raladana uwanym spojrzeniem i zapyta: - Szukasz godziwej rozrywki? Pilot potwierdzi. - Jaka to Mieszczanin czowiekiem. ma by by kobieta? konkretnym

- Najdrosza. - To kobieta szlachetnego rodu. Wygldasz na byego onierza...? - Co to ma do rzeczy?! - Cena. Cena jest rna. Nisko urodzony musi zapaci wicej. Ale ty wygldasz na onierza: nie cuchniesz i zna po tobie pewn ogad. Raladan skin gow; ten czowiek by spostrzegawczy. - Byem dziesitnikiem morskiej - powiedzia. - Czy to ma by caa noc? stray

- Nie. - A zatem dwie sztuki zota. Pilot skin gow. - Wic chodmy. Dom, w ktrym znaleli si wkrtce, by jednym z najbogatszych w Aheli. Raladan zosta sam w adnie urzdzonym, cho trccym nieco prowincj pokoju. Nie czeka dugo. Czowiek, ktry go przywid, pojawi si wkrtce znowu. - Tdy. Raladan pooy zoto na wycignitej

doni i ruszy we wskazanym kierunku. Pokj, do ktrego go doprowadzono, by raczej niewielki. Cikie kotary w kolorze ciemnej czerwieni i oe z baldachimem o tej samej barwie, zdaway si pochodzi z innego, znacznie wikszego pomieszczenia. W rozoystym kandelabrze, stojcym w kcie, pony tylko trzy wiece. Na ou, z gow opart o stos poduszek, leaa jasnowosa, adna kobieta. Moga mie lat trzydzieci trzy. Raladan zamkn drzwi i sta przy nich wyczekujco. Kobieta obserwowaa go w milczeniu, wreszcie umiechna si lekko.

- Powiedziano mi prawd; widz, e istotnie nie jeste prostakiem. Wejd dalej, prosz. Raladan skoni lekko podszed bliej oa. gow i

- Jestem Ramon, pani - powiedzia. Czy mog zapyta, ile klejnotw i zota kosztowa mnie bdzie ten wieczr? Zmarszczya brwi i uniosa si na okciu. Lekka tunika odsonia drobn pier. - Jak to? Czy przy wejciu nie zadano od ciebie...?

- Te dwie sztuki zota to zapata dla twojego odwiernego, pani. Jeli moje oczy mwi prawd, to sama rozmowa z wasz godnoci musi kosztowa dziesi razy tyle. Otworzya usta, ale zamkna je zaraz. Nagle rozemiaa si gono. Usiada na ou i zawoaa: - Na Szer, panie, jeli ty jeste zwykym onierzem, to ja jestem pasterk owiec! Jedyne komplementy, jakie tu sysz, to te, ktre mwi swemu odbiciu w zwierciadle. Na tej wyspie jest moe dziesiciu ludzi, ktrzy umieliby tak dobra sowa i wypowiedzie je tak czysto. Ale oni, niestety, u mnie nie bywaj.

- Jestem onierzem, pani. - A ja jestem dziwk, panie, ale mam rozum, cho moe wydaje ci si to niezwyke. Ramon, czy tak? A pene nazwisko...? - Czy pytam o twoje, pani? - Wszyscy je tu znaj. Jestem Erra Alida. Ale dobrze. Nigdy nie nagabuj moich goci, jednak ty jeste czowiekiem wyjtkowym... Wybacz, panie, kobiec ciekawo. Nie zapytam ju o nic. Wstaa i podesza do mczyzny. Bya niska, lecz adnie zbudowana. Raladan

nie przyszed, by si zabawi. Ale teraz nagle odczu ogromne podanie; ju nawet nie pamita, kiedy ostatni raz by z kobiet... Bardzo rzadko traci kontrol nad sob. Opanowa si i teraz. Delikatnie odsun donie, ktre pooya mu na piersi. - Przybyem... w pewnej sprawie, pani. Przesuna po wargach koniuszkiem jzyka. - Nie w takiej. W innej. Spojrzaa mu w oczy i nagle zacisna

usta. Wrcia do oa, umiechajc si ze zoci. - Oczywicie, obsuguj ludzi, na widok ktrych robi mi si niedobrze. Ale gdy... Nie zaatwiam adnych innych spraw, panie. Raladan zatkn kciuki za pas. - Nawet za sto pidziesit sztuk zota, pani? Zo powoli ustpia z jej twarzy. - Powiedziae: sto pidziesit? - Za usunicie czterech ludzi. Myl, e znalazbym chtnych za sum pi

razy mniejsz. Siedziaa na ku, opierajc plecy o poduszki. - Wic dlaczego proponujesz sto pidziesit? Raladan obcasach. koysa si lekko na

- Potrzebuj ludzi sprawnych, pewnych i szybko dziaajcych. Pijany opryszek z tawerny nie spenia tych wymaga. - Skd wiesz, e znam takich ludzi? Pilot patrzy spokojnie.

- Kobieta taka jak ty zna wszystkich. Nawet jeli sama nie zlecasz takich zada, wskaesz mi czowieka, ktry to robi. - Myl, e w Aheli jest wiele osb, do ktrych mgby si zwrci. - Naprawd, pani... A wic mam chodzi po Aheli i wypytywa o patnych zabjcw? Skina gow. - No dobrze. C to za ludzie, ktrych trzeba si pozby? - Dobilimy targu?

- Nie wiem. Co to za ludzie, ktrych trzeba si pozby? - powtrzya. Raladan wyjani.

*** Vardem postanowi zaj si sam. Najpierw jednak wypaci swoim wielorybnikom zaliczk. Chcia by pewien, e nie zrezygnuj. Wiedzia, jak si ma pienidz. Przehulaj srebro w kilka dni, a potem tym dotkliwiej odczuj, jak niedobrze jest go nie mie... Pogoda bya fatalna. Nie zanosio si

na popraw. Oto wyrzuca pienidze garciami, by przyspieszy bieg wypadkw... i chyba niepotrzebnie. Wygldao na to, e czasu nie braknie. By moe mg zaoszczdzi te sto pidziesit sztuk zota. Z drugiej jednak strony, wola krtko zaatwi spraw. Alida bya waciwym czowiekiem, mia niemal pewno, e robota zostanie wykonana szybko i dobrze. Ponadto chyba skutecznie zaciera za sob lady. W jej oczach by jakim tajemniczym, szlachetnie urodzonym Garyjczykiem, w tawernie uchodzi za majtka ze statku bogatego kupca, za wielorybnicy mieli go chyba za obieywiata szukajcego

mocnych wrae... Dziki temu istniaa nadzieja, e nawet, gdyby co nie wyszo, nikt nie zdoa powiza owych nitek w jeden kbek. Ale gdzie, w gbi duszy, tkwia zadra. Czy popeni jaki powany bd? Jeli tak, nie potrafi go dostrzec. Tylko to niejasne przeczucie... atwo odnalaz dom Varda. Kapitan mieszka z matk, a ca sub stanowia jedna dziewczyna. Dom by zaniedbany; Raladan atwo odgad, e od dowdcy agarskiego okrtu nie by szczeglnie wysoki. Zapewne - Vard nie y w ndzy. Ale utrzymanie do obszernego w kocu domostwa,

wymagao dochodw wikszych ni te, ktre byy udziaem oficera Stray Morskiej Garry i Wysp na Agarach. Vard nocowa na terenie garnizonu stray morskiej. W domu bywa rzadko i zawsze za dnia - okoliczno dla pilota bardzo niepomylna. W garnizonie kapitan by nieosigalny; na ulicy, w biay dzie - rwnie. Raladan postanowi czeka.

Rozdzia siedemnasty

Vard nie zna pragnie Raladana, mimo to czciowo je podziela. Mia dosy wojska, chcia ju wrci do domu. Uwaa, e naley mu si urlop. Ale w komendanturze stray morskiej pragnienia Varda nikogo nie obchodziy. W jednej, jedynej wyprawie Agary straciy ca sw flot wojenn, bdc dum obu wysp. Te okruchy ziemi pord sonych przestworw,

zaanektowane przez armektaskich wadcw, oddajce dalekiemu cesarstwu swoj mied, oddajce za bezcen tuszcz wielorybi i fiszbin, nie miay ju teraz nawet swej reprezentacji w imperialnych siach morskich. Wojskowi dowdcy na Agarach, przewanie Armektaczycy, mogli nie podziela gbokiego sentymentu, jaki miejscowi ywili do swojej eskadry. Ale liczy si z nastrojami ludnoci, spord ktrej wywodzia si znaczna cz onierzy - musieli. Vard by jedynym oficerem, ktry powrci z wyprawy. Musia opisa bardzo szczegowo - wszystkie wydarzenia, jakie miay miejsce

podczas rejsu. Modzi, ambitni oficerowie, ktrych ubieg w drodze do awansu, prbowali obarczy go win za utrat okrtu. Majtkowie i onierze z zaogi wiadczyli na jego korzy. Jednake nie przesuchano wszystkich. Jednego z onierzy, owego dzielnego pywaka, ktremu caa reszta zawdziczaa ycie, znaleziono martwego. Ponadto przepad bez wieci marynarz. Kto za plecami Varda rzuci domys, e pozbyto si ich, bo wiedzieli co na temat okolicznoci zwizanych z zagad eskadry. Odrzucono pomwienie jako bezpodstawne. Ale plotka, raz puszczona, krya... Vard skada coraz bardziej

szczegowe raporty z rosncym gniewem. Oto wrci ze zwyciskiej wyprawy. Zwyciskiej! By Agarczykiem i - jak wszyscy - ciko bola nad utrat eskadry. Ale ta eskadra zniszczya okrt, na ktry od lat poloway wszystkie floty imperium, najwikszy i najsilniejszy aglowiec Bezmiarw. I oto, zamiast zasuonej nagrody, spotykay go ohydne pomwienia. Czu gorycz i gniew. Z kolei zajto si roztrzsaniem sprawy Albara i piratki. Tu jednak kapitan postawi si twardo. Jego obowizkiem i prawem byo po zakoczeniu obawy (a zatem z pocztkiem jesieni) doprowadzi okrt,

a skoro ten ju nie istnia, zaog do portu macierzystego. Zrobi to. Urzdnik pozosta na Maej Agarze, bo mia do tego prawo, Vard natomiast nie mg go zmusi do poniechania zamiaru. Popar stanowisko kapitana sam komendant stray morskiej w Aheli, uznajc podjte dziaania za waciwe, rozsdne i suszne. Potpi przy tym decyzj Albara, nazywajc j nadgorliw i nie przemylan. Trybuna uj si za swoim czowiekiem, doszo do jawnego zatargu, ale Varda zostawiono w spokoju. Wci jednak otwarta bya kwestia zatonicia okrtu. Opowie o spalonym, siejcym zagad wraku,

przywodzia na myl raczej jak eglarsk legend ni rzeczowy raport o utracie cesarskiego aglowca. Jednak, ku niezadowoleniu osb badajcych spraw, zarwno zeznania majtkw, jak i onierzy, czy wreszcie samego Varda, pokryway si w peni. W komendanturze nie wiedziano, co z tym pocz. Wic, na wszelki wypadek, raz jeszcze zarzucono Vardowi nieudolno... Tego dnia po raz kolejny miao odby si przesuchanie ocalaych czonkw zaogi okrtu. Koo poudnia Vard uda si do budynku komendantury. Nis mapy, starannie osonite przed deszczem, na ktrych po raz dziesity

wykreli wszystkie kursy aglowca, zaznaczy miejsce bitwy, miejsce spotkania z czarnym wrakiem, ktre okreli mg tylko w przyblieniu, miejsce rozbicia kogi u brzegw Maej Agary i wiele innych szczegw. Zameldowa si u komendanta. Ik Berr by czowiekiem niezbyt byskotliwym, subist, cieszcym si jednake opini dobrego onierza i, co Vard ceni bardziej, czowieka uczciwego. Nie pochodzi z Agarw, by Garyjczykiem rzecz zupenie wyjtkowa w wojskach imperialnych. Ale cechy, ktre podobay si Vardowi, niezbyt ceniono w Doronie, stolicy prowincji... i Berr wyldowa w Aheli,

na jednym z najmniej popularnych stanowisk w tej czci Cesarstwa. Z perspektywy Dorony dalekie Agary byy miejscem zesania. I poniekd tak to wygldao w istocie. Tym bardziej, e garyjski mczyzna szlachetnego rodu nie mg liczy na popularno na adnej z wysp, a ju chyba najmniej na Agarach. A jednak... czowiek bardziej ambitny i sprytniejszy ni Berr mg sobie bardzo chwali owo zesanie. Trudno byo bowiem o okrg, w ktrym komendant wojskowy cieszyby si wiksz samodzielnoci i wadz niemal nieograniczon. Formalnie funkcj zastpcy Berra peni komendant

wojsk ldowych. Legionistw jednak na caych Agarach byo co dwudziestu, stranikw za dwustu... Ponadto stra morska obsadzaa - podobnie jak to miao miejsce w caym imperium wszystkie miasta portowe. W przypadku Agarw sprowadzao si to do Aheli i osady wielorybnikw na poudniu, gdzie istniao co w rodzaju duej przystani. Ale Ahela bya stolic okrgu. W praktyce legionici siedzieli w Arbie, pilnujc winiw i niewolnikw zatrudnionych w kopalniach. Czowiek sprytny... Berr jednake nie by sprytny. Faktycznie wada Agarami niemal niepodzielnie, ale tylko w takim stopniu, w jakim owa wadza wynikaa z urzdowych uprawnie. Nie dy do

rozszerzenia swych wpyww. Nawet nie bogaci si. A mg. Stojc porodku pokoju, z rkami zaoonymi do tyu, Berr myla niemal o tym samym co Vard. Mia powody, by lka si - nie o wadz, ale o moliwo penienia, w stopniu zadowalajcym, obowizkw komendanta stray morskiej. Miniona wyprawa kosztowaa go poow onierzy i wielu oficerw. Kopotami, jakie si pojawi, gdy zamelduje o tym przeoonym w Doronie, na razie nie zaprzta sobie gowy. Ale wda si jeszcze dodatkowo w te wojn z Trybunaem (zawsze sdzi, e Trybuna ma stanowczo zbyt duy wpyw na wojsko; by temu zdecydowanie przeciwny i chtnie korzysta z kadej

okazji, by utrze nosa szarym urzdnikom). No i wreszcie - ten konflikt midzy Vardem, niebyt lubianym z racji swego tubylczego pochodzenia, a czci jego kadry. Mg ukrci eb sprawie; mia do tego prawo, a by gboko przekonany, e kapitan naleycie wywiza si ze wszystkich swoich obowizkw. Lecz opowie o czarnym widmie, taranujcym okrty, rzeczywicie nie trzymaa si kupy. Pozwoli na powoanie wiadkw, bo sdzi, e nie ma innego wyjcia. Wtedy wynika sprawa tego zabjstwa i drugiego zniknicia. Pomimo wszystko jednak, wezwa dzi Varda, by powiadomi go

o odsuniciu wszystkich zarzutw. I teraz - ten nowy problem... Wysucha regulaminowego meldunku, po czym, nie ruszajc si z miejsca, powiedzia otwarcie i krtko: - Setniku Vard, twoi ludzie zniknli. Wszyscy. Poszukiwani s od rana, jest ju niemal pewne, e w miecie ich nie ma. Vard sta osupiay, nie wiedzc, co powiedzie. - Zostaw te mapy, wasza rzek komendant - i wracaj kwatery. Sied tam. To nie areszt zastrzeg szybko. godno do swojej jest aden - Jestem

cakowicie przekonany, e nie masz z tymi znikniciami nic wsplnego. Chodzi mi o twoje bezpieczestwo. Vard odwrci si i wyszed bez sowa, zupenie zdruzgotany. Caodzienne bezowocne. poszukiwania byy

Siedzc w swej garnizonowej kwaterze, kapitan zachodzi w gow, co te mogo si sta. Majtkowie zwalniani byli ze suby z nastaniem jesieni zatrzymywano zwykle tylko czterech albo piciu, by dbali o stojcy w porcie okrt. Pozostali mogli robi, co im si podobao. Teraz jednak, ze wzgldu na toczce si ledztwo, marynarzy

pozostawiono w subie, mieli zakaz opuszczania Aheli, ponadto obowizkiem ich byo meldowa si kadego ranka w garnizonie. onierzy suba obowizywaa stale, poza okresem urlopu. Oprcz zamordowanego pywaka tylko jeden onierz powrci do Aheli; ten jednak nie mg si oddali nigdzie, nawet na krok - odjto mu nog, zaman jeszcze w czasie sztormu. Powraca do zdrowia w domu, oddalonym od portu o dwie ulice, pielgnowany przez on i brata, znanego szewca... Wanie jutro miano wypaci mu poboczn rent. Vard zakl. Co si dzieje, co si dzieje, na Szer?! Komu mogo zalee

na mierci - bo czu, e jego ludzie nie yj - kalekiego onierza i dwch majtkw? Komu? Po raz pierwszy spojrza na spraw z innej strony. Dotd rozwaa owe zabjstwa (czy te zniknicia) tylko na tle owego niedorzecznego ledztwa... Ale byo przecie co jeszcze, co czyo tych ludzi: udzia w zatopieniu pirackiego okrtu. A jeli...? Opar si o cian. Nie, to niedorzeczne, nikt nie mg ocale z tamtego aglowca. Ale ta dziewczyna?... Bzdura, nie moga przedosta si do Aheli w tak pogod. Zreszt, musiaaby mie tutaj swoich ludzi...

Zagryz usta. A jeli to wanie tak? Jaka... zemsta? Przecie wie o zagadzie okrtu Demona rozesza si gonym echem. Powiadano, e ten pirat nad piratami mia swoich zbirw wszdzie. Ale w takim razie jemu, Vardowi, rwnie grozio niebezpieczestwo... I grozi nadal. Czyby komendant Berr naprawd mg mie suszno? Poczu ciarki. Nie by tchrzem, o nie. Ale owa domniemana zemsta zza grobu wydaa mu si niesychanie ponura. Nagle teren garnizonu okaza si miejscem, jeli nie przyjemnym, to przynajmniej bezpiecznym. W tej samej

chwili pomyla o matce. Jeli te domysy byy suszne, to ona - ona znajdowaa si w niebezpieczestwie! Jake atwo byo ugodzi go przez ni!... Przypasa bro i wyszed dziedziniec. Przywoa dyurnego. na

- Dwch ludzi w penym uzbrojeniu. - Sucham, panie. Postanowi sprowadzi j tutaj. Na tak dugo, a sprawa si wyjani. Ruszy do budynku komendantury. Berr wysucha go uwanie. - Boj si, e moesz mie racj.

Oczywicie, sprowad tu matk. Ale moe wystarczy, jeli wylesz ludzi? - Nie, panie. Trudno, ebym y tu jak w klatce, nie wiadomo jak dugo. Jeli dwaj uzbrojeni onierze i wasny miecz nie zapewni mi naleytej ochrony, to ju nie wiem, co mi j zapewni. Zreszt, przecie to tylko mj domys z t zemst. - Domys bardzo prawdopodobny... Ale daj ci woln rk. Vard. Ufam ci. Chc, eby o tym wiedzia. - Dzikuj, komendancie. W asycie uzbrojonych jak na wojn onierzy - przy mieczach, z wczniami i tarczami - przedzierajc si przez

deszcz i wichur, kapitan doszed do swojego domu. Zostawi onierzy przy drzwiach i wbieg na pitro. Poprzedzany przez niosc wiec suc dotar do drzwi pokoju matki. Zapuka lekko. Potem mocniej. Spojrza na dziewczyn. - Pani pi? Suca patrzya na schody, ujrza przeraenie w jej oczach. Zda sobie nagle spraw, e dziewczyna bya dziwnie milczca i nieswoja, chocia na pytanie, czy wszystko w porzdku, odpowiedziaa twierdzco... Uwiadomiwszy to sobie w bysku krtkim jak okamgnienie, sign po bro, jednoczenie biegnc wzrokiem za

spojrzeniem sucej. Znieruchomia, z doni na mieczu. Dwaj mczyni stali na schodach, mierzc z kusz. Jeden z nich, nie spuszczajc oczu z Varda, wycign rk i agodnie odebra wiec z rk przeraonej dziewczyny. - Rozsdku, kapitanie - zaapelowa spokojnie. - Twoja matka yje, a czy stanie jej si co zego, to zaley tylko od ciebie.

Rozdzia osiemnasty

Pord wciekej ulewy i wiatru, ponowna wyprawa do Arby bya zwykym koszmarem. Raladan musia jednak odebra reszt srebra od Balbona; wieci rozchodz si szybko, zwaszcza na takim skrawku ldu. Kupiec na pewno ju sysza o zatopieniu Wa Morskiego. Pilot obawia si kopotw.

Jednak Balbon wypaci srebro bez chwili zwoki. Spostrzegawczy Raladan zauway, e istotnie wie o rozgromieniu piratw dotara ju do Arby. Niemniej, sprytny kupiec prosperowa w sercu wyspy zbyt dobrze, by kusi si o sprawdzenie, ile w opowieci jest prawdy i na ile (jeli jest jej duo) pilot pirackiego aglowca zdoa zastpi kapitana, w dziele wyprucia jego, kupca Balbona, wntrznoci. Rozliczenie trwao krtk chwil. Raladan - przemoczony i zzibnity, ale rad, e wszystko poszo gadko wrci do Aheli. Ukry srebro. By tego spory worek; srebro mniej zwracao

uwag ni zoto, ale musia si solidnie nadwiga. Niedawno znalaz wietn kryjwk na starym cmentarzu, za wschodnim murem miasta. Miejsce cieszyo si z saw, gadano co o upiorach. Monety, gdyby rozsypa je o zmierzchu przy samej bramie, leayby nietknite do rana; mg w nocy grzeba w zapadnitym grobowcu bez wiadkw. W swojej tawernie przebra si w such odzie. Bya ju gucha noc, gdy znalaz si przed znanym sobie domem. By umwiony. Nie musia czeka dugo. Wystarczyo lekkie stuknicie i wpuszczono go do

rodka. Po kilku chwilach sta, z cik od wilgoci peleryn przerzucon przez rami, w purpurowej sypialni. Znw uderzyy go rozmiary cikich kotar, nie pasujcych do przytulnego, niewielkiego wntrza. Byy prowincjonalne podobnie jak baldachim, podobnie jak wszystkie pokoje w tym domu. Widywa wntrza paacw magnackich, kantorw kupieckich i domw publicznych w caym imperium; kadej jesieni, gdy W Morski sta bezpiecznie ukryty, wraz z Rapisem szukali w takich miejscach strachu, ktry dao si przeku na zoto, albo te - cenniejszych czasem od strachu i zota - poufnych wiadomoci.

Ale takich kotar - wielkich, pokrywajcych dwie ciany pokoju i rwnie cikiego baldachimu - nie widzia nigdy dotd. To musia by jaki agarski wynalazek. Owszem, purpura bya modna w Armekcie. Przed dziesiciu laty... Powiesi paszcz na jednym z wielkich ramion kandelabru, w rogu pokoju, i sta cierpliwie, zatknwszy kciuki za pas. Nie czeka dugo. - Witam, tajemniczy zleceniodawco powiedziaa, wchodzc do pokoju. Mam dobre nowiny. Zamkna za sob drzwi. Ubrana bya w bkitn sukni o dziwnie niemiaym,

dziewczcym kroju. Na plecy opada zwyky warkocz, przepleciony wstk. Spojrza na jej twarz i pomyla, e waciwie trudno oceni wiek tej kobiety. Moga mie lat trzydzieci par, jak najpierw sdzi, ale moe te dwadziecia osiem. Teraz wygldaa na jeszcze mniej, ale w to ju nie wierzy. - Czemu tak patrzysz, panie? Zrobi lekki ruch rk. - Wybacz, pani. Zachowuj si jak prostak... Ale czy pozwolisz, bym jeszcze przez chwil prostakiem pozosta? Przechylia nieco gow. Lecz w

spojrzeniu mczyzny byo tylko szczere potwierdzenie komplementu, nic wicej. - Mczyzna, ktry tak potrafi spojrze na kobiet, nie wie, co to prostactwo - powiedziaa niegono, z rumiecem. - Jestem zupenie pewna. Po pamie niepowodze, pord pitrzcych si kopotw i trudnoci, wreszcie dwie sprawy naraz poszy po jego myli. Kupiec odda pienidze. Zlecone zadanie wykonano. By rozluniony i w dobrym, bardzo dobrym nastroju. Znajdowa dziwn przyjemno w rozmowie z t kobiet; moe dlatego, e jzyk tych rozmw tak bardzo rni si od tego, z jakim mia do czynienia na co dzie od tylu, tylu

lat? Bya naprawd rozumna... Wiedzia, e wielu bywalcw wielkiego wiata nie potrafi zoy najprostszego komplementu, by nie trci on natychmiast infantylizmem. Tu nie wystarczao wychowanie. Potrzebny by jeszcze rozum. A ona go miaa. W tym prowincjonalnym domu w pokoju z baldachimem wielkim jak Bezmiary ona prowincjonalna nie bya... Ladacznica z wyspiarskiego miasteczka. Poczu nage uczucie niepokoju. Skoni si lekko, wyraajc jej zarwno podzikowanie, jak i uznanie, ale ciepo dobrego, beztroskiego niemal nastroju uleciao gdzie bez ladu.

Znowu spojrza na ni i spotka jej oczy. Poj nagle, e ich myli s identyczne... Patrzyli, milczc. - Bawimy si - powiedziaa wreszcie. Skin gow. Zatkn donie za pas. - Czasem nie wiem, czy wol ci jako tajemniczego mczyzn wysokiego rodu, czy te jako... Pienidze. Wyj brzczcy trzos. Razem z tym, jaki da jej poprzednio sto pidziesit sztuk zota. Rzucia woreczek na oe. Spojrza na

zoty warkocz i przekl si w duchu. Na wszystkie morza wiata, ktra ze znanych mu prowincjuszek odwayaby si nosi warkocz, jak jaka chopka? Sto fryzur, modnych i nie, pomysowych i nie, dobranych i nie... ale nigdy warkocz! - Kim jeste, Alida? - zapyta, cho nie powinien. Podesza do kandelabru, dotkna grubej, mokrej peleryny. - Jeli powiem... czy zrobisz to samo? Pokrci gow. Powtrzya jego gest. - No to, w takim razie, jestem tylko

dziwk, Raladan. Cofn si o p kroku na dwik swego imienia. - No c, nie jeste taki mdry, jak ci si wydaje... piracie. Mimo to porozmawiajmy. Kim naprawd jest ta dziewczyna? I co z tym skarbem? Ruszy ku niej powoli. - Nie podchod - ostrzega. - Zginiesz, zanim zdysz to poj... Ten pokj kryje niespodzianki, Raladan. Spojrza za siebie, pojmujc w jednej chwili.

- Wanie. Kotary... - przytwierdzia spokojnie. - Co za nimi? Czterech? To moe by za mao - zauway drwico. - Wystarczyby jeden z kusz. Bd rozsdny. - Skd wiesz? O skarbie i o dziewczynie. - Nie domylasz si? Naprawd, miaam ci za rozumniejszego... Dobr rzecz jest zabi za sto pidziesit sztuk zota, ale jeszcze lepsz: dowiedzie si, za co tyle zapacono. Ci ludzie yj, Raladan. Ale... mam ich wszystkich. Wszystkich - podkrelia.

Drgn, uderzony nag myl. Skina gow. - Kapitana te. Patrzy w milczeniu. - Pomyl, co si stanie, jeli ci ludzie odzyskaj wolno, wiedzc o tobie. To s Agary, tu nie ma gdzie si schowa. I nie ma jak std uciec. Mylisz, e stra morska pozwoli ci zim wsi na statek i odpyn? Pokrci lekko gow. - Oto kobieta, ktr warto mie... Dlaczego ci wtedy nie wziem? Zapaciem uczciwie. I, na wszystkie

morza, miaem ochot! - Trzeba naprawd. Patrzyli. - Myl, e ubijemy interes. byo. Trzeba byo,

*** Wiatr wy za oknem. - Lubi zoto - powiedziaa. - Ten skarb... naprawd istnieje? - Nie. No, skde? Szlachetna Alido,

przecie Demon by krawcem, zwykym, ubogim krawcem... Ot, schowa sobie par miedziakw, ale zaraz skarb? Ze miechem uderzya go w pier. - Kpisz, naprawd, artowa, morski ogierze! ty umiesz

- Posiadam wiele umiejtnoci. - Mhm... poznaam niektre... Powoli wodzia palcem wzdu jego ramienia. - Jak kamie - szepna w zadumie. Widziaam wielu nagich mczyzn... Wikszych, potniejszych... Ale ty nie

jeste wysoki, a twoje ramiona... brzuch... Jak kamienie. Jakim cudem nie zostaam zmiadona? - Ten cud jest za kotar... Wanie, czy on cigle tam stoi? Zamiaa si. - On nie myli. To pies, kochanie. Zabjca. Rozerwaby ci na strzpy. - Duy? Uniosa si na okciu. - Zabjca - powtrzya. - Nie syszae? Niemoliwe, eby nie sysza?

Sysza. Od jakiego podejrzewa co podobnego. - Basog? Pies-niedwied? Pokrcia gow.

czasu

- Nie, basogi s z Czarnego Wybrzea, tylko Przyjci je trzymaj. To zabjca, ahal, urodzony w Zym Kraju, jak i basog. Naprawd nie syszae? Pies bez duszy, stworzony, by sucha. Jeli kaesz mu lee, bdzie lea. Do mierci. Pozwoli spali si ywcem. - Zagryz ju kogo? - Po co pytasz?

Spojrzaa z rozbudzon nieufnoci. - Eje?... Pokrci gow. - Pewnego dnia - powiedzia - jaka pijana kreatura udusi ci poduszk za jedyne dwie albo trzy sztuki zota. Tu, w tym ku. Pod nosem twojego ahala.

*** Nie wierzy jej, oczywicie. Co waciwie kryo si za t niezwyk umow? Przecie wiedziaa doskonale, e moe go trzyma w garci do koca jesieni, nie duej. Potem - czy

cae Agary bd rozbrzmiewa wieci, e pilot Raladan yje, czy te nie - stanie si obojtne. Gdy wypyn, straci nad nim kontrol. A zatem... bdzie musiaa mnie zabi - myla Raladan. Ale, na Szer, przecie ona wie, e ja to wiem... Co si za tym kryje?. Deszcz i wiatr znw przybray na sile, pilot szczelniej otuli si peleryn. Spojrza w niebo. C, wygldao na to, e bdzie mia troch czasu na wyjanienie zagadki... Przeklta pogoda! Drczya go wasna bezsilno. Tam, na wyspie, ktrej brzegi w pogodny dzie atwo by ujrza z pnocnego

wybrzea, gina z zimna i godu dziewczyna, za ktrej los by odpowiedzialny. Z zimna i godu, a moe od tortur. Nie mg nic zrobi. Umia walczy z ludmi, ale - cho kaprysy powietrza i wody zna pewnie lepiej ni ktokolwiek inny - nie mia wpywu na ywio. Sztorm by sztormem. Podczas pogodnego jesiennego dnia, podr midzy wyspami agarskiego archipelagu bya ryzykowna. Ale przeprawa podczas burzy nie moga si uda. Tak wzburzone morze nie dawao szansy. Najmniejszej. adnej. Mg tylko czeka. Pomyla nagle, e gdyby nie

pitrzce si wok trudnoci, ktre nie pozwalay siedzie z zaoonymi rkami, chyba by oszala. Bezczynno, wrg oczekujcych, pchnaby go moe do czynw, nie majcych nic wsplnego ze zdrowym rozsdkiem. Skrci w boczn uliczk, ostronie spogldajc na drog, ktr przeby. Wrd nielicznych, przemykajcych wzdu murw, owinitych w paszcze postaci, jedna zwrcia jego uwag. Poszed dalej i znw skrci. Przystan przy cianie naronego domu i czeka. Po niedugiej wychylia si chwili zza wga gowa, osonita

kapturem. Pilot pochwyci ten kaptur i przycign mczyzn do siebie. Chwyci za odzienie na piersi. - Czowieku - rzek - powiedz swojej pani, e... suchasz? e nie zabijam psw, ale mog zmieni zwyczaje. Tamten chcia odsun trzymajc go rk, lecz nie zdoa. Otrzsnwszy si z zaskoczenia, zmarszczy brwi i otworzy usta, chcc co powiedzie. W tej samej chwili Raladan unis drug rk i wetkn mu w usta trzonek noa. Popchn a do garda i trzyma krztuszcego si mczyzn tak dugo, a ten zacz wymiotowa. - Nastpnym razem uyj drugiej

strony. Ale wtedy porzygasz si krwi. Wytar n o paszcz skulonego szpicla, kopn go i odszed. Znw powrci myl do Alidy i dziwnej umowy. Wsplnie mieli wydoby z crki Demona ca prawd o skarbie. Pniej mieli go razem poszuka. Na Szer, przecie chyba nie spodziewaa si, e jej uwierzy? Umiechn si krzywo. Skarb, skarb Demona Walki, o ktrym wiedziaa jego crka... Wymyli to kamstwo, by nie zabili jej stranicy. Miao dugi ywot... Moe dlatego, e byo kamstwem najlepszego gatunku,

kamstwem prawdziwym. O skarbach Krla Bezmiarw opowiadano od lat w kadym porcie, w kadej chyba tawernie Cesarstwa. Pirat musia mie skarby, a ju czowiek, ktrego zwano Krlem Mrz... Raladan jeszcze raz umiechn si do swych myli. Oczywicie, e Rapis mia skarby. Ale to nie Ridareta wiedziaa, gdzie ich szuka... Testament Demona mia dwa punkty.

*** Oczywicie, nie byo adnego ahala. Och, gdyby moga sobie pozwoli na psa kosztujcego tyle co trzy albo cztery niewolnice, nie siedziaaby w tej dziurze i nie musiaa zajmowa si t parszyw robot... Za kotar bya wnka prowadzca do schodw. Te z kolei wiody do drzwi na tyach domu. Niektrzy jej gocie nie yczyli sobie wchodzi czy wychodzi frontowymi drzwiami. Leaa pod ogromnym baldachimem, rozmylajc. Nie uwierzy jej, oczywicie. I dobrze. Wanie o to chodzio. Prawda

jest najlepszym kamstwem - odkrya to dawno. Inna rzecz, e nie zawsze trzeba odsoni j ca... Nie zamierzaa go zabija, nie, po co? By eglarzem, zdaje si, e dobrze zna morza. Potrzebowaa takiego czowieka. Przecie nie kupi okrtu i nie bdzie sama pywa po Bezmiarach w poszukiwaniu jakiej wysepki. Oczywicie, nie moga wypuci Raladana z Agarw bez zapewnienia sobie pewnych gwarancji. Ale bdzie miaa najlepsze gwarancje: bdzie miaa J! Znaa mczyzn, och, na wszystkie moce, znaa ich na wylot... Z tego, co powiedzieli porwani majtkowie, z tego,

co powiedzia sam Raladan, wynikao jedno: skarb by wany, ale waniejsza bya ona. Alida uniosa dziewczyna? brwi. Jednooka

Wzruszya ramionami z lekkim niedowierzaniem. Zreszt, wszystko jedno. Najpierw musiaa mie oboje tutaj. Bya pewna, e Raladan traktuje grob serio. Agary rzeczywicie byy mae. Jak dugo zdoaliby si ukry poszukiwany mczyzna i jednooka kobieta? Ucieczka? Jak? Stra morska przeszuka kady aglowiec odpywajcy z Aheli, wyznaczy nagrody za ich

wskazanie... aden kapitan nie wemie na pokad takiej pary. mieszyo j troch, e onierze s w jej rku narzdziem. Mimo e porwaa jednego z nich, i to oficera! Nie lubia wojska, wojskowi byli tacy niezrczni... I jeszcze teraz ta wojna, ktr toczy ten gupiec Berr z Trybunaem! O kogo? O tpego Albara... Wrcia do swoich rozwaa. A zatem: pirat i dziewczyna musz przyj do niej. Wiedziaa, e Raladan bdzie prbowa j zabi. Ale przecie to nie takie proste... Poza tym on cigle bdzi

po omacku, nie wierzy w ich umow i szuka nie wiadomo czego. Ale potraktowa jej szpicla! Rozemiaa si cicho, ale zaraz zacisna usta. A by moment, gdy naprawd gotowa bya powiedzie mu wszystko... Potrzebowaa kogo, kto pomgby jej wyrwa si z tej przekltej wyspy. Tutaj nie byo przyszoci. Ani dla prostytutki, ani dla... nikogo.

*** O, zdy jeszcze dopi swego... Sam

bdzie prosi t ma, by powiedziaa o skarbie. A potem popynie. Po zoto dla Alidy. C za spka, dziwka i pirat! Ciekawe... Tylko ta maa jednooka piratka! O co tu chodzio? Gdzie, pod sercem, zakiekowao przykre, niewygodne uczucie... i Alida rozpoznaa je. Zawsze potrafia mwi sobie prawd. Zazdro. To nie miao sensu. Widziaa tego czowieka zaledwie dwa razy w yciu... - Wic co z tego? - zapytaa siebie gono. Widziaa w yciu niejedno. Widywaa

mczyzn, ktrzy w cigu jednego wieczoru potrafili zakocha si - w dziwce. Byo dla niej jasne (chocia niewygodne!), e to moe dziaa w obie strony. Rozemiaa si kwano. - Przejdzie ci, Alida - obiecaa sobie. - Mae, mieszne zadurzenie, nic wicej. To si czasem zdarza kademu. Leaa, patrzc na ciki, ciemnoczerwony baldachim.

Rozdzia dziewitnasty

- Nie wiem, brachu. - Potny Bedan wzruszy ramionami. Nie wiem. Raladan w zamyleniu mierzy wzrokiem okaza posta wielorybnika. - Co ci znowu? Nie pyniemy ju na Ma, co, brachu? - Pyniemy.

Bedan zamilk. ramionami.

Nagle

poruszy

- Ty, brachu, a na Przekltym? - Jakim przekltym? - No, Przekltym... Zaraz za murem, no przecie, cmentarz taki... Nie wiesz? Moe tam? Raladana olnio. W nagym odruchu sign do sakiewki przy pasie. Wsta. - Tam - powiedzia, wysupujc gar srebra. Pooy monety na stole. - Tam, przyjacielu. Pij i jedz. Jeli naprawd tam, dostaniesz drugie tyle.

Twarz Bedana rozjania si. - Uczciwy, brachu! Raladan skin rk i prawie biegiem opuci tawern. Dopiero na ulicy opanowa si. Naleao dziaa spokojnie. Oczywicie, miejsce byo wymarzone. Cmentarz. Mg tam schowa kruszec - mona tam byo trzyma i jecw. Widzia wiele okazaych grobowcw. Nawet woanie o pomoc niewiele mogo pomc uwizionemu; ahelczycy omijali to miejsce z powodu jakiej bajdy, c dopiero, gdyby z grobowcw zaczy dolatywa woania... Znakomite

miejsce. Rzecz jasna, nie jedyne, mg jeszcze srodze si zawie. Wtpi jednak, by piciu mczyzn, w tym kapitana stray morskiej, trzymano w jakim domu. C by si stao, gdyby zdoali odzyska swobod? Dom natychmiast zajliby onierze, a urzdnicy Trybunau przesuchali wszystkich. Po nitce do kbka... Mao prawdopodobne, by Alida nie liczya si i z tak ewentualnoci. Najpierw poszed do siebie, jak ju zwyk by myle o wynajtej izbie. Zamwi suty posiek, zjad, popi. Potem wyspa si solidnie. Byo ju po pnocy, gdy opuci tawern. Przez plecy, zakryty paszczem, przewieszony

mia zwj liny. O tej porze bramy miasta byy pozamykane, musia poradzi sobie inaczej. Lina moga si przyda. By moe zreszt nie tylko przy pokonywaniu muru... Troch trwao, nim dotar na stary cmentarz. Przeklty... Wszdzie pienio si zielsko, mnstwo zielska. Zna tylko fragment cmentarza, ten akurat, gdzie byo go najmniej. Tutaj, w rodkowej czci, przedziera si, zanurzony w chwastach po pachy. Depta pagreczki, ktre kiedy byy mogiami, czasem potyka si o wronite w ziemi kamienne pyty. Tu i wdzie majaczyy, ciemniejsze od nocy, bryy na p rozwalonych grobowcw.

Przestao pada. Ale wiatr zawodzi upiornie i Raladan pomyla, e miejsce to, w ciemnoci, pord wichru, istotnie jest niesamowite. Nie lka si ludzi. Ale zna kaprysy Szerni; skoro nawet twardy wielorybnik nazywa to miejsce przekltym (a w gosie jego zna byo, e nie chodzi tylko o nazw)... By moe dziay si tu kiedy jakie dziwne rzeczy. Szuka wiata. Choby wtego, malutkiego ogieka. Wiedzia oczywicie, e ludzie Alidy nie bd pali ogniska. Ale, na wszystkie sztormy, nie wyobraa sobie czowieka, obojtne jak odwanego, ktry siedziaby w ktrym z tych grobowcw

- po ciemku. Pord zawodzenia wichury i setek innych dwikw, kojarzcych si a to z cikimi krokami, a to ze zgrzytaniem kamieni nagrobnych... Teraz... teraz naprawd sysza gosy... Przystan. Tych gosw nie wydaway ludzkie garda, brzmiao to jak rozmowa, bardzo niewyrana, a przecie przebijajca jako spod szumu wiatru. Wydawao si, e sowa dochodz zewszd... Wiatr. Wiatr w szczelinach midzy kamieniami - rzek sobie. Sta i sucha. To istotnie musia by wiatr. Wyobrania, tu w tym miejscu,

bya bardzo gronym wrogiem. Mia ju dosy tego szukania. Ruszy jednak dalej. Rozmika ziemia chwytaa stopy, czasem zapada si wraz z ni w d, niemal czujc, jak gdzie tam pod nim pka przegnie wieko trumny, a ciar ziemi i jego samego rozgniata co, co kiedy byo czowiekiem. To znw chwyta rk mokry, zimny i omszay kamie nagrobny, utrzymujc rwnowag po zapltaniu si w co, co byo zapewne chwastem... ale mogo by, na dobr spraw czymkolwiek. Ujrza wiato. Tak mizerne, tak delikatne, e zaiste tylko przypadek mg mu je ukaza. Zrobi krok i wiato

znikno. Wrci. O dwadziecia, moe trzydzieci krokw, midzy wysokimi drzewami, by grobowiec. Nie potrafi oceni ksztatu ani wielkoci, nawet jego sowie oczy niewiele mogy zdziaa w bezksiycowej nocy. wiato sczyo si przez jakie szczeliny w kamieniu, wskie i nierwne. Utkwi spojrzenie w owych wysokich drzewach i, potykajc si, poszed. Znw straci z oczu wty poblask, ale ju wiedzia, e trafi. Grobowiec by olbrzymi. Teraz, w obliczu ywego i zapewne gronego przeciwnika, zawodzcy wicher sta si sprzymierzecem. Raladan bez wikszych rodkw ostronoci obszed

grobowiec dokoa, szukajc wejcia. Znalaz. Drzwi, cho pokryte mchem i nasiknite wod, wydaway si solidne. Odnalaz dotykiem duy, metalowy piercie i pocign. Nie drgny. Czy byo jakie haso? Nie mia wyjcia. Unis pi i zaomota energicznie. - Hej! Moe yczek gorzaki?! wrzasn tubalnie. Czeka w napiciu. Udowodni ju chyba, e nie jest upiorem... ale czy udowodni, e jest tym, kogo mona wpuci?

Drzwi skrzypny. Ze rodka pado jakie imi i miech. Raladan pochyli zakapturzon gow i wszed. - Juem myla... Raladan uderzy. Mczyzna stkn i zrobi krok do tyu, gruby pled zsun mu si z ramion. Przycisn rk do brzucha, w ktrym ziaa rana od noa i przewrci si. W migotliwym blasku starannie osonitego kaganka pilot ujrza jeszcze jednego czowieka, odrzucajcego gruby paszcz. Pord steku przeklestw mczyzna w chwyci krtki, wojskowy miecz. Nie skoczy natychmiast, patrzy czujnie. Raladan

pozna, e ten czowiek potrafi zabija. Wyzwoli si z peleryny i niespodziewanie cisn n szybkim ruchem od dou. Tamten uchyli si zrcznie. Nadal mamrota swoje przeklestwa, ale take - umiecha si... Pirat wydoby dwa noe zza cholew. Czeka. Przeciwnik zaatakowa niezwykle szybko, bo sztychem, ale tego wanie Raladan si spodziewa. Odskoczy w bok i pchn noem, lecz przebi powietrze. Poszed za ciosem, okrcajc si wok wasnej osi - i znw przeci powietrze. Lecz tamten, odskakujc, zostawi troch miejsca i Raladan nie czeka: ryzykujc, e nadzieje si prosto

na miecz, skoczy na przeciwnika i zdoa go pochwyci. Wbi n w plecy, ale w tej samej chwili odczu si ciosu, zadanego, z braku miejsca, rkojeci miecza. Na chwil straci przytomno; gdy znw przejrza na oczy, siedzia pod cian. Czu miadcy bl koci policzkowej. Odruchowo sign rk i poczu krew. Tamten lea bez ruchu, ale zaraz drgn sabo i wycign rk. Raladan podnis si i przyklkn. - Bdziesz y - mrukn niewyranie, bo twarz mia jak z oowiu. Krew kapaa na plecy pokonanego. Przynajmniej... jeszcze par dni...

Wyrwa n, tkwicy bardziej w boku ni w plecach. Tamten jkn i zemdla. Raladan jako tako opatrzy ran, po czym lekko skrpowa rce i nogi lecego. Otar krew z twarzy i obmaca ko. Bya caa. Zamkn drzwi na solidn, przymocowan chyba niedawno zasuw. Potem rozejrza si dokoa. Sabiutkie wiato wyaniao z ciemnoci tylko oglne zarysy duej krypty z cikim sarkofagiem porodku. Ostatnio jego pyta suya za st: leaa tam kiebasa i p bochenka chleba. Obok komplet koci do gry. Po prawej i lewej stronie niezbyt szerokie, ukowate otwory, prowadziy

do bocznych, chyba mniejszych pomieszcze. Raladan wzi kaganek i osaniajc go rk wszed do lewego. Trzy pary oczu patrzyy z przeraeniem i zdumieniem. Poznali go, podobnie jak on ich - ludzie z kogi Varda. Czwartego czowieka dostrzeg po chwili. Lea nieruchomo, zwizany jak pozostali. Pilot pochyli si i dostrzeg, e brak mu jednej nogi. Tak czy inaczej - by martwy. Powieci dokoa, ale nie znalaz ju nic godnego uwagi, poza kbkami szmat, ktrymi za dnia zapewne kneblowano winiw. - Nie przyszedem, eby was zabi -

powiedzia. Zauway ich ulg. Przeszed do prawej krypty. Bya pusta... Obszed j dokoa. Porodku sta sarkofag, wikszy ni ten, ktry widzia najpierw. I nic wicej. Gdzie by Vard?... Ju wychodzi, by zapyta tamtych. Nagle przystan i odwrci si powoli... Kamienna, pknita w poprzek pyta leaa nierwno. Postawi kaganek na sarkofagu i pchn mniejsz cz nagrobnej, granitowej tafli. Ustpia ze zgrzytem i z

hukiem spada w d. Gos uwiz pilotowi w gardle. Cofn si o krok, ale w nastpnej chwili porwa n i po omacku, nie mogc oderwa wzroku od szalonych oczu tamtego, przeci wizy i wyrwa knebel. Nieludzki krzyk uderzy w sklepienie grobowca. Raladan wlk Varda i zgrzytajc z przeraenia zbami, trzyma w ramionach oszalaego z trwogi, paczcego mczyzn, ktrego zna jako dzielnego onierza. Zna t chorob. Chorob ciasnych pomieszcze.

*** Siedzieli na zewntrz grobowca, oparci o zimn, kamienn cian, chostani mokrym wiatrem. Raladan przemarz solidnie, ale dla tamtego ten upiorny cmentarz, ta ponura noc i lodowaty wicher byy yciem. Wolnoci. - Czas pynie - rzek wreszcie pilot, krzywic si nieco; policzek drtwia mu z blu. - Pora porozmawia. Nie widzia twarzy oficera, ale gos, cho saby, nie by ju gosem szaleca: - Zawdziczam ci ycie, Raladan. Chc, eby...

- Znam to uczucie. Oszalabym, gdyby mnie tak zamknito. Nie mwmy o tym. Wiatr porywa sowa. - Czas pynie - powtrzy po chwili pirat. - Bez wzgldu na to, co dotd zaszo... teraz suchaj mnie, panie, uwanie. Wiele istnie zaley od tego, czy si dzisiaj zgodzimy, czy nie. Urwa. - Mam do zabijania - cign. - Nie dlatego, e staem si naraz czowiekiem poczciwym. Jestem jaki jestem. Przyczyna jest inna, bardzo prosta: to wszystko prowadzi donikd. A wic chc znale sposb na wyjcie z puapki. Oto caa prawda, kapitanie

Vard: nigdy nie byem jecem na Wu. Jestem piratem, a trupw, ktre zostawiem za sob, nawet nie ma co liczy. Ale jest co jeszcze, co dotyczy nas obu... Ridareta jest crk Demona. Mimo to nigdy nie zrobia nikomu nic zego. Jest niewinna. I nic nie wie o adnym skarbie, wymyliem to, ebycie dziewczyny nie powiesili na rei... Jej ojciec przed mierci zleci mi nad ni opiek. Jak dotd, marna ta opieka... Niemniej, panie, jeli kiedykolwiek w yciu suyem jakiej sprawie, ktr miaby za dobr i suszn, w swoim rozumieniu... to teraz. Vard milcza. Zabiem dwch twoich ludzi,

zleciem zamordowanie tych czterech. Chciaem zabi ciebie. Wszystko po to, by wydosta j z tej przekltej wyspy, na ktrej zostaa z tym psem goczym, zabra tutaj, a z nastaniem zimy wywie z Aheli. Oto wszystko. Deszcz wraca powoli. - Czego oczekujesz? Czemu mam ci wierzy? - Czy to moe by kamstwo? Pomyl, kapitanie: czy to, co powiedziaem, ma jakikolwiek sens jako kamstwo? Pochyli si. - Vard. Bylimy kiedy przyjacimi. Wiele si zmienio. Ty wierzysz w jak

uczciwo, sprawiedliwo... Wic odwouj si do tego. Chc ocali niewinn dziewczyn, prawie dziecko. W zamian daj ci prawdziw morderczyni, mieszkajc tu w Aheli; t, dziki ktrej ty i twoi ludzie znalelicie si tutaj... Dam ci dowody. wiadkw. Jeden ley zwizany, ranny, ale chyba wyyje. I dam ci co jeszcze, Vard. Dam ci ycie twoje i tamtych. Jeli nie dojdziemy do porozumienia, zginiecie. Tymi sinymi od sznura rkami nie zdoasz mi przeszkodzi. Cztery ycia za jedno. Ponadto sprawiedliwo, jeli tak nazywa si loch dla tej kobiety. Czego oczekuj? Niczego. Nie chc pomocy. Obiecaj tylko, e mi nie przeszkodzisz.

Z nieba spaday istne potoki wody. Vard milcza. - Jeszcze wtpisz, kapitanie? Wiec suchaj uwanie, opowiem ci wszystko dokadnie. Cho przyznaj, e przez cae ycie nie mwiem chyba tylu sw na raz, co dzisiaj. Ale Vard, gdy skocz, musisz mi powiedzie tak lub nie. - I jeli powiem tak, uwierzysz? e odejd std i dotrzymam sowa? - Na Szer, Vard... uwierz. e odejdziesz i dotrzymasz sowa. Tak, uwierz. Raz w yciu sprbuj i tego. A teraz suchaj, bo nie bd opowiada dwa razy.

Rozdzia dwudziesty

Leeli na wydmie, bacznie obserwujc wiosk. Dzie by do pogodny i jasny, wyranie mogli widzie, pomimo sporej odlegoci, krztanin rybakw. - Dziwny ten ruch - mrukn Raladan. Lecy obok Bedan wzruszy ramionami. - Jaki tam dziwny... Zaraz wida, brachu, e nietutejszy. Jesie przecie.

Wiater zawsze napsuje, tu, brachu, jak burza przechodzi, kady ma roboty, e huk. Znw zamilkli. Wczeniej podeszli bliej, prawie pod sam wiosk, ale wkrtce musieli si cofn, bo dzieciarnia biegaa wszdzie, korzystajc z pogody. Zobaczyli jednak dziewczyn... i dyby. Raladan zacisn wspomnienie. zby na samo

- Wieczr zara... Ale trza jeszcze poczeka. Pilot skin gow. Widzia, e wielorybnik, podobnie jak on sam, si

narzuca sobie spokj. Chcieli ju tam i. Wtedy, na widok wielkich belek, zamknitych nad bosymi stopami i wok nadgarstkw dziewczyny, na widok acucha, Bedan przytrzyma pilota za rami. Nie mogli oderwa wzroku od skulonej, okrytej achmanami sylwetki, opuszczonej gowy, potarganych, pozlepianych w strki wosw. - Ile to-to ma lat? - zapyta drgal. To to dzieciak... Ile, brachu? - Co szesnacie... - odrzek Raladan. Odchrzkn. Bedan mocniej ucisn mu rami.

- Tyle co moja najstarsza... Bdzie tyle samo. Po pewnym czasie zobaczyli Albara. Raladan z wielkim trudem rozpozna urzdnika. Niechlujna kapota... dzika broda... Sprawdziwszy dyby, Albar pyta o co dziewczyn, wreszcie lekko trci j nog i odszed, kryjc si w najbliej stojcej chaupie. - Ten, to kto? Gadaj mi, brachu! twardo domaga si Bedan. - Pies goczy - krtko odpar Raladan. Ju nic wicej wtedy do siebie nie mwili. Teraz leeli daleko, na wydmie. Nadszed wieczr, potem noc. Czekali przemarznici, sztywni.

- Id po tamtych. - Jeszcze nie lza... - Id po tamtych! Bedan podnis si i - odruchowo schylony - odszed do tyu. Wiatr wzmg si cokolwiek. Raladan uklk i rozrusza ramiona, robic silne wymachy. Krcc gow, rozluni obolae minie szyi. Po jakim czasie Bedan wrci. Prowadzi jeszcze dwch. Wkrtce byli przy palu. Dziewczyna uniosa gow i wtedy twarda, zimna

do z niezwyk delikatnoci zakrya jej usta. Ujrzaa w czerni nocy zarys sylwetki pochylonego nad ni, niewysokiego czowieka, a obok kilka innych cieni, odwizujcych acuch i tncych noami liny, ktrymi obwizano belki. Popakaa si nagle. Raladan poczu drenie podbrdka i ust, ktrych dotyka wntrzem doni, a kiedy spyna mu na palec pierwsza gorca kropla, co go cisno za gardo. Musn mokry policzek dziewczyny, a gdy wielorybnicy uporali si ze sznurami, otworzy belki, wzi j na rce i przytuli. Tamci trzej patrzyli w milczeniu.

- Wecie j. Najbliej stojcy wycign rce. Raladan da mu dziewczyn. - Do odzi. - A ty, brachu? - Ja tu jeszcze mam... spraw. - Rano wszystkie rybaki... Wiater duy, jak nie damy rady odpyn, to wszystkie rybaki rano... - Przesta, Bedan. A ty zanie j do odzi, tak jak powiedziaem. Odeszli. Bedan pozosta.

- Id z nimi, Bedan. - Nie, brachu. Raladan uj rami wielorybnika, ale ten odsun rk. Stali przez chwil, potem Raladan skin gow i rzek: - Schowaj si. Bedan odszed par krokw w bok i pasko leg na ziemi. Raladan usiad dokadnie tak jak wczeniej Ridareta, opierajc nogi na dybach, za plecy o sup. Potrzsn acuchem i dzwoni coraz goniej, wreszcie wyrn ogniwami w ziemi, potem jeszcze raz.

Pomimo zawodzenia wiatru charakterystyczny dwik musia przenikn do wntrza pobliskiej chaupy, bo drzwi otwary si nagle i ciemna, skulona sylwetka, zorzeczc podbiega do drewnianego pala. Raladan z ogromnym spokojem przyj kopnicie w bok. Zaraz potem wsta powoli i osupiay urzdnik zrozumia sw pomyk... Bez jednego sowa pirat chwyci go za kapot. Albar wyrwa si i odskoczy do tyu, wydajc zduszony okrzyk. Chcia ucieka, lecz wpad na Bedana. Olbrzymi wielorybnik chwyci go wp i zdusi tak, e zamiast krzyku, w mroku nocy rozbrzmia tylko wysilony charkot.

Raladan z eglarsk sprawnoci wiza kawaki sznura, ktry wczeniej opasywa dyby. Na koniec sporzdzi ptl. Przerzuci sznur przez tkwicy w palu hak, na ktrym zwykle zawieszano sieci. Bedan zbliy si, niosc w ramionach podduszonego, wierzgajcego urzdnika. Raladan zarzuci ptl; zacisn. Podcignli miotajce si ciao, pilot oplata sznur wok dolnego haka. - Nogi. Przytrzymaj mu nogi - cisn. Urzdnik charcza i tuk pitami o pal, zaciskajc rce na sznurze opasujcym szyj. Bedan od tyu chwyci go za kostki, przytrzymujc nogi po obu stronach supa. Albar wi si i

miota, oszalay z przeraenia. Raladan podszed z przodu i z caej siy kopn w krocze powieszonego. - Wiesz, za co? Wiesz? Za to... e nie wiesz... kiedy przesta... cedzi, kopic wygite, wyprone ciao raz za razem. Urzdnik odda mocz i ka. Odsunli si wreszcie i dugo patrzyli na trupa. - Straszny, brachu wielorybnik. - Ale... niechaj ci. rzek

- Trzeba byo wraca do odzi. Dalej, posprztamy to wszystko. Dyby, acuch i cierwo. Lepiej, eby rybacy nie wiedzieli, co tutaj... Pracowali w ciszy. witao ju, gdy

doczyli do reszty na poudniowowschodnim brzegu wyspy. Milczc, spogldali na lec w odzi, okryt pledami dziewczyn. Spaa z doni przy policzku i otwartymi ustami. Wysoki wielorybnik skin gow, widzc zablinion ran w miejscu oka. - Crka pirata - powiedzia. - Tak em wanie myla. Gadali w knajpie. Pozostali patrzyli to na niego, to na Raladana. - Kto jej to...? - Bedan unis palec do oka. - Piraci.

- Piraci? Raladan zwrci wielorybnikw. - Ona... Bedan unis rk. - Przecie widz. Jak ona jest pirat, to ja chyba wieloryb... Pooy do na ramieniu pilota. - Tego roku - rzek po chwili wieloryby szybko odpyny... Dziwny rok, brachu. Czujesz? Tera wieje od pnocy... Dziwny ten rok, brachu. Idzie zima. si do

Raladan unis gow. Istotnie, nie wiao ju od pnocnego zachodu. Wiao od pnocy. Jesie koczya si... - Co, brachu, ukrado dwa miesice jesieni. Idzie zima. Jak mwisz: na wiosn wieloryby przypyn? Bo ten to by dziwny rok. Pilot pomyla o burzowej fali przy bezwietrznej pogodzie, ktrej si dziwili z Rapisem, potem o kaszlu, zielonych wodach Bezmiarw i o tych wielorybach Bedana. Wreszcie - o kocu jesieni na dwa miesice przed czasem. Dziwny rok. Cokolwiek to miao oznacza. - Dziwny, Bedan. Bardzo dziwny rok.

A na wiosn wieloryby przypyn. Jako... jako wiem. Pogrzeba w zanadrzu i wydoby pogniecion, czarn opask na oko. Schyli si i ostronie zoy j przy policzku dziewczyny... Nie obudzia si.

CZ II Siostry

Rozdzia dwudziesty pierwszy

By parny, letni wieczr. Brzegiem morza (plaa w tym miejscu bya bardzo wska), nie baczc na fale lice nogi, szli dwaj mczyni, prowadzc, a waciwie wlokc trzeciego - do wysokiego, tgiego chopaka o porozbijanej mocno twarzy, na ktrej krew dopiero co obescha. Modzieniec rce mia wykrcone do tyu i zwizane; tamci dwaj trzymali go

pod okcie, nie szczdzc uderze, a nawet kopniakw, gdy zatacza si lub zwalnia. Opodal leaa Dorona, najstarsze miasto Garry, jej stolica. Ludzie ci musieli i chyba z Dorony. Dokd jednak zmierzali i po co - trudno dociec. Plaa odstpia od morza. Grupka zatrzymaa si. - Ju blisko, przyjacielu - rzek jeden z mczyzn do zwizanego. Ten splun. Odpowiedzi by cios pici. Podjli wdrwk. Panoway ju niemal zupene

ciemnoci, gdy wyoniy si przed nimi szcztki zabudowa rybackiej wioski. Zalegaa wrd nich cisza. Byo to miejsce opuszczone od dawna, wymare. Dziwny obd ogarn kiedy mieszkacw, powiesili si wszyscy jednej nocy... Zwano t wie Brzegiem Wisielcw. W rodku osady staa dua chaupa, rnica si znacznie od innych, bo prawie nie zniszczona. Jeden z mczyzn pozosta przy jecu, drugi skierowa si wprost ku owemu domowi. Zza wga wyszed mu kto na spotkanie. Po chwili, ju we trjk, doprowadzili skrpowanego modzieca do drzwi. Otwary si i stana w nich ciemna

posta. Ustpia na bok, wpuszczajc przybyych, po czym drzwi zostay starannie zaryglowane. Jeniec, pchnity potnie, upad na podog. Lea przez chwil, nim powsta niezgrabnie i ciko. Izba bya dua, do dobrze owietlona. Na kwadratowym stole sta prosty kandelabr, dwigajcy liczne wiece. Dbano jednak, by ich blask nie uciek na zewntrz; mae okienka przysonita starannie grub, czarn materi. Przy stole siedziaa moda kobieta. Blask wiec pega po jej twarzy i ramionach. Bya niezwykle pikna, ale w podunych, czarnych oczach kryo si co... odstrczajcego.

Kobieta wyprostowaa si, odgarna z czoa pukiel ciemnobrzowych wosw, po czym zapytaa niskim, przyjemnie brzmicym gosem: - Warto byo? Otyy modzieniec postpi naprzd i powiedzia bez strachu: krok

- Bya suk, jeste ni i bdziesz. Zawsze warto odwleka chwil spotkania z czym takim. Uniosa lekko brwi. - O? - powiedziaa ze miechem. Jeniec, pchnity w plecy przez

jednego ze stojcych za nim mczyzn, upad na kolana. Chcia wsta, ale przytrzymano go mocno. - Podoba mi si twoja odwaga powiedziaa. - Ale nie mam do czasu, by si ni delektowa... Szkoda. Wstaa i przesza si po izbie. - Posuchaj, chopcze... Zginiesz dzi bez wzgldu na wszystko, wiemy o tym oboje. Ale moe to by mier czowieka mnego, mier z mieczem w doni, bo pozwol ci walczy z moimi ludmi, lub te mier rozgniatanego powoli robaka. W obu przypadkach ja swj cel osign. Mogabym zatem powiedzie, e jest mi obojtne, co wybierzesz. Ale to nieprawda. Pucie

go! - sykna nagle. Trzymajcy modzieca ludzie cofnli si pospiesznie. Wsta. - Ale to nieprawda - podja. Spord wszystkich cech, najbardziej chyba ceni odwag, pogardzam za gupot. A zatem: odwaga czy gupota? - To puste sowa, nic wicej - pada odpowied. - Nie jeste zdolna, by doceni cokolwiek! Patrzya w milczeniu. Podesza do stou i podniosa ze kawaek kredy. - Narysuj mi t map.

Splun pogardliwie. - Moga j mie, chciwa dziwko... Ojciec suy ci wiernie... i ja te. - To prawda, twj ojciec by najlepszym z moich ludzi. Szkoda, e syn okaza si zdrajc i zodziejem. Pojmany straci swj spokj. - A czego oczekiwaa?! - zawoa. e bd dalej suy morderczyni swego ojca?! W izbie zalega cisza. - Ty chyba oszala - powiedziaa po chwili, zdumiona.

Nie odpowiedzia. Usiada przy stole, nie spuszczajc go z oczu. - Wic uwaasz, e to ja go zabiam? Twego ojca? To dlatego zatrzymae dla siebie wiadomo o skarbie, dlatego ucieke! Ale... to cakiem niedorzeczne, dlaczego miaabym zabija wasnych ludzi?! Podszed do samego stou. - Miaem ci za wciek suk - rzek przez zby - ale teraz widz co stokro bardziej wartego pogardy... Zrobi jeszcze krok, ale pochwycono

go. Potrzsna gow raz i drugi, wstaa i nagle, w natchnieniu, wycigna palec. - Widziae mnie! Widziae mnie na aglowcu, ktry... Zapaa si za gow. - Nie, to niemoliwe... Wyj! Wszyscy wyj, jazda! Mczyni wymienili spojrzenia. - Jazda! - wrzasna raz jeszcze. Pospiesznie umykajcy z izby ludzie przez chwil toczyli si w drzwiach, zanim zniknli za nimi. Drzwi zamknito.

- Nie zabiam go - zwrcia si do jeca. - Ja go nie zabiam, a twoja zdrada... wynika z niewiedzy. Co nie zmienia faktu, e musz dzi dowiedzie si wszystkiego o skarbie. Twj upr jest wod na myn prawdziwej zabjczyni. - Znw potrzsna gow. Szkoda - dorzucia niejasno. - Do czego zmierza ta gra? - gniewnie i kpico zapyta jeniec. Odwrcia si i staa przez chwil z pochylon gow. - Mam siostr - powiedziaa. Naprawd, bardzo podobn.

Rozdzia dwudziesty drugi

Niespena cztery dni pniej, kilka staj za portowym Dranem, miastem nie tak starym jak Dorona, ale za to cieszcym si wtpliw saw najwikszego zbiorowiska mtw i szumowin w caym Wiecznym Cesarstwie, niewysoki, silnie zbudowany mczyzna, stuka w drzwi samotnego domu pod lasem. Drzwi otwary si wkrtce i stana w nich bujnowosa, odziana w do prost,

szarozielon sukni, jednooka kobieta. - Raladan, nareszcie. Weszli do izby. Pilot sta i z dziwnym smutkiem patrzy na ciemne wosy, przeplecione tu i wdzie srebrnymi nitkami. Nie dbaa o siebie; wosy i donie byy po prostu brudne, a suknia poplamiona. Miaa niespena dwadziecia pi lat, ale wygldaa na wicej. Zrozumiaa spojrzenie i odwrcia wzrok. - Byam kiedy adna - powiedziaa

gorzko. - Nadal jeste, pani - odpar powanie. - Po prostu zbyt wiele rozmylasz o sprawach, ktre naley pozostawi innym. I chyba... Zawaha si, jeszcze raz ogarn wzrokiem brudn sukni, potargane wosy i cienie na twarzy. - Chyba brak ci mczyzny. Spojrzaa mu w oczy i zagryza usta, czerwieniejc. - To nie twoja rzecz. Podszed do masywnej awy i usiad. - Przynosz ze wieci - oznajmi.

Postpia ku niemu. - Co to znaczy? - Odnaleziono skarb, pani. Zrobia jeszcze krok, ale unis rk. - Ci ludzie byli na JEJ usugach. To pewne. Ridareta uniosa do do czoa. Usiada obok Raladana. - A wic... jednak stao si najgorsze. - Nie wiem. Moe jeszcze nie. Zabiem czowieka, ktry kierowa wypraw. Ale nie umiem powiedzie,

czy tylko on jeden zna tajemnic. Na pewno nie zdradzi jej przed swoj zaog, bo tylko szaleniec mgby zaufa setce ludzi. Ale mia syna. Syn uciek i nie wiem, gdzie jest. Potrzsna gow. Pilot rozoy rce. - Obawiam si, pani, e mamy zbyt mao czasu, bym mg opowiedzie ci wszystko dokadnie... - Nie o to chodzi. Znowu kto zgin, Raladan. Ten czowiek, twj kapitan, nie yje od omiu lat, a wci wszystko, czego dotkn za ycia, sprowadza mier na innych...

Zgin... kto? - pomyla Raladan. Caa zaoga... Co najwyej may Berer wynis gow... O ile jest dobrym pywakiem. - Posuchaj, pani, tym razem to nie wina Demona, lecz twoja - orzek sucho. - Mwiem, e trzeba skarb wydoby. Choby po to, by wrzuci potem do morza. Dopty, dopki to zoto istnieje, ludzie bd gin. Ale ty nie chcesz mie nic wsplnego z Demonem i jego spucizn... Przerwaa mu. - Do, Raladan. Mwilimy na ten temat sto razy.

- Owszem. Ale nigdy dotd bierno nie bya tak szkodliwa jak twoja teraz. Pomyl, co si stanie, jeli skarb wydobdzie wanie ona... Wsta z awy. - Musz wraca na okrt, pani. - Co to za okrt? - Pirat, pod rozkazami Piknej Lereny. Tak j zw. Do, odgarniajca z czoa wosy, zastyga w bezruchu. - Wszystko ci wyjani, pani, ale nie teraz. Jeli w caej tej historii kryje si jakie niebezpieczestwo, to pynie ono

z tego, e tu jestem. Dlatego zaraz musz odej. Posuchaj uwanie: jest w Dranie tawerna, ktr nazywaj U Szypra... - Tak. - Jutro wieczorem wynajmij w niej izb, a na drzwiach zrb kred may znak. Pojawi si tam o zmierzchu. Wtedy porozmawiamy spokojnie. Poegnali si krtko. Dugo staa na progu, patrzc za odchodzcym. Nie obejrza si... Powoli zawrcia do izby. Byo ju ciemno, gdy Raladan dotar

do duej, pkatej kogi, przycumowanej u nabrzea portu. Grajce w koci przy trapie zbiry uniosy gowy na widok nadchodzcego czowieka, ale poznawszy pilota w wietle smolnej manicy, na powrt zajy si gr. Raladan min ich, wszed na pokad i pody na ruf, do oficerskich pomieszcze, zajmujcych przestrze pod kasztelem. Na pokadzie spali pokotem majtkowie, z jakiego kta dobiegay stkania ktrej z okrtowych dziwek. Oglnie jednak panowa spokj - rzecz rzadka, ale atwo zrozumiaa, jako e wikszo zaogi bawia si tej nocy na ldzie. Idc prawie po omacku, Raladan

ugrzz w stercie jakich szmat, lin i wszelkich mieci. Zwykle skrywa uczucia, ale tym razem nikt go nie widzia i twarz wykrzywi mu gniew. Gdyby Rapis mg to zobaczy! Taki okrt! Dziesiciu zawisoby na rei, a reszta pazurami skrobaaby brud z pokadu! Osiem lat ju mino od mierci Demona; przecie wci go wspomina... Uwolni wreszcie nog z puapki i ruszy dalej, przekraczajc i omijajc picych. Uderzyo go - nie po raz pierwszy zreszt - jak brudne i niechlujne s

okrty dowodzone przez kobiety. Zna kog Szkaratnej Alagery z czasw, gdy pywa jeszcze na Wu. Widzia statek kupiecki, ktrym komenderowaa - podobno - crka waciciela. Sysza na koniec o nieduym holku, dowodzonym, bardzo krtko zreszt, przez protegowan jakiej wysoko postawionej osoby (w Armekcie suyo w wojsku wiele kobiet, inaczej ni w innych krainach imperium, gdzie kobieta-onierz bya zjawiskiem rzadko spotykanym). No i teraz znw oglda Raladan, od roku z okadem, okrt dowodzony przez kobiet. Bra eglarska uwielbiaa Leren, kociook szatynk z fularem,

wprost jak z bajki o piratach, ale te bya Lerena dla zaogi raczej pieskiem czy kawk przynoszc szczcie, raczej okrtow zabawk nili kapitanem. Z marsowymi minami prono si przed ni, na podobiestwo dobrych stryjkw, suchajcych malca, ktry wanie udaje setnika gwardii morskiej. Ale gdy odchodzia, podmiewano si cicho, dobrodusznie, nawet nie mylc o rozkazach, jakie wydaa. To cud - pomyla pilot - e ten okrt w ogle jeszcze pywa. e nie poszed na dno w trakcie burzy, e nie rozwaliy go skay, albo nie spalia stra morska... Cud. Prawd jest, e cud w mia czsto na

imi Raladan... Spod drzwi kajuty Lereny sczyo si wte wiato. Usysza jakie niewyrane gosy. Zastuka. Gosy umilky. - Precz! - krzykna po chwili przez drzwi. Zaraz potem nastpi wybuch miechu. - Tu Raladan, pani - rzek pilot, stukajc ponownie. Po chwili ciszy znw usysza niewyrane gosy i jakie szurania. Kiedy indziej byby cierpliwy, ale dzi widzia si z Ridaret. To przywiodo

mu na myl Demona, a znw wspomnienia o nim kontrastoway tak bardzo z codziennoci okrtu Lereny, e pilot sta jak na rozarzonych wglach. Wreszcie uchylono drzwi i przez szpar wymkno si dwch rosych majtkw. Drugi podciga hajdawery i na widok tego w Raladanie wszystko zawrzao; uczyni co cakiem obcego swej opanowanej i chodnej naturze: odwrci si nagle i kopn marynarza w tyek z tak si, e ten zaplta si bezradnie w hajdawery, wpad na kamrata i obaj runli z haasem na pokad. Raladan splun i wszed do kajuty.

Lerena siedziaa na stole, poprawiajc wosy. Brudna, podarta koszula ledwieledwie osaniaa due, mocne piersi. - Co to za haas? - zapytaa. - Kopnem w zadek twojego ogiera rzek ze wciekoci. - Na lito, kiedy wreszcie przestaniesz by dziwk, a zaczniesz by kapitanem? Wytrzeszczya oczy. Przestaa mocowa si z potarganymi, skbionymi wosami. Odetchn gboko. Jej spojrzenie zmienio si nagle; widywa podobne byski w oczach

Demona, jej ojca. Bya lalk i zabawk zaogi, to prawda, ale w takich chwilach nikt nie way si jej przeciwstawi... Raladan poczu, e przeholowa. - Co ty powiedziae? Zeskoczya ze stou i chwycia pas, lecy na brudnym, skotowanym barogu, ktry by jej kiem. Pilot uchyli si przed pierwszym smagniciem, ale drugie trafio go w sam twarz. Gdyby miaa pod rk miecz, musiaby take doby broni lub da si zarba. Osoni gow przedramieniem. Machna nagle rk i umiechna si lekko.

- Kiedy ci zabij - mrukna. Dotkn doni czerwonej prgi na twarzy. Na powrt usiada na stole i patrzc mu prosto w oczy, zawizaa fular na wosach. - Na razie jednak jeste mi potrzebny. Ale nie mw na mnie dziwka. Nigdy! wrzasna. Uchyli si; lichtarz z ponc wiec hukn w cian tu obok. Gorcy wosk prysn na policzek. Bya absolutnie nieobliczalna; zna j od dziecka, a wci nie potrafi poj szybkoci, z jak zmieniay si jej nastroje. - Wic c? - zapytaa.

Podnis lichtarz, obrci w doniach i postawi na stole. Upuci na podog resztki zmiadonej wiecy. - Byem u niej - powiedzia. - To wiem. No i co? Zaczepi kciuki o pas i sta, koyszc si lekko. - Myl, e wszystko w porzdku, pani. Wci jest pewna, e jej su. Milczeli. Lerena zmarszczya nieco brwi. - Wiesz, Raladan - rzeka w zamyleniu - czasem myl, e taka wanie jest prawda.

- Co chcesz, powiedzie? Pokrcia gow.

pani,

przez

to

- Nic. Ale wci pamitam, e zabi tego Berera. Wbrew rozkazom, wbrew rozsdkowi. - Broniem si. Poza tym mamy t map... - Tak. Map wyspy... Jakiej. Patrzya uwanie. - No dobrze. Mw dalej. - Jutro o zmierzchu spotkam si z ni

U Szypra. Ma to by sekretne spotkanie. Stwarzam pozory, e dziaam za twoimi plecami. Odnajd j w pokoju, ktrego drzwi oznaczone bd kred. - Jutro o zmierzchu - powtrzya z namysem. - A wic wypyniemy dopiero pojutrze rano. Nie spieszysz si zbytnio, jak widz. Czyby nie wiedzia, e komendant tutejszego portu nie widzi pirackiego okrtu tylko dlatego, e oczy zasaniam mu kruszcem? Kady dzie postoju kosztuje mnie worek srebra! - cisna ze zoci. - Licz si z tym! Skin gow w milczeniu.

- Czy to rzeczywicie pewne, e ona nie wie, gdzie jest skarb? - zapytaa. - Nie wie. Nadal sdzi, e na tej wyspie, o ktrej ci mwiem. I nadal sdzi, e oprcz niej tylko ja wiem, gdzie to jest. Powiedziaem jej o Bererze... ale to oczywicie nie by jej czowiek. Wzruszya ramionami. - Wolaam si upewni. Powoli chodzia wok stou. - Po co gmatwasz gr a tak bardzo? Jaki masz w tym cel? Skrzywi si.

- Mwilimy ju o tym... Dopki ona wierzy, e nikt nie zna miejsca ukrycia skarbu, nie bdzie prbowaa go wydoby. Obawialimy si tego. - Ty si obawiae - sprostowaa. - I, prawd mwic, wci nie wiem dlaczego. Okazaoby si, e skarbu nie ma. I c? Mwisz, e zaczaby szuka na wasn rk. Mylaam o tym ostatnio. Przecie ona nie ma adnych moliwoci prowadzenia... takich poszukiwa? - Ale ma, pani, i to bardzo due. Wiesz dobrze. Wzruszya ramionami. Piersi podskoczyy sprycie. Jej ksztaty, jej

pusta, prna, wyzywajca uroda, usypiaa czujno; stara si o tym pamita. - Demon Walki - powiedzia. - On wci istnieje, pani. I to nie ty jeste pod jego opiek, potn opiek... tylko ona. Z kamienn satysfakcj obserwowa gorzk zo na jej twarzy.

Rozdzia dwudziesty trzeci

By ledzony - dokadnie tak, jak przewidywa. ledzono go, gdy szed na pierwsze spotkanie z Ridaret, ledzono i teraz, w drodze do tawerny. Pomyla, e szpiegw ma Lerena wyjtkowo niezrcznych i tpych. Ale sama tpa nie bya. Moe prna... Ale na pewno nie tpa. Wiedzia, by gboko przekonany, e ona sama przyjdzie podsuchiwa jego

rozmow z Ridaret. Z przylegej izby zapewne. Zesza na ld jeszcze przed nim. I nie wierzy, by istotnie w celu uzyskania wiadomoci o adunkach zabieranych z Dranu przez kupieckie okrty... Nie ufaa mu, widzia to wyranie. Ale nie dziwi si. Sam na jej miejscu miaby wtpliwoci. Zapewne nawet jeszcze wiksze. I nie ufaby nikomu, a ju najmniej ludziom podajcym si za przyjaci... Wkrtce by w tawernie, przed drzwiami, na ktrych widnia umwiony znak. Zastuka. - Tu Raladan, pani - rzek niegono, a

gdy otworzya, wszed i zaraz zasun prymitywny skobel. - Nie wiem, czy to dobre miejsce na rozmow - powiedziaa. - Jedyne, pani - odpar. - Blisko std do portu, a moja nieobecno na pokadzie nie moe potrwa dugo. - Znowu si spieszysz. - Niestety. Dlatego przystpmy do rzeczy. Powiem ci w kilku sowach, pani, jak dostaem si pod rozkazy twojej crki i co zamierzam zrobi. Usiedli na chwiejcych si zydlach, przy kolawym stole skleconym z

brudnych desek. Wty kaganek ledwie ledwie owietla ich twarze. Raladan odwiedzi w swym yciu wiele podobnych izb. Ale ta kojarzya mu si nieodparcie z pomieszczeniem, jakie przed omiu laty zajmowa - w Aheli. - Pamitasz, pani, jak dzieliem si z tob swoimi obawami, gdy po trzymiesicznej ledwie ciy przyszy na wiat twoje crki? Nie suchaa, podobnie i pniej zlekcewaya przestrogi i rady, nie chciaa widzie, e twoje dzieci s inne, e w jaki sposb... Imi twojej crki... - Czy przyszede, by mi to wypomnie? - zapytaa gronie. Podobno czas nagli?

Potrzsn gow. - Wci tego nie pojmuj - rzek jakby do siebie. I goniej: Nie, nie wypominam. Przypominam, pani. By atwiej zrozumiaa pewne rzeczy. - Co mam zrozumie? - przerwaa z prawdziw wciekoci. - e jestem matk potworw? Ju rozumiem. Zostaw to, Raladan! Wsta nagle i przeszed si po ciemnej izdebce. Zatkn rce za pas. Nie za bardzo przejmowa si jej gniewem. - Pamitasz w dzie, kiedy ucieky.

Wtedy... ja zorganizowaem...

to

wszystko

*** Lerena istotnie suchaa owej rozmowy. Raladan trafnie odgad, e towary wywoone z Dranu mao j obchodz. Siedziaa w ssiedniej izbie, a waciwie leaa, wsparta na okciu. Jej gowa znajdowaa si blisko do szerokiej szpary, ktr uczyniono w cianie w taki sposb, by z pomieszczenia obok nie bya widoczna. Zasaniaa j prycza. Postaraa si, by tylko jeden pokj by

wolny, gdy Ridareta pojawi si w tawernie... Raladan nie by gupcem, by sprytny. Ale nie docenia jej przebiegoci i sprytu. Nie ufaa mu. Nawet wtedy, gdy w myl zawartego wczeniej ukadu, przyby na Gwiazd Zachodu, by suy pod jej rozkazami. Uwaaa jednak, e lepiej bdzie przyj go na pokad i udawa wiar w lojalno ni robi sobie jawnego wroga - odlegego, ktrego dziaa nie zdoa kontrolowa. Oczywicie, moga po prostu go zabi. Ale potrzebowaa takiego pilota. A poza tym... no c: przede wszystkim... zaleao jej na nim. By czas, gdy niemal mu uwierzya.

Wtedy mianowicie, gdy przynis wiadomo o wyprawie tego Berera, kapitana Berera. Wiadomo bya prawdziwa i Berer niemal doprowadzi ich do skarbu. Wanie: niemal... Spnili si, Berer ju wraca. W nocy przychwycili jego okrt - ale kapitan zgin w walce. Zdobyli wprawdzie map, map wyspy, na ktrej ukryto skarb, ale takich wysp byo na Bezmiarach mnstwo: setki, a moe tysice. I cho obszar wchodzcy w rachub by waciwie nie taki znw wielki, oznaczao to, tak czy inaczej, szukanie po omacku.

Wtedy poja, e wanie o to chodzio. Staa si narzdziem w rku Raladana. Spnili si - wcale nie przypadkiem. Raladan po prostu, nawet jeli rzeczywicie nie zna miejsca ukrycia skarbu, nie zamierza pozwoli, by tajemnic odkry kto inny. W pierwszym porywie chciaa zmusi pilota do wyjawienia prawdy: komu suy? Czy wie, gdzie jest skarb? Zaniechaa tego. Znaa Raladana do dugo i do dobrze, by sdzi, e prdzej skona w mkach, ni co wyzna. Popynli do Dranu, bo chciaa sprawdzi, czy Ridareta nie realizuje jakiego niebezpiecznego przedsiwzicia. Baa si tej kobiety.

Baa si tym bardziej, im bardziej temu zaprzeczaa. Gdy poszed do niej, kazaa go ledzi. Zauway to. Odtd grali oboje coraz ryzykowniej, starajc si przechytrzy nawzajem. Wreszcie poznaa, e pilot chce, by podsuchaa jego rozmow z Ridaret! W myl tego, co jej powiedzia, miao to by przedstawienie odegrane dla tamtej... Poja, e to wcale przedstawienie nie bdzie! Wiedzc, e bdzie podsuchiwany, Raladan chcia, by wszystko, co powie, wzi za garstwo; jedyny bezpieczny sposb przekazania Ridarecie wiadomoci. Docenia mistern konstrukcj tego planu. Raladan

by czowiekiem niebezpiecznym.

wielce

Teraz leaa z gow przy szparze w cianie i uwanie suchaa.

*** Ridareta zmarszczya brwi. - Nie rozumiem - powiedziaa prawie szeptem. - Zawarem ukad z twymi crkami, pani - wyjani. - Tamtej nocy, gdy Lerena i... tamta ucieky, istotnie ocaliem ci ycie... wybacz, e o tym

wspominam... ale to nie ogie mu zagraa. Twoje crki chciay ci zabi. Przekonaem je, e cie Rapisa pomci twoj mier, ostrzegem, e oznacza ona bdzie utrat jakichkolwiek nadziei na wydobycie skarbu, wobec Czarnego Widma na morzu. Zreszt, myl, e nie rozminem si z prawd. Milczaa oszoomiona. - Zaoferowaem im swoje usugi na przyszo. Pomogem TAMTEJ zdoby... pewne wpywy w Doronie. A rok temu oddaem si pod rozkazy Lereny. Wci milczaa. - Dziwne... niezwyke to wszystko... -

szepna wreszcie. I niewiarygodne. Ale... dlaczego mwisz mi o tym dopiero teraz? Raladan zaspi si. - Sdziem, e tak bdzie lepiej. Czy i ty mi, pani, nie ufasz? C to za pody ukad... - rzek gorzko. - Chyba ci ufam, Raladan - przerwaa. - Tak, ufam ci! Ale... po c w takim razie by w poar, skoro uzgodnilicie, e mam y? Nie pojmuj? - Chciay, bym odda ci widoczn przysug. Przysug, ktra zobligowaaby ci do wdzicznoci i wanie zaufania.

Widoczn... przysug? wszystkim, co dla mnie zrobie?

Po

- Mwia im kiedy o tym wszystkim, co dla ciebie zrobiem? Pokiwaa gow. - Prawda, nie... Trzymalimy to w tajemnicy. - A zatem. Mylisz, e mam wypisane te sprawki na czole, pani? - Nie nazywaj tego sprawkami. - S nimi: ciemnymi sprawkami. Znasz moj przeszo, pirack i bandyck... - Patrzy z ponurym

szyderstwem. - Zabiem wielu ludzi. W walce. Ale tylko raz w yciu bawiem si w skrytobjc.

*** W ssiedniej izbie Lerena marszczya czoo. Nie rozumiaa... Sdzia dotd, e w przeszoci tych dwojga nie ma adnych tajemnic. Po raz pierwszy przyszo jej na myl, e to moe wcale nie byo tak prosto... e pomidzy mierci ojca, a przybyciem Ridarety i pilota do Dranu mogo by co wicej, ni tylko podr szalup... Ale przecie Raladan wie, e ona to

syszy! Czemu teraz powiadamia j o tym?! Przestawaa pojmowa cokolwiek.

*** - Skarb trzeba wydoby, i to jak najrychlej - rzeki Raladan. Przesta by bezpieczny tam, gdzie jest. Potrzebny bdzie okrt, pani. Okrt, ktry pniej pjdzie na dno z caym zotem, jakie Demon zdoa zebra. - Wiesz dobrze, e nie mam okrtu. - No to, trzeba go kupi. Pozwl, bym wydoby cz skarbu i przeznaczy j

na zakup okrtu. - Czemu dasz mojego pozwolenia? - Bo to twoja wasno, pani. Scheda po twym ojcu - powiedzia z naciskiem. - By twym ojcem, czy tego chcesz, czy nie.

*** Oczy lecej w ssiednim pokoju dziewczyny rozwary si szeroko. Opara czoo o cian. Poja. Lecz nie moga uwierzy.

Rozdzia dwudziesty czwarty

Przycumowana do nabrzea koga koysaa si sabo. Czasem sycha byo niegone skrzypienie lin. - Porozmawiajmy szczerze, Raladan powiedziaa Lerena. Uniosa kubek i wypia poow zawartoci. Pilot rwnie pocign tgi yk. Rum spyn do odka. - Znudzia mnie ta dziwna zabawa -

podja. - Przyznaj, spodziewaam si, e wasza rozmowa U Szypra bdzie miaa inny przebieg. Bo wiesz, oczywicie, e j syszaam? Po krtkim namyle skin gow. - Chciaem tego. - Wiem. Raladan - zapytaa cicho czy to prawda? Patrzya mu w oczy. - Czy to prawda, e mj oj... e Demon... jest jej ojcem? - wykrztusia przez zby. - Czy to prawda? - Tak, pani. Uderzya doni w st. Wstaa

gwatownie i przez dug chwil trwaa nieruchomo. Wreszcie powoli usiada na powrt. - Czekam na wyjanienia, Raladan powiedziaa spokojnie, ale zowrogo i zimno. - Jeli mnie nie zadowol... Wyja miecz i pooya w poprzek kolan. Wiedzia, e potrafi si nim posugiwa jak mao kto. Moe by to ten sam talent, ktry mia jej wuj?... Ehaden. - Bd cierpliwa - dodaa jeszcze, z tym samym gronym spokojem. - A zatem, po kolei, Raladan. Szuka czego na dnie kubka z rumem.

- Syszaa, co jej zaproponowaem. Wydobycie czci skarbu, zakupienie okrtu i zatopienie go wraz z reszt. - A wic wiesz, gdzie naprawd jest skarb? Pokrci gow. - Tak mi si wydawao... Kiedy. Myliem si. - Ja mam w to wierzy? - Posuchaj, pani: gdybym naprawd wiedzia, gdzie jest skarb, wydobybym go ju dawno. Jestem czowiekiem, nie kamieniem, a chyba tylko kamienny posg mgby si oprze chci

posiadania takiego bogactwa. Jest sze skrzy wypenionych kad monet, od miedziaka poczynajc, na potrjnej sztuce zota koczc, klejnotami, zotymi i srebrnymi nakryciami, lichtarzami, dwie spord tych skrzy zawieraj tylko llapmask porcelan... S cztery Porzucone Przedmioty, zdaje si, e Czarne Kamienie z Wybrzea. Jest cay adunek grombelardzkich kolczug, hemw i mieczy, ktry szed morzem do armektaskiej Rapy... Broni jest zreszt wicej, bo nie kada zdobycz nadawaa si dla marynarzy, wemy tarcze cikiej piechoty, zdobyte w walkach o Barirr... Lerena przyblada. - Od jak dawna wiesz to wszystko?

- S dartaskie wazy, kada warta tyle co niewolnik. Cae bele jedwabiu. Dartaskie zbroje turniejowe i stare hemy z klejnotami rodowymi; sam je kiedy wynosiem z magnackich paacw, po tym, jak emy spalili w Lla port. Kady z tych hemw wart jest kilkaset sztuk zota. Czego chcesz jeszcze, pani? Mierzyli si spojrzeniami. - Przed mierci Demon zleci mi opiek nad ni... nad sw crk. I taka jest prawda. Milczaa. - Jest take twoim ojcem, jeli o to chodzi. To take prawda dorzuci,

wzruszajc ramionami. Skina powoli gow, przymykajc oczy. - Ohydne... - szepna. - Po mierci Demona wiele si wydarzyo... To kamstwo, e ucieklimy odzi z Wa i dotarlimy do Dranu. Chciaa, bycie tak mylay. W rzeczywistoci bylimy na Wu Morskim do chwili, gdy spalili go Wyspiarze. Ridareta dowodzia nim. Ona... Morskim?! Owszem. dowodzia Bardzo Wem krtko i

przymuszona sytuacj, ale dowodzia. Potem znalelimy si na Agarach. Zabiem tam wielu ludzi, by ocali tw matk. - I siostr... - dorzucia ponuro. - Nie, nie wierz ci. To wszystko jest... urwaa, przeykajc lin. - Syszaa, co mwiem U Szypra. Mwiem po to, eby ci przekona. Czy Ridareta zaprotestowaa, gdy wspomniaem jej ojca? Milczenie. - Miaem dug wobec Demona. Spaciem go uczciwie. Ale skarb... Ona go nie chce. Mylaem, e wiem, gdzie

szuka. Myliem si. Wiem o tym od piciu lat. Miaem nadziej, e pywajc na twoim okrcie, zdoam jednoczenie prowadzi poszukiwania na wasn rk. Ale szo to zbyt wolno. Berer znalaz skarb. Zabiem go, bo gdyby zacz mwi, ty miaaby skarb, a ja nie miabym nic. - Czemu nie powiedziae wczeniej wszystkiego? - Nie uwierzyaby mi. Ale przypynlimy tutaj... a tutaj jest ona. Czy ta rozmowa U Szypra nie jest dowodem? Twoi ludzie, bd ty sama, syszelicie kade sowo, jakie z ni zamieniem od chwili przypynicia do Dranu. Wiesz dobrze, e to wszystko nie

mogo zosta uoone. Chciaem, eby na wasne uszy syszaa, jak Ridareta potwierdza moje sowa. Tak si stao. Odkryem przed tob jej najwiksze tajemnice. A teraz chc, eby uwierzya, i skarbu ju nie ma. Z tej strony przynajmniej przestanie nam grozi niebezpieczestwo. A jest wielkie. Ona nie chce pomocy Demona, ale jeli jednak zada jej kiedy... Widziaem wrak Wa Morskiego, pani. I nie chc widzie go wicej. - Nie zrobiby mi krzywdy. To mj ojciec. - Tylko Ridaret uznaje za crk odpar z chodnym okruciestwem.

Wstaa. Chodzc po kajucie, bezwiednie bawia si mieczem, przerzucajc go z rki do rki. Przystana. Bro obrcia si wolno w powietrzu i wrcia do doni. - Poczmy swe siy, pani. Potrzebujesz pilota, a lepszego nie znajdziesz... I wiem o skarbie wicej ni ktokolwiek inny, jak sdz. Oszczdnym ruchem cisna miecz. Utkwi w cianie. - Te tak myl. Wzia kubek i oprnia go do koca. - Dlaczego jej nie zabijemy, Raladan?

- Ju mwiem. Czarny Okrt wci pywa po Bezmiarach. Jeli chcesz, to j zabij. Ale moja noga nie postanie wicej na pokadzie adnego aglowca. Nie widziaa dotd wraku Wa Morskiego. Jeli chcesz zobaczy, to j zabij. Cisna wciekle kubkiem o podog, ale pohamowaa si zaraz. - Opowiedz mi teraz wszystko zadaa. - Jeszcze raz. Bardzo dokadnie.

***

Wielka, krpa koga ciko siedziaa na wodzie. Wychylony za burt Raladan patrzy na fale, tukce o pkate burty. To nie by dobry okrt. aglowiec piracki winien by migy i zwrotny; dobrze, jeli jest duy, ale nie kosztem chyoci. W Morski... Znw wspomnia Demona i jego karak. Oto okrt! Olbrzymi i szybki. Ile ptna na masztach! Prawdziwy okrt wojenny, nie jaka tam Gwiazda Zachodu, gdzie tylko adownia budzia najwysze uznanie i podziw. Raz im si udao: w nocy, ze statkiem Berera. A tak... Cae ich piratowanie byo dotd chwytaniem niewolnikw.

Gwiazda Zachodu nie rzucaa si na inne aglowce z tej prostej przyczyny, e nie moga adnego dogoni. A ca obron bya nie szybka ucieczka i manewr, nocna zmiana kursu, jak to zwyk czyni Rapis, ale sia, tpa i bezmylna, drzemica w liczbie zaogi. Ju trzy razy zdybay ich cesarskie okrty. Raz holk, ktrego zaog zduszono sam liczb. Potem niewielka karawela, ktra nawet nie podja walki, widzc rozmiary aglowca. Lecz pyna trop w trop za nimi, nie zdoali oderwa si, mimo licznych prb. Dopiero krtka, lecz gwatowna burza rozdzielia okrty. Mieli szczcie. Potem znowu by holk... Raladan zatopi go, wprowadzajc Gwiazd w

labirynt podwodnych ska i mielizn. Koga Lereny wysza z tego cao. Stranik przepad. Tak wic na razie dawali sobie rad. Do czasu - pomyla ponuro Raladan. - Do czasu, a natkniemy si na eskadr, przeciwko ktrej ptorej setki ludzi nie wystarczy. Albo do czasu najbliszej obawy. Zerkn na niedbale postawiony agiel i zakl w duchu. Potem przenis wzrok na rufowy kasztel. Dwudziestu lub wicej ludzi pio tam rum i piewao. Kto stan za nim. Obejrza si i

zobaczy Leren. - Co tam, pilocie? Wzruszy ramionami. - Popatrz, pani. piewaj, ale upij si bardziej, bdzie bjka i znowu kto zginie. Wracam do sprawy, ktr poruszaem ju sto razy. Ale nigdy dotd nie odpowiedziaa, dlaczego na to pozwalasz. Wic prosz, dzisiaj odpowiedz. - Twoje Raladan. zuchwalstwo ronie,

Moje zuchwalstwo? Moje zuchwalstwo, pani? Wic w takim razie

moe bd mniej zuchway, chlejc rum, moe rozptam jak bjk i zadgam kogo noem? Spjrz na tych ludzi: czy nie jest zuchwalstwem to, czemu si oddaj na oczach kapitana okrtu? Skina gow i opara nadburcie tu przy nim. si o

- Wic dobrze, dzisiaj ci odpowiem. Ci ludzie byli bici batem na wszystkich statkach, na jakich suyli. W imi zachowania dyscypliny. Mieli pode arcie, a za picie chostano do nieprzytomnoci. Przyszli do mnie, bo tu jest inaczej. - Ale jest, jest inaczej! - szyderczo wskaza szmat na maszcie. - To jest

agiel? Tracimy p wiatru, nie mwic o sterownoci. Ale ci pijacy zapomnieli nawet, jak si wie wzy. Na innych statkach, pani, suyli za psi grosz. Tutaj su za zoto. To wystarczy, by zawsze miaa chtnych do zaogi. - By moe. Ale nie chc, by suyli mi tylko dla zota. Patrz, Raladan. Ci chopcy pij moje zdrowie. Istotnie dostrzeono j z kasztelu i kto rykn: Niech yje!. Kilku pijakw podjo okrzyk; podjliby zreszt kady inny. Reszta wya pie o portowej dziwce, kto domaga si gosu, kto rumu. Ale ona syszaa tylko to, co chciaa sysze, i Raladan poj, e jego uwagi nie zdadz si na nic.

Podj jeszcze jedn prb: - Twj ojciec, pani... - rzek, wiedzc, jak bardzo chce dorwna mu w sawie. Przerwaa. - Mj ojciec by krlem wszystkich mrz, Raladan. Ale jestem jego crk, Raladan, krew z krwi. I nie musz go naladowa. Sama wiem, co mam robi, by zosta jego godn nastpczyni. I nie przeszkadzaj, jeli nie potrafisz pomc. Skin gow. - Masz jednak siostr, pani. Take krew z krwi Demona. O ile wiem,

naladuje go w wielu sprawach. Zmarszczya brwi, ale zaraz wzruszya ramionami. - Riolata? - rzeka z umiechem. Pilota przeszy mimowolny dreszcz. To imi sprowadzao nieszczcie na kadego, kto je wymwi. Bezkarnie moga to robi tylko Lerena. I Ridareta. - Riolata... - powtrzya z namysem. - Kocham j, Raladan, czuj jej radoci i smutki. Ale tylko jedna z nas moe by nastpczyni ojca. Jeli Riolata popenia bdy... c, krtsza bdzie rywalizacja.

Pilot nie odpowiedzia. - Dokd pyniemy, pani? - zapyta po dugiej chwili. - Przed siebie? Zapytabym pierwszego lub drugiego oficera, ale nie mianowaa ich dotd pozwoli sobie na jeszcze jeden przytyk. - Dobrze, e jest chocia kucharz. Rozemiaa si gono. - I pilot, nieprawda? Mam dzisiaj dobry dzie, naprawd! I tylko dlatego puszczam mimo uszu wszystkie te zoliwostki. Ale ta niech bdzie ostatnia. Pyniemy do Dorony, Raladan. Musz wiedzie, czy Berer by jedynym ogarem Riolaty.

Rozdzia dwudziesty pity

- Chyba za wczenie, bym ci odkrya wszystkie moje plany. Riolata zamiaa si. Spowaniaa zaraz, patrzc z zadum. - Chocia pozosta tylko rok... Milczaa przez chwil. - Dobrze, Askarze! - powiedziaa wreszcie. - Moe warto mie do kogo pene zaufanie?

- Nie zawiod ci! - zapewni arliwie. - Oczywicie, e nie zawiedziesz... Ale zaraz spojrzaa z t zimn wzgard, ktrej tak nie znosi. Zreszt, choby zawid... Przeszkodzi nie zdoasz. Choby trbi na cay wiat o wszystkim, co dzi usyszysz, kt ci uwierzy? Krtkie zreszt byoby to trbienie... - Nie zawiod - powtrzy z gorycz. - Nie musisz mnie straszy. - Dobrze, wic posuchaj, albo raczej: popatrz.

Podesza do wielkiej, stojcej pod cian skrzyni i uniosa wieko. Wyja poduny, ciki pakunek i pooya na stole. Rozwina naoliwione szmaty. - Czy wiesz, co to jest? Askar patrzy zdziwiony. - Bro? Bro potwierdzia z zadowoleniem. - Bro ognista, podobnie jak dziao. Ale niewielka, jak widzisz. Skin gow. - Wiem ju. Syszaem, e czyniono prby posuenia si czym takim.

Chyba w Armekcie... Chyba w samym Kirlanie?... - To prawda. Uznano, i rzecz jest nieprzydatna. Przesun doni po elazie. Lubi bro. Jego legionici zawsze o ni dbali. Dziki tej dbaoci, a take dyscyplinie i wietnemu wyszkoleniu, jego garnizon uznano niedawno za najlepszy w caej prowincji. - Tak wanie byo - potwierdzi. Obawiam si... - Nie obawiaj si, Askarze. Zobacz wskazaa palcem - to jest hak. Tamta bro go nie miaa. Banda gupcw,

niechtnych wszelkim nowinkom, odrzucia ide, zamiast j rozwin... Sucha, zaintrygowany. coraz bardziej

- A tymczasem pocisk wystrzelony z tej broni przebija wszystkie zbroje i tarcze. Widziae kiedy tarcze cesarskiej cikiej piechoty? zaartowaa. Umiechn si. Nosia je poowa jego ludzi. - Bet z kuszy te je przebija cigna. - Ale grznie i dalej ju nie leci. Natomiast pocisk z tej hakownicy i owszem...

- Jak, kiedy i przeciwko komu lub czemu zamierzasz tego uy? Ujrzaa byski w jego oczach i umiechna si znowu. - Po kolei - jeszcze raz podesza do skrzyni. - Najpierw: jak. Wycigna co, co wygldao jak deska z wyciciem na grze. Ustawia desk na pododze, podpierajc dwiema mocnymi erdziami. - To jest kozio, o ktry zaczepia si hak - wskazaa hakownic. - W ten sposb zostaje zagodzony ciar broni, strza jest celniejszy, no i strzelec moe usta na nogach po oddaniu go. W polu

trzeba dwch ludzi: jeden dwiga dwie hakownice, drugi kozio. W atwym terenie bro mona transportowa na wozach. W twierdzy kozio nie jest potrzebny, wystarcz blanki murw. Pomyl teraz, co mona by zrobi, majc dwiecie hakownic do uycia w polu i dalszych dwiecie do obrony twierdzy? Krci gow. - Musiabym to wyprbowa... Ale jeli jest tak, jak mwisz, to daj mi dziesi sztuk tej broni, a wyszkol ci dwie setki ludzi w trzy miesice. - Wanie na to licz. - Ale skd chcesz wzi tak ilo

broni? - zapyta. - Dziesi sztuk wystarczy do szkolenia, ale do niczego wicej. - Jest czowiek, ktry zrobi mi ich piset, oczywicie, za odpowiedni opat. Prawd mwic, sto ju mam. Nim rok minie, otrzymam drugie tyle. A nastpnych dwiecie, wikszych i ciszych, do obrony murw, to sprawa mniej pilna. Wzi hakownic i obraca j w rkach. Przymierzy do koza. - Robia z tym dowiadczenia? - No... tak. Ale znam tylko si pocisku, zasig... Jeli pytasz, czy

biegaam z tym po polach, to nie, nie biegaam. - Kozio winien by bardziej nachylony - mrukn. - I szerszy, troch szerszy, eby spenia dodatkowo rol pawy i osania przed strzaami wroga... Bdzie ciki. Ale mona da szeroki pas skrzany, przybity, o tutaj i tutaj, do noszenia na plecach. Albo dwa krtkie, do noszenia na ramionach. Obserwowaa go uwanie. - Dostaniesz dwadziecia hakownic i trzystu ludzi. Wybierz dwustu, a z tych dwustu jeszcze stu najlepszych i zrb z nich strzelcw. Druga setka - wystarczy, jeli bdzie obeznana jako tako,

najwaniejsze, eby byy to chopy mogce biega z t podpor. Zreszt, masz woln rk. Wiem, e w caej prowincji nikt mi nie wyszkoli tych ludzi tak jak ty. Odoy powoli bro. - Dobrze. Musz znale odpowiednie miejsce. Szkolenie takiej liczby ludzi, takie szkolenie, haaliwe i niezwyke, bdzie zwraca uwag. - Czy otrzymasz urlop? Trzy miesice, bo tyle ci trzeba, tak? - Tak. Jesieni. Wrc wszystkie okrty, legia zostanie wzmocniona przez stra morsk. Chyba nie bd niezbdny

w garnizonie. - Bardzo dobrze. Wic masz ca jesie. Miejsce ju jest. - Jaka wyspa? - Wanie. Wkrtce przygotuj tam kwatery, budulec ju zwiozam. Schowaa hakownic i kozio. - Zadziwia mnie - przyzna, odbierajc z jej rk pucharek z winem. Oczywicie, to nie wszystkie twoje niespodzianki, prawda? Miaem usysze jeszcze... - Kiedy i przeciw komu. Ju mwi. Za rok. Przeciw cesarskim onierzom.

Bdzie powstanie. Omal nie upuci pucharu. Odetchn gboko. - Niemoliwe... Skd wiesz, na Szer?! Skd moesz o tym wiedzie? Nie odpowiedziaa. Powstanie! Ale byo, moliwe... Nawet prawdopodobne! Patrzy bez sowa. Ze wszystkich krajw podbitych przez Armekt najtrudniej byo utrzyma wanie Garr i Wyspy. Z prostej byo to bardzo

przyczyny: podbite wczeniej Dartan i Grombelard graniczyy z Armektem. Tutaj za byo morze. I to morze niespokojne, kadej jesieni bdce przeszkod nie do pokonania. Co roku, przez trzy miesice, Morska Prowincja, jak j czasem zwano, odcita bya od kontynentu. W przeciwiestwie do Dartaczykw (ktrzy przyczeni do Armektu wicej zyskali ni stracili) i pdzikich ludw grombelardzkich, Garyjczycy, majcy kiedy wasne, dobrze rozwinite pastwo, bardzo dotkliwie odczuwali niewol. O wiele mniej kopotw przysparzay ludy osiade na wyspach. Wyspiarze w ogle nie lubili nikogo;

tradycyjnie trudnili si rybostwem bd piractwem - to drugie zajcie dao si kiedy tak Garyjczykom, jak i Armektaczykom, solidnie we znaki. By czas, gdy na poudniowych wybrzeach Armektu, osiedlao si tylko morskie ptactwo... Jednak, po przyczeniu Wysp do imperium, plaga piractwa - cho wci dokuczliwa - nie bya problemem politycznym. Lecz zadbano, by taki problem powsta: oto nie znoszce si ludy wsadzono do jednego wora, tworzc Morsk Prowincj, wsplny kraj Wyspiarzy i Garyjczykw. Wbrew pozorom nie bya to sprawa baha. Dla Garyjczyka, ktry blad, gdy nazwano go wyspiarzem; dla Garyjczyka, ktry wicie wierzy, e Garra jest czci

kontynentu, oderwan niegdy przez Szer, w celu uwolnienia wybranych swych synw od wszelkich plugastw tego wiata; dla Garyjczyka, ktry mia mieszkacw wysp za zwierzta, a Armektaczykw za pludzi nie bya to sprawa baha. Tym bardziej, e okazao si wkrtce, i Wyspiarze bardzo dobrze czuj si pod opiek imperium, ktre potrzebowao takich marynarzy - i onierzy, wywodzcych si z miejscowej ludnoci, znajcych jzyk i lokalne stosunki. Wbity zosta ostatni gwd do trumny: wyspiarskie dzikusy w tych tunikach i pod tymi aglami stay na stray interesw Kirlanu, pilnujc Garyjczykw... Uyto wic oliwy do gaszenia ognia.

Jak dotd, tylko dwa powstania garyjskie byy naprawd grone, reszt stanowiy pojedyncze, odosobnione zrywy, gasnce natychmiast w zetkniciu z karnymi siami imperium. Ale w dalekim Kirlanie powoli zaczto zdawa sobie spraw, e nie tdy droga. Garra bya zbyt duym krajem, by bez koca pilnowa go z mieczem w doni. Askar doskonale wiedzia o tym wszystkim. Zmarszczy brwi i spokojniej ju zapyta: - Gdzie i kiedy? Czy to pewna wiadomo? Przygldaa mu si uwanie.

- Za rok - powiedziaa - pnym latem oczywicie. Caa Garra tym razem, nie tylko Dran czy Dorona. Oczywicie, e to pewne, od dwch lat przygotowuj t wojn, i przecie nie sama. Bo to bdzie wojna, Askarze, prawdziwa wojna, starannie przygotowana i waciwie prowadzona. Nie jaki tam bunt trzech wysokich rodw, piciu wiosek i dwch garnizonw... Patrzy w osupieniu, z prawdziwym strachem. - Na Szer... wysoko mierzysz! O, na Szer... - powtrzy. Wiesz, e zrobi dla ciebie wszystko... ale to szalestwo! Wojna czy powstanie... Nie zdajesz sobie sprawy z potgi cesarstwa! To nie

moe si uda, cesarz nigdy nie pozwoli, by u boku imperium wyroso mu nagle wielkie, morskie pastwo! I to pastwo nieprzyjazne, wrogie! Jesie bdzie wasza, ale zim przypynie tu z kontynentu wszystko, na czym zmieci si cho jeden onierz. Przegracie! - Przegracie? Dlaczego: przegracie? Uwiadomi sobie nagle, e zupenie odruchowo postawi si na pozycji cesarskiego oficera. No i, przede wszystkim... Jestem Armektaczykiem powiedzia cicho, ale z odcieniem pewnej (starannie skrywanej) dumy.

Podesza blisko. - Bdziesz musia wybra midzy mn a Armektem. Wybra ju dawno. Wiedziaa o tym wietnie. - Przegramy - powiedzia po prostu. - Ale wiem. Spojrza z nowym zdumieniem. - Wic... po co? - Bo to... nie tak - powiedziaa niemal wesoo. - Nie przegracie i nie przegramy. Oni przegraj, Askarze. Bawia si wyrazem jego twarzy.

- Nie chodzi mi o wolno Garry. Chodzi mi o wyspy. Nie wszystkie przecie... O dwie wyspy. Przekrzywia gow. - Nie rozumiesz? - zapytaa po chwili. - Chc mie Agary. Przyniosa wielk map. Bya na niej Garra, Wyspy, poudniowy Armekt i Dartan. - Chc mie wasne ksistwo. Samodzielne i niezawise. I silne. Patrzy na map. - Nie jestem eglarzem... Pokazaa palcem.

- Ale o Agarach syszae na pewno. Jeli nie o kopalniach, to chocia o wielorybach. - To tam? - Tam. Milcza. - Gdyby powiedzia to kto inny, uznabym go za szaleca mrukn wreszcie. - Ale skoro mwisz to ty... znaczy, e wiesz, co mwisz. Cho przyznam... - Agary nie s wcale takie mae. Wielka Agara to adny skrawek ldu. S tam dwa miasta i dobry port, sporo

wiosek. Na Wielkiej Agarze s kopalnie miedzi, a przy jej poudniowych brzegach owi si wieloryby. Te wyspy powinny opywa w dostatki, ale wszystko zabiera imperium. - I sdzisz, e cesarz... - Cesarz bdzie mia na gowie garyjskie powstanie - przerwaa. - Nim je stumi, bdzie wiosna, pewnie pna wiosna. Teraz popatrz, gdzie le Agary. To samotne wyspy na kocu wiata. Wieci stamtd dugo biegn do Kirlanu. Pokiwa gow. - Okrty stray morskiej - cigna zwalcza bd aglowce Garyjczykw i

konwojowa transporty wojska na Garr. Wtpi, by wysano cho jeden statek do agarskiej Aheli, mied moe poczeka, a statki potrzebne bd tutaj. - Ale pywaj tam przecie jacy kupcy. - Do rzadko, a ju w czasie wojny... Ale oczywicie masz racj. Pamitaj jednak, e kupcy to ludzie interesu. Daj im zarobi i zamw nastpn dostaw, a dotrzymaj kadej tajemnicy. Zreszt, statek kupiecki mona po prostu zatrzyma. - No dobrze, ale przecie to nie moe trwa wiecznie. Powstanie w kocu upadnie i kto przypynie po mied.

- Oczywicie. Te statki rwnie zatrzymamy. Mogy rozbi si, zaton, mogli je spali piraci... Nieprdko w Kirlanie stanie si jasne, o co chodzi. A i wtedy... No, jeste onierzem. Mw, co by zrobi. - Wysabym wojenn eskadr. - Ktra przepadnie. Jej los te nieprdko stanie si jasny, taka wyprawa musi przecie potrwa. Potem znw nastanie jesie i jesienne burze... Policz, ile czasu zyskujemy. - Ale w kocu jesie si skoczy i przypyn nastpne okrty. - Ile?

- A kt to moe wiedzie? - Ale ile? Sto? achn si. - Cztery. Pi. - Te take przepadn. Co dalej? achn si znowu. - Rozumiem, e bdziesz tam miaa swoich ludzi i statek...czy moe dwa statki. Trzy? Moe zdobdziesz i obsadzisz jakie kogi kupieckie. Ale czy zdajesz sobie spraw, ile wojska jest na holku stray morskiej? Mwisz o cesarskich aglowcach jak o dkach z

kory, ktre mona poama kopniakiem. Umiechna podune oczy. si, lekko mruc

- Bd miaa nie statek, czy dwa. Bd miaa dziesi wojennych okrtw. Dziesi duych aglowcw. Z setkami mordercw na pokadach. - Skd je wemiesz, na Szer? Skd chcesz... Zrozumia nagle. - Piraci? - Wanie. To tylko kwestia zota. Zota i wsplnych celw. Zoto ju

prawie mam. A to drugie... Ktry to pirat nie chciaby mie staej, bezpiecznej przystani, gdzie zawsze moe zawin i czu si jak u siebie? Pomyla, e kto wie... Niemniej jednak plany dziewczyny przeraay go swoim rozmachem. - W kocu przypynie tam tyle aglowcw... - Ile, Askar? Ile aglowcw warte s Agary? Potrzsn gow. - Nie - powiedzia. Wzi oddech. Nie. Upraszczasz wszystko... Chcesz

naprawd pozna opini onierza? Nie wiem, ile aglowcw warte s Agary. Wiem natomiast, e jeli broni ich bdzie dziesi statkw pirackich, to wkrtce przybd tam wszystkie floty imperium, z grombelardzk wcznie. Tyle warte jest dla cesarstwa pozbycie si dziesiciu aglowcw pirackich. To mwi onierz. A teraz polityk, bo pomyl o skutkach politycznych. Jeli byle Agary mog sobie wywalczy niepodlego, to co z innymi krainami Szereru? Imperium nie moe pozwoli sobie na to, by wszystkie podbite prowincje ujrzay jego sabo. Przybdzie tam tyle okrtw, ile bdzie trzeba.

Ku jego umiechna.

zdumieniu

znw

si

- Nie wierz w to. Opara okcie na mapie, a podbrdek na doniach. - Bez wzgldu na polityczny wydwik Agary nie s warte takiej awantury - ocenia. - Tak jak kiedy nie bya tego warta Barirra. Wysepka, zdobyta przez Demona Walki. Wysoki stopniem wojskowy powinien co o tym wiedzie? Zmarszczy czoo. Co sysza... - Sdz, e Kirlan raczej zatuszuje

ca spraw - cigna - lub poszuka rozwizania na drodze dyplomatycznej. Policzyam, ile z grubsza kosztowaaby taka wojna. Morska wojna, toczona w odlegoci setek mil od Kirlanu. Gdyby miaa potrwa tylko rok, co wobec wchodzcych w gr odlegoci nie jest czasem dugim... Zacza pisa palcem po mapie. - Tyle. Przynajmniej tyle. Spojrza na ni, zdumiony. - I komu ja to tumacz? - zapytaa z sarkazmem. - Ale wida to prawda, e o kosztach wojennych kampanii najwysi rang dowdcy nie ycz sobie nic wiedzie... Askarze, nie mona tak po prostu zabra okrtw ze wszystkich mrz Szereru. Przecie s tam potrzebne,

bo zbdnych nikt by nie trzyma. Uspokojenie caej zbuntowanej prowincji warte jest kadej ceny, ale odbicie Agarw? Nikt, nawet sam cesarz, nie przeforsuje wyoenia takiej sumy! Po wojnie z Garr imperialna szkatua i tak bdzie wieci pustkami, bdzie brakowa okrtw i onierzy, wszystkiego. - Nie wiem, czy twoje obliczenia s wiarygodne - prbowa protestowa. Uniosa brwi. Prowadz przedsibiorstwo handlowe - przypomniaa - i niele znam si na cyfrach. Pomagam organizowa armi powstacz, planuj te

powoanie wasnej, prywatnej armii. Wiem, ile co kosztuje. - Uwaasz wic, e w ogle nie dojdzie do wojny o te wyspy? adnej powanej prby odzyskania ich? - Na ma skal, moe... - Jak ma? Trzy okrty? Wystarczy byle drobiazg, by zawiody wszelkie rachuby, a wtedy stranicy morza spal te twoje Agary. - Moje Agary? - podchwycia drwico. - To s cesarskie Agary. Cesarskie okrty spal wic cesarskie Agary? A zreszt, niech spal. Tam nie ma co pali. Wypal moe mied w

ziemi? Czy te przeposz wieloryby? Wany jest tylko port. - Zajm go. Jeli nie spal, to zajm. Twoja flota straci zaplecze. - To jedyna rzecz, ktra mnie niepokoi - przyznaa. - Dlatego tam musi stan twierdza, Askarze. Nie wierzy wasnym uszom. - Na tej wyspie? Chcesz zbudowa twierdz przez rok? - Stary kamienioom jest obok Aheli. - To mieszne - powiedzia krtko.

Zmarszczya brwi. - Co jest mieszne? - Nie zbudujesz twierdzy przez rok. Ani przez dwa lata. Podziwiam tw znajomo tematw wojskowych, ale tu wida... pewne braki. Nikt nie potrafi wznie liczcej si fortecy w tak krtkim czasie. A choby nawet... Tak wietnie policzya wydatki cesarza, policz i swoje! Skd chcesz zdoby pienidze? Skarb Demona? Nie ka mi powtarza: to mieszne. Wystarczy go moe na zakup twoich hakownic i opacenie piratw, pewnie nawet troch zostanie. Ale twierdza? Warownia? Czy wiesz, ile kosztuje warownia?

Spogldaa na niego z gry. - Czy wysuchae do koca? zapytaa agodnie. - Wic wysuchaj, bo dostan furii! - wrzasna. Przykrya doni policzek mczyzny. - I zrobi co, czego potem bd aowaa.

Rozdzia dwudziesty szsty

- Oczywicie, pani - Raladan rozoy rce. - Oczywicie, e kady wpynby najpierw na Morze Zwarte. - Kady, tylko nie ty - powiedziaa ze szczerym podziwem. Ale jak...? Znw pochylili si nad map. - Tutaj nie ma przejcia. A tu znw mielizny... Ten przesmyk? Raladan, tam poszo na dno kilka statkw! Nie ma

przejcia! - Jest. Gwiazda przeszaby tamtdy nawet z pen adowni. A teraz mamy pust. Ale, oczywicie, wejd miao w ten przesmyk, a zobaczysz skay tam, gdzie powinien by kil... Trzeba trzyma si prawej strony, bez przerwy. Nie zawsze mona, bo gdy wieje od wschodu, wysoki i zalesiony brzeg daje odbicia wiatru. Teraz jednak powinnimy przepyn. Cay czas praw stron, a gdy z dziobu zobaczysz znowu morze, ku rodkowi. Pywalimy tamtdy wielokrotnie. Na Wu. - By zwrotniejszy i chodzi na wiatr. - Zaspia si.

- By te wikszy i gbiej zanurzony. A e chodzi na wiatr, tam i tak nie ma gdzie halsowa... A wiatr mamy dobry i nie zmieni si dzi ani jutro. Potrzsna gow. - Skd ty to wszystko wiesz, Raladan? Znasz kad cienin, kady przesmyk, kad raf i kad mielizn... - Tylko wok Garry, gdzie indziej jest gorzej. A na Zachodnim Bezmiarze byem tylko raz. Z twoim ojcem, pani. Znw spojrzaa na map. - To nam skrci podr o dzie albo dwa - skonstatowaa.

- I pozwoli omin szlak, ktrym wszyscy pywaj - dorzuci. - To prawda. - Jeszcze jedno... Zawaha si. Ponaglia go gestem. - Przejdziemy t drog... ale agiel musi wisie porzdnie, a ta banda nie moe pi. W tej cieninie potrzebny jest sprawny okrt i sprawna zaoga. Popatrzya uwanie. - No, dobrze. Poprawia fular i wysza. Stan w

otwartych drzwiach, wystawiajc twarz do soca. Pogoda bya pikna; przy lekkim, przyjemnym wietrze to soce wcale nie mczyo. Zreszt, byo ju pne lato. - Hej, chopcy! - zawoaa. Raladan popatrzy na pokad. Zaoga zazia si powoli, zgiekliwie i z uciech. - Nie ma picia, chopcy! Uja si pod boki, syszc gosy protestu. - Nie ma picia! Do jutra ani kubka!

- Mamuka! - zawy krpy, pryszczaty drab. - My dla ci... my wszystko!... Zatoczy si cokolwiek. Kto go podtrzyma solidarnie. - Wszystko! - ozway si gosy. Wszystko! Pilotowi zachciao si rzyga. Odwrci si i zatrzasn drzwi. Wiedzia, e wieczorem hoota bdzie pia tylko zdrowie mamuki. Lerena wrcia po chwili. - Wydaam rozkazy - powiedziaa. Skin gow.

Gdy tak staa, pochylona nad map, uleg zudzeniu, e widzi Ridaret. Nie po raz pierwszy odnis takie wraenie. Byy do siebie zdumiewajco podobne: Lerena i jej siostra jak dwie krople wody i obie do Ridarety. Ten sam wzrost, te same sylwetki, te same wosy, podbrdki i oczy... Gdyby teraz Lerena zdja fular i zawizaa czarn opask... w pmroku atwo mgby si pomyli. Byy w tym samym wieku... Fenomen, ktrego nie pojmowa. Wszelkie prby wyjanienia zawiody. Ridareta bya brzemienna, gdy odnalaz j na Maej Agarze. Wiedzia, od kogo ta cia pochodzi, Ridareta zreszt tego nie taia. W kadym razie nie przed nim.

Ale cia trwaa trzy miesice. Potem take nic nie dziao si normalnie... Crki Ridarety rosy, dojrzeway i dorolay - wszystko to trzy razy szybciej, ni wymagay prawa natury. Co byo przyczyn, nie wiedzia. Ridareta take nie wiedziaa. Chocia z drugiej strony... czu, e dziewczyna ma jak tajemnic. Teraz, majc po osiem lat, crki Ridarety i Rapisa byy z wygldu, zachowania i rozumu dwudziestoczteroletnimi kobietami. Niespena dwadziecia pi lat miaa

ich matka. Lerena wci patrzya na map. - Raladan - powiedziaa, a gdy podszed, wskazaa rk na wschd i zachd od Szereru. - Co jest... tam? - Bezmiary, pani. - Bezmiary... Uniosa gow i ju wiedzia, o co zapyta. - A dalej? - Myl, e nikt tego nie wie.

- Nie znamy adnych ldw poza Szererem - mwia jakby do siebie - ale czy to znaczy, e ich nie ma? - Moe s. Niektrzy mwi, e jest wiele takich ldw jak Szerer. Pono kady ma swoj opiekucz potg, tak jak nasza Szer. - Czemu nikt ich nie szuka? Tych ldw? - Wielu szukao, pani. Ale nigdy nie wrci aden statek z tych, ktre zapuciy si daleko na Bezmiar Wschodni lub Zachodni. Lecz bya raz wyprawa na Bezmiar Pnocny... - Pilot zamyli si.

- Co z ni? - Ta historia jest tak stara, e poowa z niej to prawie legenda. By raz eglarz, ktrego imienia nikt ju nie pamita, nazwano go po prostu eglarzem Pnocnym... Wypyn daleko na pnoc. Nikt nie wie, ile dni czy miesicy trwaa ta wyprawa. Syszaem kiedy w jakiej tawernie pie o niej. Byo tam, e eglowa rok, potem drugi i trzeci... To oczywista bzdura, ale myl, e to naprawd mogo trwa wiele miesicy. Podobno robio si coraz zimniej, a wreszcie na morzu pojawia si kra, cho byo lato. A potem ju nie dao si pyn, bo cae Bezmiary skuwa gruby ld. W ogle nie

zapada zmierzch, by wieczny dzie... - Chyba w to nie wierzysz, Raladan? - Chyba nie - przyzna. - Ale z drugiej strony, tam musi co by, na Bezmiarach. Co co sprawia, e statki nie wracaj. Nie wiem czemu, ale zdaje mi si, e jest jaki ld... wielki ld na wschodzie. Moe nawet wikszy ni Szerer. Nie, nie wyjani ci tego, pani uprzedzi pytanie. - Nie wiem, skd to dziwne przewiadczenie. A co do eglarza Pnocnego, to myl, e gdyby caa ta historia bya zmylona od pocztku do koca, to byyby w niej daleko wiksze dziwy ni tylko gruby ld.

- Potwory... - podsuna. Skin gow. - Moliwe. - Czy istniej naprawd? Znowu skin gow. - Ptaki, olbrzymie ptaki... Widzia je take twj ojciec. Przemkny nad nami... i tyle je widzielimy. - A inne? Opowiedz! Bya zaciekawiona jak dziecko. Inne... Widzia. Ale nie chcia o tym mwi.

- Nie teraz, pani. Nie na morzu. - Powiedz tylko, jakie widziae nalegaa. - Nie na morzu - powtrzy. Opowiem ci, jak zejdziemy na ld. - Wic widziae? chocia, jak czsto je

- Tylko raz. - Tylko raz? - Bya zawiedziona. - Tylko raz. I, na Szer, mam nadziej, e wicej nie zobacz... Zmarszczy brwi, bo owo wydarzenie

znw stano mu przed oczami. Zawsze, gdy je wspomina, gdzie pod sercem wzbiera dziwny, tpy bl. Pamita tamten dzie najlepiej ze wszystkich, jakie przey. Nie tylko z racji tego, co wwczas zobaczy... By to pierwszy dzie, jaki pamita. Trzydzieci bez maa lat mino od tego czasu... Nie wiedzia, skd pochodzi, kim jest, kim byli jego rodzice. Wycignito go z morza, pierwsze twarze, jakie pamita, byy twarzami zaogi kupieckiego statku. Powiedziano mu potem, e dojrzano go pord fal, trzymajcego kurczowo jak potrzaskan desk. Od jak dawna by w

wodzie? Na jakim okrcie pyn i dokd? Nie pamita... Sdzc po stroju, jaki mia na sobie, mg by synem kupca. Ale znw sposb wyraania si przywodzi na myl szlachetnie urodzonego. Nie potrafi udzieli adnych odpowiedzi. Dopiero, gdy zapytano o imi, odpar z namysem: Raladan... Ale to pniej. wszystko miao miejsce

Wycignito go na pokad. Pprzytomny, widzia pochylone nad nim twarze, ktre przybliay si, to znw jakby odpyway. Wreszcie wrcia ostro widzenia i zaraz potem

usysza krzyk trwogi, okropny... Pozostawiono go na pokadzie, widzia, jak wok biegaj ludzie, potem spada na pokad kaskada wody, okrt niemal pooy si na burcie, przewali ciko na drug i wtedy on, Raladan, ujrza, jak pod falami co si miota, przewala, wreszcie morze pka i pord bryzgw piany i wodnego pyu wynurza si TO... Uznano potem, e okrt, ktrym pyn, zosta rozbity w drzazgi... I nikt ju si nie dziwi, e jedyny rozbitek z tego statku, kilkunastoletni chopak, straci pami.

Rozdzia dwudziesty sidmy

Wskazywa palcem widoczne ju wejcie do przesmyku. Patrzya uwanie. - Lepiej bdzie, jeli sam zajm si sterem - powiedzia. - Postaw, pani, kogo pewnego na dziobie. Najlepiej sta sama. Haas pod kasztelem zaguszy ostatnie sowa. Kto zacz rycze tak

przeraliwie, jakby odzierano go ze skry. Spojrzeli po sobie, potem w d, na pokad. Jeden z majtkw tarza si u nadburcia, przyciskajc do do ucha, a raczej miejsca, gdzie byo. Spod doni cieka krew. Inny, chowajc n, trzyma owe ucho w palcach, pokazujc rechoczcym do utraty tchu kompanom. Zwabieni wybuchami miechu zazili si inni, zbiegowisko roso. - Pani... - rzek Raladan. Spojrza na ni i zamilk. Usta miaa rozchylone. Na dolnej wardze zawisa kropla liny. Nie potrafi powiedzie, kiedy

znalaza si na dole. Lew rk chwycia, trzymajcego ucho, osika za gardo, a praw, zacinit w pi, uderzya w zby. miechy ucichy. Podcia majtkowi nogi i powalia z si, jakiej nikt by si po niej nie spodziewa. Przeraony rzuci si pod ni i przetoczy na brzuch, ale znowu trzymaa za gardo, przedramieniem, drug rk szarpna gow w bok, chopisko walno ramionami o deski i skonao, ze skrconym karkiem. Tuka gow trupa o pokad tak dugo, a twarz przemienia si w miazg, wtedy wycigna miecz i przebia ciao na wylot. Wstaa, jednym szarpniciem

oddara skraj koszuli i wytara rce. Pokrwawion szmat cisna za burt. Tum majtkw cofa si krok po kroku. Raladan sta na kasztelu, spogldajc na plecy dziewczyny. Rozerwana w walce koszula odsaniaa ogromny, wielobarwny tatua, przedstawiajcy smoka. Potwr poruszy si, gdy piratka uniosa rami, wskazujc morze. - Rum za burt - powiedziaa wiszczcym pgosem. W ciszy, przerywanej tylko stukiem krtkiej fali i skrzypieniem okrtu, usyszano j a nadto wyranie.

Wci pokazujc palcem wycigna drug rk.

wod,

- Ty bdziesz bosmanem. Wyznaczony drgal otworzy usta i zamkn je zaraz, przeykajc lin. Jeli zdarzy si jeszcze jaka bjka, lepiej wyskocz do morza... Wtedy wyznacz innego bosmana. Raladan! Zszed z kasztelu. - W przesmyku Zarzd, co trzeba. - Tak pani. Rozstpiono si pospiesznie, gdy posza ku rufie. Raladan pozosta sam ty dowodzisz.

naprzeciw cichej, spokorniaej gromady. - Tak, pani - powtrzy w przestrze, starannie skrywajc satysfakcj. Skrywa te rozbawienie... Po pewnym czasie, gdy mg wreszcie zameldowa si u kapitana, przypomnia sobie powd niedawnej wesooci. Zaomota w drzwi kajuty. - Tu Raladan umiechem. powiedzia z

Swoim zwyczajem siedziaa na blacie stou, majtajc skrzyowanymi w kostkach nogami. Ujrzawszy pilota, odchylia si do tyu, opierajc ramiona

za plecami. Nie zawitaa jej w gowie myl o zmianie koszuli; wypite cycki, wyzierajc spod aosnych strzpw, celoway mu sutkami prosto w nos. Lubia obnosi si z nimi, to pewne. - No, co tam? - zagadna. - Przeszlimy, pani - powiedzia. Potrzsna wosami. - Co jeszcze? Sta niezdecydowany, cho widzia, e zo ju jej przesza... Szkoda, bo w przeciwiestwie do zaogi, wielce ceni te wybuchy furii. No, za wyjtkiem tych, ktre dotyczyy jego...

- Mwe wreszcie! - zniecierpliwia si nieco. - Czy wiesz, pani, kogo mianowaa bosmanem? Zmarszczya brwi. - Kogo? - Niemow, pani. Patrzya w milczeniu. Wyprostowaa si i nagle przyoya do do czoa. - Jak ja mam teraz... to odwoa...? zapytaa, krztuszc si od powstrzymywanego, dzikiego miechu. - Nie wiem, przygryzajc usta. pani odpar,

miali si do blu mini brzucha.

Rozdzia dwudziesty smy

Brzeg Wisielcw... Pomimo do gstego ju mroku waciwy dom Lerena odszukaa bez trudu, cho by rwnie ciemny i z pozoru rwnie martwy jak inne. Jednak nawet w nocy dao si zauway, i kto dba, by nie popad w ruin. Pomylaa, e to nieostrone. Pchna drzwi i zanurzya si w

mroczn czelu. Spostrzega smug szarego wiata i namacaa kolejne drzwi. Otworzya je. Bdc na zewntrz, widziaa, e okiennice s zamknite. Teraz okazao si, e dodatkowo okna zasonite od rodka... Riolata wstaa i wysza jej naprzeciw. Jednoczenie wycigny rce, objy si i pocaoway. - Zbyt dugo to trwao - powiedziay. Rozemiay si. Riolata odsuna nieco siostr. - Powiedz, szybko powiedz... - Rio-la-ta.

- Na Szer, jak dobrze znowu usysze swoje imi, prawdziwe imi... Jeszcze raz si objy. Usiady przy stole twarz w twarz. Patrzyy zachannie. - Wypikniaam Lerena. powiedziaa

- Wypikniaam - powtrzya jak echo tamta. Poprzez st ujy si za rce. - Omal nie pokrzyowaa mi planw - powiedziaa Riolata. - Zabia Berera.

- Omal nie pokrzyowaam? Co znaczy: omal? - Wydobyam skarb ojca. Mam go. Syn Berera narysowa mi map. Lerena zacisna do. - Nie wierz - powiedziaa po chwili. Riolata pooya na stole skrzan sakw. - To dla ciebie. Lerena signa do rodka i wydobya gar klejnotw. Przyblada. - To... jamuna? - zapytaa przez

zacinite zby. Riolata spospniaa. - Dlaczego tak to rozumiesz? Wykorzystaam skarb do swoich celw, jest ju rozdysponowany... Oto, co zostao. Dotd nie sprawiam sobie nawet sukni. Moe teraz bym moga, ale chc, eby ty to wzia. Lerena cisna klejnoty na podog. - Kpisz, dziwko?! - wysyczaa. Riolata parskna miechem. - Oczywicie, e kpi! - powiedziaa. - Na Szer, siostrzyczko, dlatego tylko

mwi ci o tym, by nacieszy si widokiem twojej zawiedzionej buzi. Cho moe lepiej byo nie mwi, szukaaby dalej! - Odchylia gow do tyu w nowym ataku miechu. Lerena uspokoia niespodziewanie. si

- Chc wiedzie, gdzie by - zadaa zimno. - I jaki by. To mi si naley. - Niecay dzie drogi od miejsca, gdzie pucia na dno statek Berera. - Tyle to sama si domylam. - Barirra. Wyspa Demona Walki. Wasno ojca.

Lerena zastyga. - Prawda, jakie to proste? - miaa si Riolata. - arty... Setka ludzi ju na to wpada i setka ludzi tam bya. - Wida le szukali. - Dalej! Riolata skina gow. - Pociesz ci: mniej ni sdziymy. Trzy skrzynie wypenione klejnotami i zotem. Co prawda due skrzynie. Oczy Lereny przygasy.

- Dziwka - powtrzya po chwili. Gupia dziwka. Czemu zawsze tobie si wszystko udaje? Nie wierz, e stracia ju cay skarb. Pilnuj tej reszty, bo przejd sama siebie, eby ci j wydrze. Riolata pochylia si nagle. - Nie przeholuj - powiedziaa cicho. Nawet przywizanie do siostry ma swoje granice, Lereno. Piratka powolutku naplua na st. Milczay. umiechem. Riolata cofna si z

- A twj luby? - zapytaa lekko. Lerena wcieka si.

- Z daleka! Od niego z daleka... Jest mj! - Ale jest, jest twj, nie chc go! Jest twj... o ile rzecz jasna, twoim moe by czowiek Ridarety. - Na wszystkie morza wiata powiedziaa Lerena, spogldajc dokoa - co ja robi w towarzystwie kurwy? Zerwaa si nagle, przesza dwa kroki i podniosa z podogi sznur pere. Zamiaa si faszywie, zreszt ten miech przerodzi si zaraz w zgrzytanie zbw. Uniosa pery do oczu, po czym cisna nagle, trafiajc tamt w twarz. Przeskoczya przez st.

adna nie wydaa okrzyku czy jku, sycha byo tylko sieknicia i cikie wiszczce oddechy. Toczyy si po pododze. Lerena przygniota siostr i zamierzya si. Riolata cigna j za wosy w d, po czym poderwaa ciao, uderzajc gow. Zerway si i stay twarz w twarz. Teraz tuky po msku piciami, na zmian, nie unikajc i nie parujc ciosw. Wymieniy ich po kilka. Stay pokrwawione, z rozbitymi ustami, zmierzwionymi wosami i drcymi, pocieranymi domi, zacinitymi do nowych razw. Dyszay. - Wystarczy - powiedziay. Umiechny si krzywo, objy i

zataczajc, wyszy przed budynek. - Ten dom... wyglda jak nowy... rzeka urywanie Lerena. Zmie to... Opara czoo o czoo siostry. Stay tak jaki czas, potem poszy umy si w morzu. - Chod - rzeka wreszcie Lerena. - Ja te mam dla ciebie niespodziank. Nie wiesz jeszcze, e mamy starsz siostr... Wrciy do izby.

*** Raladan jak wryty sta na progu

kajuty. - No nie - powiedzia tylko. Siedziaa na posaniu, przykadajc mokr szmat do ramienia. Gdy odrywaa rk, widzia obtart a do okcia skr. Uniosa gow, pokazujc olbrzymi siniak pod lewym okiem i drugi wok prawego. Trzeci zdobi podbrdek. Umiechna si niewyranie opuchnitymi wargami. - No nie - powtrzy. Wyszed i po chwili wrci z kubkiem rumu. Posusznie uniosa rami. Byo spuchnite, a w skrze tkwiy jakie drzazgi. Wycign najwiksze i

chlusn rumem. Zasyczaa. - To onierski sposb - wyjani zapamitaj go. Rum wypala ran. Teraz nie powinna si jtrzy. Kto ci napad, pani? Potrzsna gow. - Nic mi nie bdzie - rzucia niecierpliwie. - Siadaj. Czekaj. Pom mi zaoy koszul, wszystko mnie boli... adna z tob rozmowa, kiedy zamiast myle, gapisz si na moje goe cycki. Zerkn z ukosa... mwia powanie. Czasem opaday mu rce.

Powtrzya mu rozmow z Riolat. - Teraz nie wiem, komu mam wierzy: tobie czy jej? Trzy skrzynie czy sze, a na tych szeciu jakie inne graty? Skina gow, uprzedzajc odpowied. - Nie, Raladan, wiem dobrze... Skarb jest tam, gdzie by, a ona nie tylko, e go nie ma, ale nawet nie wie, gdzie szuka. Chciaa zyska na czasie. Siedzia zamylony. - Jutro wypywa w aglowiec - powiedzia. morze jej

- Mwia mi. Do Armektu po zboe. Moja siostra to kupiec ca gb,

Raladan. A w ogle, to przybraa sobie imi: Semena. Zupenie jak to miasto w Dartanie. - Wierzysz w to, pani? - e jest kupcem? Oczywicie, e interes prowadzi kto inny... - Wierzysz w to, e ten statek idzie do Armektu? To pikna, szybka i zwrotna karawela. Takich statkw nie uywa si do woenia zboa. - Uywa tego, co ma... O co chodzi? - Uwaasz swoj siostr za gupi, pani?

Patrzya pytajco. - Boj si, e ona jednak wie, gdzie jest skarb - wyjani. - Mylisz, e daaby si zapa w tak gupi sposb, jak wyliczanie skrzy ze zotem? Wiedziaa dobrze, e jej nie uwierzysz, bardzo si o to staraa. - O czym ty mwisz, Raladan? - O tym, e ta karawela pynie po skarb, pani. Twoja siostra musiaa wiedzie, e ten okrt wzbudzi podejrzenia, chciaa je odsun. Wic zrobia wszystko, co moga, by ci udowodni, e nie wie, gdzie skarbu szuka.

Lerena milczaa. Wstaa i delikatnie muskajc palcami obolae rami, zrobia dwa powolne kroki. Smok z jej plecw patrzy na pilota trjktnymi lepiami poprzez dziury w podartej koszuli. Mistrz prawdziwy wykona ten tatua, to nie byy prymitywne marynarskie nacicia, zabarwione na sino, bardziej bdce bliznami, ni rysunkiem. Takie tatuae, wielobarwne, doskonae, robiono w Dartanie. Piciu, a moe dziesiciu ludzi, parao si jeszcze t niezwyk sztuk, umierajc powoli, lecz nieuchronnie. Cena jednego rysunku bya przeraajca. - Masz racj. Ty masz racj, a ja jestem... Daam si oszuka.

Oczywicie. Gdyby naprawd miaa skarb, nie powiedziaaby mi o tym. Wiedziaa, e to mnie zdziwi, wiedziaa, e nie uwierz... Odwrcia si twarz ku niemu. - Ty masz racj - powtrzya raz jeszcze. - Podnosimy kotwic, Raladan. Wkrtce wit. Musimy wpyn do portu w Doronie, bez wzgldu na ryzyko. - Ryzyko? Nie poznaj ci, pani. Opanuj si, Dorona to nie Dran. Nie moemy tam zawin, bo ju nie wypyniemy. Zreszt, nie mamy tam nic do roboty. - Trzeba jej przeszkodzi.

- Jak? I po co? Moe lepiej niech doprowadzi nas do skarbu. - Wiesz rwnie dobrze jak ja, e Gwiazda Zachodu nie dogoni tego okrtu. - Posuchaj, pani: wiem co mona i co trzeba zrobi. Ale jeli bdziesz przerywa mi po kadym sowie, to istotnie twoja siostra wrci ze skarbem, a my wci bdziemy tu stali. Nieoczekiwanie olnia go szerokim, cho porozbijanym umiechem. - Dobrze, kapitanie Raladan. Sucham pilnie.

Krtko przedstawi swj plan.

Rozdzia dwudziesty dziewity

Dran, podobnie jak Dorona i wszystkie zreszt miasta Garry, by pierwotnie miastem obronnym. Mury miejskie, teraz ju mocno zaniedbane, obejmoway port i zabudowania nazwane pniej Star Dzielnic. Dran nie by miastem duym, gwatowny jego wzrost rozpocz si wraz z wczeniem Garry do Wiecznego Cesarstwa. Jako najbardziej na pnoc wysunite, a zatem lece najbliej wybrzey

Armektu, miasto Garry, szybko sta si wanym orodkiem handlowym, tym bardziej, e szeroko rozlany, leniwie toczcy swe wody Bahar, bdcy najwiksz rzek wyspy, umoliwia szybki i tani przewz towarw w gb ldu. Miasto uroso, ale po niedugim okresie wietnoci podupado. Moe powodem byo to wanie, e - o ironio - leao na zbiegu najwaniejszych morskich szlakw imperium... Do, i stao si ulubionym siedliskiem wszelkich szumowin: wyrzuconych ze statkw marynarzy, szukajcych okazji do nowego zacigu; zwolnionych ze suby za rne sprawki onierzy, oferujcych kupcom swe miecze wraz z obietnicami czujnej nad towarem opieki;

rnych wczgw i rzezimieszkw, liczcych na atwy up w portowym tumie; ebrakw, bdcych tu istn plag; wszelkiego rodzaju oszustw i nacigaczy, wreszcie - rzecz naturalna w duym portowym miecie - caych zastpw kurew w kadym wieku: od lat dziesiciu do osiemdziesiciu. Mona byo w Dranie usysze wszystkie jzyki Szereru: dwiczny, brzczcy jak srebro armektaski splata si z gardowym brzmieniem garyjskiego, znieksztacanego na tyle sposobw, ile jest wysp. W tle tego melodyjnie pyny samogoski dartaskie... A czasem nawet rozbrzmia tu i wdzie twardy akcent

Grombelardczyka, przybysza z najodleglejszej krainy imperium. Nad tym wszystkim growa Kinen, bdcy waciwie uproszczonym jzykiem Armektu. Wojskowy garnizon Dranu by najwikszy w caej prowincji. Lecz c z tego? Do suby w tak podym miejscu zsyano niejako za kar... W efekcie by tu najgorszy element onierski, jaki mona sobie wyobrazi. Oficerowie robili wszystko, by si wydosta z tego mietnika, za komendantem zostawa zwykle jaki uczciwy czowiek, ktremu nie starczyo si i sprytu, by kupi lub zdoby dla siebie mie, ciepe stanowisko z nadziej na szybki awans.

Nieszcznik w robi co w ludzkiej mocy, ale lumpy, ktrymi dowodzi, raczej prowokoway bjki, ni im zapobiegay. Dezercja szerzya si straszliwie. Prdzej czy pniej, kady wojskowy komendant Dranu bd rezygnowa z kariery wojskowej, bd stosowa si do starego przysowia: Jeli wejdziesz midzy wrony.... Bya jednak w Dranie Stara Dzielnica. Miasto w miecie. W Starej Dzielnicy miecio si wielkie, ponure gmaszysko Trybunau Imperialnego. Byo kilka paacw (do sierminych, zaiste po garyjsku) bdcych wasnoci starych miejscowych rodw. Bya te twierdza wizienna - najwiksza i

najcisza na wyspie. W Starej Dzielnicy stacjonowaa kolumna - stu ludzi onierzy gwardii morskiej, podlegych nie komendantowi legii w Dranie, lecz bezporednio Ksiciu Przedstawicielowi Cesarza w Doronie (a faktycznie jego namiestnikowi). Byli to najlepsi onierze w tej czci imperium. W Starej Dzielnicy obowizyway szczeglne prawa. Wczgostwo i ebractwo cigano tam i karano z ca surowoci. W cigu dnia po ulicach kryy silne patrole, ktrych liczb podwajano w nocy. Marzeniem kadego kupca byo mie swj kantor w Starej Dzielnicy, marzeniem kadego rzemielnika byo mie tam swj warsztat. Jednak, nawet

jeli jaki dom szed na sprzeda, jego cena przekraczaa cen paacu gdzie indziej... Tego samego dnia, kiedy Gwiazda Zachodu opucia Dran, kierujc si w stron Dorony, przed gmachem Trybunau pojawi si jaki czowiek, szczelnie okryty obszern peleryn z kapturem. Zamieni kilka cichych sw z gwardzistami przy wejciu. Przepuszczono go. Kilkakrotnie jeszcze zakapturzona posta mijaa warty przy drzwiach. Ostatni posterunek sta przy do szerokich schodach, wiodcych agodnym ukiem w d. U podna owych schodw zaczyna si korytarz,

bardzo surowy, owietlony pochodniami. Z korytarza liczne drzwi prowadziy do sal. Czowiek w pelerynie, poprzedzany przez gwardzist, znikn za jednymi z tych drzwi. Po chwili onierz wyszed i wrci na wart. Sala bya urzdzona z przepychem zgoa zdumiewajcym wobec ubstwa korytarza. Przepyszny kobierzec dartaski pokrywa cz surowej, kamiennej posadzki (nie pasujc zreszt do niej wcale) wzdu wszystkich cian stay posgi wyobraajce kilkunastu najwikszych wadcw Armektu i

Wiecznego Cesarstwa. ciany i strop obito aksamitem. Porodku komnaty znajdowa si ogromny st z czerwonego, bukowego drewna. Wok stou stay liczne wysokie krzesa, bardzo bogato rzebione. W srebrnych kandelabrach pono chyba sto wiec. Trzy krzesa byy zajte, siedzieli na nich dwaj mczyni, jeden w wieku lat pidziesiciu kilku, drugi znacznie modszy, i czterdziestoletnia kobieta. Stroje mczyzn byy raczej skromne, za to suknia kobiety kosztowa musiaa fortun. Niewiele miaa wsplnego z armektaskim upodobaniem do prostoty... Take i sala urzdzona bya nie po armektasku; wacicielka

krlewskiego stroju bez dwch zda musiaa mie wpyw na urzdzenie tego wntrza... Czowiek w pelerynie podszed do stou i zsun kaptur, ukazujc kobiec, jasnowos gow. Siedzcy patrzyli przez chwil w milczeniu. - Pikna buzia - rzek wreszcie modszy z mczyzn. - Nieoszacowane zdolnoci podkreli drugi, karcc tamtego wzrokiem. - Prosiem ci, pani, by przysza, bo tym razem ja mam dla ciebie wiadomo.

Kobieta zdziwia si. - Nie ma w tym nic szczeglnego, e dbam o ludzi zdolnych wyjani mczyzna. - Moe zainteresuje wasz godno fakt, e czowiek o nazwisku D.M.Vard, byy kapitan stray morskiej, przyby przedwczoraj do Dranu na pokadzie statku pyncego wprost z Agarw. - Myl, Alida, e on szuka ciebie uzupenia obsypana klejnotami kobieta przy stole. - Oczywicie, moe to zwyky przypadek... - mwia z bardzo sabym, prawie nieuchwytnym akcentem dartaskim. - Nie wierz w to - powiedziaa

przybya. przypadki.

Nie

wierz

takie

- Co zamierzasz, pani? - zapyta mody czowiek. - Najlepiej byoby go pojma. Spojrzaa dziwnie, potrzsajc gow. - Nie, panie. Niech dziaa. To ciekawe, skd wiedzia, gdzie mnie szuka. - Tak dugo, jak dugo jest wolny... - Uwaasz, pani, e co wicej moe si w tym kry? - przerwa tamten. Przez krtk chwil milczaa.

- Nie przerywaj mi, panie, gdy mwi. Mody czowiek obejrza si, zdumiony, na swych towarzyszy. Mczyzna mia twarz jak z kamienia, kobieta stumia umiech. - Chc trzech ludzi, ktrzy go odnajd i nie spuszcz z oka powiedziaa Alida. - Masz moj zgod - starszy mczyzna skin gow. - Sama ich wybierz, pani. I... zalecam ostrono. Nie chce ci straci. - Ten czowiek nie jest zbyt grony. - No... nie wiem. Przez trzy pene

miesice pracowa w kopalni na Agarach. Z wasnej woli. Po omiu latach niewolniczej pracy w tym miejscu. Taki czowiek moe bardzo wiele. - Bd ostrona. Gdy wysza, mody mczyzna unis rce. - Kim ona jest, na Szer? - To kobieta szlachetnego rodu, Nalwer. - Garyjka? - Pkrwi Armektanka. Zachowae

si jak prostak. - Jej ton... - Bardzo mi si podoba. I jak j znam, uyaby go wobec kadego. Nie znasz si na ludziach, a to dua wada. - Mwie, panie, e jest prostytutk? - Jest ni. Jest te najbardziej niebezpiecznym czowiekiem, jakiego znam. To krlowa intrygi i podstpu, a musisz jeszcze wiedzie, e nigdy i niczego nie zapomina. I pomyle, e mj poprzednik wysa j na takie Agary, gdzie marnowaa si przez tyle lat! - dorzuci.

Przez chwil panowao milczenie. - Jak trafia tutaj? I kim jest ten... kapitan? - Jemu wanie zawdziczamy jej odkrycie - odpara kobieta z umiechem. - Bya drog kurw na Agarach swobodnie uya wulgarnego sowa tylko kilka osb znao jej prawdziw twarz. Przeprowadzaa pewien plan, kiedy ten gupiec... ten kapitan pojma j i osadzi w lochu. Zdaje si, e przekupili go piraci. W kadym razie, wojsko dziaao wyjtkowo zrcznie... rzecz rzadka. Znw si umiechna. Troch potrwao, nim spraw wyjaniono. Bya caa wojna midzy tamtejszym komendantem a Trybunaem,

komendant straci stanowisko, tego Varda za... Alida posaa do kopal. Troch to okrutne, ale gupcw jednak naley usuwa.

*** Vard nie by ju gupcem. Osiem lat w kopalniach nauczyo go patrze na ycie inaczej. Byo w tym spojrzeniu wiele goryczy. By te gniew. Wok umierali ludzie. Wolni grnicy, pracujcy ciko, opacani byli jednak dosy dobrze. Inaczej niewolnicy. Ci otrzymywali tylko jado i odzienie. Dbano o nich jednak: po

kadych szeciu dniach pracy sidmy by dniem odpoczynku. Niewolnicy byli wasnoci cesarza. Oszczdzano ich. Podobnie jak woy i konie. Winiowie natomiast pracowali dzie po dniu, tydzie po tygodniu, miesic po miesicu. Umierali, cigajc na wsptowarzyszy dodatkow prac przy pochwku. Vard wiedzia od zawsze o winiach w kopalni. Nigdy jednak nie zastanawia si, jacy waciwie ludzie tam trafiaj. Nigdy o to nie pyta. By onierzem, ciga przestpcw, schwytanych oddawa w rce urzdnikw Trybunau Imperialnego. Nic wicej go nie obchodzio.

Potem sam zosta przestpc. Mordercy do kopal nie trafiali. Mordercw wieszano. Take wszelkich rabusiw, rozbjnikw, piratw choby nawet rce mieli nie pobrudzone krwi. Razem z Vardem pracowali ludzie, ktrzy na sumieniu mieli kradzie kury, bezprawne polowanie na cesarsk zwierzyn, bezprawne owienie cesarskich ryb, prb oszukania cesarskiego poborcy. Przez rok najbliszym towarzyszem Varda by stajenny garyjskiego magnata; sadzajc na siodo on pana, sign pod jej sukni. Stajenny zaklina si, e to by przypadek. Przey. Odpokutowa swoje i opuci kopalnie.

Inni tyle szczcia nie mieli. Modzi chopcy i ludzie wtli, bd starsi, umierali zwykle po kilku miesicach. Zdrowi, silni mczyni dogasali powoli. Jeli nie zabiy ich choroby pracowali mozolnie, dzie po dniu... byle do jesieni. Jesieni tempo pracy malao. Statki nie przypyway, za skady w Aheli nie byy due. Jesie przynosia nieco ulgi. Spord ludzi, ktrych Vard pozna, stajc po raz pierwszy do pracy, po tych omiu latach yo jeszcze trzech. Kilku innych zwolniono po odbyciu kary. Vard by mczyzn Czystej Krwi. Temu tylko zawdzicza, e skazano go na lat osiem, nie za pitnacie.

Traktowano go te lepiej, daleko lepiej ni innych. Komendant legii zna go dobrze jako koleg-oficera, onierze i nadzorcy rwnie widzieli w Vardzie byego dowdc imperialnego aglowca. Przydzielano go do prac lekkich, posyano z wozami do Aheli, gdzie bra udzia w rozadunku. Gdy Ik Berr straci stanowisko komendanta stray morskiej, na Agarach natychmiast odyy pomwienia o nieudolne dowodzenie okrtem. Nastpca Berra, protegowany Trybunau, uzna zasadno oskare. Varda zwolniono ze suby. Tym samym nie by ju dla Trybunau czowiekiem nietykalnym. Oskarony kolejno o

udzielenie pomocy czonkowi zaogi pirackiego okrtu, dopomoenie w ucieczce piratki z Maej Agary i pniej - z Agarw w ogle, o przyczynienie si do mierci cesarskiego urzdnika, wreszcie o uwizienie powszechnie szanowanej mieszkanki Aheli, jej godnoci Erry Alidy, zosta skazany i niezwocznie zesany do kopal. Dzie wczeniej Alida osobicie odwiedzia go w celi. Wiedzia ju wtedy, kim jest ta kobieta. - Gupio zrobie, panie, mieszajc si w sprawy, ktre ci przerastaj powiedziaa mu. - Byam jedynym uytecznym instrumentem Trybunau na Agarach, bo ci starcy, ktrych wszyscy

znaj, mog sdzi, ale nie wykrywa zbrodnie. Teraz moja misja skoczona. Nikt ju nie przyjdzie do najdroszej dziwki w Aheli ze zleceniem usunicia czowieka... - Ile takich zlece wykonaa? zapyta. - Troch - odpara lekcewaco. Ale usunito ludzi bez adnego znaczenia. Przyjcie owych zlece nie zagraao interesom imperium. Bywali jednak u mnie ludzie dajcy... o, niezwykych rzeczy. Domylasz si zapewne, co spotkao owych zleceniodawcw. Agary s mae. Ale ludzie tu yjcy maj czasem wielkie plany. - Ujrza ironiczny umiech na jej

ustach. Umrzesz w kopalniach powiedziaa krtko. Z domi wiszcymi na przymocowanych do ciany acuchach, sta, pomimo omdlewajcych ng jednak wyprostowany. - Wyrok ju zapad - wyjania. Jutro go usyszysz. Moe jednak... mogabym go zagodzi. Potrafi bardzo wiele. Czekaa, ale nie odezwa si. - Gdzie popynli? - zapytaa. Nie wiedzia. Ale nawet, gdyby wiedzia, nie usyszaaby nic na ten temat. Milcza.

- Dotd nie przesuchano ci, panie... tak naprawd. S tu miejsca, gdzie amie si najtwardszych. Skrzywi usta. - Nie strasz. Jestem czowiekiem Czystej Krwi. Nawet wy nie moecie torturowa mnie bezkarnie. Wiadomo o miejscu, gdzie uciek jaki may pirat i dziewczyna, nie jest warta wytoczenia Czystej Krwi na sali tortur. - Czyby? - Moe w Doronie. Moe tam s ludzie postawieni do wysoko, by pozwoli sobie na podobne bezprawie. Ale tu nikogo takiego nie widz. Tu s

Agary, Czysta Krew na Agarach jest w cenie. Dobrze wiesz, bo pacono ci za nazwisko. Przecie chyba nie za urod? Podesza szybko i spluna mu w twarz. Od tej pory ju jej nie widzia. Gdy zosta zwolniony z kopal, komendant legii, stale siedzcy w Arbie, wezwa go do siebie. By to ten sam, posunity ju mocno w latach czowiek, ktry dzieli wadz na wyspach jeszcze z Berrem. - Kapitanie - powiedzia - do stray morskiej nie moesz ju wrci, nie zostaniesz te przyjty do legii. Ale

mog ci poleci kapitanom statkw zawijajcych do Aheli. Stary ju jestem i obojtne mi zdanie Trybunau na ten temat... Wprawdzie oficerskie stanowisko na aglowcu wocym mied nie jest czym szczeglnie wartym podania, niemniej jednak... Vard milcza. - Tak mylaem - podj tamten z westchnieniem. - Jestem tu kim w rodzaju wiziennego dozorcy... Nie yw urazy, e speniem swj obowizek. Vard potrzsn gow. Komendant westchn raz jeszcze.

- Co mog dla ciebie zrobi, synu? Pienidzy przecie nie przyjmiesz... Uwierz jednak, e jestem ci yczliwy. Trybuna... Zamilk. Cign po chwili: Uznaby moje sowa za prowokacj. Lepiej ich nie wypowiem. Co mog zrobi dla waszej godnoci? - Dwie rzeczy, komendancie. Starzec natychmiast pochyli si ku niemu; Vard widzia, e ten czowiek naprawd nie yczy mu le. - Musz teraz pj do Aheli, zobaczy grb matki. Ale potem wrc. Mj majtek przepad... Chc pracowa w kopalni, panie. Czy otrzymam

porczenie waszej godnoci? onierz wzrokiem. patrzy nieruchomym Czy wiesz, co

- Modziecze... mwisz?

Vard milcza wyczekujco. - Mczyzna kopalni miedzi? Czystej Krwi... w

- Czy otrzymam prac jako wolny grnik? - Co mwisz, panie... Oczywicie, natychmiast. Ale naprawd nie wiem...

Vard podzikowa skinieniem. - A drugie yczenie? Byy wizie odwrci wzrok. - Proba, komendancie. Czy mgby, panie, zdoby dla mnie wiadomo o miejscu pobytu... tej kobiety? Zalega cisza. - onierz tego nie sysza - rzek komendant. Troch uroczycie zdj mundurow tunik, zoy j starannie i schowa. Dopiero wtedy znw spojrza na Varda. - Dobrze, kapitanie.

Rozdzia trzydziesty

Seila - lekka, szybka i zwrotna karawela, nazwana tak od imienia jednej z legendarnych crek Szerni, zesanych do walki ze zem, pyna pwiatrem na poudnie. Dartaskie legendy podaj, e najpikniejsz cr Szerni bya Rollayna, starsza siostra Seili. By moe. Trudno jednak zaprzeczy, e Seila bya jednym z najzgrabniejszych statkw, jakie kiedykolwiek widziano na tych wodach. Na trzech masztach niosa

trzy skone agle typu llapmaskiego. Wszystkie agle miay barw bia, porodku kadego widnia jasnozielony znak I. agle skone, mniej moe przydatne do dalekich rejsw, zwaszcza w okresie staych, zimowych wiatrw, wymagay jednak mniej pracy ni agle rejowe. Tote ca zaog karaweli stanowio trzydzieci osb, wicej nie byo trzeba. Tym bardziej, e statek nie dwiga uzbrojenia; najlepsz jego obron bya szybko. Seila, pochylona mocno na praw burt, gadko cia fale spokojnego morza, zostawiajc za ruf spienion bia wstg. Kilka mil przed dziobem, od nawietrznej, wyaniay si z porannej

mgy przysadziste ksztaty jakich ldw. Statek lekko wyostrzy i poszed prosto w ich stron. Na lewym trawersie mia samotn, kamienist wysepk. Skrztnie zaznaczano j na wszystkich mapach, otoczona bya bowiem wiecem gronych, podwodnych ska. Wiele okrtw poszo tutaj na dno. W cieniu owej pospnej wysepki, wtopiona w ciemne to urwistego brzegu, staa na kotwicy dua koga z nagim masztem. Wyej, na szczycie urwiska, dwoje ludzi pilnie ledzio mig karawel. - Podziwiam ci - powiedziaa Lerena. - Jeszcze raz zapytam: skd

wiedziae? Pilot wzruszy ramionami. - Nie wiedziaem... Domylaem si tylko. A ty nie, pani? Berer musia pyn tym szlakiem, chyba e wraca z Zachodniego Bezmiaru. Nie bardzo w to wierzyem. Jeli wic pyn od Wysp Poudniowych, musia pyn tym szlakiem, bo to najkrtsza droga do Dorony. - Nie najkrtsza... - zauwaya. - Najkrtsza znana droga - zgodzi si. - Nikt nie pywa wzdu zachodnich brzegw Garry. Gdyby wydoby na powierzchni wszystkie wraki, jakie tam

le, mona by po ich pokadach such nog doj tutaj. Podziwiali gadki bieg okrtu z biaymi aglami. - Ale to oznacza, e od dawna ju domylasz si, gdzie moe by skarb. - Nie udawaj, pani, e ty si nie domylasz? Skina gow. - Jednak Archipelag Poudniowy to kilkaset wysp i wysepek... - Wanie.

- Moe to rzeczywicie Barirra? - Wtpi, pani. Nie, pani. To byoby zbyt proste. A ponadto... - Mj ojciec nie by gupcem, Raladan. Wiedzia, e kady powie: to zbyt proste. - Zapominasz, e znaem twego ojca, pani. To na pewno nie jest Barirra. Patrzya mu w twarz dugo, z coraz wiksz nieufnoci. - Dlaczego tak usilnie prbujesz wybi mi ten pomys z gowy? Znw wzruszy ramionami.

- Jeli chcesz, moemy sprawdzi. Ale znam Barirr. Nasza mapa pokazuje wntrze innej wyspy, chyba zreszt mniejszej... I powtarzam: znaem twego ojca. Zdoby Barirr, walczc ze wszystkimi wojskami Garry. Potem zawijalimy tam par razy, eby wywiesi now bander, ale kapitan nawet nie schodzi z pokadu... Bawia go myl, e ca t wojn rozpta i wygra ot, tak sobie, dla kaprysu. Nie schowaby na tej wyspie nawet pary starych butw, bo musiaby sam sobie powiedzie, e walczy - o co. To by odebrao zwycistwu cay smak. Patrzya jeszcze przez chwil, potem skina gow.

- Co teraz, Raladan? Znw spojrzeli na tnc to morza karawel. - Pikny okrt. Milczeli. - Tak, jak ustalilimy: gdy zniknie nam z oczu, popyniemy i my. - Jeli wiatr si nie zmieni, mog by kopoty. - Zobaczymy. Wyspy Poudniowe tworz trzy mniejsze archipelagi... Myl, e chodzi o Grup Wschodni.

Przyznaa mu racj. - Susznie. W rodkowej jest Sara, na Sarze siedz stranicy i silna eskadra. Wtpliwe, by tam by skarb. A Grupa Zachodnia... - ...to same skay, tyle ska, e tylko szaleniec mgby tam pywa czym wikszym, ni czno. - Kto wie?... - zamylia si. - Nie, pani. Nawet Demon nie zapuciby si tam bez dobrego pilota. Zreszt popatrz: ta karawela na pewno nie pynie do Grupy Zachodniej. - Moe mia dobrego pilota - znw w

jej gosie zabrzmiaa podejrzliwo. - A Riolata... moe kluczy celowo. Jest sprytna, Raladan. - Czy ty mnie suchasz, Tumaczy spokojnie: pani?

Zawsze u schyku lata odprowadzalimy okrt do jakiej kryjwki. Na pokadzie zostawa Tares, czasem Ehaden, czasem ja. Poza tym kilku majtkw. Par razy pozosta twj ojciec. Reszta wczeniej schodzia na ld. U Wysp Poudniowych kotwiczylimy jesieni dokadnie pi razy: dwukrotnie w Grupie Zachodniej i trzykrotnie we Wschodniej. W kadym z tych miejsc kapitan przynajmniej raz by sam, z tymi czterema czy picioma

majtkami. Nie pamitam, bym widzia jeszcze kiedy ktrego z tych marynarzy... Spojrzaa pytajco. - Zwykle, cho nie zawsze, zostawali ci, ktrzy nie chcieli ju pywa. Zaoga bya pewna, e z kocem jesieni zeszli na ld i poszli sobie. - A naprawd? - Naprawd zjady ich ryby. Z niektrych kryjwek korzystao si wielokrotnie, nikt nie mg wiedzie, gdzie s. Z pocztkiem zimy zaoga zbieraa si znowu w okrelonym miejscu. W Morski przypywa tam,

w nocy niepotrzebni majtkowie szli za burt, a rano szalupa pyna po tych na brzegu. Tak to, w duym uproszczeniu wygldao. - Nigdy dotd nie mwie mi o tym. - Nigdy dotd nie pytaa, pani. Mierzyli si wzrokiem. Porozbijana twarz dziewczyny wygldaa okropnie: siniaki nabray penej barwy. - Ktrej jesieni - podj pilot - twj ojciec zaryzykowa, skorzysta z poprawy pogody i ukry skarb na wyspie, przy ktrej kotwiczy W Morski, albo na ktrej z lecych w pobliu. Pomogli mu ci majtkowie,

tworzcy szkieletow zaog. - To bardzo poszukiwa. ogranicza pole

- Tak i nie. We Wschodniej Grupie ja kotwiczyem tylko raz, przy wyspie... o, takiej akurat jak ta, na ktrej si znajdujemy... Przy jesiennej fali po prostu nie sposb przybi szalup do tej ciany, prawda? Zwaszcza, e nawrotw byo zapewne kilka. Demon chcia przecie skarb ukry, nie utopi... To musiaa by inna wyspa. - A w Grupie Zachodniej? - Do Grupy Zachodniej zawsze ja prowadziem okrt. Raz sam, raz z

kapitanem i ca zaog. Po prostu uciekalimy przed cesarsk eskadr, to byo pnym latem. Jeden holk rozbi si na skaach, drugi zdobylimy. Demon zosta z tymi trzema czy czterema w kryjwce, a Ehaden, Tares, ja i caa reszta poeglowalimy na tamtym. Kupi go Brorrok... Ju nigdy wicej nie ukrylimy Wa w tych skaach. Zim, gdy kapitan przypyn po nas na Garr, pomylaem, e to prawdziwy cud. - Dlaczego? - Zostawiem mu mapy, sam je jeszcze uzupeniem... Ale co tam mapy... Poszycie byo nadwerone w tylu miejscach, e przez dwa tygodnie caa zaoga je ataa. W adowni byo wody

o, tyle... Gdyby to by inny okrt, zbudowany mniej solidnie... Mylisz, pani, e twj ojciec ukryby skarb w miejscu, do ktrego nie jest w stanie sam dotrze? W duchu przyznaa mu racj. - Chyba pora, Raladan - powiedziaa po chwili. Ostronie zaczli schodzenie do miejsca, gdzie czekaa na nich szalupa. Potem przedostali si na okrt. Plan by prosty: mieli upewni si, czy Riolata rzeczywicie pynie do Wysp Poudniowych, po czym zasadzi si na ni, gdy bdzie wracaa. Pierwsz

cz planu zrealizowali, co do drugiej Lerena miaa powane wtpliwoci. Raladan jednak przekonywa, e to moe si uda. Zreszt - nie mieli wyboru. Jeli rzeczywicie chodzio o wschodni grup wysp i jeli Riolata wracaaby t sam drog (co przecie nie byo takie pewne), mieli zagrodzi jej drog w miejscu wskazanym przez pilota. Karawela, oczywicie, atwo moga uchyli si od walki, dlatego osaczy j miay zwrotne, szybkie odzie szakali morza, jak zwano miejscowych piratw przybrzenych. Raladan radzi wynaj sze lub siedem takich odzi, z czym nie powinno by kopotw, i obsadzi je czci zaogi Gwiazdy.

Na tych pytkich, penych raf i mielizn, najbardziej zdradliwych wodach Szereru, nawet zgrabna karawela Riolaty nie moga si rwna z paskodennymi cznami, poruszanymi si dziesiciu wiose kade. Ale owych jeli byo tak duo, e Lerena baa si ocenia, jakie waciwie szans ma ich, czy te raczej Raladana, plan. Nie miaa jednak lepszego pomysu. Raladan... Czy mu teraz ufaa? C, chyba bardziej, ni kiedykolwiek, ale jednak nie do koca. Nikomu nie ufaa do koca. Ale jemu bardzo chciaaby ufa.

Zdumiewajcy czowiek... Dziecko morza. Teraz, przed spotkaniem z Riolat na Brzegu Wisielcw, opowiedzia jej sw histori. Potwory z gbin zday jej si nagle nieciekawe, tajemnicze pochodzenie Raladana zafascynowao j o wiele bardziej. Kim by ten najlepszy pilot wszystkich mrz? Synem kupca, a moe dowdcy okrtu? Mczyzn szlachetnego rodu? Umia przecie wystpowa w kadej z tych rl. Kim, kim by? Daaby chyba p ycia, eby to wiedzie. P ycia... Nieduo... Starannie skrywany bl, graniczcy prawie z rozpacz, by w niej stale. Jako dziecko bardzo si cieszya, e tak

szybko dorasta. Podobnie Riolata. Cieszyy si jednak tylko do chwili, gdy zaczy rozumie, co to waciwie oznacza... Zostay zwyczajnie oszukane. Czasem z przeraeniem mylaa, e ju za kilka lat bdzie sporo starsza od swej matki. Nie znaa przyczyny tej tragedii, nikt nie potrafi jej pomc w znalezieniu odpowiedzi na najwaniejsze pytanie. Ostatnio zacza myle o dalekim Grombelardzie i tajemniczym, gronym Zym Kraju. Moe mdrcy z Czarnego Wybrzea? O ich wiedzy i potdze opowiadano legendy. Moe tam?

*** Oparta o nadburcie na dziobie statku, na wysokoci kluzy, Riolata mylaa niemal dokadnie o tym samym co Lerena. Ju dawno zauwayy, e ich myli s czsto niezwykle podobne, ponadto, jeli rozwaaniom ktrej towarzysz silne emocje - to druga niemal zawsze je odbiera. Tak byo i tym razem. Riolata czua smutek, zmieszany z gorzk zawzitoci, ale te uczucia pyny gdzie z zewntrz - poznawaa to nieomylnie. Kady si w tle jej wasnych uczu, ale sw obecnoci wyzwalay myli o podobnym zabarwieniu...

Riolata mylaa o Niedalekiej ju staroci.

staroci.

Potem pomylaa, e bardzo chce mie syna. Silnego, prawdziwego mczyzn, ktry podejmie jej dzieo, a ktrego syn bdzie krlem Bezmiarw, potnym wadc, zdolnym ogniem zepchn armektaskie i dartaskie miasta w gb ldu, a moe nawet ponie miecz do samego serca imperium - do Kirlanu. Oczyma wyobrani widziaa ponce miasta, potn un od horyzontu po horyzont, na jej tle za sylwetk wadcywojownika dowodzcego tysicami piechoty, cierajcej z mapy Szereru

wszystko co wrogie lub niechtne nowemu panowaniu. Z pogard mylaa o obecnym cesarstwie, bdcym dziwnym i niechlujnym zlepkiem rnych krajw i ludw. Poaowano wysiku, by uczyni z nich jeden wielki nard, jeden kraj. A tymczasem ludzie, rzdzeni przez jednego czowieka, nie mog by rni, nie mog uywa wielu jzykw... Wszystko naley wymiesza i stopi, wywie garyjskie dziewczyny na kontynent, a te z kontynentu na Garr... Jasnowose Grombelardki musz sta si onami czarnookich Armektaczykw, Dartanki dosta za mw Wyspiarzy... To nieatwe, ale jedynie suszne rozwizanie. Ponadto: sprawa innych rozumnych. Nigdy nie

widziaa ywego kota lub spa, ogldaa tylko ryciny. Tu, pord mrz, kotw i spw nie spotykao si wcale, mao byo ludzi, ktrzy mogliby si pochwali, e widzieli ktre z tych stworze. Najprdzej marynarze. Wrd majtkw ze statkw kupieckich syszao si czsto, e do zawin do grombelardzkiego Londu, by kotw ujrze dziesitki; byy te w armektaskiej Kanazie i Rapie. Nie rozumiaa tego. Nie pojmowaa, jak stworzenie chodzce na czterech apach, niczym pies, mona zrwna z czowiekiem. Nie mwic ju o spach. Syszaa zwyciskim o Kociej Wojnie, powstaniu, kiedy to

zwierzta, c z tego, e rozumne, wywalczyy sobie ludzkie przywileje. Historia owego zrywu zaja j tak bardzo, e zebraa moliwie duo wiadomoci na ten temat. Nie moga uwierzy: imperium pozwolio na zwyciskie powstanie! Jak, na Szer, miay nie wybucha nowe? Koty, ywy symbol nieposuszestwa, chodziy i dziaay wrd ywych! - Pani... Wyrwana z zadumy, odwrcia si powoli. Dowdca Seili, czowiek starszy ju wiekiem, ale zawoany eglarz, pochyli gow w lekkim ukonie. By jednym z tych nielicznych,

ktrzy wiedzieli, kto naprawd kieruje dwoma powanymi przedsibiorstwami kupieckimi w Doronie; wiedzia te, e handel z Armektem i Dartanem to tylko przykrywka dla cakiem innej dziaalnoci. Nawiasem mwic, interesy prowadzia niezwykle pewn rk, w cigu zaledwie dwch lat dorobia si niemaych pienidzy i wpyww. Prawda, e drog utorowa jej Raladan, wykorzystujc jakie stosunki i powizania jeszcze z czasw, gdy jej ojciec mocno trzyma w garci wielu doroskich bogaczy... - Co tam, kapitanie? - Nie jestem kapitanem, pani, gdy stoisz na tym pokadzie.

Umiechna si lekko. - Zostaw te grzecznoci, Wantadzie, nie jestemy w paacu. Co si stao? - Prosiem, by nie pokazywaa si zaodze, pani, tak dugo jak to moliwe. Ludzie s zaniepokojeni...Co mam im powiedzie? - Och, naprawd... - jkna, odruchowo unoszc do do twarzy, na ktrej siniaki przybray to-fioletowozielone barwy. Zapomniaam zupenie! Wantad, przyjacielu, powiedz im cokolwiek, e spadam ze schodw... no, nie wiem?

Stary kapitan unis nieco brwi, spogldajc na krztajcych si majtkw. - Hm, ze schodw... Nie wiem, pani. Ale dobrze, co wymyl... Odszed zafrasowany. Jeszcze raz dotkna twarzy i znw opara rce o nadburcie, umiechajc si w duchu. Stary Wantad by niezastpiony. Niewielu ludzi obdarzaa takim zaufaniem. Moe jeszcze Askara. Chyba nikogo wicej. Zreszt - wszyscy ludzie na tym statku byli warci zaufania (cho oczywicie w granicach rozsdku). Dobierali ich Wantad i ona - bardzo starannie.

Dwudziestu marynarzy, ludzi wietnie obeznanych ze swym fachem, zapewniao Seili waciw obsug; dbaa, by mieli dobr straw, godziw zapat i, nie mogc narzeka na brak zaj, nie byli te obarczeni prac ponad siy. Oprcz marynarzy w skad zaogi wchodzio dziesiciu onierzy - w duchu zwaa ich sw gwardi. Byli jej cakowicie oddani i wyszkoleni tak dobrze jak to tylko moliwe. Pacia im za wiczenia, hojnie nagradzaa najlepszych strzelcw i najtszych rbajw. Tote midzy onierzami trwaa nieustanna rywalizacja. Dowdc oddziaku by dziesitnik ze zamanym ponury nosem,

czowiek polecony jej przez Askara. Rekomendujc podwadnego, Askar powiedzia jej: To zodziej. Jest chory, gdy nie kradnie. Nie mog go trzyma w garnizonie, bo aden z moich oficerw nie chce odpowiada za niego. Kiedy ukrad lichtarz z paacu Przedstawiciela... Ale poza tym to czowiek, ktry yje wojskiem. Pozwl mu ukra czasem to i owo, a zrobi ci z powierzonych ludzi machiny do zabijania. Tak byo. Nosacz (bo taki by przydomek dziesitnika) znalaz jej najemnikw - ludzi kochajcych zoto, kobiety i or. Ocenia ich i pochwalia

wybr. Daa tyle, ile zadali. Gdy nie byli na subie, mogli robi, co chcieli. W zamian mieli sucha i milcze. Dwaj pijacy, ktrzy milcze nie umieli, zostali zabici na oczach pozostaych. Trzeci, ktry nie chcia sucha, nieomal zdech pod prgierzem. Od tej pory nie miaa kopotw. Sama uoya tryb szkolenia. Nosacz by zdumiony jej znajomoci rzeczy. Oficjalny waciciel Seili (jej kukieka) zgosi oddzia jako eskort adunkw. Komendant garnizonu w Doronie (czyli Askar) wydal zezwolenie na noszenie mieczy - przywilej dobrze urodzonych i onierzy. Oprcz mieczy mieli jeszcze kusze, za strj ochronny

stanowiy zamknite hemy typu ebka, z silnie wycignitym do tyu nakarczkiem, oraz kolczugi i kirysy, okryte biaymi tunikami z zielonym, tym samym co na aglach Seili, znakiem. Wzory czerpaa po trosze z Grombelardu - ojczyzny kuszy - po trosze za z Armektu, kirys by bowiem strojem ochronnym cikozbrojnej armektaskiej piechoty. W Armekcie jednak kirys czono z toporem i tarcz odrzucia jedno i drugie. Lubia bro - podobnie jak Askar. Moe to take dziki temu atwo znajdowali wsplny jzyk. Najwiksze zaufanie ywia do broni racych na odlego. Zapoznajc si z

przepisami o uzbrojeniu i umundurowaniu legii i stray morskich, ktre dostarczy jej Askar, zastanawiaa si, jak trudnym przeciwnikiem s armektaskie wojska na ldzie. Oto Armekt, kraj uku, otoczonego tam niemal kultem. Najskuteczniejsza bro w walce z kadym przeciwnikiem. Zdumiewajce, jak starannie przemylane byo wspdziaanie ucznikw z topornikami. W obronie ucznicy dezorganizowali atak przeciwnika, osaniani przez cikozbrojnych. W natarciu role si odwracay: topornicy stanowili trzon ataku, zadaniem ucznikw natomiast byo zmiesza strzaami szyk

przeciwnika, w razie kontrataku strzec cikozbrojnych przed oskrzydleniem i otoczeniem, za w decydujcej fazie wesprze ich z mieczem w doni, bd te w przypadku poraki - osoni odwrt. Zdawa by si mogo, e uk jest broni pomocnicz. Nie by ni. W obronie mia znaczenie pierwszorzdne, a w natarciu - takie, jak topr. Armektaczycy wiedzieli o tym dobrze, znajc uk, bali si go tak bardzo, e zrobili wszystko, by wasne wojska przed nim zabezpieczy: temu przede wszystkim suyy kirysy i tarcze topornikw, do skutecznie chronice od strza. Inna rzecz, e w krajach zdobywanych

przez Armekt nikt waciwie uku nie uywa. W Dartanie rycerskie hufce ywiy pogard dla plebejskiej broni, Grombelardczycy za kochali si w kuszy, a dla tej ju kirys nie by przeszkod, nawet z odlegoci stu pidziesiciu krokw. Gdyby gr broniy regularne wojska, nie za najemne bandy na usugach rozbjnikw-rycerzy, grombelardzka kusza mogaby sprawi Armektowi przykr niespodziank... Z ukiem uywanym inaczej ni tylko jako bro myliwska zetknli si najedcy dopiero za morzem - ale jakim ukiem! uk garyjski oparty o ziemi siga wzrostu czowieka, strzay za miay podobn si jak bet z kuszy. Garyjskim

dowdcom brako jednak koncepcji uycia tej broni... i nie tylko tej zreszt. W efekcie karne, wietnie dowodzone zastpy Armektu miay do czynienia z bitnym, ale le zorganizowanym wojskiem, podzielonym na nierwne oddziay, zbrojne w or wszelkiego rodzaju: od halabardy i gizarmy, a po uki i proce, nie mwic nawet o maczugach, toporach i mieczach... Mylaa o wyposaeniu swoich ludzi w dugie uki garyjskie, ale z kilku powodw zarzucia ten pomys. Po pierwsze, dugi uk by broni od lat zakazan przez Kirlan, a chciaa, by jej oddzia by cakiem legalny. Po drugie, na pokadach statkw, zwykle podczas

bitwy zatoczonych, pord olinowania i agli, uk tej wielkoci sprawiaby, prawd rzekszy, same kopoty tymczasem jej gwardia miaa dziaa wszdzie i w kadych warunkach. Wybraa kusz, bro drosz, cisz i mniej szybkostrzeln, za to atw w transporcie, dalekosin i o niezwykej sile raenia. Umiechna si lekko O, szykowaa dla armektaskiej piechoty par niespodzianek... Ockna si nagle i zdziwia, zauwaywszy, jak daleko zabrna w rozwaaniach. Jeszcze raz spojrzaa na morze, odwrcia si i posza ku dugiej, paskiej nadbudwce rufowej,

pochylajc pokazywa wachcie.

nieco gow, by nie siniakw pokadowej

Pomieszczenia na Seili, cho nieco zbyt ciemne, byy jednak w miar przestronne i wygodne. Miaa tu swoj kajut, przy kajucie kapitaskiej. Rzadko wyruszaa na morze, ale pokj zawsze, na wszelki wypadek, utrzymywano w gotowoci. Nie posza jednak do siebie. Zastukaa do drzwi kajuty kapitaskiej. Wantad siedzia przy stole w towarzystwie swego zastpcy. Wstali na jej widok. Oficer skoni si zaraz i wyszed. - Kiedy bdziemy na miejscu?

- Jutro wieczorem, pani. Oby. Nie znasz tych wd, ju wkrtce bdziemy musieli bardzo mie si na bacznoci... - Nie znam tych wd tak, jak nie znam adnych innych - zamiaa si. - Kiepski ze mnie majtek, kapitanie. - Widywaem gorszych. - Sdz, e nie widywae... No dobrze. Want, mam pewne obawy. - Jakie? Waya sowa. - Jestem pewna tej zaogi tak, jak tylko mona by pewnym. Ale pyniemy

po najwikszy skarb, jaki kiedykolwiek widziay Bezmiary. Czy zarczysz...? Skin gow. - Rcz, pani. Ci ludzie maj tu warunki, o jakich marynarz nie mie nawet ni. Wiedz, e nigdzie nie bdzie im lepiej. Z drugiej za strony... Sam nie wiem, dlaczego, ale boj si ciebie bardziej ni kogokolwiek i czegokolwiek na wiecie. Nie, pani. Nawet gdyby ktremu zoto zamio rozum, pozostali wyrzuc go za burt na sam wzmiank o buncie. Zbyt wiele maj do stracenia. - Mam nadziej.

Po chwili zauway:

milczenia

kapitan

- Co jeszcze ci trapi, pani. Nie nalegam... ale moe stary Wantad zdoa jako pomc? Pooya mu do na ramieniu. - To wszystko idzie zbyt dobrze, zbyt gadko. Chopak Berera najpierw by bardzo wojowniczy, a potem mwi tak szybko, jak tylko potrafi. Teraz udao mi si wywie w pole Leren. Tak przynajmniej sdziam dotd... Zaspia si. - Wiesz przecie, Want, e mam siostr? Ale nie wiesz, e jestemy takie same.

Unis brwi. - Nie rozumiem...? - Mam bliniacz siostr. By zdziwiony. - Nie wiedziaem... skd mogem... - No wanie, skd moge wiedzie. Trzymamy to w tajemnicy Wantad, zachowaj j i ty. Nigdy nie wiadomo, do czego moe si przyda nasze podobiestwo... Pokiwaa gow. - Nie wie o nim nawet Askar. A

mwi ci to teraz, bo czuj, e ona jest w pobliu. Sucha uwanie, jeszcze nie koniec. widzc, e to

- Jest niebezpieczna - podja po chwili. - Lerena jest bardziej niebezpieczna, ni sdzi ktokolwiek, ni sdzi ona sama. Ale na razie nie wie, czego chce... Wiesz, Wantad, czasem czuj si starsza od niej. Mam swoje cele, do czego d. Ona nie. Myli, e zostanie krlow piratw, ale... no wanie, sam si umiechasz. Lecz pewnego dnia Lerena si odnajdzie, i to bdzie jak uderzenie pioruna, Want. Nic jej nie zatrzyma, nic si nie oprze jej dziaaniu. Boj si tego dnia.

Przygryza warg. - Boj si tego dnia... - powtrzya niegono. Po chwili uniosa wzrok i zamiaa si, widzc zmarszczone brwi starego kapitana. - No, nie bierz sobie tego do serca powiedziaa pozornie lekko, ujmujc jego rk w swoje donie. - Z takim mczyzn przy boku nie obawiam si nikogo i niczego. Sprawia mu wyran przyjemno. - Id spa - oznajmia. - Dobrze, pani. Obudz ci, gdy

dotrzemy do celu. - Mhm. Po chwili bya w swojej kajucie. Pomimo kiepskiego owietlenia mae zwierciado bezlitonie odbio wszystkie siniaki na twarzy. Ogldaa je skrzywiona, przysigajc sobie, e nie wyjdzie na pokad przed nastaniem zmierzchu. Potem pooya si do ka. Spaa dobrze. Obudzi ja Wantad. - Dopynlimy, pani. Oprzytomniaa w okamgnieniu. - Ju wychodz! - rzucia pospiesznie. Ubraa si szybko i wybiega na pokad.

Nadciga zmierzch. Odszukaa spojrzeniem kapitana i zbliya si do. Przez chwil stali w milczeniu. - Zdymy? - zapytaa, nie spuszczajc wzroku z masywnej sylwety wyspy. - Przybijemy dzisiaj? - No c, pani, wolabym zakotwiczy tu do rana. - Wantad spojrza z wahaniem. - Te wody naprawd s pene puapek. - Czy jest jaka szansa? - No c... oczywicie. - A wic. Nie bd czeka ca noc ledwie o mil od celu.

- Ryzykujemy utrat Seili. - Trudno. Bya tak podniecona, jakiej jeszcze nie widzia. Blisko celu poruszaa i jego, ale stara si zachowa rozsdek. Zreszt w jego wieku ryzyko i przygoda nie miay ju takiego smaku jak kiedy. - Za pozwoleniem, pani - zacz ostronie - myl, e mam lepszy pomys. Spojrzaa niecierpliwie. - Tak? - Wolabym jednak nie naraa

Seili. Dam ci, pani, d i szeciu sprawnych wiolarzy... Wyldujecie na wyspie, a rano pocz si z wami. Omal go nie uciskaa. - Jeste wspaniay, ojczulku! Tak zrobimy. Spiesz si! Po chwili majtkowie krztali si ywo przy umieszczonej na rednim pokadzie odzi. Wantad wyznaczy szeciu ludzi do wiose i sternika, ale dwch odprawia, biorc na ich miejsce Nosacza i jednego z onierzy. Wkrtce odbili od burty aglowca. Siedziaa na dziobie, co chwila ogldajc si na wysp, ktrej kontury powoli zaciera zmierzch.

Rozdzia trzydziesty pierwszy

- Znasz nazw tej wyspy? - zapytaa. No, tej, na ktrej chcesz wynaj odzie? Raladan pokrci gow. - Nie, pani. Nie pamitam. Kiedy pewnie j syszaem, ale wysepek takich jak ta s wok Garry setki. Nie wymagaj, bym zna nazw kadej. Zwaszcza, e czasem nazw jest kilka.

- Nie wymagam. Ale mylaam, e skoro zamieszkuj j szakale morza... - Szakale siedz na wielu z tych wysp, pani. To rybacy, po prostu rybacy. I naprawd owi ryby. Inna rzecz, e samotny statek nie jest tu bezpieczny, a ju jeli wejdzie w mielizn, lub rozbije si na skaach... Nie syszaem, by kto wynis gow z takiej przygody. Ci dzielni ludzie wyrzynaj rozbitkw do ostatniego, a wrak oczyszczaj jak mrwki ko. - To znaczy, e gdybymy weszli na skay... - Nie mamy adnej szansy. Ale dopki pyniemy, raczej nic nam nie grozi.

Wanie dlatego chciaem, ebymy postawili czarny agiel, nie tylko dlatego, e trudniej go wypatrzy. - Rozumiem - umiechna si domylnie. - Tutaj lepiej uchodzi za pirata ni za kupca. - Wanie. Ta pywajca adownia wskaza pokad - to akomy ksek. Lepiej eby nasi rybacy wiedzieli, e siedz w niej zoliwe draby, gotowe posa na dno wszystko, co podpynie zbyt blisko. Ale martwi si nieco o tw siostr, pani. Seila to szybki statek, ale na tych wodach nie ma to wikszego znaczenia. Boj si, eby kto nie ukrad nam pomysu...

- Nie martw si o Riolat powiedziaa i wydao mu si, e powietrze drgno, jak zawsze, gdy wymieniaa to imi. - Martw si lepiej o nas. Spojrza na ni i w tej samej chwili dobiegy go okrzyki majtkw. Wskazaa wzrokiem. Obejrza si. Od nawietrznej, zza skalistego cypla wysuwa si powoli redniej wielkoci holk. Nis czerwone agle. - Dartaski stranik? Na tych wodach? - Raladan zrobi kilka krokw i patrzy z nie skrywanym zdziwieniem. - Czemu nie?

- O tej porze roku? I przede wszystkim, pani - holk? Stra dartaska pywa na karawelach, nie na holkach, a ju na pewno... Skrzywi si nagle i przeszed na drug burt. Podya za nim. Rozepchn majtkw i jeszcze raz popatrzy uwanie. - A ju na pewno nie na tym holku, pani. Umiechn si, co czyni rzadko. Holk zmieni kurs, szed wprost na nich. - Masz przed sob yw histori Bezmiarw, pani. To okrt Brorroka. Stary Brorrok by stary, jeszcze zanim

twj ojciec pierwszy raz ujrza morze na oczy... - Znasz go? - Ba! Pywalimy rok razem, od niego przeszedem do Demona. Co nie znaczy, pani, e twoi ludzie maj sta z otwartymi gbami, a kule dziaowe wybij im zby. Rozejrzaa si wok. - Hej! - wrzasna. Majtkowie ruszyli si. Kopna jedn z okrtowych dziwek i wydaa par rozkazw. Znw wrcia do pilota.

- Co robimy? - To zaley. Wtpi, by wzi nas za kupca... agiel rzu. Powtrzya komend. Patrzyli, jak holk manewruje sprawnie, take wytracajc szybko. Wkrtce dryfowali niemal burta w burt, w odlegoci moe stu krokw od siebie. - Hej! - zabrzmiao z pokadu tamtego; gos by tak donony, e jeli waciciel by go godzien, nalea chyba do olbrzymw. Hej! Co za statek?! Raladan wzruszy ramionami, ale

Lerena powiedziaa: - Odpowiedz im, na pewno o mnie syszeli. Pomyla, e to wcale nie jest takie pewne. eglarska sawa Lereny rozcigaa si gwnie w jej wasnej wyobrani... Cho z drugiej strony Gwiazda Zachodu nie bya statkiem zupenie nieznanym. Swego czasu do gono byo o buncie zaogi na kodze, wiozcej parti niewolnikw hodowlanych do dartaskiej Llapmy. Lerena niewolnikw sprzedaa, a okrt i zbuntowana zaoga suyy jej dobrze ju dwa lata. Z holka okrzyknito ich raz jeszcze,

ostro, ponaglajco. Raladan miaby ochot odpowiedzie w tym samym tonie, ale Lerena uniosa do. - Odpowiedz im - rzeka z naciskiem. - Sucham twoich rad, Raladan, ale wci to ja jestem tu kapitanem. Skin gow. - Heej! - wrzasn. Gwiazda Zachodu pod komend Piknej Lereny! A kto pyta?! Po chwili pada odpowied: - Pozdrowienia dla Piknej! Tu Kaszalot kapitana Brorroka! Okrty, leniwie koyszc si na fali,

jeszcze bardziej zbliyy si do siebie. Odsuna Raladana i zawoaa swym niskim, matowym gosem: - Pikna zaprasza kapitana Brorroka! Na holku powsta jaki spr. Po pewnym czasie odkrzyknito krtko: - Pyniemy! Brorrok rzuci kotwic; podobnie zrobiono na Gwiedzie. Skupiona na pokadzie i kasztelach zaoga Lereny patrzya, jak przycigaj uwizan do rufy d i rzucaj sznurow drabink. Wkrtce wiozca kilka osb szalupa zacza posuwa si w stron kogi.

Najpierw na pokad wspi si do wysoki, rudy jak lis mczyzna o twarzy poznaczonej wielkimi piegami. Wycign rk i pomg nieduemu, suchemu jak wir starcowi. Za nimi pojawio si jeszcze paru ludzi. Starzec zrobi kilka krokw, powczc nieco lew nog. Spojrza dokoa, po czym pochyli si nagle i mruc wyblake oczy patrzy na rzecz na pokadzie. Wycign rk i zdartym gosem zapyta: - Do stu kurew, Rudy... Co to? Piegowaty rudzielec spojrza pod nogi.

- Gwno, kapitanie - odpowiedzia zwile. Starzec wyprostowa si. - Gwno - rzek i znw rozejrza si wok. - A gdzie to kapitanowa? Raladan, obserwujcy scen zza plecw marynarzy, pokrci gow. Powiadano, e Brorrok, zanim trafi na morze, by ogrodnikiem u garyjskiego magnata. Czy to std, czy skdind, wynis jakie rzadkie zamiowanie do pikna i porzdku. Wszystkie okrty, jakimi w yciu dowodzi, lniy czystoci, jakiej nie wymaga nawet surowy, kochajcy dyscyplin Rapis. Plama na aglu, brudny pokad, ba!

wystajcy gwd, doprowadzay zrzdliwego starca do wciekoci. Jego piraci byli tumem elegantw, przymuszanych si do prania odziey i kpieli. Pilot by pewien, e brudny, mierdzcy moczem, odchodami, rzygowinami i rumem okrt Lereny, na dobitk z czarnym, dziegciowanym aglem na maszcie, nie bdzie si Brorrokowi podoba. Spojrzenie starego pirata objo stojc nieco z boku Leren, przesuno si po posiniaczonej twarzy i postrzpionej, niegdy biaej koszuli. - Gdzie kapitanowa? - powtrzy. To ty jeste, cruchna? Moe ty i pikna, ale ja tam tego nie widz.

- Mylaam, e odwiedzi mnie kapitan Brorrok, a nie jaki pierdliwy dziadek powiedziaa spokojnie, zakadajc rce do tyu. - Ale trudno. Czego chcecie, ojczulku? Wsparcia? Zalega cisza. - O, do stu kurew - rzek Brorrok. Odwrci si do swoich. - Hola, kapitanie! Pilot rozsun majtkw i postpi naprzd. Starzec spojrza na niego i zmarszczy brwi, zaskoczony. - O, do stu... lepy Raladan, niech

mnie powiesz! Co robisz w tym mietniku, gadaj? Sprztasz? Raladan stan przy Lerenie. - Nie, kapitanie. Su pod rozkazami crki, tak jak suyem pod rozkazami ojca. I wiem, co robi. Dziwne, ecie nie syszeli, kim jest dowodzca tym okrtem. - Co syszaem... Ale dzi wierz mniej ni kiedykolwiek. - I niesusznie. Staruch obejrza si na swoich ludzi, jakby pytajc o rad. Raladan jednak wiedzia, e to niemoliwe; zrzda znany

by z tego, e nigdy nikogo o rad nie pyta. - Kapitanie Brorrok - odezwaa si Lerena - moe porozmawiamy? Wkrtce potem siedzieli we czwrk w jej kajucie. Brorrok, robic do siebie rne miny, przypatrywa si Lerenie. Rudy mierzy wzrokiem Raladana. Nie znali si osobicie, ale widzieli raz i drugi przelotnie. Swego czasu - bywao - ich dowdcw czyy wsplne interesy. - Co robicie na tych parszywych wodach? - zagai stary. - Niedugo bdzie tu pewno gorco.

- Dlaczego? - zapytaa. Brorrok podrapa si po nosie. - Bo widzisz, crcia, goniem za stranikiem. I uciek mi, do stu kurew... kl jeszcze dugo. Raladan spojrzenia. i Lerena wymienili

- Uciek pewno na Sar - Brorrok znw podrapa si po nosie i kichn. Popsuo mi si miso w beczkach. Co trzydzieci chopa mi si od tego przekrcio... - Popatrzy ponuro w kt. Znalazem nowych, ale goych, wiadomo. No, tom myla, e ten stranik da mi troch dobrej broni i

kolczug. Ale uciek, do stu kurew. Jak znam cesarskich, to eskadra z Sary ju wypywa. Ale nie zapi starego Brorroka. - To szukanie po omacku. - Pilot pokrci gow. - Nie wiadomo nawet, czy rzeczywicie wypyn. - Wypyn, wypyn... Stary Brorrok wart jest, by sprbowa szczcia. - Tamci wiedzieli, kto ich goni? - Ano, lepy, tak si zoyo, e wiedzieli. - Dlaczego lepy? - zapytaa Lerena, spogldajc na Raladana.

- Stare miano... Tak mnie zwali, jak pywalimy razem. - H, zawizywali mu oczy, a on rzuca noami! - zarechota Brorrok. Zawsze trafi w maszt, skubany! - doda z podziwem. - No to i zosta lepy. - Byem mody - mrukn Raladan. - Ale popisa to e si lubia... E, sam, gdy byem mody... Popatrzy na Leren. - No, crcia. A wy? - Mylaam, e naapi tu troch niewolnikw. - Rozoya rce. - Dobre miejsce, spokojne... Ale widz, e

przestao by takie. - Ano przestao. Niewolnik cigle si opaca? - Zaley. Teraz bardziej. Mam w adowni miejsce na dobr setk. Weszoby i ptorej, ale wtedy wicej padnie i trudno ich wyywi. Brorrok gwizdn. - No, jak setka, Sprzedajecie w Banie? to warto.

- Teraz nie. Rok temu wiatr poniszczy zboa w Armekcie i Dartaczycy porobili majtki na swoim. Cigle najlepiej sprzedawa w Lla.

Jeszcze lepiej byoby w Lida Aye, ale Morze Zamknite to ze miejsce... Brorrok przytakn. - Nie wo niewolnika - powiedzia. - Wiozem raz i pniej cay statek mi mierdzia. Nie wo. - Dla mnie lepiej - zauwaya. - To co, adownie macie puste? - Puste. - Umiechna si z lekk ironi. - A nawet, gdyby co w nich byo, to nie radziabym zaglda... Brorrok zarechota. Rudy te si umiechn.

- Niegupia jeste - pochwali starzec. - Ale nie, do stu kurew, nie ruszybym statku jego crki. Chop by z kociami, urwis okropny, niech mnie zarn, ale porzdny chopak. Modo umar. Nie tak znw bardzo modo... Ale dla Brorroka kady, kto nie mia chocia szeciu krzyykw, by gwniarzem i szczylem. Stary z namysem mierzy dziewczyn wzrokiem. - Nie mogaby upra koszuli, co crcia? - Machn rk. - Tak tylko... Nie suchaj starego. A moe tak bymy... - Uoy wargi w zwiotczay ryjek; popatrzy na rudzielca, na ni, na pilota i

znw na Leren. - Moe tak bymy razem dali upnia cesarskim? Co? Lerena uniosa brwi. - Mam zbroje. Wicej mi nie trzeba, a sprzeda co takiego nie jest atwo, trzeba by do Grombelardu. Inne upy... Wzruszya ramionami. - Prawda, upy adne - przyzna Brorrok. - Ale sawa, jaka sawa, crcia - kusi. Potrzsna gow, chocia z alem; Raladan by pewien, e kiedy indziej chtnie by przystaa. - Szkoda czasu - powiedziaa. - Lato

si koczy, a musz sprzeda jeszcze parti ywego towaru. Tu przypynam na prno, musz pyn gdzie indziej. - Szkoda. - Stary pirat zakl po swojemu. - A oprcz tego, trzeba jakiej pomocy, kapitanie? - zapytaa uprzejmie. - Patrzaj, jaka mia dla starego... Mapy, crcia. Macie moe wicej ni trzeba? - Tych wd? - No. Raladan skin gow.

- Troch stare - powiedzia. - Ale uzupeni ci je, kapitanie. - Niedrogo Lerena. policz dorzucia

Brorrok wysun szczk. - Kuta na cztery nogi - skonstatowa. Niech mnie utopi, nie poznaem si najpierw. Tylko, crcia, troszk tu mierdzi (nie suchaj starego)... Szanowny ojczulek, gdyby y, daby ci klapsy, oj da... Nie suchaj. Nic mi do tego. - Wanie - potwierdzia. - Raladan, przynie te mapy. Moe kubek rumu, kapitanie?

- O, crcia, co to, to nie. W moim wieku trunek szkodzi. Ja pij mleko. - Skd mleko na morzu? - zapytaa nieco ubawiona. - Zawsze mam mleczne bydltko. Jest i mleko. Nie wiedziaa, czy to art. Potem dopiero Raladan powiedzia jej, e nie... Wkrtce Brorrok pyn z powrotem na swj holk. Odprowadzali d wzrokiem. - Dziwny mieszny. ocenia. Troch

- To pozory. To najbardziej chytry, bezlitosny i okrutny czowiek, jakiego widziaa w yciu, pani. Przy tym zawoany eglarz. Twj ojciec go przecign, bo mia okrt, z ktrym nic na Bezmiarach nie mogo si rwna, I mnie - dorzuci bez pychy, ale i bez obudnej skromnoci. Popatrzya krtko, ale nic nie powiedziaa. Gdy d dobia do burty holka, odwrcia si. - Wybiera kotwic! Ptno na maszt! Brorrok i jego ludzie wspili si na pokad. Na holku wzniesiono poegnalny okrzyk. Zaoga Gwiazdy odpowiedziaa. Okrty rozeszy si

powoli w dwie przeciwne strony.

Rozdzia trzydziesty drugi

witao, gdy zmczona, oszoomiona, ale szczliwa Riolata wrcia do swych ludzi przy szalupie. Znalaza. Trudno byo nie znale. Wyspa bya bezludn ska, stanowic siedlisko olbrzymich chmar ptactwa. Roso na niej kilka marnych drzew i ze dwadziecia krzeww; caa ta

rolinno zgrupowana bya w sercu ldu, mierzcego moe wier mili szerokoci i tyle samo - dugoci. Na pnoc od owego lasu leao wzgrze rumowisko ska, upstrzonych biel ptasich sylwetek. Przy wietle pochodni, majc w rku mapk, narysowan przez syna Berera, z niejakim trudem, wobec gstniejcych ciemnoci, odnalaza pord owego rumowiska wejcie do jaskini. Stojc wewntrz legendarnego skarbca, gdy mino pierwsze uniesienie, pomylaa, e zaiste trudno byoby lepiej ukry owo bogactwo. Wiksze ldy byy z reguy zamieszkane, prdzej czy pniej przypadek odkryby

tajemnic. Zakopanie podobnej iloci cennych rzeczy nie wchodzio w rachub. A ten ld - niegocinny, omijany przez ludzi (kto wie, kiedy dotkna go ludzka stopa, moe ze sto lat przed przybyciem Demona, a moe nigdy...) - by wymarzon kryjwk. Kt mgby tu zawita? Chyba jaki rozbitek. Ale szansa, e zaistnieje podobny przypadek, jawia si tak mizerna, i trudno byo bra j pod uwag. Zreszt, pomimo tego, przed pojedynczym nieproszonym gociem jej ojciec si zabezpieczy... Zaraz za wejciem do groty by wilczy d, najeony ostrzami. Czowiek

towarzyszcy Bererowi znalaz w nim szybk mier. Zapewne, przykrywajce w d aglowe ptno, ciemne jak skay wok, w kocu musiao zbutwie. Ale nie byo jego przeznaczeniem lee wiecznie... Jej powrt obudzi onierzy i majtkw. Stawali teraz na nogi, przecigajc si i ziewajc. Ranek wstawa troch chodny i pochmurny, ale za to bez mgie. Widziaa, jak na oddalonej niespena o mil od brzegu Seili podnosz kotwic. Obrzucia wzrokiem morze wok i lekki umiech, goszczcy dotd na jej

ustach, zgas nagle. Trzy aglowce szy ostro z poudniowego wschodu. Rozpoznaa natychmiast holki maej floty - jasnote agle byy doskonale widoczne. Jej ludzie wymieniali uwagi, tumic gosy tak, jakby tamci mogli usysze. Spojrzaa na swj okrt. Na Seili take dostrzeono eskadr. Zastanawiaa si, jak decyzj podejmie Wantad. Seila bya statkiem cakowicie legalnym, a obecno na tych wodach daoby si od biedy wytumaczy; mogli pyn do poudniowogaryjskiej Bagby, choby po wdk, mocniejsz, lepsz i tasz od doroskiej. Co prawda kupiecki statek pyncy do Bagby

obraby raczej szlak pomidzy Grup Wschodni a rodkow. Ale przecie mogli omykowo zej z kursu... Co prawda, w tej okolicy bardzo wystrzegano si podobnych pomyek. Zreszt - Wantad waciwie nie mia wyboru. Stranicy musieli ju dostrzec karawel, barw agli i znak na nich. Wobec plagi piractwa, kady waciciel statku obowizany by oznaczy go wedug zalece miejscowego komendanta stray. Prowadzone byy specjalne rejestry. Ucieczka Seili mogaby przysporzy bardzo powanych kopotw. W napiciu patrzya, jak wyspiarska eskadra rozdziela si: dwa okrty

pozostay na kursie, ostatni za w szyku odpad od wiatru i poeglowa wprost ku Seili. Zblia si do szybko. - Schowajcie si - rzucia; biae tuniki jej onierzy atwo byo dostrzec na tle ciemnych ska. Po pewnym czasie okrty znalazy si do blisko siebie. Nie moga sysze rozmowy ich dowdcw, ale patrzya, wytajc wzrok niemal do blu. Ze zdumieniem i prawdziwym przeraeniem ujrzaa, e Wantad robi zwrot i odchodzi od wyspy, kadc Seil w lad holka. Riolata chwycia si za gow. Wantad tymczasem po prostu nie mia

wyboru. Z napiciem nie mniejszym ni Riolata patrzy, jak holk refuje agle, zmniejszajc prdko przed spotkaniem. Wkrtce dobiego pytanie ze stranika. Odpowiedzia bez zwoki. - Co tu robicie? - indagowano dalej. - Pyn do Bagby! - odkrzykn. Wczoraj zmyliem kurs! Holk zrwna si z karawel, po czym zacz mija j powoli, w odlegoci niespena pidziesiciu krokw. - Jest pirat na tych wodach! poinformowano Wantada. Oficerowie na kasztelu odbyli jak krtk narad, po czym pado: Statek przechodzi pod moj komend! Pycie za nami!

- Mam interesy w Bagbie! - Nie znasz prawa, czowieku?! zapytano surowo. - W imieniu cesarza, nakazuj ci pyn za mn! Twj statek wzmacnia siy eskadry Floty Gwnej Garry i Wysp! Wantad, rad nie rad, wyda rozkazy. W samej rzeczy, takie byo prawo imperium. Dowdca cesarskiego aglowca mg podporzdkowa sobie kady napotkany statek. Musia mie ku temu powody, ale ocena, czy takowe byy, naleaa do jego przeoonych. Kupiec mia prawo do skargi, ktr rozpatrywano zwykle starannie, bd te jeli ponis finansow strat, mg

da jej zrekompensowania. Nigdy jednak nie wolno mu byo odmwi udzielenia pomocy. cigano pirata. Wantad musia przyzna w duchu, e dowdca holka nie naduy swej wadzy. Zesp dwch aglowcw mia o wiele wiksze moliwoci ni pojedynczy okrt. Tym bardziej, e kady marynarz natychmiast musia doceni zalety Seili, wic przede wszystkim szybko i zwrotno. Majc taki statek do pomocy, szans przychwycenia pirata, gdyby udao si go wytropi, wzrastay niepomiernie. Stary dowdca wspomnia przeczucie dziewczyny. Czy to o statek jej siostry chodzio?

Odwrci si i patrzy na pozostajc za ruf wysepk.

Rozdzia trzydziesty trzeci

Pogoda pogorszya si nieco i by to znak, e szczcie im sprzyja. Gdyby wiecio soce, zapewne zostaliby dostrzeeni. Jednak zachmurzone niebo i to, e znajdowali si pomidzy nadcigajc eskadr a wysp, na ciemnym tle ktrej ich czarny agiel by sabo widoczny, przesdzio spraw. Raladan bez zwoki zarzdzi zmian kursu, poszli w stron brzegu, pragnc wtopi si we jak najdokadniej.

Ryzykowali mocno; pilot zna wiele przej i przesmykw, lecz nawet on nie mg przecie okreli pooenia kadej podwodnej skay w kadym morzu Szereru... Ale udao si. Podeszli tak blisko, e w innej sytuacji mogliby miao uchodzi za szalecw. Zrzucili agiel i stanli na kotwicy. Kto yw, tkwi na pokadzie, obserwujc idce w odlegoci dobrych paru mil statki. - Poznajesz, pani? - zagadn Raladan. - Wyglda na to, e twoja siostra bierze udzia w obawie na Brorroka. Osaniajc oczy doni, wpatrywaa

si w dal. - Chyba masz racj, to rzeczywicie przypomina karawel Riolaty. Mylisz, e zarekwirowali jej statek? - Raczej wcielili do eskadry wraz z zaog. Odwrcia si ku niemu. - Ale z tej odlegoci nie da si powiedzie na pewno, czy to Seila. Wiem, e masz doskonay wzrok, ale... - Nie, oczywicie, e nie mam pewnoci. Ale poczekajmy. Cierpliwoci, pani. Pyn niemal prosto na pnoc, przybli si zatem troch.

Moe wtedy uzyskamy potwierdzenie. - Zamierzasz tkwi tu tak dugo? - A co jeszcze moemy zrobi? Jak bd... o, gdzie tutaj wskaza palcem podniesiemy kotwic i zasonimy si wysp. Ale to potrwa. Znw popatrzya na aglowce. - A jeli to naprawd ona? Moe wydobya ju skarb? - Wtpi. - Ale jeli? - nie ustpowaa. - Jeli wydobya, to wszystko przepado, ale jeli nie... - Zamylia si.

- Chodmy, Raladan - powiedziaa nagle. Ruszy za ni. Gdy znaleli si w kapitaskiej kajucie, wycigna kilka map i rzucia na st. - Siadaj - polecia. Po chwili pochylali si nad zarysami ldw i mrz. - Teraz s tu, tak? - Pokazaa ostrzem puginau. - A my tu, tak? Potwierdzi. - Wiemy, kiedy wypynli. Wczoraj koo poudnia, w kadym razie przed wieczorem. Jeli teraz s tu, to, przy tym wietrze, ktrdy mogli pyn?

Zastanowi si, po czym wzruszy ramionami. - Trudno powiedzie... pynli w nocy... Zapewne

- Noc bya ciemna, Raladan. Chmurzyo si ju wieczorem. - Ale mimo to... - Noc bya ciemna, Raladan! powtrzya ostro. - Byo ciemno, zupenie ciemno. My te stalimy na kotwicy, chocia na pokadzie jest najlepszy pilot Bezmiarw. Stalimy, tak czy nie? - Tak.

- Ile holkw maj na Sarze? - Trzy. Chyba trzy. - Dwa pewnie poszy tdy. - Pokazaa szlak midzy Grup Wschodni a rodkow. - I te mogy eglowa noc. A ten popyn sprawdzi wschodnie wyspy. - Wtpi. Patrzya w milczeniu. - Znowu chyba przestaj ci wierzy... Czemu kluczysz, Raladan? Zirytowa si nagle.

- Nie klucz, tylko myl! Po co mieliby posya jeden holk? Przecie wiedz, kogo chc zapa. Jeden holk moe ucieka przed Brorrokiem, a nie go goni... Mylisz, pani, e tamten ucieka dla zabawy, ledwo dotar do Sary i drugi, taki sam, wypyn, eby dla odmiany goni? Zacisna usta. - Myl, e przypynli tutaj, do wschodniej grupy, ca eskadr wyjani, ju spokojnie. - I dopiero po spotkaniu statku twojej siostry podzielili si na dwa zespoy. - No dobrze. To teraz powiedz, ktrdy pynli.

Marszczc czoo, patrzy na map. - Nie wiem... Moe tdy? Nie, prdzej tdy. Skoro popynli tutaj, a nie na szlak doroski, znaczy myleli, e Brorrok raczej schowa si gdzie, ni ucieknie. Ale w takim razie... ja pynbym tdy. Twarz miaa cignit. - miej si, e cho przez chwil mogam ci wierzy. Robisz wszystko, ebym nie znalaza tej wyspy, co, Raladan? - Posuchaj, pani... - To ty mnie posuchaj, i to posuchaj

uwanie: powoli zaczynam mie pewno, e prbujesz wywie mnie w pole. To dobrze, e zaczam t rozmow. Rozmawiajmy dalej. Jeszcze jedna albo dwie wypowiedzi, a bd wiedziaa do, by z czystym sumieniem wyrwa ci ten kamliwy ozr. Krci gow w milczeniu. - Ty oszalaa, moja panno - orzek z cakowitym spokojem. - Nie mj kawalerze. To ty si zapomnia. Nie jestem szynkark. Jestem kapitanem okrtu. I co nieco o morzach wiem, cho pewnie nie tyle co pilot Raladan... Tdy by pyn, powiadasz? Po ldzie?

Patrzy zaskoczony. - Jak... po ldzie? - Widzisz, Raladan, ja ju kiedy byam w tych stronach. Par razy. Ostatnio nawet z tob, jak apalimy Berera, pamitasz? Ta cienina istnieje tylko na mapach, a i to nie na wszystkich. To nie s dwie due wyspy, Raladan, tylko jedna, jak dwie kule poczone acuchem. Tu nie ma przejcia, kady odpyw odsania pas ldu. Milczc, potrzsn gow. - Nie wiedziaem... Na Szer, pani, nie jestem nieomylny.

- Na twoje nieszczcie, w tych sprawach zawsze bye. - Naprawd nie wiedziaem. Raz i drugi widziaem te wyspy... t wysp z daleka... - Ale jako bye pewien, e jest midzy nimi przejcie, z ktrego mog skorzysta okrty tak due jak cesarskie holki zadrwia. Rozoy rce. - Nikt nie zna wszystkich wysp, cienin i mielizn Szereru - powiedzia. Mj dar polega na tym, e gdy patrz na wod... czy choby na map... jako... prawie czuj ksztat dna. Ale przecie

czasem si myl. Wprowadziem raz Wa na tak mielizn, e trzeba byo rzuca kotwice. Wszystkie zapasy poszy wtedy za burt, wszystkie dziaa, a dwustu chopa pywao wok statku, byle go odciy. Jeszcze troch, a rbalibymy maszt! Namylaa si. - No dobrze - powiedziaa nieco agodniej. - Wic ktrdy pynli, Raladan? Myla krtko. - W takim razie tdy. Nie od pnocnego zachodu, bo wtedy lepiej byoby pyn szlakiem i teraz

mielibymy te dwa aglowce od pnocy... Weszli we Wschodni Grup od poudniowego zachodu. - A dalej? Tutaj jest Barirra... - Wanie. Chyba raczej zostawili j z prawej burty. Potem zakotwiczyli na noc. A skoro... Unis wzrok. - Skoro teraz s tutaj... to znaczy, e pynli... o, tak. Twoj siostr spotkali po drodze, wczoraj wieczorem, ale prdzej chyba dzi rano... Skina gow.

- W rachub wchodz trzy lub cztery wyspy, pani. Jest ich po drodze wicej, ale na kilku s wioski. Popatrzy na Leren. - Jeli nawet waciwej... - To co? Myla przez chwil. - Jeli twoja siostra wydobya skarb, to istotnie wszystko przepado. Ale jeli nie, to przecie wrci po niego. Domylamy si ju, gdzie mniej wicej mogli j spotka cesarscy. Wystarczy przyczai si gdzie po drodze i patrze, dokd pynie. nie znajdziemy

- I tak wanie zrobimy, Raladan.

Rozdzia trzydziesty czwarty

Praca Varda w kopalni, cho pewnie nie tak wyniszczajca, jak praca innych winiw, przecie bya cika Jednak kapitan pozosta czym wicej, anieli ludzkim wrakiem. Schud nieco i wydawa si starszy, ni by w istocie, ale dusza zostaa ta sama - dusza onierza z krwi i koci, przed ktrym stoi zadanie. Kto wie, czy nie zachowa tej duszy

dziki Alidzie? A ciao mia sprawne. Odkd podj prac w kopalni jako czowiek wolny, pacono mu wcale uczciwie. Rodziny nie mia, mg zadba o siebie, jad wic duo i dobrze, sypia dugo, odzia si niebogato, ale znowu nie ndznie. Przed opuszczeniem Agarw otrzyma w darze od starego komendanta legii prosty i zwyky, ale niezawodny gwardyjski miecz. Podarunek przyj. Nigdy i nigdzie nie zdarzyo si chyba, by mczyzna odmwi przyjcia broni, darowanej szczerze przez innego mczyzn.

Grombelardzkim zwyczajem nosi miecz na plecach. onierzom nie wolno byo nosi broni w ten sposb. Nie by ju jednak onierzem i czu potrzeb podkrelenia tego. Nie pozwoli sobie na aden inny gest. Cho mia wiele moliwoci i okazji. Kto inny na jego miejscu poszedby pewno do siedziby Trybunau, posucha, jak urzdnicy mwi mu wasza godno, po czym kaza pocaowa si w dup. Przepracowawszy pene trzy miesice, odpyn pierwszym statkiem, jaki zda na Garr. I akurat do Dranu. Teraz by ju w Dranie od tygodnia.

Vard nie by przebiegy i nigdy si za takiego nie uwaa. Ale nie by te gupi. Dowiedzia si, e Alida najprawdopodobniej jest w Dranie. By pewien, e agarski Trybuna w ten czy inny sposb powiadomi j o tym, e czowiek, ktremu zabraa osiem lat ycia, ma si dobrze i - dziwnym trafem - ledwo co odzyskawszy wolno, pynie do miejsca, gdzie mona j znale. Dlatego nie pyta, nie szuka, nie czatowa. Po prostu czeka, a tamtych znudzi jego bierno. Wczy si po porcie, po rynku, po wszystkich dzielnicach miasta, oglda towary wystawione na sprzeda, gawdzi z

marynarzami w tawernach i z gwardzistami w Starej Dzielnicy. Z kadym atwo znajdowa wsplny jzyk; nie na darmo w kopalni otar si o tylu i tak rnych ludzi... Martwi go tylko ubytek grosza w kieszeni. Mia jeszcze trzy sztuki srebra. I troch miedziakw. Ostatnio zauway, e krc si wok niego jacy ludzie. Jego bierno najwyraniej podziaaa komu na nerwy, szpicle stali si niemal natarczywi. Gdy przystawa, by pogawdzi z przekupniem, natychmiast pojawia si jak spod ziemi niepozorny, szary czeczyna o nijakiej twarzy. Czowieczek wyazi ze skry, byle usysze cho jedno sowo z

prowadzonej rozmowy. Vard zastanawia si, czy potem podsuchane treci id wyej? - To nie wolno straganw? - pyta przekupnia. - Oj, wasza godno, ojoj - narzeka tamten. - Nie wolno. Oj, nie wolno. Wszdzie, coby tylko nie tutaj. A kiedy tu, wasza godno, najlepiej idzie! - I c? Wszystko na grzbiecie? - Ano, wasza godno, oj, na grzbiecie. Nosz tak i nosz, czasem dobry czek co kupi. Wasza godno, przecie grzyby jak zoto! - Siga do wielkiego kosza na plecach, wycigajc

brunatne wianki. Takie to byy rozmowy. Vard z gbokim cynizmem, nabytym w agarskiej kopalni, zastanawia si, jak dugo wytrzyma czowiek, suchajcy dzie po dniu sprawozda z takich rozmw. Wytrzyma krcej, ni Vard myla... Pewnego dnia, gdy jak zwykle kry po ulicach Dranu, zatrzyma go niegony okrzyk: - Kapitanie Vard! Zatrzyma si i obejrza.

- Nie jestem kapitanem - powiedzia. - Ale istotnie nazywam si Vard. Mczyzna skoni si lekko i wymieni swoje nazwisko. By Armektaczykiem Czystej Krwi, cho raczej niezbyt dobrego rodu; pojedynczy monogram przed imieniem nosio bardzo wielu. - Mam przekaza waszej godnoci zaproszenie - powiedzia. Vard skin gow. Mczyzna najwyraniej by zdziwiony brakiem jakichkolwiek pyta; nie wiedzia, czy wyjania sytuacj, czy te nie. - Idziemy, panie, czy tak? - zapyta

Vard. - Tak... tak, kapitanie. - Nie jestem kapitanem. Ju mwiem. Nie tytuuj mnie, panie, w ten sposb. Ktrdy? Mczyzna wskaza drog. Potem ju, zdetonowany, szed w milczeniu, spogldajc tylko od czasu do czasu, z ukosa, na dziwnego czowieka, ktry nie by ciekaw, dokd go prowadz... Tak doszli do Starej Dzielnicy. Dom, przed ktrym zatrzymali si wreszcie, nie by wikszy ani zamoniejszy od innych. Nie wyrnia

si te niczym szczeglnym. - To tutaj, wasza godno. Przewodnik chcia powiedzie co jeszcze, ale zrezygnowa. Wprowadzi Varda do wntrza budynku i poegna. Vard pozosta sam w obszernym, raczej skromnie urzdzonym pokoju na parterze. Nie czeka zbyt dugo. Wkrtce otwary si drzwi, wiodce do innych pomieszcze, przepuszczajc pidziesiciopicioletniego mczyzn o niezwykle powanej, surowej twarzy. - Kapitanie Vard - rzek grzecznie prosz wybaczy owo niezwyke zaproszenie. Prosz te wybaczy, e nie wymieni swego nazwiska, ale lepiej,

bym tego nie czyni. - Nie jestem kapitanem - rzek, po raz trzeci tego dnia, Vard. - Nie dowodz adnym okrtem. To niemoliwe, by o tym nie wiedzia, wasza godno. Mczyzna milcza przez chwil, potem wycign wskazujc miejsca przy stole. - Usidmy. Przez chwil trwaa cisza. - A zatem, panie - rzek gospodarz nie jeste kapitanem. Wielka szkoda. Czy mylae kiedy o ponownym objciu takiej funkcji? Na holku Floty krtk rk,

Gwnej, przypumy? - To niemoliwe - odrzek Vard gdyby za nawet byo moliwe, to niezgodne z prawem. Nie, panie, nie myl o tym. Wasza godno chcesz pomyle za mnie? Owo rzucone z gupia frant pytanie stropio nieco gospodarza. Sign po stojcy na stole wielki dzban i rozla wino do dwch srebrnych, ale prostej roboty, kubkw. Vard naprawd nie by czowiekiem przebiegym ani sprytnym. By natomiast spostrzegawczy. Dawno ju rozway, co robi, gdyby zaistniaa podobna sytuacja (przewidzia wiele rnych).

Nie wdawa si w gierki sowne, sucha natomiast uwanie i obserwowa. - Dlaczego prowadzisz ze mn gr, panie? - zapyta wprost. Kto ci przekona, e tak bdzie najlepiej? Nie wierz temu. Po prostu porozmawiajmy. Zobaczy, e ugodzi celnie, ale nie domyla si nawet jak bardzo. Na Szer, ten czowiek widzi na wylot - przemkno przez gow tamtego. Nalwer jeste gupcem, a ja tym wikszym, e posuchaem ci dzisiaj.... - Widz, kapitanie... wybacz: panie

Vard, e oceniem wasz godno waciwie. Ciesz si z tego. A zatem: najlepiej, jak mwisz, po prostu porozmawiajmy. Jestem wysokim urzdnikiem Trybunau Imperialnego, panie. Jeszcze raz prosz, by mi wybaczy, ale nazwiska naprawd wol nie wymienia... bez wyranej potrzeby. Czy jest taka potrzeba? Vard skin gow. - Racja. Nie. - Ubolewam - cign tamten - nad losem, ktry tak pokierowa yciem twoim, panie, i... pewnej kobiety. Chc zapyta: czy to z jej powodu jeste tutaj, w Dranie?

- Dlaczego tak sdzisz, wasza dostojno? - Vard, zorientowany ju nieco, kim jest jego rozmwca, uy tytuu przysugujcego wysokiemu urzdnikowi Cesarstwa. - No c, mogoby zdawa ci si, panie, e masz powd do zemsty - pada otwarta odpowied. Vard doceni to. - Myl, e chciabym porozmawia z ni - powiedzia, zastanowiwszy si krtko. - Ostatnio, gdymy si widzieli, wisiaem na acuchach i nie mogem obetrze jej liny ze swej twarzy. Teraz rce mam wolne, mgbym zatem to robi.

Mczyzna lekko cign brwi i przygryz usta. - Obawiam si, e takie spotkanie nie jest moliwe - rzek po chwili. Vard wskaza drzwi, ktrymi urzdnik wszed do pokoju. - Dlaczego? - zapyta. - Przez drzwi mao co sycha, nawet jeli s uchylone. Myl, e mogaby usysze wicej i lepiej, siedzc z nami przy stole. Take i to pchnicie, cho ryzykowne, bo zadane niemal po omacku, signo celu. Rozmwca Varda najwyraniej nie potrafi kontrolowa tak dziwnej

wymiany zda. Vard z prawdziw satysfakcj patrzy, jak ten rozumny czowiek gubi si i wyranie traci grunt pod nogami. Jego taktyka okazywaa si nadspodziewanie skuteczna. - Nie szukam zemsty, wasza dostojno - rzek po chwili. - Szukam sprawiedliwoci. Moe bawi to urzdnika Trybunau, ale kiedy w ni wierzyem. Przed omiu laty skazano mnie za czyny, ktrych nie popeniem. Chc wiedzie, dlaczego tak si stao. Czy usunito mnie w imi interesw cesarstwa, co moe mgbym zrozumie, czy te... kto po prostu naduy swej wadzy. Czy masz pewno, panie, e nie zasza ta druga moliwo?

Urzdnik patrzy w milczeniu. - Nie przywykem do takich rozmw rzek wreszcie. - Uwiadomie mi, panie, niezwyk rzecz: to mianowicie, e dawno ju nie spotkaem czowieka mwicego bez ogrdek i szczerze... chc bowiem wierzy i wierz, e tak wanie jest. Dzikuj za to. Wsta. - Myl, e poegnamy si teraz. Mam jednak pytanie: czy przyjmiesz, wasza godno, moje nastpne zaproszenie? Chciabym pomwi w miejscu, gdzie nie bdzie adnych drzwi, zamknitych, czy otwartych... i gdzie bdziemy, panie, sobie rwni, w sposb oczywisty i

jednoznaczny. Powiedzmy: nad brzegiem morza?

*** Tego samego dnia wieczorem, w gmachu Trybunau, przy wielkim stole w bogatej sali, zasiady trzy osoby - te same i tak samo, jak kilka dni wczeniej. Zmienia si tylko suknia kobiety. Co nie znaczy, e bya mniej bogata. - Jeste gupcem, Nalwer - rzek starszy mczyzna, odpowiadajc na sowa tamtego. - Miaem ci dotd za zbyt porywczego, modego czowieka. Ale teraz widz, e to nie modo. To

gupota. Nalwer poczerwienia. - Na Szer, panie... Stanowisko, jakie zajmujesz, nie upowania ci... - Najwyszym Sdzi Trybunau zostaem z woli samego cesarza, Nalwer. Z tob za rzecz ma si inaczej. Nie obchodzi mnie, kto ci protegowa na to stanowisko, cho domylasz si chyba, e nietrudno dociec. Zapewniam jednak, e owo poparcie nie wystarczy, jeli zdecyduj, e masz odej. Jeli kto szkodzi interesom Trybunau, mam prawo odwoa si do samego Kirlanu. Nalwer spojrza w bok, ale

wacicielka bogatej sukni pokazaa gestem, e zgadza si z tym, co powiedziano. Przez chwil panowaa cisza. - A zatem - podj starszy mczyzna spotkanie dojdzie do skutku. To nie jest jaki dure, ktry wplta si w nie swoje sprawy. Bd potrzebowa twojej pomocy, pani - zwrci si do kobiety. W archiwach Floty Gwnej z pewnoci maj jakie raporty z Aheli, sprzed omiu lat. Tylko ty moesz sprawi, bym nie musia czeka na nie miesicami. Chc zestawi te raporty z tym, co wysmay dla nas ahelski Trybuna.

Z lekkim umiechem skina gow. - Moe warto by te uda si na te Agary. Nalwer - powiedzia, tknity nag myl - ty tam popyniesz. To nie jest adne zesanie - zastrzeg. - Raczej prba, czy potrafisz jednak zrobi cokolwiek... Pojutrze bd mg ponownie zobaczy si z tym czowiekiem. Jeli moje podejrzenia znajd potwierdzenie, wystawi ci wszelkie penomocnictwa. Zbadasz spraw u korzeni, Nalwer. - Czy nie podejmujemy zbyt szerokich dziaa, na podstawie zbyt kruchych przesanek? - zapytaa kobieta. - Sam si zastanawiam. Ale ten

kapitan to niezwykle rzadki rodzaj czowieka. Jest uczciwy. Na wskro uczciwy. I naprawd wcale niegupi. Nie wierz, by istotnie pomaga piratom. Natomiast... - zawaha si. Myla o czym dugo. - Zamykam posiedzenie niespodziewanie, unoszc gow. rzek

Nalwer spojrza zdziwiony, ale wsta po chwili i skoni si lekko. Tamtych dwoje siedziao nadal. Poj nagle, w czym rzecz i po raz drugi tego wieczoru krew napyna mu do twarzy. Zacisn pici i szybkim krokiem opuci komnat.

- Nie ufasz mu - skonstatowaa kobieta. - Raczej... nie powaam - odpar. - To pierwszy powd, dla ktrego zamknem posiedzenie. - A drugi powd? - To, co chc powiedzie, ma charakter nieoficjalny. - Tak mylaam. Jeste zawsze sob, drogi kuzynie... Dobrze, rozmawiajmy prywatnie. - Pani Erra Alida to chyba najlepszy czowiek, jakiego mamy rzek po namyle. - Bez dwch zda, wolabym

mie przy boku j ni takiego Nalwera. Wiesz przecie, e w rocznym sprawozdaniu dla Kirlanu proponuj utworzenie tajnego stanowiska Trzeciego Przedstawiciela. Widziaem na tym miejscu wanie pani Alid i wymieniem jej nazwisko w raporcie. Ale... Eleno, ty j znasz lepiej... Powiedz, dlaczego ta kobieta pracuje dla Trybunau? - Dla pienidzy - odpara. - To najwaniejszy powd. Pobory z kasy imperialnej wcale nie s mae. A po drugie, cignie naprawd due zyski ze swej profesji, ktra niby jest tylko przykrywk... Czy mylae kiedy, e w rwnym stopniu ona suy nam co my

jej? Zmarszczy czoo. - To Trybuna odda jej dom w Starej Dzielnicy - wyjania. Trybuna dba o jej bezpieczestwo. Trybuna paci za jej przyjcia, na ktrych, co prawda, cignie goci za jzyki... Powiedz, kuzynie, ktra ladacznica w Dranie ma tak dobrze? - A zatem zoto i inne korzyci... - I wadza. Ma j wcale niema. Dodatkowo sama stoi ponad prawem. - Niezupenie.

- Ale jednak. Skin gow. - A wic potwierdzasz mj osd. Pani Alida dla pienidzy i wadzy zrobi... jeli nawet nie wszystko, to w kadym razie bardzo wiele. Jest niezwykle cenna dla Trybunau, ale jeli okae si, e osiem lat temu naduya swych uprawnie, prowadzc jak wasn gr, to nie ma adnych dowodw, i nie zrobi tego ponownie. A moe by niebezpieczna. Dla nas, dla Trybunau, a moe i dla imperium. - O czym mylisz? - O powstaniu. Z ca pewnoci

wybuchnie w przyszym roku. Nie moemy mie ludzi, ktrzy lubi prowadzi wasne gierki. Zwaszcza wtedy. Zamilk. - Skd te zastrzeenia? - zapyta po chwili. - To przecie ty chciaa, by ludzie ledzcy kapitana Varda skadali nam raporty? - Owszem. Niemniej... Kobieta pokrcia gow. - Chyba zbyt daleko idziesz w swoich podejrzeniach. Moliwe, e w Aheli Alida naruszya prawo... Machn lekko doni.

- Nie jestem naiwny, Eleno. Wiem, na czym polega praca dziwki, ktrej dodatkowo mona zleci morderstwo. Jeli maj przychodzi do niej grube sztuki, to potrzebna jest pewna reputacja... Nie obchodzi mnie, ilu maych intrygantw pozabijao si nawzajem za jej porednictwem. Powiadaj, e gdzie drwa rbi, tam i wiry lec. Praca urzdnikw Trybunau to pasmo maych przestpstw i zbrodni, popenianych w celu zapobieenia wielkim. - O c wic chodzi? - O to, kuzynko, by nie popeniano owych maych zbrodni wicej, ni jest to konieczne. I nigdy we wasnym

interesie.

Rozdzia trzydziesty pity

Bya tak ponura, e majtkowie i onierze schodzili jej z oczu, a bali si nawet goniej rozmawia. Zreszt widok odpywajcej Seili ich rwnie nie wprawi w dobry nastrj. Waciwie nic im na razie nie grozio; mieli dobr d, troch ywnoci i sodkiej wody. Ale decyzj naleao podj jak najszybciej: czy wiosowa zaraz w stron Garry (jakie

dwadziecia mil) i pniej przedosta si, ldem albo morzem, do Bagby, czy te, liczc na szybki powrt Seili czeka. Moga si tylko domyla, co zaszo. Ale wszelkie prby odgadnicia, kiedy Wantad powrci, byy czyst loteri. Mg wrci jutro albo za trzy tygodnie. Na dobr spraw mg nie wrci wcale. Jedna Szer wiedziaa, dokd pyn ten holk, moe i do Grombelardu... Opanowaa si. Oczywicie, to niemoliwe. Lecz zo podsuwaa takie wanie pomysy. Postanowia czeka. Wierzya, e

gdyby zanosio si na duszy rejs, Wantad co wymyli. Ale bezczynne oczekiwanie byo czym zgoa nieznonym. Ju pierwszy dzie, cigncy si niemal bez koca, uwiadomi jej, na co si porwaa. ywno i woda prawie si skoczyy; byo co prawda troch deszczwki, zebranej w zagbieniach skalistego gruntu, ale woda smakowaa jako obrzydliwie. Take nastroje wrd jej ludzi nie byy najlepsze. Marynarze wyspali si za wszystkie czasy, potem azili wzdu brzegu, poszc kamieniami ptactwo, lecz gdy nadszed wieczr, stali si swarliwi i marudni. Ona sama zreszt wpadaa w zo z

byle powodu. Moe jednak naleao pyn na Garr? Noc bya chodna: ci, ktrzy wyspali si za dnia, teraz usn nie mogli. Mczya si i ona. W kocu paru majtkw powloko si do lasu. Rozpalili potem ognisko, ale niedugo pono: nad ranem przelecia krtki, lecz do gwatowny deszcz. Zbyt marny, by zdoali naapa wieej wody, wystarczajco jednak silny, by przemoczy odzie i zgasi ognisko. Poja wtedy, czym jest pech i zdaa sobie spraw, jak, drobne z pozoru wydarzenia, mog obrzydzi ycie.

Pocieszya si myl, e rozpalenie ognia nie byo wcale rzecz rozsdn; jako dziwnie duo statkw krcio si po tych, omijanych zwykle, wodach. Poza tym nie bya pewna, czy dwie ssiednie wyspy, ktrych zarysy przy dobrej pogodzie i za dnia dao si zauway, byy bezludne. Wtpliwe, co prawda, by ktokolwiek dostrzeg stamtd niewielki ogienek, ale... stawka bya wystarczajco wysoka, by kada ostrono miaa uzasadnienie. Ostatnie, czego pragna, to spotkanie na tej skale z szakalami morza. I z kimkolwiek innym. Rano wzia paszcz od Nosacza i powdrowaa do skarbca.

Ani marynarze, ani onierze nie wiedzieli dotd o skarbie. Podejrzewaa jednak, e domylaj si czego. Rejs nie by zwykym rejsem, wyspa za, na ktrej si znajdowali, nie obfitowaa w rzeczy godne uwagi. Skoro jednak stanowia cel wyprawy... Bya pewna, e gdy tylko nie ma jej w pobliu, odywaj niezliczone domysy. Ktry to majtek nie sysza o pirackich skarbach?... O tym skarbie. Legendarnym ju - skarbie Demona Walki. Dotara na miejsce, ale nie zesza do jaskini. Zamiast tego wdrapaa si na szczyt wzgrza. Wypatrywaa Seili.

Bya! Z satysfakcj zacisna usta. Czarny ksztat nadpywa z pnocnego zachodu. Wantad wraca! Rado uleciaa szybko. Ten okrt nie nis biaych agli. Nie potrafia okreli barwy, ale byy ciemne... na pewno nie biae. Patrzya w napiciu, wzburzona. Statek przyblia si powoli; wiedziaa, e upynie duo czasu, nim znajdzie si u brzegw wyspy. Potrzsna gow. Na Szer, czemu miaby zmierza wanie tutaj? Skarcia

si w duchu za bezpodstawne obawy, spojrzaa jeszcze raz w d i chciaa zej ze wzgrza, ale co przykuo j do miejsca. Pojawio si nagle znajome uczucie, wbia spojrzenie w daleki okrt i nagle powiedziaa cicho, z prawdziw nienawici: - Lerena...

*** Raladan sta na kasztelu i patrzy pod horyzont. Poczu na ramieniu do Lereny. - Raladan...

Spojrza na ni. Byli niemal tego samego wzrostu; przysuna gow do jego gowy, patrzc w dal. - Raladan... - powtrzya. - Tak, pani? Poszed wzrokiem za jej spojrzeniem. - Co tam jest? - zapytaa, marszczc brwi. - Wyspa, wysepka - odpar. Wysepka... machinalnie. powtrzya

- Tak, pani. Waciwie sterczca z wody skaa, tak maa, e zaznaczono j

na niewielu mapach. - A na naszych? - Nie. - Nie oznaczye jej? - Nie, pani. - Dlaczego? Nie odpowiedzia. - Dlaczego, Raladan? - ponaglia. Podesza do bukszprytu. Powrci spojrzeniem do owego, nieokrelonego bliej punktu, ktry

wczeniej ledzi. - Syszae? - Tak, pani. Odwrcia si, spogldajc mu w twarz. - Czy to moe by... tam? Wzruszy ramionami, zatykajc kciuki za pas. - Jaki strasznie milczcy! - rozzocia si nagle. - Zwykle masz tyle do powiedzenia! Pilot odetchn gboko.

- Nie wiem, pani, czy to moe by tam. Myl, e nie. Ale milcz, bo ostatnio kada moja wypowied nie idca po twojej myli jest powodem, by zarzuci mi nielojalno albo zgoa zdrad. Przez dug chwil obserwowaa go, nic nie mwic. - Dlaczego uwaasz, e skarbu tam nie ma? Znasz t wysp? Znowu wzruszy ramionami. - Wanie rzecz w tym, e nie. I nie bardzo wiem, jakim sposobem mgby zna j twj ojciec. Trudno przypuci, by przybi do nieznanego brzegu z

zamiarem ukrycia skarbu, nie wiedzc nawet, czy da si tam wykopa dziur. Wyda wargi. - No tak: ld powszechnie znany - nie, bo yj na nim ludzie. Ld nieznany - te nie, bo nie wiadomo, czy speni oczekiwania... Jaka wic to ma by wyspa, Raladan? Znana mojemu ojcu i tobie, i nikomu innemu? Duo jest takich? - No c... Zapewne masz racj, pani - przyzna. - By moe, prowadzc tak dugo daremne poszukiwania, zaczynam teraz szuka nie wiadomo czego... - Chyba tak, Raladan. Ale nie martw

si: znalaze. Znw odwrcia si ku morzu i wskazaa palcem odleg ska. - To jest tam. Skin gow. - Niech tak bdzie, pani. Ale pozwl, e teraz ja zapytam: skd ta pewno? - Nie wiem... Po prostu: to jest tam. Pokiwa gow, krzywic sceptycznie usta. Zbliya si i otwart rk trzasna go w czoo, odrzucajc ciosem gow w ty.

- Nie pozwalaj sobie na takie umieszki upomniaa, nieomal szczerzc zby. - Bo ci ka wlepi par kijw. Purpurowy gniew napyn mu do twarzy. Cofna si niespiesznie o p kroku. - No? Sprbujesz? - rzucia wyczekujco. Wysuna jzyk, powolutku przesuwajc koniuszkiem wzdu wargi.

*** Wyspa wygldaa dokadnie tak, jak

to okreli Raladan: wystajca z wody kupa ska, pokrytych tu i wdzie cienk warstw gleby. Trzymajc w doniach pomit, niechlujnie wykrelon map, patrzya to na ni, to na ld. - To jest tu! - mwia gorczkowo. Patrz, tam wida jakie wzniesienie, jest zaznaczone na mapie... A tutaj, ten cypel jak wygite rami... To moga by kryjwka Wa, nikt nie dostrzee z morza stojcego za tym cyplem okrtu z nagim masztem! Znalelimy! Trzasna domi o nadburcie. - Hej! Miecz dla mnie, omiu ludzi do odzi! Raladan!

Pilot sta z boku, patrzc w milczeniu. - Chcesz im pokaza skarb? - zapyta, ruchem gowy wskazujc majtkw. - No to nasze ycie niewiele jest warte... - O to si nie martw - powiedziaa. Zrobi, co im ka. Na wszystkie morza - pomyla - ty oszalaa, dziewczyno. Jej wiara we wasn wadz nad zaog bya tyle naiwna, co zatrwaajca. - No to co?! - wrzasna nagle, jakby widzc jego myli. - Mam powiedzie sobie to tu i odpyn?! Po chwili d koysaa si przy burcie. - Idziesz? - zapytaa przez zby,

przypasujc miecz. Skin ponuro gow. Wkrtce byli na brzegu. Wyskoczya na piasek i natychmiast ruszya w gb wyspy. Raladan zagryz wargi. - Czeka tu - rzuci do wiolarzy. Nie sprzeciwiono mu si. Pody za dziewczyn.

Rozdzia trzydziesty szsty

Alida wiedziaa ju dobrze, e popenia bd. Bardzo powany bd. Varda naleao zabi. Oczywicie - nie moga tego zrobi tak po prostu. Bavatar by uczciwy. Najwyszy Sdzia Trybunau Imperialnego Garry i Wysp by uczciwy. Uczciwy - obracaa w mylach dziwne sowo, jedno z tych, ktre oznaczaj tak wiele, e a nic. Bya

uczciwo pojciem wzgldnym, akurat tak samo, jak dobro, zo, sprawiedliwo... Mona ich byo uywa, jednak sprawy powane winny by zaatwione w oderwaniu od wszelkich dogmatw. Zniecierpliwiona nagle - odsuna ca t filozofi. Starzejesz si, kochanie powiedziaa sobie z gniewn kpin. -

Bavatar nie filozofowa. Po prostu by uczciwy, i to w bardzo szerokim rozumieniu tego sowa. U Najwyszego Sdziego Trybunau, taka krpujca rce cecha, bya wad. Ale z tym nie moga nic zrobi. W kadym razie - nie teraz.

Moga natomiast - jeszcze przed paroma dniami - do atwo pozby si Varda. Bez oficjalnej zgody Bavatara, oczywicie. atwo by uwierzono, e chcia j zabi, i jej ludzie musieli zadziaa. Pozwolia jednak, by y. Gdzie w gbi duszy miaa wt nadziej, e moe jednak ten czowiek wie co... o Raladanie. A teraz byo za pno. Nie do, e daa mu czas, to jeszcze posuya si ludmi Trybunau. Prawda, e tego od niej oczekiwano, gdyby zrobia inaczej, musiaoby to wyglda co najmniej dziwnie... Co z tego jednak? Sprawy przybray jeszcze gorszy obrt, bo szpiedzy, ktrych wybraa,

informowali o wszystkich ruchach ledzonego nie tylko j, ale take Elen. Czy tamta co podejrzewaa? Trudno dociec... Do, e niezwykle spokojne, zagadkowe zachowanie czowieka, ktremu przypisywano ch wywarcia zemsty, zwrcio uwag Pierwszej Przedstawicielki Sdziego. No i spraw zainteresowa si Bavatar. Doszo do tego zdumiewajcego spotkania i - nie moga uwierzy wasnym uszom (bo istotnie syszaa rozmow): czowiek, ktrego miaa za prostodusznego gupca, zagra niczym ksi intrygantw, uderzajc szczeroci tam, gdzie uderzy naleao! Zaintrygowany Bavatar chcia rozmowy

w cztery oczy. Splota donie na karku. Nie moga dopuci do tego spotkania. Prawda, e zabicie Varda cignie teraz na ni podejrzenia i zapewne spowoduje dalsze drenie sprawy. Ale moe lepsze bd podejrzenia ni pewno, ktr po rozmowie z Vardem Bavatar niechybnie uzyska. Nie moga pozwoli, by j oskarono o cokolwiek. Nie teraz. Kapitan musia nie tylko umrze, ale i znikn. C, nic prostszego umiechna si lekko, bo znajomoci,

jakie miaa dziki swej pracy, procentoway nie po raz pierwszy. Ale co dalej? Sprawnie budowaa plan. Vard zniknie. C Bavatar? Bavatar pomyli, e ona maczaa w tym palce. Co zrobi? Zacznie grzeba w dokumentach Floty Gwnej. Ale tam raczej niewiele bd mieli, wydarzenia na dalekich Agarach doczekay si pewnie kilku nieciekawych wzmianek w raportach; zreszt, te wojskowe sprawozdania... A wic pole czowieka na Agary. To ju moe by bardziej grone, wci tam yj ludzie, ktrzy... Tak, naleao dotrze do czowieka, ktry tam popynie.

Rozwcieczyo j, e teraz, kiedy ma tyle spraw (i to jakich spraw!) na gowie, wanie teraz musia przyplta si ten wojak! Na Szer, s ludzie stworzeni bodaj tylko do tego, by wyrasta, gdzie ich nie posiano. A zatem (podsumowaa krtko): usun Varda i dowiedzie si, kto z ramienia Trybunau popynie na Agary. Po czym i z nim do ka. Na pocztek.

***

Vard zjad solidn wieczerz. Nie oszczdza ju srebra; by troszeczk przesdny i wierzy, e liczenie si z kadym groszem ciga na ubogich najprawdziwsz ndz. Pojad wic i popi do syta. Potem opuci ober i skierowa si w stron portu. Wci kocha okrty. I po tylu, tylu latach - wci tkwi w nim onierz. W kocu musia przyzna si do tego sam przed sob. Nie chcia nosi miecza na plecach. Najszczliwszy by w porcie, obserwujc stojcy u nabrzea holk stray morskiej. Patrzy na schodzcych i

wchodzcych na pokad onierzy. Wprawdzie ich mundurowe tuniki byy ciemnote, troch obce, ale krj ten sam, takie same oznaczenia funkcji i stopni... Flota Gwna Garry i Wysp. Nie wrciby do suby nawet, gdyby mu to rzeczywicie umoliwiono. Ten rozdzia ycia by za nim zamknity. Raz na zawsze. Ale wspomnienia pozostay. I cz z nich - to byy naprawd dobre wspomnienia. Szczeglnie te z ostatnich dwch lat suby. Gdy pywa na wasnym okrcie, majc za oficerw wyprbowanych przyjaci. Potem

dopiero bya ta przeklta obawa i przeklty piracki aglowiec, ktry zabra wszystko: przyjaci, statek, a wreszcie i wolno. A jednak - nawet i teraz - nie potpia Raladana. Prawda, ten czowiek swoim dziaaniem spowodowa wiele za. Zabi kilku ludzi z jego zaogi. I to on wreszcie wcign do sprawy t kobiet. Uczyni to jednak dla dziewczyny, ktra bya niewinna i ktr dano mu pod opiek. Vard w to wierzy. Nawet nie bardzo rozumia dlaczego. Ale wierzy.

Moe po prostu potrzebowa tej wiary. eby, we wasnych chocia oczach, nie uchodzi za skoczonego ju durnia. - Wasza godno! Przystan. Podeszo do trzech ludzi. - Przychodzimy od wiadomej ci osoby - rzek wysoki mczyzna, przewodzcy, zdaje si, pozostaym. - Czy pozwolisz poprowadzi si, panie? - Wystarczyby jeden przewodnik zauway Vard. Mczyzna towarzyszy. obejrza si na

- To nie stra, panie - wyjani - lecz eskorta. Jest kto, kto mgby pragn twojej mierci. Powiedziano mi, e domylisz si, o kim mowa. Vard zmarszczy brwi i skin gow, po chwili. - Dobrze. Ktrdy? Wskazano drog. Idc ciemnymi ulicami, dotarli do starych murw miejskich. Bramy byy ju zamknite, ale zaniedbane mury nie stanowiy przeszkody dla nikogo, kto chcia wej do miasta lub te z niego wyj. Minli przedmiecia i ruszyli gocicem, oddalajc si coraz bardziej

od Dranu. - Dokd idziemy? - zapyta Vard. Po lewej stronie drogi rs las, blask ksiyca rzuca na drog jego masywny, troch grony cie. - Najwyszy Sdzia chce pomwi z wasz godnoci w miejscu, gdzie nie sign niepowoane uszy - pada odpowied. - Czy nie wspomina o tym, panie? Najwyszy Sdzia - pomyla Vard. Czowiek, ktry przedstawi mu si jako urzdnik Trybunau, nie podajc swego nazwiska, piastowa stanowisko

Najwyszego Sdziego. Vard skoczy w las. Ucieka i nim poj, dlaczego waciwie to robi, by ju do daleko od drogi. Za plecami sysza odgosy pocigu. Ci ludzie wiedzieli zbyt wiele. Suc w stray morskiej, Vard niele pozna metody dziaania Trybunau. Kady tam wiedzia tyle tylko, ile wiedzie musia. Ludzie przydzieleni mu jako przewodnicy i eskorta na pewno nie mogli zna treci tamtej rozmowy. Przystan, nasuchujc. Przedzierano si jego ladem. Odgosy dochodziy z tyu i z lewej strony.

Ruszy dalej, starajc si sprawia jak najmniej haasu. Szed w prawo, o ile nie zawiodo go poczucie kierunku wzdu skrytej za drzewami drogi. Ksiyc mia po lewej rce. Usysza niedaleki okrzyk, po czym zrobio si cakiem cicho. Nie byli gupi. Teraz oni nasuchiwali. Stpa powoli, ostronie... Jaki ptak zaopota tu obok, Vard sign po bro. Miecz z jkiem wyszed z pochwy. Przekl si zaraz za brak opanowania. Usyszeli. Przedzierali si teraz

szybko ku niemu. Znw pobieg. Po jakim czasie zahaczy stop o korze i upad. Po omacku odnalaz miecz, wsta i utykajc pobieg dalej. Dotar nagle do skraju lasu. Otwieraa si przed nim obszerna, trawiasta zatoka. Dostrzeg ciemn bry domu i natychmiast pospieszy ku niemu. Zdyszany, zaomota w drzwi. Sysza tamtych. Byli blisko. Osiem lat temu stawiby czoa trzem ludziom, uzbrojonym chyba tylko w noe - i nie byby bez szans. Ale te osiem lat nie pozostao bez wpywu. Wiedzia, e

nie trzyma ju broni tak pewnie jak kiedy. Ostatnia walka, jak stoczy, miaa miejsce na pokadzie pirackiego aglowca. Na pokadzie Wa Morskiego. Drzwi otwary si. Wpad do rodka, w tej samej chwili ksiyc owietli ciemne sylwetki, wyaniajce si z lasu. Vard zasun skobel i odwrci si. Staa przed nim kobieta, trzymajca w doni kaganek. Spojrza na jej twarz - i znalaz si w rodku swej przeszoci. Poznaa go i ona. Kaganek uderzy o podog, pryskajc

gorc oliw. Cisz przerwao walenie w drzwi. Vard opar si o nie ciko. - Otwiera! - doleciao z zewntrz. Otwiera! - To przeznaczenie - gos Varda zabrzmia niczym jaki przedziwny dwik z innego wiata. Kapitan mwi spokojnie, tak spokojnie, jak mwi moe czowiek, ktry w jednej chwili olnienia pozna wszystkie wyroki cice nad swym yciem, jego cel i kres. Ale tak te byo w istocie. Przypyn do Dranu, szukajc sprawiedliwoci... a znalaz wyjanienia. Mia oto zgin, stojc

midzy kobiet, ktra dla wielu bya symbolem zbrodni, a ludmi, ktrych utosamiano ze sprawiedliwoci... - Otwiera! Otwiera, bo dom pjdzie z dymem! Potne uderzenia wstrzsny drzwiami. - Oto sprawiedliwo - rzek Vard. - Nie otwieraj! - powiedziaa, jakby widzc w ciemnoci jego plecy ju-ju odrywajce si od drgajcych pod ciosami drzwi. Nie otwieraj! Potrzsn gow w mroku, po czym wyrzuci z siebie gwatownie: - Na Szer, powiedz mi prawd...

teraz ju moesz: czy Raladan kama? - Nie byam piratk. - A wic warto byo... - rzek niejasno. - Warto. Odskoczy od drzwi i jednym szrpniciem zwolni skobel. Nim zdoaa poj, co si dzieje, przed progiem domu rozgorzaa walka. Kto run na ziemi, krzyczc, ksiyc zapali ostrze miecza szklanym ogniem, ale rami, ktre miecz trzymao, zablokowane mocnymi domi, pko w okciu z trzaskiem, ktrego tem by jk blu. Potne ciosy w korpus powaliy mczyzn - i wtedy czerwonozoty, wielki jzor ognia wystrzeli nagle z

drzwi domu, ogarniajc zabjcw.

*** Ostronie, by nie obudzi lecego obok mczyzny, Alida wysuna si z ka i na palcach przesza do drzwi. Jeszcze raz zerkna na picego, po czym wysza z pokoju. Pomieszczenie obok byo rwnie skpo owietlone jak sypialnia; dwie wiece, umieszczone w smukym kandelabrze, rzuciy na przeciwn cian jej powikszony cie. Stana bokiem, obserwujc przez chwil zarys niewielkich, wci doskonale okrgych piersi, po czym skina z aprobat gow i usiada na

bogato rzebionym karle, podwijajc nogi pod siebie. Wybraa z eleganckiego pmiska olbrzymi gruszk i ugryza j. Lepki sok pociek po brodzie, kapn na zielony, trjktny, paski kamyk zawieszony na szyi. Listek Szczcia, z Czarnego Wybrzea. Bardzo drogi. Chroni przed chorobami. I pasowa do oczu. Kudaty piesek (prezent od przyjaciki) lea w kcie, poszczekujc cicho przez sen. Zmarszczya lekko nos. Nie bardzo lubia zwierzta. Za to uwielbiaa wszystko co sodkie.

Znw ugryza gruszk. Ale pyszny sok nie mg pokry smaku zniecierpliwienia, ktre w niej narastao. Co zaszo, co waciwie si stao, na Szer? Zawiedli? Nieprawdopodobne... Zreszt, jeli nawet - c, zdarza si! Ludzie tacy jak oni, naprawd dobrze znajcy swj fach, nie zawahaliby si stan przed ni i powiedzie otwarcie: nie udao si, a dlatego, e to, to i tamto... Tymczasem mina noc, min dzie, teraz znw bya noc, a ona nie miaa pojcia, jak sprawy stoj. Przecie nie zabi ich wszystkich! No nie, nie znaa czowieka, ktry potrafiby

zabi trzech zawodowych mordercw. Moe najlepszych w miecie, nie jakich tam oprychw, lecz ludzi, dla ktrych zabijanie byo tym, czym szycie butw dla szewca. A zatem? Ogryzek rozpad si jej w doni na dwie czci, duy kawaek spad do zbiegu ud. Uja odamek w dwa palce i przez chwil wypisywaa sokiem na skrze jakie znaki. ono miaa gadko wydepilowane, zgodnie z dartask mod. Ogldaa wilgotne kreski, pozostawione na ciele przez gruszk, a wyschy i znikny. Upucia resztki owocu na podog, potem podniosa si i zajrzaa do sypialni. Nalwer spa

twardo. No c. Dobrze, e cho tutaj wszystko poszo atwo. Od razu pomylaa o tym durniu, bo uzyskanie jakichkolwiek informacji od kuzynostwa byo niepodobiestwem. Natomiast Nalwer, traktowany przez tamtych jak pgwek (by nim), wyda si jej obiecujcy. C, trafia w sedno. Kto by pomyla, e Bavatar planuje na Ahel inwazj idiotw... Dla niej lepiej. To jedno ju miaa z gowy. Ale tamto, tamto! Chciaa zawoa, ale zrezygnowaa, pomylawszy, e moe obudzi

Nalwera. Wysza z pokoju i zbiega po schodach. Lubia czu stopami chd bijcy od stopni. Zwaszcza, gdy byo tak duszno i parno jak tej nocy. - Hej, dzielny straniku! - zawoaa niegono, przechylajc si przez porcz. - Twardo pisz? Olbrzymi odwierny, niosc lichtarz, pojawi si prawie natychmiast. - Bardzo czujnie - zapewni, przecierajc twarz. - Tak, pani? - Nikt nie przyszed? - zapytaa, dobrze wiedzc, e nie. - Nikt, pani.

Patrzya ponad jego namysem marszczc brwi.

gow,

- Co ci martwi, pani? - zagadn, pospniejc jak i ona. Jej stosunki ze sub byy wielce zdumiewajce. W obecnoci osb z zewntrz wymagaa wrcz czoobitnoci, za to prywatnie, gdy nikt nie widzia, stawiaa si zupenie na rwni. Caa suba skadaa si z niewolnikw. Byych niewolnikw, bo wszystkim daa wolno. Tylko dwa razy kto odszed. Ci, co nie odeszli, kochali j na mier i ycie. Bya wspania pani, najlepsz, jak sucy mg sobie wyobrazi. Moe staa si taka pod wpywem matki-Armektanki?

Ojciec nie pozwala w domu na adne dziwactwa, jak nazywa pikne, stare armektaskie zwyczaje i tradycje, ale matka opowiadaa o nich. Surowi Garyjczycy przenigdy nie zdoaliby ich poj i zrozumie - zwaszcza e pochodziy z Armektu... Zreszt, ona sama nie wszystkie potrafia zaakceptowa. Lecz zasada, e niewolnik dobry jest do pracy w polu, nigdy za w domu, gdzie suba musi czu, i obdarza si j zaufaniem, znalaza u niej pene zrozumienie; rozwina te j tak bardzo jak to tylko moliwe. Dawaa odczu swoim ludziom, e s wyjtkowi, e tylko oni mog by z ni tak blisko. Pochlebiao im to niezwykle, czuli sw warto.

Sama nie wiedziaa, gdzie s granice tej poufaoci... Ale problem tak naprawd nie istnia. Suba czua ow granic o wiele lepiej ni ona. Bya pod ich opiek. Nikt chyba ze znanych jej dobrze urodzonych nie uwierzyby, e moliwe jest utrzymanie nieuchronnego dystansu i stosunku zalenoci, wspistniejcych z prawdziw przyjani. A jednak. Oczywicie - nie bez znaczenia by tu dobr ludzi. Ale na ludziach znaa si wybornie. I dobieraa niezwykle starannie.

Staa na trzecim stopniu od dou, a pomimo tego jej twarz znajdowaa si akurat na wysokoci twarzy olbrzyma. Trzymajc lichtarz tak, by nie spali jasnych wosw, sign rk i ostronie, wielkim paluchem, zdj kawaeczek gruszki z kcika jej ust. Umiechna si. - Zdoam pomc, pani? Potrzsna gow. - Nie. Ale gdyby kto przyszed, woaj mnie, gdziekolwiek bym bya. Nie chod, nie szukaj. Zawoaj. Czekam na niezwykle wan wiadomo. - Wiem, pani. Dobrze, zawoam.

Kiwna mu rk i szybko pobiega na gr, bo jednak bose stopy troch zmarzy na kamiennym stopniu. Nie spaa przez reszt nocy. Ale dopiero pnym rankiem jeden z jej ludzi przynis wiadomo, e przy spalonym domu pod lasem (syszaa o tym poarze) znaleziono zwglone zwoki kilku ludzi. Spalony dom? Pod lasem... Znaa to miejsce i budynek. Kiedy podobno mia tam stan tartak. Zbudowano jednak tylko dom, po czym zaniechano dalszych prac - nigdy nie dociekaa, dlaczego. C j obchodzi jaki tartak?

Dom dugo sta opuszczony, bo lea na uboczu i by nie dokoczony. Niespena przed rokiem posyszaa przypadkiem, e kogo tam widywano. Nawet ciekawa bya, komu spodobao si mieszka na odludziu, w opuszczonej ruderze; raz i drugi chciaa sprawdzi, ale zawsze wyniky jakie waniejsze sprawy... Ci spaleni ludzie - czy to mogli by oni? Oczywicie, e tak. Sama nalegaa, by wywiedli Varda gdzie za miasto, podajc si za ludzi Bavatara. By wietny pretekst: Bavatar sugerowa, eby miejscem spotkania byo jakie ustronie...

Ten czowiek to onierz - rzeka do swoich najemnikw. Moe si broni. Moliwe te, e jest pilnowany. Wyprowadcie go gdzie na odludzie, gdzie walki nikt nie zobaczy. atwiej bdzie oceni, czy jest sam. No i ukry ciao, nikt nie ma prawa go znale, czy to jasne?. Przekla si w duchu za nadmiar ostronoci. Ile waciwie trupw znaleziono na pogorzelisku? Czy moliwe, by w owym domu Vard mia jakich przyjaci? Nie. Ale czowiek tam mieszkajcy mg mu pomc. Moe byo kilku ludzi?

Kto tam mieszka, na Szer? Od kogo uzyska potrzebne wiadomoci? Lenicy? Moe jacy drwale? Im szybciej si dowie, tym prdzej uzyska odpowied, czy kapitan yje. Jeli tak, to znaczy, e jest le. Nie miaa czasu, by cign t spraw w nieskoczono... Teraz - nie miaa czasu.

Rozdzia trzydziesty sidmy

- uczywo - powiedziaa z chrypk Lerena. Raladan sta i patrzy w ciemny, nieduy otwr. - Syszae? W odzi s uczywa. A jeli nie ma, to py po nie na Gwiazd! - cisna. - Nie odejd std - zastrzega gronie, gdy otworzy usta.

Ruszy z powrotem do odzi. - Prdzej! - wrzasna z furi. Gdy powrci z ponc pochodni w jednej, a hubk i krzesiwem w drugiej rce, staa tak, jak j zostawi. Wyrwaa mu pochodni i wsuna si w ciemny otwr. Pody jej ladem. - Uwaaj - uprzedzia. - Tu jest szczelina. Omin puapk. Zaraz za ciasnym wejciem korytarz rozszerza si znacznie, a grunt ucieka w d tak, e wkrtce mona byo stan prosto. Przeszli nadspodziewanie dugi

kawaek drogi, nim Lerena stana. - Nie mog uwierzy - powiedziaa. Byli w sporych rozmiarw jaskini. Migotliwy blask pochodni wydobywa z ciemnoci niektre jej partie, inne pograjc w cieniu tym gbszym. Porodku pitrzy si jaki nieforemny stos, przykryty aglowym ptnem. Raladan ujrza, oczyma wyobrani, majtkw w pocie czoa dwigajcych cikie kufry, a obok olbrzymiego, ponurego mczyzn z pochodni w doni, patrzcego pospnie spod namarszczonych brwi... Lerena oddaa pilotowi pochodni i zacza ciga okrycie. Zsuno si,

odsaniajc piramid skrzy najrniejszej wielkoci i ksztatu. Upada na kolana i odemkna wieko olbrzymiej, najwikszej, stojcej osobno u podna stosu. Wewntrz byy kolczugi. Rzucia si do innej, niewielkiej, stojcej na szczycie. Przez chwil zagldaa do rodka, po czym wycigna rce i cofna je zaraz, trzymajc spltane naszyjniki z pere, przeplecione jakimi acuszkami. Zerwaa si, okrcia w miejscu i triumfalnie wyrzucia ramiona w gr. - Raladan! - zapiewaa niemal. Raladan!

Riolata wysza z mrocznego kta jaskini. - Byam pierwsza - powiedziaa. Czowiek za ni zrzuci ciemny paszcz, odsaniajc bia tunik onierza. Pod paszczem ukryta bya kusza. Drugi mczyzna pojawi si za plecami Raladana, wyrwa mu pochodni i zagrodzi drog do wyjcia. Lerena wci staa z rkami nad gow, z twarz sta w umiechu. - Trzymaj rce z daleka od miecza, siostro, i stj tam, gdzie stoisz, a ocalisz

dwa ycia - rzeka Riolata, rzucajc pilotowi kawa sznura. - Usid i zwi sobie nogi, Raladan. Dokadnie i mocno, bd patrze. Nie, eglarzu umiechna si ironicznie - ten wze rozwiesz jednym ruchem... O, teraz dobrze. Lerena ju nie trzymaa rk w grze, ale cigle staa w miejscu. Dochodzia do siebie. - Co dalej, siostrzyczko? - zapytaa. Mam tu obok ptorej setki ludzi. onierze Riolaty wci trzymali bro w pogotowiu. W milczcym zdumieniu spogldali to na jedn kobiet, to na drug.

Rniy je tylko stroje. - Ptorej setki? Skd wiesz, ilu ja mam na tej wyspie? - A zmieci si tu wicej jak dwch? - O! - Riolata umiechna si lekko. Skd ten dobry humor, Lereno? Pokiwaa gow z namysem. - Rozbierz si - polecia. Lerena uniosa brwi. - Czy zostan zgwacona? - zapytaa z sarkazmem. - Zrzu te szmaty albo ka je z ciebie

zwlec. Piratka spojrzaa z pogard, po czym odpia pas z mieczem, zdja koszul, buty i szerokie hajdawery. - Zwi j - rozkazaa Riolata, odbierajc kusz z rk Nosacza. - A ty rce tamtemu. - Wycigna do po pochodni. onierz, trzymajc sznur, pochyli si nad pilotem. Ten poda rce do skrpowania, zerkn w bok, po czym odezwa si po raz pierwszy od chwili, gdy weszli do skarbca: - Prbuj, Pikna...

Nim sowa przebrzmiay, pochwyci onierza. Lerena odepchna Nosacza, rzucajc si na siostr. Ta upada, wypuszczajc kusz - ale nie uczywo... W nastpnej chwili Lerena zawya. Nosacz zerwa si z ziemi i przytrzyma j, Riolata w mgnieniu oka znalaza si przy duszcym onierza pilocie, wpychajc mu pomie pod pach. onierz rykn, bo i jemu osmalio twarz, ale Raladan puci go, a wtedy z caej siy uderzya agwi. - Wi go! - wrzasna poparzonego onierza. do

Raladan potrzsa gow, oszoomiony. We wosach mia iskry, gasnce kolejno.

Lerena szarpaa si z Nosaczem; utrzymywa j z najwyszym trudem. - Uderz j! - pad rozkaz. - Do tej szarpaniny! onierz odepchn Leren; trzasna go w szczk, ale jego cios by silniejszy - otworzya usta, prbujc chwyci powietrze, zgia si wp i powoli opada na kolana. Klczaa przez chwil z wytrzeszczonymi oczami, skulona, ale powietrza wci nie byo; zgia si jeszcze bardziej, chylc czoo do samej ziemi. - Bardzo dobrze.

Riolata zatkna pochodni w szczelinie w skalnej cianie, po czym odwrcia si nagle i z wyszczerzonymi wciekle zbami kopna lec w bok tak silnie, e pky ebra. Rozleg si cienki szloch, a moe raczej pisk. - Zwi j! - warkna. - Ale tak, eby czua! Usiada pod cian, pocierajc mocno doni o do. Uspokajaa si powoli. - Teraz wyjdcie przed jaskini. Nie chc tu adnych goci. Wzia miecz siostry, wskazujc onierzom kusze. Zabrali je i wyszli. W jaskini zalega cisza, przerywana

tylko mimowolnymi spazmami Lereny, brzmicymi w poowie jak szloch, w poowie jak urywany oddech. Pknite ebra i szorstki sznur, wrzynajcy si w rozlege oparzenie na nodze, sprawiay bl nie do zniesienia. - Raladan. Czy zaoga co zwcha, gdy wrc na pokad zamiast niej? Pilot drgn. Krzywic si, unis bolc gow. - Strj ju mam - wskazaa rk. Cho doprawdy nie wiem, jak to zaoy... - Sztychem miecza uniosa hajdawery. - Czy ona to zdejmuje, zanim odda mocz?

Lerena, mimo blu, wydaa z siebie co na ksztat miechu. - Jeste mi potrzebny, Raladan powiedziaa Riolata. - Wolaabym mie na statku kogo, kogo znam. Piratka parskna szyderczo. - Musimy si spieszy, Raladan cigna tamta, niezraona. - Straciam statek, a czas wraca do Dorony. Mam j. Wiesz kogo. Ridaret. Umrze, jeli wkrtce nie przybd. Pilot straci spokj. - Kamiesz - powiedzia.

- No, chyba nie. Po ostatniej rozmowie z t tam - wskazaa siostr pomylaam, e do ju niespodzianek. Zreszt, wiele mog darowa, Raladan, ale ta kobieta, ktr nazywaam matk, okamywaa mnie od zawsze, nie dbajc o to, co myl i czuj, przywaszczya sobie prawo wyboru tego, co mam wiedzie, a co nie. Przed wyruszeniem z portu wysaam po ni ludzi. Bardzo pewnych ludzi, Raladan. - Kamiesz - powtrzy. - Zechcesz to sprawdzi? Lerena z jkiem przetoczya si na drugi bok, wbijajc w pilota spojrzenie.

- Raladan...? - jkna. - On ju si podda - orzeka Riolata. Nie wiedziaa? Na Szer, siostrzyczko, twj pilot beznadziejnie kocha nasz siostr-matk... Trzeba by lepym, by tego nie widzie. Zrobi wszystko co w ludzkiej mocy, by uchroni najpierw jej ycie, a w drugim rzdzie ten skarb, ktry uwaa za jej wasno. Mwia mi o tej rozmowie w tawernie... Istotnie, skarb naszego ojca mia i na dno razem ze statkiem, bo tak chciaa ona. Ale to mia by twj statek, Lereno. Gdyby tylko zabraa to wszystko, posaby t twoj beczk na dno, na pierwszych napotkanych skaach!

Lerena gryza wargi, czekajc uparcie na spojrzenie pilota. - Raladan? To... prawda? Skin gow ponuro. - Tak jest. Spojrza na Riolat. - Przystaj, pani. - Nie - powiedziaa z bezradn wciekoci Lerena. - Raladan... ty kochasz Ridaret? Spojrza jej prosto w oczy. - Nie tak, jak to sobie wyobraa twoja siostra. Ale jednak zrobi dla niej wszystko.

Dziewczyna jakby nagle przestaa czu bl. Dwigna si na tyle, na ile pozwalay jej wizy i powiedziaa: - Zbyt wielu paniom chciaby suy, Raladan... To przyniesie ci zgub, przysigam. Riolata powstaa, opara nog na piersi siostry i pchna mocno. Lerena opada do tyu, uderzajc gow o ska. Nie jkna. Ostrze miecza dotkno wizw Raladana... Cofno si zaraz, nie rozcinajc ich. Riolata przekrzywia gow i zmarszczya brwi, popadajc w krtkie zamylenie.

- Zaraz ci uwolni - przyrzeka. Ale... czy zaoga jest pewna? Spojrza dziwnie. - Zaoga? Najgorsza, jak mona mie. - Straszysz? Wzruszy ramionami. - A wic skarb...? - zapytaa. - To szalestwo. Skina gow. - Wic na razie niech zostanie tu,

gdzie jest. Podniosa si, wzia pochodni i wysza z jaskini. onierze czuwali. Spojrzaa w stron lasku, gdzie krya si reszta jej ludzi. - Wci tam s? - zapytaa Nosacza. - Tak, pani. - Trzeba si ich pozby, za wiele wiedz. Zdoacie sami dowie mnie odzi na Garr? Od wyspy do wyspy. Spojrzeli po sobie. - Chyba tak, pani.

- Chyba? - Na pewno, pani. - Wic zabijcie ich. Dacie rad? - Tak, pani. Maj tylko noe. - A zatem. Wrcia do jaskini, wzia miecz i uwolnia pilota. - Musimy pozby si tych dwch powiedziaa. - onierzy? Potwierdzia.

- Nie masz tu wicej ludzi, pani? Zawahaa si. - C, trzymamy si w garci... Miaam. Jeszcze przed chwil. Zrozumia. Pochylia si, podniosa trzyokciowy kawa sznura i daa go pilotowi. - Przyprowadz tu jednego powiedziaa. - Udu go. Potem zajmiesz si drugim. Skin gow, okrcajc koce sznura wok doni. Riolata wysza z jaskini. Zaczekaa, a onierze wrcili.

- Wszyscy? - zapytaa. - Tak, pani. - Uwaaj na okolic. Wydawao mi si, e kogo tam widziaam - wskazaa rk na odlege skay. - A ty za mn skina na Nosacza. Raladan zabi dziesitnika sprawnie, e spojrzaa z uznaniem. tak

- Nie ciesz si, pani - rzek zimno. Jeli dzisiaj kamaa, czeka ci to samo. Mierzyli si wzrokiem. - Jeli za nie kamaam, to te? -

zauwaya z pogard. - Za may jeste, Raladan... Z kim ty chcesz si mierzy? Za kogo ty si masz? Powiem ci, kim jeste: gupim czowieczkiem zmierzajcym donikd. Mgby mie tak wiele... Ale nie, ty wolisz trzyma si jednookiej wariatki, ktrej istnienia nikt nie zauwaa, tak samo, jak nie zauway zniknicia... Chwyci j oburcz za gardo. Nawet si nie poruszya. - No... - wykrztusia - dalej. Rozluni chwyt i powoli opuci rce. Rozcierajc szyj, wolno, ostentacyjnie gromadzia w ustach lin. Uchyli si, gdy spluna.

- Nie mog ci zabi... - powiedzia. Umiechna si ironicznie. Powali j twarz do ziemi. Byskawicznie skrpowa rce resztkami wasnych wizw, po czym sign po koszul Lereny i wepchn skbiony jej skraj gboko w usta lecej. - Ale kto ci powiedzia, e jeste nietykalna? - zapyta. Odpi pas i smagn nim plecy wierzgajcej dziewczyny, po czym solidnie wygarbowa zadek - i nie byo to karcce, lecz dobrotliwe lanie, jakie sprawia czasem, gdy bya jeszcze dzieckiem. Teraz trzyma mocno, a tuk

zamaszycie, chcc sprawi prawdziwy bl. - Kto ci to powiedzia? Wstajc, pchn j nog tak, e przetoczya si na plecy. - Bd czeka przy odzi - powiedzia. - Uwolnij si szybko, bo czekajc, mog zmieni zdanie. Po tym, co dzi usyszaem i zobaczyem, zaczynam myle, e lepiej nie wypuszcza std takiej suki jak ty. Lepiej chyba szuka Ridarety na olep. O ile w ogle j masz... - dorzuci ju z korytarza. Leca pod stosem skrzy Lerena niemal kaa, apic oddech po

wybuchach niemoliwego opanowania miechu.

do

Riolata podpeza do pozostawionego miecza, uwolnia rce i wyrwaa knebel, po czym niemal ryczc z blu i wciekoci, rzucia si na Leren. Zadzierzgna na jej szyi kawa sznura. Powietrze przeszy charkotliwy skowyt. Riolata docigna wze i wstaa. Lerena wia si na ziemi, uderzajc gow o kamienie. Oczy wyszy jej na wierzch, twarz siniaa coraz bardziej. Wygia si w uk, minie skrpowanych rk i ng drgay w gwatownych skurczach. Riolata, nie spuszczajc z niej wzroku, zgarna porzucone odzienie, wzia dogasajc

powoli pochodni, po czym odwrcia si i szybko ruszya skalnym korytarzem.

Rozdzia trzydziesty smy

Alida zapaa si za gow. - O, nie! Kudaty szczeniak, poszczekujc wojowniczo, wyskoczy spod stou. Kopna go tak, e z urywanym piskiem polecia daleko, pod cian. - Nie! - wrzasna raz jeszcze. - To nie moe by prawda!

Mczyzna cofa si, wystraszony. - Tak mi powiedziano... pani. Alida usiada, zaciskajc pici. Nie, to nie byo moliwe. Na Szer, moda kobieta bez oka... Przecie nie tamta jedyna na wiecie... Nie, to niemoliwe, eby tamta mieszkaa tak dugo pod jej bokiem, nieomal w zasigu rki... Zagryzajc usta, patrzya na swego wywiadowc. - Co jeszcze? - rzucia. - Co wiesz jeszcze?

- Nic... To wszystko, pani. Par razy szy w las polowania z nagonk. Naganiacze j widzieli, to tyle... Pokazaa ruchem gowy, e jest wolny. - Stj - rzeka zaraz. - We to, nie mog myle. Psiak piszcza pod stoem. Mczyzna podnis go ostronie, wsadzi pod kapot i wyszed. Zerwaa si, okrya st i zaraz usiada na powrt. We si w gar, kochanie pomylaa.

Jeli to bya ona, piratka Raladana wszystko miao sens. Vard nie ucieka na olep. Jednak mia kogo w pobliu. Nie do wiary... Ale c moga pomc jedna dziewczyna? Prawda, piratka. Ale moe by tam te... on? Raladan. - Nie i nie! - warkna. A jednak miao to sens. Wszyscy ci ludzie mieli z ni porachunki. Obecno dziewczyny, a wiec zapewne i Raladana tutaj, wyjaniaa, skd Vard mg uzyska wiadomo, gdzie jej szuka. O, to wszystko pasowao do siebie - i a nazbyt dobrze!

Czy Vard y? Alida nagle poczua si osaczona. Z jednej strony zagraa jej ten Wyspiarz (jake nie docenia tego niebezpieczestwa!) i jego przyjaciele. Z drugiej za - Trybuna. Najgorsze byo to, e teraz, przeprowadzajc sprawy tak delikatne i wane, powinna by wolna od wszelkich podejrze. Gra sza o zbyt wysok stawk! A pojawiy si nowe kopoty: wynika ta sprawa z kupowaniem urzdw... Oprzytomnij, kochanie - skarcia si swoim zwyczajem. Sprawy nie stoj wcale le... Przecie czekasz na wiadomo, ktra wiele wyjani.

Jak na zawoanie, pojawi si sucy, niosc rulonik pergaminu. - Od kogo? - zapytaa z nawyku. - Nie wiem, pani. - Zatrzymae posaca? - Nie, pani. Odszed natychmiast. Wiedziaa ju, od kogo. List nie by piecztowany. Zawiera krtk informacj: Bd spokojna. N. Powoli uniosa wzrok, pozwalajc sobie na umiech.

***

- Wic? - zapytaa jej dostojno Elena. Bavatar siedzia pospny i grony. Rzadko widywano go takim. Nikt nie omiela si wtedy odzywa nie pytany. Ona bya wyjtkiem. Znaa upr i niezwyk si woli tego mczyzny. Mia te inne cechy, ktre w poczeniu z tamtymi kazay przypuszcza, e doprawdy trudno byoby znale odpowiedniejszego czowieka do funkcji, ktr peni. A jednak odnosia czasem wraenie, e w upr i elazna konsekwencja w dziaaniu, ograniczaj go. Nie potrafi skupi si na kilku rzeczach naraz. Wybran spraw doprowadza do

koca, zawsze i nieuchronnie, ale kosztem innych. C, po to w kocu mia j do pomocy. I Nalwera. Nie liczc caego mnstwa pomniejszych urzdnikw. Teraz jednak Bavatar uczepi si rzeczy... naprawd niezbyt wanej. Wci czekaa na rozstrzygnicie sprawa nieprawdopodobnych naduy, jakich dopucili si najwysi rang oficerowie dwch stacjonujcych w Dranie eskadr Floty Gwnej. Kwit handel urzdami i stanowiskami - oto kolejna rzecz, ktr niezwocznie naleao wyjani. I wreszcie - owa fantastyczna zgoa ucieczka trzech

skazacw z najciszej twierdzy na wyspie, sprawa najwiesza, o ktrej dopiero co doniesiono. Zdawao si nie ulega wtpliwoci, i musieli by w to zamieszani stranicy, a nawet kto z komendantury twierdzy. Uciekinierzy byli znanymi wichrzycielami umysw zbyt znanymi i zbyt dobrze urodzonymi niestety, by ich po prostu powiesi. Teraz, na rok niespena przed przewidywanym wybuchem powstania, ucieczka ta jawia si w niezwykle gronym wietle. Wobec wszystkich tych zdarze, Najwyszy Sdzia Trybunau Imperialnego Garry i Wysp, zajmowa si domnieman nielojalnoci -

dziwki... I to nielojalnoci sprzed omiu lat. A jednak - Elena wiedziaa o tym dobrze - wanie lojalno podlegych ludzi bya obsesj Bavatara. Uwaa niezomnie, i przymykanie oczu na jakiekolwiek naduycia ze strony urzdnikw Trybunau, jest niedopuszczalne, a grozi osabieniem siy instytucji. C, byo w tym duo racji. Inna rzecz, e nie musia tego dry osobicie. - Wic? - zapytaa raz jeszcze, tym samym tonem co poprzednio. - Nie wiem - dorzucia po chwili - czy sprawa

warta jest wikszych zabiegw z naszej strony. Myl, wasza dostojno, e moemy j po prostu zatrzyma i zmusi do mwienia. Prawda wyjdzie na jaw. - I ty to mwisz, pani? - zdziwi si chmurnie. - Loch i sala tortur dobre s w Grombelardzie... zreszt nigdzie nie s nic warte. Wiesz rwnie dobrze, jak ja, e tam kady mwi wszystko, czego si ode zada. Znam ludzi, ktrzy amic innych koem, zyskuj niezachwiane przekonanie o wasnej nieomylnoci. I to jest chyba jedyne, co istotnie mona uzyska. W milczeniu przyja reprymend.

- Nalwer - rzek nagle Bavatar - co ty o tym sdzisz? Wezwany poruszy si, zaskoczony. Kobieta take spojrzaa z niejakim zdziwieniem. - Uwaam, panie - rzek Nalwer cokolwiek niepewnie - e mamy niewielkie moliwoci dziaania... aden statek nie pynie na Agary, sprawdziem to. A mae szniki stray morskiej s na morzu. By dotrze do Aheli i wrci przed jesiennymi burzami, musiabym uy duego aglowca Floty Gwnej... - Sprawa nie jest tego warta przyzna niechtnie Bavatar. Popatrzy badawczo. Nalwer mwi do rzeczy; wydarzenie zbyt rzadkie, by go nie

doceni. - Dalej, Nalwer, suchamy uwanie. Kobieta potwierdzia skinieniem. - Nasuny mi si pewne myli... Po znikniciu kapitana Varda - podj wezwany, ju mielej - uznalimy natychmiast, e stao si to za spraw pani Erry Alidy. Ale przecie ta kobieta, jeli istotnie jest tak sprytna i przebiega, jak syszaem, musiaa zdawa sobie spraw, e usunicie go cignie teraz na ni nieuchronne podejrzenia. - Do czego zmierzasz, panie? zapytaa Elena.

- Do tego, e gdyby ten kapitan naprawd mia jakie kompromitujce j dowody, nie yby ju w dniu, gdy dowiedziaa si o jego przybyciu do Dranu. Wtedy wasza godno nie rozmawiaby z nim - i nie byoby podejrze. Tamtych dwoje wymienio spojrzenia. - A czy nie jest niezwyke - cign Nalwer - e kapitan Vard, odczuwszy przecie ju raz w yciu si tej kobiety, nie do, e nie powiedzia waciwie nic podczas spotkania z tob, panie, to jeszcze nawet nie poprosi o ochron? Wynika z tego, e albo jest gupcem - a wasza dostojno twierdzi, e nie; albo pewnym siebie ryzykantem - a wasza

dostojno twierdzi, e nie... Albo czowiekiem, ktremu na rk byo rzuci podejrzenie, potem za znikn, w czym przydzielony do ochrony czowiek tylko by przeszkadza. Zalego milczenie. - Doprawdy... trudno odmwi temu wywodowi logiki - rzeka wreszcie kobieta, patrzc dziwnie. Najwyszy Sdzia siedzia, pogrony w zadumie. - Musz przyzna, e zadziwie mnie, panie Nalwer... Oceniam, e to najrozsdniejsze ze wszystkiego, co dotd na ten temat powiedziano. A

jednak... w moim odczuciu ten czowiek nie jest zdolny do takiej intrygi. Elena uniosa lekko brwi. - Masz racj, pani - odgad jej myli. - Moje odczucie to zbyt mao, by z czystym sumieniem podtrzyma oskarenie przeciw kobiecie, ktrej praca dla Trybunau bya, jak dotd, godna najwyszej pochway. Ale jednak - wsta, dajc znak, e narada ma si ku kocowi - ycz sobie, by odszukano kapitana Varda. Podr do Aheli odwouj - skin gow w stron Nalwera - wrcimy do niej z kocem jesieni. Zmarszczy na chwil czoo - i Elena

pomylaa, e cho chwilowo uzna temat za zamknity, to jednak wcale nie wyczerpany. I rzeczywicie tak byo. Albowiem tego dnia, lecz pno, miaa miejsce jeszcze jedna rozmowa. Odbya si - podobnie jak poprzednia w gmachu Trybunau, lecz nie w Sali Narad, a w apartamentach dostojnej B.L.T.Eleny, Pierwszej Przedstawicielki Najwyszego Sdziego. Elena bya rwnie pewna odwiedzin Bavatara jak tego, e po dniu nastpi noc. Znaa go zbyt dobrze. Ten twardy, niezomny czowiek, potrzebowa jednak oparcia. Dawaa mu je.

Siedzc naprzeciw niej - pozornie by taki sam jak w Sali Narad: powany, skupiony, surowy. Wiedziaa jednak, e czu si nieporwnanie lepiej. Gboko zakorzenione poczucie odpowiedzialnoci i niezwyka sumienno sprawiay, e w rozmowach oficjalnych way starannie kade sowo, panowa nad kad dyskusj, nie pozwalajc sobie na emocje. Zmienio si to troch od czasu, gdy na miejsce Drugiego Przedstawiciela, wakujce od kilku miesicy, przysano Nalwera. Ten czowiek wyranie wyprowadza go z rwnowagi. W wiecie poj Bavatara, na odpowiedzialnych stanowiskach nie byo miejsca dla osw. W machinie zasad Najwyszego Sdziego, Nalwer

stanowi cz nie dajc si w ogle dopasowa. Tu jednak Nalwera nie byo. Co wicej - rozmowa miaa charakter prywatny. Elena wiedziaa, e rozmowy prywatne w yciu Bavatara zajmuj akurat tyle miejsca co - ona... - Zadziwi mnie - rzek, unoszc spojrzenie. - Ten czowiek zadziwi mnie dzisiaj, Eleno. Podszed do rzeczy bez emocji, tak wytrawnie i chodno. Przecie to do niego niepodobne. - Istotnie, nie jest mdrcem przyznaa. - Dzi jednak okazao si, e potrafi te nie by gupcem... Czy to le?

Uczyni niejasny gest. - Ta caa sprawa - rzek powoli obfituje w niespodzianki. Musz ci wyzna, kuzynko, e trudno mi j oceni... z waciwego dystansu. Mam uczucie - odwrci spojrzenie, jakby zawstydzony, e ma co takiego - jakbym co przeoczy. Dlaczego z morza dostarczanych codziennie raportw, uderzy mnie wanie jeden, dotyczcy przybycia tego kapitana do Dranu? Zwizek midzy jego uwizieniem, a pani Alid? Oczywicie, lecz przecie... - Niepotrzebnie kaesz dostarcza sobie te wszystkie raporty, meldunki i donosy do wgldu - zauwaya. - Czy

nie sdzisz, e twj czas jest na to zbyt cenny? Dawno, podczas Kociego Powstania, jaki oficer gwardii mia podobno powiedzie, e naczelny wdz powinien kierowa armiami, za od rozsyania patroli s setnicy. To jedna z tych prawd oczywistych, ktre wci na nowo trzeba sobie uwiadamia. Milcza, rozwaajc jej sowa. - Uwaasz wic, e niepotrzebnie dogldam zbyt maych spraw, i to takich, na ktrych si nie znam. - Tak uwaam. Posiadasz wielki dar kierowania ludmi (ale tak), natomiast brak ci tego, co mie musi may urzdnik w szarej szacie, badajcy wnikliwie sto

nici, nim po jednej dojdzie do kbka. Zreszt: c to? Czy tego si od ciebie oczekuje? Doprawdy, Bavatarze, czemu nie zaczniesz ledzi rzezimieszkw, gdzie w ciemnych ulicach? Zmarszczy brwi. - Drogi kuzynie - przechylia nieco gow, jakby ustpujc upartemu dziecku. - Jeli ta sprawa nie daje ci spokoju, przeka j niej! Odpowiedni ludzie zajm si wszystkim, a tym gorliwiej, e bior za to pienidze z imperialnej szkatuy. Unis spojrzenie. - Tak chyba bdzie waciwie. Jest

co... Pokrci powoli gow. - Co mi si nie podoba w dzisiejszej wypowiedzi Nalwera. - Co takiego? Zrobi bezradny gest. - Powiem ci, kuzynie: w wypowiedzi Nalwera nie podoba ci si... sam Nalwer. Ten czowiek ci drani. Myla, kiwajc lekko gow, po czym wsta, zrobi kilka powolnych krokw i stanwszy za plecami kobiety, pooy rce na jej ramionach. - Doprawdy, Eleno - powiedzia cicho - dlaczego wtedy nie bylimy

odwaniejsi? Nasze pokrewiestwo? Jake dalekie, a zreszt... Nie takie przeszkody omijano. Tak bardzo ci potrzebuj, Eleno. Dlaczego nie jeste moj on? Dotkna policzkiem jego doni. - Ale dzisiaj mog by... Zosta ze mn - powiedziaa niegono. - Zosta do rana, prosz. Nikt nie wie, e do mnie przyszede. Potrzebuj ci tak samo, jak ty mnie.

*** - Tak wic z tej strony, przynajmniej

na razie, nie ma niebezpieczestwa zakoczya Alida. - Nie wierz jednak, by zrezygnowano z podejrze w ogle. To bardzo niebezpieczna gra, wasza wysoko. Sdz, e trzeba uprzedzi cios. Dotd rce miaam zwizane przygotowaniem waszej ucieczki... Chodzcy po pokoju tam i z powrotem mczyzna zatrzyma si, zakadajc rce za plecy. Unis twarz - do mizern i niezwykle blad. Tak cer miewaj ludzie, ktrzy spdzili dugi czas - w celi... - Wci nie wiem, czy w kapitan zgin, czy te nie - wyjania. - Jeli yje, naley liczy si z jego dziaaniem.

- Czy brak takowego, jak dotd, nie zdaje si wiadczy, e jednak zgin? Sowa wypowiedziano z doskonaym akcentem i tak nienagann dykcj, i pochodzenie i pozycja spoeczna tego czowieka nie mogy budzi najmniejszych wtpliwoci. By to mczyzna wywodzcy si z ktrego ze starych garyjskich rodw, wychowany w surowych zasadach garyjskiego paacu. - By moe - odpara. - Ale bez wzgldu na to, Trybuna nie poniecha dochodzenia, co najwyej przejm je ludzie niej stojcy w hierarchii. To oznacza spowolnienie tempa prowadzenia sprawy, ale tym pewniejsze zakoczenie jej w ogle.

Doy tej instytucji s mniej wraliwe na sugestie ni szczyt - umiechna si lekko. - Zwyky urzdnik moe nie ma wielkich ambicji, ale dlatego jest jak pies goczy. Nie porzuca tropu, bo tak go wytresowano. - Co zatem proponujesz uczyni, pani? Nie wolno ci znikn, jeste absolutnie niezbdna. - Wiem - powiedziaa. - Usumy ich. - Kogo? - nie zrozumia mczyzna. - Ich godnoci Bavatara i Elen. Mczyzna milcza.

- Naprawd, pani - rzek sucho po dugiej chwili - gotw bybym przypuci, e artujesz. - Naprawd, panie - odpara tym samym tonem - mogabym przypuci, e nie rozumiesz. Przez krtk chwil patrzyli na siebie, po czym nagle umiechna si tym umiechem, ktry nic nie mwi, a musia si podoba kademu mczynie. - Wasza wysoko... prosz pozwoli, e zapytam: jeli usunicie dwojga ludzi przekracza nasze moliwoci, to po co w ogle bawimy si w jakie powstanie?

Potrzsn gow. - Nie mwi, e to niemoliwe. Mwi, e to trudne. I nie do, e nie wiem, czy potrzebne, to jeszcze mam wtpliwoci, czy aby nie szkodliwe. Ci ludzie od miesicy karmieni s faszywymi informacjami o powstaniu i jego zamierzonym przebiegu. Jeli teraz przyjdzie na ich miejsce kto inny, to trudno oceni, czy jego wiee, ostre spojrzenie nie zdemaskuje gry. - Nie, panie, albowiem bdzie to nasz czowiek. Zamilk. - Kogo masz na myli?

- Siebie. Nawet nie prbowa ukry zdumienia. - Nie, doprawdy pani, obawiam si, e zbyt wysoko mierzysz! Ich stanowisko jest jednym z najwaniejszych w caej prowincji, jeli zgoa nie w caym imperium. Protegowani najwyszych dostojnikw na prno dobijaj si o nie, i to ludzie tak wysokich rodw... Wybacz mi, pani, ale twoje nazwisko... - Nazwisko bardzo atwo mona zmieni. Jeli zechc, jutro bd on pana Kahela Dogonora. Och, to chyba znakomicie si skada, e Dogonor caym sercem i majtkiem popiera polityk Kirlanu? - uprzedzia protest.

Blady mczyzna usiad. - Ale... - rzek niegono, oszoomiony - ten czowiek ma szedziesit kilka lat! Umiechna si filuternie. - No wanie. Wzruszya ramionami. - Posuchaj, panie - uprzedzia kolejne zastrzeenia sytuacja niezwykle nam sprzyja... Dopiero co ujawniono skandaliczn histori wykupywania odpowiedzialnych urzdw i stanowisk, s w to zamieszani, jak wiesz, niestety gwnie nasi ludzie. Wiemy oboje, e niewiele mona im pomc, czeka ich twierdza, chyba, e zbiegn... Ale wtedy ich

przydatno bdzie adna. Jest wszake rzadka moliwo obrcenia poraki w sukces. Chc wiedzie, czy ci ludzie gotowi s powici si dla sprawy? Niewielkie to zreszt powicenie, przecie zaraz po wybuchu powstania wszyscy uwizieni odzyskaj wolno. - Powicenie wszystkiego, nawet ycia, to wity obowizek kadego z nas - odpar z pewnym patosem, surowo. - A zatem - skrztnie ukrya ironi. Trzeba sprokurowa dowody i zamiesza w w skandal tamtych dwoje. Pytanie tylko, czy na dworze Ksicia Przedstawiciela bd gotowi w to uwierzy?

- O to akurat bybym spokojny. - Zdaje si, e wpywy waszej wysokoci, oczywicie ukryte wpywy, s tam ogromne - stwierdzia raczej, ni zapytaa. Uchyli si od odpowiedzi. - Niezalenie od tego - dorzucia Drugi Przedstawiciel Najwyszego Sdziego jest protegowanym ksicia. - Wiem o tym. - A zatem? Jeli Bavatar i Elena zmuszeni bd ustpi... Nie, pani. Jego godno

F.B.C.Nalwer to czowiek... zbyt miaki, by oddano mu urzd Najwyszego Sdziego. Wreszcie, widzisz przecie tam siebie? Przechylia lekko gow. - Najwyszego Sdziego nie powouje si z dnia na dzie - zauwaya. - Musi przyj zgoda Kirlanu, a tej nie bdzie do zimy... Nalwer zatem pozostanie na stanowisku przez kilka miesicy, korzystajc z cichego przyzwolenia i aprobaty swego protektora. Przez ten czas odniesie takie sukcesy, e sam cesarz uzna go za wielce poytecznego. Patrzy skonsternowany.

- Nalwer to mj pajacyk - wyjania. - Za jego wstawiennictwem atwo uzyskam tymczasow funkcj Drugiej Przedstawicielki. Czeg mona chcie wicej? - O, na Szer - rzek tylko. - Teraz, czy mam wyjawi waszej wysokoci wszelkie korzyci, pynce dla powstania z faktu, e ja bd kierowa Trybunaem? Bo naprawd, Nalwera moemy pomin w tych rachubach. Milcza, prbujc znale punkty w jej rozumowaniu. sabe

- Wybacz, pani, e o tym wspominam,

ale... twoja przeszo... Rozemiaa si gono. - Sdzisz, panie, e nikt nie powierzy dziwce takiego stanowiska? O, wasza wysoko... Nie jestem portow kurw wycierajca bruki! Skrzywi si, syszc wulgarne sowo. - Bywaj u mnie mczyni najwikszych rodw, ludzie piastujcy bardzo wysokie funkcje... Oczywicie, e sypiam z nimi. Ale znajd mi wrd nich, panie, cho jednego, ktry gono nazwie mnie ladacznic! Kady wie, e taka jest prawda, ale nikt, panie, tego nie przyzna. Jej godno Erra Alida to

oglnie szanowana ozdoba kadego towarzystwa Starej Dzielnicy, kobieta krysztaowa i zgoa cnotliwa. Mao tego, trzymam w rku liciki i fanty, ktre do wynie na wiato dzienne, by skompromitowa p Dranu! Kto tutaj, wasza wysoko, wystpi przeciw mnie? Milczco uzna jej racje. - A ponadto - dodaa - Kirlan, ani nawet Dorona (mam na myli dwr przedstawicielski) nie ywi adnych uprzedze wobec... hm, jakiegokolwiek zawodu. - Czasem wydaje mi si, pani zauway cokolwiek niechtnie - i ty

take nie ywisz uprzedze. Wiedziaa, e nie moe igra z garyjskim poczuciem przyzwoitoci. Armektaska swoboda obyczajowa w oczach Garyjczyka wysokiego rodu bya czym niezmiernie plugawym. Zdawaa sobie spraw, e w onie przyszego dowdztwa rebelii jej osoba stanowia przedmiot niejednego sporu. Pooywszy nieocenione zasugi na polu przygotowa do powstania - wci bya postrzegana jako czarna owca. - Wiesz przecie, wasza wysoko zapewnia pospiesznie e robi to, co robi, tylko i wycznie dla sprawy niepodlegej Garry. Po zwycistwie powstania natychmiast porzuc t... to

poniajce zajcie. - Nie wtpi - przypiecztowa surowo. - Wierz w to i dlatego nieustannie broni ci, pani. Czasem miaa ochot powiedzie, co sdzi o tym wszystkim. Spokojnie, kochanie, cierpliwoci - zmitygowaa si w mylach. - Zapewniam, e stanowisko Drugiej Przedstawicielki ley najzupeniej w moim zasigu. Zapominasz, wasza wysoko, co to za instytucja. Niejeden urzdnik wysokiego szczebla udawa przed laty oficera na pirackim aglowcu, bd doradza rzemielnikom i kupcom, jak unikn pacenia podatkw do

imperialnej szkatuy... Tacy ludzie czsto zostaj Namiestnikami Sdziego w rnych okrgach miejskich. Oczywicie, e nigdy nie uzyskam nominacji na stanowisko tak eksponowane, jak Najwyszego Sdziego prowincji, a nawet nie zostan Pierwsz Przedstawicielk. Ale ju drugie przedstawicielstwo jest funkcj gwnie doradcz, to dobra synekura i nic wicej. Drugi Przedstawiciel to prawie nikt, bo musi jednoczenie zabrakn a dwojga jego zwierzchnikw, by uzyska cho odrobin realnej wadzy. Takie rzeczy prawie si nie zdarzaj. Przez chwil panowao milczenie.

- Nie mog jednak uwierzy sprbowa jeszcze - e masz wadz nad tym gupcem Nalwerem. Prawda, to gupiec... - odpowiedzia sam sobie. Od jak dawna? - Od dwch dni. Jego wzrok bezradnie obieg pokj. - artujesz sobie, pani? Rozemiaa si znowu. - Wasza wysoko, prosz mi wybaczy - rzeka, powaniejc - ale odosobnienie, w jakim przebywae tak dugo, znieksztaca perspektyw, z jakiej ocenia trzeba wiat i ludzi.

Oczywicie, panie, e Nalwer, choby by jeszcze dwa razy gupszy, nie dopuci si zdrady stanu dla samych tylko moich piknych oczu... Ale ma ambicje. Wszdzie i zawsze by tylko tem dla innych, lekcewaony, pomijany... Naraz, w jednej chwili, kto oceni go bardzo wysoko, podsun myli, ktre majc za wasne, powtrzy i zyska uznanie. Uznanie tych, ktrzy patrzyli na dotd pobaliwie. Ale, wasza wysoko, czy wiesz, jaka jest sia rozbudzonych nagle, dugo tumionych ambicji, kiedy raz wybuchn?

Rozdzia trzydziesty dziewity

Wychodzc z jaskini, Riolata natkna si na zwoki onierza. Siedzia oparty o ska; chyba osuwa si wzdu niej, na sabncych nogach a umar. Donie, czerwone od krwi, zacinite mia na podernitym gardle. Jego bro znikna. Riolata, wci jeszcze ze zami w oczach powstrzymujc ch masowania pocitych pasem poladkw, zdaa sobie spraw, e o czym zapomniaa.

Kochany wujek Raladan, ktrego znaa od zawsze i ktremu wazio si na gow, przez cae niemal ycie by piratem... Tutaj oto leay trupy dwch wietnie uzbrojonych i wyszkolonych onierzy, ktrych zabi nieomal mimochodem i poszed dalej, jakby wypi dwa kubki rumu. Tego czowieka naleao si ba - gdy ona go niedoceniaa. Zadeptaa dymice uczywo, starannie osuszya oczy, po czym przebraa si w rzeczy siostry, krzywic si, parskajc i fukajc ze wstrtem. Okrya wzgrze i ujrzaa okrt Lereny, w niewielkiej odlegoci od brzegu. Dostrzega te szalup na piasku

i ludzi przy niej. Odetchna gboko i posza tam. Raladan sta oparty o burt wycignitej czciowo na brzeg odzi. Trzyma kusz, opart na przedramieniu. Ogarna go ow bezbrzen pustk, jaka czasem wypywaa z jej oczu, i rzeka krtko: - Na okrt. Majtkowie, znudzeni dugim siedzeniem na brzegu, skwapliwie zaczli spycha d. Raladan odszed na bok, wci trzymajc uniesion kusz. Nie unika jej wzroku - i naraz poja, e ten czowiek wcale nie straszy... On istotnie rozwaa, czy nie posa jej

pocisku. Za chwil moga by martwa, jak te skay. Poczua co w rodzaju lku. Czy aby dobrze ocenia swe szanse? Na Szer, jake gupio mogoby si skoczy jej ycie, jej plany, zamierzenia... Mechanizm spustowy kuszy czeka tylko na nacisk palcw Raladana. Odwrcia si, by nie wyczyta w jej wzroku strachu, nienawici i - wyroku na siebie. Zapacisz mi za to - pomylaa. Przysigam, e zapacisz mi za wszystko. Ju niedugo. Ale klska spada z innej strony. Nie Raladan by jej przyczyn. O przegranej mia przesdzi pospny cie, mkncy

pord zotoczerwonych usek fal, od strony chylcego si ku morzu soca. Nie widzieli go majtkowie, brodzcy po uda w wodzie, wzdu burt odzi. Nie widzia go jeszcze Raladan, wci pogrony w ponurych rozwaaniach. - Nie... - powiedziaa. Wcieko, budzca si dzi tyle razy, wybucha znowu, gorzka tym razem i spleciona z uczuciem bezsilnoci. - Id precz! - wrzasna chrapliwie, chwytajc si za wosy przy skroniach. Raladan i majtkowie skierowali wzrok na ni, a potem - tam... Rzucia si w morze, przewrcia pord fal, ale

zaraz podniosa, ociekajc wod. - Dlaczego?! Powiedz dlaczego, ty draniu! Jestem twoj crk, syszysz?! Jestem tak samo twoj crk jak ona! Soce nad horyzontem zdawao si przygasa, krwista czerwie przesza niemal w brz. Riolata nie syszaa i nie widziaa niczego, poza upiornym kadubem, nadcigajcym nieuchronnie, zowieszczo, niepowstrzymanie, z prdkoci gnanej wiatrem chmury. Z pokadu okrtu Lereny ludzie rzucali si w fale, wpaw zmierzajc ku wyspie. - Zatrzymaj si! - krzykna, bijc piciami wod. - Zatrzymaj si! Opucia rce i powiedziaa z rozpacz:

- Ojcze... Czarny wrak przepad gdzie nagle, po czym wyoni si znikd - ju bliej. Niewyrany, zamglony od pdu, otoczony guchym hukiem pkajcych fal, jak gaz cinity rk olbrzyma, uderzy w burt stojcej na kotwicy kogi, wydwigajc wielki okrt ku niebu, z oskotem przewyszajcym grzmot burzy. Czas jakby zwolni swj bieg, widziaa kady szczeg - wic maszt pkajcy w poowie, rozpadajce si na wszystkie strony, jakby rozsadzone wybuchem deski burt, rozerwany pokad, ukazujcy czarn jam adowni i figurki ludzi, wyrzucone wysoko w powietrze. W tym wszystkim

dwik skona nagle, supy i ciany wodne, amane wasnym ciarem, opaday bez gosu, roztrzaskany aglowiec przetoczy si po widmowym kadubie i run w wod, stpk do gry; za nim, dalej, straszny wrak przewala si z burty na burt, ociekajc spienion kipiel, znw nabierajc szybkoci, uchodzc. Dwik wrci. - Na wszystkie Pasma Szerni! zawya. - Zniszcz ci, czymkolwiek i kimkolwiek jeste! Kln si na swoje imi, e ci zniszcz! Na wszystkie Ciemne Pasma, nich ci morze pochonie!

Niebo pko, uwalniajc szerok jak koszmar, czarn wstg. Wicher przyby, ryczc; ucich zaraz, przygnieciony cieniem nastpnego Pasma, wyaniajcego si obok pierwszego. Jaki oskot przetoczy si pomidzy nimi. Co, jak czarny sztych, wystrzelio z nieba, uderzajc daleki ju wrak. Sup wody wytrysn ku niebu; jeszcze dao si widzie przez chwil zdruzgotany, wypalony kadub, walczcy ciko z falami, nim, ulegajc ich mocy, znikn w gbi morza... Staa, a niebo pochono czarne wstgi, a wtedy opucia uniesione nad gow ramiona, padajc twarz w wod.

*** Raladan raz jeszcze rozejrza si dokoa, ale w gstniejcych ciemnociach nie dostrzeg nikogo. Chwyci dziewczyn za koszul na karku i powlk dalej, ku jaskini. Bya jak pijana: zataczaa si, chwytajc rkami powietrze; gdyby nie trzyma mocno, nie przeszaby i dwch krokw. Ale przed wejciem do zacza nagle stawia opr. - Nie... - wystkaa - nie... Lecz on widzia i przey tego dnia do, by traci cierpliwo atwiej ni jaskini

kiedykolwiek. Rzuci j na ziemi i chwyci za wosy, padajc obok na kolana. Pochyli si mocno ku jej twarzy. - Posuchaj no - rzek chrapliwie. Nie obchodzi mnie, czy jeste czowiekiem, potworem z innego wiata, czy demonem... Rb, co ka, bo, na wszystkie moce, zabij ci - wyszarpn n i podsun jej przed oczy. - Tam jest... ona... - powiedziaa z jkiem. - Zabiam j... Rozumiesz? Raladan opuci bro. Potem zerwa si i obj gow domi. - Na wszystkie morza wiata - rzek z

prawdziw groz - co dla ciebie jest wite? Przypad do niej na powrt i chwyci za gardo. - Tym bardziej, suko... id tam! Oderwa j od ziemi i pchn mocno, nie dbajc, czy sobie co poamie, czy nie. Wpada midzy skay. Raladan uj pod pachy sztywne ju ciao onierza i pocc si obficie, wcign je do jaskini. W trakcie tego dojrza porzucon przez Riolat, zadeptan pochodni. Wzi j te. Pamita o dziurze, zaraz za wejciem. Poruszajc si po omacku, wepchn do niej trupa, a nastpnie skbione resztki aglowego ptna,

ktre kiedy maskowao wilczy d. Odpoczywa przez chwil. - Gdzie jeste? - rzuci. - Tutaj... - odpara tak cicho, e niemal niesyszalnie. Popchn j znaczco. Rozbijajc si o skay, odpezli na czworakach dalej w gb korytarza. Wydoby zza pazuchy krzesiwo i hubk. Byy suche - cud prawdziwy, bo wycigajc Riolat z wody, zamoczy si niemal cay. C, kiedy ze zmczenia i od nadmiaru wrae, rce dray mu tak bardzo, e nie mg uzyska ognia. Myl, e miaby przesiedzie tak, po

ciemku, ca noc z t kobiet, sprawia, e mozolnie wgramoli si dalej, odszuka uduszonego lin dziesitnika i urwa kawa mundurowej tuniki. Zaciskajc zby, krzesa wytrwale, wreszcie rozdmucha pomyk i zapali szmat. Owin ni upalone uczywo i wrci. Riolata siedziaa pod cian, oparta bezwadnie, ale po spojrzeniu, ktrym go obrzucia, pozna, e dochodzi do siebie. Wycign rk z pochodni tak, e pomie omal smagn jej twarzy. Rzucia si w ty, uderzajc gow o ska. Gestem rozkaza, by sza w gb jaskini. Ruszya posusznie. Obejrzaa si raz i drugi; znw na jej twarzy by

lk. Wchodzc do skarbca, Raladan nie wiedzia, co zobaczy... Gdy usysza o mierci Lereny, pozna nagle, e co go czyo z t dziewczyn. Moe by to po prostu czas, jaki wsplnie spdzili; moe stary, zakorzeniony nawyk bycia w jakiej mierze lojalnym wobec kapitana, pod ktrym suy, bez wzgldu na to, kim w kapitan by... Nigdy tak naprawd nie pragn mierci Lereny, cho czasem budzia w nim wcieko, graniczc z nienawici. I teraz, na koniec, to nie Lerena, lecz jej siostra, okazaa si prawdziwie przeraajc istot; do tego stopnia, e tamta zdaa mu si nagle niemal przyjacielem, a na

pewno nie wrogiem... Nie wiedzia, jak zgina. Poczu nagle, e go to bardzo obchodzi. Lerena jednak ya. Lerena jednak ya i Raladan, ktremu zdawao si moe, i wszystkie niezwyke i koszmarne zdarzenia tego dnia ma za sob, cofn si, omal nie upuszczajc pochodni. Rwnoczenie Riolata wydaa jaki nieludzki dwik, rzucajc si w ty; odruchowo zagrodzi jej drog i przytrzyma, nie mogc wszake oderwa oczu od sinej, obrzmiaej, potwornej twarzy, z ktrej patrzyy wielkie, wytrzeszczone oczy... Jednak to nie twarz i nie oczy byy

najstraszniejsze... Lerena si miaa. Z gow opart o skrzynie i wykrcon w bok, ze zwizanymi wci rkoma i nogami, wreszcie z nieruchom, pozbawion tchu piersi miaa si bezgonie. Upiornie... Raladan odepchn Riolat i powoli, sztywno podszed do dziewczyny. Sznur opasujcy szyj war si w ni, pilot zatkn pochodni w szczelin midzy skrzyniami i przeci wze, bo by jedynym dostpnym dla ostrza miejscem. Jaki pzwierzcy charkot wyrwa si z krtani, pozbawionej tchu od tak dawna; Raladan rozci jeszcze pta i powoli

odwrci si ku tamtej. Wzi uczywo i - nie chowajc noa - postpi dwa kroki. Wtedy ujrza, e Riolata umiecha si spokojnie. - No, dalej - powiedziaa, jednym ruchem wstajc z ziemi. Ona yje, ty gupcze. A to znaczy, e nas nie mona zabi. Jestemy takie same, Raladan. No? Dalej! Raladan poczu nagle, e ni. To musia by sen... Dugi, koszmarny sen.

CZ III Rubin Crki Byskawic

Rozdzia czterdziesty

By koniec zimy. Wredna pogoda - lepszego okrelenia Raladan znale nie zdoa. Po caych tygodniach cikich mrozw (zamarzy nawet porty w Bagbie i Doronie, rzecz niezwykle rzadka) i bezustannego niegu, nastpia naga odwil. nieg sypa dalej, ale wzmocni go deszcz; tworzyy razem lepk i ohydn mieszank, ktr wiatr chlasta po

ulicach Bagby, niczym mokr szmat. Potne zaspy, przez ktre trudno byo si przedrze w czas mrozw, teraz stay si przeszkodami zgoa nie do pokonania - niczym skarpy cikiego, biao-szarego bota. Topniay, zamieniajc ulice w zimne bajora spywajcej leniwie brei. Lepki, mokry nieg mia te swoje (cho niewielkie) zalety: oto pilot pochyli si, uformowa w donich masywn kul i cisn ni w szczeglnie natarczywego psa, prbujcego zje mu podbit futrem opocz. Cae tuziny tych stworze biegay po miecie, szukajc jakiegokolwiek ksa poywienia; doszo do tego, e onierze z kuszami polowali na nie. Byy plag. C dopiero za

miastem, gdzie - jak sysza Raladan zdziczae, czyy si w stada, atakujc inwentarz w obejciach, a nierzadko i ludzi. Wczesny zimowy wieczr wygoni z ulic do domw nawet tych, ktrzy z jakich powodw musieli wzi si za bary z zaspami. Ulica bya pusta i Raladan, majc sze lub siedem psw za plecami, poczu si nieswojo. Wsun rce pod paszcz, poprawiajc pas z mieczem. Prawie nigdy nie nosi tej broni, przeciw ludziom wystarcza mu n. Wzi j z myl o psach wanie. Jeli ju mia zosta zjedzony, wola, by uczynio to jakie morskie stworzenie. Nim dotar do karczmy, ktr mu

przed dwoma dniami wskazano, buty mia ju cakiem rozmike. Za cholewami tkwiy mokre bryy niegu. W izbie byo ciepo, niemal gorco - i bryy szybko popyny w d, po ydkach. C, stawia w yciu czoo wikszym przeciwnociom. Gorce piwo z korzeniami i miodem przyjemnie grzao wntrznoci. Raczy si nim zachannie, bo te byo przednie; chmiel garyjski nie mia sobie rwnych, a i wod czerpano wyborn. Wypi dzban, potem drugi, wreszcie uzna, e dosy. Powiedziano mu prawd. Dziwny by ten starzec.

Siedzia w kcie izby, szary, przykurczony, z garbem na lewej opatce. Na kolanach trzyma instrument - Raladan nigdy dotd takiego nie widzia. By jak skrzypce, lecz daleko wikszy, struny za zdaway si niezwykle dugie. Strun byo sze, moe siedem. Starzec - tak jak wszyscy niemal w tej izbie - sczy piwo. Raladana uderzyo, e do opart na dzbanie zdobi wielki piercie, wart, na oko, fortun. ebracy, gawdziarze, wdrowni grajkowie, mieli czasem pienidze - i to wicej, ni na og sdzono. Ale nigdy nie pokazywali ich ludziom. Raladan pochyli si w stron

ssiada, wymachujcego rkami przed nosami kumpli, jakby i bez gestw opowie o rekinie-ludojadzie nie bya do barwna. - Czemu nie piewa? - zapyta, pokazujc grajka. Wybity z rytmu opowieci mczyzna znieruchomia na chwil. - Co? A, ten... Sam go zapytaj, do stu piorunw! Ale jemu tutaj - wskaza czoo - nie dostaje, to lepiej uwaaj... - Takie brednie wypiewuje? - Brednie, mwisz? - Mczyzna opuci nagle, wci gotowe do

podjcia opowieci, rce i zaspi si. Nie, nie brednie... Takie dziwy. Raladan skin gow. Dziwy... C czowiek, prawicy o wielkim jak okrt rekinie, mg uzna za dziwy? Usysza o niezwykym grajku przedwczoraj. Usysza przypadkiem. Powiedziano dziwny starzec i Raladan nagle przypomnia sobie ostatnie sowa, jakie wyrzek do Demon: Jest dziwny starzec, Raladan. On powie ci wicej. Wiele lat mino, ale Raladan dziwnego starca nie spotka. Teraz, patrzc na garbusa w achmanach, z wielkim kamieniem na

palcu i niezwykym instrumentem w rku, pomyla, e jeli ten starzec nie jest dziwny, to znaczy, e dziwnych starcw nie ma. Wsta. Zaraz potem wsta i starzec, patrzc wyczekujco. Na Szer - rzek sobie pilot. Nieche to bdzie ten, o ktrym myl. Przemkno mu zaraz przez gow sto pyta, wartych zadania czowiekowi, ktrego poleci mu sam Demon. Ruszy ku grajkowi, a ten mocniej uj swj instrument i wyranie czeka. Raladan stan przed nim i powiedzia:

- Starcze, kto przed laty poleci mi ci jako rdo niezwykej wiedzy... Powiedz, czy si nie myl... co do osoby. - Kto mnie poleci? - gos grajka by cichy i lekko drcy. Kto taki, panie? Raladan milcza przez chwil, po czym odpar: - Wielki pirat... Krl Bezmiarw. Demon Walki, starcze. Garbus wolno przymkn powieki, jakby co rozwaajc. - Mam tu izb - rzek niegono. Chod ze mn, panie.

Raladan poczu nagy ucisk w gardle. By u celu. W dalekim grombelardzkim Londzie istnia prastary zwyczaj, w myl ktrego kady zajazd mia izb, czy te raczej komrk w jakim kcie, czsto na poddaszu, nieodpatnie oddawan na nocleg ebrakom i rozmaitym wczgom. Obyczaj ten rozprzestrzeni si na niemal wszystkie krainy Szereru moe dlatego, e tanim kosztem pozwala okaza szczodrobliwo i hojno ubogim?... Wkrtce znaleli si w takiej wanie izbie na poddaszu. - A zatem? - rzek starzec, troskliwie opierajc instrument o cian.

Raladan sta w progu, milczc. - A zatem? - powtrzy po dugiej chwili garbus, siadajc na kolawym zydelku, jedynym tutaj sprzcie, stojcym obok kupki wilgotnego siana. Mam czas, panie, mam go duo, znacznie wicej, ni mylisz. Ale ty, czy ty jeste w rwnie szczliwej sytuacji? - Nie, to prawda - odpar pilot. Postawi wty, przyniesiony z dou kaganek, na gnijcej pododze i usiad pod cian, wycigajc nogi w czarnych od wilgoci butach. - Jednake trudno mi uwierzy... Zamilk, dotykajc czoa.

- Powiedz, panie - przerwa cisz starzec - czy naprawd w yciu tak mao dziwnych rzeczy zobaczy, e nie wierzysz w nasze spotkanie? Pilot pokiwa gow. - Masz racj, starcze. Widziaem niejedno. Ale z tego, co widziaem, rozumiem tak mao... e dlatego wanie a boj si uwierzy, i uzyskam dzi wyjanienia. - Sprbuj, panie. - Przed laty pywaem na okrcie pirackim. Dowodzi nim czowiek, o ktrym do dzi piewa si pieni...

Grajek skin gow. - Jest ich coraz wicej - powiedzia. I przybywa bd wci nowe, tak dugo, jak dugo cie tego czowieka snu si bdzie po morzach. A nawet i pniej Demon Walki bdzie wieczn, niemierteln legend. - Cie Demona Pochono go morze. ju przepad.

Starzec umiechn si lekko. - Naprawd? Raladan wbi spojrzenie w gboko osadzone oczy.

- Widziaem, starcze. - Co widziae, eglarzu? - Wrak Wa Morskiego, jak szed na dno. - Czy przedziurawiy go skay i do rodka nalaa si woda? Ale panie, czemu ufasz oczom, miast ufa rozumowi? Raladan marszczy brwi, poruszony. - Czarny Okrt jest wasnoci wykltych Pasm Szerni. One pozwalay, by przenika do wiata. I one sprawiy, e znikn, zdaje si bowiem, e si im sprzeniewierzy: Ach, wic mylisz, e

sprawia to dziewczyna? Nie, panie. Nie ma takiej siy, ktra wyszarpnaby Pasma zza kopuy nieba. To cie Demona je sprowadzi swym dziaaniem, ktre byo, zdaje si, niezgodne z deniami Pasm. Ciemne Pasma pojawiy si, by ukara zdrad Cienia. Cie Demona pojawi si jeszcze na Bezmiarach, a jeli tak si nie stanie, to nie z powodu mocy twojej przyjaciki. Dziwnym, potnym czowiekiem musia by Demon... - Starzec zaduma si. - Skoro nawet po mierci suy jakim wasnym celom, zdolny przeciwstawia si mocy, ktra sprawia, e trwa...

Raladan czu grud w gardle. - Wiesz wszystko... - Nie, eglarzu. Wiem akurat tyle co ty. Ja - rozumiem... Cisza trwaa, dajc czas, by poj. Starzec unis do. - Nie pytaj. Myl. Wspominaj. Bd to tumaczy. A wic imi? Jak? Riolata? Pilot chcia go powstrzyma. Nie zdy. - To imi jest przeklte... cigne na sw gow nieszczcie. Moja wina...

- Wic Riolata? - powtrzy lekko starzec. Raladan poj nagle, e powietrze trwa nieruchomo, cienie s zwykymi cieniami, a pomie kaganka nawet si nie przygi. - Na wszystkie morza, panie... Gdy wymwiem to imi po raz pierwszy, sparzyo mi gardo niczym pynny ogie. Potem zrobiem to raz jeszcze i przeleaem tydzie w gorczce, jak od cikich ran. - To imi nie jest przeklte. Jest potne, bo ma moc Formuy, odnoszcej si do pewnego Przedmiotu, to wszystko. Zaiste, nie mona wymawia go bezkarnie, nie wiedzc, co oznacza... Zobacz - wycign rk z

piercieniem. - Co widzisz? - Piercie... rubin? - To Geerkoto. Rubin Crki Byskawic. - Starzec unis do; rubin rozgorza. - Ale nie, eglarzu, wcale nie jest may. Przeciwnie, to duy Rubin. C poradzi, e kapitan K.D.Rapis znalaz chyba najwikszy ze wszystkich? A imi tego Rubinu: Riolata. - To nie imi Rubinu. To... Uderzya go myl, od ktrej zamar. - Nie, nie wierz - rzek bladymi wargami. - Tak, mj synu. Ta dziewczyna to

Rubin. I nie ona jedna. Wszystkie trzy. Raladan wzi si za gow. Moc kamienia, bdcego odbiciem dwch Ciemnych Pasm Szerni, ju nie bdzie mi suy - wspomnia nagle sowa Rapisa. A wic wtedy... - Nie - rzek sam do siebie. - Owszem tak. Synu, ta dziewczyna umara. Nie, nie powiem ci kiedy... - Na cesarskim aglowcu powiedzia Raladan z dreniem. Wkrtce potem Demon mwi ze mn... Zakatowano j... albo moe utona, pniej...

- Tak, widz... To by moe. Pilot zerwa si, zrobi kilka krokw, po czym usiad na powrt. - Na wszystkie moce... Mw, mw, panie! - Uporzdkuj zatem ten chaos... Jak mam opowiedzie ci o stu rzeczach naraz? Raladan zaciska pici. - Ta dziewczyna... staa mi si jak crka! - rzuci z chrypk. Teraz mwisz mi, panie, e jest martwa. e jest jakim kamieniem! Ale ona yje... Oddycha i czuje!

- Tylko czuje, mj synu, a nikt na caym wiecie nie powie ci, co i jak czuje. - Je, pi... - gos zaama si nagle od-dy-cha... Ale widzia ju, e oddycha nie musi. Jej crka - nie musiaa. - Nie musi te je ani pi, ani spa. Znuy j bezsenno. Bdzie cierpie z pragnienia i godu. Lecz nie umrze. Choby nawet nie jada sto lat. Zdawa si nie sucha. - Nigdy w yciu - rzek, nie mogc rozewrze poraonych skurczem szczk -

nie kochaem nikogo i niczego... oprcz morza. Lecz wiedz, panie... e dzi cae Bezmiary... mog zmieni si dla mnie w pustyni! Stare deski przyjy cios z guchym blem. Starzec milcza. Raladan zerwa si znowu i kry, nie mogc przemwi. - Dalej... dalej, panie - rzek wreszcie. - Chc, by powiedzia mi wszystko. Najpierw za powiedz... czy jest sposb?... Starzec pochyli si lekko do przodu.

- Nie wiem, synu - powiedzia powoli. - Take rad bym dowiedzie si wszystkiego... Krtkie ycie? Nie suchae widocznie. Rubin jest wieczny, jak Szer. Nie umiera, jego moc nie jest yciem... Po kolei, synu! Raladan usiad i patrzy w kt izby, starzec jednak wiedzia, e sucha w najwyszym napiciu. - Nie suchae wczeniej, wic powtrz: Rubin jest niemiertelny (co nie znaczy, zauwa, niezniszczalny). Moc Rubinu jest dla crek Demona tym, czym ycie dla ciebie. Ale moc ta moe zmienia natenie i zalenie od tego czas dla tych kobiet bdzie pyn szybciej albo wolniej. Tak wic fakt, e

modsze crki Demona s teraz w wieku matki, nie oznacza nic wicej jak to, e moc Rubinu przyspieszya ich dorastanie. Jutro za ta sama moc moe powstrzyma starzenie wszystkich trzech na lat dziesi, sto, albo tysic. Uczyni krtk przerw. - Czym jest Rubin? - podj zaraz. Wiesz przecie. To Geerkoto, Ciemny Porzucony Przedmiot, nic ponadto. Jest potny, ale s i potniejsze... Tak, to prawda, wanie Pira. Jednak sia Srebrnych Pir polega na atwoci, z jak mona za ich spraw dotrze do Pasm Szerni. Rubin doprowadza do dwch zaledwie Pasm, a i to nieatwo.

Rubin nie jest bowiem Przedmiotem suebnym, przeciwnie. To on wywiera wpyw na tego, w czyim posiadaniu si znajduje, i to wpyw o wiele wikszy, ni zdoaby wywrze jakikolwiek inny Geerkoto. Tak, eglarzu, widz, e rozumiesz - to wanie remora przyczepiona do dna okrtu, lecz remora gigantyczna, zdolna strzaska ster owego okrtu i sprawi, by wiz j tam, gdzie ona tylko zechce... Garbus zamilk i dugo co rozwaa. - Pierwsza crka Demona opieraa si jego sile, bo uksztatowao j ycie, nie za moc kamienia. Tamte dwie nigdy ycia nie miay, od pocztku do koca s dzieem Rubinu. Musz czyni zo, bo do

niczego innego nie s zdolne. Nadal si dziwisz, e ta, ktr zwiesz Riolat, moga chcie mierci siostry? O, moe pragn rzeczy daleko, daleko gorszych, a tamte dwie, bd pewien, tak samo. Nie, synu, niech nie dziwi ci, e Riolata, uderzajc w siostr, uderzaa w siebie. Rubin nie myli, jest lep si, tak jak Szer, niczym wicej. Jest... jak rzeka, ktra pynie ku morzu i pyn musi, drog wszake wyznaczaj wzniesienia i doliny. Geerkoto zmierza ku zu, lecz na olep. Jednak najkrtsz drog - jak rzeka. Dlatego crki Demona tak szybko stay si dorose. Dziecko wszak ma niewielkie moliwoci dziaania. Nie, synu, nie myl ju tym obrazem. Nie jest przecie Rubin rzek

naprawd. Oto rzece wszystko jedno, do jakiego morza pynie, duego, czy maego. Rubin za wybiera zo najwiksze, jakie si w przyszoci rysuje. Ty go moesz nie dostrzec, ani ja, ale skoro Rubin pozwala swoim niewolnicom na takie, a nie inne dziaanie, oznacza to moe tylko, e w dziaaniu owym kryje si zarodek zbrodni tak bezmiernej, e nie sposb nawet docieka jej istoty. Rubin, wyczuwajc w przyszoci takie zo, uczyni wszystko, by si do przybliy, uczyni nawet dobro. Tak, synu. Ale tylko wtedy, jeli w kocowym rozrachunku wyniknie z tego zo do wielkie, by przeway szal.

- Dlaczego Ridareta... si zmienia? cicho zapyta pilot. - Ju mwiem. Zostaa pokonana. - Tak nagle? Przez tyle lat zdoaa si oprze! - Wanie dlatego, synu. Nago owej zmiany nie budzi mojego zdumienia, prdzej fakt, e przysza tak pno... Raladan potrzsn gow. - Nie pojmujesz? Dobrze, wemy zatem - uk... Raladan patrzy, ale pospnie, bez

nadziei. - We uk, synu - powtrzy grajek - i napinaj ciciw. Mocno, synu, lecz powoli, coraz mocniej i mocniej... Teraz rami ci dry, ale ty wci napinasz. Rami drtwieje, boli i sabnie... Lecz wci trzymasz i cigniesz. I wytrzymasz pewnie dugo, ale wreszcie pucisz. Strzaa pomknie. A im mocniej bdzie napita ciciwa - tym groniejsza stanie si strzaa, tym gwatowniej i dalej poleci. Teraz poszukajmy przyczyny. Ale musisz mi pomc. Najpierw: kiedy dostrzege t zmian? - Wrciem na Garr... - Oszczdzaj sowa, eglarzu. Popatrz

tutaj. Przed twarz Raladana pojawi si migoczcy, zawieszony na acuszku wisiorek. Starzec rozkoysa go lekko. - Patrz tutaj. Patrz tutaj... Jeste bardzo, bardzo znuony... Pynli na Garr. Siedzc przy sterze odzi, Raladan mia czas, by rozway i oceni wszystkie swe dziaania. By gupcem. Teraz widzia to wyranie. Bawi si w intrygi - a intrygantem by marnym. Umia zmierza do celu podstpem i si; wszake co innego podstp, co innego za istna pajczyna kamstw, oszustw, niedomwie,

pozornych dziaa, ostronych unikw... Posun si tak daleko, jak tylko potrafi: bojc si, by obraz nie wypad faszywie, a nie wierzc, by Ridareta umiaa podj gr, okamywa nawet j sam, wicej - zdradza jej tajemnice, tajemnice nie bdce jego wasnoci. By moe, gdyby owe rodki okazay si skuteczne, byoby to usprawiedliwione... Pokpi jednak wszystko. Bo i czeg waciwie chcia? Zachowa skarb, wierzc uparcie, e kiedy Ridareta z niego skorzysta; ochroni j przed Riolat i Leren; wypeni wol Demona, traktujc jego sowa: pamitaj, e pierwsza moja crka zawsze bdzie miaa racj jako

przykazanie, od ktrego odstpi nie sposb... Zbyt wiele chcia osign. Tymczasem naleao wybra, a wybr podsunby najprostsze i najlepsze rozwizanie. Ale nie, on wola godzi rzeczy nie do pogodzenia... Byo tak, jak mwia Riolata: chcia przeszkodzi w wydobyciu skarbu, w ostatecznoci za posa go na dno wraz z okrtem. Teraz, gdy widzia ju, e przegra, mg spojrze na swoje poczynania zimno, z dystansu. Ogarno go zdumienie i omal - pusty miech... Gdyby zdecydowa si ju w Dranie powiedzie Lerenie, e wie, gdzie jest skarb! Trzeba byo tak zrobi, przecie wiedzia ju o Bererze, o cudownym,

niepojtym zrzdzeniu losu, ktre pozwolio temu czowiekowi (prawda, e po dwch latach pywania od wyspy do wyspy) odnale skarbiec Demona... Gdyby wtedy powiedzia Lerenie o kryjwce! Uprzedziliby Riolat i dzi skarb leaby na dnie morza, wraz z Gwiazd Zachodu, c prostszego, jak wprowadzi okrt na skay! Ale nie. Nie potrafi zrezygnowa, niee... nie leao to w jego olej naturze. Mia nadziej nawet wtedy, gdy ujrza Seil pync za wyspiarskim holkiem. Na co liczy waciwie? e Wyspiarz, a wraz z nim Seila, ciga bd Brorroka a do progu jesieni, a potem burze przeszkodz w wydobyciu skarbu, dajc mu czas? Doprawdy... Jak du porcje

szczcia musiaby od losu otrzyma, by speniy si podobnie karkoomne plany? Na wszystkie morza, racj miaa Riolata! By gupcem. Skoczonym gupcem. A teraz... Teraz bitwa o skarb bya rozstrzygnita. A moe nie? Moe to wanie teraz podda si za wczenie? Lecz, na Szer, c mg jeszcze uczyni? Jak mia walczy z istot targajc Pasmami Szerni tak, jakby to byy jedwabne wsteczki? Z istot, ktra posaa na dno okrt-widmo, przed ktrym dray wszystkie morza Szereru? Z istot, ktra bya pono niemiertelna...

Wierzy w to. Jak mia nie wierzy? Teraz chcia ju tylko ocali Ridaret. Po zniszczeniu Gwiazdy Zachodu wstrznity i przytoczony ogromem zdarze, wycign z morza owo CO i zawlk do jaskini. Na wyspie byli rozbitkowie z Gwiazdy - ci z odzi i inni, przybywajcy wpaw do brzegu. Jaskinia stanowia jedyn kryjwk, jedyne miejsce, gdzie mg pozbiera myli, uoy jaki plan... Ale w jaskini dowiedzia si, e nie ma nad strasznymi siostrami adnej wadzy. Czym mg im grozi? mierci? Pozostawaa jednak Ridareta. Bez wzgldu na to, czy istotnie bya w rku

Riolaty, czy te nie - wiedzia, e grozi jej zguba. Prdzej albo pniej. Musia j ochroni. Nie mg zabi bliniaczek. Lecz Riolata przeliczya si po raz kolejny. miertelne, czy te nie, byy w jego mocy. Bo zrozumia w nagym olnieniu, e same niewiele wiedz o siach, jakie w nich drzemi... Pozostawi je w skarbcu - skrpowane, zakneblowane, bezradne i ziejce nienawici do wszystkiego, szczeglnie za do niego i do siebie nawzajem. Teraz wyrzuca sobie, e tak zrobi. Seila musiaa wrci prdzej czy pniej. A to oznaczao, e wyda Leren - bezbronn - w rce tamtej. Los piratki by nie do

pozazdroszczenia. Czy mg jednak zrobi cokolwiek innego? Dziaa zreszt w ogromnym popiechu; jeli chcia ocali Ridaret, czas mia pierwszorzdne znaczenie. Byli na wyspie rozbitkowie z Gwiazdy Zachodu. Bya d. Po krtkich poszukiwaniach okazao si, e jest te druga. To dawao moliwo dostania si na Garr. Dawao szans odszukania Ridarety. Wzi ze skarbca tyle zota, ile mg ukry przy sobie, po czym zacz dziaa. Przeraonych majtkw zdoa nakoni do ucieczki z wyspy, ktra wszystkim widziaa si przeklt. C

zreszt innego byo do zrobienia? Czarny Okrt przepad - widzieli to wyranie. I cho morze przestao nagle by im domem, zawierzyli mu raz jeszcze. Nie wszyscy. Kilku pozostao. Woleli umrze z godu na tej skale, ni znw poczu fale pod sob. Nic na to nie mg poradzi. odzie popyny w stron Garry. Raladan, liczc kad chwil, niczym sztuk zota, nie popdza jednak majtkw. A dlatego, i wiosowali tak pospiesznie i zajadle, e ju szybciej nie mogli. odzie mkny jak konne zaprzgi.

Wyldowali mniej wicej na wysokoci Belonu, niewielkiego miasta, pooonego jakie dziesi mil w gbi ldu. Wyczerpani wiosowaniem majtkowie marudzili przy odziach. Zostawi ich. Nie byli ju potrzebni, nie liczyli si. Liczy si tylko czas. Wieczorem dotar do Belonu. Kupi konia i tak szybko, jak potrafi, pogna do stolicy. Szuka wszdzie. Zacz od Dorony; Dran by zbyt daleko, by jecha do i sprawdzi, czy Ridareta nadal mieszka pod lasem. Przede wszystkim za, Raladan uwzgldnia moliwo najgorsz, t

mianowicie, e Riolata nie kamaa... W Doronie odnalaz ludzi, o ktrych wiedzia, e s powizani z Riolat. Nie przebiera w rodkach, pyta, obiecywa, a najczciej grozi - grozi za potrafi. Gdy to nie pomagao, uywa siy. W cigu zaledwie kilku dni na miasto pad blady strach. Kryy wieci o szalecu, mordujcym i torturujcym bez opamitania, za to z niezwyk sprawnoci. Kilku znanych kupcw znaleziono zamczonych na mier we wasnych domach; znanego i szanowanego powszechnie handlarza zboem, poczciwego i jowialnego Litasa trudno byo po mierci rozpozna, jego

onie za podernito gardo tak, e gowa ledwie trzymaa si tuowia. Czteroosobowa suba zostaa wymordowana. W ssiednich domach nikt niczego nie sysza... Spon dom pana E.Zikona, kupca handlujcego armektaskim suknem. Zikon nigdy nie cieszy si dobr reputacj, jego towar by podej jakoci, wierzyciele za stali u drzwi kadego dnia. W powizaniu jednak z innymi zabjstwami, mier jego rodziny i poar domu zdaway si by czci jakiej szerokiej sprawy, ktrej ta trudno nawet docieka... Wczeniej bowiem zgin inny drobny kupiec, a kilka staj za miastem znaleziono powieszonego starca, w ktrym z trudem poznano skpego i

zrzdliwego Badarva, zaopatrujcego w trunki niemal wszystkie obere, karczmy i tawerny w Doronie. Wiadomo byo, e Litas i E.Zikon prowadzili ostatnio wsplne interesy, co dziwio wielu, bo solidny kupiec, jakim by Litas, raczej nie mia czego szuka w spce z oszustem. Zagadk pozostao jednak, jaki zwizek z tymi dwoma mieli pozostali. Zreszt - wszystkie te zabjstwa, cho najbardziej gone, nie byy jedynymi... W portowych zaukach Dorony nie raz i nie dwa odnajdowano zwoki, bdce ladem jakich marynarskich porachunkw lub te zwykych burd pijackich. Tym razem jednak mogo si wydawa, e duch mierci we wasnej postaci przebieg

ulicami: w cigu piciu dni znaleziono trzykrotnie wicej trupw ni zwykle przez tydzie. Zaraz potem wybucha wojna midzy bandami typw spod ciemnej gwiazdy - zrozumiano, e w gr wchodziy jakie rozliczenia, ktrych istoty lepiej nie dry. Komendant garnizonu opanowa sytuacj, wzmacniajc patrole krce po ulicach w dzie i w nocy. W tawernach i oberach pojawili si ludzie, podpytujcy ostronie wszystkich i o wszystko. Nie wiadomo, czy to owe rodki sprawiy ten skutek, do e wypadki przestay si mnoy - z dnia na dzie. Trwaa tylko wojna w portowych uliczkach, ukryta w nocnym mroku, ponura...

Raladan opuci Doron. Mia ju niemal pewno, e Riolata kamaa. Gdyby byo inaczej - kto musiaby co wiedzie. Oczywicie mg nie odnale ludzi, ktrym powierzya zadanie. Uczyni jednak wszystko, co mg. Dalsze poszukiwania byy strat czasu. Teraz jecha do Dranu, ywic gorc nadziej, e odnajdzie Ridaret tam, gdzie j pozostawi.

*** Obraz pogorzeliska by dla niego

wstrzsem. Zdroony, godny i wymczony brakiem snu, sta, trzymajc za uzd zajedonego niemal, pokrytego pian wierzchowca. Dugo trwao, nim podszed i - krc wrd zgliszcz zacz szuka odpowiedzi. Nie znalaz. Przed zmierzchem dotar do Dranu. Cios, jaki odebra, widzc szcztki domu pod lasem, pozbawi go resztek si. Organizm, cho elazny, domaga si odpoczynku - Raladan by otpiay, omal pprzytomny. W Doronie y yciem pomienia: szala bez spoczynku tak dugo, a zabrako eru. Gdy musia,

przygasa na krtko, by zaraz wybuchn z now si. Potem gna gocicem, pragnc rozwia wreszcie obawy, przekona si, e dziewczyna jest caa i zdrowa... Nade wszystko za (cho nie powiedzia sobie tego wyranie) chcia zobaczy wreszcie twarz przyjaznego czowieka... Jedynego przyjaznego mu czowieka na wiecie. Potrzebowa tego. Teraz nie czu niczego. Nie czu niepokoju, alu, czy choby zawodu. Wiedzia tylko, e musi odpocz. Gdyby kto stan nagle przed nim z mieczem w doni, pewnie wzruszyby ramionami. Zabij, gupcze...

Wzi pokj w zajedzie przy trakcie doroskim, na przedmieciu. Nie jedzc nawet run na posanie i zasn. I spa jak zabity. Gdy si wreszcie obudzi - a przespa okrg dob poszed je. I znw - jad tak potnie, e oberysta, donoszc na st coraz nowe pmiski, z prawdziwym podziwem patrzy na czowieka, nie bdcego w kocu olbrzymem, ktry potrafi pochon takie iloci kaszy, misa, sera, chleba, kiebas i piwa, nie czynic sobie nawet krtkiej przerwy, a tylko popuszczajc pasa. Raladan zjad, zada grogu. Zapaci od rki i siedzia, sczc trunek.

Obera bya nieza, portowe lumpy rzadko w niej gociy. Klientami byli zwykle kupcy i rozmaici podrni, jadcy do Dranu; kto nie zdy przed zamkniciem bram miasta, bd te, przybywszy zbyt wczenie, czeka musia na ich otwarcie - ten zasila zwykle kies obrotnego karczmarza. Pokoje i jado byy drogie, ale musia przyzna Raladan - wcale nieze. Wysczy grog i skin na waciciela zajazdu. Ten podszed skwapliwie; go o podobnym apetycie by wszak skarbem, tym bardziej, e grosza zdaje si nie liczy. Raladan posun po blacie sztuk srebra. - Uczciwie nalewasz - pochwali,

wskazujc oprniony kubek. Widziaem wczoraj spalony dom pod lasem... Kto tam mieszka? Wkrtce o poarze wiedzia tyle co karczmarz.

*** I znw by w Doronie. Z innym wszake nastawieniem ni przed paroma dniami. Zacieko i furia nie byy ju potrzebne; mordujc zbirw, ktrych raz i drugi naja Riolata, mg co najwyej znowu poszczu jak band rzezimieszkw przeciw drugiej - a i dobrze, gdyby tylko tak si skoczyo.

Wtedy, dziaajc szybko, nie uderza jednake na lepo, no i jeszcze mia szczcie... Do strachliwych nie nalea, ale wiedzia wietnie, jak marny byby jego los, gdyby miejscowe dranie, miast skoczy sobie wzajem do garde, odkryy robot obcego... Zreszt, teraz nie bardzo wiedzia, kogo jeszcze cign za jzyk. Ci, ktrych pozarzyna w zaukach, byli dobrze mu znani; sam ich kiedy poleca Riolacie. Niczego nie wiedzieli. Posuya si zatem innymi. Ktrymi? Czy w ogle miejscowymi zbirami? Jeli chcia doj do tego - to powoli i ostronie. Teraz popiech by na nic. Jeeli wszystko, co mwia Riolata, byo prawd - Ridareta nie ya. A jeli porwano j tylko i nie byo

rozkazu, by zabi, mia czas, by poszuka. Przynajmniej tak sdzi. Nie dawaa mu spokoju sprawa poaru pod lasem. Oberysta zapewnia, e znaleziono tam spalone zwoki. Czyby ludzi Riolaty? Ale, na Szer, co tam waciwie zaszo? Dobrze zna Ridaret - dziewczyna potrafia niejedno i bya niegupia. Ale nie moga wygra bjki z mordercami, bo przecie Riolata nie posaa tam chopcw. Kto zatem zabi kilku ludzi (karczmarz nie wiedzia, trzech, czy czterech)? Kto mg jej pomc? I wreszcie: jaki ostatecznie by skutek tej walki? Ucieka? Porwano j? Czy te moe...?

Tego obawia si najbardziej. Tego, e jedno z tych spalonych cia... Nie wierzy w to. Nie chcia i nie mg w to wierzy. Odpowiedzi na wszystkie pytania naleao szuka tylko w Doronie. Najpierw poszed do portu. Dobrze zrobi. Ten okrt poznaby wszdzie, biae agle nie byy potrzebne... Nie by zaskoczony ani zdziwiony. Przeciwnie - spodziewa si powrotu Seili nawet wczeniej. Wiedzia przecie, jaki cel miaa wyprawa stranikw. Stary Brorrok uciek, oczywista. Trudno, by cesarskie holki

pyway tam i z powrotem w nieskoczono - tylko dlatego, e tak pragn pilot Raladan w gbi swego serca. Zawrciy na Sar, Seila za popyna wprost do schowka Demona. Skarb by tu, w Doronie. W rkach tej kobiety... czy te moe raczej: tej istoty... Skarb jednak ju go nie obchodzi. By stracony - to tyle. Natomiast fakt, e Riolata znowu cieszya si wolnoci, mia znaczenie ogromne. Musiaa ju wiedzie, e kupcy, tak dobrze dotd kryjcy wszelk jej dziaalno, maj si nie najlepiej... Raczej wtpi, by uznaa to za przypadek. Musia przyj, e gotowa

jest na wszystko i czujna - ale c, teraz mia ju bardzo niewiele do stracenia. ycie? ycie... Stawia je na szal czciej ni sztuki srebra przy kociach. Mia nadziej, e crka Ridarety zaprztnita jest teraz mnstwem spraw: choby Seil. Oficjalnie przecie bya wasnoci poczciwiny Litasa. Zapewne ju pojawili si liczni spadkobiercy... Najprostsz rzecz, jaka przysza mu do gowy, byo zaj si od razu Riolat - najpewniejszym rdem wszelkich informacji. Wyrzuca sobie, e nie zrobi tego wczeniej, jeszcze tam, na wyspie. C, by wwczas prawdziwie

przeraony ow demonstracj potgi, jakiej dziewczyna daa pokaz. Ponadto (po raz dziesity rozwaa swoje postpowanie) spieszy si. Nie mia adnej gwarancji, e usyszy prawd, a kady faszywy trop, ktry by podj, mg kosztowa Ridaret ycie. Tak myla wwczas. Ale mg sprbowa dogadania si z Leren... Odpdza te myli. Stao si - tak a nie inaczej. Popeni bdy albo i nie. Wszelkie rozwaania, co by byo, gdyby... prowadziy donikd. Teraz jednak strach i owo wraenie niesamowitoci, tak wyrane i dojmujce na wyspie Demona, miny. Zaiste, niewiele mia do stracenia.

Oczywicie, e naleao uderzy w samo serce, a wic w ni. Tak, naturalnie, dysponowaa siami, o ktrych nie mia pojcia. Lecz c z tego? Mia wic moe uciec gdzie daleko i zaszy si w guchej kniei z obawy, e dziewczyna znowu zacznie wzywa Ciemne Pasma, a wtedy Szer porazi Garr piorunem? Nie do koca wiedzia, co pocznie, gdy ju bdzie mia Riolat w swej mocy. Rozum podpowiada mu jednak, e gdy skr na plecach naci noem, po czym chwyci kleszczami i drze powoli w d, prawda objawia si rwnie szybko, jak gono.

*** Brzeg Wisielcw zna dobrze, sam swego czasu wskaza Riolacie to miejsce. Wiedzia, co robi, pomagajc crkom Ridarety stawia pierwsze samodzielne kroki. Co prawda uatwia im w ten sposb wdraanie dalszych planw (ktrych nie zna); z drugiej jednak strony zyskiwa pewn doz zaufania i - co wicej - wiedzia, na czym stoi, czy te moe raczej - na czym stoj one... Teraz wanie owa znajomo powiza Riolaty, ludzi, ktrzy jej suyli i miejsc, ktre wykorzystywaa, przydawaa si bardzo. Oczywicie, by ju w pospnej wsi przed tygodniem - miejsce zbyt dobre do

trzymania jecw, by mg je pomin. Wie jednak wiecia pustk. Teraz mia nadziej, e bdzie inaczej. Brzeg Wisielcw stanowi miejsce wprost wyborne, gdy chodzio o rozwizanie wszelkich spraw wymagajcych odosobnienia. Nie byo tam nic, co mogoby posuy osobie szczeglnie dociekliwej do ustalenia, kim jest kobieta korzystajca z opuszczonej chaty; nic, co mogoby si przyda w walce przeciw niej. atwo te byo to miejsce zabezpieczy i ustrzec przed nieproszonymi gomi. aden dom czy zauek w Doronie nie spenia takich warunkw. Dodatkowo - niesamowito i za sawa miejsca dziaay odpowiednio na kadego, kogo tu

zaproszono, doprowadzano przywleczono.

czy

te

Raladan nie liczy na to, e natychmiast zastanie tu t, ktrej szuka. Wierzy jednak, e - powrciwszy z takiej wyprawy - crka Ridarety bdzie musiaa, prdzej czy pniej, zaj si i takimi sprawami, do ktrych Brzeg Wisielcw nadawa si najlepiej. Ryzykowa wiele, pchajc si wilkowi w gardo, ale nie bardzo widzia inne wyjcie. Dorona bya dua, jak mia tam znale Riolat? Kobieta o takim imieniu dla miasta po prostu nie istniaa (jakie imi przybraa? Semena?); dla Dorony Riolata nie istniaa w ogle pod adnym imieniem czy postaci. Byli z

ca pewnoci ludzie, ktrzy wiedzieli, gdzie jej szuka, jednak pilot Raladan do nich nie nalea, ani nawet nie zna tych ludzi. Nie byli nimi kupcy, ktrych uywaa niczym najemnikw - tyle wiedzia. I nie zbiry, ktrym raz i drugi kto w jej imieniu zleci robot. Szed zatem do Brzegu Wisielcw. Zabra prowiant i paszcz, na wypadek gdyby przyszo mu czeka kilka dni (a naleao si z tym liczy). Uzbroi si te jak do bitwy: nis miecz i tg kusz, z ktrej bet przebiby chyba na wylot niedwiedzia. Oko mia celne i rk pewn, wiedzia, e na pidziesit krokw trafi stojcego czowieka w sam pier. Gorzej byo z

celem ruchomym; wytrawny kusznik umia uwzgldni potrzebn poprawk, ale Raladan nie by kusznikiem, c dopiero wytrawnym. Liczy jednak, e najprdzej strzela bdzie do ludzi oddalonych o par krokw. Nie wiedzia tylko, jak liczna eskorta towarzyszy zwykle Riolacie; bo e eskorta w ogle jest, zaiste trudno byo wtpi. Sdzi, e - majc kusz - trzech zaskoczonych ludzi zdoa jako pokona. A by moe uda si usun ich kolejno.

***

Min dzie, potem noc... Potem znowu dzie. Za dnia kry si w niedalekim lesie, w koronie drzewa rosncego na skraju, obserwujc uwanie okolic. W nocy czatowa w pierwszej chacie, liczc od Dorony. Potrafi nakaza sobie cierpliwo, ale jednak czas, wlokcy si niczym limak, by wrogiem niezwykle gronym. Krtkie drzemki, na jakie sobie, chcc nie chcc, musia pozwoli, nie usuway znuenia i nie bardzo skracay oczekiwanie, wzmagay natomiast zniecierpliwienie i gniew. Chwile mijay leniwie, a kada z nich podsuwaa myl, e mona byo wykorzysta j lepiej, ni tak tkwic, w oczekiwaniu by moe daremnym...

Naleao dziaa, dziaa! Mia jednak do rozsdku, by powiedzie sobie, e owo dziaanie tylko teraz wydaje si atwe; z chwil za, gdy porzuci tkwienie w zasadzce, wyjdzie na jaw, e waciwie nie wiadomo co robi, i czas zacznie pyn dla odmiany zbyt szybko. I Raladan trwa na posterunku. Noc bya niezwykle ciepa, pogodna i jasna. Ostatnia noc lata... Uwaa, e jutro, a najpniej pojutrze, winien pojawi si kaszel. Potem wichry, ulewy i sztormy. Jeszcze pniej - zima. Pomyla, e zim wejd z Ridaret na pokad pierwszego statku, pyncego na kontynent. Zawiezie j do Armektu, a moe do Dartanu. Gdzie, gdzie adne

ze moce nie bd miay przystpu. Mia nadziej, e kadej jesieni znajdzie w jej domu - swj dom... Otrzsn si. Omal zapomnia, e ta, o ktrej myli... by moe... Zmarszczy brwi, przez dziur w rozwalonej cianie przepatrujc mrok. Kto nadchodzi. Wci niczego nie dostrzega... Czy co sysza? Instynkt podpowiada wyranie, e w martwej wsi jest kto oprcz niego. Okazao si nagle, e kusza jest bezuyteczna; gdyby teraz zechcia uy korby do napicia ciciwy, narobiby zbyt wiele haasu.

Podkrad si do drzwi i wyjrza w noc. Potem wyszed, przylegajc do ciemnej ciany, z mieczem w pogotowiu. Ruszy w gb wsi, bezszelestnie, ostronie, unikajc miejsc pawicych si w wietle ksiyca. Zastyg nagle, dostrzegajc midzy chaupami ciemn sylwetk. Szybko rozejrza si dokoa, ale nie dostrzeg nikogo wicej. Wiedzia, e gdzie, w mroku, musz by jeszcze jacy ludzie. Ciemna posta zrobia kilka niezdecydowanych krokw, po czym zawrcia, jakby z wahaniem. Zatrzymaa si i nagle ruszya wprost ku niemu. wiato ksiyca spoczo na fali ciemnych wosw. Poczu lk, bo nie

moga go widzie, a przecie... Mocniej cisn rkoje miecza, ale w tej samej chwili usysza zduszone: - To... ja. Bro wypada mu z doni. Nie pomyla, nawet przez chwil, e to moe by jaki podstp, zasadzka... Wiedzia. Znalaz j. Pobiegli ku sobie. Porwa dziewczyn w ramiona i trzyma, czujc omot jej serca na piersi. - Skd wiedziaa...? - wykrztusi przez cinite gardo. Odepchna go nagle i w wietle ksiyca ujrza twarz

znan tak dobrze, a przecie - zupenie mu obc. - Nie pytaj - powiedziaa, i to tak wrogo, e zmartwia. - Syszysz, durniu? Nigdy mnie o nic nie pytaj!

*** Starzec milcza w zadumie. - Nie pytaem... - rzek gorzko Raladan. - To nie bya ona, nie ta, ktr znaem... Dotd nie wiem, co zaszo tam, pod lasem, chocia chciaem wiedzie, bo to mogo by wane dla jej bezpieczestwa. Nie wiem, dlaczego

dom si spali; nie wiem, jak mnie odnalaza; nie wiem, jak rozpoznaa w ciemnociach. Chocia to, co dzi usyszaem od ciebie, panie... chyba sporo wyjania. Wci jednak rozumiem naprawd tylko jedno: e dziewczyna, ktr znaem, gdzie odesza. Zastpia j inna, wrogo nastawiona do wszystkiego, take do mnie... i do samej siebie. Zapewniasz mnie, panie, i nie ma w tym nic niezwykego. By moe dla ciebie, panie. Ja wci nie pojmuj. I wci pytam: jak do tego doszo? Tak nagle? Garbus kiwa gow. - Pamitaj synu o tym, co mwiem o ciciwie uku. Mog tylko zgadywa, ale

pewnie si nie pomyl, jeli powiem, e napa na jej dom bya jak pchnicie noem w do ow ciciw trzymajc. Co wyzwolio nienawi tej dziewczyny, i to zapewne w sposb niepojty dla niej samej. Raladan znw wykrzywi usta z gorycz, po czym zacz mwi, najpierw wolno, potem coraz szybciej i goniej: - Musz wierzy ci, panie... Ale powiedz teraz, co robi? To nie moe trwa duej. Nie sposb pozostawi j sam; gdy wracam, jest bliska obdu... Jest coraz gorzej, z dnia na dzie. Widz, e moja obecno przynosi jej

jak ulg, ale w zamian otrzymuj wci t sam, nie koczc si wrogo. Kawa ycia powiciem tej dziewczynie, lecz kilka ostatnich miesicy to koszmar. Mog suy kadej sprawie, zej lub dobrej, cho moe to, panie, potpisz! Nieche jednak bdzie to sprawa! Teraz od niej zwyczajnie uciekam, ale uwierz mi, panie, e za miesic zabij j... lub siebie! - krzykn, uderzajc pici w cian. Starzec milcza. Raladan oddycha ciko, wzburzony. - Zrozum, synu - pado po chwili - e to nie jest czowiek. Wszystko, co czujesz, czujesz do Geerkoto, Rubinu

Crki Byskawic... - Nie, panie - przerwa. - To nieprawda. Twoja wiedza jest niezmierna, ale to nieprawda. Ridareta w pewnej mierze jest sob, to nie tylko Rubin. Gdyby zawsze bya tylko Rubinem! Dziaaaby wtedy jak tamta, zmierzaa ku jakiemu celowi, moe i podemu, ale uwierz mi, panie, e nie barwi wiata na czarno i biao, chc JEJ dobra, dobra Ridarety, obojtne w jakim bdzie kolorze! Ale to, co pozostao w niej z tamtej szesnastoletniej dziewczyny, porwanej z maej wioski, wci yje. I walczy, i przegrywa... Ona meczy si, panie... i popada w obd. A ja nie potrafi jej

pomc. Odwrci nagle gow. - Jeli co obudzio w niej siy Rubinu, to take co moe je upi rzek stumionym gosem. - Powiedz, panie, co to takiego, a niczego wicej nie pragn. Garbus myla. - Kula Ferenu - rzek krtko. Pilot zwrci si ku niemu zachannie. - Kula Ferenu - powtrzy grajek. Najpotniejszy z Jasnych Porzuconych Przedmiotw. Ale jej dziaanie... moe

by rne. - Co to znaczy? - To znaczy, e moe przynie jej mier. Przez krtk chwil trwaa cisza. - Wszystkie Kule s takie same podj starzec - a moc kadej z nich znacznie przewysza moc Rubinu. Rubiny jednak s rne, a ten nie jest zwykym Rubinem, lecz Rubinem olbrzymim: to Riolata, krlowa Rubinw... Kula Ferenu przegra nie moe, trudno jednak oceni, czy wygra. Teraz jednak, moc Rubinu jest jedna, lecz w trzech ciaach. Zdaje si, e

modsze crki Demona zmierzaj do jakiego celu... czy te jedna z nich tylko, bo wszak los drugiej nie jest ci znany...? Raladan pochyli gow. - To tym bardziej, eglarzu. Jeli dziaa tylko jedna z bliniaczek, to jej cel jest wany tym bardziej... Nie wiem, jaki to cel. Prawa Caoci mwi o Agarach, ale Prawa Caoci s niejasne... - Nie rozumiem, panie. Czym s Prawa Caoci? - Zbiorem regu. Opisem powiza midzy Szerni, a jej wiatem. Czasem

odnosz si do moliwych zdarze, ale tylko moliwych. To, e co jest moliwe, nie znaczy, e nieuniknione. Czy rozumiesz? - Nie, panie... nie cakiem. - Prawa Caoci niezwykle rzadko przybieraj posta Przepowiedni. Jestem grajkiem, a przez moje pieni gosicielem Praw Caoci, ale Prawa zawarte w tych pieniach rzadko s prawdziwe do koca... Pozostawmy to, synu. Rozumienie tego nie bdzie ci potrzebne. Do, by wiedzia, e Agary zapewne spyn krwi - mwi o tym Prawa, a Rubin dy do ich spenienia. Co stanie si pniej, trudno dociec. Jednak Agary s pocztkiem jakiego

wikszego za; trzeba, by pomg Rubinowi. Raladan patrzy, niewiele pojmujc. Nie zraony tym starzec wyjani: - Trzeba, by niszczca sia Rubinu znalaza ujcie. Im wicej jego mocy uyj tamte dwie (czy te jedna, skoro losu drugiej nie znamy) tym mniej pozostanie w Ridarecie. Wwczas przynie jej Kul. Najpierw jednak zrb wszystko, by plany modszej crki zostay spenione. - Mam wic... - Tak. Masz jej pomc. Najlepiej, jak tylko potrafisz.

Niemoliwe, panie. dasz niemoliwoci. adna z nich nie przyjmie tej pomocy... a ju ONA... - Posuchaj mnie, synu. Moe by, e Riolata pozbya si siostry. Zabia j, nazwijmy to tak dla lepszego rozumienia. Ale oczywicie, e jest to moliwe. Ciao to tylko ciao, moc Rubinu bdzie je oywia, ale tylko tak dugo, jak dugo to ciao bdzie istnie. A przecie mona je zniszczy zupenie. Choby ogniem. Raladan poczu ciarki. - Jeli Riolata istotnie tak zrobia... Pytasz, co z tego wynika? Bardzo wiele! Moc Rubinu, podzielona dotd na trzy

czci, teraz zamknita jest tylko w dwch ciaach. Zatem, w kadym z nich jest jej wicej, ni byo dotd. Trudniej j pokona. Ale te wszelkie dziaania Riolaty wesprze moe tylko moc Ridarety. Trzeba umoliwi odpyw mocy z tej ostatniej, odpyw dostatecznie duy, by sia Kuli Ferenu pokonaa t cz, ktra pozostanie, i wesza na jej miejsce, nie za spalia si w walce. C jednak umoliwi moe znaczny odpyw mocy Rubinu? Oto stworzenie modszej crce do szerokiego pola do dziaania, by moc w niej samej zawarta ju nie wystarczya... Czy pojmujesz to, synu? Jeli kady z nas ma na sobie kilka czci zbroi, a ja, ruszajc do walki, poycz od ciebie

twj ekwipunek, to ty pozostaniesz bezbronny. Czy pojmujesz? - zapyta raz jeszcze. - Jeli nawet pojmuj... Powtarzam, panie: adna z crek Ridarety nie przyjmie mojej pomocy! - A ja ci mwi, synu, e si mylisz. Znw ufasz pozorom, nie starajc si dociec istoty rzeczy. Moc Rubinu jest lepa, jak mwiem, ale ciy nieuchronnie ku wszystkiemu, co jej sprzyja. A ponadto - rzek z naciskiem starzec - z twych wspomnie jasno wynika, e masz wielk wadz nad tymi kobietami. Jedna z nich durzya si w tobie, eglarzu. A nie wiem, czy nie obie zgoa.

Raladan patrzy oniemiay. - Oto lepiec - powiedzia, p do siebie, grajek. - Nie widzi rzeczy wielkich jak Bezmiary. Pilot wci milcza, niezdolny do sklecenia trzech sw. - A kt ci powiedzia - rzek widzcy chaos jego myli garbus - e mio musi by dobra? Na Szer, eglarzu, w imi tego uczucia popeniono na wiecie wicej zbrodni ni w imi czegokolwiek innego, wyjwszy moe wadz! To najbardziej podstpne, okrutne i zaborcze uczucie, jakie dotkn moe czowieka, wyzwala

bowiem inne: zawi, zazdro i gniew. Wszystko, co w nim dobre, dotyczy jednej tylko osoby. Pomyl zatem, synu, nim nazwiesz znw dobrym owo co, nie bdce niczym innym jak kalek, wynaturzon, przepoczwarzon przyjani, ktra zaiste jest wzniosa i pikna. Mwi ci z ca moc, e bez mioci wiat byby szczliwszy, pod warunkiem, e pozostaaby na nim przyja. - Nie - rzek Raladan, idc wszake tropem innych myli. - Nie uwierz, e one... Starzec wsta. - A jednak. Raladan poj, e rozmowa

skoczona. - Kim jeste, panie? Ty, ktry wiesz wszystko... Czemu kryjesz si pod postaci grajka? - Kryj si? Ale jestem grajkiem! odpar garbus, ujmujc instrument. Zdaje si jednak, e przyniose co dla mnie, eglarzu? Raladan wsta, gorczkowo wycigajc kiesk ze zotem. Starzec przyj j chtnie. - Darmo jada nie daj - rzek spokojnie. - Nawet grajkom. Teraz powiedz mi jeszcze swe imi.

Pilot podj paszcz z podogi, z roztargnieniem przekadajc go z rki do rki. - Raladan. Garbus pochyli gow. Pilot sta, jakby chcc jeszcze o co zapyta, ale wyczu, e tym razem odpowiedzi nie bdzie. - egnaj... panie. Starzec zosta sam. Sta dugo, z opuszczon gow. Gdy j wreszcie unis, na ustach bka si jaki pumiech.

- Raladan... Przymkn lekko powieki. - egnaj, ksi - rzek w przestrze. Wybacz, e ci okamaem... ale trzeba, by dziaa wedug Praw Caoci. Twoim przeznaczeniem jest wspiera Wyklte Ciemne Pasma, bo po to Bezmiary odday ci wiatu. Uj mocniej instrument i opuci izdebk.

*** Czarna, ohydna noc, rozbrzmiewaa to

bliszym, to znw dalszym wyciem i ujadaniem psw, pluskiem wody ciekncej z dachw, szumem i gwizdem wiatru, nioscego mokry, przetykany deszczem nieg. Raladan kry po ulicach, nie znajdujc sobie miejsca, ale nie znalazby pewnie na caym wiecie. Czasem myla, e warto by odrzuci miecz, usi w lepkiej zaspie i czeka na psy... To znw szed do portu, macajc odzienie w poszukiwaniu zota, ktre opacioby jego podr dokdkolwiek. Wreszcie opar si o zimn cian domu, w zauku, i zamknwszy oczy, przywoywa w mylach tego, ktry sprawi, e ycie stao mu si klatk.

Kapitanie - mwi. - Kilkakrotnie ratowae mi ycie... Czy po to by je sobie przywaszczy? Miae swoje; czemu e je odda? Na Szer, twoja ostatnia wola to kltwa! Racj miaa Ridareta: wszystko, co z tob zwizane, niesie zgub. Powtrz za tw crk: niech ci morze pochonie! I uwolnij mnie, bo ju nie chc ci suy!. Czarna, mokra ciana, bez jku przyjmowaa ciosy pici. Sta skulony, jak ebrak, jak bezdomny wczga. Jaki gos, podobny do gosu garbatego starca, zdawa si odpowiada: Gupcze! Ty nie jemu suysz, lecz jej! Uczynie wszystko, czego Demon zada, ale teraz nawet jego rozkaz nie

oderwaby ci od tej dziewczyny! Bo to, co czujesz, gdy j widzisz, to jedyna jasna rzecz w twoim yciu. Nie masz celu i nigdy nie miae poza ni. Jest ci wicej, jak crk, wszak jej szczcia podasz nie wizami krwi powodowany! Czy nie widzisz tego, gupcze i po stokro gupcze nad gupcami?. Znw ruszy ulic, szybko, coraz szybciej, pozwalajc, by nieg oblepia mu twarz. C za ycie wiode wczeniej? Cae zo, ktre czyni, tak samo jak i dobro - roztopiy si, rozpyny, nie suyy nikomu i niczemu, nawet tobie!

Teraz chocia wiesz po co yjesz! Dziaaj wic, walcz! Jeli zrezygnujesz, jeli zaprzestaniesz tej walki, to c ci zostanie? Nic!. - Nic! - powiedzia, unoszc twarz ku niebu. Potem pochyli si, nabra pene garcie niegu i zanurzy w nim twarz. - Nic...

Rozdzia czterdziesty pierwszy

Moc, ktra amaa jej wol, chciaa by widoczna. W miar, jak dziewczyna przestawaa by sob, rosa jej zajada wrogo do wszystkiego, malaa za do samej siebie. Zo jednak za symbol swej rosncej potgi wybrao twarz i ciao Ridarety. Bya coraz pikniejsza, zmysowa, wyzywajca; nigdy nie chcia jej ciaa, bo istotnie widzia w niej crk, przenigdy kochank, ale by mczyzn i nie mg nie dostrzec

ksztatw piersi, niemoliwych ju do poprawienia; wosw, ktrych bujno urgaa sile wyobrani; skry gadkiej i bez skazy; przy tym wszystkim bieli zbw, wykroju ust, ksztatu twarzy i doni, ruchu bioder przy kadym kroku i ramion przy kadym gecie... Dziesi razy ju widzia w niej pikno skoczon - i za kadym razem si myli! Bo do, by opuci j na dzie albo dwa, a gdy wraca - bya pikniejsza. Przeraao go to, bo zwracaa uwag, coraz bardziej obawia si spojrze, jakie cigaa nieuchronnie na siebie jednooka pikno z obietnic w spojrzeniu, podaniem upionym w ksztacie ust i wiedz o wasnej urodzie

zaklt w kadym ruchu, wiedz zbijajc z tropu najmielszych... I to byo najgorsze. Bo uroda, rosnca, potniejca z dnia na dzie, nie bya tylko triumfalnym krzykiem zej mocy. Bya take broni, orem wyzwalajcym prno, wiadomo wasnej wyszoci, pogard wobec kadej innej urody, samozachwyt i samouwielbienie. Godzinami patrzya w zwierciado, potem daa klejnotw, sukni, znw klejnotw... Na wszystkie morza Szereru! Skd mia wzi te klejnoty?! Domagaa si ich, jednoczenie wpadajc we wcieko, gdy chcia pozostawi j sam. Srebro tymczasem

nie leao na ulicach. Trzeba byo je zdoby, i nie dla klejnotw przecie, lecz dla strawy! Krad wic i rabowa. Nie, nie trzeba byo sw starca, by rozumia, e dziewczyna jest we wadzy si, z ktrymi trudno si mierzy. Tyle tylko, e teraz zna ich natur. Zna - cho nadal nie do koca rozumia.

*** Cztery dni po spotkaniu z grajkiem

Raladan wraca z podry. Podry do Dorony... Mieszkali, od tygodnia z okadem, w mierdzcej izbie, jak naj za grosze w jednym z domw na przedmieciu Bagby. Wiedzia jednak, e i tu miejsca nie zagrzej. Ju teraz caa ulica huczaa wieci o przebranej armektaskiej lub dartaskiej magnatce, ktra ucieka z kochankiem przed pocigiem ma. Naleao si wynosi. I to szybko. Na szczcie - teraz waciwie przestao mie to znaczenie. Plan, przeraajcy dla niego samego, lecz bodaj jedyny moliwy, by gotw... Z dreniem przekracza prg, wiedzia bowiem, e czeka go utarczka,

w ktrej by moe sowa jej nie wystarcz. Bdzie musia walczy, by go nie chwycia za gardo - jak owego ranka, gdy wrci po spotkaniu ze starcem. Bywao ju tak i wczeniej. Cho raz i drugi, gdy wrci, przywitaa go serdecznym uciskiem, paczc tylko i nie mogc wypowiedzie sowa... To byo jeszcze gorsze. Jednak tym razem czekao go co, czego nie potrafi przewidzie. Ndzny kaganek, napeniony najpodlejsz oliw, dopala si na stole, rzucajc krg mtnego wiata. Raladan rozejrza si, zrobi dwa kroki i... przypad do lecego nieruchomo ciaa.

Serce podskoczyo mu do garda - lecz w tej samej chwili poczu cierpki zapach wina i smrd wymiocin... - Do pioruna - powiedzia. Bya pijana do nieprzytomnoci. Pijana jak winia. Nigdy dotd nie widzia jej takiej. Nie przypuszcza, e kiedykolwiek zobaczy. - Do pioruna! - powtrzy, lecz tym razem z pasj. - Czekaj no, moja panno... Chwyci ceber i wybieg na ulic. Wrci po chwili, z naczyniem penym lodowatej breji. Szarpn zarzygan sukni, wywali wszystko z cebra na plecy i gow nieprzytomnej, po czym

przetoczy j na wznak; tarza w t i nazad, wycierajc podog wosami niczym szmat. Rzucia si, chrypic co i bekoczc, wtar dwie garcie w policzki i nastpne dwie w nagie piersi, potem zawlk j na posanie i opar o cian. Patrzya zamglonymi oczyma, rozpoznajc go jednak. - Ra... ladan... Odbio jej si gono. Wyszed raz jeszcze, przynis now porcj szarobiaej ciapy i stan przed podopieczn. - C to, pani? - zapyta agodnie. Umiechna si krzywo. Uj ceber za dno i za krawd, po czym puci jej

w twarz wszystko, co w nim byo. Ciar nasikego wod niegu pchn jej gow na cian tak, jakby bya kopnitym pustym dzbankiem. Usysza odgos uderzenia i jej ryk. Chwycia si za gow, po czym poderwaa z pazurami, chcc wydrze mu oczy. Tego dnia jednak miara si przebraa, zbyt duo mia do zrobienia, by tolerowa cokolwiek stajcego mu na drodze. Zreszt - mia ju cel... Chcc go osign, i tak musia uy przymusu. Strzeli j w twarz z tak si, e usiadby nawet mczyzna. Po raz drugi runa na cian, chwycia si za policzek i - niemal ju trzewa - patrzya na niego. Nie wyrzeka sowa.

- C to, pani? - powtrzy, tym razem szyderczo. - Wic przed tym czujesz respekt? C to? Nie sdzia, e zdobd si na to? Niespodzianka za niespodziank! - Zabij ci - powiedziaa niewyranie. - Na kogo ty podnosisz rk? Co ty sobie mylisz, sukinsynu? e kim jestem? Wyszarpn spod stou przetrcony zydel i usiad. - Rubinem - powiedzia. - Rubinem Crki Byskawic. Teraz ju niczym wicej, nieprawda? Zalega duga, bardzo duga cisza.

Dziewczyna spogldaa mu w oczy z przeraeniem, rozpacz i... czym jeszcze, czego nie umia nazwa. - Wic wiesz?... Ukry nagle twarz w doniach i zacz mocno przeciera oczy. - Na Szer, dziewczyno - rzek, opuszczajc rce i biorc gboki oddech. - Wiem, ale czemu tak pno? Odwrcia gow w bok, jednym ruchem, zagryzajc usta. Z piersi wydaro si jej westchnienie, brzmice prawie jak szloch. - Suchaj teraz - powiedzia. -

Suchaj, bo za chwil znw przestaniesz by sob. Nie wyrzucam ci, e chowaa wszystko w tajemnicy, par dni temu pojem, e to nie twoja wina. Ten... ta rzecz chciaa, by nikt o niej nie wiedzia. Ale teraz chc wyrzuci j z ciebie, i to zrobi, kln si na wszystkie morza Szereru. Zrobi to, choby nawet wbrew tobie, bo nikt na caym wiecie nie zdoa rozpozna, gdzie koczysz si ty, a zaczyna Rubin. - Niemoliwe - powiedziaa gucho. On zastpi... - Wiem. Wiem wicej ni ty. Jest sposb. - Niemoliwe - powtrzya, ale TO

ju wracao; w gosie brzmiaa groba. Patrzy w milczeniu. Niemoliwe! zaciskajc pici. zacharczaa,

Uderzy j po raz drugi.

Rozdzia czterdziesty drugi

Wci, gdy chodzio o sekretne spotkania, Brzeg Wisielcw by miejscem najlepszym ze wszystkich. Jednak zim droga tam nie bya wcale atwa. C - Raladan mia za sob dug podr: z Bagby do Dorony... Ostatni odcinek tej podry nie wyda mu si wcale najgorszy. Zsiad z konia i natychmiast zosta otoczony przez kilku ornych drabw.

Odda bro, jeszcze zanim tego zadali. - Niech kto przypilnuje koni poleci. - Nie rozjucza! Czy wasza pani przybya? - Jej godno Semena czeka - odrzek krtko tgi mczyzna, wygldajcy na przywdc pozostaych. - Nie rozjucza koni! - powtrzy Raladan. Dowdca skin na swoich ludzi, respektujc danie pilota. Powiedziono domu. Raladana w stron

Ostatni raz widzia j tam - w skarbcu Demona. I nie sdzi, e jeszcze zobaczy. Los chcia jednak inaczej... Siedziaa przy stole. Gdy wszed, spojrzaa krtko, potrzsajc wosami, niesfornie spadajcymi na oczy. Omal si nie cofn; jej uroda bya rwnie pomienna jak uroda Ridarety. Nigdy jeszcze nie byy do siebie podobne - a tak bardzo. Dwaj spord mczyzn, ktrzy go wprowadzili, obeszli st, stajc za plecami kobiety. Dwaj inni zajli miejsca przy drzwiach. - Raladan - powiedziaa z nieznacznym umiechem, leniwie. - C

to znowu za gr rozpoczynasz? Na wszystkie moce, gdy mi doniesiono, e pragniesz zobaczy si ze mn, zupenie nie chciaam uwierzy! Uniosa gow, znw potrzsajc wosami. Spojrza jej w oczy i zobaczy w nich rado, prawdziw i szczer. - Na Szer - powiedziaa - ile to nocy spdziam bezsennie mylc, jak dosta twoj gow! Czy nie moge wczeniej powiadomi mnie, e przybdzie sama? I to wlokc pod sob ca reszt? Posaa mu umiech, zalotny i czupurny. Wiedzia, e nie bdzie to zwyka rozmowa - ale tak si bawi, tak

udawa, nie potrafi nikt ze znanych mu ludzi. Wspomnia odlege w latach i milach Agary, i jasnowos kobiet, ktr mia za intrygantk pierwszej wody. Gdzie tam! W spojrzeniu, z ktrym teraz zderzy swoje, nie byo naprawd nic prcz radoci, serdecznoci i... tkliwoci. Odwrci oczy. - Przyszedem, bo chc ci suy, pani. - O, wybornie, a zatem su mi rad: nie wiem, czy ci upiec, czy obedrze ze skry? Czy te powiartowa? Albo chocia powiedz, od czego mam zacz?

Podnis wzrok. Ju nie bya serdeczna. Pytaa. I to nie byy arty. Poczu nagle, e jego rachuby mog zawie. Wszystko, co jej chcia ofiarowa, oparte byo na przekonaniu, e w stopniu wikszym lub mniejszym moe by uyteczny dla jej celw. Wydawao si jednak, e gotowa prdzej wyrzec si ich wszystkich, ni wypuci go std w jednym kawaku. Moe bya to gra, obliczona na zastraszenie. Ale jeli tak, to graa znakomicie. Po prostu widzia jej apetyt na krew. Jego krew. Odwrotu jednak nie byo. - Mam dowody i gwarancje wiernej suby.

Zdawaa si nie sucha; skina na jednego ze swych ludzi, a gdy si pochyli, zacza mu co szepta. - Ka przynie, pani, mj baga! rzek goniej i zabrzmiao to dobitniej, ni sam si spodziewa. Nie przestajc szepta do ucha osika, skina na tamtych pod drzwiami. Potem opara okie na stole, a podbrdek na doni i patrzya nad jego gow, bez wyrazu. Raladan niewzruszony. trwa, pozornie

Tamci dwaj wrcili, niosc wielki

tumok. Rozwinli go i Raladan zobaczy, e tego jednak si nie spodziewaa! Ridareta, skrpowana potnie, z kneblem w ustach, leaa nieruchomo na boku. Oczy miaa zamknite, oddychaa z wyranym wysikiem. W izbie trwaa cisza. - Naprawd - powiedziaa Semena, wstajc i wychodzc zza stou - musz przyzna, e takiej gry nie rozumiem... - Bardzo atwo j poj - rzek niegono. - Ta dziewczyna popada w obd. Nadal jest mi jak crka, ale nie potrafi zabija ludzi tak szybko, jak jest to konieczne, by utrzyma jej istnienie w

tajemnicy przed tob. Nie mam zota, by ukry j dobrze, nie mam te kiedy go zdoby. Chciaem uciec do Dartanu, przyznaj, ale ona dobrowolnie nie pojedzie, a zwizan mog wie nocami na koskim grzbiecie, przez trzy dni... Nic wicej. W jakim porcie przyjm mnie na okrt z wierzgajcym toboem na plecach? Zgrzytn nagle zbami. - Wic oddaj j tobie! Jeli pragnienie zemsty jest u ciebie wiksze ni rozsdek, to j zabij. Bdziesz jednak musiaa zabi take i mnie. Jeli jednak uznasz, e Raladan moe si przyda, oto jest gwarancja mojej wiernej suby. Jeli teraz chcesz pani

powiartowa mnie mimo wszystko, to prosz! Nic ju wicej nie mam do zaoferowania. Semena odzyskaa spokj. - To ciekawe - mrukna. - Powiesz mi co jeszcze? Skin gow. Owszem... Nie jestem rzezimieszkiem. Nie jestem te jakim ndznym zodziejaszkiem, a ostatnio musiaem by i jednym, i drugim. Jestem piratem. Skarb ju masz, nie zdoaem go dla niej ocali. Nie ma ju o co walczy. Moe da si poczy nasze cele? Chc, by ya. Ale chc te znowu suy

jakiej sprawie. Czy nie trafia to do ciebie, pani? - Zabra to - rozkazaa ponuro, wskazujc pprzytomn kobiet. Znw skina na drgala stojcego z boku. Szepna co. Kiwn gow. Ci przy drzwiach przystpili do lecej. Pilot porwa jednego, unis nad gow, okrci i cisn o podog. Drugiemu wyrwa dobyty miecz z rki i - rozbrojonego - zabi jednym pchniciem. Wszystko rozegrao si tak szybko, e gdy przyboczni Semeny wybiegli zza stou, sta ju gotw do walki.

- Sta! - wrzasna Semena. - Zabij j - ostrzeg Raladan, wskazujc lec. - Potem zabij siebie. Ale wczeniej jeszcze moe tych dwch durniw... Nie pozwol jej zabra, nie wiedzc, czy dobilimy targu. A zatem: tak czy nie? - Mog ci przecie okama powiedziaa. - Nie, nie moesz - odpar. - Jeste dziwk, ale to by byo dla ciebie zbyt niskie. Znam ci troch, nieprawda? Od dziecka. Od chwili, gdy przysza na wiat. Podesza blisko. Zagrodzi drog

mieczem, ale odsuna ostrze. - Nie mw o mnie dziwka. Nigdy wicej tak nie mw, Raladan. Wycigna rk. Po krtkiej chwili odda jej miecz. - Zabra to - rozkazaa, wskazujc Ridaret. - A ty na zewntrz - zwrcia si do pilota. - Wyjd na zewntrz i rozbierz si do poowy. Dostaniesz dwadziecia pi batw. Trzydzieci, bo powiedziae na mnie dziwka. Moe by? Skrzywi usta. - Nazywanie ci dziwk kosztuje pi batw?

- Tylko raz. Wyszed przed dom i cign kaftan. Po dwudziestym ktrym smagniciu przesta czu cokolwiek. Potem, gdy go puszczono, upad w boto odwily. Ci, co bili, teraz pomogli mu wsta. - Czy to uczciwe? - zapytaa. Skin gow, czujc, jak od tego nieznacznego ruchu pka posieczona skra na plecach. Bl wrci. - Miao by trzydzieci - rzek chrapliwie. - Tyle byo.

- le bili. Piciu ostatnich nie czuem, niech poprawi. Chc ubi uczciwy interes. Warto byo! Zrobia krok do tyu, zbyt zdumiona, by to ukry. Trzymajcy go ludzie mruknli co, byo w tym zdziwienie i uznanie. - Za te sowa warto by uj ci dziesi... Jeste niebezpieczny, Raladan. Chyba krc sznur na wasn szyj, dogadujc si z tob... Odwrcia si i odesza. Wsadzono go na siodo; niemal lea na karku koskim. Jadcy obok otyy dowdca eskorty wzi jego

wierzchowca za wodze. Po krtkiej chwili Raladan poczu dotyk elaza. Podtykano mu rkoje miecza. - Zdobyty - rzek krtko mczyzna. Szkoda, e na naszym towarzyszu. Ale pac nam za to, bymy umierali. Raladan drgn, gdy zarzucono mu paszcz na nagie plecy. Stpa zmierzali ku Doronie.

Rozdzia czterdziesty trzeci

Nowa, rozpoczta wanie gra, niepokoia j, ale i fascynowaa. Jak parti tym razem rozgrywa ten czowiek? Do jakiego celu zmierza? Gdyby chcia j zabi, uyby innych sposobw. Wierzya atwo, e Raladan naprawd chce jej suy. Ale dlaczego? Historia, ktr opowiedzia, bya niewiarygodna. Nie potrafi wywie Ridarety do

Dartanu?! Niepowane... mieszne. Zoto mogo nie takie rzeczy zaatwi, czyby naprawd nie umia zdoby potrzebnej jego iloci? Bzdura. Znaa pilota zbyt dobrze. Kama. Dobrze zreszt wiedzc, e mu nie uwierzy. A zatem kry co jeszcze w zanadrzu. Co, o czym nie chcia, bd te nie mg mwi przy jej ludziach. Czy nastpne kamstwo? Zapewne. Bya przekonana, e pilot rzeczywicie chce wstpi na jej sub, jednak musia mie w tym jaki wasny cel; cel zapewne zbieny czciowo z jej celami... C jednak mg o nich wiedzie?

Ale byo, musiao by co, warte podjcia kadego ryzyka! Co, o czym ona nie miaa pojcia. Skoro jednak pilot uzna ow rzecz za istotn, warto byo sprbowa dowiedzie si czego wicej... Ten czowiek nie zwyk nadstawia gowy dla sztuki srebra. Rzecz musiaa by daleko istotniejsza. Ponadto - cz z tego, co mwi, bya jednak prawd; Ridareta w samej rzeczy postradaa zmysy! Niepodobna udawa tak dobrze. Jak dugo zreszt mona udawa? I po co? A wreszcie to, co powiedzia na kocu: e nie jest rzezimieszkiem, lecz piratem... Czy trafiao to do niej?

Oczywicie, e trafiao. Bardziej nili wszystko inne! Tak, to mg by powd. Dla tego czowieka to mg by powd. Nie jedyny wszake, a jeden z wielu. No, Raladan? - pomylaa. - Co masz dla mnie jeszcze? C to za kamstwo trzymasz doskonae, e nie wtpisz, i je przyjm? Mj wspaniay?. By w niej, na dnie duszy, jeden domys... Ale tak naiwny i mieszny, e wstydzia si go pokaza samej sobie. - Gupia jeste! - powiedziaa na gos, z wciekoci. - Bezdennie, bezdennie gupia!

Dugo siedziaa z przymknitymi oczami, starajc si myle o wszystkim, tylko nie o sojuszniku, ktrego wanie zyskaa. Prbowaa odnale spokj. Chciaa i do niego. Lecz najpierw musiaa wyzby si resztek zoci. Wreszcie wstaa... i dugo poprawiaa wosy, patrzc w lustro. Uwiadomia sobie, po co i dla kogo to robi... Z trudem powcigna wracajcy gniew. Rozczochraa wosy i szybko ruszya do drzwi. Zawrcia i uczesaa si znowu. Raladan by w izbie dla suby; lea na brzuchu, opierajc brod na przedramionach. Nagie plecy pocite byy dugimi, szklcymi si od wieych

strupw ranami. Spojrza, gdy wesza. Skina mu gow. - Jak mina noc? - zapytaa. - Mina w tej pozycji - rzek ponuro. Zwina w kb kawa ptna, ktry ze sob przyniosa, i zmoczya w okrgym, cynowym naczyniu. - Co to? - zapyta. Rozoya cierk, przykrywajc mu plecy. Stkn gucho. - Rum - szepna sodko. - Kiedy... Lerena mi mwia, e to dobry sposb. onierski.

- Moe... - sykn przez zby. - Ale zaraz... po zranieniu. Chocia... nigdy nie zaszkodzi. Odsonia plecy, znw zwina ptno, przytykajc je jeszcze tu i wdzie. - Co zrobia z Leren? - zapyta, z niezwykym u niego wahaniem. Odsuna si. - Nie twoja rzecz. Co ci moe obchodzi Lerena? - Nic. Nic, zupenie. Przez rok z gr suyem na jej statku. A kiedy... sadzaem j sobie na plecach. Tak samo

jak ciebie, pani. Milczaa. - Nie twoja rzecz! - powtrzya wreszcie, z niespodzian zoci. - Chc wiedzie, czy yje. - Nie twoja rzecz! - wrzasna po raz trzeci, ciskajc szmat na podog. Zwrci ku niej twarz. - Co jej zrobia? - zapyta. Wrzucia j, zwizan acuchami, do morza? Spalia? Zakopaa ywcem w ziemi?

- Raladan - powiedziaa z nagym spokojem, cho gosem mocno stumionym. - Nie pytaj mnie o Leren. Moe kiedy ci powiem. Ale teraz to ja bd pyta. Patrzyli na siebie przez dug, dug chwil. - Wic dobrze, pani - rzek krtko. Potrzsn gow. - Nie pytaj - dorzuci zaraz. - Tam, na Brzegu Wisielcw, kamaem. - Oczywicie - przytakna. - Przecie wiem. - Wic zanim powiem ci wszystko,

chc jeszcze zapyta: dlaczego? Dlaczego przyja mnie na sub? Mylaa. - Nie odpowiem - odpara po prostu. - Teraz sucham ciebie. Wzi gboki oddech. - Jeste niemiertelna - powiedzia. Nie, to nie znaczy, e nie mona ci zabi. Owszem, mona. Usiad bolenie. na posaniu, skrzywiony

- Jeste niemiertelna, bo nie umrzesz, jak kady. Dorastaa szybciej ni inni,

ale teraz ju nie bdziesz si starze. Nie dotaro to do niej od razu. Ale potem, zupenie nagle, chwycia go za ramiona.

*** Chodzia po izbie, trzymajc si za gow. - Nie, Raladan. To nieprawda mwia. - Prawda, pani. - Nie, Raladan. Nieprawda.

- No wic dobrze. Przyjmij zatem, e przyszedem, bo nie mogem jej wywie do Dartanu. Nie suchaa. - Nie, Raladan. To nieprawda. - Prawda, pani. Rzucia si nagle na niego. - Przychodzisz i mwisz mi, e jestem jakim Rubinem! e nie yj! Mam w to wierzy?! Masz mnie za niespena rozumu?! Trzyma j za nadgarstki, a przestaa si szarpa.

- Nie - powiedzia dobitnie. - Jeste zwyk omioletni dziewczynk, tak jak inne. Nie wyrwaa z nieba Pasm Szerni. Nie zniszczya zjawy Wa Morskiego. A twoja siostra-bliniaczka oddychaa przez ppek, gdy j chciaa udusi. Nie, pani. Nie jeste Rubinem, no skde. Odepchn j mocno. Staa, unoszc donie do skroni, to znw je opuszczajc. - Ale... jak to? - rzucia z rozpacz. Osign przewag. Ale naraz, niespodziewanie, zrobio mu si jej al. Jeszcze nie tak dawno nienawidzi tej dziewczyny jak nikogo na wiecie...

- Uspokj si, pani - powiedzia. Domylasz si chyba, e przyszedem nie dlatego, by ci to powiedzie i patrze, jak si zachowasz. Sprawa dotyczy nas obojga; mnie dlatego, e opiekuj si Ridaret. Usid wreszcie. Jeli nie potrafisz wzi si w gar, to oznacza, e niepotrzebnie przyszedem. Jeszcze raz przycisna donie do twarzy. Gdy je odja, zobaczy, e reprymenda podziaaa. - Waciwie domylaam si czego podobnego - rzeka gosem wci nieco zmienionym, ale ju zupenie spokojnie. - Nie potrafiam nazwa tego, co daje mi ow si, ale e ta sia nie bierze si znikd, to oczywiste. Mw.

Pokiwa gow. - Moc Rubinu rzdzi tob bez reszty, nie potrafisz nad ni zapanowa. Na razie ta moc jest upiona, spjrz jednak na Ridaret i pomyl, co si stanie, gdy ta moc si obudzi. S jednak sposoby, by j kontrolowa. Patrzya wyczekujco. - Czeka nas wyprawa do Zego Kraju, pani - rzek krtko. Do Bezimiennego Obszaru, gdzie narodzi si Rubin. Powiedziano mi, e tylko tam znajd odpowied na wszystkie pytania. Nie spuszczaa wzroku z jego twarzy.

- Zapytasz pewnie, dlaczego nie pyn sam? A jak, pani? Wpaw? Potrzebny jest okrt, potrzebni s ludzie... Dysponujesz tym wszystkim. I masz osobisty interes, by zorganizowa wypraw. Oto rzeczywisty powd, dla ktrego przyszedem do ciebie. - Jak sprawdzi, czy nie kamiesz? Gdzie dowody, Raladan? - Dowody na co, pani? e ty i Ridareta zostaycie opanowane przez t sam si? We n i podernij jej gardo... Zobaczymy, czy otrzymasz co wicej, oprcz szybko gojcej si blizny. - Chc czowieka, ktry powiedzia ci

to wszystko. - A czy ja chc czego innego? Mwi: pymy do Zego Kraju. - On tam jest? - Tam si wybiera. O ile wiem, to Zy Kraj jest ojczyzn Przyjtych, nie Garra. Czego szuka tutaj? Nieprawdopodobne to wasze spotkanie - zauwaya podejrzliwie. Raladan rozoy rce. - Czego szuka? Nie wiem! - rzek ze zoci. - Ale wiem, czego ty szukasz:

dziury w caym! Czy naprawd, pani, nie potrafisz myle? C dzielio nas dotd? Jaka wrogo, pynca prosto z serca? Przeciwnie! Gdyby nie skarb twego ojca, ktry by ci potrzebny, a ktry ja chciaem zachowa dla Ridarety, wszystko potoczyoby si zupenie inaczej! Nigdy nie pozwolibym, by skrzywdzia Ridaret (po co zreszt miaaby to robi?), poza tym jednak bybym twoim najgorliwszym pomocnikiem, i szczerze! Jeszcze chtniej suybym Lerenie, i nie powinno ci to dziwi. Twoich planw nie znam, ale ona... Na wszystkie morza, zdobylibymy lepszy okrt i znw, jak za Demona, stali si postrachem Bezmiarw. Powiedz, czego mgby

chcie jeszcze stary pirat kapitana Rapisa? Odetchn gboko. - Stao si jednak inaczej - podj ciszej, spogldajc jej w oczy. - Ale czy to znaczy, e mamy by wrogami do koca? Po co, dlaczego? e uznaem Ridaret prawie za sw crk, czy to znaczy, e mam zosta jej odwiernym? Chc jej szczcia, chc, by miaa zoto i stroje, by znalaza sobie mczyzn. Ale chc take wada swoim wasnym yciem... - Czy to prawda? - przerwaa mu.

- Co znowu czy prawda pani? - Czy to prawda, e ona... jest ci crk? - A kim? on, kochank? Badaa wzrokiem jego twarz. - Uwierz, pani - powiedzia prawie bezradnie. - Chc pokona jej obd. To dla mnie najwaniejsze. Potem jednak chc morza i zota, morza i walki, morza i zwycistwa... Czy to trudno zrozumie? Czemu miabym kama? Czemu miabym prbowa ci zdradzi? Chtnie bd suy kobiecie, ktra potrafia mnie pokona, bo oznacza to po prostu, e nie jest byle kim. To chyba

naturalne, e suy si lepszym od siebie, czy choby rwnym sobie, nigdy za gorszym. Jedyne, co mnie mczy, to los Lereny. Nie mog i nie chc uwierzy, e j zabia? - Lerena yje - szepna. - Tak wiele dla ciebie znaczya? Nie wiedzia, co odrzec. Potwierdzenie moga przyj za znak, e nie warto mu ufa, bo moe szuka zemsty za krzywd tamtej... Z drugiej znw strony, zaprzeczenie wziaby niechybnie za prb przypodobania si jej, za kamstwo. Powiedziaa jednak, e Lerena yje. Jeli tak, to znaczyo, e siostra nie bya

jej cakiem obojtna. - Wicej ni mylisz - powiedzia, podejmujc ryzyko. Wypado to szczerze. I wiedzia dlaczego. Po prostu powiedzia prawd. Wci patrzya mu w twarz. Nie kry swego niepokoju; mia prawo by obecny i moga to zauway. - Wiesz, e ci ufam? - powiedziaa cicho. Zobaczy w jej spojrzeniu niemal bl, gdy poprosia: - Ufam ci, Raladan. Nie zdrad mnie,

prosz... Nie zdradzisz? Jestem sama, bardziej sama, ni moesz to sobie wyobrazi...

Rozdzia czterdziesty czwarty

Wstydzia si potem tej chwili saboci, dawaa mu odczu, e byo to nieporozumienie. Ale zapamita jej twarz i oczy... Crka Ridarety nie zdawaa sobie sprawy, jak bardzo ta naiwna proba o dochowanie wiernoci nim wstrzsna. Oto niespodziewanie ujrza czowieka: samotn, pozbawion bliskiej osoby dziewczyn, ktr ycie zaczynao przerasta. Wszystko musiaa kupowa: ochron, przywizanie,

zaufanie. Nikt nie przyszed i nie powiedzia po prostu: jestem z tob. Dopiero on. Odkry - po raz drugi w swym yciu e jest saby... Proba bya broni, ktrej nie umia si przeciwstawi. Prawie nigdy nikt nie prosi go o nic; kt moe prosi pirata, i o co? Jednak, gdy proszono mimo wszystko - czu si zniewolony. Przed laty Demon, proszc o opiek nad sw crk, zwiza go bardziej, ni uczyni mg za pomoc rozkazu albo zota. Teraz znw. Naprawd, wola sto razy powiedzie sobie, e to bya gra z jej strony, gra obliczona na uzyskanie takiego wanie

efektu. Wszystko jednak zdawao si temu zaprzecza. Wygldao na to, e istotnie ma nad t dziewczyn jak wadz. O co jednak chodzio? Czy moliwe, eby garbus mia racj? Raladan stara si odsun emocje, myle zimno. Nie wierzy. Nie wierzy, by ta moda kobieta czua do cokolwiek, poza upionym, niemal zapomnianym sentymentem. By w kocu kiedy jej opiekunem, prawie zastpowa ojca. Jednak pomys, e ona albo Lerena... e ktra z nich mogaby...

Niedorzeczno. Zacz przypomina sobie zdarzenia z okresu, gdy pywa pod komend Lereny. Ile to razy upokarzaa go, prbowaa... Zaspi si. Potar czoo. Czu si troch jak chopiec. W gruncie rzeczy sabo zna kobiety. Sabo... Wcale ich nie zna. Gdzie mia je pozna i kiedy? Podczas suby w stray morskiej? U Brorroka? U Rapisa? O kobietach wiedzia tyle, e s. Czasem, jesieni, przebywajc na ldzie, zdobywa je - do atwo. Czasem kupowa. Nigdy jednak nie przyszo mu do gowy, e kobiety take

mog chcie zdobywa... Bardzo mglicie wyobraa sobie, jak takie zdobywanie mogoby wyglda. Co musiaaby uczyni kobieta, pragnca zainteresowa go sob? Rzuci wyzwanie, oczywicie... Da do zrozumienia, e zdoby jej nie mona. Zdumia si, odkrywszy t prawd. I zadziwi, e nikt przed nim tego nie ustali. On, Raladan odkry nowy ld. Czyby stary grajek mia racj? Nie, nie wyobraa sobie nawet takiej moliwoci. Zreszt, jeli nawet Lerena... Ale nigdy ta. Dlaczego? - zapyta sam siebie. Dlaczego nie?.

A dlatego - odrzek zaraz - e jeste za stary, przyjacielu. Siedzia, zadowolony z prostej odpowiedzi. Potem zacz z wolna zdawa sobie spraw, e tym razem jaki ld... zakry. Zmarszczy si - i przesta rozmyla o kobietach. Lubi, jeli miay jasne wosy. To wszystko. Wci zajmowa t sam izb w doroskiej kamienicy, ktr mu wskazano po powrocie z Brzegu Wisielcw. Wiedzia ju, e Riolata w tym domu nie mieszka; owszem, nocowaa czasem, ale rzadko. Dom spenia waciwie funkcj koszar - by

kwater onierzy Semeny. Ze sposobu, w jaki si do niego odnosili, wywnioskowa atwo, e wcale nie jest winiem. Ale byo co jeszcze. Nie traktowali go jak rwnego sobie. Nawet Davaroden, tgi mczyzna z Wysp Przybrzenych, ten sam, ktry poda mu miecz, gdy wracali z Brzegu do Dorony, tytuowa go panem. Czy by to sposb, w jaki Riolata chciaa stpi jego czujno? A moe mu zaufaa i powinien by gotowy do objcia jakiej wysokiej funkcji u jej boku? Niczego wicej nie pragn. Na razie jednak by guchy i lepy: nie wiedzia nic o jej planach, poza tym, co wnioskowa mg ze sw garbatego

grajka; nie wiedzia nic o roli, jak mu wyznaczya; nie wiedzia nawet, czy w ogle wyznaczya jakkolwiek. Niedugo jednak niepewnoci. pozostawa w

W niespena tydzie po owej niezwykej rozmowie, jak przeprowadzili, pojawia si u niego, koo poudnia. Nie pozna jej w pierwszej chwili. Dopiero, gdy zdja pzamknity hem, dostrzeg, kim jest przybysz w kolczudze i biao-zielonej tunice onierza. - Nigdy nie przychodz tu za dnia powiedziaa, kadc hem na stole, a obok niego rulon map, ktre przyniosa

pod pach. Std owo przebranie. Wszyscy wiedz, e w tym domu mieszkaj ludzie eskortujcy towary szanownego Melara. To syn Litasa wyjania. - Oddae mi wielk przysug, uwalniajc mnie od starego... Kiedy ci to wyjani. A moe i wynagrodz. - Czemu su te wszystkie rodki ostronoci? - zapyta. - To miasto nie wie nawet o twoim istnieniu. Mogaby przecie otwarcie prowadzi swoje interesy. O ile wiem, s uczciwe? - Do czasu. - Przekrzywia gow z niejakim rozbawieniem. - I pozornie. W kadej chwili mog

pojawi si kopoty. Ci wszyscy kupcy, ktrymi si zasaniam, to tarcza. Przyjm na siebie pierwszy cios. No dobrze. Zwrcia si do stou, rozwina jedn z map i przycisna jej krawd hemem. Chod tu Raladan, czas, bym ci powiedziaa to i owo... Tu jest Garra. - Zamiaa si, gdy zrobi min, jakby pierwszy raz usysza o podobnym ldzie. A tu s Agary. Tu bdzie powstanie... a tu moja wojna.

*** - To tyle - zakoczya, zwijajc mapy. Jej plany robiy wraenie, musia to

przyzna. Jednak niepokoio go co innego. Uzna, e moe powiedzie o tym wprost. - Widz dwie moliwoci - rzek w zamyleniu. - Albo to wszystko jest prawd... albo te czciowym kamstwem, prawd nieca, lub kamstwem od pocztku do koca. - Co chcesz przez to powiedzie? zapytaa zdumiona. - Tyle tylko e, oczywicie, uwaam, i usyszaem prawd. Ale tak prawd, pani, ujawni moe tylko szaleniec. Chyba e uwaa rozmwc za czowieka cakowicie godnego zaufania lub te ma pewno, e ten czowiek nie zdradzi,

choby nawet bardzo tego pragn. Patrzya wyczekujco. - Czy to wszystko? Nic odkrywczego mi nie powiedziae mrukna z niejakim sarkazmem. - Ile razy jeszcze chcesz usysze, e ci ufam? Daam to ju chyba do zrozumienia, i a nadto wyranie? Skin gow. - Zostawmy to. Z tego, co powiedziaa, pani, wynika, e wypraw do Zego Kraju planowaa od dawna? - Oczywicie, Raladan - potwierdzia. - Z wielu powodw... Rzeczywicie miaam nadziej, e mdrcy-Przyjci z

Grombelardu wyjani mi, kim waciwie jestem. Zrobie to ty. Potrzebuj jednak potwierdzenia. Ale przede wszystkim, jak susznie zauwaye, nie ley w ludzkiej mocy uczynienie z Aheli fortecy w cigu roku. Dlatego potrzebna mi jest moc, hm, nadludzka... Potrzebuj Porzuconych Przedmiotw, ktre sprawi, e wespr mnie Pasma Szerni. Niezbdny jest take kto, kto potrafi to wsparcie waciwie wykorzysta. Nie wiem, co moe skusi mdrca z Obszaru. Jeli zoto, to je ofiaruj. Jeli wadza, to j obiecaj. Jeli za nic, to go zmu. - Nie rozumiem, pani. Czy to znaczy...

- Waciwie tak. Okrt czeka, kapitanie Raladan. Posuchaj teraz uwanie, by moe to, co powiem, bdzie po czci odpowiedzi na twoje pytanie, dlaczego zaufaam ci bez ogranicze... Bd z tob zupenie szczera: spade mi jak z nieba. Suy mi wielu ludzi, jednak aden nie nadaje si do pokierowania podobn wypraw. Jeszcze tydzie temu uwaaam, e bd musiaa pyn sama. Jednak tu, w Doronie, zbiegaj si nici stu spraw; trzymam je w rku i nie bardzo mog wypuci. Odkadaam t wypraw z tygodnia na tydzie, z miesica na miesic... Zmarnowaam ca zim i p wiosny. Duej czeka nie sposb.

Grombelard jest daleko, a w Zym Kraju, sam wiesz, czas pynie inaczej. Jutro wyruszasz, Raladan. Umiechna si, pokazujc biae zby. - Wszystko, co powiedziae i zrobie, by udowodni szczero swoich intencji - dorzucia po chwili ma oczywicie due znaczenie. Musisz jednak wiedzie, Raladan, e jeszcze p roku temu nie znalazby dowodu wystarczajco silnego, by mnie przekona. Wiele si jednak od tamtego czasu zmienio, lepiej poznaam i zrozumiaam siebie... Od paru miesicy ju wiem, e wane jest, co myl, ale jeszcze waniejsze, co czuj. Mylenie

zawodzio mnie czasem, ale czucie nigdy, odkd mu zawierzyam. Czuj, e jeste szczery wobec mnie. Co prawda, chyba nie do koca. Wydaje mi si, e chcesz znale w Zym Kraju co, o czym nie powiedziae... Jednoczenie jednak widz, e pragniesz spenienia moich planw. To wystarczy. Jeli przy tym upieczesz jak wasn piecze, nie zamierzam przeszkadza. Ale moe mogabym pomc? Zastanw si nad tym. Jeli twj cel w Zym Kraju mgby sta si naszym wsplnym celem, moe tylko by na tym zyska? Pokrci gow. - Nie nalegam - wzruszya ramionami.

- Wstpie na moj sub, ale wolno ci mie swoje sprawy, o ile nie przeszkadzaj moim. Ta chyba nie przeszkadza... Jednak bardzo mnie zaciekawia; moe jestem i Rubinem, ale stokro bardziej kobiet. - Znw si umiechna: nigdy chyba nie widzia jej w tak wietnym humorze; zastanawia si, co byo owego humoru przyczyn. Posuchaj, Raladan, po raz dziesity zaznaczam, e ci wierz. Chc jednak, eby wiedzia, e do Kraju wyruszaj dwie wyprawy... Musz przecie liczy si z tym, e z jakich przyczyn poniesiesz klsk. Co prawda nie bardzo wierz, by zaoga drugiego okrtu osigna to, co nie uda si tobie. Tym bardziej, e maj zbada tylko

obrzea Obszaru, nakazaam im unika nadmiernego ryzyka. Posyam ich gwnie dlatego, e nie chc, by wybuch powstania zasta ktrykolwiek z moich statkw w Doronie. Musiaabym go odda rebeliantom. Patrzya wyczekujco. - Teraz mw, czego potrzebujesz. Statek jest gotowy do drogi. To Seila, myl, e potrafisz oceni jej zalety. Zaoga kompletna. Sprawdzona i bardzo dobra. Zmarszczy brwi. - Musz to przemyle - powiedzia. Na razie wiem tylko, e chciabym mie na pokadzie Davarodena i jego

onierzy. - To moi powiedziaa. najlepsi ludzie -

- Mylaa, pani, e poprosz o najgorszych? Pokazaa mu jzyk. Jej beztroski, figlarny niemal nastrj, omal nie udzieli si i jemu. Czu si wybornie - na Szer, otrzyma zadanie! Trudne, niezwyke, ale jasne. Mg je po prostu wykona, bez adnych intryg, podstpw i kamstw. Jake mu byo potrzebne takie wanie dziaanie! Z nag gorycz pomyla, e chtnie powiciby si planom tej niezwykej dziewczyny cay i bez reszty. Imponoway mu. By w nich

rozmach, jakiego nie mia nawet Demon. Dobry nastrj zakcaa tylko jedna sprawa. Najwaniejsza. Ta, ktr ba si dotd poruszy, by nie wzbudzi podejrze. - Chc jeszcze zobaczy Ridaret powiedzia. - Niemoliwe - odrzeka zwile. Dobry nastrj prys. - Dlaczego? - zapyta niemal gronie. - Dlatego, e nie wiem, gdzie jest. Patrzy osupiay.

- Wyznaczyam trzech ludzi, ktrzy j zabrali - mwia powoli, patrzc mu w oczy. - Pi dni temu. Otrzymali wszystko, co potrzebne, by j ukry... Zacisn pici. - ...w miejscu, o ktrym nawet ja nie bd wiedziaa. Zwaszcza ja. Mgby znale sposb, by to ze mnie wydoby; skd mam wiedzie, jakie cuda przywieziesz ze Zego Kraju i czego si tam nauczysz? Ridareta zostanie ukryta, moe w Armekcie, moe na ktrej z wysp... Jej... opiekunowie - nie powiedziaa stranicy - bd strzec jej jak najwikszego skarbu, zapewniam. Jeli moje plany si powiod, zim przywioz j na Agary. Do tego czasu

nie bdziemy znali miejsca jej pobytu. - Rozlicz ci z tego - powiedzia. - Raladan - odrzeka agodnie pomyl, co mwisz... Przecie sam mi j oddae jako zakadniczk. Bdc na moim miejscu, zrobiby tak samo. Ponadto pozwl sobie powiedzie, e za kilka miesicy Garra nie bdzie krajem bezpiecznym dla nikogo. Pomyl tylko: powstanie... Mam trzyma t kobiet w jakiej piwnicy, caymi miesicami? Tego chciae? Myl sobie, co chcesz, ale polecajc jej ukrycie, uczyniam gest przyjani wobec ciebie. Wiedz, e zabrali j ludzie naprawd godni zaufania, nie jakie zbiry. I nie wydaam

rozkazu zabicia jej, gdyby moje plany upady. Bdzie ya. Tyle tylko, e jeli ja zgin, nie zobaczysz jej wicej. Zaufaj mi, Raladan. Tak jak ja zaufaam tobie. - Zaufaa... - Ju wiedzia, skd wzia swj dobry humor. Po co byo tyle mwi o zaufaniu, czuciu i podobnych bzdurach? Nie moga, pani, powiedzie od razu, e po prostu trzymasz mnie za gardo? Spojrzaa z niejak gorycz. - Tak to widzisz... Oczywicie, byam gupia i jestem. Ale ju nie bd... Naprawd, sama nie wiem, skd wziam pomys, e moe warto raz w

yciu po prostu komu uwierzy. Odwrcia si nagle. - Oczekiwae - rzucia - e padn ci w ramiona i powiem: najdroszy, oto wszystkie moje plany, nie potrzebuj adnych gwarancji, adnej zakadniczki, rb co chcesz! Raladan, czy to ja musz udowadnia ci sw lojalno? Czego ty chcesz waciwie? Dziwi ci i niepokoi, e ujawniam miao swoje plany, jednoczenie za dasz, bym nie zapewnia sobie adnych gwarancji? Powiedz, e wtedy nie miaby adnych podejrze. No powiedz, a ci wymiej! Dopiero wwczas nie spaby po nocach rozwaajc, jak waciwie gr prowadz. Czy nie tak?

Znowu spojrzaa mu w twarz. - I jeszcze jedno - podja. - Cigle masz mnie za t sam dziewczyn, ktr zostawie w jaskini, zwizan i upokorzon... Nie jestem ni, Raladan. Przed tygodniem nazwae po imieniu rdo mojej siy, ale nic ponadto. Potrafi posugiwa si ni od dawna. Nie musz ci okamywa. Gdybym nie ufaa, powiedziaabym: nie ufam. Dzi ju nie daabym si zwiza. Umiechna si chodno, zabraa swj hem i wysza.

Rozdzia czterdziesty pity

Nigdy dotd nie dowodzi okrtem. Teraz, obserwujc krztanin majtkw, zuchw-marynarzy jakich mao, poczu, e ronie mu serce. Nie zdawa sobie dotd sprawy, jak bardzo chce mie wasny okrt. Wasny okrt! - Raladan - powiedziaa mu rano, na poegnanie. - Zapomnijmy o wczorajszej

rozmowie... Urwaa na chwil; bya prawdziwie zmieszana! - Traktuj to, jak chcesz - rzeka wreszcie. - Jako upominek lub zacht do wiernoci, albo... jak chcesz. Seila jest twoja. Daj ci j wraz z zaog; tutaj masz dokument, z ktrego wynika, e kupie j od kupca Melara. Zaoga jest opacona za rok z gry. Nowe agle powinny ju by na pokadzie, wybraam oznaczenie za ciebie. - Dlaczego to robisz? - zapyta, nie mogc zapanowa nad zdumieniem. Przesaa mu spojrzenie tak dziwne,

e jego znaczenia domyla.

wola

si

nie

- Traktuj to, jak chcesz - powtrzya z wysikiem. Teraz by na pokadzie wasnego aglowca. Wasnego! Na wszystkie Smugi i Pasma Szerni! W caym swoim yciu nie sta na pokadzie pikniejszego statku! Zajrza w kady kt, by w dziobwce, w kajutach oficerskich, w adowni... Przesypywa w rku piasek stanowicy balast, sprawdzi stan olinowania, wlaz na kady z masztw, eby zaraz znowu znale si pod pokadem. Obejrza tam, obmaca i

opuka niemal kad belk i desk, od nadstpki, poprzez kolumny i wrgi, po wzwki. Stan pokadu, wolnej burty, nadburcia i listew odbojowych sprawdzi ju wczeniej. Deski pokadu wyszorowane byy niemal do biaoci, na acuchu kotwicznym nie znalaz nawet ladu rdzy... Od pierwszego oficera, penicego dotd - tymczasowo - funkcj dowdcy okrtu dowiedzia si, e Seila, bdca w ogle statkiem nowym, bya jesieni remontowana, a waciwie poddana przegldowi; uzupeniono wyposaenie do najdrobniejszych szczegw. Niespena przed tygodniem dostarczono zapasy ywnoci, starannie

skontrolowano stan solonego misa, mki, fasoli i sucharw. Raladan sprawdzi raz jeszcze. Bez zastrzee. Nigdy nie widzia lepiej przygotowanego do wyjcia w morze okrtu! W kajucie kapitaskiej znalaz komplet map; przegldajc je, dostrzeg na kilku naniesione poprawki, ktre mwiy co jednej tylko osobie na wiecie: jemu wanie! Skd wiedziaa? Od Lereny? Nie wierzy wasnym oczom. Kupia go! Kupia Raladana. sobie pilota

Kapitana Raladana. Kapitana... Przekonywa si usilnie, e to nic innego jak apwka po prostu. Wyrachowane dziaanie, majce na celu przywizanie go do niej. C to? Nagle staa si chodzc dobroci? Chciaa go podkupi, i tyle. Ale - jeli nawet? Wiedzia jednak, e nie musiaa tego robi. Byo tak, jak powiedzia: trzymaa go za gardo. Musia by lojalny. To, czy dawaa mu prezenty, nie miao adnego znaczenia. O, na wszystkie moce! Przecie to, co jej powiedzia, byo szczer prawd!

Mia ochot jej suy, warto byo. Czu si pord jej planw niczym ryba w wodzie. A jeli?... A jeli ona tak samo? Dlaczego waciwie nie miaaby szczerze i chtnie przyj jego pomocy? Czy zawsze i wszystko musi by nieprawd lub kamstwem? Zaiste, sprawy, w ktrych krgu obracali si oboje, wykluczay zupenie rzecz tak ulotn i niepewn jak zaufanie... Ale czy cho raz nie byo moliwe odstpienie od tej reguy? Zrozumia, e nie wolno mu tak myle. Nie. Odstpienie od takiej reguy nie byo moliwe. Dosta Seil po co - to rzecz pewna. Sprbowa w

mylach odwrci sytuacj: czy on mgby ofiarowa jej prezent? Bez adnej innej myli, jak ta, e zrobi przyjemno? Oczywicie - nie. Pomyla o Ridarecie i poczu nawrt gniewu. Oto moga by przyczyna. Semena uwaaa wida, i w przypywie wciekoci on, Raladan, moe uczyni co nie po jej myli. Chciaa ow wcieko zagodzi. Wrci mylami do decyzji rozwaanej setki razy, najciszej decyzji swego ycia. Czy uczyni dobrze, oddajc Ridaret w rce Riolaty-Semeny? By to jedyny sposb, w jaki mg przeama jej nieufno;

sdzi tak wczeniej i zdania nie zmieni. Ale jedna Szer wiedziaa, z jakim blem podj t decyzj. A teraz... Odebraa mu j. C wobec tego znaczya jaka Seila? Ale znw - w gbi duszy - rozumia, e Semena w gruncie rzeczy postpia uczciwie. Musia rozsta si z Ridaret tak czy owak; przewidywa przecie, e popynie do Zego Kraju, chcia tego... Moga pozwoli mu zobaczy Ridaret i dopiero po wypyniciu odesa j gdzie, bez jego wiedzy. Czy naprawd nie wiedziaa o miejscu jej pobytu? Wierzy w to. Wierzy, bo takie posunicie miao wicej sensu, ni mogoby si zdawa.

Naprawd zabezpieczao j przed kadym atakiem z jego strony. Nie byo po co atakowa. Wyszed z kajuty na pokad. I znw poczu, e ma swj wasny statek... By rozdarty. Do tego stopnia, e myla waciwie tylko o jednym: jak pogodzi dobro Ridarety ze szczer sub u jej crki. Na razie byo to moliwe. Ale pniej? Musiaby godzi rzeczy nie do pogodzenia. Seila bya gotowa do drogi. Jednak nowy kapitan zwleka z wydaniem rozkazu. Poszed na dzib, potem na ruf. Potem na rdokrcie. Majtkowie widzieli, jak pogadzi rk grotmaszt i

zaraz rozejrza si dokoa, jakby sprawdzajc, czy nikt tego nie dostrzeg... Dobro Ridarety - czy dobro Raladana? Bo tym bya szczera suba u boku nowej pani. Dobrem Raladana. Mia tylko jedno serce. Spojrza na zwinite jeszcze, szarobkitne agle z czarnymi krzyami. Nie mg doczeka si chwili, gdy zobaczy, jak wypeniaj si wiatrem... Rozkaza przynie stare. Biae z zielonym znakiem I. Potem poszed do kajuty. Wrci

wkrtce na pokad i wezwa jednego z onierzy. - Zanie to pani - powiedzia, wycigajc rk. - I powiedz, e misj wypeni. Ju nie wracaj. Wkrtce potem Seila wypyna w morze.

Rozdzia czterdziesty szsty

W gbokich piwnicach mieci si skad win. Kiedy. Teraz olbrzymie beczki byy puste, za w niektrych znajdoway si przedmioty nie majce nic wsplnego z trunkiem... Cz usunito, by starczyo miejsca dla solidnych skrzy, ktrych cae piramidy pitrzyy si pod cianami. W najwikszych spoczyway kolczugi, przeoone starannie tustymi szmatami; znaczn ilo pancerzy sprowadzono

niedawno z Grombelardu, dobra setka za pochodzia ze skarbca Demona Walki. Dalej, w skrzyniach krtszych nieco, ale gbszych, schowane byy kirysy dla cikiej piechoty, jeszcze dalej tarcze, potem hemy: kapaliny dla kusznikw i piechoty ognistej, pzamknite ebki dla topornikw i otwarte, dla konnych zwiadowcw. Za skrzyniami, oparte o cian, stay wcznie, powizane po dziesi, o tczowych od oliwy grotach. Wreszcie skrzynie z mieczami i dalsze, kryjce kusze. A na koniec - sto kozw pod hakownice, hakownice za - w kufrach pod nimi. W owej niezwykej winiarni-

zbrojowni, zdawao si sysze odlegy jeszcze, ale ju wyrany, bitewny zgiek powstania... - Musz przyzna, e to widok naprawd imponujcy - powiedziaa kobieta skryta w cieniu podpory piwnicznego stropu; dwa uczywa na cianach daway bardzo niewiele wiata. Dwa nastpne oddalone byy o dobrych trzydzieci krokw. - To kompletne uzbrojenie dla tysica ludzi - wyjani Askar. - Sdz, wasza wysoko - zwrci si do stojcego obok, odzianego w czer mczyzny o do bladej, surowej twarzy - e adne powstanie dotd nie byo tak dobrze przygotowane pod wzgldem

wojskowym. - To okae si wkrtce - rzeka dostojna Kahela Alida, wdowa po zmarym niedawno, szlachetnym Kahelu Dogonorze, wychodzc z cienia. - Ilo elastwa o niczym jeszcze nie wiadczy. - Zapewniam, pani - dolecia gos z tyu - e sam tylko intryg nie da si wyzwoli Garry. Nie podzielam twej pogardy dla ora. Caa trjka zwrcia si ku nowo przybyej. - Prosz mi wybaczy spnienie dodaa, podchodzc.

- Pozwl, panie - rzek Askar do mczyzny w czerni - oto ta, ktra tu, w Doronie, jest dusz wszystkich przygotowa: jej godno Semena. Dostojny mczyzna zdawa si nie zwrci uwagi na fakt, e tytu poprzedza samo imi tylko, bez monogramw Czystej Krwi. Ubrana w wojskow tunik kobieta wesza w krg wiata. Pod pach trzymaa hem. Alida skrzyowaa z ni krtkie spojrzenie i odwrcia si. Nienawidziy si szczerze. - Jestem Mefer Ganedorr. Mczyzna skoni si lekko, nie mogc

wszake oderwa wzroku od twarzy przybyej; blask pochodni obramowa krwawo, zwizane w kilka wzw, ciemne wosy. - Na Szer, pani, nie poczytaj tego za zuchwalstwo, moja modo to zamierzcha historia... Ale samo jej wspomnienie kae odda cze tak niewiarygodnie doskonaej urodzie. Zwrcia mi uczucia, ktre miaem ju za umare. Umiechna si lekko. - Moja uroda ganie przy urodzie pani Alidy. Pewna jestem, e za lat dwadziecia nikomu nie bd si podoba. Bya to zwyka, ordynarna

impertynencja, nawet nie maskowana. Mczyni poczuli si zbici z tropu uczucie zwyczajne wobec kobiet, rozpoczynajcych jedn z tych aonie niesmacznych bitew bez ora. Dooyli stara, by nie wymieni zgorszonych, zagubionych spojrze. Alida za to wygldaa na niemal ubawion; nie zamierzaa bynajmniej przerywa ciszy, ktra trwaa, coraz bardziej niezrczna, zdajc si zawiadcza cik obecnoci, jak bardzo doroska pikno zdoaa si wygupi... Semena spsowiaa nagle, czego nie zdoa ukry piwniczny pmrok, a wtedy dopiero blondynka przesaa jej dyskretne, przepenione rozkosz spojrzenie, ale tak, by nie dostrzegli go mczyni.

Brawo... - zdawaa si mwi. - Powiedziaem... - rzek Askar chrzkajc. - Mwiem... - Oczywicie, panie - podtrzyma natychmiast tamten. - Z ca pewnoci przygotowania s czynione naleycie. Poda rami Alidzie. - Czy dalej - zapyta - take or? - Tak, panie - odrzek Askar. - Myl, e szkoda trudu dla podziwiania zbrojowni. Czas naszych goci jest zbyt cenny, by go trwoni. - Spojrza na Semen. - Podobnie jak czas gospodarzy -

zauwaya Alida. - Bro jeszcze przemwi; tymczasem sdz, e... wybacz, pani, prosz - skina z umiechem ku Semenie - czekaj na rozstrzygnicie sprawy, w ktrych miecze s niepotrzebne. Tamta dosza do siebie. - To prawda - rzeka krtko. - Chodmy zatem. - Jego wysoko Ganedorr zatar donie. Zimno tu... a ponadto takie mury nasuwaj mi wspomnienia. Ze wspomnienia. Niedugo potem znaleli si w przestronnej izbie, kilka piter nad piwnicami. Wielki st ugina si od

potraw. - Jeszcze raz prosz o wybaczenie, e kazaam na siebie czeka - powiedziaa Semena. - Tym bardziej, e znw chc znikn. Na krtko, obiecuj. - Wskazaa tunik, jak miaa na sobie, i ciki hem, wci trzymany pod pach. - Jego godno Askar wietnie potrafi mnie zastpi, wiem na pewno. Dopiero trzy pokoje dalej pozwolia sobie na grzmotnicie hemem o cian. Gdy wrcia, przebrana w szafirow sukni, drzwi byy zamknite, a suby ani ladu. Domylia si, e Askar zwolni wszystkich na reszt dnia. Otworzya drzwi i zaraz zamkna je za

sob. Ganedorr i Alida siedzieli u szczytu stou: Askar, ze zrcznoci najbieglejszego sugi, osobicie nalewa mid do pucharw. Usiada naprzeciwko Alidy. Genodorr skosztowa miodu i spojrza po twarzach obecnych. - A zatem - zagai. - Sprawa pierwsza, wana, cho nie najwaniejsza: jej dostojno Kahela Alida otrzymaa potwierdzenie swej nominacji na stanowisko Drugiej Przedstawicielki Najwyszego Sdziego Trybunau. Nominacj przekaza osobicie, w imieniu imperatora, Ksi Przedstawiciel w Doronie. Oto zreszt

oficjalny powd pobytu pani Alidy tutaj - dorzuci. Semena i Askar skinli gowami. Trudno byo wtpi, e tak wanie si stanie. Pod rzdami jego godnoci F.B.C.Nalwera Trybuna Imperialny w Dranie sta si istn ostoj sprawiedliwoci. Udowodniono dziesitki win cesarskim urzdnikom i oficerom; udaremniono setki przestpstw. Miejsca przekupionych poborcw zajli uczciwi; miejsca zych dowdcw - dobrzy... - Jednake pojawi si kopot - mwi dalej Ganedorr. - Wraz z nominacj pani Alidy, przyby z Kirlanu czowiek na stanowisko Pierwszego Przedstawiciela.

To mczyzna niezwykle rozumny. Peni sw funkcj od niespena tygodnia, a ju zaczyna pojmowa, e Nalwer to gupiec, ktry nigdy nie zdoaby osign setnej czci tych sukcesw, co osign... Nim minie nastpny tydzie, jego godno B.N.A.Kiliven bdzie orientowa si wietnie, i to pani Alida kieruje Trybunaem, nie Nalwer. - To jeszcze nie powd do niepokoju - zauwaya Semena. Chyba dosy czsto si zdarza, i podwadni przewyszaj zwierzchnikw? - Zapewne masz racj, wasza godno. Ale pani Alida podejrzewa, e Kiliven nie jest czowiekiem

przypadkowym. Moliwe, i sukcesw byo wicej ni trzeba. Ksi Przedstawiciel starzeje si, za cesarz nigdy nie mia serca do kontrolowania poczyna Trybunau. Lecz czyni to cesarzowa. To kobieta niezwykle spostrzegawcza i mdra. Nieprzerwane pasmo sukcesw w najtrudniejszej do kontrolowania prowincji mogo wzbudzi w stolicy... pewne niedowierzanie. A przecie odejcie Najwyszego Sdziego i Pierwszej Przedstawicielki zostao prawie wymuszone przez Doron; wtpliwe, by Kirlan uzna zgromadzone przeciw nim dowody za wystarczajce. - Dokadnie tego si obawiam -

potwierdzia Alida. - Nie prosz o rad, bo do tu macie wasnych kopotw, jak myl. Uporam si z problemem wasnymi siami. Apeluj jednak o ostrono. Myl, e nieprdko znw si zobaczymy, moje wyjazdy z Dranu to teraz zbyt due ryzyko. Bd te musiaa ograniczy zakres pomocy udzielanej wam, jak i zreszt wszystkim innym naszym orodkom. Trzeba liczy si... nawet z najgorszym. Jeli moja rola stanie si jasna, wikszo ludzi, osadzonych przeze mnie na rnych stanowiskach, pooy gowy wraz ze mn. Macie sporo takich ludzi w Doronie. Trzeba ograniczy spotkania z nimi, najlepiej, eby takich spotka nie byo wcale. I na koniec, jeli jednak

zostan zdemaskowana, trzeba natychmiast by gotowym do wyrwania ogniw z acucha. Ludzie, ktrzy znaj mnie i was albo chocia domylaj si takich powiza, musz wtedy znikn. Natychmiast. Wymienili spojrzenia. - Sprawa druga - rzek Ganedorr. Trzeba bycie przejli kontrol nad przygotowaniami w Bagbie. Dziaaj tam ludzie mao energiczni. Semena potwierdzia z pogard.

***

- Co si z tob dzieje? - zapyta Askar. By pny wieczr, dopiero teraz mogli pomwi sam na sam. - Co si z tob dzieje? - powtrzy. Wiem, e nie cierpisz tej pyszakowatej kobiety, ja rwnie jej nie lubi. Ale czy to powd, by kompromitowa si w oczach najlepiej urodzonego czowieka na caej tej wyspie? I to podczas pierwszego spotkania? Prawie rzucia si na niego. - Znowu chcesz mi mwi, co le, a co dobrze zrobiam?!

Nie wycofa si. Nie tym razem. - Mam tego do - owiadczy spokojnie. - Jakim prawem traktujesz mnie jak niewolnika? Nie jestem niewolnikiem. Sama dopucia mnie do udziau w swych planach, robi zatem wszystko, eby si powiody. Robi to dla ciebie. Nie dla siebie. Moje ambicje s zaspokojone, jestem komendantem jednego z najwikszych garnizonw imperium, z widokami na stanowisko gwnodowodzcego Flot Gwn Garry i Wysp. Twoje powstanie raczej mi przeszkadza w karierze, ni pomaga. - Do! - rzucia wciekle. - Wyno si! Syszae? Wyno si std!

Pokrci gow z gorycz. - Trzeba byo tak powiedzie p roku temu - powiedzia. Teraz jest za pno. Oczywicie, dawno ju przestaem wierzy, e czujesz do mnie cokolwiek, zreszt nigdy chyba w to nie wierzyem... Potrzebowaa mnie, to wszystko. Kiedy jednak zapewniaa o czym innym. Odkd jednak przywioza ten skarb... Zmienia si. Przez ca jesie szkoliem twoich ludzi na tej przekltej wysepce, wiesz dobrze, co jedlimy przez ostatnie dwa tygodnie. Wrciem i nie oczekiwaem niczego, moe poza jakim ciepym sowem. Bo o wsplnych nocach zdyem ju zapomnie...

- I dobrze! - wrzasna. - Na wszystkie morza wiata, czy uwolnisz mnie wreszcie od widoku swej twarzy?! - Suba usyszy - rzek, pamitajc, e wszystkich odesa. nie

- Niech syszy, na wszystkie moce! Mam dosy wszystkiego, wyno si, mwi! Spojrza bacznie, tknity nag myl. - Co za podarty papier przynis ci ten onierz? - zapyta. Za wiadomo? Czy ten twj statek, Seila, ju odpyn? - Ooo! - zawya, zaciskajc pici. -

Po raz trzeci i ostatni: wyno si! Porwa lecy na stole swj pas z mieczem i zapi na biodrach. - Ale jeli wyjd - zgrzytn, szarpniciem zrywajc peleryn z oparcia wysokiego krzesa - to nie licz na to, e zostawi ci w spokoju, razem z twymi nieczystymi sprawami! Twoje powstanie skoczy si, zanim w ogle wybuchnie! - Grozisz? - zapytaa zdawionym szeptem. - Dobrze... - wycedzia powolutku - chod ze mn... Szybko ruszya ku drzwiom, pchna je, po czym niemal pobiega przez

pokoje. Wpada do sypialni, kopniakiem odrzucia wieko skrzyni, wyja z niej pas z mieczem i potny klucz. Pas zapia na sukni. Szybko zeszli do piwnic. Pojedyncza pochodnia pona przy schodach, pozostae gaszono, gdy nie byy potrzebne, bo w pomieszczeniu, pomimo jego rozmiarw gromadzi si dym. Poprowadzia obok skrzy z orem, w sam koniec lochu. Uniosa klap w pododze, cignc za elazny piercie. Strome schody prowadziy w d. - Dzieo mego ycia - powiedziaa, oddychajc szybko. Oddaa mu pochodni.

- Sam chciae, durniu... Ty! - cisna mu w twarz. - Ty bye najwikszym problemem! Zmieniam si?! - Parskna niesamowitym miechem. - Zmieniam... Schodw nie byo wiele. Krciutki korytarzyk wid do szerokich, masywnych drzwi. Odsuna potne zasuwy i otwara je. Za nimi byy drugie. Te otworzya kluczem. Z wntrza pomieszczenia buchn straszliwy fetor. Przekroczya prg i odebraa mczynie pochodni. Zatkna j w uchwyt na cianie. - No, chod... - powiedziaa, dygocc od wewntrznego chichotu. - Chod, chod... Co ci poka.

Nigdy w yciu nie widzia czego rwnie strasznego. Na acuchu przyczepionym do sufitu wisiaa jaka... istota. Nogi nie sigay ziemi, byy bowiem ucite na wysokoci kolan. wiato pochodni odsonio szczegy, dowodzce, e acuch przytrzymywa... kobiet. Potworna nago ujawniaa przeraajce blizny po odernitych piersiach. Gow pokryway resztki wosw, miejsca za, gdzie ich nie byo, zdaway si wiadczy, e wyrwano je razem ze skr. Kobieta miaa wyupione oczy i dziury w policzkach, odsaniajce zby. Szcztki nosa zrosy si w jak

nieforemn bry. Askar, zroszony potem, cofn si, opierajc o cian. - C to? - usysza wiszczcy gos z boku. - Boisz si swojej ukochanej? Ale tak, to nie ja ni jestem, TO ONA! Nie pojmowa, nie rozumia, nie myla. - Bardzo mi pomoga! - gos znw zadra od miechu. Uwierz, drogi mj, dziaajc odpowiednio, mona znale dostp do wszystkich tajemnic, pozna wszystkie szczegy, wiedzie o twarzach, o imionach osb, ktre zna trzeba... Oczywicie, sto bdw

popeniam, niektre dao si naprawi atwo, inne za... Pytae o Wantada, starego kapitana Wantada? By zbyt spostrzegawczy, naprawd! - Nie wiem... - rzek bezmylnie i bez sensu. acuch, oplatajcy ramiona uwizionej, zakoysa si, gdy okaleczona gowa drgna. Dwiku, jaki wyday usta, nie dao si zrozumie. - Nie podejdziesz? - zapytaa Semena. Szarpnite ciao obrcio si na acuchu. Wskazaa mae znami na opatce.

- Poznajesz, oblubiecze mojej siostry? Z kolei jednym szarpniciem rozdara sukni na sobie i pokazaa mu plecy. - Czy ja mam co takiego?! - zawoaa ze miechem, odgarniajc wosy. Olbrzymi smok spojrza czerwonymi, trjktnymi lepiami. Askar zaniewidzia na chwil, po czym usysza wasny, ochrypy krzyk. Rami dobyo miecza. Zasona spowijajca gow opada, ujrza bysk wrogiego ostrza i skrzyowa z nim swoje... Wcieko, bl i nienawi pozostay, ale szalestwo ucieko. Or zderzony z innym przekaza doni zimno

walki, do i rami za - naleay do onierza. Rkoje zadygotaa mu w rku, pozna, e ta pnaga, szczerzca zby wilczyca wie, co robi z mieczem. Odepchna go; wyzywajco, z wyrzuconym przez zwarte zby miechem, pucia bro, pozwalajc, by zawisa pionowo w powietrzu, po czym uchwycia trzon rkojeci odwrotnie, kciukiem obejmujc gowic - i zaatakowaa z bliska oszczdnym, paskim ciciem. Tak walczyli piraci z Wysp, w abordaowym toku, krtki miecz prowadzc blisko ciaa, ukryty pod przedramieniem, to znw wiodc

gowni wierzchem od lewej pachy. Taka szermierka sprawdzaa si w mtliku walki na noe i pici, walki bardziej bdcej zapasami, wymagaa przy tym znacznej siy, bowiem ostrze chtnie uciekao ku ciau. Sparowa cios z atwoci. Nienawi dusia go. Ale nigdy dotd nie myla tak jasno. Wiedzia, e j zabije. Potrafia walczy, ale przed nim bro nie miaa tajemnic. Kocha bro. Tak jak kocha dziewczyn, z ktrej pozosta tylko strzp ludzkiego misa, wiszcy na acuchu. Otoczy kobiet z tatuaem krgiem szybkich ci, ktre wychwytywaa z

najwyszym trudem. Skaleczy j w ramie, zrani w brzuch, potem przebi sztychem gardo. Wrogi miecz upad z brzkiem. Obja domi szyj i uklka ciko, wytrzeszczajc oczy. Krew buchna strumieniem. Osuna si na bok i znieruchomiaa. Oddycha ciko, wreszcie upuci bro. Nie potrafi spojrze w stron koyszcej si nad klepiskiem postaci... Wreszcie to uczyni. I zapaka. - Na Szer - powiedzia, kajc. - Na Szer...

Upad na kolana, kryjc twarz w doniach. zy cieky midzy palcami, gdy pochyla si coraz niej. Z tyu hukny zamykane zasuwy - i byo ju za pno na dziaanie. Wtedy usysza miech. Wiszca na acuchu kobieta potrafia jeszcze si mia.

Rozdzia czterdziesty sidmy

W Zym Kraju czas pyn inaczej... Raladan sta na dziobie, z rkami zatknitymi za pas, i marszczy brwi. Los mu nie sprzyja. A wiatry zdaway si by przejawem woli losu. Na pocztku podry wiao od wschodu. Wiatr ze wschodu, wiosn, nie by niczym niezwykym. Niemniej Seila przez dwa tygodnie sza z mozoem ostro na wiatr, wiejcy zmiennie ze wschodu,

to znw z pnocnego wschodu - czyli wprost od dziobu. Idc to prawym, to lewym halsem, bardzo nieznacznie zbliyli si do celu podry. Seila radzia sobie wietnie, c z tego jednak? Przeciwny wiatr by przeciwnym wiatrem. Pniej za wiatru zabrako w ogle. Przeklta cisza zapaa ich u wschodnich wybrzey Dartanu. Gdy skoczya si wreszcie, poszli troch atwiej, pwiatrem, ale co z tego, gdy na Morzu Dartaskim znw dostali sabe podmuchy ostro od dziobu? Morze Puste, lece w granicach Bezimiennego Obszaru osignli pno,

bardzo pno. Raladan wiedzia, e czasu jest mao. Tym bardziej, e w Zym Kraju czas pyn inaczej. Wolniej przecie. - Wci nie widz rnicy powiedzia Davaroden, podchodzc do Raladana. - Czy to aby na pewno ten legendarny Zy Kraj, kapitanie? Raladan wzrokiem. spojrza zamylonym

Dowdca kusznikw okaza si dobrym towarzyszem. Nim wstpi na sub u Semeny, wid barwne ycie: by onierzem stray morskiej, bosmanem na kupieckiej kodze, najemnikiem w subie garyjskiego

magnata, potem owc niedwiedzi w Dartanie i znw onierzem - w Grombelardzie. Przyznawa, e nigdzie nie wiodo mu si lepiej jak pod rozkazami jej godnoci Semeny; sarka jednak troch na zbytnie - jego zdaniem rozpieszczanie onierzy. Jej godno - rzek kiedy Raladanowi przy kubku rumu chce chyba, by onierze j kochali. Widz panie, jakim jeste kapitanem, dlatego powiem miao: onierz musi uszanowa zwierzchnika i nic wicej. Kocha si tylko wino. A i to lepiej z umiarem. Ta uwaga przypominaa kapitanowi Seili Leren. Czy Davaroden nie

potwierdza tego, co on sam mwi kiedy? Nigdy jednak nie sdzi, e siostra Lereny zabiega o wzgldy podwadnych. Okazywao si oto, e rnice w postpowaniu bliniaczek byy mniejsze, ni sdzi. Tak... Podobne miay nie tylko twarze. Czemu jednak zawsze wola Leren? Z Davarodenem zgadzali si w wielu sprawach; Raladan odkry w nim bratni natur. Rnili si tym gwnie, e on sam ycie trwale zwiza z morzem, wykorzystujc swj dar rozumienia sonych wd. Davaroden takiego daru nie mia, szuka wic miejsca dla siebie

w rnym dziaaniu i na rnych polach. czya ich jednak wsplna nienawi do trwania w bezruchu. - Nie widz tu celu dla swych betw. - Gruby Wyspiarz opar si o nadburcie. - Chyba pora przybi gdzie do brzegu. Raladan skin gow, po raz kolejny konstatujc, e kusznik wiele zyska w magnackiej subie: jego mowa brzmiaa daleko czyciej ni u wikszoci ludzi urodzonych na Wyspach, rzadko wtrca wyrazy gwarowe, a zdania budowane byy na garyjski sposb. Ponadto Davaroden zna troch dartaski i wcale niele radzi sobie z grombelardzkim. - Moe przybijemy, jeli bdzie

trzeba - rzek Raladan. - Ale do wysp, blisko Czarnego Wybrzea. Wprost przed nami. Wol dotrze tam wod ni ldem. Nawet jeli ta woda to Morze Puste. Kusznik popatrzy bacznie. - Mwie, kapitanie, e bye ju kiedy tutaj. Wiesz zatem, co robi. Ale myl, e skoro przypynlimy tu po Porzucone Przedmioty, to nie znajdziemy ich w wodzie. - Nie? - No, nie wiem... Chyba nie. - A ja ci mwi, e znajdziemy.

Oczywicie, nie w samej wodzie. Ale wanie na wysepkach, o ktrych mwiem. Tylko ludzie, ktrzy nigdy w Kraju nie byli, sdz, e Przedmioty s wycznie na Czarnym Wybrzeu. Tymczasem niektre z tych wysepek przypominaj skarbce. Oczywicie, skarbce strzeone. Wyspiarz unis brwi. - Przez Raladan. - Kobiety? - Nie, przyjacielu... Chciaby. Przez syreny. straniczki uzupeni

Davaroden niedowierzaniem.

spojrza

- To nie bajki? Mylaem... - Mylae jak kady kto tu nie by. Dziwna sprawa z tym czasem, mwi kady, bo pywa si po Kraju trzy dni, a gdy go opuci, okazuje si, e min miesic. Ale jakie tam syreny czy lepe nietoperze? A tymczasem, przyjacielu, to miejsce nie bez powodu nazwano Zym Krajem. - Wspominae, kapitanie, e tu by mrukn kusznik. - Kilka razy. Ja te nie lubi strzpi jzyka bez powodu. Ale moe warto, bym usysza wreszcie par sw? Chc wiedzie, czego moi

onierze maj si spodziewa. Myl, e to nie zaszkodzi. Podobno tu si umiera. Raladan skwitowa wymwk skinieniem gowy. Obejrza si na pokadow wacht: uzna, e wszystko w porzdku, po czym opar okcie o nadburcie, tak jak kusznik. - Zaniedbaem - przyzna. - Istotnie, nie lubi mwi o swoich dziejach. Ale jestemy w Zym Kraju, prawda... Suchaj, Davaroden, i przeka innym. Przez chwil zbiera myli. - adnych par lat temu - podj dwustu trzydziestu zuchw na

najlepszym okrcie wszystkich mrz zapucio si tutaj. Wrcilimy bogaci. Ale wrcio nas czterdziestu kilku. Reszt spali wiatr, zabiy fale z kamienia, utopili si w wietle albo zmiadyy ich cienie. No, to wiesz ju o Zym Kraju prawie tyle co ja. Wyspiarz patrzy niepewnie. - Czego si spodziewae? - zapyta Raladan, przepatrujc widnokrg. Smokw? ywych szkieletw? To wanie s bajki. Poowa naszych, spord tych, co wrc, bdzie rozpowiada, e takie cuda tu byy. No bo co powiedz? e jak dwaj pooyli si w cieniu, to zostaa z nich rozbrynita, mierdzca kaua? Co

drugi przysignie potem, e widzia olbrzyma, zupenie niewidzialnego, ktry ich rozdepta. Uwierz mi, przyjacielu, e ze wszystkiego, co nas tu wtedy zabijao, okaleczao, porywao i doprowadzao do obdu, umiem nazwa i od biedy poj ledwie par rzeczy. Na Czarnym Wybrzeu opady nas olbrzymie nietoperze, ktre mao zdziaay, chocia wszdzie byo ich peno. Strasznie wygldaj, ale jak przyoysz si mieczem albo wycelujesz z kuszy, to zabijesz. Nasz bosman zadusi jednego. Gorsza sprawa z rogatym wilkiem, chyba wikszym od ubra. A najgorsza wanie z syrenami. Maj ogony i petwy, eby wiedzia. Maj te wszystko inne, co musi mie

ryba. Bardzo pikna ryba, to prawda, ta, czerwona i zielono-czarna. Wielka jak rekin. A piewa najcudniejszym kobiecym gosem, jaki w yciu syszae. Trudno powiedzie, dlaczego to waciwie jest gos, na dodatek kobiecy... Tak mylisz i tak to czujesz. Ale jeli posuchasz dobr chwil, to trup. Ludzie rzygali krwi na moich oczach, skakali do morza albo przebijali si mieczami, bo tego, co robi ten piew, nie zrobi ci nawet w lochach Trybunau. Umierasz z blu, czujc, jak w rodku wszystko pka, serce, puca i flaki... Zatkanie uszu wcale nie pomaga. Dlatego wanie mwi, e nie wiadomo, dlaczego to jest gos. Bo do suchania uszy s niepotrzebne. Raladan

zamilk, marszczc brwi. Davaroden potrzsn gow. - Jak si broni? - zapyta ponuro. Kapitan wskaza morze. Kusznik pody spojrzeniem, zatrzymujc je o dobr mil od statku. - Co to jest? Czarne ksztaty wynurzay si, to znw znikay pomidzy falami. - To s?... - Orki - potwierdzi Raladan. - Jak si broni? One ci obroni. Jeli zd...

Wtedy te za nami pyny. Nie wiem czemu. Trzeba tylko wytrzyma dorzuci po chwili, pozdrawiajc doni, chyba odruchowo, czarne grzbiety. - A wytrzyma wcale nie jest atwo. Widziaem twardych, dzielnych chopcw, ktrzy nie wytrzymali. Zreszt, nie wystarczy tylko zacinicie zbw. Na jednych dziaa to szybciej, na innych znowu wolniej. Byli tacy, co rzygali krwi ju po krtkiej chwili, inni doczekali... Stado orek, takie due jak to, wymordowao syreny i zostao nas ptorej setki. Ale wielu jeszcze skonao. Bez obaw - dorzuci z lekko kpicym umiechem - jeszcze nie czas. Zdaje si, e syreny s tylko przy wyspach.

- Moe lepiej omin wyspy? Davaroden nie tai swej niechci do syren. Raladan milcza. - Na jednej z tych wysp - powiedzia w kocu - widzielimy wtedy warowni. Myl, e to dom mdrca-Przyjtego. No bo czyj? Orki cigle pyn za nami. Jeli nas nie porzuc, przybijemy do tej wyspy. To najbezpieczniejsza z rzeczy, jakie mona zrobi. - Nie rozumiem, kapitanie... Raladan uczyni niejasny gest rk. - piew syren jest zabjczy, ale -

wskaza stado - mamy na to sposb. Jeli jednak przyjdzie szuka Przedmiotw i Przyjtych na Czarnym Wybrzeu, to nie wiem, co nas tam czeka. I orki nam nie pomog. Wyprostowa si. - Wtedy, na Czarnym Wybrzeu powiedzia - p mili od brzegu, powiew wiatru spali dziesiciu ludzi, pyncych szalup w gr rzeki. Masz moe na to sposb? A zatem - zakoczy, nie otrzymawszy odpowiedzi wybieram niebezpieczestwo due, ale znane.

*** Powstanie miao wybuchn na dwa, trzy tygodnie przed jesiennymi sztormami. Teraz by koniec wiosny. Ale atwo dao si obliczy, e chcc zdy przed jesieni, choby prosto na Agary, Seila nie moe pozosta w Zym Kraju duej ni dziesi dni. Miny ju dwa. Raladan nie obawia si, e wrci z pustymi rkami. Porzucone Przedmioty w jaki sposb lubiy by znajdowane, leay w najbardziej oczywistych miejscach... Gorzej wygldaa rzecz z mdrcemPrzyjtym. Kapitan nie bardzo chcia wierzy, e legendarny lahagar czowiek usynowiony przez Szer -

poakomi si na zoto Riolaty. Ci ludzie nie podali bogactwa; gdyby tylko zechcieli, mogliby wznosi cae domy ze srebra... Zy Kraj nie by dla nich miejscem gronym, kady Przyjty mg nazbiera sobie Przedmiotw, jakby to byy grzyby i wynie je do Dartanu, gdzie za Listek Szczcia pacono tyle samo co za adn niewolnic z hodowli... W Morskiej Prowincji o Zym Kraju, mdrcach-magach i Porzuconych Przedmiotach wiedziano niewiele, a to, co wiedziano, rzadko pokrywao si z prawd. Raladan zdawa sobie spraw, e jego wiedza o czyhajcych tam niebezpieczestwach jest bardzo

powierzchowna; zgodnie z tym, co powiedzia dowdcy kusznikw, rozumia niewiele, cho moe i widzia niejedno... aowa, e nie ma wicej czasu. Mgby uda si najpierw do Grombelardu, gdzie o Zym Kraju wiedziano tyle co na Wyspach o Morzu Zwartym. Suc pod Rapisem, pozna swego czasu czowieka, ktry w grach Grombelardu by tym, czym Demon Walki na morzach. Basergor-Kragdob, krl Cikich Gr i grskich rozbjnikw. Raladan przypomnia sobie tego olbrzymiego, potniejszego nawet od Rapisa, mczyzn z jasn, rwno przycit brod. Spotkali si z Demonem w Londzie, grombelardzkim porcie u bram Wd rodkowych.

Raladan przypomnia sobie, e jego kapitan rozumia jasnowosego herszta zbjcw niemal w p sowa - i na odwrt. Byli prawie jak bracia, ludzie o tej samej naturze... Widzieli si tylko przez cztery dni. Kragdob, w Londzie wanie, spad im jak z nieba, proponujc wspln rozpraw z morskim konwojem, wiozcym kolczugi, miecze i hemy do armektaskiej Rapy. Rozbjnik i jego podkomendni weszli na pokad Wa, a potem wzili udzia w walce z onierzami. Ci ludzie pierwszy raz bili si na morzu... a nawet teraz, po tylu latach, Raladan musia przyzna, e nie widzia nigdy doskonalszych kusznikw i takiego rbajy jak wdz grali! Rami w rami z Rapisem bawili

si, jeden dwoma mieczami, drugi toporem. Ze sto razy chcia potem Demon pyn do Grombelardu - choby po to tylko, by znw zobaczy czowieka, ktry przez cztery dni by mu bratem. Surowy pirat, gardzcy sentymentami, nigdy nie kry swej saboci do olbrzymiego grala. Zreszt - rzecz niezwyka - bardzo wiele przyjani zawizao si wtedy. W Morski czsto sprzymierza si przecie z innymi pirackimi aglowcami: kilka razy z Kaszalotem Brorroka, raz i drugi z Pnoc Alagery... Po zakoczeniu zadania pynli kady w swoj stron - bo te czyo ich niewiele wicej ni wanie owo zadanie. Tymczasem zdumiewajce

przyjanie eglarzy z gralami przetrway lata; bardziej gadatliwy od Rapisa Ehaden wielokrotnie wspomina Delona, modego mistrza miecza z Grombelardu. A ju chyba najdziwniejsza bya sympatia, ywiona przez pilota Raladana do zastpcy Kragdoba, sympatia zreszt wyranie odwzajemniana. Moe u jej korzeni leao to, i obaj byli przewodnikami: jeden po morzach, drugi po grach... Kot-magnat, L.S.I.Rbit. Raladan zna koty ju wczeniej, widzia je w armektaskich portach. Jednak dopiero w Londzie ujrza gadba: grombelardzkie koty-olbrzymy.

Rbit by wielki nawet pord gadba. Raladan zacz wtedy wierzy w zasyszan histori o oddziale Gwardii Grombelardzkiej, zoonym wycznie z kotw. Mordercy z Rahgaru mogli by postrachem rozbjniczych band, mniejszych i gorzej zorganizowanych ni grupa Basergora-Kragdoba. Raladan nigdy nie zastanawia si, jak waciwie wygldao wspistnienie dwch rozumnych gatunkw. Nigdy ten problem nie dotyczy go bezporednio. Jednak w Londzie ujrza kotw dziesitki, jeli zgoa nie setki. Spostrzeg, e byy czym zwyczajnym. Rniy si pomidzy sob tak, jak rni si ludzie. Poza barw sierci

drobne rnice w wygldzie umykay mu oczywicie, dowiedzia si jednak, e z drugiej strony wyglda to bardzo podobnie... Rzadko przebywajcy pord danych ludzi kot atwo dostrzega rnic wzrostu, barw wosw... Jednak rysw twarzy musia po prostu si uczy. Ale rnice midzy kotami nie dotyczyy, oczywicie, tylko wygldu. Koty wczyy si po porcie, wraz z rnymi bandami rzezimieszkw, lecz byy i takie, ktre pracoway wesp z ludmi. Niektre zajcia zdaway si by w Londzie niemal wycznie domen kotw. Kupcy chtnie pacili im za pilnowanie towaru. Wszelkiego rodzaju kurierami, posacami i gocami byy zwykle koty.

Legia Grombelardzka dawaa kociemu zwiadowcy od dziesitnika, za koci patrol na ulicach miasta, szczeglnie w nocy, by niezastpiony, pojawiajc si wszdzie, gdzie byo to potrzebne, jak wyczarowany z ciemnoci... Jednak najchtniej czworononi rozumni imali si zaj dorywczych. Jedzc pi razy mniej ni ludzie, nie gustujc w przedmiotach zbytku, nie pojmujc idei ubiorw ani staych mieszka, mogy sobie koty pozwoli na ycie z drobnych, patnych zlece: przeka wiadomo; sprawd, czy statek zawin do portu; odszukaj tego to, a tego czowieka... Widok zaywnego mieszczanina, stojcego na progu domu i ryczcego wzdu ulicy: Zlecenie! -

nikogo w Londzie nie dziwi. Zaraz zreszt pojawiaa si jaka niedua, kosmata sylwetka i dobijano targu; zarobiony grosz znika w paskiej kociej sakiewce, przyczepionej pod brzuchem. Nigdy jednak nikt nie widzia kota w stray morskiej ani na kupieckim aglowcu, zreszt nawet Rbit nie wszed na pokad Wa Morskiego, dajc do zrozumienia, e uwaa to miejsce za najgupsze ze wszystkich w jakich mgby si znale. Co najbardziej Raladana zdumiao, to autorytet, jakim cieszy si Rbit u ludzi Kragdoba. By niekwestionowanym jego zastpc, krtkie sowo koczyo kady spr, rozstrzygao wszelkie

wtpliwoci. Zreszt sam przywdca rozbjnikw ze zdaniem kocura liczy si bardziej ni z czymkolwiek innym na wiecie. czya ich wyranie widoczna przyja i zayo, jak trudno spotka midzy dwojgiem ludzi... Wszystkie te wspomnienia nasuny si Raladanowi po rozmowie z Davarodenem. Wspomnia mimochodem, e warto by tutaj, w Zym Kraju, mie takich ludzi, jak grale, ktrych spotka w Londzie przed laty. Wymieni nazwisko: Basergor-Kragdob, i zdziwi si cokolwiek, ujrzawszy min kusznika. - Wiesz przecie, panie - rzek wtedy

Davaroden - e suyem w Legii Grombelardzkiej? To nazwisko jest tam znane kademu onierzowi lepiej ni nazwisko dowdcy jego garnizonu. Od pewnego czasu nikt nie widzia tego czowieka, nie wiadomo, co si z nim stao. Ale wci mwi si, e trzs caym Grombelardem, mia dostp do tajemnic, o jakich mao komu si nio... Powiadaj, e poprzedni Ksi Przedstawiciel w Grombie stale czu na gardle jego palce, std mnstwo niezrozumiaych zarzdze, wygldajcych dzi jak spis rozbjniczych przywilejw. Na Szer, gdybym spotka kiedy tego czowiekalegend, od razu zrzucibym mundur, idc za nim wszdzie, o ile, rzecz jasna,

by mnie wzi... Czy wiesz, panie, co znaczy Basergor-Kragdob? Tyle tylko co wadca Cikich Gr. - Co znaczy zatem Basergor-Kobal? - zapyta poruszony Raladan. - Moe wiesz i to? - L.S.I.Rbit! - Kusznik pokrci gow, zdumiony. - Wic znasz i jego? Kapitanie, urose w moich oczach! Ten kot to ksi gr, to wanie oznacza jego miano. Najdziwniejsza i chyba najbardziej tajemnicza istota Szereru, rd L.S.I. kierowa pono synnym Kocim Powstaniem. To najlepiej urodzony kocur, jakiego zna imperium, sam cesarz po zwycistwie powstania nada jego przodkom status Czystej

Krwi. Ten kocur ma nazwisko, jakim niewielu ludzi moe si poszczyci. To nazwisko w Dartanie, wraliwym na tytuy i rang urodzenia, daoby mu stanowisko u boku Przedstawiciela. Zamilkli obaj, zbyt zdumieni, by dalej rozmawia. Potem im przeszkodzono, a jeszcze pniej zabrako okazji, by podj temat. Jednak to, co powiedzia Davaroden, kazao Raladanowi tym bardziej aowa, e los nie pozwoli ju nigdy Wowi Morskiemu na zawinicie do Londu. Tak czy inaczej, pomijajc nawet zniknicie Kragdoba, o ktrym mwi

kusznik, teraz nie mieliby czasu na szukanie kogokolwiek gdzie w Grombelardzie. Seila i jej zaoga byy zdane na wasne siy. I najwikszym problemem Raladana byy wcale nie losy grskich rozbjnikw, lecz znalezienie Kuli Ferenu. A nie byo adnej pewnoci, e znajdzie ten akurat Przedmiot w tak krtkim czasie, jakim dysponowa. Znajd - obieca, mylc o tej, ktr musia odda we wrogie rce, a ktra znaczya dla wicej ni cokolwiek na wiecie. - Znajd, pani, bd pewna i zaufaj mi. Przebacz, e musiaem zostawi ci bez opieki. Ale nie na zawsze.

Rozdzia czterdziesty smy

Ta, do ktrej kierowa swoje zapewnienia, bya znacznie bliej ni sdzi. W Rollaynie, stolicy Dartanu, ledwie dwiecie mil od wd nazywanych Morzem Pustym. Najwiksze, najpikniejsze, najbogatsze miasto Szereru byo jednoczenie miejscem nieskoczenie zepsutym. Czowiek nigdzie nie znaczy mniej ni w Rollaynie. Tu wag miay

tylko nazwiska, tytuy, paace i zoto. Wok dworu Ksicia Przedstawiciela kryy wszystkie inne dwory, wok tych z kolei - domy wietnych rodzin... Pawiono si w zbytku i bogactwie, handlujc powszechnie tym, co w Rollaynie miao jak warto: mczyni sprzedawali swe nazwiska, biorc za nie urod kobiet; kobiety sprzedaway urod za paace; paace oddawano za tytuy, te za za zoto. Cay Dartan pracowa na lnienie tego miasta, waciciele wsi rozrzuconych po caej prowincji najwspanialsze swe rezydencje mieli wanie w Rollaynie. Przybywali tu ludzie ze wszystkich krain Szereru, i to przerni: mistrzowie

miecza na turnieje; kupcy z towarem, osigajcym tu ceny niesychane; rozmaici nowobogaccy, pragncy zbliy si do wielkich tego wiata; najemnicy, szukajcy okazji, by wstpi do Gwardii Dartaskiej - najbardziej rozprniaczonej, najpikniejszej i najlepiej opacanej formacji imperium; wreszcie prostytutki i zodzieje. W takim Ridareta. miecie znalaza si

Jej niezwyka uroda, poczona z widocznym kalectwem, nawet tu zwracaa uwag; mniej przecie ni w jakimkolwiek innym zaktku Wiecznego Cesarstwa. Piknych kobiet w Rollaynie byo duo, nie bez powodu Dartanki

syny z urody (ale take, niestety, z przykrego usposobienia). Rwnie obd dziewczyny nikogo specjalnie nie obchodzi, trudno byo czerpa z niego pienidz lub uy do kariery... Przedmiecie dartaskiej stolicy nie miao nic wsplnego z przedmieciem takiej garyjskiej Dorony czy Bagby, nie mwic ju o Dranie... Kt tu mg docieka, czy jednooka pikno to magnatka, ktra ucieka z kochankiem? Takich magnatek przedmiecie widziao dziesi kadej nocy... Gdzie przecie musiay zdobywa stanowiska dla mw. Miay moe to robi we wasnych komnatach? Kupiec, waciciel domu, w ktrym

Ridareta i jej opiekunowie zajli cae pitro, nie mia wcale ochoty pyta o cokolwiek. atwo pozna, e przybysze nie s mieszkacami Dartanu. Ot, kolejni, chccy znale szczcie w Rollaynie. Wzi pienidze za p roku z gry, i to niemao. Bardzo tych pienidzy potrzebowa, interesy zim poszy gorzej. Ridareta rzadko opuszczaa swj pokj. Nie dlatego, by jej zabraniano. Semena mwia prawd Raladanowi (cho nieca prawd, oczywicie...): trzej mczyni, ktrzy zabrali Ridaret z Dorony, bardziej byli jej opiekunami nili stranikami. Zawsze towarzyszy jej ktry, ale to byo jedyne, co musiaa

znosi. Czego nie domyli si Raladan, to tego, e Semena, tak naprawd wietnie wiedziaa, gdzie w razie potrzeby szuka zakadniczki... Ridareta nie opuszczaa pokoju, bo wolaa patrze w zwierciado. Bya znowu pikniejsza. Ale te bez reszty ju obkana. Nie przemwia od miesica. Czasem tylko szeptaa co swemu odbiciu w krysztaowej tafli. Gdy nie patrzya w lustro leaa w miciutkiej, dartaskiej pocieli, gapic si w cian lub sufit. By to jednak spokj zwodniczy. W

rodku bowiem trwaa wojna. Przegrana wojna. Majca si ku kocowi... Trzej mczyni, wiodcy ywot zaiste prniaczy, nie mogli o tym wiedzie. Dawno ju przestali zwraca uwag na sw podopieczn. Dbali tylko, by nie zbywao jej na niczym. Przed wyjazdem z Dorony - tak wanie im przykazano.

*** Semena uniosa gow, odwracajc j nieco w bok. Zwierciado odpowiedziao tak jak zawsze od trzech z gr miesicy: blizna od miecza, cho

dobrze zagojona, bya jednak widoczna. Dotkna doni szyi, zagryzajc usta. Wtedy, zatrzaskujc olbrzymie zasuwy, nie mylaa o takich gupstwach. W rozdartym gardle, pomimo blu, rzzi pryskajcy krwi miech. Wiedziaa tylko jedno: ten czowieku umrze. Z godu, ale prdzej z braku powietrza. Przyciskajc rk do rany, zataczajc si, wesza po schodach i z hukiem opucia wielk klap. Z godu... Znw miech zabulgota we krwi. Z godu chyba nie. Zostawia mu dosy misa pod sufitem.

Osabiona, opara si o cian i zsuna po niej plecami. Taka rana nie bya grona. Ale kosztowaa duo blu i nie znikaa natychmiast. Zamkna oczy; otwara je po chwili na powrt i oddara od skraju sukni do dugi, niezbyt szeroki pas. Owina szyj. Dlaczego nie miaaby pomc swemu ciau? Znw zamkna oczy i siedziaa bez ruchu. Taka rana nie bya grona... Sprawdzia. Odcinane czonki umieray, jednak wszelkie inne skaleczenia czy zranienia goiy si szybko. W najgorszym wypadku trwao to par dni. Wtedy, gdy cios trafi w serce. Mylaa nawet przez jaki czas, e j zabia...

Ale nie. Przytomno wrcia, cho troch to trwao. Tylko bl, zdaje si, by niezwykle silny. Prbowaa trzy razy, zawsze z tym samym skutkiem: najpierw utrata przytomnoci, potem dwu, trzydniowe spazmy blu i wyzdrowienie. Nie waya si tylko na uszkodzenie mzgu. Zbyt due ryzyko... Riolata cigle bya jej potrzebna, nie moga umrze. To nie miao koca. Wci, jak wyczarowani, pojawiali si ludzie, ktrych zna powinna, a nie znaa. Radzia sobie rnie: czasem dobrze, czasem cakiem le. Nikt jednak nie odkry prawdy. Bya w tym ogromna

zasuga Raladana... Poszukujc Ridarety, zabi w Doronie niemal wszystkich tych, ktrzy znali j naprawd dobrze. Poza kapitanem Wantadem i tym tutaj... Askarem... Wantad musia wiedzie, e Riolata ma bliniacz siostr. Na szczcie nie potrafi zamaskowa swych podejrze. Zdoaa go usun jeszcze na pokadzie Seili, zanim dotarli do Dorony. Prbowa dosta si do zmasakrowanej, zakneblowanej kobiety w adowni... Zniknicie kapitana okrtu byo dla zaogi nie lada zagadk. Ale zaoono nieszczliwy wypadek... Askara wrzuci do morza nie moga.

Na pokadzie Seili po prostu prawie nie wychodzia z kajuty... Tu, w Doronie, czekao tysic spraw. Znaa je z grubsza, miaa do czasu w skarbcujaskini, by wydoby z Riolaty niejedno. Ale o Askarze nie wiedziaa. Na co liczya Riolata? e ten czowiek j zdemaskuje? Przeliczya si. Ale brakowao niewiele. Raz i drugi chciaa ju rzuci t zabaw, bra skarb i wszystko, co wzi mona, zostawi Doron, powstanie, Agary... Jednak stawka bya zbyt dua. Za w zmaganiach z przeciwnociami jej siostra okazaa si orem niezwykle skutecznym; bya mao odporna na bl...

Wkrtce jednak okazao si, e ten bl nie odebra jej zdolnoci mylenia. acuch nie wystarczy. T wyjtkow moc miay przecie obie. Uczya si jej uywa, prawie na olep, prbujc, prbujc, prbujc... Ale prbowaa i tamta. Sowo potrafio przywoa jak czstk siy Ciemnych Pasm. Z tym nie byo kopotu, po prostu odcia Riolacie koniuszek jzyka i wyrwaa dziury w policzkach. Ledwo zrozumiay, wiszczcy bekot niewiele mg sprawi. Ale potem okazao si, e silniejsze od gestw i sw s spojrzenia. Omal nie przypacia tej wiedzy

yciem. Gdyby Riolata poczekaa jeszcze troch, rozwina umiejtnoci w odosobnieniu swej celi... Pospieszya si jednak. A i tak moc czerwonych renic omal nie urwaa jej gowy. Wylizaa si jako. Wci siedzc pod cian, dotkna doni szmat okrconych wok szyi. Byy lepkie i mokre. Wcieko mina. Rozumiaa ju, e popenia wielki bd. Askar by potrzebny. Nie tylko jej. Organizatorzy powstania wizali wielkie nadzieje z dowdc doroskiego garnizonu, onierzem z krwi i koci i najlepszym dotd dowdc, jakiego mieli... Ciko

bdzie wytumaczy jego zniknicie, naleao liczy si z dociekliwoci Ganedorra, Alidy i caej tej reszty z Dranu. Oczywicie, nikt jej nie bdzie podejrzewa, ale samo zainteresowanie spraw stanie si niezwykle kopotliwe. Nie aowaa jednak. Nie umiaa duej znosi obecnoci tego czowieka, roszczcego sobie do niej jakie... prawa. Prawa takie mg mie tylko jeden mczyzna. Ale ten mczyzna odesa jej wanie przedarty na p akt wasnoci Seili. Dar, pyncy z serca. Nigdy dotd nikomu... nic w ten sposb nie daa. Otrzsajc si ze wspomnie, Lerena

jeszcze raz zagryza usta. Wrcia spojrzeniem do odbicia w zwierciadle. Bya pikna. Tylko ta blizna... Ale niezbyt widoczna. - Czemu mnie nie chcesz, Raladan? zapytaa z wyrzutem. Znajdziesz gdzie pikniejsz? I wierniejsz? Musna palcem gadk tafl. Zwierciado pko.

*** Pko take zwierciado Ridarety. Rozbia je pici. Drzwi otwary si i z ssiedniej izby weszli dwaj mczyni. Obrzucia ich

spojrzeniem. Zakrywajca wybite oko opaska bya ciemnozielona, jak suknia, a na brzegach srebrna. Uwielbiaa srebro. Srebrne bransolety, zausznice, piercienie i naszyjniki. Kiedy, gdy dowodzia Wem Morskim, miaa na sobie srebro, duo srebra... Pokazaa do. - Skaleczyam si - wyjania spokojnie. - Nic si nie stao. Mczyni wymienili szybkie spojrzenia. Byy to pierwsze sowa, jakie wyrzeka od wielu tygodni.

Przemino... odpara, przekrzywiajc lekko gow. Zdawaa si ledzi ich myli. - I nie wrci. Wstaa nagle. Cofnli si odruchowo. - Pani... - rzek jeden. Przerwaa mu niemal w p sowa. - Potrzebuj troch blu. Umiechna si leciutko. - Musz sprawdzi, czy nie zapomniaam, jak roznieca si ogie... Odwrcia gow w bok, pochylia troch i spojrzaa z ukosa, wci z tym

samym umiechem. Czerwonozoty pomie z hukiem ogarn odzienie obu mczyzn. Marszczc brwi, patrzya, jak wyjce ywe pochodnie miotaj si po izbie. - Na razie umiem tylko rozpala rzeka z alem. - Moe kiedy naucz si gasi? Wysza z izby. Na schodach spotkaa przeraonego gospodarza domu. - Chcesz schudn, grubasku? zapytaa. - No to chod, wytopi z ciebie troch tuszczu. Wyjca kula ognia stoczya si po

schodach.

Rozdzia czterdziesty dziewity

Nadciga zmierzch. Tamenath-Przyjty, jednorki starzec, wielki jak gra i wci wysoko noszcy ys gow, podszed do okna, ogarniajc wzrokiem zamkowy dziedziniec, po ktrym niespokojnie biegay psy. Przywyk nazywa swj dom zamkiem; by to jednak tylko krpy, mocny oktogon, otoczony dodatkowo murem. Na Czarnym Wybrzeu taki dom

by nie wystarczy. Ale tutaj, na tej wyspie, dawno nie byo stranikw Porzuconych Przedmiotw. Co innego w morzu. Geh-egy czasem wychodziy na ld, ale dla obrony przed nimi zupenie wystarczay basogi, ktre trzyma. A ju mur gwarantowa cakowite bezpieczestwo. Przechyli gow, nasuchujc, bo wydao mu si, e z dali dobieg piew syren. Rzeczywicie - pieway... Lubi ich pieni. Byy bardzo smutne. Zdawa sobie jednak spraw, e wanie w tej chwili gin poszukiwacze przygd, na jakim aglowcu. Syreny nigdy nie pieway na prno.

Prawd powiedziawszy, nie sysza ich piewu od bardzo dawna. Chyba od kilku lat. Pomgby moe gincym, pomimo, e wyprawy dla zdobycia prnego bogactwa (bo tym byy dla awanturnikw Porzucone Przedmioty) mia w gbokiej pogardzie. Nie mg jednak pomc, nie widzc tego, przeciw czemu chcia uy Formuy. Potrafi uczyni samego siebie niewraliwym na piew, a i to tylko taki jak ten, dobiegajcy z daleka. Gdyby brzmia wyranie, mczyby si jak kady, lub niewiele mniej. Inna rzecz, e na pewno by przey. piew umilk nagle i Tamenath pomyla, e oto kolejny okrt z martw

zaog dryfowa bdzie po morzu, a osidzie na jakim brzegu. Kto wie moe nawet na brzegu jego wyspy? Bardzo krtko pieway. Musiay by tu obok statku, skoro tak krtki piew wystarczy. Najstarszy z mdrcw Szereru odwrci si i poszed ku rodkowi komnaty. Wielki st zasany by drobno zapisanymi kartami. Tamenath tworzy swj wkad do Ksigi Caoci. Pora. Wiedzia, e wkrtce umrze. Pochyli plecy, wsun przedrami

pod blat stou, po czym wyprostowa si, unis go troch i przesun. Nuya go monotonia; przemieszczanie stou wok fotela stwarzao namiastk odmiany. Zasiad w obszernym siedzisku, twardym, z dbowego pnia. Sam je wydry. Wsta po krtkiej chwili i przynis Ksig... Pami. Pami mu nie dopisywaa. Mrok powoli wypenia komnat. Wreszcie pochon j zupenie. Tamenath czyta.

Przed laty, gdy Szer uczynia z dwch miesicy jesieni miesice zimowe, dowiadczy podobnego uczucia jak teraz. Szuka ladu Praw, ktre potwierdziyby, e wanie teraz, w tym roku, Szer przywrci rwnowag, odbierajc zimie poyczone miesice. Znalaz. Jeszcze tydzie temu nie potrafiby uzna tych wierszy za Prawa. Jednak byy nimi. Bez adnej wtpliwoci. Spostrzeenia yjcego przed wiekami Przyjtego, ktrego imi widniao na pocztku stronicy, tak jak widnie kiedy bdzie imi jego, Tamenatha.

Przeczyta raz jeszcze. Zwyke sowa, rozwaania o naturze pokoju i wojny, ktre nagle stay si szalenie wieloznaczne, dajc dowd, e jego przypuszczenia zgodne s z treciami zawartymi w Pasmach. Oczy zapieky. Mczy si szybko... Pomyla z gorycz, e bdzie musia zapewni sobie wiato. Dotd nie byo mu potrzebne. Jednak ostatnio z coraz wikszym trudem przebija wzrokiem ciemno. Klamra Szerni - pomyla. - Co zaczo si przed dziewiciu laty, w tym roku si skoczy. Klamra. Klamry Szerni byy fenomenem, z

ktrym nie radzia sobie matematyka. To byo jak ironiczny umiech rzdzcej wiatem potgi - martwej przecie. Udowodnione, prawdziwe ponad wszelk wtpliwo wzory i twierdzenia nagle zawodziy. Obiektywnie istniejce, empirycznie sprawdzalne zjawiska wymykay si teoretycznemu opisowi. Jak fenomen przyspieszenia czasu w Obszarze. Przy zachowanej cigoci przestrzeni niecigo czwartego wymiaru. Tamenath westchn. Nie rozumia. By niewiele znaczcym Przyjtym. miesznym mdrcem... jednym z tych, ktrzy zamiast twierdze filozoficznych wpisuj do Ksigi Caoci

przeksztacone wzory. Praca wyrobnika. Chopca na posyki, przynoszcego mistrzom potrzebne narzdzia. Kto taki, jak Wielki Dorlan, dziki znalezionym w Ksidze gotowym przeksztaceniom oszczdzi sobie kiedy zbdnego wysiku. W dziele poznania Szerni matematyk by zaledwie sug historykafilozofa. Starcza gorycz - rzek sobie z przygan. Przewrci kart. Wzrok przesun po dziesitkach liter. Nagle do zadraa. - Przepowiednia - rzek na gos. Zaiste. Teraz bya to Przepowiednia. W roku spicia klamry. Nie sdzi, e dane mu bdzie ujrze Przepowiedni... Poruszy wargami, czytajc o dwch

Ciemnych Pasmach, wykltych przez Szer. Poj nagle, jak bardzo si myli. To nie klamra Szerni. To klamra Odrzuconych Pasm. Sprzymierzonych tylko z Bezmiarami. Odchyli si na oparcie fotela. Zamkn oczy, zmczone walk z mrokiem. Jeszcze zanim powsta rozum, Szer toczya wojn z wrog potg, podobn do niej moc ponad wiatem - Alerem. Aler zosta pokonany, ale Szer utracia w tej wojnie kilka Ciemnych i Jasnych Pasm. Wicej Jasnych. By zachowa rwnowag swej istoty, Szer musiaa odrzuci dwa Ciemne Pasma,

odgradzajc je od innych Ferenem murem zbudowanym z Jasnych Smug, oddzielonych od Pasm. Wyklte Pasma, odepchnite za kopu nieba, przenikay jednak do wiata; nazwano takie wtargnicia Pkniciami Szerni, cho w istocie nimi nie byy. Najatwiej Wyklte Pasma przenikay nad Bezmiary, poczone z nimi tajemnym jakim sojuszem. Rzecz niezwyka. Pierwotny przestwr Bezmiarw, istniejcych na dugo przed tym, nim potgi takie jak Szer zaczy wyania swoje ldy, by wyranie wrogi i zgoa zabjczy dla Pasm. Bezmiary nigdy nie podlegay Szerni. Kilkaset mil od Szereru Szerni

ju nie byo. Nikt nie wiedzia, jakim sposobem Wyklte Pasma mog - do pewnego stopnia - wspistnie z Bezmiarami. Jakim sposobem... i po co. Potga taka jak Szer, musiaa by wewntrznie zrwnowaona. Prawo Rwnowagi - pierwsze i najwaniejsze z Praw Caoci. Dotyczce tak Szerni, jak i Szereru. Tamenath sdzi, e jest to nadrzdna regua dla wszystkich potg i wiatw, jakie gdziekolwiek istniej, istniay albo istnie bd. Trwae zaburzenie rwnowagi musi pocign za sob upadek. Potgi, wiata... Czegokolwiek. Czasem zdawao mu si, e Bezmiary wanie do tego d. Do zachwiania rwnowagi Szerni - obcej

dla ich przestworu (wic wrogiej) siy sprawczej. Dwa Wyklte Pasma, bdce pamitk po najwikszym w dziejach zachwianiu rwnowagi Szerni, w naturalny sposb dyy do ponownego stopienia si z reszt potgi. Feren - mur odgradzajcy je od pozostaych Pasm nie zosta przecie stworzony bez powodu. By moe istniaa moliwo zniszczenia Ferenu. Gdyby to si udao, Szer ponownie zostaaby wytrcona z rwnowagi. Nikt nie umia powiedzie, czy moliwe jest odbudowanie raz zburzonego Ferenu. Ale mogo by te inaczej. Tamenath (i nie on jeden) zastanawia si niejednokrotnie, czemu

Szer, po zwyciskiej wojnie z Alerem, nie unicestwia niepotrzebnych swoich Pasm. Wystarczyo rzuci je przeciw pokonanej, lecz wci jeszcze majcej moc niszczenia, potdze Aleru... By moe - z jakich przyczyn - nie byo to moliwe. Tamenath sdzi jednak, e raczej... niepotrzebne i niewskazane. Szer bya lep, bezrozumn - a jednak w do celowy sposb dziaajc potg. Moe zbdne (i szkodliwe!) Ciemne Pasma mogy speni poyteczn rol, rzucone nie przeciw Alerowi, a przeciw Bezmiarom? Ich sojusz z wolnym przestworem mg by sojuszem pozornym, w rzeczywistoci by moe - Wyklte Pasma i Bezmiary szachoway si nawzajem, tworzc

now, swoist rwnowag. A wic przymierze - czy raczej zimna wojna? Tamenath westchn znowu. wiedzia. Nikt nie wiedzia. Nie

Nie sdzi, by tym razem zdarzyo si co, co pozwoli mu zrozumie. Jednak, cho nie mg wiedzie, co waciwie si dzieje, mg chocia docieka - jak. Znowu pochyli si nad Ksig.

Rozdzia pidziesity

Okrt zatacza si jak pijany, agle wpaday w opot. Nie byo nikogo, kto mgby dopilnowa steru, czy choby zablokowa go w odpowiedniej pozycji. Raladan czoga si po pokadzie, wci czujc tpy bl, zgniatajcy trzewia. Zobaczy lecego we krwi marynarza, ale ujrza te dwch innych, czogajcych si ku rufie, podobnie, jak on sam. Po raz kolejny pomyla, jak wspania dosta zaog. Jego chopcy

nawet teraz myleli o Seili. Ilu ich zostao? Bl ustpowa powoli, Raladan zdoa najpierw klkn, potem za stan z wysikiem. Rwnoczenie aglowiec wyprostowa si, kadc z powrotem na kurs. Przy sterze ju kto by, chocia dao si wyczu, e okrt prowadz bardzo niepewne rce. - agle rzu! - ochryple zawoa Raladan. - Kotwica w d! Z mozoem wypeniono polecenia. Kotwica wreszcie mocno chwycia grunt i Seila znieruchomiaa.

Raladan ogarn wzrokiem morze, szukajc czarnych grzbietw i wysokich petw, tncych wod jak miecze. Byy! Ale bardzo daleko, w miejscu skd dolecia piew. Czy bitwa jeszcze trwaa? Bohed, jego pierwszy oficer, stan obok, wci zgity wp, przyciskajc rami do tuowia. - Trzech nie yje - rzek z wysikiem. - Ale z trzema dalszymi... bardzo kiepsko, kapitanie. Wci krwawi. Raladan zacisn zby, bo wiedzia, co to oznacza. Straci szeciu ludzi. Z drugiej strony przywlk si

Davaroden. - Moi cali - powiedzia. - Kapitanie, niektrzy zaoyli hemy i to pomogo. Tylko troch, ale bardziej ni zakrywanie uszu. - Powiedz to wszystkim. W zbrojowni jest par hemw. Myl, e ju adnych pieww nie bdzie... ale powiedz to wszystkim. Popatrzy na pokad. Majtkowie, wci niezgrabni i sabi, znosili w jedno miejsce ciaa kolegw. Kto ze zami przeklina wszystko i wszystkich. Raladan ujrza chopaka, ktry by jedynym druhem nie lubianego tradycyjnie - kucharza, rzeczywicie

zreszt kutwy, jakich mao... Kapitan popatrzy na pospn, czarn wysepk, oddalon o dobre dziesi mil. Czy to ta? Bdzili ju do dugo, na prno szukajc ldu, naznaczonego pitnem krpej wiey na wzgrzu. Byby przysig, e tu. Moe z bliska? Moe bardziej od pnocy? Davaroden szarpn go za rami. Raladan odwrci si i przez chwil czerwone, zachodzce soce, odbite w redlinach fal, olepiao go. Zaraz potem krzykn ktry z majtkw. Rzucono si ku burcie. Orki mkny jak burza. Czarne petwy grzbietowe ciy wod, ogromne

grzbiety wynurzay si, by zaraz znikn. Kilkadziesit prnych, opywowych cia przewalio si tu obok burty Seili. Jedno z ostatnich zwierzt odczyo od reszty, zawracajc. Marynarze wznieli okrzyk, gdy czarnobiay ksztat wyprysn ponad fale, okrci si w powietrzu i upad z omotem, wzbijajc fontanny wody. - Na Szer... - stkn Davaroden. Orka wynurzya si raz jeszcze, stajc pionowo w wodzie; potny ogon bi w gbinie. W otwartej paszczy widniay liczne zby. Na pokadzie usyszano niezwyky, ostry gos zwierzcia niepodobna byo oprze si wraeniu, e ta istota dziaa w wiadomie i celowo,

dajc ludziom co do zrozumienia, moe ostrzegajc... Zwierz opado pod fale, ale nie odpyno. Z niezwyk szybkoci zaczo kry wok statku. - Tam! - wrzasn nagle jeden z onierzy. Pord morskich fal wrzaa nowa bitwa. Raz i drugi przewalio si nad powierzchni czarno-biae cielsko, ujrzeli te inne, obce ksztaty, rozbryzgujce wod. - Wybiera kotwic! - hukn Raladan. - No, przyjacielu zwrci si do grubego kusznika - to na pewno nie s syreny... Ka przygotowa ludziom najcisze bety. Moe kusze przydadz

si na co... Marynarze ju byli przy kabestanie. Jednak nim kotwica posza w gr, tu przed dziobem, rozbryzgujc fale, migna niezwykle wysoka i szeroka, postrzpiona petwa. Niemal w tym samym momencie dostrzegli drug, mocn i czarn... Potworne uderzenie czciowo wyrzucio na powierzchni wielk, zielonkaw ryb, ktrej boki zdaway si rozkada, pene jakich dziur i strzpw misa czy skry... Miaa dugi rg, podobny do miecza narwala. Ryba wpada z powrotem w odmty, skotowane teraz. Zatoczya ciasny krg, szukajc wroga - i znw potne

pchnicie, tym razem wymierzone chyba cakiem pionowo, od dou, wyrzucio j z wody, a tak blisko Seili, e wyranie poczuli smrd gnijcego misa. Bryzgi wody zalay krzyczcych w podnieceniu ludzi. Wyginajc si w powietrzu, niesamowite zwierz powtrnie spado w fale i znikno gdzie, gboko pod nimi, uderzajc jeszcze w burt ogonem. aglowiec zadygota. Wzburzone fale silnie koysay okrtem, jednak na powierzchni nic si nie ukazywao. Z mocno bijcymi sercami marynarze patrzyli po sobie, domylajc si, e gdzie w dole, moe kilkadziesit okci pod kilem, toczy si

niechybnie olbrzymw...

przeraajca

walka

Szedziesit par krokw od burty fale pky i ujrzeli wyniesion do gry, przebit dugim rogiem na wylot, miotajc si ork. Na Seili rozbrzmia okrzyk prawdziwej i szczerej rozpaczy. W tej samej chwili rg potwora zama si u nasady! Jednak zaraz potem odczuli pierwsze uderzenie, zbijajce z ng. Zielonota ryba nacieraa raz za razem, uderzajc tpym, uamanym mieczem. Seila, wstrzsana ciosami, koysaa si mocno. Ale uderzenia byy coraz sabsze. Nie ustaway jednak: wrogi stwr, niczym jaka niszczca

machina, zawraca wci od nowa, atakujc, atakujc, atakujc... Po ktrym z kolejnych wstrzsw Raladan i marynarze ujrzeli kusznikw Davarodena, przypadajcych do nadburcia. Klczc za nim, sali pocisk za pociskiem, najszybciej, jak potrafili. Ataki nie ustay. Byy ju jednak niegrone. Ostatni nawrt wszyscy widzieli wyranie. Pord wieczornej szarwki ohydna ryba, przewalajc si ciko z boku na bok, z grzbietem naszpikowanym betami, zmierzaa ku burcie. Dopyna si rozpdu - ju martwa... Lekki wstrzs... Cuchnce

cielsko obrcio si brzuchem do gry i wtedy ujrzeli, co byo tego przyczyn: monstrualne rany ociekay jak granatow, rozmywan przez fale ciecz. Ogon ledwie trzyma si reszty... Czujc dawienie w gardach, spojrzeli tam, gdzie zgina przebita mieczem orka, a potem dalej, na morskie pole bitwy. Stado wracao, ale ju mniej liczne. Czarne grzbiety przesuway si wzdu burt, potem zakreliy wielki uk, wci niedaleko Seili. lad orek znaczy si ciemn, krwaw wstg... Raladan i jego zaoga w milczeniu machali rkami, przewiadczeni, e orki

widz ten gest i pojmuj jego znaczenie.

*** Wiea staa na wzgrzu, niespena mil od brzegu. Kusznicy podzielili si: dwaj szli przodem, dwaj po bokach, pozostali za trzymali si blisko Raladana i Davarodena. Kapitan sdzi, e te rodki ostronoci, w przypadku prawdziwego niebezpieczestwa, niewiele pomog. Nie wtrca si jednak w dowodzenie Davarodena. Tym bardziej, e ostrono nie moga zaszkodzi.

Posunli si bez przeszkd a do podna wzniesienia. Psy pojawiy si nagle, bezgonie olbrzymie jak cielaki. Raladan nigdy dotd nie widzia basogw, ale to mogy by tylko one. Suny w d stoku, susami o niebywaej dugoci. Kusznicy Davarodena sformowali szyk bez jednej komendy, w tempie, ktre zdumiao kapitana bardziej chyba ni widok olbrzymich psw. Czterej uklkli, czterej pozostali wymierzyli nad nimi. Davaroden stan z boku, niczym na paradzie, z kusz trzyman oburcz, pionowo przed twarz. Psy byy o pidziesit krokw.

Dalej, na stoku, pojawi si jaki czowiek. Zawoa i psy stany, jakby wrosy w ziemi. Byo ju jednak za pno, bo w tej samej chwili Davaroden rzuci spokojnie: - Rei. Bety pomkny, posuszne grombelardzkiej komendzie. Jeden z psw rzuci si na ziemi, skowyczc, pozostae trzy pady bez gosu. onierze natychmiast zaoyli korby, napinajc twarde ciciwy. Nieznajomy - ogromny jak db mczyzna w obszernym, szarym paszczu - schodzi powoli w d stoku. Podyli mu naprzeciw, czujni, gotowi

na niespodzianki. Zatrzymali si przy psach, ale nie za blisko, bo ostatnie zwierz, cho z dwoma pociskami w grzbiecie, szczerzyo jednak zby, prbujc powsta... Davaroden pochyli kusz, chcc skrci jego mki, ale Raladan, powodowany jakim odruchem, powstrzyma go gestem. Davaroden zwrci si do swoich ludzi, nie spuszczajc wszake spojrzenia z nadchodzcego olbrzyma. - le - rzek krtko, z przygan. - Hemy, panie - powiedzia wyjaniajco jeden z onierzy. I zbroje. Dowdca skin gow, przyjmujc

usprawiedliwienie. Raladan te zrozumia, o co chodzi. Zdaniem Davarodena, zamknite hemy dla kusznikw byy nieporozumieniem. Wska wizura utrudniaa ocen odlegoci. ebki tego typu sprawdzay si w walce wrcz. Podobnie zreszt jak kirysy - bardzo niewygodne dla kusznikw. Jej godno Semena nie moga si zdecydowa, czy chce mie rbajw, czy strzelcw. Pomimo wszystko, Raladan nie mg nie doceni mistrzostwa tych onierzy; nie umawiali si przecie, wybr celu narzucio im szkolenie. Kady pies dosta dwa bety. Czowiek w szarym paszczu - ysy

jak kolano, stuletni chyba, lecz niezwykle krzepki starzec - najpierw pochyli si nad psami. Gestem uspokoi jedno z rannych zwierzt, przesun doni ponad jego bem i basog znieruchomia. Zauwayli jednak, e wci oddycha. Starzec wyszarpn bety i dotkn ran. Dopiero potem wyprostowa si ciko. - Niepotrzebnie - rzek ze smutkiem, uywajc mowy Kinenu. Obrzuci spojrzeniem gowy onierzy, skryte w hemach po usta. Zatrzyma wzrok na twarzy Raladana. - Nie wini was, nie moglicie wiedzie, e je powstrzymam. Starzej

si, ju nie biegam tak szybko jak niegdy. Raladan otworzy usta, ale starzec uczyni gest ramieniem. Odchylony paszcz ujawni brak drugiej rki. - Pomwimy u mnie. Davaroden skin na onierzy. Natychmiast wyrwali bety z nieruchomych cia, oczycili je, wbijajc kilkakrotnie w ziemi, przetarli groty skrajami tunik i wsunli do woreczkw przy pasach. Starzec, mimo wci widocznego alu po psach, spojrza z wielkim uznaniem. Dotkn barku, gdzie wyrasta winno rami.

- Straciem je, suc w Gwardii Grombelardzkiej - powiedzia. Dowodziem klinem kusznikw dorzuci, skinwszy w stron Davarodena. - Prawda, e przed wielu laty. Gruby Wyspiarz spojrza przez szczelin w hemie na niego, a potem na Raladana. Gwardyjska kolumna, w skad ktrej wchodzi wymieniony oddzia, bya formacj elitarn, co si zowie... Kaleki wielkolud by dowdc najlepszych kusznikw wiata. Starzec-olbrzym raz jeszcze pochyli si nad psem, po czym zapyta, zdejmujc paszcz:

- Pomoecie mi? Czterej ludzie, za przyzwoleniem Davarodena, oddali kusze kolegom i z pewn obaw zbliyli si do basoga. Spa twardo. Z wysikiem uoyli potne cielsko na paszczu i ujli go za cztery rogi. - Ostronie - poprosi Przyjty. Ruszy przodem, prowadzc w stron obwiedzionego murem oktogonu. Milczeli przez ca drog. Masywna brama bya otwarta. Davaroden bez sowa wskaza dwch ludzi. Zostali na zewntrz. Dwch

nastpnych rozmieci za murem, przy wejciu do wiey. Na spojrzenie gospodarza znaczco skierowa kusz ku ziemi. Nie chcia go obrazi, po prostu wykonywa swoj prac. Tamten skin gow na zgod. Raladan zacz podejrzewa, e ci dwaj dogadaj si atwiej ni on z zaog Seili. Psa pozostawiono w maej komnatce na samym dole. Przyjty, zdawao si, zapomnia o swoich gociach. Szuka czego w dzbanach stojcych pod cianami, wyj ze skrzyni zwoje dziwnego, nienobiaego ptna. Starannie opatrzy zwierz i namaci mu pysk jak ostro pachnc, pienist

brej. - To mj onierz - wyjani krtko, gdy skoczy. - Ostatni. Skinli gowami. Po krtych, toncych w mroku schodach, wspili si na pierwsze pitro wiey. Starzec otworzy cikie drzwi. Wntrze kamiennej komnaty zdumiao przybyszw. Pod cian sta wielki st, zasany zapisanymi kartami. Leaa te na nim ksiga o rozmiarach trudnych do ogarnicia; Raladan zastanowi si, czy zdoaby ruszy j z miejsca... Obok

druga, mniejsza, otwarta bya na stronach wypenionych samymi cyframi i niezrozumiaymi znakami - ale kapitan Seili mia troch do czynienia z ow dziwn, pikn nauk i widok tablic matematycznych nie wprawi go w osupienie. Pobieg spojrzeniem dalej. Tu przy stole znajdowa si fotel, a waciwie gbokie siedzisko, wydrone w dbowym pniaku. Wzdu wszystkich cian stay awy, na tych awach za ksigi... Raladan nie przypuszcza, e na wiecie moe by tyle ksig. W caym swoim yciu widzia ich ledwie kilkanacie. Potrafi czyta (cho nie mia pojcia, skd wzia si ta

umiejtno), ale, prawd rzekszy, gwnie nazwy ldw i mrz... Z pisaniem szo gorzej. Waciwie nigdy tak naprawd nie prbowa. Uzupenia czasem mapy; nazwy wysp jako naskroba, wicej nie byo mu potrzebne. Wiedzia jednak, e w Armekcie sztuk utrwalania sw poznaje kade dziecko... Ile jednak naleao narysowa liter, by zapeni nimi jedn chocia ksig? onierze patrzyli w jeszcze wikszym osupieniu ni on. Davaroden zna troch, podobnie jak Raladan, sztuk pisma (bez tego nie sposb byo zosta oficerem, a gruby kusznik mia

kiedy chrapk na patent podsetnika legii). Wymienili teraz spojrzenia. Byy w komnacie jeszcze trzy mniejsze stoy, leay na nich odamki jakich ska i kamieni, rnej wielkoci i barwy, zasuszone licie i kwiaty, due i mae koci oraz wiele innych przedmiotw... Pod kad rzecz znajdowaa si wiartka pokrytego drobnym pismem pergaminu. Czasem kartek byo kilka, a nawet kilkanacie. Starzec spocz w swym fotelu. - Wybaczcie, e zajmuj jedyne miejsce do siedzenia - powiedzia, czynic lekki ruch rk. - Wiek nadaje mi taki przywilej. Macie przed sob -

umiechn si nagle - bez wtpienia najstarszego czowieka Szereru... Tu zatoczy pkole ramieniem, co mogo oznacza rwnie dobrze komnat, wysp, albo cay Zy Kraj - nazywam si Tamenath-Przyjty. Po krtkiej chwili Raladan chcia si odezwa, ale starzec go uprzedzi, pytajc: - Czy ktry z was nazywa si moe Get-Khagdob? Nie? A wic moe, cho to imi kobiece, Riolathe? Raladan drgn. - Tak, panie, znam imi bardzo podobne... - powiedzia; chcia co

jeszcze dorzuci, ale si powstrzyma. Znam je - powtrzy. Starzec obserwowa go bacznie. - Postanowie niczemu si nie dziwi, prawda, panie? Bardzo to mdre, a dowodzi tylko, e wiele w yciu dowiadczy. Westchn nagle. - A zatem istotnie Przepowiednia rzek na poy do siebie. Wszystko wyjani - zapewni zaraz. - Jednak nie wiem, czy powinnimy rozmawia wobec tylu osb? Raladan spojrza na onierzy. Davaroden pokrci gow, zdecydowanie odmownie. - Ale, panie

- zauway starzec - podziwiam wyszkolenie twoich ludzi, i jako znawca przecie. Ale jestecie wszyscy w domu tego, ktrego czasem nazywa si magiem, nie wiedzie zreszt, czemu. Jednak, jeli to miano pomoe wam zrozumie... Zdaj sobie spraw, bracie, e tu kusza nie na wiele si przyda. Davaroden chcia odrzec, Przyjty, wida, postanowi dopuci nikogo do sowa. ale nie

- Nie zamierzam z wami walczy. Chc rozmawia. Ale z jednym, nie ze wszystkimi. - Zabierz ludzi - powiedzia Raladan. - Poczekajcie na dziedzicu.

- Po co wic wchodziem po tych schodach?! - cisn z gniewem kusznik. - Davaroden - rzek z naciskiem Raladan. - Ja tu rzdz. Czemu zmuszasz mnie, bym ci karci przy twoich onierzach? - Wypada mi przypomnie - rzek Tamenath - e obaj jestecie w bdzie. JA tu rzdz. I powiadam: wojacy wynocha. Davaroden zdj hem, jakby po to tylko, by mogli sobie obejrze jego rozgniewane oczy. Spojrza z pretensj w twarz kapitana i skin na onierzy. Odwrci si jeszcze, wycigajc miecz z pochwy. Poda go Raladanowi.

- We to, panie - rzek tonem nie znoszcym sprzeciwu. - Te twoje noe rozbawiaj mnie do ez. Raladan wzi or dla witego spokoju. Gdy onierze opucili komnat, natychmiast odoy miecz na st. - To doskonay onierz i przyjaciel rzek, patrzc na starca. - Widz - pada krtka odpowied. Raladan zatkn rce za pas. - Ogromna wikszo ludzi, ktrych w yciu spotkaem - powiedzia Tamenath - patrzy na Przyjtych jak na dwugowe

byki... Widz jednak, panie, e ty do tych ludzi nie naleysz. Nim zaczniemy rozmow, chciabym zapyta: czy spotka kiedy czowieka takiego jak ja? Jeli tak, to co powiedzia? Moe co o Prawach Caoci? Mnstwo czasu oszczdzilibymy, gdyby si okazao, e wiesz troch o Szerni i jej Pasmach. Szczeglnie dwch Ciemnych Pasmach. - Syszaem o Prawach Caoci, cho nie bd udawa, e wiele z tego rozumiem. Rzeczywicie spotkaem... niezwykego starca. Nie nazywa siebie Przyjtym, ale myl, e by nim, panie, tak samo jak ty. - Poda ci moe swe imi?

- Nie... Zmarszczywszy brwi, dorzuci. - To kaleki grajek-gawdziarz. Spotkalimy si w jednej z garyjskich tawern. Nosi dziwny instrument, nigdy takiego nie widziaem. Tamenath odchyli si nieco do tyu. - To nie by Przyjty - powiedzia. Przez chwil patrzy dziwnym wzrokiem. - Nie wiem, czy ci to interesuje, panie, ale istota, o ktrej mwisz, jest stara jak Szerer... Na przestrzeni wiekw pojawiaa si wielokrotnie, i

zawsze tam, gdzie speniay si wyroki Praw Caoci. - Kim wic jest ten czowiek. - Istota - podkreli z naciskiem Tamenath. - Nikt tego nie wie... ale na pewno nie czowiekiem. Milczeli przez chwil, zatopiony w swoich mylach. kady

- No dobrze, panie. Teraz powiedz mi najpierw, co ci sprowadza do RomogoKoor. Nienazwany Obszar - wyjani, widzc zdziwienie kapitana. - Mwicie o nim Zy Kraj. - Ty, panie - pada odpowied. - Mam

misj. Polecono mi odnale Przyjtego i poprosi go o pomoc. - Pomoc w czym? Raladan wyjani. W miar, jak mwi, starzec coraz szerzej rozchyla pomarszczone powieki. Nagle - nieoczekiwanie wybuchn miechem, potnym jak caa jego posta. - Nie, na wszystkie Pasma - rzek zaraz, jakby zawstydzony. Wybacz mi... Wiem przecie, e musi kry si za tym co wicej. Ale, panie, przyznaj, e pomys proszenia czowieka takiego, jak ja, o pomoc przy budowie fortecy jest

hm! hm! niezwyky, co si zowie! Podobnie - doda zaraz - jak wykorzystanie do tego celu Porzuconych Przedmiotw. Prawda, e Przedmioty, tak jak wy je rozumiecie, mog posuy choby do budowy zamku. Nie pochwalam wynoszenia ich poza granice Obszaru, ale czyniono to, czyni si i chyba czyni bdzie, nic na to nie poradz. Jeli ju jednak suy maj one innym celom ni te, do ktrych zostay powoane, to moe istotnie lepiej, by wzniesiono przy ich pomocy fortec, ni fikano ucieszne kozioki w powietrzu, jak czyni niegdy bazen dartaskiego krla, posugujc si (nie uwierzysz, panie!) przepotnym Pirem... Teraz jednak musz ci

powiedzie, e budowanie zamkw nie jest przeznaczeniem Przyjtego, choby nawet w zamek odmieni mia losy imperium. Moje zadanie to zrozumienie istoty Pasm Szerni i zgbianie Praw Caoci. Pooy rk na wielkiej ksidze. - Pojmuj to, panie - rzek Raladan. Ale wiem te na pewno, e w zamek i Prawa s ze sob bardzo mocno zwizane. - I ja tak sdz - przyzna Tamenath. Tylko dlatego wci jeszcze rozmawiamy... Wrmy jednak do imienia Riolathe. Czy myl si, sdzc, e od niego wszystko bierze pocztek?

- To prawda - powiedzia Raladan.

Rozdzia pidziesity pierwszy

Alida czekaa. Jego godno Kiliven, Pierwszy Przedstawiciel Trybunau, zmienia powoli swe podejrzenia w pewno. Wiedziaa, e trzeba spodziewa si ciosu. Czekaa. Bierno bya mczca, ale teraz - wskazana. Niedugo miao wybuchn powstanie. Gdyby udao si odwlec rozstrzygnicie a do chwili tego wybuchu, kopoty przestayby

istnie. Miaa nadziej, e si uda. Nie chciaa przedwczenie podejmowa dziaa o trudnych do przewidzenia skutkach. Kim by ten czowiek? Nie potrafia jako zasign o nim potrzebnych wiadomoci. Dziwne. Armekt nie lea blisko, ale tak znaczne nazwisko powinno by znane - mniej lub bardziej - nawet tu, w Trzeciej Prowincji. Trudno przypuci, by dla obsadzenia tak wanego stanowiska cignito, gdzie spod armektaskiej Pnocnej Granicy, jakiego magnata-samotnika... Dwory przedstawicielskie w prowincjach orbitoway jednak wok dworu w stolicy. Gdyby Kiliven

wywodzi si z otoczenia cesarza, wiedziano by tu o nim. Byo jednak inaczej. Posaa zaufanych ludzi do Armektu. Ale podr musiaa potrwa. A na miejscu - trudno, by poszli prosto na obiad do imperatora, by zapyta o jego godno B.N.A.Kilivena... Naleao dziaa ostronie. Jednak, pomimo wszystko, trwao to zbyt dugo. Niecierpliwia si ju. Tego wieczoru chciaa pooy si wczeniej. Wygodne apartamenty Trybunau kusiy. Zaatwia sto spraw, beznadziejnie nudnych. Bya zmczona.

Starzejesz pomylaa.

si,

kochanie

Ale tak naprawd czua si modsza ni kiedykolwiek. Miaa wadz, i to wadz tak ogromn, jakiej nie mia chyba nikt w caej prowincji. Kochaa wadz i chtnie przyznawaa si do tego przed sob. Kt mg tutaj z ni konkurowa? Ksi Przedstawiciel? Ten starzec nie potrafi ju rzdzi nawet wasn sub. Miaa go w rku, bo miaa Ganedorra... Oto mdry czowiek, dobry organizator i kandydat na wodza powstania, a po jego zwycistwie - nawet na wadc Garry. Ale nic wicej. By rzdzi naprawd, brakowao mu wyobrani. Mia j, mia,

oczywicie... Ale za mao. Rozczesaa wosy, upia je starannie, nawet nie patrzc w lustro. Nie moga ju pozwoli sobie na warkocz. Musiaa wyglda - hm, dostojnie. Zamiaa si. Wadza jej suya. Nie tylko czua si modsza, ale i wygldaa modziej. Lubia si podoba (a ktra nie lubia?). Inna rzecz, e ostatnio nie bardzo miaa komu... Niespodziewanie myl ucieka w przeszo, do Aheli. Dlaczego tak mocno tkwiy w sercu wspomnienia stamtd? Chtnie by je wyrzucia. Raz na zawsze. Wspomnienia o najwikszej przegranej swego ycia.

Zauwaya, e ma na sobie bkitn sukni - tak jak wtedy, przed laty... Podobaa mu si. Gupia - skonstatowaa. - No tak, gupia, nic doda... Powiedz, Alida, co moga widzie takiego w tym czowieku? No powiedz? Ile ty waciwie masz lat, kochanie? Czternacie? mieszne zadurzenie!. Tylko e - oczywicie - to nie byo mieszne zadurzenie. Nie mona durzy si miesznie przez blisko dziewi lat. Wiedziaa o mczyznach wszystko, co da si wiedzie. Nic trudnego, nie byo tego duo... Zamieniwszy z

ktrymkolwiek dwa sowa, ba! spojrzawszy tylko, moga powiedzie pewnie wicej ni rodzona matka takiego. Dlaczego wic nie potrafia okreli... czemu ten i akurat ten, aden inny? Co mia takiego, czego inni nie mieli? Brzuch twardy jak z elaza! Przecie nie zakochaa si w brzuchu! Ouaa... Ale pamitaa ten brzuch... Co mia w sobie takiego? No co, na wszystko, co niezrozumiae?! Pirat jeden! Z zamylenia wyrwaa j suca, anonsujc gocia. Alida oprzytomniaa w jednej chwili. Ona, ktrej trudno byoby y bez ryzykownych gier,

przecie poczua mocniejsze uderzenie serca. B.N.A.Kiliven, Pierwszy Przedstawiciel Najwyszego SdziegoTrybunau. Nigdy dotd jej nie odwiedza. A wic - rozstrzygnicie! Przesza do pokoju obok, gdzie zawsze przyjmowaa goci. Powitaa go, siedzc, w pozie do swobodnej. - Czemu zawdziczam...? - zapytaa, nie prbujc ukry niechci, przeciwnie - podkrelajc j nawet. Wiedziaa, e dziaa to dranico. Skoni si lekko.

- Prosz o wybaczenie, wasza dostojno, jeli przeszkadzam. Jednak sprawa, w ktrej przychodz... - Jest najwyszej wagi. - Ziewna prawie. Milcza przez moment. - Tak, wanie - potwierdzi. Sta wyczekujco. Nie poprosia, by usiad. - Przed chwil - powiedzia, widzc, e nie warto bawi si we wstpy zatrzymano, na mj rozkaz, jego dostojno sdziego F.B.C.Nalwera.

Kilka myli naraz przemkno jej przez gow. Zaskoczy j ale moga i powinna to okaza. Wstaa. - Co to znaczy? - zapytaa z przeraeniem. - To znaczy, pani, e przyszedem po tw szczero. Usiad nieproszony, a waciwie rozpar si. - Nie rozumiem? - powiedziaa, blednc. - Nie udawaj, pani. Podziwiam wasz zrczno, ale gra skoczona. Najpierw moe wyjani par spraw, zdaje si

bowiem, e twoi ludzie w Kirlanie nie spenili pokadanych w nich nadziei. Jestem specjalnym wysannikiem Najgodniejszego Imperatora. Moje uprawnienia za s... nieograniczone. Da jej chwil czasu. - Co znaczy - doda - e mog rwnie dobrze uci ci, pani, tu i teraz gow, jak kaza zatopi wszystkie aglowce Floty Gwnej, czy te zdj z urzdu Ksicia Przedstawiciela. Mog tyle co cesarz. Ani troch mniej. Nie bya tym zaskoczona a tak, jak udawaa, e jest. Jednak sowa Kilivena (musiaa to przyzna) miay swoj wag.

Spostrzega nagle, e stoi, podczas gdy on siedzia... Dobrze. Tak powinno zosta. Przyszedem po twoj szczero powiedzia. Bzdura. Przyszed po swj sukces... Znaa to. Kady, docierajc do celu, chce mie chwil radoci. Satysfakcji... Mw, mw... Pobawmy si troch. pomylaa. -

- Wiem, e los Najwyszego Sdziego niewiele ci, pani, obchodzi - rzek, wycigajc nogi. - To paszczyk, pod ktrym prowadzisz wasn gr. Przejrzaem j, zarczam. Ale cigle nie wiem, czego waciwie spodziewaa

si po powstaniu? Nabraa ochoty, eby mu o tym powiedzie. - Moe miaam ochot zaj miejsce Nalwera? Po zwycistwie powstania zmieni si wiele, ale instytucje takie, jak ta, zawsze bd potrzebne. - Naprawd wierzya, pani, e powstanie moe zakoczy si sukcesem? - Wierzyam? Nie, panie, po prostu umiem liczy. Stary Ksi Przedstawiciel dba o garnizon w Doronie, i o aden inny. Od stu lat chyba Legia Garyjska nie bya tak nieliczna.

Nie mwic o stray morskiej. Umiem liczy, panie. I wiem, e jeli z jednej strony postawi czterech ludzi, z drugiej za dwch, to ci dwaj na pewno przegraj. - Nie zawsze tak bywa - zauway. Ale, prawd mwic, podzielam tw opini. Zwaszcza, jeli chodzi o stan wojsk i flot w tej prowincji. Pomimo tego jednak boj si, pani, e twoje rachuby... oparte s na faszywych przesankach. To ja mam owych czterech ludzi, nie ty. - Ktre z nas liczy zatem bdnie przyznaa. Myl, e nie rozstrzygniemy tego sporu. A w kadym razie nie teraz.

- To prawda. Boj si jednak, e gdy czas rozstrzygnicia nadejdzie, nie bdziesz ju moga przyzna mi racji, pani. Chyba e... zawiesi gos. - Chyba e co, wasza dostojno? - Chyba e naprawisz wyrzdzone zo, pani. - W jaki sposb? - O, najprostszy w wiecie. Wiem bardzo duo, znam nawet prawdziwy termin wybuchu powstania. Ale przecie nie wiem wszystkiego. Przyznaj to otwarcie.

- Czego za nie wiesz, panie, sdzisz, e wiem ja? - Wanie tak. Zamylia si. - Wasza dostojno - odezwaa si, nie kryjc zaciekawienia prosz mi jeszcze powiedzie, kim jeste? Prywatnie przecie... Bo, e wysannikiem Kirlanu, to ju wiem. - Powiedzmy, e... czowiekiem, poleconym kiedy szczeglnej opiece Ksicia Przedstawiciela Cesarza w Rollaynie. - Poleconym przez kogo?

- Przez jej godno B.L.T.Elen... Czy to co wyjania? - Nielubny syn Bavatara i Eleny. Popatrzya z umiechem. - Powinnam si bya domyle! Zmarszczy czoo. - Nie doceniaem ci, pani. - Oj, nie - rzeka prawie wesoo. - Za to ja, panie, mocno ci przeceniam... - Bdem byo przypuszcza powiedzia ostro - i w Kirlanie ktokolwiek da wiar, e ich dostojnoci Elena i Bavatar kupczyli stanowiskami! Grubym bdem!

- Przyznaj - powiedziaa. - Ale, ale... Przecie jeste, panie, bastardem? Cigle staa, lecz okazao si nagle, e atwo jej, dziki temu, patrze z gry. Zapon gniewem. - A kime ty jeste? Chcesz moe, bym ci powiedzia? - Dziwk - powiedziaa z luboci. Ladacznic, zdzir i kobiet publiczn. Za pienidze dam nawet psu. Rozchylia usta i przesuna koniuszkiem jzyka po zbach. Parskna miechem, gdy zerwa si z krzesa. - Ale, panie... Jeszcze tylko o jedno chc zapyta: jak to moliwe, e z

Kirlanu przysyaj czowieka moe i niegupiego, moe i lojalnego, nie majcego wszake pojcia o sposobie rozgrywania takich partii jak ta? Czyby w stolicy stracili poczucie rzeczywistoci? Tu ma wybuchn powstanie, syszysz chopcze? Powstanie, nie pijacka burda! Czy wiesz, ilu intryg i specjalnych zabiegw wymaga przygotowanie gruntu pod bunt caej prowincji? Zajmuj si tym, i zajmowa musz, ludzie bdcy kamcami z zawodu! Z zawodu i zamiowania. - Nie jestem kamc ani z zawodu, ani z zamiowania - oznajmi. - To najwaniejsza rnica midzy nami.

Jednak swoj misj speniem. Chodmy, pani. onierze czekaj przed drzwiami. - onierze? Gwardia bdzie eskortowa kobiet? Garyjska

- Nie kobiet, lecz zdrajczyni i prostytutk. Westchna. - Nie kobiet? No dobrze. Ile ty masz lat, moje dziecko? Hej, dzielny straniku - mrukna, nie zmieniajc barwy gosu. - Twardo pisz? - Nie pi, pani - rzek olbrzym, wychodzc zza kotary. Unis kusz.

- Nie odwaysz si - rzek szyderczo Kiliven. - Bd kopoty, zapewniam. Za drzwiami... - No wanie, za drzwiami. Nie za za kotar. Bagam, nic ju wicej nie mw, panie, twoja naiwno staje si mczca... Bd kopoty? To mog mie jeszcze wiksze, ni ju mam? - Moje uprawnienia... - Wanie si skoczyy - podesza do sucego, dotykajc jego ramienia. - To nie suga - powiedziaa - to przyjaciel. - C z nim robisz, gdy nie bdzie trzeba, by sysza rozmow? - zapyta Kiliven, pragnc chyba zyska na czasie;

ju nie byo lekkoci w jego gosie. - Moe sysze i zobaczy wszystko. Pokiwaa gow. - Gdyby ty, mj chopcze, zobaczy poow tego co on, od samego patrzenia staby si mczyzn... No dobrze, do tej rozmowy z umarym. - Zabi, pani? - zapyta suga. - Oczywicie. Kusza wyplua bet... i Kiliven nawet nie krzykn. Spokojnie sprawdzia, czy mczyzna nie yje.

- Teraz suchaj- powiedziaa. - To wojsko sprzed drzwi musi znikn. I to szybko. Ruchem gowy wskaza okno. - Mhm - potwierdzia mrukniciem. Drzwiami ci nie wypuszcz. Tego tutaj na razie schowam za kotar... Dam rad, id ju. Spiesz si. Pochyli si, wyrwa pocisk z trupa, go rk napi ciciw. Dotkn ramienia Alidy, podajc bro. Wzia. Olbrzym podszed do okna, wyjrza przez nie i wyszed w mrok letniej nocy. Zostaa sama.

Namczya si sporo, ale ciao byo zbyt cikie. Zawoaa suc i razem zawloky trupa za zason. Potem kazaa przeraonej dziewczynie usun krew z posadzki. - Dobrze - powiedziaa, gdy plama znikna. Wskazaa swoj sypialni. Teraz id tam. I nie wychod. Suca spenia polecenie. Alida pomylaa, e trzeba bdzie j usun. Bya nowa. Usiada. Czekaa niecierpliwie. Czas, czas! Ci onierze za drzwiami mogli tu wej w kadej chwili. Musiaa liczy si z tak moliwoci.

Zreszt - kopoty nie koczyy si na tych paru gwardzistach. O, kopoty to dopiero bd! Nie wiedziaa, jakie ruchy zdy wykona Kiliven. Z pewnoci byli ludzie, ktrych powiadamia o wszystkim, niepodobna, by dziaa samotnie. O kilku jego zausznikach wiedziaa. Ale zdaje si, e o tych najmniej wanych... Oczywiste byo tylko jedno: powstanie musi wybuchn jak najszybciej. Czeka duej nie sposb. Naleao przesun termin. Zanim zaczn si prawdziwe kopoty. Siedziaa, skubic palcami wosy. Znowu bierno. Ale ju niedugo...

Dlaczego bastard suy sprawie swojej matki? - zapytaa si w mylach. - I ojca?. Wzruszya ramionami. Oficer, dowodzcy gwardzistami w gmachu Trybunau, by czowiekiem powstania. Powinien ju si zjawi i zabra swoich ludzi. Ich zdziwienie nie ma znaczenia, posiedz najwyej w karcerze tak dugo, jak bdzie trzeba, choby i miesic... Ale nieche pospieszy si troch! Czas nagli, musiaa natychmiast widzie si z Ganedorrem! W drzwiach stan mczyzna. Nareszcie! olbrzymi

- Droga wolna, pani. Wstaa. - W sypialni jest ta maa - rzeka. Przypilnuj jej. Jak chcesz, to si zabaw. - Nic z tego - pokaza bezwadnie zwieszon rk. - Skrciem rami, nie nadaj si do aenia po gzymsach. Id, pani. Zdaje si, e masz niewiele czasu? Pocigna go nagle za szyj i pocaowaa jak brata. Prawie pobiega przez pokj, ale zatrzymaa si jeszcze. - Dlaczego bastard suy sprawie swej matki? - zapytaa, odwracajc si do sugi. - I ojca? Ludzi, ktrzy si go

wyrzekli, z obawy o sw reputacj? Wskaza skpym gestem kotar. - Bo uczciwy - odpar bez namysu. Dlatego go tu przysano. Ilu jest uczciwych w Kirlanie? Skina gow na zgod.

Rozdzia pidziesity drugi

Starzec mocno pociera powieki, wyranie zmczony. - C mam ci powiedzie, panie? rzek, cokolwiek pospnie. - To, co powiedzia w grajek, jak go nazywasz, to prawda. Ale nie do koca, niestety. - Nie sdz, eby ten czowiek mg si pomyli.

- Bo nie myli si, lecz opowiada bajki. Kama. - Kama? - Kama, zapewniam. Po pierwsze: kada z kobiet, o ktrych mwisz, to istotnie tylko cz Rubinu, ale cz zupenie niezalena i adnego przepywu mocy pomidzy tymi czciami nie ma ani by nie moe. Mao tego, moc Geerkoto w ogle jest niepodzielna, a ten oto fenomen zaistnia dlatego, e wszystkie trzy kobiety byy kiedy jedn... Po wtre, Kula Ferenu nie odmieni twej crki, nie potrafi bowiem, jak Rubin, obj w posiadanie innego ciaa, a to z tej prostej przyczyny, e jest - a i tylko - zwinit Jasn Smug

Szerni, i przestajc by Smug, przestaje by w ogle. Raladan sta jak skamieniay. - aden zreszt Przedmiot nie moe istnie w oderwaniu od pierwotnej swojej postaci, za wyjtkiem tylko Rubinu, czy te raczej Rubinw, jedyne to bowiem Przedmioty rnice si wielkoci, ksztatem i waciwociami. Ot widzisz, panie, mwimy tu o dwch Porzuconych Przedmiotach, ktre waciwie wcale nimi nie s. Czy wiesz, czym s Porzucone Przedmioty? Narzdziami, ktre posuyy do stworzenia rozumu, teraz za... jak by to powiedzie... su do naprawy samej

Szerni, a waciwie tych jej czci, ktre w Romogo-Koor stykaj si ze wiatem. Przedmioty s odbiciem Pasm Szerni, kady z nich symbolizuje jakie Pasmo, albo kilka Pasm. Opisujc go za pomoc liczb, uzyskuje si matematyczny model Pasma lub kilku Pasm Szerni. Czasem model wierny, a czasem przybliony... Nie zdoam wytumaczy wszystkiego w dwch sowach, ale moe wystarczy, jeli powiem, e Kula nie jest adnym symbolem, tylko wrcz samym Pasmem, a raczej drobn czci Jasnego Pasma; jest Smug, tworzywem, z ktrego zosta zbudowany Feren. Mur. Zapora majca na celu tylko jedno: powstrzymanie Wykltych Pasm przed powrotem do

treci Szerni. A odbiciem Wykltych Pasm jest wanie Rubin, panie. Twj kaleki starzec doradzi ci wybornie, jak masz zniszczy Rubin, a tym samym zabi t dziewczyn. Przypyne tu, by znale t jedn, jedyn rzecz na wiecie, ktra suy tylko i wycznie do niszczenia Wykltych Pasm Szerni. I niczego wicej. Raladan nie odzywa si. - Dlaczego? - zapyta wreszcie, bardzo cicho. - Dlaczego mnie oszukano? - Nie wiem, panie. Mog tylko zgadywa. Myl, e co chciao przeszkodzi Prawom, a ta potna

tajemnicza istota zdaje si by ich stranikiem... Bezmiary tocz wojn z Wykltymi Pasmami... a moe wrcz przeciwnie: zawary z nimi sojusz. Nikt tego nie oceni. Niemniej Bezmiary odgrywaj tu wan rol. Wan dla Szerni. Szer, poprzez Stranika Praw, prbowaa wpyn na Bezmiary. - Bezmiary? A c to wsplnego ma ze mn? Starzec znw potar powieki. - Bezmiary, panie, s bytem tak zoonym jak sama Szer. By moe ocean jest potg sprawcz o innej ni Szer naturze, lecz porwnywalnej sile. W rozwaaniach jednego z dawnych

mdrcw jest uwaga o Bezmiarach i Wykltych Pasmach - powiedzia. - Wczoraj odkryem w tej uwadze Przepowiedni. To niezmierna rzadko. A nie wiem, czy kiedykolwiek Przepowiednia bya tak jednoznaczna. Powiem ci, panie, e zdaa mi si zgoa... zbyt jednoznaczna. Padaj w niej imiona... Mdrcy-Przyjci to ludzie i jako ludzie wanie, maj prawo si myli. S w tej ksidze uwagi - wskaza gigantyczny tom - ktre uzna mona czasem za gupie zwyczajnie czy te pozbawione wikszej treci. Fragment, o ktrym ci mwi, jeszcze przed tygodniem uznabym za jaki bekot, zwyke brednie po prostu...

Machn doni. - Gadatliwy jestem. To staro. I samotno. Od lat rozmawiam tylko z tymi ksigami i swoimi psami... Imiona, panie. Wymieniem, pamitasz, imi Get-Khagdob. Oznacza to w dawnej mowie Grombelardu: Wadca (Wadczyni) Rubinw. Dosownie: Jedyna Pani. Riolathe to, wiesz przecie, imi tego Przedmiotu w starogrombelardzkim brzmieniu. Nie pytaem o trzecie imi, bo sam pomys, e kto mgby je nosi, wyda mi si zgoa fantastyczny... Przez to imi wanie wtpiem w przepowiedni. Jeli jest prawdziwe, to znaczy, e Bezmiary dysponuj moc, ktrej

istnienia nikt podejrzewa...

dotd

nawet

nie

- C to za imi? - Ghaladan. Raladan unis do do czoa. - Na Szer... to moje imi, cho wymawia si troch inaczej... Starzec skin gow. - Nie mog ju wtpi w Przepowiedni... a jednak wci si waham. Powiedz, panie, i upewnij mnie: czy moliwe, by by... synem wadcy Bezmiarw?

- Wadca... Bezmiarw? - Moe to bg taki jak Rongoloa Kraf, a moe tylko jedyna istota na wiecie, ktrej rozum nie jest dzieem Szerni, ani adnej podobnej potgi... Istota rozumna w inny sposb ni my. Raladan przeciera twarz, jakby chcc zetrze z niej sen. - Co oznacza to imi? - rzek gucho. Co dokadnie oznacza? - Tumaczy si w morski, panie. Raladan pochyli si jak uderzony, wci z domi przy twarzy. Ujrza nagle dzie swoich narodzin, gdy pytano go,

kim jest, jak znalaz si pord fal... Poj wiedz o tysicach ska podwodnych i mielizn, ktre oglda musia kiedy wasnymi oczami, tam, w gbinach... Poj wiedz o sztormach i prdach, i przedziwny los, ktry zawsze zdawa si ochrania go na morzu. Poj wreszcie, jak rzecz oczywist, czemu tu, na Morzu Pustym, gdzie nie siga wadza Bezmiarw, strzeg go najgroniejsze stworzenia sonych wd stuzbne, czarno-biae olbrzymy... Wyprostowa si powoli. - Nic nie wiem ponadto - rzek z wysikiem - e zrodziy mnie Bezmiary, a rozumiem je najlepiej z yjcych. Widziaem... widziaem wa

morskiego. Zaraz po wyratowano mnie z wody.

tym,

jak

Starzec opar na stole sw jedyn do. - Zatem mamy odpowied. Raladan podszed do wskiego okna i spoglda na morze. Milczenie zdawao si trwa cae wieki. - C z tego dla mnie wynika? zapyta wreszcie Raladan, ju panujc nad sob. - Po co mi ta prawda, panie? Odrzucam j... Jestem czowiekiem i nie chc by niczym ani nikim ponadto.

- Jednak Prawa Caoci mwi inaczej... - pokrci Przyjty gow. - C mnie one obchodz? Czemu miabym by im posuszny? - A czemu miaby nie by? Dlaczego miaby, panie, z nimi walczy? Zwaszcza e s niewyrane jak nigdy i trudno orzec, o czym waciwie mwi. Kapitan skin gow. - Jest powd. Wielki powd, panie. Czowiek, czy istota, jeli wolisz, ktrej zaufaem, oszukaa mnie. Zostaem okamany wtedy, gdy prosiem o pomoc w najwaniejszej walce swego ycia... Powiedz, panie, czy to Prawa kazay mi

pokocha to dziecko? Jeli tak, to czemu teraz j zabray? Jeli nie, to nieche dadz jej spokj. Nie chc takich Praw, odrzucam je, panie, i wszystko, co ze sob nios. - Prawa nie s dobre ani ze powiedzia starzec. Opisuj wspistnienie potg i wiatw, nic wicej. - To niech opisuj. Szer, Wyklte Pasma, a na koniec i sam Szerer... To wszystko, panie, jest mi najzupeniej obojtne. Odebrae mi nadziej... - Zobaczysz wkrtce swoj crk rzek niespodziewanie starzec. - Nic wicej ci nie powiem, bo nic wicej nie

wiem. Ale jest rok spicia klamry. Wszystko, co si zaczo przed dziewiciu laty, teraz si zakoczy. Na Agarach. Przynajmniej tak by powinno. Nie jest rzecz Przyjtego wtrcanie si do Praw, cho ty, oczywicie, moesz z nimi walczy. Ale uczy to moliwie najpniej, bo na razie wszystko idzie po twej myli. Przecie chcesz j odnale, czy nie tak? Desperackie dziaanie na olep moe temu przeszkodzi. Py wic z prdem tak dugo, a uznasz, e dalej pyn nie chcesz. Oto moja rada... moe zreszt gupia? Marny ze mnie lahagar. Powinienem zosta onierzem, ale bya we mnie ciekawo... Kar jest zmarnowane ycie.

Raladan powodowany odruchem, podszed do dbowego fotela, wycigajc do; starzec wsta ciko i poda mu swoj. - Py, panie, ze mn - rzek z gbi serca kapitan. - Nie, synu. Wkrtce umr... Jeli moje ycie nie ma by cakiem na prno, musz zapeni kilka stron w tej ksidze. Odstpili od siebie. Niewysoki Raladan musia zadrze gow, by spojrze w oblicze ogromnego starca. - Na Szer, panie - rzek, chcc odpdzi cho na chwil czarne myli -

mj dawny kapitan by bardzo wysoki, ale nie a tak... Prawd rzekszy spotkaem w yciu tylko jednego czowieka rwnego ci wzrostem. Nie by moe mdrcem, jak ty, ale podziwiaem go bardzo. A chyba jeszcze bardziej jego przyjaciela, ktry sta mi si druhem, cho by kotem... Przyjty znieruchomia na chwil. - O kim mwisz? - rzuci tak ostro, e a prawie wrogo. - O grombelardzkim gralu - odrzek kapitan, uderzony nieprzyjemnie tonem starca. - I o kocurze, bdcym pono magnatem...

Jednorki olbrzym usiad na swym pniu. - Gdzie spotkae tego grala? To mj syn - rzek niegono. Raladan cofn si o krok.

*** - Moe Davaroden wie co wicej zakoczy opowie Raladan. - Par lat przesuy w Cikich Grach... - Dawaj go tutaj - zada starzec, prawdziwie rozradowany.

Wkrtce potem, zdezorientowany nieco kusznik, zdawa spraw ze swej suby w Legii Grombelardzkiej, a biorc cilej - ze wszystkiego, z czym si zetkn, a co dotyczyo BasergoraKragdoba. - Dra - rzek z najwyszym ukontentowaniem Tamenath. I zawsze z dwoma mieczami, powiadasz? - Tak mwili - potwierdzi kusznik. Jeden mia by zwyky, a drugi bardzo wski... Nigdy nie widziaem, by kto nosi taki miecz, zdaje mi si, e tak duga i wska gownia musi by do saba? Raladan pokrci gow; widzia te

miecze w walce. Starzec wsta i wyszed z komnaty. Syszeli jego cikie kroki, gdy szed na wysze pitro wiey. Wrci wkrtce, niosc pod pach cae mnstwo ora. - To jest tarsan - powiedzia, bezustannie promieniejc. Wycign do, w ktrej lnio wskie, srebrzyste ostrze. - Wiesz, co znaczy onierzu? - zagadn. Kusznik skin gow. - Tyle co ahal... Zabjca. tarsan,

- Stara bro, od wiekw prawie nie uywana. To miecz tylko do kucia, ale spjrz na zastaw - zupenie tpa, za to grubsza i mocniejsza ni reszta gowni. Przyjmie cios kadej innej gowni mieczowej... Przede wszystkim jednak tego miecza zawsze uywa si wesp z drugim, krtkim, i do parowania ciosw suy wanie tamten, trzymany w lewej rce. Byo kiedy w Cikich Grach potne plemi Shergardw. Sztuka walki dwoma mieczami zagina wraz z nimi. Nie od razu jednak. I nie cakiem... Znaem jednego z ostatnich mistrzw tej broni. Lepiej nie pytajcie, kiedy to byo... Powiem tylko, e ostatnich dwadziecia par lat spdziem, z krtkimi przerwami, wanie tutaj. W

Bezimiennym Obszarze. Raladan spojrzenia. i kusznik wymienili

- Dwa wieki - rzek tpo Wyspiarz. - Mwi z krtkimi przerwami, a dlatego, e... no c, nieatwo wytrwa... Wielu Przyjtych uznao, e wzili na si ciar ponad siy; bezustanne zgbianie istoty Pasm i natury Praw, to zajcie naprawd mordercze. By czas, gdy chciaem wrci do wiata. I wrciem, wyrzekem si swej wiedzy, zwrciem Szerni otrzymane od Pasm dary, zostaem grombelardzkim kusznikiem. Wanie dwadziecia kilka lat temu.

Moich lat. Byem innym czowiekiem. Zmarszczy czoo. - Obcowanie z Szerni pozwala dugo zachowa siy i zdrowie; majc lat siedemdziesit; wygldaem na czterdzieci. Zawsze jednak w kocu nadchodzi czas, gdy trzeba zwrci Pasmom ich dar. Dla mnie ten czas nadszed przed kilkoma laty. Przez rok posunem si o lat dwadziecia... - Machn doni, odpdzajc ponure myli. - Ale wczeniej, wtedy, yem ca gb, wyrzucajc sobie tylko, e ju dawniej nie cisnem precz paszcza mdrcaPrzyjtego. Kobieta, z ktr chciaem przey ycie, zmara jednak, wczeniej dajc mi syna... - Cie smutku przemkn po twarzy olbrzyma. - Nigdy nie

mwiem o tym, i z nikim - podj, obrzucajc wzrokiem swych goci. Jeli teraz mwi, to dlatego, e mj syn i ty, panie - spojrza na Raladana macie podobn przeszo. Glorm, bo takie jest waciwe jego imi, take nie wie nic o swym ojcu, pochodzeniu, dziecistwie... Gruby wyspiarz swojemu dowdcy. przyjrza si

- Czowiek dugo obcujcy z Szerni, nie moe bezkarnie podzi potomstwa. Chciaem oszuka Pasma. Nic z tego. Syszelicie pewnie wiele razy o dzieciach magw. To prawda, zawsze s inne. Czasem uomne, czasem po prostu ze... a najczciej wanie -

inne... Potrzsn gow. - Te by inny - podj po krtkiej chwili, chcc chyba szybko zakoczy sw opowie. - Nie mg y poza granicami Obszaru... Zy Kraj by dla niego krajem dobrym. W kadym innym miejscu umiera powoli. Wychowywaem go tutaj, prbujc znale sposb, ktry oddaby go wiatu. I odkryem. Ale chopak musia straci pami. A ja wanie wtedy zaczem si starze, z dnia na dzie. Wyprowadziem chopaka kilkunastoletniego, ale zrodzonego przed wiekiem, do Grombelardu, sam jednak

musiaem tu wrci, bo inaczej moja zalega staro wtrciaby mnie do grobu w par dni, podczas gdy tu, w Obszarze, moliwe byo przeczekanie owego najgorszego okresu. Odebraem od Szerni nalene mi lata, a potem... to wanie krtkie przerwy, o ktrych mwiem... Opuszczaem Obszar. Wtedy w Grombelardzie mody, wielki jak gaz mczyzna spotyka czasem olbrzymiego jak on sam starca, ktry powiedzia mu, czym jest tarsan, czym jest Szer... ale nigdy nie powiedzia, kim jest jego ojciec... Przyjty pochyli gow i odwrci si. - Popyn z wami - powiedzia. -

Mam ju dosy dubania w tej ksidze. Prawd mwic, od lat czekam na jaki pretekst... Jeli nie skorzystam z tej okazji, to za par miesicy przekrc si na tym siedzisku, beznadziejnie i bez sensu, tak jak yem... Winien jestem sobie t szczero. I wybaczcie mi starcz wylewno, ale z nikim tu nie rozmawiam... A naraz przypywaj ludzie, ktrzy znaj mojego syna... Czy istnieje los? Co jeszcze, poza Prawami Caoci, co rzdzi yciem nas wszystkich? Milczeli. Przyjty sign nagle do stou, gdzie zoy przyniesiony or, wzi potn

kusz i poda Wyspiarzowi. - Masz, onierzu - rzek szorstko. Takiej nigdzie nie znajdziesz. I nie bocz si, e wyrzuciem ci dzi za drzwi. A ty odszukasz sw ma - obieca Raladanowi. - Ja za... moe bdc w sercu wydarze, zdoam lepiej pozna dziaanie Praw Caoci? I moe wtedy wreszcie przyjdzie mi do gowy co, co warto by tu zapisa... Z hukiem zatrzasn ksig. Jak trumn.

Rozdzia pidziesity trzeci

Po raz pierwszy spotkay si w cztery oczy. Semena chodzia po pokoju. Alida siedziaa, spokojnie wybierajc dartaskie rodzynki z wielkiego pmiska, penego wszelkich owocw. - Niemoliwe - powiedziaa Semena. - Konieczne lakonicznie, tamta. odpara, rwnie

- Posuchaj, pani, powstanie miao wybuchn... - Wiem, kiedy miao wybuchn. Ale wybuchnie wczeniej. I to bdzie za tydzie. Jeli utrzymamy stary termin, to bdziemy mie do czynienia z Wielk Flot Armektu. Jedyne, co moemy zrobi, to przyspieszy wszystko. Jest nadzieja, e pokonamy wojska prowincji, nim nadejd posiki. Wtedy stawimy czoo tamtym. Jeli nie zawrc. Doniesiono mi, e maj to by siy do due. Do due jednak dla wzmocnienia miejscowych garnizonw; zbyt mae, by samodzielnie prowadzi wojn z ca Morsk Prowincj. Jeli zawrc, zyskamy ca jesie, by

okrzepn. Zgodnie z planem. - A jeli Kirlan zdoa wzmocni Wielk Flot jeszcze przed nadejciem jesieni? Na przykad eskadrami dartaskimi? - No dobrze, pani. Czekam na twoje propozycje. Sytuacja jest jasna: Wielka Flota Armektu zbiera si w Banie, moe ju si zebraa, moe ju tu pynie... Co robimy? Podaj mi swj plan, przemylimy go. Semena zacisna usta. Oczywicie... C moga odpowiedzie? Jeli powstanie miao mie jakiekolwiek szanse, naleao atakowa natychmiast.

Ale to musiao wpyn na jej prywatne plany. Oto miaa uderzy na Agary dobry miesic wczeniej, ni zamierzaa. Dlaczego? To proste... Plan opieraa wanie na powstaniu. Oddziay buntownikw zaj miay wikszo miast i wszystkie porty Garry. Jej przypado w udziale jedno z najtrudniejszych zada: opanowanie Dorony, czyli uporanie si z najlepiej wyszkolonym wojskiem na wyspie, jeli nie bra pod uwag setki gwardzistw w Dranie... Zakadano do niedawna, e cz wojska w Doronie pjdzie za Askarem... Wierzya, e poradzi sobie bez Askara. Potem zamierzaa, przy pomocy

swoich najemnikw, opanowa zdobyte przez powstanie okrty cesarskie. Potrzebowaa ich. Kupia niedawno trzy stare holki (za zoto swego ojca), ale na jednym wci jeszcze wymieniano osprzt; sta w Tarwelarze, nad Morzem Zamknitym, a w najlepszym wypadku wanie stamtd wypywa... Powrotu za drugiego, z Dartanu, oczekiwaa najprdzej za miesic. Niezalenie jednak od tego, czy miaaby wszystkie swe okrty pod rk, czy te nie - trzy holki oraz stara koga i Seila (te ostatnie mogy nie wrci ze Zego Kraju) - to bya flota wystarczajca moe do zdobycia Agarw, ale nie do utrzymania ich! Rokowania z zaogami pirackimi byy trudne, ze wzgldu na

szczeglne, obustronne ostronoci. Poza tym udzia piratw w wojnie o Agary przewidywaa dopiero wiosn przyszego roku. Przede wszystkim dlatego, e... nie miaa zota! Wydatki byy gigantyczne, dopiero niedawno uwiadomia sobie, jakich waciwie kwot wymaga utrzymanie trzystu pidziesiciu ludzi, nie liczc nawet kosztw wyposaenia. Riolata pozostawia jej w spadku prnie dziaajce przedsibiorstwa kupieckie, zrujnowane nieco przez Raladana. Do zyskw czerpanych z handlu dochodzi majtek Demona, no i to, co zdoaa zaoszczdzi dla siebie z powstaczej szkatuy... Wszystko mao! Dwie setki piechoty ognistej i setk kusznikw

wyszkoli jej jeszcze Askar (byy teraz potworne kopoty z utrzymaniem w tajemnicy faktu istnienia takiej liczby wyszkolonych do boju ludzi). Ale pidziesiciu topornikw, ktrych potrzebowaa - nie byo... Chciaa zebra ich w ostatniej chwili, by zaoszczdzi chocia na odzie: Uzbrojenie miaa. Oczywicie, e banda apserdakw w zbrojach nie moga mie duej wartoci. Ale zoto, zoto! Skd je miaa bra?! Trzy stare holki i przecigajcy si remont jednego z nich pochony ostatnie rezerwy. Dlatego nie moga naj piratw. Zreszt, nawet gdyby moga... Wasna flota i tak bya niezbdna. Jeli nie

bdzie jej miaa, to kto obroni j sam przed takimi sojusznikami jak Brorrok? Musiaa mie okrty. Tym bardziej e nie miaa do dyspozycji - teraz - ani jednego! Rzecz nierealn byo sprowadzenie ktregokolwiek z tych aglowcw na Garr, w czasie dostatecznie krtkim, by przyda si podczas powstania. Choby do ucieczki, gdyby co poszo nie tak, jak trzeba. Musiaa zdoby okrty. I moga je zdoby. Ale tylko w pocztkowym okresie powstania, w panujcym zamieszaniu. Potem sprawa

bdzie trudna albo po prostu niemoliwa do przeprowadzenia. Wszelka zwoka oznaczaa ponadto, e jej ludzie, ktrych szkolia i utrzymywaa z myl o Agarach przecie, zostan wcignici w walki z cesarskimi legiami, walki moe dugie, a na pewno krwawe. Ilu ich zostanie dla jej celw? Teraz jednak dowiaduje si oto, e zdobywszy Agary, utrzyma bdzie musiaa ten fakt w tajemnicy przez miesic, nim jesienne sztormy zabezpiecz wyspy! Czy to byo moliwe? Oczywicie tak, w przypadku Kirlanu... Na jak najduszym zwodzeniu imperium opiera si przecie, w znacznej mierze, cay plan. Ale czy

zwiedzie powstacw? Ludzi, ktrym porwie sprzed nosa tak potrzebne, zdobyte okrty? Ktrych postawi w cikiej sytuacji, osabiajc siy przez zabranie kilkuset swoich ludzi? Przecie - bdzie pocig. Gdyby wszystko miao si rozegra zgodnie z pierwotnym planem, a wic na dwa, trzy tygodnie przed sztormami, moga by spokojna, e okrty cigajce jej eskadr zawrc albo te zapdz si zbyt daleko i nie zd z powrotem na Garr przed nastaniem burz. Zreszt, nawet gdyby odkryto, e jej celem s wanie Agary, miaoby to niewielkie znaczenie. Ale nowa sytuacja czynia wszelkie te rachuby spekulacjami bez adnej wartoci. Jeli wodzowie powstania

dowiedz si, gdzie poszy uprowadzone aglowce, to oczywicie zrobi wszystko, by usysza o tym Kirlan. Choby po to tylko, by odwrci uwag imperium od Garry. I dalej - jeli powstanie uzyska wczeniej znaczne sukcesy, to Armekt moe uzna, e pospieszna interwencja nic nie da. Przygotowania do wojny pjd penym wiatrem, ale wojna zacznie si dopiero zim. Wystarczy jednak Armektowi si i rodkw, by puci na dno tych par okrtw, jakie bdzie miaa na Agarach. Cesarz nie jest gupcem, atwo policzy, e pniej, prowadzc zmagania z Garr, nieprdko bdzie mg pozwoli sobie na agarsk awantur...

Tydzie czasu! Na Szer - ledwie tydzie na uoenie nowego planu! A sto innych spraw? Naleao natychmiast zakoczy wszystkie interesy, sprzeda wszystko, co sprzeda mona, bo potem, gdy wybuchnie powstanie, nikt nie da sztuki srebra za kamienic w Doronie... Alida ziewna. - Przemylaa wszystko, pani? zapytaa. - C to za rozterki? O ile wiem, przygotowania, poza drobnymi szczegami, ukoczya ju dawno. Przesunicie terminu ma pewn zalet, coraz trudniej przychodzi utrzyma rzecz w tajemnicy... Semena skina gow. Tu si

zgadzay... Jej strzelcy i kusznicy nie trzymani byli przecie w adnych koszarach. Brali od, ale azili, oczywicie bez uzbrojenia, po caej wyspie i robili, co chcieli. Mwili te, co chcieli... Kryy jakie plotki, a w garnizonie, podobno, zupenie serio zaczto si zastanawia, co znacz dziwne pogoski o nowej broni, lepszej jakoby ni kusza... Mia si ju w to wmiesza doroski Trybuna, ale Alida jako wytumia spraw. Nie moga jednak niczego narzuci wojsku. Znw zabrako Askara. - Opanuj stolic - rzeka Alida - a o reszt si nie martw. - Oczywicie - odpara Semena. - Po

prostu zmiana terminu zaskoczya mnie. Wiesz, pani, e prowadz interesy. Przyspieszenie powstania nie wyjdzie im na dobre... Ale trudno. Z godu chyba nie umr. - Tym si nie przejmuj. Zajmij stolice, a po wyzwoleniu Garry znajd si ludzie, ktrzy zadbaj o twj byt zapewnia Alida. Ty naprawd wierzysz w zwycistwo? - zapytaa w mylach Semena. - Miaam ci za rozsdniejsz. . - Miasto bdzie opanowane. - O, wanie... - Alida wsypaa do ust

gar rodzynek. - Jeszcze jedno: czy kontrolujesz Bagb? - Oczywicie. Tak, jak ustalilimy. - Wic bdziesz, pani, koordynowa dziaania w Bagbie i w Doronie. Do pomocy dostaniesz dwch ludzi: jednego tam, drugiego tu. Semena rzucia si do stou, przy ktrym siedziaa blondynka. - Co to znaczy? - zapytaa z wciekoci. - Nic ponadto, co powiedziaam rzeka ze zdumieniem Alida. - Co takiego si stao, moja droga?

- Wiesz dobrze, co si stao! Semena cofna si pod cian, jakby dla nabrania rozpdu. - Chcesz mnie kontrolowa? Alida z umiechem rozgniota rodzynk midzy palcami, po czym je oblizaa. - Powiedz, pani, dlaczego tak mnie nie znosisz? - Z wzajemnoci, prawda? stwierdzia raczej, ni zapytaa Semena. - Oj, tak... - Blondynka spojrzaa niemal zalotnie. - Masz, pani, natur dziwki. Nie znosz tego u nikogo, prcz siebie.

Semena po raz drugi przypada do stou i zmiota ze pmisek. Owoce potoczyy si po pododze, rodzynki spady jak deszcz. - Nie wiem, czemu - sykna - ale gdy kto porwnuje mnie z dziwk, mam ochot da jego serce psom. Alida westchna. Nie wygldaa na przeraon. - No dobrze... potrzebne, prawda? Jestemy sobie

Semena opanowaa si. - Niestety. Oczywicie...

- A zatem omwmy szczegy. Zosta tylko tydzie.

Rozdzia pidziesity czwarty

Wracali. Seila gadko sza pwiatrem na poudnie, lekko zbaczajc ku wschodowi. Mieli opyn May Dartan i poeglowa dalej, wzdu dartaskich brzegw, a potem na poudniowy zachd, w stron Garry. Trwaa penia lata.

Pracy na okrcie nie byo zbyt wiele; pierwszego dnia po opuszczeniu Zego Kraju majtkowie, nie mwic ju o onierzach, znaleli dosy chwil, by roztrzsa dziwy tego miejsca. Rozprawiano o zagadce spowolnienia czasu, ale do niechtnie, bo nie dao si jej obj umysem i dlatego zwyczajnie przeraaa. Kady sysza kiedy o tym fenomenie, co innego wszake sysze, co innego za sprawdzi, e to wcale nie bajka... Pikna pogoda sprawia, e mao kto tkwi pod pokadem. Cieszono si, i niebezpieczestwa tajemniczej krainy pozostay z tyu. Morze Dartaskie wydawao si wszystkim swojskie i

bezpieczne. Zauwaono, e orki ju im nie towarzysz... Tylko dwch ludzi nie ujrzano tego dnia na pokadzie: kapitana i mdrcaPrzyjtego. Od chwili, gdy zapada decyzja o powrocie, prawie nie opuszczali swoich kajut. Obecno starca na okrcie sprawiaa, e majtkowie czuli si cokolwiek niepewnie. Ponadto wieli ca mas Porzuconych Przedmiotw, o ktrych nazwy i waciwoci woleli nawet nie pyta. Wystarczay przygody, jakie mieli, poszukujc ich na Czarnym Wybrzeu. Znw ubyo dwch ludzi.

Raladan i Tamenath wiele rozmawiali. Kapitan chcia wiedzie, co oznacza jego pochodzenie; pyta te o tre Przepowiedni, chcia lepiej zrozumie, czym waciwie s Prawa Caoci. Przede wszystkim jednak pyta o Ridaret... Ale odpowiedzi, ktre mogyby go zadowoli, nie otrzyma. Tymczasem Przyjty wiedzia znacznie wicej, ni mwi Raladanowi. Ju dziesi razy chcia odkry wszystko, ale zawsze przypomina sobie jedn z wielkich yciowych mdroci: e niespeniona nadzieja moe nawet zabi...

Chcia ustrzec nie siebie, Raladana. Dlatego milcza.

ale

Lecz - by rok spicia klamry. I wydarzenia nastpoway po sobie szybko, nieuchronnie i nieubaganie. Nastpnego dnia po poudniu Raladan sta na dziobie (nic o tym nie wiedzc, szczeglnie upodoba sobie miejsce, w ktrym zwykle - kiedy - stawaa Riolata: dobre dwa kroki w lewo od dziobnicy, na wysokoci kluzy). Wiatr zamiera, gorce jego podmuchy sabo lizay ptna. Niebo byo czyste, ale na wschodzie, tu nad horyzontem tkwia, jak przyklejona do bkitu, czarna chmurka.

- Wachtowy! - raczej powiedzia, ni zawoa, kapitan. Majtek, omoczc pitami o deski, przybieg natychmiast. - Sztormowe ptna na maszty. - Tak, panie. Raladan poszed na ruf. Odnalaz swego oficera. - Bohed, bdziemy mieli burz. Dopilnuj zmiany kursu. Uciekamy z wiatrem, do dartaskich brzegw. Powinnimy zdy, ale wszystko ma i piorunem. Chwil pniej kapitan wszed do kajuty oddanej Przyjtemu. Starzec spa;

Raladan zauway, e olbrzym nie najlepiej czuje si na morzu. - Bdzie burza, panie - poinformowa, gdy starzec przeciera twarz. - Chc zapyta, czy trzeba jako szczeglnie zabezpieczy Porzucone Przedmioty? To na wypadek, gdybymy nie zdyli do dartaskich brzegw. - Pyniemy do Dartanu? - zapyta z nagym oywieniem Przyjty. - To jedyne, co mona zrobi. Sztorm idzie ze wschodu, jeli nie znajdziemy bezpiecznej kryjwki, pogna nas wanie w stron dartaskich brzegw. Moesz tego, panie, nie wiedzie, ale w czasie burzy ld jest najgroniejszym

wrogiem dla kadego statku. - Ale przecie pyniemy ku niemu? - Owszem, ale z wasnej woli, nie na skrzydach burzy. Jeli znajdziemy jak zatoczk, osonit nieco od wiatru i penomorskiej fali, staniemy tam na kotwicy i bdziemy prawie bezpieczni. Co innego, jeli to sztorm rzuci nas na brzeg. - Morze wydaje si spokojne zauway Tamenath. - Czyby nie sysza, panie, jak mwi si czasem o ciszy przed burz? zdziwi si Raladan. - Spdziwszy p ycia na wyspie, zdajesz si niewiele

wiedzie o kaprysach morza? Starzec umiechn si lekko. - Zawsze bawio mnie nazywanie Bezimiennego Obszaru Zym Krajem powiedzia. - A to dlatego, e jest mniej zy ni wszystko poza nim... Nie ma w Obszarze sztormw, huraganw ani powodzi, nie zdarzaj si susze ani zabjcze mrozy. Uwierz mi, kapitanie, e przez cae swoje ycie nie widziaem burzy na morzu! Nie mwic ju o przeyciu jej na pokadzie aglowca. Raladan wiedzia przecie, e nie wszyscy ludzie na wiecie s eglarzami... Ale sam spdzi na morzu cae ycie, i myl, e kto mg nie

widzie burzy, wydaa mu si prawie zabawna. - Lepiej umocuj, panie - powiedzia wszystkie swoje rzeczy. Te pergaminy i pira, a ju najbardziej ow flasz z inkaustem! Moe by, e pierwsze porywy sztormu dopadn nas w drodze. A jeli nawet nie, to i tak Seila taczy bdzie na kotwicy jak szalona. Jeszcze raz zapytam o Przedmioty: czy nie trzeba jakich specjalnych zabezpiecze? - Jeli kufry s dobrze umocowane, to nie - rzek Tamenath. Geerkoto nie mog styka si z Dor-Orego, to jedyne, czego trzeba koniecznie dopilnowa, jeli nie chcemy mie w adowni wojny

Ciemnych Pasm z Jasnymi. - Sprawdz wszystko raz jeszcze obieca Raladan. - Gdyby panie czego potrzebowa, znajdziesz mnie na pokadzie. To powiedziawszy, wyszed. Wkrtce mknli ku brzegom Dartanu. Zatoczka, ktr znaleli, nie bya miejscem, jakiego szuka Raladan; sabo osaniaa od wiatru i prawie wcale od fal. Nie mieli jednak wyboru. Seila, mocno wczepiona w dno kotwicami, podrzucana bya przez fale, przewalajce si od dziobu do rufy. Woda uniosa jedn z umieszczonych na rednim pokadzie odzi, na razie jednak wikszych szkd nie byo. Smuky statek

nonszalancko, niemal pogardliwie, stawia czoo morzu. Zaoga czuwaa, gotowa do dziaania natychmiast, gdyby zasza taka potrzeba. Wzmoon chwiejb pokadu najdotkliwiej odczuwa Tamenath. Raladan towarzyszy starcowi. Po raz kolejny przekonywa si, e grombelardzki mdrzec-Przyjty niekoniecznie musi by jak przedziwn istot, z ktrej powaga, dostojno i sia promieniuj nieustannie, w kadych warunkach. To by czowiek po prostu. Zwykle nieco artobliwy, a nawet rubaszny, teraz ciko dowiadczany przez morsk chorob, na co dzie za powicajcy

si wybranemu zajciu, ktre byo omal takim samym zajciem jak i kade inne. Obowizkiem onierza byo zna si na wojnie, obowizkiem marynarza - na morzu; obowizkiem za Przyjtego rozumie Szer. I nic wicej. Zapewne, e rozumienie Szerni dawao dostp do si, ktre uyte by mogy w wielu sytuacjach; w kocu to Szer rzdzia wiatem. Pojmowa jednak teraz Raladan, jak zabawne, w istocie, jest nazywanie Przyjtego magiem, czy te w niektrych krainach Szereru utosamianie go niemal z jakim czarownikiem. - Czy nie moesz jako sprawi, panie - zapyta wreszcie, widzc okropn

blado olbrzyma - by dolegliwoci byy nieco mniejsze? Tamten umiechn si prawie. - Mog, kapitanie, czy te raczej mgbym. Ale moja sia, podobnie jak sia kadego spord Przyjtych, pynie z rozumienia Szerni. Znamy potg Pasm i dlatego wanie wiemy, kiedy mona i naley jej uy. Kapitanie, czy gdyby dano ci moc rozkazywania wichrom, przyzywaby je zawsze, ilekro chciaby zdmuchn wieczk? Raladan skin gow na znak, e pojmuje. - Nie dziw si wic, e nie uywam

mocy Pasm do takich bzdur jak moje nudnoci. Gdybym mia od tego umrze, bd pewien, e nie wahabym si ani przez chwil, a Szer wybaczyaby mi czerpanie z Pasm. - Burza nie powinna trwa dugo rzek kapitan. - O tej porze roku, sztormy na Morzu Dartaskim s zwykle do gwatowne, ale krtkie. - Oby! - mrukn Tamenath, ju nie blady, ale cakiem zielony. - Daj no tutaj, bracie, ten szaflik i wyno si najlepiej, bo pomc nie moesz, a po co masz oglda dostojnego mdrca, rzygajcego z zapaem niegodnym sdziwego wieku...

Raladan zastosowa si do proby.

*** Zgodnie z przewidywaniami kapitana, ju nad ranem burza zacza przycicha, a koo poudnia pogoda poprawia si na tyle, e mona byo kontynuowa rejs. Raladan jednak zwleka. Szkody, ktre mona byo naprawi ju na otwartym morzu, postanowi usun natychmiast, bez podnoszenia kotwicy. Zapada decyzja, e wyrusz dopiero rankiem, dnia nastpnego. Dziwio to troch wszystkich, najbardziej za Davarodena i Boheda, ktrzy widzieli, jak wczeniej nagli do popiechu. Prawda, e dzie

zmarnowany w Zym Kraju znaczy bez porwnania wicej ni dzie zmarnowany poza jego granicami, ale jednak... Tym bardziej, e nie wybrano kotwicy take rankiem. Kapitan zada kolejno odszukania zabranej przez fale odzi (z ktrej moga zosta co najwyej telepica si gdzie przy brzegu kupa poamanych desek), potem za uzupenienia zapasw wody pitnej (ktrej waciwie nie brakowao, chocia, oczywicie, miaa pody smak, jak kada woda trzymana zbyt dugo w jednym naczyniu). Marynarze, pomimo pewnego zdziwienia, przyjli pomys zejcia na ld z zadowoleniem; nie oni

w kocu rzdzili statkiem, a spieszno im donikd nie byo. Jeszcze wiksze zadowolenie okazywa Tamenath. d odbia od burty Seili grubo przed poudniem. Siedzieli w niej Raladan, Tamenath i Davaroden, reszt obsady stanowili majtkowie. Davaroden, ktry jaki czas temu postanowi nie dziwi si niczemu i nie pyta o nic, z rzadka rzuca spojrzenia na milczcego, zamylonego kapitana. Raladan, trzymajc w doni rumpel, z gbok zadum patrzy na brzeg, unoszcy si ponad dzib odzi, to znw znikajcy pod jego krawdzi, w miar, jak fale unosiy ich i opuszczay. Raz i drugi obejrza si na Seil, jakby z

pewn trosk. Davaroden, uzbrojony jak zawsze, czyli z mieczem przy boku, kusz pod pach i hemem pod drug, nie by jedynym ornym czowiekiem w szalupie: Tamenath, okryty swoim szarym paszczem, mia pas z mieczem, mocno cignity w talii. Podkrelao to niezwyk szeroko barkw Przyjtego; Davaroden pomyla, e ten jednorki mdrzec potrafiby pewnie zgnie dwch jego onierzy, i to bez adnych Formu czy innych sztuczek z Szerni. Majtkowie unieli wiosa. Szalupa jeszcze przez chwil pyna si rozpdu, po czym zaszuraa o dno.

Wiolarze wyskoczyli na pycizn i pocignli j do samego brzegu. Raladan i Przyjty ledwie zamoczyli stopy. Marynarze zabezpieczyli d i ruszyli wzdu brzegu. Byo dla nich oczywiste, e porwanej przez fale szalupy nie znajd; ale skoro kapitan chcia, by szukali... - To Dartan, nie jakie bezludzie powiedzia Raladan, rozgldajc si dokoa. - Myl, e gdzie niedaleko powinna by jaka wie. - Na pewno - Davaroden skin gow.

- Poszukamy? Kapitan potwierdzi. Gdzie, niedaleko, rozbrzmia ttent koskich kopyt. Davaroden natychmiast zaoy hem i przygotowa bro. Wkrtce potem, spoza wydm, dobiego parsknicie wierzchowca, a w nastpnej chwili pojawia si na garbatym, porosym traw barchanie sylwetka jedca trzymajcego za uzd luzaka. Raladan przyblad tak bardzo, i stojcy obok Davaroden wzi to za nag sabo i chcia go podeprze. Zaraz potem jednak sam osupia... pozna bowiem dziewczyn, ktr widzia zwizan i zakneblowan na Brzegu Wisielcw...

Dziewczyna krzykna, zeskakujc z sioda. Raladan rzuci si ku niej. Biegli ku sobie: on, w sypkim piachu, wdrapywa si na wydm, ona zsuwaa wprost ku niemu. Chwyci j w objcia, potoczyli si na pla, zerwali zaraz i klczc - trzymali za ramiona. Sto uczu targao sercem Raladana: ba si wierzy, e znw go odnalaza (czy te moe on j, w cudowny jaki sposb!); chcia prosi, by mu przebaczya, e odda j w rce tamtej; ba si, e znw usyszy z jej ust wrogie sowa; szuka w spojrzeniu oznak szalestwa, ktre tak niedawno byo wszystkim, co j wypeniao...

Zrozumiaa te rozterki, bo - nie odpowiadajc na adne z nie wypowiedzianych pyta - pocaowaa go nagle, ze zami, prosto w twarz, gdzie midzy nosem a szorstkim policzkiem, wtulia jego donie w swe wosy i przytrzymaa mocno. Tamenath i Davaroden spojrzeli po sobie, i znw na ow par; kusznik poczu dziwny ucisk w gardle. Odwrci si i poszed na sam brzeg morza, tam, gdzie fale obmyway piasek. Spojrza w stron Seili, a potem znowu odwrci si ku kapitanowi i dziewczynie. Wci klczeli, twarz w twarz, mwic co, pytajc, rozmawiajc... - To mino - szeptaa. - Mino.

Pamitam kady dzie i kad chwil, rozumiem wszystko, ale najbardziej to... e jestem sob... Jestem sob, chocia chyba niezupenie czowiekiem... Rozumiesz to? Tak, ty jeden rozumiesz! Patrzy, potrzsajc gow. - Te... - mwi bezadnie. - Ja te... nie wiem. Jak mnie odnalaza? Co dalej? Wiedziaam, Raladan. Ja wiedziaam, e trafisz w to miejsce... Tak jak wtedy, na Brzegu Wisielcw. Czekam od tygodnia, gotowa byam czeka cae ycie. Widziaam statek i d... a teraz poznaam ci na brzegu.

Drcymi domi gadzi wspaniae, gste wosy dziewczyny. - Chod - powiedzia wreszcie. Trzyma j blisko, cay czas przy sobie, jakby bojc si, e znowu kto, lub co ich rozdzieli. Usyszawszy, kim jest olbrzymi starzec, podesza i podaa mu rk. Skina gow kusznikowi. - Nie moemy tu zosta - powiedziaa. - Ukrywam si. - Davaroden, zbierz ludzi - rzek natychmiast Raladan. - Przed kim? zapyta, zwracajc si znw do dziewczyny.

- Przed onierzami, cigali mnie. Ukradam konie... - Chciaa powiedzie jeszcze, e zabia paru ludzi i spalia wie, ale powstrzymaa si. Davaroden pobieg pla, gonic majtkw. Raladan spojrza dokoa. - Czy jest co przy koniach, czego potrzebujesz, pani? - Troch ywnoci i dwa pledy... Nic, czego nie mona by zostawi cesarskim. Ale konie warto chyba sprowadzi tu, na pla. Mniej bd rzucay si w oczy. Kapitan wspi si na wydm. - Widz, e Raladan nie prnowa

przez cay ten czas, kiedy ja... powiedziaa, zwracajc si do starca. Nie mog doczeka si wyjanie! Czy wiesz, panie, kim jest dla mnie ten czowiek? - zapytaa nagle, wskazujc ruchem gowy kapitana, sprowadzajcego z wydmy wierzchowce. - Domylam si - odpar prawie ciepo Tamenath. - Wszystkim! - powiedziaa ogromn, prawie dziecinn powag. z

- A wic jestecie dwojgiem ludzi rzek starzec - ktrym dane jest mie wszystko...

Patrzya przez chwil, milczc. Wreszcie umiechna si lekko. Wkrtce ujrzeli kusznika prowadzcego majtkw. Niedugo potem d, popychana silnymi uderzeniami wiose, pyna ku Seili.

Rozdzia pidziesity pity

Powstanie wybucho. Staranne, od dawna czynione przygotowania, przynosiy efekty: okazao si naraz, e buntownicy maj swoich ludzi prawie wszdzie. Dwr Ksicia Przedstawiciela, prbujcy koordynowa dziaania si cesarskich choby w samej stolicy, zosta sparaliowany niemal natychmiast: zarzdzenia i rozkazy nie docieray w

ogle do miejsc przeznaczenia, bd te trafiay do ludzi, ktrzy ich nie wykonywali, a to z tej prostej przyczyny, e byli od dawna kontrolowani lub przekupieni przez organizatorw powstania. Walki rozgorzay w wielu miejscach naraz - w Doronie, Bagbie i Dranie... W Dranie, spord obu eskadr Floty Gwnej tylko dwa aglowce przeszy na stron powstacw, pomimo e eskadrami dowodzili ludzie Genodorra i Alidy. Na czterech okrtach onierze odmwili wykonania rozkazw dowdcy eskadr. Nie na wiele si to zdao, bowiem majtkowie, wszyscy co do jednego, natychmiast uciekli,

czciowo przechodzc na stron powstacw, czciowo zasilajc tum apserdakw i rabusiw, korzystajcych z zmieszania na swj sposb (w krtkim czasie kady, kto mia cokolwiek do stracenia, umyka z przekltego miasta na eb, na szyj, unoszc ze sob tyle majtku, ile unie zdoa). Tak, czy inaczej - w Dranie powstacom udao si pozyska dwa holki z zaogami, jeden za zdoby. Pozostae, nie mogce wyj w morze bez marynarzy, stranicy morza spalili. Walki w porcie byy zaarte i krwawe. Najwikszym problemem staa si jednak, zgodnie z przewidywaniami, Stara Dzielnica. Stu gwardzistw nie

ulego przewaajcym siom do dobrze przecie przygotowanych powstacw. Bezpieczne i spokojne dotd uliczki spyny krwi. Pomimo i cz oficerw zawdziczaa swe stanowiska jej dostojnoci Alidzie, ledwie kilku onierzy podporzdkowao si nowej wadzy. Wikszo posza za gosem swoich dziesitnikw, zlekcewaonych przez organizatorw rebelii; Ganedorr i Alida, prowadzc gr o najwysze stanowiska i urzdy Garry, nie mieli czasu na zabaw w kontrolowanie niskich szar, przy tym nie potrafili uwzgldni znaczenia, jakie mieli w cesarskich wojskach szarzy dziesitnicy. Tymczasem, jak to zwykle bywa, setnicy i podsetnicy zmieniali si

czsto, odchodzili, awansowali, jedynym za przeoonym, ktrego onierz zna dobrze i widzia stale, by niepimienny dziesitnik - dowdca, ale i towarzysz. Z Dranu p setki doskonaych onierzy wyprowadzi, a tym samym ocali dla cesarza, nie kto inny, jak pochodzcy z rybackiej wioski Monatal, pidziesicioparoletni ospowaty wiarus, pamitajcy wietnie poprzednie powstanie. Monatal, nie znajc sytuacji w innych okrgach i miastach Garry, uzna za najwaniejsze zabezpieczy na razie swj oddzia. Uchodzc przed pocigiem, poprowadzi gwardzistw w Hareny, niewysokie, ale wcale nie agodne gry, ktrych acuch by jakby krgosupem wyspy,

biegncym wybrzea.

wzdu

wschodniego

Jeszcze gorzej ni w Dranie dziao si na poudniu, w Bagbie. Semena, od pewnego czasu sprawujca piecz take nad tym miastem, nie podoaa zadaniu. Zabrako Askara... W Doronie powstanie odnioso peny sukces, miejscowy garnizon, dowodzony po znikniciu Askara dosy nieudolnie, udao si rozbi (ale i tu bardzo mao onierzy pozyskano dla sprawy powstania), za paac Ksicia Przedstawiciela spldrowano, a nastpnie spalono. Straty jednak byy powane, za sytuacja wystarczajco skomplikowana, by w Bagbie

dowodzenie spado cakowicie na barki miejscowych wodzw powstaczych, ludzi nie znajcych si na wojnie i niezdecydowanych (czowiek posany do Bagby przez Alid mia niespena tydzie na zapoznanie si z sytuacj w tym miecie - zbyt mao!). onierze stacjonujcych w Bagbie eskadr nie do, e nie posuchali wezwania do buntu, to jeszcze bez adnych ceremonii powiesili podegaczy, po czym, wraz z niewielkim oddziaem legionistw, uderzyli na niekarne bandy rebeliantw, wyrzucajc je z miasta. Miejsce straconego komendanta garnizonu zaj mody, energiczny dowdca eskadry, Armektaczyk C.S.Elimer, przejmujc dowodzenie nad caoci si cesarskich

na poudniu. Mae szniki stray morskiej natychmiast wyruszyy po posiki do Archipelagu Poudniowego i Dalonorw przy wschodnich wybrzeach. Silne patrole przyniosy wieci z Belonu, dla cesarstwa pomylne. Powstanie w Belonie nie wybucho, wida buntownicy liczyli, e opanowanie Bagby i Dorony pozwoli wzi to mae miasto w kleszcze, a nastpnie zdusi niewielki garnizon Legii Garyjskiej w drugiej kolejnoci i bez wikszego wysiku. Elimer natychmiast wzmocni garnizon Belonu, po czym, niewielkimi siami osoniwszy Bagb, ruszy na pnoc i pnocny zachd, palc bez namysu kad wiosk, w ktrej dostrzeg cho cie przychylnoci dla

powstania, ale te ochraniajc i zabezpieczajc te wszystkie, ktre pozostay wierne imperium. W pi dni po wybuchu wojny sytuacja ustabilizowaa si: caa Garra, od pnocnych kracw a do wysokoci Belonu, bya w rkach powstacw (jeli nie liczy przedzierajcych si przez gry, na poudnie, gwardzistw Monatala, ciganych zreszt zajadle). Cze poudniow, z Bagb i Belonem, trzymay siy imperium. Do Bagby napywa zaczy posiki, najpierw z Dalonorw, pniej z Sary w Archipelagu Poudniowym. Oznaczao to wprawdzie wystawienie ogooconych z wojska wysp na ciosy rebelii, wyspy owe jednak nie liczyy si na razie

zupenie i siom cesarskim nie opacao si ich trzyma, zupenie tak samo, jak siom powstaczym - zdobywa. Mae szniki Floty Gwnej wci byy na morzu, alarmujc wyspy Morza Garyjskiego, potem Morza Zwartego, wreszcie Wyspy Przybrzene i sam Armekt. Pierwsze - potwierdzone i sprawdzone - wieci dotary na kontynent... Wczeniej jednak, bo ju czwartego dnia po zajciu Dorony, wojska powstacze rozpoczy przygotowania do uderzenia na Belon i Bagb. Lecz nie potrafiono znale dowdcy dla tych si... Plan powstania nie przewidywa wikszych dziaa w polu; liczono, e

szybkie, jednoczesne zajcie wielkich miast i portw Garry uniemoliwi przeciwnikowi zebranie oddziaw do licznych, by je nazwa a wojskiem... Stao si jednak inaczej. Otwarta kwestia dowodzenia siami polowymi doprowadzia do pierwszych rozdwikw w onie rebelii...

*** Semena nie miaa powodw do radoci. Nic nie szo zgodnie z planem... Nie zdoaa opanowa doroskich eskadr Floty Gwnej, bo jej onierze beznadziejnie uwikali si w przewleke

walki ze skazanymi na przegran, ale zawzitymi onierzami imperium. Holki Floty Gwnej zajli onierze Ahagadena, czowieka Alidy. Cztery stare okrty Floty Rezerwowej utracono w ogle, bo na dwa dni przed wybuchem powstania zostay skierowane do Wysp Barierowych. Ahagaden nominalnie by podkomendnym Semeny, szybko okazao si jednak, e (powodowany tajnymi instrukcjami z Dranu, bd te wasn ambicj) nie zamierza odda zdobyczy, pomimo i wydaa mu wyrany rozkaz. Chciaa ju uy siy, ale podobna wojna nie wrya niczego dobrego; siedzcy na holkach topornicy byli

dobrze uzbrojeni i niele dowodzeni, podczas gdy jej hakownice - na ktre tak bardzo liczya - nie sprawdziy si, jak dotd. Moe przyczyn by szczeglny charakter walk ulicznych, w ktrych cika bro, moliwa tylko do uycia wesp z niewygodnym kozem, bya mao porczna i nie wytrzymywaa porwnania z kusz. Zawinio te nieuchronne rozdrobnienie oddziaw na kilkunastoosobowe grupki... Tak czy inaczej, waciwie polega moga tylko na swoich kusznikach, ktrych miaa nieca setk, a po walkach z cesarskim garnizonem jeszcze mniej. Przeklinaa teraz wasn lekkomylno, ktra kazaa jej zaufa broni nie sprawdzonej. Spord trzystu ciko opacanych ludzi

dwustu stanowio obsug hakownic... I byli to najlepsi i najpewniejsi spord najemnikw, ktrych zebraa z myl o Agarach. Ahagaden zreszt, po pierwszych tarciach, nie da jej nawet szansy: wyprowadzi po prostu holki i zarekwirowane statki kupieckie z portu i zakotwiczy na redzie. Jeli chciaa je zdoby, to chyba tylko wpaw. Pewn pociech by fakt, e zachowaa wasne okrty. Procentoway liczne zabezpieczenia, o ktre pyta swego czasu Raladan: o tym, kto stoi za Litasem (a pniej jego synem Melarem) wiedzieli tylko przywdcy powstania. Ale statki Melara, Seila i stara koga

Dalonor wyszy w morze jeszcze zim - i zaginy (a naprawd byy w Zym Kraju). Natomiast trzy zakupione niedawno holki naleay do spadkobiercw E.Zikona, prosperujcych wietnie, ale nie czonych ju przez nikogo, nawet przez powstacw, z jej godnoci Semen. Holkw tych w Doronie nie byo (przekazaa rozkazy, by - pnym latem pojawiy si od razu na Agarach), nikt jednak nie mg zarzuci jej nielojalnoci, jak niewtpliwie byoby pozbawienie powstacw wsparcia trzech, jake potrzebnych, okrtw... C z tego? Te trzy aglowce, bez onierzy na pokadach, nie mogy

przyby na Garr, raz dlatego, e brako czasu, po wtre za - natychmiast przejoby je powstanie. Plan wali si w gruzy. Pojawia si jednak pewna szansa. Co prawda, szansa do nika, wymagajca wielu zabiegw i szczeglnych dziaa. Powstacze siy szykoway si do uderzenia na poudnie. Jednoczenie powstacza Kwatera Gwna w Dranie planowaa bitw morsk, u poudniowozachodnich wybrzey, na wysokoci Bagby. Semena liczya, e bez wzgldu na to, ktra strona wygra w owym boju, okrty zwycizcw zawin niezwocznie do Bagby, najwaniejszego w tej chwili portu na wyspie, z zamiarem

uporczywego trzymania (lub zdobycia) go. Te okrty zamierzaa opanowa. Jednak musiaa najpierw otrzyma dowdztwo armii polowej, potem za pobi ldowe siy imperium. Tymczasem w adnych planach nie przewidywano jej kandydatury na takie stanowisko... Jedynym atutem bya niepodwaalna racja, i jej wojska, jako jedyne, osigny bezsporny i cakowity sukces. Potrzebowaa jednak dodatkowych, jeszcze silniejszych argumentw. Zadziaaa szybko: na pierwsz wie o marszu gwardzistw Monatala przez

gry posaa czterdziestu kusznikw i czterdziestk piechoty ognistej (ludzi osony) na spotkanie ciganemu oddziaowi...

*** Mija smy dzie od wybuchu powstania. Oddziay buntownikw zalegy pod Doron. Siy okazay si niezwykle szczupe ptora tysica piechoty, w tym nieco ponad stu kusznikw i p setki ucznikw. Do tego dochodzio trzystu ludzi Semeny. Okazao si, e wodzowie powstania nie potrafili oceni, jak due siy pochonie obsadzenie zdobytych portw i okrtw

(cznie kilkanacie holkw i mniejszych aglowcw stray morskiej, nie liczc wielu zarekwirowanych kog kupieckich). Nieliczne przecignite na stron powstania zaogi cesarskie trzeba byo wzmocni wasnymi ludmi lub zastpi w ogle, nikt bowiem nie mg rczy za ich postaw w walce z wiernymi cesarzowi aglowcami. Utrzymanie portw jawio si zadaniem rwnie istotnym, a nie mona byo przecie wykluczy prby ich odbicia z morza. Silny oddzia ciga w Harenach gwardzistw, wielu ludzi pochaniay patrole miejskie i oddziay eskortujce rnorakie transporty... W zestawieniu z wyszymi ni zakadano

stratami i nadspodziewanie powszechn dezercj (w Dranie okazao si, e niemal trzecia cz onierzy woli rabowa, wraz z portow hoot, opuszczone kupieckie kantory, ni walczy o wit spraw wyzwolenia Garry z nie znajcymi si na artach gwardzistami) oglna liczba osiemnastu setek ludzi, gotowych do uderzenia na Belon, zdawaa si i tak imponujca. Znw zabrako Askara przewidywanego swego czasu nawet na naczelnego dowdc si morskich lub wanie ldowych. Podczas ukadania pierwszych, wstpnych planw, Askar jako jedyny dostrzega moliwo dziaania w polu, uprzedzajc, e gdyby

nie dao si opanowa od razu celw gwnych, wojna stanie si niezwykle trudna, choby ju tylko z powodu maej liczby ludzi, ktrych da si w pole wyprowadzi. Jednak Askar zagin, a aden z oficerw w powstaczym dowdztwie nie mia dowiadczenia w walkach na ldzie ani te nie potrafi przewidzie ich przebiegu. Trway pokj, panujcy w granicach Wiecznego Cesarstwa, nie sprzyja nabywaniu wojennych dowiadcze... Tylko w Armekcie, pod Pnocn Granic, stale toczya si podjazdowa wojna z alerskimi pzwierztami. Ale aden z powstaczych oficerw nie by Armektaczykiem ani nie suy pod Pnocn Granic... Teraz wic okazao

si dodatkowo, e owych tysic omiuset ludzi jest bez dowdcy. Semena, spotykajc si wieczorem z Alid, znaa sytuacj doskonale. I bya ju niemal pewna, e wygra. Miaa podstawy, by tak sdzi. Spotkanie odbyo si przy trakcie wiodcym z Dorony do Dranu, mniej wicej w poowie drogi midzy miastami. Wybr miejsca narzuca popiech; pomimo odzywajcych si z wielu stron uwag i nalega (susznych skdind) Kwatera Gwna powstania wci miecia si w Dranie, z jakich powodw zwlekajc z przeniesieniem do Dorony, a wic bliej pola przewidywanych walk; Dorona zreszt,

leca na zachodnim wybrzeu, niemal w poowie dugoci wyspy, bya w ogle miejscem najlepszym do kierowania przebiegiem wszelkich przedsiwzi. Owo przywizanie do starego miejsca pobytu, wykazywane przez powstacz starszyzn, nie pozostawao bez wpywu na szybko dziaa... Do powiedzie, e zarwno Semena, jak i Alida, by si spotka, przeby musiay blisko pidziesit mil, korzystajc ze sprawnie, na szczcie, dziaajcych posterunkw z rozstawnymi komi, przeznaczonymi dla gocw, nieustannie przemierzajcych trakt w obie strony. Semena przybya pierwsza, zmczona

i wcieka, ale humor poprawi jej si nieco na widok dystyngowanej blondynki, jeszcze gorzej znajcej arkana jazdy konnej. Alida twarz miaa szar od kurzu, wosy zlepione na czole potem, plecw za w ogle nie bya w stanie wyprostowa. Semena, ktra zdya ju nieco odpocz i umy twarz, prawie parskna miechem. Alida, z gardem zdawionym przez furi, wyprawia swoich ludzi po wod (obie przybyy z eskort, wymagaa tego ostrono), po czym bez sowa, huknwszy drzwiami, znikna w jednej z izb gocinnych. Wkrtce dostarczono kilka stgwi wody. Semena napenia winem dwa cynowe kubki i bez zaproszenia wesza do izby. Tamta staa

nago, pochylona nad szaflikiem z zimn wod, patrzc na obtarte, odparzone uda. Uniosa wzrok. - Ty te tak? - zacharczaa, nie bawic si w adne tytuy. Semena odstawia kubki z winem. Staa przez chwil, po czym odwrcia si i zadara spdnic, pokazujc sine poladki. Spojrzaa przez rami. Mierzyy si wzrokiem do dugo, by wreszcie parskn miechem. Zamilky. Alida nabraa w donie wody i umya twarz, po czym zwilya uda, syczc przez zby swka, jakich nie znali chyba najstarsi majtkowie.

- Bdziemy rozmawia bardzo uroczycie, w sali tronowej, czy moe zaczniemy ju tutaj? - zapytaa Semena, opierajc si o cian z kubkiem w doni. - Trzeba byo przenie Kwater do Dorony - dorzucia, widzc wracajc wcieko tamtej. - Mylisz, e ja tego nie chc?! wrzasna blondynka, rozchlapujc pici wod w szafliku, nad ktrym kucna okrakiem. - Rozmawiaj z tymi durniami wysokich rodw! Stara Dzielnica to znak dawnych czasw. Tylko tu moe odrodzi si Garra. Dorona jest niedobra wiesz dlaczego? Bo przebudowali j Armektaczycy! - Nie wierz - powiedziaa Semena.

- Ja te nie! Jak to powstanie mona wygra? Wiesz, dlaczego przyjechaam? Bo inaczej przybyby jaki setnik stray! Jedcy konno jeszcze gorzej ode mnie, a do tego gupi! Albo starzec, ktrego zdjliby tutaj z konia i od razu zakopali! Jeli w ogle przyjechaby konno! Ko to cudo z Armektu, Garyjczyk podruje w lektyce. No, moe w ktrym z tych przekltych furgonw czy jak tam ten pojazd nazwa. Jechaby cztery dni albo tydzie - ocenia, sikajc do szaflika. - Nie wierz - powtrzya Semena. Alida zaczerpna tchu. - A jednak tak tam jest - powiedziaa prawie spokojnie. Oni chc zacz

wyzwolenie Garry od wyplenienia wszystkich armektaskich chwastw. Nawet armia ma by jednym wielkim tumem, bo podzia na kliny, psetki i kolumny wymylili Armektaczycy... To nic, e dziki temu wygrali wszystkie wojny. W Gwnej Kwaterze o bitwach myl tyle tylko, e komu trzeba powierzy cae to dowdztwo. W Dranie upomina si o nie komendant gwardii, poczciwina, ktrego z wielkim trudem wyniosam na to stanowisko. Ledwie zreszt podoa obowizkom. Drugim kandydatem jest stary i naprawd dowiadczony dowdca eskadry stray morskiej. Tyle tylko, e ten czowiek prawie nie umie chodzi, kiedy grunt mu si nie kiwa pod stopami

niczym pokad. Bitw zacznie chyba od wbicia w ziemi masztw i rozpicia agli, bo inaczej czego mu bdzie brakowao. Teraz dalej: powanymi kandydatami s dostojny Kahel Mohaben, starszy krewny mojego zmarego ze staroci maonka, i wreszcie sam Ganedorr. Ten ostatni ma przynajmniej tyle rozumu, e wcale nie chce dowodzi armiami. Zgodzi si jednak, jeli nie bdzie mona inaczej. Kto w kocu dowodzi musi. - Wic czemu nie ja? - A czemu nie mj kandydat, Ahagaden? Twj wrg miertelny, skdind?

Oceniay si wzrokiem. Rozmowa zaczynaa zmierza ku sednu spotkania. Alida wstaa z klczek, podniosa z podogi prost, grub spdnic i wytara si. Nago nie krpowaa jej wcale, Semena pomylaa, e to musi by kwesta wprawy... Blondynka z wyranym obrzydzeniem wcigna zakurzon koszul. Spdnic cisna w kt, z niesychan pogard. Wzia od Semeny kubek z winem i rwnie opara si o cian. Stay, niczym jakie wartowniczki, po obu stronach drzwi. adnej nawet do gowy nie przyszo, eby usi. Miay si jeszcze nasiedzie - wracajc...

- Posuchaj - rzeka Alida. Pomijajc osobiste niechci... Ci wojacy, o ktrych mwiam, to oczywicie adni kandydaci. Ale wysoko urodzeni Garyjczycy, to ju inna sprawa. S w kocu przywdcami caej tej ruchawki. A... tu nie Armekt. Ju na mnie patrz z niepokojem, bo co waciwie robi wrd nich co, co nie ma kutasa? Ganedorr jest mdry i wie swoje, ale caa reszta to twardogowi, o pogldach tak starych, jak kamienie ich paacw. Jak mam im powiedzie, e... kobieta wygra dla nich powstanie? eby jeszcze bya Garyjk! - Jestem ni. - Akurat tak jak i ja. Z matk

Armektank albo ojcem Armektaczykiem. Haba, i tyle. - Skd wiesz? Alida spojrzaa z ukosa. - Wanie mi powiedziaa... Ale to furda. Z imieniem Semena nigdy nie bdziesz dla nich Garyjk. - A jeli to imi faszywe? - A co to kogo obchodzi? Nosisz je. Trzeba byo sobie wybra faszywe z dwoma r, trzema g i jednym h. Wtedy byoby dobre. Gdyby brzmiao jak chrzkniecie po rzyganiu.

Zamilky. - Czy masz wszystkie potrzebne penomocnictwa, eby mianowa dowdc? - upewnia si Semena. - Oczywicie. Jaki sens miaoby inaczej to spotkanie? Ale wiedz, e jeli (w co wtpi) mianowaabym ciebie, to ja im tej wieci nie zawioz. Przysano mnie tu waciwie tylko po to, bym udzielia stanowczej odmowy. Powtarzam ci: jestemy niezbdne i tylko dlatego nas toleruj. Ale do czasu. No, w kadym razie mam odmwi. - I zrobisz to? - Zamierzam. Ale najpierw chc

wysucha argumentw. Z twoich listw bia niezachwiana pewno, e powierzenie wojsk komukolwiek innemu jest zgoa niemoliwe. Chc usysze dlaczego. - Tylko ja odniosam sukcesy wojskowe, jak dotd. W Dranie poszo nie najlepiej, o ile wiem? - W Dranie poszo wspaniale. A w Doronie powodzenie naley zawdzicza nie tobie, lecz Ahagadenowi. To on w krytycznej chwili przechyli szal zwycistwa. Semena patrzya zdumiona. Alida z satysfakcj pokazaa jej rozedrgany w wulgarnym gecie koniuszek rowego

jzyka. - Mam znw wytumaczy? Ahagaden zdoby pi cesarskich i par kupieckich aglowcw, a ty adnego. Garyjski magnat niczego si z historii nie nauczy, dla niego si armii wci okrela si iloci okrtw. Wreszcie, Ahagaden to mj czowiek. Prawie przyjaciel. A ciebie nie lubi. Pomogam wic przyjacielowi, to proste. Zrobiam wszystko, by w Kwaterze wierzono, i zwycistwo to jego zasuga. W oczach Semeny zabysy kolejno: zdumienie, niedowierzanie i gniew. Alida, z penym zadowolenia namysem, muskaa przez szorstk

koszul swoje sutki, czujc, jak sztywniej. Nad budynkiem przetoczy si pomruk nadchodzcej burzy. Semena otara pot z czoa i szyi, zdajc sobie spraw, e od jakiego ju czasu powietrze jest niezwykle parne. - A moe to i dobrze - rzeka nagle, prawie spokojnie. - To miasto nie wyglda najlepiej, mylaam, e bd si gsto tumaczy. Ale skoro zrobi to Ahagaden... - Co to znaczy: nie wyglda najlepiej? - Nic... Do rzeczy: moi ludzie dzi rano zagrodzili drog gwardzistom w grach. Gwardzici s wyczerpani, a pocig tu. Wiadomo dostaam, bdc

w drodze tutaj. - Pikny sukces. - Alida przerwaa zabaw. Spojrzaa badawczo. - Ale czy to wszystko? Semena zmarszczya brwi. - Stu kusznikw i topornicy Ahagadena, nie liczc tych na holkach. To dobre oddziay. Parudziesiciu konnych, kiepskich jedcw, ale pewnych ludzi. Trzy setki dobrze uzbrojonych i niele dowodzonych ochotnikw. I moe jeszcze dwie, trzy setki czego, co ju nie jest wojskiem, a jeszcze nie hoot. Wszystkiego ponad osiem, ale nie wicej jak dziewi setek onierzy. Reszta to zbieranina. Brakuje

ucznikw; w stray morskiej prawie kady ucznik to Armektaczyk, a ci jako nie bardzo garnli si do nas. Za najemnikw i ochotnikw z ukami wzilicie na okrty. No, ale s trzy z gr setki moich onierzy. Dobrze wyszkolonych i wietnie uzbrojonych. Opacanych przeze mnie. Ich nie obchodzi powstanie. Ich obchodzi zoto. I zdobycz. - Do czego zmierzasz? - Ilu ludzi, na ldzie, moe mie ten Armektaczyk? Elimer, zdaje si? - Co siedmiuset, omiuset. Najwyej. Ale bitnych i dobrze wyszkolonych, nie mwic o uzbrojeniu.

- Wanie. - Co z tego wynika? - Alida patrzya czujnie. - To tylko, e moi kusznicy w grach zawarli z gwardi rozejm. Te dwie setki ludzi, ktrych wysalicie w pogo, pewnie ju doszy. Jeli zechc zaatakowa gwardi, bd musieli i moich. I odwrotnie. Gwardia nie moe si przebi, bo ma przeciw sobie jedn, albo i trzy ju, setki ludzi. Jaki mam wyda rozkaz? Alida zaczynaa pojmowa. - To byby tylko pocztek - zaznaczya Semena. - Ci ludzie w Harenach

niewiele zmieni. Chocia jego godno Elimer z pewnoci ozociby mnie za parudziesiciu takich onierzy jak ci gwardzici. A jeszcze gdyby si okazao, e przy okazji rozbiam dwustuosobowy oddzia buntownikw... Ale wrmy do Dorony: moi onierze stan po tej stronie, po ktrej ich postawi. No wic, po ktrej maj stan? Odpowiedz mdrze, bo jeli odpowied bdzie gupia, skocz to cae powstanie w trzy dni. Alida milczaa, nawijajc kosmyk wosw na palec. - miao powiedziane... - mrukna, ale w jej gosie brzmiao raczej uznanie ni cokolwiek innego. - Umiesz liczy,

ocenia i wiesz, do czego su wojska. Ju to jedno wystarczy, by powierzy ci dowdztwo... Tyle tylko - spojrzaa w zadumie - e jest to cakiem nie po mojej myli. Semena ramionami. leciutko wzruszya

- Tobie nie chodzi o powstanie. I nigdy nie chodzio, oczywicie. - Alida pokrcia gow. Burza zbliya si znacznie. - Tobie za chodzio? O wity obowizek wyzwolenia Garry? zapytaa szyderczo Semena. Oszczdmy sobie tego bekotu o zdradzie, powinnoci, lojalnoci i tym

wszystkim, co tak strasznie mierdzi poprosia. Popatrzyy sobie w oczy. - Powstanie powstaniem... Mam swj wasny cel - przyznaa Alida. - A ja swj. - Czy zbiene? - Kto wie? - Oj, wtpi... Naprawd, naprawd wtpi. Semena uniosa brwi.

- Przecie chcesz wyzwoli Garr? Obojtnie, z jakich powodw. Pomog ci w tym! - Tak, zapewne. Pokonasz wojsko imperium, po czym powiesz: Alida, teraz ty. I usuniesz si w cie. - Tak wanie chc zrobi. A nawet wicej: zamierzam znikn w ogle. - Mam w to wierzy? - Sprbuj. Moim celem nie jest adne stanowisko na tej podej wyspie. Zapewniam. Potrzebuj zwycistwa powstania... ale dla osabienia Armektu. Po dugiej chwili blondynka zmruya

oczy. - Hej... - powiedziaa sodko. - Moe mogabym zacz ci wierzy? - Sprbuj - powtrzya Semena. - Co z tym Armektem? - To co powiedziaam. - I nic wicej? - Nic wicej. Alida mylaa. - Dlaczego tak podasz dowdztwa? Skoro chodzi ci tylko o zwycistwo

powstania, dlaczego nie miaby go zapewni kto inny? - S powody. Przede wszystkim nikogo takiego nie widz. Tylko ja mog wygra t wojn. Ahagaden tego nie zrobi, pomimo e tak dzielnie zdoby Doron, a nawet ca Flot Gwn, czy nie tak? - Zauwaya pewnie, e ilekro spojrzysz w zwierciado, odbija si w nim mija? - zagadna Alida. - Hmm... - Semena umiechna si. To, co w nim widz, zupenie mnie zadowala... Ale teraz pozwl, e powtrz swoje pytanie: jaki mam wyda rozkaz? Przyznaj, e dyskusja, w

ktrej strona przeciwna nie ma adnych atutw, nieco mnie znuya. - A gdyby ci usun? - rozwaaa na gos Alida. Usun. Tylko usun zaaprobowaa tamta. - Dwustu ludzi w Harenach pjdzie pod miecze, gwardzici i moi pocz si z Elimerem, a powstacz strategi podziwia bd wszystkie krainy Szereru. Nie, naprawd zdoaa mnie zadziwi! Po raz kolejny tej nocy mierzyy si spojrzeniami. - Rzeczywicie, zdaje si, e to ty

dzisiaj dyktujesz warunki - stwierdzia Alida, odrywajc plecy od ciany. Przy pierwszej okazji podstawi ci nog - obiecaa. - Przewrcisz si, a wtedy bd skaka ci po brzuchu. No to, jeste dowdc. Wok gospody szalaa burza.

Rozdzia pidziesity szsty

Sen by ogromn przyjemnoci Semena odkrya to dopiero wtedy, gdy nauczya si obywa bez niego. Naprawd, zaczynaa marzy o chwili, gdy wreszcie znajdzie dosy czasu, by pooy si, na ce albo w lesie, i lee, i spa, i nic nie robi... By wczesny ranek, gdy wojsko uszykowano do przegldu.

Wci nie chciao jej si nawet myle o koniu, zreszt wiedziaa, jak kiepsko siedzi w siodle. Nie miaa ochoty robi z siebie pomiewiska. Lustrowaa szeregi, idc pieszo, w asycie kilkunastu najwyszych rang oficerw i dwch dostojnikw z Gwnej Kwatery. Tym ostatnim nie dane byo odpocz po podry. Od razu daa im odczu, kto tu rzdzi. Wlekli si teraz, oswojeni ju nieco z jej kolczug i grub, msk spdnic, kryjc cholewy skrzanych butw. Na kolczug narzucon miaa granatow tunik, z naszytym na lewej piersi nieduym, jaskrawoczerwonym krgiem. U prawego boku wisia krtki gwardyjski miecz. Nie miaa hemu; gdy sza, ujte

w dwie potne kicie, przerzucone na plecy wosy, faloway w rytm krokw. Bya najpikniejszym onierzem, jakiego kiedykolwiek widziay niebo i ziemia Szereru. Mina niepen setk konnych, do rozmaicie uzbrojonych, na wierzchowcach rnej maci, wielkoci i wartoci; dalej stao dwustu tarczownikw Ahagadena, w nagich kirysach, z tarczami opartymi o ziemi i toporami lub mocnymi, krtkimi oszczepami na ramionach - pikna piechota. Jeszcze dalej stu paru kusznikw i p setki ucznikw, wszyscy w srebrzystych kapalinach, ale w rnych tunikach, czsto bez nich, w

kolczugach, czasem tylko skrzanych kaftanach, eglarskich hajdawerach lub mieszczaskich nogawicach, obuwiu skrzanym, pciennym, a nawet w kapciach plecionych z yka. To jeszcze przeya. Ale potem byli, podzieleni na psetki, ludzie zbrojni w kady or, jaki mona sobie wyobrazi, w strojach ochronnych czasem wrcz przedziwnych: widziaa czowieka w lamelkowej zbroi, od ktrej odpada poowa pytek, a par krokw dalej jakiego kurdupla w kirysie z przymocowanym do prawdziwym turniejowym abim pyskiem, prosto z Dartanu... Kosztowny ten hem by niestety rozwalony na p, co uniemoliwio wyzbycie si go i

sprawienie w zamian innego. Semenie zrobio si sabo, przyspieszya kroku, bo baa si, e parsknie miechem albo zacznie zgrzyta zbami. Kochaa piknych onierzy, przywizywaa do ich prezencji tak sam wag jak do wyszkolenia. Nauczya si tego od Riolaty. Musiaa przej jej nawyki, naladowa j moliwie wiernie we wszystkim... Gdy ujrzaa efekty, zrozumiaa niejedno. Teraz, gdyby zwrcono jej Gwiazd Zachodu, przecignaby szykiem Brorroka! Nauczya si, e w jaki sposb - onierz tak si czuje jak wyglda. Dosza do linii, gdzie szpaler tworzyli

jej ludzie. Po prawej rce miaa piechot ognist: pot kozw, a za nimi onierze osony z wczniami, drugi szereg strzelcy z hakownic na kadym ramieniu; trzeci szereg - znw osona z kozami, i jeszcze strzelcy. Z lewej strony - kusznicy, w kapalinach zamiast otwartych ebek, a na kocu - psetka topornikw. Wszyscy strzelcy, kusznicy, topornicy - w granatowych tunikach, ozdobionych czerwonymi krgami. Wyposaenie i utrzymanie tych trzystu paru zbrojnych kosztowao grubo ponad czwart cz skarbu, nie liczc ora, zdobytego przez jej ojca.

Ale warto byo. Przesza powoli, gestem pozdrawiajc swoich oficerw. Na samym kocu stali spdzeni, czasem wrcz pod przymusem, chopi i rybacy z rnych wiosek. Omal nie zamkna oczu. Powioda spojrzeniem po bezadnych gromadach i zawrcia bez sowa. W tej samej chwili ujrzaa, e jeden z brudnych chopw kiwa si mocno, oparty na widach. W pierwszym odruchu omal nie wyrwaa mu flakw... Niemal si powstrzymaa swe renice przed buchniciem czerwon powiat. Podesza szybkim krokiem, zostawiajc

wit za plecami. - Pijany? - rzucia krtko, opierajc do na mieczu. Wo morderczej gorzay powiedziaa wszystko. Co zgrzytno cicho, obrcia si na picie i dopiero wtedy podchodzcy oficerowie ujrzeli miecz w jej rce, trzymany gowni w d. Zdya zrobi dwa kroki, nim wieniak za jej plecami upad wierzgajc. Krew sikaa z ttnicy. - Dowdca tych ludzi ma by powieszony - rzucia. - To wszystko. Wymarsz natychmiast. W stray przedniej pjd ucznicy, nie jazda. Wszyscy konni maj by do mojej

wycznej dyspozycji, take w marszu. Ubezpieczenie taborw bez zmian, tak jak byo ustalone. Skina setnikw. na jednego ze swoich

- Dasz mi konia i piciu ludzi, te w siodach. Naszych ludzi - zaznaczya. Nie zwracajc wicej uwagi na swych dowdcw, ani tym bardziej goci z Kwatery, posza szybko z powrotem szpalerem.

***

Ulice Dorony byy jak wymare. Wczesny ranek, to prawda; przede wszystkim jednak mieszczanie nie kwapili si zbytnio do spotka z wojakami, choby nawet ci wojacy byli wyzwolicielami Garry. A nawet: szczeglnie, jeli byli wyzwolicielami Garry... Ci wyzwoliciele rabowali wszystko, co byo potrzebne dla powstania, lub dla nich samych. Nazywao si to: rekwizycje... Stukot koskich kopyt pobrzmiewa echem. Semena, wyprzedzajc swych ludzi o kilka koskich dugoci, zmierzaa ku miejscu, ktre niemal od roku byo jej domem.

Oddziaek min spldrowany i czciowo spalony paac Przedstawiciela (czy odczepiono ju Ksicia od poway?) i pody dalej. Waciwie zajcie portw i okrtw przez Ahagadena miao te swoje dobre strony: paac zosta dla niej... Do szkatuy powstania posaa nawet nie poow zdobytego dobra. Reszta zasilia jej prywatn kas. Czas by najwyszy. Ostatnio czerpaa ju tylko z trzosu, nabitego dziki popiesznej sprzeday przedsibiorstw Melara i reszty. Kilku durniw oszukao si mocno, kupujc towary i domy, ktre zaraz potem zabrao lub zniszczyo powstanie. Gdyby

Ahagaden nie pilnowa tak bardzo swoich holkw, mgby mocno utrudni jej ycie. I tak do Kwatery w Dranie dotary rne pogoski. A prawda bya taka, e czciowo opacia sub swych onierzy, pozwalajc im na spldrowanie miasta. Oczywicie zdobya te co nieco dla siebie. Wiedziaa dobrze, e prawdziwe wydatki dopiero nastpi! C, dwudziestu wojakw tak zasmakowao w rabunkach, e ju ich nie ujrzaa. Ale i tak dezercja bya w granatowych oddziaach mniejsza ni w jakichkolwiek innych. Wikszo spord jej zabijakw pojmowaa wietnie, e pod wodz jej piknej

godnoci upw i kobiet im nie zabraknie, a atwiej je zdoby kup nili w pojedynk. I atwiej potem obroni przed zawistnikami. Alida bya pierwsz osob z Kwatery, ktra na wasne oczy ujrzaa, co zostao z Dorony po rozbiciu cesarskich. Ty... suko! Och, ty suko! powiedziaa przeraona. - Na Szer, zrobiam bd, oddajc ci dowdztwo... Jak ty wygrasz t wojn, to ja bd rzdzi pustyni!. Semena zamiaa si wtedy. Czego chcesz? - odpara ironicznie. -

Co to, w Dranie nie byo rabunkw? A zreszt, przecie tu zwycia Ahagaden, nieprawda?. Po ulicach walay si jakie porozbijane sprzty, szmaty, wszelkiego rodzaju mieci... Cz tego usunito ju przed paroma dniami, ale nie wszystko przecie. Samo wywiezienie i pogrzebanie trupw okazao si przedsiwziciem tyle gigantycznym, co niezwykle pilnym: groba wybuchu zarazy bya a nadto realna. Semena zatrzymaa przed swym domem. wierzchowca

- Czeka tu - rzeka do onierzy.

Zeskoczya z sioda. Budynek by opuszczony, takie przynajmniej sprawia wraenie. Moe suba gdzie siedziaa, ale Semena nie miaa zamiaru sprawdza. Odnalaza tylko kandelabr, zapalia wiec, a od niej pozostae. Zesza do piwnic. Wielkie beczki trway nieporuszenie. Ale skrzy ubyo, a te, co zostay, ukazyway puste wntrza. Semena posza na sam koniec lochu. Uniosa klap, zesza niej i odemkna zasuwy. Nie bya tu od dawna... Od dnia gdy przysza razem z Askarem.

Przeraajcy odr buchn z pomieszczenia. Odczekaa dug chwil, bojc si, e jeli wejdzie za szybko, moe brakn powietrza dla wiec. Potem przekroczya przegniego trupa przy samym progu i wstrzymujc oddech (byo to atwiejsze nili oddychanie...), spojrzaa na wiszce ciao. - Od dzisiaj - powiedziaa - nie jestem ju tob. Od dzisiaj znowu nazywam si Lerena. Ty za moesz by Semen, Riolat albo czymkolwiek i kimkolwiek zechcesz. Podesza blisko, delikatnie odgarna resztki wosw z pochylonego czoa siostry.

- Riolata - powiedziaa cicho. - Riola-ta... Lubia, jak mwiam twoje imi. Wyja miecz. Nie baczc na zwierzce wycia i podrygi tamtej, kilkoma ciosami przerbaa oplecione acuchem rce. Donie i przedramiona zostay pod sufitem, reszta runa na klepisko; obumare, krtkie kikuty sabo broczyy krwi. - Id do Dranu - powiedziaa Lerena, chowajc miecz. - Tam jest wielu Garyjczykw Wysokiego Rodu... Moe wyjdziesz za m? Smrd przyprawi j w kocu o torsje; zwymiotowaa na cian, po czym posza schodami i dalej, przez

piwnice, zostawiajc otwarty loch.

Rozdzia pidziesity sidmy

Powstanie musiao upa. Musiao upa z tej samej przyczyny, dla ktrej upady wszystkie poprzednie. Musiao upa prdzej czy pniej, bo wisiao w prni... Rzeczywicie - przygotowane byo o wiele, wiele lepiej ni ktrekolwiek z wczeniejszych. Oparto si nie tylko na ochotnikach, pragncych odda ycie za Garr, ale take na oddziaach zoonych

z najemnikw, gotowych bi si z kadym, byle im zapacono. Przygotowanie i uycie oddziaw najemnych byo z kolei moliwe tylko dlatego, e organizatorzy powstania zdoali przenikn w gb instytucji, majcych na celu wanie zapobieganie buntom, a wic - w szeregi wojsk cesarskich i pomidzy urzdnikw Trybunau Imperialnego. Pooga ogarna od razu ca wysp i zdobycze terytorialne byy rzeczywicie znaczne. Ale teraz - wielu ochotnikw zgino, wielu najemnikw porzucio sub... I wida ju byo, e - jak zawsze - cae powstanie to w istocie nic wicej jak gniewne wrzaski paru starych

rodw; tupnicie nog, od ktrego spa moe dzbanek ze stou, robic wiele haasu... ale na pewno nie zawali si dom. Bo c? Czy sta kto za owymi magnackimi rodami? Czy porwano moe do walki kupcw? Nie. Kupcy stracili na powstaniu majtki: zarekwirowano ich statki, towary, uniemoliwiono waciwie prowadzenie jakichkolwiek interesw. Co im mogo da zwycistwo powstania? Chyba kres wszelkiego handlu z cesarstwem, przynajmniej na dugie lata. Wic moe skorzystali, lub skorzysta mieli, mieszczanie? Rwnie nie. W stolicy mieszczuchy siedziay cicho w swoich norach, cieszc si,

jeli nie obrabowano ich ze wszystkiego. W Dranie brak cesarskich wojakw na ulicach rycho da si odczu: strach byo wyj z domu, po prostu. A czy, gdyby powstanie zwyciyo raz na zawsze, zmienioby si co na lepsze? Co najwyej byoby tak samo jak pod rzdami Kirlanu... Rybacy i chopi? Ci, prawd powiedziawszy, mogli tylko wznosi rce do Szerni, by spalia ogniem te cae powstacze zastpy. Chop czy rybak, przypisany do dbr cesarskich, by zgoa bogaczem w porwnaniu z chopem w dobrach garyjskiego magnata. Cesarscy poborcy dali zwykle plonu z wierci ana, a ponadto wolny wieniak mia swoje prawa. Chop czy rybak, yjcy w

poddastwie, praw nie mia; jedynym prawem (jeli nie liczy moliwoci sprzedania si w niewol w jakiej legalnej hodowli) i do tego narzuconym jego panu przez Kirlan byo prawo do suby w cesarskich legiach - przywilej rnicy wieniaka od niewolnika. Do powiedzie, e po kadym powstaniu, gdy cesarstwo konfiskowao majtki zamieszanych w bunt rodzin, chopi w wyzwolonych przez cesarza wioskach taczyli z radoci! A przecie wita sprawa wyzwolenia Garry wcale nie bya biedocie obojtna. Moe tylko w Armekcie poczucie narodowej przynalenoci byo silniejsze. Garyjski

rybak z pewn dum mieni si by Garyjczykiem i pamita stale, e Armekt, wczywszy jego kraj do Wiecznego Cesarstwa, wzi straszliwy odwet za dziesitki potopionych w srogiej wojnie okrtw; wzitych do niewoli onierzy i marynarzy stracono. Ale jednak interes Garry, pojmowany tak, jak chcieli tego magnaci w brunatnych paacach, nie szed w parze z interesem umiejcego w kocu liczy poawiacza ryb. Jeli wszystkim, co ten ostatni mia osign, byaby zmiana nazwy z Morskiej Prowincji na Krlestwo Garry, rybak pewno biby si o to... Wtedy wszake, gdyby dano mu chocia nadziej, e w owym Krlestwie Garry nie umrze potem z

godu. e nie bdzie gorzej, po prostu. Lecz takich obietnic nikt skada nie zamierza. Przeciwnie: trbiono wszem i wobec, e po zwycistwie zapanuje stary porzdek. Ach, stary porzdek! Chopu cesarskiemu chyba milsza byaby wizja poaru w zagrodzie. Za chop niewolny traciby jedyny swj przywilej, a to moliwo zostania onierzem zawodowym, sucym za pienidze, z wasnej woli i chci. Tunika legionisty lub stranika morza, wita dla Armektaczyka, jak cae rzemioso wojenne w ogle, stawiaa nisko urodzonego na rwni z czowiekiem Czystej Krwi. od nie by wysoki, ale stay. Legionista imperium

zna swoje obowizki, ale mia te prawa. Za uchybienie w subie mg nawet zawisn, ale jeli peni j dobrze, mg - chociaby - oeni si, nikogo o zdanie nie pytajc. Zosta onierzem nie byo wcale atwo, ale gdy ju kandydat trafi do szeregw, otworem staa droga do dalszej kariery. W imperialnych legiach pochodzenie, przynajmniej formalnie, nie miao adnego znaczenia. Kady, kto spenia okrelone wymagania - a wic mg si wykaza odpowiednio dugim staem suby, umia pisa i czyta, oraz speni kilka innych warunkw - mg, po przystpieniu do stosownych egzaminw, zosta oficerem i awansowa dalej... atwo zrozumie,

dlaczego onierze tak niechtnie przechodzili na stron powstania: oznaczao to nic innego jak powrt pod opiek, spod ktrej wielu z nich wanie ucieko... A take kres wszelkich ambicji i marze. Wobec takiego stanu rzeczy dziwi si naleao raczej neutralnoci garyjskich rybakw; osobisty interes kaza im walczy u boku onierzy cesarskich, i to walczy zaciekle. Jeli tak si nie dziao, to naprawd tylko dlatego, e w rybak czu si: Garyjczykiem... Lerena, obserwujc zapa, z jakim szli do boju chopi, si wcieleni do jej wojska, nie mylaa oczywicie o tym

wszystkim. Ale widziaa wyranie, e tylko cud moe sprawi, by ci ludzie w ogle doszli do pozycji nieprzyjaciela. Nie zdziwia si zbytnio, gdy cud nie nastpi: gdy tylko ku nacierajcym pomkny pierwsze strzay, natychmiast cay wielki tum zawrci i pogna z powrotem ku jej wasnym liniom. Zgodnie z rozkazem, uciekajcych powitano pociskami z kusz. Ale cikie bety, zabijajc i ranic, nie sprawiy nic ponadto, e uciekajca dotd kup banda rozpierzcha si na wszystkie strony wiata, rzucajc widy, cepy i drgi. W ten sposb poowa jej wojska w jednej chwili przestaa istnie.

Prawd mwic, Lerena poczua niemal ulg. Caa ta hoota ciya jej jak kula u nogi. Teraz przynajmniej wiedziaa, jakimi siami naprawd dysponuje. Zdya ju, niestety, popeni w tej bitwie bd. Widzc szczupo si nieprzyjaciela, nakazaa uderzenie z marszu. Do boju poszy najlepsze jej oddziay - piechota ognista i kusznicy wsparte przez ucznikw. Jednak natarcie utkno pod istn ulew strza sanych przez przeciwnika. uk nie mia tej siy przebicia co kusza, nie mwic ju o hakownicy, ale by broni szybkostrzeln. Mnogo pociskw zdeprymowaa onierzy i j sam;

zatrzymaa atak w poowie drogi, cho straty byy waciwie niewielkie, i posaa chopstwo, eby osonio odwrt. Teraz cae jej wojsko stao ju porzdnie uszykowane do bitwy. Przywoaa oficerw. jednego ze swych

- Prowad tarczownikw - rozkazaa. - Wzmocnij ich czterema setkami tego wskazaa ochotnikw, ktrzy nie tak dawno przyprawili j niemal o atak miechu. - Tak, pani! Znw zwrcia spojrzenie ku nieprzyjacielowi. Chopi uciekli, to

prawda. Ale bitwa zaczynaa si dopiero. Nieprzyjaciel mia zaledwie kilkuset ludzi! Co z tego, e trzeba byo naciera pod gr? Miaa tak przewag, e wynik boju by przesdzony. Moga zgnie cesarskich sam liczb swych onierzy. Zamierzaa posya piechot falami, jedna po drugiej. Ciko opancerzeni tarczownicy poszli przodem, bo nie musieli obawia si strza. Uznaa, e utoruj drog reszcie. Cikozbrojni ruszyli, majc wzmocnienie kilka setek zbieraniny. Przywoaa dowdcw. kolejnego ze za

swych

- Ruszaj za tarczownikami powiedziaa. - Wesprzyj ich. We wszystko, co zostao. Prcz moich ludzi i jazdy. Zostaj w odwodzie. - Tak, pani! Oficer odszed. Tarczownicy, pord deszczu strza, mozolnie lecz niezomnie pili si w gr. Obserwowaa ich marsz. Straty w samej rzeczy nie wydaway si due, lecz pomimo tego poczua lekkie ukucie niepokoju. Co byo nie w porzdku... Z tyu rozbrzmia ttent. Obejrzaa si. Ze zdumieniem patrzya na ubran w szar koszul i tak spdnic

dziewczyn, zeskakujc z sioda. Dopiero po chwili poznaa - Alid! Potargane zote wosy, zwizane z tyu gowy w zwyky koski ogon i zarowione policzki ujy jej dziesi lat. A waciwie, ile lat moga mie ta kobieta? - Co tu robisz, pani? - zapytaa Lerena. - Zdaje si... - Zdaje si, wodzu, e dostalimy w dup na morzu - powiedziaa tamta prawie wesoo, ale tak, by nie syszeli oficerowie Lereny. - Przed chwil do taborw dotar goniec.

- Czemu nie do mnie? - rzucia z gniewem Lerena. - Bo ko mu pad. Dobre trzy mile std. Przylecia pieszo, ledwie ywy. Wysaam do ciebie innego goca, to ja wanie. Gwnodowodzca obejrzaa si na swoich oficerw. Pilnie ledzili bitw. - Zupena klska? - A czy ja jestem dowdc floty, pani? - zapytaa Alida kpico. - Nie wiem, jak si nazywa, kiedy dwie floty zatopi si i zdobd nawzajem? - Tak powiedzia posaniec?

- Tyle z tego wynikao. - Kpisz ze mnie?! - zawoaa ze zoci Lerena, po czym, przypomniawszy sobie o oficerach, dorzucia: - Pani?! Od strony cesarskich pozycji dolecia straszliwy wrzask. Lerena natychmiast zapomniaa o Alidzie. Tarczownicy doszli! Ale droga, ktr przebyli, znaczya si paroma dziesitkami srebrzystych kirysw... Na mniejsz odlego wyborni armektascy ucznicy potrafili posa strzay w najwraliwsze miejsca. Druga fala natarcia osigna rodek pola bitwy.

Lerena zauwaya, e oddziay posuwaj si wolno, zbyt wolno. Stromizna, na pozr nieznaczna, mocno jednak utrudniaa marsz. onierze dwigali zbroje i or, a strzay wci migay w powietrzu, cho znacznie rzadziej; tarczownicy do skutecznie zajli ucznikw. Jednak linia imperialnych wojsk ustawionych na grzbiecie wzniesienia trwaa nieporuszenie. Lerena zastanawiaa si, jak to moliwe, e lekkozbrojni ucznicy skutecznie stawiaj opr cikiej piechocie? No, tak czy inaczej, ju niedugo... Zaraz nadejd posiki. Musiaa wygra t bitw. I bya przekonana, e j wygra. Tym bardziej

e flota zostaa pobita. Bez wzgldu na to, czy potopiono wiele okrtw, czy tylko par, posiki z kontynentu miay drog otwart. Garra staa si puapk. Naleao zdoby Bagb i to, co stao w porcie, choby bya to szalupa wiosowa. I zmyka. Ale co? Miaa wyrzec si wszystkich swoich planw? - Nigdy! - powiedziaa z moc. Alida spojrzaa pytajco. - Nigdy co, pani? Wcale nie bya taka beztroska, na jak chciaa wyglda...

Nigdy nie zrezygnuj z Agarw odpowiedziaa w mylach Lerena. - Ale te nigdy nie zdoam ich utrzyma, jeli powstanie upadnie jeszcze w tym roku - dodaa zaraz. - Gavar - powiedziaa przez rami. We strzelcw i ruszaj w sukurs tym ciemigom... Chc mie rozstrzygnicie. Natychmiast. - Kozy, pani... - Kozy zostaw. Zostaw hakownice. Osona z wczniami, a strzelcy z mieczami w rkach. Czy to jasne? - Pani... - rzek niepewnie oficer.

Tumult bitwy wzmg si nagle. Z prawdziwym przeraeniem ujrzaa, jak zza wzniesienia, na ktrym mieli swe pozycje cesarscy, wyaniaj si dwa zwarte oddziay, zbienymi ukami wychodzce na tyy jej wojsk, zmagajcych si teraz z ucznikami. Kleszcze zwieray si szybko. Oddziay byy niewielkie, ale wyranie widziaa migdaowate tarcze z tym polem porodku, stanowicym to dla srebrnych czteroramiennych gwiazd Wiecznego Cesarstwa. Topornicy Legii Garyjskiej! Dowdczyni wojsk rebelianckich nagle zdaa sobie spraw, e przegra...

I w istocie - bitwa bya przegrana. Ju dawno... Bya przegrana, zanim Lerena w ogle j rozpocza. Zemci si brak dowiadczenia i zbytnia pewno siebie. Walki uliczne w Doronie czy w Dranie, czsto zreszt zaarte, byy jednak bardziej utarczkami, czy nawet bijatykami niewielkich grup, bez adnego zamysu taktycznego, a braki w wyszkoleniu i dowodzeniu rwnoway, w wielu przypadkach, element zaskoczenia. Tymczasem dowodzenie wojskiem w polu (choby nawet wojskiem niezbyt licznym) wymagao wielu szczeglnych zabiegw, o ktrych Lerena nawet nie syszaa. Pierwsz spraw, zaniedban

zupenie, byo rozpoznanie. Powstacy nie mieli zielonego pojcia, jakimi waciwie siami dysponuje przeciwnik - zarwno w ogle, jak i na samym polu bitwy. Tych dwustu pidziesiciu topornikw, wyrosych jak spod ziemi, mogo przeway szal dlatego tylko, e nikt o nich nie wiedzia. Dowdca wojsk cesarskich nie by onierzem szczeglnie dowiadczonym; jednak jak kady oficer imperium od setnika w gr, musia odsuy swoje na pnocnym pograniczu Armektu, gdzie trwaa niekoczca si szarpana wojna z alerskimi pzwierztami. Dziki temu wiedzia wietnie, e odwd nie tylko trzeba mie, ale jeszcze warto go ukry przed wzrokiem przeciwnika... Lerena

nawet przez chwil nie podejrzewaa, i to, co widzi przed sob, to tylko cz wrogiej armii. Sucha za niczyich rad nie umiaa i nie zamierzaa. Brak rozpoznania nie by, oczywicie, jedynym grzechem zadufanej w sobie dowdczyni rebeliantw. Kady armektaski dowdca wiedzia dobrze, i liczebn przewag przeciwnika zniwelowa moe dobra pozycja. Elimer wcale nie dziaa byskotliwie przeciwnie! Kady naprawd zdolny dowdca, zarzuciby mu natychmiast brak elastycznoci, jeli nie schematyzm zgoa. Taktyka, jak zastosowa, bya stara jak armektaski uk... Rozwaaa niegdy jej zalety i wady

Riolata; ale Riolata miaa swoje wasne koncepcje, ktrych zabrako Lerenie. Oto, przede wszystkim, piechota ognista przenigdy nie miaa by uyta do dziaa zaczepnych! Obronnej taktyce Armektu Riolata chciaa przeciwstawi szczegln taktyk zaczepno-obronn. W myl jej zaoe strzelcy z hakownicami, ktrych granatowe kozy tworzyy niemal przenon palisad, stanowi mieli zawias, na ktrym obracaoby si prawe bd lewe skrzydo, zachodzce wrog pozycj z flanki; hakownice, bro o znacznej dononoci, zapewni miay wsparcie takiemu natarciu, jednoczenie za strzelcy, ubezpieczani przez onierzy osony z wczniami, stanowiliby odwd i oparcie dla

ruchomych wojsk; odwd zdolny w decydujcej chwili podtrzyma atak (zadanie onierzy osony) lub bdcy ostoj dla cofajcych si, w przypadku niepowodzenia, wojsk; w takim przypadku pot kozw stanowiby po prostu fortyfikacj, dobrze bronion przez ogie hakownic. Przyjcie bitwy w terenie narzuconym przez przeciwnika byo bdem. Jeszcze wikszym wyprowadzanie bezmylnych w gruncie rzeczy ciosw na wprost, pod armektaskie uki. Lekarstwo na takie ataki wynaleziono w Armekcie przed paroma setkami lat! Nastpio to, co nastpi musiao: cikozbrojna piechota, nacierajca

mozolnie pod gr, poniosa znaczne straty od strza, cho byy to straty liczone raczej w rannych nili zabitych. Ale przede wszystkim zdyszani onierze, pozbawieni wsparcia wasnych kusznikw i strzelcw, po osigniciu wrogiej pozycji mieli przed sob lekko uzbrojonych, lecz wypocztych ucznikw, ktrych, co najwyej, bole mogy ramiona od popiesznego napinania ciciw... Ciki topr czy oszczep, kirys, hem i tarcza, zamiast zapewni odpowiedni si uderzenia, stay si balastem obciajcym zmczonych i pokaleczonych przez strzay ludzi. Gdy kocio zamknito, w jego wntrzu nie byo ani jednego oddziau, ktry byby w

stanie podj skuteczn prb wyrwania si z okrenia. Pomoc moga nadej tylko z zewntrz. Ale okazao si prdko, e chopstwo, ktrego nie umiaa uy Lerena, moe jednak dziaa skutecznie... Przede wszystkim Elimer spali, oczywicie, kilka wsi, w ktrych kiekoway ziarna buntu, ale inne oszczdzi. Nie zmusi te ani jednego chopa do udziau w wojnie (dla Armektaczyka co podobnego byo nie do pomylenia; Niepojta Arilora - Los Wojenny - pani kadego onierza i kadego konajcego, wspieraa tylko tych, ktrzy suyli jej dobrowolnie; armektaska tradycja, jak zawsze i

wszdzie, tak i tu bya nieubagana). Ale - w imieniu cesarza - Elimer obieca niewolnym chopom i rybakom uwolnienie ich wsi spod opieki magnackiej... I kilkuset ludzi poszo za nim z wasnej, nieprzymuszonej woli. Majc ich, armektaski dowdca tym razem popisa si wyobrani; gdy granatowe oddziay Lereny ruszyy okronym z odsiecz, to tu, to tam pojawia si zaczy liczne, chocia niedue grupy zbrojnego byle jak chopstwa... Oddziay te nawet nie weszy do walki, ale sam sw obecnoci zwizay odwody powstacze na czas dostatecznie dugi, by siy na wzgrzu pobito.

Elimer zreszt nie bawi si dugo. Dysproporcja si bya rzeczywicie ogromna; rozumia wietnie, e gdy przestanie dziaa efekt zaskoczenia, okrone oddziay stawi mog rozpaczliwy opr, moe nawet wystarczajco silny, by przeway nacisk jego ludzi. Demonstracyjne ataki sabych chopskich grup nie mogy trwa w nieskoczono... Armektaski dowdca poszarpa wic schwytanych w puapk tarczownikw i ochotnikw, po czym otworzy im drog ucieczki i odrzuci w d stoku. Objawia si kolejna prawda wojny: dobrego onierza pozna mona nie po tym, jak naciera (by uzyska podan

brawur ataku, wystarczy spoi ludzi wdk), lecz po tym, jak si cofa. Kady odwrt le dziaa na onierzy, szczeglnie za odwrt w ogniu walki. Zdyscyplinowany onierz potrafi cofa si w szyku, krok za krokiem, zadajc straty nacierajcym oddziaom. le wyszkolony potrafi tylko ucieka. Bezadna, wstrznita i zdemoralizowana banda, cigana przez niechybne, gsto migajce pociski, gnaa ku pozycjom Lereny. Gwnodowodzca kompletnie stracia gow. Pdzia konno od jednego oddziau do drugiego. W rodku pola, midzy pozycjami, czterdziestoosobowy oddzia jazdy

cesarskiej wyrzynany by przez setk jej konnych. C z tego! Bezadne grupy uciekinierw opyway wysp walczcych, gnajc na zamanie karku. Uwijajc si na przedpolu, widziaa przez chwil du grup srebrzystych tarczownikw Ahagadena, cudem jakim zebran pardziesit krokw od niej... Gdzie tam! Nie panujc ju nad sob, zawya z wciekoci, gdy ujrzaa dziki tum ochotnikw, rozpraszajcy oddzia na powrt. Na lewym skrzydle kusznicy rozpdzili betami ostatni kup chopstwa, ale to nie mogo ju niczego zmieni. Caa armia zmykaa!

Skierowaa konia ku grupie uciekinierw, wycigna miecz, ale przewrcono j razem z wierzchowcem! Nieomal stratowana, zerwaa si na powrt, przywoujc ca si swych renic. Kapryna moc, przychodzca czasem tylko, tym razem bya posuszna: dwaj cudacznie ubrani powstacy przewrcili si, jakby w penym biegu uderzyli w niewidzialny mur. Dwaj nastpni zostali odrzuceni do tyu... Po raz pierwszy pomylaa, e cae to czerwone migotanie jej oczu nie jest wicej warte ni kuglarskie, jarmarczne sztuczki. Co waciwie dziki temu zyskiwaa? Potrafia moe wygrywa bitwy? Kpina! Poczua si nagle mieszna, z tymi swoimi pomykami w

renicach, bezsilna, bezradna. Byo jasne, e caa potga, ktr czerpa mona z Pasm Szerni, ma si do praw rzdzcych wiatem jak pi do nosa akurat! Tutaj nie byo miejsca na gupkowate popisy, tutaj rzdzi rozum, dowiadczenie, sia woli, miecz! Reszta grupy mina j, pdzc. Nieopodal ujrzaa kilku swoich topornikw. Uciekali z innymi... Wiedziaa ju, na co si zanosi; zostanie na tym przekltym polu bitwy sama! W tej chwili przyskoczy z boku. jaki jedziec

- Pani... - Gavar! - wrzasna, poznajc dowdc swoich strzelcw. Gnaj do naszych! Pot! Salwa! Mczyzna poj w p sowa! Zgubia hem i miecz, ko biega w t i z powrotem, sposzony. Utykajc nieco - zdrowo si potuka! - podya w ty, bo wiedziaa ju, e sytuacji opanowa nie zdoa. Na Szer! Musiaa wyprowadzi std swoich! Jaka strzaa utkwia w ziemi tu obok. Obejrzaa si. Cesarscy ucznicy niespiesznie szli w d stoku, przystajc co kilkanacie krokw, rwno unoszc

uki i wypuszczajc pociski. Powyej tej linii stali topornicy - jak na paradzie, rwno, oparci na tarczach. Kilkadziesit krokw przed nimi, na prawym skrzydle Elimera, formowali si, w krtki dwuszereg, cesarscy kusznicy. Ci z przodu przyklkli. Nie musieli podchodzi tak blisko jak ucznicy: ich bro miaa wikszy zasig. Zawya jak wilczyca. Gar! Cae to wojsko moga zmieci pod hemem! Na Szer, wiedziaa ju, dlaczego topornicy nie goni niedobitkw... Byo ich dwustu raptem! Kto mia goni? Po co, zreszt?! Utrzymali port i wystarczy! Flota Armektu bdzie tu niezadugo, nowe oddziay onierzy zejd na ld i

zrobi ze wszystkim porzdek! Kto zatrzyma cesarskie okrty? Powstacza flota nie istniaa! Nagle te tarcze cikiej piechoty uniosy si i potrjny szereg ruszy szybkim krokiem w d stoku, jak taran! A wic Elimer uzna, e niczego nie ryzykuje, kontynuujc walk: osdzi, e tak pobite wojsko nie zdoa mu ju zagrozi! Zachciao jej si paka - z upokorzenia. Przeciwnik nie czu przed ni najmniejszego respektu. - Na wszystkie moce - powiedziaa ze wciekoci, ale te prawdziwym strachem i wstydem. Odwrcia si, by biec do swoich, i

w tej samej chwili stana jak wryta... Potny, przecigy huk! Najpierw ujrzaa chmur dymu. Zaraz potem rozlego si jeszcze kilka pojedynczych, spnionych wybuchw, chmura rozbysa tu i wdzie... Staa, prawie nie pojmujc, co zaszo. Wiatr zepchn dym na bok i zobaczya swoich strzelcw, osonitych pochyym, rwnym potem. Wystrzelone hakownice wisiay przy kozach, zatknite w specjalne uchwyty, strzelcy opierali na podporach zapasowe. Przed zwart granatow zapor ujrzaa co, co byo otwartym cmentarzem... Jacy ludzie tarzali si we krwi, krzyczc; wiele cia leao nieruchomo. onierze noszcy kozy,

teraz penicy rol osony, stali na flankach strzelcw, z nastawionymi wczniami... Byli prawdziwie wstrznici. Podobnie jak sami strzelcy, sprawcy masakry. Obejrzaa si popiesznie. Na stoku szeregi cesarskich ucznikw stay nieruchomo, podobnie jak kolumna srebrno-tych topornikw. Potem wrogie oddziay zaczy odpywa pod gr, w ty... - O, na wszystkie powiedziaa znowu. moce... -

Akcja piechoty ognistej zakoczya bitw. Efekt by piorunujcy: ostatnie uciekajce grupki stay w miejscu,

patrzc w kierunku, gdzie wci trwa nieruchomy szyk granatowych onierzy. Podsetnicy i setnicy, otrzsnwszy si, zaczli skupia owe grupki w oddziay. Chyba po raz pierwszy w historii wymordowanie wasnych onierzy wstrzymao przeciwnika. Panik opanowano. Jednak bitwa bya przegrana tak, czy owak. Kto nie uciek, lea zabity lub ranny, albo trafi do niewoli. Prcz strzelcw i kusznikw, zostao jej moe dwustu, trzystu ludzi. A wiedziaa wietnie, e ich warto teraz jest akurat taka jak owego chopstwa, ktre rzucia do walki na pocztku. Zamanie tych omiuset cesarskich nie byo ju moliwe.

Przegraa. Ale wci miaa swoich ludzi... Nie wszystkich; po pierwszym ataku i oglnej ucieczce pozostao moe dwie i p setki. Ale... Poja nagle, e - wobec klski floty - s to waciwie jedyne liczce si siy, jakimi dysponuje teraz powstanie. Nie stracia wic wszystkich atutw. Zaczynaa odzyskiwa pewno siebie.

Rozdzia pidziesity smy

Pola bitwy jednak nie oddaa. Z wielu powodw. Przede wszystkim, po tym, co zobaczya, zacza si domyla, e odwrt wojska bdzie jedn wielk dezercj. Nie tylko powstacw. Take jej najemnikw. Kazaa rozpowszechni pogoski o bardzo wysokich stratach wroga. Zabronia mwi inaczej jak o pierwszym dniu bitwy. Zdawaa sobie spraw, e drugiego dnia bitwy nie bdzie i by nie moe, bo jej wojsko nie

jest zdolne do natarcia. Ale rwnie dobrze wiedziaa, e cesarscy te nie zaatakuj. Wieczorem nadeszy pierwsze dokadne wieci o klsce na morzu. Byo tak, jak powiedziaa Alida: poszo na dno kilka aglowcw z kadej strony, ponadto cesarscy zdobyli dwie kogi (zarekwirowane kupcom), w tym jedn bardzo star, i dwa holki, powstacy za - holk i jakie szniki. Ale brak rozstrzygnicia oznacza zwycistwo si cesarskich; jasno zdawano sobie spraw, e nie ma co marzy o zatrzymaniu armektaskich eskadr, wobec osabionej, ale wci istniejcej Floty Gwnej Garry i Wysp. Powstanie

dogorywao. Owe nierozstrzygnite bitwy byy tylko odroczeniem wyroku. Lerena nie dbaa o powstanie. Niemniej, tak szybka jego klska przekrelaa niemal zupenie jej plany i nadzieje. Wanie: niemal... Bo bya jednak szansa. Pomimo upadku powstania bya szansa na zdobycie i utrzymanie Agarw. Sposb godny nazwania nie tyle ryzykownym, co wrcz karkoomnym. Pomylaa o nim, gdy okazao si, e jedna z doroskich eskadr - trzy holki Ahagadena - spnia si na morski plac boju. Alida i Ahagaden popadli w nieask.

Alida... Lerena wci bya pod wraeniem swego nad ni zwycistwa w batalii o naczelne dowdztwo. atwo przyszo. Moe nawet zbyt atwo... Ale widziaa wyranie, e blondynka, od chwili gdy powstanie wybucho, jest jak sparaliowana. Sw si czerpaa z armii szpiegw i donosicieli, jej potga bya, jak na ironi, odpowiednia do potgi Trybunau. Teraz, gdy owa instytucja rozsypaa si pod uderzeniem rebelii, Alida okazaa si prawie bezbronna. Jej talent przesta by potrzebny, zostaa z pustymi rkami, niezdolna do wywierania istotnego wpywu na bieg wydarze... Przechytrzya sam siebie.

Lerena bya przekonana, e poradzi sobie z pyszakowat blondynk bez wikszego trudu. Problem lea gdzie indziej. Po prostu plan by ryzykowny. Garyjskie zamieszanie sprzyjao szalonym przedsiwziciom, no i miaa swoich ludzi, dla ktrych w powstaczych szeregach zdawao si nie by przeciwwagi. Ale jednak atwo moga zawie si na swoich rachubach. Byle szczeg mg obali wszystkie plany. Znalaza Alid przy taborach. Obserwatorzy z Kwatery odjechali (czy te raczej uciekli) natychmiast po tym, jak okazao si, e wojsko ponioso klsk. Alida zostaa. Lerena rozumiaa

to dobrze: w Dranie zawsze patrzono na ni krzywo, a ju od chwili, gdy oddaa dowdztwo kobiecie, i to pkrwi Armektance... Teraz okazao si na dodatek, e ta p-Armektanka bya kiepskim wodzem. I na koniec - czar przepenio owo spnienie Ahagadena. Tabory rozoono wok maej wioski, ktrej nazwy Lerena nie pamitaa. Alida nie zaja adnej z chat (brudnych i biednych jak rzadko), wolaa namiot. Przed wejciem pono ognisko, rozjaniajc nocny mrok. Dwie kobiety mierzyy si wzrokiem ponad skaczcymi pomieniami. - Jeli kto tu jest naprawd przegrany, to my - rzeka w kocu

Lerena. - A ty chyba nawet bardziej. Alida nie odpowiedziaa. - Porozmawiajmy. Ale nie tutaj zaproponowaa Lerena. - O czym? - Nie tutaj. - Wic gdzie? - Gdziekolwiek. Alida, po krtkim wahaniu, wesza do namiotu. Wrcia po chwili w narzuconym na ramiona kaftanie. Miny lini wozw, idc coraz dalej w mrok.

- Zdaje si - powiedziaa lekko Lerena - e ju po wszystkim. - Podobno chcesz jutro wznowi bitw? Lerena przystana na moment. - Uwierzya w to? - zapytaa zdumiona. Alida zmieszaa si i pomimo czarnego, kryjcego wszystko mroku Lerena mogaby przysic, e si zaczerwienia. - Nie... Nie wiem - zajkna si. Naprawd nie znam si na wojsku.

Lerena poja nagle, e przegrana tamtej jest jeszcze wiksza, ni sdzia dotd. Jeli czyje plany cakiem runy, to wanie plany Alidy! Dla imperium bya zdrajczyni, dla powstania w najlepszym wypadku osob niewygodn i niepodan. Nawet gdyby (cudem jakim) rebelianci wygrali, to kto musia zosta kozem ofiarnym, bo przecie nie wszystko poszo jak trzeba... Ona, Lerena, bya teraz ostatni nadziej dla Alidy! C za ironiczny grymas losu... Przedstawicielka Sdziego Trybunau wierzya w drugi dzie bitwy, bo nic innego jej nie pozostao. Gdyby Lerena moga jeszcze zwyciy, potwierdzioby to przynajmniej suszno powierzenia jej

dowdztwa... Nie mwic ju, oczywicie, o znaczeniu zwycistwa dla samej Alidy, dla jej planw. Lerena poczua dreszcz prawdziwej rozkoszy, bo to byo tak, jakby jej dostojno Alida uklka przed ni nagle i zacza prosi o pomoc. Na Szer, warto byo przegra t bitw, by zobaczy upokorzenie zotowosej damy! Chciaa powstania - pomylaa szyderczo. - No to masz! Co, nie wyszo? Jake mi przykro, kochanie! Ale to twoja wina, e postawia wszystko na jedn jedyn kart.... Szy w milczeniu.

- Podobno twj Ahagaden nie stawi si do bitwy? - mrukna, niemal lubienie. - Co? Jak to byo? Teraz przystana Alida. - Przypadek - powiedziaa, z tak beznadziejn wciekoci, e Lerena po prostu uwierzya. - Przeklty, przeklty przypadek! Jakby mao byo wszystkiego... Znw ruszyy. - Teraz jednak - rzeka znw Lerena wszystko skoczone... Przegraam t bitw. I nie mog jej wznowi. Rozpuciam plotki, eby powstrzyma dezercj. Powiedz gono, e wszystko

przepado, a jutro nawet moi najemnicy uciekn. - Czyli te wysokie straty cesarskich... - Niezwykle, niezwykle wysokie! Moe stu paru ludzi, z tego mniej ni poowa zabitych. Reszta to ranni, niektrzy wkrtce wrc do szeregw. Tak wyglda prawda. Jeli zliczy dezerterw, ktrzy przeszli, albo jeszcze przejd, na stron Elimera, to okae si, e cesarscy wyszli z tej bitwy wzmocnieni. Wystarczy? Alida, okryta mrokiem, milczaa. - Naprawd wszystkie swoje plany wizaa z wyzwolon Garr? To bd -

mrukna Lerena. - Czemu wci mwisz o mnie? Ty podobno chciaa osabi Armekt? No to gwno osabisz! - Moe tak... a moe nie. To by jeden z moliwych sposobw. Moe znajd inne, by osign swj cel. - Zatem ycz szczcia. Lerena skina gow, cho blondynka nie moga tego widzie. Noc bya ciemna jak smoa. - Pamitasz, na tydzie przed pocztkiem tej awantury powiedziaa, e jestemy sobie potrzebne... Myl, e

to si nie zmienio, Alida. - Co chcesz przez to powiedzie? - To e jeste w paskudnej sytuacji. Jeli nie powiesz ci cesarscy, to usun powstacy... Winny zawsze musi by. Komu mam to tumaczy? Tobie? - Poradz sobie. - Wtpi. Jeli jednak tak sdzisz, to znaczy, e nie ma o czym mwi. - Masz jak propozycj dla mnie? zapytaa po dugiej chwili blondynka. - Kto wie?...

- No to, do rzeczy. - Masz statki. I ludzi. - O, wic o to chodzi... Owszem, mam. Co z tego? - Ja mam tylko ludzi... ktrych zamierzam std zabra, zanim bdzie za pno. - A dokd? - Tam gdzie zawsze zabra chciaam. Czy poprawi ci humor wiadomo, e cay ten twj Ahagaden porwa mi smakoyk sprzed nosa? Wasze powstanie potrzebne mi byo najpierw dlatego, e chciaam zdoby te holki.

Dopiero pniej do zajcia uwagi cesarstwa. Alida, w samej rzeczy, zdawaa si odzyskiwa zwyk werw. - liczna panienko - powiedziaa chciaa zwia std, osabiajc nas w decydujcym momencie? I jeszcze kradnc statki? - No. Tak wanie chciaam zrobi. Alida odetchna gboko. - No prosz... Nie powiem wredna zdzira, bo rzucisz si na mnie. - Odpowiedziaabym: suka... Zajam

Doron, by usysze, e tak naprawd zwycia Ahagaden, czego dowodem s zdobyte aglowce. - Hmm... - rzeka z zadowoleniem Alida. - Ale, ale... Odchodzimy od tematu? - Najpierw mi powiedz, co za ludzi ma Ahagaden? Tylko szczerze, dzisiaj kamstwa nie bd nam potrzebne. - Zbieranina, jak i caa reszta: piraci, wyrzuceni z wojska onierze, portowi rabusie... Ale opacani ze szkatuy powstania. - Czyli z tego, co ukrada Trybunaowi, a wic cesarzowi.

- I z tego, co dali ci garyjscy durnie, tacy jak Ganedorr. wita sprawa wyzwolenia Garry. - Czekaj, wic Ahagaden ma... - Samych najemnikw. Ochotnicy zostali na ldzie. To ci, ktrych dzisiaj pozwolia wyrn. - Czyli topornicy Ahagadena pjd wszdzie. Za zoto. - Tak jak twoi. - Ilu ich? - Nie wiem dokadnie. Grubo ponad setka, ale na pewno nie dwie. Z tym e

na tych statkach jest jeszcze troch cesarskich, ktrzy przeszli do nas. No i majtkowie, rzecz jasna. Ale teraz, najsodsza, chc usysze twoje odpowiedzi. Gdzie chcesz pyn? - Na Agary. Alida stana jak wryta. - Gdzie? - Krzycz goniej. Na Agary. - Po co? Znasz te ldy? To dwie wyspy na kocu wiata! Co tam masz? - Nic tam nie mam... A znam je wystarczajco dobrze. Moe ty znasz

lepiej? - Lepiej? Na Szer, gniam tam przez p ycia! Lerena zaniemwia. - Kpisz sobie ze mnie? - Pracowaam dla Trybunau w Aheli. adnych par lat temu. Lerena poczua, e ociera si o co. - Par lat... temu? - Osiem, dziesi... Do dawno. - I bya tam dziwk? Tak jak w

Dranie? - Oczywicie, moja ty cnotliwa. Lerena wspomniaa nagle swoj rozmow z Raladanem, czy te raczej jego opowie... Wkrtce po tym, jak dowiedziaa si, podsuchujc, e Ridareta jest crk Rapisa. Dziwka Czystej Krwi... z Aheli.... - Syszaam - mrukna - e w Aheli roi si od dziwek... - Tak? Moe. Chcesz tam pyn na dziwki? Lerena zrozumiaa, e stara intrygantka za chwil zmiarkuje, i j

podpytuj. - Nie - powiedziaa, odkadajc na pniej uzyskanie pewnoci. - Po co miaabym szuka tak daleko? Po czym pokrtce przedstawia blondynce swe plany.

*** Siedziay na chodnej murawie, pod niewielkim laskiem. - Widzisz wic - powiedziaa Lerena - e naprawd ci potrzebuj. - Owszem. Tylko jak dugo?

- Oj, dugo... Zauwa, e ani przez chwil nie mwiam, e bdziemy tam sobie rwne. Agary s zbyt mae, bymy mogy rzdzi tam obie. Ale potrzebuj, i potrzebowa bd, szpiegw. W Dartanie, w Armekcie, we wszystkich prowincjach... W samym Kirlanie. I na Agarach... Kto musi tym kierowa, i to kierowa sprawnie. Czemu nie ty? - Chcesz tam stworzy co w rodzaju Trybunau? - No, oczywicie. - Komendantka szpiegw. W pirackim ksistwie. I to mam by ja? - O ile wiem, po wyzwoleniu Garry

zamierzaa obj funkcj podobn. - Podobn?! No nie, zaczynam si szczerze bawi... Jeli nie widzisz rnic, to przepraszam i gorco wspczuj! Po pierwsze, Garra to nie jakie Agary. Po drugie, mam tu majtek po swym nieodaowanym maonku... - Ten wietnie. majtek przepad, wiesz

- No to przepad, polubiabym inny majtek, najwyej. Ale po trzecie i najwaniejsze, tu mia rzdzi Ganedorr albo kto do niego podobny. Czy mam ci wyjania, kto rzdziby takim Ganedorrem? Lecz na tych twoich Agarach... Przecie zdajesz sobie

spraw, jakie znaczenie ma dla mnie podrzdne stanowisko na takim... wygnaniu! Moe ci pochlebi, jeli przy tym powiem, e nie widz, jak miaabym tob kierowa. Moe znalazabym kiedy sposb, ale ty przecie wiesz wietnie, czego si po mnie spodziewa. Nie, moja ty dziewico. Oddam ci statki, oddam ci moich ludzi, pomog zdoby powstacz szkatu, czy te raczej to co z niej zostao, a wszystko po to tylko, by wyldowa w morzu, jak tylko zobaczymy agarskie brzegi? Albo nawet wczeniej? - Masz lepszy pomys? Wiesz dobrze, e musisz std ucieka. - Ale nie pod stryczek.

- Moe zaryzykuj. - Ryzykowa? Z rozkosz. Ryzykuj przez cae ycie. Ale tu nie widz adnego ryzyka. Widz tylko stryczek. Rwnie pewny jak to, e soce wschodzi i zachodzi. Lerena zamylia si. - Ale widz wyjcie - rzeka niespodziewanie blondynka. - Moe jest sposb, by mi udzielia wystarczajcych gwarancji... Najpierw jednak chc si upewni, czy wiesz co robisz. Jak ty widzisz to wszystko, najdrosza, teraz? Rozumiem, e zaangaowanie imperium w wojn z

Garr daoby ci czas, potrzebny do umocnienia Agarw. Bardzo kruche to wszystko, powiedzmy jednak, e moliwe... Ale - teraz? - Teraz, majc mniej czasu, mogabym mie wiksze siy. Razem z twoimi ludmi, p tysica samych onierzy. No i jak flot! Jeli, zgodnie z moim planem, Ahagaden opanowaby jeszcze par okrtw... Sama przyznaa, e jest to moliwe. Doda do tego trzy, a jak dobrze pjdzie, to pi moich aglowcw... Teraz policzmy naszych ludzi. P tysica, tak? No to zdobdziemy Dran i cae zoto, jakie jeszcze ma Ganedorr. Z tym zotem na wiosn miaybymy piratw. Siedem,

osiem okrtw. To razem prawie dwadziecia. Skd imperium wemie flot, ktra to przeway? Cesarz bdzie musia, w pierwszym rzdzie, odbudowa siy Garry. A potem? Agary musz si tylko obroni. Wd przybrzenych strzec mog liczne odzie, ktre wespr nasz flot. Tanio i skutecznie. Na takich odziach szakale morza atakuj kupieckie, uzbrojone kogi. A czy wiesz, jak si bij piraci? Mwi ci, e trzydziestu duych aglowcw bdzie trzeba, eby odbi Agary! I to tylko wtedy, gdy przypyn wszystkie naraz, bo jeli najpierw pobijemy par sabych eskadr... Mylisz, e imperium uzna, e warto? Jedna wojna, zaraz potem druga? Mnstwo wpywowych

ludzi w samym Kirlanie zacznie krci nosami, trzeba bdzie umiejtnie podsyci antywojenne nastroje, zotem, nie wiem, czym jeszcze? Oto wanie zadanie dla ciebie! Miaabym wyrzuci ci do morza? Taki skarb? Najbardziej zdradliw, kamliw i jadowit mij Szereru? - Lubi ci sucha. Pomimo zgryliwej treci Lerena posyszaa w gosie tamtej inny jeszcze ton... Zafascynowania. Wic jednak. Ciemnoci skryy umiech. Bya pewna, e taki plan musi oszoomi swym rozmachem nawet Alid. Szczeglnie Alid. Przegran hazardzistk.

- Bd gosy sprzeciwu w Kirlanie powtrzya. - Tam przecie chc y sobie wygodnie, bogaci si, a tu cesarz zwikszy podatki, bo bez tego... Kada wojna to pienidze, wydatki i wydatki! A ju wojna morska? Tym bardziej, e co jest do zyskania? Dwie wyspy na kocu wiata? Nawet zwycistwo pocignie za sob straty w ludziach i okrtach, a wic nowe wydatki! A klska? - To porywajce - rzeka z niejak ironi Alida. - Ale jak dugo zamierzasz opaca swoich piratw? I wszystkich najemnikw? Skoro ju o wydatkach mowa? - Niedugo... Bardzo szybko nadejdzie

jesie, a wtedy ci sami piraci bd chtnie oddawa zoto za przywilej bezpiecznego kotwiczenia w Aheli przez czas sztormw. Bd mieli swj port, a w nim tawerny, dziwki i wszystko, czego marynarz moe chcie. Minie jesie i nasi piraci bd darmo broni, pazurami, swoich wysp! Gdzie mona naprawi nadwerony przez sztorm osprzt, przetrwa jesie, uciec przed obaw, tanio kupi wieci o cennych adunkach i wszelkich nieczystych interesach, na ktrych da si zarobi. Wielorybnicy po staremu wytopi tran z wielorybw, a ja go kupi i zawioz na Garr, gdzie sprzedam, i to z zyskiem... To samo mied. Odkupi, tanio, kady up piracki i znw sprzedam. Czy to

wiele trzeba, eby otworzy kupieckie kantory tu i tam? Poprowadz je porzdni ludzie, o bardzo czystych rkach... Znam si na tym! - Do licha - mrukna Alida - to wszystko ma sens. Szkoda, e nie mog wzi udziau w zabawie... po twojej stronie. - Mwia o pewnych gwarancjach, ktre ci zadowol? - Zapomnij o tym. Przez chwil trwaa cisza. - Nie masz wyboru - gos Lereny stal si zimny. - Mylisz, e opowiadam ci o

wszystkich swoich planach po to tylko, by usysze: nie? Zrobisz, czego zadam. Zgodzisz si na wszystko, tu i teraz, albo... Lerena wyja miecz. - Tak - powiedziaa z entuzjazmem Alida. - Zgadzam si, oczywicie, e si zgadzam! Rcz honorem i podam ci rk. Zaatwione? Lerena zamiaa si prawie. - Teraz ja powiem, e chc gwarancji. - Jakich? Jakich to gwarancji mog ci udzieli, tu i teraz?

- Jakich... Mylisz, e przyszam powiedzie ci o wszystkim, nie majc pewnoci, e dojdziemy do porozumienia? - Kpisz? - zapytaa normalnym gosem Alida. zupenie

- Czy wygldam na tak, co kpi z powanych spraw? Musz mie te twoje okrty. I zoto Ganedorra. Bdziesz ze mn tak dugo, a zaatwimy wszystko. Po prostu nie rozstaniemy si, Alida. - Nawet o tym nie myl. Na Szer, skd bior si na wiecie takie gupie cipy? Czy ja zawsze musz dosta jakie dziecko za przeciwnika? To niesprawiedliwe. No, maa, wynocha

std! - zakoczya z prawdziw zoci. Lerena wycigna miecz, odszukujc w mroku kontur ciaa tamtej. Dotkna sztychem szyi. - Powtrz to jeszcze raz. Nie chce mi si siedzie tu przez ca noc. - Ryzykuj - powiedziaa gono Alida. - Ona nie artuje - dorzucia z naciskiem. Warkna w ciemnociach ciciwa. Sia uderzenia pocisku rzucia Leren na ziemi. Krzykna, chwytajc si za strzaskane rami. Tu jestem! zawya Alida,

przetaczajc si po trawie. Olbrzymia sylwetka wyrosa pord bezksiycowej nocy, zgrzytn wycigany miecz. Lerena poderwaa si, z lewym ramieniem bezwadnym, praw rk gorczkowo szukajc upuszczonej broni... Przeklta moc Geerkoto wzbieraa w niej powoli, zbyt powoli. Do zacisna si na rkojeci miecza, dziewczyna poderwaa si z kolan, ale w tej samej chwili zakao przecinane powietrze, targno ni co, co byo jak sama mier; ciemniejsze od nocy szczyty drzew przemkny szybko, szerokim ukiem, znikny, jaka czarna plama skoczya na spotkanie, coraz blisza, uderzya w czoo chodem; i

krzykn w niej bl, jakiego nigdy jeszcze nie czua. - We to... ze mnie!... - jkna niemal histerycznie Alida. Olbrzym odrzuci miecz, pochwyci bezgowe, drgajce ciao pod pachy i odcign na bok. Podniosa si i przywara do sugi, dygoczc. - Ju... ju, pani... - mwi, dziwnie nieswoim gosem. Obejmowaa go kurczowo, powoli dochodzc do siebie. - Krew... - powiedziaa chrapliwie. Lepi si... Caa. - Nie chc wicej takich zada, pani.

Najpierw stale traciem was z oczu... a tutaj strzelaem na lepo! Na Szer, mogem trafi ciebie, rwnie dobrze, jak j... I niewiele przecie brakowao! Nigdy wicej, pani! Obiecaj. Gdybym... gdybym trafi ciebie... - gos mczyzny zaama si. Ucisna potne rami. - Chodmy std... Zrobia krok i krzykna, potykajc si o co... Olbrzym pochyli si z furi, wymaca owo CO, chwyci za wosy i ze wszystkich si cisn w las. - Chc, eby wiedziaa, pani zawoa z gniewem - e nigdy nie

zabiem z wiksz przyjemnoci! Kln si, pani, e w tej kobiecie byo co obrzydliwego! - Chodmy std! - powtrzya, przyciskajc doni omoczce serce. Naiwni gupcy to przeklestwo tego wiata... Ale moje bogosawiestwo, na Szer...

*** Do witu ciao pod lasem zdyo zesztywnie. Niepotrzebna, bezmylna machina, ktr nie pokieruje adna lepa sia, bez wzgldu na to, czy nazywa j yciem, moc, czy te jeszcze inaczej...

Po c uruchamia co, co nie widzi, nie syszy, nie myli? Dwadziecia krokw w gbi lasu, pod gaziami leszczyny, pierwsze spadajce z drzew licie zaczepiay si w czym, co przypominao kp zeschej trawy... Poszarpane ostrzem, zlepione krwi wosy, kryy gow niezwykej dziewczyny, ktrej nigdy nie dano ycia. Pokaleczona twarz dotykaa ziemi, a ubrudzone ni usta... poruszay si czasem, jakby powtarzajc jakie imi, ktre jednak nie mogo zabrzmie, bo nie byo puc, ktre udzieliyby krtani powietrza... Lerena wci widziaa... syszaa... i czua. Ciao pochowano dwa dni pniej.

Gowy nikt specjalnie nie szuka, cho wystarczyo pody ku miejscu, gdzie zlatyway si kruki. Ale do byo trupw do grzebania i bez tego. Powstanie...

Rozdzia pidziesity dziewity

- Jednak wci nie rozumiem Ridareta nieufnie zmarszczya nos - co z t fortec? Zupenie si na tym nie znam, ale myl, e otoczenie caego miasta i portu murami, jakimi basztami i wszystkim tym, co potrzebne, eby warownia miaa jakie znaczenie, to przedsiwzicie na cae lata... Dziesi? Dwadziecia? Tamenath pochyli si nad stoem,

opierajc mocno swe jedyne rami na blacie. - Czy wiecie, czym s Porzucone Przedmioty? Tak naprawd? Raladan i spojrzenia. dziewczyna wymienili

- Przed wiekami - zacz Przyjty, sigajc po kubek z rumem. - Szer stworzya Szerer. Byy jakie powody, dla ktrych do tego doszo. Nie znamy tych powodw. Ale te powody, te przyczyny, s jedynym bogiem wiata, bogiem, ktry rzdzi takimi siami jak Szer. Tego boga-Przyczyn zwiemy Zapomnianym.

Raladan skin gow. - Nie rozumiem - rzek, na przekr gestowi. - No i dobrze - uzna Tamenath. - Od rozumienia s tacy dziadkowie jak ja, a ty moesz mi wierzy na sowo; jak nie, to id pilnowa agli. Rozum powsta, jak si przypuszcza - podj - tylko po to, by sta na stray rwnowagi wiata. Stwrc rozumu jest nie caa Szer, a wydzielona z niej ywa cz, po rwno bdca istot (bogiem) jak i czyst si sprawcz. Zwiemy j Rongolo Rongoloa Kraf, czyli Wielki Najwikszy Upiony, czy te lepiej: Nie-Czuwajcy. Wielki i Najwikszy pi sobie (albo raczej nieczuwa) gdzie w Bezimiennym

Obszarze. Nikt nie wie, pod jak postaci. Pracowity niestety (a moe na szczcie) to on nie jest: budzi si raz na kilkaset lat i zaraz daje rozum kolejnemu zwierzcemu gatunkowi. Da ju ludziom, kotom i spom. Strach pomyle, e kiedy moe da winiom albo czemu innemu co jest smaczne. Przyjty przepi do modych i zagryz suszon kiebas. Zby mia mocne jak ko. Ridareta, krtko znajca olbrzyma, po raz setny tego dnia zerkna na Raladana, jakby pytajc, czy na pewno tak wanie wyglda lahagar, legendarny mdrzec-Przyjty. Zawsze podobnie jak tysice innych ludzi uwaaa, e to koniecznie musi by

biaobrody, czcigodny starzec, wieccy potg, dostojny i mwicy o Szerni z gbokim szacunkiem, wielkim zrozumieniem i powag... Ten tutaj trbi rum z kubka. - Rongolo Rongoloa Kraf - mwi dalej z pen gb Tamenath - jest ojcem rozumu. By rozum mg obj wiat, stworzony przez Szer, musia by na jej obraz i podobiestwo. Tamenath pokiwa ys gow. - A nie jest. Szer bowiem, wyjwszy wyklte Pasma, odrzucone przecie, trwa w doskonaej rwnowadze. Gdy tymczasem rozum (rozum ludzki w szczeglnoci) ksztatuje wiat rnie:

lepiej, gorzej, ale rwnowagi w tym nie wida. Brak rwnowagi zawsze jest zem. Bajdy, ktre opowiada ci garbus w tawernie - rzek Tamenath do Raladana - brzmi adnie, bo wychodz naprzeciw ludzkiemu rozumowaniu. Ludzkiemu - podkreli - bo ju umys kota postrzega wiat nieco inaczej, bliszy jest mu podzia na waciweniewaciwe, nili dobre-ze. Pasma Szerni nie s ze ani dobre. Raczej aktywne i pasywne, cho i to nie jest prawd do koca. Akcja i reakcja. Tamenath unis swj kubek i wycign w stron Raladana. - Stuknij. - Naczynia zderzyy si lekko, jak kielichy w dartaskim toacie. - Wanie wam pokazaem, co dzieje si w onie Szerni

- wytumaczy Przyjty. Kolejno wskaza kubki. - Ciemne Pasmo i Jasne, ty uderzye, obaj odczulimy uderzenie, akcja i reakcja, kubki zostay w miejscu, rwnowaga - wylicza. Zmarszczy czoo, unoszc brwi. - Ktry kubek zy, a ktry dobry? zapyta z gupia frant. - Nie ma wic za ani dobra? zdziwia si Ridareta. - W Szerni? Nie. A w wiecie... Hm, tutaj nie przebiega to tak prosto. Przede wszystkim nie ma rwnowagi, a brak

takowej zawsze jest zem. W przypadku Szerni matematyczne wzory przekrojowe, przeksztacane naprzemiennie, pozwalaj sprowadzi dowoln par Pasm do poziomu prostego ukadu rwna. Ale matematyczne modele Szerni konstruuje si w odniesieniu do stanu idealnego. Wobec wiata s bezuyteczne, bo rozum poddaje si co najwyej ujciu statystycznemu. Matematyczna rwnowaga Szerni jest wic zaledwie fundamentem filozofii opisujcej jej wspistnienie ze wiatem. I koniec kocw to wanie z filozofii, nie z matematyki, wynikaj Prawa Caoci... Zamilk, bo ujrza, e si

zagalopowa. Raladan spoziera na spod oka, co miao chyba znaczy: gadaj zdrw. Ridareta wtykaa sobie w nos kosmyk wosw; kichna. Wrmy do Porzuconych Przedmiotw - ciko rzek Tamenath. Sporzdzono je, by byy odbiciem Pasm Szerni. Za ich pomoc mona nie tylko budowa modele, ale i czerpa z Pasm: albo Ciemnych, albo Jasnych, albo jednych i drugich, ale zawsze z tych tylko, ktrych odbiciem jest dany Przedmiot. W Porzuconych Przedmiotach zapisane s zasady rwnowagi Szerni. Chyba jednak nie wszystkie. Rongoloa Kraf posugiwa si Przedmiotami tak jak ciela

narzdziami. Ale Kraf sam jest czci Szerni... Poza nim nikt nie potrafi wykorzysta Przedmiotw zgodnie z przeznaczeniem i moliwociami. Powiedziaem przed chwil, e nie wszystkie zasady rwnowagi Szerni ujte s w Przedmiotach. Twierdz tak (nie ja jeden) dlatego, i rozum, a wic i wiat, nie trwa w rwnowadze, pamitacie. Co tu jest wyranie sknocone. - Brakuje... dobra? Ridareta. zagadna

- Brakuje aktywnoci - rzek z naciskiem Tamenath. - Zem jest tylko brak rwnowagi. Nadmierna aktywno bd pasywno burzy rwnowag.

Nadmiar dobra jest zem, tak samo jak niedobr. Zapomnia, jak rozmawia si z ludmi. Zrozumia, e nie trafi do nich w ten sposb. Pojcia, ktrymi operowa, nic dla nich nie znaczyy. Zo i dobro oto co im si wydawao wane, precyzyjne i cise. Zo i dobro takie, jakie postrzegali. Musia zacz mwi tym jzykiem, jeli nie chcia gada sam do siebie. Przez chwil zastanawia si, jak waciwie ma mwi o przyczynach, podstawiajc w ich miejsce - skutki... - Oto, przyjaciele - sprbowa. Rozum, w samej rzeczy, zdaje si mie

wiksze moliwoci czynienia dobra ni za. e z nich nie korzysta, to rzecz inna. Moe dlatego, e za jest za mao? Walczy si z nim. Zamiast pomnaa dobro - likwiduje si zo, bo pozornie atwiej jest je wypleni, ni utworzy przeciwwag dobra. Pojmujecie? Kara dla zoczycy, miast nagrody dla czynicego dobro... Czy nagradza si, z urzdu, kady dobry czyn? Czemu wic pitnuje si i ciga kady zy uczynek? To chyba do niczego nie prowadzi, a na pewno nie ma nic wsplnego z rwnowag. I by moe dlatego Szer pozwala, by odrzucone Pasma przenikay do wiata. Wyklte Ciemne Pasma, aktywne - przypomnia. - Taka aktywno jest obca; wic

niebezpieczna; wic za dla Szereru. Powinna zosta utworzona przeciwwaga dobra. Tyle tylko, e mechanizmy rzdzce Szerni nie zawsze sprawdzaj si tutaj, pamitamy - popuka palcem w st. - Myl wic, e zamiast tworzy i nagradza dobro, do czego rozum tak wietnie si nadaje, podjta zostanie raczej walka ze zem. Oczywicie, mwic o tym wszystkim, bardzo ca rzecz uprociem. Pomimo to, w oglnym ksztacie... - Pokiwa gow. - Czy na pewno nie mylisz si, panie? Tamenath dugo bada wzrokiem jej skupion twarz. - W co wierzy trzeba - rzek

wreszcie. - Matematyka jest jedna dla wszystkich; zasady rwnowagi Szerni nie podlegaj dyskusji. Ale filozofii jest wiele; nie ma jednej wsplnej dla wszystkich Przyjtych. Przedstawiem wam swoj, w bardzo oglnych zarysach. W co wierzy trzeba powtrzy. - Wic to wiara? Nie rozum? - Wiara, licznotko. Wiara we wasny rozum. Poruszya wargami, powtarzajc za nim. jakby

- Porzucone Przedmioty - przypomnia rzeczowy jak zwykle Raladan, ktrego

rozprawy na temat dobra si tyle akurat obchodzi, za burt stary but. Przedmioty s odbiciem Czy s czym jeszcze?

i za zdaway co wyrzucony - Porzucone Pasm Szerni.

- Dorlan-Przyjty - podj Tamenath wielki mdrzec Szereru, nazwa pewne... grupy cech Porzuconych Przedmiotw - waciwociami. Kady Przedmiot ma waciwoci. Pierwsza waciwo to moliwo nawizania kontaktu, poprzez Przedmiot, z pewnymi Pasmami Szerni; mieszcz si tu take matematyczne cechy Przedmiotu... urwa nagle i machn rk. - Do tej matematyki. Teraz druga waciwo, najbardziej podana przez

budowniczych zamkw oraz baznw fikajcych kozioki. - Tamenath skrzywi usta. - To specjalne cechy, przynalene tylko niektrym Przedmiotom. Powiem o nich za chwil. I wreszcie waciwo trzecia, rzadko wystpujca: oto wpyw, jaki wywiera Porzucony Przedmiot na tego, kto go posiada. T waciwo maj tylko Geerkoto. Szczeglnie za Rubin Crki Byskawic. Ridareta uniosa gow. - Mwisz o mnie - przypomniaa z cakowitym spokojem. - Nie, dziecko, bo nie jeste Rubinem. Twoje ycie jest yciem Rubinu, to prawda. Ale masz jeszcze rozum, a

aden Przedmiot go nie posiada. Niemniej, to bardzo dobrze, e twe ycie i twj rozum znalazy wreszcie wsplny jzyk. W milczeniu powiedzia. rozwaali to, co

- Jestem obserwatorem - rzek po chwili Przyjty, jakby uprzedzajc pytanie. - Obchodz mnie Prawa Caoci, bo dotycz rozumu i ycia, a rozum, jak powiedziaem, mia by na obraz i podobiestwo Szerni. Wiemy ju, e nie jest to kopia wierna. Ale jednak. Jeste, piknotko, bardzo wdzicznym polem obserwacji. Bo to, co zaszo w tobie, pokazuje, jak dziaa w Szerni mechanizm utrzymujcy jej

istot w rwnowadze. Rwnowaga jest zwycistwem. Zwyciya. Znowu zalega cisza. Nie rozumiem... rzekli jednoczenie Raladan i Ridareta. Spojrzeli po sobie. - Kada wojna, nawet zwyciska, pociga za sob straty... Przed wiekami Szer, walczc z obc potg, Alerem, utracia wicej Jasnych Pasm ni Ciemnych. Dla zachowania rwnowagi dwa Ciemne Pasma zostay wykluczone z istoty Szerni, te Pasma nie s ju Szerni... ale jednak istniej. I Szer, zdaje si, korzysta z nich czasem, pozwala im wpywa na losy wiata

chociaby. I ty take miaa swoje niepotrzebne Pasma. Rne uprzedzenia, wtpliwoci... Odrzucia je. Teraz bdziesz niszczy, zapewne... Lecz c z tego? Waniejsze jest, e znalaza swoje dobro. Dobro, po prostu. No bo jakie moe by? Kady ma swoje wasne, czasem wielu ma - wsplne. Ale jednego dobra, takiego dla wszystkich, nie ma i by nie moe. Nie powinno. Przede wszystkim potrzebna jest rwnowaga. To ona jest dobrem najwikszym. Walczya ze skonnoci do czynienia za, no i co z tego wyszo mdrego? Ten tutaj - wskaza Raladana przez dziewi lat si mczy, bo jaka pomylona dziewczyna uroia sobie, e nie bdzie wspiera swego opiekuna-

pirata. No to narn ludzi jak wi. - Wic... czym jest moje dobro? zapytaa w napiciu. - Choby wanie dobrem twego ojca. Powoli pokrcia gow. - Nie tego cienia na Bezmiarach, ktry, bdc narzdziem odrzuconych Pasm, potrafi jednak przeciwstawi si im. Myl, e zapaci za to t namiastk ycia, ktr mu pozostawiono. Ale nie o nim mwi. Takim ojcem, co to uy swojego ogrka, i nic wicej, potrafi by kady gupi... Mwi o twym ojcu wskaza palcem milczcego Raladana najprawdziwszym, jakiego mie moesz,

jeli ojcostwem nazywa spenianie ojcowskich obowizkw. Teraz zaprzecz, malutka. Powiedz, e nie oddasz ycia za niego, kiedy bdzie trzeba. No, powiedz. Zalega duga cisza. Raladan patrzy na swe splecione donie. - Ten stary, ysy dra mwi prawd powiedziaa powanie Ridareta. Chciaby mie crk, Raladan? Podnis oczy, wzruszony. - Mam j od dziewiciu lat, Rida... Moe naprawd pora, by sobie to otwarcie powiedzie...

Odchylia gow, spogldajc ku sufitowi. - O, nareszcie... Nigdy nie wiedziaam, jak powiedzie, by zostawi to przeklte pani! - rzeka, obejmujc go mocno. Tamenath, tumic umiech, pociga z kubka. - Skocz - rzek po chwili - i ju sobie id, bdziecie mogli snu te swoje parszywe, pirackie plany. Wieziemy wiele Przedmiotw. Ich drugie waciwoci mog posuy choby do budowy zamku. No c... twierdze Przyjtych na Czarnym Wybrzeu, moja wasna wiea w kocu, powstaj w

sposb bardzo podobny. W Nienazwanym Obszarze trwa stale... co jak una, bijca od Pasm. Kto wie, jak wykorzysta moc owej uny, ten nie musi wcale biega z kufrem Geerkoto pod pach. Jednak na Agarach tego, co nazwaem un, nie ma. Dlatego potrzebne bd same Przedmioty. S wrd nich takie, ktre potguj si mini. S takie, co tn skay, i takie, co przenios kamie powietrzem. Paska, czerwona muszla z otworem porodku, zwana Piercieniem Uudy, wyczaruje wam pidziesit krokw muru tam, gdzie go zabraknie. Oczywicie, bdzie to mur z powietrza, ale nikt go nie odrni od prawdziwego, dopki nie dotknie. To pkoliste cudo, o ktre

pytae - skin do Raladana - to Wachlarz. Przecignij jego brzegiem po powierzchni dwch kamiennych blokw i zetknij je potem, a ju nie rozdzielisz. Potrzebna jest ogromna ostrono, ten Przedmiot spaja trwale wszystko, czego dotkn jego brzegiem, a co zczy niedugo potem. Dajcie go gupcowi, a do koca ycia bdzie chodzi ze zoonymi domi... Ale czowiek uwany i mdry wzniesie, za pomoc Wachlarza, sup do samego nieba, nie uywajc zaprawy. Mgbym wymienia dugo. S Przedmioty, ktre przydadz wam si bardzo, inne mniej, a niektre wcale. Te ostatnie mona sprzeda; za pomoc zota buduje si zamki rwnie szybko, jak za pomoc Porzuconych

Przedmiotw... Nim rok minie, pewien jestem, i powstanie warownia, ktrej nikt atwo nie zdobdzie. Tym bardziej, e - potar w zamyleniu podbrdek, zerkajc spod oka - lahagar Tamenath bdzie si nudzi na tych caych Agarach. Drugie waciwoci dobre s dla ludzi, ktrzy nic o Szerni nie wiedz. Ale dla starego Tamenatha bardziej porczny bdzie Czarny Kamie (wieziemy go, a jake), Geerkoto, Przedmiot niewiele sabszy od Srebrnego Pira. Pomijajc sodk prawd, e cisnwszy nim mocno, mona na wylot przedziurawi okrt pokiwa gow, bo zrobio to na nich wraenie - Przedmiot ten nie jest wcale kapryny, atwo za jego pomoc czerpa

obficie z kilku Pasm. Ciemnych, oczywicie. Jest Formua tych Pasm dotyczca... Jeli znajdzie si na Agarach troch ludzi niepotrzebnych, jecw na przykad, uwolni ich na par tygodni od potrzeby snu, co piknie wyduy ich czas pracy... A jest wiele Formu, przywoujcych moc Pasm, ktrych odbiciem jest Kamie... - Dlaczego nikt dotd nie uy Porzuconych Przedmiotw w ten sposb? - zapytaa oszoomiona nieco Ridareta. - Zdaje si, e Pir i Wachlarzy uywano kiedy przy budowie kilku fortec na armektaskiej Pnocnej Granicy. Z ca pewnoci posuyy te

do wzniesienia dartaskiej Rollayny. Ale prawda jest taka, e Przedmiotw nie rozdaj garciami. Trzeba po nie przyj do Obszaru, znale je... i wynie. Nie kademu pomagaj w tym orki. I znudzeni, zgorzkniali Przyjci. - Orki? - Nie zrozumiaa. - A, to ju nie mnie o to pytaj. Tamenath przepi do Raladana. - Tyle, ile wieziecie w adowni, wszyscy poszukiwacze przygd nie wynios z Obszaru przez lat dziesi, albo i dwadziecia, zreszt nie wiem ile. Trzy skrzynie... Mam czyste sumienie - rzek jakby do siebie - nie przyoyem do tego rki. No, najwyej troszeczk.

- A dlaczego Szer obdarzya Przedmioty takimi waciwociami, jakby stworzonymi dla ludzi? - pytaa z ciekawoci Ridareta. Tamenath wzruszy ramionami. - W Romogo-Koor Pasma dotykaj wiata. Zdaje si, e potgi takie jak Szer nie mog istnie w oderwaniu od ldw, ktre s dla nich yciodajne. Ale jednoczenie na styku Szerni i wiata co si chyba psuje. Wyglda na to, e Stranicy Obszaru nie tyle pilnuj Porzuconych Przedmiotw, co uywaj ich do rnych napraw... To tylko domniemania. Ale chc powiedzie, e kady Przedmiot ma tysice, jeli nie dziesitki tysicy waciwoci. A z tej

liczby jedna, a czasem wrcz adna, moe by przydatna dla istoty yjcej pod niebem Szereru... Rwnie dobrze mogaby pyta, dlaczego kamie stworzono specjalnie po to, eby rzuci nim w psa. - Ta ogromna wiedza, panie - rzek nagle Raladan, dowodzc, e wbrew pozorom do uwanie sucha wywodw Przyjtego - mogaby przecie przyda si do czego. Wiem, panie, co to jest matematyka. Nie taka, o ktrej mwie... - zmarszczy brwi - ale liczby i proste wzory musi zna kady dowdca okrtu. - Zrobi gest w kierunku maego stou, gdzie leay tablice deklinacji sonecznych, kwadrant

i par innych przyrzdw. - Wiem, e mona uy nauki do... bardzo wielu rzeczy. - Mona, ale po co? - No... chyba... - Po co miabym to robi? - ucili Tamenath. - Dla sawy? Czy dla zota? A moe dla uszczliwienia mieszkacw Szereru? Jak przed laty Lonard Davin, Garyjczyk ktremu obrzyd paszcz Przyjtego? Plany statkw powietrznych i okrtw podwodnych... Skrzywi usta. - Powiesi si - podsumowa - a jednego i drugiego jak nie byo, tak nie ma. Dobrze chocia, e malowa wspaniae portrety.

Dlaczego, panie, zostae Przyjtym? - zapyta Raladan. W imi czego, waciwie, zgbia si istot Pasm Szerni? Czemu to ma suy? Starzec pokiwa gow. - Czemu, bracie - odpowiedzia pytaniem zostae eglarzem (zapomnijmy o twym pochodzeniu)? W imi czego waciwie kocha si son wod? Czemu to niby ma suy? Popatrzyli po sobie.

Rozdzia szedziesity

Na wszystkie morza... co to jest? rzek Raladan, zdumiony. Takiej eskadry nie widzia nigdy dotd. Moe raz: wtedy gdy Demon zdobywa Barirr. Ale teraz? Tutaj? - Co takiego? - zapytaa Ridareta. Zwyke aglowce. - Zwyke aglowce? Ten pierwszy to Kaszalot Brorroka, a na nim dziadek

wszystkich piratw. Drugiego nie znam... ale trzeci, ta karawela z rejowym ptnem na fokmaszcie, to Koysanka Kitara. Dwaj, najbardziej znani po Demonie, piraci Bezmiarw, defiluj sobie wzdu Wysp Barierowych, gdzie siedz cesarskie eskadry! Jak wiat wiatem, pirat przemyka tdy chykiem i nocami! Pamitasz? To tutaj, niedaleko, przy Barierowych wanie, zapali nas wtedy Wyspiarze! Potrzsajc gow, patrzy na idce pwiatrem ku Seili aglowce. - Moe powstanie... wczeniej? - podsuna. wybucho

- Jeli nawet... Taki chytrus, jak

Brorrok, nie zaniedbaby ostronoci w adnym razie. - Ma trzy statki. Dua sia. - Ale eby si zaraz z ni obnosi? - Co robimy? Czekamy na nich? Raladan zmarszczy brwi. Spotkanie na morzu, jak zawsze, wzbudzio zainteresowanie zaogi. Niemal wszyscy byli na pokadzie, ogldajc si na kapitana. - Jest okazja dowiedzenia si czego... Ale z drugiej strony, wej midzy trzy takie okrty, to prawie tyle,

co pooy gow pod topr - myla gono Raladan. - Bohed! - zawoa nagle, a gdy oficer podszed, zarzdzi: Kufry z Przedmiotami wstaw midzy paki z prowiantem, te z sucharami, wiesz. Nie mamy nic w adowni, pamitaj. Powiedz chopcom, e bylimy w Dartanie, w Nin Aye. - Tak, kapitanie. - Jeszcze jedno: statkiem dowodzi wskaza Ridaret - Pikna Lerena. Zapamitaj to dobrze. Wszyscy maj o tym pamita. Dziewczyna spojrzaa pytajco. - Pamitasz twarze majtkw, gdy ci

zobaczyli? Wszystkie trzy jestecie takie same... Ty i twoje crki. Podobiestwo zawsze byo due, a odkd Rubin zacz doskonali wasz urod, staycie si niemal nie do odrnienia. Brorrok zna Leren, ale jeli wydasz mu si nawet troch inna, pomyli, e to ta opaska na oku. Stracia je niedawno, pamitaj. Poradzisz sobie? - Czy Brorrok nigdy nie sysza o jednookiej crce Demona? - zagadna. - Swego czasu na Agarach byo o tym gono. - Dziesi lat... Ju dawno woono t histori midzy bajki. Brorrok widzia crk Demona i miaa dwoje oczu. atwiej uwierzy w to, e crka Rapisa

stracia oko ostatnio ni w to, e crek Rapisa jest kilka i do tego s takie same... Poradzisz sobie? - Bez obaw... A jak nie, to podpal te ajby! Popatrzy pytajco. - Umiem niejedno - powiedziaa zarozumiale. - To nie zawsze jest proste, i nie zawsze przychodzi atwo. Bardzo mczy... Ale dzisiaj jest dobry dzie. Bez problemw spal im agle. Serce w nim uroso. Bya taka, o jakiej zawsze marzy, by bya: beztroska, zadowolona, zuchowata. Mgbym pywa z t dziewczyn po

morzach zawsze i do koca ycia. Znw prowadzi piracki aglowiec przez nikomu nieznane przesmyki, powierza go prdom, zdolnym przemc wiatr, pojawia si nagle na kupieckich szlakach i przepada bez wieci na cae miesice... Chcia tego. Niczego ju wicej, tyle by mu wystarczyo. Cae jego ycie byo morzem i walk. Obserwujc okrty zmierzajce na przecicie ich kursu, zacz, niespodziewanie dla samego siebie, rozmow. - Nie mwilimy o tym dotd... Tyle, co raz i drugi, mimochodem... Co z twymi crkami, pani?

- A co ma z nimi by? I nie mw do mnie pani, bo si wreszcie wciekn. Umiechn si prawie. - Teraz jednak pani. A nawet: kapitanie. Tak zwracaem si do Lereny... Nie obchodz ci? Twoje crki? - Raladan - powiedziaa powanie - a czy kiedykolwiek obchodziy mnie naprawd? Jeli co rzeczywicie zyskaam dziki temu, e nosz w sobie t czerwon moc, to tyle e przestaam si okamywa... Stary mia racj, kiedy mwi, e odnalazam swoje dobro. Rnorakie. Przecie ja zawsze chciaam by taka jak Demon. Ale ojca

nie znaam, a wychowywaa mnie matka. Kochaam j. Ilekro mwie mi, e wiat nie jest czarno-biay, a po prostu szary, odpowiadaa ci ona, nie ja. Syszae jej sowa, a jeszcze bardziej jej myli pragnienia. Czy dalej tumaczy, dlaczego tak si dziao? - Nie musisz. - Wic widzisz. Trzeba byo dugiej wojny i wielkiej potgi, by uczyni mnie tak, jak miaam by naprawd. By pokruszy przeklt skorup, w ktr zakuto mnie wtedy, gdy nie mogam i nie umiaam si broni. Walczyam z tym, co kazano mi widzie czarne; wmwiono i nauczono, e czarne jest godne potpienia... Byam jak

wytresowany do walki niewolnik. Czy ci, ktrzy zabijaj si nawzajem w Rollaynie, ku uciesze dartaskiego tumu, czuj do siebie nienawi, s wrogo usposobieni do siebie z natury? Nie, po prostu nauczono ich walczy z takimi, a nie z innymi przeciwnikami. Byam niewolnic przyuczon do walki. Wyzwolono mnie jednak. Teraz mog wybiera, z kim i dlaczego chc walczy. A nie jest to z ca pewnoci to, z czym walczyam dotd. Wiem na pewno. Odgarna wosy z czoa, takim samym ruchem, jak zwyka to czyni Riolata.

- Ale walczy w ogle chc i zamierzam! - dodaa. Z namysem przytkna mu palec do piersi. - Szukam sojusznika - powiedziaa ze mierteln powag, podkrelajc wag sw energicznym kiwniciem gowy. Pokrci tylko gow, z umiechem. - Nie bez powodu - podja wypytywaam tyle o Agary... Myl, Raladan, e to dobre. Na pocztek. A ty? - Planujesz przymierze? Z ni? - A czemu by nie? Przynajmniej przez jaki czas... Riolata zasiaa, Lerena zbierze plony... a my je sprzedamy.

- Semena - poprawi. - Co mnie obchodzi jej faszywe imi? Chyba nie dla nas je przybraa. - Tak, ale powiedziaa: Lerena. - No i co? Spojrza zdezorientowany. - Lerena - rzek z naciskiem raz jeszcze. - No dobrze! - zirytowaa si. - le wymawiam? Znam chyba imi wasnej crki, jakby nie byo? - Ale mwisz o jej siostrze, zdaje mi

si, o Riolacie, tak? - te si zirytowa. Semena-Riolata! Patrzya przez chwil. - Poczekaj, czy ty mylisz...? Ale... Raladan? Nie wiedziae? Rce opady mu bezwadnie, bo co przeczu... - Czego? - rzek tpo. - O czym? - Oddae mnie w rce Lereny! Nie Riolaty! Nawet przez chwil nie mylaam, e nie wiesz! Faszywe imi Semena suyo teraz Lerenie! Opar si o nadburcie.

- Na wszystkie morza... Nie mylisz si? Spojrzaa z prawdziwym zdumieniem i jeszcze - politowaniem. - Kto je ma rozrnia, jak nie ja? zapytaa. - Nie wierzysz mi? - Bya wtedy... - zacz. - Obkana? Bzdura i bzdura! Mwiam ci ju, e pamitam wszystko! Mam powtrzy? Pamitam wszystko, Raladan, nawet lodowaty nieg z wod na twarzy...! Kady szczeg, jaki mona pamita po kilku miesicach! A czy mwimy o szczegle? Jeszcze raz powtarzam: Semena, ktr widziaam, i

Lerena - to ta sama osoba! Gdzie jest Riolata - nie wiem. Wierzy. Oczywicie, e wierzy. Raladan, nie pytaj mnie o Leren. Moe kiedy ci powiem. C ci moe obchodzi Lerena?. Tak wiele dla ciebie znaczya?. Lerena yje.... Rum... Kiedy Lerena mi mwia, e to dobry sposb na rany. - Jak wiele - powiedzia - jak wiele teraz rozumiem! Opuci gow.

- I jak mao... - doda zaraz. Wskazaa okrty. - Pomwimy pniej - zauwaya przytomnie. - Teraz gocie.

*** - Seila pod komend Piknej Lereny! - zawoa Raladan. Pikna wita kapitana Brorroka! Na dryfujcym w odlegoci pidziesiciu krokw holku podnis si gwar. Kto par do nadburcia, rozsuwajc zamaszycie tum majtkw.

Saby, lecz syszalny gos rozbrzmia zgrzytliwie: - Do stu kurew, niech mnie spal! lepy, co robisz na tym cacku?! A gdzie to kapitanowa? Ridareta machna rk. - Powiedz mu, e upraa koszul mrukn Raladan. - I e statek jest czystszy ni jego... Nie dziw si, tylko powiedz. - Kapitanie! Upraam koszul! A statek mam czystszy od twojego! - Zapro go...

- Zapraszam! - Niech mnie...! - dobiego od Brorroka. - Do... do jednej, wielkiej kurwy! Pyn, crcia! Pyn to zobaczy! Na holku migiem opuszczono szalup. - Jak wejdzie na pokad, poznasz go od razu - mwi Raladan. - Ma dobrze ponad dziewi krzyykw. Jeli bdzie z nim rudzielec, to te go ju widziaa. Kiwnij mu gow. Brorrok pije mleko... No, mleko! - Skin, widzc otwarte usta dziewczyny. - Nigdy rum. Moesz da mu wod, nie obrazi si. Powiedz mu, e nauczy ci, jak powinien wyglda aglowiec, tym go kupisz. Niewolnikw ju nie wozisz. Zapamitasz? Reszt zajm si sam.

- Pije mleko... da mu wod... niewolnikw nie wo... - powtarzaa troch rozbawiona, a troch oszoomiona Ridareta. - Aha, i pokaza mi, jak wyglda aglowiec. Tak, Raladan? - Bardzo dobrze - pochwali. Przywoa gestem Davarodena. - Nie pchaj si w oczy z broni. Id do Przyjtego. Niech siedzi u siebie. Za bardzo zwraca uwag. - Tak, kapitanie. - Nie kapitanie, na Szer! Ona jest kapitanem, ja tylko pilotem!

Kusznik skin gow. Dowdca Seili. Kaszalota pyn ku

*** - O, crcia! - Brorrok wci nie mg wyj z podziwu. O, crcia! Siedzieli w kapitaskiej kajucie. Ridareta wzruszya ramionami, z wielk powag. Miaam pikny wzr do naladowania - pokazaa rk Brorroka we wasnej osobie. - Wspaniay statek...

i godny tego statku kapitan. Starego jakby kto na sto koni wsadzi. - O, crcia - powiedzia raz jeszcze, krygujc si niemal. Rozgniewa si nieoczekiwanie. - Kto ci to, do stu kurew?! - wrzasn, pokazujc opask na oku. - Cesarscy - mrukn Raladan. - Kt by? - lepy... i lepa - rzek Brorrok, wyranie zaamany. - Ale statek jak zoto! Nie to, e lepiej, jak u mnie... Ale jak zoto, mwi. Niech zdechn w piwnicy!

- C to si dzieje, kapitanie? zagadn Raladan. - Robicie pirack parad wzdu Wysp Barierowych? - Pirack! Pirack, powiadasz! O, lepy... - obrazi si Brorrok. Kaszalot, do stu kurew, to okrt kaperski! - Dlaczego: lepy? - zdziwia si Ridareta. Zalega krtka cisza. - Nie mwiem? - zastanowi si Brorrok. - Mwie, kapitanie - rzek Raladan, nie kryjc niezadowolenia. - Ale ona cigle nie wierzy...

Ridareta poja, e palna gupstwo. - O, do stu... To jej poka! Przez (ile to?) przez rok... czasu nie miae? - Nikt mnie ju tak nie nazywa. Niepotrzebnie przypominasz, kapitanie, to miano. A na popisy za stary ju jestem... - broni si Raladan. - Za stary! Mwi, e za stary. Brorrok w osupieniu patrzy na Rudego. - Ubliy mi. Syszae? On jest stary. To ja... chyba trup! Raladan wycign rk. Rudy, z lekkim umieszkiem, odwiza z szyi fular. Raladan zawiza sobie oczy, po czym wyj n z pochwy przy pasie i

nastpne - zza cholew. Cisn dwa jednoczenie, potem trzeci. - To dlatego lepy - wyjani, odsaniajc oczy. - Wierzysz ju, pani? Noe tkwiy w drzwiach - prawie rwno jeden obok drugiego, kady porodku innej deski. - Ju wierz - powiedziaa, z cakiem szczerym zdumieniem, Ridareta. Nauczysz mnie tak?... Raladan bezradnie wznis oczy ku powale. - Ba!... - zacz Brorrok, ale Raladan wpad mu w sowo:

- Jeste kaprem, kapitanie? Stary patrzy przez moment, chwytajc wtek. - Kaprem - potwierdzi. - Z listem kaperskim... - uderzy domi po udach wystawionym przez jego godno komendanta flot Armektu! Raladan zaczyna pojmowa. - Powstanie? - Od miesica, niech mnie ugotuj! triumfowa Brorrok. Wszystko, co garyjskie, dozwolone! Imperator odkupi od starego Brorroka kady zdobyty okrt! Mog zawija - rozoy rce,

trzsc si od chichotu - do portu na Barierowych, do Talanty! e te doyem takich dni! Teraz... teraz niech mnie utopi! Paln Rudego w plecy i byby si przewrci wraz z krzesem, gdyby ten go nie przytrzyma. Stary pirat (kaper!) zanis si kaszlem. - Niech mnie... utop... wycharcza, apic powietrze. i... -

- Co z tym powstaniem, kapitanie? zapyta Raladan, gdy Brorrok wyparska si i uspokoi nieco. - Bili si na morzu, przy Garranach. Bdzie dwa tygodnie nazad. Nikt,

mwi, nie wygra. Potem, mwi, buntownicy pobili si midzy sob. Kto porwa jakie okrty, poszed z dymem port w Dranie. Cztery cesarskie eskadry pyny do Bagby, z Armektu. Wielka Flota. Sam widziaem trzy karaki gwardii. Takie jak ojczulka, niech mu morze... - Kiwn ku dziewczynie. - No i, do stu kurew - Brorrok rozpar si wygodnie - Armektaczyki sprawdzili, e niby Bagba cigle ich, i mieli tam pyn. Wtedy doszy suchy, e caa flota buntownikw w rozsypce, ale specjalnie, w cztery strony wiata, niby, posza, zdobywa wyspy na Morzu Garyjskim, i Poudniowe, i Garrany... Ale inni gadali, e wcale nie, e pyn do Lla i nawet na Morze Zamknite,

spali Lida Aye i Tarwelar, niby. Cesarscy zgupieli: dwie eskadry poszy z powrotem, pilnowa wejcia na Zamknite i Llapmy, jedna na Morze Garyjskie, a gwardzici z tym, co zebrao si na Barierowych, do Bagby! Znaczy si, wojny do jesieni nie skocz, bo to, widzi mi si, ciut mao, eby odbi ca Garr. Ale wczeniej szniki chodziy po morzu, jak nigdy. Szniki, szkuty przybrzene, wszystko, co ma agiel, nawet dartaskie galery. Tylko, do stu kurew, na tratwach nie pywali. I zdybali mnie! Mylaem, e jaka obawa, ale, lepy, co za obawa z samymi sznikami? Szybkie to to, ale chopa na pokadzie trzydziestu! Daem si dogoni; jak sami mierci szukaj?!

A oni, do stu kurew, poddaj mi si! Stranik, ywy, by na moim Kaszalocie! Brorrok przerwa, eby patrze, jak bardzo si dziwi. - I ywy zlaz z niego! Bo oni pywali, eby apa na morzu wszystko: kupca, onierza, i starego Brorroka te! Dostaem list kaperski, podpisany przez dowdc wszystkich ichnich flot, i yczenia szczcia od cesarza! Jeszcze nie wierzyem! Ale jak przy Barierowych spotkaem Kitara? Z tym tutaj, kupcem, niech mnie zabato! Kitar skleci eskadr, szli we dwjk do Garry! Kupczyna mia paru z elastwem do pilnowania towaru, usysza, e pac za zdobyte statki, a e si wczeniej zrujnowa, no to wzi list kaperski... i

pywa kupiec z Kitarem! cierwo! powiedzia nagle. - W gardle mi zascho, do p setki... Ale em si nagada. Mleka pewno nie macie, co, crcia? A to daj wod... i dolej rumu. Ale kapk! Takie rzeczy si dziej, e kapka... kapeczka... nie zaszkodzi! wyjani. Raladan i Ridareta w milczeniu przetrawiali wieci. Stary ostronie sczy rozcieczony trunek. - I co kaper ma teraz zrobi, crcia? Wychrypia wreszcie. - Zabra wam to cacko? Dobrze mi zapac. Was nie rusz, jeszcze na pokad wezm... Ale statek oddajcie.

- To nie jest statek powstaczy powiedziaa Ridareta. Brorrok zarechota. - A kto, niby, wie o tym? Statek to statek, crcia! - Kapitanie - przypomniaa uprzejmie - wlaze nam w rce. - Pikna grozi? Staremu? - zgorszy si Brorrok. - Crcia, ja bym nawet goy tu przyszed, jak by byo co pokaza, to bym przyszed, niech mnie... Ja, crcia, dugo yj i si ciebie nie boj! Tak to ju jest jako, e kademu drosze wasne ycie ni cudza mier... lepy, powiedz jej, o co chodzi staremu! Bo ja

em si ju ozorem naklaska. Raladan skin gow. - Kitar bdzie abordaowa tak czy owak - wyjani. - Chobymy nawet wyrzucili naszych goci za burt. Moemy grozi do woli, Kitar i tak zrobi swoje. Tylko e wtedy, no, to ju nas wyrnie. - O, widzisz. - Brorrok z zadowoleniem przyglda si dziewczynie. - Dawajcie statek. Bior. Ridareta spojrzaa na Raladana, ale ten skrzywi si tylko i wzruszy lekko ramionami.

- Nie warto, kapitanie - rzek prawie leniwie. - A to czemu, co, lepy? Taki pewny? - Syszaem - odpar wezwany - e na wiosn jest jaka robota. Brorrok nadstawi ucha. - H? A ty skd wiesz, co? h? - Syszaem - rzek jeszcze Raladan e si opaci. Brorrok popatrzy na Rudego. - Wiesz co o tym? - po czym, znw

do Raladana: - Bo ja wiem tylko, e chc mi zapaci za jak awantur. Wcale nie wiem, czy si opaci. - Opaci si - rzek Raladan, spogldajc na Ridaret. - Pamitasz Barirr, kapitanie? Chodzi o to samo. Tylko teraz nie Demon ci zapaci, a jego crka. Pirat otworzy gb. - To ty, crcia, chciaa dobi targu? Czemu takich gupkw saa po tawernach? Co? Crcia? - Miaam gono krzycze, e to ja? zapytaa Ridareta. Jeszcze pokrzyczymy. Za p roku.

- Za p roku. - Brorrok zgi si, przytoczony wiadomoci. Ale, czy ja tego doyj? A tu mam twj stateczek i te mi si opaci. - Do podziau na trzech? Przecie teraz jeszcze tego kupca nie utopicie, dopiero potem, jak ju nie bdzie potrzebny... No to co? Opaci si na trzech? Imperator nagle taki hojny? Brorrok znowu popatrzy na Rudego. - Ano, prawda... Rudy pokiwa gow. - Bdziesz y jeszcze sto lat, kapitanie - rzek powanie Raladan. Nie widz, eby kad si do grobu. A

jak nawet nie sto, to jeszcze z tuzin na pewno... Zarobisz na wiosn, i opaci si. Bardziej jak interes z cesarzem. - Ano... moe... - zastanowi si kaper. - Ale, lepy, Kitar i ten kupczyk nie odpuszcz. Oni ju licz zoto, jakie za was dostan. - Powiedz im, kapitanie, jak jest. Te mog zarobi. A zota... moe troch damy? - Macie zoto? - zaciekawi si stary. - Kapitanie! - Raladan pokiwa gow. - Czy ja dam sobie co zabra? Sam mnie uczye, a potem Demon... Rozbierz ten aglowiec na kawaki, a

nie znajdziesz! Ale jeli si dogadamy... - Dawajcie! - rozwcieczy si stary. - Jazda! Spojrza nagle chytrze. - Tylko Kitar ma o tym nie wiedzie... Co mu powiem, to powiem... Mody jest, jeszcze znajdzie do zota dla siebie. Ridareta skina nieznacznym umiechem. gow, z

- Nie, do tysica brudnych... Niech mnie utopi, nie ruszybym statku jego crki - zapewni siebie i obecnych Brorrok.

Rozdzia szedziesity pierwszy

Penym wiatrem Seila sza ku Agarom. Raladan raz jeszcze wytumaczy wszystko Ridarecie i Tamenathowi. Dziki wieciom uzyskanym od Brorroka byo jasne, e plan Semeny (Lereny!) powid si. W Doronie nie mieli czego szuka, naleao wrcz omija brzegi Garry. Agary byy zdobyte, nie dao si wtpi. Po pamitnej zagadzie agarskiej

eskadry Raladanowi wydawao si mocno wtpliwe, by w Aheli siy Floty Rezerwowej mogy by wiksze ni jeden redni aglowiec i moe jeszcze jakie szniki... Stu ludzi? Najwyej. I para legionistw w Arbie. A zatem: Lerena miaa Agary. Naleao wic pyn prosto do Aheli. Ridaret miertelnie nudzio snucie dalekosinych planw. Chciaa dziaa, nie gada bez koca; to byo tak, jakby owe dugie zmarnowane lata day, by je odrobi. Zostawia wszystko na gowie Raladana i Tamenatha. W tym ostatnim coraz wyraniej budzi si awanturnik, niespokojny duch, grombelardzki kusznik. Olbrzym cisn

precz inkaust i swoje pergaminy, caymi dniami wid dysputy z Raladanem, krelili jakie plany twierdz, palcami po mapach wodzili eskadry, ktrych jeszcze nie mieli... Wydawao si jej to wszystko co najmniej przedwczesne. Zreszt uwaaa, e msk rzecz jest planowa, a kobiec dziaa. Miaa ochot walczy; dowodzi setkami ludzi, prowadzi bitwy, pali - hej! pali! Czua mrowienie pod skr... Potga, ktr dysponowaa, nie lubia trwa bezczynnie. Nuda. Statek pyn i pyn, wachty zmieniay si regularnie, tamci dwaj

gadali bez przerwy... azia po pokadzie, raz i drugi wspia si nawet na grotmaszt, bya w adowni, i na dziobie, i na rufie... Nuda. Od chwili, gdy ucieka z Rollayny, mino sporo czasu; do, by zdya zaobserwowa u siebie szereg cech, ktrych kiedy nie byo, lub zdawao si nie by... Przede wszystkim bya aktywna, bierno mczya j i drania. Gdyby zapytaa Raladana, ten odrzekby bez wahania, e upodobnia si, w jaki sposb, do swych crek. atwo byo to zreszt wytumaczy. No c - pierwsza crka Rapisa bya teraz bardziej Leren nili Ridaret, ktra przez osiem bez

maa lat, potrafia tkwi poza wiatem, w zapomnianym domu pod lasem. Krtka mska spdnica, jak da jej Raladan, miaa moe pewne zalety; c, kiedy zocia j! Podobnie koszula i ten potworny serdak... Dobrze czua si tylko w sukni. Ale zielona suknia, w ktrej przemierzya p Dartanu, pieszo i konno, bya teraz zwyk cierk, dziuraw, postrzpion i tak brudn, e pomc nie mogo adne pranie. Raladan nie wozi sukien na Seili. Ani adnych klejnotw. Oto pirat, na Szer... Mia zoto Lereny, to prawda (wiksz cz zabra Brorrok). Ale co mona z tym zrobi? Wpi sobie potrjne sztuki zota w uszy? Czy zawiesi na szyi?

Pikna jednooka kaprynica zaczynaa mie dosy przanej, morskiej wdrwki. Zdawao si jednak, e Davaroden nie zauwayby adnych ozdb, nawet gdyby je miaa i nosia... Bardziej dla wasnej satysfakcji, ni z rzeczywistej potrzeby, zadbaa o fryzur. Uoya j bez zwierciada (na Seili niczego takiego nie byo), ale zwierciado nie byo potrzebne; ogldaa swe odbicie przez rok, niemal bez przerwy, i znaa na pami kady kosmyk i kady pukiel wosw. Podobaa mu si. I jak jeszcze... Ale on te si jej podoba. By tgi, zbyt tgi moe, ale do wysoki, silny i bardzo

mski... Dowodzi kusznikami z pewnoci siebie i spokojem, jakby urodzi si tylko do tego i niczego wicej. Trafiao to do niej. Oj, trafiao. Miaaby ochot podowodzi - nim. - Zawsze z mieczem... - powiedziaa, opierajc si o nadburcie, dwa kroki od kusznika. - I zawsze w zbroi... onierz jakich mao! Spojrza na ni, ogarn wzrokiem mocny kok, z ktrego wypywaa szeroka kita wosw, taczca za plecami w rytm podmuchw wiatru, i odpar, prawie zmieszany, niemal si

tumaczc: - Suba, pani... Moja wachta trwa bez przerwy, kto ma by zawsze gotowy, jak nie dowdca pokadowych onierzy? - Ale zbroja? - zapytaa z umiechem. - Przecie, gdyby wypad za burt, pocignaby ci od razu na dno! - Tak mylisz, pani? - Teraz on si umiechn. - A ja ci mwi, e pywabym i w kolczudze, i w kirysie. Moe niezbyt dugo, ale jednak. Gdybym wypad teraz, zdyaby sprowadzi pomoc. - Prosz! - powiedziaa z uznaniem.

Odwrcia si ku morzu i patrzya na czerwony zachd soca. - Kusznik - powiedziaa wyranie, jakby smakujc sowo. Kusznik... Mieczem te dobrze wadasz, Dav? - Dav... - Spojrza spod oka. - Moja ona tak do mnie mwia. - Masz on? - zapytaa z tak wyranym zawodem, e a unis brwi... i znw si nieco stropi. Na krtko jednak. - Miaem. Zwyka pomyka. Oddaa mi list rozwodowy. Milczaa wyczekujco, najwyraniej

zainteresowana. - Nie mog jej nic zarzuci - rzek szczerze. - Myl, e po prostu onierzobieywiat nie by jej potrzebny. Nie takiego mczyzn chciaa. - O? - zdziwia si. - A ja mylaam... Urwaa i wzruszya ramieniem. - Tak, pani? - Pani... Czemu nie: Ridareta? zapytaa, naprawd zalotnie. Bawia si, widzc jego zakopotanie. - Myl, e kapitan le by widzia tak poufao.

- Kapitan! - oburzya si. - Co ma kapitan do mczyzn, ktrzy mi si... Urwaa. Znowu rzuci krtkie spojrzenie. - Wygadaam si? - stwierdzia raczej, nili zapytaa. - Zupenie... nic nie wiem o mczyznach, poza tym, e trzeba im si podoba - dodaa naiwnie. - Wiem, gupie to uczesanie... spochmurniaa, sigajc ku wosom. - Zostaw, pani! - zaprotestowa a nazbyt popiesznie. Przysuna si nagle cakiem blisko. - Dav... - powiedziaa sposzona, opierajc palce o kirys przysonity

tunik. - Chodmy do mnie. Przez chwil jakby nie rozumia. - Jestem prostym onierzem, pani rzek wreszcie, waciwie bez zwizku. - To fatalnie, bo ja jestem krlow! odpara z prawdziw zoci, odsuwajc si i rozkadajc rce. - Co mwi, cesarzow nawet! Znowu bd siedziaa cay wieczr sama. A dlaczego? Dlatego e temu tu, prostemu onierzowi, kapitan zabroni podoba si kobietom! Opara rce o nadburcie i znw spojrzaa na morze.

- Ale kogo obchodzi jednooka dziewczyna... - powiedziaa niegono do siebie. - Nie mw tak - zaprotestowa ywo. - Jeste najpikniejsz kobiet, jak w yciu widziaem. Popatrzya bez sowa. Davaroden chcia jeszcze co powiedzie, ale si powstrzyma. Nie by dzieckiem, swoje lata mia. Widzia jasno, e dziewczyna zastawia na niego puapk. Ale, waciwie, pochlebiao mu to. Bya naprawd pikna. Nieprawdopodobnie pikna. Wiedzia, e troszk traci gow, ale tak naprawd - czy byo w tym co zego? Prawda, e

wszystko odbywao si jako tak... popiesznie; nie przywyk do kobiet mwicych mu wprost: Podobasz mi si.... Ale znowu: czy byo w tym co zego? - Uwodzisz mnie, pani? - zapyta z lekkim umiechem. - Zrcznie, prawda? - prychna ze zoci. Zajmowaa pomieszczenie, w ktrym wczeniej rezydowa Bohed. Po jej przybyciu na pokad Raladan wzi oficera do siebie. Kajuta bya taka jak wszystkie oficerskie pomieszczenia na Seili: niewielka i raczej do ciemna. Ale dwie latarnie, wiszce pod sufitem,

daway do wiata. Do, by mg oceni, e ma przed sob najwspanialej zbudowan kobiet Szereru. W osupieniu patrzy na piersi, ktrych sutki wydaway si by twarde jak z kamienia; okrge biodra; doskona lini ng... Przebiegajc do posania, pukna go pici w zbroj. - Wemiesz mnie w tej skorupie? Pooya si, podkadajc ramiona pod gow. - A moe nadal masz sub? To przynie jeszcze kusz. Tylko nie nakadaj betu, na Szer... Moe i chc by przebita... lecz nie betem...

Odpasujc miecz, pomyla, e jednak dobrze, by Raladan nie dowiedzia si o niczym. Mia jakie... poczucie winy.

*** Bya gboka noc, gdy powoli dopina rzemienie kirysu. Leaa na brzuchu, z przedramionami pod brod; skrzyowane w kostkach nogi koysay si lekko nad okrgymi poladkami. Czy mylaa o tym samym co on? Czu si fatalnie. To byo niepotrzebne. Wyrzuca sobie brak opanowania. Majc lat czterdzieci, trzeba umie myle... Stary, a gupi -

tak si czasem mawiao. - Co byo nie tak? - zapytaa. - Wszystko byo nie tak odpowiedzia, zanim pomyla, co waciwie mwi. Zda sobie natychmiast spraw, e do licznych bdw popenionych tego dnia dooy nastpny... Ale w kocu, czy miao to jeszcze jakie znaczenie? - Jeste wspania kobiet... Najpikniejsz, jak kiedykolwiek ogldaem... dorzuci, ale czu i sysza, jak faszywie to brzmiao. - Najpikniejsz, jak ogldae... powtrzya za nim. - Chyba rozumiem. Najpikniejsz, ale nic wicej. Tak?

Skin gow, po prostu. - Jestem zwyczajnym onierzem... Obraca w doniach pas z mieczem. Nie gwaci si marze - dorzuci niespodziewanie. Kiedy indziej zastanowiaby si moe, jak piknie potrafi czasem mwi ten zwyczajny onierz. Patrzyli na siebie w milczeniu. Brzowe wosy dokadnie kryy plecy dziewczyny - i najbardziej grony, ponury rysunek, jaki widzia w yciu. Sysza, e takie tatuae robiono w Dartanie. Wiedzia, e bya dugo w Rollaynie.

Uniosa nagle donie i jednym ruchem zdja z twarzy opask. Cofn si, prawdziwie przeraony. Ujrza rzecz ohydn. Taka powiedziaa. wiecie, tak? jestem naprawd - Najpikniejsza na

Przekn lin. - Dlaczego mi to robisz? - zapyta. - Co za rnica, dlaczego? Moe chc mie z tej nocy troch przyjemnoci? Powiedziae mi, co czujesz, no to ja ci pokazuj, jaka jestem. Szczero za szczero i prawda za prawd... Nie podoba ci si moja twarz?

Zerwaa si nagle. - Raladan nie moe dowiedzie si o tym - rzeka z naciskiem. - Miaby do mnie al... - Nie dowie si - zapewni. - Nie dowie si - powtrzya jak echo, nakadajc na powrt opask. Jestem pewna, e si nie dowie.

*** Raladan, pnagi, zderzy si z Tamenathem, opuszczajcym w ogromnym popiechu sw kajut. W

doni olbrzyma lni miecz. Krzyk nie ustawa! Wpadli do kajuty dziewczyny. Poncy jak pochodnia czowiek rzuca si po izbie, wyjc jak zwierz. Ogie trawi te cian, st, pega po pododze... Nim pojli groz sytuacji, Ridareta przebiega wrd pomieni, wyrwaa miecz z rki Przyjtego, po czym rzucia si ku ywej kuli ognia, uderzajc ze wszystkich si. Pomienisty tob run na podog, czerwonozoty jzor skoczy ku wosom dziewczyny... Tamenath krzykn co gardowo, gsta czer, zimna jak ld, wybucha w pomieszczeniu - i tak ju zostao.

Usyszeli jk Ridarety. Tamenath rzek co jeszcze, jakie krtkie sowo, i latarnie pod sufitem zapony... Raladan skoczy ku dziewczynie, stojcej nago porodku izby. Chwyci j za ramiona, ogarniajc wzrokiem, ale ogie chyba nie zrobi jej krzywdy, cho wosy na caym ciele miaa mocno popalone i zapewne poparzone stopy... Obj j mocno. - Nic ci nie jest? Tamenath ciko przyklkn przy trupie. Twarz bya straszliwie poparzona, podobnie rce, za caa reszta... Mundurowa tunika spona,

pozosta kirys i kolczuga. Kusznik po prostu upiek si w swojej zbroi... W przypalonej szyi ziaa rana od miecza. - Chcia mnie... - powiedziaa gucho. Prbowa... Wykrztusia co niewyranie. - Davaroden - rzek krtko do kapitana Tamenath. - To Davaroden. Nie yje, zarnity i upieczony. Raladan mocniej zacisn donie na nagich plecach dziewczyny. - Niemoliwe... - powiedzia ze zgroz. - On? Nie mog uwierzy... Dziewczyna, oddychajc ciko,

opieraa czoo o jego rami. - Kogo wic na tym wiecie mona by pewnym! - cisn kapitan, odwracajc gow ku starcowi, ale nie wypuszczajc z ramion Ridarety. Miaem to cierwo za przyjaciela! Miaem za... Tamenath bez sowa zacisn do na kirysie kusznika. Pomimo przenikliwego zimna, jakie zawieraa sprowadzona do ugaszenia ognia ciemno, zbroja wci jeszcze bya ciepa. Przyjty wywlk trupa na pokad, na oczach rosncego zbiegowiska zaogi. Przerzuci ciao za burt - bez wysiku prawie po czym popatrzy na majtkw i

onierzy. - Czy co trzeba powiedzie? Po chwili jeden z marynarzy rzek niegono. - Morze wzio... Starzec odwrci si i popatrzy w mrok nocy. Sta tak przez jaki czas. A potem zobaczy onierza, tu obok... onierz nis kusz swego dowdcy dar od Przyjtego. Spojrza krtko i rzuci j w fale, odwracajc gow. Tamenath wyprostowa plecy i powoli wrci na miejsce poaru. Stan w drzwiach, akurat w momencie, gdy

Raladan obrci dziewczyn plecami do siebie i odgarn na bok fal wosw. - Co to jest? - zapyta z nieopisanym zdumieniem. ty, skrzydlaty w, wychyla si ponad fale, unoszc na grzbiecie nag dziewczyn o rubinowym spojrzeniu... W mia wyupione oko, a rysunek wykonano w sposb tak mistrzowski, e Raladan odruchowo dotkn plecw dziewczyny, jakby chcc si upewni, czy krwawa rana nie jest rzeczywist ran na ciele... - Co to jest? - powtrzy, zniajc gos.

- Byam w Rollaynie - odpara, jakby to wszystko wyjaniao. - Znajd jej ubranie, zamiast sta i gada - rzek ostro Tamenath. - Bdziesz teraz oglda obrazki? Widzisz przecie, e nic jej nie jest, a o tym tatuau jeszcze zdycie porozmawia. Raladan skin tylko gow i wyszed. Obejrzaa si na Przyjtego. - Domylam si, jak byo powiedzia prosto z mostu, surowo. Panuj nad sob. Jej spojrzenie zalnio czerwieni.

- Nie rozmieszaj mnie t swoj moc, licznotko - osadzi j, prawie agodnie. - Za pomoc Rubinw to ja mgbym poszy mewy srajce na dach mojej wiey... Pomyl, co wyprawiasz! Oto kolejny dowd, e nie umiesz nad sob panowa. Spalisz sobie kiedy nie tylko wosy. Zamy, e nie wiem, co tu zaszo, ale przemyl dobrze t swoj historie, bo Raladan prdzej czy pniej sam zacznie duma, jak to byo, e kusznik przyszed ci gwaci w penej zbroi... I jeli mamy by przyjacimi, to obiecaj, e nie przysmaysz mi kiedy tyka, kiedy bd spa. Patrzya z niedowierzaniem. - Nie potpiasz mnie? - zapytaa

zdziwiona, przechylajc gow. - A za co? Za to, e obciasz jedn szal wagi? Po co tyle mwiem o rwnowadze Szerni i wiata, jeli wci nie rozumiesz? Jeli nie nagradzam dobra, to jakim prawem miabym kara zo? Zreszt... zo i dobro! - Machn rk i wzruszy ramionami. - Wdzony boczek i kupa piachu... Zrobi ruch, jakby chcia odej, ale zatrzyma si jeszcze. - Nie wiesz, jak mu powiedzie o swoim imieniu, co? Cofna si o p kroku i niemal przyblada.

- Skd wiesz? - Nie wiem. Ale myl, e kady lubi, by go nazywano jego wasnym imieniem. Przyjdzie czas i na to... Riolathe. Pniej. Teraz to imi bardzo le by mu si kojarzyo. - Ale to imi... - Odkd wie, co oznacza, moe je wymienia nawet sto razy dziennie. Pokrci gow. - adna jeste - rzek z uznaniem, wychodzc. - Ale zdaje si, e Dartanki uywaj do depilacji gorcego wosku, nie ognia. Nie wiem, tak tylko syszaem...

Uwiadomia sobie, e wci stoi nago.

Rozdzia szedziesity drugi

Z wpyniciem do Aheli nie byo adnych problemw, chocia kilka mil od wejcia do portu spotkali eskadr holkw, krcc si po morzu. Jednak samotny, niewielki aglowiec, nie wzbudzi - przynajmniej na razie wikszego zainteresowania. atwo byo zgadn dlaczego. Tamenath widzia Ahel po raz pierwszy. Ridareta bya raz w porcie,

ale krtko. Natomiast Raladan, znajcy przysta dobrze, by teraz jej widokiem prawdziwie oszoomiony! Ale waciwie - czeg innego mg si spodziewa? To byo niczym port wojenny na Wyspach Barierowych... Gdzie tam! W Talancie, na Barierowych, staa eskadra Floty Gwnej i druga - Rezerwowej, oraz par maych okrtw. A tutaj? Niewielka przysta dosownie zapchana bya aglowcami wszelkiego rodzaju. Stay holki, w ktrych wprawne oko poznao okrty Floty Gwnej Garry i Wysp; nieco dalej dwie kogi, jedna stara, jak wiat, druga nowsza; jeszcze dalej mae szniki. Gdy Seila

cumowaa do nabrzea, z portu wychodzia wanie zgrabna karawela rejowa, z biaymi aglami na masztach gwnych i czerwonym ptnem na bezanmaszcie. Ostatni, bonaventura bezan, nis skone ptno w barwach maej floty Wysp. By moe owa karawela bya okrtem zdobytym tutaj, w Aheli. Brak zainteresowania Seil skoczy si w momencie, gdy rzucono trap. Jak spod ziemi wyrs oddzia topornikw w odsonitych kirysach, a za nimi mniejsza grupka kusznikw w granatowych tunikach. - To wszystko najemnicy Lereny? mrukna Ridareta. - adne wojsko...

Dziesiciu onierzy pozostao na brzegu, pozostali weszli na pokad. Zaraz za nimi pojawi si przystojny, szczupy i ogorzay mczyzna bez hemu, ale w kolczudze i barwnej tunice. - Co to za okrt? - zapyta dononym, energicznym gosem, rozgldajc si dokoa. - Kapitan? Raladan zszed na redni pokad. Ridareta i Tamenath podyli za nim. - Jeste kapitanem tego statku, panie? - zagadn mczyzna, mierzc Raladana spojrzeniem. - Zdaje si, e ju niedugo? -

skrzywi si zapytany. - Rekwiruj aglowiec - potwierdzi oficer, przygldajc si bacznie kapitanowi. Przenis wzrok na dziewczyn, po czym zamar nagle. - O, na wszystkie... - rzek, cofajc si odruchowo. Raladan obejrza si na Ridaret. - Podobiestwo? - zapyta. Wszystko zrozumiesz, panie... Ale nie do ciebie mamy spraw, a do jej godnoci. - Nie wtpi... - Mczyzna wci zdawa si by oszoomiony. - Skoro yjesz... - Spojrza w twarz Ridarecie i

zaraz odwrci wzrok. Odgarna wosy z czoa. - Znasz mnie, panie? - zapytaa zdziwiona. - Kim waciwie jeste? Oficer milcza. - Nie pojmuj tej gry - rzek wreszcie. Raladan i Ridareta take rozumieli coraz mniej. - Kim jeste, panie? - powtrzy za dziewczyn Raladan. Mczyzna wskaza na Ridaret, jakby chcia powiedzie, e ona wie to

wietnie, ale nagle wzruszy ramionami i powiedzia sucho: - Komendant wojskowy Aheli, Heren Ahagaden. Nic mi do waszej zabawy... Oczywicie, e zobaczycie si z jej wysokoci. I to natychmiast. Topornicy obsadzili ju okrt. Zwrci si ku nim i krzykn jakie imi. Jeden z onierzy podszed niezwocznie. Ahagaden zamieni z nim kilka cichych sw. onierz zasalutowa i natychmiast zbieg po trapie. Zauwayli, e - z duym popiechem zabra gdzie granatowych kusznikw. - Cz przesza do nas - rzek z wyran kpin oficer. - Ale lepiej, by

nie widziaa si z nimi, pani... Raladan i Ridareta po raz dziesity wymienili spojrzenia. - Czy moemy ju i? - zapyta Raladan, uznajc, i najprostszym sposobem wyjanienia wszystkiego bdzie rozmowa z Leren. - Oczywicie. Prosz za mn. - Co z moj zaog? - Pozostanie na statku. - Bohed! - zawoa Raladan. Rzdzisz do mojego powrotu!

- Tak, kapitanie! - pada odpowied. Ahagaden umiechn si pgbkiem, jakby na znak, e za wiele do rzdzenia nie bdzie, ale nie powiedzia ani sowa. Gdy zeszli na ld, skin na w oddziaek, ktry wczeniej pozosta na brzegu. - Liczna eskorta... - zauway Raladan. Po czym, zwrciwszy si do Ridarety i Tamenatha, dorzuci: Czybym popad w nieask? Ahagaden szed obok, co i rusz ogldajc si na Ridaret, jakby w obawie, e ta wbije mu n w plecy... Raladan zastanawia si, czy ten czowiek (ktrego w yciu nie widzia

na oczy) mg zna Ridaret? By moe. Przecie bya zakadniczk, wielu ludzi Lereny mogo zetkn si z obkan wtedy - dziewczyn. Ale Ridareta twierdzia stanowczo, e pamita wszystko z tamtego okresu. Powinna wic zna Ahagadena rwnie dobrze jak on j. A nie znaa z ca pewnoci. Podczas gdy zachowanie oficera zdawao si dowodzi, i jego kontakt z jednook nie by, bynajmniej, powierzchowny. I wcale nie serdeczny... Na Szer! - pomyla nagle w natchnieniu Raladan. - On j bierze za... Riolat! Bliniaczki znowu, jakim sposobem, skrzyoway swe drogi! Jak on to powiedzia: skoro yjesz... No, to

znaczy, e siostrzyczki znowu wodziy si za by!. Chcia o tym powiedzie Ridarecie, ale zobaczy, e dziewczyna najwyraniej myli o tym samym. Kiwnli gowami. Od portu szli najpierw w stron koszar, ale potem skrcili ku budynkowi, zajmowanemu w Aheli przez Trybuna Imperialny. Przed wejciem stali onierze: tarczownicy w penym oporzdzeniu, przy toporach, z tarczami u nogi. Milczcy przez ca drog Ahagaden odezwa si teraz:

- Zaraz wrc. Cierpliwoci... - Znw spojrza kpico na Ridaret. Stali przy wejciu, w asycie onierzy. Raladan i Ridareta wymienili uwagi. Tamenath sucha tylko, nie wtrcajc nic od siebie, ale pojmujc atwo, w czym rzecz; wczeniej przecie Raladan opowiedzia mu niemal cae swoje ycie, a i Ridareta dorzucia niejedno. Potem zamilkli. Raladan, zamylony, spoglda wok. Wiele wspomnie czyo go z tym miastem. Oto ulica, ktr przed laty szed w stron koszar i z powrotem, czatujc na Varda... Gdyby za wrci

do portu i skrci wczeniej w lewo znalazby atwo star tawern Pod aglami... A tam znowu, pord najbogatszych domw miasta, sta ten, w ktrym spotka jedyn szlachetnie urodzon kobiet imperium, ktra umiaa nosi warkocz... Zoty warkocz przy bkitnej sukni. Pokrci lekko gow. Sentymenty... Starza si. Ale to nie byy zwyke wspomnienia. Na Szer, w kocu tu, na tych wyspach i w tym miecie tak naprawd zaczo si wszystko. Pomyla jeszcze o stu rzeczach: o cmentarzu, zwanym Przekltym, o

wysokim wielorybniku (Bedal? Began? - jak te mia na imi?...), o skpym kupcu z Arby, o Vardzie (wiedzia ju, jak zgin naiwny, do ostatniej chwili, kapitan, Ridareta mwia; ciekawe, co robi w Dranie?), o szarym urzdniku Trybunau, ktrego rozgnit powoli i starannie jak obrzydliwego robaka... Z zadumy wyrwa kapitana dopiero powrt Ahagadena. - Prosz o bro - rzek bez wstpw oficer. Raladan wzruszy ramionami i wyj n zza pasa (ale te w cholewach zostawi), Tamenath odpi pas przewieszony przez plecy; najczciej nosi miecz jak Grombelardczyk, na

plecach wanie. W ogle prezentowa si zupenie inaczej ni na swojej wyspie. Przede wszystkim: odmodnia. Nie nosi ju dugiego paszcza i nijakiej szaty, ubrany by w wysokie buty, takie jakie nosi Raladan, czarn, grub spdnic do kolan i sztywny, wizany pod szyj kaftan z niedwiedziej skry najwikszy, jaki Raladan mu wynalaz. Lewy rkaw kaftana zatknity by za pas, z tyu, a prawy podwinity, bo sporo za krtki. Potne bary starego olbrzyma wypeniay kaftan cakiem szczelnie. Wyglda na mdrca-Przyjtego akurat tak samo jak Ridareta na oskubane z pir piskltko... Ahagaden poprowadzi.

Przed duymi, dwuskrzydowymi drzwiami, strzeonymi przez wartownikw, zatrzyma si. - Tylko ty, pani - rzek krtko. Nim Tamenath i Raladan zdyli zareagowa, otworzy drzwi i wprowadzi dziewczyn do pokoju. Drzwi zaraz zamkn za sob. Alida staa zupenie nieruchomo, patrzc na jednook. Za jej plecami tkwili onierze, z gotowymi do strzau kuszami. Ahagaden uprzedzi, kogo prowadzi; jednak nie bya w stanie uwierzy. Teraz jednak widziaa...

Pierwsze wraenie byo piorunujce. Ale zaraz potem... Wiele dao si zarzuci Alidzie, ale na pewno nie brak spostrzegawczoci. - Na Szer - powiedziaa po chwili nie, to nie ona! Ahagaden zdumia si. Ale rwnie zdumiona - jeli nie bardziej nawet - bya Ridareta. - Kim jeste? - zapytaa, mierzc blondynk wzrokiem. - Co tu si dzieje, na wszystkie moce wiata? - To raczej... kim ty jeste? - Alida nie zostaa duna. - Jej siostr? Nie, to

zupenie nieprawdopodobne! Nie mog uwierzy! W tym samym momencie za drzwiami kto krzykn, ich skrzyda rozwary si, przyjmujc potne uderzenie... W nastpnej chwili do pokoju wpad wlecia waciwie! - onierz, ktrego wczeniej uyto jako tarana. Raladan poczu, e co jest nie w porzdku. Wiedzia ju, e Ridareta potrafi sobie radzi, ale nie zamierza pozostawi jej sam na sam z ukochan creczk, ktra swego czasu potrafia zatuc marynarza, walc jego gow o pokad... Wystarczyo, e raz odda dziewczyn jako zakadniczk.

Tamenath i kapitan Seili wtargnli do pokoju, uzbrojeni ju w halabardy. Ujrzeli dwie nieruchome kobiety, ogupiaego Ahagadena i trzech onierzy, ktrzy najwyraniej zapomnieli o trzymanych kuszach... Raladan spojrza na Ridaret, a potem na tamt... Niewysoka, adna blondynka, z przerzuconym na gors bkitnej sukni warkoczem, cofna si o krok, opierajc o stojcego za ni kusznika. Raladan opuci halabard. Alida, przekonana dotd, e zemdle z wraenia nie sposb, przytrzymaa si ramienia onierza. Nagle, odzyskawszy

siy, ruszya naprzd. Raladan, zrobiwszy dwa kroki w ty, potkn si o wrzuconego do pokoju wartownika. W nastpnej chwili Alida dopada kapitana Seili i pchna oburcz w pier. Omal si nie przewrci; przeskoczy tyem nog lecego i wpad na cian. Odrzuci pospiesznie halabard, jakby si ba, e kobieta wyrwie mu j i poczstuje elecem... - Gdzie bye? - zapytaa bez sensu, wiedzc ju e zachowuje si jak gupia... Grzmotna go pici w pier raz jeszcze, po czym jako bezradnie tupna nog, nie wiedzc ani co chce zrobi, ani co teraz zrobi powinna...

Raladan ochon. Ale niemdre pytanie kobiety wci brzmiao mu w uszach i... nie wiedzia, jakim sposobem... byo to tak, jakby wrci do domu. Nigdy nie mia domu. Czujc jakie nieznane gorco w piersi, wbrew sobie, nie wiedzie czemu odpowiedzia rwnie bez sensu: - Wrciem... Alida patrzya mu w twarz. Zdumiona do granic moliwoci Ridareta podobnie. Nagle spojrzay na siebie, potem znw na niego i jednoczenie

zapytay, podejrzliwie, wskazujc si nawzajem: - Kim jest ta kobieta?

nieufnie,

Raladan otworzy usta. Nagle zacz si mia. Jak mia odpowiedzie? Jednym sowem?

Epilog

Koczy si pity miesic jesieni... - Wiem, co mwi. - Tamenath postuka palcami w st. - Wiedza o sobie to klucz do potgi. Zauwa: jedna z bliniaczek od pocztku nosia imi Rubinu, czyli imi swoje, waciwe i prawdziwe, druga za inne... Popatrz teraz, o ile potniejsza bya ta pierwsza.

- Do czasu. - Ale jednak. To od niej zaczo si wszystko. To imi jest jak haso... a jeli na dodatek wie si, co oznacza... To dlatego Ridareta marudzi teraz, by j nazywa Riolat. To wcale nie kaprys. Pena wiedza o sobie to klucz do potgi, powtarzam. Ty sam jake si zmienie, poznawszy prawd o sobie. A pewno zmienisz si jeszcze bardziej... - Zmieniem si? - Raladan spojrza zdumiony. - Oczywicie, przyjacielu. Inaczej przyjmujesz prawdy. - Nie, panie - zaprzeczy Raladan. -

Istotnie, niewiele zdziwi...

ju

moe

mnie

- Zobaczymy... - mrukn Tamenath. - ...ale tumaczyem kiedy, dlaczego: bierze si to z dowiadcze, ktre w yciu nabyem. I z niczego wicej. Jestem czowiekiem i chc by tylko czowiekiem... - Nie pytae nawet, jak moc obdarzyy ci Bezmiary. - Nie pytaem i nie zapytam. - Warto moe jednak, by wiedzia. adn, bracie. Moesz liczy na ich opiek, nic wicej. Ale jeste w wieku

najlepszym dla mczyzny: lat niespena czterdziestu... - Chciabym mie tyle, panie. Raladan skrzywi usta w umiechu. Mam jednak... No c, nigdy chyba nie dowiem si, ile naprawd. Na kilkanacie lat wygldaem, gdy wycignito mnie z morza. Trzeba by policzy... - Kiedy ty ostatnio widziae si w zwierciadle, przyjacielu? - zagadn starzec, przerywajc niemal w p sowa. - A c to ma do rzeczy? - Mwi ci, e masz lat czterdzieci,

bo na tyle wygldasz. A wszdzie tam, gdzie dochodzi sona morska bryza, ycie nie jest ci potrzebne. Raladan patrzy zdziwiony. - Co to znaczy? - To znaczy, e martwi si o staro zaczniesz moe za lat tysic, nie prdzej. Chyba e uciekniesz od morza. Raladan osupia. - Co chcesz powiedzie, panie? - Co chc, to powiadam! - uci szorstko Tamenath. - Jeste wieczny, jak twj ojciec, ktremu ycie daj

Bezmiary, i jak one same! Razem z t licznotk moecie przey imperium i wszystko, co po nim nastpi! W oczach innych ludzi (bo jestecie wszak ludmi!) wasze trwanie to niemiertelno. Lecz pamitaj - unis palec znaczco - e miecz jest mieczem, a ogie ogniem... Nic nie oywi tego, czego nie ma. Znamy przykady, nieprawda? Raladan milcza, zupenie wiedzc, co powiedzie. nie

- Ten, co si niczemu nie dziwi! kiwn Tamenath ys gow. - Bo nie mog tego poj! - pada odpowied. - P roku z okadem, na

Szer, a ty mi teraz mwisz, e jestem niemiertelny? Tamenath wcale nie poczuwa si do winy. - A pytae? Podobno chcesz by zwyczajnym czowiekiem! Raladan podszed do wskiego okna i wspar si rkami o mur po obu jego stronach. Patrzy na Ahel. Z wiey, w ktrej siedzieli, dobrze byo wida silny mur, obejmujcy port i miasto; dalej pitrzya si twierdza nadbrzena. Poczone z reszt umocnie

baszty strzegy wejcia do portu; potny acuch, ktrym byy spite, zwiesza si tu nad falami. - Jest ld, daleko na wschodzie powiedzia Raladan. - Zawsze chciaem tam pyn... Ale wci ycie wydawao mi si za krtkie, by pomieci w nim wszystkie plany. Gdyby mg pyn ze mn panie! - zawoa nagle, uderzajc pici w cian. - Narwaniec - oceni Tamenath. Dooy mu par lat ycia, to bdzie zwiedza Bezmiary. Po czym dorzuci spokojnie, ale jakby przekornie:

- Wkrtce umr. - O, na wszystkie morza! - cisn Raladan. - Ponadto, hm, twoja ona... - Ech, dziwka... - sarkn tamten. Rogi ju w drzwiach mi si nie mieszcz. - Tak bardzo masz jej to za ze? Raladan milcza przez chwil, po czym nagle rzek przez rami, z umiechem: - Moe to i dziwne... ale nie. Poza t jedn spraw jest caa moja. Bez reszty.

Wol tak ni odwrotnie. Skrzypny drzwi. Obejrzeli si. Ridareta cisna na st rkawice, odpia od pasa miecz i te pooya na blacie. Zdja hem, uwalniajc burz wosw. - Jak szkolenie? - zagadn Tamenath. - Szkolenie... - mrukna. - Te miejscowe cherlaki ledwie dwigaj kozy od hakownic. Ale znw doszo paru chtnych. - W miecie droyzna, a w wioskach gd - skwitowa Raladan. - Duga ta jesie...

Ostatnio dokona wyczynu, jakiego chyba nie znaa historia Bezmiarw: popyn przez sztormy do Dartanu. I wrci... Z mk, kasz, fasol. Twierdza Ahela ywia teraz ca wysp. Lecz wci martwili si o Ma Agar. Tylko raz popyny tam szniki, w pogodny dzie. Ale dotd nie wrciy. Czy ywno dotara? - Ahagaden - powiedziaa. - Ten to zna si na rzeczy. Ale onierz! dorzucia takim tonem, e mczyni wymienili znaczce spojrzenia i umiechy. - Musz przyzna, e jakby postawi moich strzelcw przeciw jego tarczownikom i kusznikom, jeden na jednego, to po walce nawet zbroje

moich nie przydayby si ju na nic. A jeszcze kto mu pomaga! - Spojrzaa oskarycielsko na olbrzyma. - Kusznicy uywaj grombelardzkich komend! - Wicej strzelaj - doradzi Tamenath, powcigajc umiech. - W kocu to ty dowodzisz caym wojskiem, nie Ahagaden... Zabierz mu paru dobrych dziesitnikw. Jeli chcesz mie z piechoty ognistej doborowe wojsko... - Strzelanie... Mamy mao prochu. Nie mog puka ot, tak sobie. Kto wie, co bdzie, jak jesie si skoczy? Imperium dalej jest tam, gdzie byo. Potrzsna gow.

- A twoja liczna? - zapytaa po chwili, patrzc na Raladana. - Nikt nie wie, gdzie? Jak zwykle? - Bardzo blisko - rzeka Alida, stajc w drzwiach. - Znowu kazaa tuc batem onierza... Hamuj si! Za bardzo ci to podnieca. - Jej wysoko ksina Alida, pani na Agarach - rzeka Ridareta, ignorujc wymwk. Zoya ukon, z doni przy piersi. Lubiy si waciwie, ale te kochay drani nawzajem. - Mam dla ciebie ogiera - oznajmia zoliwie Alida. - Wyyj si na nim. Bez bata.

- Ognisty? - Moe ognisty, skd mog wiedzie? Jeli nawet ognisty, to na pewno nie dla mnie. Czy moe by bardziej ognisty ni mj pan i maonek? Raladan popatrzy w sufit i znw odwrci si ku oknu, zatykajc donie za pas. - Nasz przyjaciel - rzek po chwili kadzie si do grobu. Mona ju wybiera miejsce na Przekltym. Spojrzay z niepokojem na starca. Przez ostatnie miesice olbrzym sta si prawie ojcem caej trjki.

- Wcale nie - zaprzeczy teraz. Mwiem tylko, e umr. Raladan wzruszy ramionami. Kobiety wymieniy spojrzenia. - Twierdza prawie skoczona cign starzec - pora paci mistrzowi murarskiemu. Raladan odwrci si znowu. - Zotem? - rzek z niedowierzaniem. Na Szer, nie ma takiej iloci... - Mokos. Bezczelny mokos skwitowa olbrzym, krcc gow. - Po co zoto starcowi? Chc tego, co w moim wieku ma warto...

Patrzyli wyczekujco. - ycia. Waszego ycia. Wsta ciko i podszed do Raladana, kadc mu do na ramieniu. - Nie caego przecie... Ale mam syna, ksi. W pewien sposb przywrcilicie mnie wiatu - wyzna. Chc wrci do Grombelardu. Gdybym potrzebowa pomocy, to czy znajd j tutaj, na Agarach? Chc odnale swego syna - wyjani. - Dla samotnego czowieka moe to by zadanie zbyt trudne. Gdybym potrzebowa pomocy? W prywatnej swojej sprawie? - zapyta raz jeszcze.

Patrzyli, zdumieni. - Masz moje sowo, panie - rzek z ogromn powag Raladan. - Powiniene da, nie pyta. - Ale, najdalej za p roku, umr... - Co to za bzdura? - rozzocia si Ridareta. - Umrze i umrze! - Wiem, co mwi, piknotko. Teraz jednak pora, bym powiedzia, co postanowiem: oto odrzuc, po raz drugi w swym yciu, szary paszcz Przyjtego. I bez alu... aden ze mnie mdrzec, winienem by tym, czym mj syn. Suchali w skupieniu.

- Nawet, gdybym chcia uparcie trwa u boku Szerni, ona sama na to nie pozwoli, po tym, co uczyni. Twoja historia, Rubinku - zwrci si do Ridarety uczy niejednego... Pozazdrociem wam niemiertelnoci. Bo on te - wskaza Raladana - jest na to skazany. Powiedziaem mu dzisiaj. Alida i Ridareta szeroko otwary oczy. Tamenath pooy na stole duy rubin. - Geerkoto - rzek krtko. - Kiepski ze mnie lahagar, ale poradz sobie chyba z tym kamykiem... Bdzie musia zastpi moje stare ycie.

Zrozumieli po drugiej chwili. - O, na wszystkie morza - zdumia si Raladan. - To moliwe? - zapytaa Ridareta. Mona sprawi to celowo? Rozmylnie? Alida odwrcia spojrzenie, milczc. - Ale, panie - rzek po wielu chwilach Raladan - potrzebny bdzie jeszcze jeden Rubin. Moe by cakiem may. Tamenath bez sowa pokaza drugi klejnot. I umiechn si. Zotowosa ksina powoli uniosa oczy.

- Chcesz mnie... na wieczno? zapytaa zdumiona, ogldajc maonka, niczym jakie dziwo. Potwierdzi, z krzywym umieszkiem. - Zawsze mog uciec po raz drugi dorzuci. - Nawet z tych caych Agarw. Niele pywam. Obja go. - Tylko sprbuj. - Lecz to wszystko nie jest takie proste - rzek Tamenath. Czowiek nie jest istot powoan do niemiertelnoci, ani nawet dugowiecznoci. Wy za zakadacie

dynasti niemiertelnych... Jak liczne potomstwo mie chcecie? Czy potrzebny bdzie wkrtce trzeci Rubin, dla twojego wybraca, piknotko? Trzeba myle o tym wszystkim ju dzisiaj. I powiem jeszcze, e niemiertelno moe by ciarem ponad siy. Czy na pewno sprostamy? - Pomylimy o tym, jak ju nam si znudzi - rzeka Ridareta. - Ale to brzmi... jak jaka ba! Pokrcia gow, wybuchajc miechem. Spowaniaa zaraz. - Czy to wszystko - zwrcia si do Tamenatha, popadajc dla odmiany w zadum - zdarzyo si, bo tak chciay

Prawa Caoci? Milcza przez dobr chwil. - Nie wiem. Moe... A ma to dla was jakie znaczenie?

You might also like