You are on page 1of 167

JERZY SZUMSKI

PAN SAMOCHODZIK I...



FLORENY Z ZALEWA














OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
Zbyszku, Drogi,
pisz do Ciebie z tej Strony wiata, ktr opucie na niedug chwil. Bo tak jest
prawda, e niedugo wszyscy si spotkamy. Nie martw si. W Naszym wiecie wszystko
dzieje si nadal tak, jak by lego pragn. Dziki buchtuj w oparzeliskach, a Robin i Don
oszczekuj zajcze tropy na naszych ciekach. Wiatry Jezioraka nadal sprzyjaj odwanym
eglarzom.
Pan Tomasz ju znalaz spokj po tym, jak ratujc dzieciom ycie straci swj
Samochodzik. Jest pana Tomasza nastpca, ktrego nie waham si nazwa jego uczniem:
Pawe Daniec i jego niepokonany jeep Rosynant. Nie yje ju najgroniejszy przeciwnik pana
Tomasza Waldemar Batura, ale bero po nim przej jego syn, Jerzy, bardziej niebezpieczny
od swego ojca.
Nim jednak nie martw si, Zbyszku, bo jak soce rzuca cie, tak i Pan Samochodzik
ma swego przeciwnika, z ktrym musi si zmaga, wci liczc si z moliwoci poraki.
Czuwaj, Zbyszku, z Odlegych Stron nad dziaaniami tych, ktrych Twj pisarski
talent pomg walczy po stronie Dobra. Niech wytrwaj i zwyciaj!
Na ze i dobre i Ty bd z nimi!
Jerzy Szumski
Olsztyn, 2 listopada 1999 roku
ROZDZIA PIERWSZY

FLOREN I KUSA MARYNARECZKA UCIECZKA KLIENTA O
RODZAJACH FLORENW AUTOSTOPOWICZ LEDZ BIAEGO
MERCEDESA RAPORTWKA NA SZOSIE DNI TARGOWE W
ZALEWIE HOTEL ANDERS W STARYCH JABONKACH

- Ile to jest warte?
W gosie chepliwo gina pod niepewnoci i lekiem. Zota moneta zatoczya po
szkle krzywe koo i znieruchomiaa przykryta spocon doni.
W odpowiedzi antykwariusz lekko wzruszy ramionami.
- Musiabym obejrze monet...
- Ale prosz, prosz!
Chudy mczyzna o ptasich rysach twarzy, ubrany w kus marynareczk,
podkoszulek, sprane dinsy i teniswki, nerwowo popchn monet, a gdy ju prawie spadaa
z lady, skoczy za ni.
- Przepraszam pana!
- Nie szkodzi.
Waciciel sklepu sign po lup i oglda monet przez dusz chwil.
- Musiabym si jeszcze jej przyjrze dokadnie, ale sdz, e ten floren wart jest
okoo tysica zotych.
- Floren?!
Z wikszym zaciekawieniem spojrzaem przez szczelin w kotarze.
Drobny klient potar nerwowo brod.
- A czy... Czy gdzie indziej dostabym?...
Antykwariusz ponownie wzruszy ramionami.
- To niech pan idzie gdzie indziej. Cho wtpi, czy uda si panu dosta lepsz cen.
- Ale nie! - mczyzna w marynareczce zamacha rkoma. - Ja tylko... Chciaem...
Ufam panu. I mam tu jeszcze wicej florenw!
- Ma pan wicej florenw? - antykwariusz oywi si. - Prosz, niech pan pokae...
Przybysz ju siga po raportwk.
- Przepraszam, czy pan jest moe z Zalewa? - spyta od niechcenia waciciel sklepu.
Reakcja przybyego bya na tyle gwatowna, co dziwna: chwyci raportwk i skoczy
do drzwi.
- Ale co pan?! - zawoa zaskoczony antykwariusz. - Niech pan zaczeka! Nie ma
powodu... Paski floren!
W odpowiedzi tylko drzwi trzasny, a zadygotay szyby. Przez wystawowe okno
wida byo waciciela florenw, jak biegnie, rozpychajc si chudymi ramionami, przez tum
na Dugim Targu.
Numizmatyk pokrci gow i podrzucajc floren w rku wszed na zaplecze, gdzie
oczekiwaem na niego.
- I co o tym sdzisz, Pawle? - spyta siadajc w fotelu i sigajc do lodwki po
dzbanek z mroon herbat. Upa tego lipcowego dnia dawa si we znaki nawet we wntrzu
gdaskiej kamieniczki. Byem w gocinie u Andrzeja Modzierza, mego przyjaciela i znanego
Numizmatyka, waciciela sklepu numizmatycznego Dukat.
Pocignem dugi orzewiajcy yk.
- Widzisz, Andrzeju, znana mi jest, cho przyznam, e powierzchownie, historia
florenw z Zalewa, ale sdziem, e ta sprawa naley ju do numizmatycznej przeszoci.
Tymczasem okazuje si, e nadal kto wykopuje w Zalewie floreny! Szkoda tylko, e ten
go okaza si taki nerwowy, chocia wtpi, eby naprawd zechcia nas poinformowa,
gdzie znalaz swoje skarby...
Andrzej skin potakujco gow.
- Historia zalewskiego skarbu nie jest jeszcze zakoczona. Pamitam, jak do
rodowiska numizmatycznego zaczy napywa pierwsze wiadomoci o odkryciu. By to
bodaj rok 1991. Na monety natrafiono podczas stawiania garay w Zalewie (wczesne
wojewdztwo olsztyskie) przy ulicy eromskiego, na agodnym stoku powstaym po
zsypaniu gruzw z wyej pooonego terenu przeznaczonego pod budow blokw. Teren ten
znajdowa si od pocztku w obrbie starego miasta i by stale zabudowywany. Zapewne do
wyjtkw w jego historii naley okres po drugiej wojnie wiatowej, kiedy to ruiny przez
wierwiecze czekay na uprztnicie. To wraz z ich gruzami skarb najprawdopodobniej
zosta przeniesiony na wysypisko i rozsypmy na dugoci 300 metrw. Tu take amatorzy,
poszukiwacze skarbw znaleli okoo stu monet, ale skarb z pewnoci zawiera ich o wiele
wicej. Profesjonalne badania archeologiczne prowadzone w tym miejscu nie day rezultatw.
- Cay skarb zalewski to floreny?
- Innych monet nie zgoszono. Na przykad w posiadaniu Muzeum Warmii i Mazur w
Olsztynie znajduje si 39 florenw. Wikszo zostaa wybita w mennicy florenckiej. Kilka
naladuje t mennic, a trzy nale do emisji z poudnia Francji, z Delfinatu Viennois.
- Wszystko to monety czternastowieczne?
- Tak. Z pierwszej poowy tego wieku. Najmodsze datowane floreny pochodz z lat
1332 i 1333.
Przyjrza si przyniesionemu przez mczyzn florenowi.
- Ten jest nieco wczeniejszy. Datowabym go na koniec XIII wieku.
Schyliem gow, uznajc kompetencje gospodarza, i signem po monet. Miaa
rednic okoo 20 milimetrw. Na awersie widnia stylizowany kwiat lilii, w otoku napis: +
FLOR - ENTIA. Rewers zdobia posta patrona miasta Florencji, witego Jana Chrzciciela,
otoczona napisem: + IOHA - NNES, oraz znak mennicy listek koniczyny.
- Pikny skarb. Ciekawe, skd si znalaz w takiej miecinie jak Zalewo? Cae to
miasto mona byo za niego wykupi. Porzdna kamienica kosztowaa wwczas 4,5 florena!
Andrzej zamia si:
- Nie byo Zalewo wtedy tak miecin jak teraz! Od 1305 roku posiadao ju prawa
miejskie.
- Tak, wiem. W 1334 roku Zalewo uzyskao pene przywileje miejskie na prawie
chemiskim. Jednak ponad 100 florenw to znaczna suma, eby nie powiedzie ogromna, w
skali takiego miasta.
- Prawdopodobne jest, e stanowia cz, o ile nic cao, kolejnego witopietrza,
czyli daniny kocielnej przeznaczonej na utrzymanie Watykanu. Ten grosz witego Piotra
mgby pochodzi z wzniesionego w Zalewie w 1480 roku klasztoru franciszkanw.
Pokrciem przeczco gow.
- Nie bardzo mi to pasuje. Nie ma w skarbie monety starszej ni z roku 1332, a
klasztor wzniesiono, jak sam powiadasz, ptora wieku pniej!
Andrzej rozoy rce.
- Moe to przypadek, e wrd monet, ktre trafiy do Muzeum Warmii i Mazur nie
ma nowszej?
Pstryknem we floren.
- Nie wierz w takie przypadki. Szkoda tylko, e nigdy nie dojdziemy, kto by
wacicielem zalewskiego skarbu, dlaczego go ukry, a take dlaczego do niego ju nie
wrci.
Gospodarz popatrzy na mnie spod oka.
- Tak wic nie zajmiesz si florenami? auj. Mylaem, e z otwarciem przez
jegomocia w kusej marynareczce nowego rozdziau w dziejach zalewskiego skarbu
znajdziesz w nich co ciekawego i dla siebie... ale c!
Parsknem miechem.
Wygrae! Sprbuj znale co ciekawego w nowej historii florenw, jak to szumnie
okrelie. Na razie postaram si odszuka gocia w kusym przyodziewku.
- Pojedziesz do Zalewa?
- Nie tak od razu. Nie chciabym tam dotrze przed naszym klientem. Za jakie trzy
godziny sprbuj rozejrze si za nim na szosie warszawskiej. Moe bd mia szczcie i
natkn si na niego, kiedy bdzie szuka okazji powrotu do domu stopem?
- A skd te trzy godziny?
- Tyle czasu wyznaczam gociowi na ochonicie ze zdenerwowania wywoanego
twym pytaniem, no i na rozejrzenie si po innych antykwariatach i sklepach
numizmatycznych, bo sdz, e skoro ju przyjecha do Gdaska ze swym skarbem, to chyba
tylko po to, eby jak najszybciej wymieni go na szeleszczce papierki...
- I na alkohol - wtrci gospodarz. - Bo do niego, sdzc po dreniu rk i zabarwieniu
nosa, ma najwiksze zamiowanie!
Zmartwiem si.
- To byoby najgorsze zakoczenie tej sprawy. Facet moe pj i tango ju tutaj... Ale
jest nadzieja, e swj wyjazd potraktowa powanie.
- A co ma mu przeszkodzi w powanym upiciu si?
- Widziae, jak przytula raportwk? Sdz, e ma w torbie jeszcze sporo florenw.
Po co by j taska ze sob?
- Moe z przyzwyczajenia?
Zamiaem si z artu Andrzeja, ale planw swoich nie zmieniem. Tamtego dnia i tak
miaem wyjecha z Gdaska. Wanie szos warszawsk, tyle e nie do stolicy, a do
miejscowoci wypoczynkowej Stare Jabonki pooonej malowniczo nad jeziorem Szelg
May opodal Ostrdy, gdzie czeka na mnie zarezerwowany pokj w gocinnym hotelu
Anders Wandy i Andrzeja Dowgiao. W baganiku wiozem pisma opata Bohdana ze
Szczepkowa, chluby polskiego Odrodzenia, nad ktrymi chciaem popracowa tropic skarb z
Winicza. Miaem wiec spdzi w Starych Jabonkach kilka dni nieco pracujc, ale wicej
leniuchujc. Jeli w parad moim szczytnym zamierzeniom wchodzi skarb z Zalewa, nie
miaem nic przeciwko temu, aby powici mu dzie czy dwa tym bardziej, e skarb z
Winicza kry si za mgiek niewiadomego, a floren z Zalewa lea przede mn!
Jak postanowiem, tak zrobiem. Okoo p do trzeciej po poudniu wyjedaem z
Gdaska szos warszawsk. Przyznam, e po przejechaniu niewielkiego odcinka zwtpiem w
powodzenie mej misji tropicielskiej. Na szosie ruch panowa ogromny. Cho jechaem
najwolniej, czyli czterdziestk, nie miaem moliwoci skupienia si na stojcych na poboczu
autostopowiczach i dojrzenia pord nich interesujcego mnie mczyzny z Zalewa.
Jednak cierpliwi bd wynagrodzeni! Zobaczyem wreszcie na poboczu czowieka w
szarej kusej marynarce, z przewieszon przez rami raportwk! Zwolniem jeszcze bardziej i
zachcajco zjechaem do krawnika, ale Rosynant nie wiedzie dlaczego nie spodoba si
mczynie, nie wywoujc u niego tak oczekiwanej przeze mnie reakcji, czyli machania
rk. Przejechaem obok stojcego obojtnie i wanie zastanawiaem si rozpaczliwie co
robi, gdy w lusterku wstecznym dostrzegem, e mj klient oywia si i podnosi rk. Na ten
znak z szeregu przejedajcych aut wysun si biay mercedes najnowszego modelu i
uprzejmie zwolni, zatrzymujc si przed machajcym doni. Otworzyy si tylne drzwiczki i
Kusa Marynareczka znik w tajemniczym wntrzu za przyciemnionymi szybami auta.
Samochd ruszy od razu ostro przypieszajc. Ju mnie wyprzeda. Dodaem gazu, aby go
nie zgubi, zafrapowany tym co widziaem. Eleganckie limuzyny nie maj raczej w zwyczaju
zatrzymywania si na yczenie byle autostopowicza, jakim by Kusa Marynareczka. Nie byo
te zwyczajowego w takich wypadkach pytania o cel podry. Zupenie jakby mercedes by
umwiony z Kusym Moe naprawd jecha nim jaki znajomy mego bohatera? Moe. Ale
waciciel florenw naprawd nie wyglda na posiadajcego szerokie znajomoci w wiecie
drogich samochodw!
No, ale nic! Zastanawia si nad tym rzadkim w dziejach autostopu wydarzeniem
bdziemy potem! Trzeba jecha. I to jecha szybko, o ile nie chce si zgubi merca. Ten
bowiem pru rwno dwiecie. Tak wic i ja musiaem jecha tyle samo. Co najwiksz
przyjemno sprawiao Rosynantowi, o czym dawa zna cichutkim mruczeniem silnika.
- Jak si nie wpakujemy w jak kraks, to skoczymy przynajmniej mandatem! -
odmruknem w odpowiedzi na rado wiernego wozu.
Zblialimy si do obwodnicy nowodworskiej, gdy jadc po uku zobaczyem, e
jedno z okienek bocznych biaego mercedesa otworzyo si i wypad przez nie jaki
przedmiot. Wirujc w prdzie powietrza wzlecia w gr i spad na szos, wprost pod koa
Rosynanta. Spodziewajc si nie wiedzie czemu zamachu na moj skromn osob, mocniej
uchwyciem kierownic i w teje chwili zwolniem uchwyt, rozpoznajc w wyrzuconym z
mercedesa przedmiocie raportwk Kusej Marynareczki...
Rzut oka na ledzone auto...
Szyba ju podniosa si i merc spokojnie jecha dalej. Tak wic wyrzucenie
raportwki dokonao si za zgod prowadzcego wz i zapewne jego kumpli, ktrzy siedzieli
w rodku. Moliwo, by raportwk wyrzuci sam Kusy z nadmiaru radoci po dokonanych
transakcjach numizmatycznych, odrzuciem po krtkim wahaniu jako nieprawdopodobn.
Nasuwao to niemie przypuszczenie, czy aby waciciele mercedesa nie zechc w ten
sam sposb potraktowa autostopowicza, jak postpili z jego bagaem!
Odruchowo, jakbym w ten sposb mg pomc Kusemu, przyspieszyem zbliajc si
do mercedesa. Do kogo mg nalee ledzony samochd i dlaczego tak potraktowano w nim
Marynareczk? Jeszcze raz spojrzaem na numer rejestracyjny mercedesa. Tyle mi ta
obserwacja daa, e utwierdziem si w przekonaniu, i samochd zarejestrowano w
wojewdztwie olsztyskim (obecnie warmisko-mazurskim). Mg jecha do Zalewa. Tak
czy inaczej postanowiem jecha za nim do momentu, gdy zobacz wysiadajcego z niego o
wasnych siach Kusego.
Pawe - pomylaem - a co zrobisz, gdy pord wysiadajcych z merca nie bdzie
Kusej Marynareczki? Co wymylisz, gdy merc skrci w jak poln czy len drog? Lepiej
zosta troch z tyu, bo prowadzcy mercedesa zainteresuje si wreszcie, co to za jeep siedzi
mu uparcie na ogonie!
Ale zostajc z tyu mgbym przegapi moment, w ktrym tamci bd zjeda z
szosy.
Zamiaem si do swego odbicia w lusterku wstecznym.
Najwyej si okae, e Marynareczka spotka znajomkw z Zalewa. A raportwka
wyldowaa na szosie dla gupiego artu...
Co grozio Kusemu, a ja nie wiedziaam, co ani jak temu zapobiec.
Na razie mercedes jecha nie budzc nowy podejrze. Spokojnie, cho szybko. A ja
ju zdyem sam siebie przekona do tego, eby, jak tylko merc zwolni, wyprzedzi go,
zajecha mu drog i zmusi do zatrzymania. Dalej miaem symulowa awari Rosynanta i
prosi zatrzymanych o pomoc, a przy okazji zajrze do merca i przekona si, co z
Marynareczk.
Pikne to byy plany, cho przyznam, e nieco fantazyjne. Ale na ich snuciu czas mija
szybko. Przemknlimy obok Elblga, zostawilimy za sob Pask. Jadcych tak szybko jak
my samochodw byo na szosie sporo, a ani jednej radarowej kontroli prdkoci.
Zblialimy si do Madyt, gdzie krzyuje si z szos warszawsko-gdask szosa
prowadzca z Olsztyna do Zalewa i dalej.
Teraz zwolnij, Paweku - nakazaem sobie w mylach. - Zamy, e Kusego tylko
podwo. Tu wysidzie, aby szuka nowej okazji do Zalewa...
A jeli mercedes skrci do Zalewa, to mogem dogoni go szybko na bocznej szosie.
Do Zalewa...
Rzeczywicie przed skrzyowaniem mercedes zwolni i da znak kierunkowskazem,
e skrca w prawo.
Odetchnem z ulg. Dobrze! Grunt, e nie powieli Marynareczki dalej na Warszaw
czy nie skrcili z nim na Olsztyn. Nie wiem dlaczego, ale moliwo wyrzdzenia
powaniejszej krzywdy Kusemu przez wspmieszkacw Zalewa wydaa mi si mao
prawdopodobna. Czy nie myliem si, miaem si przekona niebawem. Do Zalewa zostao 11
kilometrw...
Pozwoliem, aby mercedes odjecha dalej do przodu. Tak, by majaczy tylko przede
mn jako biaa plamka w przewitach midzy przydronymi drzewami. Zobaczymy, czy
ciekaw okae si w dalszym przebiegu sprawa florenw. Jak dotychczas, pocztek
zapowiada j obiecujco!
Do Zalewa byo ju blisko. Biay mercedes jecha tu wolniej. Duo wolniej ni na
szosie warszawskiej, okoo stu czterdziestu, stu szedziesiciu. Wystarczajco jednak szybko
na t wsk, krt szos, bym musia skupi si na prowadzeniu Rosynanta, odkadajc trosk
o Kusego na pniej. Zy los zdawa si zapomnie zreszt o mym podopiecznym. Biay merc
nie zwalnia, aby wyrzuci ze swego wntrza zwoki czy tylko nieprzytomnego...
I tak to trwao, a zamajaczyy przed nami pierwsze domy Zalewa. I tu stanem przed
wyborem, skoro los pozwoli mi doprowadzi Kus Marynareczk bezpiecznie z Gdaska do
Zalewa. Czy miaem, naraajc si na zbytnie zainteresowanie zaogi wiozcego go
mercedesa, jecha dalej za biaym wozem? Czy te powinienem na razie zrezygnowa, ufajc,
e szczliwy traf pozwoli mi zetkn si z Kus Marynareczk jeli nie dzi, to jutro. Wicej
czasu nie miaem zamiaru powica florenom. Oczywicie byo to tylko ograniczenie na
dzisiaj. Na to, co o nowym etapie w odkryciu skarbu zalewskiego wiedziaem teraz, a nie
wiedziaem specjalnie wiele.
Najprawdopodobniej, gdyby nie dziwne zachowanie jadcych mercedesem - nader
uprzejme zabranie autostopowicza (po to tylko, eby prawie zaraz po tym wyrzuci jego
raportwk na szos) - ju dawno bybym w okolicy Ostrdy, moe ju zjedabym na
olsztysk szos prowadzc do Starych Jabonek!
No, ale skoro ju jestemy w Zalewie, to naleaoby rozejrze si nieco po tej
szacownej miejscowoci, ponad miar obdarzonej podczas wakacji turystami.
Biay mercedes ju dawno znikn mi sprzed oczu, gdy zajedaem przed kawiarni i
restauracj Ewingi umieszczon przez planist i architekta w pitrowym budynku w
centrum Zalewa, w szacownym towarzystwie PKS-u, naprzeciwko piekarni i cukierni.
Poczuwszy przypyw godu, ktry przypomnia mi, e tego dnia nie miaem jeszcze
nic w ustach oprcz mroonej herbaty w sklepie Dukat Andrzeja Modzierza, skierowaem
swe kroki do restauracji.
Pomimo obiadowej jeszcze pory bez wikszych kopotw udao mi si znale wolny
stolik pomidzy dojadajc deser rodzin, bodaje z Niemiec, a oczekujcymi na realizacje
zamwienia czterema w rednim wieku mieszkacami Zalewa.
Zamwiem TZT, a wic Typowy Zestaw Turystyczny, czyli smaon wtrbk z
ziemniakami oraz surwk i kefir. Zastanawiaem si gboko nad sytuacj, w jakiej si
znalazem, a raczej w jakiej znalaz si Kusa Marynareczka.
Dogrzeba si do kolejnej porcji zota z zalewskiego skarbu. Do zotych florenw!...
Aby sprzeda je najkorzystniej wybra si do Gdaska. Nigdy jeszcze nie by w Dukacie,
Andrzej by go pamita. Kto musia nada Marynareczce adres, e tam go nie oszukaj... Ale
Kusy nie wytrzyma napicia, wystarczyo, e Modzierz zapyta, czy jest moe z Zalewa, a
ju umkn! Czy jeszcze tego dnia prbowa transakcji w innych sklepach numizmatycznych?
Chyba tak. Andrzej swym pytaniem nie przestraszy go a tak bardzo, by si wycofa z
podjtej wyprawy na Wybrzee. Tak wic zamy, e Marynareczka sprzeda floreny z
godziwym zyskiem. Co dalej? Idzie na autostoop. Przypadkiem lub nie zatrzymuje si
mercedes z Zalewa. Prowadzi go lub jedzie w nim kto, kto zna Kusego, inaczej nie
zatrzymaby si tak atwo. Marynareczka jest ju zapakowany do wozu... Co dalej?
Wygada si albo przyzna, po co by w Gdasku. W raportwce mg wie pienidze
uzyskane za sprzedane floreny. To dlatego, pusta ju, wyfruna przez okno. Pokonawszy ju
opornego mam nadziej, Marynareczk i zabrawszy mu pienidze, przywieziono go w
pozornej zgodzie do Zalewa...
Moe floreny sprzedane ju przez Kusego to tylko cz i to drobna tych, ktre
czekaj na szczliwych znalazcw w Zalewie. Kusy zna miejsce, gdzie ich szuka, tylko z
jakich powodw nie mg do niego dotrze. O plan miejsca ukrycia wszystkich florenw
chodzi wacicielowi mercedesa. Moe te Marynareczka wie za duo, naleao go wic
nastraszy, eby milcza...
W zamyleniu uem ks ykowatej wtrbki
Gdybym tylko mg porozmawia z Marynareczk! Ale... eby porozmawia z nim,
trzeba si z nim zobaczy. A eby si z nim zobaczy, trzeba...
Odwrciem si do przynoszcej rachunki kelnerki.
- Prosz pani, kiedy jest w Zalewie rynek?
- Sucham?
- Kiedy jest tutaj targ?
- A choby jutro, w czwartek.
- Dzikuj pani.
Pocztkowy plan dziaania miaem uoony... Ale najpierw do Starych Jabonek,
odpocz pod gocinnym dachem Andersa i przemyle sobie wszystko raz jeszcze.
Jadc w stron Starych Jabonek rozmylaem, ile to pracy i wysiku musieli woy
Dowgiaowie, aby z podrzdnego orodka PTTK stworzy trzygwiazdkowy hotel Anders
oraz osad warmisk Anders w Guzowym Piecu.
Obecnie zesp hotelu, usytuowany nad brzegiem jeziora Szelg May, skada si z
dwch budynkw: zabytkowego paacu (19 pokoi, restauracja i bar), nowego hotelu z 60
pokojami i Fitness Centrum (kryty basen, siownia, sauna, solarium, gabinet masau) oraz
kompleksu domkw turystycznych o wysokim standardzie.
Bardzo mi si podobao, e hotel oprcz normalnych pokoi, w ktrych mogo
nocowa 16 goci, posiada cztery pokoje przystosowane dla osb niepenosprawnych. Dla
bogatszych Anders ma dwa apartamenty, a dla spragnionych odosobnienia 20 miejsc w
caorocznych bungalowach i 100 miejsc w domkach turystycznych.
A kuchnia Andersa? - westchnem i odruchowo oblizaem si. - Kierowana przez
Dariusza Struciskiego (o ktrym jeszcze bdzie potem) przyprawiaa o rozkosze
najwybredniejsze podniebienia!
Kompleks hotelowy oferuje gociom kort do tenisa ziemnego i boisko do siatkwki
plaowej, bilard, wypoyczalni rowerw grskich oraz sprztu pywajcego, a take
przejadki konno w siodle i bryczkami. Cao terenu hotelu jest chroniona przez
profesjonaln firm.
W miejscowoci Guzowy Piec, dawnej osadzie warmiskiej, w przebudowanej byej
szkole mieci si pensjonat otoczony przez luksusowo wyposaone bungalowy, zwane tu
chatami. Idealne miejsce dla kogo, kto chce popracowa w ciszy i skupieniu.
A aowaem, e gocinni gospodarze Andersa zaprosili mnie do Starych Jabonek,
a nie do Guzowego Pieca!
Tymczasem podjedaem ju do wjazdu na hotelowy parking i znajomy parkingowy
grzecznie uchyliwszy czapki podnosi szlaban.
Odetchnem gboko powietrzem, w ktrym wo sosen mieszaa si niepostrzeenie
z zapachem jeziora. Byem wic w starych Jabonkach, gdzie obiecywaem sobie odwali
solidny kawa mej historycznej pracy... Ale na razie cyt! Praca rozpocznie si dopiero jutro.
Dzi jeszcze sodkie lenistwo i nic wicej. Nawet o florenach pomylaem z pewn niechci.
Zaszedem do biura hotelu, ktre miecio si o dziwo w budyneczku nocnego klubu.
Andrzej Dowgiao by akurat w Olsztynie. Jego ona Wanda powitaa mnie nader
uprzejmie obiecujc lada chwila powrt ma.
- Co jak co, ale pieczony dzik ci, Pawle, dzi nie minie - zamiaa si Wanda.
Musiaem widocznie drugi raz tego dnia obliza si ukradkiem, bo zawoaa:
- Ech ty, asuchu, asuchu! Kawakiem pieczeni do pieka by ci przywiedli!
Wstaem i ukoniem si.
- Wypraszam sobie podobne insynuacje! Nie za kawaek pieczeni, ale za dzika i to
pieczonego na wolnym ogniu w hotelu Anders.
Zamialimy si z mego moe nienajzrczniejszego komplementu, ale szczerego
komplementu.
Tymczasem nie tylko ja byem tak wysokiego mniemania o kuchni i w ogle usugach
Andersa. Na jednym z wielu wiszcych na cianie dyplomw przeczytaem:
- Prezes Urzdu Kultury Fizycznej i Turystyki przyznaje pani Wandzie Dowgiao
dyplom za wybitne osignicia w dziedzinie rozwoju turystyki. Jacek Dbski. Warszawa, 27
wrzenia 1998 roku.
Pogawdzilimy jeszcze chwil, ja zwierzyem si z tajemnicy florenw, w ktr
zreszt Wanda nie bardzo wierzya i, poniewa Andrzej nie nadjeda, poszedem do
przeznaczonego dla mnie pokoju obmy si z trudw przebytej drogi i przebra do kolacji, po
ktrej wiele sobie obiecywaem.

Rka mistrza wzniosa si, bysno w promieniach zachodzcego soca ostrze noa,
ktry pewnym ciosem wbi si w dymice misiwo. Trysn wonny sok i zaskwiercza na
arze.
Pewny siebie, cho skromny gos owiadczy licznie zebranym, e dzik ju doszed.
Odpowiedzia mu peen radoci wielojzyczny chr i szczk sztucw.
Nadesza chwila chway pieczonego dzika, na ktr czeka on tydzie kruszejc w
marynacie. Bya to te chwila chway kuchmistrza Dariusza Struciskiego, ktrego wielki
talent kulinarny, cho jeszcze nie znany Europie i wiatu (a by na najlepszej drodze, aby da
pozna si wiatowym smakoszom) odkrya marynarka wojenna, w ktrej pan Dariusz
penic funkcj kucharza odsugiwa obowizkowe trzy lata woja. Im duej suy, tym
bardziej przygotowanie efektownych i smakowitych da i posikw dla coraz wyszych
stopniami szar mu powierzano. A wreszcie nadszed dzie, kiedy to wysoki rang dowdca
powiedzia Struciskiemu:
- Suchajcie no, jak ten bankiet wypali, to pjdziecie wczeniej do cywila.
Wiele pracy i stara powici nasz bohater, aby dogodzi admiralskim
podniebieniom. A gdy bankiet zachwyci je wszystkie... Nie, sprawiedliwoci na tym wiecie
nie ma!
- Zostaniecie do koca suby, Struciski - usysza twrca bankietu wrd wielu
pochwa. - Zbyt wielk strat poniosaby polska marynarka wojenna, gdybycie teraz odeszli.
Wyszkolicie przynajmniej nastpcw!
Ja tu rozpisuj si o perypetiach kuchmistrza Struciskiego, a Czytelnik zapewne
link yka: Jakesz to ten dzik smakowa?
I tu przyznam si do literackiej poraki. Nie opisz. C, nie kady jest
Mickiewiczem, ktry potrafi zwykego bigosu odda wo cudn. A gdzie potrawie z
pospolitej kapusty do zapachu i smaku dzika pieczonego na ywym ogniu, skruszaego przez
czas odpowiedni w marynacie?
Tak wic pozostaje Ci, drogi Czytelniku, tylko przy najbliszej okazji wybra si do
hotelu Anders w Starych Jabonkach i tam zapachem i smakiem sprawdzi, czy moje
zachwyty nie byy przesadzone.
Tymczasem my z pastwem Dowgiao zasiedlimy nad solennymi porcjami
dziczyzny i zacn butelk wgierskiego czerwonego wina wytrawnego Egri Bikaver. Po
pierwszych rozkoszach podniebienia pozwoliem sobie wznie toast za wszystkich
poszukiwaczy skarbw.
Toast zosta speniony w naleytym skupieniu.
- Ty naprawd wierzysz w te floreny? - umiechna si Wanda.
- Jakie floreny? - zaciekawi si Andrzej. - Nic o nich nie wiem. Opowiadaj, Pawle.
Odpowiedziaem wiec o perypetiach Kusej Marynareczki i o mych nadziejach z nimi
zwizanych.
- Powodzenia! - wznis toast Andrzej.
Wychyliem kieliszek w milczeniu.
- Nie dzikuje, bo to pono przynosi pecha. Ale zaraz... taka ze mnie gapa, to
wszystko przez uroki pieczonego dzika! Przecie mam taki floren tu ze sob, mog go wam
pokaza.
- Chce ci si fatygowa do pokoju? - zdziwia si Wanda.
- Ale nie musz fatygowa si do pokoju odpowiedziaem. - Mam go tu ze sob, w
kieszonce kurtki. O, zobaczcie...
I zota moneta potoczya si po stole. Tak jak rankiem tego dnia po ladzie sklepu
numizmatycznego Dukat na Dugim Targu w Gdasku.
Patrzyem na ni jak urzeczony. Dokd potoczy si zloty krek. Czy zabierze mnie
ze sob?
ROZDZIA DRUGI

POZNAJ UKASZA OBOCKIEGO TARG W ZALEWIE
UCIECZKA JANA KOWALIKA SZAJKA JZEFA BAZIAKA NAD
GROBEM ZBIGNIEWA NIENACKIEGO DBY PISARZA I ICH
TAJEMNICA


Wyruszyem ze Starych Jabonek po sutym niadaniu przy stole szwedzkim nie za
wczenie, tak, eby na targu w Zalewie zjawi si, e tak powiem, w penym jego rozkwicie,
czyli okoo jedenastej.
Niestety tu przed celem mej wyprawy, czyli Zalewem, tam gdzie przy boisku
pikarskim zbiegaj si szosy z Ostrdy i Susza Rosynant zaturkota i cign w prawo.
Zaklem z cicha pod nosem, jak to zwykli czyni samochodziarze w takich sytuacjach:
zapaem gum! Miaem nad innymi kierowcami t przewag, e mogem posuy si
urzdzeniem do staego uzupeniania powietrza w przebitej dtce, w jakie wyposaony by
Rosynant. Ale wolaem, skoro nie byo ku temu potrzeby, by wszystko zostao zrobione po
staremu. To znaczy wymiana dziurawego koa na zapasowe, znalezienie warsztatu
wulkanizacyjnego i oddanie dtki do zaatania. Dzie targowy oywi moj nadziej, e
znajd w Zalewie przynajmniej jeden czynny warsztat. Ha, spodziewaem si sporej kolejki i
dugiego czekania na napraw koa. Ale nie przejmowaem si tym zbytnio. Ostatecznie
niewane, gdzie Rosynant mia czeka na mnie, podczas gdy bd szuka Kusej
Marynareczki!
Zjechaem na pobocze, zacignem hamulec rczny i wyskoczyem z Rosynanta. Z
baganika wycignem klucz do odkrcania rub koa i podnonik...
- Co, kicha posza? - usyszaem wypowiedziane yczliwym, penym troski gosem.
Obejrzaem si przez rami.
Obok Rosynanta sta wsparty o grski rower nastolatek w penym kolarskim
rynsztunku, na ktry oprcz kasku, kostiumu, ochraniaczy i rkawiczek skadaa si ogromna
ilo reklamowych naklejek i naszywek, ktre przyozdabiay rower oraz barwny ju i tak strj
modego cyklisty.
- Widzisz chyba! - odpowiedziaem opryskliwie. Ale ktrego to kierowc sta na
uprzejmo, podczas gdy czeka go rozprawienie si z brudnym koem, a przypadkowy,
zadowolony z siebie kibic zadaje mu gupie pytania.
- Moe pomc? - nie zrazi si chopak i ju ukada w rowie swego stalowego
rumaka.
- Obejdzie si - odburknem, w gruncie rzeczy zadowolony z tej oferty.
- To i tak pomog - umiechn si chopak.
Ju bez komentarza zajem si podnonikiem.
Mj nieoczekiwany pomocnik chwyci za klucz, zaoy go na pierwsz ze rub
mocujcych koo i stan na nim. ruba pucia. Ten sam manewr powtrzy jeszcze tylko
trzy razy. Teraz, ruby odkrcay si ju lekko.
Uniosem, podnonikiem bok Rosynanta w gr.
- Nazywam si ukasz obocki - przedstawi mi si chopak nie przestajc odkrcania
rub.
- Mio mi. Pawe Daniec - sapnem wytaczajc z baganika zapasowe koo.
Pomogem ukaszowi zaoy je na miejsce przedziurawionego. Dokrcilimy ruby i
ju Rosynant stan na czterech koach, a ja mogem umy rce w wodzie z karnisterka, ktry
zawsze wo ze sob. Znalaza si te w zbiorniczku benzyna, aby mj pomocnik mg
przemy swe rkawiczki.
- Pikny grski rower - obejrzaem pojazd ukasza - tymczasem gr jako tu nie
widz.
Chopak achn si.
- Strome pagrki si znajd, jak w sam raz na trudn jazd. No i sama jazda po terenie
nie jest atwa.
- Po terenie? - udaem zdziwienie. - To tu szosa gadka jak st!
ukasz umiechn si.
- wiczyem na niej szybkociwk. Ale reszta treningu to polne drogi i lene cieki.
Zapytaem go, cho odpowied moga by tylko jedna:
- Jeste z Zalewa?
- Tak.
- Uczysz si tutaj?
- Wanie skoczyem drug klas gimnazjaln w Morgu. A pan to pewnie turysta, do
Zalewa na targ po jakie ciekawostki?
- To taki synny targ, e zjedaj si na niego turyci?
ukasz zdmuchn jaki pyek z ramy swego roweru.
- Synny nie synny, ale ciekawe rzeczy si na nim trafiaj. Popatrzyem na niego spod
oka.
- Na przykad floreny?
Machn obojtnie rk.
- Floreny i cay cyrk z nimi zwizany to ju przeszo. Tylko symbol. Ja sam trenuj
do wycigu O Zoty Floren i mam nadziej wybra go w kategorii juniorw modszych.
Zamiaem si.
- To tylu kolarzy jest w Zalewie, e a opaca si urzdza dla nich wycigi?
Szarpn kierownic swego roweru.
- O, zjedzie si tu nas caa kupa, docz wczasowicze. Bdzie wycig jak ta lala!
Nie mogem oprze si drobnej zoliwoci:
- Dla grskich kolarzy wycig bez gr?
ukasz obruszy si.
- I u nas da si wytyczy trasy, na ktrych niejeden zaryje nosem W ziemi! A O
Zoty Floren zawsze warto powalczy!
Udaem zakopotanego:
- A na targu nie mona go kupi?
Mj rozmwca rozemia si:
- Jeszcze par lat temu byo to atwe. Teraz to i ludzie ostroniejsi, bo dobrze wiedz,
e taki handel florenami jest zabroniony. I co kto mia z florenw, to je po cichutku
wyprzeda. Ale jeli ma pan szczcie i sporo gotwki, to kto wie...
Westchnem.
- Szczcie to moe i mam. Ale z fors raczej u mnie krucho.
ukasz popatrzy na Rosynanta podejrzliwie.
- Biedni nie jed takimi wozami. Pokrciem gow.
- Bywa, e jed. To mj wierny Rosynant.
Co kusio mnie, aby zapyta chopca o Kus Marynareczk, ale powstrzymaem si.
Wida te byo, e ukasz powstrzymuje si od zadania mi jakiego, zapewne wanego dla
niego, pytania.
- To do zobaczenia w Zalewie - sign po rower - a gdyby zechcia pan zaata dtk,
to najlepszy jest warsztat Sikorskiego na kowej. Kady w Zalewie pokae, jak trafi.
Wsiad na rower i skrci na ciek wrd zaroli.
Dopiero teraz uwiadomiem sobie, e nie podzikowaem ukaszowi obockiemu z
Zalewa za tak nieoczekiwane wyrczenie mnie w niemiej robocie.
Wgramoliem si do Rosynanta i ruszyem w strony miasteczka.

Targ w Zalewie nie rni si niczym od podobnych w innych miasteczkach. Tam
pokwikiwao prosi, wdzie gdakaa przeraona kura. Producenci odziey, wielce kolorowej
oczywicie, i obuwia, porozkadali swe skarby i porozwieszali je na zmylnie
skonstruowanych wieszakach. Wielu mieszkacw Zalewa, a i zapewne turystw, toczyo si
przed straganami. Wrd sprzedajcych nic zabrako te goci zza wschodniej granicy. Co raz
syszao si: Cigarety! albo Wodku choczesz?
Skierowaem si w ten rejon targowiska, gdzie bytuj jego najbardziej tajemniczy
sprzedawcy. Mona tu kupi klucz nie pasujcy do adnego zamka, pknit fajk, star
maszynk do misa i zardzewiae oysko oraz wiele przedmiotw nie wiedzie do czego
sucych. Czekaj w ciszy a nadejdzie ich dzie. I pewne jest, e taki dzie nadejdzie dla
niewymiarowej uszczelki czy przekrconego kranu.
Nie musiaem dugo szuka. Nad stert rupieci, na ktrej krlowa zegar o pknitym
cyferblacie i pozbawiony wskazwek, ujrzaem Kus Marynareczk.
Od niechcenia pogrzebaem w jego skarbach.
- Pan uwaa? - oywi si od razu.
- Szukam florenw. Najlepiej w dobrym stanie - popatrzyem srogo na niego.
Cofn si i nerwowo potar przeguby wystajce z przykrtkich rkaww.
- Te mi arty! Skd floreny?! Jeszcze par lat temu moe bym dla pana co znalaz,
ale dzisiaj?
Wycignem z kieszeni wiatrwki notes i dugopis.
- Imi i nazwisko!
- Ale...
- Odpowiadajcie, pki grzecznie pytam.
Sprawdziem wielokrotnie, e zwracanie si do kogo przez wy, a nie per pan w
dziwny sposb podporzdkowuje nagabywanego pytajcemu.
- Kowalik - Kusy nerwowo przekn lin. - Kowalik Jan.
- Tak wic, Janie Kowaliku, nie zasuwajcie mi tu bajeczek, e floreny w Zalewie to
ju przeszo. Nie dalej jak wczoraj prbowalicie sprzeda jeden w sklepie
numizmatycznym Dukat na Dugim Targu w Gdasku. Istnieje podejrzenie, e zotych
monet mielicie ze sob wicej.
Podskoczy, jakbym go uku.
- Ale ja tylko tego jednego miaem i jak go sprzedaem, to ca fors stara wzia. Jej
spytajcie - paczliwie sikn nosem.
Udaem, e zagldam do notesu.
- Znw kamiecie, Kowalik. Jeden floren zostawilicie bez zapaty w Dukacie
uciekajc ze sklepu. Teraz mwicie, e sprzedalicie i wasza ona to potwierdzi. To ju bd
dwa floreny. A co mi si widzi, e byo ich jeszcze wicej. No, mwcie, jak to byo
naprawd z pozostaymi cennymi monetami... bo porozmawiamy sobie inaczej - uderzyem
dugopisem w notes.
Ktem oka dostrzegem, e opodal ukasz obocki wsparty o swj pojazd przeglda
zawarto straganu z czciami rowerowymi.
Czyby podsuchiwa? - pomylaem.
Ale nie miaem czasu zajmowa si nim, Kusa Marynareczka, czyli Jan Kowalik,
zastosowa bowiem swj ulubiony manewr i rzuci si do ucieczki.
Skoczyem za nim nadziewajc si na rower ukasza i przewracajc si z nim jak
dugi. Wok rozlegy si miechy. Poderwaem si wic szybko na rwne nogi, jak gdyby nic
si nie stao. Otrzepaem spodnie. Tymczasem Kusy znikn w barwnym jarmarcznym tumie.
- On zawsze tak - pokiwa gow jego ssiad - narozrabia i pryska. Ale eby ucieka
przed wadz, no, no...
- Ju ja go znajd - godnym ruchem schowaem notes do kieszeni. - A wy
przypilnujcie tymczasem jego rzeczy - zwrciem si do podziwiajcego odwag Kusego jego
ssiada.
- Si robi, panie wadzo - zasalutowa do wytartej maciejwki.
- A ty chod ze mn - kiwnem wadczo palcem na ukasza.
Skrcilimy midzy stragany.
- Ciebie co tu nosi? - warknem. - Szpiegujesz, mnie?!
- Rynek jest dla wszystkich panie... panie wadzo - odpar ze miechem chopak i ju
wiedziaem, e ani przez chwil nie wierzy w moj mistyfikacj z policj. - A ju moe
najmniej dla podszywajcych si pod policj.
Stumiem miech.
- Czy ja si podszywaem?
- A w jaki to sposb napdzi pan tyle strachu Gupiemu Jasiowi?
- Dlaczego mwisz o Kowaliku Gupi Jasio?
- Bo wszyscy go tak nazywaj. Ale swoj mdro to on ma! Jeszcze przekonaj si
zalewiacy! I nie tylko oni.
Spojrza na mnie z ukosa.
- A pan kim jest? Bo to, e nie policjantem dam sobie rk uci. Dziennikarzem?
Teraz ja si rozemiaem.
- Ciepo, ale nie gorco. Owszem, zdarza mi si pisywa do prasy, ale s to czciej
specjalistyczne periodyki ni dzienniki Jestem historykiem sztuki.
Na twarzy chopca odbio si zmieszanie.
- To... Czy zna pan pana Tomasza?
Skinem gow.
- Tak.
ukasz klasn w donie.
- Jasne! Jaki ja byem gupi! Ten przerobiony jeep. Zainteresowanie Gupim Jasiem.
Pan tropi floreny z Zalewa! Czy pan Tomasz te tu przyjedzie?
Zamiaem si cicho.
- Nie. Pan Tomasz, mj przeoony, ma inne sprawy na gowie. Przyznam, e i ja
florenami zainteresowaem si przy okazji. A ty skd znasz pana Tomasza?
- Zna to nie znam. Raz pokaza mi go Marek tu w Zalewie. Pan Tomasz czsto
przyjeda do Jerzwadu za ycia mieszkajcego tam pisarza Zbigniewa Nienackiego, z
ktrym Marek by w wielkiej przyjani.
- Kto to jest Marek? I dlaczego mwisz o jego przyjani z pisarzem w czasie
przeszym? Pokcili si?
ukasz umiechn si niewesoo.
- Marek to mj starszy brat. A dlatego mwi by, e obaj z pisarzem nie yj. W
miesic po mierci pisarza Marek zabi si jadc zbyt szybko swoj jaw. Nasze szosy s
zdradliwe.
Milczelimy przez chwil.
Wreszcie ukasz odezwa si:
- Ja to tam byem may konus, ale z Marka pan Nienacki chcia zrobi pisarza. Swego
nastpc - mwi. - Ale mimo wielkiego szacunku, jaki ten mia do pisarza, stchrzy i
zamiast studiowa filologi, wybra weterynari na olsztyskiej Akademii Rolniczo-
Technicznej. Dziwne, bo nauki pisarza ceni mj brat wyej ni nauczycieli w szkole. Ba,
nawet bardziej ceni ni zdanie rodzicw. Kad chwil, kiedy tylko mg, przesiadywa w
Jerzwadzie. Pan Nienacki te bardzo lubi Marka i rozmowy z nim. Rozmawiali, jak Marek
mwi, o ludzkich mylach, sowach i uczynkach. Ale dopiero na pogrzebie pisarza Marek
dowiedzia si od pana Tomasza, e Nienacki zamierza zrobi z niego tgiego pisarza. O
rany! Ja tu gadam i gadam o Marku, a pan pewnie myli o florenach!
Pooyem mu rk na ramieniu.
- Nie przejmuj si. Zagadka odkrycia nowych florenw przez Jasia Kowalika to nie a
taka wana sprawa.
Wyszlimy z rynku.
ukasz obejrza si za przejedajcym biaym mercedesem.
- Czasem szukajc starych florenw mona natkn si na co nowego i znacznie
ciekawszego. Mae Zalewo te moe mie swoj wielk tajemnic - powiedzia zagadkowo.
Popatrzyem na niego uwanie.
- No mw, co z t tajemnic.
ukasz nabra powietrza w puca.
- Bo mody Baziak, Jzek, wyprowadzi si od starych i wynaj domek na Cichej od
Andrzejewskich, co to wyjechali do Libii na sta. Goci w nim trzech kolesi. To jacy obcy.
Dziwne, e dziewczyn sobie nie sprowadzaj na balangi. A e ich forsa pochodzi ze
sprzeday florenw, to chyba jasne, bo kady z nich nosi florena na zotym acuszku. A
kady floren nacity, tylko kady w innym miejscu.
- Masz dobre oko.
- Jak si chce, to duo mona zauway. I jak tak patrz, to myl sobie, e dobrze
byoby nie szuka ju nowych florenw, a zainteresowa si tymi, co Baziak i spka nosz
na szyjach.
- Dlaczego tak sdzisz?
- Bo myl, e mog one doprowadzi do jakiego szwindla, ktry Baziak szykuje.
ypn na mnie okiem.
- Pan Tomasz nie przepuciby takiej okazji - powiedzia cicho.
Trzepnem go lekko po kasku.
- Nie podpuszczaj!
- Ale ja!...
- Ju dobrze, dobrze. Mianuj ci moim stranikiem wszystkich tajemnic Zalewa, na
czele z afer Baziaka - podaem mu wizytwk. - Masz tu mj numer telefonu komrkowego,
pod ktry moesz dzwoni w dzie i w nocy!
- Pan artuje, a ja naprawd! - achn si chopak.
Umiechnem si do niego i wycignem rk.
- Ja te nie artuj. Ale przyznasz chyba sam, e ledzenie kogo tylko dlatego, e nosi
numizmatyczne wisiorki, to lekka przesada. Dowiedz si czego bardziej konkretnego o
przestpczych planach Baziaka, czy jak tam zwie si ten otr, a na pewno bdziesz mg
liczy na moj pomoc. No, zgoda?
Zamia si i mocno ucisn podan mu do
- Dokd si pan teraz wybiera, jeli mona wiedzie?
- Do Starych Jabonek, gdzie jeszcze kilka dni bd mieszka w hotelu Anders. Ale
najpierw zajad do Jerzwadu
- Na grb pana Nienackiego.
- Tak. Chciabym zoy kwiaty od pana Tomasz i od siebie oraz zapali znicz.
- Czy mgbym pojecha z panem?
- Mgby. Ale chyba nie w tym stroju kolarza i z rowerem.
Wzruszy ramionami.
- Strj jak strj. A rower mona zapakowa na tylne siedzenie paskiego, jak go pan
zwie, Rosynanta i nie bdzie pan musia odwozi mnie z powrotem. Popedauj sobie do
Zalewa. Chyba, e boi si pan ubrudzi tapicerk.
Poniewa nie miaem takich obaw, powdrowalimy do warsztatu pana Sikorskiego,
gdzie czekao ju na nas zaatane koo. Kupiwszy po drodze znicze i kwiaty ruszylimy w
niedalek bo liczc 11 kilometrw drog do Jerzwadu.
Cmentarz znajduje si po prawej stronie szosy, u skraju wsi. Do grobu Zbigniewa
Nienackiego idzie si prost alejk od wejcia a w cie wysokich lip. Na prostej pycie z
brzowego granitu wyryto krzy i napis:

p.
Zbigniew Nowicki-Nienacki
1929-1994
Pisarz

Zoyem bukiet r i zapaliem znicze. W ciszy i skupieniu pomodlilimy si za
zmarego. Wychodzilimy ju z cmentarza, gdy zapytaem idcego z pochylon gow
ukasza:
- Czy mgby mi pokaza dom, gdzie mieszka Zbigniew Nienacki. Wiem, e byy
plany urzdzenia tam muzeum powiconego twrczoci pisarza, ale w ostatecznoci kupi go
kto na letni wypoczynek...
- Ale chtnie - oywi si chopak - podjedziemy. To kawaeczek, na skraju wsi.
Rzeczywicie dom Nienackiego by ostatnim domem w Jerzwadzie. May,
zbudowany z czerwonej cegy i kryty dachwk. Werand oplatay pnce si re. Za maym
podwrkiem staa szopa - gara na dwa samochody i rozciga si widok na Jezioro Paskie,
odnog Jezioraka. ka po prawej prowadzia do kanau, gdzie, jak wiem, w swoim czasie
cumowaa aglwka Pan Samochodzik. Teraz byo tam pusto. Na murze domu przy wejciu
widniaa tabliczka z napisem:

W tym domu w latach 1967-1994
y i pracowa pisarz Zbigniew Nienacki

Wci w milczeniu, jakby czujc obecno ducha pisarza wrd nas, zawrcilimy do
Rosynanta.
Wreszcie zdecydowaem si przerwa milczenie i zapytaem ukasza:
- Czytae ksiki pana Zbigniewa?
Popatrzy na mnie zdumiony, e pytam o rzecz tak oczywist.
- Ale tak. Ca seri przygd Pana Samochodzika i to po kilka razy. Urzdzalimy
konkursy, kto lepiej zna ich tre. A pan? Pan nie czyta Samochodzikw?
- W dziecistwie i wczesnej modoci zaczytywaem si nimi. A i potem, w chwilach,
gdy obrzyd mi wiat dorosych, chtnie sigaem po przygody pana Tomasza. A los sprawi,
ze zostaem jego wsppracownikiem.
Chopak a podskoczy.
- To przygody Pana Samochodzika s prawdziwe?
Skinem mu z umiechem gow.
- Oczywicie. Ale nie moesz zapomnie, e do stopnia, od jakiego zaczyna si
swobodna wyobrania pisarska pana Nienackiego. To co, poegnamy si chyba. Do
zobaczenia na tropie szajki Baziaka?
Chopiec sta wpatrzony w ziemi. Wreszcie odezwa si powoli, jakby przeamujc
wewntrzny opr:
- Jeszcze nie. Skoro jest pan przyjacielem pana Tomasza i tak wysoko ceni twrczo
pana Nienackiego, to musz pokaza panu jedn z tutejszych tajemnic, w ktr wprowadzi
mnie mj brat ju po mierci pisarza. Chyba, e nie jest jej pan ciekawy?
- By nieciekawym tajemnicy? Za nisko mnie cenisz brachu. Dawaj mi j,
gdziekolwiek ona jest!
ukasz rozemia si.
- Zaraz j pan zobaczy. Musimy tylko kawaek przejecha si samochodem, cho
pieszo waciwiej by byo do niej i, ale czasu szkoda.
- Dokd mamy jecha?
- Najpierw prosto szos za kana, a potem obok leniczwki drog przez las.
Pojechalimy wedug wskazwek ukasza. Wreszcie otworzya si przed nimi polana
poronita modnikiem. Chopiec poprosi ebym zatrzyma Rosynanta.
Wyczyem silnik.
- Pora teraz na twoj tajemnic.
Chopiec wpatrywa si przed siebie skupiony.
- Nie moj. Ja tylko bd stara si by jej wart. A ma j pan przed sob.
Spojrzaem przez przedni szyb. Las jak las. Tyle, e na krawdzi rosy cztery
dorodne dby.
ukasz wysiad z samochodu. Wysiadem i ja.
- O te dby ci chodzi? - spytaem.
Z powag skin gow.
- Tak. To dby pisarza. Tutaj przychodzi pan Nienacki szuka natchnienia. Ja byem
tutaj tylko raz. Ju po mierci pisarza przywiz mnie tu Marek. Opowiedzia mi o
rozmowach prowadzonych tu z panem Zbigniewem i o tajemnicy, ktra jest w tych drzewach
ukryta. Obiecywa wprowadzi mnie w ni, gdy bd ju dorosy. Nauczy mnie pierwszych
sw jej zaklcia czy te wprowadzenia.
- I jak one brzmiay? - zainteresowaem si.
Popatrzy na dby, a potem wyrecytowa ciszonym gosem:
- Masz duo, do i zostaw, a przyjdzie inny... To tylko tyle - ukasz w
zakopotaniu zatar rce. - Wicej mi ju Marek nie powie. Ale zostay pamitniki. Na pewno
notowa w nich swoje rozmowy z pisarzem. Byy przecie dla niego takie wane. Dotychczas
nie zagldaem do nich, bo, moe pan si zamieje, to taka nasza rodzinna wito. Nawet
tutaj nie przyjedaem. Ale teraz, po spotkaniu z panem, zmieniem zdanie. Przeczytam
pamitniki brata. Na pewno znajd w nich dalszy cig zaklcia czterech dbw.
Podeszlimy do drzew, w ktrych cieniu i szumie pisarz szuka natchnienia, a moe
znalaz co jeszcze, bo przecie powiedzia swemu uczniowi tutaj: Masz duo, do i
zostaw, a przyjdzie inny.... Co te day, na jakie tory skieroway myli pisarza cztery dby?
ukasz opar si o jeden z nich i zapatrzy w jego koron. Po chwili, jakby zawstydzony
oderwa si od pnia i spojrza na mnie.
- To... to ju chyba bdziemy wraca.
Teraz ja oparem si o chropaw, nagrzan socem kor drzewa i dopiero po chwili
odpowiedziaem rwnie jak ukasz ciszonym gosem:
- Moemy. egnajcie, dby pisarza. Kto wie, czyim natchnieniem jeszcze bdziecie,
komu wyjawicie swoj tajemnic?

Rozstalimy si z ukaszem na skrzyowaniu szos. Chopak wraca do Zalewa, ja
jechaem przez Iaw i Ostrd do Starych Jabonek.
Odjedaem, a ukasz wci jeszcze sta wsparty o rower i macha mi na poegnanie.
Co mi mwio, e tylko czeka, bym znikn za zakrtem, a on sam zawrci i pojedzie do
czterech dbw. Nie miaem zamiaru mu w tym przeszkadza. Dobrze jest czasem w yciu
kierowa si marzeniami. A co do spraw subowych, to umwilimy si, e jak tylko
ukasz zwietrzy co podejrzanego w zachowaniu Baziaka i jego szajki, od razu zatelefonuje
do mnie.
ROZDZIA TRZECI

SZTORM NA JEZIORZE PASKIM CHRISTINE WITTECK -
KRYSTYNA WITEK PRACA W HOTELU ANDERS


Jechaem nie spieszc si szos na Iaw przez las nad brzegiem Jeziora Paskiego,
odnogi Jezioraka, najduszego jeziora w Polsce. A w gowie miaem, tak kto kiedy ten stan
umysu trafnie nazwa, jak w Pikutkowie, czyli niezbyt szlachetn pltanin myli. Od
raportwki Gupiego Jasia poczwszy na dbach pisarza i ich tajemnice skoczywszy.
Nic wic dziwnego, e gdy tylko zobaczyem po lewej przesiek prowadzc nad
jeziorn polan, skrciem w ni natychmiast, aby nad brzegiem jeziora, przy fajeczce,
uporzdkowa myli.
Wysiadem z Rosynanta. Po jego klimatyzowanym wntrzu upa lipcowego dnia
zdawa si by jeszcze wikszy ni w rzeczywistoci. Zbierao si na burz.
Nad jeziorem wypitrzya si ogromna, sinofioletowa chmura w ksztacie kowada;
wysoki na kilkanacie kilometrw cumulonimbus. Nadciga od pnocy, od strony Likszan.
Tafli jeziora, z ktrej, zrzuciwszy agle, ile si w pagajach i silnikach umykay jachty, nie
zakca aden podmuch wiatru. Tylko soce zdawao si pray jeszcze mocniej, a niosca
groz chmura bya coraz bliej. Gdzie w jej wntrzu przewalay si z hurkotem grzmoty.
Perkozy, yski i kaczki ukryy si w trzcinach. Czasem tylko przemkna samotna
mewa, ale i w jej krzyku dawao si wyczu strach.
Usiadem w cieniu olchy, na jej korzeniu, gotw przy pierwszych kroplach deszczu
schroni si do kabiny Rosynanta i nabijaem fajk. Ale zamiast zaj si porzdkowaniem
myli, zaczem obserwowa pustoszejc tafl jeziora. Zainteresowa mnie na niej samotny
kajak, ktry pomimo coraz sroszych odgosw nadcigajcej burzy nie pieszy si z
ucieczk ku brzegom jeziora, a pyn sobie leniwie, jakby jego wiolarz rozkoszowa si
gorcymi promieniami soca.
Przyniosem z samochodu lornetk i jeszcze raz przyjrzaem si samotnemu
kajakarzowi. Dopiero teraz dostrzegem, e jest nim kobieta. Kajak by jednoosobowym
skadakiem. Nie zdziwibym si, gdyby wyprodukowano go w synnej niemieckiej firmie
Keplera. Wioso, ktrym posugiwaa si kajakarka, miao ksztat wyczynowy. Tym bardziej
si zdziwiem: taki fachowy sprzt i jednoczenie takie lekcewaenie zjawisk
atmosferycznych, ktre zwiastoway zblianie si wielkiego dla wtego kajaka
niebezpieczestwa! Co prawda zauwayem te, e pynca kajakiem kobieta zapia fartuch,
ktry czy j z dk w szczeln cao, pozwalajc w razie wywrotki na tak zwan
eskimosk, czyli ponowne przywrcenie kajaka do waciwej pozycji jednym mocnym
pocigniciem wiosa. Nie byem jednak pewien, czy kajakarce starczy si na podniesienie
kajaka, gdy wywrci go mierzenie burzy.
Wszystko zszarzao, chmura pochona ju bowiem soce. Piorun uderzy w
nadbrzen topol rozszczepiajc j na p. Skonie od strony jeziora zobaczyem zbliajc
si cian deszczu i gradu. Porywajc gazie i amic konary olch uderzy wicher. Daleko na
rodku jeziornej szerzy zobaczyem jeszcze przewracajcy si kajak, ktry znikn zaraz za
miecion wiatrem ulew.
Wskoczyem do Rosynanta, bogosawic w duchu twrcw jego amfibijnych
zdolnoci. Zapaliem silnik i wjechaem w jezioro przeczajc napd wodny. Pomimo
zapalonych reflektorw i wczonych wycieraczek nie widziaem dalej jak na kilkanacie
metrw. W poszukiwaniu kajaka musiaem zda si na wyczucie, biorc te pod uwag
kierunek, w ktrym wiatr nis go po tafli jeziora, gdzie nie podniosa si jeszcze fala, tak
nage byo uderzenie wichury.
Pynem po omacku, bojc si, e min kajak. Log Rosynanta wskazywa, e
musiaem ju min rodek jeziora. Niedugo zamajaczy przede mn pnocny brzeg Jeziora
Paskiego. Zawrciem i sterujc bardziej z wiatrem popynem z powrotem przez jezioro,
bacznie si rozgldajc. Tym razem miaem szczcie!
Nieco w prawo od kursu zamajaczy w strugach siekcej wod ulewy jasnoszary
kadub przewrconego kajaka, ktremu wyporniki nie pozwoliy na szczcie zaton. Przy
nim ciemniaa gowa jego lekkomylnej wacicielki.
Podpynem tak, eby osoni ich od wiatru i otworzyem grn poow prawych
drzwiczek, przystosowanych, tak jak i pozostae, do posugiwania si nimi podczas wodnych
przepraw Rosynanta.
- Niech pani wsiada.
Podcigna si zgrabnie na rkach i wskoczya do rodka.
- Ojej! Zamocz tu panu wszystko!
Umiechnem si:
- Wyschnie. No to ruszamy.
- A kajak?
- Odnajdziemy go po burzy!
Chciaem sprawdzi, jak niefortunna wodniaczka dba o swj sprzt.
- Nigdy!
I ju bya z powrotem w wodzie.
Po chwili wgramolia si znw do Rosynanta. Tym razem z link w rku.
- No, teraz mam kajak na cumce. Moemy holowa - rozejrzaa si po kabinie i
zatrzasna drzwiczki. - Ale wz to ma pan pierwsza klasa! Aha, dzikuj panu.
Ukoniem si uprzejmie.
- Dzikuj w imieniu mojego wozu za pochwa. A mnie pani dzikowa nie ma za
co.
Zerknem na ni spod oka. Bya adna i chyba mniej wicej w moim wieku. Smuke
ciao opina jednoczciowy kostium kpielowy.
Rozemiaa si:
- Faktycznie nie ma za co. Ocali mnie pan przed nieco dusz kpiel. A woda teraz
ciepa. Chyba, e groziby mi grad albo uderzenie pioruna... Zreszt, niech pan spojrzy, burza
ju przechodzi...
Miaa racj. Wiatr ucich, grad znikn i tylko ulewny deszcz bbni o powierzchni
wody. Niedugo chyba jeszcze, bo gdzie zza chmur ju przebyskiwao soce...
Ale cho odrobina wdzicznoci by mi si naleaa!
Naburmuszyem si:
- Niech pani bdzie przynajmniej wdziczna za to, e jak dopyniemy do brzegu, to
nie przeo pani przez kolano i nie wlepi kilku klapsw.
- Ciekawa jestem za co? - zmarszczya miesznie nos.
- Choby za to, e pywa pani sobie po wielkim jeziorze na tym luksusowym kajaczku
jak po maym stawie. Burza jak szafa wyazi na niebo, a pani tapla si spokojniutko na rodku
jeziora - uderzyem rk po kierownicy.
Moja pasaerka w skupieniu wizaa jaki wze na cumce szarpanej przez kajak
wlokcy si za Rosynantem.
- Przepraszam - podniosa na mnie oczy urocza kajakarka - ale taka ju jestem. Pki
czego sama nie wyprbuj... Na tyle znam si na meteorologii, eby wiedzie, czym grozi
cumulonimbus. Ale wydawao mi si, e zawsze zd ustawi si ruf do wiatru, a wtedy nic
mi nie grozi oprcz walnicia kajakiem o brzeg albo zapdzenia w trzciny, a wtedy ju bym
sobie poradzia. Jestem spod znaku Byka, a Byki s, jak wiesz, uparte - wycigna do mnie
rk - Krystyna.
Odwzajemniem ucisk.
- Pawe. Spod znaku Skorpiona. Rwnie upartego znaku.
Rozemielimy si.
Jakby dostosowujc si do naszych nastrojw deszcz przesta pada, a nad jeziorem
rozpia si przepikna tcza.
Dopynlimy do brzegu. Wyjechaem przednimi koami na piasek i zatrzymaem
Rosynanta tak, by Krystyna moga zaj si kajakiem.
- Jest! - dobieg mnie jej wesoy okrzyk.
- Co? - wyjrzaem z samochodu.
Krystyna wymachiwaa wiosem.
- Ju niewane, e sporo kosztowao, bo to Mayer, ale jakbym si dostaa do
Jerzwadu. Jak tylko zauwayam, e nie dam sobie rady z kajakiem, to woyam wioso
gboko w dzib i zobacz, nie wypado podczas holowania Pucha...
- Czego holowania?
- No, Pucha. Tak nazwaam swj kajak.
- W takim razie przedstawiam wam Rosynanta - skinem w stron samochodu.
Prezentacji stao si zado. Mogem spokojnie zdj spodnie i wej do wody, by
pomc Krystynie osuszy kajak.
- Jeste kajakark-samotniczk - zamiaem si. - Skadaki jedynki rzadko si spotyka.
Krystyna odpowiedziaa mi umiechem.
- Czy jestem samotniczk? Mona to i tak nazwa. Ale po prostu uwaam, e
niewczenie dobrane towarzystwo moe tak samo zepsu spyw kajakowy, jak i cae ycie.
Nieprawda?
Skinem potakujco gow.
- Spdzasz wic urlop w Jerzwadzie? - zmieniem temat. - Nie wygodniej byoby w
Siemianach?
Krystyna powoli odoya wioso do kajaka.
- Widzisz, moi rodzice pochodz z Jerzwadu...
- I przyjechaa do nich na wakacje?
- Nie do nich, ale do ich wspomnie. I nie na wakacje, ale dosownie na jeden dzie,
drugi podarowaam sobie. A teraz rusz dalej... Moe jak najdalej od Jerzwadu.
Popatrzyem na ni ze zdumieniem.
- Jak najdalej od Jerzwadu? Dlaczego?
- Moi rodzice pochodz std. S Mazurami, Ale tu nazywano ich Niemcami i robiono
wszystko, eby std wyjechali do Niemiec na stae. Wreszcie caa rodzina wyjechaa. Ja ju
przyszam na wiat w Bonn. Tam ukoczyam studia i pracuj jako informatyk... I jestem
Niemk.
Zrobio mi si gupio.
- Jeste Niemk czy Mazurk mieszkajc w Niemczech? Mwisz wietnie po polsku,
e nigdy bym nie pomyla.
Pokrcia gow.
- Powiedzmy: Niemk mwic dobrze po polsku.
- A kim si czujesz?
Umiechna si niewesoo.
- Rozczaruj ci. Czuj si Niemk mwic dobrze po polsku.
- Jednak tu przyjedasz.
Spojrzaa na mnie spod oka.
- Jak do wielu krajw w Europie. Macie przepikne trasy kajakowe. Kiedy tylko
mog, wyrywam si do Polski na Krutyni. Trzy razy braam te udzia w spywie Dunajcem.
- I zawsze na wiernym Puchu?
Zamiaa si:
- Nie. Wypoyczam najczciej kajak na miejscu. Teraz wziam swj, bo w tej
okolicy, nad Jeziorakiem jestem pierwszy raz.
Popatrzyem na ni zdziwiony.
- Pierwszy raz? Mwia, e std pochodzi twoja rodzina. Nie cigno ci nigdy w
rodzinne strony.
- Nie. Waciwie dlaczego, e rodzinne, nie chciaam tu przyjeda. Dopiero w tym
roku ulegam probie dziadka i zajechaam do Jerzwadu, eby nakrci na wideo ich star
zagrod. Ale staruszek si rozczaruje, bo jego dom przerobiono od fundamentw po dach. To
w zasadzie nowy dom. Tylko obora, stajnia i stodoa zostay takimi, jakimi wspomina je
dziadek. I chyba gniazdo bocianie na kalenicy stodoy jest jak w jego opowiadaniach.
- A nie mg dziadek sam przyjecha do Jerzwadu?
Krystyna popatrzya na mnie uwanie.
- Mwi, e to ponad jego siy. Oczywicie, nie w sensie fizycznym. I ja mu wierz.
Skinem ze zrozumieniem gow.

Upalny letni dzie zdawa si ju nie pamita o dramacie burzy. Z
charakterystycznym powistem swych mocarnych skrzyde przelecia nad zatok abd.
Gdzie znad lasu nawoywa chrapliwie orze bielik. Tylko ukryta w koronie sosny ziba
przypominaa swym dzwonicym gosikiem, e poprawa pogody nie bdzie trwaa.
Co zaszelecio w kpie nadbrzenej trawy.
- mija! - zawoaa z przestrachem Krystyna i zamachna si wiosem.
Ze miechem powstrzymaem j za rk.
- Bez obaw! To tylko niegrony zaskroniec. W wodny, ktrego ba si powinny
tylko aby!
Zaskroniec zsun si do wody i popyn midzy grele wysoko unoszc epek.
- Brr - otrzsna si Krystyna - niech tam sobie bdzie niegrony i nie jadowity, ale
wol oglda go na odlego wiosa - odwrcia si do mnie. - Ale moe powiedziaby co o
sobie. Tyle ju o mnie.
Rozoyem rce.
- Wcale nie tak wiele. Tyle, e mieszkasz w Bonn i pracujesz jako informatyk. No i e
twoich przodkw zmuszono do emigracji z Jerzwadu do Niemiec. Aha, jeszcze to, e twoim
hobby jest turystyka kajakowa... Ja za nazywam si Pawe Daniec i jestem skromnym
pracownikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki...
- Nie takim skromnym, sdzc po samochodzie - przerwaa mi Krystyna.
- Powiedzmy, e jest to wz subowy - odparem spokojnie.
- I pozwalaj ci korzysta z niego podczas urlopu? Bo chyba wypoczywasz tu nad
Jeziorakiem.
- Miaem tu ma spraw subow do zaatwienia. (Ani mi na myl nie przyszo
opowiada o florenach.) Teraz jad do Starych Jabonek koo Ostrdy, do hotelu Anders,
gdzie dziki uprzejmoci jego wacicieli, pastwa Dowgiao, bd mg popracowa kilka
dni w ciszy i spokoju nad pewnym starodrukiem.
- Stare Jabonki, hotel Anders? - zaciekawia si Krystyna. - Czy jest tam jakie
jezioro?
Oywiem si.
- Ale tak, Szelg May, o piknie zalesionych wysokich brzegach. To strefa ciszy.
Moesz dopyn stamtd do Ostrdy, no a z Ostrdy to ju, jakby chciaa, do Elblga i
Zalewu Wilanego.
- Trudno tam dojecha? Moe i ja wpadabym na par dni..
- Z Jerzwadu pojedziesz na Iaw i Ostrd. A potem kawaek szos na Olsztyn.
Samochd, jak si domylam, masz?
- Tak, golfa. Zaparkowaam go u obecnych gospodarzy obejcia dziadka.
- No to do zobaczenia w Andersie. Gdyby nam jednak popltao drogi, prosz, tu
masz mj adres i telefon - wyjem z Rosynanta wizytwk. Ale, zaraz - stropiem si
przecie ona ci rozmoknie.
- Nie bdzie tak le - zamiaa si Krystyna. - Mj Puch ma wodoszczeln kiesze.
Nie mam co prawda swej wizytwki, bo nie spodziewaam si tak miego spotkania, ale
zapisz mj adres. Moe kiedy trafisz do Bonn.
- Mio mi bdzie - signem po notatnik.
- Christine Witteck - dyktowaa powoli - przez dwa t i ck na kocu.
- Nie adniej byoby Krystyna Witek? - zerknem na ni spod oka.
Wzruszya ramionami.
- Moe. Ale jest jak jest.
Ju bez dalszych komentarzy zapisaem boski adres Krystyny.
Podaa mi smuk, mocno opalon do, nad ktr pochyliem si i ucaowaem j ze
starowieck galanteri.
Krystyna zepchna kajak na wod, wsiada do niego i pomachawszy mi rk
popyna w kierunku wyjcia z zatoki.
Popatrzyem za ni z przyjemnoci, rzadko si spotyka bowiem takie poczenie
urody z umiejtnociami rasowej kajakarki. Nawet to zlekcewaenie burzy dodawao jej teraz
uroku. Czy cech wielkich podrnikw i odkrywcw nie jest wanie ta ch zmierzenia si
z nieznanym zamiast trwonej przed nim ucieczki. Kapitan w opowiadaniu Tajfun Conrada
nie chcia omin tajfunu, ktrego siy nie zna.
Gdy kajak Krystyny znikn za trzcinami zawrciem Rosynanta. Woyem spodnie i
adidasy rozmylajc, jakie to dziwne koleje losu doprowadziy mnie do spotkania z pikn
Niemk.
I tak to odbyo si moje porzdkowanie myli na Jeziorem Paskiem. Ale nie byem
zmartwiony. Ostatecznie to, jak potoczy si sprawa florenw nie zaleao ode mnie, a od
ukasza. Od tego, czy bdzie mia z czym zadzwoni do mnie. Jeli nie zadzwoni,
obiecywaem da sobie spokj ze zotymi numizmatami z Zalewa. Ostatecznie fakt, e kto
wykopa jedn czy dwie monety wicej, nie by a taki wany. Z gry cieszyem si za to, e
bd mg opowiedzie panu Tomaszowi o dbach jego przyjaciela i o ich tajemnicy, ktr,
miaem nadziej, ukasz wyjani korzystajc z pomocy pamitnika swego brata.
ROZDZIA CZWARTY

KRYSTYNA W HOTELU ANDERS SPYW DO OSTRDY
TELEFON NIE NA TELEFON POZNAJ ANDRZEJA BIENIA
NACICIA NA FLORENACH GANGU BAZIAKA WYZNANIA
KOWALIKA KRYJWKA W GARAU


Siedziaem w swym pokoju hotelowym pogrony w pismach opata Bohdana ze
Szczepkowa, gdy kto zastuka do drzwi.
- Prosz - odpowiedziaem.
Drzwi otworzyy si. Staa w nich radonie umiechnita Krystyna.
- No i jestem - powiedziaa wrczajc mi bukiecik polnych kwiatw.
Ucieszyem si, e dotrzymaa obietnicy. Wstawiem kwiatki do wazonika i poszlimy
do recepcji dowiedzie si, czy jest wolny pokj. Na szczcie kto odwoa rezerwacj i
mogem zaprowadzi Krystyn do jej pokoju. Zapomniaem doda, e w recepcji zaopatrzya
si w przewodniki po Kanale Elblskim i okolicy.
Rozstalimy si do wieczora, abym mg dokoczy studiowanie renesansowych
pism; w tym czasie Krystyna miaa zrobi drobn przepierk. Umwilimy si w hotelowe
restauracji.
Tam okazao si, e Krystyna mniej zajmowaa si praniem, a bardziej studiowaniem
przewodnikw. Przy kolacji mao jada, wicej za mwia. Gwnie wprawi j w podziw
Kana Elblski.
- Czy wiesz, jakie to wspaniae dzieo?! - zakrzykna, budzc zainteresowanie przy
ssiednich stolikach.
Uprzejmie skinem gow.
Krystyna opowiadaa kiwajc widelcem
- Projekt wyrwnania poziomu jezior z okolicy rody z poziomem lecego w okolicy
Iawy i Ostrdy z poziomem Elblga jeziora Druno zaprojektowa w 1825 roku inynier
Jerzy Steenke, ktry rnic poziomu wd wynoszc na odcinku 9,6 kilometrw okoo 104
metry zamierza pokona za pomoc pochylni. Akceptacj krla Prus zdoby nie przy pomocy
argumentw gospodarczych, ale stwierdzeniem, e nikt na wiecie takiej budowli nie posiada.
- I chyba w tym stwierdzeniu poczciwy inynier si nie myli.
- Nie przeszkadzaj - skarcia mnie Krystyna - tylko suchaj. Do prac przystpiono w
padzierniku 1848 roku. Kopano poczenia midzy poszczeglnymi jeziorami, sypano way,
budowano pochylnie i obniano lustra wody wielu jezior na trasie do poziomu 99,5 metra.
Pierwszy statek popyn z Iawy przez Miomyn do Elblga 28 padziernika 1860 roku.
Tras czc Miomyn z Ostrd ukoczono w 1872 roku, za odcinek midzy Starymi
Jabonkami a Ostrd oddano do uytku w 1876 roku.
- Nielicha budowla, jeli mona j tak nazwa - stwierdziem zgodnie.
Ale Krystyna zaperzya si.
- A eby wiedzia! Skada si z trzech odcinkw zasadniczych: Ostrda-Elblg,
Ostrda-Stare Jabonki-Staszkowo i Miomyn-Iawa z odgazieniem do Zalewa. czna
dugo szlakw zasadniczych wynosi 147,2 kilometra, a wraz z odgazieniami bocznymi
187,2 kilometrw.
- No, no, naczytaa si.
Umiechna si.
- Zawsze to lepsze ni pranie. Mam dla ciebie jeszcze jedn informacj. Ot jutro
pyniemy kajakiem do Ostrdy.
Nie powiem, ebym si nie zdziwi.
- Twoim jednoosobowym Puchem?
Rozemiaa si.
- Nie artuj. Wypoycz zwyky dwuosobowy kajak tu, na miejscu.
Tak wic miaem jeszcze zosta spywowiczem. Ale wystarczyo spojrze na
Krystyn, aby zrozumie, e adne odmowy nie wchodz w gr.

Na szlak dugoci 14 kilometrw wypynlimy wczenie rano, biorc pod uwag, e
bdziemy musieli nim powrci. Na wszelki wypadek, mylc o wiadomoci od ukasza,
wziem ze sob telefon komrkowy, budzc tym arty Krystyny, czy nie spodziewam si
nagego wezwania do pracy.
Popynlimy jeziorem Szelg May piknie otoczonym wysokimi zalesionymi
brzegami. Nastpnie kanaem pod nasypem, ktrym biegy tory kolejowe i szosa do Olsztyna,
wypynlimy na jezioro Szelg Wielki, wzdu ktrego brzegw rozciga si kompleks
Lasw Jabonowskich i Lasw Taborskich. Tu rosn synne sosny uywane na maszty
okrtw, tak zwane taborskie. Rzeczka Szelnica doprowadzia nas do pierwszej luzy
komorowej Ru Maa. Aha zapomniabym! Cay szlak jest stref ciszy, dostpn tylko dla
kajakw, odzi aglowych.
Przed nami otworzyo si Jezioro Pauzeskie, zamknite u przeciwlegego koca luz
Ostrda. Pokonalimy w niej rnic poziomw wynoszc 1,6 metra i wypynlimy na
Jezioro Drwckie. Przed nami otworzya si panorama Ostrdy.
Krystyna bya zachwycona spywem.
Zamiaem si.
- To dziwne, e ciebie, znawczyni kajakowych szlakw tak cieszy ta nasza skromna
wyprawa.
Odwrcia ku mnie buczucznie gow.
- Masz co przeciwko mojej radoci?
- Ale skd! Te si ciesz.
Zacumowalimy kajak pod czujnym okiem przystaniowego na przystani eglugi
Ostrdzko-Elblskiej i ruszylimy zwiedza miasto.
- Nie spodziewaj si tu piknych zabytkw - ostrzegaem Krystyn.- Miasto nie miao
szczcia do historii. Ju choby Rosjanie zniszczyli je w 1945 roku w 60 procentach.
Krystyna uja mnie pod rami.
- Rzeczywicie, miasteczko jak wiele innych. Ale co, wedug ciebie parajcego si
przecie histori, miaabym std zapamita?
Zastanowiem si. Moja towarzyszka pocigna mnie za rkaw.
- Nie marud, tylko mw. Szybko i krtko, bo zabytkw to wiele tu nie zobacz.
- Interesuj wic ci ciekawostki?
- Jakby zgad!
- I tych bdzie niewiele. Ale sprbuje... Na rozkaz Wadysawa Jagiey zoono na
tutejszym zamku zwoki wielkiego mistrza krzyackiego i komtura ostrdzkiego przewoone
spod Grunwaldu do Malborka. Chorym ostrdzkim by przywdca zwizku Pruskiego,
pierwszy gubernator Prus Krlewskich Jan Baynski. Urodzi si tu Fryderyk Hoffman, ktry
by w 1794 roku lekarzem wojsk Tadeusza Kociuszki, a nastpnie Legionw Polskich we
Woszech Na pewno zaciekawi ci, e opracowa on projekt odzi podwodnej oraz pasa
ratunkowego... Od 21 lutego do l kwietnia 1807 roku na zamku ostrdzkim miecia si
kwatera gwna Napoleona. zajmowa on pokj na pierwszym pitrze pnocnego skrzyda
zamku (czwarte i pite okno od obecnej ulicy Mickiewicza), ktre mam zamiar ci pokaza. W
latach 1835-1848 dziaa w Ostrdzie Gustaw Gizewiusz. By on polskim kaznodziej parafii
ewangelickiej w Ostrdzie, gorcym obroc praw i kultury Mazurw. Wsplnie z
Krzysztofem Celestynem Mrongowiuszem opracowa memoria przeciwko wynaradawianiu
Mazurw, ktry przedstawi krlowi pruskiemu. Zosta w 1848 roku wybrany na posa
parlamentu pruskiego, ale zmar przed objciem mandatu...
- Tylko tyle? - Krystyna spojrzaa na mnie spod oka.
Wzruszyem ramionami.
- Moe nie tylko, ale a. Nie zapominaj, e Ostrda bya maym miasteczkiem. Po
poarze w 1788 roku liczya zaledwie 400 mieszkacw. Jej rozwj datuje si dopiero od
budowy Kanau Elblskiego, a pniej linii kolejowych.
Powasalimy si po miecie, zjedlimy obiad w restauracji hotelu Falcon i
wrcilimy do oczekujcego nas kajaku, ktrym powiosowalimy dzielnie z powrotem do
Starych Jabonek.
Wieczorem Krystyna wprawia mnie w lekkie zdumienie owiadczajc:
- Wiesz, urzdz sobie baz wypadow w Andersie. Mam zamiar popywa po
okolicznych jeziorach i dalej Kanaem Elblskim.
Nieco zdziwio mnie, e kto zakada baz wypadow tam, gdzie szlak kajakowy si
koczy. Cho jeli ten kto posiada, jak Krystyna, skadany kajak i sprawny samochd, w
kadej chwili moe przenie si na dowolne jezioro. Pomys pochwaliem wic nie bez
lekkiej ironii Krystyna udaa, e jej nie dostrzega.
Stosunki midzy nami jednak si ochodziy i kiedy nastpnego dnia Krystyna
wyruszya na pierwsz ze swych wypraw, ostentacyjnie zbya milczeniem moje pytanie,
dokd si wybiera.
Wzruszyem ramionami, co moe nie byo zbyt grzeczne i wrciem do mej pracy.
Miaem te nadziej, e ukasz wreszcie zadzwoni, bo moe to dziwne, ale chtniej zajbym
si niecnymi sprawkami niejakiego Baziaka ni dzieami czcigodnego opata.
Pnym popoudniem wrcia Krystyna. Bya w kiepskim humorze. Opowiadaa, jak o
may wos nie przedziurawia Pucha na karczu zatopionym w jednym z lenych jeziorek.
Siedzielimy u mnie w pokoju, gdy zadzwoni telefon.
Podniosem go ze stolika.
- Daniec. Sucham.
- Tu ukasz, panie Pawle. obocki. Dzwoni, jak si umwilimy.
W tej chwili wolabym oczywicie by sam w pokoju, ale Krystyna nie zdradzaa
ochoty, aby wyj. Z drugiej strony sprawiaa wraenie, e moja rozmowa cakowicie jej nie
interesuje. Zaja si przegldaniem listw opata Bohdana.
Odruchowo ciszyem gos.
- No, co tam sycha, ukasz?
- To jest telefon nie nie telefon - tajemniczo zastrzeg si chopak.
Rozemiaem si.
- To po co dzwonisz?
Nie da si zbi z tropu.
- Po to, eby zechcia pan si ruszy i przyjecha do Zalewa. Mamy rewelacj jak si
patrzy!
Zdenerwowaem si.
- Co za my? Jak rewelacj?
- Wszystko wyjani si na miejscu - oznajmi tajemniczo ukasz. - O ktrej moe pan
by w Zalewie?
- Ju mi rozkazujesz? Ale niech ci bdzie. Policzymy si na miejscu. Bd za godzin.
ukasz zamia si.
- Wyjd z tego rozliczenia obronn rk. Grunt, e pan przyjedzie. Lepiej pno ni
wcale. Bdziemy czeka tam, gdzie zapa pan gum. Tylko niech pan nie nawali!
- A niech ci!
- Kto to by? - spytaa Krystyna od niechcenia.
- A taki jeden poznany na trasie.
Co powstrzymao mnie od powiedzenia prawdy o ukaszu.
- Czego chcia od ciebie? - nie ustawaa urocza kajakarka.
- Przypomnia o umwionym spotkaniu - odparem na odczepnego, przestraszony, e
zechce jecha ze mn.
Ale na szczcie yczya mi tylko miego spotkania i wysza z pokoju.
Uporzdkowaem swoje notatki na stoliku, nabiem fajk i zapaliem. Wyszedem z
hotelu, wsiadem do Rosynanta i ruszyem do Zalewa. Przyznam, e niezbyt zadowolony z
siebie, e tak ganiam na kade wezwanie byle nastolatka. Ale tak po prawdzie, ukasz nie
wyda mi si byle nastolatkiem.
W czasie jazdy, aby skrci jej czas przypominaem sobie, co wiem o Zalewie. Nie
byo tego wiele.
Miasto zaoono na przeomie XIII i XIV wieku na pnocno-wschodnim brzegu
jeziora Ewingi. Prawa miejskie uzyskao w 1305 roku. W 1408 roku grd otoczono ceglanymi
murami na kamiennej podmurwce, z licznymi basztami i dwiema bramami wjazdowymi.
Byo kilkakrotnie niszczone przez poary i wojny. W czasie epidemii dumy w 1710 roku
zostao w Zalewie tylko 7 rodzin. Od 1554 roku istnia tu koci polski, naboestwa w
jzyku polskim odprawiano do 1770 roku. Zdobyte przez Rosjan w 1945 roku miasto zostao
zniszczone w 75%, w wyniku czego utracio prawa miejskie, ktre odzyskao dopiero 1
stycznia 1988 roku. Z zabytkw architektonicznych pozosta koci parafialny wzniesiony w
latach 1320-1351 z wie z 1407, przebudowany w 1879 roku. Ocala te fragment murw
miejskich wraz z baszt z XIV wieku. Po wzniesionym tu pono w 1484 loku klasztorze
franciszkanw, skd maj pochodzi odkopywane floreny, nie ma ju ladu... - powtarzaem
w mylach wiadomoci o miecie, do ktrego zmierzaem.
W umwionym miejscu ju na mnie czekao dwch kolarzy: ukasz i nie znany mi
chopak.
- A, to na jego cze byo to my w telefonie - mruknem zy, e ukasz nie
dotrzymuje tajemnicy.
ukasz ucisn mi na powitanie rk.
- Andrzej Bie - przedstawi swego koleg.
Ten, widzc moj ponur min, umiechn si rozbrajajco.
- Mio pozna sawnego Pana Samochodzika!
- Nie Pana Samochodzika, tylko jego ucznia! - odpowiedziaem ze miechem.
I atmosfera naszego spotkania od razu staa si milsza. Chopcy oparli rowery o
Rosynanta i przysiedli na zwalonej opodal szosy brzozie.
- Przepraszam, e doczyem do naszego zespou Andrzeja - tumaczy si ukasz -
ale to mj serdeczny przyjaciel, przed ktrym nie mam tajemnic. Poza tym, we dwjk
zawsze raniej. Ma jeszcze te zalet, e mieszka w najbliszym ssiedztwie domku
wynajtego przez Baziaka. Ich garae stykaj si ze sob tylnymi cianami. Daje to
moliwo podsuchiwania, o czym szajka Jzka gada, bo czsto co dubi w garau albo
przesiaduj pod parasolem rozpitym nad stolikiem na trawniku obok garau. W jego poblie
atwo si podkra za ywopotem.
- I cocie tam podsuchali? - spytaem nie bez ironii.
Ale chopcy si nie stropili.
- Na razie niewiele - odpar ukasz. - Jest ich tam czterech: Jzek Baziak, Antek,
Waldek i Rysiek. Ci trzej to obcy, ale nie wiadomo skd. Czasem przyjedaj swymi
wozami. Maj dwa passaty i beemk, wszystkie na gdaskich numerach Ale najczciej to
jed biaym mercem Baziaka...
- mieszne - wtrci Andrzej - e nie mwi do siebie po imieniu, tylko numerami.
Baziak jest Jedynk, a pozostali to Dwjka, Trjka i Czwrka. Jak si ktry zapomni i powie
do drugiego po imieniu, to reszta go ochrzani a mio. Te mi dziecinada - zamia si z
wyszoci pitnastolatek.
- Moe nie taka znw dziecinada - odparem. - By moe zaley im, by w jakim
wanym momencie nie zdradzi nawet wasnych imion.
- A widzi pan! - ucieszy si ukasz. - Sam pan przyznaje, e w sprawie Baziaka moe
si kry co wanego!
- Ale dlaczego nosz ponacinane floreny na acuszkach? - zastanawia si Andrzej. -
Czy po to, aby ich numery bardziej utkwiy im w pamici? - zaartowa.
- Ponacinane, mwisz? - teraz ja si zaciekawiem.
- Tak. Kady w innym miejscu. Jestemy tego pewni, bo specjalnie azilimy za nimi i
przygldalimy si.
- A nas Baziak pogoni.
Wyjem z kieszeni notes i dugopis.
- Mwicie, e jest ich czterech. Nacicia powinny wiec uoy si w ten sposb:
Ale, skoro Baziak jest Jedynk, to chyba tak:
Chopcy przyjrzeli si rysunkom i pokrcili gowami.
- Jakby te nacicia na ich florenach ukaday si czciej...
- I z jednej strony monet ich brakowao!
Zastanowiem si.
- Odrzucajc przypadkowo naci, to mog one stanowi cz wzoru: Ale w takim
razie brak nam jeszcze Pitki i Szstki.
- O, to, to! - oywi si ukasz. - Raz syszaem, jak jeden mwi do drugiego, e
czekaj jeszcze na speca!
Umiechnem si.
- Spec to byaby, dajmy na to, Pitka. Ciekawe, kto jest Szstk i czy nie ma wicej
liczb we florenowym szyfrze.
- Tak czy inaczej szykuj jaki grubszy numer - owiadczy zdecydowanie ukasz.
- Skd ta pewno? - spytaem.
Chopcy zachichotali.
- Podsuchalimy Kowalika - powiedzia wreszcie Andrzej - jak trzewia w rowie i
wyrzeka na niesprawiedliwo wiata, czyli modego Baziaka.
Nieoczekiwanie dla samego siebie zirytowaem si:
- Czy nie moglibycie opuszcza przymiotnika mody, kiedy mwicie o Baziaku.
- Nijak nie moemy - pokrci gow Andrzej, a iskierki miechu bysny w jego
oczach. - yje przecie stary Baziak i Baziak najmodszy, Antek, ktremu dooymy podczas
wycigu O Zoty Floren. Gdybymy nie mwili mody, wtedy pan nie wiedziaby, o
ktrego Baziaka chodzi.
- A niech was! - zamiaem si. - Ale gadajcie, co tam od Gupiego Jasia usyszelicie!
- Ale z tym Antkiem - westchn niespodziewanie ukasz - to te powana sprawa.
Trudno bdzie z nim wygra, bo mody Baziak, przepraszam, Jzek ma sprawi swemu bratu
taki sprzt, e mucha nie siada, bo nie zdy.
Machnem rk.
- Daje ty spokj, przynajmniej na razie, z Antkiem i wycigiem O Zoty Floren!
Bdziesz mia czas myle o nich podczas treningu. Wracamy do wyzna Jana Kowalika
zwanego przeze mnie Kus Marynareczk.
- Kusa Marynareczk! Hi, hi! - chopakom wyranie spodobao si wymylone przeze
mnie przezwisko. - Faktycznie, rkawy to mu ledwo za okcie sigaj. A poy, to nawet at na
tyku nie zakryj!
Zniecierpliwiem si.
- Moe dowiem si wreszcie, co usyszelicie od trzewiejcego w rowie Kowalika?!
ukasz zatar rce.
- Ju mwimy.
- Tylko sam pan przeszkodzi z t Kus Marynareczk - zastrzeg si Andrzej. Ale po
wymierzonym celnie przez przyjaciela kuksacu umilk.
- No to teraz bdzie relacja Jana Kowalika, zwanego Gupim Jasiem albo te Kus
Marynareczk, oj! - zawrzasn, bo tym razem on otrzyma kuksaca i to solidnego ode mnie i
spad z pnia brzozy.
- Si wie, si mwi - gramoli si z powrotem na swoje miejsce pocierajc stuczony
bok i ypic ponuro.
- Tak wic Jasio rzeczywicie dokopa si do florenw, ale nawet w alu i w rowie nie
zdradzi, gdzie je znalaz. Wystka tylko, e kilka z nich powiz do Gdaska na sprzeda.
Przyzna nawet, e pierwszy straci, kiedy go cykor oblecia, jak sprzedawca spyta, czy jest
z Zalewa. Od malekoci nerwowy byem - tak skary si w rowie. Gdy po skoczonych
transakcjach w innych sklepach chcia wrci do domu, jak raz podjecha do niego Baziak
swym biaym mercem, w ktrym jechao jeszcze dwch jego kumpli, i zaproponowali
podwiezienie. Kowalikowi wydao si, e tamten dobrze wie, po co jedzi do Gdaska. By
wic zadowolony, e uzyskane za floreny pienidze schowa za podszewk marynarki, bo z
takimi jak Baziak to nigdy nic nie wiadomo.
- Rzeczywicie Jasio nie jest taki gupi - mruknem.
- Ale mody Baziak - cign ukasz - tylko uprzejmie wypyta, czy kto nie dokopa
si znw do florenw na skarpie za garaami. I mwi, e floreny owszem, sporo grosza
przynios, ale on ma pomys, ktry ten zarobek by zwielokrotni. Na to Jasio, oczywicie, e
jak si tylko o nowych florenach dowie, to zgosi si do Jzka. Na to zdenerwowali si
kumple Baziak i powiedzieli, e sami florenw poszukaj, e zaczn od raportwki Kowalika.
- To byo gupie, nie? - wtrci Andrzej. - Bo gdzieby Jasio wozi floreny z Gdaska
do Zalewa?
- Jasne, e gupie - przytakn ukasz. - Ale co wykombinowali, to ju ich sprawa.
Grunt, e wyrwali Kowalikowi raportwk, a kiedy zobaczyli, e jest pusta, wyrzucili j przez
okno mercedesa. Co mia si biedny Jasio szarpa z dwoma byczkami. Stuli wic uszy po
sobie i udawa, e go utrata torby mao obesza. Zreszt cieszy si, e pienidze za floreny s
bezpieczne, przynajmniej na razie, pod podszewk marynarki. Jakby w nagrod Baziak
owiadczy, e mu si taki spokj podoba i e Kowalik w peni zasuguje na przyjcie do
paczki. A z tego przyjcia to spodziewa si moe tylko zyskw i to duych. I tym zapa
Gupiego Jasia, bo ten wyj spod podszewki pienidze i da je Baziakowi, za co otrzyma
now porcj pochwa. Grzecznie ju Kowalika do Zalewa zawieli. Tylko nie pod sam dom,
na jaki honor Jasio liczy. Ale wytumaczyli mu, e lepiej, eby go jak najrzadziej ludzie z
nimi widzieli, bo to wszystko wielka tajemnica. Niech tylko Jasio co wie o nowych florenach
im doniesie, albo pokae miejsce, gdzie je znale najatwiej. Nastpnego dnia wybra
Kowalik miejsce za garaami ani lepsze, ani gorsze, gdzie florenw mona si doszuka i z
meldunkiem pobieg do Baziaka. Ale ten uwierzy mu tyle co ja i pogna jak burego kota. O
adnej spce nie byo ju mowy. I jedyne, co Jasio usysza, byo to, e niech si pijaczyna
wynosi, a wszystko co gada o jakich pienidzach i wsppracy musiao mu si po pijanemu
przyni. I niech lepiej uwaa, eby ten sen w trwalszy si nie zmieni.
- Cakiem realna groba - zastanowiem si.
ukasz skin gow.
- Ale Kowalik j lekceway. Siedzia w rowie, podpity rzeczywicie i chwali si, e
prawdziwe miejsce z florenami to on zna dobrze, a Baziaka chcia tylko wyprbowa. O
swoje pienidze te jest spokojny, bo mu je Jzek przyniesie w zbach. Tyle ju wie o
planach Baziaka, e wystarczy, eby zameldowa policji, a Baziak zgnije w wiezieniu. Tak to
uj trzewiejcy w rowie Jan Kowalik - zakoczy ukasz.
- Brednie rozalonego po stracie raportwki pijaczka - podsumowaem ten dugi
raport.
ukasz si obruszy.
- To jak?! Wszystko brednie? A ta Jedynka, Dwjka i inne numery, o ktrych
podsuchalimy!?
Specjalnie, eby go rozzoci, wzruszyem ramionami.
- Ot, nadali sobie ksywki. To przecie byo i jest w modzie. A e numery? Rwnie
dobre jak kade inne okrelenia.
- To co teraz? - spyta Andrzej. - Uwaa pan, ze Baziak niczego nie knuje? Mamy
przesta ledzi jego szajk?
Pokrciem gow.
- Tego nie powiedziaem. Skoro macie takie znakomite miejsce podsuchu bandy, to
go kontynuujcie. Postarajcie si tylko zebra jak najwicej faktw i zadzwocie do mnie.
Jeszcze kilka dni pobd w Starych Jabonkach. W razie czego podskoczy do Zalewa. A teraz,
jak to si mwi, to by byo na tyle. Wy wracajcie na swj posterunek, ja jad do hotelu
Anders.
artowaem sobie z modych przyjaci, ale w gbi mej duszy odezwa si alarmowy
dzwonek, ktry ju kilka razy mnie nie zawid. Czyby i tym razem byo podobnie? Czyby
poszukiwania nowych miejsc ukrycia florenw miao doprowadzi do znalezisk o zawartoci
jak najbardziej wspczesnej i rwnie jak one cennej?
W kadym razie, moecie si mia ze mnie, wszystko stao si od tej chwili w mych
oczach podejrzane. Nawet Krystyna i jej niewinne pytanie, gdzie to wdrowaem.

Zadzwoni znw telefon. ukasz. Tym razem sprawa wygldaa na powaniejsz ni
poprzednia relacja na temat skarg w rowie pijanego Kowalika.
Podsuchujc w garau chopcy usyszeli, e tamci mwi co o jakiej wystawie,
ktra ma si niedugo rozpocz. Wicej nie powiedzieli, ale mdrej gowie do dwie sowie.
Chopcy zajrzeli do Gazety Olsztyskiej i wyczytali, e w Muzeum Warmii i Mazur w
Olsztynie ma by wystawiona sztuka sakralna ze zbiorw Muzeum Narodowego, cz
wystawy zorganizowanej na przyjazd papiea do Polski.
ukasz zaprosi mnie do Zalewa. Wedug niego mielimy niepowtarzaln szans
schwytania szajki Baziaka na przygotowaniach si do skoku na wystaw i oddania otrw w
rce policji.
Zamieszka miaem, a raczej ukry si w gocinnym domu pastwa Bieniw, ktrzy
wybrali si z dusz wizyt do rodziny, zostawiajc dom pod opiek syna.
- A co bdzie Rosynantem? - zaniepokoiem si o ukochany wz. - Przecie tak atwo
go rozpozna! Co si mam ukrywa w domu Bieniw, kiedy pod domem bdzie moja
wizytwka, ktr baziakowcy nie omieszkaj si zainteresowa.
- Rozumiem - odpar ukasz - ma pan zamiar wykorzysta jeszcze Rosynanta w akcji.
- Jakby zgad - odpowiedziaem.
W suchawce sycha byo szepty. Pewnie ukasz naradza si z Andrzejem. Wreszcie
usyszaem, jak sapn z ulg.
- Wie pan co, panie Pawle...
- Nie. Nie wiem.
- Ojej, pan artuje, a ja powanie!
- No ju dobrze, przepraszam. Mw.
- Z Rosynantem to zrobimy tak: jak szajka Baziaka wyniesie si gdzie z Zalewa (co
jej si czsto zdarza) pan przyjedzie i ukryjemy Rosynanta w pustym garau Bieniw.
Zamiaem si.
- Jeli dom pastwa Bieniw nie ma poczenia z garaem, to bd musia zamieszka
w garau, bo inaczej mgbym nie zauwaony przez tamtych podsuchiwa ich rozmowy. Ale
dobra, dajcie mi zna, kiedy mam przyjecha do Zalewa.
- To fajnie! - ucieszy si ukasz i nagle gos jego spowania. - Pamita pan, co
mwiem o tajemnicy dbw pisarza i o tym, e bd jej szuka w pamitniku Marka? Wydaje
mi si, e znalazem dalszy cig zaklcia: Z pierwszego patrz na trzeci...
Zaspiem si.
- Tylko tyle?
- Tylko - odpowiedzia ze smutkiem ukasz - ale mam nadziej znale dalszy cig
bd wyjanienie tego, co ju mamy. To do zobaczenia. Zadzwonimy, jak tylko przejazd
bdzie wolny.
- Czekam waszego telefonu z utsknieniem. Cze!

Wreszcie ukasz zadzwoni. Mogem spokojnie przyjeda do Zalewa. Modszy
Baziak starannie zamkn dom i zatankowawszy swego mercedesa do pena znikn gdzie w
sinej dali. A jego kompani wraz z nim.
Poegnaem si z Krystyn pod pretekstem nagego wezwania z ministerstwa.
Wyrazia al i nadziej, e jeszcze si spotkamy.
Gdy jechaem do Zalewa wydawao mi si, e w lusterku wstecznym widz daleko w
tyle za Rosynantem samochd przypominajcy golfa Krystyny. Ale jaki miaaby powd, aby
mnie ledzi? Dodaem lekko gazu i domniemany przeladowca znikn z pola widzenia.

Chopcy czekali na mnie w poprzednim miejscu, abym niepotrzebnie nie krci si po
Zalewie. Kierowany przez. nich dojechaem bez przeszkd do domu Bieniw i umieciem
Rosynanta w garau. Rozoyem siedzenia w Rosynancie i miaem gdzie spa. Ponadto ku
mojej radoci gara by wyposaony komfortowo w ma azienk.
Rzucio mi si te w oczy, e w szczytowej, stykajcej si z garaem Baziaka cianie,
wystaje jedna luna cega. Spytaem o ni Andrzeja.
Podszed do ciany.
- Tdy planowano przeprowadzi przejcie czce dwa garae, ale potem stosunki
moich starych z ssiadami popsuy si i przejcie zamurowano.
Ucieszyem si.
- Czyli bez wikszej szkody dla konstrukcji, a z poytkiem dla naszego suchu
moemy kilka cegie wyduba, tak ze zostanie tylko cienka ciana od strony Baziaka.
Dwa razy nie trzeba byo tego chopcom powtarza. W mig znaleli om i mot, a ju
po chwili w rogu garau pitrzy si stosik cegie. Trzeba byo ju tylko czeka, a wrci
szajka Baziaka i sprawdzi, czy naprawd syszalno poprawia si.
ROZDZIA PITY

SPORY WRD BAZIAKOWCW PLAN NAPADU NA KANTOR
WIZYTA W KOMENDZIE POLICJI W MORGU KOMENDANT
KMITA I JEGO HISTORYCZNE HOBBY NA GORCYM
UCZYNECZKU


Gdyby baziakowcy nie rozmawiali w garau, a tylko pod rozstawionym na trawniku
parasolem, sprawa byaby jeszcze atwiejsza, bo wystarczyo otworzy szeroko drzwi do
garau Bieniw, ktre przylegay do ywopotu, i nasuchiwa za nimi.
Oczywicie nie moglimy sysze, o czym Baziak i spka rozmawiaj w domu. Ale
liczyem na to, e podczas upalnych dni bd woleli spdza wicej czasu pod parasolem na
wieym powietrzu.
Wrcili wreszcie i rozparli si na leakach w cieniu parasola.
- Trjka, skocz do lodwki po piwo - zakomenderowa, jak si domylaem, Baziak.
I Antek, czyli Trjka, posusznie poczapa do domu.
Ostronie podkradem si pod oson szeroko otwartych drzwi garau i przycupnem
za ywopotem.
Dugo musiaem wysuchiwa byle gadaniny, a przyniesione przez Trjk dobrze
schodzone piwo rozwizao jzyki.
- Ciekawe, czy ten spec od urzdze alarmowych z Warszawy - zacz ten, ktrego ju
w mylach nazywaem Czwrk, czyli chyba Rysiek, piegowaty drobny blondyn o
rozbieganych oczach - jest naprawd taki dobry?
- I ta caa tajemniczo, ktr si otacza - wtrci krcc gow rudawy chyba Waldek,
Dwjka.
- Komu si nie podoba, niech si wynosi - spokojnie odpowiedzia znad oszronionej
szklanki blondyn. - No nie, Trjka? - skin szklank na niedwiedziowato zbudowanego
osika.
- To Jzek Baziak - usyszaem szept za sob. ukasz i Andrzej przycupnli tu za
mn.
- Jasne, szefie! Za uszy takiego i won, h, h! - zanis si rechotliwym miechem
Trjka, czyli Antek.
Dwjka i Czwrka nic nie odpowiedzieli.
Tak wic w tej maej bandzie jest podzia - pomylaem. - Baziak i Antek kontra
Waldek i Rysiek. To moe si przyda.
Po raz ostatni nazwaem w myli czonkw gangu po imieniu. Odtd byli dla mnie
tylko numerami. No, moe z wyjtkiem szefa bandy, Jzka Baziaka.
- Bo co mi si wydaje, e ten osawiony spec - cign Czwrka - nie jest zbytnio
nam potrzebny. Fanty z wystawy wyoone jak na tacy, to po co jeszcze jedna kiesze do
podziau?
Baziak ziewn.
- Przesta marudzi. Zwaszcza, e tyle znasz si na urzdzeniach alarmowych, co ja
na pielgnowaniu pomidorw.
- H, h! - przypochlebnie zarechota Trjka.
- Tak wic, chopcy - gos Jedynki zagodnia - spec przyjedzie. Poznamy go po
florenie pitce. Bez speca nie dalibymy sobie rady, wpadlibymy jak liwka w kompot.
- O Pitce cokolwiek wiemy - sign po piwo Dwjka - ale ciekawi mnie, kim jest
Szstka.
Syszc o Pitce i Szstce ukasz u mego boku nie wytrzyma i poruszy si
niespokojnie. Trzasna gazka.
Siedzcy przy stoliku jak na komend odwrcili si w nasz stron.
- Co to? - odstawi szklank Jzek. - Sprawd, Trjka, co tam azi po krzakach.
- Ee tam - zlekceway polecenie szefa niedwiedziowaty Trjka, ktremu bardziej ni
innym dokucza upa - koty. Starzy Bieniowie wyjechali, modemu nie chce si ich doglda,
to a godne po caym ogrodzie, eby jakiego ptaka upolowa albo mysz. Widziaem przed
chwil jednego kocura. O, tam wanie - skama wskazujc w nasz stron. Tak bardzo nie
chciao mu si rusza z miego cienia parasola!
- No to co z t Szstk? - nie ustawa Dwjka.
Baziak zamia si.
- Dowiesz si we waciwym czasie. Na razie niech ci wystarczy, e ja wiem.
- A ty to niby taki wany?! - achn si Dwjka.
Jzek zamia si.
- Szef, dziecino, szef. I to te powinno ci wystarczy - sign spokojnie po piwo, ale
w jego gosie brzmiaa ostra nuta.
Pod parasolem zapanowaa cisza.
- Wieczr blisko, a my godni - odezwa si wreszcie polubownym gosem Dwjka. -
Niech Trjka zrobi jakie szamasko, bo w brzuchu piszczy.
- Faktycznie, wypadaoby co przetrci - Baziak wsta od stolika, a za nim reszta i
ruszyli do domu.
Wycofalimy si do garau.
- aj - masowa obolae minie ukasz - ale mi nogi cierpy.
Zamiaem si.
- To po co pchasz si, gdzie ci nie prosz? W dodatku o may wos zostalibymy
przez ciebie odkryci. Ciekawe, jak by si tumaczy, gdyby Trjka nie by taki leniwy?!
Chopak ponuro zwiesi gow.
- No, najwaniejsze, e nas nie odkryto! - pocieszyem go. - A jeli nasi przyjaciele
zza ywopotu nie zapomnieli o Pitce i Szstce, a nie wspomnieli o na przykad Sidemce,
tak znak, e schemat, wedug ktrego zrobione s nacicia na florenach przedstawia si jak
mylaem!
- I co z tego? - zapyta Andrzej.
- Dobrze wiedzie - odparem.
- Dlaczego? - spyta ukasz.
Rozemiaem si.
- Bo moe przyjdzie mi udawa Pitk lub Szstk.
- Pan naprawd myli... - zawoa Andrzej.
Pooyem mu uspokajajco rk na ramieniu.
- Tak. Myl. Ale tylko myl. A od myli do czynu jeszcze droga daleka...

Nastpnego dnia dyurowaem wanie sam w garau, bo ukasz z Andrzejem
pojechali na trening przed coraz bliszym wycigiem O Zoty Floren. Siedziaem tak sobie,
nudziem si, a tu usyszaem, e otwieraj si drzwi garau Baziaka.
Przyskoczyem do miejsca, gdzie wyjlimy cegy ze ciany i przyoyem ucho do
nadwtlonego muru.
Najpierw usyszaem szczk narzdzi, a potem, oprcz niego, tak oto rozmow
przeprowadzon, jak si zorientowaem, przez Dwjk i Czwrk:
- e te Jzek akurat teraz wpad na ten pomys z kantorem - Dwjka by wyranie
zy.
- Nie Jzek, tylko Jedynka - poprawi mwicego Czwrka. - Od przybytku forsy
gowa nie zaboli.
- Ale teraz? Kiedy czeka nas tyle szmalu za fanty z olsztyskiego zamku?
Szczkny jakie narzdzia.
- eby zdoby du fors w Olsztynie, musimy najpierw dorwa spor w Morgu.
Jzek, przepraszam, Jedynka mwi, e jego pienidze s na wykoczeniu, a tu potrzeba i to
nie byle grosza na zaliczk dla speca z Warszawy. Pono on bez niej nawet palcem nie
kiwnie.
- Przecie bdzie mia swoj dziak, do licha! - znw rozzoci si Dwjka.
- Dziaka dziak, ale taki ma zwyczaj, e bez zaliczki i to sporej do roboty si nie
wemie. Widocznie musia go kto kiedy porzdnie wyrolowa. Ale co tu kombinowa. W
pitek punkt o dwunastej skadamy wizyt w kantorze w Morgu.
- Dlaczego wanie w pitek? Pechowy dzie.
- Ech, gupi jak but z lewej nogi. Pitek pechowy dla kmiotkw i ciuaczy. Ale przed
niedziel obroty w kantorze najwiksze.
- O obrotach gadasz? To nie mona zrobi skoku w takim powiedzmy Olsztynie? Tam
w kadym kantorze forsy pewnie wicej ni w caym Morgu.
- Ale i zabezpieczenie lepsze. Zreszt nie nasza w tym gowa - Morg czy Olsztyn.
Szef mwi, e ma dokadnie namierzony Morg. Niech wic bdzie ta miecina. Prawie pod
bokiem, a jednoczenie na tyle daleko, e policja nie zacznie od razu za nami wszy.
- Kombinujesz, e nam si uda?
- Pewne jak w szwajcarskim banku. Jzek, sorry, Jedynka nie takie numery wykrca,
jak obrbka kantoru na prowincji.
- Jak taki kozak, to dlaczego stuli uszy w swym rodzinnym Zalewie?
- Gupi. Wanie dlatego, e z niego taki kozak, to zaczo by mu gorco. Policaje
wszyli tu, tu. No wic dlatego przyczai si w Zalewie. Ale gwk pracowa nie przesta.
No i dlatego jestemy tutaj. A sucha si go naley, bo raz, e eb ma nic od parady i dwa, e
nie posucha go, jak si ju zaczo robot, moe okaza si niezdrowo. Bardzo niezdrowo
dla nieposusznego... - zowrogo zawiesi gos.
- A dlaczego w ogle ma policja za nami wszy? Trzeba to przyzna, e Jedynka
starannie robot przygotowuje. Na beemce zmieni si numery i przebije te na silniku, do tego
dowodzik rejestracyjny nie za stary, nie za nowy, adna kontrola drogowa niegrona!
Pojedzie si te wolniutko, dziewidziesitk, eby nie prowokowa drogwki do
zatrzymania, ktre mogoby by dla nas bardzo szkodliwe przy zbytniej dociekliwoci
wadzy. A tak tylko jecha i pieniki z kantoru bra, wybiera!
Dalsza rozmowa Dwjki i Czwrki dotyczya urokw i zalet pewnej Oli. Ale to ju
nie temat naszej opowieci.

Gdy ukasz i Andrzej wrcili z treningu odczekaem w swej garao-kryjwce. (Nie
mogem swobodnie w dzie chodzi do domu Bieniw, bo baziakowcy zwrciliby na mnie
uwag albo po prostu zapamitali, a tego chciaem unikn). Tak wic odczekaem spokojnie,
a ukasz pojedzie do domu umy si i przebra, i wrci, a Andrzej take doprowadzi si do
porzdku. Dopiero wtedy, gdy zgromadzilimy si w garau, opowiedziaem chopakom
usyszane rewelacje na temat groby zawisej nad kantorem w Morgu.
Poniewa - jak mwi - gdzie dwch Polakw, tam trzy zdania (a nas byo trzech),
Andrzej chcia telefonowa do waciciela kantoru, by go ostrzec; ukasz proponowa,
abymy ju teraz uderzyli na szajk Baziaka. A potem obaj zaproponowali zorganizowanie
zasadzki na ponumerowanych bandytw podczas ich napadu na kantor.
Bardzo si zdziwili, kiedy ja zarzdziem zawiadomienie morskiej policji.
- Boi si pan, e nie damy Baziakowi rady? - westchn ukasz.
- A ich jest tylko czterech! - z pogard skrzywi si Andrzej.
Skinem gow.
- Tak, czterech. Czterech zbirw, na dodatek z okazji skoku na kantor na pewno
uzbrojonych. A ja mam...
- Dwch szczeniakw? - mrukn ukasz.
Umiechnem si zgodnie.
- Nie formuowabym tego a tak ostro... Ale w zasadzie zgadzam si. Mam do
pomocy dwch nastolatkw, ktrzy rw si do walki, a w razie czego uciekn z paczem do
mamusi...
- Do mamusi?! My?! Nigdy! Jak pan moe?! - zawrzeli oburzeniem chopcy.
Rozemiaem si.
- No ju dobrze. Przepraszam. artowaem. W potrzebie bdziecie walczy jak
Ryszard Lwie Serce. Tylko rzecz w tym, eby do tej potrzeby nie dopuszcza. Ale moja w
tym gowa.
Wstaem i podszedem do motocykla pod cian.
- Ta jawa jeszcze na chodzie?
- Ale oczywicie - poderwa si Andrzej - ojciec bardzo lubi od czasu do czasu
przejecha si na niej. No i ja przygotowuj si do zrobienia prawa jazdy.
Rzeczywicie. Od trzeciego, jak to si mwi, kopnicia motor zaskoczy. Napeni
gara kbami spalin, ale wydawa si by w porzdku. Rycza - e powtrz za Szekspirem -
jak z blu ryczy ranny o.
- A nie ma przypadkiem twj tata jakiego kombinezonu motocyklowego? Taki,
wiesz: od dou po gr cay w skr?
- Tata ma i to nie przypadkiem - z dum odpar Andrzej. - W naszej rodzinie
przypadki eliminujemy!
Rozemielimy si.
- Chce pan wyj z garau? - pokrci gow z niezadowoleniem ukasz. -
Baziakowcy zobacz pana.
Wzruszyem ramionami.
- Nie zobacz mnie konkretnie ani nikogo, kogo mogliby zapamita. Zauwa tylko
kombinezon i kask. A w pogawdki z nimi wdawa si nie mam zamiaru. Gdyby moja
skromna posta zainteresowaa gang, w co wtpi, to zawsze Andrzej moe opowiedzie im o
kuzynie, ktry wpad z odwiedzinami, a nic zastawszy pastwa Bieniw zadowoli si
przejadk jaw. No, Andrzeju, przyno kombinezon. Powinienem dojecha do Morga
przed czternast, a wic jeszcze w peni urzdowania naszej dzielnej policji. Jedziesz ze mn?
- A dlaczego on, nie ja? - zaperzy si ukasz.
Poklepaem go po ramieniu.
- Dlatego Andrzej, e dziwnie by wygldao, gdyby to ty wybra si na przejadk z
jego kuzynem, a on pozosta w domu. Sied tu i uwaaj na naszych ponumerowanych
przyjaci. Co mi si zdaje, e przygotowuj na morsk akcj jakie skradzione BMW. Ale
wolabym by tego pewien. Musisz dowiedzie si czego wczeniej o kolorze auta oraz jego
nowych numerach. Jasne?
- Jasne! - rozpogodzi si ukasz.
Andrzej poszed do domu i po niedugim czasie wrci przebrany ju w kombinezon.
W rkach trzyma drugi i dwa kaski. Obawiaem si, czy przypadkiem kombinezon ojca
Andrzeja nie bdzie na mnie za may, ale okaza si nawet zbyt luny. Pan Bie to kawa
chopa!
Wycignem jaw z garau. Andrzej pobieg i otworzy bram.
Zapaliem motor i wsiadem na niego. Ruszyem. Andrzej w biegu wskoczy na
siodeko. Od strony siedziby gangu Baziaka nie zauwayem adnego ruchu. Nikt te nie
wyglda przez adne z okien. Nie niepokojeni wyjechalimy na eromskiego i dalej w
kierunku szosy na Madyty i Morg.
Na szosie wyprbowaem talenty jawy. Musiano o ni rzeczywicie dba, bez
wysiku wycigaa bowiem 140 na godzin.
Niewiele - zauwaycie - w porwnaniu do moliwoci BMW, ktre miao gra gwn
rol w napadzie na kantor. Ale c, jak si nie ma, co si lubi, to si lubi, co si ma!
Rosynanta chciaem zachowa na powaniejsze okazje.

Zajechalimy pod Komend Miejsk Policji w Morgu. Zaparkowaem jaw i
weszlimy do budynku. Dyurny policjant nie mia nic przeciwko temu, aby zameldowa nas
komendantowi. Radzi jednak poczeka - komendant by zajty.
Usiedlimy na krzesekach pod cian i czekalimy w nabonym skupieniu, w jakie
wprawia cywila wizyta w siedzibie policji. Wreszcie trzasny gdzie otwierane drzwi i
tubalny gos zawoa:
- Tak trzeba! Na gorcym uczyneczku!
Korytarzem, w towarzystwie dwch policjantw przeszed skuty osobnik, dla ktrego
dokadniejszego okrelenia sowo oprych byoby komplementem.
Za nim zobaczylimy oficera policji w mundurze z dystynkcjami komisarza. Oficera o
postaci wysokiej i chudej, jako ywo przypominajcej pana Longinusa Podbipit. Komisarz
w radosnym nastroju zaciera rce powtarzajc:
- Na gorcym uczyneczku!
Tak oto poznalimy dowdc morskiej policji, komisarza Jana Kmit.
- Aa, panowie rockersi do mnie? - odebra meldunek od wypronego jak struna
(dbano tu o dyscyplin!) dyurnego.
- Tak jest! - wyprylimy si odruchowo.
- Niech yj polskie motory! - zasalutowa ze miechem komisarz. - Prosz bardzo.
W swoim gabinecie ju po kilku moich stwach spowania. Wsta zza biurka i
podszed do okna.
- Kantor. Tak wic przysza kolej na kantor w Morgu - odwrci si ku nam. -
Przepraszam, e tak to sobie powtarzam, ale wanie niedawno sporzdziem list najbardziej
naraonych na napad obiektw w Morgu. Kantor umieciem na niej, jak panowie si
domylaj, na wysokim miejscu.
(Andrzejowi strasznie imponowao zwracanie si do niego przez pan, ale nie da
tego pozna po sobie, jeli nic wspomnie lekkiego zaczerwienienia policzkw, w ktre
nabra powietrza.)
- Co, wedug panw, powinien zrobi w takiej sytuacji komendant ubogiej morskiej
policji?
Popatrzyem na Andrzeja.
- Sdz, e zasadzk... - bkn niemiao i poczerwienia jeszcze bardziej.
- O, to, to! - zatar rce komisarz. - To lubi najbardziej! Schwyta na gorcym
uczyneczku!
Zerkn wesoo przez okno, jakby ju tam widzia doprowadzajcych do komendy
czonkw szajki.
- A wiedz panowie, jakie przeszkody wodne broniy w redniowieczu dostpu do
Morga?
Przyznam, e jeli chodzi o zaskoczenie czym niespodziewanym, to w peni si
komisarzowi udao. Przypadkiem jednak wiedziaem:
- Jezioro Morskie, potok zwany Myskim, staw Myski, a dodatkowo od wschodu
dwa wypenione wod rowy.
Kmita spojrza na mnie przyjanie.
- O, to si nazywa rozpoznanie terenu przed akcj! Ale, wracajc do niej... Zasadzk...
powiada pan, mody panie. Ale gdzie? Wewntrz kantoru czy na zewntrz? Wewntrz raczej
nie. Wchodzcy przestpcy od razu zorientowaliby si, e w kantorze pracuje co za duo
kasjerw. Zaatakujemy skubacw w momencie, gdy bd przekonani, e cay plan im si
powid! Kiedy bd wsiada do czekajcego na nich samochodu!
- A czy nie mona wczeniej? - spytaem niemiao.
- Wczeniej? - komendant popatrzy na mnie nieufnie.
- To znaczy ju teraz. Aresztowa przestpcw w ich melinie.
- Jeli ujmiemy ich ju teraz, to za co bd odpowiada? Za kradzie samochodu.
Moe jeszcze za nielegalne posiadanie broni. O ile j u nich dzisiaj znajdziemy. I nie minie
wiele czasu, a buja bd na wolnoci! Co innego napad z broni w rku. Tu i najlepszy
adwokat im nie pomoe. Dostan wyroki jak si patrzy!
Grzecznie skoniem si komendantowi. Zrozumiaem, e mam przed sob czowieka
czynu.
Ten chwil milcza, jakby w oczekiwaniu na niedopuszczalny sprzeciw, wreszcie
sapn i mwi dalej:
- Wystarczy jeden nasz samochd, oczywicie cywilny, by w razie prby ucieczki
zablokowa drog samochodowi opryszkw. Do tego kilku funkcjonariuszy po cywilnemu,
ktrzy bd stali opodal i wcz si we waciwym momencie do akcji. I mamy ptaszki w
garci!
Omieliem si wtrci.
- Chce pan uy do akcji miejscowych funkcjonariuszy? Nie wiem jak pozostaa
trjka, bo s tu pono obcymi, ale Baziak moe zna ktrego z paskich chopcw.
Komisarz skin gow.
- Co do tego, to si zgodz. Dlatego poprosz o pomoc kolegw z Olsztyna - zerkn
na Andrzeja. - Kto i kiedy ukry si w Morgu przed niespodziewanym atakiem Prusakw w
sianie?
Ku memu i chyba te komendanta zdumieniu Andrzej odpowiedzia cicho, ale
spokojnie.
- Marszaek napoleoski Jean Baptiste Bernadotte, pniejszy krl Szwecji, zaoyciel
dynastii, ktra do dzisiaj tam panuje.
- Zuch chopiec! - klasn w donie komisarz. - A mwi, e nasza modzie do
niczego!
Popatrzylimy z dum na Andrzeja, ktry w tym momencie pod wpywem barwy
policzkw mg ju rywalizowa z burakiem. Komisarz odwrci si w moj stron.
- Mwi wic pan, e rozmow bandytw podsuchalicie przypadkiem?... - zawiesi
pytajco gos, co mogo oznacza: Gadaj zdrw. Ani ociupin nie wierz w takie przypadki.
Uderzyem si pici w pier jednoczenie kopic Andrzeja pod krzesem w kostk,
bo co mi si zdawao, e ten ma ogromn ochot pochwali si przed komisarzem z
rozszyfrowania dalszych tajemnic ponumerowanego gangu. Ja za miaem inne plany.
- Daj sowo, panie komendancie, e podsuchalimy bandziorw zupenie
przypadkowo, wypoczywajc nad jeziorem Ewingi. Rwnie przypadkowe i moe mylne jest
skojarzenie rozmawiajcych w nadjeziornych zarolach z ssiadem Andrzeja, niejakim
Jzefem Baziakiem. Dlatego te bd prosi o wyczenie nas z dalszego ledztwa. Dla dobra
chopca - pogaskaem Andrzeja po gowie, na co on odpowiedzia wciekym spojrzeniem. -
Obawia si zemsty wzmiankowanego Jzefa Baziaka lub jego kumpli. Nasze doniesienie
prosz potraktowa jako anonimowe.
Komisarz popatrzy na mnie z niechci.
- Anonimowe, powiada pan? A moe w ogle w strachu przed zemst chce pan
wycofa doniesienie? Ale niestety ju na to za pno! - wybuchn ironicznym miechem. - Ja
wycofa si nie mam zamiaru. I Baziak, czy jak mu tam, bdzie ju pojutrze o tej porze za
kratkami. Do widzenia panom. Mio byo pozna i pogawdzi o historii Morga. Szkoda, e
nieco rniy si nasze zdania co do rozwizywania dzisiejszych problemw. Jeszcze raz do
widzenia panom!...
Ze zwieszonymi gowami wyszlimy z gabinetu.
- Co, przepytywa was stary z historii Morga? - przywita nas dyurny policjant.
- Troszeczk - umiechnem si wymuszenie.
- Tak - pokiwa gow policjant - to jego hobby... Jeli nie liczy suby.
Wyszlimy z budynku.
Jak si spodziewaem, Andrzej zaatakowa mnie. Gromkim gosem zaprotestowa
przeciwko potraktowaniu go jak dziecko oraz wyrazi zdumienie, e nie poinformowaem
komisarza o innych, odkrytych przez nas sekretach gangu Baziaka, gwnie o tym, e chce
zagrozi wystawie w olsztyskim muzeum.
Umiechnem si.
- Jeli odniose wraenie, e ci traktuj jak dziecko, to przepraszam. Ale nigdy nie
miaem nawet takiego zamiaru.
- A to kopanie pod krzesem? - nie ustawa Andrzej.
- Wybacz, ale w tamtej sytuacji kopnbym nawet dorosego. Dyskrecja przede
wszystkim.
- Uwaa wic pan, e nie naley informowa policji o planowanym przez zodziei
wamie do olsztyskiego zamku?
- Ale naley! Tylko uwaam, e informacja taka musi opiera si na konkretnych
faktach. Tak jak nasza dzisiejsza: W pitek o godzinie dwunastej ci i ci planuj dokonanie
napadu na kantor w Morgu. Natomiast uwaam informowanie policji tylko o zamiarze
dokonania wamania za przedwczesne, zwaszcza gdy informator znajduje si w sytuacji
umoliwiajcej uzyskanie dodatkowych cennych informacji. A my w takiej si znajdujemy.
Musimy zebra tylko jeszcze nieco faktw, aby zatrzymany przez policj Baziak na
oskarenie: Syszelimy, e ma pan zamiar wama si do olsztyskiego zamku nie
rozemia si oskarajcym w nos. Syszelimy, e ma pan zamiar... Drogi chopcze, gdyby
na podstawie tylko takich oskare aresztowano ludzi, w przepenionych wizieniach
zabrakoby miejsca dla prawdziwych przestpcw! Poza tym, jak udowodni win komu, o
kim tylko si syszao, e ma zamiar dokona wamania?
Wsiedlimy na jaw i ruszylimy z powrotem do Zalewa.

ukasz przywita nas z ponur min.
- Cocie narozrabiali w Morgu?
Zdziwiem si.
- Nic. A co mona narozrabia w komendzie policji nie naraajc si na aresztowanie?
Chopiec pokrci gow.
- To w takim razie Baziak jest jasnowidzem!
Popatrzyem na niego ze wzrastajcym zdziwieniem.
- Dlaczego tak sdzisz?
ukasz przecign si z satysfakcj.
- Ju mwi. Jeli Baziak nie jest jasnowidzem, to kto musia was widzie
wchodzcych do komendy i donis o tym Jzkowi. Moe zreszt on sam by wtedy w
Morgu, gdy zajechalicie na policj. Niewane. Grunt, e gdy mina jaka godzina od
waszego wyjazdu, a Dwjka, Trjka i Czwrka raczyli si piwkiem pod parasolem wpad
Jedynka, czyli po naszemu mwic mody Baziak, kaza natychmiast zabiera BMW z garau
i wynosi si z nim w diaby. Do akcji na kantor maj uy, jak to sam nazwa,
podapanego w ostatniej chwili samochodu, ktrego numery podmienia. Dopiero tamci
podnieli krzyk, e beemka wyszykowana, a numery ma ju nowe i nawet dowd
rejestracyjny. Ale Jedynka nie ustpi. Co im tylko burkn o przeczuciu i o tym, e
przeczucie w robocie rzecz wana. Na to oni, e skoro ju tak nalega, to rzeczywicie do
napadu mona uy innego wozu, ale beemki al porzuci. Mona j przetrzyma do niedzieli
i opchn na giedzie. A za taki wz sporo grosza wpadnie. Na to Baziak, e jeli wz jest
trefny, to nie ma o czym gada, tylko trzeba pozby si go. Kaza Trjce zabiera BMW z
garau i porzuci gdzie, ale tak, eby nikt nie widzia, e to on prowadzi beemk. No i
Trjka pojecha, a Dwjka i Czwrka cigle narzekali, e szkoda takiego wozu, bo jak trzeba
bdzie ucieka, to trudno morskiej policji znale szybszy do pocigu. Wreszcie Baziak
zdenerwowa si i wrzasn na nich, eby stulili dzioby. No i na tym skoczya si
przyjacielska pogwarka naszych ssiadw - skoczy ukasz.
- Co pan na to? - spyta Andrzej. - Kto widzia nas w Morgu?
Pokrciem gow.
- Raczej nie. Gdyby Baziak wiedzia, e kto ma jego szajk na oku, to po pierwsze, w
ogle zrezygnowaby z napadu na kantor, a po drugie, przestaby myle o skoku na
olsztysk wystaw, tylko wysa swoje numerowe towarzystwo do domu, tak jak pozby si
BMW. Moe rzeczywicie kieruje nim przeczucie albo jaki zodziejski przesd. Grunt, e z
napadu na kantor nie zrezygnowa!
- Co pan zamierza? - spyta Andrzej.
- Po pierwsze, wyrazi ubolewanie, e tak zaja nas ktnia w Morgu, i
zapomnielimy obejrze dokadnie kantor. A nawet nie wiem, gdzie on jest. Po drugie,
zadzwoni do komendanta Kmity i powiem mu, e BMW jest ju nieaktualne i zodzieje
podjad pod kantor sami jeszcze nie wiedz jakim samochodem. A reszta rozstrzygnie si w
pitek.
- W samo poudnie... - zapiewa ukasz song z westernu.
ROZDZIA SZSTY

AKCJA KANTOR POLICJA NA POSTERUNKU
NIEOCZEKIWANA UCIECZKA OPLA TAJEMNICZY PAKUNEK
LOT NA JAWIE PRZESZUKANIE U BAZIAKA TRZY P-64
ROZPOZNANY POLICJANT


Nadszed pitek. Baziakowcy z samego rana zapakowali si do mercedesa i odjechali
w sin dal. A nabraem ochoty - wiedzc, e nie wrc prdzej a po udanym lub nie
skoku na kantor - wama si do ich siedziby i rozejrze. By moe trafioby si co
ciekawszego. Ale zrezygnowaem z pomysu. Na razie sprawa kantoru bya najwaniejsza!
Owszem, w peni ufaem morskiej policji, ale chciaem przyjrze si, jak poradzi sobie ona z
gangiem Baziaka.
Przejrzaem jeszcze raz jaw i zatankowaem do pena.
- Wybiera si pan do Morga - stwierdzili moi pomocnicy, nie wiedzie czemu z
ponurymi minami.
- Tak - umiechnem si. - Powiadaj, e paskie oko konia tuczy.
- To teraz ja pojad z panem - kategorycznie owiadczy ukasz.
- A dlaczego wanie ty?! - zaperzy si Andrzej.
- Bo moja kolej. Ty jedzie na policj. A kto musi panu Pawowi pokaza, gdzie
kantor, no i najlepsze drogi dojazdu do niego, a take miejsce, w ktrym mona zaczai si na
bandytw.
Andrzej machn ze zoci rk.
- Baziak ci rozpozna i zrezygnuje ze skoku!
ukasz wzruszy ramionami.
- W kombinezonie i kasku nie rozpozna mnie ani ciebie, gdyby pojecha do Morga!
W skupieniu myem rce po ogldzinach motoru i dawaem wygada si chopcom,
ktrzy wreszcie zawoali jednym gosem:
- Panie Pawle!
- Sucham?
ukasz pocign mnie za rkaw.
- No to ktry z nas jedzie z panem?
Andrzej mia inny pomys:
- Dlaczego szykuje pan ten gruchot - kopn jaw - a nie chce wzi Rosynanta? Pan
Samochodzik bez swego samochodu? Przecie tam moe zdarzy si okazja do pocigu za
bandytami!
Wytarem rce.
- Po kolei! Po pierwsze, nie zamierzam zabra ze sob adnego z was...
- Ale dlaczego?!
- Panie Pawle!
- Nie zasuylimy?
- Przecie tropimy od pocztku szajk Baziaka!
Skinem gow.
- Nikt nie podwaa waszych zasug. Tylko tam moe doj do strzelaniny, a ja nie
chc naraa was bez potrzeby.
Chopcy spochmurnieli. ukasz a waln pici w mur.
- No tak! Szpiegowa Baziaka to jestemy dobrzy, ale do schwytania go na gorcym
uczynku, to ju nie!
Pooyem mu rk na ramieniu.
- I ja nie bd go chwyta. Od tego jest policja. Ja tylko jad przyjrze si caej akcji.
A z waszego, jak to nazywasz, szpiegowania nie kpij, bo gdyby nie ono, Jedynka dziaaby
sobie bezkarnie, a tak wpadnie ju na swym pierwszym numerze w Morgu. A jeli uda mu
si uj z zasadzki policji pod kantorem, bdziemy musieli przecie stara si zapobiec
skokowi na wystaw w olsztyskim zamku. Roboty bdzie po uszy, rcz wam. Zreszt
wierz, e wszystko skoczy si pod kantorem. I przyznaj si, e jad tam z czystej
ciekawoci. Na pewno komendant Kmita i jego chopcy poradz sobie z ponumerowan
czwrk.
- A czemu nie jedzie pan Rosynantem? - upiera si Andrzej.
Zastanowiem si.
- Widzisz. Zawsze istnieje (odpuka) cie szansy, e mj wz bdzie jeszcze
potrzebny. Dlatego nie chciabym zdradza jego istnienia i jego moliwoci przed czasem.
Niech lepiej nikt z gangu nie wie, e Rosynant garauje tu pod ich melin.
ukasz popatrzy na mnie.
- Bierze wic pan pod uwag, e numerowcy uciekn policji?
- Nie. Jestem pewien, e wszyscy biorcy udzia w skoku na kantor wpadn. Ale moe
nie wszyscy wezm w nim bezporedni udzia i ktry z nich uniknie aresztowania. Moe
bdzie prbowa odbudowa band? Nigdy nic nie wiadomo. Pamitajmy, e jeszcze
pozostay floreny Pi i Sze! Nie zapominajmy, e wystawa w Muzeum Warmii i Mazur
wci jeszcze bdzie kusi. Mam dziwne przeczucie, drodzy moi - objem chopakw - e
nasza rola w tej sprawie jeszcze si nie skoczya! A teraz wytumaczcie mi, gdzie w Morgu
znajd kantor i gdzie w pobliu niego bd mg spokojnie i nie rzucajc si w oczy
zaparkowa jaw...

Za dwadziecia dwunasta zajechaem pod kantor. Rozejrzaem si. Na ulicy panowa
wzmoony ruch, jak to w targowy dzie. Samochody jechay jeden za drugim, a na
chodnikach grupki pieszych potrcay si prawie spychajc na jezdni. A dziwio to w tak
niewielkim miecie jak Morg.
Moe to przeczulenie, ale spomidzy zaparkowanych samochodw od razu wybraem
policyjny cywilny polonez. Moe dlatego, e by jedynym samochodem, w ktrym siedzieli
pasaerowie - czterej mczyni, niby zajci lektur gazet. Poza tym polonez sta prawie
naprzeciw wejcia do kantoru, pozostawiajc za sob akurat tyle miejsca, ile trzeba na
zaparkowanie jednego samochodu. Miaem nadziej, e miejsca przewidzianego dla Baziaka
nie zajmie inny wz.
- Mam nadziej, e ten polonez ma podrasowany silnik, bo nie sdz, eby Baziak
ukrad na skok byle grata i w razie pocigu policja moe mie due kopoty - zamruczaem
pod nosem.
Nie zdejmowaem kasku. Kombinezon tylko rozpiem. Byo mi gorco jak diabli.
Po co ja tu przyjechaem? - pomylaem. Zoyem doniesienie na policji i niech
ona teraz si martwi o bezpieczestwo kantoru!
Oczywicie chciaem, eby podwadni Kmity schwytali bandytw podczas napadu.
Ale, wybaczcie, chciaem te schwyta na gorcym uczyneczku, jakby powiedzia Kmita,
ten sam gang Baziaka podczas ich wamu do olsztyskiego zamku. Oczywicie wiedziaem,
e takie podwojenie bandy jest niemoliwe, cho c, czy tylko dzieci maj prawo do
marze?
Popatrzyem w kierunku wejcia do kantoru.
Opodal niego stao trzech mczyzn pogronych w leniwej pogawdce. Byli dobrze
zbudowani i wygldali na szybkich w razie czego.
Gliny - pomylaem nie bez sympatii. - Tak wic Kmita rzeczywicie dba o
zabezpieczenie akcji.
Pozostao wic tylko czeka na gwnych aktorw naszego dramatu: Baziaka i jego
numery.
Ciekawe - zastanawiaem si - moe podjad mercedesem Baziaka? Co ty, Jedynka
nie jest taki gupi, eby zostawia lad, uywajc swego samochodu, zapewne znanego w
Morgu. Owszem, gdzie na trasie moe, a nawet na pewno, maj przygotowan przesiadk z
trefnego, uytego do skoku wozu, do mercedesa, ale eby ryzykowa jego bezporedni udzia
w skoku, o tym nic moe by mowy!
Obejrzaem si wkoo...
Ulic wolno nadjeda kremowy opel o przyciemnionych, tak ulubionych przez
wszelkiej maci przestpcw, szybach. Jecha wolno. Jakby wahajc si, jakby szukajc
miejsca do zaparkowania. To nadjeda gang Baziaka!
Zbliaa si dwunasta.
Zaraz samochd zatrzyma si i wysid z niego bandyci.
Trjka stojca pod kantorem mczyzn poruszya si leniwie. Ale mnie wydawao si,
e widz, jak napinaj si ich minie. Czwrka w polonezie zoya gazety.
Opel jeszcze zwolni, jakby si przymierza do wolnego miejsca przy krawniku za
polonezem, ale potem leciutko przypieszy i potoczy si ulic dalej niknc za pierwszym
skrzyowaniem. Policjanci pod kantorem gestykulowali i sprzeczali si. Zaoga poloneza
rozgldaa si zdumiona. Chcieli wycofa wz, ale akurat wjazd zosta zatarasowany przez
olbrzymiego pontiaca.
Kopnem rozrusznik i wrzuciem jedynk. Jawa skoczya do przodu.
- Za nimi! - krzyknem w gb poloneza podnoszc szyb kasku.
Kierowca policyjnego wozu bezradnie rozoy rce. Z tyu mia nie ustpujcego
przejazdu pontiaca. Z przodu drzewa uniemoliwiajce wyjazd przez trawnik.
Nie miaem czasu. Za zakrtem dostrzegem wz Baziaka gwatownie przypieszajcy
na wskich ulicach. Nie znalem trasy, ale byem pewien, e kieruj si w stron wyjazdu z
Morga na szos do Madyt i dalej najprawdopodobniej do Zalewa... Wypadlimy z miasta.
Daleko przede mn by kremowy ty opla. Biaego mercedesa nigdzie nie byo wida.
Ale spokojnie. Pokae si we waciwym momencie! Na razie miaem kopot z
utrzymywaniem si jaw za oplem. Na szczcie dla mnie bandyci przestrzegali danego sobie
sowa i jechali w miar wolno, aby nie prowokowa drogwki. Ale i tak na szybkociomierzu
byo 140.
Nagle zobaczyem na poboczu znajom sylwetk z rowerem. ukasz! Zahamowaem
odruchowo.
- Wiedziaem, e bdzie pan tdy przejeda - sapn chopak.
- Pakuj si z tym rowerem na motor.
ukasz posusznie przeoy rower przez rami i wskoczy na siodeko.
- Gazu! - zawoa, a po chwili krzykn: - Uwaga!
Zobaczyem, e przez okno opla wypad jaki pakunek i znikn w przydronym
rowie.
- ukasz! Z motoru! I znajd mi to, co wyrzucili.
Sam nie mam czasu na poszukiwania, opel bowiem przypieszy i ja sprbowaem
wydusi jeszcze troch z jawy. Miaem ju sto pidziesit na liczniku, ale opel odjeda mi
spokojnie.
Przede mn znalaz si traktor z przyczepami zaadowanymi deskami. Szykowaem si
do wyprzedzenia i wtedy... Wtedy burta jednej z przyczep otworzya si i deski poleciay na
asfalt. Nawet nie miaem co marzy o hamowaniu! Nadziabym si na deski jak amen w
pacierzu. Ucieczk w rw utrudniay gsto rosnce drzewa...
I wtedy zobaczyem drog ucieczki!
Jedna z desek opara si kocem o szos, drugim celujc w niebo... Wska to i
niebezpieczna trampolina, ale trudno! Dodaem jeszcze gazu i wjechaem na desk mocno
ujmujc kierownic. Gdzie z boku migna przeraona twarz kierowcy traktora. cisnem
kolanami zbiornik paliwa i uniosem si na siodeku. Jaw i mnie wystrzelio na jakie dwa
metry w powietrze. Nie wiem, jak dugo lecielimy. Wreszcie motor przechyli si do tyu i
spad. Nabraem powietrza w puca. Uderzenie tylnego koa o asfalt w jku szprych i zgrzycie
dobitych do koca amortyzatorw wtoczyo mnie w siodeko, podnki uderzyy o stopy. Ju
i przednie koo opado na szos: kierownica wyrywaa si z rk. Ale jakim cudem
opanowaem motor, ktry z wyciem silnika wyprostowa si z gbokiego wychylenia na lew
stron. Tylko po oplu ani ladu.
Cae szczcie, e jechaem bez ukasza!
Przypieszyem ile mocy w silniku. Nic musiaem pieszy si: po prawej stronie
szosy, elegancko zaparkowany, sta poszukiwany przeze mnie opel. Zsiadem z motocykla i
podszedem do auta. Wszystko w porzdku. Nawet kluczyki w stacyjce. O dranie! Tutaj
musieli przesi si do mercedesa...
Wsiadem na jaw i odjechaem w sam por, wida ju byo bowiem nadjedajcy
polonez policyjny. Chyba musia mie rzeczywicie podrasowany silnik, e tak si uwin!
Nie miaem teraz ochoty na pogawdki z policjantami o ich nieudanej akcji. Oni zreszt
chyba te.
Pojechaem do Zalewa. Do swej kryjwki, ktra, sdzc po fiasku policyjnej akcji pod
kantorem, jeszcze si przyda. Swoj drog ciekawe, co sposzyo bandytw. Wtpi, eby
moja skromna osoba. Chyba, e Baziak pamita numer rejestracyjny jawy. Ale nie. Mnie
minli spokojnie, szukali miejsca do parkowania. Dopiero, gdy minli wejcie do kantoru...
Ale Kmita obieca uy do akcji policjantw z Olsztyna, ktrych Baziak nie mg zna!
Zajechaem pod gocinny dom pastwa Bieniw. Andrzej wybieg mi naprzeciw.
- No i co? Baziakowcy przyjechali przed kwadransem.
- Co z tego? - rozzociem si.
- Ale ja tylko pytam... - stropi si chopak. - Jak to jest, e policja ich aresztowaa, a
oni chodz sobie swobodnie i to w wietnych humorach.
Opanowaem si.
- Drogi Andrzeju, policja nikogo nie aresztowaa, a caa akcja to klapa.
- Jak to?
- Nie byo adnego skoku na kantor. Komendant Kmita pewnie zmyje mi gow.
- To co byo? - chopak ze zdziwienia a siad na kupie starych szmat.
- Kradzie, a w zasadzie wypoyczenie sobie na przejadk kremowego opla, ktry
ju si odnalaz. Wtpi czy uczynni ssiedzi pozostawili w nim odcisk cho jednego palca...
odcisk... odcisk... Hura, Andrzeju! Jeszcze nie wszystko stracone!
- Ma pan nadziej?! - poderwa si chopak.
- Tak! Jak najbardziej!
I opowiedziaem o spotkaniu ukasza oraz o tym, jak go zostawiem w rowie w
poszukiwaniu tajemniczego pakunku. Andrzej pokrci gow, ale wida byo, e si cieszy.
- Ech, ten ukasz. Nie mg to pojecha ze mn?
- Na tylnym siodeku jawy nie zmiecilibycie si ze swymi rowerami -
owiadczyem. - I kto by teraz szuka w rowie paczki.
- A dlaczego tak cieszy pana ten wyrzucony z auta pakunek? - spyta Andrzej.
- Dlatego, e w popiechu wyrzuca si rzeczy nie bardzo dbajc, czy s na nich
odciski palcw. Taka paczuszka mogaby by niezym dowodem rzeczowym. A swoj drog
ciekawe, czego pozbyto si tak gwatownie po skoku, do ktrego nie doszo! No pomyl,
Andrzeju.
- Sdz, e sprztu - niemiao odpowiedzia chopak - ktry nie jest ju potrzebny...
- I ktry - podsunem - moe dostarczy...
- Kopotw! - rozemia si chopak.
- Jasne!
Zapaliem fajk.
- A teraz pomyl, kiedy to najprdzej bdziemy chcieli pozby si trefnych rzeczy?
No, mdra gowo!
- Wtedy, gdy pogo jest blisko! - szybciutko odpowiedzia zadowolony z pochway
chopak.
Puciem ozdobne kko z dymu.
- Taak! Nasi przeciwnicy czuli, e pogo jest ju blisko. Dlatego pakunek wyldowa
w rowie. Nie na tyle jednak obawiali si cigajcej ich policji, by po prostu pryska z
ukradzionego samochodu. Liczyli, e zd dojecha na miejsce, gdzie mieli przesi si do
mercedesa. A teraz, poniewa nie mam tu mej ulubionej zielonej herbaty, bd uprzejmy
Andrzeju i zaparz mi kawy.
Andrzej podrepta speni me yczenie, a ja pogryem si w spekulacjach:
Czego chcia pozby si Baziak z kremowego opla? Broni, masek i tym podobnego
sprztu. Nic innego nie przychodzio mi do gowy.
- Kawa dla pana! - oznajmi Andrzej i sam przycupn na stercie starych opon z
parujcym kubkiem w doni.
- A ty co tam masz? - zainteresowaem si.
- Kaw, jak i pan - odpowiedzia buczucznie.
- Ja ci dam kaw, maolacie! - krzyknem tumic miech. - Bd musia wypi dwie.
- Ale...
- adne ale!
- A teraz moesz i i zrobi sobie herbaty - zgodziem si askawie i Andrzej
poczapa do domu.

Pilimy kady swoje, gdy od drzwi garau rozlego si triumfalne:
- A kuku!
Poderwalimy si z miejsc. ukasz opar rower o cian i merda reklamwk.
- No, co jest? - spytaem ostro.
Ale chopak umia si postawi.
- Nie tak si wita zwiastunw wielkich wydarze!
Rozemiaem si.
- A jakie to wydarzenia nam wiecisz?
Odpowiedzia triumfalnym miechem.
- Takie, e lada chwila Baziak i jego kompani trafi za kratki.
- Skd ta pewno?
Chopak nad si.
- Z powodu trzech par kajdanek, czterech kominiarek i, nade wszystko, trzech
pistoletw P-64.
- O rany - jknem - a ty wszystko brae do rki?!
- Boi si pan, e si pobrudziem?
- Zgupiae! Chodzi mi o to, czy nie zatar odciskw palcw ktrego z nich.
- Za kogo mnie pan ma - wyd wargi ukasz - patyczkiem tylko pogrzebaem. A tu
prosz, caa torba nie ruszona. Niech pan zaciera lady...
Tymczasem u baziakowcw panowaa przyjemna atmosfera. Tak przyjemna, e piwo
zastpi szampan. Pojawiy si te dziewczyny z Zalewa, ktrym imponowao zaproszenie na
to popoudniowe party.
Zadzwoniem do Kmity. Po wysuchaniu, co on ma do powiedzenia na temat nie
sprawdzonych doniesie, nic omieszkaem powiedzie, co ja sdz o organizowaniu puapek
widocznych dla caego miasta.
- Ale to byli ludzie z Olsztyna - jkn Kmita. - Najlepsi, jakich mogem dosta. Sam
diabe nie wie...
- Kto jednak wiedzia - przerwaem biadolenie. - cigaem tych z opla swoj jaw.
Dogoni nie dogoniem, ale mam tu dla pana ciekawostk. I opisaem zawarto reklamwki.
- Krlu zoty! - ucieszy si komisarz. - To ja zaraz przysyam do pana ludzi. A przy
okazji od razu z nakazem przeszukania domu tego Baziaka czy jak mu tam.
- O nie - nie zgodziem si - obiecana tajemnica przede wszystkim. Torb z broni i
reszt przekae policjantom chopak stojcy przed wjazdem do Zalewa. Potem moe pan
robi co chce. Ale nas prosz trzyma od tego z daleka. Zreszt wicej ni panu
powiedzielimy nie wiemy i wiedzie nie chcemy.
- I to si nazywa obywatelska postawa - mrukn Kmita, ale, jak sdz, odoy
suchawk do zadowolony.
- No, ukasz, ruszaj na rogatki - klepnem chopca.
- Eee - skrzywi si.
- Nie eee, tylko ty znalaze torb, tobie wic przypada zaszczyt przekazania jej
policji.
Chopak z ponur min wsiad na rower i pojecha.
Party u Baziaka rozkrcao si na dobre, gdy pod dom podjecha radiowz i cywilny
samochd, z ktrych wysiado kilku mczyzn. Baziak wybieg ich wita, krzyczc:
- Go w dom, Bg w dom!
Nie przej si nawet okazywanymi mu jakimi papierami. Szerokimi gestami
zaprasza wszystkich do rodka, tytuujc kadego komisarzem, a nawet nadkomisarzem.
Przyznam, e przygldalimy si temu zza ywopotu do bezczelnie.
Dziewczyny, ktrym wizyta policji jeszcze bardziej imponowaa ni zwyke party,
zostay po spisaniu personaliw odesane do domu. Policjanci zajli si natomiast
przeszukaniem.
Trzech policjantw wpakowao baziakowcw do radiowozu, zostawiajc tylko
Baziaka, i odwiozo ich gdzie w dal, zapewne do Morga.
- Dlaczego Baziak zosta? - zdziwi si Andrzej.
- Dlatego, e w jego domu odbywa si przeszukanie, czyli rewizja. Skocz z tym, to
wywioz std i naszego przyjaciela.
- A dokd tamtych powieli? - spyta ukasz.
- Najprawdopodobniej zdj odciski palcw. Sfotografowa jak naley do policyjnej
kartoteki, o ile jeszcze w niej nie figuruj. Sprawdzi, czy nie s podejrzani o udzia w jakich
przestpstwach. No i spisa yciorysy, wierzc, e s w miar prawdziwe.
- No, a co bdzie potem z nimi?
- Jeli nie bdzie o co si zaczepi, to nasze numery znajd si na wolnoci
wczeniej ni wam si wydaje. Bjcie si.
- Nie boimy si - powanie odpowiedzieli chopcy.
Westchnem z ulg.
- To dobrze. Bo ja odczuwam pewien niepokj. Pamitajcie, e wyszedszy na
wolno Baziak zacznie zastanawia si, komu to zawdzicza fiasko napadu na kantor i
szybko zainteresuje si t osob.
Ale przynajmniej jedna wtpliwo zaraz si wyjania. Podczas gdy policja
przeszukaa gara, Baziak sta przy ywopocie. Usyszaem, jak mruczy do siebie:
- A co byoby, gdybym nie wyczu tego menta? Strach pomyle. A tak powsz,
powsz i pjd std, burki zatracone...
Odsunem si od ywopotu.
- Co on gada? - spyta ukasz.
Rozemiaem si.
- Tajemnica klski przed kantorem wyjaniona. Baziak rozpozna w jednym ze
stojcych przed kantorem wywiadowc, z ktrym mia ju do czynienia. I zwin majdan.
- Ale przecie do akcji mieli by uyci policjanci z Olsztyna - nie ustawali chopcy.
Parsknem miechem.
- A wy mylicie, e taki Baziak to nosa poza Zalewo nie wychyli? Musi mie na
pieku i z olsztysk policj.
- Rozpozna policjanta - ucieszy si Andrzej - to my ju nie musimy niczego si
obawia!
Pokrciem gow.
- Mam dziwne przeczucie, e nasze kopoty jeszcze si nie skoczyy. Baziak
policjanta rozpozna, ale to rozpoznanie nie wytumaczyo, dlaczego policjant znalaz si pod
kantorem. Rcz, e Baziak nie przestanie sobie ama gowy prbujc doszuka si, kto to
przyczyni si do jego poraki. Niewykluczone, e podejrzewa, i wsypa ktry z kumpli.
Byoby to nam na rk. Banda, w ktrej jeden podejrzewa drugiego nie moe ju dziaa tak
sprawnie, jak ta, w ktrej wszyscy maj do siebie zaufanie.
- Sprawnie dziaa? - zdziwi si ukasz. - To policja nie aresztuje Baziaka i jego
kolekw?
Umiechnem si niewesoo.
- Obawiam si, e nie. Bo jeli ktry z ponumerowanych nie zostawi odciskw
palcw w oplu albo na pistoletach, to nie ma dowodw na to, e gang szykowa napad na
kantor.
- Ale przecie pan sysza, jak si umawiali.
Wzruszyem ramionami.
- To prawda, ale gdzie znajd wiadka tego mego syszenia. Dwjka i Czwrka
zapr si, e o niczym takim nie rozmawiali. Zakpi, e w ogle z sob nie rozmawiaj, a co
dopiero o czym takim jak skok, ktrego przecie nie byo.
ROZDZIA SIDMY

Z WIZYT U KOMENDANTA KMITY PODEJRZENIA I PLANY
GANGU CZY FLORENY KOWALIKA PODREPERUJ FINANSE
PRZESTPCW


Nastpnego dnia, cho bya to sobota, zadzwoni z rana komendant Kmita i uprzejmie
zaprosi na, jak to si wyrazi, pogawdk. Mwi grzecznie, ale gos drga mu od
powstrzymanego gniewu.
- Czy moi modzi przyjaciele mog przyjecha ze mn? - spytaem jak najuprzejmiej.
- Ale prosz, prosz - Kmita by uosobieniem grzecznoci. - Gdyby mia pan take
jakie dowody planowanego przez zodziei nowego skoku na dowolnie wybrany kantor, to
prosz si nie krpowa i przywie je ze sob. Tak ze dwa worki... - odoy suchawk.
Korzystajc z tego, e cay gang siedzi w areszcie wyjechaem Rosynantem z garau i
pomknlimy do Morga.
W gabinecie komendanta Kimity panowaa cisza jak przed burz. Siedzielimy
potulnie na krzesach, a komendant sta przy oknie i wyglda na zewntrz sapic ciko.
Mina minuta owego sapania, gdy komisarz odwrci si ku nam. Przez chwil wodzi po
naszych twarzach ponurym wzrokiem, wreszcie wybuchn miechem i wycign w moj
stron kocisty palec.
- W co mnie pan wpakowa?
- Ja? - udaem zdumienie.
- A kto? - oskarycielski palec nie cofn si ani o milimetr.
- Ale... - poruszyem si na krzele niespokojnie.
Komendant opad ciko na fotel za biurkiem.
- adne ale. Przychodzi pan tutaj z rewelacyjn wiadomoci o planowanym
napadzie na kantor. Ja, gupi, wierz panu na sowo. Angauj powane siy, aby przestpcw
schwyta na gorcym uczyneczku (nie mg si powstrzyma przed uyciem swego
ulubionego zwrotu, a to ju wiadczyo, e burza w sercu komendanta mija). I co si okazuje,
prosz pana? e adnego napadu nic ma, a podejrzani s niewinni jak szczypiorek na grzdce!
Aresztowalimy ich i owszem, ale teraz trzeba bdzie wypuci. Mam nadziej, e nie
zadaj uroczystych przeprosin, co ja bym na ich miejscu zrobi!
Wyprostowaem si.
- Panie komendancie, ledzimy gang wraz z ukaszem i Andrzejem ju od duszego
czasu - powiedziaem z pewn przesad. - Sam syszaem, jak jego czonkowie omawiali skok
na kantor, z ktrego pienidze miay im suy do rozwoju przestpczej dziaalnoci.
Uwaam, e speniem obywatelski obowizek donoszc o planie napadu na kantor. e do
niego nie doszo, to ju nie nasza wina.
- A czyja?! - poderwa si komendant. - Przecie nawet posiki z Olsztyna cignem!
- I w tym sk. Szef gangu rozpozna jednego z policjantw, co po cywilnemu ubrani
stali przed wejciem do kantoru.
- Skd pan wie?
- Syszaem, jak mwi.
- No i?
- Przestraszy si i zrezygnowa z napadu. To chyba proste. Kto napada na kantor
obstawiony policj?
Komendant zaspi si.
- Tak. To co pan mwi ma rce i nogi. Ostatecznie Olsztyn nie ley tak daleko od
Morga i Zalewa - rozoy rce - ale zrobiem co mogem, aby akcja si udaa. Nie mogem
przecie ciga posikw z Nowego Targu. A i stamtd mg si trafi jaki, ktrego by
bandziory rozpoznay. C, klapa!
- Ale ma pan samochd, ten ukradziony opel. Czy policja nie widziaa, kto... -
niemiao odezwa si ukasz.
- Policja nie widziaa, bo dranie uyli wozu z przyciemnionymi szybami. To ich
zwyky numer - Kmita westchn ciko.
- A odciski palcw?
Komendant umiechn si mimo woli na tak dociekliwo.
- W wozie nie ma odciskw adnego z czwrki. Musieli pracowa w rkawiczkach.
- Ale jest jeszcze bro, ktr znalazem w torbie w rowie - ju mielej odezwa si
ukasz.
Komendant westchn ponownie.
- Gratuluj odnalezienia broni. Pistolety zostan zbadane, czy zostay uyte podczas
jakiego napadu.
Oczy ukasza rozszerzyy si.
- Tylko tyle? Przecie to bro Baziaka i spki! Chyba ju tylko za jej posiadanie
powinni dranie posiedzie!
Komendant przesun rk po wosach i odezwa si z tumion zoci:
- A masz, chopcze, dowd, e to bro Baziaka? Bo ja nie. Brak odciskw palcw.
Znowu. Ot, mwic szczerze, znalaze w rowie torb z pistoletami. A do kogo nale? Do
Baziaka? Sprbuj to udowodni w sdzie!
ukasz poderwa si z krzesa.
- Ale ja widziaem, jak pakunek, t reklamwk, wyrzucili z pdzcego opla. Pan
Pawe potwierdzi!
Skinem gow.
- Zgadza si. Chopiec ma racj.
Nadesza pora kolejnego westchnienia komendanta.
- Przykro mi, panowie. Ale eby rzecz uj najprociej: widzielicie, jak pozbywaj
si trefnego adunku niezidentyfikowani osobnicy jadcy oplem. Czy ktry z was widzia w
oplu jednego choby z naszych podejrzanych?
Spucilimy gowy.
- Ale informowa, e bandyci zamierzaj wykorzysta w napadzie niezidentyfikowany
jeszcze, kradziony samochd to potrafilicie! - nie ustawa komendant.
Poderwaem si do obrony.
- Wanie! Wystarczyo zatrzyma opla pod kantorem!
Komendant zamia si ironicznie.
- Taak? A skd moglimy wiedzie, e o tego opla chodzi? Gdybymy zatrzymywali
kady samochd jadcy ulic, powstaby korek na cay Morg! Poza tym zatrzymywa, ale
pod jakim pretekstem? Opel jecha w zgodzie z przepisami! Tak wic, drodzy panowie,
ledztwo utkno w martwym punkcie. Bo pomylcie, co mamy: skradziony przez
niewiadomych sprawcw samochd, ktry mia suy sprawcom napadu, samochd zreszt
ju odzyskany, ale nikomu nie moemy udowodni kradziey. Nawet pan Daniec, ktry nas
poinformowa o przygotowaniach do napadu, nie wiedzia, o jaki samochd bdzie chodzio.
Mamy trzy pistolety, rwnie nie wiadomo do kogo nalece, bo i na nich brak odciskw
palcw. Przeszukanie w miejscu zamieszkania domniemanego szefa gangu Jzefa Baziaka te
nie przynioso adnych rezultatw. I co panowie na to?
Milczelimy ze spuszczonymi gowami.
- Ale mamy przecie - zamia si zgryliwie komendant - wiele podsuchanych przez
panw rozmw szajki! Tylko e na podstawie takich dowodw winy aden prokurator nie
wyda nakazu aresztowania. I wasi przyjaciele znajd si na wolnoci szybciej ni wam si
wydaje - milcza przez chwil. Wreszcie odezwa si spokojnym ju tonem. - A jak si
nazywa wielki przyjaciel Polakw, niemiecki pisarz i filozof pochodzcy z Morga?
ukasz popatrzy na komendanta oszoomiony, ale Andrzej odpowiedzia spokojnie:
- Johann Gottried Herder.
- Urodzony w 1744, a zmary w 1803 roku - wszed w sowo przyjacielowi ukasz.
Nie musiaem wstydzi si za chopakw!
Swoj drog to dobry znak, e komisarz wrci do swego hobby historycznego.
Widocznie burza w jego sercu ju mijaa.
- Tak wic - komendant podnis si zza biurka - mio byo mi was pozna. ywi
nadziej, e si jeszcze spotkamy. Tylko prosz, zanim zgosicie si na policj z doniesieniem
o domniemywanym przestpstwie, zbierzcie troch wicej informacji o nim, najlepiej faktw,
a nie tylko podsuchiwanie rozmw, ktrych w dodatku aden wiadek potwierdzi nie moe.
Do widzenia panom.
Poczerwieniaem i poderwaem si z krzesa. Nie cierpi, gdy kto robi ze mnie
durnia.
- A panu, komendancie, ycz lepszego doboru wsppracownikw. Nie takich, eby
znao ich cae wojewdztwo. Moe wtedy uda si zakoczy panu jak akcj sukcesem. Bo
to, e nie wypalia wczorajsza, to nie nasza wina, tylko rozpoznania przez przestpc
policjanta! O czym wie pan rwnie dobrze jak i my. Gdyby bandyci przeprowadzili napad na
kantor, zostaliby obezwadnieni przez policj i wtedy aden brak odciskw by im nie
pomg!
- Jasne! - potwierdzili chopcy.
Komendant nie rozzoci si na moj replik, a nawet, ku memu zdumieniu,
umiechn si.
- Ot, takich jak wy trzeba w policji. Mylcych i nie bojcych si powiedzie w oczy
szary tego, co myl. Nie ma pan czasem ochoty wstpi do policji? - zapyta mnie.
Ukoniem si grzecznie.
- Pozwoli pan, e pozostan przy swoim zawodzie.
Kmita odpowiedzia ukonem.
- Jak pan woli. Cho i w policji znalazoby si sporo roboty dla historyka sztuki. I to
ciekawszej ni w Ministerstwie Kultury i Sztuki.
Przyznam, e komendant trafi w sedno. Zaraz po studiach nosiem si z myl
wstpienia do policji, ale wtedy jeszcze nazywaa si ona milicj. A to ju zupenie inna
historia, jakby powiedzia Kipling. Teraz byem pracownikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki
i dobrze mi z tym, cho niebogato, byo.
- Ale na was, panowie, bd mg chyba w przyszoci liczy? - zwrci si
komendant do chopcw.
ukasz i Andrzej poderwali si z krzese, poczerwieniawszy jak ja przed chwil.
- Niewykluczone, panie komendancie.
- To si zobaczy, prosz pana!
Gdyby mogli, wstpiliby ju dzisiaj do policji! Tak podziaao na nich nazwanie
panami i powaga w gosie komendanta.
Kmita odprowadzi nas a do wyjcia z gmachu komendy. Ucisnlimy sobie donie;
komendant zapewni, e jakby co, to do niego moemy jak w dym. Wsiedlimy do Rosynanta
i egnaj, Morgu!

Impreza zorganizowana u Baziaka z okazji powrotu z krtkotrwaego pobytu w
areszcie przebiegaa hucznie, cho bez przesady. Owszem, strzelay korki od szampana i
krciy si znane mi ju z widzenia panienki, ale co si nie kleio. Wida to byo po
spojrzeniach, jakimi obrzucali si od czasu do czasu czonkowie gangu: Ty wsypae?
Cho inni prbowali nawet taczy z panienkami, szef siedzia pod parasolem
samotnie. Panienk, ktra mu si pchaa na kolana, odtrci syczc: Poszsza!
Co chwila podchodzili do niego czonkowie gangu z (jak to usyszaem za
ywopotem) wiernopoddaczymi deklaracjami i donosami na kumpli. A on zachowywa si
tak, jakby tego nie sysza. Sczy tylko ywca i milcza zapatrzony gdzie nad dachy domw.
Na prno jego podwadni wznosili co raz zdrowie ukochanego szefucia, bez ktrego
gniliby teraz za kratkami.
Wreszcie Baziak poderwa si ze swego fotelika:
- Dziewczyny, do domu! A wy wszyscy siada tu!
Dopijajc w biegu szampana nadbiegli wierni podwadni. Szef rozsiad si, kadc
nogi na stolik. Oczywicie nikt z pozostaych nie omieli si powtrzy tego gestu.
- Nie musz gada - mwi Baziak - e kto nas wsypa, bo dobrze o tym wiecie.
Rzecz w tym, gdzie uwia sobie gniazdeczko owa ptaszyna, co tak ochotnie piewa
mundurowym. Czy wrd nas?
- Ale skd!
- Nigdy!
Szef skin gow.
- I ja tak myl. Bo albo zapuszkowaliby nas ju dawno, albo czekaliby, a
zabierzemy si za robot w zamku. Czyli kapu jest z zewntrz. Ciekawe, gdzie tu w okolicy
zalg si szpicel albo kto zbyt ciekawski. Ale jeden i drugi nie dowiedziaby si niczego,
gdybycie nie kapali dziobami bez potrzeby! - zakrzykn Baziak, a caa trjka struchlaa.
Przyznam si, e i ja lekko si przestraszyem. Odkrycie mojej kryjwki to naprawd
nic trudnego. Wanie o jej okolicach mwi Baziak:
- Starzy Bieniowie wyjechali, zosta mody, ale on po caych dniach nie zsiada z
roweru trenujc z tym obockim do wycigu O Zoty Floren.
- Pono maj si ciga z twoim braciach? - zagadn, chcc rozchmurzy szefa,
Czwrka.
cignite rysy twarzy Baziaka rozluniy si.
- A niech chopak wygra. Daem mu fors na sprzt taki, e zawodowcy nie maj.
Musi wygra, bo jak nie, to ma u mnie przechlapane. Ale do rzeczy...
- May te moe dokapowa - mrukn Dwjka mylc o Andrzeju, ale na szczcie
Baziak lekcewaco machn rk.
- Od tej chwili panowie bd askawi mie gby zamknite na kdk, a uszy i oczy
dookoa gowy.
- H, h! - zamiali si w odpowiedzi.
Ale Baziak pogrozi im palcem i miech ucich jak ucity noem.
- Jak co podejrzanego, to meldowa!
Czwrka odchrzkn niemiao.
- Ale my, szefie, sami tu najbardziej podejrzani, bo obcy.
Baziak przygryz wargi.
- Masz racj. Ale jakby kto co dostrzeg, to zaraz da mi zna.
Przecign si.
- Kantor to by szczeniak. Kiepsko tylko, e stracilimy na tym niby skoku trzy gnaty.
Teraz trzeba bdzie kupi nowe. A wiecie dobrze, ile byle spluwa stoi na giedzie. Mwiem,
by nie wyrzuca pistoletw z opla, ale wycie tak si spietrali, e mao brakowao, a sami
bycie wyskoczyli! Hi, hi! No, ale nic. Nie przejmowa si chopaki, uszy do gry i od jutra
do roboty. Wystawa w Olsztynie nie bdzie trwa wiecznie. Ja mam wiksze zmartwienie, bo
w kasie puchy, a tu trzeba na zaliczk dla speca z Warszawy. Poradcie, co robi?
- Hm - odchrzkn Trjka - to moe podpucimy tego Kowalika od florenw, e
przyjmiemy go do paczki. Moe nam pokae, gdzie wtedy tych florenw si dokopa?
Baziak rozemia si.
- A mwi, e lepiej z mdrym zgubi ni z gupim znale. Ale kto wie? Dwjka,
podpijesz jutro Kowalika. Ale nie zanadto, eby kontaktowa. Reszt si zobaczy.
Dwjka ziewn.
- Forsa, szefie.
- A na co ci ona?
- Na jutrzejsze picie z Kowalikiem.
- Ech, pa czowieku, cigle pa - wystka Baziak, ale sign do kieszeni i grubszy
banknot zmieni waciciela.
- No, bawmy si! - Baziak niespodziewanie klasn w donie.
- Szampan wypity, dziewczyny rozegnane.
- E tam, nie marudcie! Masz tu fors, Trjka. Na kilka win ci wystarczy. A z
dziewczynami jeszcze sobie odbijecie. Zobaczycie. Niech tylko uda si skok na olsztyski
zamek!
Dwjka pokrci si niespokojnie.
- Jak tu skaka, skoro nas dopiero co puszczono z aresztu, a domu jeszcze nikt nie
sprztn po rewizji?
Baziak wzruszy ramionami.
- Byli tu i nic nie znaleli. Prdko nie wrc. Rutynowa rewizja. Teraz policaje myl,
e tak nas nastraszyli, e miesicami nosa nie wyciubimy z domu. Ale najciemniej jest pod
latarni i zanim si obejrz, zginie lad po nas w szerokim wiecie, jak powiedzia poeta.
Ostronie wycofaem si z mej kryjwki za ywopotem, aby rozprostowa nogi. Bo
po powrocie Trjki czeka mnie dugi, ale ciekawy dyur w zarolach.
Trjka wrci z dwiema torbami wina i zacza si libacja.
- Szefie, Jedynko ty nasza kochana - Dwjka uda bardziej pijanego ni by w istocie -
bez ciebie zginlibymy marnie! Ale i teraz mier godowa zaglda nam w oczy. Czy nie
masz na oku podobnego skoku na kantor w Morgu? Gdzie zreszt twoja bystro ocalia nas
od krat wiziennych. Wymyl co, bo chyba sam przyznasz, e uganianie si za Gupim
Jasiem po skarpie i dubanie w ziemi, gdzie najprawdopodobniej nie ma ju florenw, to
niezbyt powane zajcie.
Baziak zmarszczy czoo.
- Co powiedziaem, to powiedziaem. Ty, Dwjka, masz jutro podpi Kowalika.
Moesz go nawet cign tutaj. Potraktujemy go powanie, a zobaczycie, e pokae nam
miejsce, gdzie dokopa si florenw.
- A moe zrobilibymy jaki skok na wariata. Bez przygotowania. Sklep
elektrotechniczny albo komis. Fanty by si upynnio i forsa by bya!
Baziak pokrci przeczco gow.
- adnych numerw na wariata. Z jednego - i to dobrze przygotowanego - ledwo si
wywinlimy. Gdyby nie moje rozpoznanie gliniarza i przeczucie, ktre nakazao mi pozby
si BMW, marnie bymy teraz wygldali.
Trjka smtnie kiwn szklank.
- To skd teraz forsa na zaliczk dla tego warszawskiego speca?
Baziak wzruszy ramionami z rezygnacj.
- Sprbuj si z nim skontaktowa. Moe w drodze wyjtku odstpi od swych
zwyczajw. Taki skok nie trafia si codziennie.
- A co bdzie, jeli ten warszawista si nie zgodzi? - spyta Czwrka.
Baziak cisn szklank w doniach, a si rozprysa.
- To wtedy bdziemy robi wam sami!
- Hura! - zakrzyknli jednogonie jego podwadni.
Baziak umiechn si ogldajc pokaleczon do.
- Przynie mi, Trjka, jaki plaster. A wy nie cieszcie si tak na robot bez pomocy
specjalisty. Bo ja, przyznaj, z prost aparatur zabezpieczajc sobie poradz, ale zamku i
zwaszcza wystawy na pewno nie chroni byle badziewie. A wy znacie si na takim sprzcie
wysokiej klasy?
Odpowiedziao mu milczenie.
- Musi si uda - bkn wreszcie Czwrka. - Wyczymy przecie prd w caym
zamku.
Baziak popatrzy na niego.
- A jeli zabezpieczenie bdzie miao wasne rdo zasilania?
I znw milczenie.
Trjka przynis plaster i zebra resztki potuczonej szklanki. Baziak opatrzy sobie
do.
- Kto nie ryzykuje, ten w kozie nie siedzi! - machn opatrzon rk.
- Racja! - z entuzjazmem odpowiedzieli mu podwadni.
Baziak spowania.
- Ale od tej chwili nie kapcie dziobami o skoku na zamek. Ten, ktry donis policji o
skoku na kantor...
- O niczym nie wie - mocowa si z korkiem od butelki Czwrka - inaczej by nas tak
atwo nie wypucili, a i przesuchaliby dokadnie, nie tak po ebkach.
- Wie czy nie wie - Baziak ykn wina - a jeli to puapka glin? Jeli chc dorwa nas
dopiero na wamie do zamku, ebymy zahaczyli solidne wyroki? Uwaajcie, bo moe gdzie
w pobliu krci si szpicel.
- Co mi si wydaje, e ty i nam nie ufasz - zauway Dwjka.
Baziak umiechn si krzywo.
- Wam? Ktrych sam wybraem?
Odpowiedzia mu miech. Ale niezbyt szczery. Atmosfera balangi wyranie si
popsua.
Pewien, e tego dnia nie dowiem si ju niczego istotnego, odczogaem si do garau,
gdzie czekali ju na mnie ukasz z Andrzejem i, zdawszy im raport uoyem si do snu w
Rosynancie.

Nastpnego dnia skacowana banda ponuro snua si wok domku i wylegiwaa pod
parasolem. A wreszcie Baziak pogoni Dwjk na poszukiwanie Kowalika.
ukasz z Andrzejem pojechali na trening, a ja zostaem w garau, oczekujc, tak jak i
baziakowcy, powrotu Dwjki z Kowalikiem.
Co do powrotu i sukcesu finansowego, jaki mia po nim nastpi, to zdania byy
podzielone. Trjka uzna, e to genialny pomys i ju przelicza floreny na zotwki.
Natomiast Czwrka uwaa za dziecinad kopanie na zalewskiej skarpie. A ju na pewno nie
wierzy, e uda si wykopa tak solidn ilo florenw, ktra wystarczyaby na zapacenie
zaliczki specowi z Warszawy.
Baziak milcza.
Mino duo czasu, zanim radosne okrzyki dobiegajce zza ywopotu day mi zna,
e oto nadchodz Dwjka i jego ofiara. Prdko zajem miejsce w swym punkcie
obserwacyjnym w ywopocie.
Rzeczywicie alejk wzdu domu szli pod rk Dwjka z Kowalikiem. Ale to on mia
spi lub przynajmniej podpi Gupiego Jasia! Tymczasem sam sprawia wraenie zdrowo
podcitego i wiesza si na ramieniu Kowalika.
- Szefie, jest Kowalik - wybekota i pad na fotelik, na ktrym zreszt zaraz zasn.
- Janku, witaj! - poderwa si Baziak.
Kowalik lekko si ocigajc ucisn wycigajce si do niego donie.
- Mam nadziej, e zapomniae nam te wygupy w drodze z Gdaska - Baziak ju
otwiera piwo.
- Wygupy? - parskn Kowalik i rozpar si w foteliku. - Sporo mnie one kosztoway!
- siorbn piwa.
- Ale byy konieczne - ga Baziak ani mrugnwszy okiem - eby sprawdzi, czy nie
jeste kapusiem. Pienidze, ktre wtedy nam dae, s w kadej chwili do odzyskania - to
mwic klepn si po (jak wiedziaem) pustej kieszeni.
- Aha! - mrukn Kowalik nie wiadomo, zgadzajc si czy przeczc.
- Tak wic, drogi Janku - Baziak kadzi Kowalikowi - postanowilimy przyj ci
do naszej paczki. Takiego jak ty nam trzeba. Odwanego, pomysowego...
- To niby ja mam by? - nie dowierza Kowalik.
- Wanie, Janku - nie ustawa Baziak. - A e kady nowy czonek paczki musi si
wkupi...
- Ju si wkupowaem w drodze z Gdaska - mrukn Kowalik.
- Tamto te si liczy - Baziak by wcieleniem agodnoci - ale, widzisz, nasza paczka
znalaza si w przejciowych kopotach finansowych. I pomylaem sobie, e taki jak ty
specjalista od florenw pomoe nam w trudnociach, ktre s teraz i jego trudnociami.
- Na floreny macie chrapk! - odezwa si Kowalik nad podziw trzewym gosem, ale
zaraz zapad znw w pijackie rozczulenie. - Kochani! Od razu trzeba byo mwi: Jasiu,
dawaj floreny. ycia bym wam nie aowa, a co dopiero kilku monet. Ale nie mam, nie
mam adnej...
- To co teraz, szefie bdzie? - rozzoci si Czwrka. - Po co byo tu taska tego
durnia?
- Tylko nie durnia - achn si psennie Kowalik. - Jestem takim samym czonkiem
paczki jak ty!
- Jasiu, nie masz ju florenw? - Baziak nie traci cierpliwoci. - Nie wiesz, gdzie one
s?
- Mie to nie mam, przysigam! - uderzy si Kowalik w chud pier. - Ale gdzie ich
szuka, to Janek Kowalik wie dobrze!
Poczwrne westchnienie ulgi dobyo si z piersi baziakowcw.
- Janek wie i swych przyjaci zaprowadzi - monologowa Kowalik. - Niech tylko
przygotuj opaty i worki.
- A kiedy pjdziemy po floreny? - niecierpliwi si Trjka.
Kowalik kiwn si na foteliku.
- Dzi w nocy. Najlepiej koo pnocka, jak wszyscy bd spa.
- O pnocy? - skrzywi si Trjka. - Dlaczego tak pno?
- A co, chciaby mie cae Zalewo na gowie - trzepn w ucho Baziak swego
najwierniejszego druha.
- A tak, tak. Trzeba po cichutku - stkn Kowalik.
- Ale na co te worki? - teraz wtpliwoci ogarny Czwrk.
Jasio popatrzy na niego krzywo.
- Ziemi bdziemy w nie adowa. Nie bdziesz chyba grzeba w niej po ciemku za
florenami. Trzeba wszystko przenie w jakie widne miejsce. Jak raz wasza piwnica mi si
widzi.
- To ca skarp bdziemy tu targa? - oburzy si Trjka.
Kowalik ziewn i dopi swoje piwo.
- Nie ca, tylko ziemi z tego miejsca, gdzie s floreny. Na sztych opaty gboko.
Bdzie tego ze cztery worki.
(Nie wiem dlaczego, ale znw odniosem wraenie, e Kowalik nie jest a tak bardzo
pijany, na jakiego wyglda).
Tymczasem wsta podtrzymujc si stolika i wymrucza:
- No to do pnocy.
Chwiejnym krokiem wymaszerowa na ulic podtrzymujc si ciany domku.
- No i co teraz, szefie? - spyta niepewnie Trjka.
ROZDZIA SMY

WORKI Z TAJEMNICZYM UPEM ZEMSTA KOWALIKA
WYJAZD DO OLSZTYNA DZIEJE OLSZTYSKIEGO ZAMKU


Baziak popatrzy po swojej ekipie. Oj, niewesoe to byo spojrzenie.
- Dwjka i Czwrka do piwnicy. Przygotowa opaty i znale jakie worki.
- A jeeli to wszystko na nic? - wymrucza Czwrka prbujcy dobudzi picego
Dwjk. W kocu to mu si udao i klnc pod nosem powlekli si do piwnicy.
- A ty, Trjka, zrobiby co do jedzenia. Ktra to ju godzina, a my bez obiadu.

Nie byo mowy, eby uda si tropem baziakowcw bez udziau Andrzeja i ukasza.
Andrzej nie musia tumaczy si przed nikim ze swej nocnej wyprawy, ukasz natomiast
zega rodzicom, e nocuje u Andrzeja.
Tu po pnocy nadszed Kowalik i objuczona workami i opatami grupa ruszya w
stron cmentarza. Tam, na skarpie pod garaami znajdowano floreny. My cichutko
ruszylimy za nimi. Cichutko? Raptem nie wiadomo kto kopn pust puszk, ktra z haasem
potoczya si ulic. Przycupnlimy za naronikiem ogrodzenia, ale nie na wiele by si nam
to zdao, gdyby nie:
- Miauu! - zamiaucza ukasz i uspokojeni bandyci ruszyli dalej.
- Ty masz talent - cisnem rk ukasza.
- Kady stara si jak umie - odszepn skromnie. - W kocu miao si koty...
Doszlimy do skarpy i schowalimy si w cieniu garay.
Kowalik zachowywa si jak szaman lub pomylony radiesteta. Kry w kko.
Drepta to w jedn, to w drug stron. Wreszcie odezwa si gucho brzmicym w ciszy
nocnej gosem:
- To tutaj! Kopcie.
Niewierny Dwjka chcia rozkruszy ziemie w wietle latarki, ale agodna perswazja
w postaci kopnicia przez szefa zagnaa go do opaty. Kilka chwil i cztery worki stay po
brzegi wypenione ziemi.
Czwrk baziakowcw zarzucia je sobie stkajc na ramiona i podreptaa midzy
garae.
Nie przeszli nawet kilku krokw, gdy zapaliy si reflektory i gromki gos zawoa:
- Sta! Rce do gry! Policja!
Nie trzeba chyba dodawa, e caa pitka prysna w ciemno. Za nimi zatupotay
buty cigajcych.
- Nawiali na cmentarz, panie aspirancie - usyszelimy meldunek - bez porzdnych
latarek ciko ich bdzie ciga. Zobaczymy, co oni tu nakradli, bo wory pene a po brzegi.
- Znalazy si worki, znajd si ich waciciele.
- O rany, szefie, to to ziemia!
- Gdzie?
- W workach.
Co zaszelecio w cmentarnych zarolach.
- Stj, bo strzelam! - rozleg si ostry gos policjanta.
- Ale po co kochanej wadzuni od razu strzela? Jak si strzela, to mona jeszcze
kogo niechccy zabi! A to ja, Kowalik. I jest ze mn jeszcze mody Baziak i jego koledzy.
Nieadnie strzela do takich porzdnych ludzi... - zza cmentarnego potu wygramoli si
Kowalik, a zaraz za nim Baziak i spka. Wszyscy trzymali profilaktycznie rce podniesione
do gry.
- Twarzami do muru. Rce oprze o mur. Nogi rozstawi szeroko. O, tak dobrze -
zabrzmiaa ostra policyjna komenda.
- Melduj, szefie, e zatrzymani nie posiadaj przy sobie broni. Albo w ogle nie
mieli, albo ukryli w czasie ucieczki na cmentarzu! - usyszelimy meldunek policjanta.
- Bro? A na c nam takie miercionone narzdzie?! - prawie rozpaka si Kowalik,
budzc rado ukasza i Andrzeja. - My jestemy tylko hobbyci. Niewinni hobbyci, panie
wadzo!
- No to dajcie zajrze w swoje oblicza, hobbyci - zachichota policjant. - Kogo my tu
widzimy. Oprcz Jana Kowalika i Jzefa Baziaka, zwanym modszym, widz tu trjk nie
znanych mi modziecw. Mam nadziej, e przysporz nam ciekawych informacji.
- Niestety, obawiam si, e ciekawo pana nie bdzie zaspokojona. Moi przyjaciele to
zwykli hobbyci, ktrych tak jak mnie i pana Kowalika cigna tutaj o nocnej porze ch
znalezienia jak najwikszej iloci florenw. A e przystpilimy do poszukiwa noc, to
atwo daje si wytumaczy niechci wobec konkurencji, ktra czeka tylko, eby kto zacz
szuka florenw - tumaczy Baziak.
Policjant zastanawia si dugo, a nas, przycupnitych za murkiem, ogarn lk.
Wreszcie dowdca policyjnego patrolu odezwa si, nie bez wahania w gosie:
- No c, Kowalik i Baziak. Nie powiem, e si ciesz. Ale dobrze mie was obu na
oku. I reszt kolegw, ktrzy, mam nadziej, bd uprzejmi si wylegitymowa.
- Nie mamy dowodw przy sobie - jkn Dwjka. - Tylko wyskoczylimy po te
floreny czy jak je zwa. Dowody zostawilimy u Baziaka. No nie, chopcy?
- Ma si rozumie - odparli Trjka i Czwrka.
- Ja za nich gwarantuj! To moi przyjaciele - wtrci si Baziak.
- No, skoro ty za nich gwarantujesz - zamia si policjant - to nie bd si czepia
twoich przyjaci. Ale tak nawiasem mwic, co robi Kowalik w waszym towarzystwie?
- To moi serdeczni przyjaciele - gromko oznajmi Kowalik. Policjanci rozemieli si i
nadmieniwszy, e wszystkie znalezione podczas poszukiwa drogocennoci nale do skarbu
pastwa, odjechali.
Baziak krzykn:
- Worki chwy!
I postkujc czwrka podrzucia sobie worki na plecy i uginajc si pod ich ciarem
ruszya w stron Cichej.
Pomrukujc i klnc pod nosem poszukiwacze dotarli wreszcie do swojej siedziby.
Tam, w wietle arwki nad drzwiami pozbyli si swego ciaru. Kowalik by wesoy jak
szczygieek. Zreszt, gdyby nie fakt, e baziakowcy byli dobrze zbudowani (no, moe z
wyjtkiem Dwjki) i niejedn godzin spdzili na siowni, musielimy kursowa z ziemi po
kilkakro. A zastaby ich podczas wdrwki z workami wczesny wit.
- No to dotarlimy - sapn Trjka. - Dalej nie id, cho skarz mnie chiski bg!
- Przychylam si do zdania kolegi - Czwrka otar pot z czoa.
- Czycie powariowali - achn si Baziak - tyle roboty na nic. Chcecie tutaj przed
domem rozbebesza te worki?!
- To co z nimi zrobimy? - potulnie odezwa si Trjka.
- Do garau z nimi i to szybko!
- Ale po co tyle popiechu - odezwa si Dwjka, ktremu dwiganie wora dao si
najbardziej w ko.
- Musowo, musowo do garau - poderwa si Kowalik - inaczej podpatrz i ukra
floreny mog.
Baziakowcy chwycili worki i podwigali je w stron garau, w ktrym zaraz rozbyso
wiato. Szajka zabraa si do oww na floreny.
Przycisnem ucho do nadwtlonej ciany i zamarem w bezruchu, nie baczc, e
ukasz z Andrzejem prbuj wcisn mi si pod pachy i kopi po kostkach.
Rozmowy sycha byo wyranie.
- I co bdzie z t ziemi z workw? - zatroszczy si Dwjka. - Przecie nie
zostawimy jej w garau.
Baziak ziewn.
- Taczk wysypie si j na grzdki. Ale do ju gadania. Czas zabra si za floreny.
Tu macie ogrodnicze sito i ostronie, pomalutku przesiewamy ziemi.
- Hi, hi! - zamia si Kowalik.
- A ty czego rechoczesz? - ofukn go Baziak.
- Ja tylko tak - potulnie odezwa si Kowalik. - Ciesz si na znalezione floreny.
- No ju dobrze, dobrze - uspokoi si szef. - Zaczynamy od tego worka.
Rozleg si szmer przesypywanej ziemi.
Jake byo moje zdumienie, gdy nagle usyszaem gos Czwrki.
- Jest, szefie! Jeden floreny czy inna moneta, ale to chyba floren!
Czyby Kowalik rzeczywicie zna miejsce, gdzie floreny wystpuj w duej iloci i
chcia si sw tajemnic podzieli z Baziakiem i spk? Zwaszcza po tym, jak potraktowano
go w drodze z Gdaska, wyudzajc pienidze zarobione za floreny? Nie, to nie wydawao mi
si prawdopodobne. Ale floren znaleziono ju na pierwszym sicie! I bd tu mdry!
Baziakowcy podnieli radosny krzyk i, sdzc po szuraniu, wzili si. do
intensywnego poszukiwania florenw. Przeszukali drugi worek, trzeci. Florenw nie byo.
Gdy koczy si czwarty, Baziak odezwa si przez zacinite zby tumic pasj:
- Kowalik, w co ty nas wrobi? Jak ci zamaluj w t parszyw gb, to ci rodzona
matka nie pozna!
- I my dooymy swoje - dopowiedzieli zdyszani baziakowcy.
- Ale ja naprawd jestem niewinny - paczliwie powiedzia Kowalik - zaprowadziem
was tam, gdzie znajdowaem floreny.
- Nie wierz - krzykn Baziak.
I nagle gos Kowalika si zmieni, stwardnia:
- A dlaczego obrabowalicie mnie z pienidzy, wyudzilicie je ode mnie, gdy
wracalimy z Gdaska? Miaem nalee do waszej paczki i co z tego? Jeszcze wczoraj
wysalicie jednego z was, by mnie podpi. Mylelicie, e wygadam si, gdzie s zakopane
floreny. Teraz wic wam mwi, e zaprowadziem was w byle jakie miejsce. Znajcie
Gupiego Jasia czy jak mnie nazywacie!
Trzasny drzwi od garau.
- No i co z takim draniem zrobi? - krzykn Trjka. - Bi i patrze czy yje!
Ale Baziak wybuchn miechem.
- Zostawcie go. Ma chopak charakter, kto by to przewidzia. Rzeczywicie, wracajc
z Gdaska potraktowalimy go podle. Nic dziwnego, e teraz chcia si zemci. Co mu si
zreszt udao. Ale charakter charakterem... Wy si do Kowalika macie nie wtrca. A ju ja
si postaram, e Gupi Jasio zgupieje do reszty.
Wielka cisza zapanowaa w garau pastwa Bieniw. Ostatecznie zwycistwo
Kowalika nad Baziakiem i spk byo te i naszym zwycistwem!
- Pamitajcie tylko ostrzec Kowalika - szepnem do chopcw - e Baziak ma na
niego oko. I cho zapewnia, e to tylko jego sprawa, do ktrej podwadni nie mog si
wtrca, zabrzmiao to gronie. Baziak udawa przed swymi ludmi, e Kowalik mao go
obchodzi, ale zao si, e tak nie jest i Baziak bdzie stara si zemci na Kowaliku.
- To co mamy robi? - rwnie szeptem zapyta ukasz.
- Jestemy bezradni - westchnem. - Baziak dopadnie Kowalika kiedy i gdzie bdzie
chcia. Ale sdz, e nie nastpi to przed wamaniem do olsztyskiego zamku. A potem, o ile
skok si uda, Baziak prynie za granic i nie bdzie mu w gowie zemsta na Kowaliku.
- To sdzi pan, e skok si uda? - spyta szeptem Andrzej.
- Nie.
- To dlaczego nas pan denerwuje.
Zamiaem si cicho.
- Ot tak, ebycie nie byli zbytnio pewni siebie.
- To jak bdzie z tym wamaniem do olsztyskiego zamku?
- Nie uda si.
ukasz popatrzy niespokojnie.
Pooyem mu rk na ramieniu.
- Nie uda si, bo my tu jestemy.
Chopcy sapnli z dum.
Tymczasem w ssiednim garau wrzaa, przerywana przeklestwami, praca. To ekipa
Baziaka wywozia na taczkach tak pracowicie przydwigan ze skarpy pod garaami ziemi i
rozsypywaa j po grzdkach ogrdka. Wydawao mi si, e w ten sposb Baziak chce zatrze
wspomnienie klski poniesionej za przyczyn Kowalika do czasu, gdy bdzie mg zemci
si na nim. W kocu baziakowcy wynieli si z garau i poszli spa do domu.
I my poszlimy spa. Chopcy do domu, ja na siedzenia Rosynanta.
Ciekawio mnie, czy tajemniczy spec z Warszawy zechce cho raz odstpi od swego
zwyczaju i wzi udzia w skoku bez uprzedniej zaliczki. Nie miaem pojcia, jakich form
perswazji uyje Baziak, wiedziaem jednak, e jego kasa jest pusta. I nawet jeliby dooyli
si do niej wsplnicy, to nie sdz, e uzyskano sum zadowalajc wybitnego specjalist od
urzdze alarmowych. Mogliby sprzeda mercedesa, ale jak tu przeprowadza napad bez
niezawodnego samochodu.

- No chopaki! Pakuj si do merca i nawiewam - obudzi mnie z rana zza ciany
garau dziarski gos Baziaka.
- To jak to bdzie? - pocign nosem Trjka. - Zostawisz nas z glinami na karku, a
sam pryskasz?!
- Co bdzie z wamem do muzeum? - zatroszczy si Dwjka. - Oj gupi, gupi! -
zamia si Baziak. - Nawiewam tylko do Warszawy, eby przez porednika zapa kontakt na
speca. Moe da si namwi na robot bez zaliczki. I nie bjcie si, wrc ze stolicy do
Zalewa jak najszybciej bd mg, aby cieszy oko widokiem waszych twarzyczek.
- A nie moglibymy pojecha z tob? - podejrzliwie zapyta Dwjka.
Baziak znw wybuchn miechem.
- A co ty, dzidziusiu, smoczka jeszcze ssa nie przestae? To nie wiesz, e takie
rozmowy odbywam bez wiadkw. Chcecie jecha do Warszawy ze mn, prosz bardzo. Ale
tam si rozstaniemy i spotkamy si dopiero o wyznaczonej godzinie. Najlepiej niech to bdzie
czwarta, przy wejciu na Cmentarz Brdnowski. Tam bd mia blisko.
- Jedynko ty nasza droga - nie ustawa Dwjka - ale moe przyda ci si obstawa.
Strach strachem, ale tamten moe nabra wikszego szacunku do ciebie, jak ci zobaczy z
nasz trjk. Moe wtedy obniy cen.
Baziak zachichota.
- Ile razy mam wam powtarza, e nie jad na spotkanie ze specem, tylko z
porednikiem, ktry moj uprzejm prob przekae albo te nie przekae naszemu
wybitnemu specjalicie?
- A jeli nie przekae - zatroszczy si Trjka - albo tamten nie zechce pracowa bez
zaliczki? To co wtedy?
- To wtedy - gos Baziak stwardnia - tak jak ju mwiem: sami bierzemy si do
roboty.

Korzystajc z tego, e banda Baziaka udaa si do Warszawy, postanowiem wyjecha
z ukaszem i Andrzejem do Olsztyna, aby zobaczy wystaw w Muzeum Warmii i Mazur, a
take przestrzec kogo trzeba o niebezpieczestwie, ktre zagrozio zbiorom.
Chopcy przyjli zaproszenie na wycieczk z radoci.
Minlimy ju Ostrd, gdy spytaem:
- A nie wiecie moe, skd wywodzi si nazwa Olsztyn?
- Nie bardzo - odpowiedzia Andrzej. Przybraem powany, godny historyka wyraz
twarzy.
- Ot nazwa ta pochodzi od pruskiej nazwy yny (Alna, Alina) i kamienia (po
niemiecku Stein): niemiecka nazwa Allenstein - yski Kamie. Nazwa polska Olsztyn jest
wic spolszczeniem na poy staropruskiej i na poy niemieckiej nazwy miasta. Dugosz
nazywa Olsztyn Holstenem, a Kopernik Olstynem.
Minlimy synce cudami sanktuarium Maryjne w Gietrzwadzie, gdy ukasz
zwrci uwag na wiele krzyy ustawionych przy szosie.
- To pamitki pielgrzymek? - spyta.
Rozemiaem si.
- Nie. To miejscowy wjt odstrasza w ten sposb kierowcw od zbyt szybkiej jazdy,
bo szosa tu rzeczywicie krta i wypadkw na niej duo. Wypowiedzia wiec wojn
psychologiczn wypadkom. Widzc krzye od razu kierowca zdejmuje nog z gazu.
- I to pomaga? - spyta Andrzej.
- Nie wiem. Ale chyba tak. Zreszt nikt tego nie bada.
Szerok obwodnic wjechalimy do Olsztyna, podjechalimy na parking pod Wysok
Bram i dalej ruszylimy pieszo.
Cho histori zamku olsztyskiego moi modzi przyjaciele znali, postanowiem
poprowadzi ich ulubion przez siebie tras, zanim osigniemy bry zamku.
Schodzc w d ku dolinie yny doszlimy do wyspy, gdzie znajdowa si budynek
myna, rozebrany w latach pidziesitych.
- E tam, stare myniszcze, w dodatku ju nie istniejce - skrzywi si Andrzej.
Popatrzyem na niego z uwag.
- Niejednokrotnie wielki skarb pozostawa ukryty przez wieki w najskromniejszym
ukryciu.
Wystarczyo moje zdanie, a ju chopcy zaczli rozglda si po okolicy, jakby tutaj,
tu spod ziemi miay si ukaza skarby. Tymczasem to co widzieli byo jak najbardziej
prozaiczne.
Zeszlimy ku ynie, mijajc po prawej paacyk, w ktrym przed wojn miecia si
loa masoska, a obecnie jest hotelik. Std widoczne byy mury obwodowy i kurtynowy,
spinajce pnocne skrzydo zamku z jego wie.
- Tego Kopernika to ju znamy! - owiadczy na widok pomnika synnego astronoma
Andrzej.
A ukasz wyrecytowa:
- Obrocy grodu olsztyskiego przed najedc krzyackim, wielkiemu Polakowi
Mikoajowi Kopernikowi, wdziczni rodacy.
- Czy wiesz, jaki fakt ten pomnik upamitnia? - spytaem. ukasz wzruszy
ramionami.
- Jasne! To na pamitk przygotowania zamku do obrony podczas wojny polsko-
krzyackiej w latach 1519-1521.
Weszlimy na wski most spinajcy wysokie brzegi yny. W tym miejscu znajdowa
si dawniej most zwodzony, jedyny wjazd do zamku. Za mostem, u podna
czterdziestometrowej wiey zamkowej, ujrzelimy mury obwodowe i budynek dawnej kuchni
zamkowej zaadaptowany na siedzib Zwizku Polskich Artystw z galeri wystawow. Dalej
w lewo wida byo pnocn, zewntrzn cian skrzyda zamku ze redniowiecznymi
urzdzeniami, zwanymi hurdycjami.
Moi towarzysze zaczli delikatnie ziewa. Uspokoiem ich gestem rki.
- Jeszcze tylko kilka sw o wznoszcym si nad nami zamku. Budow najstarszego
skrzyda rozpoczto okoo 1346 roku. W latach nastpnych podwyszono budynek o jedn
kondygnacj, a w XV wieku dobudowano skrzydo poudniowe i grn cz wiey. Skrzydo
wschodnie zbudowano w latach 1756-1758, a przeduono w latach 1909-1911. Najstarsze,
pnocne, skadao si dawniej z dwch komnat i kaplicy, ktr pniej przeniesiono do
skrzyda poudniowego. Obie sale o piknych krysztaowych sklepieniach (kaplica posiada
sklepienie gwiadziste) stanowice mieszkanie i kancelari administratorw kapitulnych,
poczono w czasie przebudowy w 1909 roku. Nosz nazw Sal Kopernikowskich. Tu
mieszka i pracowa wielki astronom podczas pobytu w Olsztynie. Do dzi mona dostrzec
nad wejciem do komnaty zachowany fragment tablicy astronomicznej, sporzdzonej w 1517
roku przez Kopernika i sucej mu do badania zrwnania dnia z noc.
- Nareszcie co o Koperniku, a nie tylko mury i mury - sarkn Andrzej.
Umiechnem si.
- Mikoaj Kopernik by nie tylko wielkim astronomem, ale i administratorem
Olsztyna. Przyczyni si do zagospodarowania podlegych mu komornictw olsztyskiego i
pieninieskiego.
- By te niezym lekarzem - wtrci ukasz.
- A teraz zwrcie uwag na fragment ciany dawniej rozdzielajcej dwie komnaty.
Zobaczycie na niej tablic z fragmentem listu Mikoaja Kopernika do krla Zygmunta
Starego. List pisany by po acinie, tu zobaczymy jego polskie tumaczenie. Czytaj, Andrzeju.
Chopiec zacz czyta wolno, z namaszczeniem:
- Pragniemy czyni, co przystoi ludziom szlachetnym i uczciwym oraz bez reszty
oddanym Waszemu Majestatowi, nawet jeliby przyszo nam zgin, pod Tego Majestatu
opiek si uciekajc cao naszego mienia i nas samych polecamy i powierzamy...
- Pikny list - westchn ukasz.
Umiechnem si niewesoo.
- List ten odnaleziono w Niemczech. W imieniu kapituy Kopernik prosi w nim o
pomoc w czasie ostatniej wojny Zakonu z Polsk. List ten do krla nie dotar, poniewa
przejli go Krzyacy.
- A szkoda - mrukn Andrzej.
- Nie przejmuj si - pocieszaem zmartwionego chopca - wojna i tak zakoczya si
zwycistwem Polski.
Chopcy popatrzyli na mnie.
- I co teraz?
- Teraz pozwiedzacie sobie Muzeum Warmii i Mazur, ja za pjd do jego dyrektora.
Moe mnie przyjmie. Chc ostrzec go przed grocym wamaniem.
- A my? Pjdzie pan bez nas? - chopcy posmutnieli.
Umiechnem si.
- Nikt nie zabierze wam zaszczytu w tropieniu szajki Baziaka. Ale musicie zrozumie,
e gdy znajd si w gabinecie dyrektora w towarzystwie, nie gniewajcie, nastolatkw i w
dodatku powoam si na ich opowieci, to dyrektor moe to zlekceway. A tego nie
chcielibycie, no nie?
ukasz z Andrzejem popatrzyli na siebie.
- No chyba nie...
- Tylko bd mia jeszcze ma prob - odezwa si ukasz.
- O co chodzi? - spytaem.
- O par groszy na bilet do muzeum.
- Ale su uprzejmie - wycignem z kieszeni gar bilonu.
- Tyle wystarczy?
- A nadto - ucieszy si ukasz - bdziemy mogli kupi sobie jeszcze przewodniki.
- Moe one pomog nam odkry, ktrdy chce wama si szajka Baziaka - ucieszy
si Andrzej.
ROZDZIA DZIEWITY

SPOTKANIE Z DYREKTOREM CYGASKIM PODEJRZANI
LITWINI KOWALIK W OLSZTYNIE KOMENDA WOJEWDZKA
POLICJI I NADKOMISARZ SUWIO NA CZYJ POMOC
MOEMY LICZY


Szatniarz w muzeum wskaza mi drog na pierwsze pitro i zaanonsowa telefonicznie
sekretarce dyrektora, ktry akurat mia chwil wolnego czasu. Tak trafiem do gabinetu
Janusza Cygaskiego, dyrektora Muzeum Warmii i Mazur.
Zostaem przyjty uprzejmie, ale chodno. To, e pracuj w Ministerstwie Kultury i
Sztuki, wcale nie ocieplio atmosfery. Cygaski, szczupy, szpakowaty mczyzna o
przenikliwych oczach, spoglda na mnie uwanie, jakby chcia wysondowa, co te tu mnie
przynioso.
Poczuem si nieswojo, jakbym zakrad si nieproszony na czyj prywatny teren. Nie
wiedzc co robi powoaem si na pana Tomasza i prac pod jego kierownictwem.
Dopiero wtedy smaga twarz Cygaskiego rozjania si. Ale tak! Zna pana
Tomasza. Spotyka si z nim na wielu konferencjach i sympozjach. Sysza o jego przygodach
i podziwia za skuteczno dziaania. Tak wic, nie po raz pierwszy zreszt, imi pana
Tomasza otworzyo mi drog do ludzkiego serca.
- Co pana, ucznia tak sawnego mistrza - dyrektor spojrza na mnie spod oka -
sprowadza do Olsztyna? Czybymy mieli spodziewa si odkrycia nowych skarbw? -
umiechn si.
Cho odpowiedziaem umiechem, to przeczco pokrciem gow.
Dostrzegem, e minie Cygaskiego napiy si pod nienagannie skrojonym
garniturem. Mimo to spyta spokojnie i uprzejmie:
- Kawa czy herbata? A moe co zimnego?
- Herbata, jeli mona.
Odczekaem, a stosowne dyspozycje zostan wydane sekretarce, zapatrzony w ziele
wiekowych drzew za oknami naronego gabinetu i dopiero wtedy odpowiedziaem
dyrektorowi silc si na umiech:
- Sprowadza mnie do grodu nad yn troska o powierzone paskiej pieczy zbiory.
Szczeglnie chodzi tu o wystaw sztuki sakralnej.
Dyrektor bawi si w zamyleniu linijk.
- Taak... Na wystawie jest wiele bardzo cennych przedmiotw, ktre mogyby skusi
wamywaczy. Ale niech pan nie obawia si o nasze zbiory! S dobrze chronione!
- Ikony... - mruknem.
Cygaski achn si. Wida sprawa zuchwaej kradziey zbioru ikon,
przechowywanych w Muzeum Warmii i Mazur, pomimo upywu czasu pozostaa nie
zablinion ran na dyrektorskim sercu.
- Od tego czasu unowoczenilimy nasz system alarmowy oraz czciowo
wymienilimy na lepszy!
Tu dyrektor poderwa si z fotela.
- A panu skd wiadomo o grobie kradziey, ktra zawisa nad wystaw?
Powoli yknem herbaty.
- Ot, doprowadziy mnie do niej floreny...
Cygaski z ulg machn rk i opad z powrotem na fotel.
- Aa, jeli to floreny... Zalewo... Ju mylaem, e to dawno skoczona sprawa...
Znw yknem herbaty.
- Moe sprawa jest ju nieaktualna w sensie poszukiwa skarbu. Ma jednak i to wiele
nader aktualnych aspektw...
- Co wic pan radzi - dyrektor z trudem zachowywa spokj. - Zawiadomi policj?
- Wanie wybieram si na komend - odpowiedziaem dyrektorowi.
Umiechn si, a pojaniao zastawione antykami wntrze gabinetu.
- Taak. Niech i policja przyczy si do naszej pracy i naszych zmartwie. Ale c to?
Wydaje si pan wtpi w pomoc policji? Ostatecznie to jej wity obowizek!
Obruszyem si.
- Ale skd! Wysoko ceni prac policji. Wolabym tylko mc przedstawi jej wicej
faktw, a nie tylko same, tak jak tu panu, przypuszczenia.
- Ale ja panu uwierzyem!
Skoniem gow.
- I za to jestem panu dyrektorowi wdziczny. Ale czy policja mi uwierzy, to ju inna
sprawa.
- Mnie wystarczy i tych przypuszcze, by uwaa spraw za nader wan. Jeszcze dzi
wezw fachowca z Warszawy, niech jak najszybciej przyjedzie i sprawdzi aparatur
alarmow naszego zamku...
Fachowiec z Warszawy wzywany przez Cygaskiego i spec, dla ktrego pienidze
zbiera Baziak. le by byo, gdyby okazao si, e to jedna i ta sama osoba! - pomylaem.
Podzieliem si swymi zymi mylami z Cygaskim. Zaspi si.
- Wie pan, to moe wyglda na prawdopodobne. Facet jako specjalista powanej
firmy zakada w rnych miejscach, gdzie go wyl, aparatur alarmow, a potem wchodzi
tam jak do swojego domu, doskonale orientuje si bowiem, gdzie i jak wyczy aparatur
antywamaniow!
- I nikt go nie podejrzewa - dodaem. - Moe jeszcze wzywa si go jako eksperta, gdy
wamanie jest rozszyfrowywane przez policj.
Popatrzylimy na siebie z dyrektorem i wybuchnlimy miechem. Niewesoym, ale
zawsze...
Pokrciem gow.
- Nie. To byby prawie nieprawdopodobny zbieg okolicznoci.
Dyrektor uderzy linijk w biurko.
- A jeli? Na wszelki wypadek, dzwonic do Warszawy, poprosz, by przysano tutaj
naprawd sprawdzonego pracownika.
- Na nie wiele si to przyda. Jeli to jest a taki wielki spec, jak mwi o nim Baziak,
nie tak atwo bdzie go wykry.
- A wic?
- C, niech go tam sprawdz w Warszawie. Ale przydaoby si, by take rzucia na
niego okiem policja. I warszawska, i moe wasza, olsztyska.
Odstawiem filiank i wstaem od stolika.
- W kadym razie, gdy tylko dowiem si czego nowego w tej sprawie natychmiast
dam panu dyrektorowi zna.
Cygaski ucisn podan mu rk.
- Bd panu szczerze zobowizany.
Poegnaem si z dyrektorem i wyszedem na dziedziniec zamku, gdzie na awce
czekali ju na mnie ukasz i Andrzej.
- I co? I co? - pytali zaniepokojeni.
- Dyrektor muzeum zosta przeze mnie zawiadomiony - odpowiedziaem. - Zreszt i
bez mojego ostrzeenia zrobi ju wszystko, co byo w jego mocy, by wystawa, tak jak i
reszta zbiorw muzealnych otrzymaa odpowiedni ochron. Ba, na czas trwania wystawy
rodki ostronoci podwojono.
Uspokojeni chopcy pogryli si w zachwycie nad wystaw, co uzmysowio mi, e
sam jej jeszcze nie widziaem.
- Poczekajcie tu na mnie.
- Dlaczego? - spyta Andrzej.
- Pjd do muzeum i obejrz wystaw. Przy okazji podziwiania pikna jej eksponatw
moe wpadn na pomys, ktrdy to do zamku ma zamiar dosta si Baziak i spka.
- Idziemy z panem! - poderwali si z awki chopcy. - Nie co dzie zdarza nam si
zobaczy co tak piknego.
Zawrcilimy do muzeum.
W Salach Kopernikowskich, gdzie rozmieszczono eksponaty wystawy, nie
dostrzegaem niczego podejrzanego, oprcz tego, e, jak w kadym muzeum, wamywacze, o
ile uporaliby si z aparatur alarmow i stranikami, mieli kilka moliwoci dotarcia do
skarbw. Gdzie spojrze, zoto i drogie kamienie. Monstrancje, kielichy mszalne, pateny,
trybularze, mszay w drogocennych oprawach, ornaty i szaty liturgiczne...
Nic dziwnego, e wystawa kusia wamywaczy. Moe nawet nie tylko tych z Zalewa.
Zgromadzono tu tak wiele sakralnych drogocennoci z rnych wiekw tysiclecia
chrzecijastwa na polskich ziemiach. Byy jedynym pozostaym, czsto anonimowym,
ladem po ich twrcach. witynie, dla ktrych je wykonano, czas i wojny niejednokrotnie
obrciy w ruin, a one trway Ad maiorem Dei gloriam (Na wiksz chwa Boga).
Rozejrzaem si wrd zwiedzajcych. Moj uwag zwrcili dwaj jasnowosi modzi
mczyni bardziej, jak mi si wydao, zainteresowani oknami ni wyoonymi w gablotach
eksponatami. ciszonymi gosami wymieniali midzy sob jakie uwagi. Powoli podszedem
w ich stron. Ku memu rozczarowaniu nic nie mogem zrozumie z ich rozmowy.
- Po jakiemu oni mwi? - szeptem zapyta Andrzej.
- Po litewsku - odpowiedziaem rwnie szeptem.
Mczyni, jakby sposzeni naszym widokiem wyszli szybko z sali.
- Ej, chopaki - przywoaem moj dwjk (nie myli z Dwjk od Baziaka) - idcie za
tymi dwoma!
- Obaj? - ukasz wyranie nie chcia rozsta si z wystaw.
Pstryknem go w ucho.
- Obaj. Bo tamci mog si rozdzieli. Jakby wsiadali do jakiego samochodu czy te
dwch, to zapiszcie ich numery.
Andrzej wzruszy ramionami.
- Nie mamy czym pisa.
- To zapamitajcie.
- Ale...
- adne ale. Biegiem. Tamci ju wychodz z muzeum!
Po obejrzeniu wszystkich eksponatw wyszedem z muzeum i usiadem na awce pod
wiekow lip zadajc sobie pytanie, dlaczego to podejrzewam tamtych dwch i co moe mi
da znajomo numeru ich samochodu w czasach, gdy o faszywy numer rejestracyjny jest
bodaje atwiej ni o autentyczny. Zreszt, rwnie dobrze Litwini mogli przyj do zamku
pieszo. Poza tym, co to za podejrzenie: e rozgldali si po salach i oknach? Ostatecznie
kady ma prawo patrze tam, gdzie ma ochot. Moe akurat podziwiali architektur zamku?
- A ty by ju ich widzia za kratkami! - mruknem niezbyt zadowolony z siebie.
Wrcili moi wysacy, rwnie z ponurymi minami. ukasz relacjonowa:
- Tamte dwa blondasy wsiady do ady na litewskich numerach rejestracyjnych i
spokojnie odjechay. Prosz, to numer rejestracyjny tego samochodu - poda mi kartk.
- Jednak mielicie czym pisa - nie mogem powstrzyma si od drobnej
uszczypliwoci.
- Poyczyem kartk i owek od jakiej wycieczki - spokojnie odpar ukasz. - Ale
wtpi, czy na co si panu ten numer przyda.
- I ja wtpi - odpowiedziaem, ale kartk starannie zoyem i schowaem do portfela.
Nigdy nic nie wiadomo, moe si jeszcze przyda. Przez chwil mylaem nawet, czy nie
powiedzie Cygaskiemu o podejrzanych gociach z Litwy, ale postanowiem zmilcze.
Trudno, eby dyrektor muzeum sprawdza numer kadego samochodu, ktry podjedzie pod
zamek! To ju sprawa policji, moja i moich przyjaci.
Umiechnem si w duchu: Tylko jak bd a w Zalewie czuwa nad
bezpieczestwem wystawy? Owszem, przed szajk Baziaka jako tako mog j chroni, ale
przed kadym, komu zamarzy si wamanie do zamku? Nie ma mowy!
- I co pan planuje teraz? - spyta po chwili milczenia Andrzej.
Przecignem si na niezbyt wygodnej awce.
- Teraz planuj ma przejadk do Wojewdzkiej Komendy Policji.
- Mam nadziej, e tam nas pan zabierze - mrukn ukasz. - Nie damy si spawi jak
przed rozmow z dyrektorem muzeum.
Andrzej nad si:
- Jestemy wiadkami. Bardzo wanymi wiadkami.
Wstaem z awki.
- Ju dobrze, waniacy. Idziemy do Rosynanta.
- A potem razem na policj? - nie ruszy si ze swego miejsca ukasz.
Zamiaem si.
- Oczywicie, e razem.
- Sowo?
- Sowo.

Zatrzymalimy si przed pasami na skrzyowaniu pod ratuszem, gdy nagle ukasz
szarpn mnie za rkaw.
- Kowalik!
- Gdzie?
- Tam, wanie schodzi z pasw na chodnik. Idzie w stron ratusza.
- Ech, porozmawiabym z nim chwil - uderzyem rk w kierownic - a tu nie ma
gdzie zaparkowa!
Andrzej oywi si.
- Za ratuszem jest parking. Trzeba tylko zrobi ma rundk wok tego szacownego
budynku. Serio, na Ratuszowej jest parking.
- A w tym czasie Kowalik... - powtpiewaem.
Chopaki wzruszyli ramionami.
- Jeli Gupi Jasio idzie w inn stron, to trudno, ale jeli w ulic 1 Maja, to bdzie
mia go pan jak na widelcu!
Z lekka nadwyrajc przepisy drogowe okrylimy ratusz i zaparkowalimy
Rosynanta na wysypanym wirem placyku, szumnie nazwanym parkingiem strzeonym.
- No i gdzie Kowalik? - spytaem ze zoci.
- Nie ma co si piekli - odpar z flegm ukasz. - Tam idzie.
- A, rzeczywicie, jest! No to zostacie w wozie...
W Rosynancie wybucha burza:
- adnego zostawania! - krzycza ukasz.
- A dane sowo?! - wtrowa mu Andrzej. Zatkaem domi uszy.
- Spoko! Spoko! Kowalik to nie komenda, wic dane przeze mnie sowo nie liczy si!
To po pierwsze. Po drugie, Kowalik na targu w Zalewie wzi mnie za policjanta i chciabym
go w tym mniemaniu utwierdzi. Jakby zobaczy mnie z wami, nici z mego udawania.
Rozumiecie?
Na szczcie zrozumieli i mogem ju bez przeszkd pobiec ladem Kowalika, ktry
tymczasem dotar do przystanku autobusowego pod pomnikiem Stefana Jaracza.
Dogoniem go i pooyem rk na ramieniu.
- A dokd to wdrujecie, Kowalik?
Ten obejrza si na mnie kurczc ze strachu.
Pamitajc o jego talencie do ucieczek, mocniej zacisnem palce.
- Poznajecie mnie, Kowalik?
- A tak, tak, panie wadzo - gorliwie pokiwa gow, ktra a si zatrzsa na chudej
szyjce. - Ale co do wdrowania, to chyba kademu wolno chodzi, gdzie mu si ywnie
podoba?! - prbowa unie si honorem.
Zacisnem jeszcze mocniej palce na jego kocistym ramieniu.
- Chodzi kademu wolno, ale handlowa monetami, ktre stanowi wasno
pastwa, to ju nie. A wycie - zaryzykowaem - przyjechali do Olsztyna sprzeda kolejn
parti florenw ze skarbu odkrytego przez was w Zalewie!
Gupi Jasio prbowa wzruszy ramionami.
- Jaki skarb? Te kilka pienikw, ktre czowiek grzebic na skarpie od czasu do
czasu znajdzie?
- Ile teraz przywielicie do Olsztyna?
- Ee tam - machn rk - wszystkiego dwie sztuki.
- Macie je tutaj?
- A nie, panie wadzo! Sprzedaem. Takiemu jednemu na targu pod OZOS-em. Zdar
ze mnie skr, e lepiej i w sklepach nie potrafi. Da po 80 zotych. O tu, prosz. Moe pan
wadza... - zerkn na mnie przymilnie i chytrze.
- Co wam, Kowalik?! - podniosem gos. - Nie wiecie, co grozi za prb przekupienia
funkcjonariusza?!
Gupi Jasio skuli si jeszcze bardziej.
- To co teraz bdzie, panie wadzo, ze mn? Na komend?
Nasroyem si.
- No, wasze szczcie, e nie mam dzi czasu zajmowa si duej takimi potkami jak
wy. Ale opowiecie mi, co tam sycha w Zalewie.
- Opowiedzie? Ja? - Kowalik odzyskiwa rezon. - Ale chtnie, bardzo chtnie. Tu za
rogiem, na Mrongowiusza jest piwiarnia. Moe by pan wadza piwko pozwoli?
- Ja ci dam piwko - pogroziem mu palcem. - Uwaaj, bo wyldujesz na 48 godzin w
pace. Tu siadaj - popchnem go w kierunku awki za pomnikiem wielkiego aktora - i
opowiadaj. Tylko nie prbuj ucieka - dodaem, widzc, e oczka Kowalika zabysy.
- Ale skd, panie wadzo, ja miabym ucieka?
- To dobrze. Powiesz swoje i jeste wolny. Na razie - znw pogroziem mu palcem.
- A co by pan wadza chcia wiedzie?
Udaem zastanowienie.
- Syszaem, e narobilicie sobie wrogw w Zalewie. Niejaki Baziak...
Kowalik a podskoczy na awce.
- To pan wadza wie?
- Policja wie wszystko - odparem z gbokim przekonaniem.
- Musiaem si odgry za swoje - mrukn powaniejc Kowalik.
- Czyli podalicie mu faszywe miejsce wykopywania florenw. Bo o tym, e znacie
takie miejsce, wiadczy fakt, i przywielicie kilka monet dzisiaj do Olsztyna.
Kowalik a zoy donie jak do modlitwy.
- Panie wadzo, jak Bozi kocham, nie znam adnego takiego specjalnego miejsca.
Naprawd grzebi sobie to tu, to tam i czasem si trafi jaki floren. Wtedy co mnie Baziak
obrobi z forsy jak wracaem z Gdaska, to akurat najwikszy fart miaem. Taki si ju nie
powtrzy - westchn ze smutkiem.
- I to wszystko, co macie mi do powiedzenia, Kowalik? - popatrzyem na niego
gronie. - Co wiecie o modym Baziaku?
- O, mody Baziak - Kowalik podnis znaczcym ruchem palec w gr. - Wy tu w
Olsztynie uwaajcie na niego i jego ponumerowanych drani!
- A dlaczego przestrzegasz akurat nas, z Olsztyna?
- Zoka, jedna z dziewczyn co z baziakowcami czasem baluje, mwia mi, tylko w
sekrecie, panie wadzo, e raz Waldek, czyli Trjka, pola im wszystkim po kielichu i
powiedzia, e to bdzie toast za olsztyskie fanty. Baziak go skl jak diabli, e gb po
prnicy rozdziawia i e zaraz mu j zamknie. Trjka si spietra, e o rany, ale co
powiedzia, to powiedzia. I to bdzie wszystko, co ciekawego mam do powiedzenia, a czego
by policja nie wiedziaa - mrugn na mnie chytrze.
Wstaem z awki i wycignem rk do Kowalika, ktry podrywajc si uj j z
nabon czci.
- No, Kowalik, sprawdzimy wasze doniesienie - powiedziaem najbardziej ponurym
gosem, na jaki byo mnie sta, krztusiem si bowiem ze miechu. - I mdlcie si, eby nie
mijao si z prawd, bo wtedy pogadamy o waszych florenowych skarbach. A jak si
orientujecie, na zdrowie to wam nie wyjdzie!
Kowalik uwiesi si mej doni.
- To ja jeszcze, jeszcze co sobie przypomniaem. To nie bdzie ze, e dopiero teraz?
Co, panie wadzo?
- Nie - z trudem powstrzymywaem miech. - Mwcie.
- No wic, panie wadzo, oni czekaj na kogo wanego z Warszawy. Zoszcz si, e
nie przyjeda, ale i martwi, bo nie maj forsy na zaliczk dla niego czy co w tym rodzaju.
Ale pki jego nie ma, to olsztyskiego skoku nie zrobi.
- A to wszystko skd wiesz? Wymylie sobie, draniu! eby zaskarbi aski policji!
Ju ja to sprawdz! Niech no si tylko okae, e esz! Poaujesz dnia, w ktrym si
narodzie!
- Panie wadzo... ja... panie wadzo... ja... - bekota Kowalik ciskajc moj rk w
spoconych chudych doniach.
- No dobrze ju, Kowalik. Wierz wam - oswobodziem rk. - To znaczy uwierz, jak
mi powiecie, skd macie te wiadomoci o jakim wanym dla Baziaka facecie, na ktrego
przyjazd oni czekaj, a jednoczenie boj si, e nie bdzie ich sta na zapacenie temu
gociowi honorarium. Przecie skok w Olsztynie... Jaki skok? Gadajcie mi tu zaraz! -
podniosem gos do krzyku, a obejrzeli si przechodzcy alejk spacerowicze.
- Ale ja naprawd - wystka Kowalik ze swej udrczonej i przeraonej duszy - ja
naprawd, panie wadzo, nie wiem!
Jasne, e nie wiedzia! Zgodziem si, ale jedn jeszcze spraw musiaem wyjani.
- Dobrze. Wierze wam, e o skoku nic nie wiecie. Ale skd te wiadomoci o tym
facecie. Pytam po raz drugi i kln si na mj mundur (tak mogem si zakl, bo adnego
munduru nie mam!), e po raz ostatni!
Kowalik spuci gow.
- Zoka powiedziaa.
- Ta, co baluje z szajk Baziaka?
- Tak.
- A co ona tak wam o wszystkim mwi? Crka wasza czy moe przyjacika?
Kowalik achn si.
- Bratanica, co mi po zmarym bracie zostaa i u rodziny swej matki si chowa. A mi
dziwno, e Baziak pozwala jej balowa na tych bankietach...
Ponownie wstaem z awki, poderwa si i Kowalik.
- To co ze mn bdzie, panie wadzo?
Poklepaem go po ramieniu.
- No to wdrujcie dalej, Kowalik, do swoich zmartwie w Zalewie. Co mi si wydaje,
e niedugo to nie policja was, a wy bdziecie szuka jej ochrony. Baziak tak atwo wam nie
przepuci.
Kowalik westchn ciko i rozoy rce.
- C robi, panie wadzo. Nazywaj mnie Gupim Jasiem, ale nawet Gupi Ja ma
swj honor i podarowa, jak go kto sponiewiera, nie moe. Do widzenia panu, ludzki z pana
czowiek.
Gupio mi si zrobio na t nieoczekiwan pochwa, udzielon mnie,
podszywajcemu si pod policjanta. Staem tak na rodku alejki patrzc za Kowalikiem, ktry
skrci za rg.
- Nie taki gupiec z ciebie, Gupi Jasiu - mruknem - ale to za mao, eby zrobi z
ciebie wsplnika w tak powanej sprawie.
Wrciem do Rosynanta, gdzie oczywicie musiaem zda spraw z rozmowy z
Kowalikiem.
O dziwo, chopcy te wysoko cenili Gupiego Jasia.
- Gdyby tylko mniej pi... - powiedzia w zamyleniu ukasz.
- ...byliby z niego ludzie - dokoczy Andrzej.

Zapaciem za parking i pojechalimy do Komendy Wojewdzkiej Policji.
- Niech no tylko pan nie zostawi nas przypadkiem w samochodzie - przypomnia
ukasz.
- Gdyby nie my, siedziaby pan sobie teraz spokojnie w Starych Jabonkach albo w
Warszawie, a Baziak... - pouczy mnie Andrzej.
- Moe robiby podkop pod murem olsztyskiego zamku? - wtrciem.
- Kto go tam wie - kiwnli zgodnie gowami i wybuchnli miechem, do ktrego
doczyem.
Ale do gmachu Komendy Wojewdzkiej, gdzie najblisz tras skierowali mnie moi
towarzysze, zgodnie wkroczylimy we trjk. Wylegitymowano nas, po czym szybko i
sprawnie skontaktowano z nadkomisarzem Suwio, czyli oficerem kompetentnym w
sprawach podobnych do naszej.
Nadkomisarz Suwio by fizycznym przeciwiestwem komisarza Kmity z Morga.
Niewysokiego wzrostu, z pocztkami brzuszka i ysiny. Wyraa si krtko i takich wymaga
odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania. Gdy tylko dowiedzia si, co i skd nas
sprowadza, przeprosi nas na moment i wyszed z pokoju. Rzeczywicie ju po chwili by z
powrotem trzymajc w rku teczk z aktami.
- Pan i pascy modzi przyjaciele twierdzicie wic... - zawiesi gos.
Starajc si mwi krtko, popdzany bbnieniem palcw nadkomisarza o biurko,
wyjaniem, co twierdzimy.
Nadkomisarz zajrza do akt.
- To pan poinformowa policj morsk o majcym nastpi napadzie na kantor...
- Tak, ja. Wraz z obecnym tu koleg.
- ...napadzie na kantor, ktry nigdy nie nastpi - wzrok nadkomisarza daleki by od
yczliwoci.
Ale postanowiem nie poddawa si tak atwo.
- Nie nastpi. Tumaczyem to ju policji morskiej. e stao si tak dlatego, bo jeden
z waszych funkcjonariuszy zosta rozpoznany przez bandytw tu przed napadem.
Nadkomisarz umiechn si krzywo.
- Znam ca t histori, a po znalezienie samochodu i broni bez i odciskw palcw,
e o przeszukaniu rzekomej meliny nie wspomn.
- Ale...
- Chwileczk - nadkomisarz unis w gr teczk z aktami. - Teraz przychodzi pan do
nas z doniesieniem, e ta sama banda, ktra miaa napa na kantor szykuje skok na Wystaw
Sztuki Sakralnej. Niech si pan przyzna, podpad panu w czym ten, jak mu tam, Baziak czy
co?
Obruszyem si.
- Jako pracownik Ministerstwa Kultury i Sztuki domagam si powanego traktowania!
Na zamku olsztyskim zagroone s skarby nieoszacowanej wartoci historycznej, nie
mwic ju o ich wycenie materialnej!
Nadkomisarz poczerwienia z lekka.
- Ale tu nikt inaczej nie traktuje pana, jak tylko powanie. Przyzna pan jednak...
- My moemy powiadczy, e pan Pawe ma racj - poderwa si ukasz.
Nadkomisarz uspokoi go gestem rki.
- O wanie. Wikszo pana relacji opiera si na informacjach zdobytych od paskich
modych przyjaci. A chyba nie bdzie nic obraliwego, jeli zauwa, e w pewnym wieku
widzi si prawd nieco inaczej ni wyglda ona w rzeczywistoci.
Zmilczelimy t zniewag. Tymczasem nadkomisarz kontynuowa:
- Nie uwaa pan, e za mao tu faktw, ktre moglibymy sprawdzi. Wtpi, czy
znalazby si prokurator, ktry zechciaby wnie oskarenie na tak kruchej podstawie. No
c. Wypada mi podzikowa za wasz trud i trosk o zabytki - wsta zza biurka.
Podnielimy si z krzese. Nie mogem sobie darowa.
- Czyli wypada nam teraz czeka, a nastpi wamanie do olsztyskiego zamku?
Nadkomisarz uda umiech.
- Mam nadziej, e nastpi ono tak, jak napad na kantor w Morgu, ktry pan
przewidzia...
ukasz mrukn co pod nosem.
Nadkomisarz skin mu teczk z aktami.
- Bez obaw, mody czowieku. Naprawd potraktujemy wasze doniesienie powanie.
Z ca powag, na jak sta tak pogardzan w tej chwili przez ciebie policj. Chocia
przyzna musisz, e historia o ponumerowanym gangu brzmi nieco fantastycznie.

- I co teraz? - zapyta Andrzej, gdy wychodzilimy z komendy.
Wzruszyem ramionami.
- Ano nic. Policja swoj drog, my swoj. Musimy liczy na siebie, chopcy!
- Hura! - odpowiedzia mi zgodny okrzyk.
- Czy to znaczy, e na policj nie mamy co liczy? - zatroszczy si Andrzej.
- Przecie to skandal - zawtrowa mu ukasz. - Tam na zamku zagroone skarby
sztuki, a tu policjant ma pretensje, e tylko si syszao o planach wamywaczy. Nawet
gdybymy przydwigali komplet wytrychw, to wydziwiano by, e nie ma na nich wyranych
odciskw palcw.
Rozemiaem si.
- Tak le z nasz policj nie jest. Wydaje mi si, e nadkomisarz w peni powanie
(jak sam powiedzia) potraktowa nasz informacj. Tyle e w stosunku do nas, jako do
cywili, prbowa zastosowa manewr odstraszania.
- Manewr czego? Odstraszania? - zdziwili si chopcy.
- Po prostu nie chce, eby cywile pltali mu si pod nogami i przeszkadzali w
ledztwie.
- Ale my bdziemy si plta? - ukasz uchwyci mnie za rk.
- I to jeszcze jak! - odpowiedziaem ze miechem.
ROZDZIA DZIESITY

BATURA I RUDOWOSA PIKNO WSACZ I DWIE
IDENTYCZNE DYPLOMATKI W HOTELU PARK UKASZ
WYNOSI WALIZECZK Z PIENIDZMI MUSIMY ODDA
DYPLOMATK UCZTA NA KOSZT BATURY WRACAMY DO
ZALEWA ROWERY GRSKIE I TERENOWE PREZENT DLA
ANTKA BAZIAKA CZYJ ROWER JEST NAJLEPSZY STRATEGIA
WYCIGU O ZOTY FLOREN


Jak niepyszni odjechalimy spod Komendy Wojewdzkiej Policji. Na skrzyowaniu
ulic Ktrzyskiego i Kociuszki - jak dowiedziaem si od ukasza - doszo do maego
karambolu kilku samochodw. Wicej przy tym byo biegania i wygraania sobie wzajemnie
ni rzeczywistych strat. Musielimy jednak zaczeka, a zawezwana policja zaprowadzi
porzdek na skrzyowaniu.
Z nudw przygldaem si stojcym przed nami samochodom, gdy nagle poczuem,
jakby przeszy mnie prd elektryczny. W biaym oplu kabriolecie, kilka samochodw przed
nami, siedzia Batura, obejmujc jedn rk rudego kociaka. Dziewczyna wdziczya si do
niego. Tak wic znw skrzyoway si nasze cieki z Jerzym Batur.
Kt to taki Batur?
Ci, ktrzy czytali o przygodach pana Tomasza wiedz, e Waldemar Batur, byy
kolega ze studiw Pana Samochodzika, sta si z czasem jego wrogiem numer jeden. Gdy
zgin ja odziedziczyem w spadku jego syna, przeciwnika rwnie gronego jak jego ojciec.
Znalimy si krtko, a ju kilkakro o mao nie pokrzyowa mi planw. Dziaa tak sprytnie,
e nie mogem przedstawi organom cigania adnego dowodu przeciw niemu.
Pierwsz moj myl byo, e to Batura jest specem oczekiwanym przez band
Baziaka. Ale zaraz odrzuciem ten pomys ze miechem.
Przecie Batura jest w Olsztynie, a Baziak pojecha ukada si z porednikiem speca
do Warszawy. Poza tym nie syszaem nigdy, by Jerzy da zaliczki za prac, ktr mia
wykona. Nic mi te nie byo wiadomo o tym, e wrd licznych talentw Batur posiada
wyjtkowe zdolnoci unieszkodliwienia aparatury alarmowej. Chocia, kto wie, mg si
nauczy.
Przypomniaem sobie jednak, jak to z dyrektorem Cygaskim ju, ju
podejrzewalimy fachowca od aparatury alarmowej i wybuchnem miechem.
- Z czego pan si mieje? - spyta Andrzej.
- Z tego, e wanie przed nami widz swego wroga numer jeden.
- I to napawa pana tak dobrym humorem - zdziwi si ukasz.
- Spjrzcie, opel kabriolet, o tam, przed nami, widzicie? Z czule objt park w
rodku?
- Widzimy! - odpowiedzieli chrem chopcy.
- Ot, mczyzna w tym wozie to Jerzy Batura, mj wrg nad wrogami. Kobiety nie
znam.
- Myli pan, e on ma co wsplnego z Baziakiem? - spyta ukasz.
Skinem z uznaniem gow. Chopak myla zupenie tak samo jak ja przed chwil.
Niestety musiaem pozbawi go zudze.
- Batura to otr, jakich mao. Cho trzeba przyzna, e elegancki i nie pozbawiony
poczucia humoru. Do Baziaka jednak nie pasuje.
Tu wyjaniem chopcom, dlaczego nie naley czy Jerzego z Baziakiem.
- Jerzy? - zdziwi si ukasz. - To jest pan ze swoim wrogiem po imieniu?
Kiwnem gow.
- Co nie przeszkadza nam walczy przy kadej okazji, jakby si to powiedziao, na
mier i ycie. A jestem na ty z Jerzym, los kilkakrotnie bowiem nas poczy i pomagalimy
jeden drugiemu.
Tu pokrtce opowiedziaem histori moich zmaga z Batur.
- I co, wypuci go pan teraz? - zdenerwowa si ukasz.
- Nie mam kompetencji ani powodw, eby go zatrzymywa. Chyba e chcecie, abym
narazi si na mieszno. Ale przejedmy si kawaek za nim, moe zobaczymy, gdzie
kwateruje.
Tymczasem policji udao si rozadowa karambol i moglimy jecha dalej.
Batura skrci w ulic Kociuszki. Przepuciem kilka samochodw przed siebie, tak
eby zakryy Rosynanta z jego charakterystyczn sylwetk przed Batur. Ja za to dobrze
widziaem biay kabriolet.
Batura przejecha ca Kociuszki i skrci w prawo, w Niepodlegoci. Przed
skrzyowaniem na placu Roosevelta zjecha na lewy pas, kierujcy go ku Warszawie.
Zatrzymaem si za oddzielajcym nas TIR-em.
- Co mi si wydaje, e nasze ledzenie na nic - mruknem. - Jerzy wraca do
Warszawy.
- To co, zostawimy go? - spyta ze smutkiem Andrzej.
Rozemiaem si:
- Nie tak od razu! Odprowadzimy mego przyjaciela do granic Olsztyna. Moe bdzie
chcia si gdzie zatrzyma.
wiata zmieniy si i skrcilimy w lewo. Przejechalimy obok jednostki wojskowej,
bodaje Wojskowej Szkoy Uzbrojenia, i nastpnie zostawilimy po prawej wjazd do piknie
pooonej Akademii Rolniczo-Technicznej, trzonu nowo powstaego Uniwersytetu
Warmisko-Mazurskiego.
Nie wydawao si, e Batura jedzie do Warszawy. Jecha wolno, wci obejmujc
rudowos pikno. Wreszcie da znak kierunkowskazem i zjecha na lewy pas. Odczeka, a
droga bdzie wolna i wjecha na zjazd.
Przed nim bya srebrzystoszara sylwetka hotelu Park. Batura wjecha na parking i z
gracj pomg wysi z opla swej towarzyszce. Z tylnego siedzenia wzi jeszcze
dyplomatk. I prowadzc rud dam pod rk wszed do restauracyjnej czci hotelu.
Patrzyem na to z drugiej strony szosy przez lornetk, co pozwolio mi zorientowa mi
si, e do hotelu i do restauracji jest jedno wejcie.
Co dalej?
Nie moglimy pozosta tak na szosie. Nie dowiedzielibymy si niczego nowego o
poczynaniach Batury.
C byo robi! Zajechaem na parking hotelowy, przezornie kryjc Rosynanta w
cieniu turystycznego mercedesa.
Weszlimy do hotelu. Pierwsze kroki skierowaem do recepcji.
- Ktry pokj zajmuje pan Batura?
Recepcjonista zdziwi si.
- Pan Batura... owszem znam, ale tym razem nie zaszczyci nas swoj obecnoci... To
znaczy, spoywa teraz obiad w naszej restauracji Panorama...
- W towarzystwie rudowosej piknoci... - przerwaem recepcjonicie.
- Nie tylko - podnis znaczco palec ku grze. - Pan Batura obiaduje w towarzystwie
piknej damy oraz pewnego biznesmena. Zajmuj, jak to zwykle, kiedy pan Batura
przyjeda, stolik przy pnocnym rogu.
Podzikowaem recepcjonicie i wrciem do chopcw. Obsuga hotelu ubrana w
winiowo-czarne uniformy przypatrywaa si im zza szklanych drzwi wejciowych
otwieranych za pomoc fotokomrki.
Pokrtce wyjaniem partnerom, jakie s trudnoci z dotarciem do Batury. O dziwo,
nie zmieszao to moich przyjaci.
- Wszystko da si zrobi, panie Pawle - uspokajajco ucisn mi rk ukasz.
Niby od niechcenia, eby nie budzi podejrzenia czujnej suby hotelowej,
podeszlimy do oddzielajcej restauracj Panorama od holu misternie wykonanej w
drewnie i poczonej z donicami palm i agaw bariery. Nie chcc by rozpoznanym przez
Batur, jako swoje oko wysaem ukasza. Wrci dosownie po kilku sekundach.
- Dentelmen nazywany przez pana Batura rzeczywicie zajmuje pnocno-zachodni
stolik. Siedzi przy nim oczywicie ruda pikno. Ale wanie w tym momencie przysiad si
do nich jaki wsaty. Na odlego wyczuem od niego grub fors - zamia si.
- Jak ci si to udao?
- Tak mi si wydao. Bo przydwiga do stolika dyplomatk, nad ktr, jak zdyem
zauway, roztacza szczegln piecz. Nie musz chyba dodawa, e obie dyplomatki,
wsacza i Batury, s do siebie podobne jak dwie krople wody! - zakoczy triumfalnie.
- Uwaga - odezwa si ciszonym gosem Andrzej, ktry, nie baczc na nasze
przekomarzanie si z ukaszem, ledzi stolik Batury - wsacz wstaje od stolika, egna si
wylewnie z Batura i jego towarzyszk, podnosi dyplomatk i odchodzi. O, rany!
Wzruszyem ramionami.
- C w tym dziwnego, e po dokonanej transakcji jeden z jej uczestnikw odchodzi
od stou obrad?
- Tak - szepn do gono Andrzej - ale on odchodzi z dyplomatk Batury!
ukasz machn lekcewaco rk:
- Pomyka!
Andrzej szarpn si ku niemu.
- Spoko, panowie. Spoko i cicho, bo ju personel hotelu zaczyna nam si przyglda.
Andrzej, skd wiesz, e wsacz (akurat mija nas pogwizdujc) wzi teczk Batury?
- Dyplomatka wsacza staa po lewej stronie stolika, Batury po prawej. Widziaem te,
jak obaj zagldali sobie wzajemnie do teczek. Potem zamknli je i wyranie zadowoleni z
siebie odstawili na miejsca. Ucisnli te sobie rce.
- Znaczy to, e transakcja przebiega po myli obu - powiedziaem w zamyleniu. - A
numer z zmian bagay jest chyba tak stary jak wiat. Nie uwaacie, e warto byoby zajrze
do teczki Batury, to znaczy do tej, ktr odziedziczy po wsaczu.
- Jasne, e warto by byo, ale jak si do niej dosta? - zmartwi si Andrzej.
- Spokj - umiechn si ukasz. - Niech no tylko podadz im danie.
Rzeczywicie po spaaszowaniu zupy Jerzy i jego rudowosa towarzyszka przeszli do
barku saatkowego nabra sobie na talerzyki saatek do drugiego dania.
T chwil wykorzysta ukasz. Byskawicznie znalaz si przy stoliku Batury,
podnis z podogi dyplomatk i jak gdyby nigdy nic wyszed z restauracji i hotelu.
Popieszylimy za nim.
Chopak sta oparty o Rosynanta i ciko dysza. Na czole perliy mu si krople potu.
Przed nim na asfalcie staa dyplomatka.
Otworzyem drzwi samochodu. Weszlimy popiesznie do rodka i (mj bd) zamiast
zmiata gdzie pieprz ronie, zaczlimy manipulowa przy zamku dyplomatki. Wreszcie
podda si. Uchylilimy wieka. Wewntrz byy starannie poukadane pliki stuzotowych
banknotw.
- Fiu! - gwizdn ukasz. - Ciekawe, za co Batura dosta tyle szmalu.
- Dla ciebie, mody czowieku, nie Batura, ale pan Batura.
Przed Rosynantem sta Batura we wasnej, nieco zdyszanej osobie. Sign po
dyplomatk.
- Skoro ju si napatrzylicie, to pozwlcie, e odbior swoj wasno.
- A ty tu skd? - zadaem gupie pytanie.
Jerzy ukoni si z umiechem. Ale jego jasne oczy rzucay ze byski.
- To raczej ja powinienem zapyta, skd ty si tu wzie. Musz powiedzie, e
bardzo zmartwia mnie utrata dyplomatki zawierajc honorarium za pewn transakcj, o
ktrej ju nie ma co wspomina. Gdy tylko dowiedziaem si od suby hotelowej, e
widziano wychodzcego z ni modego czowieka, od razu pomylaem, e bdzie to kto z
twej szajki, przepraszam, paczki, Pawle. Wybiegem na parking, nie bardzo wierzc, e ci tu
jeszcze zastan. Tymczasem patrz, a tu Rosynant w caej okazaoci, no i wy w rodku. Ale
co tam, midzy przyjacimi zdarzaj si nieporozumienia, a co dopiero midzy
przeciwnikami. Byo, mino! Zapraszam na obiad.
achnem si.
- Mylisz, e bdziemy jedli obiad za twoje zodziejskie pienidze?!
Batura z alem rozoy rce.
- Od razu zodziejskie! Zapraszam za pienidze jak najbardziej uczciwie zarobione.
Sowo. I bardzo prosz, nie odrzucajcie mego zaproszenia.
Umiechnem si mimo woli. Jerzy, jeli chcia potrafi by ujmujcy.
Popatrzyem na moich towarzyszy. Wida byo, e zaproszenie przez tak gronego
przeciwnika wyranie im imponuje.
Skinem gow.
- No dobrze. Prowad do restauracji. Chocia wydaje mi si, e jeste ju ze swoj
towarzyszk po obiedzie.
Jerzy zamia si.
- Ale skd, przerwae go nam przed drugim daniem. Ruszylimy w stron hotelu.
Zdyem jeszcze szepn swoim:
- Ani sowa o Baziaku.
I ju wchodzilimy do restauracji, gdzie zostalimy przedstawieni rudowosej
piknoci. Na imi miaa Kinga. Przenielimy si do wikszego stolika i kelner w winiowej
kamizelce podawa karty menu.
- Tylko prosz nie oszczdzajcie. Czym chata bogata! - Batura poklepa czule
dyplomatk.
Na przeksk zaordynowaem ososia ze szparagami, co spotkao si z uznaniem
Jerzego. Potem bya zupa morska i poldwica Wellington w sosie Beamaise. Obiad starsi
zakoczyli kaw i kieliszkiem Napoleona, a modzi pucharem lodw Venezia.
Batura by czarujcym gospodarzem. Midzy jednym ksem a drugim sypa
dykteryjkami i opowieciami z ycia poszukiwaczy skarbw. Nie wstydzi si nawet przyzna
do poraek, take tych, ktre ponis w walce ze mn. Gdy przerwa, Kinga raczya na
opowieciami ze wiata mody, jako e bya modelk. Moim przyjacioom z wraenia
czerwieniay uszy i zapominali nawet o jedzeniu.
Ale i najprzyjemniejszy i najsmakowitszy obiad ma swj koniec.
Wyszlimy przed hotel na parking. Ucisnlimy rk Baturze dzikujc za krlewskie
przyjcie i ucaowalimy rczk Kingi.
- A ty teraz dokd? - spytaem Jerzego, gdy wsiada do swego kabrioletu.
Rozemia si szeroko.
- Nad Jeziorak, bracie! Nie masz pojcia, jak tam piknie!
Wskoczy do auta, przekrci kluczyk w stacyjce i da gazu, ostro ruszajc z parkingu.
Kinga pomachaa nam rk. Wyjechali na szos i pomknli w stron Olsztynka. W nim
pewnie zamierzali skrci na Ostrd i dalej na Iaw, nad Jeziorak.
- Myli pan, e to przypadek? - spyta ukasz. - Wszystkich cignie nad Jeziorak.
Moe gdybymy spytali go o floreny... Moe wtedy by si wygada? Mwi tyle...
Poklepaem go po ramieniu.
- Dobrze, e nie wygadalicie si o florenach. Dobrze, e nie wspomnielicie nawet, e
jestecie z Zalewa. Jerzy mwi to, co chcia powiedzie. Wierzcie mi, e nie wymkno mu
si adne zbyteczne sowo. Przecie oprcz was ja suchaem jego opowieci! A przede mn
musia si mie na bacznoci. Wyjazd nad Jeziorak to przypadek. Ostatecznie mamy pikne
lato, kady moe je spdza tam, gdzie ma ochot. Batura jest zbyt przebiegy i ostrony,
eby prowokowa nas do tropienia go nad Jeziorakiem, gdyby naprawd mia tam co
wanego do zaatwienia. Sdz, e po prostu zajmie si oprnianiem dyplomatki z pienidzy,
w czym panna Kinga wielce mu bdzie pomocna. A moe wcale nie pojecha nad Jeziorak,
tylko skrci na Bartg i tamtdy wrci do Olsztyna.
- A my co? - spyta Andrzej.
- My pojedziemy sobie spokojnie do Zalewa i znw bd musia kry si w garau.
Baziakowcy mog lada chwila wrci z Warszawy i jak wtedy dostan si do kryjwki? Poza
tym dobrze wam zrobi, jak cho na moment przestaniecie myle o wamaniach i zajmiecie
si przygotowaniem do wycigu O Zoty Floren. Chtnie dowiedziabym si, jaka jest
rnica midzy rowerem grskim a rowerem terenowym, bo chyba nie bybym w stanie ich
odrni.
- Si robi! - ucieszy si Andrzej, ale zaraz spowania. - To znaczy nie teraz, a w
garau. Pokaemy panu rnic na przykadzie rowerw mojego i ukasza...

Baziak i jego kompani nie wrcili jeszcze z Warszawy, moglimy wic spokojnie
wprowadzi Rosynanta do garau i odda si (po przyjedzie Andrzeja na jego rowerze z
domu, gdzie musia si zameldowa) rozwaaniom na temat rowerw grskich i terenowych.
- Rowery terenowe, crossowe - rzek Andrzej - stworzono specjalnie po to, by zapeni
luk midzy rowerem wycigowym i grskim, czc ich najwiksze zalety. Due koa i
gadkie opony zmniejszaj opr toczenia, dziki czemu rower crossowy sunie lekko po
asfalcie. Jeli tylko skrci si na wyboiste drogi wymagajce ostrzejszej jazdy, rower ten
odkrywa sw drug, ryzykanck i awanturnicz natur. I ja wanie mam taki rower Cross
Giant X-9800. Jak pan widzi, przd i ty roweru s amortyzowane. Ram wykonano z
aluminium. Przerzutki dwudziestosiedmiobiegowe, przerzutka tylna SRAM ESP 7.0,
przerzutka przednia Alivio. Hamulce i piasty - nowy model Alivio, hamulce typu V. Obrcze
Rigida Zac-19 ze ciankami frezowanymi CNC.
- Rzeczywicie wybitny to rower - odpowiedziaem z umiechem, bo ju mi si
krcio w gowie od tych terminw. Ale czekaem na mnie jeszcze rower ukasza i jego
przytupujcy ze zniecierpliwienia waciciel, ktry a si pali, e zademonstrowa swoje
cacko.
ukasz przetar i tak byszczc ram roweru.
- Mj rower jest produktem firmy Wheeler Worldwide. Nosi kolejny numer 1880 ZX.
Przedni widelec amortyzator Wheeler o skoku 60 mm. Przerzutki licz 21 biegw. Ty
Shimano Mega Rang MR40, przd Shimano Altus CT92. Obrcze i piasty typ Alloy.
Hamulce ProMax Ally V-brake. Kierownica Steel profilowana, wspornik kierownicy Acor
Alloy, wspornik sioda Acor Alloy, amortyzowany, siodeko Wheeler. Mj rower jest
rowerem grskim, ale na szosie niewiele ustpuje Giantowi Andrzeja. Za to w terenie!...
Jeszcze raz przyjrzaem si rowerom.
- To musz by bardzo drogie maszyny!
Zamieli si.
- Zgad pan. Ale jak si na wszystkim oszczdza... No i rodzice pomog!
Tymczasem z rykiem silnika i piskiem hamulcw zajecha przed wynajmowany przez
siebie dom Baziak.
ukasz z Andrzejem wyjrzeli przez szczeliny w ywopocie i nagle usyszaem ich
chralny jk.
Co si mogo sta?!
I ja podskoczyem do ywopotu kulc si przy ziemi, aby mnie nie zauwaono.
Nawet takiemu laikowi w sprawach kolarskich jak ja wystarczyo spojrze na ty
mercedesa, by zauway, e spod klapy wystaje rower, zapewne grski, jak mogem
stwierdzi po niedawnej lekcji.
- Psia ko! - zakl Andrzej.
- A eby to! - zawtrowa mu ukasz.
- Co si stao? - zawoaem, cigajc jednoczenie obydwu pod bezpieczn oson
garaowych drzwi.
- A to, e Jzek kupi Antkowi jak superwyczynow maszyn.
- I to wtedy, gdy twierdzi, e nie sta go na zaliczk dla speca! Nieza to musi by
zaliczka!
- Jaki Jzek? Jaki Antek? - prbowaem zorientowa si w zagmatwanych zalewskich
sprawach.
Tymczasem chopcy ochonli. Cho przyznam, e bardzo zgrzytali zbami.
Pierwszy uspokoi si ukasz:
- Rzecz w tym, panie Pawle, e Jzek, czyli modszy, ale nie najmodszy z Baziakw,
przywiz najmodszemu z rodziny, czyli Antkowi, jaki superany rower grski. W
Warszawie jest kilkanacie sklepw, gdzie mona je dosta, a ju ze trzy to firmowe,
licencjonowane. A jasne jest, e Jzek, modszy Baziak czyli Jedynka, jak kto woli, nie
woziby dla swego brata badziewia z bazaru. Zwaszcza, e zblia si najwaniejszy dla nas tu
wszystkich wycig.
Zastanowiem si. al mi byo Andrzeja i ukasza.
- Mylicie, e dziki tej maszynie Antek Baziak bdzie nie do pokonania. Przecie
trenowalicie tyle. Macie rowery, e pozazdroci. Moe wic po prostu jestecie sabi?
- My? Sabi?! - ryknli ukasz z Andrzejem.
- My tu kadego, oczywicie juniora modszego, przejedziemy pocigiem.
- Przejedziecie pocigiem? - zdziwiem si. - Co to znaczy?
- To znaczy, e bdzie mg nam tylko nagwizda - rozemia si Andrzej.
Zatroskaem si.
- Ale co bdzie, jak przyjad tu kolarze z innych stron? Przecie nie znacie ich siy.
ukasz machn rk.
- Przecie wycig jest dla nie zrzeszonych. A teraz kto tylko ma par w nogach, ju
zasuwa do klubu.
Pozwoliem sobie na uszczypliwo:
- Czyli wy, skoro nie naleycie do adnego klubu, pary w nogach nie macie?
Wielce oburzyli si na mnie.
- Jasne, e mamy. Tylko klubiki tu takie mizerne. A dojeda do Morga czy Iawy
na trening to chyba bezsens?!
Musiaem przyzna im racj, ale...
- Ale... tylko przyznajcie mi si z rk na serce... jak wyglda sprawa z Antkiem
Baziakiem. Trenowa?
ukasz niechtnie odgarn wosy z czoa.
- Trenowa.
- Moe wicej od was?
- Tego nie da si sprawdzi - wtrci sprawiedliwy Andrzej - ale e si przykada do
pedaw, to niejeden raz widzielimy, no nie, ukasz?
- Widziao si go nie raz i nie dwa na trasie - niechtnie przyzna ukasz.
- Tak wic trenuje jak kady z was. Moe, przepraszam, jest od was lepszy? Pojutrze
wycig. Co planujecie?
ukasz podrapa si w gow.
- Najwaniejsze to zobaczy, co za rower ma Antek.
Zakpiem z niego.
- Czy od patrzenia na czyj rower przybyo siy kolarzowi? A moe szuka on tylko
wykrtu, dlaczego przegra?
Andrzej i ukasz obruszyli si na mnie:
- Jak pan moe?!
- Mog. Bo widz tu wyposaonych we wspaniay sprzt modych kolarzy, ktrzy
tylko na widok wystajcego z baganika roweru konkurenta najchtniej ju by si poddali.
- My i poddanie si?!
- Nigdy!
- Nigdy! To rozumiem.
Ucisnem ich spocone donie.
- Ale z drugiej strony - zafrasowa si ukasz, dobrze byoby wiedzie, jak
niespodziank szykuje klan Baziakw.
Andrzej popatrzy na niego.
- Naprawd mylisz, e dziki rowerowi Antek bdzie nie do pokonania?
ukasz skrzywi si.
- e nie do pokonania... nie powiem. Ale e da mu to pewn przewag nad nami, rym
wiksz, o ile lepszego typu jest rower, to pewne.
Przysuchiwaem si fachowemu sporowi z nabonym, jak przystao na laika,
skupieniem. Wreszcie omieliem si zabra gos:
- Od kilku dni ju sysz o treningu siowym i wytrzymaociowym modego kolarza.
Dzisiaj zostaem wprowadzony w tajniki skomplikowanej maszyny, na ktrej on si porusza,
zwanej rowerem. Nawiasem mwic, pozwol sobie zauway, e rower nazywany jest tak
tylko w Polsce. Na caym wiecie ma on bardziej lub mniej pokrewne nazwy z bicyklem.
Polska nazwa rower wzia si std, e angielska firma produkujca rowery na tyle nasycia
nasz rynek, a przyja si nazwa bicykla - rower. Do dzi zreszt firma Rover produkuje w
Anglii cieszce si dobr saw samochody Rover i nie wiem, czy kto w jej zarzdzie
orientuje si, e w Polsce jedzi si na zupenie innych rowerach...
Moi suchacze odchrzknli niecierpliwie.
- Tyle zatem mojej dygresji czy bardziej dywagacji - kontynuowaem. - Chciaem
mwi bowiem o tym, e nie syszaem z waszych ust ni sowa na temat taktyki czy strategii
wycigu. Ba, nie wiem nawet, ktrdy przebiega bdzie jego trasa!
Chopcy popatrzyli na siebie stropieni.
Wreszcie odezwa si ukasz:
- Trasa to nic skomplikowanego. Dla naszej kategorii wiekowej, czyli juniorw
modszych, przewidziano szeciokrotne okrenie jeziora Ewingi. A co do taktyki i strategii,
to moe ty, Andrzeju... - zwrci si w stron przyjaciela.
Ten w zakopotaniu podrapa si za uchem.
- Noo... mielimy jecha w grupie do pitego okrenia, a potem zaatakowa.
- Wszystko to pikne, ale czy przesad byoby, gdybym na waszym miejscu
rozrysowa sobie tras? Zaznaczy na niej najtrudniejsze miejsca, podjazdy, zjazdy,
przeszkody terenowe? A narysowawszy ju tras, wkubym j na pami?
Chopcy milczeli stropieni.
Wreszcie odezwa si Andrzej z pretensj w gosie:
- Pan tu nam zawraca gow jakim wycigiem, a tymczasem Baziak szykuje si do
wamania do olsztyskiego zamku, eby zgarn co si da z Wystawy Sztuki Sakralnej!
- Jakim wycigiem nazywasz wycig O Zoty Floren? To wy zawracacie mi nim i
treningami do niego gow, nie pozwalajc si skupi na robocie Jzka Baziaka w Olsztynie!
- obruszyem si
Odpowiedziao mi milczenie.
Dopiero po duszej chwili Andrzej podnis si z siodeka swego Gianta opartego o
jaw.
- Pan Pawe ma racj. Sami ju nie wiedzie jak zapltalimy si to w tropienie szajki
Baziaka, to w przygotowania do wycigu O Zoty Floren.
- Pan Pawe ma te jeszcze jedn racj - skrzywi wargi ukasz - czysto kolarsk.
Faktycznie, Andrzeju, trenowalimy do upadego, a na myl nam nie przyszo rozpracowanie
trasy.
- Ju dobrze - mrukn Andrzej - jutro na ostatnim treningu pospisujemy sobie co
trudniejsze odcinki trasy.
- Jasne - zgodzi si ukasz.
Andrzej wyjrza z garau przez ywopot.
- Przyszed Antek Baziak i ciska starszego brata za szyj. Ja si nie dziwi. Za tak
maszyn sam bym ucisn Jzka.
- Co to za rower? - zaciekawiem si.
Andrzej patrzy przez ywopot dusz chwil.
- Nie mog pozna. Ale wyglda na jaki z najnowszych Giantw grskich. Wiecie
co? Niech pan Pawe tu zostanie, a ty, ukasz, chod ze mn podziwia to cudo.
- A jak was Baziak pogoni? Jeszcze moe solidnie po uszach przetrzepa -
zaniepokoiem si.
ukasz zmruy oko.
- Antek dosta od brata nowy rower, na ktrym ma nam zamiar dooy w jutrzejszym
wycigu. Jak nas teraz zobaczy, na pewno, jak znam Antka, bdzie chcia si pochwali
prezentem. Wie przecie, e podobnych maszyn nie zdymy sprowadzi. Nawet gdybymy
mieli fors na takie cacka.
Chopcy wyszli, by okrn ciek dosta si na ulic Cich, gdzie Antek Baziak
popisywa si wyprbowujc nowy rower, ktry nawet z tej odlegoci i przez szpar w
ywopocie prezentowa si znakomicie. Pomalowany by na to i czerwono. Pod ram
wida byo amortyzator, tylne zawieszenie pomalowane byo na ciemnoniebiesko. A na nim i
na tej ramie pyszni si napis: GIANT.
ukasz dobrze zna psychik nowobogackich, Baziakowie bowiem ani nie schowali
roweru, ani nie pogonili ukasza i Andrzeja. Owszem zdawali si pyszni nowym nabytkiem.
Rozpoczo si ogldanie roweru, cmokanie nad nim i prbne jazdy, cho po paskiej uliczce
grski rower nie mg wykaza wszystkich swoich zalet.
- A niech to! - burkn wprowadzajcy mercedesa do garau Dwjka. - Nie ma forsy
na zaliczk dla speca, a Jzek, przepraszam Jedynka, funduje swemu braciakowi wyczynowy
rower. I to za tak fors!
- Daj spokj - prbowa uspokoi kumpla Czwrka - znajdzie si forsa i dla speca.
Syszae, co mwi Jedynka, tamten moe zgodzi si pracowa bez zaliczki. Z czystej
sympatii dla nas, jak pono powiedzia porednikowi. Niech no tylko wrci z zagranicy.
- I oby mu ta sympatia do nas nie wywietrzaa z ba po drodze - zamia si Czwrka.
Tymczasem pokaz roweru przed domem modszego Baziaka dobiega koca i
najmodszy Baziak, Antek, odjecha na nim z dumn min pochwali si prezentem rodzicom.
ukasz i Andrzej wrcili do naszego garau. O dziwo, w duo lepszych humorach, ni
std wyszli.
- A c to si stao? - spytaem rwnie wesoo. - Czyby Giant okaza si przerobion
damk?
- Ale nie - zamieli si obydwaj.
- To Giant najnowoczeniejszego typu - ukasz nie wiedzie czemu zatar rce.
- Nie rozumiem w takim razie waszej radoci - achnem si.- Jutro przyjdzie wam
zmierzy si z gronym przeciwnikiem, wyposaonym na dodatek w wymienity sprzt.
- Wanie ten sprzt! - chopcy wybuchnli miechem.
Andrzej klepn swj rower po siodeku.
- Ot Jzek Baziak przedobrzy! Nie do, e kupi swemu bratu rower grski nie
najlepszy na naszym terenie, to jeszcze w wersji zjazdowej.
Zdziwiem si:
- To jest i wersja zjazdowa rowerw grskich?
- A jake! Zjazd to cika dyscyplina. Wymaga stalowych nerww i mini oraz
maszyn na najwyszym poziomie. Znakomitym przykadem jest tu rower ATH-ONE Team,
na ktrym jedzi sam Rob Werner. Oczywicie jest to rower firmy Giant. O jego doskonaoci
w zjazdach wiadczy synna rama ATX-One CU-92 z wahaczem typu DX Rocker Arm, pena
amortyzacja RockShox, a wszystko to zaprojektowane z myl o Pucharze wiata.
- Jednak rower zjazdowy jest ciszy i wolniejszy od typowego grskiego - wtrci
ukasz.
Zdziwiem si.
- Dlaczego wic Jzek kupi Antkowi rower zjazdowy? Czy nie pozbawi go w ten
sposb szans na zwycistwo.
Andrzej zamia si.
- Tak le to nie bdzie. Antek to silny i szybki kolarz. A rower, ktry kupi Jzek, to
naprawd klasa maszyna. Moe tylko odrobin za cika na nasze cieki.
Zirytowaem si.
- Dowiem si wreszcie, jaki rower kupi Jzek Antkowi?
- Ju mwi - wtrci ukasz. - Jzek kupi Gianta ATX-ONE DH. Rama ze synnego
aluminium z wahaczem typu DH Rocker Arm. Amortyzator tylny RockShox Deluxe. Widelec
RockShow Boxxer. Przerzutka omiobiegowa (to najsabszy punkt roweru) Sram ESP 9.0.
Hamulce hydrauliczne tarczowe Formua. Peday WPD, zatrzaskowe.
- Co to znaczy zatrzaskowe? - spytaem.
ukasz popatrzy na mnie z politowaniem, e nie wiem takiej oczywistej rzeczy.
- To znaczy, e trzeba uywa specjalnych butw SPD, ktre wpinaj si w specjalne
uchwyty.
- Ale to niebezpieczne w razie upadku. Mona sobie nogi poama albo, w najlepszym
razie, skrci.
- Tak le nie bdzie. Przy najmniejszym skrceniu nogi w dowoln stron buty
automatycznie wypinaj si - rzek ukasz.
Odetchnem z ulg.
Andrzej zamia si ironicznie:
- Co mi si widzi, e pan Pawe bardziej si troszczy o Baziaka ni o nas. Kiedy
pokazywalimy mu nasze rowery, nawet nie zainteresowa si, dlaczego maj takie dziwne
uchwyty przy pedaach. A przecie te mogyby zagrozi nam w czasie upadku buty, ktrych
nie moglibymy wypi.
Uniosem rce do gry.
- Zgoda. Przepraszam. Po prostu nie zwrciem uwagi na charakterystyczny ksztat
pedaw. Teraz ju bd wiedzia i, jak chcecie, dokonam dokadnego przegldu waszego
sprztu. Obawiam si tylko, e zanudz was pytaniami.
Na szczcie chopcy uznali, e w rowerowej materii jestem ju wystarczajco
podszkolony. Przysiedlimy w Rosynancie.
- No, pora chyba, o ile ju nie za pno, pogada o jutrzejszym wycigu, ktry
chciabym zobaczy.
ukasz achn si.
- Jak to? Ukrywa si pan tyle dni w garau przed Baziakami, a tu nagle chce si pan
zdekonspirowa?
- O mojej obserwacji potem, a wracajc do wycigu sdz, e rano przed startem
musicie przejecha ca tras i stara si zapamita nie tylko miejsca niebezpieczne, ale i te,
ktre bd nadaway si do ataku.
- My te tak sdzimy - odpowiedzieli chrem.
- Poza tym objedziemy tras dwukrotnie - odezwa si ukasz.
Andrzej zawtrowa mu:
- Wezm nawet notes, aby narysowa sobie co ciekawsze miejsca, cho przyznam,
panie Pawle, e caa tras znamy jak wasn kiesze!
ukasz poruszy si na siedzeniu.
- Martwi mnie tylko, e baziakowcy zapamitaj pana, jak bdzie pan obserwowa
wraz z publicznoci przebieg wycigu.
- A skd wycig startuje i gdzie jest jego meta? - spytaem zaciekawiony.
Chopcy popatrzyli na siebie rozbawieni nie wiedzie czym.
ukasz odchrzkn:
- Uroczysty start wycigu O Zoty Floren odbdzie si w miejscu, ktre nazywamy
amfiteatrem, tam znajduje si bowiem zadaszona estrada. Meta te bdzie tam.
- A jaki bdzie pocztek wycigu? - spytaem, jako e czsto ju pierwsze kilometry,
zwaszcza w wycigach terenowych, potrafi przesdzi o kocowym wyniku.
Andrzej zastanowi si.
- Pocztek wycigu bdzie prowadzi uliczkami miasta, a potem peleton zjedzie na
polne drogi i bezdroa i tak dookoa jeziora Ewingi.
- A jak przejedziecie kana Ewingi-Jeziorak? - zaciekawiem si.
Chopak zamia si.
- Zwyczajnie, przez mostek. Tam bdzie kawaek szoswki. I wtedy zaatakujemy.
Baziak bdzie do wolny na swoim rowerze.
Pyknem z fajeczki.
- Mwicie tylko o Baziaku. A inni konkurenci?
- Zalewiacy to maa pestka dla nas.
Pyknem po raz drugi.
- Ale, jak syszaem, spodziewacie si tu wielu przybyszw. Nie bierzecie ich pod
uwag. Co bdzie, jak jaki obcy okae si lepszy od was?
Spochmurnieli. Wreszcie odezwa si ukasz.
- To trudno. Wszystkiego nie da si przewidzie. Jedyna nadzieja w tym, e wycig
jest dla nie zrzeszonych. Gdyby startowali klubowicze, moglibymy by bez szans.
Andrzej potarga swoj czupryn.
- Nie ma co rozpacza przed czasem. Grunt, ebymy dooyli Antkowi.
- I wygrali wycigi O Zoty Floren - umiechnem si do zawzitych chopakw.
Podobali mi si w tej swej zaciekoci.
- A jak pan si ukryje? - ponowi pytanie ukasz.
Zamiaem si.
- Skorzystam z kombinezonu taty Andrzeja, kasku i jawy. Oczywicie nie bd tak
ubrany krci si wrd odwitnie zapewne wystrojonej publicznoci na starcie i mecie. Ale
pojad sobie na tras. Mostek, o ktrym wspomnielicie wydaje mi si dobrym punktem
obserwacyjnym.
- Jasne - zgodzili si ze mn chopcy - bdzie pan widzia kawaek szosy i potem zjazd
na ki. Zobaczy pan, jak dooymy Antkowi!
ROZDZIA JEDENASTY

START DO WYCIGU SPOTKANIE NA TRASIE Z KRYSTYN
KOLCZASTY DRUT ROZSTRZYGA WYCIG PRZYJCIE NA
CZE ZWYCIZCY BAL W RESTAURACJI EWINGI
PODSUCHUJ ROZMOW KRYSTYNY I JERZEGO PANOWIE
ZERO I PITKA ZAKLCIE DBW PISARZA


Nadszed wreszcie oczekiwany dzie wycigu! Ekipa Baziaka ju od rana wyjechaa
na tras, aby sprawdzi j raz jeszcze.
- Widzicie - powiedziaem do chopcw - nie tylko wy objedacie tras... Wsiada mi
na rowery i jazda!
- A pan?
- Zaraz przebieram si w t skrzan zbroj, wdziewam kask i jad przyjrze si
odwitnemu Zalewu.
Jeszcze raz spytaem Andrzeja o drog do mostku. Okazaa si ona szos na Susz,
ktrdy ju jedziem na grb Zbigniewa Nienackiego. Wysaem chopcw na tras
sprawdzajc, czy moje dwa asy maj pene napojw bidony i torby z kanapkami.
Spakowaem na wszelki wypadek apteczk, przebraem si w kombinezon i
wyprowadziem jaw z garau. W cichym miasteczku dawaa si odczu witeczna
atmosfera. Z daleka dobiegay dwiki orkiestry straackiej, a na wielu domach widniay flagi
narodowe i w innych barwach - zapewne mieszkali tam ci kolarze, ktrych barwy widniay na
flagach.
Miasto udekorowano, oprcz flag, rnorodnymi plakatami. Tras przejazdu kolarzy
wytyczay biao-czerwone tamy. Porzdku pilnowali policjanci w galowych mundurach,
rwnie dodatkowe siy z Morga i Iawy. A wszyscy, jak naley, w biaych rkawiczkach.
Na znak policjantki zatrzymaem si i przepuciem kawalkad eleganckich
samochodw. Na jej czele jecha kabriolet, a w nim sta promiennie umiechnity Stanisaw
Szozda, honorowy starter i jednoczenie przewodniczcy jury wycigu. Pozdrawia on licznie
zgromadzonych mieszkacw Zalewa i turystw na lewo i prawo.
Przejechaem obok amfiteatru, na ktrym zawieszono ogromny napis w zoto-
czarnych barwach: Niech yje zwycizca Antek Baziak!
- Troch przedwczesna rado - mruknem. - A poza tym Antek startuje, jak i moi, w
kategorii juniorw modszych. A najwaniejszy bdzie tu zwycizca kategorii seniorw.
Widocznym jednak byo, e rodzina Baziakw cieszy si powaaniem zwaszcza
wrd modszych mieszkacw Zalewa, najczstsze w tumie byy bowiem chorgiewki w
zoto-czarnych barwach i coraz to piskliwe gosy wznosiy okrzyki sawice Antka Baziaka.
Umiechnem si.
- C w tym zego, e dzieciaki z miejscowego gimnazjum dopinguj swojego!
Ale zaraz uwiadomiem sobie, e nigdzie nie wida chorgiewek w zielonej barwie
ukasza i czerwonej Andrzeja. No, w jednym miejscu byo ich troch, ale zapewne staa tam
rodzina pastwa obockich.
Widzc, e ju dygnitarze przygotowuj si do przemwie, a modzicy do startu,
zrobiem jeszcze jedn rundk wok amfiteatru i wyjechaem z Zalewa kierujc si na Susz.
Mostek nad kanaem znalazem szybko, nie by zreszt pooony daleko od miasta.
Oparem jaw na podprku, a sam przysiadem na betonowej balustradzie mostku
nabijajc i zapalajc moj ulubion fajeczk.
Ze smutkiem patrzyem na zaniedbany kana Ewingi-Jeziorak. Oczyma duszy
widziaem tu spywy kajakowe i wolno sunce na silnikach bd holowane jachty.
Z marze wyrwaa mnie zbliajca si od strony Zalewa wrzawa, nieomylny znak, e
modzicy s ju na trasie i zbliaj si ile si w nogach.
Najpierw nadjecha na hondzie policjant i zamkn ruch na i tak pustej szosie, przy
czym kaza mi przetoczy jaw dalej, co te uczyniem. Nie zdejmowaem jeszcze kasku,
cho byo mi w nim niewygodnie pali fajk, udawao mi si to tylko dziki podnoszonej
szybce.
Gwar narasta. Wreszcie da si widzie peleton, na ktrego czele dzielnie pedaowali
dwaj kolarze w biao-czerwonych trykotach. Jeden a wysun jzyk z wysiku, nie baczc, e
na wybojach moe go sobie przygry. Takich wysunitych jzykw naliczyem w okoo
dwudziestoosobowej grupie jeszcze sporo. Widocznie wrd najmodszych kolarzy panuje
przekonanie, e wysunicie jzyka znakomicie przyczynia si do uzyskanie wikszej
prdkoci.
Modzicy zahamowali z fasonem przed wskazujcym im drog policjantem i zjechali
na ki pnce si agodnie wzdu brzegu kanau. Cz z nich pojechaa ciek, a cz
prbowaa objecha konkurentw na przeaj, po ce. Ci ostatni zagrzebali si w mikkim po
deszczu gruncie i tylko z rozpacz patrzyli, jak oddala si od nich czowka, ktrej
przewodzili dwaj biao-czerwoni kolarze. Policjant wskoczy na hond i popdzi ladem
maruderw z zamiarem wyprzedzenia peletoniku i pilotowania modzikw dalej.
Kilka samochodw, ktrymi przyjechay rodziny dopingujce kolarzy i dziaacze,
zawrcio do Zalewa.
Mogem spokojne zdj kask. Biaego mercedesa Jzka nie dostrzegem. A po
Kowaliku trudno wymaga, eby okaza si a takim mionikiem kolarstwa i fatygowa si
kawaek drogi za Zalewo.
Miaem duo czasu, zanim nadjad juniorzy modsi.
Zamyliem si.
Niegdy nie byo rowerw grskich. Na takich trasach jak ta krlowao kolarstwo
przeajowe charakteryzujce si tym, e rower znaczn cz trasy przebywa na plecach
kolarzy. Przyznam, e nie darzyem tego sportu zbytni sympati. Ostatecznie rower jest od
tego, eby na nim jedzi. Ale wszystko si zmienio z chwil wynalezienia rowerw
grskich i terenowych. Zapewne niebawem rowery grskie trafi jako penoprawna
dyscyplina na olimpiad.
Nadjedali wreszcie, pilotowani przez policj, juniorzy modsi. Woyem z
powrotem kask, bo ju teraz na pewno mogem si spodziewa mercedesa Jzka Baziaka.
Dostrzegem zielon koszulk ukasza i czerwony trykot Andrzeja. Trzymali si na czele
okoo dwudziestoosobowego peletonu. Mieli nawet czas pomacha mi rkoma. Antek w
zotym trykocie prowadzi grup. A gdy zjechali z mostku na ciek oznaczon czerwono-
bia tam nacisn mocniej na peday i odskoczy od reszty. Ale ku chwale moich chopcw
trzeba zaznaczy, e nie tracili do niego dystansu. I w takim porzdku zniknli za
wzniesieniem, wyprzedzajc peleton o kilkanacie dugoci roweru.
Dalsze okrenia jeziora Ewingi nie przyniosy zasadniczych zmian wrd jadcych.
Tylko Baziak w zotym trykocie wyprzedzi bardziej peleton, w ktrym dostrzegem, mniej
wicej porodku Andrzeja i ukasza.
Zbieraj siy przed ostatecznym atakiem - pomylaem.
I wtedy wrd kolarzy nastpia kraksa. Dwaj, jadcy z tyu peletonu, chcieli jak
najwej objecha mostek i jeden z nich wpad na betonow barier. Mimo ochronnego kasku
uderzy skroni w beton i upad.
Z jadcych za kolarzami samochodw wybiegli ludzie. Ale ja z zabran z baganika
jawy apteczk byem szybszy.
Tyle e nie baczc ju na ewentualny przyjazd Baziaka zdjem kask. I ju
pochylaem si nad lecym.
Od strony Susza usyszaem pisk hamulcw i ktem oka zobaczyem hamujcego
golfa, ale nie zwrciem na niego uwagi, zaabsorbowany lecym nieruchomo chopakiem.
Przyklknem i pooyem sobie gow lecego na kolanie.
W powietrzu krzyoway si rne dobre rady.
- Trzeba mu odpi kask, tylko ostronie - usyszaem znajomy kobiecy gos.
Odwrciem si.
- Krystyna!
- Pawe!
- Co ty tu robisz?
- O tym potem. Teraz zajmijmy si rannym - Krystyna pochylia si nad chopcem.
Ale na szczcie odzyskiwa on ju przytomno i a rwa si na tras.
Sprawdziem wyprbowanym w podobnych przypadkach sposobem, czy powrt
przytomnoci u modego kolarza nie jest pozorny.
- Jak si nazywasz?
- Jan Kozowski.
- W jakim wycigu startujesz?
- O Zoty Floren. W grupie juniorw modszych.
- W porzdku!
Nie byo sensu zatrzymywa duej chopaka, cho przybyli samochodziarze
twierdzili inaczej. Jedynym ladem po wypadku by guz na skroni modego kolarza, ktry
poprawi kask i wskoczy na rower, by pogna za peletonem, ktry znikn ju za wzgrzem.
Samochody z kibicami zawrciy.
Mielimy z Krystyn czas dla siebie.
- Co ty, dziewczyno, tu robisz?
- Wybraam si na wycieczk po okolicznych szosach. Nie wiedziaam, e trafi na tak
dramatyczny wycig. Ale ja jestem na urlopie, za to ty, Pawle, powiniene, jak mi mwie
przy poegnaniu, siedzie teraz w ministerstwie w Warszawie! Co ty tu robisz?
- Widzisz - zajknem si - te dostaem kilka dni urlopu i postanowiem zwiedzi te
pikne tereny.
- Ale skd taki strj - wybuchna miechem Krystyna - i gdzie twj sawny
Rosynant?
Odpowiedziaem jej miechem.
- Mj sawny, jak go nazywasz, wierzchowiec rozchorowa si i leczy si teraz w
warsztacie u dobrego mechanika. Ja za poyczyem od znajomego motor i ten, budzcy
miech, kombinezon i kontynuuj wycieczk. Jechaem dalej, do Susza, ale zatrzymaem si,
aby popatrze na wycig. Ostatecznie wycig rowerw grskich na nizinach to rzadko.
- Chtnie zostaabym z tob duej, ale si spiesz - Krystyna podaa mi do
wsiadajc do golfa. - Do zobaczenia na szlaku.
- Do widzenia! Odjechaa.
Oparem si o porcz mostku.
- A wic jeszcze jedna, oprcz Batury, podejrzana - mruknem.
Zostawiem j w Andersie w Starych Jabonkach, a tymczasem pojawia si pod
Zalewem, kawa drogi od hotelu. I, co zauwayem, w golfie nie byo worka z jej ukochanym
kajakiem Puchem.
Czyby co j czyo z Baziakiem?
W zaznaczonych florenach nie rozszyfrowalimy jeszcze Szstki (o ile spec z
Warszawy jest Pitk). Ale nigdy nie widziaem, by Krystyna nosia na szyi zot monet na
acuszku.
Tymczasem nadjedali kolarze. Zoty trykot Antka Baziak oczywicie na czele!
Ale ukasz i Andrzej tylko niedaleko z tyu. W cisej czowce peletonu, ktry
podzieli si ju na kilka grupek.
Niedobrze!
Moi chopcy ruszyli w pocig za Antkiem, ale doczy do nich jaki w czarnym
trykocie z czerwonymi lampasami. Mia par w nogach! W kilkanacie sekund docign z
koca peletonu do czowki.
Tymczasem na podjedzie, gdzie zawsze ucieka rywalom, Antek jakby zwolni.
Obejrza si raz i drugi za siebie. Andrzej z ukaszem siedzieli mu na kole! Czarno-czerwony
znw zosta w tyle!
Nagle Andrzej, a potem ukasz zwolnili... Wreszcie zsiedli z rowerw. Impulsywny
Andrzej cisn swoim o traw. Za nimi w peletonie te zapanowao zamieszanie. Andrzej
podnis swj rower z ziemi i razem z ukaszem zawrcili w stron mostku.
Wybiegem im naprzeciw.
- Co si stao?! Przecie ju dochodzilicie Antka.
Chopcy byli wciekli.
ukasz wycign ku mnie do.
- A to si stao! Antek nas zaatwi.
Na doni chopca leay rwno pocite kawaki kolczastego drutu. Andrzej kopn
koo swego roweru, w ktrego oponie faktycznie nie byo powietrza.
- Bez powietrza nie pojedziesz!
- Moe to nie Antek? - prbowaem zaagodzi spraw.
ukasz zaperzy si.
- Nie Antek? To dlaczego spokojnie przejecha, a caa reszta si skotowaa. Teraz
bd musieli przed nastpnymi wycigami oczyci tras. Bo nie nazywam si ukasz, jak nie
zostanie zoony protest. Ja zreszt nie bd si do tego miesza, ale e to sprawka Antka, to
rzecz pewna. Kiedy go dochodzilimy, to widziaem, jak sign do kieszeni koszulki. Wtedy
musia wyj te parszywe druty i rozrzuci je na ciece.
Oburzyem si.
- To teraz z tymi pocitymi drutami do jury. I zgocie, e widzielicie, jak Antek
wysypywa druty na ciek!
Chopcy popatrzyli jeden na drugiego.
- Widzie jak sypie, to po prawdzie nie widzielimy. Ja widziaem tylko, jak siga do
kieszonki i co wyjmuje. Ale co, nie wiem.
Andrzej podrapa si w gow.
- Ja nawet dokadnie nie widziaem, czy co wyjmuje z kieszonki. Wiadomo, trasa
nierwna i trzeba patrze pod koa.
Nie wytrzymaem:
- Ale, do diaba, tam wicej kolarzy poprzebijao opony.
ukasz rozoy rce.
- Trudno si mwi.
- Ale Antek przejecha?! - Widocznie mia szczcie.
- A wy nie?
- My nie.
Andrzej zauway:
- Moe te druty dzieci porozrzucay, aby si cieszy naszymi kopotami. Antek jest na
tyle dobrym kolarzem i to w dodatku wyposaonym w wietn maszyn, by nie musia
ucieka si do numerw z, drutami. Ja tam wiadczy przeciwko niemu nie bd.
- Ani ja! - popar przyjaciela ukasz.
Wzruszyem ramionami.
- Nie rozumiem was.
Popatrzyli po sobie.
- Nie rozumie pan?
- Powiedziaem ju, e nie.
ukasz z zawstydzeniem zatar donie:
- Bo widzi pan, my chcemy wygra z Antkiem na trasie. A nie, jak to doroli mwi,
przy zielonym stoliku.
Andrzej poruszy si niespokojnie.
- Za rok znw bdzie wycig O Zoty Floren. Przygotujemy si do niego lepiej ni
do tegorocznego.
Zamiaem si.
- A jeli Antek przygotuje jeszcze ciekawszy numer ni dzisiejsze pocite druty?
ukasz machn rk.
- aden podstp nic mu nie da. Urwiemy si mu zaraz po starcie.
Sowo daj, zaimponowali mi chopcy!
Wsiadem na jaw, Andrzej na tylne siodeko z rowerem przewieszonym przez rami.
Odwiozem chopaka do domu i wrciem po ukasza. Moe to wyda si dziwne, ale dalsze
wycigi kolarskie tego dnia ju nas nie obchodziy. Nie interesowalimy si te, jak
organizatorzy poradz sobie z drutami rozsypanymi na wzgrzu.

Tymczasem na posesji wynajtej przez Jzka Baziaka, zwanego modszym i
Jedynk, wrzao huczne obchodzenie zwycistwa najmodszego Baziaka. Wystawiono stoy
do ogrodu, a co na nich ciastek, ciasteczek, cukierkw. Tu obok pitrzyy si skrzynki z col
i innymi napojami (oczywicie bezalkoholowymi). Poczesne miejsce przy gwnym stole
zajli rodzice Antka, pastwo Wadysaw i Anna Baziakowie. Obok nich siedzia dumny jak
paw Antek, wci w zocistym trykocie i przepasujcej go biao-zielonej wstdze.
Od czasu do czasu jednak wstawa i wchodzi midzy bawicych si doskonale i bez
niego dotychczasowych rywali. Rzekby: Krl brata si z posplstwem! Dostrzeg przez
ywopot gowy Andrzeja i ukasza i podszed do nich (ja, na szczcie, zdoaem si ukry).
- Dlaczego nie przyszlicie na moje mae przyjtko? - spyta umiechajc si do nich.
Andrzej podrzuci w gr i zapa kawaek kolczastego drutu.
- Ju ty, Antek, wiesz dlaczego - powiedzia ukasz. - Za rok bdzie znw wycig i
zabawimy si po nim, ale wtpi, czy wtedy bdzie ci si chciao bawi...
Antek zwiesi gow i mitoszc w rku biao-zielon szarf zawrci na swoje
miejsce za stoem, na ktrym sta puchar, a z niego zwiesza si na zotym acuszku floren
tak wypolerowany, e blask bi z niego w oczy.
Trjce Jzka Baziaka przypada rola kelnerw, z ktrej nie byli zbyt zadowoleni.
Sam Jzek rozpar si wygodnie w foteliku i duba wykaaczk w zbach. Tymczasem na
przyjciu musiay by i mocniejsze trunki dla dorosych, Jzek wsta bowiem nieco chwiejnie
z fotelika i objwszy brata za szyj podszed z nim do ywopotu akurat naprzeciw naszej
kryjwki.
- Wiesz, Antek - pochyli si nad bratem - gdyby z tym wycigiem poczeka jeszcze
par dni, to tak nagrod bym ci ufundowa, e niech si schowa ten pucharek i floren. Floren
powiesibym na dwa razy grubszym acuszku. Co ja mwi? Na acuchu ze szczerego zota,
h, h - zanis si pijackim miechem.
- I tak jestem najlepszy - achn si Antek.
- Owszem, najlepszy przy maej pomocy brata - zmruy oko Jzek i wsparty na
ramieniu Antka pomaszerowa za dom.
Obudziy mnie pynce z oddali dwiki tanecznego zespou. Solistka nieco tylko
faszujca przekonywaa, e jak ju kogo pokocha, to na zawsze. Spojrzaem na zegarek.
Dochodzia pnoc.
- W sam raz pora na nocn duchw przechadzk - przetarem oczy i wyskoczyem ze
piwora. Ubraem si i bogosawic zawiasy garau, e nie skrzypi, wyszedem na dwr.
Przez chwil podziwiaem rozgwiedone niebo, a potem przeskakujc furtk ruszyem w
stron restauracji Ewingi, gdzie odbywa si bal koczcy wycig O Zoty Floren. Byem
pewien, e Baziaka i jego kompani najprdzej zastan wanie tam. Chyba eby szef im tego
zabroni. I tak byo w istocie! Ani Jzka Baziaka, ani jego podwadnych nie byo na sali, co
sprawdziem zagldajc przez okno.
Jakie jednak byo moje zdumienie, gdy w jednej z par snujcych si w rytm tanga po
parkiecie rozpoznaem Krystyn i Jerzego. Witteck i Batura? No, no!
Przywarem w cieniu do szyby, ale nie zobaczyem nic ciekawego. Taniec skoczy
si. Jerzy z galanteri odprowadzi Krystyn do stolika, gdzie oczekiwaa go rudowosa
Kinga.
Nagle poczuem na ramieniu cik ap.
- Co ty tu myszkujesz, kole?
Nie chciaem wdawa si w bjk, ktra moga zaalarmowa Krystyn albo Jerzego.
Przybraem paczliwy ton:
- Nie myszkuj, tylko... widzi pan ten stolik? Wskazaem facetowi stolik z King i
Jerzym. Tam moja ona... Pan, jako bramkarz tego lokalu orientuje si w takich sprawach...
- Si wie! - zamia si grubas. - To co, moe wywoa gocia i mu delikatnie... -
potrzsn pici - wytumaczy, e podrywanie cudzych on nie kalkuluje si.
Udaem przeraonego.
- Ale nie, nie trzeba. Ona wtedy by mnie naprawd rzucia!
- Jak pan uwaa - mrukn bramkarz, ale syszaem jak odchodzc sapn: - Ciapciak!
Tymczasem zagrano now trjk, czyli wizank trzech tacw, po ktrej zesp
robi przerw. Jaki facet poprosi King do taca, na co Jerzy zgodzi si i sam te wsta od
stolika, e niby si chce przewietrzy. Krystyna te wstaa ze swego krzesa i tak razem
oddzielnie wyszli przed restauracj.
Pstrykna zapalniczka Jerzego.
- Ja dzikuj, nie pal - odezwaa si Krystyna. Powoli podesza do krzeww, w
ktrych si kryem.
- Uspokj si, Krystyno - agodnym gosem, ktrym tak umia czarowa, odezwa si
Jerzy - wyskocz tylko na trzy dni i wracam. Wtedy zabierzemy si za t wystaw i bdziesz
moga wywie fanty do Berlina i dalej, do Bonn.
- Wiesz, mam przeczucie, e wpadn tym razem na granicy.
- Ale skd takie przeczucia - Jerzy otoczy j ramieniem - kto bdzie podejrzewa
zasuon turystk i grzeba w worku z jej ukochanym kajakiem! A poza tym, wszyscy
ryzykujemy wpadk. Ju ja chyba najbardziej pracujc z tymi geniuszami z Zalewa!
Wyobra sobie, e w uznaniu zasug ich szef przyzna mi numer Zero i nie musz nosi, jak
wy wszyscy, florena na acuszku.
- Ja te go nie nosz!
- Harda dziewczyna!
- A eby pan wiedzia, panie Zero.
- Przyznasz, e adnie to brzmi: pan Zero. Obawiam si tylko, e cignli to z
jakiego kryminau. Pan Zero... niech i tak bdzie. Spodziewaem si, e ponumeruj mnie
jako Sidemk.
- A co z Pitk? Bez niego akcja moe si nie powie!
- Speca nie ma chwilowo w kraju. Ale chyba ju wrci.
- Spec? Te mi ksywa.
- Rwnie dobra, jak kada inna. Poza tym zna, e facet si ceni.
Krystyna rozemiaa si.
- Tak si ceni, e da zaliczek za robot?
Jerzy odpowiedzia jej miechem.
- Zaliczki to ju mj pomys. W ogle przyznam ci w tajemnicy, e Pitk i Zero duo
czy.
- Eje, zaczynam si domyla.
- Nadmiar domylnoci jest szkodliwy dla zdrowia. We przykad z Baziaka. Ten za
duo si nie domyla i yje sobie szczliwie. A ty co teraz porabiasz?
- Siedz sobie w Starych Jabonkach w hotelu Anders obsugiwana po krlewsku,
opywam wszystkie okoliczne jeziora moim Puchem i czekam na telefon od Baziaka? A ty?
- Ja zaoyem kwater gwn w Olsztynie w hotelu Park. Musiaem, co prawda,
przed jednym gociem udawa, e tam nie mieszkam, ale to stara historia, niewarta
wspomnienia.
Struchlaem w swym ukryciu, pewien, e zaraz dogadaj si co do mojej osoby. Ale
nie nastpio nic takiego. Zesp przesta gra i Jerzy musia wraca do swej partnerki. Zdy
tylko powiedzie:
- A ja tu patrz, jak spisuj si Baziak i spka.
- Nie rozpoznaj ci?
- Na balu ich nie ma, co si chopakom chwali. Zreszt odrobina charakteryzacji
jeszcze nikomu nie zaszkodzia. Trzymaj si! - i wbieg do restauracji. Krystyna powoli
posza za nim.

Goliem si rano w garau czekajc, a Andrzej przyniesie w koszyku niadanie, gdy
wpad rozgorczkowany ukasz machajc plikiem kartek.
- Znalazem! Znalazem! - woa. - Niech pan patrzy, co znalazem w notatkach, ktre
zostay po Marku!
Zamiaem si.
- Zaraz z najwiksz chci obejrz twoje znalezisko, tylko prosz ci, daj mi si
ogoli!
Elegancko ogolony zasiadem z przyjacimi - bo doszed ju i Andrzej - nad
notatkami witej pamici brata ukasza. Zawieray si one na kilku kartkach zapisanych
rwnym pismem.
Poniewa nie s dugie, a maj zwizek z florenami, pozwol sobie ow notatk czy
te szkic przytoczy w caoci:
Tak oto w wojennej gwarze dobiega kresu jeszcze jeden rok XV wieku. Jeszcze
jeden krwawy rok dla Zalewa nad jeziorem Ewingi. Najnisze pitro podziemi klasztoru braci
mniejszych rozwietla w jednym miejscu niky blask ojowego kaganka, poszcy szczury i
odstraszajcy nietoperze. Kaganek trzyma stary zakonnik przypatrujcy si, jak drugi
franciszkanin, mody braciszek z nowicjatu, wmurowuje w cian sporych rozmiarw kamie,
na ktrym wyryty by krzy widoczny tylko dla wtajemniczonego oka. Jeszcze kilka ruchw
kielni i kamie nie dawa si odrni od otaczajcych go w wilgotnej cianie. Chopiec
podnis wzrok na starca.
- Czy tak dobrze, ojcze Janie?
- Dobrze, bracie Benedykcie.
- Ale czy my dobrze czynimy nie wysyajc witopietrza do Rzymu, a zamurowujc
je tutaj?
Stary pokrci gow.
- Bierz kube i kielni i chodmy std. Wierz mi, e nie inaczej postpiby ojciec nasz,
wity Franciszek.
Ruszyli schodami w gr. Gdzie nad nimi rozleg si huk i a tutaj dobiega
stumiona wrzawa.
Ojciec Jan pooy rk na ramieniu braciszka.
- Syszysz? Nieprzyjaciel w miecie, a pewnie ju i w klasztorze. Chciaby, eby
jemu przypad ten mozolnie zbierany grosz witego Piotra? Te floreny, na ktrych zda si
byszcz krople potu ubogich darczycw?
Chopiec milcza.
Nad nimi trzasny wywaone drzwi i schody zadudniy pod cikimi krokami.
Knechci w ppancerzach i kolczugach zbryzganych krwi zbiegali w gb piwnic
wymachujc pochodniami i cikimi mieczami. Przewodzcy im potny chop widzc przed
sob starca i chopca zatrzyma si ciko dyszc.
- Zoto! Gdzie schowalicie zoto?!
Ojciec Jan rozoy rce.
- Ubodzy jestemy.
- Znajd i bez ciebie, mnichu! - wrzasn knecht i pchn mieczem. Jednym ciosem
przebi zakonnika i prbujcego zasoni go swym ciaem chopca. Przeskoczy upadajcych i
popdzi w gb piwnic. Jego kompani pohukujc biegli za nim depczc po konajcych.
Starzec ostatkiem si podnis gow i wtedy dostrzeg w wietle przewrconego
kaganka zacigajce si mg cierpienia i mierci, ale wci jeszcze przytomne, spojrzenie
nowicjusza. Zmusi wargi do umiechu i szeptu:
- Dobrze, chopcze. Dobrze. Pan nasz i Bg nasz...
Poniej tekstu Marka widnia dopisek cudz rk:

Tylko tak trzymaj, a reszta przyjdzie sama. Z.N.

- To musia dopisa pan Nienacki, prawda? - spyta Andrzej.
Spojrzaem na kartk.
- Nie znam charakteru pisma pana Nienackiego, ale nie sdz, e to sam Marek
sporzdzi w dopisek, aby podnie w sobie literackiego ducha.
- To tylko taka wprawka literacka twego brata - Andrzej machn kartkami przed
nosem ukasza, ktry ju podrywa si do bjki w obronie honoru zmarego brata.
- Co ty moesz wiedzie o literaturze, jak trzy minus to najwyszy stopie, jaki z
wypracowania dostae!
- Spoko, panowie, spoko - uchwyciem ich za rce. - Bi si moecie pniej, choby
po to, by przysporzy radoci Baziakowi, ale na razie pokacie mi te kartki.
Najbardziej interesowaa mnie ostatnia. Wyszedem przed gara i podniosem j ku
socu...
Delikatne nakucia igy czy te szpilki ukaday si w napis:

Potrzebujesz - we. Masz duo - do. I zostaw, a przyjdzie inny. Z pierwszego patrz
na trzeci. Pamitaj, co lubowa.

Odczytaem go i zapanowaa cisza.
Wreszcie odezwa si ukasz:
- Zaklcie dbw pisarza.
Andrzej wtrci si:
- Nie bardzo je rozumiem.
Podrapaem si w brod.
- Tyle zrozumiaem z tego zaklcia, e istnieje miejsce bogate, skd potrzebujcy, ale
tylko on, moe zaczerpn bogactwa. Czowiek bogaty, o ile tam trafi, jest zobowizany do
znalezionego bogactwa dooy co od siebie, aby pomnoone dobro czekao na
potrzebujcego. Nie wiem, gdzie si znajduje to miejsce, ale wskazwk, gdzie go szuka,
jest zapewne wers: Z pierwszego patrz na trzeci. By moe chodzi tu o dby pisarza.
- Nigdy tam nie trafimy - zmartwi si ukasz.
- Na pewno bdziemy prbowali - staraem si go pocieszy. - Ostatecznie duo nie
mamy, posiadamy wic pene prawa zaczerpn ze skarbca Marka i pana Nienackiego.
Andrzej zamia si.
- Baziak te uwaa si za jednego z tych potrzebujcych. Gdyby trafia mu w apy
kartka z tym tajemniczym zaklciem czy zaleceniem, to gow sobie daj uci, e
wykarczowaby p lasu, eby si tylko do bogactwa dokopa!
Pokrciem gow.
- Z tym bogactwem u pana Nienackiego to te moe by rnie. To by naprawd
niezwyky czowiek. Moe rozumia bogactwo w sensie symbolicznym, jako na przykad
dobro lub mdro?
- W takim razie musisz lecie w te pdy pod dby pisarza i si ubogaci, bo mdroci
raczej ci brakuje - przyci Andrzejowi ukasz.
- Niech si pan schowa - pocign mnie za rk Andrzej. - Wanie wyszed na taras
Baziak i bacznie si rozglda po okolicy. Zdziwiby si bardzo widzc, jakiego to sublokatora
goszcz w naszym garau.
Cofnem si do garau.
- Dziki ci, Andrzeju, za ostrzeenie w por. Ale, swoj drog, co zwojujemy
ukrywajc si w garau i podsuchujc rozmowy opryszkw? - zastanawiaem si na gos.
- Nawet wycig O Zoty Floren przegralimy - powiedzia smutnym gosem ukasz.
ROZDZIA DWUNASTY

WALKA DWCH DUCHW SPOTKANIE ZE SPECEM
UWIZIENIE I CHARAKTERYZACJA W GOCINIE U BAZIAKA
ROZKAZ PANA ZERO HOTEL POD ZAMKIEM ZWIEDZANIE
ZAMKU STYPEDIUM BAZIAKA


Noc nie daway mi spokojnie spa dwa duchy. Jednym z nich by anio Pawe,
zapewne z ktrego z wanych chrw niebiaskich, ubrany w bia szat, ktrej krj i fason
znamionoway rk wietnego krawca. Drugi, diabe Pawlucha, okopcony by i usmolony.
Nawet ogonek mia przypieczony na kocu, na ktry to koniec od czasu do czasu dmucha z
wielk trosk. Biay chcia, ebym zostawi chopcw w spokoju i nie naraa ich ycia, a o
zamierzonym przestpstwie jeszcze raz powiadomi policj. Czarny - przeciwnie: widzia w
strzelaninie z udziaem bezbronnych nastolatkw pyszn zabaw. Mnie za zaleca tylko
dziaanie na dwie strony. Najlepiej ukrycie dla siebie skarbw, a wydanie w rce policji
moich wsplnikw. Taka to diabla natura! Gdyby mg, wsadziby take mnie za kratki. Nie
dlatego, bym ponis zasuon kar, a tylko dlatego, eby zrobi mi na zo. Na razie jednak
walczc z Pawem o m dusz, Pawlucha bi na alarm, e moe wamanie powiedzie si
przestpcom i jeszcze jedna zbrodnia pozostanie bez kary.
Namieszay w mojej gowie duszki co niemiara i zasnem dopiero nad ranem. Byem
zmczony, ale przynajmniej wiedziaem, jak mam postpi!
Rankiem, gdy chopcy pojechali na trening, spakowaem manatki i wyjechaem z
garau. Miaem zamiar ponownie dotrze do Komendy Wojewdzkiej Policji w Olsztynie i
przynagli nadkomisarza Suwio do energiczniejszego dziaania w sprawie Baziak kontra
zamek. Chopcom zostawiem kartk nastpujcej treci:

Z pozdrowieniami!
Walka z bandytami to nie zajcie dla nastolatkw i historykw sztuki. Doszedszy do
takiego wniosku wycofuj si z akcji Floren i wam nakazuj zrobi to samo. Jeszcze dzi
bd na policji i sprbuj namwi j, aby czujniej zaja si Baziakiem. Sdz, e mi si to
uda. Gdybym ponis klsk w gmachu organw cigania, wtedy pomylimy, co robi dalej.
Bdcie cierpliwi
Pawe

Liczyem na to, ba, byem przekonany, e jeli jeszcze raz i to dokadnie zreferuj
nadkomisarzowi spraw Baziaka, dni tego otra bd policzone!
Wyjedaem ju z Zalewa, gdy zobaczyem, e stojcy obok toyoty corolli na
warszawskich numerach rejestracyjnych mody mczyzna z brdk daje mi rozpaczliwe
znaki, aby si zatrzyma.
Stanem.
Go podbiega i ju z daleka krzycza:
- Jak to mio spotka warszawiaka!
(Zdradziy mnie numery rejestracyjne).
- Tu nikt nie chce udzieli najprostszej informacji! Uwzili si na nas czy co?
Wysiadem z Rosynanta.
- Czym mog panu suy? Te jestem tu obcy, ale moe...
- Szukam ulicy Cichej numer 14 - brodaty spojrza na kartk trzyman w rku.
Naga myl przemkna mi przez gow: Masz przed sob Pitk, speca!
Gdzie tam anioek Paweek zaamywa rce, a diabeek Pawlucha z radoci
wymachiwa ogonkiem. Niewane. Do dziea, Pawle.
- Moe zechce pan zerkn tutaj. Mam plan miasteczka - uczyniem zapraszajcy gest
rk w stron Rosynanta.
Rozejrzaem si wok. Pusto!
Facet zareagowa tak jak zareagowaoby dziewiciu na dziesiciu na jego miejscu:
zajrza do Rosynanta...
Gdy si pochyla wczyem przycisk z gazem paraliujcym. Pad, tak to si kiedy
mwio, jak kawka.
- Maa dawka ci nie zaszkodzi - wymruczaem - a przedwczesne przebudzenie moe
przynie duo kopotw i nam, i tobie.
Stanem na zewntrz samochodu i potraktowaem rzeczywicie ma dawk gazu
Pitk. Zostawiem z szeroko otwartymi drzwiami Rosynanta i poszedem do corolli.
Kluczyki tkwiy w stacyjce. Wyjem je i zamknem samochd.
- Jeszcze si przydasz, o ile ci nie ukradn lub nie obrobi dokadnie - skoczyem
znajc chorobliw wrcz mio naszego narodu do samochodw i motocykli, szczeglnie
cudzych.
Wrciem do Rosynanta. Ostronie powchaem powietrze w jego wntrzu, ale nie
wyczuem zapachu gazu. Pitka spa za to spokojnie jak niemowl. Przepchnem
bezwadnego na siedzenie obok i ruszyem modlc si, eby w malekim Zalewie pech nie
zesa mi patrolu drogwki, ktry mgby si zainteresowa mczyzn lecym na siedzeniu
jeepa.
Na szczcie pech tego dnia zdawa si by daleko. Spokojnie zajechaem pod dom
pastwa Bienw.
Wybiegli z niego Andrzej i ukasz.
- To tak si pan nas pozbywa? - wymachiwa kartk, zapewne moim listem.
- Dlaczego pan jedzi tak jawnie po miecie, chce pan, eby go rozpoznali? -
zatroszczy si ukasz.
- A mymy ju myleli, e pana porwali! - nie da si wyprzedzi w trosce o mnie
Andrzej.
Zamiaem si.
- Przepraszam, pniej wszystko wytumacz. Na razie niech wam wystarczy, e nie
mnie porwali, tylko ja porwaem!
- Pan?
- Kogo?
- Pitk, czyli speca.
- A niech to! - chopcy nie mogli wyj z podziwu.
- Dobrze ju, dobrze! - przerwaem zachwyty. - Andrzej, jest w waszym domu jaka
pusta piwnica?
- Jasne. Nawet dwie, pki jeszcze nie sezon na ziemniaki.
- No to chodcie tutaj. Pomcie mi drania zataska do piwnicy.
- Tylko nie wiem... - zajkn si Andrzej.
Rozzociem si.
- Czego nie wiesz?!
- Czy rodzice bd zadowoleni, e w naszej piwnicy bandyta...
Zmierzwiem mu wosy.
- Ech, ty! Akurat rodzice mu w gowie. Nie martw si. Kiedy wrc, po specu ju tu
ladu nie bdzie. Najwyej dostan od wadz nagrod za obywatelsk postaw!
- Chyba, e tak.
- adne chyba, tylko na pewno. No, bierzcie si chopaki za klienta, pki ulica pusta.
Niczego tak nam nie potrzeba, jak wiadkw!
Chwyciem speca pod ramiona, chopcy za nogi i raz, dwa wnielimy go na werand
domku.
- No, to teraz, korzystajc, e baziakowcw nigdzie nie wida, wstawiamy Rosynanta
do garau, a przy okazji poszukamy kilka acuchw i kdek.
- A na co one panu?
- Posu nam do skonstruowania czego w rodzaju kajdan, ktre utrzymaj speca w
miejscu, jakie dla niego wyznaczylimy.
Jak postanowiem, tak zrobilimy: Rosynant skry si w garau, a spec w chodnej,
suchej piwnicy, gdzie przykulimy go za nog do rury wodocigowej systemem
przemylnych kajdan. C, nie byo to moe najprzyjemniejsze miejsce na wiecie, ale kady
czasem ma to, na co zasuguje. A co mi si wydaje, e spec zasugiwa na pobyt w miejscu
znacznie mniej miym ni piwnica pastwa Bieniw.
Tymczasem spec spa sodko na przywleczonym przez Andrzeja materacu, a ja
miaem inne zajcie ni trosk o jego sen.
W kieszeni speca znalazem portfel z jego dokumentami: dowd osobisty, prawo
jazdy. Nie interesowao mnie w tej chwili, czy s to dokumenty prawdziwe czy faszywe.
Interesoway mnie przyklejone do nich zdjcia.
Wysaem Andrzeja do garau, aby przynis mi walizeczk, ktr znajdzie pod
tylnym siedzeniem. Chwila i chopak by ju z powrotem.
- Prosz. Oto walizka, o ktr pan prosi - powiedzia z dum stawiajc walizk na
stole.
Otworzyem j.
- O rany - wyrwa si jednoczesny okrzyk z ust chopcw.
Walizeczka zawieraa bowiem komplet akcesoriw charakteryzatora: sztuczne wsy,
wosy, brwi i brody oraz barwne szka kontaktowe, szminki, konturwki, pudry i tusze, a
take farby do wosw.
Zszedem do piwnicy (trudno, czasem trzeba by okrutnym) i uciem noyczkami
pukiel wosw naszego picego podopiecznego. Ufarbowaem sobie wosy na podobny kolor
(niektre barwniki i kleje byy wodoodporne), po czym przymierzyem i przykleiem
otaczajc podbrdek i policzki wsk brdk, zwan podwodniack.
Na koniec wyposayem oczy w szka kontaktowe o ciemnobrzowych tczwkach.
Teraz porwnaem swoj podobizn z lusterka z kolorowymi zdjciami z
dokumentw. Podobiestwo byo ogromne. Po czym zszedem z chopcami do piwnicy, gdzie
spa jeszcze pan Witold Tyski (zapomniaem powiedzie, e wedle dokumentw tak
nazywa si spec). I lustro, i wraenie, jakie wywarem na chopcach, potwierdziy, e moja
praca nie posza na darmo. Mogem zabra si do nastpnego etapu. Zanim jednak on nastpi
ostrzegem chopcw:
- Widzicie, dokd siga lecy i przykuty do rury spec. Zaznaczcie to miejsce na
cianie... No, dodajcie jeszcze 20 centymetrw. Dotd wolno wam si zblia najdalej do
Tyskiego czy, jak kto woli, Pitki. Jedzenie dalej przysuwajcie mu na desce i te bdcie
gotowi odskoczy w kadej chwili. Nie dajcie si podpuci na adne nage choroby czy
ataki. Odkrcimy ten zawr. Tu bdzie mg sobie zrobi siusiu i co tam chce. Mwcie mu
zawsze, e kto dorosy jest na grze, tylko nie chce mu si fatygowa na d. I e jeszcze z
nim pogada, i to ostro. Zrozumielicie?
- Tak - niezbyt pewnie odpowiedzia Andrzej.
- Pewnie! - szarpn gow ukasz.
- No to trzymajcie si! Pilnowanie tego klienta nie potrwa dugo. Najwyej dzie,
dwa.
- A pan? - spyta Andrzej.
- Dokd pan si... - zacz ukasz i przerwa ze miechem. - Po co ja gupi pytam?
Przecie po caej tej maskaradzie to jasne jak soce! Wybiera si pan w gocin do Baziaka
jako ten, jak mu tam, Tyski, spec.
Rozemiaem si.
- Tylko dziwi mnie, dlaczego zrezygnowa pan z Rosynanta - cign ukasz -
przecie taki wyjtkowy samochd bardzo by si panu mg przyda?
- Rezygnuj wanie dlatego, e jest taki wyjtkowy. Ja si zmieniem dziki tej
charakteryzacji, ale samochd pozosta taki sam, a ju niektrzy mwi o mnie ucze Pana
Samochodzika. Zreszt dziedzicz po specu wcale niezy samochd - toyot coroll. Spakuj
teraz troch swoich rzeczy (fajk i puszk z zielon herbat zostawiam pod szczegln wasz
opiek) i ruszam do toyoty, aby zajecha ni z fasonem pod dom Baziaka. Chocia z tym
fasonem to moe nie wyj, bo naszych przyjaci gdzie ponioso. Wyjrzyj, Andrzej, przed
dom, czy ulica pusta. Nie powinien nikt zwraca na mnie uwagi, ostatecznie niczym si nie
wyrniam, ale strzeonego Pan Bg strzee.
- Ulica pusta - wrci z meldunkiem Andrzej.
- No to cze - ucisnem rce chopcw. - Pamitajcie w razie czego, e telefon mam
ze sob.
- Tak - niemiao odezwa si Andrzej - tylko, e swj telefon zostawi pan w
Rosynancie, a numeru telefonu speca nie znamy...
Uderzyem si pici w czoo, a zadudnio! Faktycznie! Jeszcze raz signem do
portfela odziedziczonego po specu. Na szczcie bya tam i wizytwka.
- No, macie numer: 0 601644245.
- A haso? Przecie moe si zdarzy, e wpadnie im pan w apy, e pana rozszyfruj i
co wtedy. Pod luf pistoletu bdzie pan mwi, co mu ka - zaniepokoi si ukasz.
Umiechnem si.
- Dobrze. Niech bdzie haso: Gupek.
- Jak? - oburzyli si chopcy.
- Gupek.
- Te mi haso?!
- Lepsze ni inne! - teraz ja si oburzyem. - Im sowo mniej znaczce, tym
bezpieczniej go uywa. Przeciwnik nie domyli si, e haso zostao ju przekazane
dzwonicemu lub odbierajcemu telefon.
- Ma pan racj - zgodzi si Andrzej.
- Zgoda - ucisnem jego rk - czasem mam.
- Niech si pan trzyma i nie wstydzi dzwoni o pomoc - poda mi do ukasz.
- Obiecuj, e nie bd si wstydzi - odpowiedziaem patrzc mu powanie w oczy.
Chciaem co jeszcze powiedzie do Andrzeja, gdy dostrzegem, e ten wpatruje si w
drzwi prowadzce w gb domu, jakby mia ukaza si w nich Potwr z Siedmiu Wysp.
Rozmieszy mnie.
- Co tak stoisz?
Chopak wzdrygn si.
- Usyszaem brzk acuchw z piwnicy.
- No i co z tego?
Chopak zdenerwowa si.
- A to, e spec si obudzi!
Wzruszyem ramionami.
- Jeszcze raz powtarzam: co z tego? Broni go nie ma, bo go obszukaem. Zreszt nie
w zwyczaju tego typu fachowcw chodzi ze spluw. Poza tym to on jest przykuty do rury,
nie my. Fakt, e trzeba gocia odwiedzi przed moim znikniciem. Andrzej, dawaj
kominiarki!
- Ja? Kominiarki?
- Tylko nie udawaj, e ich nie masz w domu! No, dawaj, nie bd ci oskara o
chuligastwo na spokojnych ulicach Zalewa.
Kominiarki si znalazy, ale tylko dwie.
- ukasz, zostaniesz tutaj. Masz odpdza nieproszonych goci.
- Znw ja zostaj - jkn chopak.
- Trudno. Kominiarki s tylko dwie - klepnem Andrzeja po ramieniu. - Ani sowa do
speca. Choby ublia, baga lub obiecywa zote gry. Ani sowa i cay czas w
kominiarkach. Bdziesz wyglda na starszego, a poza tym taki wygld opiekunw napdzi
mu stracha. Tak wic schodzi do piwnicy zawsze we dwjk, ten drugi ma mie klucze od
kdek, nie odzywa si ani do siebie wzajemnie, ani do speca. No, Andrzej, kominiarka na
gow i schodzimy.
Spec siedzia na materacu i ju prbowa kawakiem drucika otworzy kdk. Nasze
pojawienie si wywoao u winia wybuch wciekoci:
- Ech wy, ciecie prowincjonalne! Nawet nie wiecie, na kogo si porywacie. Macie
przechlapane. Da si Ruskim par groszy, przyjad i was sprztn!
- Nie dokablujesz im na nas - powiedziaem obojtnie.
- A to niby dlaczego? - oburzy si spec. - Ty mi zabronisz.
Skinem gow.
- Zabroni i pochowam ci do tego czasu.
Podszedem i wyrwaem ze znieruchomiaej doni speca drucik. Machnem rk na
Andrzeja.
- Widzisz, do czego doprowadza dobre serce. Bierz mi ten materac i dokadnie
przeszukaj, czy nie ma w nim jeszcze jaki drutw. Dopiero wtedy daj temu biedaczkowi -
kopnem speca niezbyt mocno, ale dotkliwie w chudy tyek.
- oj! - potwierdzi celno kopnicia.
- Ty mi tu nie jcz - powiedziaem - tylko sied cicho, bo jak na grze usysz, e co
kombinujesz, to biedny bdziesz. aro bdzie ci przynosi ten maolat i jeszcze jeden. Im
moesz si skary.
Obejrzaem jeszcze acuch i kdk.
- No. Nie powiniene tak atwo z tych kajdan wyle, cho to prowizorka. Dla twej
pamici podaj, e na grze zawsze kto bdzie czuwa ze spluw - kiwnem na Andrzeja. -
Idziemy!
W holu jeszcze raz zwrciem uwag, eby materac by dokadnie przejrzany, zanim
podrzuc go specowi.
- Tak. Macie go podrzuci, a nie podej i pooy. Pamitajcie o odlegoci, na jak
do pana Tyskiego moecie si zbliy.
Podjechaem pod dom Baziaka. Biaego mercedesa nigdzie nie mogem dostrzec.
Wysiadem z toyoty i podszedem do furtki. Okazaa si zamknit. Na wciskanie guzika
dzwonka te nikt w domu nie reagowa. Wrciem do toyoty i rozsiadem si wygodnie
pograjc si w literaturze sportowych gazet, ktrych spory plik wiz w samochodzie pan
Witold Tyski. Szczeglnie interesoway go te, ktre podaway wyniki totalizatorw, od totka
i pikarskich poczynajc, a na koskich wycigach koczc.
Wreszcie odoyem gazety czujc miy dreszczyk emocji przebiegajcy mi wzdu
krgosupa. W uliczk wjecha biay mercedes. Podjecha blisko i zatrzyma si maska w
mask z toyot.
Zza kierownicy przybyego wozu wyskoczy Baziak i ruszy w moj stron.
Wysiadem i ja z samochodu przecigajc si lekko, jakbym dugo czeka na upragnionego
znajomego.
Baziak wycign rk, ktr serdecznie ucisnem.
- Pan tu na kogo czeka?
Signem bez sowa za konierzyk koszuli i wydobyem zoty acuszek ze
zwieszajcym si florenem, przeoyem go przez gow i podaem, wci milczc,
Baziakowi.
Ten chwyci acuszek i podnis floren do oczu.
Sprawdza nacicia - pomylaem. Wreszcie rozpromieniony, machn rk na
swoich, ktrzy wysypali si z mercedesa i podbiegli ku nam.
- Niech pan pozwoli - gos Baziaka nabrzmia patosem - e mu przedstawi...
- Dwjk, Trjk i Czwrk - przerwaem mu ku jego zmieszaniu. - Pan zapewne jest
Jedynk - ucisnem raz jeszcze rk Baziaka. - Ja natomiast jestem spec, czyli Pitka - i ju
wymieniaem uciski doni: smukej Dwjki, twardej Czwrki i prawie zgniatajcej moj
Trjki.
Zaproponowaem, abymy przeszli na ty, co zostao przyjte z entuzjazmem.
Mercedes schowano w garau, a toyota stana na podjedzie przed domem.
Z okazji mego przyjazdu Baziak chcia zorganizowa ma balang, ale ja, pamitajc
o Zoce, ktra wszystko donosia Kowalikowi, stanowczo si sprzeciwiem.
- Dziewczyny maj za dugie jzyki!
Trjka podrapa si zmartwiony w gow.
- To moe chocia po maym kieliszeczku za szczliwy przebieg akcji?
Skrzywiem si.
- Podczas pracy nie pij.
Teraz posmutnieli wszyscy.
- Ale wy, jeli macie ochot, prosz bardzo! - umiechnem si do otaczajcych mnie
ponurych twarzy.
Jasne, e mieli ochot! I to jak! Od razu urzdzono zrzutk, podczas ktrej Baziak
chcc pokaza, kto jest tu szefem, rzuci na st znaczny banknot, ktremu mj nie ustpi
wartoci. Spowodowao to, e jak dotychczas mnie szanowano, to teraz pokochano prawie,
jako swego chopaka, ktry co prawda podczas roboty nie pije, co jest godne szacunku, ale od
zrzutki si nie uchyla, czyli jest czowiekiem jak naley. A ja po prostu kombinowaem, e
podpici wygadaj si czym, czego po trzewemu nigdy by nie powiedzieli.
Trjka chwyci torby i popdzi do sklepu. Dwjka zacz rozstawia na stole kieliszki
i talerzyki, jako e jednym z zakupionych artykuw miaa by wieutka kaszanka.
Baziakowcy okazywali mi tyle szacunku, e rozmowa si nie kleia. Wreszcie Trjka
wrci z zapasem wdki, napoju Hoop i jeszcze ciep kaszank.
- Kaszaneczk nie pogardzisz? - spyta mnie Baziak. - Takiej to i w Warszawie nie
dostaniesz!
Oburzyem si.
- Ale skd miabym gardzi takimi pysznociami. Od dziecistwa przepadam za
wie kaszank!
To owiadczenie wywoao kolejny wybuch entuzjazmu baziakowcw i dao pretekst
do wypicia pierwszego toastu: Za rwnych chopakw z Warszawy. Dalej nastpi toast za
udan robot.
Doszedem do wniosku, e sytuacja dojrzaa do zabrania gosu.
- Rozmawiamy tu tyle o akcji w olsztyskim zamku, pozwlcie, e odpukam w
niemalowane drewno - signem pod st - moe wic Jedynka jako szef przypomni nam
jeszcze raz jej przebieg, dajc tym samym okazj do jeszcze jednego toastu...
Baziak popatrzy na mnie i przyznam si, e si nieco przestraszyem. Jego oczy nie
byy wcale tak pijane, jakbym chcia! Ale popatrzy tylko przez chwil, po czym sign do
szuflady, skd wyj odrczny plan zamku w Olsztynie. Wypi jeszcze kieliszek i dopiero
wtedy zacz mwi:
- Do skoku uyjemy samochodu pogotowia energetycznego z drabinami. Zwinicie
upatrzonego wozu bierzemy z Trjk na siebie. Ja te wycz owietlenie zamku. O
pierwszej w nocy podjedamy pod zamek od pnocnej strony, gdzie czeka na nas Dwjka,
Czwrka i ty, Pitko. Dwjka i Czwrka uzbrojeni w P-64, ktre udao nam si zdoby w
miejsce straconych w akcji w Morgu, maj nie dopuci, eby si kto tam pta.
- Bdziecie strzela? - przerwaem niby w trosce o powodzenie akcji. - Jeszcze kto
usyszy...
Baziak machn rk.
- Nie. Wystarczy, jak si klienta oguszy.
- To niech dobior sobie miotacze gazu - doradziem.
- Nieza myl - popar mnie Dwjka.
Baziak skin gow i mwi dalej:
- Ustawimy drabiny. Najpierw wchodzi Pitka na pierwszy mur, potem dalej i
unieszkodliwia alarm w oknie. Otwiera je i zaatwia instalacj alarmow w salach. Wchodz z
Trjk i pakujemy fanty, co cenniejsze i drobniejsze do workw. Znosimy je na d.
Podjeda Szstka i do jej wozu adujemy towar.
- A stranicy w zamku? - udaem zaniepokojenie.
- Nie ma strachu. Obchodz zamek co p godziny. Jeli bdziemy punktualni, czasu
mamy a nadto. Spod zamku odjedamy mercem, Szstka swoim golfem.
Skrzywiem si.
- Samochd pogotowia, merc, golf i moja toyota. To to bdzie parking pod zamkiem.
Byle przejedajcy patrol zwrci na niego uwag.
Baziak si achn.
- A co ma tam robi twoja toyota?
yknem Hoopu:
- Czeka na mnie, bo ja te mam ochot pryska spod zamku jak najszybciej.
- Pojedziesz z nami mercem do Zalewa, a tam sobie wemiesz coroll i egnaj!
- Nie umiecha mi si jazda z wami do Zalewa, kiedy wszystkie drogi bd ju
obstawione z powodu alarmu, jaki spowoduje wykrycie wamania do zamku. Wol uchodzi
za turyst z Warszawy ni za kumpla podejrzanych z Zalewa. Albo bd mia swj wz pod
zamkiem, albo si wycofuj z roboty!
Zapada cisza.
Wreszcie odezwa si Baziak:
- Ostatecznie... Opodal pnocnej strony zamku s parkingi. Jeden nawet pono
strzeony, ale ten nie bdzie ci interesowa. Za to na innych moesz postawi wz i nikogo
nie bdzie dziwi.
- Ale kto moe mi go gwizdn, gdy my bdziemy przy robocie.
- Ja si ustawi tak, e bd mia na oku i parking, i podejcie pod zamek -
zaofiarowa si Dwjka budzc sw decyzj rado kompanw.
- No widzisz - obj mnie Baziak - z nami wszystko mona, byle z cicha i ostrona.
Wybuchnlimy miechem. Konflikt zosta zaegnany.
Ale wiedziaem, co moe mi grozi, gdy okae si, e nie umiem rozbroi alarmu i
sw nieudoln dubanin spowoduj jego pobudzenie i prawie natychmiastowy przyjazd
policji.
- wity Pawle, miej mnie w opiece - westchnem cichutko.
- Ale suchaj, Pitka, dlaczego ty tak bez zaliczki? My tu ju na gowie stawali, za
florenami ryli w ziemi jak krety (no, dorw jeszcze ja tego, co nas w te floreny wrobi), na
kantor chcieli napa, z roboty zrezygnowa albo samym, bez specjalisty jej sprbowa, a tu
nagle ty przyjedasz i tak bez forsy si do roboty zgaszasz. Dziwne to, nie? Nie powiem, e
dla glin robisz, ale moe na swj albo kolesiw rachunek. My si naharujemy, a jak ju
bdzie po wszystkim, to kto zajedzie Szstce drog i powie: Dawaj fanty. No, gadaj, jak to
jest? Bo inaczej poprosimy...
Wszyscy jakby nagle otrzewieli. Wstali z krzese i rozstawili si tak, bym nie mia
drogi ucieczki.
Na takich by tylko jeden sposb: sia na si. Poderwaem si z krzesa.
- A wam co?! Szajba odbia?! Siada mi tu na tyki i to grzecznie, bo wam pokae, jak
si takich u nas zaatwia, chocia was czterech kozakw, a ja jeden. A ty tam nie sigaj po
kos (to byo do Czwrki) bo ci tak ap przetrc, e po nic ni w yciu nie signiesz!
Poskutkowao.
Usiedli na krzesach grzecznie. A Baziak nawet z aprobat pokiwa gow.
- Tak z wami trzeba. Ale ja si jeszcze naucz - powiedzia.
Wycign do mnie rk.
- Daj grab, stary, przepraszam, ale wiesz, e jak swego nie upilnujesz, to obcy ci o to
nie zadba.
Wymienilimy nie wiem ju ktre tego dnia uciski doni z Baziakiem i ca reszt.
Wreszcie wzniosem szklank z napojem Hoop.
- No to, bracia, za jutrzejsz robot!
Naraz zadzwoni telefon komrkowy Baziaka. Ten obojtnym i lekcewacym
ruchem sign po niego i nagle zesztywnia. Ba, prawie poderwa si z fotela.
- Tak. Jest, prosz pana. Oczywicie, nie zapomnimy. Tak, o dzie pniej. Nie ma
sprawy. Dla pana wszystko. Zawsze moe pan na mnie liczy. Do widzenia...
Ocierajc pot z czoa jedn rk, drug odoy telefon na szafk.
Wok panowao milczenie.
Przerwa je dopiero sam Baziak mwic:
- Dzwoni pan Zero.
Podobnie musiao wyglda mrowisko, gdy kto wetknie w nie kij: bezadna
bieganina tu ubogacona o rwnie bezadne okrzyki. Wreszcie cisza i bezruch.
Pierwszy odezwa si drcym gosem Trjka:
- Czego chcia pan Zero? Baziak usiowa si umiechn.
- Niczego szczeglnego. Po prostu przesun termin akcji o jeden dzie. Tak wic
startujemy nie jutro w nocy, ale pojutrze. Aha - odwrci si do mnie - ciebie szczeglnie
przeprasza za zwok. Na razie yczy poamania gnatw nam wszystkim.
- Hura! - odpowiedzielimy zgodnie i signlimy kto po kieliszek, kto po szklank z
napojem Hoop.
- Aha, jeszcze jedno - przetar zachodzce ju pijack mg oczy Baziak - pan Zero
chce, ebymy jutro odwiedzili olsztyski zamek. Mamy jeszcze raz przyjrze si, ktrdy
nawiewa w razie czego, a Pitka sprawdzi aparatur alarmow, czy nie sprawi mu zbytniego
kopotu. A teraz wszyscy... - tu potoczy zdumionym okiem po kolesiach, ktrzy ju rozparci
w rozmaitych pozach spali pochrapujc z lekka na stole - spa - dokoczy i pad nosem w
szczeglnie urodziwe pto kaszanki. Po chwili salon zatrzs si od chrapania Baziaka.
Spokojnie zadzwoniem do niepokojcych si o mj los chopcw. Uspokoiem ich i
zdaem krtk relacj z popijawy baziakowcw. Ostrzegem te, e akcja wamania do
olsztyskiego zamku przesuwa si o dzie. Tak wic i dzie pniej maj zawiadomi policj,
gdybym si nie zgosi i wtedy dopiero przekaza wadzy speca. No i zaleciem, eby si nie
denerwowali, na co ukasz odpowiedzia:
- Zdenerwowa si, ale nie ma czym? Niech lepiej pan doradzi, jak uspokoi speca, bo
on cigle baga nas o ask i darowanie mu ycia. Inna sprawa, e Andrzej co raz schodzi do
niego i zoonymi jak pistolet palcami celuje w niego.
- A eby was! Skoczcie z tymi gupimi artami z czowieka, ktry myli, e jego
ycie jest w cigym zagroeniu!
- Bdziemy ju grzeczni - odpowiedzia Andrzej.
- Trzymajcie si. Na razie.
- Do zobaczenia, szefie. Ale Andrzej ju idzie, eby drczy speca!
- A rbcie co chcecie! - wyczyem telefon.
Moi wsplnicy spali nadal. Przez chwil przemkn mi przez gow charytatywna
myl, eby ich poukada na kanapach, ale zaraz j odrzuciem kierujc si inn myl: Jak
sobie pocielesz, tak si wypisz!
Znalazem azienk z rzadka tylko uywan wann i zakosztowaem kpieli, jake
rnej od prysznicu w garau! Po wyszukaniu pokoju z w miar czyst pociel poczuem si
jak krl i pogryem w sodkim nie.

- Wstawaj, wstawaj - kto jcza mi nad uchem i jednoczenie szarpa za rk.
Otworzyem oczy. Szarpicym okaza si Baziak, ktrego bladoziemista cera i
przekrwione oczy byy najlepszym dowodem, e pi wdki nie naley, a zwaszcza w
wikszych ilociach. Udaem niewiadomego i spytaem:
- Co jest?
Baziak z trudem obliza spierzchnite wargi.
- Jest kac. A poza tym musimy jecha do Olsztyna, do tego parszywego zamku. Oj! -
jkn apic si za gow. - Ale upie. e te mi si zachciao wczoraj tego picia. To przez
ciebie - skierowa ku mnie oskarycielski, ale drcy palec.
- Przeze mnie? - rzeko jak skowronek wyskoczyem z ka i wykonaem kilka
przysiadw. - Ju si ubieram - zawiergotaem. - Moesz zaczeka na mnie na dole?
Baziak zszed po schodach krokiem, w porwnaniu z ktrym krok sonia jest tacem
baletnicy.
Zszedem zaraz za nim nucc:
- A mwiem, nie pijcie przed weselem, a prosiem, przynajmniej nie za wiele.
Przywitay mnie cztery pary przekrwionych ponurych oczu i rozliczne kartoniki i
pudeeczka z kefirem i jogurtem.
- Oj za pno na te leki, za pno - pogroziem baziakowcom palcem. - No nic -
postanowiem nie przeciga struny - jedziemy? Kto prowadzi u panw?
- Ja - ponuro odezwa si Baziak. - Ale co to znaczy: u panw? Zostajesz?
Wzruszyem ramionami.
- Ale skd. Jad. Tylko nie z takimi szoferakiem jak ty. Jedzie od ciebie wd na dwa
metry. Po pierwsze, ceni swoje zdrowie, a ty co mi nie wygldasz teraz na kierowc
zdolnego bezpiecznie prowadzi wz; po drugie, w razie kontroli drogwki od razu
wzbudzisz jej zainteresowanie. Nie, dzikuj! Jad sam. Oczywicie tu za wami.
Po oczach Dwjki i Czwrki poznaem, e i oni woleliby jecha ze mn, ale c, szef
to szef. Wsiedli do mercedesa.
Dojechawszy, na szczcie, bez przeszkd do Olsztyna zaparkowalimy samochody
na strzeonym parkingu przy Nowowiejskiego i ruszylimy do zamku. Po drodze zwrci
moj uwag stylowy budynek, niedawno wida otynkowany na beowo, prezentujcy czyst
secesj.
- Co tu si mieci? - spytaem Baziaka.
- Hotel Pod Zamkiem. Niedawno otworzyli.
Umiechnem si triumfalnie.
- Sprawdzimy wic, czy s w nim wolne miejsca.
- Ale... - jkn Baziak.
Spojrzaem mu w przekrwione oczy.
- A moja zaliczka?
Spuci wzrok.
- No tak...
Okazao si, e w hoteliku jest jeszcze jeden wolny pokj, co prawda dwuosobowy,
ale moe go wynaj take jedna osoba ju za 140 zotych razem ze niadaniem.
- Oczywicie bior. Na trzy dni - popatrzyem znaczco na Baziaka. Ten stkn, ale
sign do portfela. Tak wic miaem kwater o kilkaset metrw od miejsca wamania. I to
miejsce...
- Przepraszam, czy jest tu parking?
- Niewielki, ale jest - umiechna si recepcjonistka.
To mnie urzdzao!
Zapytaem jeszcze:
- Ten hotelik prezentuje si uroczo. Czy pani nie wie, co miecio si tutaj wczeniej?
- Po wojnie szkoa muzyczna, a przed wojn, to rda rnie podaj. Wedug jednych
by tu klub myliwski, wedug innych loa masoska...
Chtnie pogawdzibym duej z mod panienk o przeszoci hoteliku. Ale nie
chciaem wzbudza podejrzenia wrd mych towarzyszy nagym zainteresowaniem histori
sztuki. Mnie miaa interesowa najnowsza aparatura alarmowa i elektronika w ogle.
Przestawiem toyot na parking hotelowy i ruszylimy do zamku - siedziby Muzeum
Warmii i Mazur.
Odstawszy grzecznie w kolejce kupilimy bilety i oto Muzeum Warmii i Mazur wraz z
jego najcenniejsz per - Wystaw Sztuki Sakralnej - stao przed nami otworem.
Bg jeden wie, ile kosztowao mnie, by nie zakrzykn:
- Zodzieje! W zamku s zodzieje! Chwytajcie ich!
Wiem, co ci powstrzymao, Paweku. To, co tak kocha komisarz Kmita z Morga -
ch zapania przestpcy na gorcym uczyneczku. Poza tym, boli ci niech okazana dla
amatora w Komendzie Wojewdzkiej Policji, niezbyt pewny jeste tego, czego pewne s
wadze muzealne - elektronicznych zabezpiecze i stray. Chcesz wszystkim pokaza, e
racja jest po twojej stronie i ty zwyciysz!
Dlatego chod teraz po komnatach, jakby je wymierza krokami. Czciej ni na
eksponaty patrz na przewody aparatury alarmowej, zerkaj od czasu do czasu na jej czujniki,
sprawiaj wraenie, jakby chcia sprawdzi skuteczno zabezpieczenia okien...
Niech twoi nowi przyjaciele nie wtpi ani chwili, e zaangaowali zawodowca. Oni
musz by pewni, e pracuje z nimi fachowiec nad fachowcami!
Wreszcie przyjaciele stwierdzili, e musimy jeszcze dokadnie przejrze podzamcze.
C byo robi? Zamiast w ciszy i spokoju zwiedza wystaw, musiaem gramoli si wraz ze
zodziejami po stoku przyzamkowego wzgrza.
Udzieliem kilka mniej lub bardziej sensownych rad. Zostay one wysuchane z
szacunkiem. Co prawda jedna z nich prowadzia przyszych uciekinierw wprost do wytrysku
cieku. Ale skoro oni nie widzieli bdu w mej wskazwce, ja miaem si nad nimi litowa?
Nadesza pora mojego rozstania z baziakowcami, a do chwili gdy wezw mnie przez
telefon. Haso, bo o nim nie zapomniano, godne byo tej wspaniaej akcji: Rubin na
szafirze. Co prawda kusio mnie zapyta, czemu jeszcze nie dodano podnka z pere, ale
zmilczaem.
Wycignem natomiast rk leniwym gestem.
- No, Jedynka, forsa, forsa...
- Ale... - zajaka si Baziak - przecie hotel, a ty mwie, e adnej zaliczki...
- Posuchaj, Baziak - odezwaem si penym wstrtu gosem - ja nie mwi o
pienidzach. Mwi o gupich trzech, czterech bakach, ktre pomog mi przey dwa dni w
tym piknym miecie.
- Ale... - stkn Baziak.
- Zmilcz, czowieku - starannie wytarem nos w chustk - podjem si pracy bez
zaliczki, bo czasem kolega jest w potrzebie, co moe spotka i mnie. Ale wybacz, dla ebraja
pracowa nie bd.
- Ale... - stkn po raz drugi Baziak.
- Ty... suchaj, co do ciebie mdrzejszy mwi - syknli, ku memu zdumieniu,
baziakowcy.
Nie zdyem nawet zauway kiedy, a ju w lewej rce trzymaem cztery stuzotowe
banknoty.
Jeszcze kilka uciskw doni, zapewnie o czuwaniu przy telefonie i... byem wolny!
To znaczy wolny do czasu, gdy mnie wezwie przez telefon Baziak albo tajemniczy pan Zero,
w ktrym domylaem si... Tak, ale mogem si tylko domyla.
Wrciem do hotelu Pod Zamkiem, gdzie przez dugie chwile cieszyem si kpiel.
A potem udaem si przez ulic do Yu-Grill-Boro - restauracji, ktra pod dachem, a o tej
porze roku najczciej pod goym niebem, podejmuje goci pysznociami jugosowiaskiej
kuchni. Ja zamwiem korzystajc ze stypendium Baziaka jako gwne danie obiadowe
gurmask pljeskavic i wierzcie mi, e po dodaniu do tego na deser parzonej po turecku
kawy ze mietank, wyszedem z restauracji czujc si jak mody bg!
ROZDZIA TRZYNASTY

WYPAD NAD JEZIORO KRZYWE MAKSI JEGO DZIEWITA
FALA WYWROTKA KINGI RATUJ NARZECZON
PRZECIWNIKA NAGE ZEBRANIE BAZIAKOWCW W ZALEWIE
KRYSTYNA OKAZUJE SI SZSTK GANG WYRUSZA NA
ROBOT KOWALIK I CHOPCY UWALNIAJ MNIE


Rankiem po orzewiajcej kpieli dzikowaem opatrznoci za tak pikny lipcowy
dzie, ktry zapowiada si upalnie i bezwietrznie.
Nastpnie skadaem dziki: panu Zero, e odoy o jeden dzie wamanie do zamku,
obdarowujc mnie w ten sposb jeszcze jednym dniem bez trosk; Baziakowi, e wydobyte od
jego bandy czterysta zotych nie pozwol mi si nudzi; specowi, e dziki niemu mam
sprawny i szybki samochd, ktry nikomu nie rzuca si w oczy.
Zszedem do recepcji, gdzie spotkaem t sam co wczoraj dziewczyn.
- Dzie dobry pani.
- Dzie dobry panu.
- Bybym pani wdziczny za rad, gdzie najprzyjemniej mgbym tu spdzi dzie nad
wod lub na wodzie.
Dziewczyna, Alina Roztocka, co wyczytaem z jej identyfikatora, popatrzya na mnie
z umiechem.
- Jezior u nas duo. Sam Olsztyn otacza siedem. A pan bardziej do wody czy do ludzi?
- zerkna przekornie.
- I do tego, i do tego.
- W takim razie radz panu wyjecha nad Krzywe, zwane te Ukiel. To najwiksze
olsztyskie jezioro. Mieci si nad nim plaa miejska i przystanie klubw, z przystani Yacht-
Klubu na czele...
Skinem gow na takie wyrnienie tej przystani, sam bowiem byem czonkiem
Yacht-Klubu.
- ...ludzi to tam pan znajdzie a zbyt wielu, ale za to bdzie pan mg wypoyczy
sobie jak aglwk czy choby kajak.
Wypoyczy d! Boe, cay dzie pod aglem!
Z radoci uniosem rce i zaraz je opuciem.
Nie wypoycz adnej ajby, cho sta mnie na to. Moje dokumenty, wrd nich
patent sternika, leay teraz spokojnie w schowku Rosynanta w Zalewie. Jedyne, co obecnie
mogem wypoyczy, to kajak lub rower wodny. Nie dla mnie agle.
Ale nad Krzywe postanowiem jecha. Panna Alina wyrysowaa mi mapk, ktrdy
mam jecha, i wyruszyem w drog.
Najpierw jechaem ulic Nowowiejskiego przez most nad piknie tu spitrzon yn,
a potem w gr obok neogotyckiego kocioa garnizonowego. Nastpnie obok dworca
kolejowego Olsztyn Zachodni i do skrzyowania obok targowiska, gdzie skrciem pod tunel
na prawo w ulic Batyck i ni a do wiate, gdzie skrciem w wysadzan przystrzyonymi
klonami uliczk Jeziorn prowadzc przez przejazd kolejowy nad jezioro.
Zaparkowaem toyot na patnym parkingu i poszedem na pomost Yacht-Klubu.
Cho wiatru nie byo prawie wcale, na caej przystani wrza ruch. Szykowano jachty
do zbliajcych si regat O Bkitn Wstg Jeziora Krzywego.
Staem tak dumajc, gdy podszed do mnie staruszek odziany w wypowiae do bieli
dinsy i opalony na ciemny maho.
- Co, popywaoby si?
- Ano popywaoby si.
- To czego stoi?
Opowiedziaem na p zmylon histori o delegacji subowej, ktra skierowaa mnie
do Olsztyna i nagle daa dzie wolnego, a ja nie wziem patentu sternika z domu.
Staruszek wycign do mnie rk:
- No to, bracie eglarzu, Kcki jestem. Mw mi Maks.
- Daniec. Mw mi Pawe.
- Mwisz wic, Pawe, eby popywa? Ale tu wiatru ani za grosz!
- Ech, byle tylko znale si na wodzie! - westchnem.
Stary zerkn na mnie spod oka.
- Jak taki na wod zawzity, to chod!
I ruszy przodem.
Midzy rzdami zacumowanych nowoczesnych plastykowych jachtw przycupna
stareka omega, o poszyciu somkowym z cieniutkich listewek. agle miaa baweniane
odbijajce swym tawym kolorem od bieli dakronowych agli innych jachtw.
Wiedziaem, e mam przed sob jacht zabytek. Gdy podszedem bliej i zobaczyem,
w jakim idealnym stanie d jest utrzymana, zawieciy mi si oczy.
- No i jak ci si widzi stareka? - Maks zatar rce.
- Cudo! - zamknem cay zachwyt w tych dwch goskach.
- No to aduj si na to cudo (nawiasem mwic Dziewita Fala si nazywa) i py.
Rado i zaenowanie zakbiy si we mnie.
- Ale jak to? Dajesz obcemu sw ukochan d nie wziwszy nawet dowodu
osobistego w zastaw.
- Jak daj, to bierz, a jak bij, to uciekaj! Wic nie gadaj wiele, tylko py, bo co
jakby wiaterek si oywi. A papiery? One mi na wodzie niepotrzebne. Raz spojrz na
czowieka i swoje wiem. Co do zapaty, to daj ci d za darmo. Chyba e, jak sobie
popywasz, i bardzo ci si moja staruszka spodoba, dorzucisz jaki grosz na jej utrzymanie, bo
kosztuje sporo. Ale to, powtarzam, zrobisz z wasnej woli i dasz tyle, na ile ci sta. A teraz
id do steru. ap za rogatnic i szoty, ja ci wypchn na wiatr.
- Jestem gotw.
- No to ruszaj! Stopy wody pod kilem i pomylnych wiatrw!
Ja odpychaem si od burty oriona po prawej, Maks pchajc za wanty Dziewitej
Fali szed po pokadzie sportiny zacumowanej po lewej i tak wypchnlimy omeg na woln
wod basenu, gdzie jej agle zapay ju lekki podmuch wiatru i d ruszya do przodu.
Wielki tego dnia by ruch na jeziorze: kajaki, jachty, motorwki, windsurfery, skutery
wodne i statek Cyranka opywajcy z pasaerami jezioro. To wszystko co porusza wiatr
prawie stao w miejscu, za to silnikowcy i posugujcy si si swych mini szaleli.
Tak sabo wiao, e puciem szoty, a rogatnic przytrzymywaem stop, cay oddajc
si kpieli sonecznej.
Nagle z haasu (bo i goniki gray na plaach, i dzieci wrzeszczay, i wiele silnikw
pracowao na wodzie) wyodrbniem jeden, szybko zbliajcy si do mnie. Spojrzaem w jego
stron i byskawicznie daem nura na dno odzi, chowajc si za burt...
Oto na skuterze wodnym Yamaha GP 1200 do burty Dziewitej Fali zblia si
bowiem caym pdem Jerzy Batura ubrany w piankowy kombinezon. Za nim widoczna bya
przytulona do niego rwnie ubrana w piank kobieta, sdzc po jej rozwianych pdem
powietrza rudych wosach zapewne Kinga.
Przemknli tu obok oblewajc bryzgami wody mj jacht. miech ich byo sycha
mimo warkotu silnika.
Ostronie wyjrzaem znad burty. Skuter Jerzego pooy si w agodnym skrcie i
pomkn do przystani - tu spojrzaem na plan wyrysowany przez recepcjonistk - aha, ku
przystani LOK-u, skd zapewne wypynli.
Wziem kurs na przysta Klubu Sportowego MOS i pozwoliem si nie
podmuchom wiatru. Niewielkie fale pochodziy od motorwek i skuterw wodnych.
Przygldaem si jednemu, ktry wyczynia teraz rozmaite ewolucje polegajce
gwnie na jak najbliszym opywaniu innych skuterw i zalewaniu wod co mniejszych
dek, rowerw wodnych i kajakw.
Z przystani LOK-u wypyn tymczasem drugi skuter prowadzony wyranie
niewprawn rk. Cho by jeszcze daleko, poznaem po rudym bysku w promieniach soca,
e skuter prowadzia Kinga. Pyna sama. Zobaczyem, e dzib jej skutera unosi si, a po jej
bokach wykwitaj biae wsy piany. Kinga wyranie przypieszaa.
Ku swemu przeraeniu zauwayem, e kursy obu skuterw mog si przeci. Jeden
z nich powinien skrci, o ile prowadzcy go chcia unikn zderzenia. Kinga skrcia. Na
szczcie schodzia tamtemu z drogi. Ale ten z play uzna widocznie manewr Kingi za objaw
tchrzliwoci czy saboci i pogna za ni ca moc silnika. Przelecia blisko mnie,
poyskujc w skrcie czerwieni dna i wznoszc strom fal. Gna na przecicie kursu skutera
Kingi.
Kinga widzc czy moe tylko przeczuwajc, e jest cigana, zatoczya uk w moj
stron. Niewiele to pomogo. cigajcy wci szed pozornie na zderzenie lub chcia wymusi
na Kindze uderzenie w moj ajb. Ju, ju uderza w skuter Kingi, gdy nagle wykona ostry
zwrot ginc za piropuszem wzburzonej jego manewrem wody.
Kinga te skrcia ostro, ale tak nieudanie, e jej skuter zary dziobem w wod, a ona
sama wyleciaa w powietrze i koziokujc upada pasko na fale, twarz do wody. Leaa tak
nieruchomo na falach, a jej skuter opodal. Jego silnik zgas. Spowodowaa to tak zwana
zrywka, czyli linka czca manetk gazu z rk kierowcy. W momencie, gdy prowadzcy
oddali rk zbyt daleko od kierownicy, jak na przykad Kinga spadajc ze skutera,
automatycznie silnik gas.
Rozejrzaem si. adnej dki w pobliu. I to na tak zatoczonym jeziorze! Nie
namylajc si dugo zdarem tylko przyklejon brod i skoczyem paskim ukiem do jeziora
pozostawiajc Dziewit Fal na asce bardzo askawego tego dnia wietrzyka.
Podpynem do Kingi tak szybko, na ile starczyo mi si. Odwrciem j twarz do
gry i podoyem swoje rami pod jej gow. Zakrztusia si, ale na szczcie zapaa oddech.
Tylko wci nie odzyskiwaa przytomnoci! Co robi? Postanowiem doholowa
nieprzytomn do Dziewitej Fali, ktra dryfowaa na bezwietrzu. Ale wtedy usyszaem
silnik idcy na penych obrotach. Nie, nie by to sprawca wypadku, ktry znikn gdzie
midzy odziami snujcymi si po jeziorze. To nadpywaa motorwka WOPR-u. Z ulg
przekazaem King fachowym ratownikom.
W chwili podnoszenia z wody i ukadania w motorwce Kinga otworzya oczy i
spojrzaa na mnie.
- Ja pana skd znam - powiedziaa pprzytomnie.
- Na pewno mnie pani z kim myli - stwierdziem i odepchnem si od motorwki. -
ycz zdrowia i szczliwszej jazdy!
Nie suchajc podzikowa i gratulacji ratownikw popynem do swej omegi znw
ile si. Tym razem dlatego, e od przystani LOK-u usyszaem zbliajcy si gang
skuterowego silnika, a domylaem si, kto nim pyn. Moecie zgadywa, ale powiem od
razu: Jerzy Batura. Zobaczy wypadek swej ukochanej i teraz pyn z pomoc. Na pewno
ratownicy wska mu tego, ktry pierwszy znalaz si przy kontuzjowanej, a on przypynie do
omegi podzikowa jej sternikowi. Zrobi to tym szybciej, im wczeniej Kinga powie, e
skd zna swego ratownika.
I rzeczywicie. Ledwo zdoaem wgramoli si do omegi (dogoniwszy j wpierw, bo
mimo leciutkiego wiaterku do wawo posuwaa si z wiatrem), a ju przy burcie zawarcza
silnik skutera. Dobrze chocia, e zdyem wyj z oczu szka kontaktowe o brzowych
tczwkach. Liczyem, e na przyciemnienie moich wosw Jerzy nie zwrci uwagi albo
wemie je za przelotny kaprys. Ukrywanie si nie miao sensu. Usiadem wic wygodnie na
burcie.
Przyznam, e Jerzy dobrze umia maskowa zdziwienie.
- Ach, to ty. C, jestem ci wiele winien. Ta dziewczyna...
- C - przerwaem mu - z tego co o tobie wiem i co opowiadaj inni, gdyby si
chcia odwdzicza za kad dziewczyn, z ktr krcie...
Popatrzy na mnie dugo.
- Ja z ni nie krc. Ja si z ni eni.
Doda gazu i odpyn zostawiajc mnie, jak to si mwi nieadnie, ale susznie: z
rozdziawion gb.
Oddajc Dziewit Fal nie omieszkaem wrczy jej wacicielowi banknotu o
najwyszym nominale na konserwacj tak cudownie utrzymanego jachtu. I zaprosiem si ju
z gry na eglowanie nim przy silniejszym wietrze.
- Masz racj - powiedzia Maks chowajc banknot. - Poznasz wtedy cae nasze
Krzywe. Od Zatoki Miej przez Zatok Grunwaldzk a po Cienin Lwiej Paszczy, Pacyfik i
abdzi Szyj. A potem Jezioro Gutkowskie z Zatok Kopernika.

Wracaem ju do hotelu, gdy odezwa si telefon komrkowy. Dzwoni Baziak.
- Pan Zero wzywa wszystkich dzi do Zalewa. Mamy rozpatrzy plan akcji. Wyniky
jakie nowe przeszkody. Przyjedaj koniecznie. Pocztek spotkania o sidmej - mwi
powanym, zdenerwowanym nawet gosem.
Co byo robi? Pojechaem.
W salonie willi wynajtej przez Baziaka ciemno byo od dymu. Wszyscy palili
zawzicie. aujc, e nie mam swojej fajki usiadem na fotelu pod cian obok kominka.
Baziak podszed do mnie. Jednoczenie pozostaa trjka ustawia si przy drzwiach i
oknach.
- Gdzie jest pan Zero? - spytaem.
Baziak zamia si.
- A Szstki nie chciaby pozna? Pikna dziewczyna.
Byo co takiego w jego gosie...
Wcisn ze zoci do poowy spalony papieros do popielniczki.
Powiodem odruchowo wzrokiem za jego rk i nagle wszystko zrozumiaem: w
popielniczce leay zgaszone niedopaki o znajomym mi wskim ksztacie i pomaraczowej
barwie.
Poprawiem si wygodnie w fotelu. Baziakowcy poruszyli si niespokojnie. Dwjka i
Czwrka woyli rce do kieszeni.
Ale ja tylko ziewnem.
- No, wychod, Krystyna, nie czaj si! Rozumiem, e twoje wyprawy kajakowe maj
czy przyjemne z poytecznym!
Otworzyy si drzwi i stana w nich Krystyna.
- Skd... - zacza i spojrzaa do popielniczki - ach prawda, jeste bystrym
czowiekiem.
- Ale mimo caej swej bystroci nie rozumiem, dlaczego ty udawaa potomkini
mieszkacw Jerzwadu. W Jerzwadzie nigdy nie mieszkaa rodzina o nazwisku Witek czy
Witteck - strzeliem.
Popatrzya na mnie ze zoci. Strza by celny, cho oddany na olep.
- C, cieszy mnie, e nie przyznajesz si do polskoci, byby to wtpliwy zaszczyt dla
naszego narodu. Ale odwagi ci nie brak, przyznaj. To lekcewaenie burzy na jeziorze. No,
no. Zreszt i udzia we wamaniu do zamku te wymaga odwagi.
Zamiaa si z ironi.
- Nic mi nie grozi od chwili, w ktrej si tu znalaze.
- Masz wic zamiar mnie zabi?
- To si zobaczy - powiedziaa cicho, ale stanowczo. - Jest jeszcze may pomocnik.
Jeden albo dwch: ukasz i Andrzej.
- Skd wiesz?
- Z twoich podsuchanych rozmw telefonicznych.
- To dlaczego nie kazaa mnie zwin tym bandziorom wtedy?
- Tak byo weselej. Wiesz, lubi ryzyko.
- O may wos nie przesadzia. Ciekawe, co by zrobia, gdyby twoi wpadli przy
napadzie na kantor.
- Nic im nie grozio.
- Tak? Miaem ich na widelcu. Tylko przypadek ich uratowa.
Baziak podrapa si w zamyleniu w gow.
- ukasz i Andrzej... To mi wyglda na maego Bienia i jego kumpla obockiego.
Ostatnio faktycznie co tu zanadto si krcili, a ich przegoniem.
Czwrka wyszarpn z kieszeni do, w ktrej trzyma P-64. Skierowa jego luf w
moj stron.
- Niech ju bdzie po nim, jak jest po nas. Zakapuj nas gwniarze, o ile ju tego nie
zrobili!
Krystyna podbia luf pistoletu.
- Spoko. Gdyby byo jak mylisz, ju by was i mnie zwinli. Co w tym musi by. No,
Pawe?
Udaem, e staczam wewntrzn walk: powiedzie czy nie? Krystyna wyja pistolet
z rak Czwrki.
- Albo powiesz, co jest grane, albo zaraz bdzie po tobie, a za par minut i po tych
gwniarzach.
- Maj speca. Co nie troszczycie si o niego?
Krystyna i Baziak zamieli si, ale w ich miechu dao si wyczu napicie.
- Jeszcze zdymy - powiedzia Baziak. - Na razie zatroszczymy si o nas i o ciebie,
kochanieki!
- Czego chcecie?
Krystyna zakrcia mynka pistoletem.
- eby powiedzia, co za numer kryje si za tym, e jeszcze nie garujemy.
- Po prostu miaem taki pomys, eby samemu was zaatwi. Wolno sw
zawdziczacie temu, e pogardzani przez was gwniarze (z ktrymi kady z was zamieniajc
si na rozum tylko by zyska) maj w swych rkach speca, a poza tym wezw policj, jeli
jeszcze przez dzie si nie zgosz telefonicznie lub sam do nich nie przyjd.
- Odbijemy speca, a gnojom by poukrcamy - krzykn Trjka.
- Nie pjdzie wam z tym tak atwo. Cay czas jeden z nich siedzi z rk na
bezpieczniku, aby, jak tylko si co zego zacznie dzia, da zna drugiemu, ktry ze
sptanym specem siedzi w piwnicy, a drzwi do niej tak atwo nie ustpi. A ma przy sobie
telefon komrkowy i w kadej chwili wezwie policj. Jeli nawet uciekniecie, to gliny w caej
Polsce bd wiedziay kogo szuka.
- I co zrobimy z tym fantem? - Baziak popatrzy pytajco na Krystyn.
Ta wzruszya ramionami.
- Co pkasz? Nie suchae, jak Pawe mwi? Mamy jeszcze dzisiejsz noc i
jutrzejszy dzie dla siebie, zanim te maolaty zawiadomi gliny. Tej nocy skok, a potem
chodu do Berlina. Papiery przecie macie w porzdku. A w Berlinie dostaniecie nowe.
Jeszcze lepsze. Z ktrymi cay wiat przed wami otworem, bo bd na nowe nazwiska.
- A nie lepiej temu tu da w eb i potem sprbowa zaatwi tych maych? - upiera si
Baziak.
- Jeli tak kombinujesz, to ja wysiadam - Krystyna odoya pistolet na st. - Co
innego by pod sdem za wam do muzeum, a co innego za potrjne zabjstwo, w tym dwch
maoletnich. Sorry.
- Ona ma racj - odezwa si milczcy dotychczas Dwjka i pooy swj pistolet obok
broni Krystyny. - Godziem si na wam i o nim cay czas sza gadka, a tu wychodzi mokra
robota. Beze mnie!
- Ale tracimy tak fuch! - biadoli Baziak.
- Nie tracicie, jak zrobicie wedug mego planu - odezwaa si Krystyna. - Dzi wam i
chodu do Niemiec. A potem niech sobie gnojki zawiadamiaj kogo chc!
- Ale co bdzie ze specem? - zatroska si Baziak.
Krystyna zapalia papierosa z obojtn min.
- C, przy kadej robocie jest ryzyko. Poza tym, co to za spec, ktry dal si
zaskoczy amatorowi - dmuchna w moj stron dymem. - No wic jak?
- A nie uzgodnicie tego planu z panem Zero? - wtrciem, bo co mi w ich rozmowie
nie pasowao.
Krtkie spojrzenie, ktre wymienili Krystyna z Baziakiem potwierdziy moje
przypuszczenia. Domniemany szef nie wiedzia nic o wpadce jego szajki, ktr bya afera ze
mn i moimi przyjacimi.
- Ach tak - usiowaem ich rozzoci - kombinujecie wszystko bez wiedzy szefa.
Baziak si wciek.
- Zatka mu gb, a jak si bdzie broni, strzela!
Jasne, e pod lufami dwch P-64 nie miaem zamiaru stawia oporu poza granice
przyzwoitoci. Po chwili byem skuty i przykuty kajdankami do porczy, a w usta wepchnito
mi jaki niezbyt mile pachncy szalik.
- Za godzin ruszamy - powiedziaa Krystyna.
- Ale jak sobie poradzimy z wyczeniem alarmu? - spyta nerwowo Baziak.
- To ja bior na siebie - nie tracia spokoju Krystyna.
- Przecie jeste informatyczk - powtpiewa Dwjka.
- Elektronik bardziej byby tu na miejscu, ale przy zbieraniu informacji te dobrze jest
wiedzie, jak do nich dotrze najpewniej - Krystyny nic nie mogo wyprowadzi z
rwnowagi.
- Kto zawiadomi pana Zero? - spyta drcym gosem Baziak.
Zapado milczenie. Krystyna zmia kolejny papieros. Ale odezwaa si pierwsza,
zdecydowanym gosem.
- Teraz ju jest za pno konsultowa si z szefem czy zasiga jego rady. Po prostu
zawiadomimy go, e przystpujemy do akcji! Potem wyjani mu si reszt.
- A jeli bdzie nalega? - Baziak nadal ba si.
Krystyna bya bez litoci.
- To jeszcze masz godzin na wytumaczenie, o co chodzi. Tylko tumacz mdrze, bo
na pewno ci nie pobogosawi za numer z Pawem.
- A ciebie, ktra najwczeniej wiedziaa, e on jest trefny?
Zapada cisza. Nikt nie mia odwagi zadzwoni do szefa. Wreszcie Baziak jkn,
wzi telefon komrkowy i krokiem skazaca wyszed z salonu.
Znw cisza.
Wreszcie Baziak wrci czerwony po czubki uszu.
- Powiedzia, e mona robi - burkn.
Na adne pytania nie chcia odpowiedzie.
Zreszt nikt si nie pali do ich zadawania. Baziakowcy stali si dziwnie milczcy.
Krystyna nucia jak tskn melodi. Jak twierdzia, bawarsk. Baziak co kilka minut patrzy
na zegarek.
Wreszcie wsta, wycign z kieszeni P-64 i milczc zarepetowa pistolet. To samo
zrobili ze swoimi Dwjka i Czwrka. Dla Trjki widocznie nie udao si zdoby broni.
Baziak podszed do mnie.
- A ty dzikuj Bogu i Krystynie, e z tego z yciem wychodzisz. Bo ja inaczej bym z
tob pogada. A tu masz kluczyki - rzuci kluczyki od kajdanek na st. - Moesz sobie
skraca czas prbujc je dosign. No, rebiata - odwrci si do pozostaych - jedziemy!
Zostaem sam.
Dla zabawy raczej ni wierzc w powodzenie prby, sprbowaem wyama z
konstrukcji prt schodw, do ktrego byem przykuty.
Nic z tego!
Siedziaem rozmylajc nad niesprawiedliwoci losu, ktry tak mi odpaci za
ratowanie Krystyny na Jeziorze Paskim, gdy usyszaem, e kto prbuje dosta si do domu.
Zamek w drzwiach wejciowych zgrzytn raz i drugi.
Wreszcie zaskrzypiay drzwi. Obojtnie kto wdar si do domu, nie mg to by wrg,
bo wrg miaby klucze od Baziaka.
Jakie byo moje zdziwienie, gdy w drzwiach salonu zobaczyem ukasza, za nim
Andrzeja, a na kocu... nie, ja chyba ni!... na kocu Jasia Kowalika chwiejnie, ale z
godnoci opartego o framug.
Niewdzicznicy zamiast przystpi od razu do uwalniania mnie, musieli swoje
odemia, tak ich bawi mj widok, jak czule obejmowaem wspornik porczy.
Wreszcie ukasz chwyci klucze ze stou i byem wolny.
- Jakim cudem domylilicie si, e tu siedz? - zawoaem po wyjciu szalika z nut.
ukasz spojrza na Andrzeja, Andrzej na ukasza. Tylko Kowalik na nikogo nie
patrzy zajty penetrowaniem barku.
- Nakaza nam pan cisz w eterze, ale nie zabroni ledzi Baziaka. No i dzi, akurat
by mj dyur, patrz, zajecha niebieski golf, z ktrego wysiada zgrabna blondynka i od razu
do Baziaka, ktry sta przed domem. Gadka bya krtka, bo Baziak szybko wstawi golfa do
garau; jego merc zosta przed domem. Patrzy pniej Andrzej, bo to by ju jego dyur, a tu
pan podjeda toyot. W porzdku. Ale czekamy, co bdzie dalej. Byo ju pno, po
dziesitej patrzymy, towarzystwo wychodzi. Wychodzi - w porzdku, ale czekamy, kiedy pan
wyjdzie z nimi, a tymczasem pana nie wida. Tamci wsiadaj do merca i do golfa i
odjedaj. Pana toyota zostaje. No wic, tylko sprawdzilimy, czy spec nie rozrabia, ale spa
spokojnie, jak do niego zagldalimy, no i my tutaj. Ale drzwi domu zamknite. Ju Andrzej
si szykowa, jak tu najciszej wybi szyb, ale w kadym oknie alarmy pozakadane. No wic
kombinujemy, a tu patrzymy kogo bogi nios? Samego Jasia Kowalika we wasnej, lekko
zawianej osobie.
- Co mnie tkno - wtrci Andrzej - eby Jasia zapyta, czy drzwi by nie otworzy.
- Na to ja, e zaley jaki zamek - odezwa si Kowalik znad barku, gdzie zlewa
resztki z butelek - jak zwyky patentowy, to dam rad. Jak jeszcze chopaki powiedzieli, e
pana wadz, dobroczyc mojego, te dranie tu wi, to od razu si wziem do roboty. A e
od dziecistwa talent w rkach mam, to raz, dwa i drzwi byy otwarte. Ale si te bandyty od
Baziaka zdziwi, jak pana tu nie znajd, hi, hi!
- No dobrze, dzikuj wam Kowalik - nie wychodziem z roli pana wadzy. - Tym
razem daruje si wam to wamanie, bo byo zrobione w celach wyszych, ale teraz chodmy
std. A wy, Kowalik, zamknijcie drzwi tak jak je otworzylicie. Niech aden zodziej z waszej
pracy nie skorzysta.
Wyszlimy z willi. Ja zamkn drzwi, poegna si z nami serdecznie i ruszy dalej
lekko zygzakujc i piewajc im dalej od nas, tym goniej - o dzieweczce, co sza do
laseczka, do zielonego.
ROZDZIA CZTERNASTY

WALKA POD OLSZTYSKIM ZAMKIEM BATURA W ROLI
WYBAWCY ZAGROENIE YCIA POGODZENIE Z BATURA
GONITWA SAMOCHODW PO STARYM MIECIE LEPA
ULICZKA BAZIAKOWI BRAKUJE AMUNICJI WKROCZENIE
POLICJI


- Co teraz? - spyta Andrzej.
- Wsiadam do Rosynanta i gnam do Olsztyna. Jest dwunasta, to zd akurat na czas.
Wam mieli zacz o pierwszej.
- A my? - jkn ukasz.
- Znw nas pan zostawia - doda ponurym gosem Andrzej.
- Przecie kto musi pilnowa speca - odparem bez przekonania.
- Tak go pan przyku, e za Chiny nie uwolni si. Zreszt, bdzie myla, e czuwamy
na grze. Nie wiedzia, e wyszlimy. Spa.
- No dobrze - odpowiedziaem po krtkim wahaniu, co chopcy uczcili krtkim
tacem wojennym.
Poszlimy do garau po Rosynanta. Przy okazji zgromadzilimy sporo mocnych
sznurw i linek oraz szmat do kneblowania.
Wyjechalimy z Zalewa.
Po drodze odebraem jeszcze od chopcw solenn przysig, e bd robi tylko to,
co im ka lub to, na co im pozwol. Za pi pierwsza bylimy ju w Olsztynie. Dojechaem
ulic Batyck do skrzyowania z Konopnickiej.
I tu zamaem przepisy o ruchu drogowym skrcajc pod prd w jednokierunkow
ulic. Ale na swoje usprawiedliwienie podam, e musiaem tak zrobi. Tdy prowadzia
najkrtsza droga pod zamek, jednoczenie wartoci jej byo to, e wioda z gry, co
pozwalao podjecha pod zamek na wyczonym silniku, a wic bezszelestnie. No i wanie
ze wzgldu na jednokierunkowo ta stroma ulica, skd mielimy nadjecha, bya mniej
pilnowana.
Wyczyem silnik i na luzie, cichutko potoczylimy si w d. Przejechaem most na
ynie. Wjechaem na chodnik, by skorzysta z osony krzakw.
wiato majce owietla zamek byo wyczone. Baziak dziaa.
Zatrzymaem Rosynanta i wczyem noktowizor w szperaczu. Na ekranie zobaczyem
merca i golfa, ktre byy podobnie jak Rosynant schowane w krzakach. Blisko murw
obronnych sta uk pogotowia energetycznego, z ktrego dwch mczyzn, zapewne Baziak i
Trjka, zdejmowao drabiny. Kto jeszcze, zapewne Krystyna, sta z boku. Przesunem
pokrtem szperacz bardziej w prawo i zobaczyem kryjcego si za drzewem Czwrk.
Dwjki nie musiaem szuka, bo z powtarzania planu akcji u Baziaka wiedziaem, gdzie si
czai.
- Bra sznurki i idziemy - powiedziaem do chopcw.
Wziem ze schowka miotacz gazu i ruszylimy nisko kulc si w cieniu krzakw.
Noc bya ciemna, ale rozwietlona w okolicy zamku latarniami. Z rosncej na dziedzicu
zamkowym lipy nawoywaa sowa pjdka.
Wezwaem chopcw do siebie.
- Teraz si rozdzielimy. Andrzej idzie dziesi metrw za mn, ukasz dziesi
metrw za Andrzejem. Masz tu, ukasz, telefon komrkowy. Jak zobaczysz, e wpadem,
wzywaj policj. Jasne?
- Jasne - odpowiedzieli chopcy.
Nadal pod oson krzakw wolno ruszyem do przodu. Wreszcie usyszaem przed
sob szelest. Tam sta Czwrka. Podniosem z ziemi spory kamie i rzuciem przed siebie.
Upad z oskotem w krzaki. Usyszaem, e Czwrka idzie w tamt stron. Wyskoczyem z
kryjwki i podbiegem do niego. Ledwo si odwrci, a ju potraktowaem go gazem. Pad na
ziemi bez jednego sowa. Machniciem rki przywoaem chopcw. - Skrpowa i
zakneblowa - rozkazaem szeptem.
Chopcy uporali si byskawicznie z tym zadaniem.
Zabraem bro bandyty.
Ruszylimy dalej w stron, gdzie oczekiwaem Dwjki. Siedzia na wtulonej w
krzewy awce. Rzuciem kamieniem raz i drugi. Nie zareagowa. Widocznie przysn na
posterunku!
Powoli, starajc si i bezszelestnie, podszedem do niego.
Gdy stanem przed awk zawoaem cicho:
- Dwjka!
Poderwa si. Akurat pod pi. Trafiony podbrdkowym opad na awk. Zwizanego
i zakneblowanego odcignlimy w krzaki.
No - pomylaem sobie - dobrze idzie. Dwch ju mamy z gowy.
Zachowujc uprzedni szyk ruszylimy w stron zamku.
Wspiem si na drabin opart o mur obronny zamku i ostronie wyjrzaem znad
wierzchoka muru. Obok mnie druga drabina prowadzia na dziedziniec midzy murem a
zamkiem. Trzecia bya wsparta o mur tu pod jednym z okien. Na jej szczycie staa Krystyna
i dubaa we framudze jakim narzdziem. Wreszcie okno otworzyo si z cichym zgrzytem.
Jednoczenie rozleg si dwik brzczykw aparatury alarmowej napeniajc cisz haasem.
Wntrze zamku rozbyso wiatem.
- Chodu! - krzykn Trjka.
- Spapraa robot! - doda Baziak podrywajc si do ucieczki.
- To ty schrzanie - odcia si Krystyna. - Mieli dodatkowe zasilanie!
I ju caa trjka przepychajc si biega w stron drabiny prowadzcej na mur.
Zeskoczyem ze swojej i przyczaiem si w krzakach. Przepuciem Trjk i Krystyn
biegncych w stron samochodw, a gdy na drabinie ukaza si Baziak rzuciem si na niego,
chcc go powali jednym ciosem. Ale nie doceniem przeciwnika. Byskawicznie zeskoczy z
drabiny i padajc na ziemi przeturla si w bok. W jego rku bysn ciemn oksydacj
pistolet. Celnym kopniciem wytrciem mu bro z rki.
- O esz ty! - sykn i rzuci si do ucieczki.
Chciaem biec za nim, ale z cienia za mn kto wyskoczy. Uchyliem si przed
pierwszym ciosem, ale drugi trafi mnie w szczk. Przed oczyma rozbysy setki gwiazd i
ogarna mnie ciemno.
Obudzi mnie bl szczki i szum w gowie.
Cho zwizany, siedziaem na mikkim, najprawdopodobniej samochodowym fotelu.
- Nie wygupiajcie si, tylko pryskajcie std pki czas! Gliny zaraz tu bd!
Ku swemu zdumieniu usyszaem gos Batury. Otworzyem oczy.
Siedziaem na fotelu obok kierowcy w Rosynancie. Przed autem stali baziakowcy i
facet w kominiarce, ktry nie mg by nikim innym jak tylko Jerzym Batur.
- Pan tu rozkazuje, panie Zero - odezwa si Baziak. - Chopaki, zmywamy si.
Baziakowcy niezgrabnie ucisnli do Jerzego i podreptali do stojcego opodal
merca. Po chwili odjechali.
Jerzy wsiad do Rosynanta na miejsce kierowcy i zdj kominiark. Popatrzy na mnie.
Nasze spojrzenia si spotkay.
- Ty draniu - powiedziaem z caym spokojem, na jaki w tej sytuacji byo mnie sta.
Jerzy wzruszy ramionami i spokojnie zapali papierosa.
- Oj, co ja robi - zmartwi si - jeszcze wylecimy w powietrze. Nachlapaem tu i tam
troch benzyny.
- Pocignem nosem. Rzeczywicie czu byo benzyn.
- Ty pody draniu - warknem.
- To tak nazywasz swego zbawc? Przed chwil uratowaem tobie i to po raz drugi tej
nocy, ycie.
- Gdzie s chopcy? - szarpnem si w wizach. - Co z nimi zrobie?!
- S w Rosynancie. Le cicho na tylnym siedzeniu. Zakneblowaem ich. Teraz to
niepotrzebne, ale w przyzamkowym parku mogli narobi wrzasku, ktry mgby cign
nam kogo na gowy, na przykad patrol.
- A tamtych otrw wypucie z broni!
Ziewn.
- Zosta im tylko jeden P-64. Dwa, ktre znalazem przy tobie, zaraz ci wrcz, a przy
okazji uwolni z wizw. Dogadywalimy si ju nie raz, dogadamy si i tym razem. Ten
sierpowy, ktrym ci zwaliem, wybacz, ale nie byo czasu na dyskusje. Teraz moemy
porozmawia.
- Porozmawia? Przecie policja...
- Czy ty naprawd tak zgupia, e mylisz, i serio wzywabym policj? A propos,
masz tu telefon komrkowy, ktry znalazem przy jednym z twoich muszkieterw. Zaraz...
Bysn sprynowym noem i poczuem, jak spadaj ze mnie krpujce mnie sznury.
- Uwolnij i chopcw.
- Pod jednym warunkiem, e nie bd wrzeszcze!
Odwrciem si. Chopcy ju odzyskali przytomno, o czym dali zna gwatownym
szamotaniem.
- Bdziecie cicho?
Pokiwali gowami.
- Moesz ich uwolni - powiedziaem do Jerzego.
Raz jeszcze bysn sprynowiec i chopcy ju byli wolni.
- Prosz pana - zacz ukasz - nie dao si. Od tyu nas zachodzi. Po kolei.
- Inaczej bym si nie da - doda Andrzej.
Zamiaem si.
- Przegra na pici z Batur, to aden wstyd. Spjrzcie, czy ja wygldam na
zawstydzonego?
- No nie, ale...
- Do. adnych ale. Macie siedzie cicho. Sdz, e nasz poskromiciel i wybawca
w jednej osobie ma nam duo do powiedzenia. Musiay si tu dzia rzeczy ciekawe, podczas
gdy my leelimy nieprzytomni. Interesuje mnie na przykad, jak to si stao, e oto trzymam
dwa pistolety bandytw. Czyby Baziak odda je z dobrej woli?
- Skde - zamia si Jerzy - po prostu powiedziaem mu, gdy o nie pyta, e le ju
na dnie yny, gdzie ty je wyrzucie, zanim ci uspokoiem. Jestecie tu cali i ywi dlatego,
e w pewnym momencie ingerencja Pawa w zaplanowan przeze mnie akcj Wystawa
doprowadzia do tego, e moi - wstyd tak powiedzie, ale trudno - podwadni postanowili was
zabi, co mnie zmusio do dziaania na wasz rzecz. Niech ci, Pawle, nie zmyli obrona
twojej osoby przez Krystyn. Nie wiem, dlaczego ci bronia, ale kto zrozumie kobiet. Tutaj
z kolei ona bya najgortsz zwolenniczk zlikwidowania ciebie i tych modych ludzi.
Motywowaa to zagroeniem nas wszystkich i koniecznoci uwolnienia speca. Nie dziwne
to, Pawle? Bo u Baziaka pogodzia si pono z wpadk speca, czyli Witolda (cho jakie jest
jego prawdziwe imi, nikt nie wie).
- Skoczyo si jego szczcie - mruknem.
- Wtpi. Na zbyt dugo zostawilicie go samego bez opieki. A to zdolny czowiek -
zamia si Jerzy cicho - bardzo zdolny... Ale wracajc do tematu. Wierz mi, Pawle, e
dopiero dzisiaj dowiedziaem si od Baziaka, e jeste zamieszany w nasz akcj. A e za
uratowanie Kindze ycia byem ci winien wiele, syszc o zagroeniu ycia twojego i
chopcw, postanowiem was ratowa. Ale ratujc was skazywaem jednoczenie siebie na
utrat wolnoci. Jedynym wyjciem byo odwoanie wamania do zamku. Dopiero wtedy
uratowanie was niczym nie grozio, a i to jeszcze zaleao od waszej dobrej woli. Tak, tylko
wy stanowilicie dla mnie zagroenie. Bo nikt z baziakowcw ani Krystyna nie zna mego
prawdziwego nazwiska ani adresu. Jedynie Krystyna widziaa mnie jako tako prawdziwego.
Na przykad dzisiaj wystpiem w kominiarce, co zreszt zwikszyo szacunek bandy do
mnie. C, akcj trzeba byo odwoa... Zajedaem wanie pod zamek, gdy z daleka
zobaczyem charakterystyczny ksztat Rosynanta. Zrozumiaem, e jakim sposobem udao ci
si uwolni. Jeste tu i dziaasz. Powolutku i nie rzucajc si w oczy wdrowaem pod zamek,
gdy natknem si na ostatniego z twych przyjaci. Po ojcowsku skarciem doni, aby swym
zachowaniem nie zepsu mi pracy.
- Pataach - stkn Andrzej kiwajc palcem na ukasza.
- A ty niby lepszy? - achn si ukasz. - Kto dosta w eb nastpny?
- Cicho! - nakazaem. - Ja te dostaem, a nie wrzeszcz.
- Potem udao mi si uciszy drugiego modzieca - cign Jerzy. - A na koniec,
rzekbym na deser - zamia si - trafiem na samego mistrza zeskakujcego z drabiny. I
dobrze, e go zaatwiem jednym ciosem, bo pewnie czekaaby mnie cika walka.
- Jakby zgad - mruknem - ale gadaj dalej.
Jerzy skoni si uprzejmie.
- Ju mwi. Uciszywszy ciebie ruszyem nie kryjc si zbytnio w kierunku, dokd
uciekli Jzek z Trjk. Gdy mnie zobaczyli, to tylko wrodzonej tpocie Baziaka
zawdziczam, e mnie od razu nie zastrzeli. Zdyem wykrzykn haso. Przyznam, e z
wielk uwag Baziak i Trjka przyjli wiadomo o twoim uwolnieniu si z kajdanek w
Zalewie. Tylko Szstka zachowaa spokj i powiedziawszy: To ja egnam! szykowaa si
do odejcia do swego golfa. Pocieszaem ich, e jestecie ju uciszeni i zwizani. A gdzie
Dwjka i Czwrka? - krzykn Baziak. Zapewne Pawe uciszy ich po drodze - odparem. -
Niech Trjka idzie na miejsce, gdzie mieli czuwa i poszuka. Rcz, e co znajdzie.
Poczekalimy. Trjka wrci z dwoma pozostaymi numerami lekko si jeszcze zataczajcymi
od zamroczenia. Wstaem z awki: Teraz, kiedy jestecie ju w kupie - powiedziaem -
dowiedzcie si najwaniejszego. Trzeba zwija interes. Za dziesi minut bd tu gliny.
To ja egnam - powtrzya Krystyna i ruszya do swego wozu. A my, co mamy
robi? - spyta zrozpaczony Baziak. Te si zmywa i to szybko - doradziem. Ale
przecie ten Pawe i gwniarze nas wsypi - jkn. Nie wsypi - odparem - bo nie bd
ju yli. Spal ich w samochodzie, ktrym przyjechali. Upozoruj zwarcie.
- Kiepski pomys - powiedziaem. - Rosynant to ropniak.
Jerzy skin gow.
- Zapewne trzeba by Baziakiem, aby w to wszystko uwierzy. Mieli co prawda
pewne wtpliwoci, ale kiedy kazaem przenie was do Rosynanta, wtpliwoci zniky.
Jeszcze tylko drobne ponaglenie i baziakowcy odjechali narzekajc, e taka fucha przepada.
- A co bdzie z tob? - spytaem niepewnie.
Jerzy popatrzy na mnie spod oka.
- No c. Zdaem si na twoj dobr wol. Jeli zechcesz wzi pod uwag, e
uratowaem wam ycie...
- Ale tamci, ktrym darowa nie zamierzam? W razie wpadki tak samo nie daruj
tobie.
Jerzy spokojnie przypali kolejny papieros.
- List goczy sporzdzony na podstawie ich zezna bd mg sobie powiesi na
drzwiach swego mieszkania.
- A Szstka, czyli Krystyna? Nie obawiasz si jej?
- Musiaby znale si kto, kto by jej poda moje dane. Tak moe suy policji tylko
mym do mglistym opisem, bo nawet wsw, jak widzisz, ju nie nosz. Tak wic moje - bo
to ja je wymyliem - dziecinne numery i ponarzynane floreny nie byy tak zupenie bez
sensu.
- Twierdzisz wic, e mog spokojnie napuszcza policj na ca reszt gangu, a tobie
nic nie grozi.
Kiwn gow.
- A jeli... jeli ci daruj, to co zamierzasz?
Uda zdziwionego.
- Czy nie mwiem ci na jeziorze? eni si z King.
- No to ycz wam szczcia - wycignem do mego przeciwnika do.
Ucisn j serdecznie. Przyj jeszcze jakby wymuszone gratulacje i yczenia od
Andrzeja i ukasza. I ju go nie byo. Opodal zawarcza silnik opla, bysny wiata...
- Pan rzeczywicie mu daruje? - spyta ze zdziwieniem ukasz, ktry wietrzy w moim
zachowaniu podstp.
Oburzyem si.
- A co ty mylisz?! Przecie gdyby nie on, ju bymy nie yli!
Chopcy pokrcili gowami.
- Przecie on najpierw nas pokona - odezwa si Andrzej - a dopiero potem darowa
ycie.
- Tak - doda ukasz. - Gdyby nie on, pokonaby pan Baziaka, Trjk, e o Krystynie
nie wspomn. I nikt nie musiaby darowa nam ycia, bo caa szajka siedziaaby ju za
kratkami.
- Gupio gadasz - obruszyem si. - Jerzy broni swojej wolnoci, a zrobi to w sposb,
na ktry sta byoby niewielu: uratowa nam ycie. Czeg chcie wicej?
- No niby tak - mrukn ukasz.
- Ciesz si, e zgadzacie si ze mn - odpowiedziaem ironicznie i signem po
telefon komrkowy. - Pora zaj si reszt szajki. Poniewa damy maj pierwszestwo,
zaczniemy od Krystyny, czyli Szstki.
Wystukaem numer szefa. Chwil trwao, zanim rozleg si w aparacie zaspany gos:
- Sucham...
- To ja, panie Tomaszu, Pawe.
- Czy wiesz, Paweku, ktra godzina? - wysapa szef.
- Wiem. I dlatego dzwoni. Prosz, eby pan uczuli stra graniczn i policj na
Krystyn, przepraszam, Christine Witteck, podajc jako miejsce zamieszkania Bonn,
Kniginstrasse 6z4. Samochd: bkitny golf rocznik 1997 na niemieckich numerach BN SB
907.
- I o co mam oskary t Christine, alarmujc po nocy wysokie wadze tych zacnych
sub?
Zatkao mnie.
W rzeczywistoci oskarenie moje byo kruche: udzia w uwizieniu mnie, prba
wamania do zamku. No i wreszcie, te tylko zamierzony, przemyt skradzionych dzie sztuki.
- Niech j zatrzymaj za prb wamania do olsztyskiego zamku.
- Taki pewny tej prby? - szef, jeszcze nie rozbudzony, by w zym humorze.
- Tak. I prosz poda moje dane jako wiadka. - A my?
- I prosz doda jeszcze dwch wiadkw: ukasza obockiego i Andrzeja Bienia.
- I kogo jeszcze?
- Czterech czonkw gangu, z ktrych tylko jednego znam z nazwiska: Jzef Baziak.
Ale wszyscy potwierdz po schwytaniu udzia Witteck w prbie wamania, no i udzia w
uwizieniu mnie...
- Niech ci bdzie - sapn szef - ale jak mi jeszcze raz zginiesz na tydzie bez ladu, a
potem bdziesz mnie budzi po nocy... - nie dokoczy, tylko odoy suchawk.
Byem mu wdziczny za t delikatno.
- A baziakowcy? - poderwa si ukasz. - Wezwie pan teraz policj na nich?
Umiechnem si.
- Spoko. Odjechali std kilkanacie minut temu. Nie bd jecha szybko, bo nie chc
narazi si drogwce. Ruszymy za nimi!
- Jak dugo bdziemy ich goni? - spyta Andrzej.
- A do samego Zalewa. Jeli nie dogonimy ich po drodze, to w Zalewie wezwiemy
policj. Nie wczeniej!
- A co zrobimy, jak ich dogonimy? - spyta nieco drcym gosem ukasz.
Faktycznie, nie pomylaem o tym, bardziej liczc na swoje umiejtnoci walki wrcz
ni na bro paln, a bandyci mieli jeden pistolet. Mymy mieli dwa, ale czy mona naraa
chopcw na udzia w strzelaninie?
Mimo to postanowiem zaryzykowa.
- Suchajcie - odwrciem si do chopcw - jeden pistolet bdzie dla mnie. Drugi dla
ochotnika. Jest zarepetowany, a tu jest bezpiecznik. Wystarczy go przesun i bro jest
gotowa do strzau. No, ktry bierze pistolet?
ukasz pierwszy wycign rk.
- Brawo - podaem mu P-64. - Tylko ostronie, eby si nie postrzeli albo nie trafi
ktrego z nas.
- A co mam robi, jak ju dogonimy Baziaka.
- Jeli si zatrzymamy, wyskoczysz i przyklkniesz za otwartymi drzwiami.
Najgoniej jak moesz krzykniesz: Rce do gry, bo strzelam!
- A jeeli oni nie posuchaj?
- Jeli zaczn ucieka, wtedy nic nie rb. Jeli sprbuj zaatakowa, wtedy musisz ju
strzela. Celuj nisko, najlepiej w nogi...
Przesiadem si na miejsce kierowcy. ukasz zaj moje.
- A teraz w drog!
Zawrciem ostro i popdzilimy w gr ulic Nowowiejskiego, a potem
Konopnickiej i skrcilimy pod wiadukt na Batyckiej. Bylimy ju na prostej drodze do
Morga i dalej do Zalewa.
Wyjedalimy z Olsztyna... Ju w Gutkowie zobaczyem biay mercedes ruszajcy z
ptli MPK. Zatrzyma si, aby nas przepuci...
- To Baziak! Poznaj numer! - wrzasn ukasz.
Wcisnem hamulec.
Mercedes wyskoczy z ptli i pomkn w stron Olsztyna.
- Za nim! - krzykn Andrzej.
Cofnem Rosynanta do ptli i zawrciem w lad za mercem. Peen gaz i ju po
chwili mielimy wiata uciekajcych przed sob...
Baziak nie dawa si wyprzedzi. Cay czas jecha rodkiem szosy.
Nagle przez otwarte okno usyszaem z przodu guchy trzask i jk rykoszetujcego na
karoserii pocisku.
- Strzelaj do nas - powiedziaem do chopcw.
- A jak trafi - zaniepokoi si Andrzej.
- Nie martw si. Rosynant jest kuloodporny. Przynajmniej jeli chodzi o pociski tego
kalibru.
Naliczyem dziewi strzaw. Baziakowcy byli wic bezbronni, bo raczej
nieprawdopodobne byo, eby na tak spokojn robot jak wamanie do zamku brali
zapasowe magazynki. Dwjka i Czwrka, ktrych obszukaem zabierajc im pistolety, nie
mieli dodatkowej amunicji.
- Batycka, Grunwaldzka - ukasz monotonnie wylicza ulice, ktrymi pdzilimy. -
Uwaga!
Baziak amic wszelkie przepisy przeci ulic, ktr jecha i pogna w gr Prostej,
przeznaczonej dla pieszych.
Co byo robi? Pojechaem za nim.
Baziak wodzi nas po Starym Miecie, ktre kilkanacie razy objechalimy w kko,
a wreszcie z tyu dala si sysze syrena radiowozu. Baziak wyprysn ze Starego Miasta
zablokowan dla ruchu Staromiejsk (widocznie kto odsun blokujce przejazd betonowe
donice z kwiatami). Skrci pod prd z ulicy 11 Listopada w Curie-Skodowskiej. Odskoczy
od nas kawaek i pewnie myla, e ju go nie widzimy, bo skrci w lewo, w wsk uliczk.
- To ulica Karola i Roberta Makw - zawoa ukasz. - Ona jest lepa. Nie wyjad z
niej!
Rzeczywicie merc Baziaka miota si po placyku, prbujc znale wyjazd. Wreszcie
ruszy w nasz stron. Zajechaem mu drog.
- ukasz i Andrzej - krzyknem - zablokujcie drzwi ze swej strony! - i wyskoczyem
z Rosynanta. Baziak i jego kompani tak samo szybko wyskoczyli z merca. Ju podbiegali...
- Sta, bo strzelam! - skierowaem w ich stron mj P-64.
Zatrzymali si.
- Od tego gnata - warkn Baziak groc swoim pistoletem - jeli chcesz by ywy.
- To strzelaj - odpowiedziaem spokojnie.
W ciszy, ktra zapada, wyranie da si sysze szczk spustu pistoletu Baziaka.
Strza nie pad. Zabrako amunicji.
- Ciekawe, czy ty strzelisz? Lepiej od bro, pkim dobry - Baziak postpi krok
naprzd.
Wycelowaem w trzymany przez niego pistolet i nacisnem spust. Pad strza. Pocisk
zrykoszetowa od broni Baziaka i pyty chodnikowej. Bro wypada z rki bandyty na
chodnik z gonym stukiem.
Baziak cofn si odruchowo.
- No, dalej - zawoaem. - Wszyscy rce do gry. I nie prbowa ucieczki, bo i tak
wiadomo, gdzie was szuka. Stan tu przed mercedesem...
Niechtnie, ale posuchali.
U wylotu uliczki ju byo sycha syren policyjnego radiowozu. Chwila i otaczali nas
policjanci.
- A mwi pan, e ja te bd strzela - z pretensj w gosie odezwa si ukasz,
podczas gdy policjanci nas rewidowali i czekalimy na drugi pojemniejszy radiowz, do
ktrego miano nas zapakowa.
- Dzikuj Bogu, e tak si skoczyo. I mdl si, aby nigdy nie musia strzela do
czowieka, a nawet do zwierzcia.

Teje nocy ujto w Zalewie speca, jak, mimo tego, e skuty acuchem, prbowa
otworzy swoj toyot coroll. Nad ranem na przejciu w Kobaskowie stra graniczna
zatrzymaa Szstk, czyli Krystyn.
Tylko po panu Zero wszelki lad zagin...
ZAKOCZENIE


Pewnego lipcowego wieczora siedzielimy z ukaszem w jerzwadzkim lesie pod
dbami pisarza. Zachodzce soce barwio zotem i czerwieni otaczajce nas drzewa.
Gdzie zastuka dzicio. Na niedalekiej porbie zaszczeka sarni kozioek.
W zamyleniu rozwaalimy sowa: Potrzebujesz - we. Masz duo - do i zaczekaj
a przyjdzie inny. Z pierwszego patrz na trzeci...
- Moe tu chodzi o kolejno dbw? - zastanowi si ukasz.
Podszed do pierwszego dbu i wpatrzy si w trzeci.
- Tak ze cztery metry nad ziemi, powyej gazi, widz dziupl.
Stanem obok niego.
Rzeczywicie w szarosrebrnym pniu widnia ciemny otwr.
Przeszlimy pod trzeci db. Podsadziem ukasza. Wgramoli si na ga i sign
dziupli.
- Mam! - sapn. W rku trzyma jakie zawinitko.
Opuci si po pniu na ziemi.
- Niech pan zobaczy.
Wziem do rki wilgotny skrzany woreczek. Taki kapciuch uywany przez fajczarzy
na tyto. Ostronie rozsupaem zawizujcy go rzemie. Kapciuch by ciki jak na swoje
rozmiary. Rozszerzyem jego otwr i przechyliem nad doni...
Posypay si zote pieniki.
- Floreny - szepn ukasz. - Floreny z Zalewa.

You might also like