You are on page 1of 166

ERAZM MAJEWSKI NAUKA O CYWILIZACYI PROLEGOMENA I PODSTAWY DO FILOZOFII DZIEJW I SOCYOLOGII Sapere aude, Horac. epist. II 40.

WARSZAWA 1908.

PRZEDMOWA.
Osobliwym jest przedmiot niniejszej ksiki. Nie starczyoby ju ycia ludzkiego do zapoznania si z tem, co ju przemylano o nim i niemasz jeszcze wynikw powszechnie przyjtych, tak co do poj najoglniejszych, jak tysicznych szczegw; niemasz tu nawet podstawy wsplnej. Ile wybitnych umysw, tyle punktw wyjcia i tyle sprzecznych ze sob rozwiza. Z gry przeto wiem, e tre tej ksiki nie moe wszystkich zadowolni. Nawet wwczas, gdyby wszystko w niej byo prawd, musiaaby wywoa sprzeczne sdy, bo prawd, jeli jest odmienna od naszej prawdy, przyjmujemy nie bez oporu, a c dopiero, gdy znajduj si tu idee nowe, ktre musz wpierw przej przez ogie wszechstronnej krytyki. Nie spodziewam si rwnie zgody w przyjmowaniu myli tu wyoony ch. Co jednemu wyda si susznem, to inny odrzuci i odwrotnie. Dlatego nie porwnywam myli swoich z wywodami innych. Nie wdaj si w rozbir ani krytyk systemw, teoryi i hipotez cudzych, albowiem trzebaby na to zuy zbyt wiele pracy, czasu i miejsca i niepotrzebnie rozszerzy dzieo do rozmiarw kilkakro wikszych po to chyba, aby przekona, e widz lepiej ni inni, ale przekona szermierk na sowa, w ktrej czsto nie prawda, lecz zrczno i talent odnosi tryumf - oczywicie znikomy. Nie przeprowadzam rwnie linii demarkacyjnych midzy tem. co "moje", a co "cudze", bo byby to trud jaowy a nawet niewykonalny. Zamiast nuy czytelniku obojtn dla erudycy, wol odrazu stan oko w oko z zagadkami, o ktre chodzi, i, wspierajc si jedynie na elementarnych podstawach nauki, wysnu niezalenie i jasno pogld wasny. Jeli moje przedstawienie rzeczy nie jest bdne, przez to samo upadn pogldy odmienne, trudzibym si wic bezpotrzebnie osobnem ich zwalczaniem. Gdyby za moje pogldy nie day si utrzyma, to i wysiki, woone w zwalczanie innych, na nicby si nie zday. Zamiast krytykowa tych, dla ktrych wiedzy i przenikliwoci ywi szacunek, wol podda mj sposb widzenia roztrzsaniom krytycznym. Jeeli mi dowiod, e si myl, nie bd si upiera, ale prosz, niech moi krytycy nie wchodz na drog argumentowania dogmatami i autorytetami, niech przekonywaj rzeczow i logiczn argumentacy. Niech mi nie mwi, e znakomity A. ujmowa spraw inaczej, e B. dowid ju czego innego, e C, D, utrzymuj co sprzecznego z moim pogldem, bo sam wiem, e rozmijam si z pogldami wielu badaczw najpowaniejszych, dla racyi ktrych wykadem jest dzieo niniejsze.

Kto wasnym umysem szuka prawdy i porzdku wiata i potyka si o przeszkody, ktre nam uomno nasza napitrzya, kto ledzi walk umysw z niewiadomem, ten wie, co sdzi o "ostatniem sowie nauki", na ktre chtnie powouj si umysy lkliwe i skrpowane dogmatem. Ostatniego sowa niema w nauce, bo ludzko nie spoczywa w pracy. W wiecie jest cigle "jutro", ktre rodzi si z caego "wczoraj". Na dzi niema miejsca, bo gdyby byo, zapanowaaby powszechna stagnacya. Postp jest wanie ustawicznem zaostrzeniem si naszego wzroku i doskonaleniem metod oraz zdolnoci do coraz subtelniejszej analizy i syntezy. Nauk o cywilizacyi, a wic porednio o spoeczestwie i czowieku uwaam za ga oglnej nauki o Przyrodzie i dlatego wyprowadzam j z podstaw przyrodniczych. Jaka jest racya bytu "Nauki o cywilizacyi" i miejsce w szeregu nauk, o tem czytelnik bdzie mg sdzi po zapoznaniu si z treci traktatu niniejszego. Tutaj powiedzie mog, e nowo nazwy pynie z ujcia przedmiotu badania od caoci, nie za od elementw, skadajcych si na cao. Nauka o cywilizacyi jest o tyle socyologi ile ni jest rwnie biologia organizmw, ktr monaby nazwa, wychodzc z punktu widzenia socyologw, socyologi komrek organizmu. Zdyem tu wyoy zaledwie podstawy przyszej konstrukcyi, ale nawet gdyby one nie miay si utrzyma, zdaje mi si, e praca niniejsza naley do rzdu tych, ktre nie mog by dla nauki niebezpieczne, bo prowadzi cile okrelon drog i systematycznie do gbszego wniknicia w stosunki midzy rzeczami badanemi, co wanie jest jedynym celem nauki. Nie mam nikomu nic do zawdziczenia, tylko przyjaciel mj, dr. fil. Maryan Massonius by wiadkiem mego zmagania si z zadaniem i w czstych rozmowach o kwestyach wtpliwych zawdziczam Mu niejedn cenn poprawk oraz obron z niejednego wyniku przed wasnem wtpieniem. Autor. Warszawa 31 grudnia 1907 r.

WSTP. 1.
Do najciekawszych, a zarazem najzawilszych bodaj zagadek, ktrych nauka, pomimo bardzo wielu usiowa nie zdoaa jeszcze rozwiza, naley bezwtpienia pytanie: dla czego cywilizacya wysoka zjawia si na ziemi nie wszdzie, dla czego jest zjawiskiem prdko przemijajcem, jak nam to stwierdzaj dzieje powszechnie oraz od czego zaley jej pojawianie si i znikanie, a waciwie przenoszenie si na powierzchni ziemi, z miejsca na miejsce, z kraju do kraju, od ludu do ludu? Dlaczego wysoki stan cywilizacyi nie obejmuje nigdy caego obszaru ziemi i wszystkich ludzi, lecz wystpuje ogniskami, zajmujcemi stosunkowo niewielki e obszary i w adnym jeszcze momencie do dugich dziejw (powszechnych) nie tylko nie obj wszystkich ludzi, ale nawet nie utrzyma si dugo tam, gdzie ju si pojawi? Dlaczego jedno jakie ognisko cywilizacyi wyszej gdzie rozpala si, gdzieindziej ponie w caej peni, wdzie za dogasa? Co za wpywy przemone

kieruj caym tym ruchem, jakie prawo rzdzi temi na pozr bezadnie, a jednak nieodwoalnie dokonywujcemi si zmianami? Jednem sowem, co zapala i co gasi oddzielne cywilizacye, co wznosi ludno rnych krajw na wyyny i co je strca? Do wspomnie Egipt, Chalde, Grecy, Rzym, aby spostrzedz, e to, co nazywamy stanem wysokiej cywilizacyi nigdzie nie trwa bezustannie. Kady z wymienionych krajw jania niegdy wielkim blaskiem swej cywilizacyi i opromienia szeroko wiat ludzki, zostajcy w porednim lub bezporednim zwizku z tem ogniskiem, i kady blad kolejno w upadku cywilizacyi i w promieniach nowozapalajcego si gdzieindziej ogniska. I wanie dla tego, e nie znamy dotychczas adnego wyjtku od tego prawa znikomoci oddzielnych ognisk cywilizacyi, e na mocy tego, co byo. moemy napewno przypuszcza znikomo rwnie i wspczesnej nam cywilizacyi, rodzi si w kadym umyle gbszym zaduma i pytanie: dla czego tak jest i czy tak musi by zawsze? Zagadka ta nie tylko jest trudna, ale i zdradna, bo dopiero po wnikniciu w niezliczone pytania, jakie myliciel musi sobie zadawa w miar, jak zapuszcza si w szczegy, ukazuje si jako zadanie niesychanie skomplikowane. Bez takiego wniknicia udzi pozorn swoj prostot i wywouje nieskomplikowane objanienia. Dawano ju ich bardzo wiele, a wszystkie maja t wspln wad, e nie sigaj, i nawet nie usiuj sign do dna sprawy. Jeszcze w staroytnoci niektre z pyta, ktremy postawili na czele, lubo nie w caej rozcigoci, nurtoway w umysach bystrzejszych. Polibiusz, usiujc zda sobie spraw z tajemniczych przyczyn upadania miast helleskich, zawyrokowa, e Grecya umiera przez ludzi. W tem orzeczeniu, niewtpliwie susznem, o ile chodzi o przyczyn bezporedni, nie wiele powiedziano, ale mamy dowd, e mylano nad zagadka i mylano nie o wiele gorzej, ni si to czsto dzieje za naszych czasw i w zastosowaniu do rnych innych ludw. Orzeczenie to nie tumaczy jednak, dlaczego ludzie z tego samego narodu greckiego w pewnym czasie wytworzyli cywilizacy greck i wznieli j na wyyny, a w innym znw czasie przyprawili j o upadek. Jeeli Grecya upada przez Grekw, to Polibiusz tak samo nie objani w czem tu oni zawinili, jak nie objani i nie prbowa nawet objani, w czem byli przyczyn wielkoci Grecyi, cho to drugie pytanie zwizane jest nierozerwalnie z pierwszem. Sprawa nie jest bynajmniej prosta. Przypumy, e przyczyn upadku Grecyi i Grekw byo zwyrodnienie ludnoci. Czy takie przypuszczenie objania nam zjawisko? "Upadanie" jest przecie dopiero poow zjawiska, ktre nas zajmuje. Gdybymy nawet wyjanili fakt upadania "zwyrodnieniem", lub jak inn bezporedni przyczyn, to pozostaje jeszcze do wytumaczen ia przyczyna rozkwitu cywilizacyi greckiej. Nawet zrozumienieprzyczyn upadku nie wytumaczy nam jeszcze rozkwitu, a c dopiero powiedzie, gdy sobie uprzytomnimy, e nawet i samo zjawisko upadania nie jest tak jasne, jak si wydaje przy powierzchownem traktowaniu.

Upadek cywilizacyi rzymskiej wyjaniaj historycy wtargniciem barbarzycw Pnocy w poczeniu ze zwyrodnieniem ludnoci rzymskiej, lecz i tu wysuwane s na czoo przyczyny ostatnie i tylko pozorne. Twierdzono, e portom morza rdziemnego odkrycie Ameryki odebrao dawn wielko, przenoszc "o handlu wiata" w inne miejsca. I tu powierzchowno sadu a bije w oczy i tu wypadki, ktre si zbiegy ze sob, wizane s w zwizek przyczynowy moe nawet dobrze, ale zbyt pytko i dlatego rozwizanie nie tumaczy sprawy. Wszak mamy prawo zapyta, dlaczego odkrycie Ameryki nie miao przyczyni si rwnie dobrze do jeszcze wikszego spotgowania si wietnoci wiata rdziemnomorskiego? Los Wenecyi i jej podobnych portw rdziemnomorskich niesusznie jest wizany w zwizek przyczynowy z odkryciem Ameryki, a przynajmniej winien by postawiony na szerszym gruncie, nie jest bowiem odosobniony, ani pierwszy w dziejach. Jeszcze wczeniej na korzy tych modszych portw Italii upady Tyr, Sydon, Kartagina i tyle innych kolejnych "Krlowych morza". Wszak tamtych nie zabio odkrycie "nowych wiatw". Dziaao wic i tu i tam co innego i bardziej oglnego, czego nie umiano si domyle. W dotknitych przykadach chodzi o upadki. Jest to temat najgorliwiej opracowany przez historyozofow. Lecz upadki, do ktrych historyozofowie okazuj wiksze zainteresowanie, s tylko czci i to mniejsza ich zadania. Predylekcy atwo sobie wytumaczy. Upadanie odbywa si, e tak powiem, przed oczyma historykw i w szybkiem stosunkowo tempie. Daje si ono rozoy na logiczny szereg znanych zdarze historycznych o skutkach, a czsto i o przyczynach bezporednich znanych i wyranych. Nie tak atwe do odszukania i ujcia s przyczyny wzrostu i rozwoju, albowiem ten bywa zwykle powolny i mniej owietlony faktami historycznemi. W ogle atwiej nam objani dlaczego i w jakiej zdarze kolei kto znany utraci majtek, anieli dlaczego i w jakiej kolei zdarze zebra. W ostatnim wypadku natrafiamy zwykle na brak lub ubstwo materyau historycznego, ktrybymy mogli wiza w logiczny acuch historycznych przyczyn i skutkw. Ale wanie ta okoliczno wskazuje, e w objanianiu posugujemy si materyaem ubogim i jednostronnym. Gdy mamy cokolwiek zamao danych bezporednich, stajemy bezsilni i zrzekamy si wyjanie. A przecie we wzrocie tkwi musi taka sama suma realnych, cho innych przyczyn, jaka tkwi w zjawisku upadania. Z nierwnomiernoci i jednostronnoci wanie materyau historycznego pynie skonno historyozofw do zajmowania si przewanie procesem rozkadu spoeczestw i cywilizacyi. Historyozofia uprawia chtniej patologi spoeczestw, anieli ich fizyologi, a zwaszcza embryologi. A i w tej dziedzinie wpada najczciej w jednostronno, sztuczno lub bezpoyteczn drobiazgowo. Niejednemu zdawao si, e co gbiej rozjania, gdy do acucha bezporednich przyczyn i skutkw wprowadza rzekomo jeszcze bezporedniejsze i rwnie prawdziwe. Wywoywa on nieraz podziw dla swej przenikliwoci i bystroci, cho w gruncie rzeczy operowa paradoksami.

Jeeli rozerwanie potnej koalicyi w r. 1711 Voltaire przypisuje szklance wody, wylanej na sukni pani Masham i parze rkawiczek lady Marlborough, ktrych ona da nie chciaa krlowej Annie, wiemy, e mamy do czynienia z paradoksem. Jeeli Pascal powiada, e gdyby nos Kleopatry posiada inny ksztat, to historya obszarw, pooonych nad Nilem, byaby zupenie inn, - to przypuszczamy rwnie, e mamy do czynienia ze wietnym, gbokim i rozmylnym paradoksem. Ale historyozofia zbyt czsto zupenie mimowolnie zajmuje si podobnemi paradoksami, jest z nich zadowolona i nie czuje nawet tego. e uprawia metafizyk, e idzie z najpospolitszym prdem niewyrobionej myli ludzkiej. Paradoks mimo, e zawiera w sobie prawd, nie przyczynia si do odkrycia zwizku zdarze, chyba tem jednem, e zmusza do rozwaa. Prowadzi zato czsto na manowce jaowych rozwaa: coby byo, gdyby si co zdarzyo lub nie zdarzyo. Rozwaania takie s rwnie bezpodne w historyi, jak byyby w przyrodoznawstwie, bo i tu i tam powinno chodzi i chodzi jedynie o wytumaczenie tego, co byo, nie za co by mogo. Moliwo nie istnieje w przyrodzie, naley ona cakowicie do metafizyki. "Moliwo" lub "konieczno" nosw i szklanek historycznych nie moe by przedmiotem bada historyozoficznych. S to tylko fakty, zostajce w bezporednim zwizku z innemi faktami i naley je bra takiemi, jakiemi s i za to, czem s, nie za jakiemi i czem byby mogy. Co komu przyjdzie ze spostrzeenia, e kartacz, omijajc gow. Bonapartego w Tulonie, wpyn na losy Europy? Wszak monaby temu spostrzeeniu przeciwstawi pytanie: czy czasem inny kartacz nie pozbawi Francyi innego, lepszego Napoleona pord zabitych modych oficerw? Jeeli wiec historyozofowie przestrzegaj przed wizaniem wielkich zdarze z maemi przyczynami, to maja suszno, rwnie jak ci, ktrzy nie radz drobnych zdarze przypisywa wielkim przyczynom, - ale jedni i drudzy obracaj si w kole, z ktrego wyjcie jest inne. Dla zdarze realnych trzeba poszukiwa jedynie bezporednich ich przyczyn i na nich poprzestawa. Tylko wtedy zaczniemy dostrzega i poznawa prawa, t. j. pierwiastek, ktrego najmniej umieli szuka historycy i historyozofowie przed Monteskiuszem. Czy przyrodnikowi przyjdzie do gowy zastanawia si nad tem, jakby wiat organiczny wyglda, gdyby w powietrzu nie byo azotu, lub coby byo, gdyby na sosnach rodziy si dynie? Przyrodnik bada wiat jakim jest, nie jakim mgby by, bo mgby by milion razy innym. To samo powinien czyni historyozof. Przypuszczenia: "coby by mogo" bywaj uprawnione i prowadza do odkry w badaniu naukowem, ale tylko wtedy, gdy operujemy wielkociami wiadomemi, co ma miejsce w fizyce, chemii i t. p., - tam za, gdzie, jak w sferze czynw ludzkich jednostek, mocno zindywidualizowanych, nie mamy nawet jednej wiadomej, lub dajcej si wyznaczy wielkoci, - nie mog prowadzi do adnego odkrycia. Sfera ludzkich czynw i ich nastpstw w ludzkich czynach naley wanie do kategoryi wielkoci, nie dajcych si wyznaczy. Historyozofia nie moe nic na niej opiera.

Do rwnie pytkich, a nawet wprost nienaukowych docieka i wyjanie naley objanianie "kaprynego" biegu dziejw czynami genialnych, potnych lub wybitnych jednostek. Mimo to niektrzy myliciele powanie si tem zajmuj, podajc takie jednostki za gwne motory dziejw. Lecz jeeli ma by prawd, e Napoleon pokierowa losami Europy, a jeden mdrzec sam odkry jaka donios dla caej ludzkoci prawd, to powinno by uznane za prawd, e zabjc onierza jest kula, ktra ciao jego przeszya, albo proch, ktry kul wypchn, albo karabin, z ktrego kula wybiega, nie za onierz, ktry wystrzeli, nie oficer, ktry da haso do strzau, nie wdz, ktry da haso do bitwy, nie wadca, ktry wojn wypowiedzia. Gdy chcemy pozna oglne przyczyny procesw spoecznych, majce powszechne zastosowanie, musimy usun na bok wszystkie czynniki porednie, wszystkie jednostki mianowane i przesta je uwaa za przyczyny bd gwne, bd jedyne. Tumaczenie losw spoeczestw czynami wielkich ludzi, grup spoecznych, instytucyi i t. d. jest omyk, dlatego, e zasania szerszy widnokrg, na ktrego tle jedynie monaby zwiza dzieje ludzkoci w cao z procesem rozwoju wiata i zrozumie je tak przynajmniej, jak rozumiemy naturalne procesy, zachodzce dokoa nas w martwej i oywionej naturze. Historya powszechna nigdy si nie wzniosa do takiego stanowiska, ona pozostaje zawsze na poziomie umiejtnoci opowiadania niezliczonych zdarze i oddzielnych epizodw, pozbawionych zwizku naturalnego. Nawet historyozofia, cho podejmuje si wyrcza history w zadaniu usystematyzowania i powizania, rwnie daleko zostaje od poziomu prawdziwie naukowego. O ile si nie wspara na szerszej podstawie oglnych praw przyrody, zostaa ona rwnie jak historya tylko sztuk: ukada ona obrazy fantastyczne, wic nieprawowicie zdarzenia w dowolny i sztuczny acuch rzekomych przyczyn i skutkw. I niema w tem nic dziwnego, bo materya jest zebrany wadliwie i nadzwyczaj jednostronnie. Historya do niedawna nietylko nie umiaa, lecz nawet nie lubia zajmowa si rzeczami zwykemi, pospolitemi. Ona najchtniej zajmowaa si tem, co ma najmniej wsplnego z normalnym biegiem zdarze ludzkich i zwykym biegiem rzeczy na wiecie. Cay materya, zgromadzony przez historykw wszystkich czasw, jest tego dowodem. Trzy czwarte historyi i kronik zajtych jest nie tem, co jest normalne, pospolite i zgodne z prawami natury, nie tem, co dotyczy wszystkich spraw i rzeczy ludzkich, lecz tem, co jest wyjtkowe i uderzajce. Nie uderzao za historyka to, co widzia codziennie, na kadym niemal kroku - lecz to, co si zdarzyo nadzwyczajnego. Zapeniy si karty chmar faktw - przewanie jednej kategoryi i wyrwanych z ram naturalnych. C dziwnego, e w takim steku zdarze najmniej pospolitych i owietlajcych ludzko, czasy i zdarzenia jednostronnie, nie mg historyk dostrzedz ani adu, ani zwizku z powszechnemi prawami natury? Obracajc si wrd faktw, wyrwanych z pord tysicy inny ch niemniej wanych, ktrych ani zauway, ani niemi si nie zajmowa, przyj za prawo to, co jest wyjtkiem, w anormalnociach chcia szuka prawidowoci, z czstki prawdy chcia odbudowywa ca prawd.

Zrozumiano to ju bardzo wczenie i niektre umysy zwrciy si do szukania rozwizania zagadki znikomoci cywilizacyi i zmiennych dziejw ludzkoci nie w samym czowieku i stosunkach ludzkich, lecz poza czowiekiem, w oglnych prawach przyrody. Zaleno czowieka od ta, na ktrem wystpuje, od oglnych si przyrody, staa si z rozwojem nauk przyrodniczych tak oczywista, e ju w wieku XVIII, a nawet nieco wczeniej bystrzejsze umysy postawiy na miejsce dawnych potg najwikszego despot: rodowisko. Zalenie od sposobu zapatrywania, jedni ograniczali si do wyjaniania naturalnych przyczyn upadku tej lub innej cywilizacyi, do wyjaniania roli przyrody kraju czyli otoczenia wzgldem jednostki lub ludu, inni, szerzej na zagadk spogldajc, szukali praw czy zasad oglnych, rzdzcych ca ludzkoci, a nawet caym wiatem oywionym. Jednym z pierwszych mylicieli, przypisujcych nierwnomierny rozwj cywilizacyi oraz rnice w oglnym charakterze narodw czynnikom, niezalenym od woli czowieka, a wic geograficznym i klimatycznym, by Jan Baptysta Vico. Usiowa on na tej podstawie okreli prawa rozwoju narodw i cywilizacyi; wypowiedzia on wiele godnych podziwu myli i cho nie mg upora si z trudnociami zadania, zyska u potomnych saw twrcy filozofii historyi oraz psychologii ludw. Rycho przewyszy go i zami genialny Montesquieu, pomimo jednak ogromnej wiedzy i rzadkiej bystroci umysu, posun tylko spraw o olbrzymi krok naprzd, ale jej nie rozwika, podobnie, jak w 40 lat po nim I. G. Herder, niewiele mu ustpujcy przenikliwoci i gboka wiedza. Genialny ten myliciel, zbrojny niezwykle bystr intuicy i doskona metod, zmierza, podobnie, jak Montesquieu, do wykazania midzy przyczynami rozwoju cywilizacyi i takich, ktre nie s zalene od woli i dziaa jednostek ludzkich, a wic tkwicych w przyrodzie. Wielkie jego dzieo jest jednym z najznakomitszych pomnikw wiedzy i myli, ale pomimo to zarwno jego praca, jak dwch jego wybitniejszych poprzednikw, dzi historyczne ma ju tylko znaczenie. Jasnem jest dzi dla kadego, e wczesny stan nauk nie dawa trwaej opory dla najbystrzejszej intuicyi. Wielko i przenikliwo obu wspomnianych mylicieli wanie i w tem przejawia si, e sami oni bardzo silnie odczuwali braki wczesnej wiedzy w stosunku do zadania i trafnie oceniali bezsilno swoj pync z tych brakw, nie za z winy ich umysw. Dowid tego Herder, gdy skary si w sowach godnych prawdziwego mdrca: "Wszdzie prawie w mej ksice, pisze on, widnieje ta prawda, e jeszcze niepodobna pisa filozofii rodu ludzkiego. Moe si to uda dopiero na kocu stulecia, a moe dopiero naszego tysicolecia"... "Sab doni pooyem pierwsze fundamenta budowli. Moe je zuytkuj wieki pniejsze. Bd szczliwy, jeeli cho te kamienie pokryje ziemia i ich budowniczy bdzie zapomniany, jeeli na nich lub w innem miejscu wzniesion zostanie budowla doskonalsza". I w istocie prorocze byy jego sowa, trafne przewidywania. Przecie nawet w sto lat pniej Buckle, bogatszy ju wynikami pracy trzech pokole, znalaz si w warunkach niewiele korzystniejszych, gdy postawi sobie za zadanie wykrycie praw, rzdzcych ludzkoci, wykrycie

oddziaywa czowieka na przyrod i przyrody na czowieka. Od tego czasu wiedza przyrodnicza i nauki socyalne rozszerzyy si i pogbiy. a mimo to jednak jestemy jeszcze i teraz w niewiele korzystniejszych warunkach pracy. Jeeli chodzio o wyjanienie charakteru oddzielnych narodw i krajw or az wpywu przyrody na swoisty dla kadej krainy charakter mieszkacw, to ju osignito pikne wyniki, ale wszystkie one nie na wiele si przyday, gdy usiowano powiza te wyniki w jeden acuch spoisty i logiczny, celem wyjanienia sobie caoci. W takiej pracy syntezujcej, wszystko si wika, wnioski, ktre oddzielnie wzite byy bardzo jasne i logiczne, trac te swoje zalety, jedne drugim przecz i rycho okazuje si, emy jeszcze bardzo daleko od prawdy, e nie wiemy: co zapala i co gasi cywilizacye. I tak, pomimo dugiego pasma bada, nie wiemy po dawnemu dlaczego np. "rodowisko" Grecyi, a mwic prociej kraina grecka najpierw i przez dug przeszo nie sprzyjaa cywilizacyi. cho ona kwita w poblizkim Egipcie. pniej w Mezopotamii i na pobrzeach Azyi Mniejszej, potem zacza sprzyja i znowu rycho staa si dla niej niekorzystn? Zwrcono ju wprawdzie dawno uwag na zmienno warunkw fizycznych rnych krajw w granicach czasw historycznych i osignito na tej drodze interesujce wyniki, ale dotyczyo to gwnie paru orodkw cywilizacyi, w ktrych zmiany klimatyczne jaskrawo si uwydatniy. Na gruncie Europy zmian takich, ktreby daway dostateczn podstaw do skojarzenia ich z kolej rozwijania si osobnych centrw cywilizacyi, nie zdoano stwierdzi, ani okreli, ani zwiza ich z przebiegiem zjawisk historycznych. Nie ulega np. wtpliwoci, e Chaldea i Assyrya jest dzi daleko suchsza, anieli bya w epoce, gdy Ur, Larsam, Babilon i Niniwa przeglday si w falach Eufratu i Tygrysu. Niegdy Chaldea bya jednym ogrodem, dzi jest krain spiekoty letniej. To samo mona w znacznej mierze powiedzie o Egipcie. Zmiany takie wystarczaj rzeczywicie do wyjanienia w czci przyczyny upadku niektrych krain, ale nie objaniaj nam wiele, a p rzedewszystkiem nie objaniaj caoksztatu i cigoci zjawiska, ktre nas tutaj zajmuje. Midzy innemi nie objaniaj wcale przyczyny, dla ktrej Europa ze swoj ras aryjsk pozostawaa bez cywilizacyi w czasach wietnoci Egiptu, Chaldei i Assyryi, a nawet tego, dla czego cywilizacya opucia te krainy poudniowe, gdy warunki ich fizyczne; t. j. otoczenie ulegy zmianie na gorsze. Gdy tylko usiujemy to wyjani, wpadamy zaraz bardzo atwo w jednostronno, a std w sprzecznoci. Mwiono raz, e wanie wyjtkowo dogodne warunki bytu rozpaliy wysok cywilizacy w dolinie Nilu, lub te Eufratu, a drugi raz, e cywilizacya nietylko przystosowywa si do coraz surowszych warunkw otoczenia, ale e wanie cika i coraz cisza walka z przeciwnociami, z coraz surowszem otoczeniem rozwija w ludzkoci te przymioty i wysze uzdolnienia, ktre s warunkiem i znamieniem cywilizacyi. Jeeliby tak byo, to czemu cywilizacya zamiast w Chaldei i Egipcie nie zjawia si odrazu w Europie, gdzie walka z surowsz przyrod, sprzyjaa lepiej rozwojowi energii ludzkoci? Albo te, skoro ju raz najwysze uzdolnienia ludzkie pojawiy si w Egipcie oraz dolinie Eufratu, czemu tam zniky tak rycho,

gdy powinny si raczej nieustannie wzmaga w miar pogarszania si warunkw bytu, na tamtym gruncie! Brak tu jednolitoci, skoro nam wypada, e raz przyjazne otoczenie sprzyja cywilizacyi, drugi raz dla niej jest zabjcze: raz jest bodcem, to znowu hamulcem. Okazuje si. e i magiczne swko "rodowisko", po ktrem sobie tyle obiecywano, pozostaje dotychczas czczym wyrazem. Nie umiano treci jego cile ograniczy - i rozumiano je rozmaicie. Wiadomo, e rodowisko Buffona jest czem innem ni Lamarck'a; filozofowie brali je pomimo to za jedno, Comte np. nie zrozumia Lamarckowskicgo rodowiska. Jego "milieu" nie moe te by uwaane za jedno z "otoczeniem naturalnem". Wedug niego, milieu ma by ogem wszelkiego rodzaju warunkw zewntrznych, ktre do egzystencyi danego organizmu s konieczne; on nie tylko wprowadza tu obcy pierwiastek, ras, ale mwi nawet ju o "rodowisku intelektualnem". Taine - wzi rodowisko jeszcze szerzej. Koncepcya przyrodnicza jasna, a przynajmniej mogca by bardzo cile okrelona, gdy si j zaczo nagina do potrzeb antropologii i socyologii, dala pole do licznych nieporozumie i zamia si najzupeniej. Pod t sama nazw ukrywa si tre coraz to inna. C dziwnego, e wobec tylu niepowodze, a waciwie wobec powstaego chaosu, zaczto odrzuca wan rol rodowiska, prbujc dowodzi, e lud dzielny sam stwarza sobie rodowisko dla siebie najodpowiedniejsze, e rasa, obdarzona odpowiedniemi zaletami, przerabia nawet bezpodn krain na yzn, przez zbudowanie odpowiedniej sieci kanaw i t. p. Jest tu nieporozumienie. "Dzielno" i "przymioty" "rasy" albo "ludu" s znowu tylko przykrywk naszej nieznajomoci przyczyn gbszych. atwo dostrzedz, e one same przecie wymagaj objanienia. Skde "dzielno" si bierze, kiedy si ona zaczyna w filogenetycznym rozwoju pokole i odkd si koczy? Jeeli zwaymy, e te same ludy odgrywaj w tych samych krainach dzi zgoa odmienna role od ich roli w przeszoci, to okae si najlepiej konieczno odpowiedzi przedewszystkiem na te zasadnicze pytania. Staroytna np. "rasa", ktra dokonaa dzie wielkich w Europie, nie znika w pewnym, dajcym si okreli czasie. Potomkowie Faraonw i wybitnych dziaaczw staroytnego Egiptu podobni s jeszcze dzi do wielkich przodkw jak dwie krople wody, a przecie oddawna spadli na niziny kultury. Z drugiej strony rasa biaa, europejska, ktr cywilizowani Chaldejczycy i Egipcyanie mieli swego czasu prawo uwaa za "nisza" i zgol niezdolna do przyjcia "wyszej" kultury, nie zmienia si jakociowo, fizycznie, jako rasa, gdy stana na czele ludzkoci, Gdzie tu wic dowody, e rasa jest wszystkiem, e rasa panuje nad rodowiskiem, albo, e "rasa" co objania? Znamy kracowo niepodobne do siebie rasy jednako zdolne do wysokiej cywilizacyi. Gdzie wic przywilej naturalny ktrejkolwiek rasy do przewodniczenia na polu cywilizacyi? Nie zamierzam kreli tu dziejw usiowa zgbienia zagadki mechanizmu cywilizacyi, czy te zjawisk similibiologicznych ciaa spoecznego. Potraciem o kilka szczegw, o kilka nazwisk jedynie w tym celu, aby narzuci zlekka to i

ramy tematu mego. Zapuszcza si w rozbir poszczeglnych systemw i hypotez nie potrzebuj. Niewielka ilo systemw historyozoficznych, a take oglnie socyologicznych, gbiej opracowanych i majcych dzi swoich zwolennikw i korektorw, zbyt jest znana, aby je tu streszcza byo uytecznem, ogromna za wikszo prac, zarwno dawniejszych, jak wieszych w tej sprawie, nie zasuguje na rozbir. Przewanie byy to pomysy i hipotezy, oparte na podstawach, ktre postp nauki pozbawi ju gruntu. We wszystkich dziedzinach wiedzy, ktre tu gos maj, zaszy i zachodz tak doniose zmiany, e najwietniejsze pozornie koncepcye nie ju przed lat stu, lecz choby z przed wierwiecza przedstawiaj si nam, jako konstrukcye wprost niedopuszczalne, gdy byy oparte albo na bdnem tumaczeniu niedostatecznie poznanych faktw, albo na ideach z gry powzitych. Zagadka nietrwaoci oddzielnych cywilizacyi, a waciwie spoeczestw wysoko cywilizowanych, powtarzam to raz jeszcze, jest bardzo zdradna. bo udzi pozorn swoj prostot i, niby mira, sprowadza nawet bystrych mylicieli i badaczw na bezdroa. Widzimy, e byli ju tacy, ktrzy ujmowali zadanie bardzo szeroko i porzdnie, ktrzy bardzo metodycznie usiowali dotrze do poznania podstawowych warunkw sprzyjajcych rozkwitaniu cywilizacyi, lub sprowadzajcych jej upadek i rozkad, ale i ci najdzielniejsi rycho rezygnowali wobec pitrzcych si trudnoci i poprzestawali na rozjanianiu niektrych zaledwie stron wielce zoonego zadania. Mniej krytyczni wpadali zwykle na manowce metafizyki, fantazyi lub jednostronnoci, przeceniajc zwykle donioso jednego jakiego czynnika, a wic gospodarstwa, techniki, produkcyi, warunkw termicznych, lub klimatycznych, rodzaju i wartoci poywienia, obecnoci wielkich rzek lub innych warunkw fizyczno-geograficznych i t. d. Tworzyli oni sztuczne systemy "corsa" (Vico) i cykle, nie wytrzymujce ani filoz oficznej, ani przyrodniczej krytyki. Niezmiernie powikane zjawiska spoeczne i historyczne starano si czsto wyjania jedn jedyna zasada podstawowa, pomysem, do ktrego nacigano fakty, lekcewac t prawd, e caa penia niezmiernie rnorodnych zjawisk ycia spoecznego i zmiennych losw tak ludw, jak caego rodu ludzkiego, nie moe by objaniana jednym jakim czynnikiem, choby nawet wanym, bez uwzgldnienia caej peni czynnikw ycia oglno-ziemskiego. Na pytania, postawione na czele tej pracy, dostarczyy ju rne nauki niezmiernie obfitych materyaw do odpowiedzi. Oparto je na drobiazgowem i wszechstronnem roztrzsaniu stosunkw czowieka do przyrody. Bardzo ju wiele powiedziano na ten temat, a jeszcze wicej na rne skadowe jego czci, zrobiono mnstwo gbokich i trafnych spostrzee, poodkrywano rnego rodzaju zalenoci czowieka od warunkw zewntrznych i od czowieka, - ale oglnej odpowiedzi, jasnej i prostej, niemasz jeszcze. Wszdzie mnstwo wykluczajcych si spostrzee i objanie. Oto obraz historyozofii. Nie lepiej przedstawia si stan tego odamu dotychczasowej socyologii, ktra dzi rozrosa si w potny odam (ale nie ga) wiedzy i zajmuje legion badaczw, nie malejcy, ale wci rosncy. Monaby ju

ogromn bibliotek stworzy z dzie obszernych, prac mniejszych, artykuw, broszur i przyczynkw, zmierzajcych wprost lub ubocznie do wyjanienia stosunkw, ktre nas tu zajmuj, - ale, niestety, w powodzi tych prac najrniejszego rodzaju, rzadko mona si spotka z syntez szerok i gbok. Wikszo ich nie zasuguje nawet na miano naukowych. Mamy tu wskrzeszon w najgorszej postaci dawn scholastyk, jaowe fantazyowanie bez hamulca, krtkowidztwo i miao porywania si na najtrudniejsze zadania bez koniecznego przygotowania. W tym dziale prac socyologicznych, ktre pod inn nazw prowadz dalej wtek bada historyozoficznych, - zmienia si nietylko nazwa, ale i metoda pracy. Gdy dawniej historyozof pracowa duo i wiedzia bardzo duo, zanim napisa dzieo, choby chybione, dzi podobne zadania podejmuje si z atwoci trudn do uwierzenia, ale i z rwn pewnoci siebie. Socyologia syntezujca, filozoficzna staa si polem harcw dla umysw najuboszych i dla ambicyi najmniej usprawiedliwionych. I nie dziw, e h istorycy w takim stanie rzeczy odnosz si do historyozofii, a zwaszcza tej zmodernizowanej pod nazwami "oglnych koncepcyi socyologicznych" (Conceptions generales sociologiques), "filozofii socyalnej" (Philosophie sociale) i "teoryi oglnych" (Theories generales), z lekcewaeniem, a nawet wrogo; e obawiaj si "psu sobie robot" uwzgldnianiem pomysw mglistych, przedwczesnych lub fantastycznych. Oni odrazu skapitulowali przed trudnociami, a przytem nie maj obowizku przekracza ram, ktre sobie jasno zakrelili. Oni nie usiuj uzbraja si w wiedz szersz, celem dociekania pierwszych przyczyn zdarze, ktre rozpatruj. Raczej dziwiby si naleao, e o braki naszej wiedzy oglnej, z ktrej w szczupych jej zakresach jestemy tak dumni, rozbijaj si od lat tylu wszelkie usiowania, majce na celu poznanie praw takiej kolei rozwoju spoeczestw (ludw, narodw, pastw), jak nam odsania historya powszechna, pomimo, e w innych naukach nie odczuwamy tak silnie brakw i niedokadnoci naszej wiedzy o wiecie. Ale, jeli wnikniemy gboko w przyczyny niepowodze, - atwo pogodzimy si z tem zjawiskiem, jako zupenie naturalnem. Wiadomoci nasze o wiecie s jeszcze zbyt uamkowe i niepowizane, aby pozwoliy ju dzisiaj zrozumie rol czowieka na ziemi. Rozwizanie zadania, o ktre chodzi, a ktre jest rwnoczenie historyozoficznem, socyologicznem i przyrodniczem, musi by poprzedzone rozwizaniem wielu szczegowych pyta w dziedzinie bardzo wielu nauk. Filozofia historyi bdzie koron wiedzy ludzkiej. Kto zna stan nauk przyrodniczych i spoecznych, obfitujcych dzi jeszcze w race luki, - ten nie bdzie si dziwi powolnoci w dochodzeniu do coraz janiejszego pogldu na zagadk nas tutaj obchodzc. Owszem, ten dostrzee, e i tu, jak na pozostaym obszarze wiedzy, jeeli pominiemy prace pseudonaukowe, wci, lubo powoli, zbliamy si do prawdy. Zwaszcza wielk pomoc i otuch na przyszo jest najnowszy zwrot w pracach nad poznawaniem przyrody, rozkwit filozofii przyrody w najlepszem rozumieniu tego sowa. Doskonal si do cisoci dawniej nieprzeczuwanej metody pracy, metody ujmowania najzawilszych zagadnie i wnikania w najgbsze przyczyny zjawisk.

Kady rok przynosi nam nowe elementy, ktre wprowadzone do sprawy, coraz lepiej rozwietlaj nam zagadki i przybliaj chwil, w ktrej prawda odsoni si przed nami w caej prostocie i oczywistoci. Ale tymczasem, na naszem zwaszcza polu, rozpaczliwie jest ciemno. Rozwizanie niejednego wanego pytania ju, ju zdaje si by przed nami, wycigamy rce do uudy, tymczasem przychodzi wietrzyk i obraz rozwiewa si, odsaniajc znan ju nam pustk. I znowu okazuje si, e jestemy daleko od celu. e stoimy na pustym szlaku, usianym komi dzielnych wdrowcw, ktrzy padli, dc wytrwale do mniej lub wicej jasno wytknitego celu. W tej walce z pitrzcemi si przeszkodami jest co podobnego do wypraw podbiegunowych. Kada nowa wyprawa uzbraja si lepiej lub inaczej, kada niemal przynosi co nowego, ale kada koczy si porak. Mimo to powstaj nowe wyprawy i nie baczc na los poprzednich, odwanie d naprzd, z wiar, e choby im si nie udao dotrze do celu podry, to przynajmniej uatwi si zwycistwo nastpcom.

Wstp 2. Zadanie nasze i metoda badania.


Porwany urokiem zagadnienia, powiciem mu niemao uwagi i wysikw. Dugo zadanie nie dao si opanowa, dugo zmagaem si z samemi trudnociami waciwego ujcia sprawy oraz z ideami narzuconemi. Prbowaem rnych drg i porzucaem je jako nie wiodce do celu, bo prowadzce do wynikw ju osignitych, a niezadawalajcych, a wreszcie spostrzegem, e gwna przyczyna niepowodze na tem polu polega na niewaciwem ujmowaniu zadania, na niedocenianiu jego trudnoci i na stosowaniu niewaciwych metod badania. Mgawica, nie dajca si uj w konkretne formy skrystalizowaa si. Spostrzegem, e zadanie ujmowano najczciej ze stanowiska zbyt wycznie historycznego, Ukrytych przyczyn zdarze wielkich, albo wcale nie przeczuwano tam, gdzie one spoczywaj, albo szukano zbyt pytko i blizko czowieka, najczciej w samym czowieku. Nawet gdy sigano bardzo bystro i ze znacznem powodzeniem do przyczyn gbszych, tkwicych poza czowiekiem, czyniono to poowicznie i otrzymywano te rezultaty poowiczne, rwnajce si praktycznie zeru. Zamao byo metody przyrodniczej w takich badaniach, zamao wiary w t metod i zamao wiernoci tej metodzie, zamao przewiadczenia, e historya rodu ludzkiego w tych granicach, jak j sobie zakrelia Historyozofia i Socyologia, jest waciwie nauk przyrodnicz. Zadanie cae daje si sformuowa jako poszukiwanie przyczyn koniecznych i dostatecznych takiego biegu dziejw ludzkoci, jaki nam odsania historya powszechna i historya cywilizacyi. Ma to by poszukiwanie oglnych praw, rzdzcych ludzkoci. Stajemy tu wobec przedmiotu i zadania wprawdzie skdind historycznego, ale w uzbrojeniu nie historyka, lecz przyrodnika. Jeli mi kto powie, e to stanowisko nie nowe, e zajmowali je ju historycy cywilizacyi, to omiel si tylko zapyta, jakie s ich roboty rezultaty? Czy znamy mechanizm cywilizacyi?

Prawda, e niektrzy historycy usiowali zaj podobne stanowisko, ale rwnoczenie nie wyzbywali si swej metody, albo na zbyt krtk chwil. Mieli oni tylko poczucie potrzeby zajcia podobnego stanowiska, ale u jednych brak przygotowania przyrodniczego uniemoliwia utrzymanie si na zajtem stanowisku, innym ciekawo historyczna odbieraa potrzebn cierpliwo i wstrzemiliwo. Tacy zdajc do wyjaniania konkretnych wypadkw historycznych, przerzucali si zbyt atwo na pole spekulacyi filozoficznych. Nawet ci, ktrzy prawili o Historyi naturalnej cywilizacyi, o Fizyce spoecznej, o Fizyologii wszechwiata (Comte, Carey, Supiski i inni) waciwie zamiast by rzeczywicie filozofami przyrody, stawali si historykami lub socyologami filozofujcymi. Oni prawdy, zaczerpnite z przyrodoznawstwa, brali za kanw tylko do osnuwania na niej dowolnych idei filozoficznych. Zamiast szuka rzeczywistych praw natury dla kadego faktu (bo kady fakt ma swoje prawo), oni jeden szablon, najczciej dowolnie obrany, przystosowywali do coraz innego szeregu zjawisk. Albo nie starali si, albo nie umieli sformuowa praw, wyraajcych si coraz inaczej, zalenie od przedmiotu, do ktrego si stosuj, i std pyny niejasnoci, zawikania i gubienie si w chaosie pomini, niedomwie, albo zbyt odlegych analogii. Aby da jeden przykad, wspomn o sile rzutu i sile przycigania, bdcych osi w zasadzie bardzo bystrych i gbokich pomysw Supiskiego. Poza tem, niemal wszdzie tkwi ten sam bd metodyczny, polegajcy na nietrzymaniu si adnej metody, na zbyt aforystycznem traktowaniu powizanych ze sob zagadnie. Powodzenie w badaniu zjawisk przyrody zaley od jasnego sformuowania zadania (okrelenia sobie zjawiska) nastpnie od podzielenia oglnego faktu na czci jego skadowe, wreszcie od wyboru najstosowniejszych dla kadego rodkw badania. Historya naturalna cywilizacyi, albo, jak chc niektrzy, jej fizyka, czy mechanika, przedewszystkiem powinna by oddzielona od historyi cywilizacyi (w jej dotychczasowem rozumieniu), albowiem obie maj zadania odrbne. Pierwsza zaczyna si tam, gdzie si koczy, a waciwie urywa druga. Pierwsza powinna bada zjawiska cywilizacyi cakowicie od zewntrz, na tle praw, rzdzcych ca przyrod, gdy druga ma si zaj stron wewntrzn, czyli tem, co zaley od czowieka. I oto ujmujc mj temat cilej, zaznaczam, e jest on o wiele wszym od tematu oglnego, bdcego treci obu nauk, cho z drugiej strony, jest o wiele gbszym. Nie chodzi tu bowiem tylko o wyjanienie takiej wanie kolei dziejw ludzkich, jak nam odsania historya, lecz o zrozumienie praw, ktre sprawiaj niejednakowo losw ludw, grup spoecznych i osobnikw; nie zamierzam rozwaa, ani tumaczy czynw i roli osobnikw mianowanych, grup i kategoryi spoecznych, czynnych w okrelonem miejscu i czasie, lecz idzie mi o poznanie praw, majcych zarwno powszechne, jak szczegowe zastosowanie do tego wszystkiego i objaniajcych wszelkie procesy historyczne oraz spoeczne,

ujmowane tak ze strony najoglniejszej, jak te i w szczegach. Chodzi mi, e tak powiem, o Chorologi i Phylogeni cywilizacyi. Idzie mi przytem nie o przyczyny psychiczne czynw i stosunkw ludzkich, lecz o fizyczne. Wolno je uwaa za przyczyny porednie, gdy bezporedniemi s ostatecznie przyczyny psychiczne, lecz biorc rzecz ze stanowiska przyrodnika, z zewntrznej strony, wanie te ostatnie, psychiczne, uwaam za przyczyny porednie, poniewa ostatecznie zale od innych przyczyn fizycznych. Koniec kocw, w poszukiwaniu oglnych i fizycznych praw, rzdzcych ludzkoci, trzeba wej na drog metodycznych bada przyrodniczych. I znowu, jeli mi kto powie, e podobne stanowisko zajli ju socyologowie, zwaszcza ostatnich lat dwudziestu, to odpowiem, e tacy socyologowie, ktrzyby zaczynali od fundamentw, nale do rzadkich wyjtkw. Wikszo ogranicza si w swych badaniach do zagadnie specyalnych, ktre stanowi tylko czstk caoci, wymagajcej zrozumienia. Obracajc si w takim ciasnym zakresie, unikaj oni starannie szerokiej analizy i takieje syntezy, bez ktrej niepodobna otrzyma w poszczeglnych zagadnieniach trafnych rozwiza. Mamy przytem socyologw bardzo rozmaitych, tak rozmaitych, jak rozmait jest dziedzina socyologii, ktrej przedmiotu jeszcze nikomu nie udao si uj w karby jakiego planu, jakiej oglnej idei przewodniej. Jest to wci jeszcze olbrzymia mgawica rozstrzelonych trudw, w ktrych niema ani planu oglnego, ani podstaw wsplnych. Cz tylko socyologw stoi na gruncie przyrodniczym, cho rzadko na drodze metody przyrodniczej. Natrafiajc na powaniejsze trudnoci, atwo zatraca ona ni przewodni i gubi si w labiryncie zjawisk, ktre trzeba zrozumie i oceni. Nasze zadanie naley istotnie do zakresu socyologii, traktowanej jako wiedza przyrodnicza, ale nie powinno si nazywa socyologicznem; dlaczego, o tem przekonamy si pniej. Zreszt nie chodzi tu o nazw, lecz o rzecz. Niech to bdzie socyologia, niech bdzie antropologia filozoficzna, jak chce tego Folkmar, lub te filozofia cywilizacyi, lecz niech nie bdzie ani mitologia, ani metafizyk. W poszukiwaniu praw, rzdzcych ludzkoci, trzeba cakiem zapomnie o wolnym czowieku i jego psychice, trzeba zapomnie na razie o tysicznych szczegach, z ktrych skada si og zjawisk wiata ludzkiego i t. zw. Historya; trzeba zaj si przedewszystkiemcaoci rodu ludzkiego, aby j wcieli organicznie do caoci wiata i dopiero z tej caoci wyprowadzi. Dopiero, gdy si to powiedzie, znajdziemy klucz do wszystkich poszczeglnych zagadek, ktremi si socyologia przedwczenie zajmuje. Wtedy, zamiast snu pomysy, pozbawione realnej podstawy oraz zwizku z caoci wiata, bdziemy formuowa prawa, rzdzce czowiekiem i ludzkoci. Tak obierani drog. Punktem wyjcia bdzie tu zasada mechaniczna, ktra kae przyj, e czowiek jest wypadkow si, czynnych w przyrodzie, e to, co jest, jest koniecznem w danych warunkach. Nie tylko na organizm i czyny czowieka, lecz i na spoeczestwa, ich ustrj oraz na cae dzieje ludzkoci naley patrze oczyma przyrodnika.

Wychodzc z zasady, e cywilizacya jest niejako funkcy ludzkoci, a waciwie spoeczestw, stawiam drug, uzupeniajc, e skoro ona jest gdzie, to musi by zjawiskiem w danych warunkach i w danej postaci koniecznem. Ona nieby nie moe, skoro owe "warunki" nakazuj jej wystpi, ona rwnie nie moe pojawi si wwczas i na tem miejscu, gdy i gdzie owych warunkw jeszcze niema, albo ju niema. Ona take nie moe by inn, ni tak, jak jest, zarwno w oglnych rysach, jak w szczegach. Uznajc najkompletniejsz zaleno tak czowieka, jak naturalnych skupie ludzkich od wiata, na ktrego tle wystpuj i ktrego czynn cz skadow stanowi, zdobywamy wskazwk najpierwsz, na jakiej drodze drczce i nierozwizane od tylu wiekw pytanie powinno by rozwizywane. Chcc zbada zagadk cywilizacyi w tych granicach, jak je tutaj zakreliem, trzeba si wyrwa z ciasnego i nizkiego stanowiska, pozwalajcego ogarnia wzrokiem stosunki wycznie ludzkie i to jeszcze stosunki kategoryi historycznej, bo ono nam wiele rzeczy zasania i trzeba si wznie ponad ziemi tak wysoko, aby mdz ogarnia wzrokiem ducha cao stosunkw ziemskich. Zajwszy dopiero tak grne stanowisko, jedyne, jakie sobie w stosunku do zadania mog wyobrazi, bdziemy mogli dostrzedz janiej i usiowa zrozumie procesy, zachodzce wrd pykw oywionych, rojcych si na dnie atmosfery ziemskiej, a na powierzchni gruntu staego, ktry ziemi nazywamy. Teraz sw kilka o metodzie, ktrej wypadnie si nam trzyma. Celem badania naszego ma by wyjanienie faktu, ktrego warunkw koniecznych i dostatecznych, a wic i przyczyn nie znamy. Faktem tym jest naprzd sama cywilizacya, nastpnie przenoszenie si jej ognisk, zjawianie si ich w jednych miejscach i czasach, niezjawianie si w innych. Chcc wyjani sobie bardzo zoony fakt, trzeba si uciec do przyrodniczej metody analitycznej. Fakt, o ktrego objanienie chodzi, trzeba rozoy na szereg faktw skadowych. Fakty te mog by znane, lecz mog by take jeszcze nieznane. Bardzo czsto i wanie najczciej w zjawiskach najwaniejszych fakty te nie s znane, i w takim razie trzeba je dopiero znale, odkry. Wtedy z chwil poznania i uznania faktw odkrytych gwny fakt niezrozumiay, dla ktrego poszukiwano wytumaczenia, staje si zrozumiaym. Fakt nasz wydaje si bezprzykadnym w swoim rodzaju. Drugiego zjawiska, podobnego do cywilizacyi, nie znamy. To utrudnia zadanie, bo gdyby tak byo rzeczywicie, to nawet rozoenie go na czci skadowe moe nie doprowadzi do wytumaczenia. Moemy bowiem otrzyma szereg nowych faktw skadowych, tak samo bezprzykadnych i tak samo niezrozumiaych, jak fakt gwny. Nawet stwierdzenie cisego zwizku midzy niemi moe w tym wypadku nie doprowadzi do wytumaczenia zjawiska. Ale fakt ten tylko wwczas wyda si bezprzykadnym, gdy zapomnimy o cigoci i jednoci si w przyrodzie. Metoda analityczna oddaje wanie nieocenione usugi przez to, e nie pozwala zapomina ani na chwil o tej zasadzie.

Ona nawet dopiero wtedy moe by owocna, gdy nie bdziemy zakrela badaniu ani ciasnych, ani wogle adnych granic. Metod analizy fizycznej pojmuj tak, jak j sformuowa Maxwell. Rozumie on pod t nazw odnajdywanie czciowych podobiestw, zachodzcych pomidzy prawami, rzdzcemi jedn dziedzin zjawisk, a prawami dzied ziny drugiej, co sprawia, e kada moe suy za ilustracy drugiej. Tu mamy do czynienia z podobiestwem abstrakcyjnem, gbszem od podobiestwa zwykego, z analogi, ktra ze swej strony jest "szczeglnym przypadkiem podobiestwa". "Tu adna z bezporednio postrzeganych cech nie zgadza si cakowicie z jakbd cech drugiego, a jednak istniej pomidzy cechami jednego przedmiotu zwizki zupenie zgodne i identyczne z temi, jakie znajdujemy pomidzy cechami drugiego przedmiotu". Tak wic zamierzam stosowa tam, gdzie tego zajdzie potrzeba, analogi, jako motyw kierowniczy, jako metod badania analitycznego. I nie jest to stanowisko nowe w nauce, jak susznie na to zwraca uwag Mach w drugiej z prac, przytoczonych wyej (w odsyaczu). Ju Kepler wiadom by wysokiej wartoci analogii dla poznania i korzysta z niej w sposb klasyczny: "Lubi bardzo analogi, tychnajwierniejszych moich mistrzw, wiadomych wszystkich tajnikw przyrody". W tych sowach podkreli on zasad cigoci w przyrodzie, ktra jedna zdolna go bya przywie to takiego stopnia abstrakcyi, ktry umoliwia ujmowanie gbokich analogii. Jest prawie niepodobiestwem przecenienie znaczenia analogii w naukach przyrodniczych. Na czeme ostatecznie polega analogia? Na praktyce, ktr cigle w yciu i prawie bezwiednie stosujemy. Szczeglnie uyteczn jest ta metoda w badaniu zjawisk skomplikowanych. Przez analogi (porwnywanie) ze znanemi, lub dostpniejszemi dla zbadania zjawiskami, owietlamy je stokro lepiej, ni przez badanie w oderwaniu. Dziki te analitycznemu ujmowaniu przyczyny, mona rozoy na czci skadowe przyczyny wielu zjawisk, uwaane dzi za jednolite. Std krok ju tylko do operowania w naukach przyrodniczych modelami (schematami), a take fikcyami. V. Voigt, rozbierajc donioso mechanicznego tumaczenia zjawisk przyrody i posugiwania si schematami, przypisuje wyobrani w nauce t sam wan rol, jaka ona odgrywa w dziedzinie sztuki. Zdolno widzenia zjawiska "w przestrzeni" (intuicya) jest tu przymiotom umysu niezmiernie wanym dla badacza. By czas, e go w sobie tumiono, by czas, e lkano si analogii, pozbawiano si dobrowolnie najcenniejszych narzdzi badania: dzi czas ten mija. Wracamy na gociniec, po ktrym kroczyy najwiksze umysy, a nauka wicia najwiksze tryumfy. Jedno jest tylko wane ograniczenie, o ktrem w badaniu strony fizycznej wszelkich zjawisk nie naley zapomina. Trzeba unika dualizmu. Trzeba trzyma si jednej podstawy. Skoro przyjmujemy za zasad jedno si w przyrodzie, musimy si wyzby biegunowo przeciwnego mechanistycznemu, pogldu

teleologicznego t. j., wyobraenia o celowoci w przyrodzie, chocia odpowiada on lepiej sposobowi mylenia czowieka, ktry przywyk pyta o cele. Teleologia uprowadza "przyczyny ostateczne" causae finales, ktre maj oddziaywa wstecz, przyrodoznawstwo ich nie dopuszcza. Ono, opierajc si na prawie przyczynowoci, uznaje to co pniejsze za konieczne nastpstwo togo, co byo wczeniej. Z tego powodu byoby wkraczaniem w metafizyk wprowadzanie poj "doskonalenia si" (Herder), a wic poj stanw "wyszego" i "niszego" w zastosowaniu do czowieka i spoeczestw. Doskonalenie si lub "ulepszanie" wymaga ju przyjcia jakiego "celu" z gry wytknitego, a nawet "dobra" mechanizm nie moe mie nic wsplnego z tem wszystkiem. W przyrodzie nic si nie "ulepsza", lecz tylko przetwarza. Dla przyrodnika te nic poza zmianami nie istnieje. Kad zmian musimy bra jedynie jako skutek dziaania uprzedniej jakiej przyczyny, a wiat cay taki, jakim jest, za wynik jego stanu poprzedniego. Wszystko co jest i jakiem jest, jest uwarunkowane tem, co byo, nie za tem, co bdzie. wiat, jaki nas otacza, jest wypadkow si dziaajcych w przyrodzie. Gdybymy zdoali pozna dokadnie wszystkie siy, okreli ich warto oraz kierunek dziaania kadej, osignlibymy ostateczny cel poznania. Zrozumielibymy nie tylko przeszo i teraniejszo wiata oraz czowieka, ale moglibymy dokadnie przewidzie przyszo wiata i czowieka. Oczywicie cel ten idealny, jest dla nas niedocigniony, ale etapy, wiodce do niego nc: obiecuj wiele zdobyczy, dzi nawet nieprzeczuwanych, dy wic do pogbiania naszej wiedzy trzeba. Gdy jeszcze, oceniajc trzewo olbrzymie trudnoci zadania, zakrelimy sobie ramy skromniejsze i zrzeczemy si z gry zrozumienia pierwszych przyczyn, to wolno spodziewa si, e jednak pewne prawa, wedug ktrych zjawiska, najbliej nas obchodzce zachodz, mog by poznane. Na wiele pyta oglnych moe i musi by sformuowana odpowied oglna i krtka, ale nie moemy jej zdoby od razu. Ju aby sformuowa takie pytanie, dochodzimy od rozwaania rzeczywistoci, ktra jest nieprzebrana rozmaitoci do coraz wyszych uoglnie i dlatego, chcc otrzyma odpowied ogln, doj do niej moemy tylko, schodzc ze szczytw uoglnie na poziom rzeczywistoci, do szczegw i wznoszc si potem znowu przez wszystkie stopnie, do najwyszych uoglnie. Aby na tej podwjnej drodze operowania pojciami mniej lub wicej oglnemi, nie zej na manowce, musimy cigle baczy, aby treci wyrazw nie zgubi, nie przeinaczy. bo wtedy odpowied pomimo logicznoci rozumowania, moe wypa cakiem bdna. Zdarza si to czsto w badaniu naukowem, a win nieporozumienia bywa przewanie niedokadne zdawanie sobie sprawy z treci wyrazw, nieznaczne przeistaczanie jej w cigu procesu formowania poj. Aby wic unikn tego niebezpieczestwa i rozumie si wzajemnie, musimy naprzd ustali sobie znaczenie najwaniejszych wyrazw. Nie bdzie to czcz formalnoci, albowiem wyrazy s to szufladki, ktre zawieraj to tylko, co sami w nie woymy.

Pod wikszo wyrazw, nie tylko mowy potocznej, ale i naukowej bywaj podkadane pojcia bardzo rne, raz wakie, to znowu szerokie, a niektr e wzajem si wykluczaj. Tak np. wyraz "cywilizacya" jest bardzo rnoznaczny, i nie ma w tem nic dziwnego. Pomijajc rne potrzeby specyalne, dla ktrych tre tego wyrazu bywa zwana lub rozszerzana, trzeba przyzna, e samo zjawisko cywilizacyi jest bardzo trudne do zdefiniowania, a nawet w swej istocie t. j. w stosunku do wiata jeszcze nie zdefiniowane. Jedni cywilizacy nazywaj tylko stan najwyszy spoeczestw ludzkich (Morgan), niszy zw barbarzystwem, a najniszy dzikoci, inni wszystkie te stany obejmuj pojciem cywilizacyi, rozrniajc tylko jej stopnie. Ktry pogld jest suszniejszy, nie bdziemy w tej chwili rozstrzygali. To samo wypadnie uczyni z wyrazem "spoeczestwo", bo obejmuje on pojcia bardzo rozmaite. Jedni mwi o spoeczestwachludzkich, inni pojcie spoeczestwa rozcigaj i na wiat zwierzt, a nawet rolin. Musimy rwnie ucili sobie pojcie "rodowiska", albowiem i to pojcie jest bardzo elastyczne; nawet pojcie "czowieka" wymaga omwienia i to gruntownego. We wszy stkich tych wyrazach bdziemy mieli do czynienia z abstrakcyami, t. j. z odksztaceniami i uproszczeniami rzeczywistoci, musimy wic dokadnie zda sobie spraw z tego, jakiego to rodzaju i stopnia abstrakcye w nich pomiecimy. Aby doj na tym wanym punkcie do porozumienia, musimy przeprowadzi po krtce proces rozumowania, ktry nam wyjani, co pod danym wyrazem rozumie naley w badaniu naszem. To bdzie treci rozdziaw najbliszych.

CZE PIERWSZA. PODSTAWY.


I. Co to jest cywilizacya w oglnoci?
Gdyby mi trzeba byo koniecznie da odrazu dokadne okrelenie cywilizacyi, bybym w kopocie, albowiem kade, jakie mgbym tu powtrzy za innymi, a dano ich bardzo wiele, byoby niezupene. Nie znam zadawalniajcego okrelenia. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem bardzo zoonem i tajemniczem, ktrego istota nie zostaa zbadana. Kade wic okrelenie z tych, ktre byy dane, musi by jednostronne i niezupene; obejmuje te tylko cechy, ktre w danej chwili i dla danych potrzeb (celw), narzucaj si pierwej badaczowi i zasaniaj inne, moe niemniej wane, ale chwilowo obojtne lub niedostrzegalne. Nas zajmuje tutaj nie cywilizacya, pojmowana najoglniej, ale ty lko ten szczeglny jej stopie, do ktrego wznosz si nie wszystkie ludy. Zaznaczyem ju wyej, e wikszo mylicieli okrela mianem cywilizacyi tylko ten najwyszy stopie. Innym stanom ludzkoci odmawiaj oni cywilizacyi. Ale i ci myliciele nie umiej wskaza cisej granicy midzy tak pojmowan cywilizacy, a niecywilizacy. Granice bywaj tu okrelane rozmaicie i nader chwiejnie. I tak Littre powtarza w swym "Sowniku", e cywilizacya "jest to szczeglny okres ycia spoecznoci, ten, w ktrym znajduj si obecnie narody europejskie". Jest to okrelenie niewtpliwie najprzezorniejsze, bo nic nie mwi, tylko wskazuje. Swoj drog i ono mwi jeszcze za duo i zbyt niejasno. Wskazuje na narody europejskie

tak, jakby one wszystkie stay na jednakowym poziomie, gdy tymczasem daleko jest do tego. Inni usiowali da definicye dokadniejsze, ale po wikszej czci byy one bardzo niejasne lub oglnikowe. Tak np. Guizot przed 80-ciu laty powiedzia, e "cywilizacya jest to udoskonalenie spoecznoci i czowieka", e jest to "wielki nurt rzeki dziejowej". W podobnych okreleniach zbytecznem byoby szuka jasnoci, wida tylko, e tu mowa tylko o cywilizacyi wysokiej. Ale tak ciasno niepodobna ujmowa zjawiska, ktre nas tu z ajmuje. Wedle najpowszechniejszego okrelenia, cywilizacya obejmuje "sumy wszelkich objaww ycia zbiorowego i indywidualnego, sum idei, bdcych w obiegu, sum objaww dziaalnoci spoecznej, odkry, wynalazkw i ich zastosowa, stan ustroju rodzinnego, klasowego i wogle spoecznego, ustroju wszelkich instytucyi" i t. d. i t. d. Ot jeeli bdziemy stosowa to okrelenie do ktregokolwiek z najniszych bodaj spoeczestw, czy hord ludzkich, okae si, e w kadem znajdziemy te cechy i zjawiska, ktre obejmujemy w pojciu cywilizacyi, okae si, e, waciwie biorc, niema ani ludzi, ani spoeczestw bez cywilizacyi. I tak: Jeeli zechcemy sobie odpowiedzie na pytanie: czem si rni cywilizacya najwysza ze znanych od dowolnie obranego stopnia niszego, okae si, e zasadniczej rnicy tu nie bdzie, oba stany rni si tylko nateniem i skomplikowaniem tych samych zjawisk. Jeli postawimy sobie drugie pytanie: czem si rni bardzo mierna cywilizacya od bardzo nizkiej, to i tutaj nie znajdziemy adnych si i zjawisk, nieznanych w stanie bardzo nizkim. Midzy obu stanami rnica bdzie tylko ilociowa. Jeeli zrobimy prb trzeci i porwnamy bardzo nizki stan cywilizacyi, do stanu najniszych hord ludzkich, ktry w potocznej mowie nazywamy "stanem dzikoci", dojdziemy do tego samego rezultatu. Okae si, e cywilizacya wysoka nie zawiera w sobie nic takiego, czego by jakociowo brak byo w t.zw. praktycznie nie-cywilizacyi ludzkiej. Co wicej, nawet w przeszoci do gboko przedhistorycznej nie znajdujemy czowieka absolutnie niecywilizowanego. By w tej fazie niegdy i przez dugie zapewne tysicolecia cay rd ludzki, okres ten jednak musimy uwaa za przedludzki. za okres stawania si nie-czowieka czowiekiem. Definicya wic, ktra midzy stanami cywilizacyi pozwala nam dostrzedz rnice tylko ilociowe, nie jest zadawalniajc, nie jest jasn, ani praktyczn, bo nie wytyka cisej linii demarkacyjnej ani midzy stopniami cywilizacyi, ani midzy cywilizacy i nie-cywilizacy, ma t jednak dobr stron, e doprowadza nas najkrtsz drog do odsonicia wanej strony zjawiska: jakociowej jednorodnoci wszystkich stopni cywilizacyi. Jasno z niej wida, e to, co skada si na cywilizacy naton, wypywa z tych si i wadz czowieka, ktre w zarodk u drzemi w kadym osobniku i w kadej hordzie, wypywa tylko ze spotgowania si i zrnicowania si tych samych si i wadz. Z tego faktu rzadko zdajemy sobie spraw i w tem tkwi jedna z waniejszych przyczyn trudnoci okrelenia cywilizacyi oraz rozmaito jej definicyi.

Zamierzylimy na wstpie zaj si nie cywilizacy w oglnoci, lecz tylko cywilizacy w pewnych, bardzo wysokich stanach napicia. Nazywamy je (niniejsza o to susznie, czy niesusznie) najwyszemi. Poszukujc praw, rzdzcych niezrozumiaem dla nas zjawianiem si tylko gdzieniegdzie cywilizacyi w wysokim stopniu napicia, moglibymy te stany rozpatrywa jako caoci, rzucone na to cywilizacyi nienapitych. Moglibymy poprzesta, jak si dotychczas poprzestaje, na bardzo sumarycznem ujciu pojcia cywilizacyi wogle, ale za to, okreliwszy sobie stan, ktry ma by przedmiotem badania, stara si pozna warunki jego pojawiania si i znikania. Tak postpujc, znalelibymy si jednak na ciece, udeptanej ju przez historyozofw, ktra, jak wiemy, nie doprowadzia do wynikw podanych. Koniecznem wic jest obranie drogi innej, moe duszej, ale bardziej obiecujcej. Musimy sign gbiej i postawi sobie najoglniejsze pytanie, mianowicie: co to jest cywilizacya w oglnoci? Okrelenie jej jako "sumy" wszelkich objaww ycia indywidualnego i zbiorowego ludzkoci, a choby spoeczestwa, nie daje odpowiedzi waciwej na to pytanie. Odpowied ta jest podobna do okrelenia, e "zajc jest to suma koci, misa, y i krwi, zawartych w skrze, pokrytej sierci, e ta suma biega po lasach i polach i t. d.", a przecie i wilk i niedwied bd taka sama suma, cho nic s zajcem. Jeeli podobne okrelenie zajca byoby bardzo wadliwem, jest niem rwnie takie okrelenie cywilizacyi. Czeme si to dzieje, e po wikszej czci me czujemy nawet jego niedoskonaoci, oraz, e lepszego nie mamy? Oto tem, e my naprawd nie rozumiemy, czem jest spoeczestwo ludzkie i cywilizacya w stosunku do wiata. Zarwno w yciu potocznem, jak i w nauce obchodzimy si i w wielu razach moemy nawet obchodzi, bez cisej definicyi zarwno oddzielnych stanw cywilizacyi, jak te cywilizacyi w najoglniejszem znaczeniu: kadej. I bez niej odrniamy praktycznie rne stany cywilizacyi i to nas zadawalnia. I wanie dlatego, e nie usiowano da definicyi cisej, wszelkie okrelenia nasze s (tylko umwione ) i pozbawione realnoci. S one nietyle okreleniami rzeczywistoci, lecz raczej tylko mask naszej niewiedzy, tj. nieznajomoci rzeczywistoci. S one wprawdzie zbudowane na wzr definicyi abstrakcyjnych, ktre s dobre i prawowite do okrelania poj abstrakcyjnych, np. trjkta, ale mimo to nie mog by wystarczajce. atwo zrozumie dlaczego tak jest. Pojecie trjkta jest abstrakcy, ktrej nie odpowiada adna rzeczywisto, pojcie cywilizacyi jest take abstrakcy, lecz abstrakcy od rzeczywistoci. Pierwsze pojcie jest czystem pojciem, drugie tylko uoglnieniem rzeczywistoci. Pojcie cywilizacyi jest podobn abstrakcy, jak pojcie czowieka. Definicya jej musi wic by podobna do definicyi czowieka, a ta ostatnia musi mie powszechne zastosowanie do kadego czowieka i niemoe obejmowa adnej takiej cechy, ktrejby cho jeden czowiek nie posiada. Poniewa cechy, ktrych suma stanowi jakakolwiek cywilizacy, nie s czystemi abstrakcyami, lecz odpowiadaj realnym stanom rzeczy, poniewa te stany rzeczy pojawiaj si, trwaj i znikaj, przeto definicya oglna cywilizacyi

musi mie powszechne zastosowanie do kadej cywilizacyi, ale musi obejmowa te tylko cechy, ktre s wsplne wszystkim stanom cywilizacyi. a adnej cechy, ktrejby ktrykolwiek stan nie posiada. Nie moe ona tedy wypywa z czystego rozwaania samej cywilizacyi, lecz musi wypyn z odrnienia tejrzeczywistoci od innej, a wiec cywilizacyi od nie-cywilizacyi, ktra jest rwnie realnym stanem rzeczy na wiecie, jak i cywilizacya. Definicya odpowiada na pytanie: co to jest? Odpowied musi okreli przynajmniej najwaniejsze cechy przedmiotu, rnice go od innego przedmiotu, a nawet od wszystkich innych. Zgodzilimy si na to, e rnica cywilizacyjna midzy Anglikiem, a czonkiem najniszych szczepw ludzkich jest tylko ilociowa, e stanu prawdziwej nie-cywilizacyi w rodzie ludzkim wprost nie znamy. Jeeli to jest prawd, to wynika std, e ani potrzebnego nam pojcia oglnego cywilizacyi, ani jej cech najwaniejszych nie moemy odszuka i skonstruowa przez przeciwstawienie i porwnanie znanych nam z dowiadczenia czowieka i spoeczestwa cywilizowanych do znanych nam z dowiadczenia czowieka i spoeczestwa niecywilizowanych, bo waciwie to drugie nie jest nam z adnego dowiadczenia znane. Moglibymy tylko pojcie cywilizacyi przeciwstawi fikcyjnemupojciu niecywilizacyi, bo takie fikcye, przy waciwem obchodzeniu si z niemi s prawowite i mog by owocne. Nie bdziemy si jednak ucieka do tego rodka, gdy zamierzylimy stan na gruncie badania przyrodniczego i posikowa si przyrodnicza metoda analityczn, ta za ma do swego rozporzdzenia rzeczywisto, nie potrzebuje wic odrazu ucieka si do fikcyi, przed wyczerpaniem waciwych sobie rodkw badania. Ju z logiki wiadomo, e do poznania cech przedmiotu, ktry chcemy zdefiniowa, mona dochodzi przez postawienie obok niego cech przedmiotu wprost jemu przeciwnego. Cywilizacyi wypada wic przeciwstawi niecywilizacy, ale nie fikcyjna, lecz rzeczywist. Zadanie to nie jest ani atwe, ani proste. Jeli zoolog szuka cech jakiego zwierzcia, to ma on mono porwnywania ich z innemi, znanemi mu zwierztami i odrniania od nich. Chemik formuujc cechy zwizku chemicznego, moe go porwnywa z innemi, znanemi mu zwizkami, my za drugiej rzeczy, podobnej choby troch do cywilizacyi nie znamy. Niema jej z czem porwna, a waciwie mwic, nie wiadomo nam, z czem mamy j porwnywa. Zjawisko cywilizacyi stoi w wiecie bezprzykadne, wszystko wic, co nie jest cywilizacy, mogoby by jej przeciwstawiane, ale w takim razie mielibymy niezmierzone pole do poszukiwa. Poniewa jednak przyrodoznawstwo bardzo czsto miewa do czynienia ze zjawiskami albo pozornie, albo nawet rzeczywicie bezprzykadnemi, a mimo to dochodzi do ich okrelenia i zrozumienia, przeto nie powinnimy z gry obawia si niepowodzenia. Przy trafnem, t. j. metodycznem zastosowaniu analizy i analogii, moe si nam uda skonstruowanie okrelenia, opartego na poznaniu rzeczywistego stosunku midzy rzeczami.

Chcc porwnywa cywilizacy z nieznan nam niecywilizacya, musimy wytkn sobie kierunek, w jakim nieznanej rzeczy mamy w wiecie szuka. W ty m celu, jeli nie chcemy bdzi, musimy skonstruowa sobie jaka choby tymczasow abstrakcy cywilizacyi, tj. odszuka choby jedna realna cech, wsplna wszystkim stanom cywilizacyi, a obc nie-cywilizacyi. Cech taka moemy odszuka przez porwnywanie rnych jej stanw i wynajdywanie rnic midzy stopniami, jakie le midzy dwoma kracami cywilizacyi. To, co poza rnicami pozostanie wsplnego, bdziemy mogli dopiero porwnywa z niecywilizacya. Mamy tu dwie drogi. Za punkt wyjcia mona obra fazy zacztkowa cywilizacyi, mona te jej stan najwyszy. Nie bdziemy obiera drogi pierwszej, ktra scharakteryzowabym mianem embryologicznej, lecz za punkt wyjcia wemiemy odrazu najwyszy stan, jako najwyraniejszy. Poniewa nam chodzi nietylko o teraniejszo, ale i o przeszo najgbsza, ktra pozostawia nam po sobie lady uamkowe i jednostronne, ograniczajce si czysto gwnie do zabytkw zewntrznych, materyalnych, z pominiciem duchowych, przeto obierzemy te cechy cywilizacyi najwyszej, ktre daj najwicej materyau porwnawczego. Do nich nale dowody materyalne wysoko posunitych udoskonale technicznych, dowody wielkiego zgszczenia ludnoci cywilizowanej na danym obszarze, obfito gstych skupie, zwanych miastami i istnienie zwykle jakiego wielkiego bardzo miasta, ktre odgrywa role gwnego ogniska danej cywilizacyi. W takich jdrach wytwarza si najenergiczniej i najobficiej to wszystko, co stanowi istot cywilizacyi. Chobymy nie wiem jak surowe wymagania metodyczne stawiali do oceny zwizku cywilizacyi napitej z istnieniem gstej ludnoci i istnieniem miast wielkich, zwizek ten jest faktem i ma dla nas wielka warto praktyczna. Po tej wskazwce moemy stwierdzi obecno cywilizacyi nawet tam, gdzie przesza tak dawno, e nietylko tradycya pokole, ale nawet dokumenty historyczne o niej milcz, gdzie nawet nie pozosta aden lad jej widomy na powierzchni ziemi. lad jej, ukryty pod dawno rozniesionemi gruzami, ukazuj nam archeologowie, ktrzy odgrzebuj, niby z grobu, z pod ziemi fundamenty grodw, jakich nawet nazwa zgina w pomroce wiekw. Jeeli teraz porwnamy ludno wielkich miast kwitncych z ludnoci, yjc w stanie nizkiej cywilizacyi, ktremu zwykle odpowiadaj cechy odwrotne: rzadko ludnoci, czsto rozbicie na drobne gromadki oraz brak miast, to w pierwszej uderzy nas musiwielkie zrnicowanie funkcyi osobnikw i wynikajca z tego wielka zaleno wzajemna osobnikw. Osobniki, skadajce spoeczno najwyej cywilizowan, s najwszechstronniej i najkracowiej zrnicowane w swych uzdolnieniach indywidualnych i funkcyach, a wzajemna zaleno ich wystpuje najsilniej i najharmonijniej. W wielkich miastach rnice pomidzy czowiekiem, a czowiekiem, pod jakimkolwiekbd wzgldem mierzone dosigaj najszerszych granic, a rwnie i wzajemna zaleno wszystkich jest najwiksza. Z obnianiem si poziomu cywilizacyi skraca si skala rnic funkcyonalnych, zmniejsza si take stopie wzajemnej zalenoci. Na najniszym poziomie s one bardzo nieznaczne. Pomimo to, nie znajdziemy takiej gromady naturalnej ludzkiej, w

ktrej wszystkie osobniki peniyby tak jednakowe funkcye i tak od siebie nie byy zalene, jak s podobne do siebie funkcyonalnie wszystkie lisy, zamieszkujce t sam okolic, wszystkie tygrysy, zajce i wszystkie muchy. Nawet w najniszej gromadzie lub hordzie ludzkiej istnieje pewien podzia pracy, czyli rno funkcyi. Skoromy dotarli do najniszych granic wiata ludzkiego i wszdzie znaleli wrd osobnikw tego rodu funkcyonowanie zrnicowane, albo zrnicowanie funkcyonalne, wypada nam wkroczy do wiata zwierzt, mianowicie tych, ktre yj gromadnie. Ju pobieny przegld najrozmaitszych gatunkw poucza nas, e osobniki jednogatunkowe po najwikszej czci funkcyonuj jednakowo. Wspycie w gromadzie jest zjawiskiem bardzo pospolitem wrd wszystkich rodzajw zwierzt, ale jako zasada wystpuje tu bardzo wyranie jednakowo uzdolnie i jednakowo funkcyi wszystkich jednogatunkowych osobnikw w gromadzie. Zasada ta nie traci wanoci w adnej kategoryi jestestw yjcych, poczynajc od sscych krgowcw, a koczc na pierwotniakach (Protozoa) np. wymoczki (Infusoria) i korzenionki (Rhizopoda). wiat rolinny rwnie j potwierdza. Zstpujc za jeszcze niej, do wiata nieorganicznego, dostrzegamy rwnie, e czstki fizycznie i chemicznie jednakowe zachowuj si jednakowo, bez wzgldu na to, czy s rozproszone lub nagromadzone. Wszystkie atomy elaza zachowuj si we wszelkich warunkach (stosunkach) jednakowo. W caym tedy wiecie panuje zasada, e fizycznie jednakowe atomy, czstki nieorganiczne i organizmy zachowuj si jednakowo, czyli funkcyonuj jednakowo. Tylko rd ludzki, a, jak pniej zobaczymy, niektre jeszcze zwierzta, stanowi wyjtek. One tylko, o ile tworz gromady, zachowuj si inaczej, ni czstki elaza, ni bakterye, korale (Anthozoa), ryby, ptaki i t. d., one tylko tworzc nagromadzenia osobnikwjednorodnych zdolne s funkcyonowa niejednakowo. Dzieje si to, co prawda, w stopniu bardzo rozmaitym, zaczynajc od skali rnic funkcyonalnych bardzo nikej, a do bardzo rozlegej. Wany ten wynik naley podda rozbiorowi, albowiem wypada nam, e organizmy zachowuj si dwojako. Jedne, i tych jest ogromna wikszo, podlegaj zasadzie, inne, mianowicie niektre gatunki zwierzt i czowiek, wyamuj si od niej w stopniu rozmaitym. Na czeme polega to dwojakie zachowywanie si osobnikw w gromadzie? O osobnikach rodu ludzkiego mwilimy wyej, wypada wic tylko rozpatrze osobniki zwierzce. Jeli wemiemy pod uwag niejednakowo funkcyi osobnikw jednogatunkowych zwierzcych, to wnet dostrzeemy, e odpowiada jej prawie wszdzie i zawszeodmienno ustroju osobnikw, funkcyonujcych inaczej. Odmienno t, dla uproszczenia nazwiemy morfologiczn odmiennoci. U niektrych owadw o funkcyach zrnicowanych (np. mrwki, termity, pszczoy) odmienne funkcye peni klasy, odznaczajce si waciw kadej klasie budowa ciaa (u mrwek: samiczki, samce i robotnice, u termitw: samiczki, samce, robotnice i onierze). Osobniki jednej klasy lub jednego stanu, t. j.

morfologicznie podobne do siebie funkcyonuj jednakowo. Jeli nawet chwilowo pewne grupy takich osobnikw peni czynnoci odmienne od czynnoci innych grup, nie wypywa to ze zrnicowania uzdolnie, lecz z potrzeb chwili.Przeciwnie, uzdolnienia do funkcyi wrd klas (stanw) s tu jednakowe, stae, niezmienne i wrodzone. Wszystkie "robotnice" maja jednakowy zakres swych funkcyi i funkcyonuj jednakowo, wszyscy "onierze" termitw funkcyonuj jednakowo i inaczej, ni "robotnice", samce i samiczki i t. d. Tak wic, zrnicowanie funkcyonalne osobnikw jednogatunkowych wrd zwierzt prawie zawsze wypywa z rnorodnoci budowy ciaa, z rnorodnoci morfologicznej. Wyjtek okazuje si tedy pozornym i potwierdza tylko zasad, e osobniki jednakowe funkcyonuj jednakowo. Ucila j tylko w pewnym kierunku, albowiem nie moemy ju powiedzie, e osobniki jednogatunkowe funkcyonuj zawsze jednakowo. Tam, gdzie w jednym gatunku wystpuje zrnicowanie morfologiczne na klasy (stany), zasada nasza ogranicza si tylko do klas. Zostaje nam czowiek. Ten, bez wzgldu na rozmaito funkcyi specyalnych, jakie peni osobniki w spoecznoci, zostaje zawsze morfologicznie podobnym do wszystkich innych osobnikw, a dowd w tem, e osobnik moe w cigu ywota swego zmieni funkcye, a jego potomstwo jednako jest uzdolnione do kadej funkcyi. Funkcye tedy specyalne osobnika, t. j. zrnicowanie funkcyonalne osobnikw nie bywa tu ani stae, ani niezmienne, ani wrodzone. Najistotniejsz wic cech rodu ludzkiego zdaje si by zrnicowane funkcyonowanie osobnikw genetycznie i morfologicznie jednakowych. Poniewa zrnicowanie moe si przejawia tylko wtedy, gdy osobniki genetycznie i morfologicznie jednakowe yj w gromadzie, naley wic doda do powyszego zdania okrelenie: yjcych w gromadzie. Poniewa cywilizacya jest w gruncie rzeczy funkcyonowaniem spoeczestw i wynikiem funkcyi osobnikw, yjcych w gromadzie, jest ona przeto funkcyonowaniem zrnicowanem osobnikw jednorodnych i morfologicznie jednakowych, yjcych w gromadzie, oraz wynikiem zrnicowanego ich funkcyonowania. rdo jej tkwi w zdolnoci osobnikw jednakowych do funkcyi rozmaitych. Antitez cywilizacyi bdzie niezrnicowane funkcyonowanie osobnikw jednorodnych i jednakowych, yjcych w gromadzie. Im zrnicowanie funkcyonalne osobnikw jest wiksze, t. j. im skala takiego zrnicowania jest rozleglejsza, tem zjawisko cywilizacyi jest wyraniejsze, a stopie cywilizacyi wyszy. Doszlimy do najoglniejszego okrelenia cywilizacyi. Nie jest to jeszcze bynajmniej definicya, ale jest to ju pierwsze uoglnienie, ktre mona uwaa za etap do zdobycia definicyi peniejszej. Jest ono w pewnym wzgldzie nieoczekiwane, rozszerza bowiem i bardzo uoglnia pojcie cywilizacyi. Wypada nam bowiem, e mona mwi o cywilizacyi tam wszdzie, gdzie na tle bytu gromadnego zjawia si choby

minimalne zrnicowanie funkcyi osobnikw jednogatunkowych i jednakowych. Innemi sowy, cywilizacya nie moe si ogranicza w zasadzie do jednego rodu ludzkiego. Gdyby si okazao, e u mrwek, bobrw czy koni istnieje takie zrnicowanie, mielibymy nietylko prawo, ale i obowizek mwi o cywilizacyi mrwek, bobrw i koni. Choby tam stopie zrnicowania funkcyi by bardzo nieznaczny, ju stanowi podstawow i rzeczywist cech cywilizacyi. Uoglnienie nasze zbyt jest wane, aby nie wymagao sprawdzenia, sprawdzi za moemy najdogodniej, poddajc podobnemu rozbiorowi, jakiemu podlegao pojecie cywilizacyi, pojcie spoeczestwa, t. j. substratu. na ktrego tle zjawia si cywilizacya.

II. Co to jest spoeczestwo?


Jako bezporedni wynik okrelenia, danego na kocu rozdziau poprzedniego, wypywa nastpujce, konieczne okrelenie spoeczestwa: Spoeczestwo jest to takie skupienie naturalne osobnikw jednogatunkowych i morfologicznie jednakowych, w ktrem funkcye osobnikw s zrnicowane. Antitez spoeczestwa bdzie takie skupienie o funkcyach niezrnicowanych. Zarysowuje si nam tu bardzo silnie linia demarkacyjna midzy obu pojciami i wystpuje potrzeba osobnych wyrazw na pojcie spoeczestwa i nie-spoeczestwa. W socyologii nowoczesnej mwi si cigle o spoeczestwach zwierzcych, nie czynic rnicy midzy niemi a ludzkiem spoeczestwem; owszem, czy si je w jednej nazwie. Mamy tu do czynienia z nieodczuwaniem potrzeby oddzielnych okrele. Societe, Gesellschaft, etat social, stale si uywa, czy to mowa o skupieniach typu pierwszego, lub drugiego. Mnie si zdaje, e si tu popenia wielki bd, utrudniajcy nastpnie nietylko porozumiewanie si, ale zaciemniajcy rozumowania. Poszukujc pierwocin, t. j. zacztkw i niejako przyczyn cywilizacyi, socyologia i etnologia zwracaj si do badania rnych form stada, gromady i rodziny w wiecie zwierzcym. Jedni w gromadzie, inni w rodzinie upatruj pierwsz komrk spoeczestwa. Podobny punkt wyjcia jest o tyle tylko suszny, o ile chodzi o badanie jedynie rnych form bytu towarzyskiego. Jeeliby kto jednak w yciu gromadnem spodziewa si znale klucz do rozwizania zagadki cywilizacyi, ten byby w bdzie. W bdzie tym wanie grznie dotychczas caa socyologia, nic tedy dziwnego, e nie moe si wydoby z chaosu sprzecznych hipotez. Punkt wyjcia bowiem jej jest faszywy i wprost sprzeczny z logika. ycie gromadne jest tylko form, jest tem, na ktrem rnicowanie si funkcyi osobnikw moe wystpowa. Jest ono tylko jednym z warunkw koniecznych rnicowania, a wic cywilizacyi, ale bynajmniej nie dostatecznym. Cywilizacya jest zjawiskiem ycia nie osobnikowego, lecz tylko gromadnego, wic tylko na jego tle moe si pojawia. Jednoczenie

jednake jest ona, jakemy wyej rzekli, zjawiskiem wyjtkowem ycia gromadnego. Rozproszmy najbardziej zrnicowane funkcyonalnie osobniki spoeczne tak, aby kady musia y i funkcyonowa o wasnych siach i oddzielnie, a zniknie natychmiast zrnicowanie funkcyi, jako polegajce u podstawy swojej na podziale pracy czonkw zrnicowanej gromady. Zniknie cywilizacya. Dobrze to wyraa stara maksyma "unus homo nullus homo". Z drugiej atoli strony zgromadmy jaknajgciej choby najwiksz ilo jakichkolwiek osobnikw, niezdolnych do zrnicowanego funkcyonowania w gromadzie, a nie stworzymy spoeczestwa. Wana ta okoliczno zasuguje na najbaczniejsze rozwaenie. Byt gromadny sam przez si w niczem nie przyczynia si do zrozumienia pierwocin cywilizacyi, przeciwnie, utrudnia nawet to zadanie. Aeby dowie susznoci tego twierdzenia, a jednoczenie zdoby podstaw do cilejszego okrelenia "spoeczestwa", musimy zbada to, co jest antitez jego, a wic zjawisko ycia gromadnego bez zrnicowania osobnikw. Przedtem jednak, aby nie czyni przeskokw, a nawet zdoby podstaw do oceny bytu gromadnego, musimy zada sobie pytanie, co to jest rodzina?

III. Co to jest rodzina?


W tym celu musimy powrci do zasady mechanicznej, ktrmy sformuowali w rozdziale I, ktra brzmi, e fizycznie jednakoweatomy, czstki nieorganiczne i organizmy zachowuj si czyli funkcyonuj jednakowo. Zasada ta wymaga uzupenienia, o ile chodzi o osobniki wiata organicznego, ktre rodz si, wydaj potomstwo i umieraj. Tu narzuca si wana okoliczno, pominita poprzednio dla uproszczenia obrazu. Jest ni oddzielne istnienie dwu pci, czyli t. zw.rozdzielnopciowo. Gatunki jestestw rozdzielnopciowe skadaj si z osobnikw niejednakowych, mianowicie z dwu kategoryi osobnikw: mskiej i eskiej. Poniewa jeden szereg bez drugiego nie moe istnie duej, ni przez jedno pokolenie, przeto nie wolno dzieli dwu pci, organicznie nalecych do siebie, niby dwie powki jednej caoci. Z tego powodu jednostk w wiecie organicznym, odpowiadajc pojciu atomu,musi by idealna cao, zoona z osobnika mzkiego, eskiego, a poniekd nawet niedojrzaego. To bdzie dopiero "czstka biologiczna", odpowiadajca czsteczce nieorganicznej Czstk wic biologiczn, zawsze jednakowo funkcyonujc, nie bdzie wilk, lecz para wilkw, a waciwie gniazdo, czyli rodzina. Osobnik jest tylko czci skadow "jednostki biologicznej". Z tego uzupenienia w pojmowaniu "jednostki" wynika, e w rozwaaniu rnic funkcyonalnych wrd osobnikw jednogatunkowych, wszelka odmienno funkcyonalna, wypywajca z rnic pci fizyologicznych nie moe by brana w rachub. Mamy tu tylko rozdzielno funkcyi "jednostki biologicznej", ktr monaby nazwa "niedziak".

Uzupenienie to degraduje rodzin do stanowiska, rwnego atomowi lub czstce nieorganicznej. Jest ona najmniejszym elementem bd gromady, bd spoeczestwa i niczem wicej, ale i niczem mniej. Socyologia dzisiejsza nieco inaczej patrzy na rodzin. Uwaa j za jak specyaln podstaw spoeczestw, tymczasem z tej niewtpliwej prawdy, e rodzina jest istotnie materyaem, z ktrego tworz si nietylko gromady, ale i spoeczestwa, nic wicej nie wypywa. Oczywicie, e z rodzin-atomw (ludzkich), a nie z czego innego zbudowane jest spoeczestwo (ludzkie), podobnie, jak kryszta soli zoony jest z czstek soli. Ale nie w rodzinie samej, jako formie lub grupie tkwi geneza zrnicowanego spoeczestwa, tak samo, jak nie w czstce krysztau w oglnoci tkwi geneza krysztau soli, lecz wanie w czstce kwalifikowanej: soli, nie za innego zwizku chemicznego. Nie rodzina w oglnoci, lecz koniecznie rodzina ludzka, zdolna do wchodzenia z innemi w stosunek zalenoci wzajemnej, jest przyczyn spoeczestwa ludzkiego. Ta okoliczno sprowadza socyologiczne znaczenie rodziny do zera. Pamitajmy przecie, e z rodzin tworz si wszystkich typw zarwno aglomeraty, jak zwizki. Powiedzielimy na wstpie, e rodzina jest to idealna cao, zoona z osobnikw mzkiego, eskiego, a take nijakiego, czyli niedojrzaego (w dowolnej iloci). Idealn nazwalimy t cao dlatego, e w przyrodzie komplikuje si ten atom atwo i czsto przez dusze, ni to jest koniecznem, pozostawanie w cznoci dzieci z rodzicami, lub z jednem z nich. Wytwarza si przeto rozszerzona rodzina, zoona z jednego osobnika pci jednej i dowolnej iloci osobnikw pci drugiej, albo nawet z dowolnej iloci osobnikw obu pci pokolenia modszego, yjcych razem z rodzicami lub z jednem z nich. Taka rodzina przestaje ju by w cisem znaczeniu "jednostk biologiczn", ale jednak, dopki si nie rozpadnie, jest czem przejciowem od "jednostki" do "gr upy jednostek biologicznych". I jeszcze jedno trzeba tu uwzgldni. Byoby wielkim bdem metodycznym, gdybymy "czstk biologiczn" pojmowali zbyt jednostronnie i literalnie, jako cao, zoon z dwch powek, z dwch indywiduw, odmiennych od siebie w granicach rnic pciowych i, pyncych z tych rnic, rnic funkcyonalnych. My jednoczenie musimy na t czstk spoglda jako na caostk jednolit i to na caostk abstrakcyjn. Musimy wic przeprowadzi taki proces mylowy, ktryby nam wytworzy pojcie osobnika (indywiduum), ktryby nie by ani mzkim, ani eskim, ani nijakim, ale ktryby stapia w sobie w jedn cao te czci skadowe. Musimy, krtko mwic wyczy z naszego pojcia cechy pciowe, poniewa te cechy istniej tylko dla zapewnienia czstkom biologicznym tej trwaoci, jak ma czstka nieorganiczna, ktra nie potrzebuje si odnawia przez narodziny, bo nie zna mierci. Pojcie "czstki biologicznej" uzupenia si tu musi i regulowa abstrakcyjnem pojciem osobnika, obranego z cech pciowych. Pojcie wilka

obejmie z jednej strony cao nierozdzieln, ktrmy nazwali "gniazdem", a z drugiej ma by pojciem "wilka w oglnoci", ktry przedstawi si naszej wyobrani pod postaci osobnika, posiadajcego wszystkie cechy, ktre mi obdarzone s wszystkie wilki, ale adnej takiej, ktrejby nie posiada albo wilk samiec, albo wilczyca. Po tych uwagach moemy przej do rozwaania takiej grupy, ktr dla odrnienia nazywamy gromad.

IV. Co to jest gromada?


Gromada jest to naturalne skupienie osobnikw jednogatunkowych mniej lub wicej liczne i mniej lub wicej stae. Skupienia takie znamy pod rnemi nazwami: kolonii, awicy, chmary, stada, trzody, tabunu, gniazda i t. d. Znamy gromady przytwierdzone do miejsca n p. kolonie i awice korali, miczakw, znamy gromady wdrowne n. p. szaraczy, ledzi, szczurw, wiewirek, znamy gromady na czas pewien powstajce w rnych celach i rycho si rozpraszajce: znamy te gromady stae. Niektre gromady posiadaj jednostk bd mzka, bd esk, ktra peni rol wodza, naczelnika lub matki, inne gromady nie posiadaj takiego osobnika centralnego. Bywaj gromady, zoone z osobnikw jednopciowych. czenie si osobnikw jednogatunkowych w gromady albo pozostawanie w nierozdzielnoci osobnikw zrodzonych z jednych rodzicw, jest zjawiskiem bardzo rozpowszechnionem we wszystkich klasach zwierzcych. Gatunkw, yjcych gromadnie jest takie mnstwo, e niepodobna kusi si o ich wyliczanie. Przypomn tylko, e wrd ryb ywot w gromadach, nieraz bardzo liczebnych (skutkiem wielkiej mnonoci), jest szczeglnie rozpowszechniony (ledzie, sardynki i t. d.). Wrd ptakw ycie towarzyskie wystpuje pod najrozmaitszemi postaciami. Mamy liczne przykady ycia gromadnego wrd skrzekw i gadw (wie, we, krokodyle). Najrozmaitsze gatunki ssakw yj rwnie gromadnie w skupieniach rozmaitego typu, do przypomnie wspycie towarzyskie delfinw, fok, wielorybw, przeuwajcych, gruboskrnych, jednokopytowych, misoernych, nietoperzy i map. Jeli wszystkie postaci gromady ogarniemy wzrokiem we wszystkich dziaach krlestwa zwierzcego, uderzy nas ta okoliczno, e istnieje tu kilka typw zasadniczych gromady w pewnej, do znacznej liczbie odmian i typy te oraz ich odmiany powtarzaj si niemal we wszystkich dziaach wiata zwierzcego. Najodleglejsze od siebie genetycznie gatunki zwierzt tworz gromady jednego typu, najblisze za sobie yj w zgoa odmiennych formach bytu gromadnego. Obok za gatunkw gromadnych, istniej blizkie im pod kadym wzgldem gatunki, nie czce si nigdy w gromady. Dowodzi to, e ywot gromadny pozostaje niemal bez wpywu na zmiany organiczne jednostek. Znane s przecie gatunki, yjce w gromadzie przez cae epoki geologiczne. ywot gromadny nie wywoa tu w jednostkach (czstkach skadowych gromady) wyranych zmian organicznych. aden typ gromady nie ma gbszego znaczenia w procesach przemiany gatunkw, a wic i w ksztatowaniu si osobnikw.

Dowodzi tego dostatecznie fakt, e dany typ napotykamy wrd gatunkw ryb, ptakw i ssakw blizkopokrewnych innym, ktre yj w innej formie skupienia. Wobec takich faktw, nie moe by mowy ani o dziedzicznoci form socyalnych, ani o wyszoci adnej z nich. Zwierzta stadne na og nie gruj te ani rozumem, ani innemi cechami nad nie-stadnemi; zwierzta jednego typu gromadnego nie gruj rwnie pod adnym wzgldem nad zwierztami innych typw gromadnych. Jeeli zwaymy, e trzymanie si gromadne osobnikw, bardzo pospolite wrd najpierwotniejszych organizmw, nie znika nawet wrd najpniejszych i najbardziej skomplikowanych, to byt gromadny musimy uzna za wrodzon wszystkim jestestwom dno do zbliania si osobnikw podobnych midzy sob w gromady. Mamy tu do czynienia z prastarym instynktem, sigajcym niewtpliwie do pocztkw ycia. Tajemnicza ta dno nie prdko moe bdzie cakiem wywietlona, ale bez obawy popenienia bdu naukowego omiel si widzie w niej co wsplnego z niemniej tajemniczem, powszechnem fizycznem prawem przycigania. Nie myl tej idei ani broni tutaj, ani jej rozwija, rzucam j nawiasowo. Nie opuszczajc gruntu realnego i trzymajc si faktw, wol podnie z naciskiem tylko co sformuowan dno osobnikw podobnych do zbierania si w gromady. Jeeli ona istnieje w przyrodzie, to musi si manifestowa dnoci odwrotn: oddzielania si od siebie osobnikw niejednakowych, choby nawet byy jednorodnemi. Ot dno ta istnieje (w wiecie organicznym) i manifestuje si silnie we wszystkich klasach wiata zwierzcego. Rozrywa ona bez dostatecznie czem innem usprawiedliwionych powodw te niedziaki, ktremy nazwali "jednostk biologiczn" i prowadzi do grupowania si oddzielnie osobnikw mz kich, oddzielnie eskich, a jeli mona, to nawet jeszcze oddzielnie nijakich. Za ilustracy przytocz powszechnie znany ywot w gromadach jednopciowych wielu gatunkw ryb (Gordonus, Gymnotus i t. d.), ptakw i ssakw, e tu wymieni bizona amerykaskiego, muflony, rne jelenie, nietoperze i t. d. Jeeli oglna skonno do ywota gromadnego nie jest powszechn w przyrodzie, to dzieje si to z powodu trudnoci wyywienia si w gromadzie. Ta trudno staa si czynnikiem rozpraszajcym nie tylko gromad, ale nawet i rodzin. Ilekro okazywaa si dla danego gatunku mniej wicej staa, tylekro czste powtarzanie si potrzeby rozpraszania si wytwarzao z danego gatunku typ nietowarzyski. Proces podobny zachodzi wrd wszystkich grup zwierzcych. Typem takich nietowarzyskich stworze jest orze, tygrys i wiele drapienikw, ktre, jeli nie chc zgin z godu lub w walce o ywno, musz si trzyma zdaa od siebie, kade w swoim rewirze. Gdzie nawet tak drobna jednostka , jak rodzina, nie moe przebywa stale razem, tam poycie rodzinne zostao zastpione ywotem w odosobnieniu. Osobniki wtedy zbliaj si i cz bd w rodziny, bd w gromady, tylko w pewnych okresach ycia i na czas krtki.

Skoro cay wiat zwierzcy, w caej rnorodnoci form i sposobw ycia jest takim, jakim jest bez wzgldu na tryb ycia gromadny lub niegromadny, to trzeba przyzna, e wszystkie formy gromady s jednako obojtne lub jednako wane dla procesu uspoeczniania. Rola gromady, jako czynnika uspoeczniajacego, a innemi sowy socyologiczne znaczenie gromady, spada do zera. ywot gromadny nie przyczynia si do wytumaczenia rnicowania si funkcyonalnego osobnikw jednorodnych i jednakowych. Przeciwnie, charakter gromady zdaje si by wprost sprzeczny z zasad spoeczestwa. Wszak znamy gatunki, utrzymujce si w yciu gromadnem przez cae epoki geologiczne bez adnych zmian nie tylko morfologicznych, ale i funkcyonalnych. S one cigle tem samem. Odradzaj si w niezliczonych pokoleniach bliniaczo do siebie podobne pomimo, e dzieli je dziesitki i setki tysicy lat trwania! Gromadny byt wystpuje obok bytu w odosobnieniu ju na najniszych stopniach bytu zwierzcego i nie przynis nigdzie rozamu jakociowego wrd obu seryi. Rwnolegy byt w gromadzie obok ywota w rozproszeniu cignie si przez wszystkie szczeble we wszystkich seryach, a do ostatnich gazek rodw zwierzcych, bez adnych widocznych skutkw dla jednostek gromadnych lub niegromadnych. To chyba wystarcza, aby zrozumie, e niema on adnego znaczenia. Wemy jeden przykad i to z seryi najbliszej czowiekowi. Popatrzmy na mapy. Gibbon yje w duych stadach pod przewodnictwem naczelnika, zupenie w tej formie gromady, jak ko. Najbliszy mu goryl yje tylko parami w cisej monogamii, zupenie tak, jak wiele ptakw, mimo to nie przestaje by blizkim gibbonowi. Szympans yje stadami, podobnie jak gibbon, za daleko bliszy jego krewny, Orangutan yje w rozdzielnoci pciowej. Samice z maemi przebywaj gromadnie, bez samcw, ktre prowadz ywot samotny, zwaszcza starsze. Jedne Lemury yj w licznych stadach, inne gatunki tylko parami. Gdzie tu jaki porzdek, ktryby nadawa ktrejkolwiek formie jakie gbsze znaczenie? Wszak jeli o czowieka chodzi, nieobojtn bdzie uwaga, e w rodzie ludzkim moemy wyrni rwnoczesne istnienie wszystkich tych form bytu, jakie napotykamy wrd zwierzt; i to nie tylko na niszych, ale na wszystkich poziomach cywilizacyi ludzkiej. Gdy to zwaymy, to nareszcie moemy sobie powiedzie, e czas ju przesta upatrywa w formach bytu gromadnego tego, czego one w sobie nie kryj, mianowicie tajemnicy czowieka, spoeczestwa i cywilizacyi. Chobymy sobie nawet powiedzieli, e taka to, a taka forma gromady jest t, w ktrej rd ludzki y przed uspoecznieniem si, to nic nie zyskamy wicej nad puste sowo, bo taka forma bdzie tylko tem, na ktrem w pewnej chwili pojawi si wypadek szczeglny bytu gromadnego, ktry nazywamy spoecznym, t. j. taki wypadek, w ktrym osobniki gromady zdolne s do wchodzenia w skomplikowany stosunek wzajemnej zalenoci.

Przyczyn tego wypadku wyjtkowego nie moe by gromada, bo nie jest i nie bya ni w tysicach tysicy innych wypadkw. Przyczyn jest tu co innego, mianowicie materya. Dopki niema materyau na spoeczestwo, niema spoeczestwa, jest tylko gromada. Od chwili, gdy pojawia si taki materya, gromada przestaje by gromad, staje si spoeczestwem. Forma jest tu niczem, o wszystkiem decyduje materya.

V. Rnica midzy gromad a spoeczestwem.


Tajemnica spoeczestwa i cywilizacyi spoczywa w odmiennoci materyau, z ktrego si skada gromada niespoeczna i gromada spoeczna. Aby najkrtsza drog zdy do definicyi materyau spoecznego, wypada zbada: czem si rni zasadniczo materya, skadajcy gromady, od materyau, skadajcego spoeczestwa, wypada nam porwna gromad ze spoeczestwem. Najmniejsza czstka tego materyau, ktry mamy pozna, nie bdzie osobnik w zwykem tego sowa znaczeniu (w myl rozdz. III), lecz tylko "jednostka biologiczna" czyli "atom biologiczny". Nazwalimy j "czstk biologiczn". Na zasadzie wszystkiego, co byo powiedziane wyej, definicya gromady zwykej bdzie nastpujca: Gromada jest to naturalne skupienie czstek biologicznych jednakowych (rwnych sobie), wolnych i niezalenych od siebie, o funkcyach jednakowych, niezmiennych i niezrnicowanych. Ani liczebno jej, ani gsto (stopie skupienia) nie wywouje rnicowania si funkcyi. Gsto jest zreszt jednakowa i niezmienna, zalena jedynie od normalnych j niezmiennych potrzeb jednostki. Gsto, przechodzca tak miar normalna dla wszystkich jednostek, rozprasza gromad. Czstka biologiczna gromady moe si skada z 2-4 kategoryi osobnikw morfologicznie rnych i funkcyonujcych rnie z powodu odmiennoci morfologicznej. Rozmaito funkcyi osobnikw uwarunkowana jest w gromadzie rozmaitoci ich morfologiczn. Funkcya gromady jest funkcy czstki biologicznej pomnoon przez ilo czstek. Gromada jest to suma czstek biologicznych morfologicznie i funkcyonalnie jednakowych. Definicya spoeczestwa, zbudowana rwnolegle do pierwszej, bdzie nastpujca : Spoeczestwo jest to naturalny zwizek (ustrj) czstek biologicznych jednakowych (rwnych sobie), zwizanych wzajemn zalenoci, o funkcyach niejednakowych, zmiennych i zrnicowanych. Wzrastajca liczebno jego i gsto (stopie skupienia)wzmaga (zwiksza) rnicowanie si funkcyi. Gsto jest zmienna i niejednakowa, niezaley od normalnych potrzeb jednostki, bo te potrzeby s zmienne. Gsto, przechodzca normalne potrzeby jednostki (idealne zreszt, bo norma jest zmienna), nie rozprasza czstek, lecz w zasadzie wie je jeszcze silniej, t. j., zwiksza rnicowanie si funkcyi jako te wzajemn zaleno.

Czstka biologiczna spoeczestwa moe si skada si z dwu lub wicej kategoryi osobnikw morfologicznie rnych, ale rozmaito funkcyi osobnikw nie jest ograniczona rnicami morfologicznemi. Funkcya spoeczestwa nie jest funkcy czstki biologicznej, pomnoona przez ilo czstek, lecz jest funkcy caoci, zoonej z nierwnych sobie funkcyonalnie czstek. Spoeczestwo jest to suma czstek biologicznych, morfologicznie jednakowych, funkcyonalnie niejednakowych. Dla uatwienia oceny rnic, jakie zostay wyraone w powyszych definicyach oraz oceny ich doniosoci, nie bdzie zbytecznem da tu dwie definicye rzeczy niepodobnych do siebie z innej kategoryi przyrody: definicy krysztau i definicy organizmu, obie zbudowane na wzr pierwszych. Co to jest kryszta? Jest to naturalne skupienie jednakowych czsteczek krysztau, wolnych i niezalenych od siebie, o wasnociach jednakowych, niezmiennych i niezrnicowanych. Gsto czstek jest jednakowa i niezmienna, zalena jedynie od normalnych i niezmiennych wasnoci czstek. Gsto przechodzca miar normalna dla wszystkich czstek rujnuje, rozprasza kryszta. Czstka krysztau jest niepodzielna. Jest ona krysztaem. Skad jej fizyczny (budowa) jest nam nieznany, domylamy si jednak, e skada si z czci morfologicznie rnorodnych, a wasnoci tych czci skadowych s rnorodne i uwarunkowane morfologiczn odmiennoci. Wasnoci krysztau s wasnociami czsteczki krysztau, pomnoonemi przez ilo czsteczek. Kryszta jest to suma jednakowych czsteczek krysztau. Co to jest organizm? Jest to zwizek naturalny komrek (czstek biologicznych) niejednakowych, zwizanych wzajemn zalenoci, o funkcyach niejednakowych, zmiennych i zrnicowanych. Wzrastajca liczebno komrek zwiksza rnicowanie si ich morfologiczne i funkcyonalne. Gsto komrek jest niezmienna i jednakowa, nie zaley od normalnych potrzeb komrki, bo te potrzeby s zmienne. Komrka jest niepodzielna. Jest ona sama organizmem. Jej czci skadowe (komponenty) s morfologicznie i funkcyonalnie rne. Funkcya organizmu nie jest funkcy komrki, pomnoon przez ilo komrek, lecz jest funkcy caoci, zoonej z nierwnych sobie morfologicznie i funkcyonalnie komrek. Organizm jest sum komrek morfologicznie i funkcyonalnie niejednakowych. Jeeli teraz zbierzemy te cztery definicye w jedna tablice, uatwiajca nam przegld podobiestw i rnic (p. tabela. 1), bdziemy mogli uj je treciwiej.
Kryszta Skupienie jednakowych rwnych sobie Gromada Skupienie jednakowych rwnych sobie, Organizm zwizek niejednakowych nierwnych sobie, zwizanych wzajemn Spoeczestwo Zwizek jednakowych rwnych sobie zwizanych

wolnych niezalenych od siebie niepodzielnych czstek o wasnociach jednakowych, niezmiennych, niezrnicowany ch. Gsto skupienia jednakowa, niezmienna Funkcya krysztau jest funkcy czystki pomnoon przez ich ilo. jednostki s morfologicznie jednakowe funkcyonalnie jednakowe

wolnych, niezalenych od siebie niepodzielnych czstek biol. o funkcyach jednakowych, niezmiennych, niezrnicowany ch. Gsto skupienia jednakowa, niezmienna Funkcya gromady jest funkcy osobnika pomnoon przez ich ilo. jednostki s morfologicznie jednakowe funkcyonalnie jednakowe

zalenociniepodzielnyc h komrek

wzajemn zalenoci niepodzielny ch czstek biol.

o funkcyach niejednakowyc h, zmiennych, zrnicowanych

o funkcyach niejednakowy ch zmiennych zrnicowanych Gsto zwizku niejednakowa, zmienna Funkcya spoeczestwa nie jestfunkcy osobnika pomnoona przez ich ilo. jednostki s morfologicznie jednakowe funkcyonalnie niejednak owe

Gsto zwizku jednakowa niezmienna

Funkcya organizmu nie jestfunkcy komrki pomnoon przez ich ilo. jednostki s morfologicznie,niejednak owe funkcyonalnie niejednako we

Okazuje si, e w granicach cech, objtych porwnaniem, gromada jest zupenie podobna do krysztau, a niepodobna do spoeczestwa i organizmu. Spoeczestwo jest prawie zupenie podobne do organizmu, a niepodobne do gromady i krysztau. Caa rnica midzy spoeczestwem, a organizmem polega na tem, e spoeczestwo jest zwizkiem komrek jednakowych i rwnych sobiemorfologicznie, organizm zwizkiem komrek niejednakowych i nierwnych sobie morfologicznie. Spoeczestwo jest sum komrek (czstek, jednostek biologicznych) morfologicznie jednakowych, funkcyonalnieniejednakowych. Organizm sum komrek morfologicznie i funkcyonalnie niejednakowych. Spoeczestwo jest zwizkiem tylko funkcyonalnie zrnicowanych komrek, gdy organizm i funkcyonalnie i morfologicznie. Spoeczestwo jest organizmem tylko funkcyonalnie, morfologicznie jest nagromadzeniem osobnikw, czyli gromad. Jest ono organizmem dynamicznym. Jest organizmem tylko przez rnorodno si przejawiajcym si (w niem), a e ta rnorodno si nie jest zudzeniem, dowd w rnorodnoci produktw, zarwno niemateryalnych, jak materyalnych. A tymczasem podkad

materyalny, czyli rdo tych si, jest jednolity, t. j. zewntrznie podobny do gromady. Mamy tu sprzeczno, ale tylko pozorn. Byoby absurdem twierdzenie, e rdo materyalne tych dziaa przerozmaitych jest naprawd jednolite. Tak by nie moe i nie jest. Pozornie jednakowe komrki, skadajce spoeczestwo, nie s jednakowemi. Spajaj si one przecie w organizm, funkcyonuj w rozmaitym stopniu niejednakowo, lecz harmonijnie i zmiennie, nie mog wic by wszystkie naprawd tem samem, skoro ich funkcye nie s jednakowe. W stanie spoecznym ulego co w czstkach biologicznych rozszerzeniu i podlega jakim zmianom. Nie moe by, aby tu czstkipozornie jednakowe byy naprawd jednakowe, one musz podlega transformacyom w granicach, odpowiednich ich zmianom funkcyonalnym. Chocia nie dostrzeglimy materyalnego, morfologicznego zrnicowania si komrek spoecznych, zrnicowanie si takie musi by choby ukryte i naley je odszuka, rozpozna. W tym celu musimy si odwrci od badania caoci, a przej do zbadania najmniejszej jej czstki skadowej, aby sobie wyjani tajemnic rnicy midzy organizmem, a spoeczestwem, zachodzcej pomimo zgodnoci wszystkich cech, prcz jednej. Postpilibymy jednak niemetodycznie, gdybymy odrazu zajli si czowiekiem, jako czstk, z ktrej skada si spoeczestwo. Czstka to ju zbyt skomplikowana, a przytem skomplikowana w sposb niezrozumiay dla nas. Droga do poznania przyrodniczego wiedzie od rzeczy prostszych do bardziej zoonych. Naley si zwrci do zbadania wpierw stosunkw mniej skomplikowanych, zachodzcych midzy caoci, a najmniejsz jej czstk. Czowiek jest atomem spoeczestwa, podobnie jak komrka atomem organizmu, podobnie take jak czstka krysztau "atomem" krysztau, t. j. ciaa nieorganicznego. Naley wprzd zbada atom ciaa prostszego, jeli si chcemy wznie do zrozumienia atomu ciaa bardziej skomplikowanego. Naley naprzd odpowiedzie sobie na pytanie, co to jest atom i czstka nieorganiczna w oglnoci. Nie bdzie to pytanie ani zbyteczne, ani atwe do zaspokojenia. Zaraz na wstpie natrafimy na takie trudnoci, e mogyby one nas odstraszy od poruszenia tego pytania, jak odstraszyy i odstraszaj rzeczywicie niejednego, a zwaszcza wikszo socyologw. Ale wstpi na t drog musimy, bo inaczej omiel si zapyta wprost: jakiem prawem mamy czu si bardziej upowanionymi do roztrzsania i rozwikywania pyta o wiele bardziej zoonych, jeli nie czujemy si na siach roztrzsa pyta, dotyczcych rzeczy bezwarunkowo mniej zoonych, a stanowicych podkad dla tamtych? Kto tych rzeczy prostszych nie rozway, niech zostawi w spokoju i tamte, bo bdzie si obraca wrd samych niewiadomych.

VI. Czowiek jako materya spoeczny.


Wyoniy si nam tak wane rnice miedzy skupieniem gromadnem, a spoecznem, e atwo spostrzedz, i jedno od drugiego dzieli przepa.

Rnica miedzy skupieniem gromadnem, a zwizkiem spoecznym jest zasadnicza. Tkwi ona nie w kompleksie samym, lecz wmateryale. Taki lub inny kompleks jest tylko wynikiem natury materyau, ktry si na skada. Dopki niema materyau na spoeczestwo, niema spoeczestwa i cywilizacyi, s tylko gromady i stan nie-cywilizacyi. Materya za, to "czstki biologiczne", a jeli kto woli, to osobniki, z ktrych si skadaj zarwno gromady, jak spoeczestwa. Jeelimy powiedzieli (w rozdz. l-m), e w rodzie ludzkim nie znamy wcale stanu absolutnej nie-cywilizacyi, to, o ile nie popenilimy w twierdzeniu bdu, wynika, e czowiek jest materyaem spoecznym. Z tego pynie drugi wniosek, e czowiek jest materyaem zasadniczo odmiennym od wszystkich jestestw niespoecznych, zarwno tych, ktre tworz gromady, jak tych, ktre yj w rozproszeniu. Wic znowu przepa midzy czowiekiem, a ostatnio wymienionemi jestestwami! I oto stajemy oko w oko z prastarem pytaniem: co to jest czowiek? Tyle ju na ten temat powiedziano, a pytanie zawsze jest wiee, niezgbione i jednako tajemnicze! Stajemy przed tem pytaniem zaskoczeni znowu sprzecznoci, jaka zachodzi midzy definicy, ktra wynika z przyrodniczego rozwaania cywilizacyi, a zasad podstawow wiata: jednoci si w przyrodzie. Pierwsza ukazuje nam przepa, druga nie dopuszcza istnienia adnych przerw ani przepaci. Zasada owa nie pozwala nam przypuszcza, aby czowiek gotowy wyskoczy z gowy Minerwy. Wiemy, e jest on zwizany genetycznie z caym wiatem organicznym, a przeze nawet z nieorganicznym. Wiemy, e podlega on tym samym prawom rozwoju, co wiat otaczajcy. Skoro za nie ulega to wtpliwoci, to rwnie jest niewtpliwem, e czowiek zanim sta si materyaem spoecznym, musia by niegdy niespoecznym. Innemi sowy: wytworzy si on z materyau niespoecznego. By czas, e brakowao mu tej waciwoci, ktra go dzi odrnia od najbardziej nawet posunitych w rozwoju gatunkw zwierzt. Nasuwa si tutaj uboczne pytanie: czy wwczas by on nie-czowiekiem? Nazywam je dlatego ubocznem, e posiada warto czysto-formaln, stawiam za, aby wyjani, e odpowied zalee bdzie od naszej woli, od tego, jak chcemy pojmowa czowieka. Jeli czowiekiem nazwiemy przedstawiciela rodu naszego dopiero od chwili, gdy sta si osobnikiem spoecznym, choby w najsabszym stopniu, - wtedy przedspoecznego wypadnie uwaa za zwierz. Jeeli czowiekiem nazwiemy przedstawiciela rodu naszego od chwili ju, gdy posiad dostateczna sum cech zoologicznych, odrniajc go od innych rodzajw zwierzt, najbliej mu pokrewnych i stanowicych po dzi jego rodzajowe cechy zoologiczne, to wtedy czowieka przedspoecznego wypadnie nazywa czowiekiem.

Rozstrzygamy tu tak sam kwesty formaln, jak rozstrzygalimy, odpowiadajc sobie napytanie: co to jest cywilizacya. I rwnie jak tam, musimy sobie powiedzie, e niepodobna zakreli cisej linii demarkacyjnej midzy czowiekiem a nie-czowiekiem. Wszelkie takie granice musz by sztuczne i tylko umwione. Podobnie jak cywilizacya, tak samo i czowiek korzeniami siga do wiata zwierzcego, z ktrego si wyoni. Chocia to w tej formie nie zostao jeszcze udowodnione, dla mnie nie ulega wtpliwoci, e cechy zoologiczne czowieka wyksztaciy si wczeniej (moe nawet o wiele wczeniej), ni zdolno funkcyonalnego rnicowania si w skupieniu, albo innemi sowy, ni zdolno osobnikw do czenia si w gromady o funkcyach zrnicowanych. Ale, powtarzam, jest to w tej chwili kwestya czysto formalna, na ktr moemy odpowiada dowolnie, znowu zalenie od tego, co nazwiemy cechami zoologicznemi czowieka. Poza t kwesty tkwi druga, ktra musi ju by rozwizana. Jest to pytanie: co czowieka uczynio istot wyjtkow na ziemi, mianowicie: czowiekiem i istot spoeczn. Otwiera si tu pole do badania niezmiernie wanego, ale bardzo skomplikowanego i subtelnego. Zanim do niego przystpimy, musimy sobie pozwoli na ma dygresy. Musimy ponowi nieustannie powtarzane zapewnienia przyrodnikw, e najgbszej przyczyny, ktra czowieka postawia na tak wysokim poziomie, na ktrym faktycznie on stoi, nie znamy. Wiemy dobrze, a waciwie powtarzaj nam to wszyscy przyrodnicy, antropologowie i psychologowie, e czowiek wysokie swoje stanowisko pord stworze ziemskich zawdzicza bezprzykadnemu w caym wiecie zwierzcym rozroniciu si jego mzgu, jako organu centralnego dla objaww duchowych. Jak wszake drog ten nadzwyczajny rozwj dokona si, jakie warunki sprzyjay temu jednostronnemu komplikowaniu si organizmu ludzkiego, mianowicie wielostronnemu rozwojowi mzgu - nie wiemy. Przyrodnicy domylaj si, e dziaay tutaj te same siy, ktre wytworzyy nieskoczenie urozmaicony dobr postaci rolinnych i zwierzcych. Zachodzi tu, powiadaj, proces, podobny temu, ktry ksztatowa gow kosk z jej nadmiernie wyduonemi szczkami, a zwaszcza czci przedni szczki. Niektrych spotwornie ksztatw zwierzcych nie umiemy sobie wytumaczy, np. olbrzymich zbw mastodonta i sonia, ale winn tu jest tylko zbyt saba i powierzchowna wiedza nasza. Do takich spotwornie naley wyjtkowy rozwj mzgu u czowieka. Nie umiej sobie przyrodnicy wyjani jego wzrostu czy rozrostu, prawda, ale pomimo to uznaj go po pierwsze za najwaniejsz cech czowieka, powtre za fakt tak samo naturalny, jak wyduenie si szczki koskiej lub wyduenie szczk i jzyka mrwkojada, jak wyduenie nosa sonia w trb chwytn.

Jest to, powiadaj, wynik specyalnego stanowiska, jakie kady organizm zajmuje w przyrodzie i ktre sprawia, e kady gatunek przystosowuje si do otaczajcych go warunkw innemi organami, a kady tym, ktry si u niego najlepiej do tego nadaje. Powiadaj nam jeszcze, e rodowisko jest owym rzebiarzem, ktry ksztatuje istoty, a wic porednio powiadaj, e czowieka wytworzyo odpowiednie rodowisko. Wszystko to jest prawd, ale pomimo, e jest prawda niewiele nam wyjania. Grzniemy w oglnikach i wskazwkach, ktre niewiele wskazuj. So ma trb, bo jego specyalne stanowisko sprzyjao wydueniu si jego nosa. Czowiek ma mzg wielki, bo jego specyalne stanowisko sprzyjao powikszeniu si masy jego mzgu. rodowisko jest uniwersalnym magikiem, ktry przyprawia trby soniom, a daje wielkie mzgi ludziom. Trzeba jednak pamita i o tem, e funkcya stwarza organ, a nie odwrotnie. Mzg wic duy jest rezultatem funkcyi anormalnie wzmoonych, tak jak trba rezultatem anormalnego uywania cokolwiek wyduonego nosa za organ chwytny. Jeeli wic czowiek ma mzg stosunkowo wikszy od mzgu wszystkich zwierzt, to stao si to dlatego, e on tym organem znacznie wicej pracowa i przez to silniej go rozwija, ni zwierzta. Zbiegaj nam si w czowieku dwa zjawiska dominujce, ktrych ani przyczyny, ani stosunku wzajemnego nie znamy, ale ktre zdaj si by ze sob w zwizku. Jednem jest wyjtkowa dziaalno mzgu, drugiem wyjtkowa waciwo (zdolno) osobnikw doczenia si w zwizek spoeczny. Jeeli wic zadalimy sobie pytanie, co czowieka uczynio istot wyjtkow na ziemi, to moliwe jest tu jedno z dwojga: albo wyjtkowa dziaalno mzgu doprowadzia czowieka do zdolnoci czenia si w spoeczestwa, albo zdolno do czenia si w spoeczestwa wzmoga czynnoci mzgu i zwikszya bardzo znacznie mas jego. W pierwszym wypadku czowiek by naprzd wielkomzgowym czowiekiem, a nastpnie dopiero sta si istot spoeczna. W drugim czowiek by naprzd istot spoeczna, a nastpnie dopiero sta si czowiekiem wielkomzgowym. Takie postawienie kwestyi moe wyda si tak samo czysto-formalnem i jaowem. jak pierwsze, ktre brzmiao: czy czowiek niespoeczny by lub nie by czowiekiem, ale w rzeczywistoci chodzi tu ju o co innego. Tu nie chodzi ju o to, od jakiego momentu rozwoju mamy naszego protoplast uwaa za czowieka, lecz o rozstrzygnicie pytania, dotyczcego wzajemnego stosunku do siebie dwu cech ludzkich. Spraw t naley zbada bardzo starannie i bardzo ostronie, bo jest zarwno ciemna, jak wana. Rozwizanie jej powinnoby nam zniszczy sztuczn, a raczej nienaturaln przepa midzy materyaem niespoecznym a spoecznym. e kwestya jest ciemna, i e j trzeba bada ostronie, o tem przekona si atwo na nastpujcej prbie rozumowania. Wielki i przenikliwy Lineusz, mieszczc czowieka na szczycie stworzenia, nazwa go istot mdr (sapiens) w przeciw stawieniu do wszystkich zwierzt,

ktre s tylko rozumne. Ale midzy rozumem, a mdroci, rnica jest tylko ilociowa. Rozum jest to zdolno obierania rodkw prowadzcych do celu; mdro tem tylko rni si od rozumu, e stawia sobie celeoddalone, wypywajce z idei przewodnich szerszych, podczas gdy rozum dy do osignicia celw blizkich, najczciej bezporednich. Pomimo wielkich rnic midzy rozumem jednych gatunkw zwierzt, a rozumem innych, musimy si zgodzi na to, e kady gatunek ma wanie tyle rozumu, ile mu potrzeba do istnienia. Gdyby go mia choby troch za mao, prdko znikby z powierzchni ziemi. Cze tego rozumu, i to wanie ta, ktr naleaoby nazywa niewiadom mdroci, tkwi w osobnikach zwierzcych pod postaci instynktu gatunkowego, ktry jest wrodzonym skarbem, odziedziczonym po caym szeregu przodkw. Cz znacznie drobniejsza jest ich waciwym rozumem osobistym, czyli indywidualnym. To samo jest z czowiekiem, z t jednak rnic, e w czowieku instynkt gatunkowy, czyli mdro odziedziczona, odgrywa rol podrzdn wobec indywidualnego rozumu i mdroci. Zwierz jest wic przewanie automatem, czowiek w znacznie mniejszym stopniu automatem. Zwierz do zwierzcia jednogatunkowego jest pod wzgldem rozumu podobne niemal tak samo, jak jest podobne pod wzgldem organizacyi i postaci. Znajc jedno, moemy przewidzie, jak bdzie si zachowywa drugie, trzecie, tysiczne w tych samych okolicznociach. Omyka, polegajca na naszej nieznajomoci rozumu indywidualnego owych nieznanych osobnikw, bdzie nader drobna. Inaczej z czowiekiem. Tu prawdopodobiestwo i donioso omyki s zawsze znaczne, a wzrastaj ze stopniem cywilizacyi, do ktrej osobnik naley. Jaki jest stosunek mdroci indywidualnej do uspoecznienia? Nie wiemy. Jest wprawdzie niewtpliwem, e mdro tak skomplikowana, jaka jest udziaem czowieka, nie zjawia si odrazu. Ona musiaa si rozwija bardzo dugo. Ale kt omieli si rozstrzygn pytanie: czy rozwijaa si w stanie przedspoecznym, czy dopiero spoecznym? Pytanie wic, czy czowiek przedspoeczny by ju istot mdr, czy tylko rozumn, musi na teraz pozosta nierozwizanem. Z analizy, dokonanej w rozdz. V-m, wypado nam, e osobnik spoeczny jest niby komrk ustroju, - osobnik niespoeczny komrkwoln, czyli, mwic prociej, a obrazowo jednokomrkowcem. Ale naley pamita, e podobiestwo to jest niezupenem. Spoeczestwo jest ustrojeni tylko funkcyonalnie, morfologicznie jest skupieniem osobnikw (komrek) jednakowych. W ustroju organicznym komrka jest bezwarunkowym niewolnikiem ustroju i y poza nim nie moe: w ustroju spoecznym niema tej bezwarunkowej niewoli, pyncej ze zrnicowania si

morfologicznego komrek. Komrka spoeczna nie traci zdolnoci do ycia samodzielnego. Owszem, ona zachowuje t zdolno w stopniu do silnym i y moe poza ustrojem. I bodaj na tej elastycznoci polega trudno ustanowienia granicy midzy czowiekiem spoecznym, a przedspoecznym. Ustrj spoeczny, a zwaszcza tak drobny, mao zrnicowany i pierwotny, jaki musimy sobie wyobrazi w pocztkach uspoeczniania si czowieka, jest to taki ustrj, ktry moe si rozkada cakowicie lub czciowo i znowu powstawa i znowu rozkada prawie bez szkody dla osobnikw. Jeeli wic wci powstaje, a w pniejszych fazach bytu spoecznego trwa stale, to jednostki, skadajce si na ustrj, popycha musi do spoecznej formy bytu jaka "sia", jaka waciwo w nich tkwica, a obca innym zwierztom. Wszak te osobniki w pierwszym okresie uspoeczniania si wcale jeszcze nie musz y w formie bytu spoecznego. One nie utraciy jeszcze uzdolnienia do ywota w stanie swobodnym; one s uzdolnione nawet bardziej do ywota swobodnego, bo przecie trway w nim przez ca niezmiernie dug przeszo swoj. Jaka sia lub jakie siy popychaj je do wizania si w ustroje? Tego nie wiemy. Jest to jeszcze tajemnica rozwoju i spoeczestw. Czy mamy zrezygnowa z odsonicia choby rbka tej tajemnicy? Nie, albowiem rwnoczenie musielibymy zrezygnowa z nadziei zrozumienia: co to jest cywilizacya. Wspomniaem ju w rozdziale II-gim, e "chcc zbada zagadk cywilizacyi w tych granicach, jakie sobie zakreliem, trzeba si wyrwa z ciasnego i nizkiego stanowiska, pozwalajcego ogarnia wzrokiem stosunki wycznie ludzkie, i to jeszcze stosunki kategoryi historycznej, bo ono nam wiele rzeczy zasania, i trzeba si wznie ponad ziemi tak wysoko, aby mdz ogarnia wzrokiem ducha caostosunkw ziemskich". Musimy si wznie ponad wiat, aby, nie gubic si w szczegach, lepiej ogarn go wzrokiem. Wanie potrzeba tego nadesza. Aby si za nie bka bez busoli, jak to zdarzao si najczciej, aby pozna warunki, ktre ksztatoway czowieka i uczyniy go tem, czem jest obecnie, aby dowiedzie si, czem jest czowiek na tle przyrody i czem wszystkie jestestwa oywione, musimy przypomnie sobie zasadnicze prawa natury, ktre rzdz caym wiatem, nie tylko oywionym ale i nieoywionym. Chocia w tej wycieczce oczekuje nas trud niemay i wiele zawodw, mam nadziej, e wyniesiemy z niej gar poj, niezbdnych do dalszej pracy badawczej.

VII. Materya i energia. Atom.


atwo zapragn wnie si tak wysoko, aby wiat roztoczy si przed nami, jak otwarta ksiga, ale trudniej czyta w tej ksidze. Musimy z gry pogodzi si z myl, ze otaczaj nas liczne tajemnice i e tak bdzie bez koca, bo, gdy jedne zrozumiemy, rozwizanie ich odsoni nam nowe tajemnice. Jak dla Bacona, tak dla nas i naszych nastpcw aedificium huius universi zawsze bdzie instar

labyrinthi.Mimo to, musimy uj w do kbek i zapuci si w niebezpieczny labirynt dla zgadzenia Minotaura. Oto utonlimy ju w bezmiernej przestrzeni, wrd pykw niebieskich i ziemia znika nam w ich tumanie z przed oczu. Czy wiemy, co skupio wszystkie te bryy, albo co je utrzymuje w zawieszeniu na ich drogach wiekuistych? Tak i nie. Powiadaj nam, e skupia je i utrzymuje sia przycigania. Lecz c to jest sia przycigania? Nie wiemy. Ju Newton, ktry pierwszy sformuowa prawo przycigania, wyrazi si tylko, e "ciaa zachowuj si tak, jakby si przycigay". Mia on odwag podkreli nawet to ostrone orzeczenie. Nie jestem tak niedorzecznym (non sum tam temerarius), abym przypuszcza, e ciaa mog si z odlegoci przyciga. Fizycy do dzi dnia nie zmienili tego zapatrywania, a wic o kadym ukadzie mechanicznym moemy tylko powiedzie, e ciaa zbliaj si jedno do drugiego lub oddalaj si w sposb taki to i taki, z przyczyn zupenie nam nieznanych, ale w sposb konieczny. Powiadaj nam, e wszystkie ciaa zarwno stae, pynne, jak gazowe, skadaj si z materyi, lecz c to jest materya? Tego tak samo nie wiemy, jak nie wiemy: co to jest energia. Nie zatrzymujc si nad tem pytaniem i dug history jego, zaznacz tylko, e chemia i fizyka doszy zwolna do pojcia, i wszelka materya skada si z atomw, t. j. czstek, nie dajcych si ju dzieli. Moemy jakiekolwiek ciao dzieli mechanicznie tak dugo, jak nam si uda, zawsze otrzymamy czstki jednakowe, posiadajcewszystkie cechy tej substancyi, ktr rozdrabniamy. Najmniejsza moliwie czstka wody jest zawsze czsteczk wody. Ale nie bdzie to jeszcze atom. Chemik, ktry umie rozoy wod swojemi sposobami, powiada nam, e najmniejsza czstka wody skada si z dwu atomw wodoru i jednego atomu tlenu. Moemy wic wod, a porednio take najmniejsz czstk wody, rozoy na jej skadniki czyli na atomy. Tylko (skadnikw wody tj.) atomw wodoru i tlenu nie moemy ju rozoy na ich skadniki adnemi dostpnemi nam rodkami. Dlatego wodr i tlen nazywamy pierwiastkami, a najmniejsze ich czstki atomami. Atomw znamy kilkadziesit rodzajw tj. tyle, ile odrniamy pierwiastkw. S to ju twory zrnicowane w porwnaniu do idealnej, lecz nieznanej nam pra-materyi, z ktrej si niewtpliwie skadaj. Kady rodzaj atomu posiada swoje waciwoci niezmienne, swoj wag niezmienn i swoj budow, t. j. waciwy sobie ukad czstek skadowych. Kady rodzaj atomw posiada rwnie swj wasny i cile okrelony "charakter" chemiczny, t. j. swoje "powinowactwo". Z jednemi rodzajami atomw wchodzi on w zwizki, z innemi nie wchodzi, a trwao tych zwizkw bywa rozmaita; zalena od tajemniczego jeszcze dla nas na wielu punktach "powinowactwa", czyli charakteru. W granicach tego powinowactwa atomy mog si wiza z innemi w zwizki bardzo rozmaitej obszernoci, zaczynajc od najmniej skomplikowanych, gdzie dwa tylko pierwiastki wchodz w poczenie, a do takich, gdzie kilka ich czy si ze sob w rozmaitym stosunku liczbowym swych atomw w

jedn czstk (moleku) ciaa zoonego. Nieraz bardzo wielka ilo atomw skada si na tak czstk "zoon". Moemy sztucznie czy atomy w zwizki chemiczne, moemy te zwizki rozkada, ale nigdy si jeszcze nie udao z rozkadu cia zoonych otrzyma czego prostszego od atomw, t. j. od pierwiastkw. Nigdy si rwnie nie udao rozoy pierwiastku czyli atomw jego na co prostszego, z czego one prawdopodobnie skadaj si. O istocie atomw nie mielimy dugo realnego pojcia, oprcz rozmaitych przypuszcze. Lecz przychodz badacze ostatniego dziesiciolecia i dowodz nam (dawniej miano tylko wyrozumowane przeczucie tego), e atom nie jest, cile biorc, atomem, tj. niedziak, lecz bardzo skomplikowanym systemem (ukadem) mechanicznym, czyli mwic wyraniej mechanizmem spontanicznym (samorodnym). Mechanizm ten skada si z licznych czstek, zostajcych w ustawicznym ruchu i oddzielonych od siebie przestrzeni. Mechanizm ten moe zajmowa przestrze raz wiksz, drugi raz mniejsz, zalenie od warunkw zewntrznych, bez naruszenia stosunku wzajemnego czstek, ktre si na skadaj. To te stosunek ten w kadym stanie ich skupienia pozostaje niezmienny. Czci skadowe mechanizmu atomowego nie s jednakowe, przeciwnie zdaj si one by bardzo rozmaite. Czem one s jednak - nie wiemy. Nawet i tego nie wiemy, czy one s matery, czy te jak niektrzy fizycy przypuszczaj, jedynie skupieniami energii. W wietle bada najnowszych materya zlewa si tak dalece z tem, co nazywamy energi, e nie umiemy ani oznaczy gdzie koczy si materya, a zaczyna energia, ani okreli tych dwch poj. Staje si nawet prawdopodobnem przypuszczenie, e materya jest tylko jedn z form energii. To, comy do niedawn a poczytywali za pewne siy, za pewne postaci energii, okazuje si czem podobnem do materyi. Tak np. twierdz dzi najwiksi fizycy, e elektryczno, (ktr przecie uwaamy za jedn z form energii) ma wogle budow atomow(atomistyczn), czyli jest czem podobnem do materyi. Tak samo promienie katodowe (zjawisko wietlne, gdy elektryczno przepywa przez bardzo rozrzedzone gazy) okazay si strumieniami jakich czstek, biegncych uporzdkowan gromad. Czstki te maj masy koo tysica razy mniejsze od masy atomu wodoru i poruszaj si z prdkociami, mao co mniejszemi od prdkoci rozchodzenia si wiata w prni. S to elektrony, a niepojta prdko ich, dowiadczalnie stwierdzona, nie da si ju objani dotychc zasowemi prawami dynamiki,ona narusza te prawa. Przed 11-tu laty Becquerel odkry promieniotwrczo materyi. Odkrycie Radu i epokowe badania nad nim, prowadzone przez p. Curie-Skodowsk, jej ma, a nastpnie przez wielu fizykw, do gruntu zburzyy dawne nasze pogldy na matery, energi, atomy i pierwiastki, i przyniosy nieobliczone jeszcze, ale niezmiernie wane nastpstwa dla nauki.

Cho dzisiaj nie rozumiemy przez to lepiej si, dziaajcych w wiecie, widzimy ju ich obecno w tych gbinach materyi i atomw, gdziemy ich obecnoci do niedawna nie przypuszczali. Promieniotwrczo okazuje si jakim samowolnym, nieustannym i nieodmiennym procesem rozpadania si pierwiastkw, t. j. ich atomw. Pierwiastki wic okazuj si ciaami zoonemi, ktre rozkadaj si na mniej zoone. Uwalniaj si mianowicie z niektrych,zwaszcza najciszych atomw ich czci skadowe. Proces ten nie jest wcale podobny do przemian chemicznych, bo siga w gb, w sam istot materyi. Stwierdzono np., e Rad wydziela (wysya) bezustannie i obficie promienie-strumienie czstek materyalnych, ale rozkadowi nie ulega cakowita masa Radu, lecz tylko cz jej bardzo drobna i niezmienna. Mianowicie w Radzie musi uledz wypromieniowaniu w cigu roku ani mniej, ani wicej, tylko 1/2000 masy radu. Tego procesu nie udao si dotychczas ani powstrzyma, ani zwolni, ani przyspieszy.Rozkad wic dokonywa si w atomie radu z powodw czysto-wewntrznych, niezalenych od wiata zewntrznego. I c si z radu wydziela? Czsteczki bardzo niejednakowe pomidzy sob zarwno pod wzgldem wielkoci, jak wasnoci. Zdoano lepiej pozna i rozrni dopiero dwie ich kategorye, ale nie ulega prawie wtpliwoci, e musi ich by znacznie wicej. Z pord tych mao lub wcale jeszcze nieznanych elementw atomu, element, zwany przez fizykw czstka jest okoo 2 razy wikszy od masy atomu wodoru i biegnie z prdkoci 10 razy mniejsz od prdkoci wiata w prni, czstka, jest tysic razy mniejsz od masy atomu wodoru, a prdko jej ruchu rwna jest prawie prdkoci wiata w prni. Czsteczka jest wanie tem, co nazwano elektronami. Jak si obecnie okazuje, elektrony nie tylko w Radzie mog by poniekd wolnemi. One, (a znaczy to, e zapewne pewna ich cz), w kadym atomie mog by albo wolne, albo zajte pewn czynnoci, np. chemiczn. Rola ich w przyrodzie jest dla nas jeszcze do ciemna, ale moe si rycho okaza niezmiernie wan. Zdaje si np., e gdy atomy jakiegokolwiek pierwiastku cz si z innemi w zwizki, elektrony bior tu czynny udzia. W zwizkach mianowicie utrcaj one w bardzo znacznym stopniu swoj swobod, jak si odznaczaj w atomach pierwiastkw, n. p. metalw. Nie chc ju rozwodzi si nad rzeczami, mniej nas w stosunku do oglnego zadania obchodzcemi i pomijam mnstwo ciekawych waciwoci atomw. W potrzebie wrcimy do niektrych. Tymczasem, zbierajc, co byo powied ziane, zaznaczam, e atom, do niedawna poczytywany za bezwadna cegiek materyi, na ktr miaa dziaa energia z zewntrz, okazuje si czem zgoa innem, mianowicie czembardzo zoonem i wprost powiedzmy dzi niezrozumiaem, w czem tkwi niezmierny zasb energii ukrytej, bo zwizanej wzajemnie neutralizujcemi si "siami", czyli dziaaniami. Siy te atomu znajduj si w staej rwnowadze, tak, e w stanie ich statycznym nic nie zdradza ich na zewntrz. Monaby sobie w gruby sposb uzmysowi atom, jako mechanizm zegarkowy, ktry jest w ruchu wiecznym. Mog by jednak warunki, ktre wytrcaj z rwnowagi w mechanizm, a wtedy pewne skadniki atomu wydzielaj si z niego, a waciwie wyrywaj si,

albo odrywaj z si wybuchow, wytwarzajc ciepo, wiato, elektryczno, jonizujc powietrze i t. d. Nastpuje wtedy czciowy i powolny rozkad atomu i rozkad ten moemy obserwowa, cho na przebieg jego nie moemy wcale wpywa. Pogbia si tu znakomicie nasza znajomo przyrody, cho jeszcze nie rozumienie przyrody. Atom by dla naszej wyobrani czem w rodzaju najdrobniejszej bryki materyalnej, sztywnej i bezwadnej, nie dajcej si ju rozupa. Dzi przedstawia si nam, jako bardzo skomplikowany i zamknity w sobie system mechaniczny czsteczek rnej wielkoci i rnych wasnoci, poruszajcych si z ronemi i bardzo wielkiemi prdkociami, w porzdku prawie nam nieznanym. Gdybymy mogli przenikn myl pomidzy atomy jednakowe, mieszczce si w jednym ebku pilki stalowej, albo pomidzy czsteczki gazu rwnej jemu objtoci, ujrzelibymy widowisko, podobne nieco do tego, jakie nam si odsania, gdy patrzymy w noc ciemn na niebo, usiane gwiazdami. Obraz nasz byby jednak bardziej oywiony i urozmaicony. Bryka metalu jest nieprzeliczonym tumanem jednakowych mechanizmwatomw, zawieszonych w przestrzeni. Ruchy, ktre ich czsteczki wykonywuj, zjawiska, ktre wrd nich zachodz, stosunki, jakie cz te systemy, zarwno ssiadujce z sob, jak te najodleglejsze, "ciaka", ktre przebiegaj od systemu do systemu, niby kule, albo komety, z prdkoci wiksz do ich szybkoci, bo dochodzc do szybkoci byskawicy - wszystko to skada si na obraz bardziej urozmaicony od obrazu nieba, bo peen ruchu, ktrego wzrok nasz efemerydy nie dostrzega na niebie. A przecie w tym obrazie mielibymy dopiero do czynienia z atomami ciaa prostego (pierwiastku) i z atomami w spoczynku, t. j. z najprostszemi mechanizmami, pozostajcemi w rwnowadze. W takim stanie trwa olbrzymia wikszo atomw wiata, i co jest najbardziej zastanawiajce, e jednako si one przedstawiaj i jednako funkcyonuj na ziemi, socu i na Syryuszu, a zapewne i w najodleglejszych mgawicach, zoonych z rojw soc, planet i ksiycw. Wszelako na powierzchni wielu cia niebieskich, ktrych materya ulega znacznemu skoncentrowaniu a midzy niemi na ziemi rnoimienne mechanizmy atomowe wchodz w zwizki zawilsze. Najprostsze mechanizmy (ukady mechaniczne), zwane atomami cz si w systemy nieraz bardzo obszerne i skomplikowane, ruch te czsteczek skadowych takich mechanizmw zoonych jest o wiele bardziej urozmaicony i zawilszy, a rwnowaga, o ktrej wspomniaem, bywa bardzo czsto i bardzo rozmaicie w nich naruszana. Zamykajc tych kilka szkicowych uwag o atomie, nie od rzeczy bdzie streci si w okreleniu, e atomy s to indywidua, zoone w sposb niepojcie dla nas trway i dla kadego rodzaju (= pierwiastku) cile jednakowy. Wszystkie jednakowe atomy maj cile jednakowy charakter i pod dziaaniem jednakowej przyczyny dziaaj (funkcyonuj) jednakowo na kadem miejscu i w kadem czasie, choby byy oddalone od siebie milionami mil przestrzeni i milionami lal czasu. Na tem niepojtem dla nas w jego przyczynach jaknajcilej niezmiennie jednakowem funkcyonowaniu atomw jednakowych polega caa statyka, jak rwnie dynamika wiata. Gdyby cho na chwile; mogo by inaczej,

wiat cay zamieniby si w okamgnieniu w najzupeniejszy chaos. Cay porzdek wiata do gruntu i niepowrotnie zostaby zrujnowany. Dlatego wanie wnosimy, e wiatem rzdz odwiecznie jednakowe i niezmienne prawa, bo inaczej byby on chaosem.

VIII. Mechanizm zoony. Zwizek atomw.


Wodr, tlen, azot, elazo, zoto s ciaami prostemi, atomy za ich mechanizmami prostemi. Takie jednak atomy w wolnym stanie nie istniej. Nawet jednakowe atomy s z sob poczone w czsteczk (moleku) chemiczn, t. j. w mechanizm zoony. C to jest najmniejsza czstka wody? Jest to zwizek dwch rodzajw mechanizmw prostych, w jeden zoony. Aby taki mechanizm zoony powsta, trzeba, aby mechanizm zoony tlenu (czstka) rozpad si momentalnie na mechanizmy proste tlenu, mechanizm zoony wodoru musi si rozpa na mechanizmy proste wodoru, a wtedy dopiero wolne mechanizmy proste: tlenu i wodoru, ukadaj sinatychmiast w zwizek i daj nowy mechanizm zoony, zwany przez nas czsteczk wody. Najmniejsza czstka wody, czyli jeden mechanizm (zoony) wody jest poczeniem 2-ch mechanizmw prostych wodoru z l-m mechanizmem tlenu. Mechanizm taki jest ju zgoa niepodobny do mechanizmw, z ktrych powsta. Jest to co cakiem nowego, w czem zatary si wasnoci skadnikw, a wystpiy zgoa inne wasnoci caoci. Czsteczka wody jest te specyalnym mechanizmem o wasnym charakterze chemicznym i fizycznym, jest caoci zupenie odmienn od wszelkich innych. Od stosunku liczbowego mechanizmw prostych, choby jednakowych, wzgldem siebie, zale wasnoci fizyczne i chemiczne mechanizmu zoonego, ktry z nich powstaje. Objani to przykad. Jeeli jeden mechanizm prosty, zwany atomem azotu, poczy si z jednym mechanizmem prostym, ktry nazywamy atomem tlenu, wtedy powstaje z obu mechanizm zoony, zwany czsteczk tlenku azotu.
N-O

Jeeli wszake jeden mechanizm azotu poczy si z dwoma mechanizmami tlenu, powstaje cakiem odmienny od tamtego mechanizm zoony, mianowicie czstka dwutlenku azotu.
/O N | \O

W nim wasnoci wszystkich trzech mechanizmw znikaj, powstaje mechanizm, obdarzony zgoa nowemi wasnociami. Wzr, ktrymy narysowali, nie daje o tem wszystkiem wyobraenia. On ukazuje nam tylko trzy mechanizmy obok siebie, gdy naprawd one zjednoczyy si ju w jeden doskonay. Odwrmy teraz proporcy azotu i tlenu. Wtedy dwa mechanizmy azotu, czc si z jednym tlenu, daj jeszcze inny mechanizm zoony, o wasnociach

nowych, niepodobnych do tamtych. Mamy tu bezwodnik podazotawy, gaz trujcy, zwany podtlenkiem azotu.
N\ | O N/ /O N |\ |\O\\ | O |/O// N |/ \O

Dwa mechanizmy azotu, czc si z picioma tlenu w jedn czstk, daj jeden mechanizm zoony, t. j. czstk bezbarwnego ciaa krystalicznego, zwan piciotlenkiem azotu (bezwodnikiem azotowym). Jest to w pewnych warunkach bardzo niestay mechanizm. Po wystawieniu na promienie soneczne rozkada si on gwatownie (wybucha), dzielc si na dwa osobne mechanizmy zoone (NO2) i uwalniajc z siebie jeden mechanizm prosty tlenu (O), rozpada si na:
/O N | \O O /O N | \O

W tych przykadach mielimy do czynienia ze zwizkami dwch tylko pierwiastkw. Mona sobie wystawi zawio zwizkw, skadajcych si z kilku pierwiastkw w rwnie rozmaitych stosunkach liczbowych ich atomw. Jakie to skomplikowane musz by systemy i jak doskonae, a rne od siebie, skoro najdrobniejsza zmiana w ich skadzie, np. ubytek jednego tylko atomu, albo przybycie innego zmienia nieraz zupenie wasnoci fizyczne i mechaniczne caego systemu. Do wspomnie o niezmiernie zoonych systemach, w ktrych skad wchodz tylko trzy, a czasami cztery gatunki mechanizmw prostych, zwane atomami: wgla, wodoru, azotu i tlenu. Jest ich wielka mnogo. Systemy te, zwane alkaloidami, pomimo jakociowo jednakowego skadu, rni si, dziki swej odmiennej budowie, tak bardzo midzy sob, e np. na organizm ludzki oddziaywaj nieraz biegunowo odmiennie, a zawsze niezmiernie energicznie. Tak np. Morfina ma skad C17H19NO3 Atropina C17H23NO3 Caa rnica polega tylko na 4 atomach wodoru wicej w atropinie, a przecie wasnoci obu tak dalece s przeciwne sobie, cho zarwno trujce, e jedno ciao uywa si jako najskuteczniejsza odtrutka przeciw drugiemu. Cakiem innemi wasnociami obdarzona Piperyna ma skad chemiczny C17Hl9NO3cile podobny do Morfiny, a bardzo podobny do Colchicyny C17H19NO5, bo rny tylko o 2 atomy tlenu, a przecie s to zupenie rne ciaa.

Ale te i podobiestwa mechaniczne s tu tylko pozorne; uwaamy te mechanizmy za podobne dlatego, e nie mamy monoci rozpozna ich dokadnie i mamy tylko sabe wyobraenie o ich zoonoci. O wszystkiem stanowi, jak si okazuje, budowa czstki, czyli budowa systemu mechanicznego, bardzo zoonego, a ta we wszystkich alkaloidach jest bardzo zawia i odmienna. O zoonoci tych zwizkw sabe wyobraenie moe da przypuszczalny i tylko przybliony do prawdy wzr, jakim posuguj si chemicy do oddania stosunku wzajemnego czci skadowych systemu (t. j. czstki) Koffeiny C8H10N4O2. Wzr ten tak mao nas poucza o prawdziwym ukadzie atomw w podobnej czstce, e naprawd, nie daje nam adnego o nim wyobraenia. Lecz po co siga tak daleko. My o daleko prostszych ukadach nie mamy adnego pojcia. Podniemy z ziemi ziarnko piasku, t. j. okruszyn kwarcu, zwanego u chemikw dwutlenkiem krzemu (SiO2). Jeli ziarnko to jest czystym kwarcem bez przymieszek tlenkw elaza, manganu, glinu, magnezu, niklu, tytanu i t. p., ktre bardzo czsto w sobie zawiera, to mamy w nim niezmierzony tum bliniaczo podobnych do siebie mechanizmw zoonych, z ktrych kady skada si tylko z trzech mechanizmw prostych: z mechanizmu, zwanego atomem krzemu i z dwch mechanizmw, zwanych atomami tlenu. Jak jednak skomplikowany musi by ten mechanizm (dziki nieznanym nam stosunkom, jakie panuj w kadym atomie), o tem wiadczy mnogo odmian postaci krystalicznych, jakie to samo ciao przybiera, nie przestajc by zawsze tylko dwutlenkiem krzemu. Rozpatrujemy tu wszdzie systemy, pozostajce w rwnowadze wewntrznej. Ruchy, jakie si w ich wntrzu dokonywaj, cho s ywe, to jednak, poniewa ograniczone w kole systemu, przeto praktycznie rwnoznaczne dla nas ze spokojem. Kada taka czstka jest sobie bardzo skomplikowanym zegarkiem, a raczej systemem zegarkw i basta. Chodz one spokojnie i s cigle temi samemi zegarkami. Niech jednak kruszynka jakiegobd ciaa, to jest nagromadzenie jednakowych systemw zegarkw zostanie wytrcona z rwnowagi przez bodce zewntrzne i zmuszona do rozkadu zoonych jej systemw i ukadu ich w inny porzdek. C tu powstanie za rewolucya! Wszystkie prawie elementy kadego zoonego mechanizmu ugrupuj si byskawicznie niemal w cakiem inny porzdek, rwnie precyzyjny, jakim by poprzedni. Co wicej, one zmienia bd tylekro i w taki sposb swe mechanizmy, t. j. ugrupowanie ich czci skadowych, ilekro warunki, wywoujce zmiany, dadz do tego bodziec. aden jednak mechanizm prosty (atom) w tych zawieruchach chemicznych nie zmieni swego ukadu wewntrznego, nie rozpadnie si, chyba e, jak dla radu, przyjdzie dla tajemniczy okres staroci. Wtedy dopiero zacznie atom wyrzuca z siebie pewne czstki skadowe, w pewnym cile okrelonym porzdku i zamienia si bdzie zwolna na jakie czci skadowe prostsze, z ktrych cay wiat jest zbudowany. Czstki te jednak, jakie si z niego uwalniaj, musz si gdzie podziewa. One maj biegi tak zawrotnie szybkie! Wpadaj rojami midzy inne systemy i tam, uderzajc si o ich czstki, wywouj najrniejsze perturbacye, dopki si gdzie nie zatrzymaj, wcignite, niby komety, do innych systemw. Oto wiat atomw!

Nie tak on jednostajny, jakim si wydawa. wiat atomw za, to wszechwiat. Na caym swym nieskoczonym obszarze zoony jest on z nieskoczonej iloci drobnych mechanizmw atomowych oraz molekularnych, zawsze gotowych do przedzierzgnicia si w inne, cho czsto przez miliony lat trwajcych bez zmiany.

IX. Co wicej, jak mechanizm, a mniej ni organizm. Biogeny ycie - zard - komrka wolna.
Powrmy teraz z wszechwiata na ziemi i to na jej powierzchni. O ile pod jej powierzchni panuje dua rwnowaga tj. wzgldny spokj wrd mao znanego nam nagromadzenia mechanizmw prostych i zoonych, o tyle na samej powierzchni ruch jest nieustanny. Przewroty mechaniczne mieszaj i zbliaj ze sob najrozmaitsze ciaa i zmuszaj ich czsteczki do wzajemnego na siebie oddziaywania chemicznego w granicach waciwego kadej "powinowactwa", cile zalenego od jej budowy mechanicznej. Skutkiem tego powstaj coraz to nowe i dawniej w przyrodzie nieznane zwizki, czasem w duej iloci, czasem w bardzo nieznacznej masie oglnej, zalenie od iloci materyau. Wprawdzie na powierzchni skorupy ziemskiej gwnie tylko kilkanacie pierwiastkw (mechanizmw prostych) bierze udzia w tem coraz wikszem komplikowaniu si materyi, bo ich tu wicej nie ma w dostatecznej iloci, ale mnogo kombinacyi (mechanizmw zoonych), w jakie si one ukadaj (zaczynajc od najprostszych, a koczc na najbardziej skomplikowanych), jest wprost zadziwiajca. Z zawiych powstaj jeszcze zawilsze, cho coraz mniej trwae, i nie widzimy granic, gdzieby si koczya mono tworzenia si jeszcze nowych. Tworzeniu si coraz zawilszych zwizkw, sprzyja na globie ziemskim woda. Gdzieindziej moe jest inaczej. Tutaj staa si ona potnym czynnikiem, rozdzielajcym agglomeraty i zbliajcym do siebie mechanizmy niepodobne. Woda przez dugi czas oblewaa ca powierzchni ziemi, a miaa temperatur wysz ni obecnie i prdy w niej przepyway stokro potniejsze, ni obecnie. Pord jej czstek utrzymyway si w zawieszeniu i rozproszeniu najrozmaitsze ciaa proste i zoone i nieustannie byy one przez prdy zbliane do siebie oraz oddalone. T drog niektre, zbliajc si do siebie, czyy si w nowe mechanizmy mniej lub wicej zoone, (w ciaa chemiczne), te za wstpoway w jeszcze inne zwizki i tak, po niezliczonych kombinacyach, na ktre czasu nie brakowao, zjawiy si w bardzo moe odlegej epoce geologicznej zwizki bardzo skomplikowanie i atwo rozpadajce si na inne, mniej lub wicej skomplikowane i nietrwae, stosownie do nietrwaoci warunkw ich bytu. Co si utworzyo w jednej temperaturze i pod danem cinieniem, rozkadao si w zmienionych choby cokolwiek tylko warunkach. Wszystkich warunkw, ktre panoway w oceanie gorcym, nie moemy ju sobie wyobrazi, ani odtworzy i dlatego niektrych, a moe nawet bardzo wielu zjawisk chemicznych z bardzo odlegych czasw geologicznych nie znamy, a zwaszcza zjawisk, ktre zachodziy wrd zwizkw bardzo nietrwaych. Byy wrd nich niewtpliwie niezmiernie zoone. Pojcie o

nich mog nam da tak zwane ciaa proteinowe. S to bardzo skomplikowane mechanizmy, zoone z wielkiej iloci atomw wgla, wodoru, tlenu i azotu oraz bardzo maej iloci atomw siarki. Ukad wewntrzny tych mechanizmw jest nam bliej nieznany, ale jest on tak wty, e lada drobna zmiana w otoczeniu rozrywa je, przeobraajc w inne ukady. Kilka atomw czego ubywa, par przybywa albo i bez tego - ukad tylko wzajemny atomw si zmienia i ju ciao staje si cakiem czem innem. W nagromadzeniu niepodobnych do siebie ukadw jedne ukady oddaway drugim swe czci skadowe i tak ruch chemiczny i ywa wymiana materyi trway w tych agglomeratach bezustannie. Na podou podobnie skomplikowanych mechanizmw, o ktrych zawiym skadzie daje pojcie formua biaka (C72H112N18SO22), w nieznanych nam zgoa warunkach zoyo si w rodowisku wodnem wiele mechanizmw, ktre pniej utraciy warunki tworzenia si, a zoy si jeden rny od wszystkich innych. Mg on ustawicznie przybiera ze swego rodowiska pewne mechanizmy, mniej ni on skomplikowane, wciela je w siebie, tj. przeksztaca i rwnoczenie wydziela inne, szkodliwe dla utrzymania rwnowagi dynamicznej. Mechanizm taki sta si waciwie miejscem niezmiernie oywionego przepywu mechanizmw prostych i zoonych, ale rakiem, e wchodzio co innego, a wydzielao si znowu co innego. Sta si on jak gdyby wci tworzcym si i wci rozkadajcym si mechanizmem, zostajcym w zalenoci od warunkw zewntrznych i od mechanizmw podobnych i niepodobnych, otaczajcych je. Z ostatnich kompleks taki przyjmowa nieustannie tylko potrzebne mu mechanizmy i oddawa nowo wytworzone. Krtko mwic, powstaa z martwego biaka drobina biaka ywego (biogena), a z niem nowe na ziemi zjawisko ycia. Stajemy tu wobec faktu tak doniosego, a zarazem ciemnego, e wydaje si zuchwalstwem ch tracenia choby chwili jednej na usiowanie zrozumienia go. W istocie pojawienie si biogeny czyli najprostszego elementu ycia jest dla nas jeszcze zupen tajemnic. Nie mamy pojcia w jakich warunkach biogeny powstay, kiedy powstay, czem s, ale wiemy, e s. Nie wiemy w jakich warunkach zaczy si skupia, a potem w skupieniu rnicowa, ale wiemy, e musiay si rnicowa i czy w jakie caostki, zwizki, bo wanie zard (protoplasma), czyli pierwsza naga komrka (cellula nuda) jest ju ustrojem, zoonym z ogromnej iloci biogen, bardzo zrnicowanych. Stoimy tu wobec tajemnicy, ale nie jest ona jedyn w naszej wiedzy. Tajemnic jest przecie nawet atom i najprostsza sia przycigania, ktra skupia atom, a atomy w ciaa nieorganiczne. Widzielimy, jak przezornie zachowuj si Newton i fizycy wobec siy przycigania. Nie pozostaje nam nie lepszego, jak pj w ich lady i, rezygnujc ze zgbienia tajemnicy ycia, wyrazi si, e: czstka materyi ywej (biogena) powstaa z czstek materyi martwej z przyczyn nam nieznanych i w sposb nam niewiadomy, ale w sposb konieczny. To samo niestety, wypada nam powiedzie o zarodzi. Powstaa ona z biogen w sposb zupenie nam nieznany, ale konieczny. Jest to ju ukad, pomimo drobnych rozmiarw, niezmiernie zoony, obszerny i niejednolity. Skada si on z

milionw biogen bardzo zrnicowanych i zjednoczonych za porednictwem wody, ktr w sposb czysto mechaniczny biogeny na swej powierzchni s otoczone, - w zcakowany system, w osobnik. Tak zarodzi jest najprostszy stan jestestwa ywego prostego, amoeboidny. We wntrzu jego dostrzegamy ju zbitsze ciaka, zczone w jedno lub dwa jdra (nucleus), spostrzedz rwnie mona drobniuchne centrosomy o roli wanej, rozpoznajemy struktur skomplikowan i wci zmieniajc si i nieustajcy ruch, tj. przemian materyi i energii, asymilacy i dysymilacy. Mikroskopowa niby-kropelka zarodzi jest ju wraliwa na pobudki zewntrzne, wykonywa ruchy, jest miejscozmienna i odywia si,rozkadajc czciowo ywno, ktr opywa swoim ciaem, a po przyswojeniu sobie pewnych jej czci, odpywa od niej. Ona ronie przez wciganie nowych czstek midzy dawniejsze. Zard, czyli komrka (cellula) jest poniekd utworem niemiertelnym. Ona ronie i nie umiera. Niemiertelno jej zawarunkowana jest dwoma zjawiskami. Pierwsze polega na tem, e jako system ograniczony i scakowany nie moe rosn bezustannie, tj. powiksza si ponad waciw mu miar. Przychodzi kres, e, aby dalej rosn, musi podzieli si na dwie poowy lub na kilka czci. Wtedy kada cz staje si osobnym systemem i moe znowu rosnc do kresu, w ktrym musi nastpi nowy podzia - i tak dalej. Nastpuje tu ustawiczne wchanianie materyi z zewntrz i przetwarzanie czci tej materyi na swe ciao z wydzieleniem reszty, pozostaej z rozkadu ywnoci. W tym sposobie do caych pokole komrek nic ywego z zewntrz nie wchodzi. Takie mnoenie si komrek trwa dugo, ale nie bezustannie. Nowsze badania dowiody, e po pewnym szeregu dziele si, ostatnie komrki powstae z podziau, musz odnowi sabnc w nich zdolno yciow, zdolno ronicia i dzielenia si. Nastpuje akt doniosy, zwany przez biologw amphimixis. Polega on na tem, e dwie komrki wolne i jednakowe zbliaj si do siebie bokami, cz si, czyli zrastaj w jedn cao, a potem rozdzielaj si. Dokonywa si tu poczenie dwu jder obu komrek w jedno, a pniej rozpadnicie si tego jednego na dwa, jak byo poprzednio i oddzielenie si obu komrek od siebie. Ale te dwa rozczone organizmy jednokomrkowe nie s ju tem, czem byy przed zroniciem si. Poowa jdra pierwszej komrki zostaa w drugiej, poowa za tamtej zostaa w pierwszej. Obie przestay by cakiem sob. I jedna i druga przyjy waciwoci obcej komrki i stay si w poowie sob, w poowie nie sob.Tak skojarzone komrki zaczynaj znowu samodzielnie rosn i rozpada si przez czas do dugi, pki nie nastpi dla ktrego z dalszych pokole komrek dzielcych si, potrzeba nowego skojarzenia, amphimixis. Bez tego aktu produkty prostego dzielenia si sabyby, a do utracenia zdolnoci dzielenia si. mier przeciaby ywot pokole, powstajcych przez sam podzia. Widzimy z tego tajemniczego aktu, e ycie za warunkowane jest nieustajc cyklicznoci bytu. U jestestw jednokomrkowych cyklem jest okres midzy jednym a drugim aktem amphimixis.

Dziki tym dwu waciwociom zwizku biogen czyli komrki, ycie, ktre raz pojawio si na ziemi, nie zniko ju. Kada komrka, ktra dzi istnieje, jest dalszym cigiem komrek, ktre pojawiy si przed milionami lat w morzu, ale skojarzonym wielokrotnie z treci innych komrek. Zostaje ona w w ielokrotnem pokrewiestwie z innemi komrkami. Dugo, bardzo dugo komrki yy i mnoyy si wycznie jako osobniki wolne. Byy te one jednakowe przez czas jaki. Lecz w rozmaitych warunkach zewntrznych zaczy ulega zmianom rozbienym. Niektre okryy si bonk, tj. zgszczon matery ich ciaa, u innych bonka pokrywa si wydzielinami mineralnemi, czyli skorupk, podziurawion ot workami, przez ktre mog wysuwa si odnki ciaa komrki w poszukiwaniu pokarmu. Rd komrek przybra bardzo rozmaite postaci i dotrwa do dzi w morzach, w wodach sodkich i na ldzie. Zoologowie nazywaj je rodem Pierwotniakw (Protozoa). Nale do nich Wymoczki (Infusoria), Korzenionki (Rhizopoda) i inne bardzo liczne jednokomrkowce. Ich wielka rozmaito jest wynikiem procesu, ktry w gruby, ale dosadny sposb stanie si zrozumiay na nastpujcym przykadzie. Niech najbieglejszy artysta wymaluje krajobraz realny, a potem, nie patrzc ju wcale na orygina, niech zrobi z obrazu wiern kopi, z tej drug, z drugiej trzeci, setn i t. d., wtedy okae si, e choby kad kopi odrabia najsumienniej, obrazy dalsze bd si coraz bardziej oddala od obrazu pierwszego. A teraz niech po mierci malarza inny prowadzi dalej jego dzieo, zawsze z te ni zastrzeeniem, e kopiuje wiernie obraz ostatni i nie zna wcale oryginau, tj. nie ma idei narzuconej. Po tysicu kopii zacznie si szereg obrazw zgoa do adnego krajobrazu nie podobnych, a pniej bd to obrazy cakiem fantastyczne i coraz inne. Czy to bd wytwory fantazyi lub zamiaru artysty? Nie, - to bdzie tylko wynik sumowania si nieuniknionych zmian (rnic)niezmiernie drobnych. W kadym obrazie, skutkiem niejednakowych warunkw zewntrznych (bd drobny, chwilowa nieuwaga, niedobranie barwy jakiej i t. d.) tylko co ubyo i co przybyo. Teraz wyobramy sobie, e obrazy same si dwukrotnie kopiuj z rwnem prawdopodobiestwem bardzo drobnych niecisoci. Wtedy z jednego oryginau otrzymamy dwie kopie, z tych cztery, z czterech om, z omiu szesnacie i t. d. Kada serya bdzie si nieco rnia od poprzedniej, wszystkie za kopie w tej samej seryi bd si coraz bardziej rni midzy sob, kada bowiem odchyla si inaczejod pierwotnego oryginau. Odchylenia bd szy coraz rozbieniej i w seryi ostatniej, zoonej np. ze 100.000 obrazw, otrzymamy 100.000 obrazw cakiem rnych midzy sob, chocia pocztek wszystkim da obraz jeden. wiat istot jednokomrkowych jest wanie zbiorem takich kopii i std pochodzi jego wielka rozmaito. Ale naley tu uwzgldni jeszcze jeden wany czynnik zmieniajcy, a jednoczenie upodabniajcy, tj. ograniczajcy zmienno. Wiemy, e odczasu do czasu zachodzi amphimixis. Kada nowa serya komrek nie jest wtedy kopi jednego osobnika, ktry przela we swe ycie i sw form, lecz

musi by przecitn kopi dwch. Ona rozwija si z komrki, ktra, jak wiemy, powstaa ze zlania si dwch komrek, pochodzcych z dwch oddzielnych seryi podobnych do siebie. Lecz te serye, pomimo podobiestw zasadniczych, posiaday take rnice i to liczne. Kada przeto komrka jest w czci dalszym cigiem jednej, w czci drugiej seryi. Rozbieno zmian, jakaby tu moga zachodzi, zostaje bardzo ograniczona, kierunek rozwoju (przemian) jest bardziej ustalony, nieli byby wtedy, gdyby komrki nie potrzeboway si kojarzy ze sob od czasu do czasu.

X. Zwizek komrek. Organizm.


Komrka jest tylko ogniwem acucha komrek, odnawiajcego si wci przez dzielenie si na dwie, a od czasu do czasu przez amphimixis. mier naturalna nie przerywa tego acucha, bo tu niema trupa. Dwie crki powstaj z matki; inaczej mwic, matka przeksztacia si w dwie crki bez reszty. Wprawdzie liczne komrki gin ustawicznie w rny sposb, ale gin w sposb gwatowny. Urywaj si przez mier nienaturaln, z zewntrz zadan, tylko niektre gazki acucha, ktry trwa dalej i rozgazia si coraz bardziej. Mamy tu nieustajce trwania ycia w oglnoci i nieustajce trwanie komrek w szczeglnoci (odnawianie si przez podzia). Pierwsza niemiertelno jest trwaoci ycia, druga trwaoci formy ycia. Popatrzmy na pezaka (ameba). Jest to najprostsza niemal forma ycia. Powstaa ona przed milionami lal, a przecie dotrwaa prawie bez zmiany a do naszych czasw. Dlaczego w niej niewiele si zmienio? Dlatego, e forma ycia, dopki warunki zewntrzne trwaj, jest trwa i niezmienn. Pezak (Amoeba) pozostawa cigle w jednakowych warunkach, a do naszych czasw. Ale warunki zewntrzne nie na wszystkich miejscach ziemi bywaj jednakowe, a prcz tego w jednem i tem samem miejscu ulegaj drobnym, ale ustawicznym zmianom. Wikszo tedy komrek znalaza si rycho w warunkach, odmiennych od warunkw pierwotnych. Otwieray si przed niemi dwie perspektywy: albo zgin, albo zmieni si stosownie do nowych warunkw. Zdolno "przystosowania si" sprawia, e tyle istnieje na ziemi najrnorodniejszych postaci komrki. Dugo komrki yy kada oddzielnie. Ale pod zmieniajcym wpywem warunkw zewntrznych zaszy w pewnej seryi komrek, takie zmiany, e crki, po rozpadniciu si matki, pozostay w cznoci; nie oderway si od siebie, a wydajc nowe crki, t. j. ulegajc nowemu podziaowi, zostay w poczeniu, przez co wytworzy si z nich luny zwizek kilkunastu lub kilkudziesiciu komrek. Serya ta, jak kada inna, nie pozbya si zaraz cechy nabytej, bo potomstwo musi by podobne do rodzicw. Wic te gdy oddzielia si od takiej grupy jedna komrka, z podziau jej wytwarzaa si nowa grupa komrek poczonych ze sob. Cecha ta okazaa si dla zczonych komrek dogodn i dlatego nie znika. Wiemy, e wszelkie zmiany, zachodzce w materyi ywej z powodw bd wewntrznych, bd zewntrznych, mog by dla osobnika i jego potomstwa dogodne luli

niedogodne. W pierwszym razie utrwalaj si, w drugim albo znikaj, albo sprowadzaj zagad dla nastpnych pokole. Skoro tu nie nastpia ani zagada, ani powrt do ywota w rozdzielnoci, cecha okazaa si korzystn. I oto zaszed tu fakt niezmiernie doniosy w nastpstwach. Powsta luny zwizek, bdcy na razie prawie tylko aggregatem komrek, pochodzcych z podziau jednej, ale z czasem zacz si ten zwizek zacienia. Zjednoczone komrki ukada si zaczy obok siebie w trzy warstwy, tworzc co w rodzaju worka. Komrki warstwy wewntrznej (entoderma) zaczy spenia cznie obowizki wsplnego narzdu trawienia, zewntrzne (ectoderma) wsplnej skry, rodkowa warstwa (mesoderma) obja inne zadania. Powsta zwizek komrek, zrnicowanych funkcyonalnie. Zwizek ten sta si jednym organizmem, oczywicie bardzo prostym. Pocztkowo kada komrka tak prostego organizmu moga po pewnym czasie oddziela si od caoci i wytwarza nie lune komrki, ale nowy worek, podobny do tego, od ktrego si odczya. Z biegiem jednak czasu, pod wpywem rnych warunkw zewntrznych, budowa workw ulegaa modyfikacyom. Nie upraszczaa si jednak, bo to byo niemoebne dla komrek, ktre raz weszy na drog rozwoju specyaln, lecz odwrotnie komplikowaa si, skutkiem czego rnice midzy komrkami, zwizanemi z sob, rnice morfologiczne i funkcyonalne zwikszay si. ywot takich kompleksw upywajcy w rnych rodowiskach sprawi, e worki, pierwotnie bardzo midzy sob podobne, zmieniay si w coraz rozbieniejszych kierunkach. Jedne zostay bryowate, inne stay si wysmuke, a nawet rozgazione w rny sposb. Ilo komrek, skadajcych worek, nieustannie wzrastaa, w miar coraz lepszej ich organizacyi. Tak powstao mnstwo gatunkw zwierzt jamochonnych (Coelenterata), jak Korale (Coralla), Meduzy (Acalephae) i ebropawy (Ctenophora). Nie miejsce tu na duszy wykad zoologiczny, zreszt jest on niepotrzebny. Potrcam o rzeczy konieczne, aby w rozmaitoci wiata uchwyci ni, czc t rozmaito, nie w acuch, bo to zamao, lecz w pil zjawisk pokrewnych. Wic te przejd odrazu do zaznaczenia wanego zjawiska, jakie powstao wskutek tworzenia si zwizkw. Pierwotnie, jak ju wspomniaem, kada komrka zwizkowa moga si oddzieli i wyda nowy zwizek, ale rycho zasza specyalizacya. Komrki worka (organizmu) tak bardzo si zrnicoway, e ogromna ich wikszo ju utracia wasnoci komrki normalnej. Utraciy one zdolno do egzystencyi poza zwizkiem, a nadto, utraciy zdolno, ktr dawniej posiaday, mnoenia si po oddzieleniu si od organizmu, w ukad taki, z jakiego wyszy, t. j. z jakiego same pochodz. Wasnoci te zachowuje odtd w organizmie tylko pewna, ograniczona ilo komrek. Biologowie zw je rozrodczemi. Komrka rozrodcza musi wej w zwizek (zrosn si) z rozrodcz komrk drugiego organizmu podobnego, poczem dopiero z tak zczonej komrki wsplnej, drog dzielenia si jej na wzr jednokomrkowcw (na 2, 4, 8, 16, 32 i t. d.), albo przez pczkowanie, powstaje nowy organizm, podobny ostatecznie do dwch macierzystych.

Odtd wszystkie organizmy, nawet najwiksze i najbardziej skomplikowane, powstaj z komrki rozrodczej, t. j. rosn przez dzielenie si specyalnej komrki skojarzonej z inn obc, rozrodcz, po pewnym za czasie, gdy utworzy si z nich rodzaj worka (zarodek), komrki tego zarodka dziel si ju na specyalne komrki somatyczne; wytwarza si z nich cae ciao zwierzcia zoone z samych wyspecyalizowanych komrek i cay ten kompleks dochodzi do dojrzaoci. Wtedy wszystko, co jest niemiertelnego i istotnego (forma), koncentruje si w drobniuchnych czstkach ogromnego ukadu, w komrkach rozrodczych, ktre szukaj sposobnoci wydostania si z ukadu i poczenia si z inn komrk rozrodcz innego organizmu. Skoro to nastpio, poczone komrki mno si znowu przez dzielenie i buduj taki sam organizm, jakim by ten, z ktrego wyszy. Ten proces koowy powtarza si nieustannie, pki oglne warunki ycia trwaj. Cykl ycia organizmu zaczyna si zawsze komrk rozrodcz i koczy wydaniem komrek rozrodczych. Co nie jest komrk rozrodcz, to po pewnym czasie traci zdolno do odnawiania si przez dzielenie si, traci zdolno przeksztacania ma tery i martwej na matery yw, i umiera. Wanie kady cay organizm czeka ten los; zuywa si on, starzeje si i w kocu rozkada na zwizki chemiczne prostsze, z ktrych zosta zbudowany i z ktrych cigle si odnawia. Pomimo to jednak mona rzec, e nawet organizm, jako plan, jako forma bytu jest niemiertelny, a nawet wicej ni niemiertelny. C bowiem z tego, e jeden kompleks komrek wyspecyalizowanych umiera, skoro w cudownie skomplikowanej komrce rozrodczej ukry on pierwej ca swoj istot i z niej, po zczeniu si z drug, pokrewn komrk, rozwinie si znowu prawie taki sam, jakim by. ycie osobnika jest tylko epizodem ycia typu. Co ciekawsze, jest ono jakby skrconym i uproszczonym obrazem rozwoju caego szeregu pokole, ktrych jest jednem ogniwem; rozwj bowiem osobnika, jak to sformuowa Haeckel w swem prawie biogenetycznem, jest rwnobieny z rozwojem "gatunku". mier nie przerywa acucha wciele typu, chyba tylko w razie bezpotomnoci osobnika, lub w razie zniszczenia kolejno wszystkich jego komrek rozrodczych. Ale i wtedy urywaj si tylko boczne gazki acucha, ktrego osobnik taki jest jednem ogniwem. Sam acuch, jako bardzo rozgaziony, trwa dalej. Popatrzmy na lisitko mode, ktre powstao z dwu poczonych komrek swoich rodzicw. Ma ono w sobie utajon ca, niezmiernie skomplikowan i wyspecyalizowan natur lisa. Z kadym tygodniem odsania ono lepiej sw natur lisi i staje si takim samym lisem, jakim byli jego rodzice i przodkowie blisi. Popatrzmy na niemowl z nad Wisy. Wyrasta ono na kopi nie tylko swych rodzicw, ale zarazem na kopi bardzo odlegych przodkw. Moe ono sta si czowiekiem, bardzo podobnym do Greka, ktrego posta przekaza nam rzebiarz staroytny, albo do Egipcyanina, ktrego rysy twarzy zachowaa nam mumia. Musimy tu podziwia nie tylko niemiertelno ycia, ale i rac trwao formy, czyli ywego systemu mechanicznego, ktry wyksztaci si w cigu niezliczonych wiekw. I wanie dlatego przez dugi czas utrzymywao si w nauce przekonanie, e kady gatunek jest niezmienny, e kady zosta oddzielnie stworzony. Ale popeniano tu bd. Ani aden lis, ani czowiek nie jest

absolutnie wiern kopi wszystkich przodkw swoich. Nigdy syn nie bywa zupenie podobny do swego ojca, a i bracia zawsze rni si midzy sob. Jake wic mona przypuszcza, aby gatunek by niezmienny? Wszak kady organizm (osobnik) ksztatuje si nie w absolutnej prni, w ktrej mgby by wolny od wpyww zewntrznych (ale dodajmy zaraz, w ktrej nie mgby powsta), lecz ksztatuje si, yje i dziaa wrd si,dziaajcych dokoa niego. On sam przecie oddziaywa bezustannie na swoje rodowisko, nie moe tedy rwnie nie odczuwa dziaania jego na siebie. Ksztatuje si on w zupenej zalenoci od otaczajcych go si wiata. Wzajemne te oddziaywanie kadego organizmu na rodowisko jego i rodowiska na organizm wnosi do kadego nastpnego ogniwa skutki tego oddziaywania. Kady osobnik wnosi do swego dziedzictwa po przodkach, t. j. do swej organizacyi wasne nabytki lub straty indywidualne i przekazuje bezwasnowolnie i bezwiednie nastpnemu ogniwu w komrkach rozrodczych prcz tego, co otrzyma po przodkach, jeszcze co indywidualnego. Tem czem bdzie jaki plus i jaki minus, co dorzuconego do pucizny i co zatraconego z niej. Kady czowiek, lis, jesiotr, jest kopi dwch oryginaw, obcionych kady innym szeregiem odchyle niezmiernie drobnych. Porwnanie, ktremy zastosowali dla objanienia zmiennoci jestestw jednokomrkowych, ma i tutaj zastosowanie i ilustruje prawd, e ogromna rozmaito jestestw organicznych nie jest wcale wynikiem jakiego celu, tkwicego w naturze, lecz tylko nastpstwem sumowania si zmian drobnych i rozbienych, ktre wywoywa ywot w zmiennem i dla kadego osobnika chociaby cokolwiek innem otoczeniu. Moe kto zapyta: dlaczego w organizmach ywych nie wytwarzaj si zmiany tak cakiem dowolne i wprost przypadkowe, jak w kopiach martwych? Odpowiem, owszem, wytwarzaj si wci i takie zmiany, tylko nie sumuj si i nie potguj na wzr fantastycznych i bezadnych kopii martwych, albowiem w ywym acuchu mier przerywa byt ogniwa, w ktrem zostay naruszone warunki ycia, w ktrym rwnowaga dynamiczna systemu zbyt daleko zostaa naruszona. W acuchu obrazw malowanych, zmianie moe podlega kada z osobna cz obrazu i kada zmiana moe si potgowa wsprzdnie z wszystkiemi innemi, bo granic ich nie reguluje ycie. Wrd organizmw jednak szereg zmian w spotgowaniu (zsumowaniu) szkodliwy dla organizmu, koczy si jego mierci przedwczesn. Przeywaj wic tylko postaci, ktrych rwnowaga dynamiczna i harmonia ze rodowiskiem nie zostay zrujnowane, przeywaj organizmy zdolne do ycia w swem rodowisku. Przeywa wybr jestestw, najlepiej w swoim rodzaju dostosowanych do warunkw zewntrznych. Tak tedy, pomimo trwaoci formy ycia, skutkiem czego organizm powinienby si odradza niezmienny, w przyrodzie niema i by nie moe dwch jestestw ywych, zupenie do siebie podobnych. Organizmy wszystkie s choby cokolwiek do siebie niepodobne dlatego, e ycie kadego upywa w nieco

odmiennych warunkach, co nie moe si nie odbi na niektrych, odpowiednich szczegach ustroju. Niech kto znajdzie wrd miliona sosen, rosncych na jednej glebie, dwie zupenie podobne do siebie we wszystkich szczegach. Wszystkim wiadomo, e to niemoliwe. Ot mamy wytumaczenie nieuniknionej zmiennoci, na ktrej opiera si teorya rozwoju jestestw organicznych, zwana dlatego teory zmiennoci. Biologowie, tumaczc j obrazowo, przedstawiaj sobie jestestwa yjce jako wynik dwu si, dziaajcych na matery organizowan: siy zachowawczej (dziedziczno) i siy przetwarzajcej (zmienno). Pierwsza zaley od czynnikw wewntrznych, druida od zewntrznych, t, j. od rodowiska. Pierwsz mona nazwa z niektrymi przyrodnikami niewiadom, pozanerwow pamici przeszoci, drug czciowem i niewiadomem zapominaniem przeszoci. Pierwsza przekazuje w komrkach rozrodczych ten cay porzdek, ktry udao si jej uratowa z przeszoci, druga wywouje wci w czasie ycia osobnika zmiany indywidualne. Obie siy walcz ze sob, ale te i wspdziaaj sobie, gdy dziedziczno utrwala take zmiany indywidualne. Wypadkow obu si jest cay ustrj indywidualny. Decyduje on o mniejszej lub wikszej zdolnoci organizmu do utrzymania si przy yciu w warunkach, w ktrych on si znajduje. Wynikiem cierania si dziedzicznoci ze zmiennoci jest harmonia midzy organizmem, a otaczajcym go wiatem. Harmonia ta jest tylko wynikiem przystosowania si organizmw do warunkw rodowiska. Bije ona do tego stopnia w oczy, e na niej opierano przez czas dugi twierdzenie o celowoci w naturze, zapominajc o tem, e pozorna celowo organizmw, jak obserwujemy, moe by nie wynikiem jakiego rozumnego planu, tkwicego w naturze, ale jedynie skutkiem tej przyczyny naturalnej, e wszystko co "niecelowe", t.j. nie odpowiada warunkom bytu, musiao gin w walce o byt, a wszystko, co yje, jest "wyborem" jestestw, najlepiej przystosowanych do ycia w swem rodowisku. Przystosowanie si indywidualne stanowi o losach nie tylko jednostki, lecz take dalszych jej pokole.

XI. Powszechna dno form ycia do komplikowania si nie za do upraszczania si.


Badanie stosunku wzajemnego postaci zwierzcych i poszukiwanie rodowodw kadej posiada urok tak wielki, e nie da si on porwna z urokami dzie czystej fantazyi, jakie zadawalniaj wyobrani wikszoci ludzi. To, co ustaliy nam badawcze i jednoczenie twrcze umysy Cuviera, Lamarcka, Lyell'a, Darwina, Rtimayera, Alberta Gaudry, Filhol'a, R. Owena, Marsh'a i tylu, tylu innych paleontologw i zoologw, otwiera przed nami tajniki si twrczych przyrody dziwnie proste, pomimo pozornego ich skomplikowania. Kto raz je ogarnie, przed tym, jak na doni, staje si oczywistem wsplne pochodzenie wszystkich jestestw yjcych oraz tych, ktre ju nale do przeszoci. Niegdy wyobraano sobie, e gatunek jest to co niezmiennego, e jest to dzieo osobnego aktu stworzenia, niezalenego od innych aktw stworzenia, e

gatunek, skoro raz zosta "stworzony", trwa poty, pki nie "skoczy si jego rola na wiecie", t. j. pki nie wymrze tak tajemniczo, jak tajemniczo powsta. Dzi wiemy, e pojcie gatunku jest tylko schematem, stworzonym przez zoologw dla celw praktycznych nauki, mianowicie dla objcia tym wyrazem ogu jestestw, ktre s o tyle podobne do siebie, e, czc si, daj potomstwo podne. Dzi formu dawn zastpiono lepiej odpowiadajc stosunkom realnym. Dla nas gatunek jest zbiorem osobnikw w rnym stopniu do siebie niepodobnych, ale ktre nie s jeszcze o tyle zrnicowane, aby nie mogy, czc si, wydawa potomstwa podnego. Dzi wiemy, e w naturze s tylko dugie acuchy pokole i e kade ich ogniwo jest nieco odmienne od poprzedniego i nastpnego - a wszystkie acuchy stanowi gazki i gazie jednego wielkiego drzewa genealogicznego, ktrego podstawa tkwi w pierwszej komrce. Gatunek nie powstaje nagle, ani wymiera nagle, jest bowiem tylko dowolnie obran przez nas czci acucha pokole, odznaczajcych si pewn iloci cech wsplnych. Obok cech wsplnych, ktre upowaniaj nas do poczenia pewnej iloci pokole pod jedn nazw konia (Equus), kade ogniwo w rodzie konia jest czem innem. I jeli bdziemy troskliwie porwnywali odlege ogniwa tego jednego rodu, to rnica midzy niemi bdzie wzrasta w miar odlegoci w czasie, przedzielajcym ogniwa porwnywane. Jeeli signiemy np. w przeszo pozapliocenow (przed-pliocenem) rodu koskiego, zobaczymy, e praszczury konia nie mog ju by nazwane koniem, tak s odmienne od znanego nam typu. Takiego konia miocenicznego geologowie nazywaj Anchiterium. Sigajc gbiej, ale zawsze w tym samym rodzie, ukae si nam w Oligocenie Hyopotamus, a jeszcze gbiej, w Eocenie Coryphodon, bardzo mao podobny do konia, a jednak najprawowitszy jego przodek i nie tylko jego, ale wszystkich jemu pokrewnych zwierzt. Mamy tu z jednego rodu kilka rodzajw i kilkanacie gatunkw, a wszystkie s tylko idealnemi caociami, gdy od jednej postaci do drugiej istniaa caa skala przej nieznacznych, ktrych tylko czstk zdoano odkopa i rozpozna. Przemiany takie uwaano w ubiegym okresie nauki za denie natury do "doskonalenia si", do "postpu". Ale by to pogld niesuszny i nieuzasadniony. W przyrodzie nie moe by mowy o "postpie", lecz tylko o przemianie, ktra dokonywa si w najrozmaitszych kierunkach, zalenie od bodcw i od warunkw, ktre j wywouj. Ale cho niema postpu w znaczeniu pospolitem dnoci do lepszoci i doskonalenia si - jest w przyrodzie jaka dno, ktrej natury nie rozumiemy, a ktra daje nam zudzenie postpu. Jest ni powszechne komplikowanie si, nie za upraszczanie si form ycia. Wszak ycie rozpoczo si od ywej drobiny, od biogeny i od komrki nagiej. Organizmy musiay si rnicowa, zostajc w rnych warunkach, lecz nie musiay si ustawicznie komplikowa. Monaby sobie wystawi granic, poza ktr komplikowanie si nie powinnoby mie miejsca. Ale c, kiedy przyroda nie potwierdza naszego rozumowania. Przecie nawet wiat nieoywiony ukaza nam

w caej niezrwnanej wspaniaoci zjawisko nieustannego komplikowania si mechanizmw prostych w zoone, tych w jeszcze bardziej zoone i coraz rozbieniejsze. Z kilkunastu pierwiastkw powstay tysice cia martwych, niepodobnych do siebie, a ilo ich wci si zwiksza, gdy organizmy wytwarzaj wci takie ciaa nieoywione, jako produkty procesw bio chemicznych. Musi wic by jaka powszechna przyczyna, ktra wywouje to, nie za odwrotne zjawisko. Moe to sobie by tajemnic natury, ale zarazem jest faktem. Wszystkie organizmy najdawniejsze byy w stosunku do pniejszych niezmiernie proste i drobne. Do wspomnie zwierzokrzewy(Coelenterata), ktre s jak gdyby poczeniem niezbyt wielkiej iloci zrnicowanych jednokomrkowcw. Zmysy takich jestestw byy w porwnaniu do bardziej skomplikowanych niemal zarodkowe, mao wraliwe. Zwolna tylko zmysy uczulay si, masa ciaa zwikszaa i oglne skomplikowanie wzmagao si. Potomkowie jestestw dawniej tpych, ociaych, nabieraj czuoci i ruchliwoci; cay ustrj staje si coraz bardziej zawikanym, albowiem jego organy (jego czci) speniaj coraz liczniejsze i rozmaitsze czynnoci. Oglna ilo komrek nerwowych w organizmie stale powiksza si, poniewa musz si coraz bardziej i coraz rnostronniej rnicowa. Ukadaj si one w system coraz subtelniej rozgaziony i funkcyonuj coraz specyalniej w najrnorodniejszych kierunkach. Powiedzielimy ju wyej, e rodowisko jest owym rzebiarzem, ktry ksztatuje wszystkie jestestwa. Jest to prawd najzupeniejsz. Naley tylko rozumie waciwie (czysto mechanicznie) jego rol w ksztatowaniu jestestw, a wtedy poowa tajemnic przyrody oywionej przestanie by dla nas zagadk. Wrcimy do tego wanego przedmiotu na innem miejscu, tu powiemy oglnie, e dopki rodowisko si nic zmienia, dopty organizm nie ulega adnym modyfikacyom. Takie rodowiska, w ktrych nic si od dawna nie zmienio, s w przyrodzie (np. ocean) i tam wanie dotrway a do dzi niemal bez zmiany liczne prastare formy. Ale organizmy, zarwno obdarzone, jak nie obdarzone zdolnoci zmieniania miejsca, przenikaj atwo do obcych sobie rodowisk bd dobrowolnie, bd bezwasnowolnie. I jedne i drugie, aby y, mocuj si z wpywami rodowiska nowego i albo gin, albo podlegaj pewnym przeobraeniom. Niektre morskie zwierzta przeobraziy si w ldowe, ldowe znowu w morskie i t. d. Form nowych wci te przybywa, a wiele starych przechowuje si i skala rnic midzy jestestwami yjcemi nie zmniejsza si, lecz wci ronie. Formy ycia, pomimo zasadniczej trwaoci, specyalizuj si coraz rozbieniej. Specyalizuj si nawet organizmy, ktre nigdy nie porzucay swego rodowiska, gdy najczciej samo rodowisko ulega zmianom, do ktrych organizmy musz si dopasowywa, a dopasowuj si bardzo rozmaicie. Tak wic rodowisko zmusza wiksz cz jednostek, yjcych na ziemi co moment do czynw innej natury i w innym szeregu dokonywanych, anieli byy czyny rodzicw, dziadw i pradziadw. W rezultacie, prawie wszystko, co yje, rnicuje si coraz bardziej, bo rodowiskiem, oprcz martwej natury jest take wszystko, co yje i co oddziaywa w jak i bd sposb na kady organizm.

Wynikiem nieustajcego dopasowywania si jestestw oywionych do rozmaitych i nieustannie zmieniajcych si warunkw ycia, czyli wynikiem powszechnej walki o byt s wszystkie postaci jestestw ywych, a midzy niemi i czowiek ze sw form bytu spoeczn i swojcywilizacy.

XII. Jedno planu w przyrodzie. Trzy stopnie ycia: komrka, organizm, spoeczestwo.
Wycieczka nasza byskawiczna w wiat si przyrody narazie skoczona. Pniej ujrzymy moe rzeczy jeszcze wiksze i dziwniejsze, ale tymczasem uporzdkujmy sobie to, comy z wycieczki wynieli. W rozwaaniu przeobraania si rzeczy prostszych w coraz bardziej zoone, przebieglimy myl od atomu a do czowieka. Natrafilimy na tej drodze na kilka wzw tajemniczych, na kilka punktw zwrotnych, o ktre zahacza si tajemnica ycia, i to zarwno jego treci, jak formy. Pierwszym wzem jest zjawienie si na podou zjawisk fizycznych i chemicznych biogeny, drugim powstanie komrki, trzecimorganizmu. Do nich przybywa czwarty, ujawniony na pocztku tej pracy: zjawienie si jestestwa spoecznego i spoeczestwa. Ile wzw - tyle tajemnic i to wielkich tajemnic. Nie wiadomo gdzie si koczy martwy "mechanizm zoony", a zaczyna biogena, gdzie koczy si "aggregat biogen", a zaczyna komrka, gdzie koczy si "aggregat komrek", a zaczyna organizm, wreszcie, gdzie koczy si "aggregat organizmw" (gromada), a zaczyna spoeczestwo. W przyrodzie niema jednak przeskokw; jedno rozwija si z drugiego, skde te luki? Luki istniej w naszym umyle, w niedokadnem poznaniu przyrody. Wypada nam rozpatrze i uporzdkowa owe wzy, bo moe si zdarzy, e strony lepiej znane jednego zjawiska (w myl wskaza metody analitycznej), owietl nam mniej zrozumiae lub zgoa tajemnicze strony drugiego. Lecz c to? Zjawiska, ktre mamy uporzdkowa i porwnywa, same ukadaj si w parzysty system rwnolegy.
Po jednej stronie mamy: A Ukad mechaniczny zoony, AA Nagromadzenie uk. m. z-ch, B Jednokomrkowiec BB Nagromadzenie jednokomrkowcw, C Rolina, Zwierz, CC Nagromadzenie (gromada) zwierzt, Po drugiej: A' Biogena, AA' Komrka wolna wszelka ( zwizek biogen), B' Komrka organizmu, BB' Organizm ( zwizek komrek) C Czowiek (jestestwo spoeczne), CC Spoeczestwo ( zwizek ludzi).

A, B, C s to ukady niezalene od podobnych sobie. A nie zaley od A, B od B, C od C. One s niezdolne do takiego czenia si ze sob, jakie jest waciwe ukadom A', B', C'. A', B', C' s ukadami zalenemi od podobnych sobie, to znaczy, e cz si one w zwizki AA' BB' i CC'. Mona te powiedzie, e: A tak si ma do A', jak B do B' i C do C. Jednoczenie za A' tak si ma do AA', jak B' do BB', jak C' do CC'. Jednostki A, jednostki B i jednostki C,

stanowice grup ABC obok cech wsplnych wszystkim rni si stopniem zoonoci. To samo ma miejsce w grupie A'B'C'. I tak: A jest to ukad mechaniczny zoony. B jest to ukad nad-mechaniczny prosty (biologiczny prosty). C jest to ukad nad-mechaniczny zoony ( biologiczny zoony ). AA, BB, CC s to tylko odpowiednie ich aggregaty. A' - jest to ukad nadmechaniczny prosty ( biologiczny prosty ). B' - zwizek ukadw nadmechanicznych prostych ( zw. ukadw biologicz. prostych). C' - zwizek ukadw nad mechanicznych zoonych ( zw. ukadw biologicz. zoonych). AA' - zwizek ukadw nadmechanicznych prostych ( zw. ukadw biolog, prostych). BB' - zwizek zwizkw nad mechanicznych prostych ( zwizek zwizkw biol. prostych). CC' - zwizek zwizkw nadmechanicznych zoonych ( zwizek zwizkw biol. zoonych). Poniewa A', B' i C s utworami miedzy sob analogicznemi, przeto i ich zwizki (AA' i t. d.) s zwizkami miedzy sob analogicznemi. Analogiczno tych utworw prowadzi do uznania analogii midzy zjawiskami dynamicznemi, jakie s waciwe kademu z nich. W BB', jak wiadomo, tkwi zjawisko dynamiczne, ktre nazywamy yciem, przeto co podobnego do ycia tkwi musi i w AA' oraz w CC. Moemy wic powiedzie, e w AA' tkwi ycie 1-szego stopnia w BB' tkwi ycie 2-iego stopnia w CC' tkwi ycie 3-iego stopnia A, B, C nie tworz podobnych zwizkw, ukadaj si one tylko w aggregaty i dlatego nie mamy w AA - BB i CC (nagromadzeniach) tego, co nazywamy yciem. Sprbujmy teraz zdefiniowa najlepiej nam znan grup ukadw. Jest ni bezwtpienia szereg rodkowy: B i BB oraz B' i BB'. B. C to jest jednokomrkowiec? Jest to zwizek biogen zcakowany w ywe jestestwo samodzielne. Bdzi on w swem rodowisku, szukajc poywienia sobie waciwego. Tum tych jestestw (jednokomrkowcw) (BB) skupia si i rozprasza co chwila, bez innej dyrektywy, nad gd oraz najprostsze funkcye fizyologiczne i bez wzajemnej zalenoci osobnikw. B'. Co to jest komrka ustroju? Jest to, podobnie jak B, zwizek biogen, zcakowany w ywe jestestwo. Jestestwo to nie jest jednak wolne i funkcye jego nie s ani jednakowe ani normalne. Jestestwa te s w rozmaitym stopniu odchylone od normy pierwotnej, pod wzgldem morfologicznym i funkcyonalnym. Kade jestestwo B' jest zwizane w organizm (BB') i skrpowane cis zalenoci od innych jestestw B' (komrek). Ono zaspakaja gd, nie porzucajc miejsca, jakie zajmuje w ustroju, ani roli swej specyalnej. Jedne komrki w organizmie, j. np. biae ciaka krwi, s morfologicznie bardzo mao wyspecjalizowane i przenosz si ustawicznie po ustroju, ruch ich wszake i funkcye s unormowane cile. Komrki

te s ruchliwe dlatego, e silniejsza od nich moc "wizi organicznej" nakazuje im spenia takie, nie za inne funkcye z t sam nieubagan koniecznoci, z jak inne komrki organizmu, np. komrki nerww lub koci tkwi musz na swoich stanowiskach unieruchomione i bardzo wyspecjalizowane do czynnoci zgoa odmiennych od czynnoci tamtych komrek. Opierajc si na powyszych, bardzo oglnikowych, ale wystarczajcych okreleniach szeregu rodkowego, odpowiedzmy sobie teraz na pytanie: Czeme bdzie w stosunku do tych ukadw analogiczny szereg trzeci: C, CC oraz C, CC, ktry nas najbliej obchodzi? C. Zwierz. Jest to zwizek komrek, scakowany w ywe jestestwo samodzielne, w osobnik. Bdzi ono w swem rodowisku, szukajc poywienia. Tum zwierzt (CC) skupia si i rozprasza bez innej dyrektywy nad gd i potrzeb speniania funkcyi fizyologicznych. Funkcye te s bardziej rnorodne i bardziej skomplikowane, ni funkcye komrki wolnej, ale rnorodno tych funkcyi jest w prostym stosunku do skomplikowania organizmu zwierzcia. Wrd zwierzt jednakowych niema wzajemnej zalenoci. Poniewa jednak zwierz rozmnaa si w sposb bardziej skomplikowany ni komrka i caostk jego biologiczn stanowi dwie pcie oraz dzieci, przeto w granicach rodziny daje si tu dostrzega wzajemna zaleno, czsto (t. j. u niekt. zwierzt) przechodzca w luny i czasowy quasi-zwizek mniej lub wicej licznych osobnikw. Zwizek taki miewa jednak z reguy charakter tylko rozszerzonej rodziny. C' Jestestwo Spoeczne (czowiek). Jest to, podobnie, jak C, zwizek komrek, scakowany w ywe jestestwo samodzielne, w osobnik. Jestestwo to zdolne jest do czenia si z innemi w supra-organizm (CC'). Wtedy funkcye osobnika przestaj by normalne i w rozmaitym stopniu odchylaj si od normy pierwotnej, a skrpowanie zalenoci od innych jestestw podobnych wzrasta wraz ze wzmaganiem si stopnia zrnicowania osobnikw. Wszystko comy powiedzieli i co monaby jeszcze powiedzie pod B' ma tu zastosowanie, z t jednak wan rnic, e C', nie bdc jednostk zrnicowan morfologicznie, nie traci nigdy zdolnoci do ycia samodzielnego (jak C) i nie traci monoci zmieniania swych funkcyi specyalnych bd na normalne, pierwotne, bd na inne specyalne. Tak wic, zwierzta (C) zachowuj si, jak jednokomrkowce (B), wyspecjalizowane do ycia w odosobnieniu. Tworz one gromady (CC), ale nie tworz spoeczestw (CC'). Czowiek (C') zachowuje si jak komrka ustroju (B'), uzdolniona do ycia w cisej cznoci z innemi. Nie tworzy on gromad (CC), lecz spoeczestwa (CC'). Przy caej swojej morfologicznej "wolnoci" jest to niewolnik ustroju spoecznego, to, poprostu mwic, komrka kompleksu spoecznego. Dla uzupenienia porwna wypada nam wreszcie porwna z temi dwoma szeregami szereg pierwszy: A, AA i A', AA'. A. Ukad mechaniczny zoony. Jest to zwizek ukadw prostych (atomw), scakowany w czstk samodzieln, zostajc w staej prawie rwnowadze dynamicznej. Tum takich ukadw (AA) (aggregat) skada ciao nieoywione. Skupia si on i rozprasza pod wpywem zewntrznych czynnikw mechanicznych

(fizycznych). Wszystkie ukady funkcyonuj jednakowo - normalnie i nie rnicuj si midzy sob. A'. Biogena. Jest to zwizek ukadw prostych (atomw) scakowany w czstk samodzieln, zostajc w niestaej i wci odnawiajcej si rwnowadze dynamicznej, t. j. oddajcy ustawicznie swemu rodowisku pewne atomy i przybierajcy z niego inne, dla osignicia nowej rwnowagi. Ukady te s w rozmaitym stopniu odchylone od normy waciwej ukadowi A i s zwizane w sub-organizm (AA'), stajc si nierozdzieln czci skadow takiej caoci (AA'), przyczem nie funkcyonuj normalnie, lecz jednostronnie, przejmujc na siebie cz funkcyi innych czstek, a zrzucajc cz wasnych na inne. Peni one swoje funkcye, nie porzucajc miejsca, jakie zajmuj w sub organizmie, ani swej roli specyalnej. Byoby bezuytecznem snu dalsze okrelenia, gdy natura biogeny i komrki na wielu punktach jest jeszcze ciemna i stanowi dopiero przedmiot gorliwych docieka chemikw, biologw i embryologw. Wielu pyta nie moemy nawet stawia, nie tylko kusi si o ich rozstrzyganie. Dla nas wanem i dostatecznem byo stwierdzenie pewnego paralelizmu, istniejcego midzy szeregami A, B i C oraz z drugiej strony midzy A', B' i C' i na tem moemy poprzesta, jeli chcemy kroczy po gruncie pewnym. AA', BB' i CC' s zwizkami pewnych caostek: biogen, komrek i organizmw o funkcyach zrnicowanych, zczonemi wzajemn zalenoci w jedn cao wyszego rzdu, zostajc w niestaej i wci odnawiajcej si rwnowadze dynamicznej przez przybieranie ze rodowiska materyaw potrzebnych do osignicia rwnowagi i wydzielanie produktw, bdcych wynikiem procesu osigania rwnowagi. Nie trzeba wielkiej bystroci, aby zauway, e we wszystkich tych kategoryach stopie zrnicowania caostek, stanowicych zwizek, moe by i bywa bardzo rozmaity: I tak: Co do AA'. W komrkach najprostszych zrnicowanie biogen jest stosunkowo do najwyszych nieznaczne, w komrkach rozrodczych, jest bardzo wielkie, powiedzmy wprost niepojte dla nas w obecnym stanie wiedzy (cytologii i embryologii). Co do BB' mamy do zanotowania to samo. W najniszych organizmach, ktrych znamy liczne tysice gatunkw, zrnicowanie komrek jest niezbyt wielkie. O ile wiksze bywa w organizmach bardzo skomplikowanych, o zmysach wydoskonalonych, o systemie nerwowym bardzo powikszonym, rozgaziony i czuym. I tu jest ono wprost niepojte dla nas w obecnym stanie wiedzy (anatomii, fizyologii i psychologii). Co do CC'. W najniszych spoeczestwach zrnicowanie osobnikw jest tak nieznaczne i chwiejne, e trudno je niemal odrni od osobnikw gromadnych tylko, ktre zbieraj si w aggregaty. Tymczasem w najwyszych, obszernych spoeczestwach zrnicowanie to jest tak daleko posunite, rnostronne i z wikane, e wprost nie daje si uchwyci w jaki zrozumiay system w obecnym stanie wiedzy (socyologii, antropologii, etnologii, psychologii i t. d.).

Moglibymy snu dalej i dugo jeszcze porwnania, ktremy zaledwie rozpoczli, moglibymy wynajdywa coraz nowe, mniej lub wicej uderzajce i realne podobiestwa i rnice, jednak nie bdziemy tego czyni, bo cel nasz ju osignity. Z tego, co ju zostao powiedziane, wypywa wana i cakiem wystarczajca konkluzya: e spoeczestwo jest naprawd utworem, analogicznym z organizmem. Na tym punkcie i w tych granicach nie dokonalimy wprawdzie adnego odkrycia, ale wyrazilimy cilej i bardziej naocznie stosunek ju dawno rozpoznany, popularny i majcy w dziejach nauki dug history. Analogia spoeczestwa z organizmem nie bya ju obc Platonowi i Arystotelesowi (<*str. 124, greka*> VI, 7 - XXI, 2); posugiwali si ni liczni myliciele w ostatnich za czasach rozwin j szeroko Herbert Spencer oraz wielu socyologw i filozofw. Bya ona nie tylko oczywista dla wielu umysw, ale i bardzo pontna. Porwnanie spoeczestwa, zwaszcza o wyranie zrnicowanych funkcyach, z organizmem o rnych narzdach nastrcza si samo przez si, nastrcza si tak odrazu i tak atwo, e nieraz prowadzi do zestawie bardzo powierzchownych. Naduywano te tych porwna, biorc analogie powierzchowne i wycznie retoryczne za realne, biorc podobiestwa przypadkowe lub cakiem zewntrzne za wskanikiprzyczynowej wsplnoci cech, podobiestwa, majce co najwyej dydaktyczn warto, za podobiestwa wartoci heurystycznej. Nic wic dziwnego, e takie powierzchowne, a czsto faszywe, bo pozorne analogie nie mogy ani pogbi naszej wiedzy, ani doprowadzi do odkry owocnych. Wtek ich rycho si zrywa albo prowadzi do faszywych zestawie do cakiem sztucznych zblie - do wnioskw bezpodstawnych. Ju Comte uwaa ludy (a nawet ludzko) za organizmy i przypisywa wiele wagi tej idei, ale nie umia jej uzasadni, ani waciwie uj. Nie powiodo si to i jego nastpcom. I wanie taki szereg odstraszajcych przykadw skania mi do podwojenia ostronoci, aby nie zej na manowce. Pragnem upewni si, czy midzy organizmem, a spoeczestwem podobiestwa s tylko podobiestwami zewntrznemi i przypadkowemu czy te polegaj na istotnej wsplnoci cech i przekonalimy si, e mamy tu realn analogi, sigajc do najgbszej istoty obu analogicznych utworw. Stwierdzilimy istnienie szeregu analogii realnych midzy rzeczami bardzo odlegemi od siebie, lecz mimo to zwizanemi w jaki system obszerny. Okazao si e spoeczestwo jest utworem, analogicznym nie tylko z organizmem, ale przez organizm czem analogicznem z komrk, a przez komrk z ma znan nam biogen, wreszcie przez t ostatni nawet z mechanizmem, zoonym z atomw. Ju sama rytmiczno i prostota stosunku midzy temi rzeczami dowodzi, e stosunek jest realny, bo rzeczywisto wiata odznacza si wanie prostot. Ale, jeli nie chcemy schodzi z gruntu pewnego, naley poprzesta na dostrzeonym stosunku, wycign z jego poznania wnioski logiczne i nie usiowa wyprzedza naszej wiedzy przez omijanie przeszkd, ktrych pokona nie jestemy w stanie.

Obok analogii - istniej, bo musz istnie, midzy trzema szeregami, ktremy zestawili, take i powane rnice i o nich naley pamita.

XIII. Organizm jest jednem sub-spoeczestwem. Spoeczestwo jest jednym supra-organizmem. Konsekwencye tego. Podobiestwa i rnice.
Ponielibymy dotkliw strat, gdybymy jeszcze nie uwypuklili rwnorzdnoci organizmu (BB') z nagromadzeniem komrek wolnych (BB), a wic rwnorzdnoci jednego osobnika zwierzcego z ca koloni drody, bakteryi lub innych jednokomrkowcw. Dostrzeenie rwnorzdnoci obu tych tak niepodobnych do siebie napozr zjawisk, polegajcych na odmiennej formie bytu komrek, pozwala nam przenikn myl do tak zawrotnych i tajemniczych gbin wiata, otwiera myli badawczej tak szerokie horyzonty, e w tych gbinach cae spoeczestwo ludzkie maleje i ginie, niby pyek ziemski w tumanie soc i mgawic nieskoczonej przestrzeni. C moe by oczywistszego, a zarazem bardziej imponujcego, nad przewiadczenie, e jeden osobnik bd rolinny, bd zwierzcy, jest tem samem, czem s dwa cae rody dwu komrek wolnych, ktre wieo odbyy akt amphimixis i mno si nastpnie ju tylko przez dzielenie si i pczkowanie? Jeden osobnik zwierzcy, lew np. jest kompletnem pokoleniem, powstaem z dwu komrek (rozrodczych), ktre si poczyy w jedn komrk. atwo zrozumie, dlaczego ciao zwierzcia (organizm) reprezentuje nie jeden, lecz dwa cae rody dwu komrek. Dwie komrki, po dokonaniu amphimixis rozdzielaj si i kada rozpada si na oddzielnie yjce komrki, ktre ze swej strony daj pocztek nowym wolnymkomrkom, tak dugo, jak dugo starczy komrkom siy, udzielonej przez akt amphimixis. Mamy tu sum wolnych komrek z dwu rodw. Dwie za komrki rozrodcze lwa, po zlaniu si ze sob, ju si nie rozdzielaj; z obu ich pokole buduje si jeden organizm, jeden lew. Potomstwo obu komrek ukada si razem w cao, ktr nazywamy ciaem zwierzcia. Lew jeden jest caym cyklem ycia dwchkomrek skojarzonych i trzeba go postawi obok cyklu licznych pokole dwch jednokomrkowcw, - cyklu, zamknitego midzy jednym a drugim aktem amphimixis. Ta tylko zachodzi rnica midzy obu cyklami, e w cyklu zwizanych komrek (w organizmie), wszystkie one s zrnicowane, gdy w cyklu wolnych wszystkie s, bo musz by jednakowe i wolne. W cyklu pierwszym wszystkie s, e si tak wyra anormalne, bo zrnicowane, w drugim normalne, bo jednakowe. Taksamo rwnorzdnemi ze sob zjawiskami cho niepodobnemi s spoeczestwo (CC') i nagromadzenie osobnikw zwierzcychwolnych (CC). Spoeczestwo jest jednym supra-organizmem, a odpowiada mu w przyrodzie pewna suma pokole zwierzt wolnych, niezdolnych do czenia si w supraorganizm.

Musimy tu jednak zaznaczy, e analogia midzy spoeczestwem (CC'), a organizmem (BB'), ktra nas tu zaja, jest niezupena. W spoeczestwie nie moe by mowy o cyklu, podobnym do cyklu ycia komrek, albowiem szereg pokole bd zwierzcych, bd ludzkich, czyli szereg organizmw nie zna adnych granic. Jego nie zamyka w czasie aden akt, podobny do aktu amphimixis. Z jednej wic strony mamy pewn, nieograniczon ilo pokole lww, rozrodzonych w pewn ilo osobnikw, rozdzielonych przestrzeni i czasem, nie pozostajcych w adnej ze sob cznoci (CC), z drugiej pewn, niewyranie ograniczon ilo ludzi i ich pokole, tak samo rozdzielonych przestrzeni i czasem, ale mimo to zczon i w przestrzeni i w czasie tysicem nici, ktre czyni z tego roju jestestw jedn wielk cao, jaki pozbawiony wyranych granic supraorganizm (CC'), ktry nazywamy spoeczestwem. Tam mamy tum osobnikw jednakowych, normalnych i wolnych, tu ukad, zwizek osobnikw, zczonych wzajemn zalenoci i zrnicowaniem funkcyonalnem, a zatem niejednakowych (funkcyonalnie) i anormalnych (funkcyonalnie). Musimy wic poprzesta na podkreleniu tego faktu realnego, e w przyrodzie powstaj wci w nieprzejrzanej mnogoci zbiorowe istnienia, z ktrych kade jest podobne do spoeczestwa. Twory te (organizmy) zjawiaj si, trwaj przez czas krtki i znikaj, na ich miejsce wyrastaj nowe i ta bujno ycia trwa od milionw lat, wiecznie moda, wiecznie nowo odradzajca si i coraz peniejsza, a bardziej urozmaicona. Twory sub-spoeczne wytryskuj z materyi nieorganicznej w nieprzeliczonych odmianach na caej niemal powierzchni globu, tak rozmaite, e a nieogarnione. Kada rolina, z milionw, jakie wzrok nasz na raz moe ogarn, kade zwierz i kady czowiek jest osobnym, zamknitym w sobie bytem zbiorowym. Kade jestestwo wielokomrkowe, nie domylajc si tego, mieci w sobie cae sub-spoeczestwo komrek-indywiduw, skazanych na ywot w cznoci z innemi, pracujcych razem dla utrzymania si przy yciu i w cznoci, niezmordowanie, a tak sprawnie i planowo, z tak mdroci indywidualn i ogln, e mdro ludzka musi si czu zwycion, gdy sobie uwiadomi bezmiar tych zgodnych wysikw i tysicznych zabiegw midzykomrkowych, tych prac, wykonywanych z niedocignion w spoeczestwie ludzkiem dokadnoci! Jeeli te spoeczestwo daje nam saby obraz organizmu, i jeeli pomijajc pewne rnice, dopatrujemy si w niem susznie tego, co jest istot organizmu, mianowicie organizacyi, to musimy wyzna, e w organizmie mamy co wicej, ni "spoeczestwo" komrek. Tu mamy nie obraz spoeczestwa, ale idea jego wprost niedocigniony w najwyszych nawet spoeczestwach ludzkich. I tutaj wystpuje nowa rnica midzy organizmem, a spoeczestwem, rnica pospolicie niedoceniana przez filozofw przyrody, polegajca na niszoci spoeczestwa w porwnaniu z organizmem. Midzy spoeczestwem komrek a ludzi ta zachodzi rnica, e pierwsze odznacza si doskonaleni zharmonizowaniem komrek, jakiemu niedorwnywa nietylko adne spoeczestwo, brane jako cao, ale nawet adna organizacya wewntrzspoeczna (instytucye), choby funkcyonowaa najsprawniej.

I bije w oczy nietylko doskonae zharmonizowanie komrek. Rwnie mocno uderza nadzwyczajne skomplikowanie organizmu, doskonae rozspecyalizowanie jego komrek. Obraz skomplikowania i harmonii funkcyi, jaki nam odsania kady organizm zdrowy, zostawia daleko w tyle wszelkie ludzkie ideay sprawnoci i skomplikowania funkcyi osobnikw, moliwe choby w najwyszych spoeczestwach ludzkich. Te i tym podobne rnice dowodz, e podobiestwo spoeczestwa do organizmu jest niezupene. Pomimo to, pewna, do daleko idca wsprzdno obu zjawisk w przyrodzie, jest faktem niewtpliwym i wiele dajcym do mylenia; jej uwzgldnianie moe przynie niejedn korzy naukow w badaniu spoeczestw. Jeszcze co nadzwyczajniejszego mam do podniesienia, o czem zapomina nie wolno, pomimo, e to, jako nowa zagadka natury, moe nas przyprawi o zawrt gowy. Chodzi tu o stosunek organizmu do organizmu macierzystego, oraz do tego, ktry ze powstanie. Chodzi o fakt najpospolitszy, a jednak zdumiewajcy ze wzgldu na analogi organizmu ze spoeczestwem, o fakt, e w caym przebiegu ycia organizmu (bytu sub-spoecznego komrek) niema prawie nic dowolnego. ywot sub-spoeczny rozwija si z nieuniknion koniecznoci, wedug planu zgry zakrelonego ju w ywocie tworw macierzystych i ojcowskich, poprzedzajcych jego pojawienie si. Wszystkie komrki, ktre si dopiero tworz w organizmie, powstaj, rnicuj si i pracuj w taki sposb, w takiej kolei, jak powstaway, rnicoway si i pracoway komrki osobnika poprzedniego (tj. cyklu poprzedniego komrek organizmu). Organizm powinien by dokadnem powtrzeniem si organizmu poprzedniego. Dokadno, z jak cykl miniony ycia zbiorowego odtwarza si, bywa nadwyrana tylko o tyle, o ile rodowisko stawia przeszkody dokadnemu powtrzeniu si cyklu poprzedniego. Wprawdzie ultra-konserwatywne subspoeczestwo walczy z temi przeszkodami, starajc si utrzyma moliwie cile na drodze, wytknitej przez szereg organizmw poprzednich, ale wanie ta walka ze rodowiskiem wywiera zawsze wpyw perturbujcy. W rezultacie kade sub spoeczestwo komrek bywa nieco odmienne od poprzedniego, cho wedug praw (przyczyn) wewntrznych, powinno by dokadnem powtrzeniem poprzedniego. Odchylenie idzie prawie zawsze w kierunku wikszego rnicowania si. Zjawisko jednak komplikowania si, nie za upraszczania si kadej nowej seryi subspoeczestwa komrek, niema w sobie nic nieoczekiwanego, albowiem w kadem nastpnem zachodz zawsze tylko czciowe i, przy danych ( chwilowych) warunkach rodowiska, konieczne przerbki, zrywajce dawniej osignit rwnowag dynamiczn i zmuszajce kade nowe sub-spoeczestwo do usiowa zdobycia nowej rwnowagi. Stosunki midzykomrkowe, obojtne w procesie zdobywania nowej rwnowagi, nie ulegaj adnym zmianom, a wic powtrzone bywaj w nowej seryi. Ale nowa rwnowaga bdzie rwnie niedoskona dla przyszego organizmu, jak dawna bya dla tego, ktry osign sobie waciw rwnowag. Jako niewystarczajca na przyszo, zmieni si ona znowu na inn,

ale zawszetylko w kierunku, jaki jej wyznacz przysze warunki zewntrzne; zapewne te w innym, ni poprzednie. Wszystko wic w organizmie, co chwilowo nie potrzebuje si przystosowywa, pozostanie cile przy dawnym ukadzie, a zmianie ulegnie to tylko, co bdzie naraone na najwiksze tarcie z otoczeniem lub to, co wpyn moe na zmniejszenie owego tarcia w innem miejscu organizmu, i to w takiem mianowicie, ktre samo nie zdoaoby z natury swoich funkcyi przystosowa si tak dobrze do otoczenia, aby znie mogo tarcie z nim. Wanie dlatego organizmy komplikuj si, nie za upraszczaj. Takie funkcye regulatorw midzy organizmem a rodowiskiem peni najbardziej wyspecyalizowane grupy lub cae systemy komrek. Komrki np., penice cznie funkcye oka, pierwotnie byy grup niezbyt liczebn i niezbyt wyspecyalizowan. Za ich pomoc sub-spoeczestwo komrek odrniao niegdy zaledwie wiato od ciemnoci. Ale rnicujc si, skutkiem ustawicznego przystosowywania si do warunkw rodowiska przez cig licznych tysicy cyklw, z pord ktrych przeyway (tj. reprodukoway si) tylko przystosowane najlepiej, grupy oczne komrek staway si coraz liczniejsze i coraz czulsze, a w tych sub-spoeczestwach (zwierztach), ktre s wytworem najywszych i najwikszych rnicowali si licznych seryi poprzednich, (ktrych to seryi stanowi edycye coraz bardziej skomplikowane), doszy te specyalne grupy oczne do tej sprawoci (czuoci), jak odznacza si aparat wzrokowy wielu ptakw i zwierzt sscych. Podobn ewolucy przebyy wszystkie zmysy wszystkich typw pierwotnie prostych i tpych, o ile przedstawiciele tych typw bywali zmuszani do bardzo czstych, a nawet do ustawicznych odstpstw od planu poprzedniego. Jakie wypywaj konsekwencye z cyklicznoci bytu organizmw, (ktra tutaj zostaa szkicowo zaledwie zaznaczona) dla szeregu wyszego, dla nad-organizmw czyli spoeczestw? Czy spoeczestwo ma swj byt indywidualny na wzr organizmu i swj rozwj cyklami, na wzr pokole organizmw, czy ma swoj osobnicz indywidualno, a w niej jak wiadomo, podobn do wiadomoci organizmu? Pytania te pozostan zapewne nierozwizane. Czowiek, bdc tylko komrk nad-organizmu, nie zdoa zapewne nigdy wznie si do zrozumienia tej caoci. Nawet caa grupa spoeczna, specyalnie funkcyonujca, nie zdoa wiadomoci swoj przebi si przez tysice tajemnic do odgadnienia planu caoci, aby moga zrozumie stosunek swych wasnych funkcyi i rol swoj do funkcyi caoci i do roli owej caoci w wiecie zewntrznym. A c dopiero mwi o zrozumieniu: czy ta cao ma swoj osobn wiadomo, ktra by kierowaa jej czciami albo czy ta cao rozwija si z nieuniknion koniecznoci, wedug planu, zakrelonego w szeregu cyklw minionych? Pytania te, pomimo caej ich wanoci, praktycznie mog i musz by dla nas obojtne. Rozwaanie te niniejsze, dotykajc tych pyta, miao znaczenie tylko teoretyczne i uboczne.

Chciaem tylko uchyli rbek zasony, poza ktr wolno tylko przeczuwa ogrom zjawisk wiata, ktrego pozna, ani ogarn czowiek zapewne nigdy nie zdoa. Chciaem tylko powiza czciowo-analogiczne ze sob dwie serye, czy dwa stopnie "ycia", abymy gbiej ujli stosunek komrki organizmu - do czowieka, ujmowanego jako komrka spoeczestwa. Pozostawiajc teraz na boku zagadki nierozwizalne, powrcimy do pyta bezporednio nas interesujcych i lecych w sferze poznawalnej. Czas podnie pytanie: co to jest, co czy osobniki ludzkie w spoeczestwo?

XIV. Niewidoczne czniki.


Komrki organizmu prawie dotykaj si do siebie ciankami swemi, osobniki za spoeczne odznaczaj si wolnoci fizyczn tak sam, jak osobniki niespoeczne, do ktrych te s podobne. Z tego powodu o istnieniu wizi pierwszej nie wtpimy, gdy drugiej nie dostrzegamy i wyobraamy sobie, e jej wcale niema. Midzy organizmem, a spoeczestwem, mamy tu rnic uderzajc, ale jest ona tylko pozorna. W gruncie rzeczy wi spoeczna istnie musi, cho jej zmysami nie poznajemy. Co wicej, po zastanowieniu si nad istot wszelkiej wizi musimy wyzna, e obie: organiczna i spoeczna s jednakowo zrozumiae, lub jednako niezrozumiae. Wi organiczna, cho lepiej niby przemawia do naszych zmysw, ani na jot nie jest zrozumialsza od spoecznej - wi spoeczna nie jest take ciemniejsza od niby namacalnej, bo bardziej materyalnej, organicznej. Nic to nie znaczy, e osobniki spoeczne nic s tak materyalnie spojone w jeden organizm ze sob, jak komrki. Spojenie, analogiczne ze spojeniem komrek, istnieje tutaj, tylko natura wizi jest inna. Aby j oceni, odpowiedzmy sobie na daleko prostsze pytanie: co czy czstki wody w kropl kulist? Dlaczego te czstki nie ulegaj rozproszeniu? Powiadamy: sia przylegania je czy, chocia dobrze wiemy, e niema tu adnego przylegania, bo czstki wody nie dotykaj si do siebie; s tylko przycigane do siebie wedug praw, ktre nazywamy prawami woskowatoci. A co czy czstki soca i ziemi w cao i nie daje si im rozproszy? Powiadamy: sia cienia czyli przycigania. C zczyo czstki wody, stanowice w temperaturze zera i nieco wyej zera drobn kropelk kulist, w ozdobn gwiazdk szecioramienn, gdy temperatura otoczenia spada niej zera? Sia krystaliczna. Co utrzymuje atomy wodoru i tlenu w tym cisym zwizku swoistym, ktrego rezultatem jest czstka wody, i co zmusio atomy wodoru i tlenu do zatracenia swego charakteru indywidualnego, a przybrania zgoa nowego charakteru wsplnego w poczeniu? Powiadamy: powinowactwo chemiczne, czyli sia chemiczna. Gdy zechcemy sobie odpowiedzie: co czy komrki w jeden organizm - odpowiemy zapewne znowu, e utrzymuje je w stanie zrnicowania morfologicznego i funkcyonalnego i wstanie "ycia" sia organiczna czy organizujca. Ludzi utrzymuje w spoeczestwie wi spoeczna.

Mamy tu same "siy", ponazywalimy je rozmaicie i jestemy zadowoleni, e wytumaczylimy zjawiska. Lecz mymy ich w gruncie rzeczy wcale nie wytumaczyli. My nie mamy adnego pojcia, czem jest sia woskowatoci, krystaliczna, chemiczna i t. d. Najlepiej te moe bdzie, gdy sobie odrazu wyznamy, e pojcie "siy" nawet w fizyce jest tylko pokrywk naszej niewiadomoci. "Sia" jest tylko wygodn mask naszej niewiedzy, ale gdybymy si mogli jej pozby raz na zawsze, a konsekwentnie, doszlibymy moe prdzej do lepszego poznania rzeczywistoci, ktra pod ni si kryje. Fizycy pozbyli si ju zudzenia. Jestemy te najzupeniej uprawnieni za przykadem znakomitego fizyka, Hertza, uwaa i nasze siy "organiczne" za dziaanie niewidzialnych pocze i niewidzialnych mas, ruchem obdarzonych. Wyobramy sobie tylko, e kto zwiza niewidzialn dla nas nici dwie kule i, niosc jedn, drug wlecze za sob. Orzeklibymy wwczas, e midzy ciaem cignionem, a przyciganem, istnieje pewna "sia przycigania". A jednak midzy kulami byaby tylko pozornie jaka "sia przycigania"; waciwie byoby tam poczenie realn, cho niewidzialn nici. Tak wanie trzeba zapatrywa si na si, czc czstki wody w gwiazdk waciwego jej ksztatu i budowy, tak na si, czc komrki organizmu w cao, a nie czc jednokomrkowcw. Wrd komrek organizmu istnieje niewidzialny cznik, ktry wie te komrki ze sob; wrd wymoczkw i bakteryi cznika tego niema. Pomidzy osobnikami spoecznemi istnieje i dziaa niewidzialny cznik, ktrego niema midzy osobnikami zwierzcemi, yjcemi bd w rozproszeniu, bd w lunych i czasowych gromadach. Pewna ilo biogen, stanowicych jedn komrk, co zczyo w cao. To co (ta sia czca) tkwi w biogenie, a brak go w czstce biaka martwego. W biogenie powstao co takiego, czego brak w czstce biaka mai twego i w kadej czsteczce chemicznej zoonej. Komplet pokole komrki, stanowicy jeden organizm, co zczyo w cao. To co (ta sia czca) tkwi w kadej komrce organizmu, a brak go w jednokomrkowcu. W komrce organicznej powstao co takiego, czego brak w komrce wolnej. Pewn ilo pokole czowieka co czy w cao, ktr nazywamy spoeczestwem. To co (ta sia czca) tkwi w kadym czowieku (jako istocie spoecznej), a brak go w zwierztach (w istotach niespoecznych). W czowieku powstao co takiego, czego brak w zwierztach. C powstao w biogenie i komrce? Jest to tajemnica ycia i rozwoju jestestw organicznych. Zrezygnowa poznania "owej siy", owego cznika nie wolno, ale tego my nie mamy obowizku bada; jest to rzecz chemikw i biologw. Co powstao w czowieku? Czem moe by w cznik, owa "sia czca" ludzi, owa ni spoeczna? Jest to take tajemnica, ale t zbada jest naszym obowizkiem.

Czy nie zawiele zamierzamy? Czy nie bdzie zuchwalstwem i przecenianiem si sam zamiar podobny? Aby nabra otuchy, a zarazem przygotowa si do rozwizywania tego zadania, dobrze bdzie, gdy powrcimy jeszcze raz do pojcia "siy". Przypomnijmy sobie, co powiedzia Newton o "sile przycigania". Ciaa zachowuj si tak, jakby si przycigay. I dzi fizycy mwi to samo: czci mechanizmu spontanicznego wie ze sob nieznana przyczyna, ktr ze wzgldu na objawy nazywamy "si cienia". Robert Mayer, jeden z najgenialniejszych fizykw, powiada tylko, e siy s przyczynami, przyczyny za s objektami (ilociowo) niezniszczalnemi, a (jakociowo) przemiennemi. W przyrodzie znajduj si dwa rodzaje przyczyn, midzy ktremi niema adnych przej. Do pierwszego rodzaju przyczyn zaliczamy materye, do drugiego siy, albo raczej niewaniki. Siy s to istnoci niezniszczalne, przemienne, niewakie. Fizyk wic nie powiada, e zna siy, przeciwnie, otwarcie wyznaje, e mu s zgoa nieznane. Nazywa je po prostu: nieznan przyczyn. Mimo to fizycy nie zaamuj rk bezradnie i badaj skutki (dziaania) owych przyczyn nieznanych. My nie znajdujemy si w gorszeni pooeniu od fizykw, nawet wwczas, gdy stwierdzamy, e nie znamy si, dziaajcych w organizmie i spoeczestwie. Dlatego nie powinnimy rwnie oddawa si zniechceniu. Wyrazilimy si, e w komrce organizmu "powstao" co, czego brak w komrkach wolnych, powsta "jaki cznik", pragniemy dowiedzie si, co takiego powstao w czowieku, czego brak w zwierzciu? Wyraenie "powstao" byo podwjnie niecise. Sia, bdc tylko przyczyn, powsta nie moe, lecz tylko musi by skutkiem innej przyczyny. Fizyk nam powiedzia, e sia jest niezniszczalna i przemienna, a wic, e tylko przeobraa si. Suma energii we wszechwiecie pozostaje ta sama - tylko daje efekty rne. Ruch przemienia si w ciepo, to ostatnie w ruch i t. d. A wic, gdy zjawia si nieznana "przyczyna organiczna", musimy przyj, e inna jaka "przyczyna nieznana" przemienia si w "przyczyn organiczn". Tak samo, gdy zjawia si "przyczyna spoeczna" (ktrej skutkiem jest spoeczestwo), wtedy inna jaka przyczyna ("sia") znika w odpowiedniej iloci, a raczej przeobraa si w spoeczn, w cznik spoeczny. Tak jedna, jak i druga "sia" powstay wic z innych si, t.j. niewtpliwie na koszt tych funkcyi, ktrych komrka organizmu i organizm spenia ju odtd nie mog. Czem s te siy-przyczyny albo te czniki, nie jest to spraw ciemniejsz od kwestyi siy cienia, przylegania, osmozy, siy chemicznej i t. d. Jeelibymy te ostatnie nazwali "wol", "charakterem", "natur", "waciwoci" atomw i czstek, czy jak bd inaczej, nicby si nie zmienio, tak samo, jak gdybymy si organizujc komrki nazwali si przycigania si wzajemnego komrek. Ale teraz czas wyzna, e chocia siy, ktre mamy bada, s bardziej skomplikowane od si elementarniejszych, wyej wymienionych, to przecie jestemy w pooeniu korzystniejszem od fizykw, chemikw i biologw na punkcie monoci poznawania przyczyny "spoeczestwa", czyli cznika spoecznego. My moemy posun si dalej ni fizycy i chemicy, dlatego, e

przedmiot badania naszego jestdostpniejszy dla zmysw naszych. My moemy rozpoznawa atwiej ni fizycy, chemicy i biologowie stosunki, zachodzce midzy naszemi czsteczkami (ludmi), bo jestemy ich bliej i znamy je dokadniej. Tamci badaj dziaanie cznikw naprawd niewidzialnych, bo niepoznawalnych bezporednio, bo niedostpnych dla zmysw czowieka - tutaj, w wiecie czowieka i zwierzt, poszukiwanie mamy uatwione. Znajdujemy si w tej samej pozycyi, jak by zajmowa fizyk wwczas dopiero, gdyby mg zej do rozmiarw atomu i bada stosunki midzyatomowe, sam bdc wrd nich mylcym atomem.

XV. Co jest przyczyn spoeczn i niewidocznym cznikiem spoecznym?


Od samego pocztku badania naszego weszlimy szczliwie na tak wanie dobr drog. W pierwszych rozdziaach niniejszej pracy okrelilimy spoeczestwo jako takie skupienie osobnikw jednogatunkowych i morfologicznie jednakowych, w ktrem funkcye osobnikw s zrnicowane, osobniki za same zczone s ze sob stosunkiem zalenoci wzajemnej. Chcc dowiedzie si, czy spoeczna forma bytu rozwina si z gromadnej, drog prostej ewolucyi gromady, doszlimy do wniosku, e ywot gromadny niema tego znaczenia w procesach przemiany gatunkw i w ksztatowaniu si osobnikw, jakie mu przypisuj socyologowie, e pozostaje on bez wpywu rwnie na intelektualny rozwj osobnikw. Zauwaylimy (rozdz. IV), e zwierzta gromadne (stadne) nie gruj ani rozumem, ani innemi waniejszemi cechami nad pokrewnemi im zwierztami niegromadnemi, e take aden typ gromady niema gbszego znaczenia w ksztatowaniu si osobnikw, albowiem najodleglejsze od siebie genetycznie gatunki tworz gromadyjednego typu, najblisze za sobie yj w zgoa odmiennych formach bytu gromadnego lub te wcale nie cz si w gromady. Z tego powodu doszlimy do wniosku, e przyczyna spoecznej formy bytu (inaczej, tajemnica spoeczestwa) nie spoczywa w gromadzie, jako formie bytu, lecz tylko w materyale, w osobniku, w tej formie (bytu), ktra jest moleku bd woln, bd gromadn, bd spoeczn, ale musi posiada pewien zbir cech sobie waciwych, aby moga sta si spoeczn. Dopki niema materyau na spoeczestwo - niema spoeczestwa, jest tylko gromada, Od chwili dopiero, gdy pojawia si taki materya, gromada przestaje by gromad, staje si spoeczestwem (rozdz. IV na kocu). Forma skupienia jest tu nicze m, o wszystkiem decyduje materya. W rozdziale VI-tym sformuowalimy to wyraniej, mwic, e czowiek jest materyaem spoecznym, zasadniczo odmiennym od wszystkich jestestw niespoecznych, zarwno tych, ktre tworz gromady, jak tych, ktre yj w rozproszeniu. Poniewa jednak czowiek nie wyskoczy gotowy, jak Minerwa z gowy Jowisza, lecz zwizany jest genetycznie z caym wiatem organicznym, przeto

trzeba byo uzna za rzecz niewtpliw, e zanim sta si materyaem spoecznym, musia by czowiek niegdy jestestwem niespoecznem. Mwic prociej, wytworzy si on z materyau niespoecznego. Powstao wic w nim samym w pewnem stadyum jego rozwoju co, co go uczynio jestestwem spoecznem, t. j. zdolnem do wchodzenia z podobnemi sobie w stosunek wzajemnej zalenoci, polegajcy na rnicowaniu si funkcyi osobnikw, skadajcych gromad spoeczestwo. Zadalimy sobie wwczas pytanie: co czowieka uczynio jestestwem nie gromadnem, lecz spoecznem i tak stanlimy oko w oko z prastarem i zawsze jeszcze tajemniczem pytaniem: co to jest czowiek? Poniewa czowieka odrnia od caego wiata zwierzt wyjtkowy rozwj mzgu, jako organu dla wyjtkowo wielkich wadz umysowych, przeto "zbiegy si nam w czowieku dwa zjawiska dominujce, ktrych przyczyny, ani stosunku wzajemnego nie znamy. Jednem jest wyjtkowy rozwj mzgu, drugiem wyjtkowa zdolno osobnikw do czenia si w zwizek spoeczny" (rozdz. VI). Rozstrzygnicie stosunku wzajemnego obu cech ludzkich okazao si spraw wagi pierwszorzdnej. Stosunek za tych cech moe by dwojaki: a) albo wyjtkowa dziaalno mzgu dobro wadzia czowieka do zdolnoci czenia si w spoeczestwa; b) albo zdolno do czenia si w spoeczestwa wpyna na zwikszanie si masy jego mzgu, t. j. wzmoga czynnoci jego. W pierwszym wypadku wytworzyo si naprzd mdre jestestwo wielkomzgowe, a nastpnie stao si ono jestestwem spoecznem; w drugim powstao naprzd jestestwo spoeczne, a nastpnie dopiero stao si ono mdrym, wielkomzgowym czowiekiem. Po takiem sformuowaniu zagadnienia spostrzeglimy, e niepodobna przystpowa do jego rozwizania, stojc na wakiej podstawie znajomoci czowieka w oderwaniu od przyrody. Pytanie zbyt jest subtelne, a wane, aby nie wymagao nawet sprawdzenia, czy nie zostao bdnie sformuowane. Dla sprawdzenia, czy jestemy na dobrej drodze, oraz dla zdobycia szerszej podstawy do dalszej pracy badawczej, zdecydowalimy si na wycieczk wzdu, wszerz i wgb wiata, aby szerokim rzutem oka ogarn cao stosunkw ziemskich. Zatoczylimy wielkie koo i stanlimy na tym samym punkcie, z ktregomy wyszli. Kroczc innym, szerszym szlakiem, doszlimy do tego samego przekonania, e midzy osobnikami ludzkiemi istnieje jaki cznik nieznany i e on jest przyczyn spoecznej formy bytu, e tego cznika niema w zwierztach nawet blizko z czowiekiem spokrewnionych. Stanlimy i teraz przed zagadk, ktrej nie mielimy wwczas rozstrzyga, ale sytuacya nasza ju si zmienia na korzy. Pierwej przepa midzy czowiekiem, a zwierztami wydawaa si wyjtkow - teraz poznalimy w przyrodzie wicej zupenie analogicznych przepaci.

Okazao si, ze nieznany cznik spoeczny nie jest bardziej tajemniczy od przyczyny, czcej komrki w organizm, a biogeny w komrki. Co wicej, doszlimy do przekonania, e mamy realne podstawy spodziewa si atwiej pozna cznik spoeczny, anieli inne analogiczne czniki przyrody, a to w myl reflekcyi, ktremi zamknlimy rozdzia poprzedni. Tak wic, przekonawszy si, e dotychczas nie zabkalimy si, moemy z otuch posun si dalej. Teraz naley rozway ostatecznie stosunek wzajemny dwu gwnych cech czowieka: zdolnoci do czenia si w ustroje spoeczne iwyjtkowego rozwoju wadz umysowych. Na razie stosunek tych cech wydawa si nam do prostym. a) Albo wysoki rozwj umysowy sta si przyczyn zdolnoci do czenia si w spoeczestwa; b) albo zdolno do czenia si w spoeczestwa jest przyczyn wielkiego rozwoju umysowego. Innemi sowy: jestestwo ludzkie a) albo si stao naprzd mdrem, a dopiero przez mdro spoecznem; b) albo stao si naprzd spoecznem, a dopiero przez spoeczno mdrem. Teraz atwo zrozumiemy, e spraw naley wzi gbiej i inaczej postawi, bo stosunek nie jest tak prosty, jak si w tej alternatywie przedstawia. Z rozwaa, ktre byy treci rozdziau XII-go, dowiedzielimy si, e wspln i konieczn cech zwizkw (AA', BB', CC') jestzrnicowanie osobnikw. Nieznana wic przyczyna, ktra wie osobniki (A', B', C) w caki wyszego rzdu, musi by rwnoczenie przyczyn rnicujc te osobniki. Zarazem tkwi musi w samych osobnikach, nie za zewntrz nich. Teraz ucilio si nam niejasne, a nawet wrcz mtne pojcie "siy spoecznej", czy "uspoeczniajcej", czy te "zdolnoci do czenia si w spoeczestwa", ktrem poprzednio chcielimy operowa. Teraz rozumiemy ju dobrze, e wystpuje na scen trzeci jaki pierwiastek. Rozumiemy dobrze, e spoeczna forma bytu jest przedewszystkiem skutkiem jakiej przyczyny czcej i jednoczenie rnicujcej. T wanie przyczyn nieznan, ten trzeci, a waciwie pierwszy pierwiastek mamy nazwa po imieniu. Aeby wic "wielki rozwj umysowy" (inaczej mzgu) mg by uwaany za przyczyn "zdolnoci do czenia si w spoeczestwa" czyli za "si uspoeczniajc", trzebaby przyj, e on sam jest ow nieznan przyczyn czc i jednoczenie rnicujc osobniki. I odwrotnie. Aeby "zdolno do czenia si w spoeczestwa" (sia uspoeczniajca) moga by uwaana za przyczyn "wielkiego rozwoju umysowego", trzebaby przyj, e ona sama jest ow nieznan przyczyn czc i rnicujc. Gdy poprzednio obie alternatywy a) i b) wydaway si nam jednako prawdopodobnemi i niewiadomo byo, ktr wybra, obecnie jedna tylko staje si moliw, a ktra - zaraz to zobaczymy. Wpierw musimy alternatywy nasze sformuowa poprawniej. Teraz brzmie musz tak: a) albo wyjtkowy rozwj umysu (mzgu) jest przyczyn czc i rnicujc ludzi, czyli jest przyczyn spoecznej formy bytu;

b) albo przyczyna czca i rnicujca ludzi jest przyczyn wyjtkowego rozwoju umysu (mzgu). W takiej formie alternatywa nasza przestaje by alternatyw. Pierwsza jej pozycya upada stanowczo. Wyjtkowy rozwj mzgu czowieka, czyli wysokie jego wadze umysowe pod adnym pozorem nie mog by uwaane zaprzyczyn czc i rnicujc ludzi. Postaram si tego dowie w rozdziale nastpujcym.

XVI. Przyczyn spoeczn i cznikiem spoecznym nie s wadze umysowe czowieka.


W dawniejszem sformuowaniu zadania alternatywa a nasuwaa si z nieprzepart si, jako wielce prawdopodobna. Wszak najwybitniejsi badacze powtarzaj nam a do znudzenia, e czowiek wyjtkowe stanowisko swoje w wiecie zwierzcym zawdzicza wielkiemu rozwojowi swych wadz umysowych. A wic i drug wyjtkow waciwo czowieka: ywot w spoecznoci mona byo przypisywa wielkiemu rozwojowi wadz umysowych. Nic wszake biedniejszego nad takie stanowisko! Nie bd tu wzorem erudytw nagromadza wyczerpujcych argumentw na poparcie mojej tezy. Mgbym ich przywie wiele, ale poprzestan na paru takich, ktre same jedne wystarcz. Przedewszystkiem przypomn, e nieuniknionym poprzednikiem czowieka takiego, jakiego znamy, a wic posiadajcego ju myl o wiele silniejsz i rozleglejsz od myli kadego zwierzcia, jest czowiek, nie posiadajcy jeszcze tego skarbu, ktrym jest wielki mzg. C sprawio, e czowiek mzg wielki posiada? Jedni przypuszczaj, e ktremu z mikrocefalw-przedludzi urodzi si potworek o wielkim mzgu waciwym (Encephalon), organ ten okaza si oczywicie bardzo uytecznym w walce o byt i pokolenie potworka zwolna rozmnoyo si i zapanowao na ziemi. Niedopuszczalnoci podobnej hipotezy nawet dowodzi niepotrzeba. Wedug niej czowiek wyskoczy wprawdzie nie z gowy Jowisza, ale, co jeszcze cudowniejsza, z... wasnej gowy. Inni przypuszczaj co poredniego; Mikrocefalowi urodzi si potomek nie o wielkim mzgu, ale o znacznie wikszym, a mzg ten zosta przekazany dziedzicznie dalszemu potomstwu. Majc walk o byt uatwion, potomstwo owe stosunkowo szybko rozwijao organ, ktry si okaza uytecznym. Std rozwj czowieka w jednym, szczeglnym, psychicznym kierunku. I to przypuszczenie rwnie jest niedopuszczalne, jak pierwsze. Przeciw niemu przemawia cisy zwizek funkcyi rnych organw i zmysw z funkcyami rozmaitych orodkw mzgowych. Nic istotnie wanego nie mogo w mzgu powsta nagle, bez cznoci z caym pozostaym aparatem nerwowym. Mzg wielki jest wytworem powolnego i dugotrwaego rozwoju czowieka w jednym, szczeglnym kierunku.

W mzgu niema nic darowanego przez przyrod, wszystko jest w nim zdobyte. Mzg ludzki jest te jego prawdziwym dyplomem "czowieczestwa", jest stanem jego suby, gdzie zapisane s niezliczone jego tryumfy nad natur. W nim zoona jest caa, bardzo duga historya umysowego rozwoju czowieka. Kady gram mzgu by zdobywany wielkim mozoem. C jednak sprawio, e czowiek doszed do posiadania tego skarbu, doszed wzgldnie szybko, i dlaczego nie doszo do tej mety adne zwierz? Zgadzaj si wszyscy, e tego jeszcze nie wiemy. Przyczyny tego nadmiernego, jednostronnego rozwoju u czowieka i wanie tylko u czowieka jeszcze nie znamy. Jeeli tak, jake wic mona wyjania zagadk "spoeczn" inn zagadk? Czy zyskujemy co na tem? Czy dowiadujemy si czego? Nie! Co wicej, skoro nie znamy przyczyny rozwoju mzgu, to nie znamy rwnie stosunku jej do nieznanej nam rwnie przyczyny spoecznej. Nie mamy podstawy do uwaania mzgu ludzkiego za przyczyn przyczyny spoecznej. A moe wanie jest on jej skutkiem? Sdz, e to jedno negatywne rozumowanie wystarcza: mog jednak przywie drugie, choby dlatego, e wydaje mi si by rwnie nowem w nauce, a przynajmniej nie zdarzyo mi si spotka z podobnem ujciem sprawy. Wychodz z uznanego zaoenia, e funkcya stwarza organ. Nadmierny organ bdzie wynikiem nadmiernie wzmoonych funkcyi. Zachodzi teraz pytanie, c zy funkcye s zawsze wynikiem potrzeby? Po wikszej czci tak. Kade zwierz ma tyle mzgu, ile go potrzebuje; gdyby go miao cho troch za mao, zginoby w walce o byt. Potrzeby zwierzt s niejednakowe i dlatego mzgi ich (wielko, jako i subtelno) nie s jednakowe. Rybom np. wystarczaj do dzi mae mzgi, gdy inne krgowce maj je, stosunkowo do ryb, bardzo due i nic mogyby ju utrzyma si bez takich, jakie maj. Funkcye psychiczne zwierzt wzmagaj si w miar komplikowania si warunkw ycia. Pomimo jednak, e mzgi wszystkich zwierzt wzrastaj, przyrost ich jest uderzajco powolny i do rwnomierny. Dowodzi to, e warunki ich ycia komplikuj si wogle do powoli. Jeden czowiek wyrnia si rozrostem mzgu wyjtkowo wielkim i wyjtkowo szybkim. Ze jest to wynik nadzwyczajnego wzmagania si funkcyi, to nie ulega wtpliwoci, ale czy jest to zarazem wynikiem potrzeby? Jeli odpowiemy twierdzco, powstaje pytanie: co za potrzeba zjawia si tak nagle i trwale, aby doprowadzia czowieka do rozwinicia wadz tak bardzo wyjtkowych i zbytecznych w wiecie zwierzcym. Co to moe by za potrzeba, ktrej adne zwierz, nawet najbliej mu pokrewne, nie doznawao? Musiaa to by potrzeba cakiem wyjtkowa. Powoywanie si na "bezbronno fizyczn" i t. p. argumenty, powszechnie znane, nie wystarcza. Rwnowaga dynamiczna midzy organizmem, a rodowiskiem, moga by tysicem innych rodkw utrzymana, jak bya i jest utrzymywana w wiecie zwierzt. Istnieje bardzo wiele stworze o wiele bezbronniejszych i sabszych, ktre, mimo braku przewagi umysowej, nie zginy w walce o byt.

Potrzeby tedy wielkiego mzgu u czowieka, wypywajcej z oglnych i zewntrznych warunkw ycia w rodowisku pierwotnem czowieka, nie podobna dostrzedz, chobymy jej najgorliwiej szukali. Bdmy konsekwentni i miejmy odwag powiedzie, e koniecznej potrzeby nie byo. Sdz te, e obserwacy t mona uoglni. Nie zawsze wzmaganie si pewnych funkcyi reguluje potrzeba tych waniefunkcyi. Funkcye mog wzmaga si wprost dlatego, e rozrostowi jednostronnemu funkcyi organizmu nie staje na przeszkodzie rodowisko, lub rozwj innych funkcyi. Zwierz w takim razie wchodzi atwo na manowce jednostronnoci i, kroczc po niej, rozwija si we wasnym, specyalnym kierunku. Do takich anormalnie wzmoonych funkcyi, nie wywoanych potrzeb, naley choby trba sonia. Chobymy nie wiem jak usprawiedliwiali to zjawisko "potrzeb", zawsze pozostanie ono zagadkowem. Nie bdzie jednak zagadkowem, gdy przypucimy tylko to jedno, e rozrostowi trby nic nie stawao na przeszkodzie, pomimo, e nie by on wywoany koniecznoci. Mzg ludzki jest zjawiskiem podobnem do trby sonia. Jednak jest on zboczeniem o wiele dziwniejszem, bo tu trzeba przyjnadzwyczajne wzmoenie si i skomplikowanie si najwyszych funkcyi umysowych, ktre, jak wiemy, bardzo powolnie wzrastaj w caym wiecie zwierzcym i tylko skutkiem bardzo skomplikowanych potrzeb. Tu dla prostej monoci rozwoju mniej nastrczao si pola. Do rozwoju organizmu ludzkiego w tym kierunku normalny tryb ycia zwierzt, jaki by udziaem rwnie i przodkw czowieka, nie dawa adnego ani bodca, ani pola. Przeciwnie, twarde warunki ycia zwierzt, hamuj stale rozrost pkul mzgu wielkiego, koniecznych dla istnienia t. zw. objaww "wy szego" ycia psychicznego - na rzecz mdku (Cerebellum), a zwaszcza ukadu nerww wspczulnych (Systema vegetativum s. sympathicum), kierujcych automatycznemi funkcyami organw i rnych czci ciaa, a wic funkcyami znaczenia bardziej wegetatywnego. Trzeba tedy przyj, e tutaj wzmoenie si funkcyi mzgu i to tej jego czci, ktra u zwierzt pozostaa nierozwinita, jest w zwizku cisym z jakiem szczeglnem rozszerzeniem si pola dla owej "wyszej" dziaalnoci umysowej. Jest ono tego rozszerzenia si skutkiem.Pole to musi by i dotychczas niedostpne lub mao dostpne dla wszystkich zwierzt, a otwaro si tylko przed czowiekiem. Mogo tu zreszt nie by nawet potrzeby, do, aby zjawia si mono - i to wystarczyo do popchnicia czowieka na tory nowe, niedostpne dla innych jestestw. Skoro nie moemy dostrzedz adnej innej przyczyny, rozszerzajcej pole dziaalnoci umysowej, moemy j upatrywa wanie w bycie spoecznym, naprzd dlatego, e jest on drug cech, nieodczn od rodu ludzkiego, a obc wszystkim prawie zwierztom, a powtre dlatego, e towarzyszcym warunkiem jego (bytu spoecznego) s wysze uzdolnienia umysowe. Przyczyn za spoecznej formy bytu jest, jak ju wiemy, "przyczyna czca t rnicujca" osobniki jednorodne i jednakowe. Wprawdzie nie umiemy jej jeszcze nazwa ani wskaza, lecz na pytanie: czy moe by ni wyjtkowy rozwj mzgu, musimy odrzec przeczco, albowiem ta nieznana przyczyna jest

ju przyczyn spoecznej formy bytu, czyli ta, na ktrem wanie wyjtkowy rozwj mzgu mg si dokonywa. adna rzecz nie moe by wasn przyczyn, wic i wyjtkowy rozwj mzgu nie moe by przyczyn wyjtkowego rozwoju mzgu. Skoro upada nam alternatywa pierwsza, pozostaje tylko druga. Przyczyna czca i rnicujca, ktra tkwi w osobnikach, a ktrej skutkiem jest spoeczestwo, musi by przyczyn wyjtkowej dziaalnoci i wyjtkowego rozwoju mzgu. Pozostaje nam tylko odszuka j i nazwa. Zanim do tego przystpimy, moemy jeszcze w inny sposb utwierdzi si w przekonaniu o niemoliwoci pierwszej alternatywy. W tym celu nie bdzie bezpoytecznem uwiadomi sobie rnic midzy zwierzciem, a czowiekiem, t. j. midzy osobnikiem, ktry jestzamknit w sobie caoci, a osobnikiem otwartym dla komunikacyi z innemi osobnikami (porwn. C i C' str. 118). Zwierz niespoeczne mona wystawi sobie, jako caostk, otwart na wiat tylko jednostronnie i odrodkowo. Taka caostka otwarta jest nie dla wiata zewntrznego, lecz tylko na wiat. Zmysy jej s okienkiem, ktre przyjmuje, ale nic prawie nie wydaje. Osobnik za ludzki (spoeczny) jest caostk otwart obustronnie: dorodkowo i odrodkowo. On przyjmuje od innych i oddajeinnym. Na tem polega zaleno wzajemna. Wemy np. wilka. Zmysy jego funkcyonuj nie dla innych osobnikw wilczych lub niewilczych, lecz tylko dla niego. Wilk nie moe posugiwa si oczyma innego wilka, nie moe poznawa wiata umysem innego wilka, lecz tylko swoim. Myl wilka pozwala mu odczuwa wiat w stopniu dla niego dostatecznym, ale uzewntrznia si moe tylko w stopniu bardzo sabym. A czowiek? Ten moe posugiwa si oczyma innego czowieka, poznawa wiat przy pomocy umysu innego, moe myl swoj wydawa z siebie i cudz bra w siebie. Myl ludzka moe si uzewntrznia w stopniu bardzo znacznym. Skde taka rnica? Przecie myl ludzka nie moe si uzewntrznia bezporednio. Nie moe ona istnie poza mzgiem, ktry j zrodzi, a wic nie moe przenika w inne jestestwo. A przecie tylko na oddziaywaniu bezporedniem moe polega wchodzenie osobnikw w zwizek, ktrego istot jest czenie si osobnikw w wysz skoordynowan cao. Jeszcze raz widzimy, e ani mzg, ani jego wielko, ani jego funkcya nie mog by cznikiem spoecznym, t. j. przyczyn czc i rnicujc osobniki. Musi nim by zgoa co innego.

XVII. Przyczyn i cznikiem spoecznemi moe by tylko to, co oddziaywa na zmysy osobnika od zewntrz. Zmysy odbierajce wraenia i zmys wysyajcy. Mowa jako funkcya pierwszego w przyrodzie zmysu wysyajcego.

Mzg oddziaywa moe tylko na komrki wasnego organizmu, przyjmowa za bodce zewntrzne tylko przez zmysy, t. j. przez odpowiednio wyczulone komrki zewntrzne wasnego organizmu. Poza granice organizmu oddziaywania mzgu przekroczy nie mog. Aeby wic myl (funkcya mzgu, czucie uwiadomione) moga oddziaywa na mzg innego organizmu, t. j. budzi w nim podane funkcye, musi by ona zamieniona na kracach organizmu zapomoc komrek nerwowych, kierujcych ruchem w innych komrkach, na tak form energii, ktra oddziaywa moe, jako bodziec, na zmysy innego organizmu. Poniewa ta nowa posta myli musi przeby przestrze, dzielc oba organizmy, musi ni by jakie drganie (wibracya) czstek materyalnych, wypeniajcych t przestrze. Do wywoania takiej wibracyi (takiego ruchu) potrzebny jest w organizmie aparat, ktryby skomplikowan wielce funkcy ukadu mzgordzeniowego (systema cerebro-spinale), t. j. ruch odrodkowy (centrifugal), zachodzcy w ukadzie nerwowym, przeobraa w elementarny ruch czstek materyi nieoywionej, ktra otacza organizm. Potrzeba, aby organizm wysyajcy podstawi pod myl (pod funkcy mzgu) tak posta energii elementarnej, czyli zamieni myl na tak posta energii, ktra wysana od ciaa do ktregokolwiek zmysu osobnika drugiego podrania ten zmys i w innej znowu postaci, w postaci reakcyi bardzo czuych komrek nerwowych, penicych obowizki zmysw, w postaci ruchu dorodkowego (centripetal), w postaci specyalnego czucia, przenosi po nerwach drugiego organizmu do mzgu jego, gdzie obudzi ruch (stan wiadomoci), analogiczny z ruchem, (stanem wiadomoci), zachodzcym w komrkach mzgowych wysyajcych. Droga jest bardzo skomplikowana, ale zasada jej jest podobna do zasady aparatu telefonicznego lub telegrafu optycznego. Funkcy elektrycznoci, przenoszcej od aparatu drgania - peni dla organizmu (dla jego ukadu mzgo-rdzeniowego) fale dwikowe i wietlne, na ktre zmysy zwierzt s najwraliwsze. Aparatem telefonicznym odbierajcym jest u zwierzt krgowych ucho, optycznym oko. Pierwsze przyjmuje fale dwikowe, drugie -fale wietlne. Mamy tu komunikacy biern, dorodkow. Lecz, aby si komunikowa, zwierzta powinny take wysya do siebie odpowiednie fale. Potrzebna jest komunikacya czynna, dziaajca w kierunku odrodkowym. Fal wietlnych z nielicznemi wyjtkami, zwierzta wytwarza nie mog, ale wszystkie niemal w rnym stopniu mog si niemi posugiwa porednio. Ruchy, wykonywane ciaem, lub jego czonkami, mog by przenoszone jako podniety do wzroku innego. Co do fal dwikowych jest rzecz inna. Wiele gatunkw zwierzt umie je wytwarza rnemi organami i rnemi sposobami; organy te odgrywaj wic rol aparatu, wysyajcego fale dwikowe. O ile wszake aparaty odbierajce s u zwierzt, nietylko t. zw. " wyszych", ale nawet nalecych do klas "niszych" bardzo wyczulone do odrni ania subtelnych podniet, albowiem przeznaczeniem ich byo od samych pocztkw ycia odczuwanie moliwe najsubtelniejsze caego rodowiska - o tyle aparaty

wysyajce s u wszystkich bardzo niedoskonae, a bardzo wiele zwierzt wcale ich nie posiada. Musimy wnikn w t spraw bliej i rozpatrze, na czem polega istota takich aparatw. Podstaw ich, t. j. warunkiem koniecznym, jest mono wysyania dwikw, i to niejednostajnych, lecz rozmaitych. Wikszo zwierzt jest na tym punkcie mocno upoledzona. Nie umie ona wcale wytwarza dwikw. Z pord za tych, ktre mog je wytwarza, znowu wikszo wytwarza je w skali bardzo ograniczonej, mianowicie jeden, dwa lub trzy dwiki, (kombinacye tonw), skojarzone w sposb bardzo jednostajny, t. j. zawsze prawie jednakowy. Takie aparaty i dwiki, przez nie wysyane, nie mog by uwaane za rodek porozumiewania si, s one zaledwie prostemi sygnaami obecnoci, uatwiajcemi odszukanie si jestestw wwczas, gdy wzrokiem nie mog si posikowa i t. p. Im bardziej rnorodne dwiki bdzie wysya zwierz, tem rnorodniejsze wraenia suchowe budzi one mog, tem dogodniejszym sta si mog rodkiem do komunikowania si, ale pod warunkiem, e bd uywane celowo. Jeeli kademu rodzajowi dwiku odpowiada bdzie pewna tre psychiczna, gdy np. jeden oznacza nawoywanie, inny odpdzanie, jeszcze inny oznacza bdzie gniew, rado, zadowolenie, strach, bl i t. p., wtedy dwiki staj si rodkiem czcym, rodkiem porozumiewania si. Na drodze dugotrwaego powtarzania si jednakowych dwikw w jednakowych okolicznociach, t. j. w tem samem znaczeniu, zmys suchu osobnika odbierajcego nabywa zdolnoci rozrniania rozmaitych wrae suchowych, przesyania tych wrae, w sposb odmienny dla kadego, do centraln ego organu, systemu ich mzgo-rdzeniowego, wskutek czego wywouje tam odpowiednio rozmaite stany czucia wiadomego. Do takiego procesu ukad nerwowy dochodzi drog dugiej wprawy i przyzwyczajenia. W komrkach mzgowych obudz si odpowiednia czuo na coraz rozmaitsze, a zawsze subtelne podniety, wychodzce od innego organizmu w postaci fal gosu. Fale te znosz niejako przestrze, dzielc jeden organizm od drugiego i sprawiaj, e ruch nerwowy jednego osobnika udziela si nerwom drugiego i niejako przenika w drugiego. Tu zaczyna si dopiero najpierwotniejsze, t. j. najprostsze funkcyonowanie aparatu wysyajcego sygnay dwikowe, oznajmiajce pewne stany psychiczne. Sygnay takie s dotychczas u zwierzt bardzo grubemi narzdziami porozumiewania si, tak grubemi, e nie mog by uwaane za rodek, czcy mzgi jednostek. Nie wyszy one u zwierzt ze stadyum bardzo pierwotnego. U jednego tylko czowieka wydoskonaliy si do tego stopnia, e stay si wanie poszukiwan przez nas "przyczyn czc i rnicujc osobniki", czyli cznikiem spoecznym; stay si mow. Znalelimy tedy nareszcie przyczyn spoeczn. Jest ni aparat, wysyajcy dwiki, a waciwie s ni funkcye tego aparatu.

Jake to by moe? Wszak wiele zwierzt posiada taki aparat, a przecie nie mog one tworzy spoeczestw, u nich wic ten aparat nie jest wcale cznikiem, cho przecie by nim powinien, jeeli nasze twierdzenie o ludzkiem jest suszne. Dobrze, e nie zapominamy o aparacie zwierzcym, bo moemy sobie zaraz rozproszy jedn przynajmniej wtpliwo. Przypomnijmy sobie prawo fizyczne o siach, czyli przyczynach. "Gdy powstaje przyczyna organizujca, inna jaka przyczyna (a wic nieorganizujca) zamienia si w organizujc". To samo musi by i z przyczyn spoeczn. Funk cya aparatu zwierzcego, nieuspoeczniajca zamienia si w funkcy uspoeczniajc. Nie jest to wypadek oderwany. Wszak i zmysy, t. j. aparaty odbierajce, nie powstay u zwierzt ani nagle, ani z niczego. Najpierwotniejsze organizmy mog odrnia zaledwie wiato od cienia lub ciemnoci. Jeli ju t zdolno nazwiemy wzrokiem, nie za dopiero zdolno rozrniania barw i ksztatw, to wtedy bdziemy mogli utrzymywa, e zwierzta ju w pierwotnym swym aparacie sygnalizujcym posiadaj aparat, czcy je. Ale tego nie powiemy, wiedzc, co mona widzie, gdy zanikniemy oczy na socu i sprbujemy zadowolni si zdolnoci odrniania po przez powieki rnych tylko nate wiata. Aparat zwierzt, wydajcy dwiki, jest wanie tyle wart dla porozumiewania si, ile zamknite oczy nasze dla widzenia. Prawda, e funkcye aparatu ludzkiego wyrosy z bardzo skromnych zacztkw, jakie cz rwnie i zwierzce jednostki, ale tamte cz zwierzta bardzo sabo i niedoskonale - te za wysubtelniy si i speniaj te zadania, do ktrych speniania tamtym jest jeszcze bardzo daleko. Aparat ludzki sta si, e tak powiem pierwszym, jaki w przyrodzie znamy, zmysem wysyajcym, tj. dziaajcym odrodkowo. On to uczyni udzi z caostek otwartych jednostronnie - otwartymi wzgldem siebie obustronnie. Z jego pomoc mzg czowieka moe oddziaywa nie tylko na komrki wasnego organizmu, ale take na komrki mzgowe innego organizmu. Z jego pomoc myl, zrodzona w jednym mzgu, moe by przeniesiona do innego mzgu, tj. sta si wasnoci innego osobnika. Korzystanie z tego rodka komunikacyi wywoao skutki niezmiernie doniose. Dowiadczenie, zdobyte przez jednego osobnika, mogonie przepada dla innych; mogo by udzielane darmo innemu i wzbogacao zasb jego wyobrae, zdobywanych dawniej tylko przez dowiadczenie. Ten rodek komunikacyi sprawi, e czowiek moe udziela innym nie tylko swego dowiadczenia, ale moe wyrcza innego w pewnych funkcyach i by wyrczanym w innych. Na tym za procesie wymiany myli i wymiany usug polega zrnicowanie osobnikw, ktre jest cech i warunkiem spoecznej formy bytu. Tak wic mowa, jako funkcya pierwszego w przyrodzie zmysu wysyajcego podniety, jest poszukiwanym przez nas cznikiem spoecznym, przyczyn spoecznej formy bytu, przyczyn wielkiego rozwoju mzgu i funkcyonalnego zrnicowania osobnikw spoecznych. Zgodnie z t koncepcy monaby czowieka scharakteryzowa najkrcej w orzeczeniu, e jest to zwierz mwice,

spoeczne i mdre,przedewszystkiem jednak mwice. Dziki mowie dopiero stao si ono spoecznem i mdrem - stao si czowiekiem.

XVIII. Czy mowa moe by przyczyn spoeczn i przyczyn rozrostu mzgu?


Ostatnio sformuowany wynik naszych poszukiwa, jakkolwiek wydaje si jasnym i konsekwentnym, nie moe by zostawiony bez rozpatrzenia. Jest on zbyt wielkiej wagi teoretyczno-naukowej, a zarazem zbyt daleko odbiega od utartych poj o roli mowy wzgldem mzgu, aby bez rozproszenia pewnych wtpliwoci, ktrych nawet jeszcze nie dotknem (w rozdziale XV - XVII), mg znale powszechn aprobat. Tak wic nie moemy jeszcze porzuci tematu przyczyny spoecznej, aby nareszcie zaj si cywilizacy. Doszlimy dopiero do przekonania, e mzg nie moe by przyczyn spoeczn, bo sam jest rezultatem rozszerzenia si pola dla dziaalnoci umysowej; polem tym moga by tylko spoeczna forma bytu, polegajca na pojawieniu si cznika, obcego zwierztom. Z tego, e mzg nie moe by przyczyn spoeczn, nie wynika jednak jeszcze, aby ni by miay koniecznie funkcye aparatu mowy. Tego trzeba dowie. Rola mowy w procesie rozwoju umysowych wadz czowieka bya i jest wci jeszcze przedmiotem najywszego zajcia i bada dowiadczalnych wrd przyrodnikw, psychologw, lingwistw i socyologw - pomimo jednak gbokich docieka, stosunek mowy do rozwoju mzgu pozosta jeszcze na wielu punktach niewyjanionym. Dziwnym te moe si wyda sam zamiar rozstrzygania na tem miejscu tak wanej kwestyi w sposb bezpretensyonalny i, e tak powiem, uboczny. Mimo to nie cofam si przed tym krokiem, jestem bowiem przekonany, e sprawa dojrzaa ju do rozwizania i to w myl tezy, ktr postawiem. Aby j jasno postawi i rozstrzygn, naley tylko podzieli j na dwa zadania, wymagajce oddzielnego rozwaenia. Jednem zagadnieniem bdzie pytanie: czy aparat gosu moe by uwaany za przyczyn mowy - czyli wasnych funkcyi wyszych, a wic: czy mowa moe by przyczyn wielkiego rozwoju mzgu? Wszak aparat gosu bez wspudziau mzgu nic nie znaczy; mowa jest take funkcy mzgu. Drugiem zagadnieniem, ktre wysnuwa si z pierwszego, jest pytanie: dlaczego aparat gosu rozwin si w aparat mowy u czowieka, a nie rozwin si we u zwierzt? Wszak podobny aparat posiada wiele zwierzt, a mimo to nie sta si on u nich przyczyn ani mowy, ani wielkiego rozwoju umysowego. Istotnie zagadka jest interesujca i ciemna. Nie sigajc daleko, do przypomnie, e niektre ssaki, a zwaszcza mapy blisze czowiekowi posiadaj aparat gosu w takim stanie wyksztacenia, e mgby on suy do mowy takiej, jak ludzka. Rnice drobne oczywicie istniej, ale niektre wypadyby bodaj na korzy map. Do nich naley np. bardzo podana u mwcw sia gosu. Do

wspomnie potg gosu goryla (Gorilla gina), albo niektrych wyjcw (Mycetes, Callithrix), ktre posiadaj specyalne urzdzenia rezonansowe, na ktrych zbywa czowiekowi. Dziki tym urzdzeniom ryk i wycie tych zwierzt rozchodzi si kilkakro dalej, ni gos ludzki. Aby nie narusza porzdku, rozpatrzenie tej kwesty i odoymy na plan drugi. Wyprzedzajc dowody, zaznacz tutaj tylko oglnikowo, e stao si to dziki wyjtkowemu zbiegowi okolicznoci. Rozszerzenie si pola dla dziaalnoci umysowej czowieka nie wyniko z koniecznoci lub potrzeby, bo tych nie byo rwnie dobrze dla czowieka, jak dla zwierzt, lecz tylko z monoci, ze zbiegu konjunktur. Mwic tak, nie wpadamy w sofistyk, lecz wanie stajemy na gruncie przyrodniczym. Tak samo przecie powstay organizmy. Nie konieczno popchna komrki wolne do czenia si. One mogy y wolne, gdy i do dzi yj komrki wolne. Organizmy wyniky tylko z monoci ycia komrek w poczeniu ze sob. Podobnie naley rozumie ywot ludzi w cznoci spoecznej, z jej konsekwencyami. Zjawia si mono i to wystarczyo, a zjawia si dziki aparatowi gosu. Wprawdzie nie jeden czowiek go posiada, ale jeden czowiek go wyzyska. U zwierzt, z braku konjunktur, nie zosta on wyzyskany. O tej wanej sprawie bdzie niej, tymczasem naley zaj si pierwsz, albowiem, gdyby si okazao, e mowa nie jest przyczyn rozwoju wielkiego mzgu - to i druga kwestya upada. Na razie wic wszystko koncentruje si w pytaniu: czy mowa jest pierwszem zjawiskiem w rozwoju mzgu, myl za drugiem - czy odwrotnie? Pospolicie przyjmuje si drugie rozwizanie, rycho przekonamy si, e niesusznie.

XIX. Mowa jest przyczyn rozrostu tych czci mzgu, ktre przyjmuj mow i rzdz mwieniem i jest przyczyn spoeczn.
W tym celu musimy zastanowi si nad stosunkiem zmysw do mzgu. Wiadomo, e nerwy oka, wyczulone w specyalnym kierunku, specyalne swe podranienia przesyaj po wkienkach (neurytach) i komrkach nerwowych (ich dentrytach i neurytach) do mzgu. Tam dopiero powstaj wraenia wietlne. Czowiek odczuwa wprawdzie okiem, ale widzi nie okiem, t. j. nie prcikami i czopkami, znajdujcemi si w siatkwce - lecz mzgiem. Mzg za porednictwem specyalnych zakocze nerwowych w siatkwce odbiera podranienia, pochodzce od fal eteru o pewnej dugoci i drog specyalnego procesu zamienia je w subjektywne wraenia wietlne. Poza mzgiem niema wiata, barw, ani obrazw, s tylko wibracye eteru. Wibracye te, uderzajc o zakoczenia nerww w siatkwce, wprawiaj wkienka nerwowe w stan podranienia, substancya nerwowa podlega tu chemicznej przemianie, niezmiernie subtelnej i szybko podlegajcej przemianie powrotnej, ale to wystarcza, aby ruch, zachodzcy w substancyi chemicznej, wywoa na caej drodze nerwowej (droga projekcyjna) odpowiednie zaburzenie i zosta przeniesiony a do organu centralnego.

To samo dzieje si z nerwami suchu. Czowiek syszy mzgiem; poza mzgiem niema dwikw jest tylko okrelona skala wibracyi powietrza, podraniajca zakoczenia nerww suchowych. Podranienia te przenosz si na wkna nerwowe - a do centralnego organu, gdzie powstaje proces psychiczny syszenia dwikw. Komrki nerwowe uszne nie ulegaj podranieniu od fal wietlnych - oczne s obojtne na fale dwikowe. Zasza i tu i tam cisa specyalizacya i czuo w granicach cile wytknitych. Tak wic wszelkie podranienia, odbierane przez komrki siatkwki, dopiero gdy dochodz do mzgu przybieraj posta .wiadomych wrae wietlnych. Segregujc te wraenia przez cig niezliczonych pokole - komrki mzgowe, zwizane z siatkwkszeregiem komrek nerwowych czyli drog projekcyjn i penice funkcye widzenia, nabyy monoci tak subtelnego rozrniania podniet siatkwki, e tworz si w nich poczucia barw i nawet ksztatw. W miar, jak komrki odbierajce bezporednio podniety z zewntrz wysubtelniay si do rozrniania coraz drobniejszych rnic w dugoci fal eteru, czyli w miar jak one coraz inaczej reagoway na kad zmian, - wyczulay si rwnie komrki wzrokowe w mzgu wielkim do rozrniania tych drobnych rnic i kojarzenia ich. Oko i orodki w mzgu doskonaliy si cznie i dopiero razem wzite stanowi cao. Skde wic wziy si w wielkich pkulach mzgu komrki, przyjmujce wraenia wzrokowe? Wyrobiy si i one ostatecznie pod wpywem podniet zewntrznych, odbieranych przez nerwy oczne i tylko pod wpywem tych podniet. Majc t odpowied w pamici, moemy przej odrazu do naszej sprawy. Zmysy zwyke nazwaem zmysami dorodkowemi, czyli odbierajcemi. Mow nazwaem funkcy nowego zmysu odrodkowego,czyli wysyajcego. atwo spostrzedz, e zmys wyseajcy rni si zasadniczo od zwykych zmysw wprost przeciwnym kierunkiem swych funkcyi. Ale nie na tem koczy si rnica. Ten przecie ma czy ze sob osobniki, yjce oddzielnie nie za czy je za wiatem zewntrznym, musi wic wej we wspk z obcym zmysem odbierajcym. Podranienia, wysane przez jeden organizm, musi organizm drugi przyj; podranienia, wysane przez drugi organizm, musi pierwszy take przyj. Proces komunikacyi midzy osobnikami skada si wic z dwch procesw: wysyania mowy (fal dwikowych) i odbierania mowy.Kadym z tych procesw musimy zaj si oddzielnie. Pozostawiajc na uboczu proces przesyania mowy, zastanwmy si nad drug poow, nad spraw odbierania mowy, jako zupenie analogiczn do funkcyi odbierania wrae wietlnych. Jeeli podranie wzrokowych nie moglibymy przyjmowa do wiadomoci bez obecnoci w mzgu specyalnych komrek czuciowych, przeznaczonych do ich przyjmowania (czyli b ez orodkw wzrokowych), to i podranie suchowych tej kategoryi, jak stanowi szeregi dwikw i szmerw skoordynowane w mow, nie moglibymy przyjmowa do wiadomoci bez istnienia w mzgu komrek, wyczulonych na takie wanie przerywane i skoordynowane podniety suchowe, jakich wiat pozaludzki nie wysea.

Orodki czuciowe wzroku doskonaliy si w mzgu rwnolegle z doskonaleniem si komrek zewntrznych, przyjmujcych podranienia od fal wietlnych. One si doskonaliy pod wpywem obrazw wietlnych, rzucanych przez soczewk oka na paszczyzn siatkwki. Kady przedmiot widziany mona pojmowa jako mozajk, zoon z wielu rozmaicie wieccych punktw. Dlatego wanie powierzchnia siatkwki ma posta paszczyzny, zoonej z mnstwa zakocze nerww (prcikw i czopkw), stanowicych take mozajk. Gdy padnie na t mozajk obraz optyczny, odbity przez soczewk oka, - czstki mozajki nerwowej skadajce powierzchni siatkwki,rwnoczenie odbieraj najrozmaitsze podniety, zalenie od tego, jakie czci obrazu padn na ktre czstki mozajki. Zbiorowy nerw oka wszystkie te podniety przenosi jednoczenie do mzgu, gdzie powstaje rwnie jednoczenie mozajka odczu, skadajcych si razem naobraz psychiczny w paszczynie - nie w czasie. Tak samo doskonaliy si w mzgu orodki suchowe w oglnoci i orodki suchowe mowy w szczeglnoci, z t tylko powan rnic, e ucho nie odbiera obrazu i dlatego nie potrzebuje soczewki do odbijania na jakiej paszczynie caej rnorodnej mozajki podniet, dziaajcych w jednej chwili, t. j. w tym samym czasie. To, co dla oka jest mozajka w paszczynie (czyli w przestrzeni), musi by mozajk w czasie dla ucha. Do oka rzuca si paszczyzna rnobarwna, ktr mzg uj musi w caej jej rozmaitoci, do ucha wnika szereg dwikw. Wzrok rozkada na siatkwce podniety chwili na wielk rozmaito, such czy podniety chwili, choby bardzo rnorodne - w jedno, w jeden dwik, choby on by zoony z bardzo licznych gatunkw fal gosu. Wprawdzie ten dwik chwili jest dla suchu take obrazem, ale mzg odbiera go przewanie jako caostk, jako punkt i ledzi gwnie zmiany, zachodzce w nim w czasie. Poniewa mowa jest szeregiem rnorodnych i krtkotrwaych dwikw w czasie, przeto orodki suchu w mzgu musz wprawia si do chwytania drobnych rnic dwikowych, zachodzcych w czasie. I jak wzrokowe nauczyy si ukada rozmaito chwili w obraz, tak suchowe rozmaito w czasie w wyraz. Obrazy kojarz si w orodkach mzgu wzrokowych, wyrazy w orodkach suchowych. Im one bd subtelniejsze, skutkiem specjalizowania si nerww obwodowych, tem bardziej musz si rozrasta odpowiednio subtelne orodki (komrki) mzgu. Bez podniet z zewntrz cakiem specyalnych, ktre nazywamy czyim mwieniem, mow cudz, czyli bez zmysu wysyajcego specyalne wibracye stanowice mow, nie byoby w mzgu orodkw mowy, przyjmujcych te podniety. Byyby tam tylko orodki suchowe, przyjmujce proste wraenia dwikowe. Dopiero podranienia zoone, pochodzce od mowy,wysubtelniay nerwy ucha w ten sam sposb, jak wietlne - nerwy oka. Jak wzrok przenosi z siatkwki obraz, tak such przenosi szereg rnowartociowych drgnie akustycznych z coraz wiksz sprawnoci do mzgu. A wic - czci mzgu, przyjmujce mow, s

bezporednio dzieem specyalnych dwikw, wyseanych przez inne osobniki do zewntrznych komrek nerwowych ucha. Rozpatrzmy teraz proces przesyania dwikw, ktre stanowi mow. W mzgu pod wpywem procesw psychicznych, ktre okrelimy jako ch oddziaania na osobnika drugiego, powstaje potrzeba oddziaania przedewszystkiem na minie wasnego aparatu gosu, aby dokonay seryi skurczw, ktrych skutkiem bdzie wydanie dwikw, majcych by okrelon podniet dla komrek, suchowych innego osobnika. W tym celu mzg wytwarza system komrek, takkierujcych miniami aparatu gosowego, aby wydawa dwiki, podobne do syszanych. Ruchw tych musi by bardzo liczna serya, a kierownictwo niemi naley do rnych orodkw mzgowych, ktre komunikuj si ze sob celem wsplnego dziaania. Drog dugiego wiczenia mzg zdobywa coraz lepsze rodki do wadania rozlegym aparatem ruchu, ktry rzdzi wydawaniem potrzebnych dwikw. Rozrastaj si wic czci mzgu rzdzce aparatem mowy, (a') czyli wysyajce podniety dwikowe na zewntrz. Te czci mzgu nie s, jak pierwsze, bezporednio dzieem podniet, pochodzcych od wiata zewntrznego, lecz dzieem podniet, wychodzcych od innych czci tego samego mzgu (od b'). Teraz zbierzmy oba procesy w jeden, pomagajc sobie rysunkiem schematycznym, przedstawiajcym komunikacy dwu osobnikw A i B. (Patrz rys 1). Pod wpywem podniet (podranie) zewntrznych komrki (suchowe) ucha (b) wysyaj podranienia do mzgu wasnego, gdzie przyjmuj je specyalne komrki, czue na specyalne podniety dwikowe (b'). Pod wpywem podniet wewntrznych, wychodzcych od mzgu (b') do mzgowych nerww ruchu (a'), kierujcych wasnym aparatem mowy, minie aparatu mowy (a) wysyaj znowu specyalne podniety na zewntrz. Gdzie one trafiaj? Do komrek suchowychinnego osobnika (b), a przez nie do mzgu jego (b'). Jeeli prawd jest, e czci mzgu, przyjmujce wraenia wzrokowe wyrobiy si tylko pod wpywem specyalnych podniet, odbieranych przez nerwy oczne od wiata zewntrznego - to musi by prawd, e czci mzgu, przyjmujce mow, wyrobiy si pod wpywem innych specyalnych podniet, odbieranych przez nerwy suchu od obcego aparatu mowy. Gdyby tego obcego aparatu nie byo, - nie byoby ani owych podniet, przeze wysyanych, ani czci mzgu, przyjmujcych te podniety. Przypuszcza mono istnienia w mzgu czuciowych centrw wzrokowych bez istnienia fal wietlnych eteru, ktre odbiera oko; jako porednik, byoby tem samem, co przypuszcza mono istnienia drzewa bez korzeni. Korzenie drzewa tkwi zewntrz osobnika. Stanowi je cay wiat otaczajcy, wyseajcy podranienia optyczne w postaci pewnych drga eteru. Tak samo nie mona przypuszcza istnienia w mzgu czuciowych centrw, przyjmujcych mow, bez istnienia specyalnych drga, ktre wywouje obcy aparat mowy. Korzenie drzewa tkwi na zewntrz, ale ju nie w caym wiecie

otaczajcym, lecz tylko wmzgu obcym. Aparat mowy obcy i ucho wasne s tylko porednikami. Zmys mowy czy tedy centry mowy: odbierajce (czuciowy i ruchowy) dwu osobnikw w jedn cao, komunikujc si ze sob, niby jeden organizm. W obu organizmach rozrastaj si dwa drzewa (patrz rys. 1). Korzenie jednego (a') tkwi w mzgu pierwszym (A), a korona (b') w drugim (B), korzenie drugiego tkwi w mzgu drugim (B), a korona w pierwszym (A). W kadym za mzgu korzenie jednego i korona drugiego drzewa zwizane s ze sob tysicem pocze, czynicych z tych dwu pozornie obcych sobie czci jak cao doskona, bo istnienie jednej (A a') zaley cile od istnienia drugiej (A b'). Rwnie jedno drzewo bez drugiego nie mogoby powsta, i jak warunkiem kadego drzewa jest pie, czcy korzenie z koron - tak warunkiem kadego drzewa nerww mowy, jestniewidzialny pie, w postaci specyalnych fal gosu, czcy ko rzenie z koron. Od korzeni (w osobniku A) czynnym jest aparatwysyajcy (a); do korony tkwicej w osobniku B przesya soki-pobudki drugi aparat przyjmujcy, (czuciowy) (b). Schematyczny rysunek objania t koncepcy. Kady wic mzg ludzki zawiera korzenie jednego drzewa (a') i koron drugiego (b'); pierwsze s czci mzgu, kierujc funkcyami wasnego aparatu mowy (a), drugie przyjmuj do wiadomoci mow cudz (b), wic s czuciow czci mzgu, odbierajc mow cudz. Pierwsze s siedliskiem motorycznem mowy (a'), drugie czuciowem czyli zmysowem mowy (b'). W kadym mzgu komunikacya obu siedlisk mowy dokonywa si przez istnienie asocyacyjnych pocze midzy niemi (a' jest w cisej cznoci z wasnem b'), ale w ten sposb, e prd komunikacyjny pynie od b' do a', t. zn. od korony do korzeni, a nie odwrotnie. Mamy tu prd koowy nieustanny i wzajemn zaleno mzgw. Skoro w mzgu B rosn korzenie a', w mzgu A musi rosn korona b', - i wpywa zaraz na rozrost korzeni Aa', ktre ze swej strony wywouj znowu w B rozrost korony b', ta za wywouje rozrost wasnych korzeni a' - i tak w kko. Wielko mzgw A i B na skutek wzajemnej ich zalenoci wzmaga si. Wzmaganie si to byo zrazu b. powolne, ale roso w miar, jak dziedziczno utrwala w potomstwie nabytki rodzicw, a komunikowanie si osobiste dorzuca wci nowe zdobycze.Mowa doskonali si i zwiksza mzgi A i B, jeden pod wpywem drugiego. Kto zgadza si na to, e u czowieka istniej w mzgu t. zw. orodki mowy ruchowe (motoryczne) (a'), ktrych brak jest w mzgu zwierzt, - ten musi przyj, e istniej take odpowiednie im orodki b', ktrych musi by brak w mzgu zwierzt. Zwolennicy cisej lokalizacyi wadz mzgowych przyjmowali dugo, ze znakomitym antropologiem Broca, trzeci (czyli dolny) pat czoowy lewej pkuli mzgowej za gwne siedlisko motoryczne mowy. Poparte to byo mnstwem bardzo subtelnych dowiadcze i spostrzee patologicznych. Ot uderzajc jest rzecz, e ta wanie cz mzgu bywa u rnych ludzi bardzo niejednakowo rozwinita, a co waniejsza, e rnica midzy mzgiem czowieka, a mzgiem

map (zarwno wyszych, jak niszych) wyraa si w cakowitym lub prawie cakowitym braku owego trzeciego pata czoowego. U Goryla np. (Bischoff i Rdinger) mona zauway tylko bardzo sabo zaznaczony zacztek trzeciego pata czoowego. Szereg skrupulatnych bada nad mzgiem, zamiast doprowadzi do jednoci pogldw, wytworzy wielce sprzeczne zapatrywania na spraw lokalizacyi okrelonych wadz mzgu tak dalece, e przeciwnicy szkoy Broca zaczli wprost zaprzecza lokalizacyi i popierali to bardzo przekonywujcemi dowiadczeniami. Dopiero Exner, znakomity fizyolog, zbrojny wietn metod pracy, pogodzi oba obozy. Dowid, czego z gry si mona byo spodziewa, e na korze mzgowej istniej wprawdzie pola, majce pierwszestwo dla pewnych okrelonych funkcyi bd motorycznych, bd zmysowych (czuciowych), ale te pola nie s topograficznie oddzielone midzy sob cisemi granicami, na podobiestwo obszarw geograficznych; - przeciwnie: przenikaj si wzajem, czyli zachodz na siebie; w jednej okolicy mzgu istniej drobne orodki dla rnych funkcyi. W topograficznym wic sensie niema lokalizacyi; bardzo nawet odlege od siebie okolice powierzchni mzgu speniaj te same funkcye, ale za to na jednym i tym samym obszarze mieszcz si gstsze lub rzadsze zbiorowiska punktw, rzdzcych rnemi funkcyami specyalnemi. I tak, co do mowy, rzut oka na rysunek 2-gi ukae nam jak wielk jest przestrze mzgu, na ktrej rozrzucone s drobne "centry" mowy. Nie ograniczaj si one wcale do trzeciego pata czoowego lewego, cho tutaj s rzeczywicie rozmieszczone najgciej. Mamy je jeszcze na drugim i na pierwszym pacie czoowym oraz na caej prawie przestrzeni pierwszego oraz drugiego patw skroniowych lewej pkuli, pomijajc pozostae okolice mzgu, gdzie jest ju ich bardzo niewiele. S to czci mzgu, o ktrych lokalizacyi co wiemy, czci, ktre obrazowo nazwaem korzeniami drzewa. Przyczyn istnienia i rozrostu tych czci jest mowa i to mowa wasna. O lokalizacyi korony tego drzewa w dzisiejszym stanie nauki (neurologii) nic prawie nie wiemy (prcz tego, e siedliskiem jej jest rwnie kora mzgowa). Ale z tego faktu, e korzenie jednego drzewa musz by jaknajcilej i nierozerwalnie powizane z koron drugiego, istniejc w tym samym mzgu (drogi asocyacyjne, t. j. czce rne czci mzgu pomidzy sob), pynie pewno: po 1 -sze, e i korona musi by rozmieszczona na znacznym obszarze mzgu, nie za ograniczona tylko do drobnej jego czci, po 2-gie, e rozwj jej dokonywa si rwnoczenie, rwnolegle i nierozdzielnie z rozwojem korzeni, po 3 -cie, e obszerno tej korony w mzgu ludzkim tak si ma do obszernoci jej w mzgu zwierzcy m, jak obszerno "korzeni" mzgu ludzkiego do zwierzcego. Widzielimy, e motoryczne orodki mowy mieszcz si w czci mzgu, ktra jest u zwierzt znacznie mniejsz, ni u czowieka. Na mocy tego spostrzeenia trzeba przyj, e i orodki mowy czuciowe (przyjmujce mow cudz), rwnie zajmuj u czowieka znacznie wiksz cz mzgu, nieli u zwierzt. Co wicej, musz one by gwn i charakterystyczn treci jego mzgu.

Ich to rozrost, cznie z rozrostem czci ruchowych (motorycznych) jest przyczyn wikszej objtoci mzgu ludzkiego. Ostateczny wynik jest ten, e wielk objto ludzkich pkul mzgowych naley przypisa gwnie (ale nie jedynie, jak to pniej si przekonamy) obustronnym funkcyom mowy. Im bardziej udoskonalay si funkcye mowy, tem bardziej musiay si rozrasta obie czci mzgu, ale zwaszcza ta cz masy mzgowej, ktra czy rne specyalne czci mzgu i ktra jest siedliskiem wiadomoci, nierozdzielnej od woli. Zlokalizowa siedliska wszelkich poj wiadomych niepodobna; siedliskiem ich musi by najwiksza cz masy i powierzchni mzgu waciwego. Poniewa mzg A wysya przez korzenie (a') wiadome, tkwice w jego koronie (b') pojcia, obleczone w pewn, szczegln form,od ktrej tre pojcia nie daje si oddzieli, - (w koronie za wanie jest siedlisko wiadomoci), przeto mzg B otrzymuje w swojem siedlisku wiadomoci, w b' pojcie, wysane przez mzg A, tylko dziki specyalnej formie do ktrej jest przywizana tre. Aparat mowy jest przeto rodkiem, czcym dwie lub wicej wiadomoci, lecz w sposb o wiele rozleglejszy i doskonalszy, anieli to czyni aparat dwikowy zwierzt, nie wydoskonalony do komunikacyi. W miar doskonalenia si aparat w wpywa na zwikszenie si, czyli rozszerzanie si wiadomoci, t. j, zakresu poj wiadomych. Oczywicie, e rodek czcy udoskonala si powoli i tylko w miar funkcyonowania (podobnie jak wzrok), ale skoro tylko raz zacz funkcyonowa w specyalnym kierunku i szerzej ni u zwierzt, to dalszy jego rozwj, oraz, jako jego nastpstwo, rozszerzanie si wiadomoci, mnoenie si poj, byy ju tylko kwesty czasu. Tak samo kwesty czasu byo udoskonalenie si wszystkich zmysw i czci mzgu, od nich zalenych. Streszczajc wszystko, moemy powiedzie, e: 1) Bez podniet zewntrznych, t. j. wibracyi, ktre przyjmuje oko, nie byoby ani oka, ani mzgu, ani w mzgu wiadomoci wiata, barw i obrazw. Bez wibracyi, ktre przyjmuje ucho, nie byoby ani ucha, ani mzgu, ani w mzgu wiadomoci dwikw. 2) Bez obcego aparatu gosu, ktry wysya od obcego mzgu pojcia zoone, zamienione na fale dwikowe, - nie byo by ani owych podniet wysyanych, ani w mzgu przyjmujcym tych jego czci, ktre przyjmuj te wibracye - podniety i zamieniaj je na pojcia zoone. 3) Bez wasnego aparatu gosu, ktry wysya do obcego mzgu pojcia zoone, obleczone w wibracye, nie byoby w mzgu obcym tych jego czci, ktre przyjmuj wibracye i zamieniaj znowu na pojcia zoone. Tak wic mowa w oglnoci, jako funkcya aparatu gosu, jako podnieta zewntrzna, jako wibracya, jest przyczyn, czyli twrczyni tych czci mzgu, ktrych nie maj zwierzta. Aparat gosu jest cznikiem pomidzy mzgami podobnemi i przyczyn rozszerzania si pojemnoci mzgw ludzkich. O ile aparat

mowy, podobnie jak zmysy, jest sug mzgu, o tyle jest on twrc tych jego czci, ktrych nie maj zwierzta. Ostatecznie widzimy, e aparat gosu, bdc bardzo wtym cznikiem wrd zwierzt, -spotgowany w aparat mowy u ludzi, jest dopiero u czowieka waciwym cznikiem i przyczyn jego spoecznej formy bytu.

CZSC DRUGA. CZOWIEK, SPOECZESTWO I CYWILIZACYA W OGLNOCI


XX. Co to jest czowiek? Uwagi wstpne.
Przyrodnicy i filozofowie wysilaj si na definicye, ktreby w niewielu sowach scharakteryzoway czowieka, lecz cho dano ju wiele okrele lapidarnych, szwankuj one, a szwankuj dlatego, e bywaj za bardzo, albo za mao zoologiczne. I nie moe by inaczej. Niepodobna bowiem uczyni zado wymaganiom cisoci naukowej, jeli obejmujemy w jednej definicyi czowieka przeszego i dzisiejszego. Od chwili, gdy zacz stawa si czowiekiem, uleg czowiek tak znacznej i urozmaiconej ewolucyi, e dwie jego fazy kracowe, to, pomimo podobiestwa postaci, prawie cakiem rne jestestwa. Ze zwierzcia w co cakiem dla wiata nowego przerobia czowieka gwnie mowa. Dlatego, jeli ju chcemy by lapidarni, a jednoczenie zadouczyni cisoci naukowej, powinnimy formuowa dwie, trzy lub wicej definicyi, charakteryzujcych czowieka w chronologicznej kolei jego rozwoju. Bdziemy bardzo blizcy prawdy, powtarzajc orzeczenie, dane ju na ko cu rozdz. XVII, e czowiek - to przedewszystkiem zwierzmwice. Dziki mowie dopiero stao si ono spoecznem, a nastpnie mdrem (sapiens). Faz wstpn, czysto zwierzca, mona bdzie charakteryzowa uwzgldnieniem cech czystozoologicznych. Nastpne musz ju by charakteryzowane cechami, zjawiajcemi si w naturalnej kolei rozwoju wadz i rysw coraz bardziej odrniajcych go od zwierzt. Spoeczno i mdro s cechami nabytemi gwnie dziki mowie, przytem mdro, mimo caej wielostronnoci, bya, musiaa by i zostaa specyficznie ludzk, a wic wzgldn i ograniczon. W porwnaniu do rnych zwierzt czowiek nie by w pierwszej swej fazie zwierzciem najrozumniejszem - nie bywa te nim czsto nawet w ostatniej. Wiele zwierzt niewtpliwie nie stao niej od pra-czowieka wwczas, gdy on stawa si czowiekiem; nie miay one tylko tej szansy, aby sta si w swoim rodzaju czowiekiem, t. j. jestestwem spoecznem. Dopki pra-ludzie rozumieli si tak sabo, jak zwierzta, a myl ich niebogata u wszystkich bya jednakowa, dopty mzg czowieka niewiele rni si od zwierzcego i przedstawia dla dalszego rozwoju takie same mniej wicej szans, jak mzg zwierzt, zwaszcza obdarzonych aparatem gosu, podobnym do ludzkiego.

Narzuca si wic z wielk natarczywoci pytanie: czemu niektre przynajmniej zwierzta nie wyzyskay swych przyrzdw gosowych na podobiestwo czowieka? Czemu wanie on i tylko on wznis si stosunkowo atwo i prdko na wyyny, gdy tamte zostay na nizkich poziomach? Wszak niejeden gatunek zwierzt jest tak mdry, pomimo wzgldnej maoci pkul mzgu waciwego (encephalon), e gdyby tylko pocz rozwija mow, mgby sta si "czowiekiem". Oczywicie byby czowiekiem cakiem innym z postaci, z uzdolnie i kierunku rozwoju, w jakimby poszed ku "czowieczestwu", ale byby jestestwem analogicznem do czowieka z powodu tych specyalnych uzdolnie, ktre uczyniy czowieka jestestwem spoecznem i mdrem, z monoci rozwijania ducha swego gatunku, t.j. materyau pod niejednym wzgldem niegorszego od ludzkiego. Oto mdry i szlachetny so (Elephas), o ktrym Indusi opowiadaj tyle legend cudownych, wraca z wycieczki samotnej do stada. Ma on do zakomunikowania swoim blizkim wiadomo wan dla nich. Usiuje on j ujawni, porykuje, gestykuluje trb, wpatruje si oywiony i niespokojny w oczy innych soni, ale... nie zrozumiano go, i wiadomo utona. Bya ona iskr, jedn z tych, ktrych miliony, przenikajc od osobnika do osobnika, skadaj si na mdro, ale zgasa tam, gdzie zapona. I tak jest cigle. Od tysicy lat marnuje si dowiadczenie soni, a kady musi czyni te same dowiadczenia dla siebie i tylko dla siebie, musi funkcyonowa za siebie i tylko za siebie i tylko niezmiernie wi drog dziedzicznoci wzbogaca swem dowiadczeniem przysze pokolenia. Z ludzkiego punktu widzenia jest to pooenie tragiczne, cho w istocie moe nie by tragicznem wcale; trwaj w tym stanie wszystkie zwierzta i mniej tskni do innego stanu, ni my do skrzyde ptasich. Mimo to prawd jest, e gdyby czowiek poprzestawa na swem dawnem pooeniu - zostaby i on na zawsze tylko zwierzciem. Ale on znalaz klucz do gowy innego czowieka i zdruzgota zapor, dzielc go od jestestw podobnych. Sta si czem nowem na ziemi, czem nie gorszem, ale moe i nie lepszem, bo na ziemi niema wsplnej miary dla wszystkich i sta si materyaem na ciao spoeczne. W koncercie egoizmw ziemi moe nie wysun si na czoo jestestw, bo to byo niepodobnem, ale, mogc coraz skuteczniej depta po sabszych, czyni to bez wyrzutw sumienia lepiej od innych, zagarn te zwolna grunt naleny innym, zdawi sabszych i osta si wrd typw pobitych jako tryumfator. Najdzielniejsze osobniki rodu ludzkiego, wspinajc si na ramionach poprzednikw tego rodu, wznosiy si coraz wyej, a doszy tak wysoko, e zaczy filozofowa. Wtedy przedewszystkiem wypary si swych ubogich, a wic... brzydkich krewnych i stworzyy wygodn doktryn pochodzenia... z morskiej piany. Niestety, pomimo przepaci duchowej, pozostao ciao, ktrego ani zmieni, ani podnie - ani wyprze si nie mona!

Czem si to stao, e czowiek, druzgocc zapor, dzielc go od innego czowieka, wznis rwnoczenie wysoki mur midzy sob, a pozostaym wiatem krewniakw zwierzcych? Czemu adne inne zwierz tego nie dokonao? Wspomnielimy o zbiegu "okolicznoci sprzyjajcych" rozwojowi w kierunku szczeglnie podnym w bardzo wane nastpstwa. Oczywicie w zbieg okolicznoci nie przekracza sfery czynnikw naturalnych, a wic teoretycznie biorc dostpnych i dla innych rodzajw jestestw ziemskich. Aby dostrzedz te czynniki, trzeba tylko pozby si jednego zakorzenionego pogldu, ktry nam je zasiania. Wmawiano w nas zbyt dugo przekonanie, e czowiek stoi na jakim szczycie drabiny (przynajmniej) krgowych. Wmawiano, e jest najdoskonalsz latorol krgowcw, wreszcie najmodszym, t. j. najpniejszym wrd nich typem. Wszystko to nieprawda! Zbyt dugo przedstawiano sobie proces rozwoju i przeywania typw ziemskich, jako szeregi samych "doskonale si", samych przemian "postpowych", zbyt prosto zaatwiano si take z wypadkami rozwoju wstecznego i bocznego i niejeden przyrodnik uwaa wiat dzi yjcy za jaki wybr typw, w swoich rodzajach najdoskonalszych, gdy wierzy, e przeywa musz przewanie tylko typy najdoskonalsze, gin za same wsteczne. Znajdziemy si bliej prawdy, biorc cay wiat dzi yjcy za jedn ruin idealnej caoci, zoonej ze wszystkich stopni przejciowych, jakie yy kiedykolwiek. To, co yje, jest tylko bezadnie dochowan resztk wytworw przeszoci. Dochoway si za przy yciu rwnie dobrze, cho przypadkowo, typy bardzo stare i zacofane, jak nie dochoway si pne, t. j. mode i dzielne. Dzisiejsza fauna i flora nie jest wcale tumem samych "najlepszych" lub "najdzielniejszych". Jest to raczej zbir typw rozmaitej wartoci biologicznej, zabytkw ze wszystkich epok i najrozmaitszych stadyw rozwojowych. Jest ona zoona z typw, ktrych rwnowartociowi krewniacy mieli nieszczcie rnemi czasy wygin, kady dla jednej z tysica przyczyn, nioscych zagad wszystkiemu, co yje. Przyczyny te byway rwnie bache, jak, logicznie biorc, niesprawiedliwe. Najczciej nie jaka niszo, lecz lepy traf unicestwia jedne typy i rwnie lepy traf, nie za wyszo, utrzymyway poledniejsze. Std niezliczone, a czsto zadziwiajce luki zarwno we florze jak faunie ziemskiej. Znamy np. zwierzta mocne, czujne i dzielne, pozbawione yjcych krewniakw, ktrzy musieli by przecie rwnie dzielnymi, a jednak zginli. Znamy inne, gorzej uposaone - otoczone liczn rzesz yjc odmian i gatunkw blizkich. I jeszcze jedno. Nazbyt czsto zarwno paleontologom, jak zoologom, kierunek rozwoju jakiego typu wydawa si prostym i postpowym, gdy wanie zmierza on ku zmianom szkodliwym - i odwrotnie. Dziki podobnym bdom, utrzymuje si przekonanie o "modoci" typu ludzkiego, przekonanie, e jestemy ostatni kreacy ziemsk, przynajmniej wrd ssakw. Utrudnia to trzew ocen stanowiska naszego w wiecie zwierzcym. wiat dzi yjcy wcale nie jest owocem jakiego rozwoju "postpowego". Jest w nim daleko wicej rozwoju we wszelkich kierunkach bocznych i wstecznych i jest, bo tak by musi. Przypomnijmy sobie, e rozmaito postaci organicznych jest gwnie dzieem tego snycerza, ktrego nazywamy rodowiskiem. rodowisko,

jak to pniej zobaczymy, bywa nie tylko rozmaite, ale i zmienne. wiat organiczny, ywic si na takiem onie, nie zna stagnacyi w ksztatach. Jedne zmieniaj si prdzej, inne wolniej, ale zawsze tylko zalenie od okolicznoci i w warunkach niejednakowo korzystnych dla dalszego bytu kadej postaci. wiat ten nie zna tego, co przyszo przyniesie. Stosuje si on do chwili biecej, i std czsto najdzielniejsze typy wpadaj w puapk, jak im nieznana przyszo przynosi. Wtedy to, co byo najlepszem, staje si nieraz niespodzianie cech szkodliw i niesie zagad nie sabszym, lecz wanie najdzielniejszym. Typy, choby nawet dzielne, ale podlege najywszym przemianom, czsto krocz nie ku przyszym tryumfom, lecz wanie ku zgubie. Niektre zwierzta znajduj si na drodze, jeeli tak mona si wyrazi, uzwierzcania si gbszego. Zrnicowanie np. ssakw szo bardzo prdko i poszo daleko. Dobiego ono d awno kresu zmian uytecznych i zblia si po wikszej czci do dekadencyi. Aby nam si wiele zagadek ewolucyi jestestw yjcych przedstawio we waciwem wietle, a zwaszcza historya naturalna czowieka, trzeba tylko porzuci przestarza wiar w rzekoma modo i "postpowo" typu ludzkiego. Trzeba go uzna za typ bardzo stary, wprost za jestestwo jedno z najbardziej konserwatywnych pord ssakw. Do tego zniewala nas porwnanie budowy ciaa ludzkiego z budow wszystkich krgowcw. Wypada mi tu znowu poruszy i rozwin ide, ktra winnaby by przedmiotem oddzielnego studyum, ale gdy dla naszych celw przedstawia ona tylko epizod, nie wolno nam zatrzymywa si nad ni duej, ni tego wymaga konieczno. Dlatego ogranicz si do ujcia najcharakterystyczniejszych stron budowy czowieka w szerokich i oglnych tylko liniach. Mianowicie dotkn tych szczegw jego budowy, ktre same jedne rzuc snop wiata na dziwne losy jestestwa, ktre zamianowao si nie bez susznoci krlem ziemi. Rozpatrzymy rk ludzk, uzbienie i postaw wyprostowan. Tkwi w nich cechy cile zalene jedna od drugiej i zgodnie uwaane po mzgu za najwaniejsze znamiona rodu ludzkiego. Wanie poczenie si w czowieku tych cech uwaam za przyczyn gwn szczeglnego rozwoju mzgu, a wic za okoliczno, sprzyjajc uczowieczeniu si pra-czowieka, a zarazem za wiadectwo idei, e rozwj czowieka poszed po drodze najprostszej do najwikszego skomplikowania natury zwierzcej, jak to ju dawniej zauwaylimy, bo komplikowanie si, nie za upraszczanie, jest szczegln dnoci energii ziemskiej, obserwowan we wszelkich jej postaciach. Czowiek poszed po drodze najprostszej, lecz co to jest droga najprostsza? Czybymy tu wchodzi mieli w ocenianie drogi a posteriori, ze skutkw wyrokujc o przyczynach? Nie. Pod drog najprostsza rozumiem wanie drog poredni midzy istniejcemi w formie odchyleniami; rozumiem drog, zapewniajc najwiksz ekonomi w ewolucyi. Ekonomii tej nie zachowaa wikszo krgowcw, wic rozwj ich poszed bd nazbyt krtemi ciekami, bd zawrci z drogi najbezpieczniejszej wielostronnoci, na manowce zgubnej zawsze jednostronnoci, co jest niemal rwnoznaczne z kracowoci. Gdy

wszystko, co yje dokoa czowieka, ugrzzo w wyspecjalizowaniu si, on jeden utrzyma si szczliwie do koca na najgadszej drodze wielostronnoci biologicznej i przecitnoci,oczywicie bez stara szczeglnych lub zasugi. Idea "wyszoci" organizmw jest cakiem wzgldna. Nie zawsze droga do wyszoci wiedzie przez "ulepszenia" i przez wielkie "przemiany". Czasem moe by zwizana wanie z konserwatyzmem, i tak wanie ma si rzecz z cechami czowieka. Gdyby nie w konserwatyzm, czowiek zostaby moe zdystansowany przez inny jaki gatunek i albo te ziemia wcale nie ogldaaby wyrosego z pnia ssakw (Mammifera) dziwnego jestestwa, ktre, cho peza w pyle ziemskim i poera sobie podobne, omiela si, mimo to, przenika szerok wiadomoci to, co jest niezmierzone i niedocige dla zmysw, i rezonuje o najwikszych zagadkach wiata. Czy pra-ludzie, jestestwa niespoeczne, przerabiajc si w swem potomstwie na komrki spoeczestw, poszli ku wikszej szczliwoci, ni ta, ktra jest udziaem wolnych komrek-zwierzt, to jest kwestya, nad ktr niech debatuj pesymici i optymici, ale, bez wzgldu na ich wyroki, fakt pozostaje faktem, i to niecofnionym. I przed nami wyoni si pniej oraz na waciwem miejscu to pytanie, a cho go nie bdziemy rozstrzyga, to przecie, zamiast ton w bagnie domysw, ujrzymy wyranie: co czowiek zyska, a co straci, wszedszy,dziki swej przecitnoci, na now dla organizmw drog bytu spoecznego, po ktrej toczy si jego dalsza egzystencya.

XXI. Rka ludzka i uzbienie. Pachylemury i Anaptomorphus.


Nieatwe podjem zadanie, zamierzajc dowie wielostronnoci i staroytnoci typu ludzkiego, a rwnoczenie ukaza, e s one wanemi przyczynami poredniemi jego wyjtkowego stanowiska (czowieczestwa). Dotychczas kroczyem po twardym gruncie, wnioski na drodze ostronego badania wysnuway si z nieuchronn konsekwency. Pragn i tutaj utrzyma si na tej drodze, ale sytuacya jest wyjtkowo niedogodna. Paleontologia czowieka jest dotychczas kart bia. Znamy dobrze zaledwie czowieka historycznego i wiemy, e neolityczny by takim samym, jak wspczesny. O czowieku czwartorzdowym resztki szkieletw, skpe wprawdzie, ale wystarczajce, wiadcz, e bardzo mao rni si od dzisiejszego. Gbsza za przeszo geologiczna, wanie najwaniejsza i najciekawsza, jest nam zgoa nieznana. W takiem pooeniu, dopki traf nie odsoni jakiego ogniwa z acucha przodkw naszych, nauka musi posugiwa si metod wycznie porwnawcz i zdobywa wnioski cikim wysikiem zdolnoci ledczych, tych samych, ktremi kieruj si w poszukiwaniach sawni detektywi. Nawet i materya porwnawczy, t. j. kopalne resztki zwierzt, pokrewnych czowiekowi, nie moe by uwaany za wystarczajcy. Peno w nim luk dotkliwych, a pltanina cech, nawet wanych, wskazuje, e materya osteologiezny, do dzi odkryty, musi by tylko drobn czstk tego, co yo i co pozna naley, aby porzdnie odbudowa drzewo genealogiczne zwierzt sscych.

I wanie dla ubstwa dokumentw bezporednich musimy uciec si do ledztwa i szuka przodkw czowieka na podstawie trzech najwybitszych cech jego: rki, uzbienia i postawy wyprostowanej. Z tych cech wspczesnych trzeba wnioskowa porednio o postaci caego acucha przodkw rodu naszego. Rka ludzka jest tu nieocenion nici Aryadny, albowiem pozwala odrazu zej do najgbszych mrokw, do samej kolebki zwierzt sscych. Do spojrze na 5-cio-palcowe koczyny Branchiosaura (Br. salamandroides Fr.) z epoki wglowej, albo na ap Hatteryi (H. punctata) z rodu Rhynchocephalw, aby spostrzedz, jak bardzo starem dziedzictwem jest piciopalcowa rka ludzka. Otrzymalimy j w prostej linii po skrzekach (Amphibia) i gadach (Reptilia), i to po najstarszych ich typach. Ssaki powstay z ktrej z form starszych rodu Theromorphw, albo im blizkiego. Zrazu byy zwierztkami drobnemi i wszystkoernemi, o koczynach zgodnych z ksztatem dawnym. Pod wpywem jednak rozmaitych warunkw ycia szybko poczy si rnicowa. Ju w zaraniu epoki trzeciorzdowej zjawio si mnstwo odchyle, a rycho rd ssakw sta si tak urozmaiconym, jakim by niegdy rd gadw. Ogromna wikszo ssakw zatracia w tych przemianach niektre palce, albo przerobia je do niepoznania. Rd konia np. przez nieuywanie traci zwolna palce tak, e dzi niema nawet ladu l-go i 5-go palca, a 2-gi i 4-ty istniej w postaci zanikego szcztka. Ko chodzi ju tylko na ostatnim stawie trzeciego zolbrzymiaego palca, zaopatrzonego w kopyto. Przeuwajce chodz na 2 -ch (na 3 i 4-ym), inne, (np. Perissodactyla) na 3-ch lub 4-ch. Niewiele rodw przechowao 5 palcw, a i wrd nich wikszo odchylia si mocno i w najrozmaitszy sposb od typu pierwotnego. Najlepiej zachoway typ pierwotny rce Naczelnych (Primates), mniej wiernie niektre jeszcze inne rody ssakw. Ale rka ludzka odznacza si jeszcze jednym wanym szczegem: przeciwstawnoci pierwszego palca. Tu mamy ju odchylenie od pierwowzoru z epoki drugorzdowej, lecz odchylenie niezmiernie stare. Jeeli nawet pominiemy zagadkowe odciski ap piciopalczastych o pierwszym palcu przeciwstawnym nieznanego nam Chirotherium Barthi z rodu Stegocephalw, ktrego byoby ryzykownem wiza genetycznie ze ssakami, to jednak cecha ta wystpuje ju stale w szczeglnie starym rodzie ssakw, u Pachylemurw, sigajcym pocztkw rnicowania si ssakw. Pachylemury wystpuj ju na pocztku Eocenu, t. j. wtedy, gdy ssaki byy jeszcze mao zrnicowane; prowadz one ywot nadrzewny. Ich palec pierwszy jest przeciwstawny i wielki, t. j. taki wanie, jakim przechowa si, prcz u Lemurw, tylko u czowieka. U map bowiem, od tego rodu pochodzcych , jest on tak maym, e naley go uwaa za cofnity w rozwoju. Ot ze wzgldu na wielki palec pierwszy rka ludzka jest blisza rki nawet dzisiejszych Lemurw, anieli rki map. Nawet i pod wzgldem proporcyi obu koczyn czowiek jest bliszy Lemurom, ni mapom. Gdy wszystkie mapy maj tylne rce krtkie, przednie za o wiele dusze, u Lemurw, t. j. u zwierzt najbliszych ich przodkom, panuje stale stosunek odwrotny, zgodny tylko z ludzkim. Dzi yjcy bezogoniasty Stenops gracilis dostarcza nam uderzajcego porwnania. Gdyby nie gowa, byby on pod

wzgldem proporcyi rk i ng, a nawet korpusu, lepsz parody, czy te miniaturk czowieka, od map wyszych. Tak wic rka ludzka w zasadniczych szczegach budowy siga pocztkw Eocenu, jeeli nie gbiej, i morfologicznie oraz funkcyonalnie blisz jest rki Salamandry, nieli nogi sonia, psa, wou lub konia. Wida z tego, e sposb ycia przodkw czowieka by podobniejszy do pierwotnego, nieli sposb ycia zwierzt, odchylonych od typu pierwotnego. Z najmniejszem bodaj odchyleniem pierwowzr dochowa si u czowieka. Nie wyprowadzajc std jeszcze wnioskw, przejdmy teraz do uzbienia. Uzbienie pierwszych ssakw odznaczao si wszechstronnoci. Posiaday one po 44 zbw, lekko zrnicowanych na siekacze (incisives), ky (canini), przedtrzonowe (premolares) i trzonowe (molares). Z czasem jedne typy utraciy niepotrzebne im kategorye, wzmocniy za niektre zby i w rozmaity sposb uksztatoway. Wszystkie jednak rodzaje zbw w umiarkowanem wyksztaceniu ich dawnem, chocia w zmniejszonej liczbie, zachoway si tylko u niektrych rodw, bliej spokrewnionych z czowiekiem, przedewszystkiem za u wielu Naczelnych. Tu musz powiedzie kilka sw oglnych i koniecznych o rodowodzie Naczelnych, a wic Lemurw, Map i czowieka. Bierze on pocztek w rzdzie niezrnicowanych ssakw oyskowych. Pachylemury s grup rwnoleg z rodami Condylarthra i Creodontes.Condylarthra day pocztek wszystkim kopytowym (Perissodactyles), Creodontes drapienym. Pachylemury w najstarszym Eocenie mao si jeszcze rni od owadoernych (Insectivora) lecz cz ich jest blizko spokrewniona z przodkami Gruboskrnych (Pachyderma), a wic rodem Condylarthra. Wszystkie te gazie blizko s ze sob spokrewnione. Uzbienie wszystkich, zrazu prawie kompletne, rycho zaczo si nieco redukowa i mocno rnicowa. Najczstsza formua ssakw pierwotnych jest
3. 1. 4. 3. 3. 1. 4. 3.

. Pachylemury weszy prdko na drog redukcyi i rnicowania i, pomimo innych cech wsplnych, jakie je cz midzy sob, uzbienie ich odznacza si wielk rozmaitoci, ale zarazem znacznym zanikiem to tych, to innych zbw, wikszym, ni w ssiednich rodach, Gdy Adapis i Hyopsodus L. Maj
2. 1. 4. 3. 2. 1. 4. 3.

, Protadapis
2. 1. 2. 3. 2. 1. 2. 3.

Tarsiidae maj
1. 1. 3. 3. 1. 1. 3. 3.

i t. d. W linii Map i czowieka ilo zbw ulega redukcyi, ale gdy raz si ustalia, to ju pozostaa a do dzi. Mapy szerokonose maj formu
2. 1. 3. 3. 2. 1. 3. 3.

Mapy wzkonose i czowiek


2. 1. 2. 3. 2. 1. 2. 3.

Skd bierze pocztek ostatnia formua, najbardziej nas interesujca? Niezmiernie wanej wskazwki w tym wzgldzie dostarcza nam rodzaj Anaptomorphus homunculus Cope, zwierztko znane z dolnego Miocenu w Ameryce (Wyoming), o wielkich oczach, o mzgu stosunkowo bardzo rozwinitym, o czaszce tak dugiej, jak szerokiej, twarzy do krtkiej i uzbieniu cile takiem samem, jak u czowieka i map wzkonosych (
2. 1. 2. 3. 2. 1. 2. 3.

). Anaptomorphus znany jest, niestety, tylko z czaszki, nie mamy przeto wiadomoci o innych jego cechach. Czaszka za wskazuje, e ze wszystkich do niedawna znanych Pachylemurw jest ono najblisze mapom waciwym. Wedug Copego mapy wzkonose musz pochodzi nie od innych, znanych dotychczas Pachylemurw, lecz wanie od postaci, podobnej z uzbienia i innych cech czaszki do Anaptomorphusa. To byo przypuszczenie dnia wczorajszego. Dzi drzewo rodowe Naczelnych siga w znacznie gbsz przeszo. W ostatnich czasach dyrektor Muzeum w Buenos Aires, F. Ameghino, natrafi w Patagonii na istn kopalni najrozmaitszych nieznanych ssakw mezozoicznych i ujawni fakty niezmiernie ciekawe. Przedewszystkiem znalaz ju w warstwach grnych epoki kredowej liczne ssaki mapoksztatne, o formach mocno zrnicowanych; nastpnie odkry mapy waciwe ju w starszym Eocenie. Szczeglnie interesuj tu dwa obecnie najstarsze ich typy,Pitheculites i Homunculites, pochodne od pra-lemura Clenialites, a przez niego od jednej z form miejscowych mezozoicznych. Pitheculites jest ju map i to najmniejsz ze znanych. Obok cech oglnych wystpuj w nim cechy Paksw (Cebidae), Matokw (Arctopitheci) i map Starego wiata. Homunculites znowu ma by przodkiem tylko koczkodanw (Cercopitheci) wzkonosych. Z mapami trzecio- i czwartorzdowemi Nowego wiata czy go tylko formua zbw, mianowicie trzy zamiast dwch trzonowych. Jednoczy on w sobie cechy szerokonosych z cechami niektrych wzkonosych. Z odkry Ameghino wynika, e Ameryka poudniowa jest nie tylko kolebk pra-lemurw, ale e patagoskie ssaki mapoksztatne z epoki kredowej s protoplastami wszystkich Naczelnych, zarwno Nowego, jak Starego

wiata. Naley pamita, e Ameryka poudniowa stanowia jeden ld z Afryk poudniow w epoce mezozoicznej i na pocztku kenozoicznej. Wobec tych odkry Anaptomorphus wiadczy gwnie o szerokiem rozejciu si po globie naszym pierwotnego typu Naczelnych wzkonosych z ojczyzny poudniowo-amerykaliskiej, w ktrej te naley si spodziewa odkrycia blizkich mu, ale starszych postaci. Jaki starszy krewniak Anaptomorphusa bd poudniowo-amerykaski, bd tylko pochodzcy z tego ldu lecz w Starym wiecie zamieszkay, jest protoplast linii Bimana. Podobnie zrnicowanych postaci, jak Pitheculites, musiao by ju w starszym Eocenie wicej i jedna z nich daa pocztek linii Anthropomorphw. Zjawienie si takiego typu wypada odnie do pocztkw Eocenu. Przez analogi z Lemurami yjcemi wnosimy bez obawy pomyki, e mia on rce piciopalczaste o pierwszym palcuprzeciwstawnym i duym. Aby zwiza ten wty lad z progenitur do dzi yjc, wypada wrci do czasw najpniejszych i od nich zstpowa w przeszo. Chocia brak nam ladw czowieka starszego, ni czwarto-rzdowy, to jednak znamy pewn ilo map kopalnych, o ktrych kilka sw wypadnie powiedzie. Nie znamy zgoa czowieka przedczwartorzdowego i nie mamy pojcia, jak on mg wyglda. Antropologowie sprzeczaj si o jego posta. Jedni chc widzie w przedczowieku nawet z koca epoki trzeciorzdowej jak map, o mao ludzkim wygldzie, inni sdz, e ju w kocu albo w rodku epoki trzeciorzdowej posta czowieka bya mocno wyszlachetniona, t. j. blizka ludzkiej. Obu stronom brak dowodw bezporednich. Sdz, e w tem pooeniu mamy mocny punkt oparcia w znajomoci kilku map, pokrewnych dzisiejszym. Mog one rzuci duo wiata na zagadk postaci czowieka. I tak, jeli zwaymy, e Gibbon ( Hylobates ) ma bardzo podobnego do siebie przodka w Miocenie rodkowym, mianowicie Pliopithecus antiquus Gerv.; jeeli Szympans (Anthropopithecus) ma w Pliocenie blizkiego sobie krewniaka: Palaeopithecus sivalensis, to przez prost analogi sdzc, niepodobna ju przypuszcza, aby plioceski przodek czowieka mia by bardziej rnym od dzisiejszego, nieli Palaeopithecus od Szympansa, a praczowiek z Miocenu rodkowego mniej podobny do czowieka, ni Pliopithecus do Gibbona. Tego nie potrzebujemy nawet przypuszcza, bo to byoby przeciwne dowiadczeniu. Nie tylko te postaci, o ktrych wspomniaem, ale wiele innych rodw zwierzcych wiadcz, e przemiany odbywaj si bardzo powoli. Najlepiej znana genealogia konia przekonywa nas o tej prawdzie. Ko plioceski (Pliohippus i Protohippus) wszystkiemi cechami jest nadzwyczajnie blizki do dzisiejszego. Dopiero u konia ze schyku Miocenu (Meryhippus) widzimy wyrane dwa palce (2 i 4-ty) zwyrodniae i krtkie, a zby jego trzonowe s mniejsze znacznie od dzisiejszych. Jeszcze Anchiterium (= Miohippus), a nawet Mesohippus z Oligocenu mao si rni od konia. Chodz na jednym palcu i maj wci tylko po dwa palce wiszce po bokach kopyta. Podobnych przykadw monaby przywie wiele. A

wic jakiem prawem mamy wyobraa sobie, e czowiek w Pliocenie mia by wcale niepodobny do dzisiejszego? Jakiem prawem wyobraamy sobie, e w Miocenie nie mogo by postaci blizkiej do postaci dzi yjcego czowieka i e przodek wczesny nasz musia mie posta zgoa zwierzc i niepodobn do naszej? Nic nas nie upowania do podobnego wniosku, owszem, wszystkie przykady przemawiaj za przeciwnym, to jest za tem: eprzynajmniej w Pliocenie posta czowieka bardzo mao si rnia od dzisiejszej, a jeszcze wczeniej, t. j. w kocu Miocenu, musiaa by bardzo podobna w najwaniejszych szczegach swej budowy do dzisiejszej.

XXII. Postawa wyprostowana, jej dawno i skutki.


Gdy bya mowa o Szympansie z Pliocenu pominlimy milczeniem wan okoliczno, aby do niej pniej wrci. Jest to znane spostrzeenie, e w Pliopithecus jest bliszy czowiekowi, anieli Szympans wspczesny. Mamy w tym fakcie jeden z dowodw, e mapy czekoksztatne dawniej byy blisze czowiekowi. Poniewa wiemy, e niegdy musiay one stanowi z czowiekiem jeden rd, a cilej mwic pochodz zapewne od jednej postaci wszystkim jednako wsplnej, nastrczaj si dwa pytania: 1-o. Odkd datuje si proces rozchodzenia si cech, i 2-o. czy czowiek odchyli si od typu map wzkonosych czy te moe odwrotnie, te ostatnie odchyliy si od typu ludzkiego? O ile pierwsze pytanie byo przedmiotem bardzo licznych docieka w nauce o tyle drugie, o ile mi si zdaje nastrczao si zbyt rzadko umysom badaczw przeszoci czowieka. Zacznijmy od pierwszego. Obecno w Pliocenie Szympansa, ktry jest prawie zupenie podobny do dzisiejszego, obecno w nim take Goryla, obecno w Miocenie rodkowym Gibbona - wszystko to dowodzi, e rd czekoksztatnych by ju, przynajmniej w Miocenie rodkowym, zrnicowany na postaci, bardzo podobne do dzisiejszych. Nie moe by mowy, aby rozdzia nastpi w Miocenie rodkowym. Musia si on dokona dawniej. Same nawet mapy czekoksztatne, znacznie rnice si midzy sob, potrzeboway duszego czasu do takiego zrnicowania si, tem duszego wic czasu potrzeba do oddalenia si od nich czowieka, lub ich od czowieka. Nie moe by kwestyi, e nawet okres Miocenu starszego i Oligocenu nie wystarcza do tych transformacyi. Tak wic, conajmniej w grnym Eocenie byo moliwem rozejcie si typw.Tylko wtedy, albo jeszcze wczeniej y. moga posta, porednia midzy mapami czekoksztatnemi, a czowiekiem. Ot zbliyy si nam dwie nici. Jedna wyziera z gbokiej przeszoci, druga spuszcza si ku niej od teraniejszoci. Jedna urywa si w Eocenie dolnym, druga zstpuje ku niej do Eocenu grnego. Luka zmalaa. Koce nici dzieli tylko Eocen rodkowy. W typie Anaptomorphusa, jak pamitamy, s zczone wsplne cechy: Pachylemurw, Lemurw wspczesnych, Map wzkonosych i czowieka.

Sama rozmaito map wzkonosych i czowieka wskazuje, e typ wszystkim wsplny nie mg si ogranicza do tej jednej, dotychczas znanej nam, postaci. Anaptomorphus musia mie wspczesnych sobie krewniakw, w linii prostej lub bocznej, starszych i modszych od siebie, rozproszonych szeroko. Jedna z tych postaci staa si prototypem map czekoksztatnych i czowieka. Jej potomstwo zrnicowao si na kilka linii: na osobn ga ludzk i na gwne typy map czekoksztatnych. Pierwsza zachowaa wiernie proporcy koczyn, oraz wielki palec, waciw pachylemurom, druga posza w kierunku wyduenia koczyn przednich, skrcenia tylnych oraz ku zanikowi pierwszego palca u rki przedniej. Ta ostatnia wioda ywot wycznie nadrzewny, gdy pierwsza w czci nadrzewny, w czci za naziemny. Skutkiem tego nastpio w linii ludzkiej przerobienie rki tylnej na stop, przeznaczon do chodu i utrata opozycyjnoci wielkiego palca u nogi oraz jego wzmocnienie, co wycznie charakteryzuje czowieka. Wyobraa sobie inny bieg rzeczy byoby to obstawa przy oczywistem nieprawdopodobiestwie i chcie widzie proces prosty zawilszym, nieli by. Jeeli jednak uporczywie szukano oderwania si czowieka od rodu mapiego w ktrej z epok pniejszych, to dziao si to gwnie dlatego, e, wobec niewtpliwoci doktryny o zwierzcem pochodzeniu czowieka i przed odkryciem form znacznie starszych, np. patagoskich, istnienie map czekoksztatnych nasuwao ide, e czowiek musi pochodzi waciwie od tego najbliszego rodu. Zoologowie najmniej byli skonni wyobraa sobie moliwo stosunku w pewnej mierze odwrotnego; najmniej skonni byli wyobraa sobie zwierzcego przodka czowieka w postaci bardzo ludzkiej, cho bardzo starej, bo Eocenicznej. Tymczasem z rozumowania naszego, opartego, jak dotd, na dwch tylko cechach, pynie ju wniosek, mem zdaniem nieuchronny, eprzodek czowieka ju od epoki Mioceskiej odznacza si postaci bardzo zblion do dzisiejszej, a zasadniczo rn od mapiej. Oczywicie opieramy si tu tylko na rozumowaniu i na dowodach porednich. Dowodw bezporednich, osteologicznych nie mamy jeszcze adnych. Jeeliby jednak kogo to ubstwo, (a waciwie zupeny brak ladw) dziwio i skaniao do przypuszczenia, e nie znaleziono wczesnych przodkw czowieka dlatego, e ich nie byo, jeeliby kogo dziwio, e o najciekawszym dla nas szeregu, jeli istnia w cigu tak dugiej przeszoci, mamy tak skpe wiadomoci, to musz przypomnie, e my o bardzo wielu innych rodach, a nawet caych krlestwach zwierzt, rwnie skpe i niekompletne mamy wiadomoci, albo nawet wrcz adnych z pewnych epok nie posiadamy i nie dziwimy si temu. Do powiedzie, e przecie nie znamy ani jednego ptaka z Eocenu starszego i rodkowego, cho przecie obfito ich w Eocenie modszym i to gatunkw, blizkich dzisiejszym egzotycznym, dowodzi niezbicie, e i w tych starszych epokach musiay y do liczne ich gatunki. Musiay one istnie choby dlatego, e pewne postaci ptakw znamy z epok jeszcze o wiele, wiele starszych, jak np. z kredowej. I znowu druga istnieje tu anomalia. Majc obfito ptakw w skamieniaociach Eocenu modszego, znamy z pniejszej epoki oligoceskiej nadzwyczaj skpe lady ptakw. C wobec takich faktw i wielu innych, rwnie

jaskrawych, ktrych nie bd przytacza, znaczy nieznalezienie szcztkw jednego rodzaju Homo? Moe to by i jest rzeczywicie bardzo przykr i niedogodn dla nauki okolicznoci, ale nie moe by dowodem negatywnym, nie moe z niej pyn przeczenie egzystencyi rodu naszego w pewnym okresie czasu dlatego tylko, e nie natrafiono jeszcze na resztki jego realne. Wszak my rwnie nie znamy paleontologicznych postaci przejciowych map wzkonosych, np. plioceskiego Gibbona, albo mioceskiego Szympansa, cho o ich istnieniu na mocy tego, co zostao odkryte, nie wtpimy. Nie znamy czwartego przedstawiciela antropomorfw: Orangutanga kopalnego, ktry istnia niewtpliwie, - czy tedy w gorszem jestemy pooeniu co do czowieka? Owszem, w lepszem, a dlaczego, to w rozdziale nastpnym zobaczymy. Wpierw jednak musimy rozway trzeci cech ludzk:postaw wyprostowan. Postawa wyprostowana jest znowu cech bardzo star. Poowicznie nie obca ona ani pachylemurom, ani mapom. Czepianie si gazi i sposb aenia po drzewach, waciwy rodowi Naczelnych, pozwala im przybiera postaw siedzc przez liczne za momenty ycia pozostawa w pozycyi prawie wyprostowanej. Wygimnastykowanie ciaa w najrozmaitszych kierunkach uatwio jednemu rodzajowi tych zwierzt w okolicznociach stosownych uywanie do chodu wycznie koczyn tylnych. Sprzyjaa za temu krtko rk, waciwa Pachylemurom, cecha, ktrej pozbyy si mapy pierwotne. Wic te, gdy Antropomorphidae, nawet schodzc n a ziemi (co si zreszt po wikszej czci rzadko zdarza), atwo mogy podpiera si rkami przedniemi, jestestwo krtkorkie, a dugonogie, odczuwao dotkliwie niedogodno tej pozycyi. Skoro wic wypado porzuci ywot przewanie nadrzewny, jestestwo to odrazu poczo czyni wysiki, celem utrzymania si na tylnych koczynach. Zapewne uywao ono zrazu obu sposobw chodzenia, ale zwolna ten sta si czstszym. Im bardziej za przednie rce uwalniay si od obowizku suenia za rodek lokomocyi, - tem staway si lepszym pomocnikiem szczk i szyi w podawaniu pokarmw, tem wikszej nabieray sprawnoci w zbieraniu ywnoci i rozdrabnianiu jej. Szczki, uwolnione od normalnej pracy, delikatniay, gdy rce z narzdzi lokomocyjnych i chwytnych w do wzkim zakresie, staway si narzdziem podatnem do najuniwersalniejszych czynnoci. Pod wzgldem rodkw ywienia si, wikszo zwierzt sscych bardzo si wyspecyalizowaa. Std pochodz ksztaty zwierzt specyalistw: wyduona gowa konia, wyduona nadmiernie szyja yrafy, posta zwierzt drapienych z ich kami i potnemi pazurami i t. d. Dochowaa si maa tylko ilo wszystkoernych, a wrd nich pierwsze miejsce zajmuje czowiek. Czy to jest cecha pna? Wiemy o tem, e nie, e wanie jest cech pierwotn, ale, e j czowiek dochowa, zyska on na tem wiele. Wszystkoerno przy postawie wyprostowanej, daa praczowiekowi wielk przewag ekonomiczn nad innemi typami. Nie zmuszajc do przestawania w jednych warunkach i do wyrabiania w sobie zalet jednostronnych czyli do zwyrodnienia si w specyalist, pozwalaa przey bez zmiany w najrozmaitszych okolicznociach. Odbijao si to z jednej strony na dobrobycie gatunku, z drugiej na akumulacyi oraz wielostronnoci wadz umysowych, z trzeciej za na ekonomii czasu, potrzebnego na zdobywanie

ywnoci. Bez specyalnych zabezpiecze i urzdze, bez kw, grubej skry, rogw i innych zalet jednostronnych, yo to jestestwo rwnie dobrze i atwo dziki wszechstronnoci dowiadczenia yciowego, przekazywanego drog dziedzicznoci. Typ ten niczego nie porzuca, niczego nie zapomina, nie potrzebowa si te przerabia. On zmienia tylko chwilowo funkcye swoje, stosownie do okolicznoci. Postawa wyprostowana i rce wolne, ktremi p rzez dugie chwile dnia nie byo potrzeby pracowa, uatwiy pra-czowiekowi komunikowanie si duchowe z podobnymi sobie. Wolne te rce zamiast wisie bezczynnie wzdu ciaa w chwilach spoczynku, lub chodu, poczy rycho suy za rodek rozmowymimicznej. Gestami i ruchami wolnych rk obok gosu pocz si praczowiek czciej, duej i lepiej porozumiewa z innym, bd w granicach rodziny, bd ze spotkanym obcym. Zwikszajca si samodzielno i ruchliwo palcw rozszerzaa zakres czynnoci jestestwa, uatwiaa porozumiewanie si i t. d. Krtko mwic, pra-czowiek znalaz si rycho na gocicu, prowadzcym wprost do uspoeczniania si. Momentem zwrotnym jest tutaj przybranie postawy wyprostowanej i uwolnienie rk. Jak dawno mogo to nastpi? Oczywicie przed czasem odczenia si map czekoksztatnych od pnia wsplnego, a wic conajmniej w kocu lub rodku Eocenu. W tym czasie albo jeszcze wczeniej Pra-antropopithecus opuci dawny teren zamieszkania, ale zosta w puszczy lenej, pra-czowiek porzuci z koniecznoci i dla powodw nieznanych nam ywot leny i pocz y na otwartych przestrzeniach lub w okolicy mao-drzewnej. Pachylemury byy zwierztami nocnemi. Okoliczno ta naley do sprzyjajcych rwnie rozwojowi wyszych wadz czowieka. Jeeli bowiem zwaymy, jak bardzo wzrok tych zwierztek by wyczulony, czego dowodz nadmiernie wielkie ich oczy, jak bardzo rwnie byy i inne zmysy wydoskonalone, czego znowu dowodzi znaczna objto ich mzgu, to atwo zrozumiemy, e przejcie takiego zwierztka do ywota dziennego tylko korzystnie si odbi mogo na nim. Odrazu znalazo si ono wrd zwierzt dziennych w korzystniejszych warunkach i wyszo zmysw mogo odpowiednio wyzyska. W procesie, ktry zarysowaem w najprostszych liniach, zachodzio niewtpliwie rozszczepianie si cech rodu pra-ludzkiego i czciowe zlewanie si ich. W walce o byt powstaway tak w tej linii, jak w mapiej liczne odmiany, z ktrych jedne trway duej, inne krcej, ulegajc dzielniejszym. Typ mapy, pocztkowo bliszy linii pra-ludzkiej, coraz dalej odchyla si od pierwowzoru i to w kierunku, ktry mona nazwa przez porwnanie - wstecznym, bo bardziej zwierzcym i bardziej specyalnym. Zapewne i linia pra-czowieka wydawaa takie boczne gazki, ale w zetkniciu z wyszymi przedstawicielami, bd ulegay one ich przemocy i rycho giny, bd rozpyway si przez zwizki krwi w

najbliszym i najmocniejszym typie, powstrzymujc w pewnej mierze jego uczowieczanie si, przez udzielanie potomstwu cech niszych. Kt dzi moe rozstrzygn czy taki Pithecanthropus Dubois, ktrego odkrycie narobio wiele wrzawy w wiecie naukowym, zamiast by mostem midzy map i czowiekiem, nie jest jedn z tych postaci, ktre si odchyliy tylko od pnia pra-ludzkiego. Nie miejsce tu na szersze traktowanie caego tego rozlegego tematu i na wchodzenie w liczne szczegy wagi podrzdniejszej. To, co byo powiedziane wystarcza ju do odpowiedzi na drugie pytanie, ktremy mieli rozstrzygn: czy czowiek odchyli si od typu map wzkonosych, czy te odwrotnie. Wobec faktu, e tylko czowiek zgadza si pod wzgldem krtkoci rk i dugoci ng z typem pierwotnym, e on zachowa lepiej pierwotn wielko palca pierwszego u rki, atwo zrozumiemy, e wanie mapy czekoksztatne oddaliy si od typu pierwotnego. Czowiek przybra jedn tylko now cech: postaw zupenie wyprostowan. Opozycyjno wielkiego palca u nogi, pniej utracona, nie jest zabytkiem mapim, lecz starszym, odziedziczonym po wsplnym przodku Anthropomorphidw. Mapy wanie, blizkie czowiekowi, nie za linia czysto-ludzka, ulegy rycho rnicowaniu si i rozpady si na kilka lub wicej rodzajw. Pra-czowiek, jeeli nawet podlega podobnym procesom - to musiay si one przerywa prdko. Istnienie jednego tylko rodzaju Homo zdaje si przemawia za przypuszczeniem, e teren, na ktrym ten rodzaj si ustali, by niewielki i dobrze oddzielony od innych. Sumujc wszystko, musimy pocztki pra-czowieka odsun w znacznie gbsz przeszo, ni si to przyjmuje w utartych pogldach, nie opartych zreszt, jak widzielimy, na adnych dowodach rzeczowych. Przeszo ta obejmuje Eocen dolny, rodkowy i grny. Czasu byo do na najpowolniejsze choby wytworzenie si i wyronicie typu, ktry skutkiem okolicznoci zewntrznych zmuszony zosta do przybrania postawy wyprostowanej. Kiedy to nastpio - nie wiemy, ale od tego czasu rozpocz si ju rozwj w kierunku specyalnie ludzkim. Zaznaczajc zupeny brak szcztkw paleontologicznych czowieka (prcz pniejszego czwartorzdu), powiedzielimy, e mimo to, nie jestemy pozbawieni realnych dowodw istnienia jego w gbszej przeszoci. Nie sigajc po nie, opieralimy si dotychczas na rozumowaniu porwnawczem i na porednich dokumentach (szcztki map, blizkich czowiekowi i szcztki przodkw, wsplnych obu gaziom). Tak doszlimy niemal do pewnoci, e postawa wyprostowana jest tak dawn, jak rd map czekoksztatnych, a linia genealogiczna czysto-ludzka siga zapewne do pocztkw Eocenu, t. j. czy si z rodem Pachylemurw. Teraz przekonamy si, e, mimo ubstwa dokumentw, kroczylimy po drodze pewnej, e inaczej niepodobna sobie przedstawi filogenii czowieka.

Przekonamy si, e istniej nawet bezporednie dowody na to, i czowiek, przynajmniej od pocztku Miocenu, mia postaw wyprostowan, a wic by ju tem, czem go zastaa epoka czwartorzdowa.

XXIII. Dawno fizycznego typu czowieka.


Pomimo, e umysy przynajmniej od p wieku zostay przygotowane do przyjcia egzystencyi czowieka trzeciorzdowego za fakt naturalny i realny, jeszcze cigle niektrzy czyni z tego faktu przedmiot sporny, a od czasu do czasu nawet ludzie gbokiej nauki wystpuj z twierdzeniami, e czowiek pojawi si dopiero w kocu epoki czwartorzdowej. Oczywicie s to ju rzadkie wyjtki lub umysy, dce t drog do zaznaczenia "niezalenoci" lub "oryginalnoci" swych pogldw naukowych. Polemizowanie z nimi byoby rzecz zbyteczn. Dla nas bowiem, jak dla caego wiata naukowego, miejsce znikomych szcztkw cielesnych czowieka trzeciorzdowego - zajy wytwory rki ludzkiej: krzemienie obtukiwane, tyle warte, jako dowody istnienia rki ludzkiej, co i szcztki szkieletu. Krzemie, jako minera niezmiernie trway i twardy, atwo przetrwa bez zmiany i uszkodze tam, gdzie nie mogy dochowa si adne resztki koci. Oto dlaczego mamy z rnych epok dawnych nieprzebrane mnstwo narzdzi krzemiennych, gdy koci zawsze rzadk bywaj zdobycz poszukiwa archeologicznych. Aby nie rozwodzi si dugo nad rzeczami znanemi i uznanemi, zaznacz tylko, e prcz ogromnego bogactwa narzdzi paleolitycznych, tu i wdzie wydobyto na jaw dokumenty tej samej kategoryi z warstw o wiele starszych. Z powodu trudnoci w ocenianiu wieku owych warstw, jako te niedokadnoci wielu spostrzee, zwaszcza dawniejszych, znaczna liczba podobnych odkry naley do niepewnych i one to wanie su za przedmiot atwej krytyki dla zwolennikw idei niedawnego pojawienia si czowieka na ziemi. Tacy krytycy zapominaj, e do jednego pewnego znaleziska, aby w niwecz obrci ich dowodzenia. Na takich unikatach opiera si przecie ustawicznie caa paleontologia. Jeden okaz Archaeopteryxa jest wystarczajcym dowodem, e typ ptakw ju w epoce jurskiej rozwin si z typu gadziego, e ptaki ju od swego pojawienia si maj w przedniej koczynie tylko 3 palce, a wic pochodz ju od zrnicowanych gadw i t. d., i t. d. Na punkcie czowieka, a waciwie wyrobw jego rki, jestemy jednak w znacznie lepszem pooeniu. Usuwajc zupenie z pod rozwaania wszelkie niejasno zdeterminowane wykopaliska, znamy kilka niewtpliwych i z ca naukow pewnoci okrelonych znalezisk trzeciorzdowych narzdzi krzemiennych. Do nich nale wykopaliska: z Pliocenu wyszego (Gromer Forest bed w Anglii poudniowej), z Pliocenu rodkowego (Chalk-Plateau du Kent w Anglii), z Miocenu wyszego (Puy-Courny, pod Aurillac, Cantal), z Miocenu bliej nieokrelonego (Araucanien) (Argentyna). Co do pierwszego, jest ono wysoce interesujce z tego powodu, e, cho Lewis Abbot, ktremu nauka zawdzicza odkrycie, nie znalaz duej iloci krzemieni obrobionych, to jednak jeden z nich tkwi w koci sonia

plioceskiego (Elephas meridionalis). Mamy tu dowd wspczesnoci istoty, ktra uya pocisku - z najwikszym soniem ziemi, a co waniejsza, dowd, e to jestestwo atakowao nawet tak potne zwierzta. Krzemienie przytem s tak wyranie obrabiane rk ludzk, jak najtypowsze tego rodzaju narzd zia z czasw o wiele pniejszych. Drugie stanowisko odznacza si wielk iloci krzemieni rozmaitych typw, uywanych do rnych celw. Jest tam wiele krzemieni, ktre raz uyte, a po stpieniu ostrych kantw rzucone, potem ponownie byy podniesione, znow u na nowo zaostrzone i uywane, co wiadczy o dugotrwaem zaludnieniu paskowzgrza. Sposb obrobienia wielu tych narzdzi, nie gorszy nieraz od techniki poledniejszych narzdzi, uywanych w epoce neolitycznej, budzi wprost podziw. Najczstszym typem s tu skrobacze. Ze wzgldu na wiek znacznie starszy od poprzedzajcych, najwaniejszemi s wyroby rki ludzkiej w Puy-Courny. Ju i tutaj znajduj si rne rodzaje narzdzi, nie wyczajc pociskw do procy. Charakter tych wyrobw, badany przez wielu najwybitniejszych prahistorykw, nie rni si w ogle od wyrobw modszych, o ktrych wyej bya mowa. Znaczy to, e od Miocenu wyszego a do Pliocenu wyszego mamy cigle jedno i to samo stadyum rozwoju techniki krzemiennej, bez zmian, cofania si, ale i bez postpu. Pomimo znacznej rozmaitoci, we wszystkich powtarzaj si te same formy, pod kadym wzgldem do siebie podobne. I nie tylko to.S one podobne do narzdzi jeszcze pniejszych, uywanych przez czowieka nawet w zaraniu i starszych odcinkach okresu czwartorzdowego, do t. zw. "eolitw". Dopiero modsze czwartorzdowe, t. zw. paleolityczne zdradzaj postp w technice, znaczne pomnoenie si typw, ich wyspecyalizowanie si i t. d. Na mocy tedy ladw, pochodzcych z trzech rnych czasw zdobywamy pewno, e czowiek mniej wicej taki, jakim go zastaje epoka lodowa, istnieje ju od czasw, mioceskich modszych. Ju w Miocenie wyrabia on takie same narzdzia kamienne, jakie wyrabia w poowie epoki czwartorzdowej, gdzie jest ju niewtpliwie czowiekiem, najzupeniej tak jak my uformowanym. Jeli w Pliocenie napada na najwiksze i najmocniejsze zwierz, jeli zwaymy, e do przebicia nie tylko skry sonia, ale i koci niezbyt ostrym krzemieniem potrzebna bya bardzo wielka sia rzutu, to musimy uzna, e czowiek by wwczas nie tylko silnym, ale miaym i nawet zuchwaym myliwcem. Poniewa za midzy narzdziami z Pliocenu i Miocenu grnego niema adnej rnicy, ani postpu - wnosi naley, e czowiek mioceski by bardzo podobny do plioceskiego. Jeeli to przyjmiemy za wniosek logiczny, tedy z rwn logik narzuca si mniemanie, e w Miocenie grnym z Puy Courny mamy nie pierwszy wystp jestestwa, sporzdzajcego pociski, skrobacze i inne narzdzia. Musiao ono ju i wczeniej odznacza si podobnemi cechami fizycznemi.

Potwierdzenie tego domysu daje nam czwarte wykopalisko pewne, jedno z wielu, dokonanych w Argentynie. Znaleziono tam w Miocenie bliej nieokrelonym, midzy narzdziami z kwarcu jedno, utkwione w szkielecie Lamy olbrzymiej (Macrauchenia), zwierzcia zaginionego, poredniego cechami midzy tapirem, a koniem. Skoro ju w Miocenie modszym, na dwch kracach globu yje czowiek - myliwy, sporzdzajcy narzdzia z kamienia, to staje si niewtpliwym, e wystpi nie w tej epoce. Aby si rozej po ziemi z temi samemi wszdzie obyczajami i wadzami, musia istnie na dugo przedtem. Tutaj mimo woli wzrok nasz zwraca si ku jeszcze starszym od czterech poprzednich ladom, ku synnym wykopaliskom ksidza Bourgeois z warstw Oligoceskich wyszych (Aquitanien) w Thenay we Francyi. Te najstarsze do dzi lady czowieka s ju od p wieku przedmiotem namitnych sporw i debatw, i niestety warunki s takie, e nie podobna wyrzec o nich ostatniego sowa. Krzemienie z Thenay s prymitywniejsze od wszystkich pniejszych i mona kwestyonowa ich sposb powstania. Lecz wanie ta cecha, mojem zdaniem, nadaje im wicej znaczenia. Sdzibym, e ich charakter wielce niedoskonay (w porwnaniu z pniejszemi) lepiej przemawia za przypuszczeniem, e je otukiwaa rka pra-ludzka, anieli gdyby byy tak wyranemi, jak s wyroby pniejsze. Bd co bd, czy krzemienie z Thenay byy obrobione przez czowieka, czy nie, musia on ju istnie w tym czasie, cho zapewne, jako bliszy pierwocin, nie dorwnywa ani wzrostem ani zrcznoci czowiekowi z Puy Courny i Argentyny. I przecie nie mogoby by inaczej. Potrzeba byo czasu, aby z krewniaka Anaptomorphusa drog bardzo nieznacznych przeobrae wyrosa istota znaczni e wiksza od Pachylemurw i aby w powolnej ewolucyi przebya wszystkie szczeble, wiodce do czowieka o postawie wyprostowanej. Owszem, brak starszych (przed-oligoceskich) dowodw specyalnej dziaalnoci rki czowieka zgadza si z teoretycznemi oczekiwaniami. Niema ich dlatego, e nie byo jeszcze narzdzia, (rki wolnej), ktreby je mogo wyprodukowa.

XXIV. Jestestwo przejciowe. Materya na jestestwo spoeczne.


Jestemy ju u celu rozwaa paleontologiczno-archeologicznych. Pra-czowiek o postawie wyprostowanej odsun si nam w znacznie gbsz przeszo, ni si to pospolicie przyjmuje. Niewtpliwe dokumenty naukowe potwierdziy wniosek nasz, wypowiedziany w rozdziale XX, e czowiek jest typem fizycznym bardzo starym, typemkonserwatywnym, bynajmniej za nie jak najmodsz kreacy ziemsk, jak to dawniej uparcie utrzymywano. Powiedzielimy, e nie podlega on tak daleko sigajcym przemianom, jak ogromna wikszo zwierzt, i tak jest rzeczywicie. Protoplasta nasz o postawie wyprostowanej i o rkach wolnych, wprawiajcych si do specyalnie ludzkich czynnoci, chodzi po ziemi ju przynajmniej od pocztku Miocenu. Ale w takim razie jest on ju czowiekiem, a przeszo ludzkoci liczy si nie na tysicolecia, lecz na epoki geologiczne!

Ot wcale tak nie jest. Wyprowadza podobny wniosek byoby to dowodzi niezrozumienia prawdy, ktra si w tym fakcie mieci. Czy mamy prawo bezporednich przodkw naszych o postaci mocno zblionej do naszej nazywa czowiekiem? Bya ju o tem mowa przy innej okazyi, jeszcze w rozdz., VI, i powiedzielimy tam, e zaley to od tego, co chce m y pod wyrazem "czowiek" rozumie? Jeeli posta tylko czyli gwne cechy zoologiczne naszego rodu - to zgoda, jeeli za zbir cech wyjtkowych na ziemi i wycznie ludzkich, to owa posta nie bya jeszcze czowiekiem (porwn. str. 71). To by tylko materya na czowieka, t. j. na jestestwo mdre i spoeczne. "Ze zwierzcia w co cakiem dla wiata nowego przerobia czowieka gwnie mowa", te sowa wypowiedzielimy na pocztku rozdz. XX, dodajc zarazem definicy, e "czowiek to przedewszystkiem zwierz mwice". "Spoeczno i mdro s cechami, nabytemigwnie dziki mowie, przyczem mdro musiaa by i zostaa specyficznie ludzk, a wic wzgldn i ograniczon". Nie-czowiek musia dopiero stawa si czowiekiem, a do tego musia mie jakie zewntrzne, fizyczne szans, bo gdyby ich nie byo, mielibymy prawo dziwi si temu, dlaczego inne jakie zwierz nie stao si jestestwem najmdrzejszem i spoecznem, czemu np. nie wyzyskao na sposb ludzki daru gosu? Co wicej. Nie byo nawet koniecznem wyzyskiwanie daru gosu. Wszak rnica midzy jestestwem niespoecznem, a spoecznem nie moe polega na takiej a nie innej naturze (formie) cznika, bo cznikiem mgby by rwnie dobrze nie aparat gosu, lecz co cakiem innego. Ona polega na samem zjawieniu si cznika. Jeli to zwaymy, to tembardziej mielibymy prawo dziwi si, czemu inne jakie zwierz nie wyonio z siebie jakiego cznika, prowadzcego do ustalenia si wizi spoecznej? Wszak mzg pra-czowieka niewiele si rni niegdy od zwierzcego, a by czas, e wcale nie by bogatszy. Czemu si wzbogaci? Oto dlatego, e byy "okolicznoci sprzyjajce", a za takie uwaamy wielostronno biologiczn, przecitno czowieka, jako typu ssakw, postaw wyprostowan i rk woln. Dziki tym okolicznociom rozwj czowieka poszed, jak to ju powiedzielimy, po drodze najprostszej do najwikszego skomplikowania si natury zwierzcej (rozdz. XX). Sdz, e w ostatnich trzech rozdziaach wyjaniy si nam nieco owe okolicznoci sprzyjajce, ale ujrzelimy zarazem, jak powoln bya droga "stawania si" czowiekiem. Staro typu ludzkiego, na ktr kad nacisk, znaczy ni mniej ni wicej tylko to, e jestestwo, od ktrego rd nasz si wywodzi, unikno w caym dugim szeregu pokole wejcia na niebezpieczn drog wyspecyalizowania si i utknicia w ciasnym widnokrgu potrzeb i de. Nie zatracio ono nic prawie z sumy dowiadczenia przodkw, ale za to mogo dorzuca do tej sumy nowe i zawsze wielostronne zdobycze indywidualnego dowiadczenia. Dorzucao ono oczywicie podobny dorobek tylko drog dziedzicznoci, ale i na tak powolnej drodze dowiadczenie nastpnych pokole zawsze tylko wzbogacao si, bo caa wizka dziedzicznychuzdolnie sza na uytek potomstwa, nie za tylko cz ich, jak to miao miejsce u typw atwo zmieniajcych si i specyalizujcych si, bo te

ostatnie, bogacc si na jednym punkcie, uboej jednoczenie na innym przez odrzucanie pewnej sumy dowiadczenia dziedzicznego,ju zbytecznej w nowym trybie ycia. Gdy takie jestestwo bogate w bezwiadome dziedzictwo, wci wzbogacajce si jeszcze na tej drodze, nie za cofajce si w rozwoju, wci wzmagajce swoje wadze wielostronne, popchn wypadek do uwolnienia przednich koczyn chwytnych od obowizkw narzdzi lokomocyi, wtedy ujrzao si ono odrazu w posiadaniu narzdzia uniwersalnego. Zaszo tu co takiego, jak gdyby nage otrzymaniecennego daru, co, jak gdyby zaprzeczenie prawdy, e funkcya stwarza organ, albowiem pra-czowiek posiad w rkach wolnych narzdzie gotowe do speniania nowych czynnoci. W rzeczywistoci jednak zaszed tu tylko korzystny dla gatunku zbieg okolicznoci. Dobrze wyrobiony i silny organ chwytny sta si zbytecznym do dawnego uytku. Gdyby nie by tak wybornem narzdziem chwytnem, wtedy, stajc si zbytecznym do dawnych czynnoci, musiaby si przerabia w co innego, albo stawa organem szcztkowym. Tu nie nastpio nic podobnego. Znika tylko potrzeba obejmowania gazi, zostaa zdolno chwytna i wielka sia ramienia. Organ zmieni tylko czynno nieprodukcyjn na producyjn. Bez wstrznie, bez zaburze w rwnowadze ciaa, bez potrzeby wiczenia rk, jestestwo dwunone mogo uy tych koczyn odrazu do czynnoci nowych, uatwiajcych mu zabiegi, przedsibrane celem utrzymania si przy yciu. Rkami niespracowanemi, jak u Mapy, ustawicznem czepianiem si gazi, mg pra-czowiek dziaa w inny i cakiem nowy dla zwierzt sposb i w innych celach - coraz czciej, lepiej i wszechstronniej. Rce sprawne pozwoliy mu, gdy si nadarzya tego potrzeba, sporzdza narzdzia sztuczne, z temi za przychodzio zupenie nowe dowiadczenie i bogacenie si materyalne oraz duchowe. Od tej chwili zacz si te ywy rozwj w nowym kierunku, era wzmagajcego si dobrobytu dla naszego typu. Coraz sprawniejsze rce rozszerzaj zakres dziaa, a std i zakres jego dowiadczenia, ktre akumuluje si zrazu i przez czas bardzo dugi jedynie drog dziedzicznoci. Poniewa za narzdzie owo przez sw uniwersalno sprawia, e rozproszone osobniki speniaj czstoniejednakowe czynnoci (zalenie od potrzeb chwili, przeto stykanie si ze sob od czasu do czasu takich niejednakowo funkcyonujcych osobnikw zwiksza ich uniwersalno drog naladowania. Co wicej, niejednakowe funkcyonowanie wywouje w pewnych wypadkach potrzeb lepszego porozumiewania si. Dugo dokonywa si to w normalnych ramach bytu zwierzcego i sposobw zwierzcych, lecz zwolna ramy rozszerzaj si, w miar jak rozszerza si skala sygnaw mimicznych i gosowych. Wsppraca i porozumiewanie si osobnikw w granicach rodziny, a czsto grupy kilku rodzin, udoskonala si. Pra-czowiek staje si zwierzciem coraz mdrzejszem. Czas w takim rozwoju upywa ju tylko z korzyci dla tych osobnikw, ktre przeywaj walk o byt i poczynajc od Miocenu zwierz to uywa peni si indywidualnych i przecitnych, jakie maj by na dugo udziaem jego. Lecz tu

wanie okazuje si nam dobitnie, jak bardzo jeszcze powolnym, icie zwierzcym jest "postp" jego, gdy od tego czasu a po koniec Pliocenu stoi ono wci prawie na tym samym szczeblu. Te same formy narzdzi krzemiennych powtarzaj si cigle. Od Miocenu wyszego, a do koca Pliocenu mamy cigle jedno i to samo stadyum rozwoju techniki krzemiennej. Niema cofania si, ale niema te prawie postpu, a przynajmniej jest on tak powolnym, e a niedostrzegalnym. Gdyby si przechoway inne jeszcze dziea rki ludzkiej z tych epok odlegych, mianowicie inne jeszcze wyroby, wykonywane z bardziej znikomych materyaw, dostrzeglibymy zapewne wyraniej postp, ale przekonalibymy si, e on w samej rzeczy by bardzo powolnym. Ot on musia by takim, bo szed rwnolegle z uspoecznianiem si jestestwa niespoecznego. Jestestwo to, cho mdre, silne i odwane, nie zdobyo jeszcze najwaniejszego rodka, mogcego pomnaa mdro jego i siy. Pozostaje ono jeszcze w niemowlctwie. Dosigo ju peni wadz, pyncych z wyjtkowo korzystnej organizacyi fizycznej, yje peni zmysw, ale yje, cile biorc, kade za siebie i dla siebie. Robi wynalazki i nawet cenne po to, aby rycho z nim zginy. Ludzko rozproszona, nie wadna komunikowa si dobrze ze sob, odkrywa po sto razy te same rzeczy. Jej wysiki i tryumfy przepadaj ze mierci osobnika, albo ostatniego czonka rodziny, w ktrej wynalazek trzyma si drog tradycyi ywej. "Niemowlctwo" bowiem, uniemoliwiajce tradycy, jest ju niezupene. Kada rodzina ma swoj mow, mniej lub wicej podobn do mowy rodziny, yjcej w najbliszem ssiedztwie. Mowa to uboga, ale cudw dokazuje. Jzyk,zmuszajc si do bekotania uporzdkowanego, z kadem tysicoleciem nabiera nowej gitkoci i umie wywoywa na zawoanie nowe szmery, Kad waniejsz rzecz odrnia ju czowiek innym dwikiem, oczywicie zrozumiaym tylko dla najbliszych. W zetkniciu z obcym mowa rodzinna niema prawie wartoci, ogranicza si musi do najprostszych gestw i wykrzykw, lecz niech-no obcy przemieszka razem czas pewien, wtedy wszystkie znaczenia w lot pojmie i zaniesie z tryumfem oraz dziecinn radoci do swego szaasu, a nawet udzieli krewniakom lub ssiadom. Tak powoli "rodek czcy udoskonala si, lecz skoro raz zacz funkcyonowa, to rozwj jego, a jako nastpstwo, rozszerzanie si wiadomoci, byy ju tylko kwesty czasu". Rozwj mowy dokonywa si w progresy i geometrycznej, podobnie zreszt, jak zwizany z nim rozwj wadz umysowych. Mowa, doskonalc si, zwikszaa mzgi jeden pod wpywem drugiego, ale dlatego szo to przez dugi czas wolno, a z czasem dopiero coraz szybciej, e jeden dzielniejszy osobnik doskonali mow tylu osobnikw, z ilu osobnikami si zetkn. Z mow za przenikay z osobnika w osobnika obce im wiadomoc i. Kade dowiadczenie, kade odkrycie i wynalazek rozchodziy si na podobiestwo fali na wodzie coraz szerszej, i zawsze natrafiy gdzie na jednostki, ktre osab fal z now si dokoa i jeszcze dalej roznosiy. Dlaczego zajmujemy si tym procesem szeroko, gdy to przecie rzecz znana? Dlatego, e po dugiej wdrwce dosigamy nareszcie celu naszego poszukiwania. Moemy ledzi, jak z jestestwa niespoecznego wytwarzao si

jestestwo spoeczne. Widzimy, jak dugim by ten proces, i rozumiemy teraz dlaczego musia by dugim. Zaczynamy sobie nareszcie zdawa spraw z tego, czem jest czowiek (C), czem spoeczestwo (CC') i czem cywilizacya.

XXV. Stosunek narzdzi sztucznych do mowy. Korzyci pynce z bytu spoecznego dla osobnikw.
Donioso narzdzi sztucznych jest tak wielka, e rol ich w sprawie uspoeczniania si czowieka, albo w sprawie tworzenia si spoeczestwa, naley bacznie roztrzsn, albowiem zjawia si w nich jak gdyby drugi czynnik uspoeczniajcy. Zachodzi potrzeba rozpatrzenia stosunku tego czynnika do mowy. Ktry jest pierwszym i ktry waniejszym? Mowie przypisalimy rozszerzenie mzgu i poj, ujrzelimy w niej pierwiastek czcy osobniki jednogatunkowe, wic przyczyn bytu spoecznego. Lecz kardynaln cech zwizku spoecznego jest wzajemna zaleno osobnikw, a ta polega na zrnicowaniu nie tylko poj, ale i czynnoci. O ile mona zgodzi si na to, e mowa jest cznikiem midzy osobnikami, e ona rnicuje take ludzi in potentia, o tyle nie tmaczy nam ona dostatecznie zrnicowania funkcyonalnego. Rozumielimy to dobrze, wyraajc si, w rozdz. XX, e "ze zwierzcia w co cakiem dla wiata nowego przerobia czowieka gwnie mowa". A wic odrazu byo zaznaczone, e nie tylko mowa. Wiemy ju z treci rozdz. XXI do XXIV, e rozwojowi mowy u czowieka sprzyjay "wyjtkowe okolicznoci". Zwrotnym momentem byo uwolnienie archaicznych i chwytnych rk od obowizku noszenia ciaa. Obierajc za kryteryum do odrnienia cywilizacyi od niecywilizacyi niejednakowe funkcyonowanie osobnikw jednorodnych i jednakowych (z niej bowiem pynie wzajemna zaleno osobnikw w gromadzie), dostrzeglimy, e zwierzta s specyalistami kade w swoim i to do wskim i staym zakresie, czowiek za, jako gatunek, od pewnego okresu swego rozwoju odznacza si rozmaitoci funkcyi osobnikw, a oglnie biorc, wielk uniwersalnoci czynnoci. Zjawia si tedy pytanie, czy zrnicowanie czynnoci jest moliwe przy jednakowych narzdziach? Oczywicie jest ono moliwem. Same rce, jako narzdzia do uniwersalne, mogy spenia rozmaite czynnoci, ale w granicach nader szczupych i do pewnego kresu, a tymczasem cech cywilizacyi (pomijajc tymczasem te, o ktrych pniej bdzie jeszcze mowa), jestwzmaganie si zrnicowania osobnikw i pyncej std oglnej uniwersalnoci funkcyonalnej rodu spoecznego. Zakres funkcyi rk rozszerzy si znakomicie dopiero wwczas, gdy uzbroiy si w narzdzia sztuczne. Dokonao si tu jak gdyby morfologiczne udoskonalenie si narzdzi naturalnych, rozszerzenie si ich sprawnoci, a rwnoczenie pierwsze zrnicowanie czynnoci osobnikw tem osobliwe, e jeszcze przed-spoeczne, bo

zjawiajce si przed rozwiniciem si mowy. Udziaem rnych osobnikw, yjcych bd oddzielnie, bd w granicach rodziny, bd w grupie rodzin, stay si rne narzdzia w rnym stopniu udoskonalenia. Wano narzdzi sztucznych polega po pierwsze na tem, e osobnik z ich udziaem moe dokona to, czegoby nie zdoa dokona narzdziami naturalnemi, potguje wic swoje uzdolnienia wrodzone; po drugie moe zmienia czynnoci, zmieniajc tylko narzdzia; po trzecie moe mnoy czynnoci w miar urozmaicania i doskonalenia narzdzi do specyalnych zada. Przez narzdzia rozszerzya si wic bezprzykadnie uniwersalno funkcyi gatunku. Czowiek, od chwili gdy zacz urozmaica narzdzia sztuczne, sta si ju tylko w oglnem uzdolnieniu stworzeniem uniwersalniejszem od innych. Osobno rozpatrywany okazuje si specyalist, na wzr zwierzt, tem tylko rnic si od nich, e nie jest, jak one, specyalist dziedzicznym. W miar tedy jak rozwj mowy, pomnaajc oglny zapas poj ludzkich, rnicowa osobniki w zakresie poj, narzdzia sztuczne rozszerzay zakres funkcyi gatunku i rnicoway czynnoci osobnikw. Rola obu czynnikw: mowy i narzdzi, zarysowuje si nam teraz wyraniej. W bycie niespoecznym rozwj narzdzi znajduje prdko kres, poza ktrym byby nie tylko niepotrzebnym, ale nawet szkodliwym dla osobnikw. Rozwj specyalizacyi w czynnociach moliwym jest tylko przy wymianie usug. Bez wymiany niema on racyi bytu. Oto dlaczego czowiek przez cae epoki geologiczne nie doskonali i nie rnicowa narzdzi sztucznych, cho ju posugiwa si niemi od pocztku Miocenu. Rozwj narzdzi sztucznych musia by w pocztkach bardzo powolny dlatego, e szed rwnolegle z uspoecznieniem si jestestwa niespoecznego, z rozwojem pierwiastku czcego. Okazuje si, e rozwj narzdzi jest tak cile zwizany z rozwojem mowy, e mogoby by niepodobnem rozwikanie pytania: ktre z tych dwu zjawisk jest waniejszem w dziele uspoeczniania si, gdybymy, idc systematycznie, nie przekonali si poprzednio, e jednak mowa, nie za co innego, jest cznikiem midzy osobnikami. Wiedzc o tem, atwo nam ju okreli rol narzdzi sztucznych. One nie stworzyy wprawdzie bytu spoecznego, ale stay si potnym czynnikiem, zacieniajcym wi spoeczn. Rozwamy to tylko. Z wytwarzania coraz rniejszych narzdzi przez osobniki, yjce w rodzinie, grupie rodzin, lub w gromadzie, wypywa zwikszanie si specyalizacyi, wymiany usug, a wic wzrost wzajemnej zalenoci osobnikw. Za tem idzie produkowanie przez gromad dzie coraz bardziej zoonych, niemoliwych do wykonania siami osobnika, choby najdzielniejszego. Osobniki, zczone wzajemn zalenoci, zamieniaj si coraz bardziej na czci skadowe grupy spoecznej. Kady, albo prawie kady osobnik przestaje funkcyonowa przecitnie, jak funkcyonowali jego pradziadowie, a zaczyna jednostronnie, przejmujc cz normalnych funkcyi innych osobnikw na siebie, a zrzucajc cz wasnych na innych. Osobnik tonie w ciele spoecznem, wie si z innymi i stanowi odtd nierozdzieln cz caoci spoecznej.

Funkcyonuje on w czci na korzy swoj, w czci na korzy innych, a e inni to samo czyni, wic pracuj rwnie na korzy pierwszego osobnika. Suma funkcyi takiego zwizku naturalnego nie jest ju rwna sumie funkcyi osobnikw wolnych: jest wiksz dlatego, e zrnicowane funkcyonowanie czonkw gromady albo zaoszczdza si, albo zwiksza ich wydajno. W pierwszym wypadku osobniki zuywaj mniej si bez szkody dla swych interesw, w drugim otrzymuj wicej, ni potrzeboway do zaspokojenia pierwotnych i normalnych potrzeb. A wic: albo cz si moe by zaoszczdzona, albo cz produktw moe by zaoszczdzona, albo zuycie moe by zwikszone. Zaoszczdzanie bd energii, bd wytwrczoci, wytwarza zapas si lub ich produktw (kapita), zwikszenie zuycia tworzy dobrobyt. W kadym wypadku korzy dla osobnikw jest widoczna i wanie dlatego byt spoeczny ma warunki nie tylko trwania, ale irozwoju. Skoro pojawi si, osobniki maj ju interes trwa w nim nadal. Poniewa byt spoeczny na kadym stopniu zapewnia oszczdno si i zwikszenie bd zapasu, bd zuycia (pomijam tu inne jeszcze strony dodatnie tej formy bytu), przeto zjawisko spoeczne nie traci na sile, ale wzmaga si. Wi spoeczna zacienia si coraz mocniej. Gsto skupie moe wzrasta ponad norm zwierzc, nie tylko bez ujmy, ale z korzyci bd dla wikszoci osobnikw, bd dla osobnikw najdzielniejszych.

XXVI. Dziedziczno jako jeden z warunkw koniecznych bytu spoecznego .


W ocenie natury materyau, z ktrego buduje si ciao spoeczne, kierowalimy si dotychczas jedn cech: zrnicowaniemosobnikw spoecznych. Wyeliminowao si nam na tej drodze wszystko, co jest tylko gromad. Okazao si, e ywot gromadny, jako forma bytu "jest tylko tem, na ktrem rnicowanie osobnikw moe wystpowa", ale nie musi. Najrozmaitsze gatunki zwierzt trwaj w nim przez cae epoki geologiczne nie tylko bez rnicowania osobnikw, lecz nawet bez powodowania rozamu jakociowego midzy blizkiemi sobie gatunkami gromadnemi i niegromadnemi. Okazao si, e rozwj wadz umysowych nie jest wcale nastpstwem przestawania w gromadzie, bo gdyby tak by miao, wtedy po pierwsze dostrzeglibymy wrd gatunkw zawsze lub dugo gromadnych wyszy rozwj psychiczny, nieli u zwierzt niegromadnych, powtre powinnibymy wrd zwierzt wyszych widzie same bardziej zoone formy gromadne, a nawet jakie przejcia do formy spoecznej, a nie mie ich wrd t. zw. niszych, tymczasem wcale tak nie jest. Prawd jest tedy, e podobnie jak "aden typ gromady niema gbszego znaczenia w ksztatowaniu si gatunkw i osobnikw" (rozdz. IV), tak rwnie aden typ gromady niema znaczenia w ksztatowaniu si zwizkw spoecznych. Mwic krtko, okazao si, e wrd zwierzt gromadnych niemasz bytu

spoecznego. Lecz odpady nam nie wszystkie zwierzta gromadne; zostay takie, wrd ktrych istnieje pewne zrnicowanie funkcyonalne i do rozwinita zdolno porozumiewania si, a wic niejako zacztki bytu spoecznego. Zapowiedzielimy na str. 47 blisze rozpatrzenie ich sprawy i wanie teraz wypada si tem zaj. Do takich zwierzt nale mrwki. Nastrczaaby si tu interesujca paralela ze wiatem ludzkim, gdyby nie fakt, oddawna podkrelony przez nas, e odmiennoci funkcyi mrwek towarzyszy odmienno morfologiczna, czego w ludzkim wiecie niema. (Porwn. str. 67). Mimo to istnieje w mrowisku pewien, lubo do saby podzia pracy i pewne zrnicowanie funkcyi nawet w zakresie tej samej klasy, a wic jaka wi, bdca czem wicej ni zwyk, rwn niemal zeru wizi gromadn. Wi ta moe uchodzi za spoeczn i uchodzi te za tak w oczach wielu socyologw oraz przyrodnikw, dlatego musimy porwna j z ludzk, aby rozpozna na czem polega rnica. Da nam to sposobno do zajrzenia gbiej w istot wizi spoecznej i do odszukania nowych cech spoeczestwa. Ot od pierwszego wejrzenia uderza nas fakt, e prawdziwe zrnicowanie funkcyi ogranicza si u mrwek i termitw nie dosy e do klas (stanw) odmiennych morfologicznie, ale jedynie do klas bezpciowych. Osobniki rozwinite pciowo odgrywaj w mrowisku rolbiern, wegetatywn i rozrodcz. Poniewa jednak i w granicach klasy daje si stwierdzi pewne zrnicowanie, cho bardzo sabe, przeto mamy tu istotnie pierwiastek spoeczny. C jednak z tego, kiedy brak tu innego warunku, ktry czytelnik mg zauway w spoeczestwie ludzkiem (chocia o nim jeszcze wyranie nie mwilimy), brak rozwoju, postpu, komplikowania si, sowem tego wszystkiego, co monaby najgruntowniej obj wyrazem:ycie. W mrowisku mamy uderzajc oraz zdecydowan stagnacy. Nie trudno wskaza przyczyn tego zjawiska. W mrowisku brak pierwiastku dziedzicznoci. Bezpciowo osobnikw, funkcyonujcych niejednakowo sprawia, e nie moe tu by nawet mowy o nagromadzaniu si uzdolnie i dowiadczenia drog dziedzicznoci. Robotnica schodzi bezpotomnie i zabiera do grobu uzdolnienia, wyrobione dziaalnoci caego ywota. Dowiadczenia swego udziela ona innym, modszym, ktre wyprowadzia z kokonka, tylko ywym przykadem. Dlatego nagromadzanie si dowiadczenia i uzdolnie oraz komplikowanie si czynnoci kroczy icie wi drog i od czasu do czasu przerywa si zupenie oraz niweczy, gdy np. nastpi zagada mrowiska. Gdy droga dziedzicznoci zamknita, zostaje tylko naladowanie czynw siostrzyc starszych przez modsze. Na tej wszake drodze moe przybywa niewiele nowego dowiadczenia. Nie ulega wtpliwoci, e mrowisko jest czem wicej, ni gromad, ale te jest mniej, ni spoeczestwem dlatego, e cechy spoeczne wystpuj w kategoryi bezpciowej, nie mogcej nic reprodukowa. Brak tu co najmniej jednego warunku koniecznego. Gdyby nie rozszczepienie rodziny na osobniki pciowe i bezpciowe, rd mrwek mgby sta si rodem jestestw spoecznych. Pozbawiony dwigni dziedzicznoci klas czynnych skazany jest na wieczn stagnacy.

Tylko z tego powodu mrowisko mae czy due jest niemal identyczne, a ustrj jego nie wyszed ze stadyum, ktre ogldaa ju epoka trzeciorzdowa. Uderza nas tutaj zastj i rwno, bdce przeciwiestwem zjawisk, cechujcych spoeczestwa ludzkie. Mrowisko pozostao utworem przejciowym. Monaby je nazwa nagromadzeniem rodzin, z rozszczepieniem "jednostki biologicznej" (por. str. 55) na 3 lub 4 klasy odmienne morfologicznie. Nastpio tu szczeglne odwrcenie porzdku biologicznego. Funkcye matki-karmicielki peni dzieci, ktre nie wyrastajc ze stanu nijakiego, karmi, pielgnuj, hoduj i wywodz z kokonka matk przyszych swych siostrzyc, odwyk od funkcyi normalnych. "Niedo-spoeczestwo" dzieci, pozbawione monoci przekazywania swych uzdolnie pokoleniom nastpnym, hoduje osobniki rozpodowe, niezdolne do adnej pracy, prcz podtrzymywania rodu o wiecznie jednakich uzdolnieniach. Niedobrym tedy materyaem na spoeczestwo jest rd mrwek z powodu szczeglnego i przedwczesnego wytworzenia si bezpciowoci klas czynnych. To samo naley sdzi o pszczoach. Ul jest rwnie rozszerzon i odwrcon rodzin i udziaem jego - zastj.

XXVII. Jestestwo prawdziwie spoeczne. Czowiek mwicy, piszcy i drukujcy.


Jake odmienny obraz przedstawia spoeczestwo ludzkie. Na widok peni ycia, tryskajcego z caoci spoecznej (z organizmu spoecznego), na widok rozmaitoci, wci zmieniajcej si i wydajcej coraz nowe efekty, ogarnia podziw. To naprawd co bezprzykadnego w wiecie. C to za gitki, powiedziabym plastyczny materya spoczywa w czowieku! Wszak on na prawd nie daje si uj w krtkiej i jednej definicyi, jak to ju zaznaczyem na str. 179. Jeden czowiek rzadko bywa podobnym do drugiego czowieka, cho kady i cige nie przestaje by czowiekiem. C go uczynio istot tak zmienn? Wi spoeczna, ktra czy tylko przez rnicowanie, a czy tem cilej, im bardziej rnicuje. Rozpatrzmy tutaj rnice midzy czowiekiem, a czowiekiem, pynce tylko z samego rozwoju cznika spoecznego. Wiemy, jak skromne byy pocztki mowy i jak powoli umys ludzi rozszerza si pod dziaaniem tego cznika. Wiemy, jak sabo odchylay si pocztkowo uzdolnienia ludzi od normy typowej dla rodzaju przedspoecznego Hominis, jak szczup bya skala odchyle indywidualnych. Czas upywa, mowa bogacia mzgi osobnikw, a potencyalnie mzgi wszystkich ludzi w progresy i geometrycznej. Tpsze osobniki pozostaway w tyle, bystrzejsze osigay nad nimi przewag, walka o byt i dobr czyniy swoje i tak zwolna, na tle i w ramach bytu spoecznego ludzie poczli si coraz mocniej wyamywa od penienia wszystkich funkcyi, normalnych dla kadego osobnika zwierzcego. Myl tych, ktrzy zdoali si uwolni od penienia t. zw. "niszych" funkcyi, obejmowaa coraz szersze horyzonty, nie gina za bezpowrotnie, lecz

dostawaa si choby pod nieliczne czaszki i tam rozpalaa si w wiksze i coraz wiksze pomyki. Czowiek spoeczny, stojc na plecach wspbraci, penicych za funkcye nisze, siga myl i dowiadczeniem coraz wyej. Lecz pomimo caej potgi i cudownoci rodka czcego, znikoma natura cznika dwikowego, ktry brzmi chwil i przepada, zakrelaa do szczupe i nieprzekraczalne granice dla caostki spoecznej. Mowa ywa cudw dokazywaa, ale przyszo krya wiksze, cuda. Spoe6zestwa tylko mwice byy drobne, bo nie mogy przekracza pewnej miary. Niektre dopiero odamy ludzkoci, znajdujce si w szczeglnie dogodnych warunkach bytu, wzniosy si rycho do nowego wielkiego etapu w rozwoju spoeczestw (cia spoecznych). Wyday one osobniki, ktre zaczy uzewntrznia swe myli nie tylko mow, lecz w cakiem inny sposb. Zaczy je wyraa take w znakach rysowanych (pismo obrazowe), a pniej nawet w umwionych (pismo znakowe). Nastpio tu utrwalenie w czasie tego, co byo dotychczas w czasie znikomem. Pismo zaprowadzio rycho osobniki piszce i czytajce, a przez nie znaczn cz ludzkoci, o wiele dalej, ni mowa. Rzucio ono drug nieprzebyt przepa midzy czowieka, a cay wiat zwierzcy. Czowiek piszcy sta si jestestwem o wiele potniejszem od ludzi tylko mwicych. On wytworzy przedmioty mwice. On przela najbardziej spoeczny pierwiastek, bo myl, mogc si udziela innym, na przedmioty nieoywione. Gdzie sam nie mg dotrze, tam posa papirus, albo deszczuk, albo tabliczk nawoskowan. Przeze kamienie mwi! I znowu, kroczc szybko po tym szerokim gocicu, jedynym w wiecie i niedostpnym dla zwierzt, czowiek spoeczny wznis si na jeszcze wyszy szczebel jestestwa drukujcego swe myli. Nie umiechaj si czytelniku, zrodzony w epoce druku, i nie lekcewa tego rozgraniczenia. W bycie spoecznym wielki to przewrt i wielkie zjawisko. Czowiek, przyoblekajcy myl swoj w posta znaczkw pomnoonych mechanicznie, czyli drukowanych, przemawia w jednej chwili do tysicy ludzi czytajcych, rozproszonych bodaj po caej ziemi. Gdyby mia gos tysickro tszy od grzmotu, nie osignby nawet czstki tych wynikw. Ale on przemawia nietylko w jednej chwili, t. j. wtedy, gdy przemawia, i nie tylko do yjcych. On mier sam zwyciy. On grzmi cigle, przez lata i wieki. Przemawia bezporednio do tych nawet, ktrzy si jeszcze nie narodzili! On myl swoj uczyni dwakro niemierteln. Naprzd nie znika ona w pierwotnej swej czystoci i dostaje si niezmieniona do wszystkich dalszych pokole ludzi czytajcych, powtre, przyjmowana przez inne umysy, kojarzy si z obcemi mylami i w tysicznych kombinacyach promieniuje coraz rnostronniej i szerzej, nie znajc granic w czasie ani miejscu. Staa si ona jak rzecz niezniszczaln, a jednoczenie przeobraaln. Jest podobna z tego powodu do energii, lecz w stopniu wyszym, albowiem szerzy si, nie tracc na sile, trwa utajona, zaklta w znaczki dowolnie dugo, nigdy si nie wyczerpuje ani zmienia, cho szerzy si na podobiestwo fermentu, t.j. mnoy si.

Osobnik ludzki zwyciy przestrze i czas. On moe stawa si, nie cielenie, lecz przez funkcye swoje uwiecznione niemateryalnym obywatelem caej ludzkoci. Dzi rzadko zastanawiamy si, co za przepa pod wzgldem dynamicznym dzieli ludzi od ludzi. Podobni ciaem, jestemy coraz mniej podobni do siebie "wyszemi" funkcyami spoecznemu I jak tu zdefiniowa czowieka w jednej formule? Czowieka z Miocenu, Pliocenu i Pleistocenu. Australczyka, Buszmena, Kirgiza, rolnika, robotnika, inyniera, myliciela i prawodawc. Analfabet Warszawy lub Parya, przedstawiciela najniszej warstwy spoecznej, rwnego z wielu wzgldw Buszmenowi, cho niewtpliwie jeszcze niej stojcego w spoeczestwie, i przedstawicieli najrniejszych "wyszych" specyalnoci. Monaby pomyle, e rd ludzki rozpad si na nieprzeliczon ilo typw, odmiennych potencyalnie i funkcyonalnie, lecz nic podobnego nie nastpio. Odmienno na tle i w granicach bytu spoecznego nie jest tem samem, czem zmienno organizmw na wolnem tle przyrody. Uwiadomienie sobie tej rnicy bdzie now zdobycz dla zrozumienia natury spoeczestwa. Poniewa funkcye osobnikw, o ktrych tu bya mowa, s funkcyami spoecznemi, t.j. poza-organicznemi, przeto i zrnicowanie nie jest take organiczne, lecz tylko spoeczne. Wszystkie funkcye spoeczne ustaj poza bytem spoecznym. S one zjawiskiem, e si tak wyra, sztucznem, moliwem tylko na tle bytu spoecznego. Gdyby on uleg rozwizaniu, osobniki spoeczne wrciyby do normalnego stanu przed-spoecznego. Odmienno funkcyi osobnikw spoecznych nie prowadzi i nie moe prowadzi do adnej rozbienoci w organizacyi fizycznej pokole nastpnych dlatego, e naprzd przeszkadza temu nieustajca panmiksya, powtre przerzucanie si osobnikw i ich potomstwa od specyalnoci do specyalnoci, albowiem takiemu przerzucaniu si nie stawiay nigdy przeszkody narzdzia sztuczne. Cae zrnicowanie funkcyonalne ma swe rdo wanie w rnicowaniu si narzdzi sztucznych, nie za narzdzi naturalnych. Gdzie wic grunt do zmian organicznych? Narzdzia sztuczne s poprostu narzdziami nadorganicznemi, czyli spoecznemi. Potrzebne one i moliwe tylko w spoeczestwie. Wszystkie razem wzite, od najprostszych, a do najbardziej zoonych instrumentw i machin, s zjawiskiem spoecznem.Ich produkty s rwnie produktem i zjawiskiem spoecznem, podobnie, jak to wszystko, co wytworzya mowa i jej przeobraenie si w pismo i druk. Wanie z nad-organicznoci wszystkich czynnikw spoecznych pynie nienaruszalno i niezmienno organicznoci, t. j. fizycznoci wrodzonej osobnikw spoecznych, pynie przecitno oraz uniwersalno ich uzdolnie wrodzonych. Gdy wemiemy pod uwag tabun, w ktrym ogier-naczelnik jest osobnikiem centralnym i nasuwa wielu socyologom myl o zrnicowaniu funkcyonalnem w

tabunie, to dostrzeemy teraz, e rola jego wyjtkowa nie jest spoeczna, lecz prawie tylko rodzinna. Jest on poniekd ojcem tabunu, a ten rozszerzon jego rodzin. Zwierzchnictwo jego pynie z natury rodziny. Czuwa on nad bezpieczestwem tabunu, jak matka nad dziemi, ale poza t rol i poza przewag fizyczn w stadzie, poza obowizkami gowy rodu, nie rni si on funkcyonalnie od czonkw tabunu. Musi sam stara si o ywno, nie moe przelewa swych obowizkw na innych, a te, ktre peni za innych, s tylko obowizkami gowy rodziny. Tabun rozpatrywany jako cao, jest obrazem zastoju i martwoty. Tam niemasz nic nadorganicznego. Stagnacya intelektualna i jednakowo uzdolnie oraz czynnoci bobrw, zwierzt towarzyskich i bardzo rozumnych, dowodzi, e i tutaj musz istnie niezwalczone przeszkody do uspoecznienia si bobrw, a tkwi musz tylko w zbyt jednostronnie wyspecyalizowanym ustroju ich ciaa. Mapy s jeszcze bardziej racym przykadem, jak wielu trzeba warunkw do zjawienia si materyau na spoeczestwo. Jako blizkie krewniaki rodu Hominis byy one przecie niewtpliwie na lepszej od wielu innych gatunkw drodze, ale sn szereg przeszkd, pyncych z caego trybu ich ycia, odebra im te szans, ktre wyy ska Homo. Mona by te doprawdy podziwia traf, e z pord tylu postaci zwierzcych jedna tylko i wanie praczowiek, wstpia na drog wyjtkowego wrd organizmw bytu, monaby take podejrzewa podstawno naszej dedukcyi, gdyby nawet wiat nieorganiczny nie okazywa nam analogicznego zjawiska: wielkiego odstpstwa od porzdku panujcego wrd atomw i drobin, odstpstwa zupenie wyjtkowego, t. j. odosobnionego. Wszak wielkie zjawisko ycia, zgoa nieznane pord wszystkich zwizkw chemicznych, powstao na tle jednego tylko zwizku, na tle jednego rodzaju drobin (moleku). Mamy i drugi przykad zjawiska rwnie doniosego i wyjtkowego. Wszak pord jednokomrkowcw zapewne jeden tylko rodzaj ich wstpi na drog organizowania si. Wszystkie inne pozostay a do dzi niezdolne do tego. Niektre ugrzzy w stanie poowicznym ( Mesozoa). Potrzeba byo szczeglnego zbiegu bardzo wielu warunkw do wytworzenia si wrd organizmw materyau spoecznego. Nie wszystkie zacztki miay w sobie zadatki rozwoju. By moe, i istnieje znaczna liczba form zwierzcych, ktre jednocz w sobie do pokany zbir warunkw, ale wystarcza brak choby jednego koniecznego, a ju zjawisko spoeczne nie moe wystpi. Z tego te zapatrujc si stanowiska, moemy rozszerzy jeszcze nasze pojmowanie spoeczestwa i materyau spoecznego. Powiedzielimy, e cudu przerobienia zwierzcia na co cakiem nowego dokonay mowa i narzdzia sztuczne. Czas wprowadzi tu poprawk. Cudu tego nie dokonaa sama mowa, ani narzdzia sztuczne. Dziwne to w ostatecznej fazie swego rozwoju jestestwo hodowaa oddawna przyroda. Gromadziy si w niem jeden po drugim liczne warunki, ktrych cao dopiero daa osobliwy i z pewnoci nie szukany przez natur wynik.

Mowa jest ju tylko prostem nastpstwem caego szeregu przyczyn, skadajcych si na uspoecznienie czowieka.

XXVIII. Wi spoeczna czy przez rnicowanie. Czowiek spoeczny jest dzieem spoeczestwa, a nie odwrotnie.
W mce zdobywamy teren oporny, ale nawet sceptyk przyzna, e posuwamy si naprzd. Tylko powierzchowny wiadek naszego badania, widzc, jak krymy dokoa jednej osi, mgby odnie wraenie, e krcimy si w miejscu, e nic ju nie przybywa do naszego poznania. Lecz byoby to zudne. Nasz lot rzeczywicie zatacza koa, lecz kady krg wznosi nas wyej. Zataczamy koa, bo na skrzydach, ktre musz mie oparcie, trudno wznosi si pionowo. To wadna jest czyni tylko fantazya. I teraz zatoczymy koo. Dla patrzcych z dou bdzie ono wyglda na obrt w tej samej paszczynie, lecz kto szybuje z nami, ten dojrzy, e po linii spiralnej wznosimy si do naszego celu. Bardzo uytecznem bdzie powrcenie na chwil do treci rozdziau XII, w ktrym zarysowaa si nam zdumiewajca jedno w przyrodzie. (Patrz tabliczk na str. 118). W rozwaaniu przeobraania si rzeczy prostych w coraz bardziej zoone, natrafilimy wwczas na kilka wzw, o ktre zahacza si tajemnica ycia i to zarwno jego treci, jak formy. Pierwszym wzem jest zjawienie si na podou zjawisk fizyko-chemicznych najdrobniejszego i najprostszego elementu ycia (A'). Drugim powstanie z tych elementw komrki (AA') = B i B'. Trzecim powstanie z B' organizmu (BB') = C i C'. Wreszcie czwartym - zoenie si z caostek C spoeczestwa (CC'), ktre oznaczymy tutaj liter D, i zaczniemy ujmowa jako najwysz ze znanych nam w wiecie caostek niejednolitych (inhomogenes). Zauwaylimy na str. 119, e w AA' = B (komrka), tkwi ycie pierwszego stopnia; w BB' = C (organizm) tkwi ycie drugiego stopnia i przez analogi przypucilimy, e w CC' = D (spoeczestwo), tkwi co podobnego do ycia, ycie trzeciego stopnia. W AA, w BB i CC (w prostych nagromadzeniach) zjawiska tego niema. Rozpatr zylimy wwczas (str. 118, 124) niektre stosunki, wice lub dzielce szereg A, B, C od szeregu A', B'. C, lecz nie dotknlimy jednego. Nie zajrzelimy w przepa, dzielc szereg A, B, C, nie dajcy zwizkw lecz tylko aggregaty, gromady, od szeregu A', B' C, dajcego zwizki caostek, odznaczajce si zrnicowaniem funkcyi tych caostek, oraz ich wzajemn od siebie zalenoci. Przepa to tajemnicza, ale i ciekawa, bo dzieli skupienie nieorganiczne od zarodzi, gromad od spoeczestwa, nie-ycie od ycia. Zachodzi pytanie, czy midzy zasadniczo ronem i szeregami A (AA) A' (AA') B (BB) B' (BB') C (CC) C (CC') istniej przejcia? Co poredniego midzy A i A' musiaoby by czem, co nie jest jeszcze drobin biaka ywego, biogen, lecz jest ju wicej, ni drobin biaka martwego.

Co poredniego midzy B i B' musiaoby by komrk czy zarodzi, ktra przestaa by ju wolnym jednokomrkowcem, a nie jest jeszcze komrk organizmu, choby najprostszego. Wreszcie jestestwo przejciowe midzy C i C musiaoby by zwierzciem (rodzin zwierzc), ktre nie jest jeszcze "zwierzciem spoecznem" (rodzin spoeczn), ale przestao ju by zwierzciem wolnem, niezrnicowanem w gromadzie (rodzin zwierzc woln lub gromadnie yjc). Samo sformuowanie tego pytania, po wszystkiem, co byo ju powiedziane, pozwala nam jasno zda sobie spraw z charakteru jestestwa przejciowego, ktre wyobrazilimy sobie w rozdz. XXIV. Pozwala mianowicie da odpowied twierdzc, przynajmniej co doszeregu C - CC'. Midzy C i C' przejcie istnieje. Czowiek powsta z C, a przez dugi czas nie by jeszcze C'. By czem poredniem. Zbiera si w grupy, ktre nie byy ju CC, lecz take nie byy jeszcze CC - i to trwao przez czas dugi. Midzy stanem C - a C', - a wic take midzy CC - a CC' ley w dziejach czowieka caa skala przej nieznacznych. I nie tylko w dziejach, nawet w tym samym czasie, wczasach np. Pliocenu, albo nieco wczeniejszych i pniejszych, jedne grupy ludzkie byy blisze stanu spoecznego, inne dalsze. Najpierwotniejsze spoeczestwa, oczywicie bardzo drobne i wte, bo innych nie mogo bywa,zawizyway si rwnie atwo, jak rozkaday, a osobnikw w stanie dyssocyacyi yo wicej, ni w stanie wtego i zacztkowego zjednoczenia spoecznego. Lecz nawet i wtedy osobniki yjce w rozproszeniu, nie byy, nawet czasowo, zupenie C, gdy nosiy ju w sobie organiczne uzdolnienie do zjednoczenia si przy pierwszej nadarzonej sposobnoci, do czego prawdziwe C nie byy zdolne. Tak wic rodzaj Homo, zoologicznie oddawna ukonstytuowany, przey trzy fazy: faz C, faz przejciow midzy C-a C' i od pewnego, do dawnego zapewne czasu yje ju w fazie trzeciej: jako C'. Wszystkie inne jestestwa wielokomrkowe t. j. roliny i zwierzta, z bardzo maym wyjtkiem, o czem bya mowa w rozdz. XXVI bytuj w fazie C, ktra jest pierwsz dla czowieka, a pierwsz i zapewne ostatni dla tych zwierzt. atwo si domyle co niewoli zwierzta do pozostawania w tej fazie. Niewoli je to samo, co nie dopuszcza jestestw jednokomrkowych B do ywota w takiej cznoci i wzajemnej zalenoci, jak odznaczaj si jednokomrkowce B', zwizane w jedno BB'. Niewoli je to samo, co nie dopuszcza czsteczek (drobin) materyi martwej A, do pozostawania w takiej osobliwej cznoci i wzajemnej zalenoci, jak odznaczaj si czsteczki materyi ywej A', zwizane w zwizki AA'; ktre stay si caostkami wyszego rzdu: komrkami (B). Zwizki te stay si jednostkami wyszego rzdu przez si czc, jaka si w nich wyrobia, (a ktra jednoczenie jest si rnicujc); stay si caostkami wyszego rzdu: B i B', t. j. komrkami. Od pierwszej chwili pojawienia si komrki yje na ziemi duo komrek wolnych a do dzi. Nie zdolne s one jednoczy si w wielk, zwart cao, w jeden system, zwany przez nas organizmem, bo ywot w odosobnieniu wyspecyalizowa je w rozmaity sposb do takiego ywota, ale zawsze tak, e

wasne siy nie tylko wystarczaj im do przechodzenia przez ycie samotnie, ale nie wystarczaj ju do skadania si w caostki wyszego rzdu. Przeszkody po temu istniej w ich organizacyi, a przeszkd tych, jako nadto ju wyspecjalizowane, skruszy nie mog. Skruszya te przeszkody niegdy jedna komrka, jaka zard naga (protoplazma), zanim jeszcze utracia sw przecitno i wielostronno uzdolnie. Z takiej tylko zarodzi niewyspecyalizowanej jeszcze do ywota w odosobnieniu, powsta zwizek wielokomrkowy (BB'), czyli organizm. Organizm ten dugo by bardzo prosty, a zarodzie-komrki, ktre si na skaday, niezmiernie midzy sob jednakowe, tak jednakowe, e trudnoby byo orzec o kadej, czyli jest ona B, czy te B', czy skada ona tum komrek (BB), czyli ju organizm (BB'). I oto gdy duo czasu upyno w dostosowywaniu si do ywota w cznoci, c si stao z typowemi i podobnemi do siebie komrkami zwizkowemi? Komrka organizmu staa si ju tylko abstrakcy. Komrki takiej nie mona okreli w jednej definicyi, bo waciwie ona ju nie istnieje w pierwotnej postaci swojej. Istniej liczne typy i odmiany komrki organicznej bardzo rne midzy sob, a wic komrki gruczoowa, skrna, kostna, nerwowa i t. d. S one jednak tak rozmaite morfologicznie i funkcyonalnie, e trudno pogodzi si z myl, e s modyfikacyami jednego typu pierwotnego, e to s dzieci jednej komrki-zarodzi. w typ pierwotny sta si w organizmie czyst abstrakcy i schematem. W organizmie wyszym niema go ju oddawna. Ot czem s dzi te wszystkie komrki, tak mao podobne midzy sob, to uczynia z nich wi organiczna i przestawanie w cisej cznoci ze sob, wymiana usug i zrnicowanie czynnoci yciowych. yjc w cznoci, penic funkcye, wyznaczone im si dziedzicznoci w organizmie przez wspln dla wszystkich potrzeb organiczn, zrnicoway si te komrki nie-wolne jeszcze mocniej, nieli s zrnicowane jednokomrkowce wolne caego wiata, yjce w najrozmaitszych warunkach bytu. Podobny proces zaszed i w wiecie organizmw czyli caostek C. Caostek tych (zwierzt i rolin), skutkiem ywota w niejednakowych warunkach zewntrznych, wytworzyo si ju mnstwo odmian, gatunkw i rodzajw, podobnie, jak to miao miejsce z pierwotnie jednolitym typem jednokomrkowcw. Ale i tutaj, jak u jednokomrkowcw, wystpia w jednym typie organizmw, w C', dno do tworzenia si z osobnikw wyszej caostki. Jak za rd wolna, protoplazma, (t. j. jej potomstwo, mnoce si drog podziau) pocza zbija si w jedno wiksze ciao, tak tutaj jeden typ zwierzcy, obdarzony niezatracon jeszcze przecitnoci i wielostronnoci organizacyi, pocz wytwarza w sobie now si,nieznan innym typom organizmw, si czc osobniki w jakie caostki, w ktrych tona wprawdzie ich indywidualna wolno, ale zato wyaniay si uzdolnienia, nieznane organizmom wolnym. Sposb bytowania caostek C uleg wic rozwidleniu. Gdy wszystkie niemal ich gatunki pozostay przy swym charakterze organizmw wolnych i jednakowych midzy sob w granicach jednego rodu, pewien gatunek C sta si materyaem na CC', sta si C' (osobnikiem spoecznym). Zrazu i przez czas dugi, okrelenie osobnika niewolnego (C'), bdcego czstk skadow organizmu CC udawaoby si niemal rwnie atwo, jak okrelenie C (zwierzcia wolnego). W caoci bowiem

praspoecznej CC', jednostki C' byy bardzo sabo midzy sob zrnicowane funkcyonalnie. Lecz niechby kto zapragn jednem okreleniem obj wszystkie C', skadajce si na dzisiejsze ciao spoeczne, mocno zrnicowane w swych czciach, a zwaszcza na ciao spoecznoci wyszej! Tu stanby przed trudnoci tak sam, jak przedstawia scharakteryzowanie komrki organizmu. Komrka spoeczna, czyli osobnik spoeczny jako co jednakowego w rodzie swoim, jako "zwierz", jest ju tylko abstrakcy. Czowiek np. od czowieka rni si w spoeczestwie obszernem nie mniej, ni w organizmie komrki gruczoowa, skrna, kostna, nerwowa i t. d. Wprawdzie morfologicznie ludzie s do siebie zupenie podobni, i tem wanie rni si oni od komrek organizmu, ale zato funkcyonalnie dziel ich rwnie gbokie przepaci. Im ciao spoeczne jest wysze i obszerniejsze, tem rnice midzy osobnikami C' musz by wiksze; im staje si wyszem i lepiej zorganizowanem, tem rnice musz wzrasta, nie za zaciera si, bo warunkiem organizacyi jest specyalizacya, rnicowanie si czci skadowych i komplikowanie si ustroju, nie za rwno funkcyi jego czstek i upraszczania si ustroju. To samo jest w organizmach. Ustroje wysze, a take dojrzae skadaj si z komrek bardziej wyspecyalizowanych, anieli nisze oraz modsze. Rwno funkcyi komrek jednogatunkowych znamy tylko poza organizmem, w wiecie wolnych jednokomrkowcw. Rwno funkcyi osobnikw jednogatunkowych znamy wanie tylko w niespoecznej formie bytu. Wi tedy spoeczna, ktr poznalimy, kopie i utrzymuje przepaci midzy czowiekiem, a czowiekiem, przepaci tem gbsze, im bardziej rozwinita jest cao spoeczna. Wi spoeczna jest w zasadzie podobna do wizi organicznej. Ona czy przez rnicowanie; gdyby nie rnicowaa, nie byaby wizi. Czowiek spoeczny, a innego ju nie znamy, jest tak samo dzieem spoeczestwa, jak komrka organiczna dzieem organizmu. Nie jest on ju zwierzciem. Jest raczej abstrakcy od zwierzcia, podobnie, jak komrka organiczna jest abstrakcy komrki pierwotnej.

XXIX. Natura spoeczestwa. Jego morfologia i fizyologia w najoglniejszym zarysie.


Gdy stosunek osobnika spoecznego do spoeczestwa okaza si podobnym do stosunku komrki wzgldem organizmu, moemy ju traktowa spoeczestwo jako wielk caostk D, zoon z drobnych caostek O. Zbierzmy wic to, co wiemy o jej naturze. Podkrelajc kilkakrotnie realno analogii spoeczestwa z organizmem (str. 124, 125), zastrzeglimy si przeciw ujmowaniu spoeczestwa na sposb spencerowski i wogle przed braniem podobiestw powierzchownych lub czysto retorycznych za realne (str. 125). Ju na str. 126 byo powiedziane, e "obok

analogii istniej, bo musz istnie powane rnice , i o nich nie naley zapomina". Rozpatrzmy owe rnice. Najjaskrawsza zostaa ju uwydatniona w tabelce na str. 67. Spoeczestwo jest zwizkiem osobnikw jednakowych i rwnych sobie morfologicznie, a tylko funkcyonalnie nierwnych sobie. Organizm jest zwizkiem osobnikw niejednakowych i nierwnych sobie zarwno morfologicznie, jak funkcyonalnie. "Organiczno" tedy osobnikw spoecznych wyraa si tylko w funkcyach. Jednakowe czstki zdolne s tutaj do niejednakowych funkcyi (p. str. 121) Takiego zjawiska wiat organiczny nie daje przykadu, albowiem, jeli nawet komrki jednakowe peni funkcye odmienne (co si zdarza), to jednakowo ich uznajemy za pozorn i przypuszczamy, e rnice istniej, tylko nie jestemy w monoci odszuka ich i stwierdzi. Co do materyau spoecznego, znamy go o tyle, e jestemy pewni jego morfologicznej jednakowoci i z tego wanie powodu nazwalimy (na str. 66) spoeczestwo organizmem tylko dynamicznym, t. j. funkcyonalnym. Lecz w gruncie rzeczy tkwi tutaj sprzeczno. Z prawdziwej rwnoci morfologicznej musiaaby pyn rwno czynnoci, a wic rozmaito ich musi polega na istotnej rozmaitoci morfologicznej. Tak jest rzeczywicie. Rozmaito funkcyi osobnikw spoecznych wypywa przedewszystkiem z rozmaitoci narzdzi, a cho to s narzdzia sztuczne, to przecie, cile rzecz biorc, nale do osobnikw i stanowi niejako uzupenienie ich ciaa, ich organw naturalnych. Wszak wytworzyy je same osobniki. Komrki-osobniki spoeczne rni si jednak jeszcze czem innem od komrek organizmu. One mog zmienia narzdzia i budowa sobie coraz inne i bardziej zoone. Jeden osobnik moe ich mie wiele i uywa kolejno, stosownie do zamierze swoich. Rnica to doniosa. Zmusza nas ona do cofnicia si na stanowisko poprzednie i do uznania, e pomimo narzdzi sztucznych (ktre s warunkiem rozmaitoci funkcyi), osobniki spoeczne nie trac charakteru czstek morfologicznie jednakowych, skoro w zasadzie mog peni wszelkie funkcye, przybierajc sobie tylko potrzebne do tego narzdzia. Rozmaito narzdzi jest ju zjawiskiem spoecznem. Natura wic ustroju spoecznego jest inna, ni organizmu. Funkcye jego czstek nie s ani stae, ani niezmienne, ani konieczne, t. j. z gry wyznaczone, jak w organizmie, ktry jest przecie zwizkiem rozmaitoci staej i przez niezmienno funkcyi osobnikw-komrek doskonale zharmonizowanej. Spoeczestwo jest czemmniej, bo zwizkiem rozmaitoci niestaej, nie wyznaczonej z gry. Przez to wanie jest ono dalekie od harmonii zupenej, ktrej wzorem jest organizm. To te ju na str. i3o wyrazilimy si, e w organizmie mamy co wicej ni spoeczestwo, mamy idea jego wprost niedocigniony. Uylimy jednak wyrazu "idea" tylko dla praktycznego celu, dla uwydatnienia, e rnica w tym kierunku jest wprost przepaci midzy porwnywanemi przedmiotami. Bynajmniej nie chodzio nam o przesdzanie, czem by powinno spoeczestwo. Skoro jego natura jest inna, wic ideaem nie moe by nic, niezgodnego z przy rodzonym kierunkiem rozwoju.

Lecz czy dla wielkiej odmiennoci obu porwnywanych ustrojw, ustrj 1) przestaje by caostk i to podobn do C? Bynajmniej. On tylko nie jest caostk identyczn, ale tego nigdymy nie przypuszczali i nie potrzebujemy przypuszcza. Przeciwnie, analogi odrazu ujlimy szeroko i ju na str. 123 powiedziane byo, e "spoeczestwo jest utworem analogicznym nie tylko z organizmem, ale przez organizm czem, analogicznem z komrk, a przez komrk z mao znan nam biogen..." Teraz atwo spostrzedz, e spoeczestwo podobniejsze jest do jednej komrki, nieli do organizmu. Poniewa we wszystkich tych caostkach przyrody tkwi tajemnicze zjawisko ycia, przeto przypucilimy (str. 119), e co podobnego do ycia tkwi musi i w spoeczestwie. Oczywicie byoby znowu bdem i to wielkim, pojmowa zbyt literalnie ycie caostki D i chcie porwnywa je we wszystkiem z yciem caostki C. To s znowu zjawiska tylko czciowo analogiczne, a rnica w objawach ich ycia odpowiada rnicom, istniejcym miedzy temi caostkami. Nam wystarczy stwierdzenie najwaniejszych rysw wsplnych. A wic ycie bd organizmu bd komrki przejawia si w ruchu, wraliwoci i w assymilacyi (ywieniu si, roniciu i dysymilacyi). ycie spoeczestwa polega na tych samych procesach. Organizm i komrka utrzymuj si w caoci i przy yciu przez skoordynowan i nieustajc wymian usug midzy komrkami lub midzy biogenami. Ze spoeczestwem jest to samo, pomimo, e skoordynowanie jest tu bez porwnania sabsze, a waciwie albo mniej doskonae, albo inne, ni w organizmie. Co do komrki, ta jako mniej nam znana w swych wewntrznych procesach mniej nadaje si do oceny. Ruch w organizmie polega na pobieraniu ze rodowiska materyi nowej na miejsce ustawicznie wydzielanej. Popatrzmy na ycie miast, a ujrzymy proces podobny na wielk skal. Organizm ronie i rosnc komplikuje si. Wytwarza on produkty coraz rozmaitsze, a zawsze takie, ktrychby wolne i jednakowe komrki nie mogy produkowa. To samo jest w spoeczestwie. Assymilacya jest to zdolno pobierania ze rodowiska materyi obcej i zamieniania jej bd na ciao komrek, bd na ich produkty, zostajce w organizmie lub wydalane. Std pynie mono rozrastania si organizmu. Ciao spoeczne zdradza tak sam zdolno. Wraliwo jest to zdolno skoordynowanego reagowania komrek organizmu na bodce zewntrzne i objawia si w nagem i celowem wystpowaniu si napitych i utajonych w komrkach organizmu. Podobna wadza spoczywa i w spoeczestwie, lubo znowu w stopniu o wiele sabszym i o wiele mniej doskonaa. Nie bdziemy ju mnoy paraleli. Uwany obserwator atwo dostrzee, i objawy ycia spoeczestwa s pierwotniejsze i mniej skomplikowane od objaww ycia organizmu. Dlaczego tak jest i dlaczego tak by musi, nie trudno si domyle. Do bdzie w tym celu wnikn, w morfologi ustroju spoecznego.

Spoeczestwo D jest utworem strukturalnie tak prostym, e prostszego nie mona sobie wyobrazi. Skada si przecie z jednej tylko warstwy osobnikw, rozpostartych na podou, z ktrego czerpie rodki do ycia, gdy organizm (C), a nawet komrka (B) jest przecie bry, zoon z doskonale zorganizowanych czstek skadowych. Skoro spoeczestwo jest organizmem w paszczynie, musi ono by utworem o tyle prostszym, o ile prostsz jest jego struktura od budowy bd C, bd B, gdzie zachodz komplikacye, podniesione do szecianu. Spoeczestwo jest ustrojem poniekd dwuwymiarowym, gdy organizm trjwymiarowym. Wyobramy sobie organizm, zoony z jednej tylko warstwy komrek (w przyrodzie takiego niema, widzielimy najprostsze, zoone z dwch lub trzech warstw, porwn. str. 105), a bdziemy mieli dopiero obraz spoeczestwa. I c dziwnego, e podobiestwo jest odlege, gdy budowa spoeczestwa jest zgoa bezprzykadnie prost? Lecz czas pooy nacisk na inn wan okoliczno, ktra rwnoway prostot, e tak powiem, mechaniczn struktury spoecznej. Oto ycie spoeczestwa wystpuje na podou ycia organizmu. W tem os tatniem podoem, czyli cegiekami, s ju nie proste komrki, lecz cae organizmy wielokomrkowe, bdce i pod wzgldem struktury i dynamicznie czem o wiele wyszem, t. j. Bardziej skomplikowanem od cegieek-komrek organizmu. A w dodatku s to jeszcze przecie cegieki miejscozmienne. To nie s choby roliny, przytwierdzone korzeniami, niby gb do gruntu, lecz ruchliwe caostki zwierzce, ktre Natura wyhodowaa na organizmach rolinnych. One nie mog przyssa si do karmicielki-ziemi, aby z jej czstek nieorganicznych budowa swe ciao; one pobieraj swe materye odywcze wanie tylko z cia rolin, a dopiero przez nastpcze skomplikowanie si stosunkw jeszcze i z cia innych zwierzt. Szukanie pokarmu, wybieranie go i zdobywanie wytworzyo w tych caostkach cay szereg wadz i waciwoci, zgoa niepotrzebnych rolinom. Do tych wadz zaliczam siy psychiczne zwierzt, bez ktrych nie mogyby one wrcz istnie. Z takich tylko organizmw-cegieek zoona jest cao D. A chocia te cegieki styka si musz bezporednio z gruntem, to przecie nie tkwi w nim jak roliny, lecz przenosz si po nim, zalenie od rolin, ktre s dla nich niezbdnym warunkiem ycia i uniezaleniaj si od nieruchomoci tych rde odywczych przez naadowywanie sobie jam odkowych matery odywcz. Z tych odmiennych warunkw egzystencyi zwierzt, z ich wadz i waciwoci, tak bardzo odmiennych od rolinnych, wynika, e caostka D jest czem bardziej skomplikowanem w swych elementach od caostki C, a tylko owo skomplikowanie przejawia si inaczej. Nie w formie tak mechanicznej i elementarnej, jak w organizmie, lecz gwnie w formie zjawisk psychicznych. I w istocie tak jest. Wszak wiemy, e cegieki C' (czowiek), cho stay si czem innem, ni zwierzta, zostay morfologicznie tem samem, czem s wszystkie C (zwierzta). Jeeli za z tych cegieek C' moe budowa si D, za z C nic podobnego nie moe si tworzy, pomimo caego ich skomplikowania, to wiemy ju dlaczego tak jest. W tych cegiekach C' rozwiny si nowe wasnoci, o ktrych bya mowa w rozdz.

XIV - XX, a take XXI - XXVI. Wasnoci te nie polegaj wcale na przetworzeniu si ich fizycznoci, t. j. Tego, co je utrzymuje przy yciu, lecz na wystpieniu, dzikimowie, si psychicznych, w nieznanej u zwierzt potdze. Siy te nie powstay oczywicie z niczego (porwn. Str. 139, 140), lecz niewtpliwie s przeobraeniem innych i wystpuj na koszt zwierzcych. W czci np. pyn z ich zaoszczdzenia oraz zaniku. Wszak rwnolegle z niemi wystpuj w C' narzdzia sztuczne, ktrych roli i znaczenia nie potrzebujemy ju omawia, narzdzia te s produktem si psychicznych. Ot wszystkie te nowe wasnoci osobnikw C' s zjawiskiem spoecznem, gdy nie wystpiyby bez bytu spoecznego. Do ycia osobnikowego czstek ciaa D nale wic tylko ich funkcye zwierzce, wszystko inne naley do ustroju D . A poniewa wanie to "wszystko inne" wystpio bez zrnicowania si morfologicznego cegieek C', wic moemy utrzymywa, e spoeczestwo jest ustrojem materyalnie prostszym od organizmu, a tylko dynamicznie bardziej skomplikowanym i to dynamicznie w kierunku psychologicznym. Zapewne skutkiem miejscozmiennoci swych cegieek osobliwy ustrj D cechuje si jeszcze inn wan rnic od ustrojw, znanych przyrodnikom. On nawet w paszczynie pozbawiony jest granic wyranych i staego rozmieszczenia czstek swoich. Czstki tego ciaa mog oddala si bardzo znacznie poza jego granice, dajce si okreli mniej wicej istnieniem pewnego zagszczenia cegieek, i mimo to nie przestaj nalee do ciaa. Mog one take przenosi si do innego ciaa spoecznego i jednoczy si z niem na stae. Gdy komrki organizmu zwizane s wizi rodow, rodz si w nim i pozostaj, komrki spoeczestwa, mog przybywaod zewntrz, z innego ciaa spoecznego, bd wyszego, bd niszego. Jest tu swoboda zgoa bezprzykadna. Lecz skoro ciao spoeczne nie ma wyranych granic terytoryalnych, cho jest przytwierdzone do miejsca i jest caoci raczej terytoryaln, ni cile rodow, zachodzi pytanie: po czeme rozpoznawa moemy jego granice, jeeli je ma, i jego rozmiary, jeeli miewa rozmaite? Sdz, e granice ustroju zakrela to, co jest wizi spoeczn, a wic mowa, i to, co jest tej wizi nastpstwem: tradycya wsplna. Spoeczestwo najpierwotniejsze to przecie jedna osada rodowa zupenie odosobniona od innych. Gdy jednak przez rozradzanie si cegieek spoecznych powstanie z jednej osady lub wioski kilka lub wicej, spoeczestwem bdzie tyle osad, ile ich jest zwizanych wsplnoci krwi, mowy i tradycyi (t. j. dorobku pokole materyalnego i duchowego) i trwajcych w rzeczywistej cznoci ze sob. W takiem ciele wyania si bd, w miar rozrastania si jego i zagszczania si, jedno po drugiem nowe zjawiska spoeczne,nieznane poprzednio, bo wypywajce z wzrastajcego komplikowania si caoci, a wic z coraz wikszego rnicowania si funkcyonalnego jego czstek skadowych. Gdy z jakichbd powodw jakie czci, nie powiem zwizku, lecz tylko owej idealnej "caoci" strac "czno" ze sob, wtedy ustrj rozpadnie si, jak rozpada si komrka. W kadej nowej caostce to, co byo poprzednio wizi pozostanie ni i nadal, tylko przestanie ju by wspln, albowiem w kadej nowej

caostce bdzie si wi rozwija osobno, a wic rozbienie, i bdzie rni si coraz mocniej od macierzystej. Jednak cao D moe rosn dugo bez rozpadania si i moe przybiera ogromne rozmiary, moe rwnie, rozluniona na czas pewien, znowu spoi si, jeli jedna wi spoeczna zapanuje znowu nad rozerwan caoci, jeeli zajdzie proces centralizacyi. Ciaem spoecznem moe by nieograniczona ilo osad, wiosek i wikszych skupie ludzkich, dopki utrzymuje si midzy niemi wielostronna wymiana usug, dopki wszystkie ci ku sobie. W wielkiem, podobnie zreszt jak i w maem ciele spoecznem, wytwarza si niepostrzeenie rodek cikoci, ku ktremu ci wszystkie czsteczki. Czysto fizycznem prawem cienia zgszczaj si one dokoa niego i wytwarzaj ciako centralne. Gsto i rozmiary tego ciaka zale od rozmiarw spoeczestwa; jest jaka wzajemna zaleno midzy ogln mas ciaa, a jdra jego. Obok jednak fizycznego prawa przycigania cao taka podlega jeszcze zwykym prawom biologicznym, podobnym do tych, jakie rzdz w komrce. Ciako centralne staje si najywsz i najistotniejsz czci ustroju D; staje si, jeli uyjemy grubego porwnania z organizmem, jednoczenie sercem, mzgiem i organami obszernej caoci. Ciako centralne odznacza si te najjaskrawszemi cechami ustroju: najwikszem zrnicowaniem osobnikw i najwiksz rnorodnoci wytworw. W niem osobniki odchylaj si najmocniej we wszystkich kierunkach od normy pierwotnej - i napicie zjawisk spoecznych jest najwiksze. Do tego ciaka spywaj najobficiej z caego ciaa produkty surowe, ulegaj tu najwikszym przeobraeniom i bywaj roznoszone w zgoa nowych postaciach znowu po caem ciele spoecznem. Jeeli warunki zewntrzne sprzyjaj, a wic jeeli midzy innemi, gsto zaludnienia obszaru, na ktrym bytuje pewna ilo osobnych caostek spoecznych, przejdzie norm, dozwalajc im y osobno, wtedy poczyna si zlewanie tych maych caostek w jedno wielkie ciao. Wtedy proces centralizacyi, ktry odby si poprzednio w kadej caostce na rzecz ich ciaka centralnego, ogarnia te ciaka i ich otoczenie. Wszystkie poczynaj ciy ku nowemu ognisku zrazu idealnemu, bo byo niewiele wiksze od innych, ale rycho powikszajcemu swe rozmiary. Zaczyna ono wzrasta na koszt wszystkich mniejszych i na koszt ich caoci, t. j. caego kompleksu, zaczyna gstnie nowe jdro do miary wyszej od gstoci pozostaych, zjawia si w niem kolejno zaczn coraz nowe procesy, nieznane w tamtych, i nowe jdro staje si rodkiem cikoci nowej, wielkiej caoci. Drugorzdne ciaka nie utrac swego bytu, tylko utrac samodzielno przez utrzymywanie z centralnem ywej wymiany materyi i si spoecznych oraz ich produktw Sabe ich promienie zostan zamione blaskiem, spywajcym na cao od gwnego ciaka centralnego, w ktrem natenie zjawisk spoecznych dojdzie do stopnia stosunkowo najwyszego. Tutaj niektre osobniki wznosz si na zawrotne wyyny rozlegej wiedzy, gbokiej mdroci, talentu i t. d., odbiegajc najdalej od normy pierwotnej i od stanu, w jakim bytoway ich pradziady, w jakim take bytuj jeszcze ich bracia.

Idealistom, patrzcym przez gowy takich osobnikw na cay rd ludzki, wydaje si, e tu tryumfuje rd ludzki, gatunek Homo i marz zaraz o rychej erze, w ktrej cay w rd wzniesie si na podobne wyyny. Ile zudze i krtkowzrocznoci w takich marzeniach! Osobniki wyjtkowe, yjce w takiem rodowisku centralnem, zdaj si wznosi rd ludzki na wyyny, dalekie od ubstwa, prozy i jednakowoci ycia zwierzcego. W rzeczywistoci wszake wznosi si tu w gr nie czowiek, nie rd Homo - lecz tylko komrka spoeczna. Warunkiem jej postaci, przymiotw i funkcyi, a wic warunkiem jej istnienia jest tylko spoeczestwo, i to cae spoeczestwo. Ono za wynioso t jednostk w gr kosztem innych, ktre strcio w niziny lub trzyma na nizinach. Kady czowiek (spoeczny) jest dzieem spoeczestwa, a nie odwrotnie (rozdz. XXVIII), a wic i komrka ludzka bardzo wyspecyalizowana, zachwycajca idealistw swemi wadzami, jest w zupenoci dzieem spoeczestwa. Bez ustroju - nie zjawiaby si ona nigdy, bo jest tylko wyspecyalizowan czstk ustroju. A ustrj jakikolwiek, to przecie cao, zoona z wielkiej rozmaitoci. Zapragnijmy, aby wszystkie komrki zwierzcia stay si nagle lub powoli komrkami bd nerwowemi, bd mzgowemi, a okae si w caej jaskrawoci niepodobiestwo tego, aby wszystkie osobniki spoeczne znalazy si na szczytach, do ktrych wyniosy si niektre. Utopi byoby spodziewa si, e wszystkie komrki spoeczne mog sta si podobnemi do siebie, a jeszcze wiksz, e mog sta si podobnemi do najwyszych, do najdelikatniejszych czstek spoeczestwa. Czy mona sobie wyobrazi organizm, zoony np. cay tylko z komrek kory mzgowej? Wprawdzie wyobraa sobie taki organizm G. Tarde. Wedug niego spoeczestwo najmocniej przypomina w organ osobliwy, zwany mzgiem, i jest lub staje si wielkim mzgiem, ale porwnanie to rwnie dalekie jest od realnoci, jak spekulacye wszystkich socyologw szkoy Spencera. Jest ono dobre i pouczajce tylko jako figura. Tarde go uy, wiedziony czciowemi analogiami i zapatrzony gwnie w mechanizm rozpowszechniania si idei. Nie rachowa si z innemi zjawiskami. Tymczasem ustrj spoeczny, jak kady ustrj, bodajby najniszy, skada si i musi si skada z przernych komrek, tem rozmaitszych, im jest wyszy i obszerniejszy. On skada si przecie nietylko z samych komrek, lecz z tego wszystkiego, co te komrki wytwarzaj, a co nie zostaje wydalone z ustroju, jako odpadki, bezwartociowe lub szkodliwe. Cho komrka umara, zostaj jej dziea i stanowi cz czynn lub biern ciaa spoecznego. To samo jest i w organizmie. Wiele komrek i po mierci stanowi cz nierozdzieln i konieczn organizmu. Chocia protoplazma komrki drewna umara, skurczya si, zostaa wessana przez organizm i znika, zostaje jej produkt: bonka stwardniaa, i peni nadal wane obowizki w pniu drzewa ywego. Cay pie skada si tylko z takich produktw i pozostaoci-komrek, ktre ju umary. yj w nim tylko komrki najpniejsze, rozmieszczone na

obwodzie pnia, t. j. w warstwie yka i ywej warstewce kory. Tak wanie splataj si i skadaj na ciao spoeczne nie same osobniki yjce i produkujce, lecz jeszcze wszystkie rezultaty funkcyi komrek przeszych. One trwaj w spoeczestwie, dopki dziea ich bd materyalne, bd duchowe trwaj, a wreszcie dopki oddziaywanie ich, t.j. skutki ich dziaalnoci, nie ustaje. Biorc rzecz gbiej, nie jest wic ustrj spoeczny tylko utworem w paszczynie. On jest napitrzeniem przedziwnem tego, co yje i tego, co yo, napitrzeniem produktw dzisiejszych i produktw dawniej wytworzonych. W nim yje bardzo wiele z przeszoci. To wszystko, co nazywamy tradycy, dorobkiem pokole i wiekw skada si na cao spoeczn. Tu yje myl pokole, bdca niby dusz spoeczn. Przyczmy jeszcze tutaj, co byo powiedziane w rozdz. XXVII o pimie i materyalizacyi myli w posta trwa, o przyczepianiu jej do materyi nieoywionej, o produkowaniu przez spoeczestwo przedmiotwmwicych (str. 231), co wicej, o produkowaniu przedmiotw dziaajcych, t. j. wypeniajcych przeznaczon im prac, a ujrzymy, e tu yje naprawd przeszo w teraniejszoci, nie za ostatnia generacya cegieek spoecznych. Tu yje przeszo caego ciaa spoecznego. Jest tu wic w jednej warstwie ywych cegieek spoecznych mnstwo warstw minionych, jest napitrzenie i bryowato - ale nie materyalna, a przynajmniej tylko w czstce materyalna. W tej jednej warstwie ywej tkwi i dziaa bogate i cakiem indywidualne ycie spoeczestwa, dusza jego i wszystkie siy, rozbudzone i powoane do dziaania przez wszystkie komrki minione.

XXX. Materyay do poznania fizycznej strony ciaa spoecznego.


A wic czyby przybywaa jeszcze jedna teorya, usiujca dowie, e spoeczestwa s ostatecznie organizmami, e zjawiska spoeczne s zjawiskami biologicznemi "organizmu" spoecznego? Organizm ma by spoeczestwem komrek - i w odwrceniu tej tezy na sposb Spencera i innych, spoeczestwo ma by organizmem? Lecz wiemy przecie, e takie koncepcye nie wytumaczyy istoty spoeczestwa; w gruncie rzeczy zostay tylko odlegemi analogiami. Zarzut podobny nie spotka mi ze strony czytelnika uwanego, ktry pamita wszystko, co byo w tej pracy powiedziane, aeby jednak unikn choby chwilowego nieporozumienia na tym punkcie, a zarazem ukoczy rozbir cech ciaa spoecznego, wypada mi powrci do sw, wyrzeczonych na pocztku rozdziau poprzedniego, e odtd moemy traktowa spoeczestwo, jako wielk caostk D. Mwic o realnoci analogii spoeczestwa z organizmem, powiedziaem (str. 126), e obok analogii istniej powane rnice. Po ich rozpatrzeniu przekonalimy si, midzy innemi, e "objawy ycia spoeczestwa s pierwotniejsze i mniej skomplikowane od objaww ycia organizmu" (str. 247). Jednoczenie zaznaczylimy, e spoeczestwo jest ustrojem w paszczynie, wiec poniekd dwuwymiarowym, skutkiem czego budowa jego jest bezprzykadnie prosta; powiedziaem take, i "spoeczestwo jest ustrojem materyalnie prostszym od organizmu".

Jeliby trzeba jeszcze wyraniejszego podkrelenia, e ani na chwil nie identyfikowano tu caostki D z organizmem, przypomn sowa ze str. 66-ej: "spoeczestwo jest organizmem tylko przez rnorodno si, przejawiajcych si w niem", oraz inne (str. 119), gdzie z powodu porwna z organizmem byo powiedziane, i " co podobnego do ycia tkwi musi w D". Wszystko, comy niedawno (rozdz. XXIX) mwili o yciu ciaa D, naley bra, jak tam powiadam, we waciwym dla koncepcyi znaczeniu: nie literalnem, lecz tylko w znaczeniu analogii ograniczonej, t. j. czciowej (str. 346). Zmierzaem ta droga do uwydatnienia tej niewtpliwej dla mnie prawdy, e spoeczestwo jest czem mniej, ni organizmem, jest ciaem o naturze bardziej zblionej do natury komrki pod wzgldem wielu zjawisk biologicznych, chocia i od tej ostatniej rni si wycznie sobie waciwemi cechami. Mamy w tych wszystkich trzech ustrojach pewne realne analogie i pewne realne rnice. Mamy uderzajce wiadectwo jednoci planu przyrody i jakiego powtarzania si zjawiska cakowania si materyi i energii w pewne systemy analogiczne, stopniowo coraz skomplikowasze, bo zawierajce si jedne w drugich, mniejsze w wikszych. Myl t wieo rozwin do ostatecznych moliwych dla filozofii kracw Fournier d'Albe. wcigajc do swej koncepcyi jeszcze i wiat atomw i wystawi pojcie trzech wiatw: pod-wiata, naszego wszechwiata i nad-wiata. Stojc na gruncie realnym, nie bdziemy podali tak daleko w krain domysw, przeciwnie nawet i dostrzeon przez nas analogi z organizmem zamierzam podda moliwie najwikszemu ograniczeniu, bo wierz, e wanie tylko drog wycza i ogranicze dotrzemy bliej do poznania rzeczywistoci, a wic i prawdy. Wanie dlatego, chocia ju blizcy jestemy kresu pierwszej czci naszej pracy, majcej da nam podstaw do oceny, czem jest cywilizacya w oglnoci, wypada wyczerpa jeszcze konsekwencye z naszego ujcia caostki D. Skoro ona okazuje si czem mniej, ni organizm, zjawia si pytanie: czeme wic by moe? Czem mniej - moe by ju tylko mechanizm. Rozpatrywalimy podobiestwa i rnice midzy spoeczestwem i organizmem oraz komrk. Chcc zdoby szerszy grunt dla rozwaa dalszych, rozpatrywalimy take w rozdz. VII-IX atom i zwizek atomw, czyli mechanizm zoony; co wicej, zajrzelimy w przepa, dzielc matery martw od ywej, w przepa, w ktrej tkwi co poredniego midzy mechanizmem, a organizmem (str. 95-97). Mogo to wydawa si czytelnikowi wwczas niepotrzebn dygresy, teraz okazuje si, e nie byo zbyteczn, a mam nadziej rycho okaza, e byo konieczn, jeeli wogle zajmowanie si zadaniem, tylokrotnie ju opracowywanem, miao prowadzi do realnych, a wic choby w Czci nowych zdobyczy. W rozdz. VII - IX dotknlimy tylko czstki tego, co byo w tej materyi do powiedzenia, albowiem plan pracy nakazywa ogranicza si do poruszania tylko stron niezbdnych kadej rzeczy. Inne byyby wtedy balastem, rozpraszajcym uwag czytelnika. Dopiero teraz i tylko teraz, gdymy ju rozwinli i uporzdkowali rzeczy, ktre naleao wpierw uwzgldni, czas powrci nad przepa, dzielc matery martw od ywej (por. str. 96) i zada sobie niezmiernie

wane, cho teoretyczne pytanie: jaka jest rnica midzy organizmem, a mechanizmem? Nie znam takich faktw, ani takich teoryi, ktreby nie pozwalay stwierdzi, e organizm rni si od ukadu mechanicznego tylko wikszem skomplikowaniem i o wiele wyszem zrnicowaniem czci. Ale organizm ronie, rozwija si, assymiluje i wydziela matery, choruje, yje i umiera. Nie uwaam za moliwe i nie zamierzam wykazywa wszystkich cech organizmu w mechanizmach, bo przecie gdyby nie byo rnic i to znacznych, organizm byby po prostu tylko mechanizmem i odwrotnie. Wystarczy tedy, gdy rozwaymy niektre podobiestwa, wane i podstawowe. Jeli wemiemy mechanizm zachowawczy i sprysty, to spostrzeemy, e taki mechanizm stawia opr siom odksztacajcym, a odksztacony do pewnych granic powraca do dawnej postaci. Nawet i bez takiego powrotu mechanizm odksztacony moe nie straci swej jakoci indywidualnej, t. j. nie przestanie by sob. Mona te bez obawy o popenienie niecisoci naukowej nazwa 1 -o trwanie mechanizmu yciem jego, 2-o trwanie mechanizmu w danym ksztacie lub odksztaceniu, nie wywoujcym ani wysiw kierunku powrotu do dawnej postaci, ani nie wywoujcym rozpadu caoci-zdrowiem mechanizmu; 3-o trwanie mechanizmu w odksztaceniu, powodujcem wysiy w kierunku powrotu do dawnej postaci chorob mechanizmu, 4-0 samych tych wysiw - walk mechanizmu z chorob, 5-o odksztacenie, ktre doprowadzio do rozpadnicia si caoci - mierci mechanizmu. Z tych paraleli moemy wyprowadzi wniosek, e dzieje mechanizmu rni si od ycia organizmu waciwie tylko ilociowo. atwo przywie przeciw takiemu wnioskowi powane argumenty, ale zdaje mi si, byyby one zbyteczne, gdy mnie chodzi tutaj tylko o ukazanie pewnych paraleli, uytecznych w celu zniesienia pozornej przepaci, jaka dzieli mechanizm od organizmu. Przepaci niema - s lub mog by tylko stopniowania. Nie same organizmy zdolne bywaj do ewolucyi. Dzieje kadego ciaa niebieskiego s jaskrawym tego dowodem. Co do assymilacyi nie jest ona cech wycznie organizmw. Assymilacya jest szeregiem spraw chemicznych, i mechanizm, w ktrego skad wchodz zwizki chemiczne, przy odpowiednich warunkach moe rwnie assymilowa matery. S moliwe zjawiska, ktre przy pewnym zasobie wyobrani wolnoby nazwa "wzrostem" ukadu mechanicznego. Co si tyczy "samorzutnoci" (spontanicznoci) ruchw organizmu, naley zway, e bywa ona czsto faszywie rozumiana. Nie polega ona przecie na tem, e organizm moe przechodzi ze spoczynku do ruchu oraz zmienia prdko i kierunek ruchu bez zewntrznych przyczyn mechanicznych, a wic jedynie wskutek "woli", ktra powoduje ruch w mzgu, a ten daje pocztek ruchowi organizmu caego. Bez zupenego obalenia idei przyczynowoci nie podobna sobie wystawi, aby jakikolwiek fakt mechaniczny (a wiec i ruch ciaa) mg zaj bez przyczyny mechanicznej, aby "akt woli" mg by waciw ruchu przyczyn, nie za tylko zjawiskiem, poprzedzajcem ruch organizmu.

Samorzutno wiec ruchw organizmu naley pojmowa w ten sposb, e 1) orodek (lub orodki), od ktrego ruchy bd organizmu, bd jego czci zale, znajduj si wewntrz organizmu; 2) czstki tych orodkw s wzgldem siebie tak pooone, e si pospolicie znajduj w stanie wysiw, wic jest w nich nagromadzona znaczna ilo energii potencyalnej; dziki czemu przyczyny mechaniczne mog tu by przyczynami, wyzwalajcemi energi potencyaln ukadu, jak iskra wyzwala energi potencyaln prochu, a wic mog by liczebnie o wiele mniejszemi od skutkw mechanicznych. Tylko tak naley pojmowa ow samorzutno, ale wtedy okae si, e nie stanowi ona rnicy istotnej. Rnica redukuje si do tego, e owych liczebnie nierwnowanych skutkom przyczyn, wyzwalajcych energi ukryt, potencyaln, na og nie znamy, podczas gdy czsto udaje si nam pozna takie przyczyny w prawdziwych mechanizmach. Znaczy to, e organizm jest pod wzgldem "samorzutnoci" ruchw tylko czem od mechanizmu bardziej skomplikowanem i zrnicowanem i jedynie z tego powodu o wiele trudniej poznawalnem. Bez wiadomoci, wykraczajcych poza zakres najobszerniej pojmowanej mechaniki (a wic obejmujcej fizyk i chemi), jedynie tylko przy dostatecznej znajomoci mechaniki (wedug wyraenia Laplace'a, przy znajomoci astronomicznej mechaniki ciaa), moglibymy zbudowa automat, pod wzgldem samorzutnoci ruchw zupenie rwny organizmowi (synny fikcyjny automat Leibnitza). Ale organizm odywia si. Ot i mechanizm odywia si, tylko nie odywia si tak samo. Jak wiadomo, odywianie si organizmu polega na wchanianiu materyi, przetwarzaniu jej i czciowej assymilacyi. Co analogicznego zachodzi w mechanizmie, ale trzeba przyzna, e nie jest to waciwe odywianie si, przynajmniej bezporednio. Jeeli jednak ujmiemy proces odywiania si ze strony zasadniczej i zwaymy, e materya, wchoniona przez organizm, odywia go przez to i tylko przez to, e dostarcza mu energii, to 1) odywianie si nie jestbezporednio odywianiem si i w organizmie, 2) w tem znaczeniu rwnie i mechanizm "odywia si". Sposb jest inny, ale istota, polegajca na czerpaniu energii z zewntrz, ta sama. Oczywicie, midzy mechanizmem a organizmem rnice s i to doniose, ale niema zasadniczych i jakociowych. A wic streszczajc wszystko, moemy powiedzie, e organizm jest jednym z rodzajw mechanizmu, mianowicie mechanizmem wysoce skomplikowanym, o zrnicowaniu funkcyonalnem staem, przy ktrem pewne czci organizmu stale wykonywaj okrelone czynnoci. Midzy organizmem a mechanizmem samorzutnym (spontanicznym) zachodzi waciwie nie stosunek analogii, lecz bliszy:podporzdkowania (subsumptio). Organizm jest jednym z rodzajw mechanizmu spontanicznego. Zrnicowanie funkcyonalne stae nie stanowi rnicy zasadniczej, daje si bowiem pojmowa, jako wynik wikszego skomplikowania. Jeeli zajrzawszy w przepa, dzielca matery martwa od ywej, ju na str. 96-ej moglimy powiedzie, e "na podou bardzo skomplikowanych

mechanizmw zoonych (o ktrych zawiym skadzie daje pojcie znana nam tylko w przyblieniu i oglnikach ktrakolwiek formua chemiczna biaka), w nieznanych nam zgoa warunkach zoy si w rodowisku wodnem.... jeden (taki) ukad (rny od wszystkich poprzednich), "... ktry mg ustawicznie przybiera ze rodowiska pewne mechanizmy, mniej ni on skomplikowane, wciela je w siebie, przeksztaca i rwnoczenie wydziela inne..."; jeeli "sta si (on) waciwie miejscem oywionego przepywu mechanizmw prostych i zoonych, ale takiem, e wchodzio co innego, a wydzielao si co innego"; jeeli "sta si on jak gdyby wci, rozkadajcym si mechanizmem, zalenym od warunkw zewntrznych"; wreszcie, jeeli "zjawio si z nim nowe na ziemi zjawisko ycia"; to waciwie przepa w wiecie atomw i czsteczek okazuje si tylko ilociowa, nie za jakociow. Jeeli ju na str. 97 (w notce) okrelilimy ycie jako nieustajc przemian materyi, zachodzc w biogenach. to teraz, gdymy si przekonali, e znowu wszelki organizm jest tylko pewnym rodzajem mechanizmu, oczywicie niezmiernie skomplikowanym, jasnem jest, e. rnica midzy organizmem a mechanizmem zatara si; przepa znika. Staje si ju moliwym do pomylenia taki mechanizm, ktremu daleko jest do organizmu, a ktry przecie jest ju czem wicej, ni zwykym, t. j. mao skomplikowanym mechanizmemspontanicznym. Rozpatrujc rnice midzy spoeczestwem a organizmem, zostalimy doprowadzeni do wniosku, e spoeczestwo jest mechanicznie czem prostszem od wszelkiego organizmu. W takim razie musi to by co poredniego midzy znanym nam z dowiadczenia organizmem a mechanizmem. Jeeli to przypuszczenie jest logiczne, wtedy kwestya analogii spoeczestwa z organizmem moe by z korzyci naukow postawiona na szerszej podstawie, mianowicie na gruncie analogii pomidzy spoeczestwem a mechanizmem. Sprbujmy wiec spojrze na spoeczestwo, jako na ukad mechaniczny w oglnoci.

XXXI. Posta i budowa ciaa spoecznego.


Ukad mechaniczny spontaniczny jest podoeni si w nim dziaajcych; jest zarazem jakby skadem pewnej sumy energii potencyalnej i czynnej, przez ktr oddziaywa na inne ukady. Suma waciwej mu energii i materyi jest zmienn, i dlatego mona go uwaa za miejsce przepywu energii i materyi. Tak samo rzeczy si maj w spoeczestwie. Jest to take ukad do pewnego stopnia zachowawczy i sprysty, w ktrym przy odksztaceniach, sprawionych przez siy wewntrzne i zewntrzne, zachodz wysiy, skierowane ku powrotowi do dawnej postaci. Ukad ten moe by odksztacony do pewnych granic bez zatracenia jego jakoci indywidualnej, inaczej - rozpada si, a jego energia i materya wchodz w skad innych ukadw. Ukad mechaniczny jest, jakim jest, dziki dziaaniu pomidzy jego czsteczkami czego, co nazywamy siami. Spoeczestwo tak samo. Mechanizm spontaniczny w kadym momencie stanowi pewn cao. C sprawia, e jego czci nie s sum lunie bytujcych obok siebie cia, ale czciami caoci? Siy. Lecz ju w rozdz. VII poznalimy najprostsze siy, a w

XIV-m, str. l36 do 140, bya mowa, e wyraz "siy" nie zawiera nic, prcz uoglnienia obserwacyi, e czci skadowe ukadu pozostaj ze sob w pewnym zwizku i w stosunkach podug praw staych i dajcych si wyznaczy. Mechanika nie objania nam natury si czynnych. Ona powiada, e czci mechanizmu wie ze sob "nieznana przyczyna", ktr ze wzgldu na jej objawy nazywamy si cienia, odpychania i t. d. Jeeli teraz, uwaajc jednostki ludzkie za czci skadowe spoeczestwa, zapytamy: co sprawia, e nie s one lunie bytujcemi obok siebie jednostkami, lecz s czstkami caoci, to moglibymy na wzr fizykw uchyli si nawet od wyranej i szczegowej odpowiedzi. Nikt nie miaby prawa wymaga od nas odpowiedzi cilejszej od tej, jak daje mechanika. Ale my, w myl uwag zasadniczych, wypowiedzianych na str. 140-ej, znajdujemy si ju w lepszem pooeniu. Odkrylimy ju "przyczyn czc" osobniki spoeczne w jeden ukad. Jest ni mowa.Moe kto podnie zarzut, e to przecie nie jest wasno, czy cecha pierwotna czowieka. Odpowiem, e nie o to chodzi, skd si wzia mowa, siy bowiem s to istnoci przemienne (str. 139), ale o to, e ona jest dla utworzenia ukadu spoecznego rwnie niezbdna, jak "sia cienia" dla ukadu mechanicznego. Zreszt skde pewno, e ostatnio wymieniona sia jest pierwotn? Podobnie, jak wiemy, e czsteczki, skadajce spoeczestwo (przodkowie rodu Hominis), znajdoway si niegdy w stanie innym, przedspoecznym, tak samo moemy sobie wyobrazi (cho to nie da si udowodni), e niegdy materya bya pozbawiona "siy cienia". Przypuszczenie, e taka siapowstaa niegdy, nie jest w niczem gorsze od twierdzenia, e sia, czca osobniki zwierzce w spoeczestwo, powstaa w pewnym czasie i w warunkach, ktre j wywoay. Podobnie, jak s siy mechaniczne i organiczne, tak samo musi istnie "sia spoeczna", czyli przyczynaspoeczna. I jedne i drugie powstay z innych si i na ich koszt. Wynikiem przyczyny spoecznej s midzy innemi "nowe" siy i fakty "psychiczne". Nie sdmy, aby te siy i fakty miay by mniej koniecznemi, anieli inne siy i ich skutki. Fakty psychiczne, ktre zachodz w spoeczestwie, s tak samo skutkami koniecznemi danych przyczyn, jak fakty mechaniczne. Wola czowieka i zalene od niej postpki s wyznaczone przez przyczyny z t sam nieugit koniecznoci, co spadek kamienia, co ruch planety, co przypyw i odpyw morza. Zgoda na to, e fakty mechaniczne s wyznaczone przez przyczyny mechaniczne, a fakty psychiczne przez przyczyny psychiczne. Daleki jestem od podtrzymywania zabobonu materyalistycznego, jakoby fakt mechaniczny mg by rzeczywist przyczyn, nie za warunkiem faktu psychicznego, ale mimo to o spoeczestwie musimy rzec to samo, co fizyk o ukadzie mechanicznym (por. str. 79 i 80): elementy spoeczestwa znajduj si wzgldem siebie w pewnych okrelonych stosunkach z przyczyn nieznanych nam, ale w sposb konieczny. Rnica jakociowa midzy faktem mechanicznym a psychicznym nie wpywa wcale na stosunki midzy temi faktami.. I jedne i drugie, szeregujc si w nastpstwa, tworz ukady, podlege niezomnym prawom. I ostatecznie, podoe ukadu spoecznego nie jest bardziej tajemnicze od podoa ukadu mechanicznego (por. str. i36-138).

Oczywicie spoeczestwo nie jest tylko ukadem mechanicznym, ale, poniewa jest mimo to ukadem, ktrego czci s zwizane ze sob przyczynowo, wic miedzy nim, a ukadem mechanicznym istnieje analogia realna. Do zmian, zachodzcych ze spoeczestwem i w niem, stosuj si tak samo kardynalne mechaniczne prawa: 1) ruchu po linii wypad kowej si, dziaajcych na to, co si porusza, 2) ruchu po linii najmniejszego oporu. Niema wic takich faktw, ktreby stawiay nieprzebyt lini demarkacyjn midzy ukadem mechanicznym, a ukadem organicznym. Rnice midzy rnemi ukadami mog by tylko ilociowe. Jedne ukady bywaj proste, inne bardzo a bardzo skomplikowane. Skoro w spoeczestwie ujrzelimy poprzednio co pod wielu wzgldami prostszego od u kadu organicznego, a obecnie widzimy, e jest to rwnie co o wiele bardziej zoonego od wszelkich ukadw mechanicznych, przeto nieuniknionym i logicznym wnioskiem musi by ten, ktrymy wyprowadzili na kocu rozdziau poprzedniego (na mocy porwnania z organizmem), e jest to co poredniego midzy mechanizmem, a organizmem. Postawiwszy analogi na najszerszym gruncie, rozwizalimy sobie rce i uwolnili si od upatrywania w ciele spoecznem tego wszystkiego, co istnieje w organizmie. Nie byoby to zgoa ani potrzebne, ani poprawne pod wzgldem naukowym. Przeciwnie, dopatrywanie si analogii, ktrych niema, ktrych nie moe by i nie powinno, sprowadzao badaczw na tory nienaukowe i wielk stanowio przeszkod na drodze poszukiwa racyonalnych. Jeeli teraz, uwolnieni od nurtujcej jeszcze wci w umysach wielu socyologw idei nieprawowitej, bo opartej tylko na pozorach i odlegych a lunych analogiach, spojrzymy na wiat, dostpny zmysom i umysowi naszemu, to przedewszystkiem rzuci si nam w oczy cakiem inna i poyteczna analogia. Na dwch kracach dugiego i wielce urozmaiconego acucha ycia znajdziemy zjawiska podobne sobie. Jak ycie w komrce istnieje bez jakichkolwiek organw, t. j. specyalnych narzdw, bdcych osobnemi caociami, tak na drugim, przeciwlegym kracu acucha (wolabym powiedzie: dwch stokw, poczonych podstawami), zjawisk ycia, dostrzegamy podobne cechy w ciele spoecznem. Oba ukady s podobniejsze do siebie, anieli do ukadw, zajmujcych porednie midzy niemi miejsca. Najmniejszy element samodzielny komrki, nieznana bliej biogena, blisz jest, wedug wszelkich praw logiki, czowiekowi, uwaanemu jako element spoeczestwa, anieli komrka organiczna. Na dwch tedy biegunach ycia mamy utwory z wielu wzgldw podobne, a jeli zechcemy szuka rnic midzy nimi, to jedna zwaszcza moe nam wiele rozjani, gdy pomoe do zrozumienia podobiestw ukrytych lub zamaskowanych.

Oto uderza mi konsystencya, e si tak wyra, ciaa spoecznego, odmienna od pynnej konsystencyi protoplazmy. Stanem spoeczestwa zdaje mi si by stan rozproszenia czstek (osobnikw), odpowiadajcy do pewnego stopnia stanowi materyi gazowemu, blizkiemu granicy przechodzenia w stan stay. Aeby t koncepcy uczyni od razu zrozumialsz, bez uciekania si do szerszych omwie, dodam, e wszelki stan niespoeczny organizmw musimy sobie wyobrazi jako rwny stanowi materyi gazowemu, nie majcemu jednak dnoci i warunkw do przechodzenia w stan stay. Niej przekonamy si o susznoci i potrzebie tego rozrnienia. Ot co to jest stan gazowy materyi? Gaz skada si z ciaek, zostajcych w ruchu, oddzielonych od siebie przestrzeni i odpychajcych si wzajem. Pod dziaaniem pewnych przyczyn (si) moe on ulega zagszczeniu i moe przej w stan takiego zblienia ciaek, ktry fizycy nazywaj albo stanem pynnym, albo staym. Do zamiany stanu potrzebna jest tylko odpowiednia sia (przyczyna). Si tych w naturze znamy duo, fizycznych i chemicznych, wic te stany pynny i stay s zjawiskiem pospolitem, pomimo, e t. zw. sia odpychajca ustawicznie tkwi w atomach i gotowa jest kadej chwili rozproszy atomy kadego ciaa. Podstawmy teraz na miejsce czstek gazu, ktre s ju gotowe w wiecie i trwae, organizmy, ktre si z materyi ustawicznie buduj i mno, albowiem egzystencya ich osobnikowa nie jest trwa, lecz odwrotnie, bardzo znikom. Gdymy uczynili takie podstawienie, wtedy nagromadzenie jakichkolwiek osobnikw jednorodnych, yjcych, moemy porwna do mgy gazowej i to takiej, w ktrej przybywa (rodzi si) wicej atomw, nieli ubywa, i wskutek tego owa mga, czy mgawica, powiksza swe rozmiary. atwo spostrzedz. e normalnym stanem takiej mgawicy, zoonej z organizmw ywych, bdzie stan rozproszenia. Si rozpraszajc, t. j. odpychajc organizmy od siebie, na wzr czstek gazu, jest potrzeba odywiania si kosztem podoa, t.j. materyi. bdcej warunkiem ich egzystencyi. W nadto wielkiem zgszczeniu zginyby one po prostu z godu i mga przestaaby istnie. Jak wic siy elementarne (np. ciepo) rozpraszaj czstki gazu, tak samo rozprasza organizmy i nie pozwala im y w skupieniu gstszem ponad pewn miar, potrzeba ywienia si i ograniczona ilo ywnoci na obszarze mgawicy organicznej (na danym obszarze). Lecz odwrotnie, jak siy elementarne inne (np. zimno) zbliaj czstki gazu, tak samo obfito poywienia w danem miejscu zblia organizmy, t. j. pozwala im pozostawa w mniejszej od siebie odlegoci. Pierwszemu prawu, t. j. zalenoci od naturalnej obfitoci poywienia, podlegaj wszystkie organizmy. Lecz w pewnych warunkach moe si zjawi sia, neutralizujca odpychanie si organizmw. W normalnym aggregacie organizmw wolnych moe wystpi przyciganie si ich wzajemne tak silne, e pokona ono si odpychajc i skupi te czstki w kompleksy gstsze, odpowiadajce pod pewnym wzgldem stanowi kondensacyi lub zblienia czstek gazu. Teraz moemy porwna protoplazm (zard) z ciaem spoecznem, t. j. ywe ciako pynne z ywem ciakiem gazowem.

W protoplazmie widzimy, w miar jej rozrastania si, tworzenie si ciaek i jderek rozmaitej gstoci. Tak samo w spoeczestwie na tle normalnie rozproszonej masy osobnikw, utrzymujcych si w odpowiedniej od siebie odlegoci przez elementarn dla organizmw si odpychajc (ograniczon ilo ywnoci), powstaj i trwaj skupienia rozmaitej gstoci (miasteczka i miasta), niby ciaka zbitsze, ktre z krytycznego stanu gazowego przeszy w stan stay. Jest wic stan materyi spoecznej podobnym poniekd do stanu materyi gazowej, przechodzcej czciowo w stan stay. Poniewa wszake wewntrz mgawicy spoecznej niema rwnoci atomw spoecznych, jak daje w prawdziwej mgawicy zaleno wszystkich czstek mgawicy od warunkw zewntrznych jednakowych dla wszystkich czstek, poniewa sia skupiajca nie jest t zewntrzn, powszechn, ktra jednako na wszystkie dziaa czstki, lecz jest wewntrzn, powstaje ona w czsteczkach i rozprzestrzenia si wrd nich w niejednakowem nateniu, wic nie jest to ju sia powszechna, ywioowa, lecz organizujca i urozmaicona. Zanim pjdziemy dalej, wypada tu przypomnie, e stosunek przyczyny (np. siy zgszczajcej) do skutkw (do stanu zgszczenia) nawet w przyrodzie nieorganicznej nie bywa tak prosty Jaki zachodzi midzy ma iloci, a wielk iloci czstek w tej samej objtoci. W przyrodzie rnym stanom zgszczenia towarzysz prawie zawsze objawy, ktre mona okreli mianem rnic jakociowych, a jelimy wszystkie rnice sprowadzili na razie do ilociowych, to tylko dla uproszczenia koncepcyi mgawicy organicznej. Aby to objani na przykadzie, wyobramy sobie, e zgromadzamy w stert drobny mia wgla kamiennego. Mia ten, dopki by rozrzucony cienk warstewk, zachowywa si przez czas dowolnie dugi biernie. Podlega on powolnemu rozkadowi bez widocznych objaww. Wkrtce atoli po zgromadzeniu go w stert, pod wpywem procesw, waciwych stanowi nagromadzenia, a wic midzy innemi skutkiem nagromadzenia si ciepa, wywizujcego sicz czstek wgla, a niemogcego promieniowa swobodnie w przestrze, zaczyna si rozgrzewa. Temperatura wewntrz kupy miau wznosi si coraz bardziej, a wreszcie nastpuje moment krytyczny, wszczyna si proces czenia si gazw, wydzielonych z wgla, i niektre czsteczki jego zapalaj si. Poar szerzy si i niebawem caa sterta poczyna gorze. Wywizay si w nagromadzonym wglu nowe procesy, nieznane wrd czsteczek rozproszonych. Procesy te oddziaywaj na ca otaczajc przyrod. Blask poaru owietla okolic, ciepo promieniuje daleko. wiato przyciga owady, ktre gin w pomieniach, gorco wywouje rne zmiany w otoczeniu. Dym dusi istotki, znajdujce si w jego obrbie, iskry, niesione wiatrem, wzniecaj tu i wdzie drobne i wiksze poary, szerzce si coraz dalej. Zaszy tu bardzo rnorodne skutki, i takie, jakie nie powstayby ani w tem miejscu, ani w caym dotknitym zmianami obrbie, gdyby mia wglowy lea cienk warstewk. Zachodzi pytanie, czy wasno zapalania si w nagromadzeniu pod wpywem powietrza i wilgoci powstaa w czstkach wgla nagle i dopiero w stercie? Nie! Wszystko poszo zgodnie z prawami odwiecznemi i zgodnie z wasnociami rzeczy objtych procesem. Energia czstek wgla w stanie lunego rozproszenia albo

utajona, albo czynna, lecz wydajca inne efekty, przeobrazia si w inn czynn. Ona zdolna bya kadej chwili poprzedniej przeobrazi si tak, albo inaczej, gdyby podziaay na ni takie lub inne bodce. Co podobnego, ale w stopniu o wiele wyszym, widzimy i w spoecznej mgawicy, zgszczajcej si miejscami. Osobniki, skadajce si na takie zgszczenia. dziki odmiennym warunkom, ujawniaj "niby nowe" wasnoci, ktre jednak posiaday i poprzednio, w stanie rozproszenia, ale nie ujawniy ich w tym stanie, bo nie byo po temu warunkw. Dopiero stoczone, day ciao o odmiennych jakoby wasnociach od tych, ktre byy dawno ich udziaem. W spoeczestwie, w miar zagszczania si jego, wystpuj kolejno coraz inne i coraz liczniejsze zjawiska, ktre pomimo jednoci si, wywoujcych je, wnosz coraz wiksz odmienno jakociow. Lecz powiedziaem, e tu proces musi by o wiele zawilszy, ni w przyrodzie nieorganicznej. Dlaczego? nie potrzebuj dugo objania. Do przypomnie, e odbywa si on w nagromadzeniu elementw ju organizowanych i funkcyonalnie zrnicowanych. Proces, ktry wrd czstek wgla jest tylko elementarnym, tutaj przestaje by elementarnym w stopniu tem wyszym, im skupienie czstek spoecznych jest obszerniejsze, a skutkiem tego ich zrnicowanie wiksze. Aby wystawi sobie choby tylko przybliony do rzeczywistoci schemat ciaa spoecznego, czas teraz skojarzy wyej odnalezione cechy jego ze wzgldn dwuwymiarowoci, o ktrej bya mowa w rozdz. XXIX. Gdy zczymy t cech, tak osobliw i charakterystyczn dla ciaa spoecznego, ze wieo rozpoznan jego konsystency (ktrmy nazwali blizk krytycznej gazowej), wtedy ujrzymy w spoeczestwie taki zorganizowany utwr gazowy w paszczynie idealnej, ktry przechodzi czciowo w stan bardzo wielkiego zblienia czstek, by moe podobny do stanu staego, ale zawsze w paszczynie idealnej. Dopiero teraz wyda si naturalnym pewien fakt, bez podobnej koncepcyi niezrozumiay. Szczeglny ten fakt niemao sprawia kopotu socyologom szkoy biologicznej w wytwarzaniu sobie choby przyblionego pojcia o ciele spoecznem. Polega on na monoci znajdowania si dwu cia spoecznych na jednem miejscu. Ciaa spoeczne, rozrastajc si i przez to zajmujc obszar coraz wikszy, mog wzajem na siebie zachodzi, t.j. przenika si wzajemnie, bez utraty waciwych kadej cech indywidualnych, t. j. bez zlewania si w jedn, wiksz cao. Zjawisko takie zgoa niemoliwe we wszystkich innych znanych nam ciaach organicznych, tutaj moe dochodzi do ostatecznych granic. Zdarza si egzystencya caego ciaa spoecznego na terenie, zajmowanym przez inne, obszerniejsze, ciao. Przenikajce si w ten sposb wzajemnie ciaa mog by bardzo blizkie sobie genetycznie, mog take by pod tym wzgldem bardzo sobie obce, np. lud koczujcy, stepowy, moe bytowa na jednym obszarze z ludem rolniczym zgoa odmiennej rasy. Gdyby ciaa spoeczne nie miay fizycznej konsystencyi tak rozrzedzonej, jak ciaa gazowe, fakt podobny nie byby moliwy, albo te nie mogoby by mowy wogle o spoeczestwach, jako wielkich indywiduach.

Jako socyologia chodzi dotychczas po omacku i rozbija si o przeszkody natury najrozmaitszej, ilekro operuje takiemi caostkami, bez zdawania sobie jasno sprawy, czem one by mog. Szkoy biologiczna i psychologiczna zwalczaj si rwnie atwo, jak niegruntownie, bo walcz o to, czego choby oczyma duszy nie widz, czego umysem nie obejmuj. Hipotezy ich nie maj po prostu gruntu realnego, jako oparte na zbyt grubych i sprzecznych midzy sob analogiach. Stosunki wewntrzne i zewntrzne cia spoecznych mog dopiero wwczas zacz stawa si zrozumiaemi, gdy posta i budowa tych cia zarysuje si nam choby w czstkowem przyblieniu do rzeczywistoci. Niektre i to wane cechy tych utworw poznalimy. Stwierdzilimy take istnienie w nich pewnych cech wsplnych z bardzo prostym organizmem oraz z bardzo zoonym mechanizmem. Musi i moe to nam na razie wystarczy. Byoby wrcz zadziwiajcem, gdybymy mogli znale duo podobiestw bd z organizmami, bd z ukadami mechanicznemi, albowiem przyroda nie powtarza si - chyba tylko w cile identycznych warunkach. W naturze niema dwch sosen, dwch lww i dwch ludzi zupenie jednakowych, jakeby tedy mogy by na dwch biegunach ycia w cakiem odmiennych warunkach, z cakiem innych materyaw zbudowane caoci jednakowe? Gdy wszystko przetwarza si ustawicznie w co innego i nigdy nie cofa si do form, z ktrych wyszo, jak mona spodziewa si, aby na dwch kracach ycia znalazy si kopie jakiej jednej formy? Zgoa odmienne warunki bytu wywouj ukady cakiem nowe. Skdeby z materyau cakiem swoistego, na podou swoistym, ktrego nawet przyrwnywa nie mona do materyau i podoa wszelkich znanych nam ustrojw - miaa rwnolego utworw siga tak daleko, jak to przypuszczaa szkoa biologiczna socyologw, przeprowadzajca drobiazgowe analogie midzy organizmami, a spoeczestwami? Przecie jest wprost niepodobiestwem, aby ze zgoa odmiennych cegieek od wszelkich nam znanych bd w komrce bd w organizmie, mia by zbudowany ustrj, bdcy nie powiem ju kopi na wielk skal, ale choby przypomnieniem tamtych? Gdzie przyroda, siejca obficie i niewyczerpanie ksztatami przyzwyczaia nas do monotonii? Ciao spoeczne jest ustrojem tak na wskro swoistym i bezprzykadnym, e porwnywa go z innemi ustrojami mona tylko w cechach najbardziej zasadniczych, bdc z gry przygotowanym, e poza ich zakresem caa masa zjawisk yciowych bdzie przybiera cakowicie odmienne postaci, odchylajce si najkompletniej od wszelkich form, znanych nam gdzieindziej. Ju to jedno poczyta naley za wielkie zwycistwo, ody zdoamy rozpozna, e wiat cegieek ludzkich uoony jest naprawd w jakie wielkie systemy. Nie dajmy, aby z atwych, ale dziecinnych zgoa porwna, nie rachujcych si z elementarnemi rnicami, spyn miaa lepsza znajomo tych systemw. Odwrotnie! Nieprawowite porwnania mog tylko zaciemnia wzrok badaczw, i rzeczywicie zaciemniaj. "Organizmomorfizm" socyologw wzbogaci tylko biblioteki powanym balastem, ale nie przyczyni si ani do pogbienia znajomoci caostek spoecznych, ani zrozumienia procesw spoecznych. W

spekulacyach socyologicznych trzeba zna granice, podobnie, jak w filozofii. I tu i tam poza tak granic zaczyna si jaowe fantazyowanie, nie majce nic wsplnego z nauk.

XXXII. Jak ronie ciao spoeczne i co utrzymuje w skupieniu jego czci skadowe? Trojaka walka o byt atomw spoecznych.
Ogarnlimy wzrokiem przynajmniej w gwnych zarysach tajemnicze z wielu wzgldw caoci D, ktrych byt i realno nie ulega ju wtpliwoci. Ujrzelimy, jak bardzo niektre cechy tych cia D odbiegaj od cech organizmu. Alemy jeszcze nie omwili tych, ktrych stwierdzenie jest niezbdnem do zaokrglenia sobie choby bardzo oglnego pojcia o tych caostkach. Wiec te musz w krtkoci nadmieni jeszcze o trzech zjawiskach, charakterystycznych dla cia D. 1) O przyczynie, staczajcej atomy spoeczne w gste skupienia, zwane miastami, 2) O wasnoci cia D zlewania si w jedno wiksze, i 3) o walce, jak tocz midzy sob atomy jednego ciaa spoecznego. 1) Zachodzi pytanie: dlaczego atomy spoeczne zagszczaj si, i to dobrowolnie, gdy to jest przeciwne naturze atomw C? Odpowied, jeli j zdoamy udzieli, wyjani nam mnstwo zjawisk nietylko wewntrz-spoecznych, lecz take wiele stosunkw zewntrznych. Ot przedewszystkiem wypada zaznaczy, e procesu zagszczania si nie objania bezporednio sam cznik (mowa), albowiem on czy osobniki bez wzgldu na stopie ich zgszczenia i bez wzgldu na odlego midzy atomami. Mowa nie jest bezporedni przyczyn zgszczania si atomw C', ale jest tego przyczyn pierwsz i poredni, albowiem w cznik jest jednoczenieprzyczyn rnicujc, a istota bytu spoecznego polega na zrnicowanem funkcyonowaniu atomw caoci spoecznej i na wymianie usug. Ot w wymianie usug spoczywa caa tajemnica zgszczania si atomw spoecznych. Poniewa to sprawa wana, a bywa przedstawiana dziwnie zawile, wypada j omwi, albowiem zachodzi pytanie, czy rnicowanie si i wymiana usug jest przyczyn zgszczania si ludnoci, czy te odwrotnie skutkiem. Ot tylko pierwszy stosunek jest rzeczywistym faktem, albowiem czowiek, ktryby sam sobie wystarcza, nie miaby potrzeby czy si z blinimi w stae skupienia. Nic z tego, e, mimo to, istniaaby do pewnego stopnia moliwo ycia w cznoci, gdy nie przekroczyaby ona pewnych granic tak samo, jak nie przekracza wrd zwierzt. Ale wniknicie blisze w proces cay ukazuje, e midzy zgszczaniem si ludnoci, a wzrastaniem zrnicowania czynnoci, a wic wzrastaniem wymiany usug, istnieje zwizek nie tak prosty, aby mona zgszczaniu si ludnoci odmwi wszelkiego znaczenia w procesie uspoeczniania si. Istnieje tu mianowicie stosunek wzajemnej zalenoci obu zjawisk.

Przyczyna i skutek wogle nie s w przyrodzie wielkociami zamknitemi w sobie i dajcemi si oddzielnie jedno od drugiego wyznacza. Wyznaczanie takie staje si moliwe dopiero w nauce, gdy sztucznie podzielimy czas na okresy, a tre na fakty oddzielne. W rzeczywistoci nie odbywa si najpierw zjawisko, zwane przyczyn, a dopiero po jego ukoczeniu drugie, zwane skutkiem, lecz momenty przemiany pierwszego wykazuj wspczenie momenty przemiany drugiego. Przej ani granic miedzy niemi nie mona cile wyznaczy, gdy rozkadaj si one na dugi szereg, albo nawet na pil zjawisk porednich. Oba zjawiska, ktre tu ujmujemy oddzielnie, nie mog by rozpatrywane w rozdzielnoci. Skutek i przyczyna zwikane s w tysiczne wzy, ktrych ani mona, ani trzeba rozpltywa. Rnicowanie si jest zjawiskiem pierwszem, ale skoro tylko gdzie si rozpoczo i poprowadzio do pewnego zagszczenia ludnoci, natychmiast zjawisko, bdce skutkiem rnicowania si funkcyi, staje si przyczyn dalszego rnicowania si czynnoci, potem znowu jego skutkiem i t. d. i t. d. I nie dziaa tu jaki przymus, jaka sia ywioowa, podobna do siy cienia; atomy spoeczne zgszczaj si dobrowolnie, albowiem ywot w zgszczeniu zapewnia im doniose korzyci. Gdy zwierz dziaa kade za siebie i dla siebie (str. 218), gdy dowiadczenie jego akumuluje si w potomstwie tylko niezmiernie powoln drog dziedzicznoci (str. 217), czowiek funkcyonuje w czci na korzy wasn, w czci za na korzy innych (str. 223). Gdy zwierz jest i pozostaje ciasnym specyalist (str. 221), czowiek przez mow doskonali mzgi jeden pod wpywem drugiego (str. 219), rozszerza nie tylko zakres poj, ale i czynnoci (str. 220). Skutkiem rnicowania si osobnikw C' zwiksza si oglna uniwersalno rodu spoecznego, ktra bez wymiany usug nie tylko nie byaby moliwa, ale nie miaaby racyi bytu (str. 223). Ta uniwersalno oglna rodu spoecznego daje zarwno caoci, jak jej czstkom ogromne i wielostronne szans w powszechnej walce o byt, mianowicie uatwia ja niezmiernie. Jaskrawy i wystarczajcy tego dowd mamy w ustawicznem zwikszaniu si oglnej iloci atomw spoecznych na koszt ogromnej iloci jestestw niespoecznych. Osobniki C' tocz zwycisk walk z osobnikami C wanie dlatego, e ywot w caoci D jest dla nich atwiejszy. Tylko dlatego rd C' zamiast by tpionym, tpi sam coraz bardziej zwierzta, rozmnaa si i zalewa ziemi. C wywouje t przewag? Oto fakt, ktrymy ju dawno skonstatowali, e suma funkcyi zwizku D nie jest rwna sumie funkcyi osobnikw wolnych (C) wzitych w rwnej iloci, lecz jest wiksza (str. 223). Dlatego wanie cz si osobnikw C' lub cz ich produktw moe by zaoszczdzon, albo te zuycie moe by wiksze (str. 224). Wanie dlatego "byt spoeczny ma warunki nietylko trwania, ale i rozwoju, e skoro si pojawi, osobniki maj ju interes trwa w nim nadal" (str. 224). Dlatego "zjawisko spoeczne nie traci na sile, ale si wzmaga, a wi spoeczna zacienia si coraz mocniej" (str. 224)."Gsto skupie moe wzrasta... nie tylko bez ujmy, ale z korzyci bd dla wikszoci osobnikw, bd dla najdzielniejszych" (str. 214).

Nie potrzebuj tych sw opatrywa nowemi argumentami. Sprawa jest jasna. W ciaach D dlatego powstaj coraz gstsze skupienia, zwane miastami, e osobniki d ku nim z mniej gstych okolic ciaa, zwabiane nieustannie licznemi korzyciami i pontami, jakie zapewnia ywot lub pobyt w skupieniu atomw spoecznych najbardziej i najharmonijniej zrnicowanych. Nie trzeba, jak widzimy tego procesu przypisywa bezporedniemu dziaaniu cznika (mowy), bo jest to proces nastpczy. Jest on wprawdzie przeciwny naturze osobnikw C, ale te przecie osobniki C' s zwierztami "wynaturzonemi". Skoro raz stay si C', nie podlegaj ju one jedynie tym prawom, ktre rzdz osobnikami C, lecz jeszcze prawom nowym, ktre rzdz osobnikami C'. Potrzeby nowe,spoeczne mno si w miar rozwoju caostek D i to wanie popycha je do skupiania si w miastach, albo do utrzymywania z niemi ywych stosunkw, ktrych treci jest korzystna wymiana usug. 2) Bya mowa, e ciaa D rozrastaj si przez mnoenie si ludnoci, a graniczc ze sob blisko, mog przenika si wzajemnie. Czas podkreli ich mono zlewania si ze sob w jedno wiksze ciao, czem rni si bardzo jaskrawo od organizmw, ktre, jak to biologom wiadomo, nie s zdolne do powikszania w ten sposb swych rozmiarw. Proces zlewania si spoeczestw polega na przyswajaniu sobie przez ciao silniejsze atomw ciaa sabszego. Przyswajanie to rni si zasadniczo od assymilacyi w organizmach, chocia je nazywamy tym samym wyrazem. Jest ono bezporedniem przyjmowaniem ywych czstek ciaa obcego do ciaa wasnego, nie za zabijaniem ich i przetrawianiem na produkty martwe, z ktrych dopiero buduj si wasne komrki. Przyswajanie takie polega na zatraceniu przez atom spoeczny C' cznika z wasnem spoeczestwem i na przyjciu cznika (mowy) atomw ciaa silniejszego. Oczywicie napastowane atomy ciaa broni si przed pochoniciem w rozmaity sposb. Ciao spoeczne, choby najmniejsze, ma odporno, a c dopiero, gdy walka toczy si midzy mao rnemi pod wzgldem siy ciaami. Wtedy istnienie na jednym terenie atomw dwch albo wicej cia spoecznych moe trwa dugie czasy bez "wynarodowienia si" atomw mniej odpornych, lub stanowicych mniejszo na danym terenie, ale ostatecznie stan wzgldnej rwnowagi si nie moe trwa ad infinitum i jeeli nie koczy si zwycistwem jednego ciaa, to z obu fragmentw, zajmujcych jeden teren, wytwarza si nowe ciao o cechach porednich. W warunkach, sprzyjajcych zlewaniu si drobnych cia, urasta z nich wielkie, ktrego zjawiska yciowe komplikuj si proporcyonalnie do jego rozmiarw i gstoci, skutkiem rozszerzania si skali zrnicowania czsteczek C'. Rnicowanie si to siga wanie tak daleko, jak w wiecie organizmw, gdzie komrki organizmw "najwyszych" o wiele, wiele silniej s zrnicowane, anieli komrki cia o organizacyi bardzo pierwotnej. To jest jedna cecha. Wyprowadzi z niej moemy nastpujce konsekwencye. Gdyby ciao D miao wolny teren, mogoby ono przez samo tylko mnoenie si swych atomw C dosiga znacznych bardzo rozmiarw. Powstajce w nim zgszczenia ciyyby ku najwikszemu ognisku; procesy spoeczne mogyby doj

w takiej caoci do bardzo wielkiego natenia. Dopiero po pewnym czasie w miar powstawania wikszej iloci wanych ognisk nabierayby te ostatnie samodzielnoci i rozpoczynaby si powolny proces dzielenia si wielkiej caoci na osobne ciaa. Cen trem kadej staoby si wielkie miasto, oddalone od ogniska macierzystego. Ale ciaa D najczciej, nie maj dokoa siebie wolnego obszaru, dostatecznego do bardzo wielkiego rozrostu. Mae ju ciaka D spotykaj si rycho na obwodach z poblizkiemi innemi i musz zlewa si ze sob, a potem wchaniaj w siebie kolejno i odleglejsze ciaa. Dlatego ten proces tworzenia si wielkich cia D jest pospolitszy. Waciwie za oba zachodz ustawicznie w przyrodzie. Ciaa D rosn do pewnego kresu, potem zlewaj si i znw dziel si i znw zlewaj si coraz inaczej, zalenie od warunkw zewntrznych, ktrym powicimy uwag pniej i w sposb systematyczny. Midzy caostkami D istnieje poprostu ciga walka o byt, t. j. odbieranie sobie wzajemne swych elementw. To wszystko, comy powiedzieli o tworzeniu si cia spoecznych i ich naturze jest jednak dopiero opisem,bynajmniej za nie wytumaczeniem natury cia spoecznych. Wiemy dopiero: dlaczego ciaa spoeczne maj konsystency, ktrmy przyrwnali do krytycznej gazowej. Oto atomy cia D musz si ywi z podoa swego i kady atom musi mie dla siebie pewien obszar wolny, konieczny dla jego istnienia. W normalnym bycie zwierzcym osobnikw niegromadnych kade C musi mie dokoa siebie jednakowe dla wszystkich minimum obszaru. Dopiero C' mog zadawalnia si mniejszym i to do tego stopnia, e np. w miastach zagszczenie osobnikw C' nie odpowiada zgoa normie pierwotnej. Lecz skde one czerpi swoje rodki bytu? Oczywicie z wolnego terenu odleglejszego, z terenu pozamiejskiego, z ktrego pyn do tych gstych skupie rodki odywcze. Dopiero gdy i ten teren nie wystarcza, atomy C' oddalaj si z wasnego ciaa i przenikaj na teren, zajty wprawdzie przez inne D, ale niedostatecznie wyzyskany i broniony. Nie tracc spjnoci ze swem D czerpi te atomy z obcego terenu soki odywcze. Odchodz one i powracaj, jeeli widz w tem swoj korzy. Lecz jeli jej niema, wtedy pozostaj w ciaach, do ktrych weszy. Z wasnem D czy je, jak ju wiemy, mowa i tradycya, co przetumaczone na jzyk chemiczny mona nazwa powinowactwem.Jeeli atom C, nie tracc wasnej mowy, nabdzie obcej, wtedy sta si on ju w poowie czstk nowego ciaa. Ju pochwycia go obca wi spoeczna i teraz zaley od okolicznoci zewntrznych powrt do wasnego D lub pozostanie w obcem D, ktre ju przestao by dla obcem. Jeeli pobyt w D obcem jest dla korzystniejszy, atom nie wraca do swego D. Zosta on zdobyty przez obce ciao i zdobyty nie przez walk o byt, nie przemoc, lecz zjednany korzyciami. Jeeli teraz zapytamy si, czem zwalczaj si caostki D i w jaki sposb pochaniaj sobie wzajemnie atomy, jeli zapytamy, czem pokonywa due ciao D niniejsze ciaa spoeczne, to odpowiedz bdzie atwa. Z jednej strony przewag materyaln i duchow, przewag energii czynnej, agresywnej, gdy chodzi o zdobycie terenu, potrzebnego do ycia caoci; wtedy atomy ciaa sabszego traktowane s jako przedmiot wyzysku elementarnego, jako siy przyrody, ktrych si uywa wedug potrzeb swoich. Z drugiej atoli strony

due ciao D zwalcza mniejsze take korzyciami, jakie daje atomom naleenie do caoci wyszej. Atomy obce d dobrowolnie do ciaa wikszego, zwabione temi samemi pobudkami, ktre popychaj wasne atomy do skupiania si w miastach. Jest jeszcze trzeci stosunek. Mae ciao D przyciga na wasno atomy wyspecyalizowane duego ciaa - zapewniajc im wiksze korzyci, od tych, jakie im daje naleenie do ciaa wikszego. 3) Pozostaje trzecia sprawa, walki o byt. Aby odrazu i najprociej objani o jak walk mi chodzi, musz wydzieli 3 rodzaje lub kategorye walki o byt, jak tocz osobniki C' 1) z osobnikami C (z przyrod zewntrzn) 2) z osobnikami C' jednoimiennemi 3) z osobnikami C' obcemi. Pierwszej walki nie potrzebujemy omawia, jest ona zjawiskiem naturalnem, ostatni ju omwilimy, zostaje druga, zasugujca na podniesienie dlatego, e odrnia jaskrawo ciao D od organizmu. Pomimo, e osobniki jednoimienne C s zczone jedn wizi i wymian usug, zwalczaj si one na podobiestwo zwierzt, cho oczywicie gwnie rodkami spoecznemi. Przyczyn zabiegw C' jest potrzeba ycia, wic adne wyspecyalizowanie nie moe wykluczy elementarnej potrzeby stara zwierzcych o utrzymanie si przy yciu. Poniewa z powodu gstoci zaludnienia przychodzi to z trudnoci, osobniki C' musz walczy midzy sob o zdobycie rodkw do ycia. Niektrzy walce tej nadaj miano wspzawodnictwa, co nie zmienia istoty rzeczy. Ot widzimy, e ciao D tem rni si od cia C, e nie zaspakaja elementarnych potrzeb swych atomw automatycznie, instynktownie, lecz pozostawia samym atomom staranie o utrzymanie si, Wspzawodnictwa tego rodzaju nie znaj komrki cia C. Gdybymy nawet bowiem przyjli, e w organizmie toczy si midzy komrkami walka o byt, co bynajmniej nie wynika z doskonaej harmonii, ktrej obrazem jest organizm, to jeszcze musielibymy przyzna, e w organizmie jest ona bardzo ograniczona i szcztkowa. atwo zrozumie, dlaczego tak jest. Komrki ukadaj si w grupy i kategorye specyalne wedug planu dokadnie wyznaczonego z gry w zarodku. Plan ten wyrabia si, utrwala i rozwija w cigu niezliczonych pokole organizmu czyli w szeregu kopii, powstajcych z zarodka i gincych po wy daniu zarodka. Niema w niem miejsca na dowolny rozwj komrek. Ciao D nie rozrasta si na kopi, podobn niewolniczo do jakiego poprzedniego ciaa naprzd dlatego, e osobniki C' rodz si niezrnicowane i specyalizuj si dopiero stosownie do potrzeby chwili i miejsca, powtre e ciao D nie powstaje z zarodka i nie zostawia po sobie zarodka. Tego rodzaju powstawanie jest waciwe ustrojom wysoko uorganizowanym, a wszak wiemy dobrze, e ustrj D jest nadzwyczaj prosty, tak prosty, e zaledwie mona go porwnywa z komrk, ktra powstaje przez rozrastanie si ciaa i dzielenie si jego, gdy dosignie maximum swych rozmiarw.

Stwierdzilimy ju, e ciao D jest czem mniej, ni organizm, teraz moemy powiedzie, e nie jest ono ogniwem szeregu cyklw, powtarzajcych si przez skoncentrowanie si caej struktury w zarodku i przez ponowne rozwijanie si tej samej struktury z zarodka, przez przybieranie materyi - lecz jest czem bliszem do mechanizmu spontanicznego, ktry nie zna tego rodzaju bytu cyklami. Tutaj, w D, kady atom C jest z pocztku niezrnicowany i nabywa specyalnych waciwoci jedynie pod wpywem ssiednich atomw, z ktremi si bezporednio lub porednio styka, nie za z przyczyn wewntrznych. Tych kilka uwag porwnawczych wystarczy do zarysowania ta, na ktrem wystpuje najwaniejsze zjawisko spoeczne: wymiana usug, przyczynowo zwizana z nad-normalnem zgszczaniem si atomw, co odbiera kademu mono bytu czysto zwierzcego. Cech wic wymiany spoecznej jest przystosowanie si wzajemne C' przez zaspakajanie wzajemne pewnej czci swych potrzeb, czyli udzielanie sobie wzajemne pewnej czci rodkw do ycia. Poniewa jednak deniem kadego C' jest zdobywanie wicej nie za mniej, czyli denie do korzyci, wic denie to nie moe by w rwnej mierze u wszystkich zaspokojone. Z tego powodu otwiera si szerokie pole do wysikw, majcych na celu osignicie korzyci. Osobniki zdolniejsze i silniejsze osigaj przewag przy takiej wymianie i bior od innych C' wicej, ni im daj: przyprawiaj je o strat. Gdy to si powtarza czsto, wtedy osobniki przyprawione o strat, broni si coraz sabiej i schodz na poledniejsze stanowisko lub wprost trac mono egzystencyi. Walka ta przybiera tak rozmaite ksztaty, jak rozmaite s siy i narzdzia spoeczne, a cho nie jest sama przez si czynnikiem uspoeczniajcym, wplata si tak cile w proces uspoeczniania si, e wydawaa si niejednemu mylicielowi czynnikiem uspoeczniajcym. W bd podobny atwo byo wpa, cho rwnie atwo jest go unikn. Trzeba tylko rozway, e przecie walka o byt toczy si w caym wiecie oywionym i nigdzie nie prowadzi do uspoecznienia, wic i w bycie spoecznym jest ona tylko zjawiskiem nieuniknionem, lecz bynajmniej nie moe by jego przyczyn. Przyczyny dostateczne uspoecznienia ju poznalimy. Walka jest tylko zjawiskiem towarzyszcem.Toczy si ona wrd wszelkich organizmw C, a wic nie moe milkn wrd C', ktre pomimo, e stay si funkcyonalnie C' nie przestay by morfologicznie i fizyologicznie jednostkami C. Osobniki B' (komrki organiczne) w przetworzeniu si poszy dalej, mianowicie stay si morfologicznie czem innem ni B. Gdy wic im dane s ju z gry i narzdzia i miejsce w ustroju, osobniki C' musz i jedno i drugie zdobywa i utrzymywa wysikami indywidualnemi. Osobniki C' rodz si z uzdolnieniami przecitnemi, gdy B' ju s wyspecyalizowane i wszystkim ich potrzebom inne osobniki zado czyni automatycznie, bo tego automatyzmu czy instynktu nabray przez zarodek, wszystkim wsplny, od caego szeregu pokole, ksztaccych wci te same cechy i uzdolnienia. Tam na walk niema miejsca, bo wzgldnie doskonae wspdziaanie jest ju zgry wyznaczone, tak, jak wrd skomplikowanego mechanizmu niespontanicznego. Tutaj, w ciele D, na instynkt i automatyzm niema jeszcze

miejsca, jest wic szerokie pole do wspzawodnictwa takiego samego, jakie widzimy wrd zwierzt wolnych rnogatunkowych, walczcych na onie przyrody o ycie. Myl si wic socyologowie, upatrujcy dwigni spoeczn w jakiej "yczliwoci", "sympatyi" i t. d. Nad wszystkiemi instynktami gruje pospolita, ordynaryjna, brutalna i nieubagana walka o byt. Nie jest ona jednak bynajmniej warunkiem koniecznym bytu spoecznego, lecz tylko zjawiskiem nieuniknionem, starszem od bytu spoecznego, prawem natury, z pod ktrego nawet jednoimienne atomy C wyama si nie mog, podobnie, jak nie mog wyama si od penienia funkcyi fizyologicznych. Gdybym pisa traktat socyologiczny, chociaby oglny, miabym tu duo jeszcze do podniesienia i omwienia. Ale poniewa wszystko, comy dotychczas rozpatrywali, byo tylko przygotowaniem moliwie przedmiotowem i metodycznem do odpowiedzi na pytanie: co to jest cywilizacya w oglnoci, wic cel mj mog uwaa za osignity, przynajmniej na razie i w zakresie, wystarczajcym do podniesienia tego pytania, jak rwnie w granicach tematu, rozwinitego we wstpie. Jeelimy musieli pytaniom zasadniczym powici tyle uwagi i miejsca, to stao si to dlatego, e trzeba byo wytworzy sobie na drodze indukcyjnej pojcia tak oglne, jak spoeczestwo i czowiek. Bez tego operowalibymy, na wzr empirykw, ideami powzitemi z gry, nie za definicyami rzeczy konkretnych; wychodzilibymy z dowolnych zaoe aprioricznych, nie za z idei, wyprowadzonych z poznania rzeczywistoci. Dla tego nie wprowadzam tu jeszcze adnych nowych poj szczegowych, gdy naleaoby je pierwej rwnie starannie wyprowadzi, jak to uczynilimy z najoglniejszemi. Te, ktre wypadoby jeszcze ustali, bdzie mona w sposb dogodniejszy i na tle waciwszem poruszy, gdy, ulegajc logicznej koniecznoci, odpowiemy sobie wpierw na pytanie, postawione w rozdziale I-m. I to jednak, co tu poruszymy, nie wyczerpie tematu. Rozwiniecie niezbdnych stron jego bdzie przedmiotem pracy nastpnej, do ktrej niniejsza, jak to w tytule zaznaczyem, stanowi dopiero wstp i podstaw.

XXXIII. Odpowied na pytanie, co to jest cywilizacya.


Wedug najpowszechniejszego okrelenia cywilizacya jest "sum wszelkich objaww ycia indywidualnego i zbiorowego, sum idei, bdcych w obiegu, sum objaww dziaalnoci spoeczestw, odkry i wynalazkw, ich zastosowa ..." i t. d. i t. d. (p. str. 37). Okrelenie to nie zadawalniao nas od samego pocztku (p. s. 40-43) i zadowolni oczywicie nie mogo, jest bowiem tylkoomwieniem rzeczy, ktrej ani zrozumie, ani zdefiniowa nikt jeszcze nie zdoa, mamy jednak w te ni omwieniu punkt oparcia, ktry w sytuacyi, stworzonej przez acuch bada, bdcych treci traktatu naszego, pozwala nam rozszerzy nasz podstaw i

omwienie zamieni w zrozumienie. Punktem oparcia jest powszechna zgodno w poczytywaniu cywilizacyi za sum objaww dziaalnoci spoeczestwa. Skoro spoeczestwo jest, jak ju wiemy, systemem, zoonym ze zrnicowanych jednostek O to jeeli sum objaww dziaalnoci organizmu, ktry jest skomplikowanym systemem zrnicowanych komrek, nazywamy oglnie yciem organizmu, - wtedy suma objaww dziaalnoci spoeczestwa musi by rwnie yciem jego. Tak wic cywilizacya byaby yciem spoeczestwa. Poniewa ju na str. 119 odkrylimy w CC' = D "co podobnego do ycia", wic obecnie tylemy zyskali narazie, e moemy to co nazwa po imieniu. Nawet gdybymy nic ponadto nie zdoali wydoby, jak tylko, e cywilizacya jest yciem spoeczestwa, byby to ju pewien rezultat, pewna zdobycz naukowa; ale my uznajemy za moliwe do osignicia co wicej; naley tylko uporzdkowa sobie zdobyte fakty. Dotychczas operowalimy pojciem spoeczestwa, jako czem rwnoznacznem z pojciem ciaa D, a zarazem czem analogicznem z pojciem organizmu, gdy tymczasem spoeczestwo i ciao D nie s to wcale pojcia rwnoznaczne. I jeeli nie przeprowadzilimy poprzednio cisego rozgraniczenia tych poj, to jedynie dla tego, e to dotychczas nie byo nam potrzebne, a nawet nie byo moliwe. Potrzeba i mono przeprowadzenia analizy pojcia D zjawia si dopiero, gdy wypada odpowiedzie na pytanie: co to jest cywilizacya. Wtedy tylko atwo spostrzeemy, e pojcie spoeczestwa nie pokrywa si pojciem ciaa D. Najatwiej odsoni rnice midzy temi pojciami oraz wtpliwoci, ktre trzeba obecnie rozstrzygn, gdy zadam sobie nastpujce metodyczne pytania: 1) Co mamy rozumie pod wyrazem spoeczestwo? Czy tylko osobniki C, czy te jeszcze ich czynnoci, a moe nawet i wyniki tych czynnoci? 2) Co mamy rozumie pod wyrazem ciao D. Czytylko osobniki C, czy te jeszcze ich czynnoci wraz z wynikami? 3) Co mamy rozumie pod wyrazem cywilizacya: czy czynnoci osobnikw C czy te i wyniki ich czynnoci, czy moe same tylko wyniki? 4) Co naley do spoecznych czynnoci osobnikw C', a co do nich nie naley? Poniewa ostatnie pytanie, ucilajce pojcie czynnoci spoecznych, ma rwne znaczenie dla wszystkich trzech pyta pierwszych, wic cho to bdzie w tej chwili pewn dygresy, musimy rozstrzygn je najpierwej. Musimy mianowicie rozdzieli czynnoci wszystkich C' na dwie kategorye. Cz tych czynnoci naley najniewtpliwiej do zwierzcych. Jest ona zjawiskiem biologicznem, nie za spoecznem. Jest ona wszystkim C' wsplna i u wszystkich jednakowa. Wsplna ona nie tylko cegiekom C', lecz take wszystkim jestestwem niespoecznym C. Wszystkie wic czynnoci wewntrzne, fizyologiczne osobnikw C', ktre podtrzymuj tylko byt materyau spoecznego s w caoci spoecznej czynnociami elementarnemi i te trzeba wyeliminowa z sumy czynnoci ciaa spoecznego, jako czynnoci wewntrz-osobnikowe (por. str. 149). Rwnie trzeba jeszcze wyeliminowa czynnoci odruchowe, chocia bd zewntrzne i bd si odbywa na tle spoecznem. Kilka przykadw najlepiej rzecz objani.

Jeeli ukuty przez komara pod rapie si, czyn mj nie bdzie spoeczny, bo to samo uczyni i mapa i pies; dopiero gdy zapanuj nad odruchem rki, zachowam si spoecznie. Jeeli pobiegn bezmylnie z tumem, ktry goni czowieka, speniam czyn niespoeczny, gdy to uczyni z zamiarem schwytania go, bronienia lub sdzenia, postpuj spoecznie. W tumie, biegncym do poaru na widok uny, naley odrni dwie kategorye: Tylko ci, ktrych popdza zamiar gaszenia poaru lub jaki inny cel, choby wystpny, s w tej chwili osobnikami C', tum bezmylnych gapiw, popychany sam ciekawoci, przyguszy w sobie C', jest tylko stadem C. Tum ogarnity panik skada si rwnie z samych C; dopki nie ochonie - niema w nim nic z C'. Wojsko idce do ataku, skada si z dwch kategoryi jestestw. Ci, ktrych prowadzi jaka idea spoeczna, np. poczucie obowizku, mio ojczyzny, ch odznaczenia si, a choby karno wojskowa, s w tej chwili ludmi, reszta jest tylko stadem C. Baczne przestrzeganie tego rozgraniczenia czynnoci osobnikw C' w badaniach socyologicznych, uprocioby prac i ustrzego od wielu zudze i bdw. Jest to cakiem zrozumiae, bo przecie zjawisko spoeczne nie pynie ani z czynnoci A' w B, ani z czynnoci B' w C, ani z czynnoci, wsplnych take wszystkim osobnikom C, lecz wycznie tylko z czynnoci samych C' (por. str. 118). Dopiero gdy wyczymy pierwsz kategory, zostan nam same czynnoci spoeczne cegieek C' i tych tylko funkcyi spoecznych suma skada si na cywilizacy. Realnym elementem spoeczestwa i ciaa D nie jest ju zwierz, lecz czowiek, jestestwo uzdolnione do zrnicowanego funkcyonowania i dopasowane do caoci D. Tylko wic czynnoci zrnicowane nale do zjawisk spoecznych czyli do sumy objaww dziaalnoci spoeczestwa i skadaj si na cywilizacy. Teraz moemy przystpi do pytania pierwszego: co mamy rozumie pod wyrazem spoeczestwo? 1) Aby to pytanie uczyni odrazu przejrzystszem, postawi je na przykadzie konkretnym. Siedz przy biurku, na ktrym stoi lampa, kaamarz i le papiery. Biurko stoi w pokoju przy oknie. Dokoa pokoju mam szafy z ksikami. Co to jest, co mi otacza? Oczywicie s to materyalne wyniki czynnoci osobnikw C'. Czy to bdzie fragment spoeczestwa? Nie moe tu by dwch odpowiedzi. Fragmentem spoeczestwa jestem w pokoju tylko ja sam. Reszta jest ju wynikiem dziaalnoci spoeczestwa. A wic biurko i szafy s wynikiem czynnoci stolarza, ksiki wynikiem funkcyi licznej rzeszy pracownikw: fabrykantw papieru, garbarzy, tkaczy, fabrykantw maszyn drukarskich i t. d., wreszcie wynikiem funkcyi niezliczonej rzeszy uczonych i mylicieli, ktrych myli, obleczone w form znaczkw, spoczywaj na pkach, gotowe kadej chwili przej do mojej wiadomoci. A wic czeme jest to, co mi otacza w pokoju i ten pokj i ten dom, ktry mi chroni?

Jeeli to wszystko nie jest czstk spoeczestwa, to musi by czem innem, mianowicie albo czci skadow ciaa D, albo cywilizacyi. Widzimy teraz, jak dokadnie ograniczyo si nam pojcie spoeczestwa. Spoeczestwem mog by tylko wszystkie osobniki C' yjce w danej chwili, albo, biorc najobszerniej, wszystkie osobniki C', ktre naleay kiedykolwiek do ciaa D. W takim razie znalelimy ju odrazu poow odpowiedzi na pytanie drugie: co mamy rozumie pod wyrazem ciao D, czy tylko osobniki C', czy jeszcze co wicej? 2) W skad ciaa D, ktrego fragmentem jest mj pokj, wchodzi co wicej, prcz osobnikw C', lecz co mianowicie, to dopiero rozpatrzymy. Czy funkcye spoeczne osobnikw C tutaj nale? Mogyby one tu nalee, ale funkcye wyodrbnilimy ju pod nazw "cywilizacyi". Odpowied wic ostateczn co do funkcyi odoymy na pniej, do punktu 3-go gdzie bdzie mowa o cywilizacyi. Zostaj nam jeszcze tylko wyniki tych funkcyi t. j. wyniki dziaalnoci spoeczestwa, na ktre w tej chwili nie mamy nazwy. Wyniki te, albo cz ich znaczna, pozostaj w ciele D i stanowi niewtpliwie cz jego skadow, wic trzeba powiedzie, e ciao D skada si: ze spoeczestwa i z wynikw jego dziaalnoci. Mona to wyrazi inaczej. Ciao D skada si z ywych i czynnych C' oraz z pewnej kategoryi ich wytworw (produktw ich dziaalnoci). Tak samo kady organizm (C) skada si: z ywych i czynnych ciaek komrkowych (B') (plazma) i z pewnej kategoryi wytworw (produktw) czynnoci tych ciaek. Powszechnie wiadomo z biologii, e ciaa komrkowe s wyspecyalizowane w organizmie do najrozmaitszych czynnoci i do wytwarzania bardzo niejednakowych produktw. Wiadomo, e pewna kategorya produktw cia komrkowych stanowi nierozdzieln cz organizmu, tworzc tkanki ciaa i najrozmaitsze wydzieliny, speniajce w organizmie rne przeznaczenia. Koci np. skadaj si z komrek kostnych i wapnistej ich wydzieliny. Pewna cz wytworw plazmy jest rozprowadzana stale po organizmie, cz za bywa wydzielana stale na zewntrz, pod najrozmaitszemi postaciami. To samo si dzieje w ciele D. Wytwory dziaalnoci spoecznej osobnikw C' stanowi cz skadow ciaa D. Niektre stanowi cz sta i integraln, inne bywaj wydzielane prdzej lub pniej. Wszak tylko "ja" fizyczny jestem w mym pokoju jednostk spoeczestwa, czyli czstk ogu plazm, czynnych w ciele D. To za, co mnie otacza, a co nie jest przyrod zewntrzn, naley ju nie do spoeczestwa, lecz do caoci D. Nale wic do tej caoci i biurko i lampa i ksiki i tre tych ksiek, albowiem to wszystko jest wynikiem dziaalnoci spoecznej osobnikw C'. Lecz moe ja si myl? Moe tylko wytwory materyalne nale do ciaa D? Moe tre ksiek obejmujca pojcia i wyobraenia, nie naley do tego ciaa? Wszak to jest produkt niemateryalny osobnikw C', jest to raczej funkcya osobnikw C'. Wszak to s idee, utrwalone w tej samej istocie, w

jakiej wyszy z gowy rnych C', tylko utrwalone w innej postaci. Ot nie myl si. Skoro tylko te pojcia i wyobraenia tkwi w ksikach, wic nie nale one do spoeczestwa, ktre obejmuje tylko osobniki C' i ich mzgi. Skoro tak, tomusz one nalee albo do ciaa D, albo do cywilizacyi. Aby rozstrzygn, gdzie te istnoci niemateryalne naley umieci, przejdmy do ostatniego pytania: 3) Co trzeba rozumie pod wyrazem cywilizacya? Czy tylko czynnoci osobnikw C' czy take wyniki ich czynnoci, czy moe tylko same wyniki? Czynnoci samej niepodobna nazwa cywilizacya, ani cywilizacyi ograniczy do samych czynnoci. Czynno jakakolwiek (dziaanie), trwa chwil nieuchwytn i natychmiast daje skutek, wynik, ktry momentalnie wywouje nowe dziaanie lub dziaania, te za nowe wyniki i tak bez koca. Co powiedziaem i czynno ustaa, natomiast, w teje chwili nastpi wynik w postaci procesu przyjmowania do wiadomoci przez kogo tego, com powiedzia, potem cay acuch wynikw w postaci odpowiedzi, w przyjciu tej odpowiedzi do mej wiadomoci i t. d. Gdzie tu mona oddzieli czynno od jej wynikw? Przyczyna-dziaanie wie si tak dalece ze skutkiem-wynikiem i daje nieprzerwane pasmo coraz nowych dziaa i wynikw, e tego acucha niepodobna inaczej ujmowa, jak pod postaci jednego, nieprzerwanego i rozgaziajcego si procesu yciowego, zachodzcego w ciele spoecznem. Skoro raz si on rozpocz na tle grupy osobnikw C', ju trwa bez przer wy, komplikujc si tylko coraz bardziej, dopki cao spoeczna nie ulegnie doszcztnemu rozkadowi, t. j. dopki nie nastpi mier spoeczestwa. Zreszt rozwizanie czci pytania, czem jest cywilizacya mamy ju w powszechnem uznaniu za cywilizacy sumy objaww dziaalnoci spoeczestwa. Do objaww dziaalnoci nale nie tylko czynnoci, ale i wyniki ich i to wszelkie, zarwno materyalne, jak t. zw. duchowe. Nietylko tre ksiek, znajdujcych si w mym pokoju, ale i same ksiki s objawem dziaalnoci spoeczestwa, a wic musz by cywilizacy. Nie tylko ksiki, ale st i szafy i lampa s take cywilizacy. Moje wasne czynnoci spoeczne oraz wyniki ich nale rwnie do cywilizacyi. Tutaj nastrcza si bardzo wany moment. Wyobramy sobie, e jestem wychowawc. W uczniw moich przelewam moj wiedz, zasady etyczne, religijne, estetyczne i t. d. Wynikiem mych czynnoci bd wiedza i uzdolnienia spoeczne uczniw, a porednio nawet i ich czynnoci spoeczne, pynce z moich nauk. Jake to sformuowa najoglniej? Oto w ten tylko sposb, e "czowiek", t. j. caa jego strona duchowa, "intelektualna" jest wynikiem czynnoci spoecznych innych C'. Bez tego byby tylko C, t. j. zwierzciem, podobnie, jak ciao komrkowe organizmu byoby, bez oddziaywania na nie innych komrek organicznych, jednokomrkowcem. A wic wszystkie osobniki C', bdc wynikiem czynnoci spoecznych innych C', ktre na nie oddziaywaj w najrozmaitszy sposb, s dzieem spoeczestwa i, jako wynik dziaalnoci spoeczestwa, nale do ciaa D.

W takim razie wszystko w ciele D jest dzieem procesw wewntrznych, zostajcych w zalenoci od rodowiska zewntrznego. Tak samo wszystko w organizmie jest dzieem procesw wewntrznych organizmu, zostajcych w zalenoci od rodowiska zewntrznego. Wszystko zarwno w ciele D, jak w ciele C, jest funkcy yciow ciaa i wynikiem tych funkcyi. Poniewa wyniki spoecznych czynnoci osobnikw C' skadaj si na D, a poprzednio stwierdzilimy, e te wyniki skadaj si na cywilizacy, przeto wypada nam, e cao D jest tem samem, czem cywilizacya, albo, e cywilizacya jest ciaem D. Poniewa za nawet same osobniki C uznalimy za wynik czynnoci innych osobnikw C, przez co nale one wszystkie do wytworw ciaa D i jako takie wchodz w skad D, przeto wypada nam, e, skoro ciao D skada si ze spoeczestwa, z jego czynnoci i z wynikw tych czynnoci, przeto i cywilizacya, bdc tem samem, czem jest D, skada si nietylko z czynnoci osobnikw C' i z wynikw tych czynnoci, ale jeszcze i ze spoeczestwa, poniewa samo spoeczestwo jest take wynikiem czynnoci wszystkich C'. Przyznaj chtnie, e jest to wynik badania nieoczekiwany, ale zdaje mi si, e wypyn logicznie, a wic powinien by zgodny z rzeczywistoci. Powinienby by zgodnym z rzeczywistoci, ale pod warunkiem, e nie popenilimy bdu w rozumowaniu. Ot nasuwa mi si tu zaraz pewna powana wtpliwo: czy nie popenilimy bdu, zaliczajc ludzi do ciaa D, a tem samem do cywilizacyi? Wtpliwo ta ma wszelkie pozory susznoci. Monaby zapyta: 1) jake mog ludzie z krwi i komi by cywilizacya? i 2) jakiem prawem spoeczestwo, ktre tylko wytwarza cywilizacy, ma by cywilizacy? Pytania te wydaj si groniejsze mi w sformuowaniu, anieli w istocie swojej i skoro tylko je postawiem, spostrzegam, e polegaj na prostem nieporozumieniu, ale na nieporozumieniu, narzucajcem si naszemu umysowi tak atwo i od razu, e okazuje si koniecznem owo nieporozumienie wyjani co prdzej. Ot zdaje mi si, e tak zarzut, jak i pozorna jego waga, maj swe rdo w pomieszaniu w jedno dwu pierwiastkw, z ktrych skada si zarwno czowiek, jak spoeczestwo, a wic w konsekwencyi i cywilizacya, a ktre naley skrupulatnie oddziela. 1) Zachodzi pytanie, czy ludzie z krwi i komi nale do ciaa D, a wic do tej istnosci, ktr nazwalimy cywilizacy? Aeby to pytanie postawi odrazu na realnym gruncie i owietli je na zjawisku prostszem; aby wykaza faktyczne istnienie dwu pierwiastkw w cywilizacyi, ktre pospolicie czymy w jedno, podnios pierwej inne pytanie analogiczne, dotyczce realnych skadnikw cywilizacyi. Powiedzielimy niedawno, e biurko, lampa, ksiki s czci skadow caoci D, czyli cywilizacyi. Zachodzi pytanie, czy drewno, z ktrego

biurko jest zrobione, jest cywilizacya? czy skra cielca w okadce ksiki, a szmaty i celluloza w papierze s cywilizacya? Na takie pytanie odpowied jest niezmiernie atwa. Materyay te nie s cywilizacya, ale s one matery konieczn do istnienia biurka i ksiki. Bez tej lub jakiejkolwiek innej materyi koniecznej nie mogoby istnie ani biurko ani ksika. To samo naley odpowiedzie na pytanie, czy krew i ciao czowieka, czyli caa jego zwierzca istota jest cywilizacya? Nie, ciao czowieka nie jest cywilizacya, ale jest ono zbiorem materyi i energii, koniecznych i dostatecznych do istnienia czowieka, C'. Bez tego ciaa nie mgby istnie czowiek, bdcy skadnikiem cywilizacyi. Biurkiem jest ostatecznie to tylko, co na podkadzie drewna i innych materyaw wykrzesay z materyi obojtnej, mowa, narzdzia sztuczne, wzajemna zaleno osobnikw spoecznych i wymiana usug. Czowiekiem rwnie jest to samo. Oddzielmy od biurka ide, ktra zostaa wcielona w drzewo i ujawnia si w spoecznej jego roli, a pozostanie trocha pocitego drzewa. Znaczenie spoeczne biurka nie pynie z istoty drewna, z materyalnej treci biurka, lecz z tej, ktra jest dzieem osobnikw C', a wic, ktra, jako wytwr osobnikw C' jest cywilizacy. Oddzielmy od mdrca wszystkie idee, ktre we zostay wprowadzone przez mow i ktre wydzielaj si ze przez mow i czyny spoeczne, a zostanie prawie zwierz. Powiadam dla tego "prawie", bo zostanie zwierz wynaturzone, niedone w wielu kierunkach, ale za to posiadajce w swym ustroju pewn sum dziedzicznie przekazanych w systemie nerwowym przystosowa do czynnoci spoecznych (por. rozdz. XXVI). Znaczenie wic mdrca spoeczne i dziea jego spoeczne nie pyn ze zwierzcej jego czci, lecz z tej, ktra sama jest dzieem innych osobnikw C', a wic, ktra, jako wytwr ludzki jest... cywilizacy. Pod wyrazem "czowiek" nie ujmujemy tedy wcale jego pierwiastku zwierzcego, nie ujmujemy jego krwi, koci, lecz jedynie to, co na tym koniecznym i dostatecznym podkadzie wykrzesaa cywilizacy. Ta gruba, jednakowa u wszystkich fizyczno, ktr cigle majc przed oczami, mimowiednie utosamiamy z czowieczestwem; te brwi, wsy, oczy, zby, to tylko podkad, na ktrym objawia si jestestwo fakultatywnie i funkcyonalnie zrnicowane w gromadzie (por. str. 64-66). Czowiekiem jest tylko to, co na tym podkadzie wykrzesay ze zwierzcoci mowa, narzdzia sztuczne, wzajemna zaleno i wymiana usug. Jeeli tedy nie mamy ludzi uwaa za zwierzta, to musimy ich uzna za czstk cywilizacyi, za twr, wykwitajcy na szczeglnem, zwierzcem podou, rozwijajcy si na tem podou tak samo, jak si rozwija sosna lub grzyb na glebie lenej. To, co tkwic w nas, czyni nas ludmi - jest cywilizacy. 2) A teraz przejdmy do spoeczestwa. Jakiem prawem i w jakich granicach moe by ono cywilizacy? Na to pytanie odpowiemy najprociej innem pytaniem, ze sfery zjawisk mniej zoonych.

Co jest gobelinem? Czy wkna tkaniny, czy te rnobarwno nici i uoenie ich w obraz? Wkna, to tylko podstawa, konieczna, barwy dopiero wkien i ich rozkad czyni z tkaniny gobelin. Spoeczestwo jest gobelinem, ale tylko przez barwy swych wkien i utkanie. W spoeczestwie wkno, t. j. ciaa osobnikw C s tylko substratem, dopiero barwy na wknach i ukad, tworzce obraz, s gobelinem-spoeczestwem. Spoeczestwo, pojmowane jako nagromadzenie cia C, jest tylko substratem, na ktrym, na tle procesw fizyologicznych, podtrzymujcych byt substratu i w formie procesw spoecznych, rozwija si ycie ciaa D. Ciaa, skadajce si na spoeczestwo, s tylko porednikiem, czerpicym ze rodowiska, na ktrem one yj, energi, ktra pod najrozmaitszemi postaciami ujawnia si w caoci D. Og cia ludzkich nie jest wcale spoeczestwem, lecz tylko yw substancy, wytwarzajc ciao D i utrzymujc jego byt przez wieki A wic, na zarzut, ktrymy sami sobie postawili, naley odpowiedzie, e spoeczestwo, ktre wytwarza cywilizacy, dla tego jest samo cywilizacy, e ono jest nie tylko producentem cywilizacyi, lecz take dzieem (produktem) cywilizacyi pokole poprzednich. Powiedzielimy poprzednio, e jeeli nie popenilimy w rozumowaniu bdu, to nasze okrelenie cywilizacyi powinnoby by zgodne z rzeczywistoci. Teraz, po przeprowadzeniu dodatkowego rozbioru najwaniejszej wtpliwoci, zdaje mi si, emy si przekonali, i bdu niema. W takim razie wynik nasz, lubo nieoczekiwany, musimy uzna za zgodny z rzeczywistoci. Mwilimy w rozdziale XXIX o bezprzykadnej prostocie budowy spoeczestwa (p. s. 247), majc na uwadze, e skada si ono z jednej tylko warstwy osobnikw, rozpostartych na podou, z ktrego czerpie rodki do ycia, i zaraz pooylimy nacisk "na inn okoliczno, ktra rwnoway mechaniczn, prostot struktury spoecznej", mianowicie na siy psychiczne, jakie dziki mowie wystpiy w cegiekach C' w nieznanej u zwierzt potdze (s. 248 -9). To co mwiem dalej o ustroju spoecznym (str. 254-5), teraz naley sobie powtrzy z tem uzupenieniem, e na miejsce wyrazw "ustrj spoeczny" podstawi naley wyraz cywilizacya.

XXXIV. Cywilizacya jako realny twr przyrody. Stanowisko czowieka w cywilizacyi i cywilizacyi w przyrodzie.
Skoro cywilizacya skada si ze spoeczestwa, t. j. z ywych i czynnych C', oraz z produktw ich dziaalnoci (spoecznej); skoro cywilizacya jest to, co tkwic w nas, czyni nas ludmi: to jest ona czem zupeniejszem od spoeczestwa. Caoci indywidualn, czem, co mona porwnywa z organizmem i mechanizmem, jest nie spoeczestwo, lecz cywilizacya.

Spoeczestwo yjce jest tylko jednym momentem rozwoju ontogenetycznego tej caoci, a zarazem jednym tylko jej skadnikiem. Og za osobnikw jest tylko yjc w tej chwili matery, na ktrej tle toczy si proces yciowy realnego ciaa cywilizacyi. Dopiero cywilizacya (jako cao D) jest tworem cakiem realnym w wiecie. Twr ten jest wynikiem wszystkich czynnoci wszystkich C', ktre od pocztku wchodziy w skad jego. Pokolenia C', ktre przeszy przez to ciao, jak przechodzi przez pomie ma tery a, podsycajca go, byy tylko yw plazm, podtrzymujc byt ciaa. Ciao to rozwijao si wci na tem odnawiajcem si podou i cae swoje ycie oraz wszystkie siy swoje, ca tre swoj w kadej chwili koncentruje w yjcem pokoleniu i w dzieach wszystkich pokole. Kady czowiek jest producentem cywilizacyi, a take jej produktem. Mianowicie kady czowiek jest naprzd wytworem cywilizacyi, a potem jej wytwrc. Jeeli to prawda, to nie co innego w nas i przez nas (jako ludzi) dziaa, tylko cywilizacya, i tak jest w samej rzeczy. Nie mamy nic naszego, gdy rodzimy si, t. j. przychodzimy do warsztatu cywilizacyi. Wszystko jest nam narzucone, a mocarzem, ktry nas w koysce, a nawet jeszcze przed narodzeniem przyswoi sobie i pochon, jest cywilizacya. Chocia spoeczestwo odnawia si przez fizyologiczne narodziny osobnikw niezrnicowanych, to jednak owe osobniki s ju dziedzicznie spoecznemi. aden z nich nie jest ju kart bia, albowiem cywilizacya wycisna na nim swoje pitno jeszcze przed narodzeniem, w ustroju rodzicw. Lecz cywilizacya chwili biecej, owadajc tym materyaem, nie liczy si z dziedzicznemi uzdolnieniami i skonnociami spoecznemi. Ona narzuca noworodkowi now rol i nowe wyrabia w nim uzdolnienia. Czyni ona z kadego C' czowieka o takich waciwociach spoecznych, jakie mu sama w przodkach narzucia i narzuca nadal w yciu. Ona spaja te atomy jedn gotow mow i tradycy, ona czyni z nich zrnicowane cegieki spoeczne, wytwr ciaa D. Wanie pojcia i wyobraenia, ktre stanowi cywilizacy, bior nas w posiadanie, a nie odwrotnie. Rwnie i wytwory materyalne, stanowice element materyalny cywilizacyi, opanowuj nas i kieruj naszemi czynnociami, nie za odwrotnie. Przy caej naszej "wolnej woli" jestemy zdeterminowanemi jednostkami, a w miar dojrzewania stajemy si coraz cilej zdeterminowanemi czstkami mechanizmu D, czstkami, ktre urobione przez spoeczestwo, z kolei urabiaj inne atomy ywe, wchodzce do ciaa D, na takie same czstki niewolne wielkiej caoci D. Wszyscy ludzie jestemy dzieem cywilizacyi, i to oczywicie kady tej, w ktrej si zrodzi. Nie jest to bynajmniej idea cakiem nowa. T sam myl, winnych tylko sowach wyrazi ju Comte bardzo jasno, gdy powiada, e "l'homme proprement dit n'est au fond, qu'une pure abstraction; il n'y a de reel que l'humanite, surtout dans l'ordre intellectuel et moral".Naley tu tylko zbyt szerokie i zgoa niecise

okrelenie Comte'a "l'humanite" zastpi wyrazem "societe", a, w myl tylko co przeprowadzonego dowodzenia, wyrazem "cywilizacya". Niezalenie od Comte'a, na innych drogach rozumowania wyprowadzi i Wundt wniosek podobny co do "ja" duchowego. "Pojcie duszy indywidualnej, jako czego odosobnionego, jest (w spoeczestwie) abstrakcy, ktrej nigdzie nie odpowiada rzeczywisto". I jeeli Rousseau zawyrokowa, e jest to bolesn, ale nieuniknion koniecznoci, e aeby jedni byli doskonale wolnymi, drudzy musz by doskonaymi niewolnikami, to dostrzeg on tylko pozorny stosunek wzgldem siebie osobnikw, stojcych na dwch kracach skali warunkw bytu jednostek, gdzie na dno opadaj jedne osobniki, aby inne wzniosy si na szczyty. W rzeczywistoci niema osobnikw wolnych. Wszystkie s "doskonaymi niewolnikami" ustroju, w ktrym yj. Doskonale wolnemi s tylko zwierzta. Stanowisko czowieka w tak pojtej cywilizacyi mona przyrwna do stanowiska jedwabnika w kokonie. Cywilizacya, jako wytwr spoeczestwa, otula nas jak kokon otula jedwabnika i wysnuta jest z nas, z t rnica, e gdy jedwabnik snuje ni kokona z siebie jednego i dla siebie jednego, - nas wszystkich razem otula niezmierny kokon przdzy-idei, wysnuty ze wszystkich, przez wszystkich, dla wszystkich. Lecz gdy przdza jedwabnika otula go tylko w jednem stadyum ycia, zwanem poczwark, - nasz kokon, zoony z idei i ich wciele w dziea ludzkie, otacza nas od kolebki, a do mierci, otacza ywych i dziaajcych, jako co, co z nas wszystkich wyrasta i oddziela nas wszystkich razem od wiata zewntrznego. yjemy w nim, nie znajc poza nim wiata. Nasz kokon wytworzy si ze wsplnych dziaa caego spoeczestwa. Ten, ktry mi wiat zasania, cho jestem zdania i susznie, e mi go ukazuje, zosta wytworzony nie przezemnie. Jest on dla nas wizieniem, zbudowanem przez wszystkie C' dla wszystkich C'. Std wszystkie moje myli nie s mojemi, lecz naszemi. Niema tu nic mojego, wszystko jest nasze i tylko przez to, e "ja" jestem czstk "naszego", staje si to take i "mojem". Czowiek snuje dalszy tylko cig nici, ktrego oploty, a i to nawet, co z siebie wysnuwa, jest wsplne, bo naprzd zostao wysnute z innych, a potem osnuwa zaraz take i innych. Wemy przykad. Ksika, napisana przezemnie, nie jest wycznie mojem dzieem. Obejmuje ona pewn sum wynikw pracy niezliczonej iloci ludzi, ktrzy rozwijali stopniowo myli, podjte przeze mnie i w nowem skojarzeniu zoone w ksice. Nie tylko moja ksika jest zrealizowaniem pojci wyobrae mnstwa osobnikw, lecz i biurko i szafy, o ktrych niedawno bya tu mowa, s zrealizowaniem wyobrae stolarza, ktre przed nim rozwijay si i przetwarzay przez cig niezliczonych pokole. I biurko i szafa maj te swoje podwjne genealogie: idei - i rzeczy samej, tak stare, jak samo spoeczestwo. Wraz z caem swem drzewem genealogicznem wyrastaj one ze wsplnego zarodka przedhistorycznego. Ta wic jest rnica midzy wolnem zwierzciem, jedwabnikiem, a jestestwem spoecznem, e jedwabnik wysnuwa ca otaczajc go ni przdzy z siebie, czowiek, rodzc si ju wrd przdzy gotowej, zczony bdc tysicem

nici z innymi ludmi, dodaje tylko swoje nici, a waciwie dalszy cig tych, ktre go oploty, - do wsplnego kokona. Nawet to, co z siebie wysnuwam, jest wsplne, bo nie tylko wysnute jest porednio z innych, lecz osnuwa take i innych. Moje myli s dalszym cigiem innych i koniecznym rezultatem tych myli, ktre mnie bezporednio oploty. Zapragnlimy na wstpie zgbi pytanie: "czem jest naprawd spoeczestwo ludzkie i czem jest cywilizacya w stosunku do wiata(str. 40). Cywilizacyi pragnlimy przeciwstawi "niecywilizacy nie fikcyjn, lecz rzeczywist, ktra musi by rwnie realnym stanem rzeczy na wiecie, jak cywilizacya" (str. 42), i po nucem, a ostronem zdobywaniu opornej pozycyi, bezprzykadne niby w wiecie zjawisko zostao nie tylko rozpoznane, ale i zrozumiane, o tyle przynajmniej, o ile to jest moebnem na razie. Przekonalimy si, e cywilizacya jest istnoci realn w przyrodzie, e jest ustrojem, ktry wyrasta tylko i yje na spoeczestwie oraz na materyi nieoywionej, tak samo, jak kady osobnik C wyrasta i yje na przyrodzie swych komrek, oraz na materyale, przybieranym przez te komrki ze wiata nieoywionego. Takie pojcie cywilizacyi daje si zwiza z ogem analogicznych zjawisk wiata na gruncie koncepcyi, wyoonej jeszcze w rozdz. XII na str. 118 119. Cywilizacyi, oznaczonej liter D, przypado zupenie okrelone miejsce w szeregu ukadw znanych. I tak: na podkadzie ukadw prostych (pierwiastkw) powstay w przyrodzie ukady zoone - A (czsteczka zoona ) na podkadzie specyalnego rodzaju ukadw zoonych: A' (cz. ywa) powsta ukad yjcy I stopnia - B (komrka) na podkadzie specyalnego rodzaju ukadw yjcych: B' (kom. org.) powsta ukad yjcy II stopnia - C (organizm) na podkadzie specyalnego rodzaju ukadw yjcych: C' (czowiek) powsta ukad yjcy III stopnia - D (cywilizacya) Kady kolejno z tych ukadw skada si z wielkiej iloci poczonych ze sob cile ukadw poprzedzajcych i dla tego zajmuje kolejno obszar bez porwnania wikszy od poprzedniego. Ukad A jest rozmiarw, nie dajcych si uj zmysami naszemi z powodu drobnoci, daje si tylko wyrachowa; ukad A', cho znacznie wikszy, jest tak drobny, e w jednym miligramie materyi mieci si ich wiele milionw. Ukad B ma rozmiary mikroskopowe. Ukad C ma rozmiary dostpne dla naszych zmysw. Ukad D ma rozmiary rne, ale zawsze tak wielkie, e z powodu jego wielkoci i innych, o ktrych bya i niej bdzie jeszcze mowa, niedostpne dla naszych zmysw. Stosunkowo do rozmiarw tego ukadu powierzchnia globu naszego jest tak ograniczona, e bardzo tylko niewielka ilo takich ukadw moe si n a niej pomieci. Najwiksze ze znanych zajmuj ju obszar zaledwie kilka razy tylko

mniejszy od caej zamieszkalnej powierzchni ziemi. Gdyby za kiedykolwiek jedna cywilizacya ogarna wszystkich ludzi, musiaaby zaj ca zamieszkaln powierzchni globu. Z tego powodu mona si domyla, e jest to ju ukad ywy ostatni w przyrodzie ziemskiej. Ukad E, ktryby teoretycznie da si pomyle, bdc wynikiem poczonych ze sob w bardzo znacznej iloci D', ju nie pomieciby si na globie ziemskim; musiaby to by ukad kosmiczny, ale jednak o przyrodzie ziemskiej. atwo poj, e taki ukad jest juniemoliwy. Byby moliwym chyba wtedy, gdyby Psyche D moga istnie w oderwaniu od materyau D, z ktrego si wyania, t. j. gdyby telluryczne pochodzenie i natura naszego ukadu D nie przeszkadzay jej, jako czsteczce D', nalee do kosmicznego ukadu E, zoonego z rnych pozaziemskich D'.

XXXV. Istota Cywilizacyi.


Przekonalimy si o realnoci utworu, ktry nazwalimy cywilizacy i dowiedzielimy si, e skada si on z osobnikw C, z ich czynnoci i z wynikw tych czynnoci (por. s. 299). Poznalimy jego osobliwe i cile okrelone stanowisko w przyrodzie ziemskiej. Zachodzi pytanie, czy nie monaby posun si jeszcze o krok dalej i pokusi si o uzupenienie caego badania przez rozpoznanie istoty tego tworu? Zdaje mi si, e jest to do pewnego stopnia moliwem i ley w zadaniu naszem, byoby za bardzo podanem, bo nareszcie daoby nam pena odpowied na pytanie: co to jest cywilizacya. Wiedzc atoli, jak bardzo jest trudnem i wanem podobne pytanie, wahaem si, czy naley je tutaj porusza, czy zdoamy rzuci cho jako tako zadawalniajce wiato na natur tego tworu, t. j. na stosunek jego do innych. Dlatego z gry si zastrzegam, e nie wyczerpi przedmiotu. Wypadnie ograniczy si do poruszenia go w najgwniejszych tylko i najprostszych zarysach, pozostawiajc na uboczu wszystko, coby zamiewao spraw i zmuszao nas do wnikania w niezliczone subtelnoci zadania. Kady psycholog wie o tem, e pytanie, ktre postawiem, ley ju na granicy naszego poznania i u podstaw swoich zahacza o najtrudniejsze zagadnienia ycia wogle i ycia psychicznego w szczeglnoci ycie psychiczne osobnika (c) bywa raz rozumiane jako objaw dziaalnoci jakiej istoty samorzutnej, niezalenej od jakichkolwiek warunkw i mogcej dziaa samodzielnie, zgodnie tylko z waciw sobie natur. To znowu, jeli staniemy na gruncie przyrodniczym, nie moemy strony psychicznej uwaa za jaki obcy pierwiastek, przybyy z zawiata i przyczepiony do materyi, lecz musimy j wczy do przyrody, jako objaw czy spraw, podlegajc prawom rozwoju. Poniewa ostatniego pogldu nie podobna uzasadni, musimy obra stanowisko porednie i uzna miedzy przyrod, a pierwiastkiem psychicznym stosunek cisej zalenoci funkcyonalnej, a inaczej sprzdnoci obu szeregw zjawisk. Stajc na tem stanowisku, nie uchybimy powadze nauki i moemy spodziewa si uchyli rbek zasony, otulajcej istno psychiczn wyszego rzdu, mieszczc si w caoci D.

Wiemy ju, e og cia ludzkich nie jest ani spoeczestwem, ani tem mniej cywilizacy, lecz tylko yw substancy, wytwarzajc D (p. s. 302), e cywilizacya wyania si dopiero z tej ywej substancyi w tak samo przedziwnych procesach, jak rolina, ktra buduje si z ma tery i nieorganicznej C wic wytwarza si z materyalnego kompleksu D, c jest istot i treci tego utworu? Oczywicie, e treci tego utworu jest istno niemateryalna, wsprzdna z podkadem, na ktrym wystpuje, t. j. .wystpujc w cisej od niego zalenoci. Istnoci t niemateryaln jest caoksztat idei spoeczestwa. Nas, ludzi, czyni skadnikami ustroju D tylko idee wsplne, idee ludzkie, tem rnice si od zwierzcych, e 1) og ich nie mieci si w osobniku, 2) nie pynie z osobnika, lub choby z najwikszej iloci osobno yjcych jednogatunkowych osobnikw, lecz koniecznie z ich zwizku. Osobnik zwierzcy nosi, jak wiadomo, cay wiat swj psychiczny w sobie. Idee jednego zwierzcia s ide caego gatunku. wiatek to drobny, prawie cay zamknity w granicach osobnika i powtarzajcy si we wszystkich osobnikach jednego gatunku. Jeeli w drobny wiatek psychiczny wyania si z organizmu zwierzcia, z pierwiastkw grubych, mianowicie ze zwizku komrek, stanowicych organizm zwierzcia, to rozlegy wiat psychiczny spoeczestwa, stanowicego cao, rwnie musi pyn z podobnej caoci materyalnej, ktra jest ostatecznie tylko wielkim zwizkiem organizmw, podobnym do zwizku komrek. Jeeli osobnik zwierzcy, zoony z oddzielnych komrek, z ktrych kada jest osobnym bytem, przedstawia si nam jako jeden aparat, produkujcy idee, a wic jako zwarta cao, to spoeczestwo musimy uwaa rwnie za jeden aparat, zoony z wielkiej iloci oddzielnych aparatw (osobnikw), poczonych ze sob; musimy uwaa za aparat, produkujcy wyszy i rozleglejszy wiat idei, idei ju nie osobnika, lecz caego ich kompleksu. Zachodzi teraz bardzo naturalne, lecz zarazem bardzo wane pytanie: jakime sposobem te oddzielne organizmy aparaty, funkcyonujce kady osobno, s w monoci funkcyonowa tak cznie, jak gdyby byy jednym aparatem? Od odpowiedzi na podobne pytanie moglibymy si uchyli, albowiem nikt od biologa ani psychologa nie wymaga do dzi odpowiedzi na analogiczne pytanie, dotyczce osobnika. Nikt nam nie wytumaczy: jakim sposobem komrki jednego mzgu porozumiewaj si ze sob i jednocz w cao zgodnie funkcyonujc; nikt tem bardziej nie objani, jakim sposobem komrki caego organizmu ywego utrzymuj ze sob przedziwn czno. Ot rzecz niezmiernie charakterystyczna, e gdy na podobne pytania biologia nie ma odpowiedzi, gdy nauka nie zna natury cznikaani miedzy A'-A' (biogenami), z ktrych skada si komrka, ani miedzy B' -B' (komrkami organizmu) cznik midzy C'-C' (midzy ludmi), z ktrych skada si D, poznalimy. Nie ulega ju adnej wtpliwoci, e jest nim mowa. Oddzielne C dlatego funkcyonuj jako wspzalene czstki jednego aparatu, e czy je w cao mowa.

Tylko przez mow idee osobnikw, zamknite u zwierzt w obrbie jednego mzgu, kr wrd ludzi midzy licznemi mzgami, tworzc cao, analogiczn do produkcyi jednego mzgu, ale cao now dla wiata, inn i bogatsz w szczegy, bo produkowan przez zwizek osobnikw, zwany spoeczestwem, a wic przez wielk, dawniej na ziemi nieznan cao. Tylko przez mow mzgi ludzkie zczone s w jeden mzg, w mzg spoeczestwa. Myli, bdce tylko funkcy mzgu, a waciwie caego organizmu, nie mog si oddziela od rda swego, nie mog przenosi si z mzgu do mzgu. Wyrazy tedy mowy nie s bynajmniej jakiemi drogami komunikacyjnemi, po ktrych przepywayby myli, niby elektryczno po drucie. S one (wyrazy) tylko ostatniem ogniwem acucha czynnoci mzgu w organizmie, s one pobudkami mechanicznemi, przesyanemi do zmysw drugiego osobnika. Pobudki te budz, drog dugiego wiczenia i w sposb dla nauki z wielu wzgldw jeszcze tajemniczy, funkcye (myli), podobne do tych, ktre wysay bodziec. Jest to proces, podobny do procesu, ktry zachodzi pomidzy oddzielnemi komrkami jednego mzgu, wiec, gdybymy chcieli niedowierza moliwoci takiego komunikowania si, musielibymy zaprzeczy take moliwoci procesw psychicznych, zachodzcych w jednym mzgu, pomimo, e s faktem niewtpliwym. Oba tedy fakty nie podlegaj wtpliwoci i ta jest tylko midzy niemi rnica, e cznika midzy komrkami nie znamy, cznik za midzy osobnikami moemy wskaza. Jest i druga okoliczno, ktra rni oba fakty czy procesy. Polega ona na tem, e zwizek mzgw nie dziaa tak sprawnie i dokadnie, jak zwizek komrek. atwo jednak odszuka naturaln i zrozumia przyczyn tej rnicy. Oto mzg organizmu, t. j. zwizek komrek doskonali si w niezliczonym szeregu pokole C, funkcye wic zrnicowane komrek w organizmie ustaliy si i zautomatyzoway si. Mzg za spoeczny jest utworem, pozbawionym przodkw. Nie byo pokole D, a wic procesy spoeczne zachodz w D bez udziau dziedzicznoci spoecznej, a jedynie tylko z udziaem dziedzicznoci osobnikowej, zamknitej wjednym cyklu D. Mwic wyraniej, nie rodzimy si ani z mow gotow, ani z mdroci ludzk, musimy jedno i drugie nabywa, tymczasem komrki organizmu, przez analogi, naley uwaa za istnoci, ktre rodz si ju ze swoj "mow" i "mdroci niewiadoma" gotow. My, komrki spoeczne zaczynamy zawsze prawie od pocztku i dlatego wanie pomimo usiowa rozumienia si najlepiej, odtwarzamy w sobie tylko z przyblion i zawodn dokadnoci myli sygnalizowane, a granice omyki zale od doskonaoci mowy i podobiestwa umysw komunikujcych si. Pod usyszany wyraz podkadamy tylko myl wasn i nie mamy atwego rodka do sprawdzenia, czy nie nastpia pomyka. Pomimo jednak niezmiernych trudnoci takiej komunikacyi, gdy innej niema i by nie moe, musi ona wystarcza i wystarcza rzeczywicie. Jej to, lubo tak niedokadnej i grubej, zawdziczamy, e jestemy czstkami wielkiego aparatu.

Mowa jest tedy poprostu uzupenieniem ciaa spoecznego, zoonego z czstek (C'), niestykajcych si ze sob pierwiastkiem psychicznym. Ona jest, e si tak wyra, substancy midzy mzgow, i jedynym porednikiem, czcym mzgi. Ona jest koniecznym warunkiem bytu niemateryalnego pierwiastku istnoci D. Bez niej nie byoby poj spoecznych i nie nagromadzaoby si w mzgach ludzkich dowiadczenie obcych. Tylko przez ni osobniki stanowi kompleks D, obdarzony wasnem yciem. Gdyby te nagle mowa i pismo zniky, znikaby cywilizacya, a C' rycho zamieniyby si w zwyke C. Ciao D ulegoby doszcztnemu rozkadowi. e tylko ten cznik jest warunkiem bytu caoci D i jest prawdziwym cznikiem, tego rozstrzygajcy dowd mamy w nastpujcej okolicznoci. Dopki form mowy jest tylko wibracya powietrza, znikoma w czasie i dziaajca na niewielk odlego, czyli dopki donioso cznika jest bardzo ograniczona, spoeczestwa musz by drobne i tak te byo przez niezliczone tysicolecia. Dopiero tam, gdzie znaczkowanie akustyczne zostaje poparte znaczkowaniem optycznem, gdzie pojawia si pismo, a wic, gdzie cznik spoeczny zdobywa byt o wicie bardziej utrwalony i przyczepiony zostaje do grubej materyi przenonej, zaczyna on czy osobniki ludzkie bez wzgldu na odlego i bez wzgldu na czas. Tak rozszerzony i utrwalony cznik spaja o wiele wiksz ilo C' yjcych, spaja nawet o wiele lepiej, ni zwyka tradycya ustna yjcych z umarymi, t. j. teraniejszo z przeszoci. wiat idei, czyli cywilizacya coraz mocniej komplikuje si i rozrasta, a jak si to dzieje i dlaczego, tego nie potrzebuj nawet bliej objania. Im wicej pisma, t. j. idei, obleczonych w form materyaln, wi c utrwalonych, kry w spoeczestwie i im duej si to dzieje, tem liczniejsze spaja ono jednostki, tem bogatszym staje si wiat idei, a tem samem i zakres dziaa oraz rnorodno dzie. Nic dziwnego, e spoeczestwo, zczone prcz mowy pismem, rozrasta si szybko. Rnicowanie si osobnikw jego staje si coraz wikszem, a std wzmaga si oddziaywanie na inne spoeczestwa. Wchania ono w siebie z atwoci inne spoeczestwa, drobne i ubosze, raz dziki przewadze fizycznej i duchowej, to znowu przez ponty, ktremi przyciga do siebie obce osobniki. Rozrost takiej caoci staje si jeszcze prdszym, gdy pismo zamienia si w druk, uprzystpniajcy i szerzcy idee jeszcze lepiej, ni pismo, a nastpnie, gdy wszystkie trwae postaci cznika mog kry w spoeczestwie przez wytworzenie si staej i regularnej korespondencyi pocztowej i kolejowej, gdy wreszcie cznik przybiera jeszcze dogodniejsze formy do zwyciania odlegoci: telegraficzn, telefoniczn i t. d. Wszystkie te udoskonalenia sprzyjaj coraz lepiej narastaniu i mnoeniu si idei oraz kombinowaniu si ich w coraz zawilsze i bogatsze systemy. Ludmi czyni nas tylko idee spoeczne, a poniewa koniecznymi warunkiem ich bytu jest cznik spoeczny, przeto mowa i wszystkie udoskonalenia je j postaci s cementem, spajajcym osobniki C' w wielk cao, w jeden aparat, ktrego yciem jest cywilizacya; s one przyczyn tego ycia.

Tak wic Psyche zbiorowa zostaje co najmniej w cisej zalenoci od podoa, na ktrem wystpuje. Mona j uwaa za funkcy zwizanych ze sob osobnikw C'. Jeeli jej nie moemy poczytywa za produkt nowy materyi spoecznej, to tem mniej wolno nam widzie w niej jaki obcy pierwiastek, przybyy z za wiata i przyczepiony do materyi. Najbliej tedy znajdziemy si prawdy, uznajc j za proces yciowy nowej caoci zindywidualizowanej, zoonej z C', z ich mowy, czynw i dzie. I w takim razie musimy jej przyzna nie tylko realno, ale i form (specyficzn), poniewa przyznajemy je wszelkiemu yciu. Gdybymy si na to nie zgodzili, musielibymy w niej (w Psyche owej) widzie niezalen czstk absolutu, tymczasem absolutem wiemy, e nie jest, gdy jest uwarunkowana ziemsk matery i jej wasnociami, ma okrelone miejsce w przestrzeni i czasie, okrelon trwao i cechy. Jest ona naprzd ograniczona warunkami ziemskiemi, potem warunkami natury rodu Hominis, wreszcie warunkami natury spoeczestwa i poszczeglnych jego elementw. Jest to subtelna istno, wystpujca na tle swoistych warunkw organicznych (spoeczestwa) i fizycznych (rodowiska). Kada, majc rdo sobie tylko waciwe, ma swoje wasne cechy. Kada, majc rdo ograniczone i wyczerpujce si, ma swj pocztek, maximum rozwoju i koniec. adna nie jest podobna do innej, jak aden organizm nie moe by cile podobnym do drugiego. Kada jest funkcy tylko tego kompleksu, z ktrego pynie, ile wic mogoby by rodzajw materyau, tyle rodzajw cywilizacyi. Form, w ktrej si ta realno uzewntrznia, s wyrazy nasze, czyny i dziea. Czem ona jest sama, ju nie jako funkcya kompleksu, lecz jako zjawisko w wiecie: czy form istnoci jeszcze subtelniejszej, czy ju przejawem ostatniego, a moe zarazem i pierwszego pierwiastku wiata, tego nie wiemy i zapewne nigdy nie zdoamy si dowiedzie.

XXXVI. Zakoczenie.
Dotarlimy do najwyszych granic ycia na ziemi, a jednoczenie odsonia si nam gboka perspektywa w kierunku od wielkiego do drobnego. Spostrzegamy, e wielkie jest uwarunkowane istnieniem niezliczonej, cho ograniczonej iloci indywidualnoci C', e przez C' skada si z niezmiernej iloci procesw yciowych indywidualnoci B', za przez B' z wielkiej iloci procesw yciowych wszystkich A', z ktrych skadaj si wszystkie B' i C', tworzce jedno D. Jeeli aden umys nie zdolny jest ogarn zoonoci procesu, choby tylko ycia C', to tem bardziej niepodobna obj zoono procesu w D. Lecz mimo to wiemy, e tem i podstaw tego zoonego procesu s procesy, zachodzce we wszystkich indywidualnociach drobniejszych, z ktrych skada si cao D. Skada si ona mianowicie z wielkiej iloci C', yjcych normalnie po lat kilkadziesit, kade C' skada si z wielkiej iloci B', yjcych po kilka godzin do kilkuset dni, B skada si z wielkiej iloci A' (biogeny), ktre musz mie

odpowiednio krtsze istnienie, zamknite zapewne w uamku sekundy, a co najwyej ograniczone do kilku sekund. atwo wystawi sobie, co za niezliczone procesy oddzielne i skoczone w sobie skadaj si na jedno ycie, bd C, bd tem bardziej D. O procesach psychicznych komrek B nic nie wiemy, ale wnosimy na pewno, e proces psychiczny w C odbywa si na tle procesw fizyologicznych, zachodzcych w komrkach, z ktrych skada si system nerwowy C. Tem mniej moemy wiedzie o procesach psychicznych, zachodzcych w jednej komrce nerwowej, ale wiemy, e ten proces jest wypadkow niezliczonych, oddzielnych procesw A'. Krtko mwic, na proces psychiczny D skadaj si niezliczone akty oddzielne i skoczone w sobie, mijajce z byskawiczn szybkoci we wszystkich B' i C'. Niezliczone biliony osobnych aktw kojarz si tu w olbrzymi i harmonijn cao! Ludziom si zdaje, e mog istnie dowolnoci we wszystkich procesach ycia, a tem bardziej w procesach spoecznych, ktrych jestemy pozornie wolnymi aktorami, w ktrych dostrzegamy pozorny niead. Lecz to tylko zudzenie. Gdyby tylko w niepojcie drobnych i trwajcych znikomo may uamek sekundy, procesach A' byo miejsce na jakkolwiek dowolno, wtedy procesy w B' i C' stayby si najdzikszym chaosem, albo, co na jedno wychodzi, nie byoby ich wcale. Samo wic ich istnienie jest dowodem niezomnoci t. j. staoci praw, wedug ktrych tocz si zjawiska ycia, jest dowodem takiej samej niezomnoci, jaka jest przyczyn i warunkiem procesw w caej naturze nieoywionej. Wszystko podlega prawom niezachwianym i zostaje w najcilejszej wzajemnej zalenoci, tylko my, nieznajc tych praw, nierozumiejc caej ich konsekwencyi, a widzc niezmiern rozmaito procesw ycia, toczcych si z pozorn dla nas niezalenoci jednych od drugich, odbieramy wraenie, jak gdyby istotnie dokonyway si niezalenie od siebie. Cay wiat oywiony jest ciglenieuniknionem nastpstwem jego stanu poprzedniego, a to co najblisza przyszo przyniesie, bdzie rwnie nieuniknionem nastpstwem jego stanu teraniejszego, albo, mwic inaczej, koniecznem jego nastpstwem. Wanie na uznaniu tej prawidowoci, pomimo, e rozpoznalimy znikomo maa, jej czstk, opiera si caa wiedza nasza. Na poznaniu jednej prawidowoci opieramy si w poszukiwaniu dalszych i, lubo powoli, dowiadujemy si coraz wicej; przenikamy coraz nowe, nieznane nam przedtem prawa natury czyli stae zwizki midzy zjawiskami, i coraz lepiej oryentujemy si w stosunkach midzy rzeczami. A chocia nigdy nie wydrzemy Naturze wszystkich jej tajemnic, bo nie pomieciyby si w naszym umyle, to przecie co moment odnosimy nowe tryumfy nad niewiadomem, dziki temu, e liczne mzgi wsppracuj i dopeniaj si wzajem, tworzc wielki mzg spoeczny. Wanie i tutaj, w pracy niniejszej, zdaje mi si, posunlimy si o drobny krok naprzd. Poznalimy cokolwiek lepiej indywidualnoci D i przekonalimy si przez porwnywanie, e one s istnociami realnemi, w ktrych odgrywamy rol drobnych komrek zorganizowanych do wsplnego dziaania. Przekonalimy si zarazem, e organicznoci ludzi nie

moemy nawet w przyblieniu porwnywa z organicznoci komrek, bo cao D rni si caym szeregiem cech najistotniejszych od caoci C. Analogia midzy temi caociami jest bardzo ograniczona. Cao D musi by podobniejsza, jak to ju mwilimy, do bardzo, a bardzo pierwotnego ustroju B, anieli do C, cho i tutaj rnice s gbokie, bo ustrj ten jest o wiele subtelniejszy pod wzgldem psychicznym od ustroju C. Musimy wic bada D jako twory nawskro swoiste w naturze, a do tych bada pobudk i otuch jest nam zdobyta pewno, e s twory naprawd podlege niezomnym prawom przyrody, a wic poznawalne na gruncie i w granicach tych praw. Jestemy ju u kresu pracy, podjtej celem zdania sobie sprawy z natury cywilizacyi, chocia dopiero u progu Nauki o Cywilizacyi. Nasze rozwizanie godzi stary spr midzy zwolennikami organicznoci "spoeczestwa" (Spencer, Schffle i inni), a ich przeciwnikami w socyologii. Obie strony miay suszno, ale tylko czciowo. Pierwsi bowiem dopatrywali si ustroju w tem, w czem spoczywa tylko jego podstawa biologiczna i szukali tak grubej organicznoci, jakiej nie mogo by, drudzy znowu zaprzeczali prawdzie, ktr tamci widzieli oczyma duszy, lecz nie zdoali odsoni we waciwej jej postaci. Zadawalano si nazbyt sztucznemi i grubemi analogiami, albo zaprzeczano wszelkiej analogii z istniejcemi w Naturze zjawiskami. Na stanowisko, jedynie godne Nauki moemy si wznie dopiero, gdy si nam uda odsoni szeroki i naturalny zwizek zjawiska badanego z reszt przyrody, gdy wydobdziemy na jaw ukryt harmoni midzy zjawiskami, napozr sobie obcemi. Wtedy dopiero zjawisko, niezrozumiae tak dugo, dopki byo rozpatrywane w odosobnieniu, wyodrbnia si dokadnie z odmtu natury, daje si uj w sposb zrozumiay i powstaje nauka o tem zjawisku. Dopiero wtedy moemy czyni owe zjawisko coraz zrozumialszem. Pracy bdzie jeszcze dosy, a nawet bardzo duo, ale bdzie to ju praca systematyczna, wiadoma granic i celu, gdy przedtem bya bezsilnem szamotaniem si w prni bezprzedmiotowej, bo przedmiot by nieokrelony, albo, co gorsza, le okrelony. Narzuca si nam jeszcze do omwienia dugi szereg zagadnie, palcych i wanych, ale trzeba si ograniczy. Nauka o cywilizacyi rozgazia si i musi by rozsnuwana w kilku kierunkach, zada jest tu bez liku, caa konstrukcya do wzniesienia, a mymy dopiero u fundamentw, ale powtarzam, praca taka przerasta bezporednie zadanie, jakie sobie postawiem. W pracy nastpnej, ktra bdzie dalszym cigiem niniejszej, zajmiemy si gwnie prawami rozwoju cywilizacyi, jako caoci. W rozbir wewntrznych stosunkw tej caoci nie bdziemy si zapuszcza, chyba o tyle, o ile to okae si koniecznem, albowiem to naley do czystej socyologii. Przypuszczam, e wyniki bada tu podjtych mog uatwi rozwizanie wielu zagadnie, wobec ktrych socyologia okazuje si dzi bezsiln. Z podstaw naszych ju si wyaniaj gwne zarysy przyszej budowli. Tak np. wyjania si sporna dotychczas kwestya roli "narodowoci" w socyologii.

Okazuje si mianowicie, e synonimem spoeczestwa, o ktrem tu cigle mwilimy, nie moe by ani rasa, ani pastwo, ani jakakolwiek inna cao lub grupa, lecz tylko lud jednojzyczny i nard. Pastwo jest ju wicej ni caostk, jest kompleksem, w ktrym jedna indywidualno zdobya przewag nad innemi, przewag mniej lub wicej niebezpieczn dla bytu indywidualnoci sabszych. Jeeli indywidualno podbijajca jest lepiej rozwinit i assymiluje, wtedy jest grona, w przeciwnym razie jest bezpodnie destrukcyjn i tamuje jedynie rozwj indywidualnoci podbitej. Pastwo jest zawsze zlepkiem czasowym i chwiejnym i tylko polem zmagania si osobnych indywidualnoci D; samo nie jest wcale indywidualnoci. Trafnie te wyrazi si niedawno W. T. Stead w licie do Sienkiewicza, e "niema nic bardziej kruchego, jak pastwo i nic tak niezniszczalnego, jak nard". Jednostki D s trwalsze od organizmu C. Organizm (z wyjtkiem tak zwanych niszych) do przeci - i ju y przestaje. Nard mona wiartowa, mona ilo jego czonkw sprowadzi do dziesitej, a nawet znacznie drobniejszej czci dawnej iloci, i mimo to zawsze zostaje on sob, zawsze zdolny jest odrodzi si, t. j. rozrosn, jeeli tylko nie jest u schyku swego ycia. Pastwo, skoro raz upado, nie dwiga si nigdy w tej samej postaci i o tym samym charakterze. Na jego miejscu powsta moe nowe, ale ju cakiem inne. Formowanie si narzeczy i jzykw przedstawia si w wietle naszej koncepcyi jako naturalny proces rozpadania si jednej cywilizacyi na nowe caoci. Jest jeszcze mnstwo pyta, na ktre znajdujemy ju gotow odpowied, ale nie bdziemy przykadw mnoy. Wypada nam raczej zwrci si do tych, najoglniejszych, ktre oczekuj daremnie rozstrzygnicia. Cay ich szereg wietnie sformuowa G. Ratzenhofer przed szeciu laty na kongresie w St. Louis, w odczycie, zatytuowanym "Problemy socyologii". Midzy innemi, postawi pytanie: jak dalece fizyczne i biologiczne prawa wiata maj zastosowanie do zjawisk spoecznych i w jakich granicach istniej specyalne prawa socyologiczne? "Z rozstrzygniciem tego pytania, powiada o n, socyologia przestanie by skromn gazkludzkiego poznania i, powinowacc si z filozofi, stanie si podstaw wszystkich nauk humanistycznych (Geisteswissenschaften)". Zdaje mi si, e na to podstawowe pytanie mamy odpowied. Zjawiskami spoecznemi rzdz specyalne prawa socyologiczne, tak samo, jak biologicznemi rzdz biologiczne, ale aby pierwsze odszuka i pozna, nie trzeba spuszcza z oka praw fizycznych i biologicznych, poniewa pierwsze s tylko ich rozwiniciem i transformacy, waciw nowemu rodowisku, w ktrem si przejawiaj. Znaczy to, e w zjawiskach socyologicznych nie ulegaj zawieszeniu prawa fizyczne i biologiczne. Prawa socyologiczne wynikaj z tamtych i to tak dalece, e nie tylko s ich dalszym cigiem, ale wszystkie razem s warunkiem zjawisk spoecznych. Wzajemna zaleno wszystkich elementw przyrody jest rzecz niewtpliw i dlatego mona utrzymywa, e nic si nie dzieje w komrce organizmu, coby nie nioso nastpstw nieuniknionych dla organizmu. I znowu na

odwrt, nic si nie dzieje w organizmie, coby si nie odbijao w kadej jego komrce; dowd tego mamy w zjawisku dziedzicznoci i powtarzaniu u si wiernem caego organizmu ojcowskiego (o ile na to pozwala macierzyski) przez jedn komrk rozrodcza. Tak samo te nic si nie dzieje w osobnikach ludzkich, coby nie miao nastpstw nieuniknionych dla cywilizacyi, ale i na odwrt, nic si nie dzieje w cywilizacyi, coby si nie odbijao na osobnikach, nalecych do jej ciaa. Z tego pynie wniosek nieuchronny, e nic si nie dzieje w komrce ciaa ludzkiego, coby nie miao nieuniknionych nastpstw dla cywilizacyi, i nic si nie dzieje w cywilizacyi, coby si nie odbijao w komrce ciaa ludzkiego. Mona to rozszerzy i uoglni w orzeczeniu, e w przyrodzie wszystko zaley od wszystkiego. wiat, dajcy si obj w pojciu cywilizacyi, jest niezmiernie obszernem i zoonem zjawiskiem ycia, jest kompleksem wzajemnie zalenych od siebie zjawisk fizycznych, biologicznych i spoecznych, rzdzonych przez jedne prawa, zgodnie z zasad przyczynowoci. Wszystko polega tu ostatecznie na ruchu molekularnym, zwizanym w niepojcie dla nas cile zjednoczon cao i jest waciwie ruchem molekularnym, ujtym w okrelone, skomplikowane i coraz wiksze systemy o rwnowadze niestaej. Gdyby w procesach spoecznych tak samo, jak w procesach psychicznych jednego organizmu byo miejsce na najdrobniejsz niezaleno od praw bd fizycznych, bd biologicznych, nie byoby wcale spoeczestw ani cywilizacyi. Cywilizacya jest wynikiem niewzruszonego porzdku wiata, porzdku, w ktrym dokonywaj si ruchy najdrobniejszych elementw tego, co nazywamy "matery", a zarazem jest najwyszym i najsubtelniejszym ustrojem ziemskim. Rwnie jak ycie, nie daje si ona oddzieli od podkadu swego i tem wanie spoeczestwo choby najdrobniejsze odrnia si jaskrawo od zwykej gromady, w ktrej niemasz tego zjawiska ycia t. j. gboko sigajcej rozmaitoci i wspzalenoci jej elementw. Gromada maa czy najwiksza funkcyonuje jednakowo, funkcye spoeczestw maych rni si wybitnie od funkcyi wikszych, a jeszcze mocniej od wielkich i najwikszych, albowiem w miar rnicowania si elementw spoecznych, wystpuj w cywilizacyi liczne nowe objawy, ktre okrelamy mianem rnic jakociowych. Spoeczestwo w ielkie jest jak drzewo, wyrose z maego kieka. Gdzie byby sens utrzymywa, e rnica midzy kiekiem dbu, a dbem jest tylko ilociowa? Kieek ma, co prawda, wszystkie zadatki na db, ale zgromadmy tyle kiekw, ile trzeba, aby zrwnoway mas dbu, a otrzymamy stos kiekw, wcale nie za jeden db, ktry rodzi odzie. e podobnie rzecz si ma z cywilizacy, o tem przekona si atwo. Wyobramy sobie, e spdzamy raptem milion ludzi, nalecych do jakich drobnych cywilizacyi w jedn gromad zbit i zapewniamy im nawet mono przeywienia si, w tym celu, aby si nie potrzebowali rozprasza. Czy powstanie z tego ciao D, o cechach, waciwych ciau spoecznemu duemu, staremu i gsto skupionemu? Nie! otrzymamy wielki tum osobnikw o tej samej skali zrnicowania, na ktrym sta poprzednio. Moemy rwnie da,

albo usiowa da ludnoci pewnego kraju, nalecej do drobnych cywilizacyi, odrazu wszystko, co stanowi dorobek cywilizacyi wysokiej. Moemy j np. ulokowa w oprnionym z mieszkacw Londynie, z pozostawieniem caego dorobku i aparatu cywilizacyi, ktry dzi mieci si w tej stolicy. Nowa ludno tego miasta nie stanie na poziomie dawnej i nie bdzie umiaa korzysta z tego dorobku. Zuytkuje tylko to, co nie przekracza granic jej wiadomoci, potrzeb i funkcyi, reszta pozostanie dla niej obojtna i bezwartociowa. Nie zrnicuje si ona odpowiednio, cho ma przed sob cay aparat, gotowy do funkcyi zrnicowanych. Zostanie tu tum, zebrany w obz, zdolny tylko zniszczy aparat cywilizacyi, ale niezdolny z niego korzysta, ani go w ruch puci. A wic z oddzielnie wzitych elementw: gstej ludnoci i nawet gotowego dorobku cywilizacyi, nie mona nagle sklei ywego ciaa D, odpowiedniego dorobkowi. Zbiorowisku jakichkolwiek C nie mona nagle narzuci cywilizacyi, tak samo, jak limakowi gotowej skorupy. Ludno tylko stopniowo moe wznosi si do funkcyonowania coraz bardziej zrnicowanego, cywilizacya za tylko stopniowo moe rozwija si na wasnem podou i tylko wraz z niem. Zamierzylimy zaj si nie cywilizacya w oglnoci, lecz "cywilizacy w pewnych, wysokich stanach napicia"... "rozrzuconych po ziemi na tle cywilizacyi nienapitych" (str. 40). Pragnlimy pozna prawa, wedug ktrych cywilizacya wysoka "zjawia si na ziemi nie wszdzie i dowiedzie si, dlaczego jest zjawiskiem ... prdko przemijajcem?" (str. 1). Postawilimy sobie pytanie, "od czego zaley jej pojawianie si i znikanie, a waciwie przenoszenie si na powierzchni ziemi z miejsca na miejsce, z kraju do kraju, od ludu do ludu?". "Dlaczego jedno jakie jej ognisko gdzie rozpala si, gdzieindziej ponie w caej peni, wdzie dogasa?", "dlaczego tak jest i czy tak musi by zawsze?" (str. 1 i 2). Jeeli myl ogarniajc cay glob oddalimy si od ziemi i wzniesiemy ponad ludzko, to istota i tre takiej cywilizacyi ukazuje si nam raz, jako niemiertelna pochodnia, ktra raz zapalona ponie wrd ludzkoci bez przerwy, przerzucajc si tylko dla niezrozumiaych nam powodw z miejsca na miejsce. wiateko to ywe drga ustawicznie; to blednie, to znowu janiejszym wystrzela blaskiem, to ganie na chwil, to znowu si rozpomienia i mimo tych waha niezliczonych wci nabiera blasku. Jest w niem co, co czy ca ludzko wszystkich miejsc i czasw w jednem dostojestwie, w uderzajcej wsplnoci idei, czynw i cech ycia indywidualnego i spoecznego, jest w niem pierwiastek nieuchwytny, lecz niezniszczalny, pomimo wci rwcej si pamici zbiorowej, ktry urga czasowi, mierci i popioom i ktry idzie w nieznan przyszo coraz wyraniejszy i peniejszy. To znowu, jeeli oddzielne ludy przestaniemy rozpatrywa jako ogniwa acucha, ktremu na imi ludzko, jeeli wypucimy z uwagi cigo zjawiska, istotnie nie wszdzie dajc si dostrzedz, to wtedy ukae si nam najwyraniej znikomo tego wanie, co w ludzkoci najwyej wystrzelao i wedug miary ludzkiej najwysz ma warto. Znikomo wzlotw i najszczytniejszych

wysikw! Na kocu kadej wietnoci, bdcej koron pracy licznych pokole, na kocu tryumfw, wieczcych niezmierzone wysiki, ukazuje nam upadek i rozkad tak doszcztny, e rwna on si mierci. Kresem kadej niemal cywilizacyi wyszej, t. j. kadego niemal wyej rozwinitego spoeczestwa, byszczcego niby robaczek witojaski czas jaki fosforycznem wiatekiem, podobnie jak kresem kadego osobnika, jest: wyczerpanie, mier i zapomnienie. Gdy to wszystko uprzytomni sobie, a wzrokiem ducha jestem jeszcze oddalony od ziemi, tak, e mog na ni i na ludzko spoglda z perspektywy, to wtedy caa powierzchnia ziemi staje si dla mnie niby wielk, tajemnicz tarcz zegaru, po ktrej przesuwaj si wskazwki, znaczce wielkie dziejowe godziny. Kada godzina wybija tu koniec cywilizacyi jednego kraju i ludu i pocztek innej, nastpnego kraju i ludu. Kade przesunicie si wielkiej wskazwki od godziny do godziny znaczy nieuchronne zaganicie wysokiej cywilizacyi w jednem miejscu i zapalenie si nowego jej ogniska gdzieindziej. Dzieje ludzkie obejmuj history godzin, ktre ju wybiy, history krajw i narodw, ktre odegray ju lub teraz odgrywaj swoje rol i przeyy, lub przeywaj losy swoje. Etapy te znamy i umiemy nazwa, tylko nie potrafimy jeszcze odczyta cyfr, przez ktre wskazwki zegaru przej maj. Nie wiemy, dla ktrego kraju i narodu wybije najblisza godzina, haso ycia penego dojrzaoci, a ktre jeszcze narody maj przed sob dusze godziny oczekiwania. Prawo, rzdzce pochodem wysoko rozwinitej cywilizacyi i kolejnem dojrzewaniem pewnych narodw czy ludw, z pominiciem innych, musi by takiem samem niezomnem prawem natury i od woli czowieka niezalenem, jak prawo, rzdzce obiegiem ziemi dokoa soca; wszystko odbywa si tu z nieubagan koniecznoci. Konieczno ta nie ma by rozumiana w znaczeniu fatalistycznem, lecz jakorezultat przyczyn koniecznych i dostatecznych, a nie lecych w zakresie si i woli czowieka i ludw. Wic nic tu waciwie nie zmieniaj dziaania najwikszych mocarzy, ktrym si zdaje, e kieruj losami i siami intelektualnemi i fizycznemi mieszkacw swych krain, albowiem oni sami s dzieem kompleksu, w ktrym dziaaj, s integraln czsteczk wielkiej caoci, ktra staa si bez nich tem, czem jest i ktra to wanie ich zrodzia takimi, jakimi s. Zarwno wadza osobnikw, jak samych spoeczestw ustaj na granicy, gdzie kocz si ich siy naturalne, wewntrzne, o ktrych decyduj warunki zewntrzne, te same wanie, ktre je powoay do ycia i dziaania. Rozpatrze stosunek owych "si" zewntrznych do wewntrznych, czyli pozna, o ile to bdzie moebne, warunki konieczne i dostateczne cywilizacyi wysokiej, bdzie zadaniem naszem na przyszo. NIEKTRE PRACE TEGO AUTORA Potop biblijny i peryodyczne potopy Ziemi. Warszawa, 1881, str. 78. Insecta Neuroptera polonica. Praca rozpatrywana na posiedz. Sekcyi Zool. 25 Lipca 1881 r. Na III-m Zj. Lek i Przyrodn. Polskich w Krak. Warszawa, 1882 str. 42.

Do przyrodnikw polskich, odezwa w sprawie uporzdkowania nomenklatury ojczystej w dziale ustrojw yjcych, t. j. zoologii i botaniki. "Wszechwiat" Nr. 46, 1884. O pilniejszych potrzebach naszego jzyka naukowego i o sowniku zoologiczno-botanicznym. Rzecz wypowiedziana na 30-m pos. kom. przyrodn. 1886 r. w W. Tow. Ogr. Warszawa, 1886r. str. 19. Doktr Muchoapski. Fantastyczne przygody w wiecie owadw. Z liczn. rys. Warszawa, 1890 r., str. 372. Wydanie II. Warszawa, 1892. Sownik nazwisk zoologicznych i botanicznych polskich, zawierajcy ludowe oraz naukowe synonimy polskie, uywane dla zwierzt i rolin od XV-go w. a do chwili, obecnej, rdowo zebrane i zestawione z synonimami aciskiemi w podwjnym porzdku alfabetycznym i pomnoone materyaem porwnawczym, zaczerpnitym z innych jzykw sowiaskich. Dictionnaire des noms polonais zoologiques et botaniques, contenant les noms vulgaires et litteraires polonais, etc. Tom I. Polsko-aciski Warszawa, r. 1891, 40, stronic LXIV+564. Tom II. acisko-polski, pomnoony materyaem porwnawczym, zaczerpnitym z innych jzykw sowiaskich. Warszawa, 1894-1998, 40, str. LX+890, Rolina i wyraz Chmiel. Ich pochodzenie i przedhistoryczne znaczenie. Rozprawa, Warszawa, 1893 r., str. 38. Pocztek, przyszo i koniec ziemi. Drugie, pomnoone wyd. Warsz. r. 1895, Rubieszewski i Wrotnowski. Toporki kamienne z okolic grnego Bugu i Styru. Monogr. archeol. okazw okolicy. Pam. fizyogr. t XV, 1898, z 9-ma rys. map i 5 tabl. 11

SPIS ROZDZIAW
Przedmowa Wstp 1. Wstp 2. Zadanie nasze i metoda badania Cz pierwsza. Podstawy I. Co to jest cywilizacya w oglnoci? II. Co to jest spoeczestwo? III. Co to jest rodzina? IV. Co to jest gromada? V. Rnica midzy gromad a spoeczestwem VI. Czowiek jako materya spoeczny VII. Materya i energia. Atom VIII. Mechanizm zoony. Zwizek atomw IX. Co wicej, jak mechanizm, a mniej ni organizm. Biogeny - ycie - zard komrka wolna X. Zwizek komrek. Organizm XI. Powszechna dno form ycia do komplikowania si, nie za do upraszczania si XII. Jedno planu w przyrodzie. Trzy stopnie ycia: komrka, organizm, spoeczestwo XIII. Organizm jest jednem sub-spoeczestwem. Spoeczestwo jest jednym supraorganizmem. Konsekwencye tego. Podobiestwa i rnice XIV. Niewidoczne czniki

XV. Co jest przyczyn spoeczn i niewidocznym cznikiem spoecznym XVI. Przyczyn spoeczna i cznikiem spoecznym nie s wadze umysowe czowieka XVII. Przyczyn i cznikiem spoecznemi moe by tylko to, co oddziaywa na zmysy osobnika od zewntrz. Zmysy odbierajce wraenia i zmys wysyajcy. Mowa jako funkcya pierwszego w przyrodzie zmysu wysyajcego XVIII. Czy mowa moe by przyczyn spoeczn i przyczyn rozrostu mzgu? XIX. Mowa jest przyczyn, rozrostu tych czci mzgu, ktre przyjmuj mow i rzdz mwieniem i jest przyczyn spoeczn Cz druga. Czowiek, spoeczestwo i cywilizacya w oglnoci. XX. Co to jest czowiek? Uwagi wstpne XXI. Rka ludzka i uzbienie. Pachylemury XXII. Postawa wyprostowana. Jej dawno i skutki XXIII. Dawno fizycznego typu czowieka XXIV. Jestestwo przejciowe. Materya na jestestwo spoeczne XXV. Stosunek narzdzi sztucznych do mowy. Korzyci pynce z bytu spoecznego dla osobnikw XXVI. Dziedziczno jako jeden z warunkw koniecznych bytu spoecznego XXVII. Jestestwo prawdziwie spoeczne. Czowiek mwicy, piszcy i drukujcy XXVIII. Wie spoeczna czy przez rnicowanie. Czowiek jest dzieem spoeczestwa, a nie odwrotnie XXIX. Natura spoeczestwa. Jego morfologia i fizyologia w najoglniejszym zarysie XXX. Materyay do poznania fizycznej strony ciaa spoecznego XXXI. Posta i budowa ciaa spoecznego XXXII. Jak ronie ciao spoeczne i co utrzymuje w skupieniu jego czci skadowe? XXXIII. Odpowied na pytanie, co to jest cywilizacya XXXIV. Cywilizacya jako realny twr przyrody. Stanowisko czowieka w cywilizacyi i cywilizacyi w przyrodzie XXXV. Istota cywilizacyi XXXVI. Zakoczenie

You might also like