You are on page 1of 179

ERAZM MAJEWSKI NAUKA O CYWILIZACYI II TEORYA CZOWIEKA I CYWILIZACYI Sapere aude, Horac. epist. II 40.

WSTP.
Jednym z waniejszych wynikw mej pracy, wydanej pod tytuem "Nauka o cywilizacyi" jest definicya cywilizacyi, zdobyta na drodze bardzo ostronego badania metodycznego. Okazao si, e to, co nazywamy cywilizacy jednego spoeczestwa, jest caoci naturaln i realn, a co wicej, odznacza si niektremi cechami, ktre przyznajemy indywiduom ywym. Dedukcya to na pozr nie nowa, bo ju wielu socyologw uznao spoeczestwo za co podobnego do ogromnego organizmu, - ale w rzeczy samej daleka ona od rnych pomysw kierunku, zapocztkowanego przez Spencera, W mojem wyobraeniu nie samo spoeczestwo, lecz dopiero cywilizacya stanowi ow rozleg istno. Lubo rnica taka wydaje si nieznaczn i niemal czysto formaln, ma ona due znaczenie, gdy wypywa z rozrnienia rzeczy, dotychczas nie ujmowanych z osobna i otwiera cakiem nowe horyzonty. Nie bd jej tutaj objania, bo na waciwem miejscu powicimy jej sporo uwagi, a rwnoczenie wol powoa si na prac poprzedni, gdzie zostaa ju uwydatniona o tyle, o ile to by na razie mogo. Wspominam o niej na samym wstpie jedynie dla tego, e w pracy niniejszej mamy prowadzi w dalszym cigu okrelanie istoty cywilizacyi, zaledwie dopiero poczte w dziele poprzedniem. Rozwizanie za tej kwestyi moe si okaza wanem nie tylko dla socyologii oglnej, zwanej "czyst", ale z wielu wzgldw dla biologii, z innych dla filozofii, mianowicie dla zagadnienia poznania oraz dla teoryi poznania, a rwnie i dla psychologii. Na t szerok donioso wyniku badania autor nie kad przedwczesnego nacisku, usza tez uwagi wikszej czci czytelnikw, nawet fachowych. Dostrzeg j wyranie i pierwszy podkreli . p. prof. Dr. Ludwik Gumplowicz, zarwno w sprawozdaniu o ksice, jak jeszcze mocniej w listach do Autora, gdzie wyraa nadziej, e w zapowiedzianym dalszym cigu dziea rozwin szerzej i gbiej t najbardziej interesujc stron zagadnienia. Istotnie, konstrukcya dopiero zlekka zarysowana wymagaa rozwinicia, ale odoyem to do dziea nastpnego, raz, aby nie opnia wydania tomu pierwszego, bo pracy zostao duo, aby spraw naleycie rozwin, - powtre dla innych jeszcze, czysto metodycznych wzgldw. Uwany czytelnik pracy poprzedniej, z atwoci mg spostrzedz, e poszukujc cisej odpowiedzi na pytanie: co to jest cywilizacya, staraem si wyprowadza wnioski z wielk ostronoci. Ilo tedy zaoe ograniczyem do minimum, aby zbyt wielk iloci czynnikw, branych pod rozwag, nie zaciemnia i nie utrudnia rozumowania, a wic, aby wyniki byy moliwie pewne i jasne.

Oparem si wic na razie tylko na stosunkach, nieulegajcych wtpliwoci. Do takich naley zrnicowanie funkcyonalne osobnikw jednogatunkowych i jednakowych morfologicznie, skadajcych spoeczestwo, a niezrnicowanie osobnikw jednogatunkowych i jednakowych morfologicznie, skadajcych si na zwyk gromad. Na tej jedynej niemal podstawie wzniosa si logiczna koncepcya naturalnej caoci, zoonej z jednakowych morfologicznie mniejszych caostek (z osobnikw natury zwierzcej), poczonych zrnicowaniem funkcyi i pync z niego wzajemn zalenoci. Z porwnania tej wielkiej caoci z inn, czciowo podobn do niej, bo rwnie zoon z mniejszych caostek, poczonych zrnicowaniem funkcyi i wzajemn zalenoci, - mianowicie z organizmem (realno C), wypyn wniosek, e cao wykryta, lubo niepoznawalna, czy tez waciwie niedostrzegalna dla naszych zmysw, musi by czem podobnem do organizmu, bynajmniej nie w przenoni, lecz z racyi niewtpliwie realnych cech wsplnych. Lecz tu zaraz nastrczao si pytanie: czy to jest moebne, aby owa wielka cao, ktrej nie moemy uj ani sprawdzi zmysami, - nie bya zudzeniem? I drugie: skde osobniki jednego tylko rodzaju organizmw, jednego rodu Homo maj si skada na wytworzenie jakiej naturalnej i realnej caoci wyszej kategoryi, czyli na zindywidualizowany zwizek, gdy aden inny rodzaj organizmw, nawet podobnych do tamtego, nie czy si w analogiczn cao i nie wytwarza nic, podobnego do cywilizacyi. Jedno z dwojga jest tu pewnem: albo jakie nieznane specyalne warunki czyni z rodu Homo wyjtek, i wtedy przypuszczalna cao spoeczna jest moliwa, albo, jeeli tych warunkw niema, wtedy i caoci podejrzewanej rwnie niema. Poszukujc owych tajemniczych i nieznanych warunkw, czyli przyczyny spoecznej, doszedem do wniosku, e kardynalnym warunkiem istnienia takiej wyszej caoci, za jak uwaam spoeczestwo wraz z cywilizacy, musi by fizyczny cznik, ktry spaja jednakowo uorganizowane osobniki w wielce urozmaicon w swym skadzie wewntrznym cao. W zasadzie nazwaem ten cznik tajemniczy spoecznym, a po troskliwem poszukiwaniu okazaa si nim mowa ludzka. Ona to okazaa si nie tylko przyczyn czowieczestwa, spoeczestwa i cywilizacyi nietylko przyczyn wielkiego rozrostu (wyrobienia si) tych czci mzgu, ktre przyjmuj mwienie cudze i rzdz mwieniem wasnem ale jedynym elementem i dostatecznym cementem, spajajcym lune czstki w cao realn, czyli okazaa, si koniecznym warunkiem czowieczestwa, spoeczestwa i cywilizacyi. Z chwil ustalenia tej niezmiernie wanej roli mowy ludzkiej w "spoeczestwie" ujawni mi si, i to niespodziewanie, bardzo osobliwy i bezprzykadny w przyrodzie charakter tej caoci. Okazao si mianowicie, e treci oraz istot tej caoci nie moe by samo "spoeczestwo", czyli og ludzi, zwizanych jedn mow, ani spoeczestwo wraz z jego dzieami, lecz musi by koniecznie caoksztat idei spoeczestwa (str. 313) "niematerjalna" istno, wyaniajca si ze spoeczestwa, a waciwie na niem trwajca. Okazao si zarazem, e owa cao, ktr nazwaem utworem D, czyli cywilizacy, jest istnoci realn, podobn z cech zasadniczych do

organizmu, a wic, e w niej tkwi jakie ycie wyszego rzdu, dla osobnikw ludzkich niedostrzegalne. atwo zrozumie jak wany to wniosek i jak koniecznem jest wielostronne jego owietlenie i roztrznicie celem sprawdzenia jego zasadnoci. Nie taj, e wniosek w wypyn z nader niewielkiej iloci wzitych pod rozwag danych, podkrelam tylko, e wyday mi si one bardzo pewnemi. Lecz wanie dla tego sam uznaem za niezbdne, przed rozwiniciem konsekwencyi, pyncych z odkrycia, sprawdzi jeszcze w nastpnej pracy zasadno odkrycia przez wprowadzenie do rozwaania czynnikw, dotychczas rozmylnie pominitych w tym celu, aby nie wika i nie zaciemnia badania, prowadzonego, powtarzani, na podstawie bardzo nielicznych, ale dobrze sprawdzonych poj. Nowe czynniki, nowe pojcia, wprost niezbdne do wykoczenia i zaokrglenia koncepcyi gwnej mam zamiar wprowadzi teraz, a bdzie to stanowi decydujc prb trwaoci konstrukcyi i albo zamieni mia i zaledwie dopiero zarysowan hipotez w teory, albo j obali lub zmodyfikuje. Jednem sowem, zanim posun si dalej, zanim na zdobytej podstawie zaczn budowa jakiekolwiek wnioski szczegowe, pragn przeprowadzi gruntown krytyk wasnego dziea, nie czekajc, a zrobi to inni. W tym celu wypada zorjentowa si, jakie to czynniki mog wystawi konstrukcy na najtrudniejsz prb? Najprociej bdzie zwtpi w to, co jest najwaniejszem w hipotezie i co wydaje si najpewniejszem. Alf i omeg jej s dwa przypuszczenia: 1) e cywilizacya (utwr D) jest realnoci w wiecie, czyli, e jest caoci zindywidualizowan, i 2) e tkwi w niej ycie. Gdybymy ycia w tej realnej caoci, niedostpnej dla naszych zmysw, nie mogli udowodni, wtedy, zdaje mi si, e niepodobnaby byo uwaa jej wogle za jak cao zindywidualizowan. A wic wszystko koncentruje si w jednej kwestyi: czy tu jest ycie? Biolog i filozof atwo zrozumie, jak niezmiernie trudnem, doniosem, a nawet wprost niebezpiecznem dla szanujcego si badacza jest samo podejmowanie podobnego zagadnienia. Pitrz si tu trudnoci, z ktrych niejednej przezorny badacz unika rozmylnie, aeby si nie rozbi o nie, lub nie uwika w zudach, pozbawionych wartoci naukowej. Mimo to musimy podj niebezpieczne pytanie, albowiem, gdybymy nawet chcieli zrezygnowa z "ycia" w tej "caoci" i zamierzali cywilizacy uwaa tylko za "co wicej nieli za mechanizm", to wtedy hipoteza zmieniaby si tylko o tyle, e monaby powiedzie, i cywilizacya jest czem mniej, ni ustrojem yjcym, ale wicej ni mechanizmem, czyli ustrojem martwym. Przezorne to okrelenie, do ktrego narazie uciekem si rzeczywicie, aby nie wypowiada twierdze, z trudnoci dajcych si dowie, byoby, po gbszem zastanowieniu, formalnym tylko wybiegiem. W istocie, nie umiemy sobie wyobrazi takiego mechanizmu spontanicznego, ktryby by czem wicej ni mechanizmem, a nie mia ycia, podobnie, jak nie znamy organizmu, ktry byby czem mniej od organizmu. Co wicej od mechanizmu spontanicznego mus i by ju ustrojem ywym i dla tego cywilizacya moe by tylko ustrojem ywym,

albo niczem. Czystym bowiem mechanizmem, choby bardzo zoonym, take by nie moe. Okazuje si tedy, e niema ju powrotu z drogi, na ktr nas wprowadzio badanie poprzednie. Aby znale punkt oparcia, bd dla podwaenia hipotezy naszej, bd dla jej udowodnienia, trzeba zabrn w kwesty samego ycia. Nie zdoamy rozstrzygn czy cywilizacya jest rzeczywicie caoci zindywidualizowan, dopki nie odpowiemy sobie na pytanie: co to jest ycie, na czem polega jego istota? Trzeba albo zrezygnowa z prby i ze wszystkich nadziei, ktre obudzio badanie poprzednie, albo podj to najcisze pytanie z zuchwa nadziej, e je zdoamy rozwiza przynajmniej w granicach, niezbdnych do rozstrzygnicia kwestyi cywilizacyi. Prba, lubo ryzykowna, warta trudu, bo z chwil, gdy nasza hipoteza zamieni si w pewno, odkrycie nasze nabierze doniosej i szerokiej wartoci naukowej. Stwierdzajc now, dotychczas nieznan posta ycia, zdobdziemy rodek nowy do gbszego ujcia ycia w oglnoci. Zoy si tak osobliwie, e probierz teoryi cywilizacyi da nam w rk z kolei nowe kryteryum ycia. Na tej cznoci obu problemw polega donioso teoryi cywilizacyi dla biologii i filozofii.

CZ PIERWSZA.
I. Czego nie wiemy o komrce.
Pomimo poczonych wysikw biologw, fizykw, chemikw i filozofw wszystkich szk i czasw, - pomimo, e moemy obserwowa nieskoczon ilo postaci ywych, poczwszy od komrki, a skoczywszy na czowieku, samo ycie jest dotychczas zagadk. Zarwno istota jego, jak najwaniejsze warunki, skadajce si na to zjawisko - nie zostay wyjanione. Dwie znamy caoci yjce: organizm i komrk. Ta ostatnia jest najdrobniejsz caoci yjc, do ktrej dotara nauka. A poniewa wszelka komrka powstaje zawsze tylko z komrki i komrka, a nie co innego buduje wszelki organizm, przeto powszechnie si powtarza zapewnienie, e wszelkie problemy ycia, schodz si ostatecznie w komrce (w protoplazmie z jdrem). Istotnie tak jest, a przynajmniej tak si wydaje, bo poza komrk czyli poniej komrki, nie znamy ycia. Nie tylko to, co wchodzi do komrki, lecz i to, co wydziela si z niej, wic to, co przed momentem stanowio cz skadow ywego systemu, - naley ju do wiata nieoywionego. Czy jednak komrka jest naprawd najdrobniejszem i ostatniem ogniwem ycia, tego twierdzco nie wolno rozstrzyga, gdy nie wydaa ona jeszcze swej tajemnicy. Jeeli bowiem zapytamy biologw, na czem polega w niej ycie, odpowiedzi zadawalniajcej nie usyszymy. Najmielsi mwi nam, e komrk wprawia w stan ycia suma przemian chemicznych, dokonywujcych si bez przerwy wrd jej skadnikw pod wpywem rodowiska. Mwi, e substancya komrki rozpada si cigle i cigle na nowo si tworzy i na tem wanie polega przemiana materyi pod wpywem i na tle

otoczenia, - podstawa jej ycia, a take wszelkiego ycia, zoonego z mnstwa oddzielnych istnie komrkowych. Jednake, gdy zastanowimy si nad ow "przemian materyi", ktra ma wprawia "w stan ycia" i w ktrej ma tkwi caa zagadka, atwo spostrzeemy, e wanie jestemy dalecy od znajomoci tych przemian, a wic zagadka pozostaje zagadk. Samemi tylko procesami chemicznemi nikt nie zdoa jeszcze objani ycia komrki, bo ycie jej nie polega jedynie na skomplikowanych procesach chemicznych, odbywajcych si w komrce jako osobniku, lecz na inny m jeszcze procesie, mianowicie na mnoeniu si komrek, t. j. na odtwarzaniu si komrki z komrki, a tego ju nie objani aden chemik samemi procesami chemicznemi, choby najzawilszemi, w komrce. I jeszcze wicej. ycie oddzielnej komrki polega na odtwarzaniu si takiej samej komrki z komrki, na odtwarzaniu si jejwarunkowo niezmiennem poprzez tysiczne pokolenia z rwnie nieugit jak niepojt staoci formy, czyli budowy morfologicznej, ktr si cechuje wszelki twr ywy, pomimo wiecznie nieustajcego w nim ruchu, polegajcego na rozkadaniu si i odbudowie materyi komrki oywionej. Zdumiewa tutaj nie tylko nadzwyczajne nagromadzenia przerozmaitych procesw chemicznych, toczcych si w komrce, lecz gwnie to, e powracaj one, t. j. powtarzaj si cigle w niezmiennym porzdku, t. j. z jednym ostatecznym wynikiem, pomimo caej ich zawrotnej rozmaitoci w jednym cyklu. Niezmierne nagromadzenie w jednej drobnej protoplazmie z jdrem przerozmaitych procesw chemicznych, utrzymywanie si caej tej mieszaniny procesw w ustawicznej rwnowadze, pomimo, e rozkad i synteza zachodz tu na tle niejednakowych warunkw zewntrznych, wreszcie rytmiczne powracanie z zadziwiajcym porzdkiem tych samych seryi procesw w komrkach, powstajcych z podziau poprzedniej, - wszystko to nie moe by spraw wycznie chemiczn. Same sprawy chemiczne nie tumacz nam nietylko filogenetycznego istnienia komrki, ale nawet jej ontogenezy. Nie objaniaj nam ycia ani osobnika ani pokolenia. Gdyby istotnie ycie komrki miao polega wycznie na chemizmie pojmowanym nawet bardzo szeroko, wtedy zagadka ta byaby ju rozwizana. Gdyby proces chemiczny wszystko tumaczy - nie powinnoby ju by tajemnicy ycia. Powinnimy ju zrozumie, na czem polega trwao planu komrki, czyli jej postaci, ktr uwaamy za wynik nadzwyczaj dugiego rozwoju historycznego, czyli filogenetycznego komrki. Gdyby tu o wszystkiem decydowa sam chemizm, wtedy take trzebaby sobie koniecznie wyobraa komrk, jako jeden niepojcie zawiy zwizek chemiczny, tymczasem wiadomo dobrze, i substancya i sfera komrki jest tylko polem, na ktrem tocz si niezliczone oddzielne procesy chemiczne, zwizane ze sob nie tylko chemiczn zalenoci, - wic jest niejako z niezrozumiaych przyczyn utrzymujc si stale i samorzutnie mieszanin licznych zwizkw chemicznych, ktre odrniamy pod nazw cia biakowatych, licznych cia prostych i zoonych, j. n. skomplikowanych pocze bezazotowych, grup wglowodanw, tuszczw oraz ich pochodnych, wreszcie rnych soli nieorganicznych.

Tak, komrka jest mieszanin, i to nazbyt zoon, aby j mona umieci tu obok przyrody nieoywionej, ktra skada si z caoci (z ukadw), zostajcych wzgldem siebie w stosunkach bardzo prostych. Nawet wwczas, gdy nie rezygnujemy z mechanistycznego ujmowania sprawy ycia, musimy orzec, i w protoplazmie i jdrze odbywaj si, prcz chemicznych, jakie sprawy inne, wic nad-chemiczne lub obok-chemiczne i one wanie musz kierowa przebiegiem procesw chemicznych, one to musz utrzymywa tosamo ukadu poprzez oddzielne cykle yciu, one to (te sprawy inne) bdc zalenemi od procesw chemicznych, czyni je z kolei i ustawicznie zalenemi od siebie. Jako kady biolog uznaje dzi komrk za nagromadzenie niepojcie zawie, ale uporzdkowane i przy niestaoci chemicznej stae, nieznanych bliej komponentw, za jaki zesp zrzeszonych mikroorganizacyi, zwizanych ze sob w znaczeniu biologicznem - a przeto w sposb jeszcze niedocieczony. Tam odbywa si biologiczny proces na tle procesw chemicznych. O nad-chemicznym charakterze spraw, toczcych si na tle spraw chemicznych, a rwnoczenie kierujcych chemizmem w komrce, wiadczy wanie, powtarzam i to z naciskiem, trwao jej planu czyli budowy oraz cykliczno jej bytu. Waciwo t powtarzania si komrki czyli trwania jej w postaci acucha jednakowych komrek ujmujemy pod wyrazem dziedzicznoci. Dziedziczno, ktra podtrzymuje cigle ten sam prawie porzdek procesw, a wic byt utwo ru w bardzo dugim czasie, jest nie do pomylenia przy samych tylko znanych nam procesach czysto chemicznych. Z tych krtkich uwag wypywa wniosek, nie nowy zreszt, ale konieczny, e komrka nie moe by ani najdrobniejsz, ani najelementarniejsz jednostk ycia. Midzy komrk a czsteczk nieoywion, w ktrej chemizm jest prawem najwyszem, musi tkwi jeszcze jaka nieznana nam posta, rna od czsteczki chemicznej, a prostsza od znanej na "ywej caostki", jak jest komrka, wic jaki element (ukad) poredni pomidzy stanem nie-ycia, a ycia. Element ten musi si rni od ukadu nieoywionego, to znaczy, nie moe by zwykym ukadem chemicznym, ktry podlega tylko prawom chemicznym, bo obok wasnoci chemicznych trzeba mu przypisa waciwoci nie dajce si wytumaczy wasnociami chemicznemi. One to wanie zapewnia musz trwao formy, a waciwie planu wszelkich caostek, ktre zwiemy komrkami. Ten to element zgoa nam nieznany musi by warunkiem bezustannej wymiany skadnikw tych ukadw chemicznych, ktre przez rozkad i nastpnie syntez, albo odwrotnie, wchodz w obrb komrki, w ten sposb, e utrzymuje on tosamo ukadu komrki mimo nietosamoci jej realnych skadnikw. On sowem musi by podwalin i powiedzmy przyczyn gwn istn ienia tej postaci ycia, ktr nazywamy komrk. Wielu biologw nie chce sysze o takim elemencie. Wyobraaj sobie, e sprzeniewierzyliby si zasadzie mechanistycznego ujmowania ycia, gdyby usiowali szuka w protoplazmie lub jdrze czego innego, nad zwyke procesy fizyczne i chemiczne. Zwaszcza biochemicy, olnieni wielkiemi tryumfami, jakie wic skutkiem syntezy sztucznej wielu niezmiernie zoonych, a wanych skadnikw materyi ywej, wyobraaj sobie, e zajrzeli ju lub rycho zajrz do

dna laboratoryum protoplazmy, wyobraaj sobie, e w niem niemasz nic innego nad przemiany czysto fizyko-chemiczne. Zapominaj oni, e dopiero wwczas z udatnej syntezy produktw komrki mogliby wnosi o wycznoci chemizmu w komrce, gdyby wytumaczyli fizyko-chemicznie cakowity przebieg spraw w niej zachodzcych, a od tego s przecie bardzo, a bardzo dalecy. Nie spostrzegaj, e udz tylko siebie i innych, nic nie zyskujc dla zasady mechanistycznej, ktrej broni. Sami przecie wyobraaj sobie komrk, jako "laboratoryum chemiczne mikroskopowych rozmiarw" (Verworn), a jednak niebacznie zapominaj, e pracownia, jeli ma by pracowni, musi mie jakiego laboranta lub laborantw, musi mie jakie sub-energidy, kierujce caym ruchem chemicznym. I nie trzeba si lka hipotezy takich laborantw. Czy bowiem wyjanienie ycia stanie si mniej mechanistycznem, gdy zgodzimy si na konieczno istnienia jeszcze jednego, lecz prostszego ogniwa, a waciwie elementu ycia, tkwicego midzy natur nieoywion, a caoksztatem komrki? Bynajmniej. Proces czysto chemiczny odsunie si tylko gbiej, ale bieg rzeczy zostanie po dawnemu naturalnym, cho niewyjanionym. Wprawdzie zysk praktyczny bdzie niewielki, ale za to duy teoretycznie. Biolog, nie przestajc by w zgodzie z dowiadczeniem, ktre mu nic nie narzuca sprzecznego z rozumowaniem, rozwie sobie rce do swobodniejszego szukania przyczyn, ycia, w tych gbinach procesw mechanicznych, w ktrych nie mia ich szuka, skrpowany zbyt ciasnem pojmowaniem mechanizmu. I gdyby nawet nie znalaz tego, co mu obiecuje rozumowanie, zostanie mu przynajmniej przewiadczenie, e wyczerpa wszelkie rodki. Moe wtedy powrci do hipotezy samego chemizmu, ktra zreszt nie zici jego nadziei, bo zici nie moe. Sowa ostatnie tchn beznadziejnoci. Sdz, e ona jest uzasadniona i atwo mi bdzie tego dowie.

II. Czego nie moemy wiedzie o komrce?


Biologia komrki opiera si na analizie i na obserwacyi. Co si tyczy tej ostatniej biolog, przy pomocy coraz subtelniejszych narzdzi, wzmacniajcych si naszego wzroku, podpatruje przemiany morfologiczne, zachodzce w komrce i z tego, co dostrzega, wyprowadza wnioski o znaczeniu przemian. Analiza chemiczna dopomaga mu do gbszego rozrniania natury objektw dostrzeganych. Zachodzi pytanie, jak daleko siga sia narzdzi, ktremi biolog rozporzdza? Napozr jest ona wielka. Biolog widzi liczne utwory w komrce i obserwuje naocznie odbywajce si w niej procesy. Lecz czy mona utrzymywa, e widzi on i obserwuje procesy elementarne ycia w komrce, czy mona twierdzi, e nic si nie kryje przed jego wzrokiem z tego, co powinien widzie, jeli ma zrozumie obraz widziany ? Nie! tego nie mona utrzymywa. Nie sdmy, aby cytologowie operowali ju biologicznemi "elementami" komrki, a przynajmniej czem bardzo blizkiem elementarnoci, gdy rozprawiaj o "organoidach", "mikroorganizmach", "chromosomach", "granulacyach" i t. d., gdy owe rozpoznawalne i dajce si obserwowa pod mikroskopem skadniki komrki s bardzo dalekie od elementarnoci zarwno chemicznej, jak biologicznej. To ju utwory, zoone z

niezmiernej iloci skadnikw drobniejszych, ktrych istnienie sami przypuszczaj . Zachodzi pytanie, czy s szans, aby te elementy, dzi niewidzialne, stay si widzialnemi z udoskonaleniem mikroskopw? Niestety - szans tych niema. Mikroskop doszed ju do ostatniej granicy doskonaoci i nie ukaza nam tego, co trzeba widzie, aby naprawd podpatrze ycie. Jak drobne musz by podstawowe skadniki morfologiczne komrki, o tem atwo si przekonamy, gdy wspomnimy, e niektre mikroby, z ktrych kady jest bardzo obszernym systemem ywym, usuwaj si z pod zwykej obserwacyi mikroskopowej. Mikroby np. zarazy pucnej byda, przy najlepszych warunkach dostrzegania, przedstawiaj si tylko jako punkciki wietlne (Cotton i Mouton), a wic nale do objektw ultramikroskopowych. Poniewa elementy biologiczne mikroba musz by bardzo znacznie mniejsze od samego mikroba - przeto tembardziej nie moemy ich widzie pod mikroskopem. Poniewa za i w zwykej komrce, o wiele wikszej od bakteryi nie widzimy elementw biologicznych, tylko ich skupienia, przeto granica ich widzialnoci w bakteryi odsuwa si nam o kilkaset razy gbiej od widzialnoci samej bakteryi, a zapewne niemal tak samo i w zwykej duej komrce, w ktrej te elementy prawdopodobnie nie mog by o wiele wiksze od elementw bakteryi. Nale wic i jedne i drugie do objektw, lecych daleko poniej granicy widzialnoci. Tak jest dzi, lecz moe jutro stan si one widzialnemi? Ot nie trzeba si udzi, one pozostan dla nas na zawsze niedostrzegalnemi. Z bada nad wiatem wiadomo, e nie mona marzy o rozpoznaniu przedmiotw mniejszych od dugoci jednej fali wiata. Dugo fali zwykego wiata sonecznego wynosi jedn dwutysiczn cz milimetra. Aby powikszy widzialno przedmiotw drobnych, skonstruowano mikroskop dla wiata o moliwie najkrtszej fali, a wic dla elektrycznego wiata ultrafioletowego (mikroskop Kohlera i Rohra), o fali, wynoszcej jedn czterotysieczn cz milimetra. Pomimo jednak, podwjnej widzialnoci w stosunku do siy mikroskopw zwykych, okazao si, e caa bakterya zarazy pucnej jest mniejsz od uytej fali ultrafioletowej. A wic widzialnoci o wiele mniejszych elementw komrki i bakteryi kadzie kres sama natura wiata, a waciwie budowa naszego oka. Lecz i z innych jeszcze wzgldw nie naleao si spodziewa, aby byo inaczej. Wszak my widzimy tylko dziki wraliwoci komrek siatkwki oka. Wraenia odbieramy od caych komrek, nie za od jej oddzielnych elementw. Skoro tak, to najmniejsz jednostk widzenia jest wraenie, otrzymane od caej komrki, jako od indywidyum. Choby tedy komrka siatkwki otrzymaa nie jeden bodziec wietlny, ale tysic lub 10 tysicy oddzielnych i rnorodnych - to wyle ona do mzgu tylko ich wypadkow - i nic nad to. Choby tedy obraz mikroskopowy, ktry podziaa na komrk by bardzo urozmaicony, zlaby si on w jednolite wraenie, niby w jeden punkt. Tak wic jeszcze i wielko naszych komrek wzrokowych zakrela nisze granice widzialnoci wiata zewntrznego. Jeeli teraz wemiemy pod uwag inn znowu, nie mniej wan przeszkod w dostrzeganiu drobnych elementw komrki, - to ocenimy dopiero waciwie powody, dla ktrych nic o nich ze strony wzroku naszego nie moemy si

spodziewa. Przeszkod drug jest ogromna znikomo w czasie procesw, zachodzcych w komrce, to znaczy ich krtkotrwao. Ruch chemiczny w komrce tak jest byskawiczny, procesy czenia si, i rozdzielania skadnikw trwaj tak krtko, e okres czasu, ktry dla wraliwoci komrek wzrokowych moe by uwaany za jednostk percepcyi jest duszy od zachodzcych tak w niej, jak w komrce obserwowanej procesw chemicznych. Ruchy tedy, zachodzce w komrce obserwowanej nawet wwczas, gdyby objekty w ruchu bdce mogy by widzialnemi, musz zlewa si - w jedn niedajc si rozczonkowa cigo, dajc obraz daleki od rzeczywistoci. Zachodzi tu bowiem przeszkoda obserwacyi podobna do trudnoci dostrzeenia wzrokiem kuli karabinowej, przebiegajcej przed polem widzenia. Kuli w ruchu albo wcale nie dostrzeemy, albo moglibymy otrzyma wraenie linii cigej, zamiast krka. My o ksztacie kuli mamy wyobraenie, bo widujemy j w spoczynku, ale wanie elementy komrki nigdy nie spoczywaj wic nigdy nie byy widziane. Dla tego nawet pod najlepszym mikroskopem widzimy tylko uud, widzimy obraz stay i jednolity, otrzymujemy wraenie niemal spokoju tam, gdzie przed naszym wzrokiem dokonywaj si z niepojt szybkoci drobne ruchy niezmiernie urozmaicone. Gdy patrzymy na drobn iskr elektryczn, wzrok nasz odbiera tylko wraenie jednostajnej jasnoci, a przecie ta jasno jest dugiem szeregiem oddzielnych iskierek, przebiegajc ych naprzemian od jednego bieguna do drugiego. Pozornie ciga i elementarna iskra, sprawiajca wraenie spokoju, jest szeregiem cile odgraniczonych od siebie zjawisk, ktrych wzrokiem naszym nie moemy oddzielnie uchwyci. Tem samem jest komrka naga, widziana pod mikroskopem, tylko w stopniu wyszym. W tej bezwadnej niby bryce, w obrazie spokojnego rozwoju lub icie wiowych ruchw niezdolni jestemy odrni byskawicznych ruchw i raptownych przemian, nie widzimy nieustannego kbienia si wszystk ich jej czci skadowych. Wic gdy caego tego ruchu i jego porzdku, jego e tak powiem mechanizmu zgoa nie dostrzegamy, na czeme opiera si wniosek, e w tych gbinach mikrokosmosu nic niema innego nad zwyke ruchy mieszaniny zwizkw chemicznych, ktrych, notabene, take z widzenia nie znamy? Nawet nie na domyle, lecz wprost na uporze. Ostatecznie okazuje si, e badanie komrki, oparte na obserwacyi, nie moe siga tak gboko, jak trzeba, aby doprowadzio do rozpoznania procesw yciowych. Innemi sowy, biolog jest i pozostanie bezsilnym wobec zagadki ycia w komrce. Ukrywa si ona w sferze, niedostpnej dla dowiadczenia z powodw czysto fizycznych. Jeeli za wemiemy pod uwag niezmiern drobno czstek chemicznych, o wiele, wiele przewyszajc krtko fal wietlnych, - co znaczy, e jestemy bardzo dalecy od monoci widzenia ich, - to okazuje si, e w komrce jest w sferze niewidzialnej miejsca dosy zarwno na ukady chemiczne, jak na ukady nadchemiczne, o ktrych bya mowa. Wanie dla tego, e to sfera niedostpna dla naszych zmysw, nie wiemy na czem waciwie polega ycie komrki. Zbierajc otrzymane wyniki rozwaa nad komrk, moemy powiedzie, e wiemy o niej, i jest caoci zindywidualizowan, zoon z niezmiernie rnych pod wzgldem chemicznym (a rwnie fizycznym) czci skadowych. Elementw

jednak biologicznych, ktre w niej przypuszcza mona, a nawet trzeba, na zasadzie tego, comy mwili, nie znamy i nic wiedzie o nich nie moemy. Nie wiemy zatem, co trzyma t cao w stanie ycia,.

III. Co wiemy o organizmie? Z jakich powodw biolog przyrwnywa organizm do spoeczestwa.


Lecz poza tem yciem, do ktrego tajnikw nie mamy dostpu, znamy i moemy bardzo dobrze obserwowa drug posta ycia, dwakro zoon: organizm. Wiemy, e organizm jest wspyciem komrek. Skoro jednak ycie organizmu polega nie tylko na samych procesach midzykomrkowych, ale oczywicie take i na wewntrzkomrkowych, nasza znajomo ycia organizmu, jest e tak powiem, poowiczn, a nawet powierzchown. Mamy tu do czynienia rwnie z tajemnicz komrk, tylko z tak komrk, ktra yje obok mnstwa innych komrek w stosunku wspzalenoci wzajemnej. Gdzie si obrcimy, wszdzie natrafiamy w organizmie na komrk lub na jej produkt, a zjawiska wspycia komrek wikaj si tak ze zjawiskami ycia komrki lub ycia w komrce, e przeprowadzenie midzy temi zjawiskami linii demarkacyjnych jest w wielu razach niemoliwe dla biologa. Co za najgorsza, nie umiemy objani, jakiemi rodkami urzeczywistnia si wspdziaanie komrek zwizkowych, co trzyma t mas komrek i ich produktw w cznoci uporzdkowanej, co czyni z nich cao, - indywiduum. Podzia czynnoci? ale to jest skutek, nie za przyczyna wspycia i wspdziaania. Wic i tu, cho niby wszystko atwiej obserwowa, nieli w komrce, mnstwo jest wtpliwoci, mnstwo niewiadomych, a zasada wspycia komrek w organizmie jest ciemna. I tu ycie nie zdradzio swej tajemnicy. Wiadomoci nasze peniejsze s od wiadomoci o komrce przez to tylko, e gdy tam nie znamy zgoa elementw biologicznych i domylamy si tylko ich istnienia, - tu, w organizmie wiemy, e ycie wielkiej caoci opiera si na yciu komrek, czyli mniejszych caoci, nie za na zagadce, jak w komrce. W teoryi cywilizacyi przybya nam jeszcze jedna posta ycia, trzykro zoona, mianowicie realno D. Jej elementami s ju cakowite organizmy (ludzie), a skadnikami dopeniajcemi ich wytwory. Oczywicie, mona i trzeba nawet jeszcze powtpiewa, czy cywilizacya, jak j sformuowaem, jest naprawd utworem "ywym", czy te moe tylko sui generis mechanizmem albo nawet wprost agregatem, ale, musz wyzna, e w rozstrzyganiu tej wtpliwoci, cho tu chodzi o "ycie", nie udzielibym biologom gosu ani decydujcego ani orjentujcego. Kompetencyi w tej obcej dla nich i dotychczas obojtnej zgoa i niebadanej sferze pozbawia ich nieznajomo podstawy i istoty, a dodabym jeszcze i granic ycia, na ich wasnym terenie, w komrce i organizmie.

Gdyby te biolog chcia utrzymywa, e cywilizacya moe by tylko systemem mechanicznym i niczem wicej, lub prostem skupieniem elementw wcale nie scalonych, to wyrok jego uznalibymy za przedwczesny, bo oparty na zbyt wakiej podstawie wzgldnej znajomoci jednego tylko mechanizmu ywego, mianowicie organizmu. Co do komrki bowiem jest on wanie w tem samem pooeniu, a waciwie w gorszem od tego, w jakiem znajduj si ci, ktrzy usiuj zrozumie cywilizacj i jej istot. Wszak komrka, ten drugi, znany mu czciowo mechanizm, obdarzony wielu cechami organizmu, nie zdradzi jeszcze, na czem polega istota jego ycia, a wic brak biologowi dostatecznej podstawy porwnawczej do osdzenia, czy w przypuszczalny trzeci mechanizm ywy nie posiada cech, dostatecznych do uwaania go za mechanizm podobnie ywy, jak komrka, tylko zgoa inny. Przecie nie trzeba zapomina, e i protoplazma jest ukadem zgoa niepodobnym do organizmu. Ale jeszcze i z innych powodw nie miaby biolog prawa do odmawiania ycia temu caoksztatowi, ktry nazwaem cywilizacy. Przecie on sam wyznaje, e nic go nie zmusza do rezygnowania z mechanistycznego ujmowania wszelkiego procesu yciowego. Gdyby wic ycie trzykro skomplikowane miao si nawet odznacza brakiem niektrych cech, waciwych organizmowi, to jeszcze ten brak albo nie dawaby zasady do nazywania cywilizacyi tylko mechanizmem, albo te nic by podobna degradacya nie wyraaa, skoro organizm, nazywany ukadem ywym, moe by bardzo susznie uwaany take za sui generis mechanizm. Czem tedy jest ustrj, ktry nazywamy c-cy albo caoci D, tego jeszcze nie wiemy i to na teraz staje si obojtne, skoro nie wiemy, czem si okae, po zgbieniu istoty ycia, komrka, pierwsza znana posta tego, co nazywamy yciem. To tylko zdaje si by pewnem, e cao D, podobnie jak komrka, jest czem wicej od zwykego mechanizmu, gdy rwnie jak ona, nie jest pozbawiona szeregu cech, charakteryzujcych wszelki ukad ywy drugiego stopnia. Bdziemy to mieli sposobno wykaza pniej, teraz za owietlimy na jednym przykadzie. Najcharakterystyczniejsz cech ywego ustroju obok assymilacyi i dysymilacyi, - jest rozwj. Rozwojem nazywamy tak spraw w czasie, ktrej stadya kolejne daj si objani jako zalene lub pochodne od poprzednich. Teorya rozwoju jest sformuowaniem praw, do ktrych daj si sprowadzi przeobraenia. Jest ona jedynym sposobem ujcia rnorodnoci (dowiadczalnej) w pewien ukad, tak wicy ogniwa swoje, e zaleno jednych od drugich wystpuje z oczywistoci, a acuch przemian jest cigy, t. j. przy przejciu od ogniwa do ogniwa nie wstawia si nic nowego i nic nie ginie bezwzgldnie. Ot w takiem pojmowaniu rozwoju komrka si rozwija. Ona w adnym momencie nie jest tem samem, cho cigle jest komrk. Nie trzeba jednak chyba dowodzi, e w tym wanie sensie rozwija si rwnie i cywilizacya. I tu, w acuchu przemian nic nie wstawia si nowego i nic nie ginie bezwzgldnie. Zaleno jednych spraw od drugich jest ciga i oczywista, acuch, a raczej plecionka przemian jest nieprzerwana.

Pomin na teraz inne liczne analogie realne midzy cywilizacya a organizmem, gdy nastrcza si tu bardzo znamienne spostrzeenie. Jeeli biolog, umiejcy gboko wnika w istot ycia organizmu pragnie przedstawi obrazowo mechanizm ycia, jakie w nim ponie, - wtedy przyrwnywa organizm do spoeczestwa. C narzuca si w spoeczestwie tak godnego uwagi biologa? Oto widzi w niem uporzdkowane wspdziaanie indywiduw, podzia pracy i wzajemn wszystkich indywiduw - zaleno. ycie organizmu jest wanie niewymownie subtelnie uporzdkowanym biegiem mechanizmu, w ktrym zastpy zrnicowanych morfologicznie wic i funkcyonalnie komrek znajduj si w stanie bajecznie uporzdkowanego i ustalonego podziau pracy. Analogon komrki widz biologowie w czowieku, - organizmu za w caem spoeczestwie. Pytam ponownie: z jakieje racyi pynie posikowanie si analogi, ktrej dostarcza spoeczestwo? Wszak ono nie miao jeszcze nigdy w nauce, a zwaszcza w biologii uznanego charakteru ustroju ywego. Skd to awansowanie zjawisk spoecznych do godnoci uytecznej analogii z yciem? Stao si to dla tego, e lepszej analogii biologowie nie znaj. Z drugiej strony oddawna filozofowie, zarwno intuicyjnie, jak z wyrozumowania, dostrzegali w spoeczestwie obraz ycia,, tak wyrany, e cho nawet biologom wydawa si zudzeniem lub figur, narzuca si on umysowi logicznemu z nieprzepart si, jako analogia co najmniej bardzo uyteczna. Biologowie nowszej doby sami ulegli tej logice i podnieli oraz podkrelili analogi. Stao si to dlatego, e, powtarzam, w caej pr zyrodzie nie mieli lepszej. Z czeme, w istocie, mogli oni porwnywa ycie organizmu? Z yciem w komrce? Lecz tutaj wanie, chocia tkwi ono bez wtpienia ze wszystkiemi zagadkami, tajniki jego pozostay niedocieczone. Nie znamy biologicznych elementw tego ycia, nie wiemy nawet, czy one s. Co wicej, tajniki te pozostan niedocieczone jeeli na innych drogach nie uda si omin przeszkd, o ktrych bya mowa niedawno. Jeden za to rezultat bada cytologicznych zasuguje tu na podkrelenie, mianowicie, e mechanizm ycia komrki okaza si nadspodziewanie zoonym, i, mimo zasadniczego podobiestwa do mechanizmu ycia w organizmie, musi by nawskro swoistym i bezprzykadnym. Wic do zrozumienia, czy te rozpoznania procesu w komrce nie wiele moe si przyczyni bodaj najlepsza znajomo stosunkw midzykomrkowych, panujcych w organizmie. Oto dlaczego, nie mogc si powoywa na stosunki wprost im nieznane, zwracaj biologowie wzrok na spoeczestwo, ilekro potrzebuj obrazu do uzmysowienia stosunkw, zachodzcych w organizmie. I chocia podobiestwo musi by odlege, posikuj si niem chtnie w braku lepszego porwnania. Gwna nieprawowito porwnania polega tylko na tem, e nie wiadomo, czy spoeczestwo stanowi co w rodzaju jednostki zindywidualizowanej na wzr organizmu. Dla tego tez, pomimo wszystkich dostrzeonych analogii, o ktrych bya mowa, nie wiadomo jeszcze, czy w spoeczestwie tkwi istotnie ycie. Tego trzeba dopiero dowie.

IV. Kwestya ycia w cywilizacyi.


Odmwiem biologom kompetencyi w rozstrzyganiu kwestyi ycia w cywilizacyi, wic kt bdzie o tem decydowa? Ci, ktrzy je oddawna przeczuwali, wic filozofowie i socyologowie. Wprawdzie ci, ktrzy najusilniej starali si o uzasadnienie idei, socyologowie "szkoy biologicznej", nie osignli celu mimo przenikliwoci i wielostronnej wiedzy, ale zwyky to los pionierw. Nawet bdy ich nie zostay bez poytku, bo utoroway drog nastpcom. Wprawdzie w ich przedstawieniu analogia z organizmem i yciem pozostaa dotychczas obrazem lub dydaktyczn przenoni, wprawdzie na grunt realny nikt jeszcze nie sprowadzi dostrzeonych analogii. Wprawdzie Spencer, Schffle, Lilienfeld i inni wyczerpali ju pewnie do dna pomysowo i znaleli si w sytuacyi bez wyjcia. Wprawdzie kadego, ktoby poszed ich drogami czekao z gry niepowodzenie, - ale stao si to wszystko dlatego, e starano si ujmowa zbyt materyalnie dostrzeone analogie i pierwiastek ycia w spoeczestwie. Dlatego te mona powiedzie, e nie kierunek skompromitowa si, lecz tylko poszczeglne teorye i konstrukcye. Bdnoci idei, zasady nikt jeszcze nie dowid i pewno nie zdoaby dowie. Jak si to czsto trafia, wylano tu niesusznie dziecko razem z kpiel. Do tego przewiadczenia doprowadziy mi wstpne rozwaania tej sprawy, zawarte w "Prolegomenach", czytelnika za doprowadzi ich rozwinicie. Tymczasem trzeba si zorjentowa w wynikach prby z yciem na ktr chcielimy wystawi nasz hipotez. Chodzio o stwierdzenie "ycia" w cywilizacyi i prba wydaa wynik niespodziewany. Poddalimy rozbiorowi dwie caoci, ktrym przypisujemy "ycie" i zamiast cywilizacyi poddalimy mimowoli samo ycie prbie krytycznej, przyczem okazao si, e niektrych jego warunkw nie moemy stwierdzi zarwno w organizmie, jak w komrce. Spostrzeemy to najwyraniej, gdy podsumujemy wyniki, otrzymane w rozdz. I-III. Na zjawisko "ycia" najlepiej znanego organizmu skadaj si trzy momenty: 1. scalone elementy podstawowe, (komrki) 2. zrnicowanie ich, 3. scalenie si elementw zrnicowanych w cao zindywidualizowan, zwan organizmem Dla komrki wiemy tylko o 2-m i 3-m z tych momentw. Dla cywilizacyi wiemy tylko o 1-m i 2-m. Mianowicie: W komrce nie znamy pocztku ycia, elementw jej podstawowych, w cywilizacyi nie znamy ostatniej jego postaci, caoci zindywidualizowanej z elementw i ich produktw. Jeeli wic postawi kategoryczne pytanie: 1. Czy moemy dowie, e w komrce tkwi ycie, nie za sam tylko proces chemiczny, odpowied wypadnie przeczca.

ycie komrki, podobnie jak organizmu, powinnoby polega na istnieniu specyalnych, scalonych elementw ycia, lecz tych ani pozna ani stwierdzi nie moemy. Jeeliby za ich nie byo, wtedy procesy "yciowe" w komrce musz by tylko chemicznemi. Poniewa za same procesy chemiczne nigdzie w przyrodzie nie daj w wyniku ycia, wic nie mamy adnej podstawy do przypisywania "ycia" komrce. Sama pozbawiona "ycia", mogaby ona, co najwyej by tylko elementem, od ktrego ycie si zaczyna. 2. Czy moemy dowie, e w organizmie tkwi ycie, nie za proces chemiczny? Tak, bo znamy jego elementy (komrki) i znamy cao, ktrej ycie napewno nie polega ju na samych tylko procesach chemicznych, lecz na specyalnych procesach midzykomrkowych, opartych, jak widzielimy na niewtpliwych "elementach ycia". A teraz trzecie pytanie: 3. Czy moemy dowie, e w cywilizacyi tkwi ycie?

Nie, gdy znamy niewtpliwie tylko elementy jego (ludzi), oraz ich zrnicowanie, ale za to nie wiemy, czy one rzeczywicie tworz jak cao skoczon. Nie wiemy, czy procesy spoeczne skadaj si istotnie na "ycie" spoeczestwa, nie wiemy czy s procesem biologicznym. Wynik nasz jest wprawdzie ujemny dla cywilizacyi, lecz to nas moe pociesza, e rwnie ujemny jest dla komrki. Ktoby wic chcia na dotychczasowej naszej podstawie zaprzecza "ycia" cywilizacyi, musiaby zgodzi si, e i w komrce niema ycia, bo tam nie znamy elementw podstawowych. A przecie komrka - to nie tylko podstawa ycia organizmu, ale jej samej rwnie nikt "ycia" nie zaprzecza, pomimo, e dowie go nie moe. Wic nie wolno jeszcze zaprzecza ycia cywilizacyi dla tej tylko racyi, e dowie go nie moemy. Nie jestemy jeszcze w tak rozpaczliwem pooeniu, abymy mieli traci nadziej, podobnie, jak to si ma w sprawie komrki. Jakby dla zrwnowaenia naszej niewiadomoci na jednym punkcie, poznalimy tu co bardzo cennego, o czem w organizmie i komrce nie wiemy nic zgoa. Jest to cznik spoeczny, przyczyna zrnicowania ludzi, przyczyna (sia) spoeczna, wic jakgdyby przyczyna istnienia niedajcej si pozna "caoci". Gdy pomylimy nad tem, e zgoa nie wiemy, jakiemi rodkami urzeczywistnia si zrnicowanie komrek organizmu i utrzymywanie si ich w caoci, - to musimy przyj do przekonania, e i midzy komrkami powinienby istnie jaki cznik, podobny co do roli i skutkw do spoecznego. Przecie zrnicowanie moe by tylko skutkiem

wspycia komrek, nigdy jego przyczyn, wic przyczyny wspycia komrek (albo siy organizujcej) nie znamy. W takim razie midzy momenty, konieczne dla istnienia caoci yjcej naley wstawi przyczyn, (si) czc elementy organizmu w cao. Wtedy okazuje si, e w komrce wiemy o: o zrnicowaniu jej skadnikw o i o istnieniu caoci, nie wiemy o o elementach o i o przyczynie (sile) czcej je w cao,

w organizmie wiemy o o istnieniu elementw, o o zrnicowaniu ich o i o istnieniu caoci, nie wiemy za o w cywilizacyi wiemy o: o istnieniu elementw, o zrnicowaniu ich o i przyczynie (sile) czcej, nie wiemy o istnieniu caoci "ywej".

przyczynie

(sile)

czcej.

Podstawy, na ktrych opieramy przypuszczenie o istnieniu "ycia." w tych trzech postaciach scalonych nie s ani jednakowe ani kompletne. W kadej s luki, tylko inne. Najgorzej tu wyglda nie wiedza nasza o cywilizacyi, lecz o komrce. Po zsumowaniu tedy plusw i minusw wida, e o jednym z kardynalnych momentw "ycia" nic nie wiemy w cywilizacyi, ale te nie moemy stwierdzi innych nawet tam, gdzie o yciu nigdy nie wtpilimy. Nasze niewiadome o yciu wzajem si rwnowa. Z tego powodu stwierdzam, e prba nasza nie wydaa rezultatu ujemnego, ale te sprawa pozostaa niezdecydowana. W rezultacie okazuje si, e moemy nie wtpi tylko o jednem, rodkowem ogniwie w acuchu ycia, o "organizmie". Czy w komrce jest ycie, tego nie mona rozstrzygn, a rwnie nie wiemy, czy jest ycie ponad organizmem, w cywilizacyi. Lecz dla powanej negacyi naukowej i tu i tam brak podstaw. Przez czyst negacy nic nie wygramy. Ani proces w komrce, ani proces spoeczny nie stan si przez to janiejszemi. Zacienianie granic "ycia" sztuczne i cakiem przedwczesne, oparte na "widzi mi si", byoby procedur nie naukow. Wic te sdz, e trzeba nadal

bada zagadk gorliwie i uparcie, dlatego e jeliby si udao uzasadni istnienie ogniwa wyszego, caoci D, bdzie to miao doniose znaczenie teoretyczne. Dla biologii dostarczy drugiej wiadomej, gdy mamy dotychczas tylko jedn do wnioskowania o pierwszej i trzeciej, dla filozofii zbliy rozstrzygnicie zagadki ycia i duszy. Oto dla czego, nie zraeni pierwszem niepowodzeniem, bdziemy szukali dalej.

V. Zagadka cywilizacyi zagadk czowieka. Mowa ludzka cznikiem spoecznym.


Dobrze bdzie przypomnie sobie drog, po ktrej doszlimy w pracy poprzedniej do uznania mowy ludzkiej za cznik spoeczny. Naprzd przekonalimy si, e przyczyna spoeczestwa i cywilizacyi nie ley w gromadnym trybie ycia, albowiem ywot zwierzt w bardzo nawet gstych skupieniach nawet wtedy, gdy si cignie niezmiernie dugo, bo np. przez cae epoki geologiczne, jak u mrwek, nie prowadzi do tak posunitego zrnicowania funkcyi osobnikw, ktre cechuje ludzkie gromady. Przytoczyem jeszcze i inne dowody, dostatecznie rozstrzygajce spraw. Przyczyna wic spoeczestwa i cywilizacyi nie spoczywa w adnej formie wspycia gromadnego, a skoro tak, to musi spoczywa w samym materyale, z ktrego tworz si albo gromady, albo spoeczestwa. Innemi sowy, sam materya na spoeczestwo, czyli czowiek, musi si czem rni od materjau niespoecznego. Poniewa za w rodzie ludzkim, nawet przy najwikszem rozproszeniu osobnikw, nie znamy stanu absolutnej niecywilizacyi, przeto ujawnia si nam odrazu i w najprostszy sposb przepa pomidzy czowiekiem, a caym pozostaym wiatem zwierzt. Gdy jednak faktem jest niewtpliwym, e czowiek powsta ze zwierzcia, czyli materja spoeczny z nie-spoecznego, przeto zagadka czowieka i cywilizacyi koncentruje si ju w pytaniu: co bezporedniego przodka czowieka uczynio czowiekiem, czyli materyaem spoecznym? Na terenie rnicy, ktra wytworzya si w pewnym czasie midzy zwierzciem, a czowiekiem, ukrywa si zagadka cywilizacyi. Poniewa najwybitniejsz cech ludzk s wysoko rozwinite wadze umysowe, ktrych siedliskiem jest wielki mzg, przeto uchodzio dugo i uchodzi jeszcze za rzecz pewn, e owe wadze s wanie przyczyn spoeczn. Jednak szereg metodycznie przeprowadzonych rozumowa upewni nas, e jest to zgoa nieprawdopodobne (Nauka o cywil, rozdz. XV). Naprzd okazao si, e waciwie nie znamy przyczyny wielkiego rozwoju mzgu ludzkiego, nie zyskiwalibymy tedy nic, objaniajc jedn zagadk inn zagadk; powtre nie mamy adnej podstawy do uwaania mzgu ludzkiego za. przyczyn przyczyny spoecznej. A moe on jest jej skutkiem? Niezalenie od tego czysto negatywnego argumentu, przeprowadziem inne rozumowanie, ktre da si streci najkrcej w sposb nastpujcy: Nadmiernie rozwinity organ bywa wynikiem nadmiernie wzmoonych funkcyi. Zachodzi wic

pytanie, czy wielki mzg i jego funkcye mog by uznane za wynik jakiej yciowej potrzeby? Potrzeby, ktraby wypywaa z oglnych warunkw ycia w rodowisku pierwotnem praczowieka nie mona dostrzedz, jeli chcemy by ostronymi i bezstronnymi, wic przyjem, e jej nie byo. W takim razie rozrost mzgu musi zostawa w przyczynowym zwizku z jakiem szczeglnem rozszerzeniem si pola dla wzmoonej dziaalnoci umysowej i to rozszerzeniem si tylko przed praczowiekiem. Musiaa si pojawi nie tyle potrzeba, ile raczej mono wielkiego rozwoju umysowego, wypywajca z jakich specyalnych i wyjtkowych warunkw, ktre skojarzyy si tylko w rodzie Homo. Wyjtkowy przeto rozwj mzgu nie moe ju by uwaany za przyczyn rozszerzenia si pola dla rozwoju mzgu, bo adna rzecz nie moe by wasn przyczyn. Przypuszczenie wic co do mzgu stanowczo upado, jako nielogiczne i nic nie objaniajce. Mzg ludzki i myl ludzka mog ju by tylko skutkiem jakiej nieznanej przyczyny uczowieczajcej, czyli uspoeczniajcej, ktra materya nie-spoeczny przeobrazia w spoeczny. Po caym szeregu bada, ktrych tu powtarza nie mog, okazao si, e ow "si-przyczyn" spoeczn moe by tylko co, co materyalnie oddziaywa od zewntrz na zmysy osobnikw, a wychodzi od innych osobnikw czyli co, co czy od zewntrz osobniki ze sob. cznikiem midzy zwierztami jest sygnalizacya mimiczna i akustyczna, czyli mechaniczne wibracye eteru i powietrza, wysyane przez osobnika do osobnika, a dziaajce jako podniety zmysowe, jako cznik fizyczny midzy mzgami. Uboga tedy sygnalizacya zwierzca rozwina si w cznik spoeczny. Nie-cznik sta si cznikiem spoecznym. Jeeli to prawda, przeto znowu stanlimy przed faktem niezrozumiaym i nic nie objaniajcym, albowiem powoujemy si na zjawisko, istniejce u wielu zwierzt i nie prowadzce do uspoecznienia. Takby si zdawao, ale to tylko pozr. atwo tu wpa w bd wielki, splta dobrze rozrnione czynniki i doj do wnioskw faszywych. Aby si tedy nie da zbi z tropu pozorom, trzeb a postawi sobie pytanie zasadnicze, czy moe wogle powstawa co z niczego? Nie! Zgodnie wic z pojciem siy-przyczyny, sformuowanem przez genialnego fizyka, Roberta Mayera, orzekalimy, e gdy zjawia si jaka sia-przyczyna, wtedy jest ona niewtpliwie tylko przeobraeniem innej. Wypado tedy obejrze si za si, ktra moga przeobrazi si w si-przyczyn spoeczn. Najprociej byoby, oczywicie, przypuci, e tutaj wanie sygnalizacya zwierzca przeobrazia si w ludzk, w si uspoeczniajc. Lecz atwo spostrzedz, e przyjmujc takie wyjanienie popadlibymy w bd. Wibracya powietrza nie moga przeobrazi si w wibracy powietrza, bo i jedna i druga jest wibracy i niczem wicej, ani niczem mniej. Niema tu i nie moe by ani adnego przeobraenia ani nawet podstawienia. Mona tu mwi jedynie o wikszem skomplikowaniu tego ruchu, o wikszem jego urozmaiceniu, bo nawet nie o rozwoju w cisem znaczeniu tego sowa. (W tym wzgldzie porwnaj jeszcze odnony ustp w rozdz. XV pracy niniejszej). W takim razie przeobraeniu w wibracy powietrza albo podstawieniu pod ni ulega tu zgoa co innego.

W rozdz. XIX-m i innych pracy poprzedniej dowiedlimy, e przeobraeniu albo podstawieniu ulega tu ruch nerwowy w mzgu, ktry sam nie wykracza i nie moe wykracza nigdy poza granice organu, w ktrym si odbywa. Dopiero pod postaci celowo wywoywanych przez zwierz wibracyi powietrza, ruch nerwowy zwycia przeszkod, dzielc osobnika od osobnika i czy owe osobniki, jak gdyby w jednolity system dwojakiego rodzaju ruchw. Pod ruch tedy nerwowy, ktry ostatecznie jest tylko ruchem fizycznym bardzo skomplikowanym, podstawia si inny ruch fizyczny, ale ju nie tak skomplikowany, bo musi przebywa czy wypenia przestrze elementarn, dzielc osobnika od osobnika. Mostem, ktryby pozwoli ruchowi nerwowemu "przeby" przestrze, wypenion tak jednolit matery w znaczeniu biologicznem, jak powietrze, moe by w samej rzeczy tylko ruch zupenie elementarny i chocia podstawienie go na miejsce skomplikowanego nerwowego nastrczao niemae trudnoci, zostay one pokonane o tyle, o ile to by mogo. Lecz mostem takim rozporzdzaj ju i zwierzta! Jeeli wic powiadamy, e wibracya powietrza, wywoywana przez osobniki mwice i wysyana do suchajcych, jest fizycznym cznikiem, spajajcym wszystkie osobniki w wielk cao, a co wicej, jeeli powiadamy, e jest bezporedni przyczyn mzgw ludzkich i mdroci ludzkiej, to waciwie nie odkrylimy chyba rzeczywistej przyczyny ludzkiej mdroci, czowieczestwa i cywilizacyi, bo przecie zwierzta, mimo e posiadaj ten cznik, wci zostaj jestestwami nieuspoecznionemi. Lubo to refleksya trafna, jest ona tylko w poowie suszna. Zarwno sygnalizacya udoskonalona, zwana mow ludzk, jak ruch nerwowy daleko bardziej skomplikowany, ni zwierzcy, nie mog by przecie u czowieka zjawiskiem cakiem nowem i nieznanem w wiecie organizmw zwierzcych. One tylko podlegy wielkiej komplikacyi. Rnice midzy ruchem nerwowym w mzgu zwierzt i ludzi mog by tylko natury ilociowej, i tosamo mona powiedzie o rnicy midzy sygnalizacyami, zwierzc a ludzk. Lecz i w takim razie mamy suszne prawo zapyta: Dlaczego u zwierzt ta sama "przyczyna" (wadza sygnalizowania) nie wydaa takich samych skutkw, jakie wydaa wrd ludzi? Dlaczego tylko jeden czowiek rozwin sygnalizacy prymitywn w cznik spoeczny, a nie rozwiny jej zwierzta? A nastpnie mamy prawo zapyta: co nas upowania do nazywania sygnalizacyi akustycznej przyczyn spoeczn i do wyobraania sobie, emy przez to zrobili znaczne odkrycie? Sia zarzutu, tkwicego w tak postawionych pytaniach, polega tylko na uyciu przez nas chwilowo wyrazu "przyczyna" w elementarnem ujciu Mayerowskiem, zamiast w pospolitem znaczeniu filozoficznem, w ktrem ten wyraz oznacza tylko jeden z wielu warunkw koniecznych i dostatecznych do wystpienia jakiego zjawiska. Skoro tylko "przyczyn" ujmiemy w ten szerszy sposb, sprawa przedstawi si inaczej i cae wyjanienie nabierze poprawnoci cile naukowej. Podobnie, jak fizyk i biolog nie zna waciwie i nie szuka w wiecie przyczyn zjawisk, tylko warunkw, tak i my szukamy tylko warunkw uczowieczenia si nieczowieka czyli pra-czowieka.

Ot trzeba pamita, e niema procesu, ktryby by uwarunkowany jednem tylko zjawiskiem, jako swoj "przyczyn". Kady zaley od niewypowiedzianego mnstwa procesw. Wic i cywilizacya musi by skutkiem sumy wszystkich, zbiegajcych si u jej narodzin warunkw. Bez jednego nawet powsta nie moe, musi za to wystpi, jeli s dane wszystkie, konieczne dla niej warunki. Jeeli tedy sygnalizacya zwierzca zacza podlega w praczowieku szczeglnemu komplikowaniu si, e a staa si cznikiem, o skutkach nieznanych w wiecie zwierzcym, to stao si to tylko skutkiem zbiegu warunkw, koniecznych i dostatecznych do jej komplikowania si. Praczowiek przetworzy si w czowieka skutkiem zbiegu warunkw. Wyrazilimy to w "Prolegomenach" przez "zbieg okolicznoci wyjtkowych". Dopiero gdy w czowieku zbiegy si, oczywicie nie szukane przez przyrod, warunki "sprzyjajce", wtedy i tylko wtedy nie-cznik pocz stawa si cznikiem ze wszystkiemi tej ewolucyi nastpstwami (rozdz. XXV-XXVII).

VI. Dlaczego tylko przodek czowieka sta si materyaem spoecznym? Co mamy sdzi o wyjtkowoci tego faktu?
Teraz zjawia si nowe i jeszcze waniejsze od poprzednich pytanie: co za szczeglne warunki zoyy si na rozwinicie sygnalizacji u czowieka, gdy wrd zwierzt zostaje ona dotychczas w stanie pierwotnym, niejako zarodkowym, w stosunku do ludzkiej? Pytanie to stao si przedmiotem troskliwego rozbioru, ktry zaj kilka rozdziaw pracy poprzedniej. Trzeba byo sign do historyi rozwoju czowieka, a nawet wogle krgowcw i w sposb samodzielny zbada fakty, na ktrych opieraj si dotychczasowe pogldy na ewolucy czowieka. Z rozbioru tego wyoni si obraz w znacznej mierze odmienny od powszechnie przyjtych dzi wrd zoologw i antropologw. Okazao si, e aby te warunki szczeglne, ktre si zoyy na wyjtkow w rodzie zwierzcym cao, dostrzedz, trzeba pozby si zakorzenionego nawet w wiecie naukowym pogldu, jakoby czowiek sta na jakim szczycie rozwoju krgowcw, jakoby by bd "najmodsz", bd "najdoskonalsz" kreacy ziemsk. Wszystko to nieprawda, albo, co na jedno wychodzi, opacznie bywa rozumiane. Typ ludzki wcale nie jest typem morfologicznie modym. Przeciwnie, jest to typ bardzo konserwatywny i o wiele starszy, ni si to powszechnie przyjmuje w nauce i utartych pogldach, nie opartych zreszt na adnych dowodach rzeczowych. Jeeli uporzdkujemy naleycie dokumenty rzeczowe, jakiemi nauka rozporzdza, a ktre s dotychczas, niestety, bardzo uamkowe, jeeli dotkliwe braki oraz luki tymczasowe w naszych wiadomociach, dotyczcych czowieka kopalnego, wypenimy ostronemi dedukcyami logicznemi, opartemi na faktach cile sprawdzonych, wwczas przekonamy si, e wszystko przemawia za wnioskiem, e przynajmniej w Pliocenie posta czowieka bardzo mao rnia si od dzisiejszej, a jeszcze wczeniej, t. j. w kocu Miocenu musiaa by bardzo podobna w najwaniejszych szczegach swej budowy do dzisiejszej (patrz rozdz.

XXII i XXIII). Wic te, zwyciony logik dowodw rzeczowych, naleycie uporzdkowanych, nie wahaem si zosta w niezgodzie z pogldami obecnie panujcemi i przyjem wyej sformuowany sposb widzenia. Oczywicie mona byo nie wierzy w trafno mej hipotezy, zgodnej tylko z przypuszczeniami, bronionemi dotychczas zaledwie przez kilku zwolennikw wielkiej staroytnoci postaci czowieka, lecz tak szczliwie si zoyo, e cho upyny zaledwie 3 lata od wystawienia tych pogldw, zaszy w wiecie naukowym bardzo interesujce odkrycia realne, ktre w nadspodziewanie wietny sposb potwierdzaj pogldy, wypowiedziane w "Prolegomenach". Rycho wywoaj one gruntown i powszechn zmian w zapatrywaniu si na staroytno czowieka, wanie w kierunku, ktrego jestem rzecznikiem. Mam tu na myli odkrycie szcztkw Tetraprothomo w Monte Hermoso w Argentynie, a ostatnio czaszki Diprothomo platensis w porcie Buenos Aires, jako tez niektre inne. Gdy wic nowe odkrycia paleontologiczne wzmacniaj nie za osabiaj moje stanowisko, tem mielej mog powtrzy tu w gwnych zarysach wywody, oparte na przekonaniu o wielkiej staroci typu ludzkiego. Mojem zdaniem ewolucya czowieka dokonaa si wanie na gruncie konserwatyzmu fizycznego tej postaci. Praczowiek sta si czowiekiem wanie dziki temu, e utrzyma si a do koca na najprostszej drodze przecitnoci typu ssaka. Z tej drogi zesza rnemi czasy wikszo zwierzt sscych przewanie przez nadto wielkie specyalizowanie si ze szkod dla psychicznego bogacenia si typu drog dziedzicznoci. Wikszo pierwiastkowo pokrewnych mu zwierzt wesza w faz, e tak si wyra, gbszego uzwierzcania si. Rozwj wielu z nich szed nazbyt krtemi ciekami, lub zawrci z drogi wielostronnoci na manowce zgubnej zawsze dla psychiki jednostronnoci, wic kracowoci. Monaby te je nazwa typami mimowolnie i bezwiednie marnotrawnemi, bo utracay, przez dalsze niekorzystanie, wielk cz dowiadczenia przodkw. Rd Hominis tych strat nie ponosi, a zoyo si tak szczliwie dla niego, e w dodatku, od bardzo dawnego czasu przybra postaw wyprostowan, co stao si wanym momentem zwrotnym w jego historyi, albowiem rce jego zastosowane przez czas duszy do ywota nadrzewnego zostay uwolnione od dawnych obowizkw narzdzi lokomocyjnych. Zaszo tu co podobnego do nagego otrzymania cennego daru. Rkoma wolnemi, a chwytnemi, wic od bardzo dawna wyrobionemi w kierunku, ktry sta si ludzkim, pocz pra-czowiek sporzdza narzdzia sztuczne, zrazu bardzo jednostajne, powoli urozmaicajce si. Zaczo si to ju w pocztkach Miocenu (Nauka o cywiliz. rozdz. XXIV). Proces przetwarzania si jestestwa niespoecznego w spoeczne by bardzo dugi. Od Miocenu a do Pliocenu mamy cigle niemal jedno i to samo stadyum rozwoju techniki krzemiennej; niema tu wprawdzie cofania si, ale nie wida prawie postpu. Bd co bd pewne zrnicowanie uzdolnie byo ju, a na tym gruncie potrzeba porozumiewania si ze sob rozproszonych bd rodzin, bd grup drobnych komplikowaa zwolna prost i ubog sygnalizacy w lepiej uporzdkowan mow, ktra, jako nabytek korzystny, doskonalia si ju ustawicznie, lubo z trudem i rozszerzaa zakres poj oraz potrzeb ludzkich. Usprawnianie narzdzi zwikszao z jednej strony wydajno si ludzkich, mnoyo

rozmaito produktw, oywiao ich wymian, rwnoczenie za rozszerzao zakres mowy i myli, wywoujc ze swej strony dalsze komplikowanie narzdzi i ich wytworw. Wszystko to umoliwiao zaoszczdzanie bd si, bd wytwrczoci, wic wywoywao bd zwikszone zuycie bd byt lepszy, budzc coraz nowe podania, stajce si przy ich zaspokojeniu rycho nowemi potrzebami. Osobniki dzielniejsze pogbiay zrnicowania funkcyonalne tak wasne, jak osobnikw innych, zostajcych pod ich wpywem. Oto w najkrtszym zarysie warunki, w ktrych powstawaa i doskonalia si skomplikowana sygnalizacya, wytwarzajca te czci mzgu ludzkiego, ktrych nie posiadaj zwierzta, ze wszystkiemi tego procesu nastpstwami. Widzimy jasno, e midzy zwierzciem a czowiekiem przepaci jakociowej nie byo i niema. Czowiek powsta nieznacznie ze zwierzcia, a przez bardzo dugi czas by czem poredniem. Midzy obu stanami ley pena skala przej nieznacznych. I gdy zwierzta, dla wielu powodw, pozostay przy swym charakterze osobnikw wolnych, zamknitych prawie w sobie, i pomijajc rnice pci, jednakowych funkcyonalnie w granicach rodu, jeden Praecursor Hominis sta si niepostrzeenie materyaem spoecznym. Od tej ery przejciowej, czowiek, jako typ funkcyonalny (nie za morfologiczny), sta si ju podobn abstrakcy, jak jest "komrka" idealna w organizmie. Prnoby ju szuka midzy ludmi jednakowoci (oczywicie funkcyonalnej i psychicznej), ktra cechuje zwierzta jednego gatunku. Wi spoeczna kopie i utrzymuje od kolebki rnice midzy ludmi, tem gbsze, im "cao spoeczna" jest bardziej rozwinita. Zupenie tak samo "wi organiczna" utrzymuje tem wiksze rnice midzy komrkami, im organizm jest bardziej skomplikowany. Kady czowiek, jako czowiek, jest ju dzieem spoeczestwa na tle przyrody, nie za dzieem samej przyrody, ktra go otacza. Zostaje on za czowiekiem tylko przez to, e jest zawsze czstk swego spoeczestwa. Gdyby ono mogo uledz kiedy rozwizaniu, ludzie spadliby znowu do poziomu zwierzt. Spoeczestwo okazuje si tedy utworem wyszego rzdu, scalonym z jednostek rzdu niszego, (z organizmw rodzaju Homo) przez mow i narzdzia sztuczne. Utwr ten niema w przyrodzie ziemskiej drugiego rwnorzdnego sobie, ma tylko odlege analogie w organizmach (C) i jednokomrkowcach (B). Nic wic to nie znaczy, e do wystpienia cznika spoecznego z intenzywnoci, nieznan wrd zwierzt, potrzebny by zbieg licznych warunkw. Nic nie znaczy, e mostem fizycznym midzy psychiczn stron osobnikw rozporzdzaj i zwierzta, lubo w granicach nader szczupych. Wanie bowiem dla tego, e i zwierzta nie s pozbawione tego rodka, niema nic nadzwyczajnego, e midzy ludmi zosta on rozwinity a do roli pozornie nowej siy, siy, czcej osobniki w dawniej nieznan na ziemi cao. Zachodzi tu tylko wyjtkowo w wyzyskaniu rodka, majcego u zwierzt niezmiernie sabe znaczenie - do roli i znaczenia, nowego na ziemi zjawiska, mianowicie do znaczenia mowy ludzkiej. I w tym wzgldzie mgby mi kto bardzo atwo zrobi zarzut, e waciwie nie wyjaniem najciekawszej strony oglnej zagadki czowieka. Powiedziane byo w

pracy poprzedniej, e "wyjtkowy" zbieg okolicznoci sprawi, e nie -cznik sta si tylko u czowieka cznikiem. Poszukujc przynajmniej najwaniejszych i bezporednich warunkw, skadajcych si na w zbieg okolicznoci, wskazaem wprawdzie na niezmiernie wan rol rk ludzkich i niemniej doniose znaczenie najpierwotniejszych narzdzi sztucznych (N. o c. roz. XX-XXIV), ale atwo spostrzedz, e to jeszcze nie wszystko, co jest niezbdne do zrozumienia w peni caej tej ewolucyi. Wszak rce uwolniy si dopiero z chwil przybrania przez protoplast pra-czowieka postawy wyprostowanej, a przecie punkt ten, jako wany moment w ewolucyi, pozostaje jeszcze ciemnym. Nie umiemy sobie objani, co go spowodowao. S i inne punkty, co do ktrych pozostajemy w zupenej jeszcze niewiadomoci. "Zbieg wic warunkw wyjtkowych", na ktry si powoujemy, mona uzna za wygodne asylum ignorantiae. Nie bd ukrywa, e tak jest w istocie, ale te musz sobie pozwoli na ma dygresy, aby cho w kilku sowach omwi wszelk "wyjtkowo", i zaznaczy, e zbyt czsto, ku szkodzie cisoci mylenia, mieszamy to pojcie z pojciem tajemniczej "nadzwyczajnoci". Pragn zaznaczy, e wogle robimy sobie za wiele z naszej niewiadomoci: dla czego wanie tylko pra-czowiek sta si czowiekiem? Gdybymy nawet i tego nie dobadali si, co ju tu zostao wyoone, to jeszcze nie byoby powodu do podejrzewania jakiej "nadzwyczajnoci" w tym "wyjtku". Pytanie to podnieca nas cakiem niepotrzebnie i odbiera spokj, z ktrym znosimy mnstwo innych podobnych "tajemnic", nie zdajc sobie nawet sprawy z ich istnienia. damy, aby nam w peni wytumaczono tajemnic stania si czowieka, ale zapominamy, e w tym razie sami wymagamy "nadzwyczajnoci" od badacza, mianowicie wiedzy wprost niemoliwej dla czowieka. Wszak w takiej samej niewiadomoci zostajemy co do wszystkich przyczyn wszystkich rzeczy, podpadajcych pod zmysy i wcale nie wyrzucamy sobie ignorancyi? Skde taka niecierpliwo na jednym punkcie? Prosz, niech mi kto powie dla czego zoto jest zotem? Dla czego co stao si zotem? Dla czego pokrzywa jest pokrzyw, dla czego staa si cile tak pokrzyw, jak znamy? Pyta podobnych monaby postawi milion. Odpowied moe by tylko jedna. Tylko zoto jest zotem dla tego, e w niem jednem zbiegy si warunki konieczne i dostateczne do uczynienia go tem, co nazywamy zotem. Gdyby w elazie zbiegy si warunki zota, wtedy elazo byoby zotem. A wic tylko tam i tam wszdzie mamy zoto, gdzie zbiegy si warunki konieczne i dostateczne dla zota. Czy mamy tu zaraz podejrzewa jakie warunki nadzwyczajne? Nie! Rwnie bowiem "nadzwyczajne" s w elazie. Wszak znowu ani zoto, ani nic innego, prcz elaza, nie moe by elazem. Czy w zocie s warunki wyjtkowe? Oczywicie, bo zbiegaj si tylko w jednem zocie i nigdzie wicej na wiecie. Mimo to obojtn musi by dla nas pewno, e znamy tylko niektre warunki zota, elaza i t. d., albowiem do poznania wszystkich trzebaby wszechwiedzy albo astronomicznej znajomoci wiata. Czemu tedy kopoczemy si zbytnio nieznajomoci wszystkich warunkw, ktre pra-czowieka uczyniy czowiekiem? Niedo-e nam pewnoci, e rzeczy

stay si takiemi, jakiemi s, bo nie stay si innemi? W przyrodzie niema spokoju, wszystko podlega zmianom, a zmienia si dla przyczyn koniecznych i dostatecznych. Przychodzi czas, e zoto przestaje by zotem, pokrzywa pokrzyw, jednokomrkowiec jednokomrkowcem, zwierz zwierzciem. Wtedy zwierz zmienia si w czowieka. Niema w tej ostatniej zmianie nic "cudowniejszego", nic "nadzwyczajniejszego", jak w milionie innych zmian, nic cudowniejszego, jak w fakcie, ktry zaszed przed milionami lat pord komrek wolnych i ma za skutek istnienie niezliczonych rodzajw organizmw, tak mao do siebie podobnych. Dziki zbiegowi okolicznoci, niektre komrki zaczy czy si w zupenie nowe swojego czasu w przyrodzie ziemskiej zrzeszenia, czyli w organizmy. I zrzeszenia te trwaj do dzi w najrozmaitszych postaciach. Obok za nich, rwnie a do dzi przetrwao mnstwo jednokomrkowcw w stanie wolnym i niezmienionym. Co tu mamy uwaa za bardziej nadzwyczajne? Czy pierwszy, czy drugi fakt? Czy przetrwanie wolnych komrek obok organizmw, czy te pojawienie si i trwanie organizmw? Mnie si zdaje, e oba s jednakowo naturalne. Bada i pogbia nasze wiadomoci trzeba, ale tylko niewolno z niewiedzy wyprowadza domysw o "wyjtkowej tajemniczoci" lub nienaturalnoci tych lub tamtych zjawisk wiata. Cywilizacya "staa si" tak samo, jak "sta si" organizm, jak komrka, dla przyczyn koniecznych i dostatecznych. Bdmy dzi zadowoleni z tego, co udao nam si zrozumie; jutro dowiemy si wicej, ale to pewna, e nigdy nie dowiemy si wszystkiego. Niech czytelnik raczy mi darowa to odejcie od tematu, ale wydao mi si uytecznem dla uspokojenia sumienia naukowego, e skoro odkrylimy tak bezporedni przyczyn spoeczestwa i cywilizacyi, jak cznik, obok kilku wyej ju wymienionych warunkw (postawa wyprostowana, stopy, rce, narzdzia i t. d.), to powinno to nam wystarczy nie tylko na razie, ale nawet w oglnoci. Zreszt nie ustaniemy w trudzie i spodziewamy si w dalszym cigu tego badania dowiedzie si wicej. A chocia to bdzie krok drobny, to niewtpliwie przyczyni si do posunicia przez innych naszych wiadomoci znowu dalej.

VII. Rnica midzy mow ludzk a zwierzc.


Wobec pierwszorzdnej wanoci, jak przypisujemy mowie ludzkiej, mianowicie wobec twierdzenia, e ona jest prawdziwym cznikiem spoecznym i niezbdnym warunkiem czowieczestwa, spoeczestwa i cywilizacyi, naley zbada i okreli dokadnie, czem ona si rni od sygnalizacyi zwierzcej, ktra nie stanowi cznika. Chocia bowiem obie s wibracy, nie mog ju by praktycznie tem samem, jeli nasze wywody o czniku s suszne. Jako rzeczywicie nie s tem samem. Stwierdzilimy dopiero, e mowa rni si wikszem urozmaiceniem sygnaw. Samo jednak urozmaicenie nie tumaczy dostatecznie faktu, e sygnalizacya tu jest cznikiem o specyalnych warunkach, tam za nim nie jest.

Musimy odkry jeszcze inn cech sygnalizacyi ludzkiej, cech, ktraby poniekd bya warunkiem jej o wiele wikszego urozmaicenia. Nie potrzebujemy, na szczcie, czyni odkry, aby wykaza, e mowa ludzka jest zgoa czem innem ni zwierzca. Wystarczy zuytkowanie spostrzee oddawna znanych, a jeeli nie doprowadziy one wczeniej do wykrelenia cisej linii demarkacyjnej midzy obu pokrewnemi, a tak rnemi zjawiskami, stao si to dla tego, e przed powstaniem pojcia realnej caoci D krono tylko dokoa prawdy, dostrzegano jej czci, ale caej niepodobna byo dostrzedz. "Mowa" zwierzca uderza tem, e jest powszechn w granicach gatunku, lub odmiany zoologicznej, e jest wadz wrodzon, a jak mwi lingwici "mow z natury" (physei). Zwierz rodzi si z ni i przekazuje potomstwu w jajku lub nasieniu. Prawiono nieraz, e i zwierzta "ucz si" swej mowy od otoczenia, ale to nieprawda. Nauka mowy zwierzcej, jeeli gdzie daje si zauway, jest ju zjawiskiem wyjtkowem, ktre zaliczy trzeba do niezmiernie ciekawych prb uspoeczniania si, ale w oglnoci polega ona na prostem zudzeniu obserwatora. A to przecie cho ptak uczy si niby swego wiegotu, to jednak wiergoce cile tak samo, jak wszystkie ptaki jego gatunku, nawet takie, ktre od wiekw nie miay adnej ze sob stycznoci. Tysice lat upywaj i wszystkie kukuki kukaj jednakowo, wszystkie wilki w jednaki sposb si porozumiewaj. Gdzie tu nauka? Przez uczenie si musiayby powstawa zmiany, a bez nauki, gdyby tylko bya potrzebna, powstawayby rwnie zmiany w sposobach porozumiewania si osobnikw jednego gatunku, i to zmiany rozbiene. Tego nie widzimy. Przeciwnie, gosy zwierzt pozostaj niezmienne w granicach niezmiennoci gatunku lub odmiany. Dla tego, dla wasnej dogodnoci, nazwiemy mow zwierzt mow gatunku. Tak mow musia niegdy posiada i czowiek, jako gatunek zoologiczny. A w takim razie albo pozby si jej, albo posiada do dzi, albo te ona wanie przetworzya si w mow ludzk. Z tych prawdopodobiestw tylko drugie jest faktem. Czowiek i do dzi posiada sw mow gatunku. Jest to mowa okrzykw i modulacyi gosu. Ona, obok gestw i wszelkiego rodzaju mimiki stanowi wsplny wszystkim ludziom rodek porozumiewania si. Zakres jednak tej "mowy" jest bardzo ograniczony i do ludzkich potrzeb nie wystarcza, ale te ona nigdy nie suya do potrzeb ludzkich. Dopiero ponad t mow zwierzc wznosi si inne zjawisko, odznaczajce si cechami wprost przeciwnemi tamtej. Mowa ludzka nie jest ani powszechn, ani wrodzon. Gdybym chcia pj za jzykoznawcami, wtedy wypadoby powiedzie, ze, w przeciwstawieniu do koniecznoci sygnalizacyi zwierzcej, jest ona rodkiem porozumiewania si dowolnym i umwionym, e istnieje niby "thesei", na zasadzie postanowienia lub nadania, ale podobne okrelenie dalekiem byoby od prawdy. W mowie ludzkiej niema koniecznoci zwierzcej uywania takich, a nie innych znakw gosowych, ale te niema rwnie i dowolnoci, ani postanowienia. Niewaciwo nazywania mowy ludzkiej rodkiem porozumiewania si dowolnym i umwionym, ujawnia si jaskrawo, gdy zwaymy, e i mowa ludzka jest rodkiem rwnie gotowym i koniecznym, jak zwierzca, pomimo, e osobnik nie

rodzi si z ni, lecz musi j nabywa. Caa rnica, ale niezmiernie doniosa ley w tem, e zwierz dziedziczy swoj wraz z organizmem - czowiek za rodzi si niemow i ludzkiej musi si dopiero uczy od swego otoczenia. atwo ju oceni ogromne znaczenie tej rnicy. Mowa zwierzca jest gotow niejako wewntrz osobnika, ona z nim na wiat przychodzi, wypywa z ustroju, mowa za ludzka jest gotowa tylko zewntrz osobnika, ona trwa poza nim, a raczej ponad nim. Czowiek przychodzi jako niemowa do jzyka zupenie ju gotowego, ktry poza nim istnia, istnieje i istnie bdzie, niezalenie od jego osobistej organizacyi fizycznej i niezalenie od organizacyi wszystkich osobnikw, korzystajcych z niego. Powiadano, e to rodek porozumiewania si umwiony. Lecz jake mona prawi o umowie tam, gdzie istnieje raczej konieczno? Wszak dzieci nie moe nie przyj wyrazu, co mwi, nie moe nie przyj caego systemu wyrazw, ktry mu narzuca otoczenie. Nawet czowiek dorosy nie moe nie przyj jednego wyrazu, jeli chce by rozumiany, a jeli wytwarza wyraz, natrafia na ten sam opr, jaki wywouje kade nowatorstwo. Wyraz jest starszy od osobnika, bo otrzymany zosta od generacyi poprzedniej, a ta przeja, go od jeszcze dawniejszej i t. d. A wic z nabywaniem jzyka zwizany jest mus, pomimo, e osobnik nie zdaje sobie z niego sprawy i chocia taki mus nie ma nic wsplnego z musem fizyologicznym zwierzcej, powszechnej i wrodzonej mowy gatunkowej. Rnica midzy obu musami jest ta, e sygnalizacya zwierzt jest konieczn fizyologicznie, mowa ludzka konieczn socyologicznie. Dla tego mowa zwierzt jest jedna dla caego gatunku, mowy ludzkiej niema jednej, jest mnogo jzykw w rnym stopniu niepodobnych do siebie, ale aden niema charakteru funkcyi wrodzonej, aden nie jest zwizany ani z ras, ani z dziedzicznemi cechami fizycznemi ludzkiemi, a kady, chociaby najmniej wyrobiony, stoi o cae niebo wyej pod wzgldem bogactwa znakw od sygnalizacyi zwierzcej. Dla czego tak jest? Bo nie jest to produkt ani jednostki, ani gatunku, lecz cznych wysikw osobnikw zjednoczonych od wiekw wspdziaaniem i koordynacy. atwo ju oceni trafno spostrzeenia tych jzykoznawcw i socyologw, ktrzy jzyk nazywaj instytucy lub gotowem narzdziem do dziaania ludzkiego, albo skarbem najcenniejszym ludzkoci. W istocie, niepodobna sobie wyobrazi stanu, w ktrym znalazby si czowiek, gdyby mu zbrako jzyka gotowego, ktry istnieje poza nim i w ktrym on yje. Grupa ludzka, zupenie pozbawiona jzyka gotowego opadaby na poziom zwierzcy i z trudem dopiero, w dugim szeregu pokole potomstwo jej dorabiaoby si tego skarbu, ktry jest zoony gotowy w kadym, bodaj najmniej wyrobionym czyli najuboszym jzyku ludzkim. "Mowa ludzka, choby najubosza cudw dokazuje" (Prol. XXIV. 218), bo to jest osobliwy kapita, nagromadzony niewypowiedzianie wielk i wytrwa prac pokole, kapita, ktrego jednostka nie przynosi na wiat, ani zabiera, nie udwignie, ani oceni, lecz tylko otrzymuje niemal darmo, korzysta z niego w miar potrzeb swoich i zostawia nienaruszony, a czsto jeszcze z wasn dorzutk - dalszym pokoleniom. Ten kapita znakw gotowych wci jest, wci trwa i nie przestaje kry pomimo, e nie na drodze fizyologicznej podtrzymuje si w osobnikach. On zacz si tworzy raz, wwczas, gdy przeze nie-czowiek przetwarza si w czowieka i

odtd jako system wibracyi powietrza, czcy czonkw nowej w przyrodzie caoci trwa bez przerwy, dzieli si na narzecza, ktre powoli staj si jzykami, lub mieszaj si z innemi w rnych stosunkach, znowu rozpadaj si i t. d. Kapita ten nie tylko trwa, ale powiksza si, a zginie dopiero kiedy z ostatnim czowiekiem. Jest to co ograniczenie trwaego i cigego, jak ycie, cho nie zaley bezporednio od ycia (trwania) osobnikw lub ich pokole, cho nie reprodukuje si drog fizyologiczn. Co trwaego, pomimo, e wci si zmienia, rozpada na oddzielne caoci (gwary, jzyki), zlewa, aby znowu podledz podziaowi i transformacyom. Zwierz zronite jest ze sw ubog mow, jak ryba z petwami, czowiek moe swj jzyk, jak wioso odrzuci, aby wzi inny. Moe do jzyka przysta i moe odej, przyjmujc inny jzyk. Zwierz tego nie potrafi, bo nawet nie ma wyboru, wreszcie tego nie potrzebuje, i dlatego mamy prawo powiedzie, e mowa (sygnalizacya) zwierzca yje caa w kadem zwierzciu - jzyk ludzki yje poza czowiekiem. Zwamy to dobrze, e nie jzyk yje w czowieku, jako jednostce, lecz raczej czowiek w jzyku. Zbytecznem byoby duej rozprowadza ten temat. Cel poszukiwania osignity. Wibracya powietrza (mowa) z jednakowych od natury osobnikw czyni zwizek, skrpowany gboko sigajc i duo dajc wymian energii, stwarza cao, podleg swoistemu rozwojowi. Caoci t jest lud jednojzyczny. Cao ta, dziki zrnicowaniu funkcyonalnemu jej elementw (osobnikw ludzkich), ani przez moment nie zostaje tem samem. Ona jest rozmaitoci, zczon w jedno, ona rozwija si, ronie i wyania w sobie coraz now e zjawiska, dzieli si w pewnych warunkach, podobnie jak komrka, na dwie lub wicej coraz bardziej odrbnych, nowych caoci, obdarzonych wasnemi cechami indywidualnemi i t. d.

VIII. Podobiestwo podstawowe midzy maym ukadem C (organizmem), a wielkim ukadem D (cywilizacy).
Prba nasza z yciem, przeprowadzona w rozdz. I - IV, pozostaa niezdecydowan i nic ju z tej strony nie moemy si, spodziewa. Dowodzi "ycia" w cywilizacyi rnemi, znanemi ju z prac socyologw "organicystw" argumentami i podobiestwami, byoby to depta bezskutecznie w miejscu. Musimy pj i nadal wasn drog. Skoro nie dajemy za wygran "yciu" w cywilizacyi, metoda nasza mo e i powinna zosta nadal przyrodnicz i tak, jak posuguj si biologowie, tylko rodki musz by inne. Nie zdadz si nam narzdzia przyrodnicze, skalpel, zarwno jak mikroskop, uyteczne tylko do badania bardzo drobnych caoci. Caa czynno badawcza musi polega na wadzy rozumowania. Jedynem narzdziem naszem musz by prawa logiki i tym musimy zosta wierni. Zacznijmy wic od przypomnienia tego, co ju zostao dowiedzione w "Prolegomenach", a co wie si bezporednio z treci rozdziau poprzedniego. Dowiedlimy tam, e mowa ludzka zwiksza i rozwija mzgi ludzkie, jeden pod

wpywem drugiego, mianowicie rozwija te czci mzgu, ktre przyjmuj mwienie cudze i rzdz mwieniem wasnem. Jest to zupenie naturalne. Jak bez podniet zewntrznych (wibracyi), ktre przyjmuje oko nie byoby ani oka, ani zwizanych z niem czci mzgu, ani w mzgu wiadomoci wiata, barw i obrazw, - tak samo bez wibracyi zoonych, ktre wysya obcy aparat gosu (w charakterze podniet), nie byoby w mzgu przyjmujcym tych czci jego, ktre przyjmuj wibracye i zamieniaj je na ruch nerwowy, ktrego subjektywn stron s wyobraenia i pojcia zoone. Poniewa za proces rozmawiania skada si z dwu faz, naprzemian wystpujcych po sobie, wic wibracje wysyane s wynikiem procesu, ktry zachodzi w mzgu wysyajcym, pod wpywem wibracyi przyjmowanych i odwrotnie. Obie fazy stanowi cykl peny i zamknity; skadajcy si na jeden proces cyrkulacyi podniet fizycznych od jednego do drugiego osobnika. w proces cyrkulacyi unaoczniem na schemacie, podanym w rozdziale XIX na str. 170 pracy poprzedniej. Wiemy dalej, e mowa ludzka rni si od sygnalizacyi zwierzcej daleko wikszem skomplikowaniem, czyli urozmaiceniem. Skutkiem tego, zoonoci ruchu nerwowego odpowiada w powietrzu ogromna rozmaito kombinacyi, w ktre mog by ukadane rnowartociowe fale akustyczne. Rozmaito podstawia si tu pod rozmaito. Przekonalimy si nareszcie niedawno, w rozdziale poprzednim, e owa rozmaito sygnalizacyi trwa gotowa tylko nazewntrz osobnikw ludzkich, bo one przychodz do mowy gotowej i musz j nabywa, gdy tymczasem zwierzta przynosz swoj na wiat. Rnica to kolosalna, i skutki tu i tam zgoa odmienne. Gdy ludzie maj do rozporzdzenia ogromn ilo sygnaw, zwierzta bardzo skromn ich liczb. Gdy sygnalizacya ludzka jest zmienna i to przewanie niezalenie od osobnika, - zwierzca jest niezmienna w granicach caego gatunku. W ludzkiej mamy element zrazu obcy osobnikom i narzucajcy si kademu osobnikowi od zewntrz, ale tylko od pewnej liczby osobnikw ludzkich. Owa tedy pewna ich liczba stanowi, dziki mowie (jzykowi), pewnego rodzaju zwizek. Zwizek to wprawdzie naturalny, ale nie physei, lecz inaczej, bo rwnie nie thesei. Jest to naturalny zwizek sui generis, zgoa bezprzykadny w wiecie organizmw, po za rodem ludzkim. Gdy to wszystko zatrzymamy w pamici, atwo ju zgodzimy si, e w zbiorze osobnikw, zwizanych wspln mow w "spoeczestwo", moemy rozrni dwa cakiem osobne rodzaje ruchw, sprzgnite jednak ze sob w jak cao wzajemn zalenoci tych osobnikw. Mamy tu mianowicie: 1) Ruch nerwowy, odbywajcy si w systemie nerwowym kadego osobnika zwizkowego. Poniewa w ruch zamknity w obrbie kadego osobnika i na zewntrz, po za jego organizm, wykroczy nie moe, bdzie to ruch wewntrzny. 2) Ruch powietrza (wibracya), czcy tamte (ruchy nerwowe) w jeden system mechaniczny, jest to ruch zewntrzny wzgldem wewntrznych, odbywajcych si w osobnikach. Tylko przez ten ostatni ruch wszystkie ruchy wewntrzne cz si w jeden ruch caoci D. Ale to nie wszystko.

Tylko skutkiem istnienia urozmaiconych form ruchu zewntrznego - ruchy wewntrz osobnikowe mog by i s takiemi, jakiemi s u ludzi, bo on, w ruch zewntrzny, pokomplikowa wewntrzne. Bez niego, bez tego ruchu zewntrznego, wielce urozmaiconego i wyrobionego w pewien system - nie byoby wcale w osobnikach ruchw wewntrznych, tak bardzo skomplikowanych i to niezalenie od dziedzicznoci. Zostayby one podobne do zwierzcych, ubogich i jednakowych ruchw nerwowych. Wic miao moemy utrzymywa, e tylko przez istnienie urozmaiconego ruchu zewntrznego, tylko przez bardzo urozmaicony system wibracyi powietrza, istnieje ruch wewntrzny, nerwowy o tym charakterze, ktry cechuje ludzi. Popatrzmy teraz dokoa siebie, czy znamy co analogicznego do procesu, ktrymy wyej zarysowali? Tak. Znamy bardzo pospolite zjawisko w tym rodzaju, tylko nieczsto przychodzi nam rozumie je naleycie. Jest niem kade zwierze lub rolina. Z czego skada si system ruchw, zachodzcy nie w spoeczestwie, lecz w organizmie? Odkd stwierdzono w bardzo licznych wypadkach istnienie zupenie materyalnych pocze, zetkni midzy protoplazmami ssiadujcych ze sob w organizmie komrek (protoplazmatyczne wyrostki, "mosty", bezporednie stykanie si protoplazm), - ustalio si ju przekonanie, e organizm nie jest prost koloni komrek w dawnem, Schleidenowskiem rozumieniu, lecz jednym jednolitym osobnikiem.Rolina tedy lub zwierz jest systemem, scalonym z mniejszych, rwnie scalonych systemw (z protoplazm), za pomoc mniej lub wicej widocznych dla nas pocze czysto fizycznych. Na oglny ruch w tym systemie skadaj si tedy koniecznie, naszem zdaniem, dwa rodzaje ruchw: 1. waciwy kadej komrce i zamknity w jej obrbie, a wic niejako ruch wewntrzny i 2. ruch, czcy tamte w jeden ruch caoci, wic niejako zewntrzny wzgldem tamtych. Tylko przez ten ostatni ruch pierwsze zlewaj si w jeden ruch (proces) caoci, (organizmu). Ale take jedynie tylko skutkiem istnienia urozmaiconego ruchu zewntrznego ruchy wewntrzkomrkowe mog by tak urozmaicone, jak s w organizmie, bo on, w ruch zewntrzny, je pokomplikowa. Bez tego ruchu zewntrznego nie byoby wcale w komrkach ruchw wewntrznych tak bardzo zrnicow anych. Zostayby one podobne do ruchw jednakowych oraz izolowanych, jakie obserwujemy w jednokomrkowcach jednego i tego samego gatunku. Dwu tych rodzajw ruchu biologja nie umie dotychczas jeszcze rozrni i oddzieli i waciwie dla tego nie jest w stanie rozumie: czem si trzyma suma procesw, zachodzcych w organizmie w tak doskonaej harmonii i rwnowadze, ktrych polem jest kady organizm. Tyle tylko zdaje si by pewnem, e tajemnica organizmu nie spoczywa w normalnym dla kadej komrki, (nie wyczajc

jednokomrkowca) ruchu wewntrznym kadej, lecz waciwie w ruchu oglnym, czcym tamte w cao. Tego dowodzi fakt, (ustalony na mocy niezliczonych obserwacyi lat ostatnich), e w organizmie jdra komrek (tworzcych si w nim) s z pocztku zawsze jednakowe i jednowartociowe. Specyalizacya czyli rnicowanie si ich dokonywa si dopiero w cigu rozwoju organizmu i w miar rozwoju zmienia si oraz staje si coraz zupeniejsz. Zachodzi teraz pytanie, czy mimo to kada komrka, wzita oddzielnie nie ma ju z gry wyznaczonej roli w organizmie? Ot nie. Liczne dowiadczenia wykazay, e komrka rnicuje si w organizmie dopiero i jedynie pod wpywem miejscowych czynnikw bio-mechanicznych, a wic pod wpywem innych komrek. Ktra za komrka ma peni dane funkcye, to zaley od zmiennych potrzeb chwili, od zbiegu okolicznoci. Tak wic wrd komrek organizmu wszystko formuje si pod wpywem wzajemnych oddziaywa i to oczywicie oddziaywa od zewntrz, jeli za punkt obserwacyi obierzemy ktrkol wiek komrk zwizkow. C mamy sdzi o ruchu oglnym w organizmie, o tym drugim, ktry rzdzi ruchami w komrkach? Czy jest to ruch mechaniczny, czy bio -mechaniczny? Nikt, nawet zdecydowany mechanista nie zaprzeczy, e bdzie to ruch bio-mechaniczny, bo to zreszt sprawa dogodnoci nomenklatury. Jeeli teraz przypomnimy sobie, e w spoeczestwie osobniki s, tak samo, jak komrki w organizmie, z pocztku prawie jednakowe i jednowartociowe, a specyalizacya ich dokonywa si dopiero w cigu rozwoju pod wpywem zewntrznych czynnikw, a wic pod wpywem innych osobnikw ludzkich (za spraw mowy) oraz pod wpywem miejsca, ktre w spoeczestwie przypado w udziale kademu osobnikowi, to spostrzeemy, jak dalece cywilizacya, czyli cao D jest ukadem, w zasadzie podobnym do organizmu. Rnic stanowi tu gwnie pozorna izolacya osobnikw, ktre przy znanej swobodzie ruchw nie "stykaj si ze sob" tak "materyalnie", jak komrki, czyli rnic stanowi tu pozorna "swoboda" osobnikw, ich miejscozmienno, ale izolacj t, a wic i swobod niweczy fizyczny cznik-wibracya, spajajcy osobniki ludzkie prawie tak dobrze, jak "protoplazmatyczne mosty" spajaj komrki. Wibracya-mowa, podstawiajc si pod ruch nerwowy (zachodzcy w osobnikach), stanowi najrzeczywistsze uzupenienie (przeduenie) tego ruchu nerwowego w jeden proces nerwowy wielkiej caoci. Jeeli tedy zoony system ruchw wewntrz- i midzy-komrkowych, zachodzcy w rolinie lub zwierzciu nazywamy systemem bio -mechanicznym, tu ju najostroniejszy nawet myliciel nie zaprzeczy, e spoeczestwo moe by systemem podobnym, a tu i tam moemy mie zjawiska zasadniczo podobne. Gdy pomylimy, e dawna rwno zwierzcia utona i przepada w tej caoci olbrzymiej, w tym zwizku naturalnym osobnikw, ktry mianujemy spoeczestwem, a natomiast z zalenoci i nierwnoci wyonia si w osobnikach mdro nad-zwierzca ze wszystkiemi jej nastpstwami, to nie mamy ju prawa

sdzi o takiej caoci, jakoby bya zudzeniem. Nigdy! Tu mamy naprawd nowy w przyrodzie olbrzymi system scalony i utrzymujcy si w caoci przez cyrkulacy jemu tylko waciwych podniet akustycznych i przez wynikajc z tego wspzaleno i zrnicowanie osobnikw.

IX. Rozwaania zasadnicze nad wszelkim ukadem ywym. Prawdopodobna jedno planu w naturze. Szerokie widnokrgi.
Mielibymy niejakie prawo uwaa ju nie tylko istnienie realnoci D, ale nawet samo ycie D za stwierdzone, przynajmniej w granicach moebnoci. Skoro bowiem nikt nie zaprzecza istnienia ycia w komrce, cho go nie moe uzasadni (jak to wykazane zostao w rozdz. I-IV, to zbytecznem byoby lepsze uzasadnienie ycia w realnoci D. Moglibymy obowizek uzasadnienia tezy przeciwnej zrzuci na tych, ktrzyby si z naszym sposobem widzenia nie zgadzali, ale nie uczynimy tego, bo wtedy twierdzenie, sprzeczne z pojciami ustalonemi byoby przyjmowane ze susznem niedowierzaniem, a jako trudne do obalenia, nie doczekaoby si prdko roztrzygajcej krytyki. Zamknlibymy sobie przytem drog do wyprowadzenia ewentualnych konsekwencyi, zwizanych z pojciem ycia w caoci D. Z tych powodw musimy przystpi do dalszych poszukiwa zasadniczych w kwestyi istnienia lub nie istnienia realnoci D i ycia w niej. Jak powane pitrz si przed nami trudnoci, atwo zrozumiemy, gdy wyobrazimy sobie komrk mylc, tkwic w wtrobie ywego organizmu, ktraby sobie postawia za zadanie nie tylko rozpoznanie caoci, do ktrej naley, ale przekonanie si: czy to cao ograniczona i.... ywa? Nie mniejsze trudnoci i my mamy do zwalczenia, ale skoro poznajemy,... a przynajmniej wydaje si nam, e poznajemy wiat cay, nie naley do niemoliwoci poznanie przynajmniej takie same i tego "naszego" wiata, ktrego jestemy przypuszczalnie "komrkami." Poniewa drog do jakiejkolwiek syntezy musi by uprzednia analiza, prowadzca do wydzielenia i rozrnienia skadnikw przypuszczalnej caoci, tkwicej w jeszcze wikszej caoci, bo w "wiecie", przeto musimy przedewszystkiem wydzieli kolejno gwne i niewtpliwe elementy naszej caoci, "spoecznej" D. Pierwszym bd oczywicie gotowe osobniki ludzkie, jako scalone elementy podstawowe. (C) Trzeba je uwaa za yw i wci odradzajc si protoplazm caoci D. Na drugi element zo si wszelkie ich produkty (dziea) materjalne. Zachodzi tu pytanie: ktre to produkty mamy uwaa za dziea materyalne "elementw podstawowych" ? Odpowied moe by tylko jedna: produkty dziaalnoci ludzkiej, lecz ta nasuwa z kolei pytanie co naley do zakresu dziaalnoci ludzkiej, a co do niego nie naley?

Na dziaalno czysto ludzk, zo si te czynnoci elementw podstawowych (osobnikw ludzkich), ktre wykraczaj poza sfer czynnoci i procesw, waciwych wszelkim organizmom, czyli zwykym organizmom, o ktrych wiemy, e nie tworz spoeczestw (a wic zwierztom) i ktre odgrywaj na poziomie organizmw rol niezwizanych jednokomrkowcw. Mamy tu ju drog wytknit. Do procesw, waciwych wszystkim organizmom nale przedewszystkiem te, ktre podtrzymuj tylko trwanie ich, a wyraajc si jaknajprociej, ktre podtrzymuj powstawanie i trwanie zarwno osobnikw ludzkich, jak i zwierzcych. Ulegaj wiec tu wyczeniu naprzd wszelkie funkcye fizyologiczne, zwizane z rozmnaaniem si, odywianiem si i rozkadem, s to bowiem procesy nisze, procesy ycia drugiego rzdu, stanowice jedynie tylko warunek istnienia podstaw bezporednich ycia 3-go rzdu. Gdy za wiemy; e osobniki ludzkie rni si od zwierzt funkcyonalnem zrnicowaniem, przeto za dziea czysto ludzkie mamy poczytywa te, ktre pyn ze zrnicowania uzdolnie i czynnoci ludzkich oraz z wymiany usug. Nie moemy za nie poczytywa dzie, ktreby byy wynikiem normalnych funkcyi i uzdolnie dla osobnika zwierzcego, w obrbie jego gatunku, jak naprzykad dziea materyalne zwierzt (np. gniazda i t. d.) Zrnicowanie uzdolnie i czynnoci ma wanie za skutek nieograniczon rozmaito dzie (produktw) jednostek spoecznych, wymiana za usug, nieograniczony wspudzia osobnikw w wykonaniu dzie zbiorowych. Uzupenianie si wic wzajemne osobnikw funkcyonalnie zrnicowanych najlepiej charakteryzuje czynnoci czysto ludzkie i powouje do bytu produkty czysto ludzkie. Charakteryzuje je okoliczno, e najczciej owe produkty bywaj dzieem bardzo wielkiej iloci osobnikw, z ktrych kady czem innem przyczyni si do powstania lub zdobycia owego produktu. Aby najkrcej objani o co tu chodzi, wemy do rki tak pospolity wytwr ludzkiej dziaalnoci, jak pudeko zapaek "szwedzkich" i rozbierzmy uwanie jego skadniki. Wtedy spostrzeemy, e na pudeko skada si deseczka drewniana oklejona papierem bkitnym, druga za cz pudeka jest oklejona papierem tym, na ktrym czarn farb drukarsk odcinity jest napis. Pewn cz tego papieru powleka masa, ktrej gwnym skadnikiem jest fosfor bezksztatny. W pudeku mamy prciki, wycite z drzewa i napojone na jednym kocu mieszanin, uatwiajc palenie si, a nastpnie kady prcik ma gwk, zoon z kilku substancyi chemicznych. Jeeli pomylimy, e do otrzymania tego pudeka zapaek potrzebne byy maszyny papiernicze, maszyny do krajania drzewa, maszyny drukarskie, potrzebna jest masa papierowa, rne kleje, farby niebieska, ta i czarna, potrzebna jest ruda, dajca fosfor i aparaty, w ktrych z tej rudy otrzymano bezksztatn posta fosforu, jeeli to samo zastosujemy kolejno do kadej substancyi chemicznej, wchodzcej w skad masy, uytej na gwk zapaki, to zrozumiemy, co za nieprzeliczona ilo ludzi, ktrych wikszo nigdy si ze sob nie widziaa, ani spotkaa, ani umawiaa, - zoya si na to dzieo. Pojmiemy zarazem, czem s dziea ludzkie w porwnaniu do zwierzcych. Spostrzeemy, e najpracowitszy i najdzielniejszy czowiek - sam jeden nigdyby w cigu caego swego ywota

jednego takiego pudeka zapaek nie zrobi. A przecie tak atwo i tanio sporzdzaj je ludzie! Ot w tem rzecz caa spoczywa, e czego nie tylko zwierz, lecz nawet czowiek jeden nie zrobi, - to atwo robi ludzie, czyli funkcyonalnie zrnicowane osobniki spoeczne, przy gboko sigajcym podziale czynnoci. Gdy za funkcyonalne zrnicowanie ludzi, wie si cile z wzajemn ich zalenoci, owa za zaleno jest, jak ju wiemy skutkiem cznoci, wtedy wyania si nam znowu, jako jeden z najwaniejszych czynnikw cywilizacyi, cznik spoeczny, ktrym ju tak dugo zajmowalimy si. Gdy koniecznym warunkiem wszelkiej caoci yjcej s scalone elementy podstawowe oraz ich zrnicowanie, ktre jest przyczyn rozmaitoci (zrnicowania) produktw yciowej dziaalnoci owych elementw, - gdy wszelk cao yjc charakteryzuje uzupenianie si wzajemne elementw scalonych i zrnicowanych (np. w organizmie uzupenianie si wzajemne komrek), - to dla nas do jest, emy to wszystko w realnoci D skonstatowali. Moemy bowiem przystpi do poruszenia jeszcze jednego pytania, decydujcego o prawowitoci przeprowadzonych analogii. Cech wszelkiego, znanego nam, ciaa ywego jest asymilacya i dysymilacya. Jeeli wic cao D jest i yje, to powinnyby si i w niej odbywa podobne procesy. Na czeme moe polega w cywilizacyi przyswajanie i wydzielanie ? Oczywicie, e na poziomie ycia D matery asymilowan przez D musi by co innego, anieli na poziomie ycia C. Istota procesw przyswajania i wydzielania nie moe tu polega na znanych nam procesach zwierzcych. Nie moemy zalicza do materyi asymilowanych przez realno D pokarmw, przyjmowanych przez ludzi, to jest przez osobniki ludzkie, ani powietrza przez nich wdychanego. Rwnie do materyi wydzielanych nie moemy zalicza ich wydzielin fizyologicznych. Nie pozwalaj na to naprzd zasady logiki, a prosta obserwacya to potwierdza, albowiem kada gromada zwierzca wchania w ten sam sposb, jak ludzie, skadajcy spoeczestwo i wydziela tak samo, a przecie nie stanowi wcale caoci wyszej. Nie trzeba te duej bystroci, aby bez dugich rozwaa zrozumie, e matery asymilowan przez ludzi, jako ludzi, to znaczy przez elementy spoeczne, musz tu by wszelkie materyay, z ktrych powstaj dziea ludzkie. W takim razie matery wydzielan przez realno D bd wszelkie odpadki, pozostajce przy sporzdzaniu dzie ludzkich oraz same te dziea odrzucone, zepsute, zuyte lub zbyteczne. Tak jest, ale to nie wszystko. Mamy tu dopiero poow materyi, asymilowanej i dysymilowanej przez spoeczestwo, mianowicie materyay na dziea ludzkie i odpadki przy sporzdzaniu lub funkcyonowaniu tych dzie powstajce. Pozostaje jeszcze druga poowa pytania do rozwizania: skd si bior same scalone elementy podstawowe realnoci D, t. j. ludzie? Wszak to s ju specyalne czynniki spoeczne. One nie powstaj gotowe, na drodze fizyologicznej, jak powstaj

osobniki zwierzce, ktre nie stanowi adnego elementu spoecznego. Ot i tu mamy proces asymilacyi i dysymilacyi. Matery, asymilowan przez spoeczestwo, prcz materyaw, z ktrych powstaj dziea ludzkie, musi by takie materya, z ktrego powstaj ludzie, jako ludzie. Materyaem tym nie bd pokarmy i t. d., przyjmowane przez ludzkie osobniki, lecz tylko gotowy materya na ludzi, a wic dzieci. Spoeczestwo przerabia je dopiero na swe zrnicowane elementy podstawowe. Ono asymiluje gotowy materya uniwersalny in potentia na czynne spoecznie elementy. W takim razie matery dysymilowan, wydalan, musz by w tym samym zakresie zwoki ludzkie, jako te osobniki jeszcze ywe, ale niezdatne ju do funkcyi lu dzkich (zuyte, zepsute lub odrzucone), a wczci oddane do reperacyi (szpitale, domy poprawcze, wizienia). Teraz moemy wrci do cznika, ktry okaza si jednym z najwaniejszych czynnikw czy momentw cywilizacyi. Gdy analogony poprzednio rozwaanych czynnikw "caoci" spoecznej znamy w kadej caoci, uznawanej za yjc, - to cznika, czyli czego, co spaja elementy podstawowe w cao - nie znamy w realnociach biologicznych, dotychczas za takie bezspornie uznawanych. Czyby go w nich nie byo? Wtpi o tem naley. Czujemy, e on tam by wszdzie powinien, ale nie mamy nawet pojcia w czem i gdzieby go naleao upatrywa. Natura jego jest nam zupenie nie znana. Nie idzie za tem, aby dla tych powodw uznawa z gry, e go niema, lub rezygnowa z prb odnalezienia. go. Trzeba bdzie szuka, ale naley to ju wycznie do biologw. My nie mamy obowizku ama sobie nad tem gowy. Naszem jedynem prawem, a nawet obowizkiem jest zwrcenie na wieo dostrzeony punkt - uwagi biologw i ten obowizek speniamy na tem miejscu. Wykrywszy in principio istnienie cznika spoecznego, powicilimy nastpnie wiele pracy dla odnalezienia go i na drodzemetodycznych roztrzsa przekonalimy si, e jest nim mowa ludzka. Przekonalimy si, e dopiero dziki mowie - jestestwo niespoeczne, wic zwierz, stao si czowiekiem czyli jestestwem spoecznem. e to jest odkrycie wielkiej wagi nie tylko dla socyologii, o tem nie trzeba prawie przekonywa. Wszak mowa ludzka (cznik spoeczny) okazaa si koniecznym warunkiem czowieczestwa (wielkiego mzgu i mdroci ludzkiej) przez zrnicowanie osobnikw niespoecznych. Skoro za z drugiej strony wiemy, e zrnicowanie komrek jest warunkiem koniecznym organizmu, to musimy si zgodzi, e jest ono rwnoczenie warunkiem ycia 2-go rzdu. Gdy za mowa ludzka okazaa, si nietylko warunkiem czowieczestwa (wielkiego mzgu i mdroci ludzkiej), ale jeszcze, i to nieodcznie, warunkiem koniecznym spoeczestwa i cywilizacyi, to musimy si i na to zgodzi przez porwnanie, e warunkiem zrnicowania komrek jednorodnych, a skutkiem tego i organizmu moe by analogiczny "cznik organiczny" zgoa jeszcze nieznany w nauce. Gdy za organizm uznajemy za cao yjc, tedy w nieznany cznik wanie moe by nieodzownym warunkiem ycia organizmu, warunkiem ycia 2-go rzdu.

atwo ju zrozumie do jak doniosych prowadzi nas to konsekwencyi. Nieznany jeszcze w nauce warunek zrnicowania komrek ("cznik" organiczny) moe by uwaany za warunek ycia organizmu (ycia 2-go rzdu). Znany nam ju warunek zrnicowania ludzi (mowa ludzka), bdc warunkiem czowieczestwa i spoeczestwa, moe by uwaany za warunek ycia dotychczas hipotetycznej caoci D, (ycia 3-go rzdu). W biologii dotychczas nie skonstatowano cznika, - w socyologii znowu istnienia jej przedmiotu, mianowicie istnienia caoci (zbiorowoci), zindywidualizowanej za spraw cznika. Biologia zajmuje si caociami, ktre cechuje na pewno zjawisko, ktre nazywamy yciem, socyologia zajmuje si czstkami jakiej dotychczas nieuchwytnej "caoci", ktrej ani zrozumie nie moe, ani zdefiniowa, tem wic mniej jest uprawniona do rozprawiania o jej yciu. Oba dziay wiedzy ludzkiej odniosyby tedy wielk korzy, chobymy j nazwali tylko teoretyczn, gdyby udao si midzy ich przedmiotami skonstatowa wsplno planu, opart na zasadzie jednoci wiata, ktra ju przeziera, ze wsplnych momentw, ktremy wprowadzili tu do rozwaania. Obie nauki uzupeniyby si przez to i zyskayby grunt wsplny. Biologia, dziki socyologii, zajrzaaby gbiej w tajemnic ycia na caym obszarze swych bada, socjologia za staaby si nauk konkretn, bo dalszym cigiem biologii, zajmujc si najwyszym systemem yjcym, ktrego istnienia dotychczas n auki przyrodnicze nie podejrzeway.

X. Rola i znaczenie mowy ludzkiej w sprawie poznania.


Ze wszystkiego, co byo wyej, okazuje si, e podjlimy trud nie jaowy, zapuszczajc si w rozwaanie cznika spoecznego. I chocia duo o nim mwilimy w pracy poprzedniej oraz tutaj, mam przekonanie, e jeszcze duo pozostao do zbadania, aby jego rol w spoeczestwie i w przyrodzie naleycie zrozumie i oceni. Do tego miejsca traktowalimy mow ludzk wycznie jako ruch mechaniczny, czcy inne ruchy mechaniczne (ruch w nerwach) w jeden wsplny wielki system ruchw. Ograniczylimy si do stwierdzenia, e u zwierzt ruch nerwowy, zachodzcy w osobniku jest jedynem rdem ich sygnalizacyi, - u ludzi za jest wynikiem sygnalizacyi. Ograniczylimy si do stwierdzenia, e mowa ludzka, zwikszajc i doskonalc mzgi jeden pod wpywem drugiego, uczynia z nich aparaty, dziedzicznie odnawiajce si, zdolne do bardzo zoonych reakcyi na zoone bodce zewntrzne, ale jednak ju wewntrz-spoeczne. Nie pado tu jeszcze tajemnicze sowo: myl. Teraz czas przej do strony zjawiska, pomijanej do tej chwili milczeniem. Mowa ludzka jest przecie cznikiem dla spraw psychicznych, nie tylko dla fizycznego ruchu nerwowego w mzgach. Poniewa za zagadkowego stosunku fizycznoci do psychicznoci nie rozumiemy zgoa, przeto najdogodniejszym i najpoprawniejszym sposobem ujmowania tego stosunku pod wzgldem metodologicznym bdzie uznanie obu zjawisk z a wsprzdne sobie (psycho fizyczny paralelizm).

Mwimy tedy, e ruch nerwowy w mzgu nawet zwierzcym ma za podmiotow stron spraw psychiczn. Gdy za przez mow ludzk ruchy nerwowe w mzgach oddzielnych osobnikw cz si ze sob w proces obszerniejszy, to moemy powiedzie, e przez mow myli odd zielnych osobnikw ludzkich cz si w obszerniejszy proces psychiczny. Spraw tedy psychiczn kadego osobnika zwierzcego trzeba uwaa za cao, ograniczon ciaem zwierzcia, za cao, majc punkt swj wyjcia i podstaw tylko w dziaalnoci bezporedniego acucha przodkw. Nie tak jest ze spraw psychiczn osobnika zwizkowego (czowieka). Ona jest fragmentem sprawy daleko obszerniejszej i nieopartej na samej dziaalnoci osobnika, ani bezporednich przodkw jego. Przez mow ludzk ziszcza si w przyrodzie obszerny i dugotrway proces psychiczny, przekraczajcy cigo procesu, zachodzcego w kadym osobniku zwierzcym i zamknitego tam w granicach indywidualnego ycia kadego osobnika zwierzcego. Teraz, gdymy obrali za filozoficzn podstaw rozwaa dalszych psychofizyczn wsprzdno moemy ju poruszy donios kwesty roli i znaczenia mowy ludzkiej w sprawie poznania (oczywicie ludzkiego). Wiadomo, e ono jedynie jest naszym "wiatem". Wprawdzie ludzkie pojcie o wiecie (poznanie) uwaamy za jedn tylko stron tego, co si dzieje, ale poniewa drugiej, mianowicie "rzeczy w sobie", przedmiotu samego, (wiata transcendentego), nie znamy i zna nie moemy, przeto znamy tylko podmiot, czy wasne o niedostpnej rzeczy wyobraenie (immanentne). Znamy jedn tylko dostpn, a wic jedynie wan dla nas stron "wiata" - i na to niema adnej rady. Znamy tylko to, co nam ukazuj zmysy i mylenie. Poniewa jednak na gruncie parallelizmu, uznaje si wiadectwo zmysw za podmiot jakiego przedmiotu, przeto wierzymy, e podmiotowi odpowiada co realnego, lubo nie wiemy: co waciwie? Po tych uwagach, moemy wyoy pogld wasny na ludzk spraw psychiczn. Powszechnie wiadomo, e niema zgody co do pytania: skd si w nas bierze poznanie i co si na poznanie nasze skada? Jedni filozofowie za jedyne rdo poznania uwaaj zmysy (sensualici), inni samo tylko mylenie (intelektualici). Jest jeszcze stanowisko porednie, akceptujce oba rda. Nie zajmiemy adnego z tych trzech stanowisk, o ile chodzi o poznanie ludzkie. Jeeli bowiem zdamy sobie naleycie spraw z roli i znaczenia, mowy ludzkiej w czynnoci poznawania, z roli dotychczas niedocenionej w filoz ofii, to wtedy mylenie ludzkie zaliczymy do kategoryi pierwszej, postrzegania zmysowego, tylko nie rwnorzdnego ze zwykem, bezporedniem postrzeganiem zmysowem. Uznamy je za wynik zbiorowego postrzegania zmysowego, moliwy tylko dziki mowie.

Lecz my przecie filozofujemy, to znaczy buntujemy si przeciw wiadectwom naszych zmysw, powie nam zwolennik stanowiska poredniego w filozofii. Wszak caa nasza wiedza jest przeczeniem oczywistoci, t. j. widzeniem wszystkich spraw inaczej i peniej, ni na to pozwalaj nam same zmysy. My nie samemi zmysami wiat poznajemy, bo przecie one funkcyonuj podobnie, jak zmysy innych krgowcw, a przecie pod wzgldem psychicznym rnimy si bardzo od zwierzt. Rnimy si. wic nie zmysami, ale "umysem", jak osobn wadz, ktra prostuje wyobraenia nasze, oparte na wiadectwie samych zmysw. Rzeczywicie, wyrobilimy sobie pojcie, e obok zmysw dziaa w nas jaka wadza osobna, rzekomo nie majca nic wsplnego ze zmysami i wyobraamy sobie chtnie, e ona rni nas jakociowo od innych stworze, lecz to jest tylko zudzeniem, albowiem, gdy zapytamy o siedlisko tej wadzy, o "narzdzie myli" ludzkiej, wtedy okazuje si, e ta wadza, bd co bd, zwizana jest ruchem w mzgu. Kwestya, pozornie wyjaniona, a przynajmniej rozdzielona na dwie kwestye, zaciemnia si ponownie, albowiem mzg, jako nierozdzielna cz zmysw jest ju narzdziem wszelkiego postrzegania zmysowego zarwno u zwierzt, jak u ludzi. Myl tedy, umys, sprowadzaj zwolennicy dualizmu do tego samego narzdzia. Obie wadze, rzekomo oddzielne i odmienne, zmysowa i umysowa, mieszcz si w jednym mzgu i to w taki sposb, e nie udao si jeszcze nikomu ani siedliska kadej nawet w przyblieniu rozgraniczy, ani dostrzedz rnicy w budowie tych czci, ktreby miay suy wycznie "myleniu" ludzkiemu. Przeciwnie, postrzeenia zmysowe splataj si tak cile z tem, co chcianoby nazwa czystem myleniem ludzkiem, e z tego labiryntu aden fizyolog ani psycholog nie zdoa jeszcze wybrn. Podobny stan rzeczy jaskrawo sprzeciwia si hipotezie "nadzmysowoci" umysu i zostawia nas na rozdrou. Ot mojem zdaniem wyjcie jest i tak proste, e a dziwno je wskazywa. Wyjcia tego domylaj si ju zreszt niektrzy myliciele. Dowodzi tego fakt, e niektrym filozofom chodzi dzi ju bardzo o zbadanie roli i znaczenia mowy w sprawie poznawania, innym za o szersze, ni dotychczas uwzgldnienie czynnika spoecznego w rozwoju ludzkiego poznania, uczu i woli. Rzeczywicie w dwu tych czynnikach, ktre naprawd s jednym, znajdujemy tutaj wyjanienie zagadki poznania ludzkiego, a rwnoczenie rozwizanie wielu kwestyi pierwszorzdnego znaczenia, w teoryi poznania. Postaram si to w najkrtszych sowach wyoy. Cao D skada si z organizmw, obdarzonych zmysami, podobnemi do zwierzcych. Organizmy te (C), poczone wibracy - mow, tworz co podobnego do obszernego systemu nerwowego. Wicej nam nie trzeba, bo w takim razie cudze postrzeenia zmysowe staj si przez mow i przez to, e jestem spoecznym, "mojemi". Przenosicielk postrzee (percepcyi) zmysowych od osobnika do osobnika jest mowa. Ona rozlewa postrzeenia osobnicze po caoci spoecznej tam wszdzie, gdzie mowa zostanie przyjta. Zmysy tedy osobnikw, zwizanych mow, s narzdziem wsplnem "ludzkich" postrzee zmysowych. Jednocz si one we wsplne narzdzia czucia. Lecz "ja" musz czem odrnia praktycznie postrzeenia "cudze", niejako poyczone - od wasnych. Jako odrniam je istotnie, cho

niewiadomie i niedokadnie, nazywajc tylko wasne i bezporednie zmysowemi, wszystko za, co zawdziczam innym - gromadz pod kategory, ktrej nie umiem okreli i co rzeczywicie trudno okreli bez teoryi realnoci D. Dopiero gdy zwaymy, e mowa, bdc przenosicielk percepcyi zmysowych, jest rwnoczenie przenosicielk myli, uczu i woli, - wtedy moemy poczy oba orzeczenia i powiedzie, e myl ludzka jest spoecznem czuciem zmysowem. Mylenie czowieka czstk funkcyi psychicznej realnoci D, bynajmniej za nie realnoci C, bo funkcy psychiczn ostatniej jest poznanie zwierzce. Nie trzeba ju tedy z logicznej myli czowieka czyni osobnej kategoryi, jakiej wadzy osobniczej organizmu jednego, niezalenego, bo to wadza organizmu zwizanego z innemi przez mow. Jeli myl osobnika ludzkiego nazwiemy mdroci (sapientia), to moemy powiedzie, e ona jest tylko wynikiem uspoecznienia si jestestwa pierwotnie niespoecznego, Hominis insipientis. Homo sapiens nie jest moliwy bez caoci D, bez niej adna funkcya ludzka nie jest do pomylenia. I odwrotnie. Kada ludzka tumaczy si dostatecznie spoecznoci ludzi, t. j. naleeniem ich do cywilizacyi. Poniewa powysze rozumowanie prowadzi do powanych nastpstw ujmiemy t spraw, dla sprawdzenia, jeszcze raz i inaczej, mianowicie nie od hipotetycznej caoci, - lecz od czowieka.

XI. Narzdzie do przyjmowania cudzych czu zmysowych.


Czstka powierzchni naszego ciaa, zwana siatkwk oka, jest wraliwa specyalnie na pewne fale eteru, okrelonej dugoci i zwizanej z ni czstoci. Czucia, ktre te fale-bodce wywouj, nazywamy wietlnemi, sprawiaj one, e widzimy. Jednak widzenie nie jest wcale widzeniem przedmiotw, lecz tylko odczuwaniem zmiennych i rnowartociowych fal optycznych, odbijajcych si od przedmiotw, ktre nie s wcale takiemi, jak je widzimy. Waciwie tedy widzimy tylko fale wietlne, przybywajce do nas od zewntrz. Lecz w przyrodzie drga jeszcze mnstwo innych, krtszych lub duszych fal, ktre odczuwamy innemi zmysami, nie okiem, albo na ktre zgoa nie jestemy wraliwi (ultra-cieplne i ultra-fioletowe). Gdyby tez siatkwka bya jeszcze wraliw choby na niektre z nich, wtedy moglibymy je take widzie. Gdyby np. bya wraliw na fale akustyczne, niezmiernie dugie i przeto powolne, wwczas to, co budzi w nas tylko poczucie dwiku, skadaoby si na obrazy, ktre czowiek praktyczny uwaaby tak samo za przedmioty realne, jak bierze obrazy widziane. Jest rzecz osobliw, jak rzadko zdajemy sobie spraw, i jestemy bardzo wraliwi na takie fale akustyczne, ktre nazywany mwieniem cudzem daleko bardziej oraz inaczej, anieli na wszelkie inne fale dwikowe. Zwyke fale dwikowe, ktre nam przynosi przyroda, odczuwamy jako dwiki, jako gos, na mwienie jednak jestemy w inny jeszcze sposb wraliwi, tak prawie, jakbymy te dwiki widzieli, a nawet jeszcze daleko lepiej. My przecie mwienie rozumiemy, a nikt przecie nie zechce utrzymywa, e mow rozumiemy suchem, czyli uchem. Fakt wic, e mow syszymy uchem wcale nie wyczerpuje naszej niezwykej wraliwoci na mow. Jasnem si staje, e w sprawie rozumienia mowy musz by

w nas czynne dwa oddzielne rda poznania. Such jest tylko jednem z nich, ale niewystarczajcem. On tylko przyjmuje wibracy i czucie jej wysya do mzgu, ale nie bierze udziau w jej rozumieniu. Tego dowodzi fakt, e moemy niekiedy mwienie sysze, a mimo to nierozumie go wcale. Tak bdzie, gdy np. zacznie przemawia do mnie chiczyk. Zachodzi wic pytanie, czem my mwienie rozumiemy? Odpowied ukae nam drugie rdo poznania naszego. Mow rozumiemy umysem, objanisz czytelniku i bdziesz mia suszno, lecz niech to nas nie upowania do wyobraania sobie, emy przez wyraz "umys" spraw wytumaczyli. Sprbujmy tylko sformuowa sobie pojcie "umysu", a zaraz przekonamy si, e treci jego nie zdoamy przedstawi ani naukowo, ani zrozumiale. A przecie to wyraz niezmiernej wagi. Niejeden wprawdzie bdzie ju zadowolony, gdy powie, e "umys", to wadza specyalnie ludzka, ktra nas wanie rni od zwierzt, ale to bdzie nieprawd, bo umys maj i zwierzt a. Wszak one nawet rozumuj, czyli wi pojcia w sdy i sdy w rozumowania! Kto inny powie, e to wadza niezmysowa, e to wanie organ duszy. I to nie bdzie prawd, ale przypumy, emy si zadowolnili ktremkolwiek z tych objanie, albo wszystkiemi naraz. W takim razie mam prawo zapyta: czem si to dzieje, e ludzka a wic koniecznie oglnoludzka, i do tego bezporednio niezmysowa "wadza rozumienia", bezsilna jest u chiczyka, gdy ten sucha polaka, albo odwrotnie? Za c mamy uwaa "specyaln" "wadz" "rozumienia", ktra przy jednakowej sprawnoci suchu (czyli pierwszego rda poznania) raz daje w wyniku rozumienie syszanego, drugi raz tyle znaczy, jakby jej nie byo? Zdaje mi si, e w tem prostem pytaniu odsonia si nam przedewszystkie m i najlepiej niezrozumiao samego "umysu", ktrym prbowalimy co objani, za jego definicya, albo niezdawanie sobie sprawy, co przez ten wyraz chcemy rozumie. Tak jest w samej rzeczy, a dotyczy to nie tylko tego pojcia. Zdawanie sobie sprawy ze zjawisk zupenie prostych utrudnia nam bardzo czsto niejasno lub chwiejno naszej nomenklatury. Co krok natrafiamy na tego rodzaju przeszkody, ktre wprzd trzeba usun, aby posuwa si dalej. Tak przeszkod jest dla nas w tej chwili nietylko wyraz "umys"; - to samo jest z wyrazem "mowa", a take z wyrazem "myl". Zbyt czsto, ku wielkiej szkodzie dla wiedzy naszej, niezdajemy sobie sprawy z niecisoci tych wyrazw zamcajcej nieraz gruntownie nasze pojcia. Okae si to atwo na jednym przykadzie. Wielu ludzi uwaa, e wszystko jest w porzdku, gdy nam psycholog powiada, e "narzdzia, rwnego myli ludzkiej nie znajdujemy po za obrbem naszego gatunku", a tymczasem chwila zastanowienia si okae nam, e to zdanie pozbawione treci naukowej. Myl jest przecie podmiotow stron jakiej funkcyi fizycznej (fizyologicznej), czyli sprawy fizycznej, toczcej si w osobniku. Mowa znowu jest czci fizycznej strony tej sprawy, ktrej podmiotow stron jest myl wysana. Zarwno tedy mowa jak myl s sprawami, dzianiem si. Gdy jednak powtarzamy: "mowa", "myl", wyrazy te, bdc rzeczownikami, podsuwaj nam zwykle faszywe pojcie jakiej rzeczy, nie za sprawy.

Pierwszorzdnej tedy wagi udoskonaleniem metodycznem byoby zaniechanie tych rzeczownikw i zastpienie ich w traktacie naukowym stosowniejszemi wyrazami (mylenie i t. d.). Korzy podobnej korekty stanie si odrazu widoczn, gdy w orzeczeniu "narzdzia rwnego myli"... i t. d. zastpimy wyraz myl przez "mylenie", wtedy uderzy nas natychmiast nielogiczno zdania, skoro bowiem niema rzeczownika (myli), to jasnem jest, e sprawa (myslenie) niemoe by wogle narzdziem. Zaraz tez nasuwa si pytanie: a c w takim razie jest narzdziem tej sprawy i okazuje si, e zdanie pozornie zrozumiale i logiczne, nic nie jest warte, bo zawiera illogizm. Podobn warto, co "myl", ma rzeczownik "umys", czy "rozsdek". Raz bierzemy go w znaczeniu funkcyi, drugi raz gorzej, bo narzdzia lub wadzy. A tymczasem jedno tylko jest moliwe: nie jest to rzecz ani narzdzie (byt stay) lecz znowu sprawa, rwnolega, wsprzdna z inn spraw mianowicie ze spraw nerwow (ruchem nerwowym). Co waniejsza, jest to ta sama sprawa, co mylenie. Waciwie tedy: niema myli - jest tylko mylenie cudze lub wasne (sprawa) niema umysu - jest tylko mylenie cudze lub wasne (sprawa) niema mowy - jest tylko mwienie cudze lub wasne (sprawa). Gdybymy raz pozbyli si uywania tych rzeczownikw, psychologia ustrzegaby si niejednego bdu i zawodu. Wemy do rki jakikolwiek traktat psychologiczny i uwaajmy na te wyrazy, a przekonamy si ile razy wnosz bezpotrzebne baamuctwa. Objani to jeszcze jeden przykad. Mona si czsto spotka z innem zdaniem, e "mowa jest narzdziem myli ludzkiej". Brzmi to na pozr poprawnie, wic na tem zdaniu bywaj opierane rne wywody logiczne. Jeli wszake sformuujemy owo twierdzenie jak naley, mianowicie, e "mwienie jest narzdziem mylenia", wtedy odrazu spostrzeemy baamutno zdania. Wszak tu powiedziano znowu e "sprawa jest narzdziem sprawy",tymczasem niepodobna, aby mowa bya narzdziem mylenia, bo narzdziem (organem) mylenia-mwienia jest mzg ludzki cznie z podlegemi mu czciami ciaa. Tak samo przecie narzdziem widzenia nie jest "widzenie" "patrzenie" (czyli "wzrok"), lecz oko, narzdziem syszenia ("such") nie syszenie, lecz ucho. Mwienie (mowa) moe by tylko fizycznym porednikiem midzy osobnikami dla sprawy psycho-fizycznej, dla mylenia. Wyraz tedy "umys" ma podobn warto praktyczn i logiczn, co wyrazy "wzrok" albo "such". Jest to tylko sprawa, wic ani wadza, ani narzdzie. Po tych uwagach moemy powrci do naszego pytania: czem rozumiemy mwienie? Ustalmy wprzd fakt na przykadzie konkretnym. Nie mogc wyj z domu posyam sucego, aby zobaczy, czy sklepy zamknite. Powraca i powiada, e otwarte. Wraenie zmysowe cudze (sucego) przyjem za wasne.

Przyjeda mj znajomy z Afryki i opowiada mi, co widzia. Jego wraenia zmysowe staj si poniekd mojemi, cho ani w Afryce, ani z nim razem nie byem. Pytam teraz, jake to moe sta si, aby wraenie cudze przeszo we mnie? abym czu to, czego nie czuy zmysy moje wasne? Jest to niemoliwe, lecz mimo to jest faktem, wic fakt domaga si wyjanienia. Poniewa kade wraenie kae domyla si odpowiedniego zmysu, przeto skoro mj zmys wzroku nie bra na pewno udziau w dowiadczeniu mego sucego, musz si zgodzi, e nie wiedzc nawet o tem, posiadam jakie narzdzie do przyjmowania cudzych czu zmysowych. Lecz mnie si wydaje, e ja nie przyjem adnego czucia zmysowego cudzego, e przyjem tylko wyrazy mego sucego, przyjem jego mwienie. Tak jest i wicej nam nie trzeba! Wystarcza to w zupenoci, aby sprawa, na pozr zawia, rozwizaa si zupenie prosto. Trzeba sobie tylko przypomnie dwa twierdzenia, ju dowiedzione tutaj poprzednio. Jedno przecie gosi, e mowa ludzka jest przenosicielk wrae (czu) zmysowych od osobnika do osobnika. Drugie, e mowa cudza jest podstawieniem ruchu powietrza pod myl cudz (pod ruch nerwowy cudzy), co daje si wyrazi prociej w zdaniu, e mowa cudza niesie myl cudz. Lecz gdy ona niesie ju take czucie zmysowe cudze, przeto musimy zczy oba twierdzenia w jedno i powiedzie, e myl obudzona we mnie jest czuciem zmysowem cudzem wysanem do mnie, ale take i myl cudz wysan. Jest czuciem zmysowem i myl rwnoczenie. To wic, co przyjmuje bodziec, nioscy czucie cudze, musi by zmysem, czuym na czucie zmysowe cudze, a rwnoczenie na cz mylenia cudzego, obleczon w wibracy powietrza (na mwienie-mylenie). Poniewa tym zmysem nie jest moje ucho, bo ono przyjmuje bodziec akustyczny wycznie jako dwik, ale nie przyjmuje treci jego, wic ucho jest jedynie porednikiem, a tre dwiku, czucie cudze musi by przyjmowane osobnym zmysem i to nie samodzielnym, skoro onposikuje si uchem. w zmys musi by wraliwy tylko na takie podniety, (tkwice w mwionem), ktre nie dziaaj wcale na sam zmys suchu, musi by wraliwy tylko na tak przerywan urozmaicon wibracy powietrza, ktra bya podstawiona pod ruch nerwowy, zachodzcy w mzgu obcym. Gdzie organ, przyjmujcy tak skomplikowane wraenia? Musi si on mieci w mzgu razem z czemi, przyjmujcemi zwyke wraenia zmysowe. Jest to wycznie ludzka cz masy mzgowej, przeznaczona. do przyjmowania mwienia-rnylenia cudzego. Skd wzia si? Rozwina si podobnie, jak czci odpowiadajce zwykym zmysom. Rozwijaa si bardzo powoli, lecz stale, w miar komplikowania si i mnoenia bodcw sygnaw, od chwili, gdy przedstawiciele rodu Homo zaczli skupia si w najpierwotniejsze spoeczestwa. Organ wysubtelnia si w miar potrzeby rozrniania coraz nowych bodcw, a bodce mnoyy si i wysubtelniay w miar rozwijania si organu, ktry je przyjmowa. Tak obie zalene od siebie sprawy potgoway si pod naciskiem wzrastajcych potrzeb.

Rozumienie tedy mowy cudzej jest wraliwoci na bodce zmysowe, ktre mi wysya proces fizyczny (fizyologiczny), toczcy si w mzgu obcym, nie za w pozostaej przyrodzie zewntrznej, proces, ktrego podmiotow stron jest cudze mylenie, a podstawieniem fizycznem (cudze) mwienie. wiatem wic, ktry mi mj zmys mwienia-mylenia odsania, s obce podmioty, oblekane w posta znakw akustycznych, s gotowe, z czu i wyobrae utworzone pojcia i sdy. Wyobraenia (representation) cile wasne zawdziczam, na rwni ze zwierztami, zmysom zwykym wasnym, wyobraenia jednak cudze, te wanie, ktre dopiero czyni mi czowiekiem, zmysowi mowy-mylenia ludzkiego. Mylenie wic moemy postawi bez obawy pomyki w jednym rzdzie z podmiotow stron funkcyi innych zmysw, i bdzie si od nich rni tem tylko, e otwiera "widok" nie na wiat zewntrzny, lecz wycznie na wiat cudzych ludzkich podmiotw. Aby teraz ostatecznie rozstrzygn kwesty, czy rozumienie jest lub nie jest wynikiem wraliwoci zmysowej (spraw), do odpowiedzie, czy mwienie jest lub nie jest podniet zmysow. Zdaje si, e ju wykazaem, e jest podniet, tem tylko rn od innych, e otrzymujemy j wycznie od ludzi, i to od ludzi swego jzyka. To ostatnie jest wane. Dopki na mj zmys do odczuwania czu cudzych bd dziaa podniety (symbole akustyczne), pochodzce od osobnika obcej dla mnie caoci D (np. chiskiej), pozostan na nie nieczuym. Wanie tez z tego powodu najwaciwiej mona nazwa te podniety - fizycznym cznikiem jednej caoci spoecznej, jak to ju dawno uczynilimy, wychodzc z rozwaania zgoa innych faktw. Mona je rwnie nazwa cznikiem midzy podmiotami jednej caoci spoecznej. Mylenie ludzkie okazuje si wic ostatecznie czuciem zmysowem caoci D, albo lepiej wraliwoci zbiorowoci D, co ju stwierdzilimy w rozdziale poprzednim. Jest to wic naprawd podmiotowa strona funkcyi zmysowej caoci spoecznej, wcale za nie indywiduw C. I jest to wane odrnienie. Mona byo na razie powiada sobie, e w myleniu-mwieniu mamy do czynienia z funkcy zmysu czysto ludzkiego, zmysu, ktry posiad czowiek jako indywidyum. Teraz nie powiemy tego, chocia widzimy, e to funkcya zmysowa . Teraz bowiem spostrzegamy, e gdy prawdziwe zmysy tylko przyjmuj bodce, ten zarwno przyjmuje, jak wysya. Musiaby to by pierwszy i jedyny w przyrodzie zmys obustronny, dorodkowo odrodkowy. cile wic biorc nie jest to ju "zmys", lecz co wicej. Nazywanie zmysem organu przyjmujcego i wydajcego bodce, o ktrych tu mowa, byoby wadliwem, bo degradowaoby funkcy peniejsz do rzdu funkcyi bardziej ograniczonych, wadz wyszego rzdu - do wadz rzdu niszego. Gdy kady zmys, zwyky jest narzdziem do odczuwania wiata przez jestestwo C, przez organizm, ten jest w kadym z nas tylko fragmentem obszerniejszego narzdzia do odczuwania wiata, a przez to i kady z ludzi jest tylko fragmentem jednoci obszerniejszej, jednoci wyszego rzdu. Kady z nas

czowieczestwo swoje zawdzicza jedynie naleeniu do realnoci D, czyli do cywilizacyi. Gdyby go tez od urodzenia izolowa od wszelkich wpyww ludzkich, wtedy, cho nawet urodzi si czowiekiem, staby si prn upin czowieka, skazan na ywot zwierzcy pomimo, e posiada dziedzicznie przekamy aparat, zdolny do przyjmowania mwienia ludzkiego. Aby t wielk zaleno "czowieczestwa" od cywilizacyi uwydatni obrazowo, mona powiedzie, e czowiek izolowany od innych ludzi znalazby si w tem samem pooeniu, w jakiem jestestwo, obdarzone oczami znalazoby si w jaskini, zupenie pozbawionej wiata. Praktycznie stanoby ono na rwni z jestestwami, zupenie nie posiadajcemi oczu. Podobnie, jak "widzenia" nie moe by tam, gdzie brak zmiennych fal wietlnych, tak "mylenia" ludzkiego nie moe by tam, gdzie brak fal mowy ludzkiej, a wic nie moe by po za spoeczestwami.

XII. Poznanie i mylenie ludzkie zjawiskiem cile spoecznem.


Do komunikowania si podmiotw ludzkich potrzebne jest, jak to zauwaylimy, porednictwo zmysu suchu. Nie znaczy to jednak, aby ta konieczno odnosia si wycznie do zmysu suchu. Ona odnosi si wogle do jakiegokolwiek zmysu, byle by dobrze rozwinity. Zmys suchu sta si porednikiem midzy ludmi dla tego tylko, e najlepiej si do tego nadawa, e pozwala z najmniejszym nakadem energii mnoy sygnay ad infinitum. I o tem nie naley zapomina, e ju wrd zwierzt oddawna peni te same usugi. Porednictwo zmysu wzroku dla tego zapewne zostao zdystansowane przez such, e wymagaoby niezmiernego skomplikowania mimiki i gestykulacyi. Spojrzmy za tylko na rozmawiajcych guchoniemych, a przekonamy si, jak niedogodnym i mczcym fizycznie jest ten rodek porozumiewania si. Nie do na tem. Jeli wemiemy pod uwag gestykulacy palcow, spostrzeemy, e ona jest moliw tylko w dzie i przy wietle. Co wicej, lada zasona, choby tak wta jak cienka tkanina lub krzew, dzielcy osobniki, ju zrywa tego rodzaju komunikowanie si. Przytem absorbuje ona rce i w czasie rozmowy nie pozwala na wykonywanie adnej pracy. To s gwne przyczyny, dla ktrych nie gestykulacya, lecz okrzyki zwierzce, czyli sygnalizacya gosowa rozwiny si w cznik ludzki, potrzebny do wyraania coraz bogatszej treci psychicznej. Lecz z rozwojem stosunkw midzy ludmi zaczy si mnoy sytuacye, w ktrych nawet tak praktyczny i ekonomiczny rodek okazywa si niewystarczajcym. Zacienianie si cznoci midzy osobnikami, wywoywao czsto potrzeb komunikowania si na odlego wiksz, nieli pozwala na to organ gosu. Aby sprosta mnocym si potrzebom oddziaywania na innych, z wikszej odlegoci, ni na to pozwala organ gosu, - czowiek uciek si do porednictwa jeszcze innego zmysu, speniajcego w pewnych warunkach o wiele lepiej rol cznika midzy podmiotami. Stao si, e bodce akustyczne umiemy przeobraa w optyczne, utrwalone na ruchomych (przenonych) przedmiotach. Przyniesiono mi list. Popatrzyem na papier, usiany acuszkami kresek i otrzymaem sum

bodcw, jakbym otrzyma drog suchu, gdyby korespondent przyby osobicie powiedzie mi, co napisa. Dowodzi to naprzd jeszcze raz, e odczucie treci bd mowy, bd pisanego, odczucie podmiotu (ktrym jest mylenie cudze) nie pynie od zwykych mych zmysw, albowiem, gdyby tak by miao, wtedy sam wzrok powinienby mi ukaza w licie tylko biae to, czarno upstrzone, t. j. to, co w tej kartce widzi kade zwierz, a take czowiek niepimienny.Tymczasem faktem jest, e ja pismo rozumiem. S tu wic, prcz optycznych, takie bodce, ktre nie przemawiaj do wszystkich istot wzrokiem obdarzonych. Jeszcze raz przekonywamy si, e sploty czu zmysowych, ktre budz bodce optyczne - czu, ktre nazywam rozumieniem, a ktre otrzymuj bd od pisma zrozumiaego, bd od mwienia zrozumiaego, nie s bezporedniem odczuwaniem otaczajcego mi wiata zewntrznego, bo czstk wiata zewntrznego dla mnie jest sam list, z pominiciem jego treci. Jest to odczuwanie przedmiotu, ukrytego przed wzrokiem wszelkich jestestw niespoecznych lub nienalecych do mojego spoeczestwa. Jest odczuwaniem przedmiotu-podmiotu, ktrym jest ruch nerwowy-mylenie mego korespondenta. Gdyby tu nie by w grze taki zmys, ktrego nie posiadaj zwierzta, musiabym pozosta na te bodce rwnie nieczuym, jak zwierz. Z drugiej strony atwe rozumienie pisma, a nietylko mowy, staje si cokolwiek dziwnem dla kadego, kto poj rol znakw akustycznych w rozwijaniu si cznoci podmiotw ludzkich i rozszerzaniu si samych podmiotw. Fakt ten przestanie by dziwnym, gdy zastanowimy si tylko, e w tym wypadku porednictwo zmysu wzroku jest ju wtrne w sprawie mwienia-my1enia. Polega ono tylko na podstawianiu znakw optycznych pod znaki akustyczne. Bodce optyczne (pismo) s tylko symbolami bodcw akustycznych, nie za bezporednio ruchu nerwowego. e napisane (=pismo) jest bezgonem "powiedzianem" i niczem innem, tego dowodzi fakt, e czytanie jest zawsze cichem powtarzaniem mwienia cudzego i budzi w nas (choby bezwiednie) wraenie mowy dwikowej, nie za jakiej prawdziwej mowy optycznej, ktrej niema wcale. Zarwno czytajc, jak piszc, mylimy przecie wyrazami, a te s splotami symbolw akustycznych nie za optycznych. I inaczej by nie moe. Nawet t. zw. "wzrokowcy" myl symbolami akustycznemi. Aby ich mylenie uzna za mylenie symbolami optycznemi, to jest za mylenie-patrzenie, trzebaby, aby wpierw zatracili cakowicie mono mwienia dwikami i rozumienie mowy dwikowej, a tej zdolnoci jeszcze aden wzrokowiec nie postrada. Mamy tu wic tylko podstawienie wtrne i takich podstawie moe by wicej. W stosunkach z niewidomymi-istnieje np. jeszcze jeden j i inny sposb porozumiewania si ludzi nietylko mwieniem, i nietylko pismem przyjmowanem w charakterze symbolw optycznych, ale np. pismem dziaajcem za pomoc dotyku. Poniewa jednak niewidomych uczymy czyta symbole, przeznaczone wanie dla zmysu wzroku (druk wypuky), przeto mamy tu ju tylko trzecie podstawienie; lecz tutaj grunt i punkt wyjcia stanowi mowa akustyczna zoona ze

zgosek i wyrazw. To samo stosuje si do wszelkich innych rodkw porozumiewania si, telegrafu, telefonu, fonografu, rebusw i t. d. Przytoczone fakty zmuszaj nas do uznania tego faktu podstawowego, na ktry nie pooylimy jeszcze nacisku, - e samo nawet czyste mylenie jest waciwie wewntrznem bezgonem mwieniem symbolami akustycznemi. Gdyby nie byo wyrazw, ktrym odpowiadaj kombinacye ruchw wrd nerww mzgu, a ktre utrzymuj czno i wzgldn identyczno tych ruchw w mzgach zjednoczonych, nie byoby mylenia ludzkiego, nie byoby w nas odczuwania wiata na ludzki sposb, nie byoby ludzkiej wiadomoci o wiecie. I waciwie jeszcze i dla tego powodu nie moemy nazwa procesu mylenia inaczej, jak procesem zmysowym. Jest to czynno wewntrzna fizyczno-psychiczna, wywoywana i podtrzymywana przez bodce, wychodzce od zewntrz oraz przez zdolno wywarzania takich-e bodcw oraz wysyania ich na zewntrz. To spostrzeenie prowadzi nas do rozstrzygnicia kwestyi stosunku myli domowy, ktra tyle kopotu sprawiaa i jeszcze sprawia dotychczas filozofom oraz psychologom. Na podstawie przez nas przyjtej musimy orzec, e podobnie jak wyrazw nie moe by bez mylenia ludzkiego, t. zn. bez mylenia "w spoeczestwie", tak niema i nie moe by mylenia ludzkiego bez wyrazw. Skoro za sploty wyrazw (zdania) s jedyn form wyobrae, z ktrych wi si sdy nasze, a wic jedyn form myli (i wiadomoci), przeto mowa nasza jest konieczn form naszego poznania i wiadomoci. Bez wyrazw mowy ludzkiej nie byoby w nas myli ludzkiej, ani tej wiadomoci, jak posiadamy. Ze za poprzednio zostao wykazane, i mwienie wyrazami jest bezwarunkowo czynnoci spoeczn, przeto i mylenie ludzkie musimy uzna za czynno wycznie spoeczn. Cae poznanie ludzkie jest zjawiskiem cile spoecznem, bynajmniej za nie osobniczem albo tylko organicznem. Gdy jednak mylenie osobnicze jest faktem i pozornie wyglda na zjawisko osobnicze, musimy wykaza jeszcze od strony osobnika (ludzkiego), e geneza jego mylenia jest spoeczna, e pynie z cznoci podmiotw ludzkich.

XIII. Co czno podmiotw daje osobnikom.


czno podmiotw pozwala osobnikom przyswaja sobie czucia i dowiadczenie cudze, zdobyte przez obce zmysy zwyke. Przez mow (zrozumia) mog bra w siebie tyle dowiadczenia cudzego, ilebym nie zdoby osobicie przez ywot stokro duszy. A poniewa byo ono zdobywane w bardzo rozmaitych warunkach i to takich, w ktrych sam nie znajdowaem si i nie znajd zapewne nigdy, przeto staj si tak bogatym w dowiadczenia ludzkie, jakbym sam wszystkiego dowiadczy, czego dowiaduj si przez branie w siebie poznania cudzego, (przez mow). Co wicej. czno podmiotw pozwala mi przyswaja sobie i to dowiadczenie, ktre pynie nie od zmysw zwykych, ale i od narzdzi sztucznych, ktre ludzie wci zmieniaj i doskonal. Gdy te narzdzia odgrywaj rol bd doskonalszych zmysw (np. mikroskop, teleskop) bd nadzwierzco wzmoonych si (machiny i t. d.), to uywanie ich daje poznanie o wiele szersze i

wielostronniejsze od pyncego z wrodzonych zmysw i zwykych si zwierzcych. Uzupenieni fizycznie najrozmaitszemi narzdziami, funkcyonujemy niby tum jestestw, morfologicznie i funkcyonalnie rozmaitych, ale poniewa jestemy wzajem dla siebie zrozumiali, przeto, gdy i ten rodzaj cudzego dowiadczenia sumuje si, lub moe sumowa si do mego osobistego, gdy dowiadczenie jednych przeczy ustawicznie dowiadczeniu innych, zachodzi przez komunikowanie sobie tych dowiadcze nieustanna korekta wyobrae, a waciwie czenie wielu sprzecznych w jedno nowe, gbsze i obszerniejsze, czenie ich w rozlege acuchy i niezmierne przez to rozszerzenie skali i zakresu wrae zmysowych, wicych si w tak obszerne sploty, e nazywamy je pojciami i sdami logicznemi. Gdy jestemy kady z osobna ju wzbogaceni przez nagromadzenie si w nas dowiadczenia skadanego, ktrego adne zwierz nie zna, wtedy to, co sobie wzajemnie komunikujemy, przerasta zwyke dowiadczenie, zdobywane zarwno przez zmysy wrodzone, jak narzdzia, sztuczne, ktremi jakikolwiek osobnik rozporzdza, wic komunikujemy sobie ju wzajemne dowiadczenie skadane, ale niemal zawsze odmienne jedno od drugiego, bo pynce z komunikowania si z innymi osobnikami, wic pynce z odmiennych szeregw dowiadcze, nagromadzonych przez wielu bardzo osobnikw i rnorodnemi rodkami. Jeeli teraz zwaymy, e przez nasze aparaty, przyjmujce mwienie, obce i bogate ludzkie poznanie wdziera si we mnie, nie opuszczajc mimo to wasnego siedliska, moje za, przez aparat, wydajcy mwienie, wnika nieproszone w obcego osobnika, nie opuszczajc mi wcale, to widzimy, e przez te okienka wszyscy ludzie jednego jzyka mog bra w siebie cudze odczucia wiata i czyni je wasnem, nic sobie wzajem nie odbierajc. I przez to wanie, e biorc, nic sobie ludzie nie odbieraj, poznanie ich z kadem pokoleniem narasta, rozszerza si, pogbia, pozornie wbrew wszelkim prawom fizycznym. Na tej wymianie, ktra waciwie nie jest nawet wymian, lecz udzielaniem sobie bez straty, polega naprzd zaleno wzajemna podmiotw ludzkich, potem prawdziwa ich czno, bezprzykadna w wiecie zwierzt, wreszcie rozwj caoci przez czstki, zupenie odmienny od rozwoju fizyologicznego czstek (ludzi), bo niezaleny od niego rozwj spoeczny. Ale o tem, co dotycz y tej "caoci", w tej chwili nie bdziemy mwi, musimy to odoy na pniej, do waciwego miejsca. Trzymajmy si tymczasem tej drobnej, niezaprzeczalnej i naturalnej caoci, jak reprezentuje czowiek jako osobnik. Wypowiedziano ju o niej godne uwagi myli, ktre o wiele wyprzedziy mono waciwego ich rozumienia przez wspczesnych. Pascal np. wyobraa ju sobie czowieka jako "starego czowieka", ktry cigle istnieje i cigle si doucza. Widzimy teraz, jak gbok, a zarazem prost wypowiedzia prawd, i jak dugo waciwych z niej konsekwencyi nie wyprowadzono. Czeme, w istocie sta si czowiek przez czno psycho-fizyczn z innymi? Jego podmiot zdoby rodzaj niemiertelnoci i nadzwierzce poznanie oraz siy. Wadza odczuwania podmiotw ludzkich, cho opiera si na zmysach zwykych i nic nie daje wicej ponad to, co da mog wogle nasze zmysy, staa si cudownym w skutkach mostem midzy

osobniczemi zmysami, bo utrwalia owe podmioty, poniekd uratowaa od nieuniknionej zagady z przedmiotem. Ona podmioty oddzielaa od przedmiotw znikomych i wlewaa w inne osobniki! W ten sposb wyniki wraliwoci zmysw zwykych sumoway si, komplikoway i potgoway, dajc w rezultacie co nowego dla wiata. Dla osobnikw wadza ta otworzya mzgi ob ce i przez to uczynia z kadego jakby obszerniejszy wszechstronniejszy aparat do odbierania bezporwnania liczniejszych i rozmaitszych wrae od wiata zewntrznego. Czowieka-indywiduum uczynia tak starym czowiekiem, jakgdyby gromadzi i pamita dowiadczenia stuleci i tysicoleci. I rzeczywicie on korzysta z niedziedziczonego dowiadczenia niezliczonych pokole. Indywiduum latami mode czerpie sw "mdro" nie z siebie, nie z wasnego organizmu, ktry jest skarbcem tylko fizyologicznie gromadzcego si dowiadczenia bezporednich przodkw, - (jak si to dzieje u zwierzt), lecz z niewyczerpanego dla zasobu, ktry istnieje poza. nim i dokoa niego, jest starszy i niewypowiedzianie peniejszy w swej sumie od jakiegokolwiek rozumu osobistego najdzielniejszego choby osobnika. Gdy z tego zasobu kady osobnik ludzki zaczerpn mniej lub wicej przez mow, staje si on ju sam dla siebie niejako caoci samodzielnie mylc, staje si "osob", ktra myli sama o wszystkiem, o czem jej si podoba. Wtedy wyda si moe, e takiemu osobnikowi mowa jest potrzebn tylko dla wyraania ju uprzednio istniejcej w osobniku treci psychicznej. Wtedy wydaje si, e wyrazy s po to tylko, aby wyraay myli, tkwice w osobniku. Wtedy wydaje si powierzchownemu badaczowi, e naprzd byo mylenie, a potem mwienie. Wtedy take niejednakowo duchow udzi tumaczy si chtnie niejednakowoci fizyczn, t. j. rnicami tylko w budowie mzgu tkwicemi. Przyczyn racych rnic psychicznych midzy ludmi wyjania si t. j. wyjaniaj ludzie rnic mzgw ludzkich, zupenie tak samo, jak przyczyn racej jeszcze bardziej rnicy psychicznej midzy czowiekiem, a zwierztami tumaczy si rnic mzgw: ludzkiego i zwierzcych. Aby si wyrwa z tego bdnego koa wnioskw, opartych na niezdawaniu sobie sprawy z tego, czem jest "mylenie osobnicze", musimy jeszcze zobaczy, co czno psychiczna osobnikw ludzkich czyni z nich, musimy si przekona, e myli we mnie wcale nie adne "ja" zamknite w sobie, lecz "ja" otwarte , wcale nie mogce obej si bez mowy i bez innych "ja", ktre tylko przez mow osobist stay si tem, czem s i rdem mych myli osobistych, wic rdem "mnie", jako czowieka. Zwierz raz si rodzi, czowiek dwa razy. Pierwszy raz jako zwierz - drugi raz rozwijaj go ludzie w czowieka. Pierwszy raz rodz go rodzice, - drugi raz rodzi go spoeczestwo.

XIV. Co czno podmiotw czyni z osobnikw ludzkich.


Wanie dla tego e zwierz raz si rodzi i tylko z rodzicw, podmioty zwierzce s zawsze dopasowane do ciaa i prawie jednakowe midzy sob w granicach gatunku. S to wielkoci okrelone, wyrwnane z fizycznoci i stae.

Ludzkie podmioty nieharmonizuj z ciaem w najrozmaitszy sposb. S to wielkoci w bardzo szerokich granicach niewyrwnane z fizycznoci, niestae, i niejednakowe midzy sob. W zwierztach jednego rodu "psyche" bywa zawsze jednakowa, lub niejednakowa w bardzo ciasnych granicach; jeden tylko rd Homo stanowi wyjtek. Tu moe by jej w osobnikach bardzo wiele lub mao. Czowiek przerasta duchowo swoj fizyczno w granicach bardzo szerokich, zalenych tylko od okolicznoci zewntrznych, nie za od samego faktu urodzenia. Tak charakterystyczne niedopasowanie podmiotw ludzkich do wrodzonej fizycznoci ludzkiej tumaczy si jedynie cznoci osobnikw. Ona czyni z osobnikw pierwotnie t. j. w niemowlctwie prawie jednakowych fizycznie, jednostki w wysokim stopniu niejednakowe (psychicznie i funkcyonalnie), czyni z kadego wytwr sztuczny specyalnie ludzkiego otoczenia. W niezmiernie szerokiej skali nierwne warunki takiego otoczenia czyni z jednych osobnikw mdrcw, z innych prostakw, z osobnikw fizycznie podatnych do najrozmaitszych uksztatowa, ludzi o tysicznych odmianach duchowych. Gdy nie ulega wtpliwoci, e przyczyn tak racej rnicy psychicznej midzy czowiekiem, a zwierztami jest gwnie odwieczna czno psychiczna ludzi i dziedziczno, przekazujc potomstwu uzdolnienia psychiczne nawet wwczas, gdy nie caa masa mzgu funkcyonowaa w rodzicu, to moemy najprociej i najgruntowniej scharakteryzowa t rnic, nazywajc poznanie ludzkie wiatem interpsychicznym, zwierzce za wiatem tylko psychicznym. Jelibymy za chcieli najzwilej i najdosadniej odrni jestestwa (organizmy), Miewajce niejednakow "psyche" w obrbie rodu, to nie monaby tego lepiej uczyni, jak wzywajc "interpsyche" kadego takiego osobnika dusz i konsekwentnie odmawiajc zwierztom takiej duszy otwartej i nieograniczonej cielesnoci. W istocie, duszy, nie bdcej wytworem czy podmiotow stron funkcyi organizmu samego przez si, moe by i bywa w jednym osobniku ludzkim mniej, w drugim wicej; rwnie i jako, t. j. proporcya jej skadnikw oraz to, co nazywamy wiadomociami, bywaj najrozmaitsze, jak to wybornie wyraa mowa nasza, gdy rozrniamy osobniki maoduszne, wielkoduszne, d usze pospolite, ubogie, nikczemne, pikne, wzniose, bogate i t. d., gdy wiemy dobrze, i mona "budzi dusz", rozwija, paczy, wznosi i t. d. Dusz bowiem ludzk jest nie aparat psychiczny, zdolny do dziaania, lecz to tylko, co na tym aparacie wygrane zostao w cigu ywota osobniczego przez otoczenie ludzkie. Przez to za wanie, e dusze zwierzce s mniejwicej jednakowe w obrbie swego rodu, ustaje potrzeba odrniania ich midzy sob, wic oddzielnego traktowania "fizycznoci" zwierzcej od "psychicznoci", gdy tymczasem ta potrzeba stale narzuca si w stosunkach ludzkich, to jest w odniesieniu do osobnikw ludzkich.

Gdymy osignli ten punkt widzenia, otwieraj si przed naszym wzrokiem szerokie widnokrgi. Przedewszystkiem atwo spostrzedz, e popeniano wielki bd we wszystkich rozwaaniach nad dusz zwierzt i ludzi. Bd polega na uporczywem utrzymywaniu si pojcia, e osobnik zwierzcy, to co wspmiernego z osobnikiem ludzkim, e to warto czy wielko jednej kategoryi, e to wielkoci rwne ze sob warunkami zewntrznemi, za jakie istotnie mog uchodzi, gdy bierzemy czowieka pod obserwacy ze strony fizycznej i z racyi jego fizycznego podobiestwa do zwierzt. Tylko skutkiem podobnego bdu dusza czowieka stale pozostawaa zagadkow, i to w stopniu najwyszym. Poniewa owa dusza, z racyi jej bogactwa, nie dawaa si prawie porwnywa ze zwierzc, a jednak bya uwaana przez psychologw, za wielko, ograniczon osobnikiem, wic za wielko jednorzdn z psyche zwierzc, przeto wikszo filozofw i mylicieli rycho wpadaa na myl, e rnica midzy zwierzciem, a czowiekiem polega na obcym cielesnoci pierwiastku duchowym, ktry napenia czowieka, a niema go prawie, lub zupenie, w zwierzciu. Rozlego wadz psychicznych czowieka wymagaa najrozmaitszych hipotez, jako wysnuto ich mnstwo, ale niemal kada ju w zaoeniu nosia bd, gdy czowieka zawsze brano pod uwag jako osobnika, gdy tymczasem jego psychika, jak ju spostrzegamy, moga sta si zrozumia tylko na tle o wiele szerszeni, na tle ludzkoci, jak dawniej sdzono, a jak dzi wiemy, na tle (cywilizacyi) spoeczestwa. Z tego krtkowidztwa i niedopatrzenia fizycznego zwizku ludzi z ludmi, zwizku osobliwego i bezprzykadnego, wic zapewne dla tego uchodzcego tak dugo uwagi, zrodzili si nauka o duszy, jako o przejawie osobnego pierw iastku, obcego cielesnoci. Std daremno wysikw filozofw, jak rwnie psychologw wspczesnych. Wszystkie usiowania, podejmowane celem poznania bd tajemniczego rda tego tajemniczego pierwiastku, bd jego natury z przejaww skomplikowanych - rozbijay si o t fikcy, jak stworzono, o fikcy czowieka korony stworzenia, jestestwa, posiadajcego swoj wasn dusz, o cae niebo wysz i "doskonalsz" od zwierzcej. O ile prociej przedstawiaby si ta sama rzecz i zagadnienie, gdyby dostrzeono, e dusza ludzka, e ludzki osobnik psychiczny - to fragment, niedajcy si zrozumie bez uwzgldnienia caoci, do ktrej naley. Zaiste, psychologia, jako nauka, jest dotychczas tak mao wiadoma istoty przedmiotu swego, jak bya ni, a nawet przewanie jest jeszcze dzisiaj socyologia. Przedmiot psychologii nieokrelony, le odgraniczony wzdu szeregu genetycznego (komrka - organizm - cywilizacya), le odgraniczony jako strona podmiotowa procesu naturalnego, toczcego si bd w zwierztach, bd w czowieku. Dopiero jeli zgodzimy si na uznanie realnoci D, bdziemy teraz w stanie cilej okreli przedmiot psychologii. Psychologia nie tylko moe, lecz musi sta si integraln czci biologii, ale branej w najszerszem pojciu tego wyrazu; przytem psychologia zwierzt bdzie stanowi cz biologii zwykej, biologii organizmw, psychologia ludzi nie moe

by czci biologii organizmw, ale waciwie musi si sta czci i to najwaniejsz nauki o cywilizacyi, czyli o realnoci D. Proces bowiem psychiczny zwierzcia, bez wzgldu na hierarchi jego zoologiczn - to naprawd wytwr jedynie organizmu; mylenie logiczne ludzkie, mylenie pojciami, to wytwr spoeczny wedug terminologii zwykej, a wedug nas - to funkcya cywilizacyi, czyli fragment realnoci D. Przeciwnik naszego sposobu widzenia, zniecierpliwiony niedo zapewne wystarczajcem na razie tumaczeniem si naszem moe zawoa, e doprawdy wypada, i naprzd bya cywilizacya, a potem mylenie! Ot, zanim z biegu rozumowania okae si, e wcale tego nie utrzymujemy, wypada zaznaczy ze twierdzimy co innego, mianowicie, e mylenie rozwija si rwnolegle z rozwojem cywilizacyi. Psychologi, nauk o zjawiskach wiadomoci nie da si definjowa, jako nauk o prawach ycia duszy ludzkiej. Przedmiotem psychologii czowieka ma by proces: nasze mylenie, uczuwanie, chcenie (ycie psychiczne). Gdy wiemy ju dobrze, i nasze mylenie, uczuwanie, chcenie, nasza dusza, nasze ycie psychiczne jest fragmentem procesu bezwarunkowo rozleglejszego, bo spoecznego, pytam: jak mona spodziewa si wyledzi prawa duszy ludzkiej, nie uwzgldniajc tego, e ona bdc fragmentem, nie za caostk zamknit, wcale nie daje si zrozumie w oderwaniu od caoci, do ktrej naley, z ktrej pynie i od ktrej w zupenoci zaley. Ju Wilhelm Wund odsoni w tym kierunku rozlege widnokrgi. Wskaza on dosadnie, e psychologia okazuje si czci biologii, t. j. nauki o prawach ycia w oglnoci, e jeli chce by owocn i chce by prawdziwie nauk, musi stosowa metod nie tylko ontogenetyczn, ale i filogenetyczn. Lecz i to zamae wymagania. Ona musi stosowa jeszcze metod spoeczn, ktrej niema lub prawie niema, ale ktr trzeba stworzy. Ju Lazarus i Steintal twierdzili, e psychologia indywidualna staje si i mus i si stawa psychologi spoeczn, psychologi ludw. Teraz, na podstawie nowego, samodzielnego badania, prowadzonego bez rachowania si z podstawami innych badaczw, a wic i z wynikami, do ktrych doszli myliciele poprzedni, nawet tak blizcy pozornie naszej idei, jak Gabryel Tarde i Alfred Fouillee, - otwiera si przed nami taki sam widnokrg, ale jeli to moliwe, popycha nas z jeszcze wiksz si przekonywajc w objcia zreformowanej i racyonalnej socyologii, ktr nazwaem nauk o cywilizacyi. Widzimy jasno, e osobnika ludzkiego musimy traktowa jako "jako", wielko zasadniczo inn ni zwierz, i to nie dla racyi metafizycznych, ktre wysuwali na czoo myliciele, uznajcy w czowieku bogactwo bezprzykadne pierwiastku psychicznego, ktrego rda nie umieli dostrzedz, lecz z racyi, e to jednostka dla cakiem naturalnych przyczyn nieporwnalna ze zwierzciem, albowiem to nie caostka zamknita w sobie, za jak j powszechnie uznajemy, lecz nieodczna cz czego obszerniejszego, lecz fragment caoci nierozpoznanej (niedostrzeganej dotychczas w cisej nauce), i z tego powodu nie dajcy si zrozumie bez tej caoci. Gdymy w rozdziale poprzednim zadali sobie pytanie: co daje osobnikom czno podmiotw, powstrzymalimy si od dania najdosadniejszej odpowiedzi,

cisncej si pod piro, gdy ze wzgldw metodycznych nie byaby na miejscu, Czytelnikby jej nie przyj. Teraz nikt nam nie zarzuci bdu lub przesady, gdy powiemy, e daje im dusz. Poniewa za czno podmiotw ludzkich uwarunkowana jest przedewszystkiem mow ludzk, wic trzeba, jeszcze doda, e to wanie mowa ludzka daje ludziom dusze. Na pytanie za, postawione w nagwku niniejszego rozdziau wypadnie orzec, e czno podmiotw czyni z osobnikw zoologicznego rodu Homo ludzi. Ludmi jestemy tylko przez czno psychiczn ze sob, przez interpsychiczno nasz.

XV. Psychika ludzka nie jest wynikiem prostego rozwoju zwierzcej.


Zdaje si, e w ostatnich rozdziaach osignlimy powane zdobycze. Do najwaniejszych, ktre dopiero pniej ocenimy, naley zaliczy przeprowadzenie wyranej linii demarkacyjnej midzy wiatem zwierzcym, a ludzkim. Udao si to wwczas, gdymy zdefiniowali psychik zwierzc jako podmiotow stron funkcyi organizmu, - ludzk za jako tak stron funkcyi cywilizacyi. Zanim posuniemy si dalej, naley zdobycz ugruntowa przez rozproszenie resztek wtpliwoci, ktreby mogli ywi zarwno ci, ktrzy nie zechc jeszcze uzna zmysw za jedyne rdo poznania, wic upatruj w czowieku jaki pierwiastek, nieobecny w zwierztach, - jak ci, ktrzy uwaaj wadze psychiczne zwierzt za niejako zarodkowe, - wic ludzkie tumacz tylko ich nadzwyczaj szybkim i szerokim rozwojem. I jednym i drugim powinienby da duo do mylenia fakt, znany wprawdzie, ale zdaje mi si niedoceniony zarwno w filozofii, jak w psychologii i socyologii. Oto dziki obserwacyom psychozoologw stao si rzecz niewtpliw, e przynajmniej wysze zwierzta typem organizacyi blizkie czowiekowi, jak ssaki i ptaki, rozporzdzaj wszystkiemi wadzami umysowemi czowieka, lub, co na jedno wychodzi, zachowuj si tak, jak gdyby je posiaday. Niemasz nic takiego w umyle ludzkim, uczuciach i woli, czegoby nie byo (w mniejszym lub wyszym stopniu wyrazistoci) w umyle, uczuciach i woli tych lub innych zwierzt. Fakt ten zasuguje na baczne rozwaenie. Naprzd godzi dotkliwie w wyjanienia i "pewniki" ewolucyonistw rnych odcieni, ktrzy psychik ludzk wyjaniaj najczciej prostym rozwojem filogenetycznym zwierzcej, wic mieszcz j zwykle na jednej drabini e rozwoju ze zwierzc, tylko na najwyszym jej szczeblu, gdy zwierzce zajmuj szczeble o wiele nisze, a do najniszych. Tak by nie moe i tak nie jest. Trzeba te przyzna, e drogi tej nie obierali filozofowie dla objanienia duszy ludzkiej. Bya ona uczszczana gwnie przez przyrodnikw grubej doktryny materyalistycznej, oczywicie bez powodzenia. Nikt do dzi nie wystawi zrozumiaej teoryi prostego rozwoju psychiki ludzkiej ze zwierzcej. Gdyby si nawet dao to niemoliwe dzieo przeprowadzi faszyw dyalektyk, to i tak upadoby dla dwch przynajmniej powodw. Naprzd zmuszaoby do przyjcia, e cywilizacya i jej rozwj jest wynikiem

filogenetycznego rozwoju czowieka. Gdyby tak byo, wtedy rd ludzki powinienby kroczy nieprzerwan lini postpu intelektualnego, cywilizacye pniejsze powinnyby by zawsze wysze od wczeniejszych, - tymczasem historya wiadczy o czem innem. Ukazuje nam upadanie ludw wysoko cywilizowanych, a do stanu barbarzystwa, ukazuje nam rwnoczenie istnienie wszystkich stadyw cywilizacyi, przenoszenie si wysokich stanw z miejsca na miejsce, od rasy do rasy i od ludu do ludu. Lud lub rasa, zajmujce najwysze miejsca nie bywaj dalszym cigiem bd tego samego bd innego ludu z jakim dodatkiem, czyli plusem, lecz stanowi cakiem now indywidualno, ktra wasnemi wysikami dwiga si na wyyny, aby prdzej lub pniej utraci wszystko, co zdobya i pogry si w nizinach barbarzystwa. Tu nie zachodzi rozwj jednolity i postpowy, lecz falowanie naprzd i wstecz przy wystpowaniu cech coraz to innych. Rozwj historyczny ludw niema prostoty i cigoci, ktraby si tumaczya tylko rozwojem czowieka jako gatunku. Niezalenie od protestu historyi ludzkoci przeciwko hipotezie procesu czysto filogenetycznego w czowieku, powstawaaby nie mniej ciemna druga kwestya, czysto zoologiczna, potrzeba wyjanienia przyczyny powszechnego i uporczywego zastoju psychicznego wszystkich zwierzt, z wyjtkiem czowieka, kwestya olbrzymiej przerwy pomidzy "najwyszemi" nawet zwierztami, a czowiekiem. Przypuszczenie prostego rozwoju jest niedopuszczalne jeszcze i dlatego, e mogoby tylko wwczas zadawalniajco wytumaczy mdro ludzk, gdyby czowiek by naprawd mdrem zwierzciem, gdyby by mdry z siebie samego, z urodzenia, jak jest mdrym kady osobnik zwierzcy, a wic, gdyby wszystkie osobniki ludzkie staway si mniej wicej jednakowo mdremi bez wychowania, wprost z dojrzewaniem fizycznem, jak zwierzta, ale wiemy przecie, e 1udzie musz nabywa sw mdro od innych. Sama ta zaleno nie filogenetyczna, lecz spoeczna ludzi od innych ludzi rni ich dostatecznie od zwierzt i wskazuje, e mdro ludzka prostym rozwojem zwierzcej, rozwojem indywiduw filogenetycznym nie daje si wytumaczy. Mamy jeszcze inne argumenty przeciw dotychczasowym zapatrywaniom na rozwj czowieka, ale tymczasem mog wystarczy powysze, gdy dowd najwaniejszy wie si z kwesty, ktra moe by podniesiona pniej i stanie si przedmiotem osobnego rozdziau XX-go. Pierwszym warunkiem do czciowego choby, ale racyonalnego wyjanienia psychiki ludzkiej musi by pogodzenie si z faktem, e wadze (sprawy) psychiczne kadego gatunku zwierzcego s rozwinite w peni, dostatecznie odpowiadajcej organizacyi kadego gatunku. Wadze psychiczne kadego organizmu zwierzcego s pen i skoczon jego wasnoci. Przez wyraz "skoczona" nie chc utrzymywa, jakoby filogeneza zwierzt ju si skoczya. Ona trwa. Chc tylko powiedzie, e psychika zwierzt przeobraa si, (rozwija) gwnie pod wpywem zmian w rodowisku, wic bardzo

powoli, a zawsze tylko przez dziedziczenia. zmian, korzystnych w danem rodowisku. Przez wyraz "wasno skoczona" utrzymuj, e "rozum" zwierzcia jest niezmienny w granicach niezmiennoci gatunku, e jest wrodzony i e podlega drobnym tylko wahaniom indywidualnym i drobnym zmianom postpowym lub wstecznym w osobniku. Utrzymuj, e zwierzta wysze, w porwnaniu z czowiekiem trzeba uwaa za caoci skoczone psychicznie, dlatego, e ich psychika nie jest wcale ubosz lub bogatsz od tej, ktr posiada pra-czowiek, gdy sta u progu uspoecznienia si, a nawet od tej, ktrby rozporzdza jutro, gdyby okolicznoci zmusiy osobnika do wystarczania sobie samemu od najwczeniejszego dziecistwa. Utrzymuj, e pra-czowiekowi, jestestwu jeszcze niespoecznemu, wystarczaa niegdy jego psychika zwierzca nie tylko dla niego samego, ale nawet do przyszego komplikowania si jej w sposb czysto ludzki. W umyle i mzgu czowieka nie powstao przecie nic nowego, tylko, co byo, skomplikowao si przez zwizanie si ludzi mow. Nie jest to za rozwj filogenetyczny choby dla tej jednej racyi, e to, co si skomplikowao, mogoby si znowu uproci jedynie przez rozwizanie si spoeczestw i mowy, a czowiek trwaby pomimo to nadal, z t tylko rnic, e opadby na poziom zwierzcy. Ani tu wic potrzebny by rozwj, zwaszcza brany w znaczeniu "doskonalenia si", ani si dokona. Nastpio tu tylko zwizanie si fizyczne osobnikw w obszerniejsz istno i uzalenienie si wzajemne przez zrnicowanie. To wanie rozwino, - ale nie ciaa, lecz dusze ludzkie, to zapewnio rozwj, ale nie ciaom, lecz caoci D, a przez ni dopiero duszom ludzkim, jako jej czstkom, to wykrzesao z osobnikw, rwnych zwierztom, owe zadziwiajce wasnoci, ktrych rdo upatrujemy najczciej w samych osobnikach, miast w ich zwizku. e susznie spraw oceniamy, do zway, i zwierzta licznych bardzo gatunkw, choby bardzo odlegych od siebie rodowo, rozumuj, a wic wi pojcia w sdy, a sdy we wnioski! Jak czowiek! Ich psychika nie jest wcale p-psychik, lecz ca psychik. Nie brak im ani jednej wadzy psychicznej ludzkiej. Jeeli wadze psychiczne czowieka wyobrazimy sobie w postaci 24-ch liter gotowych, to ich funkcye psychiczne w czowieku moemy uwaa za wynik kombinowania si tych liter. Ot wadze psychiczne zwierzt zwaszcza sscych i ptakw skadaj si take ze wszystkich 24 liter. C wic nam moe wyjani rzekomy "rozwj" tego, co w zwierztach jest ju tak rozwinite, jak w czowieku, bo w niejednym czowieku nawet dzi niewiele lepiej dziaa, a czsto gorzej, ni w zwierzciu? W czeme ten rozwj upatrujemy? Jeeli w bogactwie idei, ktr posiada wiele osobnikw ludzkich, - to niesusznie, bo idei ludzkich si nie dziedziczy. Dziedziczy si tylko to, co je produkuje. Wemy, dla przykadu, pod uwag abecado, zbir tylko 24 liter i potem ukadajmy z tych liter wyrazy i zdania. Czy w tych zdaniach, ktrych moe by ilo nieskoczona, mamy rozwj alfabetu? Czy tu przybya choby jedna litera? Albo zmienia si ktra? Nie; tu mamy tylko zastosowanie alfabetu, mamy kombinacye niezliczone, w ktre ukadaj si te same litery alfabetu. W tych

literach mamy materya, z ktrego ukada si moe wszystko, co chcemy i potrafimy i z ktrego ukada ju zwierz wedug si i skromnych potrzeb. Jeeli tak kwesty ujmiemy, wtedy jasnym si stanie powd, dla ktrego wszelkie, nietylko ludzkie, lecz i zwierzce czynnoci psychiczne s dotychczas zagadk. Nie wina to mylicieli, e nie mog poj genezy umysu czowieka, lecz wina faszywego ich punktu wyjcia, bo genezy tej trzeba szuka niej, tam, gdzie, z wzitych dla obrazu, 24 liter ju si ukadaj proste kombinacye, a gdzie adnej litery nie brakuje. Wszystkie podstawowe zagadki psychiczne istniej ju w sferze niszej, zwierzcej, i tam ju, nie za w ludzkiej domagaj si rozwizania. Ju tam s one nie mniejsz zagadk od ludzkich, wic ludzkie wtedy dopiero przestan by tajemnic, gdy przestan ni by zwierzce. I znowu z kolei nie spodziewajmy si i w sferze zwierzcej atwego tryumfu. Zwierzce wadze wtedy dopiero przestan by tajemnic, gdy zstpimy jeszcze niej i u ich podstawy zaczniemy szuka nie genezy wyrazw gotowych z naszego przykadu, lecz genezy samych liter alfabetu, a wic gdy zaczniemy szuka rozwizania zagadki nie w organizmie, lecz a w komrce. Tam kryj si pierwociny wadz (spraw) psychicznych i najprostsze tych wadz przejawy. Entuzjaci czsto powtarzaj, e wielu zwierztom niewiele brakuje, aby zaczy mwi. Wyglda to na przesad, a jednak kto obserwowa bacznie zachowywanie si, w pewnych razach niedwuznaczne, zwierzt swojskich, jak konia, sonia, psa, a nawet dzikich, ich wysiki daremne, przedsibrane celem porozumienia si z czowiekiem, ten musi si zgodzi, e te zwierzta rozmawiayby z czowiekiem, gdyby tylko mogy. One przecie nawet i bez mowy atwo si ucz rozumie znaki swych panw i przyjaci. atwo wchodzenia w stosunek psychiczny z czowiekiem, choby najbardziej ograniczony, najlepiej wiadczy, e przysposobienie wewntrzne zwierzt jest niemal wystarczajce do zawizania komunikacyi podobnej z osobnikami swego rodu, lecz brak im niektrych zewntrznych, fizycznych, ale koniecznych po temu warunkw. I jeeli komunikacya midzy zwierzciem a czowiekiem zadzierzga si nawet pomimo braku koniecznych warunkw u zwierzcia, staje si to jedynie dla tego, e czowiek wystpuje jako strona gotowa do porozumiewania si, czynna i pobudzajca zwierz. Pozostaje za nik gwnie dla braku u zwierzt aparatu, pozwalajcego odpowiada w sposb zrozumiay dla czowieka. Drugorzdn ju przeszkod jest tu niejednorodno, czyli wzajemna obco umysw, oddziaywajcych na siebie i ciasnota wielka poj zwierzcia, pynca z niewyrobienia si mzgu w kierunku spoecznym. Z tych wszystkich powodw stosunek zwierzcia do czowieka zostaje pytki i jednostronny. Stosunek rumaka do jedca-przyjaciela jest fizycznie podobny do stosunku guchoniemego wzgldem czowieka normalnego. Obie pary jednako trudno si porozumiewaj, lubo dla innych przyczyn. Guchoniemy dla braku suchu, ko przedewszystkiem dla braku gosu, a potem dopiero dla niewyrobionego mzgu.

Ko niema czem odpowiada, nawet gdyby rozumia sygnay bd gosowe bd optyczne. Moe odpowiada tylko czynem, - ale na tem koczy si wty stosunek. Z tych tylko powodw psychika zwierzt jest terenem cakiem prawie niezbadanym, z tych powodw mamy bardzo sabe pojcie o zakresie i jakoci myli organizmw izolowanych. Byoby tez poytecznem dla psychologii sprowadzenie ludzi normalnych na poziom warunkw zwierzcej izolacy i psychicznej i dowiadczenia takie byy ju rozpoczynane. mia prb w tym kierunku podj przed kilkunastu laty w Berlinie dr. Zorubow z kilkorgiem niemowlt, ktre odda pod opiek nieuczonej niaki guchoniemej.Jakkolwiek przerwane i zabronione, potwierdziy one przewidywania. Dzieci zachowyway si jak zwierztka.

XVI. Podstawa treci psychicznej czowieka jest interfizyologiczna, nie za fizyologiczna, jak u zwierzt. Realno D jest poznawalna dla nas inaczej ni realnoci w ktrych skad nie wchodzimy, mianowicie tylko od wewntrz.
Nierwnowaga psychicznoci ludzkiej z fizycznoci, bogactwo ducha w brudnym i poziomym zlepku, zwanem ciaem ludzkiem, pewien ostry antagonizm obu stron - po wsze czasy domagay si objanienia i w dociekaniach stosunku duszy do ciaa bior pocztek wszystkie systemy teoryopoznawcze i metafizyczne (ontologiczne). Rne dualizmy a nawet pluralizmy wspzawodnicz z rnemi monizmami, ale daremnie, bo adnego obali, ani uzasadni nie mona, a aden nie uczyni jeszcze zrozumiaym stosunku ducha ludzkiego do ciaa. Mnie si zdaje, e dla zrozumienia tego stosunku nie trzeba jednak koniecznie zgbia a do dna zagadki wiata i wiadomoci, zagadki najprawdopodobniej nie rozwizalnej. Raczej trzeba zrezygnowa z tych niebosinych szlakw, odwrci si od nich, i w skromniejszym zakresie nauk realnych szuka wyjanienia tego stosunku. Tymczasem w dociekaniach filozoficznych zwykle odbiegano daleko od drogi, na ktrej nie tylko ta zagadka, ale w czci nawet i zagadnienie poznania mogo by rozwizywane. Jest to za tem dziwniejsze, e ju od bardzo dawna niektrzy myliciele docierali blizko do prawdy. Wszak ju Arystoteles dostrzeg, e czowiek nie jest mdrym z samego siebie, skoro go nazwa zwierzciem spoecznem (zoon politikon). Oczywicie myli tej nie wyzyska, ale moga ona zapodni innych i wczeniej ju, choby sensualistw, wprowadzi na dobr drog. Przecie ju Condillac, dowodzc, e najzawilsze sprawy mylowe rozwijaj si z czucia zmysowego, naucza, e czowiek myli dla tego, e mwi, a gdyby by pozbawiony mowy, nie mgby myle po ludzku. Wnikn on ju bardzo gboko w mechanizm mylenia, a przecie i on nie wyprowadzi z niego konsekwencyi, nie dostrzeg w mowie pierwiastku spoecznego, ktry jeden by zdolny rzuci wiato w ciemni zagadki ducha ludzkiego. Trzeba te przyzna zupen suszno filozofom, ktrzy nie godzili si na uznanie zmysw za jedyne rdo poznania ludzkiego, bo w tej ciasnej podstawie realnej, ktr stanowi fizyczno i zmysowo czowieka jako jednostki, niepodobna byo znale rda

poznania ludzkiego. Susznie wic broniono si przed podobn myl, tylko niesusznie sdzono, e innej i szerszej podstawy realnej ju niema. Ona istnieje, tylko nie umiano jej odkry. Dla tego wanie zaliczyem do najwaniejszych naszych zdobyczy stwierdzenie, e mylenie ludzkie jest zjawiskiem spoecznem, moliwem tylko przez mow (rozdz. X). Kroczc wasnemi drogami, bez adnej idei z gry powzitej, zacieniajc tylko krg poszukiwa, zostalimy sam si faktw doprowadzeni do przekonania, e ludmi jestemy tylko jedynie przez czno psycho-fizyczn, e mylenie jest wewntrznem mwieniem symbolami akustycznemi (roz. XII), a symbolika akustyczna jedyn form mylenia ludzkiego. e podstawa treci psychicznej czowieka jest tylko dla tego szersza, ni u zwierzt, bo jest interpsychiczna, a wic zarazem jest interfizyologiczna, jeli zwierzc nazwiemy psychiczn i tylko fizyologiczn. W ten sposb, jedynie odpowiadajcy faktom, rozwizuje si caa zagadka pozornej obcoci ciau ludzkiemu pierwiastku psychicznego. Ludzk tre psychiczn warunkuje poredni zwizek podmiotw, zwizek fizyczny, tak cisy, jakby by fizyologicznym zwizkiem elementw psychofizycznych w jednym mzgu; - zwierzc warunkuje izolacya ich niemal zupena. Przez podobne rozrnienie wyjania si rwnoczenie sporna dotychczas kwestya teoryopoznawcza co do rde poznania ludzkiego. Sprawa przedstawia si nawet tak, jakbymy byli blizcy jej rozwizania. Poniewa brzmi to niemal nieprawdopodobnie, a nawet zuchwale, musimy odoy tematy, ktre cisn si pod piro, aby powici chwil zastanowienia tej najwaniejszej kwestyi teoryopoznawczej. Gdyby zwierz mogo zdawa sobie cho w czci spraw z gbi, rozlegoci i rozmaitoci myli, uczu, pragnie, kbicych si w czowieku, napewno stanoby przed nim w lku i podziwie, jako przed zjawiskiem nawskro nadprzyrodzonem. I miaoby suszno, bo to wszystko, coby podziwiao w czowieku, jest rzeczywicie nadzmysowem z punktu widzenia zwierzcia. Gdyby za zwierz spostrzego jeszcze, e t tre nadprzyrodzon i nadzmysow mieci ciao ludzkie, bardzo podobne wszystkiemi wasnociami do zwierzcego, - wtedy musiaoby przyj do przekonania, e w tem znikomem i pospolitem ciele goci i dziaa osobna potga nadprzyrodzona, - wtedy uznaoby czowieka za wcie1onego demona, zgoa nieobliczalnego, wiele wiedzcego i wiele mogcego. Ale - adne zwierz nie moe zdawa sobie z tego sprawy, bo ono wogle nie moe w sobie mieci poj nadzwierzcych, bo nic bezporednio pozazmysowego dla nie moe powsta w jego umyle. Ciekawem jest za to, e czowiek wanie stoi sam wzgldem siebie na stanowisku, jakie odmalowaem, stoi na stanowisku jestestwa, ktre podziwia siebie, ktre podziwia w sobie czowieka. Ciekawszem jeszcze jest, e nawet filozofowie niektrych kierunkw stoj przy tym wiatopogldzie i skadaj hody nadzwierzcej treci swojej, rozumiej

gbi swej mdroci, tylko nie mogc dostrzedz, skd ona pynie, korz si przed ni w podziwie. Jest to stanowisko godne uwagi dlatego, e bardzo podobne do animizmu ludzi prostych, do naiwnej filozofii ludzi i ludw pierwotnych, ktrzy obdarzali myl i wol wody, chmury, drzewa i kamienie; jest to stanowisko naiwnego spirytualizmu, ktry w gruncie rzeczy jest tylko filozoficznem upostaciowaniem animizmu. Jeli wnikniemy dobrze w ten sposb mylenia i ocenimy go ze stanowiska naszej teoryi, to atwo przekonamy si, e psychologia i socyologia nie zdaj sobie dobrze sprawy z natury przedmiotu swego badania i d la tego mona powiedzie, e pozostaj dotychczas jeszcze w przednaukowem prawie stadyum. Tak jedna, jak druga wyobraaj sobie wci jeszcze, e przedmiotem ich badania jest czowiek, jestestwo wolne, skoczone w sobie i tylko towarzyskie. Wszystko chc z siebie, z ludzkiej jednostki, z ludzkiego ducha wyprowadza, gdy tymczasem pynie to ze wsplnego nam, ludziom rda, z niedostrzeganej dotychczas przez filozofw i socyologw realnoci D, ktrej jestemy wszyscy niewolnymi fragmentami. Moe to kto powierzchowny nazwa obnianiem si dobrowolnem do roli komrki spoecznej, my jednak musimy to nazwa wanie wywyszeniem si do roli elementu naprawd najwyszego w Naturze. Zajmujc takie stanowisko, nie tylko nie ubliamy swej ludzkiej godnoci, ale j wanie stwierdzamy w sposb prawdziwie naukowy i pozytywny. Maa tu nastpia zmiana, a jednak, jake dobrze godzi wszystkie sprzecznoci, pord ktrych trzepocze si duch ludzki, nie mogc znale miejsca swego w Naturze. Zawieszony midzy ziemi, a Niebem, obcy ziemi, obcy Niebu, przez jednych do ziemi przykuwany, przez innych do Nieba wznoszony, do tego Nieba, ktrego aden umys ludzki zrozumie ani ukaza nie moe, wic albo w nie wierzy, albo nie wierzy. Maa poprawka, a jednak w sposb zgodny z podstawami przyrodoznawstwa wyznacza nam miejsce w przyrodzie, miejsce osobliwe, bo ani tak poziome i znikome, jak to czysty materyalizm ukazywa, ani tak szczytne, ale nieuchwytne i niezgodne z nasz wiedz pozytywn, jak to czyniy rne odcienia intelektualizmu, idealizmu i spirytualizmu. Midzy nieznanem i niepoznawalnem, a grubem ziemskiem, a raczej zwierzcem, z ktregomy ju jako czonkowie cywilizacyi, jako ludzie, wyroli i nad ktrem naprawd moemy panowa, znalelimy wiat poredni, ten, do ktrego naleymy, wiat realny i co najwaniejsza, poznawalny, cho go nigdy w peni pozna nie zdoamy. Znalelimy ogniwo porednie, ktre nie jest ani czysto materyalne, ani czysto duchowe, bo jest rzdu wyszego, nadorganicznego. Skada si ono z nas wszystkich i czyni nas najbardziej na wiecie zoonemi elementami najbardziej zoonej realnoci, bezprzykadnej w znanym nam wiecie zjawisk realnych. Co to jest? Tego w peni nie moemy oceni, bo to jest obszerniejsze od nas, a nas wypenia cakowicie, bo to byo ju przed nami jako indywiduami, jest poza nami i dokoa nas i bdzie po nas.

Jestemy tylko fragmentami tego "czego" realnego w przestrzeni i czasie. To "cae" musi zosta tak samo dla nas niepoznawalne, jak jest niepoznawalnem cae zwierz dla ktrejkolwiek jednej jego komrki, jak caa rolina dla jednej jej komrki. Kady sd o tej realnoci, ktry potrafilibymy oprze choby na najszerszej podstawie caej naszej wiedzy, musi by nawskro odmienny od tego, ktry zbudowa naprno usiujemy. Usiujemy bowiem zbudowa sobie pojcie, ktre moglibymy porwnywa bd z czem podobnem, bd niepodobnem, ale realnem, a tymczasem tu dla takich porwna brak warunkw koniecznych. Chcc porwnywa to, do czego naleymy, z caociami, ktre w wiecie ogldamy od zewntrz, musielibymy mie mono ogldania rwnie od zewntrz naszej cao D, a tymczasem, skoro w niej tkwimy, znamy t cao tylko od rodka, i to bardzo niedostatecznie bo tylko tyle, ile jej w nas jest. Od zewntrz, w swej caoci, jest ona wprost dla nas niepoznawalna. Wemy przykad. Chcc oglda organizm ludzki wycznie od wewntrz, ze stanowiska jednej komrki, mog sobie ostatecznie wyobrazi, e jestem komrk, nie tracc ludzkiej wadzy rozumowania na podstawie wiadectwa zmysw. Wtedy znikn mi z przed oczu wszystkie te szczegy i organy, ktre byy widzialne w dawnej mej sytuacyi widza "od zewntrz" - i jak daleko "wzrok" mj signie, dostrzeg tylko rozmaite komrki w dziaaniu, dostrzeg bezporednie ich stosunki wzajemne oraz ich produkty. Rozumiem, e gdybym mg obserwowa z tego stanowiska wszechwiat mego ciaa dostatecznie dugo i wdrowa wzdu i wszerz mego ciaa, zbudowabym sobie moe kiedy dokadn statyk i dynamik, czyli mechanik mego wszechwiata, ale i wtedy nie domylibym si, e jest on caoci o znanych mi wasnociach fizyczno-psychicznych ciaa ludzkiego. Tej samej rzeczy odpowiadaoby inne zgoa wyobraenie. Zachodzi teraz pytanie, ktre byoby prawdziwszem? czy moje zwyke, widza "od zewntrz", czy to, ktrebym sobie zbudowa, bdc tylko komrk ciaa. Oczywicie - oba byyby rwnie prawdziwe, lecz oba rwnie wzgldnemi, bo rwnie obce rzeczywistoci, ktra z trzeciego stanowiska, np. molekuy mylcej, mogaby si wydawa jeszcze inn i zgoa odmienn. Gdybym by np. moleku mylc w tem samem ciele, wtedy roztoczyby si przedemn obraz bardzo zbliony do widoku nieba, usianego gwiazdami, kometami i meteorytami. Ciao ludzkie rozwiaoby si wtedy w jak rozleg czstk wszechwiata. Nie ujrzabym w niem nic, prcz skupie czego, co jest moe "energi", zawieszonych we wzgldnej prni i zostajcych w byskawicznym ruchu. Kracw mego ciaa nie bybym w stanie dostrzedz ani wyrozumowa. Gdybym mg obserwowa ten wszechwiat ludzkiego ciaa dostatecznie dugo, zbudowabym moe znowu astronomi mego organizmu, ale nie domylibym si ani, e jest on zoony z komrek, ani e jest caoci o znanych mi wasnociach ciaa ywego. Na tych przykadach staje si naprzd jasnem, e nie naley czemu przeczy, dla tego tylko, e ja tego nie widz, albo, e my wszyscy tego nie widzimy lub nie syszymy, po drugie, e nie trzeba take twierdzi, aby to, co widzimy lub syszymy, byo takiem, jak sobie wyobraamy.

Teraz rozejrzyjmy si w innym obrazie, ktry tym razem nastrcza nam prawdziwe, nasze stanowisko w przyrodzie oraz w tej caoci, ktrej istnienie staramy si udowodni, a ktr nazywamy spoeczestwem, lub poprawniej cywilizacy. Widz ludzi, ludzi i ludzi w dziaaniu i w najrozmaitszych wzgldem siebie stosunkach. Widz ludzkie dziea przerozmaite. Jeli mi kto powie, e to wszystko razem jest zwartym systemem realnym, scakowanym z ludzi i dziel ich, czy zmysy moje potwierdz to przypuszczenie? Nigdy! Przecie ja nie orjentuj si w tym systemie. Wszy stko tu dla mnie wydaje si oddzielne, nie dostrzegam zwizku dzie jednych z drugiemi nie tylko memi zmysami, ale nawet wadz rozumowania. Ot pytam: czy mam ju podstaw do twierdzenia, e takiej caoci niema? Skoro w poprzednich przykadach te same zmysy nie wystarczay mi do ujcia caoci mego ciaa i tych stosunkw w niem, ktre nie ulegaj dla mie samego wtpliwoci, - to moje osobiste zmysy mog mi rwnie nie wystarcza do objcia caoci D, choby ona istniaa. Do tego, abym przekona si zmysami wasnemi, e system D jest rzeczywicie caoci - trzebaby byo wznie si ponad ten system, tak wanie, jak mog to robi, gdy patrz na drzewo, psa i wymoczka, a do tego nigdy doj nie moe, bo my ani wyj ze swej caoci nie moemy, aby j oglda od zewntrz realnie, ani ogarn tak obszernej caoci osobistemi zmysami. Jest to jednak niepoznawalne tylko w ten sposb. Z waciwego stanowiska naszego, ze stanowiska komrki, ktra naley do tej caoci, znamy kady na swj sposb przynajmniej czstk tej realnoci, w ktrej tkwimy, a chocia nie znamy jej cakowicie, moemy j poznawa coraz lepiej. Wprawdzie o jej istnieniu moemy wnioskowa tylko na mocy niektrych jej cech, wsplnych z organizmem i komrk, ale jeli one nas przekonaj o realnej analogii, - bdzie to dostatecznym szczeblem syntezy czysto teoretycznej, do ktrej na razie wznie si moemy.

XVII. Streszczenie wynikw dotychczasowych i wytyczne nadal.


Czas obejrze si poza siebie, aby spostrzedz co zostao najpilniejszego do osignicia. W Prolegomenach doszlimy do wniosku, e cywilizacya jest realn istnoci w przyrodzie, e jest najobszerniejszym na ziemi naturalnym ukadem ywym, czyli biomechanizmem. Wynik tylko pozornie podobny do wynikw szkoy, zwanej w socyologii biologiczn, albowiem gdy analogia spoeczestwa do organizmu suya najczciej z gry zazasad, za podstaw, na ktrej dopiero opierano rozumowania i wnioski, nas inna zasada, doprowadzia do uznania podobiestwa midzy procesem spoecznym, a organicznym. Szkoa biologiczna przeczuwaa t analogi, ale jej nie dowioda, nie rozpoznaa i nie wyzyskaa, - budowaa na podstawie uytecznej tylko dydaktycznie i heurystycznie. My, odsuwajc wszelk myl o analogii, zostalimy doprowadzeni do uznania jej dopiero si faktw. Ta rnica nadaje naszym wynikom, odmiennym zreszt i na innym punkcie od koncepcyi dawnych, now

donioso teoretyczn. Poniewa jednak wynik by oparty na pewnej co prawda, ale wakiej podstawie, postanowilimy sprawdzi go na nowej zupenie drodze. W Prolegomenach oparlimy si gwnie na spostrzeeniu, e znane formy yjce (komrka, organizm) s caociami, zoonemi z jednostek funkcyonujcych nie jednakowo, skoro wic osobniki spoeczne, lubo podobne do siebie, fukcyonuj nie jednakowo, mona przypuszcza, e skadaj si na jaki obszerny ukad, podobny w zasadzie do tamtych. Si-przyczyn, tumaczc stae rnicowanie elementw spoeczestwa, z natury niezrnicowanych, a przynajmniej wydajcych si jednakowemi, znalelimy w mowie ludzkiej. Celem najradykalniejszego sprawdzenia koncepcyi wielostronnie doniosej, wypado zgbi, nie czem jest bd organizm, bd realno D, lecz czem jest wogle ycie, na czem polega jego istota? Rycho przekonalimy si, e zgoa niewiadomo, co trzyma komrk w stanie, ktry nazywamy yciem (roz. II), a nastpnie, e i w organizmie ycie nie zdradzio swej tajemnicy. I tu niepodobna zrozumie, jakiemi rodkami urzeczywistnia si ta dziwna wspdziaalno komrek zwizkowych (roz. III). Tyle wiemy, e proces yciowy organizmu jest procesem yciowym dwakro zoonym. Okazao si, e przy dzisiejszym stanie biologii, i wogle metodami przyrodniczemi nie mona sprawdzi, czy cywilizacya ma si tak do organizmu, jak ten do komrki, a take nie mona dowie nawet ycia w komrce (roz. IV). Za niewtpliwe mona poczytywa tylko ycie organizmu, bo znamy elementy jego i cao, dajc si obserwowa. Ale i tutaj biologia nie zna jeszcze prawdziwego spiritus movens organizmu, a ycie bierze tylko empirycznie, jako fakt, lubo niezrozumiay, ale nie dajcy si zaprzeczy. Poniewa jednak ycie organizmu jest postulatem, ktrego si nie zaprzecza w nauce, ale si i nie dowodzi, wic mona i trzeba oprze si na nim, jako na fakcie zasadniczym, a wtedy skoro porwnamy z nim inne analogiczne fakty, nie podobna zaprzeczy, e nawet i w komrce toczy si proces, podobny do procesu w organizmie, chocia mechanizm obu nie tylko nie jest identyczny ale nawet bardzo rny. Na mocy tego spostrzeenia przyszlimy do wniosku, e rwnie nie wolno jeszcze zaprzecza ycia cywilizacyi dla tej tylko racyi, e nie jest to proces i mechanizm identy czny z tamtemi, e tej postaci ycia nie dostrzegamy i e tego ycia dowie nie umiemy. Jakby dla zrwnowaenia niezupenej pewnoci zasady, czyli przyblionej jej wartoci, odkrylimy w cywilizacyi pewien moment, o ktrym w komrce i organizmie nic nie wiemy (cznik-mow), zdobywajc szanse, e moe si uda dla cywilizacyi, co nie udao si dotychczas dla komrki, (mianowicie stwierdzenie przez mow ycia w cywilizacyi), a wtedy zyskalibymy kryteryum ycia, owietlajce tajemnic ycia nie tylko w komrce, ale nawet w organizmie. W czniku-mowie spocza tedy nadzieja rozwizania zagadki: czem jest cywilizacya w przyrodzie, a porednio take: jak si urzeczywistnia ycie w oglnoci. Gboki zwizek osobnikw ludzkich nie ulega wtpieniu nie tylko prze z fakt istnienia mowy, ale bardziej jeszcze skutkiem oczywistej cho nie szukanej

harmonii w dziaalnoci osobnikw (roz. V). Czyny i dziea ludzkie, na pozr cakiem niezalene od siebie, wypywaj jedne z drugich i uzupeniaj si wzajem. w porzdek i gboka zaleno wzajemna moe by objaniony tylko przez wewntrzny midzy osobnikami zwizek, zwizek za w warunkuje mowa. W deniu do zrozumienia roli mowy w spoeczestwie stwierdzilimy, e skutkiem szeregu warunkw (rce wolne, narzdzia sztuczne i t. d.) powstaa ona z sygnalizacyi zwierzcej i zacza przeobraa, osobniki pierwotnie jednakowe psycho-fizycznie w niejednakowe przynajmniej psychicznie (r. V, X), a wic niewtpliwie rwnie i fizycznie a waciwie funkcyonalnie niejednakowe. Mowa staa si przenosicielk ruchu nerwowego (zachodzcego w kadym osobniku zwizkowym) (roz. V), i przeobrazia wolne i rwne osobniki w nierwne funkcyonalnie czci skadowe caoci wyszej, psychofizycznej. Gdy niewiadomo jakiemi rodkami urzeczywistniaj si wzajemne oddziaywania komrek w organizmie, w cywilizacyi na pewno przez mow ludzk. A mowa ta jest naprawd czem innem, ni zwierzca. Nie jest wytworem osobnika i gatunku, narzuca si osobnikom od zewntrz, gdzie trwa, jako wytwr pokole, nadajc osobnikom charakter czstek skadowych czego rozleglejszego (roz. VII). Okazaa si wytworem midzy osobniczym i czynnikiem, przez ktry wanie urzeczywistnia si czno osobnikw w czasie i przestrzeni. Jzyk (mowa ludzka) czy fizycznie ruchy nerwowe, odbywajce si w osobnikach. A poniewa podmiotow stron ruchu nerwowego w osobniku zwierzcym jest sprawa psychiczna, przeto tak stron obszernego ruchu wsplnego musi by rwnie sprawa psychiczna, tylko ju wsplna (roz. X). Skutkiem tego sprawa psychiczna osobnika ludzkiego musi by uwaana tylko za fragment nieoddzielny wsp1nej sprawy psychicznej, nie za za caostk, niezalen od innych podobnych, jak jest zwierzca. Przez mow tedy ziszcza si w przyrodzie bez adnej ju wtpliwoci obszerny proces psychiczny, (roz. X). Poniewa za narzdziem procesu psychicznego osobniczego s zmysy i mzg osobnika, przeto narzdziem obszernego procesu midzy-osobniczego s zjednoczone zmysy i mzgi osobnikw zwizkowych. Jzyk rozlewa po caoci spoecznej nietylko osobnicze czucia zmysowe, lecz czucia oparte na wymianie spostrzee osobniczych, i na porwnywaniu ich, czucia o wiele trwalsze od trwaoci ycia osobnikw. Psychiczno tedy osobista indywiduw ludzkich nie pynie wycznie z osobistej ich fizycznoci, lecz jak gdyby gotowa wnika w nie z zewntrz, od innych osobnikw, wic te nie pokrywa si ani tumaczy wynikami ich wraliwoci czysto fizycznej i osobistej. Poniewa za psychiczno wszystkich osobnikw spoecznych pynie przewanie z zewntrz, z istniejcego przez mow i dziea ludzkie zapasu, pozostaego z przeszoci, przeto poznanie osobnika wprost nie moe odpowiada osobistej fizycznoci i osobistemu dowiadczeniu zmysowemu adnego. Przewanie jest ono rozleglejsze, albowiem rozchodzi si od osobnika do osobnika i z pokolenia w pokolenie prawie bez straty, wic musi narasta z biegiem czasu (roz. XIII). Ludzie, udzielajc swych poj innym, sami nie pozbywaj si ich, czyli nic sobie wzajem z poznania nie odbieraj.

Przerost podmiotw ludzkich ponad granice osobistego dowiadczenia fizycznego osobnikw, tak bije w oczy, e wywouje zudzenie zupenej nierwnowagi fizycznoci ludzkiej z psychicznoci, i on to da powd do wyrozumowania, e musi istnie osobny pierwiastek niezmysowy niezaleny od zmysw, dziaajcy w ciele ludzkiem i od niego niezaleny, da zarazem powd do przypuszcze, e wszystkie jego przejawy pyn tylko z indywiduum. Nic nas jednak nie zmusza do przyjmowania podobnego wyjanienia. Przeciwnie, przekonalimy si atwo, e psyche indywidualna ludzka, to tylko wynik zwizku podmiotw ludzkich, uwarunkowany przez wibracy - jzyk (r. XIV). Okazuje si, e proces psychiczny zwierzcia jest wytworem tylko organizmu i rozwoju filogenetycznego, - taki czowieka - wytworem obszerniejszej caoci, cywilizacyi (roz. XIV) i rozwoju spoecznego. Wynik ten umocnilimy dodatkowo przez udowodnienie, e psychika ludzka nie moe by wynikiem prostego rozwoju zwierzcej, naprzd dla tego, e zwierzta rozporzdzaj wszystkiemi elementami psychiki ludzkiej, a mimo to cho podlegaj ustawicznemu rozwojowi filogenetycznemu, - zostaj tylko zwierztami, powtre, e gdyby ludzka bya rzeczywicie wynikiem prostego rozwoju, to czowiek musiaby przynosi mdro swoj na wiat, jak kade zwierz, wic wszyscy ludzie powinniby by mniej wicej jednako mdrymi, (rozdz. XV), a tymczasem mdro ludzka bywa w niezmiernie szerokich granicach niejednakowa jakociowo oraz ilociowo. Wstawia si wic tu pozornie co obcego midzy ogniwa acucha przyczyn i skutkw, acucha przemian. Poniewa jednak nie moe si tu wstawia nic obcego, trzeba przyj za gwn przyczyn niezrozumiaego zjawiska czno osobnikw ludzkich. Poszukujc jej, udowodnilimy, e podstawa treci psychicznej czowiek jest interfizyologiczna (oraz interpsychiczna), bynajmniej za nie fizyologiczna, jak u zwierzt. Niezdawanie sobie sprawy z oczywistej interpsychicznoci psychiki ludzkiej jest gwnym powodem, e psychologia i socyologia szukaj dotychczas daremnie rozwizania zagadek ducha ludzkiego i ycia spoecznego w osobniku; jest gwnym powodem, dla ktrego duch ludzki nie moe jeszcze znale miejsca swego w Naturze. Przekonywamy si coraz mocniej, e realna cao D istnie musi naprawd, oraz, e to cao yjca i poznawalna, ale tylko od wewntrz i to nie cakowicie. Dla tego, gdy jej od zewntrz nie moemy oglda, trzeba wnioskowa o jej istnieniu realnem tylko na mocy stwierdzenia w niej niewtpliwych cech ycia. Zdobylimy przewiadczenie, e w samym czowieku nie znajdziemy wytumaczenia czowieka, dopiero jako fragment realnoci D przestaje on by zagadk, a z nim tajemnice ducha ludzkiego, o ile nie s gbszemi i bardziej podstawowemi tajemnicami biologicznemi organizmu i komrki. Ludzki wiat psychiczny, dla ktrego nie byo dotychczas miejsca w Naturze, wie si z przyrod, jako osobna sprawa psychofizyczna D, toczca si na gruncie spraw psychofizycznych C', opartych z kolei na takiche sprawach wszystkich B', objtych ukadem D. W ten sposb znalelimy potwierdzenie i pogbienie gwnej koncepcyi, zarysowanej w Prolegomenach.

Oto w najprostszych liniach gwne wyniki badania ju przeprowadzonego. Nie rozwizalimy zadania, ale trzeba przyzna, e zbliylimy si znacznie do celu, choby przez to jedno, e nic dotychczas nie przemawia przeciw koncepcyi caoci yjcej D. Teraz chodzi ju o stwierdzenie w tej caoci cech ycia, wsplnych z cechami ycia innych, znanych nam caoci "niszych", ktre nazywamy yjcemi. Gdy biologia, wic waciwie nauka o yciu, nie moe nam dostarczy kryteryw do rozstrzygnicia kwestyi, musimy te kryterya znale sami, po za obrbem biologii na drodze stwierdzenia podobiestw midzy zjawiskami. Musimy oprze si na pewniku, ktry gosi, e dwie rzeczy, porwnywane z trzeci i uznane kada z osobna za podobne do niej, podobne s te midzy sob. Gdy ideaem fizyka jest odbudowanie zjawisk wiata zewntrznego na drodze syllogizmu, opartego na zasadzie dostatecznie oglnej, tak ideaem biologa musi by oparcie zjawisk ycia na zasadzie dostatecznie oglnej. Dla tego, gdy fizyk dy w tym celu do udowodnienia analogii czy identycznoci grup zjawisk, dotychczas rozdzielanych, musi rwnie nietylko biolog, ale socyolog i filozof dy do tego samego. Zidentyfikowanie zjawisk, uwaanych przedtem za niepodobne do siebie zapewnia kadej z nauk, ktrych przedmiotem s owe zjawiska, korzyci nieraz nieprzeczuwane i bardzo cenne, albowiem pozwala na posugiwanie si formami, rozwinitemi lepiej w jednej grupie zjawisk do ujmowania mao zrozumiaych jeszcze zjawisk grupy innej. Warto wiekopomnych wysikw Maxwella i Hertza polega tylko na upodobnieniu drga elektromagnetycznych do drga wietlnych. Jeeli te uda si nam metod analogii upodobni zjawisko spoeczne ze zjawiskiem organicznem oraz zjawiskiem komrki, wtedy oprzemy wszystkie te zjawiska na zasadzie oglniejszej od dotychczasowej i wszystkie razem uczynimy zrozumialszemi. Kto ocenia korzyci, ktre mog spyn z takiego odkrycia, ten nie bdzie si dziwi uporowi, z ktrym staramy si zgbi natur zjawiska cywilizacyi. Lubo to zadanie i ten cel wydaway si i wydaj praktycznie do obojtnemi dla nauki w oglnoci, to przecie cel to konkretny, a teorya, ktr pragniemy udowodni nie pusta. Gdyby zadanie dao si rozwiza dodatnio, wywrze to ogromny wpyw przeksztacajcy na nasze pojcia w licznych dziedzinach wiedzy, przedewszystkiem za zaokrgli i uzupeni nasze pojmowanie wiata. Biologia i nauka o realnoci D opr si na jednej wsplnej zasadzie, a gdy ze swej strony zjawiska biologiczne wypywa ze zjawisk chemicznych i fizycznych, przekonamy si przez to o cigoci wszystkich zjawisk wiata, nie wyczajc z nich najsubtelniejszych zjawisk psychicznych. Cigo ta bya dotychczas i jest postulatem nauki, zasad, ktrej si nie dowodzi dla tego, bo jej dowie nie mona. Bya zasad przyblion do prawdy, ale nie wszdzie widoczn. Jeli dopniemy celu - stanie si ona niemal pewnikiem i kluczem do wielu odkry szczegowych.

CZ DRUGA.
XVIII. Co wyznacza realnoci D (cywilizacyi) granice i cigo w czasie i przestrzeni? Nard a Pastwo.
Udowodnienie ycia w D okazuje si i nadal pierwszem zadaniem naszem. W tym celu potrzebna jest przedewszystkiem znajomo granic naturalnych realnoci D. Skoro za jest to realno nie fizyczna, lecz psychofizyczna, zachodzi wtpliwo co wyznacza jej granice: jzyk czy myl ludzka? Wprawdzie z Prolegomenw wiemy, e caoci D jest lud, albo nard, a wic ze granice wyznacza jzyk, lecz bardzo by moe, emy si omylili, albowiem idee ludzkie nie zamykaj si przecie granicami jzyka. Caoci D mgby by og poj ludzkich i og ludzi. Podobne zapatrywanie jest wprost niedopuszczalne. Skoro tylko w D toczy si wielki proces nie wycznie psychiczny, to ju fizyczna strona procesu wyznacza tu fizyczne granice psychicznoci. Proces w D nazwalimy interfizyologicznym. C to znaczy? Oto tyle, e nie polega on na samym ruchu nerwowym, fizyologicznym. Wprawdzie interfizyologicznym ruchem najwaciwiej byoby nazywa rzeczywiste zjawiska telepatyczne, ale gdy wiadomo, e ludzie nie porozumiewaj si midzy sob bezporednio, sposobem telepatycznym, - wic o takim ruchu nie moe tu by mowy. Aby ruch fizyologiczny sta si interfizyologicznym, musi zosta zwizany w obszern cao jakiemi nimi fizycznemi. Temi wanie jest wibracya-mowa. Wic tez ona jest pierwiastkiem, decydujcym o fizycznych granicach procesu interfizyologicznego, a zarazem fizyologicznego. Symbolika akustyczna jest przecie jedyn form mylenia ludzkiego (patrz rozdz. XVI). Gdy wic myli Polaka przenikaj we Francuza, nastpuje tu tylko podstawienie mowy francuskiej pod polsk lub odwrotnie, nie za komunikacya bezporednia. Albo Francuz musi rozumie jzyk polski, albo Polak musi nauczy si wada mow francusk, wic albo jeden, albo drugi musi myli, formuujce si w jego wasnym jzyku, podstawia w gowie wasnej pod jzyk obcy. Zachodzi tu proces podobny do podstawiania znakw optycznych (pismo), pod znaki akustyczne (mowa), tem tylko rny, e tu znak jednego systemu akustycznego podstawiamy pod znaki innego systemu rwnie akustycznego. Wchodz tu w styczno fizyczn ju nie dwa osobniki jednej caoci D, lecz dwie caoci D, dwie cywilizacye przez swoje fragmenty C. Takiem roztrzygniciem otwieramy odrazu now i bardzo ciekaw kwesty. Okazuje si, e caoci D oddziaywuj na siebie wielostronnie. Praktycznie biorc, fakt to bardzo dobrze znany i pewny, lecz pod wzgldem teoretycznym nastrcza pole do spostrzee i pyta waniejszych ni si wydaje. Rodzi si pytanie: za co mamy uwaa wzajemny stosunek osobnych cywilizacyi-narodw. Czy to s realnoci, tak ze sob zwizane, jak kilka lub

kilkadziesit komrek, stanowicych jaki bardzo pierwotny i prosty "organizm", czy te te realnoci tak bytuj obok siebie, jak bytuj wolne jednokomrkowce? Pytanie komplikuje si, gdy zwaymy, e komunikowanie si myli nie wyczerpuje wszystkich stosunkw, zachodzcych midzy rnemi D; wszak one wymieniaj takie midzy sob produkty realne, dziea ludzkie, a nawet, jak to ju podnosilimy dawniej, swoje ywe elementy, osobniki ludzkie. Syn Francuza moe zosta Polakiem i odwrotnie. Spraw t musimy chwilowo odoy, bo stanie si przedmiotem bada, do ktrych nie zebralimy jeszcze dostatecznych podstaw, aby rozstrzyga o niej. Wpierw musimy zgbi stosunek jzyka do myli. Tymczasem niech nam wystarczy zdobyta pewno, e rne D zostaj wzgldem siebie caociami otwartemi, ale za granice kadej z tych caoci w czasie i przestrzeni trzeba przyj jzyk. Jeszcze jedn moglibymy podnie wtpliwo, mianowicie za realno D uwaa Pastwo. Byoby to zgodne z przekonaniem wikszoci socyologw i ekonomistw, ktrzy najchtniej w Pastwie upatruj naturaln caostk spoeczn. Ot rzecz si ma tak, e Pastwo moe by i dla nas synonimem Narodu, o ile skada si z ludu jednojzycznego. Gdy za, co najczciej si zdarza, niema tego wypadku, wwczas Pastwo jest dla nas grup niejednolit tylu D, ile narodw Pastwo obejmuje. Naturaln caoci jest dla nas zarwno baw, jak i tygrys, ale jeli tygrys sidzie na karku bawou i przylgnie do niego, wtedy, cho mamy zudzenie jednego ciaa, - jest tu ju tylko grupa, zoona z dwch organizmw. Silniejszy, zrczniejszy, lub lepiej rozwinity podbi sobie sabszego i wyzyskuje dla swoich celw. W Pastwie tedy etnicznie niejednolitem mamy najczciej cao D panujc nad innemi caociami, lecz ani cao jednolit, ani naturaln.

XIX. Powrt na stanowisko realizmu. ycie jzyka i ycie idei s form i treci ycia spoeczestwa.
Dotychczas traktowalimy mylenie ludzkie jako stron subjektywn zjawiska fizycznego, realnego. Zadouczynilimy tem potrzebie filozoficznego mylenia. Teraz nie popenimy wykroczenia przeciw cisoci naukowej, gdy porzucimy ten trudny, bo sprzeczny z naszemi przyzwyczajeniami sposb patrzenia i odniesiemy si, do tego zjawiska jako do przedmiotu czy procesu najzupeniej realnego. Prawo do tej zamiany polega na pewnoci, e podmiotowi odpowiada w przyrodzie realny lubo niepoznawalny przedmiot. Wracamy wic na stanowisko realizmu krytycznego, najdogodniejsze dla badacza stosunkw realnych. Na caym obszarze nauk przyrodniczych nie postpujemy inaczej, gdy, chcc by bezustannie cisymi teoryopoznawczo, gubilibymy si w zawioci bez rzeczywistej po temu potrzeby. Zarwno wymoczek, jak trawka s dla nas przedmiotami realnemi, cho przecie w teoryi poznania musz by uwaane tylko za zjawiska rzeczy niepoznawalnej. Co wicej. Gdy zarwno wymoczek, jak trawka s naprawd tylko osobnemi systemami niezmiernie skomplikowanych ruchw, czyli procesem, gdy s

osobnemi sprawami, toczcemi si w przyrodzie - a przecie mimo to traktujemy je jako przedmioty, przeto i zjawisko cywilizacyi-narodu mamy prawo uwaa po pierwsze za realn spraw, toczc si w przyrodzie, bo wiemy ju dobrze, e jedna, zewntrzna jego strona jest rzeczywicie spraw fizyczn, fizycznym ruchem. Gdy za wszystko na wiecie, co nazywamy rzeczami, przedmiotami, jest tylko spraw, dzianiem si, ruchem, a mimo to nazywamy to wszystko przedmiotami, przeto dla zupenego zrwnania przedmiotu naszych rozwaa z przedmiotami rozwaa przyrodnikw, moemy mylenie-mwienie, spraw znowu zacz uwaa za myli-rzeczy, czyli wprost za przedmioty realne w przyrodzie. W realnoci D mamy jednolity system ruchw, ruch nerwowy, plus przerywany ruch powietrza (mowa) lub eteru (pismo), ktrych we waciwy sposb dostrzega nie moemy tylko dla ich byskawicznoci i niedostpnoci nawet dla najlepiej uzbrojonych zmysw. Ze stanowiska realizmu, og spraw, ktre stanowi dla nas trawk nazywamy wprost przedmiotem. Nie dbamy ju o to, e ta trawka jest niezmiernie skomplikowanym systemem ruchw, toczcych si na tle drobniejszch realnych kompleksw ruchw, ktre nazywamy komrkami; mwimy poprostu, e to jest kompleks czynnoci komrek, albo kompleks komrek zczonych w trawk. Z tego stanowiska realno D, cywilizacya nie tylko moe, ale nawet musi sta si dla nas przedmiotem. Moemy ju zapomnie, e ona jest take ruchem, spraw, toczc si na tle drobniejszych spraw realnych, ktre nazywamy ludmi. Moemy poprostu powiedzie, e to jest kompleks czynnoci ludzi, albo kompleks ludzi zczonych w Nard. Gdy jednak o trawce mwimy, e to przedmiot ywy - tutaj obawiamy si utrzymywa tego samego, gdy nie wiemy jeszcze, czy to naprawd ukad ywy. Powrt nasz na stanowisko realizmu krytycznego, albo te do zwykego sposobu patrzenia na przyrod, ma wanie na celu uatwienie obserwacyi i porwna dla rozstrzygnicia tego najwaniejszego dla nas pytania. Jeeli cywilizacya jest realnoci, to jej wszystkie czci skadowe s take realnociami. Rwnie i mylenie ludzkie, o ktrem przekonalimy si, e tworzy wielki system interpsychiczny, jest realn spraw, toczc si w przyrodzie. W tych warunkach sama mowa ludzka, krca w spoeczestwie czy li mwione, krce w Narodzie, nie bdzie przedmiotow stron realnej, ale podmiotowej sprawy mylenia, bo realna sprawa mylenia nie potrzebuje ju realizacyi; - mwione bdzie tylko realnym odpowiednikiem myli, bdzie uzupenieniem w przestrzeni i czasie realnego systemu, zoonego z myli ludzkich. W ten sposb wszystko, co si mwi w spoeczestwie i wszystko, co si myli, wie si w jedn tkank, opltujc wszystkich ludzi w spoeczestwie i wysnuwajc si z nich bezustannie. Tkanka ta, trzeba to sobie uprzytomni, ma cigo nie tylko w przestrzeni, ale co waniejsza w czasie wiksz ni trwanie osobnikw ludzkich. Nie znika, ani si zrywa przez cay czas trwania spoeczestwa-narodu. Ale tkanka ta pomimo tego nie jest ani przez chwilk tem samem. Wci skada si z czego innego, bo

myli wci si zmieniaj, a wyrazy jzyka wci ukadaj w nowe kombinacye. Co wicej. Wyrazw przybywa w narodzie, ktry si rozwija i myli te przybywa. Wyrazy powstaj i przeksztacaj si lub gin, myli rwnie. W rozwoju narodu rozwijaj si idee. Dawne nikn, na ich miejsca powstaj nowe i coraz gbsze, a wszystko to oczywicie odbija si najwierniej w jzyku, gdy tylko przez jzyk moe trwa, przeksztaca si czyli rozwija. Monaby, a nawet trzebaby wykada ide rzucon w tej chwili jeszcze duej i dowodniej, pki nie stanie si cakiem jasn, - lecz, aby nie nuy czytelnika - powiem narazie krtko, e mamy tu proces nadzwyczaj podobny do procesu ycia,. Dostrzeono to ju oddawna, i odbio si to nawet w pospolitym sposobie wyraania si. Wszyscy powtarzamy bezustannie, e jzyk yje, rozwija si, a nawet umiera. Lingwici, wpatrzeni fachowo i gboko w przemiany, dokonywujce si we wszystkich kierunkach w jzyku, nie zaprzeczaj temu, lecz wanie potwierdzaj. Wielu z nich nazywa jzyki wprost "organizmami realnemi porzdku czysto intelektualnego". (Darmestetter, Osthoff i inni). Twierdz oni, e prawa fonetyczne dziaaj z przyrodnicz, a waciwie si wyraajc, z biologiczn koniecznoci. Oczywicie niema w tem siy przekonywajcej, jest to raczej przeczucie odlege, wygldajce na metafor, nie brano i nie bierze si podobnego okrelenia dosownie, ale w rzeczy samej jest tu co wicej, a co jest, to zasuguje na zbadanie. Tymczasem byoby bezpotrzebnem mnoy przykady i argumenty. Nie czas na to. Wol zauway, e to, co daoby si powiedzie o jzyku stosuje si rwnie i do myli. I tu prawa logiki dziaaj z biologiczn koniecznoci. Gdy za mylenie ludzkie logiczne, to wytwr i sprawa spoeczna, rwnie jak mwienie, wic ycie jzyka i idei, owych dwch wytworw i spraw spoecznych, zwizanych jak najcilej ze sob, musi by objawem ycia spoeczestwa. I znowu nie powiedzielimy nic nowego, bo o yciu spoeczestwa, o yciu narodw i t. p. wci si mwi i to mwi powanie. Prawda, e, mwic to, nie zdajemy sobie sprawy z doniosoci porwnania, jakie czynimy, nie obchodzi nas wcale, czy to tylko przenonia lub tez co wicej, ale faktem jest, e ten sposb wyraania si nie razi ani prostaczkw, ani gbokich mylicieli. Faktem jest, e takie wyraanie si najlepiej odpowiada naszym intencyom. Czy rwnie dobrze odpowiada zjawiskom t. j. samej rzeczy? Czy dalekie ono od prawdy? Zdaje mi si, e jest ca prawd, bezwiednie, intuicyjnie wyznawan i ustawicznie wypowiadan, lubo bez pretensyi do prawdziwoci. Jeeli dobrze zastanowimy si nad spraw poruszon, nie moemy zaprzeczy, e jzyk i myli musz by niemal wszystkiem, co stanowi wasne ycie realnoci D. One s tego ycia form, s samem yciem. Nie dowiedzielimy si te dosy, gdymy powiadali, e jzyk jest cznikiem spoecznym, bo cznik moe istnie midzy wszystkiem, a mimo to nie bdzie koniecznie ani objawem, ani dowodem ycia, wszak i "sia grawitacyi", to take cznik. Tu okazuje si e cznik jest czem wicej. On daje w wyniku proces rozwojowy, ycie. Tak wanie jest z mow.

XX. Rozwj czowieka nie jest rozwojem organizmu. Narzdzia sztuczne i rola ich w naturze i cywilizacyi.

Przyrodnicy, nie majc jeszcze pojcia o istnieniu tego ycia, zmuszeni by li objawy jego objania, obywajc si bez koncepcyi realnoci D. Poniewa za objawy tego ycia manifestuj si w kadym osobniku ludzkim i jego dziaalnoci, wic objaniali to wszystko rozwojem czowieka samego, wic rozwojem filogenetycznym czowieka, przez co wprowadzili nauk o czowieku na bdne tory, a mwic dokadniej utrwalili tylko lub starali si mimowoli utrwali dalekie od prawdy pojcie o czowieku, jakie rozwiny nauki humanistyczne. Zapowiedzielimy w rozdziale XV-m, e powrcimy jeszcze do kwestyi rozwoju czowieka, aby ostatecznie przekona, e dotychczas jest on cakiem niewaciwie pojmowany. Teraz dopiero moemy wywiza si z obietnicy. Stosunek psychicznoci czowieka do jego fizycznoci, ktrymy ju rozpoznali, przedstawi si nam dopiero wwczas z ca jasnoci, gdy rozwaymy stosunek czynw i dzie ludzkich do cielesnoci i psychicznoci jego. Powiedzielimy niedawno, e kardynaln cech ludzkiej jednostki jest nierwnowaga cielesnoci z psychicznoci. Jest ona wprawdzie niedopuszczalna naukowo, ale mimo to pozostaje faktem. Jak to wytumaczy? Oto tem, e mamy tu tylko pozory pogwacenia praw natury. Rwnowaga jest, tylko jej nie dostrzeono, bo szukano tam, gdzie jej nie moe by, szukano w czowieku, jako odrbnym i skoczonym w sobie biomechanizmie, a ten jest ju tylko abstrakcy. Aby si o tem upewni, do przypomnie sobie zasad, na ktrej opiera si struktura wiata. Podstawow zasad nie tylko mechaniki, ale i biologii, jest zasada, e kady system si dy do osignicia i utrzymania stanu rwnowagi nakadem najmniejszej energii. Rolina lub zwierz jest mechanizmem i to w zasadzie zawsze bardzo ekonomicznym. Mechanizm taki, wyraajc si obrazowo, antropomorficznie, "usiuje" cigle pozostawa ekonomicznym, pomimo zmieniania si warunkw jego bytu i trudnoci naginania si do nowych. Owo naginanie si nazywamy przystosowywaniem si do rodowiska (porwnaj Spencera pogld na organizmy). Organizm, ktry zaczyna odchyla si od teoretycznego ideau ekonomicznoci, rycho znika z widowni, zwyciony przez inne, funkcyonujce ekonomiczniej. Wszystkie tez organy roliny lub zwierzcia s wynikiem bezustannego przystosowywania si tego organizmu (rodu) do potrzeb minionych i teraniejszych. Gdy potrzeba mija, organizm dy do pozbycia si organw zbytecznych, ale nie przychodzi to wszystkim z rwn atwoci i nie osiga si nigdy w zupenoci, wic ten organizm ma wiksze szans ostania si w walce o byt, ktry osiga potrzebn mu now rwnowag biomechaniczn prdzej oraz lepiej. To, co nazywamy rozwojem, jest wic tylko przystosowywaniem si wszelkich systemw si do zmieniajcych si warunkw zewntrznych. atwo zrozumie, e czyny t. j. dziaania zwierzcia, pync z psychofizycznoci jego, musz odpowiada dokadnie zarwno fizycznoci, jak psychicznoci jego. Tylko czowiek wyamuje si. z tej formuy. Stwierdzilimy to wprawdzie dopiero na stosunku psychicznoci do fizycznoci wrodzonej, nie za na stosunku czynw do fizycznoci, ale moglibymy poprzesta na tem, bo czyny zwizane s i powinnyby by zwizane zawsze z fizycznoci i psychicznoci w rwnej mierze. Prawda, e zawsze, ale tylko nie u czowieka. Tutaj fizyczno wrodzona jest niewystarczajca

dla czynw. Ten stosunek nieodpowiednioci owych dwch stron bije w oczy. Nawet, gdybymy przyjli, e psychiczno ludzka odpowiada dokadnie jego fizycznoci, majc na uwadze nadzwyczaj rozwinity mzg i ten wanie biorc za ow "fizyczno" to popenilibymy pomyk i jeszcze nie usunlibymy przez to sprzecznoci, tkwicej w nieodpowiednioci takiego wanie mzgu i takiej psychiki dla reszty ciaa 1udzkiego. Ta reszta bowiem tak dalece nieodpowiada mzgowi, e wydaje si by pogron w niedorozwoju w porwnaniu do mzgu. I w istocie tak jest. Jaskrawem wiadectwem, e samo ciao ludzkie, (t. j. organy i zmysy) nie wystarcza psychice ludzkiej, a wic i mzgowi, s narzdzia sztuczne, ktremi czowiek uzupenia sw fizyczno, nie wystarczaj do speniania ludzkich zachce jego. Dopiero przez narzdzia sztuczne czowiek doprowadza do rwnowagi fizyczno swoj, niewystarczajc do czynu, odpowiedniego woli, z psychicznoci, ktra wyraa si w jego woli. Przyrodnicy starali si objania narzdzia sztuczne prostym rozwojem czowieka! Dla nich narzdzia sztuczne byy dalszemi ogniwami jednego acucha rozwojowego, byy dalszym cigiem rozwoju naturalnych, wic rozwoju organizmu! Wyobraali sobie, e czowiek, w deniu do lepszego uksztatowania swego bytu, przecign zwierzta i e tylko niezwykle bujny rozrost (!) mzg u sprawi, i czowiek sztucznie uzupenia swoj organizacy (!), e w nadzwyczaj szybkim rozwoju (!) zosta zmuszony (!) do wynalezienia i uywania narzdzi sztucznych, ktre tez zapewniy mu zwyciztwo w walce o byt. Rzecz si ma zgoa inaczej. Naprzd nie "bujny rozrost mzgu" pozwoli na zastosowanie narzdzi sztucznych, lub zmusi do ich wynalezienia i uywania, lecz odwrotnie: narzdzia sztuczne wraz z mow wywoay stopniowy rozrost mzgu. Tego ju dowiedlimy, a taki porzdek zjawisk nie da si ju objani rozwojem postpowym czowieka, jako gatunku. Teorya przeto rozwoju, jak j pojmuj przyrodnicy, niema zastosowania do czowieka, gdy pozostaje w sprzecznoci z faktami. Nie idzie jednak za tem, aby te fakty przeczyy rozwojowi. Przeciwnie, one stwierdzaj rozwj tylko zgoa inny i czego innego. One stwierdzaj to tylko, e "rozwj czowieka" nie jest rozwojem organizmu. Rozwj czowieka tumaczy w sposb cakiem naturalny dopiero teorya cywilizacyi, oparta na biologicznej teoryi rozwoju. Zjawienie si narzdzi sztucznych tumaczy nasza teorya powstaniem i nastpnie rozwojem cywilizacyi. Uznaje ona take rozwj w przyrodzie, ale "rozwj czowieka", nie majcy naprawd nic wsplnego z rozwojem filogenetycznym organizmu, objania powstaniem i rozwojem realnoci D. Komplikowanie si narzdzi sztucznych bdzie nasza teorya nazywa takie rozwojem, lecz ju nie organizmu ludzkiego, co jest zgoa niemoliwe i niezrozumiae, lecz rozwojem cywilizacyi, albo rozwojem skadnikw cywilizacyi. Przyrodnicy sami dziwi si potrosze, dla czego rozwj czowieka nie poszed zwyk drog, przeksztacania si ciaa, doskonalenia si organw naturalnych, ale, nie mogc dostrzedz waciwej tego przyczyny, zadawalniaj si zaraz wyjanieniem, e na przeksztacanie si ciaa nie pozwoli "nadzwyczaj szybki

rozwj" czowieka. Rozwj czowieka nie dopuci tedy do rozwoju czowieka! Oto osobliwa logika, ktra powinnaby razi nawet niewyszkolone umysy, nie razia jednak tak dugo profesorw zoologii i mistrzw ewolucyonizmu. A przecie atwo zrozumie, czemu rozwj czowieka nie doprowadzi do "doskonalenia si organw naturalnych". Oto dla tego, e czowiekowi, jako organizmowi nie byo to potrzebne. Pki by samodzielnym systemem si - poty do utrzymania si nie potrzebowa nic, ponad wasne ciao, ponad narzdzia zwierzce. Pniej za ewolucya ich na nicby si ju nie zdaa, bo byaby niedostateczna. Jako odpowiednik nad-zwierzcej psychicznoci zjawiy si zaraz pierwsze zacztki fizycznoci nadzwierzcej w postaci najprostszych narzdzi odrzucalnych. Czowiek moe odczuwa niedostateczno organw naturalnych dopiero po urodzeniu si, i dopiero wtedy, gdy spoeczestwo porywa go w wir ywota odmiennego od ywota zwierzcego, natychmiast jednak spoeczestwo, narzucajc mu gotowe pojcia i potrzeby, podsuwa rwnie gotowe rodki do ich zaspokojenia. Organizm wic czowieka nie potrzebuje dy do wyrabiania w sobie nowych narzdzi naturalnych, ktrychby zreszt, wobec nadzwyczajnej ich rozmaitoci, nie osign na tej drodze. Zgodnie wic z zasad najmniejszej energii, bierze to, co ma ju gotowego w spoeczestwie. Posikuje si narzdziami, ktre zastaje, a poniewa odpowiadaj na razie potrzebie, wic osiga podany stan rwnowagi w spoeczestwie, nie zmieniajc si fizycznie. Dopiero gdy potrzeba si zmienia lub zwiksza, zmuszony jest do wysikw, aby jej sprosta, ale i wwczas dy do tego drog najmniejszego nakadu energii, wic wprowadza drobne i stosunkowo atwe poprawki do tego, co ju jest po za jego ciaem, sam nie zmieniajc si fizycznie. Mamy tedy w rozwoju "martwych" narzdzi i maszyn zjawisko rzeczywistego i najekonomiczniejszego rozwoju, podobne do rozwoju wszelkich "ywych" systemw si. Rnica ta tylko, e instrument ksztatuje i rozwija sia zewntrzna wzgldem instrumentu, mianowicie myl ludzka czynna w czowieku, a wic pierwiastek spoeczny, organizm za ksztatuj siy, tkwice tylko w nim samym, czyli siy organiczne. W organizmie mamy twrczo komrek organicznych, czyli twrczo organiczn; w spoeczestwie twrczo ludzi, wic twrczo spoeczn. I chocia obie stanowi ostatecznie twrczo Natury, nie trzeba ich stawia na jednym poziomie, jak to czynili dotychczas ewolucyonici. Narzdzie sztuczne naley ju do wytworw realnoci D, nie do wytworw osobnika C, tworzy je realno D, lubo przez ludzi. Tak samo jzyka oraz idei nie tworzy sam osobnik ludzki, ani przynosi na wiat, rodzc si, - lecz znajduje gotowe, rozwinite, przyjmuje i tylko uywa, rozwija, zostawiajc dalsze rozwijanie pokoleniom nastpnym. Podobnie, jak to wszystko, co anatom i fizyolog znajduje w rolinie lub zwierzciu pomijajc oczywicie same komrki, jako idealne komrki, - jest dzieem organizmu, czyli komrek, zjednoczonych w organizm, - tak wszystko, co filozof, socyolog, ekonomista, estetyk i t. d. znajduj w spoeczestwie, pomijajc tylko samych ludzi, jako ciaa, jest dzieem cywilizacyi, czyli organizmw zjednoczonych w cywilizacy, wcale za nie dzieem organizmw niezalenych od

siebie. Jedno jest twrczoci natury przez komrk organiczn, drugie przez czowieka, ale obie twrczoci s tem samem w Przyrodzie. Na szczeblu organicznym Natura rozwija trawk przez komrki, (przez B'), na szczeblu nad-organicznym rozwija cywilizacy przez organizmy, zwizane wzajemn zalenoci (przez C'). Nieatwo przychodzi pogodzi si z takim pogldem. Pomijajc ju sam nowo myli, buntuje si przeciw niemu nasze poczucie osobowoci, osobistej mdroci i woli. Wszak rozwj nawet najprostszych narzdzi dokonywa si ze wiadomoci celu osobnikw, o ile za bardziej uwydatnia si osobista twrczo w dzieach technikw wyksztaconych, z ktrych kady sam sporzdza szczegowo obliczenia, moe cel swj osign rnemi sposobami i sam wybiera jeden, ktry mu si wydaje najodpowiedniejszym. Zaraz przekonamy si co mamy sdzi o tej swobodzie i o tej twrczoci. Jeli jednym rzutem oka ogarniemy wszystkie etapy rozwoju jakiegokolwiek narzdzia, atwo si przekonamy, e przeobraao si ono prawie niedostrzegalnie, e rozwj jego dokonywa si tak naturalnie, jakby to czynia sama przyroda, bez udziau ludzkiego mylenia i ludzkiej wiadomoci celu. Co si znowu tyczy wyranej twrczoci wyksztaconych technikw i wynalazcw, w ktrej obserwujemy skoki w rozwoju, a co znaczyby mogo, e tutaj napewno mamy dzieo osobnika, to pamitajmy, e owe skoki powstaj przy pomocy teoryi oraz intuicyi. Zobaczmy czem jest teorya. Teorya stanowi dla jednostek potne narzdzie pracy, ale ju nie narzdzie osobiste, jak kij, lub kamie obtuczony, ktremi przez niezliczone wieki posugiwa si czowiek u zarania cywilizacyi. Wiedza teoretyczna pynie z cywilizacyi, nie za z organizmu, nie osobnika ludzkiego. Skoki tedy w "rozwoju" narzdzi, tworzonych przez osobnika, powstaj przez zastosowanie przez osobnika wiedzy, nagromadzonej przez spoeczestwo i uatwiajcej niezmiernie osobnikowi ekonomi mylenia. Z pomoc tego narzdzia jeden mechanik przeprowadza rozleg prac twrcz w mylach wasnych bez realnego tworzenia w materyi. Opuszcza on kilka lub kilkanacie form przejciowych midzy tem, co funkcyonowao, a t postaci, ktr realizuje. Mamy tu wic skoncentrowany rozwj machiny in statu nascendi, w gowie wynalazcy. Pozorn luk wypeniaj etapy realne, cho nie zrealizowane w materyale, skok wic jest tylko pozorny. Gdy za wiedza teoretyczna nie moe by adn miar uwaana za wyczn wasno osobnika, czyli organizmu C, to rozwj ws zelkich narzdzi, bdc nierozerwalnie sprzgnity z rozwojem jzyka i myli, jest tylko jednym z przejaww oglnego rozwoju realnoci D, chocia si on dokona przez osobnika. Idee mechanika, choby najgenialniejszego, s wypadkow stanu caej cywilizacyi, a udzia jego, mimo pozorw, najczciej stosunkowo niky. Najwicej tu way caa przeszo tej cywilizacyi, ktra go uformowaa duchowo, a nawet stosunek tej cywilizacyi do innych, ktre na ni wpyway.

Trzeba pamita, e adna machina bardziej skomplikowana nie bywa ani ideowo, ani fizycznie dzieem osobnika. Jaskrawy tego przykad mamy na wieym przewrocie, jaki si dokona przez zbudowanie machin do latania. Ani machina Bleriota, ani braci Wrightw, ani Lathama i t. d. nie s bd fizycznie, bd ideowo dzieami osobnika. Idea ich tkwia w mylach ludzkich od czasw Ikara, a nawet duej, realizowa j staray si wieki cae. Mimo niepowodze, przyczyni si do zrealizowania tej idei i tych mechanizmw legion zapomnianych mechanikw i wynalazcw. Wszyscy dyli przy pomocy teoryi oraz intuicyi do zrealizowania woli swojej. Wielu zbliyo si do celu i zbliyo swych nastpcw, a cho aden nie lata, aden nie osign penego wyniku swych usiowa, mona powiedzie, e niemal kady przyczyni si do rozwoju przyszej machiny latajcej. Formy przejciowe, i to liczne, byy, cho o nich zapomnielimy, nie trzeba wic sdzi, e powstao nagle co nowego. Skok jest pozorny. Luk midzy tem, co byo - a tem, co jest wypeniaj formy porednie i liczne formy chybione, ale prawie wszystkie musiay si pojawi, bo wskazyway kierunek przyszym. Akt tworzenia rozoony tu by na wieki cae, gdy wreszcie zbudowano co odpowiedniego celowi - nie stao si to w jednej formie. Powstao kilkanacie modelw, rnych co do szczegw budowy, rwnie odpowiednich na razie, cho niewtpliwie s to tylko formy przejciowe. Rozwj tych narzdzi niepowstrzymany da w przyszoci postaci, daleko lepiej odpowiadajce celowi, przyczyni si za do tego tryumfu niejeden jeszcze osobnik, a kadego narzdziem nie bdzie osobista i wrodzona zdolno, lecz wiedza, ktr otrzyma od spoeczestwa. adna machina, ani ideowo ani fizycznie nie bywa dzieem osobnika. Po najwikszej czci nie bywa rwnie narzdziem osobnika i to jest bardzo znamienne oraz rozstrzygajce o charakterze narzdzi sztucznych w przyrodzie. O ile narzdzia, pierwotne i rzemielnicze byy i s jeszcze uywane przez jednego osobnika, to znaczy, e mg wada niemi osobnik, o tyle, rozwinite ich formy w rozwinitych cywilizacyach przestay ju suy osobnikowi. Gdy prosta koda, a potem tratwa lub d przeobraziy si zwolna w parowiec, - gdy dzida i harpun przeobraziy si z jednej strony w armaty, z drugiej w cay pancernik, to wada temi rozwinitemi formami ju nie jednostka, lecz liczna organizacya jednostek. Gdy skromne sanie (wz na pozach) przeobraziy si zwolna w pocig drogi elaznej, a waciwie w ca lini drogi elaznej, to tem potnem narzdziem komunikacyi wada ju moe tylko liczna i dobrze zorganizowana grupa osobnikw, najrnorodniej uzdolnionych, kierowana nie tyle jedn wol, ile jednym planem. Ani to ju dzieo, ani narzdzie czowieka. To jest co wicej: dzieo cywilizacyi i narzdzie cywilizacyi. I tak je praktycznie oddawna nazywamy, nie troszczc si zgoa o teory. Podstaw twrcz tych narzdzi stanowi cigo i rnicowanie si idei w spoeczestwie, wic gdy one objaniaj nam zarwno twrczo osobnikw, jak cigo rozwoju narzdzi, to wicej nam nie potrzeba. Realne idee widzimy zwizane z realnemi narzdziami w realn cao.

Gdy za owa cao rozwija si i funkcyonuje na podobiestwo tworw natury, gdy rozwj jej pynie po przez pokolenia ludzkie tak, jakby bya bezporedniem dzieem natury, to mimo wszystko, co daoby si jeszcze przeciw temu zarzuci, musimy orzec, i mamy w niej nie funkcy i twrczo organizmw oddzielnych, lecz funkcy i twrczo wewntrzn, niejako fizyologiczn, wyszej i rozleglejszej od organizmw realnoci, funkcy i twrczo yciow realnoci D. Narzdzia i machiny musz by uwaane za wytwr ycia D tak samo, jak produkty komrek, zjednoczonych w organizm, uznajemy za wytwory ycia C. A w takim razie i jedne i drugie s to wytwory Natury. Gdy materyalne wytwory cywilizacyi s wytworami natury, s te one w penem tego sowa znaczeniu czynnikami natury, i mona je postawi ob ok takich czynnikw natury, jak sami ludzie, rozwaani, jako organizmy. Machina, w ruch puszczona, wykonywa prac i daje produkty. Nic to nie znaczy, e j obsuguje czowiek, e jeden dostarcza jej energii w postaci wgla lub siy miniowej, drugi materyau, ktry ma uledz przerobieniu, jeszcze inny odbiera "produkt". Wystarcza, e to wytwr myli spoecznej, (nie za adnego organizmu oddzielnego), i e w machinie dziaa myl spoeczna, ujarzmiajca elementarne formy energii, tak samo, jak w obsugujcych j mechanikach i robotnikach, ktrzy w czasie dziaania stanowi z ni jeden kompleks. Wszak i czowiek, jako czowiek jest wytworem myli spoecznej. Urodzony fizycznie, jako organizm czyli jako mechanizm, polegajcy na energiach chemicznych i komrkowych (porwn. r. XIII), dopiero przez spoeczestwo zosta uformowany jako czowiek, wic jako czstka mechanizmu, polegajcego na energiach jeszcze wyszego rzdu. Czowiekiem czyni go gwnie tylko idee ludzkie (pierwiastek spoeczny). Idee tedy, ktre realizuje machina, nie nale rwnie do adnego osobnika i nie pyn z osobnika. Trzeba byo dugiej przeszoci cywilizacyi, aby idee uksztatoway machin tak, a nie inaczej. Kada machina, ani przed tysicem lat, ani przed stuleciem nie moga by zbudowana ani tak jak jest, ani wogle podobn, bo jest wytworem warunkw i potrzeb chwili i rycho bdzie zastpiona przez inn, odpowiedniejsz do warunkw i potrzeb chwili nastpnej. Ludzie, jako organizmy, wcale nie zmieni si przez ten czas, tylko myli ich bd ju inne, bo myli, jako struktura w przyrodzie i to struktura podlega prawu rozwoju, nie mog trwa w stagnacyi, ani tez w jednem ustosunkowaniu. Gdy za myl jest spraw, wic ludzie i machiny s tylko fizycznociami, na ktrych tle sprawa si ici i rozwija. Rwnowag wic fizycznoci z psychicznoci, ktrej nie moglimy znale w samej cielesnoci ludzkiej, odnajdujemy dopiero w czynnoci ludzi jednego narodu i narzdzi, ktremi ci ludzie si uzupeniaj. To jest dopiero biomechanizm D. Stanowi on pole i materya, na ktrych tle toczy si proces wielki, zoony ze zwizanych ze sob procesw maych.

XXI. O woli ludzkiej.

Podobnie, jak nie dostrzegano, e ludzkie narzdzia sztuczne nie s dzieem, a wic i narzdziem czowieka jako jednostki izolowanej, jak nie dostrzegano, e wadze umysowe osobnika ludzkiego nie mog by prostem rozwiniciem si wadzy umysowej nieczowieka (Praecursor hominis) a wic nie mog by wasnoci, ani narzdziem czowieka samego, tak samo nie orjentujemy si jeszcze w mnstwie innych zjawisk wiata ludzkiego i wyjaniamy je najsprzeczniej, nie umiejc nawet odnale kryteryw, ktreby rozsdziy ostatecznie: ktre z wyjanie najbardziej zblione jest do prawdy. Do takich zjawisk rozmaicie definiowanych a wic ostatecznie niezdefiniowanych, naley wola ludzka. Wygaszano o niej najsprzeczniejsze sdy, bya ona przedmiotem niezliczonych traktatw, przewanie filozoficznych, albowiem zdawaa si nalee do dziedziny obcej naukom przyrodniczym, a chocia w nowszych czasach psychologia "dowiadczalna" zaja si wol, jako zjawiskiem realnem w przyrodzie, nie zdoano jeszcze wyznaczy jej miejsca waciwego w szeregu zjawisk wiata, nie rozpoznano, skd pynie i jakie s jej granice. Dotychczas niemal stoj naprzeciwko siebie determinizm i indeterminizm, a cho ostatni utraci warto naukow, jednakie nawet i determinizm rnie bywa pojmowany, co wiadczy najdosadniej, e jeszcze nie udao si odsoni z ca jasnoci podstaw, czy rda z ktrych wola ludzka wpywa. Wol nazywa si bardzo zoonem zjawiskiem duchowem, bada si jej skomplikowane przejawy, ale najlepszy dowd niemocy u podstaw mamy w okolicznoci, e jedni waciwej woli u zwierzt nie uznaj, inni sdz, e i zwierzta, a przynajmniej "wysze", obdarzone s wol. Po wszystkiem, co byo powiedziane o myli i mowie, atwo si domyle, e geneza woli ludzkiej daje si ju dokadnie okreli, skutkiem czego mona take rozstrzygn z dostateczn pewnoci kwesty woli u zwierzt. Sprawa tak si przedstawia, e jeeli istnienie woli stwierdzamy u czowieka, to musimy j przyzna zwierztom, tylko trzeba powiedzie, e wola zwierzcia ma si tak do ludzkiej, jak poznanie zwierzcia do ludzkiego. Musimy orzec, e wola ludzka jest zjawiskiem o tyle bardziej zoonem od zwierzcej, o ile mylenie ludzkie od mylenia zwierzcego. Wszystko te, comy mwili o spoecznym charakterze myli ludzkiej - musi by zastosowane do woli ludzkiej. Jest to zjawisko spoeczne, bynajmniej za nie osobnicze i organiczne, a w takim razie jedynie wol zwierzc bdzie mona uwaa za zjawisko organiczne, pynce wycznie z osobniczej organizacyi, opartej jedynie na dziedzicznoci fizyologicznej. Wol zwierzt przyjto przewanie nazywa popdem, nie tylko dla odrnienia od ludzkiej, ale jeszcze dla tego, e nie uwaano jej za co, jakociowo identycznego z ludzk. Lecz wtpi, czy to jest zgodne z faktami. Prosz, niech mi kto nazwie popdem akt postanowienia konia, gdy "nieczuy" na najsrosze smagania wonicy, zatnie si i nie chce ruszy z miejsca ciaru nad siy, ktry jednak cign przez czas pewien cierpliwie. W przezwycieniu dotkliwych cierpie dla dopicia swego celu (mniejsza jak go na domys sformujemy) widnieje co wicej, ni popd, widnieje postanowienie (Entschluss), kocowy akt procesu

woli, niewtpliwie niepozbawiony motyww, ktre pyn z rozwaenia (Ueberlegung). Jeli to ma by popd, w takim razie wszystkie akty woli czowieka trzeba nazwa rwnie popdami, gdy jakociowej rnicy midzy temi aktami nie widz. I wyznam, e gdybymy akty woli ludzkiej nazwali popdami spoecznemi, nie stracilibymy nic na tej zamianie wyrazw. Popdy stayby si bodaj zrozumialsze od "aktw woli", ktrym, przez przyzwyczajenie do dawniej przypisywanego metafizycznego znaczenia, przypisujemy do dzi mimo wiedzy i chci, cech "wolnoci", ktrej ona nie ma. W naszym zwaszcza jzyku istnieje nawet cise pokrewiestwo etymologiczne Woli z wolnoci, ktrego nie posiadaj wyrazy francuzkie, niemieckie i niektrych innych jzykw, std te my atwiej wpadamy w bd metafizyczny. Toczono oddawna nieskoczone rozprawy nad wol. Palcym dawniej tematem bya jej "wolno", namitnie broniona przez jednych i rwnie namitnie zwalczana przez innych. I okazuje si, e duo w tem wszystkiem byo czysto formalnych nieporozumie. Jedni wolno woli rozumieli w znaczeniu metafizycznem, gdy inni w psychologicznem. Psycholog wic zwalcza wolno metafizyczn, i mia w tem suszno, przecitny jednak laik wyksztacony argumentowa przeciw twierdzeniu psychologa tak, jakby przeczenie metafizycznej wolnoci byo rwnoczenie przeczeniem wolnoci woli w znaczeniu psychologicznem i praktycznem. Aby uatwi sobie wzajemnie niepopadanie w bdne koo czysto wyrazowych nieporozumie, a jednoczenie aby zadouczyni wzmoonym wymaganiom cisoci naukowej, zaczto woln wol w rozumieniu metafizycznem nazywa wol niewyznaczon przez przyczyny. atwo wtedy dao si uzasadni, e takiej woli niema, albowiem wszystko, cae dowiadczenie, polega na uznaniu przyczynowoci. Pozostaa wic tylko wola wyznaczona przez przyczyny, i okazao si, e t tylko posiadamy, a cho odpowiada ona metafizycznie "niewolnej" pojto j wanie, jako woln i pojto tak, a nie inaczej, cakiem susznie. Podobne rozwizanie moe si wyda dziwnem, a nawet niedopuszczalnem, bo jake to moe by, aby wola niewolna moga by jednoczenie woln. Aby tak rac sprzeczno pogodzi wcale nie potrzebujemy zapuszcza si w filozoficzne rozprawy na temat woli. Do wzi pod uwag rwnolege z wol zjawisko mylenia, ktre byo tu ju zgbione do granic koniecznych, a natychmiast zrozumiemy jak prosto i naturalnie sprzeczno si rozwizuje. Przypomnijmy sobie tylko, e "moje" mylenie, chocia jest naprawd i praktycznie "mojem", jest rwnoczenie myleniem "naszem", jest myleniem niewolnego osobnika spoecznego. Moje mylenie pynie z cywilizacyi, wic jest fragmentem mylenia realnoci D, jest produktem scalonych osobnikw zrnicowanych. Przypomnijmy sobie t okoliczno, e myl i dziaam jako czowiek, czyli po ludzku, tylko przez to, e nale do spoeczestwa, ktre mnie drugi raz niejako urodzio, nadajc mi indywidualno ludzk i jeszcze osobist, kwalifikowan. Ot, gdy z tego samego punktu spojrz na swoj wol, wnet zrozumiem, e "moja" wola, chocia jest praktycznie moj, jest rwnoczenie

"nasz" wol, wol niewolnego osobnika spoecznego, ktrego indywidualno nie jest jego indywidualnoci, nie jest jego dzieem, ani dzieem dziedzicznoci samej, ale jest dzieem otoczenia spoecznego. Moja wola pynie z cywilizacyi. "Chc" i dziaam po ludzku tylko przez to, e nale do spoeczestwa, ktre mi drugi raz uksztatowao. Raz urodziem si jako przecitny osobnik fizyczny, z wol tylko zwierzc, albo powiedzmy z popdami zwierzcemi, wol ludzk uformowao mi dopiero i to najczciej mimowiednie moje ludzkie otoczenie, wic naprzd wszystkie wpywy ludzkie, jakie dziaay na moich przodkw yjcych w spoeczestwie, powtre wszystkie wpywy ludzkie, jakich doznawaem od kolebki i doznaj bezustannie. Nie mam prawa twierdzi, abym sam kierowa sob, albowiem wcale nie jestem jestestwem odosobnionem, wic chci i pobudki moje s mi narzucone przez cywilizacy wraz z pojciami ludzkiemi, ktre mi uczyniy czowiekiem. Nic to nie znaczy, e ja nie znam innej przyczyny postpku mego nad wol moj i e wyobraam sobie, i mgbym albo mog, jeeli zechc, postpi inaczej, jak postpuj, albowiem owo zudzenie moje wolnego wyboru wypywa tylko z nieznajomoci wszystkich przyczyn postanowienia oraz z faktu, e jestem wiadom wasnych aktw woli. Aby si przekona, e jest tak, a nie inaczej, musimy kad z tych okolicznoci z osobna rozway. Ot pierwsza okoliczno, mianowicie, e nie znamy wszystkich przyczyn wasnego postanowienia, nie wymaga nowych dowodze. Determinici dostatecznie rzecz owietlili; wystarczy przypomnie, e owa nieznajomo jest tej samej natury, jak wszelka nieznajomo czynnikw, ksztatujcych zdarzenia chwili przyszej, czyli inaczej, zdarze, ktre maj nastpi w przyrodzie. Wszak ludzie nawet najgbszej nauki, najrozleglejszej wiedzy nie umiej sobie nawet post factum wytumaczy przyczyn koniecznych mnstwa zjawisk w przyrodzie, ktre nastpiy w ich oczach, wic tembardziej nie mogli ich przewidzie, choby na krtk chwil przed ich wystpieniem. Mimo to powiadaj, e winn temu jest tylko ich niedostateczna znajomo przyrody, wcale za nie bezprzyczynowo zjawisk. Nie powiadaj, e zjawisko niema przyczyny naturalnej, lecz tylko, e nie znamy wszystkich warunkw zjawiska, potrzebnych do objanienia i do obrachowania, e musiao ono wystpi w takim czasie i charakterze, w jakim wystpio. Wiemy dalej a nadto dobrze, e nie wszystkie zjawiska s jednakowo atwe do wytumaczenia. Jeeli zamienie soca moemy do dokadnie przewidzie i wytumaczy, to dzieje si to tylko dlatego, e mamy tu do czynienia z wyjtkowo nielicznemi momentami ruchw cia niebieskich, atwych do ujcia obserwacy i rachunkiem z powodu ich dugotrwaoci, wic wzgldnej powolnoci. Ale nawet i tu nigdy nie jestemy pewni, czy rachunek si sprawdzi, bo zawsze moliw jest jaka perturbacya, wywoana przez nieznan przyczyn, i skutkiem tego nie wzit do obrachunku. Przewidzie zachowanie si dwch cia chemicznych, przy dobrej znajomoci chemii, moemy ze znaczn pewnoci rwnie z powodu wielkiej prostoty stosunkw chemicznych i nielicznoci warunkw, ktre trzeba uwzgldni. O procesach w komrce wnioskujemy ju z daleko wiksz

trudnoci, bo tu trzeba uwzgldni ogromn ilo danych, w znacznej czci mao znanych. Przewidzie czynu czowieka, (ktrego nie znamy), przewanie niepodobna, ale nie dla jego bezprzyczynowoci, lecz poniewa nigdy nie moemy doszuka si nie tylko a priori, lecz nawet a posteriori, wszystkich momentw, ktre wpywaj na czyn ludzki. Wic te susznie determinici podnosz niewyrozumiao swych przeciwnikw w dziedzinie psychologicznej, gdy wszyscy jestemy bezporwnania wyrozumialsi, skoro chodzi o zadania daleko atwiejsze. aden z nich nie obwinia matematyka o nieuctwo, a matematyki o bezsilno, gdy w braku jednej potrzebnej danej rachmistrz nie rozwizuje zadania, a nawet gdy nie chce przystpi do jego rozwizywania. Kady rozumie, e brak jednej potrzebnej danej nie pozwala nawet zacz rachunku. Nikt nie obwini astronoma o nieuctwo, albo komety o woln wol, gdy z powodu nieznanej perturbacyi zawiedzie ona przewidywania i spni si, lub wcale nie pojawi tam, gdzie jej oczekiwano. A przecie zjawiska spoeczne, zjawiska psychologiczne s najbardziej ze wszystkich zjawisk wiata skomplikowane, tutaj najtrudniej dociec choby jako tako przyzwoitej czstki przyczyn. Tutaj jestemy w icie rozpaczliwem pooeniu, albowiem chobymy nawet poznali 999 przyczyn, jeli ich byo 1000, to brak jednej uniemoliwi nam dokadne objanienie. A w procesach psychicznych stosunek wiadomych do niewiadomych nam bywa czsto odwrotny. Tylko wic w zawrotnej mnogoci przyczyn (wpyww) spoczywa moe nieobliczalno myli, postanowie i czynw ludzkich. Zbyt zuchway jednak wycigamy z naszej bezsilnoci wniosek, gdy zaraz twierdzimy, e innych przyczyn niema, jak tylko niekrpowana wola ludzka. Dobrze jednak, e cho wol ludzk wskazuj nam inderterminici jako przyczyn, gdy skoro nawet oni uwaaj za potrzebne powoywa si na jaki czynnik, to ju atwo bdzie doj do porozumienia. Nie mona si dziwi, e wyznaczonej woli ludzkiej najczciej niepodobna obrachowa, nawet gdy chodzi o samego siebie, gdy rwnie wyznaczonej woli zwierzt, czyli ich wzgldnie daleko mniej skomplikowanych popdw nie moemy z cakowit cisoci przewidzie czyli obrachowa. Gdyby to byo moebnem, wtedy zwierzta przedstawiayby si nam cakiem tak, jak mechanizmy, a przecie jake daleko do tego! Dowiadczony myliwy wie wprawdzie jakiemi szlakami wilk chodzi, jak si zachowuje w kadej okolicznoci, ale rwnie wie, e mimo to setki przyczyn skada si na to, e wilk moe za kadym krokiem zboczy ze szlaku swego, zatrzyma si, cofn i pj innym - a tego wszystkiego przewidzie myliwy nie wadny, bo nie zna ani czynnikw chwili ani czynnikw, ktre na danego wilka oddziayway w cigu jego ywota, nadajc mu osobne cechy indywidualne i wpywajc perturbujco na przecitne jego popdy. Myliwy musiaby zawiele wiedzie o wilku, ktrego spotka, aby kady ruch jego obrachowa. Nawet gdyby go, sam niewidzialny, obserwowa przez cae jego ycie w lesie, jeszczeby jego mechanizmu psychicznego nie umia obrachowa, bo do tego trzebaby zna i obrachowa wprzdy cay mechanizm lasu i wszystkich zwierzt, ktre wpywa mog na zachowanie si tego wanie wilka, o ktrego chodzi.

W tej trudnoci - mamy obraz trudnoci, podniesionych do szecianu, gdy chodzi o zamierzenia i postanowienia ludzkie, cudze lub wasne. Wic c dziwnego, e ostatnie, to jest ludzkie wydaj si nam wolnemi? C dziwnego, e myliciele, zrozpaczeni sta niemonoci nawet takiego przyblionego przewidywania, jakie jest moliwe wzgldem zwierzt, - oddawna wynaleli wyjanienie nieobliczalnoci w przyjciu pierwiastku osobnego, waciwego tylko czowiekowi, ktry ma by przyczyn postpkw ludzkich? Byoby raczej dziwnem, gdyby go byli nie wprowadzili do nauki o czowieku, bo dowodzioby to zej obserwacyi. Kade przenikliwe poszukiwanie przyczyn postpkw ludzkich musiao doprowadzi do hipotezy wolnej woli, a zwaszcza, gdy dziaa tu zamcajco drugi czynnik, ktrym jest niewtpliwa wiadomo swobody wasnych aktw woli, czyli wewntrzne przekonanie, e moglibymy, postanowi co innego, ni postanowilimy, e postanawiamy zatem z wasnej woli. Ot na tym drugim punkcie mam jedn uwag do zrobienia. Jestem pewny, e gdyby wilk mia wiadomo, podobn do ludzkiej, byby on rwnie przekonany, e mgby postanowi co innego, ni kadorazowo postanawia. Byby tak samo, jak my przewiadczony o wolnoci swych popdw, a przecie nikt nie wtpi, e wola wilka, obracajca si w nader szczupym zakresie, jest wyznaczona przez przyczyny koniecznie i dostatecznie. Oczywicie nie wiemy, czy wilk posiada wiadomo i jak, ale atwo poj, e jeli j ma nawet, to ma wilcz i dziaa tak samo, jak dziaaby, gdyby jej niemia. Ona w niczem nie przeszkadza cile przyczynowemu porzdkowi impulsw i dziaa wilka. Dlatego moemy by pewni, e i nasza wiadomo nie zmienia ostatecznego wyniku rozwaa naszych, ludzkich, zwanego postanowieniem. Wyznaczona wola nasza dziaa w ramach wiadomoci. Oto wszystko. Inna jest rzecz, e my wiadomoci swojej swobody wyboru, czyli, mwic krcej, wiadomoci nie posiada nie moemy; nasze akty woli i pewna cz naszych czynw musz by zwizane ze wiadomoci. Przekonamy si pniej, dla czego tak jest i co naley trzyma o wiadomoci. (Patrz rozdz. XXV i dalsze). Tymczasem, aby skoczy z wol, zwrmy uwag na fakt, ktry nazywamy obowizkowoci, a ktry mocno ogranicza swobod naszych postanowie. Mwimy ustawicznie o ludziach z charakterem i ludziach bez charakteru. Cenimy pierwszych i polegamy na nich, niedowierzamy za drugim i mamy ich za co gorszego. Dla czego tak jest? Dla tego, e czowiek z charakterem, dziaajc wedug zasad, pozwala przewidywa swoje czyny i zamiary. Jeeli wic znamy zasady czowieka z charakterem, to pewni jestemy, e im si nie sprzeniewierzy i z dwch wyj wybierze zawsze tylko zgodne z jego zasadami. Okoliczno ta mocno upraszcza nasze stosunki i chroni nas od mnstwa omyek i zawodw. Tak samo odmiennie oceniamy mdrego i gupiego. Mdremu ufamy i chtnie z nim obcujemy, gupiemu nie dowierzamy i stronimy od niego. Mdry bowiem pozwala przewidywa swoje zamiary i czyny w danych okolicznociach, - czynw gupiego nigdy nie moemy przewidzie. Jest to tak dalece prawd, e, jak wie niesie, Turenniusz wola mie do czynienia z dobrym czyli mdrym wodzem nieprzyjacielskim na polu bitwy, ni ze zym, bo zy miesza mu szyki niespodziewanemi pomykami, dobry za pozwala

przewidywa plany i ruchy. My wszyscy, instynktownie jestemy Turenniuszami, o czem wiadczy przysowie: "lepiej z mdrym zgubi, ni z gupim znale". Pytam teraz czyja wola obraca si w wszych granicach: czowieka z charakterem lub mdrego, czy czowieka bez charakteru, lub ograniczonego? Skoro atwiej nam przewidzie myli, chci, postanowienia i czyny pierwszych, wic swoboda ich postanowie musi by mniejsz, s oni w wikszym stopniu niewolnikami zasad i norm, panujcych w spoeczestwie lub w danej grupie jego, nieli ci drudzy. Wola ich jest krpowana nakazami silniejszemi a i wyszemi od chce ich impulsywnych, niszych, a jednak powiadamy, e ci s bardziej ludmi i dusze ich cenimy wyej. Jeeli w jakiem spoeczestwie mamy bardzo wielu ludzi z charakterem, spoeczestwo to nazywamy wyszem czy doskonalszem, i susznie, bo gdzie najwiksza ilo ludzi dziaa zgodnie z zasadami i to jednakowemi dla wszystkich, tam mniej mamy tarcia, mniej trudw zmarnowanych, nieszcz i blw zbytecznych. Czeg to dowodzi? Oto tej prostej prawdy, e wiksze skrpowanie woli, wiksza szablonowo postanowie jest podana w spoeczestwie i z tego mianowicie powodu, e gwarantuje porzdek wikszy. I rzecz osobliwa, e przy tem skrpowaniu, ludzie zasad i charakteru nie czuj si wikszymi niewolnikami, lecz odwrotnie czuj si wolniejszymi, czuj si panami siebie, a nawet innych, nawiasowo za dodam czuj si szczliwszymi i innym uatwiaj poycie, cho te ostatnie warunki nie nale w tej chwili do rzeczy. Czowiek zasad najlepiej stwierdza swem postpowaniem, e wola jest wyznaczona, bo on musi chcie, jak chce, lubo chce, na pozr dobrowolnie. Wyznaczona wola jest tedy nietylko objawem prawidowoci w sferze psychicznej, ale podlegoci wzgldem caego szeregu norm, ktre nie mymy ustanowili, a jednak poddajemy si im dobrowolnie. Jest ona nadto miar wartoci moralnej postanowie i postpkw. Gdy za w przyrodzie niemasz nieprawidowoci, ani dowolnoci, wic innej woli nad wyznaczon nie moe by. To co bymy chcieli nazwa jej mianem, bdzie tylko objawem nieadu, nieskoordynowania, gdy pierwsza jest objawem adu i to spoecznego. Upr, postanowienie powzite w gniewie lub smutku nie bdzie objawem wolniejszej woli, lecz odwrotnie, bardziej skrpowanej i to czynnikami przemijajcemi wic perturbujcemi ad normalny. Spoeczestwo stoi wol ludzk, nie instynktami zwierzcemi; ilekro ostatnie bior gr, tylekro bierze gr niead spoeczny nad adem, tylekro pierwiastek niespoeczny bierze gr nad spoecznym. Spoeczestwo zbudowane jest z pierwiastku niespoecznego, tak jak komrka z pierwiastkw nieorganicznych, ale tylko zbudowane. Jeli w komrce wyzwalaj si pierwiastki nieorganiczne z karbw adu komrkowego, nazywamy to procesem destrukcyjnym, ktry w rezultacie ostatecznym niesie chorob i mier komrki. Poniewa za w przyrodzie nic nie dzieje si bez przyczyny, wic i niead, tak w komrce, jak w spoeczestwie, ma swoje przyczyny. Najczciej, jeeli nie zawsze tkwi one zewntrz komrki i spoeczestwa. Powoduje go zrywanie si

rwnowagi ze rodowiskiem, w ktrem trwa komrka i spoeczestwo. Tysiczne mog by rodzaje zrywania si rwnowagi i tysiczne jej objawy i skutki. Poniewa komrka jest caoci yjc, przeto anormalnoci zachodz w sferze zjawisk yciowych, poniewa cywilizacya zdaje si by caoci psychiczn, - wic anormalnoci zachodz w sferze zjawisk inter-psychicznych, czyli spoecznych. Tam zagraaj yciu - tu cywilizacyi. Wola jest czynnikiem psychicznym i zarazem spoecznym - nie dziw wic, e jej objawy id rwnolegle z oglnemi objawami procesw w cywilizacyi, a zarazem, e kierunek swj bierze we wpywach zewntrznych, warunkujcych rwnowag si wewntrzn.

XXII. O uczuciach zoonych i ich mowie.


Przekonalimy si ju, e pojcia ludzkie s tylko komplikacy nieznanych nam zreszt poj zwierzcych, moliw tylko przez mow i w obrbie caoci spoecznej. Wiemy, e myli ludzkie s produktem spoecznym, nie za produktem osobnikw ani rozwiniciem si myli osobnikw wedug praw prostego (bezporedniego) rozwoju. Przekonalimy si nastpnie, e wszelkie objawy woli ludzkiej s takiem samem komplikowaniem si zwierzcych pierwiastkw woli w ramach caoci spoecznej, ktra jest wyszem scaleniem istnie zwierzcych w jeden system. To wic, co byo tu powiedziane o myli i woli, z maemi zmianami i rnicami musi stosowa si rwnie i do uczu. Wraz z komplikowaniem si myli i mnoeniem si coraz nowych komplikacyi ad infinitum, komplikuj si i uczucia, pierwotnie proste w coraz to zoesze kombinacye w granicach caoci spoecznej. U poszczeglnych osobnikw spoecznych mog one pozostawa w stanie sabego scalenia si w nowe sploty czyli mog pozostawa w postaci blizkiej do dawnej prymitywnoci, tak wanie, jak pojcia, ale w niektrych mog dochodzi do bardzo wysokiej skali skombinowania i bogactwa splotw. Zachodzi pytanie, ktre uczucia ludzkie mamy uwaa za zjawisko wycznie spoeczne, nie moemy bowiem za takie uwaa tych wszystkich uczu, jak strach, zdziwienie, ciekawo, zazdro, mciwo, gniew, wstyd i t. d., ktre poruszaj ju i zwierztami. Wyej wymienione uczucia musimy zaliczy do zjawisk niszych, organicznych, czyli zwierzcych. Jeeli tak jest, a e tak jest, tego nie trzeba nawet dowodzi, to rozprawianie o rozwoju uczu czowieka w prostem znaczeniu rozwoju filogenetycznego byoby takim samym bdem, jaki popenia si bardzo czsto w stosunku do poj ludzkich. Ju wedug L. Gumplowicza najwikszym bdem psycholog ii indywidualistycznej byo zaoenie, e czowiek myli. Z tego bdu wypywa wieczne poszukiwanie rda mylenia, przyczyn dla ktrych czowiek tak, a nie inaczej myli, w osobniku i zawsze w osobniku. Takim samym bdem byoby poszukiwanie w osobniku rda uczu wyszych, czysto ludzkich. Ono nie ley w nim samym, lecz w cywilizacyi, w tej duchowej atmosferze, ktra, dziki mowie, przenika osobnika od kolebki.

Jeli te chcemy jasno zdawa sobie spraw z genezy uczu ludzkich, jeli nie chcemy zgubi si w niesychanie zawiej analizie uczu i co w tej dziedzinie rozumie, musimy powrci do przykadu, uytego tu w rozdz. XV -m. Uczucia zwierzce, ktrych nie umiemy jeszcze rozoy na najprostsze pierwiastki, a zreszt nie potrzebujemy koniecznie tego czyni, chcc bada i analizowa ludzkie, - moemy przedstawi sobie jako czyste litery abecada uczuciowego czyli jako elementy. Litery te u zwierzt wcale si nie kombinuj ze sob, lecz wystpuj kolejno po sobie, czsto z niezmiern szybkoci, tak prawie wanie, jak to obserwujemy u maych dzieci; wystpuj prawie zawsze samoistnie, czasem tylko w ubogiem zestawieniu rwnoczesnem, bdcem prost mieszanin dwu lub trzech uczu, czyli czem w rodzaju najprostszego wyrazu, ale nie majcego u nich znaczenia wyrazu. Jeeli tak ujmiemy prymitywne i zagadkowe w swej genezie uczucia zwierzce, wtedy, na podstawie tego, co byo mwione o pojciach, atwo zrozumie, czem bd uczucia czysto ludzkie. One nie mog by prostem rozwiniciem si tego abecada, lecz tylko kombinowaniem si jego w przerne wyrazy (uczuciowe). Dopiero te wyrazy bd waciwie i wycznie uczuciami ludzkiemi, to wszystko za, co jest od nich prostsze, a wic prosty strach, ciekawo, gniew, i t. d. bd tylko uczuciami niszego rzdu, nie ludzkiemi, czyli nie spoecznemi, lecz organicznemi, ktre mog si przejawia i w swej niezoonej formie u czowieka, jako ostatecznie nie przestajcego by rwnoczenie i zwierzciem. Uczucia czysto ludzkie nie s ju wasnoci ani wytworem adnego osobnika, lecz samego spoeczestwa. Uczu tych ludzkich, czyli kombinacyi uczu zwierzcych moe by niezmierna ilo, lecz tworzenie si ich i trwanie nie bdzie rozwojem uczu zwierzcych w czowieku, tylko rozwojem uczu spoecznych. W uczuciach tedy ludzkich mamy zjawisko nowe w przyrodzie i ju nie organiczne, lecz znowu czysto spoeczne. Tego dowodzi fakt, e syn muzyka lub poety, albo wogle czowieka uczu subtelniejszych, ideaw wyszych, bywa najczciej pozbawiony tak bardzo subtelnych i skomplikowanych uczu rodzica, a jeeli ma, to inne. Uczucia zwierzce dziedzicz si, ludzkie, czyli spoeczne - nie. One si tylko nabywaj. Zachodzi teraz wane pytanie: jak sobie spoeczestwo komunikuje ludzkie uczucia, aby mogy przenika od osobnika do osobnika, trwa w caoci spoecznej i podlega rozwojowi? Skoro komunikowanie i rozwj poj - zachodzi przy pomocy mowy, czyli jzyka, wic i uczucia ludzkie potrzebuj rwnie swego jzyka. To, comy przed chwil nazwali "wyrazami uczuciowemi" czyli kombinacyami, jest waciwie tylko stanem wewntrznym, jest ruchem nerwowym, jest stanem, ktry odpowiada samemu myleniu. Do uzewntrznienia si, a takie i do powstania ich potrzebne s wyrazy zewntrzne, sygnay dla jakoci czy wartoci uczuciowych, wic niejako mowa uczu. Mowa taka istnieje i jest niezmiernie urozmaicona, o wiele nawet bardziej, ni mowa dla poj. Skadaj si na ni wszystkie rodzaje sztuki, a do mowy pojciowej, ktra jest rwnoczenie mow dla uczu. Naprzd mamy piew i mimik z tacem, potem muzyk, t najczystsz i najbogatsz mow dla pewnej kategoryi uczu. Co si w niej wyraa tego mowa sowna nigdy w sabej czstce

nie jest zdolna odda. Kady rodzaj instrumentu wzbogaca t mow i urozmaica, a poczenie ich w orkiestr daje uczuciom muzycznym now szeroko i gbi, przetwarzajc je w "myl" muzyczn. Lecz i w muzyce wyraa si nie wszystko. Mamy tez rysunek i malowido, a takie rzeb, jako odrbny jzyk do wyraania innych skomplikowanych uczu, pomieszanych jednak ju cile z pojciami. Sztuki plastyczne (malarstwo i rzeba) przemawiaj te zarwno do uczu jak do myli, jest to jzyk mieszany. Blizko muzyki, bliej od sztuk plastycznych, stoi sztuka architektoniczna, nie majca rwnoznacznikw pojciowych. Lecz najwyej wznosi si poezya, ktra ogarnia i zlewa rwnoczenie oba wiaty: uczu i myli, stanowic najwyszy wyraz, najlepsz mow dla penej duszy ludzkiej. W tym jzyku, w jzyku poezyi wyraa si cay czowiek, podobnie jak w muzyce najpeniej wyraa si caa czysto uczuciowa poowa jego. Poniewa za czowiek jest pionkiem, ktrym cywilizacya porusza, wic mamy prawo orzec, i w jzyku poezyi wyraa si najpeniej, chocia tylko czstkowo cywilizacya, czyli niejako dusza narodu. Jzyk potoczny, ktrymy dotychczas traktowali jednostronnie, jak gdyby by jzykiem, stworzonym dla wyraania tylko samych myli - waciwie wytwarza si dla wyraania take i uczu. Jest on wic rwnie jzykiem dla uczu do tych granic, do jakich to jest moebne. Wspomnijmy, ile w nim istnieje wyrazw zdrobniaych, pieszczotliwych, pogardliwych i t. p. takich, ktre przemawiaj wprost i wycznie do uczucia, niegorzej ni tony piewu i muzyki, a pamitajmy, e modulacye gosu i mimika uzupeniaj potni e ten jzyk, czynic go naprawd muzyk sw, zdoln porusza do gbi suchacza. Poniewa psyche czowieka jest zawsze zlepkiem uczu i poj, wic uczucia ludzkie nie zjawiaj si nigdy odrbnie od myli. Z tego powodu kady jzyk jest podatny do przelewania zarwno poj, jak uczu najbardziej zoonych, zwaszcza, gdy to si dokonywa nie mow pisan, lecz sown, gdzie mwicy zna setne sposoby do wzmocnienia efektu uczuciowego o ktrego wycznie chodzi. Wyrazisto mowy, obrazowo jej, "pikne mwienie", deklamacya, wszystko to s sposoby przemawiania do uczu, za pomoc rodka sucego take i gwnie do komunikowania myli. Aby podobne efekty wywoywa w mowie pisanej, trzeba ju by artyst, a nawet poet, bo tu odpadaj wszystkie rodki pomocnicze, o ktrych bya mowa - i uczucia, do ktrych wywoania pomagay potnie modulacye gosu, mimika oraz zestrj suchajcego z mwicym, - trzeba wywoywa samym doborem i ukadem wyrazw. Z wyej wyoonego wynika, e poezya, ktra w nas tkwi i krzewi si przez sztuk - nie jest dorobkiem osobnika, ani dzieem rozwoju filogenetycznego rodu Homo. Podobnie jak wielka myl D, istnieje wielkie uczucie D ponad nami, jest ono trwalsze od ywota osobnikw i tak rozlege, e nie zmiecioby si w adnej piersi ludzkiej. Ono krzewi si i rozrasta z pokolenia na pokolenie w miar jak zdobywa nowe sposoby uzewntrzniania si. Ars longa - vita brevis, powtarzaj artyci i maj suszno. Oni w wielu innych orzeczeniach dowodz, e w odczuciu istoty wiata uczu wznieli si wyej, ni myliciele w zrozumieniu wiata myli.

Oni rozumiej od dawna, e tylko su sztuce, pani swojej. Oni rozumiej i praktykuj od dawna kult sztuki dla sztuki. Jake to szczytne haso sztuki dla sztuki, a jak zgodne z istot dobra, pikna, ktre s jakim ideaem, jak prawie abstrakcy, a przecie realnoci, ktra nas przenika i na nas wyrasta, jak cudna rolina, krzewica si na waciwej sobie glebie. Obok takich uczu spoecznych, ktre znajduj swj jzyk bd w sztuce, bd w mowie zwykej, istniej jeszcze inne uczucia, ktre s tylko jak gdyby instyktami spoecznemi i znajduj swj wyraz gwny, jeeli nie jedyny, w czynach i to na kadym kroku oraz w kadej dziedzinie dziaalnoci ludzkiej. Mam tu na myli t. zw. uczucia moralne, niezmiernie zagadkowe jeszcze zjawisko i bardzo rozmaicie interpretowane (uczucia etyczne i religijne). Niema spoeczestwa, choby najniszego, ktreby ich byo pozbawione. Uczucie sympatyi dla innych ludzi, wspczucie (mio blinich) s to jeszcze najmniej skomplikowane postaci uczu moralnych, mogce si jednak komplikowa i potgowa w sposb, nieznany w wiecie zwierzt. Tu naley najrozmaitsze formy altruizmu, sumienie (honor, obowizek) i t. p. Najznamienniejszem jednak uczuciem czowieka, najwyszem przeobraeniem si prostego egoizmu zwierzcego w egoizm spoeczny, bdcy zarazem najpotniejszym wyrazem altruizmu jednostki jest mio Boga i mio ojczyzny. Uczucie, dla ktrego osobnik wszystko powici gotw, dla ktrego ochotnie wylewa krew, powica najdroszych, znosi przeladowanie i fizyczne albo moralne katusze, dla ktrego powica ycie bez wahania, a nawet z pewn rozkosz, jest najwyszem uczuciem spoecznem. Mio ojczyzny samem istnieniem stwierdza moe najdosadniej, e jestemy komrkami caoci lubo bezcielesnej i nieuchwytnej dla naszych zmysw, ale jednak realnej. Przejawia si w niem najczyciej instynkt samozachowawczy owej realnoci D, rozlany w jej czstkach skadowych. Wiemy jak zacicie organizm walczy o ycie. Zwierz go broni kami i pazurami. Jaszczurka bezbronna, schwytana za ogon, odkrusza go sobie dobrowolnie, byle uciec; lis schwytany w elaza odgryza sobie w tym celu nog uwizion. Realno D niema kw ani pazurw, lecz ich nie potrzebuje. Broni jej s organy wszystkich jej synw i solidarno, obok zgodnoci ideaw. Wszystkie komrki spoeczne umiej w potrzebie broni caoci i broni jej jak umiej. Mio ojczyzny tkwica w jednostkach - jest instynktem yciowym narodu. Ona te stanowi probierz siy yciowej, probierz zdrowia narodu. Wiem dobrze, i wiele z tego, co tu przedstawiem nie znajdzie aprobaty oglnej. Przywyklimy do wszelakich innych wyjanie, do innych punktw wyjcia i do innych klasyfikacyi. Ale te zwrmy uwag na to, e adna jeszcze teorya uczu nie zadawalnia wymaga cisoci naukowej. Wszystko, co si mwi

o tej zagadkowej dziedzinie psychologii opiera si na chwiejnych podstawach, ktre lada niedyskretne pytanie rujnuje. Dziedzina wadz psychicznych - za wyjtkiem dziedziny poj i dziedziny uczu estetycznych spowita jest jeszcze mrokami; nierozpltany to chaos, ktrego nici zbiegaj si w psyche zwierzcej. One tam tylko mogyby zosta rozpoznane i poklasyfikowane, ale niestety wanie tam tak je trudno bada, e w tej niedostpnej fortecy kryj si jeszcze niezdobyte prawdy, ktreby rozjaniy nam tysiczne zagadki duszy ludzkiej. Jeli zwaymy jak zronite s ze sob czucia z najprostszemi uczuciami, jak wszystkie uczucia daj si sprowadzi do dwu pierwiastkowych odczuwa przyjemnoci i przykroci (rozkosz i bole), o ktrych nie wiemy zgoa, na ktrem stadyum ycia zaczynaj wystpowa, ale wiemy, e s gwnem tem wszelkich, najskomplikowaszych uczu. Jeli widzimy, jak zwizane s uczucia z popdami i wol z jednej, a z pojciami z drugiej strony, jak pomimo caego postpu psychologii, nie mamy cho jako tako zadawalniajcej klasyfikacyi tych wszystkich zjawisk, pomimo, e wano ich jest wprost olbrzymia, - to wyzna trzeba, e strach bierze dotyka dzi tej dziedziny, tak bardzo jeszcze opornej dl a wszelkiej analizy. Mamy tylko hipotezy i same hipotezy mniej lub wicej prawdopodobne, mniej lub wicej miae, a nawet zuchwae, ale wszystko same hipotezy. Dla tego, cho tutaj dotknem tych rzeczy, w grubym zaledwie zarysie i bardzo niedokadnie - nie odpychajmy bez gbszego zbadania hipotezy, ktra si opiera na nowej zupenie podstawie. Wyprowadzajc jednak oglny wniosek z treci ostatnich dwu rozdziaw, wypada zaznaczy, e gdy uczuciowe stany nie zjawiaj si bez stanw intelektualnych, gdy jedne i drugie kieruj czynami, wic skadaj si na akty woli, bdc poniekd woli podlege, przeto wszystko to razem i tylko razem skada si na psychik. Mylenie, uczucia i chcenie w yciu pyn razem i razem, cho rnemi rodkami, s komunikowane od czowieka do czowieka. Jzyka nie mona wic ju uwaa za cznik dla samych myli, bo to jest cznik dla psyche, dla caych dusz. Wszystkie inne formy cznoci psychicznej midzy ludmi s tylko uzupenieniem, rozszerzeniem mowy i odtd pod oglnym wyrazem mowy bdziemy je razem ujmowali.

XXIII. ycie i mier cywilizacyi.


Skoro "psyche" ludzka jest zjawiskiem tak cile spoecznem, e bez mowy nie byoby jej wcale, to wypada, e koniecznym warunkiem obszernej sprawy interpsychicznej D, jest odpowiednio obszerna sprawa, z ni zwizana, mwienie D, albo suma mwionego w spoeczestwie. Sprawa psychiczna D (spoeczna), cigo swoj zawdzicza przedewszystkiem mowie we wszelkich postaciach, nie wyczajc tych, o ktrych mwilimy w rozdziale poprzednim. Mwienie albo tez mwione odgrywa tedy bez adnej wtpliwoci rol warunku koniecznego sprawy D, albowiem gdyby w spoeczestwie ustao -

przerwaaby si natychmiast sprawa psychiczna D, a z ni ustayby wszystkie funkcye ludzkie osobnikw, spoecznych, funkcye narzdzi i machin, wreszcie przestayby si wytwarza ich produkty; ustaby ruch spoeczny, zamaraby cywilizacya. Gdyby zamilka mowa, ustaby przedewszystkiem normalny, porzdny, ujty w karby ruch spoeczny, a cho odbywaby si jeszcze we wszystkich gowach, objtych spoeczestwem ludzki ruch psychiczny izolowany, to trwaby tylko do koca ycia osobnikw spoecznych. Potem znikby i ten, choby nawet potomstwo tych osobnikw przetrwao. Zostayby bowiem tylko osobniki izolowane midzy sob (brakiem mowy), wic strcone do bytu zwierzcego. Zawiy ale porzdny ruch nerwowy, ktry toczy si w mzgach rodzicw, naprzd zwikaby si, a potem uprociby si w ich dzieciach niemal do skali, zwykej organizmom niezalenym, pomimo, e pole tego ruchu, mzgi, nie uprociyby si tak rycho, dziki dziedzicznoci fizyologicznej. Gdyby wrd tak rozoonej caoci spoecznej nie miaa si ponownie zarodzie i rozwija mowa, jako cznik spoeczny, to wtedy ludzka cz mzgu staaby si organem niepotrzebnym i musiaaby zwolna zanika, jak zanikaj w organizmach wszelkie dawniej potrzebne, z biegiem za czasu zbyteczne narzdy, lub ich czci. To byyby nastpstwa dalsze, nie zawadzi jednak wspomnie o bezporednich, ktreby natychmiast wywoaa naga utrata mowy. Kady osobnik spoeczny, chociaby mg jeszcze kierowa wasnemi czynami, po ludzku nie byby ju w stanie wpywa na czyny innych. Std koordynacya i wspdziaanie rozprzgyby si odrazu w dziki chaos dziaa wprawdzie ludzkich, ale wzajemnie si niszczcych, gorszy jeszcze od tego, ktry, wedug legendy biblijnej, zatamowa budow wiey Babel. Mdro zrwnanaby zostaa z gupot, bo niktby pod ludzk czaszk adnych myli ludzkich nie wyczyta. Miejsce tego adu, jaki panuje wrd ludzi, i ktry tworzy z nich spoeczestwo, zajyby nie anarchia, lecz najzupeniejszy zamt i rozkad. A wic? Ze znikniciem mowy znikoby ycie spoeczne. Gdyby teraz przypuci co innego, mianowicie, e nie mowa, lecz myli ludzkie nage zniky w spoeczestwie, zachodzi pytanie, czy skutek byby ten sam? Byby nieco inny. Pierwszem nastpstwem byoby zami1knicie mowy a drugiem dopiero rozkad spoeczestwa, o nieco odmiennym przebiegu. Istoty pozbawione ludzkiej myli, skupione gsto, niezaradne, stayby si od pierwszej chwili uczucia godu dzik tuszcz walczcych midzy sob o chleb zwierzt nienormalnych. Nie bezad najszaleszych czynw bd co bd ludzkich, jak przedtem, lecz prosta, tpa, rozpaczliwa i bezlitosna walka o byt zwierzca zdziesitkowaaby ju w pierwszych dniach i rozproszya na cztery strony wiata ca umierajc ze znuenia i godu zdzicza i bezradn tuszcz. Spoeczestwo znikoby, zostayby tylko na jego miejscu bezadnie zniszczone gruzy dzie cywilizacyi. A przecie pewna ilo jednostek ludzkich, a waciwie ex-ludzkich utrzymaaby si, zostaa, zabrakoby tylko albo mowy albo myli ludzkiej. Czego dowodz te dwa przykady, na szczcie moliwe tylko w teoretycznem przypuszczeniu?

Oto lepiej od najuczeszych rozumowa wykazuj, e i w jednym i w drugim wypadku zniszczoneby zostao nagle prawdziwe ycie, ale ycie wysze, ycie D. Pozostaby tylko trup spoeczestwa - czy te cywilizacyi, rozkadajcy si rwnie rycho, jak organizm, z ktrego uleciao ycie. Chocia oba przypadki, o ktrych tu byo, wydaj si niemoliwe, albowiem nie znamy potgi, ktraby zdoaa odebra spoeczestwu nagle myl ludzk, ludzkie denia i ludzkie uczucia, albo te odebra mow i rozwiza je czyli zabi doszcztnie, - to jednak w stopniu sabszym i bez zupenej zatraty bd czowieczestwa bd spoeczestwa, wypadki podobne zdarzay si, zdarzaj i bd cigle zdarza w dziejach. O raptownem zaniemwieniu spoeczestwa, oczywicie nie moe by mowy, ale o powolnych upadkach zarwno myli jak mowy wiadcz dzieje powszechne na niezliczonych kartach. O nagej mierci narodw, niesyszelimy, chyba, e je w pie wycito, ale o rozpywaniu si w innych, a zwaszcza czciowem lub powolnem, bardzo czsto. Gdy nard po okresie wietnoci rozwoju wchodzi w okres upadania na niziny cywilizacyi, to bez wzgldu na to, jakie by mog przyczyny tego faktu, obserwujemy: albo oglne uboenie myli i jzyka w narodzie albo porzucanie przez czonkw danego narodu swego jzyka na rzecz jzyka innego, czyli kurczenie si narodu przez utrat osobnikw, przenoszcych si dobrowolnie lub tez si pociganych do innej caoci spoecznej. Najczciej oba te procesy zachodz rwnoczenie. Tak znika wanie cywilizacya Egiptu, tak Chaldei, tak Grecyi staroytnej. Indywidualnoci D1, D2, D3...Dn rozoyy si zwolna i rozpyny. Z materyi, ktr ycie wasne opuszczao, podatnej jednak, jako materya, do innego jeszcze, ycia choby na nizinach obcej cywilizacyi, korzystay inne silniejsze realnoci D, zuytkowujc j w rozmaity sposb na korzy wasn. Materya ludzki (osobniki) bywa wcielany czciowo w te nowe, dzielniejsze realnoci, a z nim rwnie i niektre pierwiastki yciowe gincej cywilizacyi. Synowie dumnego Egiptu, gdy osab, znosili kamienie do budowy dzie Grecyi, synowie Grecyi do budowy dzie Rzymu i t. d. Niekiedy pierwiastek yciowy D wprost marnowa si. Wiele ludw drobnych, o ktrych mwimy, jako o "pierwotnych", coby powinno znaczy, e przodkowie ich nigdy nie stali na wyszym szczeblu cywilizacyi, naley wanie do takich ruin. Tam zniky wanie tylko naturalne warunki dalszego rozwoju bez agresywnej dziaalnoci innych caoci spoecznych, wic nastao albo cofanie si, albo tpy i dugotrway zastj. Wiele plemion, zwanych dzi przez etnografw "pierwotnemi", pochodzi w prostej linii ze szcztkw spoeczestw o cywilizacyi bd znacznie wyej bd nawet wysoko rozwinitych. Przykadw nie potrzebujemy przytacza, moemy je znale obficie w kadej Etnologii, Antropologii geograficznej i w Historyi.

XXIV. Problemat ycia. Wzr oglny trzech systemw ywych.

Zbliamy si wielkiemi krokami do rozwizania zagadnienia, ktre nas zajmuje. Czowiek, jako czowiek, okazuje si dzieem myli ale i czstk myli spoecznej, czyli psychicznej strony tej cywilizacyi, do ktrej naley. Machina zbudowana przez ludzi jest rwnie dzieem myli spoecznej. Psychicznej tedy stronie cywilizacyi musi odpowiada realna sprawa w przyrodzie, i posiada cigo w przestrzeni i czasie daleko rozleglejsz od cigoci czowieka jako osobnika, jako organizmu. Najprociej te stosunki ujmiemy, powiadajc, e w czowieku dziaa cywilizacya, istno realna, znacznie obszerniejsza w przestrzeni i czasie od czowieka i dzie jego. Lecz t "istno" prawidowiej okrelimy, nazywajc j "spraw", i to "spraw psychofizyczn" D, skutkiem czego okae si, e w czowieku dziaa, sprawa psychofizyczna cywilizacya. Sprawa ta ici si czyli trwa na gruncie, ktry stanowi wszyscy ludzie jednego jzyka i wszystkie ich dziea. Zachodzi pytanie: czeme moe by ta sprawa realna? Okrelilimy to ju w XIX-m i przedostatnim (XXIII) rozdziale, przynajmniej czciowo, gdy powiedzielimy, e ludzka strona psychiczna, trwajca skutkiem istnienia szerokiej sprawy fizycznej, mwionego, - jest yciem spoeczestwa-cywilizacyi. Stron t jest bardzo niedogodnie nazywa w dalszym cigu myl, gdy obejmuje ona takie uczucia i wol i pami i wiadomo. Rwnie niedogodnie nazywa j "dusz", psyche. Trzeba wyzna, e wprost brak nam wyrazu, ktryby obejmowa wszystkie "wadze" psychiczne ludzkie, spostrzegam za, e wszystkie te pojcia mieszcz si wcale dobrze w aciskim wyrazie ,,mens", ktremu odpowiada angielski mind. Ten ostatni obejmuje wanie umys, pami, myl, ch, wol, mniemanie, sd, a takie wiele innych znacze. Wobec tego, nie chcc uywa wyrazu "psyche" albo dusza, ktreby prowadziy do cikich nieporozumie, wol poprzesta na aciskim mens, jako najdogodniejszym symbolu pojcia, o ktre tu chodzi. Okrelenie mens yciem, yciem spoeczestwa albo narodu, uderza tak silnie, e, cho ju wypyno z logicznego rozumowania, domaga si gwatownie rcwizyi i domaga si susznie. Nie bya to przecie definicya, lecz raczej wypadek rozumowania, opartego na szczupej iloci danych. Nie mona jej jeszcze bezwarunkowo akceptowa, cho i lekceway nie trzeba. Wypada tedy sprawdzi i owietli przez nowe rozwaania, oparte na innych danych. Czy to moe by, aby "mens" ktrej form jest mwienie, bya yciem samem? Wtpliwo najzupeniej usprawiedliwiona, albowiem przedewszystkiem, jeszcze raz to przypominam, nie wiemy wogle nic o samem yciu. My znamy jedynie systemy ywe, (komrki i organizmy), znamy to, co yje, ale nie umielibymy okreli, co jest w organizmie yciem, co jest w komrce yciem? Natknlimy si tedy na jedn z najwikszych tajemnic Natury, a natknlimy si choby dla tego, e co jest prawdziwem dla ycia 3'go rzdu, powinno by, mutatis mutandis, by prawdziwem wogle dla ycia.

Chocia tedy nie nasz jest rzecz porywanie si na tajemnic organizmu i komrki, bo to dziedzina waciwej biologii, musimy podj i przeprowadzi porwnanie, choby dla sprawdzenia naszego wyniku co do spoeczestwa. Jeli rozumowanie poprzednie byo cile logicznem, nie potrzebujemy obawia si bdu, bo operacya rozumowania nie zawodzi tak samo, jak nie zawodz cyfry. Wic, jak matematyk, po sprawdzeniu rachunku, wierzy w prawdziwo wynikw, tak my bdziemy uspokojeni dopiero, gdy sprawdzimy pozornie i to w bardzo wysokim stopniu rezykowny wynik. Naprzd jednak nie zawadzi wspomnie, e zestawienie, ktre nas pobudza do ostronoci, oddawna ju "wisi w powietrzu". Jeszcze Comte uwaa zjawiska duchowe za rodzajowo podobne do zjawisk ycia pomimo, e nie zdawa sobie dobrze sprawy z praw rozwoju, ktre jedne mogyby go doprowadzi do podobnie gbokiej i trafnej koncepcyi. I psychologowie prawi nam czsto, e zagadka myli cile zwizana jest z zagadk ycia, ale rwnie nie zdoali wyrazi tego stosunku choby jako tako dokadnie. Aby tedy rozpatrze zagadkowy stosunek myli, a wyraajc si dokadniej, "mentis" do ycia, powrmy do orzeczenia wyej sformuowanego i zastosujmy je, celem sprawdzenia, - do organizmu. Jeeli czowiek, jako czonek spoeczestwa, jest dzieem mentis spoecznej a porednio cznika spoecznego, sprawy realnej, a sama ta sprawa yciem, sui generis, to: Komrka organiczna musi by dzieem i czstk podobnej sprawy (mens) organicznej oraz cznika. Produkty za takiej komrki bd takie dzieem tej samej sprawy. Czeme bdzie w tym razie sam organizm, zoony z owych komrek i ich produktw? Bdzie ogem spraw poszczeglnych, toczcych si w komrkach, poczonych w ogln spraw (yciow), ktra ma cigo wiksz od cigoci bd oddzielnych komrek, bd ich produktw. Odrnia si tu wyranie sprawa oglna organizmu (czyli komrek zwizkowych) sprawa caego organizmu, od spraw podrzdnych, toczcych si niezalenie od niej w kadej komrce, to znaczy od niezbdnych spraw yciowych samej komrki jako komrki, ktre s objte ow ogln, ale modyfikowane przez t ogln spraw zgodnie z potrzebami caego organizmu. Tylko pierwsza sprawa t. j. oglna, bdzie samem yciem organizmu, spraw organiczn, pozostae, poszczeglne bd tem, co yje yciem organizmu, co przez ycie organizmu ksztatuje si, czyli - bd koniecznem podoem ycia C i dopiero w zwizku z samem yciem bd organizmem. W komrce tedy organicznej dziaa naprzd ycie komrki, (jako ycie, bdce podstaw ycia wyszego rzdu), a nastpnie ju dziaa, ycie organiczne (= mens-mwienie organiczne). Zejdmy jeszcze o jeden stopie niej, do komrki wolnej i uczymy taki e same podstawienie, aby okreli sobie ycie takiej komrki. Komrka wolna bdzie ogem spraw poszczeglnych, toczcych si w biogenach, poczonych w spraw ogln (yciow) komrki, ktra ma cigo wiksz od dugotrwaoci biogen, jako te ich produktw.

Odrni tu musimy rwnie spraw ogln, spraw caej komrki, czyli spraw biogen zwizkowych, od poszczeglnych, podrzdnych, objtych ow ogln. Tylko oglna bdzie samem yciem komrki, spraw komrkow, pozostae drobniejsze - wszystkie bd tem, co yje yciem komrki, co przez ycie komrki ksztatuje si tak, a nie inaczej, czyli bd tylko podoem ycia B i dopiero w zwizku z samem yciem bd komrk. W takim razie biogena kada bdzie, jako biogena, dzieem i czstk oglnej sprawy komrkowej (=ycia komrki). W biogenie tedy, jako w elemencie komrki dziaa naprzd nieznana sprawa, moe yciowa, moe nieyciowa, bdca podstaw ycia komrkowego, a nastpnie ycie komrkowe (=mens-sygnalizacya komrkowa). Gdy rzecz i stosunki ujmiemy w taki schemat, wtedy okae si, e: 1. Biogena, jako element komrki, jest dzieem szerszej sprawy oglnej (=mens-sygnalizacyi komrkowej (B)). 2. Komrka organiczna, jako element organizmu, jest dzieem szerszej sprawy oglnej (=mens-sygnalizacyi organicznej (C)). 3. Czowiek, jako element spoeczestwa, jest dzieem szerszej sprawy oglnej (=mens-mowy spoecznej (D)). Czowieka czyni czowiekiem ycie wysze i obszerniejsze od zwierzcego, ycie spoeczne D. Komrk organiczn czyni czstk organizmu ycie wysze od komrkowego, ycie organiczne C. Biogen czyni czstk komrki ycie wysze od nieznanej nam sprawy biogenowej, ycie komrkowe B. Zgodnie z tem: Realno D, czyli cywilizacya wraz ze spoeczestwem bdzie pen realizacy ycia D (ycia spoecznego). Zwierz bdzie pen realizacy ycia C (ycia organicznego). Komrka wolna bdzie pen realizacy ycia B (ycia komrkowego). Biogena wolna jest nam zgoa nieznana, a gdyby istniaa - nie jest yw realnoci ycia.. (Jest nieyjcem). A wic spostrzegamy, e ycie zjawia si waciwie dopiero z komrk. W organizmie wystpuje ono w zoonej postaci ycia podwjnego. W jeszcze bardziej zoonej postaci ycia potrjnego wystpuje w realnoci D. Jeli przypomnimy sobie teraz, e wedug Comte'a zjawiska duchowe s rodzajowo podobne do zjawisk yciu, to nie popenimy niedorzecznoci, gdy uoymy nasze rwnania zgodne i z t ide. Wtedy: ycie D = (mens D) psyche D ycie C = (mens C) psyche C

ycie B = (mens B) psyche B czyli okazuje si e: To, co stanowi ycie spoeczestwa jest mens spoeczn To, co stanowi ycie zwierzcia i roliny jest mens organiczn To, co stanowi ycie ycie komrki jest mens komrkow. Gdy o yciu biogeny nic nie wiemy, bo oywia j tylko na pewno ycie komrkowe, moemy przypuszcza, e jest ona pozbawiona wszelkiej men s. W niej dziaaj jako podstawowe sprawy ycia, energie chemiczne i fizyczne. Poniewa spoeczestwo skada si z organizmw, a organizmy z komrek, te za z biogen, przeto jeli zechcemy rozpatrze te caoci od ich skadnikw - okae si, ze: Mens spoeczna D ma za odpowiednik w osobniku (w czowieku), intermens ludzk (C') Mens organiczna C ma za odpowiednik w osobniku (w komrce) intermens komrkow (B') Mens komrkowa B ma za odpowiednik w osobniku (w biogenie) amens biogenow (A'). Mentis spoecznej odpowiada wic w skadniku spoecznym mens ludzka Mentis organicznej odpowiada w skadniku organicznym mens komrkowa Mentis komrkowej odpowiada w skadniku komrkowym amens biogenow. Jakkolwiek moe si nam cae to nowe w nauce rwnanie wyda dziwnem, poprzestamy w tej chwili na niem, i, nie rozbierajc jego trafnoci, zwrmy uwag na inne ujmowanie ycia, z ktrem spotykamy si czsto u biologw, a zwaszcza u mechanistw i neowitalistw.

XXV. O podmiotowej stronie ruchu skadajcego si na wszelkie ycie.


Mwi biologowie, e ycie, tak w organizmie, jak komrce, jest ostatecznie ruchem, mianowicie osobliwego rodzaju ruchem, ktry jest w cisym i staym stosunku z oglnemi ruchami przyrody. Mniejsza w tej chwili o blisze okrelenie owego ruchu, owej wymiany energii z otoczeniem, ktra daje w rezultacie ycie, albowiem przypominamy sobie, e ycie-mens-cywilizacya jest spraw rwnoleg do ruchu fizycznego, ktry zachodzi w ludzkich systemach nerwowych, poczonych mow. Niema wic zasadniczej sprzecznoci midzy obu okreleniami ycia, jako "ruchu swoistego" i "mentis". Lecz mens ludzk mamy obowizek uwaa tylko za podmiotow stron ruchu nerwowego, poczonego w jeden system wibracy - mow. Czy bdziemy pyta o tak podmiotow stron ruchu, ktry w organizmie zwierzcym lub rolinnym daje w rezultacie zjawisko yciowe C? O tej stronie nietylko nic nie

wiemy pozytywnie, ale nawet nie moemy wiedzie. Jednak nie sdz, aby z tego powodu pozostawao nam utrzymywa, e analogicznego do mens ludzkiej zjawiska mentalnego nie moe by poza nami niej. Co do organizmu wolnego zwierzcego nikt nie zaprzecza w nim mentis, odpowiednio uboszej. O psychi ce zwierzt rozprawiaj przecie psychologowie jako o sprawie niewtpliwej. Inaczej stoi sprawa z organizmem rolinnym. Tu wikszo szanujcych si biologw uwaaaby za niedorzeczno sam myl o mens rolinnej, a przecie prosta logika nakazuje nam, wbrew tradycyi, postawi rolin na jednym poziomie ycia ze zwierzciem i przyzna jej te same zasadnicze skadniki yciowe, co i zwierztom. Nic to nie znaczy, e rolina jest dla nas wiatem zamknietym w sobie tajemniczo. Musimy jej przyzna mens, mimo, e nic zgoa nie dochodzi do nas z tego, co naleaoby nazwa stron mentaln roliny, mimo, e jej mens znamy jedynie tylko w samych objawach yciowych roliny. Mens roliny musi istnie, lubo niepoznawalna, i przeczy temu duej byoby rac niekonsekwency, jedn z najwikszych moe niekonsekwencyi w nauce. Albo owad, nie mwic ju o niszych zwierztach, nie przedstawia si nam na dobr spraw rwnie tajemniczo, mimo, e te organizmy krztaj si tak ruchliwie w naszych wodach, polach i lasach, kady z okrelon ide wyranie w nim tkwic? Czy my lepiej rozumiemy mens komara i rozwielitki (Daphnia), anieli lilii lub dbu? Lecz nie na tem koniec. Jeszcze gorzej stoi sprawa z komrk woln, gdzie ju zaciera si funkcyonalna rnica midzy komrk nalec do wiata rolinnego, a zwierzcego i obie kategorye cechuj jednakie objawy yciowe. Komrki rolinne imituj ruchliwo zwierzcych, - zwierzce imituj bierno rolinnych. Tu nawet przez porwnanie z najprostszem zwierzciem nie moemy wyrobi sobie adnego sdu o mens komrkowej. Skoro jednak dla nas istnieje niezaprzeczalnie podmiot ludzki (podmiot C w D), bdcy produktem caoci D, skoro dla zwierzcia psychologia przyjmuje rwnie istnienie podmiotu C, jako produktu caoci psychofizycznej, to i dla niszych, drobniejszych systemw moe istnie take podmiot nietylko komrki zwizkowej, B' w C, lecz rwnie podmiot samej komrki B wolnej. Gdyby to przypuszczenie chcia kto uwaa za jaow hipotez i za zuchwae wkraczanie w dziedzin metafizyki, byoby to tylko nietolerancy i przesdzaniem o kwestyi, w ktrej nie naley unika adnej drogi, mogcej przyczyni si do wywietlenia jej i wywietlenia wielu zjawisk wiata. Moglibymy przytem z rwnem prawem poczyta za opieranie si na metafizyce operowanie pojciem "ruchu", "energii" w nauce, bo czyli caa fizyka i mechanika nie jest oparta na cakiem niezrozumiaem pojciu "ruchu", "energii"? A wic gdy jedno meta fizyczne pojcie okazao si przecie niezmiernie uytecznem dla uporzdkowania zjawisk, w najwyszym stopniu rnorodnych, pozwlmy sobie mwi, choby prowizorycznie, o podmiocie, o mens, nie tylko roliny, ale nawet i komrki, co nas zreszt do niczego jeszcze nie obowizuje. Nieche wic bdzie odpowiednikiem mentis ludzkiej czyli spoecznej albo interpsyche ludzkiej, w organizmie mens zwierzca lub rolinna, skadajca si z licznych mens komrkowych. Co podobnego zastosujmy do samej nawet komrki, o ktrej ju wiemy, e tkwi w niej tylko mens komrkowa, opierajca si

ju nie o mens biogenow, bo tej nie skonstatowalimy, lecz o procesy fizyczne w biogenach, ktre nie yj, lecz przez ktre yje komrka. ycie komrki ujawnia si nam tylko w pobudliwoci komrki, czyli w jej wraliwoci na bodce zewntrzne. Wraliwo ta, czy pobudliwo, jak kada reakcya, moe by grubym zaledwie wyrazem akcyi wewntrznej mentalnej. Nie mamy rodkw do sprawdzenia, co zachodzi w wymoczku, przy objawach pobudliwoci - i to jest powodem, e utrzymuj si w tym wzgldzie kracowe pogldy. Gdy jedni, jak Loeb, uznaj tam tylko reakcye czysto mechaniczne i chemiczne, inni przypisuj protoplazmie co, odpowiadajcego czuciom. W kadym razie ulubiony w ostatnich czasach termin tropizm nie wyjania ani kwestyi ycia, ani czucia, i w gruncie rzeczy pozostaje tylko now pokrywk dawnej niewiadomoci, zmiejszonej tylko nieco od strony fizycznej, przedmiotowej. e tu mamy co znacznie wicej ni reakcye czysto mechaniczne i tylko mechaniczne, o tem atwo si przekonamy, gdy wemiemy pod uwag nie wymoczka, ale komrk rozrodcz, ktra take jest tylko bryk protoplazmy, jak wymoczek. Zwamy, i owa bryka, (po zczeniu si z drug), rozrasta si nie w jaki kompleks cakiem fantastyczny i przypadkowy, t. zn. zaleny jedynie od zewntrznych wpyww, jakby by powinno wedug mechanistw, lecz rozrasta si w organizm obszerny, a cile podobny do organizmu, z ktrego bryka pochodzi. W tym drugim, bardziej skomplikowanym wypadku atwo oceni naprzd, jak niepojcie skomplikowanym i uporzdkowanym musi by skad mechaniczny (ju nie tylko chemiczny) tej bryki, jak niepojcie zawiy system ruchw w niej panuje, skoro mieci si w niej caa mens organiczna. atwo spostrzedz, e wyraz tropizmy, w zastosowaniu do si czynnych w takiej bryce rozrodczej, staje si ju niemal pustym dwikiem. Niewiadomo wic, czy ruchami porzdku mechanicznego i chemicznego nie kieruje nawet i w zwykej komrce jaki osobny systemat "ruchw", majcy za podmiotow stron "mens komrkow". Wiadomo zato, i miejsca i "materyi" (w znaczeniu elektronw, atomw i moleku), jest w kadej komrce a nadto do na pomieszczenie struktur nad-chemicznych i na niepojcie zawie ich ustosunkowanie. Chocia niepodobna sili si na okrelenie jakoci owych "mens" B i B', to jednak jeli przyjmiemy, e to, co nazywamy yciem w komrce jest wanie ow mens i podstaw wszelkiej psychiki, wtedy zdobywamy grunt stay do wnioskw, o ktrych bdzie niej.

XXVI. Tajemnica jajka.


Jeeli samem yciem spoeczestwa jest mens D, oparta na "mwionem", jako na jej warunku koniecznym (r. XXIII), - wtedy to samo, w odpowiednio prostszych przejawach, musi by yciem w organizmie i komrce. O tem za, e strona mentalna nawet i w komrce nie moe by tak bardzo prosta, jakby si mogo wydawa, - przekonywa nas jajko i nasienie. Mieci si w nich caa "forma" przyszego rozlegego organizmu, a mieci si musi, bo z rozrostu i dzielenia si owej komrki powstaje powtrzenie si caego organizmu, od ktrego komrka si oddzielia. Jeli pomylimy, e materya, ktry rozrastajce si jajko przybiera z zewntrz, jest obcy wzgldem jajka i ogarnity ruchami wasnemi, zupenie elementarnemi, to porzdku nowego rozwijajcego si ruchu, ycia nowego

organizmu, naley szuka nie zewntrz jajka, lecz koniecznie w jajku i nasieniu. w ruch, kierujcy rozwojem (owo mens-"mwione"), nie moe by tedy ani fikcy, ani nie-energi, skoro wywiera dziaanie fizyczne, skoro przemienia obce okrelone formy energii, przybieranej z zewntrz na formy inne i cile zgodne z formami, ktre byy ju urzeczywistnione w organizmach rodzicielskich. W rozrastajcem si jajku dokonywa si tedy ustawicznie wielka praca transformacyi ruchw materyi otaczajcej, na obszerny ruch zharmonizowany i wanie taki, ktry si ju odbywa bardzo wiele razy w przeszoci, zawsze w tym samym porzdku, lubo zawsze w innym materyale, a zawsze jedynie za spraw drobnej czstki materyi, ktra wynosi porzdek tego ruchu z w ielkiego systemu, od ktrego si oddziela, aby go na nowo budowa. Chobymy postanowili sobie utrzymywa, e w jajku niema strony podmiotowej organizmu, bo i rzeczywicie jej tam by nie moe,bdzie to wychodzi na jedno, jakby bya, bo tak wanie myl ludzka i wola opanowywa (kieruje) energi swego otoczenia i tak wanie wciga z zewntrz rne jej postaci do systemu D, przerabiajc j na formy, waciwe temu systemowi. W biologii nie zgbiono pytania: co w organizmie utrzymuje przedziwn harmoni wszystkich ruchw, ale wiemy ju, e w cywilizacyi mwione utrzymuje trwa, rozwijajc si i nie ginc z osobnikami myl spoeczn, czyli myli, uczucia i wole ludzkie. Czemuby tedy organizm mia by pozbawiony odpowiedniej mowy (sygnalizacyi) organicznej (midzykomrkowej), szerszej, trwalszej i rozleglejszej od istnie komrkowych, skadajcych si na organizm, a tak subtelnej, e moe si zawrze caa w jednej komrce lub obok jednej komrki, stanowic razem z ni zarodek? Owa forma-mowa gatunkowa organizmu odznacza si niepojt trwaoci, albowiem, gdybymy przypucili co innego, wtedy organizm, jako forma trwaa filogenetycznie, nie mgby istnie, a przecie kady powtarza si przez tysicolecia, zawsze prawie podobny do dawnego, jeli pominiemy drobne zmiany indywidualne, wywoane perturbacyjnym wpywem rodowiska. Podobny on do dawnego, mimo e za kadym cyklem, co mwi, za kadym momentem nowe "elementy" biologiczne s w nim czynne i z innej materyi nieoywionej zoone. Mens tedy stanowi prawdziw komrk, objektywn cao, wcale za nie materya, ktra cigle si w niej zmienia, a utrzymuje j jaki analogon mwionego.

XXVII. O czem nas poucza mier organizmu.


Warto teraz dotkn pewnej sprawy, ktra owietli nieco poruszon kwesty. Jest ni mier w oglnoci. Gdyby kto nazwa mier antytez ycia, wtedy wyraziby si bardzo niedokadnie. Przeciwiestwem ycia (np. ycia komrki) mogoby by wtedy nieuycie, a wic drobniuchne i nader proste systemy chemiczne i fizyczne, a tymczasem ycie z nich si skada. mier jest czem innem. Jest rozrywaniem si wielce zoonego systemu ruchw - w mnstwo ruchw niezalenych, skadajcych si na jeden wielki zamt. Jest to ruch destrukcyjny. Z tego powodu mier jest tem samem co choroba i ta tylko zachodzi midzy niemi rnica, e choroba jest poczynajc si mierci w systemie ywym, jest ruchem destrukcyjnym, ktry

moe uledz powstrzymaniu, mier znowu jest chorob, ktra, zaczwszy si gdziekolwiek w systemie, szerzy si i koczy si rozkadem zupenym. Zwykle dopiero nastpstwa "mierci" nazywamy rozkadem, ale suszniej byoby sam mier nazywa rozkadaniem si systemu ywego, gdy mier jest procesem do dugim i prawie nigdy nie daje si umiejscowi w tak szczupym czasie, jak to pospolicie, a bdnie czynimy, gdy mwimy o mierci organizmu, jako o momencie krtkotrwaym a kocowym choroby. Oba zjawiska s zjawiskiem wkradajcego si nieadu do systemu, ktrymy nazywali "ywym". Spencer po dugich dociekaniach doszed do definicyi, e "ycie jest nieustannem przystosowaniem si wewntrznych stosunkw do zewntrznych". Namby si zdawao, e ono jest przedewszystkiem naginaniem, przystosowywaniem stosunkw zewntrznych do wewntrznych, mianowicie do panujcego w systemie planu. Tak przecie tylko mona rozumie tajemnicze zjawisko asymilacyi, przez ktre obce drobiny wcigane s skutecznie od zewntrz w subtelny wir wielkiego systemu. Owo ustawiczne wyzyskiwanie stosunkw zewntrznych na rzecz wewntrznych, nie za samo przystosowywanie si do nich, przerywa si wanie w organizmie ze mierci. Znika wic co, co utrzymywao wszystkie podsystemy skadowe w koordynacyi, cay rozlegy i skomplikowany system ruchw rozprzga si i zwolna unicestwia. C tu znika? Nie sam ruch, bo on, pojmowany energetycznie, jest niezniszczalny. Jeli dopiero powiemy, e znika, a raczej rozprzga si bardzo skomplikowana i uporzdkowana forma ruchu, trafia nam to ju lepiej do umysu, bo tu rozbija si rzeczywicie forma ruchu, niepojcie skomplikowana i dla tego mniej trwaa, w liczne formy prostsze, wic trwalsze; szeroka struktura realna i doskonale funkcyonujca, rozwizuje si, rozbija si na swoje najprostsze elementy, na struktury takie, ktre mog ju utrzyma si w rodowisku. Pocztkiem akcyi powracania materyi i energii, a waciwie najrozmaitszych form energii, ze stanu "formy" rozlegej, "ywej" do stanu licznych "form" drobniejszych, bywa nieskoordynowane dziaanie, niead, wkradajcy si do systemu (choroba), na skutek uszkodzenia systemu, z zewntrz zadanego , braku materyaw, w rodowisku, ktre system pobiera z zewntrz, lub niemonoci regularnego ich pobierania z zewntrz albo wydzielania zbytecznych produktw systemu na zewntrz. Kada z tych przyczyn wyzwala i nagromadza wewntrz systemu formy energii najbardziej elementarne, ujarzmiane przez system i wprzgnite przedtem do pracy, zgodnej z planem. Pozostae, nienaruszone w swej rwnowadze czci systemu, usiuj, pki mog, przywraca porzdek, lecz gdy si anti-organicznych, a waciwie tylko nieorganicznych ale nie skoordynowanych wyzwoli si i nurtuje w obrbie systemu za duo, wtedy zamt w funkcyach systemu zwiksza si w progresyi wci rosncej. Organiczny porzdek bardzo zoony, wic dla tego trudno utrzymujcy si w rwnowadze, ustpuje prdko pod naporem wyzwalajcych si niezliczonych energii czsteczkowych, czysto chemicznych, ktre za ycia (=w okresie zdrowia), t. j., za panowania adu organicznego byy splecione w harmonijn akcy wielkiego

systemu, a obecnie, jako najtrwalsze, bo proste, powracaj do praw wycznie swoich. Miejsce skomplikowanego ruchu yciowego, (procesu) ujtego w system dwakro zoony, zajmuj zwolna w caej masie materyi, objtej wielkim systemem, ruchy, przewanie chemiczno-fizyczne, a poniewa nie podlegaj one adnym innym prawom, prcz fizyczno-chemicznych, i dziaaj w kierunkach rozbienych, z powodu wielkiej iloci gatunkw ruchu, - wic niebawem na caym obszarze systemu, podlegego do niedawna prawom ycia, (rzdu B i C), wre ju zamt, sigajcy a do wntrza wszystkich komrek. Czy powiemy, e tu bardzo zoony system ruchw plcze si i niweczy przez szereg nieskoordynowanych akcyi i reakcyi, - czy te, e plcze si, wika i rozrywa z nadzwyczajn szybkoci sprawa yciowa organizmu, czy wreszcie "mens"-sygnalizacya organizmu, - wyjdzie to na jedno. "Mens"-sygnalizacya organiczna musi na prawd nie by obc oddzielnym komrkom organizmu, albowiem, komrki takie naprawiaj z zadziwiajc sprawnoci i atwoci, to, co si psuje czciowo w organizmie. Gdyby w oddzielnych komrkach organizmu nie byo jakiej zdolnoci do zmieniania czynnoci zgodnie z kadorazowemi potrzebami organizmu, jako caoci, innemi sowy, gdyby komrki organiczne byy niejako skoczcnemi automatami, wyspecyalizowanemi raz na zawsze do jednakowej czynnoci, - wtedy wprost trudno zrozumie, jakim sposobem miaby si wyrwnywa wkradajcy si najmniejszy nieporzdek w organizmie, jakim sposobem np. odcita cz ciaa miaaby odrasta (u zwierzt niszych i u rolin), albo spustoszenia wewntrzne naprawia, o ile nie przekroczyy granic, zakrelonych czysto fizycznemi warunkami. Nazywajmy wic jak si komu podoba stron podmiotow oglnego ruchu uporzdkowanego, stanowicego ycie w yjcem, ale musimy jej istnienie przyzna niej czowieka, bo j czujemy w sobie, a rozumiemy zewntrz siebie.

XXVIII. Nowe ujcie zagadki ycia.


Dziwnie wana rola mwienia, ktr odsonilimy ju w rozdz. XI -m a w poprzednim zgeneralizowalimy do roli zjawiska yciowego, polega na fakcie, e dziki mowie mog wiedzie o czem, mog by wiadom czego, czego nie dowiadczyem wasnemi zmysami. Nigdy nie zdoamy pooy zbytniego nacisku na ten zadziwiajcy fakt, najczciej przeoczany i niedoceniany przez mylicieli. Przecie to jest w najwyszym stopniu cudowne, e kady z nas ma prawo co chwila powtarza: "wiem o tem, bo to widzia Mieczysaw lub Leszek; "ja" wiem, bo to widziao inne "ja"! Ten prosty stosunek byby zgoa nienaturalny i nieprawdopodobny, g dyby tylko "obce" "ja" byo mi naprawd obcem! Ale wanie w nieulegajcy wytpliwoci stosunek przekonywa, e moje "ja" i cudze "ja" nie s sobie obce, e uzupeniaj si wzajem.

Wraenie cudze moe sta si mojem, myl cudza moj i vice versa (r. XI) jedynie za spraw mowy, ktra jest konieczn form naszej wiadomoci (r. XII). Dziwny ten fakt staje si naturalnym, gdy przyjmiemy, e moje i obce "ja" s tylko pozornie sobie obce, naprawd za nale do jednej caoci. W tych warunkach cudze mwienie przestaje ju by dli mnie tylko sam "podniet zmysow" (r. XI), bo jest czem wicej. Podniety zmysowe otrzymuj od wiata zewntrznego, od rnorodnych fal, dziaajcych na moje zmysy prawie tak samo, jak na zmysy wszystkich zwierzt obdarzonych mniej wicej podobnemi zmysami, te za dziaaj tylko na moje zmysy (na zmys suchu) - nie dziaaj za tak samo na zmysy zwierzt, albowiem mwienie do mnie nie oddziaywa na psa, ktry stoi przy mnie i syszy wszystko, a jednak nie rozumie. A wic zarwno mwienie, jak rozumienie mwionego jest symptomem naleenia naszego "ja" do czego wsplnego wszystkim ludziom, rozumiejcym owo mwienie, do czego, co jest niewidzialn realnoci ponad ciaami naszemi, a zarazem realnoci, niedostpn zgoa dla zmysw zwierzt. Mwienie jest nawet czem wicej, nieli cznikiem midzy osobnikami. Ono jest niby kanaem komunikacyjnym dla oddzielnych jani. Przekonalimy si ju wielostronnie i prawie dostatecznie, e na poznanie kadego zwierzcia skada si jedno rdo, osobiste i bezporednie, zmysowa wraliwo osobista, - na poznanie za czowieka dwa rda: jedno osobista wraliwo na wiat zewntrzny, drugie porednie, wraliwo spoeczna, czyli wraliwo na specyalne fale, wysyane przez ludzi do ludzi, a przenoszce poznanie spoeczne. Tylko jestestwa obdarzone wraliwoci na te drugie fale przestaj by zwierztami, i staj si czem innem, mianowicie jestestwami spoecznemi. Obraz wiata pierwszych jest wycznie zmysowy, - gdy jestestw spoecznych zmysowy i umysowy zarazem, bo oparty jeszcze i na wraliwoci na fale mwionego, wychodzce nie od wiata zewntrznego, lecz od innego jeszcze wiata, zamknitego w granicach spoeczestwa. C to za wiat osobny? Jest to wiat intermentalny. Utrzymuje si on przez trwanie i prawidowe komplikowanie si fal mwionego w trwaej grupie osobnikw, zwizanych wspln wraliwoci na owe fale, bdce wytworem owej zbiorowoci (narodu) od pierwszej chwili zawizania si jej w przyrodzie. Jest to mens D, podmiotowa strona realnej sprawy w przyrodzie, wraliwo oparta na zmysach caego spoeczestwa, nie za na zmysach osobnika. Mens zwierzca jest fizyologiczn wraliwoci ywych elementw organizmu (komrek) na bodce tak zewntrzne wzgldem organizmu jak na wewntrzne, mianowicie na bodce midzykomrkowe (ktrych biologia jeszcze nie zna). Mens ludzka jest interfizyologiczn wraliwoci ywych elementw spoeczestwa na bodce zarwno zewntrzne wzgldem spoeczestwa, jak i na wewntrzne, midzy-ludzkie, mianowicie na jzyk, na mow, czy sowo. Powiadamy, e mens ludzka jest to sprawa realna w przyrodzie. Nie zawadzi zorjentowa si co za konsekwencye pociga za sob uznanie realnoci tej sprawy.

Chocia wymoczek lub rolina s to naprawd sprawy biece (por. r. XIX), to jednak dla wasnej dogodnoci uwaamy je zwykle za przedmioty. Dla tego mamy prawo takie i realno D, cao intermentaln, ktra jest spraw - uwaa za przedmiot, rwny wymoczkowi i rolinie, tylko wikszy. W takim razie wyodrbnia si nam w tej caoci mwione, jako osobna sprawa realna i to taka wanie, przez ktr ludzie i ich dziea staj si czemi caoci D (por. roz. VIII). Gdybymy w mwionem nie chcieli widzie sprawy realnej, procesu wanego dla caoci D, wtedy wypadoby cywilizacy uwaa za prost wypadkow poszczeglnych funkcyi, toczcych si. w organizmach ludzkich niezalenych od siebie. Wtedy cywilizacya i spoeczestwo musiayby by fikcy. Przeciw fikcyjnoci tej sprawy wiadczy jednak z jednej strony istnienie praw jzykowych, z drugiej logiki, z trzeciej, i to najbardziej przekonywajce, istnienie materyalnych wytworw cywilizacyi. Skoro tedy cywilizacya nie jest fikcy, to naprzd nie moe by prost wypadkow procesw (organicznych) niezalenych od siebie, nastpnie musi by wynikiem jakiego czynnika, ktry tamte wszystkie procesy zczy w jeden wielki, scalony, majcy swj porzdek i trwanie, swoj cigo i swj rozwj. On to sprawi, e przebieg spraw osobniczych poczonych jest inny, ni byby, gdyby zachodziy one bez wzajemnej zalenoci. Jest wic ten czynnik jedyn spraw, nadajc, narzucajc poszczeglnym taki a nie inny charakter. Skoro ju wiemy, e tym czynnikiem jest mwione, tedy wiemy, e mwione i nic innego utrzymuje cywilizacy-przedmiot. Objanimy to sobie lepiej na przykadzie caoci rzdu niszego. Gdyby jaka rolina miaa by prost wypadkow spraw komrkowych, toczcych si bez wzajemnej zalenoci, - to owe sprawy komrkowe nie skadayby si na cao odrbn w wiecie. Rolina byaby fikcy, jak jest fikcy kady mniejszy lub wikszy zbir jednokomrkowcw, ktrybymy dowolnie postanowili uzna za jak cao. Przeciw fikcyjnoci roliny przemawia istnienie w niej adu wasnego, nadkomrkowego, istnienie zawiej budowy, rnorodnych, a zcharmonizowanych funkcyi kompleksu ograniczonego, zwanego rolin. Gdzie mona i trzeba odkrywa czy ustanawia prawa fizyologiczne dla roliny, gdzie si widzi trwanie roliny i jej rozwj - wcale niepodobny do rozwoju wolnych komrek, tam prnoby zaprzecza realnoci roliny i mwi, e to tylko prosty zbir jednokomrkowcw. Rolina nie moe by prost sum zwykych dziaa komrkowych, bo wtedy nie czyniaby z oddzielnych spraw komrkowych adnej caoci. Rolina tedy musi by wielk spraw C, nie za prost sum oddzielnych, nieskoordynowanych spraw komrkowych. Lecz owa wielka sprawa C jest spraw yciow roliny, nie za zbiorem nieskoordynowanych oddzielnych spraw yciowych komrki, czyli komrek. Wychodzc z tego zapatrywania, trzeba cywilizacy uzna rwnie za wielk spraw yciow spoeczestwa, nie za oddzielnych, nieskoordynowanych osbnikw Homo, bo koordynacya za spraw osobnego czynnika, narzucajca taki a nie inny charakter caoci, to ju scalenie ograniczone, cho nie organiczne.

Konstatuj tedy, e mielimy suszno wyodrbni mens-mwione jako osobn spraw D, a nawet nazwa je samem yciem realnoci D (rozdz. XXIV). Mielimy suszno, ale orzeczenie ostatnie ma do tej pory dwie wielkie wady. Naprzd pozostaje ciemnem i powiem obojtnem pod wzgldem naukowym. Nic z niego nie pynie, a przynajmniej tak si wydaje, powtre, nie umiemy zda sobie sprawy: co tu ma by yciem, czy mwione, czy mens? Ot czas zaznaczy, e caa niejasno i niepewno pynie nietyle z winy naszej, ile przewanie z powodu dotychczasowej niezrozumiaoci samego ycia. My ycia od jestestwa yjcego zwykle nie oddzielamy; aden przyrodnik nie umiaby go oddzieli i nie widziaby nawet poytku w usiowaniach dokonania tego. Samo "ycie" - ma dla nas tre jedynie wtedy, gdy podstawiamy pod nie "yjce". Gdzie nie moemy podstawi widomie yjcego, tam nie widzimy ycia. Ot tu popeniajmy bd. Bd to wprawdzie zupenie zrozumiay i wybaczalny w dzisiejszym stanie wiedzy, ale mimo to racy, zwaszcza, gdy powiem, e cho przyrodnik nie oddziela ycia istoty yjcej od jej ciaa i nie widzi potrzeby odrniania tych dwu zjawisk, to jednak sama przyroda ustawicznie to czyni, naprowadzajc biologw na drog waciw w pojmowaniu ycia, ale naprowadzajc dotychczas bezowocnie. Dopiero jeli samo ycie ujmiemy jako mens i zwiemy z mwionem, gdy wic mwione zwiemy z yciem, wtedy jedna z najwaniejszych i najciemniejszych spraw biologicznych zyska niespodziewane owietlenie. Przyroda sama ustawicznie oddziela mens-ycie od tego, co yje. O oddzielnoci tych dwu spraw (albo przede miotw) wiadczy cigo "formy" organizmu i wzgldna jego niezmieno w szeregu filogenetycznym, mimo przerywanej egzystencyi jego jako organizmu. Przecie organizm bytuje cyklicznie czy rytmicznie. On bytuje z przerwami. On trwa, jako realno wci jednakowa pod dwoma postaciami, ktre kolejno si zastpuj. Raz bywa caym obszernym organizmem, to znowu tylko szczegln komrk "rozrodcz". A przecie nie mona powiedzie, aby w komrce rozrodczej-przedmiocie, tkwi organizm-przedmiot, bo tak nie jest. Posta, ani cechy komrki w niczem nie przypominaj organizmu. To s przedmioty do siebie niepodobne. Pomimo to co z organizmu tkwi w owej komrce i to tak zupene, tak istotne, jakby tkwi naprawd sam organizm, bo wszak z tej jednej komrki "odradza si" nowy organizm prawie taki sam, jakim by w, od ktrego komrka si oddzielia. Od yjcego tedy przedmiotu oddzielio si "co" do komrki, w czem tkwi przecie nie owo yjce i nawet nie "forma" jego ale tylko "co", moe ycie jego. Owo nieznane ycie czyste, ycie C ma t waciwo, e jest tem samem w komrce rozrodczej, co i w caym organizmie. A sko ro jest w obu tem samem, wic organizm musi si skada z ycia C + z tego, co nie jest yciem C, a tylko co przez ycie C yje czyli naley do yjcego C. Komrka rozrodcza rwnie skada si z samego ycia C + z tego co nie jest yciem C, lecz tylko co przez to ycie yje yciem C, nie za yciem B (wycznie komrkowem).

Wiem, e wypowiadam tu herezy w mniemaniu ogromnej wikszoci biologw i cytologw, nie moja jednak w tem wina, e ycie, ujmowane z szerszego stanowiska naukowego przedstawia si inaczej, ni dotychczas. Nasza teorya cywilizacyi niesie gruntowne przeksztacenie pogldw na budow materyi ywej i prowadzi do uznania jaskrawej rnicy midzy komrk zwyk, a rozrodcz, midzy jednokomrkowcem a komrk rozrodcz organizmu. Jasnem wic jest, e cigo organizmu, o ktrej tu mowa, naprzykad maku (Papaver), cigo w czasie, cigo w szeregu pokole, cigo "formy" nie spoczywa w sumie i ugrupowaniu materyau, skadajcego si na organizm, nie zaley od iloci i stosunkw wzajemnych tego caego materyau, nie zaley nawet od realnej, ale rozprzgajcej si zawsze i zupenie postaci rozwinitej, pod ktr znamy nasz realno yjc, mak. Jeli wic tak jest, tedy musi ona (owa cigo) spoczywa w innej sprawie, ktra jest rwnie realn w organizmie, jak i w ziarnku maku, pomimo, e nasienie maku przedstawia zgoa inn realno i nic w niej ju nie umiemy dostrzedz z realnoci organizmu, uwaanego ju nie tylko jako przedmiot, ale nawet jako posta czy proporcye. Nawet zatem forma organizmu, ktraby zostawaa po mylowem odrzuceniu z niej materyi, nie jest jeszcze waciwie t "form", o ktrej tu mowa, bo i nasienie makowe ma swoj form, odmienn od formy roliny, a przecie tkwi w niem to samo ycie, cho nie ten sam porzdek ciaa. ycie tedy to co innego ni czynne ciao organizmu, nasienia lub komrki rozrodczej i co innego ni sama forma (jako posta) jednego lub drugiej. Nie jest ono sum samych procesw fizycznych, i chemicznych odbywajcych si bd w maku bd w nasieniu jego. Mielimy wic suszno wyodrbniajc ycie maku jako osobn spraw, przez ktr oddzielne komrki roliny maku staj si nierozcznemi czciami roliny i przez ktr ziarnko maku moe w pewnych sprzyjajcych warunkach odbudowa na nowo cay organizm. Spostrzegamy wyranie, jak staje przed nami problemat ycia w caej jaskrawoci i dziwnej prostocie, mimo caej jego gbokoci. I to najbardziej niepokoi, e okazao si, i ycie maku nie polega ani na materyi maku lub jego nasienia, ani na samej postaci jednego lub drugiego, bo tych postaci jest dwie. Ono kryje si po za ow matery, wci zreszt przypywajc i odpywajc, i po za postaci wci zmieniajc si bd organizmu, bd jego nasienia lub komrki rozrodczej. Jest to co trzeciego, co tkwi zarwno w formie organizmu, jak w formie jego jajka, lub zarodka i co stanowi bezustannie ca ich tre i racy bytu. Natknlimy si tu na problemat formy, na wielk tajemnic przyrody i spostrzegamy, e ten problemat zwikany jest z drugim, rwnie zagadkowym, bo z problematem ycia. Mimowoli przychodzi tu na myl okrelenie genialnego filozofa, Klaudyusza Bernarda, ktry tre wewntrzn ywego systemu (organizmu) nazwa ide kierownicz (1'idee directrice du developpement), albo ide rozwoju (l'idee evolutive), ktra dziaa zarwno w jajku, jak w organizmie. Istotnie nasza mens-mwienie schodzi si, uderzajco z "ide kierownicz" Klaudiusza Bernarda, lubo tylko w deniu. Nasza bowiem mens, jako zwizana z "mwionem" jest i musi by czem innem, inaczej rozwizanie wielkiej zagadki jubymy zawdziczali Bernardowi.

Aby odrazu zaznaczy rnic obu pomysw, wystarczy podkreli ze nasza "oglna sprawa mentalna", lubo wie si nierozdzielnie z "mwionem", wcale nie zostaje w tak prostym do mwionego stosunku jak podmiot do przedmiotu. Stosunek jest cakiem inny. Bez sowa nie byoby mentis ludzkiej, ani jej urzeczywistnienia w dzieach ludzkich. Mens-struktura, mens-idea istnieje przez inn struktur realn, przez sowo. Caa suma mwionego w spoeczestwie przedstawia si od strony fizycznej jako system ruchw, wprawdzie znikomych, a jednak trwaych, bo dwik zabrzmi i rozpynie si w przestrzeni, ale on na nowo zabrzmi, taki jak przedtem i brzmi przez pokolenia, trwalszy od istnie, ktre go wydaj. Sowo czy umarych z ywymi i z tymi, ktrzy si dopiero narodz. Co wypowiedzia Arystoteles lub Spinoza, trwa jeszcze dzi midzy nami, rwnie pene i ywe, jak wwczas gdy zostao wypowiedziane. Lecz bez sowa myl nie istniaaby ani chwili, choby tylko w gowie Arystotelesa lub Spinozy, bo bez sowa nie byoby zgoa ani Arystotelesa, ani Grekw. Po Grecyi chodziliby tylko Homines insipientes, jak chodz do dzi wszystkie inne istoty nie-spoeczne. Sowo warunkuje cywilizacy, a istot, jej stanowi nie mens rozwinite w osobniku spoecznym, lecz czstka tego mens udzielajca si na zewntrz przez sowo. Najatwiej wystawimy powyej zarysowany pomys na prb krytyczn, gdy zastosujemy to comy powiedzieli o cywilizacyi - do innego przedmiotu ywego, np. do maku. Istot maku stanowi jego mens, ktrej warunkiem jest nieznane nam "sowo" maku. Mens maku jest jego yciem, ale cho mieci si caa w caej rolinie, nie mieci si w ziarnku maku. Nie mieci si rwnie caa w adnej komrce somatycznej, bo one dopiero wszystkie razem zawieraj pen mens maku. Z tego stosunku wynika jasno, e ycie maku musi by czem innem, ni ciao (soma) bd roliny (maku) bd jej nasienia. ycie maku to nie materya lub struktura bd roliny caej bd nasienia, (dajca si obserwowa zmysami) to take nie czysta mens maku, lecz struktura inna, bdca wanie warunkiem obu struktur, zarwno maku, jak jego nasienia, obu dajcych si obserwowa. Ze to za jest take struktura i to realna, co do tego niema adnej wtpliwoci, bo przecie tylko struktura moe si rni od innych struktur, a ziarno maku rni si od ziarna kadej innej roliny, cho wszystkie one buduj z jednakowych prawie materyaw i liczne roliny, niepodobne do siebie, mog razem wyrasta z jednej gleby. Struktura t, stanowica ycie maku, nie moe by podobna do widomej struktury roliny maku, z jej postaci, bo gdyby tak by miao, wtedy reprodukcya maku przez nasienie - jak te wogle reprodukcya jego byaby zgoa niemoliw do pomylenia. Mak mgby trwa tylko raz w jednej, cigej strukturze roliny, widomej nam i znikby na zawsze z chwil gdy rolina-indywiduum y przestaje i rozkada si. Mylano ju dosy nad zagadk cigoci ycia, i formy i utrzymywaa si przez czas dugi dziwaczna i naiwna idea, e w nasieniu musi tkwi jaka

miniaturka roliny, rozrastajca si nastpnie w now rolin, ktra moe, czy musi z kolei przybiera znowu posta miniaturki w swych nasionach. Jednak porzucono ju t myl jako zgoa bdn, bo i nic nie wyjania i w konsekwencyi prowadzi zawsze do absurdu. Nie tak bdzie, gdy uznamy mwione-sygnalizacy, mwione-szablon, za osobn struktur subteln, ale realn, ktra niema wcale wsplnego ksztatu ze struktur roliny (a wic i z jej mens), lub ziarna, maku. Wtedy powiemy, e w ziarnku makowem mamy nie jak miniaturow struktur maku z korzeniami, limi i torebk owocow, - nie struktur, pozbawion tylko materyi, w ktr si ona pniej oblecze, lecz pen ide maku, ktra moe istnie i bez tej masy materyi, w ktrej si realizuje i bez tej formy, ktr przybiera komrka rozrastajca si, a ktra jest w kadym momencie ycia maku inna. Jak si to dzieje? to jest najwiksz tajemnic przyrody, ale do dla nas, e jest faktem niezaprzeczonym.

XXIX. Co to jest ksika?


Rozszerzenie pojcia ycia i granic ycia w przyrodzie, czy na ziemi, ktrego dokonalimy przez postawienie tezy, e cywilizacya jest realnoci yjc przez "mwione" - rzuca snop wiata na ciemn zagadk ycia w oglnoci. Jestemy bowiem w tem szczliwem pooeniu, i moemy wskaza na realne zjawisko, przedstawiajce wiele analogii ze zjawiskiem koncentrowania si istoty roliny w jej ziarnie. W systemie spoecznym kr myli w postaci wyrazw, uoonych w sdy i one to utrzymuj w system, mona nawet powiedzie, e one stanowi tre realnoci D. Mona byo powtpiewa, czy samo mylenie jest struktur (form) realn, ale nie mona wtpi o mwionem, ktre przedstawia najrealniejsz struktur fizyczn, mianowicie zwarty system wibracyi powietrza, spraw, trwajc nieprzerwanie na gruncie spoeczestwa. Wobec cigoci mwionego - upadaj wtpliwoci co do fizycznoci subtelnego ruchu-struktury-mylanego. Teraz czas podnie fakt, rzadko narzucajcy si uwadze nawet gbokich mylicieli, e samo "mwione" w pewnych warunkach moe by utrwalone w materyi, niejako przyczepione do materyi obcej i nieyjcej, skutkiem czego samo mylenie, proces psychiczny, - zwizany z procesem fizyologicznym w mzgu i rwnie znikomy w czasie i przestrzeni, jak ten ostatni, - moe by utrwalony w czasie i przestrzeni bez caego aparatu, na ktrym powsta; moe by, e tak powiem, unieruchomiony i uwieczniony. Zwrmy tylko uwag na pismo, a waciwie na pisane. Sowo jest myl uproszczon i uskrzydlon, jest ruchem nerwowym przetumaczonym na ruch elementarniejszy, jakby uschematyzowaniem jego w posta wibracyi powietrza. W tej to formie niema ono jednak wielkiej trwaoci, znika w spoeczestwie z umilkniciem gosu. Nie moe oddziaywa na osobniki, oddalone poza sfer nonoci gosu. Dla tego te dopki mens D podtrzymuje si w spoeczestwie tylko przez bezporedni styczno osobnikw na odlego gosu czyli suchu, pty spoeczestwo nie moe przybra rozmiarw zbyt znacznych, ani doj do wysokiego stopnia rozwoju.

Dopiero przez pismo wchodzi cywilizacya w stadyum niezmiernie uatwionego rozwoju. Zastanawialimy si nad tem w Prolegomenach, wic nie potrzebujemy si powtarza. Wypada tylko przypomnie, e znaki optyczne, utrwalone w pimie i druku s zasobem interpsychicznym utrwalonym, bo gdy w mzgach i mwionem w zasb jest spraw biec, przepywa tylko i kbi si, tu staje si czem, zdawaoby si bezprzykadnem w przyrodzie. Tu zdobywa trwao. Czeme jest biblioteka, jeeli nie cudownem odbiciem myli lud zkich, tak utrwalonych i uprzedmiotowionych w obcej sobie materyi, e kada gotowa jest tyle razy wej w stosunek bezporedni z yw wiadomoci ludzk, ile razy zajdzie zetknicie. W bibliotece poznajemy czem jest mens, gdy przybierze utrwalon w szablonie posta napisanego. czy ona ywych z umarymi i pozwala ywym (ich myli) obcowa z nienarodzonymi jeszcze (roz. XXVIII). Jeeli mylmens nazwalimy ju yciem samem (rzdu D), a nazwiemy w tej chwili form kinetyczn owego ycia, to biblioteka bdzie zawiera osobn jego form potencyaln, bo zdolna ona wkadej chwili do przeobraenia si w czynn przez zetknicie si z osobnikiem yjcym. Czego podobnego zdawaoby si nie daje przykadu ani wiat komrek, ani organizmw, a jednak mamy co podobnego w komrkach rozrodczych, lubo w sposb dla nas jeszcze niepojty. I dla tego czciowa analogia ksiki do tajemniczej struktury, tkwicej w komrce rozrodczej, narzuca si z wielk si i wydaje si by pouczajc. Ksika, mutatis mutandis, jest najwaniejsz czci zarodka, bo w zetkniciu z czowiekiem budzi w nim myli spoeczne, myli, ktre ju byy w innej gowie, w tej, z ktrej spyny w t form utajon. Jak z ksiki przepywa mdro spoeczna w czowieka nieuczonego, czynic go mdrym, tak z nasienia, rzuconego w gleb, wyrasta rolina, podobna do macierzystej, cho jej rozwijajca si rolinka nigdy nie znaa. O rolinie mwimy, e ycie swe otrzymaa z organizmu macierzystego przez nasienie. Jeeli czowiek czerpie myl spoeczn, (czyste ycie D) z ksiek, tak samo dobrze, jak od ywych i mdrych ludzi, w ktrych wtek ycia spoecznego snuje si nieprzerwanie, to musimy przy zna, e snuje si ten sam wtek i z ksiek. A tymczasem c mamy w ksice? Mamy struktur, wcale nie odpowiadajc pod wzgldem fizycznym ani strukturze ruchu nerwowego w mzgach ludzkich, ani strukturze mwionego. Mamy tu ycie-form-mwione, "przetumaczone" na cakiem inn form, tak samo, jak mamy ycie -form maku, ywy mak, ukryte w zgoa innej strukturze ziarna, maku, niejako "przetumaczone" na inn form. Lecz nie o te odlege analogie w tej chwili nam chodzi. Czowieka czerpicego myli z ksiek, a waciwie na ktrego bodce-ksiki oddziaywaj, nie mona porwnywa z ziarnem maku, (ktre czerpie struktur maku z siebie), bo w pierwszym przykadzie mamy tylko komrk spoeczn w obliczu bodcw, wywoujcych czstk myli spoecznej - i tkwic w onie spoeczestwa, - w drugim za mamy komrk organiczn w obliczu bodcw, wywoujcych pen mens organiczn - ale ju po za organizmem. Pierwszy proces jest czerpaniem przez jednostk ludzk ycia-cywilizacyi w onie cywilizacyi, drugi odnawianiem si ycia-organizmu caego w cay nowy organizm przez jednostk (komrk),

postawion w obliczu caej mens organicznej, ukrytej razem z t jednostk w ziarnie. Rnica to wielka, bo ziarno okazuje si stokro bardziej podziwu godnem od czowieka, ujtego wraz z bibliotek jako analogon ziarna. Historya nie ukazuje nam powtarzania si caej cywilizacyi przez szereg cyklw, czy seryi, jakie obserwujemy w powtarzaniu si caego organizmu przez niezliczony szereg cyklw ycia indywidualnego. Nie w tej wic stronie sprawy spoczywa analogia. Waga jej ley jedynie w stwierdzeniu, e forma-ycie moe istnie oddzielnie od tego, co yje, jako pene jej urzeczywistnienie. Jeeli realn form: mwione nazwiemy yciem cywilizacyi, to druga forma, napisane, jest tem samem. ycie wic - to nie owa struktura rozlega, ktr moemy widzie w realnoci yjcej, to rwnie nie owa jej "mens" pena, ktrej ju w niej nie widzimy, ale ktra moe si mieci jako podmiot w tej realnoci, lecz wanie to, co nazewntrz elementw tej realnoci trwa w obrbie jej granic i czy jej elementy w cao; to wibracya mowa i bodce pisane. Daleki jestem od wyobraania sobie, e przez tak koncepcy nastpio ju wytumaczenie ycia organizmu. Nic podobnego nie zaszo. Mymy tylko skierowali umysy do poszukiwania opisu (description) ycia na nowej drodze. Jeliby si, ta droga miaa okaza w przyszoci istotnie podn, ju moemy by zadowoleni i szczliwi, emy j dostrzegli i omielili si ukaza innym, jako wielce obiecujc dla pogbienia nauki o yciu.

XXX. Rzut oka wstecz.


Dla uporzdkowania wynikw, osignitych w ostatnich 12-tu (XVIII-XXIX) rozdziaach wypada znowu obejrze si poza siebie. Przedmiot nasz bowiem jest nie tylko trudnym do wystarczajco wielostronnego roztrznicia, ale otwiera dopiero w miar badania coraz nowe strony niedotknite. Streszczenie wic wynikw dotychczasowych ukae nam najatwiej niedostrzeone luki, ktre bdziemy mogli uczyni przedmiotem dalszych rozwaa. Musimy koniecznie uzbroi si w cierpliwo i kroczy po twardym gruncie, bo tu chodzi o rzeczy zbyt wane, aby wolno byo wyprzedza domysami i wprowadzaniem nowych, niesprawdzonych lub nierozwaonych poj, - wyniki lubo skromne, ale w moliwych granicach dowiedzione. Po tych zastrzeeniach moemy przypomnie, e jedn z najwaniejszych zdobyczy naszych jest udowodnienie, (rozdz. XX), e wychodzenie od jednostki ludzkiej w rozpatrywaniu jakichbd zjawisk spoecznych czy te psychicznych ludzkich, jest bdne od podstaw. Zjawiska te mona objani tylko wasnym rozwojem cywilizacyi, nie za rozwijaniem si bd indywiduw Homo, bd gatunku Homo, jak to si dotychczas zdawao przyrodnikom, a nawet i nie przyrodnikom. Dla biologw ludzkie zjawiska psychiczne mogy by zawsze jedynie zjawiskami rozwoju indywiduw, nalecych do rodu Homo sapiens. Rozwj cywilizacyi musia by zreszt uwaany przez nich za rozwj psychiczny indywiduw ludzkich. Nie mogli oni mwi o rozwoju cywilizacyi, bo taka caostka dla nich nie istniaa, bya

czczem sowem. Rzecz te prosta, e najbardziej nawet charakterystyczne zjawiska cywilizacyi, gdy byy ujmowane od indywiduw ludzkich, przedstawiay si biologom wprost zgoa niezrozumiale. Nie mogli oni ich objani ani "rozwojem" osobnikw, ani walk o byt midzy osobnikami, ani ewolucy, ani adn inn zasad (np. postpem, udoskonalaniem si lub t. p.), bo im zawsze przy cilejszym rozbiorze co zostawao, lub czego brakowao. Dla nas stao si ju rzecz niewtpliw, e w samym czowieku, badanym w oderwaniu nie znajdziemy nigdy wytumaczenia czowieka, albowiem myli jego, uczucia i czyny nie pyn z jego osobniczej organizacyi cielesnej, wspieranej dziedzicznoci, lecz jeszcze z fizycznoci osobistej, nabytej drog mowy tylko od rodowiska ludzkiego i uzupenionej narzdziami odrzucalnemi, jak to byo udowodnione w Prologomenach. Narzdzia sztuczne okazay si wytworami struktury D, nie za organizmu Hominis sapientis, jak przypuszczano. Struktura owa D okazaa si realn i jednolit spraw psychofizyczn (r. XIX i XXIV), ktrej granice zakrela jzyk (rozdz. XIX), stanowicy niejako jej form, okazaa si osobn struktur - "mwionem", struktur interfizyologiczn, istniejc na strukturach psychofizycznych C'. Ciaa wic ludzkie i skadniki ich, komrki, okazay si tylko niezbdn podstaw i skadnikiem tej struktury. Z tego powodu wwczas dopiero odnajdziemy rwnowag midzy ciaem czowieka, a jego stron psychiczn, - midzy sum cia ludzkich jednej cywilizacyi, a ca jej stron duchow, - gdy do strony cielesnej D dodamy i zaliczymy narzdzia i materyalne wytwory cywilizacyi. Cywilizacya jest przedewszystkiem cigoci psycho-fizyczn, ktra daje si uj z jednej strony w prawa jzykowe, z drugiej w prawa myli (logiki etc). Niektrzy jzykoznawcy oddawna zauwayli, e jzyki s jakgdyby "organizmami porzdku intelektualnego". Okrelenie podobne mona byo dotychczas uwaa tylko za katachrez (abusio); teraz widzimy, e przeczucia owych lingwistw byy blizkie prawdy, cho pozbawione uzasadnienia. Podobnie i zapewnienia licznych socyologw, e spoeczestwo jest jakim "organizmem, albo organizacy", zawieray duo prawdy, zaciemnionej tylko przez niemono rozrnienia co tu stanowi istot organizacyi. Spencer np. wystawi spoeczestwo jako jaki quasi-organizm, lecz poj go nadto materyalnie. Powierzchowne ujcie trafnej analogii zadowolio tego myliciela i wytrcio go z drogi waciwej, a moc talentu, wiedzy i pomysowoci pocigna wielu innych, dajc pocztek caej szkole, ktra dorzucaa wprawdzie nowe i niepolednie zdobycze, ale i nowe bdy do dawnych. Nam udao si uj zjawisko spoeczne subtelniej. Okazao si ono rzeczywicie zjawiskiem podobnem do biologicznego, mianowicie najrozleglejsz, cho dotychczas nieznan przyrodnikom i nieuznawan jeszcze przez nikogo form yw, albo form ycia na ziemi, (r. XXIX). Nieznana za ona dla tego, e nie moe podlega obserwacyi przyrodniczej rodkami przyrodniczemi. Mimo to zdobylimy ju niemal pewno, e:

1. ta realno D, lubo niewidzialna i nieuchwytna dla naszych zmysw, jest przedmiotem w przyrodzie, ograniczonym i scalonym, podobnie jak wymoczek lub rolina (r. XXVIII). 2. e cho t realno nazwalimy susznie przedmiotem, jest, to waciwie wielka sprawa, (proces) okrelona granicami jednego jzyka. 3. e symptomem i dowodem naleenia naszych "ja" do owej niewidzialnej realnoci D jest nasze mylenie, nasze "rozumienie" mwionego, (r. XXVI), nasza wola ludzka (r. XXI) i nasze uczucia ludzkie (r. XXII), to znaczy sprawy, ktrych obecno w nas rni nas zasadniczo od zwierzt. Wola mianowicie ludzka ma si tak do zwierzcej, jak umys ludzki do zwierzcego, uczucia ludzkie zostaj w takim samym stosunku do zwierzcych i stanowi nowe w przyrodzie zjawisko. Wszystko to s zjawiska spoeczne, nie za wycznie organiczne, jak to ma miejsce u zwierzt. Najwaniejszym lecz i najbardziej wtpliwym punktem jest dotychczas kwestya: czy to jest rzeczywicie obszerna sprawa biologiczna? Z chwil, gdy powiedzielimy, e sprawa D jest okrelona granicami jzyka (punkt 2), staje si ju oczywistem, e przedmiotem czyli spraw D jest lud jednojzyczny, czyli nard, pojmowany w tem piknem orzeczeniu, ktre mwi, e "nard to nie tum, stoczony si warunkw fizycznych; lecz jestestwo duchowe, rodzina z ducha". Udowodnienie, e to wanie nard jest cigoci psychofizyczn, realnoci spoeczn, scalonym przedmiotem w przyrodzie i poniekd caoci biologiczn, byo midzy innemi dla tego trudne, e naprzd myl ludzka zdaje si nie by zamknit w granicach jzyka, czyli w granicach jednego narodu, powtre, e mylicielom zdawao si, i scalenie ludzi w wielk jednostk naturaln, a do teg o yw powinnoby by bardziej oczywiste i moe nawet zmysami sprawdzalne. Trzeba byo dopiero wykaza, e w podobnem przypuszczeniu tkwi bd metodyczny i e to on rozbija najprzenikliwsze usiowania rozpoznania "realnoci spoecznej" w przyrodzie. Trzeba byo doj, e istota realnoci D jest dla nas poznawaln tylko od wewntrz, od strony subjektywnej, i tylko w czstce oraz jedynie dla tego, e sami, przez czowieczestwo swe, jestemy jej czstkami skadowemi i czynnemi elementami, jak gdyby - komrkami (r. XVI). Trzeba byo doj, e mwione jest przekadem ruchu nerwowego na wibracy powietrza, koniecznym do scalenia si drobnych systemw ruchu nerwowego w system, w ruch obszerny (mwienia-mylenia), w system spoeczny, oraz jest elementem, koniecznym do wystpienia zjawiska rozwoju w tym obszernym systemie. Wprawdzie nie zgbilimy jeszcze do wielostronnie tajemniczego stosunku jzyka do myli i rozjanienie tego stosunku do granic koniecznych i moliwych bdzie najblisz nasz trosk, to jednak z rozumowa ju przeprowadzonych wynika, e wanie tylko poznanie ludzkie (nasza mens) jest czci formy D, ktra kadego z nas czyni jej fragmentem. Cao D jest dla nas, drobniutkich jej czstek skadowych, cho take i aktorw, oczywicie niepoznawalna, ale tylko dla tego, e naprzd cao nie mieci si w czstce, a wic niepoznawalna jest tem samem prawem, jakiem caa rolina byaby

niepoznawalna (jako cao) dla jednej jej komrki, powtre dla tego, e to wanie ludzkie nasze poznanie (oparte na sowie) jest gwnym objawem w nas realnoci D, objawem naleenia do niej, a tymczasem poznanie owo niby wasne, cho de facto spoeczne, uwaamy zwykle za wiat swj wasny, osobisty, dobrze odgraniczony od jani cudzych. Taki punkt widzenia przeszkadza mocno socyologom i filozofom w poszukiwaniach "realnoci spoecznej" i w rozpoznaniu jej istoty. Teraz rozumiemy, e niema czowieka, ktremu byaby obca czstka realnoci D, oczywicie niejednakowej rozlegoci, bo kady czowiek sam jest czstk tej realnoci spoecznej. To, co pospolicie nazywamy "psyche" jednostki, jest wanie niczem innem, jak dostpn dla osobnika ludzkiego czci postaci D i jej dokumentem. Realno ta przenika nas i czyni ludmi, widoczna tedy moe by dla nas jedynie tylko w czowieczestwie naszem. Gdy za to czowieczestwo naley do sfery, ktr nazywamy dziedzin ducha, c dziwnego, e nieatwo nam pogodzi si, z pojciem takiej caoci, ktraby, mimo swej realnoci, naleaa waciwie do sfery, nieuchwytnej dla zmysw (r. XXVIII). C mi to za rozwizanie, powie niejeden, gdy nam wskazuj jako quasi-organizm jak cao interpsychiczn! czy intermentaln! A jednak nic w tem niema metafizycznego! Zwamy dobrze, e i prawdziwy organizm, ten, ktry nazywamy "przedmiotem yjcym, podlegym rozwojowi", jest w gruncie rzeczy tak sam caoci niemateryaln. Tyle ona wanie "materyalna", co realno D, cywilizacya, Nard. Wszak istot organizmu nie jest rwnie jego "materya", istot komrki take nie jest materya, ktra przez ni tylko wci przepywa. C wic dziwnego, e istot realnoci D nie okazaa, si rwnie materya. A co jest waciwie t istot tomy ju rozpoznali. Jest ni mwione wraz z mylanem. Jeli wiemy, e ze znikniciem mwionego rozerwaaby si rycho i znika myl spoeczna, a z ludzi zostayby tylko jestestwa, przywrcone do stanu zwierzcego, e z materyalnej strony cywilizacyi zostayby tylko gruzy, czyli trup, z ktrego uleciao ycie, to staje si jasnem, e ustaoby tu i rozwizaoby si ycie spoeczestwa (r. XXIII), forma-struktura, pynna w znaczeniu Heraklitowskiem, sowo-mens. Znikaby harmonijna sprawa, organizacja, podlega rozwojowi, toczca si w przyrodzie, tak wanie, jak trwa czas jaki, a potem niknie harmonijna sprawa-organizacya, podlega rozwojowi, organizm ywy, osobnik rolinny czy zwierzcy, gdy zamienia si w trupa. I cao wic organiczna, (rolina lub zwierz) to cao tyle materyalna, co realno spoeczna. "Materya" jest w niej tylko koniecznym podkadem, ale stanowi ona organizm przez struktur ogln, a ow struktur jest wanie sowo mens. Gdy to wszystko ogarniemy rzutem oka, spostrzegamy, e poszukujc odpowiedzi na pytanie: co to jest realno spoeczna, co to jest cywilizacya, potrcilimy o najwysze zagadki, a nawet tajemnice wiata: o tajemnic ycia w oglnoci, o tajemnic rozwoju, ronicia, materyi i formy, a take o tajemnic poznania. Spostrzegamy, jak nierozerwalnie s one ze sob splecione. I bd co bd, po tych wysikach, ktre byy naszym udziaem w pracy niniejszej, trzeba wyzna, e zarysowa si nam ju do wyranie najwyszy, o jakiem wiedzie moemy, utwr przyrody ziemskiej, "realno spoeczna", - a przez rozpoznanie jego spyno nowe wiato na wszystkie, znane w nauce "caoci yjce". ju tera z

i biolog bdzie musia rachowa si z pojciami tu osignitemi. Widzimy, e komrk, protoplazm jest nie sam materya, ktry przez ten "ywy pomyk" przepywa i wraca do wszechwiata, lecz tylko organizacya tego materyau, ad komrkowy (mens), nieustanny proces lokalny, ktry wci przybiera i odrzuca odpowiedni materya i przez to trwa, jako forma. Biolog bdzie wic musia odrnia w kadej caoci ywej, zwanej organizmem, to, comy nazwali, moe niezbyt szczliwie, form, od materyalnych proporcyi kompleksu czyli od postaci kompleksu ywego, bo wykazalimy istnienie tej samej "formy" pod dwoma wzajem niepodobnemi postaciami materyalnemi: organizmu i jego komrki rozrodczej. Dostrzeglimy niepojt trwao takiej formy poprzez szereg pokole i postawilimy domys, e opiera si ona na wikszej jeszcze trwaoci tych drobniejszych form niepoznawalnej "substancyi", ktre skadaj si na wiat nieoywiony. ycie tedy, ujte oddzielnie, to co innego, ni ciao organizmu lub nasienia i nawet co innego ni sama posta (proporcye) jednego lub drugiego, bo tych postaci jest dwie. Jest to co trzeciego (r. XXVIII). Cho "materya" w komrce przepywa i cigle jest zastpowany przez nowy, cho i posta komrki wci si zmienia, a zwaszcza ywo podczas ronicia i rozwoju, wiemy, e komrka wci jest prawie tem samem, czem bya. Ow cigo i nadzwyczaj ma zmienno organizm zawdzicza swej formie, ktra jest jego porzdkiem. To samo jest z caoci spoeczn. Jest ona porzdkiem, jej tylko waciwym, ktry jest tylko oparty na porzdku organicznym C, oraz na wszystkich niszych. W rozdziale XXI przekonalimy si, e cao spoeczna rozwija si wol ludzk, nie zwierzc, i e t wol wyznacza stanowisko czowieka w cywilizacyi. Mimo to jednak czowiek, podobnie jak zwierz, musi chcie, jak chce. Midzy obu koniecznociami ta jest tylko rnica, ale doniosa, e gdy wol zwierzc t. j. instynkty i t. d. wyznacza sama przyroda zewntrzna wraz z dziedzicznoci, w wiecie ludzkim przybywa jeszcze nowy czynnik wyznaczajcy rol osobnikw ludzkich: specyalny wpyw otoczenia spoecznego, niezmiernie skomplikowany (rozdzia XXI). Z tego powodu atwo ju zrozumie, e realno D tylekro ulega stanom patologicznym, zakceniom wewntrznym, ilekro porzdki elementarniejsze C, niespoeczne, bior w osobnikach ludzkich gr z jakichkolwiek przyczyn, lokalnie i czasowo, nad porzdkiem D, spoecznym. Wtedy wola ludzka ustpuje czciowo lub chwilowo przed instynktami porzdku niszego, a ta okoliczno niesie i musi nie zakcenie, pewien rodzaj dysharmonii w biegu procesu spoecznego. Jednem sowem, realno D stoi, ronie i rozwija si (komplikuje) energj interpsychiczn, czynn w ludziach, nie za prost psychiczn, waciw tylko zwierztom. Gdy za wiemy ju, e treci interpsychicznej moe by w osobnikach ludzkich bd mniej, bd wicej, bo ilo jej i jako, nie jest zalena od wasnej ich cielesnoci, ale od stanowiska w spoeczestwie i od stosunkw spoecznych, wic tam, gdzie oglny poziom elementu interpsychicznego wznosi si, mamy rozwj caoci, gdzie opada, - mamy dekadency caoci. Gdzie wielka ilo osobnikw bogata jest w pierwiastek interpsychiczny - tam mamy wysoki stan rozwoju caoci D i odwrotnie.

Tylko przez "ducha", przez interpsyche-mwione, bierzemy udzia w yciu cywilizacyi i jestemy jej czstkami czynnemi. Jeli teraz ujmiemy spraw z innej strony, mianowicie, gdy zapytamy o ile realno D jest dla jednostki ludzkiej poznawalna, to atwo zrozumie, e "cywilizacya" jest dla kadego za nas dostpn wanie tylko na tyle ile jej mamy w sobie. Rozumienie otoczenia, brane w najszerszem tego sowa znaczeniu, czyli rozumienia wiata, nasze czowieczestwo, nasze wadze, ktremi bierzemy udzia w yciu spoeczestwa, czy chcemy czy nie chcemy - oto nasza znajomo praktyczna realnoci D, lecz, rzecz prosta, znajomo czstkowa. Po za tem bowiem, w czem bierzemy udzia, jest jeszcze w cywilizacyi duo tego (pierwiastku interpsychicznego), o czem zgoa nie wie ta lub inna jednostka ludzka - i to wszystko, caa ta reszta nieznana nie istnieje dla niej praktycznie. Granice tedy psychiki czowieka s jednoczenie granicami jego znajomoci wiata D, w ktrym on yje i przez ktry jest czowiekiem. Gdy wiemy, jak te granice (psychiki) bywaj rne u rnych ludzi, gdy wiemy w jak ciasnych horyzontach obraca si myl jednych osobnikw, jak rozlege obejmuje myl innych, wtedy atwo zrozumie, e wyraz "czowiek" mwi niewiele. Wtedy zrozumiemy, dla czego pojcie "czowiek" jest pojciem niezmiernie elastycznem, a wyraz "czowiek" obejmuje tre bardzo rozmait. Midzy czowiekiem a czowiekiem zachodz rnice, bez porwnania wiksze nieli midzy zwierztami cakiem odmiennego rodzaju, jeden bowiem czowiek spada myl ograniczon i tp niemal do poziomu zwierzcego, gdy inny mgby by miao nazywany nad-czowiekiem, gdyby nie sprzeciwiaa si temu potrzeba nazywania rzeczy zgodnie z ich istot. Pomimo kolosalnych rnic, jestemy wszyscy ludmi i tylko ludmi, ale te nie ulega i to wtpliwoci, e wpajane nam od dziecistwa "humanitarne" haso o rwnoci wszystkich ludzi jest niezgodne z rzeczywistoci i bywa rdem mnstwa cikich nieporozumie. Rwno ludzi w kolebce jest niemal prawd, ale dojrzaych absurdem! Gdy za mdro wszystkich narodw nazywa czowieka w kolebce oraz niedojrzaego dzieckiem, czyli dopiero "materyaem na czowieka", przeto gdy dzieci nie wchodz w zakres praktycznego pojcia czowieka, sielankowa a najczciej nieszczera nawet maksyma o rwnoci ludzi jest w caoci absurdem. Wszak nie uwaamy za rwne nawet zwierzt jednego gatunku, i jednego stada cho bardzo nieznacznie rni si midzy sob, gdzie wic sens w dowodzeniach o rwnoci dynamicznej i potencyalnej midzy ludmi! Gdy o "jakoci" czowieka decyduje jako i rozlego jego duszy, a owe dusze ludzkie rni si midzy sob niezmiernie, gdy wrd ludzi, cielenie niemal rwnych, mamy zbir jakoci duchowych niewypowiedzianie urozmaicony, przeto niema i nie moe by ani rwnoci, ani rwnowartoci ludzi. Czowiek - to dusza jego, nie ciao, a dusza jednego moe by tysickro wiksz od duszy innego. Rwno, o ktrej cigle syszymy, ktr si nieustannie gosi i podnosi do zasady spoecznej, wikszo ludzi pojmuje cakiem niewaciwie. Naley j rozumie jedynie jako przyznanie kadej jednostce ludzkiej rwnego prawa do ycia, prawa do wspycia w spoeczestwie, - lecz i to prawo obstawione jest

warunkami, ktre przez sam tre swoj stanowi ju zaprzeczenie zarwno rwnoci, jak rwnowartoci osobnikw spoecznych. Lecz odmy te kwestye, ktrych dotknlimy mimowoli, lecz ktrych rozwaanie byoby tu przedwczesnem i nie na miejscu. Niech nam wystarczy tymczasem stwierdzenie, e stosunek jakociowy ludzi do ludzi jest w pewnej mierze podobny do stosunku komrek do komrek w organizmie. I tam niema rwnoci, bo organizm stoi wanie rozmaitoci oraz rnowartociowoci komrek. Rnowartociowo komrek jest nawet wiksza jeszcze, albowiem wrd nich znajduj si przecie takie komrki, ktre ogarniaj w sposb jeszcze niezbadany ca mens, ca "form" czy tre roliny lub zwierzcia (kom. rozrodcze). Wrd ludzi niema takich jednostek. Wiedza i mens osobnika ludzkiego, choby najbardziej rozlega, jest zawsze mnie jsza od sumy mentis D. Naturalny powd takiej rnicy wyjanilimy czciowo w rozdziaach XXVIII i XXIX.

CZ TRZECIA.
XXXI. Wielki problemat formy.
Realno spoeczna okazaa si nam form yw, a mwic poprostu przedmiotem ywym, jak komrka lub rolina. Lecz przedmiot ten niema dla nas tak widomej postaci, jak np. rolina, wic narzuca si pytanie: co w nim jest realnoci? Czy "ciao" widome i podlege obserwacyi, to znaczy og cia ludzkich i wytworw materyalnych ludzkich, czy tez og mylanego, trwajcy na mwionem i pisanem? Nie ulega wtpliwoci, e realnoci jest tu nie tylko to, co materyalne, ale i tre na pozr niemateryalna. Wicej powiem, form realnoci spoecznej czyli przedmiotem osobnym jest tylko owa tre, albowiem to, nazwalimy jej "ciaem", stanowi jedynie niezbdny podkad dla istnienia tego przedmiotu. Zdaje mi si, e nie kady zgodzi si na tak interpretacy. Zbyt odskakuje ona od utartych poj o ciaach yjcych. Wszak tu powiadamy, e realno ywa trzeciego rzdu jest przedmiotem i postaci, nie dajc si uj zmysami, ciaa bowiem ludzkie oraz ich dziea materyalne s tylko rusztowaniem i matery, ale nie mog by treci tej postaci. Ot tak jest naprawd. Treci jest mens, ktra to wszystko oywia wsplnem yciem. Przypomnijmy sobie, e gdyby bd "mens", bd nawet tylko "mwione" zniko w spoeczestwie, zostaby z caego spoeczestwa tylko trup (rozdz. XXIII). Nie bya to bynajmniej metafora, gdymy powiedzieli, e mens-mwione jest yciem samem spoeczestwa, e jest procesem, dziki ktremu owe ciao zbiorowe stanowi pewn realn cao, podleg wasnemu rozwojowi i tak samo yje, jak yj komrki, roliny i zwierzta, podlege zmysowej obserwacyi. Gdyby mwienie lub mylenie zniko, wtedy ycie wysze znikoby cakowicie, zostaoby tylko ycie niszego rzdu, mianowicie osobniki ex-ludzkie dla ktrych stayby si obojtne, niezrozumiae i niepotrzebne wszystkie dziea, i urzdzenia ludzkie.

Gdy za nawet rolin stanowi nie materya, nagromadzony przez jej ycie, ale tylko jej ycie, to i nard stanowi nie materya, nagromadzony przez ycie, ale tylko jego ycie, a yciem jego jest mylane-mwione - i nic wicej. ycie tej caoci nosimy w sobie, od chwili, gdy stajemy si jej czynnemi czstkami skadowemi. Tem yciem jest tylko nasze czowieczestwo, ktrem zczeni jestemy w wielk cao psycho-fizyczn. Lecz czy nard (spoeczestwo) tak pojty moe by naprawd osobnym przedmiotem? Oczywicie, e moe by, i to wanie na tyle, na ile przedmiotem realnym jest rolina, istniejca jako taka tylko przez to, e yje. Istot roliny jest przecie tylko jej ycie - bo gdy zniknie, rolina przestaje by. Staje si ju martwym zbiorem materyi, ktra nie dziaa jak rolina, nie rozwija si, lecz przeciwnie, rozkada si ju tylko na pierwiastki materyalne, z ktrych zoyo j ycie. Rozumujc analogicznie - istot realnoci spoecznej (narodu) jest tylko jego ycie-mens-mwione. Zabrnlimy tu w kwesty zawi, albowiem gdy powiadamy, e mens jest yciem, to mwimy ze wiadomo jest yciem. Jeeli za dalej utrzymujemy, e mens jest tak sam realnoci, jak ycie roliny, (czyli jak rolina y wa), to powiadamy, e wiadomo ludzka jest tak sam realnoci w wiecie, jak ycie w komrce organicznej. C to za filozofia, ktra indentyfikuje najwyraniej ycie ze wiadomoci, zjawisko biofizyczne z psychicznem? ycie, to przecie ruch bardzo skomplikowany, mwi przyrodnicy. wiadomo - znowu - to istno biegunowo przeciwna nie tylko materyi, ale take ruchowi, energii. Tak mwi idealici. Co wicej. Jedni mwi, e istnieje tylko ruch w wiecie, inni znowu - tylko wiadomo Jedni nazywaj rzeczywistoci wiat niezaleny od wiadomoci, inni sam tylko wiadomo mianuj rzeczywistoci. Jak to pogodzi? I ot spostrzegamy, e okrelenie, ktre zrazu wydawao si niewinnem dziwactwem autora, wie si z najgbszemi tajemnicami przyrody. Gdybymy si nie bronili, porwaoby nas w wir zagadnienia metafizycznego (ontologicznego). Usiowalibymy moe sprzecznoci godzi. Lecz to jest zgoa zbyteczne, wic obronimy si, gdy pragniemy zosta w granicach badania cile naukowego i pozytywnego. Czem jest wiat w sobie, co jest materyaem wiata, to rzecz dla nauki cakiem obojtna. Pytanie to musimy stanowczo wyrugowa z naszych rozwaa, jeli chcemy budowa teory prawdziwie przyrodnicz, nie za metafizyczn. I przyjdzie nam to z atwoci, bo ju to rzecz pewna, e wyraz "materya", zarwno jak "energia" jest w gruncie rzeczy prostym symbolem rzeczy niewiadomej, ktrej przypisujemy niezmienno i niezniszczalno. "Duch" rwnie jest takim samym symbolem. Jeli wic przyrodoznawstwo nie wie, czem jest materya wiata, to trzeba przyzna, e rwnie nie wie tego zarwno metafizyk, jak badacz. I tylko wtedy

oba przeciwne sobie wiatopogldy bd usprawiedliwione, gdy jeden badacz powie sobie, e rozpatruje niepoznawaln rzeczywisto tak, jak gdyby ona bya matery, lub tez energi, drugi, jak gdyby bya duchem. Ale te wtedy, gdy metafizyk przyjmie podobne zastrzeenie, przestanie on ju by metafizykiem i przedziergnie si w filozofa natury, podajc rk przyrodnikowi, ktry rwnie ze swej strony stanie si filozofem, wiadomym, e u podstawy swego badania ma wielk niewiadom. W tych warunkach nomenklatura materyi, energii, ducha schodzi ju na plan ostatni, jako w gruncie obojtna. Czem jest pierwiastek wiata - tego nie moemy si dowiedzie, wic pytanie to najlepiej zostawi w spokoju. Dla nas jedynie wane s tylko postaci, jakie ten pierwiastek wiata, owa nieznana i niepoznawalna rzeczywisto przybiera. Jedynem zadaniem naszem moe by usiowanie zrozumienia wzajemnego stosunku tych postaci. Wanemi dla nas staj si tylko stosunki midzy rzeczami, a waciwie stosunki midzy formami rzeczywistoci. Wszystko sprowadza si do problematu formy. Problemat formy okazuje si najywotniejszem zagadnieniem wiedzy. Jeeli nauka zdoa wszystkie zagadnienia poszczeglne sprowadzi do problematu formy, bdzie na najprostszej drodze, prowadzcej do ich wizania. Wszelkie ycie i wszelkie nieuycie, a waciwie wszelki ukad "yjcy" i "nieoywiony" uznajemy za ukady, rne tylko pod wzgldem skomplikowania i rozmiarw. Struktura D wie si z naszego punktu widzenia tak dalece ze zjawiskiem ycia C lub B, e musimy je postawi na szczycie wszelkiego ycia, nam znanego, jako najobszerniejsz (i najskomplikowasz) form jego. Gdy za ycie ukada si i wyania si ustawicznie z nieuycia, bo polega ostatecznie na przyswajaniu przez system ywy - systemw nieywych rodowiska, a przy tem wystpio na podkadzie nieuycia, wypada ustanowi midzy formami rzeczywistoci cigo naturaln, oczywicie tylko jako cigo formy, ktra si w pewnych warunkach i miejscach wiata coraz silniej komplikuje. Granicy jakociowej midzy formami nieywemi, a ywemi niepodobna wyznaczy, bo cao wiata przedstawia si jako nieprzerwany acuch a raczej nagromadzenie form, poczynajc od niepojtej prostoty, a koczc na niepojtem dla nas skomplikowaniu formy. Cz niepoznawalnego materyau wiata, zwizana w struktury nader obszerne (nazywane ju ywemi postaciami) zajmuje w wiecie bardzo niewiele miejsca. Pozostae miejsca wypeniaj struktury nader drobne, zwane matery nieyjc. ycie wykwita te nieustannie z nie-ycia, ktre je zewszd otacza i prdzej lub pniej pochania, czyli rozkada. Struktur yw najatwiej przedstawimy sobie jako pomyk jasny, rzucony na to zewszd otaczajcej go nocy - nieycia. W kadej panuje niestaa rwnowaga, powodujca cigy, niezmiernie oywiony ruch i zmiany, dokonywujce si wszake w granicach, cile zakrelonych natur materyau. Kada jest tylko rodzajem wiru; ustawicznie wciga ona ze rodowiska proste, lub prostsze od

swojej, struktury, ukada z nich wzory bardziej zoone i ustawicznie wyrzuca z siebie pozosta reszt prostych struktur, zbytecznych, do rodowiska. Najpierwotniejszym obrazem (ale tylko obrazem) ywej struktury moe by ognik bdny, pojawiajcy si samorzutnie nad botami. Jest to waciwie tylko miejsce, na ktrem toczy si proces palenia, proces najprostszej asymilacyi i dysymilacyi, to za, co stanowi istotn rnic pomyka od rodowiska, to tylko forma ruchu, ktra w nim panuje. Gdy znikn warunki bytu tej formy ruchu lokalnej, rozbija si ona na miliony dawnych ruchw drobnych, zamknitych w swoich ciasnych granicach, znika pomie i w otoczeniu przywraca si dawna monotonia drobnych ruchw. Zachodzi pytanie: skd bierze si forma pomyka? Ona ukada si w sposb konieczny z tych form niepoznawalnej "rzeczywistoci", ktre pomie podsycaj. Ona jest zawsze jednakowa dla jednakowego materyau, albowiem podstaw jej s formy specyalne, podtrzymujce pomie, czyli mniej lub wicej zoone struktury fizyczne i chemiczne. Lecz wszelki pomie to jeszcze nie ycie. On tylko lepiej od innych niezmiernie drobnych, bo ultramikroskopowych form ruchu-nieycia uzmysawia najprostsz form yw. Dla tego te hipotetyczn biogen moemy sobie wyobrazi najatwiej pod postaci drobniuchnego i bardzo skomplikowanego pomienia, posiadajcego struktur sta, mimo, e skadniki, podtrzymujce t struktur, wci si wydalaj, a nowe na ich miejsce przybywaj czyli pomimo tego, e w owej strukturze panuje rwnowaga niestaa. Jeszcze bardziej zoon, a rwnie i bez porwnania wiksz struktur pomieniem bdzie komrka, bo skada si z niezmiernie licznych struktur, z ktrych kada na swj sposb asymiluje i dysymiluje, a wszystkie trwajc w zwizku, stanowi porzdny system struktur, poczony trwa, wielk struktur. Zostaje ona w nader skomplikowanych stosunkach z elementarniejszem otoczeniem i znowu wszystko w niej jest niestae, prcz formy. Wszystko tu przepywa, tylko owa forma trwa, a trwa dla tego, e tamto wszystko przepywa. Gdy materyau t. j. rozmaitych "form" bardziej elementarnych, a choby jednej z nich wanej, bo potrzebnej koniecznie, zabraknie, wtedy struktura ruchu obszerna rozpada si na zawsze, ale gdzie warunki s dla owej struktury sprzyjajce, tam trwa, choby przez niezliczone tysicolecia. Skd ta niepojta stao (trwao) formy ywej, czynica wraenie niezmiennoci w ywej bryce, w ktrej wszystko si przemieszcza? Zapewnia j wielka stao czyli niemal niezmienno najelementarniejszych form ruchu, wchodzcych w skad bardziej zoonej. Forma prostsza jest zawsze trwalsza od formy wicej zoonej, albowiem te prostsze s wanie warunkiem bardziej zoonych. Dziki tej staoci, kada "forma", ktra powstaa w pewnych warunkach, ma w tych samych warunkach trwao nieograniczon, (choby to bya posta najbardziej zoona). Znaczy to, e trwao formy ruchu zaley od trwaoci warunkw, w ktrych powstaa. W tej wanie zasadniczej trwaoci wszelkiej formy ruchu bierze pocztek praktyczne i filozoficzne pojcie energii (wic wiata, ciepa i t. d.), materyi, elektronw, pierwiastkw, zwizkw chemicznych i t. d. Kto patrzy na kamie

trway i bezwadny, ten atwiej pogodzi si z myl, e to brya "materyi", anieli tylko nagromadzenie elementarnych postaci ruchu, anieli powizanie miljonw osobnych "orodkw ruchu". O tem, co jest trwao form, w jakie obleka si rzecz w sobie, co, co jest podkadem dla wszelkiej formy, objani nas niele struktura krysztau, bo prostsze od niej, np. chemiczne, s dla zmysowej obserwacyi wprost niedostpne. Ot staa ta struktura nie ma nic wsplnego ze struktur chemiczn jej skadnikw. Jeeli bowiem stopimy kryszta, struktura jego zniknie, cho "materya" krysztau zachowa wszystkie swoje wasnoci oprcz krystalicznych. Ale gdy powrcimy tej "materyi" jej warunki bytu w formie krystalicznej, wtedy forma, ktra niby ju znika, znowu si pojawi. Jest to wic struktura zoesza i obszerniejsza od chemicznej, jak gdyby nad-chemiczna, ale struktura konieczna w pewnych warunkach. Wyraajc si zgodnie z najlepszemi teoryami krysztaw (Bravais i Schnfliess), jest to prawidowa i trwaa forma rozmieszczenia pierwiastkw (struktur) rnorodnych. Jest to, dodajmy od siebie, czstka przestrzeni, zajta przez idealn siatk, oczywicie trjwymiarow o pewnej symetryi. Ta wysoce zoona forma ruchu tem rni si gwnie od "ywych", daleko obszerniejszych, e niema w niej jeszcze ustawicznej wymiany "materyi" ze rodowiskiem. Od krysztau daleko wic jeszcze do struktury ywej, ale mimo, e nauka nie umie sobie wytumaczy wszystkich jej cech charakterystycznych, ani wszystkich warunkw powstawania oraz bytowania, - jednego jestemy pewni, mianowicie, e posta tych struktur najprostszych, zapewne take jeszcze ultra mikroskopowych (porwn. rodz. III-ci), ktre zaczy si ukada w pynnem rodowisku (wodnem), zaley cile od "form" niszych i drobniejszych "materyau". W miar te zmian w skadzie fizycznym i chemicznym, podlegaa i ona zmianom odpowiednim. W tych warunkach komrki, te wodne pomyki, ywe krysztay, a waciwiej "ywe krople" przeobraay sw struktur tylko w miar przegrupowywania si fizyczno - chemicznego ich skadnikw, w miar zjawiajcego si staego braku jednych w rodowisku, a obecnoci innych, mogcych wej na miejsce tamtych. Trwao struktury ywej na jednym wanym punkcie jest inna od trwaoci zwizkw chemicznych i krysztaw. Tamte rozwizuj si po wielekro i znw si skadaj, te, jeli raz si rozwi doszcztnie, ju si drugi raz nie zo. Ciemn przyczyn tego tumaczymy sobie dzisiaj tem, e struktury ywe s to pod wzgldem chemicznym mieszaniny niezmiernie skomplikowane, nie za zwizki chemiczne, a choby struktury nad-chemiczne, w prostocie swojej podobne do krystalicznych. Zwizkw chemicznych moe by ilo oczywicie ograniczona, mieszanin jednak zwizkw chemicznych moe by wprost nieograniczona. Jeli wic z miliardw moliwych mieszanin zaledwie jedna daa na ziemi w wyniku co, co monaby nazwa "zwizkiem ywym" albo struktur, to ju tylko ta jedna mieszanina moga si osta jako struktura, odnawiajc ustawicznie swoje skadniki - i moga trwa nadal. Forma wic ywa podstawowa, ktra si raz zawizaa, odnawia si dotychczas, czyli "yje", a odnawia nie przestanie dopty, pki nie znikn warunki konieczne i dostateczne do jej dalszego trwania. Mieszanina owa okazaa si pod wzgldem fizycznym i chemicznym

czem zgoa nowem w przyrodzie nieoywionej, czem, co wanie charakteryzujemy nazw zwizku ywego. Chocia w zwizek jest form now, jednak, jak kada forma rzeczywistoci ma ju w samej sobie warunki niezmiernej trwaoci. Gdy za do zasadniczych jej cech naley rozrastanie si, wic przybiera ustawicznie wicej materyau ze rodowiska, nieli wydala. Rozmiary jednak tej formy zakrelaj formy materyau i donioso si wewntrznych, utrzymujcych system w skupieniu. Gdy wasno rozstania si powikszy nadmiernie mas ogln, system przebudowywa si tak, aby pozby si nadmiaru materyi i trwa dalej, podlega wic osobliwemu zjawisku dzielenia si. Skutkiem tej waciwoci forma ywa staje si niejako czynn w porwnaniu do biernoci form niszych, z ktrych si wytworzya. Ogarnia ona coraz wiksz ilo materyau, podatnego do ukadania si w jej ksztaty. Prawdopodobnie te od jednej pra-komrki, ktra w okrelonych warunkach zoya si w przyrodzie w sposb tak samo konieczny, jak patek niegu, pochodz wszystkie komrki jakie znamy. Lecz mimo zasadniczej niezmiennoci, komrka-protoplazma moga, a nawet musiaa podlega zmianom bardzo drobnym wskutek czciowych nieidentycznoci rodowiska, z ktrego czerpaa materyay do budowy, wskutek zmian w rodowisku, oczywicie takich, ktre nie sprowadzay rozwizania si tej formy. W rodowisku komrek zachodziy od czasu do czasu i takie zmiany, ktre uniemoebniay dalsze ich trwanie. Komrki, ktre znalazy si w takich warunkach, rozkaday si na zawsze. I tylko dla tego, e dotychczas trwaj gdzie jeszcze warunki konieczne i dostateczne, co najwyej z drobn zmian, nie powodujc rozwizania si tej formy - trwaj tam wszdzie rwnie i komrki w lekko zmodyfikowanych postaciach. Chocia wic w bilionowej z rzdu komrce tkwi ta sama struktura podstawowa, co i w pra-komrce, to jednak zdoaa ona uledz licznym stopniowym przeobraeniom. Poniewa za zmiany id rozbienie wrd wspczesnych sobie komrek, wic powoli w rozmaitych rodowiskach powstawao coraz wicej odmian komrki pierwotnej.

XXXII. Forma organizmu w komrce.


Jeeli teraz od komrki zwrcimy si do organizmu, nie dostrzeemy w nim nic zasadniczo innego. Jest on takie architektur yw, tylko dwakro zoon. Przeobraenie si pierwotnie jednakiej formy organizmu na coraz bardziej zoone i coraz rozmaitsze, mielimy ju sposobno owietli dostatecznie w pracy poprzedniej. Nie bdziemy si te powtarza co do tego punktu, bo mamy do podniesienia tak waciwo komrki, ktrej nie bylibymy w stanie domyla si ani wykry, gdyby nie istniay organizmy. Mam tu na myli fakt, e chocia budowla organiczna (czyli organizm) ma zwykle trwao indywidualn bardzo krtk, pomimo to - jako "forma" - moe istnie niezmiernie dugo i dzieje si to tylko przez komrk. Mam na myli ten zdumiewajcy i tajemniczy fakt, e cay system C moe si kry w jednym systemie komrkowym B', czyli komrka organiczna

moe odbudowywa cay organizm do ktrego naleaa. Wic nie to jest najbardziej zdumiewajce, e organizm nie moe ani rozrasta si poza pewne granice przestrzenne, ani trwa nieograniczenie dugo, e nie moe wiecznie asymilowa i dysymilowa, czyli, e po pewnym czasie psuje si, - lecz to, e mimo t znikomo indywidualn moe trwa niezmiernie dugo jako prawie ta sama forma, i to przez komrk. Mona te powiedzie, e organizm, podobnie jak komrka, dzieli si, lecz w ten osobliwy sposb, e oddziela si ode tylko komrka i ta rozrasta si w cay nowy organizm, albo tez oddziela j si ode liczne komrki, z ktrych kada zdolna jest odbudowa w pewnych warunkach taki sam organizm. Jeeli zastanowimy si nad tym pospolitym faktem, musimy przyj do przekonania, e nauka niedocenia nawet w czstce niepojtego skomplikowania takiej wanie komrki, ktra (w pewnych warunkach) odradza, powtarza organizm. Jej skad morfologiczny nie moe by rwnie prostym, jak skad jednokomrkowca. Wszak ona jest ekwiwalentem potecyalnym owej wielkiej drugiej "poowy", od ktrej si oddziela, wic jest rwnowanikiem nieraz milionw zrnicowanych komrek organicznych, a tymczasem biologowie szkoy epigenetycznej wyobraaj sobie, e w komrce, (a wic i w takiej komrce) dziaa niewiele co wicej nad "siy" fizyczne i chemiczne i marz jawnie i dumnie o wytworzeniu prawdziwej komrki w eprwetce! Zbyt grubo i powiem nawet zbyt naiwnie wyobraaj sobie bio-chemicy subtelne, a jednoczenie niepojcie zoone zjawisko ycia, gdy sdz, e zdoaj kiedy, grubemi rodkami laboratoryjnemi zoy z materyaw chemicznych nie do to co wytwarzay (komplikoway) zmienne warunki rodowiska w cigu milionw lat, bo taka skrcona twrczo byaby jeszcze moliw, ale to, co w stosunku do naszych rodkw jest istnem perpetuum mobile! Ich zamiary, nadzieje i usiowania mona przyrwna do szalonego zamiaru i nadziei mineraloga, ktryby wyobraa sobie, e przy uyciu odpowiednich roztworw zdoa kiedykolwiek wykrystalizowa grup Laokoona! Nie, panowie epigenetycy! Bliszymi ni wy prawdy byli ju praeformoci, lubo i oni nie umieli wyrozumie rzeczywistych stosunkw. Faktem jest niewtpliwym, e w komrce rozrodczej kryje si forma caego organizmu. Jak si to dzieje? tego nie domylamy si, jeszcze nawet, ale, powtarzam, jest to fakt niezaprzeczalny. Z tego faktu, najpospolitszego zreszt w przyrodzie, wynosimy przekonanie, e to, co nazywamy "form ruchu" jakiegokolwiek organizmu, ledzia, czy marchwi, to nie jest wcale ta widoma, dajca si mierzy, rysowa i opisywa "posta" ledzia czy marchwi, to rwnie nie og wzajemnych stosunkw i czci skadowych ledzia czy marchwi, albowiem w jajku ledzia lub nasieniu marchwi nic podobnego do ledzia lub marchwi nie znajdujemy, a mimo to forma jednego lub drugiego organizmu mieci si w nich i to tak identyczna z form organizmu caego, e nie chybia ani na odrobin, jeeli tylko warunki rodowiska pozwalaj na przybieranie materyau zgodne z potrzeb, czyli na rozrastanie si. Posta mrwki z niewielkiemi zmianami dotrwaa od czasw oligoceskich a do dni naszych, a przecie ile to milionw razy przenosia si ona z caego organizmu w jedn jego komrk, ktra za kadym razem niby swobodnie rozrastaa si w now mrwk, i notabene za kadym razem budowaa mrwk z nowych materyaw!

Jeli uwzgldnimy ogrom przerozmaitych, a skomplikowanych procesw, jakie w tym dugim acuchu pokole bezustannie zachodziy, to musimy przyj do przewiadczenia, e te yciowe procesy, pozornie swobodne i zdane na los tysicy przypadkw, tocz si z tak nieubagan niezmiennoci, e doprawdy, niewiele pod tym wzgldem zostaj w tyle poza procesami, dokonywajcemi si w okrzemku, wiecznie jednakim w cigu milionw lat, a nawet w wiecie nieoywionych zwizkw chemicznych, ktrych forma ruchu wydaje si niezmienn w cigu bilionw lat. Gdy za kada zmiana w organizmie, niby perturbacya ruchu, w zasadzie niezmiennego, pozostaje ju trwale i przenosi si do wszystkich komrek rozrodczych tego organizmu, niejako odciska si w nich, a nastpnie wyania si w dalszych pokoleniach mniej lub wicej jawnie, ale, powtarzam, trwa w szeregu pokole a do nowej perturbacyi, - to znowu staje si widocznem, e w jajku mieci si nie jaki oglny tylko zarys organizmu w miniaturze, a rwnie nie jaka miniaturka bezporedniej penej "formy rodzicielskiej", lecz co z tego wszystkiego, co jest najwaniejszem w ruchu oglnym organizmu, ale mieci si tam przechowane w cakiem niezrozumiaej dla nas postaci, czyli w stosunkach realnych. W tej postaci dla nas tajemniczej, bo jak gdyby zredukowanej, oderwanej od formy penej, zachowuje si jednak wicej realnych stosunkw "formy penej", anieli ujawnia si w ktrejkolwiek "formie penej". Odbudowuje si jednak kadorazowo z niej tylko to, na co pozwala nowe rodowisko nowego ogniwa tego samego acucha "formy". Reszta jednak, owa nieujawniona w tem lub w innem ogniwie acucha cyklw, nie prz epada, albowiem przy warunkach sprzyjajcych ujawnia si natychmiast w ktrejkolwiek z dalszych "form penych" z nieuchronn koniecznoci, a jednoczenie w cile dawnej postaci. Czeme wic jest ostatecznie owa tajemnicza "forma", o ktrej tu wci mowa? Forma w niepojty sposb jednako bogata zarwno "w caym organizmie", jak w jednej jego komrce rozrodczej, "forma" niby jedna, a przecie przejawiajca si tu i tam w dwch zgoa odmiennych postaciach? Czy wolno j nazywa "form"? Czy nie odejmujemy przez to gbi, penoci i skomplikowania tak obszernemu pojciu, wtaczajc je w wyraz, ktry ma dla nas znaczenie pospolite bardzo ciasne? Byoby rzeczywicie naiwnoci wyobraa sobie, e pojcie "formy", tak mgliste, uchylio choby rbek tajemnicy jajka. Jeeli to moliwe - ono j raczej zamio. Chocia bowiem pod tym wyrazem zechcemy rozumie dzianie si, spraw, bo tak tylko mona pojmowa "form ruchu", to jednak z poprzedniego rozumowania wyania si tyle, jakbymy powiedzieli, e "w sprawie jajka mieci si sprawa organizmu caego", albo: "w formie ruchu jajka mieci si forma organizmu caego", co, wzite literalnie, graniczy z absurdem. Juemy w rozdz. XXVIII wykazali, e w komrce rozrodczej-przedmiocie - nie moe tkwi organizm-przedmiot. A przecie co prawdy musi by w tem dziwnem orzeczeniu. Kady czuje, e istotnie co ze sprawy organizmu mieci si w sprawie organicznej jajkiem. Wicej

powiem, jest widoczne, e to "co" musi by "spraw gwn" organizmu z pominiciem tylko spraw podrzdnych, dziki ktrym gwna moga powsta i jest w stanie trwa. W jajku nie zachodz wprawdzie te same procesy, co w organizmie, zachodz cakiem inne, ale mimo to musi si mieci naprawd to wszystko, co stanowi o wsplnoci tego organizmu z nastpnym, musi si mieci co niedocieczonego i niedajcego si jeszcze wypowiedzie, ale co najistotniejszego dla organizmu.

XXXIII. Forma cywilizacyi w czowieku.


Zaiste, prno usiowalibymy tumaczy si janiej (jeeli nie chcemy wraca do wzoru trzech systemw ywych, rozwinitego w rozdz. XXIV niniejszego dziea albo do treci rozdziau XXVIII), bo brak nam wprost poj gotowych i sw do oddania tego stosunku. Trudno zrozumienia tych spraw, naprawd "niepojtych", spoczywa jednak, o ile mi si zdaje w okolicznoci, e nauka nie zna jeszcze wcale w caej przyrodzie nic podobnego do tego zjawiska biologicznego, a ono samo wymyka si najzupeniej z pod bezporedniej obserwacyi rodkami przyrodniczemi. Zamao dostrzegamy w jajku, narzdzia naukowe nic nam w niem takiego nie ukazuj, coby pozwolio dostrzedz w tej formie drobnej i pozornie mao urozmaiconej "form" organizmu. A jednak ona tam jest! Jest bez wtpienia, bo przecie jawi si w nowym organizmie ze zdumiewajc tosamoci. Skdeby si miaa powtrzy forma organizmu rodzicielskiego, realno tak niezmiernie skomplikowana, gdyby jedyne ogniwo, poredniczce midzy organizmem rodzicielskim, a zstpnym - jajko - nie byo rzeczywicie streszczeniem organizmu? I niema w wiecie nic drugiego, coby dopomogo cho przez porwnanie wnikn w istot zjawiska niezrozumiaego, nic, coby rzucio choby drobny promyczek wiata na te niepojte stosunki! Lecz czy rzeczywicie nic niema? Mnie si zdaje, e ju poznalimy niemniej dziwne stosunki, mogce, lubo w odlegy sposb, i w zawody z temi, ktre wydaj si nam bezprzykadnemi. Przypomnijmy sobie rol napisanego w spoeczestwie i wszystko, co w tej materyi byo ju powiedziane w rozdz. XXV, XXVI, a zwaszcza w XXIX -m. Jeeli przeniesiemy wzrok nasz z organizmu na cao spoeczn, albo, dla uatwienia, na fragment tej caoci, na czowieka, wwczas spostrzeemy, e tam od sumy realnego, fizyologicznego dziania si penego (od osobnika ludzkiego) moe by oddzielona osobna sprawa (jego "mens" ujte w "mwionem"), zwizana, jaknajcilej z tamt pen i moe by zawarta i zatrzymana w odmiennej zgoa postaci (napisanego), nie przestajc toczy si w sprawie penej (w osobniku) w formie dalszego cigu dziania si fizyologicznego. I znowu owa posta swoista, oderwana, zatrzymana w dzianiu si dla tego, e ju poza-fizyologiczna (napisane) moe wywoa w innym osobniku spraw fizyologiczn (mylenie, uczucia, dnoci) w nowem, penem dzianiu si innego osobnika, a majc z poprzedni spraw fizyologiczn tylko jedn ilociowo bardzo drobn, ale treciwo istotn wsplno. Gdy przypomnimy sobie zdumiewajc rol "pisanego" w spoeczestwie, jego naturalny, czysto fizyczny stosunek do mwionego, do "sowa", gdy przypomnimy sobie, e idee, ktre w czowieku s spraw, mogc

si tylko toczy, lecz nigdy zatrzyma (zupenie jak ycie), mog jednak zosta jakgdyby odcinite i powstrzymane w ruchu, w trwaym ukadzie znakw, nie bdcych ju wcale dzianiem si, choby w najodleglejszy sposb podobnem do dziania si w organizmie, a przecie w tej nowej formie specyalnych bodcw fizycznych wanie dopiero nabieraj siy spoecznej, - to wtedy uderzy nas ponownie moliwo podobnych stosunkw midzy yciem w organizmie, a yciem w jajku (por. r. XXVIII). Wszak napisane wywouje spraw mentaln tylko przez oddziaywanie na osobnika ludzkiego w charakterze szeregu bodcw fizycznych. Wywouje spraw mentaln now i tylko treciwo pokrewn z t, ktra ju si dokonaa w spoeczestwie w cisym zwizku z rozleg spraw inter fizyologiczn. Napisane moe wywoa nawet dziaanie, podobne do tego, ktre tamta sprawa pena albo ju raz wywara, albo przynajmniej moga napewno wywrze! Jeeli to wszystko rozwaymy, czy nie zgodzimy si e proces spoeczny moe ilustrowa realne stosunki, panujce w organizmie penym i w jajku, e podobiestwo obu, spoecznego i organicznego jest uderzajce? Przypomnijmy za sobie, e to, co tutaj nazywamy spraw gwn jest indentyczne z tem co w rozdz. XXVIII nazywalimy, z innych rozwaa wychodzc, yciem czystem, a w rozdz. XXV-m sam mens, albo te, co na jedno wychodzi, mens ujt w struktur "mwionego". Jeeli wszake pragniemy osign rzeczywist korzy z porwnania, nie trzeba zapomina, e w spoeczestwie pod symbole pisane pod szablon podstawia si objekt-ruch nerwowy, nie za subjekt-idea. Tylko pod tym warunkiem wystpi z naleyt jasnoci prawowito porwnania. Inaczej mogoby si zdawa, e porwnywamy rzeczy niewspmierne, a tak wcale nie jest. Rolina to rozlegy i peny system realny; gdy go za, na dobr spraw, nie znamy, (bo mamy o rolinie wasne nasze wyobraenie), przeto naley doda, e to jest system fizyczny niezaleny od nas, od naszej jani. Jestemy wzgldem roliny widzami od zewntrz. Ale i realno D jest rwnie, jak rolina, penym systemem fizycznym, systemem ruchw. Tylko stanowisko czowieka wzgldem tego systemu jest inne. Jestemy jego czstkami czynnemi i przez to samo jego widzami od wewntrz. Tem, czem jest rolina dla nas, dla widzw od zewntrz, mogaby by realno D nie dla nas, ale dopiero dla widzw od zewntrz, gdyby przypuci dla niej widzw gdzie we wszechwiecie, obdarzonych wraliwoci, dostateczn do ogarnicia jej caoksztatu. Pytam teraz, cby ci widzowie dostrzegli w realnoci D? Dostrzegliby tylko swoje o tej stronie wyobraenie, oparte jedynie na objektywnej stronie caoksztatu. A lubo do tej strony objektywnej naley w ruch fizyologiczny w ciaach ludzkich, ktrego subjektywn stron jest "mens", a nadto wibracja powietrza "mwione" w najszerszem ujciu tego sowa, to przecie istnienia tych ruchw w charakterze systemu gwnego, prawdopodobnie nie domyliliby si, albowiem kryje si w gbi organizmw ludzkich, zwizany nierozerwalnie z mnstwem innych ruchw, stanowicych podstaw tego ycia najzoeszego. Bd co bd jednak, rozpoznanie tego ruchu ley jeszcze w granicach zupenego prawdopodobiestwa.

Za to nie domyliliby si ju na pewno subjektywnej jego strony, bogatej i rozlegej, ktr nazywamy naszym wiatem intermentalnym. Pytam dalej. Coby ci widzowie dostrzegli w osobniku ludzkim? Dostrzegliby zaledwie objektywn stron tego elementu spoecznego. Strony, ktr nazywamy poznaniem osobnika, uczuciami, wol jego, wiadomoci i t. d., ani domyliliby si, ani rozpoznali. Pjdmy jeszcze dalej. Obserwator nasz mgby poznawa nasze ksiki i biblioteki, krki i waki fonograficzne. Czy w tych zbio rach znaczkw, majcych dla nas tre i znaczenie, - zdoaby wyczyta myli oraz uczucia w nich zoone? Strony subjektywnej tych acuszkw, kresek i kropek nie odkryby napewno, bo jej tam naprawd wcale niema. To s tylko bodce. Czy tedy mgby odnale zwizek znaczkw z ruchem - "mwionem" i z ruchem fizjologicznym w mzgach ludzkich? Czy odkryby, e owe znaczki budz w zetkniciu z czowiekiem (gdy czyta) prawie takie same ruchy, jak te, ktre towarzyszyy pisaniu znaczkw? Niewtpliwie nie odkryby naturalnego zwizku znaczkw z "ruchem gwnym" w systemach nerwowych piszcego i czytajcego. I wtedy byoby dla nierozwizalnem pytanie: jakim sposobem ruch mentalny w drugim osobniku moe by prawie podobnym do pierwszego. Jakim sposobem nieskoczenie rozlegy i zupenie swoisty ruch fizyczny, ktry si dokona pierwszy raz w gowie Arystotelesa gdy pisa swe dziea, moe by do zgodny z ruchem zachodzcym w gowie kadego czytelnika tych dzie, cho nie zdarza si w adnej innej gowie? Jeeliby widz we wszechwiecie nie by w stanie zrozumie jakim sposobem pomimo nieidentycznoci ruchw fizyologicznych zachodzi jednak proces, sprowadzajcy oba te kompleksy ruchw do wsplnego mianowiska i to wanie za przyczyn, napisanego, to c dziwnego, e i my, ludzie nie domylamy si w czem moe kry si prawdziwy i naturalny zwizek i podobiestwo organizmu i jajka, albo te e nie wiemy, jakim sposobem zachowuje si podobiestwo dwch organizmw, dwch ogniw jednego "pasma formy", przeszego i przyszego, przedzielonych jajkiem. C dziwnego, e nie wiemy jakim stosunkom zawdzicza si ich nadzwyczajna zgodno pomimo faktycznej nie-identycznoci. Do ocenienia przez nas trwaoci formy struktur ywych mniejszych (C i B), trwaoci istniejcej mimo przerywanego ich nastpstwa cyklami i do ocenienia zasadniczego podobiestwa organizmu do systemu D, brudzi nam gwnie to, e w dwch pierwszych caociach (C i B) dostpn jest dla nas tylko strona objektywna i to zupenie zewntrzna, a co najwaniejsza, nie w caej peni, bo tylko w czstce, dostpnej dla obserwacyi zmysowej, - w ostatniej za przewanie, jeeli nie wycznie subjektywna, czyli cakiem inna od tamtej, wic jakby nowa dla nas. Jedynie te dla niewspmiernoci stron dostpnych dla nas w caoci B i C - a caoci D, czowiek nie moe ani zauway ani stwierdzi wielu podobiestw midzy niemi, co w konsekwencyi uniemoliwia, przynajmniej dotychczas naleyte zgbienie zagadek, dotyczcych istoty organizmu, ycia, jajka i tylu innych zagadek. Strona objektywna organizmu i komrki znana jest nam bardzo niedokadnie wycznie z winy niewystarczajcej czuoci naszych zmysw, bdcych podstaw

naszego poznania. Wprawdzie intermens, rozum nasz z rozwojem realnoci D staje si odczynnikiem coraz czulszym na wiat zewntrzny, ale i on jako subjektywna strona struktury realnej zamknitej i ograniczonej, bo uwarunkowanej mwionem, - musi mie granice czuoci. W tych warunkach jedno z dwojga jest moliwe. Albo zagadki, o ktre chodzi, bd zgbione przez ludzi, ale dopiero kiedy, z wyszym rozwojem cywilizacyi, czyli z uczuleniem si zmysu zbiorowego do poznawania (odczuwania) wiata, - albo te nigdy nie bd zgbione. Zaley to od tego, jak odlegy jest kres rozwoju systemu D. Ale, zdaje mi si, e nawet w razie najpomylniejszym nie rozrnimy w rolinie dwch systemw ruchw, toczcych si w cisym zwizku: ruchu, ktrego subjektywna stron jest "mens" caej roliny i tego, ktry w nasieniu odpowiadaby "mwionemu", ktry waciwie niema strony subjektywnej, ale t stron podtrzymuje czy przechowuje. Stawiam to przypuszczenie na tej zasadzie, e strona podmiotowa komrek nawet wasnego naszego ciaa, lubo stanowi niewtpliwie podkad naszej wiadomoci, to przecie stopiona w jednolit cao nie wchodzi ju w krg tej wiadomoci, nie daje si z niej wydzieli. Lecz chocia tak si nam zdaje dzi, nie czas jeszcze na okrzyk: ignorabimus, albowiem wiemy jeszcze zamao, aby wolno byo rozstrzyga o przyszoci wiedzy ludzkiej. A moe przy pomocy jakiej subtelnej metody zostan rozrnione skadowe elementy mentis ludzkiej? Wszak to jest nieustajcem deniem psychologii. Tymczasem daleko do tego, wic niech nam wystarczy domys, oparty na porwnywaniu rzeczy podobnych, - e nasza mens jest zjawiskiem na wielk skal takiem, jakiem na skal drobn jest ycie, trwajce w niezliczonych postaciach na tle natury nieoywionej. Zjawisko to jest od zewntrz "mwionem", od wewntrz "mentem". I to jest wanie w pomyk, rozwiecajcy ciemnoci wiata, o ktrym mwi Henryk Poincare. Rni si on od pomyka-komrki jedynie rozmiarami i skomplikowaniem. Gdy za jest jak gdyby wielk syntez tych struktur drobniutkich, gdy ad jego powsta z ich adu, zgodnie z natur najdrob niejszych skadnikw, gdy tamte, jako formy, s formami rzeczywistoci, - wic i on, ten pomie-cywilizacya, jest form rzeczywistoci. Wic, gdy Henryk Poincare powiada e "co tylko nie jest myl, jest czyst nicoci" - to dalekim jest on do prawdy, albowiem, aebymy mogli pomyle, musi by to wszystko, z czego my si skadamy i z czego wiat si skada. Musi by ycie organizmu i ycie komrki, wreszcie ruch-nieycie, bdcy, jako "forma" materyau niezniszczalnego podoem wszelkiego ycia. Poincare woa: "myl jest tylko byskiem na tle nocy, lecz bysk ten wanie jest wszystkiem"! Ot nie! W nicoci nie byoby bysku-myli, bo ona sama jest struktur pynn, trwajc na innych strukturach pynnych. Cho jedne gasn, inne si zapalaj i bd zapala tak dugo, pki ruch nie przejdzie w bezwadno, pki rozmaito form nie przejdzie w jednolito. wiat jest tem i rdem dla ycia-czucia-myli, nieustajc kolebk dla nowych myli, wic nic nas nie upowania do wyobraania sobie, e bez naszej

myli nie byoby ju adnej, e bez ycia, znanego na ziemi, nie byoby ju ycia wogle. Ten ciasny partykularyzm telluryczny na punkcie ycia zosta ju dawno uchylony z rozwojem nauk przyrodniczych, wic czas otrzsn si z niego rwnie w tem, co dotyczy myli i wiadomoci.

XXXIV. Trwao formy maleje w miar jej komplikowania si.


wiato barwne, jedna z elementarnych form ruchu, albo, powiedzmy lepiej, rzeczywistoci, trwa w caym wszechwiecie. Mieszanina tych form, pod postaci wiata mniej wicej biaego dochodzi do nas z najodleglejszych gbin wiata, z po za systemu drogi mlecznej, od zaledwie dostrzegalnych plamek wietlnych, ktre si okazay caemi drogami mlecznemi, caemi tumanami soc. Owe plamki nike, ktrych ju oko nie dostrzega, wywieraj na kliszy fotograficznej astronomw cile te same dziaania, co wiato soneczne, lub sztucznie wytworzone na ziemi. Forma ruchu, ktr nazywamy wietln - jest tu i tam jednaka. W ramach czasu, dla ktrego miliard lat jest drobnostk, wszystkie formy wiata, zwane barwami widma, trwaj niezmiennie, podobnie jak formy ruchu, zwane cieplnemi i innemi. Podobne spostrzeenie moemy zrobi co do form bez porwnania bardziej zoonych, co do pierwiastkw chemicznych. "Forma" drobna, zwana wodorem, zostaa skonstatowana nietylko na ziemi i socu, ale na niezmiernie licznych gwiazdach, rwnie jak wiele innych pierwiastkw. Musimy tez przyzna, e trwao tych form niema granic w czasie dostpnym dla naszej wyobrani i w przestrzeni, dostpnej nie tylko dla obserwacyi, ale dla wyobrani. Przejdmy dalej. Zwizki chemiczne, zwaszcza, prostsze, znane s nam przewanie tylko na ziemi. O ich istnieniu, a wic identycznoci - na gwiazdach niewiele mamy bezporednich dowodw, ale w granicach obserwacyi skonstatowano ich trwao. One powstaj dzi - takie same, jakie powstaway przed miliardami lat, i trwaj bez zmiany miliardy lat. A przecie to s w pojciu kadego fizyka i chemika niezmiernie . skomplikowane formy ruchu. Jeli posuniemy si odrazu do najprostszej formy ywej, do protoplazmy, to i w niej, mimo niepojtego ju wprost skomplikowania, uderza wielka trwao. Wprawdzie warunki, w ktrych moe wystpowa ta forma s bardzo ograniczone, ale w ramach tych warunkw protoplazma trwa, z lekkiemi modyfikacyami, miliony lat. Ona wci si buduje z form prostszych jednaka w jednakich warunkach. Dopiero gdy warunki si zmieniaj, ulega powolnym zmianom, ale w skali nieduej. Czy potrzebujemy zastanawia si nad trwaoci organizmw prostszych, ktrych rodowiskiem jest ocean, jedno z najstalszych na ziemi rodowisk? Mnstwo tych form trwa przez setki tysicy lat, a zmieniaj si dopiero pod wpywem nieuchronnych zmian rodowiska. Jeeli te zmienno organizmw wyszych jest znacznie wiksza, to atwo zrozumie dla czego tak jest. Warunki ich bytu s bardziej zoone, ni dla komrki, wic bardziej ograniczone i mniej trwae. W skomplikowanych warunkach wszystko dy do jeszcze wikszego skomplikowania, bo wszystko oddziaywa na wszystko nie upraszczajco, ale gmatwajco (porwn. rozdz. XI Nauki o cywilizacyi). Powstaj te formy coraz

nowe, w zasadzie trwae, ale w praktyce coraz bardziej podlege zmianom. Tem prawem powstao w pewnym czasie co nowego na ziemi, forma skomplikowasza od organicznej. Powstaa na gruncie jednego rodu Homo. Jakie s jej warunki trwaoci? Oczywicie musz by bardziej ograniczone od warunkw trwaoci organizmu Homo. Gdy wiemy, e forma zoologiczna Homo, organizm, powsta sam w nader ograniczonych warunkach i z ich ustpieniem musi znikn lub przeobrazi si, to jasnem jest, e cakowite trwanie formy zoonej, dla ktrej forma Homo jest tylko podkadem koniecznym, musi mieci si w krtszych ramach bytu. Podobnie, jak organizmy razem wzite s tylko epizodem w pamie bytu protoplazmy, tak samo wszystkie cywilizacye ludzkie s jedynie epizodem w pamie bytu formy Homo. Protoplazma bya, ale dugo jeszcze nie byo organizmu. Czowiek , jako forma zoologiczna (wic bez czowieczestwa) take by dugo, ale nie byo cywilizacyi. Wic co do przyszoci nie trudno si domyle, e, jeli rzeczy pjdzie zwyk kolej, rd Homo przetrwa wszystkie cywilizacye (ludzkie), jednokomrkowce przeyj wszystkie organizmy, a formy (fizyczne), z ktrych protoplazma budowaa - przetrwaj protoplazm. Miejsce ycia zajm na ziemi, jak byo przed pojawieniem si ycia, formy ruchu prostsze i bd kolejno ukada si do spoczynku, a brya ziemska skostnieje na niedajcy si obliczy, ani przewidzie szereg lat, moe na miliardy, moe na sekstyliony. atwo spostrzedz, e, trwao formy maleje wraz z jej komplikowaniem si. Sprawa jest tak prosta, stosunek tak oczywisty, e bierze pokusa, aby uj ten stosunek w prawo oglne. Monaby np. powiedzie, e trwao jakiegokolwiek ukadu fizycznego spontanicznego zostaje w stosunku odwrotnie proporcyonalnym do jego skomplikowania, a, dodajmy, i do jego rozlegoci. Systemy ywe proste musz by mniej trwae od chemicznych i fizycznych, organizmy od jednokomrkowcw, ustroje D od organizmw. Jeeli wszake zastanowimy si nad trudnociami, ktre naleaoby pokona, aby prawo sformuowa cilej i mdz zastosowa uytecznie, wwczas spostrzegamy, e brak nam zbyt wielu wiadomoci niezbdnych, aby stosunek trwaoci da si chociaby jako tako dokadnie obrachowa. Byoby to zadanie matematyczne jedno z najtrudniejszych, ale pomijajc ju okoliczno, e go tu rozwizywa nie moemy, a prawdopodobnie niktby go z dostateczn cisoci nie przeprowadzi, pocieszmy si uwag, e rozwizanie jego nie jest nam wcale potrzebne, albowiem nawet w najoglniejszem sformuowaniu fakt gwnie interesujcy wystpuje z dostateczn wyrazistoci. Faktem tym jest ogromna rnica midzy trwaoci formy-komrki, a formy-organizmu. O komrce w oglnoci moemy wyrzec na mocy wiadomoci paleontologicznych, e to forma trwaa w cigu setek milionw lat. Nawet bowiem jej poszczeglne odmiany trwaj miliony lat. Do pomyle o okrzemkach (Diatomaceae). Nie tak jest z organizmem. Ta sama paleontologia stwierdza, e to, co nazwiemy np. form gatunkow organizmu, moe trwa rzadko duej nad kilkadziesit tysicy, lub setk tysicy lat.

Gdy wic zwrcimy oczy na form ycia jeszcze wyszego, trzeciego rzdu, to mamy prawo orzec, e trwao jej wzita w caoci, powinna by krtsza od trwaoci rodu Homo. Poszukiwanie cyfry jako tako dokadniejszej byoby zadaniem nierozwizalnem w dzisiejszym stanie wiedzy, ale prawdopodobn warto moemy wyprowadzi bez trudu. W granicach czasu krtszych od istnienia gatunku Homo sapiens musi si zmieci cakowita egzystencya wszystkich spoecznych form bytu, od zarania, czowieczestwa a do zmierzchu. Gdy za bdzie to peny acuch rozwoju filogenetycznego wszystkich form D, - ktry mona i trzeba podzieli na liczne odcinki, odpowiadajce mniej wicej okresem rozwoju oddzielnych "caoci" spoecznych, - innemi sowy, - gdy w tym wzgldnie krtkim czasie ma si zmieci trwanie wielu realnoci D, rozwijaj cych si mniej lub wicej bujnie, jedne z drugich, (podobnie, jak si rozwijay i przeobraay formy organiczne, powstajce jedne z drugich pod wpywem rnych warunkw zewntrznych), - to atwo zrozumie, e dla jednej realnoci D, pozostaje okres czasu o wiele krtszy od czasu trwania wszystkich cywilizacyi. O ile on moe by krtszym, nad tem nie bdziemy si zastanawiali. Wystarcz nam cyfry najoglniejsze. Jeeli wzgldna niezmienno formy komrkowej zawiera si w milionach lat, formy organizmu gatunk owej - w okresie nie wiele duszym lub krtszym od 100.000 lat, - to podobna do tamtych niezmienno dla oddzielnej realnoci D ogranicza si musi najwyej do lat kilku tysicy, a moe nawet do okresu znacznie krtszego, do kilku lub kilkunastu wiekw. Forma ustroju D staje si zwolna inn, podobnie jak "inn" jest forma jednego "gatunku" organizmu - od formy poprzedniej, z ktrej w gatunek si rozwin. Gdy ciaa ludzkie, ani natura ludzka nie podlegaj widocznym transformacyom w cigu tak krtkiego czasu, gdzie zachodz zmiany? Jeeli sobie przypomnimy, e form D, o ktrej tu mowa, nie s wcale ustroje ludzkie, lecz jedynie "mentes D" trwajce na formie "mwionego", to mamy odpowied gotow. Zmiany zachodz w sferze interpsychicznej, a nie w czem innem i takich zmian nikt nie zaprzeczy.

XXXV. Dlaczego nard nie posiada niektrych wanych cech organizmu lub komrki.
Chciaaby myl autora jednem tchnieniem przenikn w czytelnika i da mu si pozna w swej prostocie, ale to pragnienie nieziszczalne. Czytelnikby j odtrci. Gdy chodzi o suchacza, ktry ma wasne pogldy, mog go przekonywa, mog z nim rozmawia, uchyla jego zarzuty i wtpliwoci. Bdzie to droga duga, ale o ile musi by dusza, gdy trzeba przemawia do czytelnika, przewidywa i uchyla takie nawet zarzuty, ktrych moliwoci tylko si domylamy, przyjcie bowiem naszego pogldu dopiero wwczas nastpi, gdy wyrugujemy pojcia sprzeczne z nasz ide. C dziwnego, e aby wprowadzi do nauki myl, ktra da si zawrze w stu sowach, trzeba napisa ksik?

Dzi nikt si nie obrusza, gdy powiadamy, e ziemia obraca si dokoa soca, ale by czas, e gdyby to kto powiedzia, wzruszonoby ramionami, mwic krtko: nieprwda. Ten, kto przyszed do tej idei na mocy rozwaa osobistych, musia j udowodni, musia napisa dzieo, ktre chocia byo prostym wykadem twierdzenia, porednio byo kampani przeciw odmiennym pogldom. Myl ludzka, jak kada forma posiada wielk trwao i ustpuje dopiero pod naporem dostatecznie mocnych si deformujcych. Rozwj nauki jest walk myli i musi tak by, inaczej nauka obracaaby si w pustce, nie byoby jej wcale. I c za or mamy do tej walki? Zbir wyrazw-sygnaw, ktre trzeba ostronie zestawia, pod groz, e byle omyka w zastosowaniu wyrazu przeinaczy tre podoon, najmniejsza za nieuwaga czytelnika moe w nim obudzi myl nie tak, jaka miaa by wywoana. Wikszo sporw naukowych toczy si z powodu wyrazw le uytych, lub o wyrazy le zrozumiane. Chcielibymy przela w czytelnika myl prost, ale e jest odmienn od dotychczasowych - nie moemy tego uczyni, bo by nam nie uwierzono. Trzeba zwalczy liczne pojcia, zagradzajce naszej idei drog do umysw. Pragniemy przekona czytelnika o istnieniu realnoci spoecznej niedostrzegalnej dla naszych zmysw, wic pomijajc mniej podobne do naszej idee, - musimy przedewszystkiem usun myl, jakoby t realnoci byo samo spoeczestwo. Na pozr myl ta blizka naszej, a jednak jest dalsz, nieli koncepcye Tarde'a i Alfreda Fouillee. Pewien powany odam socyologw oddawna upatruje w spoeczestwie co podobnego do organizmu dla tego, e dostrzega jakie ycie wysze w spoeczestwie. Wcale to niepotrzebne i nawet mylne, przeciwnicy teoryi organicznej oddawna staraj si to wykaza, ale gdy sami nie maj jasnego pojcia: czem jest realno, bdca przedmiotem ich bada, wic argumenty ich nie obracaj si w sferze zasadniczej. Obie strony wic drobne tryumfy, ale szala nie przechyla si trwale na adn stron. Jednym z argumentw, majcych pognbi szko organizmomorficzn jest rozumowanie, e skoro spoeczestwo ma by organizmem sui generis, to powinnoby mie organa rozrodcze - a przecie ich niema. Argument to niewyszukany, ale dotkliwy dla koncepcyi, najeonej pozornemi analogiami, ktrych samo nagromadzenie zemcio si na twrcach, zamykajc ich jak w puapce w bdnem kole. Mylicielom kierunku tego istotnie wydawao si potrzebnem, aby spoeczestwo rozradzao si lub dzielio si i przy odrobinie dobrej woli mona byo dostrzedz bd jedn bd drug z tych cech, bo przecie nawet jedna para ludzka, jako "jednostka biologiczna" mogaby by w zasadzie uwaana za zdoln da pocztek nowemu spoeczestwu, byleby miaa przez czas do dugi teren zupenie wolny i odosobniony od innych caostek spoecznych. Nie trzeba dowodzi problematycznoci tego rodzaju analogii, zwaszcza w zastosowaniu do samego spoeczestwa. Przecie organizm odradza si zdumiewajco podobny do rodzicielskiego, ale lud pochodny nigdy nie bywa do wiern kopi poprzedniego. Od chwili, gdy przekonalimy si ju w Nauce o cywilizacyi, e form D nie moe by spoeczestwo (=og ludzi), upada ju wszelka potrzeba upatrywania

cech organizmu w samem spoeczestwie, a nawet w ogle w "realnoci spoecznej". Bezuyteczne byy usiowania odszukania nieistniejcych analogii w tym kierunku, ale rwnie przedwczesne tryumfy przeciwnikw na widok braku analogii w sprawie rozradzania si, albo innych podobnych. Jeeli bowiem uwzgldnimy odmienno warunkw terenu dla rozlegego utworu D na ziemi od warunkw tego terenu dla organizmw i komrek, to zrozumiemy, e nawet brak wasnoci rozradzania si utworu ywego, choby nim miao by samo spoeczestwo, niczegoby jeszcze nie dowodzi. Napenia on cakiem niepotrzebnie trosk organicystw - i niesusznie by maczug przeciw nim, bo godzi tylko w sab stron mylnej koncepcyi, ale nie w zdrow zasad, ktra w niej tkwia. Godzi w organizmomorfizm, ale nie w cechy ycia realnoci spoecznej. Ani dzielenie si, ani rozmnaanie si nie jest konieczn cech kadej caoci yjcej. Zjawisko reprodukcyi w pewnych warunkach moe by niepotrzebnem dla yjcej caoci. Aby te nie szuka w najobszerniejszej caoci tego, co w niej niema racyi bytu, pragn zaznaczy, e gwn i zasadnicz cech wszelkie "caoci" yjcej wydaje mi si tylko rozrastanie si i komplikowanie si wewntrzne do pewnego maximum, a nastpnie, poniewa jest zjawiskiem nieodwracalnem, rozstj formy. Gdy rozrastanie si zna granice przestrzenne, zalene do struktury utworu, a jednak jest dnoci, ktrej nic wicej nie ogranicza, jak brak materyau, przeto struktura, ktrej nie brakowao materyau do rozrostu, musi zmniejsza swe rozmiary przez rozpad na dwie struktury i omijajc w ten sposb zapor dla dalszego rozrostu, moe ogarnia coraz wiksz ilo materyau, potrzebnego do budowy; moe rosn cigle, dzielc si cigle. Tak jest z komrk, ktrej zasadniczym ksztatem jest kula, a rozmiarom jej kadzie kres szereg si czysto fizycznych. Dzielenie si wic komrki jest tylko wtrn cech tej caoci. Gdzie materyau nie brako i warunki sprzyjay, tam, skutkiem rozlegoci pola dla bytu, drobna komrka zdolna bya przetworzy niezmierne iloci materyau w form swoj. I tylko ograniczonoci warunkw bytu dla wolnej komrki tumaczy si fakt, e ycie jej, ycie w tej formie ogarno nader znikom ilo materyau. Ale te dla tego, e warunki dla ycia istniay jeszcze poza sfer dostpn dla jednokomrkowca, powstaa zoona forma, organizm. Struktury zoone, rozporzdzajc nowemi rodkami, ktre si zjawiy z wyspecjalizowaniem si komrek zrzeszonych, poszy na dalszy podbj materyi martwej, przeamay fizyczne przeszkody, niezwalczone dla "kropli ywej" i opanoway nowe rodowiska. Organizmy np. ldowe, opanoway miejsca i materyay, dawniej dla ycia nieuytkowane. e si przy tem wyoniy w przyrodzie niezliczone postaci organizmu, to ju rzecz dla nas w tej chwili uboczna, to kwestya rozmaitoci warunkw bytu. Nas obchodzi fakt, e komrki pod postaci zrzesze (organizmw) poszy na podboje coraz dalsze, gdy za warunkw dla ich bytu nie brako, a i organizmy nie mogy rosn bez granic, przeto i tu rozrastaniu si przyszo w pomoc dzielenie si. Rozmnaanie si organizmu jest w zasadzie tylko podziaem ciaa, potrzebnym, aby dalej mogo si rozrasta.

Majc to w pamici, rozwamy warunki bytu formy D. Na jej zawizanie si zdoby si tylko jeden rodzaj organicznej formy, posta Homo. Jako forma, rozwijajca nowe rodki, przedtem nieznane w walce o miejsce na ziemi, odpycha ona od stou ycia organizmy niezrzeszone i sama zajmuje ich miejsce. Wyzyskuje przytem miejsca, nieekonomicznie dotychczas przez organizmy eksploatowane. Lecz ziemia jest dla tak ogromnych ustrojw terenem niezmiernie szczupym. Gdy organizm musia rozwin w sobie zdolno multyplikowania si pciowego, aby rosn i opanowywa ziemi, - bo miliony caostek jednego nawet gatunku mogy si mieci na globie naszym i znajdoway warunki prawie identyczne, przeto rozmnaanie si organizmw miao racy bytu. Nie tak jest z caociami D. Rozpostarte na bardzo ciasnym terenie naszej planety, nie znaj one jeszcze granicy dla prostego rozstania si. Nie byo jeszcze potrzeby "mnoenia si" ludu lub narodu. Zdolno reprodukcyjna wprost niema pola do uwydatnienia si, albowiem z powodu ciasnoty terenu oddawna ujawnia si ju wprost przeciwne i przedtem nieznane zjawisko zlewania si caostek D, ssiadujcych ze sob. Niezalenie od tego podzia, choby tu i wdzie zachodzi, nie mgby si uwydatni w podobiestwie utworu pochodnego do utworu rodzicielskiego, dla tego, e teren, na ktrym rozrastaj si narody, jest niezmiernie urozmaicony, co wywouje wielkie odchylanie si dalszego cigu sprawy yciowej od normy poprzedniej. Gdy tylko cao D rozronie si po za granice rodzimych warunkw otoczenia, to ju sama odmienno nowego terenu wywouje w niej na nowym gruncie niezliczone odmiennoci wewntrzne i wytwarza tak wielkie odchylenia, e przy prostym rozrocie powstaje zgoa nieunikniony niby-podzia caoci. Monaby widzie w niejednym takim wypadku zjawisko rozpadu na wzr komrki, ale to nie potrzebne, bo w rzekomy rozpad ma przyczyny inne: odmienno warunkw bytu. Jeeli do tego wszystkiego dooymy rozpoznan ju bezprzykadn szybko rozwoju formy D, wynikajc z wielkiego skomplikowania elementw, skadajcych si na cao D, otrzymamy wystarczajce wyjanienie icie fantastycznej zmiennoci procesu historycznego. Skadaj si na ni: szczupo terenu, wielkie jego urozmaicenie i o ca potg wiksze urozmaicenie elementw podstawowych caoci D, (=ludzi) od rozmaitoci elementw caoci C (=komrek w organizmie). Wobec tego nie atwo jest w tym acuchu filogenetycznym odrnia ogniwa oddzielne, gdy adne nie moe by podobne do poprzedniego. Choby te nawet realnoci D dzieliy si na wzr komrki, albo rozradzay si przez "jednostk" lub "grup drobn" biologiczn, nie moglibymy tego zauway. Nawet i zjawisko mierci indywidualnej inaczej wyglda na wysokoci ycia 3'go rzdu ni w wiecie organizmw, i to z dwch powodw. Naprzd nie widzimy tu trupa, a nastpnie, tu go naprawd niema. e nie widzimy trupa formy D - w tem jeszcze nie byoby nic dziwnego, albowiem gdyby nawet by - nie moglibymy go oglda. Forma niedostrzegalna dla zmysw naszych, gdy yje nie moe da trupa dostrzegalnego. A przecie tak wanie jest nasza realno D.

O ile tedy nard nie zostaje wytpiony wraz z osobnikami Homo, z ktrych si skada, czyli o ile z yciem 3'go rzdu nie zostanie zniszczone ycie 2'go rzdu, dajce widomego trupa, o tyle mier cywilizacyi dokonywa si bez widomego trupa. Ale, jak ju powiedzielimy - niema go tu wcale. mier jest ruchem destrukcyjnym, jest to rozkadanie si systemu ywego (por. r. XXVII). Gdy rozkada si organizm, wtedy wszystkie komrki umieraj take w bardzo krtkim czasie, albowiem nie s ju w stanie odywia si same, wic rozkadaj si na formy jeszcze drobniejsze. Ale elementy ustroju D s pod tym wzgldem o wiele trwalsze. Kady czowiek czerpie rodki do ycia fizyologicznego niezalenie. Wic nawet, gdyby cywilizacya rozwizaa si doszcztnie, to jeszcze znaczna cz ludzi mogaby trwa dalej. Podobnego jednak koca adna cywilizacya nie moe si obawia. Zachodz wic inne tylko wypadki. Narody, walcz ze sob nawet w czasie pozornego spokoju i odbieraj sobie ywe elementy, czyli ludzi. Tym sposobem zaguba (rozkadanie si) systemu D dokonywa si gwnie przez przywaszczanie sobie jego elementw przez inny system D. Produkt rozkadu natychmiast wcielany jest do innego ciaa D, wic oczywicie poza polem bitwy realnej niema tu ani czstki tego, co w wiecie organicznym nazywamy trupem. Element ywy przenosi si z jednej caoci menta1nej do innej - i na tem koczy si proces. Co si przed chwil wydzielio z jednego systemu - to wchon natychmiast drugi. Tu nie tylko tre zwierzca nie ginie, ale nie ginie nawet tre psychiczna - lecz tylko przybiera inn form. "Mens" D1 wprawdzie znika bezpowrotnie, ale miejsce jej zaja natychmiast mens D2. W ten sposb moe zgin cay nard, caa cywilizacya, ale bdzie on gin powoli, ywcem absorbowany przez inny, silniejszy. Tutaj ycie jedno graniczy bezporednio z yciem innem i dla tego niema widomego produktu mierci - trupa.

XXXVI. Przedmiot nauki o cywilizacyi.


Kiedym dawa pierwszej czci niniejszej pracy tytu "Nauka o cywilizacyi", zamiast nazwa j "Wstpem do socyologii", wiedziaem, e do tego, aby socyolog nabra przewiadczenia, e odmienno nazwy niesie co wicej, ni zmian napisu na szufladce socyologii, trzeba odsoni duo wicej ponad to, co zdoaem wwczas odsoni. Myl, e czytelnik tamtej pracy dopiero teraz spostrzega stosowno tytuu ksiki. Gdy nazwa "socyologii" wprowadzona przez Comte'a, staa si w ostatniem wierwieczu powszechn, zdawao si, e nie szkodzi ona treci. Lecz wyraz ten daleki by od posiadania zalet, ktrych wymaga nauka o konkretnym przedmiocie. Przedmiotem socyologii czyniono najczciej czowieka, a nie trzeba, aby tak byo. To punkt wyjcia faszywy, albowiem przedmiotem powinnoby by, "societas" jak sam tytu wskazuje. Lecz c jest waciwie "societas"? Ludzie cz si w przerne grupy, spki, zwizki, o jakich e to spkach mowa? Nazwa rozpywa si tak dalece w wieloznacznoci, e po czci z tego powodu liczni myliciele wprost kwestyonowali racy bytu "socyologii", utrzymujc, e takiej nauki niema i by nie moe. Do ostatniej chwili tocz si gorce spory, czy socyologia ma swj osobny przedmiot, czy te jest zudzeniem i zlepkiem osobnych nauk o czowieku (antropologia) o ludach (etnologia) i o

przernych stosunkach midzy ludmi (ekonomia, etyka, polityka i t. d.). Majc te na wzgldzie niepraktyczno nazwy, ktra daje si zastosowa do wszelkiej grupy osobnikw, poczonych jakiemikolwiek wzami i celami, a mimo to nie obejmuje nic wyranie, - ktra mwi za wiele i dla tego mwi za mao, zamieciem wwczas w przedmowie sowa, ktre tu powtarzam w notce. Cay tom powiciem na wyprowadzenie pojcia przedmiotu socyologii, lecz dopiero na kocu traktatu (w rozdz. XXXV) mogem szereg wywodw zamkn w orzeczeniu, e "jest to subtelna istno"... a nawet "proces yciowy caoci, zoonej z ludzi, z ich mowy, czynw i dzie" (str. 318). "Spoeczestwo", okazao si tylko substratem dla owej istnoci. Koncepcya podobna zbyt odskakiwaa od poj utartych, aby rozwinicie jej mona byo zostawi innym. Spostrzegem, e trzeba oszczdzi domysw i usun powtpiewania tych, ktrzy nie wmylili si w tez do gboko, e trzeba uwydatni stosunki zaledwie zarysowane, aby nowe pojcie zdobyo umysy. Dla takich potrzeb powsta tom niniejszy, a lubo zadanie uwaam i teraz za nieukoczone, realno spoeczna do trudna do ujcia, zarysowywa si nam z coraz wiksz wyrazistoci. Jeszcze kilka wysikw, a moe odsoni si nam w peni. Wtedy znajdziemy przedmiot socyologii. I rzecz znamienna, e na tle naszego odkrycia systemy socyologiczne napozr sprzeczne, koryguj si, uzupeniaj i godz na wielu najwaniejszych punktach. Po odrzuceniu bd zaoe niepewnych, bd konkluzyi, okazuje si, e trud adnego z twrcw tych systemw nie by bezowocny, w kadym s zdobycze realne i spostrzeenia trafne. Po odrzuceniu tego, co byo dociganiem do mylnej idei przewodniej sprzecznoci nikn i z kadej strony pada jakie cenne owietlenie na przedmiot badany. Okazuje si, e wielu mylicieli kryo blizko prawdy, potrcao o ni, ale aden nie odsoni, bo uchwyci si jakiej idei pontnej, ale zdradliwej. Ilu to zudzeniom podlegali kolejno pierwszorzdni nawet myliciele! Ile pomysowoci rozwinli, uwikawszy si w usiowaniach udowodnienia rzeczy nieprawdopodobnej. Tomy monaby pisa o tem. Do powiedzie, e za czynnik decydujcy o powstaniu oraz istnieniu spoeczestw podawano bd przymus niewiadomy, czy nieuwiadomiony, bd umow dobrowoln, bd sympaty podobnych sobie, bd walk ras, przemoc silniejszych, podzia pracy, doskonalenie si (achevement humain Warda) naladowanie i t. d. A przecie jeeli kto za cznik midzy ludmi uznawa sympaty podobnych, dziwnem byo sysze od rwnie powanego badacza, e cznikiem jest wanie przemoc silniejszych, a od trzeciego, e naladowanie. Jak pogodzi takie sprzecznoci, zwaszcza na gruncie szerszym, ktrego wymaga metoda porwnawcza? Wszak sympatj wzajemn osobnikw, i to wyraniejsz czsto od ludzkiej, spotykamy wrd licznych gatunkw zwierzt. Dlaczeg tam sympatya nie doprowadzia do uspoecznienia? Wszak przemoc silniejszych jest zjawiskiem pospolitem w kadem stadzie, jednak nie przetworzya stad w spoeczestwa. Wszak zmys naladowczy posiadaj nawet mapy - czemu ten czynnik rzekomo uspoeczniajcy zawid wszdzie z wyjtkiem czowieka? Powiem wicej. Wszak Tarde poczyta naladowanie za cznik nawet midzy komrkami, za cznik

organiczny. Nie wyjani jednak czy komrki, zarwno jak ludzie, zostaj w cznoci dla tego, e si naladuj, czy tez naladuj si dla tego, e s w cznoci? Nie powiedzia take, czy naladowanie ma wyjani zastj i rutyn, czy tez rozwj i postp, albowiem ten "czynnik" jednako daje si zastosowa do obu przeciwnych sobie zjawisk - wic w gruncie rzeczy nic nie tumaczy. Zatopiono nas w gbokich wyjanieniach najdrobniejszych zjawisk spoecznych, ale nie nauczono odrnia spoecznych od niespoecznych. Namnoono rnych praw, bo to jest najatwiejsze. Zamiast rozwizywa rozcina si wze gordyjski i dno, niezrozumia zarwno w przyczynach, j ak skutkach, wnet mianuje si prawem. Wikszo socyologw zapewnia ju, e realno spoeczna jest naprawd, ale nieukazali nam jej dotd. C warte udowodnienie, e istnieje co, czego nie mona okreli ani wyosobni; co warta koncepcya "spoeczestwa" zgoa nie okrelona, co warte wtedy trafne nawet zapewnienia np. Tarde'a, Baldwin'a, De Roberty'ego i innych, e indywidualno, psyche lub wiadomo osobnika s dzieem spoeczestwa? Wybitny socyolog hiszpaski, Adolf Posada, na 400 przeszo stronnicach swego treciwego "wstpu" do socyologii rzuca setki podobnych pyta, zostajcych bez odpowiedzi, wydobywa kwintesency z najcelniejszych prac, porwnywa podstawy doktryn, metody, ktrych uywano, zestawia rne definicy e tej nauki, ujawnia objektywnie sprzecznoci i roztacza przed oczyma czytelnika jedyne w swoim rodzaju widowisko popiesznego powstania z chaosu najsprzeczniejszych prdw nowej nauki, ktra jeszcze nie zna swego przedmiotu. Wyobramy sobie w roku 1909 ankiet midzynarodow na temat: co jest przedmiotem zoologii, albo antropologii. Ankieta podobna moliw byaby tylko w szkole, skierowana przez nauczycieli do uczniw. Ale socyologowie ogaszaj tak ankiet w naszych oczach. Osiwiali mistrze socyologii nie uczniw swoich egzaminuj, ale sobie wzajem rzucaj przez ldy i morza obu pkul pytanie podstawowe - i ankieta robi fiasco! Wiadomo po niej tyle, co pierwej. Urzdzaj si kongresy, zakadaj si Instytuty, pisz si gorczkowo setne dziea, socyologom teoretykom pomagaj mowie stanu, ekonomici, ministrowie, filozofowie, goni uczeni z innych dziedzin nauki, wic znakomici fizycy i chemicy, a przedmiot wci jest ciemny i nieuchwytny. W oczach naszych propaguj si nerwowo najsprzeczniejsze doktryny socyalne, budzi si niepokj wrd milionw jednostek, coraz goniej rozbrzmiewaj natarczywe dania drogowskazw w ciemnym labiryncie zjawisk socyalnych! a tam zkdby powinno zej wiato, panuje niemoc i bezradno. Istny obraz budowy wiey Babel. Dziwny stan. Nagromadzono ju cae skarby trafnych spostrzee i wanych odkry, a jednak socyologia oglna jeszcze nie istnieje. Stan podobny zupenie jest zrozumiay. Socyologia znajduje si w stadyum tworzenia si. Jeszcze jej niema, ale rycho ju bdzie. Trudy nie zmarnowane, mona to rzec miao. Jest w niej niemal wszystko, co jest potrzebnem, aby si uformowaa w doskonale okrelon nauk, jak inne, brakuje tylko drobnostki, jeszcze szczypty trudu, jeszcze jednego wstrznienia. Jeelibymy uyli jzyka mineralogw czy chemikw, moemy dzisiejsz socyologi porwna z roztworem soli w stanie blizkim nasycenia. Jeszcze to ciao bezksztatne, pomimo wielkiej

iloci zawartej w niem soli. Ali dorzumy odrobin, lub oddalmy nieco wody, wreszcie wrzumy krysztaek, choby mikroskopowej wielkoci - a wnet bezksztatny pyn zacznie si krystalizowa, wyoni si twr o wyrazistej budowie, zgodnej z natur rzeczy w roztworze zawartej. Materya socyologii dosza ju do tego stanu krytycznego, jest w niej ju wicej ni trzeba, wic tez uformuje si w kryszta, a reszta zostanie w roztworze. Zkde oczekiwa ostatniej szczypty, albo twrczego krysztaka? Jeeli si nie mylimy, jeelimy nie zmarnowali trudu - owym cennym plusem bdzie rozpoznanie specyficznej roli jzyka, wprowadzone przez nas w gr si spoecznych nie a priori, lecz jako wynik cisych rozwaa. Nauka pty zostanie bezprzedmiotowa, pki nie ujrzy przedmiotu swego. Dzi go nie widzi, ale krysztaek by moe, ju si uformowa. Zostaje nam duo jeszcze rzeczy do zbadania, ale musimy odsun na czas pewien roztrzsanie rzeczy mniejszych, albowiem zbliylimy si do gwnego celu naszego poszukiwania. Od najwikszej rzeczy dzieli nas ju tylko cienka zasona. Co jest za t zason? Przedmiot socyologii, i nietylko socyologii. Kroczc wasn drog doszlimy do potwierdzenia wielu prawd, osignitych ju na zgoa odmiennych drogach, ale pozatem, powtarzam, pozosta nam, jako wynik troskliwej analizy, czynnik, ktry rozstrzyga najdotkliwsz niepewno dotychczasow. Zason ostatni jest nierozpoznany dotychczas stosunek tego czynnika do myli ludzkiej. Uchylenie tej zasony musielimy zostawi na koniec pracy badawczej, bo gdybymy przedwczenie to uczynili, wtedy jedni zawoaliby: mara! zudzenie! drudzy powiedzieliby: nic nowego, dawno o tem wiedzielimy. A przecie i jedno i drugie byoby nieprawd. Ani to mara, ani o tem wiedziano. Mymy wszyscy to tylko czuli. Dopiero gdy spojrzymy twarz w twarz tajemnicy, otworz si nam oczy na prawd, ktra tkwi w naszych sercach i uczuciach, ale nie w gowach i rozumach; zrozumiemy istno drog nam, cho rozum jej jeszcze nie pozna. Cho o niej nie wiemy, poddani jestemy istnoci najwikszej z ziemskich, i stawiamy jej oddawna otarze w sercach naszych. Nieprzeliczeni mczennicy skadaj jej dobrowolnie szczcie i ycie w ofierze, a cierpic i umierajc przez ni i dla niej, bogosawi j. W ogniu mioci do tej istnoci topniej egoizmy nasze i przerabiaj si w altruizm. I to wszystko dzieje si instyktownie, bez wyrozumowania. Gdy za poznamy rozumem - nie utracimy naszej wiary, bo on j wanie potwierdzi. Poznamy dziwn w swej prostocie i oczywistoci prawd, e ludzko jest abstrakcy, bo jest co konkretniejszego od ludzkoci, przekonamy si, e niema czowieka bo jest co konkretniejszego od czowieka; e myl oglnoludzka nie istnieje wcale, natomiast jest co konkretniejszego od tej zudy. A wtedy wiele rzeczy przybierze posta wyraniejsz i znikn wtpliwoci, ktre targaj nami obecnie. Rozpoznamy bdy, szerzone bd w dobrej, bd w zej wierze. Poznamy, ile pracy destrukcyjnej prowadzi si pod hasami mylnemi

lub faszywemi i ci, ktrym si wydaje, e co buduj, e su wyszym ideaom, ujrz we waciwem owietleniu i swoje dzieo i swoje ideay.

XXXVII. Co sdzi o niedopasowaniu jzyka, do myli?


Jeeli wnikniemy uwanie w sam istot naszej teoryi, wtedy nastrcza si par kwestyi pierwszorzdnej doniosoci, ktrych jeszcze nie rozbieralimy, chocia wyoniy si do wczenie. Jedna z nich wyonia si w rozdziale XVII -m, gdzie byo powiedziane, e granice i cigo realnoci D (w czasie i przestrzeni) stanowi jzyk, nie za myli, z czego pynie wniosek konieczny i dlatego wany, e oparty na niezachwianej podstawie naukowej, e caoci D jest lud jednojzyczny albo nard, nie za caa ludzko, lub jakiebd inne wyimaginowane caoci. Twierdzenie pozostaje jednak w pozornej sprzecznoci z pospolitym pogldem na stosunek myli ludzkiej do mowy, skutkiem czego moe si wydawa niepewn ciso naukowa twierdzenia co do narodu. Zapowiadalimy ju parokrotnie roztrznicie ostateczne stosunku mowy do myli, ale dopiero teraz jest to potrzebne i moliwe, gdymy ju owadnli podstawowemi pojciami, niezbdnemi do rozbierania tych stosunkw i gdymy je sprawdzili parokrotnie. Przedtem nie bylibymy w stanie treciwie i zasadnie rozwin zagadnienia, nad ktrem wogle rzadko si zastanawiamy, a ktrego rozwizanie przyniesie powan reform naszych pogldw, ustalonych wiekowem przyzwyczajeniem. Ogromna wikszo mylicieli, zajmujcych si psychiczn stron czowieka, wyobraa sobie, e myl ludzka jest to albo funkcya jedynie tylko organizmu ludzkiego, albo podmiotowa strona funkcyi fizyologicznej w mzgu ludzkim, wyaniajca si w osobnikach niezalenie od mowy, to znaczy, e dla tej istnoci wewntrznej, mieszkajcej w nas, czy tez wytwarzajcej si w nas, mowa suy tylko do wprowadzenia jej w zetknicie z tak istnoci w innym osobniku. Innemi sowy, panuje przekonanie ze myl jest to co rozwijajcego si we wntrzu organizmu ludzkiego, e jest to wadza osobnika, ktra wprawdzie rozwija si przez dowiadczenie, ale potrzebuje mowy gwnie po to aby si uzewntrzni, aby si da pozna innej duszy organizmu pokrewnego, aby si skomunikowa z inn, obc "jani" i oddziaywa na ni. Gdy za mowa skada si z wyrazw-symbolw, mogcych oddawa myl pod ni podkadan w sposb tylko przybliony i mao dokadny, przeto mowa poredniczy midzy mylami osobniczemi w sposb niezdarny i stanowi ostatecznie bardziej zapor w dokadnem komunikowaniu si umysw czy dusz, anieli prawdziwie dogodny cznik. Jzyk uwaamy za przenosiciela myli, ale za form mao podatn do oddawania w nim wszelkich myli, za co, co krpuje, a nawet rujnuje porzdek mylenia. Taki sposb wyjaniania sobie stosunku mowy do myli wydaje si zwykle poprawnym, albowiem popiera go dowiadczenie codzienne. Na kadym niemal kroku odczuwamy pewn "obco" mowy, gdy usiujemy myli i uczucia, kbice si w nas, wyda na zewntrz w postaci doboru sw odpowiednich. My wtedy rzeczywicie i szczerze pracujemy nad zmian myli na wyrazy, a pomimo to czsto bywamy niezadowoleni z wynikw tej pracy wewntrznej. Powszechnie si te syszy skargi, e mowa prawie nigdy nie oddaje dokadnie myli oraz stanw psychicznych. Najgoniej uskaraj si na to poeci,

(zwaszcza redniego talentu). Nosz oni w duszy cae skarby myli i uczu, dla ktrych prno szukaj wcielenia w mow ludzk. Nawet i myliciele niektrzy podzielaj ten pogld i s znowu przewiadczeni, e gdyby "ludzko" zdoaa udoskonali znakowanie dla myli, wtedy osignlibymy idealn zgodno mylenia z mwieniem, a zarazem idealny rodek komunikowania sobie wzajemnego myli i wzrusze psychicznych. Zapor w tym wzgldzie widz w niedoskonaoci jzykw ywych, ktre s pene wad i brakw. Uskaramy si czsto na mnstwo synonimw i homonimw, grubych przenoni i uciliwych nieprawidowoci, a zarazem na niedostateczno zapasu wyrazw, na oczywist nieodpowiednio mnstwa wyrazw, ktrych musimy uywa ju tylko dla tego, e s zaprowadzone i e niema innych lepszych. "Stolarz" robi nam przecie nie tylko stoy, ale mimo to nazywamy go stolarzem. "Gwka" u szpilki niema nic wsplnego z gow, a jednak nazywamy j gow i musimy poprzestawa na tak niestosownej nazwie. "Nagwek" (chapitre) ksiki czy rozdziau jest mniej stosowny do treci, jak mu nadajemy, nieli gdybymy tym wyrazem nazwali nakrycie gowy, kapelusz (chapeau), czapk. C ma za sens "korona" drzewa, albo korona dziea, gdy koron nazywamy ju nakrycie gowy krlewskiej a nawet nie tylko krlewskiej. "Na kadym kroku" wprost "bije" w oczy "ubstwo" jzyka, a bije, jeli "rozbierzemy" choby to ostatnie zdanie. W nasze oczy przecie nic nie "bije", ani nie "skacze" (saute), jakby powiedzia francuz, ani w oglnoci, ani "na kadym kroku", a tem mniej "bi" lub "skaka" nie moe "ubstwo", ktre niema ni pici ni ng do skakania, a tem bardziej ubstwo "jzyka", ktry nie potrzebuje pienidzy. U nas i "akcye" "skacz" w gr lub "spadaj", lubo s to tylko papiery i le nieporuszone. Piszemy cigle jeszcze "pirem" cho niejeden pisarz nigdy nie mia w rku pira ptasie go do pisania i zawsze pisze "stalwk". Gdy si zastanowimy nad tym dziwacznym chaosem, ktrym jest kady jzyk, to moglibymy go przyrwna do wielkiego muzeum, w ktrym poustawiano obok siebie staroytnoci najrozmaitszego wieku i pochodzenia, cae i poamane, a take poprzerabiane i poatane w najrozmaitszy sposb przez liczne zmiany, wprowadzane do nich w rnych czasach i przez najrozmaitszych inicyatorw. I my ten straszny chaos tolerujemy, pogodzilimy si z nim, a nawet co najdziwniejsza, nie odczuwamy jego dziwacznoci a nawet niedogodnoci. Dopiero gdy kto zacznie si nad nim zastanawia, jak to czyni jzykoznawcy i filozofowie, wtedy wielu z nich wyobraa sobie, e owe niedogodnoci mogyby by usunite, gdyby udao si utworzy jzyk sztuczny, ktry pozbawiony cikich wad jzykw ywych, stanowiby idealny rodek porozumiewania si umysw. Zdaniem ich, ludzie osignliby niezachwian ciso i zupen zrozumiao wzajemn, postp nauk byby niezmiernie uatwiony, a cywilizacya wzniosaby si na wyyny, o ktrych dzi marzy nawet prno. Naturalnym wynikiem takiego pogldu jest przekonanie, e wielka ilo jzykw naturalnych dzieli zgoa bezpotrzebnie ludzko na grupy mniejsze, zamiast czy wszystkich ludzi w jedn wielk rodzin z ducha.

Trzeba sobie otwarcie wyzna, e wszystkie te pogldy i wiele innych, bdcych ich konsekwency, a ktrych nie zdoalibymy wymieni, - s bezzasadne, marzenia za o doskonaym jzyku powszechnym nieziszczalne. Metodyczn podstaw bdu jest przekonanie, e myl logiczna jest to co, niezalenego od wyrazw i od budowy jzyka, e w kadym z nas istnieje jaka myl, jaka "mens" oglno-ludzka, tymczasem, jak si o tem przekonamy niej, wcale tak nie jest. To jednak bdzie punkt drugi, ktrym zajmiemy si po roztrzniciu punktu pierwszego. 1) Pierwszym za i bardziej zasadniczym musi by ustalenie faktu, e to wanie jest win myli okoliczno, e jzyk nie moe sta si dla niej do dokadnym wykadnikiem, czy podstawieniem. Dotychczas wyobraano sobie ten stosunek najczciej odwrotnie. Aby si przekona, e jzyk nie jest przeszkod dla myli, do przypomnie sobie, e samo mylenie ludzkie zostaoby procesem, zamknitym cile w osobniku, gdyby nie mowa, a nawet na dobr spraw, nie byoby go wcale w osobniku. Wszak mylenie jest podmiotow stron ruchu nerwowego w mzgu. Ono jest tym winiem w klatce cielesnoci, ptakiem, tsknicym do obszarw, lecz oddzielonym mocnemi kratami od wiata zewntrznego. Ale stosunek tego ptaka winia do jego klatki jest zgoa inny, ni si wydaje. On cay jest dzieem tego, na co si skary. Mwic krtko, ruch nerwowy, taki wanie, jaki panuje w gowie ludzkiej, jest dzieem mwionego. Gdyby nie byo mowy wyrazowej, tej poredniczki pogardzanej ze wzgldu na jej rzekom niedoskonao, - wtedy ruch nerwowy w mzgu byby cakiem inny. Zostaby takim, jakim jest w mzgach zwierzcych, bezporwnania prostszym, biedniejszym i stokro bardziej izolowanym, nieli jest. Subtelne mylenie po ludzku, ktrem si chepimy, zawdzicza osobnik tylko jzykowi i to takiemu wanie, ktrego uywa. Wanie ten, a nie inny system ruchw powietrza (szmerw) wywoa w gowie cay ruch skomplikowany, ktry si tam toczy bez przerwy. Teraz wemy pod uwag niezmiernej wagi fakt o ktrym nie naley ani na chwil zapomina, mianowicie, e w przyrodzie niema nigdzie dwch stosunkw midzy rzeczami cile jednakowych, dwch rzeczy, ktreby byy podobne do siebie we wszystkich szczegach. Im rzeczy, ktre rozpatrujemy, s bardziej zoone, tem rnice midzy niby podobnemi do siebie, niby jednogatunkowemi bywaj wiksze. Jeli niema nawet dwch sosen, dwch wilkw zupenie jednakowych, to tembardziej nie moe by dwch ludzi zupenie podobnych do siebie. Skoro tak, to proces nerwowy w mzgu jednego czowieka niema sobie podobnego w drugim mzgu, chobymy przeszukali miliony mzgw. Skutkiem nieobliczalnych oddziaywa rodowiska na jednostki ludzkie, oddziaywa, ukadajcych si w cigu caego ywota dla kadego czowieka odmiennie, cay skad psychiczny osobnika ludzkiego niema drugiego sobie podobnego na caej ziemi. Tembardziej nie moe by cile podobnych dwch procesw w mzgach ludzi, ktrych najczciej zblia tylko traf i przemijajca potrzeba. Nie widzieli si oni przed chwil, nie oddziaywali nigdy na siebie, - a potrzebuj si porozumie. Gdybymy mogli pozna caoksztaty ich psychiki, wtedy przekonalibymy si, e

to dwa wiaty cakiem odmienne. I tacy ludzie wchodz ze sob w komunikacy, notabene skuteczn! Jakoci niepodobne do siebie staj si w chwili wymiany myli dopasowanemi, albowiem wchodz w skuteczn czno psychiczn. C sprawia ten nieprawdopodobny skutek? Czy myl kadego z nich? Nigdy! Tylko mowa! Dlaczego? Dlatego, e ona jest tylko grubym schematem dla myli. Uskarano si, e mowa prawie nigdy nie oddaje myli naszych z ca dokadnoci, e jest raczej zapor, anieli rzeczywistym cznikiem. Powiedzielimy na to, e skargi s niesuszne. Teraz jedna chwila zastanowienia powinna ju nam wystarczy do obalenia tych skarg, do nazwania ich bezzasadnemi i niesprawiedliwemi. Aeby mwienie mogo dokadnie oddawa myli, jak tego chc malkontenci, musiaoby samo by myleniem, a to jest naprzd niemoliwe, powtre, gdyby nawet byo takiem, wcale nie prowadzioby do celu. Niemoliwem jest dla tego, bo mylenie, czyli myl sama, jako strona podmiotowa procesu fizyologicznego, nie moe wykroczy po za granice mzgu, nie moe si ujawni na zewntrz. Ona si tylko podstawia pod dwiki (albo pod pismo). Lecz wtedy owa myl staje si odrazu, bo musi si sta, czem innem i ju tylko w postaci dwiku oddziaywa na drugiego osobnika jako bodziec. Czy dwik w budzi w drugim myl identyczn? Znowu nie, bo to znowu dla dwch racyi jest niemoebne. Naprzd dla tego, e tak proste, tak elementarne podstawienie nie obejmuje w sobie wszystkiego, co si podstawio, powtre dla tego, e identycznej myli nie moe by w osobniku innym. I to jest rozstrzygajce. Chobymy wic nawet przypucili na chwil moliwo tak dokadnego podstawienia symbolw dwikowych, e oddawayby one wszystkie subtelnoci myli wyraajcej si, to i wtedy rezultat wypadby ujemny. Mwienie przestaoby by wwczas cznikiem, albowiem myli wysane w postaci sygnaw natrafiyby na myli obce tak niepodobne, e odbiyby si od nich, jako od jakoci zupenie odmiennej. Komunikacya psychiczna nie mogaby si zawiza, albowiem niepodobne nie mogyby si do siebie dostroi, nie mogoby by adnego porozumienia czyli dostrojenia si midzy mzgami. A przecie ono istnieje. Ot teraz doszlimy do punktu najwaniejszego. Komunikacya midzy ludmi istnieje dla tego, e dla zmiennych, niepodobnych i nietrwaych procesw lokalnych wytworzy si zewntrz nich proces mniej zmienny i trwalszy w swych elementach, nie tak lokalny i obszerniejszy, ale nadewszystko proces o wiele prostszy. aden jeszcze jzyk nie oddawa dokadnie mylenia osobnika ludzkiego, to prawda, lecz gdyby zdoa oddawa, powtarzam, staby si natychmiast niezrozumiaym. Przestaby by jzykiem, staby si ju gonem myleniem osobnika, niezrozumiaem dla tego, e powiedziane byoby tak samo niepodobne do adnego innego pomylanego, jak samo pomylane. Mianowicie byoby tem mniej podobne, im osobniki, ktre si komunikuj, byyby mniej podobne do siebie pod wzgldem psychicznym. Znaczy to, e tylko najpodobniejsi - mogliby si ze sob jeszcze jako tako porozumiewa, ale ani ubosi duchem nie mogliby wprost rozumie mowy osobnikw bardzo skomplikowanych, ani skomplikowane umysy, lecz bardzo niepodobne siebie

wzajem. Nie potrzebujemy ju rozsnuwa dalej tematu, gdy trzeba sobie krtko wyzna, e mowy, dokadnie oddajcej mylenie, nie moe by. Sygnalizacya tak elementarna, jak mwienie akustyczne - nie jest w stanie odda tego niezmiernie zoonego ruchu, jaki zachodzi w jakiejkolwiek gowie ludzkiej. Myl musi si niezmiernie ograniczy, zwzi do czci najwaniejszych aby si dopiero ujawni nazewntrz. Dlaczego? to atwo ju zrozumie. Gdy kombinacyi psychicznych moe by i jest ilo nieograniczona, bo kada jest now, przeto musiaaby by rwnie i wyrazw ilo miliony razy wiksza, nieli jest. Lecz takiej ogromnej iloci wyrazw pami ludzka nie pomieciaby. aden czowiek nie potrzebowaby zreszt nawet tysicznej czci tego zapasu, bo nigdyby nie usysza w caem yciu ogromnej wikszoci wyrazw. Wikszo ludzi, obracajc si w cianiejszym zakresie pospolitego ywota, wcaleby ogromnej wikszoci wyrazw nie znaa jak nie zna ich dzi nawet, wic nawet najbogatszy jzyk nie byby rodkiem porozumiewania si z kadym czowiekiem, chyba w zakresie szczupym potrzeb codziennych. A do tego ywe jzyki su tak dobrze, e lepiej nie trzeba. Zdaje si e moemy ju spraw, pozornie zawi, sformuowa krtko. W myleniu i mwieniu mamy dwa systemy cakiem niepodobne do siebie i nie pokrywajce si wzajem. Jeden niezmiernie subtelny i zawiy, drugi niezmiernie prosty w stosunku do tamtego. W pierwszym wszystko si bezustannie zmienia, bo to jest proces, ktrego fazy s ustawicznie inne. Ewolucya psychiczna daje wci nowe kombinacye stanw psychicznych. Drugi proces jest w porwnaniu do pierwszego wzgldnie stay. I tu ilo kombinacyi moe by prawie nieograniczona, ale przynajmniej jedno: cae wyrazy powtarzaj si bezustannie, niby najmniejsze elementy, ktrych ju dzieli ni e podobna. Zwamy jeszcze, e tylko drugi system, mianowicie proces mwienia jest prawdziw przyczyn i warunkiem pierwszego, bo gdyby go nie byo, lub gdyby usta, - nie byoby lub ustaby proces drugi, interpsychiczny. 2) Teraz moemy przypomnie sobie pogld, wedug ktrego myl ludzka potrzebuje mowy tylko do uzewntrznienia si. atwo zrozumie w czem on szwankuje. Oto w tem, e z dwch spraw cakiem odmiennych, ale zwizanych ze sob, z ruchu nerwowego i ruchu mwionego uwaano spraw pierwsz za gwn i zdawao si to by susznem, tymczasem jest odwrotnie. Za wielko sta, za jako sta, za co gotowego w spoeczestwie uwaano myl; mow poczytywano za co, co t rzecz gotow przenosi z gw do gw na odlego, ale j obnia. Najczciej mniemano, e w wyrazy jednakowe obleka si myl jednakowa, a jeeli si ona obnia, przechodzc od osobnika do osobnika, to dzieje si to z winy jzyka. Widzimy ju wyranie, e rzeczy maj si odwrotnie. Kada myl moja jest procesem jedynym, ktry si ju nigdy nie powtrzy w tym samym ukadzie - ani we mnie, ani w nikim. Dla tego niema ona istotnie i nie moe mie swego wyrazu, swego symbolu zewntrznego, cakiem odpowiedniego. Nie moe go mie, bo takiej myli jeszcze nie byo, wic symbol odpowiedni nie mg by jeszcze stworzony. Nie potrzebny rwnie byby wyraz cakiem dokadny i dla tego jeszcze, e go ju nigdy nie bdzie potrzeba, albowiem cile taki sam stan

psychiczny ju si wicej nie pojawi. Aeby tak zmienn tre wyraa na zewntrz, trzeba j koniecznie deformowa, upraszcza, t. j. wyania z niej elementy najstalsze. Z kbu skomplikowanego procesu psychicznego musimy w danej chwili wyoni elementy najwaniejsze w danej potrzebie. Z niezmiernej rozmaitoci psychicznej trzeba wydzieli momentalnie to, co w niej przewaa i tylko to jedno wyrazi w jednym symbolu akustycznym, lub w szeregu takich symbolw. Znaczy to, e musimy zamkn szerok, a nadto szerok tre psychiczn chwili w jednym ciasnym sdzie. Wtedy jednak - owo "jedyne" i "indywidualne" traci ju sw wyjtkowo, bo zostaje podstawione pod istno szablonow, majc swj stay kurs w narodzie. Myl w swoim ukadzie jedyna staje si uoglnieniem w chwili, gdymy j zwzili i obcili, i podstawia si pod realny bodziec fizyczny dla innych, pod szereg dwikw. Szereg ten dwikw nie budzi jednak w osobniku suchajcym jakiej myli rwnie szablonowej, jak ta, ktra si ostatecznie podstawia pod powiedziane, lecz cay rj myli, waciwych temu drugiemu osobnikowi. Owe myli inne s podobne do pierwszej, wysanej w sygnale, zaledwie w grubych zarysach, ale przeciw temu nic poradzi nie mog i zreszt wicej mi nie trzeba. Powinienem by zadowolnionym, e w drugi osobnik umie w caym splocie obudzonym odrzuci znowu poboczne elementy, zbyteczne wobec bodca, i e przez tak eliminacy upraszcza w splot do tego stopnia, e ujmuje w wiadomoci swej gwnie tylko ten szereg procesw, ktry chciaem obudzi. Wyania on i ustala pojcie, podobne jedynie tylko w gwnym zarysie do mego gwnego. Wtedy dopiero nastpuje zrozumienie sdu i cay szereg nastpstw tego faktu. Dokonao si upodobnienie procesw mzgowych na skutek prostoty bodca fizycznego. Komunikacya taka jest wprawdzie dalek od dokadnoci, ale byaby jeszcze dalsz i trudniejsz, gdybymy mieli do rozporzdzenia, subtelniejsze bodce-wyrazy. Komunikacya owa bywa tem mniej dokadn, im bardziej abstrakcyjne pojcia bywaj przedmiotem wymiany. Gdy mwimy "jabko", zgodno jest do atw i blizk, bo suchajcy zaraz wyobraa sobie owoc jaboni, mniejsza ju jaki. Ale gdy mwimy "dobre", wtedy rnice mog by znaczne, gdy jeden dobrem nazwie kwaskowato jabka, drugi sodycz, trzeci krucho, soczysto, trwao i t. d. Jasnem jest, e w rozmowie operujemy samemi schematami, uoglnieniami, uproszczeniami, ale gdybymy bezustannie nie uoglniali, nie moglibymy si zrozumie. Wzajemn zrozumiao zawdziczamy tedy nie treci psychicznej lecz wyrazom i nie wyrazom dokadniejszym, ale takim, jakich uywamy. Gdybymy za wytworzyli sobie dokadniejsze, wtedy wzajemna zrozumiao, przy tej samej sile pamici, nie tylko nie zwikszyaby si, lecz raczej mocno zmniejszya i utrudnia. Po za pewne za granice przeprowadzona jeszcze wiksza zgodno sygnaw z mylami - byaby ju wprost zapor do porozumiewania si, wcale za nie uatwieniem. Nie uskara si nam trzeba na mnstwo synonimw i homonimw, oraz na to wszystko, co si nam wydaje w jzyku uomnem i wadliwem. Powinno by nam obojtnem, e rzemielnika, sporzdzajcego rozmaite meble z drzewa, nazywamy "stolarzem", bo jake inaczej naleaoby go nazywa, aby by cilejszym? Zamiast, "ubstwa" trzebaby byo tysica osobnych wyrazw, stosownych do

kadego rodzaju ubstwa. Sowem zamiast stu tysicy wyrazw, ktre nam wystarczaj, maoby nam byo 10-ciu milionw, ktrychby ju nikt nie opanowa. Zwamy, e wyrazy naszej mowy stanowi jedyne stae i trwae czci szkieletu, na ktrym rozpina si w mzgach i siga od mzgu do mzgu to, co nazywamy myleniem wszystkich czonkw spoeczestwa. Bez takiego szkieletu cao interpsychiczna nie mogaby ani utworzy si, ani trwa. Jedyn form trwa, t. j. wzgldnie sta, dziki ktrej procesy psychiczne ludzkie utrzymuj si w czasie i istniej - jest mwione, krce w narodzie. Rozlege tedy i bezustannie zmienne utrzymuje si na mniej zmiennem (na mwionem) i tylko dla tego mamy cigo oraz pozorn jednakowo myli spoecznej. Tylko mowa trzyma w karbach myl ludzk i nie daje si jej zbyt rozbienie rozwija ani rozstrzeli. Zapewne, e przytem niejedno zatraca si i nie uwydatnia, ale straty te nagradza stokrotnie choby to jedno, e inaczej nie powstawaoby nie tylko to, co si zatraca, ale i to wszystko, co trwa i podlega rozwojowi. Pamitajmy przytem, e do cywilizacyi naley nie to wszystko z procesw psychicznych, co zachodzi w naszych gowach, lecz tylko to, co znajduje swj wyraz bd w mowie, bd w czynach i dzieach naszych. Znaczy to, e dla cywilizacyi jest wanem to, co Mickiewicz powiedzia, napisa, zdziaa, nie za to jeszcze, co w jego gowie powstao, lecz nie ujawnio si niczem. I wcale zreszt nie zatracone zostay owe ptony, wier tony, owe "timbry" myli jego, ktrych mowa polska i adna inna nie oddaje, bo one, zostajc w jego "jani" i wpywajc na wszystkie procesy psychiczne, stanowi ow "indywidualno" czowieka, ktra si uwydatnia dopiero w caoci dzie jego. Porednio wic i to wszystko "niewypowiedziane" oraz niedajce si narazie wypowiedzie, weszo do cywilizacyi. Wic - czeg trzeba wicej?

XXXVIII. Dalsze konsekwencje. Jzyk powszechny.


Wyczerpalimy nasz temat dopiero w poowie. Aby oceni ostatecznie stosunek jzyka do myli, a powiedzmy wprost do cywilizacyi, wypada podnie kwesty jzyka powszechnego i rozway czy jest on moliwy oraz jakie miaby strony dodatnie, a jakie ujemne, sowem, jakie sprowadziby wyniki. Kwestya ta wie si jak najcilej z kwesty internacyonalizmu, ktra dziki potnie rozwijajcym si rodkom komunikacyi i coraz mocniej zacieniajcym si stosunkom midzynarodowym, staje si zagadnieniem paacem i porusza wiele umysw. Kwestya jzyka powszechnego moe by pojmowana i podejmowana w dwojaki i cakiem rny sposb. Moe by mowa o jzyku powszechnym pomocniczym, w rodzaju Volapcku lub Esperanto, - lub tez o jzyku powszechnym jedynym, ktryby zastpi wszystkie jzyki istniejce. Kto bystro orjentuje si w wynikach naszego badania, temu nie potrzeba dowodzi, e tylko kwestya jzyka pomocniczego moe by przedmiotem praktycznych usiowa internacyonalistw i wogle moe nalee do ziszczalnych; kwestya druga jest kwesty czysto akademick, albowiem wprowadzenie jednego jzyka na miejsce dotychczasowych jest i zostanie, zapewne na zawsze, utopi.

Mimo to - wielce bdzie uytecznem potraktowanie utopii tak, jakby bya moliw do urzeczywistnienia i dla tego podniesiemy kwesty jzyka jednego, sprawa bowiem pomocniczego nie naley ani do spornych ani do wanych pod wzgldem teoretycznym. Gdyby taki jzyk da si upowszechni, oddawaby niewtpliwie wielkie usugi. Lecz moe kto powiedzie, e skoro jzyk pomocniczy powszechny jest moliwy i oddawaby wielkie usugi, to wyrokowanie, e nie mgby zastpi wszystkich lokalnych, dzi istniejcych, jest przedwczesnem, nazywanie za moliwoci, choby sabej, utopi jest przesdzaniem o sprawie, ktra nie dojrzaa do rozstrzygania. Wyania si wic kwestya moliwoci lub niemeliwoci jednego jzyka, powszechnego. Musimy wyjani dla czego nazwalimy go utopi. Oto dla tego, e sprawa takiego jzyka dzieli si na dwie fazy. Naprzd musiaby by wprowadzony jzyk uniwersalny pomocniczy. Potem musiayby by zarzucone jzyki ywe, naturalne na rzecz owego pomocniczego. Dokonanie si ju tylko pierwszej poowy dziea jest w dzisiejszych warunkach zadaniem niemoliwem co najmniej i przedewszystkiem dla tego, e: 1. Niema potgi, ktraby moga narzuci jzyk pomocniczy wszystkim ludom drobnym, np. egzotycznym; 2. Niema potgi, ktraby narzucia taki jzyk wszystkim wars twom jakiegokolwiek narodu rozwinitego, ale zwaszcza warstwom niszym i najniszym. A jednak dopiero wwczas mogaby si zacz akcya druga, wyrugowywania jzykw starych. Gdybymy przypucili nawet, e pierwsze dzieo dokonao si, to wtedy ujawniaby si w peni niemoliwo przeprowadzenia zadania drugiego, albowiem 1. prby takiej nie dopuciby si na swym ludzie aden rzd; 2. nie usuchaby za podobnego nakazu aden nard i adna warstwa narodu, oczywicie prcz nielicznej i o niczem nie decydujcej garci kapitalistw, kupcw, uczonych, arystokracyi, karyerowiczw i lekkoduchw; 3. Kady nard, yjcy peni ycia opieraby si temu ze wszystkich si. Dlaczegoby tak byo, o tem nie bdziemy w tej chwili mwi, albowiem odpowied wyniknie sama, nieco niej. Dla nas do pewnoci, e podobnej amputacyi nie byaby w stanie dokona ani najpotniejsza propaganda, ani przemoc. Skde pewno? Opieramy j na dowodach. Dowodem bezskutecznoci zarwno propagandy, jak przemocy jest choby dugoletnie tpienie jzyka polskiego, dokonywane w polskiej prowincyi zostajcej pod panowaniem niemcw - na rzecz jzyka niemieckiego. Wielkie to dzieo wydzierania jzyka prowadzone jest systematycznie, rodkami najwszechstronniejszemi na skal dotychczas jeszcze na ziemi nigdy nie widzian. Zaczyna si od szkki elementarnej obowizkowej, popierane torturami

moralnemi i fizycznemi za kade wymwione sowo polskie, a koczy si na przemocy, sigajcej potn doni wszechwadnej administracyi do wszelkich dostpnych dla niej dziedzin ycia nawet prywatnego. Wydziera si jzyk z brutalnoci, konsekwency i uporem zaiste bezprzykadnemu, i jaki wynik? Jzyk trwa i rozwija si, jest opok o ktr rozbijaj si wszystkie dostpne dla atakujcych rodki, mniej lub wicej niegodziwe. Z rwn si opieraby si jzyk niemiecki i kady inny, gdyby go chciano skasowa na rzecz innego. Teoretyk odpowie nam, e nie byoby podobnego oporu, gdyby chodzio o jzyk nowy, uniwersalny, lepszy od istniejcych. Teoretyk powie nam, e tu wchodzi w gr polityka, antypatya do wrogw - tam nie byoby tych pierwiastkw. Naszem zdaniem mylny to pogld, polityka jest przejawem cierania si si naturalnych spoecznych, przejawem walki o ycie wyszego rzdu, wic motyw walki o takie ycie zostaby w caej sile nawet gdyby chodzio o jzyk neutralny. Ale przypumy, e pogld teoretyka jest suszny. Przypumy wicej. Wyobramy sobie, e takie dzieo dokonao si wrd wszystkich ludw. Znowu nie trzeba wielkiej domylnoci, aby spostrzedz, e stoimy tu wobec dziea nietrwaego i chybionego, albowiem nie s fikcy obszary ziemi naturalne tak samo dla czowieka, jak dla flory i fauny. Kady obszar potrzebuje mnstwa wyrazw, zbytecznych na wszystkich innych. Wic naprzd sownik praktyczny kadego obszaru byby ju od pocztku inny. Nastpnie wszystkie czci jzyka s materyaem plastycznym, przeksztacaj si i deformuj. Odchylanie si jzyka od postaci pierwotnej dokonywaoby si rozbienie. Rnicowanie si jzyka powszechnego na obszarach geograficznych sigaoby coraz gbiej. Wyrazw i zwrotw "uniwersalnych" ubywaoby wci przez nieuywanie, zapomnienie, nieznajomo i przerbki - lokalnych przybywaoby z rosnc prdkoci. Gwary lokalne, oddalajc si od pierwowzoru powoli stayby si jzykami samodzielnemi - i jeeliby nawet jzyk normalny, pierwotny przetrwa - wci podtrzymywany i wzbogacany przez jak nieustajc komisy midzynarodow, spadby on do roli jzyka pomocniczego, klasycznego, ktrego ogromna wikszo ludnoci ziemi wcaleby nie znaa i nie uywaa. Odgrywaby w najlepszym razie rol jakiego jzyka uczonych, dyplomatw i kupcw, podobn do dzisiejszej roli aciny, francuzczyzny i angielskiego. Wrciyby stosunki dawne. Bezmierne wysiki, dzieo najtrudniejsze do przeprowadzenia ze wszystkich przedsiwzi ludzkich obrcioby si w niwecz, a musiaoby si tak sta, bo to byaby konieczno naturalna. Wobec podobnej perspektywy ktby mia odwag choby wszczyna akcy skazan na porak? Zdaje mi si, e lubo w zarysie bardzo pobienym, wykazalimy dostatecznie e usiowanie dojcia do jednego jzyka uniwersalnego podobne byoby do czerpania wody sitem. Zachodzi teraz pytanie czy naley ubolewa nad niemonoci dokonania si dziea tak rozlegego i ukazujcego pikne perspektywy powszechnego brater stwa, zniknicia wani i nienawici midzynarodowych etc. etc.

Na to pytanie z atwoci znajdziemy odpowied, opierajc si na zdobyczach teoretycznych, osignitych ju w niniejszej pracy. Zrbmy wic przypuszczenie, e utopia urzeczywistnia si, e wszyscy ludzie mwi jednym jzykiem, ktry stale si utrzymuje. Skoro niema mylenia bez wyrazw, skoro mylenie jest wewntrznem mwieniem wyrazami (symbolami akustycznemi) (rozdz. XII), i obrazami, skoro symbolika akustyczno-optyczna jest jedyn form myli ludzkich (rozdz. XIV i XVI), skoro w kocu wiemy, e tylko mowa trzyma w karbach tre psychiczn (wic i myl) ludzk i nie daje si jej zbyt rozbienie rozwija (rozdz. XXXIX); przeto jasnem jest, e wszyscy ludzie wtaczaliby swoj tre psychiczn w jeden szablon. Rozmaito odczu pynaby jednem korytem. Czy zyskaaby przez to na szerokoci, gbi, na potdze, jak to si dzieje z wod, gdy sabe strumyki zlewaj si w rzek? Bynajmniej, albowiem masa wody to jednolito, to masa form jednakowych, ona sumuje si i dziaa tylko mas, tylko iloci. Ale tre psychiczna - to przecie najwysza rnorodno. Jeeli wic wszystkie bogate treci, przeprowadzone zostan przez jedn form, przez jedne wyrazy i zwroty, to otrzymamy w wyniku mniejsz rozmaito. Gdy form myli bdzie mniej, przez to samo bdzie mniej myli. Bogactwo porusze psychicznych, zmuszone przepywa przez jeden ksztat, przez jeden szablon nie uzewntrzni si. Zwamy teraz, e cay skad psychiczny ludnoci jednego obszaru natura1nego nie ma drugiego podobnego sobie na caej ziemi. Rozmaito psychiczna jednego obszaru, zamknita w ramach jednego jzyka, daje w rezultacie psychik ludu czy narodu. Gdy jest duo jzykw czyli narodw, jest duo caostek niepodobnych do siebie, jest duo indywidualnoci, duo treci psychicznej na ziemi, a waciwie duo myli. Gdybymy skasowali jzyki, podlege rozwojowi, narzucajc wszdzie jeden uniwersalny, sztywny, ktry nie powinienby si zmienia tylko wzbogaca, wtedy wszystkie indywidualnoci, ju wytworzone przez niekrpowane niczem rozwoje lokalne, cignce si przez lat tysice, wtoczylibymy w jeden szablon. Taki jzyk zacieraby subtelne wpywy kadego rodowiska, dusiby oddzieln indywidualno obszaru, dusiby myl. Byby kajdanami dla myli, a nie skrzydami. Przez dokonanie si ideau internacyonalistw - zostayby wyrwane z korzeniem niepojcie subtelne twory tysicoleci zronite organiczne z gleb. Miejsce licznych form, z ktrych kada opowiada dug history swoj, kada zwizana jest z dziejami obszaru, kada jest caoci, podleg wasnemu rozwojowi, z ktrych kada jest inn symfoni, a wiele z nich symfoni pikn, z ktrych kada stanowi inny wiat wiadomoci, zajaby forma jedna - bez tradycyi, ale o to mniejsza, - gorsze, e o rozwoju jednokierunkowym, o tonie jednym, dajca wiadomo monotonn. Og myli ludzkich bardzo urozmaicony staby si odtd monotonnym, biednym. Wicej nawet. Gdyby moliwem byo osign stao mowy, - doszoby do zaniku wiadomoci. Ale i bez tego straty byyby wielkie. Gdy mylenie symbolami (czyli w formie symbolw) jest yciem samem, i to najsubtelniejszem, - zubooneby zostao bujne ycie, najwysze z ziemskich i ograniczoneby zostao, obcite do jednej formy. Wyszoby na co

podobnego, jakby ca flor ziemi - zastpi jednym jedynym gatunkiem rolinnym. Oba dziea byyby jednakiem zuboeniem wiata form, cofniciem go do monotonii, a wiemy, e wiat jest niczem wicej, jak wiatem form, wiatem rozmaitoci. Oba dziea byyby tedy wandalizmem, popenionym na yciu. Jasnem jest, e denie do jzyka uniwersalnego byoby wprost zbrodni wzgldem ycia i to najwyszego na ziemi. W mwionem przejawia si indywidualno psychiczna narodu, odmienno naturalnych tworw przyrody. Odebra jzyk tylko jednej grupie naturalnej ludzi byoby to zniszczy wielk form yw, - ale zniszczy wszystkie, dla chimery, byoby ju kataklizmem. Lecz ponne obawy, przewrt to nieziszczalny. Forma ywa, wyrastajca z wasnego gruntu, ma wielk moc wewntrzn. Rolina broni si tysicznemi sposobami, naprawia uszkodzenia, zadawane z zewntrz, odradza organy i czci odcite, rozrzuca nasiona i trwa dalej. Nie zawsze w ludzkiej jest mocy zniszczy doszcztnie nawet drobn form yw, a cakiem nie w mocy zniszczy form nieyw, choby np. atom wodoru lub tlenu. C jest sabszego nad komara - wobec potgi czowieka? C bardziej bezbronnego? Posta t czowiek tpi bezlitonie od lat tysicy, jak tylko umie - a jednak bezskutecznie. Oto trwao formy ywej. I s tacy, ktrzy godz w jzyk narodu, w twr jedyny w swym majestacie, najwyszy z tych, jakie wychodowaa ziemia! To ju nie tylko trud syzyfowy. Formy ywe maj i tak trwanie ograniczone, ale zwykle wydaj nowe, jeszcze subtelniejsze. Niszczy wic jak rozwinit form doszcztnie, to znaczy godzi jeszcze w te wszystkie, ktreby si z niej rozwiny. To znaczy przecina acuch o nieznanym dalszym cigu. Przez szacunek dla form, ktre ziemia wydaa, ochraniamy ubry, wymierajce ju z braku warunkw do ycia, a mielibymy uwaa za rzecz godziw tumi formy tysickro waniejsze na ziemi?! Narody, to nie utwory, trwajce w stagnacyi, to take nie formy, zostajce bez wpywu na inne. Kady produkuje ustawicznie co nowego i komunikuje si z innemi. Udzielaj one sobie ustawicznie pierwiastkw oryginalnych, ktre kady wytwarza we wasnem, swoistem onie. Myl, zrodzona na jednym gruncie, bo na innym nie mogaby powsta, i raz wyraona w mowie, rozwija si daleko plenniej i bujniej, ni rolina, bo daje pocztek o wiele liczniejszym formom. Gdy myl nowa, skrystalizowana w jakiejbd mowie, zostanie podstawiona pod obce sowo, wtedy ubiera si w now form i ju staje si czem innem, a krzewic si raz na wasnym gruncie, w formie bezporedniej, krzewi si jeszcze w nowych, licznych formach, ktre przybraa w onie narodw innych. Zaszczepiona na gruntach obcych, na kadym zmienia si i rozwija w kierunkach im waciwych. Czsto zabdzi ona znowu na grunt, skd wysza, ale ju pod cakiem innym ksztatem i dla tego da pocztek jeszcze innym kombinacyom. Tak bogaci si wiat duchowy ziemi, tak potnieje, a dzieje si to wanie dla tego, e przez wiele form tryska z gruntw rozmaitych i rozlewa si po ziemi w coraz nowych formach. Cudowne dzieo ycia! Nieustajce rdo rozmaitoci. I

my chcielibymy je zatamowa? Nierozsdne marzenie krtkowidzw, podobne do tego, jakby kto chcia przygasi soce, bo nadto grzeje.

XXXIX. Fikcya "ludzkoci".


A teraz swko o "ludzkoci". Rzadko czujemy, bo tylko w krtkich przebyskach strzelistej i przenikliwej myli, jak dalece to zoomorficzny sposb wyraania si i zoomorficzne ujmowanie "ogu ludzi", albowiem ten wyraz podsuwa bdn ide, e "ludzko", czyli og ludzi, a takie og spoeczestw ludzkich, tak si ma do jednego czowieka i do jednego spoeczestwa, jak np. og mrowisk mrwek rudych i og mrwek rudych do jednego ich mrowiska, a tymczasem zachodzi tu stosunek cakiem inny. "Og mrwek rudych" nie jest prawie abstrakcy, bo na ten "og" skadaj si rzeczywicie prawie jednakowe mrowiska mrwek rudych. jeszcze bardziej nie jest abstrakcy "og zajcy szarych", bo skada si z zajcy prawie jednakowych. Ale wielk abstrakcy jest og ludzi, a nawet og spoeczestw ludzkich. Do naleytego ocenienia rnicy brudzi nam bardzo dwuznaczno wyrazu "spoeczestwo" rzadko brana pod uwag nawet w sferach naukowych, bo o sferach mniej zastanawiajcych si nie moe tu by nawet mowy. Dla tego musimy t dwuznaczno uwypukli. Mwiem ju w Prolegomenach, e naturalici i jednomylni z nimi socyologowie popeniaj nieciso, nazywajc mrowiska "spoeczestwami", albowiem pomimo pewnego podziau pracy i niektrych odlegych podobiestw rzekome "spoeczestwa" zwierzce s wogle czem innem. Wszak cechuje je zastj zarwno w rozwoju sygnalizacyi, jak mentis, o tyle zupeny, o ile to by moe wobec zmiennych warunkw rodowiska - w ludzkich, przeciwnie, zmienno, rozwj rozbieny dochodzi do nieznanych w wiecie zwierzcym granic. Wiemy ju z rozdz. XXVI Prolegomenw, czemu przypisa zastj w mrowiskach, co stoi na przeszkodzie do rozwoju psychiki mrwek i wiemy, e ta przeszkoda naley do niedajcych si usun, ale wanie dla tego wielki ju czas zaprzesta nazywania zjawisk cakiem niepodobnych jednem mianem, bo to sprowadza powikanie poj. Wic tez gdy nie popeniamy praktycznie wielkiego bdu, ujmujc "og mrwek rudych" w jednem pojciu, nie mamy prawa czyni tego w odniesieniu do "ogu ludzi", bo temu ludzkiemu ogowi, tej "ludzkoci" rzekomej - nie odpowiada, jak tam, jednakowo. Rwnie zoomorficznym jest powszechnie przyjty sposb wyraania si: "myl ludzka", "mowa ludzka", "natura ludzka", "czowiek" i t. d. Dobry on tylko, o ile chodzi o przeciwstawienie myli ludzkiej - mylom zwierzcym, czowieka wogle zwierztom, ale poza t potrzeb jest niebezpieczny, gdy podsuwa zaraz pojcie jednakowoci, jednolitoci - tam gdzie jej wcale niema. Gdy mwimy "wiat bobrw, wiat pszcz, wiat zajcy" - jestemy cili, ale "wiat ludzki", "ludzko", nie bdzie pojciem rwnolegem do nich, bo jednym gatunkiem ludzie s tylko pod wzgldem zoologicznym, a przecie wcale nie przez cechy zoologiczne jestemy ludmi. Ludmi jestemy tylko przez "interpsyche", a ta jest naprzd dzieem jzyka i rodowiska spoecznego, powtre, i to jest najwaniejsze, - odznacza si niewidzian w wiecie zwierzcym rozmaitoci.

Jako typ zoologiczny naleymy do jednego gatunku, ale pod wzglde m psychicznym do nader rozmaitych "gatunkw psychicznych". Wszak "interpsyche" zalena jest tylko od jzyka, jzyk nadaje jej charakter osobny, waciwy osobnej caoci D. Mwic cile, niema jednej myli "ludzkiej", dlatego bo niema jednej mowy ludzkiej, bo na ziemi s tylko konkretne jzyki, nie podobne do siebie w rnym stopniu. Niema "ludzkoci", bo na ziemi s tylko konkretne ludy lub narody, wcale nie podobne do siebie; niema jakiej oglnej "cywilizacyi", bo na ziemi istniej tylko osobne i niepodobne midzy sob cywilizacye: francuska, grecka, japoska i t. d. W rzeczywistoci wic nie moe by myli oglnoludzkiej; konkretnie istnieje tylko myl francuska, grecka, polska, japoska i t. d. Niema czowieka, realnie istnieje tylko francuz, grek, polak, japoczyk i t. d. Gdy raz to sobie uprzytomnimy - wtedy pozbdziemy si wielkiej przeszkody w ocenianiu wielu rzeczy na pozr trudno zrozumiaych. Przedewszystkiem zniknie potworno ludzkoci, ktra bdc niby "jednoci" - tpi si sama, chocia teoretycznie, jako jeden gatunek, powinnaby si przynajmniej tolerowa. Wtedy wyjani si nam, a raczej zniknie sprzeczno natury ludzkiej, dziwaczna dwoisto zasad moralnych i instynktw, zgoa nieznana w onie gatunku zoologicznego. Zrozumiemy dla czego "ba rdzo dobry i poczciwy" czowiek moe godzi zajadle na drugiego "poczciwego" czowieka, ktry mu adnej krzywdy nigdy nie wyrzdzi - i to nie w uniesieniu, ale z rozmysem i konsekwency, nie przestajc mimo to w oczach wasnych i w oczach innych ludzi - by "dobrym, a nawet wielkim czowiekiem". Gdyby ludzko bya jednoci, wtedy tak dobry, a rwnoczenie niedobry czowiek byby wcielon niekonsekwency. Dopiero gdy ujmiemy go jako "niemca", np. Mommsena, a przedmiot jego nienawici jako "czecha", stanie si on zrozumiaym. On bliniemu nie uczyni krzywdy, ale te blinim jest dla tylko niemiec albo ten, kto dla jego ojczyzny jest na razie obojtnym lub pomocnym, w przeciwnym razie nawet mdrzec i filozof przeobraa si w brutalnego chopa i w czasie pokojowym radzi, aby czechom "by rozbija". On gotw dawi kadego polaka lub czecha z czystem sumieniem tak samo, jak ruda mrwka gotowa dawi czarn mrwk, lub czerwon. Gdzie szczytne apostolstwo "mioci bliniego"? Gdzie si podziaa "ludzko"? gdzie "czowiek"? Niema ich, bo ich wcale nie byo. Powtarzam: gdyby ludzko nie bya fikcy - to byaby potworn anomali wiata. Dopiero, gdy wykrelimy t fikcy, spostrzeemy rzeczy we waciwem wietle. Kot nienawidzi psa instynktowo, bo to s nieprzy jazne sobie gatunki, niemiec nie znosi kadego niedogodnego ssiada, bo to take odmienne gatunki, tylko psychiczne, walczce o miejsce u stou ycia. Jak sam zapach psi rozdrania kota, tak sam dwik mowy polskiej burzy krew w "prawdziwym niemcu". Antagonizmy midzy ludmi usiowano dawniej tumaczy rnicami rasowemi, lecz by to pogld do podziwienia pytki i sprzeczny z faktami, przytem znowu zoomorficzny. A to gdyby przyczyn antagonizmw i nienawici midzy ludmi byy rnice rasowe, wtedy czowiek "biay" nie opanowaby nigdy Afryki, Ameryki i Australii. Wszak on zawsze, a zwaszcza w pocztkach przybywa na nieznane brzegi w maej liczbie, wic mg by wytpiony, mimo przewagi ora. Tymczasem jakie przyjcie znajdoway garstki awanturnikw hiszpaskich i

portugalskich wrd ludw Ameryki zarwno pnocnej, jak poudniowej? Jak przyjmowali biaych Oceaczycy? Nie bya to najczciej wzruszajca i rozbrajajca gocinno, a po przeamaniu pierwszego zdziwienia i obawy, ufno, graniczca a z nieopatrznoci? Gdzie tu antagonizm ras? Jeli nastrj psu si pniej - inne byy tego przyczyny. Idmy dalej. Gdyby odmienno rasowa bya rdem antagonizmw, powinnyby one by nike wrd ludw blizkich sobie ras, a nie istnie wrd ludzi jednej prawie krwi. Tymczasem jest odwrotnie. Poowa Niemcw z nad Elby i Odry - to zgermanizowani Sowianie Zachodni, nie rni si nawet wyrazem twarzy od typu polskiego, a jednak ywi nienawi wzgldem tej krwi, ktrej niekiedy 3/4 maj w yach. C ich dzieli, jeeli krew nie dzieli? Jzyk i cywilizacya i to wystarcza, bo osobnik ludzki jako ciao - to tylko materya surowy, z ktrego rodowisko niemieckie urabia Niemca, rodowisko angielskie Anglika, polskie Polaka. W ex-Polaku - tkwi ju dusza niemiecka i niema na to adnej rady. Zreszt nie z odmiennoci bd fizycznej bd psychicznej pynie wrogi nastrj. Przyczyn gwn jest walka o byt, o miejsce na ziemi. Gdyby ludzko nie bya fikcy, walka ta mogaby by prost walk o byt osobnikw Homo. Ale w rzeczywistoci toczy si wrd ludzi podwjna walka o byt. Obu walk aktorem jest osobnik ludzki, ale dlatego, e dwoist jest jego natura. Naprzd jest organizmem, jak wszystkie inne, potem czonkiem swego spoeczestwa. Jako organizm kieruje si egoizmem osobistym, mniej lub wicej brutalnym, mniej lub wicej zamaskowanym; - jako czstka swego spoeczestwa kieruje si ju altruizmem, ktry jest znowu egoizmem klasy, do ktrej naley, organizacyi wewntrz spoecznej. Walczy bdzie zajadle z innemi kategoryami spoecznemi wewntrz wasnego spoeczestwa, w interesie klasy spoecznej, do ktrej naley, lub z ktr si solidaryzuje. Gdy jednak chodzi o interesy caego spoeczestwa, wtedy wystpuje jeszcze - wysza forma altruizmu, ktr mona nazwa egoizmem narodowym rwnie susznie, jak mioci ojczyzny. Posuszny temu egoizmowi najwyszemu, czowiek tumi w sobie czsto egoizm osobisty, a nawet egoizm klasowy i dla dobra ojczyzny powica nie tylko mienie, szczcie osobiste i szczcie najbliszych, ale nawet zdrowie i ycie. Gdyby ludzko nie bya fikcy - to drugie zjawisko nie miaoby sensu. Stoimy ju wic wobec alternatywy nastpujcej: Fikcy jest albo ludzko albo nard. Gdy za z caego naszego badania wynika, e nie nard jest fikcy, to wtpliwo usunita. Lecz powie kto, e tylko na dzi, bo nard moe by form przeywajc si. Stosunki midzynarodowe potniej w oczach, wic ludzko jedna moe si sta prdzej czy pniej realnoci. Duo ju zmarnowano trudu na debatowanie w tej materyi i duo monaby jeszcze zmarnowa, gdybymy nie zdobyli pewnego punktu oparcia. Od chwili, gdy go posiadamy w jzyku, kwestya jednej ludzkoci sprowadza si do kwestyi moliwoci lub niemoliwoci jednego jzyka. Gdymy t rozstrzygnli, znika na zawsze wtpliwo co do drugiej. Ziemia jest za obszerna na to, aby narody mogy

kiedykolwiek przeobrazi si w jeden, ktremu na imi "ludzko". Za obszerna i zbyt urozmaicona. Wobec tego w c si obraca kwestya internacyonalizmu, ktr tak rozdto w ostatnich czasach i ktra tak roznamitnia umysy? Sprowadza si do zjawiska midzynarodowej wymiany idei, si i produktw spoecznych. Wymiana taka istniaa zawsze, wic cech czasw ostatnich jest tylko niebywae jej wzmocnienie na skutek niebywale uatwionych rodkw komunikacyi oraz wielkiego przyrostu ludnoci. Niewtpliwie nie zostanie to bez wpywu na losy oddzielnych cywilizacyi, na przypieszenie rozwoju jednych, na zgub innych, ale od takich skutkw do zlania si narodw - bardzo jeszcze daleko. Najlepsz w tym wzgldzie odpowied daje nam wspczesny i niebywale wielki rozwj militaryzmu. Ziemia jest wprost najeona bagnetami i armatami, podminowana prochem i melinitem. Wystarczy zdrowy rozsdek, aby dostrzedz wzajemn zaleno obu zjawisk, a poniewa rozwj militaryzmu nie moe by uwaany za przyczyn rozwoju stosunkw midzynarodowych, wic stosunek musi by odwrotny. Rozwj militaryzmu jest skutkiem rozwoju stosunkw midzynarodowych. Uatwione rodki komunikacyi wymagaj od pastw rozwinicia nieznanej dawniej czujnoci i siy zarwno w kierunku obronnym, jak agresywnym. Lecz c to s Pastwa i co znaczy wadza rzdw i wola rzdw wobec woli ludw? Pastwo jest dzi zarwno jak w przeszoci albo synonimem Narodu, albo zlepkiem paru lub kilku narodw, w ktrym najsilniejszy (nie zawsze wyszoci cywilizacyi) stara si asymilowa, a choby wyzyskiwa narody sabsze, podbite. Rozwj militaryzmu wiadczy, e Pastwa staraj si trwa i rozwija albo wasnym kosztem, albo te jeszcze kosztem cudzym. Powiadaj niektrzy, e zaborczo to instynkt rzdw, ale nie ludnoci. Nieprawda. Instynkty rzdw s instynktami ludnoci. Ona jczy pod ciarem podatkw, lecz nie tylko paci, ale tam, gdzie ma gos w rzdzie, domaga si nowych armat i pancernikw. Ideaem wikszoci ludzi jest, aby ich ojczyzna bya wielk, siln i bogat. Niektrzy id tak daleko w pragnieniach, e radziby, aby ich jzyk i cywilizacya zapanoway bodaj na caej ziemi. czy si to nawet z pewnem marzeniem humanistycznem oraz z idealizmem, albowiem sdz, e gdyby zasymilowano wszystkie ludy, wwczas nastaby trway pokj i era szczliwoci. S inni, przenikliwsi oraz skromniejsi; ci woleliby widok mniej zudny, lecz za to atwiejszy do urzeczywistnienia. Marz te o pokoju powszechnym na podstawie przyznania kademu narodowi prawa do bytu w granicach etnograficznych. Dalecy jestemy w tym wstpi do nauki o cywilizacyi od chci zapuszczan ia si w kwestye polityki, zarwno jak w poszczeglne zagadnienia socyologiczne z ich niezmiernie trudnemi subtelnociami. Nam chodzio jedynie o zaznaczenie, e znikd i z ona adnej klasy spoecznej nie podnosz si rozkazy, aby porzuca wasny jzyk i wasn cywilizacy. aden nard nie rezygnuje dobrowolnie ze swego bytu - i to rozstrzyga o kwestyi jednej "ludzkoci". Wojenne pogotowie

wszystkich przeciwko wszystkim jest wanie najjaskrawszem zaprzeczeniem tezy, jakoby narody dyy do zlania si. Przeciwnie, mio ojczyzny rozpala si na ziemi coraz wikszym pomieniem i to tam wanie, gdzie cywilizacya jest wicej rozwinita. Wprawdzie s rozpowszechniane i to bardzo gorliwie idee internacyonalizmu, a powiedzmy wyranie antinarodowe, a take antimilitarne pod najrozmaitszemi formami, ale niech nas to zjawisko nie wprowadza w bd. Jest to zjawisko zoone, ale wcale nie tej natury, jak si wydaje. Naley tu naprzd odrni internacyonalizm "socyalny", szerzcy obojtno narodow. Ten nie dy wcale do rzeczywistej beznarodowoci lecz tylko przez zjednoczenie usiowa jednej klasy - do atwiejszej poprawy bytu tej klasy w onie licznych narodw. Nastpnie naley podnie propagand antinacyonaln, ogaszajc wszelki patryotyzm ze wszystkiemi jego nastpstwami za wstecznictwo i doradzajcy obojtno narodow, patryotyczn. Trzeba otwarcie wyzna, e s to przewanie rady na eksport, szerzone mniej lub wicej zrcznie pod adresem ludw mniejszych, a zwaszcza mniej rozwinitych. Do swoich nikt si z podobnemi radami i naukami nie zwraca. To jest walka z mioci ojczyzny tych ludw, ktre si pragnie zasymilowa. Trzebaby doprawdy naiwnoci, aby mniema, e wwczas, gdy nard agresywny nie skpi najwikszych kosztw na rodki militarne w celach zaborczych, miaby zaniedba rodek o wiele mniej kosztowny od pancernikw, a rwnie prowadzcy do celu. Fortece, ktrych nie mona zburzy - zdobywa si fortelem, a gdy i to nie skutkuje - zdrad. Gdy nie mona wydrze jzyka, - mona jednak przekonywa, e to rzecz obojtna i w imi "ludzkoci", cywilizacyi, nauki, sztuki, przemysu, kapitau, pracy i t. d. namawia do "internacyonalizmu". Mona obstawanie przy swoim nazywa zacofaniem. Taka propaganda robi swoje, chocia wcale nie to, co ma wypisane na sztand arze - wic tyle warta w walce narodw o supremacy, co kartacze. Osabia ludy sabe, a mocnym wcale nie szkodzi. A choby czasem, jak kady miecz obosieczny, troch skaleczya, na to si nie zwaa, bo c jest bez ofiar? Albo wojna nie zadaje straszniejszych ciosw nawet zwyciajcemu, a przecie aden nard dbay o swoj przyszo, albo o rozrost kosztem innych nie cofa si przed jej okropnociami. Mamy wic rzeczywicie propagand internacyonalizmu, walk z mioci ojczyzny, ukazywanie masom ojczyzny "szerszej", - ale to jest robota destrukcyjna w cudzym obozie. Jest to or tak dobry w walce, jak inne, tylko nie na rzecz "ludzkoci", ktrej niema, ale jedynie na rzecz ktrego narodu. Pomimo wszystko kwestya "ludzkoci" moe si wydawa nierozstrzygnit, albowiem ponad antagonizmami narodowemi, ponad mioci ojczyzny rozpociera si solidarno wszechludzka. Mio ludzkoci - to take podobno nie frazes. Tkwi ona gboko w sercach szlachetnych, i nawet rozwija si. Niezliczone osobniki oddaj z ca wiadomoci usugi swe nie na rzecz wasnego narodu, ale dla ludzkoci. Wzniose dusze oddawna nie czyni rnicy midzy ludmi i rade oddaj ycie "dla dobra ludzkoci". Religia chrzecijaska kae w kadym czowieku widzie bliniego i kocha go, jak siebie samego. Ilu to ludzi w myl tej wzniosej nauki powica swe siy dla dobra ludw obcych.

Jak z tem zjawiskiem pogodzi egoizm narodowy, ktry nazwalimy naturalnym instynktem zachowawczym realnoci D? Najatwiej zdamy sobie spraw z natury tego zjawiska i przekonamy si, e nie jest ono bynajmniej dowodem istnienia jakiej "ludzkoci", gdy powiemy wprost, e jest to mio ludzi, nie za ludzkoci. Przedmiotem jej czowiek, a nie "ludzko" i rnica to ogromna. To jest wspczucie dla jestestw czujcych, na ktrych ywot skada si wicej cierpie, nieli zadowolenia lub rozkoszy, to jest wspczucie z cierpicymi. To jest anielska lito, niemajca nic wsplnego z egoizmem wszechludzkim (ktrego zreszt niema), a tem musiaoby by owo uczucie, gdyby naleao do tej kategoryi, co mio ojczyzny. e mio ludzi nie jest wyszym stopniem mioci ojczyzny - lecz czem zgoa innem, - co obok mioci ojczyzny moe si mieci w kadej piersi ludzkiej - tego dowodzi fakt, e owo uczucie nie ogranicza si do wiata ludzkiego. Dusze wzniose, ktre nie czyni rnicy midzy blinimi, nie ograniczaj si do wspczucia z samym czowiekiem. One cierpi moralnie na sam myl o cierpieniach zwierzt nie uczyni krzywdy adnemu bydltku, rade nie ulg le traktowanemu psu, koniowi - podobnie jak ucinionemu czowiekowi. Czy podobne uczucie moemy nazywa mioci bliniego? Nie, taka mio ogarnia wiat cay, wszystko, co bezbronne, co cierpi niewinnie, a nie moe uwolni si od cierpienia. Ta mniemana solidarno wszechludzka z innego pynie rda, anieli narodowa. Niema w niej egoizmu, albowiem, gdzie tego potrzeba, przeciwstawia si zarwno mio siebie, jak mioci ojczyzny. Nie bdziemy teraz okrelali bliej tego uczucia, ale to jest uczucie najblisze mioci Boga. Jeeli te nadzieja janiejszej przyszoci dla ludzi i narodw moe by oparta na czem rcalnem, to wanie na tym pierwiastku mentalnym. Wczoraj wiadomie zwraca si on dopiero ku ucinionym i cierpicym ciaom zwierzcym i duszom ludzkim, a instynktowo tylko ku tworom najsubtelniejszym, ktre nazwalimy realnociami D. Gdy przeczucie, e narody s tem, czem s, zamieni si w pewno, wtedy stanie si puklerzem dla narodw. Tylko ten pierwiastek moe ogosi prawo narodw do ycia za prawo rwne prawu czowieka do ycia, tylko on moe zagodzi instynkty tygrysie narodw, bdce czciowem, ale nieprawem rdem ich siy, wic zarazem saboci. Wprawdzie walki nie usunie, bo przeklestwem jestestw yjcych jest bujno ycia i szczupo miejsca do ycia, wprawdzie sztandar zagady nie zniknie z powierzchni ziemi, bo pierwiastek wybujaego egoizmu i chciwoci tkwi ju w samej istocie ycia, ale skoro si zjawi pierwiastek wszechmioci, to zgin nie moe, bdzie si on rozwija prostem prawem natury i sztandar jej take nigdy ju nie upadnie. Za spraw tego pierwiastku odjta moe zostanie walce narodw przynajmniej dzisiejsza bezrozumna i dwakro zbrodnicza brutalno i okruciestwo, albowiem, gdy jedna konieczna walka do nieszcz rodzi - moe si obej bez podwjnej. Gdy walka midzy ludmi rodkami ludzkiemi, przewag ducha, naley do zjawisk nieuchronnych, moe si ju nie toczy ta, ktra si posuguje rodkami zwierzcemi, bdcemi anachronizmem w wiecie

ducha, do ktrego naleymy. Gdy zabjstwo zostao wykrelone z praw jednostki, powinno ono by wykrelone rwnie z praw narodw, bo chybia celu, nie daje trwaych owocw, a rodzi tylko nowe zbrodnie, wikajc i tak ju do zwikane stosunki ludzkie i pomnaajc okropnoci bytu. Istnoci czysto psychicznych nie bije miecz ani kula. To nie organizmy, gdzie do dobra si. do serca, aby z ywej istnoci uczyni trupa. ycie narodu rozmieszczone jest do rwnomiernie w masie ciaa, w kadym osobniku w postaci jzyka i mentis, wic na najkrwawszem polu rzezi bierze si tylko czstk ycia narodu, ale te oddaje si wzamian take i wasn, wic marny jest wynik takiej walki. Gdy za mens - to sia realna i ywa, ktra w walce obronnej najczciej wzmaga si tylko; gdy w walce narodw nie liczba cia powoanych do rzezi, tylko jako dusz powoanych do pracy produkcyjnej gwn odgrywa rol, gdy czsto sia duchowa narodu ronie bujniej po przegranych bitwach i w ucisku, nieli po zwycistwach ornych i w peni powodzenia, gdy ycie narodw twarde, gdy mog one dugo czeka i wstaj po dniach ucisku czsto jeszcze bujniejsze i pikniejsze, - to poc zaciea ziemi kwiatem narodu, gdy wynik takiej walki nietrway, a z koci pobitych zawsze wstaj mciciele? Poc te maoowocne, a ohydne gwaty, stanowice tylko wstp do nowych fizycznych gwatw? Poc to obnianie ducha wasnego i deprawowanie innych? Nard, ktry niema warunkw rozwoju, sam si rozpynie w innych, bo mens, to sia realna i tylko jako oraz ilo tej siy decyduje o przyszoci narodu. Gdzie duch wystrzela wyej, ni gdzieindziej z licznych jednostek, gdzie suma mentis jest wiksza i lepiej dopasowana do warunkw chwili - tam jest sia, choby na og byo mniej osobnikw. Rozbj za i to dla celw, ktre rzadko si osiga, wicej szkodzi narodom, ktre go uprawiaj, anieli tym, przeciw ktrym si zwraca. Lubo te prawdy wydaj si elementarnemi i s naprawd takiemi, s to prawdy ktre dopiero odlege jutro uzna i odsoni w peni, gdy socyologia stanie si tak cis nauk, jak jest dzi chemia i fizyka. W tej chwili chodzi nam tylko o to, aby zrozumie wyraz "ludzko" i wykaza, e takiej realnoci niema, e to nic nie mwice uoglnienie, e s i bd nadal realnoci tylko narody. W tym te celu potrcilimy o pierwiastek walki i wojny ornej, albowiem daje nam ona w rk jeszcze jeden argument na korzy tezy naszej. Gdyby ludzko bya tem, za co j mie chc niektrzy - pytam, czy miaoby jaki sens cieranie si si tych samych? Gigantyczne walki, ktrych widowni jest ziemia byyby zjawiskiem niezrozumiaem, anormalnem, powiem nawet, niemoliwem. Wszak siy przyrody ukadaj si zawsze w linie najmniejszego oporu. Nigdy odwrotnie. Wszelka cao naturalna jest zharmonizowanym ukadem si, najekonomiczniejsz form bytu w rodowisku, ktre j wydao. Gdyby ludzko bya tem, za co j brano, wtedy, nawet jeeliby co rozptao na czas pewien antagonizmy, musiayby one rycho znikn, dc po liniach najmniejszego oporu do trwalszej rwnowagi, - inaczej byaby ona zaprzeczeniem najelementarniejszych praw natury. Gdyby jzyk odrbny by tylko przeszkod dla rozwoju ludzkoci, mielibymy ju naprawd jedn ludzko, a nie narody, - wszystkie one zlayby si oddawna, bo by na to

czas. Skoro tedy jest odwrotnie, to ju sam ten jeden fakt wiadczy, e narody s rzeczywicie osobnemi systemami si, i to systemami rnoimiennemi. Gdyby wic nawet narodw nie byo, - trzebaby byo, dla wyjanienia zjawisk, zachodzcych w rodzie ludzkim, stworzy teory narodw, trzebaby byo szuka czego, co stanowi naturalny cznik grup naturalnych w ludzkoci. I w kocu musiaoby si dostrzedz ten cznik w jzyku. Gdy za siy, ktre si przez jzyk wyaniaj, siy mentalne, zarwno jak samo mwione, odznaczaj si cechami, ktre spotykamy tylko w caociach yjcych, to trzebaby stworzy teory narodw biologiczn, nie za mechanistyczn, inaczej setne zjawiska psychiczne zostayby zgoa niezrozumiae. Przedewszystkiem nie mogoby by mowy ani o rozwoju narodw, ani o rozwoju cywilizacyi, ani o rozwoju ycia, duchowego. Jeeli socyologia nie moe si wydoby z powijakw, to wanie dla tego, e chciano tworzy mimowiednie mechanik ludzkoci lub spoeczestw, - albo tez zwyk biologi spoeczestw. Rzadko mylano o psychologii a waciwie filozofii spoeczestw, ale i wtedy nie pojmowano, e taka psychologia a nawet filozofia musi ju by przedueniem biologii w sfer zjawisk psychicznych, ludzkich, e interpsyche D jest ju ni mniej ni wicej, jak tylko caoci yw, ktra ma swoj wasn tre i swoj form i swj wasny rozwj. Rzadko przypuszczano, e taka socyologia, a waciwie nauka o narodach moe by nauk cilejsz i peniejsz od dotychczasowej biologii, a tymczasem ona zapewne stanie si kluczem do tajnikw biologii niszej, bez niej nierozwizalnych. Taka socyologia musi si sta z natury przedmiotu swego koron nie tylko nauk biologicznych, ale wszystkich wogle, nie wyczajc lingwistyki, psychologii i filozofii, ktre s waciwie i dosownie fizyologi i morfologi ducha i mowy - treci i formy realnoci D.

XL. Zkd moe pa wiato na zjawiska biologiczne?


Wedug Maxa Verworna dwa tylko punkty w caym materyale poznawczym nastrczaj umysowi ludzkiemu nieprzezwycione trudnoci: 1. Pytanie, czy procesy yciowe mona sprowadzi do tych samych zasad, co w przyrodzie martwej? 2. czy zjawiska psychiczne mona sprowadzi do tych samych zasad, co zjawiska cielesne (yciowe)? Powstaa ju wprawdzie nowa nauka, Plazmogenia, majca za cel okrelenie warunkw fizycznych powstawania zjawisk yciowych w substancyi nieorganicznej, wprawdzie ma ona nadziej z bada zjawisk osmozy, jonizacyi cieczy, zmian cinienia powierzchniowego, dyffuzyi i t. d. i t. d. doj na drodze fizycznej do wyjanienia najprostszych zjawisk yciowych, - ale pomimo wszelkich wysikw zjawiska yciowe stanowi dotychczas jedn wielk tajemnic, tacy dzielni biologowie, jak Bunge, Btschli, Fleming, Hoppe-Seyler,

Strasburger i tylu innych, uwaaj wrcz zjawiska yciowe za nieprzystpne dla objanie mechanistycznych. Biologia nie zna jeszcze motoru ycia zarwno w komrce, jak w organizmie. ycie uznaje tylko empirycznie za fakt niezaprzeczalny, lubo niezrozumiay i przyjmuje tylko za wielce prawdopodobn jedno "si" ywych z martwemi. Niewiadomo, co trzyma komrk w stanie ycia (rozdz. II), niewiadomo, jakiemi rodkami urzeczywistnia si ycie organizmu, albo wspdziaalno komrek organizmu (rozdz. III). I nastrcza si tutaj zjawisko niezmiernie charakterystyczne. Gdy jedni biologowie (jak np. Loeb) zwracaj swj wzrok wycznie w kierunku si martwych, inni, nie mniej powani, owiadczaj, e bez rozwizania problematu zjawisk psychicznych wszelkie objanienia ycia s zupenie niedostateczne. Jaskrawo uwydatnia si ten sposb widzenia w lapidarnej odpowiedzi rzymskiego fizyologa Lucianiego, ktry na zapytanie: c jest waciwie yciem? odpowiedzia: rozpatrujc rzecz zewntrznie - jest to materya, wewntrznie za dusza. Rwnie jaskrawo uwydatnia si cisy zwizek problematu si martwych, ywych i psychicznych w fakcie, e tacy mechanici, jak I. Loeb nie wahaj si utrzymywa, e wykrycie mechanizmu pamici kojarzcej bdzie jednem z najwikszych odkry, jakich biologia musi jeszcze dokona. Trudnoci, o ktrych mwi Verworn, nie trzeba rozumie w znaczeniu metafizycznem. W pytaniach, postawionych na czele tego rozdziau niema wcale metafizyki. adnemu z powanych fizykw, biologw i filozofw nie chodzi dzi o wytumaczenie siy, energii, ruchu, materyi, ducha; wiedz oni dobrze, e te pojcia podstawowe s prost hipotez, sposobem przedstawienia sobie stosunkw niezrozumiaych, wic chodzi im tylko o to, czy np. proces yciowy daje si przedstawi w sposb fizyczny, a proces psychiczny jako yciowy lub fizyczny. aden nie marzy o tem, aby jakakolwiek teorya miaa by prawdziw, chodzi bowiem jedynie o to, aby moliwie najlepiej przedstawiaa nam rzeczywisto. Wiedz za, e ta teorya bdzie lepsza, ktra najwiksz ilo zjawisk wiata potrafi sprowadzi do jednej zasady. Wic rne s sposoby przedstawiania sobie rzeczywistoci. Jedni rozpatruj j tak, jak gdyby bya matery, inni jak gdyby bya energi, duchem lub jeszcze czem innem. Wszelki ruch atomw i czsteczek, o ktrym rozprawiaj fizycy, to tylko moliwie najprostszy sposb przedstawienia sobie stosunkw nieznanych, wszelkie formy energii tem samem. Dopiero ktoby inaczej bra rzeczy - wpadaby w metafizyk. Dynamik np. nie moe okreli pojcia siy ani sam si operowa, zmuszony jest przybra do pomocy inne jeszcze pojcia rwnie nieokrelone i tylko umwione, (np. pojcie masy) - i jest w porzdku; dopiero gdyby te pojcia bra na seryo, gdyby np. wierzy, e "sia" jest przyczyn "ruchu", wpadby odrazu w metafizyk. Gdy tak rzecz ujmiemy, atwo zrozumie, e denie bio-mechanikw do przedstawienia sobie procesw yciowych, a nawet procesw psychicznych w sposb fizyczny - nie ma w sobie nic metafizycznego. Jest to tylko usiowanie oparcia obrazu wiata na jakiej wsplnej podstawie, bez wyrokowania

metafizycznego, czem jest ta podstawa. I nie mona byo obra lepszej drogi do zdawania sobie sprawy z zawiych stosunkw yciowych, bo tylko fizyka zdobya sobie dotychczas podstawy wzgldnie najlepiej objaniajce stosunki wiata nieoywionego. atwo si o tem przekonamy, gdy dla jaskrawszego owietlenia zechcemy odwrci ca kwesty i postawimy sobie nastpujce pytania: 1. Czy zjawiska fizyczne mona sprowadzi do tych samych zasad, co yciowe? 2. czy zjawiska yciowe - mona sprowadzi do tych samych zasad, co psychiczne? - Z czego pynie trzecie: 3. czy zjawiska fizyczne mona sprowadzi do tych samych zasad, co psychiczne? Nie trudno spostrzedz, e gdy nie znamy adnych prawie zasad osobnych, mogcych wyjani zjawiska nie tylko psychiczne, ale nawet biologiczne, to na czeme monaby budowa obraz wiata inny, nieli mechanistyczny, fizyczny? Swoj drog bezsilno fizyki w zastosowaniu jej do zjawisk yciowych jest uderzajca. I gdyby si udao zjawiska yciowe sprowadzi do rzdu fizycznych, lubo byoby to ogromnym tryumfem myli naukowej, a zwaszcza fizyki, najbardziej pewnie zdziwioby to samych fizykw, bo wyszoby na to, e pojcia, ktremi operuj, nie s odlegym od prawdy sposobem przedstawiania sobie niezrozumiaej rzeczywistoci, ale odpowiadaj cile wszystkim dostpnym dla obserwacyi stosunkom w wiecie. Samo za istnienie rnych teoryi fizycznych wiadczy, e warto ich jest wzgldna, e przedstawiaj nam stosunki wiata zaledwie w przybliony sposb. Jednak przedwczesnem byoby wtpi w mono przedstawienia sobie zjawisk wiata w sposb jednolity. Jest droga, ktra moe poprowadzi dalej, dla tego, e omija jedno ogniwo, nastrczajce niemal niezwalczone trudnoci techniczne w badaniu - i pozwala ledzi zjawiska, zda si biegunowo odlege od zjawisk fizycznych. Na t drog spogldaj mimowoli tacy nawet mechanici zdecydowani, jak biolog Loeb, mimowoli rwnie schodzc si z Lucianim, gdy uwaaj, e dopiero poznanie mechanizmu duszy popchnie biologi z martwego punktu na nowe tory. Na t drog wstpilimy, rozpoczynajc badanie na pozr obojtne dla szerszych zagadnie, o ktrych tu mowa. Waciwie podjlimy tu porednio drugie pytanie Verworna - po stwierdzeniu, e pierwsze naley istotnie do nierozwizalnych w sposb bezporedni z powodu niemoliwoci prowadzenia odpowiednio drobiazgowych, a przecie niezbdnych do powodzenia, obserwacyi w onie komrki. Moe by, e przyszo gotuje w tym wzgldzie jakie niespodzianki, ale faktem jest, e dzisiejszemi rodkami niewiele da si ju rozszerzy znajomo podstaw procesu yciowego w komrce. Gdy wic ogniwo biologiczne stanowi niedostpn dla bada przedmiotowych twierdz i co najwyej moe oczekiwa pewnych sukcesw na drodze spekulacyi, t. j. budowania hipotez aprioristycznych jedyna nadzieja spoczywa w ogniwie zjawisk psychicznych.

Podobne twierdzenie wyglda z pozoru na grube nieporozumienie. Kto stoi na stanowisku wsprzdnoci zjawisk psychicznych z fizyologicznemi, ten nie moe nie zauway, e waciwie zjawiska psychiczne nale do ogniwa biologicznego, wic pokadajc nadziej w psychicznych - tem samem pozostajemy w sferze biologicznych, co najwyej branych z innej strony. Wszak stao si niemal pewnikiem, e niema procesu psychicznego bez biologicznego. Ale pomimo caego prawdopodobiestwa, e to twierdzenie suszne, nastrcza si tu ogromna przeszkoda, uniemoebniajca podniesienie wielce prawdopodobnej hipotezy do stopnia pewnika. Naprzd naleyte badanie zjawisk psychicznych w zwierztach jest zgoa niemoliwe, albowiem to wiat szczelnie przed nami zamknity. - O psychice zwierzt psycholog snuje tylko domysy, oparte albo na podstawie reakcyi, a wic na podstawie niedostatecznej, albo na porwnywaniu z ludzk psychik, lecz take tylko w dziedzinie objaww zewntrznych. Nastpnie, - chocia badanie zjawisk psychicznych ludzkich stwierdzio bezwzgldn ich zaleno od zjawisk biologicznych, ale nie zdoao pierwszych pogodzi z faktami biologicznemi. Wspzaleno i to gboka istnieje, ale nie doprowadzia do wyjanie dostatecznych, po czci dla tych samych powodw, dla ktrych zagadka ycia w komrce zostaje zagadk, po czci znowu, e niezrwnanemu bogactwu faktw psychicznych, nie odpowiada w gowie ludzkiej dajca si stwierdzi odpowiednia rozmaito i rwnowano faktw fizyologicznych. Powtarzam, wsprzdno obu szeregw przypuszcza si tylko, ale stwierdzi rwnowanoci ich niema sposobu. Do naszkicowania fizyologii mylenia ludzkiego j eszcze nauka nie dosza; przeciwnie, oddalia si nawet w ostatnich czasach. Zagadka ducha ludzkiego pozostaje zagadk, a nawet zagadka psychiki zwierzcej, prostszej o wiele od ludzkiej, jest dzi wiksz nawet zagadk, ni wydawao si to przed kilkudziesiciu laty. Nic te dziwnego, e w tych warunkach tak wytrawny biolog, jak Verworn pytanie: czy zjawiska psychiczne mona sprowadzi do tych samych zasad, co zjawiska cielesne (yciowe) zaliczy do pyta, nastrczajcych umysowi ludzkiemu nieprzezwycione trudnoci. Nic dziwnego rwnie, e oddzieli od siebie te zjawiska, na pozr najzupeniej wspzalene. Zdaje mi si, e gwn win napitrzenia trudnoci stao si zbytnie przejcie si teory ewolucyi organizmw i ch zastosowania jej ywcem do czowieka, ujmowanego, jakby by organizmem swobodnym. Gdy si wychodzi z tego stanowiska, wwczas zjawia si mnstwo faktw psychicznych, nie dajcych si wprost pogodzi z zasad przyrodnicz cisej przyczynowoci i rwnowanoci ilociowej przyczyn i skutkw. Na pytanie, czy zjawiska psychiczne ludzkie mona sprowadzi do tych samych zasad, co yciowe, a zwaszcza fizyczne, odpowied ostrona i liczca si z faktami musiaa brzmie przeczco, cho czuo si, e tak by niepowinno.

Nie bd tu roztrzsa pytania, czy mona byo unikn wczeniej robienia z kwestyi jasnej zagadnienia, najeonemi takiemi trudnociami, e nie wybrna z nich dotychczas ani biologia oglna, ani psychologia, ani filozofia, ale zdaje mi si, e zagadk ducha ludzkiego stawia na waciwy grunt dopiero nasza teorya jzykowa cywilizacyi. I zdaje mi si, e dopiero gdymy rozpoznali, e psychiki ludzkiej nie mona stawia w jednym rzdzie z psychik zwierzt, choby najbliszych czowiekowi, zostay zagrodzone manowce, na ktre zbacza byoby ju prn strat czasu. Zagadnienie psychologiczne okazuje si splotem dwu osobnych zagadnie, ktre naley oddzielnie rozpatrywa. Naleao rozrnia przedewszystkiem psyche zwierzc od ludzkiej. Wtedy okazaoby si wczeniej, e teorya ewolucyi jest jeszcze niewykoczona i nie wyzyskana. Utkna ona na organizmie, bo bya wystawion przez przyrodnikw dla wytumaczenia organizmw, nie zostaa za podjta do metodycznie przez logikw i psychologw. Kardynalny bd, ktry mci si na wszystkich rozumowaniach, dotyczcych fizyki, e si tak wyra mylenia, ale jednoczenie kardynaln trudno wybrnicia z niego, - spostrzeemy atwo, przywoujc do pamici tre rod. XV ("Psychika ludzka nie jest wynikiem prostego rozwoju zwierzcej"). Skoro "w umyle ludzkim niema nic takiego, czegoby nie byo w mniejszym lub wik szym stopniu wyrazistoci w umyle tych lub innych zwierzt" - to wszystkie kwestye podstawowe psychologii, (kwestya tworzenia si wyobrae, sdw poj, kwestya uwagi, pamici i t. d. i t. d.), nale do kwestyi biologicznych w dotychczasowem rozumieniu tego wyrazu. Ale te tylko podstawowe. Lecz w tym punkcie nastrczaa si olbrzymia trudno, gdzie postawi lini demarkacyjn midzy kwestyami podstawowemi, ktre maj nalee do biologii, a temi ktre wyrastaj ju ponad tamte. Jest to wanie nieszczciem dla nauki, e nawet niektre kwestye psychologiczne podstawowe wiata zwierzcego wchodz ju w zakres bada logiki, a tymczasem s prawie niedostpne do badania na waciwym sobie gruncie czystym, w zwierzciu; w czowieku za s ju zmieszane ze wiatem zjawisk wyszych, wycznie ludzkich. Wybrnicie z tego zaczarowanego koa, pozornie niepokonanych trudnoci staje si moliwem dopiero na gruncie naszej teoryi, gdymy rozpoznali, e mylenie ludzkie jest wynikiem tej okolicznoci, e jestemy spoeczni i to przez mow. W tych warunkach kwestya wyobrae i sdw, a nawet poj dzieli si na dwie: wyobrae i sdw zwierzcych, - a nastpnie ludzkich. Nie mona wic tak stawia kwestyi, jak j najczciej stawiano, gdy uwaano wyobraenia, a nawet, wedug niektrych, sdy, za co pierwotnie danego w myleniu ludzkiem. Byo to bowiem suszne, lecz i niesuszne zarazem. Jest w gowie ludzkiej cay wiat wyobrae i sdw istotnie rwnowartociowy ze zwierzcym, ale jest take drugi, - wycznie ludzki. Tylko ten drugi zawdzicza swe powstanie mowie, ale i pierwszy, chocia naley jeszcze do wiata psychicznego niszego, ktry nie wyraa si u zwierzt drog schematw mowy - u czowieka uzewntrznia si rwnie w mowie. Oba wic te wiaty wyraaj si w mowie ludzkiej, cho tylko drugi zawdzicza swe istnienie mowie. I wanie tylko ten drugi, ktry nazwalimy intermentalnym C, albo mentalnym D, stanowi ogniwo trzecie, ultrabiologiczne,

albo hyperbiologiczne, co do ktrego mogo by postawione pytanie: czy moe by sprowadzone do tych samych zasad, co ogniwo biologiczne. Tylko my ju w podobny sposb kwestyi tej nie stawimy. Gdy zjawiska yciowe s ciemne, a nawet zostan ciemnemi, jeeli skdind nie padnie na nie nowe owietlenie, uwaamy za stosowniejsze odwrci pytanie i wyrazi nadziej, e moe raczej zjawiska biologiczne dadz si sprowadzi do tych zasad, na ktrych wspieraj si intermentalne.

XLI. Pojemno psychiczna czowieka i zwierzcia.


Pewnego razu, gdym si zastanawia nad odmiennoci bogatej psychiki ludzkiej od ubogiej zwierzcej i gdym prno usiowa wyjani sobie t rnic rnic midzy mzgami ludzkim i zwierzcym, uderzya mi nagle myl, e mzg ludzki jest stanowczo o wiele za may w stosunku do ogromu funkcyi, ktre spenia u wielu ludzi, a mgby spenia u kadego zdrowego czowieka. Przyszo mi wtedy na myl, e gdyby objto mzgu miaa zostawa rzeczywicie w prostym stosunku do obfitoci poj, ktre mog si tworzy w mzgu ludzkim, a nie tworz w adnym zwierzcym, (nawet daleko obszerniejszym), - to zgodnie z teory ewolucyi naleaoby si spodziewa u czowieka mzgu tak wielkiego, a wic i gowy tak wielkiej, e grzbiet ludzki dwigaby j z trudnoci. A tymczasem przewaga wielkoci jest tak nieznaczn! Dysproporcya midzy tem narzdziem, a funkcy, tak bije w oczy, e poj trudno dla czego, jeeli ju nie kto inny, to przynajmniej ewolucyonici nie zainteresowali si tym faktem, sprzecznym z ich teory. Rwnie i to wydao mi si niezgodnem z teory ewolucyi, e ludzie tak bardzo rni si midzy sob pod wzgldem obfitoci poj, pod wzgldem potencyalnym psychologicznie. Gdyby czowiek by dzieem prostej ewol ucyi, powinnibymy mie psychik jeeli nie rwn jakociowo, to przynajmniej ilociowo, wic albo ju wszyscy bardzo bogat, albo niewiele bogatsz od zwierzcej. W kocu nie zgadzay mi si z t teory dobrze stwierdzone fakty opadania umysowoci czowieka normalnego do poziomu niemal zwierzcego, ilekro wyrs od modoci na onie samej przyrody, w odosobnieniu od innych ludzi (Homo sapiens ferus). Nie mogem poj dlaczego takie fakty nie zmusiy ewolucyonistw do energicznego szukania przyczyn racej sprzecznoci teoryi z rzeczywistoci. adne fakty morfologiczne (zawio zwojw i t. p.) dotychczas skonstatowane, ani przypuszczenie wikszej subtelnoci masy mzgowej nie usprawiedliwiaj niezmiernej wyszoci efektw psychicznych, tak samo jak znowu objaww dziczenia osobnikw fizycznie normalnych. Wszak dziczenie jest utracaniem czowieczestwa, ktreby wedug teoryi ewolucyi powinno nalee do organizmu Homo. Wszystkie te wtpliwoci i sprzecznoci wyjaniaj si dopiero ze stanowiska teoryi, ktr tu wykadamy. Czowiek nieporwnane swe bogactwo wyobrae zawdzicza nie rozwojowi mzgu w sensie teoryi ewolucyi, lecz tylko uproszczonej technice mylenia. Owo uproszczenie zawdzicza mowie. W najprostszych liniach rnica ta przedstawia mi si w nastpujcy sposb.

wiat psychiczny zwierzcia jest wiatem samych obrazw zmysowych, zgadzajcych si cile z tem szczupem rodowiskiem, w ktrem zwierz si obraca. Zwierz operuje samemi fragmentami penego i "pyncego" obrazu zmysowego. Z czowiekiem dzieje si inaczej. Mylenie obrazami ustpuje prdzej, niby mogo si rozwin (od schyku niemowlctwa) myleniu symbolami dwikowemi, ktre s abstrakcyami od obrazw zmysowych. Gdy wic w pamici zwierzcia tkwi tylko obrazy, w ludzkiej przewanie abstrakcye. Jest to bardzo ekonomiczna forma mylenia, ale te pogra czowieka w oceanie abstrakcyi; daje wielkie korzyci - cho rwnie i pewne straty w zakresie ycia pospolitego. Z mylenia obrazami pynie tyle podziwiana prostolinijno psychiki zwierzcej, przytomno, wietne orjentowanie si, stanowczo i niezawodno czynnoci zwierzcych. Niesusznie skadano te zalety na karb automatycznoci funkcyi zwierzt, zwaszcza wyszych. Podziwiamy "zmys" orjentacyjny wielu zwierzt, bo zapominamy, e moe ono przywoa do pamici obraz (uproszczony do szczegw, interesujcych zwierz) caej panoramy, szlaku, przestrzeni, o ktr mu chodzi. My utracilimy ten cenny plus yciowy, ale na rzecz bezporwnania wikszego. Zysk nasz uwydatni si, gdy przeniesiemy zwierz do odmiennego cakiem rodowiska. Wtedy ujrzymy najopakaszy obraz bezradnoci. Niedawny zuch niemie si ruszy, boi si wszystkiego, dry z przeraenia. Niedoceniamy zwykle tego, co si z nim dzieje. On straci nagle cay swj wiat i stan na tle obcego sobie, w ktrym wszystko mu nieznane i niezrozumiae. Czuje si on gorzej, niby czowiek czu si nawet na ksiycu. Mona powiedzie obrazowo, e zwierz jest centralnym punktem szczupej sfery, ktrej promie jest tak dugim, jak sigaj jego zmysy wasne, poparte jeszcze miejscozmiennoci. Sfera czowieka nigdy nie bywa tak szczupa, a moe si rozszerza do nieskoczonoci. Jej promie przeduaj po pierwsze narzdzia, uzupeniajce zmysy, po drugie dowiadczenie zmysowe niezliczonych osobnikw, komunikowane za pomoc mowy, wreszcie mono operowania mylowego wyrazami, ktre s abstrakcyami od obrazw zmysowych, wic rozmaitej obszernoci uoglnieniami nieskoczonej rozmaitoci dowiadczalnej. Sfer czowieka moe by cay wszechwiat! Psychologowie nazywaj niekiedy mow narzdziem i sug myli. Nieprawda! Ona jest macierz myli ludzkiej, bo ona rozszerzya jej sfer. Waciwie bogactwo obrazw zmysowych, ktremi operuje osobnik ludzki nie bywa tak znacznie wiksze od zwierzcego, jak si pospolicie przypuszcza, dopiero bogactwo symbolw akustycznych decyduje o rnicy skutkw. Poniewa wszelki wyraz, lubo to tylko symbol, jest jednak take malekim obrazem zmysowym, czyli czsteczk otaczajcego nas wiata, przeto czowiek de facto operuje, tak samo jak zwierz, zapasem samych obrazw zmysowych, tylko dwie s ich kategorye. Jeeli pojemno psychiczn ssaka przedstawimy sobie pod postaci kuli, (czuej na bodce zewntrzne), ktrej rodek zajmuje zwierz, i jeeli przyjmiemy,

e caa powierzchnia kuli pokryta jest skoczon iloci bardzo drobnych obrazwniedziaek, niby cyfr arytmetycznych, ktre zwierz moe kojarzy ze sob w dowolne kombinacye, to rozumiemy, e adne skojarzenia nie wykrocz poza sfer materyau realnego, ktrego dostarczaj zmysy wasne tego osobnika nie wykrocz po za kombinacye arytmetyczne. Pojemno psychiczna czowieka zdaje mi si by tak sam kul, nieco tylko wiksz. Mieci ona na swej powierzchni rwnie skoczon ilo najmniejszych obrazw-niedziaek. Rnica midzy obu kulami bdzie na tem polega, e znaczn cz powierzchni kuli ludzkiej bd zapenia, zamiast obrazw wiata zewntrznego, pochodzcych od wasnych zmysw, wic zamiast cyfr, drobniutkie obrazy zmysowe, ktre nazywamy wyrazami mowy ludzkiej tonami muzycznemi i t. d. Reszt powierzchni nie mniejsz zapewne od caej powierzchni kuli zwierzcej, (ale moliwe take, e i wiksz od niej), bd zapenia obrazy take same, jak na kulach zwierzcych. Gdy powierzchnia kuli, a zarazem ilo jednostek wraliwoci jest ograniczona, przeto im wiksz cz powierzchni zajm wyrazy, odrywajce tu ju rol znakw algebraicznych, dorzuconych do znakw arytmetycznych, - tem mniej miejsca zostanie dla waciwych obrazw-cyfr. Gdy za kojarzenie si najmniejszych elementw powierzchni (obrazw-jednostek) nie jest ograniczone do kojarzenia si samych tylko obrazw ze sob i samych tylko wyrazw ze sob, lecz przeciwnie - moe zachodzi i zachodzi midzy obrazami i wyrazami (bo faktycznie i jedne i drugie s obrazami zmysowemi) - to otrzymujemy proste a zgodne z rzeczywistym stanem rzeczy wyjanienie cisego zwizku midzy wiatem, ktry nazywamy realnym, a wiatem idealnym, - midzy wiatem czysto psychicznym (C), a interpsychicznym (D). Nie miejsce tu na wnikanie w zawiy mechanizm kojarzenia si elementw psychicznych i nie nasz to obowizek. Jest to, jak wiadomo, elementarne zagadnienie, najeone niezmiernemi trudnociami, ktre zaledwie w drobnej czstce zostay przez psychologi pokonane. Nam chodzio jedynie o wykazanie, e mechanizm mylenia ludzkiego nie jest o wiele zawilszy od zwierzcego, a jeeli jest trudny do zbadania - to nie dla adnych specyficznych skomplikowa o wiele znaczniejszych, nieli u zwierzt, ale wanie dla tego, e i zwierzcy przedstawia te same trudnoci. Psychologia nie moga ich porwnywa z ludzkiemi dla tej prostej racyi, e wiata psychicznego (C) nie zna wcale, zna tylko jego zewntrzne reakcye. Nam chodzio jedynie o zaznaczenie, e caa rnica midzy aparatami zwierzcia (np. ssaka), a czowieka polega na tem, e pierwszy operuje samemi odbiciami wiata nieoywionego oraz wiata organizmw, drugi jeszcze odbiciami przyrody spoecznej, wic wiata rzdu wyszego, nad-organicznego. Ta druga cz przyrody oddziaywa na w dwojaki sposb. Wszystko, co podpada pod zmysy, dziaa cise w ten sposb, jak dziaa przyroda nisza na zwierz, - stanowi to wiat waciwych obrazw konkretnych i oderwanych. - Poza tem jednak jest wiat wyrazw, czyli wiat abstrakcyi od wszelkich obrazw. Nie wnosi on adnej modyfikacyi do mechanizmu mylenia, bo, jeszcze raz to akcentuj, - jest to takie wiat obrazw, przynosi on tylko skutki niezmiernie wane. Operowanie wyrazami pozwala na takie skojarzenia obrazw, jakieby nigdy nie dokonay si w gowie zwierzcej. Kojarzenie si wyrazw jest o wiele ekonomiczniejsz form mylenia,

gdy w postaci wyrazw moe wchodzi ze sob w zetknicie o wiele wiksza ilo prawdziwych obrazw, konkretnych i oderwanych i sprzyja wytwo rzeniu nowego symbolu-wyrazu, bdcego jeszcze szersz abstrakcy od bardzo wielu nieco podobnych midzy sob obrazw. Jeeli np. skojarz pod jednym wyrazem ("owoc") gruszk, jabko, wini i liwk, - to nastpnie mog ju operowa jednym oglnym wyrazem "owoc", jako jednostk najmniejsz, zamiast czterema lub czterdziestoma obrazami rnych owocw, ktre trzebaby zosobna przywoywa do pamici. Gdy tak najmniejsz jednostk skojarz z jakimibd rwnie oglniejszemi od zwykego obrazu wyrazami, to zo si w mej gowie szerokie skojarzenia, niemoliwe przy operowaniu samemi obrazami rzeczy. Wywoaj one z kolei jeszcze szersze abstrakcye. Gdy za nawet najszersza "abstrakcya-wyraz" stanowi zawsze tylko malek jednostk algebraiczn na powierzchni kuli, uytej do przykadu, to atwo poj, jak wiele przybywa skojarze cakiem niemoliwych w gowie zwierzcej. Zwizki midzy abstrakcyami, a obrazami realnemi stale zachodz, jako zupenie naturalne i one to s wiecznem rdem antropomorfizmu, od ktrego aden czowiek nie moe si wyzwoli. Abstrakcya-wyraz kojarzy si z obrazem treci mniej lub wicej pokrewnej i wtedy przybiera pozory prawdziwego obrazu, ale jednego podwjnego, zamiast licznych, ktre obejmuje. Gdy pomyl, albo usysz wyraz "owoc", - wyraz ten kojarzy si natychmiast z obrazem jakiego owocu, lub choby jednej jego cechy realnej, i to z takim owocem, ktry najatwiej lub najprdzej przyszed w tej chwili do pamici. Raz skojarzy mi si z gruszk lub jedn jej wasnoci, drugi raz z talerzem jabek i winogron, trzeci raz z owocem baobabu, o ktrym niedawno czytaem. Jednak w owem zestawieniu obrazu z wyrazem wszelki obraz (np. gruszki) zatraca cz swej ywoci i czyni si raczej cieniem (gruszki lub jej wasnoci), ktry tylko podpier a wyraz (niby znak algebraiczny) i nadaje mu pozory realnoci. Im szersz abstrakcy obejmuje wyraz, tem skojarzenia z obrazami bd mniej "naturalne", a poniekd mniej "logiczne", ale zarwno naturalnoci jak logicznoci w zdrowej gowie nigdy nie bd pozbawione. Dla tego te obrazy bardzo odlege od abstrakcyi, ktr wywoa wyraz, utrzymuj si przez tak krtk chwil, e najczciej zostaj ze wiadomoci wyrugowane, bo zaraz spostrzegamy, e nadto faszuj abstrakcy; ale mimo to, s i naturalne i poyteczne, gdy utrzymuj zwizek obrazu suchowego-abstrakcyi ze wiatem realnym, bez ktrego to zwizku, jak si pniej okae, czyste abstrakcy, zwaszcza szerokie, zostayby najczciej tylko wyrazem. Nawet najszersze abstrakcye, jak naprzykad Boga, wikszo ludzi podkada pod bardzo odlegy, ale bardzo realny, bardzo nam blizki i pospolity - a dodajmy i do blizki logicznie do samej abstrakcyi obraz zmysowy dziada-patryarchy, starca o moliwie szlachetnym i majestatycznym wygldzie. Abstrakcy ducha - ujmuje si najczciej pod postaci tchnienia. Kad myl, otrzyman na drodze kojarzenia elementw mowy (a uywajc terminu psychologicznego, na drodze assocyacyi wyobrae), nawet tak, ktra nie wie si odruchowo z jakim obrazem usiujemy sami "uzmysawia sobie", i lubo j wypaczamy niemiosiernie, opanowujemy j lepiej, gdy wiemy ze wiatem obrazw zmysowych, ktry jest ostoj nasz.

Aby da jeden przykad i to nieobojtny z innych jeszcze wzgldw, nadmieni, e wanie dla tego nauka usiuje sprowadzi zagadnienia biologiczne oraz interpsychiczne do stosunkw prostszych, fizycznych, e dla wiata takich abstrakcyi niema lepszej podpory realnej, nad stosunki fizyczne, take wprawdzie abstrakcyjne, ale ju atwiej dajce si zestawi z grubemi obrazami realnego wiata bezporednio zmysowego. Spraw poruszon moemy z korzyci wyjani sobie na nastpujcem porwnaniu. Siedzi sobie lis w lesie i czuwa. Przyroda przynosi mu gr barw obojtn, wonie obojtne i szmery obojtne. Nagle such lisa rozrni lekki szmer poruszajcej si myszy i natychmiast pami jego kojarzy ten znany mu szmer charakterystyczny z obrazem myszy. Szmer mysi budzi tedy obraz abstrakcyjny myszy i ten dopiero przywouje do wiadomoci lisa peniejszy obraz myszy, czyli przedmiotu konkretnego w przyrodzie. Chciabym zwrci uwag czytelnika na okoliczno, e tem samem jest szmer mowy ludzkiej, z t jedynie rnic, e budzi on obraz abstrakcyjny abstrakcyi. Gdy tedy szmer myszy wywouje obraz abstrakcyjny myszy (przedmiotu konkretnego), szmer wyrazu ludzkiego (podczas rozmowy dwch ludzi) wywouj e u suchajcego obraz abstrakcyjny abstrakcyi (pojcia oderwanego). Mamy tu prawo dla uproszczenia uczyni skrcenie i pomin w obu zdaniach abstrakcyjno obu obrazw. Wtedy wypadnie nam, e: szmer myszy wywouje u lisa (a takie u mnie) obraz myszy, szmer wyrazu za u czowieka obraz abstrakcyi. Jeeli za, dla dokonania takiego samego uproszczenia, pominiemy w obu powyszych twierdzeniach inny element wsplny, mianowicie nie abstrakcyjno, lecz obraz, dowiemy si wtedy, e szmer myszy wywouje u lisa (a takie u mnie) abstrakcy myszy, szmer za wyrazu mowy ludzkiej - u czowieka abstrakcy abstrakcyi. Szmer wyrazu mowy i szmer natury s to w gruncie takie same bodce. Wywouj one: obraz abstrakcyjny czyli abstrakcy od obrazu. W takim razie wyraz mowy ludzkiej jest dla czowieka obrazem abstrakcyjnym; obraz za abstrakcyjny myszy dla lisa - jest wyrazem myszy, albo wyrazem przyrody zewntrznej.

I jedno i drugie mona nazwa wyrazem, i jedno i drugie mona nazwa abstrakcy. Widzimy z tego, jak trafnie, ju w XVIII w., Piotr Laromiguiere nazwa organy zmysw "machines a abstraction". Okazuje si, e w gowie ludzkiej odbywa si proces taki sam, jak w zwierzcej; wyraz mowy (obraz abstrakcyi), musi przej przez faz zwierzc, musi skojarzy si na chwil z jakim obrazem konkretnym wiata zmysowego, a dopiero nastpnie odrywa si od niego i czy si z rozleg grup obrazw abstrakcyi, stanowicych myl abstrakcyjn. Wic wyraz "kapelusz" moe skojarzy si naprzd z niepenym obrazem jakiego kapelusza konkretnego i dopiero potem odrywa si od obrazu konkretnego, aby sta si pojciem abstrakcyjnem. Wyraz "zwierz" kojarzy si najczciej z obrazem jakiego okrelonego zwierzcia i dopiero potem odrywa si od niego, rozpywajc si w pojciu abstrakcyjnem, obejmujcem wszelkie zwierzta. Wyraz "tysic" kojarzy si z jakim konkretnym obrazem, np. banknota 1000-frankowego, albo "dziesiciu setek czego", albo znaku cyfrowego "1000" i dopiero potem odrywa si od tego przypltanego obrazu zmysowego, aby zamajaczyo w nas co niedajcego si uj zmysami, jaka "ilo", "mnogo", skupiajce si okoo znaku lub wyrazu "tysic". Obraz zmysowy elementarny i wyraz (usyszany) s to przeksztacenia bodcw wiata zewntrznego, s to elementy mylenia. Co prawda ukadaj si te elementy mylenia tu i tam w inne obrazy zoone, ale to jest ju kwesty takiego lub innego ich kombinowania si. Staje si oczywistem, e nie tylko mechanizm mylenia jest podobny w gowach ludzkich i zwierzcej, ale nawet obfito elementw mylenia nie tak bardzo wiksz, jak si pospolicie wydaje. Nawet w mzgu nie o wiele wikszym od zwierzcego miejsca jest do na wszystkie elementy wiata idealnego. Zasb bowiem oglny elementw mylenia powiksza si naprzd tylko o wyrazy mowy, a tych czowiek przewanie potrzebuje i uywa bardzo niewiele, powtre o obrazy przedmiotw, bdcych wytworem cywilizacyi. Chocia jest ich wielka mnogo, przecitny czowiek zna ich bardzo niewiele, gdy za yjc na onie cywilizacyi jest odgrodzony od ona natury, skutkiem tego nie zna i nie potrzebuje zna mnstwa wytworw natury, ktre wypeniaj poznanie zwierzcia; wic nowoprzybyy zasb elementw realnych cywilizacyi kompensuje si w duej mierze odpadniciem elementw bezporedniego rodowiska przyrody, ktre jest caym wiatem dla kadego zwierzcia dzikiego. Tylko ruchliwo elementw mylenia w gowie ludzkiej jest wiksza. Z doczenia si wyrazw do obrazw wynikaj skutki, o ktrych pomwimy w rozdziale nastpnym.

XLII. Energia fizyologiczna rdem ycia D. Siy-wyrazy jako bodce, wyzwalajce napit energi fizyologiczna.
Kojarzenie samych abstrakcyi przedmiotw wystarcza zwierztom do utrzymania si przy yciu. Przecie nawet i praczowiek, nie zna i nie potrzebowa mowy wyrazowej. Wobec tego mylenie abstrakcyami abstrakcyi musimy uzna za

zbyteczne dla samego organizmu. We wraliwoci ludzkiej na wyrazy mamy zjawisko cakiem nowe dla wiata ziemskiego. Ocen za tego zjawiska uatwi nam porwnanie stosunku komrki wolnej do komrki organicznej. Sabiuchna wraliwo wymoczka na wiat zewntrzny wystarcza mu w zupenoci do egzystencyi, - ale nie wystarczyaby ju lisowi. Niech mu np. zajd bielmem oczy, a zginie tak rycho, jakby wcale nie by wraliwy na fale wietlne, pomimo, e komrki jego siatkwki bd jeszcze odrnia rne natenia wiata w stopniu, wystarczajcym dla wolnego jednokomrkowca. Znaczy to, e komrka siatkwki posiada wraliwo na bodce wietlne cakiem zbyteczn dla komrki wolnej, czyli dla niej samej, a co za tem idzie zadaniem jej nadwraliwoci musi by co innego, nieli podtrzymywanie bytu i rozwoju samej komrki. Jako wiemy, e zadaniem komrek siatkwki jest podtrzymywanie bytu i rozwoju caego organizmu. Skde si wzia ta nadmierna wraliwo, ktrej nie zdoa osign i nie potrzebowa aden jednokomrkowiec? Wytwarzaa si w komrce siatkwki w dugim acuchu rozwoju filogenetycznego zwolna i kosztem stopniowego utrcania innych normalnych jej waciwoci. Midzy innemi, taka komrka nie podlega ju rozrostowi ustawicznemu, jak inne, wolne, nie potrzebuje si sama stara o poywienie i t. d. Nadmierna tedy, ale zarazem jednostronna wraliwo komrki siatkwki jest wynikiem okolicznoci, e staa si ona oddawna czstk zrzeszenia, wrd ktrego panuje podzia czynnoci, wymiana usug. Cz si, zuywan na wiksz wraliwo optyczn, oczywicie na korzy ogu, - ten og wynagradza jej, zwraca, przez zaspakajanie potrzeb, ktrym zadouczyni sama nie byaby ju w monoci. Wymiana usug zasza, w zrzeszeniu tak daleko, e komrki poprzeobraay si gruntownie na specyalistki. Niema ju dla nich powrotu do roli jednokomrkowcw. Stay si kkami w maszynie fizyologicznej, zmiennemi tylko wwczas, gdy tego bdzie potrzeba organizmowi. Czem podobnem jest czowiek w narodzie, z rnic, e jego zaleno od ogu jest o wiele mniejsza, poniewa nie rozstaje si tak gruntownie ze swem dawnem rodowiskiem. Bez wzgldu na swe stanowisko spoeczne, kady nie tylko moe, lecz musi sam spenia wszystkie funkcye fizyologiczne i dla tego morfologicznie zostaje rwny zwierzciu. On mgby wrci nawet zawsze do ywota organizmu wolnego, czego mamy przykady na czowieku zdziczaym. Wobec takiej normalnoci fizyologicznej kadego czonka spoeczestwa wolno zapyta: co uczynio czowieka czem wicej, ni zwierzciem i co powoao do bytu dziea cywilizacyi? Nam teraz nie wystarcza osignity ju pewnik, e mowa uczynia ze zwierzcia czowieka, albo ze mowa wlewa w nas ducha ludzkiego, bo ani mowa, ani w duch nie stanowi przecie jeszcze rda si fizycznych, czynnych w czowieku na rzecz cywilizacyi. e komrki jednego organizmu funkcyonuj rozmaicie, niema w tem nic dziwnego, bo s morfologicznie zrnicowane, a wic i fizyologicznie, - ale czowiek, nawet wwczas, gdy jest psychicznie zrnicowany, nie powinienby by fizycznie produkcyjniejszy od zwierzcia, a zwaszcza w kierunkach rozmaitych, bo do produkcyi fizycznej nie wystarczaj same sowa lub myli. Tu trzeba energii, trzeba si fizycznych, a tych organizm czowieka nie produkuje stosunkowo wicej,

ni zwierze. Wszak ycie lisa zdaje si nie pozostawia adnego nadmiaru, krom chyba w komrkach rozrodczych. Skde si w czowieku bierze w nadmiar si fizycznych, niezbdny do wydania dzie ludzkich, skoro go nie widzimy w innych ciaach zwierzcych? Ot wcale tak nie jest, jak si wydaje. Siy fizyczne czowieka pyn z tego samego rda, skd pyn zwierzce. Gdy rdem ycia i si fizycznych organizmu s bezwtpienia tylko ciaa komrek, wic tylko siy komrkowe mog by rdem ycia i si fizycznych czowieka, a w konsekwencyi i cywilizacyi. Obfito tych si dostrzegamy dopiero w czowieku, nie dostrzegamy go u zwierzt dla tego, e przeocz si zwykle fakt niezmiernej doniosoci, mianowicie, e organizm zwierzcy funkcyonuje bardzo nieoszczdnie, z powodu warunkw, w ktrych si utrzymuje przy yciu. Nie spostrzegamy zwykle, e wszystkie organizmy rozporzdzaj zawsze o1brzymim nadmiarem si, ktry w chwilach niepowodze jest cennym zapasem, pomagajcym do przetrwania, ale w pomylnoci rozprasza si w bezczynnoci zwierzcia oraz wszelkiego rodzaju igraszkach. Lis, gdy godny, zabiega, aby si nasyci, ale syty odpoczywa lub zuywa siy w bieganiu, pki gd nie popdzi go do nowej pracy, ktrej jedynem zadaniem jest znowu tylko nasycenie, zaspokojenie potrzeby fizyologicznej. Mona powiedzie, e lis jest machin z akumulatorem, oprnianym zarwno w chwilach potrzeby si w nim nagromadzonych, jak tez w chwilach ich nadmiaru. W drugim wypadku zawarto jego promieniuje wprzestrze w postaci bd ciepa, bd ruchu bezcelowego. Wwczas marnuje si. Ten wanie nadmiar siy ywej, ustawicznie trwoniony przez zwierz, jest ogromnym, wprost niewyczerpanym, zapasem, z ktrego ukada si wysza forma ycia, forma D. W bycie spoecznym w nadmiar energii nie przepada tak cakowicie, jak w gromadnym lub samotnym. Wprawdzie i tu znaczna jej ilo trwoni si po dawnemu, ale przynajmniej cz jej pod postaci dziaa ludzkich, pod postaci pracy twrczej zuywa si na rzecz zwizku spoecznego. Im spoeczestwo wyej rozwinite, tem wiksza cz tych si, marniejcym w zwierztach, obraca si na twrczo spoeczn. Lecz c ujarzmia ten nadmiar i przeobraa w si i to twrcz, ponadorganiczn? W tem pytaniu spoczywa jdro kwestyi. Genez pracy twrczej, pracy produkujcej w spoeczestwie, upatrywano w przymusie fizycznym, wywieranym przez mocniejszych nad sabszymi - i bdzono gruntownie. Skdeby przyszo np. lisowi zmusza innego lisa do polowania za siebie, innemu lisowi da si zmusi do dziaania na korzy innego, a w kocu: coby z tego wyniko? W najlepszym razie lis mocniejszy wyspaby si duej kosztem sabszego lub potulniejszego, - potulniejszy, pracujc za dwch staby si niezdolnym do wyywienia nawet siebie i na temby si proces przerwa. Moment przymusu jest rzeczywicie wanym czynnikiem w cywilizacyi, ale nie on wywoa cywilizacy. Zapas energii nie wydziera si w caostce ywej gwatem fizycznym, przymusem, ani walk np. przez odbieranie sabszym owocw ich pracy. To nie moe by zasad zarwno w spoeczestwie, midzy ludmi, jak w organizmie

midzy komrkami, albowiem sam akt walki jest aktem nieprodukcyjnego i nieekonomicznego zatracania oboplnej energii. Przytem jedynym owocem pracy zwierzt bywa zapas ywnoci lub gniazdo. Wydarcie takiego dobytku nie moe by ani aktem twrczym, ani wywoa nowego aktu twrczego, chyba znowu gniazdo lub zapas ywnoci. Nie bdziemy czytelnika mczyli zdobywaniem krok po kroku pozycyi nieco nowej. Odsonimy myl nasz odrazu. Dziea ujarzmiania najmniejszym nakadem wasnej-energii fizycznej cudzej, dokonywaj wyrazy, jako bodce fizyczne i jako wyrazy abstrakcyi. Aby wywoa dziaanie fizyczne siami innego czowieka do podziaa na jego zmysy, do wywoa skojarzenie obrazw w obcej gowie - w abstrakcy. Ale do otrzymania tego skutku trzeba wyrazu -bodca. Sam proces nerwowy nie moe by bodcem poza obrbem organizmu, w ktrym si toczy. Oto oficer wygasza wobec onierzy krtkie haso: marsz! i caa kompan ia maszeruje, wykonywa prac. Nieche oficer sprbuje tylko pomyle: marsz!, a skutku nie bdzie. A wic dopiero brzmienie wyrazu wywouje w realnoci D, skutek spoeczny, wcale za nie myl sama. W kocu nie zapominajmy i o tem, e przekonalimy si ju dostatecznie, i samo mylenie po ludzku zarwno oficera, jak onierzy jest tylko skutkiem istnienia bodcw -wyrazw, wic gdyby nawet kto upiera si przy rozumowaniu, e to myl wywouje zewntrz organizmu skutki realne, wyjdzie na to, e myl wyraona czyli wyraz, nie za myl sama, wywoaa zewntrz mylcego skutek mechaniczny. Musimy jednak teraz doda, e brzmienie wyrazu waciwie tylko wyzwala nagromadzone w innych osobnikach siy fizyologiczne, napite do dziaania. Wyrazy-bodce dziaaj na skomplikowany system si, zostajcy w rwnowadze niestaej w sposb podobny, jak iskra dziaa na nabj prochowy, jak sabe pchnicie na wielk bry, zostajc w rwnowadze niestaej. Nierwnowag tak zaprowadzio w organizmie ycie w spoeczestwie. Ujmujc rzecz z innej strony, moemy powiedzie, e wyrazy, jako fale fizyczne, s przedmiotami w przyrodzie, one wchodz w skad naszego rodowiska. Skoro za wiadomo, e rzebiarzem, ktry ksztatuje wszystkie jestestwa jest rodowisko, wic czowieka ksztatuje take i mwione, ujmowane w najszerszem znaczeniu tego sowa. Jednak wyrazy zaczynaj nalee do naszego rodowiska, jako czynnik, dopiero wwczas, gdy wchodz w stay stosunek ze wiatem rzeczywistoci, dostpnej i dla zwierzt, blizkich nam organizacy. Proces wprowadzania wyrazw w stosunek ze wiatem rzeczy jest taki sam, jak w mzgu zwierzcym, gdzie dokonywa si rozbijanie obrazw przyrody na elementy i czenie elementw w obrazy. Przycza si tu tylko nowy element wiata rzeczy: ruch powietrza, wywoujcy wyobraenia-wyrazy, kojarzone z obrazami przedmiotw i dopiero nastpnie wywoujce abstrakcye od przedmiotw. Kojarzenie wyrazw oznaczajcych przedmioty, z obrazami przedmiotw jest spraw dosy prost i atw, ale nie tak jest z prawdziwemi abstrakcjami. Gdy pierwsze maj za skutek przeprowadzenie z umysu do umysu prawie tych samych obrazw, - drugie, nie bdc obrazem adnego przedmiotu konkretnego, lecz pkiem oderwanych abstrakcyi, nie ukadaj si w adnym umyle jednakowo pod wpywem jednakowego bodca. Ten sam wyraz kojarzy si u kadego czowieka z

innym obrazem zoonym abstrakcyjnym; tyle tylko mona powiedzie, e w kadym z tych obrazw jest troch elementw wsplnych. I, rzecz godna najbaczniejszej uwagi, e wanie niezupene podobiestwo obrazw abstrakcyi, czonych jednym wyrazem albo jedn ich grup, jest przyczyn powstania i rozwoju cywilizacyi. W razie identycznoci obrazw wywoywanych z wysyajcemi bodziec, wiat abstrakcyi ludzkich nie powstaby wcale, a w razie wielkiego ich podobiestwa byby tak mao zmiennym, jak wiat organizmw. Lubo to zupenie zrozumiae, pozwol sobie owietli rzecz na jednym przykadzie. Gdyby wiedza nauczyciela przelewaa si dokadnie w uczniw, wszyscy wiedzieliby tylko to samo, co on. Pokolenia pniejsze w narodzie wiedziayby, umiayby i robiyby prawie to, co poprzednie. Abstrakcye bowiem wywoywane byyby podobne do przekazywanych, jak obrazy jednego przedmiotu, odbite w dwch jednakowych zwierciadach. O ile trafnem jest synne orzeczenie Darwina, e pod wzgldem naukowym ludzie dziel si na dwie tylko kategorye: samoukw i nieukw, co uwypukla t prawd, e nauki wzi bez trudu nie mona od najwikszego nawet mistrza, bo si j tylko zdobywa, o tyle z jeszcze wiksz susznoci mona zastosowa do wszystkich ludzi inne okrelenie: wszyscy jestemy uczonymi samoukami. Uczonymi jestemy, bo od samej kolebki a do dojrzaoci, a waciwie nawet a do grobu otoczenie ludzkie uczy nas wasnych abstrakcyi za porednictwem wyrazw; samoukami za dla tego, e jednak pod mwione podkadamy tylko swoje abstrakcye i poznanie nasze jest owocem cile wasnej pracy niby odtwrczej, mniej lub wicej udatnej, a naprawd nawet wprost twrczej. Tem samem zreszt jest wszystko, co yje, albowiem dziaanie przeksztacajce wywiera na kompleks, zwany rolin, dopiero swoiste odczuwanie bodcw rodowiska. Kady gatunek, kade indywiduum ksztatuje si na swj sposb, lubo pod wpywem tych samych bodcw, a im forma bardz iej skomplikowana, wic mniej podobna do drugiej, "niby" podobnej, tem reakcya na jednakowy bodziec jest odmienniejsza. Jednakowe bodce wywouj skutki jednakowe tylko w ciaach jednakowych i w warunkach jednakowych. Klasyczn tego ilustracy mog by fal e cieplne, wzbudzone przez soce. Dziaaj one jednakowo tylko na jednakowe czsteczki chemiczne, zostajce w jednakowych warunkach. Na milion wymoczkw Paramecium dziaaj prawie jednakowo, mniej jednakowo, ale z maemi dla nas praktycznie odchyleniami, zalenemi od niejednakowych warunkw rodowiska dziaa bd na tysic makw, rozrzuconych po wielkim obszarze, - lecz cakiem odmiennie bd dziaa na rne roliny, choby rosy obok siebie. W patku maku wydobywaj barw czerwon, w patki lilii bia, w patku sonecznika t; w gencyanie wzbudz pierwiastek gorzki, w berberysie kwany, w ostromleczu piekcy. Skd takie skutki? Std, e jednakowy bodziec dziaa na ukady niejednakowe. Pod dziaaniem tych samych fal dokonywaj si w kadym gatunku rozkady i syntezy czciowo inne, a czciowo takie same, i nikt si temu nie dziwi. Tembardziej powinno by zrozumiaem, e ten sam wyraz-bodziec, nawet bez towarzyszenia zmieniajcego wpywu intonacyi oraz mimiki, wic np. wyraz

napisany lub drukowany wywouje w rnych osobnikach bardzo rozmaite skojarzenia elementw psychicznych. Osobniki spoeczne nigdy nie bywaj tak jednakowo uksztatowane, jak osobniki zwierzce, a gdyby tak byo - wtedy wyrazsygna dziaaby prawie jednakowo na dowoln ilo osobnikw, wtedy myl wyraona odbiaby si wiernem prawie echem myli wzbudzonych. Myl ABC, przez sygna W wzbudziaby wszdzie, dokd sigaj fale W - tylko chr myli ABC. To si dzieje tylko w stadzie, wrd ludzi takiego dziaania nie bywa. Tre psychiczna ABC, dziaajc przez wyraz W na zgromadzonych piciu ludzi, wywoa w jednym myl BCD, w drugim BEF, w trzecim BGH, dalej jak bogatsz, BKLMN i BOPR. Mamy tu 5 rnych wartoci psychicznych. Jeden wyraz nastroi kadego inaczej i jeli kady wypowie myli wzbudzone, wypowie je napewno w innych wyrazach, dajc pocztek czterem nowym szeregom myli jeszcze bardziej rnych. Gdy zawoam do 5-ciu chopcw: bawcie si! niezawodnie wystpi starcia w mowie i czynach. Chopcy zaczn umawia si, przekonywa, sprzecza. Nie zbudzi si jedna myl, jedno pragnienie, jeden czyn. Zerwie si istna lawina rnych skutkw. To jest ycie spoeczne. Co podobnego na drobn skal dzieje si wewntrz organizmu, gdzie jednakowy bodziec (fale soneczne) nawet na obwodzie ciaa wywouje nader rozmaite wraenia i reakcye, a oddawany od komrki do komrki wgb ciaa, wywouje najprzerniejsze skutki lokalne, przerne prace fizyologiczne w komrkach, stanowice w sumie proces yciowy organizmu. W spoeczestwie jednakowy bodziec (mwione) rozchodzc si sferycznie od osobnikw do osobnikw, wywouje rne stany psychiczne niejednakowo nastrojonych aparatw psycho-fizycznych, a w nastpstwie coraz bardziej niejednakowe dziaania spoeczne, stanowice proces yciowy spoeczestwa. Wewntrz organizmu powstaj rne produkty komrek i organw, w spoeczestwie dziea ludzi oraz instytucyi. Tam biologiczna odmienno komrek wywouje ca rozmaito dziaa i skutkw, tu taka odmienno osobnikw ludzkich, wytworzona przez wspycie w spoeczestwie. W gruncie rzeczy jest to to samo. Tam zuytkowuje si na ycie organizmu cz energii komrek, mogca by zaoszczdzon i zuytkowan na skutek zblienia komrek, zrnicowania uzdolnie i pracy, - tu na ycie i dziaanie spoeczne zuytkowuje si cz energii zwierzcej, oszczdzona przez takie same czynniki, przez zrnicowanie uzdolnie pierwotnie jednakich i mniej lub wicej ekonomiczny podzia pracy. I organizm i spoeczestwo z jednego rda czerpi, z energii fizyologicznej. Regulatorem pierwszej s bodce midzykomrkowe (ktrych biologia dotychczas nie zna), drugiej mwione, (we wszelkich postaciach), falujce bezustannie w narodzie.

XLIII. Czem by musi teorya cywilizacyi?


Jeden z krytykw moich Prolegomenw, wyrazi si, e metoda "badania od zewntrz, mimo konsekwentnego jej przeprowadzenia okazuje si niedostateczn i nic nie wykazuje ponad to, co jest w osobnikach". Zdaniem jego "cywilizacya jest czem, co treci swoj nie poddaje si metodzie przedmiotowej" (1. c. s. 183). Nie

dla polemizowania, ale dla owietlenia sprawy podnosz ten sd, typowy dla wczorajszego stanowiska wielu filozofw. Naprzd omiel si zaznaczy, e obrana metoda odsonia mi wanie co bardzo zewntrznego, poza tem, co jest w osobnikach, mianowicie si twrcz mwionego, ktre formuje nas na czynne siy wiata wyszego i przez nas powouje do bytu materyalne dziea cywilizacyi. Co do drugiego sdu, powiem, e tre cywilizacyi nie poddaje si metodzie przedmiotowej dla tego, e i tre caego wiata si jej nie poddaje, ale do tego, aby przyrodnicy mieli co bada, wystarczaaby "forma". Jednak, jak powiedziaem, nawet cz prawdziwej "treci" cywilizacyi nie jest przed nami zakryta, mianowicie, ta, ktra jest w kadym z nas. Zupenie to naturalne, e tre caej cywilizacyi nie poddaje si metodzie przedmiotowej, bo przecie aden z nas nie jest "cywilizacy" ca, aby mniema, e, poddajc obserwacyi wasn tre, swj wiat wiadomoci, poddaje wszystk tre. Bdc tylko czstk cywilizacyi, kady tylko swoj czstk zna "od wewntrz". Zreszt waciwie nie jest to nawet przedmiot obserwacyi, ile raczej funkcya obserwowania, odczuwania wiata. Wszak to wewntrzna strona samego ycia! Tak szeroko czu, jak chciaby tego krytyk, mogaby tylko realno D, nigdy czowiek. Z powyszego widzimy, e cywilizacya nie tylko moe, ale musi by objektem badania od zewntrz, na rwni ze wszystkiemi objektami wiata. Wynik ten nie zawadzi umocni i wyjani nowem rozumowaniem. W tym celu postawmy pytanie: czy my poznajemy fale mwionego, podtrzymujce wiat D, czy te jeszcze mylane? Czy wiatem, ktry mi narzdzie mylenia odsania s gotowe sdy obce (rozdz. XI s. 81), czy zewntrzna forma tych sdw? Zdaje mi si, e ludziom dostpne s tylko stosunki midzy wyrazami wiadomoci, nie za midzy wiadomociami. Trwa mnstwo pozna obok siebie, nieznanych nam, niepoznawalnych i niezgodnych z naszem. Nie poznajemy treci psychicznych obcych, lecz jedynie mwione, szablonowe mwione, co bezporwnania stalszego od nieskoczenie rozmaitych treci psychicznych, wzbudzanych przez to samo mwione. Nie mamy dostpu do "sensu" cywilizacyi, prcz tylko osobistego poznania. Ono jedno jest dla nas dostpnym sensem cywilizacyi, wszystko za, co po za nasz "jani", jest ju tylko objektem poznawania, i to notabene objektem niepoznanym, bo co poznane, to wchodzi ju w zakres naszego poznania. Mwione cudze stoi w niedajcym si zbada zwizku ze wszystkiemi treciami, ktre miewao u rnych ludzi, w rnych czasach. Wiemy tylko tyle, e miao najrozmaitsze treci, ktre wydaway rne skutki. Pozytywnie trwaj w czasie i przestrzeni duej, ni osobniki ludzkie, tylko sowa i rzeczy, wcale za nie tre psychiczna, tymczasem, operujc mylami wasnemi, zdaje nam si zbyt czsto, e poznajemy myli cudze. Pod cudze powiedziane o nieznanej treci podkadamy myli wasne, i w tem qui pro quo ley wiekuiste rdo niemocy wiedzy humanistycznej oraz rdo cikich bdw. Ale czy tylko tyle? Zdaje mi si, e w tem tkwi co wicej i co cenniejszego, bo zarazem wiecznie bijce rdo caego rozwoju D, rdo ycia D. Egomorfizm mimowolny i bezwiedny, w ktrym jestemy pogreni, paczy mniej lub wicej

doszcztnie wszelkie rezultaty najstaranniejszej i najkrytyczniejszej pracy badawczej w kadej dziedzinie ycia i nauk historycznych; podsuwamy wasne myli uczucia i chci kademu bliniemu, kadej epoce historycznej - w szcztki icie paleontologiczne wstawiamy tre obc im, bo wasn nasz. Ale zdaje mi si, e wanie ten egomorfizm, bdcy rwnoczenie egocentryzmem, nieunikniony i niedajcy si nigdy doszcztnie pokona czy zneutralizowa, jest czynnikiem, przerabiajcym wiat D, jest pierwiastkiem ycia jego. Oddzielno naszych wiadomoci, nasza oddzielno psychiczna jest warunkiem istnienia cywilizacyi, czyli ycia D, jest warunkiem twrczoci. Tak wic naley si nastpujce sprostowanie. Tradycyi, psychicznego dorobku pokole i wiekw nie moemy widzie od wewntrz. Nam si tylko zdaje, e je widzimy od wewntrz, jest to zudzenie egomorficzne. W rzeczywistoci za widzimy od wewntrz tylko wasne poznanie, (wasn intermens) wasne sdy o wiecie D, w ktrym dziaamy - wicej nic. Znamy w cywilizacyi siebie, i to wystarcza, abymy byli w niej pierwiastkiem czynnym, si C w D. Oddziaywamy na innych w sposb, pozwalajcy nas uwaa za siy spoeczne, tylko dla tego, e nie jestemy tem samem, czem kady inny czowiek, bo jedynie przez odmienno utrzymuje si nierwnowaga, bdca rdem nieskoczonego i rozgaziajcego si acucha dalszych stanw nierwnowagi. Przy zupenej rwnowadze nie byoby cywilizacyi. Z idealnej zgodnoci treci psychicznych (wywoywanych z wysyanemi) nie powstawayby nowe treci psychiczne (r. XXXVII). Oddzielno wiadomoci ludzkich jest tedy zarwno wynikiem jak warunkiem zjawiska spoecznego oraz jego rozwoju. Sprawa metody badania od zewntrz stoi lepiej, ni si z pozoru wydawao. Ukazaa nam ona co wicej prcz tego, co jest w osobnikach; pozwolia okreli, czem jest to "co" po za osobnikami i w osobnikach i dla czego jest takiem, jakiem jest. Przedmiot naszego badania okazuje t waciwo, e im bliszym wydaje si kres jego, tem wicej wyania si kwestyi, wymagajcych roztrznicia. Przyczyn jest gboki zwizek zagadnie socyologicznych z biologicznemi i wpyw nowych owietle jednej dziedziny na sposb widzenia zjawisk drugiej. Odsaniaj si tu niespodzianie nowe punkty styczne lub rozbienoci, ktrych nie mona zostawi bez roztrznienia i zgbienia, jak rwnie nie mona wyczerpa w jednej ksice. Chocia wic cisn si pod piro liczne kwestye i tematy, zwizane bezporednio z podniesionem tu zagadnieniem, musimy je odoy do nastpnej pracy, bo chobymy jeszcze jak cz ich zdoali poruszy, byoby tem trudniej zamkn tom bez roztrznicia zwizanych z niemi pyta, i tak sa mo, jak przedtem bezuytecznem byoby formuowanie wnioskw na podstawach niedostatecznych. Zarysowao si nam ju do wyranie stanowisko czowieka i narodu w przyrodzie, kwestya czem jest intermens ludzka w przyrodzie i w czem ona podobna do ycia; zrozumielimy ju co czowieka czyni czowiekiem, zrozumielimy, e jest co wyszego nad czowieka, a tem jest nard, jest co, co stanowi istot narodu, a tem jest jzyk, zrozumielimy, e dusza nasza pynie z

narodu. W oglnych zarysach zosta ju rozjaniony, jak mniemam, do gruntownie stosunek wzajemnej zalenoci midzy wadz mwienia, yciem spoecznem i rozwojem czowieka jako jestestwa bezprzykadnego w wiecie organizmw, ale sporo jeszcze zostao do roztrznicia zanim przyjdzie czas na ostateczne i naleyte sformuowanie wynikw pracy podjtej. Zagadnienie zbyt jest skomplikowane, zadanie byo a nadto ostronie rozwizywane, aby niecierpliwo i popiech w poowie drogi mogy wyj na korzy nauki. Zreszt to w ogle zadanie nie na jedne siy. W szerokich ramach, w ktrych zostao umieszczone, rozgazia si na kilka poszczeglnych, jednakiej wagi zagadnie oglnych oraz na mnstwo szczegowych, wic w najlepszym razie tylko czstk jego bdziemy mogli uczyni przedmiotem najbliszych docieka. Jeeli si nam uda posun w nastpnej pracy badanie, ktre tu przerywamy, i wykoczy ogln teory cywilizacyi, pragnlibymy wwczas rozpatrze przedewszystkiem naturalne warunki rozwoju osobnych realnoci D, aby pozna czynniki rodowiska zewntrznego, zarwno sprzyjajce rozwojowi, jak zwalniajce ten proces lub wrcz destrukcyjne. Dopiero potem przyszaby kolej na zajcie si waciwemi zagadnieniami socyologii, ktrych roztrzsanie tylko na tak szeroko przygotowanym gruncie moe prowadzi do wnioskw i pogldw jako tako zgodnych z natur rzeczy. Nie dajemy tu wic krtkiego sformuowania wynikw osignitych, gdy metoda badania, ktr obralimy, (ustawiczne wprowadzanie ucile, korekty, zwanie lub rozszerzanie poj, wyprowadzanych ze zbyt szczupej lub zbyt wielkiej iloci wzitych pod uwag faktw), nie pozwala, pod groz popenienia omyki, na przedwczesne definicye. Metoda to mudna - na przemiany dedukcyjna i indukcyjna, a waciwie wzorowana na procesie ycia, ktry jest ustawiczn analiz i syntez, ale zdaje si by pewniejsz od jednostronnego zasklepienia si w czstce zjawisk, gdy wiemy dobrze, i wiat jest jednym wielkim mechanizmem, w ktrym wszystko zaley od wszystkiego, wszystko oddziaywa na wszystko i wszystko ksztatuje wszystko. W najbardziej zmiennej czstce wiata, a tak jest waciwie realno D, najtrudniej pochwyci to, co w niej jest wzgldnie staego, t. j. co powtarza si z najmniejsz zmiennoci, wic teorya realnoci D bdzie waciwie teory ewolucyi, zastosowan do najtrudniejszego objektu, ale za to, jeeli wyjani cho cz podstawowych zjawisk spoecznych, wwczas naturalnym biegiem rzeczy wprowadzi wiele wiata do dziedziny mniej skomplikowanych zjawisk czysto biologicznych; wyniki jej sprostuj niejedn niedokadno, wyjani niejedno zjawisko, dotychczas zachowujce si opornie wzgldem metod przyrodniczych.

XLIV. Czowiek i nard.


Niepodobna zamkn ksiki bez dorzucenia cho kilku sw, pogbiajcych myl, e zwierz raz si rodzi, czowiek dwa razy.Pragniemy uwypukli jeszcze na tem miejscu okoliczno, e oba razy rodzi go spoeczestwo i oba razy przez matk.

Plato naucza, e dusza czowieka musiaa istnie ju przed wstpieniem do ciaa, gdy posiada wiadomoci, ktrych nie moga naby przez dowiadczenie. Myl ta czsto wracaa u filozofw pod postaci twierdzenia o istnieniu idei wrodzonych oraz intuicyi bezporednich, a cho okazaa si nieuzasadnion, popiera j jaskrawo, cho pozornie, taki np. fakt, e geniusze zjawiaj si niespodzianie i wyhodowa ich niemona. Zjawisko to wyjania si zupenie naturalnie i zgodnie z podstawami biologii, ale tkwi w niem moment godny uwypuklenia, poniewa rzadko zdajemy sobie z niego spraw. Czowiek nie rodzi si wcale zwierztkiem, ktreby cywilizacya (wychowanie) przeobraaa dopiero w jestestwo spoeczne. Jest cakiem odwrotnie. On rodzi si czowiekiem in potentia, wikszym i peniejszym, ni bdzie, gdy go spoeczestwo porwie w swj wir i przeobrazi w czowieka czynnego. Tu odsania si najjaskrawiej niezmierna rnica midzy zwierzciem, a czowiekiem. Zwierz rodzi si zupenie uzdolnione do funkcyi, ktre bdzie spenia, ale te tylko do tych funkcyi i innych nie moe i nie bdzie spenia. Ono rodzi si specyalist organicznym. Wic tez dopiero gdyby i czowiek przychodzi na wiat gotowym specyalist spoecznym, moglibymy go w literalnym sensie nazywa z Arystotelesem zwierzciem spoecznem. Ale do tego, aby tak byo, musieliby wszyscy przodkowie osobnika danego spenia w przeszoci wci jednakie funkcye, "udoskonalajce si" tylko z biegiem czasu. Wwczas nard byby podobny do zwykego organizmu, w ktrym uzdolnienia i funkcye komrek zawsze id w parze. Nard byby wwczas ustrojem, o cae niebo prostszym, nieli jest. Zmienno roli spoecznej ogniw jednego acucha filogenetycznego, pynca z zupenej niezalenoci fizyologicznej czowieka od czowieka i od spoeczestwa, zmienno roli i niezaleno, jakich nie znaj komrki organiczne, jest powodem, e tu mamy co nieskoczenie zawilszego i wyszego, a w wyszoci co niszego i zarazem nieskoczenie tragicznego. W drobnem ciaku, ktre przychodzi na wiat, zostawia swe lady dziaalno ludzka wszystkich przodkw jego a do pierwocin cywilizacyi, wic cignca si ju na dziesitki tysicy lat wstecz. Ale ta dziaalno nie bya jednakowa. W tak dugim acuchu tkwi przedstawiciele wszelkich stanw i zatrudnie, zarwno w drzewie genealogicznem "odwiecznego" czonka ludu, jak w drzewie najdumniejszego arystokraty, mogcego si wylegitymowa a z dwudziestu pokole, gdy ma ich tysic. W kadym monaby odnale prostaczkw i mocarzy ducha i prawicy, rycerzy i tchrzw, bohaterw i nikczemnikw; tylko skoczonych niedogw i zwyrodniaych niema, bo na nich rd si zwykle przerywa. Monaby take odnale najniespodziewasze ogniwa, nalece do najrozmaitszych ludw i cywilizacyi. Dla tego dzieci przynosi na wiat lady i zadatki uzdolnie i skonnoci niezmiernie wielostronne, w mzgu drogi utorowane dla najrozmaitszych skojarze, co za najwaniejsza, w caym literalnie organizmie mechanizm,

przygotowany do wyraania wszelkich ludzkich skomplikowanych stanw psychicznych. Dzieci przynosi wypadkow form, przez ktre przepyway najrozmaitsze treci psychiczne. Tylko dla tego tak atwo zaczyna mwi, naladowa dwiki syszane, popiera je szerok ekspresy mimiczn i spenia wzgldnie atwo kad czynno ludzk. Poniewa jednak kolejno i rnowartociowo ogniw w kadym acuchu przodkw jest inna, bo w kadem ogniwie inne wybijay si kombinacye, przeto, mimo oglnego czowieczestwa, kady jest od urodzenia aparatem, niepodobnym do adnego innego. W kadym s inne drogi lepiej utarte, ktremi rozwj jego bdzie szed najatwiej i ktremi nawet pod wpywem jednakowych bodcw spoecznych, wiekowa "forma" cywilizacyi, ktr dzieci w sobie przynosi, bdzie si kojarzy z t, do ktrej przychodzi, w co zupenie swoistego. Dzieje si to oglnem prawem dziedzicznoci i w granicach, okrelonych przez nauk o dziedzicznoci. Tak wic niemowl jest tylko materyaem na czowieka, materyaem bardzo rozmaitej jakoci, zgoa nieznanej wartoci, ale najczciej bardzo wysokiej wartoci. Jest kapitaem potencyalnym, wytworzonym przez dug przeszo narodu, a nawet licznych narodw zamierzchych, z ktremi jego duga linia rodowa si krzyowaa. Prawd jest najzupeniejsz, e dzieci przynosi ze sob na wiat dusz ludzk, wadz wielk, ktrej nie ma adne zwierz. Cech jej najwaniejsz, e w kadym jest inna, wasna, a tak wielka, e tylko drobna jej czstka wybije si w yciu. Geniusze rodz si, rzeczywicie, rodzi ich cywilizacya, rodzi nard, jeeli nie cay - to najmniej w poowie, bo nard, to niemal jeden rd rozmnoony, jedna rodzina nie tylko z ducha, ale z krwi take. Ale myliby si, ktoby sdzi, e wystarcza urodzi si geniuszem, aby wyrosn na geniusz. Geniusz jest naprzd wynikiem wyjtkowo "szczliwego" skojarzenia si ladw i drg, przekazywanych przez dugi szereg przodkw w taki sposb, e, zamiast neutralizowa si wzajemnie mnstwo ladw komplikowao si dalej, dajc w wyniku wyjtkowo normaln i wyjtkowo subteln siatk. Nastpnie jest on wynikiem okolicznoci, e pod wpywem bodcw biecej cywilizacyi lady nie tylko nie zostay zaguszone i zniszczone, lecz odwrotnie, znalazy drogi i formy w sowie i czynie, ktremi obficie wypywaa i wspaniale kojarzya si olniewajca sw wyjtkowa penoci tre psychiczna. Do tego, aby nawet geniusz mg przej ze stanu zarodkowego do czynnego, trzeba, aby z materyau na czowieka, z tego nieoszacowanego dziea, przeszoci, nard urobi czowieka. Trzeba, aby go pokolenie ywe przeobrazio w czynn komrk spoeczn. Materya, ktry nard wydaje fizyologicznie przez ojca i matk, najczciej rodzi si po raz drugi gwnie przez matk, albowiem zwykle nie kto inny, jeno matka wprowadza dzieci do cywilizacyi biecej. Z materyau, podatnego mniejwicej do kadej roli ludzkiej, urabia przedewszystkiem czonka sfery, do ktrej sama naley. Ona w nim wzbudza i ksztatuje pierwsze abstrakcye i wie z

wyrazami; mona te powiedzie, e nard chwili obcuje naprzd i przedewszystkiem przez matk z przedstawicielem nieznanego pasma caej przeszoci, skoncentrowanego w wtem ciaku. Ojciec odgrywa w tym najwaniejszym okresie rol podrzdn. Matka i cztery ciany domu - to przez lat kilka cay wiat nowego czowieka i laboratorum, w ktrem si urabia nowy element spoeczny. Tu dokonywa si proces, ktremu rwnego nieznamy w caej przyrodzie. Gdy bowiem ciao gsienicy, zamknite w poczwarce rozpywa si literalnie w ciecz gst, a potem konsoliduje si w cakiem odmienne ksztaty motyla, to przeobraenie dokonywa si wedug ciasnego szablonu. Wszystko tu mona przewidzie na mocy obserwacyi innych podobnych przemian; granice zmiennoci, nawet przy najwikszych zmianach rodowiska, s nader szczupe. Dzieci jest inn poczwark, bo innej natury jego rodowisko i inn jego istota. Z najwietniejszego materyau moe wyhodowa si osobnik najlichszy, ale zato z bardzo lichego nie wyhoduje si wietny. Gdy wemiemy pod rozwag ostatni okoliczno, nie trzeba bdzie przekonywa, e w spoeczestwie zachodzi ustawicznie podobne marnotrawstwo skarbw duchowych, jakiego przykadw na punkcie ycia dostarcza na kadym kroku caa przyroda oywiona, gdzie z tysica nasion wydanych wschodzi dziesi, a dojrzewa jedno. Zdawao si przyrodnikom, e tu jest inaczej, e, podobnie jak wrd wyszych organizmw, mniej tu marnuje si zarodkw ycia, ale dla tego, e nie uwzgldniali, i na stopniu spoecznym - ycie to dusza, wic i czowiek - to tylko dusza, a spoeczestwo, to nie suma lunych osobnikw lub rodzin, lecz rozlega konstrukcya psychofizyczna, rozwijajca si na tle rodowiska, ywicego cay nard. Tu przelewa si ocean tragedyi, nieznanych nikomu, peno skonw struktur najpikniejszych, wanie w chwili, gdy nam si zdaje, e one si rozwijaj. Peno najpotworniejszych wypacze i mordw, dokonywanych na duchu. I wanie najwicej mimowolnych spustosze i wandalizmw dokonywa si w owem laboratoryum, ktre nazywamy ogniskiem domowem. Rzecz to jednak zupenie naturalna, bo owo ognisko literalnie przetapia materya poniekd uniwersalny i niezmiernie w subtelnoci bogaty - na wzr formy wasnej. Tych dugich lat kilka, w cigu ktrych niezdolny do ycia samodzielnego istny niedorodek wie pierwsze swe uczucia, pojcia i dnoci ludzkie z wyrazami, jest czynnikiem ju nie ksztaccym ale przeksztacajcym - wprost niedocenionym jeszcze w nauce, pomimo caego zrozumienia: czem jest wychowanie. Rozwijajca si dusza przykuta jest do swych wychowawcw tak samo, jak rozwijajce si ciao podu do matki. Kwestya, czy owa bezprzykadnie duga w wiecie organizmw niezdolno do bytu samodzielnego ley ju w cechach zoologicznych pra -czowieka powinnaby sta si przedmiotem osobnego badania, albowiem mona podejrzewa, e gwnie tej okolicznoci cywilizacya zawdzicza nietylko istnienie, lecz rozwj. Gdyby Homo sapiens mia okres bezwzgldnej zalenoci od starszych tak krtki, jak maj choby blizkie mu postaciami zwierzta, zostaby zapewne zwierzciem, nawet mimo tych cennych cech zoologicznych, ktre mu uatwiy przerobienie si na jestestwo, produkujce narzdzia i ich dziea.

Bez wzgldu jednak na wynik wspomnianych poszukiwa, mona spodziewa si z gry, e okres niedostwa dziecicego musia by w dawnych tysicoleciach krtszy i powiksza si w miar rozwoju cywilizacyi, jako okres krytyczny przeksztacania si "biologicznego", wprawdzie po za organizmem rodzicielskim, ale w charakterze koniecznego dalszego cigu rozwoju podu spoecznego. Tylko bowiem, w cigu lat caych moe si ustali najoglniejsza choby komunikacya wyrazami. Tylko drog niezliczonych prb, omyek i drobnych tryumfw ustala si podobiestwo dwikw, wydawanych przez dzieci, ze syszanemi, ustanawia si odpowiednio znakw gosowych z rzeczami i nastpnie z abstrakcyami. Zwierzta monaby porwna do kek gadkich, wirujcych przez cae ycie swobodnie, ludzi do kek zbatych, ktremi mog si zahacza o siebie i wzajemnie porusza. Zbki reprezentuj mow ludzk. Ot dzieci jest kkiem zrazu gadkiem i dopiero w nieuniknionym okresie dugiego obcowania z zazbionemi wyrabiaj si na niem zbki, odpowiadajce zbkom bezporedniego, a nielicznego otoczenia i temi nastpnie machina spoeczna porywa kko w swj wir. Wiemy, e sam wyraz - to dopiero puste brzmienie, dopki nie podoy si pode abstrakcya; nie trzeba powtarza, e, co si tycze abstrakcyi, to odpowiednio jej z wyrazem pozostaje zawsze tylko wzgldna, co za waniejsza, abstrakcya przeksztaca si cigle; - ale i to niewtpliwe, e ta, ktra si pierwszy raz w czowieku podoy pod wyraz, staje si fundamentem dla przyszych zwe i rozszerze, staje si bodcem spoecznym. Dla tego s tak wane skojarzenia, ustalone w pierwszych latach yc ia, dla tego niema przesady w twierdzeniu, e pierwoksztat duszy czowieka urabia matka z najbliszem otoczeniem, tam za, gdzie dziecko zdane na sugi, urabiaj sugi. One, stajc si pierwszem rodowiskiem, pierwsz ojczyzn rozwijajcego si czowieka, - naginaj dusz now do ksztatu dusz wasnych. Tych przesubtelnych i przemonych wpyww niema wrd zwierzt, gdzie matk i caym wiatem jest dla wszystkich jednakie rodowisko, zwane poetycznie "onem przyrody". Owem "onem przyrody" jest dla dziecka ludzkiego w literalnem znaczeniu zrazu rodzina i domownicy, pniej rozszerzajce si coraz bardziej i wci zmieniajce si rodowisko spoeczne. W to rodowisko wchodzi czowiek ze skromnym zapasem wyrazw i pierwszych abstrakcyi, przywizanych do nich w domu. Wchodzi od razu w spoeczestwo nowe czynnie i biernie. Narzuca oraz przyjmuje, i taki proces toczy si przez cay ywot. Pojcia, uczucia i dnoci, wyniesione z domu, rozszerzaj si, komplikuj, wi z nowemi wyrazami, nabieraj peni i gbi. Kada abstrakcya, rozszerzajc si, rozgazia si w snopy nowych, a wszystko pod wzajemnym wpywem. "Ojczyzna" np. dziecicia nabiera nieznanej peni w szkole, ycie modziecze rozszerza i pogbia tamto szkolne pojcie w sposb, zaleny od kolei, ktremi osobnik kroczy przez ycie. Lecz cho wikszo osobnikw nie zdaje sobie sprawy, e ojczyzn jest rodowiskom z ktrem jestemy zyci, wic wiat jednej mowy, jednej przyrody i wytworw rki ludzkiej z niemi zwizanych, cho kady inaczej wyobraa sobie ojczyzn, w kadym z

tych wyobrae tkwi tyle wsplnego, e caa rozmaito nie przeszkadza do reagowania na ten wyraz podobnie. W kadym bowiem tkwi produkt ojczyzny, dusza, przed ktr niemasz ucieczki. Dla tego to wanie w adnem obcem rodowisku dusza nasza nie czuje si tak dopasowana. Nawet gdy oddalamy si od ojczyzny fizycznej, nie rozstajemy si z idealn, ona z nami wszdzie poda i ciy do swojej formy, do drg najmniejszego oporu - prawem bezwadnoci. Potwierdza si, e "czowiek to uamek wikszej caoci, nie dajcy si zrozumie bez tej caoci" (s. 99), ale e to nie uamek "ludzkoci", bo naszej duszy nadao form to, czem przemawiaa do nas swoistym ksztatem od kolebki ojczyzna, nie ludzko. Wic przedewszystkiem ten, komu dano wznie si do najwyszych sfer abstrakcyi, siga potn wadz mylenia i uczuwania do kracw kosmosu, ka donie na gwiazdach, czu niemiertelno i cay wiat w swojem onie, przedewszystkiem taki czuje kosmos przez pryzmat ojczyzny i tak by musi, bo on go czuje w sobie, a cay jest dzieem ojczyzny. Wic to nie poetycka przenonia, nie uzurpacya, ani wreszcie proste zuchwalstwo, krzyk udrczonej duszy Konrada do Boga: Milczysz? Wszake z szatanem walczy osobicie! ...Wyzywam Ci uroczycie! Nie gard mn, jam nie jeden, cho sam tu wzniesiony. ...Dusz jam w ojczyzn wcielony Ciaem poknem jej dusz. Ja i Ojczyzna - to jedno! To raczej prawda, intuicyjnie odkryta przez dusz zjawiskowo pen, w ktrej geniusz pokole, jak w czystej soczewce, skupi si i odbi. W ogniu potnego uczucia spoecznego Konrad chce wydrze niebu tajemnic uszczliwienia ludzi. O Ty! O ktrym mwi, e czujesz na niebie! Jam tu, jam przyby: widzisz, jaka ma potga: A tu moje skrzydo siga! Lecz jestem czowiek i tam na ziemi me ciao; Kochaem tam, w ojczynie serce me zostao... Ale ta mio moja na wiecie Ta mio nie na jednym spocza czowieku, Jak owad na ry kwiecie, Nie na jednej rodzinie, nie na jednym wieku. Ja kocham cay nard! Objem w ramiona Wszystkie przesze i przysze jego pokolenia Przycisnem tu do ona... Chc go dwign, uszczliwi, Chc nim cay wiat zadziwi... Nie mam sposobu - i tu przyszedem go dociec.

Nie darmo tkwi i w ludziach zwykych geniusz pokole, instynkt ycia D. W potrzebie umiej wznosi si do tych samych wyyn, cho przez chwilk, przez czyn, przez twrcz ofiar z tego, co najdrosze. I nie bdz. Id drog, utart od dawna w naturze, gdzie ycie okupuje si yciem; a c znaczy drobne ycie C', gdy chodzi o ycie D? To, o co geniusz uczucia szturmuje a do nieba, pracownicy myli kusz si zdoby na innej drodze. Wanie w tragicznem poczuciu: "niemam sposobu" i chci "docieczenia" bije rdo wiekowych de do zrozumienia zawiego mechanizmu spraw ludzkich "Luzie myl, nie sercem Twych drg si dowiedz, Myl, nie sercem, skady broni Twej wyledz".

Spis Rzeczy
Wstp CZ PIERWSZA I. Czego nie wiemy o komrce Wszelkie problemy ycia schodz si w komrce. Poniej komrki, nie znamy ycia. ycie polega midzy innemi na odtwarzaniu si komrki z komrki, warunkowo niezmiennem. Gdyby ycie polegao wycznie na chemizmie, nie powinnoby ju by tajemnicy ycia. Midzy komrk, a czsteczk nieoywion musi tkwi jeszcze jaka nieznana posta, jako ukad poredni midzy stanem ni eycia, a ycia, o waciwociach komrki, nie dajcych si wytumaczy wasnociami chemicznemi. w moment musi by warunkiem wymiany skadnikw komrki, i warunkiem istnienia komrki. II. Czego nie moemy wiedzie o komrce Badanie, oparte na obserwacyi nigdy nie signie tak gboko, aby doprowadzio do rozpoznania najprostszych procesw yciowych w komrce. Bezsilno biologw. Zagadka ycia ukrywa si w sferze niedostpnej dla dowiadczenia i obserwacyi z powodw czysto fizycznych III. Co wiemy o organizmie? Z jakich powodw biolog przyrwnywa organizm do spoeczestwa. Organizm wspyciem komrek. W organizmie mamy do czynienia rwnie z komrk, tylko z tak, ktra yje obok innych w stosunku wspzalenoci. Biologia nie wie, co trzyma komrki organizmu w cznoci i co czyni z nich indywiduum. Zjawiska wspycia komrek zwikane s tak ze zjawiskami w komrce, e biolog jest tu zupenie bezradny. Spoeczestwo obrazem ycia. IV. Kwestya ycia w cywilizacyi Trzy momenty, skadajce si na zjawisko ycia organizmu. Dla komrki wiemy tylko o 2-m i 3-m, dla cywilizacyi tylko o 1-m i 2-m. Nie mona jeszcze zaprzecza ycia cywilizacyi dla tej tylko racyi, e dowie go nie moemy. cznik spoeczny rwnoway nasze niewiadome na innych punktach. V. Zagadka cywilizacyi zagadk czowieka. Mowa ludzka cznikiem spoecznym

Materya spoeczny powsta z niespoecznego. Zagadka czowieka i cywilizacyi koncentruj si w kwestyi: co przodka czowieka uczynio czstk spoeczestwa, wic ukrywa si na terenie rnicy, ktra si wytworzya midzy zwierzciem, a czowiekiem. Mzg ludzki moe by uwaany tylko za skutek przyczyny uczowieczajcej, ktra materya niespoeczny przeobrazia w spoeczny. Przyczyn spoeczn moe by tylko co co oddziaywa na zmysy osobnikw, a wychodzi nie od przyrody zewntrznej, lecz od innych osobnikw. cznik. cznik - przyczyna spoeczna jest przeobraeniem siy niespoecznej. Wibracya powietrza, rozwinita z sygnalizacyi zwierzcej. Co to jest zbieg warunkw? VI. Dla czego tylko przodek czowieka sta si materyaem spoecznym? Co mamy sdzi o wyjtkowoci tego faktu? Dawno typu czowieka. Posta czowieka w kocu miocenu musiaa by bardzo podobna w najwaniejszych szczegach budowy do dzisiejszej. Najnowsze odkrycia paleontologiczne potwierdzaj wywody, sformuowane w "Prolegomenach". Zbieg warunkw, potrzebny do wystpienia cznika spoecznego. Co sdzi o wyjtkowoci tego faktu. VII. Rnica midzy mow ludzk a zwierzc Rnice midzy sygnalizacj zwierzc, a ludzk. Zwierzca jest powszechn w granicach gatunku lub odmiany, jest wrodzon, dziedziczy si, jest gotow wewntrz osobnika, i konieczn fizyologicznie, mowa ludzka nie jest ani jedna, ani powszechna, ani wrodzona. Jest take konieczna, ale bynajmniej nie fizyologicznie, bo trwa gotowa tylko zewntrz osobnikw i nie dziedziczy si. VIII. Podobiestwo podstawowe midzy maym ukadem C (organizmem), a wielkim ukadem D (cywilizacy) Mowa ludzka rozwija mzgi jeden pod wpywem drugiego. Dwie fazy procesu rozmawiania. Podstawianie si rozmaitoci pod rozmaito. Stosunek wibracyi-mowy do ruchu nerwowego. Ruch wewntrzny i zewntrzn y. Ostatni warunkiem pierwszego. Przeduenie ruchu nerwowego w jeden proces. Zwierz i rolina. Wzajemne oddziaywania. IX. Rozwaania zasadnicze nad wszelkim ukadem ywym. Prawdopodobna jedno planu w naturze. Szerokie widnokrgi Nie znamy w caociach biologicznych cznika elementw podstawowych, ale czujemy, e on tam by powinien. Prawdopodobiestwo cznika organicznego, bdcego nieodzownym warunkiem ycia organizmu. X. Rola i znaczenie mowy ludzkiej w sprawie poznania Myl. Przyjcie paralelizmu psycho-fizycznego jako metody. Przez mow ludzk ziszcza si w przyrodzie obszerny proces psychiczny, obszerniejszy od procesw organicznych. Proces psychiczny zwierzcia ograniczony jest ciaem jego. Taki proces psychiczny czowieka jest tylko fragmentem sprawy obszerniejszej. Czem jest mylenie ludzkie? Wynik zbiorowego postrzegania zmysowego. Organizmy ludzkie, poczone mow, tworz obszerny system psychofizyczny. Co rozlewa postrzeenia osobnicze pocaoci spoecznej? Zmysy osobnicze wsplnem narzdziem ludzkich postrzee. Czem "ja" odrnia postrzeenia "cudze" od wasnych? Homo sapiens nie jest moliwy bez caoci D.

XI. Narzdzie do przyjmowania cudzych czu zmysowych Dwa rda poznania. Such tylko przyjmuje dwiki mowy, ale nie bierze udziau w jej rozumieniu. Jest to tylko niezbdny porednik, ale narzdziem, czuem na tre mwionego, na czucie zmysowe cudze, obleczone w mwione, musi by to, co przyjmuje bodce, niosce czucie cudze. Narzdziem tem wycznie ludzka cz masy mzgowej, przeznaczona do przyjmowania mwienia - mylenia cudzego. Rozwijaa si ona w miar komplikowania si i mnoenia bodcw-sygnaw. Gotowe obce pojcia i sdy s wiatem, ktry mi narzdzie mwienia-mylenia odsania. Mylenie moemy postawi w pewnym rzdzie z podmiotow stron funkcyi zmysw. Otwiera ono widok na wiat cudzych ludzkich podmiotw. Czowiek odosobniony od ludzi znajduje si w takiem pooeniu, w jakiem jestestwo, obdarzone oczami znalazoby si w jaskini, pozbawionej wiata. XII. Poznanie i mylenie ludzkie zjawiskiem cile spoecznem Porednictwo zmysw. Bodce optyczne (pismo) symbolami akustycznych. Napisane jest bezgonem "powiedzianem". Moliwe trzecie podstawienie. Mylenie wewntrznem mwieniem symbolami akustycznemi. Niema mylenia ludzkiego bez wyrazw - Mowa ludzka konieczn form naszego poznania i wiadomoci. Mylenie ludzkie (jak mwienie) czynnoci spoeczn. Poznanie ludzkie nie jest zjawiskiem osobniczem, organicznem. XIII. Co czno spoeczna daje osobnikom Korekta wyobrae. Dowiadczenie skadane. Udzielanie sobie bez straty. Zwierz raz si rodzi, czowiek dwa razy. Pierwszy raz rodzi si fizyologicznie, drugi raz rozwijaj go ludzie - w czowieka. Myli we mnie "ja" otwarte, nie mogce si obej bez innych "ja", ktre tylko dziki mowie stay si rdem mnie, jako czowieka. XIV. Co czno spoeczna czyni z osobnikw ludzkich W zwierztach jednego rodu "psyche" bywa mniej wicej jednakowa - i dopasowana do ciaa. Ludzkie "psyche" s to wielkoci w bardzo szerokich granicach niewyrwnane z fizycznoci, niestae i niejednakowe. Poznanie ludzkie - to wiat interpsychiczny, - zwierzce tylko psychiczny. Definicya duszy ludzkiej. Zbyteczno pojcia "duszy" zwierzcej. Psychologia zwierzt musi stanowi cz biologii organizmw. Proces psychiczny zwierzcia - to wytwr organizmu; ludzki - to wytwr spoeczny. Osobnik ludzki to jednostka nieporwnywalna ze zwierzciem - albowiem to uamek wikszej caoci - nie dajcy si zrozumie bez tej caoci. Mowa ludzka daje ludziom dusze. Ludmi jestemy tylko przez interpsychiczno nasz. XV. Psychika ludzka nie jest wynikiem prostego rozwoju zwierzcej Rozwj historyczny ludw niema prostoty i cigoci, ktraby si tumaczya samym rozwojem czowieka, jako gatunku. Rwnie mdro ludzka nie tumaczy si prostym rozwojem "rozumu" "pra-czowieka". Nikt te nie wystawi jeszcze zrozumiaej teoryi prostego rozwoju psychiki ludzkiej ze zwierzcej. Niezmienno rozumu zwierzcia w granicach gatunku. Wadze psychiczne kadego gatunku zwierzcego, odpowiadaj jego organizacyi. Nie tak z czowiekiem. W umyle i mzgu czowieka nie powstao nic nowego, tylko co byo w pra-czowieku

skomplikowao si. Nie jest to rozwj filogenetyczny, bo, co si skomplikowao, mogoby si znowu uproci, a czowiek, jako gatunek, trwaby nadal. W wiecie zwierzt nie brak ani jednej podstawowej wadzy psychicznej ludzkiej. Wszystkie te podstawowe zagadki psychiczne istniej ju w sferze zwierzcej i tam domagaj si rozwizania. Ludzkie wtedy dopiero przestan by tajemnic, gdy przestan ni by zwierzce. XVI. Podstawa treci psychicznej czowieka jest interfizyologiczna, nie za fizyologiczna, jak u zwierzt. Realno D jest poznawaln dla nas inaczej ni realnoci, w ktrych skad nie wchodzimy, mianowicie tylko od wewntrz W ciasnej podstawie realnej, ktr stanowi fizyczno osobnika niepodobna znale rda poznania ludzkiego. Susznie wic nie godzono si na uznanie zmysw naszych za jedyne rdo poznania ludzkiego, ale niesusznie sdzono, e innej fizycznej podstawy niema. Ludmi jestemy tylko przez czno psychofizyczn, a symbolika akustyczna jest form mylenia ludzkiego. Spoeczna podstawa treci psychicznej czowieka. Rozwizanie zagadki pozornej obcoci ciau ludzkiemu pierwiastku psychicznego. rdo poznania ludzkiego. Jestestwo, ktre podziwia w sobie czowieka. Psychologia i socyologia nie zdaj sobie dobrze sprawy z natury przedmiotu swego. Niepoznawalno caej realnoci D. Chcc porwnywa to, do czego naleymy, z caociami, ktre ogldamy w w iecie, musielibymy mie mono ogldania rwnie od zewntrz naszej caoci D, a tymczasem znamy j tylko od rodka i to niedostatecznie, bo tylko tyle, ile jej w nas jest. XVII. Streszczenie wynikw dotychczasowych i wytyczne nadal Metodami przyrodniczemu nie mona sprawdzi czy realno D ma si tak do organizmu, jak ten do komrki. Gdy jednak nie mona dowie ycia nawet w komrce, nie wolno go zaprzecza powyej organizmu. W samym czowieku nie znajdziemy wytumaczenia czowieka. Dla ludzkiego wiata psychicznego nie byo dotychczas miejsca w naturze. Miejsce to ukazuje teorya nasza. Cigo zjawisk wiata, nie wyczajc psychicznych. CZ DRUGA. XVIII. Co wyznacza realnoci D (cywilizacyi) granice i cigo w czasie i przestrzeni? Nard a Pastwo Skoro tylko w D toczy si proces psychiczny, to granice tego procesu zakrela strona fizyczna. Wibracya fizyczna (wsplna mowa) decyduje o granicach procesu. XIX. Powrt na stanowisko realizmu. ycie jzyka i ycie idei s form i treci ycia spoeczestwa Mylenie-mwienie, spraw (proces) moemy znowu zacz uwaa za myli-rzeczy, za przedmioty realne w przyrodzie. "Mwione", krce w narodzie, jest realnym odpowiednikiem mylanego. Wszystko, co si mwi i myli w spoeczestwie, wie si w jedn tkank, ktra opltuje wszystkich ludzi w spoeczestwie i wysnuwa si z nich bezustannie. Gdy tkanka ta ani przez chwil nie jest tem samem, wic mamy w niej proces nadzwyczaj podobny do procesu ycia. Jzyk i myli musz by niemal wszystkiem, co stanowi wasne ycie realnoci D. One s tego ycia form.

XX. Rozwj czowieka nie jest rozwojem organizmu, Narzdzia sztuczne i rola ich w naturze i cywilizacyi Dziaania zwierzcia odpowiadaj dokadnie fizycznoci (cielesnoci) jego. Ale czowiek wyamuje si z tej formuy. Jednostk ludzk cechuje nierwnowaga cielesnoci z psychicznoci. Dopiero przez narzdzia sztuczne czowiek doprowadza do rwnowagi fizyczno swoj, niewystarczajc do czynu, z psychicznoci, ktra wyraa si w jego woli. Przyrodnicy starali si objania narzdzia sztuczne prostym rozwojem czowieka, ale naprno. Rozwj czowieka tumaczy dopiero nasza teorya cywilizacyi powstaniem i rozwojem realnoci D. Narzdzie sztuczne naley do wytworw realnoci D. Wszystko, co filozof, socyolog i t. d. znajduj w spoeczestwie, pomijajc tylko ciaa ludzkie, jest zbiorowem dzieem tych cia. XXI. O woli ludzkiej Wola ludzka ma si tak do zwierzcej, jak poznanie ludzkie do zwierzcego. Jest zjawiskiem spoecznem. Wprowadzenie przez mylicieli do nauki o czowieku wolnej woli, dowodzi dobrej obserwacyi. Swoj drog owego pierwiastku osobnego niema, a nieobliczalno dziaa ludzkich spoczywa tylko w zawrotnej mnogoci przyczyn, skadajcych si na psychik i czyny. XXII. O uczuciach zoonych i ich mowie Wraz z komplikowaniem si myli w granicach caoci spoecznej komplikuj si i uczucia, pierwotnie proste w kombinacye coraz to zioesze. Bdem byoby poszukiwanie w samym osobniku (ludzkim) rda uczu czysto ludzkich. Ono spoczywa w duchowej atmosferze czowieka. Uczucia ludzkie nie mog by prostem rozwiniciem si zwierzcych, lecz tylko kombinowaniem si ich w wyrazy uczuciowe. Dopiero te "wyrazy" s uczuciami wycznie ludzkiemi; to za, co od nich prostsze uczuciami niszego rzdu, - organicznemi. Mowa uczu. Mow uczu wszystkie rodzaje sztuki. Poezya najlepszym wyrazem penej duszy ludzkiej. Wielkie uczucie D. Trwao jego i rozlego. Rozrastanie si jego w miar zdobywania nowych sposobw uzewntrzniania si. Arslonga - vita brevis. Uczucia moralne, ktre znajduj swoi wyraz tylko w czynach. Egoizm spoeczny. Mio ojczyzny. Instynkt yciowy narodu. Jzyk cznikiem dla caych dusz. Rozszerzenie pojcia mowy. XXIII. ycie i mier cywilizacyi Mwione koniecznym warunkiem procesu D. Ze znikniciem mwionego znikoby ycie spoeczne. XXIV. Problemat ycia. Wzr oglny trzech systemw ywych Co jest w organizmie yciem. Zagadkowy stosunek "mentis" do ycia. Biogen czyni czstk komrki ycie komrkowe. Komrk organiczn czyni czstk organizmu ycie organiczne. Czowieka czyni czowiekiem ycie spoeczne. ycie zjawia si dopiero z komrk, w organizmie jest postaci zoon, w realnoci D jeszcze bardziej zoon. Intermens ludzka odpowiednikiem mentis spoecznej, intermens komrkowa odpowiednikiem mentis organicznej. XXV. O podmiotowej stronie ruchu, skadajcego si na wszelkie ycie

ycie jako "ruch" swoisty i "mens". Dlaczego mona mwi take o podmiocie komrki organicznej, a nawet wolnej? System ruchw, majcy za podmiotow stron "mens komrkow". XXVI. Tajemnica jajka Mens C (oparta na "mwionem") yciem w organizmie. Porzdku ycia nowego organizmu naley szuka w jajku i nasieniu. W cywilizacji "mwione" utrzymuje myl spoeczn, co podobnego mona przypuszcza w organizmie i jajku. Komrk stanowi "mens" nie za materya, ktra przez komrk przepywa. Utrzymuje j analogon mwionego. XXVII. O czem nas poucza mier organizmu mier tem samem, co choroba. Choroba poczynajc si mierci. Ruch destrukcyjny. Co przywraca ad w organizmie w razie uszkodzenia? XXVIII. Nowe ujcie zagadki ycia Moje i cudze "ja" nale do jednej realnoci, niedostpnej dla zmysw zwierzt. Obraz wiata u zwierzt jest wycznie zmysowy, u jestestw spoecznych oparty jeszcze i na wraliwoci na mwione, t. j. na wiat, zamknity w granicach spoeczestwa. Cywilizacya spraw yciow spoeczestwa. Rolina lub zwierz spraw yciow ogu komrek ich. "Mens" yciem. Oddzielno ycia od tego, co yje. ycie czyste w organizmie i komrce rozrodczej. Rnica midzy komrk rozrodcz, a jednokomrkowcem. Problemat formy wie si z problematem ycia. Struktura, stanowica ycie samo organizmu nie moe by podobna do widomej struktury jego, bo reprodukcya organizmu byaby niemoliw. XXIX. Co to jest ksika? Jeeli mwione nazwiemy yciem cywilizacyi, to napisane jest tem samem. ycie-mwione "przetumaczone" na inn form. W ziarnie maku mamy ycieform maku "przetumaczon" na inn form. XXX, Rzut oka wstecz Streszczenie ostatnich 12-tu rozdziaw. Cywilizacya jest dla kadego z nas dostpn tylko na tyle, ile jej mamy w sobie. Granice psychiki czowieka s granicami jego znajomoci wiata D, w ktrym yje i przez ktry jest czowiekiem. CZ TRZECIA. XXXI. Wielki problemat formy Mens ludzka jest tak realnoci jak ycie w komrce organicznej. Czem jest wiat w sobie, to rzecz dla nauki obojtna. Wanemi dla nas s tylko stosunki midzy rzeczami, a waciwie midzy formami rzeczywistoci. Trwao formy. Forma prostsza jest zawsze trwalsza od bardziej zoonej. Kryszta. Struktura ywa. Struktur D musimy postawi na szczycie wszelkiego ycia ziemskiego. XXXII. Forma organizmu w komrce Architektura ywa dwakro zoona. W komrce rozrodczej kryje si "forma" caego organizmu. W jajku mieci si co najistotniejszego dla organizmu. XXXIII. Forma cywilizacyi w czowieku Nauka niezna jeszcze w caej przyrodzie nic podobnego do zjawiska biologicznego, zachodzcego w jajku. Poznalimy jednak stosunki, mogce i w zawody z temi, ktre si nam wydaway bezprzykadnemi. Rola w spoeczestwie

napisanego. Nasza mens zjawiskiem na wielk skal takiem, jakiem na drobn skal jest ycie. wiat tem i rdem dla ycia-czucia-myli. XXXIV. Trwao formy maleje w miar jej komplikowania si Trwao pierwiastkw - protoplazmy, organizmw. Organizmy epizodem w pamie bytu protoplazmy; cywilizacye - w pamie bytu formy Homo. Stosunek trwaoci odwrotnie proporcyonalny do skomplikowania i rozlegoci XXXV. Dlaczego nard nie posiada niektrych wanych cech organizmu lub komrki Trwao myli jako formy. Rozrastanie si i komplikowanie si wewntrzne. Czem jest rozmnaanie si. Caoci D nie znaj granicy prostego rozrastania si. Brak trupa dostrzegalnego. Dlaczego tak jest? XXXVI. Przedmiot nauki o cywilizacyi Socyologia nauk, ktra nie zna jeszcze swego przedmiotu. XXXVII. Co sdzi o niedopasowaniu jzyka do myli Myl logiczna zaley od "wyrazw" i budowy jzyka. Niema myli oglno ludzkiej. Ruch nerwowy w gowie ludzkiej dzieem mwionego. Aby mwienie mogo oddawa tre psychiczn (mylane), musiaoby samo by myleniem. Mowy, dokadnie oddajcej mylenie, - nie moe by. Warunki komunikacyi psychicznej. Kada myl - procesem jedynym. Wzajemn zrozumiao zawdziczamy wyrazom i to takim, jakich uywamy. Bezustannie zmienne utrzymuje si na mnie j zmiennem. XXXVIII. Dalsze konsekwencye. Jzyk powszechny. Kwestya jzyka powszechnego. Nieziszczalno i przyczyny jej. Strony dodatnie istnienia wielu jzykw. XXXIX. Fikcya "ludzkoci" "Ludzko" wyraeniem si zoomorficznem. Naleymy do nader rozmaitych "gatunkw psychicznych". Niema ludzkoci - s tylko ludy i narody, niepodobne midzy sob. Rola jzyka. Mio ojczyzny. Egoizm narodowy. Czem s hasa midzynarodowoci i nazywanie patryotyzmu - zacofaniem. Walka narodw, rodki takiej walki. Solidarno wszechludzka. Prawo do ycia i prawo narodw. Sia narodw. Biologiczna teorya narodw. XL. Zkd moe pa wiato na zjawiska biologiczne? Dwa ciemne punkty w materyale poznawczym. Proces yciowy i proces psychiczny. Jedyna nadzieja w ogniwie zjawisk interpsychicznych. Wyobraenia zwierzce i ludzkie. Odwrcenie pytania Verworna. XLI. Pojemno psychiczna czowieka i zwierzcia Niedostateczno wyjanie ewolucyonistw. Psychiki ludzkiej niepodobna objani prostym rozwojem organizmu. Sprzecznoci i wtpliwoci. Czowiek bogactwo wyobrae zawdzicza uproszczonej technice mylenia. Rola wyrazw. Dwie kategorye obrazw. Wyraz abstrakcy, abstrakcya wyrazem. Ludzki mechanizm mylenia podobny do zwierzcego. XLII. Energia fizjologiczna rdem ycia D. Siy - wyrazy jako bodce, wyzwalajce napit energie fizyologiczn Mylenie abstrakcyami abstrakcyi zbyteczne dla organizmu. Zadanie jego inne, nieli podtrzymywanie bytu organizmu. Nieprodukcyjno nadmiaru si w organizmach. Zapas, z ktrego ukada si forma D. Twrczo spoeczna. Co

ujarzmia zapas si fizyologicznych i przeobraa w si twrcz?. Jeden z warunkw powstania i rozwoju cywilizacyi. Rola bodcw-wyrazw. XLIII. Czem by musi teorya cywilizacyi? Kwestya teoretyczno-poznawcza. rdo rozwoju D czyli ycia D. Zakoczenie. XLIV. Czowiek i nard Najjaskrawsza rnica midzy czowiekiem, a zwierzciem. Czowiek rodzi si peniejszym potencyalnie, ni bdzie w yciu. Czowieka in potentia ksztatuje nard. Marnotrawstwo skarbw duchowych. Na stopniu spoecznym ycie - to dusza. Rola wychowania. rodowisko-ojczyzna. Dusza produktem ojczyzny. Denie socyologii.

You might also like