Professional Documents
Culture Documents
HARMONIE
EKONOMICZNE
Frédéric Bastiat
Harmonie ekonomiczne
Tytuł oryginału: Harmonies Économiques (1850)
Edycję opracowano na podstawie pierwszego wydania polskiego:
Ewelina Ahrens, Drezno 1867
Tłumaczenie:
Ewelina Ahrens
Skany wydania oryginalnego:
Zakład Reprografii Biblioteki Narodowej
oraz
Mariusz Wojtenko
Elektroniczne rozpoznanie tekstu (OCR),
korekta OCR oraz skład PDF:
Jan Lewiński
Wstęp edycji online:
Tomasz Wyszyński
Drogi Czytelniku!
Na ekranie (lub, jeśli już uruchomiłeś drukarkę, przed sobą) widzisz
elektroniczną wersję prawdopodobnie ostatniego kompletnego polskie-
go przekładu Harmonii ekonomicznych, znajdującego się obecnie w Biblio-
tece Narodowej w Warszawie.
Aby zachować ją dla przyszłych pokoleń, Pan Mariusz Wojtenko posta-
nowił zlecić wykonanie skanów i przekazać je Instytutowi Misesa. Ra-
zem stworzyliśmy tę edycję, która w stopniu możliwie bliskim odpo-
wiada pierwotnemu wydaniu. Zachowany został układ stron, ich nume-
racja, ortografia, interpunkcja oraz wszelkie p o d k r e ś l e n i a . Wstęp na
potrzeby wydania online napisał współpracownik Instytutu Misesa, Pan
Tomasz Wyszyński. Życzę przyjemnej lektury!
Jan Lewiński
1
Pomyśleć tylko, że niewiele brakowało, a nie moglibyśmy się cieszyć drugim
z nich: Bastiat zgubił oryginał, przepisał go, ale był z niego tak niezadowolony, że
zdecydował się go spalić. Na szczęście, podjął jeszcze jedną próbę. Por. S. Richman,
Frédéric Bastiat: An Annotated Biography,
http://www.econlib.org/library/Bastiat/BastiatBib.html [dostępne 26 listopada 2006].
2
F. Bastiat, Petycja,
http://www.mises.pl/site/subpage.php?id=66&content_id=206&view=full [dostępne
26 listopada 2006].
Prosimy Was, byście byli tak dobrzy i uchwalili ustawę wy-
magającą zamknięcia wszystkich okien, okiennic, świetlików,
wewnętrznych i zewnętrznych żaluzji, zasłon, okien z kwate-
rami i rolet – krótko mówiąc wszystkich otworów, dziur,
szpar i szczelin, przez które światło słoneczne ma w zwyczaju
wpadać do domów ze szkodą dla uczciwych gałęzi przemysłu
(…).
Wybaczcie mi Drodzy Czytelnicy, że wykorzystam to miejsce do
przytoczenia praktycznie nieznanego, a mojego ulubionego artykułu
Bastiata: Differential Tariffs 3 . Jest to króciutka opowieść o zubożałym
farmerze, który zadał sobie wiele trudu, by wyprodukować beczkę
wina, dochód z której miał zamiar przeznaczyć na wyprawkę wesel-
ną swojej córki. Wino chciał sprzedać na targu w pobliskim mieście.
Spotkał tam Belga i Anglika. Belg powiedział:
„Daj mi swoją beczkę wina, a ja dam Ci w zamian piętnaście
paczek włókna”.
Anglik rzekł: „Daj mi swoje wino, a ja dam Ci dwadzieścia
paczek włókna, ponieważ my Anglicy przędziemy je po niż-
szych kosztach niż Belgowie”.
Znajdujący się w pobliżu celnik stwierdził: „Mój dobry czło-
wieku, handluj z Belgiem jeśli chcesz, ale moje rozkazy naka-
zują mi powstrzymać Cię od handlu z Anglikiem”.
„Co?!” – wykrzyknął farmer. „Chcesz bym zadowolił się
piętnastoma paczkami z Brukseli, gdy mógłbym otrzymać
dwadzieścia z Manchesteru?”
Odpowiedź celnika jeszcze bardziej zdumiała farmera:
„Oczywiście; czy nie rozumiesz, że Francja straciłaby, gdy-
byś otrzymał dwadzieścia paczek zamiast piętnastu?
„Ciężko mi to zrozumieć”, odrzekł farmer.
„A mi ciężko to wytłumaczyć”, przyznał zakłopotany celnik,
„ale to fakt, ponieważ wszyscy nasi deputowani, ministrowie
3
Idem, Differential Tariffs, w: idem, Economic Sophisms,
http://www.econlib.org/library/bastiat/basSoph3.html#S.1, Ch.8, Differential Tariffs
[dostępne 26 listopada 2006].
i dziennikarze zgadzają się, że im więcej naród otrzymuje za
daną ilość produktów, tym uboższy się staje”.
I tak farmer musiał zadowolić się handlem z Belgiem. Córka
farmera dostała tylko trzy czwarte wyprawki. … a ci dobrzy
ludzie nadal dziwią się, jak to się dzieje, że ktoś jest zrujno-
wany przez otrzymanie czterech paczek włókna zamiast
trzech (…).
Bastiat urodził się w 1801 roku w Bayonne, w południowo-
zachodniej Francji. Osierocony w wieku 10 lat, wychowywany był
przez dziadków. W wieku siedemnastu lat zaczął pracować w firmie
swojego wuja, by siedem lat później odziedziczyć posiadłości ziem-
skie dziadka. Jednakże władający płynnie angielskim, hiszpańskim
i włoskim Bastiat najwięcej czasu spędzał na zgłębianiu swojej wie-
dzy ekonomicznej. Ze swym najbliższym przyjacielem i sąsiadem
Felixem Coudroyem czytał i dyskutował o filozofii, ekonomii, histo-
rii, polityce, religii. Co ciekawe, Coudroy był z początku socjalistą,
lecz dzięki Bastiatowi stał się klasycznym liberałem 4 . Sam Bastiat był
pod silnym wpływem tzw. francuskiej szkoły liberalnej (Jean Bapti-
ste Say, Charles Comte, Charles Dunoyer, Destutt de Tracy). Prowa-
dził niezwykle intensywne życie: był deputowanym, mnóstwo pu-
blikował.
Jego pierwszy artykuł ukazał się w kwietniu 1834 roku. Ale na-
prawdę sławnym uczynił go dopiero artykuł opublikowany w 1844
roku w Journal des Economistes pt. The Influence of English anf French
Tariffs. Z czasem stał się bliskim przyjacielem i współpracownikiem
sławnego Richarda Cobdena, z którym razem walczyli o wolny han-
del. Bastiat wzorując się na zorganizowanej przez Cobdena Anti-
Corn Law League zorganizował Francuskie Stowarzyszenie Wolne-
go Handlu. Do dziś tylko wtajemniczeni wiedzą, iż wbrew obiego-
wej opinii, mówiącej, że Brytyjczycy prowadzili politykę wolnego
handlu, to właśnie Francja, pod wpływem francuskiej szkoły liberal-
4
T. DiLorenzo, Frédéric Bastiat,
http://www.mises.pl/site/subpage.php?id=40&content_id=65&view=full [dostępne
26 listopada 2006].
nej – a wśród jej przedstawicieli przede wszystkim Bastiata – była
o wiele przyjaźniej nastawiona do wolnego handlu 5 .
Niestety, Bastiat nie został przez ekonomistów doceniony. Alfred
Marshall pisał, że był to „klarowny pisarz, ale niezbyt głęboki myśli-
ciel”. Schumpeter nazwał Bastiata „najznakomitszym publicystą
ekonomicznym wszechczasów”, lecz zarazem napisał: „[n]ie uwa-
żam Bastiata za złego teoretyka. Uważam, że on w ogóle nie był
teoretykiem”. Podobnie Mark Blaug: „Jako teoretyk ekonomii był
trzeciorzędny”. Dodajmy tu jeszcze jako ciekawostkę opinię Marxa,
który określił Bastiata jako „najbardziej płytkiego i dlatego osiągają-
cego największe sukcesy przedstawiciela ekonomii wulgarnej” 6 .
Jednakże, jak zobaczymy, wbrew tego typu twierdzeniom, Bastiat
to coś znacznie więcej niż tylko niezwykle błyskotliwy styl 7 . To ge-
nialny ekonomista, którego wkład w teorię ekonomii dopiero
w ostatnich latach zaczyna być odkrywany 8 .
Warto tu zaznaczyć, że byli również i tacy ekonomiści, którzy na
dzieło Bastiata patrzyli bardzo przychylnie. Co ciekawe, należał do
nich William Stanley Jevons. Bardzo cenił on Bastiata i całą szkołę
francuską, o czym pisał następująco: „znakomitość ich dzieł nie zo-
stała pojęta przez Davida Ricardo, obu Millów, profesora Fawcetta
i innych, którzy uczynili ortodoksyjną szkołę ricardiańską tym, czym
jest”. W innym miejscu: „Prawda jest po stronie szkoły francuskiej
5
J. Nye, The Myth of Free Trade Britain,
http://www.econlib.org/library/Columns/y2003/Nyefreetrade.html [dostępne 26 listo-
pada 2006].
6
J. Salerno, The Neglect of French Liberal School in Anglo-American Economics,
„Review of Austrian Economics”, t. 2, nr. 1, s. 113-156. Por. też idem, The Neglect
of Bastiat’s School by English-speaking Economists, http://www.mises.org/story/2228
[dostępne 26 listopada 2006]; J. Stromberg, Frédéric Bastiat: Two Hundreds Years
On, http://www.mises.org/content/bastiat200.asp [dostępne 26 listopada 2006].
7
Swoją drogą, prostota stylu Bastiata jest często wykorzystywana jako broń prze-
ciwko niemu. Prostota świadczyć miałaby mianowicie o braku zaawansowania
w ekonomii. Sam Bastiat miał jasne stanowisko w tej sprawie: „Panująca w tem
piśmie idea, harmonia interesów, jest p r o s t ą . A czyż prostota nie jest kamieniem
probierczym prawdy?” F. Bastiat, Harmonie Ekonomiczne, Wrocław 2006, s. 9.
8
Zdaniem piszącego te słowa najlepszą pracą w tym zakresie jest esej J.G. Huels-
manna, Bastiat’s Legacy in Economics, „Quarterly Journal of Austrian Economics”,
t. 4, nr. 4, s. 55-70. Por. też M. Thornton, Frédéric Bastiat as an Austrian Econo-
mist, http://www.mises.org/journals/scholar/BastiatAustrian.pdf.
i im szybciej to dostrzeżemy, tym lepiej dla świata”. Zaś krytykując
Milla za zaprzeczanie, że konsumpcja jest działem ekonomii poli-
tycznej, jednocześnie chwalił Bastiata: „Bastiat logicznie rozpoczyna
od ludzkich potrzeb i czyni wynikający z nich popyt i konsumpcję
towarów naturalną bazą nauki o dobrobycie. Jest prawdopodobne,
że jeśli prawdziwie logiczne traktowanie nauki będzie ponownie
rozważone, porządek przyjęty przez pana Milla będzie odrzucony,
a porządek pana Bastiata będzie bliżej naśladowany”. Z kolei ame-
rykański ekonomista Arthur Latham Perry wspominał, że od czasu
przeczytania Harmonii ekonomia polityczna stała się dla niego zu-
pełnie nową nauką. Do wielbicieli jego prac zaliczyć należy też wielu
ekonomistów ze szkoły austriackiej.
Czym jest dla Bastiata ekonomia? Pyta on:
Jestże to pewném, że podobnie jak mechanizm niebieski, jak
mechanizm ciała ludzkiego, tak również i mechanizm spo-
łeczny ulega prawom powszechnym? 9
I właśnie zgłębianiem owych „praw powszechnych” zajmować
ma się nauka ekonomii.
Podmiotem ekonomii jest człowiek, a kluczową sprawą jest zbadanie,
czy Bóg, tworząc świat, sprawił, że interesy ludzkie są ze sobą
w harmonii, czy też wręcz przeciwnie – są względem siebie antago-
nistyczne. Socjaliści twierdzą, że istnieje mnóstwo fundamentalnych
antagonizmów w społeczeństwie: między mieszkańcami miast i wsi,
krajanami i obcokrajowcami, producentami i konsumentami, kapita-
łem i pracą, rolnictwem i przemysłem, zwykłymi ludźmi i burżuazją
itp. Interwencjoniści znajdują tu podstawę do zdecydowanej inge-
rencji państwa w życie społeczne, inaczej bowiem „prawa Opatrzno-
ści” poprowadziłyby nas do katastrofy. Bastiat zdecydowanie prze-
ciwstawia się temu rozumowaniu:
[W]szystkie interesa prawowite są harmonij-
n e 10 .
Nie jest więc według Bastiata prawdą, że prawa Opatrzności
prowadzą nas do katastrofy. Jak mogłoby bowiem być tak, żeby
9
F. Bastiat, Harmonie…, s. 19.
10
Ibidem, s. 1.
w zgodzie z nimi mieszkaniec jednego kraju wzbogacał się na koszt
mieszkańca innego kraju? Jak producenci mieliby wzbogacać się
kosztem konsumentów? „Jak Bóg mógłby chcieć by ludzie osiągali dobro-
byt tylko przez niesprawiedliwość i wojnę?” 11
Nie, Bóg nie mógł tego chcieć! Pytanie, które musimy sobie zadać,
brzmi więc inaczej:
[C]zy prawa te działają w całej pełni, i czy urządzenia ludzkie
działaniu ich nieprzeszkadzają? 12
Bastiatowi nie idzie tu bynajmniej o zaprzeczanie istnieniu zła
i bólu.
Żywiołem społeczeństwa jest człowiek, który jest siłą w o l -
n ą . Ponieważ zaś jest wolnym, może więc wybierać; a gdy
wybierać może, może się i mylić; skoro mylić się może, a więc
i cierpieć może 13 .
W czym więc tak naprawdę tkwi problem? Chodzi o to, by każdy
ponosił konsekwencje swoich wyborów, a nie przenosił je na innych:
Otóż, błąd każdy, rodzi cierpienie. Cierpienie to, albo spada
na tego, który błąd popełnił i wtedy wprowadza w działanie
Odpowiedzialność; lub też, uderza w niewinnych, i w takim
razie, porusza ono, ten cudownie oddziaływający przyrząd,
Solidarnością zwany.
Działanie praw tych, połączone z darem, który pozwala nam
wiązać przyczynę ze skutkiem, powinnoby nas przez samo
cierpienie, naprowadzić na drogę dobra i prawdy.
Tak więc, nie tylko że nie przeczymy istnieniu zła, lecz
owszem uznajemy jego posłannictwo, tak w społecznym jak
i materyalnym porządku.
11
Natomiast jeśli po niezwykle starannych badaniach rzeczywiście miałoby się
okazać, że musimy wybierać pomiędzy dobrami materialnymi a moralnymi, Bastiat
odrzuciłby naukę ekonomii i wycofał całkowicie ze spraw publicznych, „pozosta-
wiając ludziom innego charakteru ciężar i odpowiedzialność za tak bolesny wybór”.
Idem, Conflict of Principles, w: idem, Economic Sophisms,
http://www.econlib.org/library/Bastiat/basSophContents.html [dostępne 26 listopada 2006].
12
Idem, Harmonie…, s. 10.
13
Ibidem, s. 10.
Aby ono jednak, spełniło swe posłannictwo, nie należy
sztucznie rozciągać Solidarności, by tym sposobem nieznisz-
czyć Odpowiedzialności; czyli innemi słowy, trzeba Wolność
szanować.
Chociażby ustawy ludzkie sprzeciwiały się pod tym wzglę-
dem, prawom boskim; złe mimo to nieprzestanie być następ-
stwem błędu, zmienia ono tylko w takim razie swe miejsce.
Uderza w tych, w których uderzać nie powinno; nie jest już
przestrogą, przestaje być nauką; nie dąży już do tego, by się
ograniczyć i niszczyć przez swe własne działanie, lecz utrwa-
la się, i wzmaga (…) 14 .
Podsumowując: Istnieje porządek społeczny, który Bastiat nazy-
wa naturalnym (a który możemy nazwać wolnorynkowym), ze
względu na to, że każdy używając swojej własności, podejmuje de-
cyzje i ponosi za nie odpowiedzialność. Jego przeciwieństwem są
różnego rodzaju sztuczne systemy społeczne, które starają się nam
narzucić interwencjoniści, a które zasadniczo polegają na przymu-
szaniu ludzi do podejmowania decyzji innych niż podjęliby w wa-
runkach wolnego wyboru.
Człowiek ma nieskończenie wielkie potrzeby, ale środki do ich
realizacji są ograniczone, wobec czego nie wszystkie potrzeby mogą
zostać zaspokojone. Ludzie dokonują więc ciągle wyborów. W jaki
sposób mogą zaspokoić swoje potrzeby?
Są tylko dwa sposoby dla zdobycia środków zasadniczych dla
zachowania, ozdoby i poprawy życia: produkcja i grabież 15 .
Innymi słowy:
(…) te dwie jednak zasady: Wolność i Przymus, nigdy się
z sobą nie pogodzą 16 .
14
Ibidem, s. 10-11.
15
Idem, The Physiology of Plunder, w; idem, Economic Sophisms,
http://www.econlib.org/LIBRARY/Bastiat/basSoph5.html [dostępne 26 listopada 2006].
16
Idem, Harmonie…, s. 14. Małą dygresja – w tym miejscu widać, że nawet eko-
nomiści austriaccy nie doceniają w pełni dziedzictwa Bastiata. Często przytaczają
oni rozróżnienie na ekonomiczne i polityczne środki zdobywania dóbr, którego
autorem jest Franz Oppenheimer. Zapominają przy tym zupełnie, że to właśnie
Bastiat wprowadził ten podział, znakomicie go przy tym uzasadniając (choć nie
Wolność identyfikuje Bastiat z konkurencją, czyli „brakiem uci-
sku” – „brakiem jakiejkolwiek autorytarnej władzy ustanowionej
nad wymianą”. Każdy z nas decyduje o tym, jak użyć swojej własno-
ści. Ta jest bowiem konsekwencją natury ludzkiej.
Człowiek jest urodzonym właścicielem, ponieważ jest uro-
dzony z potrzebami, których zaspokojenie jest konieczne do
życia, i z organami i zmysłami, których wykorzystanie jest
niezbędne dla zaspokojenia tych potrzeb. Zmysły są tylko
przedłużeniem osoby, a własność niczym innym jak tylko
przedłużeniem zmysłów. Oddzielenie człowieka od jego zdol-
ności oznacza skazanie go na śmierć; oddzielenie człowieka od
produktu jego zdolności podobnie oznacza skazanie go na
śmierć 17 .
Jak człowiek staje się właścicielem? Przez pierwotne zawłaszcze-
nie lub wymianę.
Bóg stworzył ziemię. Na powierzchni i wewnątrz niej umie-
ścił mnóstwo rzeczy użytecznych człowiekowi, a użytecznych
dla tego, iż mogą zaspokajać potrzeby jego.
Prócz tego nadał materyi siły, jako to: ciążenie, sprężystość,
(…) światło, (…) życie roślinne.
A postawiwszy człowieka w obec tych materyałów i tych sił,
oddał mu je darmo.
Ludzie zaczęli wywierać działalność swoją na te materyały
i siły, tym sposobem oddawali samym sobie usługi. Pracowali
też jedni dla drugich, a tym sposobem oddawali sobie wza-
jemne usługi. Usługi te porównywane w wymianie, zrodziły
pojęcie Wartości, Wartość zaś zrodziła pojęcie Własności.
Każdy więc został właścicielem w stosunku do usług swoich.
Lecz siły i materyały, które Bóg dał ludziom darmo od samego
początku, pozostały takiemi dotąd i pozostaną niemi zawsze w
pośród wszystkich tranzakcyi ludzkich; w ocenieniu bowiem,
18
Idem, Harmonie…, s. 256-257.
19
To właśnie brak zrozumienia, że własność jest prawem naturalnym, doprowadził
do tego, że mamy tak wiele planów jej zniesienia. Utopiści twierdzą bowiem, że to
tworzone przez ludzi prawo dało początek własności – stąd budzi się w nich pra-
gnienie zdobycia władzy, dzięki której mogliby zrealizować swoje plany udoskona-
lenia systemów społecznych.
20
Ibidem, s. 490.
21
Idem, Property and Law, w: idem, Selected Essays…,
http://www.econlib.org/LIBRARY/Bastiat/basEss3.html [dostępne 26 listopada 2006].
Zwolennicy etatyzmu dopatrują się jednak korzeni zjawisk pro-
wadzących do zubożenia właśnie w porządku wolnościowym.
Przykładowo, jednym z ich ulubionych tematów jest monopolizacja.
Twierdzą, że jest to nieunikniona konsekwencja wolnego rynku.
Wysokie ceny i wyzysk konsumentów przez zachłannych kapitali-
stów – oto do czego prowadzi wolny rynek! Ale sprawy mają się
trochę inaczej:
Brak konkurencyi, może pochodzić z natury rzeczy lub prze-
wrotności ludzkiej. Jeśli pochodzi z natury rzeczy, to zoba-
czymy pracę stosunkowo bardzo małą, mającą wielką w a r -
t o ś ć , na co nikt słusznie żalić się niemoże; jak to ma miejsce
z znalazcą dyamentu, z Rubinim, Malibran, Taglioni, kraw-
cem będącym w modzie, właścicielem Clos-Vougeot etc. etc.
Okoliczności postawiły ich w posiadaniu nadzwyczajnego
środka do oddawania usług; niemają oni rywali i dla tego każą
sobie płacić drogo. (…)
Lecz jeśli jest brak konkurencyi, z powodu gwałtu ludzkiego,
wtedy też same skutki objawiają się (…) wówczas i tam,
gdzieby być niepowinny. (…) Wtedy, podobnie jak Rubini,
opierając się na tém, że sam tylko może oddać tę usługę, mówi
do dyletanta: „Żądam bardzo wielkiego wynagrodzenia lub
nie śpiewam na twym wieczorze“; — tak samo piekarz, rzeź-
nik, właściciel gruntu, bankier, mogą powiedzieć: „chcę nad-
zwyczajnego wynagrodzenia, albo niedostaniesz mego chleba,
mego mięsa, mego zboża, mego złota; a przedsiewziąłem
ostrożności, i urządziłem straż, abyś się niemógł gdzieindziej
zaopatrzyć, i aby nikt niemógł ci oddać podobnych usług.
Tacy, którzy nierozróżniają monopolu sztucznego, od tego, co
nazywają, monopolem naturalnym, dla tego, że obydwa mają
w sobie to wspólne, iż podwyższają wartość pracy, tacy, po-
wtarzam, są ślepi i płytcy.
Monopol sztuczny jest prawdziwém zdzierstwem. Wyradza
on złe, jakie by bez niego nieistniało. Sprowadza dla znacznej
części społeczeństwa, często pod względem najpotrzebniej-
szych przedmiotów, niedostatek. Rodzi prócz tego, rozdraż-
nienie, nienawiść, odwety, owoce niesprawiedliwości.
Korzyści naturalne nieprzynoszą ludzkości żadnej szkody. Co
najwięcej, moglibyśmy powiedzieć, że stwierdzają one zło od-
wieczne a którego przypisywać im nie można. Zapewne, że
przykrą jest rzeczą, iż tokaju niema tak obficie i po tak przy-
stępnych cenach jak lichego wina; ale nie jest to żaden fakt
społeczny; narzuciła go nam natura.
Pomiędzy więc korzyścią naturalną a monopolem
sztucznym zachodzi ta głęboka różnica, że:
Pierwszy, jest wynikiem odwiecznej i nieuniknionej
rzadkości;
Drugi, jest skutkiem rzadkości sztucznej, przeciwnej
naturze 22 .
Jeszcze raz więc przekonujemy się, że to nie naturalny, wolno-
ściowy porządek prowadzi do rezultatów, które tak często mu się
zarzuca. Podobną analizę przeprowadza Bastiat w przypadku wła-
ściwie każdego obszaru zainteresowań ekonomii: procentu, handlu,
kredytu itp. W tym miejscu często pojawia się krytycyzm pod adre-
sem ekonomistów zarzucający im nadmierny optymizm co do funk-
cjonowania społeczeństwa. Czyż nie dostrzegają oni biedy, wyzysku,
walki klas?
Przyszedłszy do tego miejsca, zdaje mi się, iż słyszę wykrzyk
czytelnika: „Otóż to optymizm ekonomistów! Napróżno więc
cierpienie, nędza, (…) rzucają się im w oczy, a oni tymczasem
wychwalają harmonię praw społecznych, odwracając oczy od
ohydnego widoku, obawiając się, by im nie zakłócił rozkoszo-
wania się swym własnym systematem. (…)” 23 .
Wbrew tego typu twierdzeniom, których efekty widzimy najle-
piej w tym, iż szkołę francuską nazwano „optymistyczną”, Bastiat
nie uznaje, że porządek wolnorynkowy jest rajem na ziemi. Przede
wszystkim zaś – w żadnym wypadku – jego teoria nie oznacza legi-
tymizacji obecnie istniejącego systemu społecznego! W nim bowiem
najlepiej widać wszystkie negatywne skutki etatyzmu.
22
Ibidem, s. 151-152; pogrubienie moje.
23
Ibidem, s. 492.
Otóż w imię nauki, z całą energią odpycham podobne zarzuty,
podobne tłumaczenie słów moich. I my widzimy złe, tak samo
jak nasi przeciwnicy (…). Ale kwestyą tę stawiamy inaczej
jak oni. Społeczeństwo, mówią oni, takie, jakiém go uczyniła
wolność pracy i tranzakcyi, czyli, swobodne działanie praw
naturalnych, jest nieznośném. Potrzeba zatem wyrwać z me-
chanizmu ten szkodliwy ustrój, to jest wolność (…) i za po-
średnictwem siły podstawić sztuczny ustrój naszego pomy-
słu. —
(…) My zaś, po zbadaniu praw opatrznościowych, mówimy:
Prawa te są harmonijne. Dopuszczają one zło, bo kierują nie-
mi ludzie, to jest istoty podległe błędom i cierpieniu. Ale zło
w mechanizmie społecznym ma także swe posłannictwo (…)
[d]oskonalenie się.
Dodajemy jeszcze: Nie prawda, że wolność panuje pomiędzy
ludźmi; nie prawda, że prawa opatrznościowe wywierają cał-
kowitą swą działalność (…) 24 .
To właśnie łamanie praw własności powoduje zakłócenie natu-
ralnego porządku, a przez to owe niepokoje i tarcia w społeczeń-
stwie, o które tak martwią się interwencjoniści. Przykładem jest kwe-
stia żądań klasy pracującej. Domagając się przywilejów dla siebie,
nie prosi bowiem „(…) o nic innego jak o to, czego kapitaliści i właściciele
ziemscy domagali się i otrzymali”. Ci bowiem dzięki cłom mogli wzbo-
gacić się na koszt robotników: „W cłach właściciele ziemscy i kapitaliści
zasiali ziarna komunizmu, który dzisiaj ich przeraża, ponieważ poprosili
prawo o dodatkowe zyski ze szkodą dla klasy pracującej” 25 .
Zauważmy ważny wkład Bastiata, jakim jest podkreślenie zna-
czenia analizy kontrfaktycznej w ekonomii. W systemie interwencjo-
nizmu rząd dokonuje inwazji na własność obywateli – nakładanie
regulacji i podatków sprawia, że ludzie podejmują decyzje inne niż
podjęliby na wolnym rynku – nie dysponują bowiem całą swoją
własnością. W związku z tym, aby dostrzec jak zmieniła się ich sytu-
acja, musimy porównywać decyzje, które byłyby przez nich podjęte
24
Ibidem, s. 493.
25
Idem, Property and Law, w: idem, Selected Essays…,
http://www.econlib.org/LIBRARY/Bastiat/basEss3.html [dostępne 26 listopada 2006].
w warunkach swobody wyboru, z tymi, które zostały powzięte wy-
łącznie przez wzgląd na panowanie interwencjonizmu.
Czyżby Sprawiedliwość i Wolność miały tylko fatalnie zro-
dzić Nierówność i Monopol?
Chcąc to wyśledzić należało, wedle, mego zdania, zbadać sa-
mą naturę tranzakcyj ludzkich, ich początek, ich przyczynę,
ich skutki i następstwa tych skutków, aż do kresu ostateczne-
go; i to pomijając możliwe zakłócenia, jakie zrodzić może nie-
sprawiedliwość; — bo przyznać musimy, że istotą tranzakcyj
swobodnych i dobrowolnych nie może być Niesprawiedliwość.
Nie przeczę, że Niesprawiedliwość fatalnie wcisnęła się
w społeczeństwo i że nie mogło ono jej uniknąć, a to tém bar-
dziej, iż człowiek pełen jest namiętności, egoizmu, niewiado-
mości i nieprzezorności (…).
(…) Nie ulega jednakże wątpliwości, że nauka ekonomiczna
powinna rozpoczynać od wykładu teoryi tranzakcyj ludzkich,
przypuszczając, że one są swobodne i dobrowolne (…) 26 .
Szeroko znanym przykładem analizy kontrfaktycznej Bastiata jest
esej Co widać, a czego nie widać. Jakże często, gdy mały chłopiec zbije
szybę, słyszymy:
Każdy musi zarabiać na życie. Co stałoby się ze szklarzami,
gdyby nikt nigdy nie wybił szyby?
W rzeczywistości, mówiąc tak, patrzymy tylko na to, „co widać”.
Tymczasem ważne jest również to, „czego nie widać”:
Załóżmy, że naprawa szkody kosztować będzie sześć franków.
Jeśli sądzicie, że przypadek ten daje wyżej wymienionemu
przemysłowi zachętę wartą sześć franków, zgadzam się. Nie
kwestionuję tego w żaden sposób; wasze rozumowanie jest
poprawne. Szklarz przyjdzie, wykona swoją pracę, powinszu-
je sobie i w głębi serca pobłogosławi nieostrożne dziecko. To
jest to, co widać.
Lecz jeśli, jak dzieje się zbyt często, drogą dedukcji wywnio-
skujecie, że wybijanie szyb jest korzystne, że pomaga krążyć
26
Ibidem, s. 490.
pieniądzom, że skutkuje stymulacją przemysłu, zobowiązany
jestem głośno wykrzyczeć: Tak się nigdy nie stanie! Wasza
teoria zatrzymuje się na tym, co widać. Nie bierze pod uwagę
tego, czego nie widać.
Nie widać, że ponieważ nasz obywatel wydał sześć franków
na jedną rzecz, nie będzie mógł ich wydać na inną. Nie widać,
że jeśli by nie musiał wymieniać szyby, wymieniłby, na przy-
kład, zużyte buty lub nabyłby kolejną książkę do swojej biblio-
teczki. Krótko mówiąc, użyłby swoich sześciu franków w in-
nym celu, dla którego teraz mu ich nie wystarczy 27 .
Bastiat stosuje tę analizę do szeregu przypadków: handlu mię-
dzynarodowego, dotowania sztuki, robót publicznych itd. Widzimy
tu wyraźnie, że sposób dysponowania własnością ma olbrzymie
znaczenie i leży w centrum analizy ekonomicznej.
Pomimo tak zaawansowanej analizy system Bastiata zawiera wie-
le nieścisłości. Dlaczego Bastiat arbitralnie uznaje, że jedynym pro-
ducentem bezpieczeństwa może być rząd? Dlaczego dopuszcza in-
terwencje państwa w wielu przypadkach? Dlaczego wreszcie tak
zaciekle walczący o wolny handel Bastiat godzi się na cła, o ile służą
celom fiskalnym?
Te niespójności nie są jednak decydujące dla wartości jego dzieła.
Prawdziwa i nieprzemijająca wartość to sama analiza ekonomiczna
Bastiata, przedstawiona w niezwykle błyskotliwym stylu. Jak napisał
Joerg Guido Huelsmann: „(…) nadszedł czas, by powrócić do dzieł
tego geniusza i budować na fundamentach, które położył”.
Tomasz Wyszyński
27
Idem, What Is Seen and What Is Not Seen, w: Idem, Selected Essays…,
http://www.econlib.org/library/Bastiat/basEss.html [dostępne 26 listopada 2006];
tłumaczenie moje.
FRYDERYKA BASTIAT’A
HARMONIE EKONOMICZNE.
TŁOMACZONE
PRZEZ
EWELINĘ AHRENS.
DREZNO .
NAKŁADEM TŁOMACZA.
1867.
formę przymusu?
2o. Czy człowiek ten sprowadzi do swej idei niezliczone szkoły,
P P
I.
ORGANIZACYA NATURALNA.
ORGANIZACYA SZTUCZNA.
Prawodawca ten, jakieśmy to już widzieli, nie mogąc użyć ani siły,
ani przekonania, zmuszony jest uciec się do powagi innego zakresu,
to jest, mowiąc wyraźniej, do szachrajstwa.
Trudno pojąć nawet, na jakiej wysokości stawia Rousseau, swego
prawodawcę:
„Trzeba by Bogów na to, aby ludziom nadali prawa; ten, który się
odważy, przedziewziąść urządzenie jakiego narodu, powinien czuć
się na siłach, zmienić, że tak powiem, naturę ludzką,...... przeinaczyć
naturę ludzką, celem wzmocnienia jej.... Potrzeba, aby odjął
człowiekowi jego własne siły, a nadał mu inne, obce jemu....
Prawodawca, pod każdym względem jest człowiekiem
nadzwyczajnym w państwie, jego urząd jest wyłącznym i wysokim,
z jakim niema nic wspólnego żadna władza ludzka. Jeśli prawdą jest,
że bardzo trudno o znakomitego monarchę, to bez porównania
trudniej, o wielkiego prawodawcę. Pierwszy, powinien by tylko iść
za wzorem, jaki mu tamten poda. Prawodawca jest mechanikiem,
wynalazcą maszyny, monarcha zaś tylko robotnikiem, który ją
ustawia i w ruch wprawia.“
Jakąż ludzkość gra rolę w tém wszystkiém. Jest tylko nędzną
materyą, z której się składa ta maszyna.
Zaprawdę, nie jestże to pycha szalona? A więc ludzie są tylko
materyałem maszyny, którą monarcha w ruch wprawia; prawodawca
daje model tej maszyny a filozof kieruje prawodawcą, stawiając się
tym sposobem w niezmierzonej odległości od pospólstwa, monarchy
i samego nawet prawodawcy; unosi się on ponad rodzajem ludzkim,
porusza go, przekształca, urabia, albo raczej naucza starszych narodu,
jak się wziąść do tego mają.
Jednakże twórca narodu musi sobie cel jakiś założyć. Mając zrobić
użytek z materyi ludzkiej musi ją do jakiegoś końca doprowadzić.
Ponieważ zaś ludzie pozbawieni być mają inicyatywy, a wszystko
zależeć ma od prawodawcy, on więc rozstrzygać będzie, czy naród ma
być handlującym lub rolniczym, czy też barbarzyńskim i rybożerczym,
i. t. d. Lecz pozostaje jeszcze do życzenia, by się prawodawca nie mylił,
i nie zadawał zbytniego gwałtu naturze rzeczy.
Gdy więc ludzie z g a d z a j ą się na stowarzyszenie, albo raczej
stowarzyszają się, popychani wolą prawodawcy, mają już cel wy-
— 32 —
POTRZEBY CZŁOWIEKA.
Lecz niechże owa skromna fortuna, o której marzył, stanie się jego
udziałem — będzie on szczęśliwy, bardzo szczęśliwy, lecz niestety,
przez kilka dni zaledwie.
Wkrótce bowiem oswaja się z nowém położeniem swojém
i powoli czuć nawet przestaje swe mniemane szczęście. Obojętnie
wdziewa ubranie do którego wzdychał pierwej. Utworzył sobie inne
towarzystwo, z innymi żyje ludźmi; od czasu do czasu może się napić
lepszego wina, wzdycha już do wyższego jeszcze szczebla, a gdyby się
tylko chciał nad sobą zastanowić, spostrzeże łatwo, że chociaż się
fortuna jego zmieniła, dusza pozostała czém była, to jest
nieprzebraném zródłem pragnień.
Zdaje się, iż natura przywiązała tę dziwną potęgę do
p r z y w y k n i e ń , aby tym sposobem stały się one dla nas tém, czém
jest koło zębate w mechanice, i aby ludzkość, ciągle pchana w coraz
wyższe sfery, nie mogła się zatrzymać na żadnym stopniu
cywilizacyi.
Być może, że p o c z u c i e g o d n o ś c i z większą jeszcze siłą działa
w tym kierunku na człowieka. Filozofia stoików, zarzucała często
ludziom, że więcej dbają oto, jakiemi się mają w y d a w a ć aniżeli
jakiemi b y ć mają. Ale, rozważając rzeczy z ogólnego stanowiska,
kto wie, czy w y d a w a ć s i ę nie jest dla człowieka jednym ze
sposobów b y t u .
Gdy rodzina jakaś, przez pracę, porządek, oszczędność, wznosząc
się ze szczebla na szczebel, dosięgnie tych sfer społecznych, gdzie
gusta stają się wykwintniejszemi, stosunki delikatniejszemi, uczucia
bardziej idealnemi, umysł więcej wykształconym i gdy potem zwrot
fortuny zmusi ją z tych sfer ustąpić, któż nie wie, jakie rozdzierające
boleści towarzyszyć muszą temu upadkowi! Nie samo ciało cierpi
wówczas. Upadek taki łamie przywyknienia, które, jak powiada
przysłowie, stały się drugą naturą; przygniata uczucie godności
własnej a z niém wszystkie potęgi duszy. Nierzadko też,
w wypadkach takich zdarzają się ofiary upadające pod rozpaczą
i wpadające gwałtownie w upadlające znikczemnienie. Z położeniem
społeczném ma się podobnie jak z atmosferą. Przywykły do
czystego powietrza góral, niszczeje wkrótce w ciasnych ulicach
miast naszych.
— 58 —
współudział pracy jest tu o tyle większym, o ile wody tej szukać dalej,
filtrować ją, lub rzadkość jej, zastępować studniami lub pompami
potrzeba.
Natura nie jest równie szczodrą względem nas, gdy idzie
o p o ż y w i e n i e ; któż bowiem powiedzieć może, że praca jest jedną
i tąż samą na ziemi żyznej lub jałowej, w lesie pełnym zwierzyny,
w jeziorze rybném, lub też wprost w przeciwnych warunkach?
Co do o ś w i e c e n i a , rzecz prosta, że praca ma tam mniej do
czynienia gdzie noce są krótsze, jak tam, gdzie są dłuższe.
Nieśmiałbym stawiać tego jako pewnik absolutny, ale zdaje mi się,
że w miarę wyższości potrzeb naszych, współdziałanie natury
zmniejsza się, zostawiając coraz szersze pole zdolnościom naszym.
Malarz, rzeźbiarz, pisarz nawet, zmuszeni są używać materyałów
i narzędzi, których sama tylko natura dostarcza; ale przyznać
potrzeba, że czerpią oni w swym własnym geniuszu to wszystko, co
wdzięk, użyteczność, zasługę i wartość ich dzieł stanowi. U c z y ć się
jest potrzebą, której prawie wyłącznie zadosyć czyni dobrze
kierowane ćwiczenie umysłowych zdolności naszych. Jednakże nie
mogliżbyśmy powiedzieć że i tu nawet n a t u r a pomaga nam,
podsuwając mniej lub więcej przedmioty do spostrzeżeń i porównań?
Czyż przy równej pracy, botanika, geologia, historya naturalna, mogą
wszędzie jednakowe robić postępy?
Zbyteczném byłoby przytaczać inne przykłady. Możemy, już
twierdzić że natura daje nam środki zaspokojenia potrzeb naszych,
w stopniu mniejszej lub większej u ż y t e c z n o ś c i (wyraz ten wzięty
w znaczeniu etymologiczném, znaczy p r z y m i o t s ł u ż e n i a .)
W wielu, prawie we wszystkich wypadkach, praca ma zadanie,
u ż y t e c z n o ś ć tę zrobić zupełną, zrozumieć zatem łatwo, że
w każdej danej okoliczności, działanie pracy jest większe lub
mniejsze, wedle tego o ile natura sama, mniej lub więcej czynność tę
naprzód posunęła.
Postawić więc można te dwie formuły:
1o. U ż y t e c z n o ś ć u d z i e l a s i ę n a m c z a s e m p r z e z s a m ą
P P
2o. A ż e b y r z e c z j a k ą ś d o p r o w a d z i ć d o z u p e ł n e g o
P P
ci ludzie oddają nam usługę? Czy trudząc się sami dla nas, oszczędzają
nam pracy? — W takim razie, stwarzają w a r t o ś ć , choć nie tworzą
materyi; ponieważ zaś nikt materyi nie tworzy, a nawet ponieważ
wszyscy ograniczamy się tylko na oddawaniu sobie wzajemnych
usług, z całą więc dokładnością utrzymywać można, że wszyscy
jesteśmy p o ś r e d n i k a m i jedni względem drugich, niewyłączając
rolników ani fabrykantów.
Oto, co na teraz powiedzieć chciałem o współdziałaniu natury.
Oddaje ona do naszego rozporządzenia materyały i siły w bardzo
rozmaitym stopniu, stosownie do klimatu, pór roku lub postępu
wiadomości naszych, — a l e z a w s z e d a r m o . Materyały więc te
i siły nie mają w a r t o ś c i i byłoby bardzo dziwném gdyby ją miały.
Wedle jakiegoż prawidła moglibyśmy je szacować? Jak pojąć że
natura, płacić sobie, oddawać lub wynagradzać się każe? Że wymiana
jest konieczną do oznaczenia w a r t o ś c i , zobaczymy później. Nie
kupujemy darów natury, ale je zbieramy i jeżeli to zbieranie wymaga
jakiegokolwiek usiłowania, to w tém u s i ł o w a n i u a nie w darach
natury leży pierwiastek wartości.
Przejdźmy teraz do czynności człowieka ogólném mianem
p r a c y oznaczonej.
Wyraz p r a c a , jak prawie wszystkie używane w ekonomii
politycznej jest bardzo nieokreślony; każdy autor nadaje mu mniej
lub więcej rozciągłe znaczenie. Ekonomia Polityczna nie miała
szczęścia utworzyć sobie własnego słownika, jaki mają inne nauki —
chemia naprzykład. Badając rzeczy, które zajmowały ludzi od
początku świata i stanowiły zwyczajny przedmiot ich rozmów,
znalazła wyrażenia już gotowe i posługiwać się niemi musi.
Ścieśniają często znaczenie wyrazu p r a c a do wyłącznie prawie
fizycznej czynności człowieka. Ztąd też nazwano klasami
pracującemi tych tylko, którzy wykonywają część mechaniczną
produkcyi.
Czytelnik zrozumie, że ja daję obszerniejsze znaczenie wyrazowi
temu. Przez p r a c ę rozumiem zastosowanie zdolności naszych do
zaspokojenia potrzeb naszych. P o t r z e b a , usiłowanie,
zaspokojenie, — oto zakres ekonomii politycznej.
— 72 —
WYMIANA.
namy się że jest to tylko dla ludzi odmienny, ciągle trwający sposób,
połączenia ich sił, współdziałania, słowem s t o w a r z y s z e n i a s i ę ;
i dla tego stanowczo powiedzieć można, co wreszcie pózniej
wykażemy, że obecna społeczna organizacya, pod warunkiem jednak
uznawania wolnej wymiany, jest najpiękniejszém i najszerszém
stowarzyszeniem: stowarzyszeniem wcale inaczej doskonałém jak
owe przez socialistów wymarzone, gdyż przez mechanizm godny
podziwienia, godzi się ono z indywidualną niezależnością. Do takiego
stowarzyszenia, każdy wedle swego uznania i w każdym czasie,
wchodzi lub je opuszcza. Składa tam dań jaką sam chce, i wedle praw
słuszności przez samą naturę rzeczy, a bynajmniej nie przez
samowolę naczelnika zakreślonych, odbiera zaspokojenie wyższe
i ciągle zwiększające się. — Ale uwagi z powyższego punktu
widzenia, są na teraz zawczesne, obecnie pozostaje mi tylko wyjaśnić
jakim sposobem rozdział pracy mnoży naszą potęgę.
Nie rozwodząc się zbytecznie nad tym przedmiotem, gdyż on
należy do małej liczby tych, które przeciw sobie zarzutów nie
wywołują, nie będzie jednak bez pożytku parę słów o nim
powiedzieć. Być może, iż przedmiot ten ujęto w zbyt ciasne ramy.
Aby dowieść jak potężnym jest p o d z i a ł p r a c y , przywiązano się
głównie do wykazania cudów jakie on spełnia w pewnych
rękodzielniach, w fabrykach szpilek naprzykład. Kwestya ta może
być podniesiona do ogólniejszego i bardziej filozoficznego punktu
widzenia. Następnie siła przyzwyczajenia ma ten szczególny
przywilej, że zaciera w nas świadomość zjawisk, wpośród których
żyjemy. I niema nic głębiej prawdziwszego nad te słowa Rousseau’a:
„Potrzeba wiele filozofii aby zauważać fakta, które codziennie
widzimy.“ Nie jest więc łatwą rzeczą przypomnieć ludziom wiele oni,
niespostrzegając nawet tego, winni są wymianie.
Jakim sposobem możność wymiany podniosła ludzkość do tej
wysokości, na której ją dziś widzimy? Oto przez swój wpływ na
p r a c ę , na współdziałanie c z y n n i k ó w n a t u r a l n y c h , na
z d o l n o ś c i ludzi i na k a p i t a ł y .
Adam Smith, dostatecznie wykazał ten wpływ na pracę.
„Przyrost w ilości roboty, jaka może być wykonaną przez tęż
samą liczbę ludzi skutkiem podziału pracy, powiada sławny ten
— 87 —
rają mię z wolności jeśli nie na tej, iż sądzą ją być szkodliwą innym?
Powiedzą może, że ona szkodzi mnie samemu? Lecz w takim razie,
będzie to jeszcze jednym antagonizmem więcej. I dokąd to zaszliśmy,
wielki Boże! bo jeśli natura umieściła w sercu każdego człowieka
bodziec stały i niepokonany, to na zasadzie czegoż antagonizm ten
rani wszystko a nawet samego siebie?
O! tylu rzeczy próbowano, a dla czegoż niesprobują najprostszej ze
wszystkich — Wolności? Wolności wszelkich działań nie
obrażających sprawiedliwości; wolności życia, rozwijania się,
doskonalenia; wolnego ćwiczenia zdolności; wolnej wymiany usług.
— Nie byłożby to piękne i wspaniałe widowisko, gdyby władza
zrodzona z rewolucyi Lutowej przemówiła była w ten sposób do
obywateli:
„Powierzyliście mi władzę publiczną. Używać jej będę tam tylko,
gdzie pośrednictwo Siły jest dozwoloném, a dozwoloném jest ono
tylko dla wymierzania Sprawiedliwości. Starać się będę aby każdy
pozostał w granicach swych praw. Aby każdy z was pracował
swobodnie podczas dnia, a w nocy spokojnie spoczywał. Biorę na
siebie bezpieczeństwo osób i własności; to moje posłannictwo
i spełnię je, — l e c z ż a d n e g o i n n e g o n i e p r z y j m u j ę n a
s i e b i e . Niech zatem, nie będzie więcej nieporozumień pomiędzy
nami. Odtąd płacić tylko będziecie niezbędny podatek na utrzymanie
porządku i wymiar sprawiedliwości. Ale wiedźcie o tém, że odtąd
każdy z was przed samym sobą będzie odpowiedzialny za byt swój
i swe doskonalenie się. Nie oglądajcie się zatem na mnie. Nie żądajcie
abym wam dał bogactwo, pracę, kredyt, wykształcenie, religią,
moralność; nie zapominajcie, że bodziec który was do rozwoju
podnieca, jest w was samych; że co do mnie, działam zawsze za
pośrednictwem siły; że nie mam nic, bezwarunkowo
nic coby niepochodziło od was; i że tém samém, nie mogę
najmniejszych korzyści nadać jednym bez uszczerbku drugich.
Uprawiajcie zatem wasze pola, przerabiajcie i przewoźcie
z nich produkta, prowadźcie handel, udzielajcie sobie wzajemnie
kredyt, dawajcie i przyjmujcie swobodnie usługi, wychowujcie
synów waszych, obmyślcie dla nich karyery, uprawiajcie
sztuki, doskonalcie wasz umysł, oczyszczajcie wasze uczucia,
— 106 —
O WARTOŚCI.
ły, aby sobie także nie wyrobiły miejsca. Ztąd to owe określenia
rozszerzające się bez końca.
Dzieło to niejest przeznaczone do sporów — celem jego jest
wykład. Wykazuję to, co ja widzę, a nie to, co inni widzieli.
Wszelako nie mogłem niezwrócić uwagi czytelnika na okoliczności,
w których szukano podstawy Wartości. Lecz pierwej muszę
uwydatnić ją przed oczyma czytelnika w szeregu przykładów; gdyż
tylko przez rozmaite zastosowania, najlepiej umysł pojmie teoryą.
Wykażę, jak wszystko sprowadza się do zamiany usług. Proszę
tylko niezapominać co się w poprzedzającym rozdziale o zamianie
powiedziało. Rzadko kiedy jest ona prostą; czasami dokonywa się ona
pomiędzy wielu umawiającemi się za pomocą obiegu, częściej za
pośrednictwem monety i wówczas rozkłada się na dwa czynniki,
s p r z e d a ż i k u p n o ; lecz ponieważ ta komplikacya niezmienia jej
natury, to niech mi wolno będzie, dla ułatwienia, przypuszczać tylko
bezpośrednią i prostą zamianę. To, nie może nas naprowadzić na
błędne pojęcie o naturze Wartości.
Rodzimy się wszyscy z gwałtowną materyalną potrzebą, potrzebą
oddychania, która pod karą śmierci musi być zaspokojona. Z drugiej
znów strony, żyjemy w takiem otoczeniu, że, w ogóle, bez najmniejszego
z naszej strony usiłowania, potrzeba ta jest zaopatrzoną. Powietrze
zatem, zawiera w sobie użyteczność, nie posiadając wcale w a r t o ś c i .
Niema ono Wartości, gdyż nie wywołując żadnego Usiłowania, nie daje
tém samém sposobności do żadnej usługi. Oddać komuś usługę jest to
oszczędzić mu trudu; a tam gdzie dla zrealizowania zaspokojenia, niema
podjętego trudu, tam go też i oszczędzić niemożna.
Lecz jeśli człowiek w dzwonie nurkowym, spuści się w głąb rzeki,
to obce ciało staje pomiędzy jego płucami a powietrzem; dla
przywrócenia zatem komunikacyi należy wprowadzić w ruch pompę;
jest w takim razie podjęte usiłowanie i trud spełniony; zaiste człowiek
ten chętnie przyjmie tę usługę, gdyż tu idzie o życie jego, i sam nie
mógłby sobie większej wyświadczyć usługi.
Zamiast coby sam miał zrobić to usiłowanie, prosi mię, abym
się go podjął; i aby mię do tego skłonić, obowiązuje się zadać
sobie trud, z którego zaspokojenie ja odniosę. Porozumiewamy
się i ugoda staje. Cóż tu więc widzimy? Dwie potrzeby,
— 125 —
cie w ogień tę książkę. Lecz jeśli moje określenie, pomimo całej swej
prostoty, rozwiązuje albo raczej usuwa trudności, to w takim razie,
musisz z dobrą wiarą iść do końca, czytelniku, ponieważ sądzę, że nie
napróżno zdobyłeś jedną prawdę, która otwiera ci drogę do
umiejętności.
Niech mi wolno będzie przytoczyć więcej przykładów tak dla
wyjaśnienia mej myśli, jak i dla oswojenia czytelnika z tém nowém
określeniem.
Pomiędzy potrzebami którym skutkiem naszej budowy fizycznej
podlegamy, znajduje się pożywienie; a najwłaściwszym przedmiotem
do zaspokojenia tej potrzeby jest Chleb.
Naturalnie, ponieważ potrzeba jedzenia znajduje się we mnie,
powinienbym zatem sam uskutecznić wszystkie czynności, odnoszące
się do produkcyi chleba, w ilości jakiej potrzebuję; bo nie mogę żądać,
aby bracia moi oddawali mi tę usługę, zwłaszcza że sami podlegają
tejże potrzebie i skazani są na toż samo usiłowanie.
Gdybym sam chleb mój wyrabiał, musiałbym się oddać pracy jeszcze
więcej skomplikowanej, chociaż zupełnie podobnej do tej, do jakiej
zmusiła mię potrzeba przynoszenia sobie wody ze źródła. W istocie,
pierwiastki chleba rozlane są w całej naturze. Wedle słusznej uwagi
J. Ch. Say’a, człowiek niema ani potrzeby, ani możności tworzenia
czegokolwiekbądź. Gaz, sól, elektryczność, siła roślinna, wszystko to
istnieje; winienem tylko wszystko to połączyć, pomódz temu,
kombinować, przewieźć, posługując się tém wielkiem laboratoryum,
ziemią zwaném, na łonie którego, odbywają się tajemnice, z których
nauka ludzka zaledwie zasłonę podniosła. Jeśli całość czynności, którym
oddaję się dla osiągnięcia mego celu, jest zbyt skomplikowaną, to
każda z nich wzięta oddzielnie, jest tak prostą, jak czynność czerpania
ze źródła wody, przez naturę w niem umieszczonej. Każde więc moje
usiłowanie nie jest niczém inném, jak usługą, którą sam sobie oddaję;
a jeśli, skutkiem dobrowolnie zawartej umowy, inne osoby oszczędzą
mi niektórych lub nawet wszystkich z mych usiłowań, będą to
u s ł u g i , jakie od nich odbieram, Całość tych usług, porównanych
z temi, jakie nawzajem oddaję, ustanawia wartość Chleba i określa ją.
Dla ułatwienia, a nawet dla wymiaru względnej ważności tej
wymiany usług, znalazł się wygodny pośrednik, moneta. Ale
— 131 —
grunt rzeczy pozostaje zawsze ten sam, podobnie jak przelew sił
poddany jest jednemu i temuż samemu prawu, bez względu, czy jest
skutkiem działania jednego lub kilku kół zębatych.
Jest to tak prawdziwém, że jeżeli naprzykład chleb kosztuje cztery
sous, to gdyby dobry rachmistrz zechciał rozłożyć tę w a r t o ś ć ,
wynalazłby bezwątpienia, w szeregu tranzakcyi, bardzo licznych
wprawdzie, nie tylko u s ł u g i tych wszystkich, którzy się do jej
utworzenia przyłożyli, lecz i tych, którzy zaoszczędzili pracy temu,
który ostatecznie, jako konsument, płaci. Znajdzie się tam i piekarz,
który otrzymując dwódziestą część z całości, zapłaci z niej jeszcze
mularza, który piec jego zbudował, tracza, który mu drzewo
przysposobił etc. Następnie znajdzie się tam i młynarz, który odbierze
wynadgrodzenie nie tylko za swą własną pracę, lecz nadto będzie
miał czem opłacić kamieniarza, który mu zrobił kamień młyński,
groblarza, który groble usypał etc. Inne części całkowitej wartości
rozłożą się na młockarzy, żniwiarzy, na oraczy, na siewaczy, aż póki
rachunek nie będzie zdany do ostatniego grosza. Nie pozostanie tam
ani jeden grosz, który byłby przeznaczony na opłacenie Stwórcy lub
natury. Przypuszczenie takie jest samo przez się niedorzeczne,
a jednakże z całą ścisłością zastosować by się dało do teoryi
ekonomistów, przypisujących materyi lub siłom naturalnym pewną
część w a r t o ś c i produktu. Nie, i tu jeszcze w a r t o ś ć nie jest
w Chlebie, ale w całym szeregu u s ł u g , wskutek których doszedł on
rąk moich.
Prawda, że rachmistrz nasz znajdzie pomiędzy częściami
składowemi wartości chleba, jedną, którą będzie mu trudno
odnieść do usługi, a przynajmniej do u s ł u g i wymagającej
usiłowania Znajdzie on, że w tych 20 centymach jest jeden lub dwa
przypadające na dolę właściciela gruntu, utrzymującego owo
laboratoryum. Ta mała cząstka wartości chleba stanowi to, co
nazywamy d o c h o d e m g r u n t o w y m ; i nasz rachmistrz, tym
sposobem wyrażenia się w błąd wprowadzony, może uwierzyć że
część ta rzeczywiście przypada na czynniki naturalne, że przywiązaną
jest do gruntu samego.
Pewny jednak jestem, że jeśli jest zręcznym, to z łatwością
wykryje że i w tej cząstce jeszcze jest cena u s ł u g rzeczywistych i tejże
— 132 —
BOGACTWO.
i summa wartości, z jakiej się składa, jest znaczną; jest zaś małém, jeśli
i wartości, są małe.“
Nieświadomi nadają Bogactwu obydwa te znaczenia. Słyszymy ich
niekiedy mówiących: „Obfitość wody jest dla tej okolicy
Bogactwem“, i wówczas myślą jedynie o Użyteczności. Lecz jeśli kto
z nich chce poznać swe własne bogactwo, to robi to, co nazywamy
spisem inwentarza, pomieszczając w nim tylko to, co ma Wartość.
Chociażby się to niepodobało uczonym, zdaje mi się jednak, że
tym razem nieświadomi mają racyę. W samej rzeczy, bogactwo jest
r z e c z y w i s t e i w z g l ę d n e . Co do pierwszego, sądzi się o nim
z naszych zaspokojeń i ludzkość o tyle jest bogatszą, o ile więcej
zdobywa dobrobytu, bez względu na wartość przedmiotów,
dostarczających nam go. Lecz, jeśli chcemy poznać część
proporcyonalną, przypadającą na każdego człowieka z ogólnego
dobrobytu, czyli innemi słowy, b o g a c t w o w z g l ę d n e — to jest
ono prostym stosunkiem, jaki wartość jedynie objawia, bo ona sama
jest stosunkiem.
Nauka zajmuje się ogólnym dobrobytem ludzi i zachodzącym
stosunkiem, pomiędzy ich Usiłowaniami a Zaspokojeniami,
stosunkiem, który postępowe uczestnictwo użyteczności darmej
w dziele produkcyi korzystnie modyfikuje; nie może zatém
usuwać tego żywiołu z pojęcia B o g a c t w a . W jej oczach, nie
summa wartości, ale summa użyteczności darmych lub
uciążliwych, przywiązanych do tych wartości, jest Bogactwem
rzeczywistém. Ze względu na zaspokojenie, to jest na
rzeczywistość, jesteśmy zarówno bogaci wartością przez postęp
zniszczoną, jak i tą, która po nim pozostaje.
W codziennych tranzakcyach, nierachujemy wcale tych
użyteczności, które przez zniżenie wartości, stają się d a r m y m i .
Dla czego? dla tego, że to co jest darmém jest w s p ó l n é m , a co jest
wspólném, niezmienia w niczém, proporcyonalnej części
przypadającej na każdego z bogactwa rzeczywistego. Niewymieniamy
tego, co jest wspólném; a ponieważ, w zwyczajnych interesach,
potrzebujemy jedynie poznać proporcyą, stwierdzoną przez wartość,
nią więc tylko zajmujemy się.
Z tego powodu powstał spór pomiędzy Ricardem a Say’em.
— 177 —
dnego zdania, gdyż w takim razie nie znalazłbym nikogo z kim bym
się mógł sprzeczać.
Przyznać potrzeba, że Wartość dostarczyła mu doskonałej
zręczności obracania dowolnie sprzecznością. Lecz niech mi
wybaczy, bo sprzeczności i sprzeciwieństwa, które wyraz ten
uwydatnia nie leżą w samej naturze zjawisk lecz wypływają
z fałszywych teoryi.
Teoretycy zaczęli przedewszystkiem od tego, że mięszali
Wartość z użytecznością, to jest zło z dobrém (gdyż użyteczność
jest upragnionym rezultatem, gdy tymczasem Wartość wyrasta
z przeszkód stojących pomiędzy rezultatem a pragnieniem); był to
pierwszy błąd, a gdy spostrzegli jego następstwa, sądzili że usuną
trudności, tworząc różnicę pomiędzy Wartością użyteczności
a Wartością wymiany; powtarzanie zbyteczne które mylnie słowo
— Wartość — przyczepić chciało do dwóch przeciwnych sobie
zjawisk.
Lecz jeśli pozostawimy te subtelności na stronie a dotkniemy się
samych faktów, to cóż zobaczymy? — Zobaczymy tylko rzeczy
naturalne i niesprzeczne z sobą.
Weźmy naprzykład człowieka który pracuje wyłącznie dla siebie
samego. Jeśli nabędzie zręczności, jeśli siła jego i umysł rozwiną się,
jeśli natura okaże się więcej szczodrobliwą względem niego, lub jeśli
zmusi ją aby skuteczniej dziełu jego pomagała, pozyskuje on wówczas
w i ę c e j d o b r o b y t u z m n i e j s z y m t r u d e m . W czemże tu
Sprzeczność widzicie i jestże tu na co powstawać?
A teraz w miejsce stanu odosobnionego, weźmy człowieka
mającego stosunki z drugiemi ludźmi. Wymieniają oni swoje usługi
i powtarzam uwagę moją że: w miarę jak nabywają zręczności,
doświadczenia, siły, inteligencyi, w miarę jak natura staje się
szczodrobliwszą i im bardziej zmuszoną jest do skuteczniejszego
współdziałania, mają oni w i ę c e j d o b r o b y t u z m n i e j s z y m
t r u d e m . Słowem, rozporządzają większą ilością użyteczności
darmej, i w umowach swych, za każdą daną ilość pracy, przenoszą
jedni na drugich większą ilość użytecznych rezultatów. W czemże tu
jest sprzeczność?
Ach! jeśli za przykładem Smith’a i wszystkich jego następ-
— 186 —
KAPITAŁ.
u d z i e l a t e r m i n d o z a p ł a t y w y ś w i a d c z a u s ł u g ę . Procent
jest zatem prawowity na zasadzie u s ł u g a z a u s ł u g ę .
2o. Ciągłość procentu polega znów na tym fakcie: T e n k t ó r y
P P
by chyba nie wiedzieć o tém, że kapitał jest siłą; bo jeśli się wie o tém,
to naturalnie, że pragnie się aby spełniła jak najprędzej dzieło do
którego użytą była i aby ją znowu można było wciągnąć do nowego
dzieła.
Biedniż to ci ekonomiści, którzy sądzą, że wówczas tylko płacimy
procent od kapitałów kiedy pożyczamy. Powszechne prawidło oparte
na sprawiedliwości jest takie: że ten który odbiera zaspokojenie
powinien ponosić wszystkie ciężary produkcyi, wliczając w to
i zwłokę bez względu na to czy sam on sobie wyświadcza tę usługę
czy też zażąda jej do innych. Człowiek w odosobnieniu żyjący
i niezawierający z nikim żadnych tranzakcyi, gdyby mu odjęto broń
jego na rok cały, uważałby okoliczność tę za uciążliwą. Dla czegożby
więc i w społeczeństwie podobna okoliczność nie mogła być uważaną
jako uciążliwa? Jeśli się ktoś dobrowolnie zrzeka swych korzyści na
rzecz drugiego, umawiając się dobrowolnie o wynagrodzenie, dla
czegożby to wynagrodzenie miało być nieprawném?
Nicby się na świecie nie działo, żadne przedsięwzięcie
wymagające nakładów, nie dokonywałoby się, nie sadziliby, nie sieli,
nie uprawiali gruntów, gdyby zwłoka s a m a w s o b i e nie była
uważaną jako okoliczność uciążliwa oraz traktowaną
i wynagradzaną jako taka. W tym względzie zezwolenie powszechne
jest tak jednozgodném że niema wymiany, w którejby ta zasada nie
panowała. Zwłoka, opoźnienia, należą do oszacowania usług, a tém
samém, do ustroju w a r t o ś c i .
Tak więc wyznawcy równości, w swych krucyatach przeciwko
procentowi, depczą nogami nie tylko najprostsze pojęcia słuszności,
nietylko swą własną zasadę u s ł u g a z a u s ł u g ę , ale nadto powagę
rodu ludzkiego i powszechną praktykę. Jakżeż śmią oni przed oczami
wszystkich rozwijać tę niepomierną dumę, której podobne roszczenia
domyślać się każą? Nie jestże to dziwną i smutną rzeczą, że sekciarze
ci stawiają tę dewizę raz wyraźnie a drugi raz domyslać się nam każą
że: Od początku świata wszyscy ludzie, prócz mnie, mylili się?
Omnes, ego non.
Przebaczcie mi, żem tak długo nastawał na prawowitość procentu
opartego na tej prawdzie że: p o n i e w a ż z w ł o k a k o s z t u j e ,
potrzeba więc aby się opłacała, gdyż koszt i
— 204 —
Właściciel, nie dopełnia sam tego rozdziału i nie stanowi czy każdy
hektolitr zboża ma być obciążony frankiem mniej lub frankiem więcej.
Znajduje on już w świecie wszystko ustalone, tak średnią cenę zboża
jak i wysokość procentu. Opierając się na tych danych rozporządza on
swoim kapitałem; i jeśli obliczy że cena zboża dozwoli mu wydobyć
normalną wysokość procentu, obróci go na ulepszenia gruntowe.
W przeciwnym razie, zwróci go on na zyskowniejszy przemysł
a który przez to samo że jest zyskowniejszym, wywiera, w interesie
społecznym, większą siłę attrakcyjną na kapitały. Ten sposób
postępowania który jest jedynie prawdziwym, prowadzi do takiegoż
rezultatu i przedstawia jedną więcej jeszcze harmonią.
Czytelnik zrozumie że ograniczyłem się na jednym tylko fakcie,
dla lepszego wyjaśnienia prawa powszechnego któremu wszystkie
professye są poddane.
Adwokat naprzykład nie może żądać od pierwszego klienta jaki
mu w ręce wpadnie powrócenia sobie kosztów, wynoszących
przypuśćmy dwadzieścia tysięcy franków, za swe wykształcenie, za
swą aplikacyą, za swe pierwsze urządzenie się. Pomijając że żądanie
to byłoby niesprawiedliwém, lecz nadto byłoby ono jeszcze
niewykonalném; bo ten pierwszy klient nigdyby się niezgłosił do
niego i nasz Cujas zmuszonym byłby pójść w ślady owego Pana który
widząc iż nikt na jego pierwszy bal nie przybywa, wyrzekł: na
przyszły rok rozpocznę od drugiego balu.
Podobnież rzecz się ma z negocyantem, lekarzem, właścicielem
okrętów, artystą. We wszystkich zawodach stykają się dwie
kategorye usiłowań; z tych druga wymaga koniecznie rozdziału na
nieograniczoną liczbę klienteli; wątpię zaś aby można było wymyślić
jakikolwiekbądź rozdział, poza granicami p r o c e n t u .
W tych ostatnich czasach czyniono wielkie usiłowania aby wywołać
wzgardę ludu przeciw kapitałowi, nieznośnemu, przeklętemu kapitałowi;
przedstawiono go massom jako potwór żarłoczny i nienasycony, bardziej
niszczący niż cholera, więcej zatrważający niż bunt, działający na ciało
społeczne jak upior, którego zdolność ssania sama przez się nieskończenie
się powiększa. V i r e s a c q u i r i t e u n d o . Słownikiem tego potwora
jest renta, lichwa, najem, dzierżawa, procent. Pisarz który mógł się
14*
— 208 —
czom swoim nie przynosiły. Niech się oto nie troszczą, bo nimby
dzień taki nadszedł to ci ostatni dla wydobycia nowych dochodów
pospieszą roztrwonić swe zasoby.
Tak więc, wielkie prawo Kapitału i Pracy, co się tycze rozdziału
produktu z ich współpracownictwa, zostało ustalone. Część absolutna
każdego z nich ciągle się powiększa, część zaś p r o p o r c y o n a l n a
Kapitału stosunkowo do Pracy, zmniejsza się bezustannie.
Kapitaliści zatem i robotnicy, przestańcie spoglądać na siebie
wzajemnie z nieufnością i zawiścią. Zamknijcie uszy na te
niedorzeczne deklamacye, których pycha idzie o lepsze
z niewiadomością i które ukazując nam w perspektywie filantropią,
podnoszą tymczasem niezgodę. Cokolwiekbądź zatem mówić będą,
uznajcie że wasze interesa są wspólne, tożsame, że łączą się z sobą, że
razem dążą do zrealizowania powszechnego dobra, że trudy
teraźniejszego pokolenia łączą się z trudami przeszłych pokoleń, że
potrzeba koniecznie aby część wynagrodzenia przypadała na tych
wszystkich, którzy przyczynili się do dzieła i że skutkiem praw
opatrznościowych, pod rządem swobodnych i dobrowolnych
tranzakcyi, dokonywa się najpomysłowszy i najsłuszniejszy rozdział,
niedozwalając pasożytnemu Sentymentalizmowi narzucać wam
swych praw, kosztem waszego dobrobytu, waszej wolności, waszego
bezpieczeństwa i waszej g o d n o ś c i .
Kapitał wyrasta z trzech przymiotów człowieka, Przezorności,
Intelligencyi i Oszczędności. I w rzeczy samej aby dójść do
utworzenia kapitałów, potrzeba przewidywać przyszłość, poświęcać
dla niej teraźniejszość umieć szlachetnie panować nad swemi
żądzami, opierać się nietylko pociągom rzeczywistych przyjemności
ale nawet podnietom próżności i kaprysom opinii publicznej, tak
skłonnej do stawania zawsze po stronie charakterów o nic się
nietroszczących i rozrzutnych. Nadto, należy związać skutki
z przyczynami i zbadać jakim sposobem i za pośrednictwem jakich
narzędzi, natura w dziele produkcyi pozwoliła ujarzmić się
i zawładnąć sobą. Potrzeba też przedewszystkiem być ożywionym
miłością rodziny i nie cofać się przed ofiarami z których owoce
zbierać będą drogie istoty, jakie po sobie zostawimy. Zbierać
kapitały jest to toż samo co przygotować dla przyszłych pokoleń
— 217 —
WŁASNOŚĆ, WSPÓLNOŚĆ.
trwoga która was ogarnia? Ach, bo oto wonny, lecz zatruty Utopią
powiew grozi waszemu bytowi. Wołają że dobro zgromadzone przez
was dla zabezpieczenia waszej starości, dla zapewnienia chleba,
wykształcenia i karyery waszych dzieci, zdobyliście kosztem waszych
braci; mówią, że stanęliście pomiędzy darami Bożemi a ubogiemi; że
pod nazwą Własności, Procentu, Renty, Najmu, jako chciwi zbieracze
pobieracie od darów tych opłatę; że dobrodziejstwa które nasz
wspólny Oyciec przeznaczył dla wszystkich swych dzieci,
porwaliście je aby sprzedawać; wzywają was abyście je zwrócili;
a przestrach wasz wzrasta w miarę tego jak adwokaci wasi stając
w obronie waszej domyślać się nam każą takiego wyznania:
przywłaszczenie jest widoczne ale jest ono konieczne. A ja
powiadam: Nie, wyście darów Bożych nie zagarnęli. Wzięliście je
darmo z rąk natury to prawda; lecz przeleliście je na braci swoich nic
dla siebie nie zatrzymując; i bracia wasi tak samo względem was
postąpili a potrąconemi tu jedynie, były usiłowania fizyczne
i umysłowe, wylany pot, zwalczone niebezpieczeństwa, rozwinięta
zręczność, dobrowolne odmówienie sobie wielu rzeczy, podjęty trud,
p r z y j ę t e i o d d a n e u s ł u g i . Czyniąc tak myśleliście być może
tylko o sobie, lecz w ręku nieskończenie rozumnej i przewidującej
Opatrzności, sam nawet wasz osobisty interes był narzędziem do
szerzenia bez przerwy, w łonie rodu ludzkiego, dziedziny
Wspólności. Bez waszych usiłowań, wszystkie te u ż y t e c z n e
s k u t k i któreście wzięli od natury aby je rozlać pomiędzy ludzi bez
wynagrodzenia, byłyby w wiecznej pozostały bezwładności.
Powtarzam, b e z w y n a g r o d z e n i a , gdyż to któreście otrzymali
jest tylko prostym zwrotem waszych usiłowań a bynajmniej nie
zapłatą darów Bożych. Żyjcie zatem bez obawy i skrupułu w pokoju;
nie macie bowiem żadnej innej własności jak tylko prawo do usług,
w zamian za usługi uczciwie przez was oddane a dobrowolnie przez
waszych braci przyjęte. Taka własność jest prawna, niezbita; żadna
utopia nie przemoże jej, łączy się ona bowiem i wiąże z samą istotą
natury naszej. Żadna teorya nie będzie nigdy w stanie ani jej
wzruszyć ani osłabić.
Ludzie pracy i zaparcia się, nie możecie zamykać oczu przed tą
prawdą, że punktem wyjścia rodu ludzkiego była najzupełniej-
— 221 —
teczność, czy też ich wewnętrzne przymioty? Nie, tylko ich wartość,
to jest równoważność trudu, jakiby każdy z kupujących musiał
ponieść, chcąc sobie podobny przedmiot dostarczyć. Czy biegli
zajmują się badaniem o ile jeden przedmiot użyteczniejszym jest od
drugiego? Czy zwracają oni uwagę na zaspokojenia, jakie przedmioty
te dostarczyć mogą? Czyż ocenią wyżej młot niż wyroby chińskie, dla
tego że młot ten tak doskonale obraca na korzyść swego posiadacza,
prawa ciężkości? lub szklankę wody wyżej od dyamentu dla tego, że
ona bezwarunkowo dostarcza więcej rzeczywistych usług? lub też
dzieło Say’a wyżej niż dzieło Fourier’a, dla tego że z pierwszego
odnieść możemy więcej pożytku i gruntownej nauki. Nie,
o s z a c o w u j ą oni, podnoszą w a r t o ś ć , stosując się ściśle,
zauważcie to dobrze, do mego określenia. —
Albo raczej określenie moje godzi się z ich praktyką. — Nie
zwracają oni bynajmniej uwagi na korzyści naturalne lub
przywiązaną do każdego przedmiotu użyteczność darmą, lecz na
usługi jakieby każdy nabywca musiał oddać sam sobie lub wymagał
od kogo innego chcąc ich sobie dostarczyć. Nie oceniają oni,
wybaczcie mi to zuchwałe wyrażenie, trudu przez Boga podjętego,
lecz tylko ten jakiby nabywca sam podjąć musiał. A gdy czynność
została ukończoną i gdy publiczność poznała summę wartości
w bilansie wyrażonych, powiedziała wówczas jednozgodnie: Oto,
czego dziedzic jest WŁAŚCICIELEM.
Ponieważ własności obejmują jedynie wartości, a wartości nie są
niczém inném jak tylko stosunkiem, ztąd wypada że własności są
także tylko stosunkiem.
Jeśli publiczność rozpatrzywszy się w dwóch inwentarzach
wyrzeknie: „ten człowiek bogatszym jest od tamtego“ to bynajmniej
nie myśli ona tym sposobem powiedzieć że stosunek dwóch
własności wyraża stosunek dwóch bezwzględnych bogactw lub
dobrobytu; bo w zaspokojenia i w dobrobyt bezwzględny wchodzi
pewna część u ż y t e c z n o ś c i w s p ó l n e j która stosunek ten
zmienia bardzo. I w istocie wszyscy ludzie zarówno korzystają
z światła dziennego, z powietrza którym oddychają, z ciepła
słonecznego; pod N i e r ó w n o ś c i ą zaś rozumieć należy tylko
różnicę własności lub wartości czyli u ż y t e c z n o ś ć u c i ą ż l i w ą .
— 231 —
wartość hektolitra zboża wyrażać się będzie przez 15, 18 lub 20.
stosownie do lat.
Stosunek tych dwóch wartości będzie j e d e n d o p i ę t n a s t u .
Aby się przekonać czy postęp został dokonany i aby go wymierzyć
potrzeba postawić sobie pytanie, jaki był ów stosunek w samem
zaraniu ludzkości? Zaprawdę nieodważyłbym się cyfry tej postawić,
lecz znajdzie się sposób na rozwikłanie tego X. Jeśli usłyszycie
kogo deklamującego przeciw porządkowi społecznemu, przeciw
przywłaszczeniu gruntu, przeciw rencie, przeciw machinom,
poprowadźcie go do dziewiczego jeszcze lasu lub pokażcie mu zgniłe
bagna i powiedźcie: Chcę cię uwolnić z pod jarzma na które się
skarzysz; chcę cię wyrwać z okropnych walk anarchicznej
konkurencyi, z antagonizmu interesów, z egoizmu bogatych, z ucisku
własności, z gniotącej rywalizacyi machin, z dławiącej cię atmosfery
społeczeństwa. Oto przed tobą ziemia podobna tej którą napotykali
pierwsi karczownicy. Weź jej wiele chcesz, dziesiątki, setki
hektarów. Uprawiaj ją sam. Wszystko co z niej wyprodukujesz będzie
do ciebie należeć. Jeden tylko kładę warunek, to jest: że w niczem nie
będziesz się uciekał do tego społeczeństwa, którego mniemasz się być
ofiarą.
Zauważcie to dobrze, że człowiek ten znalazłby się w obec gruntu
zupełnie w tych samych warunkach w jakich znajdowała się ludzkość
cała w samém zaraniu. Otóż sądzę że nikt mi niezaprzeczy gdy
powiem, że człowiek ten nie wyprodukuje nawet hektolitra zboża co
dwa lata. Stosunek 15 do 600.
I oto już postęp wymierzony. Względnie do zboża robotnik, — mimo
iż płacić musi rentę gruntu, procent z kapitału, za najem narzędzi, —
albo raczej właśnie dla tego że to wszystko opłaca, — otrzymuje
piętnastu dniami pracy to, co z takim trudem zaledwieby mógł otrzymać
w sześciuset dniach. Wartość zatem zboża, wymierzona najgrubszą
pracą, spadła z 600 na 15 czyli z 40 na 1. Hektolitr zaś zboża posiada
teraz dla człowieka najzupełniej tęż samą użyteczność, jakąby mógł mieć
na drugi dzień po potopie; zawiera on w sobie tęż samą ilość substancyi
pożywnych; zaspakaja też same potrzeby i w tejże samej mierze.
— Jest on równém jak i dawniej b o g a c t w e m r z e c z y w i s t é m
lecz przestaje być równém b o g a c t w e m w z g l ę d n é m . Pro-
— 234 —
niżli wartości mojej usługi, w takim razie, sąsiad mój sam ją sobie
odda. Jestto absolutna, nie do przebycia i ostateczna granica.
Tłumaczy ona i w pełni usprawiedliwia Własność, która zmuszoną
jest zejść do bardzo naturalnego prawa żądania usługi za usługę.
Mieści ona w sobie i to, że korzystanie z naturalnych użyteczności
przywłaszczoném jest tylko nominalnie i pozornie; że wyrażenie:
Własność hektara ziemi, centnara żelaza, hektolitra zboża, metra
sukna jest prawdziwą przenośnią, tak samo jak Wartość wody, żelaza
i. t. d.; że o tyle o ile natura dała dobra te ludziom, mogą oni
korzystać z nich darmo i wspólnie; słowem, że Wspólność godzi się
harmonijnie z Własnością, pozostawiając dary Boże w dziedzinie
pierwszej, gdy zupełnie prawdziwą dziedzinę drugiej stanowią
jedynie usługi ludzkie.
Wybrałem przykład bardzo prosty dla oznaczenia tej linii
granicznej, oddzielającej dziedzinę wspólną od dziedziny
przywłaszczonej; nie sądzę jednak aby to dało powód do wniosku,
iż ta linia zgubi się i zatrze w bardziej zawikłanych tranzakcyach.
Nie, trwa ona zawsze i zawsze ją widzimy w każdej wolnej
tranzakcyi. Zapewne, że czynność taka jak pójście po wodę jest
bardzo prostą, lecz przypatrzywszy się z bliska, przekonamy
się, że i czynność uprawiania zboża jest tylko dla tego bardziej
skomplikowaną, że obejmuje w sobie cały szereg czynności równie
prostych jak i tamta, a w każdej z nich łączy się współdziałanie
natury ze współpracownictwem człowieka, tak iż wybrany przez
nas przykład służyć może za typ każdego innego czynu
ekonomicznego. Czy idzie o wodę, o zboże, o materye, książki,
o transporta, obrazy, tańce lub muzykę, to jakieśmy już
powiedzieli, pewne okoliczności mogą nadawać wielką wartość
pewnym usługom, lecz nikt nie może kazać sobie póty płacić za co
innego, a mianowicie za przyczynienie się natury, póki jeden
z kontraktujących będzie mógł powiedzieć drugiemu: Jeżeli żądać
odemnie będziesz więcej aniżeli usługa twoja w a r t a , zwrócę się
gdzieindziej albo sam ją sobie oddam.
Ale nie dość jest usprawiedliwić Własność chciałbym jeszcze
zmusić aby ją pokochali najgorętsi nawet Komuniści. Cóż do
tego potrzeba? potrzeba wykazać jej rolę demokratyczną,
— 246 —
rza się jak koło, którego promienie coraz bardziej się przedłużają.
Inaczej jakżebyśmy mogli wytłumaczyć postęp i chociażby
najmniej nawet doskonałą cywilizacyą? Zwróćmy tylko uwagę na nas
samych; zastanówmy się nad słabością naszą; porównajmy naszą moc
i nasze wiadomości z mocą i wiadomościami jakich wymagają
niezliczone zaspokojenia z których dano nam jest czerpać wpośród
społeczeństwa. Zaiste nie trudno się przekonać, że gdybyśmy
pozostawieni byli naszym własnym usiłowaniom, nie osiągnęlibyśmy
tego i w milionowej części, chociażby każdemu z nas do
rozporządzenia dano miliony hektarów ziemi nieuprawnej.
Niezawodną jest zatem rzeczą, że pewna dana ilość usiłowań ludzkich
przynosi nieskończenie więcej rezultatów dziś, niżeli za czasów
Druidów. Gdyby to prawdziwém było tylko względem jednego
indywiduum, to naturalny wywód byłby ten, że żyje on i używa
szczęścia kosztem drugich. Lecz ponieważ zjawisko to objawia się
we wszystkich członkach rodziny ludzkiej, musimy koniecznie
przyjść do tego pocieszającego wniosku, że w pomoc naszą przyszło
coś, co nie jest z nas samych; że darme współdziałanie natury
stopniowo przyczynia się do naszych własnych usiłowań i że
wpośród wszystkich naszych tranzakcyi pozostaje ono zawsze
darmém — bo gdyby nie było darmém, nicby nam nie objaśniało.
Z tego co poprzedza wyprowadzić musimy dwie formuły, że:
Każda własność jest Wartością; każda Wartość
jest Własnością.
Co niema wartości jest darmém; co jest darmém
jest wspólném.
Zniżenie wartości, jest to przybliżenie do dar-
mości.
Przybliżenie do darmości, jest to częściowe do-
prowadzenie do Wspólności.
Są czasy w których niepodobna wymówić pewnych wyrazów nie
narazając się na najfałszywsze ich tłumaczenie. Nie zabraknie
zapewne ludzi którzy stosownie do swego stanowiska, bądź w celu
chwalenia, bądź krytyki gotowi będą zawołać:
— 251 —
17*
IX.
WŁASNOŚĆ GRUNTOWA.
I jaki to być musi kłopot dla tych zacnych dusz, które nie chcą
przypuścić, aby cokolwiekbądź co nie jest sprawiedliwém mogło być
potrzebném.
Nareszcie Scrope kończy w ten sposób:
„Gdy zaś ono przejdzie po za tę granicę, to na mocy tejże zasady
która je postawiła, potrzeba je zmienić.“
Niepodobna aby czytelnik nie spostrzegł, że autorowie ci,
prowadzili nas do zaprzeczenia Własności, a prowadzili bardzo
loicznie wychodząc z tego punktu: że właściciel każe sobie płacić
za dary Boże. I oto dzierżawa przedstawia się nam jako
niesprawiedliwość, którą Prawo ustanowiło z konieczności, a którą
znów zmienić może z powodu innej konieczności. Komuniści toż
samo zawsze twierdzili.
SENIOR. „Narzędziami produkcyi są praca i czynniki naturalne.
Że zaś czynniki naturalne zostały przywłaszczone, w ł a ś c i c i e l e
zatem każą sobie za użytkowanie z nich płacić
w formie Renty, która bynajmniej nie jest wynagrodzeniem za
jakąkolwiekbądź uczynioną ofiarę, owszem przyjmują ją ci, którzy
ani pracowali ani żadnych nierobili nakładów, lecz którzy jedynie
ograniczają się na wyciągnieniu ręki po dary wspólności.“
Zadawszy ten silny cios własności Senior tłumaczy że część Renty
odpowiada procentowi z kapitału, a potem dodaje:
„Przewyżkę pobiera w ł a ś c i c i e l c z y n n i k ó w n a t u r a l -
n y c h ; stanowi ona jego wynagrodzenie n i e z a t o , ż e p r a c o -
w a ł l u b o s z c z ę d z a ł , lecz po prostu za to, że nie zachował dla
siebie tego, co mógł zachować, że pozwolił czerpać z darów natury.“
Jak widzimy, jest to zawsze ta sama teorya. Przypuszczają, że
właściciel staje pomiędzy zgłodniałą gębą, a przeznaczonym jej od
Boga pod warunkiem pracy, pokarmem. Przypuszczają że właściciel,
który się do produkcyi przyczynił, każe sobie płacić za swą pracę, co
jest sprawiedliwém, lecz że prócz tego, każe sobie płacić jeszcze za
pracę natury, za użytek sił produkcyjnych, za niezniszczone potęgi
gruntu, co jest niegodném.
Z przykrością widzimy, że teorya ta, rozwinięta przez ekonomistów
angielskich, Mill’a, Malthus’a i innych, przeważa także i na stałym
lądzie.
— 263 —
trzech wniosków: ż e c z y n n i k i n a t u r a l n e m a j ą l u b
t w o r z ą w a r t o ś ć . A jeśli mi się to uda, jeśli wykażę że czynniki
naturalne, nawet przywłaszczone, nie produkują Wartości lecz
Użyteczność, która przechodząc przez ręce właściciela i nic mu
w nich nie pozostawiając, dostaje się darmo konsumentowi, —
w takim razie tak ekonomiści jak i socyaliści i komuniści zgodzić się
będą musieli na to, aby zostawić świat takim jakim jest.
C O N S I D E R A N T . Aby się przekonać jak i na jakich
warunkach może się Prawnie objawiać i rozwijać W ł a s n o ś ć
p r y w a t n a , potrzeba posiadać f u n d a m e n t a l n ą z a s a d ę p r a -
w a W ł a s n o ś c i , a jest ona taka:
„ K a ż d y c z ł o w i e k PRAWNIE POSIADA RZECZ k t ó r ą
j e g o p r a c a , j e g o r o z u m albo ogólniej powiem, KTÓRĄ JEGO
DZIAŁALNOŚĆ STWORZYŁA.
„Zasada ta jest niezaprzeczoną i warto abyśmy zwrócili uwagę, że
lubo ona nie wyraża jasno tego, mieści jednak w sobie uznanie Prawa
wszystkich ludzi do Ziemi. I w rzeczy samej, ponieważ człowiek nie
stworzył ziemi, z samej więc fundamentalnej Zasady Własności
wynika, że Ziemia, oddana Rodzajowi ludzkiemu jako posiadłość
wspólna, żadnym sposobem nie może stać się całkowitą i wyłączną
własnością tego lub owego indywiduum. który w a r t o ś c i tej
niestworzył. — Ustanówmy więc prawdziwą teoryę Własności,
gruntując ją na nieodpartej zasadzie, gdzie P r a w o w i t o ś ć
W ł a s n o ś c i opierać się będzie na fakcie STWORZENIA
p o s i a d a n e j r z e c z y l u b w a r t o ś c i . Aby dójść do tego
pomówmy wprzód o tworzeniu się w Społeczeństwie ludzkiem
przemysłu, to jest o początku i rozwinięciu się uprawy ziemi,
wyrobów fabrycznych, sztuk i. t. d.
„Przypuśćmy, że na gruncie jakiejś odosobnionej wyspy, lub na
gruncie należącym do jakiegoś narodu, albo też na przestrzeni całej ziemi
(rozciągłość bowiem miejsca działalności, nic nie przeszkadza ocenieniu
faktów), jakieś pokolenie ludzkie odda się po raz pierwszy przemysłowi,
rozpocznie po raz pierwszy uprawiać, fabrykować i. t. d. — Każde zatem
pokolenie za pomocą swej własnej pracy, swego rozumu, swej
działalności, t w o r z y p r o d u k t a , r o z w i j a w a r t o ś c i , które
w pierwotnym stanie ziemi nie istniały wcale. Nie jest że to aż nadto wido-
— 268 —
„..... Ależ stwórca ziemi, nie sprzedaje jej, daje ją i daje ją każdemu
bez różnicy. Jakimże więc sposobem zpośród wszystkich jego dzieci
jedni dostają wszystko, a drudzy nic? Jakto, jeżeli równość schedy
była pierwotnym prawem, to czyż następném ma być nierówność
stanów?“
Odpowiadając Say’owi, który przyrównał ziemię do narzędzia,
powiada on:
„Zgadzam się, że ziemia jest narzędziem, ale któż jest jej
robotniczym? Czy właściciel? Czy przez skuteczny przymiot prawa
własności nadaje on jej siłę i urodzajność? I w tem to właśnie zawiera
się monopol właściciela, że niesporządziwszy narzędzia, każe sobie za
użytek jego płacić. Niech Stwórca sam przyjdzie upominać się
o zapłatę za dzierżawę ziemi, a porachujemy się z nim. Albo niechaj
właściciel, który niby jest jego pełnomocnikiem, pokaże nam swe
upoważnienie.“
Nie jestże to widoczném, że wszystkie te trzy systemata stanowią
tylko jeden? Ekonomiści, Socyaliści, Wyznawcy równości, wszyscy
zwracają się do Własności ziemskiej z j e d n ą i t ą ż s a m ą
wymówką, to jest: każą sobie płacić za to, za co niemają prawa
wymagać zapłaty. To nadużycie jedni nazywają m o n o p o l e m ,
drudzy n i e s ł u s z n o ś c i ą , trzeci k r a d z i e ż ą ; jestto tylko
rozmaite stopniowanie jednej i tejże samej krzywdy.
A teraz odwołuję się do każdego uważnego czytelnika czy
krzywda ta jest uzasadnioną? Czyż niewykazałem że pomiędzy
zgłodniałą gębą, a darami Bożemi stoi tylko jedna rzecz, a jest nią
usługa ludzka?
Ekonomiści, wy mówicie że: „Rentą nazywa się to, co płacą
właścicielowi za użytkowanie produkcyjnych i nieulegających
zniszczeniu przymiotów gruntu.“ Ja zaś powiadam: Nie, Rentą
nazywa się to, co się płaci nosiwodzie za trud, który podjął robiąc
taczki i koła, bo gdyby wodę tę nosił na swych plecach, kosztowałaby
nas drożej. Tak samo zboże, len, wełna, drzewo, mięso, owoce,
kosztowały by nas drożej, gdyby właściciel nie wydoskonalił był
narzędzi, które mu pracę ułatwiają. —
— 274 —
stającej ludności tłoczyć się wszyscy będą około stałej prawie ilości
wyżywienia; my sami będziemy ceny ustanawiać i dójdziemy do
niesłychanych bogactw, co będzie wielkiem szczęściem i dla innych,
będąc bowiem bogatymi dostarczymy im pracy.
Gdyby więc w skutek tej jego rozprawy, sprzymierzeni właściciele
zawładnęli władzą prawodawczą; gdyby wydali akt zabraniający
wykarczowywania nowej ziemi, nie wątpimy że na pewien czas
zwiększyliby swe korzyści. Na pewien czas tylko, powiadam, bo
chybaby prawa społeczne nie były wcale harmonijne, gdyby zbrodnia
taka nie nosiła sama w sobie zarodku kary. Przez wzgląd na ścisłość
naukową, nie powiem aby prawo takie mogło nadać wartość potęgom
gruntu lub czynnikom naturalnym (gdyby tak było to prawo nie
szkodziłoby nikomu) ale powiem: Równowaga usług gwałtownie jest
nadwerężoną; jedna klassa obdziera drugą; pierwiastek niewolnictwa
wniknął do kraju.
Przejdźmy teraz do innej hypotezy, która prawdę powiedziawszy,
rzeczywistością jest dla cywilizowanych narodów Europy.
Przypuśćmy że wszystek grunt przeszedł na własność prywatną.
Musimy rozpatrzeć czy i w tym wypadku, massa konsumentów,
czyli ogół nie przestaje użytkować darmo z produkcyjnych sił gruntu
i czynników naturalnych; czy obecni posiadacze ziemi, są właścicielami
czegoś więcej jak jej w a r t o ś c i , to jest swych słusznych usług,
wedle praw konkurencyi ocenionych; i czy żądając wynagrodzenia za
swe usługi, nie są oni, tak jak i wszyscy inni, zmuszeni dary Boże
dodawać w dodatku.
Przypuśćmy więc, że cała ziemia w Arkansas wyprzedaną jest
przez rząd, podzieloną na dziedzictwa prywatne i uprawianą. Gdyby
więc w takim porządku rzeczy Jonatan chciał sprzedać swe zboże lub
ziemię, to czy korzysta on z produkcyjnej siły gruntu i czy może ją
choć w części wprowadzić w wartość? Widzimy, że nie możemy go
jak w poprzedzającym wypadku przygnieść odpowiedzią: „Są jeszcze
inne obok ciebie ziemie do wykarczowania.“
Taki nowy porządek rzeczy każe się nam domyślać, że ludność
wzrosła i podzieliła się na dwie klassy: 1o. tę, która przynosi ogółowi
P P
KONKURENCYA.
na ciebie nakładam, albo wyrabiaj je sam, lub téż obywaj się bez
nich.“
Prawda, że Europejczyk mógłby także ze swéj strony w ten sposób
przemówić do człowieka pod zwrotnikiem mieszkającego: Wzrusz
twój grunt, wykop studnie, szukaj żelaza i węgla i ciesz się jeśli je
znajdziesz; inaczéj bowiem i ja postanowiłem posunąć żądania swe do
ostateczności. Obydwom nam dał Bóg dary szacowne. Bierzmy
z nich naprzód to, co nam jest potrzebne, daléj niedopuśćmy, aby
ktokolwiekbądź korzystał z tego, niezapłaciwszy nam za to.
Gdyby nawet tak było, to i wtedy jeszcze ścisłość naukowa
niepozwoliłaby aby czynnikom naturalnym nadawać Wartość, która
się w usługach jedynie mieści. Możnaby się jednak omylić, bo czy
wartość leżałaby w usługach, czy téż w czynnikach naturalnych,
rezultat byłby ten sam. Usługi wymieniałyby się na usługi, lecz nie
mierzyłyby się ani usiłowaniem ani téż pracą. Dary Boże byłyby
przywilejem o s o b i s t y m , a nie darami w s p ó l n e m i ,
i moglibyśmy się nawet z niejaką słusznością żalić na to, że Twórca
tych rzeczy, w tak nierówny a niedający się sprostować sposób,
postąpił z nami. Byliżbyśmy braćmi na téj ziemi? Mogliżbyśmy się
uważać za synów wspólnego ojca? Brak Konkurencji, to jest Wolności,
byłby najprzód nieprzepartą przeszkodą do Równości. Brak równości,
wyłączałby wszelką ideę Braterstwa, I tak z dewizy republikańskiéj
nicby nam nie pozostało.
Ale oto zjawia się Konkurencya; widzimy jak bezwarunkowo
uniemożliwia owe sprzedaże z wyłączną korzyścią jednego, owe
nagromadzenia darów Bożych, owe krzyczące roszczenia co do
ocenienia usług, owe nierówności co do wymienionych usiłowań.
A najprzód zauważmy, że te właśnie nierówności zmuszają
Konkurencją do zjawienia się. Praca instynktownie zwraca się w stronę,
gdzie jest najlepiéj wynagradzaną i tym sposobem usuwa te anormalne
korzyści. Tak więc, Nierówność jest tylko bodźcem, który nas
pomimowolnie pcha do Równości. Jest to jedno z najpiękniejszych
o s t a t e c z n y c h c e l ó w mechanizmu społecznego. Zdaje się, że
Dobroć nieskończona, która tyle dobrodziejstw na ziemię rozsypała,
umyślnie wybrała chciwego producenta dla dokonania pomiędzy
ludźmi słusznego podziału; i zaiste, jakże cudowny widok przed-
— 314 —
ZJAWISKA NORMALNE.
1. Producent, Konsument. 6. O dziennej zapłacie.
2. Dwie dewizy. 7. O oszczędności.
3. Teorya Renty. 8. O ludności.
4. *O monecie. 9. Usługi prywatne, usługi publiczne.
5. *O kredycie. 10. *O podatku.
ZJAWISKA DODATKOWE.
11. *O machinach. 14. *Materye pierwotne, produkta
12. *Wolność wymiany. wyrobione.
13. *O pośrednikach. 15. *O zbytku.
ZJAWISKA ZAKŁÓCAJĄCE.
16. *Zdzierstwo. 20. *Monopol.
17. Wojna. 21. *Exploatacya rządowa.
18. *Niewolnictwo. 22. *Fałszywe Braterstwo czyli
19. *Teokracya. komunizm.
POGLĄDY OGÓLNE.
23. Odpowiedzialność, solidarność. 27. *Stosunek ekonomii politycznej do
24. Interes osobisty czyli motor moralności,
społeczny. 28. *Do polityki,
25. Zdolność doskonalenia się. 29. *Do prawodawstwa,
26. *Opinia publiczna. 30. Do religii.
—————
*) Spis tych rozdziałów podajemy tu wedle własnoręcznej notatki autora.
Wykazuje on prace jakie autor zamierzał wykonać, a zarazem służył on nam
za wskazówkę do układu rozdziałów i fragmentów, które były w naszem
rozporządzeniu. — Gwiazdki oznaczają te przedmioty, których nie znaleźliśmy
w pracy autora. (Przypisek wydawcy)
XI.
PRODUCENT. — KONSUMENT.
Gdyby poziom ludzkości ciągle się nie wznosił, człowiek nie byłby
istotą doskonalącą się.
Gdyby dążność społeczeństwa nie zmierzała do ustawicznego
zbliżania wszystkich ludzi do tego postępowego poziomu, to prawa
ekonomiczne nie byłyby harmonijnemi.
Otóż, jakimby sposobem ten poziom ludzki mógł się wznosić,
gdyby każda dana ilość pracy nie dawała coraz wzrastającej proporcyi
zaspokojeń, zjawiska, które objaśnić się daje jedynie przemianą
użyteczności uciążliwej na użyteczność darmą.
Z drugiej zaś strony, jakimby sposobem użyteczność ta, stawszy
się darmą, zbliżać mogła wszystkich ludzi do wspólnego poziomu,
gdyby jednocześnie nie stawała się wspólną.
Oto są najistotniejsze prawa harmonii społecznej.
Chciałbym bardzo, aby język ekonomiczny dostarczył mi na
oznaczenie oddanych i odebranych usług, dwóch innych wyrazów, aniżeli
p r o d u k c y a i k o n s u m c y a , które zbyt są materyalne. Widzimy
bowiem, że są usługi, jak naprzykład: księdza, profesora, wojskowego,
artysty, które rodzą moralność, naukę, bezpieczeństwo, uczucie piękna
i które nic nie mają wspólnego z tym, co właściwie nazywamy przemysłem,
chyba to jedynie, że również mają na celu z a s p o k o j e n i a .
Lecz wyrazy te są przyjęte, niemam zatem potrzeby wprowadzać
nowych. Należy jednak dobrze o tem pamiętać, że pod nazwą
p r o d u k c y i rozumiem to, co odnosi się do użyteczności; pod
konsumcyą zaś użytkowanie z tej użyteczności.
— 348 —
J C D
J C D
i z powodu podatku. Cierpi on nieraz bardzo i dla tego też złe, jakie
ztąd wypływa, dąży ostatecznie do przeniesienia i rozłożenia na
massy.
Tak, we Francyi nałożono na wino mnóstwo podatków, mnóstwo
zrobiono utrudnień. Następnie wymyślono pewien systemat niedozwalający
sprzedawania go po za granicami Francyi.
Oto przez jakie odbicia się złe dąży do przejścia z producenta na
konsumenta. Jak tylko podatek wprowadza się i powstają przeszkody,
producent stara się natychmiast o powetowanie swych strat. Lecz że
ż ą d a n i e konsumentów podobnie jak i ilość wina nie zwiększyły się,
nie może on zatem podnieść ceny. Z początku więc mimo nałożonego
podatku cena pozostaje taż sama. A że przed nałożeniem podatku
otrzymywał on normalne wynagrodzenie, określone wartością usług
dobrowolnie wymienionych, ztąd więc wypada, że cały ten podatek
pada pierwiastkowo tylko na niego. Chcąc, aby się ceny wina
podniosły, musiałaby się chyba zmniejszyć jego produkcya....*)
Toteż kiedy człowiek obiera sobie jakiś stan, jakąś profesyę, kiedy
zaczyna produkować, cóż go wówczas najbardziej zajmuje? Czy
u ż y t e c z n o ś ć rzeczy, którą produkuje, czy jej dobre lub złe,
moralne lub niemoralne rezultaty? — Bynajmniej; myśli on jedynie o jej
w a r t o ś c i ; żądający tylko zwraca uwagę na jej u ż y t e c z n o ś ć .
Użyteczność odpowiada jego potrzebom, jego pragnieniom, jego
kaprysom. Przeciwnie zaś wartość odpowiada jedynie ustąpionemu
usiłowaniu, przelanej na kogoś usłudze. Kiedy ofiarujący staje się
z kolei żądającym, wtedy dopiero obchodzi go użyteczność. Jeżeli
wolę raczej wyrabiać trzewiki niż kapelusze, to wcale nie dla tego,
aby mię zajmowała ta kwestya: czy ludzie powinni się więcej
troszczyć o swe nogi niż o głowy? Nie, obchodzić to tylko może
żądającego i to decyduje o żądaniu. Z drugiej zaś strony żądanie
stanowi o Wartości lub oszacowaniu, jakie publiczność nadaje
usłudze. Wartość wreszcie stanowi o usiłowaniu czyli zaofiarowaniu.
Wypływają też ztąd następstwa moralne nader wydatne. Dwa
jakieś narody mogą być zupełnie równo zaopatrzone w bogactwa
względne (patrz rozdz. VI.) a bardzo nierówno w użyteczności
rzeczywiste, bogactwa absolutne; zdarza się to wówczas, kiedy jeden
z nich ma pragnienia niedorzeczne i tworzy sobie potrzeby sztuczne
lub niemoralne, wówczas gdy drugi myśli o rzeczywistych swych
potrzebach.
W pewnym narodzie przeważać może zamiłowanie do nauki, w
innym znów do smacznego jedzenia. Pierwszemu zatem oddamy
usługę, jeśli go czegokolwiek nauczymy, drugiemu, gdy dogodzimy
jego podniebieniu.
Otóż ludzie wynagradzają usługi wedle wagi, jaką sami do
nich przywiązują. Gdyby nie wymieniali, sami sobie oddawaliby
usługi; a cóżby ich do tego nakłaniało, jeśli nie natura i siła ich
pragnień!
Jeden z tych narodów będzie miał dużo profesorów a drugi
kucharzy.
Tak w jednym jak i w drugim z nich może się wymieniać
równa ilość usług co do summy, a tém samém reprezentować one
będą równe wartości, toż samo bogactwo względne, ale bardzo
— 363 —
24
XII.
DWIE DEWIZY.
O RENCIE.*
CLOS VOUGEOT.*)
U s ł u g i w y m i e n i a j ą s i ę n a u s ł u g i . Często naprzód
przygotowane usługi wymieniają się na obecne lub przyszłe usługi.
Usługi mają wartość nie odpowiednio do pracy, jakiej wymagały
lub wymagają, lecz stosownie do zaoszczędzonej pracy.
A faktem jest, że praca ludzka się doskonali.
Z tego cośmy powiedzieli, wyprowadzamy zjawisko nader
ważne w Ekonomii politycznej, a mianowicie: że w o g ó l e praca
poprzednia traci przy wymianie na pracę obecną.**)
Przed dwódziestu laty zrobiłem jakąś rzecz, która mię
kosztowała sto dni pracy. Proponując wymianę w ten sposób
przemawiam do mego nabywcy: Dasz mi za nią rzecz, która ciebie
również sto dni pracy kosztuje. Prawdopodobnie będzie on
w stanie odpowiedzieć mi tak: Od dwudziestu lat dokonał się
wielki postęp. To, co dawniej wymagało stu dni pracy, obecnie
potrzebuje tylko sześćdziesięciu. Dla tego też nie mierzę usługi
twej czasem, jaki na nią zużyłeś, ale mierzę ją usługą, jaką mi
oddajesz: usługa ta warta jest tylko sześćdziesiąt dni czasu, bo czy
sam ją sobie oddać zechcę, czy też znajdę kogoś innego do oddania
mi jej, zawsze więcej niż sześćdziesiąt dni czasu wymagać ona nie
będzie.
Ztąd wynika, że wartość kapitałów zmniejsza się nieustannie i że
kapitał czyli praca poprzednia nie jest tak bardzo popłatną, jak to
sądzą ci Ekonomiści, którzy się na te rzeczy powierzchownie
zapatrują.
Niema ani jednej z dawniejszych machin, nie mówiąc już nic
o psuciu się używaniem, na której by się nie traciło, a to z tego
powodu, że dziś w fabrykach wyrabiają lepsze.
Toż samo powiedzieć można i o ziemi. Mało jest takiej ziemi,
która, aby mogła być doprowadzoną do stanu takiej urodzajności,
—————
*) Clos Vougeot, sławne z swych winnic, znajduje się w Burgundyi
w departamencie Côte d’Or, niedaleko Dijon. (Przypisek tłumacza.)
**) Taż sama idea przedstawioną była w końcu dodatku do rozdziału V. str.
202. i następne. (Przypisek wydawcy.)
— 379 —
w jakiej się dziś znajduje, kosztowała daleko więcej pracy, aniżeli jej
obecnie potrzebujemy, gdy środki działania daleko są energiczniejsze.
Taki to jest rozwój o g ó l n y , ale nie k o n i e c z n y .
Czasami praca poprzednia może dziś większą oddać usługę niż
dawniej. Zdarza się to wprawdzie bardzo rzadko. Zachowałem
naprzykład wino, które reprezentuje sto dni pracy. Gdybym je
był zaraz sprzedał, otrzymałbym pewne wynagrodzenie; lecz
zachowałem je, ulepszyło się ono, przytém zbiór następnego lata nie
dopisał, słowem, cena wina mego się podniosła i tém samém
otrzymuję za nie większe wynagrodzenie. Dla czego? Dla tego, że
oddaję w i ę k s z ą usługę, że nabywcy musieliby ponieść w i ę k s z y
t r u d dla dostawienia sobie tego wina, niż ja go poniósłem, — że
zaspakajam potrzebę większą, cenniejszą i t. d. Na to właśnie należy
zawsze zwracać uwagę.
Przypuśćmy, że jest nas tysiąc. Każdy z nas posiada hektar ziemi i
karczuje ją; po upływie pewnego czasu sprzedaje ją. Otóż zdarza się,
że na 1000, 998 nie dostają lub nigdy nie odbiorą w zamian za ziemię
tyle pracy obecnej, ile na nią dawniej włożyli, a to dla tego, że praca
dawniejsza, grubsza, nie oddaje porównawczo tyle usług, ile praca
obecna. Ale znajdzie się może dwóch właścicieli, których praca była
inteligentniejszą lub jeśli chcecie szczęśliwszą. I kiedy ją na targu
ofiarują, okazuje się, że przedstawia ona usługi nie dające się
naśladować. Każdy powiada sobie: gdybym chciał sam sobie
wyświadczyć tę usługę, kosztowałoby mię to bardzo dużo i dla tegoto
zapłacę za nią drogo; a byleby mię nikt nie zmuszał, pewny jestem, że
zawsze jeszcze mniej mię ona kosztować będzie, aniżeli gdybym ją
sobie dostarczył każdym innym sposobem.
Oto jest historya Clos Vougeot. Zachodzi tu ten sam fakt, co z
owym człowiekiem, który znajduje dyament, który posiada piękny
głos lub postać do okazywania za pieniądze i t. d....................................
— 380 —
25
O MONECIE.*)
—————
O KREDYCIE.**)
—————
XIV.
O ZAROBKU. (Salaire.)
Nie sądźcie, aby tu szło o honor jaki z nich spływa, bo niestety są takie
urzędy, które nic w sobie wzniosłego nie mają. Są takie naprzykład,
które polegają na dozorowaniu, poniewieraniu i uciskaniu obywateli,
a jednak niemniej są one poszukiwanemi. Dla czego? Dla tego, że
zapewniają jakieś stanowisko. Czyż nie słyszymy ojców rodziny
mówiących w ten sposób: „Chciałbym, aby syn mój mógł w tym lub
owym zarządzie starać się o posadę nadetatową. Zapewne, przykro to,
iż wymagają od niego pewnej nauki, która drogo kosztuje; zapewne
jeszcze, że posiadając taką naukę mógłby rozpocząć świetniejszy
zawód. Zostawszy urzędnikiem nie zbogaci się, ale będzie miał z czego
żyć. Będzie miał zawsze chleb. Po czterech lub pięciu latach otrzyma
800 franków pensyi; dalej dojdzie stopniowo do 3 lub 4,000 franków.
Po trzydziestu latach służby będzie miał prawo do emerytury, tym
sposobem byt jego będzie zapewnionym, a od niego samego zależeć
będzie, aby umiał żyć skromnie, umiarkowanie i t. d.“
Ustalenie więc bytu ma niesłychany powab dla ludzi.
A jednakże jeżeli rozważymy tak naturę człowieka, jak i naturę prac
jego, to zdaje się, że tak jedna jak i druga nie godzą się z ustaleniem
bytu.
Ktokolwiekbądź zwróci się myślą do początku tworzenia się
społeczeństw ludzkich, to zaledwie pojąć zdoła, jakim sposobem takie
mnóstwo ludzi może ciągnąć ze społeczeństwa pewną oznaczoną,
zabezpieczoną i stałą ilość środków do życia. Jest to jeszcze jedno
z tych zjawisk, które, dla tego właśnie, że je ciągle mamy przed
oczyma, nie uderzają nas. Widzimy urzędników stałą pobierających
pensyę, właścicieli, naprzód obliczających swe dochody, kapitalistów,
którzy mogą dokładnie obrachować swą rentę, robotników, pobierających
każdodziennie jednakową zapłatę, — a jeśli pozostawimy na stronie
monetę, która służy nam jedynie do ułatwienia oszacowania
i wymiany, to przekonamy się, że jeśli tu jest co stałego, to właśnie ta
ilość środków do życia, ta wartość zaspokojeń otrzymanych za
pośrednictwem rozmaitego rodzaju pracowników. Otóż powiadam,
że to ustalenie się, które zwolna rozszerza się na wszystkich ludzi, na
wszystkie rodzaje prac, jest cudownym wynikiem cywilizacyi i wypływa
z tego, tak niedorzecznie dziś okrzyczanego, społeczeństwa.
25*
— 384 —
mém spokój wasz nie jest zupełny. Otóż proponuję wam inny
proceder. Za pewną s t a ł ą r o c z n ą k w o t ę , którą mi płacić
będziecie, biorę na siebie wszystkie mogące was dotknąć nieszczęścia;
zabezpieczam wam wszystko, a oto kapitał, który wam daję jako
rękojmię wykonania mych zobowiązań.“
Wynosiła w przecięciu więcej jak gdyby nawet ta stała kwota
składka wzajemnego zabezpieczenia, właściciele pospieszyliby przyjąć
tę propozycyę, bo idzie im tu głównie nie o oszczędzenie kilku
franków, lecz o zdobycie jak najzupełniejszego spokoju.
Skoro stowarzyszenie taką formę przybiera, socyaliści mniemają, iż
przestaje ono być stowarzyszeniem. Ja zaś utrzymuję, iż udoskonaliło
się tylko i jest na drodze do nieustannego doskonalenia się.
Ale powiadają socyaliści, niema żadnej spójni pomiędzy
zabezpieczonymi. Nie widują się oni z sobą i nie mogą się
porozumieć. Pasożytni pośrednicy stanęli pomiędzy niemi, a wielkie
korzyści jakie osiągają są dowodem, że właściciele płacą teraz więcej,
aniżeli potrzeba na pokrycie mogących się zdarzyć nieszczęść.
Łatwo jest odeprzeć tę krytykę.
Najprzód, stowarzyszenie przybiera inną formę. Kwota składana
przez zabezpieczonych będzie i teraz funduszem na pokrycie nieszczęść.
Ale zabezpieczeni znaleźli sposób pozostania w stowarzyszeniu nie
troszcząc się o nic. Jest w tem widoczna korzyść dla każdego z nich,
bo cel, jaki sobie założyli, został osiągniętym. Ta właśnie możliwość
pozostania w stowarzyszeniu, obok odzyskanej niezależności działania
i swobodnego użycia swych sił, najlepiej charakteryzuje postęp
społeczny.
Co się tycze korzyści pośredników, to objaśnić je i usprawiedliwić
bardzo łatwo. Zabezpieczeni stowarzyszyli się dla powetowania strat
z nieszczęścia wyniknąć mogących. — Ale oto zjawia się
towarzystwo, które im ofiarowuje następujące korzyści: „1) Uwalnia
ich od tego wszystkiego, co było w ich położeniu niepewném;
2) uwalnia ich od wszelkich kłopotów i prac, wynikających
z nieszczęść. Są to usługi. Otóż usługi za usługi. Że pośrednictwo
towarzystwa jest usługą, mającą pewną wartość, widzimy ztąd, iż jest
dobrowolnie przyjmowaną i opłacaną. Socyaliści zatem deklamując
przeciwko pośrednikom, śmiesznością się tylko okrywają. Czyż po-
— 387 —
ten jest o tyle loicznym o ile jest optymistycznym, bardzo być może,
iż nie będziemy w możności odeprzeć go naukowo. Ale gdzież są
fakta, które go potwierdzają? Czyż widzimy, aby usamowolnienie
proletaryatu przychodziło do skutku? Maż ono miejsce w wielkich
ogniskach przemysłowych, czy też pomiędzy rękodzielnikami
wiejskiemi? A jeśli twoje przewidywania teoretyczne, niesprawdzają
się, niejestże to dowodem, że obok prac ekonomicznych, które
przytaczasz istnieją jeszcze inne prawa działające w kierunku
przeciwnym, a o których tu przemilczasz? Czemuż naprzykład, nic
nie mówisz o tej konkurencyi pomiędzy robotnikami, która zmusza
ich do najmowania się po zniżonych cenach; czemu nie mówisz
o tych gwałtownych potrzebach życia, które uciskają proletaryusza
i zmuszają go do przyjęcia wszystkich warunków jakie nań kapitał
nakłada, i tym sposobem właśnie, najbiedniejszy, najbardziej
zgłodniały i najwięcej odosobniony, a tém samém najmniej
wymagający robotnik ustanawia dla wszystkich wysokość zarobkowej
zapłaty? A jeżeli, mimo tych wszystkich przeszkód, położenie
naszych nieszczęśliwych braci stanie się znośniejszém, to czemuż
niewykażesz nam praw odnoszących się do wzrostu ludności, a które
wciskając się tu swém fatalném działaniem zwiększają liczbę
biednych, ożywiają konkurencyę, zwiększają zaofiarowanie pracy,
stają po stronie kapitału, i zmuszają robotnika do przyjęcia za pracę
dwunasto lub szesnastogodzinną tego tylko, c o n i e o d b i c i e (jest
to słowo uświęcone) p o t r z e b n e m u j e s t d o u t r z y m a n i a ?
Jeżeli nie dotknąłem tu wszystkich tych kwestyi, to dla tego tylko, iż
niepodobna objąć wszystkiego w jednym rozdziale. Przedstawiłem już
ogólne prawa konkurencyi i widzieliśmy, iż daleką jest ona od tego, iżby
jakiejkolwiekbądź klassie a tembardziej klassie najnieszczęśliwszej,
dostarczać mogła słusznych powodów do zniechęcenia. Później
przedstawię prawa o ludności i mam nadzieję, że będę mógł przekonać,
iż w ogólnych swych skutkach, nie są one tak nielitościwe. Nie moja
w tem wina, jeżeli rozwiązanie tak wielkiej kwestyi, jak naprzykład
kwestyi o przyszłych losach pewnej części ludzkości, nie wypływa
z pojedyńczego prawa ekonomicznego, a tém samém z jednego rozdziału
niniejszego dzieła, ale z ogółu tych praw czyli z całego dzieła.
Następnie i zwracam właśnie uwagę czytelnika na tę różnicę,
— 415 —
ale nie odbieram nawet tej ilości dni, jaką ja i moi przodkowie musieli
użyć na ulepszenie go. Nie jestże to dziwném, że Ricardo oskarża mię
o sprzedawanie potęg natury; że Senior oskarża mię o nagromadzenie
darów bożych; że wszyscy ekonomiści uważają mię za monopolistę;
Proudhon za złodzieja, wówczas kiedy to ja właśnie oszukanym
jestem.“ — Nie jesteś ani oszukanym, ani monopolistą. Za to, co
dajesz, odbierasz równoważną wartość. A czyż byłoby naturalném,
sprawiedliwém i możliwém, aby praca prosta, uskuteczniona przed
wieki ręką, mogła być wymienioną dzień za dzień, za pracę obecną
bardziej inteligentną i więcej produkcyjną.
I tak widzimy dobrze, że przez cudowny skutek mechanizmu
społecznego, kiedy postawimy wobec siebie pracę poprzednią i pracę
obecną, i kiedy zechcemy się dowiedzieć, w jakim stosunku podzieli
się pomiędzy nie produkt przez nie wyrobiony, to zobaczymy, że tak
względem jednej jak i drugiej bierze się tu w rachunek wyższość
gatunkowa; mają one udział w podziale tym wedle usług
porównawczych jakie oddają. Otóż, może się czasem, zupełnie
wyjątkowo zdarzyć, że wyższość ta będzie po stronie pracy
poprzedniej. Ale tak natura człowieka jak i prawo postępu sprawiają
to, że we wszystkich prawie wypadkach znajdujemy ją po stronie
pracy obecnej. Postęp obraca się na korzyść tej ostatniej; straty zaś
wszystkie padają na kapitał.
Niezawiśle od tego rezultatu, który wykazuje jak dalece czcze
i próżne są owe deklamacye nowoczesnych reformatorów, wywołane
jakoby mniemaną t y r a n i ą k a p i t a ł u , jest jeszcze jedna
okoliczność więcej jeszcze zdolna przytłumić w sercach robotników,
tę stronniczą i trapiącą ich przeciwko innym klassom, nienawiść,
którą z takiem powodzeniem udało się im rozniecić.
Okoliczność ta jest taka:
Gdyby pretensye kapitału najdalej się nawet rozciągały, gdyby był
nawet tak szczęśliwym, iżby usiłowania jego górę wzięły, to
i w takim razie jeszcze nie mógłby on postawić pracy w gorszem
położeniu jak to, w jakiem ją stawia odosobnienie. Czyli inaczej, że
obecność kapitału zawsze korzystniejszą jest dla pracy, niż jego
nieobecność.
Przypomnijmy sobie przykład, jaki dopiero co stawiałem.
— 425 —
O OSZCZĘDNOŚCI.
O LUDNOŚCI.
samo, jak gdyby chcieć, żeby w wiecznem zbliżaniu się linii prostej
z asymptotem nastąpić nareszcie miało zetknięcie się ich. *) . . . . . . . .
.........................................................
—————
*) Z rozdziału tego, pisanego po większej części po roku 1846, nie widzimy
dość jasno opozycyi, jaką autor stawiał pojęciom Malthus’a.
Bastiat wykazał dobrze działanie niedostrzeżone i naturalnie zapobiegające
czynnika indywidualnego, — pragnienie postępowe dobrobytu, ubieganie się
o lepsze i przyzwyczajenie, które z raz nabytego dobrobytu czyni prawdziwą
potrzebę, stawia ostateczną granicę środków utrzymania, poniżej której niktby nie
chciał, aby rodzina jego zeszła. Ale jest tu jedynie przecząca niejako strona prawa;
wykazuje on tylko, że w całem społeczeństwie opartem na własności i rodzinie,
wzrost ludności nie może grozić niebezpieczeństwem.
Powinien był jeszcze wykazać, że l u d n o ś ć j e s t s a m a p r z e z s i ę
s i ł ą , i udowodnić konieczny wzrost potęgi produkcyjnej, wynikającej ze
zgęstnienia ludności. W tem właśnie, jak sam autor powiedział, na stronie
115, zawiera się pierwiastek ważny, pominięty przez Malthus’a, a w którym
znajdziemy harmonię tam, gdzie Malthus widział niezgodę.
Z tego, co było powiedziane w rozdziale o w y m i a n i e strona 115 i 116 i co
Bastiat chciał rozwinąć mówiąc o ludności, widzimy, iż wyprowadza on wniosek
przeciwny pojęciom Malthus’a. — Wniosek ten znajdujemy w ostatnich
notatkach, jakie napisał i którego trzymać się zaleca: „W rozdziale o wymianie
wykazano, że w odosobnieniu potrzeby przewyższają zdolności nasze: a w stanie
społecznym zdolności przewyższają potrzeby nasze.
„Ta przewyżka zdolności nad potrzebami wypływa z wymiany, która jest —
zespoleniem usiłowań — rozdziałem zajęć.
„Ztąd też działanie i przeciwdziałanie przyczyn i skutków w zakresie
nieustającego postępu.
„Wyższość zdolności nad potrzebami, tworząc w każdem pokoleniu przewyżkę
bogactw, pozwala mu wychować liczniejsze znów pokolenie. Liczniejsze pokolenie to znowu
lepszy i większy jeszcze rozdział zajęć, to nowy stopień przewagi zdolności nad potrzebami.
„Jakaż to cudowna harmonia?
„I tak dajmy na to, że w pewnej danej epoce całość potrzeb ogólnych
przedstawia liczba 100, a zdolności liczba 110, przewyżka 10 dzieli się, —
5 naprzykład na polepszenie losu ludzi, na wywołanie wznioślejszych potrzeb, na
rozwinięcie w nich uczucia godności i t. d., a 5 na powiększenie ich liczby.
„W drugiem już pokoleniu potrzeby reprezentować będzie liczba 110, —
a mianowicie 5 wyżej w ilości i 5 wyżej w jakości.
„Ale przez to samo (z podwójnej przyczyny tak rozwoju fizycznego, umy-
słowego i więcej udoskonalonego moralnego oraz i z większego zgęszczenia lu-
30*
— 464 —
dności, co ułatwia produkcją) potęga ludności zwiększyła się także. Teraz
naprzykład reprezentować je będzie liczba 120 lub 130. Nowa przewyżka, nowy
podział, i t. d.
„I niech się nie obawiają n a d m i a r u , wzniesienia się potrzeb, bo to niczém
inném nie jest, jak tylko uczuciem godności, granicą naturalną...“
(Przypisek wydawcy).
XVII.
kupować tego czego chce i kiedy chce, nie może stosować się do swych
zasobów, swych dogodności, do swego położenia, do swego ocenienia
moralnego, ani też do tego porządku stopniowego, który mu się
najlepszym wydawać będzie do zaspokojenia potrzeb. Rad nierad, musi
brać z pośród społeczeństwa nie taką miarę usług, jaką dla siebie za
użyteczną uzna, jak to czyni w usługach prywatnych, ale część, jaką
rząd uzna za właściwą, udzielić mu bez względu na ilość i na jakość.
Niema on, być może, chleba do zaspokojenia głodu, tymczasem
zabierają mu z tej niezbędnej ilości część chleba, aby mu za nią dać
wykształcenie lub widowiska, których wcale nie potrzebuje. Nie wolno
mu kontrolować swych własnych zaspokojeń, a nie dźwigając za nie
odpowiedzialności, tém samém traci inteligencyą. Przezorność staje się
tu zarówno nieużyteczną jak i doświadczenie. Mniej już on do siebie
należy, stracił część swej własnej woli, jest mniej postępowym, jest
mniej człowiekiem. Nie tylko że w danym wypadku nie myśli sam
przez się, a nawet odzwyczaja się myśleć o sobie. To odrętwienie
moralne, które go ogarnia, ogarnia także z tej samej przyczyny
i wszystkich jego współobywateli; widziano też już nieraz całe narody
wpadające w zgubną niemoc. *)
—————
*) Skutki tej przemiany wykazuje nam dotykalnie przykład, jaki przytacza
minister wojny d’Haulpoul. „Na każdego żołnierza, powiedział on, przypada po
16 centymów na żywność, rząd bierze od nich te 16 centymów, zobowiązując się
żywić ich za nie. Ztąd też każdy z nich dostaje jednakową porcyę w jednaki sposób
przyrządzoną, bez względu na to, czy to dla niego dogodne lub nie. Jeden ma za
dużo chleba i wyrzuca go. Inny za mało ma mięsa, i t. d. Ale zrobiliśmy próbę,
zostawiliśmy do wolnego rozporządzenia żołnierzy te 16 centymów i szczęśliwi
jesteśmy, iż możemy poświadczyć, że odtąd los ich znacznie się polepszył. Każdy
z nich idzie za swym gustem, za swym temperamentem i stosuje się do cen
targowych. Wogóle zastąpili oni w części chleb mięsem. W jedném miejscu kupują
więcej chleba, tam więcej mięsa, ówdzie więcej jarzyn, gdzieindziej znów więcej
ryb. Zdrowie ich jest w dobrym stanie; są oni więcej niż pierwej zadowolnieni,
a Państwo uwolnionem zostało od wielkiej odpowiedzialności.“
Czytelnik zrozumie, że nie osądzamy tej próby ze względu militarnego.
Przytoczyłem ją jedynie dla wykazania pierwszej różnicy, jaka zachodzi pomiędzy
usługą publiczną a prywatną, pomiędzy nakazem a wolnością. Czy lepiej, żeby
Państwo miało w ręku swoim środki przeznaczone na nasze wyżywienie
— 474 —
czyż dla tego bogaci zrzekli się zdzierstwa? — Ani im się o tém śniło.
Argument rykoszetowy nie przestaje im służyć za pozór.
Gdyby jednakże zwrócono ich uwagę na to, iż zamiast
obdzierać za pośrednictwem prawa, mogą dopuszczać się
zdzierstwa sami; wówczas sofizmat ich zniknąłby natychmiast:
Gdybyś posiadał moc osobistą zabrać z kieszeni robotnika jeden
frank, któryby ci ułatwiał pójście na teatr, czy mógłbyś mu
wówczas powiedzieć: „Mój przyjacielu, frank ten pójdzie w obieg,
i da tobie i braciom twoim pracę.“ — Czyż robotnik nie miałby
słuszności odpowiadając tak: „Frank ten i tak poszedłby w obieg,
gdybyś mi go nie ukradł; poszedłby do piekarza zamiast pójść do
maszynisty; dostarczyłby mi chleba zamiast opłacić twoje
widowisko.“
Prócz tego trzeba zauważyć, że sofizmat rykoszetowy mógłby być
tak samo na rzecz biednych zużytkowany. Mogliby oni także
powiedzieć do bogatych: „Niech prawo pomaga nam okradać was,
będziemy wówczas zużywać więcej sukna, co przyniesie korzyść
waszym fabrykom; zużywać będziemy więcej mięsa, co przyniesie
korzyść waszym ziemiom; zużywać będziemy więcej cukru, na czém
skorzystają wasze uzbrojenia.“
Nieszczęśliwy, po trzykroć nieszczęśliwy naród, gdzie kwestye
stawiają się w ten sposób; gdzie nikt nie marzy nawet, aby z prawa
uczynić regułę sprawiedliwości, gdzie każdy chce uczynić z niego
narzędzie kradzieży dla swej korzyści, i gdzie wszystkie siły
umysłowe zwrócone są na to, aby w oddalonych i skomplikowanych
skutkach zdzierstwa znaleść dlań usprawiedliwienie.
Na poparcie powyższych uwag, nie bez pożytku będzie tu
przytoczenie wyjątku z rozpraw, jakie miały miejsce na Radzie
jeneralnej Rzemiosł, Rolnictwa i Handlu, w Sobotę dnia 27. Kwietnia
1850. roku.*)
—————
*) Na tém urywa się rękopism. Odsyłamy czytelników do broszury pod
tytułem z d z i e r s t w o i p r a w o , gdzie w drugiej części autor ocenił sofizmata
podnoszone na tém posiedzeniu Rady jeneralnej. (Tom V. strona 1 i następne.)
Co do sześciu rozdziałów, które powinny następować pod tytułem
Podatki, — Machiny, — Wolność wymiany — Pośrednicy, — Materye pier-
— 489 —
wotne, — Zbytek, — odsyłamy: 1mo do rozprawy o podatku od napojów pomieszczonej
w drugiém wydaniu broszury N i e z g o d n o ś c i p a r l a m e n t a r n e (tom V.
strona 468); 2do do broszury pod tytułem C o w i d z i m y i t o c z e g o n i e
w i d z i m y (tom V. strona 336); 3o do S o f i z m a t ó w e k o n o m i c z n y c h
(tom IV. strona 1). (Przypisek wydawcy).
XVIII.
PRZYCZYNY ZAKŁÓCAJĄCE.
równowagi jest to, aby się ona wytwarzała pod wpływem Wolności
i aby każdy mógł mieć swój własny sąd:
Wiemy, że ludzie mogą się mylić; ale wiemy także, że mogą błędy
swe prostować; przekonani jesteśmy, że im dłużej się było w błędzie,
tém bliższym się jest poprawy:
Przekonani jesteśmy, że wszystko to, co ugniata Wolność, zakłóca
równowagę usług, wyradza przesadną nierówność, niezasłużone
bogactwo jednych i niemniej niezasłużoną nędzę drugich, oraz ubytek
powszechny bogactw; wyradza nienawiści, niezgody, walki, rewolucye.
Nie posuwamy się aż do tego, abyśmy dowodzili, że Wolność — czyli
równowaga usług — sprowadzą absolutną równość, bo przekonani
jesteśmy, że wszystko, co dotycze człowieka, nie może być absolutném.
Sądzimy jednak, że wolność dąży do zbliżenia wszystkich ludzi do
poziomu ruchomego, który się ustawicznie wznosi.
Przekonani jesteśmy, że jeżeli nawet pod rządem wolnym
pozostają jeszcze jakie resztki nierówności, to są one wynikiem albo
okoliczności przypadkowych, albo karą za błędy i występki, albo
wynagrodzeniem innych korzyści przeciwstawionych korzyściom
bogactwa; a tém samém, że nie mogłaby ta nierówność wprowadzić
pomiędzy ludzi rozdrażnienia.
Wreszcie przekonani jesteśmy, że W o l n o ś ć t o H a r m o n i a .
Chcąc się jednak dowiedzieć, czy ta harmonia istnieje w rzeczywistości,
czy też tylko w naszej wyobraźni, czy ją dostrzedz możemy zmysłami
naszemi czy też tylko marzymy o niej, potrzeba było tranzakcye
wolne poddać próbie badań naukowych; potrzeba było zbadać fakta,
ich stosunki i następstwa.
Co też właśnie uczyniliśmy.
Widzieliśmy, że jeżeli mnóstwo przeszkód stawiało się pomiędzy
potrzebami człowieka a jego zaspokojeniami w ten sposób, że
w odosobnieniu musiał być przez nie zwyciężonym, — to
zjednoczenie sił, rozdział zajęć, słowem, wymiana, rozwijała w nim
dosyć zdolności, przy pomocy których, wywróciwszy jedne
przeszkody, mógł uderzać na drugie i iść coraz dalej, a to w stosunku
o tyle szybszym, o ile narastanie ludności ułatwiało wymianę.
Widzieliśmy, że umysł jego zawładnął środkami działania
coraz liczniejszemi i doskonalszemi; że w miarę wzrostu Kapitału
— 492 —
czywa jedyna siła zdolna złamać wszelki opór. Jeżeli jednemu z was się to
uda, to podczas, gdy zajmie się uciskiem rządzonych, zobaczy, iż wszyscy
inni wynalazcy, którym także śpieszno będzie zawładnąć narzędziem
rządowym, uderzą na niego. O tyle będą oni mieli więcej szans powodzenia,
o ile niechęć publiczna przyjdzie im w pomoc, bo nie zapominajmy,
że ów rządzący będzie obrażać wszystkie interesa. Pogrążymy się
więc w ciągłe rewolucye, których jedynym celem będzie rozwiązanie
tej kwestyi: Jakim sposobem i przez kogo interesa będą uciskane?
Nie posądzajcie mnie o przesadę. Wszystko to musi nastąpić, jeżeli
interesa ludzkie niezgodne są pomiędzy sobą; bo w hypotezie waszej
nie możecie nigdy wyjść z tej dylemy, że: albo interesa pozostawione
będą same sobie i wówczas musi nastąpić nieporządek; — albo
musiałby ktoś być dość silnym, aby im się sprzeciwiał, a w takim
razie znowu się zrodzi nieporządek.
Prawda, że istnieje jeszcze trzeci sposób, który wyżej wskazałem.
Polega on na oszukiwaniu wszystkich ludzi co do ich prawdziwych
interesów: a ponieważ to rzecz nie łatwa dla prostego śmiertelnika,
najlepiej zatem zrobić się Bogiem. To też utopiści nie zaniedbują to
czynić, jak tylko mają do tego odwagę, a tymczasem przedstawiają się
jako jego Namiestnicy. Język mistyczny panuje zawsze w ich
pismach. Służy on im dla zbadania łatwowierności publicznej. Na
nieszczęście sposób ten nie udaje się w dziewiętnastym wieku.
Wyznajmy zatem otwarcie: że chcąc wyjść z tych niesłychanych
trudności, pragniemy, aby po ścisłém zbadaniu interesa ludzkie
przedstawiały się nam harmonijnemi. Wówczas zadanie tak pisarzy
jak i rządów będzie racyonalniejszém i łatwiejszém.
Ponieważ człowiek myli się często co do swych własnych
interesów, nasza zatem rola, jako pisarzy, polegać będzie na
wytłómaczeniu ich, opisaniu, objaśnieniu, a pewni jesteśmy, że, raz je
poznawszy, pójdzie za niemi. — Ponieważ człowiek, myląc się co do
swych interesów, szkodzi interesom ogólnym, obowiązkiem zatem
rządu będzie wprowadzić tę małą liczbę odstępców, tych gwałcicieli
praw opatrznościowych, na drogę sprawiedliwości, która jest zarazem
drogą użyteczności. Czyli inaczej, że jedyném posłannictwem
rządu będzie zaprowadzenie panowania sprawiedliwości. Nie będzie
32**
— 496 —
obywatele byli moralnymi, ale nie możemy dopuścić, aby się stali
leniwymi i nędzarzami. To też nie przestaniemy wydawać praw
popierających zbytek. W razie potrzeby nałożymy podatki na lud;
i w jego interesie, ażeby mu dostarczyć pracy, włożymy na królów,
prezydentów, dyplomatów, ministrów, obowiązek świetnej R e p r e -
z e n t a c y i . Mówi się to i robi w najlepszej w świecie wierze,
a nawet lud chętnie się temu poddaje. — Rozumie się, że kiedy
zbytek i płochość staną się rzeczą uprawnioną, uporządkowaną,
nakazaną, narzuconą, usystematyzowaną za pośrednictwem siły
publicznej, to prawo Odpowiedzialności traci wówczas całą swą siłę
moralną...*)
—————
*) Autor nie mógł dalej prowadzić tego badania nad błędami, sprowadzającemi
natychmiastowe cierpienie dla tych, którzy im ulegają, ani też mógł opisać inny
rodzaj błędów, uwydatniających się za pośrednictwem gwałtów i chytrości,
a których pierwsze skutki padają na niewinnych. W notatkach jego, prócz
poprzedzającego ustępu i tego jaki następuje, nie znaleźliśmy nic, coby się
odnosiło do P r z y c z y n z a k ł ó c a j ą c y c h . Ktoby się chciał coś więcej w tym
względzie dowiedzieć, odsyłamy go do 1go rozdziału drugiej seryi S o f i z m ó w ,
noszącego tytuł F i z y o l o g i a Z d z i e r s t w a . (Tom V. str. 127).
(Przypisek wydawcy.)
XIX.
WOJNA.
żnicę, za rzecz formy tylko, którą nie warto zaznaczyć, a jeśli się
ją zaznacza, to jedynie aby ją wyśmiać!... O! czci bałwochwalcza
klasycyzmu! o zgubna zarazo, jakżeś ty zepsuła twych przesądnych
sekciarzy!
Wkrótce Saint Marc-Girardin, wychodząc zawsze z tego punktu,
że geniusz narodu zależy od głównych jego zajęć, dodaje: Dawniej
zajmowano się wojną i religią; dziś zaś handlem i przemysłem, dla
tego też pokolenia, które nas poprzedziły, noszą na sobie cechę
wojowniczą i religijną.
Rousseau już twierdził, że staranie o byt materyalny było główném
zajęciem niektórych tylko narodów i to najprozaiczniejszych; inne
zaś narody, godniejsze tego imienia, poświęcały się pracom
szlachetniejszym.
Czyż Saint Marc Girardin i Rousseau nie dali się uwieść w tym
razie złudzeniom historycznym? — Czy nie uważali oni za zajęcie
wszystkich tego, co służyło za zabawę, rozrywkę lub za pozór
i narzędzie despotyzmu dla niektórych tylko? A czyż złudzenie to nie
pochodzi ztąd, iż historycy mówią nam ciągle o klassie, która nie
pracuje a nigdy o klassie pracującej, a to do tego stopnia, iż
zwyczajnie w tej pierwszej widzimy cały naród?
Sądzę, że tak samo u Greków jak i u Rzymian, jak też i w średnich
wiekach ludzkość była taka sama jak i dziś, to jest podlegała
potrzebom tak gwałtownym i ciągle odradzającym się, że pod karą
śmierci należało je zaspokoić. Ztąd też sądzę, że tak dawniej jak
i dzisiaj było to główném i najbardziej pochłaniającém zajęciem
największej części ludzi.
Zdaje się być tylko pewném, że bardzo mała liczba ludzi doszła do
tego, iż nic nie robiąc żyła kosztem pracy mass ujarzmionych. Ta mała
liczba próżniaków wznosiła sobie rękoma niewolników kosztowne
pałace, obszerne zamki lub ponure fortece. Lubili oni się otaczać
wszystkiemi ponętami życia, wszystkiemi pomnikami sztuk pięknych.
Mieli upodobanie w rozprawach o filozofii i kosmogonii. Starannie
wreszcie uprawiali dwie nauki, którym zawdzięczali swe panowanie
i swe przyjemności: to jest naukę o sile i naukę o podstępie.
A chociaż pod tą arystokracyą były niezliczone massy zajęte
tworzeniem dla siebie środków utrzymania, a dla swych ciemięzców
— 502 —
ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
O d p o w i e d z i a l n o ś ć , s o l i d a r n o ś ć ; te tajemnicze prawa
przyczyn, których poza Objawieniem niepodobna ocenić, ale skutki,
których i nieomylne działanie na postęp społeczeństwa, jesteśmy
w możności ocenić; te prawa, które już przez to samo że człowiek jest
istotą społeczną, wiążą się z sobą, mieszają, współdziałają, chociaż
czasami zdają się z sobą się ścierać; i które należałoby rozpatrzeć
w ich całości, w ich wspólnem działaniu, ale uczynić tego nie można,
bo nauka musi się trzymać metody, — tej smutnéj podpory, która
stanowiąc jej siłę, wykazuje zarazem jéj słabość.
—————
Wierzymy zatem w wolność, bo wierzymy w harmonią powszechną, to jest
w Boga.
Ogłaszając w imię wiary, formułując w imię nauki giętkie a pełne życia
prawa boskie ruchu moralnego, z pogardą odrzucamy te ciasne, szorstkie
i nieruchome instytucye, które nam zaślepieńcy stawiają w miejsce cudownego
mechanizmu. Niedorzecznością byłoby, gdyby patrząc z punktu widzenia
ateuszów, mówić: P o z w ó l c i e d z i a ł a ć trafowi! Ale my wierzący mamy
prawo wołać: n i e p r z e s z k a d z a j c i e porządkowi i sprawiedliwości Boga!
Pozwólcie swobodnie postępować tej sile nieomylnego czynnika, który
nazywamy inicyatywą ludzką! — A w ten sposób pojęta wolność, nie będzie już
anarchiczném ubóstwieniem indywidualizmu, bo to, co uwielbiamy po za
działającym człowiekiem, jest ten Bóg, który nim kieruje.
Wiemy dobrze, że umysł ludzki może błądzić; tak jest bez wątpienia, cały
przedział czasu pomiędzy zdobytą już prawdą a prawdą, którą się dopiero
przeczuwa, może być zapełniony błędami. Ale ponieważ s z u k a ć , leży
w naturze człowieka, z n a l e ź ć zatem jest jego przeznaczeniem. Zauważmy to,
że prawda znajduje się w stosunku harmonijnym, w koniecznym związku
nietylko z ustrojem naszego rozumu i instynktami naszego serca, ale nadto i ze
wszystkiemi fizycznemi i moralnemi warunkami naszej egzystencyi; a to do tego
stopnia, że jeżeli nawet usunie się ona z przed umysłu człowieka jako p r a w d a
a b s o l u t n a , z przed jego wrodzonych sympatyi, jako s p r a w i e d l i w a , lub z
przed jego pragnień idealnych jako p i ę k n a , to w końcu przyjąć ją musi pod jej
praktyczną i niezaprzeczoną postacią, jako u ż y t e c z n ą .
Wiemy, że wolność może prowadzić do zła. — Ale i Zło ma swoje
posłannictwo. Zaiste Bóg nie rzucił je przypadkowo przed nami, aby nas
prowadziło do upadku, umieścił je niejako po obydwóch stronach drogi, po
której iść musimy, aby potrącając o nie, człowiek przez Zło samo, był ku dobru
sprowadzany.
Wola, tak samo jak i każdy atom bezwładny ma swe prawo ciężkości.
— 513 —
Nosce te ipsum. Znaj siebie samego; jest to, jak mówi wyrocznia
początkiem, środkiem i końcem moralnych i politycznych nauk.
Poprzednio już powiedzieliśmy, że co się tycze człowieka lub
społeczeństwa ludzkiego, Harmonia nie może oznaczać Doskonałości,
ale Doskonalenie się. Otóż doskonalenie się, mieści w sobie zawsze
w pewnym stopniu niedoskonałość, tak w przyszłości jak
i w przeszłości. Gdyby człowiek mógł kiedy wejść do tej ziemi
obiecanej D o b r a a b s o l u t n e g o , nie potrzebowałby, ani rozumu
ani zmysłów, słowem, przestałby być człowiekiem.
Zło istnieje, jest ono nieodłączném od ułomności ludzkiéj;
—————
Ale — wówczas gdy istoty nieożywione, ulegają odwiecznym i fatalnym
dążnościom, to dla umysłów wolnych, siła przyciągania i odpychania nie
poprzedza ruchu, lecz się rodzi z postanowienia dobrowolnego, na które niejako
wyczekuje, rozwija się wskutek samego działania i oddziaływa wówczas za lub
przeciw czynnikowi, przez stopniowe usiłowanie współudziału lub oporu,
zwanego nagrodą lub karą, przyjemnością lub cierpieniem. Jeżeli kierunek woli
idzie w duchu praw powszechnych, jeżeli czyn jest d o b r y m , to ruch jest
wspieranym i wypływa zeń dobrobyt dla człowieka — przeciwnie zaś, jeżeli
czyn ten zboczy, jeżeli jest z ł y m , to coś go odpycha; z błędu rodzi się
cierpienie, które jest zarazem i środkiem zaradczym i granicą jego. Tak więc Złu
sprzeciwia się zawsze Zło, tak samo jak Dobro wywołuje zawsze Dobro. I patrząc
z oddalenia, możnaby powiedzieć, że usterki wolnéj woli ograniczają się jedynie
do małych zboczeń od téj raz wytkniętéj, w kierunku wyższym i koniecznym
linii. Każdy uparty rokosz w celu przekroczenia tej granicy, zniszczyłby tylko
sam siebie, nie zakłóciwszy w niczem porządku jej sfery.
Ta siła reakcyjna współudziału i odpychania, która za pośrednictwem
nagrody i kary, kieruje drogą zarazem dobrowolną i fatalną ludzkości, to
p r a w o c i ę ż k o ś c i istot wolnych, (którego Zło jest połową konieczną)
określić się da temi dwoma wielkiemi wyrażeniami — Odpowiedzialność
i Solidarność; pierwsza, która dotyka jednostki, — druga, która odbija na ciele
społeczném dobre lub złe skutki czynu: pierwsza, która zwraca się do człowieka
jako całości odosobnionej i samoistnej; — druga, która wciąga go w tę
nieuniknioną wspólność dobra i zła, jako cząstkę żywiołu, jako zależnego członka
istoty zbiorowej i wiecznej, to jest ludzkości. O d p o w i e d z i a l n o ś ć , to
uświęcenie wolności indywidualnej, to racya praw człowieka; — Solidarność, to
dowód subordynacyi jego społecznéj, to podstawa jego obowiązków...
W rękopiśmie Bastiata brakowało jednéj stronicy.
Przebaczcie mi, że ośmieliłem się rozwijać dalej myśl tego religijnego wstępu.)
R. F.
— 514 —
—————
Ludność...*)
Odpowiedzialność objawia się w trzech sankcyach:
1 ) S a n k c y i n a t u r a l n e j , to jest téj właśnie, o której tylko co
mówiłem: A jest nią konieczna kara lub nagroda jako następstwo
czynów i zwyczajów;
2 ) S a n k c y i r e l i g i j n e j , a jest nią kara lub nagroda obiecana w
przyszłym świecie za czyny i zwyczaje, wedle tego czy są, one błędne
lub cnotliwe.
3 ) S a n k c y i p r a w n e j , która wyraża się w karach i nagrodach,
jakie społeczeństwo naprzód przygotowuje.
Przyznaję, iż z tych trzech sankcyi, pierwsza wydaje mi się
najgruntowniejszą. Wyrażając się w ten sposób, muszę obrażać
uczucia, które szanuję; ale proszę, aby chrześcianie pozwolili mi
wypowiedzieć moją opinią.
Zapewnie, że przedmiotem wiecznych sporów pomiędzy religią
a filozofią będzie badanie, czy czyn jakiś jest błędnym dla tego, że
religia objawiona uznała go z góry za taki, niezależnie od jego
następstw, — czy też, że uznała go za błędny dla jego złych następstw.
Sądzę, że chrześcianizm może stanąć po stronie tej ostatniej
opinii. Przecież sam on mówi, że nie przyszedł przeczyć prawu
przyrodzonemu, ale owszem wzmocnić je. Niepodobna przypuścić,
aby Bóg, który jest najwyższym porządkiem, mógł rozklasyfikować
czyny ludzkie, mógł przyrzec karę za jedne, a nagrodę za drugie i to
bez żadnego względu na ich skutki, to jest, bez względu na to, czy są
zgodne lub niezgodne z harmonią powszechną.
Kiedy On powiedział: „Nie zabijaj, — nie kradnij,“ to zapewne
miał na celu zakazanie pewnych czynów szkodzących człowiekowi
i społeczeństwu, które są jego dziełem.
Wzgląd na następstwa tak potężnie wpływa na człowieka, że
gdyby należał on do religii wzbraniającej czynów, które doświad-
—————
*) Niestety, tych zajmujących przykładów, których charakter naprzód już
oznaczył nie rozwinął autor wcale. Jeśli czytelnik zechce sobie brak ten
wypełnić, niech się odniesie do rozdziału XVI. tego dzieła, jak niemniej do
rozdziału VII. i XI. i broszury pod tytułem: O t é m c o w i d z i m y i c z e g o
n i e w i d z i m y , Tom V str. 363 i 383. (Przypisek wydawcy.)
— 527 —
jest, gdy pewna część ludności znajduje dobrém to, co druga uważa za
złe. Wam się zdaje, że źle czynię wyznając religię katolicką, mnie się
znów zdaje, że wy się mylicie wyznając religię luterańską. Sąd o tém
zostawmy Bogu. Pocóż mamy wzajemnie na siebie napadać? Jeżeli zaś
uważamy za złe, aby jeden napadał na drugiego, to dla czegóż miałoby
być dobrém, gdybyśmy upoważnili kogoś trzeciego, depozytaryusza siły
publicznej, do napadania na jednego z nas, dla przyjemności drugiego?
Wam się zdaje, że się mylę, ucząc dziecko moje, nauk
przyrodzonych, moralnych, ja zaś sądzę, że wy się mylicie, ucząc
dziecko wasze wyłącznie języków greckiego i łacińskiego. Niech
każdy czyni wedle swego sumienia. Niech prawo Odpowiedzialności
wpływa samo jedynie na rodziny. Ukarze ono tego, który się myli.
Nie przywołujmy w pomoc prawa ludzkiego, mogłoby ono ukarać
tego właśnie, który się nie myli.
Wy twierdzicie, że lepiéj bym zrobił, gdybym obrał taki zawód,
gdybym pracował wedle takiego procederu, gdybym używał pługa
żelaznego zamiast drewnianego, gdybym siał rzadko zamiast siania
gęsto, gdybym kupował na Wschodzie zamiast na Zachodzie. Ja zaś
utrzymuję wprost przeciwnie. — Obliczam wszystko; a ostatecznie
jestem więcej interesowany, abym się nie mylił w przedmiotach, od
których zależy mój dobrobyt, moja egzystencya, szczęście mej
rodziny, niż wy, których wszystko to interesuje o tyle tylko, o ile to
dotyka waszą miłość własną lub wasz systemat. Radźcie mi więc, lecz
nie zmuszajcie mię do niczego. Ja sam będę o sobie decydował na z y s k
i s t r a t ę , i to jest dostateczném, wszelka zaś w tym względzie
interwencya prawa, byłaby tylko tyranią.
Widzimy, że prawie we wszystkich ważnych czynnościach życia,
należy szanować wolną wolę, zdać się na indywidualny sąd ludzi, na
to wewnętrzne światło, jakim Bóg ich obdarzył, aby się niem
posługiwali, a resztę, pozostawić działaniu Odpowiedzialności.
W podobnych wypadkach, interwencya prawa, nietylko że
przedstawia wielkie niedogodności, dając równą szansę tak błędowi
jak i prawdzie; ale nadto, miałaby jeszcze ważniejszą niedogodność,
ubezwładniając sam umysł, gasząc to ognisko, które jest uposażeniem
ludzkości i rękojmią jéj postępu.
Ale wówczas nawet, kiedy zdrowy zmysł publiczny uzna czyn
— 531 —
jakiś, zwyczaj, lub praktykę za złe, błędne lub niemoralne, kiedy pod
tym względem niema najmniejszej wątpliwości, kiedy nawet ci, którzy
to popełniają, pierwsi gotowi są do potępienia samych siebie, wszystko
to nie jest jeszcze dostateczném do usprawiedliwienia interwencyi
prawa ludzkiego. Tak więc, jak dopiero co powiedziałem, należy
przedewszystkiem wiedzieć, czy dodając złe następstwa nieodłączne od
każdego prawnego aparatu do złych następstw tego występku, nie
utworzy się ostatecznie pewna summa zła, która przewyższy dobro,
jakie sankcya prawna dorzuca do sankcyi naturalnej.
Moglibyśmy tu zbadać dobro i zło, jakie sprowadzić może sankcya
prawna, zastosowana do powściągania lenistwa, rozrzutności,
skąpstwa, egoizmu, chciwości, ambicyi.
Weźmy naprzykład lenistwo.
Jest to skłonność dość naturalna i nie zbywa na ludziach, którzy
wtórują Włochom, gdy ci wychwalają dolce farniente lub Rousseau,
gdy tenże mówi: Rozkoszuję się lenistwem. Nie ulega zatem
wątpliwości, że lenistwo musi być przyjemném, bo inaczej nie byłoby
wcale leniwych na świecie.
A jednakże widać, że ze skłonności tej wypłynęła taka mnogość
zła, że aż Mądrość narodów nazwała P r ó ż n i a c t w o m a t k ą
wszystkich występków.
Zła jest o wiele więcej na świecie niż dobra; i prawo
Odpowiedzialności naturalnej musiało z pewnym skutkiem, już to
jako nauka, jużto jako bodziec działać w tych rzeczach, skoro świat
doszedł pracą do tego stopnia cywilizacyi, na jakim go dziś widzimy.
A teraz, pytam się, cóż dorzuci do sankcyi opatrznościowej
sankcya legalna, działając bądź jako nauka, bądź jako bodziec?
Przypuśćmy takie prawo, które karałoby leniwych. To do jakiegóż
stopnia działalności narodowej doprowadziłoby podobne prawo?
Gdyby o tém można było wiedzieć na pewno, mielibyśmy
wówczas dokładną miarę dobrodziejstwa tego prawa. Wyznaję, że co
do mnie, nie mogę sobie w tym względzie utworzyć najmniejszego
pojęcia. Ale zapytajmy się, za jaką cenę dobrodziejstwo to może być
nabytém; to bylebyśmy się tylko trochę nad tém zastanowili,
przekonamy się, że niezawodne niedogodności z repressyi prawnej
wynikające, przewyższą znacznie jéj problematyczne korzyści.
— 532 —
SOLIDARNOŚĆ.
MOTOR SPOŁECZNY.
ZŁO.
Mówią nam zawsze o Chrystusie, pytam się więc ich dla czego
przyznając, że Chrystus, najniewinniejszy w świecie, mógł cierpieć
i w udręczeniu swem zawołać: „Boże, odwróć odemnie ten kielich,
ale niech się stanie wola twoja;“ — znajdują jednak dziwném, aby
cała ludzkość okazywała ten sam akt rezygnacyi.
Zapewne, gdyby Bóg był miał inne zamiary względem ludzkości,
byłby urządził w ten sposób rzeczy, aby tak samo jak indywiduum
posuwa się ku nieochybnej śmierci, tak samo i ludzkość postępowała
ku fatalnemu zniszczeniu. Trzebaby się temu poddać i nauka
z przekleństwem lub błogosławieństwem na ustach, musiałaby
zaznaczyć smutne rozwiązanie spółczesne, podobnie jak zaznacza
smutne rozwiązanie indywidualne.
Szczęściem tak nie jest.
Przed człowiekiem i ludzkością stoi zbawienie.
Człowiek ma duszę nieśmiertelną. Ludzkość, przymiot nieskoń-
czonego doskonalenia się. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
..........................................................
XXIV.
DOSKONALENIE SIĘ.
Do Młodzieży francuzkiej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1.
ROZDZIAŁ I. Organizacja naturalna, organizacja sztuczna . . . . . . 19.
„ II. Potrzeby, Usiłowania, Zaspokojenie . . . . . . . . . . . . . 37.
„ III. Potrzeby człowieka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 51.
„ IV. Wymiana . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77.
„ V. O Wartości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 117.
„ VI. Bogactwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 175.
„ VII. Kapitał . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 194.
„ VIII. Wolność, wspólność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 219.
„ IX. Własność gruntowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 256.
„ X. Konkurencya . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 305.
„ XI. Produkt, Konsument . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 347.
„ XII. Dwie dewizy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 366.
„ XIII. O Rencie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 375.
„ XIV. O Zapłacie dziennej (Salaire) . . . . . . . . . . . . . . . . . 382.
„ XV. O Oszczędności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 428.
„ XVI. O Ludności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 433.
„ XVII. Usługi prywatne, Usługi publiczne . . . . . . . . . . . . 465.
„ XVIII. Przyczyny zakłócające . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 490.
„ XIX. Wojna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 499.
„ XX. Odpowiedzialność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 511.
„ XXI. Solidarność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 537.
„ XXII. Motor społeczny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 545.
„ XXIII. Zło . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 555.
„ XXIV. Doskonalenie się . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 559.
„ XXV. Związek ekonomii z moralnością, polityką,
prawodawstwem i religią . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 565.