You are on page 1of 14

Ścieżka w narodowej bibliotece Babel

Przemysław Czapliński

„GW” 2007-01-22

Na początku lat 90. Maria Janion sugestywnie opisała


zmierzch paradygmatu romantycznego. Rozumiała przez
to odchodzenie formacji kulturowej, która stworzyła
projekt życia zbiorowego na czas utraty niepodległości.
Po odzyskaniu wolności mogliśmy przejść od wersji
tyrtejskiej romantyzmu do jego form egzystencjalnych -
maksymalnie zróżnicowanych, służących
indywidualnemu kształtowaniu życia, wymagających
estetyk coraz bardziej sprywatyzowanych.

Ale sprawy potoczyły się inaczej.

Dziwny konsensus
Punktem wyjścia Niesamowitej Słowiańszczyzny jest
diagnoza rozległego kryzysu, w jakim znaleźliśmy się po
roku 1989: nie potrafimy wypracować zgodnej
odpowiedzi na pytanie „Kim jesteśmy?” (albo: nie
chcemy zgodzić się na to, że odpowiedzi będzie wiele),
nie potrafimy przepracować obrazów ojczyzny, i wreszcie
nie udaje nam się zatrzymać procesu wyciekania sensu z
naszej kultury. Rezultatem tych form kryzysu jest regres
tolerancyjności w Polsce, nawrót autorytarnych tęsknot,
niechęć do dialogu i kompromisu, a także - symboliczne i
dosłowne - żegnanie się z Polską, czyli rezygnacja
młodych z angażowania się w sprawy wspólne oraz
masowe wyjazdy na Zachód w poszukiwaniu lepszego
życia.

Młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, prawicowcy i


lewicowcy, konserwatyści i postępowcy, pracodawcy i
pracownicy - wszyscy oni, zróżnicowani i poróżnieni na
tysiące sposobów, zgodni byliby dziś tylko w tej jednej
kwestii: że jest źle.
Upiory romantyzmu

Na pytanie o źródła kryzysu odpowiedź Janion jest


zaskakująca: jedną z naczelnych przyczyn jest recydywa
romantyzmu! Jest to oczywiście romantyzm zubożony,
zredukowany - blokujący możliwości samodzielnego
kształtowania własnej podmiotowości i ograniczający
polską komunikację zbiorową.

Według tej wersji naszej historii najnowszej


zareagowaliśmy na niepodległość wedle romantycznych
klisz - szukając pozycji ofiarniczej, która pozwalałaby
nam żądać zapłaty za cierpienia, i wyższościowej, która
pozwalałby nam wejść w późną nowoczesność niczego
nie zmieniając. Romantyzm okrojony miał nam pomóc w
tym, by zachować dotychczasowe podziały ról płciowych i
społecznych, i by ocalić etniczno-religijne tożsamości
zbiorowe. Nowoczesność miała zlikwidować resztki
komunizmu i pozwolić osiągnąć dobrobyt, ale
zachowując resztę na swoim miejscu - wedle
"romantycznego" podziału: mężczyzna walczy o miejsce
w życiu zbiorowym, kobieta wychowuje dzieci, oboje
chodzą do kościoła, Kościół reprezentuje jedyną wiarę.

Tymczasem jednak rozpoczął się w kulturze polskiej


rozkład kanonu, na powierzchnię życia wyszły
doświadczenia wcześniej tłumione (bo odmienne, bądź
po prostu z punktu widzenia sprawy niepodległościowej
nieważne), a praw obywatelskich zaczęli domagać się
mieszkańcy kulturowych marginesów. Przeciwko temu
właśnie procesowi wystąpił romantyzm zredukowany.

Dlatego krążą wśród nas jego upiory. Pisze autorka, że


przeciągają przed naszymi oczami "resztki do cna
zbanalizowanego paradygmatu romantycznego": zastygłe
"narodowe mity", zajmujące pozycję monopolisty w
debatach publicznych "romantyczne stereotypy Polaka-
katolika", "potop zepsutej mowy postromantycznej",
niezmienne wyobrażenia matki-Polki i Polski-kobiety,
nieufność wobec Zachodu i pogarda dla Rosji

Nie znaczy to wcale, że Maria Janion postanowiła rozstać


się z romantyzmem. Wręcz przeciwnie! Raczej stara się
zatrzymać proces dalszej jego petryfikacji. Romantyczne
klisze prowadzą bowiem do zwężenia debaty publicznej,
do przechwycenia władzy nad społeczną wyobraźnią, do
kreowania Obcych i rzucania ich na pożarcie masom.
Autorka przywołuje pamiętne zdanie Tomasza Manna:
"Wyrwałem mit z rąk faszystów", podpowiadając tym
samym, że trzeba wyrwać romantyzm z rąk uzurpatorów.

Dlatego zabiera nas na wyprawę w daleką bliskość.

Kolejne rozdziały jej książki to wnikliwe studia nad


formami wyobraźni, które pojawiły się w kulturze
polskiej u schyłku XVIII wieku, lecz trwają do dziś. W
części pierwszej autorka skupia się na romantycznej
mitologii słowiańskości, na przedstawieniach śmierci i
stanów pośmiertnych oraz reprezentacjach ludzkiej
seksualności. Są to te formy romantyczne, które zostały
zapomniane, schowane głęboko pod warstwą narodowej
mitologii. Były niepotrzebne, więc je
zmarginalizowaliśmy.

Jeśli Janion wciąga nas w swoje fascynujące opowieści,


to dlatego, że poprzez te formy wyobraźni romantyzm
podważał normatywną formę kultury i pozbawiał ją praw
do wyłączności. Słowiańszczyzna była więc kontrkulturą
dla chrześcijaństwa, romantyczna ciemna strona
człowieka kwestionowała uzurpacje oświeceniowego
rozumu (czy wszelkiej racjonalności), romantyczne
fascynacje cielesnością i seksualnością wyrażały
pragnienia transgresyjne i podważały możliwość
klasyfikacyjnego ujęcia człowieka.

W drugiej części książki pojawiają się problemy etno-


geografii polskiej: współczesne, zarażone romantyzmem
przedstawianie miejsca Polski w Europie (jako
przedmurza, krańca, szańca, bastionu, opoki), stosunku
Polski do Rosji, miejsca kobiety w kulturze polskiej,
wyobrażenia społeczeństwa jako wspólnoty rodzinnej. Za
sprawą spetryfikowanego romantyzmu podtrzymujemy
postkolonialne wyobrażenia o naszej wyższości duchowej
względem Zachodu i cywilizacyjnej względem Wschodu,
wypieramy z pamięci zbiorowej prawdę o zmieszanym
pochodzeniu naszej kultury, tłumimy podmiotowość
kobiet, dopuszczamy się - w majestacie tradycji -
przemocy wobec najbliższych.

Jednak Janion konsekwentnie pokazuje dzieła, które -


często przeniknięte romantyczną pasją zapisu
doświadczenia jednostkowego - podważały schematy
zbiorowej wyobraźni. Uwznioślającej kliszy "Polski jako
przedmurza" przeciwstawiają obraz pogranicza, a więc
miejsca mieszania się różnych kultur; zamiast pogardy
dla Rosji wprowadzają zasadę "przeżycia" tamtej kultury,
czyli maksymalnego wycofania własnych przesądów;
patriarchalne wzorce romantyczne dekonstruują poprzez
opis wspólnoty rodzinnej z perspektywy "słabszego"
(dziecka, kobiety); fantazmat wyłączności polskiej ofiary
przełamują obrazami wspólnej żałoby po
zamordowanym narodzie Żydowskim.

„Romantyzm obiit - romantyzm natus est”

Niesamowita Słowiańszczyzna mówi więc o recydywie


romantyzmu wąskiego, przefiltrowanego przez nasze
czytanie Sienkiewicza i przez kulturę masową.

Przeciwstawia temu autorka postulat powtórzenia


radykalnej decyzji romantyków. Nie chodzi o powrót do
tamtej epoki, lecz o powtórzenie romantycznego
otwarcia się na inność. Pójść śladem romantyków
znaczyłoby ponowić samo poszukiwanie i stworzyć takie
formy kulturowe, które pozwoliłyby dziś -
współczesnemu Polakowi - wypowiedzieć swoje
doświadczenie indywidualne. To, co cielesne, seksualne,
śmiertelne, to, co płciowo, etnicznie i religijnie
zmieszane, mieści się w każdym z nas, i w każdym z nas
jest inne. I albo każdy z nas poszuka indywidualnej
formy wyrazu, albo nasze zróżnicowane doświadczenia
zostaną ujednolicone przez kulturę masową i włączone w
kampanie polityczne rozmaitych partii.

To, co najbardziej porywające w książce Marii Janion, to


fakt, że autorka podejmuje polemikę z romantyzmem
narodowym w obrębie fantazmatów narodowych i
etnicznych, nie zaś poza nimi. W ten sposób odpowiada
na stereotypowe przeświadczenie, że nie istnieje
nieksenofobiczny wariant kultury opartej na etnicznych
mitach. Zwolennicy takiego poglądu najczęściej
przystępują do ataku na nacjonalizm bądź do działań
rozmiękczających. Tymczasem Maria Janion zamiast
pacyfikowania fantazmatów czystości narodowej,
religijnej i seksualnej mówi: można pozostać w obrębie
mitów polskich, słowiańskich, wschodnio- i
środkowoeuropejskich, kresowych i katolickich, a
jednocześnie osiągnąć większą świadomość własnej
kultury, głębsze zrozumienie siebie, pełniejszą wolność.
Droga do tego prowadzi poprzez inne opowiedzenie tych
samych historii.

Powtórzenie sprawia, że opowieść przyjmuje postać


paradoksalną: romantyzm jest jak farmakon, czyli
środek, który może zabić i może uleczyć. I na tym
właśnie polega istota kryzysu. Musimy opowiadać - bo
bez opowieści nie ma ani społeczeństwa, ani jednostki - a
jednocześnie opowiadając stare, romantyczne narracje,
pogłębiamy poczucie niższości. Poczucie to powoduje, że
wyszukujemy "naszych Obcych" - Rosjan, Azjatów,
Żydów, homoseksualistów, feministki, kapitalistów -
wobec których będziemy mogli zająć pozycję
wyższościową. Odtwarzając postawę kolonisty wobec
obcych pogłębiamy redukcję kultury, ponieważ
wykorzystujemy jej wzorce do opowieści o naszych
postępkach, a znajdziemy te wzorce w formach coraz
bardziej wyjałowionych. Redukujemy swoje
doświadczania świata i swoje możliwości narracyjne.
Koło się zamyka.

Dlaczego jednak zbiorowość po 1989 roku nie wybrała


nowych opowieści?

Powrót do przyszłości

Książka Marii Janion to fascynująca wyprawa w głąb


narodowej biblioteki Babel. Rozbudza namiętność do
czytania i rozmawiania o naszej kulturze, zachęca do
widzenia naszej teraźniejszości w głębokiej perspektywie
i równocześnie do uświadamiania sobie, że żadna forma
kulturowa nie jest niewinna.

Ale właśnie dlatego, że pozbawia pewnych złudzeń, a


zarazem nie zniechęca do poszukiwań, warto wrócić do
pytania o nowe narracje, które nie zostały
zaakceptowane przez współczesne polskie
społeczeństwo. Pytanie to wiąże się z pewnymi
wątpliwościami.
Wątpliwość pierwsza dotyczy mitu. Janion sugeruje, że
mit polski należy odebrać tym, którzy chcieliby go
zawłaszczyć - tym, którzy budują wąską wersję naszej
tożsamości (katolicyzm albo śmierć! Heteroseksualność
to racja polskiego stanu!). Zadanie, jakie postawiła przed
sobą autorka, zakłada zbudowanie kontrmitu. Chylę
czoła przed tym zamierzeniem, ale wydaje mi się, że mit -
obojętnie jakiej proweniencji i z jakimi intencjami
budowany - zawsze będzie kogoś wykluczał. Albo więc
mit zniknie, albo zmienią się tylko mieszkańcy
marginesów przez mit wyznaczanych.

Nie jest przy tym pewne, czy rozpad mitu, jako jeden z
możliwych dalszych ciągów polskiej kultury, stanowi
dobre dopełnienie opowiadanej historii. Jeśli bowiem
zapytamy, co by się stało, gdyby spełnił się projekt
„otwarcia się na Inność” we współczesnej kulturze
polskiej, moglibyśmy chyba - na podstawie Niesamowitej
Słowiańszczyzny - odpowiedzieć: ustanowilibyśmy
społeczeństwo bardziej uspołecznione, tolerancyjne,
akceptujące zróżnicowane wybory w zakresie tożsamości
płciowej, etnicznej czy religijnej podejmowane przez
różnych ludzi. Podpisałbym się pod celem tu
zarysowanym, trudno natomiast zgodzić mi się ze
wskazaną drogą. Sądzę bowiem, że to właśnie projekt
kultury bardziej otwartej skłonił wielu ludzi do
reaktywowania romantyzmu i kanonicznych postaci
polskości.

Stało się tak dlatego, że "romantyzm patriotyczny" w


latach 90. zaczął być postrzegany jako źródło wartości, o
której Maria Janion nie pisze. Stwierdza ona: "Celem
osiągnięcia poznawczej swobody [ ] konieczne jest
zrozumienie własnego położenia, własnych racji, ale i
własnych uprzedzeń". Według autorki przemiana
polskich opowieści jest istotna dla przemiany
mentalności - to zaś jest konieczne, jeśli chcemy być
bardziej samoświadomi i przez to bardziej wolni.

Otóż wydaje się, że kłopot polskiej kultury w późnej


nowoczesności polega na czymś innym - nie na
niedostatku samoświadomości, na powtarzaniu form
estetycznych, które mistyfikują rzeczywistość, lecz na
niezdolności wypracowania form nowych, które
zostałyby uznane za społecznie ważne i przez to zdolne
zapewniać szacunek. W kulturze walczymy bowiem nie
tylko o prawdę, lecz także (a może przed wszystkim) o
prestiż. Ten zaś najłatwiej zdobyć powtarzając "stare
zaklęcia ludzkości". Romantyzm oglądany z tej
perspektywy jest zbiorem form kulturowych, które przez
największą część społeczeństwa są postrzegane właśnie
jako nośniki wspólnego kapitału symbolicznego. Kto
nimi się posługuje, otrzymuje wyrazistą tożsamość, a
także dawkę społecznego uznania. To niekiedy więcej niż
prawda.

Być może więc istota naszego kryzysu polega nie na tym,


że nie potrafimy wyjść poza romantyzm, lecz na tym, że
sztukę, która poza romantyzm kanoniczny wychodzi,
uznajemy za destruktywną dla wartości życia zbiorowego
albo nieprzydatną dla zdobywania szacunku. Z tej
perspektywy potrzebny nam jest nie tylko inny
romantyzm (bo pod tym względem Maria Janion ma
rację), i nie tylko potrzebna nam jest romantyczna lekcja
inności, lecz przede wszystkim kultura, w której formy
budowania prestiżu nie byłyby tak ubogie.

You might also like