You are on page 1of 375

Lucinda Culpin, Al Dempsey, Tom Doherty, Susan England, Dick Gallen, Cathy

Grooms, Marisa Grooms, Wilson i Janet Groomsowie, John Jarrold, Chopcy z Johnson City
(Mike Leslie, Kenneth Loveless, James D.Lund, Paul R.Robinson), Karl Lundgren, William
McDougal, Gang z Montany (Eldon Carter, Ray Grenfell, Ken Miller, Rod Moore, Dick
Schmidt, Ray Sessions, Ed Wiley, Mike Wildey i Sherman Williams), Chanie Moore, Louisa
Cheves Popham Raoul, Ted i Sydney Rigneyowie, Bryan i Sharon Webb oraz Heather Wood -
im t ksik dedykuj.
Przyszli mi z pomoc, kiedy Bg szed po wodzie, a prawdziwe Oko wiata
przesuno si nad moim domem.
Robert Jordan Charleston, SC - Luty 1990




I stanie si, e co ludzie uczynili, zostanie strzaskane, a Cie zalegnie na Wzorze
Wieku i Czarny raz jeszcze pooy sw do na wiecie czowieczym. Kobiety ka bd, a
mczyni skamieniej ze zgrozy, gdy ludy ziemi rozpadn si niczym zetlaa tkanina. Nikt nie
przeciwstawi si, nikt nie wytrwa...
A jednak urodzi si taki, co stanie do walki z Cieniem, zrodzony ponownie, jak to byo
przedtem i bdzie znowu, bez koca. Smok si odrodzi, a narodzinom jego towarzyszy
bdzie pacz i zgrzytanie zbw. We wosiennice i popi lud swj odzieje, a przyjcie jego raz
jeszcze sprowadzi pknicie wiata, rozrywajc wszystkie czce dotd wizi. Niczym brzask
rozszalay olepi nas i spali, a przecie to wanie Smok Odrodzony stawi czoo Cieniowi w
czas Ostatniej Bitwy, a krew jego przywrci nam wiato. Lej zy rzsiste, o ty, ludu wiata.
kaj, czekajc na zbawienie.
Proroctwa Smoka z: Cyklu Karaethon
przetumaczone przez Ellaine Marise'idin Alshninn,
Pierwszego Kustosza Biblioteki Dworu Arafel,
W Roku Stwrcy 231
Nowej Ery, Trzeciego Wieku.
PROLOG
W CIENIU
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, w kadym razie w tym miejscu, krzywi si
drwico, syszc guchy szmer, ktry w sklepionej komnacie brzmia jak dalekie gganie gsi.
Drwin krya czarna, jedwabna maska, niczym si nie rnica od masek zakrywajcych
twarze setki innych ludzi zgromadzonych w pomieszczeniu. Sto czarnych masek i sto par
oczu, usiujcych wypatrzy, co kryj pozostae zasony.
Komu, kto nie rozgldaby si nazbyt uwanie, mogo si wydawa, e olbrzymia
sala, z jej wysokimi marmurowymi kominkami i zotymi lampami zwisajcymi z kopuy
sufitu, barwnymi gobelinami i skomplikowanymi mozaikami posadzki, naley do jakiego
paacu. Ale tylko komu, kto nie rozgldaby si nazbyt uwanie. Bo, po pierwsze, przecie
chodem wiao z kominkw. Na kodach grubych jak mskie udo taczyy wprawdzie
pomienie, nie daway jednak ciepa. Mury skryte za gobelinami, wysokie sklepienie nad
lampami, wszystko z nie ociosanego, nieomal czarnego kamienia. Nigdzie adnych okien i
tylko dwoje drzwi po przeciwlegych kocach komnaty. Jakby kto sobie umyli, e wszystko
ma wyglda jak w paacowej sali przyj, ale nie chciao mu si zaprzta gowy niczym
wicej jak tylko oglnym planem i odrobin szczegw.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, nie wiedzia, gdzie znajdowaa si komnata,
nie sdzi te, by pozostaym to byo wiadome. Nie mia ochoty si zastanawia, gdzie jest.
Wystarczao, e go tutaj wezwano. Nad tym te nie mia ochoty si zastanawia, jednake na
takie wezwania stawia si nawet on.
Poprawi paszcz, wdziczny, e ognie na kominkach nie daj ciepa, inaczej bowiem
byoby mu za gorco w czarnej wenianej materii spowijajcej go od stp do gw. Cay jego
ubir mia czarn barw. Sute fady paszcza kryy przygarbienie, maskujce wzrost, w ich
gstwie trudno si byo poapa, co do jego tuszy. Niemniej nie on jeden spord
zgromadzonych owin sw posta w pachty dugoci caych pidzi.
W milczeniu obserwowa swych towarzyszy. Nieomal cae jego ycie zbudowane byo
na cierpliwoci. Zawsze, gdy dostatecznie dugo czeka i patrzy, kto w kocu popenia bd.
Wikszo obecnych tu mczyzn i kobiet wyznawaa by moe t sam filozofi;
obserwowali i suchali w milczeniu tych, ktrzy musieli mwi. Niektrzy nie potrafili znie
czekania albo milczenia i w ten sposb zdradzali wicej ni powinni.
Wrd goci krcia si suba, szczupa, zotowosa modzie, okraszajc oferowane
wino ukonem i milczcym umiechem. Modzi mczyni i kobiety, ubrani jednako w biae
spodnie i obszerne biae koszule. Jednaki te, niezaleny od pci, by niepokojcy wdzik ich
ruchw. Kade z nich przypominao lustrzane odbicie pozostaych, modziecy nie ustpowali
urod dziewcztom. Wtpi, czy umiaby ktre z nich odrni, a wszak mia oko i pami
do twarzy.
Umiechnita, odziana w biel dziewczyna podsuna mu tac zastawion
krysztaowymi pucharami. Wzi jeden, nie majc jednak zamiaru pi. Odmowa poczstunku
moga by poczytana za nieufno - lub co jeszcze gorszego, a kade uchybienie mogo tutaj
skoczy si mierci. Jednake w napoju mogo si co znajdowa. Z pewnoci paru
spord jego towarzyszy bez zmruenia oka patrzyoby, jak zmniejsza si rzesza
pretendentw do wadzy, i nie miao znaczenia dla nich, kto reprezentowaby szeregi
pechowcw.
Bors beznamitnie zastanawia si, czy po tym spotkaniu sucy zostan spisani na
straty. Suba przecie wszystko syszy. Gdy usugujca mu dziewczyna wyprostowaa ciao
schylone w ukonie, ponad promiennym umiechem napotka jej oczy. Oczy pozbawione
wyrazu. Puste oczy. Oczy lalki. Oczy bardziej martwe ni mier.
Zadygota, gdy oddalia si penymi gracji ruchami i mimowolnie przyoy puchar do
ust. Jednak wbrew pozorom, nie przej si tym, co si stanie z dziewczyn. Teraz chodzio o
co innego - zawsze, gdy ju myla, e wykry jak sabo u tych, ktrym aktualnie suy,
przekonywa si, e go uprzedzono, e ow domnieman sabo wyeliminowano, z
bezlitosn precyzj, ktra wprawiaa go w zdumienie. I niepokj. Naczeln zasad, ktr
posikowa si w yciu, byo doszukiwanie si saboci, wszelka bowiem sabo stanowia
szczelin, w ktrej mg tropi, wszy i dziaa. Jeeli jednak jego obecni panowie, ci,
ktrym suy w tej chwili, nie maj adnych saboci...
Marszczc skryte za mask czoo, przypatrywa si swoim towarzyszom. Przynajmniej
tu mg si dopatrzy caego mnstwa saboci. Zdradzao ich zdenerwowanie, nawet tych,
ktrym roztropno nakazywaa strzec przynajmniej jzyka. Sztywno, z jak obnosi si
jeden, niezborne ruchy, z jakimi tamta mitosia rbek spdnicy.
Zgodnie z jego rachubami co najmniej jedna czwarta zebranych nie pokwapia si, by
ukry oblicza za czarnymi maskami. Ich ubiory wiele mwiy. Na przykad kobieta przed
zoto-purpurowym gobelinem, rozmawiajca cicho z inn osob - nie sposb byo okreli czy
to mczyzna, czy kobieta - ubran w szary paszcz z kapturem. Najwyraniej dlatego wybraa
to miejsce, gdy barwy kobierca dodaway urody jej przyodziewkowi. W dwjnasb gupio
przycigaa uwag sw szkaratn sukni, z gboko wycitym stanikiem, odsaniajcym za
duo ciaa, i wysokim krajem spdnicy, spod ktrej wyzieray zote trzewiki; wida byo, e
pochodzi z Illian i e jest kobiet bogat, by moe nawet szlachetnie urodzon.
Nie opodal mieszkanki Illian staa inna kobieta, samotna i chwalebnie milczca, z
abdzi szyj i lnic kaskad czarnych wosw spadajc do pasa. Staa, wsparta plecami o
kamienn cian, bacznie wszystko obserwujc. adnego zdenerwowania, jedynie spokj i
rwnowaga. Niby godna wszelkich pochwa, a jednak ta miedziana skra i kremowa szata z
wysokim konierzem - zakrywajca wszystko prcz doni, a przy tym obcisa i z lekka
opalizujca, sugerujca, co kryje, niczego przy tym nie ujawniajc - zdradzaa wyranie
najlepsz krew z Arad Doman. I o ile czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, nie chybia
cakowicie swymi domysami, na szerokiej zotej bransolecie, ktr nosia na lewym
nadgarstku, widniay symbole jej Rodu, adna rodowita mieszkanka Doman nie poskromiaby
swej wyniosej dumy, noszc herb innego Rodu. Gorsze ni gupota.
Min go mczyzna ubrany w bkitny jak niebo, shienaraski paszcz z wysokim
konierzem, mierzc go od stp do gw czujnym spojrzeniem zza otworw w masce. Po-
stawa mczyzny zdradzaa onierza, wszystko potwierdza ten wizerunek: ukad ramion,
wzrok, ktry nigdy nie zatrzymywa si na dugo w jednym miejscu, rka gotowa pomkn do
miecza, ktrego nie mia przy sobie. Mieszkaniec Shienaru niewiele zmitry czasu, by
oceni czowieka, ktry kaza nazywa si Bors; przygarbione ramiona i pochylone plecy nie
kryy w sobie adnej groby.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, parskn pogardliwie, mieszkaniec Shienaru
szed dalej, zaciskajc praw do i ju wypatrujc niebezpieczestwa gdzie indziej. Potrafi
uszeregowa ich wszystkich wedle pochodzenia i krain. Kupca i wojownika, czowieka z ludu
i szlachetnie urodzonego. Mieszkaca Kandoru i Cairhien, Saldaei i Ghealdan. Z wszystkich
krajw i prawie wszystkich narodw. Zmarszczy nos, nagle owadnity obrzydzeniem na
widok jakiego Druciarza w jaskrawozielonych spodniach i jadowicie tym paszczu.
"Poradzimy sobie bez takich wraz z nastaniem dnia."
Zamaskowani na og nie wygldali lepiej, mimo wszystkich swoich paszczy i kirw.
Pod rbkiem czyjej burej szaty wypatrzy zdobne w srebro wysokie buty lorda z kr-
lewskiego rodu zy, pod inn bysk zotych ostrg zakoczonych Lwimi gowami, nosili takie
jedynie najwysi rang oficerowie w subie Gwardii Krlowej Andoru. Niepozorny
jegomo - niepozorny mimo wlokcej si za nim po pododze czarnej szaty i stonowanego
szarego paszcza, spitego zwyk srebrn spink - wyglda spod cienia swego gbokiego
kaptura. Mg by kimkolwiek, obojtnie skd... gdyby nie szecioramienna gwiazda
wytatuowana na skrze czcej kciuk z palcem wskazujcym prawej doni. Wywodzi si
zatem z Ludu Morza i starczyo jedno spojrzenie na jego lew do, by rozpozna
oznakowania klanu i rodu. Czowiekowi, ktry kaza nazywa si Bors, nawet nie chciao si
sprawdza.
Nagle zwzi oczy utkwione w kobiecie tak otulonej w czer, e nie byo wida nic
prcz palcw. Na prawej doni miaa zoty piercie w ksztacie wa poerajcego wasny
ogon. Aes Sedai albo kobieta wyszkolona w Tar Valon przez Aes Sedai. Nikt inny nie mg
nosi takiego piercienia. Dla niego to nie miao adnego znaczenia. Odwrci wzrok, zanim
zdya zauway, e na ni patrzy, i prawie natychmiast spostrzeg drug kobiet odzian od
stp do gw w czer i noszc piercie Wielkiego Wa. Dwie wiedmy nie zdradziy ani
jednym znakiem, e si znaj. W Biaej Wiey siedziay jak pajki porodku sieci, pocigajc
za sznurki, ktre zmuszay krlw i krlowe do taca, wtrcajc si w nie swoje sprawy.
"Oby wszystkie zdechy na wieki!"
Przyapa si na tym, e zgrzyta zbami. Skoro szeregi miay si przerzedzi - a przed
Dniem musiay - niejednego tu aowa przyjdzie jeszcze mniej ni Druciarzy.
Rozleg si gos dzwonu, pojedyncza, drca nuta, ktra dobiega nie wiadomo skd,
bez ostrzeenia i niczym n ucia wszystkie rozmowy.
Wysokie drzwi przy przeciwlegym kocu sali otwary si z rozmachem na ocie i do
rodka weszo dwch trollokw. Ich czarne kolczugi, sigajce do kolan, zdobiy kolce.
Wszyscy popiesznie umykali na bok. Nawet czowiek, ktry kaza nazywa si Bors.
Przewyszajc o gow, albo nawet o wicej, najwyszego z obecnych mczyzn,
stanowili przyprawiajce o mdoci skrzyowanie czowieka ze zwierzciem; ich ludzkie
twarze byy wykrzywione i znieksztacone. Jednemu, w miejscu, w ktrym powinny
znajdowa si usta i nos, wyrasta wielki, szpiczasty dzib, gow zamiast wosw porastay
pira. Drugi mia kopyta, twarz wydt w ksztacie wochatego ryja, za uszami sterczay kozie
rogi.
Ignorujc ludzi, trolloki stany twarzami w stron drzwi, po czym skoniy si,
sualcze i unione. Pira na gowie jednego uniosy si, tworzc koguci grzebie.
Do sali wkroczy Myrddraal i wszyscy padli na kolana. By odziany w czer, na tle
ktrej kolczugi trollokw i maski ludzi wydaway si jaskrawe, cay jego strj zwisa nieru-
chomo, bez adnej zmarszczki, kiedy z gracj jadowitego wa przemierza sal.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, poczu, e jego wargi unosz si, obnaajc
zby, czciowo w gniewnym grymasie, a czciowo, co wstyd mu byo przyzna nawet przed
samym sob, ze strachu. Myrddraal nie zasoni twarzy. Blada jak ciasto, ludzka, lecz
pozbawiona oczu, przypominaa jajo albo zamieszkujc groby larw.
Ta gadka, biaa twarz obrcia si, jakby kolejno lustrowaa wszystkie. Wida byo,
jak pod wpywem bezokiego spojrzenia dreszcz przeszywa zgromadzonych. Wskie, bez-
krwiste wargi wykrzywio co na ksztat umiechu, gdy zamaskowane postaci, jedna za drug,
usioway wcisn si gbiej w tum, przygniatajc si wzajem, byle tylko unikn
potwornego spojrzenia. Wzrok Myrddraala sprawi, e utworzyli pokrg ustawiony
naprzeciwko drzwi.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, przekn z trudem lin.
"Nadejdzie dzie, Pczowieku. Gdy znowu powrci Wielki Wadca Ciemnoci,
obierze sobie nowych Wadcw Strachu i ty bdziesz peza przed nimi. Bdziesz peza przed
ludmi. Przede mn! Czemu on nic nie mwi? Przesta si tak we mnie wgapia i przemw!"
- Nadchodzi wasz wadca. - Gos Myrddraala skrzypia niczym szeleszczca, wyscha
wowa skra. - Na brzuchy, robaki! Czogajcie si, bo inaczej jego jasno olepi was i spali!
Furia ogarna mczyzn, ktry kaza nazywa si Bors, pod wpywem tonu jak i
sw. Jednake w tym wanie momencie powietrze nad gow Pczowieka zalnio i wtedy
poj to, co usysza.
"To niemoliwe! To niemo...!"
Trolloki pady ju na brzuchy, skrcay si, jakby chcc wry pod posadzk.
Bez czekania na to co zrobi inni, czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, pad na
twarz, guchym sapniciem przyjmujc bolesne uderzenie o kamie. Z ust wytrysn potok
sw, jakby zaklcie w obronie przed niebezpieczestwem - to byo zaklcie, tyle e
przeciwko temu czego tak si ba, rwnie skutecznie obroniaby go cienka trzcina - i wtedy
usysza sto innych gosw, sto oddechw przepenionych strachem, te same sowa
wymawiane do podogi.
- Wielki Wadca Ciemnoci jest moim panem i su mu wiernie, kadym strzpem
mojej duszy.
Jaki gos szepczcy gdzie w zakamarkach jego umysu zawodzi ze strachem.
"Czarny i wszyscy Przeklci s uwizieni..."
Dygoczc, zmusi gos do milczenia. Nie sysza go ju od niepamitnych czasw.
- Pan mj jest Panem mierci. Nie proszc o nic, suy mu bd a do dnia jego
nadejcia, a suba ma przepeniona jest ufnoci i nadziej na wieczne ycie.
"...Uwizieni w Shayol Ghul, uwizieni przez Stwrc w chwili stworzenia. Nie, teraz
su innemu panu."
- Wierni z pewnoci zostan wywyszeni na ziemi, wyniesieni ponad niewiernych,
wyniesieni ponad trony, a ja jednako suy mu bd kornie a do Dnia jego Powrotu.
"Do Stwrcy strzee nas wszystkich, a wiato przed Cieniem ochrania. Nie, nie!
Inny pan."
- Oby Dzie Powrotu nasta jak najszybciej. Oby jak najszybciej Wielki Wadca
Ciemnoci poprowadzi nas i na zawsze obj wadz nad wiatem.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, ciko dyszc dokoczy credo, czujc si
jakby mia za sob dziesiciomilowy bieg. Otaczajce go chrapliwe oddechy mwiy mu, e
nie tylko on znajduje si w takim stanie.
- Powstacie! Powstacie wszyscy.
Sodka barwa gosu zaskoczya go. Z pewnoci nie mgby tego powiedzie aden z
jego towarzyszy lecych na brzuchach, z twarzami przycinitymi do mozaikowej posadzki,
jednake takiego brzmienia gosu nie mg si spodziewa po... Ostronie unis gow na
tyle, by mc spojrze jednym okiem.
W powietrzu ponad Myrddraalem wisiaa sylwetka czowieka, brzeg jego
krwistoczerwonej szaty zwiesza si nad gow Myrddraala. Twarz przykrywaa maska koloru
rwnie krwistej czerwieni. Czy Wielki Wadca Ciemnoci miaby si im ukaza pod postaci
czowieka? I na dodatek zamaskowanego? A jednak Myrddraal, jego strach by niemale
widoczny, trzs si, prawie kuli, stojc w cieniu postaci. Czowiek, ktry kaza nazywa si
Bors, uczepi si odpowiedzi, jak mg znie jego umys. Przypuszczalnie jeden z
Przekltych.
Ta myl bya niewiele mniej bolesna. Oznaczaoby to, e Dzie, gdy Czarny powrci,
jest ju blisko, skoro jeden z Przekltych wydosta si na wolno. Przeklci, trzynastu
najpotniejszych wadcw Jedynej Mocy, w Wieku, ktry obfitowa w potnych wadcw,
zamknici zostali wraz z Czarnym w Shayol Ghul, wygnani ze wiata ludzi i zapiecztowani
tam przez Smoka oraz Stu Towarzyszy. A kontruderzenie, bdce efektem tego wygnania
skazio msk poow Prawdziwego rda i wszyscy mscy Aes Sedai, ci przeklci wadcy
Mocy, oszaleli i spowodowali pknicie wiata, roztrzaskujc go jak gliniany dzbanek cinity
na skay i koczc tym samym Wiek Legend, zanim sami pomarli, gnijc jeszcze za ycia.
Wedle jego przekonania najbardziej odpowiednia mier dla Aes Sedai. Zbyt lekka dla nich.
aowa tylko tego, e kobiety zostay oszczdzone.
Powoli, bolenie zepchn trwog w gb swego umysu, zamykajc j i trzymajc
najcilej jak potrafi, chocia krzykiem domagaa si uwolnienia. To bya najlepsza rzecz,
jak mg zrobi. aden z lecych na brzuchu nie wsta jeszcze, nieliczni powayli si
podnie gowy.
- Powstacie! - W gosie czerwono zamaskowanej postaci zabrzmia oschy ton.
Wykonaa gest oboma domi. - Wsta!
Czowiek, ktry kaza mwi na siebie Bors, gramoli si niezrcznie, lecz w poowie
drogi, klczc na kolanach, zawaha si. Donie wykonujce gesty byy straszliwie poparzone,
poprzecinane czarnymi szczelinami, spomidzy ktrych wyzierao surowe miso, czerwone
jak szaty, w ktre odziana bya posta.
"Czy Czarny pojawiaby si w taki sposb? Lub choby jeden z Przekltych?"
Dziury na oczy w krwistoczerwonej masce powoli przesuway si po nim,
wyprostowa si wic popiesznie. Pomyla, e niemale czuje w spojrzeniu tym gorco
otwartego paleniska.
Inni poddali si rozkazowi z nie wikszym wdzikiem i nie mniejszym strachem.
Kiedy wszyscy ju stali, posta unoszca si w powietrzu przemwia:
- Znany jestem pod wieloma imionami, lecz wy powinnicie zna mnie pod imieniem
Ba'alzamon.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, zacisn zby, aby powstrzyma ich
szczkanie. Ba'alzamon. W jzyku trollokw oznaczao to Serce Mroku, a nawet niewierzcy
wiedzieli, e trolloki nazyway tak Wielkiego Pana Ciemnoci. Tego Ktrego Imienia Nie
Wolno Wymawia. Nie byo to Prawdziwe Imi, Shai'tan, byo jednak zakazane. Dla tych,
ktrzy zgromadzili si tutaj, podobnie jak dla innych z ich rodzaju, splamienie
ktregokolwiek z obu imion ludzkim jzykiem oznaczao blunierstwo. Oddech wiszcza mu
w nozdrzach i sysza, jak pozostali sapi pod swymi maskami. Suba gdzie znikna,
podobnie trolloki, cho nie spostrzeg, jak wychodzili.
- Miejsce, w ktrym si znajdujecie ley w cieniu Shayol Ghul.
Podnis si lament wielu gosw. Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, nie by
pewien, czy i jego gosu nie byo pord nich. Delikatny ton czego, co niemale mogoby by
nazwane kpin, wplt si w sowa Ba'alzamona, gdy rozpostar donie:
- Nie bjcie si, albowiem Dzie ustanowienia waszego Pana nad wiatem zblia si.
Dzie Powrotu nadciga skrzydem burzy. Czy nic wam nie mwi to, e jestem tutaj, e
wyrnieni spord wszystkich waszych braci i sistr, moecie mnie oglda? Wkrtce Koo
Czasu zostanie skruszone. Ju wkrtce Wielki W umrze, a nasycony potg tej mierci,
mierci samego Czasu, wasz Pan przeksztaci ten wiat wedle obrazu swego, na ten Wiek i
wszystkie, ktre przyjd po nim. A ci, ktrzy su mi wiernie i wytrwale, usid u moich stp
ponad gwiazdami na niebie i rzdzi bd wiatem ludzi na zawsze. Tak wam obiecaem i tak
bdzie, bez koca. Bdziecie yli i wadali na zawsze.
Szmer antycypowanej radoci przemkn w tumie suchaczy, niektrzy nawet
postpili krok naprzd, w kierunku koyszcego si, szkaratnego ksztatu, oczy
entuzjastycznie uniosy si w gr. Nawet czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, poczu si
przycigania tej obietnicy, obietnicy za ktr przehandlowa po stokro sw dusz.
- Dzie Powrotu jest coraz bliszy - rzek Ba'alzamon. - Lecz wiele jeszcze zostao do
zrobienia. Wiele do zrobienia.
Powietrze po lewej rce Ba'alzamona zalnio i skrzepo, pojawia si w nim posta
modego mczyzny, nieco niszego od niego. Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, nie
potrafi zdecydowa, czy jest to rzeczywista istota czy nie. Sdzc z ubioru, wiejski chopiec z
psotnymi ognikami w brzowych oczach i cieniem umiechu w kcikach ust, jakby
przypomina sobie, lub planowa jak psot. Skra jakby ya i bya ciepa, jednak piersi nie
porusza oddech, oczy nie mrugay.
Powietrze po prawej rce Ba'alzamona zamigotao jakby z gorca i druga z wiejska
ubrana posta zawisa w powietrzu, odrobin poniej niego. By to modzieniec o krconych
wosach, uminiony potnie jak kowal. I mia osobliwy dodatek: przy boku wisia mu
bojowy topr, wielki stalowy pksiyc, ktrego ciar rwnoway gruby szpic po prze-
ciwnej stronie trzonka. Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, nagle pochyli si naprzd
pochonity czym zdecydowanie bardziej zadziwiajcym. Oczy modzieca byy te.
I po raz trzeci powietrze zestalio si w ksztat modego czowieka, tym razem
dokadnie pod twarz Ba'alzamona, niemale u jego stp. Podobny do poprzednich, wysoki, o
oczach zmieniajcych barw od szaroci do bkitu, w zalenoci od kta padania wiata, o
ciemnych, zrudziaych wosach. Nastpny wieniak, albo rolnik. Czowiek, ktry kaza
nazywa si Bors, patrzy. Jeszcze jedna rzecz odstajca od powszednioci, chocia dziwi si,
jak w tym miejscu mg oczekiwa zwyczajnych rzeczy. Przy pasie postaci przytroczony by
miecz, miecz z brzow czapl wygrawerowan na pochwie, i jeszcze jednym znakiem czapli
na dugim, dwurcznym jelcu.
"Wiejski chopiec ze znakiem czapli na ostrzu? Niemoliwe! Co to wszystko ma
znaczy? I chopak z tymi oczami."
Zauway, e Myrddraal patrzc na postacie zadra, a o ile nie sdzi bdnie, drenie
nie wyraao strachu, lecz nienawi.
Zapada gboka cisza, ktrej Ba'alzamon pozwoli jeszcze pogbi si, nim
przemwi:
- Oto jest ten, ktry przemierza wiat, ktry by i ktry bdzie, lecz ktrego jeszcze nie
ma, oto Smok.
Przestraszony szept roznis si wrd suchaczy.
- Smok Odrodzony! Mamy go zabi, Wielki Panie? Rka czowieka z Shienaran
apczywie podya do pasa, gdzie powinien wisie miecz.
- By moe - prosto odrzek Ba'alzamon. - A moe nie. By moe da si go jako
wykorzysta. Wczeniej czy pniej musi to nastpi, w tym Wieku lub innym.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, zamruga.
"W tym Wieku lub innym? Mylaem, e Dzie Powrotu jest blisko. Jakie ma dla
mnie znaczenie, co wydarzy si w innym Wieku, jeli zestarzej si i umr, zanim obecny
dobiegnie koca?"
Lecz Ba'alzamon przemwi znowu:
- Ju formuje si wze we Wzorze, jeden z wielu punktw, gdzie ten, ktry zostanie
Smokiem, moe by poddany mej wadzy. Musi zosta poddany! Lepiej, eby suy mi ywy,
nili martwy. Lecz ywy lub martwy suy mi musi i bdzie! Tych trzech musicie
zapamita, gdy kady z nich stanowi osnow we wzorze, ktry ja umyliem sobie uple, a
waszym dzieem bdzie, dogldn aby uoya si jak rozkazaem. Przypatrzcie si im
uwanie, bycie ich zapamitali.
Nagle wszelkie gosy umilky. Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, poruszy si
niespokojnie i stwierdzi, e inni zachowuj si podobnie. Wszyscy prcz kobiety z Illian, jak
sobie zda spraw. Z rkoma rozpostartymi na onie, jakby chciaa przykry odsonity krg
skry, z rozszerzonymi oczyma, na poy przeraona, na poy pogrona w ekstazie gorliwie
kiwaa gow, niby do kogo stojcego twarz w twarz z ni. Czasami zdawaa si
odpowiada, ale czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, nie sysza ani sowa. W pewnym
momencie przechylia si do tyu, drc i unoszc si na palcach. Nie rozumia, dlaczego nie
upada, musiao podtrzymywa j co niewidzialnego. Wtem, rwnie niespodziewanie, stana
na powrt normalnie i ponownie skina gow, kaniajc si i dygoczc. W tej samej chwili
jedna z kobiet, noszcych Wielkiego Wa, wpada w podobny trans, te zacza kiwa
gow.
"Tak wic kady z nas syszy przeznaczone dla niego instrukcje, a nikt nie syszy
cudzych."
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, zamrucza zawiedziony. Jeliby wiedzia, co
polecono uczyni choby jednemu z zebranych, mgby wykorzysta t wiedz, ale w taki
sposb... Niecierpliwie czeka na swoj kolej, zapominajc si do tego stopnia, e porzuci
nawet wyprostowan postaw.
Jedno po drugim, zebrani otrzymywali swe polecenia, kade otoczone murem
milczenia, zdradzajc jednak drczce wskazwki. Gdyby tylko potrafi je odczyta. Czowiek
z Atha'an Miere, z Ludu Morza a zesztywnia ze wstrtu, gdy potakiwa. Teraz przysza kolej
na Shienaranina. Jego postawa zdradzaa pomieszanie nawet wwczas, gdy wyraa zgod.
Druga kobieta z Tar Valon wzdrygna si, jakby bya w szoku, a szaro odziana posta, ktrej
pci nie potrafi okreli, potrzsna gow, zanim pada na kolana, potakujc gwatownymi
ruchami gowy. Niektrych przeszyway podobne konwulsje jak kobiet z Illian, niczym od
blu przenikajcego po czubki palcw.
- Bors.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, targn si, gdy czerwona maska wypenia
mu oczy. Wci mg widzie komnat, wci postrzega unoszc si figur Ba'alzamona i
zawieszone przed nim trzy postacie, lecz jednoczenie by w stanie patrze tylko na
zamaskowan czerwono twarz. Na wp omdlay czu, jakby rozupywano mu czaszk, jakby
gaki oczne wypychano mu z gowy. Przez chwil wydawao mu si, e widzi pomienie
przewitujce przez oczy maski.
- Jeste wierny... Bors?
lad kpiny w gosie spowodowa, e dreszcz przeszy go do szpiku koci.
- Jestem wierny, Wielki Panie. Nie potrafibym nic ukry przed tob.
"Jestem wierny! Przysigam!"
- Nie, nie potrafiby.
Pewno w gosie Ba'alzamona sprawia, e zascho mu w ustach, lecz zmusi si, by
odpowiedzie.
- Rozkazuj mi, Wielki Panie, ja posucham.
- Po pierwsze, musisz wrci do Tarabon i dalej prowadzi swe dobre dziea. W
rzeczy samej, nakazuj ci podwoi wysiki.
Patrzy na Ba'alzamona w zmieszaniu, lecz nagle ognie rozbysy za mask, skorzysta
wic z tego, i znajdowa si w pokonie, by odwrci wzrok.
- Jak rozkazujesz, Wielki Panie, tak te bdzie.
- Po wtre, bdziesz wypatrywa trzech modych mczyzn i twoi ludzie bd
wypatrywa ich rwnie. Ale uwaaj, s niebezpieczni.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, spojrza na trzy postacie zawieszone w
powietrzu przed Ba'alzamonem.
"Jak miabym to zrobi? Mog ich widzie, ale naprawd nie widz nic prcz jego
twarzy."
Jego gowa niemale pkaa. Pot zla ukryte w grubych rkawicach donie, koszula
przylepia si do plecw.
- Niebezpieczni, Wielki Panie? Wiejscy chopcy? Czy jeden z nich jest...
- Miecz niebezpieczny jest dla czowieka wystawionego na sztych, nie dla
trzymajcego jelec. Pod warunkiem oczywicie, e czowiek trzymajcy miecz nie jest gupi,
nieostrony lub nie wywiczony, w ktrym to przypadku miecz jest dla niego bardziej
niebezpieczny ni dla kogokolwiek innego. Wystarczy, e kazaem ci ich zapamita.
Wystarczy, e posuchasz rozkazu.
- Jak rozkaesz, Wielki Panie, tak te bdzie.
- Po trzecie, co si tyczy tych, ktrzy wyldowali na Gowie Tomana, oraz
Domaczykw. O nich nie bdziesz z nikim rozmawia. Kiedy wrcisz do Tarabon...
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, zda sobie spraw, e sucha z
rozdziawionymi ustami. Instrukcje nie miay sensu.
"Gdybym wiedzia, co powiedziano pozostaym, by moe mgbym poskada to w
jak cao."
Nagle poczu, e pochwycono jego gow, jakby gigantyczna do ciskaa skronie.
Co unioso go w powietrze, wiat rozprysn si tysicem gwiazd, a kady rozbysk wiata
by obrazem, ktry przelatywa przez jego umys, przez przdz myli i gin w oddali, zanim
zdy choby na moment go pochwyci. Niemoliwe niebo prgowanych chmur,
czerwonych, tych i czarnych, pdzcych, poganianych przez najsilniejszy wiatr, jaki
kiedykolwiek widzia wiat. Kobieta - dziewczyna? - ubrana w biel, wycofaa si w czer i
znikna w chwili, w ktrej si pojawia. Kruk popatrza mu w oczy, poznajc go, i odszed.
Uzbrojony mczyzna, w zwierzcym hemie, uformowanym tak, pomalowanym i
pozacanym, by przypomina gow jakiego potwornego, jadowitego owada, podnis miecz
zatopi go w czym po swej prawej stronie, co znajdowao si poza polem widzenia. Rg,
zoty i krty, nadlecia z wielkiej odlegoci. Jedna, jedyna widrujca nuta, jak rozbrzmiewa
lecc, ugodzia jego dusz. W ostatniej chwili rozbysn, przemieniajc si w olepiajcy
zoty piercie wiata, ktre przenikno go, przenikajc mrozem, przeraajcym bardziej ni
mier. Wilk wyskoczy z cieni utraconego wzroku i rzuci mu si do garda. Nie by w stanie
nawet krzycze. Strumie pyn dalej, zatapiajc go, grzebic. Z trudem przypomina sobie,
kim waciwie jest, albo czym. Niebiosa pakay ognistym deszczem, ksiyc spada i
gwiazdy, rzeki spyway krwi, ziemia pka, wypluwajc fontanny pynnej skay...
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, zorientowa si, e ley skulony w komnacie
wraz z pozostaymi ludmi, wikszo patrzya na niego, panowaa cakowita cisza.
Gdziekolwiek spojrza, w gr czy w d, czy w jakimkolwiek innym kierunku, zamaskowana
twarz Ba'alzamona zawsze wypeniaa oczy. Obrazy przelatujce przez jego umys znikny.
Niepewnie wyprostowa si. Ba'alzamon wci by przed nim.
- Wielki Panie, co...?
- Niektre rozkazy s zbyt wane, by byy znane nawet temu, komu zostay
powierzone.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, niemale na p zgi si w ukonie.
- Jak rozkaesz, Wielki Panie - wyszepta ochryple. - Tak te bdzie.
Kiedy wyprostowa si, na powrt zaton w milczcej samotnoci. Kolejny czowiek,
Wysoki Lord Tairen, gi si w ukonach i potakiwa komu, kogo nie widzia nikt. Czowiek,
ktry kaza nazywa si Bors, przyoy do do czoa, starajc si pochwyci to, co
eksplodowao w przestrzeniach jego umysu, aczkolwiek nie by cakowicie pewien, czy
rzeczywicie chciaby to zapamita. Ostatnie pozostaoci zamigotay, znikny i nagle nie
wiedzia ju, co waciwie stara si zapamita.
"Wiem, e co byo, ale co? Byo co! Musiao by?"
Splt rce. Skrzywi si, czujc oblewajcy je pot i zwrci sw uwag na trzy
postacie zawieszone przed unoszcym si w powietrzu ksztatem Ba'alzamona.
Muskularny, kdzierzawy modzieniec, rolnik z mieczem i chopak o psotnej twarzy.
Pamitajc ju ich twarze i sylwetki, czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, nada im
imiona: Kowal, Szermierz i Bazen.
"Jakie jest ich miejsce w tej ukadance?"
Musz by wani, inaczej Ba'alzamon nie uczyniby ich centraln kwesti spotkania.
Lecz wnioskujc wycznie na podstawie otrzymanych rozkazw, kady z nich mg zosta w
kadej chwili zabity, a nie mia powodw by nie myle, e inni otrzymali - odnosio si to do
tych trzech - polecenia mniej miercionone.
"Na ile s wani?"
Niebieskie oczy mog oznacza szlacht Andoru - nie do pomylenia w tym ubiorze -
rwnie ludzie z Pogranicza maj jasne oczy, a take niektrzy Taireczycy, nie wspominajc
o mieszkacach Ghealdan i oczywicie... Nie, w ten sposb niczego si nie osignie. Lecz
te oczy?
"Kim oni s'? Kim oni s?"
Poczu dotknicia na ramieniu i obejrzawszy si, zobaczy jednego z biao odzianych
sucych, modzieca stojcego obok. Inni rwnie pojawili si na powrt, w wikszej
liczbie ni poprzednio, na kadego zamaskowanego czowieka przypada teraz jeden sucy.
Zamruga. Ba'alzamon odszed. Myrddraal odszed rwnie i tylko szorstki kamie znaczy
miejsce, gdzie znajdoway si drzwi. Jednak trzy postacie wci jeszcze wisiay w powietrzu.
Poczu si, jakby spoglday wprost na niego.
- Jeli mona, lordzie Bors, poka panu drog do komnaty.
Unikajc tych martwych oczu, raz jeszcze spojrza na trzy postacie, potem ruszy w
lad za sucym. Peen niepokoju zastanawia si, skd modzieniec wiedzia, jakiego uy
imienia. Kiedy dziwnie rzebione drzwi zamkny si za nim i uszed kilkanacie krokw,
zda sobie spraw, e s sami w korytarzu. Brwi podejrzliwie opady mu pod mask, lecz
zanim otworzy usta, sucy przemwi:
- Pozostali rwnie udali si do swych pokoi, mj panie. Jeli wolno, mj panie?
Czasu zostao mao, a nasz Wadca jest niecierpliwy.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, zgrzytn zbami, zarwno ze wzgldu na
brak informacji, jak i implikacje, jakie pocigao za sob zrwnanie statusu ich obu, poszed
jednak posusznie w milczeniu. Jedynie gupiec dyskutuje ze sucym, a co gorsza, kiedy
przypomnia sobie jego oczy, nie by pewien, czy wyniknoby z tego co dobrego.
"Ale skd wiedzia, jak si do mnie zwraca?"
Sucy umiechn si.
Czowiek, ktry kaza nazywa si Bors, ani przez chwil nie zazna spokoju, dopki
nie znalaz si z powrotem w pokoju, w ktrym oczekiwa za pierwszym przybyciem, nawet
tam zreszt nie zazna go wiele. Upewni si, e pieczcie na jego torbach s nienaruszone,
bya to jednak niewielka pociecha.
Sucy nie wszed do rodka, pozosta w korytarzu.
- Moesz przebra si we wasn odzie, jeli chcesz, mj panie. Nikt tutaj nie bdzie
wiadkiem twojego odjazdu. Nikt nie wybiera si w twoim kierunku, tote najlepiej byoby
ju ubra si odpowiednio. Kto przyjdzie, by pokaza ci drog.
Nie tknite adn widzialn rk drzwi zatrzasny si. Czowieka, ktry kaza
nazywa si Bors, nieoczekiwanie przeszy dreszcz. Popiesznie zerwa pieczcie i sprzczki
toreb i wycign z nich swj zwyky paszcz. Na dnie umysu cichy gos wtpi, czy obiecana
moc, nawet niemiertelno, warta bya jeszcze jednego takiego spotkania, lecz natychmiast
zaguszy go miechem.
"Za tak moc mgbym wysawia Wielkiego Pana Mroku pod Sklepieniem Prawdy."
Pamitajc o rozkazach danych mu przez Ba'alzamona, dotkn palcem zotego,
byszczcego soca, wyszytego na piersi biaego paszcza, i czerwonej laski pasterza z tyu za
socem, symbolu jego urzdu w wiecie ludzi, i niemale rozemia si w gos. Czekaa go
praca. Duo pracy byo do wykonania w Tarabon i na Rwninie Almoth.
ROZDZIA 1
POMIE TAR VALON
Koo Czasu obraca si, a Wieki nadchodz i mijaj, pozostawiajc wspomnienia, ktre
staj si legend. Legenda staje si mitem, a nawet mit jest ju dawno zapomniany, kiedy
nadchodzi Wiek, ktry go zrodzi. W jednym z Wiekw, zwanym przez niektrych Trzecim
Wiekiem, Wiekiem ktry dopiero nadejdzie, Wiekiem dawno ju minionym, w Grach
Przeznaczenia podnis si wiatr. Wiatr ten nie by prawdziwym pocztkiem. Nie istniej
pocztki ani zakoczenia w obrotach Koa Czasu. Niemniej by to jaki pocztek.
Zrodzony wrd czarnych, ostrych jak ostrza szczytw i wysokich przeczy, gdzie
bkaa si mier, a rzeczy jeszcze bardziej od niej niebezpieczne czaiy si w ukryciu, wiatr
wia na wschd, przez potargany las porastajcy Wielki Ugr, las skaony i znieksztacony
dotykiem Czarnego. Mdlcy, sodkawy odr zepsucia zela, nim wiatr pokona t
niewidzialn lini, ktr ludzie nazywali granic Shienaru, gdzie wraz z nadejciem wiosny
kwiaty grub warstw oblepiy gazie drzew. Powinno ju byo nadej lato, jednake wiosna
nastaa pno i gonica czas ziemia oszalaa. Kady krzak jey si mod, jasn zieleni,
koniuszki gazek na drzewach zaczerwieniy si nowym przyrostem. Wiatr marszczy
powierzchni farmerskich pl, upodabniajc je do kwitncych na zielono staww, jako e
przysze plony wyranie ju wypezay na powierzchni gleby.
Wo mierci zdya si ju rozwia, o wiele wczeniej, nim wiatr dotar do wzgrz
otoczonego kamiennym murem miasta Fal Dara i j smaga wie fortecy pobudowanej w
samym jego sercu. Na samym szczycie tej wiey znajdowao si dwch mczyzn, ich ruchy
przywodziy na myl taniec. Fal Dara, ukryta za solidnym i wysokim murem, warownia i
zarazem grd, nigdy pokonana, nigdy zdradzona. Lament wiatru wdar si midzy kryte
drewnianymi gontami dachy, kamienne kominy i wysze od nich wiee, lament, co
przypomina pogrzebow pie.
Obnaony do pasa Rand al'Thor zadra, gdy poczu lodowat pieszczot wiatru,
zacisn palce na dugiej rkojeci wiczebnego miecza. Palce promienie soca gadziy jego
tors, sklejone potem ciemnokasztanowe wosy przywary mu do czaszki. Zmarszczy nos,
czujc wty zapach w zmconym powietrzu, nie skojarzy jednak tej woni z obrazem wieo
otwartego, starego grobowca, ktry zamigota mu w mylach. Ten zapach i obraz ledwie
dotary do jego wiadomoci, ze wszech si dy do zachowania pustki w umyle, jednake
mczyzna, ktry mu towarzyszy na wiey, natrtnie nachodzi t pustk. Mierzcy dziesi
krokw szczyt wiey otacza sigajcy do piersi, zakoczony blankami mur. Tyle miejsca nie
wywoywao uczucia ciasnoty, o ile nie znajdowa si tam Stranik.
Mimo modego wieku Rand by wyszy od wikszoci mczyzn, Lan jednak
dorwnywa mu wzrostem, a poza tym by mocniej uminiony, mimo e nie mia rwnie sze-
rokich barkw. Stranik obwiza czoo przepask ze splecionych rzemieni, dziki czemu
wosy nie opaday mu na twarz, twarz, ktra zdawaa si skada z paszczyzn i zaama jakby
wykutych w kamieniu, twarz, ktrej gadko zadawaa kam siwym pasmom na skroniach.
Mimo upau i zmczenia pier i ramiona Stranika pokrywaa jedynie cieniutka warstewka
potu. Rand owi wzrokiem lodowaty bkit oczu Lana, usiujc znale tam jakikolwiek lad
jego zamierze. Stranik wydawa si w ogle nie mruga, pynnie zmienia kolejne pozycje,
sprawnie i gadko poruszajc mieczem.
wiczebny miecz, skadajcy si z wizki cienkich, luno zwizanych szczap zamiast
ostrza, wywoywa gony trzask za kadym razem, gdy w co trafi a na ciele pozostawia
prg. Rand wiedzia o tym a za dobrze. Swdziay go trzy wskie, czerwone linie na
ebrach, jedna na ramieniu mocno pieka. Musia dokada wszelkich stara, by unikn
dalszych tego typu ozdb. Na ciele Lana nie byo ani jednego ladu od miecza.
Zgodnie z tym, czego go uczono, Rand uksztatowa pojedynczy pomie w umyle i
skupi si na nim, starajc si wla we wszelkie uczucia i emocje. utworzy w swoim
wntrzu pustk, otoczon zrwnowaon myl. Pustk w kocu osign, lecz - jak to si
czsto zdarzao zbyt pno, wic nie bya to pustka doskonaa; pomie wci pon lub
raczej byo to wraenie wiata zakcajcego bezruch. Przynajmniej tyle. Oplt go chodny
spokj pustki i wtedy zjednoczy si z mieczem, z gadkimi kamieniami pod podeszwami
butw, nawet z Lanem. Wszystko stao si jednoci, porusza si, nie wiedziony adn
myl, zharmonizowany z kadym krokiem i ruchem Stranika.
Znowu wzbi si wiatr, przynoszc z sob brzmienie miejskich dzwonw.
"Kto jeszcze si cieszy, e wreszcie nastaa wiosna."
Uboczna myl zatrzepotaa w pustce, unoszc si na falach wiata, zakcajc jej
przestrze, a miecz w rkach Lana zawirowa, zupenie jakby Stranik potrafi czyta w
mylach Randa.
Przez chwil na szczycie wiey rozbrzmiewaa duga seria szybkich klapni. Rand
nie prbowa dosign swego przeciwnika, potrafi jedynie uchyla si przed ciosami
Stranika. Odparowywa atak tak dugo, jak si dao, lecz w kocu musia si wycofa. Wyraz
twarzy Lana ani razu nie uleg zmianie, za to miecz zdawa si y w jego rkach. Zupenie
znienacka szeroki wymach zmieni si w pchnicie. Wzity z zaskoczenia Rand zrobi krok
do tyu, krzywic si z gry, bo zdawa sobie spraw, e tym razem nie uniknie trafienia.
Na szczycie wiey zawy wiatr... i nagle poczu, e jest jego winiem. Zgstniae
powietrze oplatao go jak kokon. Pchao do przodu. Czas i ruch zwolniy, zdjty trwog pa-
trzy na miecz Lana pyncy prosto na jego pier. Jednake momentowi trafienia nie
towarzyszya ani powolno, ani agodno. ebra zatrzeszczay jak uderzone motem. Stk-
n gucho, a wiatr wci go nie puszcza, nadal nis go do przodu. Szczapy w wiczebnym
mieczu Lana ugiy si wci powoli, jak si Randowi zdawao - a potem rozpady, ostre
drzazgi trysny w stron jego serca, poszarpane koce rozoray skr. Bl przeszy ciao,
skra wydawaa si zupenie posiekana. Cay pon, jakby to soce znienacka eksplodowao
pomieniem, prbujc go spali niczym pat bekonu na patelni.
Krzyczc, zatoczy si gwatownie w ty i pad na kamienny mur. Trzscymi domi
zbada rany na piersi i z niedowierzaniem podnis zakrwawione palce do swych szarych
oczu.
- Co mia znaczy ten gupi ruch, pasterzu? - spyta zgrzytliwym gosem Stranik. -
Przecie ju co umiesz, chyba e zapomniae wszystko, czego ci prbowaem nauczy.
Mocno jeste...? - Urwa, napotkawszy wzrok Randa.
- Wiatr. - Randowi zascho w ustach. - On... on mnie popchn! By... By twardy jak
mur!
Stranik popatrzy na niego w milczeniu, potem poda mu rk. Rand uj j i pozwoli
si podwign na nogi.
- Dziwne rzeczy mog si dzia tak blisko Ugoru powiedzia w kocu Lan, jednak w
tych pozornie beznamitnie dobranych sowach sycha byo niepokj. To samo w sobie byo
dziwne. Stranicy, ci na poy legendarni wojownicy sucy Aes Sedai, rzadko kiedy zdradzali
jakie emocje, a Lan okazywa ich jeszcze mniej. Cisn poamany miecz na bok i opar si o
cian, pod ktr uoyli swe prawdziwe miecze, by nie przeszkadzay w wiczeniach.
- Ale nie takie - zaprotestowa Rand. Przykucn obok Lana, dziki czemu szczyt muru
znalaz si powyej jego gowy, chronic go niejako przed wiatrem. O ile to w ogle by
wiatr. aden wiatr nigdy nie by... taki... oporny. - Pokj! Moe nawet w samym Ugorze!
- W przypadku kogo takiego jak ty... - Lan wzruszy ramionami, jakby to wszystko
wyjaniao. - Kiedy masz zamiar wyjecha, pasterzu? Miesic temu powiedziae, e jedziesz,
i mnie si wydawao, e nie powinno ci tu by ju od trzech tygodni.
Rand zagapi si na niego ze zdumieniem.
"On si zachowuje tak, jakby nic nie byo!"
Marszczc brwi, odstawi miecz wiczebny, wzi swj prawdziwy miecz i uoy go
sobie na kolanach, gadzc palcami dug, owinit rzemieniem rkoje ozdobion wi-
zerunkiem czapli. Druga taka sama czapla zdobia pochw i jeszcze jedn wytrawiono na
schowanym w niej ostrzu. Nadal nie mg si nadziwi, e jest posiadaczem takiego miecza.
e w ogle ma jaki miecz, a co dopiero taki ze znakiem mistrza. By zwykym farmerem z
Dwu Rzek, tak teraz dalekich. Moe ju na zawsze. By pasterzem, jak jego ojciec.
"Byem pasterzem. Kim jestem teraz?" I to ojciec da mu ten miecz ze znakiem czapli.
"Tam jest moim ojcem, choby nie wiadomo, co mwili inni."
Zapragn, by to, co myli, nie brzmiao tak, jakby prbowa przekonywa samego
siebie.
Lan znowu wydawa si czyta w jego mylach.
- Na Ziemiach Granicznych, pasterzu, kade dziecko naley do tego, kto si zajmuje
jego wychowaniem i nikt nie moe powiedzie, e jest inaczej.
Rand zignorowa sowa Stranika z chmurn min. To bya wycznie jego sprawa.
- Chc si nauczy nim posugiwa. Musz.
Noszenie miecza ze znakiem czapli przysparzao mu wielu kopotw. Nie kady
wiedzia, co oznacza w znak, nie wszyscy nawet go zauwaali, jednak takie ostrze,
szczeglnie w rkach modzieca ledwie zasugujcego na miano mczyzny, wci byo
przedmiotem niepodanej uwagi.
- Czasami, kiedy nie mog ucieka, udaje mi si komu zamydli oczy, a poza tym
mam szczcie. Ale co si stanie, gdy nie bd mg ani ucieka, ani udawa, a mj zapas
szczcia si wyczerpie?
- Moesz go sprzeda - powiedzia ostronie Lan. - Jest czym rzadkim nawet wrd
innych mieczy ze znakiem czapli. Osignby wysok cen.
- Nie!
Na taki pomys wpada ju nieraz, teraz jednak odrzuci go z tego samego powodu co
zawsze i to bardziej zapalczywie, bo pochodzi od kogo innego.
"Dopki naley do mnie, dopty mog nazywa Tama swym ojcem. On mi go
podarowa i to jemu zawdziczam to prawo."
- Mylaem, e wszystkie miecze ze znakiem czapli s czym rzadkim.
Lan spojrza na niego z ukosa.
- Tam nic ci nie powiedzia, co? A musia o tym wiedzie. Chyba e nie wierzy.
Wielu w to nie wierzy. - Uj wasny miecz, nieomal bliniaczo podobny do miecza Randa,
gdyby nie brak wizerunkw czapli, i wycign go z pochwy. Ostrze, lekko zakrzywione,
jednosieczne, zalnio srebrzycie w blasku soca.
To by miecz krlw Malkier. Lan o tym nie mwi nie lubi nawet cudzego o tym
gadania - a wszak al'Lan Mandragoran by Wadc Siedmiu Wie, Wadc Jezior i
niekoronowanym krlem Malkier. Siedem Wie leao w gruzach, a Tysic Jezior przerodzio
si w matecznik plugastwa. Ugr zera Malkier, a ze wszystkich wadcw ludu Malkier
przey tylko ten jeden.
Niektrzy powiadali, e Lan zosta Stranikiem i zgodzi si na sub u Aes Sedai, by
mc szuka mierci w Ugorze i podzieli los czonkw swego rodu. Rand widzia na wasne
oczy, jak Lan staje na drodze niebezpieczestwu, zupenie si nie troszczc o wasn skr,
najwyej jednak stawia ycie i bezpieczestwo Moiraine, Aes Sedai, ktrej suy. Zdaniem
Randa dopki ya Moiraine, dopty Lan nie chcia tak naprawd szuka mierci.
Obracajc swe ostrze w socu, Lan powiedzia:
- Podczas Wojny z Cieniem walczono za pomoc Jedynej Mocy i wyrabiano te z niej
bro. Niektre gatunki broni korzystay z Jedynej Mocy, jednym ciosem zdolne zniszczy
miasto, przemieni cae ligi ziemi w pustkowia. Wszystka ta bro zagina podczas Pknicia;
nikt te nie pamita, jak j si wyrabia. Istniay te prostsze odmiany broni, dla tych, ktrzy
nie wahali si zmierzy z Myrddraalami i jeszcze gorszymi istotami, stworzonymi przez
Wadcw Strachu, ostrzem odpowiadajc ostrzu.
- Aes Sedai z pomoc Jedynej Mocy czerpay elazo i inne metale z ziemi, przetapiay
je, formoway i przekuway. Wszystko z pomoc Mocy. Miecze, a take inne gatunki broni.
Wiele tych okazw, ktre przetrway Pknicie wiata, zniszczyli ludzie, ktrzy bali si i
nienawidzili dzie Aes Sedai, inne za znikny na cae lata. Niewiele si uratowao i niewielu
ludzi wie, czym one naprawd s. Powstaway legendy na ten temat, wydumane banie o
mieczach, ktre rzekomo miay wasn moc. Syszae opowieci bardw. Wystarczy
rzeczywisto. Ostrza, ktre nigdy si nie rozpadaj i nie ami, nigdy nie trac swej ostroci.
Widywaem ludzi, ktrzy je ostrzyli, a raczej bawili si w ostrzenie, bo nie potrafili uwierzy,
e uyty miecz tego nie wymaga. Udawao im si jedynie stpi oseki.
- Bro t stworzyy Aes Sedai i to ju si nigdy nie powtrzy. Po wszystkim, gdy wraz
z zakoczeniem wojny zakoczy si Wiek, gdy wiat rozpad si na kawaki, wicej byo
martwych, domagajcych si pochwku, nili ywych, a ostatni ywi uciekali, usiujc
znale jakie miejsce, jakiekolwiek miejsce, byle bezpieczne, gdy co druga kobieta pakaa,
bo ju nigdy nie miaa ujrze swego ma lub synw, po tym wszystkim, te Aes Sedai, ktre
ocalay, przysigy, e ju nigdy nie wykonaj broni, za pomoc ktrej jeden czowiek bdzie
mg zabi drugiego. Przysigy to wszystkie Aes Sedai i od tego czasu kada kobieta
naleca do ich spoecznoci przysigi tej dotrzymaa. Nawet Czerwone Ajah, a wszak one
najmniej si troszcz o losy mczyzn.
- Pewien typ tych mieczy, prosty onierski miecz Stranik schowa swoje ostrze do
pochwy, a sowom towarzyszyo lekkie skrzywienie, nieledwie smutku, jakby wreszcie
zdecydowa si zdradzi jakie emocje - mocno si wyrnia. Wykonane dla lordw
generaw, miay te miecze ostrza tak twarde, e aden patnerz nie potrafi ich oznakowa,
uprzednio jednak oznaczone ju byy znakiem czapli i wielu poszukiwao ich wyjtkowo
usilnie.
Rand gwatownie oderwa rce od wspartego o kolana miecza i natychmiast zapa go
odruchowo, gdy ju mia upa na kamienn posadzk.
- Twierdzisz, e wykonay go Aes Sedai? Mylaem, e rozmawiamy o twoim mieczu.
- Nie wszystkie ostrza ze znakiem. czapli s dzieem Aes Sedai. Niewielu mczyzn
posuguje si mieczem ze zrcznoci, dziki ktrej zasugiwaliby na miano mistrza i ostrze
ze znakiem czapli, a nadto tych mieczy wykonanych przez Aes Sedai pozostaa ju tylko
gar. Inne na og s dzieem mistrzw patnerskich, wykonanym z najdoskonalszej stali,
jak potrafi wytopi czowiek, a jednak przekutej przez ludzkie donie. Za ten miecz,
pasterzu... ten miecz mgby wypiewa opowie liczc trzy tysice lat i wicej.
- Nie mog przed nimi uciec, prawda? - spyta Rand. Bawi si mieczem, prbujc go
ustawi pionowo na czubku skrzanej pochwy; miecz wyglda dokadnie tak samo jak
przedtem, gdy jeszcze nic o nim nie wiedzia. - Dzieo Aes Sedai.
"Ale da mi go Tam. Da mi go mj ojciec."
Za nic nie chcia si zastanawia, w jaki sposb prosty pasterz z Dwu Rzek wszed w
posiadanie miecza ze znakiem czapli. W takich mylach mg si natkn na niebezpieczne
prdy, gbie, ktrych wcale nie pragn bada.
- Naprawd chcesz odej, pasterzu? Zapytam raz jeszcze. Czemu wic nie odszede?
Miecz? W cigu piciu lat mgbym sprawi, by sta si go wart, uczynibym ci mistrzem
ostrza. Masz szybkie nadgarstki, dobrze zachowujesz rwnowag i nie popeniasz dwa razy
tych samych bdw. Ale nie mog powici piciu lat na uczenie ciebie, a ty nie masz piciu
lat na nauk. Nie masz nawet jednego roku i wiesz o tym. Na razie z pewnoci nie
pokaleczysz nim sobie stp. Nosisz si tak, jakby ten miecz nalea do twego pasa, pasterzu, i
wikszo wiejskich zbirw bdzie to odczuwaa. Tyle jednak miae w sobie odwagi od dnia,
w ktrym go przypasae. Czemu wic jeszcze tu jeste?
- Mat i Perrin jeszcze tu s - mrukn Rand. - Nie chc wyjeda przed nimi. Ju
nigdy... by moe ju nigdy ich nie zobacz, moe przez wiele lat. - Opar gow o mur. -
Krew i popioy! Przynajmniej oni myl, e ja zwariowaem, bo nie chc wraca z nimi do
domu. Nynaeve patrzy na mnie albo jak na szecioletnie dziecko, ktremu trzeba opatrzy
otarte kolano, albo jak na kogo obcego. Na kogo, kogo mogaby obrazi, gdyby
przypatrywaa mu si zbyt otwarcie. Jest Wiedzc, a poza tym chyba w ogle niczego si nie
boi, a jednak... - Potrzsn gow. - I Egwene. Niech sczezn! Ona wie, dlaczego musz
odej, ale za kadym razem, jak o tym wspominam, patrzy na mnie, a mnie wtedy zatyka i... -
Zamkn oczy, przyciskajc rkoje miecza do czoa, jak by w ten sposb mg wypchn
rojce si myli. - Chciabym... chciabym...
- Chciaby, eby wszystko zostao tak, jak byo, pasterzu? A moe wolaby, eby ta
dziewczyna ruszya w drog razem z tob, zamiast jecha do Tar Valon? Mylisz, e ona
zamieni moliwo stania si Aes Sedai na tuacze ycie? Z tob? Gdyby w ten sposb jej
ca rzecz przedstawi, by moe tak by postpia. Mio to dziwna rzecz. - W gosie Lana
nagle zabrzmiao zmczenie. Doprawdy dziwna.
- Nie. - Tego wanie chcia, eby ona zechciaa mu towarzyszy. Otworzy oczy,
wyprostowa si i nada swemu gosowi stanowcze brzmienie. - Nie, nie pozwolibym jej
jecha ze mn, nawet gdyby prosia.
Nie mgby jej tego zrobi.
"Ale wiatoci, czy nie byoby cudownie, cho przez krtk chwil, gdyby
powiedziaa, e tego chce?"
- Ona si robi uparta jak mu, zawsze jak si jej wydaje, e prbuj za ni decydowa,
ale nadal umiem j przed tym broni. - Naprawd wola, by Egwene wrcia do Pola Emonda,
ale od dnia, w ktrym do Dwu Rzek przybya Moiraine, nie mg sobie roi takich nadziei. -
Nawet gdyby naprawd miaa zosta Aes Sedai! - Ktem oka dostrzeg uniesion brew Lana i
zaczerwieni si.
- I to jedyne powody? Chcesz spdzi jak najwicej czasu z przyjacimi, zanim oni
odjad? Dlatego wanie si ocigasz? Ty dobrze wiesz, co ci trzyma.
Rand poderwa si na rwne nogi.
- W porzdku, chodzi o Moiraine! Nie byoby mnie tutaj, gdyby nie ona, a ona nie
chce nawet ze mn rozmawia!
- Ju by nie y, gdyby nie ona, pasterzu - zauway Lan obojtnym tonem, Rand
jednak popiesznie mwi dalej:
- Ona mi mwi... ona mi mwi straszne rzeczy o mnie samym. - Palce zacinite na
rkojeci miecza zbielay.
"e popadn w obd i umr!"
- A potem ni std, ni zowd nie przemwi do mnie bodaj jednym sowem. Tak si
zachowuje, jakbym od dnia, w ktrym mnie znalaza, nic si nie zmieni i to te paskudnie
pachnie.
- Chcesz, eby ci traktowaa zgodnie z tym, kim jeste?
- Nie! Nie o to mi chodzi. Niech sczezn, przez poow czasu nie wiem, o co mi
chodzi. Tego nie chc, tamtego si boj. A teraz ona gdzie wyjechaa, znikna...
- Mwiem ci, e ona czasem musi by sama. Nie przystoi ani tobie, ani nikomu
innemu kwestionowa jej postpkw.
- ...nie mwic nikomu, dokd jedzie, kiedy wrci, ani w ogle, czy wrci. Ona musi
mi powiedzie co takiego, co mi pomoe, Lan. Cokolwiek. Musi. O ile w ogle wrci.
- Ju wrcia, pasterzu. Ubiegej nocy. Ale moim zdaniem powiedziaa ci ju
wszystko, co moga. Poprzesta na tym. Dowiedziae si od niej wszystkiego. - Lan pokrci
gow, a jego gos nabra ycia. - Z pewnoci nie uczysz si niczego, tak tu stojc. Czas
troch popracowa nad utrzymywaniem rwnowagi. Przewicz Rozdzieranie Jedwabiu,
zaczynajc od Czapli Brodzcej w Sitowiu. Pamitaj, e figura zwana Czapl to tylko
wiczenie rwnowagi. W walce, wykonujc tak figur, odkryjesz si; moesz wymierzy
cios, jeli poczekasz na pierwszy ruch przeciwnika, ale z pewnoci nie unikniesz jego ostrza.
- Ona musi mi co powiedzie, Lan. Ten wiatr. To nie by naturalny wiatr i nie
obchodzi mnie, jak blisko jestemy Ugoru.
- Czapla Brodzca w Sitowiu, pasterzu. Nie zapominaj o nadgarstkach.
Z poudnia dobiego ich stumione brzmienie trb, triumfalne fanfary z wolna rosy w
si, pospou z jednostajnym omotem bbnw. Rand i Lan patrzyli chwil na siebie, po czym
huk bbnw przycign ich do poudniowej strony muru otaczajcego szczyt wiey.
Miasto leao na wysokich wzgrzach, przestrze na mil otaczajca jego mury, w
ktr stron nie spojrze, robia si nieomal zupenie gadka, za twierdza zajmowaa naj-
wysze ze wzniesie. Ze szczytu wiey Rand widzia wszystko wyranie, pomidzy
kominami i dachami a do samego lasu. Pierwsi spord drzew wyonili si dobosze, kilkana-
cie bbnw koysao si zgodnie z rytmem krokw, pod migoczcymi pakami. Za nimi szli
trbacze, unoszc dugie, poyskliwe rogi, na moment nie przestajc pohukiwa. Z tej
odlegoci Rand nie potrafi rozpozna ogromnego, kwadratowego proporca trzepoczcego na
wietrze. Lan natomiast chrzkn co niezrozumiale, mia wzrok jak nieny orze.
Rand spojrza w jego stron, ale Stranik nic nie mwi, pochonity bacznym
lustrowaniem kolumny wyaniajcej si z lasu. Spomidzy drzew wypady konie, niosce
odzianych w zbroje mczyzn i jadce na oklep kobiety. A potem pojawi si palankin ze
spuszczonymi zasonami, dwigay go dwa konie, jeden z przodu, drugi z tyu. I znowu
jedcy, szeregi piechurw, wzniesione nad gowami piki stroszyy si niczym dugie ciernie,
ucznicy z ukami przewieszonymi przez pier, wszyscy maszerowali zgodnie z rytmem dy-
ktowanym przez bbny. Raz jeszcze zahuczay trby. Kolumna, podobna do rozpiewanego
wa, wijc si torowaa sobie drog do Fal Dara.
Wiatr targa fadami sztandaru, wystajcego ponad ludzkie gowy i rozkada jego
pacht na jedn stron. Znajdowa si ju tak blisko, e Rand widzia to dokadnie: nic nie
mwica gmatwanina barw, lecz w samym jego rodku widnia ksztat podobny do
nienobiaej zy. Oddech uwiz mu w gardle. Pomie Tar Valon.
- Jest z nimi Ingtar. - Lan wymwi to takim tonem, jakby mylami by zupenie gdzie
indziej. - Nareszcie wrci ze swych oww. Dugo to trwao. Ciekaw jestem, czy mu si
poszczcio?
- Aes Sedai - wyszepta Rand, gdy wreszcie by do tego zdolny. Wszystkie te kobiety...
Moiraine bya Aes Sedai, to prawda, ale on z ni podrowa i nawet jeli nie ufa do koca,
to przynajmniej j zna. Albo tak mu si wydawao. Lecz ona bya jedna. A tu tyle Aes Sedai
naraz i przybyway w ten sposb, co cakiem innego. Musia kaszln, gdy przemwi, jego
gos skrzypia.
- Czemu ich a tyle, Lan? W ogle po co`? I te trby, bbny i sztandar zapowiadajcy
ich przybycie.
W Shienar ludzie szanowali Aes Sedai, nieomal wszyscy, a reszta darzya je penym
szacunku strachem, Rand jednak pozna miejsca, w ktrych bywao inaczej, gdzie by tylko
strach i czsto nienawi. Tam gdzie dorasta, niektrzy ludzie mwili o "wiedmach z Tar
Valon" takim tonem, jakby mwili o Czarnym. Usiowa policzy kobiety, lecz one nie
trzymay si ani rangi, ani adnego porzdku, stale manewroway swymi komi, odbywajc
rozmowy midzy sob albo z osob ukryt w palankinie. Cay okry si gsi skrk.
Podrowa z Moiraine, pozna te jeszcze jedn Aes Sedai i ju zaczyna si uwaa za
bywaego w wiecie. Nikt nigdy nie wyjeda z Dwu Rzek, albo raczej prawie nikt, a on
wyjecha. Widzia rzeczy, na ktre nikt z Dwu Rzek nie mia okazji nawet zerkn,
dokonywa czynw, o ktrych tamtym co najwyej si marzyo, o ile oni w ogle mieli jakie
marzenia. Widzia krlow Andoru i pozna jej crk, Dziedziczk Tronu, spotka si twarz
w twarz z Myrddraalem i podrowa Drogami, a jednak po tym wszystkim wcale nie by
przygotowany na tak chwil.
- Czemu ich a tyle? - wyszepta raz jeszcze.
- Jest z nimi sama Zasiadajca na Tronie Amyrlin. Lan popatrzy na niego, jego twarz
bya rwnie twarda i nieprzenikniona jak skaa. - Twoje lekcje dobiegy koca, pasterzu.
Umilk, a Randowi wydao si, e widzi nieomal sympati na jego twarzy. Naturalnie
musia si myli.
- Szkoda, e nie wyjecha tydzie temu. - Z tymi sowami Stranik chwyci koszul i
znikn na drabinie wiodcej w gb wiey.
Rand poruszy ustami, prbujc uzyska troch wilgoci. Wbija wzrok w kolumn
zbliajc si do Fal Dara, jakby to naprawd by w, w, ktrego jad zabija. Uszy wype-
niao mu gone pohukiwanie bbnw i trb. Tak, to ona, Zasiadajca na Tronie Amyrlin, ta
ktra rzdzia Aes Sedai.
"Ona jest tu z mojego powodu."
Nic innego nie przychodzio mu do gowy.
One wiedziay rne rzeczy, posiaday wiedz, ktra moga mu pomc, tego by
pewien. I nie mia odwagi pyta adnej z nich. Ba si, e przybyway tu, by go poskromi.
"O tak, boj si rwnie, e jest przeciwnie - przyzna z niechci. - wiatoci, nie
wiem, czego boj si bardziej."
- Nie chciaem korzysta z Mocy - wyszepta. To by przypadek! wiatoci, nie chc
mie z ni nic wsplnego. Przysigam, e ju nigdy wicej jej nie dotkn! Przysigam!
Drgn nerwowo, widzc, e grupa Aes Sedai wjeda ju w bramy miasta. Wiatr
zawirowa jak wcieky, zamieniajc pot na jego ciele w grudki lodu, upodobniajc ryk trb
do podstpnego miechu. Mia wraenie, e w powietrzu unosi si silny odr otwartego
grobu.
"Mojego grobu, jeli bd tak tu stercza."
Chwyci koszul, zszed na d po drabinie i poderwa si do biegu.
ROZDZIA 2
POWITANIE
Komnaty warowni Fal Dara, o gadkich, kamiennych murach, z rzadka
udekorowanych prostymi, acz wytwornymi gobelinami i malowidami, wrcz wrzay od wie-
ci o rychym przybyciu Zasiadajcej na Tronie Amyrlin. Odziani w czer i zoto sudzy
uwijali si jak w ukropie, szykujc w biegu pokoje albo zanoszc polecenia do kuchni,
skarc si paczliwymi gosami, e nie uprzedzeni zawczasu nie zd przygotowa
wszystkiego na przybycie tak wanej osobistoci. Ciemnoocy wojownicy, z kpkami wosw
zwizanych rzemieniami na czubkach wygolonych czaszek, nie biegali wprawdzie, lecz w
krokach dostrzegao si popiech, a twarze byszczay podnieceniem normalnie zare-
zerwowanym dla bitew. Kilku zagadno mijajcego ich popiesznie Randa.
- Ach, tu jeste, Randzie al'Thor. Oby pokj mia w asce twj miecz. Idziesz si my?
Bez wtpienia chcesz prezentowa si jak najgodniej, gdy bd ci przedstawiali Zasiadajcej.
Moesz by pewien, e zechce pozna ciebie i twych dwch przyjaci jak rwnie wasze
kobiety.
Dopad pdem do ogromnych schodw, tak szerokich, e zmiecioby si na nich
dwudziestu ludzi idcych pier w pier. Wiody do pokoi mczyzn.
- Sama Amyrlin przybywa bez ostrzeenia, zupenie jak jaka wdrowna handlarka?
To pewnie z powodu Moiraine Sedai i was, poudniowcw, co? No bo c innego?
Szerokie, obite elazem drzwi wiodce do tej czci twierdzy stay otworem, przejcie
zagradzali mczyni z kpkami na czubkach wygolonych gw, rozprawiajcy z
podnieceniem o przyjedzie Amyrlin.
- Hej tam, poudniowcze! Zasiadajca ju jest. Przybywa tu, jak mniemam, dla ciebie i
twych przyjaci. Pokj, wielki to dla was zaszczyt! Rzadko opuszcza Tar Valon, a jeli mnie
pami nie zawodzi, na Ziemiach Granicznych nie bya nigdy.
Odprawi ich wszystkich kilkoma sowami. Musia si umy. Znale czyst koszul.
Nie mia czasu na rozmowy. Im si wydao, e wiedz o co chodzi, wic go przepucili.
aden z nich nie mia o niczym pojcia, wiedzieli tylko, e on i jego przyjaciele podrowali
w towarzystwie Aes Sedai, e jego dwie przyjaciki wybieraj si do Tar Valon, bo chc
zosta Aes Sedai, lecz ich sowa ukuy go do ywego, jakby wiedzieli o wszystkim.
"Ona tu przybya z mojego powodu."
Pokona pdem korytarze mskiej czci warowni, wpad do izby, ktr dzieli z
Matem i Perrinem... i zastyg w miejscu, ze szczk opad ze zdumienia. Pokj wypeniaa
grupa kobiet ubranych na czarno i zoto, wszystkie zapracowane jak mrwki. Nie bya to dua
izba, a okna, dwa wysokie i wskie otwory strzelnicze, wychodzce na wewntrzne podwrce,
nie sprawiay, by wydawaa si wiksza. Trzy oa na wykadanych czarno-biaymi kaflami
postumentach, kufry u stp kadego z nich, umywalka przy drzwiach i wysoka, szeroka szafa
zastawiay j w caoci. Grupa omiu kobiet wygldaa w tym wntrzu jak ryby w saku.
Kobiety ledwie raczyy na niego spojrze, zajte wyjmowaniem jego rzeczy - a take
rzeczy Mata i Perrina z szafy i zastpowaniem ich nowymi. Wszystko, co znalazy w
kieszeniach, ukaday na wiekach kufrw, a stare ubrania ciskay niedbale na podog, jakby
to byy zwyke szmaty.
- Co wy robicie? - spyta podniesionym tonem, gdy wreszcie odzyska oddech. - To s
moje rzeczy!
Jedna z kobiet pocigna nosem, przepchna palec przez dziur w rkawie jego
jedynego kaftana i dorzucia go do sterty na pododze.
Czarnowosa kobieta z wielkim pkiem kluczy u pasa utkwia w nim wzrok. Bya to
Elansu, shatayan twierdzy. W mylach traktowa t kobiet o ostrej twarzy jak gospodyni,
mimo e gospodarstwo, ktrym si opiekowaa byo fortec, a jej rozkazy wypeniay
dziesitki sucych.
- Moiraine Sedai powiedziaa, e wasze ubrania s zniszczone i lady Amalisa kazaa
wam uszy nowe. Po prostu nam nie przeszkadzaj - dodaa stanowczym tonem a szybciej si z
tym uporamy.
Niewielu byo mczyzn, ktrych shatayan nie potrafia tak zagada, by robili to, co
chciaa - niektrzy powiadali, e nalea do nich nawet lord Agelmar - i najwyraniej nie
spodziewaa si adnych problemw z jednym mczyzn, tak modym, e mg by jej
synem.
Przekn to, co mia zamiar powiedzie, nie byo czasu na ktnie. Zasiadajca na
Tronie Amyrlin moga przysa po niego w kadej chwili.
- Ukony dla lady Amalisy za jej podarunek - wykrztusi to, co nakazywa shienaraski
obyczaj - ukony dla ciebie Elansu Shatayan. Prosz, przeka me sowa lady Amalisie,
powiedz, e przyrzekam jej suy caym sercem i dusz. - Obie kobiety winny uzna, e tym
zaspokoi ich typowe dla mieszkacw Shienaru upodobanie do dworskich ceremonii. - A
teraz, jeli mi wybaczysz, chciabym si przebra.
- Znakomicie - powiedziaa bez ladu zmieszania Elansu. - Moiraine Sedai kazaa
usun std wszystkie stare rzeczy. Co do ostatniego guzika. Rwnie bielizn.
Par kobiet zerkno na niego ukradkiem. adna nie wykonaa nawet jednego ruchu w
stron drzwi.
Musia ugry si w jzyk, eby nie wybuchn histerycznym miechem. Wiele
obyczajw w Shienar rnio si od tych, do ktrych przywyk, a niektrych nie potrafiby
przyj nawet do koca ycia. Nauczy si bra kpiel o wicie, gdy w wielkich, wykadanych
kafelkami basenach nie byo ludzi, po tym, jak odkry, e o innych porach potrafi wraz z nim
wskoczy do wody jaka kobieta. Moga to by pomywaczka albo lady Amalisa, siostra
samego lorda Agelmara - w Shienar anie traktowano jako miejsca, w ktrych nie
obowizyway tytuy - oczekujc, e bdzie my jej plecy w zamian za t sam przysug i
pytajc przy tym, dlaczego ma tak zaczerwienion twarz, czyby za dugo wystawia j na
soce`? Wkrtce zaczy si domyla, co jest prawdziw przyczyn tych rumiecw i nie
byo mieszkanki twierdzy, ktrej by nie fascynoway.
"Za godzin umr, albo jeszcze gorzej, a one tu chc zobaczy, jak si czerwieni!"
Chrzkn.
- Gdybycie tak zechciay poczeka na zewntrz, to zaraz wam oddam reszt rzeczy.
Sowo daj.
Jedna z kobiet parskna cichym chichotem i nawet wargi Elansu drgny. Nie mniej
jednak shatayan skina gow i nakazaa pozostaym kobietom pozbiera powizane w to-
boki rzeczy. Wychodzia na kocu, w drzwiach zatrzymaa si, by doda:
- Buty te. Moiraine powiedziaa, e mamy zabra wszystko.
Otworzy usta i zaraz je zamkn. Przecie te buty na pewno jeszcze mg nosi,
wykona je Alwyn al'Van, szewc z Pola Emonda, byy rozchodzone i wygodne. Ale skoro
dziki nim shatayan godzia si zostawi go samego, to on odda jej te buty i wszystko, co
tylko zechce. Nie mia czasu.
- Tak, tak, oczywicie. Daj sowo. - Stan w drzwiach, wypychajc j na zewntrz.
Nareszcie sam usiad ciko na ku, eby cign buty - naprawd byy jeszcze
dobre, troch zniszczone, skra popkaa tu i wdzie, ale nadal daway si nosi, byy dobrze
dopasowane do ksztatu stp - po czym popiesznie si rozebra, rzucajc wszystko na jeden
stos i rwnie szybko umy przy umywalce. Woda bya zimna, w izbach mczyzn woda
zawsze bya zimna.
Szafa miaa troje szerokich drzwi, ozdobionych oszczdnymi rzebieniami, typowymi
dla shienaraskiej mody, przywodziy na myl raczej, nili ukazyway wodospady i stawy
wrd ska. Otwar rodkowe drzwi i przez chwil wgapia si oniemiay w to, co zastpio
kilka sztuk odziey, ktre z sob przywiz. Kilkanacie kaftanw z wysokimi konierzami,
uszytych z najlepszej weny i skrojonych rwnie zgrabnie jak te, ktre widywa na grzbietach
kupcw albo lordw, hafty zdobiy wikszo, jakby miay suy za przyodziewek od wita.
Kilkanacie! Do kadego kaftana dodano po trzy koszule, lniane i jedwabne, z szerokimi
rkawami i obcisymi mankietami. Dwa paszcze. Dwa, podczas gdy on musia si przez cae
ycie obywa jednym. Jeden paszcz by zwyczajny, z szorstkiej, ciemnozielonej weny, drugi
granatowy, ze sztywnym, stojcym konierzem haftowanym w zote czaple... a wysoko na
piersi, tam, gdzie lordowie nosz swj znak...
Rka sama powdrowaa do paszcza. Palce, jakby niepewne tego co poczuj,
pogadziy skrconego w nie domknity krg wa, wa z czterema nogami i zot, lwi
grzyw, purpurowymi i zotymi uskami, kada apa koczya si picioma zotymi pazurami.
Oderwa gwatownie do, jakby si oparzy.
"Swiatoci dopom! Amalisa kazaa to uszy czy Moiraine? Ilu ludzi to widziao?
Ilu ludzi wie, co to jest, co to oznacza? Nawet jeden to za wielu. Niech sczezn, ona chce,
eby mnie kto zabi. Ta przeklta Moiraine nawet ze mn nie rozmawia, a teraz jeszcze daa
mi to pikne ubranie, ebym w nim umar!"
Pukanie do drzwi sprawio, e omal nie wyskoczy ze skry.
- Skoczye? - dobieg go gos Elansu. - Co do guzika. Moe lepiej...
Trzask, jakby naciskaa klamk.
Rand podskoczy w miejscu, przypomniawszy sobie, e nadal jest nagi.
- Skoczyem - krzykn. - Pokj, nie wchod tu! Popiesznie zgarn to wszystko, co
dotychczas nosi, buty i ca reszt.
- Ju id! - Ukryty za drzwiami, uchyli je na tyle, by mc wcisn toboek w ramiona
shatayan. - To wszystko.
Usiowaa zajrze przez szpar.
- Jeste pewien? Moiraine Sedai powiedziaa, e wszystko. Moe jednak rzuc
okiem...
- To wszystko - warkn. - Sowo daj! - Zatrzasn ramieniem drzwi, tu przed jej
twarz, z drugiej strony usysza miech.
Mruczc do siebie, ubra si popiesznie. Nie chcia, by ktra z nich znalaza sobie
wymwk, by mc si jednak wcisn do pokoju. Szare spodnie okazay si bardziej obcise
ni wszystkie, ktre przedtem nosi, lecz nie mniej wygodne, a koszula z bufiastymi rkawami
sw biaoci zadowoliaby w dniu prania wszystkie gospodynie z Pola Emonda. Wysokie do
kolan buty pasoway tak, jakby je nosi od roku. Mia nadziej, e to dzieo dobrego szewca, a
nie Aes Sedai.
Z wszystkich tych rzeczy mona byo zrobi tumok wielki jak on sam. Jednake
zdy na nowo przywykn do wygody czystych koszul, nie noszenia tych samych spodni
dzie po dniu, a w kocu od potu i brudu robiy si tak sztywne jak buty. Wyj z komody
sakwy, wepchn do nich tyle, ile si dao, po czym niechtnie rozoy wymylny paszcz na
ku i rzuci na niego jeszcze kilka sztuk koszul i spodni. Zoony w toboek, z
niebezpiecznym znakiem wa ukrytym w rodku, i obwizany sznurkiem zakoczonym
ptl, dziki czemu mona go byo zawiesi na ramieniu, niczym si nie rni od pakunkw,
jakie widywa w drodze na grzbietach innych modych ludzi.
Przez otwory strzelnicze dobiegy go gosy trb, tych, ktre brzmiay triumfalnie za
murami miast i tych, ktre im odpowiedziay z wie twierdzy.
- Wypruj te hafty, jak bd mia czas - mrukn. Widywa kobiety wypruwajce hafty,
gdy popeniy bd albo postanowiy zmieni wzr i nie wygldao to na co specjalnie
trudnego.
Reszt ubra, a waciwie ich wikszo, wepchn z powrotem do szafy. Lepiej nie
zostawia ladw ucieczki, oczywistych dla pierwszej lepszej osoby, ktra wetknie tu gow
po jego wyjciu.
Wci marszczc czoo, uklk przy ku. W wykadanych kaflami postumentach, na
ktrych wspieray si ka, mieciy si niewielkie paleniska, w najzimniejsze shienaraskie
noce rozpalano w nich ogie, ogrzewajcy picego. Noce o tej porze roku byy nadal
zimniejsze ni przywyk, ale koce wystarczay, eby si ogrza. Otworzy drzwiczki paleniska
i wyj ze toboek, ktrego nie mg tu zostawi. Ucieszy si, e Elansu nie przyszo do
gowy, e kto mgby tam trzyma jakie rzeczy.
Uoy toboek na ou i rozwizawszy sznurek z jednej strony, czciowo go
rozwin. Paszcz barda, wywrcony na lew stron, by ukry setki pokrywajcych go atek,
atek o wszelkich kolorach i rozmiarach, jakie mona byo sobie wyobrazi. Sam paszcz by
w dobrym stanie, atki wskazyway, e to wasno barda. Ze bya to kiedy wasno barda.
Paszcz chroni dwie skrzynki z twardej skry. W wikszej miecia si harfa, ktrej
nigdy nie dotkn.
"Harfa nigdy nie bya przeznaczona dla niezdarnych palcw farmera, chopcze."
Druga skrzynka, duga i wska, zawieraa ozdobiony zotem i srebrem flet, za pomoc
ktrego, od czasu wyjazdu z domu, nieraz zarobi na wieczorny posiek i ko. Thom
Merrilin nauczy go gra na flecie, jeszcze zanim zgin. Rand nie potrafi dotkn tego
instrumentu, nie przypomniawszy sobie Thoma, z tymi jego przenikliwymi, niebieskimi
oczami i dugimi, siwymi wsami, jak wciska mu do rk zwinity paszcz i krzyczy, e ma
ucieka. A potem Thom sam rzuci si, wymachujc magicznie noami, jakby robi
przedstawienie, prosto na Myrddraala, ktry nadchodzi, eby ich zabi.
Wzdrygajc si, zawiza toboek z powrotem.
- To by byo wszystko. - Mylc o wietrze na szczycie wiey, doda: - Dziwne rzeczy
mog si dzia tak blisko Ugoru.
Nie bardzo wiedzia, czy wierzy w to, o co najwyraniej chodzio Lanowi. W kadym
razie, bez wzgldu nawet na wizyt Zasiadajcej na Tronie Amyrlin, ju dawno temu
powinien by znikn z Fal Dara.
Naoy na siebie kaftan, ktry zostawi na wierzchu ciemnozielony, przypomina mu
lasy z jego rodzinnej okolicy, nalec do Tama farm Westwood, w ktrej si wychowa i
gdzie nauczy si pywa - przypasa miecz ze znakiem czapli, a do drugiego boku wypeniony
strzaami koczan. Nie nacignity uk sta w kcie, obok ukw Mata i Perrina, wyszy od
niego o dwie donie. Zrobi go sam po przybyciu do Fal Dara i oprcz niego tylko Lan i Perrin
potrafili go nacign. Wsun zrolowan derk i nowy paszcz do ptli przy tobokach,
zarzuci obydwa na lewe rami, na ich szczyt wrzuci torby i chwyci uk.
"Rami od uku musi by wolne - pomyla. - Niech im si wydaje, e jestem grony.
Moe kto tak pomyli." Przez szpar w drzwiach wida byo zupenie pusty hol, przemierzy
go popiesznie sucy w odwitnym stroju, ale nawet nie zerkn w stron Randa. Gdy tylko
gwatowne kroki mczyzny ucichy, Rand wymkn si na korytarz.
Prbowa i normalnym, zwykym krokiem, wiedzia jednak, e z tymi torbami na
ramieniu i tobokiem na grzbiecie wyglda jak czowiek, ktry wybiera si w podr, z ktrej
nie ma zamiaru wraca. Znowu rozlego si brzmienie trb, lecz tutaj w twierdzy ich odgos
by znacznie cichszy.
Swego konia, potnego gniadosza, trzyma w pnocnej stajni, zwanej Stajni Lorda,
w pobliu bramy, ktrej uywa lord Agelmar, gdy udawa si na przejadk. Dzisiaj jednak
ani lord Agelmar, ani nikt z jego rodziny z pewnoci nigdzie si nie wybiera, wic w
stajniach najpewniej byli tylko chopcy stajenni. Od pokoju Randa do Stajni Lorda szo si na
dwa sposoby. Jedna droga wioda dookoa caej twierdzy, obok prywatnego ogrodu lorda
Agelmara, potem przez przeciwlege skrzydo i kuni, prawdopodobnie rwnie teraz pust.
Gdyby t drog chcia dotrze do swego konia, straciby dokadnie tyle czasu, ile trzeba na
wydanie rozkazw i rozpoczcie poszukiwa. Druga droga bya znacznie krtsza, prowadzia
przez zewntrzny podwrzec, do ktrego wanie w tej chwili zbliaa si Zasiadajca na
Tronie Amyrlin, ktrej towarzyszyo co najmniej kilkanacie Aes Sedai.
Na sam myl dosta gsiej skrki, na reszt ycia mia dosy Aes Sedai. Ju jedna
wystarczya, by czowiek postrada zmysy. Mwiy o tym wszystkie opowieci, a on prze-
kona si o tym na wasnej skrze. Nie zdziwi si jednak, gdy nogi same poniosy go w stron
zewntrznego podwrca. Nigdy nie zobaczy legendarnego Tar Valon - nie mg sobie
pozwoli na takie ryzyko ani teraz, ani pniej - ale moe uda mu si cho zerkn na
Zasiadajc na Tronie Amyrlin, zanim ucieknie. To bdzie tak, jakby oglda krlow.
"Nie stanie si nic strasznego, jeli tylko popatrz, z daleka. Nie bd si zatrzymywa
i znikn, zanim ona si zorientuje, e tu w ogle byem."
Otworzy cikie, obite elazem drzwi prowadzce na zewntrzny podwrzec i stan
w samym rodku wielkiej ciszy. Na szczytach wszystkich murw wyrasta ludzki las,
onierze z wosami zwizanymi w kity na czubkach gw, sucy w galowym przyodziewku,
posugacze nadal zaplamieni nieczystociami, wszyscy cinici w wielkiej zayoci, dzieci
siedziay na ramionach dorosych, by mc patrze ponad ich gowami, albo wcinite w tum
wyzieray spomidzy talii i kolan. Zatoczone przez ucznikw balkony przypominay beczki
pene jabek, twarze wyglday nawet z wskich otworw strzelniczych. Cay dziedziniec
otaczaa ludzka masa, zbita niczym jeszcze jeden mur. Wszyscy patrzyli i czekali w
milczeniu.
Rand przepycha si tu pod samym murem, mijajc otaczajce dziedziniec przegrody
kowali i grotarzy - mimo swego ogromu i ponurego przepychu Fal Dara bya fortec a nie
paacem, i wszystko w niej suyo temu wanie przeznaczeniu - szeptem przepraszajc tych,
ktrych potrci. Jedni ogldali si unoszc tylko brwi w zdziwieniu, inni obrzucali
dokadniejszym spojrzeniem jego torby i toboki, nikt jednak nie zakci ciszy. Na og
ludzie nie raczyli spojrze na tego, ktry ich potrci.
Nie mia adnych trudnoci, by ponad gowami zgromadzonych zobaczy wyranie, co
si dzieje na dziedzicu. W tunelu gwnej bramy sta rzd szesnastu mczyzn, kady u boku
swego konia. Nie byo dwch w takiej samej zbroi albo z takim samym mieczem i aden nie
przypomina Lana. Rand jednak nie wtpi, e to Stranicy. Kada twarz, okrga,
kwadratowa, poduna, wska, miaa ten sam wyraz, jakby widzieli co, czego inni ludzie nie
widzieli, syszeli, czego inni nie syszeli. Mimo swobodnej postawy wygldali gronie jak
stado wilkw. I jeszcze jedn cech mieli wspln. Wszyscy, co do jednego, byli ubrani w
mienice si paszcze, takie same, jak ten, ktry po raz pierwszy zobaczy u Lana, takie, ktre
czsto zdaj stapia si z tem. Nie najatwiej znosio si widok wielu mczyzn w takich
paszczach, trudno byo nawet o utrzymanie odka w ryzach.
Kilkanacie krokw przed Stranikami sta rzd kobiet, kada rwno z bem swego
wierzchowca, kaptury paszczy miay odrzucone. Mg je policzy z tego miejsca. Czterna-
cie. Czternacie Aes Sedai. To musiay by one. Wysokie i niskie, szczupe i pulchne,
ciemne i jasne, o krtkich i dugich wosach, rozpuszczonych albo zaplecionych, w odr-
nieniu od Stranikw - jak przystao na kobiety - kada w innym stroju, najrozmaitszego kroju
i barwy. A jednak i w nich widziao si jedn cech wspln, dostrzegaln tylko dziki temu,
e stay tak blisko siebie. Kada wygldaa na zupenie pozbawion oznak wieku. Z daleka
nazwaby wszystkie modymi, wiedzc przy tym, e z bliska bd przypominay Moiraine.
Niby moda, gadkolica, a jednak o twarzy zbyt dojrzaej, by wiadczya o modoci, i oczach,
w ktrych byo za wiele wiedzy.
"Bliej? Gupiec! Ju jeste za blisko! Niech sczezn, ju dawno temu trzeba byo
odej."
Uparcie przepycha si w stron swego celu, drugich elaznych drzwi po przeciwlegej
stronie dziedzica, ale nie umia si powstrzyma, by nie patrze.
Aes Sedai niewzruszenie ignoroway gapiw i skupiay ca swoj uwag na
osonitym palankinie, znajdujcym si teraz porodku dziedzica. Dwigajce go konie
zachowyway si tak spokojnie, jakby stajenni trzymali je za uzdy, mimo i przy palankinie
staa tylko jedna kobieta, kobieta z twarz Aes Sedai, a ona nie zwracaa uwagi na konie.
Laska, ktr trzymaa w wycignitych przed sob doniach, bya rwnie wysoka jak ona; tu
przed oczyma jarzy si pomie tryskajcy z koca laski.
Naprzeciwko palankinu, po drugiej stronie dziedzica, sta lord Agelmar,
prostoduszny, barczysty, z nieodgadnion twarz. Na granatowym paszczu z wysokim
konierzem mia wyhaftowane trzy biegnce lisy, symbolizujce Dom Jagad, oraz koujcego
czarnego jastrzbia Shienaru. Obok niego sta Ronan, wyniszczony podeszym wiekiem, lecz
nadal wysoki; shambayan dziery w doniach lask zwieczon trzema lisami
wyrzebionymi z czerwonego awatynu. Ronan dzieli wraz z Elansu zarzdzanie twierdz,
jako shambayan i shatayan, tyle e Elansu pozostawiaa mu niewiele do roboty, poza
uroczystociami i prac w charakterze sekretarza lorda Agelmara. Kpki na czubkach gw
obydwu mczyzn byy srebrnosiwe.
Wszyscy - Stranicy, Aes Sedai, wadca Fal Dara i jego shambayan - stali nieruchomo
niczym kamienne posgi. Tum gapiw wstrzyma oddech. Rand mimo woli zwolni kroku.
Nagle Ronan trzykrotnie zastuka lask o wielkie kamienie brukowe i wrd ciszy
rozlego si jego woanie:
- Kto przybywa? Kto przybywa? Kto przybywa?
Odpowiedziaa mu kobieta stojca obok palankinu, stukajc trzykrotnie swoj lask.
- Straniczka Pieczci. Pomie Tar Valon. Zasiadajca na Tronie Amyrlin.
- Po c mamy na to patrze? - spyta Ronan.
- W tym jest nadzieja dla ludzkoci - odpara wysoka kobieta.
- Przed czym strzeemy, czuwajc tu?
- Przed cieniem w poudnie.
- Jak dugo bdziemy czuwa?
- Od wschodu do wschodu, dopki Koo Czasu bdzie si obraca.
Agelmar skoni si, wiatr targa siw kit na czubku jego gowy.
- Fal Dara ofiarowuje chleb, sl i gocin. Zasiadajca na Tronie Amyrlin moe z
ufnoci zawita do Fal Dara, tu bowiem peniona jest stra, tu dotrzymywany jest Pakt.
Witaj!
Wysoka kobieta odsuna zason palankinu i Zasiadajca na Tronie Amyrlin
wysiada. Ciemnowosa, rwnie pozbawiona oznak wieku jak wszystkie Aes Sedai, prostujc
si przebiega oczami po zgromadzonych. Rand drgn, gdy jej wzrok pad na niego, mia
wraenie, jakby co go dotkno. Oczy jednak wdroway dalej i na kocu zatrzymay si na
lordzie Agelmarze. Sucy w odwitnym stroju uklk u jej boku, ofiarowujc rczniki
uoone na srebrnej tacy, z ktrej wci unosia si para. Zgodnie z obyczajem przemya
donie i otara twarz wilgotn tkanin.
- Dzikuj za powitanie, mj synu. Niechaj wiato
opromienia Dom Jagad. Niechaj wiato opromienia Fal Dara i wszystkich jej
mieszkacw.
Agelmar skoni si raz jeszcze.
- To ty nam przynosisz zaszczyt, matko.
Wcale nie dziwio, e nazwaa go synem, a on j matk, mimo e przy jej gadkich
policzkach lord Agelmar ze sw pomarszczon twarz wyglda jak jej ojciec albo nawet
dziadek. Ich powierzchowno znakomicie do siebie pasowaa.
- Dom Jagad suy tobie. Fal Dara jest twoje.
Zewszd rozlegy si wiwaty, zaamujce si na murach twierdzy niczym fale.
Cay dygoczc, Rand pobieg popiesznie w stron drzwi i, zakniony bezpieczestwa,
w ogle ju nie zwaa na kogo wpada.
"To tylko ta przeklta wyobrania. Ona nawet nie wie, kim jeste. Na razie. Krew i
popioy, gdyby ona..."
Nie chcia nawet myle, co by si stao, gdyby naprawd wiedziaa, kim jest, czym
jest. Co si stanie, gdy wreszcie si dowie. Zastanawia si, czy przypadkiem nie miaa czego
wsplnego z tym wiatrem na szczycie wiey; Aes Sedai potrafiy dokonywa takich rzeczy.
Pchn drzwi, zatrzasn je za sob, tumic ryk powita, ktry nadal wstrzsa dziedzicem, i
westchn z ulg.
Na korytarzach rwnie byo pusto i na moment nie przestawa biec. Min mniejszy
podwrzec, z fontann pluszczc na samym rodku, potem przebieg kolejny korytarz i
wypad na brukowany dziedziniec stajenny. Stajnia Lorda, wbudowana w mur twierdzy, bya
wysoka i duga, z wielkimi oknami, a konie trzymano na dwch pitrach. W kuni po drugiej
stronie dziedzica panowaa cisza, kowal i jego pomocnicy poszli oglda ceremoni
powitania.
Tema, gwny stajenny o skrzastej twarzy, powita go przy, szerokich drzwiach
gbokim ukonem, przykadajc do do czoa, a potem do serca.
- Suga ca dusz i sercem, mj panie. W czym Tema moe pomc swojemu panu?
Wosy Temy nie byy zwizane na czubku gowy jak u wojownikw, przypominay
odwrcon do gry dnem szar mis.
Rand westchn.
- Po raz setny prosz, Tema, nie tytuuj mnie panem.
- - Jak mj pan sobie yczy.
Stajenny ukoni si jeszcze niej.
To jego nazwisko byo przyczyn caego ambarasu, a take jego podobiestwo. Rand
al'Thor. Al'Lan Mandragoran. W przypadku Lana, zgodnie z obyczajem obowizujcym w
Malkier, przedrostek "al" wyrnia go jako krla, mimo e sam nigdy si nim nie
przedstawia. W przypadku Randa "al" stanowio jedynie czstk jego nazwiska, jakkolwiek
sysza kiedy, e dawno temu, jeszcze zanim Dwie Rzeki nazwano Dwoma Rzekami,
znaczyo to "syna". Niemniej jednak niektrzy sucy w twierdzy Fal Dara uznali, e on te
jest krlem, albo co najmniej ksiciem. Mimo i usiowa dowie, e jest wrcz przeciwnie,
jedyne co uzyska, to obnienie rangi do lorda. W kadym razie tak mu si wydawao;
paszczono si jednak przed nim jak przed nikim innym, nawet przed lordem Agelmarem.
- Prosz o osiodanie Rudego, Tema. - Wiedzia, e lepiej nie proponowa, e zrobi to
sam, bo Tema nie dopuci, by pobrudzi sobie rce. - Postanowiem zwiedza okolice przez
kilka najbliszych dni.
A jak ju dosidzie grzbietu wielkiego gniadosza, za kilka dni stanie nad brzegiem
Erinin, albo przekroczy granice Arafel.
"Ju mnie wtedy nie znajd."
Stajenny nieomal zgi si wp i taki zgity pozosta.
- Wybacz, mj panie - wyszepta ochryple. - Wybacz, ale Tema nie moe ci usucha.
Zaczerwieniony ze wstydu Rand rozejrza si z niepokojem dookoa - nie zobaczy
nikogo w zasigu wzroku - po czym chwyci mczyzn za rami i wyprostowa go. Nawet
jeli nie mg zapobiec, by Tema i kilku innych sucych zachowywao si w taki sposb, to
mg przynajmniej si postara, by nikt inny tego nie widzia.
- Dlaczego nie, Tema? Tema, spjrz na mnie, prosz. Dlaczego nie?
- Tak rozkazano, mj panie - odpar Tema, wci szepczc.
Stale spuszcza wzrok, nie ze strachu, lecz ze wstydu, e nie moe zrobi tego, o co
prosi Rand. Mieszkacy Shienaru potrafili wstydzi si tak, jak kto napitnowany za
kradzie.
- aden ko nie moe opuci tej stajni, dopki rozkazy nie ulegn zmianie. Ani te
adnej innej stajni w twierdzy, mj panie.
Rand ju mia powiedzie mu, e nic si nie stao, ale tylko obliza wargi.
- Ani jeden ko z adnej stajni?
- Tak, mj panie. Ten rozkaz wydano zupenie niedawno. Zaledwie przed kilkoma
chwilami. - Gos Temy zabrzmia silniej. - Rwnie wszystkie bramy zostay zamknite, mj
panie. Nikt nie moe tu wej ani std wyj bez zezwolenia. Jak si Tema dowiedzia, nawet
miejski patrol.
Rand jako przekn lin, ale nadal mia uczucie, e jego krta ciskaj niewidzialne
palce.
- Tema, czy ten rozkaz wyda lord Agelmar?
- Naturalnie, mj panie. Kt by inny? Rzecz jasna, lord Agelmar nie wyda osobicie
tego rozkazu Temie ani te temu czowiekowi, ktry go Temie przekaza, ale, mj panie, kt
inny mg wyda taki rozkaz w Fal Dara?
"Kto inny?"
Rand podskoczy w miejscu, w tym bowiem momencie z dzwonnicy warowni rozlegy
si donone dwiki najwikszego dzwonu. Potem przyczyy si do niego inne dzwony, a po
chwili wszystkie dzwony w miecie.
- Jeli Tema moe sobie pozwoli na miao - zawoa stajenny, przekrzykujc ten
oskot --- mj pan jest z pewnoci bardzo szczliwy.
Rand te musia krzycze, eby go usyszano.
- Szczliwy? Dlaczego?
- Powitanie dobiego koca, mj panie. - Tema wskaza gestem doni na dzwonnic. -
Zasiadajca na Tronie Amyrlin przyle zaraz po mojego pana i jego przyjaci.
Rand poderwa si do biegu. Zdy jeszcze dostrzec zdziwienie na twarzy Temy i ju
go nie byo. Nie dba o to, co sobie pomyli Tema.
"Zaraz po mnie przyle."
ROZDZIA 3
PRZYJACIELE I WROGOWIE
Rand nie bieg dugo, tylko do bramy wypadowej, znajdujcej si tu za rogiem stajni.
Jeszcze zanim tam dotar, zwolni kroku, starajc si wyglda jak najzwyczajniej, jakby si
wcale nie spieszy.
Zwieczona lukiem brama bya zamknita na gucho. Mogo przez ni przejecha
zaledwie dwch jedcw jednoczenie, lecz - podobnie jak wszystkie bramy w zewntrznym
murze - bya obita szerokimi patami elaza i zamykana za pomoc grubej sztaby. Tu przed
ni stao dwch stranikw w zwykych, stokowatych hemach i kolczugach, do plecw
mieli przytroczone dugie miecze. Piersi zotych opocz zdobi Czarny Jastrzb. Zna
cokolwiek jednego z nich, Ragana. Na ogorzaym policzku Ragana, przysonitym kratownic
hemu, wida byo biay trjkt, blizn po strzale trolloka. Na widok Randa w jego
pomarszczonej twarzy ukazay si doki umiechu.
- Oby pokj mia ci w swej opiece, Randzie al'Thor. - Ragan prawie krzycza,
pragnc zaguszy dzwony. Masz zamiar wali krliki po gowach, czy te nadal si upierasz,
e ta paka to uk?
Drugi stranik zrobi krok, by stan bliej bramy.
- Oby pokj mia ci w swej opiece, Raganie - odpowiedzia Rand, zatrzymujc si
przed nimi. Z najwyszym wysikiem udao mu si zachowa spokojny gos. - Wiesz, e to
uk. Widziae, jak z niego strzelaem.
- Nie nadaje si do strzelania z koskiego grzbietu kwanym tonem orzek drugi
stranik.
Rand rozpozna go teraz, po gboko osadzonych, nieomal czarnych oczach, ktre
zdaway si nigdy nie mruga. Wyzieray spod przybicy niczym dwie bliniacze groty z
wntrza jeszcze jednej, wikszej jaskini. Czu, e mgby mie wikszego pecha, gdyby nie
Masema strzeg akurat bramy, ale nie bardzo wiedzia, o ile wikszego, chyba eby to bya
Czerwona Aes Sedai.
- Jest za dugi - doda Masema. - Ja ze swojego uku, gdy jad galopem, potrafi
wypuci trzy strzay, a ty je tylko tracisz przez to monstrum.
Rand zmusi si do umiechu udajc, e uznaje to za art, cho nigdy nie sysza ani
jednego artu z ust Masemy, nie widzia te jego umiechu. Ludzie w Fal Dara na og
akceptowali Randa, wiczy z Lanem, lord Agelmar goci go przy swoim stole, a co
najwaniejsze, przyby do Fal Dara w towarzystwie Moiraine, Aes Sedai. Niektrym jednak
wyranie trudno byo zapomnie, e jest przybyszem z obcych stron i prawie si do niego nie
odzywali, a jeli ju, to tylko z koniecznoci. Masema by najgorszy z nich wszystkich.
- Mnie on wystarcza - odpar Rand. - A skoro ju mowa o krlikach, Raganie, to moe
tak wypuciby mnie na zewntrz? Cay ten rwetes i bieganina to dla mnie za wiele.
Wolabym zapolowa na krliki, nawet jeli adnego nie wypatrz.
Ragan wykona pobrt, eby spojrze na swego towarzysza i nadzieje Randa zaczy
rosn. Ragan by przyjaznym czowiekiem, ktry pogod ducha tuszowa ponur blizn i
wyranie lubi Randa. Jednak Masema pokrci gow.
- Nie wolno, Randzie al'Thor - rzek Ragan i westchn. Nieznacznie skin te gow
w stron Masemy, jakby si chcia wytumaczy. Gdyby to zaleao tylko od niego... - Nikt
nie moe std wyj bez glejtu. Szkoda, e nie sprbowae kilka minut temu. Rozkaz
zaryglowania bram przyszed dopiero co.
- Ale po c lord Agelmar chciaby mnie zatrzymywa?
Masema przyglda si podejrzliwie jego tobokom i sakwom. Rand usiowa go
ignorowa.
- Jestem jego gociem - mwi dalej do Ragana. Daj sowo, mogem std wyj w
dowolnej chwili podczas ostatnich tygodni. Czemu miaby wydawa taki rozkaz? Bo to
rozkaz lorda Agelmara, nieprawda?
Syszc to, Masema zamruga, a wieczny mars na czole pogbi si. Wydawao si
te, e ju zapomnia o pakunkach na plecach Randa.
Ragan rozemia si.
- Kt inny mgby wyda taki rozkaz, Randzie al'Thor? Mnie przekaza go Uno,
rzecz jasna, ale czyj mgby to by rozkaz?
Oczy Masemy, wbite w Randa, nawet nie mrugny.
- Chciabym tylko std wyj, to wszystko - powiedzia Rand. - Ale w takim razie
zobacz, co si dzieje w ogrodach. Krlikw tam nie znajd, ale przynajmniej nie ma takich
tumw. Niechaj was wiato owieci i pokj ma w swej opiece.
Odszed, nie czekajc na poegnalne bogosawiestwo. Postanowi, e w adnym
przypadku nawet si nie zbliy do ogrodw.
"Niech sczezn, ju po wszystkich ceremoniach, wic w kadym ogrodzie mog by
jakie Aes Sedai."
Czujc wzrok Masemy na swoich plecach - by pewien, e to jego wzrok - maszerowa
normalnym krokiem. Potkn si jednak, bo dzwony znienacka ucichy. Mijay minuty. Dugie
minuty. Zasiadajca na Tronie Amyrlin zostanie zaraz wprowadzona do jej komnat. Zaraz
kae po niego posa, zarzdzi poszukiwania, jeli go nie znajd. Gdy tylko znikn z pola
widzenia bramy wypadowej, znowu pobieg.
Znajdujca si w pobliu pomieszcze kuchennych Brama Wonicw, ktr
sprowadzano ca ywno do twierdzy, bya zamknita i zaryglowana, stao przy niej dwch
onierzy. Min ich pospiesznie, potem pdem pokona dziedziniec kuchni, jakby ju nigdy w
yciu nie mia si zatrzyma.
Przy Psiej Bramie, na tyach twierdzy, tak niskiej i wskiej, e mg przez ni przej
tylko jeden pieszy, rwnie stali stranicy. Zawrci byskawicznie, zanim zdyli go
spostrzec. Bram byo niewiele jak na tak ogromn twierdz, ale skoro pilnowano nawet Psiej
Bramy, to z ca pewnoci pozostaych nie pozostawiono bez dozoru.
A gdyby tak znalaz kawa powroza... Wszed na stopnie wiodce do samego szczytu
zewntrznego muru, na szeroki podest otoczony blankami. Nie poczu si najlepiej... tak
wysoko... gdyby znowu nadlecia tamten wiatr, nie miaby osony, ale widzia stamtd
pomidzy wysokimi kominami i szpiczastymi dachami drog do samego muru miejskiego.
Mimo caego miesica pobytu w Fal Dara, te domy wci dziwnie wyglday dla kogo
nawykego do zabudowa Dwu Rzek, krokwie sigay prawie do samej ziemi, jakby budowle
skaday si wycznie z krytych drewnianymi gontami dachw i kominw ustawionych pod
ktem, co miao zapobiec gromadzeniu si na nich niegu. Twierdz otacza przestronny
brukowany plac, ale w odlegoci zaledwie stu krokw od muru zaczynay si ulice, rojne od
ludzi krztajcych si wok codziennych obowizkw, sklepikarzy w fartuchach pod
markizami straganw, pospolicie odzianych farmerw, ktrzy przyjedali do miasta kupowa
i sprzedawa, sokolnikw, kupcw i mieszkacw miasta, zebranych w gromadach, bez
wtpienia rozprawiajcych o niespodzianej wizycie Zasiadajcej na Tronie Amyrlin. Widzia
wozy i ludzi mijajcych jedn z miejskich bram. Najwyraniej stranikom strzegcym murw
miasta nie kazano nikogo zatrzymywa.
Spojrza na najblisz wie stranicz, jeden z onierzy unis odzian w rkawic
do w jego stron. Odwzajemni gest z cierpkim umiechem. Stranicy mieli na oku kady
fragment podmurza. Przechylony przez framug zerkn w d - przez otwory w murze, w
ktrych osadzano pale - na rozlege koryto suchej fosy. Szeroka na dwadziecia krokw i
gboka na dziesi, straszya kamienn, zdradliwie wypolerowan otchani. Otacza j niski
mur, nachylony do wewntrz, by nie mg posuy za kryjwk, a dno jeyo si ostrymi jak
brzytwa palami. Nawet gdyby mia powrz, a stranicy nie patrzyli w t stron, nie daby rady
pokona fosy. Ostateczna zapora, bronica przed wtargniciem trollokw do rodka twierdzy,
rwnie skutecznie grodzia jemu drog.
Nagle poczu, e jest zmczony do szpiku koci, e wycieky z niego wszystkie siy.
Przybya Zasiadajca na Tronie Amyrlin i nie byo jak uciec. adnego wyjcia i Zasiadajca
na Tronie Amyrlin. Jeli wiedziaa, e tu jest, jeli to ona wysaa ten wiatr, ktry go
pochwyci w swe szpony, to na pewno ju go poszukiwaa, poszukiwaa za pomoc tego
wszystkiego, do czego s zdolne Aes Sedai. Krliki miay wicej szans z jego ukiem. Ale nie
chcia si podda. Powiadano, e ludzie z Dwu Rzek potrafi uczy kamienie i dawa lekcje
muom. Pozostawieni z niczym, ratowali si uporem.
Zszed z muru i ruszy na wdrwk po twierdzy. Nie zwraca uwagi na to, ktrdy
idzie, bo na razie nikt go si tutaj nie spodziewa. Omija drog do swego pokoju, do stajni, do
ktrej z bram - Masema mg zaryzykowa i przez Uno donie, e prbowa uciec - trzyma
si z daleka od ogrodw. Myla wycznie o unikaniu wszystkich Aes Sedai. Nawet
Moiraine. Ona wiedziaa o nim. Ale mimo to nic mu nie zrobia.
"Na razie. Na razie, na ile ci wiadomo. A jeli zmienia zamiary? Moe to ona posaa
po Zasiadajc na Tronie Amyrlin?"
Skoowany opar si na chwil o cian korytarza, czujc pod barkami twardy kamie.
Niewidzcymi oczyma wpatrywa si w pust dal i widzia rzeczy, ktrych nie chcia widzie.
"Poskromiony. Czy byoby a tak le, gdyby to wszystko wreszcie si skoczyo?
Naprawd skoczyo?"
Zamkn oczy, ale nadal widzia siebie, skulonego jak krlik, ktry nie ma dokd uciec
i Aes Sedai krce nad nim jak kruki.
"Ci, ktrych poskromiono, prawie od razu umieraj. Odechciewa im si y."
Zanadto dobrze pamita sowa Thoma Merrilina, eby znie tak wizj. Otrzsn si
wawo i popiesznie ruszy w gb korytarza. Lepiej si nie zatrzymywa w jednym miejscu,
dopki go jeszcze nie znaleziono.
"A tak nawiasem mwic, to jak dugo bd ci szuka? Jeste jak owca w zagrodzie.
Jak dugo?"
Dotkn rkojeci miecza.
"Nie, jaka tam owca. adna Aes Sedai ani nikt inny tak nie myli."
Czu si troch gupio, ale powzi silne postanowienie, e co zdziaa.
Ludzie wracali ju do swych obowizkw. Kuchni pooon najbliej Wielkiej Sali
wypenia harmider gosw i szczkania garnkw, w tej sali Zasiadajca na Tronie Amyrlin i
jej wita mieli dzi spoywa wieczerz. Kucharze, pomywacze i kredensowi pracowali jak
optani, psy dreptay w wiklinowych bbnach, obracajc tym samym pocie mis nabite na
szpikulce. Pokona szybko buchajcy stamtd ar i par, zapachy przypraw i potraw. Nikt nie
powici mu uwaniejszego spojrzenia, wszyscy byli zanadto zajci.
Korytarze na tyach warowni, wiodce obok izdebek zamieszkaych przez sub,
wrzay niczym rozkopane mrowisko, biegali tam mczyni i kobiety spieszcy wdzia swj
odwitny przyodziewek. Dzieci skryy si ze swymi zabawami do ktw, by nikomu nie
wchodzi pod nogi. Chopcy wymachiwali drewnianymi mieczami, dziewczynki bawiy si
drewnianymi lalkami, niektre obwieszczay, e to ich lalka jest Zasiadajc na Tronie
Amyrlin. Wikszo drzwi staa otworem, przysonite jedynie sznurami paciorkw. Na og
stanowio to znak, e w danej izbie oczekuje si goci, tego dnia jednak znaczyo to tylko, e
jej mieszkaniec si pieszy. Nawet ci, ktrzy kaniali si Randowi, robili to praktycznie w
biegu.
Czy kto z nich usugujc gociom, usyszy, e go szukaj, i czy powie wtedy, e go
widzia? Czy zagadnie jak Aes Sedai i zdradzi, gdzie go znale? Znienacka wydao mu si,
e oczy, ktre teraz mija, maj chytry wyraz, e co rozwaaj i knuj za jego plecami.
Wyobrania nawet dzieciom przydaa podejrzanego wygldu. Wiedzia, e to tylko
wyobrania - by tego pewien, musiao tak by - lecz kiedy zostawi ju za sob pokoje dla
suby, poczu si tak, jakby uciek z potrzasku, zanim spryna zdya si zatrzasn.
W niektrych czciach twierdzy nie byo ywej duszy, ludzie, ktrzy tam zazwyczaj
pracowali, dostali niespodziewanie wolne. W kuni zbrojowni pogaszone paleniska, milczce
miechy. Cicho. Zimno. Martwo. A jednak jakby wcale nie pusto. Zaswdziaa go skra i
natychmiast odwrci si na picie. Nikogo. Tylko wielkie, kwadratowe skrzynie na narzdzia
i zaszpuntowane beczki pene oliwy. Poczu, jak je mu si wosy na karku i znowu
byskawicznie si obrci. Na cianach wisiay moty i szczypce. Rozejrza si gniewnie
dookoa.
"Nikogo tu nie ma. To tylko moja wyobrania. Ten wiatr i Amyrlin wystarcz, ebym
zacz co sobie roi."
Na dziedzicu zbrojowni otoczy go znienacka wir wiatru. Mimo woli podskoczy w
miejscu, przeraony, e znowu go pochwyci. Przez chwil czu wo rozkadu, za plecami
sysza czyj chytry miech. Tylko przez chwil. Przeraony okry dziedziniec, bacznie si
rozgldajc. Na brukowanym grubo ciosanymi kamieniami dziedzicu nie byo nikogo prcz
niego.
"To tylko ta twoja przeklta wyobrania!"
Pobieg jednak z uczuciem, e znowu syszy za sob tamten miech, tym razem bez
akompaniamentu wiatru.
Na dziedzicu, na ktrym trzymano drewno, wraenie powrcio, znowu czu, e kto
tam jest. e jakie oczy podgldaj go zza wysokich sgwi porbanego drewna, uoonych w
wysokich szopach, e kto zerka na niego ukradkiem spomidzy stert wysuszonych szczap i
desek po przeciwlegej stronie dziedzica, przed warsztatem cieli, teraz zamknitym na
gucho. Za nic nie chcia rozglda si dookoa, nie chcia si zastanawia, jak to moliwe, by
jedna para oczu moga si przemieszcza z miejsca na miejsce tak szybko, jakim cudem
pokonaa otwarty dziedziniec, od szopy do warsztatu, nie wykonawszy adnego zauwaalnego
ruchu. By pewien, e tych oczu jest tylko dwoje.
"Wyobrania. A moe ju popadem w obd."
Przeszy go dreszcz.
"Jeszcze nie. wiatoci, bagam, jeszcze nie."
Ze sztywno wyprostowanymi plecami przekrad si przez dziedziniec, a niewidzialny
obserwator ruszy w lad za nim.
W ciemnych korytarzach pono zaledwie kilka pochodni z sitowia, a oczy byy
wszdzie, w spichlerzach, penych korcw suszonego grochu i fasoli, zastawionych pkami z
pomarszczon rzep i burakami albo beczkami z winem, kadziami z solon woowin i
dzbanami, ale czasami szy za nim, czasami czekay na niego w rodku. Ani razu nie usysza
niczyich krokw prcz wasnych, ani razu nie usysza trzasku drzwi, chyba e sam je
otworzy i zamkn, ale oczy byy wszdzie.
"wiatoci, popadam w obd."
Otworzy kolejne drzwi i wypyny stamtd ludzkie gosy, ludzki miech, wlewjc
we ulg. Tu nie bdzie adnych niewidzialnych oczu. Wszed do rodka.
Poowa pomieszczenia bya po sam sufit zastawiona worami z ziarnem. W drugiej
czci, pod jedn z nagich cian, klczao pkolem kilku ludzi. W oczy rzucay si skrzane
kaftany i wosy przycite rwno wok gowy, wskazujc, e to zwykli posugacze. Ani kpek
na czubkach czaszek, ani strojw suby usugujcej przy paskim stole. A wic nikogo, kto
mgby go przypadkiem zdradzi.
"A jeli umylnie?"
Na tle cichego gwaru gosw rozleg si grzechot koci do gry, a ten, ktry je rzuci,
zanis si ochrypym miechem.
Grajcym przypatrywa si Loial; pogrony w zamyleniu pociera podbrdek palcem
grubszym od ludzkiego kciuka, gow nieomal dotyka krokwi zawieszonych w odlegoci
prawie dwu pidzi ponad gowami pozostaych. aden z graczy nawet na niego nie zerka. Na
Ziemiach Granicznych, i nie tylko, widok Ogira nie by czym powszednim, jednake tu ich
znano i akceptowano, a Loial przebywa w Fal Dara dostatecznie dugo, by jeszcze pro-
wokowa jakie komentarze. Ogir zapi po szyj sw ciemn tunik ze sztywnym konierzem
i rozkloszowanym doem, sigajcym cholew wysokich butw, jedna z wielkich kieszeni bya
mocno wybrzuszona i obciona czym bardzo duym. Na ile Rand go zna, byy to z
pewnoci ksiki. Loial za nic nie chcia si oddali od ksiek, nawet jeli teraz jego uwag
pochona gra w koci.
Wbrew wszystkiemu Rand mimo woli umiechn si. Loial czsto tak na niego
dziaa. Wiedzia tak duo o jednych rzeczach i tak niewiele o innych, a najwyraniej chcia
wiedzie wszystko. Rand jednak pamita, e pierwszy raz, gdy zobaczy Loiala, z tymi jego
uszami, z ktrych sterczay kpki wosw, brwiami, ktre podrygiway jak dugie wsy i no-
sem przesaniajcym nieomal ca twarz - wydawao mu si, e widzi trolloka. Nadal si tego
wstydzi. Ogir i trolloki. Myrddraal i stwory wyskakujce z ciemnych zakamarkw bani
opowiadanych nocami. Stwory z opowieci i legend. Tak wanie o nich myla przed
wyjazdem z Dwu Rzek. Jednake od czasu opuszczenia domu widzia tyle wcielonych
opowieci, e nie mg by ju pewien niczego. Aes Sedai i niewidzialni obserwatorzy, wiatr,
ktry chwyta i nie puszcza. Umiech na jego twarzy zblad.
- Wszystkie opowieci s prawdziwe - powiedzia cicho.
Loial zastrzyg uszami i obrci gow w stron Randa. Gdy zobaczy, e to on, jego
twarz obla szeroki umiech i natychmiast do niego podszed.
- Ach, tu jeste. - Gos Loiala brzmia jak guche buczenie trzmiela. - Nie widziaem
ci na powitaniu. To byo co, czego nigdy przedtem nie widziaem. Tych dwch rzeczy.
Ceremonii Powitania w Shienar i Zasiadajcej na Tronie Amyrlin. Wyglda na zmczon, nie
uwaasz? Pewnie nieatwo zasiada na Tronie Amyrlin. To pewnie co jeszcze gorszego ni
bycie Starszym, jak domniemuj. Urwa z wyrazem zamylenia na twarzy, jednak tylko dla
zaczerpnicia oddechu. - Powiedz mi, Rand, czy ty te znasz t gr? Oni tu graj w co
prostszego, uywaj tylko trzech koci. My w stedding uywamy czterech. Oni nie chc ze
mn gra, wiesz? Mwi tylko: "Chwaa Budowniczym" i nie chc robi ze mn zakadw.
Moim zdaniem to niesprawiedliwe, nieprawda? Uywaj do maych koci... - marszczc
twarz przyjrza si swoim doniom, tak wielkim, e mogyby obapi ca ludzk gow... - ale
ja i tak uwaam...
Rand chwyci go za rami i wszed mu w sowo.
"Budowniczowie!"
- Loial, przecie to Ogirowie wybudowali Fal Dara, prawda? Czy znasz std jakie
inne wyjcie oprcz bram? Jaki otwr. Kana ciekowy. Cokolwiek, przez co czowiek daby
rad si przecisn. W miar moliwoci poza zasigiem wiatru.
Loial obdarzy go zbolaym grymasem, koce brwi nieomal opady mu na policzki.
- Rand, Ogirowie zbudowali Mafal Dadaranel, ale to miasto zostao zniszczone
podczas Wojen z Trollokami. To - musn kamienn cian opuszkami grubych palcw - -
wznieli ludzie. Umiem naszkicowa plan Mafal Dadaranel, widziaem mapy w pewnej starej
ksidze, ktra si znajduje w Stedding Shangtai, ale o Fal Dara nie wiem wicej ni ty. Ale
twierdza jest dobrze zbudowana, nie uwaasz? Pospolita, ale zbudowana jak naley.
Rand opar si ciko o cian, z caej siy zaciskajc powieki.
- Musz si std wydosta - wyszepta. - Bramy s zaryglowane i nie pozwalaj
nikomu wyj, ale ja musz si std wydosta.
- Ale dlaczego, Rand? - wolno powiedzia Loial. - Nikt tutaj nie zrobi ci nic zego.
Dobrze si czujesz? Rand? - Nagle podnis gos. - Mat! Perrin! Rand jest chyba chory.
Rand otworzy oczy i zobaczy swoich przyjaci wstajcych z podogi. Mat Cauthon,
dugonogi jak bocian, z tajemniczym umieszkiem, jakby widzia co, czego nie widzia nikt
inny. Kudaty Perrin Aybara, o solidnych barkach i potnych ramionach, nabytych od pracy
w charakterze czeladnika kowalskiego. Obydwaj wci mieli na sobie ubrania z Dwu Rzek,
proste i mocne, lecz mocno podniszczone w podry.
Mat cisn koci pod nogi siedzcych pkolem graczy. Jeden z mczyzn zawoa:
- Eje, poudniowcze, nie moesz odchodzi od gry, kiedy wygrywasz!
- Lepiej teraz, ni gdy zaczn przegrywa - powiedzia ze miechem Mat, mimo woli
dotykajc swego kaftana w okolicy pasa.
Rand skrzywi si. Mat ukrywa tam sztylet z rubinow rkojeci, sztylet, z ktrym
nigdy si nie rozstawa, sztylet, bez ktrego nie mg si oby. Byo to skaone ostrze, za-
brane z martwego miasta Shadar Logoth, skaone i znieksztacone przez zo nieomal
dorwnujce Czarnemu, zo ktre zabio Shadar Logoth przed dwoma tysicami lat, lecz
wci yo pord opustoszaych ruin. Ta skaza moga zabi Mata, gdyby zatrzyma duej
sztylet, lecz gdyby go si pozby, zabiaby go jeszcze prdzej.
- Jeszcze bdziecie mieli szans si odegra.
Niezadowolone prychnicia ze strony klczcych wiadczyy, e ich zdaniem ta szansa
jest niewysoka.
Perrin trzyma oczy opuszczone, kiedy szed w lad za Matem w stron Randa.
Ostatnimi czasy Perrin wiecznie spuszcza wzrok, a jego ramiona obwisay, jakby dwiga na
nich ciar zbyt wielki nawet na tak potne barki.
- Co si stao, Rand? - spyta Mat. - Jeste biay jak twoja koszula. Hej! Skd masz to
ubranie? Zmieniasz si w mieszkaca Shienaru? Moe ja te sobie kupi taki kaftan i pikn
koszul. - Potrzsn kieszeni kaftana i rozleg si brzk monet. - Chyba mam szczcie do
koci. Ledwie ich dotkn, a zaraz wygrywam.
- Nie musisz niczego kupowa - odpar znuonym gosem Rand. - Moiraine kazaa
wymieni wszystkie nasze rzeczy. Z tego, co wiem, stare ju spalili, z wyjtkiem tych, ktre
macie na sobie. Elansu z pewnoci po nie przyjdzie, wic na waszym miejscu przebrabym
si jak najszybciej, zanim zedrze je wam z grzbietu.
Perrin wci nie podnosi wzroku, za to jego policzki poczerwieniay; umiech Mata
pogbi si, mimo e z wyranym przymusem. Oni rwnie mieli za sob przygody w
aniach i tylko Mat udawa, e panujce obyczaje na nim nie wywieraj wraenia.
- I wcale nie jestem chory. Po prostu musz si std wydosta. Przybya Zasiadajca na
Tronie Amyrlin. Lan powiedzia... powiedzia, e z jej powodu lepiej by dla mnie byo,
gdybym wyjecha ju tydzie temu. Musz uciec, a wszystkie bramy s zaryglowane.
- Powiedzia co takiego? - Mat zmarszczy czoo: - Nie rozumiem. On nigdy nie
mwi nic przeciwko Aes Sedai. O co tu chodzi? Suchaj, Rand, ja te bynajmniej nie
przepadam za Aes Sedai, ale one nic nam przecie nie zrobi.
Mwic to, zniy gos i obejrza si przez rami, by sprawdzi, czy ktry z graczy
przypadkiem go nie sucha. Mimo caego strachu, jaki budziy Aes Sedai, na Ziemiach
Granicznych ten strach daleki by od nienawici i wszelkie przejawy braku szacunku wobec
nich mogy czowieka narazi na bjk albo co jeszcze gorszego.
- We tak Moiraine. Ona nie jest za, a przecie to Aes Sedai. Ty mylisz jak stary
Cenn Buie, z tymi jego opowieciami w "Winnej Jagodzie". Chc powiedzie, e ona nic nam
nie zrobia i one te nic nie zrobi. Po co by im to byo?
Perrin podnis oczy. te oczy, poyskujce w mtnym wietle jak wypolerowane
zoto.
"Czy Moiraine nic nam nie zrobia?" - zastanowi si Rand.
Kiedy wyjedali z Dwu Rzek, Perrin mia oczy ciemnobrzowe, takie same jak Mat.
Rand nie mia pojcia, skd si wzia ta zmiana - Perrin nie chcia o tym rozmawia, w ogle
mao rozmawia od czasu, w ktrym to si stao - ale pojawia si razem z przygarbieniem
ramion i dystansem w zachowaniu, jakby Perrin czu si samotny w towarzystwie przyjaci.
Oczy Perrina i sztylet Mata. Do niczego takiego by nie doszo, gdyby nie wyjechali z Pola
Emonda, a to wanie Moiraine ich stamtd zabraa. Wiedzia, e nie jest sprawiedliwy.
Prawdopodobnie wszyscy zginliby z rk trollokw, a razem z nimi spora cz mieszkacw
Pola Emonda, gdyby ona nie pojawia si w ich wsi. Ale przez to Perrin nie mia si ju tak,
jak kiedy. Za pasem Mata wci tkwi sztylet.
"A ja? Gdybym zosta w domu, gdybym nadal y, czy bybym tym, co teraz? W
kadym razie nie przejmowabym si tym, co zrobi z nami Aes Sedai."
Mat nie spuszcza pytajcego wzroku, a Perrin unis gow, by mc si mu
przypatrzy spod nastroszonych brwi. Loial czeka cierpliwie. Rand nie mg im powiedzie,
dlaczego musi si trzyma z dala od przywdczyni Aes Sedai. Oni nie wiedzieli, czym on jest.
Lan i Moiraine to wiedzieli. A take Egwene i Nynaeve. Wolaby, eby nikt tego nie wiedzia,
a przede wszystkim Egwene, ale przynajmniej Mat i Perrin - a take Loial - wierzyli, e on
jest nadal tym samym czowiekiem. Czu, e wolaby umrze, ni pozwoli im si tego
dowiedzie, ni widzie wahanie i zmartwienie, ktre czasami dostrzega w oczach Egwene i
Nynaeve, mimo e tak bardzo staray si to ukry.
- Kto... mnie obserwuje - powiedzia w kocu. Kto mnie ledzi. Tylko... Tylko e tu
nikogo nie ma.
Perrin unis gwatownie gow, a Mat obliza wargi i wyszepta:
- Pomor?
- Jasne, e nie - parskn Loial. - Jakim sposobem Bezoki miaby wej do Fal Dara,
do miasta albo twierdzy? Tu obowizuje nakaz, e nikt nie moe ukrywa twarzy w obrbie
murw miasta, a miejscy stre musz nocami owietla ulice, wic nie ma cieni, w ktrych
mgby ukry si Myrddraal. To by si nie mogo zdarzy.
- Mury nie zatrzymaj Pomora, jeli on chce gdzie wej - mrukn Mat. - Nie sdz,
by nakazy i latarnie w czym tu pomogy.
Nie brzmiao to, jak gos czowieka, ktry jeszcze p roku temu uwaa, e Pomory
wystpuj wycznie w opowieciach bardw. On te za duo widzia.
- I jeszcze by ten wiatr - doda Rand.
Opowiedzia im to, co si zdarzyo na szczycie wiey, nieomal drcym gosem.
Perrin zacisn pici tak mocno, e a zbielay mu kykcie.
- Ja tylko chc std uciec - zakoczy Rand. - Chc jecha na poudnie. Gdzie daleko
std. Gdziekolwiek, byle daleko.
- Ale skoro bramy s zaryglowane - spyta Mat to jak si std wydostaniemy?
Rand zagapi si na niego.
- My?
On musia odej std sam. Kademu, kto jest blisko niego, grozio
niebezpieczestwo. To on by rdem tego niebezpieczestwa i nawet Moiraine nie umiaa
powiedzie, od jak dawna tak jest.
- Mat, wiesz, e musisz jecha z Moiraine do Tar Valon. Powiedziaa, e to jedyne
miejsce, w ktrym mog ci oderwa od tego przekltego sztyletu w sposb, ktry nie
spowoduje jednoczenie by umar. Wiesz przecie, co si z tob stanie, jeli si go nie
pozbdziesz.
Mat dotkn kaftana skrywajcego sztylet, wyranie nie zdajc sobie z tego sprawy.
- "Podarunek Aes Sedai jest jak przynta dla ryb" - zacytowa. - C, moe ja nie chc
wkada sobie tego haczyka do ust. Moe to, co ona chce zrobi w Tar Valon, to co jeszcze
gorszego, ni brak jakichkolwiek dziaa. Moe ona kamie. "Prawda, ktr mwi ci Aes
Sedai, nigdy nie jest tym, czym si wydaje."
- Znasz jeszcze wicej takich starych porzekade, z ktrymi masz ch si podzieli? -
spyta Rand. - Moe: "Poudniowy wiatr przynosi bogatego gocia, pnocny wiatr to pusty
dom"? "Prosi pomalowane na zota nadal jest prosiciem"? A moe: "Nie rozmawiaj z owc
o strzyeniu"? "Sowa gupca to py"?
- Uspokj si, Rand - powiedzia cicho Perrin. Nie trzeba si tak denerwowa.
- Nie trzeba? Moe ja nie chc, ebycie ze mn jechali, zawsze si za mn wlokli,
pakowali w tarapaty i oczekiwali, a was z nich wycign? Czy kiedykolwiek zastanawialicie
si nad tym? Niech sczezn, czy przyszo wam kiedy do gowy, e mnie ju to mczy, e
gdziekolwiek pjd, zawsze znajduj was przy sobie? Zawsze, mam ju tego do.
Bl na twarzy Perrina rani go jak n, ale cign dalej bezlitonie.
- Niekrzy tutaj myl, e ja jestem lordem. Lordem. Moe mi si to podoba. A
popatrzcie na siebie, gracie w koci ze stajennymi. Jak bd chcia odej, to odejd sam. Wy
sobie moecie jecha do Tar Valon albo sami gdzie powdrowa, ale ja odchodz std sam.
Twarz Mata zesztywniaa, zbielaymi palcami ciska sztylet przez po kaftana.
- Skoro tak chcesz - powiedzia zimno. - Ja mylaem, e jestemy... Jak sobie yczysz,
al'Thor. Ale jeli ja postanowi odej w tym samym momencie co ty, to zrobi to, a ty
moesz tylko trzyma si ode mnie z daleka.
- Nikt nigdzie nie pjdzie - wtrci Perrin - skoro bramy s zaryglowane.
Znowu wbi wzrok w posadzk. Siedzcy pod cian gracze powitali miechem czyj
przegran.
- Idcie albo zostacie - wtrci Loial - razem albo osobno, to nie ma znaczenia.
Jestecie trzema ta'veren. Nawet ja to widz, mimo e brak mi Talentu, atwo doj do takiego
wniosku na podstawie tego tylko, co si przy was dzieje. I Moiraine te to mwi.
Mat gwatownie unis rce.
- Do tego, Loial. Nie chc ju nic o tym wicej sysze.
Loial pokrci gow.
- Syszysz to, czy nie, to i tak jest prawda. Koo Czasu tka Wzr Wieku,
wykorzystujc ludzkie ycie jako wtek. A wy jestecie trzema ta'veren, Wzr oplata si
wok was. - Do tego, Loial.
- Przez jaki czas Koo bdzie naginao Wzr podug was trzech, cokolwiek bycie
robili. A wszystko, co robicie, i tak bardziej wybiera za was Koo ni wy sami. Ta'veren
cign za sob histori i ksztatuj Wzr samym swoim istnieniem, ale Koo wplata ta'veren
mocniejszymi nimi ni pozostaych ludzi. Gdziekolwiek bycie poszli, cokolwiek bycie
zrobili, dopki Koo nie postanowi inaczej, bdziecie...
- Dosy! - krzykn Mat.
Mczyni grajcy w koci podnieli gowy, a on zgromi ich wzrokiem, wic
ponownie pochylili si nad gr.
- Przepraszam, Mat - zagrzmia Loial. - Wiem, e gadam za duo, ale nie chciaem...
- Ja tu nie zostan - oznajmi Mat krokwiom z Ogirem o wielkich ustach i gupcem, na
ktrego nie pasuje aden kapelusz, bo tak wielk ma gow. Idziesz ze mn, Perrin?
Perrin westchn, zerkn na Randa i skin gow.
Rand patrzy ze cinitym gardem, jak odchodz.
"Musz odej sam, wiatoci dopom, musz."
Loial te odprowadzi ich wzrokiem, z brwiami obwisymi ze zmartwienia.
- Rand, ja naprawd nie chciaem...
Rand postara si, by jego sowa zabrzmiay szorstko.
- Na co ty czekasz? Id za nimi! Nie rozumiem, co ty tu jeszcze robisz. Nie przydasz
mi si do niczego, skoro nie znasz adnej drogi wyjcia. No id! Id szuka swoich drzew i
bezcennych gajw, jeli ich jeszcze nie wycito, a ja nie bd paka, jeli tak si stao.
Oczy Loiala, wielkie jak spodki, byy z pocztku pene zdziwienia i blu, lecz powoli
zway si, nieomal gniewnie. Rand nie sdzi, e to rzeczywicie gniew. Niektre z
dawnych opowieci twierdziy, e Ogirowie potrafi by zapalczywi, jednake nigdy nie
informoway do jakiego stopnia, za Rand w yciu nie pozna nikogo rwnie agodnego jak
Loial.
- Skoro tak sobie yczysz, Randzie al'Thor - odrzek sucho Loial.
Skoni si sztywno i ruszy w lad za Matem i Perrinem.
Rand zwali si na spitrzone worki z ziarnem.
"No i co - nawiedzi go wewntrzny gos - zrobie to, prawda?"
"Musiaem - odpowiedzia. - cignbym na nich niebezpieczestwo. Krew i popioy,
ja oszalej i... Nie! Nie oszalej! Nie bd korzysta z Mocy, wic nie oszalej i... Ale nie
mog ryzykowa. Nie mog, nie rozumiesz?"
Ale wewntrzny gos tylko mia si z niego.
Zauway, e gracze patrz na niego. Obrcili si w jego stron, wci klczc pod
cian. Mieszkacy Shienaru, niezalenie od pochodzenia, zawsze zachowywali si uprzejmie
i poprawnie, nawet wobec miertelnych wrogw, a Ogirowie nigdy nie byli wrogami
Shienaru. Oczy graczy zdradzay, e s zaszokowani. Mieli puste twarze, ale oczy mwiy, e
zrobi co zego. Czu, e czciowo maj racj i te nieme wyrzuty mocno go ubody. Nie
robili nic, tylko patrzyli, a on potykajc si, wypad ze spichlerza, jakby go cigali.
Odrtwiay mija kolejne spichrze, szukajc miejsca, w ktrym mgby si zaszy do
czasu, gdy bramy zostan na powrt otwarte. Ukryby si wtedy w furze jakiego dostawcy
ywnoci, o ile nie bd przeszukiwali wszystkich wozw, o ile nie przeszukaj caej
twierdzy. Uparcie nie chcia o tym myle, uparcie koncentrowa si na szukaniu kryjwki.
Jednak gdy ju znalaz takie miejsce - luk w stosie workw z ziarnem, wskie przejcie pod
cian za beczkami z winem, opuszczon spiarni, pen pustych skrzy i cieni - zaraz sobie
wyobraa, e atwo go znajd. Wyobraa sobie te tego niewidzialnego obserwatora,
kimkolwiek by - albo czymkolwiek - jak i on go znajduje. Dlatego szuka dalej, spragniony,
zakurzony, z pajczynami na wosach.
Gdy w ktrym momencie wyszed na korytarz, skpo owietlony pochodniami,
zobaczy skradajc si Egwene. Zatrzymywaa si przy kadej mijanej spiarni, by zajrze do
rodka. Ciemne wosy, sigajce do pasa, przewizaa czerwon wstk, a ubrana bya w
szar sukni z czerwonymi wyogami, skrojon na shienarask mod. Na jej widok
przetoczya si po nim fala smutku i poczucia utraty. Bya to dotkliwsza strata ni odtrcenie
Mata, Perrina i Loiala. Przez cae ycie myla, e ktrego dnia oeni si z Egwene,
obydwoje tak myleli. A teraz...
Drgna nerwowo, gdy wyskoczy prosto na ni i westchna gboko, wstrzymujc
oddech. Po chwili do jego uszu dobiegy sowa:
- A wic tu jeste. Mat i Perrin powiedzieli mi, co zrobie. Loial te. Wiem, co chcesz
zrobi, Rand. To czysta gupota.
Skrzyowaa ramiona na piersi i utkwia w nim spojrzenie wielkich, ciemnych oczu.
Zawsze si zastanawia, jak jej si udaje patrze na niego z gry - a potrafia, kiedy tylko
chciaa - mimo e sigaa mu zaledwie do piersi i bya od niego o dwa tata modsza.
- No i dobrze - odpar.
Nagle poczu wcieko na widok jej wosw. Do wyjazdu z Dwu Rzek nigdy nie
widzia dorosych kobiet z rozpuszczonymi wosami. Tam kada dziewczyna czekaa z
niecierpliwoci, kiedy Koo Kobiet z jej rodzinnej wsi orzeknie, e jest ju dostatecznie
dorosa, by mc zaple wosy. Egwene z pewnoci ju dorosa. A tutaj nosia wosy
rozpuszczone, przepasane tylko jak wstk.
"Ja chc wraca do domu i nie mog, a ona nie moe si doczeka, kiedy zapomni o
Polu Emonda."
- Ty te odejd i zostaw mnie w spokoju. Nie dla ciebie teraz towarzystwo pasteuzy.
Jest tu mnstwo Aes Sedai, przy ktrych moesz si krci. Tylko nie mw adnej z nich, e
mnie widziaa. One mnie cigaj, a ja nie chc, eby im w tym pomagaa.
Na jej policzkach wykwity jaskrawe rumiece.
- Mylisz, e mogabym...
Odwrci si z zamiarem odejcia, a ona z okrzykiem rzucia si na niego, obapiajc
rkoma jego nogi. Obydwoje runli na kamienn posadzk, sakwy i toboki Randa ko-
ziokoway w powietrzu. Stkn gucho przy upadku, rkoje miecza wbia mu si bowiem
w bok, a potem jeszcze raz jkn, gdy Egwene podniosa si niezdarnie i usiada na jego
grzbiecie, jakby by jakim krzesem.
- Moja matka - zacza stanowczym tonem - zawsze mi powtarzaa, e jazda na mule
najlepiej uczy postpowania z mczyznami. Powiedziaa mi, e oni maj z reguy takie same
mzgi. Czasami nawet mu bywa mdrzejszy.
Unis gow, by spojrze na ni przez rami.
- Zejd ze mnie, Egwene. Zejd! Egwene, jeli ze mnie nie zejdziesz - tu zowieszczo
zniy gos - to ci co zrobi. Wiesz, kim jestem. - Dla efektu spojrza na ni gronie.
Egwene pocigna nosem.
- Nie zrobiby tego, nawet gdyby mg. Ty by nikogo nie skrzywdzi. A zreszt i tak
nie jeste w stanie. Wiem, e nie moesz przenosi Jedynej Mocy, kiedy tylko zechcesz, to si
dzieje samo, a ty nie umiesz nad tym panowa. Tak wic nie skrzywdzisz ani mnie, ani
nikogo innego. Za ja braam lekcje u Moiraine, wic jeli nie usuchasz gosu rozsdku,
Randzie al'Thor, to by moe podpal twoje spodnie. Umiem ju tyle. Zachowuj si tak dalej,
a sam si przekonasz.
Nagle, tylko na chwil, najblisza pochodnia na cianie rozjarzya si z gonym
trzaskiem. Egwene pisna i zapatrzya si na ni zaskoczona.
Obrci si byskawicznie, chwyci jej rami i zrzuciwszy j ze swego grzbietu, usadzi
pod cian. Potem sam usiad, naprzeciwko niej. Z furi rozcieraa obolae rami.
- Naprawd by to zrobia? - spyta ze zoci. Bawisz si rzeczami, ktrych nie
rozumiesz. Mogaby nas oboje spali na popi!
- Ach ci mczyni! Jak nie moecie postawi na swoim, to albo uciekacie, albo
uywacie przemocy.
- Chwileczk! Kto kogo oszuka? Kto na kim usiad? I ty grozia... prbowaa... e...
- Unis rce. - Nie, nie tak. Ty mi to robisz cay czas. Gdy tylko zauwaasz, e ktnia
przebiega nie po twojej myli, wwczas nagle zaczynamy si kci o co zupenie innego.
Nie tym razem.
- Ja si nie kc - odpara spokojnie - i wcale te nie zmieniam tematu. Czym jest
ukrywanie si, jak nie ucieczk? Jak ju si ukryjesz, to uciekniesz na dobre. A czemu
skrzywdzie Mata, Perrina i Loiala? I mnie? Ja wiem, dlaczego. Ty si boisz, e pozwalajc
komu trzyma si blisko ciebie, skrzywdzisz go jeszcze bardziej. Jak nie bdziesz robi tego,
czego nie powiniene, to nie masz si co ba, e co komu zrobisz. Biegasz jak optany i
napadasz na ludzi, a nawet nie wiesz, dlaczego. Niby czemu Amyrlin albo jaka inna Aes
Sedai oprcz Moiraine miaaby wiedzie, e w ogle istniejesz?
Przez chwil wpatrywa si w ni ogupiaym wzrokiem. Im wicej czasu przebywaa
z Moiraine i Nynaeve, tym czciej naladowaa ich sposb bycia, przynajmniej wtedy, gdy
chciaa. Aes Sedai i Wiedzca potrafiy by do siebie bardzo podobne, chodne i mdre. Takie
zachowanie w przypadku Egwene wytrcao z rwnowagi. W kocu opowiedzia jej to, co
usysza od Lana.
- O co innego mogo mu chodzi?
Do gadzca rami zastyga, na czole Egwene pojawi si mars skupienia.
- Moiraine wie o tobie, a nic nie zrobia, wic czemu teraz miaaby postpi inaczej?
Ale jeli Lan... - Cigle si marszczc spojrzaa mu w oczy. - Spichlerze s pierwszym
miejscem, do ktrego zajrz. O ile rzeczywicie bd szuka. Dopki nie sprawdzimy, czy
rzeczywicie ci szukaj, musisz ukry si tam, gdzie nie przyjdzie im do gowy szuka. Ju
wiem. Lochy.
Poderwa si niezdarnie na nogi.
- Lochy!
- Nie mwi o celach wiziennych, ty gupcze. Czasami chodz tam wieczorem
odwiedza Padana Faina. Nynaeve te tam chodzi. Nikt si nie zdziwi, jeli dzisiaj zajrz tam
wczeniej. Zreszt wszyscy obskakuj Amyrlin wic pewnie nikt nas nawet nie zauway.
- Ale Moiraine...
- Ona nie chodzi do lochw, gdy chce przesucha pana Faina, tylko kae go do siebie
przyprowadza. I od tygodni robi to bardzo rzadko. Wierz mi, tam bdziesz bezpieczny.
Nadal si waha. Padan Fain.
- A tak w ogle, to dlaczego go odwiedzasz? On jest Sprzymierzecem Ciemnoci,
sam si do tego przyzna, i to wyjtkowo nikczemnym. Niech sczezn, Egwene, przecie on
sprowadzi trollokw do Pola Emonda! Sam si nazwa psem Czarnego i od Zimowej Nocy
cay czas tropi moje lady.
- C, strzeg go elazne kraty, Rand.
Teraz bya jej kolej, eby si zawaha. Spojrzaa na niego nieomal bagalnie i mwia
dalej:
- Rand, on kadej wiosny przyjeda swym wozem do Dwu Rzek, odkd si
urodziam. Zna wszystkich ludzi, ktrych ja znam, wszystkie miejsca. To dziwne, ale im du-
ej siedzi w zamkniciu, tym agodniejszy si robi. Jakby si uwalnia od Czarnego. Znowu
potrafi si mia i opowiada zabawne historyjki o ludziach z Pola Emonda albo o miejscach, o
ktrych nigdy przedtem nie syszaam. Czasami wydaje si taki, jak kiedy. Ja po prostu lubi
porozmawia z kim o domu.
"Poniewa ja ci unikaem - pomyla - i poniewa Perrin unika wszystkich, a Mat
spdza cay czas na grze w koci i hulance."
- le, e tak si boczyem - mrukn i westchn. - C, skoro Moiraine uwaa, e
tobie nic nie grozi, wic mnie pewnie te si nic nie stanie. Ale nie musisz si w to miesza.
Egwene wstaa i zaja si swoj sukni, otrzepywaa j, unikajc jego wzroku.
- Moiraine powiedziaa, e to bezpieczne? Egwene?
- Moiraine nie powiedziaa mi wcale, e mog odwiedza pana Faina - wyznaa
lkliwie.
Zapatrzy si na ni, a potem wybuchn:
- W ogle jej nie pytaa. Ona nic nie wie. Egwene, to gupota. Padan Fain jest
Sprzymierzecem Ciemnoci, rwnie podym jak kady Sprzymierzeniec.
- On jest zamknity w klatce - odpara sztucznym gosem - a ja nie musz prosi
Moiraine o zezwolenie na wszystko, co robi. Chyba troch pno zacze zwaa na to, co
mwi Aes Sedai, prawda? No wic jak, idziesz?
- Umiem znale lochy bez twojej pomocy. Oni ju mnie szukaj albo bd mnie
szuka, nie wyjdzie ci to na dobre, jak znajd ci w moim towarzystwie.
- Beze mnie - oznajmia Wyniole - najprawdopodobniej potkniesz si o wasne nogi i
wyldujesz prosto na kolanach Amyrlin, a potem wszystko jej wypiewasz, gdy bdziesz
prbowa si wyga.
- Krew i popioy, powinna nalee do Koa Kobiet w naszej wiosce. Gdyby
mczyni byli rzeczywicie tacy niezdarni i bezradni, jak si tobie najwyraniej wydaje,
wwczas nigdy...
- Masz zamiar tak tu sta i gada, czekajc na to, eby ci naprawd znaleli?
Pozbieraj swoje rzeczy, Rand, i chod ze mn.
Nie czekajc na odpowied, obrcia si na picie i ruszya w gb korytarza. Mruczc
co pod nosem, niechtnie usucha.
Na bocznych korytarzach, ktrymi wdrowali, byo niewielu ludzi - gwnie sucy.
Rand jednak mia uczucie, e wszyscy zwracaj na niego szczegln uwag; nie na czowieka
objuczonego do podry, lecz na niego, Randa al'Thora konkretnie. Wiedzia, e to tylko
wymys wyobrani - liczy na to - ale wcale mu nie ulyo, gdy zatrzymali si w przejciu w
podziemiach twierdzy, przed wysokimi drzwiami z osadzon w rodku elazn krat i
podobnie do wszystkich drzwi w zewntrznym murze, obitych grubymi pachtami elaza. Pod
krat wisiaa koatka.
Przez krat Rand zobaczy nagie ciany i dwch onierzy z czubami na gowach, na
stole, przy ktrym siedzieli, staa lampa. Jeden z mczyzn ostrzy sztylet jakim kamieniem
dugimi, powolnymi ruchami. Na moment nawet nie przesta gadzi ostrza, kiedy Egwene
zastukaa koatk, wywoujc donony szczk elaza uderzajcego o elazo. Drugi
mczyzna, o obojtnej i ponurej twarzy, patrzy chwil w stron drzwi, jakby si namyla,
zanim wreszcie wsta i podszed. By krpy i zwalisty, ledwie siga do okratowanego otworu.
- Czego tam? Ach, to znowu ty, dziewczyno. Przysza si spotka ze swoim
Sprzymierzecem Ciemnoci? Kto to jest? - Nie wykona adnego ruchu, aby otworzy drzwi.
- To mj przyjaciel, Changu. On te chce zobaczy Pana Faina.
Mczyzna przyjrza si Randowi, dolna warga opada, odsaniajc zby. Rand nie
uzna tego za umiech.
- No tak - odpar wreszcie Changu. - Tak. Duy jeste, co? Duy. A wystrojony jak nie
wiadomo kto. Kto ci pojma za modu na Wschodnich Bagnach i oswoi? Haaliwie
odcign rygle i otworzy drzwi. - No dobra, wchodcie, skoro chcecie. - Nadal nie
rezygnowa z szyderczego tonu. - Uwaaj, co by si nie pukn w gow, mj panie.
To niebezpieczestwo Randowi nie grozio, pod wysokimi drzwiami mg przej
nawet Loial. Wszed do rodka w lad za Egwene, krzywic si i zastanawiajc, czy ten
Changu przypadkiem nie chce narobi im jakich kopotw. Po raz pierwszy w Shienarze
spotka kogo tak nieuprzejmego, nawet Masema by tylko chodny, a nie wyranie
nieuprzejmy. Jednake Changu tylko zatrzasn za nimi drzwi i zasun cikie rygle, potem
podszed do pek wiszcych za stoem i wzi jedn ze stojcych na nich lamp. Drugi
mczyzna ani na moment nie przesta ostrzy noa, nawet nie oderwa ode wzroku. W
pomieszczeniu nie byo nic prcz stou, awek i pek, na pododze leaa soma, a do dalszej
czci lochw wiody jeszcze jedne drzwi.
- Przyda si wam chyba jakie wiato - powiedzia Changu - na spotkanie w mroku z
tym, co si przyjani nie tylko z wami ale i z Ciemnoci. - Zanis si miechem, ochrypym,
bez ladu rozbawienia, i zapali lamp. - On ju na was czeka. - Wcisn lamp do rk
Egwene i nieomal ochoczo otworzy wewntrzne drzwi. - On na was czeka. Tam, w
ciemnoci.
Rand zatrzyma si niepewnie, midzy czerni, ktr widzia przed sob i
umiechnitym szeroko Changu za swoimi plecami, ale Egwene zapaa go za rkaw i
pocigna do przodu. Drzwi zatrzasny si, omal nie przycinajc mu pit, i rozleg si
szczk zasuwanych rygli. W otaczajcym ich mroku nie byo adnego innego wiata, prcz
tego niewielkiego krgu rozlewajcego si wok lampy.
- Jeste pewna, e on nas std wypuci? - spyta. Zauway, e ten czowiek nawet nie
spojrza na jego miecz, ani na uk, w ogle nie spyta, co on niesie w tobokach. - Jak na
stranikw nie spisuj si najlepiej. Rwnie dobrze moglibymy tu przyj, eby
wyswobodzi Faina.
- Oni wiedz, e ja tego nie zrobi - odpara, wyranie jednak zakopotana, i dodaa: -
Za kadym razem, kiedy tu przychodz, zachowuj si coraz paskudniej. Wszyscy stranicy.
S wstrtni i ponurzy, coraz bardziej. Gdy przyszam po raz pierwszy, Changu opowiada mi
zabawne historie, a Nidao teraz w ogle przesta si odzywa. Ale myl, e jak si pracuje w
takim miejscu, to czowiekowi trudno zachowa dobry nastrj. Moe to z mojego powodu. Na
mnie to miejsce te nie dziaa najlepiej.
Pomimo tych sw pocigna go z przekonaniem w mrok. Rand nie spuszcza wolnej
rki z miecza.
Blade wiato lampy ukazao przestronn sal, po obu stronach bieg rzd elaznych
krat, za ktrymi mieciy si cele przedzielone kamiennymi cianami. Tylko w dwch celach,
ktre minli po drodze, znajdowali si jacy winiowie. Zalani znienacka strumieniem
wiata, siadali gwatownie na wskich pryczach, osaniali oczy rkoma i rzucali grone
spojrzenia zza palcw. Rand by pewien, e te spojrzenia s grone, mimo e nie widzia ich
twarzy. Oczy' byszczay odbitym wiatem lampy.
- Ten lubi sobie wypi i potem si bije - mrukna pgosem Egwene, wskazujc
krpego jegomocia o znieksztaconych doniach. - Ostatnio w pojedynk zrujnowa ca izb
w miejskiej gospodzie i mocno pokiereszowa kilku ludzi.
Drugi wizie by ubrany w haftowany zotem kaftan z szerokimi rkawami i krtkie,
byszczce trzewiki.
- Prbowa wyjecha z miasta, nie regulujc rachunku w gospodzie - powiedziaa i
prychna ze zoci, bo przecie ojciec jej by nie tylko burmistrzem Pola Emonda, lecz
rwnie wacicielem gospody. - Nie zapaci te nalenoci kilku sklepikarzom i kupcom.
Mczyni powarkiwali na ich widok, ciskali gardowe przeklestwa, rwnie niemie
dla uszu jak te, ktre Rand sysza z ust stranikw karawan kupieckich.
- Oni te z kadym dniem s coraz gorsi - powiedziaa cicho i przypieszya kroku.
Zdya go mocno wyprzedzi, a gdy wreszcie doszli do znajdujcej si na samym
kocu celi Padana Faina, Rand zosta wypchnity z krgu wiata. Zatrzyma si w mroku
otaczajcym lamp.
Fain siedzia na pryczy, pochyla si z napiciem do przodu, jakby ju na nich czeka,
dokadnie tak, jak mwi Changu. Bardzo chudy, z przenikliwym spojrzeniem, dugimi
rkoma i wydatnym nosem, by jeszcze bardziej zmizerowany, ni Rand pamita. Nie
zmizerowany od pobytu w lochach - jedzenie podawano tu takie samo jak sucym i nawet
najgorszemu z winiw go nie aowano lecz od tego, co zrobi przed przybyciem do Fal
Dara.
Jego widok przywoa wspomnienia, bez ktrych Randowi atwiej by si yo. Fain na
kole wielkiej fury, przejedajcy przez Most Wozw, przybywajcy do Pola Emonda w
Zimow Noc. To podczas Zimowej Nocy pojawiy si trolloki, zabijay, paliy, poloway.
Poloway na trzech modych ludzi, jak wyjania Moiraine.
"Poloway na mnie, mimo e tego nie wiedziay, wykorzystujc Faina jako psa
goczego."
Na widok Egwene Fain wsta, nie osaniajc oczu, nawet nie mrugajc z powodu
wiata. Umiechn si do niej. By to umiech, ktry ledwie tkn jego wargi, a potem
podnis wzrok ponad jej gow. Spojrza prosto na Randa, ukrytego za ni w mroku,
wycelowa w niego dugi palec.
- Czuj, e si tam ukrywasz, Randzie al'Thor - powiedzia, a waciwie wyjcza
zawodzcym gosem. Nie ukryjesz si ani przede mn, ani przed nimi. Mylae, e ju po
wszystkim prawda? Ale bitwa nigdy nie ma koca, al'Thor. Oni ju id po mnie i id te po
ciebie, a wojna toczy si dalej. Dla ciebie si nigdy nie skoczy, czy bdziesz y czy
umrzesz. Nigdy.
Ni std, ni zowd zacz piewa.


Ju niebawem wszyscy wolni bd
Z tob razem i razem ze mn.
Ju niebawem wszystkich mier zaskoczy
Ciebie tak samo, mnie na pewno przeoczy.


Opuci rk i zadar gow, wbijajc peen napicia wzrok w ciemno. Usta
wykrzywi mu chytry grymas, zachichota z gbi garda, jakby to, co tam zobaczy, go
rozbawio.
- Mordeth wie wicej ni wy wszyscy. Mordeth wie. Egwene cofaa si z celi, by si
wreszcie zatrzyma obok Randa i kraty celi znalazy si zaledwie na skraju wiata. Ciemno
skrya domokrc, nadal jednak syszeli jego chichot. Mimo e go nie widzia, Rand by
przekonany, e Fain wci wpatruje si w co, czego tam nie ma.
Czujc, jak przeszywa go dreszcz, oderwa palce od rkojeci miecza.
- wiatoci! - wychrypia. - Nadal uwaasz, e on si zachowuje tak jak kiedy?
- Czasami jest z nim lepiej, a czasem gorzej. - Gos Egwene brzmia niepewnie. -
Dzisiaj jest gorzej, znacznie gorzej ni zazwyczaj.
- Ciekawe, co on tam widzi. On oszala, wpatruje si w kamienny sufit, jakby co
widzia pomimo mroku.
"Gdyby tam nie byo sklepienia, zagldaby prosto do komnat kobiet. Tam gdzie jest
Moiraine i Zasiadajca na Tronie Amyrlin."
Znowu przeszy go dreszcz.
- On oszala.
- To nie by dobry pomys, Rand. - Ogldajc si przez rami w stron celi, odcigna
go stamtd i zniya gos, jakby si baa, e Fain podsuchuje. ciga ich chichot domokrcy.
- Nawet gdyby tu nikt nie zaglda, nie mogabym z nim tu zosta i ty chyba te nie
powiniene. Jest w nim dzi co takiego... - Wcigna urywany oddech. - Znam jeszcze jedno
miejsce, jeszcze bezpieczniejsze od tego. Nie wspominaam o nim, bo atwiej byo
wprowadzi ci tutaj. Oni nigdy nie zajrz do pokoi kobiet. Nigdy.
- Pokoje kobiet...! Egwene, Fain jest by moe obkany, ale ty jeszcze bardziej. Nie
mona si ukry przed szerszeniami w gniedzie szerszeni.
- Znasz lepsze miejsce? Do ktrej czci twierdzy nie moe wej aden mczyzna
bez zaproszenia kobiety, nawet lord Agelmar? Gdzie jest takie miejsce, gdzie nikomu nie
przyjdzie do gowy szuka mczyzny?
- Gdzie jest takie miejsce, w ktrym z pewnoci jest mnstwo Aes Sedai? To
szalestwo, Egwene.
Obmacujc jego toboki, odezwaa si takim tonem, jakby wszystko ju zostao
postanowione.
- Owi miecz i uk w swj paszcz, to wtedy bdzie si wydawao, e niesiesz jakie
moje rzeczy. Chyba nietrudno bdzie znale dla ciebie gorszy kaftan i koszul. Tylko musisz
si przygarbi.
- Powiedziaem ci, e tego nie zrobi.
- Upierasz si jak mu, wic moesz z powodzeniem udawa moje zwierz pocigowe.
No, chyba e wolisz zosta tutaj z panem Fainem.
Z czarnych cieni dobieg ich nabrzmiay chichotem szept Faina.
- Bitwa nigdy nie ma koca, al'Thor. Mordeth wie.
- Miabym wiksze szanse, gdybym si zdecydowa przeskoczy mur - mrukn Rand.
Zdj jednak toboki z ramienia i idc za jej rad, zacz owija miecz, uk i koczan.
Ukryty w mroku Fain wybuch miechem.
- To si nigdy nie skoczy, al'Thor. Nigdy.
ROZDZIA 4
WEZWANIE
Samotna w swoich komnatach, w tej czci twierdzy, ktr zamieszkiway kobiety,
Moiraine poprawia narzucony na ramiona szal, haftowany w skrcone gazki bluszczu i
winoroli, po czym przyjrzaa si efektowi w wysokim, oprawionym w ramy lustrze,
stojcemu w kcie izby. Gdy popadaa w zo, jej wielkie, ciemne oczy nabieray ostrego
wyrazu, stajc si podobne do oczu sokoa. W tym momencie niemal przebijay srebrzyste
szko na wylot. Szczliwym zrzdzeniem losu miaa ten szal w swoich sakwach, gdy
przybya do Fal Dara. Takie szale, z rozjarzonym, biaym Pomieniem Tar Valon porodku i
dugimi frdzlami o barwie, ktra wskazywaa, do ktrych Ajah naley wacicielka - frdzle
szala Moiraine byy bkitne jak poranne niebo - rzadko noszono poza Tar Valon, a nawet tam
z reguy tylko w Biaej Wiey. Niewiele w Tar Valon oprcz posiedze w Komnacie Wiey
stanowio ceremonia wymagajcy zakadania szali, za widok Pomienia poza Byszczcymi
Murami potrafi wywoywa popoch wrd caych rzesz ludzi albo sprowadza Synw
wiatoci. Strzaa Biaego Paszcza moga si okaza rwnie miertelna dla Aes Sedai jak dla
kadego innego czowieka, a Synowie byli zanadto przebiegli, by pozwoli Aes Sedai
zobaczy ucznika przed wypuszczeniem strzay, gdy jeszcze mogaby co z tym zrobi.
Moiraine wcale si nie spodziewaa, e bdzie nosi szal w Fal Dara, jednake podczas
audiencji u Zasiadajcej na Tronie Amyrlin naleao przestrzega pewnych nakazw
przyzwoitoci.
Bya szczupa, raczej niewysoka, i dziki typowemu dla wszystkich Aes Sedai
gadkiemu licu, na og wygldaa na modsz, ni bya w istocie, miaa te w sobie wadcz
gracj i opanowanie, za spraw ktrych potrafia zawadn wszelkim zgromadzeniem. Cechy
te, nabyte podczas dorastania w Krlewskim Paacu w Cairhien, bynajmniej nie zaginy, a
wrcz nabray mocy, im duej bya Aes Sedai. Wiedziaa, e dzisiaj bd jej potrzebne jak
mao kiedy. Bya jednak opanowana, cho tylko na zewntrz.
"Musiay wynikn jakie kopoty, bo inaczej nie przybyaby tu osobicie" - pomylaa
bodaj po raz dziesity. Ale za t myl, kryo si jeszcze tysic innych pyta. "Co to za
kopoty i kogo wybraa do swej wity? Dlaczego tutaj? Dlaczego teraz? Nie wolno dopuci,
by co si teraz nie powiodo."
Piercie Wielkiego Wa na prawej doni zalni mtnym wiatem, gdy dotkna
filigranowego, zotego acuszka, zdobicego jej wosy spywajce falami na ramiona. Z
acuszka zwisa na sam rodek czoa may kamyk barwy czystego bkitu. Wiele kobiet z
Biaej Wiey wiedziao o sztuczkach, ktre robia za pomoc tego kamyka, uywajc go do
koncentracji. Bya to zwyka, wypolerowana grudka bkitnego krysztau i jako moda
dziewczyna z jej pomoc pobieraa pierwsze nauki, gdy nie miaa nikogo, kto mgby ni
kierowa. Ta dziewczyna zapamitaa opowieci o angrealu i jeszcze potniejszym
sa'angrealu - tych baniowych pozostaociach po wieku Legend, dziki ktrym Aes Sedai
potrafiy przenosi wicej Jedynej Mocy, ni si dao bez wspomagania - zapamitaa je i
uznaa, e do przenoszenia niezbdna jest koncentracja. Siostry z Biaej Wiey znay niektre
jej sztuczki, podejrzeway j te o inne, cznie z nie istniejcymi -- przeya szok, gdy o nich
usyszaa. Za pomoc kamyka dokonywaa prostych, niewielkich rzeczy, mimo e czasami
przydatnych, takich, ktre mogo wymyli sobie dziecko. Jeli jednak Zasiadajcej na Tronie
Amyrlin towarzyszyy nie te kobiety, ktre powinny, wwczas za spraw wszystkich pogosek
na temat Moiraine, kryszta mg je mocno wytrci z rwnowagi.
Nagle rozlego si natarczywe pukanie do drzwi. aden mieszkaniec Shienaru nie
pukaby w taki sposb do obcych drzwi, a ju z pewnoci nie do jej drzwi. Nie odesza od
lustra, dopki oczy nie odpowiedziay jej spokojem, skrywajc w swych ciemnych gbinach
wszelk myl. Dotkna sakiewki z mikkiej skry wiszcej u pasa.
"Niewane, jakie kopoty wycigny j z Tar Valon, zapomni o nich, gdy przedstawi
jej ten."
Kolejne omotanie, jeszcze bardziej natarczywe ni poprzednie, rozlego si, zanim
jeszcze zdya przej przez pokj i otworzy drzwi, obdarzajc spokojnym umiechem dwie
kobiety, ktre po ni przyszy.
Rozpoznaa obydwie. Ciemnowosa Anaiya w szalu z bkitnymi frdzlami i
jasnowosa Liandrin w swojej czerwieni. Liandrin, moda nie tylko z wygldu, pikna, o
twarzy jak lalka i drobnych, gniewnych ustach, unosia wanie rk, zamierzajc raz jeszcze
zaomota. Ciemne brwi i oczy silnie kontrastoway z licznymi warkoczykami barwy miodu,
opadajcymi jej na ramiona, lecz taka kombinacja nie naleaa do rzadkoci w Tarabonie.
Obydwie kobiety przewyszay Moiraine wzrostem, Liandrin o nieca do.
Nieciekaw twarz Anaiyi przeci umiech, gdy Moiraine otworzya drzwi. Ten
umiech dodawa jej nie tylko urody, ale wystarcza za wszystko. Nieomal kady, do kogo
umiechna si Anaiya, czu si uspokojony, bezpieczny i wyrniony.
- Niechaj Swiato ci opromieni, Moiraine. Mio ci znowu zobaczy. Jak si
miewasz? Ju tak dugo ci nie widziaam.
- Moje serce jest lejsze dziki twej obecnoci, Anaiyo. - Bya to bez wtpienia
prawda; ucieszya si, e ma cho
jedn przyjacik wrd Aes Sedai, ktre przybyy do Fal Dara. - Niechaj wiato
ci opromieni.
Liandrin zacisna usta i skubna rbek szala.
- Zasiadajca na Tronie Amyrlin da, by si przed ni stawia, Siostro.
Jej zimny gos by gniewny. Liandrin wiecznie wygldaa z jakiego powodu na
niezadowolon, nie tylko z powodu Moiraine, w kadym razie nie wycznie. Krzywic si,
usiowaa zajrze do pokoju ponad ramieniem Moiraine.
- Ta komnata jest otoczona pasem ochronnym. Nie moemy wej do rodka.
Dlaczego bronisz si przed swoimi siostrami?
- Broni si przed wszystkim - odpara bez zajknienia Moiraine. - Wiele usugujcych
mi kobiet zera ciekawo, nie chc, eby przetrzsay pokj podczas mojej nieobecnoci. A
do teraz nie musiaam nikogo wyrnia. - Zatrzasna za sob drzwi i teraz wszystkie trzy
stay na korytarzu. - Moe pjdziemy? Nie mona pozwoli, by Amyrlin czekaa.
Ruszya korytarzem, trajkoczca Anaiya sza obok niej a Liandrin staa przez chwil i
wpatrywaa si w drzwi, jakby si zastanawiaa, co Moiraine za nimi ukrywa. Potem jednak
popiesznie do nich doczya. Maszerowaa z drugiego boku Moiraine, sztywnymi krokami
jak jaka straniczka. Anaiya sza spacerowym krokiem, dotrzymujc towarzystwa. Stopy
odziane w mikkie kamasze zapaday si bezgonie w grube dywany o prostych wzorach.
Po drodze dygay przed nimi ubrane w witeczne stroje suce, wiele dygao jeszcze
gbiej ni przed lordem Fal Dara. Trzy Aes Sedai i Zasiadajca na Tronie Amyrlin w
twierdzy, takiego zaszczytu adna z tych kobiet nie spodziewaa si zazna za swego ycia. Z
komnat wylego kilka kobiet ze szlacheckich rodw, one te si kaniay, czego z pewnoci
nie zrobiyby przed lordem Agelmarem. Moiraine i Anaiya umiechay si i kiway gowami
w odpowiedzi na te oznaki szacunku, jednakowo w stron sucych, jak i szlachetnie
urodzonych. Liandrin wszystkie ignorowaa.
Naturalnie spotykay tu wycznie kobiety. aden mczyzna, ktry mia wicej ni
dziesi lat, nie mg wej do pokoi kobiet bez pozwolenia albo zaproszenia, tylko kilku
maych chopcw biegao i bawio si na tych korytarzach. Niezdarnie przyklkali na jedno
kolano, idc w lad za swymi dygajcymi gboko siostrami. Anaiya rozdawaa umiechy i
mierzwia czupryny na maych gwkach.
- Tym razem, Moiraine - powiedziaa Anaiya wyjechaa z Tar Valon na zbyt dugo.
Stanowczo za dugo. Tar Valon tskni za tob. Twoje siostry za tob tskni. A poza tym
jeste potrzebna w Biaej Wiey.
- Niektre z nas musz pracowa w wiecie - odpara agodnie Moiraine. - Bia
Wie pozostawiam tobie, Anaiyo. Ale wy tam w Tar Valon wiecie wicej c wiecie ni ja.
Mnie czsto umyka nawet to, co si dziao tam, gdzie byam poprzedniego dnia. Jakie
przywozicie wieci?
- Trzech kolejnych faszywych Smokw! - Liandrin wyplua z siebie te sowa. -
Pustosz ziemie Saldaei, Murandy i zy. A tymczasem wy, Niebieskie, umiechacie si i nic
nie mwicie, uparcie trwajc przy przeszoci.
Anaiya uniosa brew, a Liandrin zamkna gwatownie usta, gono prychajc.
- Trzech - zadumaa si cicho Moiraine. Jej oczy zalniy na moment, lecz szybko to
ukrya. - Trzech w cigu ostatnich trzech lat, a teraz trzech jednoczenie.
- Tymi trzema trzeba si bdzie zaj, tak samo jak poprzednimi. Caym tym mskim
robactwem i obdart tuszcz, ktra wdruje za jego sztandarami.
Moiraine prawie ubawia pewno w gosie Liandrin. Prawie. Za duo wiedziaa o
realiach, za duo o moliwociach.
- Czy te kilka miesicy wystarczyo, by zapomniaa, Siostro? Ostatni faszywy Smok
praktycznie rozdar Ghealdan na kawaki, zanim jego armia, nawet jeli zoona z samej
obdartej tuszczy, zostaa pokonana. Tak, Logain ju zosta dowieziony do Tar Valon, jest
poskromiony i niczemu nie zagraa, jak przypuszczam, ale kilka naszych sistr zgino, gdy
prboway go pojma. mier bodaj jednej naszej siostry stanowi dla nas wiksz strat, ni
moemy znie, a straty w Ghealdan byy jeszcze wiksze. Tamtych dwch przed Logainem
nie potrafio przenosi Mocy, a mimo to ludzie w Kandorze i Arad Doman znakomicie ich
pamitaj. Pamitaj spalone wsie i ludzi polegych w walce. Czy wiat poradzi sobie z
trzema naraz? Ilu zgromadzi si pod ich sztandarami? Nigdy nie byo trudno o wyznawcw
kogo, kto twierdzi, e jest Smokiem Odrodzonym. Jak wielkie bd tym razem wojny?
- Sprawa nie wyglda a tak rozpaczliwie - powiedziaa Anaiya. - Na ile si
orientujemy, tylko ten z Saldaei potrafi przenosi Moc. Nie mia czasu, by zgromadzi wielu
wyznawcw i nasze siostry ju tam pojechay, by si nim zaj. Mieszkacy zy nkaj
faszywego Smoka i jego wyznawcw, ukrytych na terenach Haddon Mirk, natomiast tamten z
Murandy ju da si zaku w acuchy. - Wydaa z siebie krtki miech. - I pomyle, e to
wanie mieszkacy Murandy poradzili sobie tak szybko ze swoim faszywym Smokiem.
Zapytasz takiego, to nawet ci nie powie, e pochodzi z Murandy, tylko e z Lugard, Illian
albo, e jest czowiekiem jakiego lorda czy lady. A jednak ze strachu, e ktry z
ssiadujcych z nimi krajw mgby mie wymwk do dokonania inwazji, rzucili si na
swego faszywego Smoka nieledwie w tym samym momencie, w ktrym otwar usta, eby si
ogosi.
- A jednak - zauwaya Moiraine - nie naley lekceway faktu, e a trzech objawio
si w jednym czasie. Czy ktra z moich sistr bya w stanie sformuowa Przepowiedni?
Szansa na to bya niewielka, od wielu stuleci mao ktra Aes Sedai wykazywaa cho
odrobin tego Talentu, choby najmniejsz - wic nie bya zdziwiona, gdy Anaiya potrzsna
gow. Nawet jej troch ulyo.
Dotary do skrzyowania korytarzy jednoczenie z lady Amalis. Wykonaa gboki
ukon, rozpocierajc swoje jasnozielone spdnice.
- Chwaa Tar Valon - wymamrotaa. - Chwaa Aes Sedai.
Siostrze lorda Fal Dara naleao si co wicej ni zwyke skinienie gow. Moiraine
uja donie Amalisy i wyprostowaa j.
- Tobie naley si chwaa, Amaliso. Powsta, Siostro.
Amalisa wyprostowaa si z gracj, rumieniec wykwitl na twarzy. Nigdy w yciu nie
bya w Tar Valon i nazwanie Siostr przez Aes Sedai stanowio wielki zaszczyt nawet dla
niej, z jej pochodzeniem. W rednim wieku, niewysoka i ciemna, obdarzona bya dojrza
urod, podkrelon dziki barwie policzkw.
- Czuj si zaszczycona tw obecnoci, Moiraine Sedai.
Moiraine umiechna si.
- Jak dugo ju si znamy, Amaliso? Czy musz ci nazywa lady Amalis, jakbymy
nigdy nie siaday wsplnie do herbaty?
- Oczywicie e nie. - Amalisa odwzajemnia umiech.
Na jej twarzy malowaa si taka sama sia jak u jej brata, nie osabiona bynajmniej
agodniejsz lini policzkw i podbrdka. Niektrzy powiadali, e Agelmar, twardy i nie-
ugity wojownik, nie zawsze potrafi si przeciwstawi swej siostrze.
- Jednak odkd jest tu Zasiadajca na Tronie Amyrlin... Gdy krl Easar odwiedza Fal
Dara, prywatnie nazywam go magami, czyli wujaszek, zupenie jak wtedy, gdy byam maa i
on sadza mnie sobie na ramiona, ale przy ludziach powinno by inaczej.
Anaiya sykna z rozdranieniem.
- Etykieta jest czasami niezbdna, jednake ludzie czsto jej naduywaj. Prosz,
nazywaj mnie Anaiy, a ja bd ci nazywaa Amalis, o ile mi pozwolisz.
Ktem oka Moiraine dostrzega Egwene, w gbi bocznego korytarza, znikajc
popiesznie za rogiem. Tu za ni, jakby przylepiona do jej pit, wloka si zgarbiona posta,
ubrana w skrzany kaftan, ze spuszczon gow i rkoma penymi jakich tobokw. Moiraine
pozwolia sobie na nieznaczny umiech, ktry natychmiast ukrya.
"Jeli ta dziewczyna wykae tyle samo inicjatywy w Tar Valon - pomylaa z
satysfakcj - wwczas ktrego dnia zasidzie na Tronie Amyrlin. O ile nauczy si kontro-
lowa t zdolno. O ile zostanie jeszcze jaki Tron Amyrlin, na ktrym bdzie moga
zasi."
Moiraine skupia znw sw uwag na pozostaych. Liandrin wanie koczya sw
kwesti.
- ...i z przyjemnoci skorzystam z okazji, by pozna wasz kraj.
Na jej twarzy widnia teraz umiech, szczery i nieomal dziewczcy, a gos brzmia
przyjanie.
Moiraine zachowaa niewzruszon twarz, gdy Amalisa przeduaa zaproszenie, by
doczyy do niej i dworek w jej prywatnym ogrodzie. Liandrin potraktowaa niezwykle ciepo
t propozycj. Miaa niewiele przyjaciek, ani jednej poza Czerwonymi Ajah.
"Z pewnoci adnej spoza Aes Sedai. Prdzej zaprzyjaniaby si z jakim
mczyzn albo trollokiem."
Moiraine nie bya pewna, czy Liandrin dostrzega istotn rnic midzy mczyznami
a trollokami. Nie bya pewna, czy tak rnic zna w ogle jaka Czerwona Ajah.
Anaiya wyjania, e w tym momencie musz dotrzyma towarzystwa Zasiadajcej na
Tronie Amyrlin.
- Naturalnie - odpara Amalisa. - Niechaj Swiatoe j opromienia, a Stwrca ma w
swej opiece. Pniej zatem si spotkamy.
Staa wyprostowana, skonia jedynie gow, kiedy odchodziy.
Po drodze Moiraine popatrywaa na Liandrin, starajc si jednak ani przez moment nie
okazywa otwartej ciekawoci. Aes Sedai o wosach barwy miodu patrzya prosto przed
siebie, rane wargi wydo zamylenie. Wydawao si, e zapomniaa o Moiraine i Anaiyi.
"Co ona zamierza?"
Anaiya najwyraniej niczego nie zauwaya, ona jednak zawsze akceptowaa ludzi,
zarwno w tym, czym byli, jak i w tym, kim chcieli by. Moiraine wiecznie zdumiewao, e
Anaiya tak dobrze sobie radzi w Biaej Wiey, lecz te, ktre w swym postpowaniu kieroway
si przebiegoci, najwyraniej poczytyway jej otwarto, uczciwo i gotowo do
akceptacji caego otoczenia za podstpny fortel. Byy zupenie zbite z pantayku, gdy si
okazywao, e Anaiya naprawd mwi to, co myli i myli to, co mwi. Ponadto potrafia
zawsze dotrze do sedna kadej sprawy. I akceptowaa to, co widziaa. Pogodnym tonem
kontynuowaa przekazywanie wieci.
- Nowiny z Andoru s dobre i ze. Zamieszki uliczne w Caemlyn wygasy wraz z
nadejciem wiosny, ale duo si mwi, o wiele za duo, obwiniajc Krlow, a take Tar
Valon, o zbyt dug zim. Morgase utrzymuje si na tronie z wikszym trudem ni w
ubiegym roku, ale nadal go utrzymuje i najpewniej nie straci, dopki Gareth Bryne bdzie
Kapitanem-Generaem Gwardii Krlewskiej. A lady Elayne, Dziedziczka Tronu i jej brat, lord
Gawyn, przybyli bezpiecznie do Tar Valon, by rozpocz nauki. W Biaej Wiey obawiano
si ju, e ten obyczaj zostanie zerwany.
- To niemoliwe, dopki w ciele Morgase kryje si cho jedno tchnienie - powiedziaa
Moiraine.
Liandrin drgna nieznacznie, jakby wanie si obudzia.
- Mdl si, by nadal miaa to tchnienie. wit towarzyszc Dziedziczce Tronu cigali
do samej rzeki Erinin Synowie wiatoci. Do samych mostw Tar Valon. Ich rzesze nadal
obozuj pod murami Caemlyn, czyhajc na kad moliwo siania niezgody, a w samym
Caemlyn wielu jest takich, ktrzy bacznie nadstawiaj uszu.
- By moe najwyszy to czas, by Morgase nareszcie nauczya si troch uwaa -
westchna Anaiya. - wiat z kadym dniem staje si coraz bardziej niebezpieczny, nawet dla
krlowej. A moe szczeglnie dla krlowej. Zawsze bya uparta. Pamitam, jak przybya do
Tar Valon jako moda dziewczyna. Nie posiadaa zdolnoci, by mc zosta prawdziw siostr
i to napeniao j wielk gorycz. Czasami wydaje mi si, e wywiera nacisk na crk wanie
z tego powodu, niepomna, czego chce dziewczyna.
Moiraine parskna lekcewaco.
- Elayne urodzia si z iskr, tu nie byo co wybiera. Morgase nie moga ryzykowa,
by dziewczyna umara z braku wyszkolenia, nawet gdyby wszyscy Synowie wiatoci z caej
Amadicii mieli rozbi obozowiska pod Caemlyn. Rozkazaaby Garethowi Bryne'owi i
Gwardii Krlewskiej przemoc wyci drog do Tar Valon, a Gareth Bryne zrobiby to nawet
w pojedynk, gdyby musia.
"Ale i tak musi zachowa blisze dane o potencjale dziewczyny w tajemnicy. Czy lud
Andoru wiadomie zaakceptowaby Elayne na Lwim Tronie, w nastpstwie Morgase, gdyby
si o tym dowiedzia? Nie krlow, szkolon zgodnie z obyczajem w Tar Valon, lecz
prawdziw Aes Sedai?"
Wszelkie zapiski historyczne wspominay o zaledwie garstce krlowych, ktre miay
prawo do tytuu Aes Sedai, i tych kilka, ktre dopuciy, by o tym wiedziano, aoway potem
przez cae ycie. Poczua lekki smutek. Zanosio si na zbyt wiele wydarze, by obdarza
wsparciem, lub nawet tylko zainteresowaniem, jeden kraj i jeden tron.
- Co jeszcze, Anaiyo?
- Musisz wiedzie, e w Illian ogoszono Wielkie Polowanie na Rg, po raz pierwszy
od czterystu lat. Mieszkacy Illian twierdz, e zblia si Ostateczny Bj - Anaiya zadraa
przelotnie, ale mwia dalej, nie przerywajc - i e naley znale Rg Valere przed
ostateczn bitw z Cieniem. Ju cign tam ludzie ze wszystkich krain, kady chce sta si
czci legendy, kady pragnie znale Rg. Murandy i Altara stpaj, rzecz jasna, na
palcach, uwaajc, e to wszystko stanowi parawan jakich dziaa przeciwko nim. Pewnie
wanie dziki temu mieszkacy Murandy zapali swojego faszywego Smoka tak szybko. W
kadym razie bardowie bd mogli doda wiele nowych opowieci do swoich cykli. Oby
wiato sprawia, eby to byy tylko opowieci.
- By moe nie takie opowieci, jakich si spodziewaj - stwierdzia Moiraine.
Jej twarz pozostaa spokojna, nawet gdy Liandrin obrzucia j przenikliwym
spojrzeniem.
- Tak przypuszczam - powiedziaa pogodnie Anaiya. - Opowieci, jakich si
spodziewaj najmniej, bd dokadnie pasoway do cykli. A poza tym mam do zaoferowania
tylko same plotki. Lud Morza jest czym poruszony, ich statki migaj od portu do portu,
ledwie si zatrzymujc. Siostry z wysp mwi, e Coramoor, ich Wybrany, nadchodzi, ale nic
wicej nie chc doda. Wiesz, jak pilnie Atha'an Miere strzeg tajemnic Coramoora przed
obcymi i pod tym wzgldem nasze siostry swoim myleniem przypominaj bardziej Lud
Morza ni Aes Sedai. Aielowie te wyranie si burz, rwnie nikt nie wie, dlaczego. Nikt
nigdy nie wie, o co chodzi Aielom. Na szczcie brak oznak, by znowu chcieli przekroczy
Grzbiet wiata, wiatoci dziki. Westchna i pokrcia gow. - Czego ja bym nie daa, by
mie cho jedn siostr wywodzc si z Aielw. Tylko jedn. Za mao o nich wiemy.
Moiraine rozemiaa si.
- Czasami mam wraenie, e ty naleysz do Brzowych Ajah, Anaiyo.
- Rwnina Almoth - powiedziaa Liandrin, sama wyranie zdziwiona, e co jej si
wymkno z ust.
- To ju prawdziwa plotka, siostro - odpara Anaiya. - Gar pogosek posyszanych
tu przed naszym wyjazdem z Tar Valon. Rzekomo na Rwninie Almoth, a by moe i na
Gowie Tomana tocz si walki. Jak powiadam, rzekomo. Te pogoski nie s pewne. To plotki
o plotkach. Wyjechaymy, zanim dowiedziano si czego wicej.
- To by pewnie dotyczyo Tarabonu i Arad Doman powiedziaa Moiraine i potrzsna
gow. - Kcili si o Rwnin Almoth od blisko trzystu lat, ale nigdy nie doszo do otwartej
walki.
Spojrzaa na Liandrin, od Aes Sedai oczekiwao si, e bd wyzbyway si wizw
lojalnoci wobec swych dawnych krajw i wadcw, mao ktra jednak wypeniaa do koca
ten nakaz. Trudno byo nie interesowa si losami wasnej ojczyzny.
- Czemu teraz mieliby...?
- Do tej prnej gadaniny - wtrcia gniewnie kobieta o wosach barwy miodu. -
Zasiadajca na Tronie Amyrlin czeka na ciebie, Moiraine.
Trzema szybkimi krokami wyprzedzia pozostae i zamaszystym ruchem otworzya
wysokie, dwuczciowe drzwi.
- Z tob Amyrlin nie bdzie strzpia jzyka.
Mimo woli dotykajc mieszka u pasa, Moiraine mina Liandrin, skinieniem gowy
dzikujc jej za przytrzymanie drzwi. Nawet si nie umiechna na widok bysku gniewu na
twarzy Liandrin.
"Co knuje ta paskudna dziewczyna?"
Posadzki w przedsionku pokrywao kilka warstw jaskrawych dywanw, sam pokj
urzdzono ze smakiem, wstawiajc do kilka krzese, wycieanych aw i niewielkich
stolikw, z surowego lub tylko wypolerowanego drewna. Przy wysokich otworach
strzelniczych wisiay brokatowe kotary, dziki czemu bardziej przypominay okna. Na ko-
minkach nie pon ogie, dzie by ciepy i chd Shienaru mia nadej nie wczeniej jak po
zmroku.
Zastaa tam zaledwie kilka Aes Sedai ze wity Amyrlin. Verin Mathwin i Serafelle, z
Brzowych Ajah, nawet nie podniosy gw, gdy Moiraine wesza do rodka. Serafelle czytaa
zachannie jak star ksig, oprawion w zniszczon i spowia skr, ostronie
przewracajc porwane stronice, natomiast pulchna Verin siedziaa na skrzyowanych nogach
pod oknem strzelniczym, trzymaa may kwiatek pod wiato i precyzyjn doni wprowadzaa
notatki oraz szkice do ksiki wspartej na kolanie. Obok niej na pododze sta otwarty
kaamarz, na podoku miaa cay stos kwiatw. Brzowe siostry rzadko interesoway si
czym wicej ni poszukiwaniem wiedzy. Moiraine zastanawiaa si czasami, czy one w
ogle wiedz, co si dzieje na wiecie, lub choby nawet tu przed ich nosem.
Pozostae trzy kobiety, znajdujce si w komnacie, odwrciy si, lecz adna nie
raczya podej do Moiraine i tylko na ni patrzyy. Jednej z nich, szczupej kobiety z tych
Ajah, nie znaa, zbyt mao czasu spdzaa w Tar Valon, by zna wszystkie Aes Sedai, mimo
e ich liczba nie bya ju taka dua jak w przeszoci. Znaa natomiast dwie pozostae.
Carlinya miaa skr tak blad i obyczaje tak zimne, jak biae frdzle jej szala, w kadym calu
stanowic dokadne przeciwiestwo ciemnej, zapalczywej Alarmy Mosvani, z Zielonych
Ajah, obydwie jednak stay i wpatryway si w ni, nic nie mwic, nie zdradzajc niczego
wyrazem twarzy. Alanna energicznym ruchem zarzucia szal wok swej szyi, Carlinya ani
drgna. Szczupa, ta siostra odwrcia si z wyranym alem.
- Niechaj wiato was opromieni, Siostry - powitaa je Moiraine.
adna nie odpowiedziaa. Nie bya pewna, czy Serafelle albo Verin w ogle j
usyszay.
"Gdzie s pozostae?"
Nie musiay tu przychodzi wszystkie - wikszo odpoczywaa w swoich pokojach,
nabierajc si po podry ale Moiraine staa ju na skraju wytrzymaoci, od tych wszystkich
pyta, ktre kbiy si w jej gowie, a ktrych nie moga zada. adne z nich jednak nie
ujawnio si na jej twarzy.
Otworzyy si wewntrzne drzwi i pojawia si Leane, bez swej zotej laski.
Opiekunka Kronik dorwnywaa wzrostem wikszoci mczyzn, zwiewna i pena gracji,
wci pikna, obdarzona miedzian skr i krtkimi, ciemnymi wosami. Na ramionach,
zamiast szala, miaa zarzucon niebiesk stu, poniewa w Komnacie Wiey zasiadaa jako
Opiekunka, a nie przedstawicielka swoich Ajah.
- Jeste ju - powiedziaa dwicznie do Moiraine i gestem doni wskazaa drzwi za
sob. - Chod, Siostro. Zasiadajca na Tronie Amyrlin czeka.
Mwia szybkimi, urywanymi sylabami, jak zawsze, niezalenie od tego, czy bya za,
radosna czy podniecona. Moiraine wesza w lad za Leane do rodka, zastanawiajc si, co
teraz czuje Opiekunka. Leane zamkna za nimi drzwi, ktre szczkny gucho, niczym wrota
celi.
Amyrlin siedziaa przy szerokim stole stojcym porodku wielkiego dywanu, na blacie
staa spaszczona, zota brya wielkoci kufra podrnego, gsto inkrustowana srebrem. St
by masywny, o krtkich nogach, jednak wydawa si ugina pod ciarem, z podniesieniem
ktrego miaoby trudnoci dwch silnych mczyzn.
Na widok zotej bryy Moiraine musiaa si mocno wysili, eby zachowa
niewzruszon twarz. Ostatnim razem, gdy j widziaa, bya zamknita bezpiecznie w skarbcu
Agelmara. Miaa zamiar sama o niej powiedzie Amyrlin, gdy si dowiedziaa o jej przybyciu.
To, e ju bya w jej posiadaniu, stanowio bahostk, wprawiajc jednak w zakopotanie.
Mogo si okaza, e wydarzenia wymykaj si z jej rk.
Wykonaa zamaszysty, gboki ukon i zgodnie z obowizujcym ceremoniaem
powiedziaa:
- Stawiam si zgodnie z twym wezwaniem, Matko.
Amyrlin wycigna do i Moiraine ucaowaa piercie Wielkiego Wa, nie
rnicy si niczym od piercieni innych Aes Sedai. Wyprostowaa si i zacza mwi nieco
bardziej towarzyskim tonem, dbajc jednak o to, by nie okaza zbytniej poufaoci. Pamitaa,
e za jej plecami, obok drzwi stoi Opiekunka.
- Mam nadziej, e miaa przyjemn podr, Matko. Zasiadajca urodzia si we
zie, w rodzinie prostego rybaka, nie za gdzie na dworze i nazywaa si Suan Sanche,
jakkolwiek mao kto j tak nazywa albo tak o niej myla, i to od dziesiciu lat, kiedy zostaa
wyniesiona z Komnaty Wiey na tron. Bya Zasiadajc na Tronie Amyrlin i do na tym.
Szerok stu, otulajc jej ramiona, pokryway pasy w barwach siedmiu Ajah; Zasiadajca
naleaa do wszystkich Ajah i jednoczenie do adnych z osobna. Zaledwie redniego
wzrostu, raczej przystojna ni pikna, miaa w twarzy si, ktra tam bya jeszcze przed jej
wyniesieniem na tron, si dziewczyny, wywodzcej si z ulic Maule, dzielnicy portowej zy,
a pod wpywem jej czystego, bkitnego spojrzenia krlowie i krlowe, a nawet Kapitan
Komandor Synw wiatoci, spuszczali oczy. W obecnej chwili w jej oczach wida byo
napicie, usta zacisny si w nieznanym dotychczas grymasie.
- Wezwaymy wiatry, by przypieszy nasze statki na Erinin, Crko, a nawet
zawracaymy prdy, by nas wspomagay. - Zasiadajca mwia gbokim i smutnym gosem.
- Widziaam powodzie, ktre spowodowaymy we wsiach pooonych nad brzegami rzeki i
wiato tylko wie, comy zrobiy z pogod. Nie zdobyymy sobie ludzkich serc
uczynionymi przez nas zniszczeniami i marnotrawieniem plonw. Wszystko, by dotrze tu
najszybciej jak si da.
Jej wzrok powdrowa w stron zotej bryy, uniosa rk, jakby miaa j dotkn, ale
zamiast tego rzeka:
-W Tar Valon jest Elaida, Crko. Przybya pospou z Elane i Gawynem.
Moiraine czua za plecami Leane, jak zawsze milczc w obecnoci ich przywdczyni.
Na pewno jednak obserwowaa i suchaa uwanie.
- Dziwi mnie to, Matko - powiedziaa ostronie. - Nie jest to pora, by Morgase
pozostawaa bez doradzajcej jej Aes Sedai.
Morgase naleaa do tych niewielu wadczy, ktre otwarcie przyznaway, e
korzystaj z rad Aes Sedai, nieomal wszyscy mieli tak doradczyni, ale niewielu to
zdradzao.
- Elaida nalegaa, Crko, i wtpi czy Morgase, cho to przecie krlowa, umie
przekona Elaid, gdy ta zechce postawi na swoim. By moe zreszt tym razem wcale nie
chciaa. Elayne dysponuje potencjaem, jakiego nigdy nie widziaam. Ju wykazuje postpy.
Czerwone siostry nadymaj si jak te ryby zwane purchawkami. Moim zdaniem dziewczyna
nie popiera ich sposobu mylenia, ale jest jeszcze moda, wic kto wie. Nawet jeli nie uda im
si jej ukorzy, to nie bdzie miao wikszego znaczenia. Elayne by moe zostanie
najpotniejsz Aes Sedai od tysica lat, a to wanie Czerwone Ajah j odnalazy. Dziki tej
dziewczynie ciesz si teraz sporym powaaniem w Komnacie.
- Sprowadziam z sob do Fal Dara dwie mode kobiety, Matko - powiedziaa
Moiraine. - Obydwie pochodz z Dwu Rzek, gdzie wci silna jest krew Manetheren,
jakkolwiek one nawet nie pamitaj, e kiedy istniaa kraina zwana Manetheren. Stara krew
piewa w Dwu Rzekach, Matko, i to gono. Egwene, wieniaczka, jest co najmniej rwnie
silna jak Elayne. Poznaam Dziedziczk Tronu, wic wiem. Jeli za idzie o t drug,
Nynaeve, to bya ona Wiedzc w ich wsi, jednake nie jest to zwyka dziewczyna. To chyba
co znaczy, i mimo modego wieku tamtejsze kobiety wybray j na Wiedzc. Gdy ju
nauczy si panowa wiadomie nad tym, co teraz robi bezwiednie, stanie si rwnie silna jak
pozostae w Tar Valon. Dziki szkoleniu zabynie niczym ognisko obok wiec, jakim s
Elayne i Egwene. I nie ma moliwoci, by te dwie wybray Czerwone Ajah. Mczyni je
bawi i jednoczenie drani, ale one czuj do nich sympati. Z atwoci zneutralizuj
wszelkie wpywy, jakie Czerwone Ajah zdobyy w Biaej Wiey dziki znalezieniu Elayne.
Amyrlin skina gow, jakby to wszystko nie wywaro na niej wraenia. Ze
zdziwienia Moiraine uniosa brwi, zanim zdya si opanowa i wygadzi rysy. Byo to
przedmiotem wiecznych zmartwie w Komnacie Wiey, e z kadym rokiem znajdowano
coraz mniej dziewczt nadajcych si do wyszkolenia w korzystaniu z Jedynej Mocy, a
jeszcze mniej znajdowano takich, ktre miay do tego wrodzon zdolno. Gorsze jeszcze ni
strach przed tymi, ktrzy winili Aes Sedai za Pknicie wiata, gorsze ni nienawi Synw
wiatoci, gorsze nawet ni dziaania Sprzymierzecw Ciemnoci, byo to przerzedzanie si
szeregw i coraz rzadsze umiejtnoci. Korytarze Biaej Wiey, na ktrych niegdy panowa
tok, wyludniay si i to co kiedy z atwoci osigano za pomoc Jedynej Mocy, w czasach
obecnych uzyskiwao si jedynie za spraw najwyszych wysikw, o ile w ogle.
- Elaida miaa jeszcze jeden powd, by przyby do Tar Valon, Crko. Dla pewnoci
posaa sze gobi z t sam wiadomoci. Otrzymaam j, a mog si tylko domyla, do
kogo jeszcze w Tar Valon Elaida t wiadomo wysaa, a potem przybya we wasnej osobie.
Powiedziaa w Komnacie Wiey, e igrasz z pewnym modym czowiekiem, ktry jest
ta'varen i na dodatek niebezpiecznym. By w Caemlyn, zeznaa, ale gdy wreszcie dotara do
gospody, w ktrej si zatrzyma, odkrya, e go porwaa.
- Ludzie z tej gospody suyli nam dobrze i wiernie, Matko. Jeli skrzywdzia ktrego
z nich...
Moiraine nie potrafia ukry ostrego tonu i usyszaa, jak Leane porusza si
niespokojnie. Nikt nie przemawia do Amyrlin takim tonem, nawet aden krl z wysokoci
swego tronu.
- Winna wiedzie, Crko - powiedziaa oschle Amyrlin - e Elaida nie krzywdzi
nikogo z wyjtkiem tych, ktrych uzna za niebezpiecznych albo tych biednych gupcw,
ktrzy prbuj przenosi Jedyn Moc. Albo takich, ktrzy zagraaj Tar Valon. Pozostali, nie
nalecy do Aes Sedai, w jej przypadku mog by rwnie dobrze polami na planszy do gry w
kamyki. Na szczcie pewien karczmarz, niejaki pan Gill, o ile dobrze pamitam,
najwyraniej darzy Aes Sedai atencj, tak wic odpowiedzia zadowalajco na jej pytania.
Prawd mwic, Elaida dobrze si o nim wyraaa. Wicej jednak mwia o tym modziecu,
ktrego stamtd zabraa. Bardziej niebezpieczny ni jakikolwiek mczyzna od czasu Artura
Hawkinga, powiedziaa. Ona bywa zdolna do formuowania Przepowiedni, jak wiesz, i jej
sowa wywary odpowiednie wraenie na Komnacie.
Przez wzgld na Leane Moiraine przemwia najpotulniejszym tonem, na jaki moga
si zdoby. Nie by bardzo zgodny, ale staraa si jak moga.
- Towarzyszy mi tutaj trzech modych mczyzn, Matko, lecz aden z nich nie jest
krlem i mocno wtpi, by marzy kiedykolwiek o wiecie zjednoczonym pod jedn wadz.
Nikt nie podziela marze Artura Hawkinga od czasw Wojny Stu Lat.
- Tak, Crko. Modzi wieniacy, wiem to od lorda Agelmara. Jednake jeden z nich to
ta'veren. - Oczy Amyrlin powdroway znowu do paskiej skrzynki. W Komnacie
postanowiono, i winna si uda w odosobnienie, celem odbycia kontemplacji.
Zaproponowaa to jedna z Delegatek w imieniu Zielonych Ajah, przy czym dwie inne kiway
z aprobat, gdy tamta przemawiaa.
Leane wydaa z siebie odgos obrzydzenia a moe niepokoju. Zawsze trzymaa si na
uboczu, kiedy mwia Zasiadajca na Tronie Amyrlin, ale tym razem Moiraine znaa
przyczyn jej reakcji. Od tysica lat Zielone Ajah yy w sojuszu z Bkitnymi, od czasw
Artura Hawkinga przemawiay jednym gosem.
- Nie mam ochoty plewi grzdek w jakiej dalekiej wiosce, Matko.
"I nie bd tego robi, niezalenie od postanowie Komnaty Wiey."
- Pada te propozycja, rwnie z ust Zielonych, e na czas odosobnienia winna by
oddana pod opiek Czerwonych Ajah. Czerwone Delegatki udaway zdziwienie, lecz
przypominay ryboowy, ktre wiedz, e nic nie strzee ich ofiary. - Amyrlin prychna z
pogard. - Czerwone wyznay, i s niechtne braniu pod opiek kogo, nie nalecego do ich
Ajah, stwierdziy jednak, e postpi zgodnie z wol Komnaty.
Moiraine wbrew sobie zadraa.
- To byoby... bardzo przykre, Matko.
Gorzej ni przykre, o wiele gorzej, Czerwone z nikim nie obchodziy si agodnie. T
myl stanowczo odsuna na pniej.
- Matko, nie rozumiem, skd ten sojusz Zielonych i Czerwonych. Ich przekonania,
stanowisko wzgldem mczyzn, pogldy na nasze cele jako Aes Sedai, s cakiem rozbiene.
Czerwone i Zielone nie potrafi nawet z sob rozmawia, by zaraz nie wybuchn krzykiem.
- Wszystko si zmienia, Crko. Jestem pit z rzdu Bkitn Ajah wyniesion na
Tron Amyrlin. By moe one uwaaj, e zbyt wiele nas byo albo e sposb mylenia
Bkitnych nie pasuje ju do wiata penego faszywych Smokw. Po tysicu lat wiele rzeczy
si zmienio.
Zasiadajca na Tronie skrzywia si i zacza mwi jakby do siebie.
- Stare mury sabn, padaj stare bariery. - Otrzsna si i jej gos nabra siy. -
Sformuowano jeszcze jedn propozycj, tak, ktra do dzi cuchnie niczym nita ryba
leca tydzie w sieciach. Jako e Leane naley do Bkitnych Ajah i ja rwnie si z nich
wywodz, stwierdzono, e skoro maj mi towarzyszy dwie Bkitne Siostry, to w sumie
przedstawicielek Bkitnych Ajah bdzie a cztery. T propozycj rzucono mi w Komnacie
prosto w twarz, w sposb jakby rozmawiay o naprawie kanaw ciekowych. Przeciwko mnie
wystpiy dwie Biae Siostry i dwie Zielone. te co midzy sob szemray, a potem nie
chciay si wypowiedzie ani na tak, ani na nie. Jeszcze jedno nie, a twoich sistr, Anaiyi i
Maigan, nie byoby tutaj. Mwiono nawet otwarcie, e wcale nie powinnam opuszcza Biaej
Wiey.
Moiraine poczua jeszcze wikszy wstrzs ni na wie, e Czerwone Ajah chc j
pochwyci w swe rce. Opiekunka Kronik, niezalenie od Ajah, z ktrych si wywodzia,
przemawiaa jedynie w imieniu Zasiadajcej na Tronie Amyrlin, a Amyrlin przemawiaa w
imieniu wszystkich Aes Sedai i wszystkich Ajah. Tak to zawsze byo i nikt nigdy nie
proponowa, by byo inaczej, nawet w najczarniejszych chwilach Wojen z Trollokami, nawet
wwczas, gdy armie Artura Hawkinga wziy do niewoli wszystkie Aes Sedai, ktre ocalay w
Tar Valon. A nade wszystko Zasiadajca na Tronie Amyrlin bya po prostu Zasiadajc na
Tronie Amyrlin. Kada Aes Sedai bya obowizana okazywa jej posuszestwo. Nikt nie
mg kwestionowa tego, co robia ani dokd chciaa si uda. Ta propozycja stanowia
wystpek przeciwko obyczajom i prawom liczcym sobie trzy tysice lat.
- Kto by si poway, Matko?
Odpowiedzia jej gorzki miech.
- Prawie kady, Crko. Zamieszki w Caemlyn. Zwoanie Wielkiego Polowania, bez
powiadomienia a do czasu proklamacji. Faszywe Smoki wyrastajce niczym czer-
wonodzwonki po deszczu. Gin cae narody a jeszcze wiksze rzesze szlachetnie urodzonych
bior udzia w Grze Rodw ni w czasach, gdy Artur Hawking pooy kres ich knowaniom.
A co najgorsze, kada z nas wie, e Czarny znowu si obudzi. Poka mi siostr, ktra nie
sdzi, i Biaa Wiea utracia kontrol nad zdarzeniami, jeli nie jest Brzow Ajah, to jest to
martwa siostra. Czas wydaje si dla nas kurczy, Crko. Czasami wydaje mi si, e nieomal
to czuj .
- Jak sama powiedziaa, Matko, wszystko si zmienia. Jednake za Lnicymi
Murami czaj si jeszcze wiksze zagroenia ni w ich wntrzu.
Zasiadajca na Tronie przez dusz chwil wpatrywaa si w oczy Moiraine, potem
wolno skina gow.
- Zostaw nas same, Leane. Porozmawiam z m Crk Moiraine w cztery oczy.
Wahanie trwao zaledwie chwil, po czym Leane powiedziaa:
- Jak sobie yczysz, Matko.
Moiraine czua jej zdziwienie. Zasiadajca na Tronie odbywaa niewiele audiencji bez
obecnoci Straniczki, z pewnoci nie z udziaem siostry, ktra zasuya na kar.
Drzwi otworzyy si i zamkny. W przedsionku nie zdradzia ani sowa, ktre pado w
rodku, jednake wie, e Moiraine zostaa sama z Amyrlin rozniosa si wrd Aes Sedai w
Fal Dara niczym dziki ogie po suchym lesie i daa pocztek spekulacjom.
Gdy tylko drzwi si zamkny, Amyrlin wstaa, a Moiraine poczua przelotne
swdzenie skry - druga kobieta przenosia Jedyn Moc. Przez chwil wydawao si, e
Amyrlin otacza nimb jaskrawego wiata.
- Nie wiem, czy ktra z nich zna t twoj star sztuczk - powiedziaa, lekko
dotykajc bkitnego kamyka zdobicego czoo Moiraine - ale wikszo z nas cigle jeszcze
uywa rnych sztuczek zapamitanych z dziecistwa. W kadym razie nikt ju nie usyszy, o
czym teraz rozmawiamy.
Nagle obja Moiraine ramionami, ciepym uciskiem wieloletniej przyjani. Moiraine
odwzajemnia ucisk rwnie ciepo.
- Jeste jedyn, Moiraine, przy ktrej pamitam, kim byam. Nawet Leane zawsze si
zachowuje tak, jakbym si staa wcieleniem stuy i laski, rwnie wtedy, gdy zostajemy same,
jakbymy nigdy nie chichotay z czego jako nowicjuszki. Czasami auj, e ju nie jestemy
nowicjuszkami, ty i ja. Nadal tak niewinne, by mc uwaa, e wszystko jest
urzeczywistnieniem opowieci barda, nadal dostatecznie niewinne, by mc myle, e
znajdziemy sobie mczyzn, ktrzy mieli by ksitami, przystojnymi, silnymi i delikatnymi,
pamitasz? Ktrzy wytrzymaj ycie z kobiet obdarzon mocami Aes Sedai. Nadal tak
niewinne, by mc marzy o szczliwym zakoczeniu opowieci barda, o yciu, jakie wiod
inne kobiety, tylko opromienionym wikszymi darami ni u nich.
- Jestemy Aes Sedai, Siuan. Mamy obowizki. Nawet jeli ty i ja nie urodziymy si
ze zdolnoci do przenoszenia Mocy, to czy oddaaby to za dom i ma, nawet gdyby to mia
by ksi? Nie wierz. To marzenie wieniaczki. Nawet Zielone nie maj takich pomysw.
Zasiadajca na Tronie odsuna si od niej.
- Nie, nie wyrzekabym si tego. Prawie nigdy. Bywaj jednak chwile, kiedy
zazdroszcz wieniaczkom. W tej chwili nieomal im zazdroszcz. Moiraine, jeli ktokolwiek,
choby nawet Leane, odkryje, co planujemy, zostaniemy ujarzmione. I nie powiem, by
czynic to, postpoway le.
ROZDZIA 5
CIE W SHIENARZE
Ujarzmione! Sowo jakby zadrao w powietrzu, nieomal dostrzegalnie. W przypadku
mczyzny zdolnego do przenoszenia Mocy, ktrego naley powstrzyma, zanim obd zmusi
go do niszczenia wszystkiego co go otacza, nazywa si to poskramianiem, lecz w przypadku
Aes Sedai zwano to ujarzmieniem. Ujarzmione! Na zawsze niezdolne do kontrolowania
przepywu Jedynej Mocy. Zdolne do wyczuwania saidaru, eskiej poowy Prawdziwego
rda, lecz bez moliwoci dotykania go. Pamitajce o tym, co przepado na zawsze.
Robiono to tak rzadko, e od kadej nowicjuszki wymagano, by znaa imiona wszystkich Aes
Sedai, ktre ujarzmiono od czasu Pknicia wiata i adna nie umiaa o nich myle bez
drenia. Kobiety znosiy ujarzmienie nie lepiej ni poskromieni mczyni.
Moiraine od samego pocztku wiedziaa, na jakie ryzyko si naraa i zdawaa sobie
spraw, e jest ono konieczne. Co wcale nie znaczyo, e przyjemnie byo y z tak myl.
Zmruya oczy, tylko ponca w nich iskra zdradzaa gniew i niepokj.
- Leane poszaby za tob do zboczy Shayol Ghul, Siuan i do Otchani Przeznaczenia.
Nie moesz twierdzi, e zdradziaby ciebie.
- Nie. Ale czy ona uznaaby to za zdrad? Czy to zdrada zdradzi zdrajczyni? Nigdy
si nad tym nie zastanawiaa?
- Nigdy. Robimy to, co zrobi trzeba, Siuan. Obydwie wiedziaymy o tym od blisko
dwudziestu lat. Koo obraca si tak jak chce, a my zostaymy wybrane do tego przez Wzr.
Jestemy czci Proroctw, a Proroctwa musz si speni. Musz!
- Proroctwa musz si speni. Nauczano nas, e tak bdzie i by musi, a jednak to
spenienie jest zdrad wszystkiego, czego nas uczono. Niektrzy powiedzieliby, e
wszystkiego na stray czego stoimy.
Rozcierajc ramiona, Amyrlin podesza do wskiej szczeliny, by wyjrze na lecy
poniej ogrd. Dotkna zason.
- Tu, w komnatach kobiet wiesza si draperie, by zagodzi te ponure wntrza, sadzi
si te pikne ogrody, jednake nie znajdziesz w tym miejscu niczego, co by nie suyo
walce, mierci i zabijaniu - mwia dalej tym samym, melancholijnym tonem. - Tylko dwa
razy od czasu Pknicia wiata pozbawiono Amyrlin jej stuy i laski.
- Tetsuan, ktra zdradzia Manetheren z zazdroci o moce Elisande, i Bonwhin, ktra
usiowaa wykorzysta Artura Hawkinga jako marionetk wadajc wiatem, obie omal nie
zniszczyy Tar Valon.
Amyrlin nie przestawaa przypatrywa si ogrodowi.
- Obydwie Czerwone i zastpiy je Zasiadajce z Bkitnych. Wcale nie chc by t
trzeci, ktra utraci stu i lask, Moiraine. W twoim przypadku, rzecz jasna, skoczyoby si
to ujarzmieniem i wyrzuceniem poza Byszczce Mury.
- Przede wszystkim Elaida nigdy nie wygra ze mn tak atwo. - Moiraine wpatrywaa
si z napiciem w plecy przyjaciki.
"wiatoci, co j napado? Nigdy przedtem taka nie bya. Gdzie si podziaa jej sia,
jej zapa?"
- Ale nie dojdzie do tego, Siuan.
Druga kobieta odezwaa si w taki sposb, jakby niczego nie usyszaa.
- W moim przypadku byoby inaczej. Nawet pomimo ujarzmienia, obalonej Amyrlin
nie wolno si bka na wolnoci. Mogaby zosta uznana za mczennic, sta si przyczyn
wystpie opozycji. Tetsuan i Bonwhin zatrzymano w Biaej Wiey jako suce. Zwyke
pomywaczki, ktre mona byo pokazywa innym jako ostrzeenie, jaki los moe spotka
najpotniejsze. Nikt nie bdzie spiskowa z powodu kobiety, ktra od witu do nocy zmywa
podogi i garnki. Owszem, mona si nad ni litowa, ale nie mona bra jej powanie w
rachub.
Moiraine wspara pici o st, jej oczy pony.
- Spjrz na mnie, Siuan. Spjrz na mnie! Chcesz powiedzie, e si poddajesz, po tych
wszystkich latach, po tym, czego dokonaymy? Podda si i pozwoli wiatu, by dalej tak
trwa? I to wszystko z obawy, by nie sta si kim, kto pilnuje czystoci garnkw!
Woya w ten okrzyk ca pogard, na jak umiaa si zdoby i poczua ulg, gdy
przyjacika zwrcia si twarz ku niej. Nadal bya w niej sia, stumiona, ale bya. Oczy
barwy czystego bkitu, podobnie jak jej oczy, gorzay gniewem.
- Pamitam, ktra piszczaa goniej, gdy nas podnoszono z nowicjuszek. Wioda
wygodne ycie w Cairhien, Moiraine. Nie przypominao to pracy na odzi rybackiej. Nagle
Siuan gono uderzya o st. - Nie, nie proponuj, eby si podda, ale te nie chc patrze
bezsilnie, jak wszystko wylizguje si z rk! Jeste rdem wikszoci kopotw, jakie mam
z Komnat. Nawet Zielone dziwi si, dlaczego nie wezwaam ci do Wiey i nie udzieliam
pouczenia. Poowa towarzyszcych mi sistr jest zdania, e powinno si ciebie odda
Czerwonym, a jeli do tego dojdzie, poaujesz, e nie jest ju nowicjuszk, ktr nie czeka
nic gorszego prcz przemienienia. wiatoci! Gdyby ktra z nich pamitaa, e
przyjaniymy si jako nowicjuszki, znalazabym si tam obok ciebie.
- Miaymy plan! Plan, Moiraine! Znale chopca i sprowadzi go do Tar Valon,
gdzie mogybymy go kry, chroni i dawa mu wskazwki. Od twojego wyjazdu z Wiey,
dostaam od ciebie tylko dwie wiadomoci. Dwie! Mam wraenie, e prbuj wodzi Palcami
Smoka w ciemnoci. Jedna wiadomo mwia, e wyjedacie do Dwu Rzek, e udajecie si
do wioski o nazwie Pole Emonda. Ju niedugo, pomylaam, chopiec zostanie odnaleziony i
ona niebawem udzieli mu pomocy. Potem wiadomo z Caemlyn, e wyjedacie do
Shienaru, do Fal Dara, a nie do Tar Valon. Fal Dara! Stamtd do Ugoru jest tak blisko, e
nieomal mona go dotkn. Fal Dara, na ktre trolloki i Myrddraale napadaj nieomal co dnia.
Blisko dwadziecia lat planowania i poszukiwa, a ty praktycznie ciskasz te nasze plany pod
stopy Czarnego. Czyby popada w obd?
Gdy wreszcie udao jej si oywi sw rozmwczyni, Moiraine przybraa mask
spokoju. Spokoju i jednoczenie niezachwianego uporu.
- Wzr nie zwaa na ludzkie plany, Siuan. Knuymy nasze intrygi, a zapomniaymy,
z czym mamy do czynienia. Ta'veren. Elaida si myli. Artur Paendrag Tanreall nigdy nie by
a tak silnym ta'veren. Koo bdzie oplatao Wzr wok tego modzieca jak zechce,
niezalenie od naszych planw.
Gniew znikn z twarzy Amyrlin, ustpujc miejsca bladoci szoku.
- To brzmi, jakby proponowaa, e powinnymy si podda. Czy sugerujesz, ebymy
stany na uboczu i przypatryway si poncemu wiatu?
- Nie, Siuan. Nigdy na uboczu.
"A wiat i tak zaponie, Siuan, w taki czy inny sposb, czego bymy nie zrobiy. Nigdy
tego nie potrafia dostrzec."
- Teraz jednak musimy sobie uwiadomi, e nasze plany s ryzykowne. Mamy
jeszcze mniej kontroli, ni nam si wydawao. Moe nawet tylko tyle, co pod paznokciem.
Wiej wichry przeznaczenia, Siuan, i my musimy polecie wraz z nimi, niewane, w jakim
kierunku.
Amyrlin zadraa, jakby poczua lodowat pieszczot tych wichrw na swym karku.
Jej donie powdroway do spaszczonej zotej bryy, zrczne palce znalazy waciwe punkty
w labiryncie skomplikowanego wzoru. Pomysowo osadzone wieko unioso si, ukazujc
skrcony, zoty rg. Wzia instrument do rk i przejechaa palcem po zdobnych, srebrnych
literach wyrytych w Dawnej Mowie wok wydtego ustnika.
- Bo nie jest grb przeszkod na moje wezwanie przetumaczya, tak cicho, jakby
mwia wycznie do siebie. - Rg Valere, wykonany po to, by wzywa martwych bohaterw
z grobu. A wedle proroctwa mia zosta odnaleziony dokadnie na czas Ostatniej Bitwy.
Gwatownym ruchem wsuna Rg do skrzynki i zatrzasna wieko, jakby nie potrafia
duej znie jego widoku.
- Agelmar wepchn mi go do rk zaraz po zakoczeniu ceremonii powitania.
Powiedzia, e zacz si ba swego skarbca, odkd on si tam znalaz. Pokusa bya zbyt
wielka, wyjani. Samemu zagra na Rogu i poprowadzi t hord, ktra by odpowiedziaa na
jego wezwanie, przybywajc przez Ugr z pnocy, celem zrwnania Shayol Ghul z ziemi i
unicestwienia Czarnego. Cay zapon w ekstazie chway i wtedy jak powiedzia, zrozumia
ostrzeenie, e to nie bdzie on, e to nie moe by on. Nie mg si ju doczeka, kiedy
wreszcie pozbdzie si Rogu, a jednak nadal go pragn.
Moiraine skina gow. Agelmar zna Proroctwo zwizane z Rogiem, znaa je
wikszo tych, ktrzy walczyli z Czarnym.
"Niechaj ten, co do ust mnie przyoy, nie o chwale myli, a tylko o zbawieniu."
- Zbawienie. - Zasiadajca na Tronie Amyrlin zamiaa si gorzko. - Sdzc po
wyrazie oczu Agelmara, sam nie wiedzia, czy oddaje zbawienie, czy te odrzuca potpienie
swej wasnej duszy. Wiedzia tylko, e musi si go pozby, zanim sponie. Prbowa
zachowa to wszystko w tajemnicy, ale po twierdzy ju rozeszy si plotki. Mnie jego pokusy
s obce, jednak w obecnoci Rogu czuj, jak ciarki pezn mi po ciele. Do mojego wyjazdu
bdzie musia go na powrt schowa w skarbcu. Nie mogabym spa nawet w pokoju
przylegym do tego, w ktrym on jest. - Potara czubkami palcw zmarszczone czoo i
westchna. I mia by odnaleziony nie wczeniej, ni przed Ostatni Bitw. Czyby miaa
nastpi tak szybko? Sdziam... miaam nadziej, e zostao wicej czasu.
- Cykl Karaethon.
- Tak, Moiraine. Nie musisz mi przypomina. Znam Proroctwa o Smoku rwnie dugo
jak ty. - Potrzsna gow. - Od czasw Pknicia w kadym pokoleniu nie objawia si
wicej ni jeden faszywy Smok, a teraz trzech jednoczenie wdruje swobodnie po wiecie, a
byo jeszcze trzech innych w cigu ostatnich dwch lat. Wzr domaga si Smoka, poniewa
tka si w stron Tarmon Gai'don. Czasami owadaj mn wtpliwoci, Moiraine - wyznaa z
zadum w gosie, jakby co j zastanowio, po czym kontynuowaa zwykym tonem. - A jeli
Smokiem by wanie Logain? Potrafi przenosi Moc, zanim Czerwone sprowadziy go do
Biaej Wiey, a my poskromiymy. Moe nim by te Mazrim Taim, ten czowiek z Saldaei.
Co robi, jeli to on? W Saldaei s ju nasze siostry, by moe ju go stamtd wywiozy. A
jeli myliymy si od samego pocztku? Co si stanie, jeli Smok Odrodzony zostanie po-
skromiony jeszcze zanim zacznie si Ostatnia Bitwa? Nawet proroctwo moe si nie
sprawdzi, jeli ten, o ktrym mwi, padnie ofiar mordu albo poskromienia. A wtedy
staniemy do walki z Czarnym, niczym nagi wobec burzy.
- aden nie jest Smokiem, Siuan. Wzr nie domaga si jakiego Smoka, tylko
prawdziwego Smoka. Dopki si nie objawi, Wzr bdzie bezustannie podrzuca faszywych
Smokw, ale potem ju adnych nie bdzie. Gdyby Smokiem by Logain albo ktry z
pozostaych, nie byoby wicej faszywych.
- On bowiem nadejdzie jako nagy wit i przybyciem swym roztrzaska wiat, a potem
stworzy na nowo. Albo staniemy nagie wobec burzy albo bdziemy si broni, zasugujc
potem na cik kar. wiatoci, dopom nam wszystkim.
Zasiadajca na Tronie Amyrlin otrzsna si, jakby chciaa zrzuci z siebie wasne
sowa. Jej twarz bya napita, niczym w oczekiwaniu na cios.
- Przede mn nie ukryjesz swych myli, tak jak przed innymi, Moiraine. Masz jeszcze
co do powiedzenia i nie s to dobre wieci.
Zamiast odpowiedzi Moiraine wyja zza paska skrzan sakiewk i rozwizawszy j,
wytrzsna zawarto na st. Wydawao si, e to tylko niewielka kupka porcelanowych
okruchw, lnicych czerni i biel.
Zasiadajca na Tronie Amyrlin dotkna z ciekawoci jednego kawaka i wstrzymaa
oddech.
- Cuendillar.
- Prakamie - potwierdzia Moiraine.
Tajemnica tworzenia cuendillara zagina podczas Pknicia wiata, lecz to, co
powstao z prakamienia, przetrwao kataklizm. Przetrway nawet przedmioty pochonite
przez ziemi albo morze, musiay przetrwa. Nie znano siy zdolnej rozbi cuendillar, gdy ju
stanowi cao, nawet Jedyna Moc skierowana przeciwko prakamieniowi powodowaa tylko,
e stawa si silniejszy. A wic nie byo takiej siy... z wyjtkiem siy, ktra rozbia ten
egzemplarz.
Przywdczyni Aes Sedai pospiesznie pozbieraa kawaki. Powsta z nich okrg
wielkoci ludzkiej doni, w poowie czarniejszy od wgla, w poowie bielszy od niegu, a oby-
dwie barwy czya falista linia, nie zatarta upywem wiekw. By to staroytny symbol Aes
Sedai, jeszcze z czasw poprzedzajcych Pknicie wiata, gdy mczyni i kobiety wsplnie
rzdzili Moc. Poow tego symbolu zwano teraz Pomieniem Tar Valon, drug gryzmolono
na drzwiach domw jako Smoczy Kie, gdy chciano oskary mieszkacw o czynienie za.
Istniao ich tylko siedem, opisy wszystkich przedmiotw z prakamienia znajdoway si w
archiwach Biaej Wiey, a o tych siedmiu pamitano przede wszystkim. Siuan Sanche
wpatrywaa si w biao-czarny krg, jakby to by jadowity w lecy na jej poduszce.
- Jedna z pieczci zabezpieczajcych wizienie Czarnego - odezwaa si wreszcie, z
wyran niechci. Bya to jedna z tych siedmiu pieczci, ktrych Straniczk bya wanie
Zasiadajca na Tronie Amyrlin. Cay tajemnica wiata, o ile wiat w ogle o niej pamita,
polegaa na tym, e od czasu Wojen z Trollokami adna Zasiadajca na Tronie Amyrlin nie
wiedziaa, gdzie si znajduj owe pieczcie.
- Wiemy, e Czarny czeka, Siuan. Wiemy, e jego wizienie nie pozostanie na zawsze
zapiecztowane. Ludzkie dziea nigdy nie dorwnuj dzieom Stwrcy. Dowiedziaymy si,
e znowu dotkn wiata, cho tylko, dziki wiatoci, porednio. Rosn rzesze
Sprzymierzecw Ciemnoci i to, co jeszcze dziesi lat temu nazywaymy zem, wydaje si
zwyk bahostk w porwnaniu z tym, co teraz jest czynione co dnia.
- Skoro pieczcie ju pkaj... By moe w ogle ju nie mamy czasu.
- Troch go jeszcze zostao. Ale to moe wystarczy. Musi wystarczy.
Amyrlin dotkna potrzaskanej pieczci, a w jej gosie zabrzmiao napicie, jakby
zmuszaa si do mwienia.
- Widzisz, widziaam tego chopca na dziedzicu podczas ceremonii powitania.
Dostrzeganie ta'veren to jeden z moich Talentw. Rzadki to talent w dzisiejszych czasach,
wystpuje jeszcze rzadziej ni ta'veren, i z pewnoci mao przydatny. Wysoki modzieniec,
cakiem przystojny. Niewiele si rni od innych modych ludzi, ktrych mona spotka na
ulicach dowolnego miasta. - Urwaa dla zaczerpnicia oddechu. - Moiraine, on pon jak
soce. Rzadko obawiam si o wasne ycie, jednake jego widok przepeni mnie lkiem a
po czubki palcw u stp. Miaam ochot przypa do ziemi i zaskomle. Ledwie potrafiam
co powiedzie. Agelmar myla, e jestem na niego zagniewana, bo tak mao si odzywaam.
Ten mody czowiek... To ten, ktrego szukaymy przez te cae dwadziecia lat.
W jej gosie syszao si lad pytania. Moiraine postanowia odpowiedzie.
- To ten.
- Jeste pewna? Czy on...? Czy on... potrafi przenosi Jedyn Moc?
Jej usta napinay si przy wymawianiu tych sw i Moiraine rwnie poczua napicie,
jaki skurcz w ciele, chodny cisk serca. Niemniej jednak twarz jej pozostaa niewzruszona.
- Potrafi.
Mczyzna korzystajcy z Jedynej Mocy. O czym takim adna Aes Sedai nie potrafia
myle bez strachu. Czego takiego ba si cay wiat.
"I ja to wypuszcz w wiat."
- Rand al'Thor objawi si wiatu jako Smok Odrodzony.
Zasiadajca na Tronie Amyrlin wzdrygna si.
- Rand al'Thor. Brzmienie tego nazwiska nie wydaje si budzi strachu i sprawia, by
wiat stawa w ogniu. Znowu zadraa i energicznie roztara ramiona, lecz wtem jej oczy
rozbysy wiatem nagej myli. - Jeli to wanie on, by moe rzeczywicie starczy nam
czasu. Ale czy jest bezpieczny? Towarzysz mu dwie Czerwone siostry, ponadto nie mog ju
odpowiada za Zielone i te. Niech mnie wiato spali, nie odpowiadam za adn z nich,
nie tylko w tej sprawie. Nawet Verin i Serafelle rzuciyby si na niego, podobnie jak na
szkaratn mij w dziecicym pokoju.
- Na razie jest bezpieczny.
Zasiadajca czekaa na dalsze sowa. Milczenie jednak przecigno si do tego
stopnia, e byo jasne, i ich nie usyszy. W kocu Siuan powiedziaa:
- Powiadasz, e nasz dawny plan jest bezuyteczny. Co zatem proponujesz?
- Celowo pozwoliam mu myle, e ju si nim nie interesuj, tak by mg si uda
tam, gdzie zechce, nie zwaajc na mnie. - Podniosa rce, gdy Zasiadajca otworzya usta. -
To byo konieczne, Siuan. Rand al'Thor wychowa si w Dwu Rzekach, gdzie w yach
kadego pynie uparta krew Manetheren, a w porwnaniu z ni jego krew przypomina ska
wobec gliny. Trzeba obchodzi si z nim ostronie, bo inaczej popdzi w kadym kierunku, z
wyjtkiem tego, ktry my obierzemy.
- W takim razie musimy si z nim obchodzi jak z nowo narodzonym niemowlciem.
Otulimy go w powijaki i bdziemy si bawi palcami jego stp, jeli twoim zdaniem tego nam
potrzeba. Ale jaki jest bezporedni cel?
- Jego dwaj przyjaciele, Matnim Cauthon i Perrin Aybara, dojrzeli ju do zobaczenia
wiata, zanim na powrt zaton w tej guszy, jak s Dwie Rzeki. O ile w ogle tam wrc,
oni te s ta'veren, mimo e w mniejszym stopniu ni on. Ka im zawie Rg Valere do
Illian. - Zawahaa si i zmarszczya brew. - Z Matem jest... pewien problem. On ma przy sobie
sztylet z Shadar Logoth.
- Shadar Logoth! wiatoci, czemu w ogle pozwolia im znale si blisko tego
miejsca. Kady kamie tego miasta jest skaony. Bezpiecznie nie mona stamtd wynie
najmniejszego kamyczka. wiatoci, dopom nam, gdyby Mordeth dotkn tego chopca... -
Zasiadajca mwia takim gosem, jakby si dawia. - Gdyby do tego doszo, wiat zostaby
skazany na zatracenie.
- Ale tak si nie stao, Siuan. Robimy to, co nam nakazuje konieczno, a to wanie
byo konieczne. Dokonaam tyle, e Mat nie jest w stanie zarazi innych, ale wszed w
posiadanie tego sztyletu o wiele wczeniej, ni si dowiedziaam. Wi wci istnieje.
Mylaam, e trzeba go bdzie zabra do Tar Valon, ale w obecnoci tylu sistr bdzie go
mona uzdrowi tutaj. Przynajmniej dopki jest tu par takich, ktrym ufasz, e nie widuj si
ze Sprzymierzecami Ciemnoci. Wystarczymy ty, ja i jeszcze dwie inne, uyjemy mojego
angrealu.
- Jedn z nich moe by Leane, poszukam jeszcze drugiej. - Nagle Zasiadajca na
Tronie Amyrlin umiechna si krzywo. - Komnata chce, by oddaa angreal, Moiraine. Mao
ju ich zostao, a ciebie uwaa si teraz za... niewiarygodn.
Moiraine umiechna si, lecz bez udziau oczu.
- Zanim skocz, zaczn myle o mnie jeszcze gorsze rzeczy. Mat rzuci si na
moliwo zostania czci legendy o Rogu, Perrina nie powinno by trudno przekona. Jemu
potrzebne jest co, co go oderwie od jego wasnych kopotw. Rand wie, czym jest, w kadym
razie czciowo, troch, i naturalnie boi si tego. Chciaby odej gdzie, samotnie, gdzie
nikomu nie wyrzdzi krzywdy. Powiada, e ju nigdy nie wykorzysta Mocy, ale boi si, e nie
bdzie umia nad tym zapanowa.
- To cakiem moliwe. atwiej przesta pi wod.
- Dokadnie. A poza tym on chce si uwolni od Aes Sedai. - Wargi Moiraine
rozsuny si w nieznacznym, mao radosnym umiechu. - Jeli dostanie szans odczenia si
od Aes Sedai i przebywania duej z przyjacimi, z pewnoci zareaguje rwnie ochoczo jak
Mat.
- Ale przecie on nie moe odczy si od Aes Sedai. Musisz wybra si razem z nim
w t podr. Nie moemy go teraz straci, Moiraine.
- Nie mog podrowa razem z nim.
"Z Fal Dara do Illian wiedzie droga daleka, ale on odby ju nieomal rwnie dug
podr."
- Trzeba go spuci ze smyczy na jaki czas. Nie ma na to rady. Kazaam spali
wszystkie ich stare ubrania. Za wiele ju byo okazji, by jaki strzpek odziey wpad w nie-
powoane rce. Oczyszcz ich przed wyjazdem, nawet si nie zorientuj, e to robi. Dziki
temu nie bdzie szansy, e kto ich wyledzi, a jedyne pozostae rdo zagroenia jest
zamknite w tutejszych lochach.
Przywdczyni Aes Sedai, ktra ju miaa skin z aprobat, obdarzya j pytajcym
spojrzeniem, Moiraine nie przestaa jednak kontynuowa wtku.
- Doo wszelkich stara, by podrowali jak najbezpieczniej, Siuan. A gdy Rand
bdzie mnie potrzebowa w Illian, ja tam bd i dopatrz, by to on wrczy Rg Radzie
Dziewiciu i Zgromadzeniu. Przypilnuj wszystkiego w Illian. Siuan, ludzie stamtd pjd za
Smokiem, albo nawet za samym Ba'alzamonem, byleby tylko przynis im Rg Valere,
podobnie postpi wikszo zgromadzonych na Polowaniu. Prawdziwy Smok Odrodzony nie
bdzie musia zwoywa swych wyznawcw, zanim rusz przeciwko niemu narody. Ju od
samego pocztku bdzie go otacza cay nard i wspiera bdzie armia.
Amyrlin opada z powrotem na swoje krzeso, ale natychmiast pochylia si do przodu.
Wyranie miotaa si midzy zmczeniem a nadziej.
- Tylko czy on bdzie chcia si ogosi? Jeli on si boi... wiato wie, e powinien,
Moiraine, ale mczyni, ktrzy mieni si Smokiem, pragn wadzy. Jeli on nie...
- Dysponuj rodkami, dziki ktrym nazw go Smokiem, czy on tego chce, czy nie. A
nawet jeli z jakiego powodu zawiod, sam Wzr dopilnuje, by nazwano go Smokiem, czy
on tego chce, czy nie. Pamitaj, on jest ta'veren, Siuan. Nie ma wikszej kontroli nad swoim
losem ni knot wiecy nad pomieniem.
Siuan westchna.
- To ryzykowne, Moiraine. Ryzykowne. Ale mj ojciec zwyk powtarza:
"Dziewczyno, jeli nie skorzystasz z szansy, to nigdy nie zdobdziesz nawet miedziaka." Mu-
simy zabra si za nasze plany. Usid, tego nie da si zrobi w popiechu. Pol po wino i
ser.
Moiraine pokrcia gow.
- Ju i tak za dugo konferowaymy na osobnoci. Gdyby ktra sprbowaa
podsuchiwa i odkrya pas ochronny, wwczas zaczyby co podejrzewa. Nie warto
ryzykowa. Moemy odby kolejne spotkanie jutro.
"A poza tym, moja najdrosza przyjaciko, nie mog powiedzie ci wszystkiego i nie
mog ryzykowa, by si dowiedziaa, e co przed tob ukrywam."
- Chyba masz racj. Ale spotkamy si jutro z samego rana. Musz si dowiedzie
wielu rzeczy.
- Jutro - zgodzia si Moiraine.
Siuan wstaa i znowu si uciskay.
- Jutro rano powiem ci wszystko, co chcesz wiedzie.
Wchodzc do przedsionka Moiraine, Leane obdarzya przenikliwym spojrzeniem, po
czym pomkna do komnaty Amyrlin. Moiraine usiowaa zrobi skruszon min, jakby
wanie zostaa srodze zbesztana przez Zasiadajc na Tronie Amyrlin - wikszo kobiet,
nawet tych wyposaonych w wielk si charakteru, powracaa z owych osawionych nagan z
wielkimi oczami, na mikkich kolanach lecz taka mina bya dla niej czym obcym. Wygldaa
przede wszystkim na zagniewan, co niele pasowao do tego samego celu. Ledwie zauwaya
pozostae kobiety zebrane w zewntrznej izbie, spostrzega tylko, e jedne wyszy, a na ich
miejsce pojawiy si inne, obrzucia je pobienym spojrzeniem. Robio si pno, a trzeba
byo jeszcze duo zrobi przed nastaniem poranka. Bardzo duo pracy, zanim znowu
porozmawia z Zasiadajc na Tronie Amyrlin.
Przypieszajc kroku, podya w gb warowni.


Przybywao ksiyca, tote kolumna wdrujca przez tarabosk noc, przy wtrze
pobrzkiwania uprzy, mogaby stanowi imponujcy widok, gdyby ktokolwiek j oglda.
Cae dwa tysice Synw wiatoci, na wspaniaych wierzchowcach, w biaych pelerynach i
paszczach, wypolerowanych zbrojach, a za nimi cig wozw z zapasami, kowali i stajennych
z gromadami remontw. W tej rzadko zalesionej okolicy byy wsie, oni jednak trzymali si z
dala od traktw, omijali nawet zagrody farmerw. Mieli spotka si z... kim... w wiosce
maej jak plama po musze, w pobliu granicy Tarabonu, na skraju Rwniny Almoth.
Geofram Bornhald, jadcy na czele swych ludzi, zachodzi w gow, po co to
wszystko. A za dobrze pamita swoj rozmow z Pedronem Niallem, Lordem Kapitanem
Komandorem Synw wiatoci w Andorze, ale niewiele si podczas niej dowiedzia.
- Jestemy sami, Geofram - powiedzia siwowosy starzec. Jego gos by saby i
skrzypicy ze staroci. Pamitam, jak skadae przysig... ile to lat... trzydzieci sze z
pewnoci.
Bornhald wyprostowa si.
- Mj lordzie kapitanie komandorze, czy mog spyta, dlaczego zostaem wezwany z
Caemlyn i to z takim popiechem? Jedno pchnicie i Morgase stoczy si ze swego tronu. S
Rody w Andorze, ktre patrz na konszachty z Tar Valon w taki sam sposb jak my i s
gotowe wystpi z roszczeniami do tronu. Kazaem Eamonowi Valdzie strzec wszystkiego,
jednake on zdawa si cakowicie pochonity pogoni za Dziedziczk Tronu w jej drodze do
Tar Valon. Nie zdziwibym si na wie, e ten czowiek porwa dziewczyn albo nawet
zaatakowa Tar Valon.
A Dain, syn Bornhalda, przyby tam zanim Bornhald zosta niezwany. Dain by peen
zapau. Czasami a za bardzo. Do go mia w sobie, by na lepo pj za kadym
poduszczeniem Valdy.
- Valda poda drog wiatoci, Geoframie. Ty jednak potrafisz najlepiej dowodzi
bitwami ze wszystkich Synw. Zgromad legion zoony z najlepszych ludzi, jakich
znajdziesz i zaprowad ich do Tarabonu, unikajc wszelkich oczu przywizanych do jzyka,
ktry umie mwi. Jeli oczy co zobacz, trzeba obci taki jzyk.
Bornhald zawaha si. Pidziesiciu albo nawet stu Synw mogo wkroczy na kady
teren, nie naraajc si na adne pytania, w kadym razie pytania zadane otwarcie, ale cay
legion...
- Czy to wojna, mj lordzie kapitanie komandorze? Duo jest gadania na ulicach.
Rodz si pogoski, jakoby wojska Artura Hawkinga powrciy.
Starzec nie odpowiedzia.
- Krl...
- Krl nie dowodzi Synami, lordzie kapitanie Bornhald. - Po raz pierwszy w gosie
Lorda Kapitana Komandora dao si sysze rozdranienie. - Ja nimi dowodz. Niech krl
siedzi sobie w swoim paacu i robi to, co umie najlepiej. Czyli nic. We wsi zwanej Alcruna
kto bdzie na ciebie czeka i tam otrzymasz dalsze rozkazy. Spodziewam si, e twj legion
wyruszy za trzy dni. Id ju, Geoframie. Masz prac do wykonania.
Bornhald zmarszczy czoo.
- Wybacz, lordzie kapitanie komandorze, ale kto bdzie tam na mnie czeka? Czy
ryzykuj wpltaniem si w wojn z Tarabonem?
- Usyszysz to, co musisz wiedzie, gdy ju dotrzesz do Alcruny.
Lord Kapitan Komandor wyda si nagle starszy ni w rzeczywistoci. Pogrony w
roztargnieniu, skuba brzeg swej biaej tuniki, z wielkim zotym socem na piersi, co
symbolizowao Synw.
- S pewne takie siy; ktre dziaaj poza twoj wiedz, Geofram, ktrych ty nawet
zna nie moesz. Zbierz jak najszybciej swych ludzi. A teraz id. Nie pytaj mnie o nic wicej.
I niechaj wiato ci towarzyszy.
Bornhald wyprostowa si w siodle, rozmasowa zastae minie plecw.
"Starzej si" - pomyla.
Cay dzie i caa noc w siodle, z dwoma przystankami dla napojenia koni, a ju czu
kady siwy wos na swej gowie. Jeszcze przed paroma laty nawet by tego nie zauway.
"Przynajmniej nie zabiem nikogo niewinnego."
Potrafi by rwnie twardy wzgldem Sprzymierzecw Ciemnoci, jak kady
czowiek, ktry zoy przysig wiatoci - Sprzymierzecw Ciemnoci naleao niszczy,
dopki jeszcze nie wcignli caego wiata w Cie ale najpierw zawsze si upewnia, czy to
rzeczywicie Sprzymierzecy Ciemnoci. Przy takiej liczbie ludzi trudno byo unikn oczu
mieszkacw Tarabonu, ale jako mu si udao. Nie trzeba byo ucisza niczyich jzykw.
Nadjechali wysani przez niego wczeniej zwiadowcy, a za nimi podali jeszcze inni
ludzie w biaych paszczach, niektrzy mieli w rkach pochodnie przepdzajce noc z czoa
kolumny. Bornhald zakl ledwie syszalnie i nakaza wszystkim si zatrzyma, przypatrujc
si uwanie tym, ktrzy na niego czekali.
Na paszczach mieli takie same zote soca jak on, takie same jak wszyscy Synowie
wiatoci, a ich przywdca mia nawet zote supy wiadczce, e dorwnuje rang Bornhal-
dowi. Jednake za socami mieli naszyte czerwone kije pastusze. To byli ledczy. Za
pomoc rozpalonego elaza, szczypcw i przytapiania w wodzie ledczy wymuszali zeznania
i skruch na Sprzymierzecach Ciemnoci, ale niektrzy twierdzili, e orzekaj win, jeszcze
zanim zaczli co robi. Midzy innymi Geofram Bornhald nalea do tych, ktrzy tak
twierdzili.
"Czy zostaem tu przysany, eby si spotka ze ledczymi?"
- Czekalimy na ciebie, lordzie kapitanie Bornhald powiedzia dowdca chrapliwym
gosem. By wysoki, mia haczykowaty nos i bysk pewnoci siebie w oczach, waciwy
wszystkim ledczym. - Powiniene by tu dotrze wczeniej. Jestem Einor Saren, drugi po
Jaichimie Carridinie, ktry dowodzi Rk wiatoci w Tarabonie.
Rka wiatoci - Rka, ktra dogrzebuje si prawdy, jak powiadali. Nie lubili, gdy
ich nazywano ledczymi.
- W tej wsi jest most. Ka swym ludziom go przekroczy. Porozmawiamy w
gospodzie. Jest zadziwiajco wygodna.
- Lord kapitan komandor przykaza mi unika wszelkich oczu.
- Wie zostaa... uspokojona. Ka teraz swym ludziom rusza. Teraz ja rozkazuj.
Mam rozkazy opatrzone pieczci lorda kapitana komandora, gdyby ywi jakie wtpli-
woci.
Bornhald stumi pomruk, ktry podszed mu do garda. Wie uspokojona. Zastanawia
si, czy ciaa zgromadzono w stosach na skraju wsi, czy raczej zostay wrzucone do rzeki. To
byoby podobne do ledczych, zimnych do tego stopnia, e zdolnych wymordowa ca wie
dla zachowania tajemnicy i tak gupich, e mogli wrzuci ciaa do rzeki, by popyny wraz z
jej nurtem i obwieciy o ich czynie wszystkim od Alcruny po Tanchico.
- Mam tylko wtpliwoci odnonie do powodw, dla ktrych znalazem si w
Tarabonie z dwoma tysicami ludzi, ledczy.
Twarz Sarena cigna si, lecz gos nadal brzmia surowo i wadczo.
- To proste, lordzie kapitanie. Na caej Rwninie Almoth jest wiele miast i wsi,
ktrymi nikt nie rzdzi prcz burmistrza albo rady miejskiej. Najwyszy czas, by je oddano
pod opiek wiatoci. W takich miejscach znajdzie si wielu Sprzymierzecw Ciemnoci.
Ko Bornhalda zastuka gono kopytami.
- Powiadasz, Sarenie, e przeprowadziem w tajemnicy cay legion przez wiksz
cz Tarabonu tylko po to, by wypleni garstk Sprzymierzecw Ciemnoci z jakich
zapyziaych wsi?
- Jeste tu po to, by robi, co ci si kae, Bornhaldzie. By wykonywa dziea
wiatoci! A moe ty jej unikasz? - Umiech Sarena przypomina grymas. - Jeli to bitwa jest
tym, czego szukasz, to moe dostaniesz swoj szans. Obcy zgromadzili wielkie siy na
Gowie Tomana, wicej ni Tarabon i Arad Doman pospou s w stanie odeprze, nawet
gdyby im si udao zaprzesta swoich wani na dostatecznie dugi czas, by mc dziaa razem.
Jeli obcym uda si przebi, wwczas bdziesz mg sobie walczy, ile dusza zapragnie.
Mieszkacy Tarabonu twierdz, e ci obcy to monstra, stwory Czarnego. Niektrzy
powiadaj, e w walce wspomagaj ich Aes Sedai. Jeli ci obcy s Sprzymierzecami
Ciemnoci, wwczas nimi te trzeba si bdzie zaj. Gdy przyjdzie na nich kolej.
Bornhald przesta oddycha na moment.
- A zatem pogoski nie kami. Armie Artura Hawkinga wrciy.
- Obcy - powiedzia Saren beznamitnym tonem. Wyranie aowa, e w ogle o nich
wspomnia. - To Obcy i prawdopodobnie Sprzymierzecy Ciemnoci, niewane skd. Tyle
tylko wiemy i tylko tyle powiniene wiedzie. Nie stanowi teraz przedmiotu twej troski.
Marnujemy czas. Polij swych ludzi na drugi brzeg rzeki, Bornhaldzie. We wsi przeka ci
tre twoich rozkazw.
Zawrci swego konia i pogalopowa t sam drog, ktr przyby, tu za nim pognali
jedcy trzymajcy pochodnie.
Bornhald zacisn powieki, by przypieszy powrt nocy.
"Uywaj nas jak kamykw na planszy."
- Byar!
Otworzy oczy, gdy przy jego boku zjawi si zastpca, sztywno wyprostowany w
siodle. W oczach tego czowieka o ponurej twarzy pono nieomal takie samo wiato jak we
wzroku ledczego, ale poza tym by dobrym onierzem.
- Przed nami jest jaki most. Ka legionowi go przekroczy i rozbi obozowisko na
drugim brzegu. Docz do was najszybciej, jak si da.
Uj wodze i ruszy w kierunku, w ktrym znikn ledczy.
"Kamyki na planszy. Ale kto je przestawia? I dlaczego?"


Popoudniowe cienie ustpiy miejsca wieczornym, Liandrin wdrowaa przez pokoje
kobiet. Ciemnoci za otworami strzelniczymi rosy, napierajc na wiato lamp korytarza.
Zmierzch stanowi kopotliw por dla Liandrin, zmierzch i wit. O wicie rodzi si dzie,
tak samo jak wraz ze zmierzchem rodzia si noc, lecz o wicie noc umieraa, a o zmierzchu
dzie. Moc Czarnego wyrastaa ze mierci, Czarny czerpa moc ze mierci i dlatego o takich
porach Liandrin miaa wraenie, e czuje, jak ta moc si burzy. W kadym razie co si
ruszao w pcieniach. Co, co by moe potrafiaby zapa, gdyby si odwrcia dostatecznie
szybko, co, co by z ca pewnoci zobaczya, gdyby mocno wytya wzrok.
Mijane po drodze suce, ubrane w czer i zoto, dygay przed ni, Liandrin jednak
nie odpowiadaa. Patrzya prosto przed siebie i nic innego nie widziaa.
Gdy ju stana pod waciwymi drzwiami, omiota szybkim spojrzeniem obie strony
korytarza. W zasigu wzroku znajdoway si wycznie suce, adnych mczyzn, rzecz
jasna. Otworzya drzwi i bez pukania wesza do rodka.
Zewntrzna izba, naleca do komnat lady Amalisy, bya rzsicie owietlona, ogie
poncy na palenisku chroni przed chodem shienaraskiej nocy. Amalisa i jej dworki
siedziay na krzesach i dywanach, suchay tej, ktra staa i czytaa na gos. By to Taniec
jastrzbia z kolibrem, autorstwa Tevena Aerwina, ktry w utworze wykada zasady
waciwego zachowania mczyzn wobec kobiet i kobiet wobec mczyzn. Liandrin zacisna
usta w cienk kresk, oczywicie nie czytaa tego dziea, ale syszaa o nim tyle, ile musiaa.
Amalisa i jej towarzyszki witay kad now uwag chralnym miechem, paday sobie w
objcia i biy pitami o posadzk, zupenie jak mode dziewczta.
To czytajca pierwsza spostrzega obecno Liandrin. Urwaa nagle, wytrzeszczajc
oczy ze zdumienia. Pozostae odwrciy si, by zobaczy, w co tak si wpatruje i zamiast
miechu w komnacie zapanowao oglne milczenie. Wszystkie z wyjtkiem Amalisy
poderway si niezdarnie na nogi, popiesznie przygadzajc wosy i spdnice.
Lady Amalisa wyprostowaa si z gracj, promiennie umiechnita.
- Twoja obecno to dla nas zaszczyt, Liandrin. Nie moga nam sprawi milszej
niespodzianki. Nie spodziewaam si ciebie wczeniej ni jutro. Mylaam, e zechcesz
odpocz po tak dugiej podry...
Liandrin wesza jej brutalnie w sowo, przemawiajc do pustej przestrzeni.
- Chc rozmawia z lady Amalis na osobnoci. Wszystkie std wyjdcie.
Natychmiast.
Zapanowaa chwila kopotliwego milczenia, po czym pozostae kobiety poegnay
Amalis. Jedna po drugiej dygay przed Liandrin, ona jednak nie raczya im odpowiedzie.
Nadal wpatrywaa si przed siebie w co nie istniejcego, widzc je jednak i syszc.
Poegnalne zwroty grzecznociowe zduszao zdenerwowanie wywoane usposobieniem Aes
Sedai. Zlekcewaone oczy wbijay si w posadzk. Przemykay si do drzwi, obchodzc j
niezdarnym ukiem, by przypadkiem nie zaczepi Liandrin rbkiem spdnicy.
Gdy drzwi zamkny si za ostatni, Amalisa zacza:
- Liandrin, nie rozu...
- Czy ty podasz drog wiatoci, moja crko?
Nazwanie jej crk w tej sytuacji nie razio miesznoci. Amalisa bya starsza o kilka
lat, ale naleao przestrzega pradawnych form grzecznociowych. Nawet jeli od wiekw
byy zapomniane, nadesza wreszcie pora, by je przypomnie.
Liandrin spostrzega, e popenia bd, wypowiadajc to pytanie. W ustach Aes Sedai
mogo zrodzi wtpliwoci i niepokj, niemniej jednak plecy Amalisy zesztywniay, a twarz
zhardziaa.
- To obraza, Liandrin Sedai. Wywodz si z Shienaru, z szlachetnego domu i
onierskiej krwi. Moi przodkowie walczyli z Cieniem, jeszcze zanim powsta Shienar, trzy
tysice lat, nigdy nie zaniedbujc tej suby, nie pozwalajc sobie na bodaj chwil saboci.
Liandrin nie ustpia pola, zmienia tylko cel ataku. Pokonaa komnat kilkoma
krokami, podniosa oprawny w skr egzemplarz Taca jastrzbia z kolibrem z pki nad
kominkiem i zwaya go w doniach, nawet na nie patrzc.
- W Shienarze, spord innych krain, moja crko, wiato ceni naley szczeglnie,
a Cie winien budzi najwiksz groz.
Niedbaym ruchem cisna ksik do ognia. Ogarny j pomienie, jakby to bya
koda drewna, z guchym rykiem smagajc wntrze komina. W tym samym momencie wszy-
stkie lampy w izbie rozjarzyy si z przecigym sykiem, zalewajc wntrze wiatem.
- Przede wszystkim tutaj. Tutaj, w bliskoci tego przekltego Ugoru, tej krainy, w
ktrej czyha rozkad. Tutaj, gdzie nawet ten, ktremu si wydaje, e poda drog wiatoci,
moe zosta skaony przez Cie.
Na czole Amalisy zalniy paciorki potu. Do, ktr uniosa, by oprotestowa utrat
ksiki, wolno opada do boku. Nie zmienia wyrazu twarzy, Liandrin jednak zauwaya, e
przekna lin i przestpia z nogi na nog.
- Nie rozumiem, Liandrin Sedai. Chodzi o t ksik? To zwyke gupstwo.
W jej gosie sycha byo nieznaczne drenie.
"Dobrze."
Szklane podstawy lamp zaczy pka pod wpywem coraz gortszych i wyszych
pomieni, izba pojaniaa, jakby zaleway j promienie poudniowego soca. Amalisa staa
sztywna jak sup, z twarz napit, jakby usiowaa powstrzyma powieki od mrugania.
- To ty jeste gupia, moja crko. Nie interesuj mnie ksiki. Ludzie std wkraczaj
na Ugr i wdruj przez jego skaz. Prosto do Cienia. Nie wierzysz, e przesikaj skaz?
Chc tego czy nie, i tak przesikaj. Mylisz, e Zasiadajca na Tronie Amyrlin przybya tu z
innego powodu?
- Nie - pado bez tchu.
- Z Czerwonych si wywodz, moja crko - cigna nieubaganie Liandrin. - Poluj
na kadego, co skaz przesik. Poluj na wysoko i nisko urodzonych, bez wyjtku.
- Ja nie... - Amalisa niepewnie zwilya wargi i wyranie dokadaa wszelkich stara,
eby si opanowa. Nie rozumiem, Liandrin Sedai. Bagam...
- Za na wysoko urodzonych przede wszystkim.
- Nie! - Jakby nagle stracia jak niewidzialn podpor, Amalisa pada na kolana i
spucia gow. - Bagam, Liandrin Sedai, powiedz, e nie chodzi ci o Agelmara. To nie moe
by on.
Korzystajc z tej chwili zwtpienia i dezorientacji; Liandrin zaatakowaa. Nie ruszajc
si z miejsca, ja smaga biczem Jedynej Mocy. Amalisa jkna i drgna nerwowo, jakby
kto uku j ig, a nadsane usta Liandrin rozchyliy si w umiechu.
Bya to wymylona przez ni jeszcze w dziecistwie sztuczka, gdy dopiero zaczynaa
korzysta ze swych umiejtnoci. Przyapana przez Nauczycielk Nowicjuszek otrzymaa
surowy zakaz jej stosowania, jednake dla Liandrin zakaz oznacza tylko jeszcze jedn rzecz,
ktr musiaa ukrywa przed tymi, ktre jej zazdrociy.
Zrobia krok do przodu i gwatownym ruchem uniosa podbrdek Amalisy. Metal,
ktry j usztywnia, wci tam by, lecz ju nieszlachetny, kowalny dla byle mota. Z kcikw
oczu Amalisy pyny zy, poyskiway na policzkach. Liandrin pozwolia ogniom przygasn
do zwykego blasku, ju ich nie potrzebowaa. Zagodzia sowa, jakkolwiek gos nadal by
twardy jak stal.
- Crko, nikt nie pragnie, by wraz z Agelmarem zostaa oddana ludziom jako
Sprzymierzecy Ciemnoci. Pomog ci, ale i ty musisz mi pomc.
- Pomc t... tobie? - Amalisa przyoya donie do skroni, wyranie oszoomiona. -
Bagam, Liandrin Sedai, ja nie... rozumiem. 'To wszystko jest... To wszystko...
Nie bya to umiejtno doskonaa, Liandrin nie potrafia zmusi kadego, by robi to,
co ona chce - mimo e si staraa, och, jak ona si staraa! Potrafia jednak otworzy ich na
przyjcie argumentw, sprawi, by chcieli jej uwierzy, by bardziej ni czegokolwiek pragnli
by przekonani co do jej susznoci.
- Bd posuszna, crko. Bd posuszna i odpowiadaj na me sowa zgodnie z prawd,
a obiecuj, e nikt nie nazwie ani ciebie, ani lorda Agelmara Sprzymierzecami Ciemnoci.
Nie bd ci wlec nag przez ulice, aby wychosta za miastem, o ile wczeniej nie zdoaliby
rozedrze ci na strzpy. Nie dopuszcz do tego. Rozumiesz?
- Tak, Liandrin Sedai, tak. Zrobi to, co kaesz i bd odpowiadaa zgodnie z prawd.
Liandrin wyprostowaa si, patrzc z gry na drug kobiet. Lady Amalisa nie
podniosa si z klczek, twarz miaa ufn jak dziecko, dziecko czekajce na kogo
mdrzejszego i silniejszego, u kogo mogoby szuka otuchy i pomocy. Liandrin uznaa, e to
waciwa postawa. Nigdy nie potrafia zrozumie, dlaczego Aes Sedai wystarcza zwyky
ukon albo dygnicie, podczas gdy przed krlami i krlowymi mczyni oraz kobiety klkali.
"Jaka to krlowa dziery teraz nad ni wadz?"
Gniewnie wykrzywia usta i Amalisa zadraa.
- Zachowaj spokj, moja crko. Przybyam tu, by ci pomc, a nie kara. Ukarani
zostan jedynie ci, ktrzy sobie na to zasuyli. Mw tylko sam prawd.
- Bd, Liandrin Sedai. Bd, przysigam na mj dom i honor.
- Moiraine przybya do Fal Dara ze Sprzymierzecem Ciemnoci.
Amalisa bya zanadto przeraona, by zdradzi zdziwienie.
- Och nie, Liandrin Sedai. Nie. Ten czowiek przyby pniej. Jest ju zamknity w
lochach.
- Pniej, powiadasz. Ale czy to prawda, e ona z nim czsto rozmawia? Czy czsto
przebywa w towarzystwie tego Sprzymierzeca Ciemnoci? W pojedynk?
- Cz... czasami, Liandrin Sedai. Tylko czasami. Ona pragnie z niego wydoby powd,
dla ktrego tu przyby. Moiraine Sedai jest...
Liandrin gwatownie uniosa rk i Amalisa przekna wszystko, co jeszcze chciaa
doda.
- Moiraine towarzyszyo trzech modych ludzi. Wiem o tym. Gdzie oni s?
Zagldaam do ich pokoi, ale nie dao si ich znale.
- Ja... ja nie wiem, Liandrin Sedai. Wygldaj na miych chopcw. Z pewnoci nie
mylisz, e s Sprzymierzecami Ciemnoci.
- Nie, Sprzymierzecami Ciemnoci nie s. Gorzej. O wiele niebezpieczniejsi ni
Sprzymierzecy, moja crko. Caemu wiatu zagraa niebezpieczestwo z ich powodu.
Trzeba ich odnale. Wydasz rozkazy swym sugom, by przeszukali warowni, szuka bd
te twoje dworki, jak rwnie ty sama. Zajrzyjcie do kadej szczeliny i szpary. Dopatrzysz
tego osobicie. Osobicie! I z nikim innym nie bdziesz o tym rozmawia, z wyjtkiem tych,
ktrych wymieniam. Nikt inny nie moe si dowiedzie. Nikt. Tych chopcw trzeba bdzie
sekretnie usun z Fal Dara i do Tar Valon zabra. W cakowitej tajemnicy.
- Jak kaesz, Liandrin Sedai. Nie rozumiem jednak, po co te tajemnice. Nikt tutaj nie
bdzie stawa na drodze Aes Sedai.
- A o Czarnych Ajah syszaa?
Oczy Amalisy omal nie wyskoczyy z orbit, odsuna si od Liandrin, unoszc rce,
jakby chciaa osoni si przed ciosem.
- To n... nikczemne pogoski, Liandrin Sedai. N... nikczemne. N... nie ma takich Aes
Sedai, kt... ktre b... by suyy Czarnemu. Ja w to nie wierz. Musisz mi uwierzy! Na
wiato p... przysigam, e nie wierz. Na mj honor i na mj rd, przysigam...
Liandrin spokojnie pozwolia Amalisie mwi dalej, patrzc, jak pod wpywem jej
milczenia wyciekaj z niej resztki si. Wiadomo byo, e Aes Sedai paaj gniewem, stra-
sznym gniewem na tych, ktrzy bodaj napomknli o Czarnych Ajah, znacznie wikszym ni
na tych, ktrzy twierdzili, e wierz w ich zatajone istnienie. Po tym wszystkim, odkd jej
wola tak bardzo osaba pod wpywem dziecinnej sztuczki, Amalisa bdzie jak glina w jej
rkach. Jeszcze tylko jeden cios.
- Czarne Ajah istniej, dziecko. Istniej i s tutaj, w murach Fal Dara.
W tym momencie Amalisa uklka, szeroko rozwierajc usta. Czarne Ajah! Aes Sedai,
ktre byy jednoczenie Sprzymierzecami Ciemnoci! To rwnie potworne, jak wie, e
sam Czarny wszed do warowni Fal Dara. Liandrin nie ustawaa jednak.
- Kada Aes Sedai, ktr mijasz na korytarzach, moe by Czarn siostr. Przysigam,
e tak jest. Nie mog ci zdradzi, ktre to s, ale otocz ci swoj opiek. O ile drog
wiatoci poda bdziesz, a mnie posuszestwo okaesz.
- Oka - wyszeptaa ochryple Amalisa. - Oka. Bagam, Liandrin Sedai, bagam,
powiedz, e bdziesz chronia mego brata i moje dworki...
- Ochroni tego, kto na ochron zasuy. Zatroszcz si o siebie, moja crko. I myl
tylko o tym, co ci nakazaam. Tylko o tym. Losy wiata od tego zale, moja crko. Musisz
zapomnie o wszystkim innym.
- Tak, Liandrin Sedai. Tak. Tak.
Liandrin odwrcia si i przesza przez pokj, nie ogldajc si za siebie, dopki nie
dotara do drzwi. Amalisa cay czas klczaa, wci wpatrywaa si w ni z lkiem.
- Powsta, lady Amaliso. - Liandn mwia agodnym gosem, ze ladem lekkiej
drwiny.
"Te mi siostra! Nie przetrwaaby ani dnia jako nowicjuszka. Ale rozkazywa potraf."
- Powsta.
Amalisa prostowaa si powolnymi, sztywnymi ruchami, jakby jej donie i stopy przez
wiele godzin nosiy na sobie pta. Gdy wreszcie stana na nogach, Liandrin przemwia,
uywajc na powrt caej tej stali, jak straszya wczeniej:
- A jeli zawiedziesz wiat, jeli zawiedziesz mnie, wwczas pozazdrocisz temu
Sprzymierzecowi Ciemnoci, ktry siedzi w waszych lochach.
Liandrin nie sdzia, na podstawie wyrazu twarzy Amalisy, by zawd mg nastpi z
powodu braku jakichkolwiek stara z jej strony.
Liandrin zatrzasna drzwi za sob i nagle poczua, e swdzi j skra. Wstrzymawszy
oddech, obrcia si byskawicznie, rozgldajc po jasno owietlonej sali. Pusto. Za otworami
strzelniczymi panowaa ju gboka noc. W komnacie nie byo nikogo, a jednak bya pewna,
e czuje utkwione w niej oczy. Pusty korytarz, cienie tam, gdzie nie docierao wiato lamp
wiszcych na cianach, to wszystko szydzio z niej. Niepewnie wzruszya ramionami, po
czym z determinacj ruszya przed siebie.
"Co mi si uroio. Nic wicej."
Ju pna noc, a tyle jeszcze do zrobienia przed witem. Jej rozkazy byy jasno
sprecyzowane.


Ciemnoci cho oko wykol zalegay lochy niezalenie od pory dnia, chyba e kto
przynis latarni, jednake Padan Fain usiad na skraju pryczy, przenikajc wzrokiem mrok z
umiechem na twarzy. Sysza, jak pozostali dwaj winiowie rzucaj si przez sen,
mamroczc o jakich koszmarach. Padan Fain czeka na co, na co, czego si spodziewa od
bardzo dugiego czasu. Zbyt dugiego. Ale odtd ju niedugiego.
Drzwi zewntrznej izby otworzyy si, do rodka wpyna struga wiata, ciemn lini
obrysowujc posta na progu.
Fain wsta.
- To ty! Nie ciebie si spodziewaem.
Z wyran obojtnoci pochyli si do przodu. Krew w jego yach popyna
szybciej, mia wraenie, e mgby wyskoczy z warowni, gdyby zechcia.
- Niespodzianka, co? No c, wejd. Noc nie jest ju moda, a ja te czasem
potrzebuj snu.
Lampa znalaza si teraz we wntrzu celi, Fain zadar gow, umiechajc si szeroko
do czego niewidzialnego, a jednak wyczuwalnego poprzez kamienne sklepienie lochw.
- To si jeszcze nie skoczyo - wyszepta. - Bitwa nigdy nie ma koca.
ROZDZIA 6
CIEMNE PROROCTWO
Drzwi domostwa farmy dray po wpywem wciekego walenia od zewntrz; cika
sztaba podskakiwaa w zawiasach. Za oknem tu obok drzwi wida byo obdarzon wydatnym
pyskiem sylwetk trolloka. Okien byo wicej i wicej te ciemnych ksztatw za nimi. Nie
do jednak ciemnych, by Rand potrafi je odrni.
"Okna" - pomyla z rozpacz.
Cofn si od drzwi, ciskajc obiema rkami swj miecz.
"Nawet jeli drzwi wytrzymaj, bd mogli wybi okna. Czemu nic nie robi z
oknami?"
Przy akompaniamencie oguszajcego, metalicznego trzasku jeden z zawiasw
wyskoczy czciowo z framugi, zawisajc luno na gwodziach wyrwanych z drewna na
dugo palca. Sztaba zadraa pod wpywem kolejnego ciosu, znowu zachrobotay gwodzie.
- Musimy je powstrzyma! - krzykn Rand.
"Ale nie uda nam si. Nie uda nam si ich powstrzyma."
Rozejrza si dookoa w poszukiwaniu jakiego wyjcia, ale drzwi byy tylko jedne. Ta
izba przypominaa ozdobn skrzyni. Tylko jedne drzwi i tyle okien.
- Musimy co zrobi. Cokolwiek!
- Za pno - orzek Mat. - Nie rozumiesz?
Szeroki umiech dziwnie wyglda na jego bezkrwistej, pobladej twarzy, zza pazuchy,
na wysokoci piersi, wystawaa rkoje sztyletu, wieczcy j rubin pon jak ogie. W tym
kamieniu byo wicej ycia ni w jego twarzy.
- Za pno, bymy mogli co zmieni.
- Wreszcie si ich pozbyem - powiedzia Perrin ze miechem. Krew spywaa z jego
twarzy, z pustych oczodow strugi ez. Wycign przed siebie pokryte czerwieni donie,
prbujc zmusi Randa, by spojrza na to, co on w nich trzyma. - Jestem ju wolny. To
koniec.
- To si nigdy nie koczy, al'Thor - krzykn Padan Fain, czogajcy si na rodku
podogi. - Bitwa nigdy nie ma koca.
Drzwi eksplodoway lawin drzazg, Rand musia uskoczy przed fruncymi przez
powietrze drewnianymi odamkami. Do rodka wkroczyy dwie odziane na czerwono Aes
Sedai, ukonami witajc nadejcie swego pana. Twarz Ba'alzamona bya skryta za mask
koloru zaschej krwi, jednake Rand widzia pomienie jarzce si zza szczelin na oczy,
sysza huk ognia dobiegajcy z ust.
- Z nami sprawa jeszcze nie zakoczona, al'Thor powiedzia Ba'alzamon i potem
jednoczenie z Fainem: Dla ciebie bitwa nigdy nie ma koca.
Rand usiad na pododze i wyda zduszony jk. Szczypaniem prbowa wyrwa si ze
snu. Mia wraenie, e wci syszy gos Faina, tak wyranie, jakby domokrca sta obok
niego.
"To si nigdy nie koczy. Bitwa nigdy nie ma koca."
Rozejrza si dookoa mtnym wzrokiem, pragnc si przekona, e nadal pozostaje
ukryty przed wszystkimi w tym miejscu, w ktrym zostawia go Egwene, to jest na sienniku w
kcie jej izby. Pokj zalewao ciemne wiato padajce z pojedynczej lampy. W jej kiepskim
wietle dostrzeg Nynaeve. Robia co na drutach, siedzc na bujanym krzele, ustawionym z
drugiej strony jedynego ka, na ktrym pociel bya nietknita. Za oknami panowaa noc.
Ciemnooka i szczupa Nynaeve zaplataa wosy w gruby warkocz, ktry przerzucony
przez rami siga jej prawie do pasa. Nie wyzbya si obyczajw nabytych w domu. Miaa
spokojn twarz i lekko si koyszc, wydawaa si caa zatopiona w swej robtce. Nie byo
sycha adnych dwikw, wyjwszy monotonne poszczkiwanie drutw. Dywan tumi
skrzypienie bujanego fotela.
Ostatnimi czasy byway takie noce, kiedy tskni do dywanu, ktry by lea na zimnej,
kamiennej posadzce jego pokoju, lecz w Shienarze wszystkie pokoje dla mczyzn byy puste
i nagie. Tutaj na cianach wisiay dwa gobeliny, z widokami grskich wodospadw, a otwory
ucznicze zdobiy zasony haftowane w kwiaty. W niskim, okrgym wazonie na stole przy
ku stay kwiaty, biae poranne gwiazdy, wicej wychylao si z oblewanych bia glazur
kinkietw na cianach. W kcie stao wysokie lustro, drugie wisiao nad umywalk
wyposaon w dzban i mis w niebieskie prki. Ciekaw by, po co Egwene potrzebne a dwa
lustra, on w swojej izbie nie mia adnego i bynajmniej za nim nie tskni. Palia si tylko
jedna lampa, ale cztery dodatkowe stay w pokoju nieomal tak duym, jak ten, ktry on dzieli
razem z Matem i Perrinem. Egwene mieszkaa sama.
Nie podnoszc gowy, Nynaeve powiedziaa:
- Jeli pisz po poudniu, nie powiniene si spodziewa, e bdziesz spa noc.
Zrobi obraon min, mimo e ona nie moga tego zobaczy. Przynajmniej tak mu si
wydawao. Bya od niego starsza o zaledwie kilka wiosen, ale autorytet Wiedzcej postarza o
pidziesit lat.
- Musiaem si gdzie ukry i byem zmczony powiedzia i szybko doda: - Nie
wszedem tu tak po prostu. To Egwene zaprosia mnie do komnat kobiecych.
Nynaeve opucia robtk i obdarzya go rozbawionym umiechem. Bya pikn
kobiet. W domu tego nigdy nie zauwaa; o Wiedzcej po prostu tak si nie mylao.
- wiatoci dopom. Rand, ty z kadym dniem coraz bardziej upodabniasz si do
mieszkacw Shienaru. Zaproszony do komnat kobiecych, syszane rzeczy! - Parskna. -
Lada chwila zaczniesz mwi o swoim honorze i zaczniesz prosi, by pokj mia w asce twj
miecz.
Mia nadziej, e dziki mtnemu wiatu ona nie dostrzee rumieca na jego twarzy.
Nynaeve zmierzya wzrokiem rkoje miecza, wystajc z podunego toboka uoonego
obok niego na pododze. Wiedzia, e ona nie aprobuje tego miecza, w ogle adnego miecza,
ale przynajmniej przestaa o tym gada.
- Egwene powiedziaa mi, dlaczego musisz si ukrywa. Nie martw si. Bdziemy ci
ukryway przed Zasiadajc albo przed obojtnie ktr Aes Sedai, jeli tego chcesz.
Spojrzaa mu w oczy i zaraz odwrcia wzrok, ale zdy jeszcze dostrzec jej
zakopotanie. Jej zwtpienie.
"Zgadza si, potrafi przenosi Moc. Mczyzna wadajcy Jedyn Moc! Powinna
pomc Aes Sedai, by mnie upoloway i poskromiy."
Spochmurnia. Wygadzi skrzany kaftan, ktry znalaza dla niego Egwene i obrci
si tak, by mc usi oparty o cian.
- Gdy tylko bdzie mona, ukryj si w jakim wozie, albo wymkn si z twierdzy.
Nie bdziecie musiay dugo mnie ukrywa.
Nynaeve nie odpowiedziaa, na powrt zajta swoj robtk, gniewnym okrzykiem
potraktowaa zagubione oczko.
- Gdzie jest Egwene?
Uoya robtk na kolanach.
- Nie wiem, czemu si dzi za to zabraam. Z jakiego powodu nie potrafi liczy
oczek. Posza zobaczy si z Padanem Fainem. Jej zdaniem widok znajomych twarzy moe
mu pomc.
- Z pewnoci nie moja twarz. Powinna trzyma si z dala od niego. Jest
niebezpieczny.
- Ona chce mu pomc - spokojnie odpara Nynaeve. - Pamitaj, e uczya si na moj
pomocnic, a do zada Wiedzcej nie naley wycznie przepowiadanie pogody. Zalicza si
do nich take uzdrawianie. Egwene bardzo chce uzdrawia, pragnie tego z caej duszy. A
gdyby Padan Fain by rzeczywicie taki niebezpieczny, wwczas Moiraine co by
powiedziaa.
Wybuchn miechem.
- Nie pytaycie jej o to. Egwene przyznaa si do tego, a ju sobie wyobraam ciebie,
jak prosisz o pozwolenie na cokolwiek.
Uniesiona brew Nynaeve stara umiech z jego twarzy. Nie mia jednak ochoty
przeprasza. Znajdowali si daleko od domu i nie rozumia, jak ona chce by dalej Wiedzc
z Pola Emonda, skoro wybiera si do Tar Valon.
- Ju zaczy mnie szuka? Egwene nie jest pewna, czy w ogle przybd, ale Lan
powiada, e Zasiadajca na Tronie Amyrlin przybya tu z mego powodu, a ja licz si z jego
zdaniem.
Nynaeve przez chwil nie odpowiadaa, tylko bawia si kbkami wczki.
- Nie jestem pewna - powiedziaa w kocu. - Niedawno temu zajrzaa tu jedna ze
sucych. eby pocieli ko, twierdzia. Jakby Egwene miaa ju i spa, mimo uczty
wydawanej dzi wieczorem na cze Zasiadajcej. Odesaam j, nie widziaa ci.
- W pokojach mczyzn nikt nikomu nie cieli ek.
Obdarzya go nieruchomym spojrzeniem, takim, od ktrego jeszcze rok temu zaczby
si jka. Potrzsn gow.
- Nie szukayby mnie przy pomocy sucych, Nynaeve.
- Gdy troch wczeniej przeszam si do spiarni na kubek mleka, po korytarzach
krcio si o wiele za duo kobiet. Te, ktre usuguj przy uczcie, powinny byy ju si
przebra, a inne albo powinny byy im pomaga, albo te usugiwa, albo... - Zmarszczya z
niepokojem czoo. Z powodu wizyty Amyrlin wszyscy maj pene rce roboty. A tamte nie
krciy si po pokojach kobiecych tak zwyczajnie. Widziaam sam lady Amalis,
wychodzc ze spichlerza obok spiarni, twarz miaa ca pokryt kurzem.
- To niedorzeczne. Czemu ona miaaby bra udzia w poszukiwaniach? Albo w ogle
ktra z tutejszych kobiet, skoro ju o tym mowa. Uyyby onierzy lorda Agelmara i
Stranikw. I wszystkich Aes Sedai. Na pewno co przygotowuj w zwizku z uczt. Niech
sczezn, jeli wiem, na czym polega shienaraska uczta.
- Czasami zachowujesz si tak, jakby mia gow pen weny, Rand. Mczyni,
ktrych spotkaam, te nie wiedzieli, co robi te kobiety. Syszaam narzekania, e musz
wszystko robi sami. Wiem, e one nie maj powodu, eby ci szuka. adna z Aes Sedai nie
wydawaa si zainteresowana. Ale Amalisa powinna si szykowa do uczty, zamiast szarga
swe suknie w spichlerzu. One czego szukay, czego bardzo wanego. Nawet gdyby zacza
si kpa i przebiera tu po tym, jak j spotkaam, czasu zostao jej na to bardzo mao. A
skoro ju o tym mowa, to jeli Egwene zaraz nie przyjdzie, bdzie musiaa wybiera midzy
zmian sukni a spnieniem si.
Dopiero teraz zauway, e Nynaeve nie jest ubrana w zgrzebne, weniane suknie z
Dwu Rzek, do ktrych przywyk. Miaa na sobie sukni z jasnoniebieskiego jedwabiu, przy
szyi i na rkawach haftowan w przebiniegi. W sercu kadego kwiatka krya si maa pera, a
jej pas przetykao srebro i spinaa srebrna sprzczka obrzeona perami. Nigdy przedtem jej
nie widzia w takim stroju. Nawet witeczny przyodziewek, ktry nosia w domu, mu nie
dorwnywa.
- Wybierasz si na uczt?
- Naturalnie. Nawet gdyby Moiraine nie powiedziaa, e powinnam, to nigdy nie
pozwoliabym jej myle, e ja... Na chwil w jej oczach rozjarzy si gniewny pomie i ju
wiedzia, co chciaa powiedzie. Nynaeve nigdy by nie dopucia, by kto sdzi, e si boi,
nawet jeli tak rzeczywicie byo. Na pewno nie Moiraine, a ju szczeglnie Lan. Mia
nadziej, e ona nie zdaje sobie sprawy z tego, e wie o jej uczuciach do Stranika.
Po chwili jej wzrok zagodnia, gdy pad na rkaw sukni.
- Dostaam to od lady Amalisy - powiedziaa tak cicho, e zastanawia si, czy
przypadkiem nie do siebie. Pogadzia jedwab palcami, dotykajc haftowanych kwiatw,
umiechnita, pogrona w mylach.
- Na tobie wyglda bardzo piknie, Nynaeve. W ogle jeste dzi bardzo pikna.
Skrzywi si, ledwie to powiedzia. Wszystkie Wiedzce byy bardzo przewraliwione
odnonie do swego autorytetu, a Nynaeve jeszcze bardziej ni wikszo. Czonkinie Koa
Kobiet z Dwu Rzek zawsze patrzay jej przez rami, bo bya moda, a moe te z powodu jej
urody i sawetnych sporw z Burmistrzem oraz Rad Wioski.
Gwatownie oderwaa do od haftw i spojrzaa na niego gronie, marszczc brwi.
Natychmiast zacz mwi, zamykajc jej usta.
- Nie mog wiecznie ryglowa bram. A jak ju je otworz, wtedy znikn i Aes Sedai
ju mnie nigdy nie znajd. Perrin twierdzi, e s takie miejsca na Czarnych Wzgrzach i
Stepach Caralain, gdzie caymi dniami nie spotkasz ywej duszy. Moe... Moe jako
wymyl, co zrobi z... - Zmieszany, wzruszy ramionami. Nie musia tego mwi, nie jej. -
Nawet jeli nic nie wymyl, nie bdzie tam nikogo, kogo mgbym skrzywdzi.
Nynaeve milczaa przez chwil, po czym wolno powiedziaa:
- Nie jestem taka pewna, Rand. Moim zdaniem wcale si niczym nie rnisz od reszty
wiejskich chopcw, jednak Moiraine upiera si, e ty jeste ta'veren i e Koo jeszcze z tob
nie skoczyo. Czarny najwyraniej...
- Shai'tan nie yje - powiedzia ochryple i nagle wydawao si, e wntrze pokoju
zaczo drga. Chwyci si za skronie, przetaczajce si pomidzy nimi fale spowodoway
zawroty gowy.
- Ty gupcze! Ty koszmarny, lepy, stuknity gupcze! Wzywa Czarnego, ciga na
siebie jego uwag! Nie do ci kopotw?
- On nie yje - wymamrota Rand, rozcierajc gow. Przekn lin. Zawroty gowy
powoli ustaway. W porzdku, w porzdku. Ba'alzamon, jeli sobie yczysz. Ale on nie yje,
widziaem, jak umiera, widziaem, jak pon.
- Ty naprawd jeste gupcem, Randzie al'Thor. Pogrozia mu pici. - Natarabym ci
uszu, gdybym uwaaa, e dziki temu nabierzesz cho troch rozumu...
Reszta sw utona w huku dzwonw, ktre nagle rozdwiczay si we wntrzu
fortecy.
Zerwa si na rwne nogi.
- To alarm! Szukaj...
"Wezwij Czarnego, a dopadnie ci jego zo."
Nynaeve wstaa powoli, z niepokojem krcc gow.
- Nie, chyba nie. Gdyby ci szukali, to dzwony by nie biy, eby ci ostrzec. Nie, to nie
alarm, nie chodzi o ciebie.
- No to co?
Podbieg do najbliszego otworu w cianie i wyjrza na zewntrz.
Wok twierdzy, niczym robaczki witojaskie, roiy si wiata latarni i pochodni.
Niektre pdziy do zewntrznych murw i wie, lecz wikszo wirowaa w ogrodzie tu
pod nimi i na dziedzicu, ktrego fragment std widzia. Przyczyna alarmu krya si w rodku
twierdzy. Dzwony ucichy, przestajc zagusza czyje krzyki, nie potrafi jednak zrozumie
ich treci.
"Jeli to nie o mnie chodzi..."
- Egwene - powiedzia nagle.
"Jeli on jeszcze yje, jeli istnieje jeszcze zo, to powinien przyj po mnie."
Nynaeve odwrcia si od drugiej szczeliny strzelniczej.
- Co?
- Egwene.
Szybkimi krokami pokona pokj i wycign z toboka swj miecz.
"wiatoci, on ma skrzywdzi mnie, nie j."
- Ona jest w lochach z Fainem. A jeli si jako wyswobodzi?
Dopada go przy drzwiach, zapaa za rami. Sigaa mu zaledwie do ramienia, ale
ucisk przypomina elazo.
- Nie rb z siebie wikszego koziogowego durnia ni dotychczas, Randzie al'Thor.
Nawet jeli to nie ma nic wsplnego z tob, te kobiety czego naprawd szukaj! wiatoci,
czowieku, to s pokoje kobiece. Na korytarzach bd Aes Sedai, nie ma co w to wtpi.
Egwene nic si nie stanie. Miaa zamiar zabra tam z sob Mata i Perrina. Nawet jeli
wpakowaa si w jakie kopoty, to oni si ni zaopiekuj.
- A jeli ona ich nie znalaza, Nynaeve? Egwene by to na pewno nie zatrzymao.
Poszaby tam sama, tak samo jak ty, i doskonale o tym wiesz. wiatoci, mwiem jej, e
Fain jest niebezpieczny! Niech sczezn, mwiem!
Wyrwa si z jej ucisku, gwatownie otworzy drzwi i wypad na zewntrz.
"Spal mnie wiatoci, on mia skrzywdzi mnie!"
Jaka kobieta krzykna przeraliwie na widok jego zgrzebnej koszuli posugacza,
kaftana i miecza w wycignitej rce. Nawet zaproszeni mczyni nie wchodzili uzbrojeni
do komnat kobiecych, chyba e twierdza bya atakowana. Korytarze wypeniay kobiety,
suce w czarno-zotych strojach, mieszkajce w twierdzy damy w jedwabiach i koronkach,
kobiety w haftowanych szalach z dugimi frdzlami, wszystkie mwiy jednoczenie i bardzo
gono, kada chciaa wiedzie, co si dzieje. Do spdnic przywieray rozwrzeszczane dzieci.
Rand przepycha si midzy nimi, omijajc kogo si dao, niewyranie przepraszajc te, ktre
potrci, starajc si ignorowa oszoomione spojrzenia.
Jedna z kobiet, w szalu zarzuconym na ramiona, odwrcia si, by wej do swego
pokoju i wtedy zobaczy tyln cz szala, zobaczy poyskujc bia z na samym rodku
plecw. Nagle rozpozna twarze, ktre widzia na zewntrznym dziedzicu. Poczu na sobie
wzrok zaalarmowanych Aes Sedai.
- Kim jeste? Co ty tu robisz?
- Czy twierdz kto atakuje? Odpowiadaj, czowieku!
- To nie jest aden onierz. Kim on jest? Co si dzieje?
- To ten mody lord z poudnia!
- Niech kto go zatrzyma!
Strach podway mu wargi, obnaajce zby, ale nie zatrzymywa si, a nawet
prbowa biec jeszcze szybciej.
W pewnym momencie na korytarzu pojawia si jaka kobieta, staa twarz w twarz
naprzeciwko niego i wtedy zatrzyma si mimo woli. T twarz rozpoznaby wszdzie, czu, e
nie zapomni jej do koca ycia. Zasiadajca na Tronie Amyrlin. Na jego widok jej oczy
rozszerzyy si, zrobia krok w ty. Inna Aes Sedai, ta sama, ktr wtedy widzia z lask w
doniach, stana midzy nim i Zasiadajc na Tronie, krzyczc co, czego nie rozumia z
powodu narastajcej wrzawy.
"Ona wie. wiatoci dopom, ona wie. Moiraine jej powiedziaa.
Burkn co opryskliwie i pobieg dalej.
"wiatoci, pozwl si tylko upewni, e Egwene jest bezpieczna, zanim one...
Sysza za sob krzyk, ale nie zwrci na niego uwagi.
W caej twierdzy byo do zamieszania. Mczyni biegali po dziedzicach z
mieczami w doniach, w ogle na niego nie patrzc. Na tle huku dzwonw alarmowych wy-
rniay si inne haasy. Krzyki. Wrzaski. Metal odbijajcy si dwicznie od metalu.
Starczyo mu czasu, by poj, e to odgosy bitwy - "Walka? We wntrzu Fal Dara?" gdy zza
rogu wypady prosto na niego trzy trolloki.
Ludzkie twarze znieksztacay wochate pyski, jednemu z nich wyrastay baranie rogi.
Wyszczerzyy zby i unoszc sierpowate miecze popdziy prosto w jego stron.
Na korytarzu, ktry jeszcze chwil temu by peen biegncych ludzi, zrobio si prawie
zupenie pusto, pozosta tylko on i trzech trollokw. Zapany z zaskoczenia niezdarnie
wycign miecz z pochwy i usiowa wykona Kolibra Caujcego R. Wstrznity
widokiem trollokw w samym sercu warowni Fal Dara, wykona t pozycj tak le, e Lan
zapewne uciekby z niesmakiem. Trollok o niedwiedzim pysku z atwoci si przed ni
uchyli sprawiajc, e pozostali dwaj na moment wypadli z rytmu.
Nagle mino go kilkunastu rozpdzonych mczyzn, biegli prosto na trollokw,
ubrani czciowo do uczty, ale trzymali miecze w pogotowiu. Trollok o niedwiedzim pysku
warkn co przed mierci, jego towarzysze umknli, cigani przez rozchybotan stal.
Powietrze rozbrzmiewao dochodzcymi zewszd okrzykami i wrzaskiem.
"Egwene!"
Rand popdzi w gb warowni, pokonujc korytarze pozbawione ladw ycia,
jakkolwiek tu i wdzie napotyka na ciaa martwych trollokw. Albo martwych ludzi.
Dobieg do skrzyowania korytarzy i spojrza od tyu na toczc si walk. Leao tam
nieruchomo szeciu zakrwawionych mczyzn z kitami na gowach, sidmy wanie gin.
Myrddraal wycign swe ostrze z brzucha mczyzny i zada jeszcze jedno pchnicie,
onierz krzykn przeraliwie, wypuci miecz z rk i upad. Pomor porusza si z wow
gracj, okrywajca jego pier zbroja, zoona z nakadajcych si czarnych patw, dodatkowo
wspomagaa t iluzj. Obrci si, blada, bezoka twarz popatrzya na Randa, po chwili ju
szed w jego stron, miejc si bezkrwistym umiechem, bez popiechu. Nie musia pieszy
do samotnego czowieka.
Rand mia wraenie, e ukorzeni si, zamierajc w miejscu, jzyk przysech mu do
podniebienia. Spojrzenie Bezokiego to strach. Tak powiadaj na caym Pograniczu. Trz-
scymi si domi unis miecz. Nawet nie pomyla o przywoaniu pustki.
"wiatoci, on dopiero co zabi siedmiu uzbrojonych onierzy. wiatoci, co ja mam
robi. wiatoci!"
Myrddraal zatrzyma si nagle, jego umiech znik.
- On jest mj, Rand.
Rand wzdrygn si, gdy obok niego stan Ingtar, ciemny i zwalisty, w tym
witecznym kaftanie, trzyma oburcz miecz. Na moment nie spuci oczu z twarzy
Myrddraala, nawet jeli ba si jego spojrzenia, to zupenie tego nie okaza.
- Ty sobie powicz na jakim trolloku - powiedzia cicho - zanim si zmierzysz z
czym takim.
- Szedem wanie sprawdzi, czy Egwene jest bezpieczna. Posza do lochw
odwiedzi pana Faina i...
- No wic id do niej.
Rand przekn lin.
- Zabierzmy si za niego razem, Ingtarze.
- Nie jeste jeszcze gotw. Id do swojej dziewczyny. No id! Chcesz, eby trolloki
znalazy j bezbronn?
Przez chwil Rand trwa w miejscu, niezdecydowany. Pomor unis miecz, zamierzy
si na Ingtara. Usta tamtego wykrzywio bezgone warknicie, Rand jednak wiedzia, e to
nie strach. A Egwene moga by sama w lochu, w towarzystwie Faina albo i gorzej. Nadal
jednak byo mu wstyd, gdy bieg w stron schodw wiodcych do podziemi. Wiedzia, e
spojrzenie Pomora moe zastraszy kadego czowieka, jednak Ingtar pokona t grob.
Nadal mia wraenie, e jego odek zwin si w supe.
W podziemiach warowni panowaa cisza, korytarze byy mtnie owietlone przez
migoczce pochodnie rozwieszone w duych odstpach na cianach. W pobliu lochw
zwolni i zacz si skrada, najciszej jak potrafi, na palcach. Zgrzytanie butw po nagim
kamieniu wydawao si rozsadza uszy. Drzwi do lochw byy uchylone na szeroko doni,
miast by zamknite i zaryglowane.
Wpatrzony w nie, bezskutecznie usiowa przekn lin. Otworzy usta, by zawoa,
ale zaraz szybko je zamkn. Jeli tam bya Egwene i miaa jakie kopoty, to krzykiem mg
tylko przestrzec tego, kto jej zagraa. Opanowa si, robic gboki wdech.
Jednym szybkim ruchem popchn drzwi pochw miecza trzyman w lewej doni i
skoczy do rodka, wystawiajc rami, by wykona przewrt na somie pokrywajcej posa-
dzk, po czym zerwa si na nogi i j obraca wok wasnej osi, by dokadnie ogarn
wntrze izby, i rozpaczliwie ledzi tego, kto go mg zaatakowa. Wypatrywa Egwene,
nikogo jednak nie zobaczy.
Jego wzrok pad na st i wtedy stan jak wryty, z zastygym oddechem, z zastyg
myl. Po obu stronach wci palcej si lampy, niczym jakie ozdobne nakrycia, leay
gowy stranikw otoczone kauami krwi. Ich oczy wpatryway si w niego, wytrzeszczone
ze strachu, usta rozdziawione w ostatnim krzyku, ktrego nikt nie mg usysze. Rand
zakrztusi si i zgi wp, mdoci nie przestaway targa odkiem, gdy zwymiotowa jego
zawarto na som. W kocu jako udao mu si wyprostowa, otar usta rkawem, czujc, e
gardo ma zupenie zdarte.
Powoli ogarnia cao wntrza, niedokadnie zbadanego podczas popiesznego
poszukiwania ewentualnych napastnikw. Na somie walay si krwawe szcztki. Z
wyjtkiem dwch gw nie potrafi w nich rozpozna nic ludzkiego. Niektre z tych strzpw
wyglday na przeute.
"To wanie si stao z reszt cia."
By zaskoczony spokojem, jaki opanowa jego myli, nieomal rwny spokojowi
pustki, ktr osign nawet si nie starajc. Niejasno jednak przeczuwa, e spowodowa to
szok.
adnej z gw nie rozpozna. Od czasu, gdy by tu poprzednio, stranikw zmieniono.
To go ucieszyo. Poczuby si o wiele gorzej, gdyby ich zna, nawet gdyby jednym z nich
okaza si Changu. Krew plamia take ciany, wszdzie tam gdzie spojrza, ukadaa si w
ksztat popiesznie nagryzmolonych liter, pojedynczych sw, a nawet caych zda. Jedne byy
zamazane i kolawe, w jzyku, ktrego nie rozumia, cho rozpoznawa w nim pismo
trollokw. Inne udao mu si odcyfrowa, czego zreszt aowa. Blunierstwa i spronoci,
od ktrych nawet stajenny albo stranik kupiecki by zblad.
- Egwene.
Spokj znik. Wsun pochw miecza za pas i porwa lamp ze stou, ledwie
zauwaajc, e roztrci gowy.
- Egwene! Gdzie jeste?
Zacz i w stron wewntrznych drzwi, zrobi dwa kroki i zatrzyma si z
wytrzeszczonymi oczyma. Sowa wypisane na drzwiach, ciemne i poyskujce wilgoci w
wietle lampy, daway si odczyta cakiem atwo.

SPOTKAMY SI ZNOWU NA GOWIE TOMANA.
TO SI NIGDY NIE KOCZY, AL'THOR.

Nagle zdrtwiaa do wypucia miecz. Nie odrywajc oczu od drzwi, pochyli si, by
go podnie. Zamiast tego jednak, chwyci gar somy i z furi zacz ciera sowa. Dyszc
ciko, szorowa drzwi tak dugo, a napis zamieni si w krwaw plam, ale nie mg
przesta.
- Co ty robisz?
Syszc za sob ostry gos, odwrci si byskawicznie, pochylajc, by schwyci
miecz.
Na progu zewntrznych drzwi staa jaka kobieta, zesztywniaa z odrazy. Jej wosy,
splecione w kilkanacie warkoczykw, sw barw przypominay blade zoto, jednak ciemne
oczy spoglday na niego ostrym spojrzeniem, Z wygldu nie bya raczej starsza od niego,
bya pikna, cho zaciskaa usta w grymasie, ktry mu si wcale nie podoba. Potem zauway
otulajcy j szczelnie szal, z dugimi, czerwonymi frdzlami.
"Aes Sedai. wiatoci dopom, to Czerwona Ajah."
- Ja... Ja wanie... To obrzydlistwo. Wyjtkowo ohydne.
- Wszystko trzeba zostawi tak, jak jest, bymy to mogy zbada. Niczego nie dotykaj.
Zrobia krok do przodu, przypatrujc mu si, on za zrobi krok w ty.
- Tak, tak jak mylaam. Jeden z tych przywiezionych przez Moiraine. Co ci z tym
czy? - Gestem rki ogarna gowy na stole i krwawe gryzmoy na cianach.
Przez chwil wpatrywa si w ni wybauszonymi oczami.
- Ja? Nic! Ja tu przyszedem, by znale... Egwene!
Odwrci si w stron wewntrznych drzwi, a Aes Sedai krzykna:
- Nie! Najpierw mi odpowiesz!
Znienacka okazao si, e jedyne, co moe zrobi, to sta, trzymajc lamp i miecz. Ze
wszystkich stron napierao na niego lodowate zimno. Mia wraenie, jakby gow wepchnito
w zmroone imado, ledwie mg oddycha od ucisku w piersi.
- Odpowiadaj, chopcze. Powiedz, jak si nazywasz.
Mimo woli stkn gucho, usiujc co powiedzie pomimo zimna, ktre wydawao
si wciska mu twarz w gb czaszki, oplata pier zamarzymi, elaznymi obrczami.
Zacisn szczki, by nic nie powiedzie. Bolenie przewraca oczami, prbujc spojrze na ni
gronie przez plam ez.
"Oby ci wiato spalia, Aes Sedai! Nie powiem ani sowa, niech ci Cie
pochonie!"
- Odpowiadaj, chopcze! Natychmiast!
Lodowate igy przewiercay jego mzg miertelnym blem, zgrzytay na
powierzchniach koci. Pustka uksztatowaa si w jego wntrzu, jeszcze zanim o niej
pomyla, ale ju nie mg wytrzyma tego blu. Niewyranie poczu wiato i ciepo kryjce
si gdzie w oddali. Daleko poza wiadomoci, a jednak ju w zasigu.
"wiatoci, co za zib. Musz dotrze... do czego? Ona mnie chce zabi. Musz do
tego dotrze, bo inaczej ona mnie zabije."
Rozpaczliwie par w stron wiata.
- Co si tu dzieje?
Nagle zimno, ucisk i igy znikny. Czu sabo w kolanach, ale zmusi je by
zesztywniay. Nie chcia pada na klczki, nie chcia jej dawa satysfakcji. Pustka znikna
rwnie nagle, jak si pojawia.
"Ona prbowaa mnie zabi."
Dyszc ciko, unis gow. Na progu staa Moiraine.
- Pytaam, co si tu dzieje, Liandrin - powiedziaa.
- Znalazam tu tego chopca - odpara spokojnie Czerwona Aes Sedai. - Nie tylko jego,
lecz rwnie pomordowanych stranikw. To jeden z tych twoich chopcw. A co ty tu
robisz, Moiraine? Bitwa toczy si nad nami, a nie tutaj .
- Mogabym ci zada takie samo pytanie, Liandrin. Moiraine rozejrzaa si po izbie,
lekko tylko zaciskajc usta na widok rzezi. - Dlaczego ty tu jeste?
Rand odwrci si od nich w drug stron, niezdarnie odcign rygle i otworzy
wewntrzne drzwi.
- Tam jest Egwene - obwieci wszystkim, ktrych to interesowao i wszed do rodka,
wysoko unoszc lamp. Jego kolana nadal miay ochot si ugi, sam nie wiedzia, jakim
cudem jeszcze potrafi usta, ale przede wszystkim musia znale Egwene. - Egwene!
Z prawej strony dobiego go guche rzenie i odgosy szamotania, wycign wic
lamp w tamtym kierunku. Wizie w fantazyjnym kaftanie zwisa z elaznych krat swojej
celi, jego pas by zaczepiony o prty i owinity wok szyi. W momencie, gdy Rand na niego
spojrza, wierzgn nog po raz ostatni, szorujc stopami po usanej sianem pododze i
znieruchomia, jzyk i wytrzeszczone oczy na~ bray nieomal czarnej barwy. Kolanami
prawie dotyka podogi, jakby w kadej chwili mg na niej stan, gdyby tylko chcia.
Cay dygoczc, Rand zajrza do nastpnej celi. Wielki mczyzna o znieksztaconych
doniach kuli si w kcie, z oczyma tak szeroko wytrzeszczonymi, jakby zaraz miay si
rozpa. Na widok Randa krzykn przeraliwie i odwrci w drug stron, oszalay czepiajc
si kamiennej ciany.
- Nic ci nie zrobi - zawoa Rand.
Mczyzna nie przestawa krzycze i drapa muru. Zakrwawione rce zostawiay
dugie, ciemne smugi. Nie po raz pierwszy usiowa si przebi przez kamie za pomoc
goych doni.
Rand odwrci si, ulg dla niego byo to, e ju wczeniej wyprni odek. Nie
mg jednak nijak pomc adnemu z nich.
- Egwene!
wiato wreszcie dotaro do ostatniej celi. Drzwi klatki, gdzie siedzia Fain, stay
otworem, w rodku nie byo nikogo, natomiast przed cel na kamiennej posadzce leay dwa
ksztaty, na widok ktrych Rand skoczy do przodu i pad na kolana.
Egwene i Mat leeli bezwadnie, nieprzytomni... albo martwi. Wtem, zauway, e ich
piersi unosz si i opadaj, i poczu gbok ulg. Oboje wydawali si nietknici.
- Egwene? Mat? - Odoy miecz i delikatnie potrzsn ciaem Egwene. - Egwene?
Nie otwieraa oczu.
- Moiraine! Egwene jest ranna! Mat te!
Mat oddycha z wyranym trudem, a jego twarz bya miertelnie blada. Rand mia
wraenie, e zaraz si rozpacze.
"On mia skrzywdzi mnie. To ja wezwaem Czarnego. Ja!"
- Nie ruszaj ich. - W gosie Moiraine nie sycha byo zdenerwowania, ani nawet
zdziwienia.
Komnata znienacka zostaa zalana powodzi jasnoci, gdy do rodka weszy obydwie
Aes Sedai. Kada trzymaa nad swoj gow rozchybotan kul ponc zimnym wiatem.
Liandrin maszerowaa rodkiem przestronnej sali, woln doni podtrzymujc
spdnic, natomiast Moiraine zatrzymaa si na chwil przed dwoma winiami.
- Z tym jednym nic ju si nie da zrobi - powiedziaa - a ten drugi moe zaczeka.
Liandrin dotara do Randa jako pierwsza i ju pochylaa si nad Egwene, jednak w tym
momencie dopada tam Moiraine i pooya woln do na czole dziewczyny. Liandrin
wyprostowaa si, jednak na jej twarzy rysowa si grymas.
- Nie jest mocno ranna - orzeka po chwili Moiraine. - Uderzono j tutaj. - Pokazaa
miejsce na skroni Egwene, ukryte pod wosami. Rand nie zauway tam niczego. - To jest
jedyne obraenie, ktrego zaznaa. Nic jej nie bdzie.
Rand przenis wzrok z jednej Aes Sedai na drug.
- Co z Matem?
Liandrin wygia brew w uk i obrcia si, by popatrze na Moiraine z kwan min.
- Cicho bd - powiedziaa Moiraine.
Zamkna oczy, nie odejmujc palcw od miejsca, w ktre uderzono Egwene. Egwene
mrukna co i poruszya si, potem na powrt znieruchomiaa.
- Czy ona...?
- Ona pi, Rand. Wyzdrowieje, tylko najpierw musi to odespa. - Moiraine przesuna
si w stron Mata, ale da tykaa go tylko przez krtk chwil i zaraz cofna rk. Z nim jest
gorzej - powiedziaa cicho. Obmacaa pas Mata, rozchylia jego kaftan i wydaa gniewny
okrzyk. - Sztylet znikn.
- Jaki sztylet? - spytaa Liandrin.
Nagle w zewntrznej sali rozlegy si gosy mczyzn, okrzyki obrzydzenia i gniewu.
- Tutaj - zawoaa Moiraine. - Przyniecie nosze dla dwch osb. Szybko.
Kto w zewntrznej izbie powtrzy jej okrzyk.
- Fain znikn - zauway Rand.
Obydwie Aes Sedai spojrzay na niego. Nie potrafi nic wyczyta z ich twarzy. Oczy
poyskiway odbitym wiatem.
- Sama to widz - odpara beznamitnym tonem Moiraine.
- Mwiem jej, e ma tu nie przychodzi. Mwiem, e on jest niebezpieczny.
- Kiedy tu weszam - powiedziaa zimnym gosem Liandrin - niszczy wanie napis w
zewntrznej komnacie.
Niespokojnie poruszy si na klczkach. Oczy obydwu Aes Sedai wyglday
identycznie. Mierzyy go i wayy, zimne i straszne.
- To... to byo plugastwo - odpar. - Tylko plugastwo.
Nadal wpatryway si w niego, nic nie mwic.
- Nie mylicie chyba, e ja... Moiraine, ty chyba nie mylisz, e ja miaem co
wsplnego z tym... co si tu stao.
"wiatoci, naprawd? To ja wezwaem Czarnego."
Nie odpowiedziaa, a on poczu chd, ktry wcale nie zela, gdy do rodka wbiegli
mczyni z pochodniami i lampami. Moiraine i Liandrin pogasiy swoje kule. Lampy i
pochodnie daway znacznie mniej wiata, wnet te cienie wyskoczyy z zakamarkw celi.
Mczyni z noszami popiesznie zbliyli si do lecych na pododze. Prowadzi ich Ingtar.
Kita na czubku jego gowy nieomal draa z gniewu, wyranie mia ochot znale co, na
czym mgby wyprbowa swj miecz.
- A wic Sprzymierzeniec Ciemnoci te znikn warkn. - C, to wydarzenie
najmniej godne uwagi dzisiejszej nocy.
- Drobiazg nawet w tym miejscu - zgodzia si Moiraine ostrym tonem. Dyrygowaa
mczyznami ukadajcymi Egwene i Mata na noszach. - Dziewczyn trzeba zanie do jej
pokoju. Jaka kobieta winna przy niej czuwa, w razie gdyby si obudzia w rodku nocy.
Moe si przestraszy, a bardziej ni czego innego potrzebuje teraz snu. Za ten chopiec... -
Dotkna Mata, gdy dwaj mczyni unosili nosze i natychmiast cofna rk. - Zabierzcie go
do komnat Zasiadajcej na Tronie Amyrlin. Znajdcie Amyrlin, gdziekolwiek jest, i
powiedzcie, e go tam zanielicie. Powiedzcie jej, e on si nazywa Matrim Cauthon.
Docz do niej najszybciej jak si da.
- Do Amyrlin! - krzykna Liandrin. - Ty chcesz, by bya Uzdrowicielk dla twego...
dla twego pupila? Jeste obkana, Moiraine.
- Zasiadajca na Tronie Amyrlin - odpara spokojnie Moiraine - nie ywi uprzedze
waciwych Czerwonym Ajah, Liandrin. Ona uzdrowi mczyzn, nawet jeli nie jest jej do
niczego potrzebny. Idcie ju! - rzucia w stron nioscych nosze.
Liandrin popatrzya na Moiraine i na mczyzn wynoszcych Mata i Egwene, po czym
odwrcia si, by spojrze na Randa. Usiowa j zlekceway. Skoncentrowa si na
chowaniu miecza do pochwy oraz otrzepywaniu somy ze spodni i koszuli. Gdy jednak
podnis gow, ona wci mu si przygldaa, z twarz rwnie zimn i obojtn jak ld. Nic
nie mwic, odwrcia si, by ogarn zamylonym spojrzeniem pozostaych mczyzn.
Jeden przytrzymywa ciao wisielca, drugi odczepia pas. Ingtar i inni czekali z nalenym
szacunkiem. Jeszcze raz zerkna na Randa i wysza, z gow uniesion jak jaka krlowa.
- Twarda kobieta - mrukn Ingtar i wyranie si zdziwi, e co takiego mu si
powiedziao. - Co si tu dziao, Randzie al'Thor?
Rand pokrci gow.
- Nic nie wiem z wyjtkiem tego, e Fain uciek w jaki sposb. I zrani przy tym
Egwene i Mata. Widziaem izb stranikw... - rzek i zadra. - To, co tam si stao, Ingtarze,
tak przestraszyo tego czowieka, e a si powiesi. Myl, e ten drugi popad w obd, gdy
to zobaczy.
- Wszystkich nas dzisiejszej nocy dotkno obkanie.
- A tamten Pomor... czy go zabie?
- Nie! - Ingtar wcisn swj miecz do pochwy, rkoje wystawaa ponad prawe rami.
Wyglda na jednoczenie zagniewanego i zawstydzonego. - Zdy uciec z twierdzy, razem z
tymi wszystkimi, ktrych nie udao nam si zabi.
- Przynajmniej ty yjesz, Ingtarze. Tamten Pomor zabi siedmiu ludzi!
- yj? To a takie wane? - Nagle gniew znikn z twarzy Ingtara, ustpujc miejsca
zmczeniu i blowi. Mielimy go w rkach. W naszych rkach! I utracilimy, Rand.
Utracilimy! - Mwi takim tonem, jakby sam nie wierzy w to, co mwi.
- Co stracilimy? - spyta Rand.
- Rg! Rg Valere. Znikn, razem ze skrzynk.
- Przecie by w skarbcu.
- Skarbiec zosta spldrowany - wyjani zmczonym gosem Ingtar. - Nic prawie nie
wzili, z wyjtkiem Rogu. Tylko to, co mogli napcha do kieszeni. auj, e nie wzili
wszystkiego, a jego zostawili. Ronan nie yje, a take ci stranicy, ktrym kaza pilnowa
skarbca. Zniy gos. - Kiedy byem may, Ronan utrzyma Wie Jehaan majc tylko
dwudziestu ludzi przeciwko tysicu trollokw. Ale nie podda si tak atwo. Starzec mia
krew na sztylecie. aden czek nie moe prosi o nic wicej. Milcza chwil. - Weszli przez
Psi Bram i wyszli t sam drog. Zabilimy pidziesiciu albo i wicej, ale zbyt wielu
ucieko. Trolloki! Nigdy przedtem nie byo trollokw w twierdzy. Nigdy!
- Jak oni mogli si przedosta przez Psi Bram, Ingtarze? Jeden czowiek mgby tam
zatrzyma ca setk. A poza tym wszystkie bramy byy zamknite. - Poruszy si
niespokojnie, przypomniawszy sobie, dlaczego tak byo. - Stranicy mieli nikomu ich nie
otwiera.
- Mieli podernite garda - powiedzia Ingtar. Obydwaj byli porzdnymi ludmi, a
zostali zarnici jak winie. Zrobi to kto z wewntrz. Kto ich zamordowa, a potem
otworzy bram. Kto, kto mg podej do nich blisko, nie budzc podejrze. Kto, kogo
znali.
Rand popatrzy na pust cel, w ktrej przedtem siedzia Padan Fain.
- Ale to znaczy...
- Tak. W Fal Dara s Sprzymierzecy Ciemnoci. Albo byli. Wkrtce dowiemy si,
jak jest naprawd. Kajin sprawdza wanie, kogo brakuje. Pokj! Zdrada w warowni Fal Dara!
Rozejrza si gniewnym wzrokiem po lochach, przypatrzy si czekajcym na niego
ludziom. Wszyscy mieli miecze, przypasane do witecznych strojw, niektrzy hemy na
gowach.
- Marnujemy czas. Wychodzi! Wszyscy!
Rand wyszed razem z nimi. Ingtar poklepa jego kaftan.
- C to? Postanowie zosta stajennym?
- To duga historia - odpar Rand. - Za duga, by j teraz opowiada. Moe innym
razem.
"Moe nigdy, jeli bd mia szczcie. Moe uda mi si uciec w tym caym
zamieszaniu. Nie, nie mog. Musz najpierw wiedzie, e Egwene jest zdrowa. I Mat. wiat-
oci, co si z nim stanie bez sztyletu?"
- Domylam si, e lord Agelmar podwoi strae przy bramach.
- Potroi - powiedzia Ingtar z wyran satysfakcj. - Nikt nie wejdzie, ani nie wyjdzie
przez te bramy. Jak tylko lord Agelmar usysza, co si stao, wyda rozkaz, e nikomu nie
wolno opuci twierdzy bez jego pisemnego zezwolenia.
"Gdy tylko usysza...?"
- Ingtarze, a co byo wczeniej? Kto wyda ten wczeniejszy rozkaz, e nikt nie moe
std wyj?
- Wczeniejszy rozkaz? Jaki wczeniejszy rozkaz? Rand, twierdza nie bya zamknita,
dopki lord Agelmar nie dowiedzia si o tym wszystkim. Kto wprowadzi ci w bd.
Rand powoli pokrci gow. Ani Ragan ani Tema nie mogli wymyli czego takiego.
I nawet gdyby to Zasiadajca na Tronie Amyrlin wydaa rozkaz, Ingtar musiaby o nim
wiedzie.
"Wic kto? I jak?"
Zerkn z ukosa na lngtara, zastanawiajc si, czy przypadkiem nie kamie.
"Ty jeste naprawd obkany, skoro podejrzewasz Ingtara."
Doszli do izby-stranikw. Ucite gowy i szcztki zostay ju usunite, tylko
czerwone smugi na stole i wilgotne plamy na somie wskazyway, gdzie si przedtem znajdo-
way. Byy tam dwie Aes Sedai, kobiety o pogodnych obliczach, otulone w szale z brzowymi
frdzlami, baday sowa nagryzmolone na cianach, nie zwaajc na to, co ich spdnice
zbieray z podogi. Kada miaa kaamarz ustawiony na pirniku przymocowanym do pasa i
za pomoc pira zapisywaa co w niewielkiej ksieczce. adna nie spojrzaa nawet na
przechodzcych obok mczyzn.
- Popatrz tutaj, Verin - powiedziaa jedna z nich, wskazujc fragment kamiennej
ciany pokryty rzdami pisma trollokw. - To wyglda interesujco.
Druga podesza popiesznie, cierajc po drodze czerwone plamy ze spdnicy.
- Tak, widz. O wiele pewniejsza do ni pozostae. Nie naleaa do trolloka. Bardzo
interesujce.
Zacza co pisa w swej ksice, czsto podnoszc gow, by odcyfrowywa
kanciaste litery na cianie.
Rand wyszed popiesznie na zewntrz. Nawet gdyby to nie byy Aes Sedai, nie chcia
pozostawa w tym samym pomieszczeniu z kim, kto uwaa, e odczytywanie pisma
trollokw wypisanego ludzk krwi jest "interesujce"
Ingtar i jego ludzie szli przodem, pochonici czekajcymi ich obowizkami. Rand
ociga si, nie bardzo wiedzc, dokd si uda. Powrt do komnat kobiet nie byby atwy bez
pomocy Egwene.
"wiatoci, oby ona wyzdrowiaa. Moiraine powiedziaa, e nic jej nie bdzie."
Zanim wszed na pierwszy stopie wiodcy na gr, znalaz go Lan.
- Moesz wraca do swojej izby, jeli chcesz, pasterzu. Moiraine kazaa zabra twoje
rzeczy z pokoju Egwene i zanie je tam.
- Skd ona wiedziaa...?
- Moiraine wie duo rzeczy, pasterzu. Ju powiniene to rozumie. Trzeba byo
bardziej uwaa. Wszystkie kobiety opowiadaj o tym, jak biege przez korytarze i wy-
machiwae mieczem. Zgromie Amyrlin wzrokiem, tak mwi.
- wiatoci! Przykro mi, e je rozgniewaem, Lan, ale ja tam zostaem zaproszony. A
kiedy usyszaem alarm... Niech sczezn, Egwene bya w lochach!
Lan wyd usta w zadumie, poza tym jego twarz zachowaa zwyky, kamienny wyraz.
- Och, one wcale nie s specjalnie zagniewane. Jakkolwiek wiele uwaa, e jaka silna
rka powinna ci tu trzyma. S bardziej zafascynowane. Nawet lady Amalisa nie przestaje o
ciebie wypytywa. Niektre zaczy ju wierzy w opowieci sucych. Uwaaj, e jeste
ksiciem w przebraniu, pasterzu. Co nie jest takie ze. Mamy takie powiedzenie na Ziemiach
Granicznych: "Lepiej mie u swego boku jedn kobiet ni dziesiciu mczyzn." Z tego, jak
z sob rozmawiaj, wynika, e usiuj zdecydowa, czyja crka jest dostatecznie silna, eby
si tob zaj. Jak si nie bdziesz pilnowa, pasterzu, to weni ci w jaki shienaraski dom
i nawet nie spostrzeesz, co si dzieje.
Nagle wybuchn miechem; wygldao to dziwnie, jakby to skaa si miaa.
- Biega po korytarzach komnat kobiecych w samym rodku nocy, w kaftanie
posugacza, i macha mieczem. Jeli nie ka ci wychosta, to przynajmniej bd o tobie
gaday przez cae lata. W yciu nie widziay kogo tak osobliwego jak ty. Kada ona, jak by
dla ciebie wybray, z pewnoci uczyniaby ci gow swego domu ju po dziesiciu latach i
jeszcze pomoga myle, e sam tego dokonae. Szkoda, e musisz wyjecha.
Rand dotd gapi si jak oniemiay na Stranika, teraz jednak wybuchn opryskliwym
gosem:
- Staraem si. Bramy s strzeone i nikt nie moe std wyj. Prbowaem, gdy
jeszcze by dzie. Nawet nie mogem wyprowadzi Rudego ze stajni.
- Teraz to niewane. Moiraine mnie przysaa, ebym ci powiedzia. Moesz odej,
kiedy tylko bdziesz chcia. Nawet w tej chwili. Moiraine kazaa Agelmarowi, by jego rozkaz
nie obejmowa twojej osoby.
- Czemu teraz, a nie wczeniej? Czemu nie mogem odej wczeniej? Czy to ona
kazaa zaryglowa bramy? Ingtar twierdzi, e nic nie wiedzia o rozkazie zatrzymania
wszystkich ludzi w warowni na dzisiejsz noc.
Randowi wydao si, e Stranik si zaniepokoi, usysza jednak tylko:
- Jak kto ci daje konia, pasterzu, to nie narzekaj, e nie jest tak szybki, jak by chcia.
- A co z Egwene? I Matem? Czy naprawd nic im nie jest? Nie mog wyjecha,
dopki si o tym nie przekonam.
- Dziewczyna jest zdrowa. Obudzi si rano i pewnie nawet nie bdzie pamitaa, co si
stao. Ciosy w gow zawsze tak dziaaj.
- A co z Matem?
- Wybr naley do ciebie, pasterzu. Moesz wyjecha teraz albo jutro, albo w
przyszym tygodniu. To zaley od ciebie.
Ruszy przed siebie, pozostawiajc Randa samego, na korytarzu w podziemiach
twierdzy Fal Dara.
ROZDZIA 7
KREW PRZYZYWA KREW
Gdy z komnat Zasiadajcej na Tronie Amyrlin wyniesiono ju nosze z lecym na
nich Matem, Moiraine pieczoowicie owina angreal - niewielk, pociemnia ze staroci
figurk kobiety w zwiewnej szacie, wyrzebion z koci soniowej - w kwadratowy kawaek
jedwabiu i schowaa do sakiewki. Praca z innymi Aes Sedai, wsplne czenie ich zdolnoci,
kierowanie przepywem Jedynej Mocy dla realizacji pojedynczego celu, mczyo nawet w naj-
bardziej sprzyjajcych warunkach, nawet z pomoc angrealu, a caonocnej pracy, bez ani
chwili snu, nie dawao si zaliczy do sprzyjajcych warunkw. A dzieo, ktre wykonyway
przy chopcu, nie byo atwe.
Leane dyrygowaa mczyznami wynoszcymi nosze. Czynia to za pomoc
gwatownych gestw i dosadnych sw. Obydwaj stale pochylali gowy, zdenerwowani, e
otacza ich tyle Aes Sedai, w tym sama Zasiadajca na Tronie Amyrlin, nie wspominajc ju o
fakcie, i dopiero co uyway Mocy. Czekali dotychczas na korytarzu, przycupnici pod
cian, dopki praca nie zostaa ukoczona i ju bardzo pragnli znikn wreszcie z
kobiecych komnat. Mat lea z zamknitymi oczyma i mocno poblad twarz, lecz jego pier
unosia si i opadaa rwnym rytmem gbokiego snu.
"Jak to wpynie na przebieg wydarze? - zastanawiaa si Moiraine. - Mat nie jest do
niczego potrzebny, skoro Rg znikn, ale jednak..."
Drzwi za Leane i mczyznami przenoszcymi nosze zamkny si, Zasiadajca
westchna ciko.
- To paskudna sprawa. Paskudna.
Rysy twarzy miaa gadkie, zacieraa jednak rce, jakby chciaa je umy.
- Ale do ciekawa - stwierdzia Verin. Bya czwart Aes Sedai, ktr Zasiadajca
wybraa do tego zadania. - Szkoda, e nie mamy sztyletu, bo wtedy dzieo Uzdrowienia
zostaoby zakoczone. Na przekr wszystkiemu, co dzisiejszej nocy uczyniymy, on dugo
nie pocignie. To sprawa miesicy, w najlepszym razie.
Trzy Aes Sedai byy same w komnatach Amyrlin. Na niebie widocznym przez otwory
strzelnicze perli si ju wit.
- Ale przynajmniej zostao mu kilka miesicy ostrym tonem wskazaa Moiraine. - I
jeli uda si odzyska sztylet, wi zostanie przerwana.
"O ile uda si go odzyska. No tak, to jasne."
- Jeli jeszcze mona j przerwa - zgodzia si Verin.
Bya przysadzist kobiet o kwadratowej twarzy i mimo braku oznak wieku, daru
przysugujcego wszystkim Aes Sedai, jej kasztanowe wosy lekko siwiay. Tylko to stano-
wio u niej lad przeytych lat, wiadczc, e jest bardzo stara, nawet jak na Aes Sedai.
Mwia jednak dwicznym gosem, harmonizujcym z gadkimi policzkami.
- By jednak z nim zwizany bardzo ju dugo, co naley bra pod uwag. I moe by z
nim zwizany jeszcze w przyszoci, niezalenie od tego, czy sztylet zostanie odnaleziony.
By moe zaszy w nim zmiany, ktre uniemoliwi pene Uzdrowienie, nawet jeli nie
bdzie ju mg zaraa skaz innych. To taki niewielki przedmiot, ten sztylet - zadumaa si
- a zanieczyci kadego, kto bdzie go nosi przy sobie dostatecznie dugo. Za ten, ktry ma
go przy sobie, bdzie z kolei zanieczyszcza wszystkich, ktrzy wejd z nim w kontakt, a oni
bd zanieczyszcza nastpnych i caa nienawi i podejrzliwo, ktre zniszczyy Shadar
Logoth, te rce, ktre wszyscy mczyzna i kobiety podnieli na innych, znowu wyrw si na
wiat. Ciekawam, ilu ludzi to zo moe zakazi w cigu, powiedzmy, jednego roku. To chyba
mona obliczy z do dokadnym przyblieniem.
Moiraine obdarzya Brzow Siostr krzywym spojrzeniem.
"Czeka nas kolejne niebezpieczestwo, a ona o nim mwi, jakby to bya zagadka z
ksiki. wiatoci, te Brzowe naprawd w ogle nie zwracaj uwagi na to, co si wok nich
dzieje."
- Zatem musimy odnale ten sztylet, Siostro. Agelmar wysya swoich ludzi, by
schwytali tych, ktrzy zabrali Rg i zabijali jego sugi, tych samych, ktrzy zabrali sztylet.
Jeli znajd jedno, to znajd te i drugie.
Verin przytakna, jednoczenie marszczc czoo.
- Jeli jednak sztylet zostanie odnaleziony, to kto bdzie go w stanie bezpiecznie
dostarczy? Ten, kto go znajdzie, naraa si na ryzyko skaenia, poniewa bdzie mia go
przy sobie dostatecznie dugo. Nawet w jakiej skrzyni, porzdnie opakowanej i wycielonej
od rodka, nadal bdzie przez dugi czas niebezpieczny dla wszystkich znajdujcych si w
pobliu. Nie bdc w stanie zbada sztyletu, nie moemy by pewne, jak dokadnie trzeba go
osoni. Ty jednak go widziaa, Moiraine, i nie tylko. Miaa z tym sztyletem do czynienia,
gdy pomagaa temu modemu czowiekowi, by mg przey kontakt z nim i nie zaraa
innych. Zapewne masz spore pojcie o tym, jak silny jest jego wpyw.
- Jest jeden czowiek - owiadczya Moiraine ktry moe odzyska sztylet, sam si
przy tym nie naraajc. Ten, ktrego otoczyymy polem ochronnym i zabezpieczyymy
przeciwko skazie najlepiej, jak tylko si dao. Mat Cauthon.
Amyrlin skina gow.
- Tak, oczywicie. On moe to zrobi. O ile bdzie y dostatecznie dugo. wiato
tylko wie, jak dalek drog przewdruje sztylet, zanim ludzie Agelmara go znajd. O ile go
znajd. A jeli chopiec umrze wczeniej... C, gdy sztylet pozostanie bez dozoru tak dugo,
wwczas przybdzie nam jeszcze jedno zmartwienie. - Przetara oczy zmczonym gestem. -
Myl, e musimy te odnale Padana Faina. Dlaczego ten Sprzymierzeniec Ciemnoci jest
dla nich a taki wany, e naraali si na ryzyko, by go wyratowa? atwiej byo poprzesta
na kradziey Rogu. Co prawda, wejcie do takiej warowni to podobne ryzyko jak eglowanie
po Morzu Sztormw przy zimowym wietrze, a jednak powayli si na podwjne ryzyko, by
wyswobodzi tego Sprzymierzeca Ciemnoci. Skoro Zaczajeni uwaaj, e jest tak wany...
Urwaa, a Moiraine wiedziaa, e zastanawia si, czy to rzeczywicie Myrddraale
wydawali rozkazy.
- Wwczas my te tak musimy myle.
- Trzeba go znale - zgodzia si Moiraine, z nadziej, e nie okazuje zaniepokojenia
zbyt wyranie - ale najprawdopodobniej odnaleziony zostanie wraz z Rogiem.
- Jest dokadnie, jak mwisz, Crko. - Zasiadajca przycisna palce do ust, by stumi
ziewnicie. - A teraz, Verin, jeli mi wybaczysz, chciaabym zamieni kilka sw z Moiraine,
i troch si przespa. Spodziewam si, e Agelmar uprze si, by wyda dzi uczt, skoro
ubiegy wieczr zosta zepsuty. Okazaa bezcenn pomoc, Crko. Prosz pamitaj, nie mw
nikomu o charakterze obrae, na jakie cierpi ten chopiec. Niektre z naszych Sistr
dopatrywayby si w nim wpywu Cienia, a nie czego, co jest dzieem wycznie ludzkim.
Nie trzeba byo wymienia Czerwonych Ajah. A by moe, przyszo na myl
Moiraine, nie tylko Czerwonych naleao si teraz wystrzega.
- Nic, rzecz jasna, nie powiem, Matko. - Verin ukonia si, lecz nie wykonaa ani
jednego ruchu w stron drzwi. - Pomylaam, e moe zechcesz to obejrze, Matko.
Wycigna zza pasa niewielk ksieczk, oprawn w mikk, brzow skr.
- To zostao napisane na cianach lochw. Jest kilka kopotw z przekadem.
Wikszo napisw jest ta sama co zawsze, blunierstwa i przechwaki, trollokw wyranie
nie sta na nic wicej. Niemniej jednak pewien fragment wykonaa inna, znacznie bardziej
umiejtna do. Wyksztacony Sprzymierzeniec Ciemnoci albo Myrddraal. Moe to zwyka
drwina, a jednak ubrana w form wiersza albo pieni, zdaje si brzmie jak proroctwo.
Niewiele wiemy o proroctwach Cienia, Matko.
Zasiadajca wahaa si tylko chwil i skina gow. Proroctwa Cienia, ciemne
proroctwa, na nieszczcie speniay si tak samo, jak proroctwa wiatoci.
- Przeczytaj mi to.
Verin przekartkowaa ksieczk, chrzkna i zacza czyta spokojnym,
jednostajnym gosem.

Nadchodzi znowu Crka Nocy.
Bj to pradawny, a ona wci walczy
Kochanka nowego wyglda, co suy jej zechce i polec,
a jednak suby nie odmwi.
Kto wystpi przeciwko jej nadejciu?
Byszczce Mury na klczki padn
Krew karmi krew.
Krew przyzywa krew.
Krwi jest, krwi bya i krwi na zawsze zostanie.

Czowiek, co przenosi, samotnie stoi.
Przyjaci swych w ofierze skada.
Dwie drogi przed nim, jedna ku mierci gorszej od umierania,
druga ku yciu wiecznemu.
Ktr obierze? Ktr obierze?
Czyja do chroni? Czyja do morduje?
Krew karmi krew.
Krew przyzywa krew.
Krwi jest, krwi bya i krwi na zawsze zostanie.

Luc przyby do Gr Przeznaczenia
I sam na wysokich przeczach czeka
Polowanie zaczte. Psy Cienia gonitw podjy,
mordem pochonite.
Jeden y, a drugi umar, obaj za istniej.
Nadszed Czas Zmiany
Krew karmi krew.
Krew przyzywa krew.
Krwi jest, krwi bya i krwi na zawsze zostanie.

Stre na Gowie Tomana czekaj.
Mota nasienie pali pradawne drzewo.
mier obsieje pola, lato je spali, zanim nadejdzie
Wielki Pan.
mier zbierze plon, a ciaa uwidn, zanim nadejdzie
Wielki Pan.
Raz jeszcze nasienie zabije pradawne zo, zanim nadejdzie
Wielki Pan.
Nadchodzi ju Wielki Pan
Nadchodzi ju Wielki Pan
Krew karmi krew.
Krew przyzywa krew.
Krwi jest, krwi bya i krwi na zawsze zostanie.
Nadchodzi ju Wielki Pan.

Gdy skoczya, zapanowao dugie milczenie.
W kocu Amyrlin przemwia:
- Kto jeszcze to widzia, Crko? Kto o tym wie?
- Jedynie Serafelle, Matko. Jak tylko skopiowaymy ten wiersz, kazaam oczyci
ciany. Ludzie nie zadawali pyta, bardzo chcieli pozby si jak najszybciej tych napisw.
Amyrlin skina gow.
- To dobrze. Zbyt wielu na Ziemiach Granicznych umie odczytywa pismo trollokw.
Lepiej nie dawa im kolejnych powodw do zmartwie. Ju maj ich w nadmiarze.
- Co z tego rozumiesz? - spytaa ostronie Moiraine. - Mylisz, e to proroctwo?
Verin przekrzywia gow, pogrona w mylach przypatrywaa si notatkom.
- By moe. Form przypomina t gar znanych nam czarnych proroctw. A niektre
fragmenty s cakiem zrozumiae. Ale nadal moe to by zwyka drwina. - Przyoya palec do
jednego z wersw. - "Nadchodzi znowu Crka Nocy." Moe to oznacza jedynie, e Lanfear
znowu wyrwaa si na wolno. Albo kto chce, ebymy tak myleli.
- To by nas mocno zaniepokoio, Crko - powiedziaa Zasiadajca na Tronie Amyrlin -
gdyby to si okazao prawd. Jednakowo Przeklci wci s uwizieni.
Zerkna na Moiraine, przelotnie okazujc zdenerwowanie, lecz zaraz opanowaa
twarz.
- Mimo e pieczcie sabn, Przeklci wci s uwizieni.
Lanfear. W Dawnej Mowie: Crka Nocy. W adnych zapiskach nie padao jej
prawdziwe imi, to natomiast sama sobie wybraa, w odrnieniu od wikszoci Przekltych,
ktrym imiona nadali przez nich zdradzeni. Zdaniem niektrych bya najpotniejsz z
Przekltych, tu po Ishamaelu, Zdrajcy Nadziei, ale krya si ze sw potg. Zbyt mao zostao
z tamtych czasw, by jakikolwiek badacz mg orzec co, bdc cakowicie przekonany o
susznoci swej tezy.
- Biorc pod uwag wszystkich faszywych Smokw, ktrzy ostatnio si objawili, nie
jest zaskakujce, e kto chciaby w to wmiesza Lanfear.
Gos Moiraine pozosta rwnie niezmcony jak twarz, lecz wewntrznie caa si
gotowaa. O Lanfear wiedziano bez wtpliwoci tylko jedno: jeszcze zanim przesza na stron
Cienia, bya kochank Lewsa Therina Telamona, zanim tamten pozna Ilyen.
"Komplikacja do niczego nam niepotrzebna."
Zasiadajca na Tronie Amyrlin zaspia si, jakby przyszo jej do gowy to samo,
natomiast Verin pokiwaa gow, dla niej to byy wycznie sowa.
- Inne imiona te s oczywiste, Matko. Lord Luc, to naturalnie brat Tigraine, w owym
czasie Dziedziczki Tronu Andoru, ktry znikn w Ugorze. Nie wiem natomiast, kim jest
Isam i co on mia wsplnego z Lukiem.
- W swoim czasie dowiemy si wszystkiego, co trzeba wiedzie - orzeka bez
zajknienia Moiraine. - Nie istnieje aden dowd, e to proroctwo.
Znaa to imi. Isam by synem Breyan, ony Laina Mandragoram, ktrej prba
przejcia tronu Malkier na rzecz swego ma spowodowaa inwazj hord trollokw. Breyan i
jej nieletni syn zniknli, gdy hordy zalay ca Malkier. Isama czyy z Lanem wizy krwi.
"A moe nadal cz? Musz to przed nim ukry, dopki si nie dowiem, jak
zareaguje. Dopki jestemy z dala od Ugoru. Gdyby on si dowiedzia, e Isam wci yje..."
- Stre czekaj na Gowie Tomana - cigna Verin. - Jest paru takich, ktrzy
obstawaj przy twierdzeniu, e armie, ktre Artur Hawking posa na drugi brzeg Oceanu
Aryth, powrc ktrego dnia, natomiast przez cay ten czas... - Z pogard pocigna nosem.
- Do Miere A'vron, Obserwujcy Fale nadal s zorganizowani w... spoeczno, to chyba
najlepsze sowo. Przypuszczam, e... ta spoeczno osiedlia si na Gowie Tomana, w
Falme. A jeden z dawnych przydomkw Artura Hawkinga brzmia Mot wiata.
- Sugerujesz, Crko - powiedziaa Zasiadajca na Tronie Amyrlin - e armie Artura
Hawkinga, a raczej ich potomkowie, mog rzeczywicie powrci po tysicu latach?
- Kr pogoski o wojnie toczcej si na Rwninie Almoth i Gowie Tomana - wolno
owiadczya Moiraine. - A Hawking posa tam nie tylko armie, lecz rwnie dwch swoich
synw. Jeli oni przeyli w tej krainie, do ktrej w kocu dotarli, to cakiem te moliwe, e
wci yj potomkowie Artura Hawkinga. Albo wcale nie.
Zasiadajca ostrzega Moiraine wzrokiem, najwyraniej aujc, e nie s same, bo
wtedy mogaby zapyta Moiraine, do czego waciwie zmierza. Moiraine uspokoia j gestem,
na co jej przyjacika zareagowaa skrzywieniem.
Verin, z nosem wci w notatkach, w ogle tego nie zauwaya.
- Ja nie wiem, Matko. Ale wtpi w to wszystko. Nic nie wiemy o ziemiach, na ktre
Artur Hawking wysa swych zdobywcw. Bardzo niedobrze, e Lud Morza nie godzi si
przepyn Oceanu Aryth. Powiadaj, e po jego drugiej stronie le Wyspy Zmarych.
Szkoda, e nie wiem, o czym waciwie mowa, ale ta przeklta maomwno Ludu Morza... -
Westchna, wci nie podnoszc gowy, - Wszystko, czym dysponujemy, to jedno
odniesienie do "ziem skrytych przez Cie, za zachodzcym socem, za Oceanem Aryth,
gdzie panuj Armie Nocy." Wcale z tego nie wynika, czy armiom, ktre posa tam Hawking,
udao si pokona te "Armie Nocy" albo w ogle przetrwa mier Hawkinga. Kiedy
wybucha Wojna Stu Lat, wszyscy zanadto byli zajci wykrawaniem wasnej czci imperium
Hawkinga, by powici cho jedn myl jego armiom znajdujcym si za oceanem. Wydaje
mi si, Matko, e gdyby ich potomkowie wci jeszcze yli i mieli zamiar powrci, wwczas
nie ocigaliby si tak dugo.
- A zatem twoim zdaniem, Crko, to nie jest proroctwo?
- Wemy teraz to "pradawne drzewo" - powiedziaa Verin, pogrona we wasnych
mylach. - Zawsze kryy pogoski, tylko i wycznie pogoski, e lud Almoth, gdy jeszcze
istnia, by w posiadaniu gazki Avendesory, by moe nawet ywego szczepu. A sztandar
Almoth by "bkitny w imi nieba i czarny w imi ziemi, poczonych rozoystym Drzewem
ycia". Naturalnie mieszkacy Tarabonu Drzewem Czowieka nazywali samych siebie i
twierdzili, e wywodz si z wadcw i szlachetnych rodw z Wieku Legend. Istniej jeszcze
inne moliwoci, ale z pewnoci zauwaysz, Matko, e co najmniej trzy skupiaj si wok
Rwniny Almoth i Gowy Tomana.
Gos Amyrlin brzmia zwodniczo agodnie.
- Czy orzekniesz co wreszcie, Crko? Jeli potomni Artura Hawkinga jednak nie
maj powrci, to ten napis nie jest proroctwem, a to pradawne drzewo znaczy tyle samo, co
eb nitej ryby.
- Mog ci poda tylko tyle, co wiem, Matko - powiedziaa Verin, podnoszc wzrok
znad swych notatek i pozwoli, by sama si na ten temat wypowiedziaa. Jestem przekonana,
e ostatnie niedobitki armii Artura Hawkinga wyginy dawno temu, ale samym
przekonaniem jeszcze nie sprawiam, by tak naprawd byo. Czas Zmiany, naturalnie, odnosi
si do koca Wieku, a Wielki Pan...
Zasiadajca uderzya w st z si grzmotu.
- Doskonale wiem, kim jest Wielki Pan, Crko. Myl, e powinna ju std odej. -
Zrobia gboki wdech i wyranie si opanowaa. - Id, Verin. Nie chc si na ciebie gniewa.
Nie chc zapomina, na czyj rozkaz kucharze piekli na noc ciastka, gdy byam nowicjuszk.
- Matko - odezwaa si Moiraine - nie ma w tym nic, co by sugerowao, e to
proroctwo. Kady, kto ma cho odrobin rozumu i wiedzy, potrafiby co takiego uoy, a
nikt nigdy nie twierdzi, e Myrddraalom nie staje rozumu.
- I rzecz jasna - dodaa spokojnie Verin - czowiek, co przenosi, oznacza jednego z
tych trzech modych ludzi, ktrzy ci towarzysz, Moiraine.
Moiraine utkwia w niej oszoomiony wzrok.
"Nie maj pojcia, co si wok nich dzieje? Ale ja jestem gupia."
Zanim si poapaa, co robi, signa do pulsujcej uny, do Prawdziwego rda.
Jedyna Moc pomkna jej yami, napeniajc energi, tumic blask Mocy otaczajcy Zasia-
dajc na Tronie Amyrlin, ktra zrobia dokadnie to samo. Moiraine nigdy przedtem nie
przyszo do gowy, by uy Mocy przeciwko innej Aes Sedai.
"yjemy w niebezpiecznych czasach i wiat balansuje nad przepaci, wic trzeba
zrobi to, co trzeba. Trzeba. Och, Verin, dlaczego musiaa wtyka nos tam, gdzie nie jego
miejsce?"
Verin zamkna ksieczk i wsuna j z powrotem za pas, potem popatrzya kolejno
na obie kobiety. Oczom jej nie mg umkn widok powiaty, otaczajcej kad z nich, tego
wiata, ktre brao si z dotykania Prawdziwego rda. Tylko kto wyszkolony do
przenoszenia mg dostrzec un, jednak adna Aes Sedai nie moga jej przeoczy u drugiej
kobiety.
Do twarzy Verin przylgn cie satysfakcji, niczym jednak nie zdradzia, czy wie, e
to, co powiedziaa, przypomina grom z jasnego nieba. Przypominaa tylko osob, ktra
znalaza kawaek pasujcy do ukadanki.
- Tak, tak mi si wydao, e tak musi by. Moiraine nie moga zrobi tego sama, a kto
mg jej pomaga w tym lepiej, ni jej przyjacika z modoci, ta sama, ktra razem z ni
wymykaa si ukradkiem na d, by wykrada ciastka? - Zamrugaa. - Wybacz mi, Matko. Nie
powinnam bya tego mwi.
- Verin, Verin. - Amyrlin pokrcia gow z niedowierzaniem. - Oskarasz swoj
siostr... i mnie?... Nawet nie wypowiem, o co. I martwisz si, e przemwia do
Zasiadajcej na Tronie Amyrlin w zbyt poufay sposb? Wybia otwr w dnie odzi, i teraz
martwisz si, e tonie. Zastanw si, co ty sugerujesz, Crko.
"Za pno, Siuan - pomylaa Moiraine. - Gdybymy nie popady w panik i nie
signy do rda, to by moe wtedy... Ale ona ju si upewnia."
- Dlaczego nam to mwisz, Verin? - spytaa gono. - Jeli wierzysz w to, co mwisz,
to powinna wyjawi to innym siostrom, szczeglnie Czerwonym.
Oczy Verin rozszerzyy si ze zdumieniem.
- Tak. Tak, chyba powinnam. Nie przyszo mi to do gowy. Ale gdybym to uczynia, to
ty zostaaby ujarzmiona, Moiraine, i ty te, Matko, a ten mczyzna poskromiony. Nikt nigdy
nie opisywa progresji zachodzcej w mczynie, ktry wada Moc. Kiedy dokadnie
objawia si szalestwo i w jaki sposb nim owada? Jak szybko si rozwija? Czy on moe
funkcjonowa, skoro jego ciao gnije? Jak dugo? O ile nie zostanie poskromiony, to co ma
si sta z tym modym czowiekiem? Jeli si go przypilnuje i udzieli mu wskazwek,
bdziemy mogy co rejestrowa, przynajmniej przez jaki czas. A poza tym pozostaje jeszcze
Cykl Karaethon. - Spokojnie wytrzymaa ich oszoomione spojrzenia. - Zakadam, Matko, e
to on jest Smokiem Odrodzonym? Nie wierz, e dopuciaby, by czowiek potraficy
przenosi Moc, mg porusza si na wolnoci, o ile to nie Smok.
"Jej chodzi wycznie o wiedz - pomylaa z podziwem Moiraine. - Oto kulminuje
najstraszliwsze proroctwo, jakie znane jest wiatu, by moe oznaczajce koniec tego wiata,
a j obchodzi wycznie wiedza. Ale mimo to nadal jest niebezpieczna."
- Kto jeszcze o tym wie? - Amyrlin mwia sabym, a mimo to wci wadczym
gosem. - Domylam si, e Serafelle. Kto jeszcze, Verin?
- Nikt, Matko. Serafelle nie interesuje si specjalnie niczym, czego ju nie opisano w
ksigach, i to w miar moliwoci w czasach jak najbardziej zamierzchych. Jej zdaniem po
caym wiecie rozproszonych jest tyle starych ksig, manuskryptw i fragmentw, e iloci
sw przewyszaj dziesiciokrotnie nasze zbiory w Tar Valon. ywi przekonanie, i jest
jeszcze duo dawnej wiedzy, ktr mona odszuka...
- Dosy, Siostro - przerwaa jej Moiraine.
Pucia Prawdziwe rdo i po chwili poczua, e Amyrlin zrobia to samo.
Odpywowi Mocy zawsze towarzyszyo uczucie utraty, jakby to bya krew i ycie uciekajce z
otwartej rany. Jaka jej czstka pragna nadal dotyka rda, lecz w odrnieniu od
niektrych swoich sistr, zgodnie z najwaniejszym celem narzucanej sobie dyscypliny, nie
szukaa upodobania w tym uczuciu.
- Usid, Verin, i powiedz nam, co wiesz i jak si tego dowiedziaa. Niczego nie
pomijaj.
Verin wzia krzeso - spojrzawszy na Amyrlin, czy ta pozwoli jej usi w swej
obecnoci - a Moiraine przypatrywaa si jej smutnym wzrokiem.
- To niepodobna - zacza Verin - by kto, kto dokadnie studiuje stare ksigi, nie
zauway nic wicej prcz waszego dziwnego zachowania. Wybacz mi, Matko. Ju
dwadziecia lat temu, podczas oblenia Tar Valon, natknam si na pierwsz wskazwk, a
byo to tylko...
"wiatoci, dopom mi. Verin, jak ja ci kochaam za te ciastka i za to twoje ono,
na ktrym mogam si wypaka. Zrobi jednak to, co musz. Zrobi to. Musz."


Perrin wyjrza ostronie zza rogu na oddalajce si plecy Aes Sedai. Pachniaa
lawendowym mydem, czego inni wcale by nie wyczuli nawet z bardzo bliska. Gdy tylko
znikna z zasigu wzroku, popieszy do drzwi infirmerii. Ju wczeniej prbowa zobaczy
si z Matem, a ta Aes Sedai sysza, jak kto j nazywa Leane - omal nie przycia mu gowy,
nawet nie patrzc, kim jest. W pobliu Aes Sedai czu si nieswojo, szczeglnie wtedy, gdy
prboway spojrze mu w oczy.
Nasuchiwa chwil przy drzwiach - nie sysza niczyich krokw z obu stron korytarza,
jak rwnie nic po drugiej stronie drzwi - wszed do rodka i ostronie zamkn je za sob.
Izba infirmerii bya duga, miaa biae ciany, z wej na balkony dla ucznikw, po
obu jej stronach, padao do wewntrz mnstwo wiata. Mat lea na jednym z wskich ek,
stojcych rzdem pod cian. Perrin spodziewa si, e po ostatniej nocy wikszo nich
powinna by zajta, ale zaraz sobie przypomnia, i twierdza jest pena Aes Sedai. Jedyn
rzecz, ktrej Aes Sedai nie potrafiy uleczy swym Uzdrawianiem, bya mier. Czu jednak,
e w izbie pachnie chorob.
Perrin skrzywi si na myl o chorobie. Mat lea spokojnie, z zamknitymi oczyma,
donie trzyma nieruchomo na okrywajcych go kocach. Wyglda na wyczerpanego. Nawet
nie na mocno chorego, a raczej tak, jakby przepracowa trzy dni na polu i dopiero teraz
pooy si, by wypocz. Pachnia... nie najlepiej, co by nie mwi. Perrin nie potrafi
okreli tego zapachu. Po prostu by to zy zapach.
Przysiad ostronie na ssiednim ku. Zawsze wszystko robi ostronie. Zawsze by
rolejszy od wikszoci ludzi, rolejszy od innych chopcw, od tak dawna, jak siga
pamici. Musia uwaa, by komu przypadkowo nie zrobi krzywdy albo czego nie rozbi.
To ju zdyo sta si jego drug natur. Zawsze te lubi wszystko z gry przemyle, a
czasami dodatkowo omwi z kim innym.
"Poniewa Randowi wydaje si, e jest jakim lordem, nie mog z nim pogada, a Mat
z pewnoci nie bdzie mia zbyt wiele do powiedzenia."
Ubiegej nocy poszed do jednego z ogrodw, eby si nad wszystkim zastanowi. Pod
wpywem tego wspomnienia nadal ogarnia go wstyd. Gdyby tam nie poszed, byby blisko
Egwene i Mata, i moe wtedy nie zrobiono by im krzywdy. Wiedzia jednak, e
najprawdopodobniej leaby teraz na ktrym z tych ek, podobnie jak Mat, albo ju by nie
y, ale to nie zmieniao jego stanu uczu. Poszed do ogrodu i to nie miao nic wsplnego z
atakiem trollokw, ktrym tak si teraz przejmowa.
Siedzia w mroku i znalazy go tam usugujce kobiety oraz jedna z dam nalecych
do wity lady Amalisy, lady Timora. Na jego widok Timora kazaa tamtym natychmiast
pobiec dalej, usysza, jak im nakazaa:
- Znajdcie Liandrin Sedai! Szybko!
Stany jak wryte, wpatrzone w niego takim wzrokiem, jakby mylay, e zaraz
zniknie w oparach dymu, jak jaki bard. Dokadnie w tym momencie rozlegy si pierwsze
dzwony alarmowe i wszyscy w twierdzy zaczli nagle biega.
- Liandrin - mrukn teraz. - Czerwona Ajah. One si zajmuj wycznie
mczyznami, ktrzy potrafi prze. nosi Moc. Nie mylisz chyba, e jej zdaniem ja jestem
jednym z takich, prawda?
Mat naturalnie nie odpowiedzia. Spochmurniay Perrin podrapa si po nosie.
- Gadam do siebie. Jeszcze tylko tego mi brakowao na domiar wszystkiego.
Powieki Mata zatrzepotay.
- Kto...? Perrin? Co si stao? - Nie podnis do koca powiek, a sdzc po gosie,
waciwie cigle jeszcze spa.
- Nie pamitasz, Mat?
- Czego? - Mat sennym ruchem unis do do twarzy, po czym opuci j z
westchnieniem. Powieki znowu zaczynay opada. - Pamitam Egwene. Poprosia, ebym
poszed... z ni... na spotkanie z Fainem. - Jego miech przeszed w ziewnicie. - Nie
poprosia. Nakazaa... Nie wiem, co si stao potem... - Zacisn usta i znowu zacz oddycha
gbokim, rwnym oddechem snu.
Perrin poderwa si na nogi, uszy jego bowiem pochwyciy odgos zbliajcych si
krokw, ale nie mia gdzie si ukry. Nadal sta obok ka Mata, gdy drzwi si otworzyy i
do rodka wesza Leane. Zatrzymaa si, wspara zacinite w pici donie na biodrach i
wolno zmierzya go wzrokiem od stp do gw. Nieomal dorwnywaa mu wzrostem.
- Jeste modziecem nieomal tak pocigajcym, e przy tobie wrcz auj, e nie
wywodz si z Zielonych - zacza cichym, a jednoczenie dwicznym gosem. Nieomal.
Jeli jednak zdenerwowae mojego pacjenta... c, zanim przeszam do Wiey, miewaam ju
do czynienia z brami prawie tak duymi jak ty, wic nie myl sobie, e te barki na co ci si
zdadz.
Perrin kaszln. Czsto nie rozumia, o co chodzi kobietom, gdy mwiy rne rzeczy.
"Inaczej ni Rand. On zawsze wie, co powiedzie dziewczynie."
Zorientowa si, e w jego spojrzeniu z pewnoci czai si groba, wic z miejsca si
jej pozby. Nie chcia myle o Randzie, a nade wszystko nie chcia denerwowa jakiej Aes
Sedai, szczeglnie tej tutaj, ktra ju zaczynaa przytupywa nog ze zniecierpliwienia.
- Ale... ja go wcale nie denerwowaem. Nadal pi, nie widzisz?
- Istotnie. To dobrze dla ciebie. Ale waciwie, co ty tu robisz? Pamitam, e ju raz
ci std przepdziam, nie myl sobie, e zapomniaam.
- Chciaem si tylko dowiedzie, jak on si miewa.
Zawahaa si.
- Miewa si mianowicie tak, e pi. A za kilka godzin wstanie z tego ka i bdzie si
wydawao, e nigdy mu nic nie byo.
Pod wpywem jej wahania zaperzy si. By moe kamaa, cho Aes Sedai nigdy nie
kami, ale te nie zawsze mwi prawd. Nie bardzo wiedzia. co si dzieje - Liandrin go
szukaa, a Leane okamywaa - pomyla jednak, e ju czas najwyszy, by wreszcie uwolni
si od Aes Sedai. Nie mg nic zrobi dla Mata.
- Dzikuj - powiedzia. - To w takim razie niech on pi dalej. Wybacz, prosz.
Usiowa przelizn si obok niej, kierujc si w stron drzwi, jednak znienacka
wycigna rce i chwycia jego gow, przycigajc twarz do swej twarzy, by mc zajrze w
oczy. Mia wraenie, e co przez niego przepywa, ciepa fala, ktra zacza si w czubku
gowy, dotara do stp, a potem zawrcia. Wyrwa si z jej doni.
- Jeste zdrowy jak mode, dzikie zwierz - powiedziaa, wydymajc wargi. - Ale jeli
masz te oczy od urodzenia, to ja jestem Biaym Paszczem.
- Zawsze miaem te same oczy - warkn.
Lekko si zmiesza, e przemwi do Aes Sedai takim tonem, ale zdziwiony by tak
samo jak ona, gdy schwyci j delikatnie za ramiona i unisszy, postawi na bok, usuwajc ze
swojej drogi. Popatrzeli na siebie, a on zastanawia si, czy jego oczy s podobnie rozwarte z
oszoomienia jak jej.
- Wybacz, prosz - powtrzy i pobieg.
"Moje oczy. Moje przez wiato przeklte oczy!
Promienie porannego soca odbiy si od nich, zalniy niczym wypolerowane zoto.


Rand przewraca si na ku, usiujc znale wygodn pozycj na cienkim materacu.
Przez szczeliny strzelnicze przesczao si wiato soca, ozacajc nagie, kamienne mury.
Nie spa podczas pozostaej czci nocy i mimo zmczenia by przekonany, e ju nie uda mu
si zasn. Skrzany kaftan lea na pododze midzy jego kiem a cian, ale reszt rzeczy
mia na sobie, cznie z nowymi butami. Miecz sta oparty o ko, uk i koczan leay w
kcie, na tobokach z ubraniem.
Nie umia si wyzby uczucia, e powinien skorzysta z szansy, ktr daa mu
Moiraine i natychmiast wyjecha. To pragnienie nie opuszczao go przez ca noc. Trzy razy
podnosi si, by ruszy w drog. Dwa razy posun si nawet tak daleko, e otworzy drzwi.
Na korytarzach byo pusto, z wyjtkiem sucych wykonujcych pne posugi, droga bya
wolna. Musia si jednak upewni.
Pojawi si Perrin, ze spuszczon gow, mocno ziewajc. Rand podnis si.
- Jak si czuje Egwene? I Mat?
- Ona pi, tak mi powiedziano. Nie chcieli mnie wpuci do kobiecych komnat, bym
mg si z ni zobaczy. Mat jest... - Nagle Perrin spochmurnia i wbi wzrok w podog. -
Skoro tak si nim interesujesz, to czemu sam nie poszede go zobaczy? Ju mylaem, e w
ogle ci nie interesujemy. Sam to zreszt powiedziae.
Otworzy swoj cz szafy i zacz przetrzsa rzeczy w poszukiwaniu czystej
koszuli.
- Poszedem do infirmerii, Perrin. Bya tam jedna Aes Sedai, ta wysoka, ktra zawsze
towarzyszy Zasiadajcej na Tronie Amyrlin. Powiedziaa, e Mat pi, e przeszkadzam i mog
przyj kiedy indziej. Bardzo bya podobna do pana Thane'a, gdy wydaje rozkazy swoim
ludziom w mynie. Wiesz, jaki jest pan Thane, opryskliwy, kady wedug niego ma wszystko
robi dobrze od samego pocztku i to jak najszybciej.
Perrin nie odpowiedzia. Zrzuci tylko z siebie kaftan i cign koszul przez gow.
Rand przez chwil wpatrywa si w plecy przyjaciela, a potem parskn miechem.
- Chcesz co usysze? Wiesz, co ona mi powiedziaa? Ta Aes Sedai w infirmerii.
Widziae, jaka ona jest wysoka. Wysoka jak wikszo mczyzn. Gdyby miaa wicej
wzrostu, to mogaby mi patrze prosto w oczy. No wic zmierzya mnie wzrokiem od stp do
gw, a potem mrukna: "Wysoki jeste, co? Gdzie ty by, jak ja miaam szesnacie lat?
Albo chocia trzydzieci?" A potem zacza si mia, jakby to wszystko byo artem. I co ty
na to?
Perrin wbi si wreszcie w wie koszul i spojrza na niego spode ba. Z tymi
zwalistymi ramionami i gstymi lokami przypomina Randowi rannego niedwiedzia. Nied-
wiedzia, ktry nie rozumie, dlaczego go zraniono.
- Perrin, ja...
- Jeli chcesz sobie artowa z Aes Sedai - wszed mu w sowo Perrin - to twoja
sprawa, wasza lordowska mo. - Zacz wpycha koszul do spodni. - Ja nie spdzam tyle
czasu na... dowcipkowaniu, to chyba waciwe sowo?... w obecnoci Aes Sedai. No, ale ja
jestem tylko nieokrzesanym kowalem i mgbym jeszcze komu zawadza, wasza lordowska
mo.
Porwa kaftan z podogi i ruszy w stron drzwi.
- Niech sczezn, Perrin, naprawd przepraszam. Baem si i mylaem, e mam
kopoty. Moe je miaem, moe nadal je mam, nie wiem, i nie chciaem, ebycie ty i Mat
dzielili je ze mn. wiatoci, ubiegej nocy szukay mnie wszystkie kobiety. Zdaje si, e to
wanie jest cz tego kopotu, w ktry si wpakowaem. Tak myl. A Liandrin... Ona... -
Gwatownie wyrzuci rce w gr. - Perrin, wierz mi, nie chciaby dowiadczy tego na
wasnej skrze.
Perrin znieruchomia, sta jednak przed drzwiami i tylko odrobin odwrci gow,
pozwalajc Randowi zobaczy jedno zote oko.
- Szukay ci? Moe szukay nas wszystkich?
- Nie, one szukay wanie mnie. Wolabym, by byo inaczej, ale wiem lepiej.
Perrin potrzsn gow.
- Wiem, e Liandrin te mnie chciaa widzie. Syszaem.
Rand zmarszczy brew.
- Po co miaaby...? To niczego nie zmienia. Popatrz, pierwszy otworzyem usta i
przyznaem, e le postpiem. Naprawd nie chciaem, Perrin. A teraz prosz, opowiedz mi o
Macie.
- On pi. Leane, tak si nazywa ta Aes Sedai, powiedziaa, e za kilka godzin ju
wstanie. - Niespokojnie wzruszy ramionami. - Myl, e kamaa. Wiem, e Aes Sedai nigdy
nie kami, w kadym razie nie mona ich na tym przyapa, ale ona kamaa albo co krya. -
Umilk, patrzc z ukosa na Randa. - Naprawd zrobie to wszystko nieumylnie?
Wyjedziemy std razem? Ty, ja i Mat?
- Nie mog, Perrin. Nie mog ci powiedzie dlaczego, ale naprawd musz jecha
sam... Perrin, zaczekaj!
Drzwi zatrzasny si za przyjacielem.
Rand opad z powrotem na ko.
- Nie mog ci powiedzie - mrukn. Uderzy pici w bok ka. - Nie mog.
"Za to moesz jecha ju teraz - odezwa si jaki gos w jego gowie. - Egwene bdzie
zdrowa. Mat wstanie za jak godzin lub dwie. Moesz ju odej. Zanim Moiraine zmieni
zdanie."
Zacz si nawet powoli podnosi, ale omotanie do drzwi sprawio, e gwatownie
poderwa si na nogi. Gdyby to wraca Perrin, na pewno by nie puka. omotanie rozlego si
ponownie.
- Kto tam?
Do izby wszed Lan, zatrzaskujc za sob drzwi pit. Jak zwykle mia przy sobie
miecz, przypasany do zwykego kaftana, tego, ktry dziki zielonej barwie nieomal gin na
tle lasu. Tym razem jednak lewe rami mia obwizane szerok zot wstg, ozdobion na
kocach frdzlami sigajcymi mu nieomal do okcia. Do supa przypity by zoty uraw w
locie, symbol Malkier.
- Zasiadajca na Tronie Amyrlin chce ci widzie, pasterzu. Nie moesz tak i.
cigaj koszul i uczesz wosy. Przypominaj stg siana.
Otworzy szaf i zacz grzeba w rzeczach, ktre Rand zamierza zostawi.
Rand sta jak zamurowany, mia wraenie, e kto go uderzy obuchem w gow.
Naturalnie jako to przeczuwa, ale by przekonany, e zdy znikn, zanim nadejdzie wez-
wanie.
"Ona wie. wiatoci, jestem tego pewien."
- Co to znaczy, e ona chce mnie widzie? Ja wyjedam, Lan. Miae racj. Id zaraz
do stajni, bior konia i wyjedam.
- Trzeba to byo zrobi ubiegej nocy. - Stranik rzuci na ko koszul z biaego
jedwabiu. - Nikt nie odmawia audiencji u Zasiadajcej na Tronie Amyrlin, pasterzu. Nawet
lord Kapitan Komandor Biaych Paszczy. Pedron Niall potrafiby ca noc planowa, jak j
zabi, gdyby mg to zrobi bezkarnie, ale na wezwanie stawiby si.
Odwrci si i podnis w gr jeden z kaftanw z wysokim konierzem, ktre trzyma
w rku.
- Ten moe by.
Po kadym rkawie piy si haftowane zot nici grube linie popltanych pnczy o
dugich cierniach, takie same oplatay mankiety. Na konierzu, obrzeonym zotem, od-
znaczay si zote czaple.
- Kolor te jest waciwy. - Wyranie co go bawio albo cieszyo. - No dalej, pasterzu.
Zmie koszul. Rusz si.
Rand z niechci cign przez gow koszul ze zgrzebnej weny.
- Bd si czu jak jaki dure - wybka. - Jedwabna koszula! W yciu nie miaem na
sobie jedwabnej koszuli. I nigdy te nie nosiem takiego wymylnego paszcza, nawet w
wito.
"wiatoci, jak Perrin mnie w tym zobaczy... Niech sczezn, po caej tej gupiej
gadaninie o byciu lordem, jak on mnie w tym zobaczy, to ju nigdy nie bdzie chcia sucha
mojego tumaczenia."
- Nie moesz stan przed Zasiadajc na Tronie Amyrlin ubrany jak stajenny, ktry
wanie skoczy swoj robot przy koniach, pasterzu. Poka mi swoje buty. Mog by. No
dalej, ruszaj si, ruszaj. Nie ka Amyrlin czeka. Nie zapomnij o mieczu.
- Mj miecz! - Jedwabna koszula na gowie Randa stumia jk. Pocign j
gwatownie w d. - W komnatach kobiet? Lan, jeli pjd na audiencj do Amyrlin... do
Zasiadajcej na Tronie Amyrlin, z mieczem u pasa, to ona...
- Nic nie zrobi - przerwa mu kwanym tonem Lan. - Jeli Amyrlin si ciebie boi, a
lepiej, by myla, e si nie boi, bo ja nie znam niczego, czego ta kobieta by si baa, to na
pewno nie jest to zasuga miecza. A teraz zapamitaj, masz uklkn, jak ju do niej
podejdziesz. Tylko na jedno kolano, to wane - przestrzeg go. - Nie jeste jakim kupcem,
przyapanym na niedowaaniu. Moe lepiej przewicz.
- Wydaje mi si, e to potrafi. Widziaem jak Gwardzici Krlowej przyklkali przed
Krlow Morgase.
Wargi Stranika tkn cie umiechu.
- Tak, zrb to tak, jak oni. To im da co nieco do mylenia.
Rand zmarszczy czoo.
- Daczego mi to mwisz, Lan? Jeste Stranikiem. Zachowujesz si tak, jakby by po
mojej stronie.
- Jestem po twojej stronie, pasterzu. Troch. Tyle, by ci pomc. - Twarz Stranika
przypominaa kamie, a przyjazne sowa, wygaszane opryskliwym tonem, brzmiay dziwa-
cznie. - Nauczyem ci wszystkiego, co mogem, i nie pozwol, eby si upodli i popaka.
Koo wplata nas wszystkich do Wzoru zgodnie ze sw wol. Ty masz w swych dziaaniach
jeszcze mniej swobody ni wikszo ludzi, ale na wiato, przyjmij to stojc. Pamitaj,
kim jest Zasiadajca na Tronie Amyrlin, pasterzu, i oka jej naleny szacunek, ale zrb to, co
ci radz i patrz jej w oczy. No, nie stj tu tak i nie gap si. Schowaj koszul do spodni.
Rand zamkn usta i schowa koszul.
"Pamita, kim ona jest? Niech sczezn, czego ja bym nie da, eby mc zapomnie,
kim ona jest!"
Lan nie przestawa wydawa polece, Rand w tym czasie naoy czerwony kaftan i
przypasa miecz. Co mwi i do kogo, a czego nie mwi. Co robi, a czego nie robi. A na-
wet, jak si rusza. Nie by pewien, czy to wszystko spamita - wikszo wydawaa si
dziwna i atwa do zapomnienia - i czu, e wanie tym, czego zapomni, wprawi Aes Sedai w
zo.
"O ile ju nie s ze. Skoro Moiraine powiedziaa o wszystkim Zasiadajcej, to komu
jeszcze powiedziaa?"
- Lan, czemu nie mog zwyczajnie wyjecha, tak jak zamierzaem? Zanim by si
dowiedziaa, e jednak si przed ni nie stawi, ju bym pokona stranikw pilnujcych mu-
rw i dalej galopowa.
- A ona wysaaby za tob pocig, zanim by zdy daleko odjecha. Amyrlin dostaje
to, czego chce. - Poprawi pas Randa, sprzczka znalaza si teraz porodku. - To, co dla
ciebie robi, jest dla ciebie najlepsze. Wierz mi.
- Ale po co to wszystko? Co to wszystko znaczy? Dla. czego mam przykada rk do
serca, gdy Zasiadajca na Tronie Amyrlin wstanie? Dlaczego mam odmwi wszystkiego
prcz wody, dlaczego mam uroni troch na podog i powiedzie: "Ziemi drczy
pragnienie"? A jak mnie spyta, ile mam lat, to czemu mwi, ile lat upyno od czasu, gdy
dano mi miecz? Nie rozumiem poowy z tego, co mi powiedziae.
- Trzy krople, pasterzu, nie rozlej wszystkiego. Masz nakapa tylko trzy krople.
Zrozumiesz pniej, o ile teraz to zapamitasz. Traktuj to jak podtrzymywanie obyczaju.
Zasiadajca postpi z tob tak, jak musi. Jeli uwaasz, e moesz tego unikn, to znaczy, e
twoim zdaniem moesz polecie do ksiyca jak Lenn. Nie moesz uciec, ale moe uda ci si
przez jaki czas nie ugi i przynajmniej zachowa swoj dum. Niech mnie wiato spali,
pewnie marnuj czas, ale nie mam nic lepszego do roboty. Nie ruszaj si.
Stranik wycign z kieszeni spory kawaek szerokiej, ozdobionej frdzlami wstgi i
obwiza nim rami Randa. Do supa przypi szpil emaliowan na czerwono, zwieczon
orem z rozpostartymi skrzydami.
- Kazaem to wykona dla ciebie i znakomicie pasuje do tej okazji. To im da do
mylenia.
Teraz ju nie byo adnych wtpliwoci. Stranik si umiecha.
Rand popatrzy na szpil zafrasowanym wzrokiem. Caldazar. Czerwony Orze
Manetheren.
- Cier dla stopy Czarnego - wymamrota - i kolec dla jego doni. - Spojrza na
Stranika. - Manetheren umaro dawno temu i poszo w niepami. Lan. Teraz to tylko nazwa
wystpujca w ksigach. Na ich miejscu s Dwie Rzeki, a ja, czego by nie mwi, jestem
pasterzem i rolnikiem. To wszystko.
- C, miecz, ktrego nie mona byo zama, zosta w kocu roztrzaskany na kawaki,
pasterzu, ale walczy z Cieniem do koca. Istnieje jedna zasada, nadrzdna wobec wszystkich
innych, dla kadego mczyzny. Cokolwiek by si dziao, trzeba to przyj stojc. No jak,
jeste ju gotw? Zasiadajca na Tronie Amyrlin czeka.
Czujc chodny wze gdzie w brzuchu, Rand wyszed w lad za Stranikiem na
korytarz.
ROZDZIA 8
SMOK ODRODZONY
Z pocztku Rand szed obok Stranika na zesztywniaych nogach, bardzo
zdenerwowany.
"Przyjmij to stojc".
Lanowi atwo to byo mwi. To nie jego wzywaa Zasiadajca na Tronie Amyrlin. On
si nie zastanawia, czy nie poskromi go przypadkiem przed zachodem soca, albo czy nie
zrobi czego jeszcze gorszego. Rand mia wraenie, e co mu uwizo w gardle; nie mg
przekn liny, cho bardzo tego potrzebowa.
Korytarze roiy si od ludzi, sucych, ktrzy uwijali si przy swych porannych
obowizkach, oraz wojownikw z mieczami przypasanymi do domowych strojw. Kilku
maych chopcw z drewnianymi mieczami krcio si obok starszych, naladujc ich kroki.
Nie zostao ni ladu po walce, jednake atmosfera powszechnej czujnoci udzielia si nawet
dzieciom. Doroli mczyni przypominali koty zaczajone na stado szczurw.
Ingtar obdarzy Randa i Lana jakim osobliwym spojrzeniem, nieomal zakopotanym,
otworzy usta, ale nic nie powiedzia, gdy go mijali. Kajin, wysoki, chudy, o niezdrowej cerze,
uderzy si piciami w gow i wykrzykn:
- Tai'shar Malkier! Tai'shar Manetheren!
Prawdziwa krew Malkier. Prawdziwa krew Manetheren.
Rand drgn.
"wiatoci, dlaczego on to powiedzia? Nie bd gupcem - przekonywa siebie. - Oni
tu wszyscy wiedz o Manetheren. Znaj wszystkie dawne opowieci, w ktrych jest cho
troch o walce. Niech sczezn, musz si opanowa."
Lan unis pici w odpowiedzi.
- Tai'shar Shienar!
A gdyby si poway, to czy potrafiby znikn w tumie na dostatecznie dug chwil,
by zdy dopa swego konia?
"Jeli ona pole za mn pocig..."
Napicie roso w nim z kadym krokiem.
Gdy ju doszli do komnat kobiet, Lan nagle warkn:
- Kot Pokonujcy Dziedziniec!
Zaskoczony Rand instynktownie zacz i w sposb, jakiego go nauczono, z
wyprostowanym grzbietem, lecz rozlunionymi miniami, jakby zwisa z drutu rozpitego
nad gow. By to spokojny, nieomal arogancki, powolny krok. Jego spokj by jednake tylko
pozorny. Nie mia czasu zastanawia si nad tym, co robi. Rwnym krokiem pokonali ostatni
zakrt korytarza.
Kobiety strzegce wejcia do komnat podniosy swe zrwnowaone oblicza, gdy
nadeszli. Niektre siedziay za pochyymi stoami, sprawdzajc co w wielkich ksigach i
czasami co do nich wpisujc. Inne robiy na drutach lub haftoway na tamborku. Wart
peniy nie tylko kobiety w jedwabiach, lecz take suce w witecznych sukniach.
Zwieczone ukiem drzwi stay otworem, nikt ich nie strzeg oprcz tych kobiet. Bo nie byo
te potrzeby. aden Shienaranin by tu nie wszed bez zaproszenia, a kady byby gotw
broni tych drzwi w razie potrzeby, przy czym taka konieczno wprawiaby go w absolutn
konsternacj.
Rand czu wrzenie w odku, palce i rce.
"Spojrz tylko na nasze miecze i zaraz nas zawrc. C, tego wanie chc,
nieprawda? Jeli nas zawrc, to moe jednak uda mi si uciec. O ile nie ka straom nas
ciga".
Z rozpacz uczepi si pozycji, ktr pokaza mu Lan, naladujcej gazk na
powierzchni wody, tylko dziki niej nie odwrci si na picie i nie uciek.
Jedna z dam ze wity lady Amalisy, Nisura, kobieta o okrgej twarzy, odoya na bok
swj haft i wstaa, gdy si zatrzymali. Omiota wzrokiem miecze i zacisna usta, ale nie
odezwaa si ani sowem. Wszystkie kobiety zaprzestay krzta si i tylko patrzyy, ciche i
napite.
- Cze wam obydwm - powiedziaa Nisura, lekko skaniajc gow. Zerkna na
Randa tak przelotnie, e wcale nie by pewien, czy rzeczywicie zerkna. Przypomniao mu
si, co mwi Perrin.
- Zasiadajca na Tronie Amyrlin was oczekuje.
Gestem rki kazaa im ruszy, a dwie inne damy - nie suce, bo okazywano im
zaszczyt - poszy przodem jako eskorta. Obydwie ukoniy si, o wos niej ni Nisura i na-
kazay im przej pod ukiem. Spojrzay raz z ukosa na Randa, a potem ju w ogle na niego
nie patrzyy.
"Czy one szukay nas wszystkich, czy tylko mnie? Czemu wszystkich?"
W rodku obdarzono ich spojrzeniami, ktre mwiy: a dwch mczyzn w
komnatach kobiet, gdzie mczyni stanowili jake rzadki widok. Rand spodziewa si tych
spojrze, a ich miecze byy przedmiotem ataku wicej ni jednej uniesionej brwi, jednak
adna z kobiet nie odezwaa si ani sowem. Obydwaj zostawiali na swej drodze zawizki
rozmw, szepty tak ciche, e Rand nie mg nic zrozumie. Lan kroczy do przodu, jakby nic
nie zauwaa. Rand trzyma si o krok z tyu za swoj eskort i aowa, e nic nie syszy.
W pewnym momencie dotarli do komnat Zasiadajcej na Tronie Amyrlin, w korytarzu
przed drzwiami stay trzy Aes Sedai. Wysoka Aes Sedai, Leane, trzymaa sw lask ze zotym
pomieniem. Rand nie zna pozostaych dwch, jedna naleaa do Biaych Ajah, druga do
tych, sdzc po barwie frdzli. Przypomina sobie jednak ich twarze, zagapione na niego,
gdy pdem pokonywa te same korytarze. Gadkie twarze Aes Sedai, z oczyma penymi
wiedzy. Lustroway go z uniesionymi brwiami i wydtymi ustami. Kobiety, ktre
przyprowadziy Lana i Randa dygny, oddajc ich w rce Aes Sedai.
Leane obejrzaa si na Randa z nieznacznym umiechem. W porwnaniu z umiechem
gos zabrzmia jak warknicie.
- Kogo ty dzi sprowadzi do Zasiadajcej na Tronie Amyrlin, Lanie Gaidin?
Modego lwa? Lepiej by Zielone go nie widziay, bo jeszcze ktra z nich zwie go z sob,
zanim zdy odetchn. Zielone lubi wiza z sob modych.
Rand zastanawia si, czy to moliwe, by czowiek si poci pod skr. Mia wraenie,
e z nim tak si wanie dziao. Mia ochot spojrze na Lana, ale przypomnia sobie t cz
zalece Stranika.
- Jestem Rand al'Thor, syn Tama al'Thora, z Dwu Rzek, dawniej Manetheren. Tak jak
zostaem wezwany przez Zasiadajc na Tronie Amyrlin, Leane Sedai, tak te i stawiam si.
Jestem gotw. - By zaskoczony, e gos ani razu mu nie zadra.
Leane zamrugaa, a jej umiech zblad, ustpujc miejsca zamyleniu.
- Czy to niby jest ten pasterz, Lanie Gaidin? Dzi rano nie by tak pewien siebie.
- Jest mczyzn, Leane Sedai - odpar bez zajknienia Lan - niczym wicej, niczym
mniej. Jestemy, kim jestemy.
Aes Sedai pokrcia gow.
- wiat z kadym dniem staje si coraz dziwniejszy. Przypuszczam, e ten kowal
naoy koron i przemwi wzniosym stylem.
Znikna we wntrzu komnaty, by zapowiedzie ich przybycie.
Nie byo jej zaledwie kilka chwil, Rand jednak zdy poczu si nieswojo pod
wpywem wzroku pozostaych Aes Sedai. Prbowa niewzruszenie odwzajemnia ich spojrze-
nia, tak jak mu zaleci Lan, a one przysuny do siebie gowy i zaczy co szepta.
"O czym one rozmawiaj? Co one wiedz? wiatoci, czy one zamierzaj mnie
poskromi? Co ten Lan mwi o przyjmowaniu wszystkiego, co si zdarzy?"
Wrcia Leane i nakazaa Randowi wej do rodka. Gdy Lan ruszy jego ladem,
przyoya lask do jego piersi, zagradzajc mu drog.
- Ty nie, Lanie Gaidin. Moiraine Sedai ma dla ciebie inne zadanie. Twoje lwitko
samo o siebie zadba.
Drzwi zatrzasny si za Randem, ale jeszcze usysza gos Lana, arliwy i peen siy,
ale przeznaczony wycznie dla jego uszu.
- Tai'shar Manetheren!
Po jednej stronie komnaty siedziaa Moiraine, po drugiej jedna z tych Brzowych Aes
Sedai, ktre widzia w lochach, jednak jego wzrok przykua przede wszystkim kobieta sie-
dzca na wysokim krzele za szerokim stoem. Zasony byy czciowo zasunite na otworach
uczniczych, wiato, ktre wpadao przez zostawione w nich szpary, nie pozwalao widzie
dokadnie jej twarzy. Rozpozna j jednak. Zasiadajca na Tronie Amyrlin.
Szybko przyklk na jedno kolano, z lew rk na rkojeci miecza, drug pi
wspierajc na wzorzystym dywanie i skoni gow.
- Tak jak mnie wezwaa, Matko, tak te si stawiam. Jestem gotw. - Unis gow w
sam por, by zauway, jak unosi brew.
- Doprawdy, chopcze? - W jej gosie syszao si nieledwie rozbawienie. I co jeszcze,
czego nie potrafi odczyta. Na twarzy z pewnoci nie byo adnego rozbawienia. - Wsta,
chopcze i pozwl mi si przyjrze.
Wyprostowa si i prbowa zachowa spokojn twarz. Musia mocno si stara, by
nie zaciska doni.
"Trzy Aes Sedai. Ilu ich potrzeba do poskromienia jednego mczyzny? Za Logainem
posay ich kilkanacie, albo i wicej. Czy Moiraine zrobiaby mi to?"
Spojrza Zasiadajcej na Tronie Amyrlin prosto w oczy. Nawet nie mrugna powiek.
- Usid, chopcze - powiedziaa w kocu, wskazujc krzeso z drabinkowym
oparciem, ustawione pod ktem prostym do stou. - Obawiam si, e to nie potrwa krtko.
- Dzikuj ci, Matko. - Skoni w tym momencie gow, jak przykaza mu Lan, zerkn
na krzeso i dotkn miecza. - Jeli pozwolisz, Matko, wol sta. Warta nigdy nie ma koca.
Przywdczyni Aes Sedai wydaa z siebie odgos irytacji i spojrzaa na Moiraine.
- Dopucia do niego Lana, Crko? Przeprawa z nim bdzie ju i tak trudna bez
obyczajw Stranikw.
- Lan uczy wszystkich chopcw, Matko - odpara spokjnie Moiraine. - Temu
powici nieco wicej czasu ni pozostaym, bowiem on nosi miecz.
Brzowa Aes Sedai poruszya si niespokojnie na swoim krzele.
- Gaidinowie maj nieugite karki i wielk godno, Matko, ale s uyteczni. Ja bym
nie moga si oby bez Tomasa, tak jak ty nie zrezygnowaaby z Alrica. Syszaam nawet, jak
Czerwone aoway, e nie maj Stranikw. A Zielone, oczywicie...
Trzy Aes Sedai cakowicie go w tym momencie ignoroway.
- Ten miecz - powiedziaa Amyrlin - zdaje si, e jest ozdobiony znakiem czapli. Jak
on wszed w jego posiadanie, Moiraine?
- Tam al'Thor wyjecha z Dwu Rzek jako modzieniec, Matko. Wstpi do wojska w
Illian, suy podczas Wojny Biaych Paszczy i ostatnich dwu wojen z z. Po jakim czasie
zosta mistrzem miecza i Drugim Kapitanem Towarzyszy. Po Wojnie o Aiel, Tam al'Thor
powrci do Dwu Rzek z on rodem z Caemlyn i tym chopcem, wwczas jeszcze
niemowlciem. Gdybym wiedziaa o tym wczeniej, zaoszczdziabym wielu wysikw, ale
przynajmniej wiem to teraz.
Rand wytrzeszczy oczy na Moiraine. Wiedzia, e Tam wyjecha z Dwu Rzek, a
potem wrci z on obcego pochodzenia i tym mieczem, ale caa reszta...
"Gdzie ty si dowiedziaa tego wszystkiego? Niie w Polu Bmonda. Chyba e
Nynaeve powiedziaa tobie wicej ni mnie. Z chopcem. Nie powiedziaa z synem. Ale ja
nim jestem".
- Przeciwko zie. - Zasiadajca skrzywia si nieznacznie. - C, w tej wojnie byo za
co wini obie strony. Gupi mczyni, ktrzy woleli walczy zamiast rozmawia. Czy
moesz potwierdzi, e to ostrze jest autentyczne, Verin?
- Znam odpowiednie sprawdziany, Matko.
- Zatem we go i sprawd, Crko.
Trzy kobiety nawet na niego nie patrzyy. Rand zrobi krok w ty, z caej siy ciskajc
rkoje miecza.
- Dostaem ten miecz od swego ojca - powiedzia ze zoci. - Nikt mi go nie zabierze.
Dopiero w tym momencie uwiadomi sobie, e Verin nawet nie ruszya si z krzesa.
Popatrzy na nie zdezorientowany, usiujc odzyska rwnowag.
- A zatem - powiedziaa Zasiadajca - masz w sobie nie tylko ten ogie, ktry
zaszczepi ci Lan. To dobrze. Przyda ci si.
- Jestem tym, czym jestem, Matko - wykrztusi wcale gadko. - Jestem gotw na to, co
ma si sta.
Zasiadajca na Tronie Amyrlin skrzywia si.
- Rka Lana. Posuchaj mnie, chopcze. Za kilka godzin Ingtar wyjeda na
poszukiwanie skradzionego Rogu. Jedzie z nim twj przyjaciel, Mat. Spodziewam si, e twj
drugi przyjaciel... Perrin?... te si wybierze. Czy chcesz im towarzyszy?
- Mat i Perrin jad? Dlaczego? - Nieco poniewczasie przypomnia sobie, by doda
pene szacunku: - Matko. - Wiedziae o sztylecie, ktry nosi przy sobie twj przyjaciel? -
Skrzywienie ust zdradzao, co ona myli o sztylecie. - On te zosta skradziony. Dopki si go
nie odnajdzie, wi czca Mata z tym ostrzem nie zostanie do koca przerwana i w kocu
umrze. Moesz z nimi jecha, jeli chcesz. Moesz te zosta tutaj. Lord Agelmar bez
wtpienia udzieli ci gociny na tak dugo, jak bdziesz chcia. Ja rwnie dzisiaj wyjedam.
Moiraine Sedai bdzie mi towarzyszya, take Egwene i Nynaeve, zostaby wwczas sam.
Wybr naley do ciebie.
Rand wybauszy oczy.
"Ona mwi, e mog zrobi to, co chc. Czy po to mnie tu cigna? Mat umiera!"
Zerkn na Moiraine, siedzc nieruchomo, z rkoma splecionymi na kolanach.
Wygldaa tak, jakby nic w wiecie nie mogo interesowa jej mniej jak to, dokd on si uda.
"W jakim kierunku chcecie mnie popchn, Aes Sedai? Niech sczezn, a pjd w
innym. Ale skoro Mat umiera... Nie mog go opuci. wiatoci, w jaki sposb znajdziemy
ten sztylet?"
- Nie musisz dokonywa tego wyboru w tej chwili powiedziaa Amyrlin. To
najwyraniej te jej nie interesowao. - Bdziesz jednak musia si zdecydowa, zanim Ingtar
wyruszy w drog.
- Pojad z Ingtarem, Matko.
Zasiadajca na Tronie Amyrlin przytakna niedbale.
- Skoro ju to zaatwilimy, moemy przej do waniejszych spraw. Wiem, e
potrafisz korzysta z Mocy, chopcze. Co o tym wiesz?
Randowi zrzeda mina. Pochonity zmartwieniem o Mata poczu, e te
wypowiedziane zdawkowym tonem sowa uderzaj go niczym rozkoysane wrota stodoy.
Wszystkie rady i zalecenia Lana zawiroway. Wpatrywa si w ni, oblizujc wargi. Co innego
byo myle, e ona wie, a innego byo si dowiedzie, e rzeczywicie wie. Czoo jego
pokryo si perlistym potem.
Pochylia si do przodu, czekajc na odpowied, mia jednak uczucie, e ona chce z
powrotem opa na oparcie. Przypomnia sobie, co mwi Lan.
"Jeli ona si ciebie boi..."
Mia ochot rozemia si w gos. Tak, jeli ona si mnie boi...
- Nie, nie umiem. To znaczy... Nie robiem tego celowo. To si samo dziao. Ja nie
chc... korzysta z Mocy. Ju tego nigdy nie zrobi. Przysigam.
- Nie chcesz - powiedziaa Zasiadajca. - C, to bardzo roztropnie z twojej strony. I
jednoczenie gupio. Niektrych mona nauczy korzystania z Mocy, wikszo si do tego
nie nadaje. Jest jednak bardzo skromna liczba takich, ktrzy rodz si z tym darem. Prdzej
czy pniej zaczynaj wada Jedyn Moc, czy tego chc, czy nie, nieuchronnie jak ryby
wyrastaj z ikry. Bdziesz dalej korzysta z Mocy, chopcze. Nie moesz temu zapobiec. I
lepiej naucz si to robi, naucz si to kontrolowa, bo inaczej ju wkrtce popadniesz w
obd. Jedyna Moc zabija tych, ktrzy nie potrafi kontrolowa jej przepywu.
- Jak niby mam si tego nauczy? - spyta podniesionym tonem.
Moiraine i Verin siedziay na swoich miejscach, niczym nie wzruszone, obserwoway
go.
"Jak jakie pajki".
- Jak? Moiraine twierdzi, e nie moe nauczy mnie niczego, a ja sam nie wiem, jak
mam si uczy, co z tym robi. Zreszt wcale nie chc. Chc przesta to robi. Nie moesz
tego zrozumie? Chc przesta!
- Powiedziaam ci prawd, Rand - odezwaa si Moiraine takim tonem, jakby wanie
odbywali mi pogawdk. - Ci, ktrzy mogli ci tego nauczy, Aes Sedai mczyni,
wyginli przed trzema tysicami lat. adna z yjcych Aes Sedai nie potrafi ci nauczy
dotykania saidinu, tak jak ty nie mgby si nauczy dotykania saidaru. Ptak nie nauczy ryby
lata, ani te ryba nie nauczy ptaka pywa.
- Zawsze uwaaam, e to nic nie warte porzekado - odezwaa si ni std, ni zowd
Verin. - S takie ptaki, ktre nurkuj i pywaj. A na Morzu Sztormw s takie ryby, ktre
lataj, maj dugie petwy, ktre rozpocieraj si na szeroko naszych wycignitych
ramion, maj te dzioby przypominajce miecze, ktre mog przebi...
Zawiesia gos, wyranie wzburzona. Moiraine i Zasiadajca na Tronie Amyrlin
popatrzyy na ni obojtnie.
Rand wykorzysta t przerw, eby odzyska cho troch panowania nad sob.
Zgodnie z naukami Tama uformowa pojedynczy pomie w umyle i wla we swj strach,
poszukujc pustki, spokoju prni. Pomie wydawa si rozrasta, dopki nie otuli
wszystkiego, a w kocu zrobi si zbyt wielki, by Rand mg co jeszcze pomyle albo
sobie wyobrazi. Zaraz potem pomie znikn, pozostawiajc po sobie uczucie spokoju. Na
jego skraju nadal migotay emocje, strach i gniew, przypominajce czarne plamy, jednake
pustka utrzymywaa si. Myl lizgaa si po jej powierzchni niczym kamyki po lodzie. Aes
Sedai odwrciy od niego uwag zaledwie na chwil, gdy za ponownie na niego spojrzay,
mia spokojn twarz.
- Czemu przemawiasz do mnie w taki sposb, Matko? - spyta. - Powinna mnie
poskromi.
Zasiadajca na Tronie Amyrlin skrzywia si i spojrzaa na Moiraine.
- Czy to Lan go tego nauczy?
- Nie, Matko. Ma to od Tama al'Thora.
- Dlaczego? - ponowi pytanie Rand.
Zasiadajca popatrzya mu prosto w oczy i powiedziaa:
- Poniewa jeste Smokiem Odrodzonym.
Prnia zakoysaa si. wiat si zakoysa. Wszystko dookoa wydawao si wirowa.
Skoncentrowa si na nicoci i pustka powrcia, wiat znieruchomia.
- Nie, Matko. Potrafi korzysta z Mocy, ale, wiatoci dopom mi, nie jestem ani
Raolinem Darksbane, ani Guairem Amalasinem, ani te Yurianem Stonebow. Moesz mnie
poskromi, zabi albo puci wolno, ale nie bd potulnym faszywym Smokiem, ktrego Tar
Valon bdzie wloko na swej smyczy.
Usysza, jak Verin gono sykna, a oczy Zasiadajcej rozszerzyy si, jej spojrzenie
stao si twarde jak bkitna skaa. Na niego to nie podziaao, omskno si po pustce
wypeniajcej jego wntrze.
- Gdzie ty usysza te nazwiska? - spytaa rozkazujcym tonem Amyrlin. - Kto ci
powiedzia, e Tar Valon trzyma na smyczy kadego faszywego Smoka?
- Przyjaciel, Matko - powiedzia. - Pewien bard. Nazywa si Thom Merrilin. Ju nie
yje.
Zerkn na Moiraine, ktra wydaa jaki dwik. Ona twierdzia, e Thom nie zgin,
ale nigdy tego nie udowodnia, a on nie widzia sposobu, w jaki czowiek mg przey walk
wrcz z Pomorem. Bya to uboczna myl i zaraz ulega zatarciu. Pozostaa jedynie pustka i
jedno.
- Nie jeste faszywym Smokiem - odpara stanowczo Zasiadajca. - Jeste
prawdziwym Smokiem Odrodzonym.
- Jestem pasterzem z Dwu Rzek, Matko.
- Crko, opowiedz mu t histori. Prawdziw histori, chopcze. Suchaj uwanie.
Moiraine zacza mwi. Rand nie odrywa oczu od twarzy Zasiadajcej, ale wszystko
sysza.
- Blisko dwadziecia lat temu Aielowie przekroczyli Grzbiet wiata, Mur Smoka,
jeden jedyny raz w swych dziejach. Spustoszyli Cairhien, zniszczyli wszystkie armie wysane
przeciwko nim, spalili samo miasto Cairhien i przemoc utorowali sobie drog do Tar Valon.
Dziao si to zim, pada nieg, lecz dla Aielw zimno czy ciepo niewielkie miao znaczenie.
Ostatnia bitwa, ostatnia, ktra si liczya, rozgorzaa pod Byszczcymi Murami, w cieniu G-
ry Smoka. Po trzech dniach i trzech nocach walki Aielw odparto. Albo raczej nie
dopuszczono, by wypenili zamiar, z jakim przybyli, to znaczy zabicie Krla Lamana z
Cairhien za jego wystpek przeciwko Drzewu. W tym wanie momencie zaczyna si moja
opowie. A take twoja.
"Przetoczyli si po Murze Smoka jak powd. A do samych Byszczcych Murw".
Rand bardzo pragn, by jego wspomnienia zblaky, sysza jednak gos Tama, chorego
i majaczcego Tama, wywlekajcego tajemnice ze swej przeszoci. Ten gos przywar do
obrzey pustki, omota w ni, chcc dosta si do rodka.
- Byam wwczas jedn z Przyjtych - powiedziaa Moiraine - podobnie jak nasza
Matka, Zasiadajca na Tronie Amyrlin. Wkrtce zostaymy przyjte do wsplnoty i tamtej
nocy usugiwaymy wczesnej Zasiadajcej. Bya tam rwnie jej Opiekunka Kronik, Hitara
Moroso. Wszystkie inne pene siostry z Tar Valon wyszy poza mury i dokonyway
Uzdrowienia tylu rannych, ile tylko mogy znale, nawet Czerwone. witao ju. Ogie na
palenisku nie wystarcza do pokonania chodu. nieg wreszcie przesta pada i w komnatach
Zasiadajcej w Biaej Wiey czuymy dym spalenizny dolatujcy z okolicznych wsi.
"Podczas bitew jest zawsze gorco, nawet jeli tocz si na niegu. Trzeba byo
ucieka od zapachu mierci".
Bredzenie Tama przywaro do spokoju pustki we wntrzu Randa. Pustka zadraa i
zacza si kurczy, uspokoia si i znowu zafalowaa. Oczy Zasiadajcej zdaway si prze-
wierca go na wylot. Znowu poczu pot na twarzy.
- To by tylko sen spowodowany gorczk - powiedzia. - On by chory. - Podnis
gos. - Nazywam si Rand al'Thor. Jestem pasterzem. Mj ojciec nazywa si Tam al'Thor, a
moj matk bya...
Moiraine dotychczas pozwolia mu mwi, w tym jednak momencie jej monotonny
gos przerwa mu, cichy i nieubagany.
- Cykl Karaethon, Proroctwa o Smoku, powiadaj, e Smok si odrodzi na zboczach
Gry Smoka, tam, gdzie zgin podczas Pknicia wiata. Hitara Sedai potrafia czasem
gosi Przepowiednie. Bya stara, wosy miaa tak biae jak ten nieg za murami, lecz jej
Przepowiednie zawieray si. Poranne wiato, wpadajce przez okna, ulego nateniu, gdy
podawaam jej herbat. Zasiadajca na Tronie Amyrlin spytaa mnie, jakie s wieci z pola
bitwy. A Hitara Sedai zerwaa si ze swego krzesa, jej zesztywniae rce i nogi dray, twarz
miaa tak, jakby zagldaa do Otchani Potpienia w Shayol Ghul, i krzykna: "On si
znowu narodzi! Czuj go! Smok apie swj pierwszy oddech na zboczu Gry Smoka! On
nadchodzi! On nadchodzi! wiatoci, dopom nam! wiatoci, dopom wiatu! On ley
na niegu i krzyczy dononie jak grzmot! On ponie jak soce!" I pada w moje ramiona,
martwa.
"Zbocze gry. Sycha byo pacz dziecka. Rodzia w samotnoci, a potem umara.
Dziecko zsiniao z zimna". Rand usiowa wyprze z siebie gos Tama. Pustka kurczya si.
- Sen z gorczki - wykrztusi.
"Nie mogem zostawi tego dziecka".
- Urodziem si w Dwu Rzekach.
"Zawsze wiedziaem, e chciaa mie dzieci, Kari".
Oderwa wzrok od oczu Amyrlin. Usiowa zatrzyma pustk. Wiedzia, e to nie ta
metoda, ale sama rozpadaa si w nim.
"Tak, kochana. Rand to dobre imi".
- Nazywam... si... Rand... al'Thor!
Czu, jak trzs mu si nogi.
- I tak dowiedziaymy si, e Smok si Odrodzi cigna Moiraine. - Zasiadajca
kazaa nam przysic, e obydwie dochowamy tajemnicy, bowiem nie wszystkie siostry
rozumiay Odrodzenie tak, jak naleao je rozumie. Wysaa nas na poszukiwanie. Wiele
dzieci ta bitwa pozbawia ojcw. Zbyt wiele. My natomiast usyszaymy opowie o
czowieku, ktry znalaz niemowl na zboczu gry. I to byo wszystko. Jaki czowiek i
niemowl pci mskiej. Tak wic szukaymy dalej. Szukaymy przez cae lata,
znajdowaymy kolejne wskazwki, badaymy Proroctwa. "W jego yach bdzie pyna
pradawna krew, a wychowa go stara krew". Tak brzmiao jedno z nich, byy te inne. Jest
jednak wiele miejsc, gdzie stara krew, odziedziczona po Wieku Legend, wci jest silna.
Potem, w Dwu Rzekach, gdzie stara krew Manetheren wci si sczy niczym rzeka przez
powd, w Polu Emonda, znalazam trzech chopcw, ktrzy urodzili si w cigu tych
tygodni, gdy trwaa bitwa na Grze Smoka. I jeden z nich potrafi korzysta z Mocy. Mylisz,
e trolloki ci cigay, bo jeste ta'veren? Jeste Smokiem Odrodzonym.
Kolana Randa podday si, przysiad na pododze, donie opady pasko na dywan,
bronic go przed upadkiem na twarz. Pustka znikna, spokj leg w gruzach. Podnis gow,
a one na niego patrzay, trzy Aes Sedai. Twarze miay spokojne, gadkie, niczym
powierzchnie staww nie zmconych najdrobniejsz fal, nawet nie mrugny powiek.
- Mj ojciec nazywa si Tam al'Thor, a ja urodziem si...
Wpatryway si w niego, nie wykonujc najmniejszego ruchu.
"One kami. Ja nie jestem... tym, co one mwi! W jaki sposb, jako, kami,
usiuj mnie wykorzysta".
- Nie dam si wam wykorzysta.
- Dla kotwicy to nie upodlenie, e si j wykorzystuje do przytrzymywania odzi -
powiedziaa Amyrlin. Zostae spodzony do tego celu, Randzie al'Thor. "Kiedy wiatry z
Tarmon Gai'don oczyszcz ziemi, on zmierzy si z Cieniem i przywrci wiatu wiato".
Proroctwa musz si speni, bo inaczej Czarny wyrwie si na wolno i przemieni wiat na
swoje podobiestwo. Ostatnia Bitwa nadchodzi, a ty urodzie si po to, by zjednoczy
ludzko i poprowadzi j przeciwko Czarnemu.
- Ba'alzamon nie yje - wychrypia Rand, a Amyrlin prychna pogardliwie jak jaki
stajenny.
- Jeli w to wierzysz, to jeste takim samym gupcem jak Doorani. Wielu wierzy, e on
nie yje, albo przynajmniej tak twierdz, ja jednak zauwayam, e wcale nie na prno go
wzywaj. Czarny yje i wyrywa si na wolno. Zmierzysz si z Czarnym. To twoje
przeznaczenie.
"To twoje przeznaczenie".
Sysza to ju kiedy, we nie, ktry by moe nie cakiem by snem. Zastanawia si,
co by powiedziaa Amyrlin, gdyby wiedziaa, e Ba'alzamon przemawia do niego we snach.
"To ju si skoczyo. Ba'alzamon zgin. Widziaem, jak umiera."
Nagle dotaro do niego, e paszczy si jak aba, kulc si pod ich wzrokiem. Usiowa
na nowo uformowa pustk, lecz ich gosy wiroway mu w gowie, rozwiewajc wszelkie
wysiki.
"To twoje przeznaczenie. Dziecko lece na niegu. Jeste Smokiem Odrodzonym.
Ba'alzamon nie yje. Rand to dobre imi, Kari. Nie dam si wykorzysta!"
Czerpa siy z uporu waciwego jego rodzinnej okolicy, zmusi plecy, by si
wyprostoway.
"Przyjmij to stojc. Przynajmniej zachowasz sw godno".
Trzy Aes Sedai obserwoway go bez wyrazu.
- Co... - Z wysikiem opanowa gos. - Co macie zamiar ze mn zrobi?
- Nic - powiedziaa Amyrlin.
Zamruga. Nie takiej odpowiedzi si spodziewa, nie takiej si obawia.
- Powiadasz, e chcesz towarzyszy swemu przyjacielowi podczas jego wyprawy z
Ingtarem. Wolno ci. Nie naznaczyam ci w aden sposb. Niektre z sistr by moe wiedz,
e jeste ta'veren, ale nic wicej. Tylko my trzy wiemy, kim naprawd jeste. Twj przyjaciel
Perrin zostanie do mnie przyprowadzony, tak jak ty, odwiedz te twego drugiego przyjaciela
w infirmerii. Moesz jecha, jeli chcesz, bez strachu, e polemy za tob Czerwone Siostry.
"Kim naprawd jeste".
Rozgorza w nim gniew, rozpalony do czerwonoci i niszczcy. Zmusi go, by
pozosta w nim, ukryty.
- Dlaczego?
- Proroctwa musz si speni. Pucimy ci wolno, wiedzc czym jeste, bo inaczej ten
wiat, ktry znamy, zginie, a Czarny zaleje ziemi ogniem i mierci. Zwa moje sowa, nie
wszystkie Aes Sedai ywi takie same przekonania. S takie tu, w Fal Dara, ktre by ci
zabiy, gdyby znay bodaj dziesit cz tego, czym jeste i nie czuyby przy tym wicej alu
ni przy patroszeniu ryby. Ale rwnie mczyni, ci co z tak radoci przyjmowali twoje
towarzystwo, zrobiliby to samo, gdyby wiedzieli. Uwaaj na siebie, Randzie al'Thor, Smoku
Odrodzony.
Popatrzy kolejno na kad z nich.
"Wasze Proroctwa mnie w adnym stopniu nie dotycz."
Odwzajemniay spojrzenie z takim spokojem, e trudno byo uwierzy w to
przekonywanie, e jest najbardziej znienawidzonym, najbardziej budzcym strach
czowiekiem na caym wiecie. Przeszed przez strach i wyszed po jego drugiej stronie,
napotykajc na jakie chodne miejsce. Tylko gniew jeszcze go jako rozpala. Mogy go
poskromi albo spali na wgiel tak jak sta, ju go to nie obchodzio.
Przypomniaa mu si cz zalece Lana. Uj rkoje lew doni, zamaszystym
ruchem wyrwa miecz zza plecw, chwytajc pochw w praw rk, po czym skoni gow,
nie uginajc przy tym ramion.
- Za twym pozwoleniem, Matko, czy mog opuci to miejsce?
- Udzielam ci pozwolenia na odejcie, mj synu.
Ju wyprostowany odczeka jeszcze jedn chwil.
- Nie dam si wykorzysta - owiadczy.
Odwrci si i wyszed, egnany gbokim milczeniem.


Po wyjciu Randa milczenie przecigno si, przerwaa je dopiero Amyrlin, gono
wcigajc oddech.
- Nie mog si otrzsn po tym, co wanie zrobiymy - powiedziaa. - To byo
konieczne, ale... Czy to odnioso skutek, Crki?
Moiraine pokrcia gow, zrobia to nieznacznym ruchem.
- Nie wiem. Ale to byo i jest konieczne.
- Konieczne - zgodzia si Verin. Dotkna czoa, potem spojrzaa na wilgo
okrywajc jej palce. - On jest silny. I tak uparty, jak mwia, Moiraine. O wiele silniejszy,
ni si spodziewaam. Moe bdziemy go musiay jednak poskromi zanim... - Jej oczy
rozszerzyy si. Ale nie moemy, prawda? Proroctwa. wiatoci, wybacz nam za to, co
wypuszczamy na wiat.
- Proroctwa - powtrzya Moiraine, kiwajc gow. - Zrobimy potem to, co bdziemy
musiay. Tak samo jak teraz.
- To, co musimy - powiedziaa Amyrlin. - Tak. Ale kiedy on nauczy si czerpa Moc,
niech wiato dopomoe nam wszystkim.
Cisza zapada na nowo.


Nadcigaa burza. Nynaeve to czua. Wielka burza, gorszej w yciu nie widziaa.
Potrafia wsuchiwa si w wiatr i przepowiedzie, jaka bdzie pogoda. Wszystkie Wiedzce
twierdziy, e to potrafi, mimo e wiele z nich tak naprawd nie umiao. Nynaeve czua si
znacznie swobodniej z t umiejtnoci, zanim si dowiedziaa, e to manifestacja Mocy.
Kada kobieta, ktra potrafia wsucha si w wiatr, umiaa korzysta z Mocy, jakkolwiek
wikszo z nich prawdopodobnie robia to niewiadomie, podobnie jak ona, dowiadczajc
tego jedynie sporadycznie.
Tym razem jednak dziao si co zego. Soce przypominao zot kul na tle
czystego bkitu nieba, ptaki pieway w ogrodach, ale to nie byo to. Wsuchiwanie si w
wiatr nie byoby adn wielk sztuk, gdyby nie potrafia przepowiedzie pogody jeszcze
przed pojawieniem si jakich znakw. Tym razem uczucie byo jakie ze, nie bardzo
podobne do tego, ktre owadao ni zazwyczaj. Burza te bya jakby zanadto oddalona, za
daleka, eby j w ogle moga usysze. A jednak miaa wraenie, e z nieba lunie deszcz,
nieg i grad, wszystko jednoczenie, a wyjce wiatry wstrzsn kamiennymi murami twierdzy.
Czua take dobr pogod, ktra miaa si utrzyma przez wiele dni, jednake za aura j
tumia.
W szczelinie strzelniczej przycupna niebieska ziba, majc jakby za nic przeczucia
Nynaeve i zajrzaa do wntrza ciekawskim wzrokiem. Na jej widok odleciaa, poyskujc
bkitnymi i biaymi pirkami.
Wpatrywaa si w miejsce, na ktrym usiad ptak.
"Jest burza i nie ma jej. To co oznacza. Ale co?"
W gbi korytarza, penego kobiet i maych dzieci, zobaczya oddalajcego si Randa,
eskortujce go kobiety musiay biec, eby dotrzyma mu kroku. Nynaeve pokiwaa
energicznie gow. Jeli miaa rozpta si burza, ktra nie bdzie burz, to on mia stanowi
jej centrum. Zapaa w gar spdnice i pobiega w lad za nim.
Kobiety, z ktrymi zdya si zaprzyjani od przyjazdu do Fal Dara, prboway co
do niej zagada, wiedziay, e Rand przyby wraz z ni, e oboje pochodz z Dwu Rzek i
koniecznie chciay usysze, po co Amyrlin go wezwaa.
"Zasiadajca na Tronie Amyrlin!"
Czujc ld w trzewiach, poderwaa si do biegu, lecz zanim opucia komnaty kobiet,
zdy jej znikn za licznymi zakrtami i pord rzeszy ludzkiej.
- W ktr stron on poszed? - spytaa Nisur.
Nie trzeba byo dodawa, o kogo pyta. Usyszaa imi Randa w rozmowach innych
kobiet, zgromadzonych wok zwieczonych ukiem drzwi.
- Nie wiem, Nynaeve. Szed tak szybko, jakby sam Jad Serca depta mu po pitach.
By moe tak byo, bo przyszed z mieczem za pasem. A przecie Czarny nie powinien nka
jego myli, skoro ju o tym mowa. Do czego zmierza wiat? A jego zaprowadzono do
Amyrlin w jej komnatach. Powiedz mi, Nynaeve, czy on jest naprawd ksiciem z twojego
kraju?
Inne kobiety umilky i przysuny bliej, by te mc sucha.
Nynaeve nie bardzo zdawaa sobie spraw, co odpowiedziaa. Co, dziki czemu j
puciy. Wybiega z komnat kobiet, obracajc gow przy kadym skrzyowaniu korytarzy w
poszukiwaniu Randa, zaciskajc pici.
"wiatoci, co one z nim zrobiy? Trzeba go byo jako wyrwa z rk Moiraine, niech
j wiato olepi. Jestem jego Wiedzc".
"Nie porzuciam ich - zapewniaa si zapalczywie. Sprowadziam Mavr Mallen z
Deven Ride, eby zaja si ich sprawami do czasu mojego powrotu. Potrafi sobie dobrze
radzi z burmistrzem i Rad Wioski, ma te dobre stosunki z Koem Kobiet. Mavra bdzie
musia wrci do swojej wioski. adna wie nie poradzi sobie bez Wiedzcej przez duszy
czas".
Nynaeve cierpa wewntrznie. Znikna z Pola Emonda na wiele miesicy.
- Jestem Wiedzc z Pola Emonda - powiedziaa na gos.
Ubrany witecznie sucy, z bel tkaniny w doniach, zamruga na jej widok, po
czym skoni si nisko i czmychn na bok. Sdzc po wyrazie jego twarzy, bardzo chcia si
znale w jakim innym miejscu.
Czerwienic si, Nynaeve rozejrzaa si dookoa, by sprawdzi, czy nikt tego nie
zauway. Na korytarzu stao tylko kilku mczyzn, pogronych we wasnych rozmowach
oraz par kobiet w czerni i zocie, zajtych wasnymi sprawami, ktre dygay albo kiway
gowami, kiedy je mijaa. Odbywaa t sprzeczk z sam sob ju setki razy, ale po raz
pierwszy zdarzyo jej si mwi do siebie na gos. Mrukna co pod nosem i zacisna mocno
usta, gdy si poapaa, co robi.
Ju zaczynaa pojmowa, e jej poszukiwania s daremne, gdy nagle natkna si na
Lana, stojcego plecami do niej, wyglda na zewntrzny dziedziniec przez otwr strzelniczy.
Z zewntrz sycha byo haas wywoywany przez ludzi i konie, renie i okrzyki. Lan tak by
pochonity t czynnoci, e raz wreszcie wydawa si w ogle jej nie sysze. Nie moga
cierpie faktu, e nigdy nie moga podkra si do niego, niezalenie od tego, jak cicho by
stpaa. W Polu Emonda uwaano, e jest dobra w tropieniu zwierzyny, mimo e t
umiejtnoci kobiety zupenie si nie interesoway.
Zatrzymaa si w p kroku, przyciskajc donie do brzucha, by uspokoi ich
trzepotanie.
"Powinnam sobie zadawa ranelu i baraniego jzyka" - pomylaa ponuro. Mieszank
tych zi, ktr aplikowaa kademu, kto chodzi osowiay i twierdzi, e jest chory, albo
udawa, e jest chory. Ranel i barani jzyk troch czowieka oywiay, bez uszczerbku dla
jego zdrowia, ale za to paskudnie smakoway i ten smak czuo si potem na jzyku przez cay
dzie. Byo to idealne lekarstwo na robienie z siebie durnia.
Bezpiecznie ukryta przed jego wzrokiem, przyjrzaa mu si dokadnie, gdy tak sta
wsparty o kamie i skroba palcem po brodzie, wpatrzony w to, co si dziao na dole.
"Jest przede wszystkim za wysoki, a poza tym tak stary, e mgby by moim ojcem.
Czowiek o takiej twarzy z pewnoci bywa okrutny. Nie, on nie jest okrutny. Nigdy".
No i by krlem. Jego kraj zosta zniszczony, gdy on jeszcze by may i Lan nie roci
praw do korony, ale naprawd by krlem.
"Czego krl mgby chcie od wieniaczki? Poza tym jest Stranikiem. Zwizany z
Moiraine. Bdzie jej wierny a do mierci, jeszcze bardziej ni kochanek, i ona go ma dla
siebie. Ona ma wszystko, czego ja bym chciaa, niech j wiato spali!"
Ledwie odwrci si od okna, byskawicznie skrcia, chcc odej.
- Nynaeve. - Jego gos schwyta j i przytrzyma niczym ptla. - Chciaem
porozmawia z tob na osobnoci. Cay czas wydajesz si przesiadywa w komnatach kobiet
albo w czyim towarzystwie.
Spojrzenie mu w twarz kosztowao sporo wysiku, ale gdy podniosa wzrok, wiedziaa,
e ma spokojne rysy.
- Szukam Randa. - odpara, nie chcc mu da do zrozumienia, e go unika. - Lan,
powiedzielimy sobie wszystko, co trzeba ju dawno temu. Okryam si wstydem, do czego
ju nigdy nie dopuszcz, powiedziae mi, e mam odej.
- Nigdy nie powiedziaem... - Zrobi gboki wdech. - Powiedziaem, e nie mam ci
nic do zaofiarowania prcz wdowich szat. adnego daru, jaki mczyzna winien ofiarowa
kobiecie. Mczyzna, ktry zasuguje na miano mczyzny.
- Rozumiem - odpara chodno. - Zreszt krl nie daje podarunkw wieniaczkom. A
taka wieniaczka nie moe ich przyjmowa. Czy widziae Randa? Musz z nim
porozmawia. Mia si zobaczy z Amyrlin. Nie wiesz przypadkiem, czego od niego chciaa?
Jego oczy pony niczym bkitny ld w socu. Usztywnia nogi, eby przesta si
cofa i odpowiedziaa mu rwnie gniewnym spojrzeniem.
- Niechaj Czarny porwie Randa al'Thora i Zasiadajc na Tronie Amyrlin - zazgrzyta,
wciskajc jej co do rki. - Ofiaruj ci co, a ty przyjmiesz, chobym mia ci to przyku
acuchami do szyi.
Oderwaa wzrok od jego oczu. Kiedy si gniewa, przypomina swym spojrzeniem
niebieskookiego sokoa. W doni trzyma zoty sygnet, ciki i wytarty ze staroci, tak wielki,
e nieomal pomieciby obydwa jej kciuki. By na nim wyryty, wierny w kadym szczegle,
uraw fruncy nad lanc i koron. Zabrako jej oddechu. Piercie krlw Malkier.
Zapominajc o gniewie, uniosa twarz.
- Nie mog tego przyj, Lan.
Bezceremonialnie wzruszy ramionami.
- To drobiazg. Stary i bezuyteczny ju. Ale s tacy, ktrzy z miejsca go rozpoznaj,
gdy tylko zobacz. Pokaesz go, a otrzymasz gocin i wszelk pomoc, jaka ci bdzie
potrzebna, od kadego wadcy na Ziemiach Granicznych. Pokaesz go jakiemu Stranikowi,
a on zaraz udzieli ci wsparcia albo pole do mnie wiadomo. Przylesz go mnie, albo
przypiecztowan nim wiadomo, a przybd do ciebie, bezzwocznie i niezawodnie.
Przysigam.
Krawdzie jej pola widzenia zamgliy si.
"Jeli teraz zaczn paka, to si zabij".
- Nie mog... Nie chc adnych podarunkw od ciebie, al'Lanie Mandragoran. Masz,
we go.
Nie pozwoli odda sobie piercienia. Zamkn jej do w swojej doni, uciskiem
delikatnym i jednoczenie bezwzgldnym jak kajdany.
- Wic przyjmij go przez wzgld na mnie, eby uczyni mi przysug. Albo wyrzu go,
jeli ci irytuje. Nie potrafi zrobi z nim nic lepszego.
Drgna, gdy pogadzi palcem jej policzek.
- Musz ju i, Nynaeve mashiara. Amyrlin chce wyjecha przed poudniem, a tyle
jeszcze trzeba zrobi. By moe znajdziemy czas na rozmow podczas podry do Tar Valon.
Odwrci si i odszed, przemierzajc korytarz dugimi krokami.
Nynaeve dotkna policzka. Nadal czua to miejsce, w ktrym j dotkn.
"Mashiara".
Znaczyo to ukochan caym sercem i dusz, lecz rwnie utracon mio. Utracon
bezpowrotnie.
"Gupia kobieto! Przesta si zachowywa jak mdka, ktra jeszcze nigdy nie
zaplataa wosw. Nie trzeba pozwala, by pod jego wpywem..."
Lekko ciskajc piercie odwrcia si i podskoczya w miejscu, gdy spotkaa si
twarz w twarz z Moiraine.
- Od jak dawna tu stoisz? - spytaa rozdranionym gosem.
- Nie tak dawno, by sysze co, czego nie powinnam - odpara gadko Moiraine. -
Wkrtce wyjedamy. Wanie si dowiedziaam. Musisz zaj si pakowaniem swoich
rzeczy.
Wyjedamy. Nie dotaro, gdy mwi to Lan.
- Musz si poegna z chopcami - mrukna, po czym obdarzya Aes Sedai ostrym
spojrzeniem. - Co wycie zrobiy z Randem? Zosta zabrany do Amyrlin. Po co? Czy
powiedziaa jej o... o...?
Nie potrafia tego wypowiedzie. Pochodzi z jej rodzinnej wioski, ya o tyle od niego
duej, by nieraz si nim opiekowa, kiedy by may, natomiast nie bya w stanie nawet
pomyle o tym, czym on si sta, nie czujc przy tym skrtw odka.
- Amyrlin zobaczy si z wszystkimi trzema, Nynaeve. Ta'veren nie s czym tak
powszechnym, by zrezygnowaa z okazji obejrzenia sobie trzech naraz, w jednym miejscu.
By moe udzieli im paru sw zachty, poniewa oni jad z Ingtarem ciga tych, ktrzy
ukradli Rg. Wyjedaj mniej wicej o tej samej porze co my, wic lepiej si popiesz z tymi
poegnaniami.
Nynaeve dopada do najbliszego okna i wyjrzaa na zewntrzny dziedziniec.
Zobaczya konie, juczne i pod wierzch, oraz uwijajcych si wrd nich ludzi, co do siebie
pokrzykujcych. Tylko palankin Amyrlin otaczaa wolna przestrze, dwigajca go para koni
czekaa cierpliwie, bez niczyjej opieki. Na podwrcu byo te kilku Stranikw, dogldali
swoich koni, a po drugiej stronie sta Ingtar, otoczony grup shienaraskich wojownikw
odzianych w zbroje. Od czasu do czasu bruk dziedzica przemierza jaki Stranik albo jeden
z ludzi Ingtara, by zamieni z nimi sowo.
- Powinnam bya zabra ci chopcw - powiedziaa, nadal wygldajc na zewntrz.
"A take Egwene, gdybym potrafia to zrobi, nie zabijajc jej. wiatoci, dlaczego
ona musiaa si urodzi z t przeklt umiejtnoci?"
- Powinnam bya zabra ich do domu.
- S ju dostatecznie doroli, by nie trzyma si sznurkw przy fartuchu - odpara
ozible Moiraine. - A ty doskonale wiesz, dlaczego nie moga tego zrobi. Co najmniej z
jednym z nich. Poza tym to by znaczyo, e Egwene pojedzie sama do Tar Valon. A moe
postanowia wyrzec si Tar Valon? Jeli nie nauczysz si poprawnie korzysta z Mocy,
wwczas nie bdziesz moga uy jej przeciwko mnie.
Nynaeve obrcia si byskawicznie, by spojrze w twarz Aes Sedai. Mimo woli
otworzya usta.
- Nie wiem, o czym mwisz.
- Mylaa, e o niczym nie wiem, dziecko? No c, jak sobie yczysz. Rozumiem
zatem, e jednak wybierasz si do Tar Valon? Tak, tak si spodziewaam.
Nynaeve miaa ochot j uderzy, strci ten nieznaczny umiech, ktry przemkn
przez twarz Aes Sedai. Od czasu Pknicia Aes Sedai nie mogy ju otwarcie rzdzi, ani te
otwarcie korzysta z Jedynej Mocy, niemniej jednak spiskoway i manipuloway ludmi,
pocigay za sznurki jak w teatrze marionetek, uyway tronw i narodw niczym kamykw
na planszy do gry.
"Ona chce rwnie wykorzysta mnie, w jaki sposb. Skoro krlowie i krlowe, to
czemu nie Wiedzca? Wanie w taki sposb wykorzystuje Randa. Nie jestem dzieckiem, Aes
Sedai".
- Co ty wyprawiasz z Randem? Czy ju nie do go wykorzystaa? Nie wiem,
dlaczego jeszcze nie kazaa go poskromi, skoro jest tu Amyrlin i te wszystkie inne Aes
Sedai, ale pewnie jest jaki powd. Na pewno spisek, ktry wanie knujesz. Skoro Amyrlin
wiedziaa, do czego zmierzasz, to zaryzykuj stwierdzenie, e...
Moiraine wesza jej w sowo.
- Niby czemu Amyrlin miaaby interesowa si jakim pasterzem? Oczywicie, gdyby
przyku jej uwag w niewaciwy sposb, mgby zosta poskromiony, albo nawet zabity.
Ostatecznie jest tym, czym jest. A po ubiegej nocy wiele tu wszdzie gniewu. Kady szuka
kogo, kogo mona by wini.
Aes Sedai popada w milczenie i pozwolia, by milczenie si przecigno. Nynaeve
wpatrywaa si w ni, zgrzytajc zbami.
- Tak - odezwaa si w kocu Moiraine - znacznie lepiej nie budzi picego lwa. A ty
najlepiej zrobisz, jak zabierzesz si zaraz za pakowanie.
Ruszya w kierunku, w ktrym znikn Lan, wydajc si sun po powierzchni
podogi.
Krzywic si, Nynaeve z caej siy uderzya pici o cian, czujc, jak piercie
wbija si w jej do. Rozprostowaa palce, by na niego popatrze. Wydawa si podgrzewa
jej gniew, skupia nienawi.
"Naucz si. Tobie si wydaje, e uciekniesz przede mn, bo ju umiesz. Ale ja naucz
si tego lepiej, ni mylisz i ja ci ukaram za to wszystko, co zrobia. Za to, co zrobia
Matowi i Perrinowi. Za Randa, oby mu wiato pomoga, a Stwrca go osania.
Szczeglnie za Randa".
Zacisna do wok cikiego kka.
"I za mnie".


Egwene obserwowaa suk ukadajc jej suknie w obitym skr kufrze podrnym,
nadal czujc si lekko nieswojo, cho przywykaa do tego blisko miesic, e kto inny robi
to, z czym ona znakomicie poradziaby sobie sama. To byy takie pikne suknie, kada
otrzymana w podarunku od lady Amalisy, tak samo jak ta suknia do jazdy konnej z szarego
jedwabiu, ktr teraz miaa na sobie, niby cakiem zwyczajna, z wyjtkiem tych kilku
przebiniegw wyhaftowanych na piersi. Wiele pozostaych sukien byo znacznie bardziej
ozdobnych. Kada z nich wyrniaaby si swym blaskiem w niedziel albo podczas Bel Tine.
Westchna, przypomniawszy sobie, e w najblisz niedziel ma si ju znale w Tar
Valon, a nie w Polu Emonda. Na podstawie tych niewielu - praktycznie adnych - sw,
ktrymi Moiraine opisaa jej szkolenie nowicjuszek, spodziewaa si, e by moe nie wrci
do domu wiosn, ani na Bel Tine, nawet w najblisz niedziel, ktra po nim przypadaa.
Nynaeve wetkna gow do jej izby.
- Jeste gotowa? - Wsuna si caa do rodka. Zaraz mamy si stawi na dziedzicu.
Te miaa na sobie sukni do jazdy konnej, uszyt z niebieskiego jedwabiu, ozdobion
w talii czerwonymi anemonami. Rwnie podarunek od Amalisy.
- Ju prawie, Nynaeve. Nieomal auj, e wyjedam. Nie sdz, bymy w Tar Valon
miay wiele okazji do noszenia tych licznych sukien, ktre daa nam Amalisa. Nagle
wybuchna miechem. - Ale tak poza tym, Wiedzca, nie bd tsknia za kpielami, podczas
ktrych musz cay czas oglda si przez rami.
- Znacznie lepiej kpa si samemu - arliwie przytakna Nynaeve. Wyraz jej twarzy
nie uleg zmianie, tylko policzki pokraniay.
Egwene umiechna si.
"Ona myli o Lanie".
Nadal dziwnie byo myle, e Nynaeve, Wiedzca, marzy o jakim mczynie.
Uznaa, e lepiej nie mwi o tym Nynaeve w ten sposb, ale ostatnio Wiedzca
zachowywaa si czasami tak dziwnie, jak kada dziewczyna, ktra oddala swe serce
wybranemu mczynie.
"I to takiemu, ktry nie jest jej wart, bo brak mu rozumu. Ona go kocha i ja widz, e
on j te kocha, wic dlaczego brak mu rozsdku, by co powiedzie?"
- Chyba nie powinna mnie ju nazywa Wiedzc powiedziaa nagle Nynaeve.
Egwene zamrugaa. Tego nikt waciwie od niej nie wymaga i Nynaeve nigdy si przy
tym nie upieraa, chyba e bya za albo day tego oficjalne okazje, ale to...
- Czemu nie?
- Jeste ju kobiet.
Nynaeve zerkna na jej nie zaplecione wosy, a Egwene zwalczya w sobie odruch
natychmiastowego skrcenia ich w co na ksztat warkocza. Aes Sedai czesay swoje wosy
tak, jak chciay, ona swoje nosia rozpuszczone, bo to stanowio symbol rozpocztego nowego
ycia.
- Jeste kobiet - powtrzya stanowczo Nynaeve. - Jestemy obie kobietami, daleko
od Pola Emonda, i jeszcze dugo nie zobaczymy domu. Lepiej, jak zaczniesz mnie nazywa
po prostu Nynaeve.
- Jeszcze zobaczymy dom, Nynaeve. Na pewno.
- Nie prbuj pociesza Wiedzcej, dziewczyno - burkna Nynaeve, umiechna si
jednak przy tym.
Rozlego si pukanie do drzwi, lecz zanim Egwene zdya je otworzy, do rodka
wesza Nisura, z wyranym podnieceniem na twarzy.
- Egwene, ten mody czowiek od was prbuje wej do komnat kobiet. - Sdzc po
tonie gosu, uwaaa to za skandal. - I ma przy sobie miecz. Tylko dlatego, e Amyrlin
pozwolia mu tu wej... Lord Rand powinien zachowywa si bardziej naleycie. Wznieci
wielk wrzaw. Egwene, musisz z nim porozmawia.
- Lord Rand - parskna Nynaeve. - Ten modzieniec wyranie wyrs ju ze swych
spodni. Niech go tylko dopadn w swoje rce, a wnet si przekona, kto to jest lord.
Egwene pooya do na ramieniu Nynaeve.
- Pozwl, e z nim porozmawiam, Nyenaeve. Sam na sam.
- Ale prosz bardzo. Najlepsi mczyni nie s wcale lepsi od tych, co wol si
trzyma domu. - Nyaneve umilka, po czym dodaa, czciowo do siebie: - Ale z kolei warto
tych najlepszych przyuczy, by trzymali si domu.
Egwene krcia gow, idc w lad za Nisur przez korytarz. Jeszcze p roku temu
Nynaeve nigdy by nie wygosia tej drugiej uwagi.
"Ale ona nigdy nie przyuczy Lana, by trzyma si domu".
Wrcia mylami do Randa. A wic spowodowa wielk wrzaw?
- Przyuczy go, by trzyma si domu? - mrukna. - Jeli jeszcze nie nauczy si
dobrych manier, to obedr go ywcem ze skry.
- Czasami trzeba zrobi to, co konieczne - powiedziaa Nisura, wawo maszerujc. -
Mczyni nigdy nie s bardziej cywilizowani jak tylko w poowie, dopki si nie oeni. -
Spojrzaa z ukosa na Egwene. - Czy masz zamiar polubi lorda Randa? Nie chc wsadza
nosa w nie swoje sprawy, ale wybierasz si wszak do Biaej Wiey, a Aes Sedai rzadko
wychodz za m, ja sama syszaam tylko o kilku z Zielonych Ajah, raczej niewielu, i...
Egwene bya w stanie dopowiedzie reszt. Syszaa rozmowy w komnatach kobiet na
temat odpowiedniej ony dla Randa. Z pocztku rozmowy te powodoway ukucia zazdroci i
gniewu. Od czasu, gdy byli dziemi, nie by obiecany adnej innej, prcz niej. Jednake miaa
zosta Aes Sedai, a on by tym, czym by. Mczyzn, ktry potrafi korzysta z Mocy. Moga
go polubi. I patrze, jak popada w obd, a potem umiera. Mona go byo przed tym
uchroni jedynie drog poskromienia.
"Nie mog mu tego zrobi. Nie mog!"
- Nie wiem - odpara ze smutkiem.
Nisura skina gow.
- Nikt nie bdzie kusowa tam, gdzie ty masz prawo, ale ty udajesz si do Wiey, a z
niego bdzie dobry m. Oczywicie, jak ju zostanie przeszkolony. A oto i on.
Wszystkie kobiety zebrane przy wejciu do komnat kobiecych obserwoway trzech
mczyzn znajdujcych si na zewntrznym korytarzu. Rand, z mieczem przypasanym na
czerwonym kaftanie, sta przed Agelmarem i Kajinem. aden z tych dwch nie mia miecza,
nawet mimo wydarze ubiegej nocy, bo przebywali przecie w izbach zamieszkanych przez
kobiety. Egwene zatrzymaa si z tyu.
- Rozumiesz, dlaczego nie moesz tam wej - mwi wanie Agelmar. - Ja wiem, e
w Andorze obyczaje s inne, ale czy mnie rozumiesz?
- Ja nie prbowaem tam wej. - Sdzc po gosie Randa, wyjania to wszystko ju
nie raz. - Powiedziaem lady Nisurze, e chc si zobaczy z Egwene, a ona odpara, e
Egwene jest zajta i e bd musia zaczeka. Ja tylko zawoaem j od drzwi. Wcale nie
chciaem wchodzi. One tak si na mnie rzuciy, e mgby pomyle, e wzywaem
Czarnego.
- Kobiety maj swoje zwyczaje - stwierdzi Kajin. By wysoki jak na Shienaranina,
nieomal dorwnywa wzrostem Randowi, szczupy i niezdrowy z wygldu. Kpka wosw na
czubku jego gowy bya czarna jak smoa. - Same wyznaczyy zasady obowizujce w ich
komnatach i my ich przestrzegamy, nawet jeli s gupie. - Na te sowa sporo kobiet unioso
brwi, wic popiesznie chrzkn. - Naley przesya wiadomo, jeli si chce rozmawia z
jak kobiet, ale zostanie ona dostarczona dopiero wtedy, gdy zechc, a do tego czasu musisz
czeka. Taki jest tutejszy obyczaj.
- Ja musz si z ni zobaczy - upiera si Rand. - Niebawem wyjedamy. Dla mnie
jest to wrcz za pno, ale i tak musz si zobaczy z Egwene. Odzyskamy Rg Valere,
sztylet i na tym koniec. Koniec z tym. Ale chc j zobaczy, zanim odjad.
Egwene skrzywia si, mwi dziwnym tonem.
- Nie trzeba si tak zaperza - uspokaja go Kajin. - Razem z Ingtarem znajdziecie Rg
albo nie. Jak nie, to odzyska go kto inny. Koo obraca si, jak chce, a my jestemy tylko
nitkami we Wzorze.
- Nie pozwl, by ten Rg ci opta - powiedzia Agelmar. - On potrafi przej wadz
nad czowiekiem, ju ja wiem, jak bardzo, a nie o to chodzi. Czowiek winien szuka
obowizku, nie sawy. Stanie si to, co ma si sta. Jeli Rg powsta, by gosi chwa
wiatoci, to na pewno bdzie j gosi.
- A oto i twoja Egwene - oznajmi Kajin, zauwaywszy j.
Agelmar obejrza si i skin gow, zauwaajc j obok Nisury.
- Zostawiam ci w jej rkach, Randzie al'Thor. Pamitaj, tutaj jej sowa s prawem, nie
twoje. Lady Nisuro, nie bd dla niego zbyt surowa. On tylko pragn ujrze t mod kobiet
i nie zna naszych obyczajw.
Egwene ruszya w lad za Nisur, ktra torowaa jej drog przez tum przypatrujcych
si im kobiet. Nisura skonia lekko gow przed Agelmarem i Kajinem, ostentacyjnie nie
zrobia tego przed Randem. Mwia napitym gosem.
- Lordzie Agelmarze. Lordzie Kajinie. On ju powinien by pozna nasze obyczaje,
mia do czasu, ale jest zbyt wielki, by dosta za to klapsa, wic pozwalam, by Egwene si z
nim rozprawia.
Agelmar poklepa Randa po ramieniu ojcowskim gestem.
- Widzisz. Porozmawiasz z ni, nawet jeli nie w taki sposb, jak chciae. Chod,
Kajin. Musimy jeszcze wiele rzeczy sprawdzi. Amyrlin wci obstaje przy...
Jego gos umilk w oddali, gdy oddali si razem z drugim mczyzn. Rand nie ruszy
si z miejsca i wpatrywa si w Egwene.
Egwene zauwaya, e kobiety nadal patrzyy. Przypatryway si rwnie jej, nie tylko
Randowi. Czekay, co ona zrobi.
"Wic oczekuje si ode mnie, e si z nim rozprawi, tak?"
Czua jednak, jak jej serce wyrywa si ku niemu. Jego wosy bardzo potrzeboway
grzebienia. Twarz wyraaa gniew, upr i zmczenie.
- Chod ze mn - powiedziaa.
Za nimi rozleg si guchy pomruk, gdy ruszy obok niej w gb korytarza, daleko od
kobiecych komnat. Rand wydawa si zmaga z samym sob, szuka sw, ktre mgby
powiedzie.
- Syszaam o twoich... wyczynach - powiedziaa w kocu. - O tym, jak biegae
wczoraj po komnatach kobiet z mieczem. Jak przyszede z mieczem na audiencj u
Zasiadajcej na Tronie Amyrlin.
Nadal nic nie mwi, tylko szed za ni, ze wzrokiem wbitym w podog.
- Ona ci... nie skrzywdzia, prawda?
Nie potrafia si zmusi, by go zapyta, czy zosta poskromiony, bynajmniej nie
wyglda agodnie, a ona nie miaa pojcia, jak wyglda kto, kto to przeszed.
Wzdrygn si.
- Nie. Ona nie... Egwene, Amyrlin... - Potrzsn gow. - Nie zrobia mi nic zego.
Miaa uczucie, e chcia powiedzie co zupenie innego. Zazwyczaj potrafia z niego
wycign to, co przed ni ukrywa, ale kiedy naprawd postanowi, e bdzie uparty, byoby
jej atwiej wyduba ceg z muru paznokciami. Sdzc po ukadzie jego szczki, w tym
momencie by bardziej uparty ni zwykle.
- Czego ona od ciebie chciaa, Rand?
- Nic wanego. Ta'veren. Chciaa zobaczy ta'veren. - Twarz mu zmika, gdy spojrza
na ni. - A co z tob, Egwene? Wydobrzaa ju? Moiraine obiecaa, e wydobrzejesz, ale ty
bya taka zesztywniaa. Z pocztku mylaem, e umara.
- No c, yj.
Rozemiaa si. Nie potrafia sobie przypomnie nic z tego, co si stao po tym, jak
poprosia Mata, by razem z ni poszed do lochw, a do chwili, gdy przebudzia si we
wasnym ku. Z tego, co syszaa o wydarzeniach ubiegej nocy, nieomal si cieszya, e nic
nie pamita.
- Moiraine powiedziaa, e zostawiaby mi bl gowy jako kar za gupot, gdyby
umiaa dokona Uzdrowienia caej reszty prcz niego.
- Mwiem ci, e Fain jest niebezpieczny - mrukn. - Mwiem ci, ale ty nie chciaa
sucha.
- Jeli masz zamiar rozmawia w taki sposb - oznajmia stanowczo - to oddam ci
Nisurze. Ona nie bdzie z tob rozmawiaa tak jak ja. Ostatni mczyzna, ktry usiowa si
wepchn do komnat kobiet, spdzi cay miesic z rkoma po okcie w mydlanej wodzie, bo
musia pomaga kobietom w praniu, a przecie tylko prbowa odszuka swoj narzeczon i
wszcz ktni. W kadym razie by na tyle przezorny, e nie wzi z sob miecza. wiato
jedna wie, co by z tob zrobiy.
- Wszyscy chc co ze mn zrobi - burkn. Wszyscy chc mnie do czego
wykorzysta. A ja si nie dam. Jak ju znajdziemy Rg i sztylet Mata, ju wicej nie dam si
wykorzystywa.
Wydaa z siebie pomruk rozdranienia, chwycia go za ramiona i obrcia twarz w
swoj stron. Spojrzaa na niego gronie.
- Jeli nie zaczniesz mwi do rzeczy, Randzie al'Thor, to przysigam, e natr ci
uszu.
- Mwisz zupenie jak Nynaeve. - Rozemia si. Gdy jednak na ni spojrza, jego
miech zamar. - Ja myl... myl, e ju ci nigdy nie zobacz. Wiem, e musisz jecha do
Tar Valon. Wiem o tym. I zostaniesz Aes Sedai. Ja ju skoczyem z Aes Sedai, Egwene. Nie
bd ich marionetk, ani Moiraine, ani adnej innej.
Wyglda na tak zagubionego, e zapragna uoy jego gow na swoim ramieniu, a
jednoczenie bi od niego taki upr, e naprawd miaa ochot natrze mu uszu.
- Posuchaj mnie, ty wielki wole. Ja zostan Aes Sedai i znajd sposb, eby ci pomc.
Znajd.
- Nastpnym razem jak mnie zobaczysz, bdziesz pewnie chciaa mnie poskromi.
Rozejrzaa si popiesznie dookoa, nikogo prcz nich nie byo w tej czci korytarza.
- Jak nie bdziesz strzeg swojego jzyka, to nie bd moga ci pomc. Chcesz, eby
kto si dowiedzia?
- Ju i tak zbyt wielu ludzi o tym wie - odpar. Egwene, wolabym, by wszystko byo
inaczej, ale nie jest. auj... Uwaaj na siebie. I obiecaj mi, e nie wybierzesz Czerwonych
Ajah.
zy zalay jej oczy, gdy obja go ramionami.
- To ty uwaaj na siebie - wyszeptaa arliwie w jego pier. - Jeli nie bdziesz uwaa,
to ja... to ja....
Miaa wraenie, e syszy jego wymamrotane "Kocham ci", ale po chwili
stanowczym ruchem zdj jej rce ze swych ramion i delikatnie odsun od siebie. Odwrci
si i ruszy przed siebie dugimi krokami, nieomal pobieg.
Podskoczya w miejscu, gdy Nisura dotkna jej rki.
- Mia tak min, jakby wyznaczya mu zadanie, na ktre nie ma ochoty. Ale nie
moesz pozwala, by widzia, jak paczesz z tego powodu. To podwaa cay sens tego
zadania. Chod. Nynaeve czeka na ciebie.
Egwene ruszya za Nisur, wycierajc po drodze policzki.
"Uwaaj na siebie, ty gamoniu z gow wypchan wen, wiatoci, zaopiekuj si
nim".
ROZDZIA 9
POEGNANIA
Zewntrzny podwrzec peen by celowego zamieszania, kiedy Rand wreszcie
wydosta si na, niosc juki i toboek zawierajcy harf oraz flet. Soce pio si ku
zenitowi. Mczyni krztali si gorczkowo wok koni, podcigajc poprgi przy siodach i
poprawiajc uprz zaprzgw, wokoo rozbrzmieway podniesione gosy. Inni jeszcze
gorczkowo biegali, uzupeniajc na ostatni chwil zawarto swoich toreb przy siodach,
donoszc wod pracujcym lub w popiechu starajc si zaatwi co, o czym wanie sobie
przypomnieli. Kady jednak najwyraniej dokadnie zdawa sobie spraw z tego, co robi i
dokd poda. Kruganki stray i balkony dla ucznikw byy ponownie zatoczone, a
podniecenie elektryzowao poranne powietrze. Kopyta stukay po kamiennym bruku. Jeden z
zaprzonych koni zacz wierzga i stajenny ruszy, by go uspokoi. Powietrze przesyca
ciki, koski zapach. Paszcz Randa wydyma si w podmuchach bryzy marszczcej
wywieszone na wieach sztandary z godem atakujcego sokoa, jednak przewieszony przez
plecy uk skutecznie krpowa jego poy.
Spoza otwartych bram dochodziy dwiki pikinierw i ucznikw Amyrlin
formujcych czworobok. Marszowym krokiem zbliali si wanie od jednej z bocznych
bram. Ktry z trbaczy sprawdza swj rg.
Niektrzy ze Stranikw uwanie obserwowali Randa, gdy ten przemierza
podwrzec, kilka brwi unioso si na widok znaku czapli na mieczu, nie pado jednak adne
sowo. Poowa z nich nosia paszcze tak wyrafinowanie uszyte, i niemal nie sposb byo na
nie patrze. Sta tam Mandarb, ogier Lana, wysoki, czarny, z poncymi oczyma, Stranika
jednak nie byo, brakowao take Aes Sedai, w ogle nieobecno kobiet bya uderzajca.
Aldieb, biaa klacz Moiraine kroczya delikatnie w lad za ogierem.
Gniady ogier Randa znajdowa si w innej grupie, po przeciwlegym kocu
dziedzica, wraz z chorym dziercym sztandar Szarej Sowy Ingtara, samym Ingtarem oraz
dwudziestoma innymi ludmi, uzbrojonymi w lance zakoczone dwustopowymi, stalowymi
grotami. Ostrza lanc byy wzniesione, twarze zakryway opuszczone przybice hemw, zote
opocze z wyhaftowanym na piersi Czarnym Jastrzbiem spyway na napierniki. Jedynie
hem Ingtara wyposaony by w piropusz. Rand rozpoznawa niektre twarze. Szorstki w
sowach Uno, z dug blizn na podbrdku i jednym okiem. Ragan i Masema. Inni, z ktrymi
czasem zdarzyo mu si wymieni par sw lub pogra w kamienie. Ragan pomacha do
niego, Uno skin gow, lecz wikszo postpia podobnie jak Masema - chodne spojrzenie
i ucieczka wzrokiem. Ich juczne konie stay spokojnie, tylko ogony miarowo chostay boki.
Wielki gniadosz zataczy nerwowo, gdy Rand mocowa juki i toboek za wysokim,
tylnym kiem sioda.
- Spokojnie Rudy - wymamrota, wkadajc nog w strzemi i wskakujc na siodo.
Nie cign jednak wodzy, pozwalajc ogierowi pozby si troch nagromadzonej w stajni
energii.
Ku zaskoczeniu Randa od strony stajni nieoczekiwanie nadjecha Loial. Jego
wierzchowiec, o owosionych pcinach, by wielki i mocny jak sam prawdziwy Dhurran. Po-
mimo i wszystkie inne konie wyglday przy nim jak Bela, Ogir, siedzc na nim, wyglda
jakby dosiada kucyka.
Loial wydawa si nie uzbrojony, Rand nigdy nie sysza, by Ogirowie nosili bro -
stedding stanowio wystarczajc ochron. Nadto Loial mia wasne predylekcje i pomysy
odnonie do tego, co moe przyda si w podry. Kieszenie jego paszcza byy znaczco
wypchane, a na jukach odciskay swe lady kanciaste rogi ksig.
Ogir zatrzyma swego konia w pobliu i spojrza na Randa, zakoczone pdzelkami
uszy zastrzygy niepewnie.
- Nie miaem pojcia, e rwnie jedziesz - powiedzia Rand. - Mylaem, i masz ju
dosy podrowania z nami. Tym razem nie da si przewidzie, jak dugo to wszystko potrwa
i gdzie si skoczy.
Koniuszki uszu Loiala podniosy si odrobin.
- Kiedy spotkaem was po raz pierwszy, rwnie nic nie byo wiadome. A nadto, co
wwczas powiedziaem i dzisiaj jest wane. Nie mog przepuci okazji ogldania, jak
rzeczywista historia oplata si wok ta'veren. I pomoenia w odnalezieniu Rogu...
Mat i Perrin nadjechali w lad za Loialem, zamilkli syszc sowa Randa. Twarz Mata
nosia lady zmczenia wok oczu, lecz rozwietla j blask zdrowia.
- Mat - powiedzia Rand - przepraszam za to, co powiedziaem. Perrin, nie miaem
tego na myli. Zachowaem si gupio.
Mat spojrza tylko na niego, potrzsn gow i cicho rzek do Perrina co, czego Rand
nie mg usysze. Uzbrojony by wycznie w uk i koczan, Perrin za mia nadto topr
przytroczony do pasa. Wielkie ostrze topora miao ksztat pksiyca, i poyskiwao gronie,
a jego ciar rwnoway ostry szpic usadowiony po przeciwnej stronie trzonka.
- Mat? Perrin? Naprawd, nie chciaem...
Pojechali dalej, w stron oddziau Ingtara.
- Nie jest to odpowiedni paszcz do podry - zwrci uwag Loial.
Rand spojrza w d na zote ciernie spinajce szkaratne rkawy i skrzywi si.
"I nic dziwnego, e Mat i Perrin myl, i stroj si w cudze pirka".
Kiedy wrci do pokoju okazao si, i jego rzeczy zostay ju spakowane i wysane.
Wszystkie zwyke paszcze, ktre posiada, znajdoway si obecnie na grzbietach jucznych
koni, tak przynajmniej powiedzia sucy. Za paszcze zostawione w garderobie byy co do
jednego rwnie strojne, jak okrycie, ktre zaoy. W torbie mia jedynie kilka koszul,
weniane skarpety i zapasowe spodnie. W kocu jako udao mu si usun zoty sznur z
rkawa, aczkolwiek schowa do kieszeni szpilk ze zotym orem. Ostatecznie Lan ofiarowa
mu j w prezencie.
- Przebior si, kiedy wieczorem staniemy na popas - wymamrota. Po chwili wzi
gboki odech: - Loial, wyrzekem do ciebie sowa, ktrych mwi nie powinienem. Teraz
pozostaje mi tylko mie nadziej, e mi wybaczysz. Miaby wszelkie prawo wypomnie mi
je, niemniej prosz ci, by tego nie czyni.
Loial umiechn si, jego uszy wypryy. Podprowadzi bliej konia.
- Ja przez cay czas wypowiadam co, czego nie powinienem. Starsi zawsze mwili, i
najpierw mwi, a dopiero godzin pniej zdarza mi si pomyle.
Nagle, tu przy jego strzemieniu pojawi si Lan. uski jego zbroi miay zielono-szary
kolor, suy mogy znakomicie zakamuflowaniu w lesie lub pord ciemnoci.
- Musz z tob porozmawia pasterzu. - Spojrza na Loiala. - Na osobnoci, jeli
pozwolisz, Budowniczy. Ten skin gow i odprowadzi swego wielkiego konia na bok.
- Nie wiem, czy powinienem ci wysucha - odrzek Rand. - Te mieszne rzeczy i
wszystko to, co mi powiedziae, nie okazao si nazbyt pomocne.
- Kiedy nie moesz odnosi wielkich zwycistw, pasterzu, naucz si kontentowa
maymi. Jeli udao ci si przekona otoczenie, i jeste czym wicej, ni tylko wiejskim
chopcem, ktrym atwo bdzie manipulowa, to ju jest may triumf. Teraz bd cicho i
suchaj. Czasu zostao tylko na jedn lekcj, najtrudniejsz. Chowanie Miecza.
- Kadego ranka, przez godzin nie pozwalae mi robi nic innego, jak tylko
wyciga to przeklte ostrze i na powrt chowa w pochwie. Na stojco, siedzco, na leco.
Sdz, e ju potrafi schowa je do pochwy, nie kaleczc si przy tej okazji.
- Powiedziaem suchaj, pasterzu - warkn Stranik. - Przyjdzie czas, gdy bdziesz
musia osign cel za wszelk cen. Moe si to zdarzy zarwno w czasie ataku, jak i
obrony. A jedyn drog do celu - pozwoli, by miecz schowa si w twym wasnym ciele.
- To szalestwo - odpar Rand. - Dlaczego kiedykolwiek miabym...?
- Bdziesz wiedzia, kiedy ta chwila przyjdzie, pasterzu - przerwa mu Stranik. -
Kiedy cena warta bdzie wysiku i nie pozostanie ci aden inny wybr. Nazywa si to
Chowaniem Miecza. Zapamitaj wic.
Ukazaa si Amyrlin, ktra sza przez dziedziniec u boku lorda Agelmara oraz Leane
wraz z jej sztabem. Ubrany w zielony aksamitny paszcz lord Fal Dara nie wyglda nawet
obco pord tak wielu uzbrojonych ludzi. Nigdzie jednak nie byo wida ladu innych Aes
Sedai. Kiedy przechodzili obok, Randowi udao si posysze fragment rozmowy.
- Ale Matko - protestowa Agelmar - nie miaa nawet czasu, by odpocz po
podry. Obiecaem, e wydam dzisiaj na tw cze uczt, o jak raczej trudno w Tar Valon.
Amyrlin potrzsna gow, nie zatrzymujc si nawet na chwil.
- Nie mog, Agelmarze. Wiesz dobrze, e zostaabym, gdybym moga. I tak nie
planowaam dugiej wizyty, a teraz naglce sprawy wymagaj mej obecnoci w Biaej Wiey.
Moje miejsce jest tam.
- Matko, to haba dla mnie, e przyjedasz jednego dnia i opuszczasz nas
nastpnego. Przysigam ci, i nie powtrz si wydarzenia zeszej nocy. Potroiem zaogi u
bram miasta, podobnie jak oddziay stray. Sprowadziem z miasta akrobatw, a z Mos Shirae
przyjecha bard. Krl Easar ma przyby z Fal Moran, posaem po niego, gdy tylko...
W miar jak oddalali si w gb dziedzica, ich gosy cichy, wchaniane przez zgiek
przygotowa. Amyrlin ani razu nie spojrzaa w kierunku Randa.
Kiedy ten wreszcie rozejrza si wok siebie, Stranik ju poszed i nigdzie nie byo
go wida. Loial na powrt podprowadzi konia do boku Randa.
- To czowiek, ktrego trudno schwyta i zatrzyma, nieprawda Rand? Nigdzie go nie
ma, potem znienacka si pojawia, potem znowu znika, i zupenie nie zdajesz sobie sprawy,
jak przychodzi, czy odchodzi.
"Chowanie Miecza. - Randem wstrzsn dreszcz. Wszyscy Stranicy musz by
szaleni".
Stranik, z ktrym rozmawiaa Amyrlin, nagle pochyli si w siodle. Zanim dotar do
szerokich bram, ju gna na zamanie karku. Patrzya za nim, w jego postawie by niezwyky
upr.
- Dokd on tak pdzi? - gono zdziwi si Rand.
- Syszaem - odpar Loial - e wci saa dzisiaj gocw, a do Arad Doman. Plotka
gosi, i s jakie kopoty na Rwninie Almoth, a Tron Amyrlin chce wiedzie, o co dokadnie
chodzi. Nie rozumiem jednak, dlaczego wanie teraz? Z tego, co wiem, pogoski o tych
kopotach dotary wraz z Aes Sedai, z Tar Valon.
Rand poczu zimny dreszcz. Ojciec Egwene posiada w domu wielk map, map, nad
ktr marzc, lcza niejeden raz, kiedy jeszcze nie zdawa sobie sprawy, jak wygldaj
marzenia, gdy si speniaj. Stara bya to mapa, ukazywaa kraje i ludy, o ktrych przyjezdni
kupcy powiadali, i ju nie istniej, ale Rwnina Almoth bya na niej zaznaczona - graniczya
z Gow Tomana.
"Spotkamy si znowu na Gowie Tomana".
Byo to na przeciwlegym kocu znanego mu wiata, na wybrzeach Oceanu Aryth.
- To nie ma nic wsplnego z nami - wyszepta. Nic wsplnego ze mn.
Loial wydawa si nie sysze. Drapic si po nosie palcem grubym jak kiebasa, Ogir
wci wpatrywa si w bram, za ktr znikn Stranik.
- Jeeli tak bardzo j to interesuje, czemu nie wysaa kogo przed opuszczeniem Tar
Valon? C, wy ludzie zachowujecie si gorczkowo, biegacie wkoo, krzyczc. Uszy
wypryy mu si z zakopotania. - Przepraszam, Rand. Wiesz przecie, e zdarza mi si
powiedzie co, zanim pomyl. Sam jestem rwnie pochopny i raptowny.
Rand rozemia si. By to miech niezbyt radosny, ostatecznie jednak dobrze byo
mie si choby z czego pomia.
- By moe, gdybymy yli rwnie dugo jak wy, Ogirowie, bylibymy bardziej
stateczni.
Loial mia dziewidziesit lat, co wedle norm Ogirw nie wystarczao, aby pozwoli
mu na samodzielne opuszczanie stedding. To, e jednak wyruszy w drog stanowio, jak
podkrela, dowd jego porywczoci. Jeli wic Loial by przykadem atwo gorczkujcego
si Ogira, to o pozostaych naleao chyba sdzi podobnie jak Rand, e byli wykuci z
kamienia.
- By moe - zaduma si Loial - lecz wy ludzie potraficie tak duo zrobi ze swym
ywotem. My tylko prowadzimy dugie narady w stedding, pielgnujemy gaje. Przecie nawet
nasze budowle zostay wszystkie wykonane, zanim duga tuaczka dobiega koca. To wanie
gaje byy drogie sercu Ogira, nie za miasta, ktrych budow zapisali si w pamici ludzi. To
pragnienie zobaczenia gajw, zasadzonych, aby upamitni Ogirw Budowniczych ze sted-
ding, skoniy mnie do opuszczenia domu. Ale od kiedy zdecydowalimy si powrci do
stedding... - jego sowa powoli cichy, w miar zbliania si Amyrlin.
Ingtar i jego towarzysze wyprostowali si w siodach, przygotowujc do zeskoczenia z
nich i klknicia, lecz gestem nakazaa im pozosta w miejscu. Przy boku miaa Leane,
Agelmar trzyma si o krok z tyu. Z jego pospnej twarzy wyczyta mona byo, i porzuci
daremne usiowania zatrzymania jej duej.
Zanim odezwaa si sowem, najpierw przez chwil patrzya kademu w oczy. Na
twarzy Randa jej wzrok nie spocz ani troch duej ni na pozostaych.
- Niech pokj spynie na twj miecz, lordzie Ingtatze - rzeka na koniec. - Sawa
Budowniczym, Loial Kiseran.
- Zaszczycasz nas, Matko. Niech pokj spynie na Tar Valon. - Ingtar skoni si w
siodle, pozostali Shienaraczycy postpili podobnie.
- Wszelka cze dla Tar Valon - powiedzia Loial, kaniajc si.
Jedynie Rand, oraz dwaj jego przyjaciele, ktrych konie stay po przeciwnej stronie
oddziau, pozostali wyprostowani. Zastanawia si c takiego chciaaby im powiedzie.
Leane popatrzya krzywo na trjk chopcw, oczy Agelmara rozszerzyy si, lecz Amyrlin
nie zwrcia na to uwagi.
- Wyruszacie wic w poszukiwaniu Rogu Valere zacza - i nadziej wiata zabieracie
ze sob. Rg nie moe pozosta w niewaciwych rkach, szczeglnie w rkach
Sprzymierzecw Ciemnoci. Ci, ktrzy przybd na jego wezwanie, uczyni to niezalenie
od tego, kto we zadmie, przysig zwizani z Rogiem, nie ze wiatoci.
Sowa te wywoay poruszenie wrd suchajcych mczyzn. Dotd kady wierzy, i
wezwani z grobu bohaterowie walczy bd za wiato. Jeli mieliby si okaza sugami
Cienia, wwczas...
Amyrlin cigna dalej, lecz Rand ju nie sucha, bo oto powrci Obserwator. Pod
jego wzrokiem wosy zjeyy mu si na karku. Wpatrywa si w zatoczone balkony dla
ucznikw, przepatrywa dziedziniec, szeregi ludzi cinite na krugankach stray, u szczytu
murw. Gdzie pomidzy nimi tkwiy niewidoczne, ledzce go oczy. Spojrzenie lepio si
do jak wstrtne mazido.
"To nie moe by Pomor, przecie nie tutaj. A wic kto? Lub co?"
Przechyli si w siodle, zmuszajc Rudego do zwrotu szuka. Gniadosz nerwowo
przestpowa z nogi na nog.
Nagle co bysno tu przed twarz Randa. Czowiek przechodzcy za plecami
Amyrlin krzykn i upad, z jego boku sterczaa czarnopira strzaa. Amyrlin staa spokojnie
spogldajc na rozdarcie rkawa, jej krew wolno kapaa na szary jedwab.
Kobieta krzykna i nagle podwrzec rozbrzmia krzykami i lamentem. Tum na
murach zafalowa gniewnie, a kady mczyzna znajdujcy si na dziedzicu obnay miecz.
Nawet Rand, z czego dopiero po chwili, niepomiernie zdziwiony, zda sobie spraw.
Agelmar potrzsn ostrzem ku niebu.
- Znale go! - wrzasn. - Doprowadzi do mnie!
Kolor jego twarzy zmieni si z czerwieni w biel, gdy zobaczy krew na rkawie
Amyrlin. Pad na kolana, skaniajc nisko gow.
- Wybacz, Matko! Nie dopilnowaem twego bezpieczestwa. Niech okryj si hab.
- Bzdury, Agelmarze - odpara Amyrlin. - Leane przesta tak biega wok mnie i
zajmij si tamtym czowiekiem. Wiele razy zaciam si mocniej podczas skrobania ryby, a on
rzeczywicie potrzebuje pomocy. Agelmarze, wsta! Wsta, lordzie Fal Dara! Nie zawiode
mnie i nie masz powodw do wstydu. Zeszego roku, w Biaej Wiey, gdzie przy kadej
bramie miaam swoich onierzy, a dookoa wszdzie Stranikw, czowiek z noem
przedosta si na odlego piciu stp. Bez wtpienia Biay Paszcz, aczkolwiek nie mam na
to dowodu. Prosz wsta, teraz bowiem ty mnie zawstydzasz.
Kiedy Agelmar wstawa, uja palcami rozdarty rkaw.
- Kiepski strza, jak na ucznika Biaych Paszczy, kiepski nawet jak na
Sprzymierzeca Ciemnoci. - Zamrugaa oczyma, a jej wzrok spocz na Randzie. - O ile
oczywicie celowa we mnie.
Spojrzenie powdrowao dalej, zanim Rand zdy co wyczyta w jej twarzy. Nagle
jednak zapragn zeskoczy z konia i natychmiast gdzie si schowa.
"Nie strzelano do niej, doskonale o tym wie".
Leane podniosa si z miejsca, gdzie klczaa. Kto narzuci paszcz na twarz
czowieka trafionego strza.
- Nie yje, Matko. - W gosie rozbrzmiewao zmczenie. - By martwy, zanim pad na
ziemi. Nawet gdybym bya tu przy nim...
- Zrobia, co moga, Crko. mierci nie mona Uzdrowi.
Agelmar podszed bliej.
- Matko, jeli w pobliu s zabjcy Biaych Paszczy, albo Sprzymierzecy Ciemnoci,
musisz pozwoli mi wysa ze sob ludzi. Przynajmniej niech ci towarzysz do rzeki. Nie
miabym po co y, gdyby co zego przytrafio ci si w Shienar. Prosz, wr do kobiecych
komnat. Wasnym yciem zapewni ci ochron, dopki nie bdziesz gotowa do podry.
- Zachowaj spokj - odrzeka mu. - To zadrapanie nie odwlecze mojego odjazdu nawet
na chwil. Tak, tak, z radoci zgodz si na to, by twoi ludzie towarzyszyli mi do rzeki, jeli
nalegasz. Lecz nie pozwol, eby caa ta sprawa na moment choby odwloka wyjazd lorda
Ingtara. Dopki Rg nie zostanie na powrt odnaleziony, liczy si kade uderzenie serca. Za
pozwoleniem, lordzie Agelmarze, czy zechciaby wyda rozkazy swym sugom?
Agelmar pochyli gow w zgodzie. W tej chwili oddaby jej nawet Fal Dara, gdyby
tylko poprosia.
Amyrlin odwrcia si do Ingtara i zgromadzonych za nim ludzi. Znw nawet nie
spojrzaa na Randa. Zaskoczyo go, gdy nagle umiechna si.
- Zaoyabym si, e Illian nie wyposay swego Wielkiego Polowania na Rg w tak
gromk odpraw - powiedziaa. - Ale do was naley prawdziwe Wielkie Polowanie. Jest was
niewielu, wic moecie podrowa szybko, wystarczy jednak, by wypeni sw powinno.
Nakadam na ciebie, lordzie Ingtarze z Domu Shinowa, i na was wszystkich, obowizek
odnalezienia Rogu Valere. I niech nic nie stanie wam na przeszkodzie.
Ingtar gwatownym ruchem wycign miecz z pochwy i ucaowa obnaone ostrze.
- Na moje ycie i dusz, na mj Dom i honor, przysigam to uczyni, Matko.
- Jed wic.
Ingtar popdzi konia w kierunku bramy.
Rand wbi pity w boki Rudego i pogna za kolumn, ktra ju znikaa w cieniu bram.
Niewiadomi tego, co zdarzyo si w rodku, pikinierzy i ucznicy Amyrlin stali,
tworzc ywy mur, wzdu drogi od bram do waciwego miasta, a Pomie Tar Valon lni na
ich piersiach. Dobosze i trbacze czekali w pobliu bram, gotowi stan w szeregu, kiedy
tylko ich pani opuci bram. Tu za rzdem uzbrojonych ludzi, toczno byo na placu przed
wie. Niektrzy wznosili okrzyki na widok sztandaru Ingtara, sporo osb bez wtpienia
mylao, i to odjeda Zasiadajca na Tronie Amyrlin. Wzmagajcy si pomruk ciga Randa
poprzez plac.
Dogoni Ingtara w Miejscu, gdzie ulic ograniczay niskie strzechy domw i sklepw,
gdzie tum gsto sta po obu jej stronach. Niektrzy rwnie wznosili okrzyki. Mat i Perrin
jechali na samym czele kolumny obok Ingtara i Loiala, lecz jedynie dwaj ostatni obejrzeli si,
gdy Rand do nich doczy.
"W jaki sposb miabym ich przeprosi, skoro nie pozwalaj mi nawet zbliy si na
tyle, eby cokolwiek powiedzie. Niech sczezn, wcale nie wyglda, jakby umiera".
- Changu i Nidao zniknli - rzek nagle Ingtar. Wydawa si zimny i zy, ale rwnie
wstrznity. - Jeszcze w wiey policzylimy wszystkich, ywych i martwych. Liczylimy
dwukrotnie, ostatniej nocy i ponownie rankiem. Nie doliczylimy si jedynie ich dwu.
- Changu zeszej nocy sta na warcie w lochach powiedzia Rand wolno.
- Nidao by razem z nim. Mieli obj drug wart. Zawsze trzymali si razem, nawet
jeli wymagao to dodatkowej suby, lub koniecznoci przehandlowania jej z kim innym. To
nie by ich czas, kiedy si wszystko stao, lecz... Walczyli w Wwozie Tarvina, miesic temu,
i uratowali lorda Agelmara, kiedy jego ko pad i obskoczyy go trolloki. A teraz...
Sprzymierzecy Ciemnoci. - Wcign gboki oddech. - Wszystko si rozpada.
Jaki czowiek na koniu sforsowa cib zgromadzon wzdu ulicy i wczy si do
kolumny, zajmujc miejsce za Ingtarem. Sdzc po ubiorze by to mieszkaniec miasta;
szczupy, z pomarszczon twarz i dugimi, siwiejcymi wosami. Do jego sioda
przymocowany by toboek i bukak z wod, przy pasie wisia krtki miecz, zbaty amacz
mieczy oraz paka.
Ingtar pochwyci spojrzenie Randa.
- To jest Hurin, nasz wszyciel. Nie ma potrzeby, aby Aes Sedai wiedziay o nim. Nie
dlatego, e to co czyni jest ze. Krl trzyma wszyciela w Fal Moran, w Ankor Dail te maj
jednego. Po prostu Aes Sedai rzadko lubi to, czego nie rozumiej, a on na dodatek jest
mczyzn... Rzecz jasna, jego talenty nie maj nic wsplnego z Moc. Powiedz, mu to sam,
Hurmie.
- Tak, lordzie Ingtar - powiedzia mczyzna. Ze swego sioda nisko skoni si
Randowi. - To zaszczyt suy ci, mj panie.
- Mw do mnie Rand. - Rand wycign rk, po chwili Hurin umiechn si i
ucisn j.
- Jak sobie yczysz, lordzie Rand. Lord Ingtar i lord Kajin nie przykadaj nadmiernej
uwagi do manier, lord Agelmar rzecz jasna rwnie, lecz w miecie powiadaj, i jeste
zagranicznym ksiciem z poudnia, a niektrzy z zagranicznych panw niezmiernie dbaj o
poprawno zachowania w ich obecnoci.
- Nie jestem lordem.
"W kocu przynajmniej od tego udao mi si uwolni".
- Po prostu, Rand.
Hurin zamruga.
- Jak sobie yczysz, mj pa... ach... Rand. Jestem wszycielem, jak wiesz. Tej niedzieli
upyn cztery lata. Przedtem nigdy nie syszaem o czym takim, teraz jednak wiem, e s inni
podobni do mnie. Wszystko zaczo si stopniowo. Najpierw czuem ze wonie, tam gdzie
inni nie czuli nic, potem moje zdolnoci wzrosy. Min rok, zanim zdaem sobie spraw, co
si dzieje. Potrafi wyczuwa zapach przemocy, zabijania i blu. Czuj miejsca, w ktrych
dokonywano gwatu. Potrafi i ladem tego, ktry to zrobi. Kady lad jest inny, nie ma
wic problemu z odrnieniem ich. Lord Ingtar usysza o mnie i przyj mnie na sub, na
sub krlewskiej sprawiedliwoci.
- Potrafisz wyczuwa zapach przemocy? - zapyta Rand. Nie potrafi si powstrzyma
przed spogldaniem na nos swego rozmwcy. Zwyky nos, ani duy, ani may. Powiadasz, e
rzeczywicie potrafisz tropi kogo, kto powiedzmy, zabi innego czowieka? Czu jego
zapach?
- Potrafi, mj pa... ach... Rand. Z upywem czasu zapach si rozwiewa, ale im
gorszego gwatu si dopuszczono, tym duej trwa. Och, potrafi wyczu pole bitwy po upy-
wie dziesiciu lat, chocia lady po walczcych dawno ju znikny. Wyej, w okolicach
Ugoru, lady trollokw niemal nigdy nie znikaj. To znaczy nie samych trollokw, lecz
zabijania i blu. Natomiast zapach walki w karczmie, podczas ktrej, dajmy na to, zami
komu rk... taki zapach zanika w cigu kilku godzin.
- Zdaje mi si, e rozumiem, dlaczego nie chciaby, aby znalazy ci Aes Sedai.
- Ach, lord lngtar mia racj w tym, co powiedzia o Aes Sedai, niech wiato je
owieca... ach... Rand. Kiedy w Cairhien przeyem spotkanie z jedn z nich, z Brzow
Ajah, cho, zanim nie pozwolia mi odej, przysigbym, e to bya Czerwona. Przez cay
miesic trzymaa mnie prbujc doj, w jaki sposb potrafi czu. Koniecznie chciaa si
tego dowiedzie. Przez cay czas mruczaa: "Czy to stare talenty odradzaj si, czy powstaj
nowe?" i patrzya na mnie tak, jakbym naprawd uywa Jedynej Mocy. W pewnej chwili sam
zaczem w to wierzy. Lecz przecie nie oszalaem i w istocie nic nie byem w stanie zrobi.
Po prostu czuj zapach.
Rand nie mg w tym momencie nie wspomnie na sowa Moiraine: "Stare bariery
sabn. Co rozpada si i zmienia w naszych czasach. Stare rzeczy odradzaj si i powstaj
nowe. By moe za naszego ycia zobaczymy koniec wieku".
Wstrzsn nim dreszcz.
- A wic, bdziemy tropi tych, ktrzy ukradli Rg, posugujc si twoim nosem.
Ingtar przytakn. Hurin umiechn si z dum i powiedzia:
- Tak wanie zrobimy... ach... Rand. Pewnego razu cigaem morderc a do Cairhien,
innym razem przez ca drog do Maradon, aby doprowadzi ich przed oblicze krlewskiej
sprawiedliwoci. - Jego umiech znikn, teraz wydawa si bardziej zakopotany. - Ale ta
sprawa jest najgorsza. Morderstwo roztacza wstrtny zapach, lecz to... - Nos mu si
zmarszczy. - W t spraw, zeszej nocy byli zaangaowani ludzie. Musieli by
Sprzymierzecami Ciemnoci, chocia na podstawie samego zapachu nie da si tego
powiedzie. Bd szed za zapachem trollokw i Pczowieka. I czego jeszcze gorszego.
Jego gos powoli cich, ginc wrd grymasw i mamrotania, Rand jednak sysza
powtarzajc si fraz:
- Co gorszego jeszcze, wiatoci ratuj.
Dojechali do bram miasta, tu za murami Hurin unis twarz i wcign w rozwarte
nozdrza powiew wiatru. Prychn z niesmakiem.
- Tdy, lordzie Ingtarze. - Wskaza na poudnie.
Ingtar wydawa si zaskoczony.
- Nie w kierunku Ugoru?
- Nie, lordzie Ingtarze. Ohyda! - Hurin wytar usta w paszcz. - Niemal mog
posmakowa ich zapach. Pojechali na poudnie.
- Miaa racj tedy Zasiadajca na Tronie Amyrlin powiedzia wolno Ingtar. - Wielka i
mdra kobieta, ktra zasuya na lepsze sugi ni ja. Trzymajmy si wic ladu, Hurin.
Rand odwrci si i spojrza poprzez bram na ulic wiodc do wiey, potem na sam
wie. Mia nadziej, e Egwene nic si nie stao.
"Nynaeve zaopiekuje si ni. By moe tak bdzie nawet lepiej, jak czyste cicie,
ktre boli dopiero wwczas, gdy ju jest po wszystkim".
Poda za Ingtarem i sztandarem Szarej Sowy, na poudnie. Zrywa si wiatr, ktry
pomimo wieccego soca mrozem wia w plecy. Zdawao si, e w jego podmuchach
sycha miech, niewyrany i kpicy.


Woskowy ksiyc owietla wilgotne, pogrone w nocnym mroku ulice Illian, wci
rozbrzmiewajce przecigajcymi si obchodami wita. Za kilka dni miao nastpi oficjalne
otwarcie Wielkiego Polowania na Rg, wrd parady i ceremonii, ktre sw tradycj
wywodziy a z Wieku Legend. Uroczystoci na cze uczestnikw Polowania zbiegy si w
czasie ze witem Teven, z jego synnymi turniejami i nagrodami dla bardw. Nagroda
gwna,. jak zazwyczaj, miaa przypa temu, ktry najlepiej zadeklamuje Wielkie Polowanie
na Rg.
Tej nocy bardowie piewali w rezydencjach i paacach miasta, gdzie zaywali
rozrywki wielcy i potni, Myliwi za przybywali ze wszystkich stron wiata, aby ciga i
zdoby, jeli nawet nie sam Rg, to przynajmniej niemiertelno w pieni i opowieci. Tej
nocy cieszyli si muzyk i tacem, otoczeni entuzjastami kosztowali lodw, aby ochodzi
czoa rozpalone pierwszym tego roku prawdziwym upaem. Karnawa wyleg na ulice i trwa
pord rozwietlonej ksiycow powiat parnej nocy. Dopki nie rozpocznie si Polowanie,
kady dzie zmieni si w wito, kada noc rozbrzmi zabaw.
Ludzie mijali Bayle'a Domona. Przesuway si najdziwaczniejsze i najbardziej
fantazyjne kostiumy, z ktrych wiele raczej odkrywao, ni przykrywao nago cia. Krzyczc
i piewajc przebiegay kilkuosobwe grupy, ktre po chwili rozpaday si na chichoczce i
trzymajce si za rce pary, by nastpnie znw przyczy si do ochrypego chru.
Fajerwerki eksplodoway na niebie, zotem i srebrem rozbyskujc na tle czerni. W miecie
przebywao obecnie prawie tyle samo iluminatorw, co bardw.
Domon rwnie niewiele uwagi powica fajerwerkom, co Polowaniu. Szed wanie,
aby spotka si z ludmi, co do ktrych ywi podejrzenia, e mog chcie go zabi.
Po Mocie Kwiatw przekroczy jeden z licznych w miecie kanaw i dosta si do
Pachncej Dzielnicy, w portowej czci Illian. Kana mierdzia zawartoci niezliczonych
nocnikw i nawet lad po kwiatach nie pozosta w pobliu mostu. Nad dzielnic unosi si
zapach juty i smoy, dobiegajcy od dokw stoczni. W poczeniu z kwanym odorem muu
zatoki tworzy nieznon zawiesin w powietrzu tak gstym od upau, e mona by je
niemale pi. Domon oddycha ciko. Za kadym razem, gdy powraca z krain pnocy, by
zaskoczony, pomimo e przecie tutaj si wanie urodzi, upaem wczesnego lata
spywajcym na Illian.
W jednym rku trzyma grub pak, druga spoczywaa na rkojeci krtkiego miecza,
ktry tyle razy ju suy mu w walce z rzecznymi zbjcami, wdzierajcymi si na pokady
statkw handlowych. Z pewnoci niejeden rozbjnik czai si w mroku tej rozhulanej nocy,
podczas ktrej upy mogy by bogate, a ofiary zazwyczaj miay w sobie spore iloci wina.
By mocno zbudowanym, muskularnym mczyzn, a prosty paszcz z pewnoci nie
czyni go wystarczajco bogatym w oczach zaczajonych pord mroku owcw zota, eby
chcieli ryzykowa spotkanie z jego pak. Tych kilku, ktrym rzucia si w oczy jego sylwetka
na tle wiata wylewajcego si przez okna, chykiem umkno w ciemno. Ciemne, dugie
wosy spyway mu na ramiona, duga broda okalaa okrg twarz. Na tej twarzy nigdy
waciwie nie goci wyraz agodnoci, teraz jednak bya tak sroga, jakby jej waciciel
postanowi utorowa sobie drog poprzez mur. Mia spotka si z tutejszymi ludmi i nie by
z tego powodu szczliwy.
Tum witujcych zgstnia nieco, przechodzili obok piewajc i faszujc, bo wino
mieszao im jzyki.
Rg Valere, na moj star prababk! - myla ponuro Domon. - W tej sprawie
ryzykuj moim statkiem. I, skarz mnie Fortuno, moim yciem".
Wszed do gospody. Nad drzwiami widnia rysunek wielkiego, biao prgowanego
borsuka, taczcego na tylnich apach przed czowiekiem, trzymajcym srebrn opat.
Gospoda nazywaa si "Spokj Borsuka", chocia nawet karczmarka, Nieda Sidoro, nie
wiedziaa, skd pochodzia ta nazwa. W Illian zawsze bya taka gospoda.
Sala oglna bya dobrze owietlona i cicha, podog wysypano trocinami, muzyk
delikatnie brzdka na dwunastostrunowym instrumencie, grajc jedn ze smutnych piosenek
Ludu Morza. Nieda nie zezwalaa na adne awantury w swojej gospodzie, a jej siostrzeniec
Bili by wystarczajco silny, aby unie czowieka jedn rk. eglarze, dokerzy i
magazynierzy przychodzili do "Borsuka", aby napi si, troch porozmawia, zagra w
kamienie lub strzaki. Teraz sala bya zapeniona jedynie w poowie, nawet zwolennicy
spokoju skuszeni zostali splendorem wita. Rozmowy toczyy si przyciszonym gosem,
Domon jednak zdoa usysze wzmianki na temat Polowania i faszywego Smoka, ktrego
pochwycili Murandianie, oraz tego Smoka ktrego Taireczycy wanie cigali po Haddon
Mirk. Istniay, jak si zdawao, pewne wtpliwoci co do tego, czy lepszy byby martwy
Smok, czy Taireczycy.
Domon skrzywi si.
"Faszywe Smoki! Skarz mnie Fortuno, nie ma ju adnego bezpiecznego miejsca w
dzisiejszych czasach".
Lecz w rzeczywistoci nie troszczy si wcale ani o faszywych Smokw, ani o
Polowanie.
Gruba wacicielka, z wosami zaplecionymi z tyu gowy, wycieraa kufle,
rwnoczenie uwanie przypatrujc si swym gociom. Nie przerywajc swego zajcia, nawet
nie patrzc na Demona, opucia jedn powiek, za drugim okiem wskazaa trzech mczyzn
siedzcych przy stole w kcie. Zachowywali si cicho, nawet jak na zwyczaje panujce w
"Borsuku". Wyczu mona byo niemale bijcy od nich smutek. Ich aksamitne, czarne
kapelusze w ksztacie dzwonu oraz czarne paszcze haftowane na piersiach pasami srebra,
szkaratu i zota, odznaczay si pord zwykych, prostych ubiorw pozostaych goci.
Domon westchn i sam zaj st w kcie.
"Tym razem Cairhienianie".
Wzi z rk usugujcej dziewczyny kufel brzowego piwa i pocign dugi yk.
Kiedy postawi naczynie na stole, trzej mczyni w prkowanych paszczach stali ju przed
nim. Wykona doni nieznaczny gest, dajc do zrozumienia Niedzie, e pomoc Biliego nie
bdzie potrzebna.
- Kapitan Domon?
Wszyscy trzej praktycznie niczym nie rnili si midzy sob, lecz mwicego
otaczaa delikatna aura, ktra Domonowi pozwolia rozpozna przywdc. Jak si wydawao,
nie byli uzbrojeni. Pomimo bogatych ubiorw wygldali, jakby wcale nie potrzebowali broni.
W na pozr zwyczajnych twarzach lniy twarde oczy.
- Kapitan Bayle Domon, ze statku "Spray"?
Domon krtko skin gow, trzej mczyni usiedli, nawet nie czekajc na
zaproszenie. Rozmawia ten, ktry mwi poprzednio, pozostali dwaj tylko patrzyli, ledwo
mrugajc oczyma.
"Stra przyboczna - pomyla Domon - pomimo tych strojnych ubiorw. Kim musi by
ten czowiek, skoro moe sobie pozwoli na prywatn ochron?"
- Kapitanie Domon, mamy osob, ktr naley przewie z Mayene do Illian.
- "Spray" jest statkiem rzecznym - przerwa mu Domon. - Ma zbyt sabe zanurzenie i
kil nieodpowiedni do pywania po gbokich wodach.
Nie bya to cakowita prawda, lecz dla ludzi z ldu powinno wystarczy.
"Ostatecznie bdzie to jaka zmiana w porwnaniu z z. Staj si coraz sprytniejsi".
Mczyzna wydawa si cakowicie niezmieszany.
- Syszelimy, e zrezygnowa z rzecznego handlu.
- Moe tak, moe nie. Jeszcze nie zdecydowaem.
W istocie nie bya to prawda. Postanowi ju wicej nie wraca w gr rzeki, nie
wraca na Ziemie Graniczne, nigdy, nawet za cay jedwab przewoony w taireskich statkach.
Saldeaskie futra i pieprz, nie byy po prostu tego warte i nie miao to nic wsplnego z
zasyszanymi plotkami o faszywych Smokach. Zastanawia si jednak, skd kto miaby o
tym wiedzie. O swojej decyzji z nikim nie rozmawia, a jednak ludzie w jaki sposb wie-
dzieli.
- Z atwoci moesz dopyn do Mayene. Bez wtpienia, kapitanie, zdecyduje si
pan poeglowa wzdu linii brzegu za cen tysica zotych marek.
Wbrew woli Domon wybauszy oczy. Byo to czterokrotnie wicej, nili zaoferowano
mu ostatnio, suma wystarczajco dua, by czowiekowi rozdziawia si gba ze zdziwienia.
- Chcecie, abym kogo przewiz? Sam Pierwsz z Mayene? A wic zie udao si j
w kocu wypdzi?
- Nie ma potrzeby wymieniania adnych nazwisk, kapitanie.
Mczyzna pooy na ladzie du skrzan sakiewk i zapiecztowany pergamin.
Sakiewka ciko pobrzkiwaa, gdy przesuwa j w poprzek stou. W wielkim, czerwonym,
woskowym krgu, spinajcym zwinity pergamin, odcinite byo soce o wielu promieniach
- piecz Wschodzcego Soca Cairhien.
- Dwiecie w formie zaliczki. Za tysic marek, jak sdz, nie bdziesz dopytywa si o
nazwiska. Gdy wrczysz to pismo, rzecz jasna z nie naruszon pieczci, Kapitanowi Portu w
Mayene, otrzymasz nastpne trzysta i pasaera. Reszt kwoty zatrzymam do czasu, a
dostarczysz pasaera tutaj. Otrzymasz je pod warunkiem, e nie uczynisz adnych wysikw
w celu odkrycia jego tosamoci.
Domon wcign gboki oddech.
"Fortuno, warto by byo popyn nawet tylko za to, co jest w tej sakiewce".
Tysic marek stanowio wicej pienidzy, ni byby w stanie zaoszczdzi przez trzy
lata. Podejrzewa, e gdyby troch bardziej wysondowa trzech mczyzn, znalazby inne
dane, dokadniej wskazujce na to, i jego podr zwizana jest z tajnymi porozumieniami
pomidzy Rad Dziewiciu z Illien a Pierwsz z Mayene. Pastwo-miasto Pierwszej byo
prowincj zy wycznie z nazwy, bez wtpienia wic przydaaby si jej pomoc Illian.
Ponadto, wielu w Illian mwio, e czas ju przyszed na nastpn wojn, e za zabiera
wicej ni tylko sprawiedliwy podatek z handlu na Morzu Sztormw. Pikn sie na niego
zarzucono, wpadby w ni pewnie, gdyby to nie bya ju trzecia tego typu prba w cigu
ostatniego miesica.
Wycign rk, aby wzi sakiewk, ale mczyzna, z ktrym rozmawia, chwyci go
za nadgarstek. Domon spojrza na niego, tamten zupenie niezmieszany odwzajemni
spojrzenie.
- Musi pan wypyn najszybciej jak to tylko moliwe, kapitanie.
- O pierwszym brzasku - odburkn Domon, a mczyzna pokiwa gow i zwolni
ucisk.
- O pierwszy brzasku wic, kapitanie Domon. Pamitaj, tylko dyskretni ludzie
pozostaj przy yciu i mog cieszy si wydawaniem pienidzy.
Domon patrzy, jak trzej mczyni opuszczali karczm, pniej zatopi wzrok w
sakiewce i pergaminie. Kto chcia, eby poeglowa na wschd. za czy Mayene, nie miao
znaczenia, zawsze chodzio o wschd. Pomyla, e wie, kto to taki.
"Tym razem jednak znowu nie udao mi si uzyska adnej wskazwki, ktra
naprowadziaby mnie na trop".
Skd mg wiedzie, kto jest Sprzymierzecem Ciemnoci. Mia jednak pewno, e
od kiedy opuci Marabon i popyn w d rzeki, podali za nim Sprzymierzecy Ciemnoci.
Sprzymierzecy Ciemnoci i trolloki. Tego by pewien. Prawdziwym pytaniem jednak, na
ktre nie uzyska nawet przebysku odpowiedzi, byo: dlaczego?
- Kopoty Bayle? - zapytaa Nieda. - Wygldasz, jakby przed chwil zobaczy
trolloka.
Zachichotaa, dwik pasowa do kobiety o jej tuszy. Podobnie jak wikszo ludzi,
ktrzy nigdy nie byli na Ziemiach Granicznych, Nieda nie wierzya w trolloki. Domon
prbowa przekaza jej prawd, bawiy j te historie, uwaaa je jednak w caoci za
kamstwa. W nieg nie wierzya rwnie.
- adnych kopotw, Nieda. - Rozwiza sakiewk, wycign monet i wrczy jej. -
Stawiam wszystkim. Niech pij, dopki wystarczy, pniej dam ci nastpn.
Nieda, zaskoczona, ogldaa monet.
- Marka z Tar Valon. Zacze handlowa z wiedmami, Bayle?
- Nie! - powiedzia ochryple. - Tego nie zrobi nigdy!
Sprawdzia monet zbami, potem szybko wsuna za szeroki pas.
- C, przynajmniej jest z tego poytek. Zreszt sdz, e wiedmy nie s takie ze, jak
si o nich opowiada. O wielu mczyznach nie mogabym tego powiedzie. Znam czowieka,
ktry mi j wymieni. Biorc pod uwag ilo goci dzisiejszego wieczoru, zapewne nie
bdziesz musia mi dawa nastpnej. Jeszcze piwa, Bayle?
Skin tpo gow, chocia kufel by niemale peny. Ciko odesza od stou. Bya
jego przyjacik, z pewnoci wic nie rozpowie o tym, co widziaa. Siedzia, wpatrujc si
w skrzan sakiewk. Nastpny kufel wyrs przed nim, zanim zdecydowa si otworzy
sakiewk na tyle, by obejrze monety. Rozgarn je zrogowaciaym palcem. Zote marki
zalniy w wietle lamp, na kadej z nich wybity by Pomie Tar Valon. Popiesznie zawiza
rzemyk. Niebezpieczne monety. Jedna lub dwie przejd nie zauwaone, lecz taka ilo powie
ludziom dokadnie to, co pomylaa sobie Niech. W miecie byli Synowie wiatoci i chocia
prawa Illian nie zakazyway robienia interesw z Aes Sedai, nie mgby uda si do
magistratu, by szuka ochrony przed Biaymi Paszczami. Ludzie, ktrzy go wynajli,
upewnili si, e nie zatrzyma po prostu zota i nie zostanie w Illian.
Kiedy tak siedzia, zamartwiajc si, do "Borsuka" wszed jego zastpca na "Sprayu",
Yarin Maeldan, wiecznie roztargniony, podobny do bociana. Stan przed stoem, przy ktrym
siedzia Domon, brwi mia cignite nad dugim nosem.
- Carn nie yje, kapitanie.
Domon popatrzy na niego, grymas wykrzywi mu twarz. Za kadym razem, kiedy
odrzuca zlecenie majce go zaprowadzi na wschd, gin jeden z jego ludzi. W ten sposb
straci ju trzech. Magistrat nie zrobi nic w tej sprawie. Ulice s w nocy niebezpieczne,
powiedzieli, a marynarze nadmiernie ostrzy w sowach i ktliwi. Urzdnicy magistratu
rzadko przejmowali si wypadkami w Pachncej Dzielnicy, dopki nie dotyczyy
szanowanych obywateli.
- Tym razem si przecie zgodziem - wymrucza.
- To nie wszystko, kapitanie - doda Yarin. - Pocili Carna noami, jakby chcieli co z
niego wycign. A nieca godzin temu jacy ludzie prbowali si zakra na pokad
"Spraya". Przepdziy ich strae portu. Trzeci raz w cigu dziesiciu dni, nawet szczury z
nabrzea nie s tak wytrwae. Zawsze czekaj, a szum wok jednej sprawy ucichnie, zanim
sprbuj znowu. I jeszcze zeszej nocy kto przetrzsn mj pokj pod "Srebrnym Delfinem".
Zabrali troch srebra, wic sdziem, e to zodzieje, ale zostawili moj sprzczk od pasa
wysadzan granatami i kamieniami ksiycowymi, ktra leaa na samym wierzchu. Co si
dzieje, kapitanie? Ludzie si boj, zreszt ja te staem si troch niespokojny?
Domon poderwa si z krzesa.
- Zbieraj zaog, Yarin. Znajd ich i powiedz, e Spray" wyrusza, gdy tylko na
pokadzie bdzie dosy rk do refowania agli.
Wepchn pergamin do kieszeni, chwyci sakiewk ze zotem i, popychajc przed sob
zastpc, wyszed z gospody.
- Zbieraj ich, Yarin, odpyn bowiem bez wszystkich, ktrzy nie zd, nawet gdyby
wanie wbiegali na molo.
Domon klepn Yarina w rami, przynaglajc do biegu, po czym twardym krokiem
poszed w kierunku dokw. Nawet ci rabusie, ktrzy syszeli pobrzkujce w sakiewce mo-
nety, nie prbowali szuka z nim zwady, wyglda bowiem jak czowiek zamierzajcy
dokona morderstwa.
Kiedy dotar do "Spraya", niektrzy czonkowie zaogi przepychajc si ju wbiegali
na pokad, a po kamiennym molo rozbrzmieway odgosy krokw reszty. Nie wiedzieli, e boi
si tego, co go ciga, nie zdawali sobie nawet sprawy, e w ogle co go ciga, ale wiedzieli
przecie, i jego d przynosi due zyski, a wedle Illiaskich zwyczajw dzieli si nimi z
zaog.
"Spray" mia osiem stp dugoci, dwa maszty i szerok pokadnic, z miejscem do
przymocowania towarw, ktre nie zmieciyby si w pokanych skdind adowniach.
Wbrew temu co Domon powiedzia Cairhieczykom o ile byli to Cairhieczycy - uwaa, e
statek daby sobie rad na otwartym morzu. Morze Sztormw w okresie lata byo
spokojniejsze.
- Musi da sobie rad - wymrucza, schodzc do swej kabiny pod pokadem.
Rzuci mieszek ze zotem na ko wbudowane starannie w zrb kaduba, jak zreszt
wszystko w rufowej kabinie, i wycign z kieszeni pergamin. Zapali latarni, zawiesi j na
czopie nad gow i uwanie obejrza zapiecztowany dokument, obracajc go na wszystkie
strony, jakby mg przeczyta jego zawarto bez otwierania. Na dwik stukania do drzwi
zmarszczy brwi.
- Wej.
Yarin wsun gow do rodka.
- Wszyscy na pokadzie, ale trzech nie mog si doliczy, kapitanie. C, zostawiem
im wiadomo w kadej tawernie, szulerni i melinie dzielnicy. Zd na pokad, zanim
bdziemy mieli do wiata, by popyn w gr rzeki.
- "Spray" wypywa zaraz. Na morze. - Domon uci protesty Yarina dotyczce wiata,
przypyww i niedostosowania "Spraya" do eglugi po otwartym morzu. - Zaraz! "Spray"
moe pokona piaszczyste achy nawet przy najniszym poziomie wody. Zapomniae ju
pewnie, jak eglowa podug gwiazd? Wyprowad go std, Yarin. Wyprowad go zaraz i
przyjd do mnie, kiedy znajdziemy si ju poza falochronem.
Jego zastpca zawaha si, Domon nigdy nie pozwala, aby bardziej niebezpieczne
manewry wykonywa bez niego. Zawsze sta na pokadzie i wydawa rozkazy. Wyprowadze-
nie "Spraya" z portu w nocy na pewno nie byo manewrem bezpiecznym, niezalenie od
pytkiego zanurzenia statku, potem jednak kiwn gow i znikn. Chwil pniej kabin
kapitana wypeniy dwiki wykrzykiwanych przez Yarina rozkazw i tupot bosych stp po
pokadzie. Nie zwraca na nic uwagi, nawet gdy statek zakoysa si, apic przypyw.
Na koniec podnis oson lampy i wsun w pomie ostrze noa. Z lampy wydoby
si dym, kiedy olej opali metal i nim n zdy rozarzy si do czerwonoci. Domon
odsun mapy i rozpostar pergamin pasko na stole. Potem przesun rozgrzan stal powoli
pod woskow pieczci, w taki sposb, e jej wierzch pozosta nienaruszony.
Dokument by prosty, bez preambuy i zwyczajowych pozdrowie. Jego tre za
spowodowaa, e Domonowi po czole spyny grube krople potu.

Okaziciel niniejszego listu jest Sprzymierzecem Ciemnoci, ciganym w Cairhien za
morderstwa i inne okropne zbrodnie, z ktrych wymieni naley kradzie wymierzon
przeciwko Naszej Osobie. Wzywamy wic was, abycie zaaresztowali tego czowieka oraz
przejli wszystkie rzeczy pozostajce w jego posiadaniu, wcznie z najdrobniejszymi. Nasz
wysannik pojawi si, aby odebra rzecz Nam skradzion. Niech wic wszystko, co czowiek
w posiada, wyjwszy rzecz nadmienion przypadnie wam jako nagroda za jego schwytanie.
Sam za pody niegodziwiec winien by powieszony niezwocznie, aby jego skaone Cieniem
otrostwo nie zatruwao duej wiatoci.

Piecztowane Nasz Wasn Doni
Galladrian su Riatin Rie
Krl Cairhien
Obroca Muru Smoka

W cienkiej warstwie czerwonego wosku, pod podpisem, odcinito piecz
Wschodzcego Soca Cairhien oraz Pi Gwiazd Domu Riatin.
"Obroca Muru Smoka, na moj star prababk - zamia si w duchu Domon. -
Niewielkie ma prawo ten czowiek, by nosi takie miano".
Przez chwil uwanie oglda pieczcie i podpis, trzymajc dokument w wietle
lampy, nosem niemale szorujc po pergaminie, lecz w pieczci nie wykry adnej usterki, co
za do podpisu, to i tak nie zna charakteru pisma Galladriana. Jeli nie krl podpisa
dokument, ktokolwiek to zrobi, najpewniej zadba o to, by faszerstwo nie dawao si atwo
wykry. I tak nie byo adnej rnicy. We zie list ten okazywany przez Illianina bdzie
tosamy z natychmiastowym oskareniem. Podobnie w Mayene, gdzie wpywy Taireczykw
byy tak silne. Obecnie trwa pokj, a ludzie mogli swobodnie wpywa i wypywa z portw,
ale nie kochano Illian w zie i wzajemnie. Szczeglnie, majc pretekst taki jak ten.
Przez chwil myla o tym, by wsadzi pergamin prosto w ogie lampy - to bya zbyt
niebezpieczna rzecz dla posiadacza listu, obojtnie czy w zie, czy w Illian - lecz ostatecznie
wetkn go ostronie do ukrytej szafki za stoem, ktr jedynie on umia otworzy.
- Moja wasno, tak?
Od czasu kiedy zamieszka na pokadzie statku, zbiera antyki. To, czego nie mg
kupi, poniewa byo za drogie lub zbyt wielkie, wcza do kolekcji ogldajc i zapamitujc.
Wszystkie pozostaoci po czasach minionych, cuda rozproszone po wiecie, one wanie,
kiedy by chopcem, skoniy go do zacignicia si na statek. W Maradon, podczas ostatniej
podry wczy do swej kolekcji cztery przedmioty, i od tego czasu trwa te ten pocig
Sprzymierzecw Ciemnoci. No i oczywicie trollokw, przynajmniej przez pewien czas.
Sysza, e Biay Most zosta zrwnany z ziemi wkrtce po tym, jak stamtd odpyn a
plotki gosiy, e zamieszany by w to Myrddraal i trolloki. To wanie, pomijajc inne
poszlaki, pierwotnie przekonao go, e nic sobie nie imaginuje, i to spowodowao, i
zachowa czujno, kiedy zaproponowano mu t pierwsz, dziwn ofert, dajc tak wiele
pienidzy za prost podr do zy i raczc tak nieprzekonujc opowieci.
Pogrzeba w schowku i rozoy na stole wszystko, co naby w Maradon. Oto paeczka
wietlna, pozostao po Wieku Legend, przynajmniej tak mawiano. Z pewnoci dzisiaj ju
nikt nie umia ich wytwarza. Odpowiednio droga i rzadsza, nili uczciwi sdziowie.
Wygldaa jak gadki szklany prt, grubszy od kciuka i nieco krtszy ni przedrami, kiedy
jednak trzymao si j nad gow, wiecia jasno jak latarnia. Paeczki byy rwnie kruche jak
szko, omal nie straci "Spraya" w poarze wywoanym przez pierwsz, ktr posiada. May,
poczerniay patyn lat kawaek koci soniowej, przedstawiajcy mczyzn trzymajcego
miecz. Czowiek, ktry mu go sprzeda, twierdzi, e jeli wystarczajco dugo trzyma go w
doni, zacznie wydziela ciepo. Domonowi nigdy to si nie zdarzyo, podobnie jak adnemu z
czonkw zaogi, niemniej by stary, a to ju wystarczajco zaspokajao jego upodobania
kolekcjonera. Czaszka kota wielkiego jak lew, tak stara, e przemieniona w kamie. Przecie
aden lew nigdy nie mia kw dugich na stop, wielkich niemale jak u dzika. Gruby krek,
wielkoci mskiej doni, w poowie biay, w poowie czarny, z krt lini oddzielajc kolory.
Sklepikarz w Maradon powiedzia, e pochodzi z Wieku Legend, przekonany zreszt, e
wypowiada kamstwo, ale Domon jedynie przez chwil waha si, zanim zapaci, rozpozna
bowiem co, o czym sprzedawca nie mia pojcia - staroytny symbol Aes Sedai, jeszcze
sprzed Pknicia wiata. Posiadanie tej rzeczy nie byo specjalnie bezpieczne, lecz dla kogo
kto fascynowa si starymi przedmiotami, niemoliwe byo przejcie obojtnie obok.
A oprcz tego zrobiony by z prakamienia. Sklepikarz nigdy nie miaby dopowiedzie
tego do kamstw, ktre jak sdzi, wygasza. aden handlarz z nadrzecznego sklepiku w
Maradon nie byby w stanie dostarczy nawet jednego kawaeczka cuendillara.
Krek nagle sta si twardy i gadki w jego doni, niemale zupenie bezwartociowy,
nie dlatego e popeni pomyk w ocenie, lecz poniewa obawia si, i to wanie jego
pragn cigajcy go ludzie. Paeczki wietlne, figurki z koci soniowej, nawet przemienione
w kamie koci widzia ju wiele razy, w wielu miejscach. Jednak nawet wiedzc o tym,
czego tamci chc - jeli diagnoza bya trafna - wci nie umia wymyli powodu, dlaczego go
cigaj i kim s przeladowcy. Marki z Tar Valon i staroytny symbol Aes Sedai. Podrapa
doni wargi, na jzyku rozpostar si gorzki smak strachu.
Pukanie do drzwi. Schowa krek, a na pozostae przedmioty lece na stole nasun
rozwinite mapy.
- Wej.
Wszed Yarin.
- Jestemy ju poza falochronem, kapitanie.
Domon przez chwil czu tylko zaskoczenie, potem doczya do tego zo na samego
siebie. Nigdy nie zdarzyo mu si tak o wszystkim zapomnie, e nie czu nawet jak "Spray"
koysze si na falach.
- Kurs na zachd, Yarin. Dopilnuj tego.
- Ebou Dar, kapitanie?
"To za blisko. Co najmniej piset lig".
- Zanim zawiniemy tam, bd mia wystarczajco duo czasu, aby wycign mapy i
wykreli kurs, potem poeglujemy na zachd.
- Na zachd, kapitanie? Tremalking? Lud Morza nie dopuszcza innych kupcw poza
swoimi wasnymi.
- Ocean Aryth, Yarin. Mnstwo sposobnoci pohandlowania midzy Tarabon a Arad
Doman i niewiele taraboskich czy domaskich statkw, ktrymi naleaoby si przejmowa.
Syszaem, e nie lubi morza. I wszystkie te mae miasta na Gowie Tomana, nie zwizane z
adn wielk si. Moemy nawet zabra Saladaskie futra i pieprz, sprowadzane do Bandar
Eban.
Yarin wolno pokiwa gow. Zawsze widzia tylko ciemne strony przedsiwzicia, ale
by z niego dobry eglarz.
- Futra i pieprz kosztowa bd wicej, ni gdybymy popynli po nie w gr rzeki,
kapitanie. Syszaem te, e toczy si tam jaka wojna. Jeeli Tarabon i Arad Doman walcz
ze sob, handel moe by w ogle zawieszony. Wtpi take, czy uda nam si wiele zarobi
na miastach Gowy Tomana. Najwiksze, Falme, jest niewielk miecin.
- Taraboni i Domanie zawsze sprzeczali si o Rwnin Almoth i Gow Tomana.
Nawet jeli ostatnimi czasy doszo do eskalacji dziaa, mdry czowiek i tak sobie zawsze
poradzi. Zachd, Yarin.
Kiedy Yarin wyszed na pokad, Domon szybko doczy czarno-biay krek do
przedmiotw znajdujcych si w skrytce, a reszt rzeczy wsadzi za pazuch.
"Sprzymierzecy Ciemnoci albo Aes Sedai. Nigdy nie bd taczy tak jak mi
zagraj. Skarz mnie Fortuno, nie bd".
Po raz pierwszy od miesicy, czujc si bezpiecznie, Domon wszed na pokad
"Spraya", ktry pochyli si, by schwyta wiatr, kierujc swj ukon na zachd, w stron
ciemniejcego w nocnym mroku morza.
ROZDZIA 10
POLOWANIE ROZPOCZYNA SI
Od samego pocztku podry, zapowiadajcej si zreszt na dug, Ingtar narzuci tak
szybkie tempo, i Rand troch obawia si o konie. Zwierzta ju od wielu godzin szy
kusem, a przecie mieli przed sob cay dzie i zapewne wiele jeszcze dni. Patrzc na zacity
wyraz twarzy Ingtara, Rand niemale spodziewa si, e tamten ma zamiar zapa zodziei
Rogu ju zaraz, pierwszego dnia, w pierwszej godzinie. Nie zdziwioby go, gdyby tak byo
naprawd, przecie wskazywa na to ju ton gosu, ktrym skada przysig Tronowi
Amyrlin. Nie powiedzia wic nic. Lord Ingtar dowodzi, niezalenie od tego, jak
przyjacielsko zachowywa si w stosunku do Randa, i zapewne nie doceniby odpowiednio
rady pasterza.
Hurin jecha krok za Ingtarem, lecz w istocie to on prowadzi, wskazujc drog na
poudnie. Teren by falisty, pokryty lasami. Tu obok siebie, gsto stoczone rosy jody,
drzewa skrzane i dby. Droga, ktr wskazywa Hurin, prowadzia niemale prosto jak
strzaa, odchylajc si jedynie wwczas, gdy trzeba byo omin kilka wyszych wzgrz i
wyranie widziao si, i szlak dookoa bdzie szybszy, nili przez stok. Sztandar Szarej
Sowy opota na wietrze.
Rand chcia jecha obok Mata i Perrina, lecz kiedy zbliy konia, Mat trci Perrina
okciem i tamten niechtnie pogalopowa za nim na czoo kolumny. Powiadajc sobie, i nie
ma sensu jecha samotnie z tyu, Rand pogoni konia naprzd. Jego przyjaciele wtedy na
powrt zajli miejsca w ariergardzie. I znowu Mat by inicjatorem caej akcji.
"Niech sczezn. Chciaem tylko przeprosi".
Poczu si samotnie. wiadomo, e wina ley po jego stronie bynajmniej nie
polepszaa samopoczucia.
Na szczycie jednego ze wzgrz Uno zsiad z konia i zbada dokadnie ubity kopytami
grunt. Rozgrzeba lece na ziemi koskie ajno i mrukn:
- Piekielnie szybko gnaj, mj panie. - Jego gos brzmia tak, jakby krzycza, podczas
gdy w rzeczywistoci normalnie wypowiada sowa. - Nie zbliylimy si do nich nawet na
godzin. Niech sczezn, moglimy wrcz straci t cholern godzin. Zajed swoje
przeklte konie, jeeli dalej tak pjdzie. - Wskaza na udeptany kopytami lad. - A wic to nie
konie. Przeklte trolloki. Znalazem cholerne lady kolich kopyt.
- Zapiemy ich - odpowiedzia Ingtar zawzicie.
- Nasze konie, mj panie. Nie byoby dobrze zajedzi je na mier, zanim ich nie
zapiemy, mj panie. Nawet jeli tamtym padn konie, przeklte trolloki s bardziej wytrwae.
- Zapiemy ich. Na ko, Uno.
Uno popatrzy na Randa swoim jedynym okiem, potem wzruszy ramionami i wspi
si na siodo. Ingtar powid ich pdem w d przeciwlegego stoku, tak e przez ca drog
na poy zelizgiwali si, a potem galopem na nastpne wzgrze.
"Dlaczego on na mnie patrzy w taki sposb?" - zastanawia si Rand. Uno by jednym
z tych, ktrzy nigdy nie okazywali mu nadmiernej przyjani. Nie bya to jednak otwarta
niech, jak w przypadku Masemy Uno nie by miy dla nikogo, wyjwszy kilku weteranw,
rwnie posiwiaych w bojach co on.
"Z pewnoci nie wierzy w opowie goszc, e jestem lordem".
Uno przez wikszo czasu wpatrywa si w teren rozcigajcy si przed nimi, kiedy
jednak zorientowa si, e Rand patrzy na niego, odpowiedzia mu spojrzeniem, ale nie
towarzyszyy temu adne sowa. Nie znaczyo to wiele. Z rwn atwoci mg patrze
prosto w oczy lngtarowi. By to jego normalny sposb bycia.
"Szlak wybrany przez Sprzymierzecw Ciemnoci, i co jeszcze" - duma Rand a
Hurin tymczasem wci mamrota o "czym gorszym". Przez zodziei Rogu, Rand nigdy nie
zblia si zanadto do zamieszkaych wiosek. Widzia je ze szczytw wzgrz, na odlego
mili lub wiksz, nigdy jednak nie znaleli si dostatecznie blisko, by rozrni ludzi na
ulicach. Z tej samej przyczyny ich mieszkacy rwnie nie byli w stanie zobaczy kierujcego
si na poudnie oddziau. Mijali take farmy, z domami o dachach z nisk strzech, wysokimi
stodoami i dymicymi kominami, pooone na szczytach wzgrz, albo na zboczach czy w
dolinach, lecz kadorazowo w zbyt duej odlegoci, by rolnicy mogli dostrzec tych, ktrych
cigali.
W kocu nawet Ingtar musia przyj do wiadomoci, e konie nie s w stanie duej
biec w takim tempie. Rand posysza wymamrotane przeklestwa, gdy Ingtar uderzy pici
we wasne udo. Ostatecznie jednak kaza wszystkim zsi z koni. Pobiegli truchtem, wiodc
konie za uzdy, po zboczu wzgrza w gr, potem w d, a po przebyciu mili wskoczyli na
sioda i pognali naprzd. Potem znowu zsiedli i biegli. Bieg przez mil i jazda przez mil.
Bieg i jazda.
Rand by zaskoczony, gdy zobaczy, jak Loial krzywi si podczas jednej takiej rundy,
gdy wanie biegli, wspinajc si na zbocze. Kiedy pierwszy raz si spotkali, Ogir nie
przepada specjalnie za jazd i komi, przedkadajc nad nie wiar we wasne stopy, teraz
jednak zapewne musia zmieni zdanie.
- Lubisz biega, Rand? - zapyta Loial umiechajc si. - Ja bardzo. Byem najszybszy
w Stedding Shangtai. Raz nawet przecignem konia.
Rand tylko kiwn gow. Nie chcia marnowa tchu na rozmowy. Spojrza w stron
Mata i Perina, lecz tamci cigle trzymali si z tyu, zbyt wielu dzielio ich ludzi, by wypatrzy
sylwetki. Zastanawia si, jak Shienaranie radz sobie w zbrojach. aden z nich nie zwolni,
ani nawet nie poskary si na gos. Uno sprawia nawet wraenie, jakby w ogle nie musia
ociera potu z czoa, a chory ani na chwil nie zwin sztandaru Szarej Sowy.
Poruszali si szybko, lecz zapada ju zmierzch, a w przodzie nie byo wida nawet
ladu ciganych. Na koniec, niechtnie, Ingtar zarzdzi postj i rozbicie obozowiska na noc.
Shienaranie zaczli rozpala ogniska i wiza konie do palikw. Robili to ze zrcznoci,
ktra moga si narodzi jedynie z dugiego dowiadczenia. Na pierwsz wart Ingtar
rozstawi parami szeciu stranikw.
Pierwsz rzecz, jak Rand zrobi, byo odnalezienie swego toboka w wiklinowych
koszach zawieszonych na grzbietach jucznych koni. Nie byo to trudne - wrd zapasw
znajdowao si jedynie kilka osobistych bagay ale kiedy wreszcie go otworzy, wrzasn tak,
e wszyscy w obozowisku poderwali si na nogi z obnaonymi mieczami w doniach.
Nadbieg Ingtar.
- Co si dzieje? Pokj, czy kto wdar si do rodka? Nie syszaem wartownikw.
- To te paszcze - wymrucza Rand przez cinite gardo, wci patrzc na to, co
wyonio si z toboka.
Pierwszy paszcz by czarny, haftowany srebrn nici, drugi biay i przystrojony
zotem. Oba miay czaple na konierzach i byy tak zdobne, jak ten szkaratny, ktry mia na
sobie.
- Sucy powiedzieli, e zapakowali mi dwa dobre, uyteczne paszcze. A spjrzcie
na te!
Ingtar wsun miecz do pochwy. Pozostali mczyni powoli usiedli na ziemi.
- C, s uyteczne.
- Nie mog tego nosi. Nie mog przez cay czas chodzi ubrany tak jak teraz.
- Moesz. Paszcz to paszcz. Jak rozumiem, Moiraine Sedai sama dopilnowaa
pakowania twoich rzeczy. By moe Aes Sedai niezbyt dobrze wiedz, co mczyni nosz w
polu. - Ingtar umiechn si. - Kiedy zapiemy te trolloki, zapewne trzeba to bdzie uczci.
Wwczas bdziesz jak najbardziej odpowiednio ubrany na to wito, nawet jeli reszta nas
nie.
Powdrowa z powrotem do ognisk, na ktrych gotowaa si strawa.
Rand trwa w bezruchu, odkd Ingtar wymieni imi Moiraine. Wpatrywa si w
paszcze.
"Co ona robi? Cokolwiek to jest, nie dam si wykorzystywa".
Zwin wszystko razem i wepchn wzeek na powrt do kosza.
"Zawsze mog jecha nago" - pomyla gorzko.
Podczas wyprawy Shienaranie na przemian zajmowali si gotowaniem. Kiedy Rand
powrci do ogniska, Masema miesza w kocioku. Zapach gulaszu, przyrzdzonego z rzepy,
cebuli i suszonego misa, roznis si po obozowisku. Ingtar zosta obsuony pierwszy,
pniej Uno, reszta staa w szeregu, czekajc na swoj kolej. Masema naoy na talerz Randa
wielk chochl gulaszu, ten szybko odszed na bok, aby uczyni miejsce dla nastpnego i
jednoczenie uwaajc, by nie poplami paszcza przelewajc si przez brzegi naczynia
mas. Ssa poparzony kciuk. Masema patrzy na niego z wyranym umiechem, ktry
obejmowa jednak tylko usta, nigdy nie sigajc oczu. Teraz Uno podszed do Randa i
szturchn go w bok.
- Nie mamy a tyle tego cholernego jedzenia, eby mg je rozlewa na tym
przekltym gruncie.
Jednooki mczyzna popatrzy na Randa i poszed dalej. Lecz wzrok Masemy wci
ciga chopca, sta wpatrzony w niego i pociera sobie ucho.
Rand doczy do Ingtara i Loiala, siedzcych pod rozoystym dbem. Hem lorda
lea na ziemi za nim, prcz niego nikt nie zdj adnej czci zbroi. Mat i Perrin siedzieli
obok, jedzc apczywie. Na widok paszcza Randa Mat umiechn si szyderczo, Perrin
jednak popatrzy tylko w gr - zote oczy zalniy w sabym wietle dochodzcym od ogniska
- zanim wrci na powrt do jedzenia.
"Przynajmniej tym razem nie odsuwaj si ode mnie".
Usiad ze skrzyowanymi nogami obok Ingtara, po przeciwnej stronie ni oni.
- Chciabym wiedzie, dlaczego Uno tak si we mnie wpatruje. To pewnie przez ten
przeklty paszcz.
Ingtar siedzia przez chwil pogrony w mylach, przeuwajc ks gulaszu. Na
koniec powiedzia:
- Uno bez wtpienia zastanawia si, czy jeste godzien ostrza ze znakiem czapli.
Mat parskn gono, lecz Ingtar, nie przejmujc si, cign dalej:
- Nie przejmuj si tym, co robi Uno. Gdyby tylko mg, traktowaby lorda Agelmara
jak niedojrzaego rekruta. C, moe nie Agelmara, lecz wszystkich pozostaych na pewno
tak. Ma jzyk jak pilnik, ale jego rady s zawsze dobre. Nic w tym dziwnego, walczy ju,
zanim jeszcze si urodziem. Suchaj tego, co mwi, nie zwracajc uwagi na jego jzyk, a na
pewno stosunki wam si uo.
- Mylaem, e jest jak Masema.
Rand wsun yk gulaszu do ust. By bardzo gorcy, mimo to przekn. Nic nie mia
w ustach od czasu opuszczenia Fal Dara, a dzisiejszego ranka by zbyt przejty, by je. W
brzuchu mu zaburczao. Zastanawia si, czy jeliby powiedzia Masemie, e jedzenie byo
dobre, to cokolwiek by si zmienio.
- Masema zachowuje si tak, jakby mnie nienawidzi. Nie rozumiem dlaczego?
- Masema suy trzy lata na Pograniczu Wschodnim - odrzek Ingtar. - Walczy w
Ankor Dail, przeciwko Aielom. - Zamiesza yk gulasz, zmarszczy brwi. - Ja nie zadaj
adnych pyta, rozumiesz. Jeli Lan Dai Shan i Moiraine Sedai chc mwi, e pochodzicie z
Andoru, z Dwu Rzek, to znaczy e stamtd pochodzicie. Ale Masema nie moe zapomnie
widoku Aielw, a kiedy zobaczy ciebie... - Wzruszy ramionami. - Ja nie zadaj adnych
pyta.
Rand rzuci yk na talerz i westchn.
- Kady myli, e jestem kim, kim nie jestem. Pochodz z Dwu Rzek, Ingtar.
Uprawiam tyto z... z moim ojcem i pas jego owce. Oto kim jestem. Rolnik i pasterz z Dwu
Rzek.
- On jest z Dwu Rzek - powiedzia Mat pogardliwie. - Wychowywaem si razem z
nim, chocia teraz nikt by tego nie powiedzia. Wkadajcie mu do gowy te bzdury o Aielach,
dokadajcie do tego, co ju w niej jest i nie wiadomo, co otrzymamy. Lorda Aiel najpewniej.
- Z wygldu jest podobny - powiedzia Loial. Pamitasz, Rand, wspomniaem o tym
raz, chocia sdz, e zrobiem to dlatego, i wwczas nie znaem jeszcze wystarczajco
dobrze was. Pamitasz? "Dopki nie zniknie mrok, dopki nie zniknie woda, w Cie z
wyszczerzonymi zbami, ostatnim tchem rzucajc wyzwanie ugodzenia oka Tego Ktry
Odbiera Wzrok, w ten Dzie ostatni". Pamitasz, Rand.
Rand patrzy w talerz. "Owi sobie gow shouf, a bdziesz wyglda, wypisz
wymaluj jak Aiel". Tak powiedzia Gawyn, brat Elayne, Dziedziczki Tronu Andoru.
"Kady myli, e jestem kim, kim nie jestem".
- Co to byo? - zapyta Mat. - O ugodzeniu w oko Czarnego?
- Tak Aiel mwi o tym, jak dugo bd walczy - odpowiedzia Ingtar. - I nie wtpi,
e bd. Wyjwszy handlarzy i bardw, Aiel dziel wiat na dwie poowy. Oni i wrogowie. Z
powodw, ktrych nikt poza Aiel pewnie nie byby w stanie zrozumie, jakie piset lat temu
uczynili wyjtek dla Cairhienian, ale nie sdz, by postpili tak jeszcze kiedykolwiek.
- Rwnie tak uwaam - westchn Loial. - Niemniej zezwalaj Tuatha'anom, Ludowi
Wdrowcw, przemierza Pustkowie. A nadto nie widz wrogw w Ogirach, chocia wtpi,
aby ktrykolwiek z nas chciaby uda si na Pustkowie. Aielowie przyjedaj czasami do
Stedding Shangtai, handlujemy z nimi piewajcym drzewem. Twardzi ludzie!
Ingtar pokiwa gow.
- Chciabym mie ze sob takich twardych. Choby w poowie.
- To art? - zamia si Mat. - Gdybym przebieg mil, niosc na plecach cae to
elastwo, jakie wy zakadacie, padbym na ziemi i spa przez tydzie. A wy potraficie tak
mila za mil.
- Aiel s twardzi - powiedzia Ingtar. - Mczyni i kobiety, s rwnie twardzi.
Walczyem z nimi i wiem. Biegliby pidziesit mil, by u koca drogi stoczy bitw. S
bezwzgldnymi piechurami, z broni czy bez. Wyjwszy miecz. Z jakich powodw nawet
dotkn nie chc miecza. Ani wsi na konia, zreszt nie jest to im do niczego potrzebne:
Jeeli ty masz miecz, a Aiel tylko goe donie, jest to rwna walka. Pod warunkiem, e jeste
dobry. Pas bydo i kozy w miejscach, gdzie ty lub ja umarlibymy z pragnienia przed
upywem dnia. Wkopuj swe wioski w potne skaliste iglice, daleko w gbi pustkowia.
Mieszkaj tam od samego Pknicia, lub co koo tego. Artur Hawking prbowa ich stamtd
wykurzy i wykrwawi si w tej kampanii. Bya to jedyna, wielka poraka, jak kiedykolwiek
ponis. Za dnia powietrze na Pustkowiu Aiel a lni od upau, a w nocy zamarza. A Aiel
spojrzy na ciebie niebieskimi oczami i powie, e nie ma innego miejsca na ziemi, w ktrym
chciaby y. I doprawdy nie bdzie kama. Jeliby kiedykolwiek sprbowali wyj stamtd,
nad wyraz trudno byoby ich zatrzyma. Wojny z Aiel trway trzy lata, a walczylimy tylko z
trzema spord trzynastu klanw.
- Szare oczy odziedziczone po matce nie czyni z niego Aiela - powiedzia Mat.
Ingtar wzruszy ramionami i rzek:
- Jak powiedziaem, nie zadaj adnych pyta.
Kiedy Rand ostatecznie uoy si do snu, gowa a brzczaa mu od nieproszonych
myli.
"Wypisz wymaluj Aiel. Moiraine Sedai mwi, e jestecie z Dwu Rzek. Aielowie
spustoszyli wszystkie ziemie a do Tar Valon. Urodzony na stokach Gry Smoka. Smok
Odrodzony."
- Nie dam si wykorzystywa - mamrota, ale sen dugo nie nadchodzi.
Ingtar zwin obz rankiem, zanim jeszcze soce wstao. Zjedli niadanie i ruszyli na
poudnie, gdy chmury na wschodzie dopiero zarowiy si od blasku wschodzcego soca a
krople rosy wci jeszcze wisiay na liciach. Tym razem Ingtar wysa zwiadowcw, a cho
wci jechali szybko, nie byo to ju zajedanie koni. Rand myla, e Ingtar zapewne
zrozumia, i nie da si wszystkiego zaatwi w cigu jednego dnia. lad, wedle Hurina, wci
wid na poudnie. Dwie godziny po wschodzie soca jeden ze zwiadowcw powrci
galopem i zawoa:
- Przed nami opuszczone obozowisko, mj panie. Dokadnie na tym wzgrzu. Musiao
ich by tam trzydziestu lub czterdziestu ostatniej nocy.
Ingtar spi konia ostrogami, jakby mu powiedziano, e Sprzymierzecy Ciemnoci
wci jeszcze tam s, a Rand musia dotrzyma mu kroku, aby nie zosta stratowanym przez
Shienaran, ktrzy pogalopowali za nim na wzgrze.
Niewiele byo tu jednak do ogldania. Wystyge popioy ogniska, dobrze ukrytego
pomidzy drzewami, i co, co wygldao jak porzucone w nich resztki posiku. Stosy mieci w
pobliu ogniska ju obsiady roje much.
Ingtar kaza pozostaym wycofa si, po czym zsiad z konia i wraz z Uno przeszed
przez obozowisko, dokadnie badajc grunt. Hurin objeda je po obwodzie, wszc. Rand
siedzia na swym ogierze obok innych mczyzn, nie mia najmniejszej ochoty oglda
miejsca, gdzie obozoway trolloki i Sprzymierzecy Ciemnoci. I Pomor. "I co jeszcze
gorszego".
Mat pieszo wdrapa -si na szczyt wzgrza i podszed do miejsca obozowiska.
"A wic tak wyglda obz Sprzymierzecw Ciemnoci? mierdzi troch, ale na
pozr nie rni si niczym od normalnego".
Wskoczy na kup popiow, wykopa z niej kawaek spalonej koci i pochyli si, by
j podnie.
"Co jedz Sprzymierzecy Ciemnoci? Nie wyglda na ko owcy ani krowy".
- Popeniono tutaj morderstwo - oznajmi ponuro Hurin i przyoy chusteczk do
nosa. - Co gorszego ni morderstwo.
- To byy trolloki - powiedzia Ingtar, patrzc wprost na Mata. - Przypuszczam, e
zgodniay, a Sprzymierzecy Ciemnoci byli wanie pod rk.
Mat rzuci poczernia ko, wyglda, jakby si mia zaraz rozchorowa.
- Nie jad ju na poudnie, mj panie. - Sowa Hurina przycigny ogln uwag.
Wskazywa do tyu, na pnocny wschd. - Moe mimo wszystko zdecydowali si przedrze
w kierunku Ugoru, okry nas. Moe jadc na poudnie chcieli tylko nas zgubi.
W jego gosie dwiczaa nuta niepewnoci. Wydawa si zakopotany.
- Obojtnie co zrobi - odwarkn Ingtar. - Teraz zapi ich. Na ko!
Nieca godzin pniej Hurin cign wodze i zawoa:
- Znowu zmienili kierunek. Znw poudnie. I kogo jeszcze tutaj zabili.
Na przeczy pomidzy dwoma wzgrzami nie byo wida adnych popiow, ale po
kilku minutach poszukiwa odnaleziono ciao. By to mczyzna - skrcony i wepchnity pod
krzaki. Tylna cz czaszki zostaa wgnieciona do rodka, oczy wci mia wytrzeszczone, jak
w momencie zadania ciosu. Nikt go nie rozpozna, cho mia na sobie shienaraskie ubranie.
- Nie bdziemy marnowa czasu na grzebanie Sprzymierzeca Ciemnoci - burkn
Ingtar. - Jedziemy na poudnie - zawoa i nim skoczy mwi, ju zastosowa si do
wasnego polecenia.
Dzie jednake upyn tak samo jak poprzedni. Uno zbada lady i koskie odchody i
oznajmi, e udao im si zyska nieco na czasie i zmniejszy odlego do ciganych.
Tymczasem zapad zmierzch, a w promieniu wzroku nie byo wida ani trollokw, ani
Sprzymierzecw Ciemnoci. Nastpnego ranka natrafili na nastpne opuszczone obozo-
wisko, gdzie, jak twierdzi Hurin, popeniono nastpne morderstwo. I znowu nastpia zmiana
kierunku, tym razem na pnocny zachd. Podali tym szlakiem jaki czas, po upywie mniej
wicej dwch godzin natknli si na kolejne ciao. Mczynie rozupano gow toporem. I
jeszcze raz zmiana kierunku. Rwnie na poudnie. Znowu, w myl sw Uno, udao im si
nadrobi nieco dystansu. A do zmroku nie widzieli nic prcz odlegych farm. Dzie nastpny
by identyczny, zmiany kierunku, morderstwa i tak dalej. I nastpny rwnie.
Z kadym dniem byli odrobin bliej ciganej zwierzyny, lecz Ingtar wcieka si.
Zaproponowa dalsz jazd po prostej, kiedy rankiem lad zmieni kierunek - z pewnoci na
powrt wjad na lad wiodcy na poudnie, a jadc po ciciwie uku, zyskaj wicej czasu.
Zanim jednak ktokolwiek otworzy usta, stwierdzi, e pomys moe okaza si fatalny, jeli
cigani nie skrc na poudnie. Zmusza wszystkich do jeszcze szybszej jazdy, do
wczeniejszego wstawania i poruszania si, dopki nie zapadn cakowite ciemnoci.
Przypomina im o obowizku, jaki naoya na nich Zasiadajca na Tronie Amyrlin, o
koniecznoci odzyskania Rogu Valere i pokonania wszystkich przeszkd. Mwi o sawie,
ktr zdobd, o opowieci i historii, ktre utrwal ich imiona w opowiadaniach bardw i
pieniach trubadurw. Oto ludzie, ktrzy odnaleli Rg! Mwi, jakby nie mg przesta i
wpatrywa si w lad, po ktrym jechali, jakby na jego kocu czekaa na niego sama
wiato. Nawet Uno zacz krzywo na niego patrze.
I tak dojechali do rzeki Erinin.


Zdaniem Randa miejscowo nie zasugiwaa waciwie nawet na to, by nazwa j
wiosk. Siedzia na koniu, pomidzy drzewami, i wpatrywa si w p tuzina maych domkw
krytych drewnianym gontem, z okapem sigajcym niemal do ziemi, rozoonych na szczycie
wzgrza wznoszcego si nad wodami rzeki, poyskujcymi w porannym socu. Miejsce
wygldao na niemal zupenie opuszczone. Mino dopiero kilka godzin od czasu, jak zwinli
obz, lecz by ju najwyszy czas na odnalezienie pozostaoci obozowiska Sprzymierzecw
Ciemnoci, jeli wzr mia by zachowany. Jednakowo nic takiego dotd nie widzieli.
Sama rzeka niezbyt przypominaa potn Erinin z opowieci, znajdowali si jednak
blisko jej rde w Grzbiecie wiata. Od przeciwlegego brzegu poronitego drzewami,
dzielio ich jakie szedziesit krokw bystrego nurtu. Tam, po drugiej stronie, sta podobny
do barki prom, poruszany przy pomocy grubej liny. By to pierwszy lad, ktry prowadzi
prosto do siedziby ludzkiej. Prosto ku domom na wzgrzu. Pylista droga, do ktrej przytuliy
si domki, bya zupenie pusta.
- Zasadzka, mj panie? - zapyta cicho Uno.
Ingtar wyda niezbdne rozkazy, a Shienaranie wycignli lance i rozproszyli si, aby
okry domy. Na znak rk galopem wjechali pomidzy zabudowania ze wszystkich
kierunkw naraz, niczym grom - oczy bacznie rozgldajce si dookoa, lance wzniesione,
kurz tryskajcy spod kopyt. Nic, cakowity spokj. cignli wodze i kurz zacz opada.
Rand zdj strza z ciciwy, wsun na powrt do koczana, a uk przewiesi przez
plecy. Mat i Perrin postpili tak samo. Loial i Hurin po prosu czekali w miejscu, gdzie
zostawi ich Ingtar, wpatrujc si niespokojnie w wiosk.
Ingtar pomacha doni i wszyscy podjechali, aby doczy do Shienaran.
- Nie podoba mi si zapach tego miejsca - wymrucza Perrin, kiedy wjechali pomidzy
domy. Gdy Hurin popatrzy na niego, spokojnie odpowiedzia spojrzeniem, a tamten spuci
wzrok. - le pachnie.
- Przeklci Sprzymierzecy i trolloki przeszli prosto przez wiosk, mj panie -
powiedzia Uno, wskazujc na resztki ladw po kopytach. - Wiod prosto do promu, ktry
przeklci zostawili po drugiej stronie. Krew i krwawe popioy. Mamy cholerne szczcie, e
nie odcili go i pucili z prdem.
- Gdzie si podziali ludzie? - zapyta Loial.
Drzwi domostw byy otwarte, firanki fruway w oknach, lecz nikt nie wyszed
sprawdzi, co oznacza ttent kopyt.
- Przeszukajcie domy! - rozkaza Ingtar.
Mczyni zsiedli z koni, ruszyli wypeni rozkaz, ale wkrtce wrcili, krcc
gowami.
- Po prostu zniknli, mj panie - rzek Uno. Przeklci, po prostu zniknli, niech
sczezn. Jakby sobie zwyczajnie wstali i zdecydowali si i w choler, w samym rodku
przekltego dnia.
Przerwa raptownie, natarczywie wskazujc na dom za plecami Ingtara.
- Tam jest kobieta w oknie! Jak ja, przeklty, mogem jej nie zauway.
Zanim ktokolwiek zdy si poruszy ju bieg w stron domu.
- Nie przestrasz jej! - krzykn Ingtar. - Uno, potrzebujemy informacji. Niech ci
wiato olepi, nie przestrasz jej!
Jednooki mczyzna znikn ju w otwartych drzwiach, a Ingtar dononym gosem
zawoa:
- Nie uczynimy ci krzywdy, dobra pani. Jestemy lennikami lorda Agelmara, z Fal
Dara. Nie bj si. Nie wyrzdzimy ci krzywdy.
Okno na szczycie dachu otworzyo si i Uno wystawi gow na zewntrz, rozgldajc
si dziko. Rzuci przeklestwo i znikn na powrt we wntrzu. Jego powrotowi towarzyszyo
zamieszanie i guche uderzenia, jakby kopniakami torowa sobie drog przez dom. Na koniec
pojawi si w drzwiach.
- Ucieka, mj panie. Ale bya tam. Kobieta w biaej sukni, w oknie. Widziaem j.
Mam wraenie, e przez chwil widziaem j w rodku, ale potem ucieka i... Wcign
gboko oddech. - Dom jest pusty, mj panie.
Miar jego podniecenia mogo by to, e nie przeklina.
- To franki! - wymrucza Mat. - Goni przeklte firanki.
Uno rzuci mu ostre spojrzenie, potem wrci do konia.
- Gdzie oni zniknli? - zapyta Rand Loiala. Mylisz, e uciekli, kiedy nadeszli
Sprzymierzecy Ciemnoci? "I trolloki, i Myrddraal. I to co jeszcze gorszego, co wyczuwa
Hurin. Sprytni ludzie, jeli zmykali tak szybko, jak si dao".
- Obawiam si, Rand, e Sprzymierzecy Ciemnoci zabrali ich ze sob. - Powiedzia
wolno Loial. Warkn, na jego twarzy pojawi si grymas, ktry upodobni jego szeroki nos do
zwierzcego pyska. - Dla trollokw.
Rand przekn lin i poaowa, e w ogle zapyta. Rozmylania o tym, w jaki
ywi si trolloki, nie naleay do przyjemnych.
- Cokolwiek tutaj si stao - podsumowa Ingtar zrobili to nasi Sprzymierzecy
Ciemnoci. Hurin, czujesz przemoc? Zabijanie? Hurin!
Wszyciel wyprostowa si w siodle i dziko rozejrza dookoa. Wpatrywa si w
przeciwlegy brzeg rzeki.
- Czy przemoc, mj panie? Tak. Lecz zabijanie, nie. Lub nie dokadnie. - Spojrza z
ukosa na Perrina. - Nigdy przedtem nie czuem czego takiego, mj panie. Na pewno jednak
kto tutaj cierpia.
- Czy na pewno przeprawili si przez rzek? Moe znowu zawrcili?
- Pokonali rzek, mj panie. - Hurin niespokojnie wpatrywa si w drugi brzeg. -
Przeprawili si. Ale co robili na drugim brzegu... - Wzruszy ramionami.
Ingtar pokiwa gow.
- Uno, chc mie ten prom tutaj. I zanim si nie przeprawimy, wylij zwiadowcw na
drugi brzeg. To, e tutaj nie ma zasadzki, nie oznacza, e nie napadn nas, gdy bdziemy
rozdzieleni przez rzek. Prom nie wyglda na wystarczajco duy, bymy w nim wszyscy
pomiecili si naraz. Dopilnuj tego.
Uno skoni si i po chwili Ragan oraz Masema pomagali sobie ciga zbroje.
Rozebrani do przepasek, ze sztyletami wetknitymi z tyu na plecach, potruchtali do rzeki na
krzywych nogach jedcw i ju po chwili byli w wodzie, przesuwajc si, do za doni,
wzdu grubej liny, po ktrej kursowa prom. Porodku rzeki przewd opuszcza si na tyle,
e zamoczyli si po pas, a prd by silny i ciga ich do rzeki. Niemniej w krtkim czasie,
szybciej nili Rand si spodziewa, zaczli wdrapywa si na ebrowane burty promu,
pomagajc sobie wzajemnie. Potem wycignli sztylety i zniknli w lesie.
Po jakim czasie, ktry zdawa si trwa wieczno, pojawili si na powrt i wolno
rozpoczli przeciga prom przez rzek. Barka przybia do brzegu poniej wioski, a Masema
przycumowa j do brzegu. Natomiast Ragan podbieg do miejsca, w ktrym czeka Ingtar.
Jego twarz bya blada, blizna na policzku w ksztacie strzay wyostrzya si, gos dra.
- Tamten brzeg... Nie ma zasadzki na tamtym brzegu, mj panie, ale... - Skoni si
gboko, wci mokry i drcy po wyprawie. - Mj panie, sam musisz to zobaczy. Wielki
kamienny db, pidziesit krokw na poudnie od miejsca, w ktrym przybija prom. Nie
mog powiedzie sowa. Musisz to sam zobaczy.
Ingtar zmarszczy brwi. Patrzy to na Ragana, to na brzeg. Ostatecznie powiedzia.
- Dobrze si spisae, Ragan. Obaj dobrze si spisalicie. - Gos mu si nieco oywi. -
Znajd w domach co, eby mogli si osuszy, Uno. I sprawd, czy kto nastawi wod na
herbat. Wlej w nich co gorcego, jeli moesz. Potem przepraw drug rot i juczne
zwierzta. - Odwrci si do Randa. - C, jeste gotowy zobaczy drugi brzeg Erinin?
Nie czekajc na odpowied pojecha w d, do promu, wiodc Hurina i poow
lansjerw.
Rand waha si jedynie przez chwil, po czym ruszy za nim. Ku jego zaskoczeniu
okazao si, e Perrin pojecha jako pierwszy, na jego twarzy goci ponury grymas zaw-
zitoci. Kilku lansjerw, wrd gburowatych artw, zsiado z koni, by chwyci lin i
przecign prom na drug stron.
Mat czeka do ostatniej chwili i dopiero kiedy jeden z Shienaran odcumowywa prom,
spi konia i wepchn si na pokad.
- Wczeniej czy pniej i tak musz to zrobi - powiedzia zadyszany, nie zwracajc
si do nikogo w szczeglnoci. - Musz go znale.
Rand potrzsn gow. Poniewa Mat wyglda tak zdrowo jak zawsze, niemal
zapomnia, po co wyruszy w drog.
"Znale sztylet. Niech Ingtar zdobdzie Rg. Ja chc tylko sztyletu dla Mata".
- Znajdziemy go, Mat.
Mat popatrzy spode ba, okraszajc ponure spojrzenie szyderczym grymasem
adresowanym do jego paszcza, i odwrci si. Rand westchn.
- Wszystko wrci do normy, Rand - powiedzia cicho Loial. - Jako si uoy.
Kiedy odbili od brzegu, prd szarpn promem, nacignita lina wydaa ostry trzask.
Lansjerzy dziwnie wygldali jako przewonicy, spacerujc po pokadzie w hemach i
zbrojach, z mieczami przytroczonymi na plecach, lecz stosunkowo dobrze dawali sobie rad.
- W taki sposb opucilimy dom - powiedzia nagle Perrin. - W Taren Ferry. Buty
przewonikw omotay po pokadzie, woda gulgotaa przy burtach. Tak opucilimy dom.
Tym razem bdzie gorzej.
- Jak moe by jeszcze gorzej? - zapyta Rand.
Perrin nie odpowiedzia. Wpatrywa si w drugi brzeg, a jego zote oczy niemal
wieciy wasnym blaskiem. Nie byo w nich jednak entuzjazmu.
Po chwili Mat zapyta:
- Jak moe by jeszcze gorzej?
- Bdzie. Czuj to.
To byo wszystko, co Perrin powiedzia. Hurin spojrza na niego nerwowo, ale
przecie Hurin wydawa si nieustannie popatrywa nerwowo, od chwili kiedy opucili Fal
Dara.
Prom przybi do poudniowego brzegu z guchym, pustym odgosem mocnych desek
ocierajcych si o tward glin, niemale wlizgujc si pod zwisajce gazie drzew, a
Shienaranie cigncy lin na powrt dosiedli koni, wyjwszy dwch, ktrym Ingtar kaza
wrci promem po reszt. Pozostali ruszyli za lordem na brzeg.
- Pidziesit krokw do wielkiego kamiennego dbu - powiedzia Ingtar, gdy
wjechali midzy drzewa.
Jego gos brzmia nad wyraz rzeczowo. Jeli Ragan nawet mwi o tym nie mg...
Niektrzy onierze poprawili miecze na plecach i trzymali lance gotowe do boju.
Pocztkowo Rand pomyla, e postacie, zwisajce na ramionach z grubych gazi
kamiennego dbu, to strachy na wrble. Szkaratne strachy na wrble. Potem rozpozna twa-
rze. Changu i ten drugi czowiek, ktry sta z nim na warcie. Nidao. Oczy wytrzeszczone,
zby wyszczerzone blem rozwierajcym usta. yli dugo jeszcze po tym, jak wszystko si
zaczo.
W gardle Perrina odezwa si gos, niemale warczenie.
- Najgorsze, co w yciu widziaem - powiedzia Hurin sabym gosem. - Najgorsze, co
w yciu czuem, wyjwszy lochy Fal Dara tamtej nocy.
Rand szaleczo poszukiwa pustki. Pomie jakby si pojawi, co jak mde wiato
pegajce w rytm konwulsyjnego przeykania liny, ale odszed, zanim zdy owin si
pustk. Mdoci pulsoway jednak w pustce wraz z nim. Przynajmniej raz nie na zewntrz,
lecz w rodku.
"Nic dziwnego nie ma w tym widoku".
Myl rozprysna si w pustce jak kropla wody spadajca na rozgrzan blach.
"Co im si stao?"
- Obdarto ich ywcem ze skry - usysza sowa z tyu, za plecami, a potem odgos
wymiotw. Pomyla, e to Mat, ale wszystko dziao si tak daleko, w pustce. Lecz mde
migotanie byo tutaj rwnie. Pomyla, e za chwil wywrc mu si wntrznoci.
- Odci ich - wychrypia Ingtar. Waha si przez chwil, po czym doda: - Pogrzeba
ich. Nie moemy by pewni, czy byli Sprzymierzecami Ciemnoci. Mogli by jecami.
Mogli by. Niech zaznaj na koniec ostatniego ucisku matki.
Mczyni ostronie podjechali, z wycignitymi noami, ale nawet dla zaprawionych
w bojach Shienaran nie byo to atwe zadanie - odci obupione ze skry ciaa ludzi, ktrych
znali.
- Dobrze si czujesz, Rand - zapyta Ingtar. - Dla mnie to rwnie nie jest atwe.
- W... porzdku, Ingtar.
Rand pozwoli pustce znikn. Bez niej czu si nieco lepiej, odek wci si
skrca, ale tak byo lepiej. Ingtar pokiwa gow i zawrci konia, by moc patrze na krzta-
jcych si mczyzn.
Pogrzeb by prosty. Dwie dziury wykopane w ziemi i zoone w nich ciaa.
Shienaranie stali w milczeniu, patrzc. Ci, ktrzy wykopali groby, bez dodatkowych ceremo-
nii zaczli na powrt je zasypywa.
Rand by wstrznity, ale Loial wyjani cicho:
- Shienaranie wierz, e wszyscy pochodzimy od ziemi i do ziemi musimy wrci.
Nigdy nie uywaj trumien, ani caunw, a ciaa chowa si bez odziey. Ziemia musi ogarn
ciao. Nazywaj to ostatnim uciskiem matki. I nigdy nie wypowiada si przy tym adnych
sw, wyjwszy: "Niech wiato ci owieca, a Stwrca da ci schronienie. Ostatni ucisk
matki wita ci w domu". - Loial westchn i potrzsn cik gow. - Nie sdz, aby tym
razem kto to powiedzia. Rand, niezalenie od tego, co mwi Ingtar, nie moe by
wikszych wtpliwoci, e Changu i Nidao zabili stranikw przy Psiej Bramie i wpucili
Sprzymierzecw Ciemnoci do wiey. To oni musz by odpowiedzialni za to wszystko.
- A wic kto strzela do... do Amyrlin? - Rand przekn lin. - "Kto strzela do
mnie?"
Loial nic nie powiedzia.
Uno nadjecha z reszt mczyzn, wiodc juczne konie, w chwili kiedy ostatnie opaty
ziemi sypay si na groby. Kto powiedzia mu, co odkryli i jednooki mczyzna splun.
- Przez koza lizane trolloki robi tak na caym Ugorze. Robi tak czasami, kiedy chc
wstrzsn twoimi przekltymi nerwami, albo ostrzec ci, by ich nie ciga. Niech sczezn,
jeli miaoby na nas to podziaa.
Zanim odjechali, lngtar zatrzyma si na chwil przy dwch nie oznaczonych grobach,
dwch kopcach goej ziemi, ktre wyglday na zbyt mae, by pomieci ludzi. Po chwili
milczenia powiedzia:
- Niech Swiato ci owieca, a Stwrca da ci schronienie. Ostami ucisk matki wita
ci w domu.
Potem podnis gow i spojrza kademu prosto w oczy. Na adnej twarzy nie
zagoci nawet lad uczucia, najbardziej kamienna bya twarz samego Ingtara.
- Uratowali ycie lordowi Agelmarowi na Przeczy Tarwina - rzek, a kilku lansjerw
pokiwao gowami. Ingtar zawrci konia i zapyta:
- W ktr stron Hurin?
- Na poudnie, mj panie.
- Chwytaj lad. Polujemy.
Las wkrtce ustpi miejsca agodnie pofadowanej rwninie, czasem przecitej
pytkim strumieniem, ktry wymy sobie parw o wysokich brzegach, czasem agodnymi po-
chyociami czy przysadzistymi wzgrzami, ledwie tylko zasugujcymi na swoj nazw.
Idealna kraina dla koni. Ingtar skorzysta z okazji i narzuci mocne tempo, przy ktrym kopyta
koskie niemal poykay przestrze. Od czasu do czasu Rand widzia w oddali co, co mogo
by farm, raz nawet sdzi, e dostrzeg ca wiosk, e w odlegoci kilku mil widzi dym
unoszcy si z kominw i co poyskujcego biel w socu, lecz w bezporedniej bliskoci
kraina bya pozbawiona obecnoci czowieka. W istocie byy to tylko dugie pasma trawy,
usiane kpami krzeww i pojedynczymi drzewami, czasami mae zarola, pasma nigdy nie
szersze ni sto krokw.
Ingtar wysa zwiadowcw, dwch mczyzn, ktrzy jechali na przedzie, pokazujc si
jedynie wtedy, gdy pokonywali szczyt przygodnego wzniesienia. Ingtar mia na szyi srebrny
gwizdek, ktrym w kadej chwili mg przywoa zwiadowcw, gdyby lad zmieni kierunek.
Ale jak dotd to nie nastpio. Jechali na poudnie. Wci na poudnie.
- W tym tempie dotrzemy do pl Talidaru w cigu trzech, czterech dni - powiedzia
Ingtar, gdy tak jechali. - Tutaj Artur Hawkwing odnis najwiksze zwycistwo. Pludzie
prowadzili z Ugoru zastpy trollokw przeciwko niemu. Sze dni i nocy trwaa bitwa, a
kiedy skoczya si, trolloki ucieky z powrotem na Ugr i nigdy nie omieliy si wyzywa
go ponownie. Na pamitk zwycistwa wznis tutaj pomnik, iglic o wysokoci stu pidzi.
Nie pozwoli wypisa na nim swego imienia, lecz tylko imiona tych, ktrzy polegli, i na
szczycie umieci zote soce, symbol triumfu wiatoci nad Cieniem.
- Chciabym go zobaczy - powiedzia Loial nigdy nie syszaem o tym pomniku.
Ingtar milcza przez chwil, a kiedy odezwa si znowu, gos jego by cichy:
- Ju go nie ma, Budowniczy. Kiedy Hawking umar, ci, ktrzy walczyli o jego
imperium, nie mogli przecie zostawi pomnika jego zwycistwa, nawet jeli nie byo wy-
mienione na nim jego imi. Nic po pomniku nie zostao prcz nasypu, na ktrym sta. Za trzy,
cztery dni bdziemy mogli najpewniej ju go zobaczy.
Ton jego gosu nie zachca do dalszej konwersacji.
Zote soce wisiao nad ich gowami, gdy mijali jak budowl, kwadratow,
wykonan z otynkowanej cegy, oddalon o nieca mil od trasy ich przejazdu. Bya stosun-
kowo niska, nie wysza ni dwa pitra, ktre wci jeszcze stay. Unosia si nad ni
atmosfera opuszczenia, dachy znikny, wyjwszy kilka wypustw czarnej dachwki przy-
legajcej do krokwi. Wikszo biaego niegdy tynku odpada, obnaajc sczernia od
wiatru i deszczu ceg. Niektre ciany zwaliy si, ukazujc wewntrzne dziedzice i
niszczejce komnaty. Krzaki, a nawet drzewa rosy w szczelinach popkanych posadzek.
- Dwr - wyjani Ingtar i odrobina lepszego samopoczucia, ktr jakby znw
odzyska, znikna, kiedy patrzy na budowl. - Myl, e kiedy Harad Dakar jeszcze stao,
dookoa uprawiano ziemi i pielgnowano sady. Haradanie kochali swoje sady.
- Harad Dakar? - zapyta Rand, a Ingtar prychn.
- Czy nikt ju si nie uczy historii? Harad Dakar, stolica Haradanu, do ktrego kiedy
naleay ziemie, przez ktre przejedamy.
- Widziaem star map - powiedzia Rand sztywno. - Widziaem zaznaczone na niej
krainy, ktre ju nie istniej. Maredo i Goaban, Carralain. Lecz Haradanu na niej nie byo.
- Byy rwnie i inne, ktre pochon czas - powiedzia Loial. - Mar Haddon, ktry
obecnie nazywa si Haddon Mirk, Almoth. Kintara. Wojna Stu Lat rozerwaa imperium
Artura Hawkinga na wiele krain, wielkich i maych. Mae zostay poknite przez wielkie, lub
zjednoczyy si w inny sposb, jak Altara i Murandy. Poczenie dokonane przemoc jest, jak
sdz, lepszym okreleniem ni zjednoczenie.
- A wic co z nimi si stao? - dopytywa si Mat.
Rand nie zorientowa si, e tymczasem Perrin i Mat przyczyli si do nich. Dotd
zawsze trzymali si z tyu, jak najdalej od Randa al'Thora.
- Nie byli w stanie wytrwa razem - odpowiedzia Ogir. - Plony nie obrodziy, handel
nie funkcjonowa. Zawiedli ludzie. W kadym przypadku co poszo le i lud znik. Czsto
ssiednie kraje wczay opuszczon krain w granice swego terytorium, lecz te aneksje nigdy
nie okazay si trwae. Z czasem ziemia ostatecznie pustoszaa. Rozproszone wioski jeszcze tu
i wdzie istniay, lecz wikszo obrcona zostaa w pustkowie. Harad Dakar te ostatecznie
zostao porzucone, lecz nawet przed t dziejow chwil bya to ju tylko skorupa, nasta tu
bowiem krl, ktry nie by w stanie panowa nad tym, co dziao si wewntrz murw miasta.
Z tego co wiem, samo Harad Dakar w tej chwili zupenie nie istnieje. Znikny wszystkie
miasta i grody, kamie wywieli rolnicy i wieniacy, wykorzystujc go dla wasnych celw.
Wikszo zbudowanych z kamienia wiosek i farm dzi nie istnieje. Tak byo napisane w
ksikach, ktre czytaem, a wok nie widz nic, co mogoby mnie skoni do zmiany opinii.
- To by prawdziwy kamienioom, Harad Dakar, od co najmniej stu lat - powiedzia
Ingtar gorzko. - Ludzie odeszli ostatecznie, a pniej miasto zostao rozwleczone, kamie po
kamieniu. Wszystko zniszczono, a to, co jeszcze zostao, niszczeje nadal. Wszystko wok
ginie. Niemale nie da si ju znale ludu, ktry rzeczywicie panowaby nad obszarem,
ktry zajmuje na mapie i niemal nie ma ju krainy, ktra zajmowaaby dzisiaj na mapie obszar
rwny temu, jaki zajmowaa choby sto lat temu. Kiedy skoczya si Wojna Stu Lat mona
byo podrowa, przejedajc bezporednio z kraju do kraju, bez koca, od samego Ugoru
a po Morze Sztormw. Dzisiaj, przez prawie ca drog poruszamy si po pustkowiach, o
ktre nie upomina si aden lud. My, na Ziemiach Granicznych mamy nasz walk i ona
czyni nas silnymi, powstrzymujc przed rozproszeniem. By moe tamci nie mieli nic, co by
uczynio ich silnymi. Mwisz, e zawiedli, Budowniczy? Tak, zawiedli, a ktry lud, dzisiaj
jeszcze silny i jednolity, zawiedzie jutro? Jestemy wypierani, my ludzie. Wymywani jak
szcztki odzi przez powd. Jak dugo jeszcze, zanim nie zostanie nic prcz Ziem
Granicznych? Jak dugo, zanim my rwnie pogodzimy si z porak i nie zostanie ju nic
prcz trollokw i Myrddraali, na caym szlaku a do Morza Sztormw?
Wszyscy milczeli, wstrznici. Nawet Mat nie przerwa ciszy, ktra zapada. Ingtar
jecha zagubiony we wasnych, czarnych rozmylaniach.
Po chwili, galopujc wrcili zwiadowcy, wyprostowani w siodach, lance wzniesione
ku niebu.
- Wioska przed nami, mj panie. Nie widziano nas. Lecz ley prosto na trasie, ktr
si poruszamy.
Ingtar otrzsn si z zadumy, ale nie wypowiedzia ani sowa, dopki nie wjechali na
grzbiet niskiego wzgrza, wznoszcego si nad wiosk, a nawet wwczas by to tylko rozkaz
zatrzymania si, kiedy wycign lornetk z toreb przy siodle i podnis j do oczu,
obserwujc wiosk.
Rand z zainteresowaniem przypatrywa si zabudowaniom. Wioska byo rwnie dua
jak Pole Emonda, chocia rzecz jasna wydawaa si niewielka w porwnaniu z niektrymi
miasteczkami, jakie widzia od czasu opuszczenia Dwu Rzek, nie mwic ju o wielkich
miastach. Domy byy niskie, ze cianami wyoonymi bia glin, na spadzistych dachach
roso co, co z daleka wygldao jak trawa. Kilkanacie wiatrakw, rozrzuconych po wiosce,
obracao leniwie dugie, pokryte ptnem ramiona, lnice biao w wietle soca. Wiosk
otacza porosy traw, niski mur, sigajcy do piersi mczyzny. Przed waem wykopano fos,
wbijajc w jej dno zaostrzone pale. Jedynej przerwy w murze, jak mg dostrzec, nie
zamykaa brama, ale przypuszcza, e atwo moe zosta zablokowana przy pomocy wozu lub
furmanki. Nigdzie nie mona byo dostrzec ludzi.
- Nawet psa z kulaw nog w zasigu wzroku - powiedzia Ingtar, chowajc lornetk
na powrt do torby. - Jestecie pewni, e was nie widziano? - zapyta, zwracajc si do
zwiadowcw.
- Nie, chyba e sprzyjaa im potga wzroku Czarnego, mj panie - odrzek jeden z
mczyzn. - Nawet nie przekroczylimy wzniesienia. Poza tym, wtedy rwnie nie
widzielimy nikogo, mj panie.
Ingtar pokiwa gow.
- lad, Hurin?
Hurin wcign gboki oddech.
- W kierunku wioski, mj panie. Prosto do rodka, na ile mog osdza z odlegoci, w
ktrej si znajdujemy.
- Patrze uwanie - rozkaza Ingtar, zbierajc wodze. - I nie wierzcie, e s przyjanie
nastawieni, nawet wtedy, gdy si umiechaj. O ile tam w ogle kto jest.
Poprowadzi ich stpa w kierunku wioski, jednoczenie sigajc za plecy i luzujc
miecz w pochwie.
Rand usysza za plecami charakterystyczne szczki, pozostali postpili tak samo. Po
chwili zrobi tak samo ze swoim mieczem. Podjcie prby przeycia nie jest tym samym, co
starania, by zosta bohaterem, zdecydowa.
- Mylisz, e ci ludzie pomagaj Sprzymierzecom Ciemnoci? - zapyta Perrin
Ingtara.
Shienaranin ociga si z odpowiedzi.
- Niezbyt kochaj Shienaran - powiedzia na koniec. - Zwaaj, e powinnimy ich
ochrania. My, albo Cairhienianie. Tamci ywi pretensje o te ziemie, od kiedy umar ostatni
krl Hardan. O cae te rozlege ziemie, a po Erinin. Cho nie byli w stanie jej zatrzyma.
Zrezygnowali ze swych roszcze prawie sto lat temu. Ci nieliczni ludzie, ktrzy yj tak
daleko na poudniu, nie musz si obawia trollokw, niemniej grasuj tutaj liczne bandy
zbjcw. Dlatego zbudowali mur i wykopali fos. We wszystkich wioskach tak robi. Ich pola
zapewne s ukryte w okolicznych kotlinach, ale nikt nie mieszka poza murem. Zaprzysign
hod lenny kademu krlowi, ktry ofiaruje im ochron, ale my wszystkie siy kierujemy
przeciw trollokom. No i za to wanie nas nie kochaj.
Kiedy dojechali do przerwy w murze, lngtar rzuci rozkaz:
- Patrze uwanie!
Wszystkie ulice prowadziy do placu porodku wioski i wszystkie byy jednako
opustoszae. Nikt nie wyglda te przez okna. Nawet pies nie przebieg przez ulic i nie po-
jawia si nawet kura. Nic ywego. Otwarte drzwi koysay si w zawiasach, ktrych
skrzypienie w podmuchach wiatru tworzyo kontrapunkt dla trzeszczenia wiatrakw. Kopyta
koskie wydaway guchy, gony odgos na ubitej glinie ulic.
- Jak przy promie - wymrucza Hurin - ale inaczej. - Jecha zgarbiony w siodle, gow
skoni nisko, jakby chcia si schowa za wasnymi ramionami. - Dopuszczono si tutaj
przemocy, ale... Nie wiem. Byo tutaj zo. Pachnie zem.
- Uno - powiedzia Ingtar - we jedn rot i przeszukaj domy. Jeli kogo znajdziesz,
przyprowad do mnie, na plac. Tylko nie przestrasz ich tym razem. Potrzebuj odpowiedzi, a
nie ludzi uciekajcych przed zagroeniem.
Poprowadzi swoich onierzy w kierunku rodka wioski, podczas gdy Uno i
dziesiciu innych zsiado z koni.
Rand, wahajc si, rozglda si dookoa. Skrzypice drzwi, trzeszczce wiatraki,
kopyta koni, wszystko to czynio zbyt duo haasu, i odbijao si tak gonym echem, jakby w
wiosce bya zupena pustka. Przyjrza si domom. Wyglday na zupenie pozbawione ycia.
Firanki w otwartych oknach chlastay o ciany. Z westchnieniem zsiad z konia i podszed do
najbliszego domu, potem zatrzyma si, wpatrzony w drzwi.
"To tylko drzwi. Czego si boisz?"
Zastanawia si, skd to uczucie, e co czeka po drugiej stronie. Pchn je.
Wewntrz zobaczy czyst izb. Niegdy czyst. St by zastawiony do posiku,
krzesa z drabinkami opar ustawione dookoa, na niektrych talerzach znajdowao si ju
jedzenie. Kilka much fruwao nad miskami z rzep i grochem, znacznie wiksza ilo pezaa
po zimnej pieczeni, siedzc w skrzepym tuszczu. Pat pieczeni by do poowy odkrojony.
Widelec wci sta wbity w miso, a n czciowo lea na talerzu, jakby go kto upuci.
Rand wszed do rodka.
Pstryk.
ysy, umiechnity mczyzna, w prostej odziey z szorstkiej tkaniny, nakada pat
pieczeni na talerz trzymany przez kobiet o pobrudonej twarzy. Ona te si umiechaa.
Dodaa grochu oraz rzepy i podaa talerz jednemu z dzieci siedzcych przy stole. Dzieci bya
szstka, dziewczynki i chopcy, od zupenie malutkich do tak duych, e mogy patrze ponad
stoem. Kobieta powiedziaa co, a biorca od niej talerz dziewczyna rozemiaa si.
Mczyzna zacz odkrawa nastpny pat.
Nagle jedna z dziewczynek krzykna, wskazujc palcem przez drzwi, na ulic.
Mczyzna rzuci n i odwrci si, potem rwnie krzykn, twarz cigno mu
przeraenie, porwa dziecko na rce. Kobieta chwycia drugie, i rzucia si desperacko w
stron pozostaych, jej usta wykrzywiay si oszalae, w cakowitej ciszy. Wszyscy biegli w
stron drzwi w tylnej czci izby.
Drzwi gwatownie otworzyy si i...
Pstryk.
Rand nie mg si poruszy. Bzyczenie much krcych nad stoem wzmogo si.
Oddech tworzy chmur pary przed twarz.
Pstryk.
ysy, umiechnity mczyzna, w prostej odziey z szorstkiej tkaniny, nakada pat
pieczeni na talerz trzymany przez kobiet o pobrudonej twarzy. Ona te si umiechaa.
Dodaa grochu oraz rzepy i podaa talerz jednemu z dzieci siedzcych przy stole. Dzieci bya
szstka, dziewczynki i chopcy, od zupenie malutkich do tak duych, e mogy patrze ponad
stoem. Kobieta powiedziaa co, a biorca od niej talerz dziewczyna rozemiaa si.
Mczyzna zacz odkrawa nastpny pat.
Nagle jedna z dziewczynek krzykna, wskazujc palcem przez drzwi, na ulic.
Mczyzna rzuci n i odwrci si, potem rwnie krzykn, twarz cigno mu
przeraenie, porwa dziecko na rce. Kobieta chwycia drugie, i rzucia si desperacko w
stron pozostaych, jej usta wykrzywiay si oszalae, w cakowitej ciszy. Wszyscy biegli w
stron - drzwi w tylnej czci izby.
Drzwi gwatownie otworzyy si i...
Pstryk.
Rand wyta siy, ale jego minie zdaway si zamarza. W pokoju byo chodniej,
mia ochot trz si z zimna, ale nie mg wykona nawet takiego ruchu. Muchy rozpezy
si po caym stole. Sign po pustk. Pojawio si cierpkie wiato, ale nie dba o to.
Powinien...
Pstryk.
ysy, umiechnity mczyzna, w prostej odziey z szorstkiej tkaniny, nakada pat
pieczeni na talerz trzymany przez kobiet o pobrudonej twarzy. Ona te si umiechaa.
Dodaa grochu oraz rzepy i podaa talerz jednemu z dzieci siedzcych przy stole. Dzieci bya
szstka, dziewczynki i chopcy, od zupenie malutkich do tak duych, e mogy patrze ponad
stoem. Kobieta powiedziaa co, a biorca od niej talerz dziewczyna rozemiaa si.
Mczyzna zacz odkrawa nastpny pat.
Nagle jedna z dziewczynek krzykna, wskazujc palcem przez drzwi, na ulic.
Mczyzna rzuci n i odwrci si, potem rwnie krzykn, twarz cigno mu
przeraenie, porwa dziecko na rce. Kobieta chwycia drugie, i rzucia si desperacko w
stron pozostaych, jej usta wykrzywiay si oszalae, w cakowitej ciszy. Wszyscy biegli w
stron drzwi w tylnej czci izby.
Drzwi gwatownie otworzyy si i...
Pstryk.
Pokj zamarza. "Tak zimno". Muchy zaczerniy blat stou, ciany stanowiy ruchom
mas much, podoga, sufit byy cakowicie pokryte czerni. Wchodziy na Randa, pokrywajc
go, pezay po twarzy, dostaway si do oczu, nosa, ust. "wiatoci, pom mi. Zimno". Zbita
masa much ryczaa jak grzmot. "Zimno". Wdzieray si w pustk, kpic z jej przestrzeni,
okrywajc go lodem. Desperacko sign po mrugajce wiato. odek skrca si, ale
przynajmniej byo ciepe. Ciepe. Gorce. On by gorcy.
Nagle przedar si do... czego. Nie wiedzia do czego, ani jak. Stalowe pajczyny.
Promienie ksiyca wykute z kamienia. Kruszyy si pod jego palcami, lecz wiedzia, e nie
dotyka niczego. Kruszyy si i topniay pod wpywem gorca, jakie przeze przepywao,
gorca jak ogie na palenisku w kuni, jak poar wiata, jak...
Wszystko znikno. Zdyszany, rozglda si wok rozszerzonymi oczami. Kilka much
leao na pokrojonej w poowie pieczeni, na talerzu. Martwych much. "Sze much. Tylko
sze". Wicej byo w miskach, jaki tuzin maych, czarnych truchekw na zimnych
warzywach. Wszystkie martwe. Wybieg na ulic.
Mat, kiwajc gow, wanie wychodzi z domu po przeciwnej stronie ulicy.
- Nikogo tu nie ma - rzek do Perrina, cigle siedzcego na koniu. - Wyglda, jakby po
prostu wstali od stow podczas kolacji i odeszli.
Od strony placu dolecia krzyk.
- Znaleli co - powiedzia Perrin, wbijajc pity w boki konia. Mat wgramoli si na
siodo i pogalopowa za nim.
Rand powoli dosiada Rudego, ogier poszy si, jakby wyczuwajc jego niepokj.
Spoglda na budynki, jadc niezbyt szybko w kierunku placu, ale nie potrafi si zmusi, by
na ktrymkolwiek zatrzyma duej spojrzenie.
"Mat wszed do rodka i nic mu si nie stao".
Postanowi, e jego noga nie postanie wicej w adnym z tych domw, niezalenie od
tego, co by si dziao. Wbi buty w boki Rudego, zmuszajc go do przyspieszenia kroku.
Wszyscy stali nieruchomo, jak posgi przed frontem duego budynku o podwjnych
drzwiach. Rand nie sdzi, by moga to by gospoda, przede wszystkim nie posiadaa adnego
herbu. Zapewne byo to miejsce spotka mieszkacw wioski. Doczy do milczcego krgu
i spojrza tam, gdzie patrzyli wszyscy.
Do drzwi przybito rozkrzyowanego czowieka, grubymi gwodziami, za nadgarstki i
ramiona. Dodatkowe gwodzie sterczay z oczu, utrzymujc gow wzniesion do gry. Wy-
scha, czarna krew wyrysowaa wachlarze na policzkach. Odarcia na drewnie drzwi, na
wysokoci butw, wiadczyy, e y jeszcze, kiedy go rozwieszano. Przynajmniej na po-
cztku.
Oddech zamar Randowi w gardle. Nie czowiek. Tych czarnych szat, w kolorze
ciemniejszym ni czer, nigdy nie nosi aden czowiek. Wiatr szarpa skrajem paszcza
przycinitego ciaem do drzwi - ale nie zawsze tak si dziao, sam wiedzia najlepiej,
normalnie wiatr nie dotyka nawet tych szat - w bladej, bezkrwistej twarzy nie byo adnych
oczu.
- Myrddraal - wyszepta i dwik jego gosu jakby uwolni pozostaych. Na powrt
zaczli si porusza i oddycha.
- Kto... - zacz Mat, ale musia przerwa, by przekn lin. - Kto mg zrobi co
takiego Pomorowi?
Pod koniec gos mu si zaama.
- Nie wiem - powiedzia Ingtar. - Nie mam pojcia.
Rozejrza si wokoo, przypatrujc twarzom, czy te moe liczc obecnych, aby
upewni si, e nikt nie zagin.
- I nie sdz, abymy mogli dowiedzie si tego tutaj. Jedziemy. Na ko! Hurin znajd
lad wychodzcy z wioski.
- Tak, mj panie. Tak. Z przyjemnoci. Tdy, mj panie. Wci kieruj si na
wschd.
Odjechali, zostawiajc martwego Myrddraala tam, gdzie wisia, wiatr rozwiewa jego
czarny paszcz. Hurin pierwszy min mur, nie czekajc a Ingtar wysunie si na czoo, a
Rand by tu za nim.
ROZDZIA 11
BYSKI WZORU
Po raz pierwszy lngtar zarzdzi koniec dziennej marszruty, kiedy jeszcze soce
zocio si wysoko nad horyzontem. Mocni Shienaranie zaczynali odczuwa efekty tego, co
zobaczyli w wiosce. Jeszcze nigdy dotd nie zatrzymywali si tak wczenie, a przysze
obozowisko wygldao na miejsce, ktrego bdzie mona atwo broni. Bya to gboka
kotlina, niemale doskonale okrga i wystarczajco obszerna, by pomieci wygodnie
wszystkich mczyzn i konie. Niespotykany gszcz karowatych dbw i skrzanych drzew
pokrywa zewntrzne stoki. Samo obrzee kotliny byo wystarczajco wysokie, aby skry
obozowisko, nawet bez porastajcych je drzew. Wzniesienie mogo by w tym paskim kraju
niemale uznane za wzgrze.
Gdy zsiedli z koni, Rand usysza, co Uno rzek do Ragam.
- Wszystko, co ci, do czorta, mog powiedzie, to e j, do cholery, widziaem, niech
sczezn. Byo to tu przedtem zanim znalelimy Pczowieka, niech go lie kozio. To ta
sama cholerna kobieta, co przy tym cholernym promie. Bya tam, a potem przekltej nie byo.
Moesz mwi, co ci si podoba, ale uwaaj jak ty, cholera, to mwisz, albo ci sam obedr z
przekltej skry i spal ten przez koza lizany achman, ty mlekopijco o owczych bebechach.
Rand zamar z jedn nog na ziemi, a drug jeszcze w strzemieniu.
"Ta sam kobieta? Ale przy promie nie byo adnej kobiety, tylko firanki powiewajce
na wietrze. I przecie nie moga dosta si do tej wioski przed nami, jeli wczeniej bya
gdzie indziej".
Wioska...
Trwonie uciek od tej myli. Bardziej nawet ni przygwodonego do drzwi Pomora
zapomnie pragn t izb, muchy i ludzi, ktrzy byli i nie byli. Pczowiek by rzeczywisty -
kady to widzia - ale izba...
"Moe w kocu popadam w szalestwo".
aowa, e Moiraine nie ma tutaj, e nie moe z ni porozmawia.
"Tskni za Aes Sedai? Jeste gupcem. Jeste z dala od tego i tam pozosta. Ale czy
naprawd jestem? Co tam si stao?"
- Konie juczne i zapasy do rodka - zarzdzi Ingtar, gdy lansjerzy zaczli rozbija
obz. - Wytrzyjcie konie, potem osiodajcie je znowu, na wypadek gdybymy musieli szybko
rusza. Kady pi obok swego wierzchowca i nie rozpalamy na noc ognia. Warty zmieniaj
si co dwie godziny. Uno, chc, eby wysa zwiadowcw, niech pjd tak daleko, jak tylko
mog dojecha, by wrci przed zmrokiem. Chc wiedzie, co si tam dzieje.
"Czuje to - pomyla Rand. - e to nie tylko jacy Sprzymierzecy Ciemnoci, kilka
trollokw i ewentualnie Pomor".
Jacy Sprzymierzecy Ciemnoci, kilka trollokw i moe Pomor! Nawet kilka dni
temu nie byo to przecie adne "jacy". Nawet na Ziemiach Granicznych, nawet na odlego
dnia jazdy od Ugoru, Sprzymierzecy Ciemnoci, trolloki i Myrddraal wystarczyliby za nocny
koszmar. Zanim zobaczy Myrddraala rozpitego na drzwiach. "Co w caym, wiatoci
owiecanym, wiecie mogo tego dokona? Co, w wiatoci nie owiecanym?" Co to byo
zanim wszed do izby, gdzie rodzina jada kolacj, a miech ich nagle zamar? "Musiaem
sobie to wyobrazi. Musiaem". Nawet we wasnym umyle nie brzmiao to zbyt
przekonujco. Przecie nie wyobrazi sobie wiatru na szczycie wiey, ani Amyrlin mwicej...
- Rand! - Podskoczy, gdy Ingtar przemwi mu nad uchem. - Przez ca noc masz
zamiar sta z jedn nog w strzemieniu?
Rand postawi drug nog na ziemi.
- Ingtar, co si zdarzyo tam, w tej wiosce?
- Trolloki ich zabray. Tak samo jak ludzi przy promie. Oto, co si zdarzyo. Ten
Pomor..."
Ingtar wzruszy ramionami i spojrza w d na paski, owinity w brezent toboek,
duy i kanciasty, ktry trzyma w ramionach. Spoglda na niego, jakby widzia tam jakie
tajemnice, ktrych wolaby raczej nie odkrywa.
- Trolloki zabray ich. Tak postpuj rwnie w wioskach i farmach w pobliu Ugoru,
czasami, kiedy uda im si min w nocy wiee graniczne. Raz uda nam si odbi ludzi, a
innym razem nie. Czasami odbijamy ludzi i niemal aujemy, e nam si udao. Trolloki nie
zawsze zabijaj, zanim zaczn oprawia i kraja. A Pludzie lubi si... zabawi. To jest
gorsze od tego, co robi trolloki.
Jego gos by tak spokojny, jakby mwi o codziennych sprawach i moe rzeczywicie
dla onierza shienaraskiego tak byo.
Rand wzi gboki oddech, aby uspokoi odek.
- Ten Pomor tam niezbyt dobrze si bawi, Ingtar. Co mogo przygwodzi Myrddraala
do drzwi? ywego?
Ingtar waha si, potrzsa gow, potem woy due zawinitko w rce Randa.
- We. Moiraine Sedai kazaa da ci to podczas pierwszego noclegu na poudnie od
Erinin. Nie wiem, co jest w rodku, ale powiedziaa, e moesz tego potrzebowa.
Powiedziaa te, aby ci przekaza, eby dba o to, od tego moe zalee twe ycie.
Rand wzi toboek niechtnie, pod dotykiem brezentu dosta gsiej skrki. W rodku
byo co mikkiego. Jakby ubranie. Trzyma je ostronie.
"O Myrddraalu te nie chc myle. Co si stao w tej izbie?"
Zda sobie nagle spraw, e woli myle o Pomorze, nawet o zdarzeniu w izbie, ni o
tym, co Moiraine moga mu przekaza.
- Wtedy kazano mi rwnie powiedzie, e jeli co mi si stanie, lansjerzy pjd za
tob".
- Za mn!
Randa zatkao. Zapomnia o zawinitku i caej reszcie. Ingtar odpowiedzia na
niedowierzajce spojrzenie spokojnym skinieniem gowy.
- To szalestwo! Nigdy nie prowadziem niczego wicej nili stada owiec, Ingtar. Poza
tym, Moiraine nie moga ci wyznacza zastpcy. A twoim zastpc jest Uno.
- Uno i ja zostalimy wezwani do lorda Agelmara tego ranka, kiedy wyruszylimy.
Moiraine Sedai rwnie tam bya, ale to lord Agelmar wyda rozkaz. Jeste moim zastpc,
Rand.
- Ale dlaczego, Ingtar? Dlaczego?
W tej caej sprawie mona byo jasno i wyranie dostrzec do Moiraine, jej oraz
Amyrlin. Popychay go drog, ktr wybray.
Shienaranin wyglda, jakby rwnie niczego nie rozumia, by jednak onierzem,
przyzwyczajonym - w trakcie niekoczcej si wojny na Ugorze - do wykonywania rozkazw.
- Syszaem plotki wychodzce z komnat kobiecych, e jeste naprawd... - Rozoy
odziane w rkawice donie. - Niewane. Wiem, e zaprzeczysz. Tak jak przeczysz temu, co
przypomina twoja twarz. Moiraine Sedai powiada, e jeste pasterzem, ale nigdy nie
widziaem pasterza noszcego na ostrzu miecza znak czapli. Niewane. Nie bd twierdzi, e
sam ciebie wybraem, jednak sdz, i masz w sobie co takiego, co pozwoli ci zrobi to, co
konieczne. Spenisz swj obowizek, gdy bdzie trzeba.
Rand chcia powiedzie, e nie jest to jego obowizek, ale zamiast tego wyrwao mu
si:
- Uno wie o tym. Kto jeszcze, Ingtar?
- Wszyscy lansjerzy. Kiedy my Shienaranie jedziemy na wypraw, kady czowiek
wie, kto jest nastpny w hierarchii, na wypadek gdyby dowodzcy pad. Nieprzerywalny
acuch, a do ostatniego ywego czowieka, nawet gdyby to by tylko ten, ktry opiekuje si
komi. W ten sposb, rozumiesz, nawet jeli rzeczywicie zostanie jako ostatni z oddziau,
nie bdzie wtedy zwykym maruderem, uciekajcym i szukajcym ocalenia. Jest dowdc i
obowizek wzywa go do zrobienia tego, co zrobione by musi. Jeli obejmie mnie ostatni
ucisk matki, obowizek przechodzi na ciebie. Ty odnajdziesz Rg i zabierzesz go tam, gdzie
jego miejsce. Ty to zrobisz!
Ostatnie sowa wymwi ze szczeglnym naciskiem.
Toboek w rkach Randa zdawa si way dziesi kamieni.
"wiatoci, jest sto mil std, a wci moe wyci4gn do i szarpn smycz. Tdy,
Rand. Tamtdy. Jeste Smokiem Odrodzonym, Rand".
- Nie chc obowizkw, Ingtar. Nie wezm ich na siebie. Jestem tylko pasterzem!
Dlaczego nikt w to nie wierzy?
- Spenisz swj obowizek, Rand. Kiedy zawiedzie czowiek na szczycie acucha,
wszystko pod nim rozpadnie si. Zbyt duo rzeczy si ostatnio rozpada. Zbyt wiele ju runo.
Pokj niech spynie chwa na twj miecz, Randzie al'Thor.
- lngtar, ja...
Lecz Ingtar ju odszed, mwic tylko, e chce sprawdzi, czy Uno wysa ju
zwiadowcw.
Rand spoglda na zawinitko, ktre trzyma w ramionach i oblizywa wargi. Obawia
si, e wie, co jest w rodku. Chcia zajrze do rodka, a jednoczenie pragn, nie otwierajc
je, rzuci w ogie; pomyla, e nawet mgby tak postpi, gdyby by pewien, i spali si w
taki sposb, aby nikt nie zobaczy, co jest w rodku, gdyby by pewien, e to co jest w rodku,
w ogle si spali. Lecz nie mg zajrze tutaj, gdzie mogy go zobaczy oczy pozostaych.
Rozejrza si po obozowisku. Shienaranie rozadowywali juczne zwierzta, niektrzy
przygotowywali zimn kolacj zoon z suszonego misa i prasowanego chleba. Mat i Perrin
zajmowali si swoimi komi, a Loial siedzia na kamieniu i czyta ksik, fajka o dugim
ustniku zwisaa mu midzy zbami, nad jego gow unosia si wstga poskrcanego dymu.
ciskajc zawinitko, jakby ba si, e je upuci, Rand wlizgn si midzy drzewa.
Przyklkn na maej polanie, otoczonej przez gsto splecione gazie i pooy
zawinitko na ziemi. Przez pewien czas tylko na nie patrzy.
"Nie powinna. Nie moga. - A cichy gos wewntrz odpowiada. - O tak, moga. Moga
i powinna".
Na koniec zabra si do rozwizywania niewielkich wzw na sznurku, ktrym byo
oplecione. Zgrabne wzy zawizane byy z precyzj, ktra wyranie wskazywaa na obecno
rki Moiraine. aden sucy nie zrobi tego za ni, nie moga ryzykowa, by jaki sucy to
zobaczy.
Kiedy wreszcie ostatni wze zosta rozpltany, odkry zawinitko rkoma, ktre byy
ju zupenie zdrtwiae. Potem wpatrywa si niemo, a w ustach mia py. Cao skadaa si
z jednego kawaka, nie splatana, nie farbowana, nie malowana. Sztandar, biay jak nieg,
wystarczajco duy, by by widzianym na caym obszarze pola bitewnego. W poprzek
maszerowaa falujca posta, podobna do wa o usce ze szkaratu i zota, lecz wa na
czterech apach, kadej zakoczonej picioma zotymi pazurami. Wa o oczach jak soce i
zotej, lwiej grzywie. Raz kiedy ju go widzia, a Moiraine powiedziaa mu, co to jest.
Sztandar, ktry wciga Lews Therin Telamon, Lews Therin Zabjca Rodu podczas Wojny
Cienia. Sztandar Smoka.
- Spjrzcie na to! Spjrzcie na to, co on ma!
Mat wpad na polan. Perrin, wolniej nieco, wszed za nim.
- Najpierw pstrokate paszcze - warkn Mat - a teraz sztandar. Teraz ju nigdy nie
doczekamy si koca lordowania, z...
Mat zbliy si dostatecznie, aby zobaczy wyranie sztandar i mina mu zrzeda.
- wiatoci! - Cofn si o krok. - Niech sczezn!
By tam, gdy Moiraine objaniaa, czyj jest to sztandar. Perrin rwnie.
Gniew zawrza w sercu Randa, gniew na Moiraine i Zasiadajc na Tronie Amyrlin za
to, e popychaj go, pocigaj. Porwa sztandar w obie donie i potrzsn nim przed twarz
Mata, sowa wrzay w nim, wymykay si kontroli.
- Susznie! Sztandar Smoka!
Mat cofn si o krok.
- Moiraine chce, abym by kukiek, taczca na sznurkach Tar Valon, faszywym
Smokiem dla Aes Sedai. Zamierza wepchn mi go do garda, nie dbajc o to, czego ja chc.
Ale ja-nie-pozwol-si-wykorzystywa!
Mat cofa si dalej, a stan oparty o pie drzewa.
- Faszywy Smok? - Przekn lin. - Ty? To... szalestwo.
Perrin nie odszed. Przykucn na ziemi, zaplt swe potne ramiona wok kolan i
wpatrywa si w Randa swymi wieccymi, jasnymi oczami.
- Jeeli Aes Sedai chc z ciebie zrobi faszywego Smoka...
Przerwa, zmarszczy brwi, ponownie przemyla wszystko od pocztku. Na koniec
powiedzia cicho:
- Rand, potrafisz przenosi?
Mat wyda stumione westchnienie.
Rand pozwoli na to, by sztandar opad na ziemi, waha si tylko przez chwil, zanim
ze znueniem kiwn gow.
- Nie prosiem o to. Nie chciaem tego. Ale... Ale nie sdz, abym wiedzia, jak
przesta. - Obraz izby penej much, zupenie bezwiednie stan mu przed oczyma. - Nie sdz,
aby mi pozwoliy przesta.
- Niech sczezn - sapn Mat. - Krew i krwawe popioy! Zdajesz sobie spraw, e
zabij nas. Wszystkich. Perrina i mnie, tak samo jak ciebie. Jeeli Ingtar i pozostali dowiedz
si, podetn nasze przeklte garda, wyrczajc trollokw. wiatoci, najpewniej pomyl, e
bylimy zamieszani w kradzie Rogu i zabilimy tych ludzi w Fal Dara.
- Zamknij si, Mat - powiedzia spokojnie Perrin.
- Nie mw mi, ebym si zamkn. Jeeli Ingtar nas nie zabije, to Rand oszaleje i zrobi
to zamiast niego. Niech sczezn! Niech sczezn! - Mat obsun si po pniu drzewa i usiad na
ziemi. - Dlaczego ci nie poskromiy? Jeeli Aes Sedai wiedz, dlaczego ci nie poskromiy?
Nigdy nie syszaem, aby pozwoliy mczynie, ktry potrafi wada Moc, po prostu odej.
- Nie wszystkie o tym wiedz - westchn Rand. - Amyrlin...
- Zasiadajca na Tronie Amyrlin! Ona wie? wiatoci, nic dziwnego, e patrzya na
mnie tak dziwnie.
- ...a Moiraine mi powiedziaa, e jestem Smokiem Odrodzonym, a potem obie
powiedziay, e mog jecha, dokd chc. Nie rozumiesz, Mat? One usiuj mnie wyko-
rzysta.
- Ale bez wzgldu na to, ty i tak przenosisz Moc - burkn Mat. - Na twoim miejscu
ju bym si znajdowa w poowie drogi do Oceanu Aryth. I nie zatrzymywabym si tak
dugo, a nie znajd jakiego miejsca, w ktrym nie ma i raczej nigdy nie bdzie adnych Aes
Sedai. I adnych ludzi. To jest, chciaem powiedzie... no c...
- Zamknij si, Mat - naskoczy na niego Perrin. - Dlaczego tu jeste, Rand? Im duej
bdziesz si trzyma ludzi, tym wiksza pewno, e kto si o wszystkim dowie i pole po
Aes Sedai. Te Aes Sedai, ktre ci nie powiedz, e masz sam dba o wasne sprawy. - Urwa i
zamylony podrapa si po gowie. - A Mat ma racj co do Ingtara. Nie wtpi; e nazwaby
ci Sprzymierzecem Ciemnoci i zabi. By moe zabiby nas wszystkich. On wyranie ci
lubi, ale moim zdaniem i tak by to zrobi. Faszywy Smok? Inni tak samo. Masema nawet
takiej wymwki by nie potrzebowa. Wic czemu nie odjechae?
Rand wzruszy ramionami.
- Ju miaem ruszy w drog, ale najpierw przyjechaa Amyrlin, potem ukradli Rg,
sztylet i Moiraine powiedziaa, e Mat umiera i... wiatoci, stwierdziem wtedy, e mog
zosta z wami przynajmniej do czasu, zanim nie odnajdziemy sztyletu. Pomylaem, e
mgbym si przyda. Moe si myliem.
- Wyruszye z nami z powodu sztyletu? - spyta cicho Mat. Otar nos i skrzywi si. -
W ogle mi to nie przyszo do gowy. W ogle nie pomylaem, e chciae... Aaaach! A
dobrze si czujesz? Znaczy si, jeszcze nie popade w obd, prawda?
Rand wygrzeba z ziemi kamyk i rzuci nim w Mata.
- Aua! - Mat potar rami. - Ja tylko spytaem. No, bo te wszystkie paradne stroje i cae
to gadanie, e jeste lordem. C, raczej nie pasuj do kogo, kto ma poukadane w gowie.
- Prbowaem si was pozby, durniu! Baem si, e rzeczywicie popadn w obd i
zrobi wam co zego. - Spojrza na sztandar, jego gos cich. - Tak si w kocu stanie, jeli z
tym nie skocz. wiatoci, nie wiem, jak z tym skoczy.
- Tego si wanie baem - powiedzia Mat, wstajc. - Nie obra si, Rand, ale chyba
bd sypia jak najdalej od ciebie, jeli nie masz nic przeciwko. To znaczy, jeli zostaniesz z
nami. Syszaem kiedy o jednym gociu, ktry potrafi korzysta z Mocy. Opowiada mi o
tym stranik kupiecki. Zanim odnalazy go Czerwone Ajah, obudzi si ktrego dnia i caa
jego wie bya zrwnana z ziemi. Domy, ludzie, wszystko z wyjtkiem ka, na ktrym
spa, wie wygldaa, jakby przetoczya si po niej jaka gra.
- W takim razie, Mat, powiniene spa obok niego, gowa przy gowie - stwierdzi
Perrin.
- Moe jestem durniem, ale wol by ywym durniem. - Mat zawaha si, popatrujc z
ukosa na Randa. - Posuchaj, wiem, e pojechae z nami, bo chciae mi pomc, i jestem
wdziczny. Naprawd jestem. Ale ty ju nie jeste dawnym Randem. Rozumiesz mnie,
prawda?
Czeka, jakby si spodziewa odpowiedzi. adna nie pada. W kocu znikn midzy
drzewami, w kierunku, gdzie pooony by obz.
- A ty co powiesz? - spyta Rand.
Perrin pokrci gow, koyszc potarganymi lokami.
- Nie wiem, Rand. Niby jeste ten sam, a jednoczenie nie. Mczyzna korzystajcy z
Mocy, moja matka lubia mnie tym straszy, kiedy byem may. Po prostu nie wiem. -
Wycign rk i dotkn rogu sztandaru. - Na twoim miejscu chyba bym to spali albo
zakopa w ziemi. A potem zaczbym ucieka, tak szybko, e adna Aes Sedai ju by mnie
nigdy nie znalaza. Tu Mat mia racj.
Wsta, zmruonymi oczyma ogarn niebo na zachodzie, powoli wchaniajce
czerwie zachodzcego soca.
- Czas wraca do obozu. Przemyl to, co powiedziaem, Rand. Ja bym ucieka. Ale
moe ty nie moesz ucieka. O tym te pomyl. - Wydawa si wpatrywa swymi tymi
oczyma we wasne wntrze, mwi zmczonym gosem. - Czasami nie mona uciec.
Potem on take odszed.
Rand uklk, wpatrzony w sztandar rozpostarty na ziemi.
- A wanie, e czasami mona uciec - mrukn. Ale moe ona mi to daa, eby mnie
zmusi do ucieczki. Moe wymylia co takiego, co wymaga mojej ucieczki. Ale ja nie
zrobi tego, co ona chce. Nie zrobi. Zakopi go w tym miejscu. Powiedziaa jednak, e moje
ycie moe od niego zalee, a Aes Sedai nigdy nie kami w taki sposb, by mona je byo
na tym przyapa... - Nagle jego ramiona zatrzsy si od cichego miechu. - Gadam sam do
siebie. Moe ju zaczem popada w obd.
Kiedy wraca do obozowiska, cigle mia przy sobie owinity w ptno sztandar, tylko
mniej starannie zoony i nie przewizany sznurkiem Moiraine.
wiato dnia zaczynao bledn i poowa kotliny skrya si w cieniu padajcym z jej
zboczy. onierze ukadali si ju do snu, kady obok swego konia, z lancami w zasigu rki.
Mat i Perrin umocili sobie legowisko przy swoich wierzchowcach. Rand spojrza na nich
smutnym wzrokiem, potem wzi Rudego, ktry sta dokadnie tam, gdzie go zostawi, z
dyndajcymi wodzami, i przeszed na drug stron kotliny, gdzie znalaz Hurina i Loiala. Ogir
przerwa czytanie i bada do poowy zakopany kamie, na ktrym siedzia, wodzi po czym
na jego powierzchni dugim cybuchem fajki.
Hurin wsta i obdarzy Randa czym na ksztat ukonu.
- Miaem nadziej, e tobie nie przeszkodzi, jak sobie tu pociel, lordzie... mhm...
Rand. Wanie suchaem Budowniczego.
- Jeste tu, Rand - powiedzia Loial. - Wiesz, myl, e kto kiedy obciosa ten
kamie. Widzisz, jest zwietrzay, ale wydaje si, e to pozostaoci jakiej kolumny. S te na
nim znaki. Nie bardzo potrafi je odcyfrowa, ale wygldaj jakby znajomo.
- Moe w wietle poranka uda ci si go obejrze dokadniej - podpowiedzia Rand.
Zdj sakwy z grzbietu Rudego. - Twoje towarzystwo mnie cieszy, Hurin.
"Cieszy mnie towarzystwo kadego, kto si mnie nie boi. Ale jak dugo jeszcze bd
je mia?"
Przeoy ca zawarto jednej sakwy do drugiej - zapasowe koszule, spodnie i
weniane skarpety, przybory do szycia, hubk z krzesiwem, drewnian skrzynk ze sztucami,
zawinitko z suszonym misem i suchary na wszelk ewentualno i wszystkie inne
niezbdne podrnikowi rzeczy - po czym wepchn owinity w ptno sztandar do pustej
kieszeni. Sakwa wybrzuszya si mocno, rzemienie ledwo sigay sprzczek, tak bya
wypchana.
Loial i Hurin, jakby wyczuwajc jego nastrj, nie odzywali si, gdy ciga sakwy i
uzd z grzbietu Rudego, wyciera sier wielkiego gniadosza kpkami trawy i zdejmowa ze
siodo. Rand nie przyj oferowanej mu strawy, czu, e w tym momencie nic by nie mg
przekn, nawet gdyby to by najlepszy posiek, jaki mu w yciu podano. Wszyscy trzej
zrobili sobie posania obok kamienia, za poduszk suy zoony koc, za nakrycie paszcz.
W caym obozowisku zapanowaa ju cisza, Rand jednak nie mg zasn nawet
wtedy, gdy zapada gboka noc. Jego myli miotay si we wszystkie strony. Sztandar.
"Do czego ona prbuje mnie zmusi".
Wioska.
"Co mogo zabi Pomora w taki sposb?"
Ten dom we wsi, to byo najgorsze.
"Czy to si naprawd stao?"
"Czy ja ju popadem w obd? Ucieka czy zosta? Musz zosta. Musz pomc
Matowi w znalezieniu sztyletu".
Znkany zapad wreszcie w sen, wraz ze snem otoczya go pustka, nieproszona,
migotaa niepokojc un, zakcajc senne wizje.


Umiechajc si wiecznie przylepionym do warg umiechem, ktry nigdy nie
obejmowa oczu, Padan Fain spojrza na pnoc, wbi wzrok w czer nocy otaczajc jedyne
ognisko w jego obozie. Nadal myla o sobie jako o Padanie Famie - Padan Fain stanowi sam
rdze jego istoty ale zmieni si i wiedzia o tym. Wiedzia teraz wiele rzeczy, o wiele wicej,
ni podejrzewa mogli ci, ktrym kiedy suy. Zosta Sprzymierzecem Ciemnoci wiele lat
wczeniej, jeszcze zanim Ba'alzamon go wezwa i kaza ciga trzech modych ludzi z Pola
Emonda, destylujc z niego to, co o nich wiedzia, destylujc go i napeniajc z powrotem
powstaym z takiej destylacji ekstraktem, dziki czemu Fain mg ich czu, odnajdywa ich
zapach, gdziekolwiek byli, poda w lad za nimi, dokdkolwiek by uciekli. Szczeglnie ten
jeden. Nadal, jak czstk swego wntrza, czu skurcz strachu na wspomnienie, co zrobi z
nim Ba'alzamon, ale ta czstka bya niewielka, ukryta, zduszona. Zmieni si. Tropienie tych
trzech zagnao go do Shadar Logoth. Nie chcia tam i, ale musia by posuszny. Wtedy. A
w Shadar Logoth...
Fain wcign gboki oddech i przejecha palcem po sztylecie z rubinow rkojeci,
przymocowanym do pasa. Ten sztylet te pochodzi z Shadar Logoth. Bya to jedyna bro,
jak nosi przy sobie, jedyna, ktrej potrzebowa, i mia wraenie, e stanowi jego cz.
Teraz ju stanowi jedno. Tylko to si liczyo.
Zbada wzrokiem teren otaczajcy jego ognisko. Dwunastu ostatnich
Sprzymierzecw Ciemnoci, w swych niegdy paradnych strojach, teraz zmitych i
brudnych, kulio si z jednej strony w ciemnociach. Wpatrzeni nie w ogie, lecz w niego. Po
drugiej stronie przycupny trolloki, dwadziecia trollokw, oczy o nazbyt ludzkim wyrazie,
osadzone w ludzkich twarzach wykrzywionych zwierzcym grymasem, ledziy kady jego
ruch, tak jak mysz obserwuje kota.
Z pocztku bya to istna mordga, co rano odkrywa, e nie jest si zupen caoci,
odkrywa, e znowu dowdc jest Myrddraal, pienicy si zoci i rozkazujcy, e maj si
uda na pnoc, do Ugoru, do Shayol Ghul. Stopniowo jednak te poranki saboci staway si
coraz krtsze, a w kocu... Przypomnia sobie mot w swej doni, wbijanie ostrych kokw i
umiechn si, tym razem umiech ogarn take jego oczy, napeniajc je radoci
rozkosznego wspomnienia.
Jego ucho wyowio rozlegajce si w mroku kanie i umiech zblad.
"Nie trzeba byo pozwala, by trolloki zabray ich a tak wielu".
Caa wie spowalniaa ich przemarsz. Gdyby tych kilka domostw przy promie nie stao
pustych, to moe... Ale trolloki byy chciwe z natury i owadnity eufori na widok
umierajcego Myrddraala, nie przypilnowa ich tak, jak powinien.
Zerkn na trolloki. Wszystkie niemal dwukrotnie przewyszay go wzrostem, dziki
swej sile zdolne zetrze jedn rk na strzpy, a jednak cofay si przed nim i kuliy.
- Zabijcie ich. Wszystkich. Moecie si naje, ale zwalcie wszystkie szcztki na stos,
eby nasi znajomi mogli ich zobaczy. Gowy ucie na wierzchu. Do dziea, tylko
porzdnie. - Rozemia si, ale zaraz przerwa sobie krtkim: - Jazda!
Trolloki niezdarnie gramoliy si z miejsc, dobyway sierpowatych mieczy i unosiy w
gr topory. Po chwili od strony, w ktrej leeli zwizani wieniacy, rozlegy si krzyki i
zawodzenia. Bagania o lito i przeraliwy pacz dzieci uryway znienacka guche omoty i
niemie dla ucha mlaski, jakby kto miady melony.
Fain odwrci si tyem od tej kakofonii, by popatrze na swych Sprzymierzecw
Ciemnoci. Oni te naleeli do niego, ciaem i dusz. Tak dusz, jaka w nich pozostaa.
Kady da si splugawi rwnie gboko, jak kiedy on, zanim znalaz wyjcie. Nie mieli
dokd pj, jak tylko z nim. Nie spuszczali z niego oczu, penych strachu i bagania.
- Mylicie pewnie, e zgodniej, nim znowu natrafimy na jak wiosk albo farm?
By moe. Mylicie, e pozwol im zje ktrego z was? C, moe jednego lub dwch. Nie
ma ju koni, ktrymi daoby si was zastpi.
- To byli zwykli prostacy - wykrztusia niepewnym gosem jaka kobieta. Brud znaczy
jej twarz, lecz po zgrabnie skrojonej sukni mona byo rozpozna bogat przedstawicielk
stanu kupieckiego. Kosztown tkanin popielatej barwy pokryway teraz plamy, w spdnicy
widniao dugie rozdarcie.
- To byli wieniacy. My suylimy... ja suyam.
Fain przerwa jej, beztroski ton sprawia, e sowa zabrzmiay tym surowiej.
- Kim wy dla mnie jestecie? Czym gorszym ni wieniacy. Moe stadem byda dla
trollokw? Jeli chcecie przey, bydlta, to musicie by przydatni.
Twarz kobiety niejako rozpada si. Kobieta zakaa i nagle wszyscy pozostali zaczli
papla jeden przez drugiego, zapewnia go, jacy s przydatni, oni wszyscy, mczyni i
kobiety, ktrzy cieszyli si wpywami i pozycj, zanim wezwano ich do Fal Dara, by tam
wywizali si ze swych lubowa. Wykrzykiwali nazwiska wanych, potnych ludzi, ktrych
znali z Ziem Granicznych, Cairhien i innych krain. Prbowali wyjawi wszystko, co wiedzieli
na temat innych krajw, sytuacji politycznej, aliansw, intryg, usiowali wypapla wszystko,
byle tylko pozwoli sobie suy. Wytworzony przez nich harmider miesza si z odgosami
rzezi dokonywanej przez trollokw i znakomicie do niej pasowa.
Fain w ogle ich nie sucha - nie ba si stawa do nich plecami od czasu, gdy
zobaczyli, jaki los spotka Pomora - i zaj si sw nagrod. Klczc, gadzi rkoma ozdobn,
zot szkatu, czujc zamknit w niej moc. Musia kaza j nie trollokom - nie ufa
ludziom na tyle, by zapakowa j do sakiew przy koskim siodle, ktry z nich mg pragn
wadzy z tak si, by przezwyciy strach przed nim, natomiast trolloki nie marzyy o
niczym oprcz zabijania - i jeszcze nie odgad, jak si j otwiera. Ale to przyjdzie z czasem.
Wszystko przyjdzie z czasem. Wszystko.
Wyj sztylet z pochwy, uoy go na szkatule i dopiero wtedy umoci sobie lee przy
ogniu. Ostrze strzego lepiej ni trollok albo czowiek. Wszyscy widzieli, co si stao, kiedy
go uy, tylko ten jeden raz; nikt nie mia odwagi podej na odlego blisz ni pid do
tego nagiego ostrza, o ile on sam nie wyda takiego rozkazu, a i wtedy suchano go z
niechci.
Lea pod derkami i patrzy si w stron pnocy. Nie czu w tym momencie al'Thora,
dzielia ich zbyt wielka odlego. A moe al'Thor robi t swoj sztuczk ze znikaniem. W
twierdzy ten chopak znienacka potrafi wymkn si zmysom Faina. Nie wiedzia, na jakiej
zasadzie si to odbywao, ale al'Thor powraca potem, rwnie nagle jak znika. Tym razem te
wrci.
- Tym razem to ty do mnie przyjdziesz, al'Thor. Dotd to ja ci tropiem niczym pies
naprowadzony na lad, ale teraz to ty mnie bdziesz goni. - Jego miech brzmia jak rechot,
syszc go, sam wiedzia, e jest obkany, ale nie dba o to. Obd to te bya jego cz. -
Przyjd do mnie, al'Thor. Taniec jeszcze si nie zacz. Zataczymy na Gowie Tomana i tam
si od ciebie uwolni. Nareszcie zobacz ci martwego.
ROZDZIA 12
WPLECIONE DO WZORU
Egwene popiesznie ruszya za Nynaeve do grupki Aes Sedai otaczajcych ciasno
palankin Zasiadajcej na Tronie Amyrlin. Pragnienie dowiedzenia si, co jest powodem
nagego zamtu w Fal Dara, wzio gr nad zmartwieniem z powodu Randa. W tym
momencie on i tak znajdowa si poza jej zasigiem. Wrd koni Aes Sedai staa Bela, jej
kudata klacz, a take wierzchowiec Nynaeve.
Stranicy, z domi na rkojeciach mieczy i oczyma bezustannie kontrolujcymi
otoczenie, utworzyli stalowy krg wok Aes Sedai i palankinu. Oni tylko stanowili wysepk
wzgldnego spokoju na dziedzicu, bowiem shienarascy onierze wci biegali wrd
przeraonych mieszkacw warowni. Egwene przepchaa si do Nynaeve obydwie zupenie
zignoroway karcce spojrzenia Stranikw, wszyscy wiedzieli, e wybieraj si w drog
razem z Amyrlin - i z szemrania tumu wychwycia do informacji, by wiedzie teraz, e z na
pozr niewiadomego kierunku wypada strzaa, a ucznik jeszcze nie zosta zapany.
Egwene znieruchomiaa, szeroko otwierajc oczy, zbyt zaszokowana, by cho
pomyle, e stoi w otoczeniu Aes Sedai. Zamach na ycie Zasiadajcej na Tronie Amyrlin.
To si nie miecio w gowie.
Amyrlin siedziaa w palankinie przy odsunitych zasonach, przycigajc wzrok
wszystkich rozdartym rkawem zaplamionym krwi. Patrzya z wysoka na lorda Agelmara.
- Znajdziesz tego ucznika albo nie, mj synu. Tak czy owak, moje sprawy w Tar
Valon wzywaj mnie rwnie pilnie, jak Ingtara na jego polowanie. Wyjedam.
- Ale Matko - zaprotestowa Ingtar - zamach na twoje ycie wszystko zmienia. Nadal
nie wiemy, kto przysa tego czowieka, ani te dlaczego. Za godzin bd mia dla ciebie
zarwno ucznika, jak i odpowiedzi na pytania.
Amyrlin odpowiedziaa miechem, w ktrym nie byo sycha rozbawienia.
- Bdzie ci potrzebna sprytniejsza przynta albo mocniejsze sieci do zapania tej ryby,
mj synu. Zanim pojmiesz tego czowieka, bdzie za pno, by jeszcze dzi odjecha. Zbyt
wiele jest tu oczu, ktre napawayby si widokiem mego martwego ciaa, by zanadto si
przejmowa czym takim. Moesz mi potem przysa wiadomo o tym, co wykrye, o ile w
ogle co wykryjesz. - Omiota wzrokiem wiee otaczajce dziedziniec, parapety i balkony
dla ucznikw, wci pene ludzi, mimo e okryte cisz. Strzaa pada z jednego z tych miejsc.
- Myl, e ten ucznik uciek ju z Fal Dara.
- Ale, Matko...
Kobieta w palankinie spostponowaa go gestem, wskazujc, e dyskusja skoczona.
Nawet wadca Fal Dara nie mg wywiera zbytniego nacisku na Zasiadajc na Tronie
Amyrlin. Jej oczy spoczy na Egwene i Nynaeve, oczy przewiercajce na wskro, zdajce si
widzie wszystko, co chciao si zachowa w tajemnicy. Egwene zrobia krok w ty, po chwili
jednak opanowaa si i dygna, zastanawiajc si, czy tak jest poprawnie. Nikt jej nigdy nie
wyjania, jaka etykieta obowizuje na spotkaniach z Zasiadajc na Tronie Amyrlin. Nynaeve
staa sztywno wyprostowana, wytrzymaa spojrzenie Amyrlin, poszukaa jednak po omacku
doni Egwene i cisna j mocno, a Egwene odwzajemnia ucisk.
- Wic to s te dwie, Moiraine - powiedziaa Amyrlin.
Moiraine nieznacznie skina gow i druga Aes Sedai znowu zacza przypatrywa si
dwm kobietom z Pola Emonda. Egwene nerwowo przekna `lin. One wszystkie
wyglday tak, jakby wiedziay o rnych rzeczach, o takich, ktrych nie wiedzieli inni ludzie
i wiadomo, e tak naprawd jest, bynajmniej w niczym nie pomagaa.
- Istotnie, wyczuwam w kadej z nich wspania iskr. Tylko co si z takiej iskry
wykrzesze? Oto pytanie, prawda?
Egwene miaa wraenie, e jej usta s pene piachu. Widziaa kiedy, jakim wzrokiem
pan Padwhin, ciela z ich wioski, patrzy na swoje narzdzia; mniej wicej w taki sam sposb
Amyrlin patrzya na nie obydwie. Ta do tego celu, druga do innego.
Nagle Amyrlin powiedziaa:
- Czas rusza. Na ko! Lord Agelmar i ja wypowiadamy tu sowa, jakie wypowiedzie
naley, a wy nie musicie si zaraz tak gapi niczym nowicjuszki w wito. Na ko!
Na jej rozkaz Stranicy rozeszli si do swych wierzchowcw, a wszystkie Aes Sedai z
wyjtkiem Leane, posuwistymi krokami ruszyy do swoich koni, ani przez moment nie tracc
przy tym swej czujnoci. Kiedy Nynaeve i Egwene odwracay si, by speni polecenie, u
boku lorda Agelmara stan sucy ze srebrnym kielichem. Agelmar uj go z grymasem
niezadowolenia na ustach.
- Wraz z tym naczyniem przyjmij, Matko, me yczenie, aby twa dzisiejsza wyprawa
powioda si jak najlepiej, a wszystkie...
Dalszych sw Egwene ju nie usyszaa, wdrapywaa si bowiem ju na siodo Beli.
Jeszcze nie klepna kudatej klaczy i nie uoya spdnic, gdy palankin ju zblia si do
otwartych bram, a niosce go konie szy rwnym krokiem bez adnych wodzy lub postronka.
Leane jechaa obok palankinu, z lask zatknit w strzemionie. Egwene i Nynaeve doczyy
na sam koniec kolumny Aes Sedai.
Okrzyki i wiwaty tumw, oblegajcych ulice miasta, witay pochd, giny jednak w
omocie bbnw i grzmotach trb. Kolumn prowadzili Stranicy, pod powiewajcym
sztandarem Biaego Pomienia osaniali rwnie Aes Sedai, by nie dopuci do nich ludzkiej
ciby. Lucznicy i pikinierzy, ktrych piersi take zdobi Pomie, podali z tyu, zorgani-
zowani podug rang. Kiedy kolumna wymaszerowaa z miasta i skierowaa si na poudnie,
trby ucichy, wci jednak sycha byo wiwaty. Egwene czsto ogldaa si za siebie, dopki
drzewa i wzgrza nie skryy murw i wie Fal Dara.
Nynaeve, jadca obok niej, potrzsna gow.
- Randowi nic nie bdzie. Jest z nim lord Ingtar i dwudziestu lansjerw. A zreszt i tak
nic nie moesz zrobi. adna z nas nic nie moe zrobi. - Zerkna ukradkiem w stron
Moiraine, zgrabna biaa klacz Aes Sedai i wysoki, czarny ogier Lana tworzyy dziwn par. -
Jeszcze nie teraz.
Kolumna stopniowo skrcaa na zachd, ale nie posuwaa si zbyt szybko. Nawet
piechurzy w zbrojach nie potrafili prdko pokonywa shienaraskich wzgrz, ani te
utrzymywa duej rwnego tempa. Wszyscy jednak parli do przodu najszybciej jak mogli.
Obozowiska rozbijano pn noc. Amyrlin nie zezwalaa na postj wczeniej, nim
wiata byo ju tylko tyle, e starczao go do rozbicia namiotw, spaszczonych biaych
kopu, w ktrych ledwie mona si byo wyprostowa. Kada para Aes Sedai, z tych samych
Ajah, miaa dla siebie jeden namiot, natomiast Amyrlin i Opiekunka mieszkay oddzielnie.
Moiraine dzielia swj z dwoma Bkitnymi siostrami. onierze spali na ziemi w swoim
wasnym obozowisku, Stranicy otulali si w paszcze w pobliu namiotw tych Aes Sedai, z
ktrymi byli zwizani. Namiot zamieszkiwany przez Czerwone Siostry wyglda dziwnie
samotnie bez Stranikw, natomiast przy nalecym do Zielonych panowaa nieomal
biesiadna atmosfera, dwie Aes Sedai czsto siadyway na zewntrz jeszcze dugo po
zapadniciu zmroku i wiody rozmowy z czterema Stranikami, ktrzy im towarzyszyli.
Lan przyszed raz do namiotu, ktry Egwene dzielia z Nynaeve, po czym
wyprowadzi Wiedzc nieco dalej, w mrok. Egwene wychylia si odrobin za pacht zas-
aniajc wejcie, by mc ich podpatrywa. Nie syszaa, o czym mwili, zobaczya tylko, e
Nynaeve w pewnym momencie wybuchna gniewem, a po powrocie owina si w koce i nie
chciaa w ogle rozmawia. Egwene wydao si, e ma wilgotne policzki, mimo i ukrya
twarz pod rbkiem koca. Lan dugo sta w mroku i patrzy na ich namiot, zanim sobie poszed.
Potem nigdy ju ich nie odwiedzi.
Moiraine nie zbliaa si do nich, tylko mijajc je obdarzaa skinieniem gowy.
Wydawao si, e cae godziny spdzaa na rozmowach z innymi Aes Sedai, z wszystkimi z
wyjtkiem Czerwonych, kolejno odcigajc je na bok podczas jazdy. Amyrlin rzadko
pozwalaa si zatrzymywa, a i wwczas na bardzo krtko.
- Moe ona nie ma ju dla nas czasu - zauwaya ze smutkiem Egwene. Moiraine bya
jedyn znajom Aes Sedai, by moe jedyn, ktrej moga ufa. - Znalaza nas i teraz
jedziemy do Tar Valon. Sdz, e interesuj j ju inne rzeczy.
Nynaeve achna si.
- A ja uwaam, e ona z nami skoczy dopiero po swoim trupie albo po naszym trupie.
Jest wyjtkowo przebiega, tu o to chodzi.
Za to inne Aes Sedai odwiedzay ich namiot. Egwene omal nie wyskoczya ze skry,
tamtej pierwszej nocy spdzonej poza Fal Dara, gdy pachta okrywajca wejcie odsuna si i
do rodka wsuna gow zaywna Aes Sedai o kwadratowej twarzy, z siwiejcymi wosami i
jakby lekko roztargnionym wyrazem ciemnych oczu. Zerkna na latarni, zawieszon w
najwyszym miejscu namiotu, i pomie jakby si wyduy. Egwene odniosa wraenie, e
co czuje, e nieomal dostrzega co, co otoczyo Aes Sedai w momencie, w ktrym pomie
si rozrasta. Moiraine powiedziaa jej ktrego dnia - kiedy czciej udzielaa swych nauk -
e bdzie moga zobaczy, jak inna kobieta korzysta z Mocy, a take odrni kobiet zdoln
do korzystania, nawet jeli taka nie bdzie nic robia.
- Jestem Verin Mathwin - przedstawia si kobieta z umiechem. - A wy to Egwene
al'Vere i Nynaeve al'Maera. Z Dwu Rzek, dawniej Manetheren. To silna krew. Krew, ktra
piewa.
Egwene i Nynaeve podniosy si, zamieniajc spojrzenia.
- Czy to wezwanie do Zasiadajcej na Tronie Amyrlin? - spytaa Egwene.
Verin rozemiaa si. Nos miaa ubrudzony smuk atramentu.
- Ale nie, nie. Amyrlin ma waniejsze sprawy do zaatwienia ni widywa dwie
mode kobiety, ktre nawet nie s jeszcze nowicjuszkami. Jakkolwiek nigdy nic nie wiadomo.
Obydwie posiadacie znaczny potencja, szczeglnie ty, Nynaeve. Ktrego dnia... - Urwaa, w
zamyleniu potara palcem nos tu nad plamk atramentu. - Ale to nie jest ten dzie.
Przyszam, eby udzieli ci lekcji, Egwene. Obawiam si, e troch za wczenie zabraa si
za co, czego na razie sama nie powinna robi.
Egwene obejrzaa si nerwowo na Nynaeve.
- Co ja zrobiam? Niczego wiadomie.
- Och nic zego. By moe co niebezpiecznego, ale niezupenie zego. - Verin
przysiada na pciennej pododze, podwijajc pod siebie nogi. - Usidcie obydwie.
Usidcie. Nie mam zamiaru nadwera szyi. - Zacza szuka wygodniejszej pozycji. -
Siadajcie.
Egwene usiada na skrzyowanych nogach przed Aes Sedai i robia co moga, eby nie
patrze na Nynaeve.
"Nie powinnam czu si winna, dopki si nie dowiem, czy rzeczywicie co
zawiniam. Zreszt moe wcale nie zawiniam".
- Co takiego zrobiam, co jest niebezpieczne a niezupenie ze?
- No c, korzystaa z Mocy, dziecko.
Egwene potrafia tylko wytrzeszczy oczy, natomiast Nynaeve wybuchna:
- To niedorzeczne. Po co jedziemy do Tar Valon, jak nie z tego powodu?
- Moiraine... chciaam powiedzie, e Moiraine udzielaa mi lekcji - wykrztusia
Egwene.
Verin uniosa rk i obie umilky. By moe trudno byo odczyta jej intencje, ale
ostatecznie bya to Aes Sedai.
- Dziecko, czy tobie si wydaje, e Aes Sedai od razu ucz korzystania z Mocy
pierwsz lepsz dziewczyn, ktra twierdzi, e chce by jedn z nas? No c, sdz, e raczej
nie jeste pierwsz lepsz dziewczyn, ale tak sam... Z powag pokrcia gow.
- Wic czemu ona to robia? - spytaa podniesionym tonem Nynaeve.
Jej nie uczono i Egwene wci nie bya pewna, czy Nynaeve to drczy, czy nie.
- Bo Egwene ju wczeniej korzystaa z Mocy cierpliwie wyjania Verin.
- Ja... Ja te. - Sdzc z jej gosu, Nynaeve bynajmniej nie bya szczliwa z tego
powodu.
- Twoje okolicznoci s inne, dziecko. Fakt, e wci yjesz, wskazuje, e przeya
rozmaite kryzysy i wysza z nich i to bez niczyjej pomocy. Myl, e zdajesz sobie spraw,
ile masz szczcia. Na kade cztery kobiety zmuszone do robienia tego, co ty robia, z
yciem uchodzi tylko jedna. Naturalnie, dzikie... - Verin skrzywia si. Wybacz, ale zdaje si,
e tak wanie my z Biaej Wiey czsto nazywamy kobiety, ktre bez adnego przygotowania
uzyskay pewn pozorn kontrol, podobnie jak ty, przypadkow i ledwie zasugujc na
miano kontroli, ale nadal jest to swego rodzaju kontrola. Dzikie borykaj si z trudnociami,
to fakt. Nieomal zawsze otaczaj si murem, by same nie wiedzie, co takiego waciwie
robi, i te mury zakcaj wiadom kontrol. Im duej takie mury s wznoszone, tym
trudniej jest je zburzy, ale jeli uda si je w kocu usun... c, niektre z najbieglejszych
sistr, jakie zna historia naszej spoecznoci, byy najpierw dzikie.
Nynaeve poruszya si z irytacj i spojrzaa na wejcie do namiotu, jakby chciaa
wyj.
- Nie rozumiem, co to wszystko ma ze mn wsplnego - powiedziaa Egwene.
Verin spojrzaa na ni mrugajc, jakby si zastanawiaa, skd ona si tam wzia.
- Z tob? Ano nic. Twj problem jest zupenie inny. Wikszo dziewczt, ktre chc
zosta Aes Sedai, nawet te, ktre maj w sobie odpowiednie zadatki, tak jak ty, te si tego
boj. Nawet gdy w kocu dotr do Wiey i naucz si, co i jak robi, jaka siostra lub jedna z
Przyjtych musi je jeszcze prowadzi przez wiele miesicy, krok po kroku. Ale nie ciebie. Z
tego co wiem od Moiraine, wskoczya w to z miejsca, gdy tylko si dowiedziaa, e moesz,
zacza po omacku szuka drogi w ciemnociach, ani razu si nie zastanawiajc, czy przy
nastpnym kroku nie otworzy si przed tob bezdenna otcha. Och, byy przed tob podobne,
nie jeste wyjtkiem. Sama Moiraine do takich naleaa. Gdy si dowiedziaa, co ty robia,
nie miaa innego wyjcia, jak tylko zacz ci uczy. Czy Moiraine nigdy ci tego wszystkiego
nie tumaczya?
- Nigdy. - Egwene bardzo pragna, by tak nie zapierao jej tchu podczas mwienia. -
Musiaa si zajmowa... innymi sprawami.
Nynaeve warkna co bezgonie.
- C, Moiraine nigdy nie uwaaa za konieczne mwi komu co, czego ta osoba nie
musi wiedzie. Wiedza nie suy adnym realnym celom, ale z kolei z niewiedz jest tak
samo. Ja sama osobicie zawsze wol wiedzie, ni nie wiedzie.
- A czy ona istnieje? To znaczy ta otcha?
- Oczywicie nie taka gboka - powiedziaa Verin, przekrzywiajc gow. - Ale przy
nastpnym kroku? Wzruszya ramionami. - Widzisz, dziecko, im bardziej si starasz dotyka
Prawdziwego rda, im bardziej si starasz korzysta z Jedynej Mocy, tym atwiej to potem
robi naprawd. Tak, na pocztku sigasz z wysikiem do rda i najczciej przypomina to
chwytanie powietrza. Albo rzeczywicie dotykasz saidara, ale nawet wtedy, gdy poczujesz,
jak Jedyna Moc przepywa przez ciebie, przekonujesz si, e nic z ni nie moesz zdziaa.
Albo co osigasz, ale jest to co zupenie niezgodnego z twymi zamierzeniami. Na tym
polega niebezpieczestwo. Zazwyczaj, dziki wskazwkom i naukom, a take lkowi, ktry
hamuje tak dziewczyn, zdolno dotykania rda oraz zdolno korzystania z Mocy
pojawiaj si razem z umiejtnoci kontrolowania wasnych czynw. Ty natomiast od razu
prbowaa korzysta z Mocy, nie majc nikogo, kto by ci nauczy, jak kontrolowa, co
robisz. Ja wiem, e twoim zdaniem wcale nie posuna si zbyt daleko i jest to prawda, ale
przypominasz kogo, kto nauczy si sam wbiega na wzgrza, nawet nie na wszystkie, tylko
niektre, nie umiejc nawet z nich zbiega albo w ogle chodzi. Prdzej czy pniej
spadniesz, jeli nie nauczysz si caej reszty. Nie mwi w tej chwili o tym, co si dzieje z
nieszczsnymi mczyznami, ktrzy prbuj korzysta z Mocy, ty nie popadniesz w obd,
nie umrzesz, bo masz przecie siostry, ktre ci poprowadz i wyszkol, ale c mogaby
uzyska cakowicie przypadkiem, bez adnych intencji?
Mgieka, ktra do tej pory zasnuwaa oczy Verin, znikna na moment. Wydawao si,
e Aes Sedai przenikna Egwene i Nynaeve swym wzrokiem na wskro, podobnie jak
Amyrlin.
- Twoje wrodzone zdolnoci s silne, dziecko, a stan si jeszcze silniejsze. Musisz si
nauczy, jak je kontrolowa, eby nie wyrzdzi krzywdy sobie albo komu innemu, nawet
bardzo wielu ludziom. Tego wanie Moiraine prbowaa ci nauczy, ja sprbuj ci w tym
pomc dzi wieczorem i tego bd ci codziennie uczyy inne siostry, dopki nie oddamy ci
w najbardziej umiejtne rce Sheriam. Ona jest Mistrzyni Nowicjuszek.
"Czy ona wie o Randzie? To niemoliwe. Nigdy nie pozwoliaby mu opuci Fal Dara,
gdyby co podejrzewaa" - pomylaa Egwene.
Bya jednak pewna, e nie wyobrazia sobie tego, co zobaczya.
- Dzikuj ci, Verin Sedai. Bd si staraa.
Nynaeve popiesznie podniosa si z miejsca.
- Zostawi was same, pjd sobie posiedzie przy ognisku.
- Powinna zosta - odpara Verin. - Skorzystaaby na tym. Z tego, co mwia
Moiraine, wynika, e wystarczy ci odrobina nauk, eby zosta Przyjt.
Nynaeve wahaa si tylko chwil, zanim stanowczo potrzsna gow.
- Dzikuj za propozycj, ale mog z tym zaczeka, dopki nie przybdziemy do Tar
Valon. Egwene, gdyby mnie potrzebowaa, bd...
- Wedle wszelkich oznak - wesza jej w sowo Verin - jeste doros kobiet, Nynaeve.
Zazwyczaj im modsza jest nowicjuszka, tym wiksze robi postpy. Niekoniecznie w nauce,
lecz dziki temu, e od nowicjuszki oczekuje si, ii bdzie zawsze robia to, co si jej kae, i
nie bdzie niczego kwestionowaa. Przydaje si to zasadniczo tylko wtedy, gdy nauki
dochodz do pewnego momentu. Wahanie w niewaciwym momencie albo podwaanie
sensu tego, co ci kazano zrobi, moe mie tragiczne skutki, lepiej wic przez cay czas
podporzdkowywa si dyscyplinie. Z drugiej jednak strony od Przyjtych oczekuje si, by
podwaay sens rnych rzeczy, kiedy uzna si ju, e wiedz, jakie i kiedy pytania zadawa.
Jak mylisz, co by wolaa?
Donie Nynaeve, spoczywajce na spdnicy, zacisny si, znowu spojrzaa w stron
pachty zasaniajcej wejcie do namiotu, marszczc przy tym czoo. W kocu nieznacznie
skina gow i na powrt usadowia si na pododze.
- Myl, e chyba si przycz - owiadczya.
- Znakomicie - odpara Verin. - Zaczynamy. Ty ju znasz t cz, Egwene, ale
specjalnie dla Nynaeve przeprowadz was przez to krok po kroku. Po jakim czasie to si
stanie drug natur, bdziecie robiy to szybciej, ni pomylicie, teraz jednak najlepiej dziaa
powoli. Zamknijcie, prosz, oczy. Na pocztku to lepiej wychodzi, jak nic nie rozprasza
uwagi.
Egwene zamkna oczy. Nastpia chwila milczenia.
- Nynaeve - powiedziaa Verin - prosz, zamknij oczy, naprawd dziki temu pjdzie
lepiej.
Kolejna pauza.
- Dzikuj ci, dziecko. Teraz musicie oczyci si z wszystkiego. Oprnijcie umysy.
W waszych umysach znajduje si teraz tylko jedna myl. Pczek kwiatu. Tylko to. Tylko ten
pczek. Widzicie go ze wszystkimi szczegami. Czujecie jego zapach. Czujecie go pod
palcami. Kad yk kadego licia, kad krzyw kadego patka. Czujecie, jak pulsuje w
nim sok. Czujecie go. Znacie go. Jestecie nim. Wy i ten pczek to jedno. Jestecie jednoci.
Jestecie tym pczkiem.
Jej gos wibrowa hipnotycznie, Egwene jednak przestaa go sysze, wczeniej
wykonywaa bowiem to wiczenie razem z Moiraine. Robio si je powoli, ale Moiraine
wytumaczya, e wraz z dowiadczeniem bdzie szo coraz szybciej. Wewntrznie staa si
pczkiem ry, z ciasno zwinitymi, czerwonymi patkami. I nagle pojawio si tam jeszcze
co innego. wiato. wiato napierajce na patki. Patki powoli rozchylay si, zwracajc ku
wiatu, wchaniajc wiato. Ra i wiato stay si jednym. Czua przesczajcy si do niej
cieniutki strumyczek. Garna si do niego, chcc wicej, dya do niego, pragnc wicej...
W mgnieniu oka wszystko znikno, ra i wiato. Moiraine rwnie uprzedzia, e
tego nie mona robi na si. Westchna i otworzya oczy. Nynaeve miaa ponury wyraz
twarzy. Verin bya spokojna jak zawsze.
- Nie moesz sprawi, eby to si stao - mwia Aes Sedai. - Musisz pozwoli, eby
to si stao. Musisz si podda Mocy, zanim uzyskasz nad ni kontrol.
- To istna gupota - burkna Nynaeve. - Wcale si nie czuj jak kwiat. Jeli ju mam
si jako czu, to czuj si jak krzew tarniny. Chyba jednak poczekam przy ognisku.
- Jak sobie yczysz - odpara Verin. - Czy ja ju wspominaam, e nowicjuszki s
obowizane wykonywa codzienne posugi? Zmywaj statki, szoruj podogi, pior, usuguj
przy stole, wszystkie tego typu rzeczy. Ja osobicie myl, e suce bardziej si nadaj do
takich zada, ale na og uwaa si, e takie prace ksztatuj charakter. Och, jednak zostajesz?
Znakomicie. No c, dziecko, przypomnij sobie, e i tarnina kwitnie czasem, przypomnij
sobie, jak piknie wygldaj jej biae kwiatki wrd cierni. Sprbujemy jeszcze raz. Od
samego pocztku, Egwene. Zamknij oczy.
Kilkakrotnie, zanim wreszcie Verin odesza, Egwene czua, jak przepywa przez ni
Moc, ani razu jednak ten strumie nie by silny, udao jej si jedynie spowodowa, e
powietrze zadrgao, lekko unoszc pacht zasaniajc wejcie do namiotu. Bya przekonana,
e wicej by osigna kichajc. Lepiej jej szo przy Moiraine, czasami przynajmniej.
aowaa, e to nie Moiraine j teraz uczy.
Nynaeve nie poczua nawet jednego bysku, w kadym razie tak twierdzia. Pod koniec
wicze oczy miaa tak skupione, a usta tak zacinite, e Egwene baa si, czy przypadkiem
zaraz nie zwymyla Verin, jakby Aes Sedai bya wieniaczk atakujc jej prywatno. Jednak
Verin powiedziaa jej tylko, e ma jeszcze raz zamkn oczy, tym razem bez towarzystwa
Egwene.
Egwene siedziaa, popatrywaa na obydwie w przerwach midzy ziewniciami. Zrobia
si pna noc, normalnie ju dawno ukadaaby si do snu. Nynaeve miaa twarz tygo-
dniowego trupa, zaciskaa powieki tak silnie, jakby ich nigdy nie miaa otworzy, a pici
uoone na podoku poyskiway biaymi kykciami. Egwene miaa nadziej, e Wiedzca nie
straci panowania nad sob, skoro ju tak dugo trzymaa si w ryzach.
- Poczuj w sobie przepyw - mwia jej Verin. Jej gos nie uleg zmianie, lecz nagle w
oczach pojawi si bysk. - Poczuj przepyw. Przepyw Mocy. Niech to przypomina bryz,
lekkie poruszenie powietrza.
Egwene usiada wyprostowana. Kiedy Verin udzielaa jej wskazwek, rzeczywicie
przepywaa przez ni Moc.
- Lekka bryza, najlejsze drgnienie powietrza. agodne.
Nagle koce uoone na stosie buchny pomieniami niczym drewno na podpak.
Nynaeve gono krzykna i otworzya oczy. Egwene nawet nie zauwaya, czy sama
krzykna. Wiedziaa tylko, e stoi i usiuje kopniakiem wyrzuci ponce koce na zewntrz,
zanim cay namiot zajmie si ogniem. Zanim kopna po raz drugi, pomienie znikny, a ze
zwglonej masy unosiy si skrcone smuki dymu i zapach spalonej weny.
- No tak - powiedziaa Verin. - No tak. Nie spodziewaam si, e bd musiaa gasi
ogie. Nie mdlej, dziecko. Ju wszystko dobrze. Ja si tym zajm.
- Ja... ja si zezociam - mwia Nynaeve drcymi wargami; caa krew ucieka z jej
twarzy. - Mwia mi o bryzie, mwia, co mam robi i ogie zwyczajnie wskoczy mi do
gowy. Ja... ja nie chciaam niczego spali. To by tylko niewielki ogie w... w mojej gowie. -
Przeszy j dreszcz.
- Domylam si, e to by niewielki ogie. - Verin wybuchna miechem, ale zaraz
umilka, gdy jeszcze raz zerkna na twarz Nynaeve. - Dobrze si czujesz, dziecko? Jeli si
czujesz chora, to mog...
Nynaeve zaprzeczya, Verin pokiwaa gow.
- Potrzebny ci odpoczynek. Obydwie go potrzebujecie. Zmuszaam was do zbyt
cikiej pracy. Musicie odpocz. Amyrlin kae wszystkim wsta i ruszy w drog jeszcze
przed pierwszym brzaskiem. - Wstaa i rozgarna zwglone koce. - Ka wam przysa kilka
nowych. Mam nadziej, e to zdarzenie dowiodo, jak wane jest zachowanie kontroli.
Musicie si nauczy robi to, co- zamierzaycie i nic wicej. Nie do, e mona zrobi
komu krzywd, to nadto nie podoa iloci zaczerpnitej Mocy. Na razie nie jestecie w
stanie radzi sobie z du iloci, ale bdzie jej przybywao coraz wicej. Jeli wic
zaczerpniecie za duo, ona was zniszczy. Moecie nawet umrze. Albo wypali si,
zmarnowa wszystkie zdolnoci, jakimi dysponujecie. - Po czym, jakby im wanie nie
powiedziaa, e spaceruj po krawdzi noa, dodaa pogodnie: - pijcie dobrze! - I z tymi
sowami wysza z namiotu.
Egwene obja Nynaeve ramionami i mocno j przytulia.
- Wszystko w porzdku, Nynaeve. Nie trzeba si ba. Jak ju si nauczysz
kontrolowa...
Nynaeve wybuchna ochrypym miechem.
- Ja si wcale nie boj. - Zerkna z ukosa na dymice koce i zaraz oderwaa wzrok. -
Trzeba troch wicej ni niewielkiego ognia, eby mnie nastraszy.
Jednak nie spojrzaa ju ani razu na te koce, nawet kiedy pojawi si Stranik, eby je
zabra i wymieni na nowe.
Verin ju wicej do nich nie przysza, zgodnie ze sw obietnic. W rzeczy samej, w
miar upywu podry, na poudnie i zachd, dzie po dniu, tak szybko, jak mogli
maszerowa piechurzy, Verin nie zwracaa na obydwie kobiety wicej uwagi ni Moiraine,
ni jakakolwiek Aes Sedai. Aes Sedai nie odnosiy si do nich zasadniczo nieprzyjanie,
trzymay je raczej na dystans i z rezerw, jakby cay czas co absorbowao ich uwag. Ten
chd zwiksza zakopotanie Egwene i przypomina wszystkie opowieci, ktre usyszaa,
gdy bya dzieckiem.
Opowieci, ktre jej matka opowiadaa o Aes Sedai, zawsze byy pene wymysw
gupich ludzi, jednake ani jej matka, ani adna inna kobieta z Pola Emonda nigdy nie
widziaa adnej Aes Sedai, dopki nie przybya tam Moiraine. Sama Egwene za spdzia
mnstwo czasu z Moiraine, ktra stanowia ywy dowd na to, e nie wszystkie Aes Sedai s
takie, jak si o nich opowiada. Chodne manipulatorki i bezlitosne niszczycielki. Sprawczynie
Pknicia wiata. Teraz przynajmniej wiedziaa, e Pknicie wiata spowodowali mczyni
Aes Sedai, kiedy jeszcze istnieli, w Wieku Legend, ale to nie bardzo pomagao. Nie wszystkie
Aes Sedai byy zgodne ze swymi wizerunkami z opowieci, ale ile takich byo i ktre?
Aes Sedai, ktre co wieczr przychodziy do ich namiotu, tak si rniy, e myli
wcale nie daway si uporzdkowa. Alviarin bya chodna i rzeczowa, niczym kupiec
zajmujcy si handlem wen i tytoniem, zdziwiona, e Nynaeve te uczestniczy w lekcji,
udzielia jej jednak zgody; nie szczdzia sw krytyki, lecz zawsze bya gotowa sprbowa
raz jeszcze. Alanna Mosvani duo si miaa i tyle samo czasu spdzia na opowiadaniu o
wiecie i mczyznach, co na nauczaniu. Mocno interesowaa si Randem, Perrinem i Matem,
co Egwene bardzo dodao otuchy. Szczeglnie to zainteresowanie Randem. Najgorsza bya
Liandrin, jedyna, ktra nosia szal, pozostae pochoway swe szale jeszcze przed wyjazdem z
Fal Dara. Liandrin cay czas skubaa czerwone frdzle, nauczya mao, okazujc przy tym
niech. Zarzucia Egwene i Nynaeve pytaniami, jakby one byy oskarone o jakie
przestpstwo, a wszystkie pytania dotyczyy trzech chopcw. Nie przestawaa pyta, dopki
Nynaeve nie kazaa jej si wynosi - Egwene nie bya pewna, dlaczego Nynaeve to zrobia - i
wtedy wysza, udzielajc im przedtem ostrzeenia:
- Strzecie si, crki. Nie jestecie ju w swojej wiosce. Zanurzyycie stopy w czym,
w czym yj stwory mogce was poksa.
Kolumna dotara wreszcie do wioski o nazwie Medo, pooonej na brzegu rzeki Mora,
ktra biega wzdu granicy Shienaru i Arafel, a dalej wpadaa do Erinin.
Egwene bya przekonana, e to pytania Aes Sedai odnonie do Randa sprawiy, i
zacza o nim ni i zamartwia si o niego, o to, czy poszukiwania Rogu Valere nie zawiody
na Ugr. Te sny byy zawsze ze, przy czym na samym pocztku przypominay zwyke
koszmary, ale tamtej nocy, kiedy dotarli do Medo, co si w nich zmienio.
- Przepraszam, Aes Sedai - spytaa zuchwale Egwene - czy widziaa moe Moiraine
Sedai?
Szczupa Aes Sedai pomachaa jej w odpowiedzi rk i popiesznie odesza
zatoczon, owietlon pochodniami wiejsk ulic, woajc do kogo, eby uwaa na jej
konia. Kobieta naleaa do tych Ajah, mimo e nie miaa na sobie szala, Egwene nic
wicej o niej nie wiedziaa, nie znaa nawet jej imienia.
Medo byo ma wiosk - Egwene przeya szok, gdy sobie uwiadomia, e wioska,
ktr uwaa za "ma", jest rwnie dua jak Pole Emonda - i obecnie wypeniao j wicej
przybyszw z obcych stron ni rdzennych mieszkacw. Na wskich uliczkach toczyy si
konie i ludzie przepychajcy si do przystani przez tum wieniakw, ktrzy klkali za
kadym razem, gdy mijaa ich szybkich krokiem jaka nie dostrzegajca ich Aes Sedai. Ca
sceneri owietlay jaskrawo ponce pochodnie. Dwie przystanie wbijay si w rzek Mora
niczym kamienne palce, przy kadej stay dwa niewielkie dwumasztowce. Stamtd
przenoszono na pokady konie, za pomoc powrozw zawieszonych na bomach i pciennych
koysek umocowanych na ich brzuchach. Wicej statkw - z wysokimi burtami, solidnie
zbudowanych, z latarniami na szczytach masztw - toczyo si na zalanej promieniami
ksiyca rzece, ju zaadowanych albo czekajcych na swoj kolej. odzie wiosowe zabieray
ucznikw i pikinierw, dziki uniesionym pikom przypominay ogromne jee unoszce si na
powierzchni wody.
Na przystani, po lewej stronie, Egwene znalaza Anaiy, obserwujc przebieg
adowania i poganiajc tych, ktrzy nie poruszali si dostatecznie szybko. Mimo e nigdy nie
wypowiedziaa do Egwene nawet dwch sw, wiedziaa, e Anaiya odrnia si od
pozostaych, bardziej przypomina kobiety z rodzinnej wioski. Egwene potrafia j sobie wy-
obrazi w kuchni, jak piecze chleb, inne nie jawiy si jej w taki sposb.
- Anaiya Sedai, czy widziaa moe Moiraine Sedai? Musz z ni porozmawia.
Aes Sedai rozejrzaa si, z marsem roztargnienia na czole.
- Co? Ach to ty, dziecko. Moiraine tu nie ma. A twoja przyjacika, Nynaeve, jest ju
na "Krlowej rzeki". Musiaam j sama wrzuci na pokad, cay czas krzyczaa, e nie
odpynie bez ciebie. wiatoci, co za awantura! Sama ju powinna by na pokadzie. Znajd
jak dk, ktra pynie w lad za "Krlow rzeki". Obydwie macie pyn razem z
Zasiadajc na Tronie Amyrlin, wic zachowuj si naleycie, jak ju si znajdziesz na statku.
Bez jakich scen albo ktni.
- Na ktrym statku pynie Moiraine Sedai?
- Moiraine nie wsiada na aden statek, dziewczyno. Ona odjechaa, dwa dni temu,
Amyrlin przeja jej obowizki. - Anaiya skrzywia si i potrzsna gow, jakkolwiek
wikszo jej uwagi bya nadal skupiona na ludziach pracujcych na przystani. - Najpierw
Moiraine znika razem z Lanem, potem Liandrin rusza w lad za pitami Moiraine, a zaraz
potem Verin, przy czym adna nie raczy powiedzie nikomu ni sowa. Verin nawet nie
zabraa swojego Stranika, Tomas ju obgryza paznokcie ze zmartwienia.
Aes Sedai zadara gow i spojrzaa na niebo. Nie osonita chmurami woskowa tarcza
ksiyca rzucaa jasny blask.
- Znowu bdziemy musiay wezwa wiatr i to te wcale nie ucieszy Amyrlin. Mwi, e
chce, abymy dotarli w godzin do Tar Valon i nie cierpi adnej zwoki. Nie chciaabym by
na miejscu Moiraine, Liandrin albo Verin, gdy Amyrlin znowu je zobaczy. Poauj, e nie s
ju nowicjuszkami. A czemu pytasz dziecko, o co ci chodzi?
Egwene wcigna gboki wdech.
"Moiraine odjechaa? To niemoliwe! Musz to komu powiedzie, komu, kto mnie
nie wymieje".
Wyobrazia sobie Anayi w Polu Emonda, jak wysuchuje sw crk, ktra jej si
zwierza z kopotw, Anayia pasowaa do takiego wizerunku.
- Anayia Sedai, Rand ma kopoty.
Anayia zmierzya j uwanym spojrzeniem.
- Ten wysoki chopiec z twojej wioski? Pewnie ju za nim tsknisz, prawda? C, nie
byabym zdziwiona, gdyby popad w tarapaty. Tak si czsto dzieje z modymi ludmi w jego
wieku. Mimo e to ten drugi... Mat?... wyglda bardziej na takiego, ktry doprasza si
kopotw. Nie bj si, dziecko. Nie mam zamiaru mia si z ciebie ani te ci lekceway.
Jakie on ma kopoty i skd ty o nich wiesz? On i lord Ingtar znaleli ju pewnie Rg i wrcili
do Fal Dara. Bo inaczej musieliby zapuci si po niego do Ugoru, a wtedy nic by si nie dao
dla nich zrobi.
- Ja... moim zdaniem oni nie s ani w Ugorze, ani w Fal Dara. Miaam sen. -
Powiedziaa to czciowo wyzywajcym tonem. Czua, e to co mwi, brzmi gupio, ale ten
sen wydawa si taki rzeczywisty. Niby koszmar senny, a taki realny. Najpierw pojawi si w
nim jaki czowiek z mask na twarzy i ogniem zamiast oczu. Mimo tej maski odniosa
wraenie, e jest zaskoczony jej widokiem. Przeraona jego wygldem, czua, e koci zaraz
jej popkaj od targajcego nimi dygotania, nagle jednak znikn i wtedy zobaczya Randa,
spa na ziemi, otulony w swj paszcz. Staa nad nim jaka kobieta i przypatrywaa mu si. Jej
twarz bya ukryta w cieniu, lecz oczy zdaway si byszcze jak ksiyc, a Egwene wiedziaa,
e w tej kobiecie kryje si zo. Bysno wiato i wtedy zniknli. Obydwoje. A w tle, zupenie
jak jaki materialny przedmiot, czuo si niebezpieczestwo, jakby sida miay zaraz
pochwyci nic nie podejrzewajc owc, puapka z mnstwem szczk. Koszmar nie zblad
wraz z przebudzeniem, tak jak to na og bywa ze snami. A niebezpieczestwo wydawao si
tak silne, e miaa ochot obejrze si przez rami - ale z jakiego powodu przeczuwaa, e
ono czyha na Randa, nie na ni.
Zastanawiaa si, czy ta kobieta to Moiraine i zbesztaa si za tak myl. Liandrin
bardziej pasowaa do tej roli. Albo moe Alanna, ona te si interesowaa Randem.
Jako nie potrafia opowiedzie o wszystkim Anayi.
- Anayia Sedai - zacza zgodnie z etykiet wiem, e to brzmi gupio, ale on si
znalaz w niebezpieczestwie. Wielkim niebezpieczestwie. Jestem o tym przekonana. Czuj
to. Nawet teraz.
Anayia wyranie si nad czym zastanawiaa.
- No c - odpara cichym gosem - istnieje moliwo, ktrej nikt dotd nie bra w
rachub, lecz ja zaryzykuj takie stwierdzenie. Moesz by nic. Szansa na to jest
niewielka, dziecko, ale... Nie miaymy w swoich szeregach adnej nicej od... czterystu
albo i piciuset lat. A ten dar jest blisko zwizany z goszeniem Przepowiedni. Jeli naprawd
potrafisz ni, to by moe rwnie potrafisz gosi Przepowiednie. Co takiego to palec w
oczy Czerwonych. Naturalnie mg ci si przyni zwyky koszmar, spowodowany pn por
i zimn straw, a poza tym nasza podr jest wyczerpujca od chwili, gdy opucilimy Fal
Dara. No i ty tsknisz za tym modym czowiekiem. To powd znacznie bardziej
prawdopodobny. Tak, tak, dziecko, ja to wiem. Martwisz si o niego. Czy w swoim nie wi-
dziaa znaki wskazujce, jaki to rodzaj niebezpieczestwa?
Egwene potrzsna gow.
- On po prostu znikn, a ja poczuam niebezpieczestwo. I zo. Czuam je, jeszcze
zanim znikn. - Zadraa i roztara rce. - Nadal je czuj.
- C, porozmawiamy o tym jeszcze na pokadzie "Krlowej rzeki". Jeli jeste
nic, dopilnuj, by otrzymaa nauki, jakich Moiraine powinna ci udzieli, gdyby tu... Hej
wy tam! - krzykna Aes Sedai tak nagle, e Egwene a podskoczya. Wysoki mczyzna,
ktry wanie przysiad na kadzi z winem, te podskoczy. Kilku innych przypieszyo kroku.
- To czeka na zaadunek i nie suy do siedzenia! Porozmawiamy o tym na odzi, dziecko.
Nie, ty gupcze! Sam tego nie udwigniesz! Chcesz sobie co zrobi?
Anayia zesza z przystani, ukazujc nieszczsnym wieniakom jeszcze bardziej
nieokrzesan stron swego jzyka, o ktr Egwene nigdy by jej nie podejrzewaa.
Egwene wytya oczy, patrzc w stron skrytego w mroku poudnia. On tam gdzie
by. Nie w Fal Dara, nie na Ugorze. Bya pewna.
"Uwaaj na siebie, ty idioto z kbem weny zamiast rozumu. Jeli dasz si zabi,
zanim ja ci z tego wycign, to obedr ci ywcem ze skry".
Nie przyszo jej do gowy, by zada sobie pytanie, w jaki sposb ona go z czego
wycignie, skoro wanie znajdowaa si w drodze do Tar Valon.
Otulia si szczelniej paszczem i wyruszya na poszukiwanie dki pyncej do
"Krlowej rzeki".
ROZDZIA 13
OD KAMIENIA DO KAMIENIA
Obudzony blaskiem wschodzcego soca, Rand zastanawia si, czy przypadkiem
nadal nie ni. Siada powoli, wytrzeszczajc oczy. Wszystko si zmienio albo prawie
wszystko. Soce i niebo wyglday tak, jak si spodziewa, mimo e nieco blade, nie
przesonite adn chmur. Loial i Hurin leeli obok niego, otuleni w paszcze i nadal
pogreni we nie, a ich konie wci stay sptane o krok od nich, jednak caa reszta znikna.
onierze, konie, przyjaciele, wszyscy i wszystko znikno.
Sama kotlina te ulega przeobraeniu, znajdowali si teraz w samym jej rodku, a nie
na skraju. Obok gowy Randa wznosi si walec z szarego kamienia wysoki na trzy pidzi, o
szerokoci penego kroku, pokryway go setki, a moe tysice gboko wyrytych figur i
znakw w jzyku, ktrego nie zna. Dno kotliny byo wybrukowane biaym kamieniem,
paskie i rwne jak posadzka, wypolerowane do takiej gadkoci, e nieledwie lnio. Do
skraju prowadziy szerokie, wysokie stopnie, uoone w koncentrycznych piercieniach o
rnych barwach. Natomiast drzewa otaczajce kotlin byy poczerniae i powykrcane, jakby
stratowane przez huragan ognia. Wszystko wydawao si bledsze ni powinno, podobnie jak
soce, bardziej przygaszone, jakby widziane poprzez mg. Tyle e adnej mgy nie byo.
Tylko oni trzej i konie sprawiali wraenie czego naprawd materialnego. Kiedy jednak
dotkn kamienia, na ktrym lea, te odnis wraenie, e jest on materialny.
Wycign rk, zacz szarpa Loiala i Hurina.
- Obudcie si! Obudcie si i powiedzcie, czy ja ni. Bagam, obudcie si!
- Czy to ju ranek? - spyta Loial, usiad i w tym momencie rozdziawi usta, a jego
due, okrge oczy zrobiy si jeszcze wiksze.
Hurin przebudzi si nerwowo, po czym poderwa si na rwne nogi i zacz skaka
niczym pcha po rozpalonym kamieniu, rozgldajc si to w jedn, to w drug stron.
- Gdzie my jestemy? Co si stao? Gdzie s wszyscy? Gdzie my jestemy, lordzie
Rand? - Pad na kolana, zaamujc rce, nie przestajc wodzi rozszalaym wzrokiem dookoa
siebie. - Co si stao?
- Nie wiem - wolno odpar Rand. - Miaem nadziej, e to sen, ale... Moe to jest sen.
Miewa ju sny, ktre nie byy snami, zupenie jednak nie pragn ani ni ich
powtrnie, ani te pamita. Wsta nieufnie. Wszystko zostao tak, jak byo.
- Chyba jednak nie - owiadczy Loial. Przypatrywa si uwanie kolumnie,
bynajmniej nie uszczliwiony. Dugie brwi opady mu na policzki, a poronite kpkami
wosw uszy przypominay zwide roliny. - To chyba ten sam kamie, obok ktrego
uoylimy si wczoraj do snu. Wydaje mi si, e wiem ju, co to jest.
Po raz pierwszy sycha byo, e jest nieszczliwy z powodu swej wiedzy.
- To...
"Nie".
e to by tamten kamie nie umniejszao szalestwa tego, co widzia wok siebie,
zniknicia Mata, Perrina i Shienaran, wszystkie zmiany.
"Mylaem, e udao mi si uciec, a to si zaczo na nowo i ju niczego nie mog
nazwa szalestwem. Chyba e to, co nosz w sobie".
Popatrzy na Loiala i Hurina. Nie zachowywali si tak, jakby on popad w obd, oni
te to wszystko widzieli. Co w tych stopniach zwrcio jego uwag: rne barwy, siedem,
poczwszy od bkitnej a po czerwon.
- Kady dla innych Ajah - powiedzia.
- Nie, lordzie Rand - jkn Hurin. - Nie. Aes Sedai by nam tego nie zrobiy. Na
pewno nie! Ja podam drog wiatoci!
- Wszyscy ni podamy, Hurin - powiedzia Rand. - Aes Sedai nie zrobi ci nic zego.
"Chyba e staniesz im na drodze".
Czy to moe by dzieem Moiraine?
- Loial, twierdzisz, e wiesz, co to za kamie. C to takiego?
- Powiedziaem, e wydaje mi si, e wiem, Rand. Widziaem fragment pewnej starej
ksigi, zaledwie kilka stronic; jedna z nich przedstawiaa rysunek tego kamienia, tego
Kamienia - powtrzy to sowo znacznie dobitniej, by podkreli jego wag - albo jakiego
innego, bardzo podobnego. A podpis gosi: "Od Kamienia do Kamienia biegn nici jeli,
pomidzy wiatami, ktre mog by".
- Co to znaczy, Loial? To nie ma adnego sensu.
Ogir ze smutkiem potrzsn sw ogromn gow.
- Widziaem tylko kilka stron. Bya tam mowa o tym, e w Wieku Legend Aes Sedai,
niektrzy z tych, ktrzy potrafili podrowa, ci najpotniejsi, byli w stanie uywa tych
Kamieni. Nie ma tam jednak mowy o tym, w jaki sposb, aczkolwiek wykoncypowaem, e
by moe Aes Sedai w jaki sposb uywali tych Kamieni do podrowania do tych wiatw.
- Zerkn w gr, na spopielae drzewa, i natychmiast spuci wzrok, jakby nie chcia myle o
tym, co si znajduje poza skrajem kotliny. - Jednake nawet jeli Aes Sedai mog je
wykorzystywa, albo mogli kiedy, nie ma wrd nas adnej Aes Sedai, ktra mogaby
skorzysta z Mocy, wic naprawd nie wiem, jak to si odbywa.
Rand poczu, e swdzi go skra.
"Uywane przez Aes Sedai. W Wieku Legend, kiedy yli jeszcze Aes Sedai
mczyni".
Niejasno przypomnia sobie pustk, ktra zamykaa si wok niego, gdy zasypia,
przepeniajc budzc niepokj un. I przypomnia sobie take tamt izb we wsi i wiato,
po ktre sign, by uciec.
"Jeli to bya mska poowa Prawdziwego rda... Nie, to niemoliwe. A jeli tak?
wiatoci, cay czas si zastanawiaem, czy ucieka, a to cay czas tkwi w mojej gowie.
Moe to ja nas tu sprowadziem`?".
Nie chcia o tym myle.
- wiaty, ktre mog by? Nie rozumiem, Loial.
Ogir wzruszy ramionami, ciko i z niepokojem.
- Ja te nie, Rand. Wiksza cz tego tekstu brzmiaa podobnie. "Gdy kobieta w lewo
lub w prawo pobiegnie, czy tedy Czas rozdwojeniu ulegnie? Czy Koo tka wtedy dwa Wzory?
Tysic, wraz z kadym obrotem? Tyle, ile jest gwiazd? Czy jeden jest prawdziwy, a pozostae
tylko jego cieniami i odbiciami?" Widzisz sam, to nie byo jasne. Gwnie pytania, z ktrych
wikszo zdawaa przeczy sobie nawzajem. A poza tym niewiele tego byo.
Znowu zacz przypatrywa si kolumnie, ale mia tak min, jakby pragn, by
znikna.
- Tych kamieni jest rzekomo bardzo wiele, rozproszonych po caym wiecie, a by
moe tak byo w przeszoci, nigdy jednak nie syszaem, by kto taki znalaz. Nigdy nie
syszaem, by kto w ogle natrafi na co podobnego.
- Lordzie Rand? - Hurin ju wsta i wyranie si uspokoi, jednake ciska swj
paszcz w pasie obiema rkami, sdzc po wyrazie twarzy bardzo pragn, by go wysuchano.
- Lordzie Rand, sprowadzisz nas z powrotem, prawda? Tam, gdzie jest nasze miejsce? Ja
mam on, panie mj, i dzieci. Melia ju i tak le przyjmie moj mier, a bez ciaa, ktre
mogaby odda w objcia matki, smuci si bdzie po sam kres swych dni. Rozumiesz, panie
mj. Nie mog jej pozostawi w niewiedzy. Sprowad nas z powrotem. A gdybym umar, a ty
by nie mg jej odda mego ciaa, to powiadom j, niech cho tyle dostanie.
Pod sam koniec waciwie ju o nic nie pyta. Do jego gosu zakrada si nuta
pewnoci.
Rand ju otwiera usta, by znowu powtrzy, e nie jest adnym lordem, ale zamkn
je, nic nie mwic. Teraz nie byo to na tyle istotne, by o tym wspomina.
"To ty go w to wpakowae".
Bardzo chcia zaprzeczy, ale wiedzia, czym jest, wiedzia, e potrafi korzysta z
Mocy, nawet jeli zawsze wygldao na to, e to si dzieje po prostu samo. Loial twierdzi, e
Aes Sedai uyway Kamieni, a to oznaczao przenoszenie Jedynej Mocy. Loial mwi zawsze
to, co wiedzia, tego mona byo by pewnym - Ogir nigdy nie kama, mwic, e co wie - a
nie mieli w pobliu nikogo innego, kto potrafiby wada Moc.
"Ty go w to wpakowae, wic musisz go wycign, Musisz sprbowa".
- Zrobi, co bd mg, Hurin. - A poniewa Hurin by Shienaraninem, doda: - Na
mj Dom i honor. Dom pasterza i honor pasterza, ale swymi czynami sprawi, e dorwnaj
domowi i honorowi lorda.
Hurin puci poy paszcza. Pewno dotara nawet do jego oczu. Ukoni si gboko.
- To zaszczyt suy tobie, mj panie.
Rand uczu napyw wyrzutw sumienia.
"On wierzy, e wrci do domu, bo shienarascy lordowie zawsze dotrzymuj sowa. I
co masz zamiar zrobi, lordzie Rand?"
- Tylko bez tego, Hurin. Nie kaniaj si. Ja nie jestem... - Nagle zrozumia, e ju
wicej nie powinien przekonywa tego czowieka, e nie jest lordem. Wszyciel nie traci
ducha tylko dziki swej wierze, nie mg przecie mu jej odbiera, nie w tej chwili. Nie w tym
miejscu.
- Przesta si kania - dokoczy niezrcznie.
- Jak sobie yczysz, lordzie Rand. - Umiech Huna by nieomal rwnie szeroki jak
tamtego dnia, gdy Rand spotka go po raz pierwszy.
Rand kaszln.
- Tak. No, tak wanie sobie ycz.
Obydwaj obserwowali go, Loial z ciekawoci, Hurin ufnie, obydwaj czekali, co zrobi.
"To ja ich tutaj sprowadziem. Na pewno ja. Wic musz ich std wydosta. A to
oznacza..."
Nabra powietrza do puc i ruszy po biaych kamieniach, w stron pokrytego
symbolami walca. Kady symbol otaczay cienkie linie pisma, ktrego nie zna, dziwaczne
litery ukaday si w faliste i spiralne linie, w niektrych miejscach przechodziy znienacka w
nieregularne haczyki i kty, po czym znowu ukaday si w szereg. Przynajmniej nie byo to
pismo trollokw. Niechtnie uoy donie na kolumnie. Jej powierzchnia wygldaa jak
suchy, wypolerowany kamie, w dotyku jednak bya dziwnie liska, niczym naoliwiony metal.
Zamkn oczy i uformowa pomie. Pustka ogarniaa go powoli, opornie. Wiedzia, e
to jego strach j blokuje, snach przed tym, na co si powaa. Cay strach, jaki przelewa do
pustki, natychmiast restytuowa si na nowo.
"Nie umiem tego zrobi. Nie potrafi zaczerpn Mocy. Ja nie chc. wiatoci, musi
istnie jaki inny sposb".
Zdjty rozpacz zmusi swe myli do znieruchomienia. Czu paciorki potu spywajce
mu z czoa po twarzy. Nieugicie trwa tak dalej, wpycha swoje lki do trawicego je ognia,
podsycajc go, by stawa si coraz wikszy. Pustka ju rwnie tam bya.
Wreszcie sam rdze jego istnienia pocz si unosi w przestrzeni pustki. Widzia
wiato - saidin - nawet z zamknitymi oczyma, czu bijce od niego ciepo, otoczyo go,
otoczyo wszystko, jednoczenie wszystko tumic. Zamigotao niczym pomyk wiecy
ogldany przez papier nasczony oliw. Zjecza oliw. Cuchnc oliw.
Sign do niego - nie bardzo wiedzia, w jaki sposb do niego sign, ale to by ruch,
wyciganie si ku temu wiatu, w stron saidina - i nie zapa nic, jakby przebiera rkoma w
wodzie. Mia wraenie, e to zamulony staw, piana unoszca si na powierzchni czystej
wody, ale tej wody nie potrafi zagarn. Co jaki czas przeciekaa midzy jego palcami, lecz
nie osadzaa si na nich ani jedna kropla, tylko gadka piana, od ktrej cierpa mu skra.
Rozpaczliwie usiowa utworzy obraz kotliny takiej, jak bya poprzednia, z Ingtarem
i lansjerami picymi obok swych koni, z Matem i Perrinem, z Kamieniem zagrzebanym
prawie do samego szczytu. Tworzy ten obraz na zewntrz pustki, przywierajc do skorupy,
ktra go otaczaa. Usiowa poczy ten obraz ze wiatem, prbowa zla je z sob. Kotlina
wygldaa cay czas tak samo, byli w niej tylko on, Loial i Hurin. Rozbolaa go gowa. Razem,
z Matem, Perrinem i Shienaranami. Poncy bl w gowie. Razem!
Pustka rozpada si na tysic ostrych jak brzytwa odamkw, tnc jego umys.
Dygoczc, zatoczy si w ty, z szeroko rozwartymi oczyma. Mia pokaleczone donie
od napierania na Kamie, rce dray z blu, odek chybota si na myl o pokrywajcym go
plugastwie, a gowa... Usiowa uspokoi oddech. Co takiego nigdy dotd si z nim nie
dziao. Kiedy pustka znikaa, to znikaa jak przekuta baka, po prostu znikaa, w oka
mgnieniu. Nigdy nie rozpadaa si jak rozbite szko. Gow mia odrtwia, jakby te tysic
ci zadano jej tak szybko, e bl jeszcze nie zdy nadej. Niemniej jednak kada rana
wydawaa si tak realna, jak zadana noem. Dotkn skroni i zdziwi si, nie zobaczywszy
krwi na palcach.
Hurin nadal mu si przypatrywa, nadal mu ufa. Wszyciel wrcz wydawa si z
kad chwil nabiera coraz wicej pewnoci. Lord Rand co robi. Do tego wanie su
lordowie. Chroni ziemi i ludzi swym ciaem i yciem, a kiedy dzieje si co zego, oni to
naprawiaj i pilnuj, by zatriumfowaa uczciwo i sprawiedliwo. Dopki Rand co robi,
cokolwiek, Hurin nie mg straci wiary, e wszystko skoczy si dobrze. Tak wanie
postpowali lordowie.
Loial mia nieco inne spojrzenie, marszczy si z lekkim zdziwieniem, lecz rwnie
wbi oczy w Randa. Rand bardzo by ciekaw, o czym on teraz myli.
- Warto byo sprbowa - zapewni ich. "wiatoci! Zapach zjeczaej oliwy jest we
mnie! Ja nie chc, eby on by we mnie!" - Zapach wolno si rozwiewa, wci jednak mia
uczucie, e zaraz zacznie wymiotowa. - Za kilka chwil znowu sprbuj.
Mia nadziej, e jego gos brzmi pewnie. Nie mia pojcia, jak dziaaj takie
Kamienie, czy to co robi, ma jakie szanse powodzenia.
"Moe obowizuj jakie zasady obchodzenia si z nimi. Moe trzeba zrobi co
specjalnego. wiatoci, moe nie da si uy tego samego kamienia dwa razy, albo..."
Przerwa te rozmylania. I tak na nic si nie zdaway. Musia to zrobi. Patrzy na
Loiala i Hurina i przyszo mu do gowy, e teraz rozumie, o co chodzio Lanowi, gdy mwi,
e obowizek napiera na czowieka jak gra.
- Panie mj, myl... - Hurin zawiesi gos, przez chwil wyranie zakopotany. -
Lordzie Rand, a moe by tak poszuka jakich Sprzymierzecw Ciemnoci, mona by
zmusi ktrego, eby nam wyjawi, jak si wraca.
- Zapytabym Sprzymierzeca Ciemnoci albo nawet samego Czarnego, gdybym
wierzy, e otrzymam prawdziw odpowied - odpar Rand. - Ale tylko my tu jestemy. Tylko
my trzej.
"Tylko ja. Ja jestem jedyny, ktry musi to zrobi."
- Moglibymy pody ich ladem, panie mj. Gdyby udao si nam ich zapa...
Rand zagapi si na wszyciela.
- Wci czujesz ich zapach?
- A czuj, mj panie. - Hurin zmarszczy brew. - lad jest saby, jakby wyblaky, tak
jak wszystko tutaj, ale nadal go czuj. Tu, od tego miejsca. - Wskaza brzeg kotliny. - Nie
rozumiem, mj panie, ale... Ostatniej nocy przysigbym, e lad zawraca w stron kotliny, do
tego miejsca, w ktrym bylimy. C, teraz to te jest to samo miejsce, tylko lad jest sabszy,
jak powiedziaem. Nie stary, ale sabszy, jak... nie wiem nic, lordzie Rand, tylko tyle, e on tu
jest.
Rand zacz si zastanawia. Jeli byli tu Fain i Sprzymierzecy Ciemnoci, to by
moe wiedzieli, jak std wrci. Na pewno, skoro wiedzieli, jak tu dotrze. A poza tym oni
mieli Rg i sztylet. Mat musia dosta ten sztylet. Z tego przede wszystkim powodu trzeba ich
byo odnale. Ze wstydem musia jednak przyzna, e zadecydowa tu jego lk przed
ponown prb. e ba si przenosi Moc. Mniej si ba spotkania ze Sprzymierzecami
Ciemnoci i trollokami, majc do pomocy tylko Hurina i Loiala, ni tego.
- No to pjdziemy za Sprzymierzecami Ciemnoci. - Usiowa mwi pewnym
gosem, tak jakby to zrobi Lan albo Ingtar. - Trzeba odzyska Rg. Jeli nawet nie
wymylimy sposobu, jak go odebra, to przynajmniej bdziemy wiedzieli, gdzie oni s, gdy
znowu odnajdziemy Ingtara.
"eby tylko mnie nie pytali, w jaki sposb go odnajdziemy".
- Hurin, upewnij si, czy to aby na pewno jest ten trop, za ktrym winnimy pj.
Wszyciel wskoczy na siodo, wiedziony pragnieniem zrobienia czegokolwiek, by
moe pragnieniem wydostania si z kotliny, kaza swemu koniowi wdrapa si po szerokich,
kolorowych stopniach. Podkowy zwierzcia zadwiczay gono na kamieniach, nie
zostawiajc jednak na nich ani jednego ladu.
Rand spakowa powrz, ktrym sptany by Rudy, do toreb przy siodle - sztandar
wci tam by, mimo e nie zmartwiby si, gdyby si okazao, e zostawi go za sob - po
czym zgarn uk, koczan i wspi si na grzbiet ogiera. Toboek z paszcza Thoma Merrilina
tworzy niewielki kopczyk za siodem.
Loial podprowadzi do niego swego wielkiego wierzchowca, z ziemi Ogir siga gow
nieomal do ramienia
Randa siedzcego w siodle. Nadal wyglda na zaskoczonego.
- Mylisz, e powinnimy tutaj zosta? - spyta Rand. - Jeszcze raz sprbowa uy
Kamienia? Jeli Sprzymierzecy Ciemnoci s tutaj, na swoim miejscu, to musimy ich
odszuka. Nie moemy zostawi Rogu Valere w rkach Sprzymierzecw Ciemnoci,
syszae, co mwia Amyrlin. Musimy take odzyska sztylet. Mat bez niego umrze.
Loial skin gow.
- Tak Rand, to prawda. Tylko, Rand, te Kamienie...
- Znajdziemy inny. Sam mwie, e one s rozproszone i jeli wszystkie wygldaj z
zewntrz tak samo jak ten, wwczas nietrudno chyba znale inny.
- Rand, ten fragment ksigi mwi, e Kamienie pochodz z wczeniejszego Wieku
ni Wiek Legend i e nawet Aes Sedai nie znay si na nich w tamtych czasach, mimo e
korzystay z nich najpotniejsze. One ich uyway z pomoc Jedynej Mocy, Rand. Jak twoim
zdaniem moemy uy tego Kamienia, eby nas przenis z powrotem? Albo jakiego innego
Kamienia, ktry znajdziemy?
Przez chwil Rand potrafi si tylko zagapi na Ogira, pracujc umysem szybciej ni
kiedykolwiek w yciu.
- Jeli one s starsze ni Wiek Legend, to moe ludzie, ktrzy z nich korzystali, nie
uywali Mocy. Musi istnie jaki sposb. Sprzymierzecy Ciemnoci dotarli w to miejsce, a
oni z pewnoci nie uywaj Mocy. Ja znajd ten sposb, niezalenie od tego, jaki on jest.
Sprowadz nas z powrotem, Loial.
Popatrzy na wysok kamienn kolumn, pokryt dziwacznymi znakami i poczu
ukucie strachu.
"wiatoci, ebym tylko nie musia uywa Mocy, aby tego dokona".
- Zrobi to, Loial, obiecuj. W taki czy inny sposb.
Ogir skin gow, wyranie powtpiewajc. Wskoczy na swego ogromnego konia i w
lad za Randem wjecha po stopniach na gr, by przyczy si do Hurina skrytego wrd
poczerniaych drzew.
Teren przed nimi opada w d, lekko pofalowany, rzadko zalesiony, gdzieniegdzie
poronity traw czy przecity strumieniem. W poowie drogi do horyzontu Randowi wydao
si, e widzi jeszcze jedn plam spalenizny. Bya zupenie biaa, wszystkie kolory wyblaky.
W oczy nie rzucay si adne ludzkie lady z wyjtkiem kamiennego krgu, ktry pozostawili
za sob. Niebo byo zupenie puste, adnego dymu z komina, ptakw, tylko kilka chmur i
bladote soce.
Najgorsze jednak byo to, e cay teren wydawa si niejako wykrca oko. Normalnie
wygldao wszystko, co znajdowao si w najbliszym zasigu, a take to, co byo w oddali,
lecz na linii wzroku. Natomiast wystarczyo obrci gow, by spojrze na to, co si widziao
ktem oka, i zaraz ten widok zaczyna pdzi, by znale si jak najbliej, gdy go bd
oglda wprost. Zjawisko to wywoywao potworne zawroty gowy, nawet konie ray
nerwowo i wywracay oczami. Rand usiowa rusza gow jak najwolniej, troch to
pomagao, mimo e wszystko to, co powinno tkwi nieruchomo, nadal wyranie si
poruszao.
- Czy we fragmencie ksigi bya o tym jaka wzmianka? - spyta Rand.
Loial pokrci gow, a potem przekn lin, jakby poaowa, e ni poruszy.
- Nic.
- Domylam si, e nie o to w niej szo. Ktrdy teraz, Hurin?
- Na poudnie, lordzie Rand. - Wszyciel nie odrywa wzroku od ziemi.
- No to na poudnie.
"Musi istnie jaka droga powrotna, nie wymagajca uywania Mocy".
Rand uderzy pitami w boki Rudego. Usiowa mwi beztroskim gosem, jakby nie
spodziewa si adnych kopotw w najbliszej przyszoci.
- Co takiego mwi Ingtar? Trzy albo cztery dni jazdy do pomnika Artura Hawkinga?
Ciekaw jestem, czy on te tu istnieje, tak jak te Kamienie. Jeli to jest wiat, ktry mgby
istnie, to moe on tam cigle jeszcze stoi. Warto byoby go zobaczy, prawda Loial?
Pojechali na poudnie.
ROZDZIA 14
WILCZY BRAT
- Zniknli? - zawoa z gry Ingtar. - A moi stranicy nic nie widzieli. Nic! Oni nie
mogli tak po prostu znikn.
Suchajc go, Perrin kuli ramiona i patrzy na Mata, ktry sta nieco dalej, marszczc
si i co do siebie mruczc. Wyglda, jakby sprzecza si z sob. Soce wyzierao znad
horyzontu, dawno ju mina pora, gdy trzeba byo ruszy w drog. Na kotlin paday dugie
cienie, wycigay si i rzedy, lecz nadal ksztatem przypominay drzewa, ktre je rzucay.
Juczne konie, obadowane, poczone ju powrozem, stukay niecierpliwie kopytami, wszyscy
jednak stali przy swoich wierzchowcach i czekali.
Nadszed wielkimi krokami Uno.
- Ani jednego ladu, kozio ich liza, panie mj. Mwi uraonym gosem, poraka
stawiaa jego umiejtnoci pod znakiem zapytania. - Niech sczezn, ani cholernego drapnicia
kopytem. Zniknli, jakby ich piorun strzeli.
- 'Trzech ludzi i trzy konie nie mog znikn ot tak po prostu - warkn Ingtar. -
Sprawd jeszcze raz teren, Uno. Jeli kto moe si wywiedzie, w ktr stron poszli, to
tylko ty.
- Moe zwyczajnie uciekli - podpowiedzia Mat.
Uno zatrzyma si i spiorunowa go wzrokiem.
"Jakby przekl Aes Sedai" - pomyla z niedowierzaniem Perrin.
- Po co mieliby ucieka? - Gos Ingtara zabrzmia niebezpiecznie spokojnie. - Rand,
Budowniczy, mj wszyciel... mj wszyciel!... po co ktry z nich miaby ucieka, a tym
bardziej wszyscy trzej?
Mat wzruszy ramionami.
- Nie wiem. Rand by...
Perrin mia ochot czym w niego rzuci, uderzy go, zrobi cokolwiek, eby go
uciszy, ale patrzyli na nich Ingtar i Uno. Poczu, jak zalewa go ulga, gdy Mat zawaha si, po
czym rozoy rce i burkn:
- Nie wiem, dlaczego. Tak mi si po prostu pomylao.
Ingtar skrzywi si.
- Uciekli - warkn, jakby w to nie wierzy ani przez chwil. - Budowniczy moe sobie
jecha, gdzie chce, ale Hurin nie mg tak zwyczajnie uciec. Tak samo Rand al'Thor. Nie
zrobiby tego, on zna swoje powinnoci. Ruszaj, Uno. Przeszukaj jeszcze raz teren.
Uno wykona p ukonu i odszed popiesznie, rkoje miecza chybotaa si nad jego
plecami.
- Z jakiego powodu Hurin miaby odchodzi tak bez sowa, w samym rodku nocy? -
zrzdzi Ingtar. - Wie przecie, co jest naszym celem. Jak ja mam wpa na trop tego
plugawego pomiotu Cienia bez niego? Dabym tysic zotych koron za stado goczych psw.
Gdyby mi nie stao rozumu w gowie, powiedziabym, e to sprawka Sprzymierzecw
Ciemnoci, ktrzy dziki temu mogliby si przelizgn na wschd albo zachd bez mojej
wiedzy. Pokj, ju sam nie wiem, czy mi dostaje rozumu.
Sztywnymi krokami ruszy w lad za Uno.
Perrin niespokojnie przestpi z nogi na nog. Sprzymierzecy Ciemnoci bez
wtpienia z kad chwil oddalali si coraz bardziej. Coraz dalej od nich, a wraz z nimi Rg
Valere - a take sztylet z Shadar Logoth. Nie sdzi, by Rand, czymkolwiek si sta,
cokolwiek mu si przydarzyo, zaniecha pogoni.
"Ale dokd on odjecha i dlaczego?"
Loial mg towarzyszy Randowi z przyjani, ale po co Hurin?
- Moe on rzeczywicie uciek? - mrukn do siebie i zaraz rozejrza si dookoa. Nikt
tego najwyraniej nie usysza, nawet Mat nie zwraca na adnej uwagi. Przejecha doni po
wosach. Gdyby jego cigay Aes Sedai za to, e jest faszywym Smokiem, wwczas on te by
uciek, Jednak zamartwianie si o Randa nie pomagao w odnalezieniu ladw
Sprzymierzecw Ciemnoci.
Istnia by moe pewien sposb, gdyby zechcia si na niego zdecydowa. Wcale nie
mia na to ochoty. Ucieka od tego, ale by moe teraz ju duej si nie da.
"Doskonale do mnie pasuje to, co powiedziaem Randowi. auj, e nie mog uciec".
Mimo e wiedzia, co moe zrobi - co musi zrobi - eby pomc, wci si waha.
Nikt na niego nie patrzy. Nikt by si nawet nie domyli, co si z nim dzieje, nawet
gdyby patrzy. W kocu, z niechci, zamkn oczy i pozwoli sobie odpyn, pozwoli
odpyn swoim mylom, gdzie daleko, z dala od niego.
Z pocztku prbowa zaprzecza, jeszcze, zanim jego oczy zaczy zmienia barw z
ciemnobrzowej na zotot. Podczas tamtego pierwszego spotkania, w tamtej pierwszej
chwili rozpoznania, nie chcia w to wierzy i od tego czasu ucieka przed rozpoznaniem.
Nadal mia ch ucieka.
Jego myli odpyny, szukajc po omacku tego czego, co musiao gdzie by, tego co
zawsze byo w okolicach, gdzie ludzi byo niewielu albo dzieliy ich spore odlegoci -
szukay jego braci. Nie chcia o nich myle w ten sposb, ale wszak byli jego brami.
Z pocztku ba si, e to, co robi, to efekt jakiej skazy Czarnego albo Jedynej Mocy -
jednako zych dla czowieka, ktry nie chcia by niczym wicej jak zwykym kowalem i
wie swe ycie w wiatoci oraz pokoju. Od tego czasu zdawa sobie z grubsza spraw, co
musi czu Rand, jak to jest ba si samego siebie, czu si skalanym. Jeszcze nie cakiem si
z tym upora. Jednake to, co on robi, byo starsze ni ludzie korzystajcy z Jedynej Mocy,
jego pocztki towarzyszyy narodzinom Czasu. To nie Moc, wyjania mu Moiraine. Co, co
zanikno dawno temu, a teraz pojawio si na nowo. Egwene te o tym wiedziaa, cho
wolaby, eby tak nie byo. Wolaby, by nikt o tym nie wiedzia. Liczy, e nikomu nie
powiedziaa.
Kontakt. Poczu je, poczu inne umysy. Poczu swych braci, wilki.
Ich myli dotary do niego w postaci wirujcej mieszanki obrazw i emocji. Z
pocztku nie by w stanie wyrni nic prcz czystych emocji, ale ju po chwili umys ubra je
w sowa.
"Wilczy brat. Niespodzianka. Dwunogi, ktry mwi".
Mglisty obraz, wyblaky upywem czasu, nawet nie stary, tylko jeszcze starszy, ludzie
biegncy razem z wilkami, dwa stada na wsplnym polowaniu.
"Syszelimy, e to si powtrzy. Czy jeste Dugim Kem?"
Pojawi si niewyrany obraz czowieka odzianego w skry, z dugim noem w doni,
lecz nakada si na niego inny obraz, waniejszy, przedstawiajcy kudatego wilka z jednym
kem duszym od pozostaych, stalowym kem poyskujcym w socu. Wilk bieg na czele
stada, szarujcego zapamitale przez gboki nieg w stron jelenia, ktry znaczy dla nich
ycie zamiast powolnej mierci z godu, potem jele miadony na proch pod ich brzuchami,
promienie soca odbijajce si od bieli, wywoujce bl oczu, wiatr omiatajcy wciekym
rykiem przecze, wzbijajcy tumany niegu, ktre wtenczas robiy si podobne do mgy i...
Obrazy przedstawiajce imiona wilkw zawsze byy skomplikowane.
Perrin rozpozna czowieka. Elyas Machera, ten ktry przedstawi go wilkom po raz
pierwszy. Czasami aowa, e w ogle pozna Elyasa.
"Nie" - pomyla i sprbowa utworzy jego obraz w umyle.
"Tak. Syszelimy o tobie".
Nie by to stworzony przez niego obraz, przedstawia modego mczyzn ze
zwalistymi ramionami i potarganymi, brzowymi lokami, modego mczyzn z toporem u
pasa, o ktrym inni myleli, e porusza si i myli powoli. Ten czowiek tam by, gdzie na
obrazie stworzonym przez wilcze umysy, lecz zaraz zastpi go intensywniejszy obraz
zwalistego, dzikiego byka z zakrzywionymi rogami z byszczcego metalu, cwaujcego przez
mrok z szybkoci i wawoci waciw modemu wiekowi, kdzierzawa sier poyskiwaa
w wietle ksiyca, na nic nie zwaajc, rzuca si midzy Biae Paszcze na koniach,
powietrze byo rzekie, zimne i ciemne, krew na rogach taka czerwona i...
"Mody Byk".
Przez chwil Perrin by tak zaszokowany, e utraci kontakt. Nawet nie marzy, e
dadz mu jakie imi. Bardzo aowa, e nie pamita, jak je zdoby. Dotkn swego topora,
poyskujcego ostrza w ksztacie pksiyca.
"wiatoci, dopom, zabiem dwch ludzi. Oni by zabili mnie i Egwene jeszcze
prdzej, ale..."
Odepchn to wszystko na bok - dokonao si ju i zostao za nim, nie mia ochoty
pamita - przekaza wilkom zapach Randa, Loiala i Hurina i spyta, czy wyczuwaj tych
trzech. To bya jedna z tych rzeczy, ktra pojawia si w nim wraz ze zmian oczu, potrafi
identyfikowa ludzi po zapachu, wcale ich nie widzc. Ponadto mia teraz ostrzejszy wzrok,
widzia zawsze z wyjtkiem czarnych jak wgiel ciemnoci. Zawsze stara si zapala lampy
albo wieczki, zanim jeszcze kto inny pomyla, e s potrzebne. Wilki przekazay obraz
ludzi na koniach zbliajcych si pod koniec dnia do kotliny. Wtedy po raz ostatni widziay
albo zapay zapach Randa i pozostaych dwch mczyzn.
Perrin zawaha si. Nastpny krok na nic si nie zda, jeli nie powie o wszystkim
Ingtarowi.
"A Mat umrze, jeli nie znajdziemy tego sztyletu. Niech sczezn, Rand, czemu
zabrae z sob wszyciela?"
Tamtego jednego razu, gdy zszed razem z Egwene do lochw, pod wpywem zapachu
Faina zjeyy mu si wosy na caym ciele, nawet trolloki nie pachniay tak paskudnie. Mia
ochot przebi si przez kraty celi i rozedrze tego czowieka na kawaki, a odkrycie, e ma w
sobie co takiego, przerazio go jeszcze bardziej ni sam Fain. eby zamaskowa zapach
Faina w swoim umyle, doda jeszcze wo trollokw i dopiero wtedy gono zawy.
Z oddali dobiegy go odgosy wilczego stada, konie w dolinie zadudniy kopytami i
zaczy przeraliwie re. Niektrzy onierze przejechali palcami po dugich ostrzach lanc i
zbadali niespokojnym wzrokiem brzeg kotliny. W gowie Perrina dziao si znacznie gorzej.
Czu gniew wilkw, nienawi. Istniay tylko dwie rzeczy, ktrych wilki nienawidziy.
Wszystko inne jako toleroway, natomiast ognia i trollokw nienawidziy i byy zdolne
przej przez ogie, eby zabija trolloki.
Bardziej jeszcze ni zapach trollokw, wo Faina wprawia je w sza, jakby wyczuy
co, w porwnaniu z czym trolloki zdaway si pachnie naturalnie i prawidowo.
"Gdzie?"
Niebo w jego gowie zafalowao, ziemia obrcia si. Wschd, czy zachd, wilki nie
wiedziay. Znay ruchy soca i ksiyca, przemiany pr roku, ksztaty ziemi. Perrin
przemyla zagadk. Poudnie. I co jeszcze. Gotowo zabijania trollokw. Wilki pozwol
Modemu Bykowi wzi udzia w zabijaniu trollokw. Mg sprowadzi dwunogich z ich
twardymi skrami, jeli chcia, lecz Mody Byk, Dym, Dwa Jelenie, Zimowy Brzask i caa
reszta stada zapoluj na Wykolawionych, ktrzy odwayli si wedrze na ich ziemi.
Niejadalne miso i gorzka krew poparz jzyki, ale trzeba ich zabi. Zabi ich. Zabi
Wykolawionych.
Da si zarazi ich furii. Rozchyli usta, by gniewnie zawarcze i zrobi krok, by si do
nich przyczy, by pobiec wraz z nimi i polowa, i zabija.
Zerwa kontakt z wysikiem, pozostawiajc tylko sabe uczucie obecnoci wilkw.
Mg wskaza, gdzie s, mimo dzielcej ich odlegoci. Czu chd w swoim wntrzu.
"Jestem czowiekiem, nie wilkiem. wiatoci, dopom mi, jestem czowiekiem!"
- Dobrze si czujesz, Perrin? - spyta Mat i podszed bliej. Mwi tym samym tonem
co zawsze, nonszalanckim, w ktrym ostatnio pojawia si jaka gorzka nuta, ale wyglda na
zmartwionego. - Tylko tego mi trzeba. Rand znikn, a teraz ty jeste chory. Nie wiem, gdzie
tu szuka Wiedzcej, eby si tob zaja. Chyba mam troch kory brzozy w swoich torbach.
Mog ci przyrzdzi z niej herbat, jeli Ingtar pozwoli nam zosta tu dostatecznie dugo.
Pomoe ci, jeli zrobi j odpowiednio mocn.
- Nic... nic mi nie jest, Mat.
Zby przyjaciela potrzniciem gowy i poszed szuka Ingtara. Shienaraski lord
razem z Uno, Raganem i Masem badali grunt wok krawdzi kotliny. Wszyscy trzej
spojrzeli na niego krzywo, gdy odcign Ingtara na bok. Upewni si, e s daleko od nich,
zanim si odezwa.
- Nie wiem, dokd pojecha Rand i tamci dwaj, Ingtarze, ale Padan Fain i trolloki, a
take jak sdz reszta Sprzymierzecw Ciemnoci, nadal kieruj si na poudnie.
- Skd to wiesz? - spyta Ingtar.
Perrin zrobi gboki wdech.
- Wilki mi powiedziay.
Czeka na co, czego nie mg by pewien. Na miech, pogard, zarzut, e sprzyja
Ciemnoci, oskarenie o szalestwo. Rozmylnie zatkn kciuki za pasem, na plecach, z dala
od topora.
"Nie bd zabija. Ju nigdy. Jeli on bdzie mnie prbowa zabi jako
Sprzymierzeca Ciemnoci, bd ucieka, ale nikogo nie zabij".
- Syszaem o takich rzeczach - wolno odpar Ingtar po jakiej chwili. - Plotki. By taki
Stranik, nazywa si Elyas Machera, o ktrym niektrzy powiadali, e potrafi rozmawia z
wilkami. Znikn wiele lat temu. - Najwyraniej dostrzeg co w oczach Perrina. - Znasz go?
- Znam go - odpar beznamitnym tonem Perrin. - To on jest... Nie chc o tym
rozmawia. Nie prosiem o to.
"Tak wanie mwi Rand. wiatoci, jak ja auj, e nie jestem w domu i nie
pracuj w kuni pana Luhhana".
- Te wilki - powiedzia Ingtar - czy one wytropi dla nas Sprzymierzecw Ciemnoci
i trollokw?
Perrin przytakn.
- To dobrze. Bd mia Rg, niewane jakim sposobem. - Shienaranin zerkn na Uno
i pozostaych, ktrzy wci poszukiwali ladw. - Ale lepiej nikomu o tym nie mwi. Na
Ziemiach Granicznych wierzy si, e wilki przynosz szczcie. Trolloki si ich boj. Ale
lepiej, eby to na razie zostao midzy nami. Niektrzy mogliby nie zrozumie.
- Ja bym wola, eby nikt nigdy si nie dowiedzia owiadczy Perrin.
- Powiem im, e twoim zdaniem posiadasz talent Hurina. To dla nich znana rzecz, s z
ni obyci. Niektrzy widzieli, jak marszczye nos w tamtej wiosce i przy promie. Syszaem
arty na temat twojego wybrednego nosa. Tak. Ty nas dzisiaj naprowadzisz na trop, Uno
wypatrzy dostatecznie duo ich ladw, by potwierdzi, e to ich trop i przed zapadniciem
zmroku wszyscy co do jednego nabd przekonania, e jeste wszycielem. Bd mia Rg. -
Zerkn na niebo i podnis gos. - Marnujemy dzie! Na ko!
Ku zdziwieniu Perrina Shienaranie najwyraniej zaakceptowali opowie Ingtara. Na
twarzach niektrych matowa si sceptycyzm - Masema posun si nawet tak daleko, e
splun - lecz Uno skin gow z rozmysem i tym wypowiedzia si w imieniu wikszoci.
Najtrudniej byo przekona Mata.
- Wszyciel! Ty? Masz zamiar tropi mordercw po zapachu? Perrin, ty jeste rwnie
szalony jak Rand. Ja jestem jedynym z Pola Emonda, ktry pozosta przy zdrowych zmysach,
odkd Egwene i Nynaeve pomkny do Tar Valon, eby zosta...
Sam sobie przerwa i niespokojnie zerkn w stron Shienaran.
Perrin zaj miejsce Hurina obok Ingtara, gdy niewielka kolumna ruszaa na poudnie.
Mat nadal wygasza tyrady pogardliwych uwag, dopki Uno nie znalaz pierwszych ladw
pozostawionych przez trolloki i ludzi na koniach, lecz Perrin nie zwraca na niego wikszej
uwagi. Robi wszystko, co mg, by powstrzyma wilki przed wysforowaniem naprzd, celem
zabijania trollokw. Wilki obchodzio jedynie zabijanie Wykolawionych, natomiast
Sprzymierzecy Ciemnoci nie rnili si niczym od innych dwunogich. Perrin nieomal
widzia Sprzymierzecw Ciemnoci rozbiegajcych si w popochu w kilkunastu kierunkach,
w trakcie gdy wilki bd dokonyway rzezi trollokw, uciekajcych z Rogiem Valere.
Uciekajcych ze sztyletem. Nie sdzi, e kiedy trolloki bd ju martwe, uda mu si
zainteresowa wilki tropieniem ludzi, nawet gdyby mia jakie pojcie, ktrych trzeba tropi.
Cay czas wid z nimi spr i pot zacz zalewa mu czoo, zanim odebra pierwsze byski
obrazw, od ktrych zaczo mu si przewraca w odku.
cign wodze, zatrzymujc konia w p kroku. Pozostali zrobili to samo, patrzyli na
niego i czekali. Patrzy prosto przed siebie i kl bezgonie, z gorycz.
Wilki mogy zabija ludzi, ale nie t zdobycz preferoway. Z jednej strony pamitay
dawne wsplne polowania, a z drugiej dwunodzy mieli zy smak. Wilki byy bardziej
wybredne odnonie do swego poywienia, ni sobie wyobraa. Nie jaday padliny, chyba e
grozia im mier godowa, i nie potrafiy zabi wicej ni zje. To, co Perrin czu ze strony
wilkw, dawao si najlepiej opisa jako obrzydzenie. I pojawiy si te obrazy. Widzia je
znacznie wyraniej, ni sobie yczy. Ciaa mczyzn, kobiet i dzieci, zwalone na bezadny
stos. Przesiknita krwi ziemia, rozryta przez koskie kopyta i oszalae prby ucieczki. Roz-
darte ciao. Powyrywane gowy. opoczce skrzydami spy, o pirach zaplamionych
czerwieni, okrwawione, yse gowy dziobice i poerajce. Uwolni si od obrazu, jeszcze
przed oprnieniem odka.
W dali, ponad drzewami widzia czarne plamki wirujce nad sam ziemi, opadajce i
na powrt si wznoszce. Spy walczce o swj posiek.
- Tam jest co niedobrego. - Z trudem przekn lin, napotykajc wzrok Ingtara. Jak
to dopasowa do opowieci, e jest wszycielem?
"Nie chc przyglda si temu z bliska. Ale oni bd chcieli zbada to miejsce, jak
tylko wypatrz spy. Musz im powiedzie co takiego, by wybrali okrn drog".
- Ci ludzie z tamtej wioski... Sdz, e trolloki ich zabiy.
Uno zacz cicho kl, a paru innych Shienaran co mrukno bezgonie. aden z nich
jednak najwyraniej nie uzna tego owiadczenia za dziwne. Lord Ingtar powiedzia, e jest
wszycielem, a wszyciele potrafili wyczuwa rze.
- A poza tym kto jedzie za nami - powiedzia lngtar.
Mat skwapliwie zawrci swego konia.
- Moe to Rand. Wiedziaem, e mnie nie opuci.
Na pnocy wzbijay si rzadkie, rozproszone tumany pyu, jaki ko bieg po terenie
rzadziej poronitym przez traw. Shienaranie rozdzielili si, z lancami w pogotowiu,
rozgldali si we wszystkich kierunkach. Nie byo to miejsce, w ktrym obcy mg zosta
uznany za co zwykego.
Pojawia si jaka plamka - ko i jedziec, kobieta, tylko dla oczu Perrina, duo
wczeniej, zanim kto inny j wypatrzy - i szybko si do nich zbliaa. Na ich widok przesza
w kus, wachlujc si doni. Przysadzista, z siwiejcymi wosami, z paszczem
przywizanym do sioda, zamrugaa zamglonymi oczami.
- To Aes Sedai - stwierdzi rozczarowany Mat. - Znam j. Nazywa si Verin.
- Verin Sedai - przywita j ostrym tonem Ingtar, po czym ukoni si jej z sioda.
- Przysaa mnie Moiraine Sedai, lordzie Ingtarze obwiecia Verin z umiechem
satysfakcji. - Pomylaa, e moe bdziesz mnie potrzebowa. Ale ja galopowaam. Ju
mylaam, e zapi was dopiero pod samym Cairhien. Widzielicie wiosk naturalnie? Och,
to byo co wyjtkowo paskudnego, nieprawda? I ten Myrddraal. Na wszystkich dachach
siedziay kruki i wrony, ale aden si do niego nie zbliy, mimo e by martwy. Musiaam
odpdzi tyle much, ile way Czarny, eby si przekona, co to takiego. Szkoda, e nie
miaam czasu, by go zdj. Nigdy nie miaam okazji bada...
Nagle zmruya oczy i jej beztroska rozwiaa si jak dym.
- Gdzie jest Rand al'Thor?
Ingtar skrzywi si.
- Znikn, Verin Sedai. Znikn ostatniej nocy bez ladu. On, Ogir i Hurin, jeden z
moich ludzi.
- Ogir, lordzie Ingtarze? I twj wszyciel znikn razem z nim? Co tamci dwaj maj
wsplnego z...?
Ingtar spojrza na ni wytrzeszczonymi oczyma, na co ona parskna.
- Mylae, e uchowasz przede mn taki sekret? - Parskna raz jeszcze. - Wszyciele.
Zniknli, powiadasz?
- Tak, Verin Sedai.
Ingtar wyranie si zdenerwowa. Nigdy nie byo atwo usysze, e Aes Sedai znaj
sekrety, ktre czowiek usiowa przed nimi zatai. Perrin mia nadziej, e Moiraine nikomu
o nim nie powiedziaa.
- Ale ja mam... mam nowego wszyciela. - Shienaraski lord wskaza Perrina. - Ten
czowiek rwnie wydaje si posiada t umiejtno. Znajd Rg Valere, tak jak przy-
sigem, nie musisz si obawia. Twoje towarzystwo bdzie mile widziane, Aes Sedai, jeli
zechcesz pojecha z nami.
Ku zdziwieniu Perrina mwi takim tonem, jakby nie do koca myla w ten sposb.
Verin zerkna na Perrina, a on drgn niespokojnie.
- Nowy wszyciel i to wanie wtedy, gdy tracisz poprzedniego. Jakie to... zrzdzenie
opatrznoci. Nie znalelicie adnych ladw? Nie, jasne, e nie. Powiedziae, e adnych
ladw. Dziwna ta ostatnia noc.
Obrcia si w siodle, patrzc na pnoc i Perrin przez chwil mia wraenie, e ona
ma zamiar wrci t sam drog, ktr przyjechaa.
Ingtar spojrza na ni z marsem na czole.
- Czy mylisz, e ich zniknicie ma co wsplnego z Rogiem, Aes Sedai?
Verin usiada prosto.
- Z Rogiem? Nie. Nie, chyba... nie. Ale to dziwne. Bardzo dziwne. Dziwne rzeczy mi
si nie podobaj, dopki ich nie zrozumiem.
- Mog kaza dwm ludziom, by ci zawiedli do miejsca, w ktrym zniknli, Verin
Sedai. Nie bd z tym mieli trudnoci.
- Nie. Skoro twierdzisz, e zniknli bez ladu... Przez chwil przypatrywaa si
Ingtarowi z nieodgadnion twarz. - Pojad z wami. By moe ich odnajdziemy, albo oni
odnajd nas. Porozmawiamy podczas jazdy, lordzie Ingtarze. Opowiedz mi wszystko, co si
da na temat tego modego czowieka. O wszystkim, co robi, co mwi.
Ruszyli przy akompaniamencie pobrzkiwania uprzy i zbroi, Verin jechaa blisko
Ingtara i dokadnie go o wszystko wypytywaa, jednak gosem zbyt cichym, aby dao si co
podsucha. Gdy Perrin prbowa zaj z powrotem swoje miejsce, spostponowaa go
wzrokiem i zosta z tyu.
- Ona goni Randa - wymamrota Mat - nie Rg.
Perrin skin gow.
"Gdziekolwiek dotare, Randzie, zosta tam. Tam jest bezpieczniej ni tutaj".
ROZDZIA 15
ZABJCA RODU
Widok dziwnie wyblakych wzgrz, zdajcych si sun w jego stron, gdy tylko
prosto na nie spojrza, wywoywa u Randa zawroty gowy, jeli tylko nie otoczy si pustk.
Czasami ogarniaa go bez udziau wiadomoci, lecz unika jej jak mierci. Ju lepsze byy
mdoci ni dzielenie pustki razem z tym niepokojcym wiatem. Lepiej byo patrze na
wyblaky krajobraz. Zreszt stara si nie patrze na nic zbyt oddalonego, chyba e
znajdowao si dokadnie na linii wzroku.
Twarz Hurina nosia niewzruszony wyraz, gdy koncentrowa si na wyszukiwaniu
tropu, zupenie jakby usiowa ignorowa okolic, ktr ten trop przecina. Za kadym razem,
gdy wszyciel wreszcie zauway, co ich otacza, wzdryga si i wyciera donie o kaftan, po
czym wystawia nos do przodu niczym pies, oczy zachodziy mu szklist mgiek, wyklucza
istnienie wszystkiego innego. Loial kuli si w siodle i rozglda si dookoa ze
zmarszczonym czoem, nerwowo strzygc uszami i co do siebie mruczc.
Teren, po ktrym teraz jechali, znowu poczernia, wypalona ziemia pod kopytami koni
chrzcia, jakby i ona ulega zwgleniu. Zgorzae ki, raz szerokoci mili, innym razem
zaledwie stu krokw, rozcigay si na wschd i zachd, prosto niczym lotem strzay. Rand
dwukrotnie zauway koniec wypalonego obszaru, raz gdy przez taki przejedali, drugi raz,
gdy go mijali nie opodal; zgorzeliska zbiegay si w jednym punkcie. Podejrzewa, e
wszystkie podpalone miejsca wygldaj tak samo.
Widzia kiedy w Polu Emonda, jak Whatley Eldin zdobi swj wz na niedziel.
What malowa rne sceny jaskrawymi kolorami i otacza je skomplikowanymi girlandami.
Na samych krawdziach przykada czubek pdzla do powierzchni wozu, wykonujc cienk
lini, ktra grubiaa, gdy przycisn pdzel mocniej, a potem znowu robia si ciesza, gdy
dotyka nim sabiej. Tak wanie wygldaa ta okolica, jakby kto pomaza j monstrualnie
wielkim pdzlem z ognia.
Na wypalonej ziemi nic nie roso, mimo e przynajmniej niektre pogorzeliska byy
bardzo stare. W powietrzu nie unosi si swd, Rand nie poczu nawet najlejszego ladu, gdy
wychylony z grzbietu konia zerwa sczernia gazk i powcha. Poary wybuchy dawno
temu, a jednak nic na nowo nie uroso na tej ziemi. Czer ustpowaa zieleni i ziele czerni
wzdu linii tak rwnych, jak wykrojonych noem.
Reszta krajobrazu bya rwnie martwa jak pogorzeliska, mimo i ziemi porastaa
trawa, a drzewa nosiy listowie. Wszystko miao spowiay wygld, niczym ubrania prane zbyt
czsto i pozostawiane za dugo na socu. Nie byo tam adnych ptakw ani zwierzt, Rand
przynajmniej adnych nie widzia i nie sysza. Jastrzbie nie kryy po niebie, nie
poszczekiway polujce lisy, nie piewa aden ptak. Nic nie szelecio w trawie, ani nie
hutao si na gaziach drzew. adnych pszcz i motyli. Kilkakrotnie przeprawiali si przez
strumienie, dno miay pytkie, lecz czsto pyny przez gbokie jary o stromych brzegach,
przez ktre konie musiay gramoli si z trudem w d i potem wspina na gr. W wodzie
nie byo adnych zanieczyszcze z wyjtkiem bota z dna zmconego przez koskie kopyta,
lecz ani jeden piskorz czy oko nie wychyliy si z wiru, aden pajk wodny nie zakoysa si
na powierzchni, nie zatrzymaa si nad ni waka.
Woda nadawaa si na szczcie do picia, jako e zawarto ich bukakw nie moga
wystarczy na ca wieczno. Rand sprbowa jej jako pierwszy, a Loialowi i Hurinowi kaza
zaczeka, czy co si z nim przypadkiem nie stanie, zanim pozwoli im si napi. On ich w to
wpakowa i teraz rwnie ten obowizek nalea do niego. Woda bya chodna i mokra, tyle
tylko dawao si o niej powiedzie. Zupenie brakowao jej smaku, jakby zostaa wczeniej
przegotowana. Loial krzywi si, koniom te nie smakowaa, potrzsay bami i piy
niechtnie.
Raz zauwayli przejaw ycia, w kadym razie Rand uzna, e to na pewno jakie
ycie. Dwukrotnie dostrzeg wiotk smug, peznc po niebie, podobn do kreski wyryso-
wanej przez chmur. Wydawao si, e te kreski s zbyt proste, by mogy by czym
naturalnym, nie potrafi sobie jednak wyobrazi, co te mogo je wyrysowa. Nie wspomnia o
nich pozostaym. By moe nawet ich nie zauwayli, Hurin by skupiony wycznie na
tropieniu, Loial natomiast zamkn si w sobie. W kadym razie nic nie mwili o tych liniach.
Gdy mieli ju za sob poow poranka, Loial znienacka zeskoczy z grzbietu swego
ogromnego wierzchowca, nie mwic ani sowa, i wielkimi krokami podszed do kpy
arnowca miotlastego, ktrego pnie rozdzielay si na liczne grube konary, sztywne i proste,
nie wyej jak krok ponad ziemi. Na samym szczycie wszystkie konary ponownie si
rozszczepiay, tworzc gst pltanin lici, ktrej krzew zawdzicza sw nazw.
Rand zatrzyma Rudego i ju mia spyta Loiala, co waciwie robi, gdy nagle co w
zachowaniu Ogira, jakby niepewno, kazao mu umilkn. Loial najpierw wpatrywa si
dusz chwil w drzewo, po czym przyoy donie do pnia i zacz piewa gardowym,
cichym basem.
Rand ju raz sysza pieni drzewne Ogirw, gdy Loial zapiewa umierajcemu
drzewu i przywrci mu ycie, sysza take o wypiewanym drewnie, przedmiotach wykuwa-
nych z drzew za pomoc drzewnych pieni. Talent gin, wyjani Loial, on sam nalea do
nielicznych, ktrzy jeszcze posiadali t zdolno, dlatego wanie wypiewane drewno tym
bardziej byo poszukiwane i cenione. Gdy sysza piewajcego Loiala przedtem, odnis
wraenie, e to piewa sama ziemia, teraz jednak Loial mrucza swoj pie nieomal tak,
jakby nie dowierza wasnym siom i echo pieni roznosio si po ziemi niczym szept.
Brzmiao to jak czysta pie, muzyka bez sw, w kadym razie Rand adnych sw
nie potrafi wyrni, a jeli nawet byy, to zleway si z muzyk, tak jak woda wpywajca do
strumienia. Hurin jkn gono i wytrzeszczy oczy.
Rand nie bardzo wiedzia, co robi Loial, ani te jak to robi, Ogir piewa cicho, a
jednak pie dziaaa hipnotycznie, wypeniajc umys nieomal tak samo jak pustka. Loial
przesun swymi ogromnymi domi po pniu, wci piewajc, pieszczc go zarwno gosem
jak i palcami. Pie wydawa si teraz gadszy, jakby Ogir ksztatowa go dotykiem swych
doni. Rand zamruga. By przekonany, e ze szczytu tego pnia wyrastaj gazie podobnie jak
z pozostaych, teraz jednak urywa si zaokrglonym, gadkim kocem tu nad gow Ogira.
Pie brzmiaa dziwnie znajomo, zupenie jakby Rand j zna.
Nagle gos Loiala osign punkt kulminacyjny brzmia nieomal jak hymn
dzikczynny - i zacz ucicha, cichn tak, jak cichnie agodny wiatr.
- Niech sczezn - wydysza Hurin, kompletnie oszoomiony. - Niech sczezn, nigdy w
yciu nie syszaem czego takiego... Niech sczezn.
Loial trzyma w doniach lask wasnego wzrostu i grub jak przedrami Rnda,
gadk i wypolerowan. W miejscu pnia krzewu arnowca wyrastaa teraz moda gazka.
Rand zrobi gboki wdech.
"Wiecznie co nowego, wiecznie co, czego si nie spodziewaem i czasami to wcale
nie jest potworne".
Patrzy, jak Loial dosiada konia, wkadajc lask przed sob pod siodo i zastanawia
si, po co Ogirowi laska, skoro jechali konno. Potem zobaczy, e gruby prt nie jest wcale
taki duy w porwnaniu z Loialem, zauway te sposb, w jaki tamten go trzyma.
- Drg - powiedzia zdziwiony. - Nie wiedziaem, e Ogirowie uywaj broni, Loial.
- Zazwyczaj nie - odpar nieomal szorstkim tonem Ogir. - Zazwyczaj. Cena zawsze
bya zbyt wysoka. Zway ogromny drg w doniach i zmarszczy swj szeroki nos z
niesmakiem. - Starszy Haman powiedziaby z pewnoci, e zbyt dugie stylisko
przymocowaem do swego topora, ale ja tego nie zrobiem z popiechu albo niedbalstwa,
Rand. To miejsce...
Zadra i zastrzyg uszami.
- Niebawem odnajdziemy drog powrotn - zapewni go Rand, starajc si, by w jego
gosie sycha byo przekonanie.
Loial odpowiedzia mu tak, jakby go w ogle nie sucha.
- Wszystko jest... powizane, Rand. Czy co yje, czy nie yje, myli, czy nie myli,
wszystko, co istnieje, pasuje do siebie. Drzewo nie myli, ale jest czci caoci, a ta cao...
czuje. Nie potrafi wyjani tego lepiej, podobnie jak tego, co znaczy by szczliwym, ale...
Rand, ta ziemia si cieszy, e wykonana zostaa z niej bro. Cieszy!
- wiatoci, owie nas - zamrucza zdenerwowany Hurin - i oby osaniaa nas do
Stwrcy. Mimo e nasza droga wiedzie w ostatnie objcia matki, wiatoci, owie nam t
drog.
Stale powtarza ten katechizm, jakby zawiera w sobie zaklcie mogce go ochroni.
Rand opar si odruchowi, by rozejrze si dookoa. Zdecydowanie nie patrzy w gr.
W tym momencie wystarczyaby jeszcze jedna z tych dymnych kresek na niebie, eby ich
zaama.
- Nie ma tu nic, co by nam mogo wyrzdzi krzywd - powiedzia stanowczym
tonem. - A zreszt zachowamy czujno i dopilnujemy, by nic zego si nam nie stao.
Mia ochot mia si z samego siebie, z udawanej pewnoci. Nie by pewien niczego.
Gdy jednak obserwowa pozostaych - Loiala z jego opadymi wochatymi uszami i Hurina,
usiujcego na nic nie patrze - wiedzia, e kto z nich musi udawa pewno siebie, bo
inaczej strach i niepewno spowoduj, i si zupenie zaami.
"Koo obraca si jak chce".
Wypar z siebie t myl.
"To nie ma nic wsplnego z Koem. Nic wsplnego z ta'veren, Aes Sedai albo
Smokiem. Jest jak jest, to wszystko".
- Loial, moesz ju rusza?
Ogir potakn, ze smutkiem gadzc drg. Rand zwrci si do Hurina.
- Nadal czujesz trop?
- Czuj, lordzie Rand. Czuj go.
- No to idmy jego ladem. Jak ju znajdziemy Faina i Sprzymierzecw Ciemnoci,
bo czemu by nie, to wrcimy do domu jako bohaterowie, ze sztyletem dla Mata i Rogiem
Valere. Prowad nas, Hurin.
"Bohaterowie? Dobrze bdzie, jak uda mi si wyprowadzi nas std ywych".
- To miejsce mi si nie podoba - obwieci martwym gosem Ogir. Trzyma drg w
taki sposb, jakby si spodziewa, e niebawem bdzie go musia uy.
- A poza tym wcale nie mamy ochoty zatrzymywa si tutaj, prawda? - powiedzia
Rand.
Hurin wybuchn gromkim miechem, jakby on powiedzia jaki dowcip, natomiast
Loial skarci go wzrokiem.
- Rzeczywicie nie mamy, Rand.
W miar jednak jak posuwali si na poudnie, widzia, e to wygoszone przez niego
zdawkowym tonem owiadczenie, e wrc do domu, podnioso ich troch na duchu. Hurin
siedzia nieco bardziej wyprostowany w siodle, a uszy Loiala nie byy ju takie przywide.
Nie byo to ani miejsce, ani czas, eby im mwi, e on dzieli z nimi ich strach, wic
zachowa go dla siebie i boryka si z nim w milczeniu.
Hurin przez cay poranek zachowa dobry humor, mruczc: "Poza tym wcale nie
mamy zamiaru si zatrzymywa", po czym chichota, a w kocu Rand mia ochot mu po-
wiedzie, eby si przymkn. Okoo poudnia wszyciel rzeczywicie umilk, potrzsa tylko
gow i marszczy czoo, a Rand zapragn, by on wci powtarza jego sowa i wybucha
miechem.
- Czy masz jakie kopoty z odnalezieniem tropu, Hurin? - spyta.
Wszyciel wzruszy ramionami z wyranym zakopotaniem.
- Tak, lordzie Rand, i jednoczenie nie, mona powiedzie.
- Musi by albo tak, albo tak. Czy zgubie trop? To nie twoja wina, jeli tak si stao.
Powiedziae na pocztku, e jest saby. Jeli nie uda nam si znale Sprzymierzecw
Ciemnoci, wwczas poszukamy innego Kamienia i wrcimy za jego pomoc.
"wiatoci, wszystko tylko nie to".
Rand nie zmieni wyrazu twarzy.
- Skoro Sprzymierzecy Ciemnoci mogli tu przyj i odej, to nam te si to uda.
- Och, ja go nie zgubiem, lordzie Rand. Nadal czuj ich smrd. To nie to. To po
prostu... To... - Hurin skrzywi si i wybuchn: - To jest tak, jakbym go sobie przypomina, a
nie czu. Ale tak nie jest. Cay czas krzyuj si z nimi dziesitki innych tropw, dziesitki
dziesitek, i wszelkie odmiany woni przemocy, jedne cakiem wiee, tylko wyblake jak
wszystko tutaj. Tego ranka, zaraz po tym, jak wyjechalimy z kotliny, przysigbym, e
zaledwie przed kilkoma minutami tu pod moimi stopami zamordowano setki ludzi, ale tam
nie byo adnych cia, nawet ladu na trawie, z wyjtkiem odciskw kopyt naszych koni.
Gdyby co takiego si zdarzyo naprawd, ziemia byaby zryta i przesiknita krwi, a tam nie
byo ani jednego ladu. Wszystko tu jest takie, mj dobry panie. Ja jednak id za tropem.
Naprawd id. To miejsce po prostu wyczerpuje mnie nerwowo. Oto powd. Na pewno o to
chodzi.
Rand zerkn na Loiala - Ogir dysponowa niekiedy najdziwniejsz wiedz - teraz
jednak wyglda na rwnie zadziwionego jak Hurin. Rand postara si, by jego gos zabrzmia
o wiele pewniej, ni si w istocie czu.
- Wiem, e robisz, co moesz, Hurin. Wszyscy jestemy nerwowo wyczerpani. Po
prostu staraj si najlepiej jak potrafisz, a na pewno ich znajdziemy.
- Jak powiadasz, lordzie Rand. - Hurin uderzy boki konia pitami. - Jak powiadasz.
Jednake o zmierzchu nadal nie zobaczyli ani ladu Sprzymierzecw Ciemnoci, a
Hurin stwierdzi, e trop jest coraz sabszy. Wszyciel stale mrucza do siebie o "przy-
pominaniu".
ladu nie byo ani jednego. Dosownie ani jednego. Rand nie by tak dobrym
tropicielem ladw jak Uno, jednake od kadego chopca w Dwu Rzekach oczekiwao si, e
bdzie potrafi odnajdywa lady zagubionej owcy albo krlika na kolacj. Niczego nie
wypatrzy. Zupenie tak, jakby adna ywa istota nie wtargna do tej krainy do czasu ich
przybycia. Gdyby rzeczywicie wyprzedzali ich Sprzymierzecy Ciemnoci, musieliby ju co
znale. Jednake Hurin poda uparcie tropem, ktry jak twierdzi, wci wyczuwa.
Gdy soce dotaro do linii horyzontu, rozbili obz wrd kpy drzew nie tknitych
spalenizn, posilili si zapasami ze swoich sakw. Suchary i suszone miso popili wod o
mdym smaku. Trudno si nasyci takim posikiem, ktry nieatwo si przeuwa i raczej jest
niezbyt smaczny. Rand uzna, e to im pewnie wystarczy do koca tygodnia. A potem... Hurin
jad powoli, natomiast Loial przekn swoj porcj z grymasem na twarzy, po czym rozsiad
si wygodniej ze swoj fajk i drgiem w zasigu rki. Rand stara si, by ich ognisko byo
niewielkie i dobrze ukryte wrd drzew. Fain, Sprzymierzecy Ciemnoci i trolloki mogli by
dostatecznie blisko, by wypatrzy ogie, mimo staych narzeka Hurina odnonie do
dziwnego charakteru tropu, jaki za sob zostawiali.
Dziwio go, e zacz o nich myle jako o Sprzymierzecach Ciemnoci Faina,
trollokach Faina. Fain by przecie zwykym szalecem.
"No to czemu go uwolnili?"
Czarny umieci Faina w swoich planach odszukania go. By moe to si jako z tym
wizao.
"No to czemu on ucieka, zamiast mnie ciga? A co zabio tamtego Pomora? Co si
stao w tamtej izbie penej much? A te oczy, obserwujce mnie w Fal Dara? I tamten wiatr,
ktry mnie pochwyci jak ywica uka. Nie. Nie, Ba'alzamon na pewno nie yje".
Aes Sedai w to nie wierzyy. Moiraine nie wierzya, ani Amyrlin. Upar si, e nie
bdzie o tym wicej myla. Musia teraz myle wycznie o odzyskaniu sztyletu dla Mata. O
znalezieniu Faina i Rogu.
"To si nigdy nie skoczy, al'Thor".
Ten gos przypomina lekki wiatr szepczcy w tyle gowy, cichy, lodowaty pomruk
wdzierajcy si do zakamarkw umysu. Wrcz mia ochot poszuka pustki, eby przed nim
uciec, ale przypomnia sobie, co go tam czeka i porzuci pragnienia.
W pmroku zmierzchu wiczy rne postawy ze swoim mieczem, tak jak go uczy
Lan, mimo e bez pustki. Rozdzieranie Jedwabiu. Koliber Caujcy R. Czapla Brodzca w
Sitowiu, dla umiejtnoci zachowania rwnowagi. Skupiony wycznie w szybkich, pewnych
ruchach, zapominajc na jaki czas, gdzie jest, wiczy tak wytrwale, e cay si obla potem.
Jednake gdy skoczy, wszystko powrcio, nic nie ulego zmianie. Nie byo zimno, ale cay
dygota, wic otuli si paszczem i skuli przy ognisku. Pozostaym udzieli si jego nastrj,
dokoczyli posiek szybko i w milczeniu. Nikt nie zaprotestowa, gdy zarzuci ziemi ostatnie
drce pomyki.
Rand peni wart jako pierwszy, spacerowa po skraju zagajnika ze swoim ukiem,
czasami wysuwa miecz z pochwy. Lodowaty ksiyc, nadal w peni, odznacza si wysoko na
tle czerni, a noc bya rwnie cicha jak dzie, rwnie pusta. Pusta, to byo najwaciwsze
sowo. Ta kraina bya tak pusta jak pokryty kurzem garnek na mleko. Trudno byo uwierzy,
e na caym wiecie yje kto jeszcze, na tym wiecie, z wyjtkiem ich trzech, trudno byo
uwierzy, e gdzie tam, przed nimi, wdruj Sprzymierzecy Ciemnoci.
Zakniony towarzystwa, rozoy paszcz Thoma Merrilina, a na nim futeray z twardej
skry, w ktrych schowane byy flet i harfa. Potem wyj zoto-srebrny flet z futerau,
pogadzi go, wspominajc, jak bard uczy go na nim gra i odegra kilka nut "Wiatru, ktry
koysze wierzb". Gra cicho, by nie pobudzi pozostaych, a po chwili z westchnieniem
schowa flet i ponownie zawin go w paszcz.
Trzyma wart do pnej nocy, pozwalajc, by tamci si wyspali. Nie wiedzia, czy
jest bardzo pno, gdy nagle zauway, e podniosa si mga. Zalegaa tu nad ziemi, tak
gsta, e Hurin i Loial wygldali jak kopce, stworzone jakby z chmur. Na ksiyc patrzyo si
niczym przez zason ze zmoczonego jedwabiu. Teraz, o takiej porze, obojtnie co mogo
zakra si do nich niepostrzeenie. Dotkn miecza.
- Miecze si mnie nie imaj, Lewsie Therinie. Powiniene o tym wiedzie.
Mga zawirowaa wok stp Randa, kiedy obrci si byskawicznie wok wasnej
osi, miecz sam wszed mu w rce, ostrze ze znakiem czapli stano pionowo tu przed
oczyma. Do jego wntrza wskoczya pustka, po raz pierwszy ledwie zauway skaone wiato
saidina.
Przez mg sza w jego stron niewyrana posta, wspieraa si wysok lask. Za ni,
tak jakby sam cie rzuca ogromny cie, mga ciemniaa do tego stopnia, e stawaa si
czarniejsza od nocy. Randowi cierpa skra. Posta bya coraz bliej, a w kocu
przeobrazia si w sylwetk czowieka, caego, cznie z domi, spowitego w czer, z mask
z czarnego jedwabiu skrywajc twarz, cie towarzyszy mu rwnie. Laska bya identycznie
czarna, przypominaa zwglone drewno, a przy tym gadka i lnica niczym woda owietlona
promieniami ksiyca. Otwory na oczy w masce rozjarzyy si na krtk chwil, jakby za nimi
kryy si nie oczy, lecz ognie, Rand jednak nie musia si dowiadywa, kto to jest.
- Ba'alzamon - wydysza. - To sen. To na pewno sen. Zasnem i...
Ba'alzamon wybuch miechem przypominajcym ryk ognia z otwartego paleniska.
- Wiecznie usiujesz temu zaprzecza, Lewsie Therinie. Jeli wycign rk, bd
mg ci dotkn, Zabjco Rodu. Zawsze mog ci dotkn, zawsze i wszdzie!
- Ja nie jestem Smokiem! Nazywam si Rand al'...! - Rand zacisn szczki, eby si
powstrzyma od dalszego krzyku.
- Och, ja przecie znam nazwisko, ktrego teraz uywasz, Lewsie Therinie. Znam
wszystkie nazwiska, ktrych uywae, w miar jak kolejny Wiek goni Wiek poprzedni,
jeszcze wczeniej, zanim zostae nazwany Zabjc Rodu. - Gos Ba'alzamona powoli
nabiera mocy, ognie w oczach buchay czasem tak wysoko, e Rand widzia je poprzez
otwory w jedwabnej masce, widzia je w postaci bezkresnych mrz ognia. - Znam ci, znam
tw krew i twj rd a do pierwszej iskry ycia, ktra go zapocztkowaa, a do Pierwszej
Chwili. Nigdy si przede mn nie ukryjesz. Nigdy! Jestemy z sob zwizani tak nierozcznie
jak dwie strony monety. Zwykli ludzie mog si ukry w splotach Wzoru, lecz ta'veren
wyrniaj si niczym ognie sygnalne na wzgrzu, a ty, ty wyrniasz si tak, jakby ku niebu
wystrzelono dziesi tysicy strza, eby wskaza miejsce twego pobytu! Jeste mj i na
zawsze w zasigu mojej rki!
- Ojciec Kamstw! - wykrztusi Rand. Pomimo wypeniajcej go pustki, mia wraenie,
e jzyk przywar mu do podniebienia.
"wiatoci, bagam, niech to bdzie sen".
Ta myl wymkna si poza obrzea pustki.
"Bodaj jeden z tych snw, ktre nie s snami. To niemoliwe, eby on naprawd sta
przede mn. Czarny jest uwiziony w Shayol Ghul, zapiecztowany przez Stwrc w
momencie Stworzenia..."
Za wiele wiedzia o prawdzie, by to w czym pomogo.
- Waciwie ci nazwano! Gdyby mg mnie pojma tak bez adnego trudu, to czemu
jeszcze tego nie zrobie? Bo nie moesz. Ja podam drog wiatoci, a ty nie moesz mnie
dotkn!
Ba'alzamon wspar si na swej lasce i patrzy przez chwil na Randa, po czym
podszed do Loiala i Hurina, przyjrza im si z wysoka. Razem z nim wdrowa ogromny cie.
Nie zmci oparw mgy, zauway Rand - porusza si, wymachiwa lask przy kadym
swoim kroku, jednake szara mga nawet nie zawirowaa wok jego stp, tak jak wok stp
Randa. To dodaa mu otuchy. By moe Ba'alzamona wcale tu nie byo. Moe to by tylko
sen.
- Dziwnych znajdujesz sobie wyznawcw - zaduma si Ba'alzamon. - Zawsze tak
byo. Ci dwaj. Ta dziewczyna, ktra usiuje si tob opiekowa. Biedna to straniczka i saba,
Zabjco Rodu. Gdyby nawet starczyo jej caego ycia na nabywanie si, nigdy nie
osignaby takiej siy, by mg si skry za jej plecami.
Dziewczyna? Kto? Moiraine z pewnoci nie jest dziewczyn".
- Nie wiem, o czym ty mwisz, Ojcze Kamstw. Ty kamiesz, esz, a nawet gdy
mwisz prawd, przekrcasz j tak, e staje si kamstwem.
- Doprawdy, Lewsie Therinie? Wiesz, czym jeste, kim_ jeste. Powiedziaem ci. I tak
samo te kobiety z Tar Valon.
Rand drgn niespokojnie, a Ba'alzamon wybuchn miechem, ktry zabrzmia jak
huk pioruna.
- One uwaaj si za bezpieczne w Biaej Wiey, ale rzesze moich wyznawcw
przewyszaj je wielokrotnie. Aes Sedai zwana Moiraine powiedziaa mi, kim ty jeste,
nieprawda? Czy ona kamaa? Albo czy ona naley do mnie? Biaa Wiea chce ci
wykorzysta jak psa na smyczy. Czy ja kami? Czy ja kami, mwic, e poszukujesz Rogu
Valere?
Znowu si rozemia, spokj pustki nie pomg, Rand nie by w stanie nic zrobi,
tylko zakry domi uszy.
- Czasami odwieczni wrogowie walcz z sob tak dugo, e w kocu staj si
sojusznikami, nawet nie zdajc sobie z tego sprawy. One mierz w ciebie, ale zwizay si z
tob tak blisko, e jest tak, jakby ty kierowa ciosem.
- Ty mn nie kierujesz - odpar Rand. - Zaprzeczam tobie.
- Przywizaem ci tysicami sznurkw, Zabjco Rodu, kady jest cieszy od
jedwabiu i mocniejszy nili stal. Czas przecign tysice wstg midzy nami. Bitwa, ktr
my dwaj toczymy... pamitasz w ogle co z tego? Czy cho ci wita, e ju walczylimy
wczeniej z sob, niezliczone bitwy, od samego pocztku Czasu? Doskonale wiem, e nie
pamitasz! Ta bitwa wkrtce dobiegnie koca. Nadchodzi Ostatnia Bitwa. Ostatnia, Lewsie
Therinie. Naprawd mylisz, e moesz jej unikn? Ty biedny, drcy robaku. Bdziesz mi
suy albo zginiesz! I tym razem cykl nie rozpocznie si na nowo wraz z twoj mierci.
Grb naley do Wielkiego Wadcy Ciemnoci. Tym razem, jeli zginiesz, zostaniesz
cakowicie zniszczony. Tym razem Koo zostanie strzaskane, czego by nie uczyni, a wiat
przekuty w nowy ksztat. Su mi! Su Shai'tanowi, bo inaczej zostaniesz zniszczony na
zawsze!
Kiedy pado to imi, wydawao si, e powietrze gstnieje. Ciemno za
Ba'alzamonem nabrzmiaa i rozrosa si, groc, e pochonie wszystko. Rand poczu, jak go
otacza, zimniejsza ni ld i jednoczenie gortsza ni rozarzone wgle, czarniejsza nili
mier, wsysaa go w swoj otcha, przejmowaa panowanie nad wiatem.
Schwyci rkoje miecza tak silnie, e a rozbolay go kykcie.
- Zaprzeczam tobie i zaprzeczam twej mocy. Podam drog wiatoci. wiato ma
nas w swej opiece, a my chronimy si w doni Stwrcy.
Zamruga. Ba'alzamon cigle tam sta i nadal wisiaa za nim ogromna pachta
ciemnoci, wydawao si jednak, e to wszystko zudzenie.
- Chcesz zobaczy m twarz? - To by szept.
Rand przekn lin.
- Nie.
- Powiniene. - Odziana w rkawic do powdrowaa do czarnej maski.
- Nie!
Maska opada. Odsonia ludzk twarz, straszliwie poparzon. Jednake midzy
sczerniaymi na brzegach czerwonymi bruzdami, ktre przecinay jej rysy, skra wygldaa na
zdrow i gadk. Czarne oczy popatrzyy na Randa, okrutne wargi umiechny si, poyskujc
biaymi zbami.
- Popatrz na mnie, Zabjco Rodu i zobacz setn cz swego losu. - Na krtk chwil
te oczy i usta przemieniy si w wejcia do bezdennych jaski ognia. - Oto co nie pilnowana
Moc moe uczyni, nawet ze mn. Ja jednak uzdrawiam, Lewsie Therinie. Znam cieki
wiodce do wikszej mocy. Spali ci niczym m w palenisku.
- Nie dotkn jej! - Rand poczu otaczajc go pustk, poczu saidina. - Nie dotkn.
- Nie dasz rady si opanowa.
- Zostaw... mnie... W SPOKOJU!
- Moc. - Gos Ba'alzamona sta si agodny, przymilny. - Znowu moesz mie moc,
Lewsie Therinie. Jeste z ni zwizany w tej chwili. Wiem to. Widz to. Czuj, Lewsie
Therinie. Poczuj un ponc w twym wntrzu. Poczuj moc, ktra moe nalee do ciebie.
Wystarczy tylko po ni sign. Jednake dzieli ci od niej Cie. Obd i mier. Nie musisz
umiera, Lewsie Therinie, ju nigdy.
- Nie - odpar Rand, lecz tamten gos nie przestawa mwi, prbowa zary si w
niego.
- Mog nauczy ci kontrolowa moc, dziki czemu ci nie zniszczy. Nie ma nikogo
innego wrd yjcych, kto mgby ci tego nauczy. Wielki Wadca Ciemnoci moe ci
uchroni przed szalestwem. Moc moe by twoja, moesz y wiecznie. Wiecznie! W
zamian wystarczy, jak bdziesz suy. Tylko suy. Proste sowa: "Jestem twj, Wielki
Panie" i moc bdzie twoja. Moc przewyszajca wszystko, o czym ni kobiety z Tar Valon i
wieczne ycie, jeli tylko si poddasz i bdziesz suy.
Rand obliza wargi.
"Nie popa w obd. Nie umrze".
- Nigdy! Podam drog wiatoci - zazgrzyta ochryple. - A tobie nigdy nie uda si
mnie dotkn!
- Dotkn ci, Lewsie Therinie? Dotkn ci? Ja ci mog spali! Posmakuj tego,
poznaj, jak ja poznaem! Czarne oczy znowu stay si ogniem, z ust wykwit pomie, ktry
rs dugo, a w kocu wydawao si, e jarzy si mocniej ni soce w samej peni lata.
Powiksza si wci i nagle miecz Randa rozarzy si tak, jakby wanie zosta wycignity
z paleniska w kuni. Krzykn przeraliwie, czujc, jak rkoje parzy go w rce, wrzasn i
upuci miecz. A mga zaja si ogniem, ogniem, ktry skaka w gr, ktry pali wszystko.
Jczc gono, Rand uderza si po ubraniu, ktre dymio, tlio si i rozpadao na
popi, uderza si domi, ktre czerniay i kurczyy si, jako e nagie ciao pkao i odpadao
patami w ogniu. Krzycza przeraliwie. Bl napiera na wypeniajc go pustk, kiedy
usiowa wpezn w ni jak najgbiej. By w niej blask, skaone wiato poza zasigiem
wzroku. W poowie oszalay, nie zwaajc ju, czym jest, siga do saidina, prbowa owin
si wok niego, prbowa ukry w nim przed ogniem i blem.
Ogie, rwnie nagle jak wybuch, zgas. Rand spojrza wytrzeszczonymi oczyma na
swoj do wystajc z czerwonego rkawa kaftana. Na wenianej tkaninie nie byo nawet
ladu sadzy.
"Wyobraziem sobie to wszystko".
Rozejrza si dookoa oszalaym wzrokiem. Ba'alzamon znikn. Hurin porusza si
we nie, wszyciel i Loial nadal wygldali jak dwa kopce wystajce ponad mg nisko zale-
gajc tu nad ziemi.
"Ja naprawd to sobie wyobraziem".
Zanim uczucie ulgi miao szans si rozrosn, bl przeszy jego praw rk, podnis
j do oczu. We wntrzu doni mia odcinit czapl. Czapl z rkojeci swego miecza,
gniewn i czerwon, odbit tam tak wyranie, jakby to by rysunek wykonany rk jakiego
artysty.
Wygrzeba chusteczk z kieszeni kaftana i owin j wok rki. Czu w niej
pulsowanie. Pustka by temu zaradzia - w pustce mia wiadomo blu, ale nie czu go - ale
wyrzuci t myl ze swego umysu. Ju dwukrotnie, niewiadomie - a raz celowo, nie mg o
tym zapomnie - prbowa zaczerpn Jedynej Mocy, kiedy znajdowa si w pustce. To
wanie tym prbowa go skusi Ba'alzamon. Tego wanie chciay od niego Moiraine i
Zasiadajca na Tronie Amyrlin. A on nie chcia.
ROZDZIA 16
W ZWIERCIADLE CIEMNOCI
Nie powiniene by tego robi, lordzie Rand - powiedzia Hurin, gdy Rand obudzi ich
tu przed witem. Soce nadal si kryo za horyzontem, ale wiata ju byo dosy. Mga
stopniaa, gdy jeszcze panowa mrok, blednc z niechci. - Jeli pragnc nas oszczdzi,
nadwerysz si, kto nam pomoe wrci do domu?
- Musiaem pomyle - odpar Rand. Nie byo ani ladu po mgle, ani po Ba'alzamonie.
Pogadzi chustk owinit wok prawej doni. Stanowio to dowd jego bytnoci. Z caych
si pragn opuci to miejsce. - Musimy zaraz dosi koni, jeli mamy zamiar zapa
Sprzymierzecw Ciemnoci Faina. Ju dawno po czasie. Suchary moemy je podczas
jazdy.
Loial, ktry wanie si przeciga, znieruchomia, jego rce sigay wysokoci, jakiej
dosignby Hurin, stawajc na ramionach Randa.
- Twoja rka, Rand. Co si stao?
- Skaleczyem si. To nic takiego.
- Mam balsam w sakwie...
- To nic takiego! - Rand wiedzia, e mwi opryskliwym gosem, ale wystarczyoby
jedno spojrzenie na to pitno, by wywoa pytanie, na ktre nie mia ochoty odpowiada. -
Czas ucieka. Ruszajmy ju.
Zabra si za siodanie Rudego, niezdarnie z powodu skaleczonej doni, Hurin
doskoczy do swojego wierzchowca.
- Nie trzeba by takim draliwym - mrukn Loial.
Jakikolwiek lad, stwierdzi Rand, byby czym naturalnym w tym wiecie. Za wiele
jest rzeczy nienaturalnych. Nawet widok jednego odcisku koskiego kopyta stanowiby miy
widok. Fain, Sprzymierzecy Ciemnoci i trolloki musieli zostawi jaki trop. Nie odrywa
wzroku od ziemi, usiujc wyowi choby jeden. lad ywej istoty.
Nie zobaczy nic, ani przewrconego kamyka, ani odrzuconej bryki ziemi. Raz
spojrza za siebie, eby si upewni, czy w tej ziemi koskie kopyta w ogle mog zostawia
lady - zerwana dar i ubita trawa wyranie wyznaczay pokonan przez nich drog, natomiast
grunt przed nimi by zupenie nienaruszony. Jednak Hurin upiera si, e czuje trop, saby i
niewyrany, ale wci wiodcy na poudnie.
Wszyciel ponownie skupi ca swoj uwag na wyszukiwanym przez niego tropie,
niczym pies myliwski cigajcy jelenia, natomiast Loial ponownie zatopi si we wasnych
mylach, mruczc co do siebie i pocierajc ogromny drg przymocowany do sioda.
Nie jechali duej ni godzin, gdy Rand zobaczy w oddali iglic. Tak by pochonity
wypatrywaniem ladw, e zanim j w ogle zauway, stokowata kolumna ju wyranie
wychyna ponad drzewa.
- Ciekaw jestem, co to takiego.
Kolumna staa dokadnie na ich drodze.
- Nie wiem, co to moe by - odpar Loial.
- Jeli to... gdyby to by nasz wiat, lordzie Rand... Hurm poprawi si niespokojnie w
siodle. - C, ten pomnik, o ktrym opowiada lord Ingtar, ten wzniesiony na cze
zwycistwa Artura Hawkinga nad trollokami, to bya wanie wielka iglica. Ale ona zostaa
zburzona tysic lat temu. Nie zostao nic prcz wielkiego kopca, wielkiego jak wzgrze.
Widziaem je, zanim z rozkazu lorda Agelmara przyjechaem do Cairhien.
- Wedug sw Ingtara - powiedzia Loial - powinny nas od niej dzieli trzy albo cztery
dni jazdy. Jeli to w ogle ona. Nie wiem, dlaczego niby tak miaoby by. Nie wyglda, e tu
w ogle yj jacy ludzie.
Wszyciel wbi wzrok w ziemi.
- O to wanie chodzi, prawda, Budowniczy? Nikogo dookoa, a ona tam stoi, przed
nami. Moe powinnimy trzyma si z dala, lordzie Rand. Std nie sposb stwierdzi, c to
waciwie takiego i czy s tam jacy ludzie.
Rand bbni przez chwil palcami po wysokim ku sioda i zastanawia si.
- Musimy w miar moliwoci jak najcilej trzyma si tropu - orzek w kocu. - Jak
dotd, wcale nie zbliylimy si do Faina, wic nie naley traci czasu. Jeli zobaczymy
jakich ludzi albo co niezwykego, wwczas postaramy si ich omin. Do tego czasu
jedziemy przed siebie.
- Jak rzeczesz, lordzie Rand - odrzek dziwnym gosem wszyciel i zerkn przelotnie
na Randa podejrzliwym wzrokiem. - Jak rzeczesz.
Rand marszczy przez chwil brwi, zanim wreszcie zrozumia. Teraz z kolei on
westchn. Lordowie nie wyjaniaj niczego tym, ktrzy wypeniaj ich rozkazy, tylko innym
lordom.
"Nie prosiem go, by mnie uwaa za jakiego przekltego lorda".
"Ale on ci za niego uzna - odpowiedzia mu jaki cichy gos - a ty mu na to
pozwolie. Dokonae wyboru, teraz musisz speni swj obowizek".
- Podejmij trop, Hurmie - powiedzia Rand.
Wszyciel bysn umiechem ulgi i pogna swego konia do przodu.
Blade soce wspinao si coraz wyej po nieboskonie, jechali wci przed siebie, a
gdy wreszcie zawiso ponad ich gowami, od iglicy dzielio ich okoo jednej mili. Dotarli do
brzegu strumienia, rzebicego pytk szczelin, gbokoci najwyej jednego kroku.
Przestrze dzielc ich od iglicy porastay rzadkie drzewa. Rand widzia kopiec, na ktrym j
postawiono, okrge wzgrze ze spaszczonym wierzchokiem. Szara iglica wznosia si na
wysoko przeszo stu pidzi, wida byo ju szczyt wyrzebiony na ksztat ptaka z
rozpostartymi skrzydami.
- Jastrzb - powiedzia Rand. - To jest pomnik Hawkinga. Na pewno. Tu kiedy byli
ludzie, moe nawet jeszcze s. Po prostu tutaj pobudowali go w innym miejscu i nigdy nie
zburzyli. Pomyl o tym, Hurin. Kiedy wrcimy, bdziesz mg opowiedzie, jak naprawd
wyglda. Z wszystkich ludzi yjcych na wiecie, tylko nas trzech go widziao.
Hurin przytakn.
- Tak, mj panie. Dzieci z chci wysuchaj opowieci o tym, jak ich ojciec widzia
iglic Hawkinga.
- Rand - zacz Loial zmartwionym gosem.
- Moemy pokona t odlego galopem - owiadczy Rand. - No dalej. Przyda nam
si troch szybszej jazdy. Moe to martwa kraina, ale my jestemy ywi.
- Rand - powiedzia Loial - ja myl, e to nie jest...
Nie czekajc, a skoczy, Rand wbi pity w boki Rudego i ogier pomkn przed
siebie. Pokona wstg strumienia dwoma skokami, rozbryzgujc wod na boki, po czym
wdrapa si na drugi brzeg. Hurin pogna swego wierzchowca tu za nim. Rand sysza za
sob woanie Loiala, ale tylko si rozemia, machn rk do Ogira na znak, e ma jecha za
nimi i galopowa dalej. Jeli nie odrywa oczu od jednego miejsca, okolica nie wydawaa si
tak nieprzyjemnie pomyka i lizga, przyjemnie byo poczu powiew wiatru na twarzy.
Kopiec zajmowa obszar dobrych dwch hajdw, poronite traw zbocze wznosio
si pod agodnym ktem. Szara iglica wznosia si ku niebu, tak kanciasta i szeroka, e mimo
swej wysokoci, wygldaa na masywn, nieomal przysadzist. Randowi miech zamar na
ustach, cign wodze Rudego z ponur min.
- Czy to pomnik Hawkinga, lordzie Rand? - spyta niespokojnie Hurin. - Co dziwnie
wyglda.
Rand rozpozna to niezdarne, kanciaste pismo, ktre pokrywao przd pomnika,
odcyfrowa te kilka symboli wyrytych na podstawie, kady z nich wysokoci niemale czo-
wieka. Rogata czaszka trollokw Da'vol. elazna pi Dhai'mon. Trjzb Ka'bol i trba
powietrzna Ahf frait. By tam te jastrzb, wyrzebiony na samym dole. Rozpostarszy
skrzyda o rozpitoci dziesiciu krokw, lea na grzbiecie, przebity byskawic, a kruki
wydziobyway mu oczy. Ogromne skrzyda na szczycie iglicy zdaway si zatrzymywa
promienie soneczne.
Usysza teraz gos Loiala, ktry zblia si galopem.
- Prbowaem ci wytumaczy, Rand - powiedzia Loial. - To kruk, nie jastrzb. Ja go
wyranie widziaem.
Hurin zawrci konia, nie chcc patrze na iglic ani chwili duej.
- Ale dlaczego? - spyta Rand. - Przecie Artur Hawking pokona tutaj trolloki. Ingtar
tak powiedzia.
- Nie tutaj - wolno odpar Loial. - To jasne, e nie tutaj. "Od Kamienia do Kamienia
biegn nici jeli, pomidzy wiatami, ktre mog by". Zastanawiaem si nad tym i myl,
e chyba wiem, co znacz te "wiaty, ktre mog by". By moe wiem. To wiaty, ktre
mogyby by naszym wiatem, gdyby wszystko potoczyo si inaczej. Moe wanie dlatego to
wszystko ma taki... spowiay wygld. Bo to jest ,jeli", "moe". Zaledwie cie prawdziwego
wiata. W tym wiecie, jak sdz, trolloki wygray. Moe dlatego nie widzielimy adnych
wiosek ani ludzi.
Randowi cierpa skra. Tam, gdzie odnosiy zwycistwo, trolloki nie zostawiay
adnych ludzi przy yciu, chyba e na poywienie. Jeli one odniosy zwycistwo nad caym
tym wiatem...
- Gdyby trolloki zwyciyy, byyby tutaj wszdzie. Do tej pory zobaczylibymy ich z
tysic. Ju wczoraj bylibymy martwi.
- Nie wiem, Rand. By moe po tym, jak pozabijay ludzi, pozabijay rwnie siebie
nawzajem. ycie trollokw polega na zabijaniu. Tylko to robi, po to wanie istniej. Ja po
prostu nie wiem.
- Lordzie Rand - odezwa si nagle Hurin - tam si co poruszyo.
Rand byskawicznie zawrci konia, przygotowany na widok szarujcych trollokw,
lecz Hurin wskazywa na drog, ktr przyjechali, a na niej nic nie byo wida.
- Co ty zobaczye, Hurin? Gdzie?
Wszyciel opuci rk.
- Dokadnie tam na skraju tych drzew, okoo mili std. Wydao mi si, e to...
kobieta... i co jeszcze, czego nie rozpoznaem, ale... - Zadra, a potem dokoczy: - ...tak
trudno rozpoznawa rzeczy, ktre nie wejd czowiekowi pod sam nos. Ojojoj, od tego
miejsca kbi mi si w odku. Pewnie co sobie zmyliem, mj panie. To miejsce jest
idealne do gupich wymysw. - Przygarbi ramiona, jakby czu na nich napr iglicy. - To by
pewnie tylko wiatr, mj panie.
- Obawiam si, e trzeba przemyle co jeszcze - powiedzia Loial. Wyranie
zakopotany, wskazywa na poudnie. - Co tam widzicie?
Suncy z naprzeciwka krajobraz zmusza Randa do zezowania.
- Taki sam teren jak ten, po ktrym wanie jechalimy. Drzewa. Dalej jakie wzgrza
i gry. Nic innego. Co chcesz, ebym zobaczy?
- Te gry - westchn Loial. Kpki wosw na jego uszach obwisy, a kocwki brwi
signy policzkw. To na pewno Sztylet Zabjcy Rodu, Rand. Nie moe tam by innych gr,
chyba e ten wiat cakowicie si rni od naszego. Jednake Sztylet Zabjcy Rodu jest
pooony ponad sto lig na poudnie od Erinin. O wiele dalej. Trudno ocenia odlegoci w tym
miejscu, ale... Myl, e dotrzemy do przed zmierzchem.
Nie musia dodawa nic wicej. Stu lig nie pokonaliby w czasie krtszym ni trzy dni.
- Moe to miejsce jest podobne do Drg - mrukn Rand bez zastanowienia.
Usysza jk Hurina i natychmiast poaowa, e nie trzyma jzyka na wodzy.
Nie bya to przyjemna myl. Jeli si weszo do jakiej Bramy - znajdoway si tu
poza granicami stedding i w gajach Ogirw - i wdrowao przez cay dzie, wwczas mona
byo wyj przez inn Bram oddalon o sto lig od miejsca, od ktrego si zaczo wdrwk.
Drogi byy w obecnych czasach ciemne i straszne, podrowanie po nich oznaczao
ryzykowanie mierci lub szalestwem. Nawet Pomory bay si podrowa Drogami.
- Jeli to s Drogi, Rand - wolno powiedzia Loial - to czy kady bdnie postawiony
krok rwnie tutaj moe nas zabi? Czy s tu rzeczy, jak dotd niewidoczne, ktre mog nam
zrobi co jeszcze gorszego, ni tylko zabi?
Hurin ponownie jkn.
Pili wod, jechali przed siebie, nie zastanawiajc si zupenie nad tym wiatem.
Beztroska bya przyczyn rychej mierci w Drogach. Rand przekn lin, z nadziej, e jego
odek zaraz si uspokoi.
- Za pno, eby si przejmowa tym, co za nami powiedzia. - Od tej chwili jednak
bdziemy uwaali na swoje kroki.
Zerkn na Hurina. Wszyciel wtuli gow w ramiona, miota oczami na wszystkie
strony, jakby gorczkowo zastanawia si, co na niego skoczy i skd. Ten czowiek tropi
mordercw, ale teraz zwalio si na niego wicej, ni mg znie.
- Opanuj si, Hurin. Jeszcze nie zginlimy i nie zginiemy. Po prostu od tej chwili
musimy by ostroni. To wszystko.
W tym wanie momencie usyszeli przeraliwy krzyk, stumiony przez odlego.
- To kobieta! - powiedzia Hurin. Nawet ta odrobina normalnoci wyranie go
oywia. - Wiedziaem, e...
Znowu usyszeli krzyk, znacznie bardziej rozpaczliwy ni poprzedni.
- Musiaaby umie fruwa - orzek Rand. - Ona jest na poudnie od nas. - Kopniakami
zmusi Rudego, by ju po dwch krokach zacz biec na zamanie karku.
- Bd ostrony, sam ostrzegae! - krzykn w lad za nim Loial. - wiatoci, Rand,
pamitaj! Bd ostrony!
Rand pooy si pasko na grzbiecie Rudego, pozwalajc ogierowi ruszy penym
galopem. atwo byo mwi o ostronoci, ale w gosie kobiety brzmia miertelny strach. Jej
krzyk nie pozostawia mu czasu na ostrono. Na skraju nastpnego strumienia, w parowie o
stromych brzegach, gbszym ni wikszo dotd przekraczanych, cign wodze, Rudy
zahamowa, rozbryzgujc na wszystkie strony grad kamieni i grud bota. Krzyki nie
ustaway...
"Tam!"
Ogarn wszystko jednym spojrzeniem. W odlegoci jakich dwustu krokw,
porodku strumienia, staa obok swego konia kobieta i cofaa si w kierunku drugiego brzegu.
Uaman gazi odpdzaa warczce... co. Rand przekn lin, przez chwil oszoomiony.
Gdyby aba bya tak wielka jak niedwied, albo gdyby niedwied mia szarozielon skr
aby, mgby tak wyglda. Wielki niedwied.
Nie zastanawiajc si duej, zeskoczy na ziemi, zdejmujc uk z plecw. Gdyby
prbowa podjecha bliej, mogoby by za pno. Kobieta ledwie potrafia utrzyma to...
co... na odlego wycignitej gazi. Dzieli ich spory dystans - mruga, starajc si go
oceni, dystans wydawa si zmienia o cae pidzi za kadym razem, gdy to co si poruszyo
- niemniej jednak cel by duy. Naciganie ciciwy obandaowan doni nie wychodzio
zgrabnie, wypuci jednak strza, zanim unieruchomi nogi.
Grot utkwi do poowy w skrze, a bestia odwrcia si byskawicznie, by spojrze na
Randa. Mimo odlegoci odruchowo zrobi krok w ty. Nie przychodzio mu do gowy adne
zwierz o takim ogromnym, trjktnym bie, szerokim dziobie, zakrzywionym do rozrywania
misa. Poza tym stworzenie miao troje oczu, maych i dzikich, otoczonych wyranie
twardymi obwdkami. Bestia rozpdzia si-i rzucia si w jego stron przez strumie,
wielkimi susami, rozbryzgujc wod. Oko mamio Randa, jakby niektre ze skokw byy
dwukrotnie dusze ni inne, cho przecie musiay by takie same.
- W oko! - zawoaa kobieta. Zwaywszy poprzednie krzyki, jej gos brzmia teraz
zaskakujco spokojnie. Musisz trafi w oko, eby go zabi.
Przycign lotki nastpnej strzay do ucha. Z niechci poszuka pustki, nie chcia
tego robi, jednak to wanie w tym celu uczy go Tam i wiedzia, e bez niej nigdy nie uda
mu si trafi.
"Mj ojciec" - pomyla z uczuciem straty i wypenia go pustka. Zobaczy migotliwe
wiato saidina, ale zamkn si przed nim. Sta si jednoci z ukiem, ze strza, z mon-
strualnym ksztatem pdzcym prosto na niego. Zespoli si z tym malekim okiem. Nawet
nie poczu, gdy strzaa wyskoczya z ciciwy.
Bestia zerwaa si do kolejnego skoku, w najwyszym punkcie jej lotu strzaa trafia
prosto w rodkowe oko. Zwierz wyldowao, wzbijajc ogromn fontann wody i bota. Po
chwili ju tylko krgi rozchodziy si po powierzchni wody, ciao jednake pozostawao
zupenie nieruchome.
- Dobry strza i bardzo odwany - zawoaa kobieta. Zdya ju dosi swego konia i
jechaa mu na spotkanie. Rand poczu lekkie zdziwienie, i nie zacza ucieka w chwili,
kiedy uwaga stwora zostaa odwrcona. Mina zwaliste cielsko, nadal otaczane drobnymi
falami znamionujcymi drgawki agonii, nawet na nie nie zerknwszy. Jej wierzchowiec
wdrapa si na drugi brzeg, potem zsiada.
- Niewielu ludzi odwayoby si stan do walki z szarujcym grolmem, mj panie.
Caa odziana bya w biel. Sukni miaa podkasan do jazdy na koniu i spit srebrnym
pasem, buty wyzierajce spod brzegu spdnicy te zdobio srebro. Nawet jej siodo byo biae
i nabijane srebrem. nienobiaa klacz, z wygitym w uk karkiem i roztaczonym krokiem,
nieomal dorwnywaa wzrostem gniadoszowi Randa. Jednake jego wzrok przykua przede
wszystkim kobieta, na pierwszy rzut oka by moe rwieniczka Nynaeve. Po pierwsze: bya
wysoka, o do wysza od Wiedzcej i jej oczy znajdoway si prawie na linii jego wzroku.
Po drugie: bya pikna, cera o barwie koci soniowej odznaczaa si wyranie na tle dugich,
ciemnych jak noc wosw i czarnych oczu. Widzia w yciu wiele piknych kobiet. Moiraine
bya pikna, nawet mimo swego chodu, podobnie Nynaeve, gdy nie wada ni jej krewki
temperament. Egwene i Elayne, Dziedziczka Tronu Andor, potrafiy zaprze czowiekowi
dech w piersiach. Natomiast ta kobieta... Jzyk przysech mu do podniebienia, czu jak serce
na powrt zaczyna bi.
- Twoja wita, mj panie?
Zaskoczony obejrza si. Hurin i Loial ju do nich doczyli. Hurin gapi si w taki
sposb, w jaki Rand najprawdopodobniej te patrzy, nawet Ogir by wyranie zafascy-
nowany.
- Moi przyjaciele - przedstawi ich. - Loial i Hurin. Ja nazywam si Rand. Rand
al'Thor.
- Nigdy przedtem o tym nie mylaem - powiedzia nagle Loial takim gosem, jakby
mwi do siebie - jeli jednak istnieje co takiego jak doskonae ludzkie pikno, w twarzy i
ksztacie, to...
- Loial! - krzykn Rand.
Uszy Ogira zesztywniay z zaenowania. Uszy Randa te byy czerwone, sowa Loiala
za bardzo ujawniay to, co on sam myla.
Kobieta rozemiaa si melodyjnie, ale w nastpnej chwili bya na powrt wadczo
uroczysta, niczym krlowa na swoim tronie.
- Nazywam si Selene - powiedziaa. - Ryzykowae yciem, by uratowa moje.
Nale do ciebie, lordzie Randzie al'Thor.
I z tymi sowami, ku przeraeniu Randa, uklka przed nim.
Nie patrzc na Hurina, ani Loiala, popiesznie pomg jej wsta.
- Mczyzna, ktry nie zdecyduje si polec w obronie kobiety, nie jest mczyzn.
Natychmiast okry si wstydem, czerwienic si. Byo to shienaraskie powiedzenie i
wiedzia, e brzmi pompatycznie, jeszcze zanim wymkno mu si z ust, ale to ona zarazia go
swoim zachowaniem i nie potrafi si przed tym powstrzyma.
- Chciaem rzec... To znaczy, to byo...
"Gupcze, nie moesz mwi kobiecie, e ratowanie jej ycia to drobiazg".
- To by dla mnie zaszczyt. - Zabrzmiao to niby po shienarasku i jednoczenie
uroczycie. Mia nadziej, e wystarczyo, w mylach nie potrafi znale ju nic wicej, jakby
jego umys nadal znajdowa si w pustce.
Nagle poczu na sobie jej wzrok. Wyraz twarzy Selene nie uleg zmianie, lecz pod
wpywem spojrzenia tych czarnych oczu mia uczucie, e jest zupenie nagi. Spontanicznie
wyobrazi sobie Selene bez ubrania. Jego twarz znowu okrya si rumiecem.
- Aaach! Ach, skd pochodzisz, Selene? Odkd si tu znalelimy, nie napotkalimy
adnej ludzkiej istoty. Czy pochodzisz z jakiego pobliskiego miasta?
Popatrzya na niego uwanie, cofn si o krok. Pod wpywem tego spojrzenia czu,
jak blisko siebie stoj.
- Nie pochodz z tego wiata, mj panie - odpara. - Tu nie ma adnych ludzi. Nic tu
nie yje z wyjtkiem grolmw i kilku innych bestii do nich podobnych. Jestem mieszkank
Cairhien. Nie bardzo wiem, jak si tu znalazam. Wyjechaam na przejadk, zatrzymaam
na krtk drzemk, a gdy si przebudziam, razem z koniem znajdowaam si tutaj. Mog
mie tylko nadziej, mj panie, e znowu mnie uratujesz i pomoesz wrci do domu.
- Selene, ja nie jestem... to znaczy, bagam, nazywaj mnie Rand. - Znowu poczu, jak
piek go uszy.
"wiatoci, nic si zego nie stanie, jeli ona bdzie mnie uwaaa za lorda. Niech
sczezn, to przecie nic zego".
- Jak sobie yczysz... Rand.
Pod wpywem jej umiechu poczu cisk w gardle.
- Czy pomoesz mi?
- Naturalnie, e pomog.
"Niech sczezn, jaka ona pikna. I patrzy na mnie tak, jakbym by bohaterem z
opowieci".
Potrzsn gow, eby si pozby gupich myli.
- Najpierw jednak musimy odszuka ludzi, ktrych cigamy. Bd si stara chroni
ci przed niebezpieczestwem, ale naprawd musimy ich znale. Lepiej dla ciebie, jeli
pojedziesz z nami, ni gdyby zostaa sama.
Milczaa przez chwil, z nieodgadnionym wyrazem na gadkiej twarzy. Rand nie mia
pojcia, o czym myli, z wyjtkiem tego, e wyranie znowu mu si przygldaa.
- Obowizkowy z ciebie czowiek - powiedziaa wreszcie. Na jej wargach zapega
nieznaczny umiech. - To mi si podoba. Tak. Kim s ci niegodziwcy, ktrych cigacie?
- Sprzymierzecy Ciemnoci i trolloki, moja pani wybuchn Hurin. Wykona w jej
stron niezdarny ukon z sioda. - Dokonali mordu w twierdzy Fal Dara i ukradli Rg Valere,
moja pani, lecz lord Rand go odzyska.
Rand spojrza ponurym wzrokiem na wszyciela, Hurin umiechn si blado.
"To tyle, jeli chodzi o zachowanie tajemnicy".
Przypuszcza, e tutaj to nie miao znaczenia, gdy jednak powrc ju do swego
wiata...
- Selene, nie wolno ci nikomu opowiada o Rogu. Jeli to si rozniesie, zaraz zacznie
nam depta po pitach setka ludzi, ktrzy bd chcieli go pozyska dla siebie.
- Nie, do tego nigdy nie dojdzie - odpara Selene - by Rg mia wpa w niepowoane
rce. Rg Valere. Nawet wam nie powiem, jak czsto niam, e go dotykam, e trzymam go
w swych doniach. Musisz mi obieca, jak ju go bdziesz mia, e pozwolisz mi go dotkn.
- Musz go najpierw odnale, zanim bd mg to uczyni. Lepiej ruszajmy ju. -
Rand poda Selene rk, by pomc jej wsi na konia, Hurin za zsiad, eby przytrzyma
strzemiono. - Cokolwiek to byo, co wanie zabiem... grolm?... moe ich by wicej w
okolicy.
cisna go mocno, miaa zadziwiajco silne donie, a skra w dotyku bya jak...
Jedwab? Co jeszcze bardziej mikkiego, gadkiego. Rand zadra.
- One zawsze tu s - owiadczya Selene.
Wysoka biaa klacz drgna nerwowo i obnaya zby na widok Rudego, jednake
Selene uspokoia j jednym, delikatnym pocigniciem wodzy.
Rand przeoy uk na plecy i dosiad Rudego.
"wiatoci, jak to moliwe, by kto mia tak mikk skr?"
- Hurin, ktrdy wiedzie trop? Hurin? Hurin!
Wszyciel wzdrygn si i ruszy z miejsca, wpatrzony w Selene.
- Tak, lordzie Rand. Ach tak... trop. Na poudnie, mj panie. Cigle na poudnie.
- No to jedmy.
Rand obejrza si niespokojnie na szarozielone cielsko grolma lece w strumieniu.
atwiej byo wierzy, e to oni s jedynymi ywymi istotami w tym wiecie.
- Podejmij trop, Hurin.
Selene z pocztku jechaa obok Randa, rozmawiajc o tym i o tamtym; zadawaa mu
rne pytania i tytuowaa lordem. Kilkanacie razy prbowa jej powiedzie, e nie jest
adnym lordem tylko pasterzem i za kadym razem, gdy na ni spojrza, nie potraci wydusi
z siebie tych sw. Taka dama jak ona z pewnoci nie rozmawiaaby w taki sposb z
pasterzem, by tego pewien, nawet z takim, ktry uratowa jej ycie.
- Staniesz si sawnym czowiekiem, gdy ju znajdziesz Rg Valere - powiedziaa mu.
- Bohaterem legend. Czowiek, ktry zagra na Rogu bdzie twrc swej wasnej legendy.
- Nie chc na nim gra, ani by czci adnej legendy.
Zapewne uywaa jakich perfum, wyranie czu otaczajc j chmur zapachu, jej
obecno zdawaa si wypenia ca jego gow. Wonne korzenie, ostre i sodkie, askotay
nozdrza, powodoway, e musia stale przeyka lin.
- Kady mczyzna chce by sawny. Mgby si sta najsawniejszym czowiekiem
wszystkich Wiekw.
Za bardzo przypominao to sowa Moiraine. Smok Odrodzony niezawodnie musiaby
si wyrnia na tle wszystkich Wiekw.
- Nie ja - zapewni j arliwie. - Ja tylko... wyobrazi sobie pogard, z jak Selene
przyjmie wyznanie, e jest tylko pasterzem, nie za lordem, jak dotychczas pozwala jej
wierzy, i zmieni dalsze sowa - prbuj go odnale. I dopomc pewnemu przyjacielowi.
Milczaa przez chwil, po czym powiedziaa:
- Skaleczye si w rk.
- To nic takiego. - Prbowa schowa zranion do za kaftan, od ciskania wodzy
pulsowaa blem, ale nie zdy.
Zaskoczony pozwoli, by uja jego rk, potem mg ju tylko albo brutalnie j
wyrwa, albo dopuci, by odwina chustk. Dotyk miaa chodny i wprawny. Wntrze doni
obrzmiao wciek czerwieni, lecz odcinita w nim czapla nadal odznaczaa si wyranym,
jednznacznym ksztatem,
Dotkna palcem pitna, ale nic nie powiedziaa, nie zapytaa nawet, skd si wzio.
- Rka moe zesztywnie, jeli jej nie zaleczysz. Mam przy sobie ma, ktra ci
pomoe.
Z kieszeni paszcza wyja ma fiolk, otworzya j i zacza delikatnie wciera ma
w oparzone miejsce.
Z pocztku ma wydawaa si przenika skr chodem, potem rozlaa ciepem po
caym ciele. A dziaaa rwnie dobrze, jak czasami niektre maci Nynaeve. Patrzy zdu-
miony, jak czerwie blednie, a opuchlizna schodzi pod gadzcymi je palcami.
- Niektrzy mczyni - powiedziaa, nie podnoszc oczu znad jego doni - sami
postanawiaj szuka sawy, innych za zmuszaj do tego okolicznoci. Zawsze lepiej jest
decydowa samemu, ni zdawa si na przypadek. Czowiek przymuszany nigdy do koca nie
bdzie panem samego siebie. Niczym kukieka taczy na sznurkach tych, ktrzy go zmusili.
Rand wyswobodzi rk. Pitno wygldao tak, jakby zostao odcinite przed
tygodniem, albo dawniej jeszcze, i zdyo si ju cakowicie zagoi.
- O czym ty mwisz? - spyta porywczym tonem.
Umiechna si do niego i zawstydzi si wybuchu.
- No jake, o Rogu rzecz jasna - odpara spokojnie, chowajc ma. Jej klacz, idca
tu obok Rudego, bya tak wysoka, e jej oczy znajdoway si niewiele niej od oczu ogiera. -
Jeli odnajdziesz Rg, sawy nie unikniesz. Czy jednak zostanie ci ona narzucona, czy te sam
po ni signiesz? Oto pytanie.
Napry do. Mwia zupenie tak jak Moiraine.
- Czy jeste Aes Sedai?
Selene uniosa brwi, spojrzaa na niego i ciemne oczy zaiskrzyy si, gos miaa jednak
spokojny.
- Aes Sedai? Ja? Nie.
- Nie chciaem ci obrazi. Przepraszam.
- Obrazi mnie? Nie czuj si obraona, ale nie jestem te adn Aes Sedai. - Nawet z
tym grymasem pogardy, wyginajcym jej usta, wygldaa piknie. - One kul si ze strachu
tam, gdzie w ich mniemaniu jest bezpiecznie, a wszak tyle mogyby zdziaa. Su, zamiast
panowa, pozwalaj mczyznom toczy wojny, zamiast zaprowadzi porzdek na wiecie.
Nie, nigdy nie nazywaj mnie Aes Sedai.
Umiechna si i pooya do na jego ramieniu, eby pokaza, i si nie gniewa -
musia przekn lin, gdy poczu jej dotyk - ale ulyo mu, gdy pozwolia swej klaczy zosta
w tyle i zrwnaa si z Loialem. Hurin pokiwa gow w jej stron, jakby od niepamitnych
czasw suy w rodzinie Selene.
Rand czu ulg, jednoczenie tsknic za obecnoci dziewczyny. Dzielia ich
odlego zaledwie dwu pidzi wykrci si w siodle, by patrze na ni, jadc u boku Loiala.
Ogir zgina si wp, eby mc z ni rozmawia ale to nie byo tak samo, jak wtedy, gdy
jechaa obok niego, tak blisko, e czu ten przyprawiajcy o zawrt gowy zapach, tak blisko,
e mg jej dotkn. Rozzoszczony wyprostowa si. Waciwie wcale nie chcia jej dotyka -
przypomnia sobie, e przecie kocha Egwene, wrcz czu si winny, e musia to sobie
przypomina - ale ona bya taka pikna i uwaaa go za lorda, a poza tym twierdzia, e bdzie
sawnym czowiekiem. Przepeniony gorycz, boryka si z mylami.
"Moiraine te twierdzi, e moesz by sawny, jako Smok Odrodzony. Selene nie jest
Aes Sedai. No wanie, ona pochodzi ze szlachetnego rodu z Cairhien, a ty jeste pasterzem.
Ona o tym nie wie. Jak dugo bdziesz pozwala jej wierzy w kamstwo? Dopki si std nie
wydostaniemy. Jeli w ogle si wydostaniemy. Kiedykolwiek".
Wraz z t uwag w jego mylach zapanowao ponure milczenie.
Usiowa bacznie obserwowa okolic, przez ktr przejedali - skoro Selene
twierdzia, e krci si tu wicej tych stworze... tych grolmw... C musia jej wierzy, a
Hurin by zbyt zajty wyszukiwaniem tropu, by zwraca uwag na co wicej, za Loial tak
zatopiony w rozmowie z Selene, e dostrzegby cokolwiek dopiero wtedy, gdyby go ugryzo
w pit - ale przychodzio mu to z trudem. Od zbyt raptownego krcenia gow zawiy mu
oczy, kade wzgrze albo kpa drzew mogy si wydawa oddalone o mil, jak si na nie
patrzao pod jednym ktem i zaledwie o kilkaset pidzi, gdy si spojrzao z innego.
Gry byy ju coraz bliej, co do tego przynajmniej nie mia wtpliwoci. Sztylet
Zabjcy Rodu zowieszczo przesania niebo, a acuch onieonych szczytw podobny byi do
zbw piy. Teren ju si zaczyna wznosi, zwiastujc blisko gr. Dotr do nich na dugo
przed zmierzchem, by moe ju za jak godzin.
"Sto lig z okadem w niecae trzy dni. Nawet wicej. W prawdziwym wiecie
jechalimy prawie cay dzie na poudnie od Erinin. Tutaj ponad sto lig w niecae dwa dni".
- Ona mwi, e miae racj odnonie do tego miejsca, Rand.
Rand wzdrygn si, nie zauwaywszy uprzednio, e Loial podjecha bliej. Poszuka
wzrokiem Selene i zobaczy, e teraz towarzyszy Hurinowi. Wszyciel szczerzy zby w
umiechu, stale si kania i na wszystko, co mwia, odpowiada pocieraniem czoa
kykciami. Rand zerkn z ukosa na Ogira.
- Dziwi si, e potrafie j opuci, tak blisko stykalicie si gowami podczas jazdy.
Odnonie do czego miaem racj?
- To fascynujca kobieta, nieprawda? Niektrzy Starsi nie wiedz tyle o historii co
ona, szczeglnie o Wieku Legend, a take... no tak. Ona mwi, e miae racj odnonie do
Drg, Rand. Aes Sedai, kilka z nich, badao takie wiaty jak ten i te badania posuyy za
podstaw do wyhodowania Drg. Twierdzi, e istniej wiaty, w ktrych czas zmienia si w
wikszym stopniu ni przestrze. Spdzisz jeden dzie w takim wiecie, a po wyjciu z niego
moesz odkry, e w prawdziwym upyn rok czy nawet dwadziecia lat. Albo wrcz
odwrotnie. Te wiaty, ten i inne, s odbiciem prawdziwego. Ten wydaje si nam wyblaky,
poniewa stanowi sabe odbicie, jest to rzeczywisto, ktra miaa niewielkie szanse, by w
ogle zaistnie. Inne s nieomal takie same jak nasz. Prawie rwnie wyraziste i nadto
zamieszkiwane przez ludzi. Powiada, wyobra sobie, e s to ci sami ludzie, Rand.
Niesamowite, nieprawda? Mona wej do takiego wiata i spotka siebie samego. Wzr ma
nieskoczon ilo wariantw, twierdzi Selene, a kady z nich istnieje!
Rand pokrci gow i zaraz poaowa, bo krajobraz zawirowa, wprawiajc jego
odek w chybotanie.
- Skd ona to wszystko wie? Ty wiesz wicej ni ktokolwiek, kogo spotkaem w
yciu, Loial, a caa twoja wiedza o tym wiecie ograniczaa si do pogosek.
- To mieszkanka Cairhien, Rand. Krlewska Biblioteka w Cairhien naley do
najwikszych na wiecie, by moe jest druga po bibliotece w Tar Valon. Jak wiesz, Aielowie
j rozmylnie oszczdzili, kiedy palili Cairhien. Oni nie s w stanie zniszczy ani jednej
ksiki. Czy syszae, e oni...
- Nie obchodz mnie Aielowie - wszed mu brutalnie w sowo Rand. - Skoro Selene
tyle wie, to mam nadziej, e doczytaa si, jak nas std wydosta. Chciabym, eby Selene...
- Czego by chcia od Selene? - spytaa ze miechem dziewczyna, przyczajc si do
nich.
Rand spojrza na ni wytrzeszczonymi oczyma, mia wraenie, jakby nie widzia jej od
wielu miesicy.
- Chciabym, ebym Selene znowu dotrzymywaa mi towarzystwa w drodze -
powiedzia.
Loial zachichota i Rand poczu, e ponie mu twarz.
Selene umiechna si, spojrzaa na Loiala.
- Wybaczysz nam, alantinie.
Ogir skoni si ze swego sioda i pozosta z tyo, cho kpki porastajce jego uszy
opady, demonstrujc niech.
Przez jaki czas Rand jecha w milczeniu, radujc si obecnoci Selene. Niekiedy
zerka na ni ktem oka. Bardzo aowa, e nie potrafi jasno okreli swych uczu. Czy ona
moga by Aes Sedai, mimo e zaprzeczya? Kim przysanym przez Moiraine, by popchn
go na drog, ktr mia pody zgodnie z planami Aes Sedai? Moiraine nie moga
przewidzie, e trafi do tego dziwnego wiata, poza tym adna Aes Sedai nie prbowaaby
odegna tamtej bestii kijem, skoro bya w stanie j zabi albo przepdzi, stosujc Moc. No
tak. Poniewa Selene uznaa, e jest lordem, a w Cairhien przecie nikt nie mg wiedzie, i
jest inaczej, nadal pozwala, by tak mylaa. Bya z pewnoci najpikniejsz kobiet, jak
widzia w yciu, inteligentn i wyksztacon, ktra uwaaa go za odwanego, czego wicej
mczyzna moe wymaga od ony?
"To te szalestwo. Gdybym mg si oeni, to wzibym Egwene za on, ale ja nie
mog prosi adnej kobiety, by polubia czowieka, ktremu grozi obd, czowieka, ktry
mgby zrobi jej krzywd".
Jednak Selene bya tak pikna.
Zauway, e spoglda na jego miecz. Zawczasu przygotowa sobie, co powie. Nie, nie
jest mistrzem miecza, bro da mu ojciec.
"Tam. wiatoci, dlaczego to nie ty jeste moim prawdziwym ojcem?"
Bezlitonie zdusi w sobie t myl.
- To by wspaniay strza - powiedziaa Selene.
- Nie, nie jestem... - zacz Rand i zamruga. Strza?
- Tak. Tamto oko. Cel niewielki, ruchomy, odlego wynosia sto krokw.
Znakomicie posugujesz si ukiem.
Rand poruszy si niezdarnie.
- Ach... dzikuj ci. To sztuczka, ktrej nauczy mnie ojciec.
Opowiedzia jej o pustce, o tym, jak Tam uczy go strzelania z uku. Z rozpdu
opowiedzia jej nawet o Lanie i lekcjach posugiwania si mieczem.
- Jedno - powiedziaa z wyranym zadowoleniem. Zauwaya jego pytajce
spojrzenie i dodaa: - Tak to si nazywa... w niektrych miejscach. Jedno. Chcc nauczy
si w peni z niej korzysta, najlepiej stale si ni otacza, zawsze w niej przebywa. W
kadym razie tak syszaam.
Nawet nie musia sobie przypomina, co czekao na niego w pustce, by zna swoj
odpowied na tak propozycj, ale odpar tylko:
- Przemyl to.
- No w sobie cay czas t swoj pustk, Randzie al'Thor, a nauczysz si ni
posugiwa w najmniej spodziewanych momentach.
- Powiedziaem, e to przemyl. - Znowu otworzya usta, ale nie pozwoli jej mwi.
- Ty si na tym wszystkim znasz. Wiesz o pustce, czyli, jak powiadasz, Jednoci. O tym
wiecie. Loial cay czas czyta ksiki, przeczyta wicej ksiek, ni ja widziaem na oczy, a
zna tylko jeden fragment na temat Kamieni.
Selene wyprostowaa si w siodle. Znienacka jej widok przywid mu na myl
Moiraine i Krlow Morgase, owadnite gniewem.
- Jest taka ksika, ktra opisuje te wiaty - owiadczya sucho. - Zwierciada Koa.
Widzisz, alantin nie widzia wszystkich ksiek, jakie istniej.
- Co to jest ten alantin, jak go tytuujesz? Nigdy nie syszaem...
- Tam jest ten Kamie Portalu, obok ktrego si obudziam - powiedziaa Selene,
pokazujc rk gry, na wschd od drogi.
Rand poczu, e bardzo brak mu jej ciepa i umiechw.
- Jeli pojedziemy w tamt stron, to pomoesz mi wrci do domu, tak jak obiecae.
Dotrzemy tam w godzin.
Rand ledwie spojrza w kierunku, ktry pokazywaa. Uycie Kamienia - nazwaa go
Kamieniem Portalu wymagao korzystania z Mocy, nie byo innego sposobu zabrania Selene
do prawdziwego wiata.
- Hurin, jak tam z tropem?
- Sabszy ni dotd, lordzie Rand, ale wci jest. Wszyciel obdarowa Selene
ukradkowym umiechem i skinieniem gowy. - Chyba zaczyna zbacza na zachd. Tam jest
kilka atwiejszych przeczy, ktre wiod na szczyt Sztyletu, pamitam to z mojej wyprawy do
Cairhien.
Rand westchn.
"Faro albo ktry z jego Sprzymierzecw Ciemnoci na pewno zna inny sposb na
korzystanie z Kamieni. Sprzymierzeniec Ciemnoci nie mgby korzysta z Mocy".
- Ja musz szuka Rogu, Selene.
- Skd wiesz, e ten twj drogocenny Rg jest w ogle w tym wiecie? Jed ze mn,
Rand. Odnajdziesz swoj legend, obiecuj ci. Jed ze mn.
- Sama moesz uy Kamienia, Kamienia Portalu powiedzia ze zoci. Jeszcze
zanim te sowa opuciy jego usta, ju chcia je wycofa.
"Dlaczego ona stale mi mwi o legendach?"
Uparcie jednak obstawa przy swoim.
- Kamie Portalowy nie wcign ci tu sam. To ty to zrobia, Selene. Skoro zmusia
Kamie, by ci tu cign, to moesz go zmusi, eby ci std zabra. Odwioz ci do niego,
ale potem bd musia ruszy na poszukiwanie Rogu.
- Ja nic nie wiem o uywaniu Kamieni Portalu, Rand. Nawet jeli naprawd co
zrobiam, to nie mam pojcia, co to byo.
Rand przyjrza si jej uwanie. Siedziaa w siodle, sztywno wyprostowana i wysoka,
rwnie wadcza jak przedtem, ale jakby te nieco zagodniaa. Wyniosa, a jednak krucha i
saba, potrzebowaa go. Przedtem przypuszcza, e jest w wieku Nynaeve - kilka lat starsza od
niego - ale zrozumia, e si pomyli. Miaa mniej wicej tyle lat co on, bya pikna i
potrzebowaa go. Pomyla, tylko pomyla, o pustce migoczcej w jego umyle i o tamtym
wietle. O saidinie. eby mc uy Kamienia Portalowego, bdzie musia si znowu zanurzy
w skazie saidina.
- Zosta ze mn, Selene - poprosi. - Znajdziemy Rg i sztylet Mata, a zaraz potem
drog powrotn. Obiecuj ci. Tylko zosta ze mn.
- Ty zawsze... - Selene zrobia gboki wdech, jakby prbowaa si opanowa. - Jeste
taki uparty. C, potrafi doceni upr w mczynie. Niewiele mona si doszuka w kim,
kto jest zbyt ulegy.
Rand poczerwienia. Czego takiego nie mwia nawet Egwene, a przecie od dziecka
wrono im maestwo. Takie sowa z ust Selene, jak rwnie towarzyszce im spojrzenie,
doprawdy szokoway. Odwrci si w stron Hurina, by mu powiedzie, eby dalej poda po
ladzie.
Z tyu dobiego ich odlege, gardowe szczeknicie. Zanim Rand zdy zawrci
Rudego, eby spojrze w tamt stron, usyszeli kolejny szczek, a zaraz po nim trzy nastpne.
Z pocztku nic nie udao mu si wypatrze, poniewa krajobraz jakby migota w oczach, ale
po chwili zobaczy je na tle rozlegej kpy drzew, wanie osigay szczyt wzgrza. Pi
ksztatw, w odlegoci nie wikszej na pozr ni p mili, najdalej tysic krokw, zbliay si
trzydziestostopowymi skokami.
- Grolmy - powiedziaa spokojnie Selene. - Mae stado, ale najwyraniej ju zwietrzyy
nasz zapach.
ROZDZIA 17
WYBR
- Moemy przed nimi uciec - powiedzia Rand. - Hurin, czy dasz rad galopowa,
jednoczenie trzymajc si tropu?
- Tak, lordzie Rand.
- No to jazda. Bdziemy...
- To si na nic nie zda - orzeka Selene. Jej biaa klacz bya jedyn wrd wszystkich
wierzchowcw, ktra nie zacza wierzga, usyszawszy gardowe poszczekiwania grolmw. -
One nie zrezygnuj. Jak ju raz zwietrz czyj zapach, to cigaj go, dniem i noc, a w kocu
go dopadn. Musisz je wszystkie pozabija albo znale sposb, eby std uciec w jakie inne
miejsce. Rand, Kamie Portalu moe nas std zabra, obojtnie dokd.
- Nie! Moemy je pozabija. Ja mog. Ju jednego zabiem. Jest ich tylko pi.
Gdybym tylko znalaz... Rozejrza si dookoa w poszukiwaniu dogodnego miejsca i znalaz
je. - Za mn!
Zmusi Rudego do galopu, wbijajc pity w jego boki, pewien by, e pozostali pod
w lad za nim, jeszcze zanim usysza ttent kopyt.
Wybranym miejsce byo niskie, okrge wzgrze, nie poronite adnymi drzewami.
Nic nie mogo si do niego zbliy niezauwaenie. Wyskoczy z sioda i cign z plecw
dugi uk. Loial i Hurin stanli obok niego, Ogir way w doniach ogromny drg, wszyciel
zaciska w garci krtki miecz. Ani drg, ani miecz nie mogy si na wiele przyda, w razie
gdyby grolmy podeszy zbyt blisko.
"Nie dopuszcz, eby si zbliyy".
- To ryzyko nie jest konieczne - owiadczya Sele-ne. Grolmy ledwie j interesoway,
wychylona z sioda skupia wzrok na Randzie. - Bez trudu dotrzemy do Kamienia Portalu
przed nimi.
- Ja je zatrzymam.
Rand popiesznie przeliczy strzay, ktre zostay mu w koczanie. Osiemnacie, kada
dugoci ramienia, w tym dziesi z grotami jak duta, przeznaczonymi do przebijania zbroi
trollokw. Przeciwko grolmom byy rwnie dobre, jak na trolloki. Zatkn cztery w ziemi,
pit nasadzi na ciciw.
- Loial, Hurin, nie przydacie si tutaj. Dosidcie koni i bdcie gotowi odwie
Selene do Kamienia, gdyby ktry si przedar.
Zastanawia si, czy w razie czego uda mu si zabi grolma mieczem.
"Jeste obkany! Ju lepiej korzysta z Mocy".
Loial co powiedzia, ale nie usysza, ju szuka pustki, wiedziony zarwno
koniecznoci, jak i pragnieniem ucieczki przed swymi mylami.
"Wiesz, co nastpi. Ale w ten sposb nie musz go dotyka."
Widzia un, wiato czaio si tu poza zasigiem wzroku. Wydawao si pyn ku
niemu, jednake wszystko wypeniao si ju pustk. Myli pomykay po jej powierzchni,
widoczne dziki temu skaonemu wiatu.
"Saidin. Moc. Szalestwo. mier".
Uboczne myli. Sta si jednym z ukiem, ze strza, ze stworzeniami znajdujcymi si
na szczycie nastpnego wzniesienia.
Grolmy zbliay si, przecigajc wzajemnie wielkimi skokami, pi ogromnych,
okrytych grub skr ksztatw, trjokich, z rozdziawionymi, zrogowaciaymi paszczami. Ich
pochrzkiwania odbijay si od zewntrznej powoki pustki, ledwie syszalne.
Rand nawet nie wiedzia, e podnosi uk, e przyciga strza do policzka, do ucha.
Zespoli si, sta si jednym z bestiami, jednym ze rodkowym okiem pierwszego. Po chwili
strzaa znikna. Grolm pad, jeden z jego towarzyszy naskoczy na upadajce ciao i zacz
wydziera strzpy misa przypominajc dzib paszcz. Warkn co do pozostaych i wtedy
rozstpiy si, tworzc szeroki krg. Zaraz jednak ruszyy na powrt i tamten, jakby
zniewolony, porzuci posiek i skoczy w lad za nimi, z pyskiem ju umazanym krwi.
Rand pracowa pynnymi ruchami, bez udziau wiadomoci. Napi ciciw i puci.
Napi i puci.
Gdy w powietrze wyleciaa pita strzaa, Rand opuci uk, nadal pogrony w pustce,
a tymczasem czwarty grolm upad, niczym ogromna kuka, ktrej przecito sznurki. Mimo e
ostatnia strzaa wci jeszcze leciaa, wiedzia, e ju nie musi wicej strzela. Ostatnia bestia
zwalia si na ziemi, jakby stopniay jej koci, ze rodkowego oka wystawao pierzaste
ostrze. Znowu ze rodkowego.
- Wspaniale, lordzie Rand - pochwali go Hurin. W yciu nie widziaem kogo, kto by
tak dobrze strzela.
Pustka nie przestawaa osacza Randa. wiato przywoywao go, a on... cign... ku
niemu. Otaczao go, wypeniao.
- Lordzie Rand? - Hurin dotkn jego ramienia, Rand wzdrygn si, pustka
przemieszaa si z otoczeniem. Nic ci nie jest, mj panie?
Rand otar czoo czubkami palcw. Byo suche, mia wraenie, e cae powinno
ocieka potem.
- Ja... Nic mi nie jest, Hurin.
- Syszaam, e za kadym razem, jak to si robi, to si staje coraz atwiejsze -
powiedziaa Selene. - Im czciej przebywa si w Jednoci, tym jest atwiej.
Rand spojrza na ni.
- C, wicej nie bd jej potrzebowa, przynajmniej przez jaki czas.
"Co si stao? Ja chciaem..."
Nadal tego pragn, poj z przeraeniem. Pragn wrci do pustki, pragn, by znowu
go wypenio wiato. Wtedy mia wraenie, e yje naprawd, mimo saboci, a teraz by
tylko wasn imitacj. Nie, gorzej. Wtedy by prawie ywy, wiedzia, na czym polega "ycie".
Wystarczyo tylko dotkn saidina...
- Ju nigdy - mrukn. Powdrowa wzrokiem do martwych grolmovv, pi
monstrualnych ksztatw lecych na ziemi. Przestay by grone. - Teraz moemy rusza...
Za martwymi grolmami, zza nastpnego wzgrza rozleg si gardowy szczek, a
nadto znajomy, po chwili zawtroway mu kolejne. Ze wschodu i z zachodu sycha ich byo
coraz wicej.
Rand unis do poowy swj uk.
- Ile ci zostao strza? - spytaa Selene. - Dasz rad zabi dwadziecia grolmw?
Trzydzieci? Sto? Musimy jecha do Kamienia Portalu.
- Ona ma racj, Rand - wolno stwierdzi Loial. Ju nie masz wyboru.
Hurin niespokojnie przypatrywa si Randowi. Wci sycha byo odgosy grolmw,
nakadajce si na siebie kilkanacie szczekliwych dwikw.
- Kamie - zgodzi si niechtnie Rand. Wskoczy gniewnym ruchem na siodo,
przewiesi uk przez plecy. Prowad nas do Kamienia, Selene.
Skina gow, kazaa swej klaczy zawrci i pocwaowaa. Rand oraz pozostali
ruszyli za ni, tamci ochoczo, on z ociganiem. cigay ich poszczekiwania grolmw, zdawa-
o si, e jest ich setka. Tak to brzmiao, jakby grolmy pkrgiem zamykay ich ze wszystkich
stron, zaganiajc do przodu.
Selene powioda ich przez wzgrza, szybko i zdecydowanie. Teren zaczyna ju
przechodzi w gry, zbocza wzgrz robiy si coraz bardziej strome, wic konie musiay si
skraba po skalnych wystpach o wymytych barwach i przyronitym do nich rzadkim,
wyblakym poszyciu. Jechao si z kad chwil trudniej, po coraz bardziej stromej drodze.
"Nie uda nam si" - pomyla Rand, gdy Rudemu po raz pity omskno si kopyto i
zelizgn si w d, strcajc grad kamieni. Loial odrzuci na bok swj drg, na nic by si nie
przyda w walce z grolmami, a na dodatek jeszcze go spowalnia. Ogir zrezygnowa z jazdy,
podciga si do gry jedn rk, drug cign za sob swego wielkiego konia. Zwierz o
wochatych pcinach miao trudnoci ze wspinaczk, lecz atwiej radzio sobie bez jedca na
grzbiecie. Za nimi poszczekiway grolmy, ju bliej i bliej.
Po jakim czasie Selene cigna wodze i wskazaa niewielk kotlin skryt w dole
pord granitowych ska. Byo w niej wszystko, siedem szerokich, kolorowych stopni, biaa
posadzka i wysoka kamienna kolumna na rodku.
Zsiada z klaczy, wprowadzia j do kotliny, a potem po stopniach do samej kolumny.
Majaczcy wysoko w grze szczyt budzi niepokj. Odwrcia si, by spojrze na Randa i
pozostaych. Znowu odezwa si chr gardowych poszczekiwa grolmw, dziesitki gosw,
bardzo gono. Bardzo blisko.
- Niedugo nas dopadn - powiedziaa. - Musisz uy Kamienia, Rand. Albo wymyli
sposb na zabicie wszystkich grolmw.
Wzdychajc, Rand zsiad z konia i wprowadzi go do kotliny. Loial i Hurin
popiesznie podyli za nim. Mocno zdenerwowany wbi wzrok w pokryt symbolami
kolumn, w Kamie Portalu.
"Ona na pewno potrafi przenosi Moc, nawet jeli o tym nie wie, bo inaczej nie
dostaaby si tutaj. Moc nie szkodzi kobietom".
- Jeli to on ci tu sprowadzi - zacz, ale zaraz mu przerwaa.
- Wiem, co to jest - owiadczya stanowczo - ale nie wiem, jak si tym posugiwa.
Sam musisz zrobi wszystko, co naley. - Obwioda palcem jeden z symboli, nieco wikszy
od pozostaych, trjkt w kole, ustawiony na wierzchoku. - To oznacza prawdziwy wiat,
nasz wiat. Jestem przekonana, e ci si przyda, gdy bdziesz mia jego obraz w umyle
podczas...
Rozoya rce, jakby nie do koca bya pewna, co on waciwie ma zrobi.
- Mhm.., mj panie? - zagai niemiao Hurin. Czasu nie zostao wiele. - Obejrza si
przez rami na skraj kotliny. Poszczekiwanie brzmiao coraz goniej. Te stworzenia bd tu
lada moment.
Loial przytakn.
Rand wcign powietrze do puc i pooy do na symbolu wskazanym przez Selene.
Popatrzy na ni, by si upewni, czy robi to waciwie, ona jednak przypatrywaa mu si
obojtnie, ani jedna zmarszczka niepokoju nie zmcaa jej jasnego czoa.
"Ona wierzy,. e moesz j uratowa. Musisz j uratowa".
Poczu w nozdrzach jej zapach.
- Mhm... mj panie?
Rand przekn lin i przywoa pustk. Pojawia si atwo, rozlaa si wok niego
bez trudu. Pustka. Cakowita pustka, gdyby nie to wiato tak rozdygotane, e pod jego
wpywem przewraca si odek. Pustka, w ktrej by tylko saidin. Nawet mdoci wydaway
si odlege. Zespoli si z Kamieniem Portalu. Kolumna w dotyku bya gadka i odrobin
tusta, za trjkt w kole wydawa si rozgrzewa pitno na doni.
"Musz przenie ich w bezpieczne miejsce. Musz przenie ich z powrotem."
wiato pyno ku niemu, otaczao go, wic... obj je.
Wypenio go. Wypeni go ar. Widzia Kamie, widzia pozostaych, obserwujcych
go - Loial i Hurin z niepokojem, Selene bez adnej wtpliwoci, e j uratuje - lecz rwnie
dobrze mogoby ich tam nie by. Wane byo tylko to wiato. ar i wiato, przesczao jego
ciao niczym woda wsikajca w suchy piasek, przepeniao go. Czu jak symbol parzy do.
Usiowa wchon to wszystko, cay ar, cae wiato. Symbol...
Nagle, jakby na mgnienie oka soce przestao istnie, wiat zamigota. I jeszcze raz.
Symbol nakryty jego doni sta si rozarzonym wglem, a on spija wiato. wiat za-
migota. Zamigota! Robio mu si sabo od tego wiata, byo ono jak woda dla czowieka
umierajcego z pragnienia. Migotanie. Wchon wszystko. Mia ochot zwymiotowa.
Pragn wszystkiego. Migotanie. Trjkt w kole przepala go na wskro, czu, jak zwgla mu
do. Migotanie. Pragn wszystkiego! Krzykn przeraliwie, zawy z blu, zawy z
pragnienia.
Migotanie... migotanie... migotaniemigotaniemigotanie...
Obejmoway go czyje rce, ledwie by wiadom ich obecnoci. Zatoczy si chwiejnie
do tyu, pustka umykaa, razem ze wiatem i mdociami, ktre go wykrcay. wiato.
Patrzy z alem, jak odchodzi.
"wiatoci, to szalestwo go pragn. Ale tyle go we mnie byo! Byem taki..."
Oszoomiony zapatrzy si na Selene. To ona uja go za ramiona, wpatrzona z
podziwem w jego oczy. Podnis rk do twarzy. Pitno czapli wci tam byo, ale nic poza
tym. adnego trjkta w kole wypalonego na ciele.
- Niesamowite - powiedziaa wolno Selene. Zerkna na Loiala i Hurina. Ogir
wyglda na oguszonego, oczy mia wielkie jak spodki, wszyciel przykucn, wspierajc si
jedn rk, jakby niepewien, czy moe podeprze si jeszcze czym innym. - Jestemy tu
wszyscy, razem z naszymi komi. A ty nawet nie wiesz, czego dokonae. Niesamowite.
- Czy my...? - zacz ochryple Rand i musia urwa, by przekn lin.
- Rozejrzyj si dookoa - odpara Selene. - Sprowadzie nas z powrotem. - Nagle
wybuchna miechem. - Sprowadzie nas wszystkich z powrotem.
Rand dopiero teraz zwrci uwag na otoczenie. W kotlinie nie byo adnych stopni,
jakkolwiek tu i wdzie walay si podejrzanie gadkie kawaki kamienia, czerwone albo
bkitne. Kolumna leaa przewrcona na zbocze gry, czciowo zagrzebana przez odamki,
ktre od niej odpady podczas upadku. Pokrywajce j symbole byy niewyrane z powodu
wieloletniego dziaania wiatru i wody. I wszystko wydawao si rzeczywiste. Kolory byy
soczyste, granit ciemnoszary, rolinno zielonobrzowa. W porwnaniu z tamtym miejscem
a nadto ywe.
- Dom - wydysza Rand i sam wybuchn miechem. - Jestemy w domu.
miech Loiala brzmia jak porykiwania byka, Hurin zacz dziwacznie plsa.
- To ty tego dokonae - powiedziaa Selene, przysuwajc si bliej, tak e jej twarz
cakowicie wypenia oczy Randa. - Wiedziaam, e potrafisz.
miech Randa zamar.
- Chyba... chyba tak. - Zerkn na przewrcony Kamie Portalu i wydusi z siebie
saby chichot. - Szkoda tylko, e nie wiem waciwie, co takiego zrobiem.
Selene zajrzaa mu gboko w oczy.
- Moe ktrego dnia si dowiesz - powiedziaa cicho. - Jeste z ca pewnoci
skazany na robienie wielkich rzeczy.
Jej oczy wydaway si tak ciemne i gbokie jak noc, tak mikkie jak aksamit. Jej
usta...
"A gdybym j pocaowa..."
Zamruga i popiesznie zrobi krok w ty, chrzkajc.
- Selene, bagam, nie mw o tym nikomu. O Kamieniu Portalu i o mnie. Ani ja tego
nie rozumiem, ani nikt inny. Wiesz, jak ludzie traktuj rzeczy, ktrych nie rozumiej.
Jej twarz bya zupenie bez wyrazu. Nagle zacz aowa, e nie ma przy nim Mata i
Perrina. Perrin potrafi rozmawia z dziewcztami, a Mat umia kama z kamiennym
obliczem. Jemu nie wychodzio najlepiej ani jedno, ani drugie.
Nagle Selene umiechna si i wykonaa na poy artobliwy ukon.
- Dochowam twego sekretu, lordzie Randzie al'Thor.
Rand spojrza na ni i jeszcze raz chrzkn.
"Czy ona si na mnie gniewa? Na pewno by si gniewaa, gdybym j prbowa
pocaowa. Tak myl".
Bardzo pragn, eby ona przestaa na niego patrze w taki sposb, jakby wiedziaa, co
on myli.
- Hurin, czy to moliwe, by Sprzymierzecy Ciemnoci uywali tego Kamienia przed
nami?
Wszyciel ponuro pokrci gow.
- Tutaj oni skrcili na zachd, lordzie Rand. O ile te Kamienie Portalu nie s czym
zwyklejszym, ni mi si wydaje, to powiedziabym, e nadal s w tamtym wiecie. Ale
wystarczy mi niecaa godzina, eby to sprawdzi. Teren tutaj jest taki sam jak tam. Mgbym
odszuka miejsce, w ktrym tam porzuciem trop, o ile rozumiecie, o czym mwi, i
sprawdz, czy ju tdy przejedali.
Rand zadar gow i zerkn na niebo. Soce - cudownie silne soce, wcale nie blade
- osiado nisko na zachodzie, rozcigajc ich cienie na ca kotlin. Ju tylko godzina dzielia
ich od penego zmierzchu.
- Rankiem - powiedzia. - Ale obawiam si, e ich zgubilimy.
"Nie moemy straci sztyletu! Nie moemy!"
- Selene, jeli idzie o ciebie, to rankiem odwieziemy ci do domu. Czy mieszkasz w
samym miecie Cairhien, czy...?
- Moe jeszcze nie stracilicie Rogu Valere - wolno odpara Selene. - Jak wiesz, wiem
troch na temat rozmaitych wiatw.
- Zwierciada Koa - powiedzia Loial.
Popatrzya na niego i przytakna.
- Tak. Dokadnie. Swiaty s naprawd zwierciadami w pewien sposb, szczeglnie te,
w ktrych nie ma ludzi. Niektre z nich odzwierciedlaj jedynie najwaniejsze wydarzenia w
prawdziwym wiecie, lecz na niektre pada cie tego odbicia, jeszcze zanim wydarzenie ma
miejsce. Przemarsz Rogu Valere bdzie z pewnoci wielkim wydarzeniem. Jego odbicia
bd z pewnoci bledsze ni odbicia tego, co jest albo byo, Hurin na przykad twierdzi, e
trop, za ktrym szed by bledszy.
Hurin zamruga z niedowierzaniem.
- Chcesz powiedzie, moja pani, e wszyem w tych miejscach, w ktrych ci
Sprzymierzecy Ciemnoci dopiero bd? wiatoci, dopom mi, nie podoba mi si to. Ju
sam zapach miejsca, w ktrym nastpi gwat, jest nieprzyjemny, bez wchania tego, ktry
dopiero nastpi. Niewiele jest miejsc, w ktrych nigdy nie dopuszczono si przemocy. To by
mnie doprowadzio do obdu, jak amen w pacierzu. Omal nie zrobio tego to miejsce, ktre
wanie opucilimy. Czuem tam cay czas zabijanie i zadawanie blu, najobrzydliwsze zo,
jakie mona sobie wyobrazi. Czuem je nawet na nas. Nawet na pani, moja lady, wybacz, e
to mwi. Takie wanie byo to miejsce, wykolawiao mnie w taki sam sposb, w jaki
wykrcao wam oczy. - Otrzsn si. - Ciesz si, e si stamtd wydostalimy. Ja cigle
mam je w nozdrzach.
Rand roztargnionym ruchem potar si po pitnie na doni.
- Co o tym mylisz, Loial? Czy naprawd moglimy wyprzedza Sprzymierzecw
Ciemnoci Faina?
Ogir wzruszy ramionami, marszczc czoo.
- Nie wiem, Rand. Zupenie si na tym nie znam. Myl, e wrcilimy do naszego
wiata. Jestemy chyba na Sztylecie Zabjcy Rodu. Za nim... - Znowu wzruszy ramionami.
- Powinnimy ci odwie do domu, Selene - powiedzia Rand. - Twoja rodzina
pewnie martwi si o ciebie.
- Za kilka dni si przekonaj, e nic mi si nie stao - odpara niecierpliwie. - Hurin
moe odszuka miejsce, w ktrym porzuci trop, tak powiedzia. Moemy tego dopilnowa.
Rg Valere zapewne niedugo ju tu dotrze. Rg Valere! Rand, pomyl o tym. Czowiek,
ktry zagra na Rogu bdzie y wiecznie w legendzie.
- Nie chc mie nic wsplnego z legendami - zaprotestowa ostrym tonem.
"Ale jeli dopadn ci Sprzymierzecy Ciemnoci... A jeli Ingtar ich zgubi?
Wwczas Sprzymierzecy Ciemnoci na zawsze zagarn Rg Valere, a Mat umrze".
- W porzdku, kilka dni. W najgorszym przypadku spotkamy Ingtara i jego onierzy.
Nie wyobraam sobie, by mogli si zatrzyma, albo zawrci tylko dlatego, e my... ich
opucilimy.
- Roztropna decyzja, Rand - powiedziaa Selene i dobrze przemylana.
Dotkna jego ramienia, umiechna si i znowu przyapa si, e ma ochot j
pocaowa.
- Mhm... powinnimy podjecha do miejsca, w ktrym si pojawi. O ile rzeczywicie
si pojawi. Hurin, czy mgby jeszcze przed zmierzchem powiedzie, gdzie moglibymy
rozbi obozowisko, tak by stamtd obserwowa to miejsce, w ktrym porzucie trop? -
Zerkn na Kamie Portalu i przypomnia sobie, jak zasn obok takiego Kamienia,
przypomnia sobie, jak wtedy pustka zakrada si do niego podczas snu, a z ni wiato pustki.
- Gdzie daleko std.
- Pozostaw to w moich rkach, lordzie Rand. - Wszyciel wdrapa si na siodo. -
Przysigam, ju nigdy wicej nie zasn, dopki nie sprawdz, koo jakiego kamienia si
kad.
Gdy Rand wyprowadza Rudego z kotliny, zauway, e czciej patrzy na Selene ni
na Hurina. Wydawaa si taka chodna i opanowana, wcale nie starsza od niego, zachowywaa
si jak krlowa, niemniej jednak, kiedy si do niego umiechna, tak samo jak wtedy...
"Egwene by nie powiedziaa, e jestem roztropny. Egwene nazwaaby mnie durniem z
gow pen weny".
Zirytowany wbi pity w boki Rudego.
ROZDZIA 18
DO BIAEJ WIEY
Egwene koysaa si na rozchybotanym pokadzie "Krlowej rzeki", mkncej w d
szerokiego koryta Erinin, pod zasnutym ciemnymi chmurami niebem, z wydtymi masztami.
Sztandar Biaego Pomienia opota wciekle na grotmaszcie. Wiatr zerwa si w momencie,
gdy ostatni czowiek znalaz si na pokadzie ktrego ze statkw, jeszcze w Medo, i od tego
czasu ani na chwil nie cich, ani nie sab, ni za dnia, ni noc. Rzeka wezbraa rczym nurtem
i nadal rwaa, popychajc okrty do przodu. Wiatr i rzeka na moment nie uspokoiy si, nie
zwolniy te statki, zbite w jedn gromad. "Krlowa rzeki" pyna na ich czele, w swoim
prawie, jako e na jej pokadzie znajdowaa si Zasiadajca na Tronie Amyrlin.
Sternik kurczowo ciska rumpel, zapierajc si rozstawionymi szeroko nogami,
pozostali marynarze uwijali si boso przy swych obowizkach, cakowicie nimi pochonici;
czasem tylko zerkali na niebo albo rzek i zaraz odrywali oczy, pomrukujc co pod nosem.
Jaka wioska wanie gina za nimi w oddali i may chopiec bieg brzegiem co si w nogach,
przez krtk chwil udawao mu si dotrzymywa tempa statkom, ale ju zostawili go w tyle.
Kiedy znikn, Egwene zesza pod pokad.
Nynaeve leaa na koi w niewielkiej kajucie, ktr dzieliy we dwie, rzucajc wcieke
spojrzenia.
- Mwi, e dzisiaj dotrzemy do Tar Valon. Swiatoci dopom, z chci znowu
postawi nog na pewnym gruncie, nawet jeli to bdzie ziemia Tar Valon. - Statek przechyli
si, miotany wiatrem i prdem, a Nynaeve przekna lin. - Ju nigdy wicej nie wsid na
adn d powiedziaa bez tchu.
Egwene strzepna drobniutkie kropelki wody ze swego paszcza i powiesia go na
koku wbitym w drzwi. Nie bya to dua kajuta - okrtowi wyranie brakowao duych kajut,
nawet ta, ktr kapitan odstpi Amyrlin, bya tylko troch wiksza od pozostaych.
Wyposaona bya w dwie koje wbudowane w ciany, z pkami pod spodem i szafkami u
gry, i wszystko znajdowao si tu w zasigu rki.
Mimo e musiaa si stara o zachowanie rwnowagi, ruchy statku nie mczyy jej tak
jak Nynaeve. Przestaa podawa jedzenie, gdy po trzeciej prbie Wiedzca rzucia w ni
misk.
- Martwi si o Randa - powiedziaa.
- Ja si martwi o nich wszystkich - odpara tpym gosem Nynaeve, a po chwili
dodaa: - Znowu miaa sen ostatniej nocy? Miaa taki niewidzcy wzrok po wstaniu...
Egwene skina gow. Nie bardzo potrafia co ukry przed Nynaeve, a w przypadku
snw nawet tego nie prbowaa. Nynaeve z pocztku prbowaa j czym leczy, dopki nie
usyszaa, e zainteresowao to jedn z Aes Sedai, potem zacza jej wierzy.
- By taki sam jak tamte. Inny, ale taki sam. Randowi grozi niebezpieczestwo. Wiem
to. I to coraz gorsze. On co zrobi albo co dopiero zrobi, przez co narazi si na... - Opada na
ko i pochylia si w stron przyjaciki. - Tak bym chciaa wyowi z tego jaki sens.
- Przenosi Moc? - spytaa cicho Nynaeve.
Egwene rozejrzaa si odruchowo dookoa, by sprawdzi, czy nie ma tam kogo, kto
by usysza. Byy same, drzwi zamknite, ale i tak odpowiedziaa rwnie przytumionym
gosem.
- Nie wiem. Moe.
Nigdy nie byo wiadomo, do czego s zdolne Aes Sedai - dosy si napatrzya, by
wierzy w kad opowie o ich czynach - i nie chciaa ryzykowa, e ktra ich podsucha.
"Nie bd naraaa Randa na ryzyko. Powinnam im o tym powiedzie, ale Moiraine
wie o wszystkim, a nic nie powiedziaa. A poza tym tu chodzi o Randa! Nie mog". - Nie
wiem, co robi.
- Czy Anayia powiedziaa co jeszcze o tych snach? Nynaeve najwyraniej wzia za
swj punkt honoru, by nigdy nie dodawa tytuu Sedai, nawet gdy byy same. Wikszo Aes
Sedai wydawaa si nie zwraca na to uwagi, lecz przez ten obyczaj narazia si na kilka
dziwnych spojrze, w tym par do surowych, ostatecznie miaa pobiera nauki w Biaej
Wiey.
- "Koo obraca si tak, jak chce" - zacytowaa Anayi Egwene. - "Chopiec jest daleko
std, dziecko, i nie moemy nic zrobi, dopki nie dowiemy si czego wicej. Osobicie
dopatrz, eby poddano ci sprawdzianowi, jak ju dotrzemy do Biaej Wiey, dziecko".
Aaach! Ona wie, e w tych snach co jest. Widz, e ona wie. Lubi t kobiet, Nynaeve,
naprawd lubi. Ale nie powie mi tego, co chc wiedzie. A ja nie mog powiedzie jej
wszystkiego. Moe gdybym potrafia...
- Znowu ten czowiek w masce?
Egwene skina gow. Z jakiego powodu czua, e lepiej nie mwi o nim Anayi.
Nie umiaa sobie uzmysowi, dlaczego, niemniej bya pewna. Czowiek o poncych oczach
pojawia si trzykrotnie w jej snach, za kadym razem, gdy ni si jej sen, w ktrym Randowi
grozio niebezpieczestwo. Kadorazowo mia mask na twarzy, czasami widziaa jego oczy,
czasami tylko ogie w otworach maski.
- mia si ze mnie. mia si z tak... pogard. Jakbym bya maym psiakiem, ktrego
on mia zamiar odkopn, eby nie zagradza mu drogi. To mnie przeraa. On mnie przeraa.
- Jeste pewna, e to ma co wsplnego z pozostaymi snami, z tymi, w ktrych
pojawia si Rand? Czasami sen jest tylko snem.
Egwene gwatownie podniosa rce.
- A ty, Nynaeve, mwisz czasami zupenie tak jak Anayia Sedai! - Pooya
szczeglny nacisk przy wymawianiu tego tytuu i z zadowoleniem przyja grymas na twarzy
Nynaeve.
- Jak wreszcie wstan z tego ka, Egwene...
Pukanie do drzwi nie pozwolio Nynaeve dokoczy tego, co miaa zamiar
powiedzie. Zanim Egwene zdya zawoa albo ruszy si z miejsca, do rodka wesza
Amyrlin we wasnej osobie i zamkna za sob drzwi. O dziwo, bya sama, rzadko opuszczaa
swoj kajut, a wwczas zawsze towarzyszya jej Leane, a czasami jeszcze jaka inna Aes
Sedai.
Egwene poderwaa si na rwne nogi. Pokj sta si nieco zatoczony obecnoci
trzech osb.
- Czy obie czujecie si dobrze? - spytaa pogodnie Amyrlin. Przekrzywia gow, by
spojrze na Nynaeve. Ufam, e dobrze si odywiacie? Nastroje waciwe?
Nynaeve z trudem podwigna si do pozycji siedzcej, wspierajc plecami o cian.
- Mj nastrj jest nie najgorszy, dzikuj.
- To dla nas zaszczyt, Matko - zacza Egwene, ale Amyrlin gestem rki nakazaa jej
milczenie.
- Dobrze by znowu na wodzie, ale to si robi rwnie nudne jak staw przy mynie, jak
si nie ma nic do roboty. - Statek zakoysa si, a ona mimowolnie zapaa rwnowag,
wydajc si nawet tego me zauwaa. - Dzisiaj ja udziel wam lekcji. - Przysiada na skraju
ka Egwene, podkulajc nogi pod siebie. - Siadaj, dziecko.
Egwene usiada, natomiast Nynaeve usiowaa wsta.
- Chyba przejd si na pokad.
- Powiedziaam, siadaj!
Gos Amyrlin zabrzmia jak trzask bicza, ale Nynaeve wci chwiejnie usiowaa si
podnie. Wspieraa si jeszcze obiema rkami o ko, ju prawie bya wyprostowana.
Egwene przygotowaa si, by j zapa, gdy bdzie padaa.
Nynaeve zamkna oczy i powoli uoya si z powrotem na ku.
- Moe jednak zostan. Tam na pewno mocno wieje.
Amyrlin wybuchna miechem.
- Opowiadano mi, e masz temperament jak rybow, ktremu w gardle utkna ko.
Niektre z sistr, dziecko, twierdz, e niedugo zaczniesz sobie znakomicie radzi jako
nowicjuszka, niewane ile masz lat. Moim za zdaniem, jeli istotnie posiadasz te
umiejtnoci, o ktrych mi opowiadano, wwczas zasugujesz na miano Przyjtej. - Znowu
si rozemiaa. - Zawsze uwaaam, e naley dawa ludziom to, na co zasuguj. Tak,
podejrzewam, e wiele si nauczysz, kiedy ju bdziesz w Biaej Wiey.
- Wolaabym, eby ktry ze Stranikw nauczy mnie posugiwania si mieczem -
odparowaa Nynaeve. Spazmatycznie przekna lin i otworzya oczy. - Jest kto taki, na
kim chtnie bym go wyprbowaa.
Egwene spojrzaa na ni podejrzliwie. Czy Nynaeve miaa na myli Amyrlin - co
byoby gupie, a poza tym niebezpieczne - czy Lana? Karcia Egwene za kad wzmiank o
Lanie.
- Miecz? - spytaa Amyrlin. - Nigdy nie uwaaam, by miecze byy specjalnie
przydatne. Nawet gdyby posiada umiejtno wadania nim, dziecko, to zawsze znajd si
mczyni, ktrzy te j maj, a nadto dysponuj wiksz si, ale skoro chcesz dosta
miecz...
Podniosa rk - Egwene zaparo dech, nawet Nynaeve wytrzeszczya oczy - i by w
niej miecz. Z ostrzem i rkojeci barwy dziwacznej, niebieskawej bieli, wydawao si, e jest
jakby... zimny.
- Zosta wykuty z powietrza, dziecko. Jest rwnie dobry jak wikszo stalowych
ostrzy, nawet lepszy od nich, ale nadal mao przydatny.
Miecz przemieni si w n do obierania jarzyn. Bez adnych porednich
przeksztace, po prostu najpierw bya to jedna rzecz, a zaraz potem inna.
- A ten jest przydatny.
N przemieni si w mg, po chwili mga si rozwiaa. Amyrlin uoya pust do
na kolanach.
- Niemniej stworzenie czego takiego nie jest warte tak wielkiego wysiku. Lepiej i
atwiej jest nosi przy sobie dobry n. Musisz si nauczy, kiedy korzysta ze swoich
zdolnoci, jak si nimi posugiwa, a kiedy lepiej robi wszystko tak, jakby to robia zwyka
kobieta. Niechaj kowal robi noe do patroszenia ryb. Zbyt czste i zbyt swobodne korzystanie
z Jedynej Mocy sprawia, e za bardzo zaczyna si to lubi. Co takiego prowadzi do
niebezpieczestwa. Zaczynasz pragn coraz wicej i prdzej, czym pniej naraasz si na
ryzyko, e zaczerpniesz wicej Mocy, ni potrafisz przenie. A od tego mona si wypali
jak ogarek wiecy albo...
- Skoro musz si uczy tego wszystkiego - wtrcia sztywno Nynaeve - to wolaabym,
si raczej nauczy czego poytecznego. Wszystko to... to...: "Spraw, eby powietrze si
poruszyo, Nynaeve. Zapal wiec, Nynaeve. A teraz j zga. Znowu j zapal". Fuj!
Egwene na moment zamkna oczy.
"Bagam, Nyenaeve. Bagam, panuj nad sob".
Zagryza wargi, eby nie powiedzie tego na gos.
Amyrlin milczaa przez chwil.
- Poytecznego - powtrzya w kocu. - Co poytecznego. Chciaa mie miecz. A
gdyby tak napad mnie jaki czowiek z mieczem. Co bym zrobia? Co poytecznego,
moesz by pewna. Myl, e to.
Przez chwil Egwene wydawao si, e widzi un otaczajc kobiet siedzc na
drugim kocu jej ka. Potem powietrze wyranie zgstniao, Egwene adnej zmiany nie
widziaa, bya natomiast pewna, e j czuje. Prbowaa podnie rk, nie ruszya si z
miejsca ani o wos, zupenie jakby bya po szyj zagrzebana w gstej galarecie. Nie moga
ruszy niczym prcz gowy.
- Wypu mnie! - wyrzzia Nynaeve. Gronie ypaa oczami i wykonywaa
gwatowne ruchy gow, lecz caa reszta jej ciaa bya sztywna jak posg. Egwene
zorientowaa si wtedy, e nie tylko j sparaliowao. - Uwolnij mnie!
- Poyteczne, nie sdzisz`? A to tylko Powietrze. Amyrlin przemawiaa tonem
odpowiednim dla towarzyskiej rozmowy, jakby wszystkie trzy wiody pogawdk przy her-
bacie. - Chop jak db, minie, miecz, a ten miecz nie przyda mu si bardziej ni wosy na
piersiach.
- Wypu mnie, powiadam!
- A jak mi si nie spodoba w takim stanie, no to c, podnios go.
Nynaeve unosia si, skrzeczc wciekle, nadal w pozycji siedzcej, dopki jej gowa
nie dotkna sufitu. Amyrlin umiechna si.
- Czsto aowaam, e nie potrafi fruwa dziki temu. Kroniki twierdz, e Aes
Sedai potrafiy lata, w Wieku Legend, nie wyjaniaj jednak dokadnie, jak to si odbywao.
W kadym razie nie w taki sposb. To nie ta metoda. Moesz podnie rce do gry i
podwign komod, ktra way tyle samo co ty, a sprawiasz wraenie bardzo silnej. Ale
choby nie wiem jak si wytaa, samej siebie nie podniesiesz.
Nynaeve dziko potrzsaa gow, ale poza tym nie udao jej si poruszy nawet jednym
miniem.
- Niech ci wiato spali, pu mnie!
Egwene z trudem przekna lin i modlia si duchu, by jej rwnie nie podniesiono.
- I tak - kontynuowaa Amyrlin - wielki, wochaty mczyzna nic mi nie moe zrobi,
a ja za to mog zrobi z nim wszystko. No c, gdyby mi si chciao - pochylia si teraz do
przodu, wbijajc wzrok w Nynaeve i nagle jej umiech ju nie wydawa si przyjazny -
mogabym obrci go do gry nogami i spra mu tyek. O tak...
W tej samej chwili Amyrlin poleciaa w ty z tak si, e jej gowa odbia si od
ciany, i tak ju zostaa, jakby co na ni napierao.
Egwene zagapia si na ni, zupenie zascho jej w gardle.
"To si nie dzieje naprawd. To niemoliwe".
- Miay racj - powiedziaa Amyrlin. Mwia napitym gosem, jakby oddychanie
przychodzio jej z trudem. - Mwiy, e si szybko uczysz. I mwiy te, e trzeba
rozpomieni twj gniew, eby dotrze do samego jdra tego, co potrafisz. - Wcigna
urywany oddech. - Pucimy si teraz nawzajem, dziecko?
Nynaeve, unoszc si w powietrzu z gorejcymi oczyma, powiedziaa:
- Pucisz mnie zaraz, albo... - Nagle na jej twarzy pojawi si wyraz zdumienia,
zagubienia. Poruszya niemo ustami.
Amyrlin usiada, rozprostowujc ramiona.
- Jeszcze nie umiesz wszystkiego, prawda, dziecko? Nawet setnej czci caej reszty.
Nie spodziewaa si, e bd potrafia ci odci od Prawdziwego rda. Nadal je czujesz,
ale nie potrafisz go dotkn, tak jak ryba nie moe dotkn ksiyca. Jak nabdziesz tyle
wiedzy, e bdziesz moga si sta penoprawn siostr, adna kobieta nie bdzie w stanie
zrobi ci tego. Im silniejsza si staniesz, tym wicej Aes Sedai bdzie potrzebnych, by ci
odgrodzi od rda wbrew twojej woli. Czy teraz ju chcesz si uczy?
Nynaeve zacisna usta w cienk kresk i butnie spojrzaa jej prosto w oczy. Amyrlin
westchna.
- Gdyby miaa o uamek mniej potencjau, dziecko, odesaabym ci do Mistrzyni
Nowicjuszek i kazaa ci wizi przez reszt ycia. Ale ty dostaniesz to, co ci si naley.
Nynaeve otworzya szeroko oczy, ale zdya tylko jkn, zanim upada, trafiajc na
ko z gonym omotem. Egwene skrzywia si, materace byy cienkie, a drewno pod
spodem twarde. Twarz Nynaeve ani drgna, poruszya si zaledwie nieznacznie, nie
zmieniajc pozycji.
- A teraz - owiadczya Amyrlin - o ile nie masz ochoty na dalsze demonstracje,
przeprowadzimy lekcj. Mona wrcz rzec, bdziemy kontynuoway lekcj.
- Matko? - odezwaa si omdlaym gosem Egwene. Nadal nie moga ruszy niczym
poniej brody.
Amyrlin spojrzaa na ni pytajcym wzrokiem, potem umiechna si.
- Och. Przepraszam ci, dziecko. Obawiam si, e twoja przyjacika przykua ca
moj uwag.
Nagle Egwene znowu bya w stanie si poruszy, podniosa rce, jakby chciaa si
przekona, i rzeczywicie moe.
- Czy obie jestecie gotowe, eby si uczy?
- Tak, Matko - odpara popiesznie Egwene.
Amyrlin uniosa brew w stron Nynaeve.
Upyna krtka chwila, zanim Nynaeve odpara twardym gosem:
- Tak, Matko.
Egwene gono westchna z ulg.
- Znakomicie. No to do dziea. Oprnijcie swj umys, pozostawiajc w nim tylko
wizerunek pczka kwiatu.
Egwene zdya si spoci, jeszcze przed wyjciem Amyrlin. Uwaaa niektre Aes
Sedai za surowe nauczycielki, lecz ta umiechnita kobieta, o nijakiej twarzy, pochlebstwami
zmusia je, by nie szczdziy wszelkich stara, wydrenowaa je z wszystkich si, a gdy, ju nic
w nich nie zostao, potrafia jakby sama sign do ich wntrza i wywlec co jeszcze na
zewntrz. Jednak efekty byy. Gdy drzwi za Amyrlin zamkny si ju, Egwene podniosa
rk; wytrysn z niej may pomyk, zataczy w odlegoci uamka milimetra nad palcem
wskazujcym, po czym przeskoczy na czubek drugiego palca. Zakazano jej to robi bez obe-
cnoci nauczycielki - przynajmniej jednej z Przyjtych - ktra by jej pilnowaa, Egwene
jednak bya zbyt podniecona poczynionymi przez siebie postpami, eby w ogle o tym
pamita.
Nynaeve zeskoczya z ka i cisna poduszk w zamknite drzwi.
- Ta... wredna, poda, aosna... jdza! Niech j wiato spali! Z chci rzuciabym j
na poarcie rybom. Chtnie zadaabym jej co takiego, od czego do koca ycia chodziaby
zielona! Nic mnie nie obchodzi, e mogaby by moj matk, w Polu Emonda nie siedziaaby
tak spokojnie... Zazgrzytaa zbami tak gono, e Egwene a podskoczya.
Egwene ugasia pomyk i rozmylnie wbia wzrok w kolana. Bardzo aowaa, e nie
umie wylizgn si z kajuty w sposb niezauwaalny dla Nynaeve.
Lekcja nie posza Nynaeve najlepiej, poniewa w obecnoci Amyrlin cay czas
trzymaa si na wodzy. Nigdy nie potrafia zbyt wiele dokona, dopki si nie wcieka wtedy
wszystko w niej wybuchao. Po kolejnych porakach Amyrlin zacza robi wszystko, eby j
znowu rozdrani. Egwene mocno pragna, by Nynaeve zapomniaa, e ona tam bya,
syszaa wszystko i widziaa.
Nynaeve podesza sztywnymi krokami do ka, zatrzymaa si i zapatrzya na cian,
rk zacinit w pi wspara o biodro. Egwene spojrzaa z tsknot na drzwi.
- To nie bya twoja wina - odezwaa si Nynaeve, a Egwene wzdrygna si
przestraszona.
- Nynaeve, ja...
Wiedzca obrcia si, by na ni spojrze.
- To nie bya twoja wina - powtrzya, niezbyt przekonujco. - Ale jeli piniesz cho
sowo, to... to...
- Ani sowa - obiecaa popiesznie Egwene. - Nawet nie zapamitaam niczego
takiego, o czym mogabym komu opowiada.
Nynaeve patrzya na ni jeszcze chwil, skina gow. I nagle si skrzywia.
- wiatoci, nie wiedziaam, e co moe smakowa jeszcze gorzej ni surowy korze
baraniego jzyka. Zapamitam to sobie, wic pilnuj si nastpnym razem, gdy bdziesz
udawaa g.
Egwene drgna. Na samym pocztku Amyrlin usiowaa sprowokowa gniew
Nynaeve. Znienacka pojawia si ciemna kulka czego, co poyskiwao jak tuszcz i
obrzydliwie cuchno, Amyrlin unieruchomia Nynaeve i wepchna jej t kulk do ust.
Zacisna jej nawet nos, eby j zmusi do poknicia. A Nynaeve wystarczao zobaczy co
tylko raz, by zapamitaa na zawsze. Egwene nie wierzya, by istnia jaki sposb na
powstrzymanie jej od zrobienia czego; mimo osignicia z taczcym pomykiem, nigdy nie
umiaaby przytrzyma Amyrlin przy cianie.
- Przynajmniej ju ci nie mdli od przebywania na statku.
Nynaeve chrzkna, potem wybuchna krtkim, ostrym miechem.
- Jestem zbyt wcieka, by mogo mnie mdli. Znowu rozemiaa si ponuro i
pokrcia gow. - Jestem zbyt nieszczliwa, eby mnie mdlio. wiatoci, tak si czuj,
jakby mnie przecignito tyem przez supe na powrozie. Jeli na tym polegaj nauki w
nowicjacie, to z pewnoci stanowi zacht, by uczy si jak najpilniej.
Egwene wbia nachmurzony wzrok w kolana. W porwnaniu z Nynaeve, Amyrlin
traktowaa j wyjtkowo mio, nagradzaa umiechem wszystkie jej osignicia, wspczua w
przypadku poraek i zaraz znowu obsypywaa pochlebstwami. Jednake Aes Sedai twierdziy
zgodnie, e w Biaej Wiey bdzie inaczej, trudniej, cho nie powiedziay jak. Gdyby dzie
po dniu miaa przechodzi przez to samo, przez co przesza Nynaeve, chyba by nie
wytrzymaa.
W ruchach statku pojawia si jaka zmiana. Koysanie stao si agodniejsze, nad ich
gowami rozleg si tupot ng po pokadzie. Kto co krzykn, ale Egwene nie bardzo
zrozumiaa.
Podniosa wzrok na Nynaeve.
- Mylisz e to... Tar Valon?
- Jest tylko jeden sposb, eby to sprawdzi -- odpara Wiedzca i zdeterminowanym
gestem cigna paszcz z koka.
Gdy wyszy na pokad, marynarze biegali we wszystkie strony, przecigali liny,
skracali agle, wycigali dugie wiosa. Wiatr ucich i przeszed w lekk bryz, chmury za-
czy si rozprasza.
Egwene podbiega do porczy.
- To ono! To Tar Valon!
Nynaeve doczya do niej z twarz pozbawion wyrazu.
Wyspa bya ogromna, wydawao si, e rzeka rozdwaja j na dwie poowy. Z obu
brzegw do wyspy wyginay si ukami mosty, jakby uszyte z koronek, biegy nie tylko nad
sam wod, lecz rwnie nad bagnistym gruntem. W chwili, gdy soce przebio si przez
powok chmur, mury otaczajce miasto, Byszczce Mury Tar Valon rozbysy biel. A na
zachodnim brzegu wbijaa w niebo swj uamany szczyt Gra Smoka, z ktrego wylewaa si
smuka dymu. Na zboczach tej Gry poleg Smok. Gra Smoka, powstaa gdy zgin Smok.
Egwene staraa si nie myle o Randzie, gdy patrzya na t gr.
"Mczyzna przenoszcy Moc. wiatoci, dopom mu".
"Krlowa rzeki" mina szeroki otwr w wysokim, okrgym murze, ktry wrasta w
koryto nurtu. Za nim znajdowa si port o owalnym ksztacie, otoczony jednym dugim na-
brzeem. eglarze zrefowali ostatnie agle i za pomoc samych wiose wprowadzili statek
ruf do przystani. Jak cae nabrzee dugie, wprowadzano teraz do miejsc postoju wszystkie
statki, ktre napyny z gry rzeki, obok innych wczeniej zacumowanych. Sztandar Biaego
Pomienia sprawi, e robotnicy uwijajcy si na ju i tak ruchliwym nabrzeu zaczli po nim
biega jeszcze szybciej.
Amyrlin wysiada na pomost jeszcze zanim zawizano cumy, wystarczyo, e si
pojawia, a dokerzy natychmiast przerzucili trap do pokadu statku. U jej boku sza Leane, w
rku trzymaa lask z pomieniem na czubku, w lad za nimi podyy pozostae Aes Sedai,
ktre pyny na statku. adna nawet nie zerkna na Egwene ani Nynaeve. Na wybrzeu
oczekiwaa Amyrlin delegacja powitalna - otulone w szale Aes Sedai, ktre zgodnie z etykiet
wykonyway ukony i caoway piercie Amyrlin. Cae nabrzee wrzao, dokonywano
wyadunku statkw, witano Amyrlin, onierze wysiadali na ld i natychmiast formowali
szeregi, robotnicy ustawiali bomy suce do przenoszenia adunkw, od murw dobiegay
fanfary trb, wspzawodniczce z wiwatami widzw.
Nynaeve gono pocigna nosem.
- Najwyraniej zapomniano o nas. Chod. Same si sob zajmiemy.
Egwene miaa nadal ochot napawa si pierwszy raz w yciu widzianym widokiem
Tar Valon, ale zesza za Nynaeve pod pokad, by zebra swoje rzeczy. Kiedy ponownie
wyszy na gr, z tobokami w ramionach, wszyscy onierze i trbacze poznikali - podobnie
jak i Aes Sedai. Marynarze zamykali z powrotem luki i spuszczali kable do adowni.
Na pokadzie Nynaeve zapaa za rami jakiego dokera, przysadzistego mczyzn w
zgrzebnej brzowej koszuli bez rkaww.
- Nasze konie - zacza.
- Jestem zajty - odburkn, wyrywajc rk. Wszystkie konie zostan zaprowadzone
do Biaej Wiey. - Zmierzy je wzrokiem od stp do gw. - Jak macie jak spraw w Biaej
Wiey, to lepiej si popieszcie. Aes Sedai nie lubi nowych, ktre s opieszae.
Jaki inny czowiek, mocujcy si z bel, wanie zrzucon z powroza, krzykn co w
jego stron i wtedy zostawi je, nawet si nie ogldajc.
Egwene zamienia spojrzenia z Nynaeve. Najwyraniej naprawd pozostawiono je
samopas.
Nynaeve opucia statek z wyrazem ponurej determinacji na twarzy, natomiast Egwene
z wielkim przygnbieniem zesza po trapie na owiane zapachem smoy nabrzee.
"Tyle gadania, e chc nas tutaj, a teraz zupenie przestay si interesowa".
Od pomostu odchodziy szerokie stopnie, wiodce do ogromnego uku z czerwonego
kamienia. Tam Egwene i Nynaeve przystany, eby si rozejrze.
Wszystkie budynki wyglday jak paace, jakkolwiek stojce najbliej uku
najwyraniej mieciy w sobie gospody albo sklepy, sdzc po szyldach zawieszonych nad
drzwiami. Wszdzie wida byo fantazyjne fasady i ozdoby, kada budowla swym ksztatem
podkrelaa, e zaprojektowano j w taki sposb, by harmonizowaa i jednoczenie odrniaa
si od innych, tak kierujc wzrokiem ogldajcego, jakby wszystko naleao do jednego
wielkiego wzoru. Niektre struktury wcale nie przypominay budynkw, tylko na przykad
ogromne zaamujce si fale, skorupy muszli albo wymylne, uksztatowane przez wiatr klify.
Tu po prawej stronie uku znajdowa si rozlegy plac, z fontann i drzewami, Egwene
dostrzega za nim jeszcze jeden plac. Wszdzie wznosiy si sigajce nieba wiee, wysokie i
smuke, niektre byy z sob poczone szerokimi mostami. A nad tym wszystkim growaa
jedna wiea, wysza i szersza ni pozostae, tak biaa jak Byszczce Mury.
- Zaprawd zapiera dech na pierwszy rzut oka odezwa si za nimi kobiecy gos. - I za
dziesitym te. I za setnym.
Egwene odwrcia si. Ta kobieta bya Aes Sedai, mimo e nie nosia szala. Egwene
nie miaa wtpliwoci. Nikt inny nie potrafi tak wyglda, zupenie pozbawiona ladw up-
ywu lat, ponadto miaa w sobie t pewno siebie, ktra stanowia dodatkowe potwierdzenie.
Rzut oka na jej do pozwala dostrzec zoty piercie, z motywem wa poerajcego wasny
ogon. Aes Sedai bya nieco przysadzista, umiechaa si ciepo i bya jedn z najdziwniej
wygldajcych kobiet, jakie Egwene widziaa w yciu. Jej tusza nie krya wystajcych koci
policzkowych, kciki oczu, barwy najczystszej bladej zieleni, opaday lekkim ukosem, a
wosy miay odcie nieomal najczystszego ognia. Egwene omal nie zachichotaa na widok
tych wosw i lekko skonych oczu.
- Naturalnie wybudowali je Ogirowie - cigna Aes Sedai - i niektrzy twierdz, e to
ich najlepsze dzieo. Jedno z pierwszych miast wybudowanych po Pkniciu. Wtedy nie
mieszkao tu nawet p tysica ludzi, a sistr nie wicej jak dwadziecia, lecz wybudowali je
zgodnie z przyszymi potrzebami.
- To cudowne miasto - przyznaa Nynaeve. Mamy si uda do Biaej Wiey.
Przybyymy tu, by pobiera nauki, ale nikogo wyranie nie interesuje, czy std znikniemy,
czy pozostaniemy.
- Ale interesuje - odpara kobieta z umiechem. - To ja wanie wyszam wam na
spotkanie, tylko spniam si z powodu rozmowy z Amyrlin. Jestem Sheriam, Mistrzyni
Nowicjuszek.
- Ja nie mam by nowicjuszk - odpara Nynaeve stanowczym gosem, tylko nieco
zbyt szybko. - Sama Amyrlin powiedziaa, e mam by jedn z Przyjtych.
- Mnie te o tym powiedziano. - W gosie Sheriam sycha byo rozbawienie. - Nigdy
dotd nie syszaam o takim przypadku, ale one twierdz, e ty... jeste wyjtkowa. Pamitaj
jednak, nawet Przyjte mog by wzywane do mojego gabinetu. Wymaga to wikszego
naruszenia zasad ni w przypadku nowicjuszek, ale ju tak bywao. Obrcia si w stron
Egwene, jakby nie zauwaajc uniesionej brwi Nynaeve. - A ty jeste nasz now nowicju-
szk. Mio jest zawsze wita now nowicjuszk. Ostatnimi czasy jest ich o wiele za mao.
Razem z tob bdzie ich czterdzieci. Tylko czterdzieci. A nie wicej ni osiem albo
dziewi z nich zostanie wyniesionych do godnoci Przyjtych. Mimo to jednak nie sdz, by
musiaa si o to zanadto martwi, jeli bdziesz ciko i przykadnie pracowaa. Praca jest
najwaniejsza i nawet ten twj potencja, ktrym, jak si dowiaduj, rzekomo dysponujesz, ci
jej nie uatwi. Jeli nie bdziesz si tego trzymaa, choby nie wiem jak byo trudno, albo jeli
si zaamiesz z powodu obcie, to lepiej jeli odkryjemy to od razu i pozwolimy ci pj
swoj drog, ni czeka do czasu, gdy staniesz si siostr i inne bd od ciebie zalene. ycie
Aes Sedai nie jest lekkie. My ci tutaj do niego przygotujemy, o ile masz w sobie to wszystko,
co jest wymagane.
Egwene przekna lin.
"Zaama z powodu obcie?"
- Bd si staraa, Sheriam Sedai - odpara sabym gosem.
"I nie zaami si".
Nynaeve popatrzya na ni zmartwionym wzrokiem.
- Sheriam... - Urwaa i zrobia gboki wdech. Sheriam Sedai - wydawao si, e
przemoc wyrywa z siebie tytu - czy j musz czeka takie trudy? Istniej granice
wytrzymaoci czowieka. Wiem... co... o tym, przez co musz przechodzi nowicjuszki. Z
pewnoci nie trzeba jej tak katowa, by sprawdzi, jak dysponuje si.
- Mwisz o tym, co dzisiaj zrobia z tob Amyrlin?
Kark Nynaeve zesztywnia, Sheriam za wygldaa tak, jakby za wszelk cen staraa
si ukry swoje rozbawienie.
- Mwiam wam, e rozmawiaam z Amyrlin. Niech si twoja przyjacika sama tym
zamartwia. Szkolenie nowicjuszek jest cikie, ale nie a tak bardzo. Co takiego przechodz
Przyjte podczas pierwszych kilku tygodni.
Nynaeve otworzya szeroko usta, Egwene miaa wraenie, e oczy Wiedzcej zaraz
wyjd jej z orbit.
- Trzeba wyapa te, ktre przypadkiem jako si przelizgny przez szkolenie
nowicjuszek, mimo e nie powinny. Nie moemy naraa si na ryzyko posiadania w naszych
szeregach penoprawnej Aes Sedai, ktra zaamie si pod naciskiem wiata zewntrznego.
Aes Sedai przycigna je do siebie, obejmujc kad z nich jednym ramieniem.
Nynaeve ledwie wydawaa si zauwaa, dokd si kieruj.
- Chodcie - powiedziaa Sheriam - dopilnuj, bycie si rozgociy w swoich
pokojach. Biaa Wiea czeka.
ROZDZIA 19
POD SZTYLETEM
Noc na zboczu Sztyletu Zabjcy Rodu bya zimna, noce w grach zawsze s zimne.
Od wierzchokw nadlatyway podmuchy wiatru, niosce lodowaty chd od okrywajcych je
niegw. Pogrony w pnie Rand przewraca si na twardej ziemi, nacigajc na siebie
paszcz i koc. Rka powdrowaa do lecego obok miecza.
"Jeszcze jeden dzie - rozmyla ospale. - Jeszcze tylko jeden i potem ruszymy w
drog. Jeli nikt si tu jutro nie pojawi, Ingtar albo Sprzymierzecy Ciemnoci, obojtnie, to
odwioz Selene do Cairhien".
Ju to sobie wczeniej przyrzeka. Kadego dnia wdrapywali si na zbocze gry,
obserwujc miejsce, w ktrym Hurin znalaz trop, w tamtym innym wiecie - gdzie zgodnie ze
sowami Selene mieli si z ca pewnoci pojawi w tym wiecie Sprzymierzecy Ciemnoci
- a on powtarza sobie, e czas ju rusza. I wtedy Selene opowiadaa mu o Rogu Valere,
dotykaa jego rki, zagldaa w oczy i ani si nie poapa, a ju si zgadza na jeszcze jeden
dzie, zanim odjad.
Dygoczc od przenikajcego go zimna, myla o Selene dotykajcej jego rki i
zagldajcej mu w oczy.
"Gdyby Egwene to wiedziaa, to by mnie ostrzyga jak owc, Selene te. Egwene ju
pewnie dotara do Tar Valon, pobiera nauki, dziki ktrym zostanie Aes Sedai. Nastpnym
razem, jak mnie zobaczy, bdzie pewnie chciaa mnie poskromi".
Gdy przewrci si na drugi bok, jego rka zesuna si z miecza i dotkna toboka
kryjcego harf i flet Thoma Merrilina. Palce bezwiednie zacisny si na paszczu barda.
"Chyba wtedy byem szczliwy, mimo e uciekaem, by ratowa ycie. Graem na
flecie, eby zarobi na kolacj. Byem zbyt gupi, by wiedzie, co si dzieje. Nie ma od-
wrotu".
Poczu dreszcz, otworzy oczy. Jedyne wiato padao od ubywajcego ksiyca,
zawisego nisko na niebie. Ognisko zdradzioby ich obecno tym, ktrych wypatrywali. Loial
mrukn co przez sen, guchym pomrukiem. Ktry z koni zastuka kopytem. Pierwszy
trzyma wart Hurin, sta na kamiennym wystpie nieco wyej na zboczu gry, niebawem
mia przyj i zbudzi Randa.
Rand przewrci si na drugi bok... i znieruchomia. W wietle ksiyca zobaczy
sylwetk Selene, pochylajc si nad jego sakwami, z domi przy sprzczkach. Jej biaa
suknia promieniowaa bladym wiatem.
- Potrzebujesz czego?
Podskoczya i spojrzaa w jego stron.
- Przes... przestraszye mnie.
Zerwa si z ziemi, zrzucajc koc, owin si paszczem i podszed do niej. By
pewien, e zanim pooy si spa, ustawi sakwy tu przy swoim boku, zawsze trzyma je bli-
sko siebie. Odebra Selene sakwy. Wszystkie sprzczki byy zapite, nawet ta przy bocznej
kieszeni, w ktrej schowany by inkryminujcy sztandar.
"W jaki sposb moje ycie ma od niego zalee? Jeli kto go zobaczy i bdzie
wiedzia, co to jest, to zgin od razu".
Spojrza podejrzliwie.
Selene nie ruszya si z miejsca, podniosa na niego wzrok. W jej ciemnych oczach
poyskiwa ksiyc.
- Przyszo mi do gowy - powiedziaa - e ju za dugo nosz t sukni. Mogabym j
przynajmniej wytrzepa, gdybym miaa co na siebie woy w midzyczasie. Na przykad
ktr z twoich koszul.
Rand pokiwa gow, czujc natychmiastow ulg. Kiedy zobaczy j po raz pierwszy,
jej suknia wydaa mu si taka czysta, pamita jednak, jak Egwene musiaa zawsze od razu
usun kad plamk ze swojej sukni.
- Oczywicie.
Otworzy pojemn kiesze, do ktrej wepchn wszystko z wyjtkiem sztandaru i
wycign jedn ze swych koszul z biaego jedwabiu.
- Dzikuj ci.
Jej rce powdroway do plecw. Do guzikw, zorientowa si.
Odwrci si byskawicznie, z otwartymi szeroko oczyma.
- Byoby mi znacznie atwiej, gdyby mi pomg.
Rand kaszln nerwowo.
- To nie uchodzi. Nie jestemy z sob zarczeni, ani te...
"Przesta o tym myle! Nigdy si z nikim nie oenisz".
- To po prostu nie uchodzi.
Pod wpywem jej cichego miechu poczu, jak dreszcz spywa mu po plecach, jakby
przejechaa palcem po jego krgosupie. Usiowa nie sucha szeleszczenia, ktre rozlego si
za nim.
- Aha... jutro... jutro ruszamy do Cairhien - wykrztusi.
- A co z Rogiem Valere?
- Moe si pomylilimy. Moe oni tu wcale nie przyjad. Hurin twierdzi, e w
Sztylecie Zabjcy Rodu jest wiele przeczy. Gdyby skrcili tylko odrobin dalej na zachd,
to wcale nie musieliby wjeda w gry.
- Ale szlak, ktry tropilimy, prowadzi do tego miejsca. Oni si tu pojawi. Tutaj
pojawi si Rg. Ju moesz si odwrci.
- Ty tak twierdzisz, ale nie wiemy...
Odwrci si i sowa zamary mu na ustach. Staa z sukni przewieszon przez rami,
ubrana w jego koszul, ktra zwisaa z niej workowatymi fadami. Koszula miaa dugie
ogony, uszyta zostaa na jego wzrost, lecz Selene bya wysoka jak na kobiet. Koszula sigaa
jej nieco dalej ni do poowy ud. Nie to, eby nigdy nie widzia kobiecych ng; dziewczta w
Dwu Rzekach zawsze podkasyway spdnice, gdy chciay brodzi w stawach Wodnego Lasu.
Przestaway to jednak robi, gdy osigay ju taki wiek, e mogy zaplata wosy, a poza tym
tutaj panoway ciemnoci. Powiata ksiyca niczym un rozwietlaa jej skr.
- Czego to nie wiecie, Rand?
Brzmienie jej gosu zmrozio mu stawy. Gono kaszln i szybko odwrci twarz w
inn stron.
- Uh... myl... uh... ja... uh...
- Pomyl o sawie, Rand. - Dotkna jego plecw; w ostatniej chwili udao mu si
uratowa od haby, jak by si okry, gdyby jednak pisn. - Pomyl o sawie, jaka przypadnie
temu, ktry odnajdzie Rg Valere. Jaka dumna bd, mogc stan u boku tego, ktry bdzie
dziery Rg. Nie masz pojcia o wyynach, na jakie oboje si wzniesiemy, ty i ja. Z Rogiem
Valere w doniach moesz by koronowany na krla. Moesz by drugim Arturem
Hawkingiem. Ty...
- Lordzie Rand! - usyszeli Hurina, ktry wanie wpad zadyszany do obozowiska. -
Mj panie, oni... Zatrzyma si z polizgiem, w gardle co mu zabulgotao. Wbi oczy w
ziemi, sta wykrcajc donie. - Wybacz mi, o pani. Nie chciaem... Ja... Wybacz mi.
Podnis si Loial, strcajc z siebie koc i paszcz.
- Co si dzieje? Czy to ju moja kolej peni wart? - Spojrza w stron Randa i
Selene, nawet w wietle ksiyca wida byo jak wybausza oczy.
Rand usysza za sob westchnienie Selene. Odsun si od niej, nadal na ni nie
patrzc.
"Ma takie biae nogi, takie gadkie".
- Co jest, Hurin? - Mwi teraz bardziej opanowanym gosem; by zy na Hurina, na
siebie samego, na Selene?
"Nie mam powodu, by si na ni gniewa".
- Czy co zauwaye, Hurin?
Wszyciel przemwi, nie podnoszc oczu.
- Ognisko, mj panie, tam na wzgrzach. Z pocztku go nie zauwayem. Jest mae i
ukryte, ale ci, ktrzy je rozpalili, kryj si przed kim, kto ich ciga, a nie kim, kto mgby
si znajdowa przed nimi, w grach. Dwie mile, lordzie Rand. Na pewno mniej ni trzy.
- Fain - orzek Rand. - Ingtar nie baby si, e kto go ciga. To na pewno Fain. - Nagle
nie bardzo wiedzia, co robi. Czekali na Faina, ale teraz, gdy ten czowiek znajdowa si w
odlegoci mili, nagle straci ca pewno. - Rano... Rano pojedziemy ich ladem. Jak dotr
tu Ingtar i pozostali, to bdziemy ich mogli wskaza.
- I tym sposobem - powiedziaa Selene - pozwolisz Ingtarowi zdoby Rg Valere. I
saw.
- Ja nie chc... - Niewiele mylc, odwrci si, ona staa tam, z tymi bladymi nogami
w wietle ksiyca i tak zupenie niezakopotana ich nagoci, jakby byli sami.
"Jakbymy byli sami - przyszo mu do gowy. Ona pragnie mczyzny, ktry odnajdzie
Rg".
- Nie damy rady we trzech go odebra. Ingtarowi towarzyszy dwudziestu lansjerw.
- Nie wiesz na pewno, czy rzeczywicie nie moesz go odebra. Ilu towarzyszy temu
czowiekowi? Tego te nie wiesz. - Jej gos by spokojny, lecz sycha w nim byo napicie. -
Nawet nie wiesz, czy ci ludzie, ktrzy rozbili obozowisko rzeczywicie maj Rg. Jedyny
sposb to pj i sprawdzi. Zabierz z sob alantina, on ma chyba bystry wzrok, nawet w
wietle ksiyca. Poza tym do si, by ponie szkatu z Rogiem, gdyby podj waciw
decyzj.
"Ona ma racj. Nie wiesz na pewno, czy to Fain".
Nie byoby najlepiej, gdyby kaza Hurinowi szuka nie istniejcego tropu i wszyscy
znaleliby si na otwartej przestrzeni w momencie przybycia prawdziwych Sprzymierzecw
Ciemnoci.
- Pojad sam - powiedzia. - Hurin i Loial bd ci strzegli.
miejc si, Selene podesza do niego z tak gracj, jakby taczya. Cienie rzucane
przez ksiyc okryway jej twarz tajemniczym woalem, a gdy spojrzaa na niego, ta tajemni-
czo sprawia, e wydaa si jeszcze pikniejsza.
- Sama potrafi si strzec, dopki ty nie wrcisz, eby mnie chroni. Zabierz alantina.
- Ona ma racj, Rand - powiedzia Loial i wsta. Lepiej widz w wietle ksiyca ni
ty. Dziki moim oczom nie bdziesz musia podchodzi tak blisko, jak bdc sam.
- Bardzo dobrze. - Rand podszed do swojego miecza i przypi go do pasa. uk i
koczan zostawi tam, gdzie leay, uk nie by zbyt przydatny w ciemnociach, a poza tym
mia zamiar tylko patrze, a nie walczy. - Hurin, poka mi to ognisko.
Razem z wszycielem wdrapali si na skalny nawis, ktry niczym ogromny kamienny
kciuk wystawa ze zbocza gry. Ognisko byo tylko ma plamk - z pocztku, gdy Hurin
prbowa mu je pokaza, nie potrafi go nawet wypatrze. Ten, kto je rozpali, wyranie nie
chcia, by go zauwaono. Zapamita dokadnie to miejsce.
Zanim wrcili do obozu, Loial ju osioda Rudego i wasnego konia. Gdy Rand
wspina si na grzbiet gniadosza, Selene zapaa go za rk.
- Pamitaj o sawie - wyszeptaa. - Pamitaj.
Koszula wydawaa si pasowa na ni lepiej, ni pamita, bardziej uwydatniaa jej
ksztaty.
Zrobi gboki wdech i cofn rk.
- Strze jej, choby mia powici wasne ycie, Hurin. Loial? - Delikatnie uderzy
pitami boki Rudego. Ogromny wierzchowiec Ogira ruszy za nim cikim krokiem.
Nie prbowali jecha szybko. Noc skrya zbocze gry, a cienie rzucane przez ksiyc
sprawiay, e kroki stawiao si niepewnie. Ognisko znikno ju z zasigu oczu Randa - bez
wtpienia byo jeszcze lepiej ukryte przed wzrokiem znajdujcym si na tym samym poziomie
- ale pamita dobrze jego pooenie. Dla kogo, kto nauczy si polowa w gstwinach
Zachodniego Lasu, w Dwu Rzekach, odnalezienie ogniska nie mogo by czym trudnym.
"I co potem?"
Przed oczyma stana mu twarz Egwene.
"Jaka dumna bd, mogc stan obok tego, ktry bdzie dziery Rg".
- Loial - powiedzia nagle, usiujc uporzdkowa myli - kim jest ten alantin, ktrym
ona ci tytuuje? - To z Dawnej Mowy, Rand. - Ko Ogira szed niezdarnymi krokami, ale
odnajdywa drog z tak pewnoci, jakby to by biay dzie. - To oznacza Brata i jest to skrt
od tia avende alantin. Brat Drzew. Drzewny Brat. To ceremonialny tytu, ale syszaem, e w
Cairhien s bardzo ceremonialni. W kadym razie w Domach szlachetnie urodzonych. Ci
proci ludzi, ktrych poznaem, s dosy bezporedni.
Rand zmarszczy brwi. Pasterz nie bardzo by si nadawa na gocia w domu jakich
cairhieskich wielmow, cile przestrzegajcych ceremoniaw.
"Swiatoci, Mat mia racj. Jeste obkany, masz wielk i pust gow. Ale gdybym
mg si oeni..."
Bardzo chcia ju przesta o tym wszystkim myle i zanim si zorientowa, w jego
wntrzu pojawia si pustka, sprawiajc, e myli stay si odlege, jakby naleay do kogo
innego. Saidin zawieci w jego stron, skin na niego. Zazgrzyta zbami i prbowa go
ignorowa, przypominao to ignorowanie wgla poncego we wntrzu czaszki, ale
przynajmniej udao mu si trzyma go z dala od siebie. Nieomal. Ju prawie opuszcza pustk,
ale tam w mroku czekali Sprzymierzecy Ciemnoci, z kad chwil coraz blisi. I trolloki.
Potrzebowa pustki, potrzebowa nawet jej niepokojcego spokoju.
"Nie musz go dotyka. Nie musz".
Po jakim czasie cign wodze Rudego. Stali u podstawy wzgrza, porastajce je
skpo drzewa odznaczay si czarnymi sylwetami na tle nocy.
- Chyba ju jestemy blisko - powiedzia cicho. Dalej lepiej bdzie pj pieszo. -
Zsun si z sioda i przywiza wodze gniadosza do gazi.
- Dobrze si czujesz? - wyszepta Loial, zsiadajc. - Masz dziwny gos.
- Nic mi nie jest. - Zorientowa si, e mwi nienaturalnym gosem. Napitym. Saidin
woa do niego.
"Nie!"
- Uwaaj. Nie mog by cakowicie pewien, jak to daleko std, ale to ognisko ponie
gdzie tu przed nami. Chyba na szczycie tego wzgrza.
Ogir skin gow.
Rand powoli przekrada si od drzewa do drzewa, ostronie stawiajc kady krok,
mocno ciskajc miecz, by nie zaczepi nim o jaki pie drzewa i nie wywoa haasu. Cieszy
si, e nie rosy tam adne zarola. Loial szed za nim jak wielki cie, jego sylwetka
cakowicie roztapiaa si w ciemnoci. wiat kpa si w ksiycowych cieniach i mroku.
Nagle za spraw jakiego figla, spatanego przez wiato ksiyca, cienie na jego
drodze rozproszyy si, zastyg w pkroku, wsparty o szorstki pie drzewa skrzanego.
Ciemne pagrki, wystajce z ziemi, okazay si ludmi otulonymi w koce, za nimi wida byo
grup wikszych pagrkw. Trolloki. To one spay przy ognisku. Promie ksiyca, bkajcy
si midzy gaziami drzew, odbi si od ziemi srebrzystozotym blaskiem w poowie
odlegoci dzielcej obie grupy picych. Promie jakby pojania, przez krtk chwil Rand
widzia to wyranie. Obok tego rdla blasku spa jaki czowiek, lecz to nie on przyciga
uwag.
"Szkatua. Rg".
A na nim co leao, poyskujc czerwieni w wietle ksiyca.
"Sztylet! Po co Fain miaby ka...?"
Nagle Loial zakry sw ogromn doni usta Randa, a przy okazji rwnie spor cz
jego twarzy. Obrci si, by spojrze na Ogira. Loial wskaza w prawo, powoli, jakby nagym
ruchem mg przycign czyj uwag.
Z pocztku Rand niczego nie widzia, po chwili, w odlegoci najwyej dziesiciu
krokw od nich, zauway jaki poruszajcy si cie: wysoki, zwalisty ksztat, obdarzony
wydatnym pyskiem. Randowi dech uwiz w gardle. Trollok. Unosi pysk, jakby co zwszy.
Niektre potrafiy polowa, kierujc si zapachem.
Przez chwil czu drganie pustki. Kto z obozowiska Sprzymierzecw Ciemnoci
drgn i trollok obrci si, by spojrze w tamt stron.
Rand zastyg w miejscu, czeka, a otoczy go spokj pustki. Obejmowa doni
rkoje miecza, ale nawet o nim nie myla. Wszystko stao si pustk. Cokolwiek miao si
dzia, dziao si. Patrzy na trolloka nawet nie mrugnwszy powiek.
Cie z wielkim pyskiem obserwowa obz Sprzymierzecw Ciemnoci jeszcze przez
chwil, po czym, jakby w peni usatysfakcjonowany, uoy si na ziemi obok drzewa.
Nieomal natychmiast zacz z tamtej strony napywa guchy odgos przypominajcy
rozdzieranie zgrzebnej tkaniny.
Loial przyoy usta do ucha Randa.
- Zasn - wyszepta takim tonem, jakby temu nie dowierza.
Rand skin gow. Ojciec mwi mu, e trolloki s leniwe, skonne do porzucania
wszelkich innych ni zabijanie zada, o ile nie zmusza ich do tego strach. Obrci si twarz
w stron obozu.
Wci panowa tam bezruch i cisza. Promie ksiyca nie odbija si ju od szkatuy,
jednake wiedzia teraz, ktry to cie. Widzia szkatu w umyle, unosia si w pustce,
poyskujc zotem, inkrustowana srebrem, zawieszona w unie saidina. Rg Valere i
upragniony sztylet Mata, obydwa w zasigu rki. Razem ze szkatu unosia si twarz Selene.
Mogliby rankiem ruszy w pocig za orszakiem Faina i czeka, dopki nie doczy do nich
Ingtar. O ile Ingtar przybdzie, o ile jest w stanie znale trop bez wszyciela. Nie, lepszej
okazji ju nigdy nie bdzie. Wszystko w zasigu rki. Selene czekaa na niego w grach.
Gestem rki nakazujc Loialowi, by szed za nim, Rand pooy si na brzuchu i
zacz si czoga w stron szkatuy. Usysza zduszony jk Ogira, nie spuszcza jednak
wzroku ze znajdujcego si przed nim ciemnego wzgrka.
Sprzymierzecy Ciemnoci i trolloki leeli po lewej i prawej stronie, on jednak
widzia kiedy, jak Tam podkrad si do jelenia tak blisko, e zdoa pooy do na jego
boku, zanim zwierz ucieko. Prbowa nauczy si tego od Tama.
"Obd!"
Myl przeleciaa obok, niewyrana, nieomal poza zasigiem.
"To obd! Popadasz-w-obd!"
Ciemne myli, cudze myli.
Powoli, bezszelestnie podpez do tego jedynego, wyjtkowego cienia i wycign
rk. Poczu pod palcami skomplikowane zdobienia wyryte w zocie. To bya szkatua, w
ktrej kry si Rg Valere. Dotkn jeszcze innego przedmiotu, lecego na wieku. Sztylet,
nie schowany do pochwy. Wytrzeszczy oczy, prbujc przebi mrok. Przypomniawszy sobie,
co ten sztylet zrobi z Matem, cofn si natychmiast, a pustka zachybotaa pod wpywem
zdenerwowania.
picy nie opodal czowiek - w odlegoci nie wicej ni dwa kroki od szkatuy, nikt z
pozostaych nie spa tak blisko - jkn przez sen i zacz si gwatownie wierci pod kocami.
Rand czeka, a pustka wymiecie myl i lk z umysu. Pomrukujc co z niepokojem przez
sen, mczyzna znieruchomia.
Rand jeszcze raz wycign do w stron sztyletu, nie dotykajc go jednak. Na
samym pocztku nie zrobi Matowi nic zego. W kadym razie niewiele, nie w szybkim
tempie. Jednym zdecydowanym ruchem unis sztylet, schowa go za pas i oderwa rk,
jakby to miao skrci czas, w trakcie ktrego styka si z jego nag skr. Gdyby jednak mu
zaszkodzi, wwczas Mat umarby bez sztyletu. Czu go na sobie, jakby to by ciar cigncy
w d. Przygniatajcy go. Niemniej jednak w pustce wraenia zmysowe byy czym rwnie
odlegym jak myli, tote dotknicie sztyletu prdko wyblako, jakby z dawna by do niego
przyzwyczajony.
Jeszcze chwil tylko zmarnowa na wpatrywanie si w spowit w cie szkatu - Rg
na pewno by w rodku, ale nie wiedzia, jak si j otwiera, a sam nie daby rady jej
udwign - pa czym odwrci si w poszukiwaniu Loiala. Ogir przykucn niedaleko od
niego, ogromna gowa obracaa si na wszystkie strony, gdy patrzy to na ludzkie ksztaty
Sprzymierzecw Ciemnoci, to na pice trolloki. Nawet pomimo mroku wida byo
wyranie, e oczy Loiala ju nie mog by szerzej otwarte, w wietle ksiyca przypominay
spodki. Rand wycign rk i uj jego do.
Ogir drgn i gono wcign powietrze. Rand przyoy palec do ust, uoy rk
Loiala na szkatule i wykona gest naladujcy podnoszenie. Przez jaki czas - wydawa si
trwa wieczno, w samym rodku nocy, zewszd otoczeni Sprzymierzecami Ciemnoci i
trollokami, mimo e nie mogo to trwa duej ni kilka uderze serca - Loial tylko
wytrzeszcza oczy. Potem powoli obj ramionami zot skrzynk i wsta. Wydawao si, e
zrobi to bez najmniejszego wysiku.
Rwnie ostronie, a nawet jeszcze ostroniej ni wchodzc tu, Rand zacz si
wycofywa z obozu, w lad za Loialem i szkatu. ciskajc oburcz rkoje miecza, ob-
serwowa picych Sprzymierzecw Ciemnoci, znieruchomiae sylwetki trollokw. W
miar jak oddalali si od obozu, wszystkie te cieniste postacie pozwalay wchania si coraz
mocniej mrokowi.
"Prawie wolni. Udao si!"
Czowiek, ktry spa obok szkatuy, znienacka usiad ze zduszonym jkiem, po czym
poderwa si na rwne nogi.
- Znikn! Budzi si, plugawcy! Zniiikn!
By to gos Faina, Rand rozpozna go nawet w pustce. Pozostali wstawali z ziemi,
Sprzymierzecy Ciemnoci i trolloki pytali gono, co si stao, pomrukiwali i powarkiwali.
Gos Faina przeszed we wcieke wycie.
- Wiem, e to ty, al'Thor! Ukrywasz si przede mn, ale ja wiem, e tam gdzie jeste!
Znajdcie go! Znajdcie go! Al'Thoooor!
Ludzie i trolloki pierzchali na wszystkie strony.
Otulony w przestrze pustki Rand na moment nie przestawa i. Nieomal zapomniany
podczas wchodzenia do obozowiska saidin zacz w nim pulsowa.
- On nas nie widzi - szepn Loial. - Jak ju dotrzemy do koni...
Z ciemnoci wyskoczy na nich trollok, mimo ludzkiej twarzy, w miejscu, gdzie
powinny by usta i nos, mia okrutny orli dzib. W powietrza rozleg si wist
przypominajcy cicie sierpem.
Rand porusza si nie zwiedziony adnymi mylami. Sta si jednym z ostrzem. Kot
Taczy na Murze. Trollok krzykn przeraliwie, gdy upada, krzykn raz jeszcze, gdy zdy-
cha.
- Biegnij, Loial! - rozkaza Rand. Sysza woanie saidina. - Biegnij!
Niewyranie zauway, jak Loial przechodzi w niezdarny galop, w mroku nocy
bowiem zamajaczya sylwetka nastpnego trolloka, obdarzonego pyskiem i kami dzika, z
uniesionym toporem. Rand gadko wlizgn si midzy trolloka i Ogira, Loial musia
wynie Rg. Wyszy od Randa o ca gow i ramiona, o poow szerszy, trollok napad go z
tumionym warkotem. Tym razem nie wyda adnego krzyku. Cofa si tyem w lad za
Loialem, lustrujc wzrokiem noc. Saidin piewa do niego, jake sodko brzmiaa jego pie.
"Niechaj Moc spali ich wszystkich, niech spali Faina i pozostaych na popi. Nie!"
Oto jeszcze dwch trollokw, wilk i baran, poyskujce zby, skrcone rogi.
Jaszczurka na Gaziach Gogu. Unis si gadko na kolano, gdy drugi zwali si na ziemi,
nieomal ocierajc rogami o jego rami. Pie saidina piecia go uwodzicielsko, cigna go
za tysic jedwabnych sznurw.
"Spali ich wszystkich Moc. Nie. Nie! Lepiej samemu umrze. Gdybym sam zgin,
wszystko by si skoczyo".
Pojawia si caa grupa trollokw, rozgldali si niepewnie. Byo ich trzech, czterech.
Nagle jeden z nich wskaza Randa, pozostali podjli jego wycie i ruszyli do szary.
- Niech si to skoczy! - krzykn Rand i skoczy im na spotkanie.
Na moment, jakby zaskoczeni, zwolnili, po czym znowu ruszyli, wydajc gardowe
okrzyki, dni krwi, z wzniesionymi mieczami i toporami. Zataczy midzy nimi w takt
pieni saidina. Koliber Cauje R. Jaka liczna pie. Kot na Gorcym Piasku. Jak nigdy
przedtem miecz wydawa si y w jego rkach, walczy, jakby ostrze ze znakiem czapli
miao nie dopuszcza do niego saidina. Czapla Rozwija Skrzyda.
Rand zapatrzy si zdumiony na znieruchomiae ksztaty lece dokoa na ziemi.
- Lepiej samemu umrze - powiedzia pgosem. Podnis oczy i spojrza na wzgrze,
na ktrym znajdowa si obz. By tam Fain, Sprzymierzecy Ciemnoci i jeszcze inne
trolloki. Nie pokona ich wszystkich. Nie uda mu si stawi im wszystkim czoo i przey.
Zrobi krok w tamt stron. Nastpny.
- Rand, chod tu! - Naglce, wyszeptane woanie Loiala napyno do niego przez
pustk. - Na ycie i wiato, Rand, chod tutaj!
Rand pochyli si ostronie, by wytrze miecz o kaftan trolloka. Potem, rwnie
ceremonialnie, jakby obserwowa go Lan, schowa ostrze do pochwy.
- Rand!
Jakby nic go nie ponaglao, doczy do Loiala przy koniach. Ogir przywizywa
szkatu do sioda paskami od sakwy. Pod spd wepchn swj paszcz, by szkatua moga
bezpiecznie utrzyma si na okrgym siedzeniu sioda.
Saidin przesta piewa. Wywracajca odek una bya tam, ale cofaa si, jakby
rzeczywicie odpar jej napr. Przejty zdziwieniem pozwoli pustce znikn.
- Ja chyba popadam w obd - powiedzia.
Nagle uwiadamiajc sobie, gdzie s, obejrza si w stron, z ktrej przyszli. Z
kilkunastu rnych kierunkw dobiegay go krzyki i wycia, oznaki poszukiwa, ale nie po-
cigu. Na razie. Dosiad grzbietu Rudego.
- Czasami nie rozumiem poowy tego, co mwisz owiadczy Loial. - Skoro ju
musisz popa w obd, to czy nie moesz tego zrobi dopiero wtedy, jak ju wrcimy do lady
Selene i Hurina?
- Jak masz zamiar jecha z tym w siodle?
- Bd bieg! - Na poparcie swych sw narzuci szybki krok, cignc za sob konia.
Rand ruszy zaraz za nim.
Tempo narzucone przez Loiala dorwnywao koskiemu cwaowi. Rand by
przekonany, e Ogirowi nie uda si w ten sposb biec dugo, jednake nogi Loiala bynajmniej
nie osaby. Rand stwierdzi, e by moe wcale nie kama, przechwalajc si kiedy, e
potrafi przecign konia. Podczas biegu Loial oglda si za siebie co jaki czas, jednake
okrzyki Sprzymierzecw Ciemnoci i wycia trollokw cichy w oddali.
Mimo e teren zacz si ju lekko wznosi w gr, Loial prawie wcale nie zwolni
kroku, wbieg do ich obozowiska na zboczu gry, lekko tylko zadyszany.
- Macie go! - W gosie Selene sycha byo triumf, gdy jej wzrok pad na ozdobn
szkatu przymocowan do sioda Loiala. Znowu miaa na sobie sukni, Randowi wydawaa
si biaa jak nieg. - Wiedziaam, e dokonasz waciwego wyboru. Czy ja mog... na niego
popatrze?
- Czy ktry z nich was ciga, mj panie? - spyta z niepokojem Hurin. Popatrzy na
szkatu ze zgroz, lecz jego oczy zelizgny si w mrok, w d zbocza. - Jeli ruszyli w
pogo, musimy jak najszybciej std ucieka.
- Moim zdaniem nie. Id na ten wystp skalny i sprawd, czy co widzisz. - Gdy Hurin
pobieg na zbocze gry, Rand wyskoczy z sioda. - Selene, nie wiem, jak si otwiera t
szkatu. Loial, a ty?
Ogir pokrci gow.
- Daj, to sprbuj... - Suszny, jak na kobiet, wzrost nie pomg, siodo Loiala
znajdowao si bardzo wysoko ponad ziemi. Selene wycigna si do gry, by dotkn
misternie wyrytych wzorw na szkatule, pogadzia je domi, nacisna. Rozleg si szczk,
Selene podwaya i otwara wieko.
Gdy stawaa na palcach, by woy rk do rodka, Rand sign ponad jej ramieniem i
unis Rg Valere. Ju raz go widzia, ale nigdy nie dotkn. Mimo i piknie wykonany, nie
sprawia wraenia czego bardzo starego, ani obdarzonego wielk moc. Skrcony zoty rg,
poyskujcy bladym blaskiem, z inkrustowanym srebrnym napisem wijcym si wok czaszy.
Dotkn palcem dziwacznych liter. Wyday si wchania promienie ksiyca.
- Tia mi aven Moiridin isainde vadin - odczytaa Selene. - "Grb nie bdzie
przeszkod na moje wezwanie". Czeka ci jeszcze wiksza sawa ni Artura Hawkinga.
- Zabieram go do Shienaru, do lorda Agelmara.
"Powinien trafi do Tar Valon - pomyla - ale ja ju skoczyem z Aes Sedai. Niech
Agelmar albo Ingtar go do nich zawiezie".
Schowa Rg z powrotem do szkatuy, przykuwa wzrok odbitym wiatem ksiyca.
- To obd - orzeka Selene.
Rand wzdrygn si, syszc te sowa.
- Obd, nie obd, to mam wanie zamiar zrobi. Mwiem ci, Selene, nie pragn
udziau w sawie. Jeszcze dzisiaj, w tym miejscu, wydawao mi si, e pragn. Przez jaki
czas wydawao mi si, e chc...
"wiatoci, jest taka pikna. Egwene. Selene. Nie jestem wart adnej z nich".
- Co mnie chyba optao.
"Saidin przyby po mnie, ale odpdziem go mieczem. A moe to te obd?"
Zrobi gboki wdech.
- Rg Valere naley do Shienaru. A jeli nawet nie, to lord Agelmar bdzie wiedzia,
co z nim zrobi.
Wrci z gr Hurin.
- Znowu zapono tam ognisko, lordzie Rand, tym razem o wiele wiksze. I wydao
mi si, e sysz krzyki. Chyba jeszcze nie wyruszyli w gry.
- le mnie zrozumiae, Rand - powiedziaa Selene. - Nie moesz teraz wraca.
Zobowizae si. Ci Sprzymierzecy Ciemnoci nie odejd z pokor, poniewa zabrae im
Rg. Na pewno nie. O ile nie znasz jakiego sposobu, eby ich wszystkich zabi, bd na
ciebie polowa tak samo, jak ty polowae na nich.
Dugie wosy Selene zafaloway, gdy potrzsna gow.
- Dlatego nie moesz si cofa, tylko jecha do przodu. O wiele wczeniej dotrzesz do
bezpiecznych murw Cairhien ni do Shienaru. Czy myl o paru dniach spdzonych w moim
towarzystwie jest dla ciebie a tak przykra?
Rand zapatrzy si na szkatu. Towarzystwo Selene adn miar nie byo uciliwe,
jednake w jej obecnoci nie umia si wystrzec nie podanych myli. Niemniej jednak jazda
z powrotem na pnoc wizaa si z ryzykiem napotkania Faina i jego wity. Tu miaa racj.
Fain nigdy nie zrezygnuje. Ingtar te nigdy nie zrezygnuje. Jeli lngtar bdzie nadal poda
na poudnie, a Rand nie zna powodw, dla ktrych miaby zboczy z obranej drogi, wwczas
przybdzie do Cairhien, prdzej lub pniej.
- Cairhien - zgodzi si. - Bdziesz musiaa mnie zawie do miejsca, w ktrym
mieszkasz, Selene. Nigdy nie byem w Cairhien. - Wycign rk, by zamkn szkatu.
- Czy zabrae co jeszcze Sprzymierzecom Ciemnoci? - spytaa Selene. -
Wspominae wczeniej o jakim sztylecie.
"Jak mogem zapomnie?"
Pozostawi szkatu i wycign sztylet zza pasa. Nagie ostrze zakrzywiao si jak rg,
rkoje tworzyy zote smoki. Osadzony w niej, wielki jak paznokie kciuka, rubin zamruga
w wietle ksiyca niby zowrogie oko. Ozdobny, nie rni si niczym od innych noy, Rand
jednak zna jego skaz.
- Bd ostrony - powiedziaa Selene. - Nie skalecz si.
Rand poczu, jak przeszywa go dreszcz. Skoro zwyke noszenie go przy sobie byo
takie niebezpieczne, to nie chcia myle, co moga spowodowa zadana przez niego rana.
- To sztylet z Shadar Logoth - wyjani wszystkim. - Znieksztaca kadego, kto nosi go
dugo przy sobie, przenika do koci skaz, jak naznaczone jest Shadar Logoth. Bez
Uzdrowienia Aes Sedai ta skaza w kocu zabija.
- A wic to wanie dolega Matowi - powiedzia cicho Loial. - Nigdy nie
podejrzewaem.
Hurin popatrzy ma sztylet w rku Randa i otar swoje rce o przd kaftana. Wszyciel
nie mia najszczliwszej miny.
- Nikt z nas nie powinien dotyka go, o ile to nie jest konieczne - cign Rand. -
Wymyl jaki sposb, by mona go byo nie...
- To niebezpieczne. - Selene popatrzya, krzywic si na ostrze, jakby te we byy
prawdziwe i jadowite. - Wyrzu go. Zostaw albo zakop, jeli nie chcesz, by wpad w czyje
rce, ale pozbd si go.
- Mat go potrzebuje - odpar stanowczo Rand.
- Jest zbyt niebezpieczny. Sam tak powiedziae.
- On go potrzebuje. Amy... Aes Sedai powiedziay, e on umrze, jeli nie bdzie
mona uy sztyletu do Uzdrawiania.
"One nadal trzymaj go na sznurku, ale to ostrze przetnie ten sznurek. Dopki nie
pozbd si sztyletu i Rogu, te bd mnie trzymay na sznurku, ale ja nie bd taczy,
choby nie wiadomo jak za cigny".
Uoy sztylet na szkatule, w skrcie Rogu - dokadnie si w nim mieci - i zamkn
wieko. Rozleg si gony trzask.
- Szkatua powinna nas przed nim chroni. - Liczy na to. Lan powiedzia, e naley
mwi tonem najgbszego przekonania, gdy jest si czego najmniej pewnym.
- Szkatua na pewno nas ochroni - powiedziaa zdenerwowanym gosem Selene. - A
teraz mam zamiar dokoczy to, co mi zostao ze snu tej nocy.
Rand pokrci gow.
- Jestemy za blisko. Zdarzao si, e Fain potrafi mnie odnale.
- Szukaj Jednoci, w razie gdyby si ba - poradzia Selene.
- Rano chciabym si znale tak daleko od Sprzymierzecw Ciemnoci, jak si tylko
da. Osiodam twoj klacz.
- Uparciuch! - Sdzc po gosie, bya wyranie za, a gdy na ni spojrza, zobaczy usta
wygite w umiechu, ktry nie ogarnia jej ciemnych oczu. - Uparty mczyzna przydaje si
wtedy...
Zawiesia gos, martwic go. Kobiety czsto nie dopowiaday pewnych rzeczy, a na
podstawie swych skromnych dowiadcze wiedzia, e to czego nie mwiy, okazywao si
rdem najwikszych kopotw. Obserwowaa w milczemu, jak nakada siodo na grzbiet
biaej klaczy i pochyla si, by umocowa poprg.


- Zgromadzi ich tu wszystkich! - warkn Fain.
Trollok o kozim pysku cofn si przed nim. Ogie, wysoki dziki spitrzonemu na
stosie drewnu, owietla zbocze wzgrza migotliwymi cieniami. Towarzyszcy mu ludzie
kulili si obok ogniska, bojc si przebywa w ciemnoci razem z trollokami.
- Zgromadzi ich wszystkich, a niech ktry cho pomyli o ucieczce, to pokaza mu
zaraz, czym sobie mona za to zasuy.
Wskaza trolloka, ktry jako pierwszy przyby do niego z wieci, e al'Thora nie
mona nigdzie znale. Nadal si miota w bocie powstaym z jego wasnej krwi, drgajce
kopyta ryy w ziemi gbokie bruzdy.
- Id - szepn Fain i trollok o kozim pysku pobieg w mrok.
Fain obejrza si z pogard na pozostaych ludzi "Nadal si mog przyda" - i obrci
si, by popatrze na spowity w ciemnociach Sztylet Zabjcy Rodu. Gdzie tam, w tych
grach, by al'Thor. Z Rogiem. Na sam myl gono zazgrzyta zbami. Nie wiedzia
dokadnie gdzie, ale co go pchao w stron tych gr. W stron al'Thora. Tyle w nim
pozostao... z daru... od Czarnego. Ledwie o tym myla, stara si nie myle, dopki nagle,
po tym jak Rg znikn - "Znikn!" - al'Thor nie pojawi si tam, przycigajc go jak miso,
ktre przyciga wygodniae psy.
- Ju nie jestem psem. Nie jestem psem! - Sysza, jak pozostali poruszaj si
niespokojnie przy ognisku, ale ignorowa ich. - Zapacisz mi za to, co ze mn zrobiono,
al'Thor! Cay wiat mi zapaci! - Zanis si rechotem, ktry roznis si po nocnym mroku. -
Cay wiat mi zapaci!
ROZDZIA 20
SAI DI N
Rand kaza im jecha ca noc, dopiero o wicie pozwoli na krtki postj, by konie
mogy troch odpocz. Rwnie po to, by da wypocz Loialowi. Jako e jego siodo
zajmowa Rg Valere ukryty w zoto-srebrnej szkatule, Ogir szed lub bieg obok swego
wielkiego wierzchowca, nie skarc si ani sowem, nie spowalniajc wdrwki. Nad ranem
przekroczyli granice Cairhien.
- Chc go jeszcze raz zobaczy - owiadczya Selene, kiedy si zatrzymali. Zsiada z
konia i podesza do rumaka Loiala. Ich cienie, dugie i wskie, wskazyway na zachd, nad
horyzontem bowiem ju wyzierao soce. Prosz, zdejmij go dla mnie, alantinie. - Loial
zacz odwizywa rzemienne paski. - Rg Valere.
- Nie - powiedzia Rand, zsiadajc z grzbietu Rudego. - Loial, nie.
Ogir przenis wzrok z Randa na Selene, peen wtpliwoci zastrzyg uszami, ale
opuci rce.
- Chc zobaczy Rg - rozkazaa Selene.
Rand by przekonany, e nie jest od niego starsza, ale w tym momencie nagle wydaa
si tak stara i zimna jak te gry, bardziej krlewska ni Morgase w caym swoim majestacie.
- Uwaam, e powinnimy trzyma sztylet pod oson - odpar Rand. - Z tego, co
wiem, ogldanie go moe by rwnie fatalne w skutkach jak dotykanie. Niech zostanie w
rodku, pki nie wo go w rce Mata. On... on bdzie go mg dostarczy Aes Sedai.
"A jakiej ceny zadaj za Uzdrowienie? Ale nie ma wyboru".
Czu si troch winny za t ulg, e przynajmniej sam uwolni si od Aes Sedai.
"Skoczyem z nimi. W taki czy inny sposb".
- Sztylet! Ciebie obchodzi tylko ten sztylet. Mwiam ci, e masz si go pozby. Rg
Valere, Rand.
- Nie.
Podesza do niego koyszcym krokiem, na widok ktrego co mu uwizo w gardle.
- Ja go tylko chc obejrze w wietle dnia. Nawet go nie dotkn. Ty go bdziesz
trzyma. Taki obraz zapamitam na zawsze, ty z Rogiem Valere w doniach.
Mwic to, uja go za rce, pod wpywem jej dotyku poczu, jak przechodz go ciarki
i zasycha mu w ustach.
Obraz zapamitany na zawsze - kiedy ona ju odejdzie... Bdzie mg zamkn sztylet
z powrotem, po wyjciu Rogu ze szkatuy. Trzymanie Rogu w rkach bdzie czym naprawd
szczeglnym, gdy uda mu si obejrze go w wietle dziennym.
aowa, e tak mao wie na temat Proroctw Smoka. Ktrego razu, jeszcze w Polu
Emonda, sysza ich kilka z ust jakiego kupca, Nynaeve poamaa wtedy miot na grzbiecie
tamtego czowieka. adne z tych niewielu, ktre pozna, nie wspominao Rogu Valere.
"Aes Sedai prbuj mnie zmusi, bym zrobi to, czego one chc".
Selene nadal patrzya z napiciem w jego oczy, miaa twarz tak mod i pikn, e
pragn j pocaowa wbrew temu, co o tym myla. Aes Sedai nigdy tak si nie zachowyway,
wygldaa na mod, a nie pozbawion wieku.
"Dziewczyna w moim wieku nie moe by Aes Sedai. Ale..."
- Selene - powiedzia cicho. - Ty nie jeste Aes Sedai?
- Aes Sedai - nieomal wyplua to sowo, gwatownie odsuwajc rce. - Aes Sedai!
Wiecznie mi to zarzucasz! - Zrobia gboki wdech i przygadzia sukni, jakby staraa si
uspokoi. - Jestem czym i kim jestem. Nie jestem adn Aes Sedai! - I z tymi sowami okrya
si milczcym chodem, zaraajcym, jak si zdawao, nawet poranne powietrze.
Loial i Hurin przyjmowali to wszystko z takim nastawieniem, na jakie ich byo sta,
prbowali prowadzi rozmow i pokry swoje zaenowanie, mimo e mrozia ich swym
spojrzeniem. Jechali dalej.
Zanim tamtego wieczoru rozbili obz nad brzegiem grskiego strumienia, ktry
dostarczy im ryb na kolacj, Selene najwyraniej nieco rozchmurzya si, gawdzia z
Ogirem na temat ksiek, przemawiaa uprzejmie do Hurina.
Mao jednak odzywaa si do Randa, dopki on nie zagadn pierwszy, zarwno
tamtego wieczora, jak i nastpnego dnia, gdy pokonywali gry, ktre wznosiy si stromo z
obu stron niczym ogromne szare mury o nierwnych wierzchokach, pncych si coraz wyej.
Za kadym jednak razem, gdy na ni spojrza, przypatrywaa mu si z umiechem. Czasami
by to taki umiech, ktry musia odwzajemni, a czasami musia przez niego kaszln i
zaczerwieni z powodu swych myli, niekiedy te bywa to ten rodzaj tajemniczego,
domylnego umiechu, ktry zna z twarzy Egwene. Pod jego wpywem zawsze mia ochot
si skuli - ale przynajmniej by to jaki umiech.
"Ona na pewno nie jest Aes Sedai".
Droga zacza schodzi w d, a gdy ju zanosio si na zmierzch, Sztylet Zabjcy
Rodu zacz wreszcie przechodzi we wzgrza, agodne i okrge, poronite krzewami raczej
nili drzewami, raczej gszcz ni las. Nie wid tamtdy aden trakt, tylko ubita cieka, po
ktrej mogyby co jaki czas przejeda zwyke fury. Niektre ze wzgrz przedzielone byy
tarasami uprawnych pl, lecz o tak pnej godzinie nie pracowali ju na nich ludzie.
Wszystkie domostwa rolnikw byy pooone zbyt daleko od drogi, by Rand mg zobaczy
co wicej ni to, e zbudowano je z kamienia.
Gdy wreszcie dostrzeg w oddali wie, w kilku oknach migotay ju wiata
zwiastujce nadchodzc noc.
- Dzisiaj bdziemy spali w kach - obieca.
- To mi si podoba, lordzie Rand.
Hurin zamia si. Loial pokiwa gow na znak aprobaty.
- Wiejska gospoda - powiedziaa z pogard Selene. - Brudna bez wtpienia i pena nie
umytych ludzi opicych piwo. Dlaczego nie przespa si znowu pod goym niebem?
Uwielbiam spanie pod gwiazdami.
- Przestaniesz je tak uwielbia, gdy podczas snu dopadnie nas Fain i jego trolloki -
odpar Rand. - On mnie ciga, Selene. Chce mie Rg, ale przede wszystkim moe znale
mnie. Jak ci si wydaje, dlaczego nas tak pilnie strzegem podczas ostatnich nocy?
- Jeli Fain nas zapie, to ty z pewnoci dasz mu rad. - W jej gosie sycha byo
chodne przekonanie. A we wsi te mog by Sprzymierzecy Ciemnoci.
- Ale nawet gdyby wiedzieli, kim jestemy, nie bd mogli zbyt wiele zdziaa na
oczach caej wsi. Chyba e, twoim zdaniem, wszyscy tutejsi mieszkacy s Sprzymierzecami
Ciemnoci.
- A jeli odkryj, e wieziesz Rg? Niewane, czy ty sam pragniesz sawy, czy nie,
nawet chopi o niej marz. - Selene ma racj, Rand - orzek Loial. - Obawiam si, e nawet
wieniacy bd go chcieli zdoby.
- Rozwi swj koc, Loial, i okryj nim szkatu. Niech cay czas pozostaje zakryta.
Loial wykona polecenie i Rand skin gow. Byo wida, e pod prkowanym
kocem Loiala znajduje si jaka skrzynia albo szkatua, nic jednak nie sugerowao, e jest to
co wicej ni kufer podrny.
- Kufer z przyodziewkiem mojej lady - powiedzia Rand z szerokim umiechem i
ukonem.
Selene przyja ten docinek milczeniem i nieodgadnionym spojrzeniem. Po chwili
znowu ruszyli w drog.
Nieomal zaraz, po lewej stronie Randa, promie zachodzcego soca odbi si od
czego, lecego na ziemi. Od czego wielkiego. Czego ogromnego, sdzc po bysku.
Zaciekawiony, skierowa konia w tamtym kierunku.
- Mj panie? - powiedzia Hurin. - A wioska?
- Chc najpierw to zobaczy - odpar Rand.
"To janiejsze ni odbicie soca na wodzie. Co to moe by?"
Nie odrywajc wzroku od blasku, zdziwi si, gdy Rudy nagle si zatrzyma. Ju mia
pogna go do przodu, gdy odkry, e stoj na skraju glinianego urwiska, tu nad ogromnym
wykopem. Wiksza cz zbocza wzgrza bya wydrona na gboko co najmniej stu
krokw. Z ca pewnoci byo tu kiedy jeszcze jedno wzgrze i by moe pola uprawne,
szeroko jamy bya bowiem dziesiciokrotnie wiksza ni jej gboko. Przeciwlegy
kraniec wydawa si tak mocno ubity, e tworzy rodzaj pochyej ciany. Na samym dnie
znajdowao si kilkunastu mczyzn, zabierali si wanie do rozpalania ogniska, tam w dole
noc ju zapadaa. Ich zbroje co jaki czas rzucay byski, u bokw koysay si miecze. Ledwie
na nich spojrza.
Z gliny na samym dnie wykopu wystawaa gigantyczna kamienna do trzymajca
krysztaow kul i to wanie ona odbijaa ostatni blask dnia. Rand otworzy usta ze
zdziwienia na widok rozmiarw tej gadkiej kuli - by przekonany, e jej powierzchnia nie jest
skaona nawet najdrobniejsz rys - o rednicy co najmniej dwudziestu krokw.
W pewnej odlegoci od doni odkopano kamienn twarz, proporcjonalnej wielkoci.
Twarz mczyzny z brod wystawaa z ziemi z godnoci wielu lat, silne rysy wydaway si
zawiera mdro i wiedz.
Nagle, zupenie nieproszona, zacza si formowa pustka, cakowita i kompletna,
saidin jarzy si i przyzywa. Tak by pochonity widokiem tej twarzy i doni, e nawet nie
zauway, co si stao. Sysza kiedy, jak kapitan statku, Bayle Domon, opowiada o rce
trzymajcej ogromn krysztaow kul; twierdzi, e wystaje ona ze wzgrza na wyspie
Tremalking.
- To niebezpieczne - powiedziaa Selene. - Odjedmy std, Rand.
- Myl, e potrafi znale prowadzc do niej drog - odpar roztargnionym gosem.
Sysza piewajcego saidina. Ogromna kula zdawaa si jarzy biel wiata zachodzcego
soca. Mia wraenie, e w gbi krysztau wiato wiruje i taczy w takt pieni saidina.
Dziwio go, e ludzie znajdujcy si w dole tego nie zauwayli.
Selene podjechaa bliej i uja go za rami.
- Bagam, Rand, musisz std odej.
Popatrzy na jej rk, zaskoczony, po czym powid wzrokiem poprzez rami a do
twarzy. Wygldaa na autentycznie zaniepokojon, moe nawet przestraszon.
- Nawet jeli ten wystp nie zawali si pod ciarem naszych koni i nie poamiemy
sobie karkw przy upadku, to i tak wida, e ci ludzie to stranicy, a nikt nie ustawia stray
przy czym, by potem pozwala byle przechodniowi to oglda. Co ci przyjdzie z uciekania
przed Fainem, jeli stranicy ci aresztuj. Chod std.
Nagle - dryfujca, daleka myl - uwiadomi sobie, e otacza go pustka. Saidin
piewa, a kula pulsowaa nie musia nawet patrze, by o tym wiedzie - i wtedy przyszo mu
do gowy, e jeli on podejmie pie, piewan mu przez saidina, wwczas ta ogromna
kamienna twarz otworzy si i zapiewa razem z nim. Razem z nim i saidinem. Wszyscy
razem.
- Bagam, Rand - powiedziaa Selene. - Pojad z tob do wsi. Ju nic nie bd mwia
o Rogu. Tylko odejd std!
Uwolni pustk... ale ona nie chciaa odej. Saidin nuci, a wiato wypeniajce kul
ttnio niczym serce. Jak jego serce. Loial, Hurin, Selene, wszyscy troje wpatrywali si w
niego, lecz najwyraniej nie zauwaali wspaniaoci blasku, jaki bi od krysztau. Usiowa
odepchn od siebie pustk. Bya nieugita jak granit. Unosi si wrd otaczajcych j cian,
niczym pord kamienia. Pie saidina, pie kuli, czu, jak one wibruj po jego kociach.
Zaciskajc zby, nie chcia si podda, sign do gbi samego siebie...
"Nie zrezygnuj..."
- Rand.
Nie wiedzia, czyj to gos.
...dotar do rda wasnej istoty, rda tego, czym by...
"...nie poddam si..."
- Rand.
Pie wypeniaa go caego, wypeniaa ca przestrze pustki.
...dotkn kamienia, rozarzonego od bezlitosnego soca, zlodowaciaego od
bezlitosnej nocy...
"...nie..."
Poczu, jak go wypenia, jak olepia go wiato.
- Pki cie nie zniknie - powiedzia pgosem pki wody nie ustpi...
Wypenia go Moc. Sta si jednym z kul.
- ...w Cie z obnaonymi zbami.
Moc naleaa do niego. Jedyna Moc.
- ...by splun w oko Temu, Ktry Odbiera Wzrok...
Moc od ktrej Pka wiat.
- ...ostatniego dnia!
To zabrzmiao jak krzyk i pustka znikna. Rudy sposzy si, grudy gliny trysny
spod jego kopyt, sypic si na dno wykopu. Wielki gniadosz pad na kolana. Rand pochyli si
do przodu, chwytajc mocno wodze, a Rudy unis niezdarnie, cofajc w bezpieczne miejsce,
z dala od skraju urwiska.
Zauway, e wpatruj si w niego. Selene, Loial, Hurin, wszyscy troje.
- Co si stao?
"Pustka..."
Dotkn swojego czoa. Pustka nie znikna, gdy chcia j uwolni, a una saidina staa
si jeszcze silniejsza, i... Nie mg sobie przypomnie nic wicej. Saidin. Czu chd.
- Czy ja... co robiem? - Zmarszczy brwi, usiujc sobie przypomnie. -- Co
mwiem?
- Siedziae tylko, sztywny jak posg - odpar Loial - mruczae co do siebie i nie
suchae nikogo. Nie rozumiaem, co mwisz, dopki nie krzykne "dzie!" tak gono, e
mgby pobudzi umarych, a ko tak si sposzy, e omal nie skoczy do przepaci. Czy
jeste chory? Z kadym dniem zachowujesz si coraz dziwniej.
- Nie jestem chory - odpar ochryple Rand, po czym spokojniejszym tonem doda: -
Nic mi nie jest, Loial.
Selene obserwowaa go uwanie.
Od strony wykopu dobiego ich woanie mczyzn, sowa nie daway si zrozumie.
- Lordzie Rand - powiedzia Hurin. - Ci stranicy w kocu nas chyba zauwayli. Jeli
znaj drog prowadzc tu na gr, to bd tu lada moment.
- Tak - odezwaa si Selene. - Odjedmy std jak najszybciej.
Rand zerkn na jam wygrzeban w ziemi, po czym natychmiast oderwa wzrok.
Wielki kryszta odbija tylko wiato wieczornego soca, ale nie chcia ju na patrze.
Prawie co sobie przypomina... co zwizanego z t kul.
- Nie widz powodu, dla ktrego mielibymy na nich czeka. Nic nie zrobilimy.
Poszukajmy jakiej gospody.
Skierowa Rudego w stron wioski i wkrtce zostawili za sob wykop i
pokrzykujcych stranikw.
Tak jak wiele wiosek, Tremonsien byo pooone na szczycie wzgrza, przy czym
podobnie do mijanych przez nich farm, wzgrze to byo podzielone na tarasy ograniczone
murkami z kamienia. Kwadratowe kamienne budynki zajmoway dokadnie wytyczone
parcele, z precyzyjnie ogrodzonymi ogrdkami od tyu, przy kilku prostych ulicach,
przecinajcych si prostopadle. Konieczno wykrzywiania ulic biegncych wok wzgrza
najwyraniej zostaa zlekcewaona.
Niemniej jednak ludzie wygldali na otwartych i przyjaznych, mijajc si, kiwali do
siebie gowami i dalej popiesznie zmierzali do swych ostatnich obowizkw przed
zapadniciem zmroku. Cechowali si niskim wzrostem nikt nie siga Randowi wyej jak do
ramienia, a niewielu dorwnywao Hurinowi - mieli ciemne oczy i blade, wskie twarze, na
og nosili ciemne ubrania, z wyjtkiem kilku, z kolorowymi naszyciami na piersiach.
Powietrze wypeniay zapachy gotowanej strawy - dziwnie przyprawionej, jak osdzi nos
Randa - jakkolwiek kilka gospody stao jeszcze przy drzwiach, by gawdzi z innymi; drzwi
skaday si z dwch czci, dziki czemu gra moga by otwarta, a d zamknity. Ludzie
mierzyli przybyszw zaciekawionym wzrokiem, nie okazujc wrogoci. Kilku wpatrywao si
nieco duej w Loiala, idcego obok konia rwnie wielkiego jak dhurran, jednake trwao to
zaledwie uamek chwili duej.
Gospoda, na samym szczycie wzgrza, zbudowana bya z kamienia tak jak inne
budynki w miecie i wyranie oznakowana szyldem wiszcym nad szerokimi drzwiami.
"Dziewi Piercieni". Rand zsiad z umiechem z konia i przywiza Rudego do jednego ze
supkw znajdujcych si przed budynkiem. "Dziewi Piercieni" naleao do jego
ulubionych opowieci przygodowych kiedy by may, podejrzewa, e nadal tak jest.
Selene wci wygldaa na niespokojn, gdy pomaga jej zsi z konia.
- Dobrze si czujesz? - spyta. - Nie przestraszyem ci tam, prawda? Rudy nigdy nie
zrzuciby mnie w przepa. - Zastanawia si, co tak naprawd si stao.
- Przestraszye mnie - powiedziaa uraonym gosem - a mnie wcale nie tak atwo
przestraszy. Moge si zabi, zabi... - Wygadzia sukni. - Jed ze mn. Dzi w nocy.
Zaraz. Jak zawieziesz Rg, to zostan z tob na cae ycie. Przemyl to. Ja u twego boku i
Rg Valere w twoich rkach. A to bdzie zaledwie pocztek, obiecuj. Rand potrzsn
gow.
- Nie mog, Selene. Rg...
Rozejrza si dokoa. Jaki mczyzna wyjrza z mijanego przez nich okna, potem
zasun zasony, ulica pociemniaa i nikogo nie byo w zasigu wzroku prcz Loiala i Hurina.
- Rg nie naley do mnie. Powiedziaem ci.
Odwrcia si do niego, jej biay paszcz zagrodzi mu drog rwnie skutecznie jak
cegy.
ROZDZIA 21
DZIEWI PIERCIENI
Rand spodziewa si, e gwna izba gospody bdzie pusta, bya to bowiem ju pora
wieczerzy, jednake przy jednym stole cisno si szeciu mczyzn, grali w koci midzy
kuflami piwa, sidmy siedzia osobno przy posiku. Mimo e gracze nie mieli przy sobie
adnej broni, ani nie nosili zbroi, jedynie proste kaftany i granatowe spodnie, co w ich
sylwetkach podpowiadao Randowi, e to onierze. Jego wzrok powdrowa do czowieka
siedzcego samotnie. By to oficer, w wysokich butach z wywrconymi cholewami, tu obok
jego krzesa sta miecz wsparty o st. Przez pier granatowego oficerskiego kaftana biegy
pojedyncze biae i czerwone naszywki, sigajce od ramienia do ramienia. Mia wygolony
przd gowy, reszta dugich, czarnych wosw zwisaa luno na plecach. onierze byli krtko
ostrzyeni, wygldali, jakby ich cito rwno, podle tej samej misy. Caa sidemka obrcia
si, by popatrze na Randa i pozostaych wchodzcych do rodka.
Wacicielk karczmy bya szczupa kobieta obdarzona dugim nosem i siwiejcymi
wosami, jakkolwiek jej zmarszczki wydaway si stanowi przede wszystkim element
umiechu. Popiesznie wysza im naprzeciw, wycierajc rce w nieskazitelnie biay fartuch.
- Dobry wieczr - rzeka. Jej bystry wzrok ogarn haftowany zotem czerwony kaftan
Randa i wykwintn, bia sukni Selene i dodaa: - Mj panie, moja pani. Nazywam si
Maglin Madwen, mj panie. Witajcie w "Dziewiciu Piercieniach". I ty, Ogirze. Niewielu z
twego ludu tdy przejeda, przyjacielu Ogirze. Pochodzisz zapewne ze Stedding Tsofu?
Loialowi, objuczonemu cik szkatu, udao si wykona niezdarny ukon.
- Nie, dobra karczmarko. Przybywam z innej krainy, z Ziem Granicznych.
- Z Ziem Granicznych, powiadasz. No c. A ty, mj panie? Wybacz, e pytam, ale z
wygldu nie przypominasz kogo z Ziem Granicznych, jeli wolno mi tak stwierdzi.
- Pochodz z Dwu Rzek, pani Madwen, w Andorze. - Zerkn na Selene. Wydawaa
si nawet nie przyznawa, e on istnieje, jej obojtne spojrzenie jakby w ogle nie
rejestrowao izby czy kogokolwiek z ludzi w niej obecnych. - Lady Selene pochodzi z
Cairhien, ze stolicy, a ja pochodz z Andoru.
- Jak rzeczesz, mj panie. - Wzrok pani Madwen pomkn do miecza Randa; brzowe
czaple wyranie odznaczay si na pochwie i rkojeci. Lekko zmarszczya brew, ale zaraz
potem, w mgnieniu oka, jej twarz na nowo si wygadzia. - Na pewno ty i twoja pikna dama,
a take wasi towarzysze, pragniecie zje jaki posiek. I zapewne chcecie kwater, jak
mniemam. Ka, by zajto si waszymi komi. Mam tu dla was, prosz tdy, znakomity st,
a na ogniu wieprzowin z tymi paprykami. Czy zamierzacie polowa na Rg Valere, ty i
twoja lady, mj panie?
Idcy za ni Rand, omal si nie potkn.
- Nie! Skd taki pomys?
- Nie gniewaj si, mj panie. W ubiegym miesicu ju dwukrotnie gocilimy tu
takich, wszyscy napuszeni, przyszli bohaterowie, nie ebym chciaa przez to rzec, i byli
podobni do ciebie, mj panie. Niewielu tu przybywa goci z daleka, tylko kupcy ze stolicy po
owies i pszenic. Myl, e Polowanie jeszcze nie opucio granic Illian. Nie ktrzy
wprawdzie nie uwaaj, e naprawd potrzebne im bogosawiestwo i przycz si do
innych.
- Nie polujemy na Rg, prosz pani. - Rand nawet nie spojrza na tob, ktry
piastowa Loial, koc w kolorowe paski wybrzusza si w ogromnych ramionach Ogira i do-
brze ukrywa szkatu. - Nawet nie mamy takich zamiarw. Udajemy si do stolicy.
- Jak rzeczesz, mj panie. Wybacz, e pytam, ale czy twoja lady dobrze si czuje?
Selene popatrzya na ni i odezwaa si po raz pierwszy.
- Czuj si cakiem dobrze. - Jej gos zostawi w powietrzu chd, ktry na moment
stumi dalsz rozmow.
- Nie pochodzi pani z Cairhien, pani Madwen - powiedzia nagle Hurin. Objuczony
sakwami i tobokiem Rauda przypomina chodzc fur pen bagaw. - Prosz mi
wybaczy, ale pani mowa brzmi inaczej.
Pani Madwen uniosa brwi i rzucia ukradkowe spojrzenie na Rauda, po czym
umiechna si szeroko.
- Domylam si, e udzieli swemu czowiekowi zezwolenia na swobodne mwienie,
ja jednak nawykam... Jej spojrzenie przenioso si na oficera, ktrego uwag na powrt
pochon posiek. - wiatoci, nie, nie jestem rodowit mieszkank Cairhien, ale na moje
grzechy, polubiam Cairhienina. Dwadziecia trzy lata z nim yam, a kiedy umar przy mnie,
niechaj wiato go opromienia, ju byam gotowa wraca do Lugard. Pozostawi mi jednak
t karczm, a bratu da pienidze, mimo e moim zdaniem powinno by na odwrt. Skory do
artw i podstpny by Barin, nie mniej jak inni mczyni, a przede wszystkim za ci z
Cairhien. Prosz zaj miejsce, mj panie? Moja pani?
Karczmarka zamrugaa ze zdziwienia, gdy Hurin zasiad razem z nimi, Ogira wyranie
traktowaa jako kogo wanego, natomiast Hurin w jej oczach uchodzi za sug. Raz jeszcze
szybko obejrzawszy si na Rauda, pognaa do kuchni i wkrtce nadeszy dziewczta, ktre
poday im wieczerz, chichotay i gapiy si na lorda i lady, a take na Ogira, dopki pani
Madwen nie zagnaa ich z powrotem do pracy.
Z pocztku Rand wpatrywa si nieufnie w jedzenie. Wieprzowina bya pocita na
mae kawaki, przemieszana z dugimi paskami tej papryki i groszkiem, a take mnstwem
innych warzyw i rzeczy, ktrych nie rozpozna, wszystko za oblane byo przezroczystym,
gstym sosem. Potrawa wydzielaa jednoczenie sodk i ostr wo. Selene zaledwie dziob-
na, natomiast Loial zabra si za ni wyjtkowo ochoczo.
Hurin umiechn si do Randa ponad swoim widelcem.
- Ci ludzie z Cairhien paskudnie przyprawiaj swoje jedzenie, lordzie Rand, ale wcale
jednak nie jest takie ze.
- Nie ugryzie ci, Rand - doda Loial.
Rand z wahaniem woy pierwszy ks do ust i omal si nie udawi. Jedzenie
smakowao tak samo, jak pachniao, sodko i zarazem ostro, wieprzowina bya chrupica od
zewntrz, a w rodku mikka, kilkanacie smakw, przypraw, wszystkie przemieszane i
kontrastujce z sob. Nigdy w yciu nie kosztowa czego podobnego. Smakowao wspaniale.
Dokadnie wyczyci swj talerz, a gdy pani Madwen wrcia z dziewcztami, by sprztn
ich st, omal nie postpi podobnie jak Loial i nie poprosi o dokadk. Selene oprnia swj
talerz zaledwie do poowy, ale szorstko poprosia jedn z dziewczt, by go zabraa.
- To przyjemno, przyjacielu Ogirze. - Karczmarka umiechna si. - Trudno nasyci
kogo takiego jak ty. Catrine, przynie jeszcze jedn porcj i to szybko.
Jedna z dziewczt pomkna do kuchni, a pani Madwen przeniosa swj umiech na
Randa.
- Mj panie, miaam tu kiedy czowieka, ktry gra na bitternie, ale polubi
dziewczyn z okolicznej farmy i teraz ona go zmusza, by stroi struny za pugiem. Trudno mi
byo nie zauway, e to, co wystaje z toboka niesionego przez twojego czowieka,
przypomina flet. Jako e nie mam tu ju mojego muzyka, czy zgodzisz si, by twj czowiek
zrobi nam przyjemno odrobin muzyki?
Hurin zrobi zawstydzon min.
- On nie umie gra - wyjani Rand. - Ja gram.
Kobieta zamrugaa. Wychodzio na to, e lordowie nie graj na flecie, w kadym razie
nie w Cairhien.
- Wycofuj sw prob, mj panie. wiato przywiadczy, a ja zapewniam, e nie
chciaam ci obrazi, mj panie. Nigdy bym nie prosia kogo takiego jak ty, by gra w izbie
mojej karczmy.
Rand waha si tylko chwil. O wiele duej wiczy posugiwanie si fletem ni
mieczem, a poza tym monety, ktre mia w kieszeni, nie mogy mu starczy na wieczno. Jak
ju si pozbdzie tych paradnych strojw - jak ju odda Rg Ingtarowi, a sztylet Matowi - gr
na flecie zarobi na wieczerz, gdy bdzie szuka jakiej kryjwki przed Aes Sedai.
"I kryjwki przed samym sob? Tam co si wydarzyo. Tylko co?"
- Nie gniewam si - odpar. - Hurin, podaj mi futera. Po prostu wysu go z toboka. -
Lepiej byo nie pokazywa paszcza barda, ju i tak zbyt wiele nie wymwionych pyta
poyskiwao w ciemnych oczach pani Madwen.
Instrument, wykonany ze zota i inkrustowany srebrem, wyglda tak, e mgby
nalee do jakiego lorda, gdyby lordowie grali na flecie. Czapla wypalona w jego prawej
doni nie przeszkadzaa w przebieraniu palcami. Ma Selene podziaaa tak dobrze, e prawie
nie pamita o pitnie, dopki na nie nie spojrza. Teraz jednak znowu pojawio si w jego
mylach, wic odruchowo zacz gra "Czapl na wietrze".
Hurin koysa gow w takt melodii, a Loial swoim grubym palcem wystukiwa rytm
na blacie stou. Selene patrzya na Randa, jakby si zastanawiaa, kim waciwie jest. "Nie
jestem lordem, moja lady. Jestem pasterzem i grywam na flecie po karczmach". Natomiast
onierze przerwali rozmow, by sucha, a oficer zamkn drewnian okadk ksigi, ktr
wanie zacz czyta. Niewzruszony wzrok Selene wznieci w nim iskr uporu. Specjalnie
omija wszystkie pieni, ktre mogy pasowa do paacowych wntrz albo dworu jakiego
lorda. Zagra "Tylko jedno wiadro wody", "Licia ze starych Dwu Rzek", "Starego Jaka na
drzewie" i "Fajk poczciwca Priketa".
Przy tej ostatniej melodii szeciu onierzy zawtrowao mu ochrypymi gosami,
Rand jednak nie zna piewanych przez nich sw.

Pojechalimy nad rzek Iralell
Z Tarabonu wojsko nadjechao
Rozeszlimy si po brzegu caym
Soce ju wstawao
Konie ich zaczerniy ten dzie letni
Zaczerniy niebiosa ich sztandary
A jednak my nie oddalimy brzegu
Rzeki Iralell
Wcale nie oddalimy go
Tak, nie oddalimy go
Nie oddalimy ani pidzi brzegu
tamtego poranka.

Nie po raz pierwszy Rand odkry, e jedna melodia moe si rni sowami i tytuem
w rnych krainach, czasami nawet w rnych wioskach w jednym kraju. Przygrywa im tak
dugo, dopki nie wyczerpay si sowa i nie zaczli klepa si po ramionach i wygasza
obraliwych komentarzy na temat swojego piewania.
Gdy Rand opuci flet, oficer wsta i wykona jaki gniewny gest. onierzom miech
zamar na ustach, zaszurali krzesami, by wykona ukon przed oficerem z rkoma
przyoonymi do piersi - a take przed Randem - po czym wyszli, nie ogldajc si za siebie.
Oficer podszed do stou Randa i skoni si, przykadajc do do serca; wygolony
przd czaszki wyglda jak przysypany biaym pudrem.
- Niechaj aska ma ci w swej opiece, mj panie. Ufam, e nie uprzykrzyli ci si
swymi piewami. To prostacy, ale zapewniam ci, nie chcieli obrazi. Jestem Aldrin
Caldevwin, mj panie. Kapitan w Subie Jego Krlewskiej Moci, niechaj wiato mu
przywieca.
Jego oczy przelizgny si na miecz Randa. Rand mia wraenie, e Caldevwin
zauway czaple zaraz po jego wejciu do karczmy.
- Wcale mnie nie obrazili.
Oficer swym akcentem przypomina mu Moiraine, kade sowo wymawia dokadnie i
dobitnie.
"Czy ona naprawd pozwolia mi odej? Ciekawe, czy przypadkiem nie jedzie za
mn? A moe na mnie czeka".
- Prosz usi, kapitanie. Bardzo prosz.
Caldevwin przysun sobie krzeso od innego stou.
- Mam nadziej, e zechcesz mi powiedzie jedn rzecz, kapitanie. Czy widziae tu
ostatnio jakich obcych? Pewn dam, nisk i szczup, a z ni wojownika o niebieskich
oczach. Jest wysoki, czasem nosi miecz przypasany na plecach.
- Nie widziaem tu adnych obcych - powiedzia, siadajc sztywno na krzele. - Z
wyjtkiem ciebie i twojej pani, mj panie. Mao tu bywa ludzi szlachetnie urodzonych.
Jego oczy bysny w stron Loiala, na czole pojawi si przelotny mars, Hurina
ignorowa cakowicie.
- Tylko tak sobie pomylaem.
- Pod wiatoci, mj panie, nie chciabym okaza braku szacunku, ale czy mgbym
pozna twoje miano? Tak mao tu bywa obcych, e chtnie poznaj kadego z nich.
Rand przedstawi si - nie poda tytuu, lecz oficer jakby tego nie zauway - i
podobnie jak karczmarce, doda: - Z Dwu Rzek w Andorze.
- Syszaem, e to zdumiewajce miejsce, lordzie Rand. Wolno mi ci tak nazywa? I
e ludzie Andoru s wspaniali. Nigdym nie widzia Cairhienina rwnie modego z ostrzem
przynalenym mistrzowi miecza. Poznaem kiedy kilku ludzi z Andoru, midzy innymi
Kapitana Generaa Gwardii Krlowej. Nie pamitam jego nazwiska, c za wstyd. Moe ty mi
je askawie podpowiesz?
Rand czu za swoimi plecami obecno modych posugaczek, ktre przyszy ju
sprzta ze stow i zamiata. Caldevwin wydawa si tylko podtrzymywa konwersacj,
niemniej jednak jego spojrzenie byo wyranie badawcze.
- Gareth Bryne.
- Naturalnie. Mody, jak na kogo obcionego tak odpowiedzialnoci.
Rand stara si odpowiedzie obojtnym tonem.
- Gareth Bryne ma do siwych pasem we wosach, by mc by twoim ojcem,
kapitanie.
- Wybacz mi, lordzie Rand. Chciaem rzec, e wczenie mu przyszo si za to wzi. -
Caldevwin odwrci si w stron Selene i przez chwil tylko si w ni wgapia. W kocu
otrzsn si, jakby wychodzi z transu. - Wybacz, e tak ci si przypatrywaem, moja lady i
wybacz, e tak do ciebie przemawiam, ale aska z pewnoci ci sobie upodobaa. Czy
powiesz mi, jak zowi tak pikno?
Selene zdya tylko otworzy usta, gdy jedna z dziewczt wydaa gony okrzyk i
upucia lamp, ktr wanie zdejmowaa z pki. Oliwa rozlaa si po pododze i w mgnie-
niu oka kaua zaja si ogniem. Rand poderwa si na rwne nogi, podobnie jak pozostali
zasiadajcy przy stole, lecz zanim podbiegli w tamt stron, pojawia si pani Madwen i
razem z dziewczyn ugasiy ogie fartuchami.
- Mwiam ci, e masz uwaa, Catrine - skarcia j karczmarka, potrzsajc
okopconym fartuchem przed nosem dziewczyny. - Moga spali ca karczm i siebie razem
z ni.
Dziewczyna bya wyranie bliska paczu.
- Ja naprawd uwaaam, prosz pani, ale nagle poczuam skurcz w ramieniu.
Pani Madwen wyrzucia rce w gr gwatownym gestem.
- Wiecznie masz jakie wymwki, a i tak bijesz wicej naczy ni pozostae. Ach, ju
dobrze. Posprztaj to, tylko si nie poparz. - Karczmarka odwrcia si w stron Randa i
pozostaych, nadal stojcych przy stole. - Mam nadziej, e nikt z was nie wemie tego za ze.
Dziewczyna naprawd nie chciaa spali karczmy. Ciko jej idzie z naczyniami, jak sobie
zacznie marzy o jakim modym chopcu, ale nigdy przedtem nie upucia lampy.
- Chciaabym zosta zaprowadzona do swojej izby. Nie czuj si najlepiej. - Gos
Selene brzmia sabo, jakby nie bya pewna swojego odka, ale poza tym wygldaa i
mwia chodno, spokojnie, jak zawsze. - To przez podr i ten poar.
Karczmarka rozgdakaa si jak kwoka.
- Naturalnie, moja lady. Mam dla ciebie i twojego lorda wspania izb. Czy mam
posa po matk Caredwain? Ona ma dobr rk do uspokajajcych zi.
Gos Selene zabrzmia ostrzej.
- Nie. I ycz sobie mie osobn izb.
Pani Madwen obejrzaa si na Randa, ale ju w nastpnej chwili troskliwie prowadzia
Selene do schodw.
- Jak sobie yczysz, moja pani. Lidan, bd tak mia i we rzeczy lady.
Jedna z dziewczt podbiega do Hurina, by odebra od niego sakwy Selene i obydwie
kobiety znikny na grze, Selene sztywno wyprostowana, milczca.
Caldevwin odprowadza je wzrokiem, dopki nie znikny, po czym otrzsn si.
Zaj swoje krzeso dopiero wtedy, gdy Rand usiad pierwszy.
- Wybacz mi, lordzie Rand, e tak si wgapiaem w twoj pani, ale aska z
pewnoci obdarowaa ci jej osob. Tylko nie przyjmuj tego jako zniewag.
- To dla mnie adna zniewaga - odpar Rand. Zastanawia si, czy wszyscy mczyni
czuj to samo co on, gdy patrz na Selene. - W drodze do wsi, kapitanie, widziaem ogromn
kul. Wygldaa na krysztaow. Co to takiego?
Wzrok Cairhienina nabra ostroci.
- To cz posgu, lordzie Rand - powiedzia wolno. Jego wzrok pomkn w stron
Loiala, przez chwil wyranie rozwaa co na nowo.
- Posg? Widziaem do i twarz. Musi by ogromny.
- Jest ogromny, lordzie Rand. I stary. - Caldevwin urwa. - Mwiono mi, e pochodzi z
Wieku Legend.
Rand poczu zimny dreszcz. Wiek Legend, kiedy wszdzie uywano Jedynej Mocy, o
ile wierzy opowieciom.
"Co si tam stao? Wiem, e tam co zaszo".
- Wiek Legend - wtrci si Loial. - Tak, na pewno. Nikt od tamtych czasw nie robi
rwnie wielkich dzie. Wykopywanie tego posgu musi pewnie kosztowa sporo pracy,
kapitanie.
Hurin siedzia i nie odzywa si ani sowem, jakby wcale nie sucha, jakby wrcz w
ogle go nie byo w izbie.
Caldevwin przytakn z niechci.
- W obozowisku za wykopem umieciem piciuset robotnikw, ale i tak zdy min
lato, zanim zupenie odkopiemy posg. To s ludzie z Foregate. Moja praca polega na
pilnowaniu ich, by kopali i jednoczenie nie zbliali si do wsi. Mieszkacy Foregate znajduj
upodobanie w piciu i hulance, rozumiecie, a tutejsi ludzie wiod spokojny ywot. - Ton jego
gosu mwi, e jego sympatie s cakowicie po stronie mieszkacw wioski.
Rand przytakn. Ludzie z Foregate zupenie go nie interesowali.
- Co z nim potem zrobicie?
Kapitan zawaha si, ale Rand tylko popatrzy na niego, gdy mu odpowiedzia.
- Sam Galldrian przykaza, by go odwieziono do stolicy.
Loial zamruga.
- To wielkie dzieo. Nie wyobraam sobie, jakim sposobem mona przewie co tak
duego i to tak daleko.
- Jego Krlewska Mo przykaza - odpar ostrym tonem Caldevwin. - Zostanie
ustawiony za miastem, jako pomnik na chwa Cairhien i Dynastii Riatin. Nie tylko Ogirowie
wiedz, jak porusza kamienie.
Loial wyglda na zbitego z tropu, kapitan za wyranie odzyska panowanie nad sob.
- Przyjmij przeprosiny, przyjacielu Ogirze. Mwiem popiesznie i nieokrzesanie. -
Nadal mwi nieco gburowatym tonem. - Czy dugo zostaniesz w Tremonsien, lordzie Rand?
- Rankiem wyjedamy - odpar Rand. - Jedziemy do Cairhien.
- Przypadkiem wysyam jutro kilku swoich ludzi do miasta. Musz ich kolejno
zmienia, jak za dugo przypatruj si ludziom wymachujcymi kilofami i opatami, to robi
si gnuni. Nie przeszkodzi ci, jeli dotrzymaj wam towarzystwa? - Ubra to w form
pytania, ale wyranie uwaa, e zgoda jest ju przesdzona. Wsta, gdy na schodach pojawia
si pani Madwen. - Wybaczysz mi, lordzie Rand, ale musz jutro wsta wczenie. Do jutra
zatem. Oby aska miaa was w swej opiece.
Ukoni si Randowi, skin gow w stron Loiala i wyszed.
Gdy drzwi za Cairhieninem zamkny si, karczmarka podesza do stou.
- Umieciam ju twoj lady w jej izbie. Mam te przygotowane pokoje dla ciebie i
twego czowieka, a take ciebie, przyjacielu Ogirze. - Urwaa, lustrujc wzrokiem Randa. -
Wybacz mi, jeli jestem zbyt miaa, mj panie, ale chyba mog przemawia tak swobodnie
do lorda, ktry pozwala odzywa si swemu czowiekowi. Jeli si myl... c, nie chciaam
urazi. Przez dwadziecia trzy lata Barin Madwen i ja, jak si nie kcilimy, tomy si
caowali, e si tak wyra. Chc przez to powiedzie, e mam pewne dowiadczenie. Tobie
si teraz wydaje, e twoja pani ju nigdy nie bdzie chciaa spojrze na ciebie, ale ja to sobie
myl, e jak zastukasz dzi noc do jej drzwi, to ona ci przyjmie. Umiechnij si i powiedz,
e to wszystko twoja wina, niewane, czy tak byo naprawd.
Rand chrzkn, mia nadziej, e twarz mu nie poczerwieniaa.
"wiatoci, Egwene by mnie zabia, gdyby wiedziaa, e w ogle o tym pomylaem.
A Selene by mnie zabia, gdybym to zrobi. A moe nie?"
Ta myl sprawia, e policzki mu wrcz zapony.
- Dzikuj... za rad, pani Madwen. Pokoje... - Stara si nie patrze na okryt kocem
szkatu na krzele Loiala; nie odwayli si pozostawi jej bez opieki. - Wszyscy trzej
bdziemy spali w jednej izbie.
Karczmarka przeya wyrany szok, ale szybko oprzytomniaa.
- Jak sobie yczysz, mj panie. Tdy, jeli pozwolisz. Rand poszed za ni po
schodach. Loial nis nakryt kocem szkatu - schody zaskrzypiay pod nim, ale karczmarka
prawdopodobnie mylaa, e to sprawi tylko jego ciar - natomiast Hurin nadal nis
wszystkie sakwy oraz zwinity paszcz z harf i fletem w rodku.
Pani Madwen kazaa wnie trzecie ko, popiesznie rozoya je i pocielia. Ju
stao tam jedno ko, sigajce od ciany do ciany, najwyraniej od samego pocztku prze-
znaczone dla Loiala. Wolnej przestrzeni byo tak mao, e ledwie mona byo przej midzy
kami. Gdy tylko karczmarka znikna, Rand obrci si do towarzyszy. Loial wepchn
nadal zawinit szkatu pod swoje ko, po czym sprawdzi grubo materaca. Hurin
ustawia sakwy.
- Czy ktry z was wie, dlaczego kapitan by taki podejrzliwy wzgldem nas? Bo by,
jestem o tym przekonany. - Potrzsn gow. - Tak z nami rozmawia, jakby myla, e
ukradniemy ten posg.
- Daes Dae'mar, lordzie Rand - odpar Hurin. Wielka Gra. Gra Domw, tak to
niektrzy nazywaj. Ten Caldevwin pewnie myli, e robisz tu co dla swej korzyci, gdy
inaczej nie byoby ci tutaj. A cokolwiek by to byo, jemu moe przynie szkod, musia
wic zachowa ostrono.
Rand potrzsn gow.
- "Wielka Gra"? Co za gra?
- To nie jest adna gra, Rand - odezwa si Loial ze swojego ka. Wycign z
kieszeni ksik, ale pooy j bez otwierania na swojej piersi. - Niewiele o tym wiem,
Ogirowie nie robi takich rzeczy, niemniej syszaem o nich. Szlachetnie urodzeni i mone
Domy prowadz manewry, by uzyska dla siebie korzyci. Robi rzeczy, ktre mog im
pomc, zaszkodzi wrogowi albo jedno i drugie. Zazwyczaj wszystko odbywa si w
tajemnicy, a jak nie, to staraj si, by to wygldao tak, jakby nie robili czego, co im nie
przystoi. - Z wyranym zdumieniem podrapa si po wochatym uchu. - Ja tego zupenie nie
rozumiem, mimo i wiem, na czym rzecz polega. Starszy Haman zawsze powtarza, e
potrzeba wikszego umysu ni jego umys, by poj czyny ludzi, a ja nie znam wielu
inteligentniejszych od Starszego Hamana. Wy ludzie jestecie dziwni.
Hurin spojrza z ukosa na Ogira, ale powiedzia:
- On ma prawo do brania udziau w Daes Dae'mar, lordzie Rand. Bior w tym udzia
wszyscy poudniowcy, ale Cairhienowie najczciej.
- Ci onierze rano - powiedzia Rand. - Czy bd nam towarzyszy z powodu udziau
Caldevwina w tej Wielkiej Grze? Nie moemy si miesza do czego takiego.
Nie byo potrzeby wspomina o Rogu. Wszyscy trzej a za dobrze zdawali sobie
spraw z jego obecnoci.
Loial pokrci gow.
- Nie wiem, Rand. On jest czowiekiem, a to moe oznacza wszystko.
- Hurin?
- Ja te nie wiem. - W gosie Hurina sycha byo ten sam niepokj, ktry malowa si
na twarzy Ogira. On by moe robi dokadnie to, co powiedzia, albo... Na tym polega Gra
Domw. Nigdy nic nie wiadomo. Wikszo ycia spdziem w Foregate, w Cairhien, lordzie
Rand, i niewiele wiem o szlachetnie urodzonych Cairhienach, ale.., c, Daes Dae'mar moe
by wszdzie niebezpieczna, ale z tego, co syszaem, najgroniejsza jest w Cairhien. - Nagle
pojania. - Lady Selene, lordzie Rand. Ona bdzie wiedziaa lepiej ni ja albo Budowniczy.
Moemy j wypyta rankiem.
Jednake rankiem okazao si, e Selene znikna. Gdy Rand zszed do gwnej izby,
pani Madwen wrczya mu zapiecztowany pergamin.
- Wybacz mi, mj panie, ale trzeba mnie byo posucha. Trzeba byo zastuka do
drzwi swojej pani.
Rand odczeka, a ona zostawi go samego i dopiero wtedy przeama piecz z biaego
wosku. W wosku by odcinity sierp ksiyca i gwiazdy.
"Musz ci opuci na jaki czas. Jest tu za duo ludzi, a poza tym nie podoba mi si
Caldevwin. Bd na ciebie czekaa w Cairhien. Nigdy nie myl, e jestem daleko od ciebie.
Zawsze bd o tobie mylaa, bo wiem, e i ty o mnie mylisz".
List nie by podpisany, ale eleganckie, ozdobne pismo przypominao swym wygldem
Selene.
Zoy starannie pergamin, schowa go do kieszeni i dopiero wtedy wyszed na
zewntrz, gdzie Hurin ju czeka z komi.
By tam rwnie kapitan Caldevwin wraz z drugim, modszym oficerem, a na ulicy
toczyo si pidziesiciu onierzy na koniach. Obydwaj oficerowie mieli goe gowy, za to
donie odziali w rkawice ze stalowymi wierzchami, a na bkitne kaftany naoyli zote
napierniki. Kady z nich mia na plecach przymocowan krtk lask z niewielkim,
sztywnym proporcem niebieskiej barwy, ktry powiewa im nad gow. Na proporcu
Caldevwina widniaa pojedyncza biaa gwiazda, za po proporcu modszego mczyzny
spaceroway dwa biae niedwiedzie. Obydwaj mocno si odrniali od onierzy w ich
prostych zbrojach i hemach, przypominajcych metalowe dzwony z otworami na twarz.
Caldevwin wykona ukon, gdy tylko Rand wyszed z karczmy.
- Dzie dobry, lordzie Rand. Oto Elricain Tavolin, ktry bdzie dowodzi wasz
eskort, jeli tak to mog nazwa.
Drugi oficer ukoni si, mia gow wygolon na tak sam mod jak Caldevwin. Nie
odezwa si ani sowem.
- Ciesz si, e bdziemy mieli eskort, kapitanie - powiedzia Rand, starajc si, by w
jego sowach nie byo sycha niepokoju. Fain nie bdzie prbowa atakowa pidziesiciu
onierzy, jednake Rand bardzo chcia by pewien, e s rzeczywicie tylko eskort.
Kapitan zmierzy wzrokiem Loiala, ktry wanie zmierza do swego konia ze szkatu
owinit w koc.
- To wielki ciar, Ogirze.
Loial omal nie zastyg w miejscu.
- Nigdy nie lubi si zanadto oddala od moich ksig, kapitanie. - Jego szerokie usta
bysny zbami w pwiadomym umiechu, popiesznie zabra si za przywizywanie
szkatuy do sioda.
Caldevwin rozejrza si dokoa, marszczc czoo.
- Twoja lady jeszcze nie zesza na d. Brak te jej piknej klaczy.
- Ona ju wyjechaa - poinformowa go Rand. Musiaa szybko wraca do Cairhien, w
nocy.
Brwi Caldevwina uniosy si.
- Podczas nocy? Ale moi ludzie... Wybacz mi, lordzie Rand. - Odcign modego
oficera na bok i zacz mu co mwi wciekym pgosem.
- Ustawi warty wok karczmy, lordzie Rand - szepn Hurin. - Selene jako si przez
nie przedostaa nie zauwaona.
Rand wspi si na siodo Rudego z grymasem na twarzy. Jeli istniaa szansa, e
Caldevwin jednak nie bdzie ich o nic podejrzewa, to Selene j nieodwoalnie zaprzepacia.
- Za duo ludzi, jej zdaniem - mrukn. - W Cairhien bdzie ich o wiele wicej.
- Mwie co, mj panie?
Rand podnis wzrok, by zobaczy Tavolina, ktry doczy do niego na wysokim,
okrytym kurzem waachu. Hurin te ju siedzia w siodle, a Loial sta obok ba swego
wielkiego konia. onierze uformowali szeregi, natomiast Caldevwin gdzie znikn.
- Nic nie idzie po mojej myli - powiedzia Rand.
Tavolin obdarzy go przelotnym umiechem, czym niewiele wikszym ni
drgnieniem warg.
- Moemy rusza, mj panie?
Dziwaczna procesja skierowaa si na ubity trakt, ktry wid do miasta Cairhien.
ROZDZIA 22
OBSERWATORZY
Wszystko dzieje si inaczej, ni sdziam wymruczaa Moiraine, nie spodziewajc si
zreszt usysze odpowiedzi Lana.
Dugi, wypolerowany st, przy ktrym siedziaa, zasany by ksikami i papierami,
zwojami rkopisw i manuskryptami, wiele z nich pokry kurz spdzonych w magazynie lat i
wystrzpi upywajcy czas, niektre zachoway si jedynie we fragmentach. Izba zdawaa si
niemale zbudowana z ksiek i rkopisw, szczelnie wypeniajcych pki i tylko otwory
okien i drzwi oraz kominek pozostaway wolne. Poow co najmniej, wyposaonych w
wysokie oparcia, wycieanych krzese oraz wikszo maych stoliczkw rwnie zapeniay
liczne tomy i zwoje, cz pism zoono nawet pod nimi. Jednake tylko rozgardiasz na stole
przed Moiraine nalea do niej.
Wstaa i pord nocy podesza do okna. W niezbyt wielkiej odlegoci jarzyy si
wiata wioski. Poczua si wreszcie bezpieczna, nikt nie bdzie jej ciga tutaj. Nikt nie
bdzie domniemywa jej obecnoci wanie w tym miejscu.
"Oczyszcz myli i zaczn od nowa - pomylaa. To wszystko co mona zrobi".
aden z mieszkacw wioski nawet nie przypuszcza, e dwie starsze siostry,
mieszkajce w tym zacisznym domku, s Aes Sedai. Nikt przecie nie spodziewaby si cze-
go takiego po niewielkiej miejscowoci. Studnia Tifana bya wszak wycznie spoecznoci
rolnicz, zagubion gboko w trawiastych rwninach Arafel. Mieszkacy wioski przychodzili
do sistr po rozwizania rnych, trapicych ich problemw, po lekarstwa na choroby i
szanowali je jako kobiety obdarzone ask wiatoci, ale nic ponadto. Adeleas i Vandene
razem uday si na dobrowolne wygnanie tak dawno ju temu, e nawet w Biaej Wiey
niewiele sistr pamitao, i wci jeszcze yj.
W towarzystwie jedynego, rwnie wiekowego Stranika yy cicho, na uboczu, wci
usiujc napisa powszechn histori wiata po Pkniciu, nadto zawierajc w niej tyle, ile si
da z epok wczeniejszych. Tymczasem pozostawao jeszcze tyle informacji do zebrania, tyle
zagadek do rozwizania. Ich dom by idealnym miejscem, w ktrym Moiraine moga zdoby
potrzebne jej informacje. Oczywicie pod warunkiem, e w ogle gdzie tutaj byy.
Jaki ruch przycign jej uwag, odwrcia si. Lan siedzia przy pobudowanym z
tych cegie kominku, nieruchomy jak kawaek wytoczonej przez rzek skay.
- Pamitasz Lan, kiedy spotkalimy si po raz pierwszy?
Gdyby nie przypatrywaa mu si tak dokadnie, nie dostrzegaby leciutkiego drgnienia
brwi. Nieczsto udawao si go zaskoczy. Tej kwestii adne z nich dotd nie poruszao -
niemale dwadziecia lat temu, kiedy bya jeszcze na tyle moda, e moga tak o sobie myle,
z ca modziecz dum oznajmia mu, i nigdy nie bdzie mwi o tym i spodziewa si
ode tego samego.
- Pamitam - to byo wszystko, co powiedzia.
- I wci adnej skruchy, jak sdz? Wrzucie mnie do stawu. - Nie umiechaa si,
ale teraz ju potrafia dostrzec zabawny wymiar tamtej sytuacji. - Przemokam do suchej nitki
i to w porze roku, ktr wy mieszkacy Ziem Granicznych nazywacie mod wiosn.
Niemale zamarzam.
- Przypominam sobie jednak take, e potem rozpaliem ognisko i rozwiesiem wok
koce, aby moga ogrza si w odosobnieniu. - Przesun pogrzebaczem ponce polana, po
czym odwiesi go na hak. Na Ziemiach Granicznych nawet letnie noce byy chodne. -
Pamitam take, e tej nocy, gdy spaem, wylaa na mnie poow tego stawu.
Zaoszczdzilibymy sobie niezliczon ilo dreszczy, gdyby po prostu powiedziaa, e jeste
Aes Sedai, zamiast to demonstrowa. Zamiast prbowa odebra mi miecz. Nie najlepszy
sposb przedstawiania si mieszkacom Ziem Granicznych, nawet jeli jest si mod kobiet.
- Byam moda i samotna, podczas gdy ty rwnie wielki jak dzisiaj, z ca zawzitoci
otwarcie wypisan na twarzy. Nie chciaam, eby wiedzia, i jestem Aes Sedai. Wwczas
wydawao mi si, e swobodniej odpowiesz na moje pytania, jeli nie bdziesz wiedzia. -
Milczaa przez jaki czas, mylc o latach, ktre miny od spotkania. Tak dobrze, e znalaza
towarzysza swoich poszukiwa. Pniej, podczas tych tygodni, ktre spdzilimy razem, czy
podejrzewae, i poprosz ci, aby si do mnie przyczy? Ja zdecydowaam si od razu,
pierwszego dnia.
- Nawet przez chwil nie przypuszczaem - odpowiedzia sucho. - Byem zbyt zajty
zastanawianiem si, czy uda mi si odprowadzi ci do Chachin i jednoczenie ocali skr.
Kadej nocy miaa dla mnie now niespodziank. Mrwek do dzi nie zapomniaem.
Podczas caej podry, nie sdz, abym przespa cho jedn noc w peni.
Pozwolia sobie na lekki umiech. Wspominaa.
- Byam moda - powtrzya. - Czy jednak, po tych wszystkich latach, nie sprzykrzya
ci si nasza wi? Nie jeste mczyzn, ktry mgby przywykn do smyczy, nawet tak
aksamitnej jak moja.
Bya to zoliwa uwaga, pragna by tak bya.
- Nie. - Ton jego gosu by chodny, ponownie wzi do rki pogrzebacz i zupenie
niepotrzebnie roznieci pomienie na palenisku. Kaskada iskier wypenia komin. - Wybr mj
by wolny, wiedziaem jakie s konsekwencje.
elazny prt zazgrzyta na haku, Stranik skoni si uroczycie.
- To zaszczyt suy tobie, Moiraine Sedai. Tak byo i bdzie, niezmiennie.
Moiraine wcigna powietrze przez nos.
- Twoja pokora, Lan Gaidin, zawsze zawieraa w sobie wicej arogancji, nili pycha
krlw, choby stojcych na czele armii. Byo tak od dnia, w ktrym ci spotkaam.
- Po co ta caa rozmowa o dniach minionych, Moiraine?
Milczaa dugo, po stokro, tak si przynajmniej zdawao, rozwaajc teraz sowa,
jakich naley uy.
- Zanim opucilimy Tar Valon, zarzdziam, e jeli co mi si stanie, twoje
zobowizania zostan przeniesione na kogo mego. - W milczeniu wpatrywa si w ni. Kiedy
poczujesz, e nie yj, musisz natychmiast uda si do niej. Nie chc, by zosta zaskoczony.
- Musisz - oddycha wolno, gniewnie. - Ani razu nie wykorzystywaa moich
zobowiza, aby zmusza mnie do czego. Nie mog ci teraz nie mie tego za ze.
- Gdybym pozostawia t spraw nie zaatwion, wraz z moj mierci byby wolny
od wszelkich zobowiza i nawet najbardziej zdecydowany rozkaz nie powstrzymaby ci.
Nie pozwol ci zgin w bezuytecznej prbie pomszczenia mnie. Nie pozwol ci take
powrci do twej rwnie bezuytecznej prywatnej wojny na Ugorze. Chciaabym, eby
zrozumia, i wojna, ktr toczymy, jest t sam wojn. Jak rozumiem, toczysz walk w
jakim celu. Nie przysuy si mu ani zemsta, ani mier bez pochwku, gdzie na Ugorze.
- Czy przewidujesz sw rych mier?
Jego gos by cichy, twarz pozbawiona wyrazu - niczym kamienie pord rozszalaej
zimowej zamieci. Ten rodzaj zachowania widziaa ju wiele razy, zazwyczaj tu przedtem,
zanim zaatakowa.
- Planujesz co, beze mnie, co co sprowadzi tw mier?
- W tej chwili rada jestem, e nie ma adnego stawu w tym pokoju - wymruczaa, za
chwil jednak uniosa donie, gdy zesztywnia uraony lekkim tonem gosu. Kadego dnia
spogldam w oczy swej mierci, podobnie zreszt i ty. Jak mogoby by inaczej, biorc pod
uwag zadanie, ktremu powicilimy te ostatnie lata? Teraz jednak, kiedy wszystko zmierza
do rozstrzygnicia, moliwo ostatecznej poraki staje si rwnie coraz bardziej realna.
Przez chwil przyglda si uwanie swoim doniom, wielkim i kanciastym.
- Zawsze przypuszczaem - powiedzia powoli e to ja pierwszy zgin. Jako, nawet w
najgorszych chwilach, nigdy nie wydawao si...
Znienacka gwatownym ruchem zatar rce.
- Jeli wic istnieje moliwo, e zostan przekazany komu jak rozpieszczony
salonowy piesek, to chciabym chocia wiedzie, komu zostan przekazany?
- Nigdy nie uwaaam ci za pieska - powiedziaa ostro Moiraine. - Myrelle rwnie
nie.
- Myrelle. - Skrzywi si. - Powinna by ju Zielon, albo czym w tym rodzaju.
Modziutka dziewczynka zaledwie podniesiona do godnoci penej siostry.
- Jeli Myrelle potrafi da sobie rad ze swymi trzema Gaidinami, prawdopodobnie
rwnie podoa tobie. Mimo i zapewne chciaaby ci zatrzyma, obiecaa, e przekae twoje
zobowizania innej, kiedy tylko znajdzie siostr bardziej dla ciebie stosown.
- Tak... Nie piesek, lecz paczka. Z Myrelle w roli dorczyciela! A Moiraine, ktra
wszak nie jest przecie Zielon, traktuje swego Stranika w ten sposb. Od czterystu lat adna
Aes Sedai nie przekazaa zobowiza swego Stranika innej, a ty chcesz zrobi mi to nie
jeden raz, lecz dwukrotnie.
- To ju si stao i nie mam zamiaru tego odwraca.
- Niech mnie wiato olepi, jeli ma zamiar pozwoli, by przekazywano mnie z rki
do rki. Masz choby jakie pojcie co do tego, w czyich rkach skocz?
- To co zrobiam, zrobiam dla twego wasnego dobra, a pewnie dla dobra innych
rwnie. Wszak moe si okaza, e Myrelle przekona si, i modziutka dziewczynka zale-
dwie podniesiona do godnoci penej siostry, tak to powiedziae, nieprawda, potrzebuje
Stranika zahartowanego w walce i mdrego w sprawach tego wiata, e modziutka
dziewczynka moe potrzebowa kogo, kto wrzuci j do stawu. Masz wiele do zaoferowania,
Lan, tote widzie, jak to wszystko marnuje si w nie oznakowanym grobie, porzuca to dla
krukw, podczas gdy mogoby przypa kobiecie potrzebujcej tego, byoby czym o wiele
gorszym ni grzech, o ktrym tyle plot Biae Paszcze. Tak, myl, e okaesz si jej
przydatny.
Oczy Lana rozszerzyy si nieznacznie, w jego przypadku oznaczao to to samo, co u
innego czowieka spojrzenie penego wstrzsu niedowierzania. Rzadko widziaa go tak
wytrconego z rwnowagi. Dwukrotnie otworzy usta, zanim przemwi:
- A kog masz na myli, jeli chodzi o...
Przerwaa mu.
- Jeste pewien, e smycz nie ociera szyi, Lan Gaidin? Dopiero teraz, po raz pierwszy
zdajesz sobie spraw z siy zobowiza, z ich gbi. Mgby skoczy z jak dobrze
zapowiadajc si Bia, sama logika i kompletny brak serca, albo z Brzow, ktra
widziaaby w tobie jedynie par doni do przenoszenia jej ksig i szkicw. Mog przekaza
ci, komu mi si ywnie spodoba, jak paczk, albo salonowego pieska, a ty bdziesz musia
na to przysta. Pewien jeste, e smycz nie ociera szyi?
- I po to byo to wszystko? - Zazgrzyta zbami. Jego oczy pony jak niebieskie
ognie, usta zacisny si w niewidoczn niemal kresk. Po raz pierwszy widziaa, jak zupenie
nie tumiony gniew wytrawia mu twarz. - Caa ta rozmowa, to tylko sprawdzian. Sprawdzian!
Aby zobaczy, czy potrafisz zacisn mi smycz? Po tych wszystkich latach`? Od czasu, kiedy
ci lubowaem, jechaem tam, gdzie chciaa, nawet jeli uwaaem to za gupie, nawet jeli
istniay racje, by uda si gdzie indziej. Nigdy nie musiaa powoywa si na me
zobowizania. Na jedno twe sowo, patrzyem spokojnie, jak wdrujesz prosto w rodek
niebezpieczestwa i trzymaem rce przy sobie, cho niczego nie pragnem bardziej, ni
wycign miecz i wyci ci drog w tumie wrogw. I po tym wszystkim ty jeszcze mnie
sprawdzasz?
- Nie sprawdzam ci, Lan. Mwi wprost, bez adnych gbszych intencji, e
zrobiam, co powiedziaam. Jednak w Fal Dara zaczam si zastanawia, czy cakowicie
jeste ze mn.
Ostrono rozbysa w jego oczach.
"Lan, wybacz mi. Nie chciaam kruszy murw, ktrymi otoczye si tak cile, ale
musz wiedzie".
- Dlaczego zrobie to, co zrobie z Randem?
Zamruga, to byo zupene zaskoczenie. Wiedziaa, czego si teraz spodziewa i nie
miaa zamiaru traci okazji, gdy wytrcony by z rwnowagi.
- Kiedy przyprowadzie go do Amyrlin, przemawia, zachowywa si jak lord
Pogranicza i urodzony onierz. Byo to zgodne z tym, co dla niego zaplanowaam, ale nigdy
przecie nie rozmawialimy ze sob o nauczeniu go takich manier. Dlaczego, Lan?
- Wydawao si to... suszne. Mody wilczarz musi kiedy spotka swego pierwszego
wilka. Jeli jednak wilk bdzie widzia w nim szczeniaka, jeli zachowywa si bdzie jak
szczeniak, wwczas z pewnoci wilk go zabije. Wilczarz musi by wilczarzem, przede
wszystkim w oczach wilka, jeli ma przey.
- Tak wanie widzisz Aes Sedai? Amyrlin? Mnie? Sfora wilkw cigajca twego
modego wilczarza? - Lan potrzsna gow. - Wiesz, kim on jest, Lan. Wiesz, kim musi si
sta. Musi. Pracowaam na to od dnia, kiedy si spotkalimy i jeszcze wczeniej. Teraz
wtpisz w to, co zrobiam?
- Nie. Nie, ale... - Skrywa si, na powrt budujc swe mury. Ale wci jeszcze byy w
nich szczeliny. Sama powiadaa, e ta'veren wcigaj otaczajcych ich ludzi, jak wir wodny
poyka somki. Zapewne ja rwnie zostaem wcignity. Czuem tylko, e tak bdzie
susznie. Ci wiejscy chopcy potrzebuj kogo, kto bdzie sta po ich stronie, Moiraine.
Przynajmniej Rand potrzebuje. Wierz w to, co robisz, nawet teraz, kiedy nie znam nawet
poowy twych uczynkw, wierz tak, jak wierz w ciebie. Nie prosiem o zwolnienie mnie ze
zobowiza i nie poprosz. Jakiekolwiek s twoje plany, odnonie do twego umierania i
mojego bezpieczestwa, odprawienia mnie, szczliwy bd, widzc jak yjesz a wszelkie
plany obracaj si w nico.
- Ta'veren - westchna Moiraine. - By moe to byo to. Miast postpowa ostronie,
niczym ze dbem, ktre naley delikatnie pokierowa w d strumienia, usiuj
przeprowadzi kod przez katarakty. Za kadym razem, gdy j popycham, ona odpycha mnie,
a im duej to wszystko trwa, tym staje si wiksza. A jednak musz wytrwa do koca.
Rozemiaa si cicho.
- Nie bd bardzo nieszczliwa, stary przyjacielu, jeli uda ci si wypaczy moje
plany. Teraz jednak prosz, zostaw mnie. Musz pomyle w samotnoci.
Waha si jedynie przez moment, potem odwrci i poszed w kierunku drzwi. W
ostatniej chwili zrozumiaa, e musi zada mu jeszcze jedno pytanie.
- Czy kiedykolwiek marzye o czym innym, Lan?
- Wszyscy ludzie marz. Ale znam marzenia wyczerpujce si wycznie w samych
sobie. To - dotkn rkojeci miecza - jest rzeczywisto.
Mury wyrosy na powrt, rwnie wysokie i mocne jak przedtem.
Kiedy wyszed, Moiraine siedziaa przez chwil wtulona w oparcie krzesa, wpatrujc
si w ogie. Mylaa o Nynaeve i szczelinach w murze. Bez specjalnych usiowa, nie mylc
nawet, co czyni, ta moda kobieta spowodowaa, e mury popkay a w ich szczelinach
wyroso pncze. Lan uwaa, i jest bezpieczny, zamknity w swej fortecy przez los i wasne
pragnienia, ale powoli, cierpliwie pncza rozsadzay mur, odsaniajc ukrytego wewntrz
czowieka. Ju teraz zacz dochowywa jej lojalnoci - na pocztku pozostawa zupenie
obojtny wobec ludzi z Pola Emonda, wyjwszy tych, ktrymi interesowaa si Moiraine.
Nynaeve zmienia to, podobnie jak zmienia samego Lana.
Ku wasnemu zaskoczeniu Moiraine poczua ukucie zazdroci. Nigdy dotd si to nie
zdarzyo, nie w odniesieniu do kobiet, ktre rzucay swe serca pod jego stopy lub dzieliy z
nim oe. W istocie, nigdy nie mylaa o nim jako o obiekcie moliwej zazdroci, zreszt
podobnie jak nie mylaa w ten sposb o adnym mczynie. Polubiona bya swojej walce,
a Lan polubiony by swej. Lecz zbyt dugo byli ju towarzyszami w tych zmaganiach.
Zajedzi konia na mier, sam niemale padajc ze zmczenia, a pod koniec niosc j w
ramionach do Anayi, Uzdrowicielki. Niejeden raz opatrywaa mu rany, sw sztuk
zatrzymujc ycie, ktre niemale postrada, prbujc ratowa j. Powtarza zawsze, e
maonk jego jest mier. Teraz na innej pannie modej spoczywao jego spojrzenie, cho
wci jeszcze tego nie widzia. Sdzi, e wci bezpieczny trwa za swym murem, ale Nyneve
ju wplota weselne kwiaty w jego wosy. Czy dalej rwnie pogodnie bdzie w stanie igra ze
mierci? Moiraine wtpia, by poprosi o zwolnienie ze zobowiza. Ale nie wiedziaa, co
zrobi, kiedy tak si stanie.
Grymas zagoci na jej twarzy, powstaa. S waniejsze sprawy. Duo waniejsze.
Oczyma obja otwarte ksiki i papiery walajce si po pokoju. Tak wiele wskazwek, ale
adnych definitywnych odpowiedzi.
Wesza Vandene, niosc na tacy dzbanek z herbat i filianki. Wysmuka i wdziczna,
zawsze wyprostowana, wosy zebrane starannie na karku byy niemale zupenie biae. Na jej
delikatnej twarzy wida byo znaki wielu, wielu przeytych lat.
- Nie chciaam ci przeszkadza, mogam poprosi Jaema, aby to przynis, ale wanie
wiczy z mieczem w stodole. - Z cichym szelestem odsuna rkopis, aby zrobi miejsce na
tac. - Obecno Lana przypomniaa mu, e nadaje si do czego wicej, ni tylko uprawy
ogrodu i wykonywania drobnych napraw w domu. Gaidini maj takie sztywne karki.
Mylaam, e Lan jeszcze tu bdzie, dlatego przyniosam dodatkow filiank. Znalaza to,
czego szukasz?
- Nie wiem waciwie nawet, czego szukam.
Moiraine zmarszczya brwi, wpatrujc si w drug kobiet. Vandene naleaa do
Zielonych Ajah, nie do Brzowych jak jej siostra, ale od tak dawna wsplnie powicay si
studiom, e wiedziaa rwnie duo co Adeleas.
- Cokolwiek to jest, nie wyglda, aby wiedziaa, gdzie szuka. - Potrzsajc gow,
Vandene przewertowaa kilka ksiek i rkopisw. - Tyle kwestii. Wojny z Trollokami.
Obserwatorzy nad Morzem. Legenda o Powrocie. Dwa traktaty na temat Rogu Valere. Trzy
ciemne proroctwa i, na wiato, ksika Santhry o Przekltych. Paskudna. Rwnie
paskudna, jak ta o Shadar Logoth. I Proroctwa Smoka w trzech tumaczeniach, i jeszcze
orygina. Moiraine, o co ci chodzi? Proroctwa, rozumiem, nawet na tak gusz docieraj
pewne nowiny. Syszaymy o tym, co zdarzyo si w Illian. W wiosce opowiadaj nawet
plotki o tym, e kto odnalaz Rg.
Nieostronie potrzsna rkopisem na temat Rogu i zakaszlaa, gdy kurz podrani jej
gardo.
- Zlekcewayam j, oczywicie. Zawsze syszy si jakie plotki. Lecz c...
Powiedziaa, e potrzebujesz odosobnienia i mam zamiar ci je zapewni.
- Poczekaj chwil - powiedziaa Moiraine, a druga Aes Sedai zatrzymaa si tu przy
drzwiach. - By moe mogaby odpowiedzie na kilka moich pyta.
- Sprbuj. - Vandene niespodziewanie umiechna si. - Adeleas twierdzi, e
powinnam zosta Brzow siostr. Pytaj.
Napenia dwie filianki herbat i podaa jedn Moiraine, potem usiada na krzele
przy kominku.
Sploty pary wiy si nad filiankami, kiedy Moiraine pieczoowicie dobieraa swe
pytania.
"Uzyska odpowiedzi, a jednoczenie nie ujawni zbyt wiele".
- Rg Valere nie jest wzmiankowany w Proroctwach, a jednak w jaki sposb
powizany jest ze Smokiem?
- Nie. Wyjwszy fakt, e musi zosta znaleziony przed Tarmon Gai'don, a wanie po
Smoku oczekuje si stoczenia Ostatniej Bitwy.
Biaowosa kobieta pocigna yk herbaty i czekaa.
- Czy cokolwiek czy Smoka z Gow Tomana? Vandene zawahaa si.
- Tak i nie. Jest to kwestia sporna pomidzy Adelleas a mn. - Jej gos przybra ton
charakterystyczny dla wykadu i przez moment Moiraine wydawao si, e ma przed sob
Brzow siostr. - Jest w oryginale taki wers, ktry przetumaczony dosownie brzmi:
"Picioro jedzie naprzd, a czworo powraca. Ponad obserwatorami proklamuje si,
sztandarem w poprzek nieba w ogniu..." C, i tak dalej. Kluczow kwesti jest jednak sowo
ma'vron. Twierdz, e nie powinno by przetumaczone po prostu jako "obserwatorzy",
bowiem to z kolei brzmi a'vron. Ma'vron ma tutaj decydujce znaczenie. Wedle mnie znaczy
Obserwatorzy nad Morcem, chocia oni sami nazywaj siebie Do Miere A'vron rzecz jasna,
nie za Ma'vron. Adeleas powiada, i dokonuj nadinterpretacji. Sdz jednak, e oznacza to,
i Smok Odrodzony ujawni si gdzie na Gowie Tomana, w Arad Doman lub Saladei.
Adeleas moe sobie myle, e jestem niemdra, jednakowo wsuchuj si uwanie we
wszystkie pogoski, jakie ostatnimi czasy dochodz do nas z Saladei. Mazrim Taim jest w
stanie przenosi, tak przynajmniej syszaam, a nasze siostry jeszcze sobie nie poradziy z
nim. Jeli Smok si Odrodzi i odnaleziony zosta Rg Valere, znaczy to, e Ostatnia Bitwa
nastpi ju wkrtce. Moemy nigdy nie ukoczy naszej historii.
Przeszy j dreszcz, potem nagle rozemiaa si.
- Dziwny powd do zmartwie. Przypuszczam, e coraz bardziej staj si Brzow
siostr. To straszne, kiedy si nad tym zastanowi. Zadaj nastpne pytanie.
- Sdz, i nie powinna si martwi o Taima - powiedziaa nieobecnym gosem
Moiraine. Istnia jednak zwizek z Gow Tomana, aczkolwiek ledwie rysujcy si i
nieznaczny. - Zajm si nim podobnie jak Logainem. Co moesz powiedzie o Shadar
Logoth?
- Shadar Logoth! - parskna Vandene. - Mwic krtko, miasto zostao zniszczone
przez sw wasn nienawi, zginy wszelkie ywe istoty, wyjwszy doradc Mordetha, ktry
zapocztkowa to wszystko, stosujc taktyk Sprzymierzecw Ciemnoci przeciw
Sprzymierzecom Ciemnoci, a teraz zaczajony w puapce czeka, aby skra dusz. Nie jest
bezpiecznie tam wchodzi i niebezpieczne jest dotykanie czegokolwiek. Ale to wie kada
nowicjuszka, ktra ju niedugo zostanie Przyjt. Aby usysze cao, musiaaby zosta
tutaj przez miesic i wysucha serii wykadw Adeleas, ona doprawdy posiada na ten temat
dogbn wiedz, lecz nawet ja mog ci powiedzie, e nie ma to adnego zwizku ze
Smokiem. Miejsce byo martwe na sto lat zanim Yurian Stonebow powsta z popiow Wojen
z Trollokami, a w caej historii faszywych Smokw jest on postaci historycznie mu
najblisz.
Moiraine podniosa do.
- Nie wyraziam si jasno, w tej chwili nie interesuje mnie ju Smok, Odrodzony czy
faszywy. Czy moesz sobie wyobrazi jaki powd, dla ktrego Pomor miaby zabra co
pochodzcego z Shadar Logoth?
- Nie, gdyby wiedzia, czym ta rzecz jest. Nienawi, ktra zabia Shadar Logoth, bya
nienawici pierwotnie skierowan przeciwko Czarnemu. Zniszczy Pomiot Cienia rwnie
niezawodnie, jak tych ktrych opromienia wiato. Tamci boj si Shadar Logoth rwnie
mocno jak my.
- A co moesz mi powiedzie o Przekltych?
- Skaczesz z tematu na temat. Mog powiedzie ci niewiele wicej ponad to, czego
nauczya si jako nowicjuszka. Mao kto wie wicej o Bezimiennych. Chcesz, bym zarzucia
ci wiadomociami, ktrych obie nauczyymy si bdc jeszcze dziewcztami?
Przez chwil Moiraine siedziaa w milczeniu. Nie chciaa powiedzie zbyt wiele, ale
Vandene i Adeleas miay wicej wiedzy w koniuszku palca, ni byo jej w caym wiecie,
wyjwszy Bia Wie, tam jednak czekao na ni wicej kopotw, nili bya w stanie
obecnie udwign. Pozwolia, by imi wylizgno si z jej ust, jakby w ucieczce:
- Lanfear.
- W tej kwestii - westchna zapytana - doprawdy nie wiem nawet odrobin wicej, ni
jako nowicjuszka. Crka Nocy pozostaje tak tajemnicza, jakby dosownie odziaa si w
ciemno. - Przerwaa na moment, wpatrzya si w filiank, kiedy jednak podniosa wzrok,
jej spojrzenie ostro wbio si w oczy Moiraine. - Lanfear bya zwizana ze Smokiem, z
Lewsem Therinem Telamonem. Moiraine, czy masz jakie poszlaki, co do tego, e Smok si
Odrodzi? Ju si Odrodzi? Czy to si stao?
- Gdyby tak byo - Moiraine odpowiedziaa nieporuszona - czy nie znajdowaabym
si w Biaej Wiey, zamiast tutaj? Amyrlin wie wszystko, co ja wiem, tyle mog ci przysic.
Czy otrzymaa od niej wezwanie?
- Nie, ale przypuszczam, e moe to nastpi. Kiedy nadejdzie czas, e zmuszone
zostaniemy stawi czoo Smokowi Odrodzonemu, Tron Amyrlin potrzebowa bdzie kadej
nowicjuszki, ktra potraf samodzielnie zapali wiec. - Gos Vandene powoli cich, jakby
pograa si w zadumie. - Biorc pod uwag moc, ktr bdzie wada, trzeba bdzie go
zmiady, zanim uyje jej przeciwko nam, zanim oszaleje i zniszczy wiat. Najpierw jednak
musi spotka si z Czarnym. - Rozemiaa si wesoo na widok wyrazu twarzy Moiraine. -
Nie jestem Czerwona. Studiowaam Proroctwa wystarczajco dokadnie, by wiedzie, e nie
moemy si zdecydowa na poskromienie go od razu. Jeeli byybymy w stanie to zrobi.
Wiem rwnie dobrze jak ty, jak wszystkie siostry, ktre zatroszczyy si, by to odkry, e
pieczcie zatrzymujce Czarnego w Shayol Ghul sabn. Illian zwoa Wielkie Polowania na
Rg. Dokoa peno faszywych Smokw. A dwaj z nich, Logain i teraz ten w Saladei, zdolni
do przenoszenia. Kiedy po raz ostatni Czerwone natkny si na dwu przenoszcych
mczyzn w cigu niecaego roku? Kiedy po raz ostatni odnalazy jednego na pi lat? Nie za
mojego ycia przynajmniej, a jestem duo od ciebie starsza. Znaki s wszdzie. Tarmon
Gai'don nadchodzi. Czarny wyrwie si na wolno. A Smok Odrodzi si.
Filianka zagrzechotaa, kiedy gwatownie odstawia j na st.
- Przypuszczam, e to dlatego obawiam si, i moga widzie jakie znaki jego
obecnoci.
- Nadejdzie - powiedziaa mikko Moiraine a uczynimy, co musi by zrobione.
- Jeli, mam tak nadziej, na cokolwiek si to zda. Wycign Adeleas z jej ksiek i
wyl do Biaej Wiey. Jednak zadowolona jestem, bdc tutaj. By moe wystarczy nam
czasu na skoczenie naszej historii.
- Mam nadziej, e tak bdzie, siostro.
Vandene wstaa.
- C, mam jeszcze co do zrobienia przed snem. Jeli nie masz wicej pyta,
pozostawi ci twoim studiom. Przerwaa na chwil, a potem powiedziaa co, co zdradzio, i
pomimo lat spdzonych nad ksigami, wci zostaa Zielon Ajah. - Powinna zrobi co z
Lanem, Moiraine. Ten mczyzna gotuje si w rodku gorzej ni Gra Smoka. Wczeniej czy
pniej wybuchnie. Znaam wystarczajco wielu mczyzn, by widzie, kiedy ktry ma
kopoty z kobiet. Bylicie razem przez dugi czas. By moe na koniec zrozumia, e jeste w
takim samym stopniu kobiet, jak Aes Sedai.
- Dla Lana wci jestem tym, kim jestem, Vandene. Mianowicie Aes Sedai. I mam
nadziej, e wci przyjacik.
- Ach, wy Bkitne. Zawsze gotowe ratowa wiat, ktry same tracicie.
Kiedy biaowosa Aes Sedai wysza, Moiraine signa po paszcz i mruczc co do
siebie, wysza do ogrodu. W tym co powiedziaa Vandene, co poruszyo strun w jej umyle,
nie moga sobie jednak przypomnie, co to byo. Odpowied, wskazwka pozwalajca
znale odpowied na pytanie, ktrego nie zadaa? Ale jakie to mogoby by pytanie - tego
rwnie nie potrafia sobie wyobrazi.
Ogrd by may, podobnie jak dom, ale starannie utrzymany, co byo wida nawet w
tej powiacie dochodzcej z okna. Wysypane piaskiem cieki wiody wrd grzdek
kwiatw. Zarzucia luno paszcz na ramiona, aby ustrzec si agodnego chodu nocy.
"Jaka bya odpowied i jakie byo pytanie?"
Zazgrzyta piasek, wic odwrcia si, mylc e to Lan. Ledwie kilka krokw od niej,
pord ciemnoci, zamajaczy cie, cie ktry zdawa si by nazbyt wysok sylwetk
mczyzny owinitego w paszcz. Ale ksiyc nagle owietli mu twarz, blad, pospn, z
wystajcymi policzkami i czarnymi oczyma nad pomarszczonymi, czerwonymi ustami.
Paszcz rozchyli si, rozwijajc w dwa wielkie, jakby nietoperze skrzyda.
Wiedzc, e jest za pno, otworzya si na saidara, lecz Draghkar zanuci jkliwie i
ciche brzczenie wypenio j, rozbijajc wol na kawaki. Saidar wylizgn si. Idc w kie-
runku stworzenia, czua tylko nieokrelony smutek, gbokie zawodzenie wydobyo na
wierzch jej najcilej skrywane uczucia. Biae, biae donie - jak donie mczyzny, tylko e
zakoczone szponami - signy po ni, usta koloru krwi wykrzywiy si w parodii umiechu,
obnaajc ostre zby. Niejasno, bardzo niejasno, wiedziaa e zby te nie gryz, ani nie
szarpi. Strze si pocaunku Draghkara. Kiedy te wargi dotkn jej, rwnie dobrze bdzie
moga by martwa, zostanie wyssana z duszy, pniej z ycia. Ktokolwiek j znajdzie, nawet
jeli przyjdzie w tym samym momencie, gdy Draghar j puci, zobaczy tylko ciao bez
najmniejszego znaku, zimne, jakby martwe od dwu dni. A kiedy przyjd, zanim umrze, to co
zobacz, bdzie jeszcze gorsze i w niczym nie bdzie jej przypominao. Zawodzenie
pocigno j prosto w te blade donie, gowa Draghara pochylia si powoli.
Tylko lad zaskoczenia przemkn jej przez umys, gdy ostrze miecza rozbyso nad
ramieniem, trafiajc Draghkara w pier, nieco bardziej jedynie zdziwio j drugie ostrze,
uamek sekundy pniej, nad drugim ramieniem.
Oszoomiona, chwiejc si lekko, patrzya jakby z ogromnej odlegoci na stworzenie
odepchnite w ty, daleko od niej. Zobaczya Lana, pniej Jaema, kociste rce siwowosego
Stranika trzymay miecz rwnie pewnie, jak donie modszego towarzysza. Blade donie
Draghkara szarpay ostr stal, skrzyda opotliwymi planiciami chostay obu mczyzn.
Nagle, poraniony i krwawicy, ponownie zanis si jkiem. Ku Stranikom.
Z wysikiem tylko Moiraine pozbieraa myli. Czua si tak pusta, jakby istota
dokonaa jednak swego dziea.
"Nie ma czasu na sabo".
W jednej chwili otworzya si na saidara i kiedy moc wypenia j, bez lku ogarna
wzrokiem scen, chcc celnie uderzy w ten Pomiot Cienia. Obaj mczyni byli zbyt blisko,
cokolwiek uczyni, im rwnie zaszkodzi. Nawet uycie Jedynej Mocy, wiedziaa to, mimo i
myli wci zanieczyszcza jej dotyk Draghkara.
Lecz zanim cokolwiek zrobia, Lan krzykn:
- Ucinij mier!
Jak echo doczy do niego zdecydowany gos Jaema:
- Ucinij mier!
I obaj mczyni weszli w zasig dotyku Draghkara, zatapiajc swe ostrza w jego ciele
a po rkoje.
Odrzucajc gow w ty, Draghkar wrzasn, krzykiem ktry igami przeszy gow
Moiraine. Nawet owinita saidarem bya w stanie poczu jego si. Jak padajce drzewo
Draghkar run na ziemi, jedno ze skrzyde powalio Jaema na kolana. Lan pochyli si,
jakby w cakowitym wyczerpaniu.
Od strony domu spieszyy w ich stron wiata stworzone przez Vandene i Adeleas.
- Co to za haasy? - dopytywaa si Adeleas. Bya niemale zwierciadlanym
wizerunkiem swej siostry. - Jaem poszed i...
Swiato pado na ciao Draghkara, gos zamar jej w gardle.
Vandene chwycia do Moiraine.
- Czy on...?
Pozostawia pytanie nie dokoczone, Moiraine sobaczya otaczajcy j nimb. Czujc
przepyw siy od drugiej kobiety, aowaa, nie po raz pierwszy, e Aes Sedai nie s w stanie
zrobi dla siebie tyle, ile mog zrobi dla innych.
- Nie zrobi - powiedziaa z wdzicznoci. Zajmij si Gaidinami.
Lan patrzy na ni, zaciskajc usta.
- Gdyby nie to, e mnie tak zdenerwowaa, e poszedem wiczy formy z Jaemem i
gdybym nie by tak wcieky, e szybko zrezygnowaem i wrciem do domu...
- Ale tak wanie byo - odrzeka. - Wzr wplata wszystko w osnow.
Jaem mrucza co, ale pozwoli Vandene obejrze swe rami. Kocisty i ylasty,
wyglda na rwnie mocnego jak stare korzenie.
- W jaki sposb - dopytywaa si Adeleas - jaka istota z cienia moga podej tak
blisko i nie wyczuymy jej?
- Bya osaniana - powiedziaa Moiraine.
- Niemoliwe - odburkna Adeleas. - Tylko siostra mogaby...
Przerwaa, a Vandene odwrcia si od Jaema, by spojrze na Moiraine.
Ta wypowiedziaa sowa, ktrych adne z nich nie chciao usysze:
- Czarna Ajah.
Od strony wioski sycha byo okrzyki.
- Lepiej ukryjcie to... - machna rk w stron Draghkara rozcignitego w poprzek
grzdki kwiatw szybko. Zaraz przyjd, by zapyta, czy nie potrzebujecie pomocy, a kiedy go
zobacz, zaczn si rozmowy, ktrych na pewno wolaybycie unikn.
- Tak, oczywicie - powiedziaa Adeleas. - Jaem, wyjd im na spotkanie. Powiedz, e
nie wiesz, skd ten haas, ale e wszystko jest w porzdku. Uspokj ich.
Siwowosy Stranik pospieszy w noc, w kierunku zbliajcych si gosw
mieszkacw wioski. Adeleas odwrcia si i wpatrzya badawczo w Draghkara, jakby by za-
gadkowym fragmentem w jednej z jej ksiek.
- Czy bya w to zamieszana Aes Sedai, czy nie, zastanawiam si, co mogo go tutaj
sprowadzi?
Vandene w ciszy wpatrywaa si w Moiraine.
- Obawiam si, e musz was opuci - powiedziaa Moiraine. - Lan, czy mgby
przygotowa konie do drogi?
Kiedy odszed, dodaa:
- Zostawi listy, ktre naley wysa do Biaej Wiey, najszybciej jak tylko mona.
Adeleas z nieobecnym wyrazem twarzy pokiwaa gow, jej uwaga wci skupiona
bya na lecym u jej stp monstrum.
- A tam, dokd jedziesz, odnajdziesz swe odpowiedzi? - zapytaa Vandene.
- By moe ju znalazam jedn, mimo i wcale jej nie szukaam. Mam tylko nadziej,
e nie jest za pno. Potrzebne mi bdzie piro i pergamin.
Poprowadzia Vandene w kierunku domu, zostawiajc Adeleas, by zaja si ciaem
Draghkara.
ROZDZIA 23
INICJACJA
Nynaeve ostronie rozejrzaa si po wielkiej komnacie pooonej gboko pod Bia
Wie, po czym ukradkiem zmierzya wzrokiem stojc u jej boku Sheriam. Mistrzyni
Nowicjuszek wygldaa tak, jakby czego wyczekiwaa, w jej postawie odznaczaa si nawet
pewna niecierpliwo. Podczas kilkudniowego pobytu w Tar Valon na twarzach Aes Sedai
widziaa jedynie spokj, umiechnit akceptacj wydarze nastpujcych zgodnie z waciw
im natur.
Sklepione pomieszczenie wykute zostao w podou skalnym wyspy, wiata lamp
umieszczonych na wysokich stojakach odbijay si od bladych i gadkich kamiennych cian.
Na samym rodku, pod sklepieniem znajdowaa si konstrukcja wykonana z trzech okrgych,
srebrnych ukw, kady wystarczajco wysoki, by mona byo pod nim przej, wspartych na
stykajcych si ze sob grubych, srebrnych piercieniach. uki i piercienie stanowiy jedn
cao. Nie moga dostrzec, co si za nimi znajduje, tylko migotanie wiata, powodujce
trzepotanie odka, kiedy wpatrywaa si zbyt dugo. W miejscach gdzie uki stykay si z
piercieniami, wprost na kamiennej pododze posadzki, siedziay na skrzyowanych nogach
Aes Sedai, wpatrujc si w srebrzyst konstrukcj. Jeszcze inne stay w pobliu, za prostym
stoem, na ktrym ustawiono trzy due srebrne kielichy. Nynaeve wiedziaa - przynajmniej tak
jej powiedziano - e kady wypeniony jest czyst wod. Wszystkie pi Aes Sedai miao na
sobie swoje szale - Sheriam z bkitnymi frdzlami, niada kobieta za stoem z czerwonymi i
kolejno ziele, biel i szaro, przysugujce trjce siedzcej przy ukach. Nynaeve wci
ubrana bya w sukni, ktr otrzymaa w Fal Dara - w kolorze zielonym, zdobn maymi,
biaymi kwiatkami.
- Najpierw zostawiacie mnie sam, bez adnego zajcia, wyjwszy ogldanie wasnych
doni od rana do nocy - wymruczaa Nynaeve -- a teraz cay ten popiech.
- Godzina bije, nie czekajc na adn kobiet - odrzeka Sheriam. - Koo splata wzr
jak chce i kiedy chce, Cierpliwo jest wic cnot, ktrej naley si uczy, zawsze jednak
musimy by przygotowane na nag zmian.
Nynaeve ze wszystkich si staraa si, aby wypeniajce j rozdranienie nie
uwidocznio si w spojrzeniu. Najbardziej irytujc rzecz, jak odkrya u pomiennowosej
Aes Sedai, by ten ton gosu, jakby tamta, niezalenie czy byo tak czy nie, bez przerwy
cytowaa cudze wypowiedzi.
- Co to jest?
- Ter'angreal.
- C, to mi nic nie mwi. Do czego to suy?
- Ter'angreale su do wielu rzeczy, dziecko. Podobnie jak angreal i sa'angreal
stanowi pozostao Wieku Legend wykorzystujc Jedyn Moc, nie s jednak tak rzadkie
jak tamte. O ile niektre ter'angreale potrzebuj dla swego funkcjonowania obecnoci Aes
Sedai, jak ten, ktry mamy przed sob, pozostae mog spenia zadania, dla jakich zostay
stworzone w rkach kadej kobiety, ktra potrafi przenosi. S nawet takie, o ktrych
przypuszcza si, i zadziaaj niezalenie od tego, kto bdzie ich wacicielem. W odrnieniu
od angreala i sa'angreaia przeznaczone s do realizacji okrelonych celw. W Wiey
posiadamy jeszcze inny, ktry czyni wic skadan przysig. Kiedy zostaniesz
podniesiona do stanu penej siostry, zoysz swoje luby, trzymajc go w doni. Nigdy nie
trzeba wypowiada sw, ktre nie s prawdziwe. Nie tworzy adnej broni mogcej suy
jednemu czowiekowi do zabicia innego. Nigdy nie uywa Jedynej Mocy w charakterze
broni, wyjwszy stosowanie jej przeciwko Sprzymierzecom Ciemnoci i Pomiotowi Cienia,
ewentualnie w celu obrony wasnego ycia, ycia swego Stranika lub innej siostry.
Nynaeve potrzsna gow. Brzmiao to, jakby przysiga obejmowaa zbyt wiele, albo
zbyt mao. Gono wyrazia swe wtpliwoci.
- Niegdy od Aes Sedai nie wymagano skadania przysig. Wiadomo byo, czym s
Aes Sedai, co sob przedstawiaj, nie byo wic potrzeby adnego dalszego samookrelenia.
Wiele z nas chciaoby, aby rwnie dzisiaj tak byo. Lecz Koo obraca si, a czasy zmieniaj.
To, e skadamy takie przysigi, e wiadomo, i jestemy nimi zwizane, pozwala ludom
nawizywa z nami stosunki bez obawy, e skierujemy nasz moc, Jedyn Moc, przeciwko
nim. Dokonaymy takiego wyboru w okresie oddzielajcym Wojny z Trollokami od Wojny
Stu Lat i zapewne dlatego Biaa Wiea wci stoi, a my moemy powica wszystkie wysiki
na walk z Cieniem. - Sheriam wcigna gboki oddech. - wiatoci, dziecko, staram si
nauczy ci tego, czego wszystkie inne kobiety, ktre stay w miejscu, gdzie ty teraz stoisz,
uczyy si przez lata. Tego nie da si zrobi. Obecnie winna ca uwag powici
ter'angrealowi. Nie znamy przyczyny, dla ktrej zostay stworzone. Omielamy si uywa
wycznie niektrych i to w sposb, ktry moe nie mie nic wsplnego z intencjami
twrcw. Wikszo z tego, czego nauczyymy si, pocigna za sob koszty, ktrych nie
mona byo unikn. W cigu lat niejedna Aes Sedai zgina, talent niejednej wypalony zosta
w tych prbach zdobycia wiedzy.
Nynaeve zadraa.
- Chcesz, ebym tam wesza?
wiato w przestrzeni ukw migotao obecnie sabiej, wci jednak zupenie nie
mona byo dostrzec, co si za nimi kryje.
- Wiemy, do czego suy ten. Postawi ci twarz w twarz z twymi najwikszymi
strachami. - Sheriam umiechna si mio. - Nikt nie zapyta ci pniej, co widziaa w
rodku. Strachy, ktre nawiedzaj kad kobiet, s jej wyczn wasnoci.
Nynaeve niejasno pomylaa o niepokoju, jaki wzbudzay w niej pajki, szczeglnie w
ciemnociach, nie sdzia jednak, aby Sheriam co takiego miaa na myli.
- Po prostu przejd przez jeden uk i wejd w nastpny? Trzy przejcia i sprawa
zaatwiona?
Aes Sedai poprawia swj szal penym irytacji wzruszeniem ramion.
- Jeli chcesz ca rzecz do tego sprowadzi, to prosz bardzo - powiedziaa sucho. -
Kiedy tu szymy, powiedziaam ci wszystko, co musisz wiedzie o ceremonii, przekazaam ci
ca wiedz, na jak zezwala si przed przystpieniem do niej. Gdyby znalaza si na tym
miejscu jako nowicjuszka, wiedza ta zapisana byaby w twoim sercu, ale nie obawiaj si
popeni bdu. Jeli bdzie to konieczne, wszystko ci przypomn. Jeste pewna, e chcesz
stawi czoo prbie? W kadej chwili moemy ze wszystkiego zrezygnowa, a ja po prostu
wpisz twe imi do ksigi nowicjuszek.
- Nie!
- Bardzo dobrze, wic. Powiem ci teraz o dwu rzeczach, o ktrych kobiety dowiaduj
si dopiero w tej komnacie. Oto pierwsza. Kiedy ju zaczniesz, nie wolno ci przerwa przed
kocem. Jeli odmwisz kontynuowania prby, wwczas, niezalenie od tego jak wielkie s
twe moliwoci, zostaniesz bardzo grzecznie wyproszona z Wiey, wyposaona w ilo srebra
wystarczajc na rok, nigdy jednak nie bdzie ci wolno do niej powrci.
Nynaeve otworzya usta, aby powiedzie, i odmowa nie wchodzi w gr, lecz Sheriam
przerwaa jej ostrym gestem.
- Suchaj i odzywaj si tylko wtedy, gdy wiesz, co powiedzie. Po drugie. Szuka,
walczy oznacza zna niebezpieczestwo. Tam bdziesz je znaa. Niektre kobiety wchodziy
i nigdy nie wychodziy na zewntrz. Kiedy ter'angreal zosta zdezaktywowany,
nie-byo-ich-w-nim. I nigdy wicej ju ich nie widziano. Jeli chcesz przey, musisz by
nieugita. Jeeli zawahasz si, zawiedziesz, to... - Jej milczenie mwio janiej, ni
jakiekolwiek sowa. - To twoja ostatnia szansa, dziecko. Moesz w tej chwili zawrci, to
ostatni moment, a wcign twe imi do ksigi nowicjuszek i tylko znak przy nim wiadczy
bdzie o twoim niepowodzeniu. Dwukrotnie jeszcze bdzie ci pozwolone przyj tutaj i
dopiero trzecia odmowa podjcia prby spowoduje wydalenie ci z Wiey. To aden wstyd,
zrezygnowa. Wiele tak robi. Ja sama za pierwszym razem nie byam w stanie tego zrobi.
Teraz moesz mwi.
Nynaeve spojrzaa z ukosa na srebrne uki. Migotanie wiata ustao, zastpia je
delikatne, biaa powiata. Aby nauczy si tego, co byo jej potrzebne, musiaa posiada
swobod zadawania pyta waciw Przyjtym, musiaa mie moliwo studiowania na
wasn rk, bez innego przewodnictwa, jak tylko to, o ktre poprosi.
"Musz doprowadzi do tego, e Moiraine zapaci za to, co nam zrobia. Musz".
- Jestem gotowa.
Sheriam powoli przekroczya prg komnaty. Nynaeve posza za ni.
Jak gdyby na dany sygna, Czerwona siostra powiedziaa gonym, uroczystym tonem:
- Kogo przyprowadzia do nas, siostro?
Trzy Aes Sedai zgromadzone wok ter'angreala nie odryway ode uwagi.
- T, ktra przybya jako kandydatka na Przyjt, siostro - odpara Sheriam rwnie
uroczycie.
- Czy jest gotowa?
- Gotowa jest zostawi za sob to, czym bya i przechodzc przez wasne strachy, sta
si godn Przyjcia.
- Czy zna swe strachy?
- Nigdy nie stawaa z nimi twarz w twarz, lecz pragnie to uczyni.
- Tedy wic pozwlmy jej napotka to, czego si boi.
Sheriam zatrzymaa si w odlegoci dwu pidzi od ukw, Nynaeve stana obok niej.
- Twoje ubranie - szepna Sheriam, nie patrzc na ni.
Policzki Nynaeve nabray kolorw, kiedy przypomniaa sobie nagle, co Sheriam
mwia jej po drodze na d, do komnaty. Popiesznie cigna ubranie, buty i poczochy.
Przez chwil niemale zapomniaa o ukach, gdy skadaa czci swej garderoby, kadc je
pieczoowicie z boku. Troskliwie wetkna piercie Lana pod sukienk, nie chciaa, by kto
na niego patrzy. I wtedy nic ju nie pozostao do zrobienia, a ter'angreal wci tam by,
wci czeka.
Kamie pod jej nagimi stopami by zimny, tote caa pokrya si gsi skrk, ale staa
prosto i oddychaa powoli. Nie pozwoli adnej z nich zobaczy swego strachu.
- Pierwsza prba - powiedziaa Sheriam - powicona jest temu, co byo. Wyjcie
pojawi si na powrt, lecz tylko raz. Pozosta nieugita.
Nynaeve zawahaa si. Potem postpia naprzd, przechodzc przez uk, zanurzajc si
w powiat. Ogarna j, jakby samym lnieniem powietrza, niby zatapiajc powodzi
wiatka. wiato byo wszdzie. wiato byo wszystkim.


Nynaeve drgna, kiedy zrozumiaa, e jest naga, potem rozejrzaa si zdziwiona. Po
obu bokach miaa kamienne ciany, dwukrotnie wysze od niej i gadkie, jakby rzebione.
Palce stp podkurczyy si na pylistej, nierwnej kamiennej posadzce. Ze wzgldu na
cakowity brak chmur niebo wydawao si oowiane i paskie, wisiao na nim czerwone,
obrzmiae soce. W obu kierunkach, do przodu i do tyu, mur rozstpowa si, bramy
wyznaczay niskie, kwadratowe kolumny. ciany ograniczay jej pole widzenia, lecz grunt
pod stopami opada, jakby staa na szczycie niewielkiej pochyoci. Przez bramy moga
dostrzec nastpne grube ciany i przejcia pomidzy nimi. Znajdowaa si w gigantycznym
labiryncie.
"Gdzie ja jestem? Jak si tutaj dostaam?" Jakby wypowiedziana cudzym gosem,
napyna nastpna myl. "Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz".
Potrzsna gow.
- Jeli istnieje tylko jedno wyjcie, nie znajd go, stojc w miejscu.
Powietrze byo nareszcie ciepe i suche.
- Mam nadziej, e znajd jakie ubranie, zanim natkn si na ludzi - wymruczaa.
Niejasno przypomniaa sobie dziecice zabawy w rysowanie labiryntw na papierze -
istniaa technika odnajdywania drogi na zewntrz, teraz jednak nie moga sobie jej
przypomnie. Wszystkie wspomnienia spowijaa mga, jakby wydarzenia przeszoci byy
udziaem kogo innego. Przesuwajc doni po cianie, posza naprzd, kby kurzu wzbijay
si pod jej nagimi stopami.
Przy pierwszym otworze w murze przystana i spojrzaa w przejcie, ktre wydawao
si nieodrnialne od miejsca, gdzie bya przed chwil. Wzia gboki oddech i posza przed
siebie, poprzez kolejne, wygldajce identycznie pasae. Nagle dosza do miejsca, ktre
rnio si od poprzednio mijanych. Droga rozwidlaa si. Skrcia w lewo, potem pojawio
si kolejne rozwidlenie. Znw skrcia w lewo. Ale trzecie rozwidlenie zawiodo j do ciany
lepo koczcej korytarz.
Zwrcia do ostatniego rozwidlenia i posza w prawo. Tym razem czterokrotnie
skrcaa w prawo, nim dosza do lepego zauka. Przez chwil staa, patrzc.
- Jak ja si tutaj dostaam? - powiedziaa na gos. - Co to jest za miejsce?
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz".
Jeszcze raz zawrcia. Pewna bya, e musi istnie sposb na poruszanie si po
labiryncie. Na nastpnym rozwidleniu posza w lewo, potem za w prawo. Stanowczo trzy-
maa si obranego sposobu postpowania. W lewo, a pniej w prawo. Prosto do rozwidlenia.
W lewo, potem w prawo.
Sposb wydawa si skuteczny. Tym razem pokonaa kilkanacie rozwidle, nie
wpadajc w lepy zauek. Zbliaa si wanie do nastpnego.
Ktem oka pochwycia jakby drgnienie, jakby lad czyjego ruchu. Kiedy jednak
odwrcia si, zobaczya tylko pylisty pasa pomidzy gadkimi kamiennymi cianami.
Wanie miaa skrci w lewe odgazienie korytarza... ale odwrcia si, powodowana
przelotnym mgnieniem ruchu. Znowu pusto, tym razem jednak bya pewna tego, e co
widziaa. Kto za ni szed. Kto tam by. Zdenerwowana pobiega w przeciwnym kierunku.
Wci czua czyj obecno. Na samym skraju pola widzenia dostrzegaa, jak co si
porusza, raz w tym lub tamtym przejciu, zbyt szybkie mignicie, by je dostrzec, nim odwrci
gow, by wyranie zobaczy. Pobiega szybciej. Tylko kilku chopcw byo szybszych od
niej, gdy jako dziewczynka cigaa si z nimi w Dwu Rzekach.
"Dwie Rzeki? Co to jest?"
Ze znajdujcej si przed ni bramy wyszed czowiek. Jego ciemne szaty wyglday
jak zbutwiae, niemal na poy spleniae; by stary. Znacznie starszy ni stary. Jego czaszk
niczym popkany pergamin pokrywaa skra, zbyt cile, jakby pod spodem w ogle nie byo
ciaa. Rzadkie kpki kruchych wosw porastay pokryt strupami czaszk, z ktrej gboko
zapade oczy wyglday jak wloty jaski.
Przystana lizgajc si, nierwne kamienie, ktrymi wyoono korytarz, obtary
stopy.
- Jestem Aginor - powiedzia - przyszedem po ciebie.
Jej serce chciao wyrwa si z piersi. Jeden z Przekltych.
- Nie! To niemoliwe!
- Jeste cakiem przystojna, dziewczyno. Dostarczysz mi duo radoci.
Nagle Nynaeve przypomniaa sobie, e jest zupenie naga. Z cichym jkiem i twarz
po czci jedynie zaczerwienion gniewem, rzucia si w d pasau najbliszego skrzy-
owania. ciga j skrzypicy miech i odgosy powczenia nogami, ktre zdaway si
dorwnywa szybkoci jej szaleczemu biegowi, i zdyszane obietnice dotyczce tego, co on
z ni zrobi, kiedy j zapie, obietnice, ktre powodoway, e skrca si jej odek, nawet
jeli poowy z nich nie syszaa.
Biega z zacinitymi piciami, desperacko poszukiwaa wyjcia, szaleczo
rozgldajc si dokoa.
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz. Pozosta nieugita".
Nie byo nic, tylko wci nie koczcy si labirynt. Biega tak szybko, jak tylko moga,
ale paskudne, brudne sowa wci j goniy. Powoli strach zamieni si w gniew.
- Niech sczenie! - wykaa. - wiatoci, spal go! Nie ma prawa!
Poczua wewntrz, jak co w niej rozkwita, otwiera si, rozwija ku wiatu.
Z wyszczerzonymi zbami, odwrcia si, by stawi czoo Aginorowi, w momencie
gdy tamten pojawi si, biegnc kulawo i chichoczc.
- Nie masz prawa!
Wyrzucia ku niemu donie z rozpostartymi palcami, jakby ciskajce czym. Nie bya
nawet specjalnie zaskoczona, gdy zobaczya wypywajc z rk kul ognia.
Wybucha na piersiach Aginora, powalajc go na ziemi. Tylko przez chwil lea
nieruchomo, zaraz jednak chwiejnie powsta. Wydawa si nie zauwaa, i ponie przd jego
paszcza.
- Omielia si? Omielia si!
Zadra, lina cieka mu po policzku.
Nagle na niebie pojawiy si chmury, gron fal szaroci i czerni. Uderzya
byskawica - prosto w serce Nynaeve.
Zdao si jej, dosownie w mgnieniu pomidzy dwoma uderzeniami serca, e czas
nagle zwolni, jakby to mgnienie miao trwa przez wieczno. Poczua w sobie przypyw -
saidar, podszepna daleka myl - poczua falowanie rezonansu w potoku byskawicy. I
zmienia jej kierunek. Czas skoczy naprzd.
Piorun z oskotem roztrzaska kamie nad gow Aginora. Przeklty jakby zapad si
w sobie, zatoczy chwiejnie w ty.
- Nie jeste w stanie! To niemoliwe!
Odskoczy chwil wczeniej, zanim byskawica trafia w miejsce, w ktrym sta i
kamie wytrysn fontann odamkw.
Nynaeve ponuro, zawzicie patrzya na niego. I Aginor uciek.
Saidar na wskro przenika j. Bya w stanie wyczuwa otaczajce skay i powietrze,
czu drobne, pynne czstki Jedynej Mocy, ktre pnenikay je, ktre je stworzyy. Moga te
poczu Aginora, jak robi... jak co rwnie robi. Czua to niejasno, w ogromnej odlegoci,
jakby byo to co, czego nigdy w yciu naprawd nie wiedziaa, ale wok siebie widziaa
efekty, a znaa przecie ich przyczyn.
Posadzka zadudnia i zafalowaa pod jej stopami. Z przodu ciany zapady si, stos
kamieni zablokowa drog. Gramolia si przez nie, nie dbajc i ostra skaa rozcina donie i
stopy, wci nie spuszczajc wzroku z Aginora. Zerwa si wiatr i wy w przejciach, jego
wcieke uderzenia rozpaszczay jej policzki, wyciskay zy z oczu. Zmienia kierunek
przepywu mocy i Aginor potoczy si po korytarzu jak krzak wyrwany z korzeniami.
Dotkna strumienia przepywajcego przez posadzk, skierowaa go w inn stron i
kamienne ciany zapady si wok Aginora, grzebic go w zwaach gruzu. Z oczu wytryskay
jej byskawice, bijc wok niego, rozpryskujc kamie, wci bliej i bliej. Moga czu jak
usiuje skierowa je przeciw niej, ale krok za krokiem zbliay si olepiajce pioruny, godzc
w Przekltego.
Co zalnio po lewej stronie.
Nynaeve czua, jak Aginor sabnie, jak jego wysiki ugodzenia jej staj si coraz
bardziej nieudolne, coraz bardziej desperackie. Jednak w jaki sposb rozumiaa, e nie
podda si jeszcze. Jeli pozwoli mu teraz odej, bdzie ciga j z rwn si jak poprzednio,
przekonany e mimo wszystko okazaa si zbyt saba, by go pokona, zbyt saba, by po-
wstrzyma go od zrobienia z ni tego, co pragn.
Tam gdzie przedtem by kamie, sta teraz srebrny uk, wypeniony delikatn
srebrzyst promienistoci.
"Wyjcie..."
Wyczua, kiedy Przeklty zaniecha swych atakw, wwczas gdy cay swj wysiek
obrci na uchronienie si przed jej ciosami. Ale jego moc okazaa si niewystarczajca, nie
by ju w stanie unika jej uderze. Teraz usiowa jedynie chroni si przed tryskajcymi na
masami kamienia, ktrymi zaleway go kolejne eksplozje.
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz. Pozosta nieugita".
Kolejna byskawica nie pojawia si. Nynaeve odwrcia si od gramolcego si spod
stosu kamieni Aginora i spojrzaa na uk. Po chwili spojrzaa na powrt w jego stron, by
zobaczy, jak po kopcach skay odpeza z pola widzenia i znika. Sykna z zawodu.
Wikszo labiryntu wci staa nie tknita, a w rumowisku skalnym, ktre stworzya wraz z
Przekltym przybyo wiele nowych kryjwek. Ponowne odnalezienie go zabierze mnstwo
czasu, bya jednak pewna, e nawet jeli ona tego nie uczyni, on znajdzie j na pewno. W
peni zregenerowawszy siy, napadnie j wtedy, gdy si najmniej bdzie spodziewa.
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz".
Przestraszona spojrzaa z powrotem i z ulg stwierdzia, i uk wci stoi. Jeli nie uda
si szybko znale Aginora...
"Pozosta nieugita".
W jej krzyku rozbrzmia bl zawodu i gniew. Po stercie rozrzuconych kamieni zacza
wspina si w kierunku uku.
- Ten kto odpowiada za to, e znalazam si tutaj mamrotaa - poauje, e nie znalaz
si na miejscu Aginora. Ja im...
Wesza pod sklepienie uku i zalao j wiato.


- Ja im...
Nynaeve wysza z uku i zatrzymaa si, rozgldajc si dokoa. Wszystko byo tak, jak
zapamitaa - srebrny ter'angreal, Aes Sedai, komnata - lecz przypomnienie byo jak cios,
nieobecne wspomnienia zwaliy si przemoc na jej umys.
Czerwona siostra wysoko wzniosa jeden ze srebrnych pucharw i wylaa strumie
chodnej, czystej wody na gow Nynaeve.
- Zostajesz oczyszczona z grzechw, ktrych moga si dopuci - zaintonowaa Aes
Sedai - i z tych, ktrych dopuszczono si przeciw tobie. Zostajesz oczyszczona ze zbrodni,
ktre moga popeni i z tych, ktre popeniono przeciw tobie. Przychodzisz do nas obmyta i
czysta, na sercu i duszy.
Nynaeve zadraa, kiedy woda spyna po jej ciele, skapujc na podog.
Sheriam podniosa do z penym ulgi umiechem, lecz gos Mistrzyni Nowicjuszek
nie zdradza nawet ladu niedawnych zmartwie.
- Jak dotd idzie ci dobrze. Sam fakt twego powrotu o tym wiadczy. Pamitaj o
swoim celu, a wszystko uoy si pomylnie.
Rudowosa siostra poprowadzia j wok ter'angreala ku nastpnemu ukowi.
- To byo tak prawdziwe - wyszeptaa Nynaeve.
Pamitaa wszystko, przenoszenie Jedynej Mocy z rwn atwoci, z jak podnosi
si rk. Pamitaa Aginora i te wszystkie rzeczy, ktre chcia jej zrobi. Ponownie zadraa.
- Czy to istnieje naprawd?
- Nikt tego nie wie - odpara Sheriam. - We wspomnieniach wydaje si rzeczywiste, a
niektre wychodziy na zewntrz z prawdziwymi ranami po odniesionych w rodku
obraeniach. Innym jednak zdarzay si powane okaleczenia, po ktrych pniej nie
zostawao ladu. Wszystko nieprzerwanie zmienia si dla kadej kobiety, ktra wejdzie do
rodka. Staroytni powiadali, e istnieje wiele wiatw. By moe ten ter'angreal przenosi ci
do nich. Jeli nawet tak jest, to jak na rzecz, ktrej zadaniem jest tylko przeniesienie z jednego
miejsca na inne, rzdzi si niezwykle surowymi reguami. Osobicie sdz, i nie mamy tu do
czynienia z rzeczywistoci. Ale pamitaj, niezalenie od tego czy to, co ci si przytrafia jest
prawdziwe, czy nie, niebezpieczestwo jest rwnie realne, jak n pograjcy si w twym
sercu.
- Przenosiam Moc. To byo takie atwe.
Sheriam potkna si.
- Nie sdzi si, by byo to moliwe. Nie powinna nawet pamita, e jeste zdolna do
przenoszenia. Uwanie wpatrywaa si w twarz Nynaeve. - A jednak nie odniosa obrae.
Wci czuj w tobie zdolnoci rwnie silne jak dotd.
- Mwisz tak, jakby to byo niebezpieczne - powiedziaa wolno Nynaeve, a Sheriam
zawahaa si, nim odpowiedziaa.
- Nie naley konieczne ostrzega przed tym, nie powinna w ogle pamita o Mocy,
lecz... Ten ter'angreal znaleziony zosta podczas Wojen z Trollokami. Posiadamy w
archiwach protokoy z jego bada. Pierwsza siostra, ktra wesza do rodka, bya osaniana,
najsilniej jak to tylko byo moliwe, gdy nikt nie wiedzia, do czego jest on zdolny.
Zatrzymaa swe wspomnienia i w chwili zagroenia przenosia Jedyn Moc. A wysza na
zewntrz ze zdolnociami wypalonymi do szcztu, niezdolna do przenoszenia, niezdolna
nawet do odczuwania obecnoci Prawdziwego rda. Nastpna bya rwnie osaniana, ale j
take spotka ten sam los. Trzecia wesza do rodka zupenie pozbawiona osony, kiedy bya
w rodku, nie pamitaa nic, ale wrcia bez szwanku. Jest to jeden z powodw, dla ktrych
wysalimy ci tam zupenie bezbronn. Nynaeve, nie wolno ci ponownie przenosi wewntrz
ter'angreala. Wiem, e w rodku trudno jest o czymkolwiek pamita, ale sprbuj.
Nynaeve przekna lin. Pamitaa wszystko, nawet brak pamici.
- Nie bd przenosi - powiedziaa.
"Jeli zapamitam, eby tego nie robi".
Miaa ochot histerycznie si rozemia.
Doszy do nastpnego uku. Powiata wci wypeniaa wszystkie. Sheriam rzucia
Nynaeve ostatnie ostrzegawcze spojrzenie i pozostawia j sam.
- Druga prba - powiedziaa Sheriam - powicona jest temu, co jest. Wyjcie pojawi
si na powrt, lecz tylko raz. Pozosta nieugita.
Nynaeve wpatrywaa si w lnicy, srebrny uk.
"Co tam bdzie tym razem?"
Obecne w komnacie siostry czekay i patrzyy. Wesza zdecydowanie do rodka, w
wiato.
Nynaeve popatrzya z zaskoczeniem na prost, brzow sukienk, jak miaa na sobie i
drgna. Dlaczego przyglda si swojej sukience?
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz".
Rozejrzaa si dokoa i umiechna. Staa na skraju ki w Polu Emonda, wok
rozcigay si kryte strzech dachy, przed sob miaa gospod "Winna Jagoda". Sama Winna
Jagoda wytryskiwaa z kamiennej odkrywki, rzebic sobie koryto przez traw ki, a potem
zasilajc pd strumienia biegncego na wschd pod wierzbami rosncymi za gospod. Uliczki
byy puste, jednak o tej porze dnia wszyscy na pewno oddawali si swym porannym zajciom.
Kiedy patrzya na gospod, umiech powoli zamiera na jej twarzy. Unosia si wok
niej atmosfera czego znacznie gorszego ni tylko zaniedbania. Wapno bielce ciany znik-
no, rygiel u drzwi zwisa luno, ze szczeliny midzy dachwkami wystawa sprchniay
koniec krokwi.
"Co wstpio w Brana? Czy obowizki burmistrza zabieraj mu tak wiele czasu, e
zapomnia zadba o sw gospod?"
Drzwi gospody rozwary si na ocie, wyszed z nich Cenn Buie i zamar, gdy j
zobaczy. Stary strzecharz pokrzywiony by jak korze dbu, a spojrzenie, ktrym j obrzuci,
byo rwnie przyjazne.
- Tak wic wrcia, nieprawda? C, rwnie dobrze moga pozosta tam, gdzie
bya dotd.
Zmarszczya brwi, kiedy splun jej pod nogi i popiesznie przeszed obok. Cenn nie
nalea do miych ludzi, rzadko jednak posuwa si do otwartego grubiastwa. Przynajmniej
nigdy wobec niej. Nigdy otwarcie, w twarz. Podya za nim wzrokiem i w caej wiosce
dostrzega lady opuszczenia, strzech, ktr naleao naprawi, chwasty, zarastajce obejcia.
Drzwi domu pani al'Caar wisiay krzywo na zerwanym zawiasie.
Potrzsajc gow, Nynaeve wesza do wntrza gospody.
"Mam do pogadania z Branem na temat tego wszystkiego".
Sala oglna bya pusta, wyjwszy obecno samotnej kobiety. Dugi siwiejcy
warkocz zwisa jej przez rami. cieraa st, lecz ze sposobu, w jaki patrzya na jego blat, nie
dawao si stwierdzi, czy jest wiadoma tego, co robi. Podoga izby wydawaa si pokryta
kurzem.
- Marin?
Marin al'Vere podskoczya, jedn rk chwycia si za gardo i wejrzaa. Wygldaa na
znacznie starsz, ni Nynaeve zapamitaa. Na zniszczon.
- Nynaeve? Nynaeve! Och, to ty. Egwene? Przywioza z powrotem Egwene?
Powiedz, e tak.
- Ja... - Nynaeve splota donie. "Gdzie jest Egwene?" Wydaje si, e powinna
pamita. - Nie. Nie przywiozam jej z powrotem.
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz".
Pani al'Vere zapada w gb jednego z krzese o prostych oparciach.
- Tak miaam nadziej. Nawet po mierci Brana...
- Bran nie yje? - Nynaeve nie moga sobie tego wyobrazi, potnie zbudowany,
umiechnity mczyzna wydawa si zawsze niezniszczalny. - Powinnam tu by.
Kobieta poderwaa si na nogi i pospieszya do okna. Niespokojnie obserwowaa k
i wiosk.
- Jeli Malena dowie si, e tutaj jeste, bd kopoty. Ju widz, jak Cenn pdzi, by j
odnale. On jest teraz burmistrzem.
- Cenn? W jaki sposb ci wenianogowi mczyni wybrali Cenna?
- To sprawa Maleny. Napucia cae Koo Kobiet na swoich mw, by gosowali na
Cenna. - Marin przycisna niemale ca sw twarz do szyby, usiujc patrze jednoczenie
we wszystkie strony. - Gupi mczyni nie rozmawiali przed woeniem swych gosw do
urny. Przypuszczam, e kady kto gosowa na Cenna, myla, i jest jedynym, ktrego ona
zadrczaa, by to uczyni. Myla, e jeden gos nie zrobi rnicy. C, teraz wiedz lepiej.
Wszyscy wiemy.
- Kim jest ta Malena, ktrej rozkazy wykonuje Koo Kobiet? Nigdy o niej nie
syszaam.
- Pochodzi ze Wzgrza Czat. Jest Wie... - Marin odwrcia si od okna, zaamujc
rce. - Malena Aylar jest Wiedzc, Nynaeve. Dlaczego nie wracaa... wiatoci, mam
nadziej, e ona si nie dowie, i tutaj jeste.
Zaskoczona Nynaeve potrzsna gow.
- Marin, ty si jej boisz. Caa drysz. Co to jest za kobieta? Dlaczego Koo Kobiet w
ogle wybrao kogo takiego jak ona?
Pani al'Vere zamiaa si gorzko.
- Musiaymy by szalone. Malena przyjechaa do nas, aby zobaczy si z Mavr
Mallen, dzie przedtem zanim tamta musiaa wraca do Deven Ride, a tej samej nocy kilka
dzieci rozchorowao si, tote Malena zostaa, aby ich doglda, a potem owce zaczy
umiera i Malena nimi zaopiekowaa si rwnie. Jej wybr wydawa si wic zupenie
naturalny, chocia... Ona jest tyranem, Nynaeve. Molestuje nieprzerwanie, dopki nie jeste
tak zmczona, e ju wicej nie potrafisz mwi nie. I jeszcze gorzej. Zbia do
nieprzytomnoci Alsbet Luhhan.
Przed oczyma Nynaeve mign obraz Alsbet Luhan i jej ma Harala, kowala. Alsbet
bya niemale rwnie wysoka jak on, przystojna i mocno zbudowana.
- Alsbet jest niemal rwnie silna jak Haral. Nie wierz...
- Malena nie jest du kobiet, ale jest... jest zapalczywa, Nynaeve. Bia Alsbet kijem,
gonic po caej ce, a adne z nas, przygldajcych si temu, nie miao wystarczajco duo
odwagi, aby postara si j powstrzyma. Kiedy Bran i Haral dowiedzieli si o caej sprawie,
powiedzieli, e musi si to skoczy, nawet gdyby mieli wmiesza si w sprawy Koa Kobiet.
Sdz, e jaka kobieta z Koa musiaa to usysze, bo tej samej nocy Bran i Haral rozchoro-
wali si i umarli w odstpie dnia. - Marin zagryza wargi i rozejrzaa dokoa, jakby mylaa, e
kto moe si tu ukrywa. Potem cigna dalej, cichszym gosem: - Malena przygotowywaa
im lekarstwa. Powiedziaa, e jest to jej obowizek, nawet jeli tamci s przeciwko niej.
Widziaam... widziaam, e zabraa ze sob czarny koper.
Nynaeve zaparo dech.
- Ale... jeste pewna, Marin? Nie masz wtpliwoci?
Kobieta pokiwaa gow, jej twarz zmarszczya si, jakby zaraz miaa si rozpaka.
- Marin, jeeli kiedykolwiek podejrzewaa t kobiet o to, e otrua Brana, dlaczego
nie posza z tym do Koa?
- Powiedziaa, e Bran i Haral nie krocz ciek Swiatoci -- wymamrotaa Marin -
jeeli wystpuj przeciwko Wiedzcej. Powiedziaa, e dlatego wanie umarli, wiato ich
opucia. Przez cay czas mwia o grzechu. Powiedziaa, e Paet al'Caar grzeszy rwnie,
wystpujc przeciwko niej po mierci Brana i Harala. A przecie napomkn tylko, e nie
potrafi Uzdrawia tak, jak ty umiaa i ona wymalowaa wwczas Kie Smoka na jego
drzwiach, w taki sposb, i wszyscy mogli widzie j z wglem drzewnym w doni. Obaj jego
chopcy umarli, zanim upyn tydzie, po prostu byli martwi, kiedy matka prbowaa ich rano
obudzi. Biedna Nela. Znalelimy j, jak wczya si, paczc i miejc, wszystko naraz,
krzyczc, e Paet jest samym Czarnym i on zamordowa jej chopcw. A nastpnego dnia Paet
si powiesi. - Wstrzsay ni dreszcze, a gos przycich tak bardzo, e Nynaeve ledwie moga
cokolwiek wysysze. - Pod moim dachem wci yj cztery crki. yj, Nynaeve.
Rozumiesz, co mwi. Wci s ywe i pragn, by takie pozostay.
Mrz przeszy Nynaeve a do szpiku koci.
- Marin, nie moesz na to pozwoli.
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz".
Odepchna t myl.
- Jeeli Koo Kobiet zewrze szeregi, bdziecie si mogy od niej uwolni.
- Zewrze szeregi przeciwko Malenie? - miech Marin przypomina kanie. - Boimy
si jej. Ale dobrze sobie daje rad z dziemi. Teraz cigle jakie dzieci s chore, jak si
wydaje, a Malena robi wszystko, na co j sta. adne nie umaro w wyniku choroby, od czasu
jak ty bya Wiedzc.
- Marin, posuchaj mnie. Czy nie rozumiesz, dlaczego dzieci s bez przerwy chore?
Jeli nie moe spowodowa bycie si jej bali, wwczas zmusza was, bycie mylay, i jej
pomoc jest niezbdna waszym dzieciom. Ona to robi, Marin. Tak jak zrobia to Branowi.
- Nie mogaby - wydyszaa Marin. - Nie powinna. Nie malestwom.
- Robi to, Marin.
"Wyjcie..."
Nynaeve przemoc zdawia t myl.
- Czy ktrakolwiek w Kole si nie boi? Ktra, ktra mnie wysucha?
Kobieta powiedziaa:
- Nie ma nikogo, kto by si nie ba. Lecz Corin Ayellin moe ci wysucha. Jeli tak,
moe pocign za sob jeszcze dwie lub trzy. Nynaeve, jeli pjdzie za tob wikszo Koa,
to czy znowu zostaniesz Wiedzc? Sdz, e moesz by t jedyn, ktra nie ugnie si przed
Malene, nawet jeli wszystkie wiemy. Nie wiesz, co to jest za kobieta.
- Nie poddam si.
"Wyjcie... Nie! To s moi ludzie!"
- Zabierz paszcz, idziemy do Corin.
Marin obawiaa si opuci gospod, a kiedy ju Nynaeve wyprowadzia j na
zewntrz, przekradaa si od drzwi do drzwi, kulc i popatrujc.
Zanim przeszy poow drogi do domu Corin Ayellin, Nyanaeve dojrzaa wysok,
kocist kobiet, ktra przemierzaa k i kroczya w kierunku gospody, cinajc gwki
rolin grub, wierzbow witk. Mimo i taka chuda, roztaczaa wok siebie wraenie ylastej
siy, w kresce zacinitych ust tkwio zdecydowanie i stanowczo. Cenn Buie pomyka jej
ladem.
- Malena! - Marin wepchna Nynaeve w przestrze pomidzy dwoma domami i
szeptaa, jakby obawiajc si, e kobieta moe j sysze przez ca k. - Wiedziaam, e
Cenn do niej pjdzie.
Co skonio Nynaeve, eby obejrzaa si przez rami. Za ni, rozpocierajc si od
ciany do ciany, sta srebrny uk, roztaczajc bia powiat.
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz. Pozosta nieugita".
Marin cicho krzykna.
- Widziaa nas. wiatoci pom, idzie tutaj!
Wysoka kobieta skrcia w poprzek ki, pozostawiajc niepewnego Cenna. Na
twarzy Maleny nie byo nawet ladu niepewnoci. Sza wolno, jakby wiedziaa, e nie istnieje
najmniejsza nadzieja na ucieczk, na jej twarzy powoli, wraz z kadym krokiem rozkwita
okrutny umiech.
Marin szarpaa rkaw Nynaeve.
- Musimy ucieka. Musimy si gdzie schowa. Nynaeve, chod. Cenn zapewne
powiedzia jej, kim jeste. Nienawidzi kadego, kto choby wspomni o tobie.
Srebrny uk przyciga wzrok Nynaeve.
,,Wyjcie..."
Potrzsna gow, usiujc sobie przypomnie.
"To nie jest prawdziwe".
Popatrzya na Marin, potworne przeraenie wykrzywiao jej twarz.
"Musisz by nieugita, by przey".
- Prosz, Nynaeve. Widziaa mnie z tob. Wi-dzia-amnie! Bagam, Nynaeve!
Malena, niewzruszona, podchodzia coraz bliej.
"Moi ludzie".
uk zalni.
"Wyjcie. To nie jest prawdziwe".
Nynaeve zakaa, wyrwaa swj rkaw z ucisku Marin i rzucia si w kierunku
srebrzystej powiaty.
ciga j wrzask Marin.
- Na mio wiatoci, Nynaeve, pom mi! POM MI!
Powiata otulia j ca.


Z wytrzeszczonymi oczyma, zataczajc si Nynaeve wysza spod uku, niemale
zupenie niewiadoma komnaty, w ktrej si znalaza i obecnoci Aes Sedai. Ostatni krzyk
Marin wci dwicza jej w uszach. Nawet si nie napia, gdy nagle wylano jej na gow
zimn wod.
- Zostajesz oczyszczona z faszywej dumy. Zostajesz oczyszczona z faszywych
ambicji. Przychodzisz do nas obmyta i czysta, na sercu i duszy.
Kiedy Czerwona Aes Sedai cofna si o krok, Sheriam podesza, podajc Nynaeve
rami.
Nynaeve wzdrygna si, potem zrozumiaa, kto to jest. Oboma rkoma pochwycia
konierz paszcza tamtej.
- Powiedz mi, e to nie byo prawdziwe. Powiedz mi!
- le? - Rce Sheriam zwisay swobodnie wzdu bokw, jakby przyzwyczajona bya
do takich reakcji. - Za kadym razem jest gorzej, a trzeci raz najgorszy jest ze wszystkich.
- Zostawiam moj przyjacik... zostawiam moich ludzi... w Szczelinie
Przeznaczenia, po to tylko, by wrci.
"Bagam, wiatoci, to nie byo prawdziwe. Naprawd, nigdy... Musz spowodowa,
e Moiraine zapaci. Musz!"
- Zawsze s jakie powody, aby nie wraca, co co ci przeszkadza, co co ci
rozprasza. Ten ter'angreal splata sida na ciebie. Bierze je z twego wasnego umysu, tkajc
puapk cis i mocn, silniejsz ni stal i bardziej mierteln ni trucizna. Dlatego wanie
uywamy go do przeprowadzania prb. Musisz pragn zosta Aes Sedai, bardziej nili
wszystkiego innego w caym wiecie, musisz pragn tego w wystarczajcym stopniu, aby
mc stawi czoo wszystkiemu, walczy wyzwolona z wszelkich uwarunkowa. Biaa Wiea
nie przyjmie od ciebie mniej. Tego wanie od ciebie damy.
- Duo dacie. - Nynaeve wpatrywaa si w trzeci uk, ku ktremu prowadzia j ruda
Aes Sedai.
"Trzeci jest najgorszy".
- Boj si - wyszeptaa.
"C moe by gorszego od tego, co wanie zrobiam?"
- Dobrze - powiedziaa Sheriam. - Pragniesz zosta Aes Sedai, przenosi Jedyn Moc.
Nikt nie osignie tego bez strachu i zgrozy. Strach spowoduje, e bdziesz ostrona,
ostrono pozwoli ci pozosta przy yciu.
Odwrcia Nynaeve twarz do uku, ale nie cofna si od razu.
- Nikt ci nie zmusi, by wesza tam po raz trzeci, dziecko.
Nynaeve oblizaa usta.
- Jeli odmwi, wydalicie mnie z Wiey i nigdy nie pozwolicie powrci.
Sheriam pokiwaa gow.
- A to jest najgorsze ze wszystkiego.
Sheriam pokiwaa ponownie. Nynaeve wzia gboki oddech.
- Jestem gotowa.
- Trzecia prba - zaintonowaa uroczycie Sheriam - powicona jest temu, co bdzie.
Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz. Pozosta nieugita.
Nynaeve biegiem rzucia si w przestrze uku.


miejc si, biega przez wirujce chmury motyli podrywajcych si z kwiatw, ktre
pokryway k na szczycie wzgrza gbokim po kolana dywanem barw. Na skraju ki szara
klacz taczya nerwowo, wodze zwisay luno i Nynaeve przestaa biec, aby jeszcze bardziej
nie przestraszy zwierzcia. Kilka motyli przysiado na jej sukience, na kwiatach zdobie i
drobnych perach, inne migotay wok szafirw i ksiycowych kamieni w jej wosach,
zwisajcych luno na ramiona.
Poniej wzgrza rozciga si naszyjnik Tysica Jezior, obejmujc miasto Malkier,
odbijajc dotykajce chmur Siedem Wie, ze sztandarami Zotego urawia rozwinitymi na
pen dugo wrd lekkich mgie. Miasto posiadao tysic ogrodw, ona jednak wolaa ten
dziki ogrd na szczycie wzgrza.
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz. Pozosta nieugita".
Stukot kopyt spowodowa, e odwrcia si.
Al'Lan Mandragoram Krl Malkier, zeskoczy z grzbietu swego rumaka i miejc si
szed ku niej poprzez obok motyli. Rysy jego twarzy, wida to byo na pierwszy rzut oka,
wskazay na twardego czowieka, jednak umiech, jaki twarz przybieraa dla niej, agodzi
kamienne paszczyzny.
Zaskoczona zapatrzya si i wtedy wzi j w ramiona i pocaowa. Na chwil
przywara do niego, zatracajc si, potem oddaa pocaunek. Jej stopy wisiay w powietrzu o
stop nad powierzchni ziemi, ale nie dbaa o to.
Nagle odepchna go, odrzucia gow do tyu.
- Nie - pchna mocniej. - Pu mnie. Postaw na ziemi.
Zmieszany, powoli opuszcza j, a stopy dotkny ziemi. Odchylia si od niego.
- Nie to - powiedziaa. - Nie jestem w stanie poradzi sobie. Wszystko, tylko nie to.
"Prosz, pozwl mi znowu spotka si z Aginorem".
Pami zawirowaa.
"Z Aginorem?"
Nie wiedziaa, skd wzia si ta myl. Wspomnienia chwiay si i faloway, jak
niestae kawaki pokruszonego lodu na rozszalaej powodzi rzece. Usiowaa pozbiera te
kawaki, uchwyci co, na czym mogaby si oprze.
- Dobrze si czujesz, moja kochana? - zapyta niespokojnie Lan.
- Nie nazywaj mnie tak! Nie jestem twoj kochan! Nie mog wyj za ciebie!
Przestraszya si, kiedy odrzuci w ty gow i wybuchn miechem.
- Implikacje faktu, e mielibymy nie by maestwem, mogyby zaniepokoi dzieci,
moja ono. I jak miaaby ni nie by, moja kochana? Nie mam adnej innej i mie nie bd.
- Musz wraca.
Rozpaczliwie poszukiwaa uku, ale wok byy tylko ka i niebo.
"Mocniejsze ni stal i bardziej miertelne ni trucizna. Lan. Dzieci Lana. wiatoci,
pom mi!"
- Musz zaraz wraca.
- Wraca? Dokd? Do Pola Emonda? Jak sobie yczysz. Wyl list do Morgase i
wydam rozkazy eskorcie.
- Sama - wymamrotaa, wci rozgldajc si dokoa.
"Gdzie to jest? Musz odej".
- Nie mog si uwika. Nie znios tego. Nie to. Musz zaraz i.
- W co si uwika, Nynaeve? Czego nie moesz znie? Nie, Nynaeve. Moesz tutaj
jedzi sarna, dokd tylko chcesz, ale jeli Krlowa Malkieri przybdzie do Andoru bez
odpowiedniej eskorty, Morgase bdzie zgorszona, o ile nie poczuje si obraona. Nie chcesz
jej przecie obrazi, nieprawda? Sdziem, e wy dwie jestecie przyjacikami.
Nynaeve poczua si, jakby j bito po gowie, jakby zadawano jej oguszajce ciosy.
- Krlowa? - zapytaa z wahaniem. - Mamy dzieci?
- Pewna jeste, e dobrze si czujesz? Sdz, i bdzie lepiej, jeli zobaczy ci Sharina
Sedai.
- Nie - odchylia si na powrt od niego. - Nie, Aes Sedai.
"To nie jest prawdziwe. Nie mog da si w to teraz wcign. Nie mog!"
- Bardzo dobrze - powiedzia powoli. - Jako moja ona, jak moesz nie by krlow?
Jestemy Malkieri, nie poudniowcami. Zostaa koronowana w Siedmiu Wieach, w tym
samym czasie, kiedy wymienilimy piercienie.
Niewiadomie poruszy lew doni, prosty zoty krg otacza palec wskazujcy.
Spojrzaa na swoj rk, na piercie, o ktrym wiedziaa, e tam bdzie. Przykrya j drug
rk, ale nie potrafia powiedzie, czy to w celu zanegowania, czy podkrelenia jego
obecnoci.
- Teraz pamitasz? - cign dalej. Wycign rk, jakby chcia pogaska jej
policzek, cofna si o kolejne sze krokw. Westchn. - Jak chcesz, moja kochana. Mamy
trjk dzieci, chocia tylko jedno moe by waciwie okrelone tym mianem. Maric siga ci
ju niemale do ramienia i nie jest w stanie zdecydowa, co pociga go bardziej, konie czy
ksiki. Elnore ju zacza praktykowa sztuk zawracania chopcom w gowach, narzuca si
Sharinie z pytaniami, kiedy bdzie dostatecznie dorosa, aby uda si do Biaej Wiey.
- Elnore to byo imi mojej matki - powiedziaa cicho.
- Tak te mwia, kiedy je wybraa. Nynaeve...
"Nie mog da si w to teraz wcign. Nie mog!"
Za jego plecami, pomidzy drzewami na skraju ki, zobaczya srebrny uk. Przedtem
skryway go drzewa.
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz".
Odwrcia si w jego stron.
- Musz i.
Chwyci jej do i byo tak, jakby stopy wrosy jej w kamie, nie bya w stanie si
wyrwa.
- Pojcia nie mam, c ci kopocze, moja ono, lecz cokolwiek to jest, powiedz mi, a
ja rozwi problem. Wiem, e nie jestem najlepszym z mw. Kiedy si poznalimy, cay
skadaem si z kolcy, lecz przecie w kocu wygadzia mi niektre.
- Jeste najlepszym z mw - wymruczaa.
Ku swemu przeraeniu stwierdzia, e pamita go jako swego ma, e pamita
miech i zy, gorzkie ktnie i sodkie pogodzenia. Wspomnienia byy niejasne, lecz czua, jak
robi si coraz silniejsze, coraz cieplejsze.
- Nie mog.
uk wci sta, tylko kilka krokw od niej.
"Wyjcie pojawi si na powrt, lecz tylko raz. Pozosta nieugita".
- Nie wiem, co si dzieje, Nynaeve, lecz czuj, jakbym ci traci. Nie mog tego
znie. - Wplt palce w jej wosy, zamkna oczy, przyciskajc policzek do jego doni. Bd
ze mn, zawsze.
- Chciaabym zosta - powiedziaa mikko. - Chc zosta z tob.
Kiedy otworzya oczy, uk znikn...
"Pojawi si, lecz tylko raz".
- Nie. Nie!
Lan odwrci jej twarz ku sobie.
- Czym si kopoczesz? Musisz mi powiedzie, jeli mam ci pomc.
- To nie jest prawdziwe.
- Nieprawdziwe? Zanim ci spotkaem, sdziem, e nic prcz miecza nie jest
rzeczywiste. Rozejrzyj si dokoa, Nynaeve. To jest prawdziwe. Jeli zechcesz, by cokolwiek
byo prawdziwe, moemy to razem urzeczywistni, ty i ja.
Z niedowierzaniem potoczya dokoa wzrokiem. ka wci tu bya. Siedem Wie
wci wznosio si nad Tysicem Jezior. uk znikn, lecz prcz tego nic nie ulego zmianie.
"Mog tu zosta. Z Lanem. Nic si nie zmienio. - Jej myli popyny w inn stron. -
Nic si nie zmienio. Egwene jest samotna w Biaej Wiey. Rand bdzie przenosi Moc i
oszaleje. A co z Matem i Perrinem? Czy odzyskaj cho odrobin swych ywotw? A
Moiraine, ktra rozerwaa nasze ycie na strzpy, wci yje bezkarnie".
- Musz wraca - wyszeptaa.
Niezdolna znie blu widocznego na jego twarzy, wyzwolia si z jego obj.
Rozmylnie stworzya przed oczyma obraz pczka kwiatowego, biaego pczka na czarnej,
ciernistej odydze. Kolce wymylia ostre i okrutne, pragnc, by przeszyy jej skr. Czua si,
jakby wisiaa na czarnych, ciernistych gaziach. Gos Sheriam Sedai taczy gdzie na
granicy syszalnoci, mwic jej o niebezpieczestwach, jakie pociga za sob prba
przenoszenia Mocy. Pczek otworzy si i saidar wypeni j wiatem.
- Nynaeve, powiedz mi, o co chodzi.
Gos Lana wlizgn si w jej skupienie, nie pozwolia sobie na to, by go sysze.
Wci jeszcze musi by gdzie wyjcie. Wpatrujc si w miejsce, gdzie sta srebrny uk,
usiowaa odnale jaki lad po nim. Nie byo nic.
- Nynaeve...
Staraa si przedstawi mylowy obraz uku, uksztatowa i uformowa go do
najdrobniejszych szczegw, wygicie poyskujcego metalu wypenione powiat niczym
nienym ogniem. Wydawao si chwia przed ni, na tle drzew, potem znikno, za chwil
pojawio si znowu. - ...kocham ci...
Zaczerpna z saidara, spijajc strumie Jedynej Mocy, do chwili gdy poczua, i
niemale eksploduje. Promienisto wypenia j, lnia wok, razia oczy. Gorco zdawao
si przepala jej ciao. Migotliwy uk ustali si, umocni, pojawi w peni swej obecnoci.
Ogie i bl przepeniay j niemale bez reszty, koci rezonoway, niczym przeerane
pomieniem, pod czaszk wyo rozbuchane palenisko.
- ... caym moim sercem.
Pobiega w kierunku srebrnego uku, nie pozwalajc sobie nawet na rzut oka wstecz.
Nie miaa najmniejszych wtpliwoci, i najbardziej gorzk rzecz, jak syszaa w yciu, nie
by krzyk Marin al'Vere bagajcej o pomoc, w momencie gdy j opuszczaa, ale sodycz, jaka
brzmiaa w cigajcym j, penym udrki gosie Lana.
- Nynaeve, bagam, nie opuszczaj mnie.
Pochona j biaa powiata.


Nynaeve, naga, zataczajc si, opucia przestrze uku i pada na kolana. kaa z
rozwartymi ustami, zy strumieniami ciekay jej po policzkach. Gdy Sheriam uklka przy
niej, podniosa oczy i spojrzaa na rudowos Aes Sedai.
- Nienawidz ci! - Z caych si staraa si powstrzyma zy. - Nienawidz wszystkich
Aes Sedai!
Sheriam westchna cicho, po czym pomoga Nynaeve wsta.
- Dziecko, niemale kada kobieta, ktra przechodzi prb, mwi to samo. Nie jest
prost rzecz zosta zmuszona do spotkania swoich strachw. Co to jest? - powiedziaa ostro,
odwracajc donie Nynaeve wntrzem do gry.
Rce Nynaeve nagle zadray, przeszyte blem, ktrego dotd nie czua. Obie donie,
dokadnie porodku, przebijay dugie, czarne ciernie. Sheriam wycigna je ostronie. Ny-
naeve czua delikatny chd dotyku Uzdrowienia. Kiedy ciernie wreszcie zostay usunite,
pozostawiy po sobie mae blizny, na wierzchu i we wntrzu doni.
Sheriam zmarszczya brwi.
- Nie powinny zosta adne lady. I w jaki sposb udao ci si nadzia tylko na dwa,
do tego umieszczone tak dokadnie? Gdyby zapltaa si w krzaki tarniny, powinna by caa
pokryta skaleczeniami i cierniami.
- Powinnam - zgodzia si gorzko Nynaeve. Moe uznaam, e ju wystarczajco duo
zapaciam.
- Zawsze trzeba zapaci okrelon cen - stwierdzia Aes Sedai. - Teraz chod. To
bya pierwsza cena. We to, za co zapacia.
Delikatnie popchna Nynaeve do przodu.
Nynaeve zdaa sobie spraw, e w komnacie znajduje si wicej Aes Sedai. Bya tu
Amyrlin w pasiastej stule, po jej obu bokach stay otulone w szale przedstawicielki kolejnych
Ajah. Wszystkie patrzyy na ni. Pamitajc wskazwki Sheriam, Nynaeve podesza na
chwiejnych nogach i uklka przed Amyrlin. Tamta wylaa na jej gow, trzymany w doniach,
ostatni kielich.
- Zostajesz oczyszczona z Nynaeve al'Maera, z Pola Emonda. Zostajesz oczyszczona z
wszelkich wizi, ktre cz ci ze wiatem. Przychodzisz do nas obmyta i czysta, na sercu i
duszy. Jeste Nynaeve al'Maera, Przyjta Biaej Wiey.
Amyrlin podaa kielich jednej z sistr i pomoga Nynaeve wsta.
- Naleysz teraz do nas.
Oczy Amyrlin zdaway si pon ciemn powiat. Dreszcz, ktry przeszy Nynaeve,
nie mia nic wsplnego z tym, e bya naga i mokra.

You might also like