You are on page 1of 6

Interlude

W sali rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Nim echo skończyło się nim bawić dało się
słyszeć jęki niezadowolenia i nie jedno przekleństwo. Nie zwracając uwagi na
protesty Auror Sharp oznajmił:

- Odłóżcie różdżki! Odstąpcie od swoich stanowisk – młodzi kadeci szybko


wypełnili polecenie. Nad wszystkimi stolikami zaczęła unosić się zielona poświata
– znak, że postąpili według protokołu i ich zadania zostały właśnie zabezpieczone
przed próbami manipulacji. – Możecie się rozejść. Wyniki będą jutro.

Harry otarł pot z czoła. Odetchnął głęboko, próbując zmusić spięte mięśnie do
rozluźnienia. Jak dotąd był to jeden z najtrudniejszych sprawdzianów. Następne
nie zapowiadały się lepiej. Nie dość, że zadania były skomplikowane, to trzeba je
było wykonać w ciągu godziny. I nigdy nie było wiadomo, czy przyspieszenie
tempa nie spowoduje, że wszystko wybuchnie ci w twarz.

- Umieram z głodu, Harry. Idziemy do stołówki? – w takiej chwili to pytanie mogło


paść tylko z jednych ust. Ron i jego bezdenny żołądek. Harry parsknął
śmiechem, który jak na jego gust zabrzmiał trochę histerycznie. Widać poziom
adrenaliny nie wrócił jeszcze do normy.

- Idź sam. Ja sprawdzę, czy Henderson ustalił już mój plan na następny tydzień.
Potem mam śledzenie z Andrews.

-Współczucia. Ta baba ma uszy jak kot.

- Jakoś będzie. W końcu mamy za sobą sześć lat przekradania się pod nosem
Snape’a.

Pożegnali się i Harry ruszył w kierunku tablicy swojej grupy. Niestety okazało się
nowy rozkład zajęć nie został jeszcze wywieszony. Za to ktoś przypiął świstek
pergaminu informujący, iż „zajęcia ze śledzenia zostały przeniesione na środę o
16. Auror Andrews”. To wywołało uśmiech na twarzy Harry’ego. Miał trzy godziny
do zabicia. Nie zastanawiając się więcej ruszył w kierunku windy.

***

Dworek był dziwnie cichy jak na tę porę dnia. Harry otrzepał resztki sadzy z
kominka ze swoich szat i udał się na poszukiwania jednego z domowników.
Skrzaty domowe zdążyły już przyzwyczaić się do jego obecności na tyle, że
zwykle zostawiały go w spokoju. Harry uznał ten obrót spraw za dobry – ich
podejrzliwość bardzo go irytowała i zawsze miał wrażenie, że nie powinien był tu
w ogóle być (co zresztą było prawdą).

Pokój dziecinny był pusty. Harry’ego trochę to zaskoczyło. Jak dotąd zawsze,
kiedy zjawiał się w dworku Lia czekała na niego w samobujającej się kołysce.
Może coś się stało? A może brak snu, i ciągłe przebywanie wśród aurorów zdążyły
już zmienić go w paranoika. Była w końcu jedenasta rano, piękny zimowy dzień.
Dziwne byłoby gdyby ktoś nie stwierdził, że dobrze by było rzucić zaklęcie
ogrzewające na wózek i zabrać małą na dwór.
Stwierdziwszy, że nie ma co się zastanawiać i lepiej znaleźć drugiego ojca dziecka
i zapytać go o to gdzie jest ich córka i może przy okazji… Lucjusza nie było ani w
gabinecie ani w bibliotece. Teraz Harry zaczął naprawdę się martwić. Miał już się
poddać i wezwać jednego ze skrzatów domowych, kiedy przyszło mu do głowy,
żeby sprawdzić sypialnię.

Tym razem trafił w dziesiątkę. Jego kochanek leżał pod lekka jak obłok, ale
bardzo ciepłą kołdrą. Po lekkim uśmiechu na cienkich wargach twarzy Harry
stwierdził, że jest mu nad wyraz dobrze.

- Hej! Gdzie wszyscy?

- Narcyza wzięła Lionessę na zakupy. Widać nasza córka musi wiedzieć, co to


Armani dla czarodziejów nim skończy pierwszy miesiąc życia. Draco w pracy. Nie
żebym narzekał, ale co ty tu robisz? – Lucjusz prawie, że zamruczał ostatnie
pytanie. Harry spojrzał na jego lekko szkliste oczy, delikatny rumieniec. I ten
uśmiech.

- Udało mi się urwać wcześniej. Co wziąłeś?

- Może po prostu mam dobry humor?

Harry jednym ruchem zerwał kołdrę z mężczyzny. Jak się spodziewał Lucjusz był
kompletnie nagi. I bardzo podniecony.

- A może po prostu nie chcesz się podzielić? Musi być dobry towar. W zupełności
nie przypominasz lorda Malfoya, super śmierciożercy.

Lucjusz spróbował uśmiechnąć się złowieszczo, ale jego mięśnie były zbyt
rozluźnione by przedstawić choć cień złośliwości.

- Nawet gdybym coś wziął, to czy myślisz, że opowiadałbym o tym pierwszemu


lepszemu aurorowi, który wejdzie do mojej sypialni?

- Całe szczęście, że ja jeszcze nie jestem aurorem. –Harry rozpiął szatę i rzucił ją
na stojące nieopodal krzesło. Po czym zabrał się za rozpinanie koszuli. – Chociaż
zawsze mogę szepnąć słówko Kingsleyowi. – ton, jakim to powiedział był lekki,
żadne z nich ani na moment nie wierzyło, że Harry rzeczywiście zrobi coś takiego.

- Rozumiem, że mam coś zrobić, by zamknąć ci usta? – Lucjusz oparł się na


jednym ramieniu a drugim sięgnął po swój członek, delikatnie go gładząc. Widać
było, że nawet ten lekki dotyk sprawia mu wielką przyjemność. Cokolwiek wziął,
musiało zwiększać wrażliwość.

Harry zakończył rozbieranie i klęknął na łóżku, z kolanami po obu stronach nóg


Lucjusza. Spojrzał wymownie na jego twardy członek, ale nie zrobił żadnego
ruchu by po niego sięgnąć.

- Och, widzę, że znalazłeś najlepszy z możliwych szantaży. Nie tylko ja będę


siedzieć cicho, ale i ty dostaniesz loda. – Harry spojrzał w rozszerzone źrenice na
twarzy swojego kochanka – tak, o tym dokładnie myślał Lucjusz. Ten stopień
podniecenia musiał być dla niego trudny do wytrzymania przez dłuższą ilość
czasu bez jakiejś ulgi. Harry rozpoznał swoją przewagę. – Myślę, że nie jesteś w
pozycji, żeby mnie szantażować. Bo wiesz, w każdej chwili mogę stwierdzić, że
wolę pomóc w Norze przy obiedzie. – Choć było to mało prawdopodobne, Lucjusz
wiedział, że Harry ma w sobie wystarczająco okrucieństwa by zostawić go
samego. O ile ze swoim podnieceniem mógł poradzić sobie sam, co zresztą
planował nim zjawił się Harry, stwierdził, że wolałby inny scenariusz.

- Czego chcesz, Potter?

- Tego samego co ty wziąłeś. I to dużo. Merlin jeden wie, że dzisiejszy egzamin


nie był łatwy.

- Jesteś pewien? Efekty utrzymują się przez kilka godzin. Nie masz później
obowiązków? – Lucjusz mógł być zimnym draniem, ale nie pozwoliłby Harry’emu
pójść na zajęcia pod wpływem. Gdyby go o to zapytać, to stwierdziłby, że po
prostu woli, żeby nikt nie miał powodu do zastanawiania się skąd Harry Potter
wziął niewymienialne substancje klasy C. Harry jednak wiedział lepiej.

- Tylko obiad w Norze. Ale to dopiero o szóstej wieczór.

- Dobrze. Wszystko leży na szafce nocnej.

Harry spojrzał na wspomniany mebel i zauważył, że stał na nim jakiś dziwny


sprzęt. Jako, że w dworku pełno było przedmiotów, których ani działania ani
nawet przeznaczenia nie znał, w ciągu ostatniego roku przestał zwracać na nie
uwagę. Oprócz ustrojstwa, które składało się z worka z ciemnozielonej smoczej
skóry, metalowych części i węża na szafce stał jeszcze kociołek i zbiór niewielkich
buteleczek. Harry stwierdził, że jeśli Lucjusz na trzeźwo nie zniżyłby się do
usługiwania Harry’emu to na pewno nie zrobi tego w stanie, w jakim się
znajdował.

- Co mam zrobić?

- Napełnij kociołek wodą do połowy, albo nawet więcej. Na pierwszy raz lepiej
użyć większego rozcieńczenia.

Harry wstał z łóżka, podszedł do krzesła i wyjął różdżkę z przewieszonej przez nie
szaty. Wróciwszy wziął kociołek na kolana i szepnąwszy „Aguamenti” zaczął
napełniać go wodą. Gdy było jej już tyle ile trzeba, spojrzał na Lucjusza pytająco.

- Dodaj ze sześć kropel Y…- Pytanie nie znikło z oczu Harry’ego. Lucjusz
westchnął. – Współczuję Severusowi. W zielonej butelce. Zresztą wszystko jest
opisane.

Harry spojrzał na buteleczki. Rzeczywiście, na etykietkach, którymi były oklejone


widać było jakieś napisy. Harry wziął do ręki zieloną butelkę. „ABCD” – wszystko
po łacinie. Odmierzył wskazaną ilość.
Lucjusz powiedział mu, co jeszcze dodać i w jakich ilościach, ostrzegając go przy
tym nie raz by nie przedobrzył. W końcu żadne z nich nie zapomniało incydentu
ze smoczym piżmem.

- Teraz połóż się wygodnie, ja zajmę się resztą.

Harry odłożył kociołek na szafkę i wyciągnął się na łóżku na wznak. Szybko


jednak stwierdził, że chce wiedzieć co robi Lucjusz i przewrócił się na prawy bok,
podpierając głowę na ramieniu. Jego kochanek siedział po turecku na łóżku
nachylając się nad szafką. Wprawdzie pozycja ta uniemożliwiała Harry’emu
obserwowanie, ale za to dawała świetny widok umięśnionych pleców Lucjusza.
Długie blond włosy czarodzieja były splecione w luźny warkocz, który kładł się
łagodnie między jego łopatkami. Mięsnie grzbietu napinały się, kiedy mężczyzna
unosił w górę ręce, po czym rozluźniały, gdy je opuszczał. Harry zastanawiał się,
czy nie lepiej byłoby rzucić wszystko w cholerę, zakraść się za jego plecami,
chwycić za nadgarstki, zaciągnąć z powrotem na środek łóżka i porządnie
zerżnąć. Kiedy już miał się podnieść, usłyszał:

- Na lewym boku, Potter. Postaraj się rozluźnić.

Harry’emu przebiegł dreszcz po plecach na tak stanowczy rozkaz. Odwrócił się


tyłem do Lucjusza, zastanawiając się, co mężczyzna zamierza. Poczuł jak materac
za jego plecami ugina się pod ciężarem. Lucjusz położył dłoń na biodrze
Harry’ego. Ciepło od niej emanujące spowodowało kolejny dreszcz.

- Podkul lewą nogę. O tak – głos Lucjusza był teraz łagodniejszy, uspakajający.
Lucjusz wiedział, że Harry nie lubi oddawać kontroli, że czuje się w takiej sytuacji
zagrożony. Dlatego starał się pomóc mu oswoić się z niepokojem.

Harry zastanawiał się nad przeznaczeniem dziwnego przedmiotu i swoją pozycją.


Jak dotąd żadne środki odurzające, do których zainicjował go Lucjusz nie
wymagały od niego takiej uległości. Dłoń, która leżała na jego biodrze
promieniując tym cudownym, uspakajającym ciepłem znikła. Harry zadrżał. Po
chwili poczuł, że Lucjusz rozchyla jego pośladki. Posmarowany tłustym
nawilżaczem palec zaczął delikatnymi, kolistymi ruchami masować jego wejście.
Harry rozluźnił się, ale Lucjusz nie wykorzystał tego by wsunąć ów palec do
środka. Zamiast tego palec został zastąpiony czymś twardym, co zostało
wsunięte powoli do jego wnętrza. Nie było ani specjalnie szerokie, ani nie zostało
wsunięte głęboko. Zanim jednak Harry zdarzył przyzwyczaić się do intruzji poczuł
coś dziwnego. Poczuł wypełniające go ciepło i lekkie ciśnienie. Szybko zrozumiał,
co je spowodowało. Woda.

Musiał się spiąć, gdyż Lucjusz pocałował go w łopatkę i powiedział, żeby się
rozluźnił. Harry skupił się na cieple wlewającej się do jego ciała wody. Lucjusz
zaczął delikatnie gładzić ciało Harry’ego: najpierw jego głowę i kark, potem
łopatki, grzbiet, pośladki. Harry poczuł, że się rozluźnia. Cokolwiek było w wodzie
zaczęło działać szybciej niż typowy eliksir uspakajający. Czuł, że staje się lżejszy i
lżejszy, unosi się nad materacem. Jedynym punktem zaczepu, jaka trzymał go na
miejscu była dłoń Lucjusza, która teraz sięgała po jego członek. Nawet nie
zauważył jak bardzo był podniecony.

Ciśnienie powoli rosło, aż Harry poczuł dyskomfort. Jęknął cicho. Nim jednak
zdążył poprosić, żeby przestali, Lucjusz znowu zaczął go uspakajać, tym razem
szepcząc mu do ucha.

- Zaraz będzie lepiej. Wziąłeś już dwie trzecie, już niedługo. – Harry chciał
zaprotestować, powiedzieć, że nie zmieści aż tyle. Pamiętał ile wody było w
kociołku. Z drugiej jednak strony ufał Lucjuszowi.

Druga ręka dołączyła do pierwszej pieszcząc jego ciało, po czym zaczęła


masować jego lekko wypukły brzuch. Dyskomfort zmniejszył się.

Po chwili Harry poczuł, że Lucjusz oddala się od niego. Ręka masująca jego
członek odsunęła się z jego pola widzenia, ale druga nie zaprzestała masowania
jego brzucha. Harry jęknął z niezadowolenia. Dlaczego Lucjusz musiał przerywać,
kiedy było mu tak dobrze?

Poczuł, że Lucjusz wysuwa z niego kankę, po czym szybko zastępuje ją czymś


większym, co okazało się wtyczką analną. Dziwny sprzęt, na który Harry nadal nie
miał nazwy został odesłany zaklęciem z powrotem na szafkę. Lucjusz nachylił się
nad Harrym i pocałował go w usta.

Harry czuł, że zalewa go fala spokoju, jednocześnie napięcie seksualne narastało.


Jego skóra zaczynała być coraz wrażliwsza na bodźce. Gładkość satynowego
prześcieradła, miękkość kołdry, która muskała jego stopy…

- Dobrze ci?

- Taak – zamruczał Harry.

- To jak się odwdzięczysz?

- Jak tak ładnie prosisz, to chyba jednak ci obciągnę – Harry udał, że się
zastanawia, choć w rzeczywistości ciężko byłoby mu wymyślić coś, na co miałby
większą ochotę. Odwrócił się, z nogami w stronę zagłówka, tak, że jego usta
znalazły się o cale od erekcji blondyna. Zaczął od delikatnego lizania wzdłuż całej
długości, po czym wziął czubek do ust. Wzmożone czucie sprawiło, że jego wargi i
język zaczęły być bombardowane iskrami przyjemności. Jęknął głośno.

Gdy poczuł oddech Lucjusza na swoim członku nie mógł już dłużej
powstrzymywać się. Chwycił dłonią za trzon, i wsunął do ust tyle ile mógł
zmieścić. Każde muśnięcie główki językiem sprawiało mu olbrzymią przyjemność.

Kiedy Lucjusz wziął członek Harry’ego do ust i zaczął ssać, Harry nie wiedział ile
jeszcze wytrzyma. Przyjemność była tak intensywna, że aż ciężka do zniesienia.
Zwiększona magicznie wrażliwość powodowała, że Harry nie wiedział, czy chce
więcej, czy chce uciec od tej intensywności. Gdy Lucjusz, delikatnie poruszył
podstawę wtyczki Harry’ego, chłopakowi pociemniało przed oczyma.
Do świadomości przywołał go ostry klaps w pośladek. Ups! Nawet tak silny
orgazm nie był wystarczającą wymówką by przestać zadowalać Lucjusza. Harry
powtórnie wziął członek swojego kochanka do ust.

Chwilę później poczuł, jak uda Lucjusza drżą – znak, że mężczyzna ostatnimi
resztkami sił powstrzymuje się od wierzgania/pchania biodrami. Rozluźniając
mięśnie gardła Harry wziął członek Lucjusza głębiej. Ten ruch odebrał blondynowi
resztki kontroli i mężczyzna z doszedł z krzykiem.

Harry jak zwykle lekko zakrztusił się i był wdzięczny, gdy Lucjusz niemal
odruchowo rzucił bezróżdżkowe zaklęcie odkrztuszające. Harry odetchnął z ulgą i
położył się na wznak, opierając głowę na udzie Lucjusza. Leżeli tak w spokoju, nie
mając ani siły ani ochoty się ruszyć. Harry

You might also like