You are on page 1of 141

SAWOMIR MROEK

MAE PROZY


























Sawomir Mroek, Krakw 1990 W ksice wykorzystano rysunki Sawomira Mroka ze zbioru: Sawomir Mroek, Rysunki, Warszawa 1982
Wstp, wybr oraz ukad tekstw i grafik Tadeusz Nyczek ISBN 83-85158-08-1
SPIS TRECI


Wstp .....................................................3

I
List do cudzoziemcw ...........................6
Rozmwka polsko-polska......................8
Popi? Diament?...................................9
Albo to, czy albo co?............................15

II
Sodki ptak modoci ........................20
Jaworzno ..............................................23
Posk...................................................28
Nos .......................................................31
Leopold ................................................36

III
Do dyrekcji Muzeum Lwr,
zagranic.....................................43
Twarz ...................................................44
Mj przyjaciel nieznajomy...................46
Pobr ....................................................49
Pozdrowienia od...................................50
Trudne ycie.........................................52
ycie duchowe umysowe
i artystyczne................................54
Wrba.................................................57
Sd Ostateczny.....................................58

IV
Wrci, nie wrci ...............................64
Na wiey ..............................................66
Stranik chiskiej wazy .......................68
Krawiec ................................................70
Hodowla...............................................71
pica krlewna ...................................73
W rodku transportu.............................75
Koegzystencja ......................................76
Podejrzenie...........................................78
Kapturek...............................................79
Colt python...........................................80
Epidemia ..............................................82
Sekret ...................................................83
Artysta................................................. 85
Antropocentryzm................................. 86
Hrabia.................................................. 88
Praxis................................................... 89
Autoportret .......................................... 91
Baba..................................................... 92
Nauczyciele......................................... 94
Step...................................................... 97
Rano, rano, raniutko............................ 99
Czuwanie w grach........................... 100
Pami............................................... 104
Don Juan ........................................... 106
Pilna sprawa ...................................... 108
Jezioro ............................................... 109
Prokurator.......................................... 110
Pogrzeb eksterminatora..................... 111
Demiurg............................................. 114
Trjkt ............................................... 116

V
smy dzie ....................................... 118
Cierpienia modego Werthera ........... 119
Nadzieja............................................. 120
Muzeum............................................. 121
Tajemnica ycia ................................ 122
ycie i myli...................................... 123
Herbata i kawa................................... 124
Noc w hotelu ..................................... 125
Emanuel............................................. 126
Ze wspomnie kapelana.................... 127
Opowie starego agenta................... 129
Przestroga.......................................... 130
Samotno ......................................... 131
Hamlet ............................................... 132
Dowiadczenie .................................. 133
Drzewo.............................................. 134
Rozwj .............................................. 135
Nasze i inne zwierzta....................... 136
Korespondent specjalny .................... 137
Fotografia .......................................... 139
Na 1 wrzenia 1989........................... 140
Krtkie suchowisko ......................... 141


WSTP

Teksty Sawomira Mroka zebrane w tej ksieczce pochodz z lat 1982-1989 i byy
publikowane, z jednym wyjtkiem, w trzech pismach, z ktrymi Autor wsppracowa i nadal
wsppracuje: w paryskiej Kulturze, londyskim Pulsie i krakowskim Tygodniku
Powszechnym. Wyjtek to krtkie, fabularyzowane wspomnienie Sodki ptak modoci,
wydrukowane przez Zeszyty Literackie.
Nie wszystkie s dosownymi maymi prozami, zwaszcza jeli przyj, e termin proza
musi czy powinien odnosi si do literatury zwanej pikn. Myl jednak, e dobry pisarz zawsze
uprawia jak proz, a sprawa przyszeregowania gatunkowego jest zgoa drugorzdna; dlatego nie
miaem specjalnych oporw wczajc do tej ksiki niektre teksty publicystyczne,
wspomnieniowe czy nawet krytycznoliterackie.
Cao, jak myl, tworzy dosy osobliw panoram twrczoci Mroka tak zwanych
ostatnich czasw. Przekrela przy okazji mam nadziej, e cakiem wyranie utrwalony w
polskiej wiadomoci potocznej wizerunek Sawomira Mroka jako wesoego szydercy i rzekiego
dowcipnisia. Od dawna jest to gba przylepiana mu za bardzo niegdysiejsze zasugi, o ktrych on
sam ju by moe po trosze zapomnia. Niby wiadomo, e Mroek z Emigrantw to jednak nie ten
Mroek z Indyka powiedzmy. Ale etykietki trzymaj si mocno i konia z rzdem temu, kto
prawidowo skojarzy autora Wesela w Atomicach z autorem synnego owiadczenia prasowego w
sprawie inwazji na Czechosowacj w 1968, po ogoszeniu ktrego, na Zachodzie, droga Mroka do
Polski bya na dugie lata zamknita. Oraz kto gadko przyjmie do wiadomoci, e w
rozdokazywany komediopisarz jest autorem najlepszego i najgbszego z wszystkich dotd na ten
temat napisanych eseju krytycznego o Popiele i diamencie, po ktrym kady szanujcy si krytyk
powinien dokadniej zastanowi si nad swoim losem.
Ksika zaczyna si ponuro, ale pniej jest ju lepiej. Po prostu chronologia tekstw
aczkolwiek arbitralnie uoonych w pewne grupy problemowe zachowuje chronologi wydarze,
jakich nie oszczdzio nam minione dziesiciolecie.
Pierwszy tekst jest kolejnym politycznym owiadczeniem Mroka, tym razem w sprawie
stanu wojennego. Nastpne oscyluj wok prywatnych i zbiorowych dowiadcze mieszkaca
ex-PRL-u. Potem ton si nieco zmienia, wchodz inne tematy, stylistyki, fabuy. Jeli Czytelnikowi
bdzie si chciao wejrze w siebie z tamtych lat osiemdziesitych, by moe w parabolach i
metaforach wielu utworw Mroka odnajdzie czstk swoich onegdajszych myli, odczu i reakcji.
Ostatnie opowiadania, z 1989, nie pozostawiaj wtpliwoci, e Mroek postanowi uwieczni
take agoni komunizmu, cho zrobi to na swj wasny, tradycyjnie niekonwencjonalny sposb.
Tak oto otrzymalimy co w rodzaju literackiej kroniki przedostatniej dekady wieku, ze
szczeglnym uwzgldnieniem terenw Europy rodkowowschodniej.
Przydugie wstpy zazwyczaj denerwuj czytelnika, wic spiesz ku kocowi. Nie mog si
jednak oprze chci dorzucenia kilku zda w kwestii tak zwanej wolnoci pisarza, za Mroek jest
tu obiektem wyjtkowo wdzicznym.
Obserwacja pierwsza, oczywistsza, wic atwiejsza, dotyczy uporczywie przez bohaterw
opowiada demonstrowanej niezalenoci w obliczu wszystkiego, co zmierza ku stadnoci,
jednomylnoci i koniunkturze, dowolnego skdind autoramentu. Czasem bywa to niezaleno
mimowiedna, a nie chciana, przypadkowa, bo pochodzca z osobniczej i n n o c i ; czciej jednak
idzie o zwyklejsz wolno samostanowienia. Bohaterowie Mroka, czy to cakiem fikcyjni, czy
cakiem realni (jak Leopold Tyrmand, Leszek Herdegen) wybieraj bd s wybrani przez swoj
wolno jak przez los kadcy na nich ostateczn piecz; nie ma od niej ucieczki jak od granic
wasnego ciaa. Ta lekcja prywatnej niezalenoci, demonstrowana w dziesitkach wariantw,
zasuguje na uwaniejsze potraktowanie, zwaszcza e nie jest bynajmniej skutkiem atwego
egoizmu ani pokazowego bohaterstwa.
I myl te o tej mniej deklaratywnej, za to bardziej organicznej wolnoci: samego pisania,
tworzenia. Pokacie mi wspczesnego pisarza polskiego o wikszej ni Mroek skali pisarskiej
odwagi. Ktry nie obawiaby si, e mu si w jakim miejscu nieco zamae twrczy image, e
moe nie powinien czego pisa, bo to nie w jego stylu albo nie na czasie, albo moe by
le zrozumiane. Ktry z jednakow satysfakcj i cakowitym brakiem poczucia niestosownoci
pisaby jednoczenie deklaracje polityczne i absurdalne bajki, robi gorzkie porachunki z wasnym
yciorysem i zajmowa si niekaligraficznymi donosami, ktry uywajc intelektu do czystej
zabawy pojciowo-logicznej miaby jakiekolwiek poczucie zdrady Wielkich Narodowych Ideaw
w Przeomowym Okresie Naszej Egzystencji. Bdc wielu z tych ideaw rwnie jawnym obroc.
Niektre mae prozy przegldaj si w lustrze duych prz, tych ze Sonia, Deszczu,
zwaszcza Dwch listw. Inne odnajduj si raz w jasnym, raz w ciemnym nurcie dramatw, od
Policji po Alf, ze specjalnym uwzgldnieniem jednoaktwek o Lisie i Kogucie.
Nie stanowi zamknitego etapu. Mroek pisze je nadal. Ale na uytek niniejszej ksiki
trzeba byo w pewnym momencie powiedzie sobie i wydawcy koniec. Niech bdzie to realny i
symboliczny koniec dekady, ktry wiatu kojarzy si bdzie ju na zawsze z pocztkiem koca,
excusez le mot, komunizmu.

Tadeusz Nyczek



I





LIST DO CUDZOZIEMCW
*


Wszyscy wiedz, co zdarzyo si w Polsce w nocy z 12 na 13 grudnia i co dzieje si nadal.
Ale eby zrozumie to, co si wie, naley najpierw wiedzie, e:
Wydarzenia w Polsce nie s adnym stanem wyjtkowym ogoszonym w myl polskiej
konstytucji oficjalna, rzdowa wersja tych wydarze. Nie s te zamachem stanu ani puczem
wojskowym definicja uywana przez tych, ktrzy nie zgadzaj si z definicj oficjaln. Inaczej
mwic, to, co si dzieje w Polsce, nie jest niczym w Polsce nowym ani wyjtkowym.
Pojcie wyjtkowoci teraz zakada, e dotd, przedtem wszystko byo normalnie. Ot w
Polsce nic nie byo normalnie czyli ani prawomocnie, ani naturalnie od 1939 roku. Poprzez
niemieck okupacj najpierw do wprowadzenia si systemu komunistycznego przez Zwizek
Sowiecki natychmiast potem, za zgod, a przynajmniej przy niesprzeciwianiu si temu, przez
mocarstwa zachodnie. Ani pniej, przez trzydzieci sze lat nieprzerwanie, czyli a do chwili
obecnej. To, co si dzieje teraz w Polsce, jest tylko kontynuacj, a nie wyjtkowoci. To nie jest
wyjtkowe, chocia jest nienormalne. Nieustajca anormalno. Jedyn nowoci, ale nie zmian,
jest tylko i jedynie to, e wszystko, co do tej pory dziao si pod przykrywk kamstw na przykad
kamstwa o ustroju parlamentarnym w Polsce teraz dzieje si nadal jako naga prawda, a
mianowicie jako dziaanie nagiej przemocy. A raczej, zamiast powiedzie: dzieje si nadal,
naley powiedzie: wraca do punktu wyjcia, po zatoczeniu penego koa w cigu trzydziestu
szeciu lat.
Nie jest prawd, jakoby wojsko polskie byo trzeci, neutraln si pomidzy Parti a
Solidarnoci, czyli midzy Parti a spoeczestwem, narodem. Po prostu bez uycia wojska Partia
nie jest ju w stanie nadal uprawia dyktatury nad spoeczestwem, zbyt ju jest saba. Uwizienie
byych przywdcw Partii, od dawna ju odsunitych od wadzy a przynajmniej oficjalny
komunikat o ich uwizieniu rwnoczenie z uwizieniem przywdcw Solidarnoci jest
doskonaym chwytem propagandowym ze strony teje Partii. A jednoczenie przykadem, jak
mona spoytkowa swoje wasne odpadki. Tylko gdyby genera Jaruzelski aresztowa aktualnego
pierwszego sekretarza Partii, czyli gdyby aresztowa sam siebie, teza o jego bezstronnoci byaby
wiarygodna.
Nie jest prawd, e to, co si dzieje w Polsce, co si dziao od 1945 roku jest tylko
wewntrzn spraw Polski, konfliktem w polskiej rodzinie. Twierdzi, e tak jest, to znaczy
zakada, e Polska jest krajem niepodlegym, pastwem samorzdnym i suwerennym. Podczas
kiedy wiadomo, e bez sowieckiej przemocy i mieszania si do naszych spraw Polska wygldaaby
inaczej, ni wyglda, i to od samego pocztku jej powojennej historii, nie mwic ju o jej
obecnych nieszczciach. Jeeli komunistyczna partia rzdzi jeszcze w Polsce, to tylko dziki
sowieckiemu poparciu. Zachodni mowie stanu, kiedy powtarzaj frazes o polskich problemach
jako o polskich wewntrznych problemach, ktre Polacy maj sobie rozwiza sami midzy sob
uywaj jzyka wprawdzie odpowiedniego dla ich dyplomatycznych celw, ale porednio
podpisuj si pod kamstwem. Mianowicie pod kamstwem o polskiej niepodlegoci i sowieckiej
nieingerencji.
Nie jest prawd, jakoby Polsce grozia wojna domowa. Zbrojne starcie dwch czci tego
samego narodu, wyznajcych odmienne przekonania to jest wojna domowa. Tymczasem jeeli w
Polsce w ogle s jeszcze komunici, to z wyjtkiem patologicznych przypadkw nie s ju
motywowani adn szczer i gbok wiar w komunistyczny dogmat. S motywowani
okolicznociami, oportunizmem, samooszustwem. A przewanie s to ludzie, ktrzy wszystko
postawili na system, ktrzy bez niego nie znaczyliby nic i ktrzy w subie systemu poszli ju tak
daleko, e ju nie maj, albo wydaje im si, e nie maj odwrotu. Przewaajca, a zatem
decydujca cz ludnoci jest niekomunistyczna, jeeli nie antykomunistyczna. Polska jest
zagroona miertelnie, ale nie przez wojn domow, tylko przez zbrojn opresj i represj, ktra

*
Tekst powyszy S. Mroek wysta do New York Herald Tribune, ktra zamiecia go w skrconej formie.
narodzia si z zewntrz i dokonuje si wewntrz kraju, ewentualnie pod faszywym pretekstem
wojny domowej.
Nie jest prawd, e Solidarno ponosi win za polski kryzys. Zesp zjawisk opatrzony
nazw Solidarno jest oglnospoeczn, oglnonarodow, ludow reakcj przeciwko przyczynom
kryzysu, reakcj zwalczan przez t przyczyn wanie, czyli przez zesp zjawisk pod nazw:
Partia, system komunistyczny. Uycie wojska nie jest zwalczaniem kryzysu, ale wprost przeciwnie:
jest prb kontynuowania przyczyn kryzysu, czyli prb obrony i zachowania monopolu
komunistycznej wadzy w Polsce. Ten monopol, ta wadza nigdy nie bya w Polsce prawomocna,
to znaczy nigdy nie wybrana woln wol spoeczestwa i narodu polskiego. A wic nie moe by
obroniona i zachowana rodkami prawowitymi, to znaczy demokratycznymi. Teraz, kiedy ta wadza
usiuje si utrzyma, otwarcie ju uywajc zbrojnej przemocy daje tym samym dowd swojej
nieprawomocnoci. Nieprawo, nieprawomocno jest grzechem pierworodnym tej wadzy.

Kultura, 1-2/1982

ROZMWKA POLSKO-POLSKA

A. A wic twierdzi pan, e wybi mi pan zby i odbi nerki dla mojego dobra?
B. Tak. Kto musia pana pobi, gdybym tego nie zrobi ja, zrobiby to kto inny. Pan wie,
kto. Ale on uszkodziby pana znacznie bardziej. Nie tylko wybiby panu zby i odbi nerki,
ale rwnie zamaby panu obojczyk, wyrwa paznokcie i wybi oko. A wic zamiast mnie
nienawidzi, powinien pan mi dzikowa.
A. To znaczy, nie dlatego mnie pan okaleczy, e pan mnie nie lubi?
B. Ja pana chciaem uchroni przed jeszcze wikszym zem.
A. I nie mia pan w tym adnego wasnego interesu?
B. Oczywicie, e nie, o co mnie pan posdza...
A. adnej osobistej korzyci?
B. Nie znosz osobistych korzyci. Po prostu brzydz si nimi. Mnie tylko dobro oglne, a
wic i paskie, ley na sercu.
A. Czyli powica si pan dla mnie.
B. Oczywicie, e si powicam. Pan myli, e wybijanie panu zbw i odbijanie nerek
sprawio mi przyjemno?
A. Nie sprawio?
B. Skde znowu. Co za ohydne podejrzenie. Przeciwnie, mnie byo bardzo, bardzo
przykro. Ja paka, ale bi.
A. Rzeczywicie, prawdziwe to powicenie. Tyle przykroci, tyle trudu, bo i przecie
zmczy si pan przy tym, prawda?
B. Uff, to bya cika robota.
A. Wanie. Tyle przykroci, tyle wysiku, a wszystko dla mnie, eby mnie nie gorzej byo,
ale lepiej.
B. Tak, tak.
A. Ze wzgldu na mnie, z troski o mnie, dla mojego dobra.
B. Wycznie.
A. Nic dla siebie, wszystko dla mnie. Czy nie tak?
B. Dokadnie tak!
A. A wic, jeeli nie ma pan z tego, co pan zrobi, adnej osobistej przyjemnoci ani
korzyci, a wrcz przeciwnie, gotw pan jest na kad przykro, byle tylko mnie byo
lej, a nie ciej, to wobec tego omielam si, poniewa czuj si do tego przez pana
upowaniony...
B. No, o co chodzi?
A. ... Omielam si mie do pana pewn prob. Bo skoro pan ju a tak siebie powica...
B. Ale chtnie wysucham.
A. To niech pan pozwoli, e bd pana nienawidzi w dalszym cigu.

Kultura, 7-/1982

POPI? DIAMENT?


1.

Jestem wychowankiem Polski Ludowej. Nie od dziecka, ale prawie. Ukoczyem szko
redni (matura) w 1949. Rok przedtem czytaem wczesn nowo i najwiksze wwczas
wydarzenie literackie, ktre zreszt nie przemino, lecz okazao si niemiertelnym dzieem
polskiej literatury. To znaczy niemiertelnym do dzisiaj, poniewa do dzisiaj jest wydawane w
ogromnych nakadach jako lektura szkolna, czyli obowizkowa, i jednoczenie jako lektura
nieobowizkowa, lecz spontanicznie poszukiwana przez kadego czytajcego Polaka w kadym
kolejnym pokoleniu. Rzadki wypadek, moe jedyny, kiedy powie napisana po wojnie i
opublikowana przez wadz ludow wesza do wsplnej skarbnicy: do skarbnicy pastwowego
nauczania i autentycznej wiadomoci narodowej.
Miaem wic osiemnacie lat, kiedy przeczytaem powie Jerzego Andrzejewskiego Popi i
diament. Jeszcze nieufny wobec propagandy Przemian i Nowego, zostaem postawiony wobec
niespodzianki. Mianowicie wobec faktu artystycznego, ktry jednak wyrasta z faktw
politycznych. Oto konfrontujc Stare z Nowym autor podnosi polskie konflikty do poziomu
polskiego losu, ten za syntetyzuje i nadaje mu wymiar tragedii. Czyli od poziomu aktualnoci do
poziomu rzeczywistoci, t za z kolei wyej do poziomu historii, a stamtd do poziomu sztuki.
To byo przekonywujce i zrobio na mnie due wraenie.
Po raz pierwszy Nowe ukazao mi si nie jako propaganda, ale jako element sztuki, za sztuka
bardzo wiele dla mnie wtedy znaczya. Wicej ni ycie, poniewa ycia bardzo pragnem
wszystkimi siami mojej modoci, ale ycie nie bardzo mnie chciao. Sfrustrowany spoecznie
(pochodz z bardzo drobnego mieszczastwa w pierwszym pokoleniu, z drobnego chopstwa w
poprzednich), seksualnie (le mi si wiodo pod tym wzgldem jako dorastajcemu chopcu),
wiatopogldowo (bo ju narasta we mnie bunt przeciwko wszystkiemu, co mnie zrodzio i
wychowao, bunt na razie bez kierunku, a wic nihilistyczny), gdzie ja biedny miaem szuka
schronienia, jak nie w sztuce. Ona przyjmie kadego, kady moe czyta ksiki, nawet kiedy nie
moe nic innego.
Wkrtce jednak trafio mi si lepsze schronienie. Lepsze, bo pozornie bdce yciem samym,
w dodatku wcale nie wykluczajce sztuki. Na wiosn 1950 roku doznaem olnienia: Nowe ukazao
mi si jako wyjcie z mojej wszechstronnej puapki ku yciu, ktrego tak pragnem, a od ktrego
czuem si tak pod kadym wzgldem odsunity. Dano mi piercie magiczny, rdk
czarodziejsk, zaklcie, ktre rozwizao mj kryzys i zastpio go poczuciem wszechmocy i
wszechwiedzy. Jest rzeczywicie co magicznego w tym, jak totalitaryzm zmienia nieszczsnego,
niedouczonego, sfrustrowanego, zabiedzonego gwniarza w mdrca i giganta. Oczywicie tylko w
jego wasnym samopoczuciu, ale czy wasne samopoczucie nie jest wtedy dla niego na razie
jedyn rzeczywistoci? Jest co niesamowitego w szczciu, jakiego doznaje kady, kto zayje
owego narkotyku, przynajmniej w pierwszej fazie po zayciu. Byem samotny, a oto jestem bratem
caej postpowej ludzkoci. Czuem si gupi, a oto mam klucz (or marksistowski, uniwersalny, a
dziecinnie prosty w uyciu) do caego gmachu myli ludzkiej i wszystkich jej zakamarkw. Z
nieskoczonych wyyn prawdy absolutnej patrz na cay wiat, zarwno na kul ziemsk jak i na
najdrobniejsz mrwk. Byem saby i upokorzony, a oto moja sia jest bez granic. Co si za
problemw seksualnych tyczy, to wprawdzie marksizm-leninizm nie rozwizuje ich od razu, ale
primo: pozwala je umieci we waciwej perspektywie, to znaczy daleko za priorytetem walki o
lepsze jutro ludzkoci i rozruchem wielkich piecw, secundo: panujca propozycja ideologiczna,
jeli przyjta, jest automatycznie obietnic kariery, za samczyk, ktry idzie w gr, ma wicej
szans (znaczenie, pienidze, rozgos) ni samczyk, ktry siedzi w dole.
Prawie z dnia na dzie pokochaem Jzefa Stalina. Z si dokadnie rwn tej, z jak przedtem
nienawidziem siebie. W praktyce wyrazio si to objciem posady najpierw reportera, a pniej
publicysty w Dzienniku Polskim w Krakowie, z zasigiem a po Rzeszw. Tam to dawaem
wyraz mojej mioci na pimie, najpierw gwatownie, potem stopniowo zwalniajc. Mio trwaa
okoo trzech lat, z grubsza biorc, bo atwo jest zapamita dat, kiedy si pokochao, ale trudno,
kiedy si przestao. Zakoczenie rozwleka si w czasie. W kadym razie pamitam przeliczny,
soneczny i bkitny dzie, kiedy ogoszono, e w lad za Jzefem Stalinem umar Bolesaw Bierut,
jego namiestnik i odbitka na Polsk. Pilimy wtedy Pod Gruszk, zaczlimy w poudnie, nikt
tego nie wyzna, ale bya w nas, w powietrzu, w tej niebieskoci i sonecznoci rado, rado... nie
tylko i nie przede wszystkim z powodu piknej pogody. A moe si myl, e w nas? Wol i mog
waciwie mwi tylko za siebie, we mnie bya. Piem, egnajc bez alu siebie, jakim byem i
witajc z radoci siebie, jakim bd. Jakim tego oczywicie jeszcze nie wiedziaem, ale bya to
rozkoszna niewiedza, bo w kadym razie ju nie takim, jak przedtem. Wci byem przecie mody,
bardzo mody i... jak teraz ju wiem, a wtedy przeczuwaem wiele jeszcze miaem przyszoci
przed sob. Wic piem po prostu za ycie, ktre mnie jednak jako odnalazo i ktre otwierao si
przede mn szeroko.
Par lat pniej Popi i diament znowu odegra rol w mojej umysowej i duchowej
biografii. Tym razem w postaci filmu pod tym samym tytuem, co powie. Zreszt film jest znany,
i ju nie tylko w Polsce, bo z klasycznego dziea polskiej kinematografii sta si tymczasem
klasycznym dzieem kinematografii wiatowej. Pamitam mj stan po wyjciu z kina, nie tylko mj,
ale wszystkich, ktrzy ten film widzieli. Poczucie, e wzio si udzia w czym wyjtkowym, co
zdarza si tylko raz na wiele lat. Byem przejty i wstrznity. I rozgldaem si dokoa, jakby
rzeczywisto bya przemieniona.
Tym razem to nie tylko sztuka. By okres odwily po polskim padzierniku 1956 i wiat nie
by ju dla nas tak szczelnie zamknity jak przedtem. Zakotoway si w nas Kafki, Hemingwaye,
Camusy, Faulknery, Becketty, Sartry i Ioneski w oszaamiajcym, popiesznym pomieszaniu i
popltaniu, z ktrego tak naprawd mao kto co rozumia, czy choby pojmowa (to byo
niemoliwe, zwaywszy okolicznoci), ale ktre wszyscy potnie odczuwali i przeywali. wiat,
czyli Zachd, nie by ju bani i zaczyna nam dawa widome znaki, e jest. Witalimy je, jak
moe powitamy kiedy na ziemi pierwsze pojazdy kosmiczne z innych planet, wiadczce
namacalnie i naocznie, e inne cywilizacje istniej naprawd, a nie tylko w mitach. (Tego
absolutnego zamknicia przedtem i tego nagiego otwarcia potem, skutkw jednego z drugim nie
mog ju sobie wyobrazi nastpne pokolenia). Tak, ale to wszystko od nich ku nam, ale my co
mielimy do zaoferowania? Tylko jedno: nasze wschodnie dowiadczenie, ktrego i tylko tego
jednego w nas oni byli ciekawi. Tak, ale w jakiej formie mielimy im to da? Filmu Przygoda na
Mariensztacie albo Pitka z ulicy Barskiej? I nagle ten film Wajdy sprawi, e poczuem si
rwnym tym na Zachodzie. Gboki i peen tragicznej urody, pojedynczo ludzki, a jednoczenie
oglnie historyczny, nie gorszy, nie mniej atrakcyjny za porednictwem Zbigniewa Cybulskiego ni
James Dean czy Humphrey Bogart, a w dodatku swj wasny, ja, Polak. Tak wic Popi i diament,
najpierw jako ksika, potem jako film wszed w mj organizm psycho-umysowy, zjednoczy si z
nim, zapad w moj podwiadomo. Tak samo, jak u milionw ju chyba Polakw, bo ju przez
trzydzieci pi lat czytelnikw tej ksiki i przez dwadziecia pi widzw tego filmu. I nie
mylabym ju o nim, jak si nie myli o swoim wasnym krwiobiegu, gdyby nie nadszed rok
tysic dziewiset osiemdziesity pierwszy i drugi.


2.

Od trzynastego grudnia ubiegego roku nie mona uciec od obrazu, w ktrym jeden czowiek
ucieka, a drugi go goni. Ten pierwszy jest bez broni, w cywilnym ubraniu, ten drugi uzbrojony i w
mundurze. Czasem ten drugi strzela do pierwszego, zabija go albo rani, za zawsze bije go pak,
nawet wtedy, kiedy ten pierwszy ju ley i nie moe si porusza. Obraz powtarzajcy si cigle, z
monotoni tym bardziej dotkliw, e obraz tego rodzaju zazwyczaj kojarzy si z wyjtkowoci i
sporadycznoci, a nie z regu, jednostajnoci i powtarzalnoci. Moe ta powtarzalno,
sprzeczna z natur obrazu, sprawia, e w mojej podwiadomoci zaczo si co porusza i mnie
mczy. Par jednak dni musiao min, zanim to co wynurzyo si z mojej podwiadomoci i
krzykno swoje imi, ale za to, wtedy, przedstawio si i dao rozpozna od razu, w cigu sekundy.
Ale tak! Ja to przecie ju skd znam, ja przecie ju to gdzie widziaem! Skd? Gdzie? Z
ksiki, z filmu, z Popiou i diamentu.
Tak przecie koczy si i ksika, i film. Czowiek ucieka, drugi go goni, strzela, zabija.
Pochyla si nad zabitym. I teraz nawet pamitam, co mwi (w ksice). Mwi: Czowieku, po co
ucieka?
Szczeglne pytanie. Szczeglna pami, ktra po trzydziestu piciu latach, jakie miny od
lektury, zachowaa z caej ksiki tylko to jedno zdanie. Jedno, ale za to najwaniejsze, bo ostatnie,
zamykajce dzieo, a wic klucz do caoci. Zdanie-przesanie, konkluzja i wniosek.
Istotnie, dlaczego ucieka? Signem wic po ksik i przeczytaem j po raz drugi. Oto,
czego si dowiedziaem, a raczej co sobie przypomniaem, bo przecie czytaem ju t ksik,
kiedy miaem osiemnacie lat.
Rok 1945, koniec wojny. Polska jest zniszczona i wypalona. Take ideologicznie i moralnie.
Powszechne ludzkie bankructwo. Brak nowych idei, projektw, chci do ycia nawet. Pustynia.
Dlaczego tak jest? (w ksice). Ano, eby na tle a takiej pustyni tym janiej, tym pikniej ukaza
si jedyny kwiat, zapowied bujnej i oywczej rolinnoci, ycia nie tylko nowego, ale te innego
ni to, ktre ulego zniszczeniu, a w ogle to jedynego prawdziwego ycia, a mianowicie:
komunizmu.
W Polsce nastaje wic wadza ludowa. Nastaje nie dlatego, e chce nasta, nie dlatego, e to
lubi, tylko dlatego, e pragnie jej lud. Lud polski, nawet jego nieuwiadomiona klasowo,
ideologicznie cz instynktownie aknie wadzy ludowej, bo wie, co dla niego dobre. Wic
wadza odpowiada tej potrzebie ludu i nastaje, dlatego te nazywa si ludow. Dowd, e robi to
bezinteresownie, a nawet wbrew wasnym interesom osobistym: nastajc, naraa si nie tylko na
trudy, ale take na niebezpieczestwa, bo klasowy wrg ludu strzela do wadzy ludowej. W dodatku
podle i tchrzliwie, bo zza wga. Gin liczni jej przedstawiciele. Ginie stary komunista, Szczuka,
najszlachetniejszy, najbardziej rozumny, ten, ktry dla ludu, dla narodu, dla sprawy powici
wszystko jeszcze za ywota.
Kto strzela? Maciek Chemicki, modzieniec, te szlachetny, ale oszukany. On te chce dla
Polski dobrze, jak Szczuka, ale niestety, chce dobrze w niedobry sposb. Bo oszuka go
ideologicznie klasowy wrg ludu, omami i uy jako morderczego narzdzia. Na tym polega
tragedia. Bo zarwno morderca jak i jego ofiara chc tak samo dobrze, tyle e ofiara chce dobrze
dobrze, a morderca chce dobrze le. Zabiwszy ucieka. Zostaje wic zastrzelony przez ludowego
onierza, obroc ucinionej wadzy. Gdyby nie ucieka, a poczeka, czy nic zego by mu si nie
stao? W zasadzie nie, bo zasuona kara nie jest krzywd, ale pokut, odkupieniem winy, czyli
odkupieniem za, czyli dobrem. Std zapewne pytanie: Czowieku, po co ucieka? Ale to pytanie
naley rozumie w jeszcze szerszym znaczeniu. Czowieku, po co ucieka nie tylko przed luf,
ale po co ucieka przed Dobrem i Prawd, jakie niesie Nowe? Dlaczego nie otworzy oczu przed
t Prawd, a serca przed tym Dobrem? Dlaczego pozwoli, eby nadal wadao twoim sercem i
umysem ze i kamliwe Stare?
Odoyem ksik i zaczem myle. Oto, co pomylaem.
Po pierwsze: ta sama wadza ludowa, co wtedy nastaa, trwa w Polsce do dzisiaj w
nieprzerwanej cigoci. T cigo podkrela, co chwila obchodzi j uroczycie i chlubi si
swoimi pocztkami. Trwa w tej samej swojej, niezmiennej i niezachwianej istocie, czym rwnie
si szczyci i co kae innym czci i podziwia. W konsekwencji ten sam onierz ludowy, ktry
goni Maka Chemickiego, zastrzeli go i zada mu potem filuterne pytanie, goni teraz i strzela,
jeeli nie bije tylko pa swojego rwienika w cywilu. Czyli Popi i diament dwa, ktry gdyby
autor chcia uwspczeni swoj powie powinien mie nastpujce zakoczenie: Zomo goni
czowieka. Dogania go i bije pa. Kiedy czowiek przestaje si ju rusza, Zomo pochyla si nad
nim i... (tutaj cytuj ostatnie zdanie tej ksiki, ostatni linijk dosownie)... Czowieku! zawoa
z alem. Czowieku, po co ucieka?
Dlaczego wic to pytanie brzmiaoby w tak uwspczenionej, ale w swej istocie nie
zmienionej ksice jak szyderstwo, a w tej wersji, jak czytalimy i czytamy tak nie brzmi?
Dlaczego, jeli obraz, sytuacja i okolicznoci s takie same? Co tu si nie zgadza. Bo jeeli dzisiaj
jest co tak samo jak wtedy, to dlaczego zakoczenie ksiki o tym wtedy nie razi nas jako cynizm,
obelga i szyderstwo, jak razioby nas w tej samej ksice o dzisiaj tym samym co wtedy, ale
przeciwnie wydaje si podniosym zakoczeniem literackiego dziea? Dlaczego tak susznie i
naturalnie wynika z caej kompozycji i treci utworu?
Nasuwa si tylko jedna logiczna odpowied, a mianowicie, e ksika jest kamliwa. To
znaczy kamie na temat Polski sprzed trzydziestu omiu lat.
Wobec tego, eby dowiedzie si prawdy, naley tej ksice, jej tezom, zaoeniom i
pewnikom postawi kilka pyta.
Czy rzeczywicie wadza ludowa powstaa, bo chcia jej lud czy te zostaa nam
przyniesiona i narzucona przez Armi Czerwon?
W tej ksice Armia Czerwona przesuwa si przez ziemie polskie dyskretnie, krokiem elfw,
czyli lenych duszkw. Nie tylko nam adnej wadzy nie przynosi i do niczego si nie wtrca, ale
sama ledwo istnieje, i to wycznie w formie ilustracji muzycznej. Bo kiedy toczy si akcja i kiedy
tylko Polak z Polakiem maj swoje sprawy, j tylko sycha w tle jako dwiki najpierw harmonijki
ustnej, potem harmonii rcznej, pniej baaajki i wreszcie, eby realizmowi historycznemu stao
si zado, sycha take z domu, gdzie kwateruj jej onierze, nieuniknion tskn pie
stepow. Tylko w scenie, kiedy opalaj si nad rzek, rwnie zreszt nalec do krajobrazu, a nie
do akcji, siedz, a raczej le cicho, to znaczy nie piewaj i nie graj. To wszystko, i ma si
wraenie, e ow tskn pie piewaj niewinne chopita, ktre, gdyby na ten temat przy nich
rozmawiano, otworzyyby szeroko oczta i zapytay: Cio to jet NKWD?
No dobrze. Czy wic wadza ludowa najpierw powstaa, a dopiero potem wyroso jej zbrojne
rami, czyli Urzd Bezpieczestwa (bezpieczestwa dla ludu, mwic jzykiem oficjalnym, a
mwic po prostu Tajna Policja Pastwowa) i wojsko, czy te odwrotnie: najpierw byo zbrojne
rami, a reszta ciaa dorosa mu potem?
Czy rzeczywicie wadza ludowa ograniczya si tylko do tego, e oddaa to zbrojne rami do
dyspozycji ludu, ktry spontanicznie powstawszy przeciwko wyzyskiwaczom nie miaby bez tego
ramienia adnych szans, bo by bezbronny, a wyzyskiwacze mieli do swojej dyspozycji AK, czyli
podziemn Armi Krajow wywodzc si w prostej linii z organw ucisku i represji
kapitalistycznej Polski przedwojennej?
Co to byo, to polskie podziemie podczas wojny i po wojnie? Czy oprcz oddziaw
rzeczywicie prawicowych i antykomunistycznych, ktre rzeczywicie mordoway komunistw,
czy oprcz zdegenerowanych watakw jak osawiony Ogie na Podhalu, ktrzy mordowali kogo
popado z jednej strony, a komunistyczn grupk AL z drugiej strony, nie byo w Polsce nikogo,
kto walczy z Niemcami nie bdc ani faszyst i bandyt, ani marksist-leninist-stalinist? Czy w
milionowej Armii Krajowej, gwnej sile polskiego ruchu oporu, byli wycznie ludzie, ktrzy
marzyli o powrocie do Polski dokadnie takiej, jaka bya przed wojn? Czy nie byo w Polsce
tradycji i ugrupowa demokratycznych, socjaldemokratycznych i socjalistycznych (co wtedy nie
znaczyo wcale: komunistycznych)?
Owszem, autor wspomina o jednym takim. Z tradycji PPS (Polska Partia Socjalistyczna).
Nazywa si Kalicki. wiat, w ktry tamten czowiek wierzy nalea do przeszoci. Dawno miny
czasy, gdy w wiat suy by wolnoci. Historia posza dalej, lecz tego Kalicki zdawa si nie
dostrzega. Czas si dla niego zatrzyma, a historia powtarzaa niezmiennie jedno dowiadczenie.
Wic c mu mia mwi? Tumaczy, e kraj, ktry dla rewolucji powici cae pokolenie, teraz,
gdy przyszo mu paci za wolno krwi najlepszych synw, walczy o co wicej jednak ni o
wasne granice? Sia, w ktrej ludzie zagubieni jak Kalicki dostrzegali tylko zaborczy i brutalny
imperializm, dla niego bya wzniosym symbolem wiatowej walki o lepszy i sprawiedliwszy
porzdek. Jak na najdalej podczas wojny wysunitym przyczku mostowym dano w tym kraju od
ludzi bezwzgldnego wypeniania najtrudniejszych da. dano heroizmu, pokory i
posuszestwa. Jeli wic sabi i wtpicy odpadali, inaczej by nie mogo. Na przyczku
mostowym nie ma miejsca dla sabych i wtpicych. Gdy toczy si walka, trzeba nieraz powica
ycie wielu ludzi, aby uratowa ycie milionom. Na przedpolach Moskwy i Leningradu, wrd ruin
Stalingradu uczyniono to. Uratowano miliony yjcych. Czy o tym mia mwi Kalickiemu? Wrd
gwatownych i krwawych przemian wstrzsajcych wiatem od wielu lat, Zwizkowi Radzieckiemu
przypada w udziale suba najcisza i domagajca si najwikszych ofiar. Ten kolos, oskarony o
imperializm i zaborczo, suy w istocie wszystkim uciemionym i skrzywdzonym, suy ludziom i
narodom. Czy t swoj i swoich towarzyszy prawd mia powiedzie Kalickiemu, ktry take kiedy
suy by uciemionym i skrzywdzonym? (Z monologu wewntrznego towarzysza Szczuki).
Tak wic nawet ten jeden do niczego si nie nadaje, zosta skrelony przez Histori. A poza
tym jednym nie ma nikogo, bo tylko sami sugusi londyskiego Andersa. Czyli wedug ksiki po
odejciu Niemcw, a gdyby nie przyszli Rosjanie, nie byoby w Polsce ludzi, ktrzy by mogli i
umieli stworzy now pastwowo nie bdc ani kopi Polski przedwojennej, ani aneksem
ZSRR. Wedug tej ksiki Polska po 1945 skadaa si tylko z durniw, oszustw, mordercw,
baznw, zdegenerowanych inteligentw (przedwojenny sdzia, a podczas wojny kapo w obozie
koncentracyjnym, doktor nihilistyczny samolub, adwokat kretyn katolik o byczym karku
bekoccy co o zachodniej, prawdziwej demokracji) i gupkowatych hrabiw czyli
przedstawicieli i obrocw Starego (w polonez taczony przez kreatury i karykatury pikna
scena, zwaszcza w filmie), oraz ze szlachetnych i mdrych komunistw, czyli przedstawicieli i
nosicieli Nowego. W tle zdrowy lud i otumaniona modzie.
Ach, ten lud Pana Andrzejewskiego... Las sztandarw. Pod ich czerwieni milczcy, skupiony
tum. Twarde, spracowane twarze (twarzami pracowali, czy co?). Starzy, Modzi... Cicy,
kanciaci... Ich prostacze, szare mimo opalenizny, utrudzone twarze wydaway si w masie tak do
siebie podobne, jak gdyby samo ycie, niosce wsplno pracy i wsplno trudw, obio je w
cigu lat tymi samymi rysami siy i uporu.
Stojc jeden przy drugim, ciasno stoczeni rami przy ramieniu, skupieni i milczcy, nie
rnili si od siebie wiekiem, wzrostem, ubraniem. Byli jedn, zwart i ogromn mas.
Ja jednak daj sowo honoru, e mj stryj Andrzej, monter od telefonw, rni si od stryja
Kazka, parobka we wsi Porbka Uszewska, ten za by rny od stryja Jana, fizycznego, czyli od
noszenia paczek na kolei. Nigdy ich jako nie pomyliem, moe dlatego, e nie wydawali mi si
mas.
Wic jak to byo z t Polsk. Ta przedwojenna czy skoczya si dopiero w 1945, dziki
wadzy ludowej, czy ju w 1939, na skutek swej wasnej klski, upadku i kompromitacji. Bo ja
pamitam, e po klsce wrzeniowej wszyscy wiedzielimy jedno, przynajmniej u mnie, to znaczy u
zwyczajnych ludzi. Mymy wiedzieli, e Polska znw bdzie, ale nie taka sama jak przed wojn.
I tylko jedno nam nie przyszo do gowy, a mianowicie, e bdzie to Polska komunistyczna.
Wic co si dziao w tej Polsce po wojnie. Czy naprawd nastpna wojna, domowa, ktr
zaczli polscy faszyci napadajc na polskich komunistw? Czy te rozpaczliwa, beznadziejna,
konwulsyjna samoobrona narodu przed now okupacj i dalsz utrat niepodlegoci, tym razem na
rzecz wschodniego, nie zachodniego mocarstwa. Kto zacz, kto kogo goni i kto przed kim ucieka
i dlaczego. Czy naprawd kady, kto si ukrywa i ucieka przed wadz ludow mia na sumieniu
komunist, ktrego napad i zastrzeli, czy tylko Niemca, ktremu nie pozwoli si zabi. Ilu byo
ciganych tylko za to, e przez pi lat walczyli z Niemcami nie jako komunici, ale jako Polacy
bez adnych ideologicznych motywacji. Ilu zaszczuto, uwiziono, zamordowano tylko dlatego, e
byli objci szerokim planem likwidacji wszystkiego, co byo i mogo by Polsk niezalen. Ilu
byo takich, ktrzy musieli ucieka, bo ju z gry byli za to i dlatego wanie skazani. Ktrzy,
gdyby ich wtedy zapytano w rzeczywistoci, a nie w ksice Czowieku, po co ucieka?
odczuliby to pytanie jako cynizm, obelg i szyderstwo.

3.

Nie jestem ani historykiem, ani krytykiem literackim. Jestem starzejcym si panem, ktry ju
odczuwa potrzeb, eby porachowa si ze swoim yciem. Nie mog tego zrobi, jeeli nie
porachuj si z tym, co mnie ksztatowao i omal nie uksztatowao. Niektre moje sprawy nie
nale tylko do mnie, ale do narodu, z ktrego pochodz. Dotycz wic nie tylko mnie, ale wielu
takich jak ja. Dlatego nie zachowuj ich tylko dla siebie. Dlatego i tylko dlatego to napisaem.

Kultura, 1-2/1983

ALBO TO, CZY ALBO CO?

Jedn z naszych polskich saboci, a moe nawet ukryt przyczyn wielu naszych saboci jest
funkcjonowanie (raczej dysfunkcjonowanie) w parze przeciwiestw ustanowionej w XIX wieku
sowami poety: Czucie i wiara a mdrca szkieko i oko.
Jak kady, kto otrzyma na drog w wiat polskie wyposaenie, mczyem si w tym
potrzasku. To byo jak zadanie szkolne, ktrego nie umiaem rozwiza. Za moj bezsilno
mciem si na wieszczu, ktry nam t par przeciwiestw zadekretowa, szargaem jego wito.
Ulyo mi, ale tylko na chwil i nie naprawd. Wieszczowi oczywicie nie zaszkodziem, bo jak,
zreszt on niewinny. Mia swoje powody i okolicznoci, jego prawo pisa, co pisa. Wcale nam nie
kaza tego dekretu trzyma si niewolniczo, to mymy sami chcieli. Stroiem miny i grymasy jak
chopczyk, ktry le si wprawdzie czuje w ubranku sprawionym przez rodzicw, ale go nie
zdejmuje, bo na inne i wasne ubranko go nie sta.
Owa para przeciwiestw ma wszystkie cechy dylematu, jeeli nie logicznego, to w sferze
naszego ludzkiego, tak zwanego yciowego dowiadczenia. Dylemat to znaczy zadanie, ktrego
nie da si rozwiza, poniewa kade rozwizanie jest rwnie niewaciwe. Wieszcz wprawdzie
dylematu tu nie dostrzeg, to jednak nie oznacza, e go tu nie ma. Stawiajc nam ultimatum: albo
czucie i wiara, albo mdrca szkieko i oko, nie tylko zdawa si nie wiedzie, e funduje nam
rzecz nie do rozwizania, ale przeciwnie, by jakby przekonany, e daje nam samo rozwizanie.
Jakby tu chodzio tylko o wybr, i to wybr tak prosty, e nawet ju nie wybr, tylko stwierdzenie.
Zaoy z gry, e mdrca szkieko i oko jest ndzn uzurpacj, a caa prawda jest w czuciu i
wierze. Co zaoywszy, opowiedzenie si po stronie czucia i wiary nie sprawio mu ju
najmniejszego kopotu. Wybra, jeeli tu mona mwi o wyborze, czucie i wiar
entuzjastycznie, a mdrca szkieko i oko wygna precz, oboywszy je na drog cikimi
piorunami. By moe zadowolio go takie rozstrzygnicie, nas jednak zostawi z dylematem, ktry
ma to do siebie, e sobie kpi z takiego rozstrzygnicia, jak rwnie z kadego innego
rozstrzygnicia.
Ale czy rzeczywicie jest to dylemat, a nawet czy rzeczywicie to jest para przeciwiestw?
A nawet jeeli jest to para przeciwiestw, czy rzeczywicie musimy jedno z nich wybiera? Czy
caa ta sprawa, tak kopotliwa, nie jest tylko najpierw nieporozumieniem, a pniej mistyfikacj i
tak naprawd jak si to mwi nie ma sprawy?
Bo dlaczego waciwie czowiek ma tylko odczuwa, a nie myle, lub odwrotnie, dlaczego
zdolno odczuwania ma oznacza zanik zdolnoci rozumowania i odwrotnie, dlaczego czowiek
ma by albo wzruszonym debilem, albo kalkulujc kod? Dlaczego ma, kiedy po pierwsze nie
moe?
Nieustajcy galop uczu nie jest moliwy nieustajcy, czyli bez przerwy na choby t
skromn refleksj, e oto galopujemy. Rwnie niemoliwa jest nieustajca refleksja, choby
dlatego, e wtedy nie byoby czego reflektowa.
Powysze wydaje si tak oczywiste, e musi wynikn pytanie: dlaczego takim moe si nie
wyda. Znajduj jedn moliw odpowied. Ta oczywisto nie okazuje si tylko wtedy, kiedy
postulujemy czowieka jako jakiego czowieka nigdy i nigdzie, czyli Czowieka W ogle (due
C i due W), a nie czowieka w czasie i przestrzeni i jego wasnym ciele. Kiedy oddzielimy
umys od mzgu drog niewzicia pod uwag, e istnienie umysu bez istnienia mzgu nie zostao
jeszcze udowodnione, za mzg dostpny jest obserwacji.
Zawsze mnie zadziwia, e cho na og oceniamy ycie jako funkcj czasu, albo czas jako
funkcj ycia, ycie w czasie, a czas w yciu na przykad gdy chodzi o kolejnictwo lub gotowanie
jajka na miko lub twardo zdajemy si zupenie nie dostrzega, e nasze psycho-umysowe
procesy te dokonuj si w czasie. Czy dlatego, e trudno nam rozrni nastpstwa w odcinkach
tak krtkich, e wymykaj si, lub prawie wymykaj samo-obserwacji? Zgoda, ale nastpstwa w
duszych seriach nie nastrczaj ju tej trudnoci. Kady z nas zwyk mawia: Pomyl o tym
jutro, albo Przed chwil mylaem, e..., Rok temu byem przekonany..., Kiedy ci
spotkaem, poczuem.... Sprzeczno midzy zdolnoci odczuwania a zdolnoci rozumowania
mogaby ewentualnie, bo to pozostaje jeszcze do rozpatrzenia zachodzi tylko wtedy, gdyby si
one objawiay jednoczenie. W rzeczywistoci dziaaj one kolejno, ich jednoczesno moemy
tylko postulowa w myli, ktra z kolei jest osobn faz i te wymaga swojego czasu. W ogle
sprzecznoci s raczej moliwe tylko dziki tej zdolnoci umysu do zestawiania w jednym i tym
samym akcie myli dwch rzeczy, ktre w naturze s rozdzielone czasem i przestrzeni. Starszym
ludziom znane jest zdziwienie: Jak to, byem mody, a jestem stary. Zdziwienie, wywoane
sprzecznoci nie do pogodzenia z poczuciem wasnego, pozaczasowego ja. Ale starzec moe si
dziwi, e nie jest ju dzieckiem tylko dlatego, e zdolny jest w umyle do jednoczesnego
zestawienia swojej staroci, ktra jest, ze swoim dziecistwem, ktrego ju nie ma. W jego umyle
jest sprzeczno, ale gdzie jest ona w rzeczywistoci?
Gdy bdziemy pamita o czasie, do czego nas chyba zobowizuje proste poczucie
przyzwoitoci wobec wasnego dowiadczenia, wobec czego, co dziaa w zauwaalny sposb, cho
wymyka si ostatecznej i zadowalajcej definicji okae si, e sprzecznoci midzy zdolnoci
odczuwania a zdolnoci refleksji nie ma, mog by tylko sprzecznoci midzy wnioskami, jakich
dostarcza jedna i druga w danej sprawie. Zamiast sprzecznoci jest alternance, co najtrafniej umiem
w tym wypadku przetumaczy tylko jako: podozmian. (Rotacja upraw rolniczych kolejno
nastpujcych po sobie Leksykon PWN) albo wzajemne si uzupenianie.
Bo nawet jeeli zaoymy, e uczucie i refleksja dziej si jednoczenie to rwnie i wtedy
nie bd one stanowiy sprzecznoci, po prostu dlatego, e kade z nich ma co innego do roboty, a
ich oddzielne zadania nie kc si ze sob, ale wsplnie daj czowiekowi szans przetrwania w
tym wiecie. Uczucie jest albo sygnaem (czucie), ktry refleksja ma odczyta i zakwalifikowa,
albo na wyszym pitrze (intuicja) projektem, postulatem, e jest tak a tak, lub ma by tak a
tak ktre to apodyktyczne stwierdzenie lub danie powinno by zweryfikowane przez refleksj.
Uczucie mwi: To, tutaj! A refleksja: Czy naprawd to? Uczucie mwi: Idmy tam, zrbmy
tamto! A refleksja: Tam? A dlaczego i po co? Tamto? A czy naprawd trzeba? Nie s to pytania
sceptyczne, z gry wtpice w suszno wszystkich odpowiedzi, ale uczciwie szukajce waciwej
lub najlepszej odpowiedzi. Czasem uczucie si myli, czasem nie. Czasem co si zgadza lub nie
zgadza, czasem wszystko, czasem nic. Uczucie moe by wrogiem refleksji tylko wtedy, kiedy za
wszelk cen chce mie zawsze racj w rozpoznaniu prawdy, nawet za cen zagady czowieka, a
refleksja w ogle nie moe by wrogiem uczucia, bo bez niego by jej nie byo i w ogle bez niego
niczego by nie byo. Niezdolno odczuwania jest chorob psychiczn, a niezdolno mylenia
kretynizmem.
Z powyszej pary pozornych przeciwiestw wywodz si drog degeneracji pary
przeciwiestw niestety ju mniej pozornych, ktre od ptora wieku (okoo) wiod nasz polonez.
Niestety, bo cho pozorne tylko one by mog w dyskursywnej analizie, w praktyce wcielaj si
one w najrniejsze yciowe dosownoci naszej historii i tam si rzeczywicie gryz.
Romantyk pozytywista.
Idealista pragmatyk.
Szalony bohater rozsdny tchrz.
Mczennik za wiar winia z rozumu.
Od razu wida, e poniewa rzecz dzieje si w Polsce (czyli gdzie, i to bardzo gdzie, a nie
nigdzie wedug niby-dowcipu A. Jarry, powtarzanego z gupkowat luboci przez chccych si
wyda te dowcipnymi, albo oczytanymi, albo sarkastycznymi, albo wszystkim naraz) sprawa z
jednostkowej zamienia si w spoeczn i polityczn. Z teorii poznania przechodzi w zagadnienia
moralnoci stosowanej, a mianowicie stosowanej do sytuacji i wariantw zagroenia, w jakich
prawie nieustannie znajduje si polska spoeczno. Czyli grubieje, nabiera egzystencjalnego i
spoecznego ciaru i zaczyna podlega znieksztaceniom. Najgrubiej przedstawia si tak: wierz,
e nard przetrwa, ale to jest tylko wiara, bo rozsdek tego nie potwierdza, albo wrcz kae w to
wtpi. Okolicznoci materialne pracuj, eby nard zgin, wic jeeli ma przetrwa, trzeba
postpowa wbrew tym okolicznociom. Ale wtedy ja si naraam jako jednostka, a gdybym
machn rk na nard, mnie jako jednostce nic nie zagraa, jako jednostka mam tym wiksze
szanse przetrwania, im mniej bd si sprzeciwia okolicznociom materialnym, czyli im bardziej
bd powiksza szanse, e zginie nard. Zatem wiara jest szlachetna, a rozsdek wistwem.
Wszystko jednak zaley od ucilenia: wiara w co? bo przecie nie wiara jako taka i w
ogle. Rozsdek, ale jaki czy pojty tylko jako instynkt samozachowawczy jednostki, quasi-
biologiczny? Ale to jest pomieszanie poj, a nie definicja rozsdku. Zbyt czsto zapominamy
ucila, z czego wynikaj nieporozumienia i mtno.
e nie kada wiara musi by od razu szlachetna tylko dlatego, e wiara przykadw nie
brakuje. Byli niedawno tacy, co wierzyli gorco, ktrzy wszystko postawili na czucie i wiar.
Wierzyli w Nibelungi, w mistyk Ziemi i Krwi (Blut und Boden) i czuli wyranie, e s ras panw.
Wcale im to zreszt nie przeszkadzao posugiwa si szkiekiem i okiem w postaci techniki
wojennej i policyjnej, organizacji transportw i naukowo opracowanej metody gazowania i palenia
ludzi. A w ogle, to ostronie z oddawaniem wycznej wadzy nie tylko czuciu i wierze, lecz
take, z drugiego koca rozumowi. Bo inni znowu wszystko postawili na mdrca szkieko i oko
(ten mdrzec dosy znany jest w wiecie). Zaczli od naukowej analizy, od naukowego pogldu na
spoeczestwo i histori, a przy okazji (po drodze im byo) na czowieka. A kiedy ju zanalizowali,
to si zabrali kierowani naukowymi wnioskami do naukowej budowy bardzo naukowego
czego. I co powiecie? Rezultaty s cakiem podobne do rezultatw osignitych przez tamtych od
czucia i wiary. Cho trzeba przyzna, e im si te mieszao. Chocia tak naukowi uywali tak
nienaukowych rzeczy jak sprawiedliwo spoeczna, wiara w postp, powicenie, zapa,
romantyzm rewolucyjny. Techniki wojennej i policyjnej, organizacji transportw i planowego
osiedlania ludnoci w miejscach odosobnienia owszem, dzikuj, te, ale to akurat w porzdku, to
ideologicznie si zgadza, bo to naley do wiata nauki i wynalazkw rozumu.
Nikt nie jest jednostk tylko biologiczn. Wszyscy jestemy chcc nie chcc jednostkami,
na ktrych jednostkowo skadaj si dane take kulturowe, a wic spoeczne te, etniczne i
narodowe. Cho tu wystpuje ogromna rozpito jedynie zwierzo-czek yjcy w puszczy
samotnie i od urodzenia mgby by tak jednostk. Znieksztacenie, umniejszenie czy utrata
kulturowej tosamoci jest podobnie dotkliwa, co szkody biologiczne. Dla wielu rwnie dotkliwa.
Dla niektrych gorsza od mierci.
W tych warunkach zamiast si pyta: czuciem i wiar bd wszystko odtd zaatwia, czy
te rozumem, naley si raczej pyta: co ja mam waciwie zaatwi. Wiara i rozum uo si
midzy sob same, nie jako programy, ale jako dwa uzupeniajce si nawzajem instrumenty.
Emocja wcale nie musi powodowa bohaterstwa, rwnie dobrze moe prowadzi do tchrzostwa, a
tchrzostwo nie zawsze musi by rozsdne. W pewnych sytuacjach jest oczywistym idiotyzmem.
Emocje mamy i bdziemy mieli zawsze, czy chcemy, czy nie chcemy, i nie ma potrzeby ich
egzaltowa. Emocji nie mona si ani nauczy, ani oduczy, najwyej mona ich nie okazywa
przez chwil, co niezupenie waciwie nazywa si kontrol. Nie mona te ich sobie
zaprogramowa. (Innym tak, przez manipulacj). Natomiast mylenie mona do pewnego
stopnia. Mona si go poduczy, jeeli nie nauczy, tu s pewne prawidowoci, ktrych
przestrzeganie czy nieprzestrzeganie decyduje o jakoci mylenia. Nikomu nie mona wykaza,
tym mniej zarzuci, e jego emocje s suszne czy niesuszne, natomiast mona komu wykaza, e
myli gupio.
Nie ma adnej koniecznoci, eby zajmowa stanowisko po stronie wiary czy rozumu. Na
pewnych pitrach, w pewnych kategoriach stronniczo jest nieunikniona. Kiedy id ulic w
towarzystwie mojej siostry i nagle kto zaczyna j kopa, stan po stronie siostry. Gupio bym
wyglda, gdybym chcia udawa neutralnego, gdybym zacz analizowa pobudki napastnika,
zrozumia je, a zrozumiawszy, nie interweniowa, tylko przyglda si scenie ze zrozumieniem. Ale
gdybym, przysuchujc si dwm dyskutantom, z ktrych jeden podtrzymuje tez, e oddychajc
naley uprawia tylko wdech bez wydechu, a drugi, e wydech bez wdechu przyczy si do
rkoczynw, biorc stron jednego z dyskutujcych akademikw, wygldabym niemniej gupio.
Stronniczo zawsze i wszdzie jest rwnie absurdalna, co bezstronno w kadym wypadku.
Wic nie zaprztajmy sobie gowy dylematem: czu czy rozumowa, bo to jest
niepotrzebny dylemat i tylko nas osabia. Saboci niezawinionych i nieuniknionych mamy dosy,
po co nam jeszcze jedna, dobrowolna.

Kultura, 7-8/1983



II





SODKI PTAK MODOCI
(Tennessee Williams)

Skacz!
Skoczyem. I leaem na bruku niewiarygodnie, trzy dba somki w koskim nawozie tu
przy moich oczach, bl w biodrze. Nastpnie: czy mam jeszcze nogi? e miaem rce, ju
wiedziaem, wspieraem si na nich. Tramwaj oddala si, wyszed ju z zakrtu i przesta piszcze,
ale przecigy wizg tkwi mi jeszcze w uszach. Czy teraz dopiero go syszaem? Teraz tramwaj
nabiera szybkoci na prostym torze. Podniosem si. witeczna marynarka, moja pierwsza w
yciu, przetarta na okciu od uderzenia, okie boli. Co powiem rodzicom? Ale ju Lelek i Bodzio
podchodz.
Oferma wydaje mi si, e mwi Lelek, cho nic nie mwi.
Ofiara wydaje mi si, e mwi Bodzio, cho nic nie mwi.
Co ci jest? pyta Lelek.
Nic mwi ja.
No to lemy, zaraz si zacznie.
Lecimy. Coraz wicej ludzi, wycznie mczyzn i niedorostkw. Na parceli ju tum.
Zawodnicy jeszcze nie weszli. Oczekiwanie nie tylko na zawodnikw, lada chwila mg kto
zawoa: apanka. Podniecenie wic, tym lepiej. Lelek i Bodzio przestali si mn zajmowa,
teraz bez przeszkd mog si odda mojemu nieskoczonemu ponieniu.
Wojna, a ja nawet nie umiem wyskoczy z tramwaju.
To by mj pierwszy w yciu skok i moja pierwsza w yciu marynarka. Tak strasznie si
baem, wiedziaem na pewno, e si zabij, ale skoczyem. Bo Lelek i Bodzio, a take mecz. Nie po
to zabrali mnie na mecz, ebym nie skaka razem z nimi.
Niedziela. Na ysej trawie ju pij. Takie same yse litrwki przynosi ojciec do domu na
pierwszego, cz pensji wypacano pocztowcom w wdce. To si nazywao deputat.
Mecz mia si odby w konspiracji, jak wszystko. Kluby i zrzeszenia sportowe byy zakazane,
jak wszystko. Wic niby mecz, ale i co innego jeszcze, czyn narodowy przeciw okupantowi. Gsto
od podniecajcego ryzyka i strachu, ale moe tylko mojego? Lelek i Bodzio jakby si nie bali.

*

Do szkoy szo si koo rzeni i koo Kamuka. Jedno i drugie byo dwuznaczne.
Rzenia bo tam w rodku dziao si co, czego nie byo wida z wierzchu. Czasem tylko
midzy tymi, co si krcili, ukazywali si ci w zakrwawionych fartuchach. Poza tym tylko
przetaczanie wagonw, ruch ciarwek i wozw, porykiwanie niewidocznego byda i okropny, ju
z daleka i dugo jeszcze potem, kiedy ju mino si rzeni, smrd wiskiego gnoju, bydlcy
wcale tak nie mierdzi.
Kamuk bo cho Kamuk, sta w niemieckim mundurze, na warcie, tu za mostem, przy
koszarach. Sta zupenie nieruchomo, zawsze. Karabin mia zawieszony na pasie, na ramieniu.
Twarz mia gadk i nieruchom, zawsze. Zapewne zmieniali si, ale on by zawsze ten sam.
Niemieckie twarze byy podobne do siebie, ale jednak do rozrnienia. Kamuckie nie.
Nie wiadomo, co myla, kiedy si przechodzio koo niego, czy w ogle co myla. Jak
przechodzi koo niego, eby jednak czego nie pomyla.
W szkole byo zawsze ciemnawo. Brudnawo-tawo-ciemnawo. Sabe arwki brudziy
tawo, brudzia ciemnawo, brud ciemniawia. Szko przesiedlono na to przedmiecie, do tego
budynku. Przesiedlono jak wszystko, jak wszystkich. Z przesiedlonej szkoy wracaem znw
koo rzeni do przesiedlonego domu. Tylko rodzice byli ci sami. Chocia co do ojca nie byem
cakiem pewien. Przepad w trzydziestym dziewitym, a kiedy wrci pewnego popoudnia ju w
listopadzie, nie ogolony, wychudy, w ubraniu, ktrego nie znaem wyda mi si nie ten sam i
nigdy ju nie by taki, jak przed wojn.

*

Przyszed do mnie Lelek, do domu.
Ty powiada my z Bodziem mamy tak spraw.
Lelek z Bodziem zawsze mieli sprawy. W wikszoci tych spraw nie potrzebowali mojej
rady, potrzebowali wiadka. Nie powiem: widza, widzw mieli pod dostatkiem; caa klasa, a nawet
wicej, caa szkoa. A take ulica, Lelek i Bodzio znani byli na ich ulicy, na ssiednich ulicach, jako
na widzu tylko, na mnie im nie musiao zalee.
wiadek to co innego ni widz, uwaniejszy, wic moe te widz, tylko w lepszym gatunku?
Ale tym razem o wiadka te nie chodzio, tylko o rad.
Sprawa bya taka: zaczepi ich jeden na ulicy. Wy, chopcy, jestecie swoja wiara, od razu
wida. Jest co dla was, ale teraz nie mog wam powiedzie. Przyjdcie we wtorek o szstej na
Kazimierzowsk sze, parter, to zobaczycie. Cze.
I czy nie i? Nie i, to si nie liczyo. Lelek i Bodzio nie byli z tych, co gdzie nie szli.
Tylko nie byli tacy, eby i byle jak. Tacy, co szli byle jak, nazywali si wtedy frajerzy, to
wtedy byo ywe sowo, nie z muzeum. Folklor lwowski by ywy w Polsce, a Bodzio by prosto ze
Lwowa.
Konspiracja pewnie, ale nie wiadomo. Moe by na kiebasy.
Akurat wykryto afer: jacy pomysowi robili kiebas z ludzi. Pomys by dobry, bo rynek
potrzebowa kiebasy, a trudno o wieprzowin. winie byy kolczykowane przez niemieck
administracj, kolczyk z numerkiem w ucho kadej wini, rejestracja na przymusowe dostawy,
czyli kontyngenty. Potajemny ubj owszem, ale drogo, bo cigany przez andarmeri, dworce
obsadzone, w pocigach apanki. Z ludzi kalkulowao si taniej i administracja tego nie
przewidziaa, wic pki co, mona byo spokojnie. Tyle ludzi gino zawsze, codziennie, jak
przepad jaki modszy mode miso lepiej si nadawao no to przepad niby normalnie, w akcji,
w apance, na roboty, do obozu, albo sam znikn, ukrywa si. Chodziy suchy, e z ydw robi
mydo. Dlaczego wic nie z ludzi kiebas? Jeeli Niemcy rzeczywicie nakryli jakich
kiebasiarzy, to zrobili to ze wzgldw higienicznych i dla porzdku.
Wic Lelek z Bodziem te myleli o tej kiebasie, to znaczy brali pod uwag. Z drugiej strony
to mg by dobry kontakt. Z kim, z czym? O to wanie chodzio, e miao si okaza, jak pjd,
to si okae, ale jak nie pjd, to si nie okae. Dlatego wanie musz i. Ale nie jak frajerzy.
Ty radzi si Lelek jak ty mylisz, jak by to zrobi?
Dlaczego mnie si radzi? Lelek, Bodzio, kady z osobna wiedzia o yciu znacznie wicej
ni ja, a razem wiedzieli wicej ni ktokolwiek mi znany. Wszyscy mielimy po trzynacie lat, ale
ja byem przy nich niemowlciem. Pochlebiao mi, e takie maj do mnie zaufanie, jakbym ja mia
w gowie co, czego oni nie maj, ale zarazem przestraszao. Jak ukry, e si myl? Udawaem, e
si namylam, ale w rzeczywistoci namylaem si tylko nad tym. Robiem mdr min i wreszcie
nic takiego nie powiedziaem, co by im si przydao. Lelek jednak nie wydawa si rozczarowany.
Moe oni potrzebowali tylko rezonansu, jak zwykle? Wreszcie poszed sobie.
Ju w poniedziaek co si zmienio. Lelek i Bodzio wymieniali porozumiewawcze znaki i
wybuchali haaliwymi miechami. Podnieceni, ale nie bojowo-patriotycznie, tylko klozetowo
jako. Na razie nie mwili mi, o co chodzi, widocznie lubowali si w tym, e tylko oni dwaj co
wiedz. Dopiero kiedy im si to zlubowao, zaczli opowiada i lubowali si teraz opowiadaniem.
michy-chichy nie opuszczay ich, byli zadowoleni z siebie i ycia, jak bohaterowie, ktrzy miao
poszli na niebezpieczn wypraw, ale zamiast niebezpieczestwa odkryli tylko niegron, a nawet
hecn i godn mskiej pogardy bahostk.
Oczywicie zabrali si do rzeczy w sposb najprostszy, a zarazem najskuteczniejszy, czyli
taki, ktry akurat nie przyszed mi do gowy, kiedy Lelek pyta mnie o rad. Oczywicie poradzili
sobie sami, i to jak! Zamiast i jak frajerzy we wtorek o szstej, poszli na Kazimierzowsk ju w
sobot po poudniu. Ale te nie jak frajerzy. We dwch, ale z osobna, eby nie podpa i dla
wikszej sprawnoci, obstawiali dom na Kazimierzowskiej przez reszt soboty i ca niedziel.
Dyskretnie, od podwrka, z ogrodw, z ulicy, z daleka, z bliska, z ukrycia, z chodu, zalenie od
sytuacji. Okna byy parterowe, co uatwiao im zadanie, tylko zaciemnienie, czyli pachta czarnego
papieru, ktra zakrywaa kade okno od zmierzchu do witania, utrudniao, ale w zaciemnieniu s
szpary. W niedziel wieczr przed godzin policyjn wiedzieli ju wszystko. No i tyle, hy-hy.
Ale co to byo? zapytaem, bo mimo wszystko, to znaczy mimo szczegw, nadal nie
rozumiaem caoci. Lelek spojrza na mnie tak, e z gry postanowiem: nawet jeeli odpowiedzi
te nie zrozumiem, nie dam tego pozna po sobie. Postanowienie, ktre zaraz potem rzeczywicie
mi si przydao.
Peday powiedzia Lelek.
Za Oberkommando der Wehrmacht donosio o bitwie armii pancernych pod Kurskiem.

Zeszyty Literackie, 10/1985

JAWORZNO

Po raz pierwszy znalazem si w pdzcym samochodzie jako dziecko, a kierowc by ksidz.
Jeeli nie proboszcz, u ktrego usugiwaa moja ciotka, to moe jaki inny duchowny, ktry owego
plebana wanie odwiedzi. Dokadnie nie pamitam, to byo p wieku temu. Pamitam tylko, e
ksidz by mody, a wic mody by na pewno, kiedy dziecku wydawa si niestary, a samochd
take by czarny jak ksidz wtedy ksia zawsze nosili sutanny i kwadratowy, takie byy wtedy
samochody. Pdzi od Porbki Uszewskiej do Dbna, a moe nawet za Dbno ku linii kolejowej
Krakw-Tarnw. Bowiem pamitam las wysokich sosen, a za Dbnem by taki las, moe jeszcze
jest. Po raz pierwszy widziaem pdzce sosny. Kiedy szo si pieszo albo siedziao na furmance,
sosny stay w miejscu. Nowo sosny pdzce bya oszaamiajca.
Po raz drugi zasiadem w samochodzie znacznie, znacznie pniej, dopiero po wojnie i po
rozpoczciu budowy socjalizmu. Samochd by marki Skoda, a kierowc pan Mozer.
Pewnego razu jechalimy sobie od lska do Krakowa z powrotem. Bardzo lubiem powroty,
a wyjazdy byy mk. Nie ebym nie chcia wyjeda w teren, jeszcze traktowaem moj posad
i rol dziennikarza powanie, bardzo powanie. Ale w miar zbliania si do kadego celu podry,
do jakiej fabryki, do jakiej Powiatowej Rady Narodowej, do jakiego Pastwowego
Gospodarstwa Rolnego, moja niemiao zamieniaa si w przeraenie. Czy wydam si
napotkanym Przewodniczcym, Sekretarzom i Dyrektorom dosy dorosy i pewny siebie,
swobodny, lecz i stanowczy zarazem, towarzysko przyjemny, lecz i przedstawiciel Wyszej
wiadomoci, ktr, jako pracownik RSW Prasa powinienem reprezentowa? Czy wydam im si
dostatecznie obyty i wiatowy, ale jednoczenie nasz, robotniczo-chopski? Co zrobi z rkami,
twarz, gosem? Miaem dwadziecia jeden lat i co dopiero sta si cud: z biednego maturzysty, z
nieudanego studenta egnaj, wysze wyksztacenie, z bezdomnego buntownika egnaj,
parafiaska rodzino, jam raczej Lord Byron, wynioso mnie na Pana Redaktora z samochodem, tak,
z samochodem, z zielon Skod gdym by delegowany w teren do dyspozycji.
I komu teraz pdz sosny? Mnie. Ten samochd bardzo by wany, strzay z Aurory swoj
drog i Lenin w Smolnym, take budowa Dnieprostroju cakowicie przekonywujce intelektualnie
plus moralnie, genialny Marks sodki jakby powiedziaa pewna pniejsza moja znajoma, ale
samochd te nie wlk si w ogonie historii. Tej mojej wczesnej.
Tym bardziej e w Polsce nie byo wtedy samochodw. To znaczy, ludzie nie mieli
samochodw, nawet literaci nie, jeszcze nie, to znaczy krakowscy nie, bo chodziy suchy, e w
Warszawie ju poniektrzy... Na pustych szosach pojawiay si tylko czarne Citroeny, nieomylny
znak dla ludnoci, e jedzie UB, Kraj Rad wanie zaczyna produkcj limuzyny marki Pobieda,
czyli Zwycistwo, jeeli tak mona nazwa mozoln kopi amerykaskiego, przestarzaego
modelu, z ktrego pniej z kolei powstaa eraska Warszawa. Marszaek Polski, Konstanty
Rokossowski, te pewnie czym jedzi, ale ludzie nie. A tu prosz ja sobie w teren
samochodem marki Skoda.
Wic wracamy, ja i pan Mozer, z tego terenu. Nigdy nie wiedziaem, ktre miejsce wybra:
koo pana Mozera czy tylne. Z przodu lepiej wida pdzce sosny, ale i niezrcznie, bo trzeba
przecie z panem Mozerem zamieni jakie sowo, przynajmniej od czasu do czasu, a o czym tu, a
jak tu mwi z ludmi. Natomiast na tylnym siedzeniu ju w ogle nic nie musz. Wiadomoci o
dalszych zwycistwach na froncie walki z kuakiem w oparciu o biedot wiejsk w sojuszu ze
redniakiem spoczywaj w zeszyciku. Albo o sukcesach walcwki na zimno. Albo o rekordowym
wyrbie na przodku metod Pstrowskiego. Posu do rozwinicia w artyku, ale dopiero jutro, dzi
wpisz si tylko do Ksiki Dyscypliny Pracy, e wrciem z terenu, godzina taka a taka, i jestem
wolny. Piwko w ywcu albo u Haweki, moe do kina...
Za szybami samochodu okolice Jaworzna, kady, kto je zna, wie, e one nieapetyczne.
Krajobraz, dumnie mwic przemysowy, a po ludzku parszywy. Przeklta spucizna
kapitalizmu. Ale z drugiej strony to dymi kominy naszych przecie fabryk. Tutaj dialektyczne
mylenie przychodzi z pomoc i atwo ustalamy: te domki, te pokracznoci, ta bieda to kapitalizm
(spucizna), ale fabryki ju nasze, wic susznie, e dymi, bo w nich wykuwa si zrby. Nowe
domy si zbuduje, a co krzywe, wyprostuje. Pozbywszy si w ten sposb sprzecznoci midzy moj
wraliwoci a moim wiatopogldem, ju bez dalszych przeszkd moralno-politycznych oddaj si
spostrzeeniom: autobus PKS, tak wypchany i obwieszony ludmi, e brzuchem szoruje po jezdni,
puszcza z rury czarne faje. Wyprzedzamy go z atwoci. Nie daj Boe (jaki Boe, przecie Boga
nie ma) podrowa Pekaesem w tak listopadow mawk. Co innego, gdy si siedzi w
limuzynie, tylko ja i pan Mozer. Ach, gdyby i pana Mozera nie byo... Co prawda wybraem tylne
siedzenie i jego obecno zredukowana jest do niezbdnego minimum. Mawka na
samochodowych szybach, gdy siedzi si wewntrz, nawet przyjemna, powiksza uczucie
prywatnoci, bezpieczestwa, wygody. Zacisznie tu, sucho i ciepo, prawie samotnie, a przede
wszystkim cakiem inaczej ni za szyb, ni w codziennoci. wiat jest, ale na zewntrz, wszystko,
czego ode mnie wymaga, to eby na niego patrze, wcale nie wymaga nawet, tylko proponuje.
Przesuwa si, ale nie narzuca, co sprzyja refleksji. A wic powstaj marzenia o przyszej sawie i
chwale i chyba kupi ten amerykaski paszcz w komisie na Grodzkiej. Jakie dalekie egzotyczne
podre, kto wie, moe nawet do Sopotu nastpnego lata? Wprawdzie pocigiem, ale na pewno
pierwsz klas. Tajemniczy nieznajomy ja, bdzie patrzy na horyzont, tylko w jakiej marynarce,
najlepiej sztruksowej, kupi sztruks i uszy u pana Dyczka, tylko teraz sztruksu nigdzie nie mona
dosta a obok znajdzie si pikna nieznajoma. Gdy nawie ze mn rozmow, zapyta: Czym pan
si zajmuje? Dziennikarstwem, rzuc niedbale. A wtedy ona, aktorka...
Pan Mozer zwolni. Wyprzedzalimy kolumn maszerujc czwrkami, estetycznie bardzo
interesujc. Bowiem utrzyman w gamie szaroci, biaawoci, pleni i razowej mki. Szare czapki
bez daszkw, szare drelichy, szare drewniaki, twarze rwnie w tej samej tonacji. Normalnie twarze
s zaczerwienione, lub brzowe, gdy opalone, ewentualnie biae, czyli blade, te jednak wszystkie
byy szaro-biaawe jak razowa mka. Midzy czapk a konierzem nie byo przerwy na twarz, tylko
ta cigo szaroci. Normalnie twarze s chude albo tgie, a te wszystkie byy jednakowo obe, to
znaczy nie tgie, bo nie z odywienia, tylko z opuchliny. Wic jakby to nie ludzie szli, ale worki
czym byle jak wypchane, bez adnego ludzkiego wyrazu, poruszajce si jednakowo i
mechanicznie. W ywym kontracie do manekinw szo po bokach kolumny kilka ludzkich postaci.
Mundury zielone, twarze czerwone, a w rkach karabiny trzymane w gotowoci.
To ci z Jaworzna powiedzia pan Mozer.
Ot wiedziaem, jako przecie wiedziaem, e w Jaworznie znajduje si Obz Pracy, jeden
z Obozw Pracy, cho nie wiedziaem, skd ja to waciwie wiedziaem, miejsce, w ktrym
wrogowie ustroju, mty i pasoyty poddawane s reedukacji przez poyteczn prac. Ale o tym,
cho rzecz bya suszna, wic chwalebna, nie pisao si, a zatem nie mwio. Wiedzie w zasadzie
nie byo wzbronione, ze wzgldu na wychowawczy charakter takiej wiedzy, ale powinna to by
wiedza oglna, a wic bez adnych szczegw. Oraz, jeeli nie przede wszystkim, wiedza nie
wyznawana, nie dzielona z nikim, cile na uytek prywatny obywatela, nie do rozmw midzy
obywatelami. Zazwyczaj, kiedy siedziaem na tylnym siedzeniu, pan Mozer nie odzywa si wcale,
za co mu byem wdziczny. Teraz nie tylko zama ten zwyczaj, ale zama go w sposb szokujcy.
To, co powiedzia, powiedzia niby obojtnie, ale sam fakt, e to wanie powiedzia, nie mg by
obojtny. Dlaczego to powiedzia? Co mu si stao?
Pan Mozer by duo starszy ode mnie, to znaczy midzy trzydziestk a czterdziestk
najwyej. Zawsze staranny i powcigliwy, samochd prowadzi dokadnie i ostronie, bez ladu
fantazji, co miaem mu czasami za ze, kiedy pragnem, aby szybciej pdziy mi sosny. Jako
kierowca redakcyjny zachowywa si nienagannie, to znaczy absolutnie nijako. Wiedzia, kto jest
kto i co jest co i w ogle jak jest i wyciga z tego jedynie suszny wniosek, eby samemu by jak
najmniej. To, co powiedzia, to, e wanie to powiedzia, nie przystawao do jego osobowoci,
takiej, jak dotd znaem.
No, ale powiedzia i nie mogem nie odpowiedzie. W innych okolicznociach mgbym
odpowiedzie cokolwiek, byle zaznaczy, e usyszaem, jak czowiek odezwa si do czowieka,
aby mu ten drugi czowiek potwierdzi jego obecno na wiecie. Na tym przecie polega
wikszo rozmw i pogaduszek. Ale teraz to nie mogo by cokolwiek, to nie by temat na
cokolwiek. Wic, eby nie przesadzi w ideologicznej gorliwoci Wrogowie ustroju, mty i
pasoyty byoby za silne a jednak ustosunkowa si do zjawiska, powiedziaem krtko, ale do
surowo:
Kryminalni.
Kolej na niego. To on postawi spraw, ja wobec tego nadaem jej waciwy kierunek, teraz
on powinien dopeni jakim wnioskiem. Czekam, ale on nic nie mwi. Moje oczekiwanie, jego
milczenie przedua si. Czy si ze mn zgadza? Zaczynam si denerwowa, kade milczenie moe
oznacza dezaprobat. Cho trudno przypuci, a nawet wyobrazi sobie, e pan Mozer mgby si
ze mn w tym wypadku nie zgadza. Wic to chyba tylko moja wyobrania jest zbyt pochopna. Nie
widz jego twarzy, kark nie wyraa nic, ale wiem, e on widzi moj twarz w lusterku. Kark nic, ale
rka... Rka spoczywa na lewarku od zmiany biegw, nie, nie spoczywa, zacinita jest na gace
lewarka tak mocno, e zbielaa na kostkach biaawoci podobn do tych plam-twarzy, co
przesuwaj si powoli w prawej szybie, jedziemy na pierwszym biegu. A nareszcie powiedzia:
Rni.
Co to, zostawi spraw otwart? A nawet j rozszerzy, gdy ja dyem do ucilenia. Rni
to mogo rnie znaczy. Ale w takim razie tym bardziej wypada mi ujednoznaczni, i to
przeciwko jego ju wyraonej, porednio wprawdzie, ale jednak wyraonej niezgodzie na
traktowanie omawianego zjawiska w sposb jedynie suszny, czyli jednoznaczny. Wypada,
powinieniem, musz, tak, tak, co przecie trzeba powiedzie, tylko co, tylko jak, panicznie
zastanawiam si, co by tu, jak by tu, gdy sysz:
Daj w dup.
Kto daje? Ci rni? Nie, gdyby ich mia na myli, powiedziaby: Bior w dup. Wtedy
mgbym to przyj nawet jako wyraz obywatelskiej, pastwowotwrczej satysfakcji, e oto
wrogowie ustroju, mty i pasoyty otrzymuj zasuon kar. Ale on najwyraniej powiedzia:
Daj. Wic kto? Kto daje? Czyby on mia na myli... Nie, to niemoliwe, nie mog w to
uwierzy, to niemoliwe po prostu, eby on... i to w mojej obecnoci, przy mnie, a nawet wprost do
mnie... A jednak powiedzia, najwyraniej syszaem: Daj w dup. I ta jego rka, zacinita na
lewarku, a zbielaa... Tak, pan Mozer okaza si wrogiem klasowym.
Kolumna pozostaa ju za nami, a ja cigle jeszcze nic nie powiedziaem. Ach, gdyby na
moim miejscu by Pawka Korczagin albo kto z Modej Gwardii Fadiejewa, ten by sobie poradzi.
Oni umieli zdepta ohydny eb kontrrewolucyjnej hydry. Ale to byli prawdziwi mczyni, z
elaza, z granitu, z magnitogorskiej stali. Charaktery. A ja, miczak w okularach. I dlaczego on
sobie tak ze mn pozwala, ten Mozer, ten ukrywajcy si dotd pod paszczykiem uczciwego
czowieka pracy pogrobowiec buruazyjnej, obszarniczo-kapitalistycznej Polski. Czyby mu si
wydawao, e ze mn mona? Czyby sobie pomyla, e ja taki saby? I powstaa we mnie wielka,
prawdziwa, bo nie tylko klasowo uzasadniona, ale teraz i cakiem osobista nienawi do pana
Mozera.
Ten jednak jakby si jej nie domyli, czy te przeciwnie perfidi swoj posun jeszcze
dalej, bo wiz mnie teraz przypadek to czy umylnie wzdu wysokiego, bardzo wysokiego
muru, nad ktrym pasma kolczastego drutu, nad ktrym wieyczki stranicze na cienkich nkach,
a na tych wieyczkach, cakiem ju wysoko, zielone figurki. Pan Mozer powiedzia:
Nowiutkie, kurrrwa.
To by mi wystarczyo, gdybym mia jeszcze wtpliwoci co do ideologicznej postawy pana
Mozera. Kto zna jzyk polski, nie w pimie, lecz w mowie, ten wie, e sowo kurwa moe
wyraa wszystko, zalenie od intonacji. Czsto wyraamy przy jego pomocy zachwyt i podziw.
Ale to rrr przez zacinite zby adnych wtpliwoci nie pozostawiao, to nie by zachwyt ani
podziw, lecz nienawi, wiksza od tamtej mojej do wroga klasowego, bo bezsilna.
Wrciwszy do Krakowa, zamiast na piwko lub do kina poszedem do domu. Za duo przey.
Konwj na drodze, mury wizienia zrobiy na mnie takie wraenie, e tylko odpowiednie
uporzdkowanie tego wraenia mogo mnie uspokoi. Jakie uporzdkowanie byo odpowiednie?
Oczywicie dialektyczne. My nie twierdzimy, e ludzkie cierpienie jest przyjemne. Przeciwnie,
jestemy za ludzkoci bez cierpie, Dobr i Szczliw. O to przecie walczymy. I wiemy, jak to
ludzkoci zaatwi raz na zawsze. Dlatego musimy zadawa cierpienia, cho niechtnie, wrogom
ludzkoci, tej przyszej, Szczliwej, czyli naszym wrogom. Dla nich jestemy bezlitoni. Tak jest,
twardzi, bezwzgldni, nieustpliwi rozpdzaem si w zaciszu mojego pokoiku. Nie ma
rewolucji bez ofiar, rewolucja to nie wycieczka majowa, jak powiedzia Lenin. A Lenin to autorytet
wikszy ni pan Mozer, wrg zreszt.
Jednak Lenin na portretach, a pan Mozer w yciu. Nie, nie bdzie mi pan Mozer kala mojej
mioci. Byem jak zakochany m, ktremu kto szepn brzydkie rzeczy o onie. M nie chce
takich rzeczy sysze i cay jego gniew zwraca si przeciw oszczercy. Ja Otello, Idea jako
Desdemona, a pan Mozer wystpi w roli Jagona. Z t zasadnicz rnic, e ja nie dam si zwie
podszeptom i nie udusz mojej Desdemony, raczej pana Mozera. cilej, nie tyle kochaem Ide, ile
raczej siebie zakochanego w Idei. Dziki niej, dziki Idei jake si sobie spodobaem. Nareszcie
mi si udao pokocha siebie, moj pierwsz i wielk mioci, byem sob zachwycony, ja, ktry
dotd tak siebie nienawidziem. I teraz miabym pozwoli, aby mi t mio odebrano? Nigdy.
Biada panu Mozerowi.
Oczywicie o wizieniach, obozach, a nawet pewnych piwnicach pewnych urzdw
pastwowych wiedziaem i przedtem. Wszyscy wiedzieli, nie mona byo nie wiedzie. Ale mona
byo nie wiedzie, e si wie. Gdyby to bya wiedza publiczna nie wiedzie, e si wie, byoby
trudno. Publiczna, to znaczy taka, o ktrej si pisze, rozmawia i dyskutuje. Ale ta wiedza, cho
powszechna, nie bya publiczna, tylko cile prywatna. Kady wiedzia, ale pozostawa z t wiedz
sam na sam, czy te, zgodnie z nigdy nie ogoszonym, a jednak znanym jako oczywisto
yczeniem Wadzy za z yczeniami teje nie byo artw powinien sam na sam z ni pozosta.
A kiedy czowiek jest sam na sam z tym, co ma w gowie, moe z tym wyczynia dowolne i dziwne
rzeczy, rozmaity z tego robi uytek, ten przede wszystkim, eby nie robi adnego, jeli mu tak
wygodniej. O wizieniach, torturach i zabijaniu strzaem w ty gowy nie wolno byo pisa,
rozmawia i dyskutowa, ale kady mg o tym myle, co uwaa za stosowne, kady mia wybr,
czy o tym w ogle myle, czy te nie myle. Nie myle, jeli kto potrafi, byo oczywicie o
wiele wygodniej. Zwaszcza gdy kto chcia kocha Wadz Ludow.
W normalnie pracujcym umyle dowiadczenie, informacje i fakty ulegaj nieustannej
obrbce, umys konfrontuje je nawzajem w najrozmaitszych kombinacjach, porzdkuje w
hierarchiczne ukady, wyprowadza wnioski. aden materia nie pozostaje martwy i
niewykorzystany i nic nie jest statyczne ani ostateczne. W umyle poraonym inaczej. Cae
obszary wiadomoci pozostaj bez ruchu i bez poczenia z innymi, nic si na nich nie dzieje.
Odgrodzone s szczelnie od innych obszarw murem takim, jak ten, ktry pokaza mi pan Mozer,
szczelniej jeszcze, bo murem bez bramy, tu nawet przepustek si nie wydaje. Czowiek wie, ale tak,
jakby nie wiedzia, paszcz, ktrego si nigdy nie nosi, trzymany w skrzyni, a skrzynia na strychu,
niby si go ma, ale tylko ma, wic czy si go ma naprawd, jeli si go nigdy nie uywa, a nawet si
o nim zapomniao? W umyle poraonym peno jest informacji otorbionych, jak bywaj
otorbione, nieczynne, izolowane od reszty organizmu bakterie w pucach. Za poraony bywa
umys zarwno mioci jak i strachem, wystarczy tylko jedno albo tylko drugie, eby umys
porazi. Co dopiero, kiedy jedno zejdzie si z drugim. Niewielu kochao Wadz Ludow, nieco
tylko liczniejsi byli ci, ktrzy chcieli j kocha, znacznie liczniejsi, ktrzy chcc nie chcc kocha
j postanowili, ale bali si jej wszyscy. Wic ci nieliczni, co i kochali, i si bali, mieli podwjnie
poraone umysy i wyszli na najwybitniejszych durni, dziki czemu zrobili najwiksze kariery. Do
tych ja naleaem.
Nigdy nie bd szydzi z Niemcw, ktrzy tumaczyli si po wojnie: Ja przecie nie
wiedziaem. Oczywicie, e wiedzia, ale czy kamie? Tylko w pewnym sensie, bo wiedzia, ale
nie chcia wiedzie, e wie. Paradoks? Tak, ale ja wiem, jak si to robi, poniewa sam to robiem.
Ale przed sdem nie mona si broni paradoksami. Sdzi si wol, a zarwno Niemiec jak i ja obaj
mielimy szczer wol, aby nie wiedzie, e wiedzielimy. On mia walk ras, a ja walk klas do
kochania i obaj emy si bali.
Dialektyczne uporzdkowanie moich wrae nie przynioso mi ulgi. Co naleao jeszcze
zrobi, aby uratowa nie tyle Wadz Ludow, bo ta, silna i zwyciska, poradziaby sobie w
dalszym cigu i bez mojej odsieczy ile moj wasn twarz przed moim wasnym lustrem, zarwno
ideologicznym jak i psychologicznym. Najlepszym sposobem byo donie na pana Mozera.
To jednak nie przyszo mi w ogle do gowy. Prawdopodobnie nie ze wzgldw moralnych,
nie rcz za moralno, gdy si kocha Wadz Ludow, ale po prostu dlatego, e nigdy nie byem
czowiekiem czynu, czyli mwic wczesnym i nie tylko wczesnym jzykiem dziaaczem.
Zuywaem si wycznie w wyobrani, ta za w pisaniu artykuw o dalszych zwycistwach na
froncie walki z kuakiem w oparciu o biedot wiejsk w sojuszu ze redniakiem, o sukcesach
walcwki na zimno lub o rekordowym wyrbie na przodku metod Pstrowskiego. Postanowiem
wic napisa utwr literacki, w ktrym bym rozgromi pana Mozera, ukaza jego nikczemno we
wskazywaniu na rzekome represje jakoby stosowane przez Wadz Ludow (ci z Jaworzna to nie
byy represje, tylko klasowa sprawiedliwo), by przeciwstawi tej reakcyjnej kreaturze mstwo i
heroizm Partii, ktra, cho zwyciska, zmaga si bohatersko z odradzajc si wci na nowo
kontrrewolucj (np. pan Mozer), tym niebezpieczniejsz, im bardziej pokonan. Jako model tej
logiki suya mi teza Stalina o zaostrzajcej si walce klasowej w miar jak krzepnie i umacnia si
Dyktatura Proletariatu. Podkrelam nie mia to by artyku publicystyczny, ale dzieo literackie.
Pan Mozer mia by nie wymieniony z nazwiska, lecz wystpiby jako posta, z autentycznej
uoglniona, okolicznoci przemienione, cho wydarzenia takie, jakich dowiadczyem naprawd.
Chciaem rzeczywisto wyrazi przez sztuk, zgodnie z zaleceniami, jakie czytywaem pilnie w
Nowej Kulturze, Organie Zwizku Literatw Polskich. Byem ju tego Zwizku czonkiem,
wpuszczony tam nie dlatego, e wydaem jakkolwiek ksik, ale jako wiea i oywcza krew
Nowego w walce ze Starym, ktre to Stare uwio sobie gniazdko reakcyjnych mij w pewnych
koach niektrych szeregw okrelonych czonkw ZLP, aby zamaskowane tak tchrzliwie, e
dobrze trzeba byo si naszuka, eby je znale broni si jeszcze przed Nowym.
Pisaem, pisaem, a pisaem, ale jako mi dziwnie nie szo. Obracaem tak i owak, ustawiaem
pana Mozera, siebie i tych z Jaworzna w rozmaitych konfiguracjach sytuacyjnych, cho zawsze w
tej samej ideologicznej nie wychodzio. Charakteryzowaem postacie, to znaczy pana Mozera i
siebie, na rozmaite sposoby, cho zawsze w tym samym sensie wynik mnie nie zadowala.
Wymylaem nowe i dodawaem je nie pomagao. Skrelaem byo mi ich brak. Prbowaem
opisu, dialogu, monologu wewntrznego wszystko brzmiao jako nie tak. Oskaraem si o brak
talentu, wpadaem w depresje. Co prawda dzieo byo ambitne jak na moj miar. Dotd byem
autorem tylko choszczcej satyry na opieszaych kelnerw, na Churchilla i Trumana, teraz
chciaem napisa prawdziwe, gbokie opowiadanie, jak Tomasz Mann, z ktrego dzieem ju
byem nieco zapoznany. Moliwe, e gdybym wtedy by starszym i bardziej dowiadczonym
literatem, udaoby mi si napisa t nowel tak, eby mnie zadowalaa, wydrukowa j w Nowej
Kulturze i jednym skokiem znale si w gronie sawnych kolegw, ktrych podziwiaem, ktrym
zazdrociem i ktrych teraz staraem si naladowa. Niezmiernie mi na tym zaleao. Chciaem,
ale nie umiaem, to wystarczy, eby popa w neurasteni.
Zwaszcza zim. Bo zima ju nastaa, a ja cigle nie umiaem tego napisa. Zima w Krakowie
szczeglnie jest ponura. Kolejnymi wersjami mojego opowiadania paliem w moim kaflowym
piecu. Na szczcie przysza wiosna, a wiosna w Krakowie jest szczeglnie interesujca, zwaszcza
gdy si ma dwadziecia dwa lata, ju dwadziecia dwa...
No i o wszystkim, co nie byo wiosn, zapomniaem. Cho jak si okazuje, nie na zawsze.

Kultura, 1-2/1985

POSK

Latem 1961 przekroczyem ju prg kariery: od dwch ju lat mieszkaem w Warszawie i
byem posiadaczem samochodu.
W stowkach-klubach Zwizku Literatw, Stowarzyszenia Architektw, Dziennikarzy na
Foksal jadaem ju obiady nie jako przybysz z prowincji, nie jako dobrze si zapowiadajcy, ale
jako kto, kto ju si zapowiedzia i zosta przyjty. Kto z towarzystwa, kto ze sfery.
Do Bristolu, do Spatifu wstpowaem ju pewn nog, cho jeszcze nie tak pewn, jak
uprzednio do krakowskiego Francuza (Hotel Francuski). W kadym razie mogem siadywa ze
Sonimskim, a nawet z Minkiewiczem.
Owego lata, pewnej niedzieli, zaproszono mnie do udziau w wycieczce poza Warszaw.
Samochodami. Udzia mieli wzi rni, ale wspominam przede wszystkim znan osobisto z
tytuem Ministra, znanego publicyst-eseist z pewnej jakby opozycji, zachodniego korespondenta i
siebie, wschodzc gwiazd polskiej literatury.
Pogoda bya pikna i czuem si dobrze. Zmartwieniem byo tylko przewidywanie, e mj
samochd okae si lichy w zestawieniu z innymi samochodami. By to bowiem samochd marki
P-70 produkcji Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
Wtedy, za wczesnego Gomuki, Volkswagen znaczy tyle, ile pniej Volvo, a za pnego
Gierka Mercedes. Niemniej samochd marki P-70 produkcji Niemieckiej Republiki
Demokratycznej by w rodowisku najniej notowanym samochodem. I susznie.
Wic i moje przewidywanie okazao si suszne. Znany publicysta zjawi si Fiatem 600,
bardzo dobra wwczas lokata, zachodni korespondent Volkswagenem, a osobisto z tytuem
Ministra wielk, czarn limuzyn marki Tatra produkcji czeskiej, wczesny odpowiednik Rolls-
Roycea w krajach budujcych socjalizm. Tatrami jedzi wycznie rzd i osoby z rzdem
oficjalnie zwizane. Minister nie prowadzi Tatry osobicie, lecz wyrcza go subowy szofer.
W pikn niedziel wyruszy sznur samochodw z Warszawy w okoliczn Polsk.
Zalew Zegrzyski jakby jeszcze nie istnia. Nie mwio si jeszcze o daczach. Dobre
mieszkanie z pastwowego przydziau to na razie byo to, do czegomy doszli. gi nadwilaskie
dziewicze.
Uzgodniono, e obiad zjemy w Posku. Sznur samochodw zatrzyma si przed nowoczesn
restauracj. Za du jak na niedzielne popoudnie na prowincji, w kadym razie pust. Senni
kelnerzy patrzyli w dal, a przy bufecie tkwi Polak kontemplujc ledzia po japosku za szkem.
Wejcie naszej grupy zmienio nastrj. W pierwszej wprawdzie chwili jaki tpy kelner
prbowa zachowa si normalnie, to znaczy odmwi jakiejkolwiek wsppracy na paszczynie
obsuga-klient (o tej porze? Obiad?!), ale pojawi si natychmiast kierownik restauracji i
zorientowa si w sytuacji byskawicznie. Nawet kelner o spnionym refleksie ockn si i
nadgoni, wczy si w nowy i oglny nastrj arliwej gotowoci do wszelkich usug. Obiad po
poudniu? Oczywicie, prosz bardzo, moe to, moe tamto, a moe jeszcze co ekstra? Tatra
zaparkowana przed restauracj (drzwi i okna byy szeroko otwarte z uwagi na upa) nie moga uj
adnemu spojrzeniu, nie mwic o innych samochodach. Minister, czowiek obdarzony gbokim i
dononym gosem, ktrego bynajmniej nie poskramia, oraz dostojn statur byby, kim by, nawet
bez tych fizycznych atrybutw. No i my w jego orszaku te, od razu wiadomo.
Raz-dwa zestawiono stoy w jeden dugi st, przez ca dugo sali, migiem nakryto.
Zasiedlimy. Minister, a mwi nie przestawa, na miejscu honorowym, ja gdzie na prawym
skrzydle, u koca, czyli bliej wyjcia, tak umylnie nawet, bo dyskusja i arty toczyy si
nieprzerwanie, a jak wiadomo, w towarzyskich rozmowach mao ze mnie poytku, wic wolaem
by z daleka od centrum i mie mniej pod wzgldem rozmowy obowizkw. Zreszt Minister gos
mia tak pikny i doniosy, e nie roniem niczego. Wok kelnerzy latali jak charty, na dalekim
zapleczu, w kuchni, potoczya si jaka szturmowa akcja, Polak przy bufecie przesta
kontemplowa ledziow saatk w gablocie, wykona wier obrotu i wsparszy si prawym
okciem o bufet kontemplowa teraz z daleka nasz st, na prawo ode mnie, za otwartymi drzwiami,
poza szeregiem naszych samochodw niedzielny, popoudniowy Posk.
O czym mwiono zagryzajc, popijajc i czekajc na waciwe dania? O tym samym, co
przedtem i potem. Czyli o kulturze i ekonomii, do pewnego stopnia i w pewien sposb o polityce, o
sztuce, o kraju i zagranicy. Minister by czowiekiem bywaym w wiecie, wyksztaconym,
wybitnym specjalist, autorytetem nawet. Publicysta by rwnie tgi w teoriach, tyle, e mwi
ciszej, wic coraz to ci dwaj zahaczali o pryncypia, rozwaali, roztrzsali. Inni wtrowali. Nie
trzeba jednak sdzi, e powana tematyka wykluczaa ton swobodny, a nawet artobliwy. Wcale
nie. Bo od pewnego poziomu towarzyskiego w gr, a my bylimy w gr, znacznie w gr,
lekko i swoboda s naturalne, a jeeli nie naturalne, to obowizkowe. Wic cho byo gboko, to
i pienio si take, zreszt tematyka tak powana i aktualna jak na przykad perspektywy
gomukowskiego rozwoju ekonomicznego, a nawet teoretyczne szkice pewnych reform
gospodarczych na tle teorii ekonomicznych zupenie ju naukowych i midzynarodowych
przeplataa si ywo i swobodnie z tematyk mniej specjalistyczn, na przykad literatury
wspczesnej, rnych nowoci krajowych i zagranicznych, na ktrych, jak wiadomo, kady si zna
i moe wygosi kategoryczny sd, lub choby, jeeli nie przede wszystkim, un mot desprit.
Daleko, przy bufecie, trwa samotny Polak. Od samego pocztku, a zapewne i przed naszym
przybyciem nie tyle by osob, tym mniej osobowoci, ile elementem pejzau. Nalea do
wyposaenia lokalu, jak st albo krzeso. Personel nie zwraca na niego uwagi, ale jemu te wcale
nie o to chodzio. Nie by ani szykanowany, ani tolerowany, po prostu by, jak polska wierzba jest
przy polskiej strudze. By w symbiozie z bufetem, z t sal, z tym miejscem. Niewysoki,
chuderlawy, niepozorny, nieokrelonego wieku redniego, ani ndzarz, ani w dostatku, ani pijany,
ani trzewy. Wczorajszy moe, to znaczy popi w sobot wieczr i teraz ju bez zrywu i tempa
trawi wspomnienia, siebie i to niedzielne popoudnie wpatrzony w porcj ledzia za szyb,
zawieszony midzy ostatnim piwkiem a powrotem do domu, a przyszlimy my oferujc mu
odmian w przedmiocie kontemplacji.
Przyglda si nam i przysuchiwa, a jego twarz nie wyraaa nic poza skupieniem. Przy
goniejszych epizodach konwersacji marszczy czoo, nie wiadomo z dezaprobat dla tych czy
innych argumentw, czy te pod wpywem wasnych refleksji. Cho z daleka i milczco bra
udzia w nasze biesiadzie. To znaczy tylko duchem i tylko w jej duchowym, nie gastronomicznym
oczywicie aspekcie. Bo tymczasem pojawiy si gwne dania, zostay skonsumowane i
przechodzilimy do kaw i deserw. Nawet jeeli nie mg dosysze wszystkiego (z wyjtkiem
wszystkiego, co mwi Minister), to na pewno widzia wszystko. Bo wzrok prostego czowieka jest
narzdem co najmniej rwnie sprawnym, co wzrok ministra, a brak wyksztacenia nie tylko nie
przytpia ostroci tego zmysu, ale zaostrza go niekiedy.
Wic bylimy ju przy kawach i deserach, kiedy on, dotd nieruchomy, oderwa si od bufetu
i ruszy ku wyjciu. Za eby wyj, musia przedefilowa wzdu naszego dugiego przez ca sal
stou. Lecz wzroku nie spuszcza z nas w dalszym cigu. Szed prosto, ale patrzy w prawo, na nas,
wic byo albo tak, jakby defilowa przed trybun z rozkazem na prawo patrz, albo odwrotnie
jakby przechodzi przed frontem kompanii honorowej jako dostojnik z obcego kraju, ktry
przybywa z wizyt i jest witany wedug odpowiedniego ceremoniau, a nieodczn czci tego
ceremoniau jest przejcie wzdu kompanii honorowej ustawionej w szeregu, na baczno i
prezentujcej bro.
Nie eby kto nawet teraz zwrci na niego uwag. Dyskusja, konwersacja, arty toczyy si
dalej nieprzerwanie, tyle e jeszcze swobodniej i bardziej byskotliwie, jak to przy kawie i deserach.
I kiedy ju mi si zdawao, e kontynuujc swj przemarsz wyjdzie, on zatrzyma si nagle i
stan przed nami, zwracajc si ku nam ju nie tylko twarz, ale ca postaci. Rozmowy i miechy
nie zamary wprawdzie, ale jakby si nieco rozrzedziy i teraz jego spojrzenie natrafio po raz
pierwszy na spojrzenie biesiadnikw wprost. W tej pewnej nie tyle ciszy, ile w pewnym
wyciszeniu wytrzyma nas przez moment, a nastpnie powiedzia niegono, ale dobitnie:
A ja jestem Stanisaw Frckiewicz i mam was wszystkich w dupie.
Przez chwil czeka na reakcj, ale nie byo adnej, poza umiechami pobaania i nawet
pewnej sympatii, jak si ma dla folkloru. A moe jednak bya jaka? Jeeli tak, to niewidzialna i
niesyszalna, in petto, czyli w duszy kadego z osobna, czy te poniektrych moe, czy te jednego
tylko z uczestnikw caego zgromadzenia.
Odczeka, potem zwrci si znowu ku wyjciu i ju nie patrzc na nas wyszed.
Dwa lata pniej, z dwiema walizkami, opuciem Polsk Ludow. Wiedziaem, od czego
odchodz, ale nie miaem pojcia, ku czemu. Tego zreszt nie wiem do tej pory, cho mija
dwadziecia lat.

Kultura, 12/1982

NOS

W szesnastym roku ycia, czyli tu po zakoczeniu drugiej wojny wiatowej, wyskoczy mi
na twarzy nos. Duy, tak zwany orli, szczeglnie wydatny w stosunku do niezupenie jeszcze
uformowanej reszty. Przedtem miaem nos zwyczajny, umiarkowany i prosty, nie zwracajcy
niczyjej uwagi, przede wszystkim mojej.
Odkryem go pewnego dnia, kiedy, korzystajc z nieobecnoci starszych w domu, przy
pomocy dwch luster staraem si stwierdzi i oceni szanse mojej urody. Bowiem myli o
tajemnicy pci, zwaszcza przeciwnej, trapiy mnie ju nie na arty i chciaem znale odpowied na
drczce pytanie, czy mog w ogle podoba si dziewcztom.
Dzie by pamitny i odkrycie straszne. Trzeba wiedzie, jakie byy kryteria mskiej urody
bezwzgldnie wtedy obowizujce. Ani Eugeniusz Bodo, amant polskich filmw przedwojennych,
ani Johnny Weismler, hollywoodzki odtwrca roli Tarzana nie mieli takich nosw. Tym mniej
Errol Flynn.
Lecz taki nos by klsk z innego jeszcze powodu. Nos tego typu mona ewentualnie nazwa
burboskim miewali go pono krlowie tej francuskiej dynastii mona go zauway, cho w
mniejszym i subtelniejszym zarysie w niektrych szlachetnych profilach polskiej arystokracji, co
podobnego mia Fryderyk Chopin, a nawet proci grale przynajmniej na obrazkach miewali
nosy. Dobrze, dobrze, dla kogo takie gadanie i kogo tu chcemy oszuka. Burbony, Chopiny, znamy
te wykrty, nie zmyl nikogo. Mj nos by jednoznaczny: ydowski.
Jake ja wic mam pokazywa si ludziom? Wezm mnie za yda, a gdyby doszo co do
czego, nie uwierz mojej niewinnoci, nawet najlepiej udokumentowanej. Bo wiadomo, zwaszcza
po latach niemieckiej okupacji, e ydzi s mistrzami w udawaniu, e nie s ydami, wic im
bardziej ktry si zapiera, e nie jest, tym wiksze prawdopodobiestwo, e jest. A nawet gdy si
udowodni, to zanim si udowodni, rne mog by przykroci po drodze. I czy samo podejrzenie,
a tym bardziej konieczno udowodnienia, nie jest obraz dla chrzecijanina?
Wanie, podejrzenie. Bo nawet jeli nic mi nie zrobi, jeeli nic nie powiedz nawet, to
patrzc na mj nos bd sobie myleli. A jak im wtedy udowodni, e to, co myl, jest niesuszne,
jeli myl nie jest wyraona? Nikomu nie mona wykaza, e co sobie myli, choby i myla.
Zaprzeczy, ale bdzie sobie myla dalej. Ja wiem, co pan sobie myli patrzc na mnie, ale... to
jeszcze gorzej ni udawa, e si nie domylam, co on sobie o mnie myli i cierpie w milczeniu.
Wic ogarny mnie zarazem strach, bezsilno i gorycz uraonej niewinnoci. Przeklty nos.
W moim rodowisku, w mojej rodzinie, wiedziao si o ydach tyle, ile naley, ale ani wicej,
ani mniej, tak si zoyo, e nie byo ich w ssiedztwie ani w krgu znajomoci. Nie mwio si o
nich ani czsto, ani rzadko, ani ze szczegln napastliwoci, ani oczywicie przychylnie, tylko tak,
jak to bywao.
A jak bywao?
Istnieje jeszcze co innego ni antysemityzm, co trudniejszego do okrelenia ni
antysemityzm i mniej efektownego w dyskusjach, wic rzadziej bywa brane pod uwag. Antysemita
przyznaje ydowi byt choby przez to, e go neguje, e pragnie go zniszczy. Lecz przyznaje tym
samym, uznaje yda za wroga, czyli jednak partnera, angauje si w niego a do paroksyzmu i
trwaej obsesji i przez to samo czyni z ydostwa racj swojego wasnego istnienia. Antysemita nie
moe y bez yda, nie moe istnie, czu, myle. Natomiast ten kto, o kim teraz mowa, moe si
bez yda obej nie jak czowiek, ktry obywa si bez obcego mu czowieka, ale jednak czowieka
tylko tak i na tym to wszystko polega jak obywa si bez ptakw z rybi usk czy ryby z
ptasim upierzeniem. Czy to dla ydw lepiej czy gorzej? Zaley od okolicznoci. Na przykad
system krwionony u kadego czowieka jest taki sam. Wic jeli jaki czowiek krwawi, naley mu
pomc i ran opatrzy. Natomiast jeeli krwawi yd, na przykad za spraw antysemity, to tak,
jakby krwawia upierzona ryba. Wic i to krwawienie nie jest ludzkie, ani nawet zwierzce, ono jest
ydowskie, czyli adne. Mona si temu najwyej przypatrze, ale bez adnych uczu, take bez
nienawici, czy bodaj niechci. Przez zaciekawienie tylko.
W moim rodowisku, w mojej rodzinie nie byo wic antysemityzmu. Ale czy byo to co
innego? Nie chc sdzi, nie chc przesdza. Powiedzmy oglnie i ostronie, e byo co w tym
rodzaju, odcie jaki. Zreszt nigdy nie doszo do prby. Podczas okupacji aden tropiony yd nie
trafi do naszego domu proszc o pomoc. (Cho i nikomu do gowy nie przyszo, eby takiego
szuka, to naturalne). Gdyby trafi, jestem pewien, e nikt by go nie wydal, prawie pewien, e dano
by mu poywienie, ale co dalej? Ryzykowa ycie dla yda? Niemcy zabijali zarwno zapanego,
jak i tego, kto mu pomaga. To, co si dziao podczas okupacji z ydami, nie budzio w moim
otoczeniu uciechy, budzio zgroz, ale bya to zgroza wkomponowana w ogln groz wojenno-
okupacyjn. Ostatecznie to, co si dziao midzy Niemcami a ydami, to bya sprawa midzy
Niemcami a ydami. Nie nasza, a wic nic nam do niej. Nieprzyjemna, wicej nawet ni
nieprzyjemna, moe nawet straszna, kiedy jej si przypatrze, ale nie nasza.
No wanie. Ale tu, teraz, nagle, ni std, ni zowd ten nos.
Odtd, kiedy przechodziem krakowskimi Plantami, wzdu awek, na ktrych siedzieli
bezczynni, ale zawsze gotowi do akcji modzi ludzie ze sfer chuligaskich staraem si rozwiza
nastpujcy dylemat: jak i, eby i wycznie en face, to znaczy aby mj profil nie by widoczny
z ADNEGO punktu widzenia? Geometria uczy, e to nie jest moliwe. ycie te.


Trudna sytuacja

Nie chc przesadza. Byem wtedy peen lkw i paranoi w ogle, nie wychodzi si bezkarnie
z takiej wojny i takiej okupacji, kiedy ma si pitnacie lat, po piciu takich latach zacztych jako
dziecko dziewicioletnie. Sprawa mojego nosa na pewno bya uzasadniona w otaczajcej mnie
wwczas rzeczywistoci, cho wyolbrzymiona w mojej znerwicowanej wyobrani. W szkole nie
robiono z mojego nosa kwestii, co mnie pocieszao, bo nie ma nic okrutniejszego i w nieomylnoci
najniszych instynktw bardziej bezwzgldnego ni grupa niedorostkw rodzaju mskiego.
(W owych czasach gimnazja dzieliy si na mskie i eskie). Zreszt horda zawsze zostawiaa
mnie w spokoju, wietrzc we mnie outsidera o osobnych przeznaczeniach. Co nie znaczy, e ja
zostawiaem w spokoju sam siebie i nie liczyem si z hord. Horda nie dostrzegaa mojego nosa,
ale ja wiedziaem, e go mam.
Tym bardziej e wreszcie znalaz si jeden, ktry podczas przerwy midzy lekcjami stan
przede mn i powiedzia: Ty ydu.
Pamitam jego nazwisko, ale go nie wymieni. By muskularny i znany z wszechstronnej
agresywnoci. Horda nie podchwycia. To znaczy uznaa, e chodzi o bjk, normalna rzecz i eby
mnie sprowokowa, uy obelgi wyjtkowej, mocniejszej ni te, ktrymi obdarzalimy si
zazwyczaj i ktre na nikim ju nie robiy wraenia. We mnie jednak, w owej panicznej sekundzie,
bya pewno, e on tak myla naprawd.
I wanie na skutek tej pewnoci nie uderzyem go, nie zareagowaem, ku wiecznej mojej
habie wedug kodeksu hordy. Ale czy tylko wedug tego kodeksu?
Oczywicie baem si jego siy, ale to inna sprawa, taki strach daje si przezwyciy pod
wpywem impulsu. Tylko jakiego impulsu w tym moim wypadku. Takiego widocznie, ktrego mi
zabrako.
Czyby ta straszna obelga bya nie tylko straszn obelg, ale take gdzie w mojej gbi,
zdemaskowaniem mojej haniebnej tajemnicy? Ale jakiej tajemnicy, na Boga, skoro ja nie yd, ja
katolik! Czy te: zareagowa, uderzy go to byoby przyznaniem si i uderzybym go jako yd,
ktremu mwi ty ydu tonem obelgi i wobec tego musi broni ydowskiego honoru? Ale jake
przyzna si, kiedy w sumieniu swoim nie ma do czego? Wic bi jako Sowianin szwoleer
uraony na aryjskim honorze? Mona, tylko wtedy trzeba mie inny nos. Tak, owak, czy jeszcze
inaczej parali. Sytuacj skomplikowa dodatkowo fakt, e mj napastnik, cho nie czarny, rysy
mia, jak to si mwi, charakterystyczne. Wic czyby i on... Moe on tylko, eby uprzedzi...
odwrci od siebie podejrzenia. Na szczcie sprawa natychmiast posza w publiczne zapomnienie,
ale na nieszczcie nie w moje wasne. Tym bardziej e jednoczenie i skdind pali mnie wstyd za
moje niemskie zachowanie. Stchrzyem, ale przed czym waciwie? W tym sk, zupenie nie
umiaem si w tym wszystkim poapa. Zachowaem si jako le, ale jakkolwiek rzecz obrci, nie
miaem pojcia, na czym to le polegao. Ale le na pewno. I to le na pewno byo nie bez zwizku
z tym, co zdarzyo si jaki czas potem i jak ja si wtedy zachowaem. Bowiem le rzadko
pozostaje bez potomstwa.


Prowokator

Ot byo w naszej klasie dwch ydw, jeden, ktrego nazwiska nie pamitam, by ydem,
jeeli tak mona powiedzie, ulgowym. Przystojny, ujmujcy w obejciu, nie zaprzecza, e jest
ydem, gdy go o to pytano, ale robi to jako tak mimochodem, elegancko powiedziabym i bez
konsekwencji.
Zreszt szybko przewin si przez nasze szkolne ycie i znikn z t sam zrcznoci, z jak
bra w nim udzia. Ale czy bra naprawd? By midzy nami, ale raczej jak podrnik, ktry na
etapie stosuje si do tubylczych obyczajw, grzecznie i ze znajomoci rzeczy, ale nic wicej.
Jemu z ydostwa nie robiono szczeglnej sprawy. Czy dlatego, e nie wyglda? Ale
przecie wiadomo byo, e jest ydem, cho nos mia co mnie dziwio i co uwaaem za
niesprawiedliwe zupenie normalny, prawie taki jak Errol Flynn.
Wic moe dlatego, e wszystko skupio si na drugim? Ten drugi nie tylko, e by ydem,
ale i nadawa si na yda po prostu idealnie. Wprawdzie nos mia mniejszy od mojego, ale za to
wszystko inne mia takie, jakie przedtem ogldao si na hitlerowskich plakatach antyydowskich, a
teraz oglda si na antysyjonistycznych plakatach moskiewskich. Przesada oczywicie, ale
powierzchowno mia nieprzyjemn. Gruby, o niezdrowej cerze, z wargami, ktre Stanisaw
Ryszard Dobrowolski opisaby jako oblene, wyupiasto-krtkowzroczny, z bekotliw wad
wymowy i prychajcy lin, zwaszcza kiedy si zdenerwowa (a zdenerwowany by stale, sam z
siebie i poniewa o to zadbano), o dziwnie nieforemnej gowie i karku bez szyi. Nazwisko jego
pamitam, ale zastpi je tutaj zmylonym. Powiedzmy: Cwibelsztajn. Brzmi rwnie bezczelnie,
prowokacyjnie ydowsko jak jego wasne.
I ten Cwibelsztajn mao, e by ydem, mao, e by a takim ydem, to jeszcze by z tego
dumny.
Gdyby znosi swj los w pokorze, uzna swoj niszo, przeprasza, e jest ydem zabiega
o aski i wzgldy, nie byoby mu a tak le. Ostatecznie byby wtedy na swoim miejscu i w swojej
roli. Ale on swoje ydostwo ogasza bezwzgldnie i dononie, i tak, jakby chodzio o warto
rwn co najmniej polskoci. Kiedymy odmawiali modlitw przed i po zakoczeniu lekcji
(w owych czasach odmawiano jeszcze modlitw w szkole: Dziki Ci, Boe, za wiato tej nauki,
pragniemy, abymy ni owieceni... itd.), on sta z podniesion gow, hardy i wyzywajcy, jak
nam si zdawao, bo przecie powinien by jeeli nie przestraszony swoj obcoci to
zakopotany przynajmniej. Jego nieobecno na lekcjach religii (w owych czasach lekcje religii
byy obowizkowe) bya legalna i rwnie naturalna, jak nienaturalna byaby jego obecno. Ale dla
nas ta naturalno bya naturalnoci nie tyle nieobecnoci, ile wykluczenia, usunicia go ze
spoecznoci, a legalno zalegalizowaniem wzgardliwej niechci do wykluczonego. Cho
jednoczenie i po cichu troch emy mu tej nieobecnoci zazdrocili, bo mia wtedy wolne.
Gdyby wic ucieka, stroni, albo cho nie patrzy w oczy, lepiej by mu byo. Ale on, gdy go
atakowano, broni si, a kiedy nie mg si obroni, atakowa. By nieustpliwy, zacieky i
zaczepny. I to kto, ta zadyszana oferma, ta sabowita pokraka? Takie postpowanie domagao si
sprawiedliwej kary i sam sobie by winien, e nie mia lekkiego ycia.
Chodziy suchy, e nalea do tajnej organizacji ydowskiej Haganah, przygotowujcej
powstanie pastwa Izrael. Moe i nalea, jeeli jakie komrki tej organizacji istniay wwczas w
Polsce. Ale tak mwiono, eby byo mieszniej, bo Cwibelsztajn z broni to dopiero heca. A w
ogle to byy mieszne tematy. Kiedy Cwibelsztajn w jakiej dyskusji mwi o prawie ydw do
wasnego pastwa, wynikno z tego, e takie pastwo miaoby posiada take wasn flot. ydki
marynarze! To wzbudzio powszechn wesoo.
Dla cisoci: nie trzeba sdzi, e ten krtki okres (bo Cwibelsztajn rwnie pewnego dnia
ju wicej si nie pojawi) by dla niego pogromem bez chwili wytchnienia. Zdarzay si momenty
rozlunienia, koleestwa czy po prostu odwrcenia uwagi. Poza tym, e by ydem, by te
naszym rwienikiem i wspuczestnikiem szkolnej doli, a naturalne prawa wspycia nie mog
si ogranicza z samej natury wspycia tylko do negacji i konfliktw. Za horda, poza tym, e
bya hord, skadaa si z rnych i bardzo odmiennych jednostek, ktre nie zawsze dziaay jako
horda. Przeladowanie, nawet kiedy si wzmagao, nigdy jak dotd czyli do tego momentu mojej
opowieci nie dochodzio do bicia. Zreszt s rne sposoby przeladowania, zwaszcza w
szkolnym, podobnie jak w koszarowym czy obozowym yciu. Jedno mia zapewnione: nigdy i w
tym rzeczywicie nie mia ani chwili wytchnienia nie mg by pewien dnia, godziny ani
sekundy.
Ja w drczeniu Cwibelsztajna nie braem udziau. Moe dlatego, e drczenia w ogle nie
lubi, lektura Markiza de Sade tyle mnie podnieca, co Kapita Marksa. Zreszt nie drczy
Cwibelsztajna mogem bezpiecznie, bo to zgadzao si z moj pozycj outsidera. I trzeba te
powiedzie dla cisoci, e drczenie Cwibelsztajna nie byo przymusowe. Drczy, kto chcia,
kiedy chcia i na tyle, na ile mia ochot.
Uczy si doskonale, ale nie tylko dlatego, e by bardzo zdolny. Uczy si z nieludzk
pilnoci, co samo w sobie byo ju denerwujce, poniewa pogardliwo dla prymusw bya w
dobrym tonie. Nie pracowa, ale jako dawa sobie rad, taki by styl. Ale to nie bya tylko pilno,
on uczy si przeciwko nam, wbrew nam i pomimo nas. Wyzywajco. Jak wszystko, co robi, albo
czego nie robi. Bo cay by wyzwaniem i prowokacj.
Osiga wic doskonae wyniki nawet w tych przedmiotach, do ktrych by mniej uzdolniony
z natury. Jedno tylko mu si nie udawao: gimnastyka, czyli tak zwane wychowanie fizyczne. To
bya jedyna poraka jego woli, kiedy bez tchu, purpurowy, jakby go za chwil szlag mia trafi (tym
mieszniejsze), obscenicznie niezdarny prbowa i nie mg wykona najprostszych wicze. Ten
widok stanowi dodatkow atrakcj gimnastycznych lekcji. Jak on si przewraca, osuwa, pada,
dysza, czerwienia i nie mg. Cho prbowa, prbowa i prbowa wci, wci i wci od nowa
z t sam co zawsze, ale w tym wypadku bezskuteczn, cho tak namitn determinacj. Wreszcie,
prawdopodopodobnie z obawy przed jakim powanym incydentem i odpowiedzialnoci,
nauczyciel gimnastyki wykluczy go z tej dla niego mki, a dla nas uciechy moe porozumia
si z jego rodzicami czy opiekunami (o jego yciu prywatnym nic nie byo wiadomo) albo postara
si o zakaz lekarski. Nie powiem: zwolni, ani: zwolnienie lekarskie, poniewa Cwibelsztajn nigdy i
z niczego nie chcia by zwolniony. Podobno by chory na serce czy na co innego, dokadnie nie
wiadomo, bo to nikogo szczeglnie nie interesowao. W kadym razie odpad z gimnastyki, ale
dwie rzeczy zapamitano: jego ambicj take w tej dziedzinie oraz jego absolutn niesprawno
fizyczn.


Wolna lekcja

Byo to podczas tak zwanej wolnej lekcji, czyli kiedy zostawiono nas bez nadzoru,
poleciwszy tylko nie opuszcza klasy, do czego oczywicie stosowa si, kto chcia. A zaczo si
wszystko od dwch par rkawic bokserskich. Nie pamitam, kto wpad na pomys, eby
sprowokowa Cwibelsztajna. Moe to by pomys kolektywny, czyli wzi si sam z siebie. Kilku
niesportowcw przyczyo si do grupy sportowej, jedni zapewne ze szczerej ochoty, inni z
nudw, a nie wykluczone, e take ze wzgldw nie majcych nic wsplnego z Cwibelsztajnem,
tylko z ich osobistymi sprawami do zaatwienia. Tutaj mam na myli przede wszystkim jednego
maego i dziobatego, ktry, cho wcale nie yd, by pomiewiskiem klasy. Cierpia z powodu
malekiego wzrostu, dziobatoci i licho wie czego jeszcze, bo nie wszystkie prawa, wedug ktrych
ustala si hierarchia w stadzie, s wiadome. On by na spodzie tej hierarchii. (yd to osobna sprawa,
yd jest w ogle poza hierarchi, bo do stada nie naley). W kadym razie w may zapon
szczeglnym entuzjazmem do pomysu i okaza si najbardziej aktywny w jego realizacji.
Niby artem zaproponowano Cwibelsztajnowi may meczyk, ot, niezobowizujcy sparing
raczej. art polega na pewnoci, e Cwibelsztajn do boksu w ogle si nie nadaje, lecz mimo to nie
odmwi.
Dlaczego nie odmwi? Przecie wiedzia, na co si zanosi. Na co liczy? Nie mg liczy na
nic. Dlaczego wic podj wyzwanie, cho wiedzia, e go prowokowano i e nie mia adnych
szans, jeli przyjmie prowokacj. Wtpi, czy jego odwaga bya jedynie naturaln cech jego
charakteru. Wtpi nawet, czy to bya jedynie odwaga i nic wicej. Ba si najwyraniej, kiedy
zawizywano mu rkawice, poci si i blad, ba si miertelnie. Prawdopodobnie pokona swj
strach, jake uzasadniony i zgodny z najzwyklejszym zdrowym rozsdkiem, w imi jakich zasad,
w imi obrony czego, co wykraczao poza jego osobist i jednostkow tylko spraw, czego, o
czym nie wiedzielimy i nie chcielimy wiedzie, a co dla niego byo najwaniejsze, waniejsze od
jego wasnego strachu, blu i utraty zdrowia.
Bi go may i bi tak skutecznie bo bi, jak chcia i bez adnego dla siebie ryzyka e prawie
natychmiast krew posza z nosa bitego, a krew to rzecz powana i kiedy j zwszy czowiek albo
zwierz sytuacja nabiera innej jakoci. Co wtedy tak si zmienia w czowieku czy zwierzciu, e
nie wiadomo, do czego doprowadzi moe, wiadomo tylko, e to co zaczyna samoistnie, wymyka
si kontroli i samo przejmuje wadz. I co wtedy ono robi z czowiekiem? Zaley z jakim. Ze mn
nic nie zrobio, to znaczy nic tylko w tym sensie, e nie ruszyem si z miejsca, z ktrego, w pewnej
(jak zwykle) odlegoci od miejsca akcji, ja to wszystko widziaem. Jak tkwiem od pocztku, tak
tkwiem i nadal, a nawet tkwiem jeszcze bardziej, tkwiem absolutnie. I jedyne, co najwyraniej
pamitam, to poczucie realnoci tego wszystkiego, ale to wszystko byo takie, e niemoliwe, eby
byo, wobec tego te i nierealnoci, w rezultacie ogromne, naczelne i daremne pragnienie, eby nie
byo niczego, realnego czy nierealnego, cznie ze mn samym.
W tym momencie wszed do klasy kolega, ktrego nazwisko pamitam i wymieni. Nazywa
si Leszek Herdegen. Wysoki blondyn o urodzie wymarzonej przez niemieckich teoretykw ras,
bra udzia w Powstaniu Warszawskim, siedzia w wizieniach niemieckich i z nich ucieka, mia
ojca na Zachodzie, psa i pikn narzeczon, nosi kurtki z amerykaskiego demobilu, pali
papierosy, jedzi na rowerze i mwi autentycznym i doniosym barytonem. Uczy si od
niechcenia i le, ale profesorowie jako mu wiele wybaczali, cho traktowa ich z naiwn niby
nonszalancj. By zgodnie akceptowany, cieszy si nimbem i prestiem, odpowiada reguom
hordy, z wyjtkiem sportu, ktrym gardzi, a jednak w jego wypadku nie miao to adnego
znaczenia. By swj, najbardziej swj jak tylko by mona.
Zobaczywszy, co si dzieje, Leszek zblad, a potem zacz krzycze. Nigdy ju potem nie
pamitam go tak krzyczcego, cho znaem go przez wiele nastpnych lat. Obrzuca oprawcw
Cwibelsztajna najgrubszymi przeklestwami i wyzwiskami, ale co dziwniejsze, rwnie i sowami
takimi jak: nikczemno, podo, haba, wstyd. Nikt mu si nie przeciwstawi, nie opiera, nie
prbowa nawet protestowa. Zreszt nawet gdyby kto prbowa, nie podoaby chyba tej jego
furii, oczom biaym z wciekoci, gosowi, od ktrego brzczay szyby i trzsy si awki, sycha
go byo chyba a pod Wawelem. Jak gdyby dozna osobistej zniewagi, od ktrej oszala, lub co
najmniej jakby to ydzi bili Polaka, a nie Polacy yda. Zniknli oprawcy, zostali tylko zmieszani
gwniarze.
Ale w tym zmieszaniu odczulimy te i wielk ulg. Moe nawet i may-dziobaty wdziczny
by Leszkowi, e rozstrzygn jako t sytuacj. Jakby Leszek nie tylko Cwibelsztajna, ale i jego
samego przed czym uratowa. Ulg i jakby z czego wyzwolenie.
Leszek ju nie yje, Cwibelsztajna straciem z oczu, nos mi pozosta. Ale dzisiaj ja go nawet
lubi. Przysporzy mi wiele cierpie, ale gdyby nie on, mniej bym teraz rozumia, a czubym
jeszcze mniej.

Kultura, 7-8/1984

LEOPOLD

Umieraj mi ludzie, dopki ja ludziom nie umr. Kada mier dotyka, mier Leopolda
Tyrmanda dotkna mnie szczeglnie.
Dlaczego wiem albo domylam si prywatnie, to znaczy tak, e nie musi to nikogo
obchodzi publicznie. Ale cz tego, co wiem, moe czy powinno obchodzi nawet tych, ktrzy go
osobicie nie znali. O tym chc opowiedzie.
Leopold nie mia tak zwanego szczcia. To znaczy, nic nie przychodzio mu samo, nic nie
przychodzio mu atwo. Nie nalea do tych, ktrzy urodzili si w czepku ani pod szczliw
gwiazd, adna dobra wrka nie zjawia si u jego koyski. Los nie mia dla niego specjalnych
prezentw.
Powysze stwierdzenie moe zdziwi niejednego. Jak to, czy nie mia efektownego
yciorysu? Przed wojn studia architektury w Paryu, podczas wojny liczne podre i barwne
przygody, po wojnie elegant, uwodziciel, bywalec, literat, znawca jazzu, najpopularniejsza posta
kolorowej Polski. Potem Ameryka, tam pisze po angielsku i dochodzi do stanowiska, ktrego kady
emigrant moe mu pozazdroci. ycie osobiste te mu si w kocu uoyo, rodzina, dwch
synw. Rosnca popularno wrd nowych pokole, sta si postaci prawie ju legendarn.
Sam Leopold przyczyni si do powstania tak skomponowanego obrazu. Dlaczego i w jaki
sposb okae si w dalszym cigu. Na razie pozostamy przy yciorysie i pomylmy, jaki by
pocztek chopiec z bardzo przecitnej, niezamonej rodziny w przedwojennej Warszawie.
To jeszcze nic takiego, wic dodajmy: z ydowskiej rodziny. Oczywicie, to moe da do mylenia
tylko tym z nas, ktrzy maj pewn wiedz o tamtych czasach i okolicznociach. Midzy innymi
o rozwarstwieniu spoecznym, majtkowym i kulturowym, wyznaniowym i narodowociowym,
czyli o podziale Przeznaczenia na pitra i komrki, z ktrych prawie nie byo wyjcia. Leopold
urodzi si w puapce, no ale mogo by i bywao gorzej. Ale i tu zaczyna si jego problem
cakiem ju osobisty Leopold przyszed na wiat z wielk ku wiatu namitnoci, z miosn
energi w kadym tego uczucia wymiarze, zmysowym, emocjonalnym, intelektualnym. I nie bya
to mio, ktra by chciaa pozosta platoniczn. Wic midzy tym, co byo mu dane, a tym, co czu
i czego chcia, widzia, wiedzia czy sobie wyobraa bya ogromna rnica, a zatem musiao
powsta napicie.
Studia w Paryu to adnie brzmi. Ale co byo poza brzmieniem? Nie wiem, Leopold nigdy o
tym nie mwi, ale czy nie dlatego przypadkiem w Paryu nie w Warszawie, e by rok 1938 i w
Polsce dziaa ju wtedy numerus clausus, czyli ustawa, e tylko pewna ograniczona ilo ydw
bya dopuszczona do studiw wyszych? A nawet gdyby Leopold znalaz si w tej liczbie, czy nie
bezpieczniej w Paryu ni w Warszawie, gdzie nieraz studenci czyci rasowo bili studentw rasowo
nieczystych pakami zaopatrzonymi w yletki? Jedno jest pewne: te Leopoldowe studia w Paryu
nie byy takie, jak niegdy wojae Jana Kochanowskiego do Padwy, czy pniej Bronisawa
Malinowskiego do London School of Economics. Ani nawet takie, jak wysanie do tego Parya
czy do Brukseli ydowskich synw z Polski przez ich zamone rodziny. Jak i za ile y w Paryu,
co tam naprawd myla i czu, o tym Leopold nigdy nie mwi, ograniczajc si tylko do tego, do
czego chcia, by byo ograniczone: e gra w koszykwk i oddawa hod urodzie dziewczt.
A jego wojenne podre i przygody... Opowiedzia je czciowo i w sobie waciwy sposb
jako bohater swoich powieci. Ale z nich nie wynika to, od czego si wszystko zaczo i trwao do
koca wojny. Mianowicie e za swoje urodzenie by skazany na mier z natychmiastowym
wykonaniem wyroku. I znowu jedno jest pewne: tych wszystkich barwnych przygd, barwnych w
powieci, Leopold nie jego powieciowy bohater, ale sam Leopold na pewno wolaby nie mie.
Po wojnie dandys, elegant i ulubieniec jak wygldaa tego podszewka, on sam ukaza w swoim
dzienniku z tamtych lat. A raczej tylko rbek tej podszewki.
Ameryka wreszcie i tam jego sukces pamitam jego pierwsze amerykaskie lata, czyli
biedowanie i rozpaczliw walk, eby nie pozosta ju na zawsze anonimowym niemodym ju
i starzejcym si lokatorem obskurnego pokoiku u obrzey Harlemu. Cokolwiek Leopold tam
sobie wreszcie wywalczy, nie byo to atwo zdobyte. Bowiem los ju na pocztku tak
zapowiedzia: Masz tu troszeczk i nie w najlepszym gatunku, tylko tyle i takie, a teraz rad sobie
sam.
A co na to Leopold? W tym cala rzecz, a raczej poowa rzeczy dopiero.
Stosunek losu do Leopolda nie by wyjtkowy, to wanie wybracy losu nale do wyjtkw.
Wyjtkowa natomiast bya reakcja Leopolda. Wikszo z nas przyjmuje, co dostaa, z gorzk
rezygnacj i z tego niewiele czyni jeszcze mniej. Ale nie Leopold, ktry tak odpowiedzia losowi:
Ja tych decyzji nie uznaj.
Ja ciebie w ogle nie uznaj jako mojego zwierzchnika i rozkazodawc. A co wicej...
Ja ciebie zmusz, ebymy odwrcili role, ja bd twoim panem, a ty moim sug.
Bardzo wic ambitne owiadczenie. I tak zacza si walka Leopolda a z samym
Przeznaczeniem, a raczej Wyznaczeniem, anioem jego, poniewa bstwo rzadko fatyguje si
osobicie. Porwnanie do biblijnej walki Jakuba z Anioem byoby zbyt patetyczne, niemniej mecz
odby si w podobnej kategorii; czowiek przeciwko nadludzkiemu, czyli temu, co warunkuje
czowieka. Walka totalna, to znaczy w najdrobniejszych szczegach i najwikszych oglnociach i
bez chwili wytchnienia. I jak kady, kto nie jest z losem w harmonii, Leopold bywa w dysharmonii
z otoczeniem. W duych sprawach by imponujcy, w maych czsto drani. W zasadniczych
sprawach zasugiwa na podziw, w drobiazgach naraa si na miesznostki wybaczane mu przez
przyjaci, skwapliwe podchwytywane przez wrogw. Drobiazgw z natury rzeczy jest wicej ni
spraw zasadniczych i na co dzie s bardziej widoczne.
Walka o wszystko, czego chcia, ze wszystkim, co mu byo dane, zaczynaa si od samej
fizycznoci. Leopold nie by jedynym brunetem niskiego wzrostu w okularach, o
nieskandynawskich rysach i niesmukej budowie ciaa. Ale by jedynym w zasigu mojej
znajomoci, ktry a tak konsekwentnie wybra siebie jako wodza Vikingw. Choix existentiel,
nauka Sartrea, e jestemy tacy, jakimi siebie wybieramy, powinna znale w Leopoldzie
stuprocentowe potwierdzenie. Poniewa zdetronizowa los i sam zaj jego miejsce, musia wzi
na siebie wszystkie jego obowizki. Dlatego usiowa wyznacza i kontrolowa wszystkie sytuacje,
nawet najbardziej powszednie, te, ktre zazwyczaj tocz si same i do ktrych nie warto si
wtrca. Nic nie mogo uj jego uwadze i jego interwencji. Std nieustanna czujno, aktywno i
napicie. A w negatywie apodyktyczno, agresja, konflikt. Nie wiem, czy Leopold da sobie a
tym samym swemu otoczeniu przez cae swoje ycie choby minut wytchnienia, czy zazna
kiedykolwiek spokoju.
Walczy, nie da si, nie podda, ale atakowa to bya jego zasada, motto, dewiza i wicej
nawet, sposb istnienia zakodowany w jego instynkcie i odruchu. Jego mecz z losem, mistrzem
wiata wagi najciszej, rozegra si w trzech rundach. Leopold wygra je wszystkie, jakich przy
tym doznajc wewntrznych obrae, on jeden tylko wie, bo nie okazywa ich nigdy, przeciwnie,
stara si najdokadniej je ukry zgodnie ze swoim kodeksem: Przede wszystkim fason i styl.
Pierwsza runda to miertelny pojedynek. Zaczo si od tego, e los nie raczy dostrzec
Leopolda jako indywidualnego zawodnika. Skin tylko na swego wykonawc, a byo nim cae
potne pastwo niemieckie z Adolfem Hitlerem na czele, polecajc, aby Leopold znikn
anonimowo w wielomilionowym grobie bez znaku i pamici. To Leopold z tego pogardliwego
gestu uczyni pojedynek, wyzywajc los. Wyszed bowiem naprzeciw, czyli uda si w sam rodek,
rodek aryjsko witej Tysicletniej Rzeszy Niemieckiej, gdzie sama jego fizyczna obecno bya
desakralizacj ubermenszowskiej wityni, a jego ycie kpin z nazistowskiego Prawa i
Organizacji. Z nieautentyczn autentycznoci podawa si za Francuza, wykonujc rozmaite
zawody, ktrych nigdy si przedtem nie uczy, by midzy innymi kelnerem, robotnikiem,
marynarzem Leopold zwycia Trzeci Rzesz w kadym momencie, ktry udao mu si
przey, nie tylko samym faktem, ale i sposobem przeycia. Tym mianowicie, e nie tylko nie da
si zabi, ale take nie pozwoli si zgnoi, to znaczy zepchn poniej tego poziomu
czowieczestwa, poniej ktrego spychaa ludzi Potga, dekretujc, e zanim nady maszyna do
zabijania, powinni by tylko materiaem na trupa.
Tego rodzaju zwycistwo wymagao czego wicej ni tylko przedsibiorczoci i sprawnej
inteligencji. Leopold nigdy nie wspomina o strachu. By moe to przemilczenie naleao kiedy do
jego strategii przeycia, bo przecie strach moe by silniejszy od instynktu i woli ycia,
trudniejszy do zniesienia ni pewno mierci; w pewnych warunkach mier jest atwiejsz
alternatyw ni strach. By moe musia sobie odmwi prawa do strachu; eby zwyciy mier,
musia nieustannie przezwycia strach, ktry, jak wiadomo, jest uczuciem paraliujcym
psychik i wadze umysowe czowieka, te wanie, ktrych Leopold potrzebowa najbardziej i
nieustannie jako instrumentw przeycia. A przecie strach musia by z nim te nieustannie,
poniewa by nieodczny od jego sytuacji, wicej by jego sytuacj. Jak sobie Leopold radzi z
tym paradoksem y w sytuacji akceptujc j i negujc jednoczenie, o tym nie ma ladu ani w
jego literaturze, ani w jego wypowiedziach. Moe wanie a taka nieszczero, a takie
skonstruowanie sobie nieautentycznej autentycznoci nie tylko przed innymi, ale i dla siebie
samego, ten umylnie dokonany w sobie podzia osobowoci, czyli wypracowana schizofrenia
byo konieczne. Takie przypuszczenie niczego jednak nie wyjania z punktu widzenia logiki, bo
wyjania jeden paradoks: jednoczesne przyjmowanie i odrzucanie sytuacji drugim paradoksem:
byciem i niebyciem sob jednoczenie, to nie jest adne wyjanienie. A w ogle paradoksu nie da
si wyjani logicznie, na tym polega wanie paradoks. Niech ta teoretyczna niemoliwo bdzie
miar trudnoci, jak Leopold musia pokona w praktyce. Tym samym niech usprawiedliwi nieco
Leopolda przed tymi, ktrzy przede wszystkim pamitaj jego nieautentyczno, przekraczajc
niekiedy granice maniery, a czasami wrcz maniakaln. miertelna gimnastyka, jak musia
uprawia przez pi bardzo dugich lat, chyba nikomu nie moga si uda bez trwaych zwichni.
Tym bardziej e musia j uprawia w absolutnej samotnoci. Czytajc powieci czy
dokumenty o tajnych agentach, podziwiamy ich odwag i wytrwao w samotnoci penej
niebezpieczestw. Ale oni nigdy przecie nie s naprawd sami. Stoi za nimi caa potga
macierzystego pastwa, kieruje nimi i pomaga najbardziej wyspecjalizowana organizacja, a w
niebezpieczestwie znaleli si dobrowolnie. Wyobramy sobie kogo, kto jest tylko swoim
wasnym agentem, za ktrym nie stoi nikt i nic, czowieka, o ktrego prawdziwym istnieniu nikt nie
wie, a nawet on sam musi je przed sob ukrywa. To jest dopiero samotno, wielu wolao umrze,
ni jej zazna. Zdarzao si przecie, e ludzie, ktrzy mogli si uratowa, uciekajc od wsplnoty i
ukrywajc si w pojedynk, wybierali raczej mier ze swoimi, wrd swoich, ni prb ocalenia za
cen takiej samotnoci.
Tyle wic o zwycistwie Leopolda nad Trzeci Rzesz. Nie wspomina o nim oficjalna
historia drugiej wojny wiatowej, ale moim zdaniem Leopold powinien si znale na wsplnej
fotografii z marszakiem Montgomery, zwycizc spod El Alamein. Zwycistwo Leopolda byo
wprawdzie innego rodzaju, ale po ludzku znacznie trudniejsze.
Druga natomiast runda Leopolda z losem wynikna nie z przeciwnoci losu, ktry
przegrawszy pierwsz, machn jakby rk, ale ju z wycznej inicjatywy Leopolda. Mam na myli
lata powojenne w Polsce. W zasadzie los ogosi desinteressement, a nawet nie zabroni, eby przed
Leopoldem otworzyy si pewne oglne perspektywy, z ktrych Leopold mg skorzysta
indywidualnie. Leopold nie nalea do adnej z tych spoecznych kategorii, ktre przez
komunistyczn Polsk byy z gry skazane. Nie pochodzi z ziemiaskiej szlachty, kupiectwa,
inteligencji wolnych zawodw, mia pene prawo nie by nawet katolikiem. Nie mia tak zwanej
przeszoci ani adnych haczykw w yciorysie. By mody, do stracenia nie mia ju nic, a
wszystko do zyskania. Mg nalee do tych, ktrym Polska Ludowa daa, a w jego wypadku
moga mu da bardzo wiele. Jako literat i dziennikarz nalea do grupy, ktr Wadza upatrzya
sobie na szczeglnego kontrahenta i miaa dla niej w zanadrzu szczeglne przywileje. Po wojnie
rozlega si w Polsce wielka oferta, wielka i szeroka propozycja, wielkie zaproszenie do
kolaboracji. Kto nie by przez Wadz z gry skrelony i skazany na fizyczne zniszczenie albo gnj
ten mg z tej oferty skorzysta. Wielu i z rnych powodw skorzystao. Tym bardziej e
odrzucenie oferty automatycznie oznaczao przeniesienie do kategorii wroga. Zaproszenie wcale
nie byo w buruazyjnym stylu: Mio nam bdzie, jeli Pan skorzysta, ale jeli nie bdzie Pan w
stanie, to aujemy, przepraszamy, dzikujemy i pozostajemy z szacunkiem; tylko: Albo
skorzystacie, albo zgnoimy.
W pierwszych latach, kiedy do spustoszonej przez wojn Polski komunistyczne meble
dopiero wnoszono ze wschodu i komplecik nie by jeszcze gotowy, mona jeszcze byo udawa
przed sob neutralnego lokatora. Po wojnie ludzie chc znowu y jak ludzie, to znaczy
odbudowywa wszystko, co zostao zniszczone, a w Polsce zostao zniszczone wszystko, od
zagady pastwa polskiego w 1939 roku poczynajc. Po wojnie komunici od razu mieli monopol
na odbudow pastwa, a wkrtce potem ju caej reszty. Wkrtce ju udawa, e oni to nie oni, e z
nimi to nie z nimi, nie byo moliwe inaczej jak poprzez samozakamanie. A jednak jako
odbudowywa ycie byo trzeba. Zacz si kolejny polski dylemat.
Leopold propozycji nie przyj. Z miejsca od razu i nieodwoalnie. Mwic przedtem o
wyjtkowej postawie Leopolda wobec losu powiedziaem: To tylko polowa caej sprawy, czyli
wyjtkowoci Leopolda. Teraz kolej na drug poow i dopenienie.
Tych, ktrzy sami sigaj po to, czego los im da nie chce, jest wprawdzie znacznie mniej ni
pokornych, ale jednak jest ich paru: pod tym wzgldem Leopold nie by cakiem wyjtkowy. Jego
wyjtkowa wyjtkowo polegaa na czym innym. Kto, kto walczy ze wszystkimi o wszystko,
czego nie ma, ale bardzo chciaby mie, zazwyczaj wolny jest od skrupuw. Jestem
poszkodowany, niedoinwestowany przez los, wobec tego naley mi si rekompensata. Rewan i
sukces jest wtedy jedyn miar. Kiedy uwaam, e los jest niesprawiedliwy wobec mnie, wszystkie
rodki w moim interesie s dobre w imi Sprawiedliwoci utasamianej z moim interesem.
Ambicje, apetyty i podania Leopolda byy due, i to w kadej dziedzinie. Zaspokojenie,
mierzone ich wielkoci i rozmaitoci do owej pory adne. Oto przychodzi czas, kiedy mu los
powiada ustami komunistw: prosz bardzo. Teraz ju nie ma adnych przeszkd. My panu damy
wszystkie moliwoci, a w zamian drobnostka. Niech pan tylko powie, e pan nas lubi.
A Leopold powiedzia, e nie lubi.
Gdyby Leopold by ascet i niczego od ycia nie chcia, wszystko by si zgadzao. A tak nie
zgadzao si nic. Wic los, zdenerwowany tak niezgodnoci, znowu ruszy przeciwko
Leopoldowi, ale tym razem przez niego sprowokowany. Trzeba przyzna, e los nie mg inaczej
postpi, jeeli chcia zachowa konsekwencj. Ten Leopold najpierw mwi, e chce, a kiedy mu
proponuj, mwi, e nie chce. e chciaby, owszem, ale nie na tym talerzu. On z tego talerza je
si brzydzi? On si brzydzi, a inni si nie brzydz! A nawet jeeli si i brzydz, to i tak jedz. To
inni mog, a on nie moe? Niech wic za kar pozostanie godny i w dodatku pjdzie do kta.
Powysze metafory s jednak zbyt pieszczotliwe, gdy chodzi o dol kogo, kto w Polsce
Stalinowskiej tej Polsce si sprzeciwi. Za Leopold sprzeciwi si od pocztku, z uporem i
konsekwentnie. Przedtem gra o ycie i wygra, teraz chcia wygra gr w ycie, ale nie chcia gra
wedug narzuconych mu regu, ktre uwaa za pode, gupie, zbrodnicze i w ogle nie do przyjcia.
Bowiem Leopold uwaa komunizm za najwiksze zo, z ktrym nie moe by kompromisu.
Jego przekonania weszy wic w konflikt z jego podaniem ycia i jakkolwiek silne byo to
podanie, a byo bardzo silne, da pierwszestwo przekonaniom. Moe dlatego, e to nie byy
przekonania tylko, ale jego osobisty kodeks honorowy. Przekonania ostatecznie ma kady, ale nie
kady ujmuje je w osobisty kodeks. Przekonania to jest co oglnego i pynnego, za kodeks to jest
sztywna litera Prawa. Swoimi przekonaniami mona manipulowa, ale kodeks jest bezlitosny.
Leopold by czowiekiem namitnoci, ale jednoczenie by czowiekiem Prawa. Namitnoci
mia takie jak wszyscy. Prawo mia swoje wasne. By to kodeks skomponowany przez niego
zarwno z Praw objawionych na Grze Synaj, jak z regu moralnych klasycznego, amerykaskiego
Westernu. Z Rozwaa o Demokracji Tocquevillea, jak i sposobw bycia la Humphrey Bogart. A
nawet z norm elegancji mskiej English Style reprezentowanym przez Edwarda, ksicia Windsoru.
A wic o rozmaitych gbiach i zakresach, z czego wynikaa zarwno czysto jego yciorysu, jego
nieugito w sprawach zasadniczej wagi, jak i jego uciliwo, gdy kaza mi je ser taki, a nie
inny, czy nosi taki, a nie inny krawat. Leopold bowiem wyrokowa zawsze i wszdzie, i zawsze
wedug jakich regu, ktre uznawszy za swoje, uznawa je tym samym za uniwersalnie
obowizujce. Ale z tego heterogenicznego materiau stworzy wasn cao i porzdek, czyli
priorytety. Dowd jego ycie, porzdek jego ycia. Kocha krawaty i samochody, ale rozstrzyga
ostro, kiedy musia wybiera midzy tym, co dla siebie lubi i uwaa za wane, a tym, co w sobie
szanowa, a wic uwaa za jeszcze waniejsze.
Nie bez alu i nie bez cierpienia, nie bez wiadomoci wyrzecze, poniewa, jak wiemy, by
wanie i te czowiekiem apetytw, ambicji i poda. I nie bez oporu, jeeli koszta oporu nie
obciay jego zasad. Zgodnie ze swoj dewiz: Przede wszystkim fason i styl, gdy nie mia co
je, gra w tenisa. W tym upatrywano tylko snobizm, ale to byo te i form oporu. Powtrzya si
historia jego pierwszej rundy z losem: Nie tylko, ale... Leopold nie tylko nie zdradzi swoich
przekona, ale i nie pozwoli si zgnoi za odmow zdrady. Bardzo to niektrych irytowao.
W pewnym okresie byo modne w Warszawie podmiechiwa si z Lola. Byo to ju po
Stalinie, kiedy mona byo troch odetchn i z tej okazji ycie towarzyskie stolicy przewayo nad
politycznym. Kiedy zapanowao: raczej zapomnijmy i bawmy si. Wczesny Gomuka i nasza maa
stabilizacja, to lekko ironiczne okrelenie, ktre zawdziczamy Tadeuszowi Rewiczowi,
doskonale oddaje nastrj chwili. Pierwsze dacze i kuligi. Przekrj najpopularniejszy tygodnik.
Mona ju byo napisa co, co wprawdzie nie mogo by antysocjalistyczne, ale nie musiao by
hymnem na cze Partii. Otworzy si margines i Leopold napisa powie Zy, epick ballad o
wspczesnej Warszawie. Ale nie tylko.
Jeszcze przed ma stabilizacj, korzystajc z padziernikowego zamieszania, kiedy
cenzura w Polsce stracia gow to jest charakterystyczne dla totalnych systemw, e kiedy
zachwiane s podstawy, albo wydaje si, e bodaj s zachwiane, wszystko od razu chwieje si i
sypie, dopki drobnica w aparacie nie nabierze znowu pewnoci, e interes jest od gry solidnie
prowadzony opublikowa Leopold analiz najciemniejszej polskiej sprawy, dotd nie ruszanej
sprawy Piaseckiego i jego Stowarzyszenia PAX. A nie ruszanej, bo najbardziej niebezpiecznej dla
kadego, kto by j chcia ruszy. Mona byo wtedy, przez chwil, pisa krytycznie nawet o UB, ale
tropienie Piaseckiego prowadzio w jeszcze groniejsze rejony, o ktrych bezpieczniej milcze.
Leopold napisa z niezwyk odwag, dajc jednoczenie dowd, jak wietnym byby polskim
dziennikarzem, gdyby jego talent mg si objawi inaczej ni tylko sporadycznie. O tym
przypominam, poniewa pamita si Zego, ale mao kto pamita artyku o Piaseckim.
Zy sta si od razu fenomenalnym sukcesem czytelniczym, przeoono go te na liczne
jzyki. Leopold nie musia si ju martwi, e konierzyk ostatniej koszuli rozleci si przy
nastpnym praniu pod zlewem i wszyscy to zobacz. Ale ju mielimy nasz ma stabilizacj i
towarzystwo tymczasem si wycwanio. Pierwsze czowki elity runy na Zachd i z powrotem, co
wyrazio si podniesieniem krawiecko-intelektualnego poziomu.
W Warszawie, Paryu Pnocy, kwiat elity rozkwit cudnie. Wiele ju byo samochodw,
niektre pikne, chodziy nawet legendy, e jeden Mody Zbuntowany przywiz Porschea. A
jednak najbardziej si chyba mwio o uywanym Oplu-Kapitanie Leopolda. Ale z odcieniem
ironii.
Podmiechiwa si z Lola nic atwiejszego. Lolo sam si podkada, teraz jego styl nie by
ju form ideologicznego oporu, by sam w sobie, w wolnej konkurencji o rne palmy
pierwszestwa w kategorii szyku, elegancji i tym podobnych wartoci tego minikonsumpcyjnego
mikrospoeczestwa. Leopold by przesadny; dyskrecja, lekko i umiar nigdy nie byy jego
zaletami, cho ideaem jego by wanie zmitologizowany gentleman. Ale byo w tej modzie na
ironiczno wobec Lola co, co mi nie pasowao, co pod spodem, jaki brzydki chrzszcz brzmicy
w tej trzcinie. Moe to wanie: prawie wszyscy w tym rodowisku tak czy inaczej, tdy czy owdy,
troch czy mocno, chtnie czy niechtnie, prdzej czy pniej, ale zawsze jako, ktrdy i do
jakiego stopnia tu uyj innego sownika dali dupy. A Leopold nigdy nie da ani troch i to
musiao denerwowa. Nie da, no to wybaczy mona, ale to, e nie da, a mimo wszystko chodzi i
yje, a nie gnije? Wic mona byo nie da i nie zgni? To psuo wymwk wszystkim. Panie ja
musiaem, bo inaczej... A tu tymczasem Lolo w Oplu jak gdyby nigdy nic. Nonszalancki Lolo.
Tym bardziej e Lolo nie ukrywa, e nie da i nigdy nie zapomnia tym, co dali. By jedynym
z dziesiciu sprawiedliwych, no dobrze, ale po co o tym stale mwi i dlaczego innym
wypomina, e nie byli? Leopold nie mia chrzecijaskich cnt: pokory i wybaczenia. Co gorsza,
nie by psychologicznie ciekawy. Co jest ciekawego w czowieku, ktry mwi jasno nie i
postpuje konsekwentnie? Co innego ciemnoci, podwjnoci i potrjnoci, dramaty wiar i
rozczarowa, grzechy i pokuty, zagadki duszy, metafizyki bytu, tak, to jest pikne i ciekawe, tu
mona si powoa na Dostojewskiego, a nawet zniajc gos znaczco dawa do zrozumnienia e
stepow tsknic i boleci: ja jestem sam Fiodor D. Ale Lolo? To nie by artystyczny poziom.
Trzecia runda Leopolda z losem rozegraa si rwnie z inicjatywy Leopolda i na tych
samych co poprzednia zasadach. Kiedy ruszy na emigracj, wcale nie musiao mu by na pocztku
tak ciko, jak mu byo. Wczesne lata szedziesite i Ameryka przeywa swoj rewolucj.
Przybysze witani s z otwartymi ramionami, jeeli przyjmuj zaproszenie do taca. Ach, znowu
zaproszenie. Dosy wstecznictwa, wic przede wszystkim dosy antykomunizmu. Leopold ze
swoim antykomunizmem wybra si najgorzej jak tylko mg.
Niechby go chocia przebra za anty-autorytety-taryzm, taki oglny i w ogle, za walk z
instytucjami jak ogln, chociaby za anarchi. To byo takie atwe, niczego innego nie dano.
Wystarczyo oznajmi: U was jest tak samo jak u nas, poniewa te jest rzd, administracja,
policja, banki i bilety do kina. Byoby jeszcze lepiej, gdyby ogosi, e jest Czarn Panter (cho
bia), no, ale to nie byo konieczne. Wystarczyo by mglicie postpowym, czyli mtnie
antykapitalistycznym, a wtedy otwieray si uniwersytety i salony. Fundacje i Redakcje, najlepsze
sfery, czyli krtko mwic, kariery. Robiono je szybko i nieraz oszaamiajce. A kiedy si byo
przybyszem ze Wschodu i chciao si gra w t gr miao si wtedy dodatkow szans: czowieka,
ktry jest stamtd, a jednak swj, ktry potwierdza, e si nie mylimy i mamy oglnowiatow
suszno. Take paru naszych rodakw zagrao, z nieuniknionym powodzeniem, na tym numerze.
Ale nie Leopold. Nie tylko nie, ale wprost odwrotnie, i krzycza z caych si, e nie i e
odwrotnie. Tylko e na pocztku mg sobie krzycze do ciany w tym jego obskurnym pokoiku.
Nie doszed jeszcze do gosu i nic wtedy nie wskazywao, e kiedykolwiek dojdzie. Chcia
oczywicie doj, po to tam pojecha, ale to, co chcia powiedzie, wykrzycze, wybluzga, to
wanie mu szkodzio i skazywao na cian. Myl, e w pewnym sensie te jego pierwsze
amerykaskie lata byy dla niego cisze ni lata w Polsce Stalinowskiej. W sensie: znowu tak
samo. Wic znowu biedny pokoik i cae mienie w walizce (ale wtedy to byo po wojnie i w
zburzonej, rodzinnej Warszawie, a teraz po latach i w Nowym Jorku). Znowu niemowa (tam mwi
zabroniono, ale posuchaliby wszyscy, tutaj mwi wolno, ale nikt nawet sucha nie chce). Znowu
wszystko od zera (ale wtedy wszyscy zaczynali od zera i wtedy mia dwadziecia kilka lat, a teraz
pidziesitk na karku).
A jednak wygra. I umar.
mier bya naga, bez przygotowania, bez choroby i agonii. Umar jakby raony kul w
serce. Tak, jak umierali szeryfowie w starych, dobrych amerykaskich westernach. By moe
podobaoby mu si to porwnanie.

Puls, 25




III





DO DYREKCJI MUZEUM W LWR, ZAGRANIC

Niniejszym donosz, e mam dla Dyrekcji niespodziank. Przy kopaniu na dziace
wykopaem dwie rce w stanie dobrym, z kamienia.
Orientuj si, e Dyrekcja jest w posiadaniu staroytnej rzeby greckiej bogini Wenus Zmilo.
Dyrekcja nie zaprzeczy, bo s wiadkowie.
Wyej wzmiankowana rzeba nie ma rk, bo jej brakuj. Ja o tym wiem z dobrego rda.
Sytuacja teraz jest taka, e ja te rce znalazem.
Mog te rce dosa Dyrekcji za uiszczeniem opaty pocztowej przy odbiorze. Za to prosz
Dyrekcj o spenienie moich ycze.
Moje yczenia s takie: Wycofanie obcych wojsk z terenu mojego kraju. Rozpisanie wolnych
wyborw do Sejmu drog powszechnego gosowania. Niezwoczne zaopatrzenie nas w mydo, buty
i past do zbw.
Jeeli Dyrekcja nie moe tego zaatwi sama, to niech si porozumie z Narodami
Zjednoczonymi. Im chodzi o kultur wiatow i jest jasne, e albo bogini bdzie dalej bez rk, albo
ju bdzie z rkami.
Dla mnie osobicie prosz za fatyg o wysanie mi puszki kawy mielonej w proszku marki
Nescafe. Prosz o wysanie przesyk polecon, bo kradn.
Z wyrazami powaania Sawomir Mroek polak.

Puls, 17

TWARZ

W wielkiej sali, tak wielkiej, e nawet ogromne biurko porodku wydawao si tutaj zabawk,
siedzieli przy tym wanie biurku dwaj mczyni. Twarz mczyzny za biurkiem bya nieruchoma,
hieratyczna, posgowa. Natomiast twarz mczyzny po tej stronie biurka tak ruchliwa, a zdawao
si lada chwila opuci go i zacznie biega po wszystkich ktach, przyczepi si do sufitu lub
wyleci przez okno, gdyby okno byo otwarte. Stroia rne miny i grymasy i w ogle zachowywaa
si tak, jakby miaa ywot osobny, niezaleny nie tylko od woli jej nominalnego posiadacza, ale
nawet od jego ciaa.
w wanie skoczy by mwi i posg za biurkiem odchrzkn, a nastpnie udzieli
odpowiedzi.
Tak, cieszymy si, cieszymy, ale...
Ale?
Ale to nie jest takie proste, jak pan sdzi. Twarz zeskoczya z palmy, jednej z tych, ktre
dekoroway audiencyjn sal, polizna si na marmurowej posadzce i usiada na ramieniu swego
nominalnego waciciela.
Dlaczego? Czy moja deklaracja jest niejasna?
Paska deklaracja jest zupenie jasna i my, jak ju powiedziaem, bardzo si cieszymy. Pan
jest sawny, a my jestemy silni. Sia zawsze si cieszy, kiedy sawa popiera si i odwdzicza si
jej tym samym.
A wic o co chodzi?
O pewne sprzecznoci. Z jednej strony pan jest niezmiernie popularn osobistoci i
paskie przystpienie do naszego ruchu, do naszej idei, do naszej organizacji miaoby dla nas
pozytywne, propagandowe znaczenie, lecz z drugiej strony...
Ale ja wanie pragn wstpi w wasze szeregi.
...Z drugiej strony w tej paskiej popularnoci wanie jest przeszkoda. Bo musimy wzi
pod uwag, na czym ta popularno polega. Ot jest pan najwikszym komikiem naszych czasw,
wystarczy, eby pan pokaza si na estradzie, a ju wszyscy pokadaj si ze miechu, zanim
cokolwiek pan powie. Sam widok paskiej twarzy dziaa na publiczno rozmieszajco. Pan jest...
Clownem.
Nie chciabym uy tego sowa, poniewa paska sztuka wznosi si ponad takie zwyczajne
okrelenie...
Ale dlaczego, jestem przecie clownem i wcale si tego nie wstydz. To przecie mj
zawd, moje powoanie i wanie moja sawa. Nie wstydz si nawet sowa pajac. Jestem
pajacem i wystpuj w cyrku. Ale przecie moja sztuka, cyrk... wy to popieracie.
Oczywicie popieramy, jak wszystko, co jest zdrowe i ludowe. Ale niech pan si sam
zastanowi: czy kto z tak twarz, ktrej sam widok rozmiesza ludzi do rozpuku, powinien si
znale w szeregach naszego ruchu, ktrego zasada i cele s powane, miertelnie powane?
Twarz zeskoczya na dywan i przylega do niego pasko. Nie mogc jednak, z powodu swej
natury, pozosta cakowicie nieruchom, wiercia si bezgonie.
Ale ja mam powane intencje!
Pan moe i ma, ale nie paska twarz. Ona zawsze kojarzy si z dowcipem, anegdot, krtko
mwic z dwuznacznoci. A nasze idee s jednoznaczne. Absolutnie jednoznaczne. Ona, ta
paska twarz, jest paskim geniuszem, a paski geniusz polega wanie na niepowanych
intencjach. Wszyscy oczekuj od pana wycznie niepowanych intencji i adna sia ich nie
przekona, e ma pan inne.
Ja jednak myl powanie.
Pan nie polega na tym, co pan myli, tylko na tym, jak pan wyglda. A wyglda pan tak, e
widok pana w naszych szeregach mgby tylko te szeregi omieszy, a wic skompromitowa. I to
wbrew pana najpowaniejszym intencjom. Widzc pana wrd nas, pod naszymi sztandarami,
suchajc naszych hase wygaszanych przez pana, ludzie przestaliby wierzy w powag naszych
hase, naszych sztandarw, naszych zasad i celw i w ogle caego naszego ruchu. I zaczliby si z
nas mia.
To byoby okropne.
Pan to powiedzia serio?
Oczywicie.
Widzi pan? Ja sam si api na tym, e podejrzewam pana o ironi. Wiem, wiem, pan mwi
powanie, a jednak... Prosz si nie niepokoi, to nie jest przecie paska wina, tylko paskiej
twarzy. Ale gdzie ona? Przed chwil jeszcze bya tu, na dywanie...
Teraz siedzi na yrandolu, zdaje si... Obydwaj spojrzeli w gr, eby sprawdzi, a potem
na siebie nawzajem.
Wanie. Sam pan widzi. Pan siedzi tutaj, przede mn, a ona zupenie gdzie indziej. Czy
takiej twarzy mona ufa? Czy moe pan przyj odpowiedzialno za pask twarz?
Nie odpar clown zgnbiony i zgarbi si. Nie mog.
A wic rzek hieratyczny i powsta. Niech pan wraca do domu. My doceniamy pask
gotowo i entuzjazm dla naszej sprawy, ale na tym musimy poprzesta. Pan pozostanie gotowy i
peen entuzjazmu, my to bdziemy doceniali, ale przyjcie pana w nasze szeregi jest niemoliwe.
Po prostu niemoliwe.
Zgnbiony clown ukoni si i ruszy ku drzwiom.
I jeszcze jedno.
Clown zatrzyma si przy drzwiach.
Niech pan nikomu nie wspomina o swoim entuzjazmie dla naszych ideaw. Tym samym
niech pan nikomu nie mwi, e pan nam zoy wizyt i prosi o przyjcie do naszej organizacji.
Ja sam, gdybym panu nie wierzy, mgbym pomyle, e z paskiej strony to bya, to jest...
prowokacja.
Clown wtuli gow w ramiona.
No, no, ja tak nie myl. Ale inni, pan ju wie, co inni by sobie pomyleli. A wic dyskrecja
i jeszcze raz dyskrecja. W naszym i paskim interesie. Jeeli paski entuzjazm jest szczery, to nich
pan o nim milczy. Tylko w ten sposb moe si pan przysuy sprawie, ktrej pan jest entuzjast.
Clown zapewni o swojej dyskrecji i zamkny si za nim cikie drzwi. Posgowy usiad i
zagbi si w wanych dokumentach. Lecz po chwili co zwrcio jego uwag. Podnis gow
znad biurka i ujrza, e co si rusza i krzta na pododze u potnych, dbowych, polerowanych
odrzwi. To twarz usiowaa si przecisn przez szpar midzy drzwiami a podog, aby wydosta
si na zewntrz. Daremnie.
Posg odoy piro, zatar rce, nastpnie wzi z biurka ciki, mosiny przycisk i zacz
skrada si ku niej na tyle po cichu, na ile pozwalay mu rwnie cikie, bo wysokie, z cholewami,
wyczyszczone do najwyszego poysku buty.

Tygodnik Powszechny, 6/1983

MJ PRZYJACIEL NIEZNAJOMY

Midzy znajomymi gosami ulicy usyszaem glos, ktrego nie mogem zrazu rozpozna.
Cho o wiele cichszy ni zwyczajne gosy przez to, e nie zwyczajny by od nich wyraniejszy.
Pochodzi z bliska, ale nie wiedziaem skd. Mikkie trzepotanie, stumiony szelest, nasilajcy si i
sabncy na przemian, jakby kto kogo usiowa o czym przekona, szeptem, ale za to namitnie.
Przystanem i odkryem pochodzenie tego gosu. Tu nad powierzchni ulicy byo okienko
piwniczne, jedno z tych, na ktre nikt nigdy nie patrzy od zewntrz, a rzadko tylko kto patrzy
przez nie od wewntrz, przez chwil tylko i raz na wiele miesicy, a moe nawet lat, podczas
krtkich wizyt w ciemnej i brudnej piwnicy. Wizyt skadanych niechtnie i pod przymusem
okolicznoci, kiedy trzeba zoy w podziemiach, pod dnem ycia, jaki przedmiot nikomu ju
nieprzydatny czy ofiarowa szczurom trucizn. Za drutami siatki, ktr okratowany by ten
prostokt o konturach wykruszonych, wygryzionych czasem i zaniedbaniem, siatki z brudnej rdzy,
trzepotao co ywego, siwo-granatowego i pierzastego. Nie w pierwszej chwili rozpoznaem
gobia, poniewa gob ptak zazwyczaj ukazuje si w locie, albo kiedy wysiaduje wysoko na
dachu, albo kiedy przechadza si po otwartej powierzchni ulic i placw. Rozpoznanie gobia w tak
nieoczekiwanym miejscu wymagao rozmysu i nie mogo pozosta bez konsekwencji, jakby
pozostao, gdyby zdarzyo si w zwyczajnych dla niego, a dla mnie niezastanawiajcych
okolicznociach.
Jak ptak znalaz si w piwnicy, ktra nie ptakom, ale wanie szczurom si naley? Po chwili
zastanowienia znalazem sdz odpowied. Okratowanie ssiedniego, podobnego okienka byo
dziurawe, gob kroczc tu i tam po ulicznym chodniku zbliy si do tej dziury i powodowany
jakim, wydawao mu si, dobrym interesem, w ni wlaz. Stwierdziwszy, e znalaz si w miejscu
niewaciwym, chcia z niego si wydosta, czyli po ptasiemu wyfrun. Polecia do wiata, ale
trafi ju w okienko bez dziury. Nie przyszo mu do ptasiej gowy, eby wrci do wazu i przez
niego wyle, rozwanie i na piechot. Teraz, nie wiadomo od jak dawna ju, atakowa sob
niewzruszon krat i na pewno nie mg zrozumie, dlaczego nie wzlata, skoro leci, dlaczego tkwi,
skoro pdzi. Ponawia wic daremny wysiek, a potem nieruchomia za krat, aby po chwili
prbowa jeszcze raz. Cigle tak samo i cigle bez skutku. I dlatego syszalny by, zanim sta si dla
mnie take i widzialny, jako nasilanie si i wyciszanie furkotu i szelestu, nasilanie, wyciszanie na
zmian. Furkot, furia, parcie i trzepot, ruch za krat potem nieruchomo pir, pospne,
nieruchome nastroszenie i znowu trzepot, ruch.
Wiedziaem, e to nie zwtpienie kae mu opada po kadym kolejnym, a daremnym
wysiku. Najwidoczniej zdolno rozumowania nie bya mu dana, nie umia wyciga wnioskw z
dowiadczenia, wic nie mg wtpi. To tylko zmczenie sprawiao, e opada. Wiedziaem, e
ptak to nie czowiek. Gdybym to ja by na jego miejscu i zachowywa si tak jak on wtedy,
owszem mona by mwi o heroicznym przezwycianiu zwtpienia, o nadziei tak niepokonanej w
tak beznadziejnych warunkach, e mona by mnie nazwa bohaterem albo gupcem. Ale o nim tego
mwi nie mona, bo on nie czowiek. To wszystko wiedziaem w mojej ludzkiej gowie o tyle
wikszej ni jego ptasia, ale wiedziaem take, e jakakolwiek jest rnica w pojemnoci naszych
gw tylko dziki przypadkowi ja byem na wolnoci, podczas gdy on by w wizieniu, wcale nie
dziki mojemu rozumowi ludzkiemu. To znaczy mogo si zdarzy, zawsze jeszcze moe si
zdarzy, e znajd si za krat razem z moim rozumem, osadzony tam przez rozum moich blinich.
A wtedy jaka midzy mn a tym ptakiem rnica?
Tymczasem ycie dookoa toczyo si swoimi drogami i ciekami, nie troszczc si o
winia. Bdzie si tak toczyo nadal, kiedy on zacznie umiera z wyczerpania, a take potem,
kiedy ju umrze. Soneczko wiecio, dziecko zjadao lody mietankowe, kto nis drabin, pies
obwchiwa drzewo, a drzewo wypuszczao pki, bo by czas kwitnienia. Soneczko sobie, dziecko
sobie, drabina sobie, pies sobie, drzewo sobie. C wic dziwnego, e gob te sobie, osobno?
Tylko to, e to, co gob sobie, byo odmiennej natury od natury wsplnej dla tamtych wszystkich
sobie razem, a mianowicie: tamto wszystko nie cierpiao, a gob cierpia. Jednoczesno,
rwnolego, dzianie si tego tu obok tamtego w doskonaym, niezakconym ssiedztwie, jakby
to ssiedztwo byo naturalne, cho nie byo to nieprzyzwoito. Tak by nie powinno. Ale byo.
Na co wobec tego, na kogo mia liczy gob? Tylko na mnie, bo nie na soneczko ani na
drabin, ani lody. Tylko na to, e ja przyjd mu z pomoc. Gob nie by tego wiadomy, ale ja,
chcc nie chcc, byem wiadomy za niego i za siebie i nie mogem udawa, e nie byem, ani przed
sob, ani przed nim. Za eby mu przyj z pomoc, naleao wej do obcego budynku, znale
waciciela piwnicy i nakoni go, eby gobia uwolni.
Tyle uciliwoci. Do ktrych drzwi puka? Ile razy przyjdzie mi wyjani cel moich
odwiedzin zdumionym, niechtnym ludziom, zanim trafi na waciciela kazamaty, ktry
prawdopodobnie bdzie rwnie zdumiony i niechtny, przekona go, eby porzuci swoje zajcia,
jakiekolwiek one s, wzi klucz, zstpi w podziemie, otworzy drzwiska wszystko w sprawie
jakiego gobia. Bd podejrzliwi, nieufni, moe wezm mnie za wariata, trudno spodziewa si,
eby dom, jak i wikszo domw, zamieszkany by przez mionikw gobi czy choby poprzez
ludzi z nadwyk wyobrani, gotowych przyj niecodzienno, przeze mnie w ich codzienno
wprowadzon, bez nieufnoci, lkw i oporu. Nie bd mnie za to lubili.
Rozejrzaem si, majc nadziej, e znajdzie si kto, kto mnie wyrczy. Bo dziaa jednak
naleao. Wraliwo, sama tylko wraliwo nie wystarczy, nic po niej gobiowi, jeeli kto nie
przyjdzie mu z pomoc. Ja czy ktokolwiek inny, wszystko jedno. Chtnie zadowolibym si sam
wraliwoci odstpujc dziaanie komu innemu, jakiej rwnie wraliwej, a przedsibiorczej
osobie. Nikogo takiego jednak nie ujrzaem. A tymczasem konieczno dziaania trwaa. Co
naleao zrobi.
Ale dlaczego wanie? Nieraz w rynsztokach znajduje si trupy gobie, gin prdzej czy
pniej z takich czy innych powodw, i nie tylko gobie zreszt. Wszystkie ywe stworzenia. Czy
ten gob zdechnie teraz i tutaj czy pniej i gdzie indziej wyjdzie na to samo. Czy caa przyroda
nie na tym polega, e ycie przeplata si ze mierci, niewyobraalne miliardy rnych istot gin w
kadej chwili i cigle, a jednak nie ma ich przez to na wiecie ani mniej, ani wicej ywych. Czy
nie trzeba na to spojrze, e tak powiem, globalnie i planetarnie, zamiast sta tutaj i traci czas?
Czas, ktry jest zawsze, ale ktrego nigdy nie ma, to znaczy ja nigdy nie mam czasu, bo zawsze
jestem bardzo zajty i wanie dokd i po co szedem, kiedy zatrzyma mnie, przypadkowo
zreszt, bo mogem przecie pj inn ulic albo kiedy indziej, ten ptasi dramat. Dramat? Nie
przesadzajmy, tak toczy si wiat, na tym polega ycie. Z drobnego zdarzenia nie rbmy wielkiej
historii.
Poczuem, jak wznosz si ponad mae, ograniczone, sentymentalne, mieszne waciwie
odruchy i tak si wznoszc ogarniam szersze horyzonty. Dalekosiny i bystrooki, oglny i
globalny oraz zdolny do wielkiej syntezy, zaczem wawo bo z ulg oddala si od miejsca, w
ktrym omal nie popadem w maostkowo. Za eby moje wysokopienne wnioski podeprze
autorytetem wielkiego poety, zacytowaem w duchu:

Niech z blu ryczy ranny o,
Zwierz zdrw przebiega knieje.
Kto nie pi, aby spa mg kto.
To s zwyczajne dzieje.

Tak, zwyczajne. Kt kiedy widzia niemiertelnego gobia?
Kiedy tak si oddalaem, napotkaem przechodnia w czarnym paszczu i czarnym kapeluszu.
Mijajc mnie przymkn jedno oko i mrugn do mnie porozumiewawczo. Obejrzaem si za nim
zdziwiony, bo go nie znaem wcale i zdziwia mnie ta poufao. Czyby on zna mnie, cho ja go
nie znaem? Czy moe znaem go, a nie rozpoznaem go tylko? On jednak nie odwrci gowy i
szed dalej, a przecie gdyby to by jaki mj znajomy, ktrego nie rozpoznaem w pierwszej
chwili, obejrzaby si, oczekujc mojej reakcji na jego porozumiewawczy sygna. Bo najwyraniej
mrugn do mnie tak, jakbymy byli zayymi przyjacimi, a nawet wsplnikami w jakie tylko
jemu i mnie wiadomej sprawie, w jakim poufnym, publicznie niejawnym, ale midzy nami dwoma
oczywistym i nas czcym interesie. Ale nie, szed dalej prosto przed siebie i nie odwrci gowy.
Przystanem i patrzyem za nim, starajc si rozwiza t zagadk. Wtedy spostrzegem, e
buty ma dziwne, nie na ludzk stop, ale na kopyta, za spod paszcza wystaje mu czarny, kosmaty
ogon.

Tygodnik Powszechny, 36/1982

POBR

W duym pokoju o jasnych oknach znajdowa si naprzeciw drzwi poduny wski st, za
ktrym zasiada komisja poborowa. Porodku stou przewodniczcy w randze kapitana, po kadej
stronie majc jednego porucznika, na skrajach za sierantw, schylonych nad rejestrami. Dwaj
lekarze ze suchawkami w uszach czekali nieco na uboczu, obok wagi.
Uchyliy si drzwi i wszed kolejny poborowy.
By to silnie zbudowany, mody czowiek, ktrego ciao pokrywa gsty tatua. Zbliy si do
stou i wedug pouczenia stan naprzeciw przewodniczcego.
Oczy wszystkich skieroway si na rysunki na jego ramionach, piersi, a take brzuchu i
nogach, a do kostek. Nie byy to jednak wizerunki kobiet, jak tego oczekiwali oficerowie, dziki
surowemu trybowi ycia spragnieni kobiecoci. Byy to dokadnie wykonane i zawie wizerunki
ludzi pracy z motami i sierpami w doniach, a take sceny grupowe, ktre przez zagszczenie i
obfito szczegw sprawiay na pierwszy rzut oka wraenie nieregularnych deseni.
Co to jest? zapyta przewodniczcy. Chopiec wypry si, a przy tym ruchu na jego
szerokiej piersi zagraa panorama duego zakadu przemysowego.
Po prawej stronie: niwa i przemys rolny, wyej przepony przemys ciki, na przeponie:
ycie spoeczne i naukowe, od mostku do obojczykw handel i przemys lekki, na nogach sport i
rozrywki odrzek z odcieniem le ukrywanej dumy.
No tak powiedzia przewodniczcy, opanowywujc zaskoczenie. No tak. Dobrze
skupi si, marszczc czoo. No, a dajmy na to, na przykad... tu potar potylic, przez chwil
natajc myl dajmy na to kursy wieczorowe, dla dorosych, sowem: wychowanie jest?
Bo wychowanie to wana rzecz i wielka zdobycz! dorzuci surowo.
Jest! Pod pach.
Podejdcie bliej, bo nie widz. Co to tam macie, co to przedstawia?
Przewodniczcy pracy graj po szychcie w ping-ponga objani modzieniec pan kapitan
nie dostrzega, bo musi by mae, eby si zmiecio.
Za stoem zapanowao oywienie. Czonkowie komisji wymieniali pgosem uwagi. Mody
czowiek zjedna sobie ogln przychylno swym wyrobieniem spoecznym i widocznym na
caym ciele patriotyzmem. Sta przed komisj na baczno i czujc, e wywar dodatnie wraenie,
omieli si zaproponowa:
Jeeli pan kapitan pozwoli, to jeszcze co poka.
Przewodniczcy zgodzi si.
Uzyskawszy jego zezwolenie, modzieniec zmieni postaw i nabrawszy powietrza w puca
zacz misternie napra i rozlunia rozmaite minie, na skutek czego pojedyncze figury, a
nawet cae grupy poruszyy si i jakby oyy. Oczom komisji ukazaa si, dziki uminieniu
przepony przedszkolanka prowadzca grupk dzieci na spacer. Umiejtnie manewrujc
posusznymi czciami swego wspaniale wywiczonego ciaa modzieniec uzyskiwa maksimum
wyrazu i prawdopodobiestwa. Oto na przykad zrcznie zginajc prawe przedrami i operujc gr
bicepsu i tricepsu, uzyskiwa sceny zwzki zboa przez chopw do pastwowego punktu skupu.
Oficerowie nie posiadali si ze zdumienia nad jego pomysowoci i biegoci. Nikt nie mia
wtpliwoci, e lojalno, jak tchna caa jego krzepka posta, uczyni ze onierza, z ktrego
pastwo bdzie miao poytek.
No, a z tyu te co macie? zapyta kapitan, uwiadamiajc sobie, e przecie mog
zobaczy co najmniej jeszcze drugi raz tyle, ile z przodu.
Tak jest odpowiedzia modzieniec i posusznie odwrci si tyem do komisji.
Wtedy obecni nagle zerwali si i popiesznie stanwszy na baczno w osupieniu, ze
wzrokiem natychmiast napenionym przez uczucia nalenego oddania i szacunku zasalutowali w
milczeniu.

Pierwodruk: Przegld Kulturalny, 1957 (Kultura, 11/1982)

POZDROWIENIA OD

Cze, to ja, wasz niemiertelny, odwieczny, uniwersalny kretyn.
Bywaem zawsze, bywaem wszdzie. Ale dopiero teraz mam si naprawd dobrze, jestem
pod ochron i moja przyszo zapowiada si lepiej ni jakakolwiek moja przyszo w przeszoci.
Bowiem nasta czas dwch pewnikw, w ktrych czuj si tak dobrze jak nigdy przedtem.
Przede wszystkim uznano za pewne, e mnie nie ma. Podobnie jak diabe, wietnie si czuj
w tej mojej ogoszonej nieegzystencji. Wiadomo, e diabe, mj kuzyn zreszt, rzadko tylko i
niechtnie wystpuje w swojej wasnej postaci, jest mistrzem przebierastwa i dobrze wie,
dlaczego. Powszechne przekonanie, e on nie istnieje, daje mu najwiksz swobod dziaania.
Dokadnie tak samo przedstawia si moja sprawa. Bdcie tylko przekonani, e mnie nie ma, moje
dzieci, a ja sobie ju poradz.
e mnie nie ma ogoszono nie wprost, ale dla mnie na jedno wychodzi. e mnie nie ma
wynikno z motyww nader szlachetnych i celw nadrzdnych, nikt mnie nie bra w rachub, ale
to i dla mnie lepiej. Moje nieistnienie jest produktem ubocznym, skutkiem niezamierzonym
podobnie jak w medycynie nowe i bardzo interesujce okazy francy s niezamierzonym i
niepodanym skutkiem wytpienia francy tradycyjnej, uodpornienia zarazkw na nowe leki. Take
ekologia pena jest podobnych przykadw. Krtko mwic, kiedy ogoszono, e wszyscy ludzie s
sobie rwni wynikno z tego, e nikt nie jest gupszy od nikogo. Wic albo naleao uzna, w
imi rwnoci, e wszyscy s tak samo gupi, albo e wszyscy tak samo mdrzy. Wybr ten nie jest
waciwie wyborem, poniewa obie alternatywy s jednakowo gupie. Jednak w imi zbiorowej
mioci wasnej wybrano t drug.
Drugi pewnik, ktry dobrze mi robi na zdrowie, to przekonanie, e ideologia taka czy inna
chciaoby si powiedzie, ale nie mona, bo zawsze chodzi tylko o jedn ideologi, t, ktr si
wybiera jako swoj samoczynnie zapewnia mdro osobnikowi, ktry j wybiera. A wszystkie
one, te ideologie, zgromadzone s w dwie osobne kupy, nazwane lewicow i prawicow.
Dzisiaj nie mona ju otworzy gazety, usysze radia, usysze i zobaczy co gada i pokazuje
telewizja, ani te rozmawia z kimkolwiek, nawet ze sob samym, eby wszystko, ale to wszystko
nie byo interpretowane tylko jako lewicowe, prawicowe. Nikt ju nie pyta, czy co mdre jest
czy gupie, uczciwe czy nieuczciwe, wysokie czy niskie, mae czy due, otwarte czy zamknite,
rzadkie czy gste, mikkie czy twarde, okrge czy kanciaste, suche czy lepkie, grzskie, proste,
krzywe, pachnie, mierdzi, stoi, biegnie, yje, zdecho, mwi, ryczy, milczy, truje, smakuje, gadzie,
ptasie, a moe futerkowe? Mj Boe, tyle pyta, mona je mnoy w nieskoczono, bo
nieskoczenie bogaty jest przecie wiat. Ale nie, jest tylko jedno pytanie: postpowe to czy
niepostpowe. Prawicowe to czy lewicowe.
Takie zuboenie, takie spaszczenie, taka pustynia, taka mier ludzkiej inteligencji i
wraliwoci dokonay si najpierw tam, gdzie dokonaa si ju ideologia, a potem ruszyy w reszt
wiata i wszdzie ju rozpowszechniaj si stopniowo, ale szybko. Pan Mroek nie czyta Krasnej
Zwiezdy, bo od dawna ju umie j na pami. Czyta jeszcze International Herald Tribune, ale
coraz pobieniej, bo ju wiele z tego, co w tej gazecie znajduje, mgby wyrecytowa jeszcze przed
rozpoczciem lektury. Wiele i coraz wicej, wic nudno mu i coraz nudniej.
A mnie, Wielkiemu Kretynowi, w to graj. Kto si jeszcze o mnie troszczy, kto mnie tropi, kto
mnie przeladuje, kiedy tylko prawicowe, lewicowe jest wane. Mwi si jeszcze o Wielkim
Inkwizytorze, on jeszcze troch w modzie, ale o Wielkim Kretynie ju gucho. Hulam sobie, gdzie
tylko chc, dla mnie lewica czy prawica s jednakowo dobre, jeeli tylko znajd jak dobr
okazj po ktrejkolwiek stronie. Czasem tych okazji bywa wicej tu, czasem tam. To zaley od
historycznego okresu, czyli od tego, gdzie jest wadza. Przy tym nie musi to by od razu wadza w
jej najczystszej postaci, wadza polityczna. No i tam, gdzie jest moda, zwizki mody z wadz s
pokrtne, ale niewtpliwe. Tam, gdzie jest modnie, zbiega si najliczniej moje potomstwo, moje
dzieci, moi mali kretyni, tworzc siln grup. I przygotowuj sabaty, uczty i rytuay, na ktrych
pojawiam si ja, Wielki Kretyn, w caym moim majestacie. Pikne to s orgie.
Mali kretyni, moja ukochana dziatwa, oddaj mi wiele przysug. Wiadomo patrz pewnik
numer jeden e nikt nie jest gupszy od nikogo. Wic kiedy jaki may kretyn, w jakiej z tych
niezliczonych dyskusji, ktre tocz si nieustannie, wygasza, e w nocy jest jasno, a w dzie
ciemno, wypada bo inaczej nie wypada podj z nim dyskusj i udowodni, e w nocy jest
ciemno, a w dzie jasno. W ten sposb ci, ktrzy mieliby co wicej do powiedzenia i na ciekawsze
tematy, zuywaj si w takich dyskusjach, gupio przy tym wygldajc, bo kady, kto udowadnia,
e w nocy jest ciemno, a w dzie jasno, musi gupio wyglda. Natomiast may kretyn, ktry ca t
dyskusj zacz, wcale gupio nie wyglda, przeciwnie, on ma oryginaln myl i jest
interesujcy. Oczywicie byoby najprociej powiedzie: Sied cicho, may kretynie, ale tak za
adne skarby nie mona, bo to byoby naruszeniem szacunku dla ludzkiej osobowoci.
Tak, te pewniki, numer jeden i numer dwa, to dla mnie dobra rzecz. Ale zdradz wam
najwaniejszy sekret mojej potgi: ja wcale nie jestem istot, ja jestem esencj. Jestem jak eter,
ektoplazma, energia. Dlatego mog przenika mury i czaszki, nie ma przede mn obrony.
Przepywam, przenikam, zagszczam si lub rozrzedzam do woli. Warunki historyczne mog mi
sprzyja lub nie, ale, z mojej natury, jestem poza histori i poza socjologi, od nich w ostatecznym
rachunku niezaleny. Susznie zauway kiedy pan Mroek: Nie ma takiego mdrego, ktry by
cho raz, co najmniej raz nie pomyla, nie powiedzia czy nie zachowa si gupio. I nie ma takiego
gupiego, ktry by cho raz w yciu nie pomyla, nie powiedzia czy nie zachowa si mdrze.
Brawo, panie Mroek, brawo. A pan jeste, jak pan myli, e pan jeste kto? No?... Tak, tak, panie
Mroek, wobec tego i na wszelki wypadek najlepiej bdzie dla pana, jeli pan zaraz, ale to zaraz,
skoczy to pisanie.

Kultura, 4/1985

TRUDNE YCIE

Bing odrzuci niepotrzebn ju maczug.
Oto szczcie ludzkoci nastao powiedzia obgryzajc czaszk Bonga. Bardzo mi ta
czaszka smakuje i czuj si szczliwy, e to ja obgryzam czaszk Bonga, a nie Bong moj.
Sprawdziy si przepowiednie o zotym wieku.
Co by na to powiedzia Bong wyrazi si Kangoor, syn pieczarki i laureata Nagrody Nobla
w dziedzinie genetyki. Po ostatniej wojnie wszechwiatowej nastpio wyludnienie, a zatem
niedostatek stosunkw midzyludzkich. Tylko specjalici umieli kopulowa zastpczo
z organizmami niszymi. Kangoor wypowiedzia t swoj myl ostronie, to znaczy zza krzakw,
w przyzwoitej odlegoci od uzbrojonego Binga.
Pomyka idealistw odrzek Bing wysysajc szczk polegaa tylko na tym, e ludzko
pojmowali jako jako abstrakcyjn, czyli niemierteln, zapominajc o miertelnoci
poszczeglnych osobnikw. Czyli Bonga. Wic teraz Bong nie ma nic do gadania. Zreszt to nie
bya pomyka sensu stricto, poniewa ludzko jest abstrakcyjn jakoci.
Ktra jednake moe by postulowana tylko przez jednostk upiera si Kangoor. Na
przykad przez ciebie.
Czyli wszystko jest w porzdku zakonkludowa Bing, konkludujc jednoczenie ostatni
poywn czstk czaszki Bonga. yj i postuluj.
To powiedziawszy czkn i spojrza uwaniej na Kangoor, cilej mwic na krzaki, w
ktrych tene si ukrywa. Moe by stamtd wyszed nareszcie? Nie lubi rozmawia, kiedy nie
widz twarzy rozmwcy.
Kiedy ja nie mam twarzy, tylko ryj odpowiedzia skromnie Kangoor ktry w dodatku na
skutek radioaktywowanych mutacji nie przypomina adnego ze znanych dotd ryjw.
Tym ciekawsze zaakceptowa Bing. Ewolucja i postp, oto co zawsze mnie
interesowao. Twj ojciec zna si na rzeczy. Chtnie obejrzabym ci z bliska.
Ja ciebie std widz doskonale upiera si Kangoor. Po linii grzyba odziedziczy
upodobanie do lenych zaciszy i niech do otwartych przestrzeni, za po linii Nobla podstawow
inteligencj.
Subiektywizm zgani go Bing. Masz do mnie stosunek przedmiotowy, odmawiasz mi
podmiotowoci. Wbrew podstawowym zaoeniom etyki. Nie uznajesz mnie za rwnorzdn
jednostk.
Ale ja uznaj! oburzy si Kangoor i dlatego wanie nie wychodz z krzakw.
Wobec tego ja tam zaraz przyjd zawoa Bing i chwyciwszy maczug rozpdzi si w
stron zaroli. Kangoor rzuci si do ucieczki. Niestety, doln cz ciaa odziedziczy po pieczarce,
a zatem mia tylko jedn grub nog, za Bing dysponowa dwiema normalnymi. Ucieczka nie
moga trwa dugo.
Co teraz? zapyta Kangoor, gdy Bing od duszej ju chwili siedzia na nim nieruchomo,
w gbokim zamyleniu. Nie chciabym ci przeszkadza, ale wolabym wiedzie, co ze mn
zrobisz.
Mam ochot na zup, ale nie wiem, czy to bdzie zupa grzybowa czy Noblowa.
A, jeli tak, to zdradz ci moj rodzinn tajemnic. Moja matka nie bya z domu pieczarka.
A co? zaciekawi si Bing.
Muchomor.
Twj ojciec dyma muchomora?
Zna si na genetyce, ale nie zna si na grzybach. A poza tym wypraszam sobie ordynarne
okrelenia.
Przecie muchomory s trujce.
Tylko w zastosowaniu gastronomicznym, jako zupa na przykad.
Wszystko si nagle skomplikowao rzek z westchnieniem Bing. A ju mylaem, e
yjemy w zotym wieku.
By moe ma realizacj utopii naley jeszcze poczeka pocieszy go Kangoor
melancholijnie. Poczekajmy wic.
Innego jednak zdania by Aleksiej Samowarowicz, potomek prostego onierza Armii
Czerwonej i samowara. Jego odlegy przodek, bez adnego laboratorium, tylko przy uyciu
najprostszych narzdzi, cho bez specjalistycznego wyksztacenia, ale za to wyposaony w
naukowy wiatopogld, zapa i niespoyt witalno dokona w zaciszu garnizonu na granicy
chiskiej eksperymentu znacznie trudniejszego ni ten, ktrego owocem by Kangoor.
Obecnie Aleksiej Samowarowicz, p-moojec, p-samowar, zbliy si do Kangoor i
siedzcego na nim Binga.
Moe herbaty? zaproponowa Kangoor Bingowi, zauwaywszy podobiestwo
Samowarowicza do samowaru. Cho to nie zupa, ale zawsze co gorcego.
Czaju niet owiadczy stanowczo Aleksiej Samowarowicz i wyzwoli Kangoor od Binga,
a Binga od Kangoor. Stao si to niejako automatycznie, bowiem Aleksiej, cho samowar,
wszechstronne wyzwalanie mia w genach. By przecie potomkiem Czerwonej Niezwycionej.
Poniewa za w ojczynie jego przodkw wszystko byo najwiksze, wic samowarowe jego czci
byy wielkoci lokomotywy. Nic nie mogo si oprze jego wyzwolicielskiej sile.
Job twoju ma poradzi lecym i oddali si na Zachd. Cyrkulowa bowiem wok kuli
ziemskiej w kierunku zachodnim, co rwnie byo u niego atawistyczne.
Wracajc do przerwanej rozmowy rzek Kangoor usiujc zoy ponownie w cao
fragmenty swojej jedynej nogi rozrzucone w krzakach i przymocowa j do kaduba. To co
postanowie?
Mam dosy zadawania si z mutantami odpowiedzia Bing, aczkolwiek niewyranie,
poniewa maczuga tkwia mu w krtani. Po czym na czworakach opuci teatr zdarze.
Prawdopodobnie w poszukiwaniu istoty czysto ludzkiej, bez adnych genetycznych domieszek,
takiej samej jak on sam lub jak nieboszczyk Bong.

Kultura, 5/1984

YCIE DUCHOWE UMYSOWE I ARTYSTYCZNE

Prosz osb.
Nie, nie powiem: panie i panowie, jak to byo w zwyczaju mwi jeszcze do niedawna. Nie
zaczn mojego przemwienia w tak starowiecki sposb, poniewa tu bdzie mowa o przyszoci,
czyli zaczniemy od dnia dzisiejszego, wspczenie, wystrzegajc si starannie starych nawykw.
Za zrnicowania, odmiany, rozrnienia dzisiaj nale ju do przeszoci, midzy innymi rnice
pci. Pozwoli mi to zreszt unikn zakopotania, a nawet wrcz kopotw. Bowiem nawet gdybym
chcia nadal uprawia to godne poaowania i niesuszne skdind cho prawd mwic, nie
wiem skd rozrnienie na kobiety i mczyzn, to musiabym wymieni kobiety najpierw, a
mczyzn potem, jak to wanie byo starym zwyczajem, albo najpierw mczyzn, a kobiety
pniej, co zwyczajem nigdy wprawdzie nie byo, ale te nie mgbym postpi inaczej. Bowiem
linearno naszej ludzkiej mowy, nieubagany fakt, e nie moemy wypowiedzie dwch sw
jednoczenie i musimy je wypowiada po kolei, sprawia, e jedno z tych sw musi by
powiedziane najpierw, a drugie potem, wzgldnie drugie najpierw, a pierwsze potem, co i tak
sprawi, e to drugie, jeeli wypowiedziane najpierw, stanie si pierwszym. Lecz c by si stao,
gdybym powodowany owym starym obyczajem wymieni kobiety na pierwszym miejscu, czyli
rozpocz mj wykad od tradycyjnego: panie i panowie? Nietrudno przewidzie. Oto niektre
osoby spord tu zgromadzonych, te, ktre niegdy rozrniano od innych osb opatrujc je
mianem pa, poczuyby si uraone. Ale dlaczego? Ano dlatego, e dajc im pierwszestwo,
niechybnie zostabym posdzony o kurtuazj, czyli paternalistyczny protekcjonalizm.
A wic o to, e czuj si wyszy, poniewa rozmylnie ustpowa na plan dalszy,
zachowywa si kurtuazyjnie moe tylko kto, kto uwaa, e bdc wyszym moe sobie na to
pozwoli. Niech mnie wic Bg broni, abym na pierwszym miejscu wymieni panie, a na drugim
panw, nawet gdybym chcia popeni ten straszny bd rozrnienia. Pod pozorem kurtuazji
dabym dowd mojego poczucia wyszoci nad pci odmienn, co by mnie narazio na niezawodne
i sprawiedliwe jej oburzenie. Lecz ten sam Bg niech mnie broni rwnie przed wymienieniem
panw na pierwszym miejscu, a pa na drugim. Bowiem wtedy i ju bez adnych pozorw, ktre
by naleao demaskowa, czyli bez tak zwanego paszczyka kurtuazji, wrcz i bezporednio dabym
wyraz temu samemu poczuciu wyszoci. Na szczcie ju nie musz, przedstawiony powyej
dylemat mamy ju poza sob, niniejsze rozwaania maj charakter li tylko studiw historycznych,
ktrych celem jest ukaza groz, w jakiej ylimy, gdymy rozrniali. Uwiadomi nam przebyt
drog postpu, abymy lepiej umieli doceni, prosz zgromadzonych tu osb, dzie dzisiejszy.
Czyli tym bardziej uzasadnion ywi nadziej, e przyszo, ktra bdzie tematem niniejszego
wykadu, przyniesie nam jeszcze wiksz ulg. Dodam tylko, aby zakoczy wstp i ostatecznie
zaegna jakiekolwiek podejrzenia, jeeli takowe ywione s jeszcze wobec mojej osoby przez te
osoby, ktre niegdy zwano kobietami, e przy pierwszej katastrofie morskiej, lotniczej czy
ldowej, w jakiej wypadnie mi uczestniczy, bd kopa bez rnicy wszystkie osoby, ktre znajd
si midzy mn a odzi ratunkow czy innym narzdziem ocalenia. Zapewniam, e bd odpycha
i tratowa nie czynic adnych rnic midzy mczyznami i kobietami, zgodnie z zaoeniem, e
takie rnice nie istniej.
Tak, prosz osb, nie rozrnia i nie odrnia, na tej drodze ley zbawienie. Distinguo
rozrniam, to aciskie sowo byo kiedy dewiz filozofw, metod uczonych i praktyk ycia
codziennego. I c z tego wynikno? Tylko rnoci, odmiennoci i nierwnoci. Na szczcie
spostrzeglimy si w por i diametralnie zmienilimy kierunek. Nie rnice, ale podobiestwa nam
teraz przywiecaj, za od podobiestw przechodzimy do tosamoci. Miejmy wic nadziej,
wicej, miejmy pewno, e skutki bd rwnie odwrotne jak przyczyny. Na tej drodze dojdziemy
do jednoci wszech rzeczy i wszech zjawisk, czyli do boskoci. Bo czy jedno, jedyno, nie jest
cech bosk? I nawet obalenie rnicy midzy tym, co sakralne, a tym, co wieckie paradoksalnie,
lecz tylko na pozr paradoksalnie, doprowadzi nas zatem do witoci, jedynej, wsplnej i
wszechogarniajcej. Wyniknie z tego bosko, cho malkontenci, zacofacy, obrocy dawnego
stylu twierdz zoliwie, e wyniknie z tego kupa.
Lecz zanim dojdziemy do boskoci, czy te do kupy, jak twierdz nasi wrogowie, co jeszcze
pozostaje nam do zrobienia. Mianowicie naley znale klucz uniwersalny do idei. Umys ludzki
przejawia wci jeszcze poaowania godn skonno do produkowania idei rnych i
przeciwstawnych, jako przykad wymieni choby ow prognoz kupy, jako przeciwstawn
prognozie boskoci. Ach, jake nas wszystkich mcz sprzecznoci, zwaszcza tych, ktrzy
posiadajc ide jedynie suszn musz jednak wci udowadnia jej suszno, mimo e od
pocztku bya ona, jest i pozostaje suszna. Udowadnia, to znaczy broni jej przed argumentami
idei z ni sprzecznych, wci ywych lub wci si odradzajcych, cho przecie niesusznych.
Przypatrzmy si, jaka jest kolejno tego procederu.
Najpierw tworzymy ide, potem dopiero usiujemy przekona innych o jej susznoci. Jest to
praca mudna i niewdziczna. Argument opiera si argumentowi, a nawet jeeli mu w kocu ulega,
to wkrtce pojawia si nowy argument, ktry zajmuje miejsce pokonanego towarzysza i wysiek
przekonywania trwa nadal, a naley ze smutkiem stwierdzi, e nigdy nie ma mu koca. Nigdy nie
mona uzna z ca pewnoci, e ostatecznie uwieczony zosta powodzeniem. Czy tak by musi?
Czy nie ma na to rady?
Ot tak by nie musi i jest na to rada. Przystpuj do zasadniczej czci mojego wykadu.
Czy wszyscy widz przedmiot, ktry trzymam w rkach? Dla tych, ktrzy siedz w ostatnich
rzdach, dokonam krtkiego opisu. Jest to przedmiot wykonany z drewna, najlepiej dbowego,
dugoci okoo szedziesiciu centymetrw, z jednego koca cieszy, z drugiego grubszy. Cieszy
koniec moe by owinity tam gumow dla pewniejszego uchwytu, grubszy koniec moe by
okuty elazem lub tylko nabity stalowymi wiekami. Przedstawiam pastwu tylko model
podstawowy, bez oku i uchwytu, warianty i ulepszenia mog si mnoy w nieskoczono,
zalenie od lokalnej tradycji, materiaw, poziomu technologii, moliwoci wytwrczych, inwencji
producenta i preferencji uytkownika. Niemniej wszystkie odmiany wywodz si z tego samego,
niezmiernie prostego modelu, zwanego pa.
Zastosowanie jest nastpujce. Gdy spotykamy kogo na drodze, niezwocznie bijemy go pa
po gowie. Naley bi na tyle mocno, aby obezwadni, jednak nie na tyle, aby bity straci
przytomno cakowicie. Przestajemy wic bi w momencie, kiedy on ju ley, lecz cho
unieruchomiony zachowuje bierny kontakt z otoczeniem, w tym wypadku z nami. Dopiero wtedy
przystpujemy do rozmowy. W tym celu znajdujemy ide, do ktrej chcemy go przekona. Ju
pierwszy rzut oka na sytuacj pozwala oceni zalety naszej metody. Po pierwsze zapewniamy
sobie cakowit dowolno w wyborze idei. Moemy zaproponowa rozmwcy, cokolwiek nam
przyjdzie do gowy, zarwno ide przygotowan zawczasu, jak i co. co si nam nasuwa w ostatniej
chwili pod wpywem natchnienia. Nie jestemy skrpowani przedwczesn eliminacj, tym mniej
mozolnym opracowywaniem szczegw. Jest to bardzo przyjemne poczucie wolnoci mylenia,
nie znane mylicielom ortodoksyjnym.
Po drugie a pierwsze wynika z drugiego nasz partner jest dostatecznie oszoomiony, aby
przyj nasze tezy bez kopotliwych kontrargumentw. Przekonujemy go o susznoci naszych
pogldw natychmiast, skutecznie i trwale, poniewa przy pierwszych oznakach powrotu do
penosprawnoci wystarcz dodatkowe, nawet niezbyt silne uderzenia, aby utrwali w nim gbokie
przekonanie, e mamy racj.
Teraz jasne si staje, dlaczego nazywamy ten oto tutaj zademonstrowany przedmiot
uniwersalnym kluczem ideologicznym. Klucz, poniewa otwiera drog przekonaniom,
ideologiczny, poniewa ma zastosowanie w wiecie idei, uniwersalny, poniewa nadaje si do
wszystkich idei bez wyjtku, Znaczenie tego wynalazku trudno ogarn od razu, wanie ze
wzgldu na jego prostot. Ale czy najwiksze odkrycia nie byy zarazem najprostsze? Ziemia
kry wok Soca, a nie Soce wok Ziemi twierdzenie to jest tylko prostym odwrceniem
twierdzenia, ktre je poprzedzao, a jednak jego implikacje i konsekwencje s niezmierne. Podobnie
i ja odkrywam, e wystarczy tylko odwrci proceder: bi najpierw, a rozmawia potem, a nie
odwrotnie, jak to czyniono do tej pory, aby skutki okazay si wprost oszaamiajce.
Nie bdziemy wic przedua naszego zebrania rozpatrywaniem tych skutkw w
szczegach, poniewa aby to uczyni, musielibymy mie do dyspozycji tyle czasu, ile nas dzieli
od tej historycznej chwili, od naszego odkrycia, do samego kresu ludzkich dziejw. Dodam tylko,
e egzemplarze uniwersalnego klucza ideologicznego, w estetycznym wykonaniu i po
umiarkowanych cenach s do nabycia w szatni przy wyjciu. Uprasza si o rozpoczcie dyskusji
dopiero po opuszczeniu budynku, na placu.

Kultura, 1-2/1984

WRBA

Aleksander Bytomski, starszy kelner restauracji Extra Lux, przewrci si podajc dewolaja
gociom na piterku i wyoy dewolaja na parkiet.
wiadkiem, midzy innymi, by ucze Pastwowego Technikum Gastronomicznego,
Wawrzoniewicz. Zaledwie godzin temu Bytomski kopn go bolenie i znieway sownie w
przejciu od kuchni do sal jadalnych.
No tak powiedzia Bytomski jakby do siebie. Nastpnie podnis si z podogi i doda:
Ja nienaumylnie, panie pukowniku. Pukownik niwo, Szef Departamentu, spojrza na
niego jakby w zadumie. Zaprosi by Mariolk, uczestniczk Zespou Baletowego Orze Biay, na
kolacj w celach przedkopulacyjnych. Wic mimo osobistego zmczenia i trudnej sytuacji w kraju
uzna, e powinien wykaza przed ni swoj potencjalno.
Wasze nazwisko? zapyta Bytomskiego.
Ja zaraz sprztn! krzykn Bytomski i padszy na kolana ju mia goymi rkami zgarn
kur w maseku, gdy...
Nie sprzeciwia si Mariolka, ktra ju bya napita. Niech pan zostawi.
A? zwrci si ku niej niwo z takim wanie zapytaniem.
Lecz ona, zamiast odpowiedzi, pochylia si chwiejnie nad ptakiem i przygldaa mu si z
mozolnie napinan uwag. Bytomski klcza przed niwem oczekujc od niego dalszych decyzji.
Widz zwycistwo socjalizmu na caym wiecie owiadczya Mariolka. niwo oddali
Bytomskiego lekkim skinieniem. Widz, jak nasz obz pokoju i socjalizmu zatyka sztandary na
gruzach imperializmu i kapitalizmu.
Gdzie pani to widzi? zapyta niwo rzeczowo.
Tu Mariolka wskazaa na kur. Umiem wry z ptakw. O! I jeszcze co widz!
Moe ju wystarczy? zaoponowa niwo agodnie. W zasadzie zobaczya pani
wszystko.
Widz mczyzn na czym biaym... jakby na koniu. O! Wanie wjeda przez bram, ja
go skd znam...
Skd? zapyta pukownik odruchowo.
Zaraz, zaraz, gdzie to jest, takie pikne miasto, duy kraj... Acha! Ju widz, to jest Pary,
on jest we Francji.
Ale kto?
Pan. Tak, teraz poznaj. Bdzie pan mianowany gubernatorem Parya.
Co w tym jest zgodzi si niwo. S perspektywy. Cho ja nie wierz we wrby.
Niemniej skinieniem rki zezwoli, aby Bytomski powrciwszy z odlegoci uprztn
dewolaja definitywnie. Ju go nie pyta o nazwisko.
Jeszcze tego samego wieczoru Bytomski skopa Wawrzoniewicza na zapleczu.
Wawrzoniewicz powrci do domu i nie pooy si spa, ale zacz studiowanie dzie
szlachetnie urodzonego Bakunina, ksicia pana Kropotkina i janie wielmonego Saint-Justa.

Kultura, 6/1984

SD OSTATECZNY

Umarem i poszedem w zawiaty. Brama zawiatw przystrojona bya czerwon flag.
Spodziewaem si raczej niebieskiej powiedziaem do odwiernego.
Dawno pan umar?
Nie, dopiero co, przed chwil.
Portier pokiwa gow, jakby takiej wanie oczekiwa odpowiedzi. Zadowolony z siebie, jak
znawca, ktry prawidowo oceni przedmiot.
Pochodzenie?
Z ziemi. Planety, znaczy si.
Spojrza na mnie z zadum eksperta, ktry po rozpoznaniu zastanawia si nad metod. Byo w
nim co niezmiernie fachowego, cho trudno mi byo ustali, o jaki fach chodzi. Ale z pewnoci
nie zwyczajnego portiera. A jednoczenie nie mogem oprze si wraeniu, e z tym fachem ju
gdzie si spotkaem.
No powiedzia. Nie bdziemy z tego robili historii, cho za te arty mgby pan mie
przykroci. Za niepowany stosunek, znaczy si. Ale tym razem jeszcze darujemy. Pochodzenie?
Ju powiedziaem. Uderzy pici w st.
Robotnicze, chopskie czy inteligenckie. A moe obszarnicze, co?
Obszarnicze? Nie, skde zaprzeczyem skwapliwie, bo odezwa si we mnie dawny
refleks.
No to wypeni! I podsun mi formularz o wielu rubrykach wydrukowany na dobrze mi
znanym, szarawym papierze zej jakoci.
Ja chciaem tylko przez to powiedzie, ja mylaem, e tu ju wszystko wiadomo. Wic ju
nie trzeba.
Wznis oczy do nieba, jeeli tak rzec mona, bo przecie znajdowalimy si w niebie,
z anielsk, ale gron, bo zbyt ostentacyjn cierpliwoci.
Pewnie, e wiadomo, ale co to ma wsplnego? Wiadomo, a trzeba, to dwie rne sprawy.
Jako na ziemi tako i w niebie?
Wanie.
I poda mi piro na acuszku (eby petenci nie kradli? Ale tu, w niebie?!) rwnie skd mi
znajome. Na kocu stalwki tkwiy zaschnite szcztki muchy mczenniczki.
Tylko czytelnie. I niczego nie pomija. Jake to, Piotrze wity, przecie tu niebo, a nie
ziemia tak chciaem ju powiedzie, ale spojrzaem na jego wygolon twarz i zaniechaem.
wity Piotr, o ile mi wiadomo, nosi obfit brod. Moe oddali si na chwil, a ten tutaj to tylko
jego pomocnik, podczas nieobecnoci szefa naduywajcy wadzy? Widocznie zdarza si nawet w
niebie. Nie naley czepia si takich drobiazgw, tym bardziej e poza tym wszystko wydawao si
w porzdku. Wielki portret Boga Ojca, z wielk prawidow brod, wisia na cianie strwki.
Zaopatrzony w przepustk udaem si w gb raju. Ciekawie rozgldaem si po terenie,
wypatrujc aniow i zbawionych dusz. Jako niebawem natrafiem na nie, ale wyglday jako
dziwnie, to znaczy troch inaczej, ni si spodziewaem. Zamiast siedzie pojedynczo na
indywidualnych obokach, szy dokd w zwartej kolumnie z orkiestr dt na czele. Orkiestra da
si wytumaczy na rnych obrazach, ktre widywaem za ycia, anioy uyway trb, cho te i
przygryway na harfach, a tu byy wycznie trby. Bardziej zdziwiy mnie ich skrzyda, przycite
krtko tu u ramion, wic jakby nie skrzyda, tylko ich kikuty. Przyczyem si do ostatniej
czwrki. Jak w kadym pochodzie, tak i w tym na kocu wleky si egzemplarze najmniej dorodne i
najmniej dziarskie. Nieduego wzrostu i niemrawe. Nikt si nie odzywa do mnie, wic po pewnym
czasie sam musiaem nawiza rozmow.
Alleluja powiedziaem do jednego, co wlk si na samym, na samiutkim kocu, bo by
najbardziej opieszay. Przypuszczaem, e w ten sposb pozdrawiaj si tutejsi.
Alleluja odwzajemni, ale bez zapau, formalnie jakby.
Jak tam zbawienie cignem dalej, nie zraony jego rezerw. Dobrze idzie?
W porzdku odpowiedzia obrzucajc mnie krtkim, badawczym spojrzeniem.
A ten pochd to dokd?
Przyjrza mi si duej i uwaniej, ale nic nie odpowiedzia.
Przepraszam, e pytam, ale ja co dopiero z ziemi, niezorientowany jestem.
Z ziemi? powtrzy, ale wci z t jego rezerw.
Dopiero co, a na bramie niczego si nie mogem dowiedzie. Ten wity to jakby nie
wity Piotr, adna z nim rozmowa.
wity Piotr?
On, albo jego zastpca, nie wiem dokadnie, a nie miaem pyta, bo z gry mnie nieco
traktowa.
Niemrawy milcza przez chwil.
A skd ja mog wiedzie, czy pan rzeczywicie z ziemi, czy nie z ziemi rzek wreszcie.
Wystarczy mi spojrze na plecy. Jeszcze nie mam skrzyde, dostan je dopiero po rozprawie
sdowej, oczywicie jeeli mnie zatwierdz.
Fakt przytakn i rozpogodzi si. Przepraszam za ostro, ale jak pan tu duej
pobdzie, to pan zrozumie.
Swoj drog ciekawe te wasze skrzyda, palanty jakie, a nie skrzyda. Czemu takie krtkie?
Zwolnijmy troch zaproponowa. Zwolnilimy kroku, a midzy nami a kocem pochodu
powstaa pewna odlego.
To proste wyjani, kiedy ostatni anioowie nie mogli nas ju usysze. Do czego su
skrzyda?
Jak to, do czego. Do latania, oczywicie.
A jak si lata, to mona gdzie polecie, nie?
To samo z siebie wynika.
A jak polecie, to i odlecie, nie?
Jak to, odlecie...
No tak, eby ju nie wrci. Zaczo mi co wita.
Chce pan przez to powiedzie, e naumylnie daj takie krtkie skrzyda... eby nie mona
byo...
Zamiast odpowiedzi pomacha kikutami. Nie wznis si ani o centymetr.
Ale to przecie nonsens! Kto chciaby ucieka z raju?
Zaley z jakiego. Tutaj si duo zmienio od czasu, kiedy si pan uczy religii.
To prawda, e katechizmu uczyem si ju dawno, dawno temu. Jeszcze w przedwojennej
szkole.
Wanie. Tymczasem Historia posza naprzd. Wedug nieubaganych praw.
Mgby mi pan to bliej wyjani?
Czego si pan uczy, na przykad w sprawie grzechu...
Normalnie. eby nie kra, nie zabija... Cae Dziesicioro Przykaza.
Nieaktualne.
Jak to, nieaktualne? Kra i zabija ju mona?
Ani mona, ani nie mona. W ogle ju nie o to chodzi. Teraz s inne kryteria. Grzechem
jest wszystko, co hamuje postp spoeczny, a cnot wszystko, co go przypiesza. Jak ju pan
koniecznie chce kra, to kradnij pan w sprawie przypieszania. Tak samo z zabijaniem. Tylko
wedug tego bdziesz pan sdzony.
Zaraz, zaraz, bo nie nadam. To znaczy raj... raj te ju jest postpowy?
Wicej. Teraz raj to ostateczna realizacja wiesz pan czego. Wedug nieuchronnych praw...
Uczy pan si chyba tego po wojnie.
O Jezu! jknem.
Jaki Jezu. Radz panu z tym uwaa.
A wic ten wity Piotr...
Jaki wity Piotr. Dawno zlikwidowany.
Ale przecie... kierownictwo si nie zmienio. Sam widziaem portret.
Tego z brod, co? Nie przypomina pan sobie innego portretu te z brod, dosy
podobnego...
Olnio mnie.
Karol?! wykrzyknem.
Pokiwa gow. Sowa byy ju niepotrzebne.
Niebo zawirowao mi przed oczami. Chciaem zawrci i pdem std si wydosta, ale
przypomniaem sobie, kto jest na bramie. Tamten obj mnie ramieniem.
Trudno, bracie powiedzia wspczujco. Nieubagane prawa Historii.
Dokd teraz idziemy... wybekotaem.
Na wiec.
Na jaki wiec...
Bd sdzili jednego, a my jako gos ludu. Niech yje, Precz, znasz to przecie.
Znam wyszeptaem, patrzc w niebo, to znaczy w d. Gdybymy byli na ziemi,
powiedziabym: patrzc w ziemi.
Ale zaraz, czy to wanie nie ciebie bd sdzili? Bo ty przecie jeszcze nie sdzony,
dopiero idziesz na sd.
Zgadza si. To ja, to mnie. Odsun si natychmiast.
Nie gniewaj si, ale zobaczymy si dopiero po rozprawie powiedzia szybko. Sam chyba
rozumiesz.
Mylisz, e mog mnie skaza?
Feliks to ty nie jeste, a oni nie artuj. W dawnym ustroju byy takie rzeczy, jak grzechw
odpuszczenie, ale teraz nic, tylko te prawa i prawa. Nieubagane.
I przyczy si do kolegw aniow. Od tej pory nie tylko nie rozmawia ju ze mn, ale
rwnie udawa, e mnie nie widzi.
Wlokem si za nimi ze spuszczon gow. Nieubagane prawa... Oni nie artuj
huczao mi w tej gowie. Wic takie jest teraz niebo, tego rodzaju. Tak nieprawdopodobna,
oszaamiajca wprost zmiana, kto mg przypuszcza, kto mg przewidzie.
A jednak, kiedy si lepiej zastanowi, zmiana wcale nie a tak zaskakujca. Czy nie dosy
yem na ziemi w drugiej poowie dwudziestego wieku? Czy nie dosy przeczytaem gazet w
rnych jzykach, rozpraw uczonych i dzie literackich? Czy nie dosy suchaem radia i rozmw
towarzyskich, czy nie dosy ogldaem rnych telewizji? Czy nie dosy, eby przewidzie, na co
si zanosi? Nie rozumiaem moe, co oni ani jak mwi, pisz i pokazuj? Rozumiaem przecie.
Obserwowaem, jak rosy nowe wartoci, jak zmieniao si pojcie Dobra i Za, jak gina stara i jak
powstawaa nowa religia. A wic?
Wic to nie rozum mnie zawid, tylko wiara. Po prostu nie wierzyem, e to naprawd i e to
a tak. Moje osobiste dowiadczenie nie pozwalao mi uwierzy, e oni te, e dobrowolnie...
I teraz tu jestem, cakiem nieprzygotowany do sdu, od ktrego zaley moje zbawienie wieczne lub
potpienie na wieki.
Bo jeli istnieje zbawienie, to rwnie potpienie musi istnie. A zatem...
Oto ju miejsce Sdu Ostatecznego. Dolina obszerna, a nad ni gra wyniosa, wszystko
pokryte czerwonym, prezydialnym suknem. Pochd zatrzyma si w dolinie, a gra obsiedziana ju
bya przez Patriarchw i Ojcw Nowego Kocioa, Bogosawionych, Prorokw i witych od
spodu wzwy, wedug rangi i stopnia, a do Trjcy na samym szczycie. Najwyszy, ze wspomnian
ju, kolosaln brod, by najwyej. Siedzia na tronie, a w rku trzyma Pismo, wszystkie tomy,
wydanie zbiorowe. Zza jego ramienia wyglda mu ten honorowy Vice, co te ma brod, tylko
przycit i nie tak kdzierzaw. Po lewicy Najwyszego siedzia ysy, z brdk cakiem ju
przycit, bo w szpic, a po prawicy ten z wsami tylko. A poniej. Ach, kogo tam nie byo.
I znalazem si sam jeden u stp tej olbrzymiej gry, a za mn tum zbawionego luda.
Archanio zad w trb nie rozpoznaem, czy by to Susow, czy Budionny i zacz si proces.
Najpierw sekretarz sdu odczyta moje akta. Poznaem go. Za ycia nie by wielkim
Sekretarzem, to znaczy mniej by znany w wiecie ni inni Pierwsi Sekretarze, za to u nas bardzo
by znany. To ten z malutkim wsikiem la szczoteczka, do gry czesany. Wielu moich rodakw
jeszcze go pamita i pewnie dlatego zosta przydzielony do mojej sprawy, e kiedy naleaem do
jego terenu. Cae moje ziemskie ycie byo w tych aktach opisane. Marnie to wygldao.
Wprawdzie za modu naleaem do rnych pobonych organizacji, ale martwy ze mnie by
czonek, faryzeusz waciwie. A pniej... Im pniej, tym gorzej.
Wiele grzechw ma podsdny na sumieniu zagai Przewodniczcy, ale musia przerwa,
bo przeszkadzao mu jakie gadanie. Prosz nie rozmawia na sali upomnia maego,
grubawego, w okularach, z przedziakiem, ktry w grupie Bogosawionych poucza o czym
swoich ssiadw, szeptem wprawdzie, ale namitnie. Wiele cikich grzechw popeni, wiele
boskiej obrazy.
Precz! krzykn tum w dolinie.
Ale Sd Ostateczny chce spraw rozpatrzy do koca i da mu szans zbawienia.
Niech yje! krzykn tum.
Niechaj podsdny si zbliy i odpowie na pytania. Wszystko bdzie zaleao od jego
odpowiedzi.
Postpiem kilka krokw i zatrzymaem si u samego podna gry. Musiaem dobrze
zadziera gow, eby widzie wierzchoek.
Prosz nie zakca zwrci si znw Przewodniczcy do tego, co nie przestawa gada.
Sil vous plait.
Aha pomylaem sobie to jaki Francuz.
Oto pierwsze pytanie. Jaki jest stosunek podsdnego do feudalnego ucisku?
Bardzo lubi.
Szmer zgrozy przeszed po grze i dolinie. Nie bya to cakiem prawda, feudaowie s mi
dosy obojtni, ale wolaem przesadzi dla wikszej pewnoci. Nie mogem ryzykowa niczego, co
by mi grozio zbawieniem. Tylko Francuz mwi co bez przerwy, na nic nie zwracajc uwagi.
Towarzyszu Sartre, prosz opuci sal. Acha, wic podsdny jest zwolennikiem klas
posiadajcych? To moe wobec tego podsdny nam powie, co sdzi o sprzecznoci midzy
spoecznym sposobem wytwarzania a prywatn wasnoci rodkw produkcji.
Musiaem przeczeka mae zamieszanie, kiedy wynosili Sartrea, bo sam wyj nie chcia.
Dzieryski nis go do spki z Thorezem, on za gada nie przestawa. Dopiero kiedy go
wynieli, by spokj i w ciszy zabrzmiay moje sowa.
Mnie wszystko jedno. Byle byy pienidze. Jkna gra i dolina. Samego
Przewodniczcego jakby zamurowao. Opanowa si jednak i rzek po chwili przez zacinite zby:
Coraz to lepiej. Wic oskarony popiera wyzysk?
To zaley.
Od czego?
Od tego, czy jest duy czy may. Jak jest duy, to popieram, a jak jest may, to te popieram,
ale mniej.
Tym razem nawet jk si nie rozleg. Bywa groza tak straszna, e przejawia si tylko
milczeniem.
Przejdmy do zagadnienia ruchw narodowowyzwoleczych. Jaki jest pogld oskaronego
w tej sprawie?
Chodzi o Polakw?
Pka cisza i krzyk witego oburzenia wypeni niebiosa. Precz, precz, to jest prowokacja!
krzyczao w dolinie, a gra te krzyczaa gosami wszystkich Archaniow, Prorokw,
Patriarchw i witych. I wydawao si, e nie bdzie temu koca, a Najwyszy wznis lewic.
Na ten znak cisza zalega znowu. Najwyszy pochyli si i szepn co do ucha Przewodniczcemu.
Ostatnie pytanie ogosi Przewodniczcy. Sam Determinizm Dziejowy pragnie da
podsdnemu t ostatni szans. Od tej jego ostatniej odpowiedzi bdzie zaleao jego zbawienie.
Niech wic podsdny dobrze zway, zanim odpowie: jaki jest jego stosunek do...
I tu wymieni przenajwitsze sowo, najwitsze ze witych, tak wite, e nie mog go tutaj
przytoczy, w tym opowiadaniu wieckim i niegodnym. Mog tylko wyjawi, a i to z dreniem, e
zaczyna si ono od litery S.
I znowu cisza, ale tym razem najgbsza z cisz, cisza kosmosu. Taka, w ktrej sycha jedynie
obroty planet, pulsowanie soc i trwanie galaktyk. A ja w tej ciszy powiedziaem:
Pierdol.
Grom, rozwary si czelucie i pochony blunierc. W ogniu i dymie mign mi kto gruby,
z cygarem w jednej rce, z widami w drugiej Churchill? rechota kto, chyba Harry Truman i
wywija czarnym ogonem, palia mnie smoa Wall Streetu i dusia Pentagoska siarka. Wic to na
wieki wiekw Amen? zdyem tylko pomyle i wci jeszcze nie dowierzajc, e udao mi si
unikn Zbawienia, runem w pieko Kapitalizmu.

Kultura, 3/1984



IV





WRCI, NIE WRCI

Kogut, Lis i ja bylimy na wakacjach, kiedy w stolicy zmienia si wadza. Zebralimy si na
narad.
Panowie powiedziaem. Dotychczasowa wadza bya taka sobie, ani dla nas dobra, ani
za. A teraz si zmienia, czyli moe by dla nas albo lepsza, albo gorsza. Wic zanim wrcimy do
stolicy, trzeba si koniecznie dowiedzie, jaka ona teraz jest.
Ale eby si dowiedzie, trzeba najpierw wrci zauway Lis.
Za bezpiecznie wrci mona tylko wtedy, jeeli teraz wadza jest dla nas lepsza, a nie
gorsza podj myl Kogut.
Czego si jednak nie dowiemy, jeeli najpierw nie wrcimy zakonkludowaem.
Zapanowao milczenie.
A gdyby wrci tylko jeden z nas i rozpozna sytuacj? Rozpoznawszy, mgby zawiadomi
pozostaych.
Ktry z nas? zapyta Kogut, dajc tym samym do zrozumienia, e nie uwaa si za
ochotnika.
Ten, kto ma najlepsze kwalifikacje. Kto, kto jest chytry, przebiegy i zrczny.
Nasz wzrok pad na Lisa. Nasz, to znaczy Koguta i mj.
Naprawd uwaacie, e ja si do tego nadaj? prbowa broni si Lis. Obudnie, jak to
zwykle Lis. Bo wiadomo byo, e jako Lis posiada te wszystkie wymienione cechy, ktrymi
powinien odznacza si wywiadowca.
Jeste Lisem czy nie jeste?
Lis opuci gow. Nie mg przecie zaprzeczy, e jest.
Nastpnego dnia egnajc Lisa po msku panowalimy nad wzruszeniem.
Poradzisz sobie rzek Kogut twardo i pooy mu ap na ramieniu. Jeste przecie
najchytrzejszy ze wszystkich Lisw. Kto jak kto, ale ja si na Lisach znam i mog powiadczy.
Tym bardziej, jeeli si okae, e nie ma adnego niebezpieczestwa. A nu przywitaj ci
z otwartymi ramionami?
Wanie. W kadym razie jednego moesz by pewien: my zachowamy o tobie jak
najlepsze wspomnienia.
Lis odjecha. Przez pewien czas nie mielimy od niego adnej wiadomoci. Ju zaczlimy si
niepokoi, kiedy nadszed telegram.
Dla Lisw jest niele. Lis.
Odetchnlimy z ulg. Ulga byaby jednak znacznie wiksza, gdyby telegram nie by a tak
zwizy. O mnie i Kogucie nie byo w telegramie ani sowa. Prawd mwic, ju po pierwszym
oddechu przestalimy odczuwa ulg.
Dla Lisw... zaduma si Kogut pospnie. To dobrze, e dla Lisw. Ale co z Kogutami?
Moe dla Kogutw take?
Moe, ale nie na pewno. W tym telegramie o mnie ani sowa.
Ani o mnie.
Gupi jest ten Lis! zdenerwowa si Kogut i podar telegram.
Czekalimy na nastpn wiadomo. Nadesza po pewnym czasie.
Koguty mile widziane. Lis.
Tym razem Kogut odetchn z ulg i nadal ju tak oddycha. Powesela i nabra o Lisie
lepszego mniemania.
Rozumiem, dlaczego przedtem nic o mnie nie wspomnia. Bo co do mnie nie mia jeszcze
pewnoci, a teraz ma. Mdry jest ten Lis i dobry Kolega.
Ale o mnie dlaczego dalej nie pisze?
Nie pisze, bo co do ciebie jeszcze nie wie na pewno. Wic ty musisz poczeka, ale ja ju
jad.
Radziem mu, eby si tak nie pieszy, bo gupio mi byo zostawa samemu. Ale on nie
chcia przyj mojej rady.
Jak mile widziane to mile widziane. Spjrz, tu jest napisane wyranie. A nawet z tego
wynika, e dla Kogutw widoki na przyszo s jeszcze lepsze ni dla Lisw. Mile widziane,
rozumiesz? To oznacza sympati.
A jeeli telegram jest sfaszowany?
Niemoliwe. Koguty mile widziane, tego si nie da sfaszowa.
Przy poegnaniu Kogut wyrazi nadziej, e wkrtce pod jego ladem i wszyscy trzej
odnajdziemy si w stolicy. To adnie z jego strony, e jednak o mnie pomyla, mimo e tak by
zajty mylami o czekajcej go karierze, radonie podniecony i niecierpliwy. Jak to Kogut.
Teraz ju w samotnoci oczekiwaem na trzeci telegram. Codziennie chodziem na poczt i
pytaem, czy nadszed. Pewnego dnia, jak zwykle, wszedem do urzdu pocztowego i zauwayem,
e na cianie wisi portret, ktrego przedtem tam nie byo. Portret przedstawia dorodnego
mczyzn w kolorach naturalnych.
Kto to jest? zapytaem urzdnika, wskazujc na portret ponad jego gow. Urzdnik
obejrza si, po czym powsta i stojc na baczno odpowiedzia gosem urzdowym:
To nasz nowy, najukochaszy wadca. Po czym usiad i doda, prywatnie ju:
Dzisiaj rano przysali.
Wpatrywaem si w portret. Przywdca by w paradnym uniformie. Na gowie mia czako
ozdobione piropuszem z kogucich pir, a przy boku szabl, ozdobion lisim ogonem.
Owszem, jest co dla pana mwi dalej urzdnik i wrczy mi telegram.
Podzikowaem i wyszedem. Dopiero na ulicy rozpiecztowaem i przeczytaem:
Tobie te bdzie dobrze. Przyjedaj natychmiast. Kogut i Lis.
Ukrywam si jednak do tej pory. Bo nie wiem, mam czy nie mam co takiego, co by nasz
nowy, najukochaszy przywdca mg sobie gdzie wetkn czy przywiesi?

Kultura, 9/1984

NA WIEY

Obwarowa si pan na zamku.
Z najwyszej komnaty na najwyszej wiey oglda przez strzelnic swoje woci.
Najdalej lasy. U samego horyzontu a zniebieszczone od dalekoci, czerniej dopiero, gdy
wzrok bliej si przesuwa. U tej strony okrgu stoj czarn cian.
Lasy trudne s do przebycia. Nie ma w nich drg i najedca przez nie by si nie przedar nie
tracc przy tym machin oblniczych i taboru. Wic najpierw lasy chroni kasztelana.
Przed krgiem lasw bonia zielone. Lecz ziele ich zbyt zielona jest, po wielokro zielona,
zbyt natarczywie zielona, aby nawet w kim, kto nie zna o niej prawdy, budzia zaufanie. Bo nie s
to bonia, ale mokrada przepastne, z wierzchu tylko pokryte t zbyt szczer zieleni. Kto nie zna
przej, w nich utonie. Wic nawet gdyby lasy zawiody, bagniska chroni kasztelana.
Za zamek na grze stoi, a gra otoczona jest u podna palisad z ostrokow, bierwiona
ostro u kocw s zaciosane. Przed palisad gboka fosa wod wypeniona, druga taka sama po
wewntrznej stronie. Zadowolony patrzy kasztelan na ten potrjny piercie pierwszej obrony.
Od mostu zwodzonego tylko cieka wykuta w skale, zakosami, stromo, pod gr prowadzi, a
na samej grze mury zamkowe jeszcze wyej ku niebu przenosz niedostpn pionowo ska.
Potne to s mury, zwieczone zbatymi blankami, basztami i wieyczkami, na ktre z jeszcze
bardziej wysoka spoglda kasztelan. I cieszy si, e ten piercie drugiej obrony jeszcze bardziej go
broni od pierwszego, bo cakiem ju jest niedostpny i obronny.
I myli sobie: nawet gdyby niepojtym jakim cudem wrg przez te mury si przedosta
mnie nadal nie zagrozi, wic nadal bd spokojny. Bo wtedy stanie wrg u stp cytadeli, przed
zamkiem wewntrznym, zamkiem w zamku, czyli pod najwysz wie, ktra niezalena jest od
reszty fortyfikacji, ma najgrubsze mury i wyposaona we wasne zapasy przetrwa najdusze nawet
oblenie. Wej do niej mona tylko pojedynczo, nawet gdyby si udao sforsowa wskie, z
trzech warstw dbowego drewna, elazem okute drzwi, wic jakakolwiek byaby liczba
napastnikw, zawsze tylko jeden mgby si przez nie przecisn, czyli tylko po to, eby od razu
zgin z rki liczniejszych obrocw. Za z obszernej sieni schody znw wskie do komnat coraz to
wyej i wyej pooonych prowadz. Schody krcone s w limacznic, wydrone we wntrzu
grubej ciany, wic tylko wrcz i pojedynczo mona wzwy naciera, z tym utrudnieniem, e
obrocy porczniej, bo od gry, zadawa ciosy, a napastnicy za plecami pierwszego z nich
nacierajcy nawet obrocy nie widz, tym bardziej nie mog uy ani wczni, ani kuszy. Chytrze
to jest zbudowane, myli kasztelan i czuje si jeszcze bardziej, ostatecznie ju prawie bezpieczny.
Wie, e aden wrg go nie dostanie przez t trzeci, najsilniejsz, bo cakiem ju pionow, wprost
od nieba ku ziemi obron.
Odwrci si od strzelnicy, przekrelonej dalek, jake na szczcie dalek lini horyzontu, i
spojrza pod nogi, na pierwszy, drugi i trzeci stopie w gb schodowej czeluci. Bo sta w
najwyszej komnacie, u jego stp koczyy si schody, ostatnie liczc od dou. Pod nim: w
pododze ta schodowa studnia. I myli: niech nawet wygin moi liczni i wierni onierze, tutaj ja
sam jeden bd gr nad kadym napastnikiem. Nikt mnie tu nie dosignie, bo nikt nie zdy si
wznie powyej moich stp.
A nawet, nawet... ach, c za niedorzeczne przypuszczenie, jaka niemoliwo. Wic gdyby
nawet za spraw jakiej niemoliwoci wanie ujrzabym przed sob, na rwni, przeciwko mnie
zwrcone ostrze, to take si nie boj. Bowiem przyodziany jestem w zbroj takiej odpornoci, e
adne ostrze z najwiksz nawet si pchnite przebi jej nie zdoa. A wiem to na pewno, bo ta
zbroja ju wyprbowana.
I tu wreszcie, ach nareszcie, nastpuje kres jakiejkolwiek jego obawy. Wszystkie jego lki,
choby najmniejsze czy choby najbardziej urojone tu si skoczyy, na powierzchni stalowego
jego pancerza. Pod zbroj ju tylko spokj ma, wic teraz myli ju tylko o tym spokoju.
Triumfalnie, z ulg i ukojeniem myli, jaki on, ten spokj, ostateczny jest, bezbrzeny i
niezakcony.
Wtedy poczu, e co uderza,
Nie przez lasy...
Nie przez ki trzsawiska...
Nie o palisad...
Nie w mury zamku...
Nie w okute elazne drzwi wiey...
Nie w zbroj...
...tylko w zbroj, ale od jej wewntrznej strony. Najwyraniej co uderzao w pancerz od
rodka.
Zdrada! krzykn kasztelan. Zrzuci pancerz, porwa sztylet i pchn w to miejsce po lewej
stronie piersi, skd atakowa nieznany przeciwnik.
I umar.

Tygodnik Powszechny, 14-15/1983

STRANIK CHISKIEJ WAZY

W stolicy wielkiego, wspczesnego pastwa znajduje si muzeum, a w tym muzeum dzia
powicony sztuce orientalnej. Pord nader licznych eksponatw w tym dziale liczne nale do
rzadkoci i jako takie przedstawiaj ogromn warto zarwno kulturaln, jak pienin. Wrd
rzadkoci wyrnia si unikat, czyli egzemplarz jedyny swego rodzaju, jedyny na caym wiecie.
Poniewa jest to unikat jego warto kulturalna jest niezastpiona; a warto pienina
niewymierna w cenie.
Tym unikatem bya pewna chiska waza. Jej unikalno za tym wiksza, e znaleziono j nie
w caoci, ale w postaci tysica dziewiciuset osiemdziesiciu dwch skorup, a raczej
kawaeczkw. Kady z tych kawaeczkw odnajdywano po kolei przesiewajc w cigu pitnastu lat
mu rzeczny wydobywany z dna wielkiej chiskiej rzeki, mu suszony w specjalnych warunkach,
nastpnie przesiewany przez specjalne archeologiczne sita. Z odzyskanych w ten sposb czsteczek
odgadnito cao, oczywicie nie od razu, lecz stopniowo, w cigu nastpnych lat siedmiu. Za
jeszcze siedem lat musiao upyn, zanim zdoano waz, pi tysicy lat temu rozbit na tysic
dziewiset osiemdziesit dwa kawaeczki rozrzucone na dnie wielkiej rzeki sklei z powrotem,
czyli odtworzy j tak, jak bya.
Ze wzgldu na niewymiern po prostu warto tego eksponatu wyznaczono mu w muzeum
specjalne miejsce oraz przydano mu specjalnego stranika. Zazwyczaj stranicy w muzeach daj
baczenie na pewn ilo eksponatw jednoczenie, ale w tym wypadku zadaniem stranika byo
pilnowanie tylko tej jednej jedynej chiskiej wazy. w stranik mia wic zadanie atwiejsze ni
jego koledzy, ale te nieskoczenie bardziej odpowiedzialne.
Z uwagi na t wanie odpowiedzialno zadania dugo szukano, zanim wybrano
odpowiedniego kandydata. Mczyzn w sile wieku, bez naogw, zrwnowaonego, szczliwego
maonka i ojca, uczciwego, o silnym poczuciu obowizku. Obok wazy chiskiej ustawiono
krzeseko, na ktrym mia odtd siedzie przez osiem godzin dziennie, przez sze dni w tygodniu i
jedenacie miesicy w roku jedenacie, poniewa przysugiwa mu jeden miesic corocznego
urlopu. Na czas tego jednego miesica muzeum zamykano, aby dokona niezbdnych remontw i
reorganizacji.
Eksponat strzeony tak pilnie stranik nie spuszcza go z oka ani przez chwil, to wanie
byo jego zadaniem skutecznie by tym samym chroniony przed niebezpieczestwami, jakie gro
muzealnym eksponatom. Potencjalny rabu czy wandal, gdy zblia si do wazy w tumie
zwiedzajcych, wiedzia z gry, e tu nie ma dla niego adnych szans. Nieustanna i czujna
obecno stranika udaremniaa zawczasu kradzie czy nieobliczalny wybryk. Oddala si wic ku
innym rejonom, gdzie mg prbowa szczcia. O ile wic w cigu lat zdarzyy si w muzeum
kradziee i akty wandalizmu, to nigdy wobec wazy chiskiej, ani nawet w jej pobliu. Maksymalna
czujno sprawia, e wok wazy panowa maksymalny i nigdy niczym nie zakcony spokj.
w spokj nie usypia jednak czujnoci dozorcy. Przeciwnie. Im duej trwa, a mino ju
sporo lat, odkd zosta dozorc, i wci mijay nastpne tym czujniej pilnowa powierzonego mu
skarbu; tym podejrzliwszym okiem obrzuca zwiedzajcych. Bowiem dowiadczenie uczy, e im
duej co si nie zdarza, tym bardziej ronie prawdopodobiestwo, e si zdarzy. Za jednoczenie
niezmierna warto wazy wcale nie przestawaa by niezmiern wraz z upywem lat, w cigu
ktrych nikt nie prbowa na ni zamachu, lecz rwnie przeciwnie rosa, nie w liczbach, bo
niewymierno, czyli nieskoczono, rosn nie moe, lecz w sile legendy i mitu. Bowiem im
duej trwa nietykalno mitu, tym bardziej wzrasta mit i tylko profanacja moe ten wzrost
zatrzyma. Wic do owej chiskiej wazy coraz to wiksz przywizywano wag jako do wartoci
kulturalnej i materialnej coraz to bardziej legendarnej.
Powoli lecz stale str bezcennej wazy zblia si do wieku emerytalnego. W dalszym cigu
prowadzi szczliwe ycie rodzinne, awansowa w uznaniu za sub penion tak nienagannie w
cigu tylu lat i dziki oszczdnociom jak wiadomo, by czowiekiem bez naogw sta si
wacicielem maego domku z ogrdkiem.
Nadszed nareszcie dla niego ostatni dzie suby, ju nazajutrz mia przekaza swoje
stanowisko nastpnemu pokoleniu i znale si w stanie emerytalnego spoczynku. W
recepcyjnych salach trway przygotowania do uroczystoci. Wieczorem miano poegna
zasuonego pracownika, wrczy mu medal i dyplom uznania, po czym mia odby si bankiet z
udziaem dyrekcji, przedstawicieli ministerstwa i kolegw. Jak zwykle obj posterunek, lecz po raz
pierwszy ogarnity przeczuciem, e stanie si co nadzwyczajnego. Bo oto jego szsty zmys
stranika, w dodatku rozwinity przez trzydzieci lat suby, podpowiada mu, e dzisiaj zdarzy si
co, co dotd nie zdarzyo si nigdy. Jego niepokj by wic zrozumiay. Obawia si, e wanie
dzisiaj, kiedy po raz ostatni peni swj obowizek, w obowizek, z ktrego zdoa wywiza si
nienagannie a przez lat trzydzieci kto targnie si na wito, ktr chroni, i zrujnuje ca jego
karier, jeeli on witokradztwu zapobiec nie zdoa.
Zaostrzy wic sw dotychczasow, przez tyle lat wiczon i wzmagan czujno do
ostatecznoci. Niemal przeszywa wzrokiem kadego, kto zblia si do sanktuarium, przewidywa
kady krok i kady ruch, wyprzedza kady szelest i kady niemal oddech. Zamiera w
nieustajcym pogotowiu, by za najmniejsz oznak zagroenia skoczy, zapobiec, nie dopuci i
udaremni. Jake wolno mijay sekundy przez wiele, wiele godzin. Za im duej nic si nie dziao,
tym bardziej roso jego przekonanie, e nareszcie co sta si musi.
Ju byo pne popoudnie, ju zmierzch i bliski koniec udrki. Lecz tymczasem jego
przeczucie niezwykego wydarzenia zamienio si w pewno i kiedy rozlegy si dzwonki,
oznaczajce publicznoci, e czas opuci muzeum, nie mg uwierzy, e dzie min i nic si
jednak nie stao. Ani dzisiaj, ani przez ostatnie trzydzieci lat.
Nie mg uwierzy do ostatniej chwili, nawet wtedy, kiedy ostatni zwiedzajcy znika w
odlegych drzwiach, i pniej, kiedy w muzealnej sali pozosta ju tylko on sam, sam jeden obok
chiskiej wazy, w dalszym cigu nietknitej, nienaruszonej. I bezcennej.
Rozbi j byo atwo. Dokona tego z atwoci w cigu paru sekund, przy pomocy laski. Od
pewnego czasu cierpia na reumatyzm i nosi grub lask. Rozbiwszy eksponat na tysic
dziewiset osiemdziesit dwa kawaki pomnoy jeszcze t liczb przez trzy miadc kady
kawaek z osobna obcasami. Nastpnie opuci muzeum bocznym wyjciem, nie zauwaony przez
nikogo.
Oddala si z poczuciem, e jego ycie nie mino bez sensu. Bowiem okazao si, e jego
trzydziestoletnia czujno bya cakowicie uzasadniona. Niebezpieczestwo, ktremu mia
przeciwdziaa, okazao si realne. W dodatku czu si rzeko, jakby odmodzony. Nawet nie o
trzydzieci, ale o pi tysicy lat.

Tygodnik Powszechny, 10/1983

KRAWIEC

Krawiec wpisa ostatni wymiar do notesu, zwin tam i zapyta:
Pan yczy jednostronne czy dwustronne?
To znaczy, dwurzdwk czy jednorzdow?
Nie. Pan yczy sobie mie ubranie zwyczajne, z materiau, co ma dwie strony, czy ekstra, z
takiego, co wyglda tylko z jednej strony.
Jak to... wyglda...
To znaczy, co jest tylko z jednej strony.
A druga?
Drugiej w ogle nie ma.
Przyjrzaem mu si uwaniej. Krawiec jak krawiec. Przecitny, maomiasteczkowy,
introwertycznie melancholiczny, bez perspektyw. I nagle co takiego...
To jednostronne bdzie tasze? zapytaem, nie tyle dbajc o cen, ile eby nie ujawni
zaskoczenia. Krawiec powiedzia to tak powanie, jakby chodzio o rzecz oczywist, ktra nie
powinna mnie dziwi. Ale moe to by tylko art.
Nie, drosze oczywicie.
Dlaczego? Dwie strony to wicej ni jedna.
Ale jedna to lepiej ni dwie.
Dlaczego lepiej?
Bo z jedn nie ma wtpliwoci. Jest tylko jedna i ju. A z dwiema s zawsze kopoty.
Jakie kopoty?
Nigdy si panu nie zdarzyo woy czego na lew stron?
Owszem, ale ostatecznie jaki to kopot...
Taki, e wtedy pan jest po prawej stronie.
Wystarczy zdj i przeoy na praw.
A wanie. I wtedy jest pan po lewej. Zawsze jest pan po jakiej stronie. Jak nie prawej, to
lewej, jak nie lewej, to prawej. A z jednostronnym tego nie ma.
Ale wtedy te jestem po jakiej stronie tej jednej strony.
Nie, bo ta jedna strona ma tylko jedn stron. Z drugiej strony w ogle nie ma adnej
strony, wic pan nie moe po niej by.
Ale wobec tego, jeeli jestem po tej stronie, ktrej nie ma, to gdzie jestem?
Nigdzie, oczywicie. Ale to musi kosztowa.
Duo?
Krawiec spojrza do notesu, potem wykona kilka mnoe i doda wyniki.
Tyle powiedzia, podsuwajc mi notes i wskazujc sum kocem owka.
Jezu! krzyknem. Kogo na to sta!
Nikogo rzek krawiec i zamkn notes. Wic jak?
Niech pan szyje zwyczajne.

Tygodnik Powszechny, 28/1983

HODOWLA

Przyszed do mnie Kogut, bardzo zdenerwowany.
Podobno Lis zakada hodowl kur. To niedopuszczalne.
Dlaczego? Hodowla to organizacja, czyli cywilizacja.
Jak to, dlaczego. Przecie wiadomo, do czego Lisowi potrzebne s kury. To jest zbrodnicze
przedsiwzicie. Naley przeciwdziaa.
Jak?
Musimy rozmwi si z Lisem.
Ja te?
Chod ze mn, potrzebuj ci jako wiadka.
Lisa zastalimy przed lokalem dopiero co wynajtym. Wanie przybija do drzwi tabliczk:
Hodowla drobiu. Kierownictwo: Lis.
Zdejm to w tej chwili! krzykn Kogut.
Dlaczego? To jest solidna firma i musi posiada swoje biuro.
Ty, powiedz mu zwrci si do mnie Kogut.
Kogut obawia si, e zakadanie hodowli drobiu przez Lisa jest niewaciwoci.
Tak myli? zmartwi si Lis.
To moe wywoa reperkusje. Krytycyzm, mona sdzi, uzasadniony, to znaczy pewne
podejrzenia, przypuszczenia co do rzeczywistych celw przedsibiorstwa.
Doprawdy? A czemu to?
Z uwagi na twj stosunek do kur.
Ja mam czyste intencje, a ludzie mwi byle co. Mnie chodzi o dobro kur. Pragn im
zapewni godziwe warunki egzystencji.
Aha, czyste intencje! oburzy si Kogut szyderczo. A jaki bdziesz mia personel?
Te lisy, oczywicie. Sami fachowcy.
Prosz zwrci si do mnie Kogut. Czy to nie jest bezczelno?
Obawiam si, e Kogut ma racj. Hodowanie kur przez lisy, tego opinia publiczna nie moe
przyj bez zastrzee.
Lis zamyli si gboko.
Ha, jeeli obaj jestecie tego zdania... Mog si wycofa. Ja osobicie nie mam adnych
ambicji. Ja tylko chciaem dobrze dla kur.
Rezygnujesz naprawd? zapyta Kogut z niedowierzaniem.
Oczywicie. Tylko mi al, e upada tak pikny projekt majcy na celu dobro spoeczne.
Ustpujesz bez sprzeciwu?
Jak mam ci inaczej przekona, e mnie wcale nie zaley ani na interesie, ani na
kierowniczym stanowisku?
Jako nie mog ci uwierzy.
Wobec tego zamy hodowl lisw przez kury.
Powanie?
Jeeli nie wypada, eby lisy hodoway kury, to niech kury hoduj lisy. W ten sposb opinia
publiczna bdzie zadowolona. Ja bd poza wszelkim podejrzeniem. Tym bardziej, e ciebie
mianujemy dyrektorem.
Dlaczego mnie? zdziwi si Kogut, ale jako nie za bardzo.
Nie widz lepszej kandydatury. Jeste wybitnie uzdolniony, energiczny, a przy tym pikny.
Dyrektor powinien mie dobr prezencj.
Musz to przemyle rzek Kogut po chwili. Ostatnio jestem bardzo zajty.
Czy moemy jednak liczy?
Niczego nie obiecuj. Ostatnio proponuj mi wiele kierowniczych stanowisk.
To zrozumiae. Bdziemy jednak czekali. Rozstalimy si. W par dni potem przechodziem
tamtdy. Na drzwiach lokalu widniaa tabliczka: Hodowla lisw. Kierownictwo: Kogut.
W poczekalni toczyy si mode, tuste, smakowite kury.
Czy jest pan dyrektor? zapytaem kur w sekretariacie.
Zajty. Wanie angauje personel. Poczeka pan?
Nie, moe innym razem.
W parku spotkaem Lisa. Siedzia na awce i czyta gazet.
Co porabiasz? zapytaem.
Na razie nic. Czekam na otwarcie tego przedsibiorstwa odrzek i obliza si.

Tygodnik Powszechny, 24/1983

PICA KRLEWNA

Na ou wrd kwiatw, pod wiekiem z krysztau spaa pica Krlewna.
Bya pikna, dobra i rozumna, lecz jej uroda, dobro i rozum spay wraz z ni. Bya, lecz spala,
wic jakby jej nie byo. Tylko jej uroda ukazywaa si przez wieko przeroczyste, ale nie zalety jej
charakteru. Od niepamitnych czasw pogrona we nie, a yczliwe krasnoludki otaczay j
koem, broniy przystpu zbjcom i dzikim zwierztom. One wiedziay, e tylko Wdrowny
Krlewicz mia prawo zbliy si do niej. Ale nie byo pewne, e Krlewicz przyjdzie ani te, e
nie przyjdzie.
Jaka wic bya ich rado, kiedy pewnego majowego ranka zobaczyy wierne krasnoludki
Krlewicza, co wdrujc, szczliwym trafem zapuci si w te okolice. Tutaj! Tutaj! zaczy
woa i ju zdejmuj wieko krysztaowe.
Zbliy si Krlewicz. Patrzy i widzi jake pikna jest ta pica Krlewna. Ulegajc
przemonemu odruchowi, nachyli si i zoy pocaunek na jej ustach bladoranych. Tak wanie,
jak byo przewidziane.
Krlewna oczy otwiera, budzi si i widzi pochylonego nad ni Krlewicza. Zarzuca mu na
szyj ramiona, a krasnoludki dookoa tacz z radoci. A rwnie z zadowolenia, e skoczy si ich
dyur przy Krlewnie i nareszcie bd mogy si zaj swoimi sprawami.
Kiedy krasnoludki oddaliy si w podskokach, Krlewicz nadal trwa w objciach Krlewny,
a ona go obejmowaa. A zaczy go bole plecy, nieznacznie przysiad wic na krawdzi oa
krysztaowego, lecz wci nad Krlewn nachylony i wci przez ni obejmowany zasadniczo
pozycji zmieni nie mg. Wic po jakim czasie zapyta:
Co teraz bdzie?
Teraz pozostaniemy tak na zawsze odpara Krlewna.
Na zawsze? zdziwi si Krlewicz.
Oczywicie. Czy nie po to mnie obudzie skadajc pocaunek na moich ustach
bladoranych?
Ale, Krlewno moja, czy nas to nie znudzi?
Nie rozumiem, o czym mwisz. Przecie to jest szczcie.
Stropi si Krlewicz i ju nie dyskutowa, bo mu nie wypadao. A po jakim czasie znowu
sprbowa, lecz tym razem starajc si swj subiektywny punkt widzenia przedstawi niejako
obiektywnie.
Widzisz, moja droga Krlewno, subiektywnie najzupeniej si z tob zgadzam, ale
obiektywnie rzecz przedstawia si tak: jestem Wdrownym Krlewiczem, tak zaprogramowanym,
to znaczy do tego przeznaczonym, eby wdrowa po wiecie w poszukiwaniu picych
Krlewien. Jak tylko jak pic Krlewn widz, zbliam si i skadam pocaunek na jej ustach
bladoranych. Wtedy ona si budzi, ale co potem, to ju nie jest w moim zakresie. Wic mnie od
pocztku w drog by trzeba.
Jakich picych Krlewien?... Przecie to ja jestem pica Krlewna.
O, tak! Oczywicie. To znaczy Krlewna jak najbardziej, ale ju nie pica. Ty ju nie
pisz, podczas kiedy inne, biedaczki, wci jeszcze pogrone s w gbokim nie i czekaj na
przebudzenie.
Jakie inne? zapytaa Krlewna takim tonem, e Krlewicz wola ju nie rozwija tematu.
A, jakie tam. Mniejsza z tym.
Krlewna poprzestaa na tej niewystarczajcej odpowiedzi, poniewa jako si rzeko bya
rozumna. Wic tylko, teraz ona z kolei, postaraa si przedstawi Krlewiczowi swj subiektywny
punkt widzenia niejako obiektywnie:
Masz racj, e jestem Krlewn, ale ju nie pic. Ale przecie to ty wanie mnie
obudzie i teraz ju nie zasn. Wic jeeli teraz ty sobie pjdziesz i nie bd ci ju trzyma w
moich ramionach, to kim mam by i co ze sob zrobi?
Zafrasowa si Krlewicz.
To jest rzeczywicie problem i coraz silniejsze mam wraenie, e ta bajka jest fatalnie
napisana. Autor zaprogramowa nas w taki sposb, e wszystko si zgadza tylko do pewnego
momentu, a potem zaczynaj si sprzecznoci. Potrwajmy wic w tej pozycji, a moe autor si
zreflektuje, co skreli, co doda, co zmieni... I moe rzecz si wyjani.
Tak powiedzia Krlewicz, cho plecy bolay go coraz bardziej, lecz rozumia pooenie
Krlewny i szczerze z ni sympatyzowa. Trwali wic, lecz ani Krlewna nie bya szczliwa, bo
nie miaa pewnoci, e bd tak trwali wiecznie, ani Krlewicz, bo nie by pewien, e tylko
tymczasowo. A po pewnym czasie Krlewicz tak si odzywa:
Zapalibym sobie, ale mi si skoczyy zapaki. Czy pozwolisz, e po zapaki sobie skocz?
Ale czy wrcisz? zapytaa Krlewna, poniewa bya mdra.
Oczywicie, e wrc. Ja tylko po zapaki i z powrotem. Okropnie pali si chce.
Zamylia si Krlewna. Z jednej strony jej mdro nakazywaa jej sceptycyzm, z drugiej
strony jej dobro a bya dobra, jako si rzeko sprawiaa, e byo jej al Krlewicza gnbionego
godem nikotyny. Jake tu tak mczy ukochanego. Wic powiedziaa ze smutkiem, bo mdro z
dobroci si nie pogodziy:
Id.
Poszed Krlewicz. Pali mu si rzeczywicie chciao i zapaek rzeczywicie potrzebowa
wic pod tym wzgldem by prawdomwny. Co do reszty... Mia nadziej, e przy pomocy tej
czciowej prawdy uda mu si zaguszy wyrzuty sumienia w sprawie caoci. Bo caa reszta bya
kamstwem. Wic Krlewicz mia nadziej, e czciow prawd odkupi w sumieniu swoim
kamstwo caociowe. Ponn, oczywicie.
Jak ponna bya to nadzieja, zaraz si przekona. Bo za kar zosta zamieniony w ab,
w ohydn ropuch. I tak dugo ma t ropuch pozosta, a wedug innej ju bajki spotka pewn
Krlewn, ktra bdzie miaa a tak dobre serduszko, e nie zwaajc na ohyd paza zoy swymi
ustami bladoranymi pocaunek na jego zawrzodziaej mordzie. Wtedy dopiero z powrotem si w
Krlewicza zamieni.

Tygodnik Powszechny, 12/1983

W RODKU TRANSPORTU

Tak, tego si spodziewaem, tego si baem, to musiao si sta. Staruszka miaa lat sto, czy
tylko osiemdziesit, wszystko jedno nie zaliczaa si do osb, ktre mimo podeszego wieku do
maj si i zdrowia nie tylko eby y, ale jeszcze eby upomina si o prawo do ycia. Zatrzymaa
si tu przede mn i naprawd saba bya i chora, chora ze staroci i pewnie na dodatek na jak
chorob, zbyt saba, eby spojrze na mnie wzrokiem penym oburzenia, wyrzutu bodaj. Raz tylko
na mnie popatrzya, ale pokornie, z niepewn i niemia prob, a widzc, e bez skutku
zawstydzia si, jak gdyby zadawszy prawa, ktre jej nie przysuguje, jak gdyby przepraszajc za
bezczelno, i ju tylko wpatrywaa si w podog, a moe w swoje wasne wewntrzne
nieszczcie.
Staa nie tyle przede mn, ile nade mn, bo ja siedziaem wygodnie, mody i rumiany
czowiek, i co gorsza, z rakiet tenisow na kolanach, co wskazywao, e byem zdrowszy i
silniejszy nawet od wielu ludzi w moim modym wieku, nie wszyscy przecie uprawiaj sport. Mj
biay strj, niezwyky o tej porze i w tym autobusie wypchanym szarymi ludmi, wiadczy, e
jestem wolny od codziennej, niewolniczej pracy i bez troski o rda utrzymania. Jeeli ktokolwiek
powinien ustpi jej miejsca tym kim byem przede wszystkim ja.
Moe dlatego wanie nikt inny si nie pokwapi. Woleli skaza mnie na swoje powszechne
oburzenie, na prgierz swoich nienawistnych (jake susznie nienawistnych) spojrze, woleli swoje
prawo do witego na mnie oburzenia i swoje zadowolenie z egzekwowania tego prawa, ni uly
staruszkowej doli. Gdyby ktry z nich wola miosierdzie i solidarno pozwoliby staruszce
usi, ale wtedy wanie osaboby to podniecajce napicie publicznego oskarenia, ktremu
byem poddany. Incydent byby zaegnany niejako. A wanie owej rozkoszy rozkoszy susznego
oskarenia, susznego gniewu nie chcieli si wyrzec. Ten gniew by ich nieoczekiwanym witem,
ich luksusem w pustej biedzie powszedniego autobusu. Krzepki, sprawiedliwy gniew ich wypeni
za moj przyczyn, a jeszcze przed chwil pdrzemic nie mieli pojcia, czym by tu siebie
wypeni, szukali czego w sobie niemrawo i bez nadziei. C za niespodziewana aska, podarunek
losu. Dlaczeg by wic mieli si jej wyrzeka?
Byle tylko nie skonaa, zanim wysidzie z autobusu modliem si udajc, e obserwuj
ruch uliczny i fasady kamienic, co mi pozwalao nie dostrzega niby jej obecnoci ani obecnoci
innych pasaerw. Wtedy bym si ju w ogle z tego nie wykrci, pobiliby mnie na pewno, a kto
wie, moe i przed sd powlekli? Spoeczestwo lubi uprawia publicznie cnoty. Skaany za
wspprac ze zgonem. I moja fotografia w gazetach, najpierw w tenisowym stroju, a potem w
drelichu wiziennym, z opat, na tle pejzau przedstawiajcego jakie na szerok skal zakrojone
roboty wodno-melioracyjne powierzone ofiarnej pracy mieszkacw obozu pracy. eby podkreli
klasowy charakter mojego moralnego przestpstwa.
A moe mi si poszczci i nie tylko tu przede mn, siedzcym, nie umrze na stojco, ale
przeciwnie, wysidzie na nastpnym przystanku, ktry wanie si zblia? Nie, oczywicie nie
wysiada, autobus znowu ruszy i jedziemy dalej w komplecie: ja, ona i oskarycielski chr.
Jak zwykle nie spenio si adne skrajne przypuszczenie ani nadzieja, ani obawa. Ugodziy
si midzy sob, strach opuci poow, nadzieja poow i ostatecznie staruszka wysiada, ywa, ale
dopiero na ostatnim przystanku.
Koo pnocy autobus zajecha do remizy. Poza kierowc i mn nie byo w nim ju nikogo.
Kierowca wysiad, ja zostaem. Po czym weszli ci dwaj z narzdziami i odkrcili ruby, solidne,
kada z podkadk pod mutr, z gowic typu Philips, zakrcone do maksymalnego oporu
pneumatycznym, nie rcznym rubokrtem dla wikszej pewnoci przy pomocy ktrych byem
przymocowany do siedzenia.

Tygodnik Powszechny, 21/1983

KOEGZYSTENCJA

Ksidz proboszcz zasta w domu diaba. Ten mia na gowie czerwon, dokejsk czapeczk,
siedzia przy stole i patrzy na czowieka ksidza w tym wypadku uwanie. Bowiem diabe,
w przeciwiestwie do czowieka, nie jest roztargniony. Nie podzielony midzy dobro i zo, a tylko
cakowicie powicony zu, wolny jest od rozterki, co pozwala mu zachowa pen koncentracj w
kadej sytuacji.
Dziao si to o zmierzchu, kiedy ksidz wrci do domu po spenieniu codziennych
obowizkw parafialnych. Ujrzawszy diaba, westchn jak drwal, ktry przez cay dzie cina
sosny w lesie, a wieczorem zobaczy, e w jego izbie wyrs tymczasem db.
Wiedzia jednak z dowiadczenia i wyksztacenia, e diabe trwa, to znaczy nie podlega
fluktuacjom, przypywom i odpywom, wzmaganiu i zanikaniu, rytmowi pracy, i odpoczynku, snu i
jawy. Wic nie zdziwi si a tak, jakby si zdziwi drwal, a tylko i tu odpowiednie jest
porwnanie z drwalem podwjnie odczu zmczenie.
Czego? zapyta krtko i niezbyt gocinnie.
Waciwie to niczego, po prostu jestem odpar diabe. Ksidzu przyszy do gowy
wszystkie interpretacje diabelskoci, wszystkie moliwe spekulacje na temat natury diaba oraz
egzorcyzmy. Odruchowo przymierzy do sytuacji ten, to znowu inny sposb na wypdzenie diaba.
Byo ich jednak tyle i po dniu penym czynnoci czu si tak wyczerpany, e nie zdecydowa si na
aden. Ju chcia powiedzie: No to sobie bd, ale powstrzyma si, bo taka zgoda na istnienie
za byaby niewaciwoci.
Rozumiem powiedzia diabe. Ale si nie obawiaj. Ja te dam spokj, nie bd ci ani
kusi, ani mota adnych intryg i podstpw. Posiedz sobie, to wszystko.
Oczywicie kamie pomyla ksidz. Kamstwo ley w jego naturze. Naleaoby go
przepdzi. Jeeli chce sobie posiedzie i nic wicej, to dlaczego akurat u mnie, dlaczego nie gdzie
indziej? Ale niech najpierw zdejm buty i wo pantofle. Gdybym by modszy... Ale wiek robi
swoje. Nie jestem ju tak szybki jak dawniej.
Zdj buty woy pantofle, zaparzy herbat. Ktem oka obserwowa diaba. Ale ten
dotrzymywa obietnicy. Nie odzywa si, siedzia skromnie, nie zdj nawet czapki, co wskazywao
na to, e nie zamierza si rozgoci, i w ogle nie przejawia adnej z tych aktywnoci i
przedsibiorczoci, z ktrych by znany.
Wypiwszy herbat ksidz, nie tyle z chci lektury, ile eby zyska na czasie, wzi do rki
ksik o treci niekontrowersyjnej. Ale dziki temu wanie powieki, ktre z trudem utrzymywa
nad renicami, zaciyy mu jeszcze bardziej, nie mg ich utrzyma. Kiedy drzemka zamieniaa si
w pdrzemk, widzia diaba bez zmian, grzecznie siedzcego przy stole, ale jakby w oddaleniu.
Ciekawe, e mi jednak nie przeszkadza. Powinien przecie czego chcie ode mnie, a nawet jeeli
niczego na razie nie chce, podejrzenie, e to tylko podstp, powinno mi nie dawa spokoju. Nigdy
dosy czujnoci wobec diaba. Zabior si do niego, ale nieco pniej, kiedy wypoczn.
Jeszcze tu jeste? zapyta, kiedy ponownie ockn si z drzemki. Diabe potwierdzi tylko
skinieniem gowy. By oczywicie i najwidoczniej, to nie wymagao a sownego potwierdzenia.
Siedzia nadal skromnie, jak gdyby w poczekalni, to znaczy jakby nie mia adnego interesu w tym
pomieszczeniu, w ktrym si znajdowa, nie zdjwszy nawet tej swojej czerwonej, groteskowej
czapeczki. Nie jest napastliwy pomyla ponownie proboszcz, a jeeli co knuje, zawsze bdzie
do czasu, eby temu zapobiec. A poza tym... i tdy chcia proboszcz zaegna pewne jednak
wyrzuty sumienia Jeeli nawet jest tutaj, to znaczy, e nie ma go gdzie indziej. Mnie on nie
szkodzi, tu go mam na oku i dopki tu jest, nie moe szkodzi innym nie bdc tam, gdzie go teraz
nie ma. Ostatecznie lepiej tak, ni go przepdzi, czyli wysa go dokd, gdzie nie wiadomo jakie
szkody by poczyni. Niech sobie wic siedzi, bo jeeli kto na tym traci, to tylko on sam.
I uoy si do snu ju na dobre i spdzi pierwsz noc z diabem. Bo diabe, kiedy ksidz si
obudzi o wicie, siedzia nadal przy stole, wci w tej bazeskiej czerwonej czapeczce na gowie,
niezmiennie. Diabe nie podlega zmczeniu i nie potrzebuje wypoczynku. Ksidz zdziwi si, e
mimo obecnoci diaba spa jak zazwyczaj, gboko i bez zych snw.
Kiedy ksidz opuszcza domostwo, eby odprawi msz porann, diabe odprowadzi go do
drzwi spojrzeniem, nie ruszajc si jednak z miejsca. Tym samym spojrzeniem powita go
wieczorem, gdy ksidz powrci do domu. Zachowywa si jak wierny, dobrze wychowany pies, z
t tylko rnic na swoj korzy w porwnaniu z psem, e nie potrzebowa adnego starania i
opieki. Ksidz przypomnia sobie o wczorajszym postanowieniu, eby diaba przepdzi, ale
jednoczenie przypomnia sobie argumenty, ktre sprawiy, e nie przepdzi go wczoraj. On mi
nic nie robi, to i ja mu nic nie robi. U mnie jest nieszkodliwy. Kiedy ju musi by, to niech chocia
bdzie bezczynny. Lepiej, eby siedzia tu, gdzie mi nie szkodzi, ni eby std poszed i szkodzi
ludziom. A niech no tylko ze mn sprbuje, poka ja mu wtedy egzorcyzmy!
Lecz diabe nie prbowa. Wystrzega si jakiegokolwiek, najmniejszego bodaj konfliktu ze
swoim gospodarzem. Wszystko, czego potrzebowa, to tylko miejsce przy stole.
Kiedy nie by pytany, nie odzywa si, a ksidz nie pyta go o nic. Spokj za spokj. Moe
wyda si dziwne, e proboszcz nie korzysta z okazji, aby dowiedzie si czego o przeciwniku w
bezporedniej i niejako towarzyskiej rozmowie. Czy nie chcia wdawa si w adne z nim dyskusje
pamitajc, e z diabem dyskutowa nie naley? Zapewne. Wiedzia, e diabe tylko na to czeka.
Przecie dlatego wanie chcia go wyrzuci na pocztku, obawia si, e diabe tylko po to
przyszed, eby go wcign w rozmow. I pniej pozwoli mu zosta tylko dlatego, e diabe si
nie odzywa. Mia si wic na bacznoci, eby nie zacz tego, czego nie zaczyna diabe. Ale te
ksidz nie by ju czowiekiem modym i niedostateczna bya ju jego ciekawo. Zwaszcza w
porwnaniu z wysikiem, jakiego by musia dokona, eby j zaspokoi. Nie podjby tego wysiku
nawet wtedy, gdyby zasadnicze wzgldy nie wchodziy w gr. Wraca do domu zmczony,
znajdowa diaba na swoim miejscu, nie odzywali si do siebie. Ksidz szed spa, diabe czuwa.
I tak si midzy nimi uoyo.
Pewnego razu odwiedzi parafi biskup. Znalaz koci w doskonaym stanie, duszpasterstwo
wzorowe. Nie darmo proboszcz trudzi si od witu do nocy, dlatego przecie wraca do domu tak
zmczony, e nie zwraca uwagi na diaba.
Chtnie bymy obejrzeli jeszcze i plebani powiedzia biskup na zakoczenie.
Proboszcz przypomnia sobie, jakiego to domownika biskup u niego zobaczy, i przerazi si.
Ale odmwi nie mg. Przekonany, e oto koniec wszystkiego, pewny nieuniknionego skandalu,
bezgranicznej kompromitacji i nieobliczalnego nieszczcia, przeklinajc w myli diaba i swoj
wasn lekkomylno, dlaczego nie wyrzuci go z domu ju pierwszego dnia, dlaczego zwleka, na
co czeka otworzy drzwi. Wic jakie byo jego zaskoczenie i ulga, kiedy mieszkanie okazao si
puste. Diabe znikn. Proboszcz nie mg si oprze uczuciu wdzicznoci dla diaba, cho zdawa
sobie spraw, e uczucie to byo w najwyszym stopniu niewskazane, poniajce i niegodne. Diabe
bo diabe, ale kiedy trzeba, urnie zachowa si przyzwoicie i po koleesku.
Biskup rozejrza si i ju mia pochwali skromne, samotnicze gospodarstwo, gdy dostrzeg
czerwon dokejsk czapeczk, ktr diabe pozostawi na stole. Z niemym zapytaniem przenis
wzrok na proboszcza, bo wydao mu si dziwne, aby czcigodny opiekun parafii uywa tak
niepowanego, tak omieszajcego stan duchowny nakrycia gowy. Dziwne i niestosowne.
To... to mj siostrzeniec. Odwiedza mnie czasami skama proboszcz. Gdyby powiedzia,
e czapeczka naley do niego, byoby to rwnie kamstwo.
Biskup pokiwa gow ze zrozumieniem i wyrazi swoje oglne zadowolenie z caoksztatu.
Nastpnie odjecha, w dalszym cigu bardzo zadowolony. Kiedy proboszcz zosta sam w
mieszkaniu, diabe wyszed z szafy, w ktrej si by ukry. Zbliy si do proboszcza i ohydny
umiech tryumfu wykrzywi jego paszcz.
Wujku! zawoa radonie i otworzy szeroko ramiona.

Kultura, 3/1985

PODEJRZENIE

Przyszed do mnie Kogut, jaki zmartwiony, ale i podniecony.
Jest taka sprawa... zacz gosem powanym.
Ja te myl, e jest odparem. Ale jaka?
Zdaje si, e Lis jest yd.
A mnie zatkao.
Skd wiesz? zapytaem, kiedy mnie odetkao.
To si wie.
Ale dlaczego nie wiedziao si wczeniej?
Bo najpierw si nie wie, a potem si wie. Zawsze tak jest, nigdy na odwrt.
To co my teraz zrobimy?
Przede wszystkim nie trzeba, eby on wiedzia, e my wiemy. Wprawdzie on jest yd, ale
jednak Lis.
Susznie, jeszcze by pomyla, e my jestemy antysemici.
Niechby tylko sprbowa! wykrzykn Kogut.
O czym tak rozmawiacie? zapyta Lis nadchodzc.
O tym, e my waciwie bardzo lubimy ydw zapia Kogut.
Przesta... szepnem. Teraz mu ju dae do zrozumienia.
Dlaczego? zdziwi si Lis. ydzi maj zy charakter i bior kurcztka na mace.
Ukrywa si szepn do mnie Kogut.
Waciwie to masz racj powiedziaem do Lisa. ydzi precz do Palestyny!
Odwrotnie, ydzi precz z Palestyny! Zapniony jeste, czy co?
Nie jestem zapniony, tylko mi si pomylio.
To przez ydw powiedzia Lis. Oni zawsze myl.
Widzisz, jak udaje? szepn do mnie Kogut.
Mwi le o ydach, eby odwrci od siebie podejrzenie. Teraz ju nie ma adnej
wtpliwoci.
No, s wyjtki prbowaem zaagodzi, bo mi al byo Lisa. Zawsze to kolega, cho yd.
Niektrzy myl nienaumylnie.
Zwariowae? szepn do mnie Kogut. Przecie on naumylnie nas myli.
Wszyscy ydzi myl naumylnie, bez wyjtku stwierdzi stanowczo Lis. Wanie po
tym ich si poznaje.
Zrobia si cisza. Lis przyzna si. Nie wiadomo, jak teraz zareagowa.
Co tak nic nie mwicie? zdziwi si Lis. Bronicie ydw?
My? Nie, tylko tak jako... zaplta si Kogut.
Chyba bdzie padao prbowaem zmieni temat.
Co ty mi tu o pogodzie zdenerwowa si Lis. Krcicie co... A moe... A moe wy sami
jestecie, co?
My?! krzyknlimy chrem.
To czemu wy jako tak dziwnie...
Chodmy powiedziaem do Koguta. Nie bdziemy z nim rozmawia.
Susznie potwierdzi Kogut. Musz by jakie granice.
Odwrcilimy si i zaczli oddala.
Chwileczk! zawoa za nami Lis. Poczekajcie! Przecie ja tylko artowaem!
Ale mymy odeszli nie odwracajc gowy. Co bdziemy przestawa z tym ydem.

Kultura, 11/1985

KAPTUREK

Czerwony Kapturek szed przez las. Nis kosz z wiktuaami, by znudzony.
Najgorsze, e kiedy dojd do celu i zobacz tego parszywego wilka, bd musia udawa, e
nie wiem, o co chodzi. Bd mu zadawa gupie pytania: Babciu, dlaczego masz takie szpiczaste
uszy, dlaczego takie due zby... Potem dam si zje, a do kretyskiego epilogu, kiedy to dzielny
leniczy rozpruje wilkowi brzuch i wyzwoli mnie i babci. A potem wszystko od pocztku. C za
grafoman z brudn wyobrani napisa ca t bajk.
Czerwony Kapturek kopn muchomora, ktry sta mu na drodze.
To przynajmniej pomyla z satysfakcj obserwujc zdezintegrowanego grzyba nie byo
przewidziane programem. Ale takie mae dowolnoci nie rekompensuj deterministycznej zasady.
Oto ju domek babci. Czerwony Kapturek westchn i zapuka do drzwi.
Wej usysza gos. Wszed. Niby-babcia leaa jak zwykle na ku. Czerwony
Kapturek postawi kosz z ywnoci na stole i usiad na krzele obok ka.
Babciu, dlaczego masz takie szpiczaste uszy zacz recytowa, mylc o czym innym..
Babcia-wilk co odpowiedziaa, ale Czerwony Kapturek nawet nie usysza, bo wiedzia ju
z gry, co mia usysze. Przystpi do drugiej kwestii.
Babciu, dlaczego masz takie due zby.
... si powiedziaa babcia.
Co? zapyta Czerwony Kapturek, bo by tak znudzony i tak myla o czym innym, e
usysza tylko si na kocu, a to si nie zgadzao si z ustalonym tekstem. Rytualna odpowied
powinna brzmie: Aeby ci zje.
Powiedziaam: nie wygupiaj si, drogie dziecko. Jeeli ci si znowu wydaje, e to jest bajka,
a nie rzeczywisto, i e ja nie jestem twoj babci, ale przebranym wilkiem, to si mylisz. A teraz
poka, co przyniosa mi do jedzenia. Czerwony Kapturek westchn jeszcze ciej ni
poprzednio i opuci gow. Zrozumia, e prawdziwa nuda zaczyna si dopiero teraz.

Tygodnik Powszechny, 34/1983

COLT PYTHON

O tej porze bylimy jedynymi klientami. Instruktor odoy gazet i wyda nam naboje.
Wystrzelalimy, kady po magazynku dziesi sztuk.
Jaka pogoda na grze? zapyta, kiedymy adowali ponownie.
Soce, cho troch si chmurzy.
Wiosna ujem to bardziej caociowo, poniewa mam umys syntetyzujcy.
Wrcilimy na stanowiska. Znowu po dziesi sztuk. Instruktor patrzy krytycznie.
Te Standard maj sab precyzj. Moe panowie wezm specjalne, High Velocity.
Niech pan da zgodzi si Gerald.
Znowu pan znosi w prawo powiedzia do mnie instruktor, siedzc pod cian na zydelku i
popatrujc na moj tarcz z umiarkowanym zainteresowaniem. Mia wskie, szare oczka i bez
lornetki widzia, co si dzieje na bezpciowej, biaej sylwetce dziurawionej przeze mnie. Mogem
go sysze, bo nie naoylimy kaskw. Przy 22 RL nie jest to konieczne.
Po serii poszlimy sprawdzi. Mia racj. Tylko jeden czarny otworek w czerwonym kku.
Biaa sylwetka miaa serce w formie kka.
Obok Gerald studiowa swoj ofiar. Nie by szczliwy, cho mia rozrzut nieco mniej
kompromitujcy od mojego.
Najlepiej to strzelaj kobiety powita nas od niechcenia instruktor. Czeka na nas przy
stanowiskach.
Co pan powie! zdziwi si Gerald.
A tak. Takiej to wystarczy tylko pokaza co i jak i od razu umie.
Ma pan co wikszego? zapyta Gerald.
38 Smith and Wesson.
Bierzemy? zwrci si Gerald do mnie.
Jasne.
Naoylimy kaski. To znaczy Gerald i ja, instruktor nie potrzebowa. Ten kaliber daje te
bysk, a take ju troch szarpie. Nareszcie si czuje, e ma si co w rce. Ani porwnania z
tamtym. Poczuem si lepszy, znacznie lepszy. Dopki nie ogldnlimy tarcz.
Wrcilimy. Instruktor czyta gazet.
Pan mwi powanie? zapyta Gerald. O tych kobietach. Naprawd tak jest?
Nieraz przy tym byem. To fakt stwierdzony odoy gazet. Jeszcze po tuzinie?
Moe by zmieni... Co pan proponuje?
Colt Python 357 Magnum.
Tak, to byo to, o to chodzio. Poczuem ciepo w palcach, adujc cikie zote kluski do
komr, potem ciar w doni nagle jakby zdrobniaej...
Niech pan lew trzyma bardziej od dou poprawi mnie instruktor. Nogi bardziej ugite i
pamita o oddechu. Z tym nie ma artw.
Byskawica, huk, siwa mgieka... Huk jakby basem i ywy stwr w doniach za kadym razem
jakby sposzony, a silny. Nie denerwuj si, obaj jestemy silni. Bo teraz dopiero czuj moj moc, za
kadym wystrzaem wzrastajc, coraz to wiksz. I co nowego... uwiadamiam sobie przez
nozdrza, e to zapach, cierpki, suchy, podniecajcy jak tekila albo pieprzwka. Zrobio mi si
gorco.
Wreszcie zdejmuj kask. Ze stanowiska obok wyania si Gerald. Oczy mu byszcz.
mieje si i klepie mnie po plecach. Ja jego te i take si miej.
Idziemy! woa.
Idziemy! wtruj.
Zwycisko przemierzamy bunkier wzdu, ku tarczom.
Tam cichniemy.
Rozregulowany mi da, czy co... powiada markotnie Gerald, ogldajc swoj.
Moja te nie lepsza. A w ogle to tylko kilka trafie w sylwetk, reszta poza. Najgorzej jak
dotd. Wracamy przez beton. Teraz dopiero widz, ile tu betonu.
Powtrzy? pyta instruktor. Patrzymy na siebie z Geraldem.
Ja chyba ju musz i powiada on. A ty jak?
Udaj, e widz, ktra godzina na moim zegarku.
Ja take.
Podczas kiedy wypisuje rachunek, milczymy. Po chwili Gerald:
Z tymi kobietami... Jak by pan to wyjani? Dlaczego one s takie zdolne?
Bo im nie zaley na strzelaniu. Mczyzna si przejmuje, a kobieta nie, dlatego moe si
skoncentrowa.
Ale skd to si bierze?
Bo mczyzna chce by mczyzn. Chce si wykaza i si podnieca, a kobieta celuje
spokojnie.
Fakt przyznaje Gerald. Kobiecie nie zaley, eby si okaza mczyzn.
Po betonowych schodkach na gr, a tam po dywanach do kasy. W gablotach za szkem
oprawnym w maho lni rzdy broni. Firma zaoona w 1812 roku. Soneczne wiato z ulicy.
Czy dobrze si panowie bawili? zagaduje nas wesoo moda i adna kobieta, inkasujc.
Dzikuj, wymienicie odpowiada jej Gerald. Na ulicy sprawdzilimy rachunek.
Najdrosza oczywicie bya amunicja do Colt Python 357 Magnum.

Tygodnik Powszechny, 30/1983

EPIDEMIA

Kiedy byem dzieckiem, a nawet modziecem, nie podejrzewaem niczego. Moe mi nie
powiedziano, eby mnie nie straszy? Ale zauwayem pniej, a teraz ju wiem na pewno, e na
wiecie panuje jaka dziwna zaraza.
Cholera, tyfus i jeszcze inne maj swoje nazwy i symptomy. Z nich nie robi si tajemnicy.
Kiedy zdarzaj si ich epidemie wszyscy o nich mwi i w ogle jest wielka sprawa. Ale i to
wanie jest ciekawe chorzy na te choroby zdrowiej, niewielu, ale jednak niektrzy to znaczy,
e te choroby nie s miertelne w kadym wypadku. Natomiast ta, ktr ja odkryem zabija na
pewno. Od niepamitnych czasw nikt, ale to nikt jej nie przey. A jednak o niej si nie mwi,
a nawet jeeli si mwi, to nie nazywajc jej po imieniu. Czy dlatego, e nikt nie wie, jak ona si
nazywa? A nawet jakie s waciwie jej objawy?
Cholera czy tyfus wybuchaj od czasu do czasu, wtedy ma si wielu znajomych, ktrzy na nie
choruj, ale potem przez cae dziesitki lat nie spotkasz nikogo, kto by chorowa na tyfus czy
choler. Szukaj ze wiec, a nie znajdziesz. Natomiast ta dziwna zaraza, o ktrej mwi, grasuje
zawsze i nieustajco. Im wicej czasu mija, tym wicej masz znajomych, ktrzy jak si okazao
na ni chorowali. Zapadli na ni dosownie, pod ziemi.
Wic zaczynam przypuszcza, e ona ma co wsplnego z czasem. Najlepiej to wida na
przykadzie mojego dziadka. Kiedy by mody y. Tak samo w rednim wieku. Ale mino
jeszcze troch lat i co powiecie? Ju go nie ma. Po prostu ju nie yje. Dlaczego y, kiedy by
mody, a pniej ju nie? Dlaczego nie odwrotnie? Musi w tym by jaka gboka przyczyna.
Kiedy spojrzymy szerzej ten zwizek midzy czasem a zaraz ukazuje si jeszcze
wyraniej. Na przykad ani jeden, powtarzam, ani jeden czowiek urodzony przed pierwsz poow
ubiegego stulecia nie yje do dzisiaj. Jest to absolutna regua. Poza pewn granic ilo lat nie ma
ju znaczenia. Wzgldem tych, co umarli piset lat temu, tak samo jestemy pewni, e nie yj, jak
wzgldem tych, co umarli lat temu piset siedemdziesit trzy albo tysic. Tylko do setki moemy
jeszcze co rozrnia. Tak, niewtpliwie czas ma co z tym wsplnego.
Naleaoby wic alarmowa, moe wybiec na ulic i krzycze. Nieraz mam na to ochot,
zreszt to jest obowizek jednostki podnosi alarm, kiedy jednostka zauway zbiorowe
niebezpieczestwo. Ostrzega, woa gono, wskazywa na nie. Spoeczestwo powinno si
zjednoczy i wsplnie wystpi przeciwko zagroeniu. Czy ja wiem jak... Od tego przecie mamy
rzdy, partie polityczne i w ogle organizacj spoeczn. Ale co wyjd na ulic, to nie mog
wydoby z siebie gosu. Wydaje mi si, e panuje powszechna zmowa milczenia. e kiedy zaczn,
wezm mnie za wariata, cho dobrze wiedz, e to prawda, to, co bym krzycza. A tylko udaj, e
nie wiedz o niczym, i nikomu nie pozwol o tym gono mwi. Spisek jaki czy co,
sprzysienie? Ale spisek do spki z kim, z zaraz? To si nie mieci w gowie.
Pozostaje mi wic samemu obmyla rodki zaradcze. Bo z wolna powstaje we mnie
podejrzenie, e to wszystko odnosi si nie tylko do moich znajomych czy nieznajomych, do ludzi,
ktrzy byli i ju ich nie ma, ktrzy s i ktrych nie bdzie. A co, jeeli ja sam jestem zagroony?
Dawniej wydawao mi si to niemoliwe, nie mylaem o tym po prostu. Ale teraz...
Bo yj moe na tym wanie polega ta choroba. Tak, chyba na tym.
Wic czybym ja take mia umrze z tego powodu?

Tygodnik Powszechny, 36/1983

SEKRET

Pn jesieni przyby do naszego miasteczka profesor sztuk magicznych Diabolo. Zatrzyma
si w hotelu Pod Archanioem i wynaj sal teatru Progres na trzy wieczory.
Do najciekawszych punktw programu naleao ucinanie gowy. Asystentka profesora
Diabolo, moda i pikna kobieta w czarnej, aksamitnej sukni z duym dekoltem siadaa na krzele,
a profesor sta obok. W rku trzyma stalow pi.
Zdejmowaa sznur pere ze swej dugiej, biaej szyi i wrczaa go profesorowi, ktry kania
si jej i wkada pery do grnej kieszonki swego rwnie czarnego stroju. Nastpnie przykada pi
do jej biaej szyi i zaczyna piowa.
Po przepiowaniu gowa kobiety spadaa na jej kolana, kobieta ujmowaa j oburcz,
wstawaa i kaniaa si publicznoci, trzymajc w rkach swoj gow. Profesor kania si obok.
Wrd oklaskw kobieta osadzaa swoj gow z powrotem na swojej szyi, a profesor, z t
sam wyszukan galanteri co przed piowaniem, oddawa jej pery. Ona zdobia si nimi
ponownie, profesor najuprzejmiej podawa jej rami i razem, umiechnici, wychodzili za kulisy.
Jako pocztkujcy wsppracownik czasopisma Kko rodzinne udaem si do hotelu Pod
Archanioem, aby przeprowadzi wywiad z par artystw. Oznajmiono mi, e profesor wyszed,
za jego asystentk zastan w sali restauracyjnej, gdzie spoywa niadanie. Pora bya ju prawie
poudniowa, lecz artyci wstaj pno i pno jedz niadania. Zastaem j przy stoliku pod oknem,
sam. Sala bya ju, jeszcze pusta.
Przeprosiem za nie zapowiedzian wizyt powoujc si na obowizki reportera. Nie bya ani
niechtna, ani szczeglnie przychylna moim odwiedzinom. Przed ni staa filianka kawy, ale
bueczki byy nietknite.
Z dyskretn ciekawoci patrzyem na jej szyj, odsonit, nie tak jak podczas wystpw na
scenie (teraz miaa na sobie prost sukni z cienkiej flaneli, w drobny, kwiatowy wzorek),
dostatecznie jednak. Cho nie a tak gadka i biaa jak poprzedniego wieczoru w teatrze, kiedy j
widziaem z pewnej odlegoci i w wietle reflektorw, bya to nadal pikna szyja i przede
wszystkim bez ladu okrutnej operacji, bez najmniejszej nawet blizny czy zadranicia.
Pogratulowaem jej sukcesu, opowiedziaem o entuzjazmie publicznoci wyraonym nie tylko
oklaskami, ale te w prywatnych komentarzach, ktre zasyszaem wrd tumu. Wszyscy byli
jednomylnie zachwyceni, ale wikszo uwaaa, e uznanie naley si przede wszystkim
asystentce profesora, a nie samemu profesorowi. Bo ostatecznie takie byo zdanie ogu piowa
potrafi kady, ale da si piowa, i to tak, eby po kadym piowaniu gowa zrastaa si na powrt
z ciaem, i to bez najmniejszego nawet ladu to jest prawdziwa sztuka.
Nie, to nie jest adna sztuka powiedziaa patrzc w okno, za ktrym kilka krzeww na
podwrku tracio ostatnie licie.
Jak to, to przecie wicej ni sztuka, to jest po prostu cud!
Cud? Mwi pan o cudzie? Przeniosa spojrzenie szarych oczu z oddali na mnie.
Owszem, to jest cud, ale cakiem innego rodzaju. To, o czym pan mwi, nie jest adnym cudem.
Stropiem si.
Ale przecie my wszyscy jestemy wiadkami...
Wszyscy... tak, wszyscy to widz. I myl, e to, co widz, jest nadzwyczajne.
A tymczasem...
Przestaa patrze na mnie. Patrzya teraz w dno filianki.
To, czemu wszyscy tak bardzo si dziwi, wcale nie jest najdziwniejsze. To zrastanie si
rozcitego ciaa, to scalanie si na powrt jest trudne i nienaturalne, ale nie najtrudniejsze ani
najbardziej przeciwne naturze. Umiera i y znowu, zmartwychwstawa to drobnostka w
porwnaniu z czym innym, z czym, co jest naprawd niezrozumiae. Co jest cudem naprawd.
Umilka, a ja wstrzymaem oddech oczekujc, e dowiem si sekretu, ktry ogoszony
przeze mnie na amach czasopisma Kko Rodzinne, uczyniby ze mnie sawnego dziennikarza
i byby pocztkiem mojej wielkiej kariery. Wreszcie, nie umiejc ju duej czeka, zapytaem:
A co jest tym prawdziwym cudem? Podniosa wzrok i znw spojrzaa na mnie, tym razem
prosto w oczy, a si zmieszaem.
Prawdziwym cudem jest to powiedziaa wolno i dobitnie e sama, dobrowolnie zgadzam
si na takie cierpienie. Wci na nowo i od tylu ju lat. Za kadym razem przysigam sobie: ju
nigdy wicej, to ju ostatni raz. Odejd od niego i to bdzie ostatnia moja tortura. Odejd i nie
wrc ju nigdy. A jednak nie odchodz i zgadzam si na t mk znowu i znowu. Na co licz?
e nastpnym razem nie bdzie mnie ju bolao? To przecie musi bole. Wiem, e musi, a mimo
to... Czy udz si a tak bardzo, e cho wiem, e si udz udz si mimo to? Ja tego nie
rozumiem, nie pojmuj, nie chc, a jednak na to si zgadzam. Sama, z wasnej woli...
Przerwaa i zobaczyem, e ju nie patrzy mi w oczy, ale ponad moim ramieniem.
Odwrciem si w kierunku jej spojrzenia. W drzwiach sta profesor w eleganckiej narzutce z
wielbdziej weny, w kapeluszu. Widocznie dopiero co wrci z miasta.
Spojrzaem znowu na ni i stwierdziwszy, e przestaem ju by dla niej obecny, wstaem,
ukoniem si i wyszedem, mijajc profesora, ktry uprzejmie usun si z drogi dajc mi przejcie.
Niczego nie opublikowaem w Kku Rodzinnym. Bo waciwie nie dowiedziaem si
niczego.

Tygodnik Powszechny, 38/1983

ARTYSTA

Kogut przeczyta ogoszenie: Potrzebujemy zwierzt Cyrk.
Zgosz si powiedzia skadajc gazet. Zawsze chciaem by artyst.
Po drodze snu wielkie plany:
Sawa i pienidze. A moe nawet wyjazdy za granic.
I z powrotem doda Lis.
Dlaczego z powrotem? Za granic podpisz kontrakt z Metro Godwyn Meyer.
Dyrektor przyj go na wieym powietrzu, gdzie urzdowa. Wanie rozwijano namiot
cyrkowy. Ja i Lis zatrzymalimy si opodal.
Bardzo mi mio, e pan si do nas zgasza. Mona pozna godno?
Lew przedstawi si Kogut krtko.
Lew? zdziwi si dyrektor. Czy jest pan tego pewny?
Ewentualnie tygrys.
No dobrze. Wobec tego niech pan zaryczy. Kogut zarycza jak umia.
Owszem, niele, ale s lepsze lwy od pana. Gdyby pan si zgodzi na koguta, to co innego.
Wtedy mgbym pana zaangaowa.
Ja dla pana przyjemnoci nie bd udawa ptaka obrazi si Kogut.
egnam wobec tego.
W drodze powrotnej Kogut milcza ponuro. Wreszcie nie wytrzymaem.
Co ci strzelio do gowy, dlaczego chciae gra lwa?
Jak to, dlaczego... odpowiedzia za niego Lis. Czy widziae kiedy artyst bez ambicji?

Tygodnik Powszechny, 22/1983

ANTROPOCENTRYZM

Nowy nasz dziedzic przyjecha na witego Jana. Wielki by, gruby, czerwony na karku i z
nosem czerwonym, a gos mia jak trba. Dwr sobie obejrza, dukata Batkowi da, do czworakw
zagldn, Magd w olszynce przydusi, do gumien kaza si prowadzi, Wojciecha w pysk strzeli,
do obr zaszed, prosiaka zjad, potem Wojciecha w pysk strzelonego zawoa kaza, zegarek
francuski mu podarowa i jeszcze raz w pysk go strzeli. Zasn, a kiedy si obudzi, do sa kaza
zaprzga.
Jake do sa, prosz aski pana zasumowa si Jzef stangret. Przecie lato.
Do sa, mwi, durniu, bo tak mam fantazj i moja wola pierwsza, a lato potem.
No i saniami okolic zacz objeda, przez zboa i ki zielone.
Przed kamienn figur na rozstajach zatrzyma kaza.
A c to za dziwado? zapyta.
Objanili go, e ta figura Kamiennym Pielgrzymem jest zwana. Kamie rzeczywicie do
czowieka podobny, na kolanach klczcego. Nikt nie wie, skd si wzi, od niepamitnych
czasw by, ale podobno nie kamie to, tylko pielgrzym, do Ziemi witej zmierzajcy, za jakie
grzechy w kamie zamieniony. Co sto lat o jedn tylko pid do przodu si przesuwa, tak e chyba
przed samym kocem wiata dopiero do Palestyny zajdzie.
Zajdzie?! krzykn dziedzic i a spurpurowia ze zoci. No to zobaczymy, czy zajdzie.
U mnie tak nie ma, eby kto, jak sobie chce, przez moje pole azi. Ja tu jestem panem. Zaraz mi tu
przysa ludzi z drgami, sznurami i cztery pary wow w jarzmach.
Tak si te i stao. Kamie podkopali, woy do niego przyprzgli i dobre cztery mile do tyu,
hen a za grk go odwlekli.
Popamita sobie sapn dziedzic mciwy. Niech sobie teraz jeszcze raz te cztery mile
przeleci. Ze sto tysicy lat mu to znowu zabierze, albo wicej.
Dziedzic szczeglnie koduny lubi. Raz mu kucharka takie koduny zrobia, e bardzo by po
obiedzie zadowolony. Usiad na ganku, garniec piwa przed nim, po brzuchu si gadzi, a wreszcie
karbowego woa i tak powiada:
A niech mu tam... Polijcie no ludzi do tego Pielgrzyma i ruszcie go do przodu.
Na stare miejsce? zapyta karbowy.
Nie na stare, ale jeszcze ze dwie mile dalej w stron Palestyny. Jak mog go do tyu, to
mog i do przodu, i to jeszcze dalej ni by przedtem. Niech zna pana.
Spenili polecenie i Kamiennego Pielgrzyma a za Borek przenieli, ku Palestynie.
Tydzie nie min, jak dziedzica podagra zacza mczy. Spa nie mg i w taki zy humor
wpad, e kto mg, schodzi mu z drogi. Przypomnia sobie o Pielgrzymie.
Do tyu mi go zaraz da, i nie cztery mile od rozstajw, ale sze! I niech go wszyscy diabli!
Uuu, jak mnie boli!
Cofnli Pielgrzyma o dwie mile i jeszcze o sze, razem osiem. Wyzdrowia dziedzic. Ju
znowu po olszynce za Magd goni, a za przepirkami po polach z flint. Idzie sobie tak ze
strzelcami przez pole, pogwizduje wesoo, patrzy, a tu Kamienny Pielgrzym stoi.
Co on tutaj robi? zapytuje swoich strzelcw.
Dlaczego on nie za Borkiem?
A dy wielmony pan sam kaza go tu cofn strzelcy odpowiadaj.
Kazaem? A moe i kazaem. No to co z tego, e kazaem?! A teraz ka, eby go znowu za
Borek przenie. Ale ywo, bo on mi si za Borkiem bardziej podoba!
I wtedy wszyscy usyszeli, jak Kamienny Pielgrzym do dziedzica powiedzia, gosem
kamiennym, ale wyranym:
Odpierdl sie.
Dziedzic na kolana pad, a potem cay majtek na fundusz kocielny oddawszy dla wdw
i siert, sam do klasztoru trapistw wstpi, gdzie pono cakiem chudy i blady si sta. Jako
pokorny mnich, w pracy i modlitwie ywota dokona. Tak go ze szcztem ten cud nawrci.
Za Kamiennego Pielgrzyma mymy na jego dawne miejsce u rozstajw w uroczystej procesji
przenieli. Nie bliej i nie dalej, tylko tam, gdzie nie ludzk samowol, ale boskim wyrokiem mu
byo sdzone.
Na tym miejscu, gdzie ten cud si zdarzy, kaplic zbudowano. Tylko by ambaras, pod jakim
wezwaniem. A uczeni teologowie na pomys wpadli i na froncie kaplicy napis wyryto:
Qu o d d i c i s Do mi n e ?

Puls, 18

HRABIA

Hrabia stan przy oknie. By mczyzn w rednim wieku, ze ladami ycia na twarzy.
Wanie powzi by decyzj.
Do tego. Denie ku doskonaoci wyczerpuje mnie, w niczym nie zmieniajc niczego.
Doskonao to idea, za adna idea nie moe by osignita, czyli wcielona w rzecz, poniewa
wtedy przestaje by ide. Midzy ide a rzeczywistoci wieczna, nieprzebyta przepa.
Skoczone.
Oczekiwa, e na ulicy pojawi si kto czy co, co zajmie go przez nastpn chwil, ktra go
prawdopodobnie dzielia, podobnie jak szereg dalszych chwil, od mierci. Nie mia ustalonego
sposobu oczekiwania, wic improwizowa.
Ujrza, jak wytworny ekwipa zatrzyma si przed jego Hotel Particulier. Pomyla z litoci
o niszych sferach, ktre na skutek niedostatecznej znajomoci jzyka francuskiego tumacz Hotel
Particulier jako Hotel Szczeglny, Hotel de Ville jako Hotel Miejski, a Hotel de Poste jak o
Hotel Pocztowy. On, jako Hrabia, od dziecka wychowany po francusku, by wyszy ponad takie
gminne bdy. Myl o tej wyszoci sprawia mu teraz pewne zadowolenie, kiedy uwiadomi
sobie: oto ksiniczka Gizela wysidzie z ekwipau przed Hotelem Particullerem.
Zazwyczaj na widok ksiniczki Gizeli doznawa uczu mieszanych. Docenia rozkosz
zmysw, ktrej doznawa za jej porednictwem, jednak przeycia psychiczne, ktrych doznawaa
ona, a ktrych nie doznawa on z czego ona czynia mu gwatowne wyrzuty uwaa za
uciliwo. Ksiniczka Gizela kochaa go bowiem bez wzajemnoci.
Niemniej Hrabia odszed od okna i stan przed lustrem, aby zaegna wtpliwoci, czy jego
uroda rzeczywicie odpowiada oczekiwaniom zbliajcej si ksiniczki Gizeli. Poniewa jednak
nie wiedzia waciwie, co ona w nim widzi, taka konfrontacja skazana bya z gry na brak
rezultatu.
Teraz wic niecierpliwie oczekiwa wejcia ksiniczki Gizeli do salonu, poniewa ona bya
nim zawsze zachwycona.
Powrci do okna i to, co zobaczy, przeroso jego oczekiwania. Niestety, w drug stron.
Bowiem ksiniczka Gizela skierowaa si w stron Hotelu Particulieru wprawdzie, ale tego,
ktry znajdowa si naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy i nalea do Barona.
Hrabia poczu pustk.
Otworzy mahoniowe pudeko, w ktrym znajdowaa si para pistoletw inkrustowana
perow macic.
Tym lepiej odezwa si Hrabia w pustym salonie. Umieram, czyli odchodz
definitywnie. Za tylko rzeczy ostateczne godne s uwagi.
Tak Hrabia sdzi? zapyta Hrabia. Lubi bowiem, kiedy go tytuowano.
Lecz odpowied bya przesdzona.
Oto dwa pistolety, a przecie nie mog zastrzeli si z dwch pistoletw naraz.
Zamkn pudeko i pad bezsilnie na kanap. Zbudziy go dopiero dwiki cygaskiej
orkiestry, ktr kaza by sprowadzi, lecz zapomnia o tym na mier.

Puls, 21

PRAXIS

Spotkaem bliniego mego, ktry ni std ni zowd da mi w pysk. Chciaem mu odda, ale
Dobro wzio gr, opanowaem si, odwrciem prawym policzkiem do niego i powiedziaem:
Teraz prosz z tej strony.
Co pan, masochista?
Nie, chrzecijanin.
Nie szkodzi. Ja osobicie do chrzecijan nic nie mam.
Pan mnie le zrozumia. Chrzecijaski nakaz brzmi: Gdy ci kto uderzy w jeden
policzek, nadstaw mu drugi.
eby mniej bolao?
Nie, tylko eby bi dalej. To znaczy na znak pokory. Pan rozumie.
Nie. Ale ostatecznie to nie moja sprawa.
Wic niech pan bije. W prawy, poniewa w lewy ju pan bi.
Kiedy mi si ju odechciao.
Gdyby pan jednak to zrobi dla mnie... Pan rozumie, kiedy ju wszedem na drog cnoty,
to chciabym co z tego mie. Inaczej wszystko na nic, bdzie si tylko nazywao, e dostaem po
mordzie i koniec. Zwyczajnie, bez adnej zasugi.
Zmczony jestem.
Jeszcze tylko raz, dla kompletu. Niech si pan wstawi w moje pooenie, wyniki poowiczne
to nie s adne wyniki, a ja ju zainwestowaem pidziesit procent. Albo w oba policzki, albo
wyjd na zero.
No, ostatecznie... mog. Ale w prawy bdzie mi nieporcznie. Nie jestem przecie
makutem.
To moe nog?
Nog w policzek? Pan mnie przecenia. Nie dosign.
Mgbym si nachyli.
Ale wtedy nie bd mia rozmachu. A poza tym, jeli ju chodzi panu o symetri, to nog
nie to samo co rk. Inne uderzenie.
To moe zaczniemy od pocztku? Tym razem wycznie nog.
Jak?
Ja si odwrci, pan mnie kopnie, a potem ja si znowu dowrc i pan mnie jeszcze raz
kopnie.
Naiwny pan jest. Kade dziecko wie, e czowiek z tyu nie ma tego samego, co z przodu.
To te by nie bya adna symetria.
Zmartwiem si. On mia racj.
Ju wiem rzekem po chwili zastanowienia. Znalazem wyjcie. Jest taki inny nakaz
chrzecijaski: Kto w ciebie kamieniem, ty w niego chlebem. Pan wemie ten kamyczek, o tu
jest, nawet dosy spory, i pan mnie tym kamyczkiem. A ja panu oddam chlebem.
Ma pan chlebu przy sobie?
Nie, ale tu za rogiem jest piekarnia. Skocz i przynios.
Nie bardzo mi si to podoba ze wzgldu na rzucanie chlebem. Chlebem jako nie wypada,
to dar Boy.
Ale tak jest wyranie powiedziane w instrukcji.
No, dobrze. Ale co bdzie z tym jednym policzkiem, co go pan ju zainwestowa?
Trudno. Tamten interes si nie uda, otwieramy nowy. Odpisz na straty, a teraz pierwszy
ruch naley do pana.
Kamie by rzeczywicie dosy spory i najpierw naleao zaopatrzy si w chleb, a dopiero
potem przystpi do operacji. Bowiem po drodze do piekarni zataczaem si nieco na skutek
uderzenia kamieniem w gow.
Poprosz o kilo chleba powiedziaem w piekarni.
Chleba nie ma. S tylko buki.
Tego nie przewidziaem. Ale ostatecznie pieczywo jest pieczywo. Nabyem wic kilka buek
i wrciem do mojego partnera, ktry, trzeba to przyzna, czeka cierpliwie.
Teraz ja w pana bueczk i ju pan jest wolny.
Od razu pierwsz buk trafiem go midzy oczy. Upad do tyu i nie rusza si. Podszedem
do niego, mia oczy w sup.
Taka czerstwa bueczka pastwowego wypieku ma swoje zalety.
Kiedy odchodziem, nie rusza si w dalszym cigu. Dobrze tak skurwysynowi. Po co ze mn
zaczyna.

Puls, 21

AUTOPORTRET

Hrabia nie ba si mierci, ale ba si nie wyczyszczonych butw, cilej mwic butw
zakurzonych, butw zaboconych, a nawet takich, na ktrych dostrzegalna bya plamka
jakiegokolwiek pochodzenia. Takie buty wprawiay go w stany lkowe tak silne, e mg umrze
natychmiast.
Na wyjcie kompromisowe, to znaczy na usunicie skazy z obuwia, zgadza si tylko pod
warunkiem, e nastpowao bez chwili zwoki. Jego ycie wisiao wic na wosku.
Mona by przypuci, e komplet szczotek i past, z ktrym si nie rozstawa na polecenie
lekarza chroni go od nagej mierci. Ale tak sdzi, to by znaczyo nie bra pod uwag innej
cechy hrabiego, mianowicie jego skonnoci do nudy. Schylanie si, szczotkowanie i pastowanie
obuwia, ponowne szczotkowanie nudzio go niezmiernie. Istniaa obawa, e wstrt do nudy lada
chwila przeway nad wstrtem do zanieczyszcze i porednio stanie si przyczyn jego zgonu.
Mona oczywicie zada pytanie, dlaczego nie towarzyszy mu lokaj lub jakakolwiek inna
osoba, ktra by go w tej czynnoci wyrczaa, czy to na zasadzie odpatnoci, czy te
bezinteresownego powicenia. Ot hrabia znosi obecno ludzi z takim samym trudem, z jakim
znosi nud, i tylko z niewiele mniejszym od tego, z jakim znosi zanieczyszczone, a choby tylko
bez poysku obuwie, ktrego nie znosi wcale. Jedynie nieustajce przebywanie w pomieszczeniu
suchym, kurzo-szczelnym i zaopatrzonym w parkiet agodzi ostro tego dylematu. Lecz tylko do
pewnego stopnia. Bowiem nawet niewielka przechadzka hrabiego po tak ograniczonej i
zabezpieczonej przestrzeni prowokuje wzbijanie si, a nastpnie osiadanie na obuwiu pykw
mikroskopijnych wprawdzie, lecz niemniej powodujcych pewn matowo. Drobin, wynikajcych
z tarcia skry podeszwowej o podog. Hrabia nie opuszcza wic fotela zainstalowanego w
pomieszczeniu wyej opisanym. Pozostaje w pozycji siedzcej bez przerwy przez dob lub dwie.
W ten sposb zachowuje swe obuwie a zatem swoje ycie i zdrowie w stanie maksymalnego
poysku przy minimum komplikacji.
Jakie byo wic moje zdziwienie, kiedy onegdaj znowu spotkaem hrabiego na ulicy.
Wprawdzie pogoda bya soneczna, ale warunki uliczne rni si przecie od tych, jakie hrabia
znajduje w domu. Dlaczego wic przechadza si alej w to soneczne, lipcowe popoudnie?
No c gdy zapytaem go o to. Lubi y niebezpiecznie.

Puls, 24

BABA


Siedzi baba na cmentarzu
Trzyma nogi w kaamarzu

Wyjrzaem przez okno. To gromadka dzieci na podwrku recytowaa wrzaskliwie ten absurd.
Zdenerwowaem si. Co wyronie z pokolenia, ktre od dziecka przywyko do absurdu.
Nie takich obywateli potrzebujemy.
Nic tak nie uspokaja jak kontakt z rzeczywistoci, wic poszedem na cmentarz. Wrd
nagrobkw spostrzegem sylwetk baby, a zbliywszy si ujrzaem, e jej odna spoczywaj
w kaamarzu.
Przeprowadziem krtki wywiad z bab. Skarya si przede wszystkim na trudnoci
wynikajce z dysproporcji midzy objtoci jej stp, a pojemnoci kaamarza.
Jakby pan mg zaatwi cho miednice, to wdziczna bede powiedziaa.
Poruszony do gbi obiecaem interwencj. Mielimy do czynienia z jaskrawym wypadkiem
naruszenia Praw Baby.
Wrciwszy na podwrko, przystpiem do pertraktacji z dziecinn gromadk. W ywych
barwach odmalowaem dol baby i zaapelowaem do sumie. Dzieci naradziy si midzy sob, po
czym wyoniy przedstawiciela.
Zgoda na miednic, ale musi by guma do ucia owiadczy przedstawiciel.
Ubolewajc nad brakiem bezinteresownoci wrd modziey, wyasygnowaem odpowiedni
kwot na zakup gumy do ucia. Dzieci wygosiy ochoczo:

Siedzi baba na mietniku
Trzyma nogi w pojemniku

Na zwrcon im uwag, e nastpia nie przewidziana umow zmiana w lokalizacji baby,
dzieci odpowiedziay, e taka zmiana bya konieczna ze wzgldw wersyfikacyjnych.
Celem skontrolowania wynikw w nowo zaistniaej sytuacji udaem si na mietnik, gdzie
istotnie stwierdziem obecno baby. Przeniesiona z cmentarza, skarya si na pogorszenie
rodowiska naturalnego, natomiast trzymanie ng w pojemniku zamiast w kaamarzu przyja jako
popraw warunkw bytowych.
eby tylko tak nie mierdziao, i moe by jaki dach nad gow... sformuowaa dezyderaty.
Niezwocznie wrciem na podwrko i zadaem dla baby godziwego miejsca w cywilizacji.
Ponisszy koszta pitnastu porcji lodw, doprowadziem do porozumienia. Dzieci zadeklamoway:

Siedzi baba w kamienicy
Trzyma nogi w jajecznicy

Rozwizanie to nie zadowolio mnie ze wzgldu na niehigieniczny charakter drugiej linijki.
W konfrontacji z bab okazao si jednak, e bya zupenie zadowolona. Druga linijka pozwalaa jej
nawet na rozwizywanie trudnoci aprowizacyjnych.
Nic, tylko si schyli mwia.
Ja jednak nie mogem jej tak pozostawi. Baba powinna by zadowolona, owszem, ale nie
absurdalnie. Z absurdem naley zerwa, z absurdem trzeba skoczy, z absurdu musimy wydoby
bab raz na zawsze. Nie ufajc ju modziey, sam sporzdziem ostateczn wersj. Bya to wersja
realistyczna, uwzgldniajca zarwno potrzeby baby, jak i spoeczestwa.

Stoi baba przy stanowisku wydajnej pracy,
Nie przeszkodz jej w tym wrogowie ani tacy, ani tacy.
To stanowisko pracy jest w piknej kamienicy,
Za sw prac baba nakupi sobie jajecznicy.

Pozostaje mi tylko przekona dzieci, aby przyswoiy sobie t pozytywn, naukowo
opracowan wersj, zamiast szkodliwych nonsensw. Niestety, biorc pod uwag antyrealistyczne
nastroje panujce wrd modziey oraz dziaalno si antyrealistycznych, przewiduj powane
trudnoci.

Kultura, 7-8/1985

NAUCZYCIELE

Do szkoy mnie wzili. C w tym dziwnego? zapytacie. Dla was moe nic, dla mnie wiele.
To co dla wszystkich jest nic, dla kadego z osobna to duo. Przewanie za duo. Przynajmniej dla
mnie.
Przede wszystkim za duo nauczycieli, a si od nich roi, gdzie spluniesz, to nauczyciel.
A tymczasem ja mam tylko jedn gow.
Wic gdy ona tylko jedna, trzeba j midzy nich dzieli jak arbuza. Jednak aden nauczyciel
nie zadowoli si semk, wiartk, ani nawet poow, kiedy chce caego arbuza. Jest Pan Bg
naucza mnie ksidz katecheta. Nie ma adnego Pana Boga naucza mnie profesor biologii. Jak
tu wierzy jedn poow gowy, e Pan Bg jest, a drug, e go nie ma? ni mi si nocami, e
jestem arbuzem na grzdce i ze wszystkich stron skradaj si nauczyciele, kady uzbrojony w n.
Zaraz zaczn mnie kraja myl sobie. Im jednak nie o skrawki chodzi, tylko kademu o cao.
Rzucaj si wic na siebie nawzajem i ten, ktry zarnie wszystkich pozostaych, zabierze mnie
caego. Nigdy nie wiem, ktry to bdzie, bo ze strachu, e mnie przedtem rozdepcz w zamieszaniu,
budz si i ju nie mog zasn.
W sprawie Pana Boga pomylaem sobie tak: jeeli jest, to nawet jeeli nie bd w niego
wierzy bdzie w dalszym cigu, nie zniknie przecie tylko na skutek mojej niewiary. Jeeli go
nie ma, to go i nie bdzie, nawet jeeli uwierz, e jest. W ten sposb zobaczone zagadnienie
wierz nie wierz stracio na znaczeniu, a nawet stao si komiczne, poniewa przypisywanie
sobie a takiej mocy, eby od mojej wiary czy niewiary zaleao istnienie czy nie istnienie a
samego Pana Boga, to doprawdy czysty komizm, nie mwic ju o bezczelnoci. Ale nie mwiem
o tym ani ksidzu, ani profesorowi biologii, tylko zapisywaem ich lekcje albo udawaem, e
zapisuj. Nie zawsze jednak byem taki mdry, na pocztku zadawaem pytania i prbowaem
dyskutowa.
Prosz ksidza, czy ja mam dusz?
Oczywicie, mj synu, co za pytanie. Kady ma dusz.
A po mojej mierci moja dusza idzie do nieba?
Jeeli na to zasuy, naturalnie.
Wobec tego ja to co innego, a moja dusza to co innego. Ja mam dusz, czyli ona nie jest
mn, a ja nie jestem ni, skoro istniejemy rozdzielnie. Wic ja si zapytuj, co to jest to ja, kim
jestem? Co to jest dusza, nawet si nie pytam, ewentualnie mog si zapyta w drugiej kolejnoci,
bo przede wszystkim chciabym wiedzie, kim jestem ja sam.
Ksidz postawi mi niedostatecznie i tyle skorzystaem. Pytanie pozostao bez odpowiedzi.
Prbowaem znale odpowied samodzielnie, ale bezskutecznie. Ja bym si nie pyta, gdyby mnie
nie uczono, e czowiek jest dusz, ale nie, sysz tylko, e czowiek ma dusz. Wobec tego,
kto to jest, ten czowiek? Przecie waniejszy jest ten, kto ma, ni to, co on ma. To znaczy
owszem, te bym si pyta, wtedy bym si pyta co to jest dusza, a nie kim ja jestem. Wyszoby
na to samo i te byby kopot z odpowiedzi.
Z profesorem biologii te miaem przepraw. Mwi mi o ewolucji, e niby od biaka do coraz
wyszych, coraz to bardziej zoonych form. Zapytaem:
A dlaczego formy skomplikowane maj by wysze ni nieskomplikowane?
Poniewa najpierw s nieskomplikowane, a potem dopiero si komplikuj.
To znaczy wszystko zaley od tego, jak si umwimy. Jeeli umwimy si, e to, co byo
najpierw, jest zawsze gorsze od tego, co nastpio potem wtedy zgoda. Ale jeeli tak si nie
umwimy? Co wtedy? Bo niby dlaczego komplikacja jest lepsza od niekomplikacji? Gdzie s na to
dowody?
Postawi mi niedostatecznie. Ale moim zdaniem, zamiast wykada po prostu to, co wiedzia
o ewolucji, pomiesza j z ide postpu, ktra gosi, e to, co wynikno, jest zawsze lepsze od tego,
z czego wynikno, tylko dlatego, e wynikno. W dodatku przyplta mu si ateizm. C by mu
szkodzio zajmowa si biologi, do czego przecie by powoany, bez wycigania z niej wnioskw
tyle oglnych, co arbitralnych.
Wic ju wolaem profesora wszystkologii, bo u niego wszystko byo wymylone od pocztku
do koca, przynajmniej czysta sprawa i wiedziaem, z czym mam do czynienia. Wszystkologia
bardzo bya ceniona i wszystkolog by jednoczenie dyrektorem szkoy. Kamieniem wgielnym
wszystkologii bya polityka, kamieniem wgielnym polityki bya teza ekonomiczna, a kamieniem
wgielnym tej ekonomicznej tezy by jeden yd z Trieru, bardzo zdenerwowany. W ogle, jak
kad spraw poskroba, to okae si, e pod niejedn siedzi jaki jeden yd z jakiego miasta czy
miasteczka. Co tyle wiadczy za ydami, co przeciwko nim.
Ten yd by namitny i takim bdc nie mg si powstrzyma od ogoszenia swojej nauki
nie jako tezy tylko, jeeli ju nie hipotezy, lecz ogosi j jako prawd absolutn, ktra zawiera w
sobie wszystkie inne prawdy. Takie zapewnienie stao si podstaw jego sukcesu, poniewa tez
zainteresowaby si tylko ten czy w, i to ze zrozumia rezerw, natomiast prawdy absolutnej
potrzebuj wszyscy. Istot wszystkologii jest to, e odpowiada ona wszystkim, cho nie kademu,
ale to jej wcale nie przeszkadza, bo nie-kady nic nie znaczy wobec wszystkich. Z wszystkologiem
nawet nie prbowaem dyskutowa, nie tylko ze strachu, lecz take z pewnoci, e dyskusja z nim
nie miaaby sensu, dyskusja moe dotyczy tylko okrelonego tematu, ale nie wszystkiego.
Wszystkolog czu si wic bezpiecznie i najsilniej, z tego dobrego samopoczucia, poucza.
Jakich to nauczycieli nie byo w tej szkole. By nawet profesor od anarchii. Ten zaczyna
lekcj od tego, e wywoywa ucznia i rozkazywa: Daj mi w pysk.
Jake to, w pysk pana profesora?
Siadaj, niedostatecznie.
I wywoywa nastpnego. Tylko ten, ktry go bi w pysk bez wahania, otrzymywa dobr
not.
Doszo do tego, e tylko najbardziej niezalene, najbardziej odporne i buntownicze jednostki
nie biy go po pysku. Wolay znosi przeladowanie, ni stosowa si do rygorw tej nauki, ulega
anarchistycznym autorytetom. Tylko silne charaktery byy do tego zdolne. Reszta konformizowaa.
Z mioci bliniego te byy wiczenia. Od tego by nowoczesny instytut wyposaony w
urzdzenia video. Prawie wszyscy lubili ten przedmiot, bo najpierw asystenci rozdawali uczniom
ciasteczka, a potem pokazywali trupka z jakiego wygodzonego afrykaskiego kraju. Nie wstyd
wam? pyta profesor od HaPeeMBe (Humanistycznej Postawy i Midzyludzkiego Braterstwa).
Wstyyyd, odpowiadali uczniowie chrem. Bardzo dobrze chwali profesor i stawia klasie
odpowiedni not. My za rzeczywicie czulimy si bardzo dobrze, bo i ciasteczka byy bardzo
dobre, i wstyd, e my tu sobie je zjadamy ze smakiem, a tam na video trupek, te by w
pierwszorzdnym moralnym gatunku. Wic czulimy si wraliwi i szlachetni. Dopiero kiedy
zwymiotowaem na profesora, zrobi si skandal i omal nie wyrzucono mnie ze szkoy, czego
gorco pragnem, ale nic z tego. Ze szkoy nikogo si nie wyrzuca, przeciwnie, ze szkoy nie
mona nawet uciec. A wic to byo tylko udawanie, e si mnie ze szkoy wyrzuci, za kar niby.
Oczekiwano wic ode mnie, ebym okaza t sam hipokryzj, czy skruch, a kiedy nic nie
okazaem, postawiono mi tylko niedostatecznie z wraliwoci i minus niedostatecznie z sumienia,
poczym zostawiono mnie oczywicie w szkole.
Byem wic nadal nauczany, pouczany, przyuczany, douczany, poduczany i wyuczany.
Miaem tylko t jedn nadziej, e nauczyciele si nawzajem wygryz. Pamitaem bowiem, co
przepowiada mj sen. Ale nawet sny nie mwi prawdy ostatecznej i nie mona na nich polega.
Nienawidzili si midzy sob wszyscy, ale do wojny powszechnej midzy nimi nie dochodzio,
poniewa czy ich wsplny cel: mnie nauczy. Rozmaitych wprawdzie i sprzecznych nauk, ale
nauczy. Dobrze za wiedzieli, e podczas wojny nastpiaby przerwa w lekcjach i ja miabym
spokj.
W tych warunkach jedyn ulg bya dla mnie przyja z Myszk Miki. Mieszkaa sobie na
podwrku szkolnym w mysiej dziurze i niczego mnie nauczy nie chciaa, czy to dlatego, e taki
miaa charakter, czy e sama nic nie wiedziaa, to znaczy nie reprezentowaa adnego
wiatopogldu, ani nawet adnej gazi wiedzy i nauki. Na pocztku naszej znajomoci j te
podejrzewaem, bo wydawao mi si niemoliwe, eby kto kogo o czym poucza nie chcia.
Wkrtce jednak przekonaem si, e to by wyjtkowy wypadek, i nabraem do niej zaufania. Odtd
staa si moim jedynym przyjacielem. Wymykaem si do niej w krtkich chwilach midzy
lekcjami i tylko przebywanie z ni dodawao mi si, aby przetrwa kolejny wykad o jakiej kolejnej
Prawdzie. Ju mylaem, e dziki Myszce Miki jako si y da, kiedy zdarzy si wypadek,
ktry zburzy t moj ostatni i jake skromn nadziej.
Pewnego razu siedz sobie z Myszk Miki w jej mysiej dziurze, wesoo jest tam i przyjemnie,
kiedy sysz przed dziur szelesty jakie, tupoty i szepty. Wyzieramy, ja i Myszka Miki, ostronie,
przez peryskop (Myszka Miki bya bardzo pomysowa i miaa takie rne urzdzenia na zawoanie)
i widzimy, e przed dziur zebrao si cae ciao pedagogiczne. I jednoczenie syszymy:
Ha! Tu jest, w tej dziurze!
Ha! Tu, w tej dziurze ukrywa si Myszka Miki!
Ha, tu j zapiemy!
Ha! Teraz j nauczymy!
wiatopogldu materialistycznego!
Idealistycznego!
Gimnastyczno-metafizycznego!
W kadym razie odpowiednio-caociowego!
Albowiem podsumowa profesor wszystkologii i wznis palec do gry ostatnie to jest
stworzenie na wiecie, ktre go nie posiada i w towarzystwie nie wyraa opinii. A zatem, koledzy,
do dziea!
Nie byo czasu do stracenia. Uciekaj! krzyknem do Myszki Miki. Ale Myszka sama
wiedziaa, co jej grozi. Wyskoczya z dziury i pomkna przed siebie.
Za ni! krzyknli pedagodzy i popdzili za Myszk, Nie wiedzieli, e ja przypadkowo te
znajdowaem si w dziurze, i nie ogldali si za siebie. Korzystajc z tego chwyciem karabin
maszynowy (znale w krlestwie Myszki Miki jakkolwiek rzecz to drobiazg) i popdziem za
tym tumem. Kiedy tylko Myszka Miki uskoczy gdzie w bok bo zrobi jej krzywdy przy okazji
nie chciabym za nic na wiecie otworz ogie cigy.

Puls, 26

STEP

Pdzilimy stepem, jechalimy stpa, Kogut, Lis i ja.
I Jaboczko piosnk trzymalimy w zbach. To znaczy Lis bo mia zby. Kogut wymawia
si brakiem uzbienia, a ja, cho miaem jeszcze par trzonowych, te wolaem si tym nie
zajmowa.
Nie zawsze tak byo. Kiedy Jaboczko piosnka licznie brzmiaa, jabuszko byo dorodne,
rumiane, wiee i pachnce prociuteko z naddnieprzaskich sadw. Kady chcia je mie w
pysku.
Eooie... powiedzia Lis.
Mw wyraniej, bo nie rozumiem odpowiedziaem.
Lis wyj Jaboczko piosnk z organu mowy i ponownie sfomuowa:
We to ode mnie.
Jake wezm, kiedy mam tylko trzonowe, a trzyma trzeba w przednich. Moe Kogut by
wzi?
Jam ptak, a nie pterodaktyl na to Kogut. U mnie ju adnego w ogle zba na skutek
ewolucji. Jam trzyma w dwudziestym pierwszym, kiedymy Kaukaz tumili, ja na Ukrainie trzyma
przy rozkuaczaniu w trzydziestym trzecim, ja w czterdziestym czwartym w republikach batyckich
te trzymaem, alem nie puci tylko przez wierno Partii. Bo jaboczko jest okrge i ptak tylko
przez wierno Partii w dziobie utrzyma je moe. I teraz te jasne potrzymam, kiedy Partia
wezwie, ale Lis nie Partia, tylko zwyky kozak, czyli darujcie, bracia, lecz dzib u mnie zmczony.
Wwa-asza-a... powiedzia Lis, znowu niewyranie, bo chcc nie chcc znowu sobie
Jaboczko piosnk midzy zby wsadzi.
Pdzilimy stepem, jechalimy w kbach kurzu, a trawa pomita co dawno pomita, nie
podnosia si, bo si jej podnosi ju nie opacao, i tylko malachit stepowy jako materia
nieoywiona nic z nas sobie nie robi i trwa w stosunkowo dobrym stanie.
Popatrywaem na Lisa z niepokojem. Bowiem jabuszko tak niegdy jdrne i pachnce, od
dawna robaczywym ju si stao, a wiadomo, e robaczki bdc czci przyrody temu samemu co
historia prawu dialektycznemu podlegaj to znaczy rozwijaj si.
Kogut te ku Lisowi zezowa i pewnie te odczuwa ten sam co ja niepokj: potrzyma Lis
Jaboczko piosnk w zbach czy nie potrzyma. Bo jak on puci, to ktry z nas bdzie musia.
Jechalimy stepem, pdzilimy w kbach...
Soce jak zwykle ku zachodowi si miao, cho nie powinno, ale ono nie uwiadomione
przecie i Lis jaki zielony na pysku si sta. Ja z Kogutem widzimy, e cho le z nim ju
przedtem byo, to teraz jeszcze jest gorzej, a lada chwila najgorzej bdzie. To znaczy wcale ju nie
o to chodzio, eby owocek potrzyma, ju nie o to nawet, eby go wytrzyma, lecz o to ju jedynie,
eby si wstrzyma.
Wic si rozgldamy, czy w stepie nadal pusto, eby jakiego wiadka przy tym nie byo. Ja i
Kogut nie doniesiemy przecie na koleg, malachit stepowy, murawa pomita by moe take
nie, ale obcy na pewno doniesie.
No i widzimy, e nie pusto. Na widnokrgu kurzawka jaka, malutka najpierw, ale zaraz
coraz wiksza kurzawa i ju automobil przy nas. Za w automobilu Micha Swietow, poeta
radziecki, oraz Julian Tuwim, poeta polski siedz. Ten pierwszy napisa wiersz pod tytuem
Grenada, bardzo adny wiersz, ktry tak si zaczyna:

Jechalimy stpa,
Pdzilimy w kbach
I Jaboczko piosnk
Trzymalimy w zbach.
Ach, piosnk t dotd
Na pewno pamita
Malachit stepowy,
Murawa pomita.

...w tumaczeniu Juliana Tuwima.
A teraz obaj wychylaj si ku nam z automobilu.
Co on taki zielony? zapytuje Tuwim, ktry jako poeta znany by z wraliwoci na kolory
i wskazuje na Lisa.
Bo on chopsk, niezalen Parti zakada, a kolor zielony sztandarem ludu na roli
pracujcego jest objaniem.
Co on zakada, co? zainteresowa si Micha Swietow, bohater socjalistycznej pracy
literackiej.
Niezalen, samorzdn Parti Ludu Wieniaczego Wszechrosji. Poniewa odtd pluralizm,
czyli wielopartyjno w Zwizku Radzieckim bdzie.
Za Swietow:
A?
Wiadomo, e A samogosk jest i jako taka wymaga, eby jam ustn otworzy. Wic
otworzy i Swietow swoj, ale tak szeroko bo szczka mu przy tym opada e nawet arbuz by
si w niej zmieci i z tak otwart ju pozosta. Wic nawet pieszy specjalnie si nie musiaem,
tylko wyjem Jaboczko piosnk Lisowi a czas ju najwyszy by i woyem Swietowowi. Jak
Tuwim te bdzie chcia, to niech poprosi Swietowa, moe si z nim podzieli.
Odjechalimy stepem, pdzc sobie w kbach, a oni zostali, trzymajc to w zbach.

Kultura, 9/1985

RANO, RANO, RANIUTKO

Hrabia obudzi si i pomyla, co zrobi tego dnia.
Zrobi postp postanowi.
Ale uwiadomi sobie, e jego plan, wyraony w takiej formie gramatycznej w pierwszej
osobie liczby pojedynczej czasu przyszego dokonanego przedstawia si wtpliwie pod wzgldem
stylistycznym, miesznie wrcz. Sprbowa wic w czasie rwnie przyszym, lecz niedokonanym
bd robi postp ale wyszo jeszcze mieszniej.
Co u diaba, postp to rzecz dobra, chc zrobi dzisiaj dobr rzecz, a brzmi gupio.
Zobaczmy, jak to wyglda w czasie teraniejszym. I rzek gono:
Robi postp.
Zabrzmiao tak niezrcznie, e a si rozejrza, czy kto go nie syszy, cho wiedzia, e jest
sam. To moe w czasie przeszym? zaproponowa sobie ostronie. Ostrono okazaa si
wskazana. Bowiem ani robiem postp, ani zrobiem postp dobrze nie brzmiao.
Hrabia nie da za wygran. Przyszo mu do gowy, aby uy postpu w liczbie mnogiej.
Zrobi postpy co nie tak. Bd robi postpy te niedobrze. A wic nawet w liczbie
mnogiej postp nie nadawa si do przyszoci. Dopiero kiedy Hrabia rozway zastosowanie
postpw obecnie: Robi postpy, oraz w czasie przeszym: Robiem postpy, zrobiem
postpy zgadzao si.
Ciekawe pomyla Hrabia. Postp zmierza ku przyszoci, a tymczasem za nic nie da si
zastosowa w czasie przyszym. Tylko w czasie przeszym, czyli w przeszoci czuje si dobrze.
Ale przeszo to przecie wstecznictwo. Doprawdy, nie rozumiem tego.
Lecz zaraz napada Hrabiego jeszcze powaniejsza wtpliwo.
Przecie jeden jest tylko Postp, jak jeden jest Allah. A jednak nie da si go zrobi ani w
czasie przyszym, ani teraniejszym, ani przeszym. Czyby wic jednak byo wiele rozmaitych
postpw? Nie, nie, to herezja. Ale i na rozum biorc, wiele rozmaitych postpw to czysty
nonsens. Bo kady postp musi by do przodu, inaczej nie byby postpem, a wic wszystkie
postpy s w tym samym kierunku. A jeeli w tym samym kierunku, to niczym si nie rni
midzy sob i wszystkie razem tworz jeden tylko, oglny i niepodzielny na boki Postp.
To jasne. Ale dlaczego w takim razie tylko w liczbie mnogiej da si zrobi, a w pojedynczej -
w adnym wypadku? I dlaczego nawet w liczbie mnogiej nie da si uy w przyszoci, dlaczego
nie da si zaplanowa?
Jak si nie da, to si nie da pomyla Hrabia. A gono powiedzia:
Ja chciaem dobrze.
Nastpnie wsta z ka i zaj si czym innym.

Kultura, 6/1985

CZUWANIE W GRACH

Nowosdecki Majer i ja wynajlimy domek w grach, by spdzi wakacje.
Majer zamierza zbiera grzyby. Nowosdecki opala si, a ja nie miaem ustalonych
zamiarw.
Dobrze zrobilimy. Cisza, spokj, natura, adnych ludzi dookoa. Dopiero kiedy zapad
zmierzch, zauwaylimy wiateko w oddali. Nawet nie wiato. Punkcik wietlny.
Najpierw mylelimy, e to gwiazda, ale za nisko na gwiazd. I wiecio nawet przy
pochmurnym niebie, gdy gwiazd nie uyczysz.
Wic moe domek jaki inny? Ale domku adnego innego nie byo w caej okolicy, a tylko
nasz jeden jedyny. Ognisko wdrowcy sobie rozpalili? Ale ognisko czerwone jest i miga, a to
wiecio zocicie i rwno.
Denerwuje mnie to powiedzia Nowosdecki.
Niech sobie wieci zaj inne stanowisko Majer. Daleko, nam nie przeszkadza.
Nie denerwuje mnie, e wieci ucili Nowosdecki. Tylko, e ja nie wiem, co wieci.
Typowy gd poznania skomentowaem. Waciwy ludzkiej naturze. Czowieka nie tyle
interesuje fenomen jako taki, ile przyczynowo. Czowiek chce zna przyczyn.
Jak ju o naturze mowa denerwowa si Nowosdecki to nas oszukali. Miaa by tylko
natura, tymczasem okazuje si, e tu s jacy ludzie. Ja chciaem samotnoci.
Skd wiesz, e to wiateko nie jest zjawiskiem naturalnym?
Wanie tego nie wiem i to mnie denerwuje.
Nazajutrz poszed na grzyby, a Majer si opala. Ja niczego szczeglnego nie robiem i nie
mam o sobie nic do powiedzenia.
Nowosdecki wrci z grzybw zdenerwowany.
Jako mi nie szo, nie mogem si skoncentrowa.
Dlaczego, przecie pogoda odpowiednia i grzybw mnstwo.
Ale ja przez cay czas mylaem, e dzie przeminie, wieczr nadejdzie i to wiateko
znowu si pojawi.
Moe si nie pojawi.
Wanie, nie wiadomo czy si pojawi, czy nie, ta niepewno mnie mczy.
Wic przypumy, e si nie pojawi. Lepiej ci?
Jak si nie pojawi, to jeszcze gorzej. Wtedy bd myla: dlaczego przedtem byo, a teraz
nie ma?
Zapomnisz.
Nie zapomn, wspomnie si nie zapomina. W dodatku ju nie bd mg go obserwowa,
tylko we wspomnieniu.
Poczekaj do wieczora, to si okae. Nie przejmuj si zawczasu.
Im bliej wieczora, tym niecierpliwszy stawa si Nowosdecki, cho powinno by przecie
na odwrt. Im bliszy kres oczekiwania, tym mniej powinien si niecierpliwi. Zebralimy si przed
zmierzchem na przyzbie.
Alem si opali, co? rzek Majer.
Cicho zgani go Nowosdecki. Czekamy, nie rozpraszaj uwagi.
Zmierzch powoli zapada, dla Nowosdeckiego za wolno.
Nie ma stwierdzi Nowosdecki nerwowo. Ju nie bdzie.
Moe nam si wczoraj tylko wydawao? prbowaem go uspokoi. Czasem si
czowiekowi co wydaje.
Jednemu, ale trzem? Jeden z nas mg si pomyli, ale nie wszyscy trzej.
Zdarzaj si halucynacje zbiorowe. Wprawdzie dowiadczenie zbiorowe jest normatywn
podstaw naszej wiedzy, ale consensus nie wytrzymuje filozoficznej prby.
Gadanie! oburzy si Nowosdecki. Nie prbuj mi zamci w gowie.
Ja nie prbuj, tylko analizuj.
Jest! krzykn Majer, ktry nie bra udziau w naszym sporze, a tylko wypatrywa. Jest,
zapalio si.
Nowosdecki i ja przestalimy teoretyzowa i te spojrzelimy. Istotnie, w ciemnym masywie
gr tkwi wietlny punkcik.
O Boe! jkn Nowosdecki. Znowu!
Przecie o to ci wanie chodzio. Gdyby nie pojawio si znowu, byby jeszcze bardziej
zdenerwowany.
Co si mnie czepiasz, jego si czepiaj! i wskaza na wiateko.
Nie mog. Ty jeste moim koleg, a to... Przecie ja nawet nie wiem, co to jest.
Wanie zgodzi si Nowosdecki. Jest, ale co?
Po kolacji Majer smarowa si kremem Nivea, ja nic nie robiem, a Nowosdecki wyszed
przed dom. Wpatrywa si w noc, a raczej w ten tylko wietlny punkcik w tej caej nocy. Trudno
mu si dziwi. Noc wprawdzie bya ogromna, niezmierzona i nieobjta, ale caa zawieszona tylko
na tym jednym punkciku jak na gwodziku.
Rano Majer pojawi si do niadania wypoczty, za Nowosdecki blady i niewyspany.
Nie mogem spa skary si.
Patrzye w dal do pna, wic nic dziwnego.
Nawet kiedy si pooyem, te nie mogem spa. Wci rozmylaem, co to jest, co to by
moe.
Masz jakie hipotezy?
adnej. Jest, wieci i tyle.
Tego dnia ju nawet na grzyby nie poszed. Marudzi po domu, azi z kta w kt, w poudnie
dopiero wyszed na podwrko, gdzie na leaku rozciga si Majer.
Teraz najlepiej chwyta rzek Majer wskazujc na soce stojce w zenicie.
Co mi tam mrukn Nowosdecki i zawrci do izby. Najwyraniej wyczekiwa zmierzchu
i dzie mu si duy.
O zmierzchu znw zasiedlimy na przyzbie. Ale, rzecz szczeglna, i jak rozmaici s ludzie
Majer i ja ju nie w takim napiciu jak wczoraj czybymy si zaczli przyzwyczaja?
natomiast Nowosdecki jeszcze bardziej podniecony.
Majer najmniej okazywa zainteresowania, martwi si, e w poudnie soce go za bardzo
przypieko i skra mu pewnie si zuszczy.
Ta Nivea jest do niczego narzeka.
Pizbuin jest lepszy poradziem. Prbowae?
Cisza! krzykn Nowosdecki.
Dlaczego? Czekamy na zjawisko optyczne, a nie akustyczne. Jak si ma zawieci, to si
zawieci, chobym ja haasowa na bbnie, a Majer na puzonie.
Jakby na potwierdzenie moich sw, w niebieszczejcym, szarzejcym, granatowiejcym
obszarze ukaza si zoty punkcik.
No to id gotowa makaron powiedzia Majer i wsta.
Nowosdecki nie przyszed na kolacj. Zosta na przyzbie zapatrzony; kiedymy, ja i Majer,
ju si kadli, on siedzia w dalszym cigu.
eby mu tylko co od tego nie odbio zatroszczy si Majer. Dobranoc.
Przy niadaniu spotkalimy si tylko ja z Majerem.
Wci siedzi? zapytaem Majera.
Ani drgnie. Siedzia przez ca noc.
Wyniosem Nowosdeckiemu kubek gorcej kawy. Dygota z zimna, bo w grach noce, a
zwaszcza poranki s chodne, nawet latem.
Czemu e kocem chocia si nie nakry zapytaem.
Nie mogem pj po koc, bo nie chciaem tego spuszcza z oka. Obserwacja musi by
dokadna.
I zobaczye co nowego?
Nie, wszystko, co si da ustali, to e zapala si wieczorem i ganie o wicie. Poza tym ani
mrugnie.
No to czemu jeszcze siedzisz, przecie ju zgaso, dzie biay.
Rzeczywicie przyzna Nowosdecki i spojrza na mnie przytomniej.
Przespa ten dzie. Majer tymczasem nabra piknej opalenizny, jego obawy co do skry
okazay si ponne.
Nowosdecki obudzi si dopiero przed kolacj.
Jesz dzisiaj? zapyta Majer.
Tylko suchy prowiant. Bior na drog.
Na jak drog? zdziwilimy si.
Pjd i zobacz, co to jest.
Daj spokj prbowa go powstrzyma Majer. Co bdziesz chodzi po nocy.
W dzie nie znajd.
Niech idzie poparem go. Ma nam gow zawraca, to ju niech lepiej idzie i zobaczy,
inaczej zepsuje nam cae wakacje.
Poszed. Wrci nazajutrz koo poudnia.
No i co? powitalimy go, Majer i ja.
Nic, za daleko. Przez jedn noc si nie dojdzie. Majer spojrza na mnie, a ja na Majera. Ju
wiedzielimy, co nastpi.
I rzeczywicie. Nowosdecki znowu przespa dzie, a nad wieczorem spakowa plecak.
Nie wiem, kiedy wrc, moe dopiero za kilka dni. Wy, chopcy, zostacie tutaj i czekajcie
na mnie.
Czekalimy dzie, potem dwa. Pierwszej nocy spalimy jak zwykle, drugiej te emy si nie
martwili o Nowosdeckiego, bo wiedzielimy, e co najmniej dwch nocy potrzebowa. Pod
wieczr drugiego dnia zaczlimy si niepokoi.
Nie ma obawy dowodzi Majer. Moe mu duej zejdzie ni przypuszczamy.
Pewnie, dwie noce w jedn stron, to i z powrotem dwie, albo dzie i noc, jeeli bdzie
wraca bez odpoczynku. Moemy si go spodziewa najwczeniej dopiero nad ranem.
Mimo tej logiki jako nie ruszalimy si z miejsca, patrzylimy w t stron, gdzie w grskiej i
nocnej czeluci tkwi wietlny punkcik. Jako nie chciao nam si rozmawia i tak siedzielimy
dugo.
Ktra godzina? zapytaem wreszcie.
Bdzie koo pnocy.
No, to lepiej i spa. Przed witaniem na pewno nie nadejdzie.
I ju si odwrciem, eby wej do domu, gdy Majer zawoa:
Ty, zobacz!
Zobaczyem w ciemnoci, w pustce, nie jeden teraz punkcik wiata, ale dwa. Jeden tu
obok drugiego, jednakowe, a nie wiadomo, ktry by wczeniej, a ktry pniej. Majer te nie
wiedzia, cho twierdzi na pocztku, e to lewe wiateko zapalio si koo prawego, ale kiedy go
przycisnem, zmieni zdanie i utrzymywa z kolei, e to prawe koo lewego. Przedoyem mu, e
ani lewe nie mogo si zapali koo prawego, ani prawe koo lewego, bo pki byo tylko jedno, to
nie mogo by ani prawe, ani lewe. Wtedy musia si przyzna, e te waciwie nie odrnia, a
tylko prbowa dla jakiego porzdku. Wyglday jak para oczu.
le spalimy tej nocy.
Nowosdecki nie wrci ani trzeciego dnia, ani pitego. Gdy przyszed i min sidmy
Majer powiedzia:
A moe by mu wyj naprzeciw?
Czeka nam kaza. A poza tym...
Co poza tym?
Siedzielimy jak zwykle na przyzbie patrzc na te dwa wiateka.
Jeeli najpierw wiecio tylko jedno, a teraz, kiedy Nowosdecki nie wrci, wiec dwa, to
nasuwa si przypuszczenie...
Jakie przypuszczenie? ponagli mnie Majer, poniewa zwlekaem z dokoczeniem.
e jako drugie wieci Nowosdecki. Majer zastanowi si.
Bardzo moliwe powiedzia wreszcie. Ale w takim razie, co wiecio najpierw?
A skd ja mog wiedzie! odparem ze zoci. Nowosdecki te by tego ciekawy.
A jak ju tak bardzo chcesz, to chodmy i przekonajmy si.
Nie ma mowy uspokoi mnie Majer. My tu jestemy tylko na wakacjach.

Tygodnik Powszechny, 5/1985

PAMI

Warto by odsoni jak tablic pamitkow powiedzia Kogut.
Kiedy ja nic nie pamitam zmartwi si Lis. A ty? zwrci si do mnie.
Ja pamitam rne rzeczy, czasem to, czasem owo, ale przewanie nic takiego.
Na przykad co?
Wyleciao mi z gowy.
Najlepszy dowd, e tablica pamitkowa jest konieczna stwierdzi Kogut. Bez niej
niczego nie pamitacie.
Ale w jakiej sprawie tablica, kiedy kady z nas nie pamita czego innego?
Nie szkodzi. Odsonimy tablic pamitkow in blanco.
To znaczy?
Na okaziciela. My wmurujemy tablic, a kady, kto na ni spojrzy, wspomni sobie, co
bdzie chcia. Najwaniejsze, eby bya tablica.
Jak pomylano, tak zrobiono. Wmurowalimy pikn tablic. Na niej wyryty napis: Ku
pamici i trzy kropki.
adnie to wypado. Nazajutrz wrcilimy, eby zobaczy, jak dziaa.
Przed tablic stao dwch.
To panowie wmurowali t tablic?
My. adna, co?
Prosimy z nami.
Zaprowadzili nas do urzdu. Nie by to urzd pocztowy.
Panowie wmurowali tablic ku pamici tego, czego nie trzeba.
Niekoniecznie, przecie tablica jest ku pamici czego kto chce.
My dobrze wiemy, czego kto chce.
Ale to mog by rozmaite rzeczy. Nie wszyscy chc tego samego.
My ju dobrze wiemy, czego wszyscy chc.
Wobec tego my cakiem przeciwnie.
Co przeciwnie?
Przeciwnie do tego, co panowie myl, e mymy myleli.
My ju wiemy, co wycie myleli.
No wanie. To my akurat odwrotnie.
Co odwrotnie?
Odwrotnie ni to, co panowie maj na myli, e mymy mieli na myli.
Acha, to znaczy przyznajecie si, ecie mieli na myli?
Tak, ale co innego.
Bez wykrtw. eby pomyle co innego, trzeba najpierw pomyle to.
Co?
To wanie, czego nie trzeba. Musielimy im przyzna racj, chocia bylimy
niewinni. Logika jest logik.
Wypucili nas pod warunkiem, e w ogle nic nie bdziemy myle. W drodze powrotnej
przechodzilimy koo tablicy. Ale tablicy ju nie byo.
Mylisz co? zapyta mnie Lis pgosem.
Ja? Skde odpowiedziaem gono: Moe Kogut?
Ja myl... zacz Kogut, te gono.
To lepiej przesta przerwa mu Lis szeptem.
Dlaczego? sprzeciwi si Kogut gono. Ja sobie tylko myl, e dobrze by byo
wmurowa tablic pam...
Nie dokoczy, poniewa Lis ap zamkn mu dzib. Kogut jednak uwolni si energicznie.
O co chodzi?! zawoa, stajc w miejscu. Ja tylko proponuj, eby wmurowa tablic
pamitkow na pamitk tablicy pamitkowej!
Nie zdylimy wyrazi naszego stosunku do tej propozycji, bo podeszo do nas dwch.
Nie sta i nie robi zgromadzenia powiedzieli. Przechodzi, przechodzi!
No tomy przeszli, przeszli.

Kultura, 5/1985

DON JUAN

Kiedy rzuciem mu wyzwanie, byem mody. W przyszoci widziaem siebie tak: W pustym
paacu, przy stole obficie zastawionym ja czekam. Pon wiece, a naprzeciwko miejsce dla
kamiennego gocia. I widziaem siebie, jakim wtedy byem, wyprostowany, oczy byszczce,
zachwycone wasn zuchwaoci. Rosnc a do upojenia w miar jak zblia si pnoc.
Nie przewidziaem, e minie czas. To znaczy, e wszystko bdzie tak samo, jak miao by, ale
ja nie bd ten sam.
Noc, a w pustym paacu przy stole obficie zastawionym ja czekam. I wiece pon, a
naprzeciwko miejsce dla kamiennego gocia. I cho wyprostowany, to jake chtnie bym si
pochyli i wspar okciami o st. I ronie znuenie w miar, jak zblia si pnoc.
Oczy, tak, widz jeszcze, ale niczego ju widzianemu nie narzucaj ani nie odmawiaj
niczego. Zastawa, owszem, wielka, ale jednakowa z migotaniem srebra jest ta ciemna plamka na
skrze tej brzoskwini, maa jeszcze.
Przecigi. Czy wtedy mylaem o przecigach? Na pewno nie. Komnaty otwarte na przestrza,
z ogrodu nocny chd. Pomienie wiec skaniaj si w powiewie, kry ma. Ale przede wszystkim
ukucia w czaszce. Czy dawniej miewaem newralgie? Nie.
Kiedy chciaem si ba, bo strach przetwarzaem w zuchwalstwo. Im wiksza groza, tym
wspanialsze moje blunierstwo, pyszne i zotogowe. Dzisiaj strach do niczego mi nie suy.
Pozostaje strachem powszednim i nudnym jak newralgia.
Czy dotrwam? Odejd przed czasem? Ach, nie ze strachu nawet, tylko ze zwtpienia. Bo ja w
to wszystko ju nie wierz. Kiedy potrzebowaem wiata, a wiat potrzebowa mnie. Dlatego
rzuciem mu wyzwanie. Bez tej wzajemnej potrzeby nie miao ono sensu, a teraz jej ju nie ma.
Wic dzisiaj dla kogo to przedstawienie? Bo ono ju nie dla mnie, ani nie dla wiata.
Przychodzi myl, eby je odwoa, jako zaatwi to z Komandorem. Pomwi z nim, jak
dojrzay mczyzna z mczyzn. Wyjani okolicznoci, przedstawi, jak teraz wyglda pocztek
tej sprawy z jej obecnego, prawie ju obecnego koca. Jak inaczej. Moe i Komandor ju nie ten
sam co wtedy, moe i on si zmieni, wic zrozumie? Ale on przecie kamienny, a kamie si nie
zmienia. Kiedy go zabiem w pojedynku, skamienia w posg nagrobny i takim ju pozosta.
Kamienny ju by, gdy go zaprosiem na uczt i potem te, w cigu tych wszystkich lat, kiedy ja si
starzaem, bo wci byem ywy, niezmienny, kamienny przyjdzie za chwil. Wci taki sam, El
Convivador de Piedra. Wic udzi si nie naley.
Mysz chrobocze. Co robi mysz w tym marmurowym, bezludnym paacu? To, co musi, yje, a
e wypado jej y akurat tu, tym gorzej dla niej. Czym ona tutaj si ywi? Ciko jej chyba.
Wic ostatecznie mysz ma by wiadkiem tego przedstawienia? Tak kosztownego, bo
przeznaczonego dla tak wielkiej publicznoci. Zapac yciem doczesnym i potpieniem wiecznym,
oto jest cena. A teraz, tutaj mysz, tylko mysz.
A czemu by waciwie do Dony Anny nie wrci, nie prosi jej o przebaczenie. Przecie myl
si ci, ktrzy sdz, e porzuciem j tak atwo, jakbym nie by czowiekiem. To tylko cz mojej
legendy, ktrej przyznaj nie staraem si zaprzeczy. O wiele atwiej by mi byo przy niej
pozosta, ni od niej odej mi byo. Wic czemu nie, z ambicji, z dumy, honoru? Z wiernoci
wasnej legendzie?
Jakiej legendzie, nie bdmy mieszni. Co do honoru, od dawna wiem, e tak nazywa si
pycha, czyli nico. Przynajmniej w tym wypadku. Ale jakeby wyglda ten powrt? Oto pojawia
si pod murami jej klasztoru postarzay, byy kochanek. Znw jestem woa Wyjd do mnie,
razem odkopiemy trupa naszej mioci. Przebacz mi, e j zabiem, posadzimy j midzy nami i
przytulimy si do niej, bo osaby ju moje kolana i przygarbiy si moje plecy, zimno mi. Czy tak
mam jej powiedzie?
A nawet jeeli inaczej, bo ywe s wspomnienia... Wanie: wspomnienia, w tym sedno.
Myl o niej, o takiej, jak zostawiem, obecna jest dla mnie, jak bya przed laty, tak samo. Tak
samo i to wanie, ta prawda, nie moe by prawd, bo ona przecie ju nie ta sama, dzi Dona
Anna nie moe by t sam, jak bya przed laty. Ona take. Spalio, przepalio j cierpienie. Wic
czego chciabym od niej, czego chcie miabym prawo?
Lecz nawet gdyby mnie przyja, co dalej i jak? Tyle wtedy da od doni odcitej od
ramienia, eby odnalaza rkawiczk rzucon w morze. Wymaga od wiosny, eby nastpia po
lecie, spodziewa si, e minie przemijanie.
A nawet, a nawet...
Jeeli wszystko co byo, nie przemino, to nie przemino rwnie i to, co sprawio kiedy,
e j porzuciem.
Wic wytrwam, ale bez przekonania. Uczyni zado legendzie. Ale moje zatracenie, tak
pene znaczcej grozy dla potomnych, dla mnie bdzie puste. Pjd do pieka w znueniu i
nijakoci, cho chciaem inaczej. Chciaem co za co, okazao si, e oddaem co za nic. I sam
staem si niczym. To nawet i lepiej, bo pieko pochonie nico. Nie tylko ja, pieko te bdzie
oszukane.
Pozostanie tylko mysz. Poywi si, tego jada na stole wystarczy dla caego dworu, c
dopiero dla jednej myszy, choby i wygodzonej. I tylko ona jedyna bdzie miaa z tego poytek.
Lecz nie, nawet i ona nie... Przecie ten st zapadnie si w piekielne otchanie razem ze mn.
Bo przewidziane jest tak: gdy wybije pnoc, z najdalszych komnat rozlegn si kamienne kroki,
kamienne echo odbije je od kamiennych cian, goniej i goniej, bliej i bliej. Tu wreszcie, tu
obok, a go zobacz w drzwiach. Wtedy unios si z miejsca, aeby go powita. Gdy stanie przede
mn, wycignie rk, podam mu swoj. Jego kamienna do zacinie si na mojej ludzkiej doni.
Byskawica, grom. Rozstpi si ziemia, buchn pomienie i wrd zapachu siarki cae to bogactwo,
te srebra, owoce, wina, aksamity i ja sam w ucisku Komandora runiemy w gb. Dla myszy nie
zostanie nic.
Wic pki czas bior chleb ze stou, odkadam na uboczu dla myszy, poza piekielny krg.
Niech ma i niech bdzie szczliwa. Nie mnie sdzi, czy to mao znaczy czy wiele. A nawet jeeli
niewiele, lepiej tyle ni nic.

Tygodnik Powszechny, 10/1984

PILNA SPRAWA

Bawmy si, bo nie wiadomo, czy wiat potrwa jeszcze dwa tygodnie powiedzia Hrabia i
nieomal kupi sobie lody.
Nieomal, poniewa lodw zabrako.
Wobec tego postanowi odda si rozpucie. Lew rk uj t cz aparatu telefonicznego,
ktra niezbdna jest, aby owym aparatem si posuy, za praw, przy pomocy palca
wskazujcego teje, dokona odpowiedniej czynnoci. Gos znajomej pani oznajmi, e jest zajta.
A by to trzynasty dzie przed kocem wiata.
W dwunastym Hrabia kontemplowa moliwo zmiany upodoba. Jednake te nie podday
si pracy wyobrani. Nieubagany kaprys natury skazywa go na heteroseksualno.
Z rwnym brakiem powodzenia rozwaa Hrabia uroki wspycia ze wiatem zwierzt, a
pniej nawet rolin i materii nieoywionej w dniu jedenastym.
Poniewa konieczno zabawy rosa proporcjonalnie do czasu, ktry mija, w dniu numer
dziesi Hrabia postanowi zabawi si w chowanego. Schowa si, ale znaleziono go od razu przy
pomocy Ewidencji Centralnej (Central Intelligence Data). Nastpne trzy dni spdzi w areszcie
ledczym, zanim udowodni, e ukry si tylko dla zabawy.
W dniu szstym odpoczywa, co byo zupenie zrozumiale.
W pitym wyszed na miasto i odwiedza znajomych, ktrych baga, aby mu opowiadali
dowcipy. Nie wszystkie byy zabawne, a te, ktre byy Hrabia zna je wszystkie, podobnie jak i
tamte, nalece do pierwszej kategorii. Bowiem nowych dowcipw ju nie byo.
W czwartym na zabaw taneczn. Lecz mia za ciasne buty.
W trzecim do cyrku. Lew nie chcia skaka przez ponc obrcz.
W drugim czyta gazety. Formy byyby zabawne, gdyby nie ich treci i na odwrt.
W ostatnim dniu przed kocem wiata Hrabia przygotowa kanapki z jajkami na twardo,
postawi krzeso na balkonie, owin si w koc i usiad, aby nie przegapi momentu, w ktrym wiat
si skoczy. Mia nadziej, e przynajmniej to zdarzenie, tak wyjtkowe, nie bdzie pozbawione
elementu rozrywki.
Nazajutrz wiat trwa nada.
Hrabia z ulg zaprzesta usiowa. Okazao si, e zabawa to nic pilnego.

Kultura, 4/1987

JEZIORO

Wiosuj. Wiosa zanurzaj si w wod, a kiedy si wynurzaj, woda pozostaje ta sama, nic
jej to nie szkodzi. te kaczece pyn ku mnie, czy ja ku nim. Koysz si, kiedy trafiaj pod
wiosa, ale nie trac rwnowagi. Te im to nic nie szkodzi. Dziwna rzecz, nikomu nie szkodz, a
jest mi przyjemnie.
Dzie letni, jezioro sobie, a niebo sobie. Nawzajem sobie nie szkodz, a s. Wiosa chroboc
w dulkach, ale ich gos te jest na miejscu. Na swoim. I ja te jakbym tu powinien by, cho nie
musz. Przymusu nie ma, ale ju kiedy tu jestem wszystko w porzdku.
I nie, ebym skd albo dokd pyn. To znaczy, ani si nie piesz, ani nie pyn powoli.
Pyn poza tymi sowami. Moe wanie dlatego tak jest przyjemnie? Ale po co nad tym si
zastanawia, jakie niepotrzebne przyzwyczajenie. I co mi z tego przyjdzie, nawet gdybym si
domyli, dlaczego jest tak przyjemnie? Chyba nic, moe by tylko mniej, zajty domylaniem si
nie zobacz wierzby, jak pochylona na brzegu zanurza wiotkie, zielone warkocze jakby w wod.
Ani trzech burych ptakw z szafirowymi szyjami, unoszcych si tam i sam wrd trzcin, od czasu
do czasu kryjc te szyje pod wod. I cho ptaki, nikt im nie moe zarzuci, e s w wodzie, a nie w
powietrzu. Jak im si zechce, to polec.
Chyba popoudnie, ale nie pno, soce wysoko, ale uprzejmie, bo nie wprost nad gow, tak
e si z nim jest, ale mu si nie podlega.
Tylko e wiato szybko jako robi si niemie, mde, a ostre jednoczenie, woda twardnieje,
ptakw nie ma, jeziora nie ma, a tylko ja siedz w krzele i wiosuj, ale bez wiose. Obok mnie stoi
jaki pan we fraku i wyciga do mnie rk. A przede mn bardzo duo ludzi, siedz w rzdach i
miej si.
Dzikuj powiada do mnie hipnotyzer. A potem do sali: Kto z pastwa nastpny?
Prbuj jeszcze rkami, cho ju bez wiose i bez niczego, par razy. Jeszcze wikszy miech
na sali. Wic przestaem, wstaem z krzesa i zszedem ze sceny pord wielkiego miechu.
W gowie mi si troch krci. Jak przestanie, sprbuj zrozumie, z czego oni si waciwie
miej.

Puls, 21

PROKURATOR

Znaem jednego powiedzia Lis ktry codziennie podpisywa na siebie wyroki mierci.
To znaczy zgadza si z wyrokami sdu? zdziwi si Kogut.
I dlaczego codziennie zawtrowaem. Przecie jeden wyrok mierci jest zupenie
wystarczajcy.
Miaby racj odpowiedzia Lis gdyby ten pierwszy wyrok zosta wykonany. Albo
drugi, czy ktrykolwiek z nastpnych. Ale to nie sd go skazywa, ale on sam siebie. Sam sobie
wytacza procesy przed samym sob, sam si oskara, sam uznawa si za winnego i sam siebie
skazywa.
Nie lubi siebie?
Nie, ale lubi pisa. Bowiem wszystko to robi na pimie. Ledwo skoczy jedn spraw,
a ju zaczyna nastpn, zawsze stosowa najwyszy wymiar kary, ale na egzekucj zabrako mu
czasu.
To znaczy powtarza si?
Mona by tak uzna, gdyby nie rozmaito oskare. Przypisywa sobie najrozmaitsze
winy, a w przewodzie sdowym by niezwykle skrupulatny. Kade oskarenie stara si uj do
gbi i w najdrobniejszych szczegach.
By perfekcjonist?
Wicej, estet. Pisa tylko na welinowym papierze, japoskim pdzelkiem. Inicjay i
numery paragrafw malowa. Oczywicie nie znosi, eby jaka plamka albo kleks... Wtedy
zaczyna proces od pocztku. Zabiera si do nastpnego tylko wtedy, kiedy by zupenie
zadowolony z poprzedniego, i to pod kadym wzgldem.
Jakby by zupenie zadowolony z poprzedniego, toby si nie zabiera do nastpnego
zauway Kogut.
Czyli poprzednie wyrzuca zauwayem ja.
Ale skd! Wszystko przechowywa w szafie. Po latach naroso tego tyle, e musia kupi
drug szaf. By do tych swoich wyrokw bardzo przywizany. A ju najbardziej by przywizany
do swojego podpisu. Przez wpraw i staranie nauczy si podpisywa imponujco. Piknie si
podpisywa, powiadam wam, prawdziwe dzieo sztuki.
I c si z nim stao?
Polizgn si na psim gwnie, upad i umar. Na ulicy.
Zawsze mwiem westchn Kogut e trzeba sprzta ulice.

Puls, 29

POGRZEB EKSTERMINATORA

Przykra wiadomo. Kiedy przyszedem rano do biura, koledzy mi powiedzieli, e zmar
Naczelnik Wydziau Asenizacji, ssiednie drzwi w korytarzu.
Zmary by jednym z najdawniejszych pracownikw Magistratu. Zacz od skromnego
eksterminatora, by z tych, co chodz po domach i gazuj karakony. Dziki pilnoci i energii
doszed do najwyszego stanowiska w resorcie. Nam, modym, zawsze stawiano go za przykad.
Pogrzeb zapowiada si wic bardzo uroczysty, z udziaem Prezydenta Miasta i wszystkich
wadz wedug hierarchii, no i oczywicie wszystkich pracownikw.
Cmentarz mamy przeliczny. Peen starych drzew i krzewiny, szczeglnie bzw i czeremchy
jest duo, a e byo to w maju, naturalne kwiecie zdobio cik bujnych zi i traw. Ta ostatnia
okoliczno zwaszcza podana bya. Bowiem odprowadzajc zmarego na ostatni spoczynek nie
wypada podnosi wzroku, ktry tym samym pada w d i tam przebywa na znak aoby. A c
widzimy pod nogami, gdy uczestniczymy w jesiennych pogrzebach? Tylko bocko, a w najlepszym
wypadku mokry wir, za po bokach nic tylko zgnie dba i badyle. O ile raniej, kiedy widzimy
co miego na poboczach cieki. Rwnie soneczko lepsze jest ni bury deszczyk, nie mwic
o temperaturze. A e dzie wypad rozkosznie wprost soneczny, nie mogo by lepszego pogrzebu
z punktu widzenia ywego uczestnika.
Zasuony zmary chowany by w reprezentacyjnej czci cmentarza, gdzie same tylko
grobowce murowane i wysokie, a w nich Prezydenci, Profesorowie, Poeci. Przysza kolej na mowy
aobne, a ja wszedem midzy dwa, jeden jakby kamieniczka, drugi indywidualny, z postaci
marmurow wielkoci naturalnej, prawdopodobnie kobiec. Trudno stwierdzi, twarz ukryta w
doniach, a szaty lune. Wyraaa zadum i al. Przy trumnie cisk i tylko tak, bokiem i midzy
grobami, mogem mie jak szans. Nie tylko przestronnie tam byo, ale i cakiem przyjemnie, bo
midzy grobowcami rosy stokrotki i mlecze dmuchawce.
W imieniu magistratu i caego miasta gos zabra Naczelnik Wydziau Kultury. Z racji tej
specyfiki resortowej najbardziej by powoany do wyraenia myli i uczu stosownych do
okolicznoci. A przemwi tak:
egnamy dzisiaj naszego koleg, ktry od dziesitkw lat by z nami w naszej pracy i walce.
Po raz pierwszy opuci posterunek. Ach, nie z wasnej woli, lecz z przyczyn niezalenych. Gdyby
mg, zostaby na pewno wrd nas, nie dobrowolnie wypuci z rki sztandar postpu.
adnie zacz, wic zebrani cisnli si jeszcze bliej wok trumny i mwcy, eby lepiej
sysze. Mnie za przestronnie, bo na uboczu, byo.
Tak, postpu. Bowiem c jest waciwszego cywilizacji, jak nie opanowanie przyrody. A ta,
jak wiadomo, roi si od przernych insektw, w wikszoci szkodliwych, w rolnictwie zwaszcza.
Los rzuci naszego koleg na inny szaniec tej walki, nie na odcinek rolniczy. Jednak czy mniej
wany to odcinek?
Zawiesi gos, a wszyscy zadreli w oczekiwaniu na odpowied.
Nie! Bo miasto jest cytadel postpu, czyli cywilizacji. Cywilizacja zacza si dopiero
wtedy, gdy nasi przodkowie porzucili ono natury i przestajc by pasterzami czy rolnikami,
zaoyli miasto. Dlatego jeden karakon w miecie jest nam bardziej wrogi ni milion chrzszczy na
wsi. Tam ostatecznie moemy go jeszcze tolerowa jako nieunikniony relikt barbarzystwa na
terenie nie do jeszcze ucywilizowanym. Ale w miecie? Karakon w miecie jest szyderstwem z
naszych osigni i naszych ideaw, ze wszystkiego, co jest nam najwitsze, jest wyzwaniem
rzuconym przez wrogie nam siy natury. Karakon w naszym mieszkaniu z wind i water-closetem
jest, e tak powiem, desakralizacj wityni postpu. Nie ma i nie powinno by miejsca dla
karakona w sercu cywilizacji, gdzie rzuca jej wyzwanie w twarz!
Okropnie wstyd mi si zrobio, e dotd na stokrotki i mlecze dmuchawce, bd co bd
przedstawicieli wystpnej natury, przyjanie spogldaem, i nie wiedzc, gdzie teraz wzrok ze
wstydu podzia, umieciem go na grupie spoeczestwa.
Kolega, ktrego dzisiaj egnamy, wczenie poj donioso zagadnienia. Zrozumia, e
nawet gdybymy wytpili wszystkie insekty na polach i w lasach, dopki jeden karakon, szpieg
natury, przemyka si chykiem po wielkomiejskim parkiecie, dzieo nie zostao ukoczone. Dopki
jedna pcha, jedna mucha, jedna stonoga skacze, leci lub peza przez obronne way, nie wolno nam
spocz na laurach. Kultura, Nauka i Technika wznosz wysoko pochodni postpu, lecz pcha
poniej moe sprawi, e zadry im rka. Stonoga stokrotnie kpi sobie z wynalazku koa, a mucha
bezczeci ser powszechnej owiaty.
Mia racj. Ale to ostatnie porwnanie wykona na takich wyynach myli, e zakrcio mi si
w gowie, i eby nie upa, wsparem si doni o pyt grobowca.
Przeledmy teraz drog, jak przeby nasz Nieodaowany Kolega. Ju jako mode chopi
nie lubi insektw, apa muchy i oczekujc chwili, kiedy spoeczestwo postawi do jego
dyspozycji wszystkie rodki, w jakie wyposaya nas nowoczesna wiedza obrywa im skrzydeka.
Chopice igraszki? Lekkomylno dziecka? O, nie! Przeczucie misji, pierwsze odruchy
powoania. Lubi obserwowa lepy, owe tamy papieru nasycone klejem podobnym do miodu,
ktre nc to skrzydlate robactwo i je gubi wrd przewlekych bzykw. Studiowa skad
chemiczny fioletowej trucizny, jak nasycone s krki bibuy wykadane na talerzykach.
Przemylne karafki-puapki, do wntrza ktrych mucha trafia, ale nie znajduje wyjcia i topi si w
wodzie. Nie mwic o prostej pacce, uywanie ktrej nie tylko muchy tpi, lecz take wiczy
bystro oka i sprawno rki. Ta bya jego ulubion, dziecinn zabawk.
Mijay lata, rs i dojrzewa. Talent i zdrowa ambicja nieomylnie skieroway go do szeregw,
ktre w codziennym trudzie strzeg Metropoli przed nawa robactwa. Ju jako prosty
eksterminator zwrci uwag przeoonych. Rycho...
Tu zaswdziaa mnie rka, ktr wsparem by o pyt, wic wzrok od grupy oderwaem
i wbrew postanowieniom opuciem go, aby stwierdzi swdzenia przyczyn. Mrwki to byy, ktre
przez moj rk przeaziy. Ale przez to straciem wtek i gdy go odzyskaem, mwca by ju przy
sowach: ...Rycerz antyowadziej krucjaty, Aleksander Macedoski asenizacji.
Strzepnem mrwki i ju miaem wzrok podnie, gdy zauwayem, e wicej ni par ich
byo. Pdziy mianowicie przez pyt grobowca na skos, jakby autostrad, po linii wida cile
wytyczonej, bo ani jedna nie zboczya, a moja rka bya im tylko po drodze. Ruch na tej
autostradzie by wielki i dwukierunkowy.
Bliski jest dzie zwycistwa. Bowiem pod wodz naszego Nieodaowanego Kolegi
wygralimy decydujc bitw. Jak po Termopilach i Maratonie greckie zastpy wiedzione przez
wielkiego Macedoczyka cigajc pobitych Persw wtargny do Persepolis i spaliy paac
Kserksesa, tak i ludzko, po czasach, gdy omal nie zostaa pokonana przez natur, po okresie, gdy
udao jej si uzyska rwnowag w tej wojnie z natur, a pniej odnie wietne nad ni
zwycistwa, teraz szykuje si do zadania naturze ostatecznego ciosu. Godzina tryumfu wybia.
Troch rozproszony byem, bo wzrokiem wiodc po mrwczanej ciece do ng moich go
skierowaem, bo i ona tam si kierowaa, aby w trawie j zgubiwszy odnale j na murze
ssiedniego grobowca, tego w formie kamieniczki. Mrwki pdziy prostopadle, z szybkoci
bardzo wielk, zwaszcza gdy zwaymy, e s bardzo mae, w obie strony i cigle jak po sznurku.
Powiedziaem: y wrd nas, ale nie powiedziaem: umar. Bowiem jego dzieo yje, wic
on yje w swoim dziele. I gdy padnie ostatni bastion natury...
Dalej w t stron kierowa wzroku si nie dao, poniewa mrwcza cieka, pionowo mur
przebywszy, urywaa si na grnej krawdzi, a na dach przecie wyazi nie mogem. Wic
zawrciem go do pyty i od tego punktu, w ktrym po raz pierwszy mrwian drog spostrzegem,
puciem spojrzenie w drug stron. Tam biega do skraju pyty, potem nika z pola mojego
widzenia na skutek uskoku w optyce, ale j odnalazem, jak przez wirowan alejk na drug jej
stron leciaa, wprost pod nogi zgromadzonych. Tam mi si gubia wrd cholewek i obcasw na
glanc wypucowanych.
...Jak niegdy stolica barbarzyskiego cesarstwa...
Wyszedem wic z mego stanowiska i zbliywszy si do spoeczestwa tyem do mnie
zebranego przykucnem, aby dalszy cig mrwczego pochodu ledzi. Ale nawet z bliska nic
zobaczy nie mogem prcz obuwia, nogawek i dolnych rbkw sukni. Wsunem si w ten
wysokopienny las odny, na ksztat wa, powiedziabym, gdyby nie to, e posuwaem si w
przysiadzie.
...On bdzie z nami!
Coraz to mrwica si nitka urywaa si pod jakim obcasem, ale j odnajdywaem, jak po
drugiej stronie obuwia, od szpica czy bocznie, znw si ukazywaa, eby zgubi si nastpnie pod
czyj podeszw. Niektrzy przestpywali, albo nastpywali si, czujc moje si przeciskanie
doem, ale czynili to tylko doln poow cia, bez wiadomego udziau grnej, poniewa grna
zajta bya tym, co si dziao na grze. A gos mwcy, cho teraz powinien by przytumiony mas
skupion nade mn, coraz to silniejszy by.
...On bdzie z nami, gdy ostatecznie ujarzmimy przyrod i zaprzgniemy j do rydwanu
ludzkiego umysu, ten za uniesie nas ku socu Rozumu i Higieny. Bo zwycizc jest, rydwanu
owego kierownikiem, zwycizc nad ciemnymi siami przyrody! Pogromc bakterii i dezynfekcji
tytanem!
Najwyraniej zblia si do koca przemowy, podczas gdy ja mrowiego tropu wci do koca
wyledzi nie mogem.
lubujemy za twoim przewodem dalej prowadzi twoje dzieo. Bdziemy nieustpliwie
dezynfekowa, sterylizowa, owadobi i asenizowa, dopki nie wytpimy wszelkiego robactwa.
Nie spoczniemy, dopki ostatni karakon nie padnie na kolana, ostatnia mucha nie wyda abdziego
piewu, ostatnia stonoga nie straci gruntu pod nogami. Tak nam dopom Ty, nasz niezapomniany
przykadzie i wodzu!
Oni go nie zapomn, ale ja, pieszc si teraz gwatownie, zapomniaem o ostronoci.
Mrwki znikny mi znowu pod czyj stop, a ja, zamiast opezn t stop dookoa, chwyciem
przeszkadzajc nog, do ktrej ta stopa naleaa, oburcz i przestawiem j w bok niecierpliwie.
Mrwki ukazay si na tak uwolnionej powierzchni natychmiast, ale jednoczenie chwycono mnie
za konierz i podcignito z pmroku wrd odny na pene wiato dnia. I zobaczyem tu przede
mn, w promieniach soca, nowiutk, czyciutk trumn dbow, lakierowan na wysoki poysk,
soce igrao w srebrnych jej okuciach i tylko mrwki przez ni przeaziy psujc estetyk mebla
eksportowej jakoci.
Ssskandal! sykn do mojego ucha, szeptem, bo nie mg goniej z uwagi na podnioso
chwili, Naczelnik Wydziau Handlu i Przemysu, do ktrego przestawiona noga i trzymajca mnie
rka naleaa policzymy si pniej.
I przekaza mj konierz innym, co za nami stali, ci za nastpnym, odrodkowo, coraz to
dalej od orodka uroczystoci, jedni drugim mnie sobie przekazywali z coraz to mniejsz
ogldnoci, a ci, co byli najdalej, na obwodzie grupy, wrcz czyli wn mnie wykopali poza
zgromadzenie, na woln przestrze.
Nie miaem gowy, eby si tym przejmowa. Odkryem, dokd id mrwki, ale nie
wiedziaem skd, czy te odkryem, skd id, ale nie wiedziaem dokd? Sprawa nie ustalona,
poniewa ruch by obustronny. Odprowadzany w kierunku bramy przez dwch krzepkich wonych,
wci nie umiaem odpowiedzie na to pytanie.

Tygodnik Powszechny, 41/1988

DEMIURG

Wczesny ranek, aleja kasztanw. Tej nocy znowu opady licie. Pniej przyjd czyciciele
miasta i bdzie porzdek. Na razie go nie ma.
Ja id, naprzeciw mnie idzie maa dziewczynka. Liliowe poczochy, tornister szkolny, brodzi
w tych liciach umylnie, eby sysze, jak szeleszcz? eby i z szelestem? Ja id normalnie, nie
szeleszczc.
Ona idzie w t stron, ja w tamt. Ona mnie mija, ja mijam j, oboje mijamy ogrdek,
w ogrdku jest kawiarnia. Przy stoliku siedzi jaki pan, raczej starszawy, i kiwa na nas.
Normalnie bym nie zwrci uwagi i poszed dalej. Ale maa dziewczynka przystana, wic
przystanem i ja. Przystanlimy razem, cho niezalenie.
Usidcie pastwo ze mn na chwileczk woa tamten. Oboje zapraszam.
Normalnie bym nie usiad. Nie lubi natrtw, przewanie maj jaki interes, kiedy
zaczepiaj, dlaczego mam zaatwia czyje interesy. Ale ona wesza do ogrdka i usiada przy tym
panu. Wic te wszedem i usiadem. Nie mogem przecie zostawi jej samej z pierwszym lepszym
nieznajomym.
Ona machaa nogami swobodnie, nie sigay do ziemi. Ja machaem jedn nog zaoon na
drug nog, nerwowo, i nie rozgldaem si. Od dawna ju si nie rozgldam, poniewa wiem
z gry, co zobacz. Albo mi si wydaje, e wiem.
Zamwi lody dla mnie, piwo dla maej dziewczynki.
Chyba pomyka sprzeciwiem si. Powinno by odwrotnie.
Normalnie byaby pomyka, ale robi eksperyment. Pan pozwoli, e si przedstawi.
Reyser jestem.
Od teatru?
Nie, od ludzi. Rodzaj demiurga, reyseruj sytuacje.
Rodzaj wariata pomylaem i powiedziaem:
Bardzo mi przyjemnie.
Normalnie bym wsta i poszed, ale byem ju jego gociem i zaleao mi na maej
dziewczynce.
Pan wie, co to jest demiurg?
Co z greckiego.
Duch stwarzajcy. Wedug zwolennikw szkoy Platona wszystko tak, aby byo jak
najlepiej. Wedug gnostykw, odwrotnie, wszystko tak, aby byo jak najgorzej.
To pan jest ten czy tamten? zapytaem, aby podtrzyma rozmow. Maa dziewczynka
niczego nie podtrzymywaa, tylko wyja z kieszeni maego, pluszowego tygrysa i pooya go na
stole, obok solniczki.
Ani jeden, ani drugi. Mnie interesuj tylko eksperymenty.
Tygrysek by nieco wyliniay.
Pan wie, co to jest eksperyment?
Co, co jest tak, eby nie byo normalnie.
Mnie normatywno nie obchodzi. Bior dwa elementy, ktre zazwyczaj si nie spotykaj,
zestawiam je i patrz, co z tego wyniknie.
Niech mu bdzie. Wolabym rozmawia z ni, ni z nim, ale choby posiedzie przy niej byo
dobrze. Machinalnie zapytaem:
A po co?
Pan tego nie zrozumie, pan nie jest demiurgiem.
Nie zgodziem si. To nie jest moja specjalno.
To nie kademu jest dane. Wysza rasa.
Niewtpliwie przytaknem. Maa dziewczynka pooya przed tygryskiem okruszyn
buki, ale tygrysek nie jad. Musiaem rozmawia z tym osobnikiem za wszelk cen.
To pan tak ju od dawna? zapytaem przymilnie.
Od zawsze.
A jak pan na to wpad?
Ja nie wpadem odpar obraony. Ja si z tym urodziem.
Nie wiedziaem, co powiedzie. Gdyby kelnerka wrcia z zamwieniem, wybawiaby mnie z
kopotu, choby chwilowo. Ale im duej nie wracaa, tym duej mogem przebywa z ma
dziewczynk.
Sam si pan urodzi? zapytaem gupio, byle co rzec.
Tak jest. Ja osobicie.
Tak, tak, wasnorcznie.
Dziewczynka przestaa si zajmowa tygrysem. Co zobaczya w koronie drzewa, bo
wpatrywaa si tam uwanie. Niezmiernie chciaem zobaczy, co to byo takiego, ale nie mogem
si wpatrywa, poniewa grzeczno wymaga, aby nie odrywa wzroku od rozmwcy.
Zazwyczaj ludzie zachowuj si mechanicznie, to znaczy wedug przyjtych obyczajw
i konwencji. W ten sposb ukrywaj prawd o sobie.
wita prawda westchnem. Co to mogo by? Wiewirka?
Ja, wytrcajc ich z konwencji, pozwalam im t prawd odkry.
Pewnie wiewirka powiedziaem mechanicznie.
Sucham?
Nic, nic, przepraszam, tak mi si wyrwao.
Pan mnie nie sucha uwanie.
Ale nie, skde...
Czy o tej porze roku pokazuj si jeszcze wiewirki, zanim udadz si na spoczynek zimowy?
Czy pi w zimie? Jaka szkoda, e nie byem pilnym uczniem w szkole, kiedy mnie tego uczono.
A, nareszcie! wykrzykn i zatar rce. Zaraz si przekonamy!
Odwrciem si i zobaczyem kelnerk. Niosa kaw i butelk wody mineralnej. Postawia
wod przede mn, kaw przed ma dziewczynk.
Co pani robi! krzykn.
Przestawia, kaw stawiajc przede mn, a wod przed ma dziewczynk i posza.
Ale nie, nie o to chodzi! Ja zamwiem zupenie co innego, zamwiem wyranie, miao by
piwo i lody! Prosz pani! Prosz pani!
Kelnerka znikna.
Co za obsuga, skandal! Przepraszam, zaraz wrc, musz to zaatwi z kierownictwem
lokalu.
Wsta, pobieg i rwnie znikn. Nastaa niezrczna cisza.
Lubisz wiewirki? zapytaem.
Maa dziewczynka spojrzaa na mnie. Po czym zabraa tygrysa ze stou i woya go do
kieszeni fartuszka. Wstaa i posza w kierunku wyjcia z ogrodu.
Nie ruszyem si z miejsca. Jak bym wytumaczy przechodniom, e nie jestem zboczecem.
I przed ni te byo mi wstyd.
Doczekaem, a wysza na ulic, przesza wzdu ogrodzenia, i dopiero kiedy znikna,
zerwaem si z krzesa. Bardzo si baem, e on wrci, zanim ja uciekn, ale nie wrci na
szczcie. Na pewno wrci, ale mnie ju tam wtedy nie byo.
Kiedy znalazem si znowu w alei, nie zobaczyem jej ju nigdzie. Poszedem swoj drog,
szeleszczc krokami w suchych liciach.

Tygodnik Powszechny, 36/1988

TRJKT

Rozejdmy si powiedziaem. Dosy ju tej historii. Jestemy razem ju od tak dawna,
razem mielimy wiele przygd, ale to trwao za dugo i mamy siebie nawzajem dosy. Po co wic
ukrywa? Ja na was patrze ju nie mog.
Przepraszam odezwa si Lis. Ale to ja nie mog ju patrze na ciebie. Ani na niego
doda i wskaza na Koguta.
A ja ani na niego, ani na ciebie rzek Kogut.
Powiedziaem: wzajemnie. Wic jedno nie wyklucza drugiego, drugie trzeciego, a trzecie
drugiego ani pierwszego. Grunt, e wszyscy mamy ju dosy tego towarzystwa. Pozostaje tylko si
rozej.
Dobrze zgodzi si Lis. Ale kto ma odej od kogo?
Wanie potwierdzi Kogut. Zgoda, ale kto odejdzie pierwszy?
Nikt nie odejdzie pierwszy. Rozejdziemy si wszyscy jednoczenie.
Niemoliwe rzek Lis.
Dlaczego?
Bo jak si rozejdziemy wszyscy naraz, to kto zostanie, eby stwierdzi, e nas tu nie ma?
Ot to. Kto musi zosta, eby to stwierdzi popar Lisa Kogut.
Wobec tego zostan ja.
O, nie sprzeciwi si Kogut. Ty sobie zostaniesz jakby nigdy nic, a ja mam sobie pj?
Niedoczekanie.
To nie bdzie sprawiedliwie rwnie w stosunku do mnie zastrzeg Lis.
No to ja sobie pjd, a wy zostaniecie. Kogut spojrza na Lisa, a Lis na Koguta.
I mam dalej patrze na t lisi mord?
I mam dalej patrze na ten gupi dzib?
No to zostamy wszyscy razem.
Tak, to jest jedyne wyjcie powiedzia Kogut po chwili milczenia.
Tak, to jest jedyna moliwo przyzna Lis po chwili rozwagi.
Ale wobec tego kto pjdzie sobie gdzie indziej? zapytaem.
Nie martw si rzek Lis. Wprawdzie tutaj bdziemy razem, ale za to gdzie indziej nas
nie bdzie.

Tygodnik Powszechny, 33/1983



V






SMY DZIE

Pan Bg pracowa przez sze dni, odpoczywa sidmego. Czowiek nie Pan Bg, szybciej si
mczy, wic uzna, e sobota te mu si naley jako dzie odpoczynku. To postanowienie nie
spotkao si z wyranym sprzeciwem ze strony Instancji Najwyszej.
Jeeli udao si z sobot, to moe uda si z pitkiem pomylaem i wystosowaem do Pana
Boga podanie tej treci:
W zwizku ze zmczeniem, jakie odczuwam po poniedziaku, wtorku, rodzie, czwartku i
pitku, prosz uprzejmie o przyznanie mi rwnie pitku jako dnia wolnego od pracy. Homo
Sapiens.
Odpowiedzi nie byo, wic uznaem, e pitek te mi przyznano.
Jednak midzy rod a reszt tygodnia pozostawa fatalny czwartek. Nic tak nie mczy jak
praca w ostatnim dniu tygodnia pracy. Wic napisaem, tym razem mielej:
Czowiek to jest trzcina mylca (Blaise Pascal, 1623-1662). Ja myl, e w czwartek te
nie musz pracowa.
Teraz koczyem prac ju w rod po poudniu. No, ale ta roda... Milczenie Pana Boga
dodao mi odwagi.
Domagam si likwidacji rody jako dnia roboczego. Prometeusz.
W sprawie wtorku zbuntowaem si ju otwarcie:
Czowiek to brzmi dumnie (Maksim Gorki, 1868-1936). Wtorek uwacza mojej godnoci.
Odmawiam kategorycznie i kocz w poniedziaek.
Nie byo odpowiedzi, wic z poniedziakiem poszo ju zupenie atwo. Wystarczy telegram:
Poniedziaek te wykluczony.
Teraz miaem wolne przez siedem dni w tygodniu i byem dumny z mojej rewolty (LHomme
revolt Albert Camus, 1913-1960). Ale po pewnym czasie zauwayem, e tydzie ma tylko siedem
dni i dlatego wicej ni siedem dni wolnych w tygodniu mie nie mog. Takie ograniczenie mojej
wolnoci wydao mi si niedopuszczalne. Zatelegrafowaem wic do Pana Boga:
Natychmiast stworzy smy dzie.
Nie odpowiedzia, co mnie ostatecznie utwierdzio w przekonaniu, e Nietzsche mia racj
(Friedrich Nietzsche, 1844-1900) i Pana Boga nie ma. Ale w takim razie kto jest winien, e tydzie
ma tylko siedem dni i wicej ni siedem dni wolnych w tygodniu mie nie mog?
Wziem pa i zaczaiem si na schodach. Jak bdzie ssiad przechodzi, to mu przywal.
Kto przecie musi by odpowiedzialny za moj krzywd.

Tygodnik Powszechny, 19/1989

CIERPIENIA MODEGO WERTHERA

Dyrektor filharmonii przyj nas uprzejmie.
Czym mog suy? zapyta.
Naley si nam pidziesit tysicy.
To jest zupenie moliwe, niemniej nie jestem pewien, czy si orientuj, z jakiego to
powodu. Czy mgbym prosi o wyjanienie?
Jako zaliczka wyjaniem.
Owszem, to si praktykuje. Ale zaliczka na poczet czego?
Naszego wystpu w filharmonii.
Tak, to ju jest pewna podstawa. Jednake, o ile mnie pami nie myli, widzimy si po raz
pierwszy. Czybymy podpisali kontrakt zaocznie?
Jeszcze nie, ale moemy zaraz podpisa.
Niewtpliwie. Chciabym tylko pozna zarys waszej propozycji. Panowie s zespoem
muzycznym?
Chwilowo nie, ale bdziemy.
A jaki repertuar, mniej wicej?
To si okae, kiedy nauczymy si gra.
Gra?
Na jakich instrumentach muzycznych, oczywicie.
Tpota tego osobnika zacza mnie irytowa.
To panowie jeszcze nie umiej?
Jeszcze czy ju, co za rnica? Przyszo i tak naley do nas. Nie widzi pan, e jestemy
modzi?
O, na pewno. Czy wolno mi jednak co zasugerowa? Najpierw panowie naucz si gra,
potem troch pograj, a potem zobaczymy. Przyszo niewtpliwie do was naley.
I nie da nam zaliczki faszysta. Wyszlimy pokrzywdzeni spoecznie. Na murze by afisz, e
daj gra jakiemu Mozartowi.
Kto to jest? zapyta... ale nie pamitam, ktry z nas, bo mi pami nie dopisuje, zwaszcza
przed poudniem.
Pewnie jaki stary.
Przestalimy myle o sztuce i zajlimy si robieniem bomby. Trzeba j bdzie podoy w
filharmonii. Walka o sprawiedliwo ma pierwszestwo.

Tygodnik Powszechny, 16/1989

NADZIEJA

Czasami chc sobie z kim pogada. Wtedy odwiedzam znajomego, ktry te chce sobie z
kim pogada. Dyskutujemy o pogodzie, o tym, gdzie taniej, a gdzie droej i ktra druyna wygra
mecz piki nonej w najblisz niedziel.
Kcimy si, bo on woli Niebieskich, a ja Zielonych. Waciwie to nie wiem, dlaczego wol
Zielonych. Pewnie dlatego, e on woli Niebieskich, a bez sprzeczki byoby nudno. Ale dlaczego on
woli Niebieskich? Moe dlatego, e ja wol Zielonych.
Przychodz raz do niego i ju w progu mwi: Zieloni wygraj.
A on nic. Siedzi tylko i patrzy na pudeko zapaek, co leao na stole. Wic powtarzam:
Zieloni wygraj, a Niebiescy to szmaciarze. On dalej nic.
Szmaciarze! krzycz. Kaleki futbolowe po prostu!
Zamiast odpowiedzi wzi to pudeko i upuci je na podog.
Co ci jest zapytaem.
Spado.
Pewnie, e spado, bo je upuci.
Wczoraj te spado.
No to co z tego?
Normalnie nic, ale jak pomyle... Wczoraj strciem je ze stou przypadkowo i ta myl mi
przysza. No to podniosem je, upuciem, a ono znw spado. Prbowaem dalej, bo mylaem, e
moe cho raz bdzie inaczej, jak nie tym razem, to nastpnym. Ale nie, ca noc przesiedziaem, a
ono zawsze tak samo spada.
A jakie to zmartwienie?
Takie, e wynik meczu nie ma adnego znaczenia. Czy Zieloni wygraj, czy Niebiescy,
jemu jest wszystko jedno, ono zawsze spadnie jednakowo. A jeeli nawet gupie pudeko nic sobie
nie robi z tego, kto wygra, a kto przegra, to ty chcesz, ebym ja si tym interesowa?
No to czym bdziesz si interesowa?
Niczym.
al mi si go zrobio, ale jeszcze bardziej siebie. Z kim ja si bd teraz kci? Wic
powiedziaem:
Moe jutro spadnie, moe pojutrze, ale nie w niedziel.
Skd wiesz?
To proste. Niedziela jest dopiero za trzy dni.
Ale dzisiaj spado tak samo jak wczoraj!
Bo dzisiaj jest czwartek.
Jeste pewien?
Wystarczy zajrze do kalendarza.
Masz racj, rzeczywicie jest czwartek.
No i pokci si ze mn o ten mecz, normalnie. On nie jest gupi, tylko czasami za duo
myli.

Tygodnik Powszechny, 50/1989

MUZEUM

Zagin nam pies i dziecko byo niepocieszone, bo bardzo psa lubio. Wic zabraem dziecko
do muzeum sawnego pisarza. Niech si rozerwie i podksztaci przy okazji.
Kupiem bilety wstpu, potem czekalimy, a si zbierze grupka zwiedzajcych i przewodnik
zabierze nas na pokoje pisarza. Bowiem pisarz umar ze sto lat temu i muzeum to byo jego
mieszkanie, ktre zamieniono na muzeum.
Obok kasy byo stoisko z ksikami, ktre pisarz napisa. Ksiki jak ksiki, nic ciekawego.
Grupka si zebraa i przewodnik wprowadzi nas do przedpokoju.
Na prawo azienka poinformowa przewodnik.
Zajrzelimy do azienki, bo drzwi byy otwarte, tyle e wej nie byo mona, bo wejcie
zagrodzone purpurowym sznurem z brokatu. Na umywalce bya mydelniczka, a w niej mydo. Na
mydle tabliczka: Ulubione mydo pisarza.
Mona powcha? zapytaa jedna pani.
Wzbronione oznajmi przewodnik. Ale badacze ustalili, e my si codziennie.
Uszy te? zapytao dziecko przeraone.
Cicho bd poskromiem maego. Nie przeszkadzaj starszym, kiedy zwiedzaj. Pewnie,
e uszy te. Jak bdziesz my uszy, to take zostaniesz sawnym pisarzem.
Dalej by salon i sypialnia. Meble z orzecha, dosy dobre, ale nic szczeglnego. Ta pani
chciaa wyprbowa materac, ale te byo wzbronione, nawet za dopat.
Gabinet pisarza oznajmi przewodnik i wpuci nas przodem.
Przy biurku siedzia pisarz naturalnej wielkoci. Odrobiony by jak ywy, chyba z wosku. W
szlafroku. Trzyma piro, a na biurku lea jaki zapisany papier.
Rkopis, bo pisa rcznie objani przewodnik. Badacze ustalili. Tu jest przedstawione,
jak pisze swj najsawniejszy wiersz. Pamitacie pastwo?
Narodzie mj, gdym w twoich ramionach
Jak dziecko koysany ssa twojego ducha...
Popatrz, tato krzykno dziecko. Cakiem jak u nas!
Popatrzyem. Istotnie, pod biurkiem staa pusta butelka po wdce.
Malarze zostawili po remoncie wyjani przewodnik. To nie naley do eksponatw.
W tej samej chwili zauwayem, e pisarz ma napisane na ysinie: Byem tu. Kazik.
Pewnie robi sobie notatki, nawet jak nie mia papieru pod rk pomylaem. Prawdziwy
pisarz. Ale co tu jest pod spodem?
Pod spodem, na ysinie pisarza, bya druga notatka: No to co z tego, ty gnoju? I podpis:
Przyjaciel Literatury.
To chyba ju nie on napisa pomylaem. Jaki inny charakter pisma.
Rozejrzaem si. Dziecko byo zajte otwieraniem szuflady, a przewodnik niedopuszczaniem,
eby otworzyo. Tymczasem pani fotografowaa, a inni si sprzeczali, czy mieszkanie byo
wasnociowe, czy podnajte. Przewodnik nie mg niczego wyjani, bo goni dziecko, ktre
lizgao si po pododze, piknie wyfroterowanej, jak to zwykle w muzeum. Wyjem dugopis i
napisaem pod Przyjacielem Literatury:
Zagin pies. Odprowadzi za wynagrodzeniem... I adres.
Sporo ludzi przychodzi do tego muzeum i kady przeczyta. To moe pies si znajdzie.

Tygodnik Powszechny, 52-53/1989

TAJEMNICA YCIA

Przyszed do mnie kolega i jak to w yciu bywa usiedlimy przy penej butelce, ktra po
pewnym czasie przestaa by pena.
ycie jest tajemnic powiedzia kolega. Ot, ta butelka na przykad. Kto wie, czy ona jest
do poowy pusta, czy do poowy pena.
Moe jedno i drugie? zaproponowaem.
Wanie na tym polega tajemnica, wszystko jest wzgldne, bo wszystko zaley od punktu
widzenia. O niczym nie moemy sdzi kategorycznie.
To moe j oprnimy, eby nie byo wtpliwoci.
Oprni moemy, ale wzgldno pozostanie. Co z tego, e ta butelka bdzie pusta, kiedy
bya pena. Bya, ale nie bdzie, bdzie, ale nie bya. Czas te jest pojciem wzgldnym.
Poczstowaem go papierosem w nadziei, e zapomni o tajemnicy ycia. Wzi, ale nie zapali
od razu, tylko trzymajc papierosa midzy palcami zapatrzy si w niego w zadumie.
C z tego, e zapal... Popali si, popali i zganie.
Zapali jednak, poniewa zawsze pali tylko moje papierosy. Rwnie tylko moj wdk pi.
Widocznie uwaa, e wszystko jedno, kto paci. Nie mogem mu mie tego za ze, poniewa z
filozoficznego punktu widzenia mia racj.
A nie mwiem? powiedzia, kiedy ju wypali mojego papierosa. Zgas. Znikn,
popi, proch... Jak egzystencja. Nie masz drugiego?
Miaem, daem. Popoudnie mijao. Jak ycie, powiedziaby kolega, gdyby nie by zajty
szukaniem czego w mojej szafie. Siedziaem sam na sam z butelk, niewtpliwie ju pust.
Chciao mi si pali, ale nie miaem ju papierosw.
Ten mgby by powiedzia kolega, stanwszy w moim paszczu przed lustrem. Ale
troch za ciasny. Nie masz innego?
To mj jedyny.
Trudno, bior w takim razie. Tylko guziki musisz zmieni.
A po co?
Wol beowe.
Czy to nie wszystko jedno, beowe czy inne...
Wanie! Gdyby tylko inne by mogy, tobym nie chcia beowych. Ale poniewa wszystko
jest wzgldne, robi, co mi si podoba. Chyba mi nie powiesz, e nie masz beowych guzikw...
W tej chwili rozleg si dzwonek u drzwi. Poszedem otworzy. W drzwiach sta profesor
Einstein, wynalazca Teorii Wzgldnoci. W rku trzyma rewolwer.
Niech mnie pan puci do niego baga. Ulegem jego probie. Ostatecznie nie mona
odmawia starszemu czowiekowi.
Sd nie da mi wiary, e to Einstein zastrzeli mojego koleg, a nie ja. Ale i tak mnie
uniewinniono. Bowiem przekonanie, e poniewa wszystko jest wzgldne nie mona wini
jednostki za jej czyny, stao si przekonaniem powszechnym.
Nikogo nie mona sdzi kategorycznie, jak mawia nieboszczyk.

Tygodnik Powszechny, 51/1989

YCIE I MYLI

Bdzc wrd ruin opuszczonego teatru trafiem do pomieszczenia, ktre niegdy byo
zapewne garderob artystw. Pknite lustro i stara peruka w kcie, stolik na trzech nogach, co
stao si z czwart? Tego nigdy si ju nie dowiemy. W szufladzie stolika znalazem puste pudeko
i zeszyt, na okadce zeszytu starannie, cho niewprawnie wykaligrafowano: ycie i myli artystki
kabaretowej Amor Fatti.
Otworzyem zeszyt. Cytuj na wyrywki, cao opracuj kiedy, gdy dostan stypendium
UNESCO i bd mg si powici kulturze, rwnie w caoci.
Spotkaam Roberta. Robert mwi, e wszyscy jestemy odpowiedzialni. Musz do niego
zadzwoni, bo zapomniaam go si zapyta za co. Ale na pewno ma racj. On jest taki sodki...
Z Edwardem na kolacji. Chcia mnie odprowadzi, ale byam umwiona z P. Powiedziaam
mu, e kady umiera w samotnoci.
Lila widziaa Geralda z Dub. Zapytaam go, czy to prawda. Odpowiedzia: Nie pytaj,
gdzie jest pies pogrzebany, on zawsze pogrzebany jest tutaj. Wykrca si. On myli, e ja nie
czytaam Chewingumwaya!
Ta mapa Zizi znowu ma now bluzk od Kawakubo! I to teraz, kiedy bya powd
w Bangladesz!
Zizi poznaa mnie z asystentem Metropolitan. On mwi, e mog zagra w My Fair Lady.
W Bangladesz ju wyscho.
Dzwoni Kamil. Powiedzia, e si eni z Dub. ycie jest zagadk, jak powiedzia Gandhi.
Szkoda, e ta Amor Fatti ma ju po pidziesitce, jeli jeszcze yje. Chtnie bym zawar
z ni znajomo, eby wymieni z ni myli. ycie niekoniecznie.

Tygodnik Powszechny, 49/1989

HERBATA I KAWA

Herbat czy kaw? zapytaa pani domu.
Ja lubi jedno i drugie, a tu ka mi wybiera. To znaczy, e oszczdzaj albo na kawie, albo
na herbacie.
Jestem dobrze wychowany, wic nie daem pozna po sobie, jak brzydzi mnie takie skpstwo.
Wanie byem zajty rozmow z Profesorem, moim ssiadem przy stole, ktrego przekonywaem
o wyszoci idealizmu nad materializmem, i udaem, e nie dosyszaem pytania.
Herbat odpowiedzia Profesor bez wahania. Naturalnie, ten bydlak by materialist
i pcha si od razu do koryta.
A pan? zwrcia si do mnie.
Przepraszam, musz wyj.
Odoyem serwetk i wyszedem do toalety. Wcale nie potrzebowaem, ale chciaem si
zastanowi i zyska na czasie.
Jeeli zdecyduj si na kaw, to strac herbat i odwrotnie. Jeeli ludzie rodz si wolni
i rwni, to kawa i herbata te. Jeeli wezm herbat, to kawa poczuje si upoledzona i odwrotnie.
Takie pogwacenie Prawa Naturalnego kawy czy te herbaty byo sprzeczne z moim poczuciem
Sprawiedliwoci jako Kategorii Nadrzdnej.
Nie mogem jednak siedzie w toalecie bez koca, choby dlatego, e nie bya to Idea Czysta
Toalety, tylko toaleta poszczeglna, czyli zwyczajna toaleta z kafelkami. Kiedy wrciem do
jadalni, wszyscy ju pili albo herbat, albo kaw. O mnie najwyraniej zapomniano.
Dotkno mnie to do ywego. adnej uwagi, adnej tolerancji dla jednostki. Niczego tak nie
znosz, jak bezdusznego spoeczestwa, poleciaem wic do kuchni upomnie si o Prawa
Czowieka. Zobaczywszy na stole samowar z herbat oraz maszynk do parzenia kawy
przypomniaem sobie, e jeszcze nie rozstrzygnem pierwotnego dylematu: herbata albo kawa, czy
te kawa albo herbata. Oczywicie naleao zada jednego i drugiego, zamiast si zgadza na
kompromis jakiego wyboru. Jestem jednak nie tylko dobrze wychowany, ale rwnie delikatny z
natury. Wic powiedziaem grzecznie do pani domu, ktra krztaa si po kuchni.
Poprosz p na p. Po czym krzyknem:
I piwo!

Tygodnik Powszechny, 48/1989

NOC W HOTELU

Ju miaem zasn, gdy za cian rozleg si gony stuk.
No tak, teraz si zacznie pomylaem. To bdzie zupenie jak w znanej anegdocie.
Ssiad zdj z nogi buta i upuci go na podog. Teraz nie zasn, dopki nie zdejmie drugiego buta,
a czeka tak mog dugo.
Jaka wic bya moja ulga, gdy niezwocznie nastpio drugie stuknicie.
Zasypiaem ponownie, gdy za cian rozleg si oskot trzeci i pozbawi mnie snu.
Tego si nie spodziewaem. Czyby mj ssiad mia trzy nogi? Niemoliwe. Wic woy
jednego buta z powrotem i jeszcze raz go zdj? Mao prawdopodobne. Wic widocznie mam
dwch ssiadw.
I zacza si moja mka, dokadnie tak jak przewidziaem. Jedyne, co pozwalao mi
przetrwa, to nadzieja, e przecie drugiego buta kiedy zdj musi. Jednak noc mijaa, a drugiego,
to jest czwartego, haasu jak nie byo, tak nie byo.
Nie zmruyem oka i rankiem zszedem na niadanie doszcztnie wyczerpany. Spotkaem
mojego ssiada. Rozgldaem si za drugim, ale go nie byo, tylko jeden. Ten drugi pewnie zasn
pijany i pi do tej pory w jednym bucie.
S u pana myszy? zagadn mnie ssiad. Bo u mnie s. Tak chrobotay, e musiaem w
nie rzuci butem, eby przestay.
Od tej pory przestaem myle logicznie. Jedna gupia mysz jest silniejsza od caej logiki, a
logika powoduje tylko bezsenno.

Tygodnik Powszechny, 47/1989

EMANUEL

Co to jest? zawoa producent, gdy spojrza na pierwsz zaledwie stron skryptu. Stoi
i myli? I dlaczego w nocy?
Myli, bo od tego si wszystko zaczyna. I musi by w nocy, bo on musi widzie gwiazdy.
W ksice pisze wyranie: Niebo gwiadziste nade mn, a prawo moralne we mnie.
Chodzio o przerbk filmow Krytyki czystego rozumu Emanuela Kanta.
Stoi! W filmie musi by ruch, debiutant pan jeste, czy co? Niech przynajmniej idzie, albo
lepiej biegnie, zdyszany jest, bo moe kto go goni. To daje dynamik i zaciekawia widza. Noc
ewentualnie moe by.
Ale jak biegnie, to nie myli, bo nie ma czasu. Producent zamyli si, podobnie jak kiedy
Kant.
Ju wiem. Zmienimy sytuacj. Kant stoi przy barze, nie ogolony, bo ma problemy. Zaraz,
zaraz, dlaczego on w peruce? ysy by, czy co?
To jest film kostiumowy, historyczny.
Co pan zwariowa? Trzech Muszkieterw robimy, czy co? Przeniesiemy we wspczesno.
Noc, bar, dookoa rne typy, pan rozumie. Samo ycie.
Ale co z gwiazdami!
Proste. W barze jest telewizor, daj akurat Star Wars, Kant to oglda, to znaczy widzi
gwiazdy.
A prawo?
Jakie prawo...
Prawo moralne we mnie. Napisa wyranie.
Nie ma problemu. Do baru wchodzi szeryf i Kant si boi, bo ma co na sumieniu. Najlepiej
narkotyki.
Przerzuci par stron skryptu.
Imperatyw kategoryczny? Co to jest? Co od imperializmu? To byoby nieze.
Nie wiem, ale zdaje mi si, e to co, jak si to co musi.
Pewnie, e si musi. Musi si zmieni ten skrypt. Tutaj Kant mwi: To jest mj imperatyw
kategoryczny, zaraz potem, jak ju jej powiedzia, e si z ni nie oeni. Tak nie moe by, to jest
za sabe.
Dlaczego za sabe, przecie ona do niego nie strzela.
Ale zwyczajny seks ju nikogo nie interesuje. Kant musi by przynajmniej obojnak.
Dodamy mu siostrzeca.
Dlaczego siostrzeca?
Bo nieletni. Kant jest jego wujem i przy okazji mamy te kazirodztwo. Teraz wszystko si
zgadza: siostrzeniec jest narkomanem, Kant mu dostarcza narkotykw i dlatego boi si szeryfa.
Film zakoczylimy w dwa tygodnie. Nazywa si Na imi mi Byt, bo od pocztku chodzio o
film intelektualny, dlatego emy si zabrali do Kanta. Ale i tak mielimy masow publiczno.
Upowszechnianie kultury zaczyna si opaca.

Tygodnik Powszechny, 46/1989

ZE WSPOMNIE KAPELANA

Po bitwie byo wielu zabitych i rannych. Zabitych pogrzebano, a rannych zoono w lazarecie,
wrd nich kaprala Dupaka. Zdziwiem si, gdy mi doniesiono, e kapral Dupak chce mnie widzie
natychmiast. By zatwardziaym bezbonikiem, a nawet blunierc.
Chcesz si wyspowiada? zapytaem.
Gwno. Ale chc porozmawia z klech.
O co chodzi?
Powiem, jak mi ksidz przyrzeknie, e nikomu nie powie.
Przyrzekem.
No wic byo tak: trafio mnie, kiedymy szli do ataku. Upadem i wiedziaem, e to koniec,
e id na tamten wiat.
Oczywicie.
Chwileczk. Pomylaem sobie: na yciu mi nie zaley, a tamtego wiata i tak nie ma, wic
czym si tu przejmowa. Wtedy usyszaem miech. Przerywa mi ksidz?
Nie.
Kto najwyraniej mia si ze mnie. Co jest, rozmylaem sobie, co we mnie jest
miesznego. Moe spodnie mam nie zapite, albo rozdarte w jakim miejscu nieprzyzwoitym dla
podoficerskiego honoru, pod nosem mi co wisi, czy co... Ale nie, mundur miaem jak naley,
wszystkie guziki pozapinane, ws przyczesany, wszystko jak w regulaminie. Wic z czego tu si
mia?
A kto si mia?
Wanie o to chodzi. Rozejrzaem si, ale koo mnie nie byo nikogo, koledzy ju dawno
poszli naprzd, sam byem, i tylko ten miech. No to ksidza zawezwaem, bo moe ksidz wie, kto
si ze mnie mia.
Diabe.
Zamilk, pomilcza, potem powiedzia:
Diaba nie ma. Ja tylko chciabym wiedzie, dlaczego on si ze mnie mia.
Bo ty mylae, e go nie ma, a on tymczasem jest.
No to le ze mn.
Pewnie, e le, ale gdyby si wyspowiada...
A po co? Ja si nie boj diaba. le ze mn, bo nastpnym razem jak pjdziemy do ataku, to
ja nie pjd. Nie boj si mierci ani diaba, ale nie lubi, jak kto si ze mnie mieje. I co wtedy?
Powiedz, e jestem tchrz.
Tak bdzie, jeeli si nie wyspowiadasz.
Ja ksidzu co wicej powiem. Ja tylko dlatego wtedy nie umarem, bo nie lubi by
mieszny. Jak usyszaem ten miech, to si ze zoci tak zawziem, e przeyem. Doktor mwi,
e to cud, ale ja wiem lepiej. Ale nie wiem, czy nastpnym razem mi si uda. I co wtedy? Diabe
bdzie si ze mnie mia przez ca wieczno i potem te.
A wic nie ma innego sposobu, jak tylko si wyspowiada.
Zamyli si.
Jest. Ju wiem, co zrobi. Kiedy znowu bd umiera i diabe bdzie si mia ze mnie, to ja
te bd si mia z niego.
I co ci to pomoe?
Jasne. Diabe pomyli, e to jemu co wyazi, wisi albo wystaje, e ma co rozpite, jak
plam na dupie, czy co... Tak si zmiesza, e przestanie si ze mnie mia, skurwysyn.
A nie wyspowiadaby si zamiast tego?
Ale on zamkn oczy i przesta si do mnie odzywa. Odczekaem jeszcze chwil, ale widzc,
e mnie ju nie potrzebuje, odszedem.
Pniej znw bya bitwa i kapral poleg. Wzilimy jecw i ci opowiedzieli niezwyk
histori. Oto ona:
Gdy bitwa bya w peni, ujrzeli, jak jeden z naszych rzuci si do ataku, sam jeden na ca
bateri. Kua armatnia urwaa mu gow i ta gowa lecc nad polami wydawaa z siebie miech
okropny, miech szyderczy. Tak si przerazili, e si rzucili do ucieczki i przegrali bitw.
Kaprala odznaczono pomiertnie za bohaterstwo, cho koledzy twierdzili, e kapral si mia
z dowcipu, ktry mu opowiedzieli poprzedniego dnia na kwaterze. Kapral zrozumia dowcip
dopiero nazajutrz i dlatego jego gowa si miaa.
Ja jeden znaem prawd. Ale zwizany przysig, nie mogem jej wyjawi.

Tygodnik Powszechny, 40/1989

OPOWIE STAREGO AGENTA

Zadzwoni do mnie kapitan Bryczes i wyznaczy mi spotkanie w kawiarni. Tym razem mia
by przebrany za garbusk w ciy. Na wypadek gdyby w kawiarni byy dwie takie, poda mi swj
szczeglny znak rozpoznawczy: praw nog mia mie krtsz od lewej o siedemnacie
centymetrw. Miaem przy sobie podziak, waziem pod stoliki i dyskretnie mierzyem gociom
nogi. Bya jedna, ale krtsza tylko o dwa i p. Wreszcie trafiem na waciw. Wylazem spod
stolika i szepnem:
Kapitan Bryczes?
Nie zaprzeczy, cho i nie potwierdzi. Jeli kobieta nie zaprzecza, to znaczy, e potwierdza,
wic si domyliem, e to on.
Dla ostronoci zmienilimy stolik. Usiedlimy przy innym stoliku, w kcie, pod palm
w donicy.
Mam dla pana zadanie oznajmi kapitan Bryczes. Nawie pan kontakt z
kontrwywiadem obcego mocarstwa i zaproponuje mu pan swoje usugi. Oczywicie bdzie to
podwjna gra.
Nic prostszego ja na to. Widzi pan t map?
Gdzie?
Nieznacznie wskazaem mu map, ktra siedziaa na palmie.
Zaraz z ni pomwi. Jestem pewien, e to kto z obcego kontrwywiadu przebrany za
map.
Kapitan Bryczes zamyli si dyskretnie.
Dobrze, niech pan sprbuje, a ja tymczasem zamwi ciastka.
Misja bya tajna, nie mogem przecie krzycze do mapy, o co mi chodzi, caa kawiarnia by
usyszaa. Wic zaczem wazi na palm. Palma zamaa si pod zdwojonym ciarem i zrobi si
skandal. Przyszed kierownik kawiarni.
Panowie natychmiast opuszcz lokal zada ode mnie i od mapy.
Pan nie wie, kto ja jestem! wstawi si za nami kapitan Bryczes.
Pani take!
Na ulicy sytuacja zrobia si niezrczna. Mapa zaczepiaa przechodniw, a ci mieli do nas
pretensje, bo myleli, e jestemy jej wacicielami. Kapitan Bryczes spojrza na zegarek.
Na mnie czas. Niech pan do mnie zadzwoni, jak pan bdzie mia wyniki.
Zostaem sam z map. Nie wiedziaem, co z ni zrobi, i zabraem j do siebie. Prbowaem
nawiza z ni kontakt, ale bez skutku. Milczaa. Nie mogem zadzwoni do kapitana Bryczesa, bo
co bym mu powiedzia? e nie mam mu nic do powiedzenia? e nie wykonaem zadania? U nas, na
subie, takich rzeczy si nie toleruje.
Wic zaczem z ni pi wieczorami. Moe po pijanemu si zdradzi, co powie... Ale nie,
pia, ale milczaa. Dolewaem jej, a ona nic. Wpadem w desperacj, zaczem nawet podejrzewa,
e mapa jest prawdziwa, ale nie ustpowaem.
I wiecie panowie co? Przyzwyczaia si. Dalej nic nie mwi, ale teraz jak nie dostanie
alkoholu, to jej si rce trzs. I ogon.
Dlaczego jej nie przyprowadziem? Co za pytanie! Ona jest delikatnego zdrowia, tropikalne
stworzenie, a u nas klimat surowy. Nie mog jej naraa na przezibienie. Siedzi biedaczka u mnie
w domu i czeka. Wic gdyby panowie byli tak askawi zamwi co dla mnie jeszcze, na wynos,
jakie p litra powiedzmy, to bybym bardzo wdziczny. Nie dla siebie prosz, tylko dla niej.
Nie? To moe chocia wiartk bym jej zanis...
Te nie?
Trudno, niech bdzie tylko jeden kieliszek. Tak, na miejscu oczywicie. Ja tu wypij, a jej
znw powiem, e dostanie jutro. Ona nigdy nie traci nadziei, przyzwyczajona.

Tygodnik Powszechny, 38/1989

PRZESTROGA

Spotkaem na ulicy kogo, z kim przed wielu laty zawarem znajomo blisk, cho z mojej
strony mimowoln, a nawet niedobrowoln. Nie chciaem z nim rozmawia i przeszedem na drug
stron ulicy. Ale on przeszed take i zabieg mi drog.
Dobrze, e ci widz! wykrzykn radonie Mam dla ciebie wan nowin.
Jak? zapytaem, bo ciekawo jednak przemoga.
Sensacja! Gdyby ci to powiedzia kto inny, nie uwierzyby, ale teraz usyszysz to ode
mnie. Z pierwszej rki, e tak powiem.
Niech bdzie, mw.
Czy pamitasz, jak ci kiedy okradem?
Zamy, e pamitam. No i co z tego.
No to ja teraz mam wyrzuty sumienia.
To znaczy, e chcesz mi zwrci pienidze?
Nie, ale cierpi mki moralne. Postpiem jak ostatnia winia, jestem pody. I co ty na to?
To moe by jednak zwrci...
Nie mwmy o drobiazgach. Najwaniejsza jest wraliwo moralna. Pod tym wzgldem
jestem w porzdku.
Naprawd?
Ty nie masz pojcia, jak ja si mcz! Zrujnowaem ci, wpdziem w ndz! Serce mi
pka, kiedy teraz o tym myl.
Bardzo mi przykro.
No chyba! Nic gorszego ni wyrzuty sumienia. A pamitasz, jak zaskarye mnie
o kradzie i dostae wyrok za oszczerstwo? Mj szwagier, wie Panie nad jego dusz, by wtedy
Ministrem Sprawiedliwoci. Teraz szwagier ni mi si po nocach, kiwa gow i mwi: Nieadnie,
oj nieadnie.
Szwagier przesadza.
Ja nigdy sobie tego nie wybacz. A pamitasz, jak uwiodem ci on?
Chwila saboci.
adna chwila, ja to zrobiem z premedytacj. Zagroziem jej, e jeli mi nie ulegnie, to
dostaniesz dziesi lat zamiast piciu. To by szanta!
Drobiazg...
Jak to, drobiazg...
Zdarza si, nie ma o czym mwi.
Nie ma o czym mwi?
Tak, nie przejmuj si, jeste po prostu przewraliwiony. A teraz egnaj, przepraszam ci, ale
nie mam czasu na bahostki.
Dogoni mnie, zapa za klapy i krzykn:
Ty gnoju! To ja przeywam dramat moralny, a ty mwisz, e to drobiazg? e to nic? e nie
ma o czym mwi?! Mojego dramatu moralnego nie szanujesz?!
I zamierzy si na mnie. Byby mnie ciko pobi, gdybym nie zdy wyrwa mu si i uciec.
Dramaty moralne trzeba szanowa. Inaczej mog by niebezpieczne.

Tygodnik Powszechny, 37/1989

SAMOTNO

Przepiowalimy krat i wyskoczylimy na podwrko. Potem przeskoczylimy mur i
znalelimy si w lesie. Bieglimy przez las. Mj towarzysz bieg coraz wolniej.
Co ci jest? zapytaem Nogi ci bol?
Nie.
To dlaczego zwalniasz?
Bo nas nie goni.
Zaraz zaczn, jak tylko zauwa, emy uciekli. No, prdzej!
Ale zamiast przyspieszy, przystan.
Nie zauwayli, powiadasz?
Widocznie nie. A ty czemu stoisz? Ruszaj si i to szybko!
Usiad pod drzewem.
Nikt o mnie nie dba powiedzia ponuro.
O czym ty mwisz?
Nikt si nie interesuje, nikomu nie zaley.
Kto? Komu?
Jakby im na mnie zaleao, toby mnie lepiej pilnowali.
aujesz?
Czowiek nie zwraca uwagi na czowieka, nawet jak mu za to pac. Mogliby zauway
przynajmniej.
Ruszysz si czy nie?
Nie. Po co ucieka, kiedy nikt nie goni? Po co si stara, kiedy nikomu nie zaley? Ech, co
za ycie...
Wiesz co? Mam dla ciebie propozycj. Wr. Zerwa si i krzykn:
O, nie! co to, to nie! Ja mam swoj godno, nie bd si nikomu narzuca. Odejd w moj
egzystencjaln samotno!
I wolnym krokiem, z podniesion gow, poszed przed siebie, w las. A ja za nim. Jako
wstyd mi byo si spieszy.

Tygodnik Powszechny, 36/1989

HAMLET

Wezwa mnie dyrektor i powiedzia:
Gratuluj, postanowilimy powierzy panu rol Hamleta.
Jak kady aktor zawsze marzyem, eby t rol zagra. Tote nie posiadaem si ze szczcia.
Wylewnie podzikowaem dyrektorowi obiecujc, e doo wszelkich stara, aby wywiza si
naleycie z powierzonego mi zadania.
Ju miay zacz si prby, kiedy dyrektor wezwa mnie ponownie. Wydawa si nieco
zakopotany.
Zasza pewna okoliczno. Zesp uwaa, e powierzenie panu roli Hamleta jest
faworyzowaniem jednostki.
To znaczy, e Hamleta zagra kto inny?
Nie, to byoby take faworyzowanie jednostki. Ale znalelimy wyjcie. Hamleta zagra pan
i jeszcze omiu innych aktorw. Wicej ni dziewiciu takich, ktrzy mog mniej wicej wyglda
na Hamleta, na szczcie nie mam w zespole.
Rozumiem, to znaczy ja i jeszcze omiu na zmian.
Nie, wszyscy jednoczenie.
Jak to jednoczenie... Chyba nie w tym samym przedstawieniu...
Tak, w tym samym, kadego wieczora.
Przecie to niemoliwe! Dziewiciu Hamletw w jednym Hamlecie?
Tak.
Aha, to znaczy pierwszy wychodzi, drugi wchodzi, wychodzi, wchodzi trzeci i tak dalej.
Nie, bo wtedy wyania si problem kolejnoci i nastpuje pogwacenie rwnouprawnienia.
Nikt nie powinien by pierwszy, ani drugi, ani dziewity. Pan zapomina, e wszyscy musz mie
rwne szanse.
Wic jak?
Chrem.
Opadem na krzeso. Dyrektor wsta, wyszed zza biurka i pooy mi rk na ramieniu.
Gowa do gry! Spoecznie bdziemy w porzdku, ale i artystycznie moe by due
osignicie. Mamy ju reysera, ktry si tego podejmie, bardzo interesujcy eksperyment,
awangardowy. Rozszczepienie Hamleta na dziewi osobowoci, pan rozumie.
Rozumiem. Psychologia dna.
wietnie pan to uj.
Potem nachyli si i doda ciszonym gosem:
A midzy nami, nikt panu nie zabroni mwi goniej ni inni.
Zaczy si prby. Troch ciasno byo w garderobie i na scenie emy si o siebie nawzajem
potykali, ale za to powsta silny duch kolektywu.
Tak doszo do premiery. Pierwszy akt jako min, ale kiedy doszo do sceny na cmentarzu,
zabrako dla mnie czaszki Yoricka, bo rekwizytor si pomyli i przygotowa tylko osiem sztuk.
Wobec tego chciaem odebra czaszk koledze z lewej strony, ale ten nie chcia odda i razem
wpadlimy do grobu. Tymczasem ci na grze te zaczli si bi, bo nasza czaszka tam zostaa, wic
czaszek w dalszym cigu byo osiem, ale ich teraz byo siedmiu i kady chcia mie dwie.
Byo dziewi wypadkw kontuzji oglnej, pi uszkodze twarzy i trzy wypadki ran
kutych. Kto powiedzia, e Hamlet jest tragedi jednostki?

Tygodnik Powszechny, 33/1989

DOWIADCZENIE

Kiedy lubiem siedzie na balkonie i przypatrywa si yciu. ycie mnie ciekawio.
A raz zobaczyem przechodnia, co utyka na jedn nog. Zdarza si.
Po godzinie zobaczyem go znowu, kiedy wraca. Utyka w dalszym cigu, ale tym razem na
lew, cho przedtem utyka na praw. To zdarza si rzadziej.
Kiedy wkrtce zobaczyem go po raz trzeci, gdy znw przechodzi pod moim balkonem
utykajc ponownie na nog praw, zaczem si dziwi.
Za kiedy znowu wraca utykajc na nog lew, nie wytrzymaem. Wybiegem na ulic,
dogoniem go i grzecznie zapytaem:
Przepraszam, e molestuj, ale obserwuj pana i nie rozumiem. Dlaczego pan utyka raz na
praw nog, a raz na lew?
Ja? Niemoliwe.
Przecie widziaem.
Mnie pan widzia?
Przecie mam oczy.
Kiedy mnie pan widzia?
Po raz ostatni jakie p godziny temu.
I dokd poszedem?
Tam...
...i wskazaem stron, z ktrej przyszed.
Mam go! krzykn i pokutyka w t stron z powrotem.
Postaem chwil na ulicy rozmylajc nad zagadk ycia. Ju miaem wej do bramy, gdy
kulawiec ukaza si od strony, w ktrej by znikn utykajc na nog praw. Tak, wyranie na
praw, ju nie na lew, znowu nie na lew. I przeszed koo mnie, jakby mnie nie widzia, jakby
mnie nie zna, jakbymy nie rozmawiali przed chwil.
Tego mi byo ju za wiele. Dopadem go i chwyciem za rami.
O, nie! Teraz ju mi si pan nie wymiga! Dlaczego pan znw na praw i w ogle co to
wszystko znaczy!
Prosz mnie puci, bo zawoam policj.
Tak, niech pan zawoa! Jestem czonkiem spoeczestwa, a spoeczestwo ma prawo do
informacji! Ja pana zaskar do sdu! Jawno ma by i jeeli si nie dowiem, co si waciwie
dzieje, to zwariuj i pan bdzie za to odpowiedzialny! Pan poniesie koszta leczenia! Pan odpowie
przed spoeczestwem!
Niech si pan uspokoi. Prawdopodobnie pan widzia mojego brata bliniaka. Jako bliniacy
jestemy nie do odrnienia i mamy takie same charaktery. Pokcilimy si dzi rano, on mnie
kopn i uszkodzi mi praw nog, a ja go te kopnem i uszkodziem mu lew. Potem wrciem do
domu po siekier tu wyj z zanadrza zgrabny toporek, pokaza mi go i schowa z powrotem
i szukam go teraz, bo mamy jeszcze do pomwienia. Ale nie mog znale, bo widocznie on te
mnie szuka i tak si mijamy. Gdzie on poszed?
Tam skd pan przyszed.
Uprzejmie dzikuj. I zawrci.
A ja te zawrciem, do domu. Ale ju nie na balkon. Teraz siedz w kuchni, bo niczym si
ju specjalnie nie interesuj. ycie jest proste, to tylko moja wyobrania niepotrzebnie je
komplikuje.

Tygodnik Powszechny, 35/1989

DRZEWO

Mieszkam niedaleko drogi. Koo tej drogi, przy zakrcie, ronie drzewo.
Kiedy byem dzieckiem, droga bya jeszcze polna. To znaczy pylna w lecie, botnista na
wiosn i jesieni, a w ziemie zakryta niegiem tak samo jak pola. Teraz jest asfaltowa o kadej
porze roku.
Kiedy byem mody, drog przejeday chopskie wozy zaprzone w woy, i tylko midzy
wschodem i zachodem soca. Znaem je wszystkie, bo byy tutejsze. Rzadziej wozy konne. Teraz
drog przejedaj samochody noc i dniem. Nie znam adnego, ukazuj si skd i znikaj dokd.
Tylko drzewo pozostao takie same, zielone od wiosny do jesieni. Ronie na moim gruncie.
Dostaem pismo od Wadzy. Jest niebezpieczestwo pisao to pismo e samochd
moe wpa na drzewo, bo drzewo stoi przy zakrcie. Wobec tego naley drzewo ci.
Zafrasowaem si. Co racja, to racja. Drzewo istotnie stoi przy zakrcie, samochodw jedzi
coraz wicej i jed coraz szybciej, nieostronie. Tylko patrze, jak ktry wpadnie na drzewo.
Wziem wic dubeltwk, usiadem pod drzewem i jak tylko pierwszy nadjecha, wypaliem
do niego. Ale nie trafiem. Za to mnie aresztowali i postawili przed sdem.
Tumaczyem Wysokiemu Sdowi, e nie trafiem tylko dlatego, e oczy mam ju sabe, ale
jakby mi dali okulary, to trafi na pewno. Nic nie pomogo.
Nie ma sprawiedliwoci. To prawda, e jaki samochd moe wpa na drzewo i je
uszkodzi. Ale przecie, gdyby mi tylko dali okulary i subow amunicj, tobym siedzia i
pilnowa stale. Po co od razu cina drzewo, kiedy s inne sposoby, eby je uchroni od wypadku.
I nic by to ich nie kosztowao poza amunicj. Czy to a taki wydatek?

Tygodnik Powszechny, 34/1989

ROZWJ

ycie jak ycie. Aby si rozerwa, lubi obserwowa karakony. Kady z osobna nie jest
interesujcy, ale razem maj duy potencja.
Wczoraj na przykad. Siedz sobie w kuchni, pal, a one biegaj. Biegaj, biegaj, a
w pewnym momencie uoyy si w arcydzieo Leonarda da Vinci pod tytuem Mona Lisa.
Przypadek? Nie, tylko nieuchronne prawo rozwoju, twrczy dynamizm grupy, ewolucja.
Wystarczy, eby spoeczestwo biegao, a wyniki s.
Kopot w tym, e zaraz si rozbiegy. Leonardo nie trwa duej jak sekund. Pomylaem,
wezm trucizn w sprayu, poczekam, a kiedy znowu uo si w jakie osignicie, spryskam i
zafiksuj. ap za spray i czyham.
One znowu tdy i owdy. Migno co jak niadanie na trawie Maneta. Przepuciem. One
wida w rozwoju posuny si naprzd i ju s jakby w impresjonizmie. Mgbym zafiksowa, ale
czy mam prawo zatrzymywa rozwj? Impresjonizm to due osignicie, ale jeli zatrzymam, to
kto wie, do czego nie dojd, a doj by mogy.
Kubici przepuciem.
Surrealici przepuciem.
Palec na sprayu trzymam, ale nie naciskam jeszcze. Wiadomo, e po nowym musi przyj
nowsze, to znaczy po dobrym jeszcze lepsze. Wic to adne zmartwienie, e Leonardo i e
pniejsze si rozbiegy, przeciwnie, postp.
Ju my s we wspczesnoci. Same cymesy. Warhol na przykad. Ale i on to ju nieostatnie
sowo, klasyk ju zaledwie. Pobiegajcie jeszcze dziatki, a wybiegacie co, czego jeszcze nie byo.
Ja czekam na najteraniejsz nowoczesno, czyli na to, co najlepsze.
Lecz co to, nic ju nie widz, tylko karakony biegajce. Wyczerpay si? Dekadencja jaka?
Upadek sztuki? Oczy wytrzeszczam, ale nic poza karakonami.
Oj, ja gupi. Jake co zobaczy mog, kiedym si jeszcze nie rozwin. One ju pewnie w
dwudziestym pitym wieku (bo po pnocy ju byo, a szybko biegay), a ja wci pod koniec
dwudziestego. Percepcja mi nie nadya, ot co.
Odoyem spray i spa poszedem. Wrc do kuchni za piset lat.

Tygodnik Powszechny, 43/1988

NASZE I INNE ZWIERZTA

Po zwyciskiej rewolucji, w ramach upowszechniania kultury, zaoono w naszym
miasteczku ogrd zoologiczny. By tygrys, mapa i w.
Tygrys dostawa do jedzenia woowin, w krliki, a mapa banany.
Woowina bya na miejscu, krliki rwnie, ale banany dostawalimy z miasta
wojewdzkiego.
W ramach gospodarki planowej zapanoway w naszym kraju przejciowe trudnoci. Teraz
woowin dostawalimy z miasta wojewdzkiego, krliki byy jeszcze na miejscu, ale banany
przyjeday ze stolicy pod specjaln eskort.
My, pracownicy ogrodu zoologicznego, mielimy ony i dzieci na utrzymaniu. Wic tygrys
przeszed na kaszank, w na aby, a mapie dawalimy kiszone ogrki. Woowina bya na ros w
niedziel, krliki na dzie powszedni, a za jedno kilo bananw mona byo kupi dwie pary
bucikw dla dziecka.
Tygrys si przyzwyczai, chocia wyysia, wowi byo wszystko jedno, ale mapa zdecha.
Nie wiadomo dlaczego, bo kiszone ogrki to te jarska potrawa, bd co bd.
Panowie powiedzia nasz dyrektor. Z tygrysem nie ma problemu. Zmieni si tylko
tabliczk przed klatk, zamiast Tygrys Bengalski damy: Tygrys Glaca Bengalska Pospolita.
Ale z map niedobrze. Jak zgosimy do Wadzy, e zdecha skocz si banany.
Moe przyl now?
Te zdechnie.
Uradzilimy, e zedrze si skr z mapy i jeden z nas, przebrany za map bdzie dyurowa
w klatce. Wypado na mnie, bo byem najmodszy.
Pierwszy dzie wypad jako tako, cho mczyo mnie to wieczne wyaenie na sztuczne
drzewo i zaenie z niego z powrotem. Mgbym si jednak przyzwyczai, skoro tygrys mg si
przyzwyczai do kaszanki. Ale ludzie, wiadomo, lubi drani zwierzta, a szczeglnie lubi
drani mapy.
Wic kiedy jeden gruby mia si ze mnie i rzuca papierkami, nie wytrzymaem i odezwaem
si gono:
Odpierdol si pan.
Zrobia si sensacja, e mapa si odezwaa ludzkim gosem. Dyrektor uratowa jednak
sytuacj. Napisa do Stolicy, e potwierdzia si u nas teoria ewolucji, a przez to naukowy pogld
na wiat w ogle. Zasug przypisa wyjtkowej dbaoci personelu o zwierzta i naukowym
metodom nadzoru, ktre przypieszyy rozwj mapy, i zada dla zaewoluowanej mapy
podwjnego przydziau bananw.
Przysza odpowied, e map zajmie si Akademia Nauk, a co do bananw, to w ramach
oszczdzania celem ulepszania likwiduje si przydzia woowiny dla tygrysa, krlikw dla wa i
bananw dla mapy. Odtd tygrys ma je kaszank, w aby, a mapa co jarskiego, najlepiej
ogrki. Te ogrki, czy co, mielimy dostawa z miasta wojewdzkiego, o aby postara si na
miejscu, a kaszanka miaa przyjeda ze Stolicy pod specjaln eskort.
To si nam nie opacao i zgosilimy oficjalnie, e mapa zdecha. Ostatecznie tygrys moe
je ogrki, mapa aby, ale co wtedy zostanie dla wa? Niech ju w zostanie przy abach, a
map zlikwidujemy.
O aby te jest coraz trudniej i dla dwojga by nie wystarczyo.

Tygodnik Powszechny, 45/1989

KORESPONDENT SPECJALNY

W pewnym odlegym kraju zanosio si na wane wydarzenia. Naleao czym prdzej wysa
tam specjalnego korespondenta, ale budet naszej gazety na to nie pozwala, poniewa za mao
mielimy czytelnikw, a zatem za mao pienidzy. Mielibymy ich wicej, a zatem wicej
pienidzy, gdybymy mogli wysya specjalnych korespondentw, a moglibymy, gdybymy mieli
wicej pienidzy, co z kolei byo moliwe tylko wtedy, gdybymy mieli wicej czytelnikw.
Spjrzmy na to trzewo powiedzia naczelny redaktor na zebraniu zespou redakcyjnego.
Co si tam moe sta? Tylko dwie rzeczy. Albo wzmoenie represji, albo liberalizacja. Jeeli
zaryzykujemy, e albo jedno, albo e drugie, jest pidziesit procent szansy, e trafimy i nasz
korespondent specjalny, ktrego nie mamy, ale bdziemy udawali, e go mamy, bdzie mia racj.
A wic co wybieramy?
Postawilimy na liberalizacj. Nazajutrz ukazaa si w naszej gazecie wiadomo od naszego
specjalnego korespondenta, e w owym dalekim kraju zacza si liberalizacja reymu. Nasza
gazeta bya jedyn, ktra podaa tak wiadomo. Wszystkie inne donosiy o represjach, ktrych
naocznymi wiadkami byli specjalni korespondenci owych gazet.
Na zebraniu zespou nastrj by ponury.
I co teraz? Musimy da sprostowanie.
Nic podobnego! sprzeciwi si naczelny. Powtrzymy to samo, dodamy tylko szczegy.
Zelenie cenzury, czciowa amnestia, otwarcie dla spoeczestwa i tak dalej.
Ale to bdzie znowu ta sama, nieprawdziwa wiadomo!
Ca odpowiedzialno bior na siebie.
Nazajutrz mielimy telefony od naszych czytelnikw, ktrzy gratulowali nam szybkoci
informacji. Wiadomo o represjach, ktr wszystkie inne gazety zamieciy poprzedniego dnia,
okazaa si nieaktualna w wietle nowych faktw. W owym dalekim kraju po represjach nastpia
liberalizacja.
Skd wiedziae? zapytalimy naszego naczelnego redaktora.
Nic nie wiedziaem, ale myl dialektycznie. Na pocztku mogo by albo to, albo tamto,
ale teraz pjdzie ju samo.
To znaczy powtarzamy!
Cakiem przeciwnie. Jutro dajemy wiadomo o zaostrzeniu sytuacji. Czogi na ulicach,
starcia z policj, te rzeczy.
Okazao si, e susznie przewidzia. W owym dalekim kraju po liberalizacji nastpia
represja. Zaczlimy pojmowa dialektyk.
Aha, to znaczy, jutro liberalizacja? Pojutrze represja, potem znowu liberalizacja i tak na
przemian.
Oczywicie. Mwiem wam, e teraz ju nie bdzie problemu. Musimy tylko uwaa, eby
nie pomyli kolejnoci.
Jako nasz specjalny korespondent pisalimy z coraz to wiksz wpraw, raz o liberalizacji, raz
o represji. Zawsze mielimy racj i nakad wzrs. Teraz ju moglimy wysa specjalnego
korespondenta, sta nas byo, ale po co. Wszystko wic szo dobrze, tylko e troch monotonnie.
A zawoa nas naczelny redaktor.
Co idzie jutro? zapyta. Sekretarz sprawdzi w kalendarzyku.
Represja.
Wyrzuci.
Ale liberalizacja bya wczoraj!
Wyrzuci. Ani represja, ani liberalizacja. Dajemy wiadomo o potrjnym mordzie
seksualnym.
Kto kogo zamordowa, jak, gdzie, kiedy! krzyknlimy chrem. Sadomasochizm?
Homoseksualizm? A moe kazirodztwo? I dlaczego potrjny!?
Panowie, potwierdzilicie moje przypuszczenia. Jeeli was samych znudzia wiatowa
polityka, to co dopiero waszych czytelnikw. Stalimy si dla nich nudni i nakad zaczyna spada.
Wobec tego zamykamy dzia zagraniczny i przechodzimy na lokalny seks. Mia racj. Ale mimo
wszystko al nam byo odwoa specjalnego korespondenta. Pisa adnie i bd co bd przebywa
w egzotycznym kraju.

Tygodnik Powszechny, 44/1989

FOTOGRAFIA

Posiadam album rodzinnych fotografii mniej lub bardziej pokych. Najbardziej poka
jest ta, ktra przedstawia moj rodzin sprzed p wieku co najmniej, podczas przyjcia z okazji
urodzin czy lubu. Zebrani s tam ci, ktrych jeszcze pamitam, cho z trudem ich rozpoznaj, bo
na fotografii s modzi, inni, o ktrych ledwie syszaem, i jacy, ktrych ju wcale nie znam.
To zrnicowanie nie jest istotne wobec pewnej cechy im wszystkim wsplnej. Mianowicie
oni wszyscy ju nie yj.
Czasami pokazuj t fotografi osobom, ktrym z takich czy innych powodw chc j
pokaza. Wtedy objaniam: to jest wuj, to stryjeczny dziadek, a to prawdopodobnie jego trzecia
maonka.
Pewnego razu kuzyn zaprosi mnie na swoje wesele. Goci byo sporo, jedzenia i picia
w brd. Przepchaem si do bufetu, eby napeni kieliszek, potem z kieliszkiem w rku zwrciem
si ku zgromadzeniu pod palm koo okna, po przeciwnej stronie salonu.
Kto to? usyszaem mody gos kobiecy.
Nic w tym by nie byo dziwnego, gwar by powszechny, gdyby nie to, e kto mwi tu-tu,
o p kroku przede mn, gdy od najbliszego zgromadzenia, tego pod palm, dzielio mnie jeszcze
kilkanacie krokw, za midzy nim a mn nie byo nikogo.
Ktry? zabrzmia gos mski w tej samej, najbliszej odlegoci.
Ten z wsami.
Przy bufecie?
Obejrzaem si, przy bufecie sta te, istotnie z duym wsem.
Nie, ten co stoi, z kieliszkiem.
Nie byo wtpliwoci, e mwili o mnie. Ale kto mwi?
A ten! To cioteczny brat mojego ojca. Jakiego ojca? Mj kuzyn oeni si dopiero dzisiaj
i nie mia adnych dzieci. Kto tu kama w ywe oczy. Ale kto?
Zabawny typ.
To mi si nie podobao.
Podobno by literatem, pisa jakie opowiadania czy co...
Tego mi byo ju za wiele.
Nie co, tylko niemiertelne dziea, gwniarzu! wykrzyknem, cho nie wiedziaem do
kogo. Ten niewidoczny modzieniec nie tylko podawa si za mojego bratanka, ale w dodatku
wyraa si o mnie lekcewaco.
Potem gdzie wyjecha... Tak mwi, nigdy go nie widziaem na oczy.
Oczywicie, e nie, bo ciebie nie ma! krzyknem.
Dokd?
Do Meksyku, zdaje si...
Donikd nie wyjechaem i nie zamierzam! Jestem tutaj, midzy bufetem a palm, na lubie
mojego kuzyna, syszysz mnie?! Jestem tutaj, teraz i nigdzie gdzie indziej!
Rozleg si szelest, jakby kartki przewracanej w albumie, a potem ten sam gos dziewczcy,
lecz jakby ju z oddali.
A to?
To jestem ja nad morzem.
Nad jakim morzem! I kto! Byem ju tak wzburzony, e postanowiem si napi, czekajc a
donios kieliszek do palmy. Wykonaem odpowiedni ruch... Odlego midzy moim kieliszkiem
a mn nie zmienia si ani troch.
Czyby mnie sparaliowao? Wytyem wszystkie siy, ale ruchu adnego nie byo, cho
prbowaem i prbowaem. Mj kieliszek wci by osobno... a moja gba osobno.
I tak s do tej pory, mimo e wci prbuj.

Tygodnik Powszechny, 17/1989

NA PIERWSZEGO WRZENIA 1989

Pidziesit lat temu ciotka Nuka biega przez ogrd woajc Julek, Julek, wojna! Nie
widziaem jej, syszaem tylko siedzc w drewnianej budce, wiejskim swojskim klozecie. Swojskim
jak caa moja Polska a do owego dnia i nigdy ju potem. Pogoda bya bkitna jak dzisiaj.
Z tamtej Polski-Atlantydy najbardziej stracone s zapachy. Potem pachniaa bro i skra
Wehrmachtu (wtedy wiele byo skry w ekwipunku kadej armii), i ruskich na kocu. Pachniay
jake inaczej, ale obie obco. Co znaczyo take podniecajco. Daleki wiat, w ktrym jestem
dzisiaj, zameldowa si najpierw zapachem onierskich butw.
A wczoraj odwiedziny: mody Litwin z Wilna i moda Czeszka, cho urodzona w Iowa.
Nigdy bym nie rozpozna w niej Amerykanki. Siedzielimy przy herbacie, i Wilno, ktrego nie
widziaem i nie zobacz, byo obecne, jak rwnie to co, co jest na pnocny wschd od jezior
mazurskich i co jest tak we mnie obecne jak wszyscy moi przodkowie, ktrych nie znam, ale
trudno zaprzeczy pisz w tej chwili te sowa moj rk.
W Meksyku ich nie byo. Ale moe jest tam jaka gra, na szczycie ktrej wszyscy si kiedy
spotkamy i moe jeszcze jacy inni tam przyjd, jacy, skd (nie moi przodkowie, ale jacy jedni),
ktrych istnienia nawet nie podejrzewam, a nawet ich udziau w spotkaniu na owej grze nie
przewiduj.
Wtedy utraciem niewinno, cho jeszcze o tym nie wiedziaem. I utraciem j wraz z ca
Polsk, ktra te nie wiedziaa. Polska bya ciko ranna, ale z ran mona si wyleczy. Ale gdy
leaa, jeszcze saba, ale ju wiadomo byo, e wyyje, zaraz dostaa syfa. Syfilis moe si trafi
i hrabiemu, a jeeli hrabia przy tym uzdolniony poetycko, moe nawet adne wiersze o syfie pisa,
syfa, e tak powiem, sublimowa, jak Baudelaire. Gdy jednak syf dostanie si prostemu
czowiekowi, naiwnemu, o jasnoniebieskich oczach, raczej dziecinnych, w gowie i mowie niezbyt
sprawnemu, wtedy cierpienie guche jest i jak by to powiedzie niezasuone? Bo nasz konopny
ani do wykwintnych burdeli nie chadza, ani szampana nie pi jak Francuz, tylko kwane mleko
z ziemniakami, a jednak syfa dosta. Niezwyky wypadek w medycynie. Nie drog rozpusty, ani
obapki zwyczajnej nawet, tylko od zasyfionych, co drog z wschodu na zachd szli, no i tak jako
zawiao. Z powietrza, czy co.
Dlatego pniej, gdy ju niewinny nie by, ale zrozpaczony, krzycza w knajpie po pijanemu,
podpatrzony i podsuchany przez Marka Nowakowskiego:
Precz std, czerwone syfy!
Krzyczy do dzisiaj.

Kultura, 11/1989

KRTKIE SUCHOWISKO

GOS LUDU: Precz! Won! Po oczach go! W jaja! Skoczy ze Zbrodniarzem!
KOMUNIZM: Prosz mnie nie rusza, bo ja si rozlatuj.
KAPITALIZM: A, to przepraszamy.
GOS LUDU: Syszelicie, ludzie? Dobi skurwysyna!
KAPITALIZM: Halt! Stop!
GOS LUDU: Co? Do nas gada?
KAPITALIZM: Zurck! En arrire! Dont dare to touch him!
KOMUNIZM: No wanie!
GOS LUDU: Cosik jako dziwnie.
DORADCY LUDU: Panowie maj racj, cho po cudzoziemsku. Nie widzisz, ludzie, e on
si rozlatuje? Sam mwi.
GOS LUDU: No to mu dopomc.
DORADCY LUDU: (na stronie) A c za prostactwo, (gono) To nie jest takie proste, mj
dobry ludzie.
KOMUNIZM: No wanie.
KAPITALIZM: Richtig und jawohl. (do Komunizmu) Czym mog suy?
KOMUNIZM: Jakby jak poyczk, to si lepiej rozlec.
KAPITALIZM: Oj, to to! Sucham, ile trzeba?
KOMUNIZM: Duo.
GOS LUDU: O! O! Dolary! I jakie zielone! (piewa) Zielony dolarek wypaca si. Zielony
dolarek wypaca si. Ronie nam handelek. Rozwija si...
DORADCY LUDU: Widzisz, ludzie, jak si robi polityk? Patrz i ucz si. A ty by chcia od
razu po oczach i po tych... tego... Prymitywizm.
GOS LUDU: To moe i nam co kapnie?
KOMUNIZM: Glup.
WSZYSCY: Pokn!
KOMUNIZM: Poprosz o jeszcze.
KAPITALIZM: Moe za chwil?
KOMUNIZM: Nie, zaraz.
KAPITALIZM: Moe jednak stopniowo?
KOMUNIZM: (groc) Bo si nie rozlec!
GOS LUDU: Zar, nic nie kapo.
DORADCY LUDU: Wziwszy pod uwag t szczegln wag jak ma waga eby mia
odwag gdy ma niepowag bo to przeciwwaga gdy on niedomaga ktra nam pomaga
doradzamy: da mu.
Jeszcze nie koniec

Kultura, 12/1989

You might also like