You are on page 1of 4

Home

Wymiary miłości

W ruchach duszy przedstawiciele zostają pochwyceni przez ruch, którym nie mogą kierować.
Nie tylko przedstawiciele, również wszyscy obecni. A więc działa tutaj jakaś inna siła, która
nie jest siłą osobistą i nie bierze się z ego. Jednostka zostaje pochwycona, nie jest w stanie
się przed tym bronić, jest wprowadzana w ruch, ruch którego nie można sobie wyobrazić.
Nikt nie mógł sobie tego wcześniej wyobrazić. Również ja nie byłem w stanie sobie tego
wyobrazić.

W klasycznych ustawieniach klient ustawia przedstawicieli w relacji do siebie. I


przedstawiciele czują tak, jak osoby, które oni reprezentują, nie znając ich. Ale terapeuta
niekiedy interweniuje wówczas i pyta co poszczególni przedstawiciele czują. I kiedy oni
odpowiadają, to wtedy nie mogą odpowiedzieć z duszy – robią to na poziomie ego. A więc
interpretują też to co przeżyli lub przeżywają. Wówczas z sumy tych informacji kierujący
ustawieniem podejmuje decyzję, co chce zmienić: może kogoś przestawić lub na przykład
dostawić jakichś przedstawicieli. Na koniec znajduje rozwiązanie dla jakiegoś problemu. I
wtedy klient wie, co może zrobić. Co jego ego może zrobić. I to oczywiście pomaga pod
wieloma względami. Służy to również miłości. Niektóre pary potem rozumieją się lepiej po
takim ustawieniu, rodzice mogą się lepiej obchodzić z dziećmi, a niektóre dzieci znajdują
drogę powrotną do swoich rodziców.

Ale też w innych sytuacjach może coś się zmienić, np. w organizacjach, kiedy robi się
ustawienia organizacyjne. Wszystko to służy miłości.

Ale ta miłość mieści się na określonym poziomie – na płaszczyźnie ego i na płaszczyźnie


pewnego zamiaru. Dobrego zamiaru. Jest to jeden z wymiarów miłości.

Ale z czasem się okazało, że nie trzeba wcale wybierać przedstawicieli i kierujący ustawia
tylko jedną jedyną osobę. Niekiedy samego klienta albo też kogoś z jego rodziny. Czasami
nie jest nawet pytany, na czym polega problem. Albo mówi coś o problemie, ale jest
oczywiste, że nie jest to problem, o który właściwie chodzi. A niekiedy nie otrzymujemy
żadnych informacji od klienta. Ale to nic nie przeszkadza. Ustawia się jakąś ważną osobę i
obserwuje się co się dzieje w tej osobie. I nagle zostaje ona pochwycona przez ruch. I z
tego ruchu można zobaczyć jakie będą następne kroki. Ten ruch nie bierze się z ego, z
żadnego zamiaru, ani rozważania. Ona zostaje pochwycona przez ten ruch i śledzi się ten
ruch. Wówczas ten ruch sam przejmuje kierownictwo. I kierujący ustawieniem pozwala się
też prowadzić tym ruchom. Na przykład jeśli przedstawicie patrzy w ziemię, wtedy wiadomo,
że patrzy na zmarłego lub wielu zmarłych. Wówczas kładzie się na ziemi przedstawicieli
zmarłych. I wtedy ruch rozpoczyna się na nowo. Bywa, że przedstawiciele zmarłych nie
patrzą na klienta, i wtedy wiadomo, że problem nie ma nic wspólnego z samym klientem. I
okazuje się często, że klient przejął to od kogoś innego i że robi to dla kogoś innego. Na
przykład klient żywi pragnienie śmierci. Czuje, że chce umrzeć. Ale umarli na niego nie
patrzą, nie wciągają go w śmierć. Patrzą na kogoś innego.

Wówczas zostaje ustawiony jako przedstawiciel ten ktoś, na kogo patrzą. I wtedy mogę
zabrać klienta i odwrócić go od tego układu. A więc ruch pokazał, że problem nie ma nic do
czynienia z klientem, ale z kimś innym.

To jest systemowy sposób pracy. Ale nie dlatego, że się to wymyśliło. To praca pokazuje, ze
ktoś jest uwikłany w coś, co jego nie dotyczy. Porównajcie to z tradycyjną psychoterapią.
Klient przychodzi do terapeuty, mówi, że ma jakiś problem, a terapeuta pracuje z nim
osobiście. A jeśli nie ma żadnego problemu, a jeśli przejął problem od kogoś innego,
wówczas nie dostrzega się prawdziwego wymiaru jego problemu. Wtedy terapeuta może
latami z nim pracować i nie daje to żadnego rezultatu.

Ten rodzaj pracy pomaga klientowi zobaczyć, że być może uwikłany jest w coś innego.
Kierujący pozwala się kierować tym ruchem, a klient staje się wolny.

Jeśli długo obserwujemy to, co się dzieje przy ruchach duszy, wówczas możemy dostrzec, że
zawsze i nieomylnie ten ruch zmierza w tym samym kierunku: to, co zostało rozdzielone,
zostaje na powrót zjednoczone. A więc ten ruch łączy.

I łączy poza dobrem i złem, niezależnie od naszych wyobrażeń na temat dobra i zła.

Gdzie są korzenie naszych sądów na temat tego, co dobre i co złe? W ego.

Dlatego ego wchodzi w drogę tym głębokim ruchom miłości. Poprzez rozróżnienie między
dobrem i złem moje ja pozwala sobie decydować, komu wolno żyć a komu nie. Czyż to nie
przerażające? Bowiem, gdziekolwiek kogoś osądzam jako złego, odbieram mu w mojej
duszy prawo do pozostania przy życiu. W gruncie rzeczy, życzę mu śmierci. A wśród
chrześcijan coś więcej: życzę mu piekła. Rozróżnienie między dobrem a złem najbardziej stoi
na drodze miłości.

Jaki jest następny wymiar miłości? Żeby wyjść poza to rozróżnienie między dobrem a złem,
na zupełnie nową, inną płaszczyznę. Jezus w bardzo pięknym zdaniu opisał nam co to
znaczy: „Bądźcie sprawiedliwi, jak sprawiedliwy jest wasz Ojciec w niebie. On bowiem każe
swemu słońcu wschodzić nad złymi i nad dobrymi i deszcz daje sprawiedliwym i
niesprawiedliwym.”

Co się dzieje z nami, gdy wczujemy się w ten ruch? Stajemy się boscy. I ludzcy. Boscy i
ludzcy w równym stopniu. I wówczas nie ma już różnicy.
Ale o czymś jeszcze trzeba przy tym pamiętać. Jestem teologiem i znam dość dobrze Biblię.
Wiem też coś na temat biblistyki. Egzegeza odkryła, że tylko niektóre rzeczy rzeczywiście
wywodzą się od Jezusa. Natomiast inne zostały dopiero później dodane na podstawie
określonych przemyśleń i przed-sądów. Jeśli znacie Biblię pomyślcie: ileż miejsc w Nowym
Testamencie przeczy temu zdaniu Jezusa, żebyśmy „byli miłosierni jak mój Ojciec w niebie”.
Wszystkie rozdziały o sądzie, o sprawiedliwości i niesprawiedliwości, wszystkie one stoją w
sprzeczności z tym zdaniem.

Popatrzmy na to też z innej strony. Czyniąc rozróżnienie między dobrem i złem, chcemy
żeby dobrzy zostali nagrodzeni, a źli ukarani. I nazywamy to sprawiedliwością. I wtedy
oczekujemy od Boga, że on jest sprawiedliwy, a więc nagrodzi dobrych, a złych ukaże. A
więc chcemy, aby Bóg za nas stał się mordercą. Czyż to nie dziwne? Czyż to nie dziwne
wyobrażenie o Bogu? Nasza kultura została uformowana poprzez wyobrażenie
sprawiedliwości. A więc, że stanie się zadość sprawiedliwości. I co się dzieje, jeśli
sprawiedliwości stanie się zadość? Ktoś zostanie ukarany. A jeśli chcemy, żeby naprawdę
działa się sprawiedliwość, czujemy, że najpierw powinni zostać ukarani ci, którzy nam coś
wyrządzili. I że Bóg zrobi to dla nas, w naszym imieniu. Co wówczas robimy z Bogiem?
Czynimy go naszym katem. Czyż to nie dziwne?

Zastanawiałem się nad sprawiedliwością. Sprawiedliwość jest pewnym mitem. Nie ma


sprawiedliwości. Nigdy też sprawiedliwości nie było. Jeśli ktoś chce sprawiedliwości, to czy
dostanie sprawiedliwość? Czy ktoś już kiedyś dostał sprawiedliwość? Nie – to jest mit. A co
gorsza, sprawiedliwość jest samym Bogiem. W naszym wyobrażeniu, Bóg ma służyć
sprawiedliwości. Jeśli nie jest sprawiedliwy, bardzo wiele osób jest na niego zła. A więc ten
Bóg jest na służbie jakiegoś innego Boga. Jakiegoś potężniejszego Boga, a mianowicie
sprawiedliwości. I temu Bogu składane są wszystko ofiary: Bogu-Sprawiedliwości. Wszystkie
ofiary wojen, wszystkie wielkie wojny, są na służbie sprawiedliwości. Wszyscy, którzy giną
na tych wojnach, są składani jako ofiary na ołtarzu tej sprawiedliwości. Ponieważ pragnienie
krwi i nienasycenie tego boga, nigdy nie zostaje zaspokojone.

W ramach sprawiedliwości niewiele jest miłości. Wielka miłość, jaką głosił Jezus w tym
zdaniu, nie zna takiej sprawiedliwości. Nie ma nawet pragnienia sprawiedliwości. Rozpoznał
sprawiedliwość jako największego wroga miłości.

Nie ma sprawiedliwości, ale miłość. Miłość, która przezwycięża zło. Łączy to co zostało
rozdzielone.

Widzieliśmy dzisiaj też zupełnie inny ruch. Wychodzi poza nasze ludzkie wyobrażenia daleko
przekraczając te granice. Porusza się w obliczu czegoś o wiele większego. Naturalnie poza
granicami sprawiedliwości, ale również wychodząc poza granice miłości i śmierci. Za każdym
życiem, za każdą śmiercią, działa coś większego niż tylko człowiek. Działa potężny los. I
wszyscy jesteśmy wydani temu losowi. I ten los ustala kto żyje, a kto umiera. W jego
służbie są również mordercy. W obliczu tego losu wszyscy są równi, nikt nie jest gorszy, nikt
nie jest lepszy. I też w tym wymiarze nikt nie ma złego losu. Ani też dobrego. W obliczu
tego losu wszyscy są równi i jednakowo dobrzy. Jest to oczywiście tylko zasłon czegoś
niepojętego, czegoś, co jest za tym. Ta siła, która działa za tym, z tyłu i jest ona zwrócona
do wszystkich ludzi jednakowo. I jakikolwiek los by nasz nie był, w obliczu tego losu
jednakowo jest dla wszystkich i wszyscy jednakowo są miłowani.
To, co tu widzieliśmy wychodzi daleko poza nasze wyobrażenia i zamiary, daleko poza nasze
lęki. Tylko wówczas, gdy mamy to w polu widzenia, we wszystkim, co czynimy i
przeżywamy, jesteśmy rzeczywiście w miłości.

I ta miłość nie płynie z nas. Ona nas porywa, i dlatego w tym ruchu nie ma już
przeciwieństwa miedzy mną a czymś innym, ten sam ruch czyni nas jednością, bez różnicy.

Jaki jest obraz tego ruchu? Wszyscy mamy głębokie doświadczenie tego: dziecko w łonie
matki. Tutaj zamyka się ten krąg.

© by Hellinger Polska 2005

© 2003-2004 Hellinger Polska Stopka | Kontakt

You might also like