You are on page 1of 8

Edward Kolbus: Z dziejów krucjaty której nie było.[W:]Kaskaderzy literatury. Red. Edward Kolbus. Łódź 1986.

Kto dziś pamięta, z jak wielkim entuzjazmem powitała go przed laty czytelnicza brać w pierwszym numerze nowo powstałej "Poezji"
(1965) i z jakim nie do wypowiedzenia żalem żegnała przejmującym szkicem pióra Krzysztofa Karaska w numerze dwunastym (1971) tej samej
"Poezji" (a właściwie- nie- nie tej samej- innej już- bo bogatszej o to, co stało się tzw. międzyczasie udziałem nas wszystkich)?
Powiedzieć o Wojaczku, że był poetą, jednym z najtragiczniejszych i najbardziej kontrowersyjnych prekursorów rodzimej kontestacji-
to dużo i mało zarazem. Dużo- bowiem wyraża się w tych słowach prawie wszystko to, co mogło mieć i chyba miało najistotniejszy wpływ na
dramaturgię zdarzeń, tak w sensie artystycznych jak i społecznych jej uwarunkowań. Mało - gdyż tak ścisłe powiązanie nietuzinkowej w końcu
biografii poety z uprawianą przezeń twórczością, jak ma to miejsce w przypadku autora "Nie skończonej krucjaty", rodzi pokusę i stwarza
nieograniczone wręcz możliwości mnożenia przymiotników jeszcze bliżej i precyzyjniej dookreślających sytuację poety.
A więc np. już nie tylko najtragiczniejszy i najbardziej kontrowersyjny, ale także, a kto wie czy nie przede wszystkim, jakże n i e c o d z
i e n n y, już choćby poprzez programowo wręcz podejmowane próby nadawania własnemu doświadczeniu rangi sztuki.
Co by dziś jednak, po kilkunastu latach od chwili tragicznej śmierci poety nie powiedzieć o zjawisku, któremu na imię Wojaczek, jedno
z pewnością nie będzie budziło żadnych wątpliwości- to że był poeta z krwi i kości, poetą biologii, ale także romantycznej zadumy, bardzo
dalekim "krewnym" Orfeusza, znacznie bliższym Villona, Rimbauda, Jesienina. I nie pomniejszy wymowy tych słów przekonanie, że większość
jakże nagle aktualnych prawd dających się po latach na nowo wyprowadzić z jego nie tylko "krwią" i "spermą" pisanych wierszy zasadza się
zarówno na wartościach czysto literackich, jak i na poetyckiej l e g e n d z i e, która formuje się zazwyczaj wówczas, gdy poeta z fantazją
podejmuje ryzyko zerwania z konwenansem, opowiadając się całym sobą po stronie nie udawanej nonszalancji, programowej alienacji czy wręcz
abnegacji, szybując wysoko ponad mieszczańską stabilizacją.
Janusz Sławiński, wydobywając z biografii pisarza jako swoistej kategorii społeczno - kulturalnej opozycję: dokumentalności i
legendarności, twierdzi, iż "biografia w swoim aspekcie dokumentalnym jest nieuchronnie >dziurawa<, pozbawiona ciągłości i kompozycji;
uwierzytelniona przez dane pewne- ale nie spójna, >prawdziwa< - ale fragmentaryczna. Natomiast legenda biograficzna, choć złożona w
znacznej mierze (przeciecz nie wyłącznie) z danych nie weryfikowanych, ze zmyśleń i zafałszowań, przedstawia się jako konstrukcja
zintegrowana i na swój sposób kompletna"(1). Dodaje tez zaraz, iz biografia pisarza "nie jest nigdy jedynie zbiorem faktów dokumentalnie
zaświadczonych ani wyłącznie czystą legendą, lecz zwykle mieszanką składników obu kategorii".
Przywołałem tu tę wypowiedź, gdyż trzeba jasno powiedzieć, że już z chwilą głośnego debiutu na podatnym gruncie Wojaczkowego
"życiopisania" poczęła narastać karmiona plotka i anegdotą, prawdą i zmyśleniem l e g e n d a. Kształtowała się ona jakby na przekór tym
wszystkim, którzy nie bardzo chcieli uwierzyć, że znów nad Polską zajaśniała gwiazda talentu. Gdy Wojaczek chodził i pytał :"gdzie jest moja
szubienica?", odprawiając kolejne puste pociągi do Ultima Thule, nie chciano widzieć w nim poety, widziano jedynie chuligana i skandalistę (z
tego też powodu nie przyjęto go nigdy do ZLP).
Nie chciano widzieć w nim poety, bo poeta to dla wielu jeszcze co najwyżej półka w bibliotece i pomnik na placu, to raczej "chmurki i
humorki", a nie "krocze" i "sperma", nijak nie pasujące do preferowanych naonczas treści. Nie chciano widzieć w nim poety - bo i cóż to za
poeta, który szlaja się po "zaplutych barach", który "pije, a potem rzyga", przesiaduje w więzieniu i szpitalu dla obłąkanych.
bo i cóż to za poeta, który ot tak sobie, dla draki, przenika swym potężnym ciałem oszklone ramy okien, który dokonuje
samookaleczeń, obnosząc świeże "sznyty" wśród znajomych, który w różnych klubach, Empikach, w kiblach, na klatkach schodowych na
śmietnikach degustuje tani salicyl i czysty spirytus. Bo i cóż to za poeta, dla którego każde piękno podszyte jest gnojem i który sam siebie często
wita retorycznym: "Poeta, czyż nie brzmi to niezdrowo?"
Któż by takiego wpuścił na salony, któż by "zaprosił do stołu" literackich koterii?
Nikt. Zostawała więc r o l a k a s k a d e r a. Nieustanne ćwiczenie ciała do skoku "z najwyższej wieży", ciągłe "dokrętki" czynione dla potrzeb
wciąż na nowo kolaudowanego filmu pt. „my zawsze musimy być gotowi do nowego bohaterstwa".
W prasie literackiej po śmierci Wojaczka toczyły się zawzięte spory. Byli tacy, który pisali, że "niecałe dwieście wierszy, składających
się na cztery tomiki Wojaczka, stanowi zjawisko niezwykłe na tle współczesnej młodej poezji, tak odrębne w swym nastroju, że trudno znaleźć w
historii powojennej liryki godne i adekwatne porównanie" (2). Inni twierdzili, że Wojaczek nie miał "wielkich idei", o które by walczył, był
skrajnym egotystą, skupionym na sprawach swojej twórczej kariery, a czasem w chwilach depresji - na sprawach własnego zdrowia(3).
Paweł Dybel, podsumowując niejako ową dyskusję czy spór, w jednym z numerów "Twórczości" napisał: "Jedni byli skłonni widzieć w
nim ofiarę całopalną czy wręcz Chrystusa odkupującego młode pokolenie z wynaturzeń cywilizacji i wskazującego jedyną drogę poetyckiej
prawdy. Drudzy- nic więcej ponad skończonego alkoholika, grafomana, któremu tylko dzięki licznym skandalom udało się zdobyć poklask i
uznanie spragnionych czytelników"(4).
Można się chyba zgodzić z autorem zacytowanej wypowiedzi, gdy w dalszej jej części stwierdza, że wbrew pozorom obie te postawy
więcej łączyło, niż dzieliło. Nie ulega bowiem wątpliwości, iż siłą Wojaczka, podobnie jak kiedyś Hłaski, okazywała się bezsiła literatury, do
której wkraczał. Jak trafnie sugerowano: po latach gadulstwa na tle czarno- białych formułek produkcyjniaków "kurwa twoja mać" z prozy Hłaski
zabrzmieć mogła jak jedyna prawda ludzkiego życia (5). Czy w jakiś czas potem, na tle tyleż uładzonej co skompromitowanej do cna maniery
poetyckiej lat sześćdziesiątych, obsceniczne określenia z wierszy Wojaczka nie musiały zabrzmieć podobnie?
Kim był ten, "którego nie było", czy raczej którego- by zostać w zgodzie z sensem owego, jakże prowokacyjnie wyrażonego tytułu
tomiku- należałoby tak właśnie traktować?
W ogłoszonym po śmierci poety "Dzienniku" możemy przeczytać takie oto wyznanie: „Trzeci dzień. Może ojciec przyjechał i
przyjdzie. Wczoraj wiersz. Dzisiaj rano życiorys. Życiorys: jakże trudno napisać życiorys. Owszem, można kronikę - urodzony dnia, do szkoły
dnia etc. Ale życiorys, biografię"(6). Nie wiadomo, może właśnie wtedy (9 maja 1965 roku- popołudnie) powstała ta oto, sporządzona odręcznie
w ołówku zapewne, któraś tam jego wersja: "Urodziłem się w 1945 r. Chodziłem do szkół, dorastałem w bibliotekach, na dworcach kolejowych,
w domach cudzych i mniej cudzych, w barach lepszej i gorszej kategorii, w jeszcze innych miejscach. Pływałem po rzekach, jeziorach i po
wielkiej wodzie także. Udzielałem się Przygodzie- <Ziemia wolna mi była niestety>. Niekiedy umierałem i wtedy z tamtej strony życia
odpowiadałem: a kuku. Wystarczy? PS. mogę też inaczej" (7).
Mógł, ale tylko do pamiętnej nocy z 10 na 11 maja 1971 roku, kiedy to już nie "umierał", ale umarł po raz ostatni i ostateczny.
Ze zrozumiałych względów nie opublikowano jak dotąd pełnego życiorysu poety. Możemy zatem przywołać jedynie garść tyleż
sprawdzonych, co wyrywkowych danych z życia poety, które udało się ustalić w oparciu o publikowane tu i ówdzie biogramy.
Urodził się 6 grudnia 1945 roku w Mikołowie w rodzinie nauczycielskiej jako syn Edwarda i Elżbiety z domu Sobeckiej (należał więc,
jak to kiedyś podkreślił Adam Zagajewski do pokolenia "równolatków Polski Ludowej"). Nauki pobierał w miejscu swego urodzenia, tj. w
Mikołowie, gdzie uczęszczał do tamtejszej szkoły podstawowej i liceum. Od 1960 roku przed dwa lata kontynuował naukę licealną w
Katowicach - Ligocie, a następnie w Kędzierzynie, gdzie zdał egzamin maturalny. Po maturze studiował pół roku filologię polską na
Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1964 roku po przerwaniu studiów przyjechał do Wrocławia i prze kilka miesięcy pracował w Miejskim
Przedsiębiorstwie Oczyszczania jako dyspozytor samochodów. Później nie miał stałego miejsca zatrudnienia.

1
W maju 1965 roku przebywał w Klinice Psychiatrycznej AM we Wrocławiu (którą kierował wówczas prof. Adam Bukowczyk). Poznał
tam swą przyszłą żonę Teresę, dyplomowaną pielęgniarkę. W roku 1966 ożenił się, został ojcem. Małżeństwo jednak bardzo szybko uległo
rozpadowi. W kilka miesięcy po ślubie żona opuściła go, zabierając ze sobą nowo narodzoną córeczkę - Dagmarę Joannę.
W październiku 1967 został skazany na dwa miesiące aresztu za zakłócenie porządku publicznego. Karę odbywał w Ośrodku Pracy
Więźniów przy ul. Fiołkowej 38 we Wrocławiu. Czerwiec 1969 spędził w Domu Pracy Twórczej ZLP w Zakopanem.
Debiutował w grudniu 1865 roku w pierwszym numerze nowo powstałego miesięcznika "Poezja". Ostatni wiersz, jaki napisał, nosi
datę: 8 III 1971 r. Wydał cztery tomiki poezji (dwa ostanie ukazały się już po jego śmierci):"Sezon" (Kraków 1969), "Inna bajka" (Wrocław
1970), "Nie skończona krucjata" (Kraków 1972), "Którego nie było"(Wrocław 1972). Jesienią 1976 roku Wydawnictwo "Ossolineum"
opublikowało "Utwory zebrane" Rafała Wojaczka, w opracowaniu Bogusława Kierca, ze wstępem Tymoteusza Karpowicza.
O ostatnim okresie życia Wojaczka, o okresie poprzedzającym tragiczny finał, tak pisze Kierc: "Był to - jeśli wierzyć Rafałowi, okres w
jego życiu szczęśliwy [...]. Z dziecięcą szczerością wyznawał, że jest zakochany jak nigdy dotąd [...[. Był w tamtym marcu szczęśliwy, ale bał się
tej szczęśliwości. Bronił się przed nia. Mógł zostać w Krakowie. Do Wrocławia ściągała go pewna sprawa sądowa [...]. Groziło mu więzienie.
Ale myślał o nim także ja o możliwości >powrotu do siebie<. Szukał mieszkania, mimo że znajomy podawał swój adres krakowski. Poddawał się
erozji swojej ostatniej miłości, ale jednocześnie przygotowywał się do śmierci. Szukał we Wrocławiu mieszkania jeszcze tego samego dnia, kiedy
rano wysłał do mnie list zawiadamiający o samobójstwie. Znalazł mieszkanie, które mu odpowiadało, ale juz za kilka godzin wieszał się.
Przeszkodzono mu. Więc dopiero w nocy. Otruł się"(8).
Pochowany został na wrocławskim cmentarzu św. Wawrzyńca.

Ja to ktoś inny
Próbowano odczytywać poezję Wojaczka jako swego rodzaju załącznik do prac prof. Kępińskiego. Pisano, iż o losie poety
zadecydowały przyczyny niezależne od ludzi i od niego samego, ponieważ samobójstwo, które popełnił, miało być wynikiem rozwijającej się
choroby. Niezwykłość jego liryki upatrywano zaś w tym, że potrafił rozpoznać swój stan chorobowy i wyciągnąć z niego znaczące konsekwencje
dla twórczości artystycznej. Przyznawano wprawdzie- mając na myśli jego poezję- iż jest to jeden z najbardziej szczerych zapisów, pamiętnik
rozpaczy i przerażenie samym sobą, ale też zaraz potem dodawano, że ten zespół reakcji i zachowań mógłby być przedmiotem studiów i refleksji
psychiatry(90).
Spróbujmy pójść przez chwilę zaproponowanym tropem. Otóż rzeczywiście już samo uwikłanie podmiotu poezji Wojaczka w
podwójny układ odniesień (jak ma to na przykład miejsce w wierszu "W podwójnej osobie") nie pozwala przejść obojętnie obok wspomnianych
propozycji interpretacyjnych. Oto w jednym z wierszy Wojaczka padają słowa:
"Moje ciało, cierpliwe wpierw, teraz juz cierpi/[...]/Pozwalam ciału świecić dalej jak żarówka" (studium, nsk (10))
Zacytujmy teraz psychiatrę. Jak pusze Antoni Kępiński: "Ważnym elementem tworzenia się nastawień i urojeń hipochondrycznych jest
stosunek uczuciowy do własnego ciała określany w języku psychoanalitycznym jako autoerotyzm. Ciało jest źródłem wielu przyjemności, nawet
rozkoszy, ale też i cierpienia; jest czymś najbardziej ukochanym, lecz niekiedy znienawidzonym, a najczęściej ambiwalentnie jednym i drugim.
Tkwi w takim nastawieniu podwójna patologia skierowania uczucia do wewnątrz zamiast na zewnątrz i rozszczepienie siebie na ciało i resztę,
którą określa się zaimkiem >ja<. Ciało nie jest >mną<, ale najbardziej własną częścią otaczającego świata"(11).
Nie umiem napisać wiersza
By był taki jak ciało
[...]
Ciało jest czarne
Ciało śmierdzi (Erotyk, S)

Obrzydzeni zarówno
Lecz ciało samo stręczy (Dwoje, NSK)

Moje ciało wciągane na kół


Promień bólu tkanki mi zapala (Gwałt, NSK)

ciało cieszy się sobą płomieniami ogień (Prolegomena do sztuki wyzwolonej, nsk)

twoje ciało moje dzieło z gliny głodu (***, nsk)

bo ciało gdy zawarte w dłoniach


to zdaje się spokojniej (Imię i ciało, S)

Jak widać, ciało- z jego nasyceniem, głodem i zwierzęcością- stanowi częsty motyw w twórczości poety.
Antoni Kępiński w innym miejscu swej książki poświęconej schizofrenii pisze: "W interakcji z otoczeniem społecznym wytwarza się
swoiste dla człowieka jej uwarstwowienie, które najlepiej oddaje język w zaimkach osobowych :>ja< i >my<, >ty< i >wy<, >on< i >oni<.
Bezpośrednie oddziaływanie zachodzi w sferze >ja<- >ty< lub >my<- >wy<. [...]W schizofrenii niedostatek interakcji z otoczeniem społecznym
powoduje, iż najbliższa sfera kontaktu z nim nie rozwija się należycie. Sfera >ja<- >ty< i >my<- >wy< ulega jakby atrofii, natomiast hipertrofii
ulega sfera dalsza: .ja<- >on< lub >oni<". Czyżby dlatego podmiot wierzy Wojaczka wybierał na kontrpartnera tajemniczych : ”onych", dając
temu wyraz nawet w tytułach wierszy, które brzmią: "On", "Ona mówi, że ją miłość boli". W wierszu "Kim jest" tytułowe pytanie przeradza się
dalej, w samym już tekście, w nieskończony znak zapytania:
Kim jest ten, co moim długopisem
Wypisuje moje wiersze
I w moim łóżku moją żonę bierze?
Kim jest ten, co przed chwilą wyszedł? (Kim jest, UZ)
I jakby w reakcji na tenże znak w innym wierszu poeta formułuje jakże wymowną konstatację:
Ktoś
Kto kocha
Nie jest tym, co
Umrze (Na imieniny R. Wojaczka, nsk)
Depersonalizacja? Rozdwojenie osobowości?-
Ja cierpliwy
Lecz i on cierpliwy
2
Oddycham
lecz On też oddycha
Widzę Go
ale i On mnie widzi (W podwójnej osobie ,nsk)
Może i jedno, i drugie- całkiem jak u Rimbauda "ja to ktoś inny". Chociaż- jak pisze Wojaczek (zapewne w zgodzie z pierwotnym "stanem
pomysłu"):
W tej dwoistości
jest synchronizacja
krew za słowo (Wyrok, uz)
W cytowanym już "Dzienniku" wyznawał: "Cóż ja próbuję ustalić? Tożsamość własną? A czym się sprawdzić, wobec czego- wobec
rzeczy, kawałka drewna, trawy? Nie wiem. I dlatego, że nie wiem, orzekam brak sensu".
Jak wynika z ustaleń psychiatry, w schizofrenii dochodzi jakby do puchnięcia "ja". Występuje tu, szczególnie silnie wyrażone,
zainteresowanie własną osobą. Chory wiele uwagi poświęca poszukiwaniom odpowiedzi na pytanie: "jaki ja jestem", "kim jestem", "jaki jest sens
mego życie". Czyżby stąd brały swe źródła nieustanne lęki i obawy o siebie i swą kondycję, uparcie powtarzane pytania Wojaczka o własną
tożsamość? Czyżby stąd, w odpowiedzi na nie, poeta układał stale niekompletny katalog własnych "ja" :"ja bez nazwiska", "ja Kafka", "ja bez
ojczyzny", "ja zjadacz fekalii", "ja rynsztok cywilizacji"?
A może wynikało to z całkiem innych przyczyn. Choćby tych, o których pisze J.P. Sartre, przekonany, że pisarz zastanawia się nad
swym powołaniem tylko w tych epokach, w których nie jest ono jasno wytyczone i trzeba je dopiero wymyślić lub przemyśleć, czyli wówczas,
gdy poza czytelnikiem należącym do elity dostrzega bezkształtną masę możliwych czytelników, o których zdobycie może się starać albo nie(12).
Tak czy inaczej trzeba mieć na uwadze słowa samego poety, który pisze, iż jest
[...]obciążony dziedziczną (po babce od
strony ojca, podług słów matki syfilicznej kurwie)
schizofrenią[...] (Bo śmierć to jest wielki kunktator. Poemat jednej odwilży, uz)

-wiedząc jeszcze, że przez pewien czas poddawany był obserwacji w Klinice Psychiatrycznej AM we Wrocławiu z rozpoznaniem signa
psychopathica: personalitas inadequata; observatio quo ad Sch(13).
Tymoteusz Karpowicz, rekomendując debiut Wojaczka, napisał: "Jego poezja jest świadomą autoterapią. Zagrożony od lata stanami
lękowymi, wymykającymi się określeniom- szuka ich nazwy, jak gdyby wierzył, że nazwane przestaną być groźne"(14). Słowo "autoterapia"
pojawia się zresztą w samych wierszach, jak choćby w cytowanym już "Bo śmierć...", gdy mając na myśli swego starszego brata (aktora)
stwierdzał:
[...]natomiast nie pisze wierszy przeto
nie dana mu jest możliwość autoterapii

J e d n i m ó w i ą, ż e to n a z y w a s i ę m i ł o ś ć ...

Już nawet w pobieżnej lekturze narzuca się przekonanie, iż znaczna część twórczości autora Sezonu została zainspirowana przez dwie
sytuacje egzystencjalne: miłość i śmierć. Wszechobecna w wierszach Wojaczka miłość traktowana jest przez poetę jako przeciwwaga,
przezwyciężenie, czy raczej jako próba przezwyciężenia, jawiącej się zza muru "wzniesionego z dwuwierszy"- śmierci:
Lecz to może być dobra śmierć, jeśli ty krocze
będziesz mięć, co nad głową zaświeci mi jak dzień (odjazd, nsk)

Poeta traktuje ją jaką jedną z najbardziej bezpośrednich form kontaktu z życiem, jako instrument mediacyjny między sferą gorzkiej codzienności
a światem indywidualnych, często perwersyjnych, pragnień.
Poznać swą naturę, poznać siebie w występku i ekstazie- oto jest cel, oto przedmiot poezji i credo artysty. Stąd tez słowo poetyckie,
stanowiące przecież integralny składnik świata, nie może pominąć z dobrodziejstw jego inwentarza "człowieka fizycznego". Wojaczek studiował
naturę niczym biolog, przyznając jej rolę główną w kształtowaniu i inspirowaniu poetyckiego "ja", wychodząc ze słusznego przecież założenia,
że to ona właśnie- nasza natura- ma słowo pierwsze i ostatnie w każdej sprawie. W tej poezji ciało, z jego fizjologia, staje się jednym z głównych
obiektów poznawczej penetracji.
Wojaczek z całą ekspresyjną siłą swego talentu wystawił na "smak" czytelnika widzenie tego najintymniejszego, co może być udziałem
dwojga ludzi:
Ty jesteś mężczyzna. Znam smak Twego nasienia
Bo kiedy z Ciebie piję odbieram Ci życie
Nie wiem czy to jest miłość. Ja się mszczę [...] (Nigdy zgoda, uz)

Nie wiem, jaką definicję miłości miał dla swych kobiet. Może wystarczyłyby mu za nią słowa wypowiedzianą ustami jednego z
bohaterów literackich Marka Hłaski (którego pisarstwo darzył szczególną estymą):że "jest to jedyne, czego człowiek nie może zapomnieć i czego
człowiekowi nie można ukraść. Więc jedni mówią ,że to nazywa się miłość, a drudzy, że pierdolenie. Ale to i nie to i nie tamto. To jest jedyne, w
czym nie można skłamać. Tego nie potrafi człowiek: nawet ten, który fałszuje rachunki, pieniądze, czy politykę"(15). Może wystarczyłoby, a
może nie. Bo poezja Wojaczka - jak pisze Karpowicz- "zakłada sobie laboratoryjną redukcję miłości do elementów pierwszych, by uzyskać ich
wyrazistość i byt. Pozapsychiczny. Materialny. On, wyposażony w niezwykłą wrażliwość etyczną, postanawia zadać śmierć dotychczasowemu
modelowi miłości [...] Prowadzi zawzięcie redukcję do funkcji. Wraca do pierwotności. Do mitycznej prokreacji. W efekcie zredukuje miłość po
obu stronach płci do fallusa i krocza"(16).
Poeta coraz to przekracza przyjęte dotychczas granice poetyckiego zwierzenia. Ma to na przykład miejsce w "Wolnym wierszu" (17),
nie pomieszczonym zresztą- i chyba słusznie- w żadnym z tomików. Ale czy wspomniany wiersz, i jemu podobne, należą jeszcze do sztuki
poetyckiej? Jacek Trznadel pisał: "To przecież typowa maskarada wieku dojrzewania, przeniesiona w dojrzałość, nasilona w orgiastycznym
wyuzdaniu obrazów, grze sadomasochistycznej. Lumpowska, sztubacka i rozwydrzona erotyka niekiedy nie bywa ocieniona ni cieniem sztuki. Ile
rzeczy trzeba nie widzieć i przyjąć do świadomości, żeby takie wiersze pisać"(18).
Niecała liryczne twórczość Wojaczka obraca się w kręgu fizjologicznego i biologicznego wymiaru ludzkiej egzystencji. W najmniej
oczekiwanym momencie pojawia się - czułość i delikatność. Niekiedy jest to zaledwie drgnienie warg, które mówią całkiem inną prawdę o tym
"najpiękniejszym". Pojawia się wówczas natrętna potrzeba istnienia "ty"- lirycznego odbiorcy uczuć, który byłby w stanie je przyjąć. Na tym tle
jeszcze wyraźniej zarysowuje się-jakże różne od dotychczas nam znanego- "ja" poety:
Mówię do ciebie tak cicho jakbym świecił
I kwitną gwiazdy na łące mojej krwi
3
[...]
Mówię tak cicho
jak łza rzeźbi zmarszczkę
Mówię do ciebie tak cicho
Jak ty do mnie (mówię do ciebie cicho, s)

za murem wzniesionym z dwuwierszy


Śmierć- druga obok miłości "piękna" i "powabna" dama wszechobecna w poezji autora "Którego nie było"- już od pierwszego tomiku
jest śmiercią ostatecznie potwierdzającą sens istnienia poety, który swoją własnowolną śmierć w wierszach zapowiedział, a potem tylko
postanowił być konsekwentnym:
Na własnym pasku powiesił się
Na czymś stosownym czy nie na rurze od bojlera
Dwudziestoiluśtamletni skończony alkoholik
Rafał Wojaczek syn
Edwarda i Elżbiety z domu Sobeckiej (Koniec Świata, nsk)

Urodzić się bezwolnie, by umrzeć z własnej woli, oto tyleż wstrząsający, co nie najtrudniejszy do wytyczenia sens życia, jeśli juz
upierać się przyjdzie, że jakiś tam sens mieć ono musi; ale przedtem trzeba pożyć mocno i zachłannie życiem na pełen gaz, wśród ryzyka i
niespodzianek, starając się, by nie pominąć żadnej z liter człowieczego alfabetu ekstremalnych zachowań i możliwości. W życiu realnym-
traktowanym przez poetę jako swoisty poligon doświadczalny w obrębie którego można dokonywać eksperymentów i ryzykować ciałem,
zdrowiem- życiem prowokował katastrofę. "Prowokacja Wojaczka - pisał Karpowicz- polegała na tym, że teoretyczna na początku śmierć miała
być najpodlejszego gatunku. W heroicznym krajobrazie ojczyzny, p[pośród cieniów Żółkiewskich, Poniatowskich, Kozietulskich, Konradów i
Gustawów, miała się zjawić śmierć zarzyganych, śmierć bez godności, śmierć nie stanowiąca żadnej zachęty, nie dająca sławy ani pieniędzy, nie
wnosząca bohatera w żaden narodowy rejestr czynów niezwykłych, śmierci kundel i parszywiec. Chodziło więc o grę, w której nie ma zysków,
tylko same straty"(19).
I dopiero wtedy
mogłem zacząć się bać: bo nie tamtej już śmierci
Bezimiennej jak tyle kundli przy śmietnikach
Co się juz na chodniku na wznak rozwaliła (Zmierzch łagodnie rozsupłał, knb)

Jawiła się więc śmierć jako suma doświadczenia, jako ostateczne podsumowanie. Mówiąc słowami Andre Malaraux z "Doli
człowieczej": "Zdolny do zwycięstwa, ale nie do życia w zwycięstwie, co mógł przywołać, jeśli nie śmierć? Chciałby jej nadać, zaiste, taki sam
sens, jaki inni nadawali życiu"(20). W liście skierowanym do Bogusława Kierca - w ostatnim liście, jaki napisał - wyznawał: "nosze tę swoją
nieobecność- spoconą, koszmarną, wyczekują na taką chwilę zgody- równowagi, że nie będzie powiedziane być mogło, że w chwili
rozstroju"(21).
Już choćby na podstawie tych kilkunastu słów korespondencji wolna nam przypuszczać, ż przygotowywał się do śmierci. Oczekiwał jej.
Ukryta dotąd za "murem wzniesionym z dwuwierszy" - miała nagle zaistnieć.
Pewność, bo śmierć za murem wzniesionym z dwuwierszy (Że lampa, że krąg światła, knb)
"Skoro dla Wojaczka poezja była dokumentem życia, a życie pożywką poezji (czy może odwrotnie, ale nie ma to najmniejszego
znaczenia), a modus vivendi polegał na uporczywym docieraniu do kresu każdego możliwego doświadczenia, nie mogło w tym życiu i tej poezji
zabraknąć doświadczenia ostatecznego"(22).
Przychodzi taka noc, godzina, chwila, w której przestaje się liczyć to, co było, i nie pragnie się już tego, co ma nadejść. Taka chwila
nadeszła:
Lecz nagle zwisła ręka
I wolne palce czeszą
Chłodne włosy przeciągu
Co przechodzi pod krzesłem:

Ołówek z dłoni wypadł


Ale dalszy ciąg pisze
Śmierć, która już nie boi
Się światła jak w dzieciństwie
Gdy wzrok Ci ponad kartkę
Uciekł- ku jakiej wizji,
Że oczy, jak wędrowcy
Gdzieś w lodowcu zastygły? (Że lampa, że krąg światła, knb)

Więcej niż słowa


Wielokrotnie podkreślano, iż poezja Wojaczka to poezja z gruntu autobiograficzna, że życie poety potraktowane w niej zostało jako
jedna z form jego twórczości.
Pisanie o sobie i o własnym warsztacie poetyckim jest do pewnego stopnia twórczością autotematyczną. Tego, że Wojaczka taka
twórczość interesowała, dowodzi fragment listu do Stanisława Chacińskiego, w którym to liście komplementuje nową książkę poetycką adresata,
pisząc: "Ta książeczka to może jest Twoje uświadamianie sobie, to dumanie - to jest nowoczesna książka, gdzie linijka wiersza obudowana jest
aparatem, te wiersze są autotematyczne, wszystkie o pisaniu wierszy. To jest pouczająca książeczka"(23). Wojaczka interesuje także sam proces
powstawania poezji. Często zwraca uwagę na istotne rekwizyty z warsztatu pisarza: pióra, ołówki, długopisy, kartki, książki, zeszyty;
nazewnictwo rodem z podręcznika gramatyki czy poetyki, nazwy elementów języka pisanego, znaki graficzne, interpunkcyjne, diakrytyczne,
metryczne- wszystko to, wyeksponowane w wierszach Wojaczka, ma jeszcze bardziej podkreślać założoną przez poetę jedność słowa i rzeczy:
Poezji i liturgie, romanse i okólniki
Kropki, przecinki, pauzy, łzy apostrofy, myślniki.

Rymy i asonanse, brak rymów, rytmy i wiersze


Wszystko mi odmawiało, bo nigdzie nie byłem pierwszy. (W śmiertelnej potrzebie, uz)

4
Sen: bezsenność rytmiczna, czternastosylabowa
Z cezura na skurcz serca: śmierć, która sercu
śpiewa [...]
Śmierć tak, że w rym wkręcona w klatce
tercyny skona? (czyś wiedział, knb)

Wojaczek bardzo mocno związał swe doświadczenie życiowe z poezją. Dla podmiotu jego poezji życie było wartością samą w sobie.
Otwarte na wszystko i swobodne; zawierające wyrafinowane porywy intelektualnego wzlotu, jak i banalność mnie czy bardziej ważkich zdarzeń i
czynności, w które ów podmiot jest uwikłany. Każdego, kto interesował się jego twórczością, lektura kolejnych tomików poezji musiała
utwierdzać w przekonaniu, iż poeta świadomie dąży do zatarcia granicy pomiędzy "życiem" a "dziełem". "Dzieło", wzbogacając się wątkami
autobiograficznymi i refleksją autotematyczną, coraz bardziej nabrzmiewało życiem. "Życie", stając się tworzywem poezji, zastygało na kształt
myślowej kreacji . "Poezja- pisał Andre Breton- emanuje przede wszystkim z życia ludzi, nie zaś z tego, co oni piszą"(24). Zaś znany teoretyk
literatury Leslie A. Fiedler posuwa się nawet do twierdzenia, iż "niemożliwe jest nakreślenie linii podziału między dziełem, które tworzy poeta,
pisząc, a dziełem stworzonym przez jego życie; między życiem, które przeżywa, a życiem, które pisze"(25).
Wojaczek, stanowiąc całym swym jestestwem bardzo sugestywną egzemplifikację owych teoretycznych twierdzeń, zdawał się je tylko
potwierdzać. "Założył on sobie mianowicie, że zostanie poetą integralnym, który uniknie dualizmu: życie- akt twórczy. Znajdzie język i
zachowanie się przemawiające przy pomocy wspólnego znaku"(26).Uczyniwszy bohaterem swoich wierszy siebie samego- Rafała Wojaczka,
polskiego poetę, nazwanego po imieniu i nazwisku, wyposażonego w "metrykę" i pokaźny pakiet życiowych doświadczeń:
więc, w śmiertelnej potrzebie nie wiedząc już
gdzie się zwrócić
wymyśliłem Wojaczka i to jest właśnie mój wspólnik (W śmiertelnej potrzebie, uz)

-poeta oznajmił tym samym, iż niweluje granicę między biografią i poezja. Zapowiadając czytelnikowi zniesienie jakiejkolwiek odrębności
między nimi, przestawał wiedzieć, gdzie zaczyna się życie i kończy poezja, a gdzie kończy poezja i zaczyna życie. "Zaprawdę powiadam się,
poetą się jest. Jest się nim żyjąc. Zaś bywa się czasem skrybą, czyli grafomanem. Bywa się nim wtedy, kiedy braknie siły... by dźwignąć ciężar
swojego życia. Wtedy ucieka się do ogródka sztucznym sposobem ogrodzonego i sadzi się smętne kwiatki na schludnej grządce"- napisał
Wojaczek w "Sanatorium"(27). Trudno nie zauważyć, że w zacytowanym fragmencie swego najbardziej autobiograficznego utworu polemizuje
ze stwierdzeniem Norwida, iż "poetą się nie jest, poetą się bywa", uznawanym za trafne przez wielu, m.in. przez Przybosia, zamieniając tę jakże
dyskusyjną maksymę na inną i tez kontrowersyjną- "wystarczy żyć, by być poetą", ponieważ pisze się poezję życiem. Mówiąc inaczej- poezja dla
Wojaczka to więcej niż słowa:
Boli mnie dłoń gdy piszę wiersz- prozę
Boli mnie głowa, serce, dłoń, noga
Jakby to były więcej niż słowa (więcej niż słowa, nsk)

Zdając sobie sprawę z olbrzymiej odpowiedzialności, jaka ciąży na ludziach pióra, pisał:
Poeta jest osobą, tak mi się czasem wydaje
[...]
Ale jeśli jaszczurką
Jest lub biskupem, też jest moja wina (Trzeba było rozstrzelac poetę, s)

Zapewne dlatego odbywał wciąż na nowo "nie kończące się krucjaty" między rzeczywistością zastaną a rzeczywistością pożądaną i
zatrzymując się co jakiś czas w czyśćcu poezji, wskazywał uważnemu jej czytelnikowi na pierwotną wartość słów i pojęć. Dla Wojaczka, jak i
dla Baudelaire'a, nie było rzeczywistości poetycznej czy malowniczej. Rzeczywistość "to otchłań, miejsce wygnania, a poeta im wyżej chce się
wzbijać w poszukiwaniu ideału, tym niżej musi zejść w nędzę, cierpienie, w farsę, w podłość, jak Dante schodził do ostatniego kręgu piekielnego,
aby się potem wzbijać w rajskie sfery"(28). Informowany o społecznej użyteczności pracy twórczej, chciał funkcjonować w społeczeństwie jako
poeta. Pragnienie to - jakże dobitne- wyraził w wierszu "Prośba":

Dać mi miotłę bym zamiótł publiczny plac


Albo kobietę bym ją kochał i zapładniał
Dać mi ojczyznę abym opiewał
Pejzaż lub ustrój lżył czy chwalił rząd
[...]
Zmusić do nauki języków, czytania gazet
A ostatecznie dać mi choć wódki żebym pił
I potem rzygał bo poetów należy używać (Prośba, nsk)

Kim jest poeta współczesny? Czym jest poezja? Pytania te zdają się modelować znaczną ilość wierszy Wojaczka. Portret poety
skłóconego ze społeczeństwem, zgłębiającego dialektykę dobra i zła jest jednym z możliwych do wywołania. Ale przecież nie jedynym, bo jak
celnie zauważył Jan Błoński, "ten peta ciemności alienacji, obłędu, okazuje się- jednocześnie!- poetą refleksji patriotycznej, religijnej nostalgii,
gorzkiej lub ironicznej trzeźwości"(29).
Matka mądra jak wieża kościoła
[...]
I pobożna jak partyjny dziennik
Matka piękna niczym straż pożarna
I cierpliwa jak oficer śledczy
I bolesna jak gdyby w połogu
I prawdziwa jak gumowa pałka
[...[
Matka Boska jak Królowa Polski
Matka cudza jak Królowa Polski (Ojczyzna, nsk)

Nie mogąc zgodzić się na świat realny, w którym można


Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
5
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi (Dotknąć, ib)

-wiedziony głosem ziemi, która winna stać się punktem odbicia-


I jeszcze ptak co nigdy nieba nie doleci
bo nie ma ziemi, z której mógłby wzlecieć (Katalog, ib)

- a nie miejscem, "gdzie alkohol miesza się z woda świętą, a źródła z pomyjami, gdzie wciąż znajduje się miejsce na godzinę trzeźwości
narodowej, gdzie bufetowe okradają kościół z prawa świętej spowiedzi i gdzie spowiedź często przypomina bufet"(30); otarłszy się zapewne
nieraz o niespełnienie- postanowił przywołać świat dziecięcej wyobraźni. A że ów świat- gdy jest się dorosłym- może zaistnieć tylko w poezji,
więc na fundamencie wiersza zbudował główne jego zręby. To właśnie w jego poezji funkcjonują takie formy zapisu, jak piosenka, bajka,
ballada, rodem ze świata dzieciństwa, do którego każdy z nas tak chętnie wraca, w którym nie ma miejsca na alkohol i milicyjną pałkę, nie czuć
tam jeszcze zapachu kobiecego potu, sen przynosi sny., a nie koszmary. "Nie trzeba chyba przypominać- pisał Zbigniew Mentzel- iż w czasie
kiedy Wojaczek układał swoje najlepsze wiersze, powiał- jak to się mówi- wiatr historii i nowa sytuacja otwierała odmienne perspektywy lektury.
Bunt estetyczny i obyczajowy nabierał znamion kontestacji. Zastanawiano się, czy poezja Wojaczka nie wyrastała z protestu przeciwko
niesprawiedliwościom epoki przedgrudniowej, czy właśnie z tej poezji przyszły czytelnik nie dowie się najwięcej o tym, jak żyło się w Polsce lat
sześćdziesiątych. Nie było już więc mowy o poetyckim notatniku >schizofrenika<, ale o lirycznej epopei całego wyobcowanego pokolenia.
Autoterapia okazała się zbiorową terapią generacji"(31).
Krótki, bo niespełna sześcioletni okres twórczej działalności poety przypadł na czas, kiedy to już nikt w Polsce nie chciał dłużej
"milczeć", a zarazem jeszcze nikt- poza samym Wojaczkiem i może kilku innymi twórcami (m.in. z "konspiracyjnej" grupy poetyckiej "Stajnia"
(32))- nie zaczął "mówić". Zdając sobie sprawę z ważności i przełomowości swego czasu, rzucał na papier pełen zatroskania i goryczy wersy:
Ojcowiznę obsiedli źli sąsiedzi
i kalają tradycję stwierdza język (Rymy na przednówku, nsk)

my musimy zawsze
być dojrzali do nowego bohaterstwa (zawsze dojrzali, ib)

i wiedzieliśmy: kłamią nam w piśmie


powszednich gazet (Piosenka bohaterów II, ib)

Obowiązkiem artysty jest docieranie do prawdy. Wyzwolić się z okowów kłamstwa, codziennych serwisów blagi, schematów, i dotrzeć do
prawdy nagiej, najprostszej i niechby śmiertelnej, ale prawdy. Wojaczek po polsku i obciążony szarżami huzarów, szlacheckimi zwadami,
liberum veto, Rejtanem, rozbiorami, powstaniami, zmartwychwstaniami, partyzantką, trzema wieszczami(33)- tak w życiu jak i w poezji
poszukiwał prawdy, Zrywając zasłony z osób, rzeczy, wydarzeń- chciał być wewnątrz. Poszukiwał prawdy jeszcze bardziej nagiej:
Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
I choć nie wiem, by mógł być ktoś bardziej otwarty
Dla ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie
rozbierz (Prośba, nsk)

Wydawać by się mogło, że nic tak nie usprawiedliwia istnienia Wojaczka -poety, jak właśnie docieranie do prawdy. Można powiedzieć, że
przyszedł na świat, by dac jej "świadectwo":
Jest u nas prawda i ty wiesz co jej składasz
Wiersz odżywiony rozpaczliwie krwią z serdecznej rany (Świadectwo, nsk)
-bowiem:
Ile wierszy tyle prawdy na świecie niepewnym (na jednym rymie, ib)

Pokoje na sezon
Wojaczek wzgardził układnym życiem, jak to czyniło i czyni wielu "zbuntowanych". Nie pragnąc stabilizacji, rodzinnego "ciepełka",
raz na zawsze przydzielonych mieszkań, jst wzorem zwolenników tej "ciemnej romantyki" i kto wie, czy nie jednym z ważniejszych
"wyróżników" postawy romantycznej w ogóle- bo jak pisze Maria Janion: "wyjście z domu", "opuszczenie rodziny", "pożegnanie kochanki" to
podstawowa sytuacje symboliczna w polskim romantyzmie(34). W "Piosence ulicznej" Wojaczka czytamy:
Odprawiwszy pociągi
Do Ultima Thule
A także podmiejskie
Już nawet nie bolejąc
Nad przymusem powrotu
Do zakisłej rozpaczy
Wynajętego pokoju (piosenka uliczna, nsk)
Jak wielkie znaczenie miało dla Wojaczka poszukiwanie kolejnego "wynajętego pokoju", możemy się dowiedzieć z listy poety skierowanego do
Stanisława Chacińskiego, w którym zwierza się ze swoich aktualnych naonczas trosk i kłopotów. "Drogi Staszku, Tak to znowu ma się pod jesień.
Siedzę u mamy i hołubię Teresę- ona w Bytomiu czuwa przy swojej mamie-one smutne, gdyż ojciec im zmarł. Ale już pora zbierać się do
Wrocławia, tylko znowuż ten cholerny kłopot: gdzie mieszkać. Wisz, że boję się przyjeżdżać tam w ciemno i znowu tłuc się tu i tam, by wreszcie
wylądować w jakimś obskurnym kramiku. Cóż, żywi nie tracą nadziei. A może Ty co wiesz o jakimś locum- czy tam w gazetach są jakie
ogłoszenia: ja jeszcze napiszę do brata, żeby się rozejrzał- pomógł"(35).
Także w poezji, w "Liście do nieznanego poety" ujmuje ten sam "prześladujący" go temat, przedstawiając z dbałością o szczegóły
zapewne jeden z tych "obskurnych kramików", o których pisał przyjacielowi w liście:
Z jednym krzesłem wąskim łóżkiem bujnym grzybem
Pański pokój nieprzytulny zwłaszcza teraz
Kiedy w okno co na północ zawsze patrzy
Tłucze dziobem mrozu biały zimny ptak

Pańską twierdzą i wygnaniem jest ten pokój


Wieżą ponad dobrem złem i społeczeństwem
Czy pan nigdy nie próbuje z niego uciec
6
Z rozpaczliwych czterech kątów Piąty- śmierć (list do nieznanego poety, nsk)

To właśnie życie "wyklętych" zrodziło legendę "wynajętego pokoju", na której od dawna ciąży jakieś fatum. Wojaczek przed tragiczną
śmiercią miał "pokój wynajęty u rencistki". Pavese popełnił samobójstwo w jednym z wynajętych pokoi turyńskiego hotelu. Jesienin uczynił to
samo w leningradzkim hotelu "Angleterre". Lechoń wyskoczył z okna hotelowego pokoju na bruk Nowego Jorku, tragicznie zmarły poeta
Włodzimierz Szymanowicz w jednym z wierszy(36) dokonuje swoistego wyznania:
Wierzę mocno, najmocniej, że o mnie nie zapomniałeś
nigdy o mnie nie zapomnisz
w zimowy ranek o obcym hotelu
Albert Camus pisze w swych "Esejach", że pragnie żyć potęgą nieznanych pokoi hotelowych(37), a Edward Hołda w wierszu "Krawędź"(38) tak
widzi finał wszelkich bezkompromisowych zmagań ze światem:
A to są
Światła naszych nocnych lampek
kiedy, rozebrani do dnu
z pustym flakonem, który
potoczył się z dłoni,
z butelką nie dopitą u wezgłowia
przez siebie samych opuszczeni
leżymy w jakimś nieznanym hotelu.

I jeszcze Ryszard Krynicki w wierszu "Podróż pośmiertna III"(39) zwraca się do nas, ciągle żyjących:
pewnego pięknego poranka
także i ty możesz wyjść nagle z domu
aby doń nigdy nie powrócić

z domu którego nigdy nie miałeś


[...]
może spotkasz Rafała Wojaczka, twojego rówieśnika
dwudziestokilkuletniego chłopca, którego nie było a który
mimo to także wyszedł nagle i dotąd nie powrócił
[...]
może spotkasz świętego Tadeusza Borowskiego
świętego Andrzeja Bursę
świętego Marka Hłaskę
których przerosły własne serca
[...]
może nie spotkasz nikogo
kiedy i ty wyjdziesz nagle z Domu Dziecka, Mężczyzny
Starca
aby doń nigdy nie powrócić

Hotel i wynajęty pokój występują tu na zasadzie opozycji do obowiązującej w świecie zdrowego rozsądku konwencji stałego miejsca
zamieszkania, gdzie od początku wiadomo, że jeśli nie zginiemy w wypadku ulicznym, czy też w innych równie niespodziewanych
okolicznościach, to we własnych czterech ścianach, w miejscu stałego "zameldowania", za ileś tam lata dopadnie nas śmierć. Wynajęty pokój to
w konsekwencji tymczasowy pobyt w określonym "od-do" czasie. Jakiś "sezon:, dwa sezony, może trzy. To w zakisłej rozpaczy wynajętego
pokoju zbiera się na płacz. To w wynajętym pokoju wykluwa się z rozpaczliwych czterech kątów- Piaty: śmierć. Obcy pokój, obcy człowiek,
obca śmierć- gdzieś na skraju wielkiego świata, gdzieś obok drogi, która wiodła i miała prowadzić.
Już po ukazaniu się "Utworów zebranych" Rafała Wojaczka Ks. Adam Boniecki na łamach "Tygodnika Powszechnego" napisał: "Do
niedawne myślałem, że asceza, że umartwianie jest uczeniem się umierania. Myślałem, że chodzi po prostu o >wprawianie się< do tego
największego aktu ascezy, do owego najtrudniejszego całkowitego wyrzeczenia, jakim jest śmierć. Nawet samo słowo >umartwianie<. zresztą nie
tylko po polsku, to zdaje się sugerować. Bo przez całe życie na ogół jesteśmy zmuszenie do wprawiania się w czymś całkiem innym, w braniu, w
gromadzeniu, w zaspokajaniu, w dążeniu do zaspokojenia, nawet do stwarzania w sobie nowych potrzeb, które potem trzeba znowu zaspokajać.
Wtedy ostatni wiraż bywa zbyt ostry, zmiana kierunku, zwłaszcza jeśli brak czasu na wyhamowanie, karkołomna.
Zresztą nie tylko w kontekście >bytu ku śmierci< asceza daje się obronić. Ona daje wolność. Tylko ci, którzy byli naprawdę gotowi
zaryzykować wszystko, którzy doszli w tym do wprawy, potrafili zrobić na tym świecie rzeczy naprawdę wielkie. Inni, ci którzy bali się o swoje
>zwykłe kanapy< i >lampy z abażurem<...tacy sobie[...].
Różnica między tym chłopakiem- poetą, o którym wyżej, a zadowolonym z siebie urzędnikiem. Gdzieś pośrodku święty Franciszek i
tacy jak on, jak brat Albert, umierający na pryczy podpartej kawałkiem cegły i jako ostatnie słowa mówiący: >...teraz mi niczego nie trzeba<'(40).
EDWARD KOLBUS.

PRZYPISY
1.J. Sławiński: Myśli na temat: biografia pisarza [w:] Biografia- Geografia- Kultura Literacka. Praca zbior. pod red. J. Ziomka i J. Sławińskiego.
Wrocław 1975, s.19.
2.K. Pysiak: Wrocławski Rimbaud. "Kultura" 1973, nr 24.
3.B. Urbankowski: Bunt czy schizofrenia. "Poezja" 1974, nr 1.
4. P. Dybel: Cóż to za polski poeta! "Twórczość" 1977, nr 8.
5.Cyt. za: Z. Mentzel: Trzy sezony Rafała Wojaczka. "Polityka" 1977, nr 29.
6. R. Wojaczek: Dziennik. "Nowy Wyraz" 1973, nr 8.
7. R. Wojaczek: Życiorys [w:] Utwory zebrane. Wrocław 1976.
8. B. Kierc: Nota edytorska [do:] R.Wojaczek: Utwory zebrane. Wrocław 1976, s. 348.
9. S. Burkot: Spotkania z poezją współczesną. Warszawa 1977.
10. s-sezon, ib-inna bajka, nsk-nieskończona krucjata, knb-którego nie było, uz- utwory zebrane
11.A. Kępiński: Schizofrenia. Warszawa 1972.
7
12. Zob. J.P. Sartre: Czym jest literatura[w:]Czym jest literatura. Przekł. J.Lalewicz. Warszawa 1968.
13. R. Wojaczek: Dziennik, loc.cit.
14. T. Karpowicz: Debiuty. "Poezja" 1965, nr 1.
15. M. Hłasko: Wszyscy byli odwróceni. Brudne czyny. Paryż 1964.
16. T. Karpowicz: Sezon na ziemi. [Wstęp do:]R. Wojaczek: utwory...
17. Por. Notę edytorską [do:] R. Wojaczek: Utwory...
18. J. Trznadel: Krucjata dziecięca. "Odra" 1973, nr 5.
19. T. Karpowicz: Sezon...
20. A. Malaraux: Dola człowiecza. Warszawa 1974.
21. B. Kierc: Nota...
22. M. Karpiński: Wojaczek: Los niedopełniony. "Radar" 1973, nr 8.
23. R. Wojaczek: Listy do Stanisława Chacińskiego. "Odra 1977, nr 5.
24. Cyt. za : E. Balcerzan: Biografia jako język [w:] Biografia-Geografia...
25. L.A.Fiedler: Archetyp i sygnatura. przekł. K. Stamirowska [w zbiorze:] Współczesna teoria badań literackich za granicą.t.2.oprac. H.
Markiewicz. Kraków 1972.
26. T. Karpowicz: sezon...
27. R. Wojaczek: Sanatorium. Pieśń czwarta.[w:]Utwory...
28. A. Kijowski: Wstęp [do:] Ch. Baudelaire: Sztuka romantyczna. Dzienniki poufne. Warszawa 1971.
29. J. Błoński: inne lęki, inne bajki. „Życie Literackie" 1970, nr 34.
30. T. Karpowicz: sezon..., s.10.
31. Z. Mentzel: Trzy sezony Rafała Wojaczka. "Polityka" 1977, nr 29.
32. Zob. "Poezja"1974, nr 1, s. 106-109.
33. Por. S. Dygat: Karnawał, Warszawa 1974.
34. M. Janion: Druga i trzecia generacja romantyków [w:] Biografia-Geografia...
35. R. Wojaczek: Listy do Stanisława...
36. W. Szymanowicz: ("I moją nocą mechanizmy świata..."). "Poezja 1971, nr 12.
37. A. Camus: Eseje. Zeszyt 4. Warszawa 1974.
38. E. Hołda: Krawędź. "Poezja" 1974, nr 3.
39. R. Krynicki: Podróż pośmiertna III [w:] Organizm zbiorowy. Kraków 1975.
40. A. Boniecki: Notes. "Tygodnik Powszechny" 1977, nr 12.

You might also like