You are on page 1of 428

Wydawnictwo Literackie

Krakw 2012

SPIS TRECI
CZ I ............................................................................................................................... 4
ROZDZIA I.................................................................................................................... 5
ROZDZIA II ................................................................................................................ 31
ROZDZIA III ............................................................................................................... 66
ROZDZIA IV ............................................................................................................... 78
ROZDZIA V .............................................................................................................. 103
ROZDZIA VI ............................................................................................................. 139
ROZDZIA VII ........................................................................................................... 164
CZ II .......................................................................................................................... 211
ROZDZIA VIII .......................................................................................................... 212
ROZDZIA IX ............................................................................................................. 257
ROZDZIA X .............................................................................................................. 305
ROZDZIA XI ............................................................................................................. 337
ROZDZIA XII ........................................................................................................... 361
ROZDZIA XIII .......................................................................................................... 384
ROZDZIA XIV .......................................................................................................... 406

And the days are not full enough


And the nights are not full enough
And the life slips by like a field mouse
Not shaking the grass Ezra Pound, And the days are not full enough

CZ I

ROZDZIA I

eb. Smrd.
eb pka. Jzyk jak wyschy, martwy limak, chropowaty. Podniebienie pod skorup
zaschnitej flegmy. eb pka. Pustynia. Smrd wasnych wyzieww.
A wic obudzi si? Obudzi si? Nie obudzi si. Jeszcze spa? Sen, zniknie cierpienie
we nie? Nie zniknie.
A we nie By to sen?
A wic budzi si. Budz si. Obudziem si. Oczy piek, grudki ropy wygrzebuje,
wygrzebuj palcem, rzsy rop sklejone. Otwieram. Gdzie jestem? Nie u siebie.
Trzeba wsta, wsta, trzeba na sedes, uwolni kiszki. Nie chce si wstawa, nie chce.
Poleaby, poleabym. Gdzie? Nie u siebie. Trzeba wsta.
Wstaje. Wstaem. Zawrt gowy. Siada na ku.
Siedzi, siedz, zawrt gowy, wymiotowa, wic nagym rzutem przed siebie, jak
szermierz, jak pywak, przed siebie, przed siebie, z mieszkania nie mojego na korytarz, do
wychodka.
Oprnia si, wyprniam si, bukak napity staje si bukakiem oklapym. eb pka.
Jest woda? Odkrcam kurek czteroramienny z plakietk niebiesk jak Virtuti Militari, nie ma
wody, cigle nie ma. Jest w wiadrze, Aniela przyniosa albo kto inny przynis.
Spukuj sedes wod z wiadra. Potem umywalka, korek, struga w porcelanow konch
umywalki, woda, pijesz? Pij. Pijemy. Pijemy.
Wczoraj: Zarzd Miejski ogasza list dwudziestu dwch punktw bezpatnego pobierania
wody. Pobieran z tych punktw wod naley przed uyciem przegotowa. Mam to w dupie.
Twarz chlustam, polewam eb spuchnity reszt wody, czaszka skrzypi, sysz, jak mi czaszka
skrzypi, od rodka opuchnity mzg napiera na koci, od zewntrz mrozi je lodowaty strumie,
podnosi gow. Widzi mnie w brudnym lustrze.
To ja. Konstanty Willemann.
Oraz skutki picia wdki. Konkretnie wina, ostatnie cztery butelki, samotnie, przy
kuchennym stole, zagryzajc chlebem spieczonym przez Aniel na blasze, natartym czosnkiem

i posolonym. Ostatnie cztery butelki. Nie ma ju wina. Wicej nie bdzie wina. Moe ju nigdy
nie bdzie wina? Gupstwo, wino zawsze bdzie. Ale nie dla mnie.
Pidziesity trzeci dzie trzewoci typu em. Czternasty dzie Niemcw w Warszawie.
Picie samotne, od poowy drugiej butelki piewanie pieni rozpustnych, przy trzeciej pieni
patriotyczne, tak jest, przy czwartej pakanie, pakanie, pakanie. Przez drzwi kuchenne
rozchylone zaglda zaspana twarz Anieli, panu czego trzeba? Precz, lampucero, precz, stara
pudernico, samotnoci mi trzeba, w mojej tragedii i w tragedii mojego miasta podam
samotnoci i pitej butelki burgunda podam, i niczego dosta nie mog!
A dzisiaj Anieli nie potrzeba przeprasza, Aniela nawyka. Pan, kiedy si napije, to urga
wiatu i ludziom. Pan ju jest taki. Panowie ju tacy s.
Przypominam sobie te wrzaski, kiedy patrz w lustro. J sobie przypominam: Aniela,
stara szwaczka, siostra sucej mojego tecia. Ukrywam si w jej pokoiku. Ona pi w kuchni.
Gospodarzy, u ktrych najmuje pokj, nie ma. Uciekli. Ja nie uciekem. A teraz patrz w lustro.
To ja. Wos zmierzwiony, morda blada, zarost dwudniowy.
Dopiero teraz wszystko przychodzi, a raczej wraca: miasto rozwalone, ju nie moje, Hela
i Jureczek w naszym mieszkaniu w wedlowskiej kamienicy na Madaliskiego, mobilizacja,
oblenie, kapitulacja, Starzyski bredzi o okrywaniu hab armii niemieckiej, co walczy
z biedn ludnoci Pragi, ordery, od zalegy, wariactwo Ksyka i jego ws czarny, po kapitulacji
przejcie z naszych stanowisk pod Parkiem Sieleckim i na Parkowej do koszar Szwoleerw,
gdzie mamy czeka na wyjcie do niewoli, a ja nie id do niewoli, brednie o tym, e trzeba dalej
walczy, pukownik mnie puszcza, id, id, wita racja, trzeba dalej walczy, pistolet mj
zakopujemy w ogrodzie u nazaretanek na Czerniakowskiej, razem z broni paru kolegw,
mundur potem palimy w piecu, nawet buty, chocia butw al, mierdzi obdnie, nie id do
niewoli, nie ma mowy. A wczeniej, wraz z mobilizacj obietnica. Trzewo. Po kapitulacji
ograniczona do trzewoci typu em, std wczoraj ostatnie butelki wina, gdzie teraz dosta wino?
Nigdzie. Ukrywanie si, kabaret po prostu!
Dym nad ponc Cytadel, taki wzniosy i pikny. Braterskie pozdrowienie przesyamy
onierzom walczcym na Helu, mwi drcym gosem radiowy spiker, niech yje Polska,
jeszcze Polska nie zgina. A jednak.
Poddaj si.
Pij jeszcze wody, prosto z wiadra, unosz je w ramionach silnych, a brzuch znowu jak

bukak. Lustro. To ja, to ja, to ja.


Nienawidz tego miejsca. Nienawidz.
Aniela zrobi mi kawy! krzycz, krzyk przebija mi skronie gwodziami grubymi jak
palce Piata.
Kawy ni ma! odkrzykuje cierpliwie Aniela z mieszkania, wczoraj tak samo krzyczaa.
Przecie wiem, e nie ma, po co krzycz?
No to nieche herbaty mi zrobi.
Ni ma herbaty. Pod kuchni dopiero rozpalam.
Po co, po co, po co?
A do jedzenia co jest?
Ni ma. Pan pjdzie, kupi trzeba. Chleb daj w Mirowskiej, za trzydzieci groszy kilo,
po wierci daj.
Mruczy Aniela, mruczy z kuchni, z maej kuchni w tym maym mieszkaniu, gdzie jeszcze
pokoik podnajmuj, pokoik, w ktrym mierdzi star kobiet, mierdzi zapachem gotowanej
kapusty i cebuli, chocia pewnie od miesica najmniej adnej cebuli ani kapusty nie gotowaa,
a mierdzi i tak, a moe tylko powinno mierdzie kapust i cebul gotowan albo flakami
powinno mierdzie i ja sobie sam te zapachy indukuj, wymylam je sobie, eby si podnie na
duchu?
Wyj na miasto, trzeba wyj na miasto. Wyj z tego mieszkania i nie wrci. Za
oknem deszcz, zib. Z powrotem do azienki. Goli si czy si nie goli? Goli, w zimnej
wodzie? Jednak goli. Wosy uoy. Ale bez brylantyny, chocia brylantyna jest, w pudeku na
pce, ale teraz nie czas na brylantyn, wojenny czas, wic tylko grzebie, byle nie chodzi
rozczochranym. Potem aspiryna, dwie. Te si koczy. Potem podkoszulek, kalesony, skarpety.
Potem ubieram si w grub wen szkock, pod marynark kad ciepy pullover. Kapelusz.
Szalik. Palta jeszcze nie bior, jeszcze nie czas na palto. To nie wystarczy, nie wystarczy. Tweed
w cieple utrzyma, ale nie wystarczy. Ubranie, eby pokaza, em nie byle kto, a jednak byle kto.
eby chronio przed rozpadaniem si wiata, eby przypominao, e ja to nie byle kto.
Ja to ja. Jestem Konstanty Willemann, lubi samochody i eleganckie stroje, nie lubi koni,
mundurw i nieudacznikw. Ja to nie byle kto. A jednak.
Ale to na nic, na nic. Patrz na siebie w lustrze, ja, to ja, a wiata ju nie ma i w tym
wiecie ja to ju nie ja, a jeli nawet ja, to na pewno byle kto. Nawet w ubraniu drogim,

w bucikach drogich. Byle kto. Wanie.


Wychodz. Drzwi za mn zamykaj si pogardliwie. Drwi ze mnie te drzwi
staruchowate, drzwi Anielowe, drzwi nie moje, acz w gestii mojej. Wychodz. Nie wrc. Nie
wiem jeszcze, gdzie pjd, ale tu nie wrc.
Wyszedem, miasto nie moje. Szyb w oknach nie byo, tam gdzie byy, to papierem na
krzy polepione, okienne krzye witego Andrzeja, na tych krzyach ycie nasze ukrzyowane,
ale czciej lepa dykta i czarne oczodoy po wyupionych framugach i szybach wyszarpanych.
Sklepy pozamykane, deskami pozabijane albo rozbite, zamiast sklepw na ulicach handel,
sprzedawali ludzie wszystko: buty angielskie do konnej jazdy, grzebienie, lampy i jedzenie po
cenach, za ktre naleaoby rozstrzela. I jacy ludzie: przekupy podwarszawskie Bg wie skd
towar biorce, eleganckie damy, apasze, uliki, wyrostki. Spoeczestwo rozpuszczone, nie ma
yda, nie ma Greka, nie ma damy, nie ma kurwy, nie ma profesora ni zodzieja. Towar ze
sklepw rozwalonych, z rabunku albo z szabru zwykego, albo wasne futra, stary wiat si
upynni, wyoony na ulicy na gazetach i kartonach, upynni si porzdek rzeczy jak
rozpuszczony kryszta, futra podane zimnym padziernikiem z waciwych sobie szaf na ulic,
z ulicy w rce niewaciwe, baba prbowaa sprzeda siodo kawaleryjskie, z czyjego konia
zdarte, spod jakiej dupy wyszarpane i na co komu uaska kulbaka? Chyba sobie na plecy
przypi, Niemcw po ulicach wozi.
Jeszcze rozstrzelaj.
Rozstrzela was za to mog, kobieto powiedziaem.
Jak pan nie kupujesz, to id pan, panie!
Wic poszedem. Jak to dobrze, e mam pienidze, a mam, bo jestem mdry. Wic
najsampierw id sobie, mdry taki, id sobie Krochmaln, ydki si uwijaj, sprzeda mi chc
wszystko wycznie za dulary i zoto, spiesz si i boj cholernie, a ja id, na ydkw nie patrz,
id do Hali Mirowskiej kupi chleba, soniny, jajek. Poowa kramw obsadzona. Ceny szalone,
kilo chleba za zoty siedemdziesit. Chleba z magistratowej dystrybucji po trzydzieci groszy ju
nie ma, ju wszystko poszo. Trzeba po rynkowej, gorzej ni u yda. Bior kilo. Prcz chleba
kupuj kubek zsiadego mleka, kubek plugawy na sznurku, kademu, kto chce, przekupa z baki
mleka naleje za dziesi groszy, pac, do diaba tam, z plugawych warg odciskami na kubkowej
blasze, pij, to pomoe.
Nie pomogo. Baba ma czekolad, sprzed wojny, tabliczka dwanacie zotych.

Dwanacie! Wziem dla Jureczka za trzy zote, baba brudnymi apami odamuje byle jak,
w gazet zawija.
Z jedzeniem w teczce, bo przecie nie bd siaty w rkach nosi jak suca jaka, id
dalej. Jak si pienidze ma, to wszystko jest dla ludzi, wszystko mona przey.
A ja miaem. Jeszcze w sierpniu, tydzie przed mobilizacj, konto w PKO si wyczycio,
wiele tam nie miaem, ale jednak byo co, wic si wyczycio, takim si jest zapobiegliwym,
takim mdrym, kupio si zoto po cenach paskarskich, ale przedwojennych, kupio si dolary
i teraz si ma, i Hela te ma za co Jureczka nakarmi, o czym mylaem z dum, mijajc ogonek
pod PKO, specjalnie drogi nadoyem, eby sobie na ten ogonek a do Filharmonii popatrze, po
pidziesit zotych jednorazowo wydaj, ludzie patrz na siebie oczami wilczymi spod rond
kapeluszy i w tych spojrzeniach: sanacja, zodzieje, pukowniki zakichane, gdzie s nasze, moje
pienidze!
A ja mam. Bo ja jestem mdry, a ludzie idioci.
Bo jeste mdry, a ludzie idioci.
Drogi nadoyem te dlatego, e ostatni raz byem w PKO razem z pukownikiem
i majorem Tomaszewskim, zastpc i rotmistrzem Chochoem ze szwadronu cekaemw, w dzie
kapitulacji, ale przed ogoszeniem jeszcze, Tomaszewski dosta Virtuti, Chocho te Virtuti, a ja
Walecznych dostaem za nic, wic bylimy w PKO, w podziemiach, ja taktownie z tyu, nie
odzywam si, bo tam generay: Rmmel, Kutrzeba, Tokarzewski, Czuma stoj nad mapami, pal
papierosy, pokonani, skapitulowani, przegrani, Polsk przesrali, ale stoj nad mapami,
pozapinani pod same szyje, srebrne konierzyki, generalskie pistoleciki w kaburach malekich
przy dupie, damki szstki czy sidemki, akurat takie, eby sobie w eb paln, ale jako sobie
aden nie paln, chocia oddali wszystko, co byo do oddania, nie tylko guzik od paszcza.
Nasz pukownik gada z szefem sztabu Rmmla, tak, kapitulacja zdecydowana, a ja
miaem ochot wielk wyj pistolet i te generalskie by poodstrzeliwa, jeden po drugim.
A dzisiaj ani ladu generaw, tylko ludzie stoj w ogonku, eby swoje pidziesit
zotych dosta.
Z jedzeniem w teczce id do Europejskiego, do Loursa, posucha, co mwi. Co gadaj,
co bekocz, kapi szczkami jak dziady proszalne puszk o trotuar. Ale co tam, id, do Loursa
id, aby jeszcze to troch odwlec, to, co nastpi potem. W kocu czterdziesty dziewity dzie
trzewoci typu em.

Wchodz. W rodku cisk niemoliwy, wikszo oficerowie. Cz udaje, e oni to


wcale nie oni, ale patrzy im z mordy zupakiem z daleka, z mordy, nie z mord, bo oni wszyscy
maj jedn mord zupack, pukownikowsk, majorowsk, kapitask, panowie szlachta, tak si
im adnie miecia ta wygolona morda nad wykami na wysokich konierzach, zadaszona
lakierowanym okapem czapki, a teraz smutno tkwi na chudych albo tustych karkach, nad
brudnymi konierzykami cywilnych koszul, nad szarymi albo brzowymi ubraniami, ktre Bg
wie skd pobrali. Dugi Faliski w ubraniu zdjtym chyba z kara, rkawy marynarki w p drogi
midzy okciem a nadgarstkiem z biaym ladem po zegarku. Tucioch w rogu rozpycha tustym
biustem poy swojej marynarki, jakby bya pknit kiszk smaonej kaszanki, ledwie dopita na
brzuchu koszula w rwnych elipsach midzy guzikami odsania ciao jak wochate ciasto.
Inni w mundurach, pmundurach raczej, cywilne marynarki i bryczesy polowe,
paszcze wojskowe, ale uwieczone kapeluszami. Ci nie musz si ukrywa, to modliczycy.
Zreszt przed kim si ukrywa, tu Niemcw nie ma, Niemcy po kawiarniach nie chodz.
Wszyscy oczywicie chc by ze mn za pan brat. Nie dlatego, eby za pan brat chcieli
by akurat wanie ze mn. Tutaj wszyscy za pan brat, a oni sdz, e ja si wliczam w to ich
wszyscy.
I gadaj: e Francja. e Sikorski rzd, a Rydz internowany, e sanacja to, e sanacja
tamto. Idiota kliniczny przy stoliku pod oknem peroruje, i Polska przyj musi form duchow,
sta si pastwem ducha i z ducha si ponownie narodzi, jako kraj bez nierwnoci i bez
przeladowa, jako kraj obywateli wiatych, poczonych umiowaniem dobra, pikna, postpu,
Boga, sprawiedliwoci i przyjani.
I anykowych cukierkw, koniecznie. Tak sobie myl wanie, e jeszcze musz by
anykowe cukierki, likier rany i kokaina darmo. Wybieram stolik na drugim kocu sali, bobym
go w pysk musia strzeli, na drugim kocu zreszt siedz nad flaszk wdki Rudzik
z Malinowskim i do nich si przysiadam.
A oni swoje. Rejestrowa si czy nie? Ogoszenie Cochenhausena przedwczorajsze
czytae? Czytaem. Wczoraj nazwiska na litery od a do ka. Jutro od el do zet. Rudzik mwi, e
nie idzie, Malinowski si waha, ale raczej te nie. Jak si zarejestruje czowiek, to nie ma siy,
skieruj do obozu. A moe nie skieruj? A przecie: Francja, Francja, Francja, bi Niemcw.
Nie nabilicie si ju przez te trzy tygodnie? pytam. Maocie dostali?
A oni swoje. Sanacja i sanacja, ukara i rozliczy.

Kogo chcecie kara? pytam. Marszaka? Na grb mu naszcza?


Nie da si, warty stoj odpowiada powanie Rudzik.
A oni nie suchaj. Suchaje, Kostek, to proste przecie, do Krakowa tak a tak, z Krakowa
na Budapeszt tak a tak i mak, a to przez Tatry na nartach tak a tak albo inaczej znowu tak,
a w Budapeszcie nawet jak internuj, tam podobno bardzo pomagaj z ministerstwa honwedw,
minister Bartha pomaga, wic jak internuj, to zaraz puszcz, a jak puszcz, to do Konstancy tak
albo siak, stamtd na jaki statek i na Morze rdziemne i do Marsylii, a tam ju wojsko nowe,
sojusznik da nam czogi i wszystko nam da, bdziemy Niemca bi, bolszewika bdziemy bi,
wszystkich bdziemy bi, za wolno wasz, hurra, na Berlin, tacy jestemy! Wiwat! Wiwat!
Jakby mia nam da, to nie byo mu atwiej w sierpniu da? pytam.
A oni patrz na mnie oczyma zymi spod brwi nastroszonych i zastanawiam si, czy ju
chc rzuci to sowo, czy jeszcze nie, wic patrz, a ja widz ich oczy jak okna paskami papieru
na krzy zaklejone. Rzuci chc, do rzucania prdcy s, ale nie rzuc, bo si boj, bo ycie zbyt
ju trudne, eby sobie jeszcze sdy koleeskie do tych trudnoci dodawa. Wic nie.
Rudzik wyciga gazet.
Co to jest? pytam.
Rudzik wzrusza ramionami. No bo co ma by? Nowy Kurjer Warszawski. Kurjera
Warszawskiego ju nie ma, nie ma go, bo moe by stary, a tu prosz, pierwszy numer. Na
pierwszej stronie: Wane wyjanienia dotyczce wypadkw poprzedzajcych konflikt
niemiecko-polski. Obok: Churchillizm. Interesujcy artyku Bernarda Shawa. Patrz w stopk.
Franciszek Sowiski. Nie znam. Pewnie pseudonim: boi si chopina, e mu nikt rki nie poda,
bo si Niemcom wysuguje.
Dosiada si go w paszczu do naszego stolika, z Rudzikiem podaj sobie rce jak starzy
przyjaciele. Wida zaraz: oficer, same oficery.
Patrzy na mnie. Niski, brzuch jak pika, ale twarz szczupa.
Kalabiski jestem. Pukownik.
I ap wyciga, ap wic ciskam.
Willemann jestem. Pijak odpowiadam.
miej si obaj, Kalabiski i Rudzik.
Podporucznik taki figlarz jest mwi Rudzik, aby pierdolony pukownik ani przez
chwil nie mia wtpliwoci, e gada z oficerem, chocia od razu wida, e modszym i rezerwy,

ale jednak, co oficer, to oficer.


Pan pukownik te ze lska dodaje jeszcze.
Z Sosnowca poprawia Kalabiski. Pan lzak?
Nie zaprzeczam. Warszawiak. Tyle e na lsku rodzony.
Nie dry dalej, szczliwie nie dry.
Straszniemy si na lsku bili mwi za to, niby nie do mnie, tylko w przestrze.
I potem cay czas. Pan si bie?
Patrz na niego tak, eby widzia moj niech.
Tylko w knajpach z alfonsami, jak mi kurwa darmo da nie chciaa odpowiadam.
Och, pan Willemann bi si w dziewitym uanw! spieszy z wyjanieniem Rudzik,
miejc si niepewnie.
I nalewa Kalabiskiemu kieliszek. Ten wychyla.
mieszna rzecz mi si przypomniaa mwi, jakby od razu wdk podochocony, ale
gos nagle cisza. Bylimy w takim miasteczku, Stopnicy, same ydki zreszt, i jedzie sobie
autobus, w nim peno Niemcw, to zaczlimy do nich wali, a potem si okazao, e to
muzykanty. Wojskowe, w mundurach. Ale autobus jak rzeszoto, muzykanty te, trby, panie,
postrzelane i podziurawione. Gupia sprawa, karabinw nie mieli, tylko te trby.
Rzyga mi si chce.
Dopijam wdk, cze, id, nic tu po mnie.
Francja, Francja, nekromancja, rejestracja czy nierejestracja, sanacja, koalicja,
mobilizacja, demokracja, deratyzacja, mzgw inseminacja. Precz.
Id. Musz sprawdzi, jak si maj Hela i Jurek, dopyta si, dopieci, zatroszczy, ale
najpierw co dla ducha. Wic do Szpitala Ujazdowskiego. Koniec. Wychodz. Koniec.
Wychodz od Loursa, musiaem wyj, bobym si pochorowa od klski, mdli mnie od
tej klski zaczo, wic wychodz, wyszedem. Koniec.
Miasto moje nie moje, podziurawione, id Krakowskim Przedmieciem, idzie sobie
pluton ydkw z opatami, trjkami sobie ydki id, brodaci, chaaciaci i w myckach id, ze
trzydziestu ich jest, do roboty jakiej id, eskortuje ich trzech Niemcw, mundury jak wojskowe,
ale nie Wehrmacht, pukownik mnie nauczy: tylko Wehrmacht ma ory niemieckie na lewej
piersi, inne formacje mundurowe nie maj. A formacji mnogo. Ci nie maj, wic nie Wehrmacht.
Ale cholera wie co innego. Polizei jakie. Albo SS. Lud si rozstpuje, odwraca si, ydki

w niemieckiej eskorcie id sobie rodkiem rozwalonej ulicy.


A ja dalej id, id Nowym wiatem, na Nowym wiecie jeszcze tak niedawno takie same
kolumny widziaem z opatami, w garniturach i kapeluszach, ochotnicy do obrony Warszawy szli
rowy kopa, a teraz tylko groby tam, gdzie kiedy bya jezdnia, chopskie furmanki zamiast
tramwajw, nie ma tramwajw, nie ma autobusw, s furmanki, jedzie taka, a w niej spokojnie
siedz, pitnastu warszawiakw w paltach i kapeluszach, teczki na kolanach, ile brakuje, e
nka na nk i gazet zacznie taki czyta, albo lepiej Wiadomoci, jakby takswk na
premier nowego Szaniawskiego do Ateneum jecha. Na murach zamiast afiszy karteczki.
Do Jzefa Mareckiego ona z dziemi. Jzeczku, dom rozbity, jestemy u Stasiw na
Grochowie, czekamy. Gobie wystawowe sprzedam, ul. Wierzbowa 14, pyta o Andrzeja.
Wierzbowa spalona, byem jeszcze przed kapitulacj. Setki karteczek. Przed karteczkami ludzie,
szukaj, czytaj. Pani zacznie tu, ja tam, jakby pani co zobaczya o Marianie Kowalczyku, pani
dobra powie, a pani kogo szuka, to ja te patrze bd? A ile lat? Nieszczcie, och, nieszczcie.
Dalej szedem. Wiejsk. Nie szukam nikogo, nikt mnie nie obchodzi, tylko Hela
i Jureczek, a oni bezpieczni w naszym mieszkaniu. Pyty pozrywane, na chodniku boto, trzewiki
od razu powalane, na ulicy boto i furmanki, w dwa tygodnie dwiecie lat do tyu. Z pyt
barykady prowizorycznie ju otwarte, rozsunite, ale pawimentw nikt na powrt nie poukada.
Znowu dwch Niemcw, onierze. Paszcze, pasy, furaerki. Ludzie gapili si na nich,
jakby im matk ci dwaj wanie przed momentem zgwacili, zabili i zjedli. Moe i niektrym
zabili. Moe komu nawet zgwacili, kto wie. Ale eby zjedli, to nie sdz. Ci zreszt pewnie
nawet nie zabili, lotnik raczej zabi, samolot zabi, bomba zabia. onierzyki, mode takie, oczka
troch wystraszone, bez broni, no to po co chodzisz po miecie, co je twj genera zdoby, bo
przecie nie ty zdobye, zdobywa genera, a ty tylko jecha na ciarwce albo laz piechot,
potem bieg, kry si, strzela, szarpa zamek, strzela, do kogo strzela? Strzelae, do kogo
kazali, a potem z drugiej strony strzela przestali, genera da wam wdki, a teraz tobie jeszcze da
kto w eb, bo przecie nie generaom Cochenhausenowi, komendantowi Warszawy, ani
Brauchitschowi, kto nie wytrzyma, w eb onierzykom da i bdzie kopot.
Wic id. Na cianie: Bekanntmachung!. Po lewej szwabach, po prawej:
Obwieszczenie!. A w rodku orzeek czarny, gustowny. Wird mit dem Tode bestraft[1].
Zatrzymao mnie przed tym obwieszczeniem. Czytaem cz po niemiecku. I nagle
owiecenie. Wird mit dem Tode bestraft. Tak mwi papa, to jest jzyk mojego papy, e

niemiecki to te, ale nie tylko, tak mj mody papa wanie mwi. Nie kara mierci, ale:
Konstantin, wenn du unartig bist, wenn du dich schlecht benimmst, dann wirst du bestraft!
Konstantin, sprich Deutsch![2]
Zrobio mi si niedobrze. Trzeba i, trzeba i po co dla ducha.
Wic szedem. Spaceru dwa kwadranse i ju Szpital Ujazdowski. Co dla ducha.
Pawilony pene: le ranni, le, jcz, lekw brakuje, bol ich te dziury po kulach i odamkach.
le to wyglda. Sam nie wiem, co mnie bardziej martwi: to, e tych wszystkich fajnych
chopakw boli, le tutaj i ich boli, niefajnych te boli, czy moe to mnie martwi raczej, e
Jacek moe nie da, bo go sumienie ugryzie. eby dawa na rekreacj, zamiast tym chopakom
dawa ulg. Fajnym i niefajnym.
A moe mnie by sumienie ugryzie? Ale moe jednak nie. Rozgldam si za moim
doktorem, pytam adnej blond pielgniareczki z pupk tak krglutk, jakby adnej wojny nie
byo, mierzy mnie wzrokiem, pielgniarka, nie pupka wzrokiem mnie mierzy, ale zbyt jest
zmczona, aby j mczyni interesowali, szkoda tej jej pupki, marnuje si pupka od tej wojny.
Gaskania, ciskania, klapsa i ukszenia miosnego jej trza, nie biegania z basenem i szarpiami.
Ale wojna. Trudno. Wic pytam pielgniark i ta nie wie, gdzie doktor Rostaski, i posza
dalej, ledwie przytomna.
Przysiadem na parapecie pod oknem wysokim i w kieszeni marynarki ku zaskoczeniu
wymacuj co twardego: papieronica, o ktrej zapomniaem. Otwieram z nadziej: w rodku
trzy papierosy! Poprosiem przechodzcego rannego o zapaki i pal. Tyto przeschnity, drapie
w gardo, ale dobry, z innego wiata, trzy dni nie paliem, bo mylaem, e nie mam ju adnych
papierosw. I myl: czy mnie ugryzyby sumienie?
Przecie to jednak si tym wszystkim podziurawionym chopakom naley, we mnie
Niemce dziury zrobi nie zdoay, chocia caa ta lawina stali i oowiu we mnie wycelowana
i wystrzelona spywaa na mnie metalow strug, ale nie dotara, nie trafia, nie zdoaa, nie
zdoali.
Gryzo mnie wic sumienie. Ale kiedy wypaliem, to dalej szukaem doktora
Rostaskiego po szpitalnych korytarzach i znalazem. Widmo Rostaskiego znalazem.
Wycieczony, schud bardzo, moe z dziesi kilo, oczy podkrone, cay biaosiny, ale ucieszy
si na mj widok. Jacek, mj Jacek.
Ucieszy si w pierwszej sekundzie, jak mnie tylko zobaczy, potem spojrza drugi raz

i zrozumia, i zaraz zaperzy si, zamurowa w oburzeniu.


Wykluczone rzuci najchodniej, jak umia, czyli bardzo chodno, ale nie do, nie
tyle, bym si mia zniechci.
Dzie dobry, Jacku.
Ty mnie nie dziedobrzyj i nie woaczuj, Kostek. Ja wiem, o co ci idzie. Nie dam,
wykluczone. Nie mam nic a nic.
Masz.
Nie.
Odwrci si i odszed, jakby wcale nie chcia ze mn gada. Wiedzia, e sobie nie pjd,
wiedzia. Ale da, wiem, e da. Wic ja za nim, do maego gabineciku, prbowa zamkn przede
mn drzwi, ale si wbiem do rodka. Wiem, e ma, na pewno ma jaki elazny zapasik, na
pewno ma poza ewidencj, sodkie buteleczki w adnej ksidze nieujte. Zreszt pies jeba
ewidencj, kogo teraz obchodzi ewidencja, Niemcy przyszli przecie. Koniec z ewidencjami.
Daj, prosz ci. Nie mog, nie wytrzymam ju od tego, paln sobie w eb.
Patrzy na mnie badawczo. Jacek, mj Jacek. Jacu. Rostaski. Kochany. Myli przez
chwil, e naprawd mgbym, e mgbym paln?
Pistolet gdzie chowasz, idioto?
Milcz. Znaczco.
Nie dam, nie strasz gupio, syna masz, on. Nie dabym nawet, gdybym mia, ale nie
mam. Nie dabym, bo jest tutaj potrzebna. Dla rannych, do cholery jasnej.
Chocia ze dwie buteleczki daj, Jacusiu zoty, bagam mwi, ale nie paszcz si,
sowa bagalne, ale ton stanowczy.
Westchn.
Pervitin mog da odpar i wtedy ju wiedziaem, e ustpi. Od Niemcw kupiem,
na czarno.
Nie chc cholernego pervitinu.
Ale tylko pervitin mam.
Nieprawda. Na co mi pervitin? Na co tobie pervitin?
Nie wiem. Sprzedawali tanio, to wziem. Nic innego nie mam!
Masz.
Westchn. Pomilcza. Ju wiedziaem, e da. Wczeniej te wiedziaem, e da, ale teraz

bardziej wiedziaem. Jeszcze chwil pomilcza. Pokrci gow.


Idioto. Jedn ci dam. Ostatni raz. A si wojna nie skoczy.
Ucisnem go, chocia si wyrywa, ucaowaem w oba policzki, cudown buteleczk
Jacek wycign mi z sejfu, schowaem do kieszeni zaraz i ucisnem go jeszcze raz, po czym
odwrciem si, aby wyj.
Kostek zacz, kiedy staem ju w drzwiach, gosem zmienionym.
Odwrciem si, patrzy na mnie, zdanie rozpoczte wisiao w powietrzu.
Kostek powtrzy.
No?
Ba si. Zdanie jeszcze chwil wisiao w powietrzu, ale nie zdoby si, aby je skoczy,
machn tylko rk.
Rozejrz si za ni jeszcze, druhu, przyrzekam ci powiedziaem gosem bardzo
dziarskim, jakbym przemawia do onierzy na zbirce. I znajdzie si, znajdzie si na pewno.
Ludzie teraz cigle si znajduj.
Jacek jeszcze raz machn rk, a ja wyszedem i ju zza drzwi usyszaem, e kadzie si
na leance, zaskrzypiay spryny nie pod ciarem jego wychudego, maego ciaa chopicego,
lecz pod ciarem troski i strachu, i alu. I tsknoty.
Obiecuj sobie mocno, e dotrzymam przyrzeczenia, rozpuszcz wici, mogem to zrobi
wczeniej w Loursie, ale jako wyleciao mi z gowy, bo od rana skoncentrowaem si tylko na
tym, e ju koniec trzewoci, wic wyleciao jako. Wstyd, e wyleciao, ale wyleciao z gowy,
ona przyjaciela, Iga, Iga
Ale rozejrz si, poszukam, poszukam.
Wic troch mnie gryzo sumienie, ale kiedy wyszedem w miasto, miasto nie moje
przybrao inne kolory: to buteleczka w mojej kieszeni promieniowaa tymi kolorami, owietlajc
domy o wyupionych oczach, domy o oskalpowanych dachach i domy o mieszkaniach
wypatroszonych. Wiedziaem: jeszcze dzi porzuc te wszystkie odcienie szaroci, dzi uciekn
tam, gdzie nie dogoni mnie aden Niemiec ani bolszewik, ani nasz pukownik, ani patriotyczne
matrony mnie nie dogoni, ani starcy, co pamitaj jeszcze powstanie styczniowe, mnie tam nie
dojd, chociaby galopem kutykali z tymi swoimi laskami, bekieszami i konfederatkami, nie
dojdzie mnie przyszo narodu ani jego przeszo, nie dojd mnie elektryfikacja, radia
krysztakowe i anteny na wiejskich drzewach rozpite, ani kwestia chopska mnie nie dojdzie, ani

parcelizacja, ani demokracja, nic. Ani ojciec mnie tam nie dojdzie, ten, ktrego pamitam sprzed
tamtej wojny, z jego jasnym, wtym wsikiem i z jego przez zacinite wargi wysyczanym
imieniem moim.
Konstantin! syczy mj mody ojciec.
Nie dojdzie mnie tam, nie signie mnie zza grobu.
Szedem wic lekko przez Szucha i Puawsk, niedaleko bilimy si dwa tygodnie temu,
a dzisiaj sobie szedem po grobach kolegw i po krwi naszych koni i gotw byem nawet
pogwizdywa. Pomylaem, e trzeba sobie sprawi rower, i doszedem w kocu na Mokotw, do
Heli i Jureczka, pod nasz wedlowsk kamienic, nowoczesno i moderna, ciany gadkie,
bezgzymne, bez adnych wolut i boniowa, nowoczesno jak aeroplan i luxtorpeda.
Spojrzaem na zegarek, po ojcu zegarek, electa z czerwon dwunastk, z poprzedniej wojny, ojca
zegarek, mj nadgarstek: na cyferblacie siedemnasta. Zd posiedzie chwil i zd wrci
jeszcze na czas. Stanem przed nasz kamienic i pomylaem, e Hela moe obmaca mi
kieszenie. Mgbym buteleczk gdzie schowa, w bramie albo na klatce schodowej, ale nie
miaem odwagi si z ni rozsta, nie teraz. Popatrzyem do gry. Na drugim pitrze palio si
wiato, ciepe wiato, w tym wietle na kanapie siedzi Jureczek i oglda album ze zwierztami
albo zamek z klockw ukada. Kiedy zapukam do drzwi, Hela bdzie wiedziaa, e to ja, kto inny
zadzwoniby dzwonkiem elektrycznym, wic wzburzy si, e przyszedem, bo to niebezpiecznie,
wedle jej pojcia jestem zbiegiem i kady Niemiec w miecie nic innego nie robi, tylko mnie
poszukuje, a Hitler z Himmlerem wrzeszcz do telefonu: apa no tam tego Kostka
Willemanna, ale szybko, bydlaki! Kerls! apa, potem mczy, a potem rozstrzela, a potem
powiesi!. miej si pod nosem, z wasnych artw si miej, bo dobre. Wic Hela najpierw
si wzburzy, e w ogle przyszedem, potem pomyli sobie, e przyszedem pijany albo
odurzony, wyjrzy przez judasz, zaraz pozna, e trzewy przyszedem, i dopiero wtedy si
ucieszy. Ucieszy si i zawoa: Jureczku, tatu, tatu przyszed!.
A Jureczek pobiegnie do drzwi, Hela otworzy, wcignie mnie pospiesznie do rodka, eby
mnie przypadkiem kto z ssiadw nie zdyba, a ja Jureczka wezm na rce, wycauj, wypytam
o wszystko, on opowie mi po swojemu, sam chaos, pewnie o misiach, o mamie i o tym, co jedli
dzisiaj na obiadek, dam mu zaraz czekolad, a Jureczek j ca zje, buzi sobie usmaruje.
W mieszkaniu ciepo, bo jeszcze w sierpniu zaatwiem, eby dla caej kamienicy zrobi
duy zapas wgla, gdzie indziej marzn, a u nas w centralnej kotowni si pali i we wszystkich

mieszkaniach ciepo. Ciepo, bo zaatwiem, eby byo ciepo, ja zaatwiem.


Wic jest ciepo. A jak jest ciepo, to bd musia zdj marynark, pullover. Mgbym
buteleczk do kieszeni spodni schowa, ale Hela, kiedy Jureczek pobiegnie do innego pokoju, na
pewno przylgnie do mnie caym ciaem, pooy mi do na piersi, po czym powdruje ta do
w d, w d, minie pasek, przejedzie reszt brzucha, potem w d, niej. I wyczuje buteleczk.
Wic musiabym j schowa. Ale jak wejd, to potem trzeba ju bdzie prosto do Anieli
i i co, spa? Siedzie w kuchni, w kuchni ze sob samym, siebie samego sucha, po co?
Jureczek. Hela. Kochana Hela. Nie widziaem ich tydzie, rwny tydzie. Czekolad dla
Jureczka mam, modemu przyda si czekolada, chudziutki taki. Jureczek tatusia wyciska.
Wierszyk powie. Hela go uczy Kto ty jeste, nawet nie chciao mi si protestowa, chocia to
gupie przecie straszliwie, a w takich czasach to nawet nieodpowiedzialne, trzylatka takich
kiczw potwornych uczy. aden z trzylatka Polak, trzylatek to ledwie pczowiek, pbestyjka
kochana, mapiszon, nie aden Polak. Ale Hela uwaa, e to wane, wic niech uczy, niech
sucha ojca albo matki, ktrzy przychodz do niej co drugi dzie i truj swoimi patriotycznymi
nudziarstwami. Obowizek. Kobieta polska, matka, higiena. Przysze pokolenia. Dzieci s
najwaniejsze. Dzieci to przyszo narodu. Fizyka, eugenika i czarna Afryka. Nie e Jureczek,
wnuczu, sodycz w jasnowosego cherubinka wcielona, nie dzieci. Dzieci polskie, jeba je pies.
Macam si po kieszeni. Jest tam, jest, zoto moje, ycie moje.
Robi w ty zwrot. Jeszcze zd przed sidm na Powile, a przecie na p godziny
przed policyjn na ulic mnie nie wyrzuci. Tyle mnie tam nie byo, dwa miesice, a jak p ycia,
chciaem nie i, ale pjd wreszcie.
I znowu: Warszawa, miasto ju nie moje, dobrze, e nie leje, bo nie tylko buty, ale
i spodnie do kolan miabym powalane. A jak to tak, w spodniach powalanych wej.
Kwiaty bym przynis, ale gdzie teraz kwiatw dosta? Do niej bez kwiatw le. Chyba
chryzantemy.
Ale czemu nie chryzantemy, w zasadzie? Ona doceni, dwa razy doceni: raz, e kwiaty
przyniosem, dwa, e chryzantemy, cmentarne kwiaty, ponure kwiaty, doceniaby i wczeniej,
zanim si wszystko rozwalio, a teraz doceni nawet bardziej.
I po brniciu w bocie stanem w kocu przed jej domem. Chryzantemy mam, ukradem
z grobu, spod drewnianego krzya ze sztachet, francuskim hemem zwieczonego, hemem typu
adrian, a na deseczce napis wydrapany niestarannie gosi, i tu ley kpr. Gowiski, z 30. pp. Po

c kapralowi chryzantemy? Pan kapral nie yje.


Pan jeste ajdak szepna mi drcym ze wzburzenia gosem jaka dama bdca nieco
ju zdeklasowan, w palcie z futrzanym konierzykiem z tanich nutrii i z twarz wychud.
Z wychudzenia wnioskuj, e ju niedugo zniknie ten konierzyk futrzany. Umiechnem si do
niej szeroko, tak eby wiedziaa, e gdybym tylko si postara odrobin, do wieczora byaby
moj. A ju na pewno wtedy, gdybym mj charme poczy z obietnic obfitej kolacji. Na ktr
mnie sta, nawet teraz, a j niekoniecznie.
Ale poszedem dalej, i tak stanem przed stuletni kamienic na Dobrej, na rogu Dobrej
i Radnej, stanem przed kamienic z zewntrz strojn, w rodku za stropy i schody, i balustrady
z drewna zmurszaego, kamienica pobielana, a rodek tocz czerwie drzewne i ludzkie czerwie
tocz korytarze w stchym powietrzu, wspiem si jednak po schodach sprchniaych na drugie
pitro i stanem przed drzwiami. I zapukaem, kruszc po trochu patki uszczcej si farby.
Nigdy nie dzwoni, brzydz si dzwonkw elektrycznych, to dobre dla stray ogniowej albo
alarmu przeciwlotniczego, nie dla czowieka kulturalnego, przychodzcego w odwiedziny.
W odwiedziny do swojej kochanicy.
I kiedy zapukaem: sto pyta. Czy jeszcze tu mieszka? Na Boga, czy jeszcze yje?
Widzielimy si w sierpniu, dwa miesice, a tak dawno. Moe nie y. A jeli yje, to czy tu
jeszcze mieszka? A jeli mieszka, to czy jest w domu? A jeli jest, to czy jest sama? A jeli sama,
to czy na kogo nie czeka?
Cisza.
Nowe pytania: a jeli spojrzaa przez judasz, ona potrafi tak cicho, e nie ma mowy, bym
usysza, ujrzaa mnie i nie chce otworzy? Pukam jeszcze raz i przy drugim uderzeniu drzwi si
uchyliy.
Kostia, ty przyszed szepna.
W tym szepcie byy podanie, obietnica, rado, jak zawsze, kiedy do niej zachodziem.
Ale byo te co jeszcze i bya to mio.
Niestety. Po raz pierwszy mio. Tak niewiele byo potrzebne: dwa miesice rozki
i Hitlera pomys, eby najecha Polsk, i nasza klska w dwa tygodnie, tak niewiele i ju Sala
mnie pokochaa. Niepotrzebn mioci. Wiem to na pewno, po tych trzech sowach wiem:
mio. Gosem niskim sowa powiedziane, z przydechem, wic mio. Niepotrzebna. Ale teraz
nie mam siy ani czasu, aby si nad tym niepotrzebnym uczuciem pochyli. Na pewno teraz nie

bd go gasi, teraz potrzebuj tylko ukojenia.


Sala szepnem.
Wpucia mnie. Tyle razy trzaskaem tymi drzwiami, tyle razy wyrzucaa mnie
z mieszkania, tyle razy skamlaem pod nimi, by mnie wpucia, a u niej siedzia jaki gach,
ktrego potem, Bogu ducha winnego, waliem w mord kastetem i spuszczaem ze schodw,
tylko dlatego, e gust mia taki jak mj i si nurza w wielkich oczach Sali, mojej Salome.
A pewnie nie tylko w oczach.
Daem kwiaty.
Grobowe powiedziaa.
yjemy na cmentarzu odparem.
Tak. Pikne. Zachod, siadaj.
Wszedem. Kwiaty woya do czarnego wazonu, spojrzaa na zegar, zrozumiaa.
Ostaniesz, na noc ostaniesz! krzykna, klasna w donie.
Siadem. Wyjem z kieszeni buteleczk, pooyem na stole. Na dwjk troch mao,
ale Sala wemie mniej i jako starczy. Nie chciaem sam. Samotnie, tak, z morfin zawsze jest si
samotnym, ale nie samemu.
Umiechna si.
U mienia jest butyka starego burgunda. Ale narysujesz mnie najpierw?
Wolabym od razu pozwoli rozla si w yach zawartoci Jackowej buteleczki, ale nie
odmwi, naley si jej.
Skd masz burgunda, dziwko? zapytaem jednak, nastroszywszy si nieco, albowiem
burgunda mg jej by przynie tylko jaki inny gach.
Z piwnic zamkowych przynieli dobrzy ludzie. Prezydencki burgund. Lepiej, e my to
wypijem, niby mieli Giermace wypi, prawda?
Wzruszyem ramionami, bo kiedy mi odpowiadaa swoim altem, zrozumiaem, e c
mnie to obchodzi, pilimy ju to wino z prezydenckich piwnic, jeszcze w koszarach
szwoleerw, madery tak stare, e je noem kraja. A e gach jej przynis, no to c? On
przynis, Kostek wypije.
Ale narysujesz mnie? pytaa ze swoj mikk intonacj jak stepy od Dniestru po Don.
Tak? Wskazaa na wiszcy nad drzwiami rysunek, pierwszy rysunek Sali, jaki zrobiem,
pierwszego dnia naszej znajomoci, na moment przed tym, zanim zostaa moj kochank.

Ciemno tutaj.
Wtedy te byo tutaj ciemno.
Byo. Poznalimy si w Adrii, przy stoliku z Jarosawem, potem zaprosia mnie do siebie,
abym j narysowa. Mylaem naturalnie, e to niewybredny pretekst, pobiegem za ni zaraz,
chociaby dla jej pukli miedzianych, ale kiedy przyszedem do jej mieszkania i bez wstpw
zabraem si do rzeczy, to powstrzymaa mnie ze miechem, zaraz, to za chwil, po czym po raz
pierwszy posadzia na krzele, wrczya mi desk z kartonem pineskami przyszpilonym, daa do
rki sangwin, a sama rozsiada si na sofie, nie rozbieraa si, tylko rozchestaa bluzk,
cigna w d stanik, odsaniajc piersi, i zadara spdnic wysoko, a do bioder, obnaajc
krocze, majtek nie miaa, tylko pas do poczoch. Jakby zesza z kartonw Egona Schielego. A ja
patrzyem nie na ni sam, nie na dziwn, rud ydweczk czy Rosjank, bo sam nie wiem, lecz
nie na ni patrzyem, to nie ona przede mn siedziaa, to nie ta niby-artystka, muza i bachantka,
menada, o ktrej Witkacy kiedy mwi mi, e jest ona wit kurw i e po adnym ciele
szampan nie pynie tak jak po jej ciele, wic nie ona przede mn siedzi, tylko siedzi przede mn
stona kobieco, nie cie idei kobiecoci, ktrym jest kada kobieta, lecz kobieco sama
w sobie, od stenia przyjmujca ksztat cielesny.
Rysowaem j wtedy rudymi kreskami, tak wulgarnie rozkraczon, pikn, bo
przekraczajc wszelkie granice wulgarnoci, to nie by bezwstyd, lecz niewstyd i w tym
niewstydzie bya pikna, jakby w ogle wstydu nie znaa, jakby jej jednej nie dotkno wygnanie
z raju, jakby bya jakim osobnym plemieniem kobiecym, siostr Ewy, ktra zostaa w raju
i potem daa ten rysunek oprawi, i powiesia nad drzwiami, zadarta spdnica, ciemne krocze,
Urheimat mczyzn i donie na biaych udach, blisko krocza, jakby sama sobie rozsuwaa
bezwadne nogi, cikie piersi niezdarnie wyuskane ze stanika jak z pknitych strkw,
wszystko mikkie, twarz prawie niewidoczna, bo gowa odrzucona do tyu jak w ekstazie.
To nie jest dobry rysunek ani kompozycji, ani dobrze odrobionego detalu, ani dobrej
kreski, ale jest w nim prawda o Sali. A skoro prawda o Sali, to w ogle o kobietach.
Hela te jest jako w tym rysunku. Moja mio do Heli nawet, do jej ciaa zdrowego jak
grecka rzeba. Wszystkie moje kochanki s na tym rysunku, wszystkie, chocia wcale nie byo
ich a tak wiele, jak twierdziy plotki przedwojenne, przed ktrymi musiaem strzec moj on
i zapewne nie ustrzegem. Na Sal prawdziwe i faszywe pogoski o moich awanturkach dziaay
jak afrodyzjak, Sala nie lubia mskiej wiernoci, chocia potrafia doceni ale nie praktykowa

wierno kobiec. Mczyzn jednej kobiety uwaaa za niemczyzn, za inwalidw mskoci,


nie pocigali jej, sama nie prbowaa ich nigdy uwodzi, zaloty ich przyjmowaa z pobaaniem,
jakby nauczyciel skrzypiec mg spoglda na uczniaka, co chciaby na drugiej lekcji sign po
stradivariusa. Czsto za to strczya im swoje koleanki, ktrych miaa wiele i ktrymi gardzia.
Inaczej Hela z jej obrazem mioci z pensjonarskich lektur, dla Heli mczyzna wielu
kobiet by bydlciem, nie uznawaa nawet powtrnych maestw wdowcw, do biaej
wciekoci doprowadzay j plotki, e taki a taki ojciec rodziny uda si do burdeliku,
szczeglnie za komentarze, e jak musi, to lepiej do burdeliku, ni miaby na jak flam
wydawa pienidze o wiele wiksze, pienidze, ktre si prawnej onie i dzieciom nale.
Potrafia takiemu znajomemu, o ktrym plotkowano, zrobi nieprzytomn, weredyczn awantur,
par znajomoci z nami zerwano.
Gdyby dowiedziaa si o moich kochankach, to c? Zostabym dla niej bydlciem, ale
wiem, e dopiero wtedy zrodziaby si w niej prawdziwa namitno do mnie, wypeniajca ran
po obumarej mioci, bo sdz, e wszystkie kobiety s takie same, katoliczki, sufraystki,
kurwy, zakonnice, gupie chopki, harfistki, Hotentotki i Szwedki rni si tylko przygodnie,
a nie w swej istocie, i Sali niech do wiernoci, i Heli niech do niewiernoci to jest jedna, ta
sama emocja, ta sama zasada, esencja wielkiej wszechkobiety. Mczyni zreszt te s wszyscy
tacy sami, ale nie o nich tu mowa. Hela robia wic wszystko, eby si o moich kochankach nie
dowiedzie, a ja kiedy musiaem da Sali w twarz, kiedy przy jakiej awanturze zamawiaa ju
w centrali numer naszego telefonu, aby przez aparat wszystko Heli wyzna. Rzucia si na mnie
wtedy z piciami, a kiedy schwyciem j za przedramiona, przywara do mnie caym ciaem,
rozogniona jak kotka w rui, pogryza mi wargi i do domu nie mogem wrci, bo jak
wytumaczy wargi krwawice?
I teraz Sala daje mi wgiel, karton, rekwizyty naszej namitnoci. I czeka, widz, e ju
podniecona, oczy jej si wiec, usta oblizane byszcz.
Rozbierz si, odwr i pochyl mwi.
Nigdy nie narysowaem jej twarzy, najwyej zarys policzka i sam koniuszek nosa
z tylnego pprofilu albo podbrdek gowy odrzuconej.
Twarz Sali. Pikna piknem Bejrutu, Jerozolimy i Damaszku, chocia cer ma jasn, wic
moe piknem Kalabrii, Sycylii i Krety, jej twarz nie stanowi treci tych naszych rysunkw. Nie
rysuj jej twarzy, nawet nie lubi widoku jej twarzy, nie interesuje mnie jej twarz. I dzisiaj, po

caej dugiej rozce, tak jej wanie rozkazuj, bo Sala nie lubi, eby j pyta, prosi czy
troszczy si o jej wygody. Sala chce sysze polecenia, ktre mogaby natychmiast speni, Sala
moe by tylko z takim mczyzn, ktrego wol i si syszy w rozkazach. Mczyzna proszcy,
bagajcy jest dla Sali niemczyzn.
Zostaw pantofle, pas i poczochy mwi.
W mieszkaniu jest zimno, a mi rysowanie zajmie troch czasu, ale Sala znosi takie
niedogodnoci bez sowa sprzeciwu. A ja lubi, kiedy potem jej skra jest chodna, jakbym
pieci kamie.
Stoi bez ruchu, stopy szeroko. Okrge uda z dramatycznymi ukami koronek, zgrabne
ydki, due biodra, poladki cikie, wklsa linia krgosupa jak lad rzebiarskiego duta,
zastyga nieruchomo, tak samo jak zastygaa na rodku sali w akademii, otoczona studentami
i studentkami, ale tamci rysowali kobiet, a ja rysuj kobieco.
Kiedy wgiel zaczyna inaczej skrzypie na kartonie, kiedy wykaczam rysunek syszy
to i jej biodra zaczynaj si porusza, a mnie burzy si krew i na chwil opuszczaj myli
o buteleczce penej dobra i szczcia, bo kawaek tego dobra i szczcia, jego zapowied,
spodziewam si znale tam, midzy jej biaymi, pulchnymi udami.
Potem, po wszystkim, Sala naga, piersiasta chowa siebie do grubej teki, na ktrej
wypisaa drukowanymi literami moje imi: Konstanty. Jest te kilka innych tek, ale nigdy do nich
nie zagldaem. Tekturowy Kostek peen jest rnych Salome: Sala pochylona, w poczochach,
z pup wypit, doczya do Sali na krzele, jak Bkitny anio, tyle e nagiej, ale w moim
kapeluszu, do Sali z profilu, lecej na plecach i unoszcej biodra, piersi rozlewaj si na boki,
linia uniesionych w gr poladkw, gstwa wosw wskazuje sens i temat tego rysunku,
doczya do Sali w dramatycznej perspektywie, z podeszwami stp na pierwszym planie, dalej
uda rozchylone, midzy nimi brama do praojczyzny i potem poladki, plecy odlege i dalekie uki
palcw splecionych na karku. To s Salome rne, z wgla albo sangwiny, jedna z tuszu,
wszystkie je pamitam: za Salome z ciaa, albo raczej z misa, ta Salome mniej lub bardziej
prawdziwa bierze aluminiowe puzderko, znam je dobrze, we wntrzu wycielonym czerwonym
aksamitem spoczywa szklana strzykawka z jelcem z nierdzewnej stali i igy pozacane,
podzielimy morfin w buteleczce wedug wagi, dwie pite dla Sali, trzy pite dla mnie, najpierw
cz dla mnie, bo Sala zastrzyk zrobi sobie sama, czego ja nie lubi, najpierw jeszcze otwiera
burgunda, podkada mi pod plecy poduszki, pyta, czy mi wygodnie, ja pij, cakiem nagi, a ona

zawizuje na moim przedramieniu gumk, ciska, jak dobra pielgniarka znajduje y, oklepuje,
wpuszcza zot ig pod skr i wolno wciska toczek. Widz jeszcze, jak jej wargi mnie
obejmuj, jak cauje mnie tak, jak nigdy si Heli pocaowa nie pozwoliem.
Potem. Zanurzam si w cieple. Burgund wietrzeje. Obok mojego ciaa wasnego moje
ciao Sali. Oba moje ciaa nagie. Mj jzyk Sali oblizuje ig. Zawsze oblizuje ig. Wpuszcza
w moje ciao Sali pynne ciepo. Pynne szczcie i moje ciao Sali wraca do pocaunku.
A ja odchodz. Moje dwa ciaa Sala okrywa pierzynami, piernatami, tuli si do mnie, ja
odchodz w ciep, mikk ciemno, w ciemno jak miosny spazm rozcignity w zegar
Dalego, w ciemno jak mikncy, ciepy ow, w dole brzucha mojego ciaa rodzi si rozkosz,
pcznieje i pka, i rozlewa si kaskadami lnicej ciemnoci, do puc, do garda, do krocza, do
chuja, w nogi, a po czubki palcw i wylewa si ze mnie i oblepia wiat. I wszystko wywietla
si i wszystko ganie.
Ganie Warszawa. Ganie moje ycie. Ganie matka, Jacek, Hela, Jureczek ganie.
Ganie wspomnienie ojcowskiego Konstantin!, ganie ojciec, pierwszy jego obraz, jaki
pamitam, ganie jego szary mundur i kask z uaskim czworoktnym deklem, gasn uaskie
buty, strzaskana twarz, ganie matka, gasn ich gone dwoma jzykami ktnie, z czasw,
w ktrych jeszcze si kochali, i gasn uprzejme inwektywy w jzyku ww, z czasw,
w ktrych si nienawidzili, ganie Warszawa widziana po raz pierwszy, z okna przedziau
wagonu pierwszej klasy, ganie pierwsze wejcie do nowej szkoy i ganie Warszawa widziana
po raz ostatni, przed godzin, ganie wszystko to, co pomidzy, ganie szkoa rednia, matura,
gasn studia i Grudzidz, konie, szable i praktyka w Trembowli, ganie wino pite z rusiskimi
dziewcztkami pod pomnikiem Zofii Chrzanowskiej na trembowelskiej Grze Zamkowej i gasn
wszystkie harce pukowe, kiedy puk by jeszcze pod Komorowskim, ganie nawet przedrami
zamane przy prbie wjechania konno na mury trembowelskiego zamku, pucharek srebrny do
szampana z moim nazwiskiem wyrytym, gasn Oaza, Paradis, Ziemiaska i Adria, gasn sawni
ludzie, ktrych znaem, a wic Jarosaw robicy do mnie sodkie oczy u Simona i Witkacy
robicy lubiene oczy do Sali, ganie gupi pojedynek z Rostaskim i ganie farsa, w ktr si
zamieni, ganie Iga, ktr Rostaski mi odbi albo mu j daem, nie pamitam, bo zgaso,
i ganie nasz lub z Hel, gasn gupie szable, pod ktrymi przechodzimy, i nasza pierwsza
ktnia, bo ja sobie tych szabel nie yczyem, a Hela owszem i uprosia kolegw za moimi
plecami, gasn koledzy i ganie ry, ktry na nas sypi, gasn narodziny Jureczka i ganie

chwila, gdy bior go po raz pierwszy na rce i patrz w t sin, pomarszczon mordk, jakbym
we wasn twarz patrzy, ganie nowe mieszkanie w wedlowskiej kamienicy, ganie zjazd
dziewitakw w zeszym roku w Trembowli, picie i w ogle wito puku z okazji dwudziestego
jubileuszu odtworzenia puku ganie, jake piknie wtedy byo, kim to ju wtedy czowiek nie
by i nic nie zapowiadao tego, co nadchodzi, i to niezapowiadanie te zgaso, ganie mobilizacja
sprzed miesica z okadem, ganie trzewo, ganie wojna, ganie kapitulacja, ganie okupacja,
ganie rezygnacja.
Zgaso. Nic nie ma, ja jestem w rodku ciemnoci, bez ciaa, bez myli adnej, bez
niczego, czysty ja, bierne ja, nieja, ktrego nie ma, nieja rozpuszczam si w ciemnoci jak kropla
deszczu w oceanie. I nieja czuj, nie mylc: dobrze jest niemi od niebycia, sodko jest niemi,
ciepo jest, mikko jest, ciepo wilgoci rozkoszn jest, aksamitnie jest, biaoskrnie matowo jest,
Salome jest, a nie jest, bo niemnie nie ma, moje donie Sali na mojej wasnej skrze, nieja jestem
pusty w rodku.
Nieja.
Nieja oczy otwieram. Oczy otwieram.
Ja otwarem.
Zegar. Dwudziesta druga. Krtko to trwao. Obok: Sala.
Musz std wyj. Zaraz. Mimo godziny policyjnej. Patrz na Sal, na moj niby Sal,
i wydaje mi si odraajc straszn: pi, taka biaa, ma otwarte usta i wntrze jej ust jest ohydn
ran, zby jak odamki koci. Wstaj, wkadam ubranie. Kiedy ju przed drzwiami wi buty,
Sala wychodzi z sypialni. Goa, oczy szparki, jakby baki powiek noem przeci, goa,
z potarganymi wosami, nawet nie prbuje zasoni piersi czy krocza i strasznie mierzi mnie
widok jej piersi, nabrzmiae skrne worki, brodawki na tych piersiach jak epki rozpalonych
wrzodw, i mierzi mnie widok gstwy wosw schodzcych a na uda i ciemn lini zbliajcych
si niebezpiecznie do obrzydliwego splotu ppka. Patrzy na mnie, nie rozumie, jest jeszcze troch
odurzon i nagle widzi: wychodz.
Dopada mnie zaraz jak drapienik.
Kostia, ty gdzie pjdziesz teraz? skowyczaa, wpijajc si paznokciami w mj rkaw.
Kuda pajdiosz, Kostia, kuda?
Brzydziem si jej, brzydz si mojej Sali, nie chciaem jej wicej widzie.
Warknem, e wychodz.

Nie pozwol! Nielzia! Nie id! skamlaa, chwytaa mnie, cigna za marynark,
jeszcze podrze i nie potrafi, nie potrafiem si jej wyrwa, otwarem ju drzwi, a ona dalej naga,
na kolanach, czepiaa si moich nogawek.
Zabij ci, Kostia, zabij! pakaa. Nie id!
Strzeliem j w twarz otwart doni, cios jak mj wasny upadek. Salome na pododze,
miedziane wosy rozsypane dramatycznie na jej plecach i na parkiecie, jakby wywiczya ten
upadek, naga kobieta, ubrany mczyzna, wychodz.
Ja ciebie kocham, Kostia wyszeptaa.
Trzasnem drzwiami. Na korytarzu zza uchylonych drzwi wygldaa ssiadka, babsko
cudzych dramatw spragnione, dla takiej ssiedztwo mojej Salome lepsze ni karnet do teatru, bo
tragedie dziej si naprawd.
A ty czego mord wystawiasz, stara kurwo splunem babie komplementem w gb.
Znikna.
Wyszedem w noc. Chrystusie.
Chrystusie?
Tak si tylko mwi.
Po godzinie policyjnej mog strzela bez ostrzeenia. Tak gadaj na miecie, e mog.
A niech mnie zastrzel. Tylko Jureczek, tylko dla Jureczka warto si ycia trzyma, tylko jemu
ywy si do czego przydam. Tylko jemu. A moe nawet jemu nie.
Id, id, idzie, kry si po ruinach nie bdzie, nie bd, ani si zaukami przemyka nie
bd. Id 3 Maja, skrcam w Marszakowsk, gwnymi ulicami idzie. Krocz. Kroczy.
Warszawa nie moja, nie jest moj Warszawa, nie jego, Warszawa podziurawiona, Warszawa
w chodzie, bocie i w niegu z deszczem, Warszawa zgwacona, Warszawa grobw, konnych
wozw i ogosze na potach, Warszawa jak moja Salome, spoliczkowana, na pododze,
Warszawa rozkraczona, z gstw czarnych kudw.
Kto idzie za mn, kto za nim idzie, znam go, on go zna, Kostek mnie zna, wie, kim
jestem, nie odwraca si. Boi si mnie ujrze.
Kto idzie za mn. Za Konstantym id. Pniej, pniej odejdzie, zawsze w kocu
odchodzi i zawsze potem wraca, brat mj, kamrat, towarzysz.
Biegn, biegnie do Heli, do Jureczka, byle szybciej do nich, byle dalej od jego Salome
i od tego, ktry postpuje za mn, za nim jak lew ryczcy.

Trac oddech, przestaj biec, id, znowu spokojnie idzie.


Z naprzeciwka idzie patrol. Bagnety na karabinach gro niebu, hemy zacieniaj twarze,
paszcze. Bd legitymowa, aresztuj, zastrzel, co zrobi?
Czuj, wiem: ten, ktry idzie za mn, zblia si, synchronizuje krok z moim, jakbymy
defilowali, zblia si, kadzie mi donie na ramionach, rce na jego ramionach i tak idziemy, moja
lewa, jego lewa, moja prawa, jego prawa, jak w dziecicej zabawie, na wycignicie ramion,
i otacza mnie tymi ramionami, jego otacza i idziemy, idzie prosto na patrol, prosto na nich, ten,
ktry idzie za mn, sprawia, e rozstpuj si przede mn, przed nim, przystaj, zastanawiam si,
czy zasalutuj? Nie salutuj, stoj tylko oszoomieni, zdziwieni, mijam, id, idzie, ten, ktry idzie
za mn, gdzie si gubi i ju id sam, a jednak nigdy sam, samotny, nie sam.
Drzwi, dzwoni, czekam na stra, otwiera, daj mu pi zotych, co mamrocze, nie
sucham, schody, wspinam si, nasze drzwi, pukam, ale cicho.
Hela. Patrzy mi w renice jak szpilk wykute. Wpuszcza mnie bez sowa, zamyka drzwi,
starannie, zamki, zasuwki, acuszki. Dopiero wtedy si odzywa.
Przyrzeke mi. e do koca wojny.
Wojna jest skoczon odpowiadam, troch bekocz. Przegralimy.
Moge by aresztowanym!
Odwracam si, id do pokoju.
Obudzisz go! protestuje Hela.
Ale id i tak, chc go zobaczy, musz go zobaczy, tego maego, jasnowosego mnie
w dziecicym eczku. Jest, pi, pulchne policzki, rczka pod policzkiem, dugie rzsy.
Zobaczyem, zaczem gaska, zaraz si obudzi ten may ja.
Hela wycigna mnie z pokoju, zaprowadzia do kuchni, posadzia przy stole i tak
siedzielimy przy stole, milczc. Po chwili znowu si odezwaa.
Masz jakie wieci o Idze?
adnych.
Jacku, Jacku, mj wyrzucie sumienia, Jacku, rdo szczcia mojego zakltego
w cudowne buteleczki.
Tatu by wczoraj.
Wzruszyem ramionami.
Mwi, e jest moliwo przerzuci nas do Szwecji, a stamtd to ju prosto do Nowego

Jorku, do wuja Alberta.


I co?
Pojedmy, wszyscy, w trjk. Byle dalej od tej wojny i strachu.
Wiem, czego Hela oczekuje. ebym teraz odmwi. ebym powiedzia: jedcie sami. Ty
i Jureczek. Wecie ojca twojego albo mam i jedcie, we pienidze, ja musz tutaj zosta, dla
mnie wojna si jeszcze nie skoczya, musz zosta i walczy, przedosta si do Francji albo si
zakonspirowa i walczy, walczy dla Polski. Tak si teraz mwi.
I wtedy Hela bdzie mnie przekonywa, e rodzina waniejsza, z nadziej, e odmwi,
e powiem, e kocham was najbardziej na wiecie, ale Polska to obowizek, e gdybym ten
obowizek porzuci, zaniedba, to nie bybym ju tym Kostkiem, ktrego pokochaa. Wic
musz. A ona wtedy mogaby upozowa si jak na obrazie Grottgera: skoro ty zostajesz, to moje
miejsce jest u twego boku. Bd trwaa przy tobie. Upoi si tym dziwnym i gupim kobiecym
bohaterstwem, ktre wanie nie jest kobiecym, tylko dziwacznym, bo polskim, i nic si nie
zmieni, tylko Hela poczuje si troch lepsz.
Wzruszyem wic tylko ramionami.
Co? Hela wpatrywaa si we mnie badawczo.
Nic. Moemy pojecha, jeli chcesz. Nauczymy Jureczka po angielsku i wychowamy na
Amerykanina, bdzie u gum i chodzi do klubw sucha murzyskiej muzyki odpowiadam.
Kostek, no czemu taki jeste Przecie nie przestaniemy by Polakami, wrcimy
zaraz, jak tylko wojna si skoczy.
Biedna Hela. Biedna Hela nic o mnie nie wie, biedna Hela mnie nie zna, biedna Hela
sdzi, e wysza za kogo zupenie innego. Nie chodzi ju nawet o inne kobiety, o narkotyki,
chodzi o mnie.
Ale ja naprawd wol, eby Jureczek zosta miym amerykaskim chopcem
powiedziaem. C zego w jazzie?
Hela patrzya na mnie spojrzeniem Heli, tym zwykym spojrzeniem Heli, jakby nic si nie
zmienio, jakby nie byo wojny i jakbym tak zwyczajnie opowiada jaki paradoks, jakbym
z powag wygasza jaki kontrowersyjny sd, o ktrym Hela nie wie, co myle, wic patrzy na
mnie tylko, tak jak si nauczya, spojrzeniem takim: aby si nie zgodzi i aby si nie sprzeciwi.
Musz si pooy.
Tato ma prob do ciebie. Trzeba zanie paczk do takiej jednej ubieskiej, na plac

Zbawiciela. Boj si, wolaabym, eby nie nis, bo to co takiego jest, e jak ci z tym zapi,
to rozstrzelaj. Rozumiesz? Odmwisz, dobrze? Ja tatusiowi ju odmwiam, ale si upiera.
I znowu, znowu: mae prby Heli. Czy mj Kostu okae si godzien wspaniaych
tradycji niepodlegociowych naszej rodziny? Czy okae si czowiekiem tak odwanym, jak
odwany powinien by m Heleny Willemann de domo Peszkowskiej herbu Jastrzbiec? Czy
nie boi si mierci?
Czy mj Kostu godzien jest nazywa si Polakiem? Pierdolenie.
Myl, e Hela yczy mi mierci. Chciaaby zosta wdow w czer spowit, pielgnowa
mj grb z krzyem brzozowym, wychowywa Jureczka w przekonaniu, i jego tatu by
dzielnym Polakiem, potem pozwoli jakiemu przystojnemu oficerowi opiekowa si ni
i Jurkiem, przyjmowa jego pomoc, zakocha si w nim z wzajemnoci, ale nie da si
oczywicie ani tkn palcem, i potem w rozdzierajcej serce scenie nie przyj owiadczyn.
Przyzna: tak, kocham, ale nie mog, ja ju mam ma, Konstanty odda ycie za Polsk, nie
mog mu tego zrobi. Oficer oczywicie rozumie; tego si spodziewa, to nawet chcia usysze,
kobieta, w ktrej si zakocha, a raczej Polka, w ktrej si zakocha, tak wanie winna
odpowiedzie, gdyby si zgodzia, rozczarowaaby go i oeniby si z ni, ywic skrywan
pogard, potem moe tukby j szpicrut za wszystkie klski. Jacek mgby w tej roli wystpi,
mj sodki, dobry Jacu Rostaski, ale on by Heli nie tuk. Wic trwaliby przy jakim
owietlonym wieczk stole, czy trzymaj si za rce, czy tylko tskni do siebie donie, palce
Heli chciayby poczu mocny ucisk pewnej rki Jacka, ale nie mog, bo wszystko ju zostao
powiedziane, skadaj swoj cich mio na otarzu, czyni ich to lepszymi ludmi, wic donie
si nie dotykaj, a oni siedz i dumnie, spokojnie przeywaj swoj intymn tragedi. Potem
Jacek ginie na jakiej barykadzie albo w jakiej powstaczej pikiecie, w jakim powstaczym
lesie umiera, ciskajc medalionik z jej zdjciem, i potem Hela pielgnuje ju dwa groby i jest
wit, czarno odzian. Jest Polk.
Niedobrze mi jknem przez zby, zrywajc si od stolika.
Pobiegem do azienki i wymiotowaem, znowu i dugo. Hela podtrzymywaa mi znuon
gow, ocieraa wargi mokrym rcznikiem, a ja wyrzygiwaem z siebie Sal, wyrzygiwaem jej
kobiecy zapach, jej wino, jej jedzenie i jej mio.
Potem pooyem si spa. Byem bardzo zmczony, a nad moim miastem panowali
Niemcy.

ROZDZIA II

Otwiera oczy. Ley, ley obok ony, obok syna, a przecie ley sam, chocia ley obok
ony, obok syna. Ja stoj za nim. Jest noc, jest padziernik, jest zimno i pada rzadki pierwszy
nieg. Jest wojna, a nad miastem panuj Niemcy.
Otwiera oczy i nie wie: przebudzi si czy ni ich maesk sypialni, mieszczaskie
meble, on, okno, kiedy jasny prostokt, jasny wiatem latarni gazowych, dzi prostokt
ciemny, ciemny niewiatem zwycionego miasta. Jest noc. A wic przebudzi si czy ni?
Przebudzi si. Siada na ku, pulsuj mu skronie i pulsuj wyrzuty sumienia: zabra
morfin, ktra naleaa si rannym. Polsce si naleaa. Zdradza on z t kobiet, zepsut,
odraajc, wspania kobiet, ktra obnaa si przed nim jak menada, wypina krocze i cauje go
tak, jak nie pozwoliby si nigdy pocaowa onie.
Z wyrzutem sumienia wstaje z ka, w mieszkaniu chodno troch, palacz pewnie
oszczdza wgiel. Otula si ciepym szlafrokiem, czym jest teraz ten szlafrok, kiedy by
szlafrokiem, w ktrym pracowa, ktrym si otula, siadajc przed desk albo przed ram
z woskiem, albo przed maszyn do pisania, a teraz jest szlafrokiem ukrywajcego si
podporucznika rezerwy z 9. puku uanw z Trembowli. Mobilizacja, z Warszawy do Trembowli,
szlak bojowy, na zachd, na wschd, po lasach, kontakt bojowy, strzelanie, krycie, uciekanie
i z powrotem do Warszawy, kapitulacja, a teraz w szlafroku, w swoim ciepym szlafroku, jakby
wojny nie byo, tylko okno zgaszone.
Jest to szlafrok skapitulowany. A co jeli Niemcy przyjd, aresztuj?
Myli o Sali. Myl o Sali. Nie chc myle o Sali.
Jednak myl o Sali.
Sala. Salome. Potem: Hela. Helena. Za Helena, poda Helena yczy mi mierci, chce,
ebym zgin dla Polski. Salome, moja Salome wielbi mnie jak Boga. Dla Salome wity jest
nawet mj smrd.
Bzdura, bzdura, bzdura. Helena mnie kocha naprawd. Prawdziw mioci. Salome to
ruda wariatka. Salome wypije mi krew.
Tak mi powiedziaa, kiedy widzielimy si po raz pierwszy, zanim j narysowaem.

Taczylimy w rozmigotanej Adrii, yrandole si krciy, my wirowalimy, a ona przylgna do


mnie caym ciaem, wycigna si, aby dosign ustami do mojego ucha, i szepna: wypij ci
krew. A potem polizaa mnie w ucho.
A wczeniej jeszcze wypijaa ostrygi u Simona, siedzielimy z Iwaszkiewiczem przy
jednym stole, Sala przy innym, za plecami Jarosawa, i uwodzia mnie zza jego plecw.
Iwaszkiewicz, pikny mczyzna, patrzy na mnie, prawi mi jakie tam komplementy, gada co
tam, o literaturze co mwi, o Kopenhadze opowiada i o Brukseli, a Sala za jego plecami tylko
bierze ostrygi z lodu i wysysa je, siorbic przy tym bezwstydnie. Widzi, e siedz
z Iwaszkiewiczem, a skoro z Iwaszkiewiczem, to nie jestem byle kto, pewnie dlatego mnie
uwodzi. A ja go przecie ledwie znam. Widuj czasem. Czasem porozmawiamy. Ledwie.
A oprcz niego to w ogle adnych sawnych ludzi nie znam. Kaniam si paru, oni mi si
odkaniaj, bylimy nawet przedstawieni, ale to nie znaczy, e znam.
A ona, wysiorbujc te ostrygi, wyciga delikatnie jzyczek, sam koniuszek, wie, jak to
wyglda, go, z ktrym siedzi, zaczyna si denerwowa, bo widzi, e Sala na mnie patrzy, nie
na niego, oczu ode mnie nie odrywa i ssie te ostrygi, ja przy nim jestem nikt, a ona zamiast na
niego to na mnie patrzy, dla mnie robi teatr. Ale za cienki w uszach, wic si egna w kocu,
wychodzi. Wygraem.
I ona doczya do nas i poszo si do Adrii, tam brylowa ju Jrosy, dosiadamy si, tam
ju alkohol, kokaina, wirujce yrandole, orkiestra tusz i Sala przysiada si do mnie, a potem
taczymy, lie mi ucho i szepcze, e wypije mi krew, i fortuna na rachunku, wiem, e chcieliby,
ebym zapaci, ale wiem te, e jeli zapac, to nie bd mnie szanowa, wic patrz na nich
i daj jedn czwart rachunku, jasno wskazujc, e reszt niech zapac oni, jestem im rwny,
chocia jestem nikt, i poddaj si tej formie, tak si uksztatowaa i tak jest, pac reszt,
niechtnie, kutwy jedne, ale pac, i jestem im rwny, Iwaszkiewiczowi, Jrosyemu, jestem im
rwny, zapacilimy kady swoj cz, kady swoje pidziesit dwa zote, Sala patrzy na mnie
z podziwem, nie daem si, nie jestem jele.
A teraz szlus, nic, koniec, null, czarna pustka, rozpacz i gwno.
Pjd do tej ubieskiej, kimkolwiek jest, zanios ten przeklty pakunek, cokolwiek by
w nim byo, i nie dam si wcign w adne idiotyczne, piekielne konspiracje. Po to mnie tam
wysya mj te kochany, ebym adnie dowid swojej polskoci, strasznie s dumni z takich jak
ja, ojciec Prusak, prosz bardzo, matka Polka raczej wiea, po polsku mwi piknie, ale jej

dziadkowie nie mwili ani sowa, a on tutaj, u nas, w Warszawie, wybiera bycie Polakiem. Och,
jak cudownie! C za historia! Jak wielk rzecz jest ojczyzna i tym podobne pierdolenie.
Jak Jrosy, co go maj za Wgra, a on sam rodzi si w Pradze, po niemiecku gada
i uwaa si za Austriaka. I wyazi w Cyruliku z tym swoim prouszi panctwa, i wystarczyo,
ju go Grydz ogosi Polonusem humoris causa, a teraz prosz, siedzi gdzie i si ukrywa. Albo
go zwinli. Albo wyjecha. Cholera go wie.
Hela bya drugiego wrzenia na przedstawieniu w Figaro i opowiadaa mi potem, kiedy
wrciem ju do domu z naszej miesznej wojenki, w ktrej gwnie krylimy si po lasach,
opowiadaa mi, jak Jrosy nakaza, eby zapiewa hymn, i caa sala pakaa, i Jrosy paka.
A teraz si ukrywa, bo ma dusz polsk. Albo go zwinli. Albo wyjecha.
Gwno.
Stanem w drzwiach sypialni. Byo ciemno, ale widziaem zarysy ich cia: Hela
i Jureczek pod pierzynami, moje ciaa najblisze, zdrowe, czyste, kochane.
Pjd do tej ubieskiej powiedziaem. Jakbym lubowa wierno ojczynie. Ju
kiedy lubowaem. Sowa wypowiedziane w ciemno.
Wiem, Kostusiu, wiem, e pjdziesz. Kocham ci, Kostusiu.
Odpowiedziaa mi od razu, jakby nie spaa. Pewnie nie spaa.
Czekaj tam na ciebie, moesz przyj jak ci wygodnie. Pukaj trzy razy, potem cztery,
jak otworz, podaj haso: Czy zastaem pana Kazimierza? Jeli odpowiedz, e wyszed, to
znaczy, e musisz ucieka. Odpowied, e jest wchodzisz. Zapamitasz?
Mruknem na potwierdzenie.
Zrzuciem szlafrok, pooyem si z powrotem do ka, zagrzebaem w piernatach,
dotknem jej plecw, bioder. Hela bya zupenie innym ciaem ni Salome. Bya ciaem
sportowym, muskularnym tam gdzie mona, o piersiach twardych i mocnych, miaa inn
mikko ni tamta, bya ciaem rasowym, a Sala miaa urod adnego kundla.
Helena, pamitam j w apogeum jej pikna, dwa lata temu, w Paryu. Pojechalimy na
wystaw, Jzek nas zaprosi, bylimy potem na bankiecie, widziaem tam nawet Speera, ale tylko
z daleka, oczywicie nikt nas sobie nie przedstawi. I stoimy z Jzkiem, troch zagubieni, do
czego si oczywicie nie przyznawaem wtedy, i widz, e na Hel gapi si cay czas jaki facet
z zaczesanymi w ty wosami, gapi si na ni z uporem, wodzi po mojej modej onie wzrokiem,
miaem ochot da mu w pysk, ale baem si skandalu, zapytaem wic, kto to, i zanim Jzio

odpowiedzia, widz, e facet idzie w nasz stron. Podszed, przedstawi si austriack


niemczyzn, e er Thorak heit, er ist von ihrer Schnheit entzckt und bittet seine Khnheit zu
entschuldigen, aber wrde die Dame ihm Modell stehen?[3]
Helena nie wiedziaa, kto to, ale ja wiedziaem i Jzek te wiedzia. Potem byy dysputy
dugie w hotelu, Jzio by oczywicie przeciw, Helena si wahaa, a ja j namawiaem. W kocu
zatelefonowalimy, e tak, e dobrze, e zgoda, ale w Paryu zostajemy jeszcze tylko trzy dni.
Nastpnego dnia Hela staa naga na rodku wielkiego hotelowego pokoju, wszystkie okna
odsonite, eby wpuci wicej wiata, mehr Licht i nawet lampy elektryczne zapalone, ja
siedziaem w fotelu, chocia Thorakowi najwidoczniej si to nie podobao, wolaby pewnie by
z modelk sam na sam, ja bym ich chtnie zostawi, ale Hela si nie zgodzia, wic siedziaem
w fotelu, noga na nodze, paliem papierosa i patrzyem, jak niemiecki rzebiarz szkicuje moj
on. I widziaem j wtedy na nowo: muskularne uda i ydki, wyrzebione plecy, ramiona
mikkie, ale minie na ramionach widoczne, wyrysowane, piersi twarde, wysokie, ku ebrom
schodzce gadk lini, bez zaamania, silne biodra i kark, ciao sportsmenki, ciao wyrzebione
na nartach, na strzelnicy uczniczej, na koniu. I wiato z okien obmywao bia nag Hel, bya
dumna, e tak na ni patrzymy i ja, i rzebiarz. Dumna nie ze swojej kobiecoci, nie byo w niej
kobiecoci, by marmur, bya dumna z marmuru swojego ciaa albo z brzu, ze stali nierdzewnej,
jak ze swoich cia dumni byliby robotnik i kochonica z rzeb Muchiny w sowieckim pawilonie.
I patrzyem, jak Thorak na ni patrzy: nie jak na kobiet, tylko jak na rzeb, ktr w niej
ju wtedy widzia.
Rzeba jednak nie powstaa. Tato Heleny, mj te cudowny, endek zaarty, straci
w 1918 przednie zby, ktre mu kolb wybi niemiecki gefrajter i od tego czasu nienawidzi
Niemcw nienawici ognist i zabroni. I Hela nie pojechaa do Berlina, napisaa Thorakowi
idiotyczny list, w ktrym odmawiaa mu z powodw patriotycznych, nie zwaajc na moje
zdanie, nie zwaajc na to, e tumaczyem jej przecie, e akurat teraz stosunki si bardzo
ociepliy, od kiedy Hitler zosta kanclerzem, e rzdu tak yczliwego Polsce Niemcy nie miay od
stuleci, e Hitler to Austriak, nie ma pruskich uprzedze wzgldem Polakw, nie lubi tylko
Czechw i ydw, nie to, co rne pruskie junkry. Ale Hela odmwia. Powiedziaa mi
uroczycie, e da si wyrzebi albo namalowa tylko Polakowi, zgosio si zaraz paru kolegw,
ktrym wygada to Jzek Szanajca, ale na to ja si ju nie zgodziem, z czystej przekory. Thoraka
nie chciaa, nie bdzie jej rzebi aden z tych tutejszych glinolepw.

Ale e musz sobie wzi kochank, zdecydowaem ju wczeniej, ju wtedy w wielkim


hotelowym pokoju w Paryu, gdzie Thorak szkicowa moj on. Patrzyem na jej pikne,
sportowe ciao i podaem wszystkich piknych kobiet wiata, tylko nie mojej ony, podaem
tustych poladkw, krgych ramionek, ktre nigdy niczego nie podnosiy, mikkich udek, ktre
nigdy nie biegay, i cikich cyckw, ktre nie zamierzay wcale karmi dzieci, chciaem kobiet
mikkich, wyuzdanych, zepsutych, szczupa, sportowa czysto mojej ony mnie odstrczaa.
Ale to byo wtedy, dawno, w minionym wiecie.
Teraz dotknem jej bioder. Przywarem do jej ciepego ciaa, przesunem donie do
przodu, dotknem piersi. Chciaem mioci czystej, nie zepsutej, jak z Salome, i chciaem nawet,
aby z tego aktu narodzi si nowy may Polak albo maa Polka. Signem pod jej koszul nocn,
zadarem, dotykajc nagiej skry poladkw.
Kostusiu, no przecie Jureczek pi tutaj powiedziaa, odsuwajc moje donie.
Hela wyszeptaem.
Czua moje podniecenie, musiaa je czu.
Kostusiu, nie ma mowy. Id spa na kanap powiedziaa twardo gosem poznaskiego
endeka, gosem swojego ojca, stary Peszkowski tak wanie mwi, dominacja ydw
w zawodach prawniczych jest wielk tragedi naszej ojczyzny, Kostek, id spa na kanap.
Ale przecie powiedziaem, e zanios t paczk do ubieskiej jknem.
I czekolad mam dla Jureczka
Kostusiu, nie bd aosny odpar gos mojego tecia z ust mojej ony.
Nie potrzebowaa wiele mioci fizycznej. Mio fizyczna bya dla Heli elementem
higienicznego trybu ycia, a wic raz w tygodniu naley si odda mowi. Nie naley
nierozwanie zachodzi w ci, a wic korzystaa z broszurek Polskiego Towarzystwa
Eugenicznego, to znaczy broszurki czytaa, a z czego korzystaa nie wiem, nie pytaem, nie
chciaem mie z tym nic do czynienia. Po stosunku, jak to nazywaa, udawaa si do azienki
i co tam robia przez jaki czas, woda szumiaa w kranie. Decyzja, kiedy i ile bdziemy posiada
potomstwa, bya decyzj Heleny. I tecia, oczywicie. Te przy obiedzie perorowa, i mylenie
eugeniczne jest nieodzownym elementem higieny yciowej, jak regularna toaleta, dieta
odpowiednia i dobre maniery. Oczywicie, papo, mwia Hela. A jak u was z poyciem, pyta
te przy obiedzie, poniewa te nie uwaa, aby te sprawy naleao stygmatyzowa
wyczeniem ich z normalnej konwersacji. Wtedy ja rzucaem yk i mwiem, e sobie

wypraszam i tak dalej, i wszyscy troje Peszkowscy przy stole patrzyli na mnie swoimi
eugenicznymi, stalowymi oczami penymi pogardy.
Kocham ci wyskamlaem. Pomylaem, e mgbym j zgwaci, wtedy zaczaby
si mnie ba i zaczaby mnie moe naprawd kocha.
Ja ciebie te kocham, Kostusiu. Dobranoc, Kostusiu. Id na kanap powiedzia mj
te.
Poszedem spa na kanap. Mylaem, czyby nie wrci do Salome, aby uly
mczcemu mnie podnieceniu, ale baem si Niemcw, wic ulyem sobie sam, w azience.
A teraz nie mog zasn. Nie mog zasn. Nie mog zasn.
Nie moesz zasn, nie moesz zasn, nie moesz zasn.
Nie moe zasn. Ley na tej kanapie, zbrukany ley, pod kocem ley, ley samotny,
may, gupi, ley zdeptany. Ley. Wstaje, szuka papierosw, kadzie si z powrotem, zapala
papierosa, ley pod kocem, myli. Patrz na niego, stoj za nim.
I nie pi do rana. Zamiast snu: pytania. Kto ja jestem? Po co jestem? A moe raczej,
przede wszystkim: dlaczego jestem ajdak, winia, zero moralne, podlec. Mgbym by, kim
chc, mam wszystko, aby by wielkim, wytresowano mnie do wielkoci, mgbym by wielkim
w poowie Europy, w Berlinie i Warszawie, dano mi szanse, ktrych mao komu dano a tyle,
a ja tylko pij, piem w Cristalu albo w Gastronomii, pij, odurzam si i rysuj goe facetki,
a kada goa facetka, ktr narysuj, jest moj zwyciczyni, zwycia mnie, pokonuje, kada
naga facetka, ktr narysuj, ma mnie w swym posiadaniu. Dlatego prawie ju nie rysuj. Nie
jestem artyst, troch tylko sobie udawaem. Jestem nikim tym wicej, tym bardziej, im wicej
mi dano, im wicej otrzymaem, tym wiksza podo moja, ajdactwo moje, ndza moja i klska
moja. Ja, nieja, niktja.
Ale dobrze, e ju u siebie w mieszkaniu, do Anieli ju nie wrc. Psu na bud takie
ukrywanie si. Po co si ukrywa?
Wstaa Hela, wczenie wstaa, przygotowuje niadanie, dla mnie przygotowuje, wsta
i Jureczek, a ja, zbrukany, powalany, wstrtny, obrzydliwy, le na kanapie w pnie, w nienie,
le i si brzydz, Jureczek podchodzi, do mnie przychodzi Jureczek, tatusiu drogi, tatusiu
kochany, tuli mnie, ramiona moje niegodne obj pierworodnego, ale obejmuj, syneczek mj,
obejmuj, po czym zrywam si i wiem ju, co mam robi, symuluj nagle msk dziarsko,
mski popiech, konkretno, decyzja, decyzja, ju, Hela, niadanie, ta paczka czeka nie

powinna, czeka ta paczka nie moe, wic wrzucam szybko w siebie to, co tam jest do zjedzenia,
niewiele jest, chleb jaki, sam przyniosem ten chleb, przypominam sobie, e przyniosem, jem,
pij kaw, kawa jeszcze jest, u Anieli nie ma, a u nas jest, bo kupiem zapas, duy zapas, bo
jestem mdry, a inni ludzie durnie, gupcy, a ja wiedziaem, przewidziaem i kupiem, a oni,
durnie, wierzyli, e pjd pod Berlin, konie w Sprewie napoj, wic czemu w Warszawie
miaoby zabrakn kawy, wgla, a ja wiedziaem, wiedziaem, oni durnie, wszyscy durnie, a ja
wiedziaem.
Wic teraz pij t kaw, prawdziw kaw, odziewam si, porzdnie si odziewam
i ciepo, pjd do ubieskiej, zanios paczk, a tam na pewno konspiratorzy nad stolikiem, przy
wiecy, bo u niej moe nie by nawet elektrycznoci, jeszcze mogli na placu Zbawiciela nie
przywrci, nie wiem, czy ju przywrcili, wic pjd tam, a tam nad stolikiem konspiratorzy,
wojskowe postawy, ale ubrania cywilne, niedopasowane, jakby szyk by w tych marynarkach
zbyt ciasnych i spodniach zbyt obszernych, wic na stole wiece, a oni przy wiecach jak
wilescy jakobini, jak podchorowie, jak Zwizek Trojnicki, jak Koo Oficerskie
Sierakowskiego w Petersburgu, jak bojowcy Komendanta, przy wiecach, przy wiecach,
rewolwery w kieszeniach i knuj, i konspiruj, a ja przynosz im paczk. Wic pjd, a teraz pij
t kaw, Hela patrzy na mnie, dobrze na mnie patrzy, yczliwie na mnie patrzy, serdecznie, widzi
we mnie niemnie, dlatego dobrze patrzy. A ja ju postanowiem, postpi jak nieja i pjd,
zanios paczk do ubieskiej na plac Zbawiciela. A teraz pij kaw i miej si do Jureczka,
ktry paaszuje swoj kromk z masem.
W kocu wychodz. Po schodach, w d, na Puawsk i dalej na zgwacon
Marszakowsk, na chodniki zerwane, w miasto nie moje. Nie ma mojego auta. Sklepokawiarnia
Wedel zamknita. Nienawidz tych, ktrzy zrobili to mojemu miastu. Zabraem kastet, dzi nie
jestem ju onierzem, ale jestem tego miasta, mojej ojczyzny przybranej i jak warszawski apasz
nosz kastet, bd tym kastetem mojego miasta broni. Zabraem te scyzoryk, malestwo
z perow rkojeci, ale to ju nie bro.
Moja nienawi przygasa, powoli przygasa, bo pojawia si pragnienie. Wicej myl
o scyzoryku ni o kastecie. Aby tak chocia troch moich dobrych buteleczek, aby jedn. Ale
Jacek nie da, ju na pewno nie dzi, dzie po dniu, wczoraj by jedenasty padziernika, dzisiaj
dwunasty, dzi powinienem si zarejestrowa, wczoraj da, dzisiaj nie da, da nie moe, w kocu
jest moim przyjacielem, to bardzo wiele by czyim przyjacielem, a by moim przyjacielem jest

trudniej ni kogo innego, normalnego. Wic do Jacka nie ma co i, chyba tylko aby co o Ig
zapyta, o jaki szczeg, co miaby pomc w poszukiwaniach, ktrych nie podjem jeszcze
wcale.
Dlaczego nie szukam Igi? On nie szuka, bo nie moe, bo obowizek, bo lekarz teraz,
w dwa tygodnie po zakoczeniu wojny, naprawd nie moe szuka swojej ony, bo mu ludzie na
rkach umieraj. Nie moe, nie wolno, naprawd nie wolno. Ale ja mgbym. Ja powinienem.
W kocu Jacek to mj przyjaciel najbliszy, najlepszy, najszczerszy.
I to, co midzy nami byo, midzy mn a Ig. Dawno temu, dziesi lat temu, ale byo
i niemae to byo, byem jej pierwszym kochankiem i ona bya moj pierwsz kochank, chocia
nie pierwsz kobiet, bo wczeniej bya prostytutka, ale j trudno liczy, skoro w akcie z nimi nie
byo elementu ulegania, legy przede mn, bom im zapaci po dziesi zotych, a Iga mi ulega,
bo jestem, bo byem mczyzn, potwierdzajc moj msko w tym uleganiu. I myl, e do
dzi mi tego nie wybaczy, e wzi j po mnie, e mj lad nosia w sobie jego Iga, moje
zbrukanie. Chocia przecie nie kazaem mu jej bra, nie swataem mu jej, nie moj ju bya,
kiedy j bra, wzi sam, sam chcia, a uraza i tak jako w nim zakwita, jakby to moj win byo
to jego w Idze zakochanie.
Wic dzisiaj pjd, dzisiaj bd Igi szuka, dzi ju na pewno, dzi musz Ig znale. Dla
tego ladu, ktry w niej pozostawiem, bo przecie zostawia mczyzna lad w kadej kobiecie,
z ktr by. Nie fizyczny lad, ale w jej aurze, w jej ektoplazmie moe, w jej drugim ciele,
w ciele duchowym, jak mwi Stach mojej matki. Nawet jeli potem si znienawidz,
zobojtniej, stan si sobie obcy, nawet wtedy ladu tego zatrze si nie da, nawet jeli stosunek
w oboje uznali za pomyk, lad jest, lad zostaje, zostaje wi niematerialna midzy dawnymi,
starymi kochankami. Po tej wizi bd Igi szuka, po wizi dawnych kochankw.
Ale najpierw z paczk do ubieskiej. Na plac Zbawiciela, rg 6 Sierpnia, do
konspiratorw, do stou ze wiecami, do rewolwerw ukrytych w kieszeniach. Naprzd.
Naprzd. Z paczk. Z teczk.
Naprzd. Pluton dwjkami kusem marsz. Rozwijam szyk. Lance na udo, szable do boju.
Pluton marsz-marsz! Marsz-marsz! I id chopaki szykiem rozwinitym do szary, id, id.
Szli.
I ja szedem. Id. W teczce paczka, ktr musz zanie do pani ubieskiej, do
mieszkania na placu Zbawiciela. Co jest w paczce? Za lekka, eby bya tam bro. Wic co jest

w paczce?
Nie interesowa si. Nie moja sprawa, nie interesowa si, zanie. Nie pyta, nie
ciekawi si, nie docieka, nie dry, wykona. Wykona.
Ale najpierw do Loursa. Jednak najpierw. Tak? Tak. Mgbym pj co prawda przez
plac Zbawiciela i zostawi paczk, ale jako chce mi si nadoy drogi. Najpierw wic do
Loursa, najpierw do Loursa. eby zapomnie. Moe wdki dadz.
Wic prosto, na plac Pisudskiego, prosto, prosto, jeszcze nie na Dobr, jeszcze nie
w prawo, najpierw do Loursa, tak popycha mnie ten, ktry idzie za mn, wic idziemy, idziemy,
dzie zimny, dzie deszczowy, dzie zimny, jad walizy i pakunki na dwukkach,
w dziecicych wzkach jad, lawiruj midzy dziurami, midzy ruinami, midzy stertami gruzu
lawiruj, jad furmanki, kurs dziesi zotych, jedyne dziesi zotych, kup pan, panie, panie, kup
pan, kupisz pan? Nie kupi, id, chwiej si, ale ten, ktry idzie za mn, podtrzymuje mnie za
ramiona, upa mi nie pozwoli, strzee mnie i przez ciemn dolin prowadzi.
Id daleko, dugo id, p godziny, nogi mnie dzi nie nios, ale w kocu jestem, stoj
przed Europejskim i wchodz.
Do Loursa wchodz. Obok, w budynku byego Sztabu Gwnego, powinienem si dzi
zarejestrowa, tak rozkazuje na afiszach komendant Warszawy genera porucznik von
Cochenhausen, moje nazwisko Willemann, a wic jeli si dzi nie zarejestruj, to naraam si na
aresztowanie. Wic si naraam.
Wszedem do Loursa, a tam to samo, c miaoby si zmieni.
Alkoholu nie podaje si w godzinach od poudnia do szesnastej, kady zakad
gastronomiczny, ktry podaje potrawy, jest bezwzgldnie obowizany przygotowa dla swej
klienteli dobr i poywn potraw, gotowan w jednym garnku. Potrawa ta nie moe by zwyk
zup, lecz musi bezwzgldnie zawiera razem ugotowan straw gst i poywn (kartofle,
makaron, kasz, jarzyny i miso). Kada prba przyrzdzenia tej potrawy jako cienkiej zupy
zostanie

ukarana

zarwno

kar

osobist,

jak

i cakowitym

zamkniciem

zakadu

gastronomicznego. Cena potrawy w lokalu pierwszej kategorii: jeden zoty pidziesit groszy.
Tak na cianie napisano, w obwieszczeniu napisano i u Loursa, pachncego zwykle
kardamonem, cynamonem, kaw, czekolad i lukrem, i dymem z dobrych papierosw, u Loursa,
w ktrym kobiety pachniay perfumami, a mczyni byli mczyznami pierwszego sortu, dzi
mierdzi jak w robotniczej garkuchni potraw poywn gotowan w jednym garnku po zoty

pidziesit porcja.
I mczyzn pierwszego sortu zdegradowano, z mundurw, epoletw i orderw odarto,
z frakw i akietw odarto i spodni sztuczkowych, z chusteczek fantazyjnie udrapowanych
i z godzikw w butonierkach odarto, z krawatw jedwabnych odarto, albo raczej sami si odarli,
w uznaniu swojej klski, sami si zdegradowali do kategorii ostatniej, nie wiem, z ktrym
numerem, w kategorii pierwszej lokuj si teraz oficerowie Wehrmachtu przechadzajcy si
czasem ulicami z dziwn min, niby tryumfuj, ale nie wiedz jeszcze, co z tym tryumfem
zrobi, a tutaj jest kategoria pita albo pidziesita, bez krawatw, bez konierzykw, moda la
Witos, buty kawaleryjskie, miny pokonane, upokorzone, zgite karki.
A ja mam krawat. Mam chusteczk jedwabn w kieszonce marynarki z tweedu
angielskiego pierwszego sortu. Mam skarpety kraciaste i buciki niskie, wypastowane, lnice. Bo
mnie nikt nie pokona, jam si nie podda, jam rozkazu kapitulacji nie usysza.
Iga. Zapyta musz o Ig, musz jej szuka dla Jacka, Jacek szukaby dla mnie Heli, nie
pic i nie jedzc.
Nagle widz: jest! Midzy oficerami siedzi przy stoliku Jarosaw, Jarosaw, z ktrym
mam zaszczyt by na ty, i Jarosaw ten jest smutnym, jest przestraszonym. C si z tob dziao,
Jarosawie, przez te smutne dni, siedziae w Stawisku? Co dziao si z twoj pikn gow,
z twoim wysokim czoem, z twoimi wytwornymi strojami? Co robi, pikny Jarosawie, jak
twoje dzieci?
Jarosaw mnie zauwaa, umiecha si szeroko, rozpromienia si, unosi swoje wielkie
ciao znad stolika, kiwa na mnie swoimi piknymi domi, zaprasza do stolika. Przysiadam si.
Witam si. Jarosaw siedzi, z nim dwch jeszcze, wygldaj na oficerw, wielu wyglda dzi na
oficerw, jak ofiary gwatu. Spoglda na nich spojrzeniem jak szpicrut, mamrocz co pod
nosem, jakie tam usprawiedliwienia, e zaraz, e co tam musz, unosz si znad stolika
i wielka, szlachetna gowa Jarosawa zwraca si ju w moj stron, jego czoo wielkie i wysokie
celuje we mnie jak zwierciado przeciwlotniczego reflektora.
Kawa jest w dzbanku, poda lura, cienka mwi Iwaszkiewicz. Ale czstuj si.
Godny?
Godnym wieci odpowiadam.
Kawy mi nalewa, spod marynarki piersiwka, chlup do kawy symbolicznie alkoholu
w kolorze brzowym, mruga porozumiewawczo do mnie, ale nie wesoo, tylko z tak pozorn

wesooci, wytwornie pozorn, a ja kaw duszkiem i powtarzam:


No wic, Jarosawie, co sycha?
Milczy chwil, umiecha si jakby do siebie, wielka pier unosi si w tym jednym
umiechniciu i zaraz opada.
Sidmego wyjechalimy ze Stawiska, potem tuaczki troch, za dziemi Wrcilimy
tydzie temu wyrzuca z siebie w kocu. We dworze Niemcy siedz, ale gra jest dla nas.
No a po co do Warszawy przyjecha? pytam.
EKD ju chodzi, do Szczliwic. Dalej furmank. Jake ja tego miasta nie poznaj
odpowiada, ale nie na pytanie, ktre zadaem.
Nikt nie poznaje przecie mwi, ale on nie sucha, przerywa mi bezceremonialnie,
jakby mnie nie sysza.
Zaszedem do Simona i Steckiego dzisiaj, mylaem, e tam ci spotkam. Ale tam sami
Niemcy i Ludwik Simon przy stoliku, siedzi i je obiad jakby nigdy nic, pewnie myli
o Wyspiaskim. Niemcy dookoa, a on je sobie obiad, jakby nie by tym, kim jest.
Pozwoliem mu mwi, lubi, lubiem jego gos. Czy te raczej on nie pozwoli sobie
przerwa.
Ostatni raz byem tam pitego wrzenia. Wtedy byo pusto. Wczeniej jeszcze
trzydziestego pierwszego sierpnia, wtedy byo normalnie. Ciebie ju nie byo, ju ci
zmobilizowali. A dzisiaj Niemcy i Ludwik Simon siedzi, je swj smutny eintopf i myli
o Wyspiaskim.
Zamilk, zamyli si, ale patrzy na mnie swoimi oczami wielkiej, smutnej ryby.
A ty jak wojn przey? zapyta, nie spuszczajc ze mnie wzroku, jakby si na
moment zaenowa tym, e mwi cay czas o sobie.
Zwyczajnie, z pukiem Machnem rk.
W dziewitym uanw?
Tak.
Nad Bzur? zapyta, oczy jego do mojej twarzy przylepione.
Pod Paczewem, potem w Puszczy Kampinoskiej, gdziemy par czogw szkopom
spalili, a potem do Warszawy i ju do koca w Warszawie, od fortu Dbrowskiego i azienek, a
do kapitulacji. Do niewoli nie poszedem.
Jechalimy przez pobojowisko nad Bzur mwi Jarosaw, nie patrzc na mnie.

Pryzmy siode wysokie po kilka metrw, cae stogi karabinw, bagnety chrzciy pod kopytami,
pod koami.
I chwil milczymy obaj, jakby si midzy nami ta nasza wsplna przecie klska nagle
zmaterializowaa, jakby staa si rzecz i wykwita na naszym stoliku, i nas sob zaja,
zaaferowaa.
Iga zagina, Iga, to jest ona Jacka Rostaskiego, Iga Rostaska mwi po chwili.
Jacek Rostaski to ten sympatyczny, przystojny lekarz z Ujazdowskiego, ktrego
czasem do Ziemiaskiej przyprowadza?
Ten sam. Iga zagina zaraz przed kapitulacj.
A gdyby to bya Hela? Co wtedy? Ja biem si z Niemcami przy Forcie Dbrowskiego,
potem na Parkowej i Grskiej ju przy azienkach, Jacek zszywa dziurawych chopakw
w Szpitalu Ujazdowskim, a kilometr dalej Hela chowaa si w piwnicy naszego domu. Jureczek
by u teciw na wsi, Hela zostaa, kopaa rowy przeciwczogowe jak pknicia w wyschym
bocie. Gdyby to ona zagina w drodze na jakie tam roboty obywatelskie, co ja bym teraz robi?
Jacek od dwch tygodni nie robi nic poza opiek nad rannymi, a ja, co ja bym robi?
Zamylie si, Kostu mwi Jarosaw.
Tak. Przepraszam. Powinienem jej szuka, ale nie wiem jak.
I milczymy znowu.
Martwiem si, nie wiedziaem, czy wojn przey, nie widzielimy si prawie dwa
miesice mwi Jarosaw.
Takie

wyznanie,

a ja

wzruszam

ramionami,

ale

nie

lekcewaco,

lecz

tak

z wdzicznoci, e si martwi, a wzruszenie ramion to w kwestii, e nie byo si o co martwi


w ogle.
A co do tej Rostaskiej. Skoro nie odezwaa si przez dwa tygodnie, to nie jestem
dobrej myli. Ale oczywicie nie naley traci nadziei.
Ale rozpucisz wici, Jarosawie? e szukamy? Igi Rostaskiej. e m czeka.
Patrzy na mnie swoimi rybimi oczyma, rozumie czy nie rozumie, ju wiem: musz wyj,
zanim odpowie, odpowiedzi mgby wszystko zniszczy, wic krzycz jakie dziki, dziki
wielki, jaki jestem wdziczny! egnam si pospiesznie i wybiegam z Loursa, nie zaniedbaem
Igi, o Idze pamitaem, Idze poczonej ze mn wizi podwjn, Idze onie mojego przyjaciela
i Idze kochance mojej dawnej. A wic rozpuciem wici. Bo jake inaczej mam jej szuka?

Kamienie w ruinach odwala?


Teraz: do ubieskiej z paczk, obowizek speni.
A co w sercu, co w sercu mojem mojem, bo serce mam sprzed reformy ortograficznej,
serce me jest zawsze mojem, nigdy moim a wic: co w sercu mojem? Czy w sercu mojem gra
trbka szar i marszw, gra trbka obowizku?
W sercu mojem nie gra adna trbka. W sercu mojem jedna tsknota, jedno pragnienie.
W sercu, ale przede wszystkim w brzuchu, ktry mdociami si domaga. I w krzyu, ktry rwie.
We bie, ktry cinity jest jak ciskiem stolarskim za obie skronie.
Wic dlaczego mam si oszukiwa, dlaczego miabym i z t przeklt paczk do
mieszkania pani ubieskiej na ulicy 6 sierpnia, na rogu placu Zbawiciela, dlaczego, skoro mog
pj najpierw na Powile, na ulic Dobr, na dobr ulic na rogu Radnej, to jest duo bliej,
i jest tam brzydka, stara kamienica, gdzie mieszka Sala, ktra bdzie mnie dzi kochaa bardziej,
bo wczoraj daem jej w pysk, wic dzi bd dla niej mczyzn prawdziwszym, inaczej ni dla
Heli, ktrej nigdy nie uderzyem, bo gdybym tylko, to wyniosaby si z domu natychmiast,
a stary pan Peszkowski zastrzeliby mnie jeszcze tego samego dnia. Chocia teraz bro odda
Niemcom, wic pewnie zatukby mnie lask.
Wic mgbym pj na plac Zbawiciela, lecz mog te pj najpierw na ulic Dobr na
Powilu, gdzie bliej jest i gdzie Salome czeka na mnie, wyczekuje mnie. I kiedy powiem jej:
Id! to pjdzie, dam pienidze, to pjdzie w plugawe podwrka i wrci z buteleczkami bd
z proszkiem. A pienidze przecie wziem ze sob, cae trzysta zotych, ile to szczcia za tyle
pienidzy mona kupi! Z paczk pjd pniej.
A wic teraz na Dobr, na Dobr!
Idzie wic: taki aosny. Idzie z nadziej, e co si wydarzy, co, przez co mgby sta
si innym, co, co zmienioby jego ycie, co, w ogle, co, cokolwiek. A przecie nic si nie
zdarzy, id wic za nim.
Ten, ktry idzie za mn, jest blisko, blisko.
Id, idziemy, idzie. Blisko, blisko. Karow, skarpa, limak.
I ju, ju jest dobra ulica, parszywe kamienice, parszywe towarzystwo.
I ju schody, i pnie si po nich, i ju drzwi farb zuszczon pokryte. Puka. Kam. Pukam.
Nie dzwoni. Nie. Dzwoni. Nie dzwoni.
Drzwi si uchyliy, acuszek zapity, za nim wielkooka, pospolita twarz Salome i jej loki

miedziane. Na ramionach ma podomk z jedwabiu, pod spodem jest naga, byszczcy materia
lizga si na jej piersiach, rude wosy w kroczu. Widz od razu, jest pijan, bo twarz ma jakby
nieostr, minie zwiotczae i rysy si zacieraj i oczy byszcz. Lubi, kiedy jest pijan. Nawet
przez drzwi czuj, jak mierdzi alkoholem. Ale mierdzi te mczyzn. Mierzy mnie wzrokiem,
jakby nie poznawaa, patrzy na mnie, patrzy, w kocu mruczy, saniajc si na nogach, wzrok si
jej rozjeda:
Kostek, paszo won
Wpuszczaj, kurwo jedna warcz i pcham drzwi. acuszek, pamitam, trzyma si na
jednym gwodziku, musi puci.
I puszcza.
Kostia, id ty std bekocze Sala, prbuje mnie zatrzyma, odsuwam j i wchodz.
W kuchence malekiej pusto i puste butelki, teczk odstawiam na stolik, dalej do pokoju, tam
dwch mczyzn, butelka wdki, duo dymu z dobrych papierosw.
Patrz na mnie. Ja patrz na nich. Prawica w kieszeni spodni, spocone palce wlizguj si
w piercienie kastetu jak robaki.
Obaj w podkoszulkach. Jeden chudy, na oparciu krzesa wisi kurtka feldgrau, oficerska.
Ten na mj widok zrywa si od stou natychmiast, praw rk narzuca na siebie kurtk, lew
dopija kieliszek wdki, zbiera swoje graty czapka, pas, kabura w popiechu, ale bez strachu,
bez obawy, po prostu nie chce by tutaj ani sekundy duej, ale przecie nie boi si mnie wcale.
Wychodzi bez sowa. Mija mnie, blisko, blisko.
Oczy ma wodniste jak Jarosaw, blade, due, ciepe, wilgotne. Oblizuje mnie lepko tymi
oczami i widz w nich, e mgby mnie zabi midzy jednym a drugim ykiem kawy. Ja te
mgbym go zabi, ale tylko z daleka, z karabina, z kulomiotu, bomb spuci z bombowca,
szabl nawet chlasn mgbym w szary albo lanc przeb. Ale on mgby zabi mnie
z bliska, oblewajc mnie tym wilgotnym spojrzeniem.
Moglibymy sple si w ucisku, a on zatopiby mi zby w krtani, przegryzby mi
tchawic i ttnic i kark, zaczerpnby duy haust krwi, a potem obnay zakrwawione zby,
pokazaby je wiatu.
Prawic mam w kieszeni obszernej jak w kaburze, prawic stal okut, pi pancern,
pi w boksie ulicznym, apaszowskim zaprawion.
Wymin mnie. Bez sowa. Nie odwracam si za nim, kroki, zamyka drzwi, do Salome te

si nie odezwa.
Patrz na drugiego, ten te na mnie patrzy. Gruby. Oczka mae za okrgymi, brudnymi
szkami, gba nalana, szczeciniasta, znad drucianych oprawek brwi jak u marszaka, spod nich te
oczka jak wierta, wierc.
I nic wicej, bo o czym tu myle, skoro widz, e za noem maca?
Wic pi pancerna wyrywa si ze swej kryjwki, skacz ku niemu i jednym gromem
okutej prawicy zwal go na ziemi, pora za to, e pokala moj Salome, czy te sprzeda j
Szwabowi, nie pytam. Pyta nie bd, zapytam moe pniej, jak ju Salome go ocuci. W mord
la potrafi, nie to, co cay ten stolik z Ziemiaskiej. Pewnie dlatego mnie szanuj, bo z nimi
gadam jak rwny, o Proucie czy Nietzschem, a potem pewnego razu zestrachani widzieli, jak si
nie baem postawi apaszom, co pewnego ubogiego poet pozbawi chcieli ostatniego ubrania,
jedynego, jakie posiada. Pijany bywaem szlachetnym, uznaem wic, e nie mog na to
pozwoli, nie przestraszyem si noa i apasza powaliem na bruk. Podobao si im wic, e
jestem jakby kad nog w innym wiecie, chocia to nieprawda.
Wic nie baem si. Walczy si nie boj. Wicej troch ni w bitwie, wicej boj si boju
na pici i noe ni na kulomioty i armaty, ale nie tyle, bym nie skoczy na grubasa z pici
pancern, z pici jak grom.
A gowa grubasa uchyla si od mojej pici gromowej i nagle jestem na ramieniu grubasa,
ktry podnosi mnie ku niskiemu stropowi jak ja podnosz Jureczka dla igraszki i nastpnie lec,
lec powoli ku deskom podogi i jcz deski, kiedy przyjmuj moje ciao i ja bym jcza, gdyby
tchu stano, ale tchu nie staje, a gruby nie pozwala, aby z tchem przysza nadzieja, i spada na
moj pier kolanami, prawica moja jak martwe zwierz zapltane we wnyki kastetu, prawica
moja biaa i mikka jak morski gowong, prawica moja bezsilna.
Grubas wznosi do gry wielk pi, czuj, jak mierdzi od niego gorza, i pi spada
na mj policzek, czy to pkaj koci? Pi grubasa unosi si po raz drugi i po raz drugi spada
i koniec, koniec, ciemno.
Gdzie jestem, gdzie le, w innym wiecie.
Otwieram oczy.
Gruby stoi na rodku pokoju, Salome obejmuje go za szyj i szepcze mu co do ucha.
Gruby spoglda na mnie, w tym samym czasie moja Sala cauje go w siwy szczeciniasty
policzek.

Gruby stoi wic, Salome cauje go w siwy szczeciniasty policzek, ja te stoj, a on ley na
pododze i wracaj mu zmysy. Salome cauje grubego, gruby j odpycha, brutalnie, mocno, tak
samo jak on j odepchn, chocia gruby nie da jej w twarz, wic gruby j odpycha, odwraca si,
idzie do kuchni i wraca z tej kuchni zaraz z tasakiem potnym w rce.
A on ley na ziemi jak martwa ryba, chciaby si podnie, wspiera si na okciach,
mikka pi kastetem sptana, gruby podchodzi, bdzie mordowa.
Ta i pana piknego ubijem za tyn abruch bekocze z kresowym akcentem i umiecha
si obrzydliwie, szczerzy szczk szczerbat.
A on na pododze otrzewia ju na tyle, aby zacz si mia. I mieje si: bo takie to
mieszne strasznie, straszliwie, e si nie da Niemcom zabi, bo cay wrzesie przeszed
najrozwaniej jak si da, eby nie oberwa kul, szrapnelem ani strasznym sowem tchrz.
A teraz przyszed do dziwki i zabije go jaki gruby alfons albo jej gach, albo apasz zwyky, czy
baciar raczej, zabije kuchennym tasakiem. Nie dali rady czogowie, stukasi, nie dali rady panowie
Mauser, Messerschmitt ani Walther, a da rad pan Solingen.
Wic mieje si, mieje bez tchu, ale si mieje.
I pacze, myli o Jureczku. O Heli te myli, ale ju bez alu: przekona si teraz, jak wiele
utracia, jak nisko go cenia. Czyli jednak z alem, bo szczerze naley przyzna, e tak wiele to
Hela mimo wszystko nie utraci. P ma straci, p mczyzny. Ilu takich ziemia nosi?
Pmczyzn, p-, a raczej niby-artystw, pojcw, pmw, wszystko po poowie, do, by
zwie, do, by wiarygodnie obieca, nie do, by obietnic dotrzyma. Wic p mczyzny, bo
na tyle go byo, eby go pokochaa, eby jako wypeni w niej to miejsce na mczyzn, ktre
jest w kadej kobiecie: w jej ciele, w jej sercu, w gowie, w duszy, ale nie na tyle, aby nie
pozostao tam ju miejsca na tsknot za czym wanie, za czym? Za czym wicej, kim
wicej, kim wikszym, kim bardziej, kim bardziejszym.
Wic p artysty, bo c zrobi: rysunki i grafiki na tyle dobre, aby nie by pacykarzem,
i na tyle ze, aby nigdy nie by prawdziwym malarzem, ale na tyle dobre i ze jednoczenie, aby
zaznajomi si z prawdziwymi artystami, tylko c to za przyja, czy ktokolwiek w ogle moe
przyjani si z nimi? adna przyja.
Wic p ojca, bo owszem, pocz Jureczka, ale czy oy do na jego utrzymanie?
oy, ale czy swoje oy? Gdyby nie matka, w jakim mieszkaniu Jureczkowi przyszoby
mieszka, w jakich szatkach chadza, c by mu Hela do garnka moga woy? C z moich

grafik by mu przyszo? Zapomnie chc o moich grafikach i rysunkach, bo wiat o nich


zapomnie nie moe, bo nigdy si o nich nie dowiedzia.
Wic p ma, bo tak, czasem byem Helenie oparciem, raczej w zdrowiu ni
w chorobie, bo choroby mnie brzydz, wic czciej nie byem, bo zbyt mnie wasna melancholia
chciaa pore. Kiedy Hela bya w ciy z Jureczkiem, a ja wyjechaem na p roku do Wiednia
ksztaci si i nie ksztaciem si wcale, tylko wino w Heuriger piem w wesoej kompanii,
przesiadywaem po muzeach, a jesieni jadem kasztany i zapijaem modym winem, sturmem
zapijaem wprost na ulicy i piewanie byo, i tace, i kobiety, a Hela z wielkim brzuchem jeszcze
w starym mieszkaniu sama, tylko ciany i ojciec endek, wszyscy powani, liczni. Patriotyczni
i eugeniczni.
Tak ley on, p czowiek, p bydl, i mieje si do swojej mierci, mieje si do pana
Solingena, mieje si do pana tasaka, wyglda pana tasaka, pana tasaka wyczekuje. Przyjd,
panie tasaku!
Gruby kresowiak traci rezon. Nie przywyk, eby si miali.
Salome za uwiesza si na prawicy grubasa, zawaha si, wic zdya i wisi na jego
grubym przedramieniu, nie pozwala mu zamachn si tasakiem, wisi i wyje, jakby chciaa
ochroni co cennego, a nie tylko to p czowieka, ktre ley na deskach, mieje si i pacze.
Dlaczego wyje Salome? O wyciu Salome myli teraz, przez zy i przez miech, nie
rozumie wycia Salome, czy jego chce ochroni, c jej po nim, dlaczego nie chce pozwoli
grubasowi rozrba ba tasakiem, tak pikn byaby ta mier, na wojnie niedranity, Krzyem
Walecznych udekorowany, chce walczy dalej z Niemcami, panie pukowniku, nie do niewoli
i, a teraz ley na deskach i grubas rozbije mu eb tasakiem, ktrym Salome rbaa woowin
z koci, aby przygotowa wielki gar rosou, by starczyo na par dni morfinowego cigu, a moe
gotowaa taki wielki gar rosou, eby nakarmi cay legion odwiedzajcych j gachw
z artystycznych sfer, a teraz ten tasak rodem z piknego miasta Solingen rozbije mu eb, nie
niemiecka kula, nie bomba, nie szrapnel niemiecki, lecz niemiecki tasak w rkach tustego
baciara.
Wic ley na pododze i mieje si, mieje si jak wariat i jak wariat pacze.
Grubas strzsa z siebie wyjc Salome, tusta do uderza j w twarz, jednak ju nie tak,
jak si kobiet pieszczotliwie w twarz leje, eby j tylko przywrci do porzdku, lecz z ca
moc, tak e gowa Salome okrca si dookoa jak bk i szarpie za sob cae ciao, a on ley na

ziemi, mieje si i pacze, i pyta sam siebie, czy cios ten zama jej kark, czy na ziemi padnie
Salome ju bez ycia? A ona pada, jeli z yciem, to na pewno bez przytomnoci, okrca si
w piruecie i ley, wygita.
Grubas za znajduje sytuacj wysoce nieodpowiedni: nie lubi szalecw, nie chce
zadawa si z szalecami, szalecy brzydz grubego baciara. Grubas nie zabije Kostka, grubas
spluwa na Kostka grub lin, oto twj wyrok i kara dla ciebie, dla nieciebie, p czowiecze,
nieczowiecze, szalecze. Ciska tasak na ziemi.
Odwraca si, chwyta swoje ubrania, ktre wisiay na krzele, niedopit flaszk z wdk
chwyta i wychodzi, trzaska drzwiami, wychodzi, wychodzi, blunic.
A on ley, le, ja le, obok niego ley Salome wygita, Salome czy ywa? Patrz na ni
z mioci, ktrej on dla niej nie ma, a ja kocham te kobiety, ktre on spotyka.
Dlaczego mnie nie zabi? Teraz bd musia pj z paczk na plac Zbawiciela.
Wic ley i pacze. Wolaby nie y.
Wic klkam przy nim i otaczam go ramionami, aby poczu moj mio, caa jestem
mioci. A on pacze.
Pacz. Dotykam twarzy wasnej, a ten, ktry idzie za mn, jest przy mnie, klczy nade
mn, tuli mnie, broni i czuwa nade mn, dlaczego nie chcia mnie powstrzyma, kiedy tu
szedem, mg mnie przecie zawrci jeszcze z samych schodw, mg wskaza drog na plac
Zbawiciela, mg mnie w t drog pocign, abym pozna dobre i ze. Ten czy ta?
Nikt.
Wstaj, podnosz si. Chwila zastanowienia: Salome czy twarz? Wybieram lustro. Ja.
Ja-nieja. W lustrze. Policzek nabrzmiay, krwi podbiegajcy, puchn powieki na oku
prawym, dotykam nosa, cay, niezamany. Obmacuj gbczaste, stuczone tkanki, ja to czy nie ja,
czy ten puchncy policzek to rwnie ja, te powieki krwi powoli nacigajce?
Salome wygita. Ley na pododze. Ja ju przy niej, czy to ja przy niej?
A wic zblia si do niej, pochyla si nad ni. Szlafrok rozrzucony na boki, ley naga,
cikie piersi unosz si, nogi rozrzucone, rude wosy w kroczu, pod pachami, zapach wdki,
mczyzny, spkowania. yje. Jest przytomn. Zbit, obola, ale yw i przytomn jest.
Sala.
Kostia, ja tobie kazaa: paszo won, mwia ja! szepcze.
Kto to by?

Nie twoja rzecz odpowiada mi hardo.


Wstaje, owija si szlafrokiem, nagle jest trzew, nagle zawstydzon wasn nagoci,
nigdy nie wstydzia si nagoci, nie bya naturystk, zdawaa sobie spraw z jej siy, wic nie
szafowaa swoim nagim ciaem zbyt atwo, ale nigdy niczego si nie wstydzia. Czekaa na tej
pododze, czekaa, a podejd, no i podszedem, ale jeli to by egzamin, to go nie zdaem.
A moe wanie zdaem, nie podchodzc?
Czego ty chcesz od mnie, Kostia?
Mam pienidze. Id, kup morfin na miecie.
Ale gdzie? dziwi si.
Ju ty wiesz gdzie. Ja poczekam tutaj.
Milczy, obmacuje szyj, ebra, przez jedwab szlafroka drapie si po kroczu.
Pjdziesz? pytam.
Patrzy na mnie i zmienia si jej spojrzenie, koniec spojrzenia jest innym spojrzeniem ni
pocztek spojrzenia, spojrzenie zaczyna si od znuenia, upojenia, niechci, blu, koczy si
spojrzenie w chuci, rozchylaj si wargi, wiadomo przecie wargi rwnie nale do
spojrzenia, spojrzenie to moje patrzenie na jej patrzenie, spojrzenie to nie tylko oczy, spojrzenie
to miejsce, w ktrym spotyka si jej patrzenie i moje, spojrzenie to skrzyowanie patrze
i w moim patrzeniu s wanie jej usta i z jej warg, ktre si rozchylaj, odgaduj chu, i tamtych
mczyzn, Niemca i grubego, ju nie ma, a ja jestem.
Pjdziesz? pytam.
Pjd. Ale najpierw ty chod ze mn, Kostia.
Chwyta go za klapy marynarki, pcha przed sob, szlafrok si rozchyla, ona naga, on
ubrany, pcha go na ko, on ustpuje, daje jej si prowadzi, idzie tyem, na ko, ona rozpina
mu guziki u spodni, kopulacja, deklasacja, abominacja, dehumanizacja, a ja stoj przy nim,
patrz, jak ociera si o niego, jak wciera w niego ca kurewsk, kobiec siebie, patrz, jak si
z nim parzy, jak si potem podmywa nad miednic, jak wyciera si bez wstydu.
Po wszystkim czuj na sobie zapach jej i zapach mczyzny, ktry musia kopulowa
z Salome przede mn. Nie wiem, ktry to by, Niemiec czy gruby baciar, myl, e Niemiec,
Salome brzydzia si otyymi mczyznami.
Z ktrym spaa? zapytaem.
Jak to: z ktrym? zdziwia si, wcigajc grube poczochy.

Z ktrym, z grubym czy z Niemcem?


Zamiaa si tylko.
Dlaczego oni tu byli i kto to by w ogle, co, Sala? prbowaem dry.
Ale Salome nie odpowiadaa, miaa si, nie przerywajc ubierania. Potem wysza. A ja
zostaem, zostaem z caym moim yciem niepotrzebnym.
Zostaem z tym, jak poszedem do Grudzidza, chocia nienawidz koni i w ogle wojska
nienawidz,

mundurw,

wykw

szamerowanych,

guzikw

wypolerowanych,

butw

glancowanych, konikw buanych, szabli szmelcowanych, karabinkw oksydowanych, mord


zakazanych, przeklestw wyszukanych. A przecie mogem nie pj, wielu nie szo, nie byo a
tak trudno si wymiga, odroczy, a potem przenosili czowieka jako nadmiarowego strzelca
z cenzusem do rezerwy i tylko przez par dni w roku si kopao rowy w towarzystwie
ydowskich apaszy i innej swooczy.
Z Grudzidza wyszedem jako chory, na wiczeniach w Trembowli po dodatkowym
kursie dla rezerwistw zostaem podporucznikiem, bo wanym jest, aby by oficerem,
oczywicie, wic zostaem oficerem, chocia nienawidz rozkazywa i przyjmowa rozkazw te
nienawidz.
Wszystko dla ich oczu, dla obrazu, jaki si w tych oczach odbija. eby pokaza, e
jestem godzien. Dla oczu mojej matki, abym w jej bladych, jasnych oczach pokona obraz
mojego ojca, chopaczka w kawaleryjskich butach, ktry blady jedzie na wojn z Francuzami,
jakby jecha bi si z Napoleonem, paasz, zbroja, siodo, a w okopach nawanice elaza. I teraz
u Salome z teczk dla ubieskiej, te dla mojej matki.
Prbuje sobie przypomnie, ley w zmitym barogu, ley, Salome odesza, wic nie jest
ani ulega, ani wadcza, nie ma jej, a on prbuje odtworzy ostatni moment, w ktrym jeszcze
wszystko byo. Bo teraz co jest? Teraz nic nie ma.
I widzi, widzi siebie samego w lustrze. Swoj twarz widzi w lustrze, chud szyj i chude
ramiona. W doni drcej pdzel do golenia. W drugiej doni drcej tygielek z pian.
Pdzel firmy Omega. Woskiej. Wosie borsucze o srebrnych kocwkach, mikkie,
pikne, w rozety ukada si liczne, drapie pieki zarostu, mikki krem do golenia, ubija pian,
kiedy Konstanty energicznie miesza pdzlem w tygielku. Trzon pdzla z hebanu, szlachetny.
Dwanacie zotych kosztowa.
A potem rozety borsuczego wosia na szczeciniastym policzku Kostka, w azience nie ma

okna, obok umywalki bidet, za bidetem na ca szeroko wanna, luksusowo, panie mdry, myli
Konstanty w wietle elektrycznym, a drapienika wosie taczy mu na skrze i kadzie pian
marki Truefitt & Hill. Na bazie gliceryny. Pikna, mocna ta piana, nie posiada si z radoci
Konstanty, e wymieni mydo do golenia marki Omega na krem od Truefitta. Piana o wiele
lepsza. Na bazie gliceryny. Piana gsta i mocna. Zapach lawendowy.
Jest poranek. Letni poranek. Jest rok 1937. Jest sierpie. Pod skr Konstantego
przescza si z wosia borsucza sia, borsucze drapienictwo. Jest rok 1937, jest sierpie.
W Hiszpanii frankici bij republikanw nieopodal Madrytu, donosz gazety. W Sowietach
Stalin urzdza czystki, tak to si adnie nazywa, czystki. Czyciutkie. Komunici komunistw,
donosi radio.
Radio Elektrim Gloria, prezent od tecia. Siedemset zotych. Kryzys gospodarczy. Tecia
nie dotkn. Jego nic nie dotyka.
Radio donosi, e strajk chopski. W Kasince Maej w powiecie limanowskim dziewiciu
zabitych. Pisze Mikoajczyk: w tym czasie wszyscy chopi w Polsce z wyczeniem Pomorza,
Wileszczyzny, Woynia, Maopolski Wschodniej i lska Grnego winni nic nie kupowa ani
nie sprzedawa. Nie wyjeda do miast, pracowa tylko przy koniecznych pracach na swych
gospodarstwach. Wzywamy was, chopi, do wykonania naszego wezwania. Bdcie solidarnymi.
Uwiadamiajcie drugich pouczajcie naleycie amistrajkw. Zwracajcie si o wspprac
i pomoc do innych warstw spoecznych, a szczeglnie do robotnikw.
A w Moskwie trjki rewolucyjne. Jeowszczyzna, donosz gazety. Dzisiaj ta, jutro tamta,
piewa Bodo w nowej komedii Pitro wyej. Drapienictwo wscza si pod skr Kostka,
maszynka marki Merkur zdrapuje jasny zarost.
Sex appeal to nasza bro kobieca. Saba pe. Jakie pikne e, ell, jakie pikne. Inna
znowu pere sznur. adne oczy, adne brwi, nuci Kostek. Sex appeal. Adapadibidibamba.
I Kostek ma wszystko za nic. Kostek ma dwadziecia osiem lat, Kostek goli si przed
lustrem, w sypialni Hela bawi si z Jureczkiem maym, Jureczek mwi abla-bla-bla, a Kostek
si goli, piewa z panem Bodo, wklepuje w policzki wod po goleniu, potem zapina koszul,
wie krawat, zakada kremowy garnitur, lniany z polskiego lnu, reklama w gazecie: owoc pracy
rk ludzkich i pracy polskiego dworu, kupuj owoce pracy dworu polskiego, jakby to pastwo
z dworu osobicie ten len tkali. Zakada biao-czarne golfy jeszcze nierozchodzone. Cauje Hel,
ktr szczerze kocha i ktrej jest raczej wiernym, Hela mwi, e pjd z maym na sonko, na

taras na dachu, ale idcie, kochani, idcie, cauje synka, ktrego strzee i doglda, dalej przed
lustrem zakada kapelusz, chwacko na prawe ucho na bakier. Sex appeal to nasza bro kobieca.
Jake szczliwym jest, spokojnym, zebranym w sobie. Jeszcze nie patrzy na swoj on
obmywan wzrokiem Thoraka w Paryu, do Parya dopiero za par dni jad. Jeszcze wszystko
jest dobrze.
Wic teraz pogwizdujc, wychodzi z mieszkania, wind na parter, ach, jak nowoczesnie,
ach, jak corbusierowsko, dom na supach, jakby pyn w powietrzu, sierpniowe soce i gdzie
tam kryzys, Franco, Jeow, Witos, strajki chopskie i policyjne czapki z paskami pod brod,
policyjne szable, karabiny i konie, gdzie to wszystko, skoro oczy przed socem skrywa jasne
rondo kapelusza. Wic do sklepu na rogu ich kamienicy zachodzi, do sklepu firmowego,
sklepokawiarni E. Wedel, na kaw, kapelusz lobem na wieszak, zakrci si na wieszaku,
uszanowanie panience, panienka Jadzia poni si, bo pikny jest pan Konstanty, jak co dzie,
zasiada przy stoliku i strzepuje pacht Kurjera, kawa i pczek na niadanie, noga na nodze,
nka na nce, koysze si nowy, biao-czarny bucik w takt melodii porannej z radia pyncej,
skarpetka w krateczk, ycie, panie dzieju, ycie si yje, piersi pen, brzuchem penym, ciaem
zdrowym, doni czyst, bystrym wzrokiem, citym dowcipem, jasn gow. Panienka Jadzia da
jeszcze kawusi, prosz serdecznie, si robi, panie Kostku.
Przecie ma tysic zmartwie: bo i wstydu troch, e za pienidze matki, ale matka mwi
mu: Konstanty, to nie s moje pienidze, to s twoje pienidze. I zmartwienia: e nikt grafik nie
docenia. Ani kupi nie chce. e konkurs rawskiego na program artystyczny dla sklepw
Wedla przegrany, rawski po ramieniu klepa i mwi: Nastpnym razem, panie Kostusiu,
nastpnym. e w Ziemiaskiej le na niego patrz na grce. e Jacek jest cigle po caej
awanturze obraony. e w aucie w silniku co gwide zowieszczo. Tysic kopotw.
A po kawie wychodzi Kostek na ulic, przechodzi na drug stron Madaliskiego,
z tarasu, z dachu, zza kratownicy, zza dwumetrowej litery C w sowie CZEKOLADA wychyla
si Hela z Jureczkiem na rkach, machaj tatusiowi i tatu macha do nich, po czym otwiera
Kostu drzwi do swojego maego opla, dosta od mamusi w prezencie pienikw na opelka
olympi i kupi, tego, pogoda pikna, wic zwija dach w zgrabny rulon na kuperku
automobila, zostaj tylko ramy okienek i spokojnie toczy si Puawsk opelkiem olympi
oryginalnie karosowanym, bo jakeby inaczej, skoro to konstrukcja mit selbsttragender
Karosserie[4], skromny samochodzik, ale wasny i jest, tankuje na placu Zbawiciela, stacja

Standard Nobel, do pena, panie szefie? do pena i dalej, Marszakowsk, potem w prawo
Jerozolimskie, potem w lewo Nowy wiat i do Simona, na niadanie waciwe we waciwym
towarzystwie. W silniku co gwide zowieszczo, soce rozgrzewa tapicerk na siedzeniach
auta.
I gdzie to wszystko si podziao? Co zostao? Barg Salome, lepka pociel, smrd.
Automobil

zarekwirowali

drugiego

wrzenia,

tak

twierdzi

Hela,

Konstanty

zosta

zarekwirowanym dwudziestego dziewitego sierpnia, sklepokawiarnia dziaa nadal, tylko nastrj


nie ten. Miasto ukradli mu Niemcy, Niemcy ukradli kawiarnie i restauracje, i bankiety, i dansingi,
i wycieczki autem za miasto, i wszystko, ale przecie tego spokoju wntrza pozby si ju
wczeniej, na dugo przed wojn.
W Paryu co si w nim przeamao. Po tym, jak Hela pozowaa Thorakowi, wrcili
razem do swojego pokoju i milczeli, potem Konstanty zamkn si w azience i sta przed lustrem
kwadrans, drugi kwadrans i w swojej twarzy prbowa odczyta odpowied na pytanie: co si
wanie stao?
Nie rozumia wtedy, e wanie przeamao si jego wntrze. Nie wiedzia wtedy nawet,
jak wan jest ta zmiana, jak fundamentaln, nie spodziewa si, e wywrci jego ycie na nice.
Jeli w ogle mia jakie ycie. Wczeniej czy pniej. Kiedy wrcili do Warszawy, nikt
niczego nie spostrzeg, nikt nie rozumia, co si stao, i tylko matka wiedziaa.
Stara, mdra i szalona matka Konstantego, czterdzieci lat starsza od swego jedynego
syna, a jeszcze postarzaa przedwczenie, wiedma o siwych wosach, rozpuszczonych
i w wskich strumykach spadajcych na ramiona, na plecy, na zwide piersi, brzuch i uda, lska
czarownica o kocistych kolanach skrytych pledem, za krlowa w fotelu na kkach, Konstanty
wrci z Parya, patrzy na swoj matk i widzia starego indiaskiego wodza: dugie wosy
rozpuszczone, pled na kolanach i fajka, krtka fajka, w ktrej matka palia mieszanin tytoniu
i zi, dostarczanych jej przez cay zastp sscych jej fortun szarlatanw.
Warszawa to nie jest sowiaskie miasto szepcze, nie wiem, do mnie czy po prostu
sobie szepcze. Posuchaj tylko: Wars-sawa. To nie s sowiaskie imiona. Myl, e etymologia
ich jest celtycka lub iliryjska, ale jeszcze jej nie zgbiam. Pracuj nad tym.
Fortuna jej za wydawaa si nieskoczon; owoc pracy dwudziestu pokole
Strachwitzw wydawany przez pani Willemann i owoc pracy pastwa Willemannw, a matka
po rozwodzie wrcia do panieskiego nazwiska, kapita w zarzd oddany spce Federbusz,

Rosmarin i Wsplnicy, kapita zainwestowany bezpiecznie, w zoto i nieruchomoci w Ameryce,


adnych interesw, adnych papierowych pienidzy, tylko rzeczy, zoto, domy na Long Island
Matko, mwi Konstanty, matko. Katarzyno Willemann, primo voto Strachwitz von
Gross-Zauche und Camminetz de domo Willemann, stary wodzu, Biaa Orlico, jej twarz jak
z kamienia, jak z piaskowca, deszcz wyobi zmarszczki, zmarszczki gbokie i jak w kamieniu
nieruchome. Konstanty w drogim garniturze u jej stp sam sobie wydawa si nagle malekim,
nagle niegodnym, bo przecie z jej aski ubranie to i inne, z jej aski opelek ciutki oryginalnie
karosowany z brezentowym dachem, z jej pozwolenia, z jej szalestwa, z jej porozumienia
z teciem eugenicznym y Konstanty yciem swoim i piknym, yciem w mieszkaniu na
czwartym pitrze czekoladowej kamienicy mokotowskiej i corbusierowskiej i rawskiej
w wiecie nieprawdziwym, w wiecie zmylonym pienidzmi znikd. Ale jednak skd.
I taki niegodny siada na zydelku u jej stp, a oczy indiaskiego wodza patrz w cian, na
cianie krucyfiks.
Proste drzewo krzya z rzecznego dbu, dbu w wodzie rzecznej skamieniaego
i twardego jak kamie, czarnego, na nim Chrystus ze srebra, zwyczajny, tylko zamiast Jezusowej
gowy gowa ptasia, orla albo jastrzbia i nie zwisa na rami, lecz uniesiona, wpatrzona w sufit.
Jej wzrok poda za wzrokiem drapienego ptaka, w gr, ku sufitowi, z powrotem na
Kostka, powoli, starannie maca spojrzeniem pokj, z ktrego nie wychodzi od dwudziestu lat,
ktrego od dwudziestu lat nie pozwala odnowi, jakby w zszarzaych cianach, w kbkach kurzu
i pajczyn krya si tajemnica, i to nie byle jaka, tajemnica ludzkiego bytowania
A wic przezroczyste oczy utkwione w krucyfiksie, dwadziecia siedem koci kadej
doni obcignitych zeschnit, pprzezroczyst bon skry, te paznokcie drapi delikatnie
karton na okadce ksiki i Konstanty widzi tytu: Histoire de loeil. Konstanty zna t ksik, nie
czyta, bo jego francuszczyzna jest raczej marn, ale zna przecie, wie, o czym to jest, srebrne
oczy wodza indiaskiego utkwione w krucyfiksie, perwersje na kartkach pod szorstkimi
opuszkami palcw. Dojrzae, Konstanty powiedziaa wtedy matka. Jajka w kobiecej
waginie. Chopiec w tobie zama si wp i zdech.
Dojrzae, aby zosta Polakiem.
Przecie jestem Polakiem, matko mwi tamten Konstanty.
Potencjalnym, synu odpowiada matka gosem jak przez radio, gosem jak mantra
buddyjskiego mnicha, niskim, bez modulacji. Chocia czaszk masz celtyck, to masz zard

polsk, ale twoja gleba bya jaow. A teraz uyni j to zdeche dziecko i polsko w tobie
wykiekuje, wzejdzie i wytrynie. Pamitaj, aby parzy si teraz z wieloma kobietami, wybieraj
te, ktre s rozpustnymi, rozpustnymi i zepsutymi, te, ktrych picze gociy wiele czonkw
mskich, kobiet czystych nie dotykaj, dziewic si wystrzegaj niczym ognia, dziewice wypij
z ciebie twoj si msk. Polsko twoja potrzebuje gnoju, szamba jako nawozu, nie jaowej
kobiecoci dziewic.
Mwi swoje szalestwa, ledwie otwiera usta, nie drgnie ani misie na jej twarzy
i wpatruje si w paskorzeb na cianie: w brzie wytoczy moj matk Stach z Warty: jej
uchwa moim hemem, pod jej podbrdkiem wyrasta moja gowa maa, jestem w tej gowie
malekim chopcem o wielkich oczach bez renic. Kiedy bya nieprzytomnie pikna, zanim
zamienia si w siwowosego indiaskiego wodza. Ale szalona bya zawsze.
Spotyka si pierwsze spojrzenie jej i jego ojca, ona ma lat czterdzieci, a jego ojciec
szesnacie, spotykaj si na mieszczaskim przyjciu w Kattowitz, O.S., ktre swoj obecnoci
zaszczyca graf von Strachwitz z synem, syn ma szesnacie lat i w jego modych ldwiach
drzemie upione p Konstantego, jakie szalestwo w jej oczach, szepcze mu, kiedy spotykaj si
w hallu, szepcze mu do chopicego jeszcze ucha, palcami lizgajc si po jego szczce, na ktrej
dopiero kiekuje zarost, szepcze mu: Komm morgen zu mir, in die Richard-Holtze-Strae 1, im
ersten Stock, du erkennst es am Namensschild[5], jej straszliwa wtedy lubieno, o ktrej wie
Konstanty, nigdy jej nie widzia, ale wie, e bya, dzi jej lubieno jak wygaszona brya wgla,
ktra nie ponie i ju nie zaponie, ale jest. Widzi ojca oczami, jak drcy jego ojciec
w uczniowskim mundurku wspina si po kamiennych schodach na pierwsze pitro katowickiej
kamienicy, jak staje przed drzwiami z wizytwk Katarzyny Willemann i jak puka do tych drzwi,
Konstanty puka, jakby sam by swoim szesnastoletnim ojcem o bardzo dugim i bardzo starym
nazwisku, jakby sam by wasnym ojcem i sam mia si pocz.
Bolko Strachwitz puka do drzwi, dry papierowa wizytwka w blaszanym uchwycie, dry
nazwisko wypisane kursyw: Katharina Willemann i dry Katarzyna Willemann wypisana
czterdziestoletnim, godnym ciaem, ciaem, o ktrym sdzi, e jest jaowym, ciaem, ktrego nie
zdoa zaspokoi aden z wielu kochankw i w ktrym aden z wielu kochankw nie zdoa
pocz nowego ycia.
Skd wie to Kostek, skd wiesz, Konstanty, skd wiesz o kochankach matki? Gadz
Kostka po twarzy i zadaj mu to pytanie.

Czy nie opowiadaa mi o tym, kiedy miaem lat dziesi? Kiedy jechalimy pocigiem
do Warszawy, czy nie trzasna drzwiami pullmanowskiego przedziau pierwszej klasy sdziwa
matrona, ktra najpierw nie moga uwierzy wasnym uszom, a potem uwierzya, wchaa sole
trzewice z maego flakonika i patrzya, jak ponie jej wiat, jak wali si w gruzy wiktoriaskia
scenografia jej ycia: oto obok siedzi sucha, dystyngowana pidziesiciolatka w sukni zapitej
pod szyj i opowiada dziesicioletniemu chopcu, ktrego mogaby by babci, a jest matk,
opowiada mu kostropat, niezgrabn polszczyzn o swoich kochankach. Najgorsz bya ta
polszczyzna w swej niezgrabnoci, a ona opowiadaa.
O tym, jak miaa lat szesnacie i uwioda dwudziestopicioletniego Efika, jej pierwszego
kochanka, przysadzistego chopca, ktry zajmowa si ojcowskimi komi i powozem, bo ojciec
utrzymywa konie i powz, by to rok 1885 i mieszkali wtedy jeszcze w Gliwicach, w ktrych nie
byo ani jednego samochodu.
Katarzynka uwioda Efika, przy ktrym si wychowywaa, od ktrego uczya si
polskiego, bo w domu mwio si po wasserpolsku tylko ze sub, ale dom by postpowy
i sub si nie gardzio, czasem nawet jadali posiki przy jednym, mieszczaskim stole razem
z pastwem, dwa razy do roku, a dobra stara pani Willemann de domo Piontek wiele czasu
powicaa na uczenie tych biednych Wasserpolackw, na uczenie ich manier i kultury, w tym
niemieckiego, i pouczaa swoj jedyn crk, Kasi, i nie mona gardzi czowiekiem, w ogle
gardzi nie mona, gardzi mona tylko grzechem i nieczystoci, a na pewno nie mona gardzi
tym, e kto mwi umie tylko po wasserpolsku, bo jake miaby nauczy si mwi dobrze,
skoro i mamulka, i tatulek mwili z nim po wasserpolsku? Mwia po niemiecku, ale tak wanie:
Mamulka und Tatulek. Gardzi nie wolno, trzeba uczy niemieckiego, kultury, trzeba unosi
w gr, nie spycha w d pogard.
Wic Kasia unosia i nie spychaa w d pogard. Nein, Frulein, ich darf nicht, ich darf
wirklich nicht, so geht es nicht, Frulein[6], mwi Efik, a Kasia trzymaa go mocno za grub
wen kamizelki, do dzi pamita szorstki splot tkaniny, trzymaa go mocno i przycigaa do
siebie i jej jzyk znalaz jego usta. Nein, Frulein. A ona rozpinaa mu pasek, tak bardzo ciekawa
tego, co tam znajdzie. I znalaza: nie by ani szczeglnie wielki, ani szczeglnie may, ale
o wiele, wiele wikszy ni na greckich rzebach, ktre w tajemnicy ogldaa w ojcowskich
albumach, co troch j zaskoczyo, a bardzo podniecio, by zupenie miciutki i bezwadny, bo
Efik bardziej ba si starego pana Willemanna, ni poda jego crki. Ale jednak wiedzia

przecie, po co idzie za ni do stajni. A Katarzynka badaa ten zdrowy, mski czonek


z ciekawoci przyrodnika i rs od tej ciekawoci i tak jej si spodoba, e a go ucaowaa
i w kocu Efik przesta si na chwil ba starego pana Willemanna, wzi dziewczynk na rce,
pooy na worki z owsem, zadar, co mia zadrze, zdar, co byo do zdarcia i rozdar to, co
rozdziera si tylko raz.
Potem oddawaa mu si wiele razy, a nakry ich w kocu ojciec, ktry od dawna
podejrzewa, e crka jego jest chora psychicznie. Histeryczka. Nimfomanka. Widzia j przecie
wiele razy przez uchylone drzwi, jak sama dotyka si pod kodr albo w kpieli. A teraz ujrza
tuste poladki stajennego, jego szerokie plecy, a zza tych plecw twarz wasnej crki i ona go
ujrzaa i wiedziaa, co teraz bdzie, ale postanowia si nie ba i si nie baa. Patrzya ojcu prosto
w oczy znad Efikowego ramienia, pooya rce na Efikowych poladkach i przycigaa go do
siebie, a ojciec sta jak zamroony, sta w niemocy, wstyd warzcy si w konfrontacji
z bezwstydem jak sd na powietrzu.
I stary pan Willemann, mj ojciec, a twj dziadek, ktrego nigdy nie pozna, stary pan
Willemann zareagowa dopiero, kiedy Efik przerwa rytm kopulacji, wypry si i zawy, stumi
wycie, zaciskajc zby, ale zawy. A dlaczego zawy?
Poniewa wanie si speni, mj synu, po raz pierwszy wtedy mczyzna zoy nasienie
w moim onie.
Wtedy stary pan Willemann, mj ojciec, chwyci orczyk i ciosami orczyka zrzuci
tustego pachoa ze zhabionego ciaa swojej crki. Jednak Efik podniecony obcowaniem
pciowym czu w sobie msk si i nie panujc wcale nad swymi czynami, zerwa si z ziemi,
wyrwa staremu panu, ojcu memu, rzeczony orczyk i uderzy nim ojca mego. Nie chcia zabi,
uderzy w kolano, zwalajc starego pana Willemanna z ng i zbieg. Jednak stary pan
Willemann zaraz umar, bo serce nie wytrzymao.
A potem moj matk, matk Konstantego, zamknito w nowo otwartym zakadzie dla
umysowo chorych w Rybnik, O.S., a rodzina przeniosa si do Kattowitz, do miasta nowego, do
miasta, ktre dopiero roso, wic w tym roniciu i rozwoju mona byo schowa, zagrzeba
i zapomnie swj wstyd.
W Rybniku spotkaa swojego drugiego kochanka: uwioda modego lekarza psychiatr.
Opowiadaa mu o Sowianach, Germanach i Celtach, badaa jego czaszk, okrelajc j jako
bardzo nordyck, badaa i caowaa cae jego szczupe, lekarskie ciao i bardzo polubia ten

absurdalny, unoszcy si czonek, ktry Bg da midzy nogi mczyznom na ich wstyd i zgub,
polubia to, e samym spojrzeniem potrafia go unie, a stercza wyprony jak zielony huzar
na warcie, polubia to, e biorc go w donie, braa w donie caego mczyzn, jakby chwytaa
wodze wierzchowca.
Wtedy te, po lekturze ptajcych si po szpitalu numerw Gazety Grnolskiej,
zawleczonych tam zapewne przez niszy personel lub samych obkanych, postanowia zosta
Polk, poniekd na cze mczyzny, ktry rozerwa jej hymen, troch na przekr matce,
wasnemu pochodzeniu i wasnej krwi; a nie byo to trudne zosta Polk, wic zostaa.
Lekarz psychiatra nazywa si Alfred Ritter von Koneczny i za jego spraw, za spraw
jego oszalaej namitnoci, za spraw tego, e odmawiajc mu swojego ciaa, cynicznie
i z wyrachowaniem mogaby zmusi go do wszystkiego, sam obietnic, e jeli speni jej
danie, to ona dla niego si rozbierze i dopuci go do siebie. Nie byo to dla niej atwe, bo nia
o nim, pragna go i podaa by przez niego wypenian, przyciskan do pocieli, caowan co
noc; jednak bardziej chciaa wyj z tego domu dla obkanych i wysza w kocu jako uleczona
osiemnastolatka, on za za jej spraw porzuci z nazwiska ojcowskiego za zasugi otrzymanego
Rittera i von oraz doda i, zostajc Alfredem Koniecznym, bo za spraw szalonej
dziewczyny zosta Polakiem, chocia wiedzia przecie, e sowiaskie nazwisko, jakie nosi, jest
czeskie, nie polskie. Sama mu to zreszt powiedziaa. Wtedy zacza si jej obsesja: czaszki
nordyckie i alpejskie. Nazwiska sowiaskie, celtyckie obrzdy, bg Taranis, palmy i obyczaje
budowlane.
A teraz mwi, mwi, mwi o tych kochankach: o polskich dziaaczach, niemieckich
oficerach, ydowskich kupcach i ich kukach obrzezanych, o wozakach i grnikach, o lumpach
i grafach, i o tym, e aden, aden nie mg pocz w jej ciele nowego ycia i adnego nie
chciaa na duej, chocia wszyscy chcieli si eni. Lekarza porzucia po dwch miesicach od
wyjcia ze szpitala: zajmij si spraw polsk, nie moj dup nakazaa mu.
I dochodzi do ojca. I Kostek widzi j jego oczami: widzi j na drcej wizytwce,
Katharina Willemann, i widzi j, kiedy otwieraj si drzwi, Kostek czuje, jak szyj ojca uwiera
sztywny konierz mundurka, a ona otwiera mu drzwi, prowadzi go korytarzem do pokoju
i prowadzi go korytarzami swojego ciaa, a jakie widzi jej ciao?
Widzi jej ciao dojrzae, ale bez znakw, jakie widywa, podgldajc te suce, ktre
miay ju dzieci, bez perowych znamion ciy na brzuchach, inne s piersi, ktre nigdy nie

karmiy, innymi wydaj mu si nawet gstwy wosw pod pachami i w kroczu, tak pikne
i zwierzco kobiece.
Kobiety wydaj mu si najbardziej tajemniczym rodzajem zwierzt domowych: na wp
oswojonymi

tylko,

skonnymi

do

dzikoci,

groniejszymi

ni

niekastrowany ogier,

straszniejszymi ni wcieky pies. Trzeba mczyzny, eby okiezna te bestie, tak jak trzeba
odwagi, wiedzy i pewnoci siebie, aby pewnie dosi wycigowego folbluta.
I jej ciao wysportowane: jedzi na bicyklu, za nic ma zgorszone miny, a min tych
niewiele, Kattowitz, O.S. to miasto nowe, miasto wiee, w Kattowitz, O.S. jest jak w Ameryce.
Co innego w Gleiwitz, w dusznym, mieszczaskim Gleiwitz byoby o wiele trudniej.
I za pierwszym razem niewiele si udaje, bo Frulein Willemann jest pierwsz kochank
modego Strachwitza i pierwsza ich cielesna mio koczy si, zanim si w ogle zacza, zanim
jeszcze mody Strachwitz zdy pozby si bielizny, ale panna Willemann prowadzi modego
chopca wprawn rk, to ona ukada go pod siebie, jak ukada si konia, i dosiada go tak, jak
dosiada si konia, uczy go tempa, zebrania w sobie, uczy go wszystkiego. Nie prbuje uczyni go
Polakiem, chocia mogaby, ale Polak do niczego nie jest jej potrzebny, Polaka ju miaa, woli
wic modego pruskiego arystokrat, to jej imponuje i pochlebia. I panicz Strachwitz w kocu
jest u niej i w niej codziennie, to on jest domowym zwierzciem, a panna Willemann jego pani,
i wypija z niego ca energi, ca msk si, i staje si panicza Strachwitza caym wiatem,
a rok jest 1909 po umownym narodzeniu Chrystusa, a ja tysic dziewiset lat wczeniej
patrzyam, patrzyam, jak si Chrystus rodzi, a rodzi si, jak rodzi si kade zwierz, we krwi,
i rodzi si jak czowiek, trudniej ni rodz si zwierzta, ktrych mzgi nie puchn w onach tak
groteskowo jak ludzkie, wic rodzi si Chrystus w rozdartym kroczu, w krzyku i w blu, siny,
krwawy i luzowaty, a ja patrzyam i nic nie byo tak, jak potem napisano, ale byo.
W onie Kathariny Willemann kiekuje za Konstanty, tak jak Jeszua kiekowa w onie
Miriam, ale jednak inaczej. Stary pan Willemann dawno nie yje. Efik, czyli Josef Szyndzielorz,
jest paroma komi zagrzebanymi w chiskiej ziemi, bez czaszki, bo czaszka powdrowaa na
sztych spisy chiskiego boksera, may tryumf Chin nad barbarzycami z Europy, pomciy potem
Efika maximy i mauzery, wielki tryumf Europy nad chiskimi barbarzycami, a czaszka
stajennego z gliwickiego domu Willemannw, wraz z tkwicym w niej grotem spisy, ley sobie
na strychu brzydkiego, drewnianego domu na obrzeach Pekinu. I nie wie tego Kostek, nie wie
tego jego matka, ona wie tylko, e Efik uciek z Gliwic i nigdy go nie zapano.

Ale ja to wiem. Mogabym wyszepta to Konstantemu do ucha, ale nie wyszepcz.


Mogabym opowiedzie przeraon eskapad ndzarza ber Breslau und dann weiter, bis nach
Hamburg[7], mogabym opowiedzie o ludziach, ktrych pozna, o zawodach, jakich si ima,
o wojsku, o rejsie i wreszcie o wojnie na chiskiej ziemi, ale nie opowiem. C obchodzi
Konstantego los pierwszego kochanka jego matki, rosego gliwickiego pachoka, c obchodzi go
miosna afera sprzed p wieku, kiedy stoi w plugawej kuchni Salome i skradziono mu teczk,
a z teczk paczk, a z paczk godno, polsko, czowieczestwo i wszelk cze?
Ale dlaczego myli teraz o swoim ojcu, ktrego prawie nie zna? Dlaczego patrzy na
oczami swojej matki, a na swoj matk jego oczami? Czy jest w tych oczach jaka mio, czym
jest mio, Konstanty kocha Hel, moe dalej kocha Hel, kocha swojego syna jedynego, ale
czy midzy oczami matki i ojca pojawia si jakakolwiek mio, czy mio si midzy nimi
wydarzya, czy si wydarzy moga?
Konstanty prbuje to zrozumie. Ojciec dla Katarzyny Willemann porzuci wszystko:
dobre imi, oczywist dla pochodzcego z Uradel arystokraty karier, zamiast berliskiego puku
gwardii prowincjonalny, chocia stary, gliwicki puk uanw lskich, nienawi rodziny, potem
sawny, gony proces, seria pierwszych stron gazet, sensacja gona nawet w Berlinie: lska
mieszczka lat czterdzieci, lski arystokrata lat szesnacie, potem lat osiemnacie, potem lub,
potem wszystko inne.
A potem ostatnie wspomnienie ojca: Kostek ma dwanacie lat, ojciec ma szary mundur,
szesnacie lat wicej i blizn na twarzy, straszn blizn i straszniejsz blizn niewidoczn,
poniej mundurowego pasa, i jeszcze straszniejsz w duszy. Matka o wszystkim Kostkowi
opowie. Kostek pyta o czarnego ora na mundurze. Freikorps Oberland. Konstanty jest
przestraszonym dzieckiem, nie rozumie, co si dzieje z jego rodzin, ojciec jest pokonanym
onierzem, kawalerzyst wcinitym w boto okopw i w tym bocie okopw utopionym, i nie
rozumie, co si dzieje z jego rodzin, ojciec klka przy synu, Kostek boi si tej modzieczej
twarzy bez widocznego zarostu, zagniecionej blizny schodzcej z czoa, cigajcej w d kcik
lewego oka i zaburzajcej gadk lini koci policzkowej wzami lnicej tkanki, policzek
bezwadny i obwisy.
Hte dich vor der Mutter, mein Sohn, denn sie ist wie ein wildes Tier, ein ungeheueres
Tier. Sie ist wie die fleischgewordene Snde, eine Snde, die in seidenen Strmpfen durch die
Straen schlendert[8] szepcze.

A siedemdziesicioletni wdz indiaski, matka Konstantego, ciao zronite z pokojem,


gadzi Kostka po jasnej gowie. Szukalski Stach z Warty na cianie, matka w fotelu, siwe wosy
jak wodospad. Jest rok 1936 i Konstanty jest pikny i szczliwy.
Pamitaj, synu, e wchodzc w ich picze, nie tylko zaspokajasz swoje zwierz,
pamitaj, e dokonujesz wtedy zjednoczenia z esencj Polski. Nie myl o tych kobietach, one s
misem: myl wtedy o Polsce. Ja jestem Polsk.
Chciabym protestowa, oszalaa, matko, to szalestwo, chciaby, ale jak protestowa,
skoro dwadziecia siedem koci matczynej doni bon skry obcignitych zwija si w kuaczek
z czterema komi palca wskazujcego wyprostowanymi i wskazuje na sekretarzyk. I mwi usta
matczyne:
Podaj mi ksieczk czekow, chopcze.
Podaje: ksieczka, piro, a matka, poruszajc tylko domi zupenie bez dre, wypisuje
czek. Pocztowa Kasa Oszczdnoci Oddzia Warszawski zechce wypaci za tym czekiem z mej
wierzytelnoci, atrament rozlewa si we wkna przezroczystego papieru, Konstantemu
Willemannowi, moje imi i nazwisko na wykropkowanej linii, tysic zotych.
I wychodzi, oblany jej szalestwem, z czekiem na tysic zotych polskich w kieszeni
marynarki, poklepywa si delikatnie po tej kieszeni i cieszy si cieniem papierowego szelestu,
stumionym mikk flanel, a szalestwo matki odklejao si od niego i odchodzio wielkimi
patami i spadao na trotuar jak martwe meduzy, a kiedy zachodzi potem do Adrii, Pod Zot
Kaczk, do Loursa, do Simona czy do Ziemiaskiej, by ju z powrotem Konstantym
Willemannem, o ktrym wiedziano, e wybra Polsk, chocia mg by pruskim arystokrat,
stryj hrabia major w niemieckiej dywizji pancernej, oficer kirasjerw i znany sportowiec. Ojciec
zhabiony swe haby zmaza krwi na froncie pierwszej wojny i zgin od polskiej kuli pod w.
Ann, podobno szuka mierci z mioci do matki. Konstanty widzia go, widziaem go kilka
miesicy wczeniej po raz ostatni.
Zamiast czarnego lskiego ora na czapce nosi czaszk i piszczele huzarw mierci, tak
twierdzia, a on, Konstanty Willemann, nosi jej nazwisko i jest Polakiem. Oto tryumf!
Pamita t czaszk srebrn na czapce, pamita czapk na czaszce z koci ojcowskiej,
pamita kocian czaszk ojcowsk na szczycie ojcowskiego ciaa, czaszk ukryt w mikkich
fadach ciaa, czaszk schowan za twarz, a jednak wyziera ta czaszka tam, gdzie j zaczepi
angielski szrapnel, wygryz kawaek, wyszarpa. Zaroso to uszczerbienie poetyck tkank blizny,

row i bezwos, zbielao, stwardniao, ale jest, i czaszka jest pod ni, ukryta, lecz odsonita,
bo blizna uszczerbienia powleka, ale ich nie ukrywa.
O, czaszki naszych ojcw i ojcw naszych ojcw czaszki! myli Konstanty.
O czaszko starego pana Willemanna, o czaszko starego pana Strachwitza, o czaszki
rycerzy, co poginli pod Legnic, o czaszki kupcw bez nazwiska, co przybyli na lsk diabe
raczy wiedzie skd, z Frankonii czy z Walonii, czaszki barbarzycw nasadzone na ostrokoy,
z szacunku lub na przestrach, wszystkie czaszki zetlae, w py obrcone, czaszki kapice
w kapilarnym krwiobiegu poerajcych je owadw, czaszki krce w yach ptasich
i z martwym ptakiem spadajce w ugr i wschodzce ytem i rosnce chlebem i zjadane przez
swoich potomkw i w ich yach krce i w ich kloakach i szambach i kanalizacjach, czaszki
spywajce ku morzu.
I czaszki pyn ku morzu, a rok jest 1937, dobry rok, szczliwy rok, Konstanty siedzi
przy stoliku na grce w Ziemiaskiej i Zakopane, i Batyk, i Krakw, w kabrioletach, na nartach,
pikniki, Stawisko, wszystko. Lockheedem srebrzystym do Wiednia, bo taki kaprys. Biae konie
w wiedeskiej ujedalni.
A teraz to wszystko zgaso, te kawiarnie i aeroplany, a ja zostaem sam w pokoju
z kuchni na ulicy Dobrej, sam, ale nie sam, bo ja i ona, wiele jej w tekach na rysunki.
Wstaem wic w kocu, otarem si przecieradem, wcignem spodnie, zapiem
szelki. Jeszcze raz przed lustro, twarz moja, opuchlizna.
Pierwszy raz zostaem sam u Sali, bo wczeniej po c miabym by u niej sam, skoro nie
potrzebuj jej wcale, to znaczy nie potrzebowaem jej kiedy.
Kiedy jej nie potrzebowa, a teraz jej potrzebuje. Wic zostaje. I otwiera teki.
A w tekach ona. Ona. Zdjcia. Rni j fotografowali, to wida, trzy Salome na jednej
odbitce, nie wiem, czy z trzech klisz, czy trzykrotnie nawietlonej kliszy jednej, trzy Salome
i adna ani troch niepodobna do mojej. Moja Salome jest jak Lilith, niesie w sobie ca kobiec
diabelsko i demoniczno, caa jej seksualno jest piekielna, kady jej orgazm jest grzechem
i kade jej spojrzenie jest grzechem, kady jej dotyk jest grzechem.
Salome na zdjciach jest dziewcztkiem. Twarz, ciao oczywicie to samo. Ale
spojrzenie nawet jeli zepsute, to jest to zepsuta niewinno. W mojej Salome nie ma ladu
niewinnoci ani wspomnienia. Salome sfotografowana nie przeywa orgazmw, Salome oddaje
si kochanemu mczynie z mioci. Moja Salome potrzebuje mczyzny dla samej siebie.

Wic nastpna teka.


Rysunki owkiem. Nie wiem czyje. Na teczce imi: Hermann. Przez dwa n. Rysunki
owkiem. Zakochany chopiec: portreciki Salome, sylwetki Salome, ycie codzienne, Salome
czyta ksik, Salome pisze list, Salome je jabko, Salome czesze wosy. Kobieta pena mioci
i pena ycia. Taka, ktr chciaoby si uczyni matk swoich dzieci nie dla aktu czynienia,
lecz po to, aby oglda j tulc malestwa w ramionach. Jake kamliwymi s te rysunki. Tak
Salome by nie mogaby, nie moe, w Salome nie ma nic z kobiet, ktre pozwalaj swoim
kroczom pkn, aby da wiatu kolejnego niepotrzebnego czowieczka.
Ludzie powinni raczej umiera, ni si rodzi, narodziny s niegodne, niskie, tak
domaga si istnienia przez pojawienie si na wiecie. mier jest czynnoci zarozumia, ale
dumn, obracajc si ku nieistnieniu, wybieramy to, co godniejsze, bo w istnieniu, w yciu jest
co immanentnie wstydliwego, istnie to jak gono puszcza wiatry przy kolacji, by jest
aonie, by jest miesznie, by jest niedobrze. Nie by to wyrafinowanie. Niebyt jest
elegancki. Wstydz si tego, e ciy na mnie odpowiedzialno za gaf bycia mn, za nietakt
narodzin, za niezgrabno tego, e cigle yj, zamiast si zastrzeli samemu albo da si
zastrzeli Niemcom i przez mier sta si czowiekiem eleganckim. Salome nie zna wstydu, ale
zna i rozrnia to, co wyrafinowane, od tego, co prostackie. Rodzi dzieci to prostactwo. Salome
nie rodziaby dzieci. Okamaa swoimi spojrzeniami, swoj dobr dla niego twarz, okamaa
Hermanna przez dwa n swoimi lokami, sukniami i zamylonym spojrzeniem przy lekturze,
Salome tak nie jest.
Wic nastpna teka. Niepodpisana.
Otwieram, znowu zdjcia. Wycigam pierwsze i chowam natychmiast. Ale jednak
ciekawo wygrywa ze strachem. W kocu jestem czowiekiem. Czowiek dlatego jest
czowiekiem, e ciekawo wygrywa ze strachem.
Patrzy. Salome, zupenie naga. Zdjcia s pornograficzne, jednak nie tylko ku
wyzwalaniu podniecenia je uczyniono. W studio. Salome i mczyni. Wielu. Salome i kobiety,
do niej podobne. Seria zdj w osobnej kopercie opisanej jako Dyjonizje. Koltko, nagie
kobiety w wiecach z lici winogronowych trzymaj koltko za nogi, za gow, kolejne zdjcia,
z kliszy prawie sycha skrzek mordowanego zwierztka, jaki dwik, jaki krzyk rozpaczy
wydobywa si z gardzieli mordowanej, mczonej kzki? Tego nie wie Kostek, ale jaki wrzask
z tych klisz sycha. Wrzask kolcia i wycie nagich kobiet. Kolejne zdjcie, kol ju

rozerwane, Salome w naszyjniku z wydartych z kolcia jelit, nagie, umazane krwi kobiety
spoywaj surowe miso, zbami odrywaj je od koci. Potem biczowanie: nadzy mczyni
siek kobiety pejczami. Jednak to nie tak jak w pornograficznych historiach z ycia angielskiej
arystokracji, to nie jest kara, nawet udawana, nikt ani nic tych kobiet nie krpuje, same
nadstawiaj plecy i zadki pod bicz, to poladki szukaj bata, jakby bl przyczynia si do ekstazy,
ktr wida na ich twarzach. Potem kopulacja.
Twarze. Na jednym ze zdj widz twarz Igi Rostaskiej. Krew kolcia.
Nie chc dalej oglda tek, w ktrych mieszkaj rne Salome.
Ogldae moje teki mwi Salome.
Jak wrcia, kiedy wrcia, nie patrzy na zegar ani na zegarek, teki le zoone tam,
gdzie ich miejsce, kiedy je odoy, kiedy je uporzdkowa? Ja wiem. On nie wie, zapomnia. Nie
wie nawet, jak znalaz si za stoem, na miejscu grubego baciara, siedzi, obmacuje opuchnit
twarz.
Ile mino czasu? Nie wiem. Zmierzcha si za oknem. Iga. Iga Rostaska na zdjciach
razem z Salome.
Znasz Ig Rostask? pytam.
Bo to przecie moe by jaki lad, jaki nowy kierunek poszukiwa, jeli bywaa na
takich orgiach u Salome, na orgiach, ktre na dodatek kto pozowa, fotografowa, to moe w t
stron naleaoby poszukiwa, czy powiedzie Jackowi, czy chciaby dowiedzie si czego
takiego o wasnej onie? I to jeszcze ode mnie, ktrego Iga w sobie nosi niezacieralny lad,
znami zostawione przez dawnego kochanka, czy ja mog mu powiedzie, e widziaem Ig na
fotografii, nag, szarpic zbami miso kolcia, wyuzdan, okrwawion, spkujc zwierzco
z mczyznami i kobietami? Ode mnie dowiedzie si tego nie moe. Ale wystarczyoby, abym
tylko ja mg si chwyci tego ladu, tej nici, Jacek wiedzie nie musi. Wic pytam po raz drugi:
Znasz Ig Rostask?
Ale Salome nie odpowiada. Wyciga za to z torebki brzow buteleczk. Pen. Daj Boe,
e pen morfiny pynnej, daj Boe, a bdzie to i ze trzydzieci, moe czterdzieci upoje,
zapomnie, odej!
Co to? pytam.
Morfina odpowiada Salome. Podaje mi buteleczk, na niej brzowa aptekarska
karteczka, oto moje pynne zoto, moje szczcie, buteleczka zawiera roztwr dwch gramw

morphinum, a wic jeli oszczdnie uywa, to dwadziecia razy zapadn si w ciepe nic. Ale
nagle wraca czujno.
Po czemu ta buteleczka bya?
Sto zotych daam mwi i oddaje mi dwiecie.
Ciepo i rado nagle widn. Sto zotych, sto zotych! Sto zotych nalecych si mojej
Heli, mojemu Jureczkowi, pienidze, ktre na ich szczcie powinienem wymienia, ich los tymi
pienidzmi poprawia, sto zotych zamienione w buteleczk mojego ciepego szczcia, mojego
ycia piknego, mojej maej, karmelowej radoci.
esz, dziwko! wrzasnem, a opuchnita twarz od tego wrzasku zaraz spyna
blem. Pidziesit moga kosztowa najwicej, reszt ukrada!
A ona miaa si. A ja, wcieky, id do kuchni schowa reszt pienidzy do pugilaresu,
ktry spoczywa w teczce, obok paczki, ktr zanie mam do pani ubieskiej, na plac
Zbawiciela.
Teczki jednak w kuchni nie byo.

ROZDZIA III

Nie ma teczki.
Mojej teczki nie ma. Stoj w plugawej kuchni mojej Salome, w kuchni, ktra nie zna
zapachu jedzenia, bo Salome w domu nie gotuje, nie gotowaa, teraz co gotowa przecie musi,
wic w kuchni, ktra nie zna dotyku ciekawych palcw dzieci, pieszczcych kredensy
w poszukiwaniu cukierkw, bo Salome nie ma dzieci. Na krzele leaa moja teczka.
Czy zemdleje? Nie zemdleje. Co jednak przescza si z podogi, drobnymi strukami,
przez pantofle i skarpetki, pod cienk skr midzy palcami, jego ciao wciga strach jak
kapilara, strach wchodzi w niego. W yach, w nogach cienkie struki cz si i gstniej
w czerni, wspinaj si wyej, przez uda i pachwiny, wyej, do jamy brzucha, grub mack
przeciskaj si midzy jelitami, znajduj odek, oplataj go i ju to czuje, jak zaciska si na
odku straszna ptla strachu.
Wikszego strachu ni przed mierci, bo przecie pamita strach pod kulami. Straszny.
W lesie midzy Grabin a Roztok, przycinici do wrzeniowych lici, a sto metrw za nimi, za
nami, sto metrw za nami wyjedaj dwa czogi, ze zej strony wyjechay, z innej strony
wyjecha miay, i plwaj na nas z automatycznych dziaek i kaemw, i rosn wok nas mae
wulkany mierci, i pkaj drzewa, a wachmistrz Koodziejczak galopem przeprowadza naszego
boforsa, a ja tul si twarz do lici i boj si, baem si, ale nie tak jak teraz. Czego si wtedy
baem? Blu? Umierania? Zniknicia? Czego?
Pukownik wykrzykuje rozkazy, jeden za drugim, dobry dowdca, wiem to przecie,
rozkazy s jasne, proste, pod takim dowdc chce si walczy, ufa si mu, wierzy si mu. Mona
pod nim umiera, bo wiadomo, e ta mier jest wtedy komu na co.
I nie, e dla ojczyzny. Ojczyzna to gupstwo, mao kto to wie, ale ja wiem. A teraz, po
przegranej wojnie, to ju prawie wszyscy zapomnieli, ale ja pamitam, e ojczyzna to gupstwo,
i wtedy pamitaem, i gotw byem umrze, bo rozumiaem te wtedy mier.
To by dziwny czas, wtedy, w tej smutnej i bolesnej eskapadzie naszej wrzeniowej, na
tym naszym poal si Boe szlaku bojowym, kiedy gwnie czogalimy si po lasach, nie
bylimy rozbitymi, ale i adnemu zwizkowi nieprzyjacielskiemu nie moglimy zagrozi, nie ta

sia ognia, mwi pukownik Rudnicki. Artylerii za mao, mwi. Koniowodni nie staj w linii,
marnuje si sia ludzka. Wszystko to tumaczy nam w tych dniach najdziwniejszych
otaczajcych kapitulacj w Warszawie, w dniach midzy wojn a niewojn, niewojn, bo te
niepokojem. Ale ju do mnie nikt nie strzela. Teraz te nikt do mnie nie strzela. Ale to gorsze,
ni gdyby strzelali, to, e zgubiem teczk.
Zanim to si wszystko zaczo, byem gotowym na mier. Od kiedy wsiadem do
specjalnego pocigu, moja karta mobilizacyjna bez czerwonego pasa, rocznik: 1909, L.g.ks
(karty) ew.an., bro (suba): kawaleria, stopie: podporucznik, nazwisko, imi, imiona
rodzicw: Katarzyna Baldur, otrzyma przydzia 9. puk uanw maopolskich w Trembowli
(nazwa formacji), rozkaz podry: patrz strona druga, powoany ma zawsze moliwo
bezpatnej podry pocigiem, Hela na peronie z Jureczkiem, to chyba najszczliwsza chwila
w jej yciu, jej m, Polak, oficer, taki pikny, wyk na konierzu zaciska si na gardle, wsiada
uan, wsiada do pocigu na wojn. Moe zgin uan, moe order przywie. Czarno-niebieska
wstka Virtuti jej si marzy, a nie dali i przecie kiedy wrciem, wiedziaa, e dali
amarantowo-bia wstk Walecznych, ale chciaa Virtuti. A wtedy notuje sobie Hela w pamici
kad sekund tego spotkania, maleki zegarek na jej nadgarstku zaznacza te sekundy, a Hela
notuje w pamici, a potem zanotuje w swoim dzienniczku malekim, malekimi, eleganckimi
literkami, napisze, e poegnaa dzisiaj Kostka, napisze o rozdarciu, jakie odczuwaa, e z jednej
strony mio, a z drugiej Polska, e chciaaby mnie zachowa, ale musi mnie odda Polsce.
Potem zamknie notatniczek, zakrci swoje wieczne piro marki Pelikan z zielonego bakelitu
i zakrci swoje oczy z ciaa biaego i zielonego, jasny prostokt okna bdzie wieci nawet przez
zamknite powieki, a ona bdzie czua sam siebie, taka ze swojej dramatycznoci zadowolona,
taka z sob Polk szczliwa, jej czyste ono dao Polsce Jureczka, a jej czyste serce oddao
Polsce mnie. Jest gotow ju teraz, w tej chwili zosta pikn czarn wdow o surowej twarzy,
gdyby jakie niemieckie czarne ptaki spady na wiozcy mnie do Trembowli pocig, tak jak
spaday na Guernic. Tak szczliwa, w swym przeraeniu i autentycznie przeraona
i autentycznie szczliwa, e mog zgin, e ona mogaby pozosta wtedy sam, wic teraz stoi
na peronie i pacze, a kada jej za jak diament. Jak ostrze wierta.
Nie czuem do niej wtedy nienawici; bya mi obojtn. aowaem tylko Jureczka,
wiedziaem, jak go wychowa, jeli zgin. Zreszt wiedziaem, e wychowa go tak samo, jeli nie
zgin. Ju po Jureczku.

A kiedy w jej twarzy przestaem widzie j sam, a widz ju tylko poznask twarz
mojego tecia i obowizki polskie?
Wic gotowym byem na mier. Nie dbaem o nic.
Wysiadem w Trembowli, miejc si z paroma poznanymi w pocigu uanami, emy
akurat na wito puku przyjechali, bo to przecie 31 sierpnia. Dokadnie rok wczeniej byem
w Trembowli, te 31 sierpnia, z on, z Jureczkiem, wito puku, jake dumna bya wtedy ze
swojego podporucznika! Poza Hel wszyscy widzieli we mnie cywila w mundurze, nikt nie mia
o to pretensji, bo w kocu byem tylko rezerwist wtedy. A miesic temu z okadem ja, Kostek, ja
artysta nieudany rezerwista zmobilizowany pomaszerowaem do koszar, dostaem przydzia
i byem na mier gotowym: wtedy i kiedy si puk zawagonowa dwanacie godzin pniej,
i kiedy wyadowalimy si pierwszego wrzenia pod Nekl, nieopodal Poznania, ca Polsk
przejechawszy.
Widziaem wtedy siebie nie jako oficera, patriot, gotowego pooy gow za ojczyzn,
lecz postrzegaem siebie, jakbym patrzy na li niesiony prdem rzeki. Byo to rozkosznym: nie
myle za siebie i rzecz nie w tym, e podlegaem rozkazowi. Rzecz w tym raczej, e niosa mnie
historia, byem jej czstk, moleku wody w strumieniu, ktry nagle przewali si przez skalny
prg i zwala si w d. Kiedy wtulaem twarz w traw, to Armia Pozna wtulaa twarz w traw.
Kiedy do mnie strzelali, to strzelali do generaa Kutrzeby, a kiedy strzelali do Kutrzeby, to
strzelali do Polski. Byem mas ludzk.
Dzi baem si inaczej. Czego si byo wtedy ba, e Krzy Walecznych dadz
pomiertnie? Losu Heli owdowiaej i synka osieroconego? W glorii bd chodzi, may rosn
bdzie w cieple ojca martwego, ale lepszego, ni byby ywym.
Bo co ze mnie byby dla niego za ojciec, nawet gdybym y?
Lepiej mi byo wtedy umrze. Szczliwi, co w piekle; w kocu nie musz ju cierpie
wiata.
Lepiej mi byo wtedy umrze.
Ale nie umarem i teraz paczka dla ubieskiej stracona, co tam by mogo, pienidze na
pewno, pienidze, ktre znikny.
Wiadomo, co o nim pomyl. e skrad. Bo kto mg skra, jak nie on? Hela: zacinite
usta i uda, wyjd. Jureczek nic nie rozumie. Endek te poznaski syczy: wisie powiniene
i wisie bdziesz, ajdaku, nicponiu, zdrajco. Wszystko stracone. Skrad, na kurwy i narkotyki

wyda. Skrad, bo mg skra, a tak w niego wierzyli, pozwolili mu by Polakiem, dumni byli,
e chce by Polakiem, a on paczk dla ubieskiej skrad, sucze nasienie, sucza krew.
Odrtwiaa twarz boli mniej. Bl znika, wszystko znika. Nawet Salome znika. Co zostaje?
Wstyd. Konsekwencje. Zacinite usta i uda.
Kiedy to si zaczo, myli, kiedy?
Kiedy sta si takim czowiekiem, jakim si sta? Gorszym czy nie gorszym? Jaki jestem,
kim jestem, co si ze mn dzieje? Kim jestem? Czy jestem? Co ze mn jest? Dlaczego nie
jestem?
Stoi jak dure, z obit twarz w kuchni Salome, stoi i patrzy w bolenie puste miejsce na
krzele, w miejsce, w ktrym pooy teczk, i daleje, rzuca si do gupich poszukiwa: pod st,
pod kredens zaglda, eb posiniaczony przy kadym skonie nabiega krwi i pulsuje, jakby mia
pkn. Ale przecie wie, e nie ma. Skoro nie ma, to nie ma.
Zabra j, Kostia, zabra mwi Salome.
Wic stao si, stao. Stao si to, przed czym uciekaem cae ycie, przed czym
prbowaem si schowa i czego si baem: skreliem sam siebie. W ich oczach. Jam
niegodzien! Uniknem wczeniej kuli i sowa tchrz, bardziej bojc si tego ostatniego,
uniknem sowa zaprzaniec, nie-Polak, to mi si nawet podobao w polskoci, e tak atwo
do niej awansowa, e atwo si sta Polakiem, kadego przyjm, to i mnie przyjli.
Pochlebstwem dla ich polskoci by kady Niemiec, ktry chcia sta si Polakiem, bo przecie
skrycie sami sob gardz, gardzimy, a jednak staem si Polakiem.
A teraz zgubiem powierzon mi paczk. Dlaczego zgubiem? Przez kobiet zgubiem?
Przez moj krew zgubiem? Czy przez to, em jej niegodzien?
Kiedy to si wydarzyo, kiedy Konstanty Willemann z miego, przyzwoitego chopca sta
si Konstantym ajdakiem, kiedy sta si cyniczny? Bo to przecie doprowadzio mnie tutaj, do
mieszkania tej wyuzdanej kurwy, u ktrej niemiecki oficer spotyka bandyt.
Co sprowadzio mnie do jej piczy, w ktrej kisz si soki tylu mczyzn, dlaczego
uciekem do tego szamba od czystego ona mojej eugenicznej ony, od jej ldwi czystych jak
polski otarz, od jej ona przypominajcego kwietn k, od tej lgni Polakw, ktra
przyjmowaa moje nasienie chtnie, aby wzrosn Polakiem, ale przecie mojego chuja
przyjmowaa z odraz, bo czy to przystoi, aby Polce kto chuja wkada midzy nogi? Cik,
ponur koniecznoci byo dla niej moje ciao. Wolaaby, abymy cia nie mieli. Ale dla Polski

znie moga i to.


Hela podczas kopulacji: na plecach, twarz odwrcona na bok, obejmuje mnie rkami za
szyj, adnych pocaunkw, bo pocaunki s czyste, a wic nale do wiata innego, nogami
obejmuje moje biodra i przyjmuje mnie, taka bezwolna, czysta i bierna, nie drgnie nawet, Hela
raczej pozwalaa mi co ze sob zrobi, ni cokolwiek robia ze mn i tylko czasem, na sam
koniec dreszcz, ktry powstrzymywaa, szed przez jej ciao jak wspomnienie innej kobiecoci,
ktr stumio w niej przeklte wychowanie.
I na pocztku mnie gupiemu to wystarczao, a potem zaznaem kurewskich sztuczek,
kurewskich wi i jkw, kurewskiego tykiem krcenia i kurewskich pieszczot, kurewskich
zgrabnych rczek na moim ciele, wszystko to oszustwo, ale jake dobrze by tak oszukiwanym.
A teraz zgubiem teczk. Zgubiem teczk, nie ma teczki.
Siebie zgubiem w ich oczach.
Nie przyjm go, wypchn go. Jak mu pomc? Obejmuj go, ukoj jego skoatan gow.
eb mi pknie.
Cae moje ycie, wszystko w gruz. W py. Niemcy rozwalili. Rydz rozwali. Hitler
rozwali. Warszaw rozwalili. Sam wszystko rozwaliem, nie ma Warszawy, nie ma Heli, nie ma
Jureczka, nic nie ma, tylko teczk ukradli, ja to wszystko wizaem w jedno, we mnie zbiegay
si wszystkie nici historii, a ja si rozpadem i wszystko si rozpado, kiedy ja si rozpadem.
Miaem wszystko, co zostao? Nic. Teczk utraci, w teczce jego cze Polaka i honor
oficera, w teczce cay on, gruby baciar skrad teczk i kradnc teczk, ukrad Konstantego,
Konstantego ju nie ma, Konstanty zosta skradzionym.
Wic c robi, ju wie i nie wie jednoczenie. Matka. Ale to nie jest dobre wyjcie, to
nie jest adne wyjcie, ale wie, a ja chciaabym go powstrzyma, chciaabym mu powiedzie: nie
id, Konstanty, do niej, ona ci nie pomoe, ona ci nie uratuje, ona wessie ci w przestwr
swojego szalestwa, nie id, Konstanty, nie id, chciaabym wyj z cienia, obj ci,
powstrzyma, dlaczego idziesz, Konstanty, gupcze, nie id do niej! Ona ju nic da ci nie moe.
Wic wychodz i jest tak, jakby ona sza za mn, nie Salome, nie matka, tylko ona. Idzie
za mn, postpuje za mn powoli, niechtnie, ale przecie oderwa si ode mnie nie moe, musi
za mn i i wiem, wiem, e jest kobiet, a raczej kobiec jest, w ywiole eskim zanurzon,
w ywiole ziemi, wilgoci i ksiyca. I nie sucham jej, tak samo jak nie suchabym w tej chwili
Salome, gdyby nawet nie milczaa, i wybiegam, drewniane schody, ulica Dobra i nagle w ty

zwrot! Przecie u niej, u Salome, zostaa moja dobra buteleczka, buteleczka pena szczcia za
sto zotych, jake j zostawi, jake j porzuci, jake nie zabra?
Poza tym przypominam sobie: godzina policyjna. Przypominam sobie: zegarek mam na
nadgarstku, sprawdzam godzin, dziewitnasta trzydzieci dwie. P godziny ju.
Wic wracam z powrotem po schodach, roztargniony i roztargany, jakby na strzpy, jakby
w kawakach wracam, jakby tylko ubranie trzymao mnie w caoci, teczka utracona, jestem,
jestem, drzwi ju zamknite, teczka utracona, zakluczone na klucz, wic wal w drzwi, teczka
utracona, wal w drzwi, gryzbym cienkie drewno, ale ona otwiera, otwiera, stoi przede mn, ona
kurwa, Salome, wic daj jej w twarz ju w przedpokoju, bo tak z ni naley rozmawia, nie
zapomniaem bicza, skoro id do kobiet, jestem Konstanty Willemann i moja jest moc, moja jest
wadza, a ona, Salome, t wadz uzna musi i uznaje, znowu jestem takim Konstantym, jakiego
zna, jakiego zdobya i omotaa i jakiemu jednoczenie, zdobywajc, si poddaa. Teczka
zgubiona.
Idziemy na ko, ko jest naszym, strzykawka zotojelca, iga i pynne szczcie
w mojej yle ju pynie, a ona, z twarz pobit, z twarz zazawion robi to, co do niej naley,
szczliwa w swoim poddastwie. Czy raczej stoj na ulicy?
Co si z tob dzieje, Konstanty?
Co si z tob dzieje, Kostia? pyta Salome.
A wic jestem u niej, jej ustami jestem objty, jestem nagi na skalanej pocieli jej
kurewskiego ka, pynne szczcie pieci mi mzg i ona mnie pieci, jej donie na moich
biodrach.
Tak jest dla niego bezpieczniej, dobrze, e nie poszed do matki, strzeg go moje chude
ramiona, strzee go mj przezroczysty wzrok, strzeg go ja sama, ale nie ustrzegam go przed t
kobiet, ktra go narkotyzuje i pieci, nie ustrzegam go przed jego matk i nie ustrzegam go
przed Polsk.
A ja zapadam si w puch, ton w melasie, moja pikna, dobra Salome, moja brudna,
zbrukana, skalana Salome, ilu mczyzn w twoim ciele znalazo ma mier? I umieram
mierci niema, umieram po stokro w jej ustach, a ona si mieje, bo wie, e jestem jej, nie
Heli, nie Polski, jestem jej, bo trzyma mnie midzy zbami i zgnie by moga, gdyby chciaa
tylko.
wiat otula mnie jak ciepa piana, owijaj si wok mnie mury stuletnie niczym

jedwabny szal, cegy jak pieszczoty, tynk jak wargi do ciaa przyoone tak lekko, e nie ugina
si ich rowa, cienka skra.
I pytam spomidzy pocieli, z przecierade i piernatw: kim on jest, Salome? Gdzie
uszed z moj teczk ten grubas ze Lwowa? Wielkiej wartoci rzecz w niej miaem, paczk, ktr
Polska kazaa mi dostarczy na plac Zbawiciela, na pierwsze pitro domu przy ulicy 6 sierpnia,
gdzie mieszka pani Teresa ubieska, i to jest wane mieszkanie, moja pikna, dobra kurwo,
musisz to zrozumie, moja wspaniaa Salome, wic musz odzyska teczk i paczk, ktra w jej
ciemnoci spoczywa, czy to rozumiesz, Salome?
A ona mieje si, krztusi i mieje.
Gdzie twj humorek, co z tob, Florek?
Co? pytam.
Gdzie twj humorek, co z tob, Florek? piewa Sala gosem Adolfa Dymszy.
Zasypiam, wsikam w pociel, wok mnie przecierada, stche powietrze mieszkania
Salome, mury starej kamienicy na Dobrej, wok mnie Warszawa, w Warszawie gdzie grubas
i moja teczka skradziona, a ja zasypiam, zapadam si, spadam, spadanie nie boli.
Budzi. Go. Mnie. Poranek. Otwieram.
Oczy. Otwiera. Obok ona. Potworna. Zegarek. sma dwanacie. Datownik: trzynastka.
sma czy dwudziesta? Okno: jasno. sma. Padziernik.
Umiecha si. Kostek te.
Ty kurwo.
Mwi. Kostek. Ja mwi. Ona si umiecha.
Jestem twoj kurw mruczy.
Jak to brzmi, a si burzy krew w yach, jak brzmi to jestem twoj kurw w wiecie
penym kobiet, ktre nie jedz, nie wydalaj i prawie nie oddychaj, s eterycznymi zjawami
nieledwie i nie zaryzykuj nawet spaceru z mczyzn, aby nie prowokowa plotek. Jak dobrze,
e jeste moj kurw, moja pikna, lepka Salome.
Mruczy. Cudownie. Zasypia. Zasypiam ja. Kostek zasypia. Ja prawie. Opiumowo zsuwa
si, zsuwam si w d, w miodow sodk melas cukrzan mdlc karmelow.
Teczka. Nie ma teczki. I nagle wszystko dotaro, dociera do mnie, wszystko si pojawia,
o Boe, o dobry Boe, ktry jeste, i ty, Boe, ktrego nie ma wcale, o do diaba, wszystko
uderza we mnie jak Panzerdivision, a ja nagle znajduj w sobie si, wszystko wiem i nad

wszystkim panuj: teczka grubas adres pistolet, zdjcia orgie bachanalia Iga Jacek szpital,
morfina Hela Jureczek mj sodki i dobry przyszo narodu te, endecja endecja korporacja
Welecja, kamienica Puawska Madaliskiego Rostaskiego rawskiego, handlowanie gotwki
wybieranie pekao, plac Zbawiciela ubieska Jarosaw i do pikna, akcja okupacja konspiracja
rejestracja, Lours Ziemiaska jadodajnia zupa poywna pukowa stajnia, i wszystko. Wszystko.
Wszystko ogarniam umysem, nad wszystkim panuj. Mam si.
Nie wie Kostek, nie wie, e adnej siy nie znalaz. To ja mu j daam, to ja go ni
wypeniam. A skd ja j bior, skd j mam?
Rozgldam si po mieszkaniu. Salome pi, naga, obnaona obok mnie obnaonego. Nogi
rozrzucone, pknicie biaych poladkw, w czarnym gszczu skryte mikkie fady
zowieszczego sromu, wrota maej mierci i wrota ycia, otcha, w ktrej mczyzna niknie,
jdro ciemnoci, do ktrego pynie si straszn rzek kobiecego ciaa, w gr tej rzeki, na
zatracenie w tym, co przed- i pozaludzkie.
Ja te nagi, czonek mski jak martwy szczur. Smrd ludzkich cia w le ogrzanym
pokoju ukada si inaczej ni w upalnej duchocie i jest chyba bardziej przykry. Siadam na ku,
odwracam si od skry Salome.
Wic teraz plan, oficer zawsze dziaa wedug planu.
Po pierwsze, odzia si.
Odziewam si. Jak zimno, nie ma wgla w Warszawie.
Co dalej? Koszula zapita, krawat zawizany, buciki zasznurowane, szelki rwno zapite,
kamizelka zapita bez dolnego guzika, marynarka wymita paskudnie, cinita w kt, trudno, jest
wojna, nie pora paka nad wymit marynark. Kastet na pododze, wic do kieszeni. Co dalej?
Teczka. Po teczce Iga. Iga na zdjciach w tekach Salome. Ale najpierw teczka, w niej
paczka.
Aby odnale teczk, musz dowiedzie si, kim jest gruby lwowski baciar i gdzie moe
przebywa.
Tak dziaa oficer, wanie tak: adnych emocji, racjonalny, opanowany, spokojny, i takim
jestem: racjonalnym, opanowanym, spokojnym.
Salome moe by jedynym potencjalnym rdem informacji o baciara whereabouts, jak
mwi Anglicy. Whereabouts, pikne sowo, baciar, Szczepcio i Toko w jednym tustym ciele,
przeklty, niech go pieko Jak mwi Anglicy?

Nie. Tak nie dziaa oficer. Nie unosi si. Emocjami. Teraz jestem oficerem. Rezerwy, ale
oficerem przecie. Podporucznik rezerwy Konstanty Willemann, dziewity puk uanw
maopolskich, czwarty szwadron, dowdca trzeciego plutonu, odznaczony Krzyem Walecznych.
Jestem ju odzianym. Dobrze. Plan: gdzie jest baciar? Salome. Sama nie powie. Mnie nie
powie? Nie powie.
Sterroryzowa. Tak jest.
Kuchnia, kuchenny n, nie ma noa, jest tasak, na pododze ley tasak solingen, ktrym
grubas zamierza mnie zabi, ale Salome mu nie daa. Z tasakiem na Salome okrakiem. Nagle
robi mi si niedobrze, robi mi si mdo i rzygam, wymiotuj na podog, sam nie wiem czym,
resztki jakie cakowicie strawione, , zawrt gowy, opieram si o ko, dalej siedzc
okrakiem na tej piknej, podej kurwie.
Kurwa budzi si, odwraca si pode mn na plecy, jakby w wi si w mokrej doni,
jakbym adnej nie mia nad ni wadzy. Naga, pikna, jej piersi pene cudnie rozlewaj si pod
pachy, ale teraz jestem oficerem i musz odzyska teczk. Smrd jej ciaa wciera si, wsika
w materia mojego zimowego ubrania.
Gdzie znajd tego grubego? pytam najkonkretniej, najprociej, tak jak pyta naley,
tak wanie.
Salome patrzy mi prosto w twarz i nic nie rozumie, jeszcze si nie przebudzia i nagle
rozumiem, szukam wzrokiem buteleczki penej szczcia, dobrej buteleczki, i jest, jest, widz,
jedna trzecia ubya, ile morfiny zmarnowaa ta ciemna, plugawa sucz, pytam sam siebie, ile
w swoje yy brudne wpucia?
Ale, ale, ale, nie czas na takie pytania, takie pytania s nie na czasie teraz, teraz jestem
oficerem, teraz mam plan. Do planu dopisa: skd wzia Salome dobr buteleczk pen soca,
tczy i radoci, ten kontakt Salome wyjani, ale to nie teraz, to potem, po teczce, paczce oraz
Idze.
Uderzam j w twarz, mocno, gowa podskakuje i si przekrca, dr piersi mikkie,
jakbym w lustrzan to stawu kamie wrzuci. To nie po dentelmesku, nie po oficersku, oficer
nie daje w twarz nawet dziwce, dziwce tak piknej i mdrej jak Salome, ale teraz ona nie jest
kobiet, teraz jest w posiadaniu informacji, a ja jestem oficerem j przesuchujcym, a poza tym
w twarz daem jej, aby j przebudzi, to to prawie nie jest przemoc, tak w twarz da dla
otrzewienia. Wic daem. Wic obudzia si. Tasak w mojej lewej rce i nagle mi wstyd tego

tasaka, czybym tasakiem rba zamierza moj pikn, dobr Salome? Przecie to niemoliwe,
sama groba wyda si tak gupi Wic tasak niknie gdzie w pocieli, ja bior j za twarz,
ciskam jej policzki, trzymam j w doni i pytam, kade sowo rozdzielajc pauzami zowrogimi:
Gdzie znajd grubego mw!
Sycz, nie mwi, musz by straszniejszy od grubasa, musi si mnie ba bardziej ni
jego, mn musi by przeraona.
A ona jczy co, nieartykuowanym jest ten jk, ona jeszcze spada, ona jeszcze gboko
w melasie sodkiej miodowej karmelowej.
Bior wic dzban z umywalni i chluszcz na ni chluszcz. Budzi si budzi.
Konstanty, dlaczego mwisz to wszystko na gos?
Kto pyta, czy to Salome pyta, Salome nie pyta, milczy Salome, czy ja mwi na gos, cay
czas mwi?
Ja pytam. Konstanty mnie syszy. Mwisz swoje myli, Kostek, cay czas, na gos.
Czy ja cay czas mwi?
Werbigeracje, natrctwa, mwi, ycia codziennego psychopatologia, sowa powtarzam,
sowa.
Werbigeracje, natrctwa, ycia codziennego psychopatologia.
Kostia, ja nie panimaju nicziewo, co ty, Kostia, co?
Ten jk jest artykuowany, konkretny, ten jk rozumiem.
Gdzie znajd grubego, jak si nazywa, mw, kobieto!
Odwraca si, twarz w poduszk, jczy.
Pi mnie daj szepcze przez pierze, przez poszewk.
Dam ci ja pi, kurwo jedna plugawa! Wcieko i rzucam si na ni, twarz jej wbijam
w poduszk, trzymam za kudy na potylicy, plecy przyciskam kolanem, a gow wbijam
w poduszk, w materac. Dusi si.
Tak nie postpuje oficer. Daem si ponie emocjom, Kostek da si ponie emocjom,
tak nie wolno, ale skoro ju si tu znalazem, to teraz wycofa si nielzia, verboten, nie mona si
wycofa, wic wrzeszcz, gdzie gruby, wrzeszczy Konstanty Willemann, podporucznik rezerwy,
dziewity puk uanw maopolskich, czwarty szwadron, trzeci pluton, trzy sekcje liniowe, sekcja
rcznych karabinw maszynowych, goniec, koniowodny jeden na sekcj, tylko jeden, wszyscy
ludzie na lini, pluton spieszony bagnet noc tyralier szeptem tyralier nisko noc w las uanw

dwudziestu siedmiu, Hawryluk, Nowak, rudy Kowalczyk, starszy uan Bociga z erkaemem, za
to bez grnych siekaczy, elegancko spluwa przez t szczerb i bardzo cicho szeptem klnie kurwa
wasza ma hitlerowska psy jebane szkopy niemieckie, celowniczym jest w sekcji szczerbaty
starszy uan Bociga, karabinowym gruby Hajke, Ziemba, Kiniewicz, id wszyscy, mj pluton,
granaty kto niesie? pij, kolego, w ciemnym grobie, niech si kurwa przyni tobie. Cicho.
Tyralier. Gazie i licie.
Teraz, teraz, dlaczego teraz? Salome?
Szwadron cekaemw, rotmistrz Chocho i cekaemy, cekaemy wz. 1930, Grudzidz,
w Grudzidzu podchory Willemann, a z nim wachmistrz rodem z carskich uanw, czym jest
cekaem wz. 1930, paausta, melduj posusznie cekaem wz. 1930 jest broni samoczynn
zespoow, przeznaczon do wspierania piechoty i kawalerii w ich dziaaniach za pomoc ognia
poredniego i bezporedniego, no niech wam bdzie, charoszo, Willemann, siadajcie, pluton na
jukach pluton na taczankach tuste lufy stroczone na koniach jucznych wedle regulaminu, jeden
ko karabin wraz z podstaw dwie skrzynki amunicji drugi ko cztery skrzynki amunicji wodnik
niezbdnik zapasowa lufa kolba do strzela p-lot trzeci ko sze skrzynek amunicji podoficer
luzak goniec koniowodny karabinowy.
Boe, co si ze mn dzieje, co si z tob dzieje, Kostek, Salome ciko apie oddech,
Konstanty oddycha ciko obok, puci j, oddycha oparty o kredensik, jaki las, jaka tyraliera,
nieprzyjaciel na lewym skrzydle, na Boga, zaadowa, zabezpieczy, niesie si noc cich noc
len zgrzyt zotawych mierci wsuwajcych si mionie w komory, wyskocz z nich wypalone,
dymice i nasieniem lufy splun, szczkaj skrzydeka bezpiecznikw, na Boga, co si z tob
dzieje, Konstanty? Hawryluk, podajcie granaty do pierwszego szeregu, szeptem.
Salome ju na ku, od kiedy na ku, Salome wcinita plecami midzy poduszki,
zupenie otrzewiaa, zupenie przebudzona, zupenie przytomna, obiema domi ciska tasak
i wyciga go przed siebie, a przecie tasak nie posiada sztychu, ktry ostrym swoim punktem
odgradzaby Konstantego od niej. Jej twarz czerwona, posiniaa prawie, odcinita mapa
poduszki na tej twarzy, nag jest Salome, przeraon i tust, cikie cyce, okrgy brzuch, a nad
moj gow, wysoko, cyknicia cykad mosinych, jcz dziurawione drzewa, lec nam na
gowy gazki igy licie jak zielony nieg, jak dziecice figle, co si dzieje, nie wiem, nie wiem?
Ale kapral z mojego plutonu wie. Cekaem, krzyczy razem ze zgrzytem odlegej serii jak darte
przecierado, teraz rozumiem, teraz wiem, kry si, krzycz, kry si, szarpi si z kabur, po co,

po co, po co? Dajcie erkaem tutaj erkaem!


Kry si!
Kostia, z uma ty zszed, Kostia, co z tob? mwi niby zwyczajnie, a jednak krzyczy,
boi si, dobrze, dobrze, dobrze. Salome.
Wracam. Nie ma lasu. Nie ma cykad. Jest kamienica, Dobra ulica.
Ju bliej, ju jestem bliej. Siebie, jej bliej. Ju na miejscu.
Ty mnie dusi! pacze z wyrzutem Salome. Ale tasak odoya.
Gdzie znajd grubego? pytam.
Nagle wytrzewiaem, zupenie, czysto.
Gdzie znajd grubego?
Boi si mnie. Boi.
Ulica Leszno, numer szedziesit, naprzeciwko sdu grodzkiego. Obok pogotowia.
Mieszkanie numer trzynacie, czwarte pitro. U siostry si tam zatrzyma mwi nagle trzewo,
bez oporu, jakby podawaa mi adres nic nieznaczcy, i podaje go konkretnie, jak trzeba,
precyzyjnie.
Jak nazwisko?
Tumanowicz.
mieje si. miej.
Gupio.
Salome wzrusza ramionami.
Kajetan. Kajetan Tumanowicz, ze Lwowa.
Wiem! Czyli wiem ju, co wiedzie mam. To, co wane. Teraz: wyj!
Drzwi za mn zatrzanite, zbiegam po drewnianych schodach, wybiegam na ulic, api
oddech, jestem, jestem, wyszedem. Morfina zostaa u niej. Nie chc morfiny.

ROZDZIA IV

Witaj, Warszawo zgwacona!


Poranek.
Plan: Tumanowicz Kajetan, rodem ze Lwowa.
A buteleczka pena soca i tczy, pynny umiech dziecka, pynne lody malinowe
doylnie, co z moj butelk pen dobra i ciepa?
Zostawiem u Salome. Wzi jej ze sob nie mogem, musiaa tam zosta, mam przecie
plan. Jestem oficerem, oficer swoje musi wykona, swoje ma do zrobienia, inaczej by nie moe,
a z buteleczk w kieszeni bybym jak zakochana pensjonarka, buteleczka musiaa zosta
u Salome.
Zdziwia mnie sia wasnej woli, jake jestem dzielny, oddany krajowi i obowizkom,
w kocu Salome najpewniej odurza si bdzie za moje pienidze tak dugo, a w jej yach
czarnych cae moje szczcie przepadnie, w ni wsiknie, na zawsze mnie odebrane. A jednak nie
zabraem buteleczki ze sob, jednak zostaa u niej.
Co teraz?
Do domu i nie mog, bo Hela zapyta, co z paczk, czy odniosem, co mwili, czeka
bdzie odpowiedzi. Wic musz wrci.
Dzie jest pikny.
I nagle samo wraca. Mundur, pistolet, rozkazy. Dwa tygodnie temu, no, niecae trzy,
stoimy na Grskiej, nieprzyjaciel w odlegoci szturmowej, fort Dbrowskiego ju stracony,
Antek Wieniawski z drugiego szwoleerw mia odbi, ale przecie wszystko ju stracone,
Sowieci weszli, Niemcy ju w Warszawie, a tutaj Rudnickiemu szwadron przydzielili z brygady,
eby nasz puk wzmocni i tym szwadronem Wieniawski fort mia odbi. Ale nie odbi, zmietli
go po drodze, szwadron si rozsypa pod ogniem, wic stoimy. Ca drog do Trembowli
pocigiem i z Trembowli pocigiem i konno i pieszo, eby wojn skoczy o kilometr od
wasnego mieszkania. Ludzie pochowani po piwnicach. Trup kobiety rozerwany na wysokoci
bioder na dwoje, strzpy wntrznoci, czarne wosy onowe na tym ochapie ludzkim, dwie tuste
nogi, na jednej poczocha i pantofel, obok trupa dziecko, dwuletnie moe, nietknite, zupenie

nagie, ywe, pacze bezgonie, usta szeroko otwarte, dziecko cae biae, jakby kred natarte,
prbuje jakie wycie z tych ust wydoby, ale mu si nie udaje. A za nim dom pochodnia, trzy
pitra, z okien trzeciego powiewaj sztandary rudego ognia, czarne kity dymu.
Kto zabierze to dziecko, pytam, kto je zabierze? Ksyk bierze je w ramiona, biegnie
z nim gdzie, mundur cay powalany na biao, oczy otwarte bardzo szeroko. Nie pytam.
Takie wojowanie na Mokotowie, kawaleria w Warszawie. Na Polu Mokotowskim lduje
jaki samolot, ostatni polski samolot, jaki widziaem, dziwnego typu, ale podobny do karasia.
Jak to brzmi, wojowa na Mokotowie, jak to brzmi, wojowa na Czerniakowie, jak to
brzmi, kiedy wrg naciera przez Wilanw, od poudnia, aden wrg nie powinien naciera przez
Czerniakw, adne walki nie powinny toczy si na Mokotowie, na Mokotowie si mieszka i pije
kaw w sklepokawiarni firmowej Wedla i czekolad na gorco, dom z czekolady, Jureczek
macha do mnie zza C w wielkim sowie CZEKOLADA na dachu naszej wedlowskiej
kamienicy, na ulicy stoi mj ty opelek, opelek mj zaparkowany sta, jak moe po tej ulicy i
niemiecki onierz, jak mog po niej jecha niemieckie mae czogi, skoro sta na niej mj ty
opelek olympia z rozkadanym dachem, mj kabriolecik, w ktrym woziem on i rne kurwy
te w nim woziem?
A jednak jechay mae niemieckie czogi Czerniakowsk i Puawsk, jechay te
i wiksze, ze wschodu jechali Sowieci, wic nawet lepiej, e czogi niemieckie, nie bolszewickie
jechay Czerniakowsk, a moim opelkiem pewnie jaki genera albo inny inspektor tusty nawia
do Rumunii, daj Boe, e go po drodze szkopy z samolotu rozwaliy, pociski z lotniczego kaemu
dziurawi brezent na dachu mojego opelka, a moe jeszcze lepiej, ciepo byo, wic jecha
z otwartym dachem, wic seria tak si uoya, e dziurki zrobia tylko w grubym generale i jego
kurwie, ktr zabra ze sob, on i dzieci jeszcze w sierpniu do Parya albo gdzie tam
odesawszy, wic sczez genera z gow na kierownicy, a mj opelek po prostu zwolni,
zatrzyma si na szosie i czeka na jak yczliw dusz, ktra si jego t blach czule
zaopiekuje, kabin wymyje z krwi.
Albo moe gdzie pod Buczaczem albo Tarnopolem generaa z opelka wycignli
Sowieci, obdarli do cna, kurw generalsk zgwacili i zabili albo uczynili z niej kurw
komisarsk, i dalej kurwa moim opelkiem jedzi, na przedniej kanapie u boku czerwonego
komisarza Tego im wszystkim ycz. By ju mj opelek pod Buczaczem i Tarnopolem, taki
rajd mielimy, mj opel, dwa chevrolety i trzy polskie fiaty, dwie piset semki i jedna piset

osiemnastka, dokadnie pamitam, przez automobilklub organizowalimy i nawet w gazecie byo,


skad niezbyt luksusowy, niezbyt elegancki, ale rajd i tak by pikny, pumpy mielimy
i kaszkiety, a panie nawet czapki skrzane, pilotki i okulary lotnicze, Hela miaa okulary lotnicze
i gwnie z otwartym dachem jechalimy, szos numer osiem, ale do Rumunii nie wjedalimy,
chocia najpierw by plan, eby pojecha do Chocimia, ale nie pojechalimy, zwiedzilimy tylko
Okopy witej Trjcy, a pniej z powrotem, wizyta w puku w Trembowli, Tarnopol, Lww,
Tomaszw, pikna szosa do Lublina i Warszawa.
Ale kiedy to byo, kiedy?
Trzy tygodnie temu w Warszawie pojechaem z Rudnickim do generaw, co radzili, jak
tu adnie podda stolic i ukadali sobie w gowach adne zdania do biogramw
w encyklopediach i sownikach biograficznych, podobno ten samolot ostatni przywiz rozkazy,
rozkazy a z Rumunii od Rydza, a potem znowu do puku, na Grsk, midzy sterczcymi
fiutami pelotek i midzy spojrzeniami celowniczych i supami reflektorw, u nas jaka
zwyczajowa strzelanina i wtedy pojawia si pomys, eby jak bro zakopa, podpowiadam:
u nazaretanek. Tak piknie jak z powieci: bro i w klasztorze. Zakopa. Co prawda to rwnie
szkoa, a to troch mniej jak z powieci, bo jednak yciem uczennic czy przystoi ryzykowa?
Ale jako zostaj te nazaretanki. Ksyk, may, wsaty Ksyk nie chce o niczym sysze, jak
to, bro zakopa, on z broni umrze, nie zakopie, ale z reszt si dogadujemy, Rudnickiemu ani
sowa, bo po co.
Znajduje si skrzynia, bardzo godna, blaszana, zalutujemy j, potem dugie dyskusje, co
do rodka? Czy na wojn, czy na partyzantk, czy na konspiracj? W kocu, ruskim targiem,
ustalilimy, e karabinkw nie dajemy, bo szkoda miejsca, do rodka id trzy erkaemy, troch
pistoletw rnych, kto co mia, par visw, kilka parabelek, w tym moja, z dug luf, jaki
hiszpan i duy brauning trzynastostrzaowy, ale tak wybralimy, eby wszystko dziewitki, bo
tylko dziewitek mamy jeszcze kilka pudeek, Bielecki si upar, eby jeszcze dooy par
damek, szstek i sidemek, takich, co si w kieszeni zmieszcz, e w robocie konspiracyjnej
bardzo potrzebne, tak mu starzy bojowcy z POW mwili, wic dalimy kilka damek, gwnie
astry i jakie walthery, ale amunicji do nich mao, razem moe setka szstek i sidemek. Poza
tym granaty. Chcielimy jeszcze jeden dugi karabin przeciwpancerny schowa, nowiutki, dali
nam dopiero przy mobilizacji, ale do skrzyni si nie zmieci, wic postanowilimy go zakopa
obok, luzem, trudno, dugo tak nie przetrwa, ale moe chocia troch, zakonserwowalimy

smarem, brezent nieprzemakalny, sznur, smar, znowu brezent, moe przetrwa.


Mielimy si czym zaj przynajmniej. Paru uanw si wzio do pomocy, uroczycie
zaprzysieni do tajemnicy, skrzyni zalutowali, przysidze nikt nie dowierza oczywicie, wic
wybralimy tych, co i tak wracali do Trembowli, za sowiecki kordon, do rodzin. azikiem
zawielimy do nazaretanek przy Czerniakowskiej i poszlimy gada z siostrzyczkami.
Oczywicie siostrzyczki zachwycone, co si tam poobawiay troch, ale tak pro forma, uani
tacy pikni prosz, szarmanccy, oficery, w imieniu Rzeczpospolitej, jake tak Rzeczpospolitej
odmwi, siostrzyczkom dray kolanka jak kadej Polce na widok oficera uanw, a jake, wic
nie odmawiaj, w ogrodzie d kopiemy, skrzynia w d, zakopujemy, jest noc, stoimy nad tym
doem, jakbymy co chcieli w nim pochowa, jakiego trupa, stoimy w zielonych mundurach,
wyki na szyjach si wij, smycze, pasy, koalicyjki, kabury, mapniki, oficerki, ostrogi,
rogatywki i napletki, wszystko tak, jakby znowu upadao jakie powstanie, jaka insurekcja,
a my, polskie oficery, zakopujemy bro na przyszo.
Moe zreszt tak wanie byo, moe te dwadziecia jeden lat Polski byo wanie tak
przeduon insurekcj, mwimy o tym wtedy melancholijnie, smutnie, Ksyka nie ma midzy
nami, wic nie zagusza nas dziarskim pohukiwaniem i wtedy czuj si, czuem si Polakiem,
byem Polakiem, potem przenosz nasz puk na Piusa XI, potem kapitulacja, szalestwo Ksyka,
ktry chce wzi szwadron i zgin, bohatersko zaszarowawszy pozycje nieprzyjaciela. A moe
wcale nie chce, tylko uzna, e tak wypada, eby oficer chcia. Rudnicki mu perswaduje, Ksyk
szarpie konierz munduru, jakby mia haftki rozerwa, czochra si po wsach, rotmistrz Chocho
mwi, e te broni nie zoy, bdzie si przebija z ochotnikami zbrojnie do Rumunii, na
poudnie, a Rudnicki potem kae mi i do domu, przebra si w cywilne achy tak mwi
o moich strojach: achy! i przypomina tylko: Willemann, nie puszczam pana, aby przesta pan
by onierzem, puszczam pana, eby mg pan by onierzem dalej, walczy na innym froncie.
Paskie umiejtnoci, panie Willemann, bd teraz na wag zota, nie moecie gni w obozie i ja
te zreszt nie zamierzam. Ale pan, z pana niemieckim, ze znajomoci nieprzyjaciela, pan musi
dalej walczy dla Polski. Wedle rozkazu, panie pukowniku. Ucisk doni mski bardzo.
I moe wtedy tak mylaem, wtedy bardzo byem Polakiem, w klsce polsko mnie
przyja, w brudnym mundurze z gwiazdkami podporucznika po jednej na kadym epolecie,
mylaem, e pjd do domu i bd walczy dalej.
Warszawa oddycha ciko, w spalonych, zbombardowanych zakadach Rektyfikacji

Warszawskiej pryzmy wgla sypi do elektrowni, ziemia unosi si i opada w rytm oddechu
Warszawy, Wis Warszawa podmywa obolay srom.
Skd, dlaczego takie porwnania cay czas? Co si z tob dzieje, Konstanty? Chciaabym
otoczy ci ramionami, chciaabym ci tuli jak matka, caowa twoje powe wosy, jak matka
nigdy nie caowaa, ale nie mam ramion i nie mam ust, mog tylko i za tob.
Ulic Dobr, moj dobr ulic sun wszy ludzkie, mendy rowerw i jedna pluskwia
doroka konna z grubym dorokarzem. Nie ma tramwaju, ktry zwykle jedzi po Dobrej, nie ma
mojego opelka tak bardzo, jakby go nigdy nie byo, c wic robi? A Warszawa jest wielk,
piechot wszdzie pj nie sposb.
Pana piknego gdzie zawie?
Co na ksztat rykszy. Rower, z przodu dwa koa i cakiem towarowa paka, wyglda
bardzo niewygodnie i cakiem niebezpiecznie, chwiejnie, ale minie zasiadajcego na siodeku
jako dopchay wehiku a tutaj.
Ogon roweru obsadzony chudym kierowc w pumpach, brudnych podkolanwkach
i w cyklistwce.
Na Czerniakowsk do nazaretanek komenderuj, jakbym wsiada do takswki, i wa
na pak, siadam jako, podcignwszy kolana pod brod, i siedz jak yd na wozie, nie jak
dentelmen w podry. Ale dentelmenw ju nie ma dawno.
Wic pojechalimy.
Se pan szanowny poczyta zajcza ponuro cyklista, gosem jak z kanalizacji. Poda mi
Dziennik Urzdowy Miasta Stoecznego Warszawy. No to czytam, oparszy gazet o kolana.
Zawiadomienie

o wykonaniu

wyroku

mierci

na

kierowcy

samochodowym

Karolu

Leszniewskim. Za ukrywanie broni w mieszkaniu.


Widzisz pan, niemieckie porzdki. Dwadziecia lat temu tak samo byo, mody byem,
ale pamitam, panie. Teciowi mojemu witej pamici kuzyna rozstrzelali. Szabrowa, po
prawdzie, ale eby tak rozstrzela od razu? Te Niemce, panie kochany, zawsze tak do
rozstrzeliwania chtne.
A wic nie yje Leszniewski Karol, kimkolwiek by, c mnie po tym, c mnie to
obchodzi, e nie yje, tyle mnie to obchodzi, e informuje o niebezpieczestwie posiadania
broni i chodzenia z broni, ale kto tu bdzie chodzi z broni?
Minlimy stojcych przy ulicy sprzedawcw wszystkiego, karteczki na murach, nie

czytam, bo mnie nie interesuje, kto tam kogo szuka.


Piknemu panu jakiej sierotki nie trzeba, eby si ni zaopiekowa w celu mniej lub
bardziej matrymonialnym za niewielk opat? zajcza mi nad uchem rykszarz gosem
kanalizacyjnym, dyszc i sapic i cisnc na peday.
Wzruszyem ramionami, jakby mi tego wanie teraz brakowao, sierotek, aby si nimi
opiekowa.
Rne s cign rykszarz. ydweczka jedna jest, sodka jak mid, tylko bra,
cycuszeki, panie miy, jak brzoskwinki. I tylko by si piecia, taka jest. Temperament, wisz
pan. I naszych dziewczynek par, brunetki, blondynki, sam pan wisz, panie dobry. Na godzink
albo na stae, jak se pan chcesz. Moe zawie, pokaza, wyprbowa?
Na Czerniakowsk zawie odparem, bardzo dumny z mojej moralnej przewagi nad
wojenno-cyklistowskim monsieur Alphonse.
A ten depta peday i dalej dysza mi do ucha swoj mantr:
wiee, zdrowe, adne tam kurwy, panie szefie, sierotki, mama w bombardowaniu
zabita, tata na froncie zgin, trzeba si zaopiekowa, to si zaopiekowao, eby toto nie pogino
w zawierusze, a jaka skra, panie pikny, bielusie, pachnce, gadziutekie, cycuszki, panie,
dupcie tuciutkie.
Panie, we pan, co mi pan tu rajfurzysz, mnie kurew nie trzeba, do mam kopotw
odburknem w kocu.
A woowiny pan nie chcesz kupi? sapa, niezraony. Pierwsza klasa. wieusia.
Prosto z krwki. Cymes. adna tam konina, misko, panie, jak przed wojn.
Panie, jed pan uciem.
Zamilk w kocu, tylko sapa i wysapa si z Solca w Ludn, obok gazowni, a z Ludnej
w Czerniakowsk i daleje sapa Czerniakowsk, domki drewniane, kamienice murowane, wiele
spalonych w bombardowaniach, rowery, wzki, na wzkach wyrwnuj si klasy jak ciecz
w naczyniach poczonych, dobra zmieniaj wacicieli, rodziny zmieniaj mieszkania ze
zbombardowanych na nory w suterenach, obok terkocze azik niemiecki z samotnym kierowc
w okrgych okularach, doroki konne, obok doroek wozy czternastoosobowe, ludzie zgwaceni
na zgwaconej Czerniakowskiej, rykszarz i ja.
A na cianie wypalonego domku podarte papiery: obwieszczenie o mobilizacji, ktre
mnie samego tak niedawno, wieki temu, zawiodo do Trembowli, plakat z ap hitlerowsk

i dgajcym j dzielnym onierzem, Wara!, i podarty afisz jeszcze sprzed wojny teatr letni,
Serce w rozterce. Nawet na to poszedem, dwa razy, raz z Hel, a raz z Sal.
Ja: cywil. Ja: niezarejestrowany oficer rezerwy, pokonany Kostek, rozbity Kostek,
Kostek, ktry zgubi paczk, ktr powierzya mu Polska, Kostek kurwiarz, Kostek morfinista,
Kostek pusty w rodku, wydrony Kostek, Kostek kurczowo ciskajcy wte porcze
rykszowej aweczki, ucho wypenione sapaniem rykszarza rajfura.
Mijamy koszary szwoleerw, tu nas przenieli po kapitulacji z Piusa XI, caa kawaleria
tam staa w koszarach, jeszcze z broni, bo kapitulacja honorowa, wszyscy powtarzali to jak
zaklcie, honorow jest ta kapitulacja, honorowa nasza kapitulacyjka, z honorem, honorowo
kapitulujemy, oficerowie do obozw z broni bia, na znak, e kapitulacja jest honorow, rzyga
mi si chciao ju wtedy, a co dopiero teraz.
Po honorowej kapitulacji w koszarach dostaem swoj wstk i krzyyk blaszany, po
salach oficerskich i onierskich straszne picie, nawet podobno jakie baby byy, diabe wie gdzie
znalezione, ale jam ich nie widzia, potem ostatnia zbirka i do domu, jak kaza Rudnicki, do
domu, mundur spalony, smrd straszny od palonych oficerek.
I za koszarami zaraz: zakad sistr nazaretanek. Wysiadem, zapaciem, obcignem
marynark, poprawiem kapelusz i poczuem nagle, jakie straszne mam dreszcze, jakby to cay
wiat mn trzs, ale nic to, poszedem, trzeba i.
Na dziedzicu zakadu wesoa krztanina. Siostrzyczki w czarnych habitach uwijaj si,
uczennic nie wida, jaki kleszka mody te si krzta, wszedem krokiem pewnym, tak trzeba
i.
Sucham pana? zagadna mnie siostrzyczka w biaym welonie, zaponia si zaraz
pod moim spojrzeniem, ja te pomylaem sobie zaraz, e, ech, marnuje si liczko takie
Ale nic to, nie czas na takie bzdury teraz, nie czas! Teraz trza si zaj powanymi
sprawy, naprawi, co si zepsuo!
Z siostr Eulali musz mwi rzekem bardzo pewnym gosem, jak nie ja, albo raczej
jak ja dawny, ja sprzed wojny, ja w olympii tej i w Ziemiaskiej, bon vivant i bywalec, nie ten
drugi ja, morfinista, kurwiarz i zdrajca, ani trzeci ja, oficer pokonanej rezerwy.
Wic rzekem, co rzekem, patrzc w oczy tej maej siostrzyczce w biaym weloniku.
Herbaciane, wielkie oczta, leniwe i wilgotne, jak nie zakonnicy, pikne oczy, a mi krew troch
zawrzaa.

Bo od pojutrza lekcje zaczynamy. Posprzta naley powiedziaa, jakby si


tumaczya z tej krztaniny przed inspektorem z samego Watykanu.
Wzruszyem ramionami i tak si piknie odbijaem w jej oczach: taki pikny Konstanty
Willemann.
A, siostra Eulalia, tak Prosz.
Poszedem za siostrzyczk, spod habitu usiowaem domyli si kibici i bioder, i czeg
tam ona pod tym habitem nie miaa, jednak si nie domyliem, a ona wprowadzia mnie do
budynku i do pokoiku, gdzie, jak si okazao, siostra Eulalia raczya urzdowa za skromnym
biureczkiem, sama w wieku nieokrelonym, z bezurod starych wyschnitych na wir panien,
o ktrych nie sposb rzec, e brzydkie, ani e adne, ani stare, ani mode, bo z innego wiata,
jakby nigdy nie byy kobietami, pmskie, honorowi mczyni w habitach i z pci zwid
w barchanach.
Wszedem do pokoju z kapeluszem w doni, siostrzyczka w weloniku biaym staa za
mn.
Siostra Eulalia wpatrywaa si we mnie, nie rozumiejc, czego mog chcie, nie
poznawaa mnie, ale nagle co przeskoczyo:
To pan powiedziaa cicho.
Tak jest, siostro powiedziaem tak, aby brzmiao jak najbardziej po wojskowemu.
W sprawie, no pakunku?
Tak jest, siostro.
Siostra Eulalia odesaa nowicjuszk gestem bardzo dobrze wywiczonym. Siostrzyczka
w biaym welonie zareagowaa sprawniej, ni moi uani reagowali na moje komendy.
Czy to nie za wczenie? zapytaa.
A wic siostra Eulalia jest nie tylko wadcza, ale rwnie inteligentna. Bo przecie
rozumie dobrze, e dwa tygodnie po kapitulacji erkaemy nikomu do niczego potrzebne by nie
mog, nawet Niemcom na wiele si te nasze cakiem dobre erkaemy nie zdadz.
Ale dziki Bogu, w ktrego nie wierz, bo jestem czowiekiem nowoczesnym, potga
form, w jakie ukadaj si relacje midzyludzkie, jest po mojej stronie. Przecie zakonnica nie
zarzuci kamstwa oficerowi. Przecie nie odmwi mi dostpu. Zwaszcza e nie powiem jej, po
co mi bro.
Racja stanu powiedziaem. Gupio, ale powiedziaem.

Sucham? zdziwia si siostra Eulalia.


Polska brnem. Polska potrzebuje teraz tej broni.
Ale ju, teraz? I pan tak sam
Prosz siostry uciem, bo czas najwyszy. Tajemnica. Rcz honorem polskiego
oficera.
Eulalia milczaa, siostra Eulalia. Najpewniej wiedziaa, jak tanio chodzi teraz honor
polskiego oficera. Moe miaa ju do czynienia z jakim generaem. Dbem-Biernackim
chociaby. Albo innymi legionistami. Wic wpatrywaa si we mnie, jakby widziaa przeze mnie
na wskro, jakbym skr mia przezroczyst i jakby cae moje plugastwo stao przed ni
obnaone.
Ale forma relacji midzyludzkich jest potniejsza od logiki podejrze!
Dobrze powiedziaa po prostu.
Naleao wic dziaa.
Bro zostanie tam, gdzie jest. Potrzebuj tylko wyj ze skrzyni jeden pistolet. Taki
dostaem rozkaz. Mao tego: bd potrzebowa pomocy przy wydobyciu, otwarciu i ponownym
zamkniciu skrzyni, bo nie dysponuj adnymi ludmi w tej chwili.
Eulalia wpatrywaa si w moje plugastwo, jakby patrzya w kloak. Widziaa: miaa oczy
tak przenikliwe, tak potne, e widzie musiaa.
Ale forma jest potniejsza od jej oczu.
Dlatego w imieniu Rzeczpospolitej dam od siostry udzielenia mi pomocy przy
odsoniciu, otwarciu, ponownym zamkniciu i zakopaniu skrzyni.
Milczenie. Plugastwo. Kloaka.
Rzeczpospolitej ju nie ma zauwaya Eulalia.
Rzeczpospolitej nie moe nie by, prosz siostry. Rzeczpospolita jest wieczna
odparem z niejakim polotem.
Eulalia skina gow, uznanie w odpowiedzi na polot.
Ale to wykopywanie to chyba w nocy, prawda?
Tak jest, siostro. W nocy.
Wic przyjdzie pan wtedy czy woli pan tutaj zaczeka?
Zaczekam.
Prosz si rozgoci w ktrej z klas i prosz nie chodzi po korytarzach.

A wic wyszedem, nacisnem pierwsz klamk na korytarzu, rozsiadem si na


nauczycielskim krzele za biurkiem i daleje czeka.
Czekaem. Po dwch minutach opady mnie straszne wtpliwoci, czy doczekam.
A potem wyobraziem sobie siostr Eulali, jak teraz rozsya po miecie wici: oto podporucznik
z dziewitego uanw przyszed sam i zada broni. Moe chce sprzeda? Moe wyda
Niemcom?
I wici mno si, wyciekaj z ludzkich ust do ludzkich uszu, przeciekaj do Loursa, do
Simona, gdzie ycie kawiarniane kwitnie, gdzie siedz nierejestrowane oficery, idzie nazwisko,
podporucznik Willemann, no, prosz pana, z takim nazwiskiem to to nic dziwnego przecie,
czemu si tu dziwi?
W jakim wiecie bdzie y mj Jureczek, jaki wiat dla gotuj, ja sam, do spki
z Hitlerem, migym i Stalinem?
Jureczek. Jureczku: dlaczego tatu ci to robi, dlaczego wlewa sobie w yy pynne
szczcie, pynne pienidze, zotwki pynne, ktre powinien raczej na twoj przyszo
zachowa, zaoszczdzi, zoto kupi, w ustronnym miejscu zakopa, a tatu kochany w swoje
yy i w yy tej ciemnowosej kurwy pynn rado i ukojenie wlewa ze strzykawki zotoigej
i zotojelcej, piknej strzykawki.
A do klasy zapukaa, po czym wesza siostrzyczka piknooka i piknolica w biaym
welonie nowicjuszki. Przyniosa kromk chleba i blaszany kubek herbaty gorcej i nawet
osodzonej.
Podzikowawszy, zjadem, po czym umociem si pod cian i postanowiem
wykorzysta ten czas na odzyskanie si. Tak zachowuje si oficer: optymalizuje czas i swoje
postpki.
Wic spa. Skuliem si pod cian, za awkami, cignem z grzbietu marynark
i nakryem si ni jak kocem. Zamykaj mi si oczy moje, nasczone nagoci plugawej Salome,
nasczone bitwami wrzeniowymi, nasczone obron Warszawy i zgwaconym miastem
i ponurymi cianami mieszkania Anieli.
Kto mn potrzsa.
Panie poruczniku!
Pod odpowiadam machinalnie.
Sucham? Gos siostry Eulalii zdradza zdziwienie.

Podporuczniku.
Otwieram oczy. Za gosem siostry Eulalii stoi siostra Eulalia, pogardliwie potrzsa moim
ramieniem.
Ju czas.
Zerwaem si. Ju czas. Przypominam sobie wszystko: gdzie jestem i po co, klasztor bro
zakopana Polonia grottgerowska.
Potarem twarz domi. Dreszcze. O, pynna radoci, szczcie moje pynne, gdzie jeste,
dlaczego ju wyszo ze mnie, gdzie si udao, gdzie mnie opucio, czy pyniesz teraz
w yach plugawej Salome?
Otrzsn si musz z myli o mojej buteleczce, nie czas teraz na nie.
Wyszedem za siostr Eulali na dziedziniec. Dwie siostrzyczki z opatami, jeden
mczyzna nieokrelonej dla mnie profesji, ale z ubrania wnosz, e kto w rodzaju stra bd
wonego.
Prosz kopa zarzdzia siostra.
Nikt tu nie przyjdzie niepowoany? upewniem si.
Zarzdziam czaty na ulicy i przy wejciu, gdyby kto nadchodzi, zostaniemy
uprzedzeni.
Ucieszyem si, e ciemno, nie wida, e si sponiem ze wstydu. Oficer ze mnie.
Ale nie, nie tak, Konstanty, nie naley si tak kopota samym sob, nie naley si
zadrcza, teraz wane, aby wydoby ze skrzyni pistolet i za jego pomoc odzyska paczk. To
waniejsze.
opaty zazgrzytay o stal, odsonito wieko, siostra Eulalia wydaa polecenia
i siostrzyczki i proletariusz proletariacko odziany przystpili do otwierania zalutowanego wieka
za pomoc duta, motw i omu.
Ja staem obok, po prostu staem, nawet rk sobie nie brudzc.
Skrzynia stana otworem. Zszedem do dou, zwaajc, aby nie pobrudzi sobie
nogawek, z elastwa zgromadzonego w naszym depozycie wygrzebaem maego brauninga,
szstk, sprawdziem magazyn, by peen. Sze kul. Wicej mi raczej nie trzeba, ale dla
pewnoci wygrzebaem jeszcze pi z magazyna innej szstki, ktr nastpnie kul pozbawion
cisnem z powrotem do skrzyni.
Schowaem pistolecik do kieszeni kamizelki, zapasowe pi nabojw do drugiej,

wygrzebaem si z dziury nawet niezbyt mocno powalany.


Gotowe powiedziaem mocnym gosem.
Jak mamy teraz zamkn skrzyni? zapytaa Eulalia.
Nie macie lutlampy? zdziwiem si gupio.
A skd?
Rozejrzaem si po twarzach zgromadzonych nad skrzyni dwch zdroonych kopaniem
siostrzyczek i ciecia, jeszcze raz spojrzaem na siostr Eulali.
Myl, e sobie siostra jako poradzi z zabezpieczeniem naszego depozytu
umiechnem si pewnie. Tymczasem z Panem Bogiem! Ku chwale ojczyzny!
I poszedem, zostawiajc siostr z problemem, do ktrego rozwizania przyczyni si nie
mogem, nie posiadajc ni si, ni rodkw, ni czasu.
Wyszedem na Czerniakowsk. Poklepawszy si po kamizelce, poczuem rado i si
pynce z tego, i jestem uzbrojonym. Czowiek uzbrojony to zupenie inny czowiek ni
czowiek bez broni.
To nic, e naprzeciwko, w koszarach szwoleerw, peno Niemcw. Nie musz ich nawet
widzie, wiem, e gnied si tam, onierze i oficerowie zwycizcy, moe midzy naszymi,
a wczeniej carskimi budynkami zaparkowali swoje czogi due i mae, dziaa i samochody
pancerne, pies ich drapa, ja mam w kieszeni damk szstk, jedenacie malekich mierci, jeli
strzela z bliska, i jestem Konstanty Willemann, syn hrabiego von Strachwitz i szalonej
Katarzyny Willemann, ktra podobno od siedmiu lat nigdy nie zasna, tak twierdzi Stach
z Warty zaraz przed wojn, kiedymy poszli na obiad raz do Simona, bo matka wielce chciaa,
abym go pozna, wic poznaem, ale to by szaleniec. Twierdzi w kadym razie, i matka moja
nie wstaje z fotela, nie pi, nie wydala tak, opowiada mi o pracy kiszek mojej matki bo nie je
ani nie pije, pali jedynie papierosy i swoje zioa i opanowaa tajemn wiedz joginw indyjskich,
wic siedzi, pali zioa i myli o Polsce, albo, mwi Stach, myli Polsk.
A ja jestem jej syn, jestem z jej ona zrodzony, z ona szalonej starej Katarzyny
Willemann.
I mam w kieszeni damk i t damk odzyskam, com utraci.
A teraz jest godzina policyjna i peno Niemcw w okolicy. Poszedem szybkim krokiem
w osiedle sieleckie, schowaem si gdzie midzy domkami, kamieniczkami i ogrdkami
warzywnymi, niedaleko std si walczyo o Warszaw i wanie tutaj si Warszaw przegrao, ale

bdzie si walczy dalej, bro jest w kieszeni. W kocu zatrzymaem si, schowaem w bramie
kamieniczki przy Kaszubskiej i dalej obmyla dalszy plan.
Na Leszno, na rdmiecie, cae miasto do przebycia. Godzina policyjna jest, ryzyko zbyt
wielkie, a z broni w kieszeni ryzykuj rozstrzelanie. Do domu blisko, kilometr moe, ale dzi do
domu wrci nie mog. Co robi? Przecie nie spdz nocy w bramie, ani do sistr, ktre ze
wstydem i czym prdzej opuciem, nie wrc, c wic czyni? Przede mn przekrzywiony
szyld: golenie 25, strzyenie 50. Gdzie si podziao golenie, strzyenie? Jak bardzo samotny
jestem w miecie, ktre mi odebrano?
Konstanty, biedny, bezwolny Konstanty. Bezradny Konstanty. Bezecny.
Pamitam ci, chopczyku, jak jechae do Warszawy po raz pierwszy, ze swoj
pidziesicioletni matk, jechae w ciemnym, przyciasnym ubranku i wiczylicie akcent
i mocne r, eby nie mwi jak Niemcy. Kordegarda. Krl Karol kupi krlowej Karolinie
korale koloru koralowego. Ojciec ju nie yje, wic nie jeste ju Niemcem, nie nazywasz si
Strachwitz, jeste Polakiem i nosisz moje nazwisko, ktre chocia brzmi niemiecko, jest
nazwiskiem polskim, bo nosi je Polka i may Polak ty, Kostusiu. Mwia do ciebie, a bya
caym twoim wiatem, taka wysoka, chuda, surowa i mdra nieskoczenie, i bye wtedy
inteligentnym dzieckiem, wic spodziewae si moe, e ta jej mdro wyda ci si kiedy
mniejsz, kiedy doroniesz.
A przecie nie wydaa si, mdro i szalestwo twojej matki siedemdziesicioletniej,
zronitej z fotelem, indiaskiego wodza, czyni ci cigle dziesiciolatkiem, maym chopiciem,
miesznym, sabym, gupim i w jej rkach.
I taki wanie jeste, mj biedny Kostusiu, kiedy stoisz w bramie i nie wiesz, co ze sob
zrobi. Czuj twj strach, kiedy trzewiejesz, kiedy opium odchodzi z twojego ciaa i kiedy
powoli wracasz do kawaka prawdy o sobie, mj kochany, teraz rozumiesz. Z pistolecikiem
w kieszeni kamizelki, saby, bezwolny. Ju zapomniae? Przez cay wrzesie chowae si pod
zgniozielonym mundurem, pod rogatywk i pod francuskim hemem, wic moge zapomnie.
Chod ze mn, aniele, chod, ja ci poprowadz.
Chod.
Przecie masz zy w oczach, chopczyku, wic chod, ja ci poprowadz, Kostusiu,
chod. Chodmy na Czerniakowsk. Nie bj si, Kostusiu, nie bj. Ja ci poprowadz.
Ociera zy, pociga nosem jak may, may chopiec, wic wychodzimy, prowadz go,

cign prawie, idziemy ku Wile, w stron Czerniakowskiej, ulice puste, zupenie puste, wiato
si te prawie nigdzie nie pali, ciemno, Kostek zapomnia nawet o broni w kieszeni kamizelki,
idzie, nie myli o niczym, zaufa mi.
Dochodzimy do Czerniakowskiej. Tutaj zaczekamy, Kostusiu.
Wic czekamy. Stoi, ufa mi, zupenie mi ufa.
Syszy haas nadjedajcego od Czerniakowa samochodu i ju za moment obok jedzie
wanderer pomalowany bur wojskow farb w bure plamy, reflektory zmruone w wskie kreski,
zaciemnienie.
Kostu robi, co mu ka.
Zamachaj na nich, Kostusiu. Macha. Nie zwalniaj. Zastp im drog. Zastpuje.
Zatrzymuj si. Przygldamy im si przez szyb: dwch Niemcw w mundurach, ale nie armia,
nie maj orw na piersi, od razu wida. Policja jaka, tajna albo jawna, albo inne SS. Kostu robi
to, co mu ka.
Puka w szyb. Obit twarz kryj ciemnoci, zacienia rondo kapelusza.
Was? warczy Niemiec, korbk opuszczajc szyb w d na pi centymetrw.
Bringt mich jetzt in die Leszno Strae, aber schnell[9] mwi Kostu swoj niemczyzn
bezbdn, z akcentem lekko wiedeskim, bo wiedesk wymow w rodzinie tatusia uznawano
za

najdoskonalsz

i z Wiednia

dla

latoroli

morganatycznego

zwizku

sprowadzono

guwernantk. A przecie boi si straszliwie: bo dokumenty ma, ale polskie. Oficer rezerwy, ktry
si nie zarejestrowa. Bro w kieszeni. Przecie mog zagadn chociaby o jaki papier, jak si
poapi, e Polak, to rozstrzelaj od razu, nic nie pomoe.
Nie ufa mi Kostu. Bo si boi. A moe wanie ufa, bo mimo strachu robi to, co mu ka?
Niemcy w aucie patrz po sobie. Jacy podoficerowie, przywykli do tego, e wydaje im
si komendy tonem zdecydowanym i pewnym. Czowiek jest dobrze ubranym, po niemiecku
gada jak wiedeczyk, jest te pewny siebie jak, nie przymierzajc, pukownik co najmniej.
Mody blondyn zajmujcy siedzenie pasaera wychodzi z auta, wciska si na tyln
kanap, kierowca wskazuje Konstantemu miejsce obok siebie.
Ich bitte Sie vielmals um Entschuldigung, aber wer sind Sie berhaupt?[10] pyta
Niemiec za kierownic, ale pyta tak, e nawet Konstanty ju si uspokaja, bo to nie jest pytanie
w istotny sposb sprawdzajce tosamo przygodnego pasaera, to raczej pytanie majce
zabezpieczy przed posdzeniem o zbytni naiwno. Jest to pytanie wartownika, ktry da

hasa od wizytujcego generaa, nie dlatego, by go nie rozpozna, lecz wanie rozpoznawszy
wyszego oficera, chce popisa si sw subistoci.
I Kostu, mj Kostu znw robi, co mu ka. Spoglda na kierowc wzrokiem
lodowatym, spode ba, ktem oka, wraca spojrzeniem na ulic i warczy:
Das ist ein Staatsgeheimnis![11]
I nie odrywa ju oczu od przedniej szyby, zamiast tego wygrzebuje z kieszeni papierosa,
nie pytajc oczywicie o pozwolenie. Nie maj odwagi spyta o obit twarz. Moe zreszt nie
zauwayli w ciemnoci. Blondynek z tylnego siedzenia ju spieszy z ogniem, kierowca szarpie
si ze skrzyni biegw, jad.
A ja nie umiem w to uwierzy. Nie w to, co si dzieje, bo przecie widz, jak to si
dzieje, rozumiem mechanizm. Nie mog uwierzy, e zdobyem si na tak brawur.
Gdzie znalazem w sobie tak odwag, rzuci swoje ycie na szal, pistolecik w kieszeni,
droga na stryczek?
Spoza mnie przysza ta odwaga, z zewntrz.
Ale jedziemy.
Niemcy nie znali Warszawy, wic wydawaem krtkie polecenia, tu skrci, teraz tu,
Jerozolimskie, elazna, Leszno, jest sd, jest numer 60. Jechalimy w milczeniu i w dymie
papierosowym.
Kazaem si zatrzyma na moment, zlustrowaem kamienic przez okno, Niemcy czekali
cierpliwie. Cztery pitra, parter, na parterze jaka cukiernia, w ktrej nigdy nie byem, a w ktrej
zapewne sdowe klski osadzane byy ciastkiem i kaw, a sukcesy opijane koniakiem. W paru
oknach palio si wiato, wida prd ju jest.
A raczej: tu by sd, bo jakie to teraz bd sdy?
Zreszt pewnie bd normalne, wic ciastka, kawa i koniak bd dalej, jak zawsze.
Kazaem jecha dalej, minlimy Soln i dopiero wtedy kazaem zaparkowa, przed
kinem Femina. Wysiadem bez poegnania, trzasnem drzwiami, wadczo machnem doni:
Los! Los![12]
I pojechali. Zanim si wojna zacza, byem na otwarciu tej Feminy w nowej,
modernistycznej kamienicy, a teraz co?
Ostaem si na ulicy Leszno z pistolecikiem w kieszeni i sercem w piersi, ktre prawie
przestao bi, i z kiszkami cinitymi, zwinitymi w straszny supe.

I co teraz, skoro ju tutaj dotarem, co teraz? C zrobi mog?


Szedem w d ulicy Leszno i nie wiedziaem, co pocz, dobry-Boe-w-ktrego-niewierz, podpowiedz mi co ty albo wszyscy twoi diabli, co robi, co robi?
Kiszki nagle uderzyy strasznym gorcem, ju wiem, e nie wytrzymam, wbiegem wic
w pierwsz bram. Chciaem zaatwi potrzeb w bramie, ale pchnem wrota i byy otwartymi,
tak pozostawi je nierozwany str. Moe to przez wojn, a moe uciek? Wbiegem wic
w dziedziniec kamienicy z numerem 52, schowaem si w ciemnociach za sklecon z desek
budk i z caej siy zaciskajc poladki, mocowaem si z szecioma guzikami szelek, nastpnie
z haftkami i kolejnymi guzikami spodni, w kocu udao mi si spodnie rozpi i zsun, razem
z gatkami, w trzewiach mi wrzao, ale pomylaem jeszcze, e powalam sobie marynark, wic
zdjem i zawiesiem na wystajcym z desek gwodziu i w ostatniej chwili zdoaem kucn
i uly kiszkom. Nie majc wyboru, podtarem si chustk do nosa, cisnem j w kt
i odziawszy si z powrotem, ze wstrtem stwierdziem, e ocaliwszy marynark, powalaem
sobie spodnie.
A mwic precyzyjnie, spodnie sobie obsraem.
Matka nataraby mi usta mydem za takie sowo, ale to wanie zrobiem spodnie sobie
obsraem. Nie bardzo, ale jednak, tryskajcym z dupy mokrym gwnem. Obsrane. Gwnem.
Miem w ustach ordynarne sowa, jakby mogy co na to powalanie pomc, ale
oczywicie nie mogy. Chustka do nosa ju do niczego si nie nadawaa, cisnem j przecie na
to, com pozostawi po sobie na dziedzicu kamienicy przy ulicy Leszno 52.
Wyjem zapaki, zapaliem, rozejrzaem si po otoczeniu: niczego przydatnego.
A pan czego tutaj srasz, co to, szalet? wrzasn mski gos z okna.
Poczuem si nie tylko brudnym, ale jeszcze w tym brudzie skompromitowanym,
zawstydzonym, obnaonym.
Zaatakuj, Konstanty, inaczej uciekniesz std jak uczniak przyapany na onanizmie.
Musisz zaatakowa, mj kochany, musisz!
Schnauze halten, du Schwein! odwrzasnem. Ich habe den Krieg gewonnen, also
werde ich auch scheien, wo es mir passt![13]
Trzasna zamykana okiennica.
Oto wic stoj, ja, Konstanty Willemann, noc na dziedzicu kamienicy przy ulicy
Leszno numer 52, stoj ja, oficer rezerwy, rentier i bon vivant, stoj z obit gb w obsranych

spodniach z angielskiego tweedu i udaj tryumfujcego Niemca, ktry moe sra, gdzie mu si
podoba.
W zasadzie czuem si tutaj bezpieczny teraz, Niemca przecie nie rusz, wyjem wic
z brustaszy chusteczk z jedwabiu i tarem ni spodnie jak oszalay, aby w kocu cisn j tam,
gdzie pozostawiem ju chusteczk do nosa.
Miaem wraenie, jakbym cay powalany by gwnem, jakbym gwno mia w nosie
nawet i pod paznokciami. Pod paznokciami zreszt mogo si znale, przecie i tak nie byo tutaj
gdzie umy rk.
Wyszedem z powrotem na ulic i ruszyem w swoj stron, mierdzcy oraz w zasadzie
nieco ca sytuacj rozbawiony, dalej bez planu i pomysu, co robi dalej.
Minem pogotowie ratunkowe.
Stanem przed adresem Leszno 60. Witryna kawiarni wci zaklejona paskami papieru,
moe waciciel uciek, w kadym razie przybytek wyglda na nieczynny.
Sprbowaem: brama jest zamknit.
Co robi, co robi?
To proste!
Jem dobija si do drzwi, jakby si palio. Po chwili z daleka dobieg gos dozorcy.
No ju, do jasnej cholery, co to, poar, wiecie, ktra godzina jest, ludzie?
ypno na mnie due, kwadratowe oko wizjera. Staj profilem nieobitym ku niemu.
Kto pan, do cholery? zapyta cie.
Aufmachen, Polizei![14] syknem.
Och, jak si ajdak przestraszy od razu!
A dlaczegom pomyla, e ajdak? ajdack gb mia, czy to nie do? Ja te mam gb
ajdack, obit.
Brama stana przede mn otworem.
Prosz, prosz bardzo szepta dozorca unienie.
Machnem tylko rk i ruszyem po schodach w gr, smrd gwna za mn. Minem
trzecie pitro, byo we mnie bezwzgldne zdecydowanie, pewno siebie bezwzgldna, ale
przecie nie wiedziaem wcale, co zamierzam uczyni.
Wyjem z kieszonki brauninga, pocignem zamek ku sobie, adunek wskoczy
z magazyna do komory. Drzwi numer trzynacie.

Przyoyem ucho. Cisza. Najciszej, jak mona, nacisnem klamk. Drzwi zamknite.
Myl: gruby Tumanowicz nie sysza dobrze mojego gosu, a na pewno nie skojarzy, e
mwi po niemiecku jak wiedeczyk rodowity. Salome mu tego nie moga powiedzie, bo nie
wie o tym Salome, nigdy przy niej po niemiecku nie mwiem.
Skoro wic zadziaao dzi ju trzy razy, moe zadziaa i czwarty. Judasza w drzwiach
nie ma, i dobrze.
Przeoyem damk do lewej doni, praw wymacaem kastet w kieszeni marynarki,
oblekem we palce. Mam nadziej, e obejdzie si bez strzaw.
Ale moe jednak nie? Moe jednak nie kusi losu, nie udawa weder eine ffentliche
noch eine geheime Polizei[15], tylko zaatakowa z zaskoczenia, zasta go w ku, trzasn
w eb
Drzwi wyglday na wte, postanowiem wic je wyway. Jeden zamek, wygldajcy
raczej marnie, na wysokoci klamki.
Musisz by szybki, Kostusiu. Musisz by bardzo szybki. Nie chcesz strzela. Strzelanie
z pistoletu w nocy w samym rodku Warszawy to nie jest dobry pomys. Nie strzelaj, Kostusiu,
posuchaj swojej jedynej przyjaciki, pamitaj, aby nie nacisn spustu. Pistolet niech bdzie
tylko grob.
Musz by bardzo szybki. Jak blitzkrieg. Inaczej si nie uda.
Wic cofam si o krok.
Wywaao si ju przecie w yciu rne drzwi.
Kiedy si uznao, e ycie gentlemana nie jest yciem prawdziwym, i zaczo si czasem
przestawa z apaszami z Kercelaka, pi tani bimber w ydowskich knajpach na Nalewkach i tuc
si na ulicach z oenerowcami z dobrych domw, rami w rami z chopakami z Miej, z Dobrej,
niby na zo, na przekr teciowi endekowi, ktry sam nosi mieczyk Chrobrego w klapie, ale
przecie polityk si nie interesowao wcale, socjalizm si miao w dupie, tak samo jak wszystko
inne, lubio si po prostu to socjalistyczne, gangsterskie rodowisko, lubio si ciar w kieszeni:
kastetu, noa, brauninga
Lubiem bi endekw, pi z ydowskimi zodziejami i gra z nimi w karty, z polskimi
apaszami chodzi na kurwy i w tango, i na robot nawet, chocia tutaj to jedynie na szofera mnie
brali, mnie a moe bardziej mojego opelka tego, bardziej ni ja by im potrzebny.
Ale drzwi si wywaao, jednemu oenerowcowi z drugim na stancj zby wybi, zanim

si chuj rybi zerwie z ka. Tak byo.


Wiem, jak kopn, eby otworzy.
Dlaczego wic cigle stoj?
Dlaczego nie kopi z caych si w zamek, prynie na pewno, drzwi marne, wte
Musisz, Kostek. Musisz, Kostusiu, drogi mj, musisz, nie masz wyjcia, nie bj si. Ja
bd za tob staa, nie obawiaj si. Bd ci strzega.
Kopi. Drzwi pryskaj. atwo. Wpadam do rodka. Ciemno, ale oczy ju przywyky.
Przedpokj, paszcz na gwodziu. Kuchnia. W pokoju kto si zrywa z ka. Ju go widz.
Gruby. To on.
Maca za okularami.
Stj, bo strzelam! krzycz.
Skurwysynu! sysz w odpowiedzi.
Ju nie szuka okularw, leci na mnie.
Strzeliem, w brzuch. Trafiem w bok, ale to go nie zatrzymao, szstka saba, grubas
wielki. Strzeliem po raz drugi, na olep prawie, w bia plam podkoszulka, trafiem, rykn,
przewrci si na ziemi.
Nie ruszaj si! warknem.
Jcza, prbowa si podnie, kopnem wic z mocnego zamachu w eb, jakbym pik
kopa. Zachrupay koci, przewali si na bok i na plecy troch. Zamilk.
Zaklem, na c mi on martwy!
Ale podej si baem. Bo nawet ranny, jak w te mocarne ramiona schwyta, zgniecie
Przy umywalni sta dzban z wod, chlusnem. Otworzy oczy.
Teczk e mi skrad, ajdaku! warcz.
Pierdol w ucho twoj ma syczy przez skrwawione usta.
Gdzie jest moja teczka, skurwysynu? znowu warcz, stoj nad nim z pistoletem.
Gadaj, jeli ci ycie mie.
Urn ci chuja i dam twojej onie na obiad odpar.
I nagle jestem bezradny. Oto ley, dwukrotnie postrzelony, u moich stp, w mojej
wadzy, bezradny, skrwawiony, i nie boi si mnie ani troch. Czym mog mu zagrozi, skoro nie
ma w nim strachu przed niczym?
Musisz teraz by Niemcem, Konstanty. eby odnale teczk, ocali siebie jako Polaka,

musisz sta si teraz Niemcem. Zaufaj mi, Konstanty, jestem twoj jedyn przyjacik.
Kajetan Tumanowicz mieje si na pododze, dyszy ciko, nie prbuje wsta, nie boi si,
niczego si nie spodziewa, nie prbuje si broni, na nic nie czeka. Ley, mieje si.
Bd Niemcem.
Mam pi lat. Ojciec ma dwadziecia jeden i szarozielony mundur, dwa rzdy guzikw,
kwadratowa pytka uaskiego czaka. Siedz na jego kolanach, mam krtkie spodenki, obok
moich kolanek mosina rkoje szabli.
Ojciec ma w rku kartk, czyta z tej kartki nabonym i drcym gosem:
Wie vor tausend Jahren die Hunnen unter ihrem Knig Etzel sich einen Namen
gemacht, der sie noch jetzt in berlieferung und Mrchen gewaltig erscheinen lt, so mge der
Name Deutscher in China auf 1000 Jahre durch euch in einer Weise besttigt werden, da es
niemals wieder ein Chinese wagt, einen Deutschen scheel anzusehen![16]
Matka przypatruje si nam obojtnie, siedzi w fotelu, co dzieje si midzy nimi, midzy
moj matk a moim ojcem, czy jest midzy nimi mio?
I ojciec tumaczy: czternacie lat temu Jego Cesarska Mo wygosi t mow. Do
onierzy wyruszajcych do Chin.
Czy matka Konstantego wie, e tych samych sw, ktrych teraz ona sucha z odraz,
sucha te jej pierwszy kochanek, Efik, sucha z karabinem na ramieniu i w pikielhaubie? Nie
wie, skd mogaby wiedzie, jest tylko szalon, katowick mieszczk, ktra polubia
niemieckiego arystokrat modszego od niej o dwadziecia cztery lata, wywoujc tym ein
Skandal vom gesamtdeutschen Rang und Bedeutung[17].
Wic nie wie, ale ta niewiedza nie ma tutaj znaczenia. Wane, e te sowa brzmi w jej
uszach tak, jak brzmiay w uszach Efika, a midzy kochankami powstaje wi, ktrej nie zabije
ani czas, ani mier, i teraz cesarz Wilhelm i mody Leutnant uanw Strachwitz, mwicy te
same sowa, brzmi razem z Efikiem i Katarzyn Willemann w jednym akordzie, tercja wielka
huskiej mowy cesarza i ojcowskiego aktu wychowawczego. Konstanty te tego nie wie, nie
wiedzia tego wtedy, na kolanach ojca, ani nie wie tego dzi, stojc nad rannym Kajetanem
Tumanowiczem. Ja mu tego nie powiedziaam i chyba ju mu tego nie powiem.
Ojciec w szarym mundurze tumaczy. eby aden Chiczyk wicej nie mia spojrze na
adnego Niemca z gry. eby zostao po nas w Chinach tylko przeraenie i strach. Tak jak dzi
cigle pamitamy o Hunach. Mamy by Hunami.

Ich gehe jetzt, mein liebes Shnchen, in den Krieg. Um der franzsischen Arroganz
endlich ein Ende zu setzen. Damit sie fr immer Angst vor uns haben, bis in die Ewigkeit[18].
Taki musisz teraz by, Konstanty. Pamitasz niemieckie sowa ojca, ale pamitasz je po
polsku, chocia przecie ojciec nigdy si do ciebie po polsku nie odezwa. Ale musisz by
Niemcem, musisz by niemieckim pilotem strzelajcym z kaemu do kobiet kopicych kartofle.
Widziae sam te kobiety, przecite rwnym, podwjnym szlakiem maych kraterw, kosz na
kartofle obok nich te przecity, ju pusty, bo inne kobiety przesypay urobek tamtych
przecitych do swoich koszy, odkadajc z powrotem do ziemi kartofle przedziurawione
i schlapane krwi.
Moda, niedojrzaa jeszcze dziewczyna patrzy na was z nienawici: strudzona kolumna
podwarszawsk ciek, pierwszy szwadron, drugi szwadron, znuone, wychude konie, znueni
ludzie, o wiele bardziej znueni ni konie, konie s dobre, wojskowe, do takich marszy chowane,
do takich marszw przeznaczone, cay nard od dwudziestu lat si na takie konie skada, a na
koniach sioda i niepotrzebne szable pod tybinkami, a na taczankach cekaemy, a dalej kolarze,
boforsy w zaprzgach, trzeci szwadron, czwarty szwadron, w nim ja, patrzymy sobie w oczy, ja
i ta dziewczynka nad zastrzelon matk, i nienawidzi mnie to dziecko bardziej ni tego latajcego
Niemca, ktry teraz wyldowa sobie gdzie daleko na lotnisku i pije sobie kaw i koniaczek albo
sznapsa pije i donie w indyjskim tacu lotnikw opowiadaj kolegom wojenne historie: lotem
koszcym tak, bach-bach-bach tak, do goni do, on mnie tak, ja przez skrzydo z kciuka tak,
bach-bach-bach. O strzelaniu do kobiet na polu raczej nie opowiada. Czy wiedzia, do kogo
strzela?
Wiedzia. A moe nie wiedzia.
Ale teraz ty, Kostusiu, musisz by jak ten niemiecki pilot, ktry wiedzia, do kogo strzela.
Albo jak angielski stranik z obozu koncentracyjnego dla Burw.
Albo taki musisz by, jaki za cztery lata bdzie wielooki marszaek Harris, marszaek
o wielu ciaach skrytych jak raki pustelniki w pciennych skorupach samolotw, marszaek
bombardujcy Drezno, tysice jego oczu angielskich, polskich, kanadyjskich, wszelkich oczu
w bombardierskich celownikach, tysice jego palcw na spustach, tysice bomb wysranych
z komr bombowych, ponce mury, ulice i ponca rzeka.
Albo jak niemiecki stranik w obozie koncentracyjnym, ktrego jeszcze nie ma, ale SSOberfhrer Arpad Wigand wanie teraz stoi gdzie nad Wis, gdzie nad So i myli sobie, e

tutaj byoby dobrze. Tu byoby piknie, mdrze, ekonomicznie i logistycznie.


Albo jak ten, kto czarn pecyn spuszcza na japoskie miasta z papieru. Albo jak ten, co
staje do zawodw: kto mieczem szybciej pozbawi chiskich gw szereg klczcych?
Albo jak Juliusz Cezar i jego martwi Galowie, jego w sensie posesywnym, ich mier
i ich martwe ciaa nale do niego tak, jak nadmuchana aba naley do chopczyka, ktry j
nadmucha, jego jest, kiedy tak miesznie pywa po powierzchni stawu.
Jak matka zabijajca wasne dziecko: duszca je pledem, albo rozkadajca nogi
w klinice, Kosteczku, albo zostawiajca nagie niemowl w lesie, jak lwica pozostawia lwitko,
aby je poar jej nowy lew, tysic i pi tysicy lat temu, i wczoraj, i pojutrze, i za tysic lat.
Z paczem lub z obliczem ze stali. Z obliczem jak rze Pragi. Jak lisowski jedziec pustoszcy
okolice po bitwie pod Humiennem, zabijajcy mczyzn, kobiety, dzieci i psy. Zwaszcza psy.
Powiniene widzie ostrza ich szabel jak wahada zwisajcych z nadgarstkw, obijajcych
si o kolana i koskie boki, powiniene widzie, Kosteczku, jak jedzie rysi, jedzie i nabija
krcic, a przed nim kurczy si dystans midzy jego podkutymi kopytami a bosymi stopami tych,
co przed nim uchodz, i w kocu ju jest, krcica w olstro, szabla z temblaka wskakuje w do
i krew zaschnit obmywa krew wiea, niewiecia.
Musisz by jak ludzkie zby i pazury, jak ludzka bro, jak miecz, dzida, karabin i bomba,
bo taki wanie jest czowiek.
Musisz by ludzki, Kosteczku. Musisz by czowiekiem. Posuchaj mnie, posuchaj
swojej jedynej przyjaciki i nie bj si swojego czowieczestwa, Kosteczku. Bd
czowiekiem.
Opase ciao na pododze jak petwal na play, tak samo cichy i obojtny, nie boi si
ciebie, bo nie wie, do czego jeste zdolny, poka mu wic, do czego jest zdolny zdeterminowany
Niemiec. Bd teraz Niemcem, Konstanty. Bd czowiekiem.
Klka nad Kajetanem Tumanowiczem Konstanty Willemann.
Pochyla si nad nim, pi elazna, pi ognista.
Jeste czowiekiem, Kosteczku. Bd czowiekiem.
Kajetan Tumanowicz wyje. Dugo trwa to wycie. Konstantego twarz stalowa jak twarze
matek porzucajcych nagie niemowlta w lesie. W sowiaskim lesie. W celtyckim lesie.
W germaskim, iliryjskim, trackim, helleskim, romaskim lesie. Widz te twarze, Kosteczek ich
nie widzi, ale ja widz.

W wyciu Kajetana Tumanowicza wywietla mi si jego ycie, jak kinowy obraz rzucony
z projektora w dymy poncego miasta.
Wywietla mi si dom polski i ormiaski we Lwowie, dom, z ktrego Tumanowicz
ucieka, bo jako czternastolatek ju rozumie, e nienawidzi mieszczastwa.
Wywietla mi si Rosja, wielka, pikna, wspaniaa Rosja, pena bogactw, po ktre
wystarczy si schyli, Rosja pena moliwoci, Rosja, ktra rozkwita bogactwem, Rosja jak
Ameryka, dla takich jak Tumanowicz, Irkuck, Wadywostok niczym miasta wyrastajce
w amerykaskiej prerii.
Potem rewolucja, wic ucieczka, wic powrt, w czeskim pocigu, ze zotem zaszytym
gdzie trzeba, Wilno, wiat noa i maszyny nagana, wiat nioski, granicy i kokainy, oficerw
wywiadu zakordonowego i przemytnikw, nage bogactwa i twarde serce Kajetana, jeszcze
twardsza pi, mio do ydowskiej kurwy i wszystko, z czego skada si moe awanturnicza
biografia pierwszej poowy dwudziestego wieku w Europie rodkowo-Wschodniej, wszystko to
wywietla si w tym wyciu jak w dymie, wywietlaj si rwnie powody, dla ktrych Kajetan
Tumanowicz siedzia przy jednym stole z niemieckim oficerem w mieszkaniu na Dobrej,
wywietla si dobrze jego relacja z tyme oficerem o wodnistych oczach i jego relacja z pikn
kurw z Powila, ale tylko dla mnie, nie dla Konstantego.
Konstanty teraz jest czowiekiem i dy do celu.
A Kajetan Tumanowicz wyje, kiedy Konstanty scyzorykiem w perowej okadzinie
wyjmuje mu oko. Wyje dalej, kiedy oko ju jest wyjte. I tak si koczy jego ycie, a przecie
mgby zaj miejsce Konstantego w moim sercu, mgby pod moj znale si opiek, moj
mgby karmi si mioci, ale to Konstanty siedzi na nim okrakiem, nie on na Konstantym.
Jemu zabrako czowieczestwa. Do moe widzia w yciu trupw, nie chcia widzie
kolejnego, posucha piknej kurwy z dobrej ulicy Dobrej, piknej kurwy z Powila, darowa
frajerowi ycie.
Chcesz straci drugie? pyta ju nie frajer, pyta Konstanty, siedzcy okrakiem na
frajerze.
Czego dotkne, Kosteczku, wyjmujc mu to oko? Czyby dotkn tego, kim albo czym
jeste naprawd, albo przeciwnie, czyby si od siebie samego bardzo oddali? Czy moe
dotkne czowieczestwa, czego nie wiesz i do czego si nie przyznasz, bo chocia przecie
masz si za cynika, to tej prostej prawdy o czowieku nie potrafiby przyj, ta prosta prawda ci

brzydzi, Kosteczku. Gdyby tych czasw doy, to brzydziby si czowieka ze zdj


z Owicimia, prawda? Jednak nie doyjesz.
Brzydziby si pilotw wysiadajcych z czarnych bombowcw, pilotw niewiadomych
tego, co zdziaali, ale to bez znaczenia, czy czowiek jest wiadom, czy niewiadom, bez
znaczenia. Brzydziby si sowieckiego onierza w fartuchu, przestrzeliwujcego przegrane
i gupie polskie by, brzydziby si, gdyby widzia skwarki, ktre zostay z dzieci po
bombardowaniach Drezna, ale nie doyjesz.
Pytam.
Ja.
Gdzie jest moja teczka? powtarzam pytanie.
Kajetan Tumanowicz odpowiada.
A paczka z teczki?
Odpowiada znowu.
A ja pici ognist pozostawiam na jego czole okrgy pocaunek.
To znaczy strzelam mu w eb z brauninga, skoro ju byy dwa strzay, trzeci nie zawadzi.
Moja do ponie, pluna ogniem i teraz ponie. Przygldam si jej: nie, nie ponie. Wic raczej
strzelam mu w eb z brauninga. Zrobiem, co zrobiem.
I od razu sklem na czym wiat stoi: a jeli mnie okama? Gupi, gupi, gupi! Biegn,
sprawdzam, trzeba si ju spieszy. Damka nie haasuje tak jak due pistolety, ale strza to strza.
Pobiegem do pokoju, w ktrym spa. Signem pod ko. Jest, jest!
Dalej: signem za piec kuchenny. Jest!
Paczka, ktr miaem odda ubieskiej. Papier, sznurki rozcite. W rodku paszporty.
Rzeczpospolita Polska. Wycignem jeden: pusty blankiet. A wic nie pienidze.
Kajetan Tumanowicz martwy i nieruchomy. Plama krwi na pododze, na twarzy jedno
oko, wielka czerwona dziura i maa czerwona dziurka w czole, jak tilaka.
Tilaka?
Aryjczycy po podboju Indii, chocia zdegenerowali si rasowo, to jednak zachowali
czystego ducha naszej prakultury, rozumiesz, Kosteczku?
Dlaczego wanie teraz sysz jej gos? Mamo? Mutti?
Strzsam z siebie j i jej Aryjczykw, Indie, kszatrijw i praojczyzny. Urheimat. Wracam
na ulic Leszno, do ycia, ktre jest.

Czyli gdybym utraci paczk, nie oskarono by mnie o kradzie. Ale moe jednak?
W kocu mgbym paszporty za morfin przehandlowa
Nie, nie, nie. Wyrzu t myl z gowy, Kosteczku!
Ale zapytaj: dlaczego paczka jest otwarta? Tedy odpowiesz dlaczego, odpowiesz mocno
i t odpowied uznaj, uzna bd musieli, przed t odpowiedzi si ugn.
Wybiegem z teczk w doni i potknem si o zwoki Kajetana Tumanowicza, upadem,
moja twarz przy jego dziurawej twarzy.
Boe, czowieku, co ty wanie zrobi? Pytam sam siebie. Nagle zrozumiaem. Co
zrobiem? Siedziaem chwil wczeniej okrakiem na rannym czowieku, ktry niczego si nie
ba, i wiedziaem, e musz sign tam, gdzie on nie spodziewa si, e sign, musz zrobi co,
czego bdzie si ba, udowodni, e umiem. I udowodniem, mj scyzoryk zakrwawiony.
Zwymiotowaem. Rozpakaem si.
Nie pacz, Kosteczku, nie pacz ju, mj drogi, mj ukochany, mj jedyny. Nie brzyd si
czowieka w sobie, Kosteczku.
Czy ja naprawd zrobiem to, co zrobiem? Kto prowadzi moj do, mae ostrze dotyka
czerwonego kcika spojwki, wsuwa si pod powiek, skd mam tyle siy, Tumanowicz szarpie
si przecie, a ja lew doni ciskam jego czaszk, ani drgnie, a mae ostrze kry, drapie o ko
i zrywa wte wkna, skd mam si tak, aby pode mn ani drgn?
Rzygam dalej, pusty odek szarpie si i skrca, wymiociny moje mieszaj si z krwi
Tumanowicza.
Wsta, Kosteczku. Wsta i id.
Wyszedem z mieszkania, schodami w d. Niektre drzwi trwoliwie si przymykay, ale
twarzy mojej, skrytej pod rondem kapelusza, nikt nie mg widzie. wiat wiruje.
Na dole dozorca.
So endet es, wenn sich jemand mit uns anlegt, blde Polacken[19] warknem
niemieckim gosem.
Cudownie, Kosteczku, cudownie to zaatwie. Przysuye si Polsce podwjnie: trup
z wyupionym okiem i przestrzelon gow obarczy Niemcw, oni bd winni tej bolesnej
mierci.

ROZDZIA V

Wyszedem na ulic Leszno, teczka w garci, w teczce paczka, teraz tylko pj na plac
Zbawiciela i wszystko, wszystko ju bdzie dobrze.
A ja widz wicej, Kosteczku. Widz sznury przy stalowej balustradzie balkonu na tej
samej kamienicy, liny napite jak struny kontrabasw, napite pod ciarem cia, widz ulic
przedzielon wp, widz was po stronie nieparzystej i widz stron parzyst. Ale to jeszcze nie
dzi. Ale ich umieranie zmiesza si z umieraniem twojej ofiary.
Stoj na ulicy. Staem na ulicy. Stoi na ulicy. Sta. Nic nie widzi. Ja widz.
Na ulicy Leszno. Ja. Pada.
cign kapelusz, na mokry bruk popyn strumyczek wody, ktra zebraa si na rondzie
i zagbieniu gwki kapelusza. Czu, jak moknie, mj miy.
Mokn. Chciabym pooy si w swoim ku w domu z czekolady, chciabym, eby
jedyna kobieta, ktr kochaem i kocham, siedziaa u wezgowia tego ka, gadzia mnie po
wosach i mwia do mnie cichym, niskim gosem, e wszystko bdzie dobrze, chciabym, eby
znikny moja matka, moja Salome, morfina, wojna, Polska i wydubane oko, i paczka
z paszportami w mojej teczce.
Chciaby te pewnie, ebym ja znikna, ale z tego po prostu nie potrafi sobie zda
sprawy. Albo si boi.
Zapaka. Zapakaem. Pacz. Kiedy?
Padziernik leje si z nieba, godzina policyjna wisi w powietrzu, pistolecik w kieszeni
ciy jak kara mierci przez rozstrzelanie. Pynie woda po bruku, pyn ulicami, ktrych nie
poznaj. Miasto wygaszone. Potykam si, przewracam.
Wyrzu pistolet, Kosteczku, teraz go nie potrzebujesz, wyrzu go do rynsztoka,
gdziekolwiek, nie no go ze sob, bo niesiesz w kieszeni wyrok mierci, Kosteczku.
Nie wyrzuc.
Przecie nie obronisz si t damk przed nikim, nawet nie uzupenie kul w magazynie,
przecie nie bdziesz do Niemcw strzela z szstki, do e si ju nastrzela do Niemcw,
wyrzu, Kosteczku, wyrzu.

Nie wyrzuc, bo nie do Niemcw chc strzela, przeklestwo moje, tylko do siebie, jeli
przyjdzie ku temu czas i konieczno. Nie wyrzuc.
Pyn ulicami, nie id, stopy nie dotykaj bruku ani asfaltu, pyn. elazn: Chodna,
Krochmalna, Grzybowska. Pyn. Ulica pusta. Niemieckie auto. Niemiecki patrol.
Halt!
No i co teraz, Kosteczku, co teraz? Mwiam: wyrzu!
Halt? zapytaem wciekle, odwracajc si. Halt?
Ruszyem w ich stron. Dwaj chopcy, nie wicej ni po dwadziecia lat, hemy, paszcze,
po hemach cieknie deszcz.
Karabiny lec z ramion, onierzyki szarpi si z zamkami.
Przecie ci zastrzel, idioto, co robisz?
Niech strzelaj.
Halt! wrzeszczy przeraony onierzyk. Widz: strzeliby, gdyby by starszy,
mdrzejszy, gdyby lepiej zna ycie. Albo strzeliby te, gdyby by modszy, gupszy, gdyby
gorzej zna ycie. Ale ten jest akurat na tyle gupi i na tyle zna ycie, e nie strzela.
Dlaczego?
Halte lieber deine Schnauze, du Drecksack! radz wciekle. Ich bind doch ein
Deutscher![20]
Ale nie, nie, to nie moe si uda. Przecie. Nie po raz drugi, trzeci, czwarty. Nie tym
razem. Karabiny wdruj do ramienia, nie bd strzela, ale nie odpuszcz. Jeden celuje we mnie
czarnym okiem lufy i ostrym jzorem bagnetu, drugi zblia si powoli, da papierw, uprzejmie,
ale w sposb zdecydowany:
Sind Sie Deutscher? Dann zeigen Sie bitte Ihre Kennkarte[21].
Oczywicie nie mam adnej Kennkarte, ale wiem, co to Kennkarte. Niemcy z Rzeszy
maj takie od roku, w puku nam to objaniono przy mobilizacji, na wypadek gdybymy mieli do
czynienia z niemieckimi cywilami. Dobre sobie. Ale ja nie jestem Niemcem z Rzeszy, jestem
Konstanty Willemann i mam tylko polski paszport, nic wicej.
Tym wanie by: Konstantym Willemannem z polskim paszportem. Ale nie mia racji, i
by Konstantym Willemannem z polskim paszportem i niczym wicej: mia jeszcze wyrok
mierci w kieszeni i swoje niezarejestrowane oficerstwo.
Ja, natrlich mwi Konstanty i siga za pazuch, jakby wyjmowa portfel.

Teraz! krzycz mu do ucha.


I szarpn nagle niemieckim onierzykiem, pchn go z caej siy na drugiego. Tamten
unis bro z bagnetem, aby kolega si nie nadzia.
A Konstanty ju bieg.
Strzelili za nim i drugi raz, ale Konstanty bieg, a ja niosam go, poruszaam jego
ramionami, udami i kolanami, podtrzymywaam jego krzy, prowadziam go. Strzelali za nim,
chybiali, biegli, strzelali, chybiali, odpucili.
Pyn. Pynem ulicami, koysaem si na fali oddechu.
Filtry. Koszykowa. Zamiast pj zwyczajnie Poln, poszedem w Szucha. Flagi
niemieckie na naszych ministerstwach lepo wisz w mroku. Uwijaj si Niemczyki, ale w dzie,
a teraz jest noc, a ja pyn. 6 sierpnia i do portu docieram, biegem czy szedem?
Plac Zbawiciela. Koszula lepi si do plecw, cieknie po plecach pot, obita twarz pulsuje.
Ale jestem, dobiegem i nikt za mn nie bieg. Tweed przemk do szcztu.
Jest rg 6 sierpnia. Patrz na zegarek: prawie pita nad ranem. Czternasty padziernika.
Brama do kamienicy zamknita na gucho. Na co liczyem? Spogldam w gr: parter i cztery
rzdy okien, a jeszcze wyej czarne niebo i deszcz mi w oczy.
Jak wej, przecie nie bd udawa Niemca. Wic moe zwyczajnie.
Zaomotaem. Po chwili uchyliy si drzwi, w szpar dozorca wetkn swoj ospowat
gb. Daem dziesi zotych. Wpuci.
Po schodach, do gry i stanem przed drzwiami, za ktrymi czekano na moj paczk.
Zapukaem trzy razy, przerwa, potem cztery razy. Na klatce palio si wiato. Po paru
minutach drzwi rozchyliy si jak brama do innego wiata, w ciemnociach ujrzaem oczy.
Prezentowa si musiaem nieszczeglnie, obitym bdc, przemokym, pokrwawionym
nieco.
No, sucham pana? zapytaa ciemno.
Zawahaem si.
Paczk przyniosem
Panie, nam tu nie trzeba adnych paczek odpowiedziaa ciemno o jasnych oczach,
odpowiedziaa stanowczo i opryskliwie.
Czy to mieszkanie pani ubieskiej? zapytaem, skonfundowany.
A co pana to obchodzi, panie? Id pan std! powiedziaa ciemno bardzo gono,

krzyczc prawie.
A potem z tej ciemnoci o jasnych oczach wypyn szept, brzuchomwczy nieledwie,
jakby nie ustami ludzkimi wymwione: Haso, panie.
Tak, przypomniaem sobie: oczywicie. Konspiracja. Haso. Odzew. Jakie byo haso?
Gow mam pen przemocy. Spoliczkowaem Salome. Torturowaem Tumanowicza.
Strzelano do mnie. Haso. Haso. Haso. Jestem smokiem. Forma duchowa naszej prakultury
zachowaa si najczyciej w staroindyjskich eposach. Milcz, matko.
Ciemno milczy.
Pan Kazimierz, Kosteczku. Pan Kazimierz. Rozumiesz?
Czy zastaem pana Kazimierza? pytam, olniony.
A owszem, tak, zapraszam.
Ciemno niknie, rozpala si wiatem. Zaproszony, wszedem.
Oczy naleay do mczyzny w wieku rednim. Moe troch starszy by ode mnie. Duy
nos, policzki obwise, oczy zaspane, ale dziwnie przy tym czarowne. Odziany w piam.
A, to pan powiedzia, dostrzegajc mnie. Prosz siada i prosz te pozwoli mi
si przebra.
Znikn. Rozsiadem si w fotelu. Nie znaem czowieka, a ten zna mnie, jak wida,
dobrze. Wiedzia, e przyjd. Co nie jest dziwnym, jednak sprawia, e czuj si nieswojo.
Siedziaem dugo sam. Syszaem dochodzce z ssiedniego pomieszczenia odgosy
toalety porannej: mycie zbw, chlapanie wod, gwizdanie przy goleniu. Wklepywanie wody
koloskiej w policzki. Dugo to trwao.
W kocu wrci do salonu. Odstawiony: czarna kurtka skrzana, bryczesy, wysokie buty.
Dziwnie. Wstaem. Wycign do mnie rk. Skra matowa i sucha od pachncej lawend wody
koloskiej. Ogolony bardzo starannie.
Witkowski jestem.
Ucisnem jego mikk do i zanim zdyem odpowiedzie swoim prawdziwym
nazwiskiem, Witkowski zacz mwi.
Podaj panu moje prawdziwe nazwisko. Wbrew zasadom konspiracji. Pan si nie
musisz przedstawia, ja wszystko wiem. Tu mwi si na mnie Inynier i tak bdziesz si pan do
mnie zwraca. A nazwisko prawdziwe podaj, eby mg pan wyrobi sobie do mnie zaufanie na
podstawie rekomendacji osb, ktre znaj mnie jeszcze sprzed wojny. Pani Teresa, oczywicie,

ale te inni. W kadym razie, prosz pana, walczymy z Niemcami, walczymy z Sowietami,
nikomu si nie damy!
Ach tak powiedziaem kwano.
Tak, tak, drogi panie Willemann mwi, przechadzajc si po pokoju sprystym
krokiem, z rkami zaoonymi na plecach.
Znam dobrze ten sprysty krok i te rce na plecach zaoone! Kto kiedy wymyli, e
tak powinien przechadza si dziarski oficer. Podejrzewam, e wymyli to jaki Anglik, jako e
to oni s najbardziej skonnymi do wymylania takich wzorcw, ktrymi zatruwaj potem ca
Europ. Jak zatruli j sowem gentleman, gr w golfa czy angielsk flegm, czy marynarkami
z tweedu, jak moja.
A co wymyli Anglik, to z durnym uwielbieniem skopiowali Niemcy narodek tak lepo
w Anglikw zapatrzony, e mgby zosta w drodze specjalnego edyktu niemieckich w kocu
krlw Anglii uznany w nagrod za Anglikw honorowych.
Od Niemcw za nauczyli si tego Polacy. Tej angielskoci, ktr sam przecie kopiuj:
te moje tweedy wszystkie, tenisy, automobilizmy i dandyzmy. I futbole.
Ale kiedy widz je w lustrze szczka gadko ogolona, wos na pomadzie wtedy mnie
nie ra. A kiedy widz ten krok dziarski Kady oficer w moim puku chodzi tak dziarsko,
a najbardziej Ksyk. Ksyk potrafi tym krokiem dziarskim i sprystym i nawet do ustpu i i
te w taki sposb pod niemieckim ogniem, do dzi pamitam.
I on chodzi tak samo, ten Witkowski, ale przecie widz po nim: jeli ze oficer, to
najwyej rezerwy, jak ja. Cywil, sowem.
Walczymy z Niemcami i z Sowietami cign Witkowski. Organizujemy wywiad.
Bdziemy dostarcza naszym sojusznikom wiadomoci zza linii wroga.
Paczk mam dla pana powiedziaem.
Ach, no tak, paczka, gupstwo, daje pan!
Signem do teczki, podaem.
Rozpakowana?
Panie Witkowski. Ja wiem, e to si z savoir-vivreem i w ogle z cywilizowanymi
zasadami nie zgadza, ale wojna jest. Musiaem wiedzie, co nios. Na zaufanie jeszcze za
wczenie, przecie skde miaem wiedzie, czy to nie prowokacja jaka?
Sowa same si pojawiy.

Nie same, Kosteczku.


Sowa same si pojawiy, po prostu je powiedziaem i ju wiedziaem, e dobrze, e
celnie, e o to wanie chodzio. Tak to miao zabrzmie.
Zamyli si. Wpatrywa si we mnie oczyma, w ktrych nagle dostrzegem co wicej
ni tylko bufonowatego zawadiak, jakim wydawa mi si wczeniej.
Tak, Kosteczku, dostrzege i przestraszye si przenikliwoci tych oczu. Chciaabym
zasoni ci jako przed takimi przenikliwymi oczami, przed oczami takimi, jak oczy twojej
matki.
Trwa w tej przenikliwoci. Nagle jednak to zamylenie pko, rwnie nagle jak si
pojawio pko i znikno.
Suszno pan ma! Przecie ani zaprzysienia, nic, dobrze pan zrobi wyrzuci
z siebie nagle, umiechajc si szeroko.
Nagle znowu zmierzy mnie wzrokiem, jakby zaskoczony, jakby dopiero teraz zauway.
A twarz to gdzie pan tak pokancerowae?
Nie wierz mu, Kosteczku, nie wierz, e dopiero teraz zauway. Musia zauway od
razu. Nie bez powodu pyta dopiero teraz. Komediant.
Wzruszyem ramionami. Uzna to za odpowied.
Bd ju szed powiedziaem.
Ale wykluczone, niech pan siada, mamy tyle do omwienia!
Siadem posusznie. Dlaczego siadem posusznie, chocia chciaem ju wyj, chciaem
pj do mojej Heli, zoy gow na jej kolanach, ja, ktry dostarczyem pakunek do mieszkania
pani ubieskiej, ktrej wcale tu nie ma, ja, godny mojej Helenki, pozwoli jej gadzi si po
gowie i zapomnie o wszystkim.
Dlaczego wic siadem?
Bo gos Witkowskiego zabrzmia jak gos twojej matki, Kosteczku drogi, nie umiesz
oprze si takiemu gosowi, wiesz to tak samo dobrze, jak ja to wiem. Mj kochany.
Inynier wyj butelk wdki, dwie szklanki, nala, stuknlimy si, do dna, obrzydliwa
i ciepa, nala znowu, swoj odoy na st. Nie siada.
I zacz mwi, przechadzajc si cay czas. Lewa do obejmuje nadgarstek prawej.
Palce prawej doni w nieustannym tacu, dotykaj opuszki kciuka palce wskazujcy, rodkowy,
serdeczny i may i z powrotem, do wskazujcego i z powrotem. Niespiesznie, zgodnie z rytmem

zda.
Mwi o sobie najsampierw.
Jest inynierem. Zna Mocickiego, prezentowa mu pewien wynalazek. Pracowa
w Szwajcarii. Wrci do Polski. Zaoy firm. Wynalaz silnik na dowolne paliwo. No, prawie
wynalaz, prototyp by, ale niedopracowany.
Mwi o sobie bezwstydnie, albo raczej jakby w ogle nie zna wstydu, bez tej
niezgrabnej, zawsze udawanej skromnoci, z jak mwi o sobie pyszakowie, umniejszaniem
swoich zasug, zmuszajc suchaczy do zapewniania, i zasugi te s prawdziwe. Inynier mwi
tak, jakby referowa yciorys kogo innego: konkrety, ten projekt si nie powid, ten si powid
doskonale, prezentacja dla Mocickiego katastrofa, ale potem firma z powodzeniem.
Zna si dobrze z Sikorskim. I z Paderewskim, jeszcze z Morges w Szwajcarii. Stosunki
z dwjk. Pan rozumie, dwjka, prawda?
Rozumiem, czytao si przecie gazety. Dwjka, wywiad wojskowy.
Podobno Niemcy cae archiwum przejli. Potem obrona Warszawy. Walczy.
Mwi: Walczyem. A mi to cigle przechodzi z trudem przez usta. Bo czy ja
walczyem? Krzyczaem jakie rozkazy, co tam czowiek z Grudzidza pamita, wymachiwaem
parabelk, nacieralimy na Sierakw, czy jak si tam ta dziura nazywaa, w kadym razie tam
zgin rotmistrz Poborowski, mj dowdca, wczeniej pod Grabin Ksyk ley za tarcz boforsa,
czarne wsy przy gumie okularu, okie na oponie, celuje, strzela i rozwala czog, a ja, a ja, a ja
co?
A ty, Kosteczku, nie bye tchrzem. Nikt ci tego sowa nie moe w twarz rzuci. Nie
dae si zabi, uani z trzeciego plutonu czwartego szwadronu dziewitego puku szanowali ci
na tyle, na ile uan moe szanowa trzydziestoletniego podporucznika rezerwy.
Strzelali do mnie, wtulaem gow w ziemi, ale ze swojego pistoletu nie wystrzeliem ani
razu.
Nie byo potrzeby.
A pan walczy w dziewitym uanw, tak? przerywa nagle swj wywd Witkowski.
Jakby czyta moje myli.
Moe czyta, mj kochany, mj miy, ja te w kocu czytam caego ciebie, jakby by
afiszem na cianie. Ale ja nie jestem z ciaa, wiem. Jestem atman, jestem oddech, jestem Ew,
Helen, Mari i Zofi i nie ma mnie wcale. Jestem powietrzem.

Panie Konstanty? W dziewitym, dobrze mwi?


Jakby czyta moje myli.
Przepraszam. W dziewitym. Ale ani razu nie wystrzeliem. Nikogo nie zabiem. Wic
nie wiem, czy walczyem mwi nagle w przypywie jakiej gupiej szczeroci. Albo szczerej
gupoty. Chocia przecie sdz, e zabiem, jednego. Dlaczego kami, czybym si teraz
wstydzi, e zabiem?
Panie! Co pan mwisz! Oficer nie jest od strzelania! U was przecie rzenia bya!
A pistolet oficer ma, eby se w eb paln albo dezertera zastrzeli, nieprawda?
Prawda.
Panie! Pan strzelae swoimi uanami! Caym swoim plutonem!
Niech bdzie. Milcz. Inynier krci gow z niedowierzaniem, no tak, co za dure mu si
trafi, gupek taki, nie walczy, jakby walka to byo naciskanie spustu. I nagle dociera do mnie:
Inynier wie o mnie nawet to, e dowodziem plutonem.
I zaczyna mwi znowu, dalej. Mwi. Ja nie sucham, myl. Walczyem.
Nie pytam, ale wiem: walka to jest naciskanie spustu. Bagnet w bebechy. Oko wyduba.
To jest walka. Ja dowodziem, przekazujc rozkazy z gry, rozkazy mige i Rydzowe pynce
przez brygad, przez nasz puk, przez nasz szwadron, a do mojego plutonu, kryem si przed
kulami, parabelka w doni i u szyi uwizana, wymachiwanie, szabla pod tybink a jake, ale czy
ja walczyem? Nie walczyem. Nie wiem.
A on mwi dalej: z Warszawy po kapitulacji przedosta si do Kleeberga i tam dowodzi
grup dywersyjn, zbrojn w karabiny przeciwpancerne, takie jak u nas w puku byy, takie
dugie bardzo i Kleeberg ochrzci ich muszkieterami, od tych karabinw.
A teraz w Warszawie organizuje. I kto go moe poleci: ten i w, nazwiska sypi si jak
z rkawa, niektre znam, innych nie. Pukownik Godlewski. Teraz nazywa si Suchodolski.
Pseudonim Buawa. Co tam wymienia, kierunki wywiadu, cznicy, agendy, bolszewicy, Berlin,
a najwaniejszy jest Budapeszt.
Budapeszt, drogi panie, jest najwaniejszy. Tam jest marszaek, na ktrym wszystko
oprzemy, cignie si go w kocu do nas, tylko niech to si wszystko jako unormuje. Ale
wszystko zmierza w dobrym kierunku, samochody dwa mamy, chevrolecik master zielony
kabriolet i opel kapitn bardzo pikny, zielony.
Och, jake chciaem mie takiego opla, i ju nawet rozmawialimy o tym z matk o tym,

e olympia ciasna, e kapitn mocniejszy, szybszy, nowoczeniejszy, karoseria samonona,


opywowa jak luxtorpeda, nowoczesno jak niemiecka Autobahn. Ale potem mi si kapitn
przesta podoba i raczej buick karosowany u Lilpopa, i o tych buickach byo duo gadania. Ale
potem przysza wojna i nie ma nawet mojej maej, tej olympii, a ten ma od razu tutaj dwa auta,
chocia tydzie temu jeszcze si strzela pod Kockiem.
Mwi co cay czas: Niemcy, Sowieci, Anglicy, jak lawirowa, ale ja nie suchaem, ja
mylaem o samochodach.
A tak, prosz pana, bdziemy si prezentowa, jak ju wojn wygramy! ogasza,
pokazujc na siebie. Bryczesy, dugie buty, kurtka skrzana i ryngrafik wedug wzoru, ktry
ju zamwiem. Taki bdzie mundur nasz. Wywiadowcw.
Nie wiem: czy to szaleniec?
I jakby wyczu moj wtpliwo, opowiada dalej: o tym, jak rozesa grupy, co bro
zbieraj nad Bzur i pod Kockiem ley jeszcze karabinw i wszystkiego po lasach, wic
zbieraj, konserwuj, zakopuj, bdzie na strzelanie do Niemca, jak czas nadejdzie, na polowym
lotnisku samolot znaleli, rozebrali i schowali w stodole nawet, a jake, a jake! Kontakty
z policj polsk i niemieck s bardzo dobre, wszystko super, szczeglnie o kontakty z Niemcami
dbaj, bo bez tego ani rusz.
Patrz pan, panie!
Sign do kieszeni, poda mi zwitek jakiego materiau. Na materiale podpis: Sikorski.
Oddaem.
I udao mi si nawet ponownie wzruszy przy tym ramionami, tuszujc jako wraenie,
ktre na mnie tym podpisem zrobi. Nagle, wzruszywszy ramionami, poczuem si, aby wsta.
I wstaem.
Bd si egna, pan wybaczy powiedziaem, kaniajc si, jakbym wychodzi
z proszonej herbatki. Byo mi bardzo mio pozna pana.
Panie Konstanty. Ja chc, eby pan ze mn pracowa. Dla Polski.
Polski ju nie ma, panie Witkowski. Ja chc po prostu pj do domu
odpowiedziaem.
Dobrze odpowiedziae, Kosteczku mj. Z moc. Z si, jak mczyzna.
Ale pan jest mi potrzebny! Pan jest Polsce potrzebny!
No prosz, nagle gdzie znikna ta nazbyt moim zdaniem poufaa druga osoba. Nie pan

jeste, ale pan jest. Tak trzeba gra.


Pan mwi po niemiecku jak rodowity Niemiec. Ma pan niemieckie korzenie. Na tym
wiele moemy ugra! Czy pan wie, e pana stryj, graf Strachwitz, dowodzi batalionem czogw
w niemieckiej pierwszej dywizji pancernej?
Nie wiem. Przecie nie utrzymujemy kontaktw. On wie o tobie zbyt wiele, Konstanty!
Wicej ni ty sam o sobie wiesz! Bd czujny!
Syszaem o tym. Wzruszyem ramionami.
Jest teraz w Polsce, drogi panie. Mg pan do niego strzela, bo walczyli pod Bzur
I milknie, zostawia te sowa zawieszone w powietrzu, jakby co miay oznacza. Nie
jak tre, pod ktrej wag musz si ugi.
Ale nie ugn si. Nie ma znakw, s tylko przypadki; bo nic nie oznacza niczego poza
sob samym, desygnat rwna si znakowi.
No dobrze, ale c z tego, panie Witkowski?
Niech pan nie uywa w konwersacji mojego nazwiska, prosz.
Milknie. Zgani mnie jak sztubaka.
Wic jak pan sobie yczy, abym si do pana zwraca? pytam lodowato.
Po prostu: Inynierze. Mwiem przecie. Panowa mi pan nie musi, wie pan, co mwi
na ulicy? e panowie skoczyli si na szosie zaleszczyckiej!
I zacz si mia, zaraliwie, gono, mocno. Ja te zaczem si mia. Ale przecie
rozumiaem: zmieni temat. Specjalnie zmieni temat. Przez to moje pytanie wpado w pustk, nie
wybrzmiao. Ale ja si nie poddam. Nie interesuj mnie konspiracje, abominacje, niemieckich
linii penetracje. Zaniosem paczk, jak si okazao, z paszportami i koniec, koniec, koniec.
To, e mj stryj jest niemieckim oficerem, nie ma adnego znaczenia. Jestem Polakiem,
nie nosz nawet nazwiska mojego ojca, Niemcy mnie nie interesuj! wygosiem bardzo
zdecydowanym tonem i wstaem. Bd si egna.
Witkowski jakby tego wstpu do poegnania nie sysza.
Oczywicie, e jest pan Polakiem, panie Konstanty. Pan jest nawet bardziej Polakiem
ni ja czy ktokolwiek inny, bo pan nie musia by Polakiem, a jednak pan nim zosta.
To bzdura, Kosteczku, wiesz o tym bardzo dobrze. Musiae by Polakiem, bardziej
nawet ni z krwi czy czegokolwiek innego musiae by Polakiem, bo taka bya wola twojej
matki. Jej wola ci ulepia, wlaa twoj mikk tkank do formy polskoci i wypalia w piecu,

i teraz jeste w Polaka zastygy, wypalony jak cega. Jej wola to sprawia.
Ona ci teraz czuje i syszy, mj kochany, ona wie o tobie, patrzy twoimi oczyma, poda
za tob. Ale nie tak jak ja.
Polska pana potrzebuje, panie Konstanty perorowa dalej Inynier. Bardziej ni
potrzebowaa pana te kilka tygodni temu, przed pierwszym wrzenia. Musz kogo do
Budapesztu wysa i pan si nadaje doskonale, niech to tylko przemyl. Polska potrzebuje
paskiej niemczyzny, paskiego stryja w Wehrmachcie, paskich wizw krwi z niemieck
arystokracj.
Polska potrzebuje nagrobka, panie Inynierze. Nie moich wizw. Do widzenia.
Wycignem ku niemu prawic. Chwyci j, ale zamiast potrzsn i puci, chwyci
mnie od razu te za okie.
Pan si nie zarejestrowa, prawda? U Niemcw, jako oficer?
Potwierdziem.
A wic potrzeba panu nowych papierw. Nie moe by pan dalej Konstantym
Willemannem. Oni maj pana w papierach, panie Willemann. Pan jest przecie synem starego
frajkorpsera z Freikorps Oberland, przecie tam suyli Himmler, Dietrich
Nie wiem, kto to Dietrich przerwaem mu.
Sepp Dietrich. Dua figura. Ale to teraz niewane. Jest pan bratankiem wybitnego
oficera wojsk pancernych. Abwehra ma pana w stu tysicach papierw. Jak tylko ogarn si po
wojnie, a ogarn si szybciej, ni pan mylisz, niedugo, zaczn pana szuka mwi cicho,
prowadzc mnie za okie ku oknu wychodzcemu na plac, w tym jedynym szyby ocalay, cigle
zaklejone na krzy, w innych tylko dykta i tektura.
Mj ojciec nie yje powiedziaem.
Witkowski ostentacyjnie przewrci oczami, na znak zniecierpliwienia chyba, nie
wiedziaem, co to miao oznacza.
Zgin pod Anabergiem cignem. To znaczy pod Gr witej Anny. Zgin od
polskiej kuli, od naszej kuli, zgin w walce z moimi rodakami.
Dobrze, dobrze, panie Konstanty przerwa mi. Nie w tym rzecz. Ale to te ma
znaczenie. I ten skandal z maestwem paskiej matki, znana przecie sprawa, pan nie jest
anonimowy. Stara szlachta, Uradel. Maj pana na oku, panie Willemann. Bd pana szuka.
I znajd. Miasto nie jest dla pana bezpiecznym.

Wzruszyem ramionami.
Chce pan i do obozu? Trzeba byo od razu, pana koledzy z dziewitego uanw ju
dawno gdzie siedz. Bez powodu pan si nie ulotni.
Pukownik kaza i odparem.
Bez powodu pana nie puci. Puci pana, bo wiedzia, e pan bdzie potrzebny, panie
Willemann.
Stanlimy przy oknie. Dniao. Plac Zbawiciela ju w czci uprztnity, smutny trup
spalonego klombu na rodku, pozrywany bruk, leje po bombach, zasieki, koci spalony,
zwalona jedna z wie, jak wielkie, niezgrabne cielsko koskie, wiele takich widziaem,
pogruchotanych, zwglonych z jednej i gnijcych z drugiej strony.
To jest Polska, Inynierze.
Milcza przez chwil, patrzy na smutny widok za oknem.
Ma pan racj. I tej Polski pan potrzebuje, panie Willemann odpar. Dam panu mocne
papiery na faszywe nazwisko. Jeli bdzie trzeba, to zaatwimy wiadectwo zgonu Konstantego
Willemanna, nawet trupa znale nie bdzie trudno, przecie nikt paskiej ony i syna nie bdzie
niepokoi.
Teraz ja milczaem. A on mwi dalej, tym gosem cichym i sodkim jak karmel, wlewa
mi sowa do ucha, jakby karmi smakoykami domowe zwierztko:
A przede wszystkim dam panu zajcie. eby si pan nie rozmieni na drobne, eby pana
talent przyczyni si do czego wikszego. Polska potrzebuje pana, pan potrzebuje Polski.
Cae ycie rozmieniasz si na drobne, Kosteczku, wiesz o tym. Te twoje obrazki, ktrych
nikt nie chce, sam ich nawet nie chcesz, wysiadywanie po kawiarniach, romanse, to wszystko jak
struganie duszy, strugasz j, wiry lec na podog, a dusza ci cienieje, Kosteczku, a w kocu
zestrugasz si cay, nic nie zostanie.
Mruknem co nieartykuowanie, bo przecie nie mogem si zgodzi tak po prostu.
A sam nie wiedziaem ju, czy powinienem odmawia. Czy umiem mu odmwi.
eby to wiedzie, musiaby wiedzie, kim jeste, Kosteczku. A ja ci tego nie powiem, bo
ja sama tego nie wiem, patrz na ciebie tak dugo, mj kochany, i widz szar plam, chaos.
Pamitasz, kiedy miae dwanacie lat, zanim wyjechalicie z matk do Warszawy, par
dni wczeniej poszlicie z wizyt do dalekiej kuzynki, tak dalekiej, e nawet matka sama nie
wiedziaa dokadnie, jakie czy je pokrewiestwo lub powinowactwo, i kwestia ta stanowia

gwny przedmiot konwersacji.


Ty miae bawi si z synem owej matczynej kuzynki, by to may, chudziutki chopiec,
ktry mwi tylko po niemiecku i ba si ciebie jak zarazy, bo by modszy i sabszy, a ty
postanowie potwierdzi swoj wyszo od razu, kiedy si poznalicie, par lat wczeniej,
jeszcze w czasie wojny, przy pierwszej wizycie, i sprae go wtedy troch, a potem jeszcze
upokorzye, cigajc mu spodenki i gatki i wymierzajc kopniaka w goy tyek.
Wic teraz ba si ciebie dalej, pyta, czy chcesz poczyta jak ksik, a ty, rozbudzony
ju w swej polskoci, odburkiwae mu, e jeli bdzie do ciebie mwi po niemiecku, to dostanie
w pysk. Chopiec, na imi mu byo Heinrich, po polsku nie mwi, ale rozumia przecie
wszystko, wic siada na krzele, wbija spojrzenie w podog i siedzia, przeraony.
A ty stae, Kosteczku, przy oknie i patrzye. Ciotka mieszkaa w kamienicy przy
Schulstrae i kiedy wyjrzae przez okno, na tej Schulstrae karlusy od powstania rozbrajaj
niemieckich grenszucw. Widziae z bliska szarpanin: dwch chopcw starszych od ciebie
niewiele, moe pi, moe trzy lata, dwch chopcw w ciasnych westach szarpie starego,
siwowsego dziada w hemie stalowym. Dziad jest wcieky, widziae, e chtnie by ich
pozabija, bo dla niego reprezentuj pewnie wszystko to, czego nienawidzi: Polakw,
komunistw, pacyfistw chocia przecie chc mu zabra ten karabin nie po to, by go cisn
o bruk, lecz by z niego strzela. Reprezentuj tych, ktrzy nie obawiaj si szarpa Niemca
w mundurze, nie szanuj munduru, nie szanowali wic pastwa, cesarza ani niczego, co jest temu
siwowsemu dziadowi drogie. Przez takich przegrali wojn, przez takich maj od tygodnia
republikask konstytucj.
Wic dziad chtnie by ich pozabija, dziad ich nienawidzi: ale boi si strzela. I chopcy
zabieraj mu karabin i nie boj si waln go kolb w brzuch, dla nich ten mundur i te wsy
oznaczaj wszystko to, czego nienawidz: Niemcw, ktrzy przywykli traktowa ich jak lskich
dzikusw, zdatnych tylko do roboty na grubie i niczego wicej. Panw, do ktrych te kopalnie
nale i ktrzy wypacaj im marne dniwki, rc kawior i popijajc szampanem. Chocia
siwowsy dziad raczej kawioru nie jada.
Zdzieraj ze oporzdzenie: pas, adownice, zdzieraj hem. Dziad klczy na bruku, na
bruku klcz z nim cae wilhelmiskie Niemcy. Wtedy pada pierwszy strza, pamitasz,
Kostusiu? To pierwszy strza, jaki syszae w yciu, ten strza na Schulstrae w Szopienicach.
Do dzi nie wiesz, kto strzeli wtedy karlusy czy grenszuce. Potem syszae jeszcze wiele

strzaw, na strzelnicach, na polowaniach i na wojnie, ale ten by pierwszym, a ostatnim ten,


ktrym zrobie dziur we bie Tumanowicza w domu przy ulicy Leszno.
Kiedy pad ten pierwszy strza, Kosteczku, to wszystko si zaczo, zaczli strzela ci
grenszuce, ktrych chopcy jeszcze nie zdyli rozbroi, i zaczli strzela ci chopcy, ktrzy ju
mieli jakie karabiny albo nulachty, i posypao si troch strzaw. Syszae krzyki:
Erich dosto! I do dzi nie wiesz, czy to krzycza grenszuc, czy powstaniec.
Nie miae cienia wtpliwoci, po ktrej jeste stronie. Albo raczej przeciwko ktrej
jeste: przeciwko szaremu mundurowi, okapowi hemu stalowego i siwym wsom. Mimo e
wiedziae, wiedziae: taki mundur i taki hem nosi twj ojciec. Ktrego kochae przecie, tak
jak kady dwunastolatek kocha swojego ojca, jeli tylko nie zazna od niego krzywd. A ty od
niego krzywd adnych nie zazna nigdy.
Wtedy wpady z krzykiem matka i kuzynka i zabray ci od okna.
I co dzi moesz odpowiedzie, Kosteczku? Czy wiesz cokolwiek wicej ni wtedy, kiedy
usyszae te pierwsze strzay na Schulstrae w Szopienicach?
Nie wiem odpowiedziaem gucho, patrzc w szyb.
Witkowski poklepa mnie po plecach.
Ja pana dobrze rozumiem, panie Willemann. Nie jest atwo si pozbiera po tym
wszystkim. Cay kraj, dwadziecia lat pracy przesrane w trzy tygodnie. Ja to dobrze rozumiem,
e pan nie wie. Ale trzeba si wzi w gar! Trzeba pracowa!
Wic nie odpuci, to wiem. Nie da si inaczej.
Myl, Kosteczku. Moesz si zgodzi, moesz ale tak, eby zachowa godno, musisz
zachowa godno. Niegodnego bym ci nie chciaa.
Wic dobrze. Pod warunkiem zgodziem si.
Sucham rozpromieni si Witkowski.
Zagina ona mojego najlepszego przyjaciela. We wrzeniu, pod koniec. Pan pomoe
mi j znale, to ja bd dla pana pracowa.
Witkowski klepn mnie w plecy, skin gow, krzykn:
Na bank! I poda mi do, splunwszy w ni uprzednio, miaem nadziej, e
symbolicznie tylko. Jakbymy komi handlowali wanie.
Nawet nie zapyta o nazwisko, o sytuacj, o nic.
Czy zachowaem godno?

Spojrzaem na zegarek: wp do sidmej. Ptorej godziny jeszcze do policyjnej, a ja


nagle poczuem, jak strasznie jestem zmczony.
Wrcimy do tej rozmowy powiedziaem. Id teraz do domu.
Witkowski zastanowi si chwil, nie wypuszczajc mnie cigle ze swoich obj.
Moe pan i. Jeszcze pana nie szukaj, jeszcze na to nie mieli czasu. Par dni moe
pan pomieszka w domu, ale potem z tym koniec, niestety.
Skinem gow. Witkowski nagle pomaca mj brzuch.
Ma pan bro?
Potwierdziem, co byo robi.
Prosz odda rozkaza.
Rozkaza ci, Kosteczku. Czy przyjmujesz od niego rozkazy? Czy sdzisz, e chciaabym,
eby przyjmowa od niego rozkazy?
Nie oddam zaprotestowaem.
Dobrze, Kosteczku!
Do Witkowskiego zacisna si na moim przedramieniu, mocno.
Prosz odda, do depozytu, dla wasnego dobra powiedzia tym strasznym, cichym
gosem, w ktrym bya i perswazja, i groba, i nieustpliwo.
Wyjem brauninga, wycignem magazyn, sprawdziem komor, oddaem. Z kieszeni
spodni wygarnem jeszcze zapasowe kule. Te oddaem. Witkowski poklepa mnie po ramieniu.
A pokwitowanie jakie? zapytaem i ju wymawiajc to pytanie, wiedziaem, e
palnem gupstwo.
Witkowski si zamia tylko, jak z dobrego artu. Klepn mnie jeszcze raz w plecy.
No, ciesz si, ciesz si. Prosz si tutaj u mnie zameldowa za kilka dni.
I nagle zapytaem sam siebie: to ju?
To ja ci zapytaam, gupcze.
Wyszedem.
Stanem na placu. Na placu Zbawiciela. Bez broni. Trzeba byo wyrzuci do studzienki.
Pod spalonym kocioem wyndzniay apasz w kraciastej czapce na migi rozmawia
z dwoma zmczonymi onierzami. Bg jeden i diabe racz wiedzie, co te onierzyki tutaj
robiy o tej porze, bo bez broni i hemw, wic nie na patrolu. Chudy miglanc najwyraniej
prbowa onierzom co sprzeda.

Idc w swoj stron, musiaem ich min. Apasz sprzedawa zegarki mia ich
kilkanacie przypitych do podszewki lichej marynarki, ale nie potrafi si nijak
z zainteresowanymi kupnem Niemcami dogada.
Pom mu, Kostusiu.
Wie knnte ich helfen?[22] zapytaem moj wiedesk niemczyzn.
Niemcy i handlarz popatrzyli z zainteresowaniem na moj obit gb.
Po co ich zapytaem?
Mwi po polsku.
I pomogem. Apasz sprzeda dwa zegarki, Niemcy zadowoleni poszli sobie, z radoci
przygldajc si swoim nowym sikorom.
Pan jeste kto? zapyta.
Pomc bliniemu lubi.
I dobrze.
Poda mi rk.
Rawicz. Moje nazwisko.
Do ucisnem.
Mojego nazwiska panu wyjawi nie mog.
Gra, panie dobry, nie trzeba. Jakby co, pytaj pan o Jurka Rawicza na Tamce, wska.
Adresu nie podaj, bo si zmienia. Jakby pan chcia co kupi albo sprzeda.
By bardzo chudy, twarz jak czaszka obcignita skr, ale nie wyglda na godnego,
oczy mu byszczay niebiesko.
Pan tak z Niemcami handluje? zapytaem.
A handluj. Na ulicach. I komis prowadz. Bo ja, powiem panu, Niemcw bardzo lubi.
Porzdek w miecie bdzie. Panw pogonili, kapitalistw zasranych. Alem si cieszy, jak wiali,
skurwysyny, pan wybaczy, ale skurwysyny, jak wiali tymi swoimi autami tuciochy i te ich
kurwy, i te ich pokurwiece w gimnazjalnych mundurkach, jak to wszystko piknie spierdalao,
panie, ech!
I co, Kosteczku, bdziesz broni wasnej kasty? Powiniene. O tobie mwi, o twoich
ludziach, takich jak ty. Jak twoja ona. Jak Jacek Rostaski. Jak Iga.
Racja powiedziaem.
Uchyliwszy kapelusza, poszedem do domu.

Poszed do domu. Poszedem.


Nie do Salome. Nie do mojej buteleczki penej dobra i szczcia. Do domu, do domu,
spa. Tam, w domu, nie ma wojny. Nie ma Niemcw. Nie ma trupw ani strzaw, jest tylko
Hela, moja Helena, moja wspaniaa Helena, ktra kocha mnie ponad wszystko i ktr ja kocham,
i jest Jureczek, ktremu jestem ojcem.
Minem plac Unii Lubelskiej z pomnikiem lotnika, wiele nie polata, minem Rogatki
Mokotowskie i ju id ulic Puawsk, daleko w tyle za mn moja Dobra ulica, ze zego Powila
na dobry Mokotw id, daleko za mn i coraz dalej ze ciao Salome, id ku czystemu ciau Heli,
ku maemu yciu mojego Jureczka, id na Mokotw.
I jestem, jest mj dom czekoladowy, jest sklepokawiarnia zupenie zamknit, jest brama,
jest klatka schodowa, drzwi do mojego mieszkania zamknite i nie mam kluczy, pukam i otwiera
mi Hela.
O nic nie pyta. Ani o twarz obit, ani o dwie noce, kiedy mnie nie byo, ani o garnitur
powalany, chusteczki biaej w kieszonce brak. O nic nie pyta. Od razu wie, widzi, e paczk
dostarczyem, ale teraz rozumiem: wcale jej to nie obchodzi. Poprosia mnie o to, bo prosi j o to
jej ojciec, mj te eugeniczny higieniczny, wic cieszy si, e to zrobiem, e dostarczyem, ale
przecie nie dlatego mnie kocha.
Jak le j ocenie, Kosteczku, oczernie j przed sob samym, zbrukae mio tej
dobrej kobiety nie tylko obcowaniem z brudem Salome, ale zbrukae j zymi mylami, a ona
teraz ciga z ciebie marynark, rozsupuj krawat, rozpina koszul i guziki rozporka i zsuwa
ubrania z twojego ciaa, ktre pachnie jeszcze z kurw, i widzi, e nie spae, wic wiedzie ci
delikatnie do ka, skada twoje zbolae ciao w zimn pociel, zimno w mieszkaniu, Jureczek
pi jeszcze, a ona ciebie brudnego, z krwi Tumanowicza pod paznokciami kadzie na wietliste
przecierada, zakrywa ci jasn pierzyn, gow twoj skada na bieli poduszki, oto jeste,
Kosteczku. Zamykasz oczy.
A ona siada u wezgowia ka i gadzi twoj zmczon, steran gow, a ty zasypiasz
i ju wiesz: koniec. Nigdy wicej.
Nie ubierasz tego w sowa, Kostusiu kochany, ju za pno, gow masz zbyt zdroon,
ale czujesz to i wiesz: koniec. Nigdy wicej.
Nigdy wicej kobiet, adnych. A ju na pewno nigdy wicej Salome. Nigdy wicej
cynizmu, zbrodni, podoci, Kosteczku. Nigdy. Nigdy wicej morfiny.

Wszystko przez morfin. Buteleczka nie jest pena dobra i szczcia i tczy. Buteleczka
pena jest przeklestwa, zdrady i za. Buteleczka, ktra czeka na mnie u Salome w niej mieszka
tylko demon.
Nie, nie tak, ta buteleczka ju na ciebie nie czeka, Kostusiu. Tak, nie czeka na mnie.
A moe i czeka, niech czeka, nie zakocz tego czekania, nie pjd do Salome ani nie zaton
w ciepym karmelu, nie zanurz si w lepk sodycz ju nigdy.
Teraz bd dla Polski. Nie dlatego, e Hela chce tego ode mnie. Przecie to nie tak.
Helena kocha mnie jako mnie, Helena nie jest jej ojcem eugenicznym higienicznym. Helena
kochaaby mnie zdrajc, zaprzacem. Kochaaby mnie Niemcem nawet.
A moe Niemcem by mnie nie kochaa, ale to niewane. Ju niewane. Nie bd ju
rozmienia si na drobne, teraz bd ju y naprawd.
Bdziesz y naprawd? Ja bd naprawd ya z tob, za tob, przy tobie, dookoa ciebie.
Bd konspirowa, bd knu, jeli bdzie trzeba, to bd zabija, jeli bdzie trzeba. Dla
Polski.
I nie, nie, nie dlatego, abym nagle uzna, e tak musz. Nie musz. I nie dlatego, bym
nagle uwierzy, e jestem to Polsce winien. Nie jestem. Co byem winien, to oddaem we
wrzeniu z nawizk. Bd teraz dla Polski, bo potrzebuj tego, potrzebuj by dla niej.
Potrzebuj suby, jeli nie bd suy, umr.
Prawda, Helu? Prawda?
Tak, mj kochany. pij. Dobrze, e ju jeste, mj kochany.
Zasypiam. Zasypiam w mieszkaniu moim, Helena gaszcze moj gow, a potem ja ju
pi i czuj, jak ona wlizguje si pod kodr. A co z Jureczkiem, myl?
Nie mylisz, pisz. Ja myl, czy moesz teraz posmakowa ony, czy syn nie przyjdzie,
ja si o ciebie troszcz, Kosteczku. Kostusiu.
Wic wlizguje si pod twoj kodr twoja ona, Kostusiu. Dlaczego tak le mylae
o niej? Dlaczego tak jej nienawidzisz, Kosteczku, pi lat maestwa to nie jest mao, czy nie
daa ci tak wiele dobrego?
Jej donie wskie, szczupe na twoim nagim brzuchu, na podbrzuszu, dotykaj twojej
mskoci wtpliwej, wymczonej, unurzanej w kurwich ciaach, i czy wie ona, czy nie wie,
przecie ty jej nie mwie, ale tyle razy wracae do domu ze szramami kurewskich paznokci na
plecach, ze znakami kurewskich ust na szyi, a Hela w domu, nad Jureczka koysk, i tak dugo

nie chciae jej w ogle dotkn, Kostusiu, brzydzio ci jej pikne, dobre, czyste ciao, bo byo
dobre i czyste, ale najbardziej dlatego, e ci to ciao oddaa, e byo to ciao twoje, e zachowaa
je dla ciebie. Daa ci to swoje przestraszone, niebolesne dziewictwo, daa dopiero po lubie, ale
daa, zoya ci swoje czyste ciao w ofierze, a ty j tak zbrukae, pic z tymi dziwkami
wszystkimi, z ktrymi spa, Kosteczku.
A ona ci to wybaczya, wybaczya, nawet o tym nie wiedzc, i ty sam sobie rwnie
wybacz, mj miy, mj podporuczniku Konstanty Willemannie, mj kochany, mj boe.
I jak ona ci si oddawaa, pamitasz? Nie byo w tym brudnego poszukiwania wasnej
rozkoszy, nie byo. Ona dawaa ci ca siebie, przyjmowaa ci w siebie, nie szukaa niczego, nie
chciaa niczego od ciebie, chciaa ci tylko dawa siebie i dawaa.
A ty mylae o tym, jakby w ku mia jej ojca, ktrego nienawidzisz, i jego eugenik.
Czy ona odwracaa swoj twarz od twojej? Odwracaa. Ale nie dlatego, e uwaaa ci za
zbrukanego, chocia przecie bye zbrukanym. Odwracaa twarz z rozkoszy, moe cielesnej, ale
raczej w pierwszej kolejnoci, przede wszystkim z rozkoszy dawania samej siebie tobie,
Kosteczku. I dlaczego mylae wtedy, e nie dawaa ci pocaunkw, skoro przecie jej usta
szukay twoich ust, Kostusiu? Dlaczego mylae o niej kamliwie?
Nieprawdziwie, le?
Wybacz mi, Heleno, jedyna, ktra mnie kochaa. Wybacz mi, dobry duchu mojego ycia,
em ci tak skrzywdzi. Od dzi nie skrzywdz ci ju nigdy.
Wybacz mi, Hela szepcz. Wybacz mi. Nie jestem ciebie godzien, Hela.
Cii Cicho, Kosteczku.
Jej do na mojej podej gowie, na moim bie plugawym, przeczesuje moje wosy.
Dlaczego mnie tam wysaa z t paczk, Hela? szepcz, nie pi.
Bo oni s ci potrzebni, Kostek. Bezczynno ci zabije.
Wcignli mnie do konspiracji. Zgodziem si.
Wiem.
Ale nie dla Polski si zgodziem. Mam w dupie Polsk. Obiecali, e pomog znale
Ig. A Jacek mnie o to prosi, rozumiesz Dlatego si zgodziem.
Rozumiem, Kosteczku. pij.
Zabiem czowieka, Hela.
Na wojnie? zapytaa, nie przerywajc pieszczoty.

Nie. Wczoraj.
Jej do zatrzymaa si na sekund, zastyga w cikim bezruchu, czy by ten bezruch
pytajcym, czy ledwie zdziwionym?
Widocznie musiae. Do ruszya znowu. Jakbym powiedzia, e wydaem sto
zotych.
Musiaem.
Skina gow. Wierzy, akceptuje, uznaje.
Mylisz, e Iga yje? pyta bez niemiaoci, nie boi si wymwi tego sowa.
Wtuliem gow w jej bok, w jej biodro, gdzie tam, gdzie mogem j wtuli.
Nie wiem, Heluniu, nie wiem.
Biedny Jacek. Hela pociga nosem, jakby zbierao jej si na pacz. Biedna Iga.
Biedna Iga.
Moja pierwsza kochanka, pierwsza kobieta i ja byem jej pierwszym mczyzn, a by to
rok dwudziesty sidmy i bylimy na letnisku nad jeziorem Miadzio w postawskim powiecie, we
dworze Rochacewiczw, i byem wtedy chopcem osiemnastoletnim, gupim, bardzo czuym na
punkcie wasnego akcentu, ktry czsto by jeszcze lskim lub niemieckim, wic czsto byem
po prostu milczcym i wygldao to zwykle tak, e mwiem surowo, bardzo poprawnie, ale
w tych rzadkich chwilach, w ktrych zaczynaem swobodnie, a mi si pochylao albo,
w zalenoci od dziwnych i niepoznanych prdw w mojej gowie, akcent przechyla si ku
niemczynie, ku rolujcemu r, i syszaem to, widziaem zdziwienia lub umieszki i milkem.
By tam ze mn na letnisku Jacek, mj dobry, kochany Jacek, mj anio buteleczek
penych dobra i tczy, albo raczej za i mierci, mj kolega z gimnazjum, starszy dwa lata,
z ktrym wczeniej nie przyjaniem si i dopiero tam, w majtku Rochacewiczw, pomidzy
sosnowymi borami, jeziorem i spacerami i pywaniem kanadyjk, tam dopiero narodzia si nasza
przyja.
I bya tam te Iga. Jacek by wtedy miertelnie zakochany w pewnej warszawiance, wic
na Ig uwagi nie zwrci. A Iga bya tam bardzo mocno, jakby cay ten letnikowy wiat krci si
wkoo niej.
Przyjechaa pniej, dwa dni po nas i po raz pierwszy zobaczylimy j na niadaniu. Do
tego momentu bylimy rozczarowani towarzystwem. Dwch starszych urzdnikw z Poznania,
nudnych niczym wielkopostne kazanie, jeden z nich z on, zasuszon, jakby wyj j z zielnika.

Oprcz tego surowa panna Alicja, bez wtpienia wielkimi krokami zmierzajca ku bezdennej
rozpaczy staropaniestwa. Jednak w jej ciele ar jeszcze pon; moe i spojrzaaby przychylniej
na niewtajemniczonych w arkana mioci gimnazjalistw, gdyby nie usyszaa przypadkiem
naszych drwin z jej tuszy. Byy to przy tym drwiny niezasuone, bo panna Alicja, chocia tga,
niewtpliwie bya niezwykle kobiec, a drwic z jej wielkich piersi i tgiego zadka,
prbowalimy raczej, nie do koca tego wiadomi, obmia to, co dla nas niedosine.
Tak, Kosteczku, gdyby wtedy wicej wiedzia o kobietach! Gdyby wiedzia, jak
rozwijaj si ich ciaa, kiedy wyzwoli je ze skorup sukien. Ale panna Alicja nie potrafia swego
ciaa uy tak, jak potrafi wiele innych kobiet. Nie miaa waciwego tgim damom ciepa
i serdecznoci, ktrych rda bij w jaki tajemniczy sposb w obfitoci cielesnej. Panna Alicja
bya kostyczn i kocist star pann w ciele zaywnej kobiety w rednim wieku. Nie wiedziaa,
e mogaby by cakiem pontna, gdyby tuszy owej nie ciskaa tak strasznie ciasnymi, letnimi
toaletami, ktre sprawiay, e jej plecy przypominay tusty, opity plecionk baleron.
Tak, Kostusiu, kochany, a czy pamitasz, e i ja byam ju wtedy z tob i za tob, ja,
twoja szara, cicha przyjacika bez twarzy, Ta, Ktra Idzie za Tob, czy pamitasz, Kosteczku?
Nie pamitasz, bo jestem przyjacik tak szar i tak cich, e przecie jestem dla ciebie tylko
cieniem, jeli czujesz moj obecno, to zaraz pod progiem wiadomoci, nigdy ponad.
Nigdy nie staj w wietle. Wic wspominaj, Kosteczku, z gow na kolanach ony, twojej
dobrej ony, wspominaj.
Pamitam, jak si poznalimy, Iga, Jacek i ja szepnem.
Tak, tak, na letnisku u Rochacewiczw. Bya twoj pierwsz kochank. Syszaam to
tyle razy, e ju ci dawno wybaczyam, e Iga i ty, kiedy odpowiedziaa Hela ni to drwico,
ni powanie.
Czy mi wybaczya? Nie wiem. Czy w ogle byo co wybacza?
Na letnisku za, oprcz poznaskich urzdnikw, ony, tustej panny i pastwa
Rochacewiczw bezdzietnych byli jeszcze dwaj bliej nieokrelonego sortu bon vivanci
warszawscy okoo trzydziestki, znudzeni raczej towarzyskimi niedostatkami le zapowiadajcej
si kanikuy.
Z nudw i z grzecznoci emablowali pann Alicj, bez wikszego przekonania do tych
zalotw; ta za, niezrczna i niezgrabna w swej kobiecoci, zbyt mocno trzymaa si
wymaganego przez form towarzysk dystansu. Nie wiedziaa, e budujc wok siebie mur

dobrego imienia, musi pozostawi w nim furtki subtelnych dwuznacznoci, spojrze i gestw,
furtki, przez ktre za mur dobrego imienia przelizgnie si mio, chociaby na jedn noc.
Pragna, aby komu za mur ten udao si przedosta, nocami dotykaa swojego ciaa i staraa
sobie przypomnie na wp zatarte ju wspomnienia ostatnich mskich doni, ktre jej dotykay,
i zmagaa si z tym wielkim przeraeniem, rosncym w niej z kadym samotnym zaniciem,
strachem przed samotn mierci, strachem przed tym, e tamte donie byy ostatnimi w jej yciu,
i straszne sowa, ktre usyszaa potem, byy ostatnimi sowami miosnymi, jakie usyszaa od
mczyzny. Ta straszna obelga, to sowo kurwa z ust ajdaka, byo sowem zym, ale byo
rwnie sowem miosnym.
Wic leaa i marzya, e pod czarnym paszczem dyskrecji z pokoju do pokoju
powdruj perfumowane liciki. Czekam dzi w nocy. Przyjd do Ciebie. Dr z oczekiwania.
Moje ycie w Twoich rkach. Twoja. Twj. Z oddaniem. Dobre kamstwo uczuciowego,
romantycznego

zaangaowania

uczyni

spotkanie

moliwym,

ubiera

w moliwy

do

zaakceptowania konwenans zwierzc prawd o potrzebie zaspokojenia, ale te rwnie zwierzc


prawd o potrzebie ciepa drugiego ciaa, tego, by skra dotykaa skry i by rce obejmoway za
szyj i by w objciach kochanki i kochanka szuka wspomnienia obj matczynych
i wspomnienia ciepa matczynego ona.
I marzya, e za listami pjd ciche kroki nagich stp, bo obcasy mogyby zbudzi innych
goci, e drzwi si otworz i stanie w tych drzwiach mczyzna, i ona przyjmie go do siebie,
w siebie i odda mu swoj zetla, widnc kobieco. Chocia raz. Zanim zapadnie si
nieodwracalnie w staro, co jest mierci kobiety. Panna Alicja uwaaa, e nie ma starych
kobiet, kobieta umiera wraz z wasn modoci, zostaje staruszka bez pci. Tak bardzo chciaa,
eby ktry z nich przyszed. Przyjaby nawet ciebie, Kosteczku, albo Jacka.
Jednak nikt nie przyszed, bo nikomu na to nie pozwolia, i z letniska wyjedaa martw,
przekonan, e kobieta, ktr kiedy bya, ju nie yje.
A jednak mylia si, bo zaznaa jeszcze mczyzny.
Zazna mczyzny siedem lat po letnisku w postawskim powiecie. Kiedy ty leysz z gow
na kolanach ony, w Wilnie Sowieci s po raz pierwszy, a ona dry w nieopalonym mieszkaniu.
Za niecae dwa tygodnie przyjd Litwini, a potem, w czerwcu przyszego roku, znowu Sowieci,
i pewnego dnia do jej mieszkania przyjdzie sowiecki starszyna o tych wosach. Zgwaci j bez
okruciestwa, nie zbije jej nawet, tylko wtargnwszy do mieszkania, pchnie na otoman, ona nie

bdzie si broni, on zadrze jej sukni, rozchyli tgie uda, komplementujc po rosyjsku ich
blado i krgo, zrobi swoje i odejdzie, zabrawszy jeszcze wycielone aksamitem pudeko ze
sztucami srebrnymi, ktre dawno temu panna Alicja otrzymaa od swojej babki, z nadziej
wniesienia ich w posagu.
Dwa miesice pniej, w pocigu na wschd, zorientuje si panna Alicja, e jest w ciy,
zdrowe nasienie kazaskiego chopa zakiekowao w jej onie, ktre miaa ju za wysche.
Dziewczynka o czarnych woskach narodzi si ju w Kazachstanie i tam umrze w miesic po
porodzie, kiedy wychuda na wir panna Alicja nie bdzie moga wycisn ze swych zwidych
piersi ju ani kropli mleka. Dziewczynka umrze, ochrzczon imieniem Nadzieja, mdry, bardzo
chudy i pewnie dlatego mdry ksidz nie krci nosem, e imi niekatolickie, umrze
dziewczynka, najpierw paczc gono przez dni par, odywiana rozrobionym z brudn wod
krowim mlekiem, ktrego byo zbyt mao i ktrego nie trawiy jej niemowlce jelita, umrze
potem, jedynie cicho ju kwilc, wielkie oczy w wychudej gwce, i spowije j panna Alicja
w biae przecieradeko, kilofem kruszy bdzie zesch jak skaa, popkan w pikne wzory
ziemi pustyni, i przykryje mae ciao pyem z gleby skruszonej. I bdzie y dalej, i wypynie
z tej kazachskiej ziemi egipskiej do domu nadziei, z band schorowanych obszarpacw, dla
porzdku nazwan wojskiem, popynie statkami przez Morze Kaspijskie, ku gocinnemu
brzegowi Persji, z Persji pjdzie razem z tym wojskiem ku Palestynie, bdc jednoczenie matk,
pielgniark, niak i nauczycielk dla kilkunastu przeraonych, zdziczaych polskich sierot,
i kiedy sieroty te w Jerozolimie bd miay ju swj dom, a w nim eczka, bia pociel i trzy
posiki dziennie, panna Alicja, szpitalnowojskowa pielgniarka Alicja skradnie rewolwer marki
Webley spod ka lecego w gorczce oficera, skryje si w szpitalnej piwnicy, tam rozbierze
si do naga, strzepnie i odwiesi biay fartuch, starannie zoy ubrania, dotknie swojego brzucha
i piersi, jakby chciaa upewni si, e w istocie jest ju nag, po czym odwiedzie kurek i popeni
mskie samobjstwo, odstrzeli sobie sklepienie czaszki, nie troszczc si wcale o to, jak bdzie
wyglda po mierci.
Huk strzau stumi kamienne mury; dwa tygodnie min, zanim odnajdzie si panna
Alicja, ktr posdzono ju o to, e odkrywszy w sobie ydowskie korzenie (ktrych nie
posiadaa), zbiega z polskiego wojska ku rodzcemu si w blach ydowskiemu pastwu. Za
milczc zgod Andersa czynio to wielu z tej schorowanej i wychudzonej armii. Ale
odnaleziono j po dwch tygodniach, nag i martw, szczury miay ju na jej ciele swoj

szczurz uczt i muchy zoyy ju w niej swe jaja i nikogo jej mier nie zdziwia, bo ludzie
raczej dziwili si wtedy temu, e si yje.
Ale tego nie wiedziae, Kosteczku. Nie wiedziae wtedy, na letnisku, i nie wiesz tego
rwnie dzi, bo dzi jeszcze panna Alicja cigle poleruje srebra w swoim mieszkaniu wileskim,
ktre na krtki czas wanie staje si niedugo litewskim z aski i kpiny bolszewikw. Dopiero za
drugim przyjciem Rosjan przyjdzie do niej ten starszyna sowiecki, srebra zabierze i zostawi
swoje dziedzictwo.
I nigdy nie spotkasz ju panny Alicji, Kosteczku, ale Jacek spotka, chocia nie spotka,
bdzie ich dzielio tak niewiele, kiedy ciemna substancja, pulsujca pod cienk skr wiata tego,
rzuci go nocami i chykiem przez front do tego obozu obszarpacw, min si w odlegoci
dwch metrw, dzieli ich bdzie tylko zmroone ptno namiotu, para z jej oddechu krystalizuje
si midzy wknami brezentu, ale c z tego, skoro wtedy i tak nie poznaaby go panna Alicja,
Kosteczku, a nawet gdyby poznaa, c z tego? miech tylko, jak dziwne s koleje losu, z dworu
pastwa Rochacewiczw do obozu w Buzuuku.
Wic wspominaj dalej letnisko sprzed dwunastu lat, na wp picy na kolanach twojej
ony, w domu z czekolady, w zgwaconej Warszawie, a pannie Alicji powicasz uamek tego
wspomnienia tak may, e jeszcze troch, a zapomnisz o niej zupenie, zniknie z twojej gowy
tak, jak zniknie z twego wiata i kiedy, niedugo, umr wszyscy, ktrzy j kiedykolwiek znali po
imieniu i pamitali, nie zapomni i y bdzie tylko sowiecki starszyna: jeszcze dugo za
Breniewa i Andropowa bdzie starczym krokiem wchodzi do reymowych cerkwi, bdzie
pokutowa i kadego dnia bdzie si modli za t Polk o tgich i biaych udach, a za
Gorbaczowa ucieknie na Wyspy Soowieckie i zostanie milczcym anachoret, ktrego inni
niesusznie bd mieli za mdrca, a on sam susznie bdzie mia siebie jedynie za niegodnego
pokutnika. Za Jelcyna zabierze stare czno i popynie w Morze Biae, popynie daleko ile si
w starczych ramionach i cinie w to swj jedyny majtek srebrne sztuce, i pooy si w tym
cznie i umrze, morze nie go bdzie jak normaskiego pirata w drakkarze, siwote, jasne
wosy, watowana tieogrejka i zuyte walonki. I pjdzie do starczego nieba i spotka tam swoj
kobiet z przestrzelon gow, i spotka swoj creczk umar z godu, Nadied, bo tak j
zapisa sowiecki biuralista, i razem bd cieszy si tym bardziej, im bardziej tego nieba nie
bdzie i im bardziej oni sami nie bd.
Ale tego nie wiesz, Kosteczku, to wiem tylko ja, twoja szara przyjacika, ktra trzyma

donie na twoich ramionach i idzie za tob, zczywszy swj krok z twoim. Nie wiesz nic
o sowieckim starszynie, na imi byo mu awr, ale na wyspie przybra sobie nowe, pokutne imi:
Awksientij. I nie wiesz nic o niebie, ani o piekle, gdziekolwiek by trafi, bo przecie po tylu
latach pokuty bdzie mg uda si tam, gdzie zechce swoj ostatni myl, ku Bogu, ktrego nie
ma, i do pieka, ktre jest.
Wic wspominaj teraz, wspominaj swoje letnisko sprzed lat, pozwalam ci na to ja, twoja
szara, cienista kochanka.
Wspominam wic to letnisko sprzed lat, kiedy poznaem Ig. Jacek i ja zbliylimy si do
siebie szybko i moe nawet moglibymy jako zaprzyjani si z panami kawalerami, gdyby nie
okazywali nam tak jawnej pogardy, traktujc w najlepszym razie jak wyrostkw. Rostaski
szybko zaufa mi na tyle, aby opowiedzie o swoim sercowym kopocie i jego beznadziejne
zakochanie stao si gwnym tematem naszych konwersacji.
I dwa dni po przyjedzie naszym na niadanie wesza Iga: miaa wtedy osiemnacie lat,
tyle co ja, i nie bya oszaamiajc piknoci. Miaa zgrabn figur, somiane wosy, przecitn
twarz i skromn, letni sukienczyn.
Ale jej wejcie do jadalni na niadanie oznaczao, e pojawia si midzy nami moda
kobieta, czyli sytuacja towarzyskiej nudy zmienia si zasadniczo. Jacek tylko na Ig spojrza
i powrci do swego tsknienia za niedostpn warszawiank. Panna Alicja spojrzaa na Ig
i musiaa j pewnie od razu znienawidzi, bo sama jej obecno przekrelaa i uniewaniaa
cakowicie nawet te zdawkowe zaloty, jakie wzgldem niej podejmowali do tej pory obaj
kawalerowie. Jasnym byo, e do dalszych zalotw ju doj nie moe i nie dojdzie: zaleca si
do panny Alicji w obecnoci promieniujcej modoci Igi byoby towarzysko i w ogle
midzyludzko niemoliwym.
Ja popatrzyem na Ig z zainteresowaniem o wiele wikszym, jednak szybko dostrzegem
spojrzenia, jakimi obdarzyli j zblazowani kawalerowie z Warszawy, i zrozumiaem, e jestem
cakowicie bez szans. Chocia zapewne forma nakazywaaby jako do tego wycigu stan,
udawszy, e nie wyklucza si moliwoci zwycistwa.
A czy gdyby wtedy wiedzia, Kosteczku, jak skoczy si ten wycig prawdziwy, jeden
z kawalerw nazwiskiem Peszczyski z przestrzelon czaszk w lesie na wschodzie, a drugi
martwy nawet bardziej, Kornicki Leopold, jak zapisywano go w rnych socjalistycznych
zestawieniach i listach, czonek POP PZPR, dogorywajcy strzp czowieka na niskiej,

ministerialnej posadzie, zginie, jak y wikszo powojennego ycia: w ciemnym, brzydkim


garniturze, z teczk urzdnicz w doni i z poczuciem bezsensu, zginie banalnie, bo wpadnie pod
warszawski tramwaj, a w kraju nad Wis panowa bdzie Gomuka. Ale wspominaj sobie,
wspominaj zdrw, Kosteczku. Tego przecie nie wiesz i ja ci tego nie powiem, bo nie syszysz
mojego gosu.
Nie chciaem startowa w tym wycigu. Byem przecie tylko osiemnastoletnim
wyrostkiem obdarzonym przez los niema iloci pryszczy, a oni byli dojrzaymi mczyznami,
do przystojnymi, pewnymi siebie, co przyznawaem ze smutkiem. Znali ycie. Ja nic nie
znaem.
Wic nie mylaem wicej o pannie Idze. Wkrtce nas przedstawiono i zdarzao nam si
rozmawia, jednak obaj letnicy nadskakiwali panience tak zdecydowanie, e ja nawet nie
omielaem si tego wycigu rozpoczyna. Bo gdzie mi do tamtych mczyzn?
Iga rwnie nie zwracaa na mnie uwagi wicej, ni wymagayby tego zasady dobrego
wychowania a wychowana bya bardzo dobrze, starannie, ze cis znajomoci form, tak,
ktra zapewnia pewno siebie i swobod w dowolnej sytuacji.
Przez pierwszy tydzie letniska miaem pann Ig za osob bardzo interesujc, ale
cakowicie mi niedostpn. Potem Peszczyski, czowiek o niezbyt wyszukanych manierach,
nastawa na cnot dziewczyny zbyt nachalnie i niegrzecznie; chocia przecie wcale nie bya
wobec niego niechtn. Jednak tempo, w jakim zmierza do jej ciaa, determinacja, aby do
z kolana przesun jednak wyej, na udo i dalej, jeszcze wyej, zmusiy j, aby w sposb
zdecydowany wyrzuci go z pokoju i jednoznacznie zakoczy znajomo, ograniczywszy si do
chodnego porannego dzie dobry. Nie chciaa tego, podoba jej si, ale nie moga inaczej.
A gdyby tylko poczeka jeszcze dzie lub dwa przed t wdrwk na udo i jeszcze tydzie, zanim
signby po wszystko, przecie byaby mu ulega. Ale nie poczeka: zamiast tego zruga j
w sposb niegodny dentelmena i wyszed, trzasnwszy drzwiami. Dowiedzia si o tym pan
Rochacewicz od swojej ony Rochacewiczowej, ktra nie posiadajc potomstwa, caymi dniami
zajmowaa si ledzeniem i podgldaniem goci. A kiedy Rochacewicz si dowiedzia, to wzi
ze ciany dubeltwk.
Nie znalazszy do niej adunkw, sign nastpnie po pogrzebacz, jednak tutaj pani
Rochacewiczowa, zaywszy soli trzewicych, otrzewiaa i lega Rejtanem w drzwiach
maeskiej sypialni, zapowiadajc, e jeli Rochacewicz Peszczyskiego zabije i pjdzie do

wizienia, to ona wemie z nim rozwd i pojedzie do Wilna ajdaczy si z kim popadnie,
chociaby z ydami, a nawet z dziennikarzami, zmiuj si dobry Panie Boe. Rochacewicz po
takim dictum zbastowa, bo by czowiekiem niezbyt skonnym do przemocy, a przy tym
tchrzem, ona za daa mu do tej rezygnacji powd.
Spraw zaja si dalej Rochacewiczowa i z rana, otrzymawszy lodowate ultimatum,
warszawski bon vivant Peszczyski wyjecha, nie poegnawszy si, za to zabrawszy ze sob
przyjaciela.
Uszli ku swoim yciom, ku ich kolejom, ktre doprowadz ich tam, gdzie ju mwiam,
e ich doprowadz. Do lasu na wschodzie i pod warszawski tramwaj. Ale czy mam opowiada
o tym, o tym jak Peszczyski skoczy w lesie gdzie w rodku polsko-rosyjskiego kontinuum,
a Kornicki pod tramwajem na ulicy Puawskiej, niedaleko twojego czekoladowego domu, ktry
sobie dalej sta wtedy tam, gdzie sta, chocia miasto dookoa niego troch jakby zapado si pod
ziemi? W tych historiach jest prawda, ale czy sdzisz, Kosteczku, e mnie obchodzi prawda?
Przecie nie mogabym i tak opowiedzie historii ycia wszystkich, ktrych kiedykolwiek
spotkae.
Zostalimy wic na letnisku sami: Iga i ja, panna Alicja ze swoj rozpacz, Jacek ze swoj
tsknot i mioci do niedostpnej warszawianki, niemi i bezbarwni urzdnicy poznascy
i obmacujce nas cigle czujne oczy pani Rochacewiczowej.
Wic czy spojrzaaby na mnie wtedy, zanim wyjechali Peszczyski z Kornickim?
Zapewne nie, byoby to tak niemoliwe, jak owi kawalerowie zalecajcy si do panny Alicji pod
obecno Igi. Chocia mgbym si jej wyda bardziej interesujcy, jednak przecie taka jest
potga formy towarzyskiej, ktra nie wynika z tego, e w ni wierzymy, lecz z tego, e jest
prawdziw, jest substancj ycia, lub przynajmniej nie chc wdawa si w rozwaania
filozoficzne odpowiada tej substancji w taki sposb, w jaki litery alfabetu odpowiadaj
goskom.
Wic krylicie wok siebie, bo musielicie kry: Iga, na wakacjach u ciotki wasnej,
bo tym bya dla niej pani Rochacewiczowa, i wy dwaj, Jacek i ty.
Wic nie byo ju tych, co byli od nas mocniejsi. Niezdarnych, zdawkowych zalotw
prbowa jeden z poznaskich urzdnikw, tym niezdarniejszych, i czynione byy w niezbyt
odlegej obecnoci szpetnej ony.
By on wic sabszy ode ciebie, Kosteczku. Czy kwitnca osiemnastolatka nie mogaby

odda si urzdnikowi, ktry mia lat pidziesit dziewi, Kosteczku, i urodzi si w 1868 roku,
by czyim synem, mia dzieci i umar potem, ale przecie o nim rwnie ci nie opowiem, bo
dlaczego miaabym ci o nim opowiada, Kosteczku, skoro bez znaczenia jest jego ycie, jak
kade?
Wic mogaby si mu odda, jednak nie w takiej sytuacji, nie kiedy chodzio
o kanikuow afer, nie temu otyemu biuralicie, kiedy obok byli chopcy by moe jeszcze nie
pikni, ale modzi i gibcy i z zapowiedzi przyszego pikna, bo przecie wtek materialny nie
mia tu znaczenia, bo byo lato, pono powietrze i pona krew.
Moga si te oczywicie nie odda nikomu i byo to ambicj ciotki Rochacewicz, ktra
nie rozumiaa tego elementarnego prawa e zabraniajc, kontrolujc i przeladujc, tylko
popycha Ig ku temu, przed czym chciaaby j ustrzec.
I nie ustrzega. Iga pierwsza dojrzaa w tobie to, czego ty sam nie dostrzegae,
Kosteczku. Pamitasz?
Dostrzega w tobie mczyzn, ona jako pierwsza. Nie w sensie dojrzaoci, do
dojrzaoci brakowao ci przecie jeszcze bardzo wiele i dalej ci brakuje, ale w sensie pci.
Wczeniej nie miae pci, jej spojrzenie ci j dao.
Kim bye wczeniej? Dzieckiem bye, byam ju wtedy z tob, z samotnym, cichym
gimnazjalist, ktry wlk si ze szkoy do domu warszawskimi ulicami, mieszkalicie ju w tej
kupionej w latach dwudziestych willi na oliborzu, bye chopiciem zanurzonym w ksikach
zbyt niepowanych jak na twj wiek i marzenia miae niepowane, o podrach morskich
i eksploracji zakazanych miast Tybetu z ksiek Ossendowskiego, w ktre zdawae si wierzy,
i marzye o Nepalu i o dunglach, o wielkich poaciach wilgotnej, nabrzmiaej zieleni, penych
egzotycznych owocw, gronych zwierzt zdanych na ask twego sztucera i pnagich dzikusek,
ktre raz ujrzane na fotografiach w magazynie ilustrowanym, na zawsze zamieszkay w twojej
kulawej chopicej wyobrani, zamieszkay w niej, zadomowiy si, rozwiny i wyobraae
sobie, jak zostajesz krlem-bogiem dzikiego plemienia i z mczyzn formujesz swoj ma
armi, od handlarzy broni kupujesz najnowsze karabiny i kulomioty, aeroplan na twoje osobiste
usugi i armaty, a kobiety, te pnagie dzikuski, wszystkie s na twoje usugi, na Konstantego
usugi, su ci swoimi ciaami, a ty nimi wadasz, i wyobrania podsuwaa ci coraz mielsze
obrazy tych niadych, liskich od potu cia.
Bye inny ni twoi rwienicy, Kosteczku, bo oni czsto nie znali przecie

anatomicznych szczegw kobiecej budowy, wic powstawa midzy nimi spr, toczony
z wykorzystaniem bardzo skromnego aparatu pojciowego na podstawie fragmentarycznych
obserwacji sucych, nia i co przyznawano z pewnym zaenowaniem sistr. A wic:
piczka, ile ma otworw? Osobny do sikania, bo przecie dziewczyny te sikaj, osobny do
rodzenia dzieci i osobny do tego, aby we woy chuja?
Pamitasz, Konstanty?
Rozwiewae ich wtpliwoci tonem czowieka znuonego wiedz anatomiczn.
Czyli to wszystko w jednym otworze? I wkada si tam, gdzie sikaj? Obrzydliwo. Ty
swoj kuk te sikasz, idioto. No niby tak, ale to rnica, bo to dziewczyna.
A skoro jeden otwr, to jak uoony? Przecie jak si na kobiecie pooysz, to chuj ci
celuje w d, jak pion geodety, wic anatomicznie rzecz biorc, panie kolego, jak kobieta ley, to
ten otwr te musi by z przodu, w d, eby si woy dao. Gupi, popatrz sobie, o tutaj
Wenus z Milo. Widzisz jaki otwr, idioto? Same idiota, chuju rybi, przecie to tylko rzeba.
Rzeba to jest, jak twoj matk stangret w stajni rzebi.
Id w ruch pici, ale ty potem wyjaniasz. Wszystko wyjaniasz.
A wolaby przecie nie wiedzie, jak oni, a wiedziae. I ta wiedza wcale nie czynia ci
dorolejeszym, Kosteczku. Tak wiedz nie moge zaimponowa dziewcztom z pensji,
a skde. Mgby tak wiedz zaimponowa kurwie, e taki mody, a wie co i jak, gdyby mia
na kurw pienidze, a nie miae przecie, pienidzy nie miae ani wcale nie wiedziaby co i jak,
wrcz przeciwnie, wiedza ci paraliowaa. Inni, co nie wiedzieli, e to trudne, robili i ju co rusz
to ktry przychodzi do szkoy dumny jak paw i wyznawa: suca, prostytutka albo jaka inna
jeszcze kobieta sprawia, e jestem ju mczyzn! I to wszystko bardzo proste, si wkada,
pompuje, potem schodzi z krzya i ju.
Wiedziae, ile spraw moe si nie powie, wic bae si bardziej ni oni.
A z Ig zaczo si od rozmw, od spacerw oficjalnych w dzie i od konspiracyjnych
spacerw w nocy, ty po prostu wychodzie, a ona wymykaa si gibko ze swojego pokoju na
pitrze, wymykaa si przez okno i szlimy nad jezioro Miadzio albo na cmentarz tatarski
w wiosce i rozmawialimy, a ja po raz pierwszy w yciu toczyem wtedy takie rozmowy,
intymne, ciepe i bliskie.
Potem si pocaowalimy po raz pierwszy, nad jeziorem i nawet przy ksiycu w peni,
i do dzi pamitam niesychany smak jej ust i pamitam jak, caujc j, zbdzi mj jzyk

w kocu midzy jej wargi i dotkn jej zbw, a ona go przyja i odpowiedziaa swoim
jzykiem, a potem moje donie na jej plecach, dugo zajo im przebycie ostatniego centymetra
powietrza dzielcego je od tych plecw, nie mogy si na ten ostatni etap podry zdoby, ale si
w kocu zdobyy i spoczy na plecach, a od skry dzielia je tylko weenka sweterka, ktry
wtedy zaoya, pamitam tego sweterka faktur, szorstk i mikk jednoczenie.
Iga wtedy zadraa.
A dwa dni pniej noc bya tak ciepa, e prawie upalna. Po kolacji Iga szepna mi do
ucha, abym zabra ze sob koc, i ju wiedziaem, co si wydarzy.
Baem si, e nie podoam, e nie bd potrafi zrobi tego jak naley, bo przecie nie
wiedziaem jak i po tysickro rozwaaem anatomiczne szczegy, ktrych znajomo wcale nie
czynia mnie mielszym, bo od matki znaem rwnie takie sowa jak eiaculatio praecox i inne,
niezbyt omielajce. Ale pocieszaem si, e ona te nie wie wyznaa mi, e nigdy nie bya
z mczyzn, nie braem zreszt pod uwag tego, by mogo by inaczej.
A potem, na kocu, lubowalimy sobie wszystko, co mona sobie lubowa, kiedy kocha
si tak naprawd po raz pierwszy, a wic lubowalimy sobie zupenie wszystko: to, e nie
rozstaniemy si nigdy, do koca ycia bdziemy ze sob. Kady z tych lubw zosta zamany.
A potem to si stao, rozbieralimy si osobno, kady ciga swoje ubrania, potem si
dotykalimy, a ona baa si mojego membrum virile, ktry by tak nabrzmiay, i kiedy go
dotkna, to oczywicie wszystko si skoczyo od razu, a ja si tego wstydziem, ale Iga bya
mdra, chocia niedowiadczona, i rwnie ciekawa i spragniona, jak cierpliwa, i miaa kobiec
intuicj, ktra dyktowaa jej, co naley zrobi.
Potem by jej bl, krzyk i pocaunki. I potem leelimy na kocu i kocem okryci, wtuleni
w siebie, i znowu obiecywalimy sobie wszystko, wieczno, e si nigdy nie rozstaniemy.
A potem si rozstalimy, przed dworem Rochacewiczw, Iga posza do siebie, ja do
siebie, a potem spotykalimy si znw i znw obiecywalimy sobie wszystko, a potem si
rozstalimy ostatecznie, ale przecie kade z nas wrcio do Warszawy.
W Warszawie skcilimy si straszliwie, obiecaa, e nie odezwie si do mnie ju nigdy,
i rzeczywicie nie odzywaa si przez czas dugi, a potem znw si spotykalimy, ju o wiele
bardziej oficjalnie, a potem ju nie obchodzio nas zbyt wiele, co powiedzie o tym mog rodzice
Igi, a potem si rozstalimy, bo zakochaem si w Helenie, Iga mnie znienawidzia i wzi j
sobie Jacek i szybko oduczy j nienawici do mnie i ylimy ju w doskonaej komitywie przez

ca drug poow lat trzydziestych, ktre wanie teraz, kiedy le z gow na kolanach Heli,
dobiegaj swojego smutnego koca czternastego padziernika roku 1939. To cigle brzmi jako
dziwnie, powiedzie to na gos, lata trzydzieste.
Co lata trzydzieste? pyta Hela.
Wiesz, Hela, w sierpniu Iga prbowaa zaczynam. Lecz Hela zamyka mi doni
usta.
Niczego nie wiem i wiedzie nie chc. Milcz, Konstanty, milcz.
Prbowaa mnie uwie. I czy mam teraz powiedzie mojej onie, e akurat wtedy si
oparem, skoro przecie nie oparem si ze wzgldu na Hel, lecz ze wzgldu na Jacka, bo mwili
w Trembowli: nie uwodzimy on kolegw oficerw, podporuczniku Willemann! I ja sobie to
zapamitaem, akurat to zapamitaem, chocia innych rzeczy nie zapamitaem.
Wic miabym jej teraz mwi, e si oparem, skoro poza tym nie oparem si tyle razy?
Ale prbowaa, prbowaa, na imieninach Jacka, ktre mu wyprawi Wedel
w sklepokawiarni u nas w domu z czekolady, ile to byo, dwa miesice temu, a jak wieczno,
dwa miesice temu, byo lato, a mymy z Jackiem tak si martwili, e nie mamy biaych
marynarek do smokingw, i w kocu sobie biae obstalowalimy obaj, i martwilimy si, czy
bd na czas. Ale byy. Wisi teraz ta marynarka w mojej szafie, mgbym t szaf otworzy
i sign po t cienk bia wen, tylko po co?
Z Ig wiele wtedy rozmawialimy, przez telefon i osobicie, wspominalimy wiele i bya
midzy nami ta niepowtarzalna w innej konfiguracji blisko dawnych kochankw, dalej sobie
yczliwych, na nowo wzgldem siebie tkliwych, ponad zgas ju nienawici. A na imieninach
Jacka z pyt lecia slow-fox z filmu Wczgi, piewa Mieczysaw Fogg i graa orkiestra Syreny.
I szlimy krgiem po uprztnitym na potrzeby tych imienin parkiecie sklepokawiarni,
a ty szeptaa razem z Foggiem, miaa jasnoniebiesk sukni o dugich rkawach i szeptaa,
Iga
Nic o tobie nie wiem, skd przywia ciebie wiatr, nie znam twoich zalet, nie znam twoich
wad, jedn rzecz jedyn o tobie tylko wiem, e co zrobia z sercem mem.
Taczya cudownie, Igo Rostaska, ja te przecie niezgorzej i tacy bylimy pikni,
dawni kochankowie w slow-foksie, szybko, szybko, wolno, moje udo midzy twoimi, moja stopa
midzy twoimi stopami, nasze biodra si dotykaj, twj tors i szyja cudna odchylone, ale oczy
nam si spotykaj i szepczesz z Foggiem, sowo w sowo, w rodzaju mskim.

Jedn rzecz jedyn o tobie tylko wiem, e co zrobia z sercem mem.


Hela na nas patrzy, Igo, Hela, na ktrej kolanach teraz le, Hela patrzy i co sobie myli,
co myle sobie moe, tylko taczymy przecie, moje udo spowite w jedwab twojej sukni.
Potem odprowadziem ci do stolika i rozmawialimy, pijc wermut, a kiedy Hela posza
dogldn Jureczka na grze, ty wyszeptaa, e nigdy z Jackiem nie byo ci tak, jak ze mn na
tym kocu.
Byo to bardzo pikne kamstwo i sprawio mi wielk przyjemno, a potem polizaa
moje ucho. A ja ujrzaem Jacka, ktry mnie nie widzia, i uciekem, uciekem do Heli, marynark
bia rzuciem na krzeso i poszedem spa obok ony, bardzo z siebie dumny.
Wic teraz milcz, le na kolanach Heleny, biaa marynarka absurdalnie wisi w szafie.
Myl o tym, co robi teraz Jacek, mj jedyny przyjaciel, czowiek, ktry oprcz Heli jest mi
najdroszy.
A co u Jacka? pyta Hela. A wic myli o tym samym.
Nie wiem.
Kiedy go widzia?
W rod.
W szpitalu?
W szpitalu.
Po morfin bye.
Tak.
Przecie i tak ju wie, widziaa mnie wtedy, trzy dni temu, widziaa, przecie kama nie
bd.
I da ci, tak?
Da.
Milczy, i ja milcz.
Zadzwo do niego. Telefon dziaa ju. Powiedz mu Powiedz, e znajdziesz Ig.
Ju bd dobry, Hela. Ju nie bd si narkotyzowa. Ani pi. Zajm si konspiracj,
niech mnie zabij, przynajmniej moje ycie bdzie na co, ku czemu, przynajmniej si do czego
przydam.
Nie widz, ale sysz i czuj: umiecha si, umiecha si delikatnie, nie wiem czy
z powtpiewaniem, czy z nadziej, czy z radoci, nie wiem, nie wiem.

Ale do Jacka zadzwo. Numer ten sam.


Wic podnosz si z jej kolan, zmierzam do aparatu, wykrcam numer, jest sygna.
Z doktorem Rostaskim prosz. Willemann mwi.
I o co ja go zapytam, co mu powiem?
Sucham.
To ja, Konstanty.
Nie mam, nie dam, koniec. Nie pro, nie dzwo, nie przychod odpowiada twardo.
Ale ja nic nie chc, Jacku.
Nie czaruj.
Nie czaruj. Skoczyem. Koniec.
Milczymy.
A co u ciebie? pytam po chwili.
Umieraj, jeden po drugim.
Znowu milczymy.
Masz jakie wieci o Idze?
Nie mam jeszcze mwi cicho. Ale szukam. I mam czowieka, ktry j znajdzie, ma
kontakty w policji naszej i niemieckiej. Znajdzie j.
Dzikuj, Kostek.
Nie dzikuj.
W trzeszczcej suchawce jakie gosy.
Musz i, woaj.
Id. Do widzenia, Jacku.
Suchawka na wideki, dr w swoim mieszkaniu, w domu z czekolady, Hela patrzy na
mnie, dobra Hela, kochana Hela, znikna Hela za, ktrej nienawidziem i ktrej si baem,
przecie wcale nie jest ona jak jej ojciec eugeniczny. Wcale nie.
I co z nim? pyta.
Nic. Pracuje. Ranni mr.
Dzielny, dzielny Jacek, dzielny na studiach medycznych, dzielny korporant, dzielny ze
szlagierem w doni i dzielny przy stole operacyjnym.
By dzielny take wtedy, kiedy naprawd chciaem go zabi. Kiedy w poowie lat
trzydziestych stalimy z pistoletami o gadkich lufach i Jacek mia strzela pierwszy

i demonstracyjnie strzeli w powietrze, a potem odwrci si ku mnie swoj szerok piersi


i umiechn si do mnie przepraszajco i wybaczajco, po czym zamkn oczy.
Naprawd chciae go zabi, Kosteczku, dobrze to pamitam, staam za tob
i podtrzymywaam twoj do z pistoletem, i wycelowae, aby go zabi, i strzelie, i nie trafie,
Kosteczku. I ty dzi sdzisz, e spudowae celowo, ale to nieprawda. Spudowae, bo pistolet
by do niczego, bo sekundanci za porozumieniem stron przestawili przyrzdy celownicze,
strzelalicie si w ujedalni szwoleerw na trzydzieci pi krokw, pistolety niegwintowane
bez muszek. Ale celowae w jego pier, w pier jedynego czowieka, ktrego moge i moesz
nazwa przyjacielem, jego twarz widziae nad czarn belk lufy, jego biay gors koszuli bo nie
chcielicie si strzela w mundurach, chocia obaj przecie moglicie, jako oficerowie.
Ale brzydziy was te mundury, obydwu, bo ta niech do mundurw rwnie nas czya,
tak, wszystko nas czyo i tylko ona, Iga, ona nas podzielia.
Iga was podzielia, Iga nas podzielia.
Bye byem zakochany w Heli ju czy byem zakochany bye w Heli ju wtedy? Jak to
byo, nie pamitasz, Kosteczku, nie pamitam. Ale jednak strzelie. Nie chciaem go trafi i nie
trafiem, nie mgbym przecie zabi Jacka. Niech bdzie, Kosteczku, pamitaj to sobie, jak
chcesz.
Kochae Helen i widziae, e Jacek i Iga zbliaj si do siebie, i wszystko byo przecie
w najlepszym porzdku, pki nie ujrzae, jak si cauj. Caowali si dyskretnie przecie. Ale
wtedy zrozumiae, e oto Iga wymyka ci si z rk.
Nie widzisz tego, Kosteczku, ale ja to widz. Z cia kochankw wyrastaj wielkie czarne
kolumny, z tej samej materii co pulsujca pod skr historii ciemna substancja, i spotykaj si ze
sob, przeamuj w gotyckich ukach, zczone na duej nili ycia tych kochankw, ich ciaa
umieraj, a kolumny trwaj dalej, przechadzaj si midzy nimi czarni bogowie, lecz ty nie wiesz
nic ani o kolumnach, ani o czarnych bogach, Kosteczku, to nie twoja rzecz, kolumny i bogi nic
ci nie obchodz. Ale ja ich widz i widz kolumn z twojego ciaa i kolumny z cia tych
wszystkich kobiet, z ktrymi bye, widz, jak cz si w sklepieniu, a siedzi na nim czarny zy
boek.
Kiedy zobaczye Jacka z Ig, to nie zrobie nic, Kosteczku, pamitasz?
Dlaczego mymy si wtedy strzelali, nie umiem sobie przypomnie nijak. To znaczy
pamitam przecie, e chodzio o Ig, ale jak, w jaki sposb o ni, przecie ja byem ju wtedy

z Hel, c mi byo do Igi?


Nie pamitasz, Kostek, gupcze, zapomniae, bo chcia to zapomnie, wyrzucie
z gowy.
A byo tak: siedzielicie w Ziemiaskiej, pijani. I zdawaoby si, kwita midzy wami
przyja i wszelka komitywa. Obejmowalicie si nawet, wypijajc kolejne kieliszki koniaku,
duszkiem, jak wdk.
Byy tam te Iga i Hela, byy obie, ju zaprzyjanione, przyglday si wam na grce
z dou, od stolika architektw, siedziay z rawskim i reszt, a ty wtedy szepne, Kosteczku:
I jak ci smakuj ochapy po mnie?.
O czym mylae, mwic to w oczy Jackowi, ktry by w Idze zakochany, o czym
mylae, mwic to Jackowi, ktry by ci yczliwy?
Nie wiem, czy mylae o czymkolwiek. Szede tropem tygrysa, bye smokiem,
znalaze miejsce, gdzie by najmikszy. Potem wic by may skandal, napisali o pojedynku
nawet w Kurjerze, bez nazwisk, za to w tonie drwicym, i by to pojedynek, jakich wiele,
kiedy najczstsz ofiar jest dach, ktry duellanci z wielkim upodobaniem dziurawi, jakby to
dach rzuca te wszystkie obrazy i wyzwania i odbiera bileciki.
A potem si pojednalicie, atwo si pojednalicie
pij ju, Konstanty mwi Hela.
Wic zasypiam. A potem si budz, wieczorem. Hela zrobia kolacj, skromn. Jaka
zupa, chleb. Jureczek dostaje miso, je i patrzy na swojego tatusia, na pokonanego onierza,
ktry ani razu nie wystrzeli, patrzy, na morfinist patrzy, na ycie moje patrzy, na moje rysunki
nieudane, szanse zmarnowane, na cae moje ycie, mojego ojca martwego, na moj matk Bia
Orlic, na wszystko patrzy i nie widzi.
Po kolacji Hela pooya Jureczka spa, a ja w ubraniach odnalazem czekolad sprzed
paru dni, t, ktr kupiem w Hali Mirowskiej. Zaniosem do pokoju Jureczka.
pi ju.
Na stoliku mu poo, ucieszy si rano.
Hela spojrzaa na mnie i bya mio w tym spojrzeniu. Poszlimy do ka. Jej rce na
moim ciele, moje na jej piersiach. Nie odwracaa gowy. Potem tuliem j, a ona pakaa bardzo
cicho.
Potem zasnem.

ROZDZIA VI

Patrz na niego, na Konstantego Willemanna, spogldam na niego z wysoka, patrz, jak


pi przy swojej onie, w domu z czekolady, pi obok, zczeni niedawn mioci, bliscy,
przecie ona wie wszystko i wszystko mu wybacza, pi, patrz na nich i widz, jak ciemna
substancja, pulsujca pod cienk skr wiata, wypuszcza swoje macki. Oplataj supy, na
ktrych stoi czekoladowy dom, wlizguj si na klatk schodow, wchodz, pn si wyej,
szukaj go.
Czy mog je pokona?
Jestem czarna bogini. Mwi jzykami ludzi i aniow.
Pozwalam macce wspi si po schodach, pozwalam jej przeslizgn si pod drzwiami,
pozwalam jej wej do sypialni Konstantego, wpezn pod kodr, w domu zimno, ale ciemna
substancja o tym nie wie, nie szuka pod kodr ciepa.
Pozwoli jej czy j zatrzyma?
Jestem czarna bogini.
Pozwalam.
Ciemna substancja dotyka Konstantego.
Dzwoni telefon.
Ciemna substancja oblewa Konstantego, rozchyla mu wargi, przepycha si midzy
zbami, wlewa si w przeyk i w tchawic, i gbiej, wypenia puca i odek.
Konstanty, telefon mwi ledwo przebudzona ona jego Helena.
Wsta, Konstanty, odbierz. To telefonuje Inynier, to telefonuje twj los i twoje ycie,
musisz odebra. Wsta, Konstanty, wsta.
Ciemna substancja wije si jelitami Konstantego, roztysicznia w pucnych pcherzykach,
przescza do krwi, wypenia odbyt, wntrze poladkw i wntrze ud, otula Konstantego od
zewntrz i od wewntrz.
Dzwoni telefon.
Konstanty, telefon mwi Hela.
Otwarem oczy. Otwieram oczy. Otwarem oczy.

Id, odbierz, prosz. To musi by co wanego. W ciemnoci gos Heli jak wrby.
Wstaem, wstaj, wstaem. Przez zimne mieszkanie do telefonu.
Halo szepnem do suchawki matowym gosem, odebraem, nie palc wiata,
w ciemnoci, cieram ciemno z oczu.
Mwi Trzydzieci Siedem powiedzia gos Stefana Witkowskiego, poznaem
bezbdnie.
Kto?
Trzydzieci Siedem powtrzy Witkowski.
Mruknem co w odpowiedzi.
Prosz przyj dzisiaj o jedenastej do Ziemiaskiej. Ju otwarta. Punktualnie jedenasta.
Dzisiaj? zapytaem nieprzytomnie.
Tak, tak.
Chrupno. Odoy. Spojrzaem na zegarek: czwarta nad ranem. Boe.
Wszystko wrcio do mnie, wszystko i nic. Poszedem spa dalej, ale ju nie zasnem,
zaprzyjaniem si z sufitem, pki po paru godzinach, rankiem, nie przybieg do naszego ka
Jureczek, cay umazany czekolad.
Jadem! powiedzia z dum.
Przez par kwadransw wszystko byo tak, jak by powinno, mj syn jedyny, pierwszy
i ostatni, moja ona, ja, kodry, jego buzia i zaschnite resztki czekolady na niej. arty,
szturchace, askotania.
To moje pierwsze wspomnienie. Moja matka nie uczestniczya w tych zabawach, czesaa
wosy, czesze wosy przed toaletk, czesze je szczotk o bardzo mikkim wosiu, ktrego
uwielbiaem dotyka, chocia karcia mnie, jeli mnie na tym przyapaa. Mj ojciec w kraciastej
piamie teraz to wiem, dwudziestoletni, wtedy nie wiedziaem i ja w maeskim ou moich
rodzicw, ojciec mnie askocze, ja krzycz po niemiecku: Nein, Vati, hr auf Vati, es reicht,
kitzele mich nicht![23] i miejemy si obaj, ktry moe by rok? Wojna jeszcze nie rozkwita,
ale ptaki ju pieway i drzewa miay licie, a wic wojna ju kiekowaa, ale nie wiedziaem
o tym niczego, a i chyba mj ojciec wiedzia niewiele, natomiast z tego, co wiedzia, wynikay
tylko rado i ostrzenie cikiej szabli, jej dramatyczne wybrzuszenie ku sufitowi, patrz na ten
niesymetryczny uk zza drzwi, ojciec opiera sztych szabli o siedzisko taboretu, oseka lizga si
z mokrym zgrzytem od poowy gowni w d, w d, w d, a potem ojciec oglda ostrze na tle

okna.
A teraz ja, mj syn pierwszy i ostatni, i Hela, zimne mieszkanie, mury z czekolady
i ciepo pod kodrami, i przez chwil jest tak, jak by powinno, nie ma wojny, nie ma
przegranego ycia, ycia z cudzej aski, nie ma niepotrzebnego podporucznika, ktry nigdy nie
wystrzeli do wroga, za to zamordowa czowieka i scyzorykiem wyj mu oko. Tego nie ma.
Wic askoczemy si z Jureczkiem i miejemy si z Jureczkiem, ale ja zadaj sobie to
pytanie: jakim cudem tak potrafi? Jakim sposobem, jak si ta sama do, ktra wyja oko
Kajetanowi Tumanowiczowi, teraz przesuwa cienk skr na chudych ebrach mojego syna, i on
wije si od miechu, a Tumanowicz wi si z blu, ktry nie ma imienia.
Kto wyj oko Kajetanowi Tumanowiczowi, Kosteczku, bye to ty, bye to kto inny,
Kosteczku?
A potem niadanie, chleb z resztk masa i kawa. Patrz na nich, znowu. Na Hel, na
Jureczka. Jestem innym czowiekiem. Nie takim.
Potem wychodz, do Ziemiaskiej.
A jednak nie do Ziemiaskiej, przecie.
Opuciem dom z czekolady przed dziesit, chciaem by w Ziemiaskiej wczeniej, a to
cztery kilometry spaceru. Szedem Marszakowsk, kamienice jak stay, tak stoj, kto ata
chodniki, kto wykleja okna lep dykt.
W irracjonalnym strachu, e Inynier moe mnie ujrze z okna, minem plac Zbawiciela
i szedem dalej i, na Boga, w ktrego nie wierz, i na bogw wszystkich, w ktrych te przecie
nie wierz, przywykem, przywykem do tej ulicy warszawskiej nowej, innej, ulicy po klsce
wszystkiego.
Dwa tygodnie i przywykem. e nie zobacz zielonych mundurw i okrgych czapek
szwoleerskich i tych piknych konikw szwoleerskich gniadych i biaych w orkiestrze, to mi
nawet al nie byo, chocia szarych szkopskich mundurw i motocykli nienawidz jednak troch
bardziej, a przecie za bardzo a ich na tej ulicy nie wida.
I do reszty przywykem. Do przemielonego miasta, przemielonych ludzi, poszarzaych
troch, do karteczek na cianach i potach, do lepych okien i handlarzy wszystkim, i do zimy
w padzierniku, zimy, ktra nigdy si nie skoczy i Bekanntmachungen na murach.
Ludzie s dziwni. Modzi chodz przybici, ci co maj lat nacie i dwadziecia, tym run
wiat. Ale reszta starcy przeyli Ruskich, Niemcw, jedn ma rewolucj, jedn wojn,

przeyli endekw i socjalistw, zamach majowy i Pisudskiego, kryzys i wszystko, wic c im


tam teraz Niemcy? Za Beselera nie byo le, dao si y przecie. Porzdek by. Teraz te si
przeyje. Niemcy to kulturnyj narod przecie, tak Konstanty usysza, kto powiedzia to po
rosyjsku.
No, a e si ydki boj, to si susznie boj, jeszcze zatskni ydki, ydweczki
i ydzita do naszych pakarzy studenckich.
Minem Prudential, zupenie teraz niestosowny w swej amerykaskiej, fallicznej dumie,
po klsce tych, ktrzy go zbudowali.
Nie wiesz, Kosteczku, ile jeszcze klsk przed wami, ktrzy ten Prudential zbudowalicie,
bo ty take go budowa, wszyscycie go budowali, cienka skorupko cywilizowanej polskoci na
tustym, tpym cielsku chopskiego sowiastwa. Wiedziao cielsko, e nim pogardzacie,
i nienawidzio was za t pogard tym bardziej, i wiedziao, e jest tej pogardy godnym. I to
wycie przegrali, nie to cielsko nienawistne, cielsku nienawistnemu wasza klska w wojnie
z Niemcami jest mi, bo wam, panowie, ta wojenka niepotrzebna bya. A najdziwniej maj si te
tkanki pomidzy cielskiem a wami, ju do was przylepione, ale jeszcze nie wy, ju nie oni, do
cielska ju nie wrc, wy nimi gardzicie tak samo, jakby wci kadli som w wysokie buty na
niedziel, wic gdzie im pj, do Niemcw? Pjd do Niemcw, jeli bdzie trzeba, do samego
diaba by poszli.
A na Mazowieckiej, na ktrej widywaem, jak Tuwim cign Wieniaw z Ziemiaskiej
Pod Wrbla, eby go jak najwicej osb z nim widziao, na Mazowieckiej, po ktrej naleao si
przechadza w sawnym towarzystwie, na Mazowieckiej, gdzie Konstanty Willemann by
dandysem bawicym si laseczk, satelit artystw dopuszczonym przez Jarosawa jak
tajemnicz si midzyludzkiej formy do kontaktw z najpierwszymi, ku zazdroci tych przecie
prawdziwych artystw i twrcw, w przeciwiestwie do mnie obdarzonych talentem takim lub
innym, ktrych jednak na grk nie zapraszano, a mnie zapraszano. Nie zawsze i nie za kadym
razem, ale zapraszano.
No, ale ja miaem opelka z brezentowym dachem i byem przystojnym i zamonym
modziecem z niemieckich hrabiw lskich, miaem pikne garnitury, taczyem jak diabe,
byem podporucznikiem uanw rezerwy z dobrego, chocia prowincjonalnego puku, graem
w tenisa, znaem jzyki i zwyczajnie pasowaem do wiata, w jakim oni wszyscy chcieli samych
siebie widzie.

Wic nienawidzili mnie szczerze ci wszyscy poeci i poetki i malarze i artyci drugiej ligi,
drugiego sortu, ju nie tacy nieistniejcy, ju tacy, co s, pisz, publikuj tu i wdzie, od Prosto
z Mostu po Wiadomoci, chwali si ich albo gani, yj, s.
Ale

jak

yj,

ubogo,

w jednym

paltociku,

w wywiechtanych,

niezgrabnych

marynareczkach, wena przewiecona na kolanach i okciach do przezroczystoci, tak yj,


a jakie tam auta! Jakie tam podre, do Wiednia czy Mediolanu, jak jad do Parya, to
gnied si po jakich pokoikach z robotniczym robactwem z Bugarii i Rumunii, na hotele,
w ktrych sypiam, sypiaem ja i mnie podobni, nawet nie spojrz.
A ci, co nie ubogo, jak ten mody wileski przyjaciel Iwaszkiewicza, co lubi komunistw
i co nie pamitam jego nazwiska, ten z kwadratow szczk, poeta na posadzie, zmczony,
zdruzgotany prac, czuje, jak talent wycieka mu przez palce strudzone miesicznymi raportami
i sprawozdaniami, ten, chocia ma dobry garnitur (ale auta oczywicie nie), to jest jeszcze
biedniejszy ni tamci, co czasem nawet goduj, bo nie ma nawet swojej godnoci i nienawidzi
takich jak ja jeszcze bardziej.
Dobrze pamitasz jego nazwisko, Kosteczku, dobrze pamitasz, Jarosaw go uwielbia,
wiesz dobrze, udae tylko to zapomnienie, sam przed sob udae, po co ci ten teatr?
Wiem dobrze po co. On by poet, a ty bye czowiekiem, ktry mia miesiczny dochd,
pochodzenie i samochd.
On by i bdzie poet, a ty, Kosteczku, gdzie twj dom i samochd?
Wic gardzili mn, Jackiem, naszymi onami, garniturami i autami, gardzili tymi, ktrych
ask podali, Jarosawowi mieli za ze, e nas dopuszcza do krgu w Ziemiaskiej, a potem to
ju czciej w IPS-ie albo w SIM-ie na Krlewskiej, nawet nie musielimy si wkupywa w ich
aski, nie musielimy stawia obiadw, bo przecie oni nie podali naszych pienidzy
bezporednio, nie chcieli moich czekw czy rentierskich dochodw Jacka, chcieli obcowania
z nami.
A teraz przyszedem tutaj, do Ziemiaskiej, a jednak nie do Ziemiaskiej przyszedem.
Nie byo ani jednej znajomej twarzy. Przy stoliku na grce siedzia jaki obszarpaniec i siorba
zup, rzecz niewyobraalna nie tylko przed wojn, ale nawet jeszcze przed kapitulacj
niewyobraalna eby ze stolika pod wymalowan na cianie filiank kelner nie przegoni
przygodnego gocia. A ten nie wyglda nawet na warszawiaka, tylko na przyjezdnego uchodc.
Godziy we wcieke, oburzone spojrzenia, ale to przecie tak niewiele wobec tego, e jeszcze

dwa tygodnie z okadem temu najrolejszy z kelnerw spuciby natrta ze schodw, a nastpnie
wyrzuci w ogle z kawiarni, kopnwszy uprzednio w dup.
Siadem przy pustym stoliku.
Uszanowanie wielmonemu panu powiedzia kelner, kaniajc mi si w pas, jakbym
by co najmniej Radziwiem. Nareszcie jaka twarz znajoma i szlachetna, wielmony panie.
Ukoniem si z pen szacunku wdzicznoci.
Jest kawa?
Marna, ale jest.
Wdka?
Skin gow.
To p czarnej i dalekobieny.
Si robi.
Signem po gazet, wisiaa przy cianie w drewnianym uchwycie. Nowy Kurjer
Warszawski, numer pity. Ju pity! Cztery mnie ominy. Przegldam, przerzucam skromne
strony, par artykuw, mapka, dziesitki ogosze, kolegw podchorego Kasperskiego
Ignacego o wszelkie wiadomoci o losie syna prosz rodzice, numer domu ulica telefon.
I nic.
Tylko na drugiej stronie tytu: Straszliwy mord na ulicy Leszno! Napastnik ydowskiego
pochodzenia morduje lwowianina Tumanowicza, olepiwszy go uprzednio za pomoc noa,
najpewniej aby ten ostatni wyjawi, gdzie przechowywa pienidze.
Dlaczego ydowskiego?
Myl, Kosteczku, myl. Nie mogli ci wzi za Polaka, mwie po niemiecku. No?
Nie mogli mnie wzi za Polaka, mwiem po niemiecku. Nie mogli napisa, e Niemiec
albo niemieckiego pochodzenia. A skoro nie Niemiec, nie Polak, a mwi po niemiecku, to yd.
Bo przecie nie Szwajcar.
I dobrze. Zreszt jedno pisz, a Niemca szukaj. Zapewne. Zreszt gdzie by teraz szukali,
w takim chaosie. Nie szukaj. Nie ma si co ba.
Nie ma si co ba. Tylko boj si cholernie, dlaczego si boj, dlaczego. Nie ma si co
ba. A jednak.
Posiedziaem tak troch w dziwnym poczuciu bycia nigdzie, w wiecie, ktrego nie ma,
w wielkim pomidzy.

Wypiem wdk, popiem niedobr kaw. Wstaem, aby odwiesi gazet na miejsce.
Rozejrzaem si znowu po kawiarni. Profan kalajcy swoj zup stolik na grce ju znikn.
Stolik pamitajcy okcie Wieniawy i Tuwima sta pusty, ja przy nim nie sid. Przy innych
stolikach na dole siedzieli ju inni gocie, na ktrych kelner spoglda nieco yczliwiej: odziani
dziwacznie, nastaa moda turystyczna, zauwayem ju wczeniej na ulicy, ale skadaem to na
karb tego, e kady ubiera si, jak moe, byle cieplej. Ale tutaj, widz, by to ewidentnie
wiadomy wybr garderoby. Grskie buciki z podkwkami. Narciarskie czapki, anoraki. Pumpy
i skarpety kraciaste, nawet plecaki ze dwa zwisay z krzese.
Oparem si o kontuar, poprosiem o jeszcze jeden dalekobieny. Kelner nala od razu
i od razu te zauway, e nie wracam do stolika, tylko czego ode chc.
Panie starszy zapytaem. Czego oni tak poubierani wszyscy, jakby na wycieczk
w Tatry szli?
Wzruszy ramionami.
Taka moda, okupacyjna. e niby ju, ju do drogi na Wgry si gotuj. Patrz pan,
tamten nawet szalika nie cignie. Lada chwila, a narty bd mi tu pod cian ustawia.
A nie boj si, e bd aresztowania?
No wida nie. Niemcy przecie tu nie zagldaj. Dla Niemcw podobno Adria ma by
zarezerwowana, jak otworz. A moe ju otworzyli, nie wiem.
Co takiego? zdziwiem si uprzejmie i postaem chwil jeszcze przy kontuarze, po
czym wrciem do stolika i w tej samej chwili, kiedy usiadem, otwary si drzwi i wszed
Witkowski. Skrzana kurtka, bryczesy z oficerkami, angielski weniany krawat w grochy,
cyklistwka. Zwraca na siebie uwag, nawet na tle turystw przy stolikach.
Przy tym ju od progu zachowywa si przedziwnie: stan w drzwiach i rozejrza si po
caej sali spojrzeniem jakby przenikliwym, badawczym, obmacujc wzrokiem wszystkich. Trwa
tak chwil w taksujcej pozie, a prawic bardzo jednoznacznym gestem trzyma w kieszeni
skrzanej kurtki, rka nie luno oparta, lecz naprona, okie odsunity od ciaa sygnalizowa
jasno: w kieszeni mam bro! Moe i mia, moe nawet mojego brauninga, ale raczej myl, e to
teatr.
I nagle, tak samo nagle jak wszed rozluni si. Okrga twarz rozlaa si w umiechu,
czapk zdj, zabrzmiao gromkie dzie dobry!, domniemana bro spaa sodko w kieszeni,
nienarodzona, a moe urojona.

Nie odpowiedziaem, cigle zdziwiony teatralnym zachowaniem Inyniera. Spojrzaem


po twarzach innych goci kawiarni, ktra ju tylko z nazwy przecie bya Ziemiask: byli
wniebowzici! No tak, jake wspaniale pasowaa do ich turystycznych strojw a wic przecie
patriotycznych, w tym rzecz! ta kabotyska pokazwka, kowbojskie gesty, te bryczesy i buty
wysokie.
Tymczasem Witkowski by ju przy moim stoliku.
Dzie dobry powtrzy. Dobrze, e pan ju jest.
Usiad, kelner bez pytania poda mu kaw i rzecz ciekawa! koniak.
Dla mojego towarzysza to samo zaordynowa, jakbym by wygodzon panienk,
ktr zabiera si do cukierni, napycha ciastkami, a chwil potem pierdoli w brudnym pokoiku na
godziny, pki dziewcztko pamita jeszcze sodki smak nadziewanych makaronikw od
Herbaczewskiego.
Mam dla pana dokumenty.
Niby w magicznej sztuczce na stole pojawi si przedwojenny dowd osobisty.
Na nazwisko Machura. Machura Jan. Zamieszkay w Warszawie, bezrobotny. Prosz
obejrze.
Obejrzaem. Kelner przynis mi koniak i p czarnej.
Skd pan ma moje zdjcie? zdziwiem si.
Machn tylko rk.
Prosz mi da powiedzia. Oddaem dokument, a Inynier ku mojemu zdziwieniu
schowa go do z powrotem do skrzanej kieszeni. Powchaem koniak. Dobry, chyba Martell.
Martell? zainteresowaem si uprzejmie.
Inynier popatrzy na mnie bez szacunku. Postanowiem wic powrci do tematu
dokumentw.
Ale chyba potrzebowabym tych papierw, prawda? zapytaem raczej niemiao.
Chyba tak. Ale jeszcze nie teraz. Mam dla pana lepsze rozwizanie, duo lepsze. Ot
pjdzie pan na Fredry 6, kamienica Wawelberga. Wie pan, gdzie to jest?
Trzecia osoba, nie druga. A wic nie straci szacunku. Szanuje mnie. Szanuje.
Wiem. Bank Zachodni.
Ot to. wietnie. Tam jest Klub Niemiecki, pjdzie tam pan i zadeklaruje si jako
Niemiec. Wrci pan nawet do nazwiska ojca, czemu nie. Konstanty Strachwitz von Gross-Zauche

und Camminetz.
Zastygem przy stoliku, z kieliszkiem w poowie drogi od blatu do ust. W nozdrzach
wierci aromat koniaku, a ja nie potrafiem odzyska gosu, tre tego, co powiedzia Inynier
i co to byo, wanie: proba, rada, rozkaz? tre tego, co powiedzia, nie zdya si jeszcze
rozla po wiadomej czci mojego skoatanego umysu, ale ju zdya mnie sparaliowa.
Kosteczku, Kosteczku, dlaczego miaby to zrobi?
Drug, faszyw tosamo rwnie bdzie pan mia do swojej dyspozycji, bo moe by
potrzebna. Ale najbardziej potrzebny jest pan organizacji jako Niemiec. I, swoj drog, musi pan
zoy przysig.
Inynierze, ale ja nie chc by Niemcem! Ja jestem Polakiem! zajczaem aonie.
Kosztowaa mnie ta polsko, walczyem za t polsko, nie mog teraz zosta Niemcem, jeszcze
pod moim nazwiskiem!
Witkowski umiechn si ciepo.
No, musi by pod prawdziwym nazwiskiem. Pan bdzie naszymi oczami u nich, ale te
naszym kontaktem, pan bdzie by moe najwaniejszym ogniwem naszej organizacji,
najpotrzebniejszym. Pan nam jest potrzebny nie jako jaki tam Niemiec, ale jako Strachwitz.
Ja jestem Willemann! krzyknem. Rozejrzaem si po sali, przestraszywszy si tego
krzyku. Kelner patrzy na mnie badawczo. Witkowski cay czas umiecha si ciepo, jakby to, co
si stanie, ju dawno zostao postanowione, a teraz musi tylko przeczeka moje ale i dsy.
Ale jeszcze dzi zostanie pan Strachwitzem. I prosz sobie nie wyobraa, e bdziemy
puszcza jakie plotki. To, e pan bdzie naszym agentem, pozostanie najcilejsz tajemnic,
bdzie pan musia znie pokornie wszelkie szykany towarzyskie.
Moja ona tego nie zniesie zajczaem.
Witkowski zawaha si chwil, przez jego okrg twarz przebiegy kolejno sprzeczne
grymasy, najpierw chd i bezwzgldno, a nagle, zaraz ustpliwo i serdeczno. Rozoy
szeroko rce:
onie moe pan powiedzie. Umiechn si. Zrobimy ten wyjtek. Znam paskiego
tecia, kobiecie z takiej rodziny mona zaufa.
Inynierze, ale ona nie uwierzy.
To ja jej powiem sam. Nie mam wtpliwoci, e ona bdzie potrafia dotrzyma
tajemnicy. Tylko wie pan co, bdziemy tutaj musieli zrobi pewn komedi.

Zadraem.
Tak. Bo widzi pan, e pan zostanie Reichsdeutschem, to kady atwo uwierzy,
z paskim pochodzeniem powiedzia swobodnie, jak gdyby nigdy nic, a jednak widziaem,
czuem si obserwowany, interesowaa go moja reakcja na te sowa i pewnie dosta to, czego
szuka, bo wzdrygnem si wyranie. Umiechn si i mwi dalej:
Tak, w to uwierzy kady. Ale paska ona przecie si nie poda za Niemk. A skoro nie
moe si poda za Niemk, to nie moe te przy panu zosta jako Polka. Bdziecie musieli si
rozsta. Oczywicie na niby. Bd nawet moliwe jakie tajne spotkania co jaki czas.
Nie byem w stanie ju na to odpowiedzie. Bo jak?
Protestowa, Kosteczku, walczy o swoje, o swoj godno, o siebie samego, o swoj
tosamo, z takim trudem zbudowan, wywalczon. Sprbuj, kochany chopcze, sprbuj.
Ale przecie ja z nimi walczyem dopiero co zaprotestowaem wic, skoro poczuem
tak potrzeb.
No przecie pan nie strzelae, prawda? Mwilimy o tym ostatnio powiedzia, ani na
chwil nie przestajc si umiecha, umiechem jak pysk rekina.
Zabrako mi tchu, zabrako mi tchu. Znowu mwi do mnie w drugiej osobie.
Kosteczku, mieszna kulko misa i skry, biedna maleka zabawko moja, zabawko
ciemnej substancji pulsujcej pod skorup wiata, Kosteczku, mj ukochany, jedyny
Witkowski szturchn mnie w rami.
To przecie arty, miy panie. Walczye pan z nimi, a oni za to bd pana szanowa.
Syszae pan o Guderianie?
No, syszaem, syszaem. Genera. Skinem wic gow.
No, a wic jacy niemieccy kuzyni jego, z Chemna, te walczyli jako nasi oficerowie,
i to walczyli dobrze podobno, a teraz uznali si za zwolnionych z przysigi, jako e, wystawi pan
sobie, uznali, e Polski ju nie ma, wic przysiga niewana
No bo nie ma przecie przerwaem mu. Wic moe rzeczywicie niewana.
Inynier zamia si bardzo gono, klepic si po udach.
Dobre, dobre! Tak masz pan im mwi, jak bd pyta. Bardzo dobrze!
Nagle spowania, a ja nagle zrozumiaem, e Witkowski po prostu kocha aktorstwo, te
nage kontrasty w nastrojach.
Niczego nie zrozumiae, Kosteczku, niczego nie wiesz, nie potrafisz czyta ludzi,

ktrych spotykasz, bo jeste lepy, bo nie rozumiesz czowieczestwa.


Ale tak naprawd to pan wie: Polska jest tutaj! Inynier hukn si w pier szerok, a
zagrzmiao. I u pana te jest. Ja wiem.
Wsta.
Jak si pan zamelduje i zapisze u nich, prosz do mnie zatelefonowa, zaprzysigniemy
pana i dostanie pan dalsze rozkazy. No, to tymczasem.
Klepn mnie w rami. Wstaem, cigle oszoomiony.
Matce musz powiedzie prawd.
Umiechn si szeroko, znowu, znowu, znowu, radosny jak jowialny pan domu w lekkiej
komedyjce.
Nie bdzie potrzeby, zobaczysz pan. No, na mnie czas. Ojczyzna czeka. Czoem!
Odpowiedziaem jakim pomrukiem niewyranym, znowu nie umiaem si znale w tym
nowym decorum kontaktu ni to towarzyskiego, ni subowego, co powinienem mwi: Tak jest,
Inynierze? Ku chwale ojczyzny?
Nie powiniene po prostu przyjmowa tych rozkazw, Kosteczku. A skoro ju przyj, to
to ju nie ma adnego znaczenia, jak teraz zareagujesz, mj miy.
A, zapomniabym, przecie. Witkowski zawrci w p drogi. To dla pana.
Pooy na stoliku maleki, ale gruby kwadracik papieru, kartk wielokrotnie zoon.
I wyszed, znikn, a czy by tu naprawd? Dziwne spojrzenie kelnera dowodzio, e by.
Rozprostowaem zwitek. Wypisany po polsku zielonym atramentem gosi: Iga
Rostaska, aresztowana pod Radzyminem dnia pierwszego padziernika, aktualnie przebywa
w tymczasowym areszcie na ul. Szucha 25, moe zosta przeniesiona do wizienia przy ulicy
Dzielnej 24/26.
Pierwsza myl: co robia pierwszego padziernika pod Radzyminem? Dlaczego uciekaa
z Warszawy, zamiast by przy boku Jacka?
Druga myl: zatelefonowa do Jacka, do szpitala, przecie to znaczy, e Iga yje, yje!
Opowiedzie mu o wszystkim, ale czy o zdjciach od Salome?
Trzecia myl: jeden dzie, dowiedzia si tego w jeden dzie. To nie jaka lipna,
kanapowa organizacyjka, w ktrej moe s i chci do dziaania, ale nie ma ku niemu moliwoci
ni rodkw. Witkowski moe. Wic czy nie jest godnym wsppracowa z nim w tym dziele?
Nawet kosztem przybrania niemieckiej tosamoci, oto najwysze powicenie dla ojczyzny,

pozby si dla niej nie ycia, co potrafi byle onierz, ale zaprze si samego siebie, wasnego
imienia i honoru, przyj nie tylko kule, ale gorzej, przyj dumnie obelgi i plwociny, ktre na
mnie niechybnie zlec.
Tak, jestem na to gotw?
Czy tylko z myl o tym, jak wielka bdzie moja chwaa ju po zwycistwie? Kiedy
maski spadn i publiczno szeroka dowie si z ust godnych i zaufanych, e oto Konstanty
Willemann nigdy nie zapar si swej ojczyzny, a jedynie wykonywa zadanie, jakie ta ojczyzna
na naoya, na barki jego.
Przecie nie tylko dlatego.
Tak, Kosteczku, nie bj si myle o tym, bo przyjmujc to zadanie, okazujesz
bohaterstwo, nie wstyd si o tym bohaterstwie myle, niech ci ta myl napdza, bo co innego
moe ci napdza? Tak, Kostusiu, ukochany mj, jedyny mj.
Wic nie tylko dlatego. Gdybym nawet mia zgin jako Niemiec, straci ycie
i straciwszy je, dobrego, polskiego imienia ju nigdy nie odzyska, czy nie zgodz si na to
chtnie?
Zgodzisz si, Kosteczku, bo to wanie gra w twojej gowie, tak ci wychowano, ojciec
i matka bez rnicy, aby by gotowym na wszelkie powicenia tego rodzaju, aby si ich nie
ba, bo s to powicenia metafizyczne, nie wymagaj spoecznej sankcji, wystarczy, e dziej si
w tobie, dotycz twojej intymnej relacji do tej przedziwnej, tajemniczej cudownoci, jak jest
ojczyzna.
Ojczyzna.
Dopijam koniak i po dwch dalekobienych i tym kieliszku czuj ju lekki rausz.
I z tego rauszu pojawia si myl, nie, nie myl cie myli zaledwie, jak ukucie malek
igiek, gdzie bardzo gboko.
Buteleczka pena szczcia i tczowej radoci i zapomnienia i ciaa mojej sodkiej
Salome, jak biaa mikka skra i fadki i smak i gorco jej kobiecoci i spierzchnita skra jej
piersi
Ale nie, nie, tumi to uczucie. Nie jestem ju tym Konstantym. Gdzie mnie
zaprowadzio bycie Konstantym morfinist i dziwkarzem, do tego, e z koniecznoci wydubaem
czowiekowi oko, aby potem go z zimn krwi zamordowa, chocia ten wczeniej darowa mi
ycie. Nie, ju nie. adnych narkotykw, adnych kochanek.

Teraz liczy si tylko Polska.


Przy barze zamawiam jeszcze jeden koniak, wypijam jednym haustem, za nic majc
obyczaj. Chc paci kelner nie pozwala.
Ale jak to, panie starszy? dziwi si.
Kelner umiecha si z yczliwoci i pewn konfidencj.
Panowie pij tu za darmo mwi, jakby wszystko wiedzia i rozumia.
Nie sposb z tym dyskutowa przecie, c wic mog zrobi?
Przypominam sobie o Jacku.
Mona od was zatelefonowa? pytam.
Kelner skoni si uprzejmie i spod lady poda mi bakelitowy, czarny aparat na dugim
sznurze. Sygna by. Wykrciem numer do szpitala i poprosiem o doktora Rostaskiego.
Nie ma odpar smutny gos pielgniareczki, ktry jako kojarzy mi si z t zmczon
i dupiast panienk, nad ktrej marnowaniem si w subie chorym ubolewaem, odwiedzajc
Jacka ostatnim razem.
Do domu poszed, spa, wypocz, bo na nogach by od siedemdziesiciu dwch godzin
dodaa, jakby bya uprawniona do podawania wszelkich detali z ycia doktora Rostaskiego.
Poszed i go nie ma, wcale.
Podzikowaem, odoyem suchawk.
A wic gdzie teraz?
Napibym si jeszcze, ale si nie napij. Do domu? Wytumaczy, zapyta Hel, co myli
o tym? Do matki?
Ale nie. Winien jestem to Jackowi. Ig jestem mu winien przecie.
Niesie mnie do mieszkania Jackowego, nios mnie nogi, ale czy to ja id po ulicach, czy
to ja stawiam kroki, buciki botem powalane, czy to ja id? Co mnie pcha ku niemu?
Mieszkanie ma Jacek due, lekarskie, w kamienicy na Wilczej, lec Marszakowsk, id
nie id, czy bdzie w mieszkaniu, tego nie wiem, ale id, niesie mnie przekonanie, e to jednak
moliwe, aktem woli zmieni swoje ycie. Zostawiem tamtego siebie w mieszkaniu Salome albo
w kamienicy przy ulicy Leszno, nad trupem Kajetana Tumanowicza zostawiem, nie ma tamtego
mnie.
Jestem ja inny: gotw do powicenia wszystkiego, ja jestem, ktry pomg
przyjacielowi, odrzuci pokusy odurzania si, jestem godnym, odwanym, jestem polskim

oficerem, jestem Polakiem, jestem czowiekiem, jestem mczyzn, jestem, jestem, jestem,
schody, niesie mnie do gry po tych schodach i dalej przed drzwi Jacka, bilecik w ramce na
drzwiach przedwojenny, Dr med. Jacek Rostaski, wic dzwoni, prdu nie ma, dzwonek milczy,
wic pukam, Jacku, Jacku, Jacku, przyjacielu jedyny mj, bd w domu.
Pukam.
Jacek, otwrz, to ja! krzycz w lepe drzwi.
I otwiera w kocu, jest, jest w domu, Jacu mj.
Stoi w drzwiach w piamie w pasy, oczy zupenie nieprzytomne, wosy potargane, i ja
stoj, nie przekroczywszy jeszcze progu, i tak czuj jego oddech niewiey. Zakada okulary,
druciane zauszniki nie chc si dobrze zawin, ale zaoy.
Kostek mwi cicho, nic wicej, adnego dzie dobry, adnego morfiny nie dam,
nie mam, adnego id precz.
Wpuszcza mnie do mieszkania, wielkie to mieszkanie i pikne, baagan straszliwy i brud.
Nie ma Igi, nie ma sucej, Jacka te nie byo, ale kto tak nabaagani, nie wiem.
Id do salonu, Jacek czapie za mn, jakbym to ja by tutaj gospodarzem.
Siadam w fotelu, nie czekajc na zaproszenie, bo po co.
Nie mam morfiny wyrzuca z siebie wreszcie gosem martwym jak martwymi s
usche kwiaty w pokoju, kwiaty przedwojenne, kwiaty rk Igi posadzone, a wic jakby moj
rk, skoro to jej rk.
Nie chc morfiny, mwiem ci.
To czego chcesz? To nie jest lodowate, to po prostu pytanie zuytego, wyczerpanego
czowieka.
Wiem, gdzie jest Iga.
Jacek zachwia si, zatrzs, zatoczy, opar o cian i po cianie zsun si na podog jak
plwocina.
yje?
yje. Aresztowana. Na Szucha 25, tam jest policja niemiecka teraz. Albo mogli j
przenie na Pawiak.
Ale za co aresztowana, moja Iga, za co? zajcza, ju przez zy, zy, na ktre nie mia
siy, zmczony, wyczerpany, pusty.
Nie wiem za co, Jacek. Teraz posuchaj. Wycign j.

Nie sucha, paka, nawet plecy osuny si po cianie, lea teraz na brudnym parkiecie
i paka, wielkie dziecko z tytuem doktora nauk medycznych.
A ja zaczem mwi, o wszystkim. adnych tajemnic. O Witkowskim, organizacji
i o tym, e dla organizacji zostan Niemcem.
To znaczy nie o wszystkim. Przecie nie mgbym opowiedzie mu o mordowaniu
Tumanowicza, o tym nie mgbym opowiedzie nikomu, do tego nie przyznabym si nawet
samemu sobie. Przecie prawie ju o tym zapomniaem.
I zapomnisz o tym zupenie, Kosteczku. Zapomnisz, wyrzucisz z gowy, bdzie do ciebie
ten Tumanowicz przychodzi we snach, ale tylko takich, ktre wprost nie przesczaj si do
wiadomoci, ale jednak przesczaj si ich soki, skapuj i zatruwaj, i zatruwa ci bd. Tak
jak zatruwaj ci wspomnienia z przeszoci, Kosteczku. Nie pamitasz, ale ja pamitam, byam
wtedy przy tobie, zawsze byam przy tobie.
Nie pamitasz, zapomniae, jak doniose na koleg, ktry lubi innych kolegw, nie
pamitasz, jak powiode wonego za rk, grube sukno granatowe, rkaw, mosine guziki,
powiode go na strych szkoy, a tam chopcy stali nadzy i caowali si, a wony, mieszczasko
i szczerze oburzony, powid ich nagich, za ucho, ich donie wstydliwie przykrywaj
przyrodzenia porose wieym wosem, podtrzymuj je, jakby prboway podtrzymywa ycie,
ktre wanie si rozpada, wony wielki z wsami powid ich do gabinetu dyrektora
i dopilnowa, osobicie dopilnowa, aby tej sodomii nie udao si zatuszowa. Straci za to prac,
bo dyrektor chcia spraw zaatwi polubownie, by czowiekiem bywaym i wiedzia, e wrd
inteligencji mio taka nie jest rzadkoci. Lecz wony nienawidzi chopcw z inteligenckich
rodzin, nienawidzi ich kadego dnia coraz bardziej, bo kadego dnia patrzy na swoich
lumpenproletariackich synw, jak ich ycie toczy si tymi samymi torami, jakimi toczyo si jego
ycie, i poszed z tym do prasy nawet, wiedzc, e za t nielojalno utraci posad, i utraci, lecz
sprawy nie udao si zatuszowa i chopcw wydalono z gimnazjum i naznaczono ich pitnem, za
twoj spraw, Kosteczku, nie pamitasz tego, ale to twoje dotknicie, Kosteczku, dotknicie
rkawa wonego, twoje sowa zepchny ich w d rwni pochyej.
Pamitasz za to, jak si nad tob zncali obaj, cigle ich nienawidzisz za to, jak
wymiewali twj akcent, jak bili ci w ciemnych jaskiniach szkolnych korytarzy, jak pluli ci
z okna na gow, silniejsi od ciebie, starsi i niewiadomi tego, do czego jeste zdolny,
niewiadomi twojej cierpliwoci i twojej nienawici, Kosteczku. I nie dowiedzieli si nigdy, e to

ty zburzye ich ycia, e to za twoj spraw nagich korytarzami szkoy przeprowadzi ich do
dyrektora i do kronik kryminalnych wony, ktry bardziej ni chtnie rozmawia potem
z dziennikarzami, nie dowiedzieli si, bo tobie na tej ich wiedzy o tym nie zaleao, bo nie na tym
polega miaa twoja zemsta.
Twoja zemsta nie miaa by wtedy relacj ciebie do nich, nie chciae osobicie
zatryumfowa, chciae po prostu zniszczy ich mae, pode ycia, chciae po prostu im
zaszkodzi, a ja ci w tym pomogam, powiodam ci ich ciekami i ich ladem, a ich
wyledzie, a odnalaze miejsce ich miosnych schadzek, i widziae, e kochali si naprawd,
e kochali nie tylko swoje mode ciaa, ale kochali si prawdziwie, tak jak potrafi kocha
pitnastolatkowie, kocha si wbrew wszystkiemu i wszystkim.
Spotykae ich potem, jeden z nich obraca si gdzie w niszych rejonach artystycznych
sfer, co tam publikowa nawet w Prosto z Mostu, drugi znikn z horyzontu, podobno
wyjecha do Berlina, tyle o nim wiedziae. I siedzc nawet przy jednym stoliku z tym, ktry do
Berlina nie wyjecha, nie mylae o twojej zemcie, bo zapomnia, zupenie zapomnia, a on nie
myla o tym, jak ci drczy, bo go zama, bo t denuncjacj odebra mu ca samcz si.
Kiedy go prowadzono nago, samcz si gubi z kadym padajcym na spojrzeniem, nawet jeli
nie byy to spojrzenia szydercze, a wikszo nie bya, wikszo spogldaa na ze
wspczuciem, bo dziki znanemu zamiowaniu do drczenia sabszych by chopcem
powszechnie w szkole lubianym.
A ten, co wyjecha do Berlina, tego ju nie wiesz, Kosteczku, zosta kochankiem pewnego
Sturmfhrera z SA, cudem unikn mierci podczas Nocy Dugich Noy po to tylko, by trafi do
Dachau i tam umrze. Na tyfus.
Ale ty o tym nie mylae i nawet gdyby wiedzia, toby nie myla, Kosteczku, bo nie
siebie chciae t zemst nasyci, Kosteczku, nie siebie.
Wic opowiadaem Jackowi o Inynierze, o tym, e mam zosta Niemcem i po co mam
zosta Niemcem, i o tym, e jako Niemiec na pewno Ig uda mi si wycign, bo te przecie
Niemcem bd nie byle jakim, wic uda si na pewno, nie martw si, Jacku, nie bj, nie martw
si.
A on pacze, pacze, potem zasypia na moment, potem budzi si, ju jakby otrzewiay.
A ja myl, czy zapyta go o fotografie, ktre widziaem u Salome, Jacek wie o Salome,
wic tumaczenie wszystkiego nie byoby przesadnie skomplikowane, ale czy potrzebna mu ta

wiedza?
Nie, niepotrzebna, jeszcze nie teraz, niech j najpierw wycign z tego wizienia, nie
wiem jak, ale niech j jako wycign, potem zapytam o to Ig, z ni to wytumacz, odzyskam
w tym tumaczeniu lad dawnej intymnoci, nie bd oceniajcym ani sdzcym, ale
wyrozumiaym i yczliwym, Iga znajdzie we mnie wybaczajcego wszystko powiernika.
Wic mwi Jackowi o tym, e Witkowski chce, ebym zosta Reichsdeutschem. e dla
Polski. e organizacja potrzebuje. I tak dalej. Ale Jacek nie sucha.
Wycigniesz j? pyta cay czas. Wycigniesz?
Wic uspokoiem go, upiem, jak si usypia dziecko. I wyszedem.
Do domu, do Heli, do Jureczka. Id, a jakbym nie szed, bo miasto mnie niesie tak, jakby
mnie nie byo we wasnej gowie, miasto pmartwe, a jednak ywe, Warszawa.
Mj domu z czekolady, kim jestem, kiedy wspinam si po twoich schodach, pukam do
drzwi, Hela i mj syn, kim jestem?
A potem w nocy rozmawiamy.
Przypominam sobie, dobrze sobie przypominam, kim jest dla mnie ta cudowna kobieta,
ktr prawdziwie pokochaem, a potem o tej mioci zapomniaem, bo pojawiy si inne ciaa,
a potem pojawia si Salome z jej ciaem biaym i kurewskim, ciaem, ktrego nie wyrzuc ju
z gowy z jego mikkoci i obfitoci, ale przecie nie bya dla mnie Salome nawet w czci
tym, kim jest dla mnie Hela.
A ja tak chtnie oskaram i osdzam j w swojej gowie, jakbym jej nienawidzi,
a przecie kocham. Oskaram o to, e jest crk swojego ojca, a przecie wcale nie jest ni
bardziej, ni kady jest dzieckiem swoich rodzicw.
I kocha mnie bardziej ni Polsk.
Czy kocha ci bardziej ni Polsk, Kosteczku?
Nie wiem.
Mwi, e zostan Reichsdeutschem i e bdziemy musieli zerwa, e bdzie musiaa si
mnie wyprze. eby legenda bya prawdopodobna. e niewykluczone, e bd chcieli odebra jej
Jureczka, ale postaram si temu zapobiec.
Powiemy, e Jureczek nie jest twoim synem radzi Hela. Tylko owocem romansu
z jakim Polakiem.
Przeykam to, przeykam te sowa bardzo gono.

A ona, kochana ona, ona to widzi wszystko i rozumie. Jureczek ju pi, a Hela, kochana
Hela bierze mnie w objcia, prowadzi do ka i przecie wiem, e wie o moich zdradach, ale
wie te, e kocham j prawdziwie, wic mwi mi sowa najsodsze, szepcze mi je do ucha, jedna
kostka cukru za drug, bdziemy si spotyka potajemnie, po wojnie wszyscy dowiedz si
prawdy i bd bohaterem, ona nawet nie spojrzy nigdy na innego mczyzn, j te to boli, boli
j to jak rana od sztyletu w samym sercu, ale rozumie, e tak trzeba, e to wojna i przecie to
logiczne, e z moj niemczyzn i niemieckim pochodzeniem bd w ten sposb mg Polsce
przysuy si najbardziej, najlepiej, rozpina moj koszul, trzeba ponie t ofiar, jakbym jej
nie poznawa, cauje moj szyj, aden mczyzna jej nie dotknie, bdziemy si spotyka,
Kosteczku, a co z Jureczkiem, Jureczkowi powiemy mae kamstwo, e tatu wyjecha musia,
a jak mu dzieci powiedz na podwrku, e tatu zosta szkopem, nie puszcz go na podwrko,
Kosteczku, cauje mj brzuch, tak jak nigdy nie caowaa, pieci moje ciao, jak nigdy nie
piecia, pieci mnie tak, jakby bya mczyzn i jakbym ja by kobiet, ktr trzeba rozpali, ale
bdziesz mg go widzie, kiedy bdzie spa, Kosteczku, bdziesz go okrywa, a potem, po
wojnie, mu wszystko powiemy i bdzie mia ojca bohatera, rozpina mi spodnie, ciga je
delikatnie, ciga moj bielizn, zastanawiam si, czy bdzie mnie caowa tak, jak do tej pory
caowaa mnie tylko Salome, bierze mnie w do i jej spojrzenie odnajduje moje oczy, gdybym j
tylko teraz zachci, to pocaowaaby, ale ja nie chc, chc, eby jej usta pozostay czyste, wic
przycigam j do siebie, wyej, cauje mnie w usta, kochaabym ci, Kostek, nawet gdyby
naprawd zosta Niemcem, bo jeste moim wiatem caym, nie mogabym ci nie kocha, jeste
ca mn, mnie poza tob nie ma, Konstanty.
Ja jestem nagi, ona ubrana. Odrywa si ode mnie i obnaa tak, jak nigdy si przede mn
nie obnaaa, nie rozbiera si, jakby rozbieraa si w celach higienicznych, nie rozbiera si te
wstydliwie, aby wlizgn si zaraz pod kodr, bo nie wstydzia si nigdy mojego erotycznego
dotyku ani nieerotycznego spojrzenia, ale nie lubia, abym patrzy na ni w wietle w erotycznej
sytuacji, a teraz wanie na to mi pozwala, jej piersi, brzuch, jasne wosy w kroczu, i kiedy ciga
sukienk, to jeszcze zota, ledwie widoczna mga jasnych wosw pod pachami, opiera donie na
mojej piersi i siada na mnie, i kochamy si tak, jak si jeszcze nigdy nie kochalimy, Hela ma
otwarte usta i zamknite oczy.
A teraz id tam mwi potem, kiedy leymy skryci ju pod kodr.
Nigdy nie kochalimy si tak czsto odpowiedziaem. Bo wczoraj w nocy i teraz

znowu.
Nigdy nie kochaam ci tak bardzo jak teraz, Konstanty. To dlatego. A teraz id, we
dokumenty, s w gabinecie, w dolnej szufladzie biurka, we dokumenty i id.
Cauj j, jej jzyk wlizguje si w moje usta jak zwiad podania i moe chciabym,
moe bybym gotowy poczy si z ni jeszcze raz, ale Hela odpycha mnie delikatnie, ze
miechem, cauje, ale odpycha.
Id, id, nie ma na co czeka, id, Konstanty.
Wic napchaem teczk papierami, wiadectwa szkolne, papiery z wojska, wszystko,
odziaem si i poszedem, i mylaem o tym, e po raz ostatni id ulicami Warszawy jako
oficjalny Polak, ale i tak jako nie mia mi si kto ukoni, zaszedem wic jeszcze na kaw do
Lardellego, siadem pod palm i wypiem p czarnej, ale nawet tam nie spotkaem nikogo
znajomego, wic wypiwszy, ruszyem dalej.
Czego szukasz, Kosteczku, czego szukasz na miecie w swoim garniturku tweedowym,
z mord obit przez tego, ktrego zgadzie?
A moe sama siebie powinnam zapyta, dlaczego cigle jestem z tob, dlaczego za tob
podam, dlaczego ci nie porzuc?
Czy mogabym ci porzuci, Kosteczku?
Nie mogabym.
Na Marszakowskiej wskoczyem na zaprzony w haniebn szkap wz, wolne byo
tylko miejsce stojce, twarde awki przy burtach wozu zajte byy co do jednej. Mgbym pewnie
wyperswadowa wiejskiej babinie, e moje ciao bardziej zasuguje na siedzenie na awce ni jej
koszyk z jajami, ale nie miaem nastroju na awantury z chopstwem, milczaem wic i koysaem
si niezdarnie, kiedy wz podskakiwa na wybojach.
Przypomniaem sobie, z czym kojarzy mi si podr na konnym wozie na stojco:
z drzeworytami z okresu rewolucji francuskiej, przedstawiajcymi wiezionych na szafot.
Wysiadem na kocu trasy, przeszedem Ogrd Saski, zapakaem krtko nad zgliszczami
Teatru Letniego, z ktrego miaem tyle dobrych wspomnie, tyle kobiet! Wyszedem na Fredry
i stanem przed bankiem yda Wawelberga, ktry podobno walczy w powstaniu styczniowym.
A w kamienicy tej Klub Niemiecki.
Wszedem. Nie miaem pojcia, gdzie si kierowa, ale otworzywszy drzwi, ju
wiedziaem.

Korytarz by ju peen. Peen kandydatw na Niemca, jak si od razu zorientowaem.


Towarzystwo bardzo kolorowe, cay przekrj spoeczny, bardzo si toczyo toto u drzwi,
z ktrych nie zdjto jeszcze dwujzycznego napisu.
Drzwi otwary si i natychmiast wlao si przez nie do siedziby klubu kilka osb rnej
pci i autoramentu.
Stanem przy cianie, postanowiem uzbroi si w niezomn, elazn cierpliwo
i czeka, ile trzeba.
Polska tego ode mnie da, Polska tego ode mnie chce.
Na toczcych si spogldaem z pogard: oto zdrajcy, konformici, aosne kreatury,
w ktrych yach czsto pewnie ani kropla krwi niemieckiej nie pynie, a przyszli tutaj tak, jak
przyszliby do kadego, kto silniejszy. ajdactwo. Menaeria. ulia prawdziwa i ulia
mieszczaska, inteligencka w garniturach, ale przecie ulia.
Drzwi otwary si ponownie i wyszed z nich wzburzony dentelmen, bardzo kanciast
niemczyzn wykrzykujcy, e zna kogo z otoczenia samego Himmlera i zamierza si do
odwoa, bo to, co si tutaj dzieje, jest zaiste haniebnym!
Co doda ju po polsku.
Za nim za ujrzaem moj matk.
Zadraem.
Jake si zmienia! Wdz indiaski Biaa Orlica nie siedziaa ju w fotelu, okryta
welonem siwych wosw, wosy byy ciasno spite w cieniutki warkocz, zwinity na potylicy
w zgrabne gniazdko. Twarz ta sama, starcza, starcze donie, ale odziana w co, co byo chyba
kobiecym mundurem z ciemnozielonego sukna, pozbawionym dystynkcji i odznak.
I ona te mnie ujrzaa, umiechna si, skina na mnie doni i tum rozstpi si jak
morze przed lask Mojesza, chocia w tym kontekcie pewnie naleaoby unika ydowskich
porwna, i wszedem, stanem przed nimi.
Byo to co na ksztat komisji, przyjmujcej, jak si szybko zorientowaem, pisemne
wnioski o uznanie niemieckoci zgaszajcych si tutaj mieszkacw Warszawy. Za stoem
siedziao wic dwch cywili, ktrych by moe nawet kiedy widziaem, bo twarze wydaway mi
si znajomymi, siedzia czowiek w mundurze proweniencji dla mnie nieznanej, za to
z monoklem w oku, le wspgrajcym z niechlujn fryzur i niedbale ogolon szczk.
I siedziaa moja matka, jakby Katarzyna Willemann bya powoana tutaj do oceniania

niemieckoci mieszkacw Warszawy.


Das ist mein Sohn[24] powiedziaa moja matka po prostu.
A twoja pogarda dla toczcego si przed drzwiami tumu rozpada si w py i proch,
twoja pewno, e to wanie naley zrobi dla Polski rwnie znikna.
Jeli Biaa Orlica jest tutaj w tym zielonym mundurze bez dystynkcji, to znaczy, e Polski
ju nie ma, po prostu.
Twoja matka bya dla ciebie Polsk, Kosteczku. Moe w ogle bya Polsk, nie tylko dla
ciebie, moe Polska si w niej skoncentrowaa i wyrazia najpeniej.
Stanem przed nimi.
Matka umiechna si do mnie serdecznie. Nie pamitam tego umiechu.
Ciesz si, e przyszede powiedziaa po polsku. Ale to nie byo konieczne,
zaatwiam ju za ciebie wszelkie formalnoci. Aktualna sytuacja polityczna wydaje mi si
w pewnym sensie tryumfem przedindoeuropejskiego substratu nad aryjskimi najedcami,
rozumiesz? Znasz teori Sigmunda Feista, prawda?
Oczywicie, e nie znam, nie rozumiem, nie sucham nawet, bo znowu, znowu, jak to tak,
jak to zaatwia za mnie formalnoci, nie pytajc mnie o zdanie, a gdybym chcia zosta
Polakiem, przecie chc by Polakiem, co wtedy?
Czeki, czeki, czeki askawe, czeki miosierne, czeki matczyne, opel olympia, dom
czekoladowy, smokingi, rajdy, samolotem do Wenecji, wszystko.
Tutaj podpisz, prosz.
Dokument po niemiecku, matczyna do kocista podsuwa, Deutsches Reich, Kennkarte,
orze taki jak na mundurach, w rodku Konstantin Michael Eduard Willemann i zdjcie
Konstatina, to samo, ktre miaem w polskim paszporcie, przedziurkowane w dwch miejscach.
Odciski palcw tutaj zrb. Matka w ogle nie krpuje si mwi tutaj po polsku,
dlaczego mwi po polsku, przecie moglibymy rozmawia po niemiecku, a jednak mwi po
polsku.
Przysuwa mi puzderko z tuszem, odciskam kciuki i palce wskazujce obu doni, nie
odezwaem si ani sowem. Matka skada dokument wp, podaje mi z promiennym umiechem.
Ich begre Sie in den Reihen des deutsche Volkes, Herr Willemann[25].
A ty niczego nie rozumiesz i wszystko pozwalasz ze sob zrobi, Kosteczku. Wpatrujesz
si w znaczek tkwicy w klapie akietu twojej matki. NS-Frauenschaft. Niczego nie rozumiesz.

Nie opowiem ci, e dla niej to wszystko jest bardzo proste. Pozwol ci myle o tym, jak
chcesz, bdziesz posdza swoj matk o podo, o niskie motywy, o strach, potem walczy
bdziesz z tymi mylami tak, jak potrafisz, innymi mylami a moe ona rwnie robi to na
czyje polecenie, jak ty, tak samo.
Ona po prostu zrobia to, co chciaa.
Taka jest twoja matka, Kosteczku, a ty nigdy jej nie poznae. Kiedy przyjechalicie do
Warszawy, a ona zamkna si w pustelni wasnego pokoju, do ktrego wstp miae tylko ty
i Stach, ty przychodzie do niej po czeki, a Stach na wielogodzinne audiencje, na ktrych ona
mwia, a on sucha, i on zna j przecie o wiele lepiej, ni ty kiedykolwiek j poznae.
Dlaczego teraz zostaa Niemk?
Z jednego powodu: bo wanie tak postanowia, tak podja decyzj pewnego ranka.
Czas sowiaskoci si skoczy, nadszed czas zosta znowu Germank. Tak samo jak kiedy
postanowia, e zostanie Polk, zamknita w rybnickim domu wariatw postanowia zosta
Polk, bo polsko uznaa za transgresj absolutn. Postanowia rwnie zrobi Polakiem
swojego lekarza, modego psychiatr von Konecznego, aby t transgresj jeszcze zwielokrotni,
a poniewa jako zakwalifikowana do leczenia wariatka, nie miaa ku temu innych rodkw,
zrobia to za pomoc swojego ciaa.
A ja byam wtedy z nim, z von Konecznym, i pamitam jego szalestwo. Pamitam jego
czarne noce, czarne noce modego psychiatry: moda ona w ku z niemowlciem i jego czarne
noce. ona z dzieckiem wyjedzie potem do Berlina, dziecko zginie pniej pod Cambrai i tyle
znaczy cae jego ycie, rozrzucone w boto, ojcowska zdrada, Niemcy, wojna, odamek, koniec,
robaki. A kiedy Martin, ktry potem zginie pod Cambrai, jest jeszcze maleki, jego ojciec siedzi
przy stole, lampa naftowa kopci, a on siedzi i patrzy. Linia, ktr sznaps wycina na ciance
butelki, przemieszcza si ku dnu z kadym kieliszkiem. Wdk prbuje zabi wspomnienie ciaa
swojej pacjentki. Potem spowiada si ksidzu, potem spowiada si przyjacielowi, a ciao modej
Willemann wlizgno mu si w mzg przez oczy i przez donie, i przez usta, ktrymi j pozna,
i przez kutasa, ktry nagle wcale nie poda ju modej i piknej ony, poda tylko
osiemnastoletniej pacjentki, i w kocu to ciao wygrywa wszystko.
Zamany, porzuca on i syna, zamany wyciga Katarzyn Willemann ze szpitala,
zamany zostaje Polakiem i nawet prbuje uczy si jzyka, zamany kocha j do szalestwa,
zamany wpada w obd, zamany strzela sobie w eb z rewolweru, kiedy ona oznajmia mu, e nie

mog si wicej widywa, bo chce, aby Alfred Konieczny powici swoje ycie walce o spraw
polsk, a nie przepierdoli je z ni pod pierzyn.
Oznajmia mu to, czujc w sobie jego nasienie, zaraz potem, jak zsun si z niej
w brudn, zmit pociel, a on j zna i wiedzia, e nie artuje, e nie zmieni zdania, ubiera si
pospiesznie, czujc w sobie jeszcze ostatnie dreszcze spazmu, wspomnienie po martwej
rozkoszy, odzia si wic, pobieg do domu, wycign z szuflady rewolwer marki Mauser
i przestrzeli sobie gow pociskiem kalibru 6 mm.
Siedziaam wtedy jeszcze chwil nad nim, gadziam jego bia, polsk gow, patrzyam,
jak krew, ktra trysna na rewolwer, wsika w zygzaki na bbnie, po czym porzuciam go,
zostawiam go martwego w gabinecie i dugo czekaam na kogo godnego, a stanam za twoim
ojcem i jego rwnie porzuciam, chocia nie czekaam wcale na jego mier, bo porzuciam go,
kiedy miae pi lat, i stanam za tob, Kosteczku.
Zawsze patrzyam na ciebie polskimi oczami twojej matki, Konstanty. Teraz za to patrz
na ciebie niemieckimi oczami twojej matki, Konstanty, a ty nie wierzysz, e ona w ogle nie
sypiaa, a ja wiem, e nie sypiaa. Troch jestem ni, Konstanty, a ty, biedaku, nie tylko tego nie
wiesz, a mnie tylko wyczuwasz, biedaku.
I nie zrozumiesz, a ja ci nie wytumacz, nie mog. Midzy tamt decyzj, aby zosta
Polk, a t decyzj, aby zosta Niemk, jest prosta linia: twoja matka jest czyst wol, twoja
matka dotyka boskoci, Kosteczku, gdyby chciaa, mogaby zatrzyma swoj wol Hitlera,
mogaby zatrzyma soce za horyzontem.
Ale nie zrozumiesz, nie moesz.
A teraz id, id std.
Id teraz, potem porozmawiamy mwi twoja matka w ciemnozielonym mundurze,
warkocz spleciony na potylicy jak gwka wielkiego gwodzia.
egnasz si i idziesz, idziesz, oszoomiony, wychodzisz po prostu, Kennkarte w doni,
w kieszeni polski paszport, wychodzisz. Zgromadzeni w korytarzu kandydaci na Niemcw
rozstpuj si przed tob. Patrz na dokument w twojej doni i patrz na ciebie z jak pogard,
zdrajcy potencjalni na dokonanego arcyzdrajc, a moe patrz na ciebie z podziwem,
szacunkiem, strachem?
Z naprzeciwka przepycha si jaki Niemiec w mundurze szarym, bez ora na piersi,
konierz otwarty, czarny krawat, koszula brzowa, a nad krawatem i koszul twarz, ktr znasz,

ale ktrej nie poznajesz. Kania ci si ten Niemiec, umiecha si. Ju wiesz, wiesz ju, Sym!
Widywalicie si czasem, nawet raz was przedstawiono, na jakiej pijackiej kolacji Pod
Wrblem, Hela bya zachwycona, e moe pozna boyszcze swoich lat pensjonarskich.
Przerazio ci to spojrzenie: uchyli czapki porozumiewawczo, poufale, jakbycie swoj
obecnoci w Klubie Niemieckim weszli w komityw: on w mundurze szarym i czarnym
krawacie, ty z kenkart Reichsdeutscha w doni. Jakby mwi: popatrz pan, jak nas, Niemcw,
niesie historia. Jej duch.
I niesie was, Kosteczku, niesie was ciemna substancja pod skr wiata, sia, o ktrej nie
wiesz, Kosteczku, wyrastaj z niej czarni bogowie jak kcza w pkniciach midzy ludmi,
midzy tob a kadym z przechodniw w tym pokonanym miecie.
Wic moe mia racj z tym spojrzeniem.
Wychodzisz oszoomiony, Kosteczku, wychodzisz na ulic Fredry, zaczo pada,
wychodzisz w deszcz, jakby wcale nie padao, nie mylisz o deszczu. Idziesz oszoomiony przez
park, idziesz ulicami, Kennkarte wsune do wewntrznej kieszeni marynarki i idziesz,
Kosteczku.
Wracasz do domu marki E. Wedel, schody, drzwi do twojego mieszkania uchylone.
Wchodzisz. Nie ma.
Nie ma ich. Nie ma Heli, nie ma Jureczka. Czyby si tego nie spodziewa? Czyby
myla, e bdzie inaczej?
Ile razy, Kosteczku, uciekae od jej ciaa, uciekae od dziecicego paczu, od rodzinnych
kolacji, uciekae dokdkolwiek, do Ziemiaskiej albo do Salome, albo w Tatry, do przygodnych
kochanek i do przygodnych kamratw, byle dalej, dalej, byle zrzuci z siebie ich gosy i twarze,
gosy i twarze tych, ktrych kochae najbardziej, a jednak nie moge ich znie.
A dzi ich nie ma. I nagle brak ciaa Heli jest bardziej dojmujcy, ni bya rozkosz, jak
daa ci ostatniej nocy, nie ma tutaj jej ciaa, jej piersi nie ma, jej brzucha, plecw, jej poladkw,
jej jasnych wosw, zabrali ci Hel, kto ci j zabra, Polska, li ludzie, Witkowski, kto?
List na waszym ku, a co w licie, a c w nim by moe, czytasz i nie rozumiesz ani
sowa, brzmi jak muzyka, poruszaj, ale nie znacz, ale przecie rozumiesz.
Odesza. Zabraa pienidze, bdziesz musia sobie poradzi, ale tobie bdzie prociej,
wic zabraa wszystkie. Bdziecie si spotyka w tajemnicy, oczywicie, ustalicie, co i jak
i kiedy godzina policyjna, ojciec nie moe wiedzie, uwiarygodni legend, tak by musi, inaczej

by nie moe.
A ciebie godzina policyjna przecie nie dotyczy. Co ci dotyczy wic, Kosteczku?
Kim jeste, wcinity midzy cian i ko, paczcy jak dziecko morderca, kurwiarz,
trzewy morfinista, kim jeste, Kosteczku?
Jeste mj.
Taki wanie: mj i zapakany, samotny, przegrany, bez pienidzy, peen nadziei
zasypiasz midzy cian i lustrem, nie rozebrawszy si do snu.

ROZDZIA VII

A rano, rano jest ju siedemnasty dzie padziernika, budzisz si obok ka, budzisz si
i pragniesz.
Sitio mwi do pustego mieszkania.
Czyby parodiowa Jezusa, Kosteczku? Czy raczej nauczyciela aciny z gimnazjum? Za
kogo ty siebie masz? Za nikogo siebie masz, oto twoja tragedia.
Pragniesz wody, jakby mia kaca, ale przecie niczego nie pi, pragniesz morfiny, ale
przecie przyrzeke trzewo, przynajmniej typu em, przyrzeke po raz drugi i tej przysigi nie
chcesz zama. Pragniesz ciaa Heli, ale wiesz, e dugo go nie zaznasz, a nie wiesz, e w ogle
nigdy ju go nie zaznasz. Pragniesz kurewskiego ciaa twojej Salome, ale zbyt si jej boisz, aby
teraz do niej pj, prawda? Pragniesz wszystkich cia, ktrych kiedykolwiek zasmakowae, od
Igi po Hel.
Nie pjd do Salome. Wygrzebuj si z podogi, zwlekam z siebie ubranie, id do
azienki, jest woda, wic mycie, golenie.
W lustrze moja twarz. Nie moja.
Twoja, Kosteczku.
W lustrze twarz zdrajcy? Ale przecie nie zdrajcy, nie zdrajcy, w lustrze twarz bohatera
raczej, czy bohatera?
Wkadasz w maszynk now yletk, zdrapujesz zarost. Zakadasz wie koszul, inny
krawat, garnitur z dnia poprzedniego szczotkujesz tak, jakby nie byo wojny, i odwieszam do
szafy. Odwieszasz, tak. Odwieszam.
A w szafie nie ma sukien Heli, nie ma jej spdnic, bluzek ani bielizny. Jej pki jak twoje
wntrze puste, ale przecie pene nadziei.
Zamykam szaf.
Iga. Szucha 25, w ministerstwie. Blisko.
Id.
Ministerstwo Wyzna Religijnych i Owiecenia Publicznego, jak cudownie. Owiecio
polsk publiczno, nie ma co.

Stranikowi pokazaem swoj Kennkarte i wiedesk niemczyzn. Gos spod hemu


wskazuje mi drog, gdzie i, ktrdy i. Pokj numer dwiecie siedemdziesit pi.
A spod stp twoich rozlewa si ciemna substancja spod skry wiata, jakby szed po
mokrym dywanie. To tutaj dzieje si historia.
Czym jest historia, Kosteczku? Nawozem, poywieniem czarnych bogw, sum jkw
i ez, pyem i prochem.
Historia dzieje si, kiedy wchodzisz do gabinetu tego Niemca w szarym mundurze za
polskim, mahoniowym biurkiem, przy ktrym jeszcze niedawno referent nazwiskiem
Kopczykiewicz

spisywa

raporty

o sytuacji

Cerkwi

Prawosawnej

w wojewdztwie

nowogrdzkim, a teraz, wanie w tej chwili, w ktrej ty, Kosteczku, wchodzisz do tego gabinetu,
wanie w tej chwili referent Kopczykiewicz siedzi w zimnym lwowskim mieszkaniu u swojej
matuli, do ktrej ubiea z wojennej Warszawy, i patrzy przez okno na potulny, sowiecki patrol
snujcy si pustoszejc na jego widok ulic.
I siedzi Niemiec za jego biurkiem, w ktrego szufladach spoczywaj jeszcze
Kopczykiewicza pira, bibuy i papiery z jego podpisem, bo Niemiec nie bardzo si zawartoci
tych szuflad interesowa.
No, zaczynaj, Kosteczku.
Wic zaczynam. O powd aresztowania nie pytam. Dalej mocno, na serio, z wielk
pewnoci siebie, jakbym mia mocne przekonanie, e samo bycie Reichsdeutschem uprawnia
mnie do dania zwolnienia ony mojego przyjaciela, a mojej byej kochanki.
A przecie to oczywista bzdura, ale c innego mog zrobi? Licz, e moe si to
powie w chaosie pierwszych dni okupacji, zanim jeszcze wszystko okrzepnie, uley si, ustoi.
Niemiec sucha uwanie, a ja cigle dam. Ich verlange[26].
Niemiec sucha uwanie, kiwa gow. Notuje sobie nazwisko, prosi o przeliterowanie.
Sie sind sicher, dass sie hier interniert ist, ja?
Ja.
Aber woher wissen Sie das eigentlich?
Ich wei es ganz einfach.
Te sowa czy inne, niewane, prawda, Kosteczku? Wane, jak na niego patrzysz.
A Niemiec przechodzi do kontrofensywy.
Wenn sie verhaftet wurde, dann bedeutet es, mein Herr, dass sie was angestellt hat. In

welchem Verhltnis steht sie zu Ihnen? Sie haben in Warschau vor dem Krieg gewohnt, Sie sind
nicht aus dem Reich, oder?[27]
Odbij, Kosteczku, tylko w ktr stron mam odbi? Czy dalej da i gra ostro, czy
raczej w drug stron, poszuka komitywy? Przecie podoba ci si okrga, ciepa twarz tego
urzdnika w szarym mundurze, skromnym mundurze ze skromn wstk elaznego Krzya na
guziku, twj ojciec, Kosteczku, mia tak sam, pamitasz, pamitam. Ten te za pierwsz wojn,
na pewno, bo za co innego, za t jeszcze da im nie mogli, chocia tobie ju dali inne krzye,
a jest niewiele starszy od ciebie, Kosteczku, moe dziesi lat, wic pewnie, mylisz sobie,
zmobilizowano go w 1918 i dobrze sobie mylisz, bo tak wanie byo, a potem bya zwyka
historia takich jak on onierzy, freikorpsy, pucz Kappa, Stahlhelm, lata ciemne Weimaru, SA,
potem SS, Geheime Staatspolizei, suba, w ktrej niczym si nie wyrnia, ani w zym, ani
w dobrym, i ty tego nie wiesz, Kosteczku, ale jako to rozpoznajesz przecie, jako domylasz si
tego z tej okrgej twarzy o dobrych, niebieskich oczach.
Wic jednak w stron komitywy, prawda? Wic najpierw mwi krtko o sobie, o tym,
jak ciko Niemcowi w Warszawie, i nagle co mi podpowiada, kto mi podpowiada,
i wspominam w jednym zdaniu o moim ojcu, ktry walczy w wielkiej wojnie i potem kmpfte
mit den polnischen Aufstndischen um Oberschlesien[28], a ja walczyem nad Bzur w polskim
mundurze i odznaczono mnie Krzyem Walecznych.
I mam ju jego uwag.
Also Sie sind Deutscher?[29] pyta zaaferowany.
Potwierdzam, oczywicie, ja, natrlich, natrlich, ich war polnischer Staatsbrger[30],
speniem swj obowizek do koca teraz Polski ju nie ma, wic uznaem moj przysig za
wypenion i mog wreszcie poczy si z moim prawdziwym, narodowym vaterlandem. Widz
jak w nim rozgrywa si ta sprzeczno: Niemiec, ale walczy przeciwko nam, ale retoryka taka,
jak rozumie, jaka do niego przemawia. Zainteresowa si rozmow ze mn, a to najwaniejsze.
Ale ebym tylko nie zapomnia, kim naprawd jestem, czuj, e mogoby przyj mi to
zbyt atwo.
Nie zapomnisz, Kosteczku.
Wic do rzeczy, Kosteczku, do rzeczy. Skoro jestemy ju w takiej komitywie, to
porozmawiajmy jak onierz z onierzem. To moja kochanka. Polka, ale zupenie apolityczna.
In Zeiten des Krieges ist alles politisch, jeder ist politisch[31] susznie zauwaa mj

rozmwca.
Zgadzam si, ale zaraz odwouj si do dowiadczenia, ktre powinno mu by bliskie, czy
pan nie dooyby wszelkich stara, aby ratowa dziewczyn blisk pana sercu, byaby Polk czy
kimkolwiek innym?
Sie denken doch nicht vielleicht, dass ich mich in eine Judenbraut verlieben knnte,
oder? mieje si szary mundur. Andererseits, richtet sich das Herz nach parteilichen
Reden?[32] doda ciszonym gosem, mrugajc okiem.
A wic jest, by lub bdzie zakochanym, skoro takie subtelnoci miosnych przygd nie s
mu obce.
Sturmfhrer Merkel, tak brzmi jego nazwisko, ktrego nie moe ci wyzna, bo takie s
przepisy. I Sturmfhrer owszem, rozumie. Ale Sturmfhrer Merkel ma rwnie swoje zasady.
Ma te swoje potrzeby, ma w Berlinie dziewczyn, ktrej nie moe zaproponowa maestwa,
bo ju jest onaty z kobiet, o ktr nie dba. A na dziewczynie o czarnych wosach i niebieskich
oczach, na dziewczynie imieniem Bernadette zaley mu bardziej ni na czymkolwiek na wiecie
i jest o ni zazdrosny jak szaleniec, tym bardziej e by jej pierwszym kochankiem i jak gupiec
uwaa, e moe sobie kupi jej wierno sanymi z frontu prezentami.
Z frontu, bo cigle nie powiedzia jej, e pracuje w Gestapo. Bo jest gupcem, bo sdzi, e
mogaby si tego brzydzi, a sdzi tak, bo Bernadette istotnie nienawidzi nazistw i kocha jazz,
wic jak mogaby kocha gestapowca?
Jak ju wspominaam, Sturmfhrer Merkel jest gupcem i nie rozumie mioci: Bernadette
kochaaby go jako nazist, komunist albo yda, a jeli nie bdzie mu wierna, to dlatego, e
przestanie go kocha, a nie dlatego, e nie zaspokoi jej sanym wojskow poczt zotem.
Zotem, ktrego ona nie potrzebuje i o ktre nie dba, dba tylko o jego oczy, ciepe
mikkie usta i niski gos, o to, jak szepcze jej do ucha, kiedy le nadzy w zmitej pocieli, w jej
malekim pokoiku przy Sedanstrae na Schnebergu.
Ale Sturmfhrer Merkel jest gupcem i tego nie wie, a moe jest po prostu mczyzn
i dlatego tego nie wie, nie rozumie i dlatego okamuje ma, biedn Bernadette, okamuje j, e
nie ma ony, e nie pracuje w Gestapo, bo nie wierzy w jej mio, nie wie, e kochaaby go tak
samo z on, gestapowskim dyskiem identyfikacyjnym w kieszeni i pistoletem, ktre zawsze
zostawia w domu lub w biurze, kiedy planuje schadzk ze swoj ma Bernadette, jej oczy
jasnoniebieskie wiec w nocy przy jego twarzy.

Dlatego Sturmfhrer Merkel potrzebuje pienidzy, na prezenty, ktrych przecie wcale


nie pragnie jego maa telefonistka Bernadette.
I dlatego Sturmfhrer Merkel teraz milczy, patrzc intensywnie na tego dziwnego,
przystojnego mczyzn w dobrym garniturze z bia chusteczk w brustaszy i z bezbdn
wiedesk niemczyzn, o twarzy zdradzajcej Sturmfhrerowi pewno siebie, ale take
skonno do kompromisu i brak skrupuw. A Sturmfhrer Merkel wierzy w twarze, wierzy
w sekretny alfabet proporcji oczu, nosw, ust.
Ty tego wszystkiego nie wiesz, Kosteczku, a jednak jako wiesz.
Die Liebe hat Ihren Preis, Herr Willemann[33] mwi Sturmfhrer Merkel.
Ju rozumiem. No tak, dlaczego, jakim cudem o tym nie pomylaem? Zgadzam si
z umiechem. Tak, ma swoj cen i wszyscy j ponosimy w taki lub inny sposb, das ist
unabwendbar[34].
Ja, also wieviel? pytam z umiechem.
A Sturmfhrer Merkel gorczkowo liczy, rozwaa, eby nie przestrzeli, a tym bardziej
nie chciaby niedostrzeli, w kocu podaje kwot, prosz bardzo.
Zwei tausend Dollar mssten reichen[35].
Dopiero teraz zaczyna rozwaa: czy zdoa zaatwi to zwolnienie? Nawet gdyby poow
apwki posa dalej, wyej, czy zdoa? Nie chciaby oszuka tego miego, warszawskiego
Niemca o szczce jak wyrzebionej noem, o bladych niebieskich oczach, ktre przypominaj
mu oczy Bernadette. Wic obiecuje sobie, e nawet gdyby trzy czwarte apwki miao pj
dalej, to i tak zaatwi to zwolnienie.
A jednak obiecujemy wedug naszych nadziei, a dotrzymujemy wedug naszych obaw.
Zapisa to pewien francuski ksi, ktry nie yje od trzystu lat, ale c z tego, skoro rozumia
was, ludzi pierwszej poowy dwudziestego wieku, lepiej, ni wy rozumiecie sami siebie.
Wird gemacht[36] mwi mj pikny, kochany Kosteczek i wstaje z konkretnoci
wojskowego, wstaje, nie przeduajc niepotrzebnie rozmowy, skoro wszystko, co potrzebne,
zostao ju powiedziane.
Sturmfhrer Merkel podnosi si od razu, uprzejmie, egnaj si, ucisnwszy sobie rce.
Kiedy Konstanty jest ju przy drzwiach, Sturmfhrer wyrzuca w gr rk w Deutscher
Gru, wypronym jak erekcja.
I co teraz mam zrobi, myli Konstanty, myl, co mam zrobi, czy to nie bdzie kolejne

ogniwko w moim acuszku zdrady, nie zapomnie, nie zapomnie, kim naprawd jestem, na
Boga, przecie Niemca udaj od kilkunastu godzin, a ju boj si, e zapomn, kim jestem,
kolejne ogniwko, acuszek.
A c to jest zdrada, eby zdradzi kogo albo co poza samym sob, musielibymy
najpierw uwierzy, e istnieje jeszcze ktokolwiek poza nami samymi, a w to uwierzy trudniej
nawet ni w Boga, bo tak dojmujca i uderzajca jest samotno czowiecza, samotno kada,
samotno pustelnika, samotno matki piciorga dzieci, samotno otoczonego przyjacimi bon
vivanta i onierza w okopie.
Kto to myli? Ja to myl czy ty, Kosteczku? Raczej ja, ale przecie jestemy poczeni,
bardziej ni moesz poczy si z jakkolwiek inn kobiet, wic ty troch te to mylisz, czy
nie?
Wyrzucam rk w pozdrowieniu, jak podnosi si luf zenitwki.
Heil Hitler mwi, nadawszy jednak gosowi pewien ton sarkazmu, w kocu wanie
dogadalimy si co do apwki, trudno tak hajlowa na serio.
Uroczy gestapowiec zdaje si wszystko rozumie, bo siadajc, puszcza do mnie oko.
Wychodz w Warszaw, ktra nie moj jest ju podwjnie.
Z domu zatelefonuj do Jacka z dobrymi wieciami, wic wracam do domu, wracam
niespiesznie i inaczej id ulic, inaczej przecinam Puawsk, inaczej.
W drodze jednak zapragnem co przeksi, w mieszkaniu moim nic nie ma,
sklepokawiarnia zamknita, wic id do Lardellego, nado drogi nawet.
W rodku okrgo i palmowo, jakby wojny wcale nie byo, siedz ju przy stolikach,
konferuj, chepc kaw. Cay czas to: jakby wojny wcale nie byo, kiedy tylko zej z ulicy.
Dla ciebie wojna dopiero kiekuje, dopiero ronie, Kosteczku.
Pod palm blisko kontuaru zauwayem Rudzika i on te mnie zauway. Wcale nie
umiechao mi si jego towarzystwo, bo mam go za durnia i nudziarza, ale przecie
niegrzecznym byoby, zauwaywszy znajomego, wcale do nie podej, nie przywita si
i wreszcie nie usi.
Podchodz zatem, umiecham si zdawkowo i wycigam rk. Rudzik za wstaje jak
raony piorunem i nagle rozumiem: widz, jak od nagego uderzenia gniewu dr mu kolana
i donie, ale ma si t si woli, jest si tym oficerem, chocia w cywilu, wic si jest
opanowanym, a jake, wic si wstaje i mija mnie, jakby mnie tam nie byo, moja rka wisi

w powietrzu i nagle staje si centrum caej kawiarni, na tej doni prawej zawieszaj si wszystkie
spojrzenia, Rudzik prbuje by jeszcze odwaniejszym, chce spojrze, jakby przeze mnie patrzy,
przez moje oczy, eby pokaza mi, e si nie boi.
I teraz ja czuj, jak gniew nagle wysczy mi si do krwi.
Widz, e Rudzik chciaby co do tego jeszcze doda: splun mi pod nogi, a moe
w twarz, a moe nawet mnie spoliczkowa.
Ale Rudzik dostrzega w twoich oczach, Kosteczku, wycie Kajetana Tumanowicza i krew
pync z jego pustego oczodou, Rudzik dostrzega to i nagle zaczyna si ba, mao tego, jest
przeraony tym, co zrobi, przeraony tym bardziej, e ju przecie nie wycofa si, jake teraz
wycofa si, szwabsk prawic zaprzaca ucisn, skoro wszyscy patrz, skoro z haasem
odsuwajc krzeso, przycign do tej demonstracji wszystkie spojrzenia. Ale w twoich oczach
widzi krew: wie, e nie moe ju niczego doda do tego nagego wstania i niepodania rki,
porywa wic z oparcia krzesa sportow kurtk taternika i wychodzi, wybiega, ucieka prawie.
Spojrzenia odklejaj si od twojej rki, bo wszyscy widzieli, e Rudzik uciek. Nie tak
bd mwi, oczywicie. Mwi bd, e nie poda ci rki, e dzielny, e odwany, ale teraz nie
sta ich na adn demonstracj pki nie wyjdziesz na adne okazywanie pogardy ich nie sta,
bo si boj jego strachem, strachem majora Rudzika si boj.
A ty, Kosteczku, poniesiesz ten krzy. Czy raczej ten toporze poniesiesz na swoich
barkach, oto twoja ofiara dla ojczyzny. Bo przecie to nie krzy jest, to nie dla Boga, ktrego nie
ma, bdziesz to brzemi nis, lecz dla Polski.
Ale nie musisz przy tym ponia si bardziej ni to konieczne.
Jeba Rudzika pies. Jeba pies was wszystkich. Kelner przybiega i stara si balansowa
midzy usunoci, ktra jest przeznaczona dla mnie Niemca, a dystansem, ktry
przeznaczony jest dla kawiarnianej publicznoci, biedak midzy motem a kowadem. Nie
uatwiam mu tego, nie zamierzam niczego nikomu uatwia.
Siadam przy cienkiej kawie i chlebie z masem, bo na ciastka s ju ciastka! ochoty
nie mam, a z konkretnego jedzenia tylko chleb jest.
Bior drewniany wieszak z Nowym Kurjerem, co spotyka si ze spojrzeniami penymi
zrozumienia: sprzedajny Niemiec, to i Kurjer czyta. A jeba was pies. Sami czytacie, bo co
czyta trzeba. Przegldam gazet, gwnie ogoszenia, nic ciekawego, kaw dopijam, wychodz.
Id do Jacka.

Znajduj go tam, gdziem go zostawi, w mieszkaniu, w piamie, jakby wiadomo o tym,


e Iga yje, wcale nie postawia go na nogi.
Wypuszcz j. Za dwa tysice dolarw. Masz? zapytaem od razu w progu.
Jacek, otworzywszy drzwi, nie odpowiedzia na moje pytanie, tylko bez sowa poszed do
salonu, otworzy sekretarzyk, wyj stamtd spory pugilares, przewertowa przegrdki, wyj
z nich dwa banknoty po pidziesit dolarw. Z prezydentem Grantem. I piset polskich
zotych.
Usiadem w fotelu, Jacek pooy pienidze przede mn.
Tyle mam.
I zapad si z powrotem w kanap, na ktrej bez wtpienia spdzi ostatnie dni. Sufit
blakncy pod jego tpym wzrokiem.
Jacek, trzeba j stamtd wycign, trzeba zdoby pienidze.
Odwrci si ku oparciu sofy.
To kara dla mnie powiedzia gosem stumionym przez pluszowe oparcie. Bg mnie
karze za moje wystpki.
Byem bezradny. Powinienem zapewne stara si go pocieszy, powinienem wybi mu
z gowy gupie myli o karze, powinienem zmusi, skoni go do dziaania.
Powinienem, powinienem Kosteczku, komu ty jeste winien cokolwiek? Kosteczku,
ludzie nie spotykaj si, ludzie s osobni, kady czowiek jest osobnym, maym wiatem, nikt
niczego nikomu nie jest winien.
Nie jeste winien niczego Heli, Jureczkowi, nie jeste winien niczego Jackowi i nikt nie
jest winien niczego tobie. Urodzie si sam i umrzesz sam. To, e kto kiedy wyrzdzi ci jakie
dobro, to tylko zudzenie. To, e karmia ci matka, kiedy bye malcem, c z tego? Karmia ci,
bo nie mogaby patrze na twoje godowanie. A co tobie z tego przyszo lepszego, e nie umar
dzieciciem? Jaka warto w kadym dobru nam wywiadczonym, skoro jedynie przyczynia
nam cierpie, wzmacniajc zudzenia, i za ycia zazna mona szczcia?
Za zo za nie jeste winien adnej odpaty, adnej pomsty, bo czego zo ci wyrzdzone
moe dotkn? Pozorw, iluzji, Kosteczku.
Wstaem.
Zatelefonuj do mnie, kiedy bdziesz w stanie powiedziaem bez pewnoci, e sowa
w ogle mog go dosign.

I poszedem do domu, a Jacek nawet nie trudzi si, by zamkn za mn drzwi.


Wspiem si po schodach, drzwi do mieszkania uchylone. Zmrozio mnie. Wyobraziem
sobie, e w rodku czeka na mnie mj poznasko-endecki te z rewolwerem. Albo niemiecki
policjant z kajdankami, aby aresztowa mnie za okrutny mord na Kajetanie Tumanowiczu.
Czeka na mnie jednak tylko Inynier, o czym przekonaem si, kiedy pokonawszy strach,
w kocu wszedem do mieszkania. Siedzia rozparty w moim fotelu, nog zaoy na nog i kiwa
stop i ydk spowit w chromow skr oficerskiego buta.
Przywitaem si, starajc si nie okaza zaskoczenia. Inynier przeszed od razu do sedna.
Zarejestrowa si pan na Fredry? zapyta i dziwnie zabrzmiao mi to pytanie, kiedy
wspomniaem jego uprzedni wszechwiedz.
W odpowiedzi pokazaem Kennkarte. Witkowski przestudiowa cay dokument tak, jakby
zawarta bya w nim co najmniej jaka narracja.
Miao by nazwisko Strachwitz przecie! achn si. Poza tym jakim cudem masz
pan ten dokument po dwch dniach?
Czy brzmia w tym pytaniu ton podejrzliwy? Tego nie wiem. Ale moe brzmia.
A to ju nie pana sprawa, prosz wybaczy odparem z moc ku swojemu
zaskoczeniu. Zadanie wykonaem.
I nawet zdoae nie doda niczego, co by jako zagodzio t odpowied, Kosteczku.
Jake si ciesz.
Witkowski zmilcza chwil, poruszajc ustami, jakby co przeuwa, misiste wargi wiy
si jak ddownice w kauy. Nagle wsta, podszed do okna, wyjrza i machn rk.
Zaprzysigniemy pana powiedzia.
I zaprzysigli. Do mieszkania wszed szary, szczupy czowiek w czapce pilotce
i starowieckim pudermantlu spitym wojskowym pasem. Nosi rwnie okrge okulary
w drucianej oprawce, Witkowski przedstawi go jako Kierowc.
Do mia w kieszeni paszcza, znowu z t napit sugesti palca na cynglu, trzyma cay
czas, kiedy przysigaem, patrzc na mnie badawczym wzrokiem, i sam ju nie wiedziaem, czy
to teatr, czy rzeczywicie czeka, aby mnie zastrzeli.
Wiedziae, wiedziae, Kosteczku. Wszystko to teatr, wojna to teatr, przysiga to teatr,
konspiracja to teatr, Niemcy to teatr.
A jeli to teatr, to c jest prawdziwe, pytaem siebie, przysigajc w imi Boga

Wszechmogcego w Trjcy Jedynego i witej Maryi Matki Boej, c jest prawdziwe, ja jestem
prawdziwy?
A czy ja jestem prawdziwa? Jestemy krgami na wodzie.
Przysigaem wic walczy, nie spocz, rozkazy wykona, ycie pooy, wszystko to
przysigaem, co si przysiga w takich sytuacjach, zwyke pierdolenie, ojczyzna, wojna,
niezomnie, nie szczdzc do ostatniej kropli krwi, organizacji, niepodlego, granic jedno.
A co jest prawdziwe? Nie ma wiata i nie ma mnie, przysiga w teatrze cieni, krgi na
wodzie, sowa w powietrzu.
Pidziesit Sze, to twj kryptonim szepcze Witkowski. W organizacji jestemy
na ty.
Wzruszam ramionami.
Mam dla ciebie pierwsze zadanie. Trzeba pojecha do Krakowa, niejaka Rochacewicz
ma tam dla nas pienidze. Sto tysicy dolarw. Sto tysicy! W twoich rkach bd
najbezpieczniejsze.
Bezpieczne w moich rkach. Bezpieczne? Tak. Przecie jestem innym czowiekiem.
Rochacewicz? Jak dwr, gdzie poznaem Ig.
Jak j tam znajd?
Jeste teraz oficerem wywiadu. Wic znajdziesz umiechn si Inynier.
Powiedzmy, e masz to potraktowa jako trening, zanim wylemy ci do Budapesztu.
Kiedy? zapytaem.
Witkowski spojrza na zegarek.
Za p godziny odchodzi wojskowy pocig z Gwnego. Pasaerskie jeszcze nie
chodz, ale z Kennkarte moe ci si uda, Pidziesit Siedem.
Sze poprawiem go.
Spojrza na mnie obdnym wzrokiem i wzruszy ramionami.
Z pienidzmi zamelduj si w mieszkaniu ubieskiej, ale nie zostawiaj ich tam, tylko
czekaj na mnie.
Po czym zniknli.
A ty, Kosteczku, zrobie to, co do ciebie naleao, spakowae do aktwki bielizn
i pobiege na dworzec ze swoj niemieckoci w doni, i czekae, czekae, czekae, a czas
ciek, a to ni dworzec, ni ruiny, ty czekae, a na dworcu hordy Niemcw i Niemczykw,

mundury szare, konierze ciemnozielone z belkami biaymi zapite, konierze, oficerki i saperki,
adownice, a ty czekasz i wypytujesz po wiedesku i zaatwiasz i umiechasz si po wiedesku,
czekasz czternacie godzin, wszystko ci boli, Kosteczku, masz duo erotycznych myli,
o Salome, o Heli, o Idze i duo myli o tym, e Ig naley wycign z wizienia, dobrze, e
wzie paszcz, bo robi si chodno coraz chodniej ciemno coraz ciemniej pod pierzyn ciepo,
ciepe ciao Salome, jej ciepy, sonawy smak, jej mikka skra i buteleczka pena ciepa
kolorowego, rozlewa si kolorowe ciepo po twoich yach, podgrzewa ci kolorowe ciepo,
podgrzewaoby, Kosteczku, gdyby tylko poszed do swojej maej sodkiej kurwy, ktra ma dla
ciebie buteleczk, ale nie pjdziesz, o nie, nie pjdziesz, bo ju nie jeste tym Kosteczkiem, ktry
chodzi do kurwy Salome czarnej zej faszywej, nie jeste tym Kosteczkiem, w ktrego yach
pynne szczcie, cieky spokj, pynny spazm i ty w jej ustach, Kosteczku, prawda?
A potem mylisz o tych lepszych, innych kochankach, mylisz o tej, ktrej dae na imi
Niespodzianka, bo tak niespodziewanie pojawia si w twoim yciu, ale nie myl o niej zbyt
wiele, Kosteczku, skoro j zabie, to o niej nie myl, zabie j ze swojego ycia, zabie,
paczc, sowami, wic ju jej nie ma.
I nie wiesz, e nosia twoje dziecko, Kosteczku, nie wiesz, e zabie to dziecko swoimi
sowami i ona te tego nie wie, strzp krwawy na pciennej podpasce, zawinity w papier i do
kosza na mieci, a czy miao to dziecitko dusz, jakby zapyta, chocia nie wierzysz w dusz,
to byoby gupie pytanie, bo nawet kamie ma dusz, wic to by twj pierwszy syn
z niewiadomego ciaa twojej pierwszej zdrady. Jeli w ogle mona kogo zdradzi. Ja uwaam,
e nie mona, bo eby si zdradzi, ludzie musieliby si najpierw spotyka, a ludzie si wcale nie
spotykaj, ale ty mylisz inaczej, Kosteczku, bo jeste gupi i nie wiesz, e kady jest zupenie
sam.
A ta dziewczyna nie wiedziaa, a przecie patrzya z mioci na to, jak rosn jej mae
piersi, mylaa, e rosn od ksiyca, ktry si po jej piersiach lizga w garsonierze, ktr
wynajmowae wtedy do spki z paroma kamratami wanie na okazj takich schadzek. A rosy
od tego zlepka, ktry prbowa si wczepi w jej ciao, ale jednak si nie wczepi.
I przestajesz o niej myle, skoro ci o to prosz, to ju o niej nie mylisz, koysany
swoim nie swoim pocigiem jedziesz do Krakowa, na poudnie, w przedziale siedz onierze,
zwykli strzelcy i gefrajtrzy, karabiny wisz, kolejarz polski, chciaby mu co powiedzie,
wytumaczy, zabra do ustpu i wyjawi: jestem Polakiem, oficerem tajnego wywiadu, jestem

na misji. Ale jednak nie mwisz.


Potem wysiadasz po nocy caej z onierzami i karabinami, wysiadasz na dworcu
w Krakowie albo w Krakau, na dworcu bomb nietknitym, jaki kolejarz wyawia twj brzowy
garnitur z potoku szarych mundurw i sdzc, e moesz by Polakiem, zagaduje: jak wygldaj
zniszczenia na Grnolskiej, ale ty wzruszasz ramionami, Ich weiss nicht! rzucasz mu,
w kocu s sprawy wane i waniejsze, przecie nie moesz ulec wspczuciu, ojczyzna blizna
nienaruszalno granic i kresowych stanic samowystarczalno organizacja konspiracja mzgw
inseminacja.
Idziesz wic, mijasz Basztow, przecinasz Planty, jake dziwne to miasto, jaki dziwny
Krakw, kracze wronami Krakau, idziesz i nie wiesz, gdzie i, nie wiesz, jak oficer wywiadu
powinien szuka niejakiej Dzidzi Rochacewicz, ciekawe, czy zbieno nazwisk z gospodarzami
pamitnego letniska przypadkowa czy nieprzypadkowa, albo wszystko jest przypadkiem, albo nic
nie jest przypadkiem, albo wszystko, albo nic, co to za imi w ogle: Dzidzia, wic idziesz przez
Rynek, miasto nietknite wojn, za to tknite Niemcami, wszdzie Niemcw peno i ciebie peno,
mj Niemcze, mj Kosteczku, kiedy tak idziesz po Krakowie, co pamitasz z Krakowa, co
pamitasz, mieszkanie u Godziejewskich, w ktrym bywa, w ktrym on gospodarza
uwodzi nieudolnie i bez sukcesu, pamitasz to mieszkanie i te rajdy samochodowe w trzy auta
szos na Grjec, Koskie i Miechw, twoja olympia, chevrolet Jacka i fiat jednego takiego,
ktrego nazwiska zapomniae, otwarte dachy, szaliki i samochodowe gogle, a potem wdka
i ciaa i recytowanie wierszy, palec Jarosawa uniesiony przy recytacji, ycie, ycie byo,
Kosteczku, a teraz depczesz bruk po niemiecku i po niemiecku zachodzisz do cukierni Maurizia,
bo to miejsce pierwsze przyszo ci do gowy, bo gdzie, jak nie do cukierni, kawiarni, knajpy,
gdzie znale cokolwiek, ale u Maurizia pustawo, jednak kto tam jest, twarzy znajomej adnej,
masz znajomych w Krakowie, ale wida nie do wielu, zamawiasz jak zwykle p czarnej
i dalekobieny, poznajesz jednego kelnera, ale on nie poznaje ciebie i nie wiesz, nie wiesz, co
dalej, ale przecie masz pienidze Jacka, Jacka, ktry ley teraz na kanapie, owinity w absolutn
melancholi, i mylisz: a moe ju sobie paln w eb, chocia nie, nie ma broni w domu, nie
ryzykowaby, a inaczej si nie zabije, znasz jego przesdy, y sobie nie podetnie, z okna si nie
rzuci, nie Jacek, nie on.
Wic ley, owinity melancholi, a ty jego pienidze, cz jego pienidzy, ale jednak
jego pienidze wsuwasz w ap kelnersk, wic bydlc, chocia prawie ludzk, i pytasz

o niejak Rochacewicz, przecie nie bdziesz mu si legitymowa, ale nie moe wiedzie, e
Niemcem, bo nie Niemcem przecie, wic tylko wysyasz mu sygnay, sugestie, e wanie
bynajmniej nie Niemcem, tylko raczej konspiracja organizacja mzgw inseminacja, i wsuwasz
dwiecie zotych w ap prawie ludzk, lecz bydlc, i kelner szepce co do jednego i drugiego
i trzeciego, niesie si ta fala szeptw, wylewa z Maurizia, fala szeptw pynie dalej, tracisz j
z oczu, kelner poleca ci czeka i nalewa jeszcze jeden dalekobieny na koszt firmy i podaje chleb
i ser, i pij wdk, jem i czekam.
Po paru godzinach fala szeptw wraca i wyrzuca na brzeg: pojawia si chuda, bardzo
kobieca baba z dugim nosem, odziana skromnie, ale wida, e bogato, wyglda na mocn
arystokratk, nie tak lipn, jakich peno, tylko mocn, stare rody, hodowle i tresury ludzi, fermy
ludzkie, kniaziowstwo giedymiskie, sdzc po nazwisku, ale moe jednak nie, moe ruskie,
moe Ruryk i inni Normanowie, Kurcewicze, Czetwertyscy, Woronieccy, yewscy i inni tacy,
wic czemu nie Rochacewicze, wic pojawia si, przysiada si bez pytania do mojego stolika,
nka na nk i pyta o haso, a ja przecie adnego hasa nie znam, skoro mi nic o hale
Inynier nie wspomnia.
Ale wiem, e tutaj krceniem nic nie zaatwi. Szepcz jej wic do ucha: jestem
z organizacji, od Inyniera, adnego hasa mi nie podano, kryptonim mj Pidziesit Sze
Rochacewicz si rozpromienia na uamek sekundy i zaraz znowu chmurnym jest jej
oblicze.
Chyba Pidziesit Siedem? pyta.
Zaciskam zby, bo czy mam przyzna, e sam nie wiem? Tak bdzie najlepiej. adnych
kamstw. Zaprzysiono mnie wczoraj. Inynier poda dwa kryptonimy. Poda najpierw, e
Pidziesit Sze. Ale potem zwrci si do mnie per Pidziesit Siedem. Wyjani niczego nie
chcia.
Rochacewicz kiwa gow, zafrasowana, no, tak, tak, taki on jest wanie, tak to z nim
wyglda niestety.
W kocu decyduje, nagle, rzutem.
Wierz panu. Rozpromienia si w umiechu.
A ja patrz na ni z podaniem, ktre nie wiem skd si pojawio, ale tak wanie na ni
patrz, z podaniem.
A ty patrzysz na ni z podaniem, ktre nie wiesz skd si pojawio, ale tak wanie na

ni patrzysz, bo tak patrzysz na wszystkie kobiety, bo nie umiesz inaczej patrze na kobiet ni
z podaniem, bo od kadej chciaby dowodu na to, e ma ci za mczyzn, bo sam nie jeste
tego pewien, moesz za to podzikowa matce, Kosteczku.
Wic patrzysz na ni z podaniem, ale wiesz, Kosteczku, wiesz, e jest dla ciebie
cakowicie niedostpn i to nie dlatego, e jest niedostpn absolutnie, dla nikogo, nie, jest
niedostpn dla ciebie, nie tkniesz jej, bo ci na to nie pozwoli, bo jest poza zasigiem, Kosteczku,
mowy nie ma.
Jest w niej co, czego nie znasz i nie rozumiesz, co, czego ksztat wyczuwasz
i przewidujesz,

wewntrzna

moc,

spjno,

sia,

co

fascynujcego

i przeraajcego

jednoczenie, co, czego nigdy wczeniej nie widziae.


Nagle zamiast by w kawiarni Maurizia, idziecie z pann Rochacewicz do jej mieszkania,
zapacie, idziecie, a potem panna Rochacewicz daje ci teczk z pienidzmi, po to tu przyjecha,
i przechodzi z tob na ty, wszyscy mwi do mnie Dzidzia, i radzi, e lepiej tego nie zgubi,
i jestecie sami w jej mieszkaniu, savoir-vivre na to nie pozwala, przysige sobie, e adnych
kobiet, e tylko Hela, Helunia, kiedy mwicie ze sob, mwisz wiele o Heli, mwisz moja ona
Helena, a jednak uwacza ci, e Rochacewicz zaprosia ci do swojego mieszkania tak, jakby
by kobiet, jakby by cakowicie niegronym, jakby nie mia midzy nogami chuja, z ktrym
jeste w serdecznej przyjani, i Rochacewicz cieli ci w pokoju gocinnym ko, i potem
czekasz ca noc, a przyjdzie, ale wiesz, e nie przyjdzie, i nie przychodzi, a ty i tak czekasz,
gupcze, czekasz i wiesz, e przegnaaby ci, gdyby to ty do niej poszed, przegnaaby ci ze
miechem, nie z oburzeniem, miech tysic razy gorszy od oburzenia.
Czego nie wiesz, czego nie syszysz, to zy Dzidzi Rochacewicz, zy kobiety, ktra
nikogo si nie boi, dla sportu jako sanitariuszka krcia si po zapleczach wszystkich frontw
w Polsce, dla sportu bawi si w krakowskie liberum conspiro, odwaniejsza od mczyzn,
bardziej od nich zdeterminowana, pewna swojej dobrej krwi, pewna swojej wartoci, bakaskimi
szlakami bdzie chodzi tak samo, jak przed wojn zjedaa na nartach i prowadzia hispanosuiz potn jak przedpotopowa bestia, jakby ujedaa mastodonta, tak prowadzia swoj
hispano-suiz o dwunastu cylindrach i kadym kole ukrytym pod botnikiem jak za, a w kocu
pochwyc Dzidzi bakascy bandyci, bdzie to rok czterdziesty trzeci, pochwyci j malownicza
banda zoona z paru Serbw i jednego muzumanina z Boni, pod wodz Wgra, wic pochwyc
Dzidzi, zatnie si jej pistolet i zanim zdy szarpn zamkiem, ju bdzie w ich mocy.

Serbowie uderz j tak, jak jej nikt jeszcze nie uderzy, zwcz z niej mskie ubranie
i zgwac j, kady po kolei, nie wiedzc nawet, kogo gwac, ich serbskie czonki w niej tak
samo jak w kobietach, do ktrych nawykli, bo przecie nie zauwa nawet, jak gadka
i nieskalana jest skra Dzidzi Rochacewicz, jak pikne s jej gotyckie donie i jak szlachetne
mae piersi. A kiedy oni bd j gwaci, Wgier przeglda bdzie jej baga, znajdzie to, co
niosa, i postanowi uzyska za to dobr cen. A kiedy skocz j gwaci, Wgier, ktry widzia
tak wiele, e nic go ju nie porusza, zastrzeli j z jej wasnego pistoletu i nagi, skalany trup
Dzidzi Rochacewicz lee bdzie w nocnym bakaskim lesie, ale niedugo, bo szybko znajd go
wilki, ktrym ludzkie wojny su o wiele lepiej ni samym ludziom.
A kiedy ty, Kosteczku, czuwasz w pjawie w jej pokoju gocinnym, Dzidzia pacze za
mczyzn, ktry j porzuci, pacze za swoim pierwszym kochankiem, jej ma wielk
tajemnic, o ktrej nie wie nikt, nawet jej najblisze przyjaciki z pensji, nawet rodzice, nawet
ksidz spowiednik, ktremu Dzidzia przestaa si spowiada z czegokolwiek wanie wtedy,
kiedy porzuci j jej pierwszy kochanek, wielka, czarna dziura w jej dzielnym sercu, ktre mocno
potem stwardniao, ale dziura nie zarosa, Dzidzia dzielna sufraystka wypeniaa j sportem,
samochodami, konspiracj, innymi mczyznami, ktrzy przepywali przez jej ycie,
mczyznami wycznie pierwszego sortu, adnych gupcw, adnych brutali, adnych ajdakw,
adnych tchrzy, wszyscy w czym jako lepsi od tamtego pierwszego, ale aden nie do dobry,
aby dziur po nim zablini, wic porzucaa ich, a oni kochali j ju na zawsze, czekali, a wrci,
a ona nigdy nie wracaa, a teraz, Kosteczku, kiedy ty czuwasz, pragnc jej, czuwasz w jej pokoju
gocinnym, w gowie Dzidzi Rochacewicz oprcz ez jest rwnie sie jej dawnych kochankw,
z nich splecie konspiracyjn organizacj mczyzn, ktrzy nigdy nie przestali jej kocha, a ona t
ich mio wemie i rzuci Polsce.
I nie czeka na ciebie, od kiedy spojrzaa na ciebie po raz pierwszy, od razu wiedziaa, e
nie jeste dla niej do dobry, i przecie to nie idzie o tytuy hrabiowskie i inne, nawet gdyby
wiedziaa o twoim ojcu z najstarszej Uradel, to i tak nie byby dla niej do dobry, a by dla niej
do dobry pewien automobilowy mechanik, ktry zajmowa si jej hispano-suiz tak samo
pieszczotliwie, jak pieci j sam, a teraz bdzie konstruowa bomby do zabijania hitlerowcw,
potem go hitlerowcy zapi i zastrzel, a Dzidzia nie bdzie go opakiwa, bo opakuje tylko
jednego mczyzn.
Ale dla mnie jeste do dobry, Kosteczku, dla mnie jeste tym, kim dla niej by jej

pierwszy kochanek, bo dla mnie kada moja mio jest pierwsza, bo kady mczyzna, za
ktrym id, rzuca mnie, swj cie, w inny sposb, przy kadym jestem nowa, zupenie nowa.
I tak rano Dzidzia czstuje ci niadaniem, ale nie spoywa tego niadania z tob, wic
samotnie zjadasz chleb i jajecznic i czarn kaw pijesz, a potem wychodzisz z teczk pen
banknotw znowu pidziesiciodolarowych z Grantem, pokazaa ci je, wychodzisz obraony,
upokorzony, nawet podaa ci rk na poegnanie, umiechna si i powiedziaa:
Jeszcze si zobaczymy, na pewno.
Ale to nie uleczy upokorzenia i rannej dumy.
Wic z kamienicy przy ulicy Dugiej na dworzec i tam czekanie i obawy o teczk, czy kto
nie zwdzi, najchtniej przykuby j sobie do rki, i kontroli si boisz, bo Kennkarte nie
wytumaczy ci z dolarw w teczce, skd tyle dolarw, po co tyle dolarw, wic czekanie
i strach, a w kocu pocig i dyskusje z oficerem niemieckim, ktry pocigiem zarzdza,
i nienawi w oczach polskiego konduktora, i znowu noc, noc, na pnoc, noc. Tym razem
pusty przedzia, Polakw do pocigu nie puszczaj, ale ciebie pucili, do Warszawy adni
onierze nie jad, z Warszawy tylko wyjedaj, Francja, Francja, nekromancja, a dlaczego by,
korzystajc z Kennkarte, nie przekra si do Rumunii, na Wgry i nie pojecha do Francji, do
wojska polskiego, czemu by nie pj z Francuzami na Berlin, skoro raz ju wojn z Niemcami
wygrali, to wygra mog znowu.
Ale nie, nie chc adnej Francji, mam moj teczk z pienidzmi, musz j odda, wojna
jest tutaj, tutaj bd j walczy, tutaj si odbdzie moja wojna i tutaj si, jeli trzeba, zakoczy.
Ofiar z ycia, ojczyzna, powinno, nie spoczniemy, nienaruszalno granic.
Wysiadem bardzo wczesnym rankiem na Gdaskim, bo tutaj z tajemniczego,
niemieckiego powodu zatrzyma si mj pocig, bya jeszcze godzina policyjna, ale przecie c
mnie godzina policyjna obchodzi, skoro mog bez adnej obawy porusza si po miecie,
przecie jestem Niemcem z niemieckim akcentem i niemieckimi papierami.
Jeli teraz pjd do ubieskiej, to bd musia odda teczk. A w niej pienidze, duo
pienidzy. Iga. W wizieniu. Jeli pjd do domu, moe mnie tam Witkowski zasta, teczk
trzeba bdzie odda.
A wic nie.
Jak to nie, Kosteczku? Ida to prywata, ona przyjaciela, kochanka dawna, Iga to nie
ojczyzna, te pienidze nale do ojczyzny, Kosteczku, ja wiem, e to kamstwo, tak jak wszystko

to kamstwo, bo niczego nie ma, tylko nic jest prawd, ale ty tego nie wiesz, wic nie moesz
zdradzi tego, w co wierzysz, Kosteczku, nie moesz.
Ale przecie zdradzisz, bo tym jeste, jeste mczyzn-zdrad. Gdybym moga ci tylko
powiedzie, e nie moesz by zdrajc, bo jeste zupenie sam! Ale nie mog.
Nie i ju, w niemieckim areszcie ciao, ktre pieciem, nie mog jej tam zostawi, nie
teraz, kiedy porzucia mnie Hela.
Wychodz wic po chwili na miasto i c widz tramwaj! Chodzi tramwaj, trjka.
Wsiadam, szczliwy, na wiadukcie nad dworcem i jazda. Niestety tylko do placu Krasiskich.
Nie byem tu od pocztku wojny, tak jako si zoyo, teraz cz placu ju uprztnita, tam
gdzie tramwaj, ale gruzu ley jeszcze sporo, wozy poamane i Kiliski wygraa niebu szabl.
Motorniczy pouczy mnie, e na Nowym wiecie chodzi ju autobus, Nowym wiatem,
Jerozolimskimi, a do placu Zawiszy, ale to nie jest kierunek mojej marszruty. adnego wozu nie
znalazem, pozostao wic powdrowa pieszo i wdrowaem Nowym wiatem i Alejami, a po
paru kwadransach przybyem przed gmach, ktry pokn Ig.
I ca drog mylae o Idze, Kosteczku, wspominae wszystkie wasze noce i lnienie jej
ciaa i ust i smak jej wspominae i ani razu nie pomylae o Heli, Heluni, Kosteczku.
Hela ci nie porzucia, Kosteczku, Hela odesza, ale to tylko teatr, wiesz dobrze, wiesz,
ale jednak poszede na Szucha i chowasz si teraz w bramie, otwierasz teczk, odliczasz dwa
tysice nie twoich, bo ojczyzny, dolarw i daleje, ministerstwo owiecenia publicznego, idziesz,
po prostu, na Szucha, na Szucha, wyje z teczki dwa tysice dolarw, po prostu je wyje
i idziesz na Szucha. Na Szucha 25, monumentalizm Mczyskiego bardzo monumentalny,
wartownik, Kennkarte, pokj dwiecie siedemdziesit pi, sympatycznego Niemca w szarym
mundurze jeszcze nie ma, wic trzeba poczeka, wic czekam, czekam, na dugiej, drewnianej
awie w korytarzu czekam, a w kocu nadchodzi.
Wita si z tob serdecznie, jakby wita si z przyjacielem, a ty masz w doni teczk,
a w niej tak duo nie twoich dolarw, wic jakby jeste jego przyjacielem, a te dolary, ktre
z teczki uszczkn, masz w kieszeni, jakie kamstwo wymylisz na potrzeby Witkowskiego
i reszty, a jeli ci kto by zobaczy, jak wchodzisz tutaj, potem bd mwi na Gestapo, jak
wchodzisz na Gestapo, ale teraz jeszcze tak nie mwi, wic gdyby kto ci zobaczy, jak
wchodzisz do budynku byego ministerstwa, c by pomyleli?
Ale nikt ci nie zobaczy.

Przywitaem si z policjantem w szarym mundurze bardzo uprzejmie, bo czym po prostu


wycignem dolary z kieszeni i pooyem na blacie biurka. Niemiec nie liczy pienidzy,
natychmiast wrzuci je do zamykanej na kluczyk szuflady, ani na chwil nie cierajc umiechu
z ust.
Was jetzt? zapytaem.
Warten Sie einen Augenblick odpowiedzia uprzejmie. Sie wird gleich entlassen[37].
I myla o swojej maej telefonistce Bernadette, kiedy zaatwia to zwolnienie, czekajc na
pienidze, i wydaa mu si bardzo romantyczn caa ta historia. Ale tego nie wiesz, Kosteczku,
tego wiedzie przecie nie moesz.
I stae rankiem padziernikowym na Szucha, czekae na swoj dawn kochank. Ulic
czapa samotny chopiec z tornistrem, albowiem wznowiono nauk w szkoach powszechnych,
dla wojna naprawd si skoczya, skoro trzeba i do szkoy, to nie ma ju wojny. Zginie
w sierpniu za pi lat, zdobywajc dom Schichta w szeregach jednostki nazwanej kompani,
chocia zbrojna bdzie wszystkiego w trzy pistolety i kilkadziesit granatw, i on nie bdzie mia
ani pistoletu, ani granatu, bdzie kry si za murem, a potem go zastrzel i nikt nie bdzie go
pamita, takie bdzie jego wojowanie.
A na innym murze inny modzieniec w cyklistwce nalepi afisz, smarujc go klejem za
pomoc wielkiej szczotki. Mikkie, lepkie wosie lizga si po papierze, gnie si leniwie w uki
jak biodra orientalnej tancerki. Na afiszu przeczytae, i prezydent miasta Starzyski wzywa
ludno do wspdziaania z delegatami aprowizacyjnymi, do przeciwstawiania si spekulacji
i nadmiernemu podnoszeniu cen, ktre to zagadnienie bdzie prawnie uregulowane, ale dobra
wola obywateli i stanowcza opinia spoeczna mog duo w tej dziedzinie dokona.
Tylko wykonywanie obowizkw przez wszystkich moe zapewni przywrcenie
normalnych warunkw, odbudow stolicy i coraz wikszy stopie zatrudnienia w miecie.
Mylisz sobie ciepo o prezydencie Starzyskim, nigdy wczeniej o nim nie mylae,
a teraz mylisz, inni wiele mwili o jego audycjach, ale ciebie nie byo wtedy w Warszawie,
a przed wojn c ci obchodzi jaki komisaryczny prezydent, w ogle nie obchodzili ci
adni prezydenci.
A teraz, chocia zostae Niemcem, to jako lepiej myli ci si o Warszawie, Kosteczku,
skoro on tu jest, prowadzi z Niemcami jak polityk, rzdzi miastem. To dobrze. Dobrze, e
zosta, e nie uciek jak reszta ajdakw.

I nagle, tak samo jak jej nie byo, tak samo si pojawia. Nie byo jej, a nagle jest. Iga.
W cienkim jasnym paltociku, jest. Nie byo jej, a jest. Stoi tutaj. Nie staa, a stoi. Z ma
walizeczk w doni.
Konstanty szepcze. Wybacz mi.
Chodmy std mwisz.
Bierzesz j pod rk, zabierasz walizk, mwisz, e Jacek czeka na ni, chocia to
nieprawda, bo kiedy Jacek ley na kanapie, patrzc w sufit, to nie czeka na nic, ani na Ig, ani na
nikogo innego, Jacka wtedy prawie nie ma.
A Iga Rostaska, maa, czarnowosa Iga Rostaska, ona twojego przyjaciela i pierwsza
twoja kobieta, nagle jakby tknita przeczuciem, pyta, czy on znowu A ty nie przeczysz, nie
masz ochoty jej okamywa.
W takim razie nie chc do niego i. Prosz, nie zabieraj mnie do niego, nie dzi. Nie
mog dzi si nim opiekowa. Zaopiekuj si nim od jutra, ogol go, wykpi go, zajm si nim,
przywrc go yciu, wszystkiemu. Ale nie dzi. Prosz ci. Zabierz mnie do was.
Milczysz. Ona nie wie, e Heli nie ma. A moe wie? Moe jako inaczej wie, wyczuwa
kobiecym czuciem, e jej nie ma?
Heli i Jureczka nie ma mwisz, a co przez to mwisz, co chcesz przez to powiedzie,
Kosteczku?
Iga mocniej przywiera do twojego boku.
Zabierz mnie do siebie, Kostek.
I chyba rozumiesz, Kosteczku, czego jej potrzeba po trzech tygodniach aresztu. Ciepa,
spokoju, ciemnoci i snu niezakconego. Ale moe ty mylisz, e to obietnica wsplnej nocy,
Kosteczku?
Nie znasz tego, co widziaa, a widziaa niewiele, nikt jej nie bi, nikt jej nie drczy,
chocia paru innych drczyli, ona jednak po prostu siedziaa w kobiecej celi z przypadkowymi
kobietami, z jedn prostytutk i z jedn dam, nikt jej nie uderzy nawet, nic takiego, i tylko baa
si piekielnie, bo Iga to nie Dzidzia Rochacewicz, Iga Rostaska to inny gatunek kobiety,
Kosteczku, ale tego nie zrozumiesz, bo ty, biedny gupcze, nie rozrniasz kobiet wcale. Ale to,
e jej tego potrzeba, to jako rozumiesz. e dzi mogaby nie znie Jacka w piamie,
wpatrzonego tpo w sufit. Dzi nie mogaby znie tego, e to ona jest mu potrzebna.
Wic idziecie, Kosteczku, pod rk, plac Unii Lubelskiej, Puawska, dom z czekolady,

padziernikowe soce, moe ju ostatnie w tym roku, rozgrzewa jego ciany i mikn, i pachn,
i znacz palce brunatnym, sodkim ladem.
Tak?
Stoicie przed domem. Nie wiesz, dlaczego si zatrzymae, ale Iga cierpliwie, powolnie
zatrzymuje si razem z tob.
Dlaczego ci aresztowali?
Stawiaymy opr.
Opr?
Auto nam rekwirowali, a ja nie chciaam odda. I aresztowali.
Zastrzeli ci mogli przecie.
Mogli.
Nie odpowiadasz. Boisz si odpowiedzi, wic nie odpowiadasz.
Chodmy na gr mwisz.
Wspinacie si po schodach, w gr, w gr, do drzwi twoich, Iga nie na miejscu w tym
mieszkaniu, chocia tyle razy w nim bya.
Chciaabym wzi kpiel mwi.
Sprawdzasz jest ciepa woda, wic dobrze, lejesz wod do wanny, zasnuwa si matowo
lustro, przegldasz kosmetyki Heli i znajdujesz jaki rodek do kpieli, azienk wypenia zapach
lawendy, Iga w tym czasie siedzi w salonie z domi na kolanach, nawet nie zdja jeszcze
paszcza, siedzi, jakby na co czekaa.
Sama nie wie, na co czeka, zagldam w jej gow i widz, e sama nie wie.
Wychodzisz z azienki, prosisz j, prosz, Iga, kpiel gotowa, a ona idzie w paszczu do
azienki, zamyka za sob drzwi, zasuwa haczyk, co ci troch uraa, prawda, Kosteczku?
Bo nie rozumiesz, jak bardzo moe poda prywatnoci kto, kto spdzi wanie trzy
tygodnie w czteroosobowej, do tego improwizowanej celi.
Nie rozumiesz, ale szanujesz, prawda?
W mieszkaniu jest bardzo cicho, nie sycha Jureczka, nie sycha nikogo, sycha tylko,
jak Iga rozbiera si za drzwiami azienki. Syszysz, jak wchodzi do wody, syszysz, jak si
zanurza, i sdzisz, e jest naga, tak sobie j wyobraasz, pamitasz przecie jej ciao.
Tymczasem ona wcale naga nie jest, Kosteczku, zanurzya si w wodzie w bielinie, bo
bielizn ma brudn, majtki i staniczek zdejmie dopiero za chwil, po tym, jak ty wyjdziesz

z mieszkania.
A ta myl wanie w tobie kiekuje, Kosteczku. eby teraz odnie pienidze
Witkowskiemu. Wic moe jako usyszae moje sowa o tym, czego potrzeba dzi Idze, twojej
pierwszej kochance Idze, Idze za ukradzione Polsce pienidze, Idze onie Jacka, Idze ze zdj
u Salome.
Igo, ja wyjd na ptorej godziny. Czuj si jak we wasnym domu powiedziaem przez
drzwi.
Mrukna co w odpowiedzi.
Woyem wic palto i poszedem na plac Zbawiciela, zabrawszy teczk z uszczknit
nieco pul dolarw, poszedem, szybkim krokiem poszedem. Poszedem. Tak.
Wspiwszy si po schodach do mieszkania ubieskiej, nie wiedziaem, jak powiem
Inynierowi o mojej defraudacji.
To nic, Kosteczku, to nic, bo ja przecie wiedziaam, ja wiem, co powiesz, i t wiedz
przepuci ta cienka bona midzy nami, to jak dyfuzja midzy mn a tob, Kosteczku, jako to
wszystko przecieknie, przesczy si. Nic si nie martw, mj miy.
Wic wchodzisz do mieszkania ubieskiej i pierwszy raz spotykasz sam ubiesk
i jedyne, co swoim mskim duchem potrafisz zanotowa, to jej niekobieco, bo ma w kocu
pidziesit pi lat, wic dla ciebie nie jest ju kobiet, tak patrzysz na ni.
Gdyby wiedzia, ile ja mam lat! Ale nie wiesz.
Gdyby wiedzia, e w jej wasnych oczach cigle jest dla siebie kobiet, kiedy przeglda
si w lustrze w azience, kiedy myje swoje ciao, wcale jeszcze niezwide, ma si za kobiet.
Gdyby to wiedzia, moe sam mgby w niej kobiet dostrzec? Ale nie wiesz.
A ubieska za lat osiemnacie bdzie ju stara, bdzie miaa lat siedemdziesit trzy
i kawa historii na barkach, wielka cz tej historii bdzie rwnie twoja, a wiek nie uchroni jej
od strasznej mierci: od dwunastu ciosw noem w stare, zwide ciao, i ona nie zdy ju tego
pomyle, ale gdyby miaa wicej czasu, to pomylaaby, e to najwiksza intymno, w jak
wesza z mczyzn od momentu ostatniego pocaunku.
A ten mczyzna wyszepcze po polsku: Zdychaj, stara kurwo!, wyszepcze te sowa,
obejmujc ubiesk lewym ramieniem za szyj, do zatyka obumare ze strachu usta, jej
zwiotczae poladki i plecy dotykaj jego mocarnych ud i paskiego brzucha, wyszepcze te sowa
do przykrytego siwymi wosami ucha i bdzie dga stare ciao ubieskiej sztyletem Fairbarn-

Sykes, sztyletem obosiecznym jak jzyk Chrystusa, sztyletem bardzo piknym, jaki w czasach
waszej ostatniej wojny nosili angielscy spadochroniarze i surowe ostrze podziurawi nerki,
ledzion, poszarpie jelita, przetnie macic i wtedy mczyzna zwolni miosny ucisk i stare ciao
ubieskiej, ciao herbu Pomian, ciao dziurawe i martw krwi krwawice opadnie na angielsk
ziemi i w angielskiej ziemi je zakopi i angielskie robaki je zjedz.
Ale to dopiero za osiemnacie lat, w 1957 roku, Kosteczku, jeszcze dojrze zd ciaa
dziewczt, ktre teraz si rodz, widziae je we wrzeniu jeszcze w szpitalu pooniczym,
pamitasz? Widziae je ewakuowane do piwnic, po co bylicie w szpitalu pooniczym? Ju nie
pamitasz. Ja pamitam, ale to niewane. Ale pamitasz, widziae je w piwnicznych
korytarzach, na brzuchach i piersiach na biao odzianych matek, same te biae, a kiedy na ziemi
opada bdzie dziurawe ciao ubieskiej, one pierwszy raz si zakochaj. A kiedy ciao
ubieskiej pogry si w ziemi, wanie wtedy kocha si bdzie z mczyzn po raz pierwszy
jedna z tych wtedy nowo narodzonych dziewczynek, ktre teraz, kiedy wchodzisz do mieszkania
na placu Zbawiciela, maj miesic, a niektre nie maj, bo umary pod gruzami. Z godu albo od
grawitacji, kiedy mur zgniata ich mae ciaka. Ciaa chopcw rwnie zgniata, ale teraz myl
tylko o ciakach tych dziewczynek nowo narodzonych i o ich ciaach gotowych na przyjcie
mczyzny, kiedy w powietrzu uniesie si padziernikowy zapach odwily, i bdzie si mwio
wiele o Gomuce i wolnoci, i myl o podziurawionym ciele ubieskiej, jak przykrywa je
ziemia, w ktrej rozpuszczeni kr Piktowie, Celtowie, Anglowie, Sasi, Normanowie i tysic
innych plemion i ludw, ktre rozpuciy si w angielskiej glebie, i razem z nimi kry Teresa
ubieska z przebit mieczem bycz gow w herbie i sama te przebita obosiecznym ostrzem,
kry w podziemnych rzekach, wylewa si rdami, paruje w chmury, skrapla si w deszczu
i wraca do ziemi. Tak kry, jak wy wszyscy kry bdziecie.
A teraz wytwornie podaje ci do. Jest wojna, pozwoli pan, e sama si przedstawi,
Teresa

ubieska

jestem,

podporucznik

ubieska,

Konstanty

Willemann,

rwnie

podporucznik, dziewity puk uanw, chocia nie wiem, jak tam ze stopniami w organizacji,
wic nie wiem, jaki stopie teraz
Na to wpada Witkowski, apie si za gow, c to, c to, krzyczy, kochani, to jest
konspiracja, a wy tutaj nazwiska jak na balu u ambasadora, tak nie wolno, co by byo w razie
wpadki, same kryptonimy, to jest Pidziesit Siedem, a pani Dwanacie.
Pidziesit Sze chyba mwisz niepewnie, a Inynier spoglda na ciebie jak na

idiot.
ubieska umiechna si tak, jak potrafi si umiecha jedynie arystokratki,
w umiechu zawarszy jednoczenie yczliwo, ciep drwin i wyran nut pogardy dla bredni
o konspiracji, skoro przedstawi si nie wolno, to po c taka konspiracja.
Potem to si wszystko zmieni, Kosteczku, kiedy padn pierwsze prawdziwe, to znaczy
bliskie trupy, ale na razie nikt w to nie wierzy, w adne trupy, std to lekcewaenie.
Udao si? zapyta Witkowski.
Tak.
Podaem mu teczk.
Zabraem z niej trzy tysice dolarw.
Och, jaka zapada cisza, jak bardzo, bardzo cicho si zrobio, jak zmrozio si oblicze
ubieskiej, jak zdziwi si Witkowski, szuka artu, podstpu, a kiedy ja nie wyjaniaem,
zapyta w kocu:
Jak to?
Wziem, bo musiaem wycign z niemieckiego wizienia Ig Rozstask, o ktrej
mwiem ci wczeniej.
Specjalnie w drugiej osobie, skoro mamy si tyka, to si tykajmy, prosz bardzo, a to ma
i musi wzmocni moj wypowied.
Zadrgay Witkowskiemu minie przy zawiasach szczk, szuka sw, ale znalaza je
ubieska.
Nie czua jeszcze ciepego ostrza, jak dziurawi jej ciao, ostrza ciepego ciepem mskiego
ciaa, bo jej morderca nis to ostrze obosieczne pod kurtk, ciepe byo ciepem jego ciaa ju
dojrzaego, a jeszcze modego, sprystego jak z twardej gumy.
Ten, ktry je za osiemnacie lat poniesie, zmierza teraz przez francusk prowincj do
Lyonu, gdzie gromadz si polscy lotnicy, zmierza do Lyonu, ywic si ludzkim wspczuciem,
ma teraz ciao nastolatka, wte i niepewne swej rodzcej si dopiero siy. Ale ciao uronie,
napije si mocy tych, ktrych zabije, a zabije wielu, najpierw oczami zronitymi z celownikiem
bombowym Mark XIV, a potem palcem wskazujcym na spucie brauninga, a potem wdychajc
zapach ich miertelnego potu, noem, stalow link i domi.
Ostrza obosiecznego za jeszcze nie wykuto.
ubieska wic go jeszcze nie czua, skra nie rozstpia si jeszcze tam, gdzie rozstpi

si pod naporem stali. I poniewa nie czua ostrza, to znalaza sowa.


Tak si nie godzi wyszeptaa najstraszniejsz z kltw.
Jake ja tego nienawidz, tego nie godzi si, ile razy to syszaem, nie wypada, nie
mona, ten niemy szanta bez konkretnej groby. Jak chciabym trzasn drzwiami, powiedzie:
a pocaujcie mnie w dup, a potem pj do mojego szarego przyjaciela w szarym mundurze
z orem na lewym rkawie i opowiedzie mu wszystko o tym zebraniu, ale przecie nie pjd, bo
jestem Polakiem.
Drugi hrabia Zawidowski mwi jeszcze niby z czarnym przeraeniem, niby
z trosk, ale w jej ustach brzmi salwa, ktra ycie hrabiego Zawidowskiego zakoczya.
Pamitam to, dobrze to pamitam, ca t histori, chocia nie byem jeszcze wtedy
dorosym, miaem szesnacie lat i wielkie, niezaspokojone libido, ale pamitam. Sprzeniewierzy
setki tysicy marek z armijnej kasy, wyda na przyjcia i konie.
Orzeczenie biegych: jest zdrowy umysowo i rozumie znaczenie swych czynw, cho
mieci si w nich megalomania pseudoarystokracji, ktra pod wpywem alkoholu, morfiny,
kokainy i zego otoczenia przybiera konkretne formy zewntrzne chorobliwego dziaania jako
wielkiego pana rozrzucajcego pienidze bez chci zysku osobistego.
Tak powiedzieli o Zawidowskim, a ja pomylaem, e musia to by cudowny czowiek,
ten podchory Zawidowski. Na pewno mia tyle kobiet, ile chcia.
A potem salwa, trzask, strza, koniec. I waciwie po co komu cokolwiek wicej, byle
poy troch, prawdziwie, a potem koniec, szlus
Czas wyjani, Kosteczku, wyjaniaj teraz, zanim ci przepdz, albo raczej zastrzel po
jakim wojskowo-konspiracyjnym obrzdku sdowym, ktry jeszcze nie zyska precyzyjnie
opisanej liturgii, ale zyska, z formu W imieniu Rzeczpospolitej jak sowa i intencja
przeistoczenia, wic do dziea, wyjaniaj. I nie o sowa tutaj chodzi, sowa nie maj znaczenia,
musisz promieniowa prawd, si i susznoci, i ja ci ni natchn.
Wic wyjaniam. Gos spokojny, jestem pewien siebie, swoich czynw i swoich sw.
Musiaem podj decyzj samodzielnie, nie byo czasu do stracenia. To kamstwo, ale to
niewane, wane, e wypowiadasz to jak prawd, tylko to si liczy. Wic musiae podj
decyzj samodzielnie, bo nie byo czasu, a podje j nie ze wzgldu na prywat, lecz ze
wzgldu na doktora Jacka Rostaskiego. W tej chwili jest pogrony w melancholii, nie stanowi
wic adnej wartoci dla organizacji. Jednak powrt ony pozwoli mu si z teje melancholii

wyrwa. A Jacek w sobie zwarty i silny byby dla organizacji nabytkiem wicej ni cennym.
Wielka wiedza medyczna, chirurg, to po pierwsze. Przecie gdyby kto zosta postrzelony, nie
mona uda si z nim do szpitala, Niemcy bez wtpienia bd kontrolowa szpitale.
Ju teraz szperaj w poszukiwaniu ukrywajcych si oficerw zauway trzeci gos,
gos Kierowcy, nie zauwayem go wczeniej. Siedzia za mn. apa w kieszeni, oczywicie. Nie
wiem, czy trzyma j tam od pocztku, czy woy tam, kiedy powiedziaem o defraudacji.
Woy, kiedy powiedziae o defraudacji.
Wiem, e postpiem wbrew zasadom. Jednak jestem oficerem, wic z braku innych
moliwoci dziaania oceniem sytuacj i przejem inicjatyw. Jestem kawalerzyst, tego nas
uczono. Reagowa na zmieniajce si warunki i podejmowa decyzje powiedziaem z moc,
z prawd, z przekonaniem. Tylko u Sowietw oficer nawet si nie wysra, jeli nie byo rozkazu.
U nas inaczej. Bya tylko jedna szansa, aby wycign Rostask z wizienia, wic podjem
decyzj samodzielnie. Nie ukrywam jej, stoj tutaj przed wami, gotw ponie wszelkie
konsekwencje, jeli mj dowdca tu zwrciem si wprost ku Witkowskiemu uzna, e
postpiem niewaciwie.
Stopnia ld na twarzy ubieskiej? Patrz i nie jestem pewien.
Witkowski patrzy na mnie z lekcewacym umiechem, co si w nim gotuje, co si
w nim way. Ciepe, ze, czujne oczy, okrga twarz, krawat midzy skrzanymi wyogami
kurtki.
Patrzy i milczy. Czy moe zastrzel mnie na miejscu?
Tak sobie to wyobraam: kierowca wyciga z kieszeni stalowy wyrok, trzy strzay,
wszyscy guchn na chwil, wibruj szyby w oknach, a moje ciao na pododze, podziurawione,
i zamyka si moje ycie, urodzony w Gliwicach dwunastego listopada 1909, zmary tragicznie
dziewitnastego padziernika 1939 w Warszawie.
Ale dzi moja jest moc i prawda i przekonanie, nie boj si tego spojrzenia. Tym razem ja
wygram. Moja jest suszno. Nie upadnie moje ciao podziurawione na skrzypicy parkiet. Nie
dzi.
Sprawdzimy to mwi.
Naturalnie mwi ja, bez strachu. Niech sprawdzaj.
A wic dobrze. Uznaj to za dziaanie usprawiedliwione. Wraz ze sowami miknie
mu twarz.

A ja stoj za tob, Kosteczku, obejmuj ci za ramiona i stoj za tob, Kosteczku i myl


o tym, jak upada bdzie Witkowski, podziurawiony, i jak ludzie w niemieckich mundurach
przypn mu karteczk z napisem najwikszy polski bandyta, do tej samej kurtki skrzanej
przypn, do tej samej, w ktrej stoi teraz przed tob.
W takim razie musisz przyprowadzi tego Rostaskiego. Kiedy tylko stanie na nogi
powiedzia Inynier, jeszcze bez dziur po kulach w tym duym, mocnym ciele.
A potem mwi, mwi wiele, o kierunku przyszej infiltracji, o zakadanych wanie
przedsibiorstwach, w ktre zainwestuje pozyskane przeze mnie pienidze, wiele, wiele mwi,
gestykuluje, mwi o wywiadzie w Rzeszy, ktry ja bd prowadzi, i kae mi wystara si o jak
godn Niemca prac.
A czy to jest zgodne z zasadami konspiracji, e ubieska i Kierowca znaj moj
niemieck tosamo, pytam sam siebie i sam sobie nie umiem odpowiedzie, przecie nie znam
si na adnej konspiracji.
W kocu wic wychodz. Wracam do domu, schody czekoladowe, buty zapadaj si
w czekoladzie, otwieram drzwi, korytarzyk, salon, pusto.
Wchodz do sypialni. Iga w naszym maeskim ku. Nagie ramiona wystaj spod
kodry, pi, zupenie pi. Okrywam j po szyj, bo w mieszkaniu raczej chodno, znowu nie pal.
Mwi tylko co nieartykuowanego.
A ty chciaby si rozebra, Kosteczku i wlizgn si pod t pierzyn, poczu na udach
i brzuchu ciepo jej skry.
Chciabym wlizgn si pod t pierzyn. Poczu ciepo jej ciaa. Ale nie, nie, nie jestem
ju takim Kostkiem, jestem ju przecie kim innym, jestem oficerem, mem mojej ony, nie
zrobi tego. Wic siadam na krzele i patrz, jak pi Iga, moja pierwsza kobieta, jak pi naga
w moim ku, w ku moim i Heli, ale na moim miejscu, po mojej stronie. I myl sobie, e
bd tak siedzia i patrzy na ni, a si zbudzi.
Ale gupio si tak siedzi, kiedy czonek ma si wzwiedziony, gupio si siedzi przy nagiej
kobiecie pod moj wasn pierzyn.
A nie kadziesz si z ni, Kosteczku, bo jeste taki silny i tak panujesz nad sob? Czy
moe jaka maa cz twojego tpego umysu doradza ci, e zostaby przegnanym, e fizyczna
mio to musi by ostatnia rzecz, na jak Iga mogaby mie teraz ochot. A przecie nie
znisby odrzucenia, prawda, Kosteczku?

Wic wychodz do salonu, a po pustym mieszkaniu, aziem.


Wcz si po pustym mieszkaniu, wczyem. Szukajc czego? Heli? Jureczka? Igi?
Czuoci? Siebie samego.
Dugo staem w azience, Iga uprztna j po sobie na bysk, wic staem dugo
w azience, patrzyem w lustro, na swoj twarz, szczka, trzy dni zarostu na twarzy, bo przecie
nie byo si kiedy ogoli, wic wykpaem si szybko, a potem daleje naciera si olejkiem,
pieni pian, skroba zarost.
Zaoyem wie koszul, zmieniem garnitur na szar flanel. Iga dalej spaa.
Postanowiem zatelefonowa do Heli. Aparat u jej rodzicw dziaa, odebra mj endecki te.
Dzie dobry. Konstanty mwi. Mgbym rozmawia z Hel?
cierwo sykn. Kanalia. Menda. Sprbuj jeszcze
Odoyem suchawk. Zatelefonowaem do matki, ale jej aparat nie dziaa. Wziem
z pki ksik, ale nie byem w stanie czyta, rzuciem na stolik. Zjadbym co. Sprawdziem
w spiarni pusto. Trzeba pj po co do jedzenia, ale nie chciaem jej ju zostawia samej.
Obijaem si jeszcze po mieszkaniu, w kocu zajrzaem do Igi.
Wstaje na mj widok, jakby zbudzio j moje spojrzenie, bo przecie byem bezszelestny.
Ma na sobie koszul nocn Heli, owija si w podomk Heli, podchodzi do okna Heli, za oknem
Warszawa czarna.
Zabierz mnie gdzie mwi, cigle patrzc w czer.
Gdzie? pytam szczerze.
Iga odwraca si do mnie, oczy jej pon.
Nie wiem. Gdzie, gdzie jest alkohol i muzyka. Zabierz mnie tam dzisiaj, tej nocy,
a rano pjd i zajm si Jackiem. Bd dobr on.
I co, boisz si teraz, Kosteczku, prawda, boisz si? Boisz si. Pragniesz jej i boisz si.
Jakby mia jej nie pragn, pragniesz przecie wszystkich kobiet wiata, Kosteczku, gupi
kurwiarzu. eby ci powiedziay, potwierdziy, e jednak jeste mczyzn. A z Ig wie ci
jeszcze ta wi, ktra to twoje uniwersalne podanie wzmacnia, czyni prawie nieodpartym
Czarne kolumny waszych cia, czarne kolumny z ciemnej substancji pyncej pod skr
historii, poczone, zespolone.
Stoicie teraz przed sob, dawni kochankowie, w pustym mieszkaniu, na zewntrz s
Niemcy, ale midzy wami nie ma nic, tylko pytanie o to, co si midzy wami dzisiaj stanie.

Czy nie powinienem zaprowadzi jej po prostu do Jacka, tam przecie jej miejsce. Ale
Jackowi nic nie bdzie, przecie doyje jutra, na pewno doyje jutra, a jej przecie co naley si
po trzech tygodniach aresztu.
Zatelefonuj do niego mwi.
I id do gabinetu, gdzie telefon. Odbiera po duszej chwili.
Jacku, Kostek mwi. Iga ju jest wolna.
Mhm.
Zajem si ni, wszystko w porzdku, tylko jest bardzo zmczona. Ale wszystko
bdzie dobrze, jutro bdzie ju w domu. Dobrze?
Tak.
Wracam do salonu, wchodz, Iga pnaga, w bielinie, Iga rozwija jedwabn poczoch
na nodze, na ku walizeczka otwarta, Iga przypina poczoch do pasa, pamitam jej ciao, nie
umiem oderwa wzroku, wtedy Iga patrzy na mnie przez rami, jej plecy i biodra. Wycofuj si,
speszony.
Przepraszam rzucam przez cian.
Nic, czego by ju nie widzia.
Po chwili wychodzi, ju ubrana, zaoya zielon sukienk. Nie jest to suknia
wieczorowa, acz jest elegancka, za kolana, w talii cinita, rkawy nieco bufiaste, tak jak
naleao si nosi przedwojennym latem.
Ucieszy si, bardzo mwi.
Nie uwierzya.
Oczywicie, e nie uwierzya, Kosteczku, przecie nie jest idiotk, przecie zna go
w takim stanie, wie, jak to wyglda, nic nie jest w stanie go ucieszy, w sumie niewiele rwnie
zasmuci, bo otcha rozpaczy nie jest przecie smutkiem, tylko absolutn obojtnoci.
Znasz te czarne przestworza, Kosteczku? Znasz przecie. Inaczej w nie spadae, nie tak
jak twj przyjaciel, ale przecie znasz, wiesz, jak to jest, kiedy czer napiera na gaki oczne,
wciska si pod powieki i przescza do mzgu, do rodka, i obezwadnia jak absolutny narkotyk,
jak morfina stona ostatecznie.
I to przecie przed tym mrokiem ratowae si buteleczkami penymi szczcia, dobra
i tczy.
Wic chodmy gdzie powiedziaa Iga.

Dziewczyno, jest wojna odpare, jakby niepomny na to, e Iga nigdy nie pozwalaa
ci zwraca si do siebie per dziewczyno. Jestem kobiet mwia, od kiedy spalicie ze
sob. A wczeniej nie pozwoliby sobie na tak poufao.
Umiechna si blado.
Prosz ci, Kostek. Wymyl co. Chc pi i taczy.
I c moesz zrobi, c moesz zrobi teraz, Kosteczku? Wiesz, co moesz zrobi.
Wiem, co mog zrobi. Mog j zabra i pj do Salome, na Dobr ulic, nie wchodzi
nawet do tego plugawego mieszkania, tylko zapyta moj sodk kurewk o to, gdzie teraz
w stolicy mona pi i taczy. A Salome bdzie to wiedzie, ona wie takie rzeczy, zawsze wie
takie rzeczy.
By moe jest ju gdzie takie miejsce, gdzie mgby Niemiec wej z kobiet, popi
i potaczy. W kocu to ju z gr trzy tygodnie od kapitulacji. W kocu niemiecki oficer,
zwyciski niemiecki oficer musi si gdzie napi sznapsa albo wina, przygarn dziwk,
pomaca, potaczy i pojeba. Po to w kocu zwycia, po to si onierz prawdziwie bije, jeli
idzie do ataku, bo jeli si broni, to bije si po co innego.
Ale boisz si pj do Salome, prawda? Boisz si.
Bo przecie nie zapomniae.
Boj si pj do Salome, bo tam czeka moja buteleczka. Pena kolorw. A przecie
tskni do niej coraz bardziej, do mojej buteleczki. A nawet jeli moja sodka, biaa kurwa t
buteleczk zuya, to na pewno moe pj po inn, a ja mam przecie pienidze, mam pienidze
Jacka, mam swoje, mgbym kupi.
Przecie to kry nade mn, za mn, to ju tydzie trzewoci typu em.
To ju tydzie, Kosteczku, a ty cigle mylisz, e podoasz.
Podoam.
A moe ci wcale nie zaley?
A moe mi wcale nie zaley?
Wic co, pjdziemy do mojej sodkiej kurwy, ja i moja pierwsza kochanka?
Pjdziecie, przecie wiesz, nie umiesz jej odmwi, niczego nie umiesz jej odmwi.
Powinienem mie bro. Ale nie mam. A nie pjd teraz do Witkowskiego, nie zadam
pistoletu. A do nazaretanek
Te nie pjdziesz. Nie poszedby nawet jako Polak, przecie potraktowayby ci jak

szaleca.
No, i co, Kosteczku, zaapae ju?
Nagle co przychodzi mi do gowy. Co strasznego.
Bo kiedy do klasztoru dojdzie wie, e zostaem Niemcem, na siostry padnie blady
strach. Bd bay si aresztowania, same pobiegn skrzynie wykopa, przenie gdzie. A jeli
nic si nie wydarzy, to moja legenda jako Niemca moe sta si sabsza. C to za Niemiec, pod
koniec wrzenia zakopywa bro, a teraz co, sta si Niemcem i milczy?
Ale czy nie wolaby istotnie, eby twoja legenda jako Niemca osaba? Przecie do
Niemcw z natury rzeczy ta wie dotrze nie moe i nie dotrze.
Do Niemcw ta wie dotrze nie moe i nie dotrze. Ale zaraz, kto wie? Mog
z czasem kogo pojma, uwizi i zama i ten kto powie, e niejaki podporucznik Willemann
zakopa bro u nazaretanek. A oni wtedy, to znaczy my wtedy, albo raczej oni sprawdzaj
mamy tu takiego, Konstantin Willemann, zosta Reichsdeutschem.
A dlaczego o broni nie powiedzia?
I si zacznie. Albo i nie.
Wic co robi? Powiedzie Inynierowi jak najszybciej, niech si z tym upora.
Ale to nie rzecz na telefon. A do ubieskiej nie pjd z Ig, na pewno nie. Wic nie. To
zaczeka do jutra.
Kostek? Iga patrzy na mnie wyczekujco.
Chodmy, dobrze, chodmy znajdziemy co.
Spojrzaem na zegarek, bya pita. Wyszlimy z domu z czekolady, lepia si do butw,
czy lepia si do butw? Czy to gowa pata mi figle, dobry Boe. Na Puawskiej udao si zapa
ryksz z platforemk, na ktrej niewygodnie siedzielimy w kucki, trzymajc si kurczowo
porczy.
Jad na dobr ulic Dobr, jad.
Konstanty, trzymajc si metalowego uchwytu na improwizowanej rykszy, myli o tym,
jak to wyglda, eby Niemiec z Polk jechali ryksz po ulicy.
A bardziej, gupiec, myli o tym, jak dramatycznym jest jego ycie, rozdarte midzy
polskoci a niemieckoci, och, jakie to straszne w tym wiecie zdeklarowanych, totalnych
narodowoci by rozdartym midzy niemieckim ojcem a polsk matk, teraz ju nie polsk, jak
to strasznie mie dwie Muttersprache, dwa serca bijce w piersi, jak ciko by Polakiem, kiedy

jest si z krwi i pochodzenia Niemcem, jaka to katorga!


A teraz, myli sobie mj gupi Kosteczek, ojczyzna, ktr wybra, Ojczyzna wielkim o
pisana, wystawia go na najtrudniejsze prby, jak w rycerskiem romansie, kac si w imi
mioci publicznie tej mioci zaprze, znosi obelgi i upokorzenia, poda si za tego, kogo
najbardziej nienawidzi, wszystko dla jej dobra, dla wyszego dobra. C za historia, Kosteczku,
prawda?
Mj kochany, gupi Kosteczek, mj miy czuje si tak tragicznie rozdartym, tak cudownie
wzniosym w tym tragizmie, dwa serca, dwie dusze, ale przecie wybiera tylko jedno, drugie
sobie z piersi wydziera, wyrzuca, nie ma drugiego.
Wyobraa sobie Kosteczek, jake atwiej byoby mu y w wiecie, w ktrym
narodowoci nowoczesne i nowoczesne nacjonalizmy jeszcze si nie narodziy, w wiecie sprzed
francuskiej rewolucji, o tym wanie teraz myli, gupiec, jakby ba si myli o nadcigajcej
katastrofie, woli nie myle o tym, do czego zmierzaj na napdzanym si ydowskich mini
pojedzie, nie wie nawet Kosteczek, e pedaujcy na rykszy modzieniec jest ydem, bo nie
nosz jeszcze gwiazd na rkawach, jeszcze nie czas. Ten czas nadejdzie niechybnie, moje szkliste
oczy ju widz t opask, ale jeszcze nie nadszed.
Ale gdzie w gbi, pod gupimi mylami o Polakach i Niemcach, wie Kosteczek, e
z kadym obrotem pedaw zbliaj si do mieszkania jego strasznej, sodkiej kurwy Salome, do
buteleczki penej dobra i szczcia i wie, e si nie oprze, ale wierzy, e si oprze.
Wierzy bardzo cichutko, bo atwiej mu rozkoszowa si mylami o wasnym tragizmie.
Jakby czerni, ktra zionie midzy nim a wiatem, winien by fakt istnienia narodowoci i jego
midzy tymi narodowociami rozdarcie.
Tak jakby jego kurwiarstwu winne byo istnienie pci.
Gupi Kosteczek szuka rde blu, gupi Kosteczek nie rozumie, e czer po prostu jest,
e to, o co obwinia Polakw i Niemcw pospou, jest po prostu zwykym czowieczestwem.
Kostek nurza si w czerni, bo jest czowiekiem.
Wiem to dobrze, bo ja nie jestem czowiekiem.
Jestem czerni.
Ze mnie rodz si czarne bogi, ze mnie rozlewaj si oceany rozpaczy, to ja przygniatam
Jacka Rostaskiego do jego kanapy.
Kim jest ten trzeci, kto zawsze idzie obok ciebie?

Skd ta myl, przecie jest nas dwoje, ja i Iga, czy ten chopiec, ktry napdza ryksz?
Gdy licz nas, jestemy tylko ty i ja. Lecz gdy spogldam przed siebie w biel drogi,
zawsze kto jeszcze idzie obok ciebie. Stpa spowity paszczem brunatnym, w kapturze. Nie
wiem, czy jest to kobieta, czy m. Kim jest ten, ktry idzie po twej drugiej stronie?
Czyje to sowa, tego poety, ktrego nazwiska zapomniae, Kosteczku, jego to sowa,
przeczyta je w innym jzyku, ale te s jego, a brzmi ci w gowie, bo ja je wanie wymawiam.
Wic czy to ja przygniatam Jacka Rostaskiego do kanapy? Jednak nie ja, ja tylko id za
Kosteczkiem, jemu towarzysz, z tej czerni przychodz i wiem dobrze, e nie ma nic poza
czerni, i wiem, e Kosteczek mj miy rwnie to kiedy zrozumie. Przyjdzie na to czas.
A teraz ochraniam go moimi skrzydy czarnymi, chocia pira mam szare.
Jestem miejskim wrblem.
piewam: anti, anti, anti. Tak jak mwia ci matka, a ty zapomniae.
Kosteczku, gupcze, gdyby tylko wiedzia o tym, jak niewane s twoje polskoci
i niemieckoci, jak niewane s pcie, jak niewane s twoje honory i godnoci i warto wasna
i odzwierciedlona Jak wolnym by ci to uczynio, jak wysoko, daleko mgby si wzbi, dalej
i wyej, ni kiedy byby ledwie narodowo uporzdkowany
Jak to le i jak to dobrze, Kosteczku, e nie moesz mnie usysze, e tylko echo mojego
gosu trafia gdzie do tych miejsc pod twoj czaszk, gdzie si dopiero zaczynasz, czarne krople
mnie roztapiaj si gdzie tam, gdzie si rodzisz, Kosteczku, gdzie rodzisz si TY, w kadym
kawaku kadej sekundy, i dlatego jestem tob, Kosteczku.
Teraz, kiedy z Ig jedziesz ryksz na ulic Dobr, kochan, sodk.
I teraz, kiedy wysiadacie przed kamienic numer 52.
I teraz, kiedy wspinacie si po schodach.
piewam: anti, anti, anti. wir, wir, wir.
Iga nie zadaje pyta, Iga przygldaa si Warszawie ze zdziwieniem, nie rozumiaa nowej
Warszawy, wic nie dziwi si temu, e wspinacie si po zmurszaych, skrzypicych schodach do
plugawego mieszkania na Powilu.
I w kocu stajesz przed tymi drzwiami i boisz si, Kosteczku.
Boj si. Boj si tego, jak spojrzy na mnie Salome, kiedy ujrzy, em przyszed do niej
w towarzystwie kobiety. Mao tego w towarzystwie damy. Salome rozpozna dam bez trudu,
jej oko jest bezwzgldne, jej spojrzenie celne.

Boj si buteleczki penej dobra i szczcia.


Nie pukam.
To tutaj? pyta Iga.
I zanim zd odpowiedzie, przeszkodzi jej, zapobiec bo wie przecie, e tutaj, skoro
stoimy przed tymi drzwiami puka, puka, puka.
Rozpadam si w panice, teraz ju wszystko przepado, teraz ju nie uciekn, chociaby ze
wstydu nie uciekn, teraz ju musimy tam wej.
I Salome otwiera drzwi, otwiera drzwi, otwiera drzwi.
Werbigeracje abominacje duszy wibracje mzgu inseminacje, rozlatuj si w panice
wywracam na nice, histeria ycia materia, zimno le jej spojrzenie w pustce.
Ona patrzy.
Czy moemy wej? pyta Iga.
Prosz odpowiada uprzejmie moja sodka kurwa, trzs mi si rce, poc si, pot
pynie po plecach strumieniem, w par sekund czuj, e kalesony mam cae mokre i koszul te.
Wchodzimy. Siadamy przy stole. Na pododze s jeszcze lady krwi mojej. Na twarzy
mojej s jeszcze lady Kajetana Tumanowicza.
Chciabym powiedzie Salome, e go zabiem.
No to jej powiedz, gupi Kosteczku.
Zabiem go mwi i wzdragam si nagle, Iga przecie syszy.
Salome patrzy na mnie wzrokiem mocnym i zimnym, jak nie ona.
Kogo? pyta.
Tumanowicza.
Iga dry. Salome umiecha si, ld w jej spojrzeniu taje, ociepla si. Wierzy mi. Znw
jest moj dobr, sodk kurw, ktra za krew Tumanowicza wybaczy mi nawet to, e
przyszedem do jej mieszkania z dam.
Znam pani mwi Salome.
Iga dry, ale kania si na potwierdzenie. Znasz mnie, kurwo.
Zdjcia, w teczce zdjcia, bachanalia.
Chcemy si napi, potaczy mwi bez sensu.
Masz pienidze? pyta Salome.
Jestem Niemcem mwi bez sensu. Zostaem Niemcem.

Brawo mieje si moja sodka kurwa. Masz pienidze?


Iga nic nie rozumie.
Jakim Niemcem? pyta.
I co, miabym jej tumaczy, konspiracja dekonspiracja degeneracja kolaboracja.
Potem wyjani rzucam. Idze wystarczy, dla Igi wani s mczyni, kobiety i dzieci,
nie Polacy i Niemcy, Iga nie zwaa na polityk, Iga naprawd jest kobiet.
No to masz pienidze czy nie? dopytuje si Salome.
Czy ja mam pienidze?
Kosteczku, teraz jest czas na to, aby si przyzna przed sob, nieprawda? W kocu
w twojej kieszeni spoczywa tysic dolarw. Niemcowi na Szucha dae dwa, zgosie wydanie
trzech. Co sobie wtedy myla? Nic nie mylae, po co miaby co tam myle, zrobie co
zrobie, a ja szeptaam, e ci si naley, za pienidze, ktre zabierze Iga, nie syszae moich
szeptw, ale syszae tembr mojego gosu, syszae.
Mam odparem.
No, mam pienidze. Tysic dolarw mam. Mam, c poradzi. Naleay mi si, nie mog
by bezpieninym, nie ma nic gorszego ni bezpienina bezsilno.
Salome nagle staa si mikka, ciepa, sodka jak karmel, leje si powoli jak karmel.
Jej mikkie, biae apki dookoa mojej szyi, odpycham j, szukam spojrzenia Igi,
spodziewam si ujrze w nim pogard i wstrt, ale znajduj jeno zakopotanie, zawstydzenie,
zawstydzenie takie, jakby to ona wanie na moich oczach tulia si do jakiego gacha.
Skoro masz pienidze To chodmy. Zatelefonuj po samochd.
Zdbiaem.
Masz aparat w mieszkaniu?
Wczeniej nie miaa.
A jake. Bez telefonu ciko.
Ale kto ci zaoy, teraz? krzyknem prawie.
Umiechna si.
Ty przecie te radzisz sobie, Kosteczku, nieprawda?
Nie umiaem o tym myle teraz.
We wiesz co powiedziay moje usta, powiedzia mj gos, ja nie powiedziaem.
Skina gow, potem posza do telefonu i przemwia do suchawki po rosyjsku.

Iga staa przy drzwiach, zawstydzona, oszoomiona.


Iga, ja zaczem, saby, niemiay, biedny, pody.
Mnie to nie obchodzi, Kosteczku. Nic mnie nie obchodzi powiedziaa. I zamkna mi
usta pocaunkiem.
Wanie zamkna. To nie by pocaunek kochankw. Chocia by pocaunkiem w same
usta, to by pocaunkiem, ktry warg nie rozwiera, lecz je skleja ku sobie i ze sob. I kiedy
zamkna moje wargi, to jej wargi nie oderway si od moich od razu, ale trway przy nich na tyle
dugo, e Salome zdya powrci i zobaczy nasze wargi zetknite.
Zaklaskaa w donie i miaa si.
Boisz si jej, Kosteczku, bardzo si jej boisz.
Tylko si przebior i jedziemy. Wz bdzie za moment.
I znikna za drzwiami. Stalimy wic z Ig w niezrcznym milczeniu, uciekaem
wzrokiem od jej oczu.
Kosteczku, raczyby tu przyj, zapi mi sukni zabrzmia kurewski gos strasznej
Salome zza drzwi jej sypialni, w ktrej tyle razy smakowaem jej biaego, kurewskiego ciaa.
I c odpowiesz, czy masz woli tyle, aby jej odmwi? Ponisz si, chciaby znikn
przed spojrzeniem Igi, a Iga odwraca wzrok, czy z niesmakiem, czy ze wstydem.
Idziesz.
W sypialni Salome stoi cakiem naga, tyem do ciebie. Spoglda na ciebie przez rami.
Moe figle mae przed wyjciem, co, Kosteczku? Pofiglowaby ze mn? Moesz
zaprosi znajom, znamy si.
Podchodzi, jedn rk obejmuje ci za szyj, druga jej do prowadzi twoj do do
wilgotnego krocza.
Do tego powiedziay moje usta, powiedziay moim gosem.
A moja do uderzya Salome w twarz, znowu, znowu daem jej w twarz, mojej zej,
podej Salome daem w twarz. Niezbyt mocno. Zamiaa si, chwycia si za policzek.
Kiedy ci za to zabij, Kosteczku wyszeptaa sodkim gosem i spogldaa
spojrzeniem sodkim.
I szybko si odziaa, pomogem zapi sukni, wyszlimy i na ulicy Dobrej stanlimy,
a tam czeka na nas ju biay adler diplomat. Usiedlimy w trjk na tylnej kanapie. Za
kierownic siedzia bardzo chudy czowiek w czym, co przypominao zniszczon liberi suby

hotelowej, dawno spowiae bordo. I czapka szoferska okrga jak czapki szwoleerskie.
Do Adrii zakomenderowaa Salome.
Do Adrii? zdziwiem si. Mylaem o jakim innym miejscu
Innym? Zbyt wiele czasu w Adrii, prawda, Kosteczku, znaj ci tam kelnerzy, a teraz
masz tam wej jako Niemiec, jak zaprzaniec masz tam wej.
Tam jest teraz nur fr Deutsche. Co oczywicie nie dotyczy pa wyjania Salome,
kadc rk na moim kolanie.
Szofer z fasonem ruszy Dobr, skrci w Tamk, midzy jej domami i kamienicami
zwyky ruch, Konserwatorium, krci si hoota, pomylae, Kosteczku, pomylae zza szyb
adlera, e to hoota si krci, tak pomylae.
Krci si hoota pomylaem.
Zza kamieniczek po lewej stronie straszya spalona kopua cyrku przy Ordynackiej
i w Ordynack zjechalimy, przeskakujc Kopernika, na rogu Ordynackiej i Nowego wiatu
kamienica wypalona
Halt! wrzasnem. Halt!
Iga zadraa na dwik niemieckiego sowa, ale nie zwaaem na to. Wyskoczyem
z samochodu. e. Wyskoczye z samochodu. em. Wyskoczyem, gruz ju uprztnity, bruk
uprztnity ydowskimi domi i opatami, sprztali ydkowie, pilnowa ich gefreiter starszy
wiekiem i gruby, ze starym karabinem cicym mu na ramieniu, bruk uprztnity, bruk
poraniony, bruk dziurawy. Dopadem, dopade domu, wypalone dziury po oknach, ani ladu
okiennych ram, ani ladu futryn, mur okopcony.
Na cianach krew. Pynie z okien, jakby z ran pyna, z ran w boku chrystusowym, jak
z oczodow oczu pozbawionych, pynie krew po osmalonym tynku, po cegach pynie, dotykam,
dotykasz, dotykam jej domi i brudzi mi donie, ci, brudzi ci donie. Ludzie id, przechodz,
czowiek w dugim palcie, kobieta z wzkiem dziecicym penym garnkw i rondli mosinych,
Polak, yd, Niemiec, Bg wie, ja wiem kto, ty nie wiesz, ja nie wiem, krew brudzi mi donie,
brudzi, dobry Boe, czarne bogi chyl si nad miastem jak gite wiatrem topole przydrone,
ciemny chd zimna czer bogw krew cieknie z wypalonych okien naronej kamienicy Nowy
wiat 60, Ordynacka 16, krew na twoich doniach nie ma krwi na twoich doniach nie ma.
Szofer i Salome chwytaj ci delikatnie za okcie, podnosz ci z klczek, Salome
usunie otrzepuje kolana twoje z pyu ulicy, Kosteczku, troskliwa jest ta twoja maa, sodka

kurewka, dobra jest ta za kurewka z ulicy Dobrej, Salome, spalone okna, Salome.
Werbigeracja degeneracja stanu racja. ciany malowane sangwin.
Konstanty, co z tob?
Igi gos, Igi gos. Iga.
Kostek, Kosteczku szepcze Iga, jej do na twojej, na mojej twarzy jej do.
I wracasz wracam wracasz wracam.
Wrciem do zmysw, staem na ulicy, ludzie przygldali mi si z umiarkowanym
zainteresowaniem i zdziwieniem umiarkowanym.
Wylecz ci, Kosteczku, wnet ci wylecz. A teraz jedmy, mj pikny.
Kto to mwi, czy to mwi Salome? Kto to mwi? Czy mwi to Iga?
Ja to mwi, Kosteczku.
Ja mwi powiadam.
Wic jedziemy, Warecka, Poczta Gwna, plac Napoleona, Prudential, ludzie chodz
szarobrzowi, za kamienic Goldstanda skrca orze w Moniuszki, opon pisk, koci imienia
Jezus, jakie to imi Jezus, czy ono wisi tutaj, czy wroso to imi Jezus tu w ziemi, ktra inne
imiona nosia, orze obraca si na skrzydo, aby zmieci si midzy kamienicami a filharmoni
spalon i krwaw, pira muskaj krwawe mury, jednak mieci si, dzib rozwarty, jzyk gadzi
rowy w tym dziobie, zatrzymujemy si przed Adri stan przed Adri adler Adria adler Adria
Adriatyk.
Kosteczku!
Wysiadam, opony biae na bruku krwawym, w kauach krwi opony krwawe, krew pynie
z okien filharmonii, z okien zwisaj sine girlandy gigantycznych jelit, ich krew pynie z okien.
Wysiadam, chwiejny wysiadam, wysiadasz, Kosteczku, trzymaj si, Kosteczku, podoasz,
Kosteczku, wracaj do siebie, Kosteczku.
Pac szoferowi, hojnie pac, obficie pac, dolarami pac.
Iga po mojej lewicy, Salome po mojej prawicy, z ronda kapelusza wisz sople, gluty
tejcej krwi, czy wisz, Kosteczku? Nie wisz. Wkraczamy do Adrii. Za nic mamy kawiarnie
na grze, za nic bar amerykaski, okazuj die Kennkarte und mein Wiener Deutsch[38], spywamy
po schodach ku parkietom, ku yrandolom, Iga po mojej lewicy, Salome po mojej prawicy,
uczepione weny mojej marynarki, spywamy ku loy zacisznej, uprzejmie nam wskazanej, dolar
amerykaski wskaza nam drog, in God we trust.

Zasiadamy dookoa stolika szklanego, jest jeszcze wczenie, jest jeszcze pusto, nie ma
orkiestry, pynie muzyka z pyt gramofonowych, muzyka amerykaska pynie, saksofon
i kontrabas pyn z gonikw i zamawiamy wdk i podaj zmroon i sin i zamawiamy do
wdki paprykarz z woowiny gorcy i palcy bardziej ni wdka, za Salome z torebeczki
wyciga buteleczk szczliw i tczow i strzykawk zotojelc i ig numer 19, bd
pochwalona, Salome, moja zotojebna kurwo dobra i pikna!
I czy tylko zdaje mi si, czy po cianach podnosi si linia krwi, wzbiera krew? Paprykarz
krwawoczerwony.
Wszystko ci si zdaje, Kosteczku. Rozfalowana linia krwi ci si zdaje, Adria ci si zdaje,
Iga ci si zdaje i Salome i Warszawa i ycie twoje cae od Katowic po Grudzidz i Trembowl
i dom czekoladowy i Warszaw i matka twoja ci si zdaje, mj kochany, i twoje ciao ci si
zdaje. To wszystko uuda, Kosteczku.
Ty jeste uud, tylko ja jestem naprawd, moe wic jeste moj uud tylko? Moe to ja
ciebie ni, mj miy, moe jeste moim koszmarem, snem cienia, snem tego trzeciego lub tej
trzeciej, ktry lub ktra idzie za dwojgiem bia drog?
A kim jestem ja, Kosteczku, kim?
Cieniem, jak wszystko jestem, cieniem cienia w wiecie cieni. Krgi na wodzie.
Tchnienie wiatru. Zimno.
Pijemy szampana, prawdziwego szampana, wrd zota i bbelkw pywaj malekie
strzpki drody jak plankton i okiem ostrym od kokainy widzisz jeden z nich, Kosteczku, jak
zawija si i wiruje wstpujcym ku powierzchni tacem, potrcany unoszcymi si balonikami,
spywa zoto, szampan w garda wasze i tak, tak, biae proszki kokainy, Iga nie odmawia i oczy
im si wiec, kobietom, z ktrymi tu przyszede, oczy wiec si im w kokainowym
pobudzeniu i jest muzyka i s inni ludzie w mundurach i w garniturach i spywaj Niemcy i ich
damy i ich kurwy polskie i inne, jakie tylko nosia warszawska ulica, i spywa orkiestra w biaych
smokingach, jakby ten zawrt gowy i szampan wiroway na balowym pokadzie tropikalnego
transatlantyku, a nie w padziernikowej Warszawie, i wy te wirujecie, Kosteczku, ale twoja
biaa marynarka smokingowa w szafie, moge zaoy, mylisz, ale nie, nie w padzierniku biaa
marynarka nie w padzierniku moe w lipcu ale nie w padzierniku w padzierniku tylko czarna,
czarna, klapy atasowe lampasy atasowe, wiruje parkiet, Adria, Adria nur fr Deutsche,
niebieska woda Adriatyku, Iga w twoich objciach, jej usta rozwarte, wirujecie razem

z fortepianem i perkusj, Kosteczku.


I wiesz ju, wiesz, e buteleczka czeka na ciebie, c tam kokainowe odurzenie, c tam
szampan, zotojelca strzykawka i loa zaciszna i kiedy Salome gotuje pynne szczcie, ty
zwracasz si do Igi:
Widziaem zdjcia U Salome widziaem.
A Iga umiecha si. I nie ma w niej wstydu. Ani odrobiny. Czy to przez szampana
z kokain nie ma w niej wstydu? A jest jedynie rumieniec podniecenia?
Nie ma w niej wstydu, bo si wstydu oduczya, Kosteczku, po to tam pojechaa, do
majtku pod Kobryniem, po to daa si odrze z sukien i po raz pierwszy oglday j oczy inne
ni twoje i twojego Jacusia, a oczy Jacka byy dla niej zawsze oczyma jak twoje, Kosteczku,
czego nie wiedzia, gupcze, i nie wiesz, bo gupi, a ja wiem, bo jestem mdra, mdra
i cierpica. Cierpienie sprawia, e moja mdro jest nieskoczon.
Wic pozwalaa si oglda innym oczom, pozwalaa si dotyka innym rkom, suchaa
gupich przemw, ktre miay t orgi bezkarnej kopulacji uczyni czym wicej ni to, czym
w istocie bya, gupiec o siwej, capiej brdce bredzi o menadach, o dionizjach i wyzwalajcej ze
zych fluidw mocy pciowej.
A gdyby kiedy zobaczy ten peen uczonych gupot cap prawdziwe dionizja, w ktrych
dotykaymy palcw u stp czarnych bogw, w ktrych spywaymy w wiat, w ktrych
z naszych brzuchw i naszych on rodzi si wiat nowy, ustami poeraymy wiat stary, a czarni
bogowie przechadzali si midzy nami i dotykali naszych cia, Kosteczku, gdyby takie dionizja
zobaczy w gupiec, umarby ze strachu, umarby, bo moe by zrozumia, czym s czarne bogi,
Tytani i jak przemykamy si midzy supami ich ng.
Ale takich dionizji nie ujrza, chcia jedynie ujrze wiele nagich cia kobiecych, nie
dziewczta chcia oglda, nie kurwy zawodowe, lecz ciaa on i matek przed nim obnaone,
przed nim i przed innymi, ktrzy oyli na te zabawy pienidze, Kosteczku, a by te gupie matki
i ony do majtku pod Kobryniem zanci, musia da im co, czego chciay one same. Niektre
chciay wanie sta nago przed obcymi mczyznami i lepi si od ich spojrze i palcw
i nasienia, lecz te byy nieliczne, wicej byo takich, ktre chciay nada wicej znaczenia swemu
yciu pustemu, midzy dziemi, sub, domem otwartym w czwartki albo poniedziaki, midzy
herbatkami

u pastwa

takich

lub

innych,

midzy

balami

karnawaowymi,

midzy

niezapowiedzianymi odwiedzinami i balami debiutantek, na ktrych pokazyway swoje

dorolejce crki.
Te matki i ony chtnie godziy si na to, by je rozbiera, obmacywa jak zwierzta,
traktowa jak przedmioty i jak przedmioty kopulowa, jeli za tym sza wiara, e dowiadczaj
czego wanego w yciu, e te orgie, biczowania i tace na wzr antycznych freskw
pompejaskich nadaj ich yciu jakie znaczenie, e jeli nie wysuchaj tych bredni o duchu
i materii, jeli nie uwierz w niemdre popuczyny po teozofii, w poszukiwania seksualnych
czakramw, w wyzwolenie jeli nie uwierz, to znikn, rozpynwszy si w swoich dzieciach,
w yciu towarzyskim, zakopane, znikn w grobach i rozpyn si w ziemi i nie pozostanie po
nich nic, nawet cie, niczyja pami, znikn nawet z fotografii.
I myliy si, oczywicie i poznikay wszystkie, tak jak ty znikniesz, Kosteczku, jak
zniknie Iga i Salome zniknie, nie pozostawiwszy nawet cienia, krgi na wodzie, tchnienie wiatru,
puste skorupy, tylko skaa i piaszczysta droga bezwodna.
I jak rnie znikay, przeywszy wojn albo jej nie przeywszy, od ognia albo od kuli
albo od raka, umieray szczliwymi lub nieszczliwymi, spenionymi w swoim mniemaniu lub
w swoim mniemaniu niespenionymi, zaspokojonymi lub do smutnego koca niezaspokojonymi.
Smutnego, bo kady koniec jest smutnym, a raczej moe istot smutku jest koniec
i przemijanie.
I tylko ja nie przemijam, ja cie, ja, twoja maa kochanica, wieczne nic, ja, ktra id za
tob, cie cienia.
Dwadziecia byo tam tych kobiet, rne: brunetki, blondynki, grube i chude, takie
o wielkich, cikich cycach i takie o piersiach dziewczcych, malekich, wszystkie jeszcze
powabne powabem kobiet dojrzaych i robiy, co im kazano: pieway pieni w nieudolnej,
gimnazjalnej grece, rozdzieway si, czciy czonek mski siwobrodego capa i nazyway go
bezsensownie Panem Priapem, rozszarpyway kol, a nieatwym jest rozszarpa kol, wic
pomagay sobie noami, a kol byo wczeniej zabite, bo Pan Priap ba si, e nie zdoaj go
same zabi, i piy krew kolcia i nawet same siebie potrafiy oszuka, i czyni to w ekstazie,
w czym pomagao im wino, hojnie serwowana kokaina i to, e samemu si oszuka najatwiej.
Tych wanie byo najwicej.
Poza nimi byy jeszcze dwie, ktre chciay po prostu zwierzcej kopulacji, kopulacji,
w ktrej nie bdzie nawet cienia intymnoci, takiej kopulacji, jakiej nie mogy dowiadczy
z ospaym mem lub czuym, modym kochankiem, i tak zwierzc kopulacj w majtku pod

Kobryniem im zapewniono, ale czy wypeniajc mczyznami jamy swego ciaa, wypeniy
pustk w sobie, bo tej strasznej kopulacji podajc, chciay, aby kto wypeni raczej ich dusze,
chciay by zwierzco podane, chciay przyciga magnetyzmem nieodpartym, tak jak wilcza
suka w cieczce przyciga basiora, tak chciay pociga, a nie pocigay. Pustka pozostaa
niewypenion.
Bo przeklestwem waszym, Kosteczku, prawdziwym wygnaniem z raju jest to, e pen,
kosmiczn zwierzco odebrano wam na zawsze, zostawiajc popdy i instynkty.
I dziwnym zbiegiem okolicznoci adna z tych dwch kobiet spragnionych zwierzcoci
nie przeyje wojny, dziwnym zbiegiem okolicznoci obie zgin we wrzeniu 1944 roku, cywilne,
ciche ofiary fizyki, chemii i historii, przywalone gruzami z domw walcych si od artyleryjskich
pociskw.
Tak by powiedzia, Kosteczku: dziwnym zbiegiem okolicznoci. Bo czy wiesz, mj
miy, e nic nie jest dziwnym i nie ma zbiegw okolicznoci, wiat jest chaosem, okolicznoci si
nie zbiegaj, lecz pyn obok siebie, bdc doskonale obojtnymi, tak jak obojtnymi s
wzgldem siebie gwiazdy i kamienie?
W majtku pod Kobryniem byy jeszcze cztery kobiety, ktrym za obecno zapacono:
Salome i trzy jej towarzyszki.
Iga natomiast chciaa pozby si wstydu, Kosteczku, i mwi ci teraz o tym, mwi ci, jak
chciaa wystawi na uciech podym spojrzeniom to, co do tej pory chowaa najgbiej, to, co
miaa tylko dla ciebie i dla Jacka. Was dwch stanowio dla niej jedno, bylicie dla niej jedynym
jej mczyzn, jednym w dwch ciaach, dlatego nie bya o ciebie nigdy zazdrosna skoro miaa
Jacka, miaa te ciebie.
Pozbya si wstydu, nabraa za wstrtu do samej siebie, do mczyzn i do surowego
misa.
I o tym ci teraz mwi, Kosteczku.
Mwi ci rwnie o tym, dlaczego to zrobia, dlaczego
I cieszy ci pocztek tej opowieci, zrobia to, co zrobia, bo chciaa zmy z siebie
upokorzenie, jakiego dowiadczya od Jacka.
Jacek mnie zdradzi szepcze odurzona Iga.
A to znaczy, e rozpad si jej wsplny mczyzna, nagle jest was dwch, ty jeste
osobnym i Jacek osobnym mczyzn.

Jake ci to cieszy, Kosteczku, jake to raduje twoje kurwiarskie, narkomaskie


serduszko, jake ci to rozchmurza, mj miy, oto Jacu, twj kochany Jacu, ten ywy wyrzut
sumienia, on rwnie zadaje si z dziewczynkami, sowa zdradzi nie lubisz w tym kontekcie,
jako zdaje ci si nieadekwatnym, zdradzi mona ojczyzn, przyjaciela i nawet on te, ale
przecie nie tym, e si wrazi chuja w dziwk, on mona zdradzi, kiedy si ucieknie z jak
flam, albo nawet w sensie nieerotycznym, na przykad intrygujc przeciwko niej, ale to, e si
jak pann przygarnie, to zdrad by moe w kategoriach kobiecych lub kleszych, co na to samo
zreszt wychodzi, bo klecha to niewiasta honoris causa.
A ty, Kosteczku, od razu zaoye, oczywicie, kiedy Iga powiedziaa o zdradzie, e
Jacek po prostu mia jak awanturk ze suc czy inn pielgniark, prawda?
Bo nie wydao ci si moliwym, aby Jacek Rostaski mg zdradzi Ig naprawd,
wedug twoich osobliwych kategorii zdrady.
Ale cieszysz si tym jego upadkiem, przecie to ten sam Jacu, ktry z tak pobaliw
wyrozumiaoci patrzy na twoje, Kosteczku, kurwiarskie przygody, z wyrozumiaoci
czowieka silniejszego, z innego elaza wykutego, z wyszoci czowieka, ktry jest tak
potnym, e nie musi gani sabych bo te nigdy ci nie zgani.
Ale skoro dowiadujesz si o tym od pijanej, odurzonej kokain Igi, to znaczy, e
cudowny, kochany, wity Jacek Rostaski od mioci, wiernoci i uczciwoci maeskiej
zdradzi przede wszystkim wasz przyja, co ty uczyni wiele razy wczeniej, ale Jacu, wity
Jacek, wspaniay Jacek nie zdradzi waszej przyjani nigdy wczeniej, a prosz zdradzi j
teraz, nie mwic ci o swoim kopocie, proszc jedynie o odnalezienie Igi.
A ty odnalaze Ig i odnalaze te tajemnic, jak skrywa przed tob.
I nawet jego szlachetne przygniecenie czerni stao si w wietle tych zdrad mniej
szlachetnym, twoja niewypowiedziana, nieuwiadomiona nawet zazdro o t jego melancholi
rozpaczliw, szlachetn jak grulica Norwida, nagle znikna: Jacek pogra si w czerni nie
dlatego jak mylae do tej pory e jego wrodzona dobro co jaki czas nie wytrzymywaa
konfrontacji ze wiatem, lecz dlatego, e to budzia si jego wewntrzna czer.
Oczywicie nie mylisz o tym w te sowa, sowa si w twoim umyle nie pojawiaj
w adnym, ani polskim, ani niemieckim brzmieniu, i zapytany, zaprzeczyby kadej z tych
emocji i zaprzeczyby szczerze.
A gdyby tylko, gupcze, wiedzia

Mj miy, gdyby wiedzia.


By pity wrzenia, a wic z gr miesic temu. Warszawa jeszcze ya, a oni, Iga i Jacek,
wanie umierali.
Iga staa z listem w doni. List nie by do niej. Nigdy wczeniej nie przeczytaa listu, ktry
nie by do niej zaadresowany, bo tak j wytresowano, nie bya do tego zdolna tak samo, jak nie
potrafiaby defekowa w towarzystwie. Ten jednak list Jacek pozostawi na blacie sekretarzyka
w ich wsplnej sypialni. Otwarty, bez koperty, kremowe karty przecite dwoma zaamaniami,
koperta bya poduna.
Nagwek listu brzmia: Mioci moja, ycie moje, miy mj. I po tym nagwku
chwil wczeniej przelizgno si przypadkowe spojrzenie Igi, musno zaledwie te sowa
spisane zielonym atramentem i wtedy pko serce Igi.
Znikna wojna, znikny rowy przeciwczogowe, armaty przeciwlotnicze, zasieki
przeciwpiechotne, dziaa przeciwpancerne. Znikny niemieckie tanki i aeroplany i polskie tanki
i aeroplany i znikny nazwiska generaw, wszystkie Rommle i Rmmle i Guderiany i mige,
wszystko znikno, Polska i Niemcy znikny.
Jacek kpa si wanie, Iga syszaa, jak leje si do wanny woda, jeszcze yo si
normalnie, chocia inaczej, to normalnie, ostatnie dni normalnego ycia Warszawy, wojna
grzmiaa za horyzontem i mina wanie ostatnia sekunda ycia Igi. Pomylaa, e list spisany
jest piknym charakterem pisma i na gustownej papeterii, i signa po i przeczytaa cay,
umierajc w kadym zdaniu, ktre zakochana moda lekarka nazwiskiem Trzeniewska pisaa do
Jacka. Nazwiska jednak z listu Iga nie poznaa, poznaa jedynie imi: Adela, i z tego, co tamta
pisaa o pracy w Szpitalu Ujazdowskim, domylia si, e kochanka jej ma jest lekark, co
gboko Ig urazio, gdy Idze rodzice wyperswadowali jakiekolwiek studia, jako dobre dla
dziewczt z domw raczej podupadajcych, nie dla Igi z domu prosperujcego znakomicie. Jeste
pikna, creczko, a tatu ma dobr posad, nie musisz studiowa. Studia s dla biednych albo
brzydkich.
Gboko urazio Ig spokojne, smutne pikno tego listu zakochanej kobiety. Zakochanej,
porzuconej kobiety, bo z listu dowiedziaa si, e Jacek zerwa z t kobiet relacj, jakkolwiek
by bya. To musi by wspaniaa kobieta, skoro zakocha si w niej Jacek, ktry jest dobrym
czowiekiem. To, e nie potrafia czu nienawici do tej Adeli, urazio j jeszcze bardziej.
Nie urazio Igi to, czego nie wiedziaa: e moda lekarka jest z Jackiem w ciy, e za

siedem miesicy, w roku 1940 urodzi chopczyka, ktry wychowa si bez ojca i nigdy ojca nie
pozna, zostanie sawnym chirurgiem i wyjmie serce z jednego czowieka i woy w czowieka
drugiego, a potem umrze, bo jego wasne serce mu pknie, kiedy do publicznej wiadomoci
podana zostanie wiadomo o jego mioci do chopcw, o mioci cigle ywej, mimo
siedemdziesitki na karku, a ja, ktra ze mnie, ktra ja bd klczaa u jego siwej, mdrej
gowy i gaskaa go bd po tej gowie, kiedy zapada si bdzie w czer, kiedy nikn bd jego
krgi na wodzie.
Jego istnienie, syna Jackowego, ktry nigdy nie otrzyma jego nazwiska, urazioby Ig
gbiej ni wszystko inne; gdy ona sama nie moga, nie potrafia da Jackowi dziecka, chocia
byo to wielkim ich marzeniem. Lecz o tym Iga nie wiedziaa i nigdy ju nie miaa si
dowiedzie.
I gboko urazia Ig Jackowa niedbao, bo jake mg taki list zostawi na
sekretarzyku? Nie pomylaa nawet, e to moe co wicej ni niedbao, e moe chcia
zosta przyapanym, on sam nawet tego nie pomyla, e chcia by przyapanym.
Iga odoya list miosny z powrotem na blacie, signa po piro i bilet, starannie
napisaa na wizytowym bilecie par sw, litery eleganckie jak zawsze:
Mj miy, wybacz mi t potworn, niegodn damy niedyskrecj, jednak po lekturze listu,
ktry tak okrutnie pozostawie tutaj, nie mog duej przebywa z Tob pod jednym dachem. Na
zawsze Twoja, Iga.
Po czym spakowaa walizk, wysza z mieszkania i skorzystaa z otrzymanego dwa dni
wczeniej zaproszenia do majtku do Kobrynia, gdzie sidmego wrzenia odprawiano
i dokumentowano fotograficznie dionizje w intencji powstrzymania niemieckiej ofensywy,
i oddaa swoje ciao obcym mczyznom, ktrzy wiedzieli, e Polski ju nie ma, a to Polska
okrelaa ich warto i znaczenie, Polska, ktr sami budowali i za ktr dwadziecia lat
wczeniej nawet niektrzy walczyli i tak witowali koniec swojego ycia, a potem uciekali do
Rumunii, na Wgry i albo wpadali w rce Sowietw, albo im si udawao i uciekali dalej, do
Francji i do Londynu, i tam dokonywali swojego ycia bezwartociowego, bo tej Polski, ktra
okrelaa ich warto jako mczyzn i ludzi, nie byo ju nieodwoalnie.
Ig za upokarzano, bito, biczowano, niezbyt bolenie, bo warto tego biczowania bya
jedynie symboliczna, kopulowano z ni, ciskay jej ciao, jej smuke uda i mae piersi mikkie,
upiercienione donie mczyzn brzydkich, brzuchatych, penetroway j czonki, ktre czsto

odmawiay swym wacicielom posuszestwa, wtedy biczowano j dalej, trzaskaa migawka


leiki, a ona posusznie nadstawiaa poladki i uda, i plecy do bata, otwieraa usta i rozsuwaa uda
i piewaa pieni w zej, gimnazjalnej grece.
Potem za, lepka, obmya si z ich nasienia, potu i liny, potem odziaa si, a potem nie
przyczya si do innych pa, ju odzianych, zasiadajcych w salonie. Kobiet patnych do salonu
nie zaproszono, albowiem to nie wypada, zaproszono jedynie kobiety bezpatne i te sobie
w salonie siedziay z zachowaniem wszelkich towarzyskich form, oddaway si uprzejmej
rozmowie, ktrej gwnym zagadnieniem byo co robi dalej, midzy nimi siedziao jeszcze
paru mczyzn, ktrzy wczeniej uczestniczyli w orgii, ale wikszo sposobia ju do drogi
swoje fiaty, ople, chevrolety i buicki i hispano-suizy i sportowe alfy romeo i mercedesy i konne
powozy rwnie, i ujedali ku szarej reszcie swoich zwijajcych si y.
Iga nie doczya ani do dam zasiadajcych w salonie, ani do sposobicych si do ucieczki
mczyzn, lecz doczya do czterech kobiet patnych, ktre lepiej rozumiay histori i wojn
i wracay do Warszawy. Poniewa nie byo innych rodkw transportu, skrady z majtku
samochd, nieduego fiata, ktrego poprowadzia Iga, szofer wyborny, zabray te klisze, ktre
fotografujcy porzuci razem z aparatem, susznie podejrzewajc, e w yciu, ktre przed nim, do
niczego ju nie bd mu potrzebne. Najwyej jaki archeolog odkopaby zardzewiay aparat
w Piatichatkach, ale klisz i tak nie daoby si wywoa, wic nie doszoby do adnego skandalu.
A one przejechay przez dziwn, pust nie-Polsk z Kobrynia a pod Warszaw, do
Radzymina i a do tego Radzymina nikt ich nie zauway po drodze i nie widziay po drodze ani
jednego onierza: ani polskiego, ani niemieckiego, ani sowieckiego, w ogle ludzi niewielu,
przejechay, jakby jechay przez kraj poza histori, czasem i poza wiatem, a w kocu
w Radzyminie je zatrzymano, Salome zbiega na sam widok onierzy i nie wiedziaa, co dalej
dziao si z Ig, zbiega, bo si baa, e j zastrzel, Iga zrobia Niemcom tak awantur, e si
bali j zastrzeli, Salome piechot wrcia do Warszawy, Iga ciarwk trafia do aresztu.
I o tym wszystkim opowiaday mi teraz obie, Iga i Salome, pijane i odurzone, opowiaday
mi o tym, chichoczc jak szalone, jakby to by kabaret, zabawa pocha, pensjonarskie wybryki.
Nie opowiaday ci oczywicie o wszystkim, Kosteczku, bo adna nie patrzy tak daleko
i ostro jak ja, jednak opowiaday prawie o wszystkim, o czym wiedziay i co widziay, nagle
zaprzyjanione, bezwstydne obie, w znakomitej komitywie.
Ja ju jednak nie suchaem, chocia w kadej innej chwili suchabym jak dewotka

ksiych bekotw.
Ty ju nie suchae. Odtrcie nawet do Salome, ktra wanie wstrzykiwaa pynn
tcz, wstae, z twojego przedramienia zwisaa strzykawka zotojelca, zwisaa smutno jak
przetrcona noga kulawego psa.
Ale ja ju nie suchaem, nie zauwayem nawet, e Salome jeszcze nie skoczya
wstrzykiwa kochanego szczcia w moje zmczone, pene nieczystej krwi yy.
W loy naprzeciwko naszej rozsiado si towarzystwo bardzo niemieckie, a wic dwch
oficerw w mundurach, ciemnoszare spodnie steingrau, kurtki feldgrau, ciemnozielone konierze,
wiee wsteczki elaznego orderu przy guzikach. Do tego trzy cakiem polskie kurwy,
wyfiokowane, cyce wylewaj si z dekoltw. Do tego dwch mczyzn w cywilnych, ciemnych
garniturach, do ktrych oficerowie, rzecz u mundurowych niebywaa, odnosili si z wyszukanym,
swobodnym szacunkiem, z jakim, powiedzmy, byway major rozmawiaby z cywilnym
urzdnikiem ministerstwa wojny w randze co najmniej sekretarza stanu, do tego dawnym
onierzem.
Nie to mnie jednak interesowao, nie to mnie obchodzio. Wstaem i zbliyem si do
niemieckiego towarzystwa. Pili wdk, ja cigle byem odurzony szampanem i kokain, ale nie
byo ladu po euforii, ktra wstrzsaa mn jeszcze chwil wczeniej.
Zbliyem si wic do stolika z niemieckim towarzystwem, a oni zamilkli milczeniem nie
wrogim, lecz zdziwionym moim milczcym najciem i moim spojrzeniem, ktre musiao by bez
wtpienia szalone.
Potem zauwayli, w co si wpatruj tak intensywnie, i zdziwione milczenie nagle
natychmiast zamienio si w otwart, wciek wrogo.
Das ist das Gesicht eines Kriegshelden, du Mistkerl! Verpiss dich![39] warkn
siedzcy najbliej mnie oficer i wsta, nieco ju pijany. Wsta, aby nauczy ci moresu.
W co si za wpatrywaem?
Wpatrywae si w twarz kamstwa, wpatrywae si w swoje ycie nieprawdziwe,
wpatrywae si w pustk w yciu swoim, ktr odczuwae po cichutku, jako le mwicy po
polsku chopiec, wpatrywae si w nazwisko, ktrego nie masz.
Wpatrywae si w twarz czowieka w ciemnym garniturze z kamizelk, w twarz
czowieka siedzcego w najgbszym kcie loy, czowieka, dla ktrego zabrako polskiej kurwy,
bo te zdawa si by kurwami niezainteresowanym.

Bya to twarz straszna. Na lewym policzku zaczynaa si blizna, wyrosa w d, ku


kcikowi ust, poara duy kawaek nosa, z ktrego pozostaa tylko prawa dziurka i zawinita
fada tego, co kiedy byo nosa reszt. Niej blizna poara te duo twarzy i tam gdzie znajdowa
si kiedy kcik ust, ziay nagie, pozbawione zbw dzisa, niewielki ich kawaek obnaony.
Poniej blizna zelizgiwaa si na szczk w strasznym urwisku koci, zakcajc jej rwn,
mocn lini.
Bya to twarz straszna. Bya to twarz, ktr znae.
Bya to twarz mojego ojca.
Major zamachn si i uderzy mnie w policzek, wierzchem doni, mocno, a gowa
odskoczya mi na rami.
Ty jednak nie dostrzege tego ciosu, nie dostrzege go wcale.
Baldur Strachwitz wpatrywa si w ciebie swoimi jasnoniebieskimi oczyma, z ktrych
jedno, lewe, wwiercao si w ciebie zza zotem oprawnego monokla.
Vati wyszeptae.
Wtedy zerwa si nagle, zrozumia, blizn i reszt twarzy wykrzywi straszny grymas,
wtedy rzuci si ku tobie, odtrcajc kurwy i oficerw i towarzyszy w garniturach, strcajc ze
szklanego stolika butelk ze sznapsem, depczc po sofach i kolanach, drc poczochy i brudzc
spodnie feldgrau.
Rzuci si ku tobie i tone w jego objciach, obejmowa ci z wielk moc, ty
obejmowae jego, twj policzek przy jego zdrowym policzku. Strzykawka wysuna si z twojej
yy i upada na podog, wbijajc si w parkiet zocon ig jak perwersyjny oszczep, morfina
ju pyna w twoich yach. Ojciec obejmowa ci, jakby by jedynym czowiekiem na wiecie.
Mein Shnchen, mein geliebtes, verschollenes Shnchen[40] szlocha, sowa wypaday
skancerowane z ust pokaleczonych.
A ty osune si w jego ramiona, osune si w ciemno.

CZ II

ROZDZIA VIII

Chciaby spojrze na siebie, na was jego oczami. Ale nie moesz, Kosteczku. Wiele
macie wsplnego, ale to cigle zbyt mao.
Jeste onierzem, to ju co. Bye. Czy jeste dalej?
Ale jake inne byo twoje wojowanie, Kosteczku. Twoje oficerzenie, Grudzidz,
Trembowla, uani.
Mimo e on, czowiek o zjedzonej wojn twarzy, rwnie by uanem, ale to tylko sowo,
nic wicej. Twj puk uanw i jego puk uanw mundury inne, chocia jako podobne, bo
z tej samej tradycji, u nich nawet bardziej uaskie, kurtki jak trzeba dwurzdowe, a u was
zwyke. Twj ojciec urodzi si, aby by konnym oficerem, paaszem wskazywa cele szar; do
czego ty si urodzie, Kosteczku?
Tak mao wiesz, Kosteczku. Pamitasz tylko t twarz, pamitasz j, jakby wypalia ci si
w dziesicioletnim mzgu: oto wraca ojciec. Przez te pi lat twojego ycia kady jego powrt
by witem. Kilkudniowe urlopy, czasem par tygodni, a potem otarzyk ku jego czci, do
ktrego prowadzia ci matka, zdjcie brzowote: dwurzdowa uaska kurtka, donie
zacinite na rkojeci paasza. Pamitae, jak wczeniej ostrzy ten paasz, i tkwie przed
zdjciem i prbowae dotkn spojrzeniem twarzy ukrytej za pask emulsj fotografii.
A potem on wraca do domu, na urlop. Najpierw dzwonia na schodach blaszana pochwa,
dzwonia o ostrogi, a potem otwiera drzwi, dugo caowa twoj matk, albo to raczej ona dugo
caowaa jego i mwia: Mj chopczyk wrci. On by jej chopczykiem, a w domu wszystko
byo odwitnie, regulamin domowy si rozlunia i nawet mogem si do ojca odzywa
niepytanym.
Nocami, przy ku, opowiada mi swoje przygody, dzi wiem, e byy zmylone. Ale c
mia mi opowiada z tej wojny, ktra nie bya taka jak trzeba? Z tej wojny, w ktrej nie byo
szar, ktrych cel mody porucznik mgby swojemu plutonowi wskaza paaszem. Mia
opowiada o tym, jak to jest ton w okopowym bocie, o nawanicach elaza? Wic opowiada
historie zmylone.
Cay wiat jest zmylonym, Kosteczku. Jest tak, jak s krgi na wodzie.

Vati prowadzi patrol, a tu nagle wyskakuje dwustu strasznych woskich bersalierw.


Bersalierzy to tacy onierze z pirami na hemach. I oni tratatatatata z kulomiotw! A Vati
wycign szabl i ciach! ci pierwszy piropusz! I ciach! ci drugi piropusz. I tak ciach,
ciach, ciach, pocina im wszystkim piropusze i oni si tak zawstydzili, e porzucili kulomioty
i uciekli. I tak Vati zdoby trzy woskie kulomioty i dwiecie piropuszy, za co Jego Wysoko
Kaiser dali mu Eiserne Kreuz. Tatu pokazuje Eiserne Kreuz Erste Klasse.
W szkole koledzy nie wierzyli i jeden waln mnie w nos za opowiadanie takich bajek.
Nie oddaem, bo by ode mnie mocniejszym, tylko na drugi dzie przyniosem zdjcie ojca
w mundurze uanw, dwurzdowa kurtka, uaski kask, rkoje paasza. Zazdrocili.
Przyniosem te czarne piro z piropusza bersaliera, ktre Vati specjalnie dla mnie przywiz a
z wojny.
Vati jedzie sobie na koniku, a tu nagle Angielski tank! I pruje ze wszystkich luf!
A mia tych luf pitnacie, kulomioty i armaty! Stalowe! No to Vati szabl w gar i ciach, ciach,
ciach, wszystkie lufy poobcina! I Anglicy w pacz!
Albo jecha Vati po polu, a tu na niego lotnik! I tak pikowa, tak pikowa, e skrzydem
zrzuci ojcu czapk. A drugi raz przelecia i tak zawadzi skrzydem, e bach! w eb i Vati spad
na ziemi i waln si o kamie i zemdla. Rapaport, czyli ojca waach tak si nazywa,
Rapaport wrci do puku sam i wszyscy koledzy daleje opakiwa ojca, e zabity. Ale, ale, co
si dzieje! Rapaport nie chce si da rozsioda, wierzga, ry, a w kocu zrywa si i biegnie,
uani go prbuj apa, a on pidziesit krokw odbiegnie i stoi, a uani za nim. I tak dugo a
ich do tatusia doprowadzi! A tam si wanie zaczynaa francuska ofensywa! I biegy czarne jak
noc Negry z wyszczerzonymi zbiskami! I z bagnetami! Ale koledzy zdyli, ojca na Rapaporta
posadzili i zdoali Negrom uciec!
A jak ju im uciekli, to si okazao, e tatusiowa czapka na polu zostaa! A jak to tak
oficer uan bez czapki! I jak to tak, eby Niemcy przed Negrami uciekali? Wic wzili
Maschinengewehr i dalej po tych Negrach! Ratatatatatatata! I Negry uciekay, a si kurzyo,
a oni za nimi, a czapk znaleli, chocia przestrzelon z kulomiotu.
Pokaza ci czapk wtedy, na potwierdzenie tej historii, pamitasz? W czworoktnym
deklu na szczycie kasku bya dziurka, na wylot, taka, e akurat mieci si w niej twj paluszek.
Wic kolegom w szkole pokazywaem: zrobiem paluszkiem dziur w kartce podrcznika
i pokazywaem: tak mia tatu w swojej czapce uaskiej! Za to mi potem nauczyciel ukara.

Ale Negrw tatu pogoni i jednemu nawet gow szabl uci! I wtedy ju wierzyli, wierzyli bez
zastrzee, chocia ucit szabl gow dodae ju sam, z wasnej fantazji. Ojciec nie wspomina
o ucitej gowie Negra. Do domu rwnie jej nie przywiz.
A potem ojciec wrci bez twarzy i nie opowiada adnych historii, w ogle nic nie
mwi.
Nie pozwalali mi go zobaczy, ale przekradem si i widziaem zza uchylonych drzwi
tylko jego sylwetk, nagle szczuplutk i wt, nieomale dziewczc. Nigdy nie by rosy by
ylasty jak grnicy pracujcy na grubie, niscy, szczupli i peni gruzowatych mini, wskie
biodra, szerokie, chocia smuke ramiona. Ale teraz by chudy jak panienka, wziutki, maleki.
Wspiera si na ramionach matki i sucej, kada z nich od niego bya potniejsz, rolejsz,
szary mundur wisia na nim jak na strachu na wrble. Usyszaem, e skadaj go do ka,
i syszaem jego oddech, syszaem ca noc, jak wiszczy i charczy, jak graj poblinione organy
w gardle.
A potem jeszcze raz zajrzaem przez dziurk od klucza i ujrzaem.
W pokoju palio si wiato, matka odwijaa szarpie, jakimi pokryta bya twarz ojca,
odwina je do koca, a on wtedy si odwrci i zobaczyem t straszn mask, ktra zastpia
znan, ukochan twarz: pikn, niemieck, zotows i niebieskook.
I krzyknem.
Twj ojciec usysza ten krzyk. I zrozumia.
Twoja matka usyszaa ten krzyk. I wiedziaa, e jej kochany chopczyk, jedyny, ktry
zdoa uczyni j brzemienn, jej may Baldur o zotych wosach i rozerwanej twarzy, te sysza
ten krzyk i rozumia.
Matka wybiega z sypialni ojca, chwycia mnie za konierz piamy, brutalnie zacigna
do mojego pokoju i tam zbia strasznie: obnaywszy moje poladki, sieka rzg, a dom
wypenio wycie na dwa gosy: wycie moje oraz guche, charczce mojego ojca.
Obrywaem czasem w skr, wic lanie nie byo dla mnie nowoci, ale tak mocno nie
dostaem nigdy ani wczeniej, ani pniej.
Ale nawet kiedy mnie bia i kiedy wyem, to wyem bardziej ze strachu przed t twarz
potwora ni z blu. Z blu wy za mj ojciec i wy cicho, albo raczej chcc wy, jcza swoim
nowym, strasznym gosem, wiszcza, charcza do niej: Schlag ihn nicht, hr sofort auf ihn zu
schlagen, schlag ihn nicht![41], bo wiedzia, wiedzia, e ona mnie nie kocha, e kocha tylko jego

samego, nie kocha owocu swych ldwi, bo kocha moe tylko to, co te ldwie wypenia, a nie
to, co te ldwie wyday.
A potem leaem pust noc sam, z piekcym tykiem i prbowaem ich nie sysze
i w ciemnoci widziaem t jego straszn, nieludzk ju-nie-twarz, opuchnit nie-twarz, bliznotwarz, rano-twarz, dziuro-twarz, wska kreska strasznych ust i czarne nitki chirurgicznych
szww.
Syszaem, jak rozmawiali w nocy, w ich gosach gniew, nowy gniew, dziwny gniew.
Nastpnego dnia nie poszedem do szkoy. Nikt mnie nie wysya, wic nie poszedem.
Kiedy matka wysza, wlizgnem si do sypialni ojca, tak niewiele starszego ode mnie,
przytuliem si do jego chudych plecw. Wyszeptaem: Ich liebe dich, Vati[42].
Wstrzsn nim niemy szloch, drga tak chwil, jakby mia konwulsje, ale nie odwrci si
do mnie, nie dotkn mnie. Wyszedem. Przez trzy miesice nie wszedem do pokoju, gdzie lea
mj ojciec. Suchaem tylko jego wistw, charkotu i jkw.
Trzy miesice pniej zobaczye go znowu, Kosteczku, pamitasz, zobaczye go znowu.
W niedziel. Pada pierwszy nieg, topnia na ciepym jeszcze bruku.
Sta w mundurze przy drzwiach wyjciowych, chwia si.
Wyszede z pokoju w swojej piamie w krat.
Der Kaiser hat abgedankt[43] powiedziaa matka, szczupa jak sopel lodu, suknia
zasznurowana po szyj. Nie kochaa ju Baldura.
Co z tego, e Kaiser abdykowa? Ojciec zapi na brudnym, uaskim waffenrocku pas.
Zwyky, onierski, przy pasie drewniana kabura w skrzanej uprzy, z niej wystaje krga
rkoje pistoletu. Bardzo chciaem zobaczy ten pistolet. Obok, na abce, bagnet, a ja chciaem
zapyta: Vater, wo ist dein Degen?[44].
Potem zrozumiesz, e skoczy si czas szabli i karabinu, zacz si czas noa
i rewolweru.
Twarz mia obwizan bandaami, na bandaach gumka apteczna trzymaa okulary
w drucianej oprawie, ktrych nie mg zaczepi o uszy.
Zaoy czapk.
Hau ab powiedziaa matka.
Ich will mich nur verabschieden wywiszcza ojciec spod banday.
Na dann verabschiede dich, und dann raus.

Chcia podej do mnie, ucisn, baem si go, ale pragnem tego ucisku. Zastpia mu
drog.
Sage deine Abschiedsworte und dann verpiss dich, aber sofort[45] warkna.
Patrzy na mnie, chocia zza szkie i spomidzy banday nie wida byo jego oczu.
Leb wohl, mein Shnchen. Auf Wiedersehen[46] szepn do mnie.
Ba si jej, ba si j nawet wymin, aby mnie uciska. Mia na waffenrocku Eiserne
Kreuz Erste Klasse und Verwundeteabzeichen, klejnoty mstwa, a ba si j omin, aby uciska
swojego jedynego syna.
Wyszed, nie ucisnwszy mnie.
A ty zostae, Kosteczku, zostae z ni w tym pustym mieszkaniu, teraz bardziej pustym
ni wczeniej. Par miesicy pniej bylicie ju w Warszawie, znikno zotobrzowe zdjcie
z prawdziw twarz twojego ojca, znikny wszystkie pamitki po nim, znikny z azienki jego
brzytwa, pdzel do golenia i krem marki Truefitt & Hill, bezwstydnie angielski w czasie wojny
z Anglikami, ale wiesz sam, e kady Niemiec tamtych czasw chciaby by Anglikiem, nawet
jeli nie chce si do tego przyzna, to marzy o angielskoci, do angielskoci ucieka, angielsko
udaje i wszystko, czym udaje mu si sta, to marna kopia, zostaje wice-Anglikiem, nic wicej.
Niemiecko to rodkowoeuropejska, kontynentalna, chtoniczna tsknota do atlantyckiej,
morskiej angielskoci jednak brak jej miejsca, aby zyska angielski rozmach. Nie ma
oceanicznego tchnienia, std jej szalestwa zawsze bd podszyte poczuciem winy. Niemiecka
nienawi do sowiaszczyzny czy ydowskoci zawsze pawi si w poczuciu winy, maskuje
nieudolnie nienawi do samej siebie: Anglik godzi Burw w obozie koncentracyjnym bez
mrugnicia okiem nie dlatego, e odmawia im czowieczestwa: odmawia im angielskoci.
Prusak nienawidzi Polakw, bo wie, e sam jest powierzchownie zniemczonym Sowianinem.
Austriak nienawidzi Czechw, bo sam nie jest niczym wicej ni ledwie polukrowanym
niemieckoci Czechem.
Wszystko to, caa ta niemiecka samonienawi, zacza rozkwita mniej wicej wtedy,
kiedy twj ojciec straci twarz. Chocia moe zaczo si to wczeniej jeszcze, tak, na pewno
wczeniej: huska mowa Wilhelma, ktry teraz, kiedy yjesz swoje ycie, Kosteczku, mieszka
w maym domu w Holandii, maym jak na cesarza. Chodzi sobie po holenderskim ogrodzie taki,
jakim by zawsze: gupim, pysznym, szlachetnym, melancholijnym, w garniturze w prki
i w koszuli z konierzykiem niezamanym. aosny, przegrany monarcha jak z operetki.

Albo raczej zaczo si jeszcze wczeniej, wrd brodatych mczyzn zgromadzonych


w Wersalu, midzy mundurami granatowymi i biaymi, midzy kirysami i wzniesionymi ku
grze ostrzami kirasjerskich paaszy, gdy proklamowano powstanie Rzeszy i nagle niemiecko
stracia swoj form: bo wczeniej realizowaa si w deniu do zjednoczenia, taka bya jej
naturalna dynamika, a potem kim mia by Niemiec w Rzeszy?
Niemiec musia sobie znale nowe formy bycia Niemcem i znalaz je w Anglii. Kady
niemiecki szlachcic by kiepsk kopi szlachcica angielskiego, od Anglikw cesarz Wilhelm
nauczy si tego, co poprowadzio gow Efika, pierwszego kochanka twojej matki, z Gleiwitz
pod pekiski bruk. Pamitasz? Nie pamitasz, a jemu gow cio szerokie ostrze chiskiego
dwurcznego miecza dadao, ty jednak nie pamitasz, Kosteczku.
Wiesz, co si z nim dziao wtedy, z twoim ojcem?
Wyobraae go sobie potem czsto takim, jakim go widziae na zdjciach. Bawarskie
weniane poczochy i krtkie spodenki, pira na kapeluszu, miesznie, czy miesznie? Troch;
ale jednak ordery, skrzyowane piszczele i szarotka zamiast czaszki znaczek Oberlandu.
Wyobraae go sobie ju w Warszawie, w gazetach czytajc o walkach na lsku,
i wyobraae sobie ojca Baldura w tajemnicy przed matk, bo nie wolno ci byo go sobie
wyobraa. A jednak wyobraae: jak z pistoletem w doni prowadzi atak na linie polskich
bojowcw. Nie bye pewien, po ktrej ty jeste stronie.
Wyobraae go sobie z twarz skryt w cieniu okapu rozoystego hemu, z twarz
niewidoczn, jak biegnie, krzye mstwa i odwagi na jego piersi, i pojawia si czerwona plama
celnej kuli, twj ojciec pada najpierw na kolana, a na jego piersi pojawiaj si kolejne uderzenia
kulomiotu i twj ojciec upada twarz w mokr skib, jest dwudziesty trzeci maja 1919 roku i jest
to licha wie Lichynia, nieopodal jest okop, a w okopie rytm: hem bagnet hem ostrze przy
szerokim okapie hemu kolba na ziemi czekaj na gwizdek widziae na zdjciach pytkie hemy
angielskie gbokie hemy nasze grzebieniaste hemy francuskie i zawsze rytm hem bagnet hem
a pod Lichyni okop pytki hem bagnet hem czekaj przykucnici przykurczeni grzbiety okrge
hem bagnet hem gwizdek, rytm si amie i wysypuj si z okopu okapy igieki bagnetw
wielopalczasta do pastwa i kraju i narodu Polacy i Niemcy walcz na ulicy midzy domami
drewnianymi i domami z cegy, walcz na bagnety kolby saperki noe i pistolety i pici i na
kltwy i na zy i na woania: Mutti!, Mamulko!. Tak ci si wtedy mdrze wydawao, a kiedy
ty bye na wojnie, nikt nie krzycza mamo.

Jake pikna jeste, wojno domowa, bez zbdnej obcoci midzy wrogami, midzy
wrogami jak bracia. Obcy ludzie nie powinni si zabija, zabija si powinni tylko bliscy, tylko
bliscy zabija bd z czuoci, okruciestwo jest pewnego rodzaju czuoci, okruciestwo jest
bardzo ludzkie, tylko zwierzta zabija si tak, eby nie cierpiay, okruciestwo jak pieszczota
kijami tuk jak pieszczota na placu rozstrzelaj modziecw powych albo czarniawych jakby
obsypywali ich pocaunkami.
Lubi wojny domowe, Kosteczku. Twoja szara przyjacika lubi wojny domowe. Syc si
wojn domow bardziej ni tak, w ktrej zabijaj si obcy ludzie.
A twj ojciec ley z policzkiem na czarnej ziemi, nie yje i nie woa nikogo.
Takie byy twoje dziecice wyobraenia.
A teraz masz trzydzieci lat, jeste pijany, jeste odurzony i chutliwy, jeste z Salome
i z Ig, jeste w Adrii i jczy klarnet i on tu jest.
Ganz leise kommt die Nacht[47]. piewaczka altem twarde r, naladuje szwedzk
wymow i niski gos Zarah Leander. Twj ojciec kania si obu damom. Wiruj wiata.
Przedstawiasz.
Es ist eine groe Ehre, die Damen kennenzulernen[48] wiszczy ojciec.
Ich kann allem wiederstehen[49] piewa twardy alt w nowej wesoej piosence.
Taczymy! krzyczy pijana Salome i podaje ci rk Igi. Podaje ci rk Igi, dysponuje
rk Igi i Iga poddaje ci si bezwolnie, albo raczej to jej si poddaje.
Masz taczy, teraz masz taczy! Salome przegina si ku twojemu ojcu.
Herr Graf, ich wei, dass es sich eigentlich nicht gehrt, aber ich halte es nicht lnger
aus: darf ich Sie zum Tanz bitten?[50]
Dostrzegasz jego zaenowanie, za t straszn mask zmasakrowanej twarzy, bo Salome
prosi go do taca tak, jakby tej maski nie byo, jakby widziaa jego poprzedni, prawdziw
i pikn twarz, jakby zapraszaa go do ka.
Jake tak, jake to by moe, e zwraca si do mnie kobieta, myli twj ojciec, bo wie
o sobie co bardzo wanego, czego ty nie wiesz.
Wtedy, dwadziecia lat temu, w Kattowitz, w kamienicy pod adresem Richard
Holzerstrae 1, nad niemieckim Kaiser Caf, ktre potem stanie si polsk Astori, w mieszkaniu
na pierwszym pitrze jest twj ojciec, wrci z wojny przemielony szrapnelami.
A twoja matka go chce, chce go na nowo, caego go chce. Ty pisz, pisz jak mae

zwierztko, pisz schowany w norze ka, ukryty przed spojrzeniami i wiedz wiata.
A oni w sypialni. Musz ci co powiedzie, Katarzyno, mwi Baldur, ale nie sowami,
mwi to jego oczy, kiedy Katarzyna Strachwitz de domo Willemann rozpina guziczki wysokiej,
wiktoriaskiej sukni. Musz ci co powiedzie, Katarzyno.
Jeste moim yciem, Katarzyno, mwi jego oczy i donie, kiedy pomagaj sukni spa
z jej ramion.
Porzuciem dla ciebie wszystko, Katarzyno. Wszystkiemu zaprzeczyem, wszystko
przekreliem, porzuciem jedenastu braci Strachwitzw zabitych siedemset lat temu pod Legnic
i tego jedynego, ktry przey, naszego przodka Wojsawa z dzicz gow w herbie, jego te
porzuciem. Porzuciem cesarza i jego konnych lejbgwardzistw. Tytuy i senioraty. Blut und
Ehre habe ich auch aufgegeben.
Alles[51].
Wszystko.
A teraz musz ci co powiedzie.
Twoja matka nie syszaa sw, jakie wypowiaday oczy twojego ojca, Kosteczku.
Musz ci co powiedzie.
A ty z Ig w slow-foksie. La mich gehen[52], piewa wokalistka kolejny przebj Zarah
Leander. La mich gehen. Salome cignie twojego ojca na parkiet, Kosteczku, a on idzie, nagle
bezwolny, odurzony, idzie, powczc dugimi, chudymi nogami, idzie niezgrabnie, jakby
Salome uja t sam smycz, na ktrej trzymaa go kiedy twoja matka.
Die Mutter ist in Warschau, Vater[53]! krzycz przez cay parkiet, Iga powinna
skrzywi si od niemczyzny w moich ustach, ale nie krzywi si, nie syszy.
Moja matka, ktra nie pi, Biaa Orlica, w granatowej spdnicy i granatowej kurtce,
srebrny orze na lewym ramieniu, opaska, malutka swastyka na kieszeni na odznace partyjnej
i trjkt odznaki NS-Frauenschaftu.
Skd znam znaczenie tych odznak, czy tylko je wymyliem, wyobraziem sobie, czy
naprawd oznaczaj to, co wydaje mi si, e oznaczaj? Co teraz robi, czy wie, e ja wiem, e
Vati jest w Warszawie?
Wic krzycz, przekrzykuj orkiestr i wszystkim wydaje si, e to wesoe okrzyki dobrej
zabawy, przecie jest co witowa, wic si wituje, w zdobytej restauracji Niemcy tacz
z kurwami, jest muzyka, jest sznaps, wszystko jest. Wic krzycz. Matka jest w Warszawie.

Czy on syszy, czy syszy, co krzycz?


Syszy.
Dwadziecia lat temu na Richard Holzerstrae, nad Kaiser Caf pomaga zsun sukni
z ramion twojej matki, ktra ma lat pidziesit i jest cigle pikna, suche ciao w ciasnym
pokrowcu wilgotnej, sprystej skry, wic pomaga zsun sukni z tego ciaa, a ty pisz snem
zwierztka.
Musz ci co powiedzie, mwi oczy ukryte za szarpiami, pod ktrymi ju wiee
blizny, nie otwarte rany, musz ci co powiedzie, mwi oczy Baldura Strachwitza, rotmistrza
w drugim puku uanw lskich von Katzlera. Katarzyna mogaby kocha go dalej, jej usta nie
szukaj jego rozerwanych ust, ale dotykaj jego szyi, zdrowej szyi, ledz rozpicie koszuli,
obojczyki, mostek, Katarzyna mogaby dalej kocha swojego chopca, nawet jeli ten nie ma
twarzy. Musz ci co powiedzie, mwi jego ciao.
Jej donie przy guzikach spodni.
Musz ci co powiedzie, mwi jego rce i powstrzymuj te donie przy guzikach
spodni, a ona wie, ju wie, nagle syszy i rozumie te sowa.
Musz ci co powiedzie, mwi do Salome niezgrabne, sztywne ciao mojego ojca, ale
ulega.
I tacz. Ojciec raczej tylko idzie po parkiecie, straszny, sztywny, a wok niego wije si
Salome, jakby taczya wok zawoanego dansera, jakby cay wiat taczy z ni wok niego.
Mj ojciec co mamrocze. Salome si mieje.
Iga w moich ramionach. I nagle myl: wychodzimy. Wyj, musimy wyj. Ja musz
wyj.
Igo, chodmy std szepcz.
Ale skd, Konstanty! Chc pi i taczy! odpowiada, mieje si.
Suniemy slow-foksem, a ja nagle wiem: nie wytrzymam tutaj ani sekundy duej. Ale
wytrzymuj, jedn sekund, dwie, trzy.
Nagle w twarzy, w oczach Igi widz twarz mojej guwernantki, pani z Trbeckich
Czesawowej Bielskiej, jak sama si przedstawiaa. Sucha, zapita pod szyj, kostyczna dama,
fundamentalnie zbiedniaa arystokratka, ktra wysza za skromnego urzdnika z Ministerstwa
Finansw i aby zachowa jaki kontakt z dawnym yciem, nauczaa dobrych manier na
prywatnych lekcjach.

Lekcja pierwsza. Czowiek dobrze wychowany ma pewno, e potrafi si odnale


w kadej okolicznoci ycia. Nie zna na nim przeto nigdy zakopotania ani zmieszania. Mao
czym mona tak zaimponowa ludziom, jak dobr, pen godnoci postaw.
Nie mog zaczerpn tchu, Iga mieje si krysztaowo. La mich gehen, piewa
warszawska naladowniczka Zarah Leander, a moe sama Leander to piewa?
Patrzysz na scen. Leander. To ona. W Warszawie? Tak krtko po wojnie? Czy to ona?
Ona czy nie ona?
Ja wiem, Kosteczku, a ty nie wiesz i si nie dowiesz, a ja ci nie powiem. Bo nie umiem.
Ojciec nagle si zmienia. Zaczyna prowadzi Salome przez parkiet, prowadzi j ku mnie
i Idze, jakby by wytrawnym lwem salonowym. Jest. Kiedy jestemy blisko, podaje mi adres,
Szucha, szesnacie, nie tumaczy, ale rozumiem.
Dom generalski? zdoae si zdziwi, zanim rytm taca was rozczy.
Iga mieje si krysztaowo. La mich gehen. Chcesz uciec.
Lekcja o wiele pniejsza. Rola kobiety na balu jest bierna czeka, a j poprosz do
taca. Pod adnym pozorem tancerz nie pozostawia swej damy na rodku sali, lecz odprowadza
j do krzesa.
Wyrywam, wykrcam si z obj Igi.
Wielkim nietaktem, chopcze, nietaktem i dowodem zego wychowania jest prowadzenie
cynicznych rozmw lub mwienie dwuznacznikw przy kobietach, nawet nieznajomych. Kto
prawdziwie ma w sobie duch polski, takich rozmw nie prowadzi.
Was ist cyniczne? Mwimy tutaj po polsku, chopcze. Czym to s cyniczne rozmowy,
pani Bielska? Dowiesz si w swoim czasie i na pewno bdziesz wiedzia. Najpierw jednak
nauczysz si poprawnie mwi po polsku. Na blacie biurka ley linijka.
Rozpycham si midzy taczcymi, potrcam Salome, potrcam oficera w szarym
mundurze, ktry pijany krzyczy co za mn, bardzo niegrzecznie, nie przejmujc si wtulon
we dam, czy raczej damulk.
Dobiegam do drzwi, schody, ulica.
A Bielska na to: z dawien dawna Polacy wrd innych narodw synli z rycerskiego
stosunku do kobiet. Moemy by dumni z takiej opinii o nas, ale tym bardziej powinnimy
rozwija w sobie t zalet, jako jedn z tych, ktrymi grujemy nad zagranic.
Odejd ode mnie, stara wiedmo! krzyczysz, Kosteczku, przyciskajc pici do skroni

twojej zbolaej, skoatanej gowy.


Przygldajc si tej publicznoci, nietrudno skonstatowa, e nie ma w tym gronie ludzi
prawdziwie dobrze wychowanych, aden bowiem z takich nie pozwoli sobie narusza tradycji
narodowej, choby nie by czowiekiem religijnym, mwi pani Bielska w mojej gowie.
Skd ona teraz, przecie nie bya adnym przeklestwem mojego dziecistwa, miaem
z ni tylko kilka lekcji, nie katowaa mnie, nie drczya, nie wspominaem jej od sam nie wiem
ilu lat, a nagle si pojawia, nagle mnie drczy, sysz jej gos tak wyranie, jakby jej usta
wypowiaday te sowa w rodku mojej czaszki. Biegn.
Kobieta nie ofiarowuje mczynie swojej fotografii, o ile jej z nim nie cz blisze
stosunki.
Potykam si, przewracam, wyrwa na ulicy, lej po bombie, wpadam w boto, cay si
powalaem. Piszc do osb znajomych w jakiej sprawie wymagajcej odpowiedzi, nie wypada
zacza znaczka pocztowego na t odpowied. Mona to uczyni tylko w korespondencji
z osobami z niszej sfery.
Wygrzebuj si z leju, wstaj, a w oczy patrz mi dwa bagnety.
Krzyki po niemiecku. Kto si prawdziwie przejmie duchem polskim, wie, i musi by
dumnym z wielkich osigni naszej ojczyzny. Gdynia jest dum kadego Polaka, powtrz.
Gdynia jest dum kadego Polaka mwi.
Czarne oczka luf za ostrzami bagnetw, ktre widz w niesychanej perspektywie. I dalej
ciemne postacie, paszcze, hemy. Krzycz po niemiecku.
Podporucznik rezerwy Konstanty Willemann, dziewity puk uanw maopolskich,
melduje si.
Krzycz.
O Boe, to przecie Niemcy!
Sigam do kabury, nie ma kabury, musiaem zgubi kabur, zgubi pistolet to wstyd,
wielki wstyd, chocia pistolet mj prywatny, to nie Rzeczpospolita mi go kupia, tylko sam sobie
kupiem.
Ognia! krzycz.
Pluton nie strzela. Moe nie maj ju amunicji. Bdziemy szarowa.
Gdy pluton dojdzie do miejsca, skd ma wykona natarcie, dowdca plutonu daje
komend: Pluton do natarcia kusem marsz!; jedcy ruszaj chodem nakazanym, majc

lance na udo i szable do boju. Zbliajc si na odlego okoo 200 metrw do przeciwnika,
dowdca plutonu daje komend: Pluton marsz-marsz!; na t komend jedcy, biorc lance
do boju, z okrzykiem hura rzucaj si cwaem na przeciwnika.
Pluton do natarcia kusem marsz!
Niemieckie krzyki coraz goniej, musz by ju blisko, wygramoliem si ju z leja po
bombie, nie wiem, dlaczego nie jestem w siodle, musiaem by oguszonym od pocisku.
Mczyzna zdejmuje kapelusz w windzie, jeli jedzie w niej z kobietami, nawet
nieznajomymi. Kobieta nie nalewa mczynie wina, wdki ani piwa, natomiast moe mu
naoy na talerz potraw, jeli nie ma w pobliu suby. opatki razem, Konstanty!
Pluton marsz-marsz! krzycz i rozgldam si za moim koniem.
Jeden z bagnetw nagle znika sprzed moich oczu, Niemiec przykryty hemem zwija si
w dziwnej pozie, widz, jak taczy i w piruecie zwija si kolba, jak powoli sunie w moj stron
i w kocu muska moj skro, jakby caowaa mnie matka.
Upadam. Zabili mnie. pij, kolego, w ciemnym grobie, niech si Polska przyni tobie.
Stoi nade mn dwch Niemcw w pogaskich hemach, a do hemw przykrcone ruby
zakoczone oczkami, jak do cumowania jachtu. A do oczek przyczepione acuszki, nie
acuchy i mkn w gr w eleganckich ukach, uginajc si nieco pod wasnym ciarem, jak
potne smycze, i nikn w wielkiej, czarnej doni zacinitej w pi.
Nie jestem na wojnie, jestem w Warszawie. Nad Warszaw wyrasta olbrzymia posta,
czarnoszara, wielka niczym drapacz chmur, wiksza od Prudentialu nawet, wiksza ni
amerykaskie wieowce z elaza i betonu, a z jej doni niczym promienie spywaj na ziemi
tysice srebrnych acuszkw i delikatne drgnienia tych doni kieruj tymi acuszkami tak, jak
drgnieniem wodzy powoduje si koniem.
Jeden z acuszkw spywa do mnie, przyczepiony do mojego kapelusza.
Das ist ein Deutscher, hrt ihr es? Er ist Deutscher![54] krzyczy.
Kto. Krzyczy. Iga. Szarpie mn, jej donie na mojej piersi, pod marynark, czego mnie
pozbawiaj.
Hier, bitte, das sind seine Papiere. W jej rku moja Kennkarte, podaje j kukiekom na
acuszku. Spomidzy jej wosw acuszek.
Blder Sufer! przemawia do mnie kukiekowy hem. Nimm ihn ins Bett, Weib![55]
Iga podnosi mnie, trzyma pod rami, idziemy.

Mwi co po niemiecku, ale nie rozumiem ani sowa z tego, co mwi. Zapomniaem
niemieckiego.
Nie znam niemieckiego, Konstanty odpowiada Iga.
Nie jestem Niemcem. Nie jestem Niemcem, rozumiesz?
Podzwaniaj nasze acuszki srebrzycie, tysice innych nikn w czarnych oknach
domw i oknach jasnych rwnie, niektre napraj si nagle, drgaj, inne zwisaj rozlunione.
Nie ma nic naprawd. Wszystko mi si wydaje.
Wsiadamy do adlera, ktry czeka pod Adri, na nas czeka.
Pyniemy miastem, fruniemy na orlich skrzydach midzy kamienicami, ktrych nie
poznaj, midzy fantastycznymi domami, ktre zaprzeczaj prawom fizyki, unoszc si nad
ziemi, przejedamy przez kaue krwi, rozchlapuj j biae opony adlera, a krew chlapie na
samochodowe szyby, patrz na Warszaw przez te krwawe kropelki i pikna jest ta cynobrem
i sangwin rysowana Warszawa.
Czekolada. Wysiadamy. Szofer da pienidzy. Pac.
Wspinamy si po schodach, ja i Iga. Zlizuj czekoladow pynno ze cian, chciabym
zlizywa j z Igi.
Mieszkanie. Wchodzimy. Sypialnia, Iga ciga mi buty, Iga rozpina mi spodnie, pcha
mnie na ko, ciga skarpetki. Chciabym zanurzy si cay w jej ciele, zamkn usta na jej
ustach albo na jej kroczu, wepchn w ni jzyk i poyka j od rodka. Le.
Jakie pikne mamy szafy z intarsj z czeczoty, a jednoczenie przecie bynajmniej nie
po mieszczasku ociae, tylko wanie lekkie, modernistyczne, funkcjonalne, bez zaduchu
mieszczaskich kredensw. Bardzo pikne.
Lec, prbuj obj j w talii. Wylizguje mi si.
Dobranoc, Konstanty mwi.
A mnie nie syszysz, w ogle mnie nie syszysz, Kosteczku. Wic milcz, niech bdzie,
mog milcze. Niech inni mwi w tobie.
Jeli konieczn jest najwysza ostrono przy zaznajamianiu mczyzn, tym bardziej
naley j zaleci w tym wypadku, gdy w gr wchodzi kobieta, i nie naraa na szwank jej opinii
wskutek znajomoci z czowiekiem niepewnym. Wszak taki przygodny znajomy czy znajoma
mog si ju potem cae ycie kania, zagabywa, a nie sposb si od nich uwolni.
Prosz pani, a czym jest ta opinia, ktr mona wystawi na szwank?

Opinia jest wszystkim, Konstanty, opinia to czowiek.


Igo! krzycz w czterech cianach pustej sypialni. Igo, bagam ci, przyjd do mnie,
pragn ci, kocham, chc ci mie teraz! Igo!
pij, Konstanty mwi mj ojciec po polsku albo Iga to mwi, albo pani Bielska.
Kobiecie nie uchodzi palenie na ulicy.
Mw, Konstanty. Co mam mwi? Kto ty jeste? Polak may. Polak may. Krwi i blizn.
Czarno.
A potem budz si i jest ju ranek, ale jeszcze bardzo szary i ta szaro wlewa si oknem
do pokoju, cieknie po cianach, wsika mi w oczy i w mzg, poddaj si jej i zasypiam znowu.
I znowu si budz, szaro jest ju janiejsza, a ja nagle przypominam sobie wczorajsz
noc. Wszystko.
Iga. Salome. Narkotyki, znowu. Ojciec.
Dobry Boe, w ktrego nie wierz, ojciec. Mj ojciec yje.
I co z tego?
Bardzo wiele z tego, Konstanty. Na nieboskonie nad tob zrobi si tok. Twoja matka
w mundurze NS-Frauenschaftu, twoja matka, ktra jest teraz znowu Katherine Willemann, tak,
jak si narodzia w domu gliwickiego mieszczanina, musi ustpi troch jasnego niebios
sklepienia temu kalekiemu, zdeklasowanemu arystokracie, musi zrobi mu miejsce nad tob,
Kosteczku.
Czy chcesz ich oboje tam, czy nie chcesz: s.
Ale moe po prostu mgbym udawa, e go nie ma. Czy chc udawa, e go nie ma, c
mam z nim wsplnego? Nic.
Iga. Gdzie jest Iga?
Wstaj i rozpadam si jak rozbity dzbanek, wic siadam na ku. Chc wody i aspiryny,
wic wstaj znowu, powoli, opierajc si o ciany, id powoli do azienki. Nudnoci, wic
wymiotuj do umywalki. Gowa jakby skrcona w imadle, tpy, rwny bl, pij wod z kranu,
obrzydliwa, ruda, ale jest, wic pij, zjadam dwie ostatnie przedwojenne aspiryny, soiczek
ciskam do umywalki, dzwoni szko w porcelanie, w mojej czaszce dzwoni echem jak igy.
Wypibym kaw, ale nie ma kawy. Woda ciepa? Jest. Wic bior wrzcy dusz, stojc
w wannie, stoj pod wrzc wod i stoj, a skra ponie na czerwono, a potem zimna woda, a
krzycz, tak zimna.

A potem w negliu raczej niechlujnym wychodz do kuchni, a tam jest Iga, krzta si
i z niczego robi niadanie. Marmolada, cienka herbata, kawaek chleba tnie noem na dwoje.
Dzie dobry, Kosteczku mwi, a ja ju wiem.
Dzie dobry, Igo.
Wiem, przypominam sobie: woaem j wczoraj, pragnem jej wczoraj, podaem jej
i pragn i podam dalej.
Zbyt saby jestem, zbyt zmczony, aby si z tym samotnie zmaga: bo Hela, bo Jacek, bo
wszystko, bo nasza wsplna, dobra i za przeszo. Wic mwi, tak po prostu:
Kocham ci, Iga. Pragn ci.
A ona patrzy na mnie, w ogle nie zaskoczona.
Mwie to wczoraj.
Tak.
Mylaam, e to przez alkohol i opium.
Nie.
Wic patrzy dalej, w ogle nie zaskoczona, patrzy bardzo mocno, jakby chciaa mnie tym
spojrzeniem przycisn do ciany, jakby chciaa mnie tym spojrzeniem rozgnie.
Dlaczego to robisz, ajdaku? pyta strasznym gosem, a ja rozumiem.
Tak po prostu, zrozumiae, Kosteczku, zrozumiae, e ona ci kocha. e zawsze ci
kochaa, ale zdoaa wyzwoli si z tych okoww, ale tak, kocha.
Jemy w milczeniu. Nieduo tego jedzenia.
Musz wraca do Jacka mwi Iga.
Kiwam gow, tak, musisz wraca do Jacka, Jacek ci potrzebuje, Jacka musisz
wycign z tej czarnej dziury, w ktrej tonie, kt inny, jeli nie ty, Igo, moe z moj nieudoln
pomoc?
To ja pjd ju, Konstanty. Musz i ju mwi Iga.
Wstaj, eby j odprowadzi do drzwi, i kiedy jestem przy niej, blisko, ona patrzy na
mnie, a ja znam, pamitam to spojrzenie.
Obejmuj j, obejmuj j w talii.
Nie mwi Iga. Prosz, nie.
Powiedziaa mi, e z nikim nigdy nie byo ci tak dobrze jak ze mn, wtedy, na letnisku.
Nad jeziorem.

To byo dawno.
Dwa miesice temu.
Letnisko byo dawno. A te dwa miesice jeszcze dawniej.
Kamaa wtedy?
Milczy przez chwil. W kocu mwi:
Nie.
Wczeniej, przed tym Kobryniem, byli inni, poza mn i Jackiem? wypytuj si gupio.
Nie.
Chcesz mnie teraz? wypytuj dalej, jeszcze gupiej.
Nie chc szepcze.
Jednak nie odpycha mnie.
Cauj j. Nie oddaje pocaunku, ale nie zamyka ust, pozwala mi si caowa. Musi czu
wstrtn wo przetrawionego alkoholu, sama te nim mierdzi, ale nie dbam o to.
Nie rb tego, Konstanty, prosz mwi, kiedy moje donie przez materia sukienki
dotykaj jej poladkw i piersi.
Bior j na rce. Jest lejsza od Heli, Hela ma ciao marmurowe.
Nie mwi Iga. Nie.
Szepcze to swoje nie jak mantr, jak zaklcie. Nios j do sypialni, kad delikatnie na
ku i zaczynam rozpina sukienk.
Nie prosi Iga. Prosz, nie
Cauj j. Obejmuje mnie za szyj, oddaje pocaunek. Cauj dalej, twarz, ucho, szyj,
obojczyk i piersi, ktre obnaam.
Nigdy ci tego nie wybacz, ajdaku. Sam te sobie tego nie wybaczysz szepcze.
Cauj jej piersi, brzuch, jej donie w moich wosach. Rozpinam spodnie.
Nienawidz ci, Konstanty szepcze.
Wracam do jej ust, jednak odwraca ode mnie gow. Zamyka oczy.
Nienawidz ci pacze. I jczy, z rozkoszy jczy. Nienawidz ci, otrze
Kto puka do drzwi.
We mnie co pka, przeamuje si, jakby kto cisn mj odek jak rybi pcherzyk
i jakby prysn z cichym trzaskiem, wic zrywam si z ka i plczc si w spodniach, ktre
podcigam i zapinam, biegn do drzwi. Pukanie nie ustaje, otwieram na dugo acuszka.

Jacek, szary, zamany, zachmaniony Jacek, policzki poronite szczecin wielodniow,


zapadnite.
Ona jest u ciebie? pyta.
Nie kami.
Jake gupio kamiesz. Przecie mogaby by u ciebie, gdyby mu powoli otworzy, Iga
zdyaby si doprowadzi do porzdku. Ale ty wolae skama.
Dlaczego wolae skama? eby odnie ten may tryumf nad Jackiem, pokaza mu, e
nie tylko zbiera po tobie uywane kobiety, Kosteczku, ale rwnie e ma je tylko warunkowo,
o tyle, o ile ty ich nie chciae, to chcesz mu udowodni, w caym tym pamie klsk odnie
przynajmniej jedno mae zwycistwo, c z tego, e nad bezbronnym, najbliszym ci
czowiekiem?
On ci nigdy nie wybaczy, Kosteczku. Nie to, co ja: ja od razu ci wybaczyam, ja ci
wszystko wybaczam, bo moja mio do ciebie, mj miy, nie zna kresu.
Iga! krzyczy Jacek. A potem zaraz do mnie:
Wpuszczaj mnie!
Jakby co wiedzia, jakby si domyla, co tu si rozgrywa!
Bo wie, Kosteczku. Wie.
Wiem, e ona tu jest! skamle Jacek.
Otwieram. Spomidzy guzikw mojego niedopitego rozporka wystaje rbek koszuli
niezapitej. Wida, e ubieraem si w popiechu. Jacek nie wpada do rodka krokiem
rozjuszonego ma, nie jest buhajem, ktry chciaby ukara niewiern on i jej gacha. Jacek jest
zmitym strzpem czowieka, wchodzi do mieszkania jak nawiany przez wiatr li, mikko,
cicho, szeleszczc prawie.
Idzie prosto do sypialni, ja za nim. Iga na ku, przykrya si kocem, nawet nie
prbowaa si ubra, zatuszowa wszystkiego.
Dlaczego go wpuci? pyta.
Bo to mj przyjaciel, mam na kocu jzyka, ale si powstrzymuj i milcz.
Igu, kochana pacze Jacek, osuwa si na kolana u wezgowia ka, przy gowie
Igi kadzie na poduszce swj ciki, zmczony eb.
Iga odwraca si od niego, owija sobie gow kocem.
Dajcie mi spokj mruczy spod tego koca.

Zabieram Jacka do kuchni, siada przy stole, bezsilny.


Spae z ni? pyta.
Nie odpowiadam, zgodnie z prawd przecie.
Nie wierz.
Wzruszam ramionami. Jacek milczy, donie zoy na blacie, czoo opar na tych
zoonych doniach.
Zabierz j do domu, Jacku. I we si w gar.
Ja ci tak nie powiedziaem, kiedy przyszed ebra o morfin.
Nie powiedziae zgadzam si.
Nienawidz ci, Kostek. Chciabym umie ci zabi mwi, nie patrzc na mnie, nie
odrywajc czoa od splecionych doni.
Herbaty ci zrobi odpowiadam.
A gdzie gboko w tobie, Kosteczku, znw pojawia si maleki punkcik czerni, maleka
kropka.
Na kredensie w kuchni stoi konik Jureczka.
I nagle ten drewniany konik wypenia mi wszystko. Drewniany konik, ktry mia jeszcze
drewnianego dygita z drewnianym mieczem, prezent od gruziskiego oficera, zaprzyjanionego
z domem moich teciw. Czy raczej: eks-teciw, w ich pojciu przynajmniej.
Ostatnia wigilia Boego Narodzenia, u nich wanie, i ten oficer z nazwiskiem koczcym
si na -adze, ale nie pamitam, od czego si zaczynao, czarnowsy i w ogle przypominajcy
Ksyka, gdyby tylko Ksyk mia w sobie chocia lad romantycznego polotu. I zachwyt Jureczka
tym konikiem, wydobytym spod kolorowego papieru, i opowieci najpierw mieszn, rosyjsk
polszczyzn, opowieci tego oficera o Gruzji i jej wojowniczych tradycjach, potem wszyscy
przeszli na niemiecki, tak wygodniej, oficer studiowa jeszcze przed pierwsz wojn w Getyndze,
wic po niemiecku opowiadane braterstwo szabli i konia, i walki z Rosj nieco nacigane, ale jak
piknie nacigane, pikny czowiek, do diaba z nim. Emablowa Hel, wzruszaem na te zaloty
ramionami, te patrzy na mnie znaczco, do diaba z teciem, nawet nie prbowaem
rozszyfrowa znacze tych spojrze, czy moe przypomina mi, e prosz, oto kogo takiego
mogaby mie jego crka, czy raczej ostrzega, abym natrta skarci jako, moe chciaby, ebym
si z tym przekltym, piknym Gruzinem bi o jego cruni, siek si szablami o wstp do jej
piczy? Niedoczekanie jego. Czyli jednak prbowaem to spojrzenie rozszyfrowa, tylko nie

rozszyfrowaem.
Konik. Na zielono wymalowane siodeko, nogi przednie i tylne zronite w mocne supy,
pysk durnie umiechnity. Eto dla synoczka kawalierzisti polskiego od kawalierzisti
gruzinskiego eto digit. Z Sakartwelo! I po naszemu, prosie pastwa, na zdrowie: gau-mardos! Do dna!
Ledwie wystaj zza tego konika Jacu, Iga i ich problemy.
Czy chciaby wiedzie, jakie byy dalsze losy tego smutnego Gruzina, ktry na dodatek
bardzo cierpia ze wzgldu na swoje osobliwe preferencje erotyczne, ktre ba si zaspokaja,
i strach ten prbowa tumi seryjnym uwodzeniem matek, ktre nie daway mu zaspokojenia
ani zapomnienia, ani nic poza reputacj, wiwatami kolegw z puku i szeregiem pojedynkw?
Gdyby chcia, mogabym ci o tym opowiedzie, ale czyme jest dla ciebie, Kosteczku, ten
Gruzin, co chocia urodzony w Tyflisie, wychowanym by w Petersburgu, wic zupenie
zruszczonym. Gruzisko wasna bya dla odkryciem rwnie zaskakujcym, jak dla pruskiego
szlachcica Adalberta von Winklera zaskakujcym byo wymylenie siebie od nowa jako
Wojciecha Ktrzyskiego.
Jest dla ciebie nikim. Twarz, mieszn polszczyzn, niczym wicej. Wic c mnie
obchodz jego losy? Tylko ty mnie obchodzisz, Kosteczku. Ale jednak nie tylko ty.
Cztery dni Jureczka nie widziaem. To niedugo. Ale nagle jego brak, z chwil gdy
spojrzaem na tego gruziskiego konika, sta si tak dojmujcy, jakby by synem, ktrego nie
widziaem nigdy. Jakbym wanie min pierwszy przystanek mudnej podry dookoa wiata
i nie mia go zobaczy wczeniej ni za rok albo i duej. Czy to jest tsknota? Nie wiem.
Zdarzao mi si do tskni, kiedy wyjedaem wczeniej na miesic czy duej, cknio mi si
do tych maych rczek, pyzatych policzkw i jasnych lokw, cknio mi si w cigu samotnych
popoudni, kiedy towarzystwo rozchodzio si do pokojw, odsapn nieco przed wieczornym
balem czy inn atrakcj, i siedziao si na biedermeierowskiej otomanie, troch si tsknio do
Heli i do Jureczka, i nawet czasem si telefonowao.
A teraz, teraz to nie tsknota. Teraz to przeraenie, strach o moje dziecko, o tego maego
mnie, o moj krew, e ten may ja zosta bez ojca.
Tak jak ja zostaem bez ojca. Chocia mam ojca. Babym si go Jureczkowi pokaza.
Ale musz si z nim zobaczy, musz go zobaczy czym prdzej, teraz, ju. Nagle wstaj
od stou, Jacek si zrywa, cigle myli, e to chodzi o niego, e to przez niego tak si zerwaem,

ale ja nie dbam teraz o Jacka, nie dbam o kajc w moim maeskim ou Ig, rzucam si
szuka dygita. I szukam, w salonie, w sypialni, wa pod ko, a Iga wystawia gow spod
koca i patrzy na mnie jak na wariata, szukam w szafach, w kuchni, w spiarce nawet i nagle: jest.
W spiarce jest, zajrzaem za puste skrzynki i jest. Dugo szukaem.
Jureczek zgubi go jeszcze przed wojn, jeszcze zanim mnie zmobilizowali i zanim
wyjechaem do Trembowli, dygita ju nie byo i by o niego wielki pacz, musiaem Jureczka
uspokaja, pokazywa mu moj szabl, tatu ma lepsz, ni mia dygit, bo prawdziw, prosz
bardzo, moesz sobie podotyka, a potem pucowanie mosidzu i polerowanej stali, eby odciski
maych rczek nie zostay, a teraz szabla i tak gnije w mokrych gruzach, nie tak daleko od domu,
moe by j znale, ale na Boga, po co mi szabla, po co mi szabla, skoro ju nie mam Jureczka,
eby mu t szabl pokazywa.
Wic mam dygita. Iga i Jacek wodz za mn nierozumiejcymi spojrzeniami, nie
tumacz. Do telefonu. Telefonuj do teciw, licz, e odbierze Hela. Ich telefon nie dziaa,
chocia wczoraj dziaa.
A wic dobrze. Ubieram si pospiesznie, niedbale, zabieram pienidze, dokumenty.
Zabieram dygita i konika do kieszeni.
Wychodz rzucam do Igi i Jacka, ktrych poczyo cakowite niezrozumienie sensu
mojego postpowania.
To dlatego, e cigle prbuj je czyta przez siebie, przez to, czy spaem, czy nie spaem
z Ig, przez mj stosunek do Jacka, jakby to oni byli i musieli by centrum mojego wiata! W tej
chwili nienawidz ich szczerze i mam dosy ich widoku.
Id zobaczy si z Jureczkiem rzucam.
Czy ty zaczyna Jacek.
Co?
No, czy ty Z Niemcami? Ale tak naprawd, tak? Tak naprawd?
Wszystko jest w tym pytaniu, wszystko. Nie wierzy w moj historyjk wallenrodyczn,
w historyjk o Witkowskim. I wszystko jest w tym pytaniu, wszystko. To jak mnie broni przed
ajdakami, co jeszcze w gimnazjum nazywali mnie Szwabem, jak razem bilimy si z tymi, co
omielali si odmawia mi polskoci, to za modu. Ale wszystko to, co pniej rwnie: te
dojrzae ju, dorose rozmowy, jego inteligentn ciekawo moich korzeni, pozna moj matk,
wiele mwilimy o moim ojcu i w ogle o Strachwitzach, o ktrych rozmawiaem zawsze jak

o jakim zupenie obcym mi rodzie, pod kadym wzgldem obcym, nigdy nie mylaem o sobie
jako o Strachwitzu, nosz nazwisko mojej matki i ono odpowiada stanowi faktycznemu, jestem
Willemann i nazywam si Willemann. Nie jestem Strachwitz. I to te jest w tym pytaniu. Ja
siebie pytam, kto mu powiedzia, najpewniej Salome, bo kto inny, ale to teraz niewane. Oto
prosz, czyby wszyscy, z ktrymi Jacu zrywa znajomo, bo odmawiali mi polskoci, jakby ta
moja polsko bya jednoczenie honorem ultymatywnym i warunkiem koniecznym mego
czowieczestwa, a teraz, czyby wszyscy ci oszczercy i gupcy mieli racj? Oto Willemann
nagle potwierdza wszystkie te oskarenia, na ktre Jacek wczeniej puka si w czoo. Ale mao
tego: oto Willemann, ktrego Jacek Rostaski ma za przyjaciela, nagle okazuje si maym
ajdakiem. Oportunist. Oto kiedy to tylko zaczyna si opaca, zdradza swoj przybran
ojczyzn, nie baczc na wietlany przykad wielu innych Polakw niemieckiego pochodzenia,
ktrzy wykazuj si jake dzieln, wybitnie niezomn postaw od pierwszych dni wrzenia. A tu
Kostek doczy do gnid..
I Jacek, oczywicie, czuje si tym osobicie dotknity. To nie rzecz tylko w tym, czy ja,
Kostek, okazaem si kanali, rzecz w tym, e zbrukaem tym jego, bo on ofiarowa mi swoj
przyja, a kim jest teraz, przyjacielem kanalii?
Wic powinienem wytumaczy. Przecie jemu akurat mog. Powinienem usi,
przecie nigdzie mi si nie spieszy, usi i mwi mu o Wallenrodzie, mwi mu, przekonywa,
a uwierzy, i jednoczenie wciga go do organizacji, zabra go za frak i zaprowadzi na plac
Zbawiciela, do ubieskiej, zapozna z Inynierem, wcign do tej roboty, uciskaby mnie,
wycaowa, pomogoby mu to odrzuci melancholi, moe i przestaby si zadrcza, czy spaem
teraz z jego Ig, bo Jacek przecie musi czu si potrzebnym, koniecznym, i jeli tylko takim by
si poczu, to mgby jeli nie wybaczy, to przynajmniej wszystko zapomnie.
Ale nie. Nie zrobi tego. Bo on to powinien wiedzie. Jeli jego przyja jeli nasza
przyja bya prawdziw, to nie powinien mie adnych wtpliwoci, powinien wiedzie od razu,
e nie mgbym tak postpi, bo powinien mnie zna na tyle. Powinien wiedzie, jakim potrafi
by ajdakiem, przecie zwierzaem mu si ze wszystkich moich awanturek z kurwami, a jakim
ajdakiem na pewno bym nie by, jakiego ajdactwa w moim sercu nie ma. Powinien raczej
zapyta: jaki to ma sens, e udajesz Niemca. Powinien mi wierzy, w Witkowskiego powinien
wierzy i w Wallenroda.
A on nie wierzy. Wic dobrze.

Wynocie si, oboje mwi lodowatym tonem. Jak wrc, ma was tu nie by.
Wychodz, trzaskam wasnymi drzwiami, schodz na Madaliskiego i dalej, na Puawsk.
Poszedbym do Lardellego na kaw, eby jako zabi reszt kaca, ale boj si spojrze, wic nie
id. Pogoda poda, ale nie pada. A w zeszym roku o tej porze byo jeszcze babie lato, ciepo jak
w czerwcu.
Na Podwale, gdzie mieszka te, pjd piechot, chc si uspokoi, pozbiera myli. Po
drodze widz na Chmielnej midzy rozwalonymi kamienicami paskudnie wymalowany szyldzik:
jadodajnia W oficynie. Wchodz w bram, jest. Tu nikt mnie nie zna, na pewno. Lada, za lad
babsko bardzo grubo ciosane sieka cebul. W lokalu pachnie ordynarn zup. Zupskiem. Nie
bd tego jad.
Jest kawa?
Ni ma odpowiada babsko.
Mam dolary.
Patrzy na mnie rozbawiona.
No za dulary si znajdzie.
Pac paskarsk cen i po chwili dostaj kaw w blaszanym kubku, od ktrego
gdzieniegdzie poodpryskiwaa emalia. Kawa zaskakujco smaczna, chocia z rk baby
przenis si do napoju, albo przynajmniej na kubek, ledwo uchwytny zapach cebuli i kapusty.
Siadam przy brudnym stoliku, krzeso si chwieje, blat klei mi si do rk. Pij.
Starzyski i ten Niemiec u niego ogaszaj, eby si na zim z Warszawy wynie, kto
ma krewnych albo znajomych na wsi zagaduje babsko, nie przerywajc swojego siekania.
Wzruszam ramionami, ale jej to wystarcza.
Sam niech si wyniesie, mdrala jeden z drugim. Ju widz, jak si te krewne uciesz,
jak im si warszawskie goodupce na zimowe wywczasy zjad gada dalej, ni to do mnie, ni do
siebie.
Nie odpowiadam.
A wgiel po dziesi zotych za pidziesit kilo. Kogo na to sta, panie?
Niemcw odpowiadam nagle ku wasnemu zdziwieniu.
No wanie. Ale podobno maj za dwa czterdzieci sprzedawa w Zrzeszeniu.
To dobrze godz si potulnie.
Ale tylko po pidziesit kilo na mieszkanie. Widzisz pan?

Potakuj posusznie, dopijam kaw, wstaj i ruszam ku drzwiom. Kiedy mam ju


wychodzi, babsko nagle odrywa si od cebuli i zagaduje:
Pan bye na wojnie?
Wzruszam ramionami.
No powiedz pan. Bye pan czy nie?
Byem.
Oficyjer?
Rezerwy.
Milczy przez chwil, przypatruje mi si, jakby chciaa przyapa mnie na jakim
kamstwie.
Panie oficyjer, czemu mymy t wojn przegrali?
Nie wiem.
Mj Jerzyk nie wrci jeszcze. W uanach by.
Ktry puk? pytam, eby stworzy iluzj yczliwoci. Pomocnoci.
A bo ja to wiem, ktry puk. Uan. W mundurku licznie wyglda, jak malowany.
M?
Syneczek, jedyny. Ojciec jego nie yje, odumar mnie, kanalia, bo pi. A chopak
dziewitnacie lat, pikny, silny, oglday si za nim, e ho! Ile on tych panien tam popsu ju, to
dugo by gada, chwat mj. A one kurwy.
Kiwam gow z podziwem, baba przyjmuje mj podziw.
Kurwy. A on wrci jeszcze mwi, bo polubiem tego jej chwackiego Jerzyka.
Nie wrci. Sen miaam.
Kiwam gow.
Do widzenia mwi.
Kobiecisko bez sowa wraca do cebuli, wychodz, troch oszoomiony tym Jerzykiem.
A dlaczego Jerzykiem, o ktrym wiem wszystko, bo od tego jestem, aby wszystko
wiedzie, a nie tymi wszystkimi, ktrych mier widziae, czemu nie Hawrylukiem, zabitym
w Warszawie przy szturmie, maa dziurka w czole, czemu nie grubym, pyskatym Bocig, ktry
znikn w wybuchu bomby, czemu nie mylisz o nich? Ich mier widziae, resztki Bocigi
stare ze swojego hemu francuskiego, krwawy ochap zmieszany z tkanin munduru i jakim
parcianym paskiem, czemu nie jego mier ci przeladuje?

Albo tego Niemca, ktrego wydaje ci si, e zabie, a nie zabie, wic wcale wtedy
Inynierowi nie kama, kiedy mwi, e nikogo nie zabie na wojnie, bo nie zabie zabi go
rudy Kowalczyk, strzelalicie obaj, ty spudowa, a Kowalczykowi nie zaleao, wic chocia
wiedzia, e to on trafi, to pogratulowa tobie, dosta go pan, panie poruczniku! Potem nawet
sobie tego Niemca obejrzae, starszy by od ciebie, szarozielona kurtka, szare spodnie, krwawa
pier, rozbita kul lornetka na tej piersi.
A teraz idziesz sobie Marszakowsk i martwi ci Jerzyk, co nie wraca z wojny, a matce
si nio, e zabity.
Wic martwi mnie ten Jerzyk, co nie wraca z wojny.
Zgwacona Warszawa ju mniej drani, przywykem. Czy gdyby mi on zgwacili,
gdyby w jej brzuchu nie moje dziecko pczniao, te bym przywyk?
Gdyby tylko mg mnie usysze, to chtnie odpowiedziaabym ci na to pytanie, gupi
Kosteczku. Ale nie moesz, nie moesz Jeszcze nie moesz. Jeszcze nie czas, by mnie sysza,
mj miy.
Wic idziesz dalej, Marszakowsk, idziesz powoli, jakby spacerowa, obok szarozielone
mundury pdz ydkw do roboty i wcale ci ich nie al jako specjalnie, ani ydkw, ani
poganiaczy, bo i samego siebie nie byoby ci al, gdyby to ciebie pdzili, ani gdyby to ty pdzi.
Trzs si pejsy i brody czarne i rude, pewnie pierwszy raz wezm si do fizycznej roboty
chaaciarze. Naprawiaj torowisko zniszczone, rozkopane, siuj si z omami i kilofami.
Nieudolnie, niezgrabnie, adnych mini. Widzisz tych wszystkich handeesw i ich cienkie
rczki, przywyke do liczenia dularw i dyjamentw, do procentw, udziaw i ofrankowa, jak
dostaj taczk i opat i daleje sprzta ruiny, w ktrych jeszcze niedawno strzelae si
z Niemcami. Daleje prostowa tory, niech Herr Willemann pojedzie sobie znowu tramwajem.
Problem nadreprezentacji ydw. Czy to jest polska gazeta? Ano tak, zapomnielimy,
panie redaktorze, e interesy Polski nie s u pana na pierwszym miejscu, pisze stary Peszkowski
do Prosto z Mostu jeszcze w lipcu 1939, obok reklamy zbirek na FON i gramofonw,
z przodu Mosdorf, obok Dobraczyski, wszystko dzielni, mocni ludzie, a jednoczenie tak
aonie jojczcy jest ich ten antysemityzm. Hitlerowcy s lepsi. Hitlerowcy nie pacz, e ydzi
zabrali im wszystkie gazety, hitlerowcy ydom zabrali wszystkie gazety.
Ale moe wcale nie s lepsi, z tym ich caym Horstem Wesselem, co to niby zosta ofiar,
te jojcz, z tym caym Dolchstossem, Gustloffem i tym podobnymi. Wielka wojna jojczcych.

O, jakie krzywdy nam si dziej!


I przecie zawsze mnie to brzydzio, ten zawodowy antysemityzm Peszkowskiego, nie na
tle rasowym, ale kulturowym i ekonomicznym rozwijany, jak ju, to wolabym antysemityzm
krwi, ktry odwouje si przynajmniej do jakiej metafizycznej rzeczywistoci, a nie do bojkotw
ydowskich sklepikarzy. I przyjaniem si przecie z ydami, w moim rodowisku nie sposb
byoby nie przyjani si z ydami, wystarczyo spojrze, ilu obrzezanych siedziao na grce
w Ziemiaskiej. mieszna sprawa to wszystko, mieszna.
A potem nagle stajesz przed domem na ulicy Podwale, numer 21, dom czysta moderna,
funkcjonalizm, ale bez luksusw jak u ciebie na Madaliskiego i bez smaku i bez wyrafinowania,
endek poznaski i oszczdny mieszkanie kupi skromne, patrzysz w ich okna i tak, za t szyb
jest twj Jureczek, ktrego tak bardzo pragniesz uciska, ucaowa w pyzate policzki, pogadzi
po biaej gwce i powiedzie, e tatu kocha, tatu teraz bdzie rzadziej widywa, ale przyniesie
przecie prezenty, wszystko przyniesie.
Bdzie dobrze, bdzie dobrze, nie martw si niczym, nie trzeba si martwi.
Brama, schody, ju s. Bilet wsunity w uchwycik na drzwiach. Karteluszek kremowy.
Bilet wsplny. Opiewa na Czesawostwo Peszkowscy, jak zwykle. I jake celnie oddaje
niewidzialno twojej teciowej, kobiety, ktrej nie ma, ktra nawet nie tyle kryje si w cieniu
ma, lecz jest do niego milczcym, skromnym dodatkiem. Jak parasol czy kapelusz. Bardzo jest
szczliw w swoim znikniciu. Przez to, e jej nie ma, nie musi martwi si wojn, twoj zdrad
martwi si nie musi, Kosteczku, niczym w ogle.
Wpatrujesz si gupio w ten bilet i nawet odruchowo dotykasz kieszeni marynarki, aby
sprawdzi, czy masz tam swj wizytownik z biletami, aby zostawi, gdyby pastwa nie byo
w domu, i masz, jest, ale komu by zostawi? Mona zagi rg na znak, e by osobicie,
i wsun pod drzwiami. I bilety s, tkwi tam od przed wojny, kiedy je ostatnio wyciga?
W sierpniu. I nie sigasz przecie po nie i w zasadzie masz nawet pewno, mj miy, e ju nie
signiesz. Wojna uniewania bilety wizytowe.
Pukasz. Pukasz jeszcze raz. I jest ci otworzone, te otwiera drzwi i nie wierzy wasnym
oczom, ale tak, to ty, to nikt inny, tylko mj Kosteczek do ciebie przyszed, ty ywa klsko
ludzka, martwa za ycia, tpa, gupio samozadowolona ludzka bestio.
Mija chwila, zanim zdoa znale odpowiednie sowa.
Bezczelno! udaje mu si w kocu co wydusi.

Chce zatrzasn ci drzwi przed nosem, ale w szpar wtykasz but.


Chc zobaczy Jureczka!
Precz, zdrajco! warczy te.
Hela! krzyczysz za jego plecy. Hela! Chc tylko zobaczy Jureczka! Jestem jego
ojcem!
Na pewno ci syszy.
Wyno si, ajdaku! ryczy poznaski te. Jureczek nie ma ojca! Mia, ale teraz nie
ma!
Prbuje wykopa twoj nog spomidzy drzwi i framugi, co ci rozwciecza, bo atwo ci
rozwcieczy, wic napierasz na drzwi barkiem, acuszek pka i stoj ju otworem.
Jurek! krzycz. Jureczku!
Tatu! odpowiada ci z gbi mieszkania. Tatusiu! Tu jestem!
Gos Jureczka wybuchn mi w brzuchu, w piersiach, jak granat.
Te stoi w korytarzu. Gdyby mia bro, dawno by mnie zastrzeli, widz to w jego
oczach.
Nie zastrzeliby, ale rozumiem, e tak mylisz. W kocu nie jeste mdry.
Ani kroku syczy te. Bo zabij!
Chc zobaczy mojego syna odpowiadam gupio.
Mamusia mnie nie pusca do ciebie, tatu! krzyczy zza drzwi Jureczek.
Hela! krzycz ja.
A te stoi przede mn i jest nastroszony niczym wcieky pies, endecko-poznaska
morda zmarszczona we wstrtnym grymasie.
Pies ci jeba, staruchu, id! Prbuj go omin, kiedy on nagle wali mnie w eb lewym
sierpowym i trafia w sam szczk.
Trafia na dodatek tak celnie, e z miejsca ci zamroczyo, Kosteczku, i stracie
przytomno. Po prostu zawodowy knock-out.
Hela wybiega z pokoju i krzyczy do swojego ojca, krzyczy, eby ci ratowa, krzyczy
gupio, a stary Peszkowski nagle wezbra fizycznie, wezbra jako mczyzna, mimo
szedziesitki na karku, nagle wzbiera w nim sia, jak ju dawno nie wezbraa i jak ju nigdy nie
wzbierze (o czym on jeszcze nie wie, ale ja wiem) i chwyta ci nieprzytomnego za konierz, na
twojej kochanej szczce, Kosteczku, kwitnie wielki krwiak, przysaniajc szarote lady sprzed

omiu dni.
A stary Peszkowski cignie ci i od tego cignicia odzyskujesz przytomno, chocia
dalej zamroczony, odzyskujesz j po to tylko, aby nie poama si zupenie, kiedy stary
Peszkowski cakiem zwyczajnie spuszcza ci ze schodw.
Staczasz si z hukiem, Kosteczku, biedaku, i syszysz pacz Jureczka i krzyki Heli, Hela
zbiega za tob, pacze.
Kostek, Kosteczku nic ci si nie stao?
Precz! warcz, plujc krwi. Zabij go!
Musisz zrozumie, kochany szepcze przez zy. Zrozum, nie mog mu powiedzie
prawdy, tatu nie potrafi dotrzyma tajemnicy, zrozum
Odpycham j. Szczka pulsuje rwcym blem, w caym ciele pulsuje adrenalina, szarpie
mn caym.
To nie adrenalina tob szarpie, nie tylko adrenalina. To ja tob potrzsam, aby sta si
tob, jakiego kocham, aby sta si znowu mocnym, silnym mczyzn, ktry jest takim, jakim
by powinien. Takim, jakim ty nie jeste.
Pon wic z wciekoci, wcieko we mnie pulsuje, ale nie pjd przecie tuc starego
Peszkowskiego ani nie pjd go przeprasza i tumaczy, kim naprawd jestem.
I nagle co przejmuje mnie przeraeniem, bo wiem, e to wanie zrobi, e do tego
cignie mnie ta moja wcieko, cignie i zacignie.
Odpycham wic Hel, zrywam si ze schodw, ocierajc krew z nosa chusteczk,
wybiegam na ulic i biegn dalej, robic z siebie oczywicie widowisko, bo chustka przy nosie
zakrwawiona, a ja lec jak na skrzydach, Miodowa i jej drce ruiny, paac biskupi, paac
Teppera, rozwalone, spalone kamienice przy Senatorskiej, plac Teatralny, Bogusawski na cokole
w gupim fraku, smutny i ndzny, Oaza zamknita, nie ma ju stekw w grill roomie, biegn cay
czas, ludzie patrz na mnie jak na szaleca, jaki policjant w granatowym mundurze gwide, ale
nie sucham go, biegn dalej, a jemu nie chce si biec za mn i ju, ju jestem, Fredry, kamienica
Wawelberga i Klub Niemiecki.
Dobrze, Kosteczku, dobrze, jeste smokiem. Jeste tygrysem. yj jak smok. yj jak
tygrys. Dobrze.
W korytarzu pusto, nikt nie aplikowa na Niemca. Moe przyszedem poza godzinami
urzdowania. Na fotelu drzema, pochrapujc, jaki zabiedzony czowieczyna w wytartym

garniturze i z nowiutk opask na ramieniu, czerwon ognicie i z pogask swastyk w biaym


kole.
Entschuldigung Pchnem go w rami.
Naturalnie, panie profesorze, naturalnie przemwi po polsku do wasnego snu
i budzi si przez chwil, zaaferowany, tar oczka w oprawie z pomarszczonej skry, w kocu
mnie dojrza.
Gdzie znajd pani Willemann? zapytaem po polsku.
Pan wejdzie po schodach, na pitro, tam s biura.
Wszedem. Wszede, sdzie nawet, e moe od tego wchodzenia po schodach,
zbliania si do matki, wcieko ci minie, ale nie mina. Mylae, e si wycofasz, ale si nie
wycofae. Wszede bez pukania. Biedaku.
Matka za biurkiem. W lewej doni papieros, w prawej piro, wpisuje co na kartkach
zeszytu podzielonych na tabele. Przy oknie, tyem do ciebie, stoi wysoki, potny mczyzna
w czarnym stressemannie.
Matko, ja potrzebuj oni zacze od progu bezadnie.
Uniosa wzrok znad kartki.
Konstanty. Wyjd, zamknij za sob drzwi i wejd jak naley.
Orlica zasyczaa gadzio, sztywny prcik jzyka midzy ostrymi krawdziami dzioba.
Orlica bije skrzydami, straszne pazury dr sukno, ktrym wyoony jest blat biurka. Tygrys
kadzie po sobie uszy i wycofuje si powoli, bijc ogonem o podog i framugi drzwi.
Smok peznie midzy tygrysimi apami, uski ocieraj si o rud sier, wychodzisz.
Zamykasz drzwi za sob, posusznie, ocierasz twarz z krwi, porzdkujesz ubranie,
nastpnie pukasz.
Herein[56] syszysz gos matki.
Wchodzisz, jakby tym gosem wprowadzaa ci na powrozie. Tygrys i smok zostaj na
zewntrz. Kaniasz si jak naley.
Erlauben Sie, dass ich vorstelle: mein Sohn Konstantin[57]. matka dokonuje naleytej
prezentacji.
Mczyzn przy oknie gdzie ju widziae. Matka oczywicie ci go nie przedstawi, to
wykluczone, bo to jaka znaczna persona.
Kaniasz si do gboko. Postawny, ponury mczyzna podchodzi do ciebie i wyciga

do do ucisku.
Ich habe viel von Ihnen gehrt[58].
Poniewa z sytuacji jasno wynika, e o swoim rozmwcy musiae sysze, nie
odpowiadasz tym samym I nagle widzisz, e jest gboko zaenowany obrzydliwym popisem
twojej matki, tym strofowaniem dorosego mczyzny przy obcych. Ty te jeste tym
zaenowany. Chciaby znale z tym postawnym mczyzn jak ni porozumienia, chociaby
dlatego, e i jego, i ciebie enuje zachowanie twojej matki. Ale nie znajdziesz.
I przez jego zaenowanie zachowaniem mojej matki, dopiero przez jego spojrzenie pene
litoci i pogardy, dopiero przez to budzi si w tobie sprzeciw, Kosteczku.
Zu unseren Angelegenheiten kommen wir spter zurck, Frau Willemann. Auf
Wiedersehen[59] mwi, kaniajc si mojej matce.
Auf Wiedersehen, Herr von Moltke.
I nagle wiesz. Ju wiesz. Twarz znasz ze zdj, z gazet, hrabia Hans-Adolf von Moltke.
Niemiecki ambasador w Warszawie, jego wyjazd dziesitego sierpnia zapowiada wojn.
Twoja matka w niemieckim mundurze patrzy na ciebie zimno, usta zacinite w cienk,
bia lini. Ale w rodku mogaby wywija z radoci houbce. Oto po raz kolejny udao jej si
zaprezentowa jej koneksje i wadz tobie, ktry jeste jej jedyn ambicj, jedynym
zainteresowaniem, jedynym celem jej ycia. Oto upokorzya ci, a ty przyje to upokorzenie
potulnie, a to znaczy, e wdzido midzy twoimi zbami trzyma si pewnie.
Wic teraz, skoro ju ma ci pewnie na wodzy, teraz naley ci si pieszczota.
Wiesz, kto to by? pyta na wszelki wypadek. Mimo e wymienia nazwisko. Jakby
miaa ci za idiot, Kosteczku. W pewnym sensie ma ci za idiot, dlatego przewiduje dla ciebie
najwysz karier, ktra bdzie jej karier, najwiksze zaszczyty.
Wiem odpowiadasz.
Czego chciae?
Czego chciae? Chciae policjantw w szarych kurtkach, z karabinami, chciae zabra
ich ze sob na ulic Podwale, wej z hukiem do mieszkania starego Peszkowskiego, krzycze:
Hnde hoch! i zabra twojego syna. I zobaczy klsk eugenika-higienisty. Sabszy gatunek
ludzki

przegrywa

z silniejszym.

Wszystko

licznie

eugenicznie

higienicznie.

Bach

Peszkowskiego kolb w endecki eb, Lebensraum, poprawi to, co niedorozbite, Drang nach
Osten.

Tego chciae. Tego chciaa twoja wcieko. Albo chocia pistoletu, eby wej tam,
wyway drzwi, zaszachowa broni i zabra Jureczka.
Ale odszed tygrys i odszed smok.
Jeste sam, przed obliczem twojej matki, nie ma ju przy tobie ani w tobie nawet
odrobiny smoka ni tygrysa, jeste sam. Orlica przegnaa smoka i tygrysa.
Mw, Kostek, mw, o co chodzio syczy do ciebie, sztywny, wski jzyk midzy
ostrymi krawdziami tego dzioba.
Wyrzuci mnie zrzuci ze schodw.
To widz. Kto?
Peszkowski. Stary Peszkowski. Chciaem zobaczy Jureczka.
Patrzy na ciebie z pogard. Patrzy na mnie z mioci. Patrzy na ciebie z mioci. Patrzy
na mnie z pogard. Kocha ci, bo tob gardzi. Gardzi, bo kocha. Jestem jej synem. Jeste ni.
Jestem ni. Jeste jej synem. Kim jeste?
Jeste strzpem na wietrze. Jeste zlepkiem komrek. Jeste zmielonym przez jej
spojrzenie, jeste na wp czowiekiem, a na wp pustk, a kiedy patrzy na ciebie, to bardziej ci
nie ma, ni jeste. Jeste kawakiem misa posiekanym jej czekami, jej pienidzmi, jeste
wrakiem, toczonym przez jej spojrzenia, raczej nie jeste, ni jeste.
Krgi na wodzie.
Dlaczego ci kocha? Czy mnie kocha? Co to znaczy, kiedy ona kocha? Jak kocha? Kiedy
ona kocha, to posiada, i ciebie posiada, Kosteczku, posiada, jak posiadaa tych wszystkich
mczyzn, modego psychiatr i twojego ojca, a twojego ojca porzucia, bo ju go nie
potrzebowaa, i ciebie te porzuci, kiedy uzna, e potrzebuje zastpcy, a przecie znajdzie
zastpc.
Czego nie widziae, kiedy twj ojciec wrci z wojny, czego nie rozumiae i nie
rozumiesz, ale wnet zrozumiesz, to powodu, dla ktrego go wygnaa. Wygnaa go, bo nie tylko
twarz twojego ojca bya okaleczon.
Nie powiedzia jej, odkrya to sama. Mimo jego wtych protestw, wtych jak cay on
by zawsze wtym, chciaa od niego zaspokojenia. A wtym by tak, jak wtymi wewntrznie,
przy caej zewntrznej sile, byli wszyscy jej mczyni, i jak ty jeste wtym.
Chocia ty nawet zewntrznej siy nie posiadasz, jeste wty wewntrznie i zewntrznie,
bo jeste jej synem, nie kochankiem.

A od twojego ojca Baldura chciaa zaspokojenia. Nie brzydzia si jego okaleczonej


twarzy, nie brzydziy jej zy, bandae, drce donie, nocny skowyt i szloch. Brzydzioby j to,
gdyby wrci zamany wojn, ale wiedziaa: Baldur nie paka ze strachu ani z alu za utracon
modoci, ani z nienawici do tej strasznej wojny, Baldur paka z nienawici do klski swojej,
Niemiec i cesarza. Kaiser by Baldurowi bliszy i droszy ni wasne ciao i wasny strach,
Niemcy byy czci Baldura jak rami czy ledziona, tylko o wiele waniejsz. Baldur by fal,
rozchodzc si w eterze Niemiec, tak widzia sam siebie. Te Niemcy wanie poddaway si
haniebnie, a Baldur nie wiedzia wiele o sytuacji Niemiec, a tego, co wiedzia, nie rozumia, bo
przecie twj ojciec Baldur, Kosteczku, by tylko gupim oficerem kawalerii, nikim wicej.
I dlatego paka. Nie z alu: paka z nienawici. Chcia walczy, chcia zabija, a nie mg.
Orlica to wiedziaa i ten pacz j porywa, ten pacz j uskrzydla i chciaa, aby posiad j
ten mczyzna okaleczony, ale niepokonany, chciaa, eby j posiad, aby od tajemnej energii jej
ciaa wyzdrowia i poszed znowu walczy.
A on wtedy przez chwil sdzi, e Katherine Willemann kocha go naprawd, kocha
prawdziwie i wanie jego, i myla przez chwil, e dla jej mioci nic nie moe by i nie bdzie
przeszkod, wic pomg jej rozpi guziczki wysokiej, wiktoriaskiej sukni.
A potem ona signa do jego piamy i odkrya krajobraz po strasznej bitwie. Po dziwnej
bitwie.
Rittemeister Strachwitz nie wiedzia, kto go pokona. Dugo nie wiedzia nawet, e zosta
pokonany. Peni spieszon sub infanterzysty, landsera, zwyczajnie, w okopie. adnych szar
do wskazywania paaszem. Lornetka, ze spojrzenia onierzy, wilgo. Gadanie o pizdach,
dupach i cycach. Sznaps. Czytanie wierszy, Rilke, Verlaine po francusku, William Blake,
z ktrego niewiele albo nawet nic nie rozumia. Czytanie listw z domu, z ktrych niewiele albo
nawet nic nie rozumia. Czytanie rozkazw dziennych, z ktrych na pewno nie rozumia nic.
I pewnego razu naoy hem i wyszed ze schronu, by przej si zygzakowat, dug transzej
ku wysunitej w pole pikiecie.
Ten, kto pokona Strachwitza, kanonier Spivet, ktry dojrzewa w rozbrzmiewajcych
muzyk pijackich bjek slumsach Londynu, rwnie nie wiedzia, e pokona kogokolwiek,
odpalajc nabj w komorze omiocalowej haubicy, a bya to pierwsza salwa przygotowania
artyleryjskiego, nie wiedzia o tym obserwator artyleryjski, ktry potem przez polowy telefon
podawa poprawk, nie wiedzia dowdca baterii, nie wiedzia kierowca gsienicowego cignika

marki Holt, ktry zacign haubic na pozycje bojowe, i w ogle nikt o tej klsce i zwycistwie
nie wiedzia, pocisk kalibru 203 mm wytrysn z lufy, ktra kiedy pywaa na okrcie, przelecia
swoje pi mil, bo tyle mia do przelecenia, uderzy w ziemi, bo taki by jego los, i eksplodowa,
bo takie byo jego przeznaczenie, a podmuch wyszarpn szczupego oficera uanw
z odeskowanej transzei i wyrzuci w powietrze, may fragment tego pocisku zrzuci mu hem
stalowy i pozbawi przytomnoci i twarzy. Grawitacja niedelikatnie cisna chopice ciao
w szarym mundurze na zasieki, na ktrych spoczo w pozie a nadto dramatycznej. Gdyby by
w pobliu fotograf, gotowy uwieczni ciao Baldura na kliszy, fotograf obdarzony talentem na
przykad Endre Friedmanna, znanego jako Robert Capa, tylko od niego starszy, to jeszcze wiele
lat pniej zdjcie takie mogoby obrazowa groz wojny: szczupy, szary uan rozpity na drucie
kolczastym jak zapomniana marionetka, jasne wosy zmieszane z krwi, ramiona rozrzucone,
zwisajca kabura z pistoletem jak metafora kto mieczem wojuje. Ale fotografa tam nie byo.
Tak Baldur straci twarz i nie zyska sawy.
I to nie by koniec tej klski, bo niedugo pniej na nieprzytomne ciao Baldura spad
pat biaego fosforu. Wiele ich spado w okolicy. Ten spad i przyklei si do brzucha i krocza
i nie zbudzi Baldura, ponc, i to niczyje zwycistwo nad niewiadomym swojej klski byoby
cakowite, gdyby do Strachwitza nie dotar na czas Snitatssoldat rodem z Poznania, ktry
uratowa mu niepotrzebnie ycie, za co Baldur nigdy nie by mu wdziczny: ani wtedy, bo by
nieprzytomny i nie mg czu wdzicznoci, ani pniej, kiedy przytomno odzyska i tym
bardziej do wdzicznoci nie by zdolny, bo zdolny by tylko krzycze, ani jeszcze pniej, kiedy
ju nie krzycza, a zdolny by ju tylko do nienawici.
Sanitariusz zna si na biaym fosforze: zdrapa go z Baldura, zdar ostrzem dugiego
bagnetu. Zdj chudego rotmistrza z drutw i zabra na tyy, a podr tam bya duga. W szpitalu
ycie Baldurowi uratowa Stabsartz nazwiskiem Zweig. Najpierw jak umia zaj si twarz.
Gdyby zajmowa si tym specjalista od chirurgii, ktra wtedy nie nazywaa si jeszcze
plastyczn, deformacje gowy Strachwitza nie byyby tak potworne; jednak takich specjalistw
w caej Rzeszy byo wtedy niewielu i akurat aden z nich nie znajdowa si w polowym szpitalu
na froncie zachodnim, bo mieli lepsze rzeczy do roboty ni znajdowanie si w polowych
szpitalach na froncie zachodnim. Nie mwic ju o wschodnim.
Kiedy Zweig gow uzna za zaatwion, dusz chwil powici innym rannym, potem
wrci do Baldura i zaj si poparzeniami trzeciego stopnia na brzuchu i w kroczu, co nie byo

zgodne z sztuk, bo twarz przecie goi si wietnie, a okolice krocza goj si bardzo le, dlatego
pierwsze powinny byy zosta zaopatrzone. Zweig nie by jednak dobrym lekarzem. By
kiepskim lekarzem. Usuwa punktowo zwglon tkank i przy pomocy ponurego Snitatssoldata
opatrywa i oczyszcza reszt oparze. Nie zastanawia si, jak wielk strat bdzie dla
Strachwitza utrata czonka, bo gdyby si nad czym takim zastanawia, to nawet wdka nie
uratowaaby go przed szalestwem. Przez trzy sekundy zastanawia si, czy penisa nie da si
uratowa, tak samo jak prbowaby to zrobi z dowoln przydatn czci ciaa i po trzech
sekundach wanie podj decyzj, e si nie da, amputowa go wic u samej nasady, zrcznie
wypreparowujc cewk moczow na zewntrz i nastpnie przez dwie sekundy czu nawet du
dum ze zrcznoci i precyzji, z jak dokona tej nieatwej przecie operacji.
Chuja byoby szkoda, ale kalece z tak mord to nawet ydowska kurwa za pienidze
nie da zaartowa wesoo Snitatssoldat, ktry by z Poznania i nienawidzi Niemcw i cieszy
si, kiedy dziaa im si krzywda, bo te niemao od Niemcw wycierpia upokorze. Jednak
Stabsartz nie zna polskiego, wic sanitariusz sam musia cieszy si swoim artem i cieszy si
niezbyt dugo, bo dwie godziny pniej z karabinu maszynowego zastrzelili go Anglicy, ale
przynajmniej umar rozbawiony. Zweig cieszyby si chtnie artem Snitatssoldata, bo chocia
sam by ydem, to ydowskich kurew nie ceni, poniewa czsto byway pyskate, najbardziej
lubi pokorniejsze Sowianki. W latach trzydziestych wyjecha do Nowego Jorku i tam si
wzbogaci, rozpi i oeni z szar Ukraink, spodzi maego szarego ydo-Ukraica, po czym
umar, bo ona otrua go arszenikiem, nie mogc ju znie bicia. Ale c ma wsplnego z tob
ta historia, Kosteczku, poza czonkiem, ktrym ci dziewi lat wczeniej poczto, a ktry,
zwglony, ojciec twj utraci?
Nic. Nigdy pniej los twj nie przeci si z nikim, kto miaby cokolwiek wsplnego
z Stabsartzem Zweigiem, ani z jego ukraisk on, ani z ydo-ukraiskim synem, ani
z Snitatssoldatem z Poznania, ktrego nazwiska nie mam ochoty wymienia. Wic nic, poza
amputacj prcia Rittemeistera Baldura Strachwitza. I wszystko: bo oni wszyscy i ty sam i twj
ojciec i wszyscy ludzie i cae wasze ycia i ycia waszych przodkw i mapoludw i potomkw
waszych, wszyscy ukadacie si w mozaik z drobniutkich, kolorowych kamykw i nikt, nawet
ja, nie stoi od tej mozaiki do daleko, aby spojrzeniem obj j ca, aby wtedy zrozumie jej
rytm, porzdek i pikno, ktre z nich wynika. Nikt albo prawie nikt.
Bo jaki porzdek, rytm i wynikajce z nich pikno s bez wtpienia w tym ostatecznym,

wielkim dziele sztuki.


Zwglony penis, ktry czy ciebie, mj kamyku, z tamtymi kamykami, spocz w kuble
razem z rnymi czciami rnych ludzi, ywych i martwych: byy tam rce dwch sierantw,
ktrzy i tak umarli pod noem, ale przynajmniej umarli bezrcy, bya noga kapitana piechoty,
dolna szczka Landsera Mazura, palce gupiego hanowerczyka, ktry bawi si granatem i trzeba
byo mu te palce obci, byo kilka stp, w tym dwie obute, a na wierzchu spocz upieczony
czonek Baldura von Strachwitza, ktry nie zna adnej kobiety poza twoj matk. Przez ca
wojn ani razu nie zaszed do burdelu, ani razu nie wzi sobie adnej kochanki, fizyczn dz
zaspokajajc samodzielnie w ustpie, zachowujc, jak mu si wydawao, swoj czysto dla
Katheriny, jego Katheriny, dla kobiety, w ktrej znikn, w ktrej si rozpuci, w ktrej y, dla
kobiety, poza ktr nie istnia.
Baldur nie odczuwa niczego jeszcze przez par dni, bo tyle mino, zanim odzyska
przytomno. Potem przez dwa tygodnie wy z blu, kiedy tylko nie by odurzony morfin i nie
zdawa sobie sprawy, e nie ma ju penisa.
Potem zda sobie z tego spraw i dugo nie wiedzia, co o tym myle, lea w szpitalu
i myla o samobjstwie, a Niemcy przegryway wojn i przegray i Kaiser abdykowa, czym
Baldur przej si bardziej ni utrat czonka, lecz w licie do domu nie omieli si o tym
napisa, a potem wrci do domu i liczy, e odpowie mu na to jego Katherina.
Wic kiedy siada u jego ka, pomg jej rozpi guziczki wiktoriaskiej sukni, a ona
signa do jego krocza i odnalaza pobojowisko.
Kiedy zrozumiaa, e jej wicej nie posidzie, przesta dla niej by mczyzn. A kiedy
przesta dla niej by mczyzn, zrozumiaa, e Niemcy przegray wojn, e Baldur przegra
wojn i przegra ycie, eunuch-kaleka, tak o nim mylaa, chocia akurat moszna z jdrami
unikny losu czonka i nie trafiy do gbokiego dou razem z wapnem i kawakami innych
onierzy i ju zaczynay przescza si do osabionego krwiobiegu Baldura straszne mikstury,
ktre przypominay mu, bolenie przypominay, e by kiedy mczyzn. Mia fantomowe
erekcje.
Ale jej nie byy w stanie przekona: skoro nie mg jej podbi, skoro nie mg w ni
wej i zapanowa nad ni, nie by ju mczyzn. Nie mia dla niej sensu; by bardziej ni
martwy, bo martwego pami mogaby czci, by pokonany i wstrtny. Wic po prostu wstaa od
ka swojego byego ma, zapia sukni, bardzo starannie i bez nienawici powiedziaa, e

moe tu jeszcze troch zosta, ale kiedy dojdzie do siebie, to ma si wynosi, i od tej pory nie
spojrzaa ani nie przemwia do niego ju ani razu, poza impertynenckimi sowami poegnania
dwa tygodnie pniej, kiedy egna si z Kostkiem. Bo po co mwi do trupa? Baldurem
zajmowaa si dalej suca, pki nie wydobrza, a Kostek nie mia wstpu do jego sypialni.
A teraz stoisz przed ni, Kosteczku, a ona bije skrzydami. Wski, twardy jzyk midzy
ostrymi skorupami dzioba.
Dam ci andarmw syczy.
Zote szpony obejmuj czarny bakelit, skrzeczy do suchawki. I co miaa wysycze,
wysyczaa, moja matka, przeklestwo moje, narodziny moje w niej i mier moja w niej.
Teraz wyjd mwi. Poczekaj na zewntrz, a przyjd.
Wychodz, wychodz, dobry Boe, czarne bogi miej si ze mnie, kiedy staj przed
now, modernistyczn fasad brhlowskiego paacu. Na dziedzicu paacu widziaem po
kapitulacji stada pokonanych cekaemw, wszystkie te tuste cielska patrzyy cyklopimi oczyma
w jedn stron. I samochody pancerne stay i stosy naszych mauzerw i sioda, wiele siode,
z naszego puku sioda.
A teraz, teraz co, co dalej?
Chciaby uklkn na pawimencie, uklkn na bruku ulicy Fredry i chciaby paka,
Kosteczku, nad sob, nad swoj obit gb i posiniaczonymi ebrami, nad swoim yciem, nad
wrzeniow klsk, nad koniem, ktrego Niemcy ci zabrali, a ktrego polubie w cigu tego
miesica, kiedy ci nosi, a teraz nosi jakiego Niemca. I nad ciaem i duchem, ktrego zabrali ci
Niemcy, rwnie chciaby paka, a jednak nie paczesz, bo gdzie tam, w oknie ktrym
rozpociera si twoja matka orlica i patrzy na ciebie ptasim okiem, dozoruje ci, ledzi ci, widzi
ci.
Wic stoj, rce wbiwszy w kieszenie, albo nie, zapal sobie, wic papieronica, wic
zapaka w drcych doniach, wic pal, po co pal, nie wiem.
Co chc zrobi?
A oni id, znueni sub, id, dopinaj pasy na wielkich paszczach, karabiny na
ramieniu, id, a o czym myl, Kosteczku, czy to ma znaczenie? Czy wanym jest, czy myl
o swoich onach i dzieciach w domach, gdziekolwiek by te domy byy, w Hesji, w Bawarii czy
w Hamburgu, czy myl o posiku dzisiejszym, czy myl le o swoich przeoonych, czy raczej
dobrze, czy myl o trudach suby, czy o tym, e cinie w ydk lewy but. Ja to wszystko wiem,

dotykam tysicami moich palcw, tak pieszczot niewidzialn, niewyczuwaln, i mam ich
wntrza przed sob jak na doni, ale czy to ma znaczenie, o czym myl ci dwaj andarmi
w wielkich szarych paszczach?
Oczywicie, e ma, w chaosie ycia wszystko ma znaczenie, wszystko si liczy, ze
wszystkiego skada si kosmos tego chaosu, wszystko jest wane, lot wrbla i lot bomby, mier
pchy i twoja mier, Kosteczku, ktr rwnie widz jak na doni i twj strach i strach konia
i zmczenie i tsknota tych, ktrzy wywoani wrzaskiem orlicy, wanie id do ciebie, oddadz
si w twoje posiadanie na troch, bo tak im rozkazano, i to wszystko jest wzorem wielkiego
kobierca, w ktry ciebie wpleciono i w ktry mnie rwnie wpleciono, Kosteczku.
Also was tun wir?[60] pyta starszy z andarmw, wyszy stopniem.
Stoj, karabiny na ramionach, adownice na pasach, wszystko do twojej dyspozycji,
czarne mauzery i zote naboje do dyspozycji twojej i ich, pene politowania spojrzenia twoje
i ich, niech do ciebie twoja. Twoja gba obita w ich spojrzeniu te twoja i to spojrzenie, jego
barwa i temperatura twoje, pogarda w tym spojrzeniu twoja, pogarda, jak zbrojny czuje do
kogo, kto potrzebuje zbrojnego, aby wyjani, zaatwi swj kopot, pomci obit gb. Zrb
z tym, co chcesz, Kosteczku, wszystko twoje, wszystko daa ci twoja matka, orlica.
Folgt mir[61] mwisz. Powiedziae.
Odwracasz si i daleje, daleje i! Wic idziesz pierwszy, przez plac Teatralny
zbombardowany sumiennie i Senatorsk, kroczysz z rwc szczk i w powalanym ubraniu, a za
tob krocz dwaj andarmi z karabinami na ramionach, niech no tylko ci kto teraz ujrzy,
Kosteczku!
Ale nikt ci nie ujrzy, wszyscy, ktrych spojrzenie ma swoj wag, pochowali si
w padziernikowych mieszkaniach, gromadz si przy wstawianych naprdce piecykach, grzej
pokonane donie i z wolna zapominaj o wojnie, zapominaj o Niemcach, myl o yciu:
o jedzeniu i o tym, jak je zdoby, o pienidzach i o tym, skd je wzi, albo niektrzy jak je
wyda z gow, o interesach, jak je prowadzi, z Polakami, z Niemcami i z ydami, i o ydach
myl, ktrym pewnie bdzie teraz ciko, i ydzi te myl o tym, jak im bdzie ciko, ale
i o kobietach myl, o biodrach i piersiach, i o tym, e najlepiej schowa si pod pierzyn przed
zimnym mieszkaniem i zym wiatem, a kobiety myl o mskich doniach, ktre teraz pieszcz
ciepo promieniujce z rozgrzanej blachy kz, a mogyby pieci ich ciaa, twarde rce, mocne
rce, a ulice puste i tak idziecie, Kosteczku, ty powalany i zbity i wcieky i andarmi zmczeni,

ktrzy wcale nie s andarmami, ale jak masz ich nazywa, skoro mundury maj wojskowe
i hemy, nie jak wasza policja, i karabiny maj, id za tob krokiem patrolowym wzdu
Ministerstwa Rolnictwa spalonego i zburzonego, wzdu wypalonego paacu Maachowskich,
a buty maja podkute i skrcacie w lewo, w Podwale, oto twoja defilada, Kosteczku, oto i Podwale
21 i modernizm skromny patrzy na twoich andarmw-nie-andarmw kwadratowymi oknami
bez opasek i gzymsikw.
Und was nun?[62] pyta starszy.
A ty nie wiesz wcale was nun. Zmczye si drog i zwietrzaa ci ch zemsty. Ale jak
si teraz wycofa? Wic rzecz toczy si sama, jak wszystko w twoim yciu, pchane nie twoj
wol, tylko wewntrzn grawitacj kadej spoecznej sytuacji, w jakiej si znajdziesz, a ktrej
przeciwstawi si nie umiesz, bo musiaby by mczyzn, a kim jeste, mierzwo ludzka?
A teraz spoeczna grawitacja cignie ci w d swoj wasn, wewntrzn logik
rozpoczcia i konsekwencji: skorocie ju tu przyszli, skoro Orlica daa ci dwch andarmw,
skoro oni maj na ramionach karabiny, to trzeba wej po schodach, trzeba wej do mieszkania
starego Peszkowskiego, a co potem? Co potem?
Potem stanie si to, do czego ciy bdzie sytuacja, bo przecie nie ty zdecydujesz,
Kosteczku, tylko sytuacyjna grawitacja.
Wic wspinacie si po schodach. Ty pierwszy, oni drudzy i trzeci, kolejno jest wana.
Wic stajecie przed drzwiami, przez ktre wyrzucono ci tak niechlubnie. Nie chcesz tego robi,
nie chcesz tego robi, ale aby tego nie zrobi, musiaby teraz powiedzie tym andarmom, i szli
tu nadaremnie, i trudzili si nadaremnie, do czego masz oczywicie prawo, ale nie masz siy,
aby znie ich spojrzenia, ktre stayby si cikimi, musiaby mie moc, aby te spojrzenia
wytrzyma, czy kiedykolwiek miae tak moc?
Na wojnie miae. Z pistoletem w doni krzykne: Starszy uan Bociga na
stanowisko!, karabinowy Hajke ju nie y i celowniczy erkaemu starszy uan Bociga, chocia
przycinity bezporednim ogniem, zacz zsuwa si po rumowisku ku yciu, ku
bezpieczestwu, a ty rykn: Na stanowisko!, a on wspi si z powrotem, do mierci, do
erkaemu wz. 28, a ty rykne znowu: Krtkimi seriami ognia!, cay pluton patrzy na ciebie
z nienawici, e czowieka na pewn mier wysyasz, a on zacz strzela, na olep oczywicie,
ale strzela, nisko gowa we francuskim hemie, a potem dosta w czoo i koniec, mzgiem
chlapno mu na plecy i nawet nie zmieni pozycji, tylko znieruchomia, przedziurawione czoo

na przedrami, tyle byo starszego uana Bocigi celowniczego w sekcji erkaem.


Wtedy byo ci na to sta. Zoy ofiar z ycia starszego uana Bocigi. I komu ta ofiara,
Polsce? Polsce nic z tego nie przyszo, e starszy uan Bociga posa jeszcze kilkanacie
pociskw w stron niemieckich stanowisk. To bya ofiara, jak ze starszego uana Bocigi
zoye wojowaniu.
Wtedy byo mnie na to sta. Orlica bya daleko, miaem mundur i stopie.
Dzisiaj jestem nikim w powalanym, podartym ubraniu i z gb obit. A oni s oddani mi
warunkowo, tylko na chwil. Wic pukam i modl si do tego, co poza wiatem: oby nie
otworzyli. Niech milcz. Oby wyszli, niech mieszkanie bdzie puste, niech zostanie mi to
oszczdzonym. Pukam dlatego po cichu, gupio po cichu, ale po cichu.
I licz w ciszy sekundy, aby tylko dotrze do momentu, w ktrym bd mg powiedzie
po niemiecku: Nie ma ich, chodmy.
Ale to si nie moe uda, to si nie udaje.
Drzwi otwieraj si z trzaskiem na szeroko acuszka. Peszkowski najpierw zauwaa
mnie i wcieko unosi mu wargi i zwiera oczy jak u wciekego psa, a potem zauwaa szare
paszcze moich andarmw i wcieko ustpuje miejsca przeraeniu i bezradnoci.
Ty, ty syczy, jka si. Ty gnido
Ruhe! warczy leniwie andarm i wymija mnie tanecznym krokiem, jakim fizyczny
wykonawca woli mija tego, kogo wol wanie realizuje i kogo wyrcza bdzie w przykrych
obowizkach. Wymijajc, szarpie pasek zawieszonego na ramieniu karabinu, a karabin zeskakuje
z ramienia, jakby to nie zrczno andarma tym kierowaa, lecz jakby bro bya yw,
wytresowan i posuszn.
Peszkowski cofa si przed szar postaci z broni, cofa si przeraony, a ja jestem
przeraony jeszcze bardziej i c powinienem czyni, przecie andarm wanie utorowa mi
drog, wic co uczyni powinienem, wej, wyj, trzasn Peszkowskiego w twarz w zemcie
albo zabi go w zemcie jeszcze mocniejszej, czy pozwoliliby go zabi, tego nie wiem, ale
mgbym sprbowa, ale czy istnieje tutaj jakikolwiek sposb, w jaki mgbym zarobi na
czyjkolwiek szacunek, nie musz mnie wszyscy szanowa, niech szanuje mnie andarm albo
Peszkowski, niech szanuje mnie ktokolwiek, czy mi si ten szacunek nie naley? Czy szacunku
godzien jest kady, tylko nie ja, Konstanty Willemann, dlaczego nie ja, dlaczego, c uczyniem,
kogo zdradziem, w sposb, ktry pozbawiaby mnie szansy na szacunek blinich, dlaczego?

andarm utorowa mi drog przez barykad Peszkowskiego i zwraca do mnie sw twarz


hemem ocienion, bitte sehr, ich habe hier meine Pflichten erfllt[63], a teraz ty, Kosteczku, czy,
co twoje, czy to, co niskie, to, co pode, to, co niegodne czowieka, mczyzny, Polaka, Niemca,
niegodne nikogo, tylko ciebie, Kosteczku.
A Orlica kry nade mn i czeka, kogo by pore.
Wchodz. Peszkowski jest czyst pogard i czyst nienawici, jak awers i rewers jednej
monety, pokazuje mi obie swoje twarze, wstrt i niech.
I rado, zapewne rado, chyba rado, bo przecie widzi lady swych pici na mojej
twarzy; nie, na mojej mordzie je widzi. A na nim koszula bez konierzyka, ale nieskalana
i zapita pod szyj, twarz wygolona, szelki zapite, spodnie odprasowane z dobrego kamgarnu,
wojna nie wojna, a ja powalany, potargany, obity i ndzny, pody, niegodny nieczowiek.
Stoimy w sieni: on, ja, andarm starszy, andarm modszy i wszyscy w zawieszeniu, bo
co robi, co robi, to ja musz wiedzie, a ja chciabym std uciec, wybiec na ulic Podwale
i pobiec ku najbliszemu ladowi po bombie, do wygryzionej bomb dziury w bruku, wskoczy
do niej i pki ziemia jeszcze nie jest zamarznit, kopa, wkopa, wgry si w ziemi jak czerw,
ziemi si zasoni jak czerw, jak kret, jak ddownica wkopa si gboko w archeologiczne
warstwy, wkopa si poniej Polski, poniej Sowian, poniej Gotw, poniej Celtw, poniej
azjanickich ludw, ktre byy tutaj przed nami i krzesay ogie z kamienia.
Chciaby schowa si tam, gdzie nie siga nawet wspomnienie po czowieku, chciaby
sta si przedludzki i nieludzki i pozaludzki, Kosteczku, a jednak stoisz w sieni mieszkania na
Podwalu, stoj andarmi i stoi Peszkowski peen nienawici i pogardy, i otwieraj si drzwi
kuchenne i staje w nich Hela.
Hela.
Helena Willemann de domo Peszkowska, twoja ona. Crka starego Peszkowskiego,
ktry nienawidzi ci od zawsze, Kosteczku, a teraz w kocu jego nienawi uzasadnie
i usprawiedliwie.
Hela. Matka twojego syna.
Staje w drzwiach, w ramionach trzyma twoje dziecko, a ty stoisz w sieni zbrojny
w dwch andarmw, ich karabiny, hemy, szelki i adownice. Szelki na plecach. Bagnety pi
w pochwach. Mgbym je zbudzi.
Jureczek na jej rkach. Jasne loczki. I buzia, ktra powoli wykrzywia si w wielk ran

paczu, ran w twoim brzuchu i w twojej gowie.


Kostek? Hela nie wierzy w andarmw, nie wierzy, e przyszede do mieszkania
jej ojca z dwoma Niemcami w mundurach.
A ty chciaby, eby wiedziaa, eby rozumiaa, e przecie nie jeste z nimi naprawd,
jeste z nimi tylko na niby, nie jeste Niemcem, jeste szpiegiem organizacji, jeste bojownikiem,
jeste polskim onierzem zaczajonym w zasadzce.
Ale czy ona wie? Przecie ona wie. Wie. Powiedziae jej, a ona bya gotowa ponie t
ofiar. Znie bycie on zaprzaca. Jureczek wychowuje si bez ojca. Nie mam ju ma, mwi
Hela wszystkim, mj m umar, na wieki pozostan wdow, mwi, ale przecie wie, e po
zwycistwie wszystko si wyjani, wszystko zostanie powiedziane, prawda zostanie ujawniona
i wszystko bdzie ju wiadomo: bohater, nie zaprzaniec. Bohater, ktry gotw by ponie ofiar
wiksz ni ofiara z ycia, bohater, ktry gotw by ponie ofiar ze swojego dobrego imienia.
Bd odczyty, na ktrych on, Konstanty Willemann, podporucznik Konstanty Willemann,
kapitan, pukownik Konstanty Willemann opowiada bdzie, jak przez ten rok czy dwa zgodzi
si uchodzi za zdrajc i zaprzaca, w subie zwycistwu Polski, a ona siedzie bdzie
w pierwszym rzdzie i bi bdzie brawo, a na innych krzesach siedzie bd inne kobiety
o wilgotnych oczach i obmyla bd swoje intrygi, jak odebra tej posgowej Heli takiego
wspaniaego bohatera. Bd przesya mu liciki, a on, bohater, nie bdzie ich nawet czyta
i odjedzie z Hel lnicym buickiem, na bankiet do Adrii na przykad, na bankiet na jego cze,
i bd tam na przykad pan prezydent i prezydentowa. I na przykad uczyni go ministrem.
Minister Konstanty Willemann, w uznaniu wojennych zasug, nadzwyczajnej dzielnoci
i odwagi, pierwszy syn ojczyzny. Pierwszy?
Wic ona wie, musi wiedzie. I ona zrozumie, ona musi zrozumie, e przyszedem tu
z Niemcami, bo nie mogem inaczej, dla uwiarygodnienia, i tak, szanowni pastwo, pamitam t
straszn chwil, kiedy przyszed do naszego mieszkania z dwoma niemieckimi onierzami, mj
ojciec, ktry nic nie wiedzia, baam si, e moe dosta ataku ze zdenerwowania, ale przecie
nie mogam powiedzie nawet ojcu i to byo, szanowni pastwo, takie przeraajce, kiedy
przyszed z niemieckimi onierzami do naszego mieszkania na Podwalu, ale wiedziaam,
przecie wiedziaam, cay czas, wic zaagodziam spraw. Wiedziaam.
Wyno si! krzyczy Hela, Jureczek pacze.
Jej krzyk wypycha ci z tej sieni. I pacz Jureczka. Ale walczysz.

Ja chciaem tylko zobaczy si z Jurkiem jczysz cicho.


A ona stawia dziecko na pododze i zamyka za nim drzwi, zamyka je za swoimi plecami
i idzie ku tobie, nie boi si andarmw, a czy wie? W jej oczach widzisz tylko wcieko,
wcieko matki i wcieko Polki, nie mruga porozumiewawczo, nie szepcze ci do ucha sw
porozumienia, o nie, ona odpycha ci z wielk si, Hela by moe jest nawet silniejsza od ciebie,
w kocu chcia j rzebi Thorak, jej mocarne ramiona pywaczki, minie prawie jak
u mczyzny, obie donie jak zderzaki pocigu uderzaj ci w pier i lecisz do tyu. I wiesz ju,
co bdzie najstraszniejsz konsekwencj odwagi, jakiej pena jest twoja Hela.
andarm, ten starszy, wykonuje gest doni. To w kocu jego obowizek, jest twoim
psem, musi broni swojego pana, wic karabin nagle zawisa martwy w doni lewej, a praw
andarm wykonuje gest, niezbyt szeroki, ale jasny, gest jakby prezentowa mieszkanie
wizytujcym gociom, bitte, und hier haben wir den Salon[64] i wierzch doni uderza twoj siln
Hel w twarz, w policzek prawy, uderza, jakby ledwie musn, a Hela skrca si jak w piruecie,
jakby kto j uj dwoma palcami olbrzymimi za gow i zakrci ni, jak Jureczek krci
bczkiem, wic gowa skrca krgosup, krgosup skrca biodra i w tym piruecie, zostawiajc
w powietrzu i na cianie lad krwi z rozbitej wargi, Hela upada.
I w tym momencie ruszacie obaj do andarma, ktry uderzy Hel, obaj, ty i stary
Peszkowski. Modszy andarm tkwi w miejscu, a ja na was patrz, na wszystkich, z gry, unosz
si ponad wami, ja.
Peszkowski jest przy andarmie pierwszy, jednak andarm to nie ty, i kiedy upadaa Hela,
kolba karabinu wrcia do prawej doni i z Peszkowskim andarm nie obchodzi si z tak
elegancj, z jak obszed si z Hel, Peszkowskiego andarm traktuje kolb. Krtkim ukiem
znad biodra spitego pasem i spowitego paszczem, znad biodra andarmiego, po przektnej ku
grze, kolba uderza Peszkowskiego w szczk.
uchwa eugeniczna zacinita tym samym grymasem wciekoci, ktry zmruy
poznaskie oczy, tym samym, ktry wywoa skurcz mini jarzmowych wikszych i mini
dwigaczy wargi grnej, obnaajc zacinite zby Peszkowskiego.
Przez te zby zacinite energia ciosu przesza wyej, kruszc dwa trzonowce i gnc
jeden zoty, przesza wyej i potrzsna mzgiem i pad Peszkowski obok swej crki
higienicznej, pad na bordowy bienik kryjcy eleganckie deszczuki dbowego parkietu, pad
Peszkowski bez przytomnoci, pad bez winy i zoci, pad z rodzicielskiej mioci, pad

Peszkowski, speniwszy to, o czym od zawsze marzy, jak los chcia, tak si wydarzy, pad
Peszkowski bez przytomnoci z rki Niemca, niepotrzebny ju rozjemca, spr zaegnany, bo
Peszkowski pokonany, a Hela ley i pacze, a Konstanty ju ku niej biey, cho to za jego spraw
wydarzyo si to, co wydarzy si musiao.
A ja na was patrz i nuc sobie moj ballad, moje istnienie blade, moje istnienie bahe,
moje istnienie niepewne i waszemu niepokrewne, ja nad wami i w was, ja za, ja wcieka,
z krwi na wargach nierozbitych, z krwi na rkach, ja bez winy i wstydu i bez mioci i bez
litoci, patrz i wszystko widz, a wy widzicie nie wszystko, chocia patrzycie tak mocno, to nie
widzicie, a ja widz skurcze mini i twoje bezradne przeraenie widz, Kosteczku, widz
przeraenie Konstantego i skurcze mini w twarzy Peszkowskiego, i czuj jego mzg bardziej
ni on sam go czuje, to straszne wiedzie, e si ma mzg, prawda, Kosteczku, to straszniejsze
ni wiedzie, e ma si gruczoy, ktre jednym wytryskiem swoich strasznych trucizn mog
zamieni ci w zwierz wcieke albo zaszczute, zatruj twoje czowieczestwo i pobiegniesz jak
pies za suk, jak pies rzucisz si do garda, kiedy oczy zajdzie ci czerwona mga wciekoci
i rzucisz si kopa w ziemi jak robak, jak kret, jak czerw, kiedy oczy zajdzie ci czarna mga
wstydu i rycze bdziesz, i rzzi jak ryczy i rzzi kudu w szczkach lwa, kiedy oczy zajdzie ci
biaa mga przeraenia, i otworzysz wtedy usta bardzo szeroko, bardzo szeroko otworzysz oczy
i moe wtedy wanie jeste czowiekiem, Konstanty, kiedy biegniesz jak pies za suk do swojej
Salome, kiedy cay jeste swoim sterczcym kroczem i wszystko, czego chcesz, to jej krocze,
jakby nie byo wiata, i jej usta, jakby nie byo wiata. Nie moe, nie moe, Konstanty, ja wiem:
ja nie mam gruczow ani mzgu ani ciaa ani duszy nic nie mam nie ma mnie, wic ja wiem,
Konstanty, ja wiem, e wtedy jeste czowiekiem, wyje oko grubemu Tumanowiczowi, bo nie
moge inaczej, to musiao by oko i to musia by jego ryk zwierzcy, ale wanie czowieczy,
bo w tym jestecie naprawd sob, Konstanty, ty i tobie podobni, w waszych ciaach.
andarm modszy mnie powstrzymuje, obejmuj mnie jego mocne ramiona niemieckie
jak pieszczota, obejmuj mnie razem z moimi rkami, andarm modszy krzyczy, za drzwiami
wyje Jureczek.
Mamo, mamo, mamo, mamo! krzyczy, przeraony.
andarm starszy cay jest pogard. Mn gardzi. Nie gardzi Peszkowskim, nie gardzi
kobiet, ktr uderzy, ale mn owszem.
A czy wiesz, Kosteczku, co bdzie dalej?

Wiesz.
Raus hier, raus, ihr Schweine![65] krzyczy Hela, wstajc.
Raus! potwierdzasz.
Wic andarmi potwierdzaj, tak, raus, skoro raus to raus, wychodzimy, wychodzimy,
idziemy, czemu nie, oczywicie to cakowicie nie ma sensu, przyszlimy, poszarpalimy,
wyszlimy, ale czy wiat rozkazw i obowizkw ma jakikolwiek sens? Zwykle nie ma, wic
idziemy, a jake, karabiny pogardliwie na rami i idziemy. I ja te id.
Ju na ulicy Podwale odprawiam ich. Odchodz i tak bardzo tob gardz i ta pogarda
dotrze wyej, opowiedz o tym, co si wydarzyo, opowiedz jakiemu swojemu oficerowi albo
feldweblowi, on przekae dalej, a pogarda zawarta w pogardliwych umiechach i pogardliwych
spojrzeniach, pogarda wobec ciebie przepywa bdzie z czowieka na czowieka razem z t
relacj, jak mikrob jakiej zarazy, kady kolejny referent tych sw bdzie powtarza to samo
pogardliwe wydcie ust i spojrzenie, a w kocu trafi do twojej matki, Kosteczku, do Orlicy, a od
niej wrci do ciebie, zwielokrotnione, wzrastajce wykadniczo przy kadym nosicielu, wrci do
ciebie ta pogarda andarmw wielka jak niemiecki pancernik, a zacza si maa jak bagnet
u boku andarma. I co moesz zrobi, nic nie moesz zrobi, mgby j zdusi w zarodku,
gdyby ich teraz obydwu zabi, lecz nie masz nawet broni.
I stoj sam.
Dobry panie boe czarny boe, co ze mn bdzie?
Wiesz, co bdzie.
Zabij ci. Zastrzel, ziarno tego zabjstwa ju zoone w ziemi, teraz je kto podleje, ono
wykiekuje i bdzie y, rozkwitnie w trujce pncze, ktre w kocu ci dotknie i zabije.
Ale nie myl o tym, mj kochany, nie myl, za wiele mylisz, yj, po prostu yj,
bezmylnie yj.
Id. Nie widz miasta. Widz ludzi, albo raczej ich cienie, Polakw, ydw, Niemcw,
a przede wszystkim tych, ktrzy mog by kadym: bo czasem wida, na pierwszy rzut oka: oto
Niemiec, oto Polak, oto yd. Ale ten pan w brzowym garniturze i w jasnym prochowcu
i kapeluszu dostatnim, czy jest to Polak, na ktrym spoeczna degradacja nie odcisna jeszcze
swego pitna, czy jest to raczej zasobny Niemiec, urzdnik albo tajny agent policyjny, albo
czowiek interesu, czy jest to moe zasymilowany yd, bo przecie i wrd ydw na kogo
o tak rosej postawie mona trafi, czy Rosjanin biay, czy moe raczej agent bolszewicki, czy

Wgier, czy moe Fin?


Ale przecie i w mundurze niemieckim nie trzeba by Niemcem. Nie trzeba, Kosteczku,
nie trzeba, tylko si nie denerwuj, id, po prostu id, do godziny policyjnej jeszcze daleko, poza
tym masz przecie niemieckie papiery, nikt ci krzywdy nie wyrzdzi. Id.
Bruk, bruk zerwany, boto, wyrwy po bombach, wyrwy zasypane, ydek z opat szufluje
piach a mio, ryksza improwizowana, wz-tramwaj, stoisko z papierosami wasnorcznie
zwijanymi, obwieszczenie, e sprzeda papierosw fabrycznych i wasnorcznie zwijanych jest
najsurowiej wzbronion, niemiecki patrol patrzy na mnie pogardliwie.
I nie wiem, czy mam si cieszy t pogard, bo patrz na mnie jak na Polaka, czy mam si
ni martwi, chciabym przecie powiedzie im: Mistkerle! Ich bin ein genauso guter Deutscher
wie ihr, ein noch besserer als ihr! Mein Vater ist Graf, Ritter, Kriegsheld und wer sind eure Vter,
ihr Arschlcher?[66]
Dziury w dupie.
Moja dziura w dupie pali. Popuciem troch ze wzburzenia i pali, paprykarz mudnie
przedar si przez ukad pokarmowy i jego ostro re teraz delikatny naskrek dookoa odbytu.
Trzeba pj do domu, umy si, zrobi z sob cokolwiek.
Id, wzrok wbity w ziemi, id przez galeri brudnych butw. Poniewa jest wojna, to
wikszo niewypastowana. Wojna, nawet skoczona, zwalnia z pastowania. A wic brzowe
wiedenki pod szarymi spodniami miny mnie szybkim krokiem. Dalej trzewiczki wizane,
odpowiednie dla sucej, nad nimi poczocha gruba i biedna, oczko poszo ju do dawno
temu. Dalej czarne lotniki, brudne bardzo i stare i z fabryki, nie od szewca. Dalej but turystyczny,
narciarski, pewnie wybiera si dumnie za granic, walczy za Polsk, nad nim skarpeta w krat,
nad ni pumpy, wyej nie patrz, a nagle z wysoka spada bomba liny i spada mi pod nogi, wic
pewnie kto mi rozpozna i tak sobie splun odwanie, ale nie podniosem wzroku, acz krata
skarpet i kolor pumpw sugeruje mi par nazwisk, ale nie chc o nich myle, dalej znowu
wiedenki marne, potem trzewiki bezksztatne mskie rozczapane popkane, na sznurwkach
gruzeki, wzeki, zimy te buty nie przetrwaj, ilekolwiek by ich zelowa, dalej kobiece czenka
bardzo liczne, acz powalane, nka nad nimi niczego sobie, ale wzroku nie podnosz wyej
kolan, kolana za spdnic, bom nie w nastroju, dalej, buty, buty, opony rowerowe, kopyta
koskie, opony samochodowe, wzr poszarpanego, pozrywanego bruku, przecite linie torw
tramwajowych i buty, buty, buty, nie podnosz wzroku, ulice i place i znowu ulice, godzina,

dugo, nogi bol, nie podnosz wzroku, nawiguj po miecie na pami, ale nie gubi si, a
w kocu mj rg, Puawska, Madaliskiego, klatka schodowa czekoladowa, dzwoni, po
schodach, dzwoni, drzwi, dzwoni, mieszkanie, drzwi za sob zamykam, dzwoni, dzwoni.
Jacek? pytam w szaro mieszkania. Iga?
Cisza. Przestao dzwoni. Poszli sobie. Dzwoni znowu. Oczywicie, e sobie poszli, na
c mieliby tu czeka. Dzwoni.
Siadem w kuchni, przy stole. Co to w kieszeni?
Konik Jureczka. I dygit. Nie daem mu go, bo kiedy miaem da?
Postawiem na stole konika. Posadziem dygita w siodle. Dzwoni. Jed, dygicie,
prowad swojego kaukaskiego konika, ze stou hop na krzeso, z krzesa hop na podog, po
schodach, na ulic, Madaliskiego, Puawska i w gr, place rozgwiedone i Marszakowska
pod drewnianymi kopytkami, a w kocu dojedziesz na Podwale i do mojego Jureczka, ale si
ucieszy chopczyk.
Dlaczego nie daem mu konika?
Halo! wrzasnem do suchawki.
Kiedy odebraem telefon, tego nie wiem, nie przypominam sobie, nie pamitam, ebym
odbiera, siedziaem przy stole, a nagle ryknem do suchawki.
Pidziesit Siedem? pyta Inynier.
Sze prostuj odruchowo.
Tak, tak. Bd jutro w mieszkaniu na Zbawiciela. Rano. Czwarta trzydzieci.
Koniec. Ju nie dzwoni. Nastawie budzik, posusznie nastawie budzik, bo w tym
posuszestwie chcesz znale ukojenie, godno i czowieczestwo, a nie ma czowieczestwa.
W ubraniu, w butach, z konikiem w jednej doni i z dygitem w drugiej pooye si
spa. Mj biedny, mj drogi, mj miy, mieszny, marny, may Konstanty.

ROZDZIA IX

Dzwoni. Budzik. Ciemno. Co?


Na plac Zbawiciela. Do Inyniera.
Z ka. azienka. wiato? Jest. Woda? Jest. Ciepa? Tak. Golenie: gorca, olejek, piana,
yletka, piana, yletka, woda zimna po goleniu, aunem zacicie pod nosem, wredne zacicie pod
nosem. Toaleta oglna. Proszek do zbw? Jest. Szczotk. Brylantyna? Nie. Szczotk. Wosy
przygadzi. W lustrze nienawi.
Kuchnia. Jedzenia nie ma. Zegarek? Ju czas.
Ubranie. Paszcz.
Nie myle. Drzwi na klucz.
Po schodach. W d.
Na ulicy policyjna godzina. Dnia nie ma.
Piechot. Ulice i place. Latarnie nie.
A zanim dotrzesz do mieszkania ubieskiej, kurczowo zaciskasz oczy: nie widzie
wiata, nie widzie ludzi, podajesz swoj now Kennkarte onierzowi z patrolu, onierz
uprzejmie salutuje i co mwi, ostrzega yczliwie, ale nie suchasz, on odchodzi, a ja za tob,
Kosteczku, zawsze za tob, nawet wtedy, kiedy idziesz taki potrzaskany, taki rozsypany jak dzi,
kiedy idziesz taki saby, gupi i zy jak dzisiaj, kiedy myle potrafisz tylko o nadziei na co, ale
na co, na co w ogle jeszcze masz nadziej, Kosteczku, e co si poukada, teraz, po tym, co si
stao?
Nie wiesz tego, mj kochany, ale pewne sprawy ju si dziej.
Pojawia si ju pewna dynamika wydarze, ktrej jeszcze nikt nie zna, bo dzieje si ona
teraz po raz pierwszy i ludzie w ni wprzgnici nie wiedz jeszcze, e poruszaj si wewntrz
bardzo konkretnej formy, by moe zdaje im si, e dziaaj sami, dziaaj, bo tak chc, bo tak
pragn, bo tak trzeba. Nie wiedz, e to moje siostry nimi kieruj.
Ta konkretna dynamika rzdzi bdzie w tym miecie jeszcze przez dobre pi lat,
Kosteczku, i w kocu zaczn j dostrzega, przynajmniej niektrzy, ale czy to bdzie znaczyo,
e widzc j, potrafi j pokona? Sprzeciwi si jej?

Nie.
Wic teraz Hela, po caej nocy przeszlochanej, gotuje owsiank dla Jureczka, patrzy na
swojego syna i myli o tym, e ci jednoczenie kocha i nienawidzi, e nie wie, kim jeste, jest
chwiejna, waha si, bo zna twoj sabo, Hela wie, e nie jeste silny, Hela wie, e jeste jak
trawa na wietrze, ona wie. Wic prbuje myle o tobie jak o Wallenrodzie, ale nie potrafi w tym
obrazie zmieci andarma, ktry j uderzy, i kiedy wraca do piekcego ladu na swojej twarzy,
to przypomina sobie twj nienaganny, wiedeski akcent, kiedy mwisz po niemiecku.
Przypomina sobie to, jak bardzo starae si by Polakiem. Tak bardzo.
Ach, gdyby opowiedziaa o tych wtpliwociach swojemu ojcu, czy to by co zmienio?
Czy zawahaby si w zamiarze, ktry ju w nim si zasia i ju zakiekowa i ju pnie si ku
grze, powoli, ale niechybnie?
Mgby si zawaha; nie wiem, pozostaje to dla mnie ciemnym, bo w kocu Hela uznaa,
e jej wtpliwoci pozostan tylko jej wtpliwociami, e tajemnica, ktr mowi przyrzeka,
jest waniejsz od tego, czy czuje si spokojn, wic milczy.
Obok za, w kuchni, siedzi stary Peszkowski z pknit, prowizorycznie opatrzon
szczk, siedzi, milczy i czasem tylko gadzi jasn gwk swojego wnuka. I myli eugenicznie,
ile twojej parszywej germaskiej bkarciej krwi pynie w Jureczku, w jego Jureczku, ktry nie
zna sowa po niemiecku. Przecie nie wierz w krew endecy, nic o krwi nie byo w Prosto
z Mostu, ani u Mosdorfa, ani u Dobraczyskiego, ani u pana Romana, mwi sobie, nard to
wsplnota kultury, historii i ziemi, nie krwi, czy Mosdorf to jest polskie nazwisko? Jest Mosdorf,
moe by i Willemann. Jeszcze dziadek Mosdorfa by zwykym lutrem, a mody ho, ho! Wic
krew niewana, mwi sobie stary Peszkowski, krew nieistotna, wane wychowanie, wana
kultura, a jaki on, ajdak Willemann, mia wpyw na wychowanie Jureczka, adnego wpywu nie
mia, Peszkowski wie dobrze, czym si Willemann zajmowa przed wojn, adnej pracy, niczego
z siebie nie dawa spoeczestwu, tylko kurwy i kawiarnie, wdka i narkotyki, byby
przynajmniej tworzy cokolwiek, ale te jego nieudolne rysunki nie byy nic warte, w domu go nie
byo i zdradza, zdradza jego pikn crk higieniczn eugeniczn, z kurwami zdradza, wszyscy
wiedzieli, tylko ona nie wiedziaa, ale Jureczka nie wychowywa, Jureczek jest ich, kto ty jeste
Polak may jaki znak twj czym zdobyta tw ojczyzn krwi i blizn kocham szczerze w Polsk
wierz.
Wic siedzi i myli, patrzy na wnuka, patrzy na posiniaczon twarz crki i ronie w nim

pewna szczeglna nienawi, ktra jest zbyt mdra i zbyt spokojna, eby szuka ujcia
w nierozsdnych wybuchach.
Wic Peszkowski nie wali pici w st, nie tucze talerzy, nie chwyta noa i nie biegnie
do domu z czekolady w poszukiwaniu ciebie, Peszkowski gadzi jasn gwk Jureczka
Willemanna i patrzy na twarz Heleny Willemann z domu Peszkowskiej, a jest ona dla niego
wcieleniem Polski, spodzi j ze swoj on, ktra prawie nie istnieje, i stworzy j ca tak, jak
stworzy swoj Polsk, i Helena Willemann jest Polsk naprawd, nie jest jej alegori, jest jej
wcieleniem, Polska w niej jest tak, jak Chrystus jest obecny w Eucharystii, chocia przecie stary
Peszkowski nie wierzy w Chrystusa, wcale nie wierzy, nie z tego pokolenia jest stary
Peszkowski, Peszkowski wierzy tylko w Polsk, bo jego endecko jest nowoczesnoci, c, e
postarza nieco, wic myli o swojej modoci wiele i patrzy, patrzy na lad andarmskiej rki na
twarzy swojej crki-Polski i ronie w nim mdra nienawi.
Wic w kocu wstaje Peszkowski i siga po telefon, jednak telefon nie dziaa. Wic
spoglda na zegarek i uznaje, e ju czas, wic mwi Heli, e wychodzi, a ona pyta, czy lekarza
nie trzeba by najpierw, ale stary o lekarzu sysze nawet nie chce, ciao ma poddawa si jego
elaznej woli, wic odziewa si, przypina konierzyk do koszuli, wie krawat, zapina spink,
zakada kamizelk, ciga nawet z nadgarstka zegarek narczny i do kieszonki wpuszcza
pamitkow zot cebul, dla wieloletniego, na dwudziestopiciolecie, z wyrazami szacunku,
Roman Dmowski. I marynarka, szarpie za klapy, eby dobrze leay, a jake inaczej odziewa si
ten mieszaniec znikd! Willemann odziewa si demonstracyjnie, Peszkowski chce by ubrany
waciwie. Nie zaley mu na tym, aby by piknym. Zagadnienia mskiego pikna nie interesuj
Peszkowskiego. Nie przejmuje si w ogle tym, jak jego strj jawi si estetycznie, ubranie ma
by czystym, odprasowanym i dostosowanym do sytuacji, strj ma by odpowiednim: do pozycji
spoecznej, sytuacji spoecznej, ubranie jest mundurem cywila, wic Peszkowski teraz zapina
guziki swojego munduru cywilnego, zakada palto, zapina palto i wychodzi w Warszaw, ktrej
nigdy nie polubi, bo jest dla niego miejskim ucielenieniem wszystkiego tego, czego nienawidzi
w Polsce, bo przecie Peszkowski kocha Polsk mioci pana Romana, a wic nienawidzi tej,
ktra jest, a kocha tylko t, ktra by moe, jeli stworz j tacy ludzie jak on, ludzie o woli ze
stali, o woli wytrenowanej tysicem maych treningw i wyrzecze, wstawanie zbyt wczenie,
prysznic za zimny, jedzenia za mao, uczu nie okazywa, milcze, kiedy chce si mwi,
upokorzenia znosi w milczeniu i upokorze nigdy nie zapomina, kobietom nie oddawa serca,

serca w ogle nie mie najlepiej. Kolegami z partii te pogardza, bo nawet nie prbuj by tacy.
I nie myli o Warszawie Peszkowski lepiej, bo widzi ju zalki tego, czym miasto to
stanie si na nadchodzce cztery lata, a zniknie. Widzi, jak kohabitowa bdzie z Niemcami,
jednoczenie spalajc si w walce, i wie, wie, bo Peszkowski jest bardzo mdry, wic wie, e tak
to ju teraz bdzie, niepotrzebne kurewstwo i bohaterstwo niepotrzebne, i wie nawet, e wanie
on, poznaski endek i higienista, rycho stanie si tego bezsensu nieodczn, immanentn
czci.
I kiedy idzie przez miasto, to mijacie si w odlegoci wcale niedalekiej, bo kiedy ty
idziesz Puawsk ku Zbawicielowi, to on jedzie na wozie, trzymajc rce na kolanach, jedzie
z robotnikami z pnocy na poudnie, tyle e bliej Wisy.
W kocu dociera do mieszkania, do ktrego zmierza, dzwoni do drzwi i zostaje mu
otworzone, zapraszaj do rodka, czstuj herbat i sadzaj na fotelu przy okrgym stole
przykrytym serwet koronkow i pytaj o cel wizyty, a ten, ktry go pyta, zdaje sobie spraw, e
stary Peszkowski nie przyszedby, gdyby nie mia ku temu przyjciu powodu, a wic sucha
z tym wiksz uwag. Znaj si od dawna, jeszcze z wojny bolszewickiej.
A kto sucha?
Sucha ten, kto ma po co sucha, Kosteczku, i gdyby tylko wiedzia, kto sucha,
draby.
Sucha kto, kto ma wielkie nazwisko, znasz to nazwisko, a niedawno do nazwiska doda
sobie szereg pseudonimw, a oprcz pseudonimw jeszcze funkcj w organizacji, ktra na razie
nazywa si Suba Zwycistwu Polski, ale zniknie ju niedugo, za trzy tygodnie zniknie,
poszybuje do Parya i zniknie, bo zy wdz dowiedzia si o niej przed dobrym wodzem o ptasim
nazwisku, wic w Paryu zostanie rozwizan, a na jej miejsce powstanie organizacja o nazwie
groniejszej, Zwizek Walki Zbrojnej, ale nierozpoznanej jeszcze przez jej przedmioty, dynamice
wydarze jest to obojtne. Nie interesuj jej nazwy i stanowiska, interesuje j tylko acuch
niewypowiedzianych powinnoci, przekazywanych spojrzeniami, przekazywanych wspln ich
wiadomoci, uciskami rk, i nikt nie podejmuje decyzji, decyzja podejmuje si sama, na dugo
przed tym, zanim kto ku temu uprawniony podpisze jaki papier, bdcy tej decyzji formalnym
wyrazem.
Wic stary Peszkowski mwi. Sieje. Ten, ktry sucha, ufa Peszkowskiemu. Ufa mu od
dawna, od dwudziestu lat. A Peszkowski mwi.

Oto jest czowiek, Konstanty Willemann, czyli ty, Kosteczku. Oto jest on p-Niemcem,
a moe i caym Niemcem, bo kto tam wie, jak liczy jego matk, co i tak lepiej po niemiecku ni
po polsku mwi. Ot czowiek ten zbaamuci mu crk i ledwie udao si go zmusi do
maestwa.
I zarwno ten, co mwi, jak i ten, co sucha, wiedz, e to nieprawda, e nikt tam wtedy
nikogo nie baamuci, ale logika historji wymaga takich maych kamstw, aby historia,
stanowica kiekujcy zarodek dynamiki, o ktrej mwi, bya prawdziw. A wic Peszkowski
czyni swoje ziarno bardziej pulchnym, gotowym do kiekowania przez te mae kamstwa.
Tak, oczywicie wspomni o tym, e walczy przez cay wrzesie, wspomni o tym w tonie
rzekomo neutralnym, co nawet wzmocni jego wypowied, bo nada jej pozory bezstronnoci,
owszem, walczy i tyle, nawet order dosta, ale samym tonem gosu, timbrem tego podda to
w delikatn wtpliwo, a delikatna wtpliwo jest rwnie dobra w takiej sytuacji, jak cakowita
negacja, wic dosta order, ale jak go dosta, za co mu go dali, mao to syszy si opowieci
o tym, za co daj ordery niektrym?
A potem powie, jak zdezerterowae przed kapitulacj. Czasem oprcz maych kamstw,
czasem obok wtpliwoci rwnie dobrych jak cakowite negacje, historie takie kiekujce
potrzebuj kamstw potnych, powiedziaby, Kosteczku: wierutnych. Byle to kamstwo
wierutne, potne jako odlegle odnosio si do tego, co byo. Wic czy naprawd odszed
z jednostki przed kapitulacj? Tak. I tyle wystarczy, bo reszta to interpretacja.
A po co? Bo twoja narodowa transgresja musi mie bardzo konkretn dramaturgi, a wic
zaprzastwo nie moe pojawi si nagle deus ex machina, strzelba musi zawisn na cianie
odpowiednio wczeniej, nawet jeli powiesi si j tam post factum.
Peszkowski tego wszystkiego nie wie, ale instynktownie wyczuwa. Wyczuwa, poniewa
jest we wadzy mojej siostry, ona nim kieruje, to ona wie, co czyni, aby ziarno to zasiane
w generale ze Suby Zwycistwu Polski stukrotny dao plon.
Wic mwi tak, jak trzeba, z koniecznym dramatyzmem, i w kocu dochodzi do sedna.
To, e widziano ci, Kosteczku, w Klubie Niemieckim, to, e przyj kenkart, to przecie nic,
to zbrodnia, ale taka, ktr genera jedynie zapisaby w rejestrze zbrodni do ukarania, kiedy ju
zwycistwu Polski do si przysu i to rwnie bdzie wzorzec, wedug ktrego ukada si
bd kolejne cztery lata.
Ale to nie o t dynamik chodzi. Wic teraz z suchych higienicznych wyproszkowanych

niepalcych i niepijcych ust Peszkowskiego pada to, co decyduje o wszystkim, puenta: oto
przychodzisz do ich domu z andarmami, oto nakazujesz andarmom pastwi si nad twoj
polsk on, oto z rozkosz przygldasz si, jak andarmi kolbami bij twojego polskiego tecia,
a wszystko to po to, aby polskie dzieci wydrze z rk matczynych, wszystko po to, by je zabra
i uczyni niemieckim.
A czy go zabrano? pyta genera, ktry bdzie nastpn po Peszkowskim sekwencj tej
dynamiki.
Peszkowski odpowiada, e nie zabrano, e matka wasn piersi zagrodzia. To wane, ta
pier, pier ma znaczenie nie tylko macierzyskie, ale i erotyczne, a patriotyczna historia, co si
pomsty domaga, nie moe oby si bez elementu erotycznego. Wic matka dzieci wasn piersi
zasonia, cignie Peszkowski, a ty, kompletny degenerat, ty, Kosteczku, by zapewne pogwaci
take jej ciao i ycie, ale za wiele byo tego zego dla prostych andarmw, ktrzy s co prawda
Niemcami, ale jakim cudem mimo bycia Niemcami nie stracili tej najprostszej, najniszej
przyzwoitoci prostego czowieka, ktra nie pozwala krzywdzi matki na oczach jej dziecicia
i oni, Niemcy, nie spenili twoich nienawistnych rozkazw i wyszli, nie zabrawszy dziecicia na
zmarnowanie, zostawili je przy matce. Tak to czowieczestwo, ktre tli si przecie w kadym
prostym czowieku, wygrao w nich z niemieckim barbarzystwem.
Genera sucha. Genera nie ma munduru, genera z dum nosi cywilne ubranie, ktre na
nie pasuje, zbyt obszern marynark, zbyt krtkie spodnie. Genera jest przystojnym, spokojnym
mczyzn. Genera nie jest endekiem, genera z endekami nie ma nic wsplnego. Genera by
w PPS-Frakcji Rewolucyjnej. Genera nosi odznak Parasol na mundurze. Genera by
legionist, chocia w przeciwiestwie do wikszoci swoich pniejszych kolegw, legionowych
politykw, genera mia pewne, chocia ograniczone pojcie o wojsku, bo genera ukoczy
austriacki kurs oficerw rezerwy.
Genera jest rwnie wysoko wtajemniczonym masonem. Genera jest te ksidzem
Liberalnego Kocioa Katolickiego i chocia wcale w to nie wierzy i tego nie wie, to wicenia,
ktre przyj z rki anglikaskiego ksidza, z ciekawoci, troch dla hecy, troch dla artystycznej
prowokacji, te wicenia wycisny na nim pitno, unosi si nad nim szara, kapaska mga,
genera, chocia tego nie wie, jest otwarty na takie jak ja, na mj wiat. Moe dlatego genera tak
dobrze rozumie moj siostr.
Tam za cian mieszka czterech z Geheime Staatspolizei mwi z bardzo lwowskim

akcentem. Ale oczywicie nie jak baciar, genera jest szlachcicem, a nie lwowskim zabijak.
Zabijak by Tumanowicz, ktremu wycigne oko, i o tym oku rwnie bardzo silnie nie
mylisz teraz, kiedy idziesz Marszakowsk, tak niedaleko, ulice i place i tektura i karteczki
i kramy i buty, buty.
Tam za cian mieszka czterech z Geheime Staatspolizei mwi genera do
Peszkowskiego, kiedy ty tak sobie idziesz na Mokotw. Jeden by chory na gryp, ale oni nie
mog si leczy u polskich lekarzy, a niemieckich jeszcze nie sprowadzili. Wyleczyem go, a za
milczenie, o prosz, dostaem karburator do chevroleta, bez ktrego bymy auta nie uruchomili.
Stary Peszkowski sucha, kiwajc gow, z niezbyt zainteresowan uprzejmoci, oglda
ganik, jakby to bya jaka ciekawostka, popija troch herbaty, herbata podana w cienkiej,
przezroczystej porcelanie, wzr oczek na nicianej koronce serwety jak mandala, ktrej nie da si
zetrze, ktrej wiatr nie rozsypie, ale ogie tak.
Pan genera, chocia pisudczyk, sanator i w ogle winia, to przecie Polak, Polak to co
znaczy, szczeglnie teraz, zwaszcza teraz, nienawi Peszkowskiego do ciebie, Kosteczku, jest
silniejsza ni nienawi do pisudczykw, sanatorw i tym podobnych wi, ktrzy od zamachu
majowego rozsiedli si tustymi, masoskimi dupami na Polsce. Peszkowski wie, e genera jest
masonem, ale to te ju niewane.
Peszkowski ufa generaowi. To te ju niewane.
Wane, e dzieje si ju, co ma si dzia, wane, e dynamika wydarze ju dziaa. Bo
genera ju usysza, co mia usysze. Ju nie moe tego pozostawi samemu sobie. Bo jak by
mu to wystawiao cenzurk, gdyby tak jawnego aktu gwatu na polskoci nie prbowa
przynajmniej ukara?
I nawet kiedy kurier z Parya przyniesie generaowi wyrok za bycie sanatorem, lub raczej
sanacyjn wini, jak wolaby Peszkowski, tylko sformuowany inaczej, i zlikwiduje Sub
i na jej miejsce powoa Zwizek, w ktrym genera bdzie odpowiada za okrg lwowski, to
nieubagana konsekwencja wydarze ju si dokona i ustali na te pi lat, ktre s jeszcze przed
wami. Genera wyjedzie za kordon, do sowieckiego Lwowa, ale co si miao sta, to ju si
stanie.
Peszkowski wstaje znad herbaty i serwety, ciskaj sobie rce, endecki pakarz
i sanacyjna winia, Polak z Polakiem, i ju si rozchodz, ju Peszkowski wraca na Stare Miasto
do nowego domu, do mieszkania w modernistycznej kamienicy, prostej i skromnej, a genera

zajmuje si ju swoimi sprawami, kania si socu, ktrego nie wida, siada do pracy i sprawy
si tocz.
Jeszcze nie odcisny si na papierze, maszyna, ktra powstanie zbudowana na barkach
mojej siostry, jeszcze nie ma swoich pieczci i podpisw, ale wzbogaci si o pieczcie i podpisy
niedugo, niedugo wszystko bdzie miaa i wtedy twoje nazwisko z przedrostkiem kanalia
odcinie si na papierze i papiery rozpoczn swoj wdrwk, potem bdzie teatrzyk i proces,
potem bdzie wyrok i pistolet, ktry starszy oficer da modszemu zaraz po tym, jak go
zaprzysignie, i to bdzie dopiero pocztek wszystkiego, moja siostra nie rozpasa jeszcze swojej
arocznoci, nie poyka jeszcze maych dzieci, wic ten modszy oficer, ktry jest lekarzem,
woy pistolet za pasek, w spodnie, zimna lufa blisko chuja, i wyjdzie ci na spotkanie, a jak ju
bdzie po wszystkim, to poczuje tak potrzeb kobiety, e pjdzie na kurwy, chocia nigdy
wczeniej tego nie robi, pooy pistolet na stoliku nocnym w lepkim od ludzkich wydzielin
pokoju i bdzie kopulowa z obojtn kurw, a wezgowie metalowego ka uderza bdzie
o zmurszay tynk, kruszc go po drobince, i osypywa si bd te te drobinki na stare
podogowe deski, kada jak jeden ludzki los w naszych, moich rkach. Moich i moich sistr.
Czy moesz to jako zatrzyma, czy moesz cokolwiek zrobi? Oczywicie, tak, mog
zacz si pitrzy kontrpapiery z kontrpieczciami, moe zacz dziaa Inynier, wysya
monity, sprzeciwy, kurierzy do Parya i z powrotem bez ustanku, oprze to si moe o instancje
najwysze, sam Sikorski nada papierom i kontrpapierom i pieczciom i kontrpieczciom wag
mniejsz lub wiksz, ale aby mg dziaa, musiaby spodziewa si czarnego cienia mojej
siostry, ktry si na ciebie nasuwa, a ty si nie spodziewasz, bo jeste gupi, nie wiesz nic i si nie
dowiesz, kiedy tak idziesz na plac Zbawiciela czarnym witem czarnego dnia czarnego roku
w czarnym kraju i kiedy pniesz si po schodach i kiedy otwiera ci ubieska, ktr kiedy
obejmie mody mczyzna ze sztyletem Fairbarn-Sykes w doni.
Prowadzi ci do salonu, tam Inynier w fotelu.
Pidziesit Siedem! cieszy si na twj widok.
Siadacie.
Nie zaczynajcie beze mnie krzykna z kuchni Dzidzia Rochacewicz.
Krzykna i nagle sytuacja zmienia si cakowicie. Dlaczego jest tutaj Dzidzia
Rochacewicz, co j tutaj sprowadza, dlaczego wanie ona?
U Inyniera. U ubieskiej.

Cieszysz si, e ona tu jest.


Co w niej byo takiego, e si cieszysz, Kosteczku? Ile j widzia? Ile ci powiedziaa?
Przecie nic prawie. Co ci z niej przyjdzie? Ja wiem, ty nie wiesz, dlatego ja si frasuj, a ty nie.
Wchodzi z tac, na tacy dzbanek i filianki. Zrywasz si z krzesa, aosny szarmancie.
Dzidzia jest yw kpin, ywym szyderstwem w ciele kobiety.
Zrobiam herbat wygasza oczywisto z namaszczeniem.
Odkada tac na stolik. Siada na fotelu, obok Inyniera. Niezbyt adna, ale za to bardzo
pikna. Dugonosa. Szczupa. Donie jak skrzyda jaskcze. ubieska siedzi na kanapie obok.
Pidziesit Siedem, pani Dzidzia si u pana zatrzyma. Ma sprawy do zaatwienia
w Warszawie mwi promieniejcy Inynier.
Dzidzia si u mnie zatrzyma. Patrz na ni. Umiecha si kpico. Do ka z takimi jak
ty nie chodz mwi jej umiech.
Tak jest odpowiedziaem.
Zwerbowae tego doktora? Rostaskiego? zapytaa ubieska.
Oskarycielsko.
Nie odpowiedziaem, spojrzaem pytajco na Inyniera. Dzidzia za spojrzaa na mnie
z uznaniem. Bo si postawiem. Taki ze mnie pistolet, nie boj si postawi starej arystokratce.
Inynier ani nie sysza pytania ubieskiej, ani nie zauway mojego pytajcego
spojrzenia.
Syszaem o tej aferze u Peszkowskich powiedzia spokojnie.
Nastroszyem si. Napiem. Dzidzia si mieje, jej dugi nos celuje we mnie, jakby
wytykaa mnie palcem
Bardzo mnie ucieszya cign. Twoja legenda jako Niemca zostaa teraz cakowicie
uwiarygodniona. Nikt nie moe mie wtpliwoci.
Wsta z fotela, zaoy rce na plecach i zacz przechadza si po pokoju, patrzc
w przestrze, przed siebie.
A tego potrzebujemy najbardziej. Najbardziej mwi do wszystkich i do nikogo i do
siebie. Karaszewicz-Tokarzewski organizuje Sub Zwycistwu Polski, maj ju jakie kanay
do Parya, ale to wszystko gupstwo, gupstwo. Oni nie rozumiej: Niemcy wygrali wojn.
Stan na chwil przy oknie, patrzy w ciemno, jakby co w tej ciemnoci mg ujrze.
Wygrali powtrzy. Nie znaczy to, e mamy si podda. Ale wygrali. Mocicki nie

chcia moich silnikw, moich ogniw, nic nie chcieli, wic przegrali.
Wojna nie jest przegran, pki yje chocia jeden Polak, ktremu ponie serce
wydeklamowaa ubieska. Wic co te pan mwi, panie Stefanie?
Bzdura, bzdura wymamrota Inynier.
Sucham pana?! achna si gospodyni i nawet wstaa z fotela, jakby miaa zaraz
zada od Witkowskiego satysfakcji.
Ale ten nie zwraca na ni uwagi. Wpatrywa si zajadle w ciemno.
Z Niemcami musimy si dogada szepn w szyb.
Panie Stefanie grobowym gosem ubieska zmrozia powietrze w pokoju. Niech
pan przestanie, bo to brzmi jak zdrada. Przecie Francja, Anglia
Inynier dalej sta, wpatrujc si za okno, krtkie palce splatay i rozplatay si na
plecach, jakby obracay jednoczenie tuzin racw.
Inynierze! uniosa si ubieska. Nasz rzd we Francji organizuje wojsko, urzdy,
na wiosn bdzie wojna, ktrej Niemcy wygra nie mog, bo przecie linia Maginota, flota
angielska Francuzi pjd na Berlin, Sikorski z nimi. Jak pan moe mwi
Bardzo szanown pani prosz! wrzasn nagle Witkowski, wcale nie odwrciwszy
si od okna. Wszyscy w pokoju podskoczyli jak ukuci szpilk, tylko Dzidzia pozostaa
niewzruszona.
Zdrada, zdrada, tyle potrafi gada! Taka sama ona jak i tamci, Polsk przesrali, a teraz
zdrada, zdrada. Sama jeste zdrada, cholero! wyrzuci z siebie szeptem wciekym i gonym,
tak by ubieska moga udawa, e nie dosyszaa.
Dzidzia zacza si mia, jak mczyzna, gono, odrzucajc gow do tyu
i zamiewajc si z szeroko otwartymi ustami. Matka kiedy nie pozwalaaby ci si tak mia, ale
teraz jej nie ma, Biaej Orlicy, wic miejesz si razem z Dzidzi, gono, mocno.
Nie powinienem tak si z ni mia, ale si miej.
ubieska waha si. Mogaby zrobi scen, awantur, wyrzuci nas z mieszkania. To
w kocu jej mieszkanie. Ale przecie to zaprzeczyoby caemu jej zaangaowaniu. Poza tym
Inynier nie wyglda, jakby mia si tak po prostu pozwoli wyrzuci. Wic zamiast tego sama
przycza si do miechu.
Witkowski si nie mia.
eby z Niemcami wygra, musimy si z nimi dogada. Im szybciej, tym lepiej. eby si

z nimi dogada, musimy wiedzie o nich co najmniej tyle, ile oni wiedz o nas. Pidziesit
Sze, ty bdziesz naszym gwnym atutem. Zyskae ju nienawi wszystkich porzdnych
Polakw i to jest wietne, a teraz jeszcze musisz zyska ich zaufanie. Ich, to znaczy Niemcw.
ubieska milczaa, ty milczae, Dzidzia milczaa, i nawet Witkowski nagle zamilk,
wic zrobio si cicho.
Musisz znale sposb, aby zdoby ich zaufanie. A jak zdobdziesz, musisz zyska
jak pozycj. Pozycj, ktra bdzie ci dawaa realn wadz i wpywy, Pidziesit Siedem.
Znam von Moltkego. Ambasadora von Moltkego. Matka mi go przedstawia mwisz,
sam dziwic si swoim sowom.
ubieska odwraca si do ciany, zaciskajc usta. Teraz jeszcze boi si takich sw,
bardzo si boi. Jest to strach uzasadniony: to przez takie sowa i to przez ten nurt zdarze, ktry
wanie obmywa jej nogi, ciao i ducha, i przez to, e z tego nurtu nie wychodzi, nie wystpuje, to
przez to za wiele lat sztylet rozszarpie jej brzuch i macic, podziurawi nerki i ledzion.
Ale tego nie wie; mimo to si boi.
To dobrze, dobrze, z tym ambasadorem. Te poznaem go kiedy, ale twoja znajomo
waniejsza, cenniejsza, dobrze, dobrze. Z tym si co zrobi mwi Witkowski. Albo moe
ojciec twj? Ale z matk twoj, dziwna rzecz
Dziwna zgadzasz si, zrezygnowany.
Inynierze mwi ubieska. Prosz powiedzie o misji.
Misja. Oczywicie. Jak ju mwiem, musimy ustali sobie lini komunikacyjn
z Budapesztem. Mam sygnay, e tam powinien ju by pukownik Steifer.
Kto? pytam, czyby naiwnie.
Steifer. Witkowski patrzy na mnie badawczo. Pan nie zna?
A skde.
Rozumiem. No, w kadym razie musi go pan znale. On jest bardzo ustosunkowany.
Potrzebuje nas, a my potrzebujemy jego. Trzeba z nim nawiza kontakt, i to szybko, pki tutaj
jeszcze wszystko jest pynne. Pan tam pojedziesz jako Niemiec, oficjalnie, z papierami,
skontaktujesz si pan ze Steiferem, a on ju bdzie mia obmylone kanay komunikacji
kurierskiej przez zielon granic, plany, skrzynki kontaktowe i tak dalej, i pan to wszystko nam
przywiezie i dziki temu ustalimy sobie sta komunikacj.
No i c moesz zrobi, zgadzasz si po prostu, zgadzasz si, bo co innego ci pozostaje.

Budapeszt.
Pojedziecie z Trzydzieci Trzy
Ale ja nie mam niemieckich papierw protestuje Dzidzia.
Zrobimy, zrobimy papiery dla pani, zrobimy. Na razie zatrzyma si pani u Pidziesit
Siedem, zrobimy papiery i pojedziecie.
Tak powiedziaa Dzidzia. A teraz chyba moemy ju i, prawda?
Powiedziaa wic to, czego ja bym si nie odway powiedzie.
I? zdziwi si Inynier.
I. Std i. Bo tu ponuro rozemiaa si Dzidzia.
ubieska achna si, niewerbalnie, ale gono.
Zrobi kaw powiedziaa.
Dla nas nie, bo my idziemy powiedziaa Dzidzia w liczbie mnogiej, ktra
najwyraniej obejmowaa j i mnie jednoczenie. Mnie nikt nie pyta o zdanie, ale do dobrze, bo
ja teraz nie miaem zdania.
Nie miae. Dlatego zebralicie si szybko, podae Dzidzi palto, zaoye swoje
i najpierw klatka schodowa, po schodach w milczeniu, drzwi wyjciowe i ju, ju, prosz bardzo,
ju jestecie na zewntrz.
Ty i ona. A ona mi si nie podoba, rozumiesz?
Gwno rozumiesz.
Byo zimno i wiao i by ranek i by plac Zbawiciela troch skoczon wojn odmieniony.
A ranek by jednoczenie soneczny i mglisty, soneczny na grze, mglisty na dole. I byo
mronie, cienki naskrek lodu na kauach, pierwszy raz w tym roku. Ulicami sun wiatr, jakby
kada z nich bya rur z wielkiej pompy, ktra toczy powietrze z mazowieckich rwnin i znad
Wisy. A koci by taki jak zwykle, tylko troch porbany. Czyli teraz ju po prostu taki jak
zwykle.
Napiabym si kawy. I koniaku powiedziaa Dzidzia.
Ja nie mam.
Staraem si by oschym. Dzidzi to bawio, jak si staraem.
Ty nie masz. Niesychane. Do kawiarni chodmy, guptaku, s chyba w tym miecie
jakie kawiarnie, prawda? Do Loursa na przykad miaa si.
Powiedziaa do mnie albo o mnie guptaku, a ja zamilkem na chwil, poraony

cakowit nieadekwatnoci tego sowa.


Do kawiarni nie wol. Moe by awantura.
Boisz si ich? zapytaa nagle cakiem powanie.
Odwrciem si do niej z wciekoci, gotw ju wybuchn w obronie mojej odwagi
mskiej, kiedy zauwayem w jej spojrzeniu, e pyta o to bez pogardliwej intencji.
To zrozumiae. Trudno siedzie i pi kaw w obliczu kilkudziesiciu nienawistnych gb
wyjania.
A ty, Dzidziu nie boisz si, e siadajc ze mn do stolika e si skompromitujesz?
Ja si niczego nie boj odpowiedziaa cigle z t sam powag, z jak zapytaa mnie,
czy si mog ba. Bez upokarzajcej intencji.
Wierzysz jej, chocia to nieprawda. Boi si paru spraw, kady czego si boi. Ale wedug
takiej najpopularniejszej miary to rzeczywicie nie boi si niczego, a ty jej wierzysz. A ja wiem:
to pocztek zmiany.
Wierz, Dzidziu. Ja jednak nie jestem z takiej gliny ulepiony.
Jednak chodmy do Loursa.
Koniecznie tam? zapytaem niepewnie.
Wanie tak.
Boj si jej, Kosteczku. Boj si tej kobiety z dugim nosem, bo jest w niej co, czego nie
potrafi odwrci na nice, nie potrafi zobaczy jej rodka, nie rozumiem, kim jest.
Boj si jej, boj si tej kobiety z dugim nosem. A jednoczenie ufam jej w jaki dziwny
sposb, wic skoro chce i do Loursa, to pjdziemy.
Wemiemy auto powiedziaa Dzidzia.
Jak to?
Siakto. Auto wemiemy, po prostu. Stoi w podwrzu, czemu nie mielibymy
skorzysta. Masz swoje niemieckie papiery, prawda?
Inynier nam da?
A tam bdziemy go pyta. Auto stoi, to wemiemy.
A klucze?
Umiechna si dugonoso, signa do kieszeni i zadzwonia pczkiem samochodowych.
A bagae?
Wzruszya ramionami.

Ja prowadz powiedziaa, promieniejc.


Jako nie wtpiem w to ani przez chwil.
Chwil pniej siedzielimy ju pod brezentowym dachem ciemnozielonego chevroleta.
Master De Luxe, kabrio, model z 1937. Dach brzowy, pikny. Dzidzia oczywicie za
kierownic. Koszykow przeskoczylimy na Mokotowsk, i daleje!
Dzidzia prowadzia jak na rajdzie.
Nie podoba mi si ta baba, Kosteczku, gron jest ta baba, Kosteczku, boj si tej baby,
Kosteczku, boj si jej dugiego nosa.
Na placu Trzech Krzyy zwolnia.
Co? zapytaem.
Paradis rozmarzya si.
No tak.
Bywae?
Czy ty bywae, Kosteczku, w Paradisie?
Minlicie plac, chevrolet wjecha w Nowy wiat, powolutku, bez pisku opon i ryku
silnika, toczylicie si na dwjce, Dzidzia gapia si za okno rozmarzona. To byo zawsze wane
dla ciebie miejsce, pocztek Nowego wiatu, pod jedynk kupowae wino i smakoyki
kolonialne, pod wzgldem wina plusem by tam pan Gelbfisch, stary yd rodem z Krlewca,
majcy si za Prusaka na wygnaniu w Warszawie, gbur z kwalifikacjami sommeliera, smrodem
z ust i nieskoczonymi pokadami pogardy do swoich klientw, ktrym sprzedawa wino
z odraz, jakby sprzedawa obrazy Caravaggia nowobogackim, jakim ledwo dorobionym
baronom naftowym czy wglowym, ktrzy powiesz je obok oleodrukw z jeleniami i witych
obrazkw, ale wina mia wietne: francuskie, wgierskie, woskie, wiedzia, co kupuje od
porednikw. Wic znosie t ydowsko-prusk pogard i kupowae wino i szampany, ktre
potem pyny po ciele Sali i w odki twoje i jej i innych kurew, albo w odki twoje i Heli
i teciw przy obiadach i kolacjach proszonych.
Wic czy bywae w Paradisie?
Czy taczye z kobietami pod eliptycznym otworem w suficie, a z wysokoci, z pitra
patrzyy te kobiety, z ktrymi nie taczye, i zazdrociy twojej danserce, a chodzie tam
z takimi, z ktrymi nie chciae by widzianym w Adrii czy Oazie, chocia zachodzilicie do grill
roomu czasem, na steki, ale w grill roomie byo inaczej ni na parkiecie, wic potem czsto

olympi z Teatralnego na Trzech Krzyy, na siedzeniu obok zaponione dziewczta, z ktrymi


zwykle nawet nie spaem, chocia byy chtnymi, chtnymi byy zawsze.
Nie zawsze, nie zawsze byy chtnymi. Czsto wcale nie byy, ale wolae myle, e
zawsze s chtnymi.
Chtnymi czy niechtnymi, jakimi byy, jakimi? Jest to waniejszym ni samo spanie
z nimi, waniejszym jest to, aby kobieta bya chtn, ni to, czy t ch wykorzystasz, prawda?
Czy to jest waniejszym, czy nie jest?
Nie, w Paradisie to raczej nie odpare, Kosteczku, ze wstydu, e jeli ona mogaby
ci tam widzie, to musiaby si tego wstydzi.
A ja owszem rozmarzya si Dzidzia, wanie wtedy, kiedy minlicie surow fasad:
trzy kolumny trjdzielnych okien, cztery rzdy, prostokty, prostokty.
Kiedy modernistyczna kamienica pod Nowym wiatem 3 znikna za twoim lewym
ramieniem, Kosteczku, ta przeraajca kobieta otworzya przepustnic chevroleta, sze
cylindrw rykno i poszlicie.
Zabieraam tam rnych moich narzeczonych. Gachw raczej. Takich, z ktrymi nie
chciaam, by mnie w Adrii widziano krzykna.
Ju wiesz, czemu ona jest tak straszn, Kosteczku? Ale tobie ona si wcale straszn nie
wydaje.
Na skrzyowanie z Jerozolimskimi i 3 Maja chevrolecik wpad osiemdziesit na godzin,
jczay resory, rycza silnik. Prawie przejechalicie andarma w gumowanym paszczu. Na
szczcie w komplecie do gumowanego paszcza mia tylko gwizdek, a zabrako mu motocykla;
zrobi wic uytek z gwizdka, ale c mg wicej, ni wygraa nam pici?
Pod Europejskim Dzidzia zahamowaa tak gwatownie, zablokowane koa zaszurgotay
o bruk. Ju rozumiesz, guptaku, dlaczego chciaa zabra samochd, ju rozumiesz? Siedz typy
za szyb w Loursie i widz, jak z fasonem zaparkowa chevrolet i myl: to Niemcy przyjechali.
A tutaj, prosz, wysiada Konstanty Willemann z jak flam.
Ale nie, na razie nie wysiadacie, na razie siedzicie. Dzidzia rozpia swoj podun
torebeczk.
Masz podaa ci maego, paskiego colta. Znasz si na broni?
Jestem oficerem rezerwy, do cholery zezocie si.
Model tysic dziewiset trzy, bezkurkowy, kaliber trzydzieci dwa odpara, jakby

z tego, e jeste oficerem rezerwy, wynikao, e pojcia zielonego nie masz, i zamiaa si, a by
to miech jak nagroda dla tych, ktrzy na ni zasuyli, a dla ciebie jak kara, miech jak kubek
chodnej wody po marszu w upalny dzie, ale nie dla ciebie.
Dobre sobie! Oficerem rezerwy! nie przestawaa si mia.
A co?! zaperzye si. Dziewity puk uanw! Biem si cay wrzesie!
Dzidzia miaa si tak gono, e a zasaniaa twarz domi.
No dobrze, ju dobrze powiedziaa w kocu, ochonwszy, oddech odzyskawszy. Tu
masz bezpiecznik, drugi jest automatyczny, w chwycie. Osiem kul w magazynie, ale musisz
najpierw nabi, jakby chcia strzela.
Otworzye usta, eby protestowa, tak bardzo bye wciekym, e przecie wiesz, jak
obchodzi si z broni, na kursie rezerwy w Grudzidzu to nawet wygrae zawody pistoletowe,
i to strzelajc z cakiem zuytej parabelki.
Ale miech Dzidzi uciszy ci na dobre.
W spodnie pistolet schowaj. Idziemy.
Wic idziecie. A oni patrz, jak z chevrolecika wysiada Kostek Willemann z jak flam.
Chocia nie, jednak nie, wysiada kanalia Willemann z niejak Rochacewicz, Dzidzi
Rochacewicz, jej posta jest im przecie znan.
Patrz na nich tak, jakby kademu gst lin w gb plwa szepcze Dzidzia do ciebie,
ale czy to jest bliski szept, czy niebliski?
lin to raczej przeykasz, wchodzicie. W rodku jeszcze niewielu goci, ale gwar jest
i ten gwar cichnie, kiedy wchodzicie.
Przecie byle kto do Loursa nie chodzi, a jak nie byle kto, to wiedz, kim jeste, znaj ci
jeszcze sprzed wojny, gogusiu w drogich garniturkach, bon vivancie cudny, kawalerzysto
rezerwowy, pijaku, morfinisto, kurwiarzu, znaj ci dobrze, wzdychay do ciebie ich ony i crki,
a teraz wchodzisz tutaj i mierdzisz jak Niemiec.
Zasiadacie z Dzidzi przy stoliku, Dzidzia wpatruje si w ciebie, jakby bya zakochan,
i ty, przyzwyczajony przecie do tych spojrze, nie mylc, mylisz sobie, czyli nie mylisz, ale
zaczynasz czu jej spojrzenie, jakby bya zakochan, a nie jest przecie, nie jest, guptaku,
Kosteczku gupi, tylko ja jedna ci kocham, tylko moja mio jest prawdziw. A ona teraz gra,
udaje, bo chce wywoa skandal. A ja sama ju nie wiem, co ty wiesz, Kosteczku, a czego nie
wiesz. Przy Dzidzi trac pewno wiata, Kosteczku, Dzidzia mnie przeraa.

Podchodzi kelner, sztywny, jakby go wytoczyli z blachy. Zamawiacie: dwie kawy, dwa
koniaki, dwa ciastka. Nie ma ciastek. No to bez ciastek. Koniaku nie ma. No to dwie wdki.
Wdka jest. Dwie wdki, dwie kawy. Czterdzieci zotych. Drogo.
Siedzicie. Dzidzia patrzy na ciebie takim wzrokiem nieprawdziwym, jakim ju na ciebie
patrze nigdy nie bdzie, bo to oczywicie na potrzeby przedstawienia tylko.
Nachyla si do ciebie i szepcze ci do ucha, jakby szeptaa miosne wyznanie. Mogaby
wyszepta: podam ci. Albo, zwaywszy, e to Dzidzia, a nie jaka niewyrnita cnotka,
mogaby wyszepta: chc ci mie w sobie. Albo: chc, eby woy we mnie jzyk.
Ale Dzidzia szepcze:
Teraz ktry z nich, najpewniej ten w kraciastej marynareczce, wstanie i poinformuje
mnie dyskretnie, z kim mam do czynienia.
Za Dzidzi szura krzeso. Znany ci z twarzy, ale nie z nazwiska poroborek w kraciastej
marynareczce i w pumpach, podkolanwkach i butach narciarskich, tak odziany wanie wstaje,
nieco przestraszony, zdetonowany nieco, ale zdeterminowany, i podchodzi powoli do waszego
stolika. Mierzy ci spojrzeniem, ktre w zamyle ma by strasznym, to jest marszczy brwi
i mruy oczy, jak widzia na kowbojskich filmach z Tomem Miksem, i ma to by takie
spojrzenie, jakie nie wywouje konfrontacji, ale ogasza, e spogldajcy si jej nie boi ani nie
wyklucza. Co jest oglnie raczej miesznym.
Wic podchodzi, nachyla si do Dzidzi Rochacewicz zza jej plecw i co szepcze jej do
ucha.
Nie syszysz dokadnie, ale ja sysz, sysz dobrze.
Panienka na pewno nie zdaje sobie sprawy, ale ta kanalia, z ktr panienka siedzi przy
stoliku, to zdrajca, zaprzaniec, zapar si polskoci i zosta Niemcem.
Dzidzia mieje si i oczami daje ci znak.
Nie wiesz dokadnie, o co jej chodzi, ale przecie nie przez przypadek daa ci pistolet,
ktry teraz uwiera ci w pachwin. Wic unosisz si troch z krzesa, poroborek w kraciastej
marynarce napina si, jakby szykowa si do mordobicia, ale ty uniose si tylko po to, by
wycign colta ze spodni. Wycigasz wic, cigniesz do tyu suwado i wraca z trzaskiem,
pistolet nabity. Rk z pistoletem trzymasz przed sob. Poroborkowi rozszerzaj si oczy
z przeraenia i wycofuje si powoli, krok po kroku, wycofuje si do swojego stolika. Dzidzia
rzuca ci si na szyj. Bawi si znakomicie, czy ciebie to nie przeraa, e ona tak znakomicie si

tym bawi, Kosteczku, powinno ci to przeraa, gupcze, ktry nie wiesz, kto ci naprawd
kocha, a kto jest twoim wrogiem, gupcze, nic nie wiesz. Przecie ona nie powinna si tak dobrze
bawi, przecie powinno j martwi, e wezm j za niemieck kurw, e zaczn gada,
tymczasem ona si doskonale bawi, a nie powinna.
Ty nie masz pojcia, po co to robi, ale nawet si nad tym nie zastanawiasz, a ja si
zastanawiam, bardzo si zastanawiam.
Kadziesz pistolecik na stole. Kelner przynosi dwie kawy i dwie wdki, z wyszukan
starannoci kadzie je obok pistoletu. Pijecie.
W knajpie panuje milczenie, lecz nie cisza; robi si gono, szuraj krzesa, bo ludzie
wstaj od stolikw, zakadaj kapoty, kurtki i paszcze i wychodz. Ale dlaczego wychodz,
Kosteczku, czyby wychodzili, aby okaza ci towarzyski bojkot, aby ci sabotowa, aby okaza
ci wstrt?
Nie, Kosteczku, oni wychodz, bo si ciebie boj. Boj si pistoletu, boj si wadzy,
ktr mie musisz, skoro nie trwoysz si wyj pistolet w kawiarni i trzasn nim o blat.
Wadzy, ktr posiadasz nad nimi.
Oni nie wiedz, e to Dzidzia wada tob. W przedziwny sposb tob wada,
niebezporednio, jak Orlica albo Inynier.
I teraz Dzidzia nie przestaje mia si rozkosznie, cudownie, dla ciebie. Wychodz. Boj
si. A tobie chuj wypycha spodnie, nie z powodu Dzidzi, tylko dlatego, e oni si boj. Wypijasz
wdk, Kosteczku, bo co masz robi? Wypijasz wdk, a potem wypijasz kaw i u Loursa jest
ju pusto.
A kiedy u Loursa jest ju pusto, spojrzenie Dzidzi zmienia si: Dzidzia Rochacewicz ju
nie udaje zakochanej Dzidzi Rochacewicz, Dzidzia Rochacewicz jest ju po prostu Dzidzi
i patrzy na ciebie, Kosteczku, tak jak patrzya w Krakowie i jak patrzya u ubieskiej, po prostu
patrzy Dzidziowym spojrzeniem, w ktrym jest, owszem, sympatia i jest te dystans i kpina
i pobaliwo i oscho jednoczenie.
Bdziesz potrzebowa porzdnych papierw. Sama Kennkarte nie wystarczy mwi.
Przecie wiem. Wiem, e bd potrzebowa porzdnych papierw, i nawet wiem gdzie,
jak je mog zdoby. I to nawet nie bdzie moja matka Orlica, nie sprzed jej oblicza zgarn te
papiery, pjd do ambasadora, jego poprosz, przedstawi spraw, zagram na litoci, na
czymkolwiek, i przez niego dotr, sam dotr, sam zrobi, mnie si uda, samemu, nikt nie bdzie

musia mi pomaga, sam, ja sam.


Papiery si znajd wzruszam ramionami.
Dzidzia mieje si, macha rk pogardliwie, jakby zbywaa sztubaka, ktry odgraa si,
jak to atwo poradzi sobie z tym, z czym nie potrafi poradzi sobie doroli.
Dzidzia wypija kaw, a kiedy filianka jest ju pusta, dopiero wtedy siga po wdk;
i wypija j jednym haustem, patrzc na ciebie, jakby ci wyzywaa. Boj si tej dugonosej baby,
Kosteczku, boj si. Ty jeszcze nie wiesz, co si stanie, a ja wiem i pacz nad tob, Kosteczku.
Zawoaem wic kelnera, zamwiem jeszcze dwie. odek cinity wdk i kaw.
Kelner przynis z obrzydzeniem, z obrzydzeniem postawi na stoliku, z obrzydzeniem
i z litoci dla Dzidzi, ktr mia za pann niewiadom mojej kondycji moralnej, wypilimy bez
wzgldu na kelnera.
Dzidzia wychylia kieliszek z takim samym spojrzeniem jak wczeniej, zamwiem wic
jeszcze. Kelner, obrzydzenie, dwie wdki na stole. Lours pusty. Wypilimy. I nastpn. Dzidzia
troch poczerwieniaa, ale wyzwanie trwao zawieszone midzy nami. A wic dobrze, a wic
nastpna. I jeszcze.
Wypilimy kade po wier, na pusty odek. Dzidzia spsowiaa, ale umiech pozosta
taki sam.
Jedziemy do ciebie.
Wzruszyem ramionami. Moja udawana obojtno ponownie rozbawia pann
Rochacewicz.
Ty sobie nie wyobraasz chyba, Konstanty, e mnie uwiedziesz t wymuszon
obojtnoci? Mnie?
Stropie si, Kosteczku, kiedy to powiedziaa. Stracie rezon. Zmieszae si. Wiele
sw na to, co jest esencj ciebie, Kosteczku. Ciebie atwo stropi. Jeste kim, kto atwo traci
rezon. Boj si tej kobiety, Kosteczku, chciabym, eby poczu mj strach. Chciaabym pociec
po twoich plecach zimn struk. Chciaabym cisn ci flaki, chciaabym by twoj cutis
anserina, cign te malekie minie pod skr i sprawi, e woski na twoim karku i plecach
stan dba. Ale nie umiem. Nie boisz si jej.
Boj si jej, tej Rochacewicz. Boj si jej, a jednoczenie pociga mnie jako, chocia
wydaje mi si cakowicie niedostpna, patrz na ni jak szewczyk na krlewn, jestem bliski
tego, aby j wielbi.

Nikogo, kto okazywa mi obojtno, wymuszon lub nie, nie wpuciam nigdy do
ka.
Kamiesz, Rochacewicz, ja wiem, e, kamiesz, a on, gupiec, nie wie, e kamiesz, ale ty
kamiesz, kamiesz; bo, owszem, nikogo, jednak poza tym jednym, jedynym, pierwszym, ktry
uwid ci wanie tym, e nie prbowa ci uwodzi, jak inni prbowali, w tych dawnych
czasach, ktre, wiesz przecie, skoczyy si nieodwoalnie i nigdy ju nie wrc, tak jak nigdy
nie wrci twoje dziewictwo, ktre mu oddaa, i serce, ktre mu oddaa, i ju go nie masz, bo
spoczywa u niego w depozycie. Boj si ciebie, boj si twojej mocy, boj si tak, jak nie baam
si adnej innej z tych bab, ktrym mj Kosteczek oddawa serce, w ktre wbija wzrok albo
chuja, a ciebie si boj, Rochacewicz.
Ale jeszcze strzemiennego! zakomenderowaa Dzidzia.
Jest wp do dziewitej odrzeke.
Jasne, e jest. Ale ten czas leci, prawda? zamiaa si.
Kelner, stuk o stolik, wypilicie na pusty odek, kawa i wdka, wdka i kawa.
W puku bya taka zabawa, zabawa dla podporucznikw, wieczny cuk, wszdzie cuk, cuk,
cuk, cukanie nieprzemijalne, wieczne, Adam cuka Ew, towarzysze husarscy cukali pocztowych,
tylko tak si to wtedy nie nazywao, potem w rosyjskiej kawalerii dziadzia cukali modych
podchorych i tak ju to do was przyszo to cukanie, prosto z uaskich pukw cara Wszechrusi
i zawsze starsi modszych, wic w podchorwce starszy rocznik modszy, wa na piec, kurwa,
i recytuj puki uaskie i rozlokowania i szlaki bojowe i urawiejki kurwa falsetem, wic
porucznicy i kapitanowie dla modych podporucznikw, a szczeglnie podporucznikw rezerwy
tym chtniej: szabla na st, na dugo szabli kieliszki z wdk, na kocu grube ciastko
z kremem, na ciastku led. I trzeba wypi przed kolacj, wypi bez przerw i odpoczynkw i nie
do, e wypi, to potem trzeba zagry i oczywicie nie mona rzygn, bo na tym polegao
bycie uanem: pi, ale si nie upi. Chla, ale nie rzyga. Dupczy, ale si nie eni. Bi si, ale
nie przegrywa. Umiera, ale wygrywa. Tego was uczyli w Grudzidzu, cukajc niemiosiernie,
po to sadzali ci na piecu i musiae falsetem recytowa kolejne puki i rozlokowania, a szwadron
zapasowy gdzie, chuju rybi? I cay ten cyrk z piciem do rana i stawianiem si na sub bez kaca
i trzewo, jakby wypicie mietany z tkiem w magiczny sposb wymywao alkohol z waszej
krwi, strzela si w stukuk, ale si przy tym nie pozabija, bi si i wygrywa, jak wygralicie
z bolszewikami, u rde waszego albo ich etosu to zwycistwo i przekonanie, e skoro pobilicie

Rosjan, co si przecie nikomu u was nie udao od dwustu z gr lat, skoro ich pobilicie, to
jestecie, albo raczej oni, panami wiata i historii i wszystkiego pomidzy. Umrze, ale nie
przegra.
A teraz przegralicie, sromotnie, bitw graniczn i bitw nad Bzur i bitw o Warszaw
i bitw pod Kockiem i bitw o Polsk i o wszystko i o wasze ycia zasrane, przegralicie j
ostatecznie nie dalej jak dwa tygodnie temu, i po co, po co przegralicie, ale tak czy inaczej to si
wszystko ju skoczyo, nie ma ju uanw i nie bdzie, Niemcy was przecwelili, docwel was
do koca Rosjanie albo ich docwel, trzecia osoba zamiast drugiej, jak tam bdziesz wola,
Kosteczku, moesz si spod tego zbiorowego homoseksualnego gwatu wypisa, ale czy
podoasz?
Chciaabym, eby zrozumia, Kosteczku, e mnie nie uwiedziesz mwi Dzidzia.
Jeste piknym mczyzn, owszem, jeste rwnie cakiem interesujcy i nawet mnie troch
pocigasz
I wiesz, idioto, czy wiesz, e kiedy ona tak mwi, to nie mwi tego tak, jak mwiy te
dziewczynki, ktre spotykae kiedy, w wiecie, ktrego nie ma, a moe nawet nie byo nigdy,
te, ktre spotykae po knajpach, dansingach, grill roomach i kawiarniach stolicy, a ktre
rozmow z tob zaczynay od zastrzeenia, e tylko prosz, aby pan sobie nie wyobraa, e ja
jestem jaka pierwsza lepsza atwa, a ty wiedziae, e to znaczy dokadnie co przeciwnego,
prawda, wiedziae? e te, ktre naprawd nie s jakie pierwsze atwe, to po pierwsze, nie
siaduj same na dansingu, bawic si cygarniczk, wkadajc do ust w prefiguracji normalnego
obcigania. A po drugie, nigdy nie powiedziayby o sobie, e nie s jakie pierwsze lepsze
atwe, bo to si rozumie samo przez si. Z tak kobiet si oenie, Kosteczku, z Hel
higieniczn, prawda?
Pocigasz mnie, bo masz pikne oczy, adnie wykrojone usta, due, mocne donie
i masz jaki charakter. Zmidlony troch, podniszczony, przetarty, ale masz mwi dalej
Dzidzia, jakby wiercia palcem w otwartej ranie. Panie ober! Jeszcze!
Kelner, nienawi, stuk-puk wdk st pusty Lours.
Wic moe jednak bym moga? zastanawia si Dzidzia, patrzc na ciebie
badawczo, jakby widziaa ci pierwszy raz. Patrzc na ciebie tak, jak ty czsto patrzye na
kobiety. No, pij!
I wypijacie. Pamitasz, jak patrzye na kobiety? A teraz czujesz, nagle czujesz, e to zbyt

wiele, w tym tempie, na bezsenny, pusty odek, zbyt wiele i nagle ci wzbiera, wic zrywasz
si od stolika, Dzidzia si mieje, a ty ju wiesz, e nie dobiegniesz, wic odwracasz si tylko
i rzygasz, rzygasz palc strug wdki i kawy, odwrcony od Dzidzi, rzygasz.
No wic jednak nie, Konstanty, jednak nie. Nie mogabym pj z kim, kto nie umie
wypi z rana.
Stoliki zarzygane, biae obrusy zarzygane, kwiatuszki, co w wazonikach mimo wojny,
zarzygane. Kelner stoi obok z min skwaszon, milczc, pokorn i nienawistn jednoczenie,
jakby na niego samego narzyga, a on musia to znie w pokorze. Moe tak jest w istocie.
No wic jednak nie, mj drogi mieje si Dzidzia. Jednak nie moesz mnie uwie,
nie oddaabym si mczynie, ktry nie potrafi pi.
Wyrzygae wanie swoj msko, si, wszystko, Konstanty. Sprbuj od niej uciec. Nie
uciekniesz.
Nie uciekn.
Idziemy, wariatko powiedziae, Kosteczku, i c z tego, c z tego, e powiedzia?
Idziecie, owszem, naturalnie, pewnie, e idziecie, ale nie dlatego, e tak powiedzia,
idziecie, bo ona chce i.
Wic idziecie, wychodzicie, najpierw Dzidzia, potem ty, wychodzicie na Krakowskie,
a tam klej ogoszenia, na murach, pdzle, klej i klej, ze wstydem, z wciekoci, ale jakby
mieli tego odmwi? Wic klej. Zatrzymujecie si razem z Dzidzi.
Obwieszczenie. Sd dorany policji miasta Warszawy obwieszcza o wykonaniu
wyrokw mierci na siedmiu osobach skazanych za posiadanie broni lub amunicji. Jan Siokao,
byy starosta wgrowiecki. Jzef Sadowski chemik. Stanisaw Lasocki robotnik. Samson
Luksemburg. Marian Baranowski. Narcyz Gajewski. Wiktor Sikorski. Podpisano: prezydent
policji Classen.
Strzela ich Schutzpolizei w ogrodzie Sejmowym, ale tego nie wiecie. A przed
ogoszeniem stoi kobieta w chustce na gowie, trzyma za rk czterolatka w czerwonej
czapeczce, spod ktrej wymykaj si jasne kosmyki.
Przepychacie si do ogoszenia, kobieta odciga chopca. A ja widz go za czterdzieci
lat: jak przemierza ulice innej Warszawy, wielki, pikny, dugowosy, pewnym krokiem
intelektualisty, ktry potrafi si bi. Ma wielkie jasne wsy, nie boi si nikogo i ukada
w gowach swoich blinich zdania i powiedzonka, ukada je, czytajc angielskie ksiki, i pisze

swoje ksiki po polsku, ukada zdania i powiedzonka. A jeszcze pniej, cigle wielki i wsaty,
troch zgarbiony, jakby podcity w jednym miejscu i przechylony (plecy cigle proste), idzie
krokiem duo wolniejszym i opowiada mniejszym i modszym anegdoty, ktre s tak doskonae,
e nie musz by prawdziwe i zwykle nie s.
Ale wy widzicie tylko czerwon czapk z wczki, z pomponem, maa rczka ginie
w doni matki, a ja widz wszystko, widz potn gar, w jak ta rczka si zamieni i jak na
sportowej macie atwo ciska bdzie innymi rosymi mczyznami, a potem bd sobie podawa
donie.
Ja wszystko widz. Opowiadam tylko o niektrych, mam powd albo go nie mam, ale
opowiadam, o innych za nie opowiadam.
Wic do auta. Dzidzia siada za kierownic, a ty obok i jedziecie, dokd?
Dokd jedziemy? pytasz.
Teraz do ciebie. Masz ciep wod?
Mam.
No to ja do kpieli, a ty wystara si o papiery na Budapeszt.
adnych wtpliwoci, adnych waha, po prostu wydaje ci rozkaz i koniec.
Rozkaz. Befehl. Razkaz i tak toczno, gaspadin lojtnant.
Kapral podchory Willemann melduje si na rozkaz, panie poruczniku! krzyczae,
a ruki pa szwam i wanie tak raczej po rosyjsku, a nie na hab acht, bo rosyjskie tradycje
kawaleryjskie w Grudzidzu jednak przewaay nad tradycjami austriackimi, bo te byy
bogatsze i bardziej zgodne z tym, co si wam, Polakom, i im, Polakom, wydawao etosem
polskiego kawalerzysty, bo te oba te etosy kawaleryjskie, polski i rosyjski, rosy razem na
gruncie polskiego raczej ni rosyjskiego poczucia honoru i wasnego wojennego szlachectwa, ju
ptora wieku przed tob, Kosteczku, polscy i rosyjscy kawalerzyci wielkich wojen z okazji
koca pewnego wiata byli tacy sami, czerpali z jednego rda swoj gupot, brawur
i faszywy obraz rzeczywistoci, ku uciesze swoich dowdcw, ktrzy mogli wydawa im
rozkazy wbrew podstawowym instynktom samozachowawczym.
I potem tak to ju byo. Kiedy rosyjski kawalergard szed guliat, to szed po polsku.
Kiedy strzelali si panowie oficery na lepo w zabawie w stukuk, na rodku jak Temida oficer
z oczyma zawizanymi i rewolwerem w rku, pod cianami gocie i stukaj w ciany, a on na
olep strzela, strzela i to byo po polsku, a kiedy ty to robi w Trembowli w kasynie, kiedy to

robi, w ogle si nie trwoc, albowiem bye pijanym, to robilicie to po rosyjsku.


I kiedy starszy rocznik dziadkw cuka was, pierwszoroczniakw, to cuka was po
rosyjsku. Pamitasz teraz o tym, Kosteczku, prawda? Kiedy Dzidzia wydaje ci rozkazy, Dzidzia
Rochacewicz.
Nienawidz jej. A ty pamitasz. Nie pamitasz o tym wiadomie, rzecz nie w tym, eby
mia o tym myle i to rozpamitywa: lecz tamto wszystko, Grudzidz, ktrego nie chciae, ale
ktrego wszyscy od ciebie oczekiwali, wanie od ciebie, bo Jacek mg by po prostu lekarzem,
a tobie trzeba byo by kim wicej, onierzem, a jeli onierzem, to uanem albo szwoleerem,
i pamitasz, pamitasz, jak dumni byli wszyscy, kiedy poszede na pierwsz przepustk do
domu w mundurze, a jak potem pod gratulacjami ukrywali zawd, e puk oczywicie
zaszczytny, bo dziewity puk uanw jest pukiem o wybitnej reputacji, ale jednak wszyscy si
spodziewali, e dostaniesz albo wystarasz si albo Orlica wystara si o przydzia do pierwszego
szwoleerw, do stolicy, czapki okrge jak budynek Sejmu, Wieniawa na grce w Ziemiaskiej,
honor, kobiety, wino i oczyzna.
Kapral podchory Willemann melduje si na rozkaz, panie poruczniku! krzyczae,
a pan porucznik abiski patrzy na ciebie wzrokiem takim, jakby ci przewietla na wylot
promieniami Roentgena i Dzidzia patrzy na ciebie wzrokiem takim samym, jakby ci na wylot
promieniami Roentgena przewietlaa.
Wszyscy pana kochaj, co, Willemann? pyta porucznik, mruc wskie oczy,
cinite midzy obfitymi policzkami i ukami brwiowymi.
Melduj posusznie, e nie wszyscy, na przykad narzeczona pana porucznika w ogle
mi nie kocha, bowiem ona kocha wycznie pana porucznika! wywrzaskujesz natychmiast
byskotliwie, jak trzeba, eby pokaza, e si jest pistolet, taka tradycja cuku, odpowiedzie
dowcipnie i szybko i jednoczenie pokornie i zadziornie. Jak si jest pistolet.
Cicho, panie Willemann zgasi twj zapa porucznik. Ja pana tu cuka nie bd.
Darujcie mi te dowcipne odzywki.
Tak jest, panie poruczniku odpowiedziae ju subicie.
Wic wszyscy was kochaj. Przystojny jak Dymsza, mdry jak profesur, bogata rodzina
z Warszawy, a jak piknie po polsku mwi. Tak to si nauczyo po polsku gada. Strzela, jedzi,
ozy tnie, lanc macha. Wszystko. Prawda, panie Willemann?
Tak jest, panie poruczniku powiedziae ju ze strachem.

Tak jest, tak jest. Ale mnie nie jest tak atwo zwie, panie Willemann. Ja swoje wiem.
Znam ja takich jak pan. U nas takich jak pan byo na pczki, Willemann. Wic uwaaj pan, panie
Willemann, bo mnie pan nie oszwabisz.
Tak jest.
Wgapi si w ciebie.
Tak jest, panie poruczniku doradzi.
Tak jest, panie poruczniku.
Won.
Wyszede.
Od porucznika abiskiego wyszede na dziedziniec rezerwy w Grudzidzu.
Z mieszkania nie wyszede.
Dzidzia i jej dugi nos.
Dr ci donie.
No czego chcesz, no? pyta.
Ciebie odpowiadasz.
Dzidzia umiecha si, jak umiechaj si mureny do cia niewolnikw.
Spierdalaj std, Konstanty. Ju.
Wulgarne sowo w jej ustach. Wychodz, z wasnego mieszkania wychodz, wyrzucony,
wychodz, wyszedem.
Dotykasz ciany domu. Cienka warstwa czekolady jak film z tuszczu na powierzchni
wody pka od razu, rka wchodzi gbiej, tam jest ciepo, wilgotno, co pulsuje, co mlaska, rk
wyrywasz.
Kosteczku, uciekaj, uciekaj przed ni, nie wracaj do domu, uciekaj przed tym wszystkim,
przed Bia Orlic, przed Niemcami i Polakami uciekaj, przed twoim ojcem uciekaj, gdzie jest
twj ojciec, Kosteczku? Uciekaj z Warszawy, czogaj si rowami, peznij lasami, wij si
bagnami, wgry si pod ziemi i dr podziemne korytarze jak czerw, uciekaj na poudnie, a
dogryziesz si do najgbszej na lsku gruby, z gruby narodzonym, z wgla i stali, do gruby
powracaj.
Id, chwiejnie, bez oddechu, id, dzie, Warszawa, ulica, papieros, chd.
Nie id! Nie id! Uciekaj, mj jedyny, uciekaj, mj kochany, uciekaj, ratuj si, zagrzeb
si pod ziemi i przegry si do najgbszego chodnika w najgbszej z kopal, tam pozostaniesz

na wieki, tam uczynisz swoj pustelni, ywi si bdziesz tym, co przynios ci grnicy
w zamian za twe jurodiwe mdroci, a jeli nie przynios, to bdziesz na nich polowa,
Konstanty, uciekaj, mj jedyny, mj drogi, uchod std czem prdzej!
Id, nie wiem dokd. Do samochodu.
W aucie siadam nieprzytomnie. Wkadam kluczyk, przekrcam nieprzytomnie. Czekaj,
a jeli kto wejdzie! Blokuj drzwi od rodka. Nikt nie wejdzie. Kluczyk. Przecie ju
przekrciem nieprzytomnie. Ssanie. Nie, nie trzeba, silnik przecie ciepy, wskazwka
z temperatury daleko, to nie trzeba. A wic zapon. Cholera, jak tu zapon. Jest. Inaczej ni
w oplu. A gdzie tu starter? Zaraz, ju wiem, jak u Jacka, Jacek te mia mastera, tyle e sedana
i nie osobno, tylko razem z przepustnic, tak. W tych nowszych tylko by osobny peda.
U Skwarczyskiego by kupionym tamten Jackowy master sedan. Tak. Tamten, nie ten. Ten, to
nie wiem. Nieprzytomnie. Wciskam. Teraz zapon. Motor idzie, puci peda, teraz za drugim
razem jak nacisn, to zadziaa jak przepustnica normalnie, nie starter. Albo nie? Naciskam,
obroty w gr. Tak. Sprzgo. Bieg. Jad. Drugi bieg. Motor idzie. Mocno. Trzeci bieg i jad,
Puawska si wije jak nigdy, kiedy bya prosta jak strzeli a do Skolimowskiej, a teraz si wije.
Kiedy ostatni raz prowadziem? W sierpniu, zanim wojskowe skurwysyny zabray mi
olympi, przed mobilizacj trzy dni mi zarekwirowali, innym jeszcze nie rekwirowali, a moj
olympi zarekwirowali, i Hela powiedziaa: najpierw ydom i innym obcym rekwiruj, a robi to
jaki biuralista i nazwisko mu podpado, e do pierwszego rzutu do rekwirowania
i zarekwirowali. Nie ma olympii. Jest chevrolet. Dwa miesice temu ostatni raz prowadziem
samochd tysic lat temu, a potem umarem i narodziem si na nowo.
Pierwszy raz prowadz samochd. Jad.
Jad. Nie wiem dokd.
Do matki.
Do Klubu.
Do pieka.
Co mnie wyrywa z auta i z ubrania, ubranie na mj ksztat uoone dalej za kierownic
chevroleta marynarka kamizelka koszula spodnie krawat zegarek na przegubie ojcowski,
rkawiczki zacinite na kierownicy, a ja nagi pyn nad ulic, zawieszony na niewidzialnych
linach, i patrz na chevroleta, jak jedzie, i ludzi, jak id, i furmanki, jak pezn, i ludzi, jak
pezn, co takiego jest z Warszaw zego, czuj zimne powietrze na brzuchu, na chuju, na

stopach, dobry Boe, dobry czarny boe, zabierz mnie std w drugie krlestwo mierci, w senne
krlestwo mierci, gdzie nie ma wiata ni cienia.
Pyn. Przed autem, ktre jedzie, a w ktrym jestem, ale mnie w nim nie ma, przed tym
autem, na drodze pojawia si posta.
Hamuj, Kosteczku, hamuj, bo przejedziesz czowieka krzycz do mnie, ktrego nie
ma w tym aucie, krzycz z wysokoci, clamavi at te, suchaj mego gosu, gdy z wysokoci woam
do ciebie, Willemannie, ja, straniczka witu.
Konstanty hamuje, widz, e hamuje.
Hamuje, Kosteczku, bez obaw, Konstanty hamuje.
Hamuj za pno, wyskoczya posta w paszczu przed samochd, chevrolet taczy na
zablokowanych koach, myl, odpuci i sprbowa wymin, czy wyhamuj, ale nie
odpuszczam, jednak nie, chevrolet taczy na zablokowanych koach i w kocu ju jest, widz go
z bliska, oficerski paszcz pasem spity, co byszczcego na gowie, uderzam.
Niezbyt mocno. Powinien y.
Wyskakuj z auta, ley, zbiera si, pomagam czowiekowi wsta.
Poznaj go.
Nazywam si Bartomiej Chocho i jestem ostatnim krlem polski mwi rotmistrz
Chocho.
Czy go poznaj? Znaem rotmistrza Chochoa, ale jakie imi, jakie imi, czy ten czowiek,
ktry jest nastpstwem rotmistrza Chochoa, czyli jest tym, kim rotmistrz Chocho jest teraz,
w sobot dwudziestego pierwszego padziernika tysic dziewiset trzydziestego dziewitego
roku o godzinie, zegarek ojcowski, o godzinie trzynastej dwadziecia siedem, czy ten czowiek
jest rotmistrzem Chochoem, czy moe raczej rotmistrzem Chochoem by tylko rok temu, a teraz
ju nie jest?
Chciabym wic mc powiedzie, e nie wierz wasnym oczom albo co podobnego, co
mwi si w okolicznociach bycia cakowicie zaskoczonym. Ale ja nie jestem zaskoczonym. Nic
mnie nie dziwi. Wierz wasnym oczom. Nie wierz wiatu, ale oczom wierz. Widziay wiele
i zobacz jeszcze wicej.
Rotmistrz Chocho, szwadron cekaemw. A mia podobno przeprawi si na poudnie,
broni nie zoy. Paszcz bardzo brudny, spity, ale nie pasem, tylko szalikiem w krat,
przewizanym jak pas sucki, tyle e za krtki. Na gowie korona z kartonu, owinitego cynfoli,

ju podart w wielu miejscach. Na paszczu dynda Virtuti, na nogach drewniaki, nabite na co, co
przypomina grube, weniane onuce. Obok Virtuti dwa okrge, srebrne medale: przygldam si
bliej, kiedy trzymam go w ramionach, to nie medale, jeden to blaszka niemiertelnika, polskiego
niemiertelnika, na kolorowej wsteczce. Drugi to wieczko z pudeeczka po prezerwatywach,
aluminiowe, niemieckie. Hygenischer Gummischutz Dublosan, Berlin Neukln. Wstka
fioletowa, przy niej jeszcze par skudlonych, dugich wosw, jakby z gowy dziewczcej razem
z nimi wydarta.
Panie rotmistrzu mwi bez sensu.
Chocho poprawia koron z cynfolii.
Nazywam si Jan Chocho i jestem zapomina dalszego cigu.
Nic panu nie jest, panie rotmistrzu? pytam i zdaj sobie spraw z absurdu tego
pytania.
Nazywam si Jan Chocho i jestem! odpowiada rozpromieniony.
Poprawia koron.
Musz i.
Prbuj go obmaca, sprawdzi, czy nie krwawi, czy niczego nie ma zamanego, ale nagle
wyrywa si, z kieszeni wyciga ksik, poznaj t ksik, powie z twarz starca na okadce,
jego powie, zniszczony, potargany egzemplarz, puk by dumny, e rotmistrz Chocho ze
szwadronu cekaemw jest pisarzem, wydawnictwo Rj, 1937.
ciska ksik w prawej doni, jakby ciska bro, i celuje z tej broni we mnie.
Ani kroku dalej, bo strzelam ostrzega z t sam min, z jak warcza kiedy do swoich
maszynek: Krtkimi seriami ognia!.
A wok nas zbiegowisko, ronie, zbiegowisko tumowisko przechodnisko ludzie
przechodnie pokonani warszawscy i moe nie tylko warszawscy, kto ich tam wie.
Ja wiem.
To wariat, panie doradza inteligentnie przekupa, ktra na zdeflorowany pawiment
odstawia dwie wielkie torby z towarem.
To polski oficer odpowiadam. Rotmistrz dziewitego puku uanw maopolskich.
Suyem z nim.
Zbiegowisko tumowisko milknie. Przekupa. ydek, ktry jest bardzo maym i chudym,
ale za to brzydkim i jakby tego nie byo mao, to jeszcze w okularach. Paniusia, dwa chleby

w torbie. Wyrostek w cyklistwce.


A ja ich widz, Kosteczku, widz ich, jak ku wiatu wiata przeciskaj si przez wskie
tunele matczynych on i jak ze wiata przeciskaj si przez inne tunele w drugie krlestwo
mierci od kuli ze staroci od ognia i widz ich w ruchu nieruchomych i ciebie widz i ciebie
kocham, Kosteczku, i boj si, e si ode mnie odwrcisz, Kosteczku, i chciaabym, tak bardzo
chciaabym, ebycie zrozumieli, ebycie wiedzieli wszyscy, e jestecie jako kamienie tego
miasta i jako wrble i jako gobie i jako kamyczki malekie w ogromnej, mienicej si krwi
i mierci mozaice. Nie ma tu wody, jest tylko skaa, skaa i adnej wody i piaszczysta droga
i gry i skay i adnej wody i w drodze nie moecie usta ani myle, pot jest suchy i stopy
w piasku zanurzone, taki jest wiat, ktry przemierzam, drugie krlestwo mierci, senne
krlestwo mierci, jestem t trzeci, ktra idzie za wami tam, gdzie jest was tylko dwoje, ja id za
wami, nad wami i w was w suchym krlestwie mierci ponad wami ja i moje senne towarzyszki.
Nocni robotnicy.
Boj si, e si ode mnie odwrcisz, Kosteczku.
Widz Chochoa w koronie cynfoliowej i Chocho nie jest mj, nie mj. Ale ty jeste mj.
Panie rotmistrzu, czy mog panu jako pomc? pytam.
Chocho przyglda mi si uwanie.
Podporucznik Willemann. Pamitam, jak siedzielimy w knajpie w Trembowli
odpowiada niespodziewanie trzewo, jeli nie liczy tego, e z rotmistrzem Chochoem nigdy
w adnej knajpie nie siedzielimy, bo kiedy ja byem na praktykach w puku, to jego nie byo,
i tylko razem przeszlimy szlak bojowy knajp, nie byo ani karczem, ani zajazdw, nic, szlak
puku szlak ratunku mski szlak klski kontynuacje wojny kontynuacje werbigeracje abominacje.
Cicho cicho jak uciszy mzg bez rzg na mzg nie mona nie.
Nigdy w adnej knajpie. Co z nim, dlaczego on zamiast przebi si na poudnie, bi si
z Niemcami, dlaczego on tutaj oszalaym, zagubionym w paszczu szalikiem przewizanym,
z ksik zamiast broni wasn?
Co si z nim stao, co go zmielio?
Skup si w sobie, mj drogi, mj kochany, zewrzyj si w sobie. Musisz.
Pan mnie rozumiesz, panie Willemann. Nikt mnie nie rozumie, a pan tak.
Panie rotmistrzu mwisz. Panie rotmistrzu, niech pan wsidzie ze mn do auta,
pomog panu.

Nie mog z panem wsi do auta. To nie jest moja opowie. Nazywam si Jan
Chocho i jestem ostatnim krlem Polski odpowiada.
Odwraca si i przepycha si przez to malekie zbiegowisko tumowisko i odchodzi, nie,
odbiega, zaczyna biec, stukajc drewniakami jak podkuty, kusem marsz, galopem marsz,
cwaem marsz-marsz-marsz stuk-stuk-stuk i bruk kaue mae i due dookoa, gdy uaska trbka
woa stuk-stuk-stuk i bruk.
Odcwaowa rotmistrz Chocho tam, skd przyszed.
Wasze spotkanie nie byo przypadkiem, bo nic nie jest przypadkiem, poniewa wszystko
jest przypadkiem. I nigdy ci nie opuci ta maa, drczca myl: dlaczego on, dlaczego rotmistrz,
dowdca szwadronu cekamw.
Jak celujesz, idioto z patentem, jak? krzyczy rotmistrz Chocho, krzyczy pod ogniem
niemieckim, odpychajc celowniczego od rozkraczonej jak straszny owad maszynki. Jaki
rozkaz by?
Kady inny powiedziaby: mendo prawosawna ydku mierdzcy ciulu poznaski albo
chuju rybi skurwysynu bezwstydny tusty gnoju jak celujesz, a rotmistrz Chocho zawsze tylko:
idioto z patentem i odpycha idiot od tylcw, usuwa zacicie, patrzysz jak zahipnotyzowany,
okulary okrge rotmistrza Chochoa i jego palce skupione, staranne.
Podchory Willemann! Jak usun zacicie z karabina maszynowego wzr
trzydzieci? wrzeszczy wachmistrz Zibala i jest to Szkoa Podchorych Rezerwy
w Grudzidzu.
Gdzie indziej, znowu gdzie indziej, gdzie wic jeste, gdzie jeste, Kosteczku, czy jest
padziernik, czy wrzesie, czy kwiecie?
Z czasw plecie si warkocz, ale tylko tobie, bo ja widz wszystko niezaplecione, jakbym
patrzya na wstg, i jeste tutaj naraz ty tam i ty tu i ty wtedy i ty teraz tu.
Zaryglowa karabina, praw rk odsun zatrzask pokrywy zamkowej w stron
chwytu, lew chwytajc za podstaw celownika, otworzy pokryw komory zamkowej
wykrzykujesz wyprony, jak przystao na pistoleta.
A co dalej? pyta wachmistrz Zibala.
Dwukrotnie pocign dwigni zamka do tyu, sprawdzi, czy komora nabojowa jest
pusta, wyj tam. Nastpnie zamkn pokryw komory zamkowej i zwolni iglic, naciskajc
spust. Zabezpieczy bro, przesuwajc kciukiem lewej rki dwigni bezpiecznika umieszczon

poniej spustu.
A co dalej? pyta wachmistrz.
Dalej zaadowa i wali do wroga, panie wachmistrzu!
A potem mija cae twoje ycie i ju jest wojna, a nie Grudzidz, i patrzysz, jak rotmistrz
Chocho a nie wachmistrz Zibala rkami, ktre nie pasuj do broni, rkami, ktre nie
powinny trzyma broni, ju zacicie usun, ju zaadowa, szarpn dwigni dwukrotnie i teraz
celuje, prawa do na tylcu, spust do gry, prawa na bbnie wysokoci, jakby wcale nie
obsugiwa maszynki, tylko jakby trzyma skrzypce. Wycelowane, wysoko zablokowana i wali,
wodzc luf, jakby wznosi si w gamie.
A teraz stuk-stuk i bruk drewniakami przed warszawiakami. I skrci gdzie i znikn i nie
ma i jeste ty sam i zbiegowisko mae tumowisko.
Mojemu ojcu ju dawno auto zabrali, jeszcze Polaki przed wojn zabray. A pan si
autem rozbijasz? zapyta bezczelnie ydek.
Patrzysz na niego gupio, bo co odpowiedzie czowiekowi nad przepaci, przecie nic
dziwnego, e zabrali, jakby nie zabrali, toby Hitler zabra.
ydki ju gosu nie maj. Do si za sanatorw nagaday powiedziaa w przestrze
paniusia z chlebem w torbie. Ale jest to dziwnym, e pan tak autem, a tu Niemcy. Nieprawda?
Zamknij mord, pani. Mj ojciec mwi, e pod Niemcami porzdek przynajmniej
bdzie, nie to, co u was w tym kraiku gwnianym mwi may ydek.
A pierdolcie si askawie odpowiadasz i dobrze odpowiadasz, susznie odpowiadasz,
mj kochany.
I wracam do auta i ju jestem w sobie we wasnym ubraniu, sob jestem i jad miastem
i jad dokd?
Dokd? Dokd? Wanie, dokd? Do matki, do klubu? Co jej powiedzie? e potrzeba mi
papierw, e musz jecha do Budapesztu, e wojennym krajem nie pojad do Budapesztu
z sam Kennkarte, a jeszcze Dzidzia, jeszcze trzeba zabra Dzidzi, da mi czy mi nie da matka
papiery, da mi czy mi nie da, Dzidzia wiadomo.
Strze si tej kobiety, Kosteczku. Jedzie ulic ciarwka, na pace smutni Niemcy jad
onierze hemy karabiny paszcze smutne.
Ludzie id ydki id Polaki Niemce wszystkie id gdzie po co id zamiast sta?
Do matki nie do matki nie do matki nie. Do matki nie mog.

Gupcze, czy ty naprawd nie rozumiesz? Tylko ona moe ci uchroni przed Dugonos.
Tylko ona: matka. Nie rozumiesz? Ona jak si tylko dowie, wyrwie ci ze szponw tej potwornej
kobiety, ktrej si boj, bo ta potworna kobieta moe ci da wolno, Kosteczku, wiesz to
przecie, wolno. Nie rozumiesz? Moe da ci wolno, ktrej nie chcesz, nie potrzebujesz,
z ktr co zrobisz, jak ju j bdziesz mia? Nie rozumiesz?
Rozumiem, przecie wszystko rozumiem. Nie jestem sob, przy niej czuj si kim
innym, nie sob, tylko kim lepszym, przy Dzidzi.
Nie mog pojecha do matki.
Musisz pojecha do matki. Orlica przygarnie ci swoimi skrzydami do piersi zeschej ale
matczynej, przygarnie, utuli i uratuje.
Pojad do ojca. Do ojca pojad.
Gdzie on, gdzie on jest? Gdzie ja jestem?
A ty ju na oliborzu, ulice twojego dziecistwa, Kosteczku, willa twojej matki, czy to do
niej jechae, ale mine ulice dziecistwa, droga do szkoy, ksiki na plecach, bruk mine
i dalej na Marymoncie, na Bielanach.
Konstanty, co si z tob dzieje, mwi do siebie, siebie widz w niebie i ciebie.
Co si ze mn dzieje, mwisz do siebie.
Zatrzymujesz chevroleta, po prawej lasek, Marymoncka, a cae miasto gdzie, gdzie jest
miasto, jak je przejechae, dlaczego nie wida, jak jechae, dlaczego nie pamitasz, a rotmistrz
Chocho to gdzie, gdzie go prawie przejecha, gdzie zebrao si zbiegowisko tumowisko, na
Mokotowie jeszcze czy ju w rdmieciu, czy to bya Puawska, czy to byy Ujazdowskie, czy
Bonifraterska, skoro ydkw duo, to moe Bonifraterska, na Nowym Miecie ydkw duo,
a moe obok Simonsa zbombardowanego nieco, ale jednak, gdzie to byo, nigdzie to byo, byo,
ale nigdzie, na ulicy, ktrej nie ma, ale czy nie ma jej bardziej, ni nie ma Puawskiej,
Ujazdowskich, Bonifraterskiej ani pasau czy twojej Madaliskiego, czy nie ma jej bardziej ni
nie ma twojego domu z czekolady, Kosteczku? Sam siebie pytam. Sam. Siebie. Pytasz.
Musisz pojecha do matki, Konstanty. Do Klubu Niemieckiego. Zawr. Jed. Na Fredry
jed. Siedzi tam, za biurkiem siedzi, w mundurze siedzi, piro w rku, papiery na blacie. Jed.
Matka ci uratuje. Przed Dugonos Rochacewicz. Przed Nalanym Inynierem, ktremu myl si
liczby. Przed tob samym wreszcie.
Jed do matki, Konstanty.

Gdzie ona jest, w Klubie Niemieckim jest na Fredry, w klubie przez cay wrzesie
zamknitym, a potem tryumfalnie otwartym, kiedy przyszed czas ku temu, i ona tam dokonaa
ostatecznej wylinki. Siedzi za biurkiem, piro w suchej doni, papier na blacie gadki, ona
podpisuje, bibu osusza podpis. Skra, ktr przybraa w szpitalu w Rybniku, zacza si
uszczy, kiedy Baldur wrci z wojny; teraz wylinka dobiega koca, nie ma ju dziewczyny,
ktra zza krat zakadu dla obkanych w Rybniku uwodzi doktora, dla siebie i dla Polski, ktrej
nie ma, i siebie oddaje tej Polsce, ktrej nie ma, na przekr i na zo i dla perwersyjnej
przewrotnoci i z obkania i yje w tej skrze lat dwadziecia, a teraz ju nie.
A ty tego nie rozumiesz, Kosteczku, bo nie rozumiesz, e skra nie jest ni, e twoja
matka jest wewntrz rnych skr taka sama, e jest staa i tylko przyobleka inny strj, tego nie
rozumiesz. Ale pojed do niej, to moe ona ci to objawi, moe dziki niej zrozumiesz.
Jed.
Gdzie jestem? Marymoncka, Bielany, Centralny Instytut Wychowania Fizycznego. To
znaczy Akademia Wychowania Fizycznego Jzefa Pisudskiego, w zeszym roku zmienili. To
znaczy, nie wiem co teraz, bo przecie ju nie Akademia Wychowania Fizycznego Jzefa
Pisudskiego. Teraz nic. Mury, ktre Niemcy wypeni treci, jeli zechc. Niemcy my? Nie.
Zawracam. Jad. Do matki. Do matki? Do Klubu Niemieckiego jad. Dookoa ptli
pitnastki. Jad ku rdmieciu. Na poudnie. Do Klubu Niemieckiego. Do matki.
Do matki?
Do niej.
Nie widz ulicy, kto inny j widzi moimi oczami. Kim jest ten trzeci, ktry zawsze idzie
z nami? Kiedy licz, jest nas tylko dwoje, ale kiedy spogldam w gr biaej drogi, zawsze
jeszcze kto idzie przy tobie. Donie zaciskam na kierownicy, nie widz ulicy, nie widz niczego.
Plac Inwalidw, plac Mickiewicza, Dworzec Gdaski.
Co si ze mn dzieje? pytam kogo innego.
Przechodnie, tramwaj jedzi i furmanki.
Kobieta w szarym paszczu cignie rczny wzek, na wzeczku toboy, cignie i bardzo
si trudzi, nikt jej nie pomoe, bo pomaga nie naley, cignie i bardzo si trudzi i ma przy tym
wosy bardzo jasne, prawie biae, jak ze snu narodowego socjalisty, takich wosw nie powinna
mie kobieta, ktra cignie wzek, czy kto widzia blondynk, ktra byaby przekup na targu
albo pokojwk, blondynek takie ycie si nie ima, a ta cignie wzek rczny i bardzo si trudzi.

Mijam j, jad powoli, patrz przeraony, nasze krzywdy, nasze spojrzenia si spotykaj,
spodziewaem si ujrze spojrzenie bolesne, rozdarte, rozpaczliwe, spojrzenie narzeczonej
powieszonego powstaca, na nim czamara powalana wisielcz lin, a na niej czarna suknia,
biuteria z elaza, tak spodziewaem si j ujrze, moj Hel spodziewaem si ujrze, a u niej
spojrzenie harde, wcieke, kupieckie, nie jak Heli.
Jak u Salome. Salome potrafiaby cign wzek z toboami z min damy.
Spojrzaa na mnie z nienawici, otworzyem wic przepustnic i wyrwaem dalej, dalej,
do Klubu Niemieckiego do mojej matki do mojej matki do mojej matki.
Ale nie skrciem w Dug. Dlaczego nie skrciem w Dug? Tak moe bdzie
wygodniej, nie skrci w Dug, tylko dalej, Miodow, potem w Trback. Czy tak bdzie lepiej?
Nie skrcam w Trback. Dlaczego?
Jad dalej Krakowskim.
Jad Nowym wiatem. Zawsze gwnymi ulicami.
Dlaczego? Ujazdowskie, park Ujazdowski, szpital, Jacek w szpitalu czy w domu,
w czerni zanurzony czy w szpitalu ata ludzi i sztukuje?
Ujazdowskie. Dlaczego? Patrol na motocyklu.
Szucha. Zjedam w Szucha.
Gdzie jedziesz, ja wiem, Konstanty, ja wiem, gdzie ty jedziesz, ale nie wiem dlaczego, nie
chc, eby tam jecha. Wiem dlaczego, jednak wiem. I wanie nie chc.
Nie jed tam, Konstanty.
Dlaczego na Szucha?
Czy pjd do budynku ministerstwa, gdzie teraz siedz niemieckie tajniaki, skd
wycignem Ig lub raczej skd dali mi Ig dostaem Ig nie wycignem Igi dostaem Ig ja
nic nie zrobiem dostaem zabraem do domu ajdak chuj rybi skurwysyn dra.
Zatrzymuj chevroleta, wysiadam.
Przed ministerstwem warta: paszcze, pasy, karabiny.
A ja nie tam, ja w lewo. Do domu generalskiego. Wanie do domu generalskiego.
Ojcze. Ojcze!
Id.
Nie id! Id do matki, Kosteczku, nie id do niego, id do matki, za matk podaj, nie
id do niego, nie id.

Idziesz.
Samobjstwo Walerego Sawka, to tutaj. Brauning, dziura w skroni, mier w szpitalu,
tak niedawno, wszystkie gazety o tym pisay i grzmiay kawiarnie od plotek: dlaczego? A czy to
na pewno samobjstwo?
Jakie samobjstwo, panie, jakie samobjstwo! perorowa twj te, ktrego lady
nosisz na twarzy. adne samobjstwo. Bandyci, to i bandyckie, gangsterskie metody.
Wykaczaj si pistoletami, noami! Gangsterskie wadze. Ja za nim nie pacz!
Ty te nie pakae, ale nie z powodw endeckich, gazety ledwie przebiegae wzrokiem,
c ci tam interesowa jaki Sawek, skoro miae swoje intrygi w Ziemiaskiej, miae Hel
i Jureczka i finanse do ogarnicia i Salome i kochanki i rysunki i Jacka, Ig, ich wieczne
problemy, on mnie nie rozumie, cigle pracuje, czego ona ode mnie chce, ebym nie pracowa,
albo czy wyjecha w tym roku na narty na zimowy wywczas, czy nie wyjecha?
A na lato, kiedy ycie towarzyskie zamiera, to dokd? Na letnisko? Do Parya? Autem na
Wgry? Moe rajd z tego zrobi, w automobilklubie zgosi i zaatwi, w gazetach artykuy
i zdjcia, tacy adni automobilici w kaszkietach i pumpach, romantycznie zakurzeni pionierzy
nowoczesnoci.
Automobilklub to niedaleko, tutaj, troch dalej. Mgbym pj do automobilklubu.
Ciekawe, co sycha w automobilklubie.
Ale nie id do automobilklubu.
Nie id do ministerstwa. Wszedem do domu generalskiego, gdzie ju nie ma polskich
generaw ani wdw po nich ani on po nich ani crek po nich ani synw kochanek sucych
i lokajw ordynansw adiutantw kamerdynerw stangretw szoferw ani ciotek ani nikogo. Ale
moe mundury gdzie wisz jeszcze po szafach. Moe wisz.
Przed drzwiami wartownik, tak samo jak przed ministerstwem.
Sie wnschen? pyta.
Ich will zu I nagle nie wiesz, jak go zatytuowa. Jaki ma stopie? Jaki moe mie?
Moe adnego? Kim jest? Czy w ogle jest, czy jest tutaj?
Ale tak powiedzia przecie, w Adrii: na Szucha. Sechzehn.
Zu wem? pyta wartownik, ktry jest czowiekiem, ktrego nie ma.
Ich will zum Herrn Strachwitz.
Und wer sind Sie?[67]

Wycigasz dokumenty. Kennkarte wycigasz swoj, warta przeglda j starannie, skada


starannie, oddaje.
Treppe hoch, dritter Stock[68].
A wic idziesz. Wspinasz si, a po schodach znosz Walerego Sawka z przestrzelon
gow i to jest pewne rozwizanie, prawda, Kosteczku? Lepsze ni to, co chcesz zrobi tutaj,
lepsze ni to, kim prbujesz si sta, lepsze ni to, e prbujesz odwrci si od wasnej matki,
podo ultymatywna, chocia to ona daa ci ycie i wychowanie, ona uczynia ci tym, kim
jeste.
Rozdartym, zbolaym, ptrupem uczynia mnie moja matka, mieszacem bez serca
i ojczyzny bez duszy w piersi albo z dwoma duszami miszlingiem bkartem podrzutkiem nikim.
A kim by mogem, mogem by kim, ona Niemka z krwi, mj ojciec Niemiec z krwi, ja
te mogem by, gdyby nie jej szalestwo i ten przeklty psychiatra, o ktrym opowiadaa mi, nie
szczdzc adnego szczegu.
Drzwi. Stoj przed drzwiami, nie wiem, czy puka. Nie pukam.
Drzwi si otwieraj, za drzwiami ojciec. Nie pukaem.
Ich habe dich auf der Treppe gehrt. Ich habe gehrt, wie du geweint hast und mich und
die Mutter gerufen hast[69].
Teraz to mwi, czy nie teraz. Wtedy to mwi.
Ich habe dich auf der Treppe gehrt, ich habe gehrt, wie du geweint hast. Komm
rein[70].
Teraz to mwi. Wchodz.
Twarz. Koszula bez konierzyka, mankiety odpite, spodnie, szelki, kapcie. Sygnet.
Mieszkanie, ogoocone jak otarz przed Wielknoc. Na krzele w sypialni wielka sterta
mundurw zielonych jak mj by zielony, oficerki i trzewiki, bryczesy i szasery, nie zabrali ich
ze sob, i dwie szable w byszczcych pochwach i rogatywki o lakierowanych daszkach.
Ein polnischer General hat hier gelebt mwi ojciec.
Ich wei.
Warst du im Krieg?
In der Kavallerie. Ich war Unterleutnant im 9. Regiment der Ulanen.
Unterleutnant? zdziwi si ojciec. So etwas wie ein Fhnrich?
Nein. So bezeichnet man im polnischen Heer den niedrigsten Offiziersrang.

Podporucznik. Unterleutnant. Er entspricht unserem eurem Leutnant.


Ich verstehe. Hast du gekmpft?
Ja, bei den MGs. Sie haben mir eine Auszeichnung gegeben. Krzy Walecznych. Das
heit, ein Verdienstkreuz.
Ich wei, was das bedeutet. Setz dich[71].
Siadamy przy stole, ojciec przynosi wdk i dwie szklanki, nalewa po troszku, na jeden
palec.
Hier gibt es berhaupt keine Schnapsglser. Er war wohl Nichttrinker[72]
Bior butelk, nalewam do obu szklanek wicej, po p, trzy czwarte, chocia przecie
piem ju dzisiaj, to ju zupenie nie pamitam tego alkoholu, jakby go wcale nie byo, wic
nalewam wicej, po p, trzy czwarte.
Gut, dass du gekommen bist.
Siedzimy.
Papa, ich bin kein Deutscher.
Ich wei. Mich geht es berhaupt gar nichts an.
Siedzimy. Pijemy wdk. Ojciec po trochu, siorbie swoimi zgwaconymi wojn ustami.
Gut, dass du gekommen bist.
Nalewam znowu. Milczymy. Pijemy. Nalewam.
Ich nahm die Staatsangehrigkeit des Reiches an. Aber ich bin kein Deutscher. Ich
arbeite fr so eine polnische Organisation.
Ojciec kiwa gow.
Gut, dass du gekommen bist odpowiada tylko.
Ich brauche deine Hilfe[73].
Ojciec umiecha si, nie patrzc na mnie. Nalewam wdki, wypijamy. Mwi, e do
Budapesztu musz pojecha. Auto mamy. e mam Kennkarte, ale jad jeszcze z jedn tak, ktra
nie ma papierw adnych. Polka, arystokratka. Ojciec w milczeniu kiwa gow i pokazuje mi,
ebym wsta.
Wstaj, ale inaczej, nibym wsta, gdyby wsta kazaa mi matka. Inaczej nawet, ni
gdyby powiedziaa to po niemiecku. Ojciec staje przede mn, blisko mnie, jego szczupe ciao od
mojego o par centymetrw, jego straszna twarz-nietwarz przed moj twarz, widz uszczc si
tkank na bezwosych bliznach, czy to jest skra, to, co porasta blizny?

Ojciec przyglda si mi uwanie zza zgniecionych powiek, ktrymi mruga jakby


z wysikiem, powoli. Dotyka domi moich ramion, bokw, brzucha, bardzo delikatnie, to nie jest
ucisk ani pieszczota. Stawia stop koo mojej stopy.
Ja, gut, es wird passen[74] mwi.
Idzie ku szafie, ktrej dawne bebechy le na krzele, zielone i byszczce jak pochwy
szabel i czarne jak cholewy butw. Otwiera szaf. Z wieszaka zdejmuje szar kurtk, spodnie,
koszul, z pki bierze skarpetki i czarne oficerki.
Ziehe es an[75].
Nie zadawaem pyta. Zzuem buty, zdjem marynark, krawat, rozpiem koszul
i spodnie i zostaem w samej bielinie i skarpetkach.
Die Unterwsche auch, hier hast du frische, noch unbenutzte. Und Socken[76].
Wic rozebraem si, nie wstydzc si jego wzroku, ale wstydzc si swojego ciaa, nie
jego brzydoty, bo przecie piknym jest moje ciao, brzuszek nawet na wojnie zupenie zgubiem,
ale wanie tego, e jest ono piknym, nieskazitelnym, niczym nienadszarpnitym,
niezgwaconym.
A on patrzy na mnie.
On patrzy na ciebie, a ja tak bardzo si boj, Kosteczku, boj si o ciebie i o to, co on
moe z tob zrobi. A on patrzy na ciebie, jakby patrzy na siebie, siebie widzi w twoich wskich
biodrach, w adnych supach mini, w szczupym brzuchu i mocnych udach i w skrze
nieskazitelnej i w adnie ogolonych szczkach.
Patrzy na ciebie bez alu i bez zazdroci, patrzy na ciebie z mioci i jest to mio
wasna, jak kada mio rodzicielska. aden z was tego nie wie, ale mio do owocw swych
ldwi jest mioci wasn, siebie samych kochacie w waszych dzieciach, chocia wydaje wam
si, e to najszlachetniejsza z mioci, a to czysty egoizm.
Baldur von Strachwitz patrzy na swojego nagiego syna i sam nie wie: mwi to czy tylko
myli?
A ty, Konstanty, czy syszysz sowa swojego ojca, ktrego si wyrzeke?
Baldur mwi albo myli tylko, Kryszna mwi do Arduny: lepsza dharma wasna
najskromniejsza, w niej nawet mier dobra, ni najwspanialsza, a cudza. Nauczy si tego, zna to
lepiej ni jego wasne lskie legendy.
Jaka jest twoja dharma, kszatrijo?

Pyta ciebie, zwraca si do ciebie sanskryckim, starym sowem: kszatrijo. Wojowniku.


Ty, Kosteczku, czy ty jeste kszatrij, przecie walczye, strzelae, machajc szabl,
zagrzewae do boju, pocieszae stropionych, dodawae odwagi przykadem, krzyczae
rozkazy, ale czy ty jeste kszatrij, czy raczej wypenia chwalebn dharm cudz, w ktrej ani
ycie, ani mier nie maj adnej wartoci?
Nie jeste kszatrij, Kosteczku. Jeste rozerwany wp, jeste tylko blem i rozpaczliw
tsknot i pustk i ci nie ma, jak moesz wic by kimkolwiek, skoro ci nie ma, Kosteczku?
Widz ci, synu, mwi lub myli Baldur von Strachwitz. Mwi czy myli? Widz ci,
synu. Jeste. yj swoj dharm.
Stoisz nagi. Za tob twj ojciec. Przed tob due lustro, twoja nago w nim.
Ojciec podaje ci przydziaow bielizn. Zakadasz. Dalej stalowoszare bryczesy
kawaleryjskie, na udach podszyte ciemn skr, dalej dugie skarpety, koszula, szelki, kurtka
szarozielona. Konierz zapinany pod szyj na haftki. Guziki. Pas. Maa kabura z pistoletem,
cika, w rodku pewnie jaka sidemka.
Damit gibst du lieber nicht an[77]. Umiecha si ojciec i odpina z twojej piersi
odznaczenia, lskiego ora, za rany, Krzy elazny pierwszej klasy. Zostawia na guziku wstk
od drugiej klasy, wyciga z niej jedynie zot wpink, ktrej znaczenia nie znasz. Wkada ci te
ordery i medale do kieszeni kurtki, starannie zapina guzik. Nastpnie podaje ci buty, siadasz na
krzele, ojciec pomaga ci wcign wysokie oficerki z ostrogami, robi to sprawnie, jak dobry
ordynans.
Na gut, dann sehe dich im Spiegel[78].
Przegldasz si w lustrze, w ktrym przeglda si polski genera. Moe Walery Sawek?
Nie wiesz, w ktrym mieszkaniu si zastrzeli, moe w tym. Nie, nie w tym, ale ty tego nie wiesz,
Kosteczku, wic dla ciebie moe w tym.
W lustrze widzisz Niemca w mundurze, idealnie skrojonym mundurze. Jakby krawiec
zdejmowa miar z ciebie, nie z twojego ojca. Skra zdjta z ojca. Szara kurtka, ciemnozielony
konierz. Waffenfarbe grau. Na epoletach z biaego sznurka dwie gwiazdki.
Zastanawiam si chwil: a wic Hauptmann. Kapitan. W naszym wojsku trzy gwiazdki,
a tutaj dwie, ale wiksze, i ten biay sznurek. Midzy gwiazdkami monogram z trzech liter: GFP.
Nie znam ich znaczenia. Na lewym rkawie czarna opaska z wyhaftowanym biaym napisem,
podnosz rk, czytam: Geheime Feldpolizei. To wyjania monogram

Wszystko to na mnie, ale nie na mnie. Moje ubrania stapiay si ze mn. Nawet mundur,
ktry nosiem z niechci, polski mundur, stapia si ze mn. A to wszystko, to mnie nie dotyka.
Lcher im Staff, wo die Auszeichnungen gesteckt haben, knnten dich leicht
entlarven[79] martwi si Baldur w cywilnych spodniach i koszuli, ktra jest nieco przybrudzon,
co dostrzegasz teraz, kiedy krzta si dookoa ciebie jak zaaferowany ordynans.
Poruszam rk, mundur porusza rk. Umiecham si, umiech obok munduru.
Ojciec szczotkuje pier munduru na twojej piersi, dziurki po odznaczeniach robi si
mniej wyrane. Potem odkada szczotk, wyciga pistolecik z kabury na twoim biodrze lewym,
wyciga magazynek, sprawdza komor, chowa pistolet z powrotem na twoje biodro.
Ich habe noch eine andere Waffe, eine private[80] mwi usprawiedliwiajco. Na
komodzie ley pistolet w duym drewnianym futerale.
Ist das diese Mauser?[81] pytasz, przypominajc sobie okrg rkoje przed twoj
twarz w Kattowitz, kiedy widziae ojca po raz ostatni oczami dziecicia.
Ojciec potakuje. Sadza ci przy stole, z brzowej teczki zapinanej na dwie klamry
wygarnia dokumenty i mwi. Mwi. Mwi gosem znieksztaconym przez wojn.
Podaje ci te dokumenty. Feldpolizeikomissar Baldur von Strachwitz. Soldbuch. Zielona
przepustka, na niej dwa zdjcia, w mundurze i w garniturze, twarz na obu tak samo ukszona.
Wenn ihr eine Organisation habt, dann kann dir vielleicht jemand die Bilder austauschen,
die Stempel flschen. So eine Person habt ihr bestimmt[82] mwi.
Dysk ze srebrnego metalu, na rzemieniu, podobny do niemiertelnika, ale otwr tylko
jeden, no i si nie przeamuje. To odznaka. Oberkommando des Heeres. Geheime Feldpolizei.
2553. Na drugiej stronie armijny niemiecki orze ze swastyk w szponach. Zwykle to powinno
wystarczy, mao kto jest uprawniony, aby da okazania papierw po tym, jak wylegitymujesz
si dyskiem. I nigdy si nie przedstawiaj, zawsze tylko warknij: Geheime Feldpolizei i pokazuj
dysk. I to ty moesz da od nich papierw, rozumiesz? Obojtnie, w mundurze czy w ubraniu.
Ale w mundurze bdziesz bardziej przekonujcy. Rozumiesz?
Sowa brzmi ci w gowie po polsku. A on mwi przecie po niemiecku do ciebie, po
niemiecku.
Verstehst du?
Rozumiesz. Ich verstehe.
Papa. Fr so etwas werden sie dich doch hinrichten.

Sie werden mich nicht hinrichten umiecha si. Ziehe dich um und geh schon[83].
Kiedy zapinasz koszul i wiesz krawat, on zwija mundur, paszcz, dokumenty i bro
w porzdn, zgrabn paczk, w du paczk, w twoj paczk, swoje ycie zawija brzowym
papierem i wie sznurkiem, jak pieczoowity subiekt.
Ich bringe dich nach unten, mein Sohn. Es ist wichtig, dass der Wchter uns zusammen
sieht, wenn du rausgehst[84].
Rozumiesz? Czy ju rozumiesz, Kosteczku?
Po schodach w d. Jestem pijany. Paczuszka. Ojciec odprowadza mnie do drzwi
i wychodzi ze mn na ulic. Taki maleki i drobny, duo mniejszy ode mnie. A jednak mundur
pasuje. Stoimy przez chwil naprzeciwko siebie. Jestem pijany. Ojciec kadzie mi donie na
ramionach, obejmuje mnie i tuli, jego blizna na moim policzku. Jest bardzo mody i bardzo stary
jednoczenie.
Geh schon. Das reicht mir. Geh[85] szepcze.
Wsiadam do samochodu, zatrzaskuj drzwiczki. Paczuszka z mundurem i broni mojego
ojca obok, na siedzeniu pasaera. On stoi na ulicy, w domowych pantoflach, w koszuli bez
konierzyka, w cywilnych spodniach na szelkach. Macha mi doni. Myl o jego zranionym
kroczu, o tej strasznej ranie, jak w duszy musiaa wydrze rana cielesna. Zapuszczam motor.
Ojciec odwraca si i wchodzi do domu generalskiego. Przez drzwi przeszklone widz, jak
rozmawia z wartownikiem, jak sobie z nim pogodnie gawdzi, wartownik wyprony jak struna
przed panem oficerem weteranem inwalid wojennym.
Nagle zawraca, jakby sobie co przypomnia, wyglda przez drzwi i macha do mnie
doni, wyranie tak, bym jeszcze nie odjeda, bym jeszcze poczeka, on jeszcze ma do mnie
spraw. Znika za drzwiami, po chwili wybiega z pistoletem maszynowym, nie takim, jakie mieli
podoficerowie niemieccy we wrzeniu, tylko w drewnianej, karabinowej oprawie, z gniazdem
magazynka skierowanym w bok, nie w d, wos jey mi si na karku, ale zaraz widz, e nie, nie
trzyma go tak, jak si trzyma bro do walki, w gniedzie nie ma magazynka. Wysiadam, nie
gaszc motoru.
Eine Maschinenpistole wirst du brauchen, mein Shnchen. Dort, wo du hinfhrst. Ich
brauche sie doch nicht, weil ich hier bleibe[86].
Podaje mi bro i magazynki w skrzanym futerale. Umiecha si poow twarzy, kadzie
mi jeszcze rk na ramieniu, odwraca si i odchodzi. Za drzwiami mwi co wartownikowi

i w kocu znika na schodach.


A ja stoj, jak gupiec, na ulicy zgwaconej Warszawy z pistoletem maszynowym
w rkach. Wic otwieram baganik, wrzucam wszystko do rodka, zatrzaskuj pokryw
i wsiadam do rodka.
Siedzisz w aucie z pracujcym motorem, masz mdoci od wdki i tego, e nie jad, i co?
I czekasz, pijany.
Na co czekam? Co si stanie?
Przecie wiesz. Ale udajesz przed sob, e nic nie wiesz i nic nie rozumiesz.
A on wspina si po schodach do swojego nie swojego mieszkania, a ty siedzisz
w chevrolecie, motor chodzi. On przechadza si po mieszkaniu, nerwowo i z jakim otpieniem,
i pacze, i przyciska donie do piersi, jakby przyciska do piersi co bardzo mu drogiego; potem
za z szafki w biurku wyciga sterty dokumentw, niesie je do kuchni i pali nimi w kuchennym
piecu, grzebie w palenisku pogrzebaczem, spalony papier rozsypuje si w proch. Potem wyglda
przez okno: widzi dach twojego chevroleta, umiecha si. Chowa si za przybrudzon firank.
Patrzy na fasad ministerstwa, w ktrym adiutant, mody Feldpolizeisekretr Vanitschek,
rozkada sterty dokumentw i porzdkuje zoon sie archiwum. Feldpolizeisekretr jest
krajanem Baldura, pochodzi ze lska, z maej wsi pod Gliwicami, ktra zawsze nazywaa si
Pilchowitz, ale brzmiao to zbyt sowiasko, wic kilka lat temu zostaa Bilchengrundem, jakby
to mogo zmieni retroaktywnie fakt, e kiedy nazywaa si Pilchowitz. Feldpolizeisekretr
Vanitschek spricht gut Polnisch, er ist intelligent, sehr systematisch, aber nicht besonders
entscheidungsfreudig. Er stellt eine wichtige Errungenschaft fr die geheime Feldpolizei dar, es
empfiehlt sich seine Kompetenzen zu frdern[87], napisa w ankiecie osobowej swojego
podwadnego von Strachwitz. Sekretarz policji polowej Vanitschek ma twarz i ma fiuta
i wszystko inne.
Feldpolizeisekretr Vanitschek za par lat zajmie si wyapywaniem sowieckich szpiegw
wrd brudnej, czsto skonookiej ciby wschodnich Hilfswilligen i zapie ich bardzo wielu,
a potem

nawet

zdy

szczliwie

pozby

si

kompromitujcego

monogramu

GFP

z naramiennikw i nie przyzna si do tego towarzyszom w agrze. Sam z tego agru zbiegnie,
a bdzie to agier daleki, w Primorskim Kraju, i bdzie szed egzotyczn tajg, a nadzieja jego
bdzie wielk: niedaleko jest granica Chin, a z Chin ju wrci, niestraszna mu wojna domowa.
Jednak do Chin nie dotar: zaatakowa go czarny usuryjski niedwied z biaym pksiycem na

piersi. Niezbyt due s te niedwiedzie, wielkoci owczarka kaukaskiego bya samica, ktra
niesprowokowana, napada na zeka, ktry kiedy nazywa si Vanitschek, i nie zdoaa go zabi,
tylko porania strasznie i poturbowaa, jednak odegna j w kocu, walc w gow kijem, tylko po
to, aby dwa dni pniej umrze z godu i z ran.
Widziaam go, jak umiera, widziaam.
A Baldur teraz patrzy z okna na dach twojego chevroleta. Patrzy, dokd odjedasz. A ja
zostaj z nim na chwil. Spali ju papiery. Teraz rozbiera si do naga, ubranie skada w kostk,
bo tak go nauczyli w puku, w innym wiecie, w wiecie, w ktrym mia twarz, chuja i nalea
cay z t twarz i chujem do Katarzyny Willemann, i jeszcze do pewnego cakiem gupiego
cesarza, ktry teraz, siwobrody i w garniturze w prki, przechadza si po ogrodzie domu w Haus
Doorn w Holandii i zastanawia si tylko: kiedy? I co wtedy?
A Baldur von Strachwitz staje przed duym lustrem i patrzy na swoje ciao, bardzo chude.
Na zabit twarz i dziurk w kroczu, ktr oddaje mocz. Baldur von Strachwitz jest peen mioci.
Baldur von Strachwitz jest ukojony.
Baldur von Strachwitz jest szczliwy, a ja ci porzuciam, Kosteczku, na chwil, chc
by teraz z nim i nim.
Baldur von Strachwitz otwiera drewniany futera, wyciga wielkiego, starego mauzera,
oksyda w wielu miejscach przetarta do biaej stali. Zabi z niego wielu ludzi: na wojnie i na
powojnie i z doranego wyroku. Zabija ich, bo byli jego wrogami, ale zabija ich raczej dlatego,
e mieli twarze, ktre mona byo pocaowa, i mieli chuje, ktre mogli woy w kobiet, wic
strzela im w twarze albo w serca, jeli twarze nie byy do pikne na kul, a w krocza nie
musia, bo obumieray same, kiedy zabi im twarz.
Potem przesta zabija ludzi, nie byo ju gdzie, skoczyy si mae wojny po wojnie;
zreszt nie chcia ju ich zabija, bo to nie dawao mu ukojenia. Potem wyjecha do Indii i Tybetu
i tam prbowa znale co, czego w Indiach znale nie mg, jakkolwiek dugo by szepta, jak
mu kazali klechy w czerwonych sukniach, bo myleli, e umiera.
Ach, gdy tak wskutek bezlitosnej Niewiedzy bdz w kolisku samsary, zechciej mnie
powie, czcigodny Buddo Wairoczano, wietlist drog Mdroci Dharmadhatu! Niechaj te
mnie wspiera potna pani, twa Maonka! Bagam, wyswobod mnie ze straszliwego, wskiego
przesmyku bar-do! Wprowad mnie do przeczystej sfery Spenienia Buddy!
Ale nie umar ani nie znalaz tego, czego szuka, bo to, czego szuka, rozpucio si we

flandryjskim bocie i pynie w ziemi, w jej sokach, par wanych kawakw Baldura stao si
Flandri.
Potem podrowa przez Persj, Arabi i pnocn Afryk, a rodzina chtnie wysyaa mu
pienidze, bo jego nieobecno bya im na rk, nie brzydzi ich przynajmniej swoj degradacj
estetyczn: cielesn, spoeczn i, jak susznie uwaali, moraln.
Podrowa jak z zamknitymi oczami. Wiele razy go okradziono, zodzieje susznie
wyczuwali w nim atwy up, wic chtnie sigali do jego bagay, gdy spa lub gdy lekkomylnie
pozostawia je bez nadzoru. Z tego samego powodu nigdy go nie obrabowano, nigdy nie napadli
go bandyci, bo wyczuwali, e zaczepiony, poksa jak wcieky pies.
Nie znalaz w podrach niczego. Ale lubi zawoje na twarz, takie, jak nosz Tuaregowie.
Prbowa zosta muzumaninem, nie pomogo. Prbowa zosta czymkolwiek, nie pomogo,
a zostaby nawet ydem, gdyby to w czymkolwiek mogo pomc, przecie by nawet jakby
obrzezany. Ale to te nie mogo pomc. Mieszka troch w Palestynie. Wrci. Pta si po
zebraniach rnych ruchw i organizacji volkistowskich, a w kocu lat dwudziestych wstpi do
NSDAP, bo gdzie indziej mia wstpi, skoro tam byli wszyscy jego towarzysze z Oberlandu,
wic wstpi do NSDAP i prbowa studiowa histori, ale nie mg, nie potrafi. Da sobie wic
w kocu spokj z uniwersytetem, zapisa si do Studiengesellschaft fr Geistesurgeschichte
Deutsches Ahnenerbe e.V. i jedzi po caych Niemczech z odczytami o staroytnych Ariach, na
ktre przychodzio zwykle nie wicej ni kilka osb, gwnie wariaci, i wszyscy zamiast sucha
o Ariach, patrzyli na jego straszn twarz.
Nie byam wtedy z tob, Baldurze.
Byam z tob wczeniej, ale wtedy ju z tob nie byam.
Potem przyszed rok 1933 i wzili ci do wojska, a potem nareszcie wybucha wojna
i wszystko si wreszcie uspokoio. Ale na krtko, bo potem w jakiej polskiej spelunie
zobaczye swojego syna.
A teraz, Baldurze von Strachwitz, jeste nagi w swoich kalectwach, jeste nagi i jestem
z tob.
Stoisz nagi przed lustrem. Nazywasz si Baldur Bolko Strachwitz von Gross-Zauche und
Camminetz. Feldpolizeikomissr. Rittemeister, to kiedy. Stoisz, jeste nagi przed lustrem,
w doni masz pistolet, jeste peen mioci, paczesz i wspominasz Katarzyn Willemann, jedyn
kobiet twego ycia, i wspominasz dwr rodzinny, ciotki, kuzynki i kuzynw w mundurach

i braci i brata i konie i sub, i wspominasz, jak urodzi si twj syn. Jeste peen mioci.
Wszystko.
Odchodz od ciebie, Baldurze, wracam do ciebie, Konstanty.
Baldur zostaje na wieczno sam przed lustrem: jest modym i starym, nagim,
okaleczonym szrapnelem i fosforem, jest peen mioci i z pistoletem w doni. Na zawsze ju
takim pozostanie.
Ja odchodz i ju jestem z tob, Konstanty, a ty jedziesz, obok Lotnika na postumencie,
jedziesz pijany i nieomal potrcie furmank. Wic ju Puawska, a na Puawskiej nawet ruch
jak na wojn, skrcasz w Madaliskiego i zatrzymujesz chevroleta tam, gdzie zawsze
zatrzymywae olympi, i nagle pijanego ogarnia ci wcieko, bezradna wcieko.
Oddajcie mi ycie! Kurwy! krzyczysz, walc rkami w kierownic chevroleta.
Ale chyba ich nie przekona, bo nie oddaj. Do kogo to zreszt byo, Kosteczku?
Do wszystkich odpowiadam sam sobie. Do wszystkich.
Wytaczam si z samochodu, potykam si o wasne nogi.
Boj si o ciebie, Konstanty. Ju wiem, e mi ci odbior.
Wr!
Paczka! Bior.
Wracam.
Schody, w gr, drzwi, mieszkanie, dobry, dobry Boe i czarny boe, was nie ma, ale jest
Dzidzia, na fotelu w salonie siedzi Dzidzia, ma mokre wosy i twj szlafrok, spomidzy p
szlafroka jej uda nagie.
Nie okrywa si, kiedy wchodzi. Wchodz. Wchodzisz. Wchodz.
I ce zorganizowa, nieszczniku? pyta.
Niegrzecznym ruchem rzucasz jej paczk. Dzidzia mieje si z twojej impertynencji.
Otwiera. Przeglda rzeczy w paczce i jej pogardliwa postawa widnie.
Zabie go?
Nie.
To skd to masz?
To mj ojciec.
To jest mundur twojego ojca? I dokumenty, i bro?
Tak. Pasuje na mnie. Inynier ci nie mwi? pytasz.

Milczy chwil.
Nie mwi. Ukrade?
Nie, da mi to.
Jak to: da? Bdzie pracowa dla nas?
Nie. On jest Niemcem. Nie zdradziby Niemiec, nigdy.
Ale bro, dokumenty? dziwi si.
Wzruszasz ramionami. Chciaby zgrabnie usi na fotelu, ale zataczasz si po drodze.
Chc zgrabnie usi na fotelu, ale zataczam si po drodze, jestem pijanym, wcale nie
jestem pijanym, siadam. Wzruszam ramionami.
Jeszcze nie, Konstanty, jeszcze nie, prosz ci, jeszcze nie teraz.
Dzidzia si zmniejsza. Okrywa szlafrokiem uda, wczeniej pogardliwie obnaone.
Fascynujesz mnie mwi to nagle innym tonem, bez przeksu, z jakim mwia
wczeniej. Pi nie umiesz, ale jednak jeste zaskakujcy.
Zdjcia trzeba wymieni. Na moje. W mundurze i w cywilu.
Dzidzia ju mnie nie sucha. Wycigna z paczki bluz od munduru, rozprostowaa,
strzepna. Teraz widz: te jest ju pijan.
Pasuje?
Idealnie.
A dlaczego tu nie ma orderw? pyta, wskazujc na dziurki.
Ojciec cign odpowiadam. Bo ja przecie jestem za mody na wojn wiatow.
Dzidzia, nieco otpiaa od alkoholu, marszczy na chwil brwi, po czym zaraz umiecha
si szeroko.
Ale gupstwo! Poka mi si, no! Ktry jest rocznik?
Dziewity.
Przyglda mi si. Ci si. Przyglda. Mi si. Badawczo.
No, pokae si, do wiata sta
Podchodzi do mnie. Pod szlafrokiem naga. Kadzie mi rk na piersi, niby pieszczota,
a jednak po to, aby utrzyma dystans. Ujmuje moj uchw dwoma palcami i obraca, oglda
moj twarz.
Moesz mie czterdzieci lat.
Prycham.

Nie wygldasz staro jak na swj wiek zapewnia gosem, ktry nie brzmi jak
wczeniejszy gos Dzidzi. Wygldasz jak mczyzna. Msko. Mczyzna midzy trzydziestk
a pidziesitk moe si wcale nie zmienia.
Czy teraz mog j uwie? Czy to ona uwodzi mnie? Jest pijan. Ja te. Dlaczego nie?
Chc j obj w talii, ale zanim gest ten nabierze wagi, wymyka mi si, odwraca, zakrca
w tanecznym obrocie i odsuwa si ode mnie.
A ten ojciec twj Niemiec, to ktry jest rocznik?
Dziewidziesity trzeci.
Dzidzia marszczy brwi.
To co, siedemnacie lat mia, jak ci
Wzruszam ramionami.
Ale to dobrze. Czterdzieci sze lat. Ujdzie przecie. Jeste podobny do ojca?
A wic nie spojrzaa na zdjcia w legitymacji. Nie popatrzya.
Nie wiem odpowiadam.
I ju wiem, zajrzy tam, sprawdzi, zobaczy. Zobaczy, wszystko zobaczy. A jak zobaczy,
szansa na to, bym j uwid, zniknie. W obliczu tego, co zobaczy, w obliczu tego, kogo zobaczy,
szanse na to zgin.
Dzidzia siga po legitymacj, otwiera.
O Boe
Zginy. Wzruszam ramionami.
To nie wszystko, przeczytaj w rubryce besondere Merkmale[88].
Wzdycha.
No, to zdjcia trzeba bdzie ci zrobi. A na kontroli kutasa raczej nie sprawdz mieje
si.
Jestem troch tym miechem uraony, mieje si z tego, e mj ojciec nie ma
Ale zaczekaj przytpiony alkoholem mzg Dzidzi czepia si oczywistoci skoro on
ciebie
Na wojnie.
Ach. No, w kadym razie ordery musisz z powrotem zamocowa. Jego historia to twoja
historia. Bdziesz nim. Zdjcia Inynier powinien zrobi nowe.
Siadam w fotelu. Ciko siadam. O uwodzeniu ju nie moe by mowy.

Chyba pjd si pooy. Piem z nim wdk. Jestem zmczony.


Zostaniesz nim, rozumiesz? Bdziesz Spoglda w legitymacj. Bdziesz
Baldurem von Strachwitz.
Wstaj.
Daj mi spokj, Dzidzia. Id spa.
Id. Idziesz. Tak, id, wal si na ko, ko Heli i moje, ale teraz raczej moje, wal si
na ko Heli i spa.

ROZDZIA X

Wstawaj! Pobudka, panie von Strachwitz!


Dzidzia. Dzidzia? Otwieram oczy. Ciemno. Ona nade mn.
Wstawaj, wszystko przygotowaam.
Co przygotowaa? pytam nieprzytomnie.
Wszystko. Ubieraj si. Rzuca mi mundur mojego ojca.
Nic nie rozumiem.
Fotografie, bdziemy robi fotografie. Najpierw w mundurze. Ubieraj si.
Dzidzia odwraca si i wychodzi. Siadam na ku.
Szybko, szybko, nie ma czasu! odzywa si mski gos z salonu. Znam ten gos. To
Kierowca. Kierowca Witkowskiego.
Nie mam zaufania. Dzidzia przyniosa ca paczk: w niej maa kabura subowego
sauera mojego ojca. Otwieram futera, wycigam bro.
Kosteczku, daby spokj, dobrze? Potem si pobawisz mwi Dzidzia, powrciwszy
niepostrzeenie.
Mam taki odruch, aby pistolet wstydliwie schowa, rzuci, zasroma si jak chopiec
przyapany na onanizmie, zawstydzi si, zaponi.
Ale nagle wiem, e jest we mnie co wicej. Gdzie gboko we mnie, nie wiem gdzie
dokadnie, co zakiekowao, co, co pozwoli utrzyma ten pistolet w rce. Dziki niej. Ona
mwi mi, ebym si nie wygupia, ale to dziki niej mog zrobi to, co chc zrobi. Nie to,
czego chce ode mnie ona. Albo moja matka. Albo mj ojciec. Albo dowdca. Dziki niej. Nigdy
nie poznaem nikogo takiego jak ona.
Nigdy nie poznae nikogo takiego jak ona.
Dr mi rce, nagle robi mi si gorco i staram si zrobi to powoli, eby si nie
omieszy, wic dwoma palcami cign zamek, sprawdzam, czy bro jest naadowan, co
byszczy zoto, wic nie spuszczajc wzroku z Dzidzi, puszczam i nabj wskakuje na swoje
miejsce, bro jest nabit.
Wstaj. Uda mi dr od adrenaliny. Jestem tylko w bielinie, w gatkach i podkoszulku,

ale to niewane. Nie mam zaufania. Mog chcie mnie rozwali, bo czemu nie?
W moim salonie stoi Kierowca. Kierowca Witkowskiego, w pilotce na gowie
i w skrzanej kurtce wyciga z duej, brezentowej torby co, co wydaje ci si przenonym
laboratorium do wywoywania fotografii. Obok na drewnianym statywie stoi aparat
fotograficzny, przy nim wielkie lampy, te je przynieli, bo to nie moje. Przy stole jadalnianym
jakie utensylia pisarskie rozkada czowiek mi nieznany, w okrgych okularach, na pierwszy
rzut oka to raczej ydek.
Kierowcy rami prawe drgno, jakby na widok pistoletu odruch kaza mu sign do
kieszeni, ale nie sign. I patrzy na mnie inaczej ni wczeniej.
Czego tu? warknem. To jest mj dom. Do mam tych niezapowiedzianych wizyt.
Panna Dzidzia nas zaprosia odpar. Mylelimy
Panie odzywa si okularnik zza biurka. Dokumenty pan masz wietne, trzeba
zdjcia wklei, besondere Merkmale przerobi i bdzie ganc pomada.
Nie ma co si irytowa, panie Pidziesit Siedem. Za pan mundur, zrobim fotki
i bdzie powiedzia Kierowca. Pojednawczo. Powiedzia grzecznie. Powiedzia perswazyjnie,
chocia przecie wcale nie uniosem pistoletu, nie celowaem w nikogo, po prostu trzymaem go
w doni, lufa w podog. Ale moe syszeli, jak sauer szczkn, kiedy go nabiem. I teraz on
traktuje mnie inaczej, spojrzenie ma inne, nie patrzy na mnie tak, jak patrzy wczeniej.
Chciaabym ci powiedzie, Kosteczku, jak on na ciebie patrzy, ale nie umiem. Dzieje si
w tobie co, co mnie z ciebie wypycha, jakby co w tobie roso, a ja wysczam si z ciebie,
wyciekam z ciebie twoim nosem i twoimi uszami.
Dzieje si, a raczej ju si stao. Tak bardzo chciaam, eby pojecha do matki, do twojej
matki, dziki ktrej jeste, bo mgby przecie nie by, moga si ciebie pozby, bo ju wtedy
na Grnym lsku za pienidze moga ten zalek ciebie albo ciebie samego wyyeczkowa ze
swojego ona, wydrapa, jak wydrapuje si brud z ucha, ale nie wydrapaa, zostawia sobie ciebie
i po co, po co, aby j zdradzi, idc do niego, do niego, ktry nie by dla niej do dobry,
dlaczego do niego poszede, Kosteczku, i dlaczego pozwolie mu si pokocha?
Nie poszede do matki, dlatego ona teraz bierze ci we wadanie. Ona, bo nigdy nie
znae nikogo takiego jak ona.
Wracam do sypialni.
Chciabym si przebra mwi do Dzidzi, spodziewajc si, e zacznie si ze mn

drani, e bdzie drwi, czy si wstydz i czego si wstydz, ale ona po prostu wychodzi,
wysza.
Zakadam mundur ojca. Czapka, zgnieciona, okrga czapka z daszkiem, mikka,
wcigam wysokie oficerki. Zapinam pas, kabura, pamita, e na lewym biodrze. Chciabym
przypi odznaczenia, ale nie wiem jak, wic wychodz do salonu.
Psiakrew klnie na mj widok Kierowca. ydek w okularach podnis wzrok znad
papierw, wzruszy ramionami.
Jak ze szkopskiego urnala wycity, prawda? umiecha si Dzidzia. Ja si nie
umiecham.
Potrzebuj zdjcie, tamto. eby ordery przypi jak trzeba.
Daj, staj przed lustrem, na zdjciu Baldur, w lustrze ja, przypinam ordery. W lustrze
Baldur, na zdjciu Baldur. Albo ja. Wracam.
Czemu pan ma spodnie i buty do konia, skoro tu wyranie napisane, e tajna policja?
apsy chyba konno do ataku nie jed? pyta faszerz zza biurka, nie odrywajc skupionego
wzroku od papieru, ktry gadzi zwilonym pdzelkiem.
Mj ojciec jest rotmistrzem uanw. To znaczy by. Na wielkiej wojnie. Drugi puk
uanw. To znaczy niemiecki, cesarski, drugi puk uanw von Katzlera tumacz, ale wanie:
tumacz, a nie si tumacz, nie brn, nie plcz si, po prostu mwi. Wyjaniam. Niech wie.
Zapalaj lampy. Na cianie rozpostarli obrus, co Hela na to, co Hela na to, niewane.
Niewane? Kierowca fotografuje trzy razy, co tam przy obiektywie majstrujc, potem si
przebieram w moje brzowe, grube ubranie. Chuj jest na swoim miejscu, sprawdziem.
Znowu fotografie.
W azience ciemni zrobimy, pan pozwoli mwi Kierowca, ciga skrzan kurtk
i pilotk i zamyka si tam, a ja co, a ja kr po mieszkaniu, kr jak lew ryczcy.
Dzidzia w fotelu czyta ksik. ydek drapie i pdzelkiem gadzi straszne rany mojego
ojca. Zuszcza si zbliznowaciaa tkanka z twarzy, zarasta zdrow, czerstw skr. W kroczu
z fad dookoa wypreparowanej cewki moczowej wyrasta nowe prcie, cewka ronie razem
z nim, naczynia krwionone i ciaa jamiste i skra i wszystko na papierze, na blankiecie
z dokumentw i na papierze wiatoczuym, gdzie w czerwonym wietle wyania si Baldur von
Strachwitz czarny jak Murzyn o czarnych biakach oczu i w biaym mundurze, a potem
jasnoszary w mundurze ciemnoszarym, i przycinaj do rozmiaru ma gilotynk, a potem Baldur

von Strachwitz w brzowym garniturze, ja.


A ty krysz, bo co dalej, co dalej, co dalej?
Hela. Jureczek. Stary Peszkowski. Iga. Jacek. Matka. Wszyscy.
Salome, dobry Boe, Salome, co z Salome, moe jecha do niej od razu, jecha teraz, co
z ni?
Nie jecha.
A ojciec, co z nim, to przecie bardzo blisko, na piechot moe kwadrans, nie wicej,
moe pjd, zobacz.
Nie pjdziesz, gupcze, nie pjdziesz. Przecie wiesz. Odprowadzi ci na d, aby
widziano go w momencie, jak wychodzisz, eby wiedziano, e zosta sam.
Nie pjd. A czy wartownik spisa moje dane? Nie przypominam sobie, eby co
zapisywa, a czy zapamita, spojrza tylko w moje papiery, wic czy zapamita nazwisko, czy
nie zapamita, bo jeli nie zapamita, to bd po prostu nikim, jednym z kilkunastu tysicy
Niemcw w Warszawie, a jeli zapamita, to bd mnie szuka. Potem.
Po czym? Potem. Potem. Nie pjd. Do Salome te nie pjd.
Nie pjdziesz. Na inny twoje serce przestawiono tor. Krysz po mieszkaniu, potykajc
si o zapachy i lady Heli i Jureczka, do ktrych te nie pjdziesz. Pierwsza w nocy, ju pierwsza
w nocy.
Gotowe powiedzia ydek.
Hela spaa w fotelu.
Dzidzia, nie Hela. Dzidzia.
Hela pi daleko std na ulicy Podwale, obok niej Jureczek, a nad nimi straszny cie
Peszkowskiego.
W szafie suknie Heli. Przesuwasz po nich doni, jedwabie i atasy szepcz swoje
buddyjskie modlitwy jak skrawki papieru na tybetaskim wietrze, szepcz swoje modlitwy do
wiecznej kobiecoci, ktr skryway.
Pamitasz skrawki papieru w Tybecie?
Nigdy nie byem w Tybecie.
Hela, Hela, Hela. Hela!
pij, Konstanty szepcze Dzidzia. Rano Inynier zrobi nam odpraw i jedziemy.
Musisz wypocz.

Buteleczka. Buteleczki. Nie mam. Penej szczcia.


Daj mi spokj, kobieto warcz i zamykam drzwi sypialni, nie troszczc si, co z ni
dalej. Bd kim dla czego, bd po co, a nie tak, jak byem do tej pory.
Gupi, gupi Kostek.
Rozbieram si i ni.
ni ci si dom rodzinny, katowicka kamienica. Jeste tam na przyjciu, na koktajlu,
ktrego przecie w twoim rodzinnym domu by nie mogo, bo nie urzdzano wwczas koktajli,
kiedy tam mieszkae, na pierwszym w yciu koktajlu bye u rodzicw Jacka i by to rok 1932
i miae na sobie pierwszy w yciu smoking i czue, e twoje ycie ruszyo nagle z kopyta. Bye
pikny i miay si do ciebie pikne kobiety w okrgych kapelusikach, pie wdk i jade
kawior. A potem kupie sobie frak. Ale teraz nisz i koktajl jest w salonie, w ktrym spdzie
dziecistwo, tak jak spdzie dziecistwo w milczeniu twojej matki. A w salonie stoi mnstwo
ludzi, ale nie moesz znale nikogo znajomego, jest bardzo ciemno, troch tylko wiata wpada
przez okna, pochmurny, szary zachd soca.
I wszystko jest przysypane siwym popioem, ludzie brodz w tym popiele, z popioem
przysypanych stow wycigaj jakie przekski, popi unosi si w kieliszkach, osypuje po
wosach i to nie tak, e go nie widz, bo widz, dowcipkuj sobie o tym, otrzepuj rkawy,
zdmuchuj z kanapek.
Ja kogo szukam potem zdaem sobie spraw, e szukam jakiej kobiety. Czy to Hela,
czy Salome, Iga czy Dzidzia? W powietrzu, midzy zasypanymi popioem ludmi, unosz si
lnice, arzce si linie. To lady. Id po tych ladach, ktre zostawia w powietrzu, to ponce
w powietrzu lady arzcego si papierosa. wiec tak, jak w dziecistwie wieciy linie
zakrelane noc poncymi patykami tyle e lady jej papierosa trwaj w powietrzu, jak na
nocnym zdjciu z dugim czasem otwarcia migawki. W tych ladach janiejsze wiateka, to
miejsca, w ktrych tym papierosem si zacigaa.
Prbujesz wic odnale jaki porzdek w tej pltaninie arzcych si kresek i ju wiesz,
e te najjaniejsze s najwiesze, i lady papierosa prowadz ci na klatk schodow i w gr,
na strych: tam nie ma pyu, tylko pachnie wieym praniem, a na sznurach wisz wilgotne
przecierada. A midzy nimi lady papierosa i w kocu j znajdujesz, opiera si o krokiew,
odziana w koktajlow sukienk, stoi z rkami ciasno zaplecionymi i wcieka, pacze, zy ciekn
jej po policzkach i pali papierosa w dugiej lufce. Pytasz, co si dzieje, a ona syczy przez wargi

zacinite w nienawistn, cienk kresk:


Wyno si std, bo ci zabij mwi, a ty wiesz, e ona nie artuje. A trzsie si
z gniewu. Wic odwracasz si, bardzo upokorzony i troch przestraszony, i chcesz odej, ale nie
umiesz znale drogi midzy przecieradami i oblepiaj ci, a ty brudzisz je pyem, ktry masz
na rkach i we wosach. Matka bdzie wcieka. W kocu wychodzisz na dwr, zrywajc po
drodze pachty ze sznurkw: a na zewntrz, na ulicy Mariackiej popi pokrywa wszystko, pada
z nieba jak czarny nieg, jest dzie, ale tak ciemno, jak przy cakowitym zamieniu Soca. Na
horyzoncie ogromny wulkan tryska ogniem.
Wsta, Konstanty, ju czas mwi Dzidzia.
Czy to ona czekaa tam na strychu, pomidzy mokrymi przecieradami?
Wstajesz. Nie chcesz sysze mojego gosu.
Wstaj. A wic dobrze. Skarpetki, kalesony, podkoszulek. Na to koszula. Spodnie
szarostalowe. Szelki. Wcigam wysokie buty, haki miaem ju na podordziu. Teraz bluza. Pas
z kabur, pas na dwie dziurki, kabura, pamitaj, pamitaj, na lewym biodrze. Czapka.
Lustro.
Ich heie Baldur von Strachwitz, Feldpolizeikommissar.
Jestem Konstanty Willemann. Do podrnego neseseru pakuj cywilny garnitur, gruby,
brzowy, ze szkockiej weny, bior te smoking. Mam dobr metod na poskadanie marynarki
tak, by si nie pomia, jedn stron wywracam na nice razem z rkawem i wkadam w drugi
rkaw, potem roluj dookoa bielizny. Moje ycie wywrcone na nice, niestosowno neseseru,
jake to, pakowa neseser, skd neseser, powinienem pakowa jaki tob, jaki wzek, a nie
neseser. Pierzyny i worek peen kartofli. Dorzucam kilka koszul, skarpety, kalesony, szczotk do
zbw, proszek, mydo i przybory do golenia, wszystko.
Wychodz do salonu.
Na fotelu Inynier, na drugim Dzidzia, przy oknie Kierowca.
Piknie klasn w donie Witkowski. Niech pan co powie po niemiecku. Wie pan,
takim wojskowym tonem.
Frisst alle Scheie, ihr Drecksck[89] odpowiadam subicie.
Dzidzia si mieje. Kierowca nie rozumie. Inynierowi wydua si twarz. Wstaje.
Dobrze. A wic, panie Pidziesit Siedem
Ich heie Baldur von Strachwitz przerywam mu.

Tak, tak. Pojedziecie do Budapesztu. Zatrzymacie si w Hotelu Gellrt.


Boe, jaki kicz chwycia si za gow Dzidzia.
Dlaczego? zdziwi si Inynier. Sprawdziem w bedekerze, to przyzwoity hotel. Ma
anie termalne. Zameldujecie si pod nazwiskiem von Horn. Pastwo von Horn.
Dzidzia machna pogardliwie rk. Inynier nie zrozumia.
Tam znajdzie was pukownik Steifer, ktry wedug naszych danych powinien ju by
w Budapeszcie. Uciek Sowietom. Z pukownikiem omwi pan nastpujce sprawy Zreszt
prosz przeczyta.
Podaje mi karteczk, wypisan na maszynie. Ustalenie cznoci kurierskiej. Moliwoci
wywiadowcze. Finansowanie. Przerzut do Francji. Nawizanie kontaktu operacyjnego
z przedstawicielami niemieckich k wojskowych. Kilkanacie punktw.
Prosz nauczy si tego na pami, a kartk oczywicie spali. To wszystko. Ustali, co
do ustalenia. Potem wraca.
Nawet Dzidzia wyglda na zdziwion.
To wszystko? pytam. A jakie konkretne zadanie, zlecenie? Cokolwiek? A co jeli
Steifer si nie stawi?
Panie Pidziesit Siedem. Pan jest oficerem, nie kapralem. Oficerem wywiadu.
Oficerem wywiadu Rzeczpospolitej. Musi pan podejmowa inicjatyw, dziaa samodzielnie.
Jedzie pan do Budapesztu, niech pan tam zrobi co w pana mocy, potem prosz wrci, nie
pniej ni do koca miesica. Rozumiemy si?
Wzruszam ramionami.
Finanse?
Ach, no tak! Inynier klepn si w czoo i sign nastpnie do wewntrznej kieszeni
marynarki. Tysic dolarw. Musi panu wystarczy.
A papiery dla mnie? pyta Dzidzia.
Nasza komrka legalizacyjna nie dziaa jeszcze na penych obrotach. Musicie sobie
poradzi z tym, co macie.
Gupstwa, gupstwa, saboci, czy tego nie widzisz, Kosteczku? Kadziesz na szali swoje
ycie. Dlaczego? Dlaczego nie chcesz mnie ju sucha, Kosteczku?
Ukradli mi ciebie.
Zakadam paszcz, rkawiczki. Zabieram klucze. Dzidzia ma futro z norek, kapelusik

maleki i mufk nawet ma. Nie ma wojny, nie ma. Gdzie wojna, jaka wojna?
Wychodzimy.
Wyszlimy. Na miejscu mojej olympii sta chevrolet. Na polskich tablicach
rejestracyjnych, przedwojennych.
Mamy polskie tablice powiedziaem.
Powiemy, e zarekwirowany odpowiedziaa Dzidzia.
Otwarem baganik, wyjem pistolet maszynowy i adownic. Dzidzia spojrzaa
zaskoczona, z uznaniem.
Umiesz strzela? zapytaem, pamitajc o tym, jak upokorzya mnie pod Loursem.
Z takiego czego nie umiem i nie bd odpara z wyszoci arystokratki, ktra
odmawia zajcia miejsca w wagonie trzeciej klasy.
Umiechnem si do niej, odpowiedziaa umiechem. Ona co robi ze mn, co si we
mnie zmienia, co we mnie milknie; co, czego wczeniej nie syszaem, a jednak tam byo,
a teraz milknie.
Mnie nie syszae.
Siedlimy w aucie, zapaliem motor, woyem magazynek do gniazda rozpylacza, ale nie
przeadowaem z obawy, aby przy jakim wstrzsie nie wypali. Siedziaem chwil w milczeniu,
z domi na kierownicy.
Nie powinnimy czego wczeniej zaplanowa? Trasy jakiej, legendy, co mamy
mwi, gdyby nam sprawdzali dokumenty?
Powiniene. Ty tutaj jeste oficerem wywiadu, prawda?
Znowu milczaem przez chwil, ciskaem domi kierownic, jakbym wisia na niej nad
przepaci.
Nie jestem wyrzuciem z siebie w kocu. Nie jestem oficerem wywiadu. Nie jestem
nawet oficerem rezerwy uanw. To znaczy jestem wedug papierw, ukoczyem kurs,
dowodziem plutonem, biem si z Niemcami, ale nie jestem oficerem, nie jestem onierzem.
Dlaczego to powiedziaem, wystawiajc si na jej kpiny? Dlaczego? Nie wiem. Dzidzia
jednak nie kpia.
To kim jeste? zapytaa po prostu. Powanie zapytaa.
Kim jestem? Chciaem powiedzie: jestem Kostek Willemann, dentelmen, utracjusz,
dziwkarz i narkoman. Nigdy nie brakowao mi pienidzy. Lubi zadawa si z artystami

i pisarzami. Lubiem. Lubi kobiety. Studiowaem troch polonistyk, eby zapomnie, e z krwi
jestem Niemcem, ale mnie polonistyka nie obchodzia, studiw nie ukoczyem, troch rysuj,
uczyem si zaocznie u najlepszych profesorw ASP, matka pacia, ale to te mnie niezbyt
obchodzi, tak naprawd. Chciaem zaj si fotografi, fotografowa nagie kurwy w wyuzdanych
pozach, ale wojna przysza, zanim kupiem sobie aparat. Chciaem napisa scenariusz do filmu
albo ten film wyreyserowa i eby zagraa w nim Ordonwna. Rozmawiaem o tym
z Jarosawem, zachca mnie, szczeglnie przy wdce, bo na trzewo to ju mnie tak gorco nie
zachca. I obsadzibym Salome w drugoplanowej roli. Cyganki-wrbiarki. Ale nie napisaem,
a potem przysza wojna. Lubi morfin, zmroon wdk i szampana, kokain nie pogardz,
lubi wykwintne jedzenie, lubi taczy w Adrii albo w Paradisie z kobietami, ktre poznaj
wieczorem i egnam rano. Lubiem. Lubi pj z nimi do ka, ale bardziej lubi to, e mi
ulegaj, bardziej zaley mi na tym, aby mi uwielbiay, ni na samym ich ciele. Ciaa mnie nu.
Nie nuy mnie ciao Heli. Nie nuyo. Dalej nie nuy. Pragn Heli. Nie kocham jej. Kocham j.
Kochaem. Nie. Nie wiem. Jestem Konstanty Willemann i jestem dobrym synem mojej matki.
Nie jestem. Jestem Konstanty Willemann i przyjem mio mojego ojca, wiedzc, gdzie go
zaprowadzi. Do przestrzelonej czaszki. Jestem Konstanty Willemann i nienawidz mojej matki.
Jestem Konstanty Willemann i moja matka nie jest czowiekiem. Jestem Konstanty
Willemann i jestem synem diablicy. Jestem synem diaba, mj ojciec zapodni diaba
i z diabelskiego ona si narodziem, a mj ojciec straci prcie, by nikogo ju potem nie mg
zapodni.
Jestem Konstanty Willemann i nie mam brata ani siostry, nie mam nikogo. Jestem sam.
Nie mam ony. Nie mam syna. Jestem Konstanty Willemann i nie mam matki ani ojca, mam
tylko diaba i trupa. Jestem Konstanty Willemann i jestem synem diaba i trupa. Jestem
Konstanty Willemann i mam w dupie to, czy jestem Niemcem, czy Polakiem, bo s waniejsze
sprawy na tym wiecie.
Jestem Konstanty Willemann i jestem warszawiakiem. Nigdy wczeniej o tym nie
mylaem, myl o tym teraz, patrzc w gb ulicy Madaliskiego, w stron Rakowca pod domem
z czekolady przez szyb przedni dwudzieln chevroleta mastera, ktry nie naley do mnie.
Donie zaciskam na kierownicy. Obok mojego kolana w perforowanej osonie lufa maszynki,
siedem otworw jak w wielkiej pieprzniczce, dalej kolano Dzidzi Rochacewicz w cielistej
poczosze jedwabnej. Jestem warszawiakiem.

Jestem

Konstanty Willemann.

Jestem

Konstantym

Willemannem,

utracjuszem,

dziwkarzem i narkomanem. Widz rne rzeczy. Sysz rne rzeczy.


Mnie nie syszysz. Matki nie syszysz. Zatkae sobie uszy.
To kim jeste? zapytaa Dzidzia.
Ich heie Baldur von Strachwitz.
Ale tak naprawd mwi jak maa dziewczynka.
Tak naprawd to nie jestem Konstanty Willemann. Nie jestem Baldur von Strachwitz. Nie
jestem. Tak naprawd nie jestem zaciskam donie na kierownicy mocno mocno napra si skra
na kostkach zaraz pknie nie pknie. Jestem syn diaba i trupa. Tak naprawd nie jestem syn
diaba i trupa, jestem syn Baldura i Katarzyny, ale ona nie jest czowiekiem. Kim jest? Jest
kobiet. Czowiekiem. Nie.
Nie ma adnego naprawd. Naprawd mnie nie ma. Naprawd nie ma nikogo.
Przybyszewszczyzna. Umiechna si Dzidzia.
Ale bez pogardy. Drani si ze mn, ale bez pogardy. Dlaczego? Moe wczeniej te byo
bez pogardy? Nie. Tak.
Jedmy, Konstanty. Wyjedmy z Warszawy, zrobimy postj i jaki plan uoymy
wtedy.
Wrzuciem bieg.
Gdzie? Na poudnie. Na razie na Piaseczno, potem trzeba si bdzie gdzie przez Wis
przeprawi. Tak. Szos na Radom nie pojad, chocia tam droga najlepsza, asfaltowa, ale lepiej
losu nie kusi, lepiej bocznymi drogami. Czyli wzdu Wisy, Piaseczno, potem marna, dziurawa
droga na Czersk, wic trzeba bdzie powoli, dalej Potycz, kiedy tamtdy jechaem, chocia
raczej jedzio si szos na Radom, od Warki szosa znowu przyzwoita, ale nie tak jak szosa
asfaltowa na Radom, szosa numer trzynacie na Grjec i Radom, wic nie t szos numer
trzynacie, tylko bocznymi drogami, od Warki dalej na Kozienice, eby przeprawi si gdzie
w Dblinie. A moe jednak nie. A potem trzeba bdzie postudiowa map. Bo moe jednak
jecha dalej, a do Sandomierza, i dopiero tam gdzie si przeprawia. Chocia mosty pewnie
poniszczone, nawet nie wiem, bo skd miabym wiedzie. Ale na pewno. Moe jakie przeprawy
ju s.
Wic teraz Puawsk. Mokotw, niedaleko z boku Sielce. Tam walczyem. Ja walczyem?
Willemann walczy. Walczy? Miesic temu. Strzelaem, komenderowaem, kryem si. Kry si,

komenderowa, a czy strzela, to nie wiem, na postrach bardziej. Tak. Ptla Suew, jedynka,
dwunastka i szesnastka tu jedziy, jedzio si. Dziewitnastka jeszcze dalej do ptli na
Suewcu od niedawna i na Suewcu forty. Lubiem Warszaw, ale ju nie lubi. Kontrnatarcie,
dwa kaemy niemieckie nasze na flankach, wduszeni w gruz, naprzd! naprzd! Krzycz we
wasny okie, tulc si do ziemi, usta pene pyu i nikt mnie nie syszy, nawet sam si nie sysz
i nikt ani drgnie, ani naprzd, ani nazad, nie sposb. Jedziemy.
Posterunek na wyjedzie z miasta. Niemiecki. Ja w mundurze. Niemieckim. Dzidzia bya
umiechnit i swobodn, jakbymy zatrzymywali si zatankowa paliwa, do pena, panie
kierowniku?
onierz zaraz spostrzeg, e oficer, wic podszed uprzejmie, niespiesznie, a moe
zwyczajnie podszed, a moe podszed z rezerw, a moe ostronie, a moe regulaminowo, wcale
nie wiedzia, jak podszed, ale myle wolaem, e podchodzi uprzejmie, niespiesznie, a ja
pomny na to, co mwi mi ojciec, odkrciem w d szyb i pokazaem tylko dysk z wytoczonym
orem des Heeres z jednej strony i tajn policj polow i numerem subowym z drugiej, onierz
zasalutowa tylko, natychmiast, jakby raony prdem, przeraony, czy by przeraony? Wolaem
myle, e by, a jak byo naprawd, a co to naprawd?
Powiedziaabym ci, ale ty ju nie chcesz mnie sucha, Kosteczku, czy kiedykolwiek
mnie suchae, czy mnie suchae, nie suchae, a moe suchae.
Wic zasalutowa, a ja podniosem szyb i daleje, jedziemy, Dzidzia a klasna.
Cudownie!
Damy chyba rad powiedziaem.
Jedziemy. Mazowsze.
Nigdy tdy nie jechaem. Jechaem tdy wiele razy, ale teraz jad tdy inaczej, na piersi
mam innego ora i przecie wiem, tak, wiem, to bez znaczenia. Nigdy tdy nie jechaem.
Przebraem si w mundur wroga. To fortel. Nic wicej. Jest wojna. Ryzykuj rozstrzelanie, bo
nosz mundur wroga. Ja to ja, tylko w innym mundurze.
Przecie jestem Niemcem. Co mi grozi za noszenie munduru mojego ojca, za podawanie
si za niego, za sfaszowane dokumenty? To samo, ale nie to samo. Kara mierci, ale dla Niemca.
Czy rozstrzeliwuj, wieszaj, czy cinaj gow?
cinaj. Ja wiem. Opowiedziaabym ci, gdyby sucha. Gdyby co mnie z ciebie nie
wyparo, bo przecie nie ty sam, tylko co innego. Gilotyny te s niewielkimi i pomalowanymi na

czerwono, kaci kad gow Niemca midzy dwie deski z wyciciem na szyj, szarpi sznurek,
ostrze zlatuje w d i gow od ciaa oddziela.
Mazowsze. Krajobraz siny i brunatny, droga za, bardzo za, ju za Piasecznem. Krajobraz
zy, bardzo zy. Pola jak st, przywykem, kiedy przywykem do tych pl jak zaorany st,
drzewa i jechaem, a obok mojego kolana lufa pistoletu maszynowego, a dalej kolano Dzidzi
w cielistej poczosze. Milczelimy, bo o czym mwi? Powinienem by si zatrzyma, rozcieli
map, planowa, ale teraz chciaem tylko prowadzi auto, niezbyt szybko, bo droga za, wic
ostronie, eby wszystkiego nie zniweczy zamanym na jakiej dziurze resorem.
Wic jad, wic ostronie, ja przed siebie, Dzidzia patrzy na zachd, widz ty jej gowy,
ciemnozielony filc kapelusika i wymykajce si spod niego jasne kosmyki.
Jedziemy. Daleko.
Daleko od Warszawy.
Po lewej Wisa, po prawej Niemcy. Kraj i ludzie, Niemcy. I ja. Za Wark szosa wyborna,
otwarem przepustnic, chwilami jechalimy nawet osiemdziesit na godzin.
Myl, e gdzie koo Sandomierza zatrzymamy si na noc powiedziaem,
przekrzykujc wietny ryk szeciu cylindrw.
Ale gdzie? zapytaa Dzidzia. Bo przecie w polu nie bdziemy spa. W hotelu
jakim?
Zdziwiem si. Przecie to nie tak powinna si zachowywa Dzidzia. Dzidzia jest
arystokratk, wic chocia nawyka do jedwabnej pocieli, moe spa i w polu. Dla ojczyzny.
Ratowania. Rzucim si przez morze, to mona i w polu.
Przecie to nie o mnie chodzi zamiaa si. Ja mog i w polu spa. Ale wyobraasz
sobie, e niemiecki oficer teraz, miesic po naszej kapitulacji, miaby spa nie pod dachem?
Z kobiet? W aucie, jak, w ogle?
Zgodziem si.
Ale dlaczego?
Dlaczego mi odpowiedziaa, skoro ja milczaem, prowadziem, milczc, i prowadzc,
milczaem, donie cigle zacinite na kierownicy. Jak mnie syszaa?
Przy drodze na Kozienice spalony czog. Nie jestem pewien, czy polski, czy niemiecki,
nie znam si na czogach. Taki wikszy, wic moe raczej niemiecki.
Czeski odpowiedziaa Dzidzia. To znaczy niemiecki, ale czeskiej produkcji.

Czy ja gono mylaem? zapytaem, przestraszony.


Dzidzia miaa si tylko. Przy czogu wsaci chopi w wysokich butach i czapkach
odkrcali ogniwa spalonych gsienic. I chopiec bez wsw i bez butw krzta si nieopodal.
Czog z boforsa pewnie spalony. Jak to Ksyk z boforsa umia strzela
Padao. Miaem prawie peen bak benzyny i podoba mi si ten chevrolet. Sze
cylindrw, trzy i p litra, moja olympia miaa jeden koma pi, tutaj nie wiem ile koni, ale pod
nog czu, e duo albo i wicej i ju i jedzie si. I jak dostojnie ryczy te trzy i p litra, sze
cylindrw. Dobra szosa. Jedziemy.
Jestem Konstanty Willemann i lubi samochody. Wol samochody od koni. Nie lubi
koni. Ale wol konie od ludzi. Lubi samochody. Bardziej ni konie i duo bardziej ni ludzi.
Ale kobiety lubi te. Prowadziem kiedy otwarte bugatti typ pidziesit siedem, w lutym
trzydziestego czwartego w Berlinie, sto szedziesit koni mechanicznych i grzaem sto
czterdzieci na godzin na autobanie, grao radio, bo nawet radio byo w tym bugatti, ale i tak nie
byo go sycha, siedziaem z tykiem prawie na szosie, obok mnie siedzia Georg Ritter von
Nalecz i mia si jak szalony, a bugatti nie byo ani moje, ani jego, najpikniejszy samochd,
jaki w yciu widziaem. Ale to nie na nasze drogi polskie, tudzie raczej na brak drg, bo gdzie ja
bym tym w Polsce jedzi. Poza tym nie byoby mnie nigdy na takie bugatti sta. Mnie na adne
w ogle. A matk? Nie wiem. Moe tak, a moe nie. Nie wiem, ile pienidzy ma moja matka.
Ale na bugatti by mi nie daa, matka bardzo precyzyjnie ustalaa poziom ycia, mojego ycia, za
ktry gotowa bya paci. Wic bugatti nie, adne bugatti. Ani alfa romeo, ani hispano-suiza,
adnych luksusowych marek, nie wiem, czy cadillac mgby by, cadillac raczej te nie. Ale i tak
miaem kupi auto nowe, zamiast olympii, co powanego ju, najpierw mia by ten kapitn, ale
potem chciaem buicka model 41-C, amerykaski, ale karosowany u nas, czterodrzwiowy faeton
ze skadanym zupenie dachem, na gadko, nie tak jak w olympii, karoseria oczywicie torpedo,
picioosobowy, wygodny, sto dwadziecia cali rozstawu k, cudo na keczkach po prostu,
niebieskie, ogldaem w katalogu u Skwarczewskiego na Kredytowej i modele z trzydziestego
sidmego i smego na ywo ogldaem, sto siedem koni i nawet sygnalizacja kierunku skrtu za
pomoc lampki pomaraczowej, mrugajcej, i to w standardzie. Przydatne. Matka obiecaa, e da
pienidze, we wrzeniu miaem wpaci zaliczk i tak za trzy tygodnie od teraz odbierabym auto,
bo szed transport do Gdyni, z Bostonu, tak przynajmniej mwi i obiecywa dyrektor
Pappadakis, swoim dziwacznym akcentem, panie, pan do poowy listopada bdziesz mia

automobila u siebie w gara, a on teraz przez Atlantyk pynie! Gada, jakby by ydem,
a przecie by Grekiem.
Powane auto miaem mie. W kocu byem ju powanym czowiekiem. Ale nie jakie
zwyczajne, tylko faeton, elegancki, hrabia mgby jedzi takim buickiem z otwieranym dachem
i si nie wstydzi. Na letnie wesele, takie w angielskim stylu mona by elegancko zajecha, sam
bym prowadzi, bo faetona wypada, to prawie jak coup, z tyu Jureczek w granatowym
spencerku, obok Hela byaby w jasnej sukni, jasnoniebieskiej, ja w akiecie i sztuczkowych
spodniach, cylinder szary, te rkawiczki, rzucam kluczyki chopcu, aby auto odprowadzi,
a my idziemy, wznosimy kieliszki od szampana, tak miao by. A nie jest.
Tak obieca Pappadakis, dyrektor w Stoecznym Towarzystwie Handlu Samochodami na
Kredytowej 2. Co mwi jak yd, chocia by Grekiem. I wyglda jak yd.
Po co ja wspominam Pappadakisa? Jestem Konstanty Willemann i lubi samochody, wol
samochody od koni.
Ich bin Baldur von Strachwitz, ich mag Frauen, fr etwas kmpfen und tten, ich habe
Angst vor Frauen, der Welt, vor den Menschen, ich habe Angst vor allem[90].
Dojechalimy do Kozienic, a ja mam na piersi niemieckiego ora. W Kozienicach
moglimy moe pojecha na Dblin, ale jazda bya dobr, wic nie chciaem teraz pakowa si
w przepraw przez Wis, skrcilimy zatem w prawo na Radom, aby kilka kilometrw za
miastem odbi w lewo, na Zwole.
Droga zaraz si zepsua, trzeba byo zwolni, wicej ni czterdzieci na godzin jecha si
nie dao, jechalimy wic powoli. Za to pogoda zrobia si adn, dach wysech i Dzidzia
zaproponowaa, ebymy go otworzyli, bo soce zaczo nawet troch przywieca, chocia
popoudniowe, wic otworzyem i jechalimy z dachem otwartym, jechalimy lasem sosnowym
i byo piknie.
To ostatnia niedziela, wic nie auj jej dla mnie, spojrzyj czule dzi na mnie
zapiewaa Dzidzia, zamiaa si i zaraz zamilka.
Za lasem musiaem zwolni: linia kolejowa z Radomia do Brzecia, przejazd by
zbombardowanym, tory pogite, ale przejecha si dao, wic jechalimy, teraz polami, a za
Ponikwi szosa znw bya utwardzon i jechalimy znowu szybciej, a w kocu wjechalimy do
Zwolenia, z dachem cigle otwartym.
Byo po czwartej, soce zachodzio nad szos na Radom. Na przedmieciach, jeli tak

mona to nazwa, drewniane chaupy kryte strzech, bieda, brud i boto i chciabym umrze,
gdybym si tu urodzi, Polak czy yd, Konstanty czy Baldur. Dalej troch domkw
miasteczkowych, ale wszystko wypalone, nagie mury, czarne kikuty wib dachowych, samotne
kominy porodku murw jak donony opuszczonych fortec. Nie pojechalimy na Radom, lecz
skrcilimy w lewo, na rynek.
Dzidzia przygldaa si zniszczeniom.
A ja syciam si niedawn poog, w ktrej wyczuwaam jeszcze cich ju muzyk
wycia poparzonych i ludzkiego smrodu rozerwanych, ale ciebie to ju nie obchodzi, Konstanty,
ty ju mnie nie suchasz i moje namitnoci nie poruszaj ju twojego serca.
Po co to zbombardowali? zapytaa Dzidzia.
Po co, po co bombardowa gwniane, ydowskie miasteczko na granicy Mazowsza
i Maopolski, po co bombardowa gwniane domki, kamieniczki z gwnianych cegie, gwnem
pomalowane na gwniane kolory, po co mylaem, i co miaem odpowiedzie Dzidzi?
Zastanw si, Konstanty, po co, przecie wiesz, przecie pamitasz, pomyl.
Jeli pamitam dobrze, to tutaj byy sztaby grup operacyjnych Armii Prusy. Ten
skurwysyn Db-Biernacki tu dowodzi, organizowali przepraw. Mnstwo wojska tu byo, to
musielimy zbombardowa powiedziaem, zdziwiony, e to wiem.
Wie. On wie. Konstanty Willemann wie.
No tak, musielicie zamiaa si Dzidzia z bezwzgldnoci, na jak sta tylko
kobiety.
Domki ydowskie parterowe dookoa duego, podunego rynku wypalone, okopcone
ciany, w oknach nawet ladu framug, ydki snuj si po rynku bez sensu i celu, Polaka ciko
midzy nimi wypatrze, Niemcw nie wida w ogle. Walaj si mieci, sterty jakich sprztw,
wozy poamane, sterczce dyszle, uamki k i pasy uprzy i rozbebeszona ciarwka ze
spalon, odymion na czarno kabin, cywilna, pewnie z wojskowych rekwirunkw.
Pamitam to miasteczko, przejedaem przez nie par razy w tamtym yciu. Konstanty
Willemann przejeda. Jad z Jackiem obiad na rynku, jechalimy samochodami do Lwowa,
tutaj zrobilimy popas. Postj. Dwa albo trzy lata temu. Nie byo spalonych wozw ani
ciarwki i ydki wygldali wszyscy inaczej, nie snuli si, lecz kady bieg gdzie i krzta si
z ydowskim popiechem. A teraz rozgldaem si i nie umiaem przypomnie sobie, w ktrej
z ruin by zajazd, nie pamitam, pozna nie sposb.

Rozprostujemy koci? zapytaa Dzidzia, umiechajc si rozkosznie.


Wysiedlimy wic, stanem przed autem, spojrzaem na zgromadzonych na rynku ludzi
i signem z powrotem do auta, zabraem pistolet maszynowy.
Zaraz poaowaem, e signem. Bo to tchrzliwe, bior maszynk, bo si boj, czy jak?
Przecie to s maomiasteczkowe ydki, wielu pejsatych, w mierdzcych chaatach, a ja si
boj, sigam po maszynk, przecie to nie s adne machabeusze te ydki tutaj.
ydzi przygldali si ciekawie, paru chykiem usuno si z drogi. Jeden odwanie ruszy
w moj stron. W sile wieku, czarna broda tak gsta jakby z filcu, pejsw brak, czapka
z daszkiem.
Sehr geehrter Herr Offizier[91] odezwa si dobr, czyst niemczyzn, czapk
zdjwszy. Ale w rkach jej nie mi, trzyma po prostu.
Mwi po polsku. Dlaczego tak odpowiedziaem, dobr, czyst polszczyzn, czy
dobr i czyst jest moja polszczyzna?
Ach stropi si yd.
O co chodzi? zapytaem, a Dzidzia umiechaa si przy moim boku jak krlowa.
A wic, panie oficerze odpowiedzia dobr, czyst polszczyzn. A wic nakazano
nam si dzisiaj zebra tutaj, na rynku, na roboty porzdkowe, wszystkim ydom ze Zwolenia
nakazano w obwieszczeniach. I mymy si stawili wszyscy ydzi ze Zwolenia, a tutaj nikogo.
I nie wiemy, co robi. Ani narzdzi adnych nie mamy, bo napisano, e nie bd potrzebne. Ale
pan tutaj chyba nie w tym celu przyjecha, zdaje si, prawda? Bo przecie by pana oficera do
nadzorowania paru ydw nie wysali, prawda?
Suchaem cierpliwie. Dzidzia umiechaa si jak krlowa. Suchaem cierpliwie, a potem
odpowiedziaem:
Nie, nikt mnie tutaj do pilnowania ydw nie przysa. Poczekajcie, kto przyjedzie.
Oczywicie, panie oficerze. Do widzenia. Dobrego dnia panu ycz.
Do widzenia panu odparem i nieomal uchyliem czapki, jakbym uchyla kapelusza.
yd ukoni si, odwrci i odszed.
Chc i do kocioa powiedziaa Dzidzia.
Wic chodmy wzruszyem ramionami. Wie byo wida zza ruin, weszlimy
w spalon uliczk, ja jednak nagle zawrciem. Bo przecie samochd trzeba zamkn, wic
zawrciem, wygrzebaem kluczyk z kieszeni i zamknem.

ydzi patrzyli si na mnie tak, jakbym oszala.


Bo oszalae, Kosteczku, usysz mnie wreszcie, sercem, nie uchem usysz, ale usysz,
oszalae, Kosteczku, zamykajc ten samochd, okazujesz wasne tchrzostwo i sabo, bo
zakadasz tym, e kto mgby si odway go okra. Zamykajc chevroleta, w istocie
dopuszczasz, e zostanie on ukradzionym.
Meszugene, myl ydzi. Oszala ten Niemiec, co mwi po polsku, dziwny ten
Niemiec, co mwi po polsku.
Dzidzia patrzy na ciebie dziwnie. Z pogard? Nie. Z pobaaniem? Nie.
Na mnie. Nie. Na Baldura? Nie. Dzidzia patrzy na Konstantego dziwnie, z pobaaniem,
bo ona w tym mundurze widzi Konstantego, a nie mnie, Baldura von Strachwitz, ona nie wie, e
to ja, Baldur.
Dass ich es bin, Baldur, Baldur von Strachwitz[92].
Po co idziemy do kocioa? zapytaem.
Bo dzisiaj niedziela przecie odpowiedziaa ze miechem Dzidzia, a ja nie wiem, czy
ona kpi przewrotnie, czy dla niej to naprawd wane, e dzisiaj niedziela, nie wiem, nie wiem.
Kto nie wie?
Koci jest gotycki. Z boku dobudowana renesansowa kaplica na planie kwadratu, jak
w katedrze wawelskiej. Gwno mnie to obchodzi.
Ty nie chodzisz do kocioa, Konstanty? zapytaa.
Nie jestem ochrzczony odpowiedziaem.
Ale przecie Baldur von Strachwitz jest ochrzczonym, jestem ochrzczonym, oczywicie,
bo przecie wity Jacek Odrow, katolicka szlachta. Wojsaw ze Strachowic te by
ochrzczonym, ju rycerz, nie sowiaski woj, wic latorol wojsawowej gazi, Baldur von
Strachwitz, rwnie musi by ochrzczonym, ochrzczonym jest nawet czarny dziczy eb
w naszym herbie.
I Katarzyna Willemann jest ochrzczon, i tylko on, biedaczyna, Kosteczek biedaczek nie
jest ochrzczonym, bo Orlica nienawidzia ksiy i Baldurowi zabronia chrzci syna, a ja
kochaem tylko j, ona bya moim wiatem i skoro ona nienawidzia ksiy, to ja te
nienawidziem i nie ochrzciem mojego jedynego syna, skoro mi zabronia, to byo trzydzieci lat
temu, a ja byem taki mody i miaem twarz, znowu mam twarz, mam twarz mojego syna,
ktrego nie ochrzciem.

Pewnie nie byo atwo? zapytaa domylnie i troskliwie Dzidzia.


Mwiem zawsze, e jestemy ewangelikami, matka tak mnie pouczya, ale do zboru te
nie chodzilimy, lecz mimo to kamaem, e jestemy ewangelikami, e jestem ochrzczony
w zborze w Katowicach, ale to nie bya prawda wyrzuciem z siebie.
Dzidzia wzia mnie pod rami.
Chciaabym posucha mszy.
Spojrzaem na zegarek, jak idiota, jakbym nie wiedzia, ktra godzina, jakbym nie by
pewien, po co spojrzaem na zegarek, czy nie wiem, ktra godzina, przecie wiem.
Przecie jest ju po czwartej zdziwiem si.
Ale jestem z tob. Chyba mgby poprosi ksidza?
A oni tak mog dwie msze w cigu dnia odprawi?
Nie mam pojcia umiechna si Dzidzia. Koci nigdy mnie nie interesowa.
A teraz chcesz wysucha mszy?
Wanie tak.
Przecie jej nie na mszy zaley, nie rozumiesz, Konstanty?
Wiem, e jej nie o msz chodzi, wiem, e chce mnie oglda w sytuacji przemocy.
Mgbym jej odmwi, ale sam chciabym si widzie w tej sytuacji, pukam wic do drzwi
ceglanej, otynkowanej i bombami nienaruszonej plebanii.
I zapukaem natarczywie, zapukaem mocno i krzyczaem, bo wydawao mi si, e tak
bdzie waciwie, krzyczaem:
Aufmachen! Schnell![93]
Otworzy ksidz, raczej wikary, bo by modym, biednym i chudym, w okularach, jeden
okular pknity i druciane oprawki pogite.
Ja, worum geht es?[94] zapyta ksidz. Jego niemczyzna bya bardzo polsk, ale bya
niemczyzn.
Pani chce wysucha mszy odpowiadam.
Patrz na niego, patrz mu w twarz wyczekujco, mam mundur z niemieckim orem na
piersi, mam kabur na pasie i oficerskie patki na konierzu, i epolety, i czapk.
By zaskoczony, e odezwaem si po polsku, dlatego chwil way w sobie, co zrobi.
Gdybym zada tego po niemiecku, nie musiaby si waha, od razu poszoby i ju, a tak
zamiast si mnie tylko ba, to jeszcze zastanawia si, dlaczego mwi po polsku, wic znowu

popeniem bd, znowu bd, same bdy.


Zza chudego wikarego pojawi si proboszcz. Przez kontrast i stereotyp spodziewaem si
grubego proboszcza, ale ten by raczej mikrym, wic obowizkowy midzy plebanem a wikarym
kontrast wyczerpywa si na osi rzdnych.
O co chodzi? zapyta proboszcz.
Ten pan oficer mwi po polsku uprzedzi na czas wikary. I yczy sobie, abymy
odprawili msz wit, bo pani mu towarzyszca ma yczenie wysucha.
Ale mymy ju obaj msz dzisiaj odprawili zaprotestowa starszy z ksiy. A nie
powinnimy wicej ni jedn dziennie. I nie mona tak, e kto przyjdzie i mszy bdzie od nas
da.
Mnie to nie obchodzi odparem.
Wierz. Ale skoro pani chce wysucha mszy, to jest katoliczk i nakazy naszej wiary
nie s dla niej nieistotnymi. A zatem cign ksidz.
Klecho powiedziaa zza mojego ramienia Dzidzia. Przerwaa mu, a on zamilk.
Powiedziaa to bardzo cicho. Wysyczaa prawie. Powiedziaa to tak, jak potrafi mwi
prawdziwi arystokraci. Rzecz nie w krwi; potrafia tak mwi moja matka, a bya przecie
mieszczk, a umia mj ojciec, chocia jego krew bya rycersk od siedmiuset lat, od zawsze.
Ksia skurczyli si pod t mow. Bo nauczono ich, od zawsze wiedzieli kto, jaka kobieta
potrafi do nich tak powiedzie, tym tonem, tymi sowy, w ten sposb.
Klecho powtrzya Dzidzia. Chc wysucha mszy. Nie jestem kto.
Twarze nad sutannami wyduyy si. Milczeli chwil.
Oczywicie, ja nie miaem wielmonej pani na myli. Prosz o wybaczenie szepn
pokornie proboszcz. Prosz zaczeka w kociele.
Tak raby tego wiata odpowiadaj wiata tego panom. I paniom. A ciebie to zapieko,
Konstanty, chocia przecie sercem i dusz naleysz do wiata panw, przecie nie jeste rabem,
a jednak zapieko, przez chwil bye po stronie tego ksidza, chocia stae przed nim
w niemieckim mundurze z kulomiotem pod pach. Ale przecie to wiesz, Konstanty, wiesz, e
takim jest wiat, e musz by i zawsze bd rzdzcy i rzdzeni, i e granica midzy nimi jest
wiksz ni granica midzy zbawionymi i potpionymi, e przychodz z przeciwlegych kracw
czowieczestwa.
Czy bdzie to rzymski senator i jego niewolnik, baron w kolczudze i jego chop, bellator

i laborator, czy Dzidzia i ten proboszcz o chopskiej twarzy, czy jakakolwiek inna konfiguracja
tych dwch podstawowych i osobnych czowieczestw, rzdzcych i rzdzonych.
A ja przez chwil byem po stronie tego ksidza, chocia stoj przed nim w niemieckim
mundurze. Chocia przecie wiem, e przemoc i jej groba, na ktrych opiera si wszelka
wadza, stanowi o najprostszej, najbardziej podstawowej materii wiata. I nagle, teraz, teraz mi
si to nie podoba, a tyle si miaem z rnych kawiarnianych socjalistw, kiedy jeszcze byy
prawdziwe kawiarnie i socjalici, drwilimy z nich, a oni ponli witym oburzeniem i mieli nas
za ajdakw, za uprzywilejowanych ajdakw, co si rozbijaj w swoich autach, za nic majc
krzywd drugiego czowieka, i przecie wiedzielimy wszyscy, tacy jak Jacek czy ja, wszyscy
wiedzielimy, e susznie nas za tych ajdakw maj, ale wiedzielimy rwnie, e tak by musi,
e takim jest urzdzenie wiata tego, e musz by tacy jak my i tacy jak oni, a my i dzieci nasze
moemy znale si po kadej z dwch stron tego muru, ale mur midzy rzdzcymi
a rzdzonymi istnie musi i istnia bdzie.
Weszlimy do kocioa. Dzidzia ukrya wosy pod jedwabn chustk w kolorowe kwiaty.
W kociele brzydki gotyk oblepiony brzydkim barokiem. Zainteresowaa mnie jedna z kaplic.
O, tutaj jest Kochanowski pochowany zdziwiem si.
Jakie to szczcie, e nie wymagam od mczyzny erudycji zamiaa si Dzidzia.
A ja si nawet niezbyt zawstydziem.
Usiedlimy w awce.
W grobie pod posadzk kocioa lea Jan Kochanowski.
Ale bez gowy, Kosteczku, gow z grobowca wycignito, a potem si okae, e ciaa
pomylono, e jego gowa w grobie ony, a z jego grobu gow ony jedna hiena dla potomnoci
wyja i ley w zbiorach Muzeum Czartoryskich; nie ta gowa, nie t gow, relikwi
narodow, schowano w paacu w Sieniawie i nad t i nie nad t dumaj badacze. Ale ciebie to nie
obchodzi wcale, Kosteczku, prawda?
Do kocioa wychodzi ksidz, jego mikra posta spczniaa, owinita warstwami szat
liturgicznych. Za nim may ministrant Bg wie skd wytrzanity tak szybko.
Proboszcz nie spojrza na was ani razu. Ministrant trzs si ze strachu. Dzidzia wstaje, ty
za ni.
Dzidzia wstaa, ja za ni i tak bd za ni powtarza.
Ksidz ukoni si bocznemu otarzowi i wymrucza po acinie co naley, czynic znak

krzya.
To nie tak, e nigdy nie chodziem na msze. Chodziem, w Grudzidzu i potem
w Trembowli, z uanami, chocia w kwestionariusz osobowy zgodnie za zaleceniem matki
zawsze wpisywaem ewangelik, to do kocioa chodziem, bo nie chciaem odstawa, do
komunii nie przystpowaem i wszyscy byli bardzo zadowoleni i dumni ze mnie, e tak dobrze
umiem si w tej sytuacji odnale, tego oczekiwali przecie od pistoleta: swojego bdzie si
trzyma, gwnemu oddajc zasadniczy szacunek. Nikomu tam zreszt o adne chrzecijastwo
nie chodzio, w kocu to nie byy stare baby, tylko modzi oficerowie, uani do kocioa
chodzi trzeba, bo trzeba, reszt zostawia si klechom i starym ciotkom. Wic chodziem, reszt
zostawiajc nawet diabu.
Ksidz z ministrantem wymienili si uwagami po acinie, ktre zapewne stanowiy ju
wstp do mszy.
Dzidzia siedziaa, wstawaa i egnaa si, ksidz z ministrantem jechali dalej ze swoim
rzemiosem, kaniajc si, egnajc co chwila i mamroczc formuki.
I wybaw mnie panie od ludzi oszukaczych i niesprawiedliwych powiedziaa Dzidzia,
nie zniajc si do szeptu.
Sucham? zapytaem zdziwiony.
Ab homine iniquo et doloso erue me odpara. Ksidz tak wyszepta, po acinie, a ja
ci przetumaczyam, Kosteczku, bo pomylaam sobie, e to ci si spodoba.
A ty syszysz, co oni tam gadaj? zdziwiem si.
Nie musz sysze, ja po prostu wiem, co gadaj umiechna si Dzidzia.
Nic nie rozumiaem z tej sytuacji. Ksidz gada swoje. Na otarzu palia si lampka.
Poczekam przy samochodzie szepnem Dzidzi do ucha, szepnem, bo nie byo mnie
sta na to, aby mwi do niej gono.
Spera in Deo, quoniam adhuc confitebor illi: salutare vultus mei, et Deus meus
powiedzia ksidz.
Wyszede. Wyszedem. Pierdolony Kochanowski rybi chuj. Pierdolone klechy.
I Dzidzia. Graj, wszyscy mn graj, jakbym by pik, jakbym nie by wart piciu zotych.
Zarzuciem pistolet maszynowy na rami i poszedem. Miaem bryczesy i buty kawaleryjskie
z ostrogami, znowu, a ja nie lubi koni. Nie znosz. Midzy kocem praktyki w Trembowli
a wojn ani razu nie siedziaem w siodle; strasznymi byy pierwsze dni po tym, jak wysiedlimy

z pocigu w Wielkopolsce i trzeba byo si tuc na koniu. Kiedy w kocu zsiadem, to uda
miaem jak z waty od ciskania koskich bokw.
Domy spalone. Kobieta, ktra przechodzia obok, na mj widok zamienia si
w ebraczk, podbiega, wycigna rk. Signem do kieszeni paszcza, przecie puste, wic
zakasawszy poy, signem do kieszeni spodni, a w kieszeni miaem bilon, wycignem gar,
a tam fenigi: pidziesit, dwie dziesitki i pitka. Wszystkie z orami, ory w szponach trzymay
swastyki.
Bilon mojego ojca, c mg za bilon kupowa czowiek pozbawiony twarzy i chuja?
Rzuciem kobiecie monety i zakrcio mi si w gowie, ale nie upadem. Zachciao mi si
paka, ale nie zapakaem, nie mogem paka, nie wolno mi byo paka, jak mgbym paka
w mundurze zwycizcw, mgbym paka, gdybym zamiast tego szarego paszcza mia mj
mundur z gabardyny zielonej, ale wtedy nie pakaem, bo miaem wszystko w dupie, a teraz
chciabym paka, nad czym, nad kim, chciabym utopi wiat w moich zach, chwyci t ubog
kobiet za kark i wepchn jej gow pod powierzchni moich ez, doszedem na rynek
i chciabym chwyci kadego z tych ydw za eb i utopi w moich zach.
Na rynek zajecha motocykl z przyczep, w niej dwch andarmw, za nimi ciarwka.
Wanie wysiadali, kiedy wyoniem si zza okopconej ciany. Hemy, gumowane paszcze do
kostek, na piersiach stalowe pendenty zawieszone na acuszkach, pikne te ogniwa, ale
w zasadzie to aosne, taki kikucik, atrofia zbroi pytowej.
Zasalutowali na mj widok, a ja zaczem si obawia, bo jak moja niemczyzna, czy jest
wystarczajco dobr. Sprbowa i tak musz.
Wo wart ihr, ihr Schweine! ryknem. Diese Menschen warten hier auf euch seit
einer Stunde![95]
Zaczli si gsto tumaczy, nie wiem, czy bardziej byli przeraeni, e beszta ich oficer ze
strasznymi literami GFP na naramiennikach, czy bardziej zdziwieni, e besztam ich niejako
w imieniu tych ydw tutaj zgromadzonych, ktrzy, przyzna musiaem nawet przed sob
samym, mierdzieli ohydnie.
Nigdy nie byem antysemit, ale ebym kocha ydw to rwnie nie. To znaczy:
mogem sobie kocha Tuwima czy Lemiana, ale takich ydkw chaaciastych, pejsatych to
raczej trudno kocha, to kady wie, bo to jednak zaraza jest straszna.
Odwrciem si.

Rce zaczy mi dre, nie mog mi dre rce w tych szarych rkawach, nie moe mi
dre rka, na ktrej mam czarn opask ze srebrnymi literami o tajnej policji polowej, wic
odwrciem si, niby wcieky, a przecie wcale wcieky nie byem, upokorzyem ich tylko dla
treningu, odwrciem si i poszedem do chevroleta, siadem w rodku i pozwoliem doniom
dalej si trz.
andarmi zrobili selekcj do pracy, wybierajc ydw co rolejszych, rozdali im opaty,
oskardy i szpadle, po czym ydzi wgramolili si na otwart pak ciarwki, ciskajc swoje
narzdzia.
Ci, ktrzy pozostali na placu, wrcili do ospaego, bezcelowego trwania, adnej
krztaniny, bo po co krzta si teraz, kiedy jeszcze wiat jest cieky, jeszcze nie zastyg do
adnej formy, a eby ydki mogy si krzta, wiat musi mie form. Bez tego snuj si tylko
ospale.
Zapaliem motor, zajechaem pod plebani i wszedem znowu do kocioa. Guchy huk
moich obcasw na posadzce gotyckiej nawy, a ksidz akurat sta w milczeniu przed otarzem,
ornat jak wyszywane zotem skrzypce, ja szedem, a on unis ku grze hosti, szepczc cicho
swoje aciskie zaklcia. Uklknem, w tym samym odruchu, jakim salutowaem przeoonemu,
tak samo nawyk z Grudzidza.
Wic uklknem na rodku, ale zaraz powstaem, bo nie chciaem klcze, bo Baldur von
Strachwitz nie klka przed nikim.
Baldur von Strachwitz klka przed twoj matk, klka przed Bia Orlic i nigdy si nie
podnis z tych klczek, a ty to wiesz, Kosteczku, przecie to wiesz.
Ksidz dokona, czego mia dokona nad kielichem. Wino zamienio si w krew albo
pozostao tylko winem, a w co zamienia si krew w twoich yach, Konstanty, czy mgby
poprosi klech, by przemieni nie tylko wino w krew, ale rwnie twoj krew w krew inn?
Baldur von Strachwitz nie klka przed nikim, ale ja uklknem.
Unde et memores, Domine, nos servi tui, sed et plebs tua sancta, eiusdem Christi Filii
tui, Domini nostri, tam beate passionid, nec non et ab inferis resurrectionis, sed et in coelos
gloriosae ascensionis szepta ksidz, a wy nie syszelicie ani sowa z tego.
Siade obok klczcej Dzidzi, spojrzaa na ciebie uklkne.
Offerimus praeclarae majestati tuae de tuis donis ac datis, hostiam puram, hostiam
sanctam, hostiam immaculatam szepta prawie bezgonie ksidz, czynic znaki krzya nad

hosti i kielichem, a dla mnie to wszystko byo znajomym, a jednak nie tak znajomym, bo
wszyscy inni znali to od dziecka, znali na pami, a ja nie znaem wcale, pki nie zaczem
uczszcza na msze w Grudzidzu i potem w Trembowli, a potem przecie znowu wcale nie
uczszczaem.
Panem sanctum vitae aeternae et Calicem salutis perpetuae szepn ksidz i szepta
dalej, rozpocierajc ramiona, biae rkawy alby zwisajce z chudych ramion jak biae
chorgwie, mwi dalej, ale ja ju nie suchaem.
Siedziaem obok Dzidzi, a ksidz dobrn do swojego Ite Missa est, czyli do sw,
ktre zawsze wywoyway we mnie dreszcz przyjemnego podniecenia, bo oto wanie koczy si
nieznona godzina nudy i czarw, a od missa est byo ju z grki, jeszcze ostatnia ewangelia, in
principio erat Verbum, et Verbum erat apud Deum, et Deus erat Verbum, potem jeszcze Ave
Maria, gratia plena, Salve Regina i przecie moglibymy wyj, bo ta msza jest prywatn, nasz,
zamwion i wymuszon, przecie ja ju raz wyszedem, nie musz tu ju trwa, nie musz tu
by, mog robi, co mi si podoba, ale jednak czekam, dlaczego czekam? Bo czekam na Dzidzi,
bo co innego mgbym robi w tym gwnianym ydowskim miasteczku i w kocu Cor Jesu
sacratissimum miserere nobis i koniec, koniec, dotrwaem do koca, jakbym siedzia na pukowej
mszy w Trembowli, mona wreszcie odetchn i wyj, wyj, i ksidz wychodzi, Dzidzia
podnosi si i wychodzi i ja za ni, a dookoa mnie szarozielony mundur i paszcz i pas z kabur
i pistolet maszynowy wychodz.
Zanocujemy tutaj powiedziaa Dzidzia przed kocioem.
Czyli gdzie?
Na plebanii. Ju pno. Mwiam, e nie bdziemy przecie spa w polu. Zaatw to.
Z zakrystii wychodzi proboszcz, ju bez tych szat kapaskich kolorowych, tylko
w czarnej sutannie, podchodz wic do ksidza, a on si mnie nie boi. Ba si mnie przedtem,
a teraz si mnie nie boi, a moe po prostu boi si mniej.
Zanocujemy na plebanii mwi.
Ksidz kiwn tylko gow, potwierdzajc, e usysza, bo przecie nie idzie o to, eby
mg si zgodzi albo nie zgodzi.
Niech chopiec przyniesie rzeczy z baganika powiedziaem jeszcze.
Ksidz znowu kiwn gow i gestem, lecz bez sowa zaprosi nas na plebani.
Weszlimy. Wntrze raczej nieporzdne, jak to w Polsce, lecz nie znao ladw wojny

pomyla Baldur.
Baldur?
W korytarzu wikary, poprowadzi nas do jadalni. Podaem mu paszcz Dzidzi, potem mj
i czapk moj, odwiesi je starannie na wieszaki i do szafy.
Siedlimy za duym stoem, przy jednym jego kracu.
Kolacja bdzie bardzo skromn, u nas prawie gd.
Mamy pienidze powiedziaem.
Nie, nie, dzikujemy bardzo, ale nie powiedzia proboszcz, wchodzc do
pomieszczenia. Rwnie siad przy stole.
Po chwili do jadalni zajrza chopiec.
Bagae pastwa wniosem do pokojw powiedzia cicho. Mia inteligentn i smutn
buzi nauczycielskiego dziecka.
Mam yczenie mie osobne sypialnie zastrzega Dzidzia.
Wikary z proboszczem spojrzeli po sobie, z czym spojrzeli, ze zdziwieniem? Nie wiem.
Spojrzeli.
Pani moe w moim pokoju, pan u ksidza wikarego, jeli takie maj pastwo yczenie
powiedzia starszy z ksiy.
Do jadalni wesza gospodyni, moda i rosa. Postawia na stole waz z zup, obok wazy
p bochenka chleba. Niewiele.
Tylko tyle jest.
Wystarczy, dzikujemy powiedziaem.
Pojednawczo? Czy pojednawczo?
Gospodyni rozlaa zup do talerzy i odesza od stou, swj obiad zje w kuchni. Mocne,
szerokie biodra, ramiona te silne, jak u pywaczki, biust duy i ciki, niezbyt sportowy i mao
elegancki, ale pasujcy do obrazu. Ubranie bardzo biedne.
Proboszcz zmwi modlitw i pierwszy, jako gospodarz, zaczerpn z talerza cienkiej
zupy.
Dziwne, e ksidz proboszcz, z takim modym wikarym na farze, dozwala tak mod
gospodyni zagaia rozmow Dzidzia, dokadnie wtedy, kiedy trzeba, po czwartej yce zupy,
kiedy cisza staa si ju wyrana, a jeszcze nie kopotliwa.
C to za myli, mwi pani z Trbeckich Czesawowa Bielska, no ju, powiedze mi,

Konstanty, kiedy rozpoczynamy konwersacj na proszonym obiedzie?


Wikary prawie zakrztusi si zup. Proboszcz spojrza na Dzidzi i milcza chwil,
zastanawia si, jak w ogle moe zareagowa na takie dictum. Jeli podejmie rozmow, czy to
oznacza, e tych mwicych po polsku Niemcw nie tylko wpuci do domu pod
niewypowiedzianym przymusem, ale e take ich goci, e ich przyjmuje. Nie stacjonuj u niego,
tylko u niego goszcz. I jak zareagowa na trzew w istocie uwag tej dziwnej, odwanej
kobiety, kim ona jest? I czy odway si obrazi j brakiem odpowiedzi albo odpowiedzi
opryskliw? Ale przecie nie zastrzeli go ten tutaj czowiek w szarym mundurze, oficerowie nie
strzelaj do ksiy, a ju na pewno nie przy kolacji, nawet tak skromnej. Ale czy urazi wikarego
podjciem tej gry, nie zaprzeczajc tej uwadze, ani jej nie zbywajc? A jeli to prawda?
Wic milcza chwil proboszcz, a w kocu odrzek:
adnej starej i brzydkiej na podordziu nie byo.
To niewiele znaczy, bo teraz na szali pooona zostaa kwestia ewentualnej atrakcyjnoci
wikarego, ktry odzyska ju oddech, wbi wzrok w talerz i pilnie wiosowa yk, jakby nic
a nic poza zup go na wiecie nie obchodzio. Moe zreszt tak wanie byo: najpierw zaspokoi
gd.
Ale ksidz wikary przecie nie taki, a i Hanna nasza matk jest, do nas tylko dochodzi
wyjania ksidz proboszcz, a pani Hanna wniosa smutn butelk wina. Ksidz zgromi j
wzrokiem.
Cztery jeszcze si ostay, ksie dobrodzieju, tom mylaa, e przynies, skoro gocie,
to moe i by si chcieli milka powoli.
No to stawia Hanna to wino, otwiera i wychodzi warkn proboszcz.
A ja wiedziaem dlaczego, bo teraz nie tylko Niemca goci, ale jeszcze z Niemcem pi,
Niemca poi.
Kieliszki przynies odpara, nieskonfundowana. A ksidz wikary niech otworzy.
Otworzy, rozla wino do szklaneczek. Sprbowaem, pode, ale czasem i pode jest dobre.
Wypilimy. Wszyscy milczeli, Dzidzia bawia si zawieszon nad stoem cisz, jakby panowaa
nad wszystkim i nad wszystkimi zgromadzonymi przy stole i moe w istocie tak byo, na pewno
tak byo, bo kt by inny.
Czas uda si na spoczynek, bo jutro rano zacz proboszcz, unoszc si z krzesa,
i zda sobie spraw, e nie wymyli adnego kamstwa i adnego nie ma na podordziu.

Dzidzia miaa si ju w gos.


No, to idziemy na spoczynek, idziemy. A gdzie wielebni bd nocowa, skoro my
pokoje zajmiemy?
Och, damy sobie rad speszy si proboszcz.
Ksidz proboszcz na pewno, ale biedny wikary Przecie na korytarzu nie bdzie spa.
Tak ewidentnym by ten flirt, e nawet ksidz proboszcz zauway, ksidzu wikaremu,
ktry najprawdopodobniej by prawiczkiem, trzsy si donie i twarz pona czerwieni. Zbyli
to.
Pastwo sobie jeszcze posiedz tutaj chwil, przygotujemy z Hann pokoje do pastwa
dyspozycji wymamrota proboszcz i wyszli obaj. Zza zamknitych drzwi zaraz usyszelimy,
jak starszy kapan beszta modszego, ale sw poszczeglnych sycha nie byo.
Podoba mi si ten wikary powiedziaa Dzidzia.
Kamiesz. Nie moe ci si podoba ten strzpek mczyzny, chopiec nieledwie.
Nie moe? Czy to zakaz?
Raczej zdziwienie.
Umiechna si. Humor icie szampaski.
Moe go uwiod?
Niewiele ci ze przyjdzie, bo taki niewinny gotw jest skoczy ca zabaw, kiedy
tylko zobaczy, jak bawisz si wosami.
Prbowaem zachowa zimn krew i udawan obojtno, docenia to. Dalej bawia si
wosami, a ja obawiaem si przez chwil, jak zareaguje na tak otwarcie wulgarn i cyniczn
uwag. Tak powiedziaaby pani z Trbeckich Czesawowa Bielska: dziewczyna ta jawi mi si
wulgarn i skonn do cynicznych romansw, sdz, i odwracajc si za ni, przekrelasz
wszystko, czego prbujemy si uczy na tych lekcjach, gdy prawdziwy Polak nie oglda si za
takimi dziewcztami, co maluj sobie szwy od poczoch na ydkach, a mi przecie wanie o te
szwy chodzio, a tobie wanie o te szwy chodzio, miaem pitnacie lat i nocami szarpaem
zapamitale przyrodzenie i brudziem pociel, marzc o tym, co taka dziewczyna w takich
poczochach mogaby ze mn uczyni, nigdy nie mylaem, co ja mgbym uczyni z ni, tylko
co ona mogaby czyni ze mn.
Do jadalni wrci proboszcz z dwiema zapalonymi lampami naftowymi w doniach.
Prosz, pokoje gotowe.

Poszlimy za nim, schody, korytarz, jedne drzwi dla mnie, obok drugie drzwi dla Dzidzi,
jedna lampa dla mnie, druga lampa dla Dzidzi.
Idziemy spa? zapytaem, gupio, gupio zapytaem. Gupio.
Dzidzia westchna z przeksem i zamkna za sob drzwi proboszczowskiej sypialni. Ja
wic wszedem do pokoiku wikarego i te drzwi zamknem, przecie nie mogy zosta otwarte.
Rozpiem pas, cignem mundurow kurtk i nie miaem siy mczy si z butami, wic
w butach pooyem si na ku, uwaajc jednak, aby podeszwami nie powala pocieli, wic
stopy miaem poza kiem, jedna na drugiej i nie byo mi zbyt wygodnie. Po chwili chopiec
przynis bagae, kazaem mu cign mi buty i zzu je ze mnie niczym wprawny ordynans, nie
pytaem, skd ta sprawno, wyszed.
Leaem dalej, a za oknami ju noc, chocia dopiero szsta. Spojrzaem na zegarek. Wp
do smej raczej, nie szsta. To ju naprawd nie ma co si rusza z ka, wic zasnem
i spaem nie wiem jak dugo.
Kroki na korytarzu. Otworzyem, otwieram oczy. Kroki na korytarzu, bose, bo nie stuka
podeszwa, tylko mikko skrzypi deski. Przez okno ksiyc, prawie w peni, ale ju w stron
nowiu. Szpara pod drzwiami ciemna, a wic kto idzie bez wiata. Wstaj tak cicho, jak tylko
potrafi, podchodz do drzwi i uchylam drzwi, jakbym odchyla wieka z wasnej trumny i widz
j, jak idzie. Gospodyni idzie, skrada si, jej biodra pyszne, Hanna idzie, przecie ona nie nocuje
tutaj, a jednak idzie, skrada si, idzie bosa. Zamykam drzwi. Puka.
Jacek szepcze. Jacek! Otwrz szepcze.
Jacek? Gosem Igi. Wikary ma na imi Jacek? Gosem Sali.
Nie otwieram. Drzwi.
A ona wcale nie tu, tylko daleko, Kosteczku, w domu niespalonym, bo daleko od
miasteczka w tym domu tuli dzieci, przed ktrymi jeszcze tyle nieszcz, tyle cierpienia, tyle
blu, lata czterdzieste i pidziesite i szedziesite w Zwoleniu i po co je piastuje, dla jakiego
ycia, po co? Ale ty tego nie wiesz, a moe wanie wiesz, moe wiesz nie o nich, ale wiesz
w ogle. Wiesz?
Nie wiem.
Nie wiem, czy wiesz, Kosteczku.
Kroki na korytarzu i otworzyem oczy, otwieram. Kroki bose, ciche, bez obcasw, tylko
podoga skrzypi, mikko skrzypi deski. Cicho zsuwam si z ka i cicho, aby nic nie

zaskrzypiao, do drzwi, ale jednak podoga skrzypi, a ze ciany patrzy na mnie Pan Jezus,
uchylam drzwi, jakbym uchyla stalowe wrota schronu obawiajc si kuli, powoli, powoli,
wystawibym noycow lornet, ale tylko wygldam, bo nie mam.
Ciemnym korytarzem plebanii idzie Dzidzia, ale jest ksiyc prawie w peni, cho
w stron nowiu, a Dzidzia jest nag, ale owinit przecieradem biaym i skd idzie, bo dokd
idzie, do pokoju swojego proboszczowego, ale skd idzie Dzidzia?
Kostek? odwrcia si do mnie.
Zamknem szybko drzwi i serce nagle ruszyo, jakby przyapaa mnie na czym
wstydliwym, bo moe w istocie tak byo, e przyapaa mnie na czym wstydliwym. Skrzypi
deski, podoga. Ksiyc jest prawie w peni, ale ju w stron nowiu.
Kostek. Otwrz powiedziaa przez drzwi, blisko. Bya zaraz za drzwiami.
Otworzyem. Bya nag, nago okrya tylko przecieradem, i wesza, nie pytajc.
Zamkna za sob drzwi, a ja zobaczyem jej ciao, chocia dalej byo ukrytym pod
przecieradem i tak je zobaczyem, jej ciao, ktre byo tak szczupym, tak nie w moim gucie,
i podaem jej tak bardzo, a ona przysza i bya tutaj ze mn, przy mnie.
Signem do tego ciaa, ktre byo owinitym w przecierado, i przycignem je ku
sobie, i nie bronio si, nie bronia si. Przylgna do mnie, mocno. A wic to ju.
Masz w kieszeni pistolet czy po prostu si cieszysz, e przyszam? zaartowaa, nie
odrywajc twarzy od mojego ramienia. Dlaczego zaartowaa?
Wzdrygnem si w pytkim umiechu, tylko troch, i sprbowaem, prbuj j
pocaowa, co nie jest atwym, bo jej twarz w moim ramieniu, wic prbuj, twarz szuka drogi
do drugiej twarzy, twarz prbuje odwrci drug twarz ku sobie i ona ju wie, druga twarz wie,
e usta d, zmierzaj ku ustom, ju czuj na wargach jej oddech i kiedy to si stanie, to
wszystko si stanie.
Konstanty! Odpycha mnie. Co w ciebie wstpio!
Daj si odepchn, pozwalam jej si odepchn, wic mnie odpycha, odepchna, i ju
dziel nas oceany, ju dzieli nas wszystko, chocia ja stoj bosym w bryczesach i koszuli, za
moimi plecami ksiyc, a ona stoi nag i owinit przecieradem i bos stoi, a midzy nami
oceany czarne.
Zwariowae? pyta Dzidzia, prychajc.
Otwiera mi pier. Przeykam lin i po co, po co?

Przepraszam. Przysza tutaj, prawie naga tumacz si.


Wic mylae, e moesz mnie pierdoli? pyta tak, jak nie powinna pyta, dlaczego
to sowo, dlaczego? Tak moe mwi rzenik. Albo kapral. A to ona tak mwi, tak mwi
Dzidzia. Mylaem, e jestem ju inny, e przez ni, dziki niej jestem ju inny, e si zmieniem,
zrozumiaem, e ja to ja, osobny i mocny. A teraz znowu.
Nie bd z tob spa, Konstanty.
Ale tulisz si do mnie naga, owinita tylko przecieradem.
Dzidzia wzrusza ramionami.
Zapal lamp.
Wic szukam zapaek, przecie pooyem obok lampy, mam zapaki, podnosz klosz
okopcony, zapalam, skrcam knot, dobrze.
Dzidzia siada w nogach ka, zwracajc si ku wezgowiu, siada w taki sposb, e wiem,
e musz usi u wezgowia, daleko od niej, lecz w jej stron zwrconym, i tak siadam.
Konstanty! mwi Dzidzia i nie ma w jej gosie ani zoci, ani drwiny.
Sucham.
Konstanty
Gdzie bya? pytam, gupi, pytam, bom gupi, a ona bya gotow powiedzie mi co
wanego, co, co chciabym usysze, ale ja musiaem zapyta, a ona teraz mi nie powie, bo
zapytaem: gdzie bya, gdzie bya, gupcze, gupcze, i widz.
Widz, e bya gotow, aby powiedzie mi co wanego, a teraz zimna zo i drwina
zimna. Wszystko zepsuem. Po co?
U wikarego byam.
U wikarego?
Gupcze, gupcze, gupcze.
mieje si ze mnie. Nie do mnie ze mnie.
U wikarego. Nie taki z niego znowu strzp mczyzny.
I przecie wiem, e kamie, czy wiem, e kamie, wiem, e kamie, ale jednak nie. Bo
moe kamie, a moe nie.
Mam ci opowiedzie? drwi.
Nie opowiadaj.
Bo jeli nie opowiesz, to bd mg myle, e to nie naprawd, bo to przecie kamstwo,

ale jeli powiesz to kamstwo jeszcze bardziej, to ju nie bd mg tak myle, chocia przecie
wcale u niego nie bya.
Nie bya, Kosteczku. Nie bya?
Konstanty, mgby y inaczej.
Jak?
Mgby y sob samym, nie innymi. Naprawd, mgby.
Jej gos, jej sowa, jej oczy. Wiem, e nie bdzie adnej fizycznej bliskoci, ale czy moe
bdzie blisko wiksza, blisza, mocniejsza?
Kim ty jeste, Konstanty?
Kim ja jestem? Jestem Konstanty Willemann i lubi kobiety, samochody i morfin, lubi
siedzie w kawiarniach ze znanymi ludmi, samemu nie bdc znanym, a jednak siaduj,
siadywaem z nimi jak inter pares, co mnie wywyszao ponad nich, bo kady, kto tam siadywa,
musia si czym wyrnia, mao by generaem, trzeba byo by Wieniaw, mao poet, trzeba
Tuwima albo Lechonia, a ja pomidzy nimi siedz, siedziaem, ja nikt i dlatego kto, bo wszyscy
wiedzieli, e syn niemieckiego grafa i e si wyrzek, kto si wyrzek, a jednak wiedzieli i ta
moja nijako mnie nad nich wywyszaa.
Jestem Konstanty Willemann, lubi kobiety, lubi taczy i nie lubi koni, wol
samochody, lubi szkockie tweedy i letnie garnitury z cienkiego tropiku, lubi rajdy
samochodowe i obrotowy parkiet w Adrii, lubi jazz, lubi szampana i morfin, nie lubi wojska
ani mundurw.
Kim jeste, Konstanty? powtarza pytanie Dzidzia. I wstaje, zdmuchuje pomie lampy
i wraca tam, gdzie siedziaa, nie dotykajc mnie po drodze, chocia jest blisko. te wiato
znika, zostaje sine.
Kim jeste, Konstanty? cigle brzmi, sowa cigle nie zgasy.
Ich bin Baldur von Strachwitz.
Kim jeste, Konstanty? powtarza pytanie.
Nie uciekn.
Nie wiem.
Jeste kim jeste, rozumiesz? Jeste jakim jeste. Nie innym. Rozumiesz? mwi
Dzidzia, przytrzymujc biae przecierado na chudym, biaym ciele biaym od ksiyca.
Nie rozumiem.

Wiem, e nie rozumiesz. Byby innym czowiekiem, gdyby rozumia.


Nie jestem Niemcem.
Wiem.
Jestem Polakiem?
To niewane.
Niewane. A co jest wane? Cae ycie moje pod tym znakiem: by Polakiem, by
Polakiem.
Dzidzia wstaje, przecierado otula jej chude ciao, ciska mae piersi.
Id spa, Konstanty.
Wysza. Zostaem sam z ksiycowym wiatem, ktrego nie chciaem, wic zasunem
zasony, rzuciem si na ko i zasnem.

ROZDZIA XI

Wstawaj, Kostek.
Pachnie tytoniem. Za oknem ciemno, w pokoju te wiato. Zegarek, lnice zieleni
wskazwki. Pita. Co?
Wstawaj, ju czas.
Dzidzia z papierosem w doni, ubrana jak do drogi, a ja w rozsypce. Lamp Dzidzia
musiaa zapali. Na stoliku nocnym postawia kubek z kaw, pachniao jak kawa, dobra.
Czekam przy aucie.
I wysza.
Ubraem si szybko, tylko z butami miaem kopot, bo ydki mi jako spuchy, ale
wcignem w kocu. Potem umyem zby nad blaszan umywalni, woda w dzbanku bardzo
zimna, zawoaem w pusty korytarz, Hanna przyniosa gorcej do golenia. Nie patrzya na
mnie, wzrok wbity w podog. Nad umywalni lustro mae, poplamione. W nim moja twarz,
zerwana, zamana, ukszona szrapnelem z angielskiego dziaa, inaczej ni mam w dokumentach,
twarz-maska, twarz-nie-twarz, potwr nie twarz. A wysika si, wysika si jak?
Wysikaem si kutasem Konstantego, ogoliem gadk twarz Konstantego.
Przygadziem potargane wosy, zapiem kurtk, potem paszcz, dwa rzdy guzikw, pas
z kabur i koalicyjk zapiem na paszczu, wziem bagae i pistolet maszynowy i wyszedem
na dwr, gdzie byo jeszcze zupenie ciemno.
Czekam na ciebie kwadrans. Moge mi przynajmniej da kluczyki.
Przecie wysza, zanim zdyem si z ka podnie.
Wsiedlimy, zapaliem motor. Pogoda si zepsua, pochmurno, bardzo zimno i wilgotno.
Dokd jedziemy? zapytaa Dzidzia.
Map miaem w gowie, jedziemy na poudnie. Zapaliem reflektory i snopami wiata
przejechalimy po zniszczonych ulicach a na rynek, skrcilimy w lewo, a potem w prawo,
wyjedajc z rozwalonego rynku, po ktrym teraz nikt si nie snu.
Szosa na Ciepielw bya pust i nawet nie bardzo bya szos, chocia nawierzchnia raczej
utwardzona. Jecha trzeba byo ostronie i szybciej ni czterdzieci na godzin nie byo mowy;

jechaem wic powoli.


Dnie zaczynao nad sin kopu chmur, gdy mijalimy Sycyn, potem Ciepielw, a tam
przez ryneczek, gdzie may ruch, ydw mniej ni w Zwoleniu, ale tam czekali na roboty, a tutaj
po prostu snuj si o wicie, poszukuj czego do jedzenia, tak samo jak paru smtnych chopw.
A pomidzy nimi jeszcze trjka brudnych dzieci.
Zatrzymaj si, prosz poprosia Dzidzia i byy to pierwsze sowa, jakie wypowiedziaa
od samego Zwolenia, chocia jechalimy przecie dobre p godziny.
Dwch maych chopcw, boso. Trzecia dziewczynka, wiksza, miaa butki ze szmatki na
notach moe dziesicioletnich.
C robicie, dzieciaczki? zapytaa Dzidzia, opuciwszy szyb.
yjemy, askawa pani odpowiedziaa najstarsza dziewczynka.
Moja towarzyszka wycigna przez okno do ze srebrnym Pisudskim.
Prosz, oto dziesi zotych.
Chopcy spojrzeli pytajco na starsz koleank. Ta nie zwracaa na nich uwagi.
A co trzeba za te dziesi zotych zrobi, dobra pani?
Nic. Wzi tylko. Kupcie sobie i mamie buek na niadanie.
Dziewczynka wzia monet, obejrzaa dokadnie, a czekaem, czy nie przygryzie, ale
tylko schowaa do kieszeni paszczyka.
Mama nie yje powiedziaa.
Podczas wojny? zmartwia si Dzidzia.
Dziewczynka spojrzaa przez okno na mnie, na mnie spojrzaa, na mnie, jej oko spoczo
na moim ciemnozielonym konierzu niemieckim. Niemieckim.
Nie odpowiedziaa. Trzy lata ju bdzie, jak mamusia nie yje. Posza ci spdzi
do ydwy i si jej zmaro przy tym spdzaniu.
Jedmy ju wycisnem sowa przez cinite gardo.
Dzidzia zignorowaa mnie zupenie, chocia to ja przecie siedziaem za kierownic, ja
prowadziem, ja wadny byem wrzuci bieg, wczy sprzgo, otworzy przepustnic i jecha,
jecha. Ja miaem wadz. Ale nie pojechaem.
Jak si nazywasz? pytaa Dzidzia.
A czy to wane?
Nie.

Madzia.
A to twoje rodzestwo tutaj, Madziu?
A skd. Nie znam tych podrzutkw odparo rezolutnie dziewcztko.
I nie podzielisz si z nimi? zapytaa Dzidzia.
Mowy nie ma.
Dzidzia pokiwaa gow ze zrozumieniem, zakrcia korbk, szyba si zamkna.
No to jedmy.
Zjechaem w pierwsz w lewo, droga bya bardzo kiepsk, gorsz ni pamitaem, jeli
pamitaem, co pamitaem, ale co? Kiedy tdy si jechao. Ale czy na pewno? W Zwoleniu
tak, w Zwoleniu na pewno, ale czy tdy?
Po lewej jeziorko, przy jeziorku myn. Przy drodze czowiek i biedachatki przy drodze,
ktra staa si nieledwie ciek, porodku poros traw.
Szosa na Lipsko? zapytaem.
Przestraszy si niemieckiego munduru i polskich sw, ale nie uciek, moe ba si
ucieka. Obdartus, wsaty sumiacie, chopskie buty wysokie i czapka, ktr zaraz z gowy
zerwa. Mimo deszczu, ktry wanie zacz niemrawo kropi.
Nie na Lipsko, panie odpar.
To wraca do Ciepielowa? zapytaem.
Zaduma si na chwil.
Nie wraca, panie, nie wraca, szkoda drogi. Tu za chwil odbi trzeba w prawo na
Kakowy i drka taka jak ta przez las bdzie, w Strudze wielmony pan na szos na Lipsko
wyjedzie.
Przyjrzaem mu si. Po co? Stary wsacz, czapka w doniach. W takim wiecie yjemy: ja
siedz w aucie amerykaskim w mundurze niemieckim, mam bro i obok siedzi pikna kobieta,
a on ciska w doniach czapk i nie ma auta, broni, munduru, nic nie ma, tylko t czapk.
Dlaczego niektrzy maj od zawsze wszystko, a inni nie maj niczego? Najgupsze z pyta!
Gdyby wszyscy mieli po rwno, wtedy dopiero naleaoby pyta: dlaczego, dlaczego
Pojechaem. Odbiem, w prawo, jak mwi. Dzidzia milczaa, patrzya w prawe okno,
jakby obraona o co, po co na mnie, c takiego midzy nami, eby Dzidzia si obraaa.
Gupstwo. Za oknem biedne zagrody, bo Kakowy.
A potem las. Sosny. Jedziemy.

Dzidzi twarz ode mnie odwrcona. Dzidzia daleko. Moje kolano, lewarek zmiany biegw,
perforowana blacha pistoletu maszynowego, a dalej kolano Dzidzi, w cielistych rajstopach jej
kolano.
Uwaaj!!!
wiat si kurczy i zagszcza.
Hamulec, zgrzyt, straszne szuranie, auto leci bokiem, ciao spina si sztywnym steniem,
znam to, znam to, miaem dwie kraksy przed wojn, znam to. Wntrznoci sznuruj si ciasno.
Ale widz: dam rad jeszcze, tylko wrci na drog, rce na kierownicy sztywne jak cigna, daj
gaz i w lewo i ju wiem.
Bdzie dobrze.
Zatrzymuj si p metra przed zwalon w poprzek drogi sosn. Wreszcie oddech, mj
i Dzidzi, puca uwalniaj powietrze. Ale czuj w ciele jeszcze drenie, podniecenie, wic patrz,
widz, myl szybciej: drzewo cite. wiee.
Na ziemi krzycz do Dzidzi, a sam lew otwieram drzwi, praw chwytam maszynk
i wytaczam si z auta. Ju. Za pno.
Z lasu leci na mnie zielony mundur. Bagnet na lufie karabinu, bagnet w moj pier si
wbije. Hem francuski adrian. Ale on potyka si o kamie, traci rwnowag, nie upada, ale gubi
rytm.
Zd. Zamek szarpi w ty. Zd. Nigdy nie strzelaem z pistoletu maszynowego.
Strzelam, le, dziwnie, lec i z biodra, kolba oparta o ziemi, ale zielony mundur, hem
francuski adrian blisko.
Trafiem, dwie kule w pier. Wywrci si i pad. Z lasu renie koni. Zasadzka. Polscy
uani. Zabiem czowieka.
Znam gb tego onierza, ktremu dwie kule w pier.
Pada strza karabinowy, ale chybia, oboczek piasku unosi, kula niedaleko mnie, nie
widz strzelca. Mogem umrze, dzi i na wieki wiekw amen. Przez otwarte drzwi z auta za mn
nade mn trzaska pistolecik Dzidzi. Drugi strza karabinowy i znowu chybia, a ja odwracam si
na brzuch i cign po lesie seri, jakbym dawa z erkaemu, i nie trafiam w nikogo i szczknicie
zamka, kiedy iglica dziurawi powietrze w pustej komorze; cisza, koniec. Ju wiem, e
przegraem, nie trafiem nikogo, nie mam drugiego magazyna, ley w adownicy w aucie na
pododze. Za daleko. Byo nie wystrzela wszystkiego w gupiej serii. Pistolecik Dzidzi rwnie

milczy. Przewracam si na plecy i sigam do kabury na biodrze, ale wiem, e nie zd, bo z lasu
leci ju drugi zielony mundur, uan leci, hem te francuski adrian, a pod nim poznaj: starszy
uan Bociga, tylko nie ma erkaemu, a karabinek. Leci na mnie bagnet, Bociga nie strzela.
Przecie nie yje, dosta w eb na Grskiej, przed Laskiem Sieleckim dosta, kiedy go
wysaem do erkaemu dosta, w eb dosta, przez hem adrian francuski dosta kul prosto
w czoo, wysza tyem, plecy ochlapane krwi i mzgiem i gow zoy na kolbie erkaemu na
przedramieniu, jakby spa tylko, plecy ochlapane krwi i mzgiem, i leci na mnie, nie na mnie,
leci na Baldura von Strachwitza, bagnet na mnie leci, koniec.
Stj! wrzask z lasu.
Bociga, ktry nie yje, pochowalimy go pod kocioem Zmartwychwstacw ledwie
miesic temu, co jednak mimo wszystko nie usprawiedliwia tego, e teraz leci na mnie
z bagnetem ten, ktrego gowa bya fundamentalnie przestrzelon, a ciao zupenie i po katolicku
zakopanym, chocia pod Zmartwychwstacw. Leci na mnie i co, zmartwychwsta? Kabur
odpinam, nie odepn.
Ale nie dolecia. Przez sekund mylaem, e to Dzidzia go zastrzelia z pistoletu, ale
Dzidzia go nie zastrzelia z pistoletu, bo si chyba drugiego magazyna w torebce nie dogrzebaa,
jeli w ogle drugi magazyn miaa, i teraz kto j wyciga za wosy z chevroleta, a Dzidzia
wrzeszczy, puszczaj, chamie, wrzeszczy! Jej wrzask zapowiada zadzieranie spdnic, darcie
bielizny. Nie znam tego wrzasku, nigdy takiego nie syszaem, nigdy nikt przy mnie nie gwaci
kobiety, ale jednak skd wiem.
Wic to nie przez Dzidzi, ale zatrzyma si straszny uan Bociga i nie przebd mnie
bagnetem, ale zatrzyma si bagnet na moim gardle, sztych opar si o skr, moja prawa rka
zastyga przy kaburze na wp odpitej, ju pasek ze sprzczki by wyzwolonym, ju tylko
rozpi kabur i wycign pistolet, ale za pno.
Nie zabijaj! krzyk z lasu.
Znam gos. Wychodzi. Jak klepsydra, bo paszcz do kostek cinity pasem, doem
szeroki, w barach szeroki, w talii wziutki, szabla, rogatywka, Virtuti na piersi przypite, buty
wyglansowane, ostrogi, kabura na pasie, vis w rce. Rotmistrz Chocho. Za nim jeszcze dwch:
uan i piechociarz w gbokim, piechociskim hemie.
Co z kapralem Waniczkiem? pyta, wskazujc na tego, com go zastrzeli.
Piechociarz dotyka szyi.

Zabiem czowieka. Nic nie czuj. Nie spodziewaem si, bym poczu cokolwiek. Nie
boj si zabijania ludzi, bo wasnej mierci te si nie boj.
Zabity.
Zabity zaduma si Chocho na moment, po czym podchodzi do mnie i nade mn staje
i nagle poznaje mnie i nie poznaje. Poznaje, bo poznaje moj twarz. Ale nie poznaje.
Willemann? zapyta. I jeli w ogle mona nie wierzy wasnym oczom, to nie
wierzy. Ale niektrzy wasnym oczom nie wierz nigdy.
To on, panie rotmistrzu odrzek Bociga. Tylko mundur jaki inny. Ale to on.
Pamitam go z fortu Dbrowskiego.
Pierdoli tam z Dbrowskiego, przecie e by w moim plutonie, chuju rybi, i ci
zastrzelili! warcz.
Orzdaa, zabierzcie mu pistolet i kulomiot komenderuje rotmistrz.
Waniczka zabi. Na mier.
Przecie to Bociga jest, starszy uan Bociga domagam si prawdy.
Nie tylko zdradzi, Willemann, ale jeszcze oszala? trzewo zdziwi si Chocho.
Bociga

jest

przecie

na

Grskiej

zastrzelonym,

pochowanym

pod

kocioem

Zmartwychwstacw. To jest wachmistrz Orzdaa, szwoleer z drugiego szwoleerw


i zupenie nie jest zastrzelonym, bo si marnie stara, Willemann.
Panie rotmistrzu, a co z t kurw niemieck? zapyta onierz, co wycign Dzidzi
z auta i teraz trzyma j za wosy, a ona klczaa w pyle.
A czemu mwisz o niej kurwa niemiecka? zdziwi si rotmistrz, chowajc pistolet do
kabury.
Bo po polsku wrzeszczaa. A z Niemcem siedzi.
Ano, tak. A co bycie chcieli z ni? zawiesi gos niedomylnie.
onierz si stropi.
No, panie rotmistrzu no wie pan. Krasawica. A dawno nic
Moe potem. Teraz musz ich przesucha, zanim zdecydujemy, co i jak, i gdzie. Jasne?
On Waniczka zabi powiedzia ponuro Bociga-Orzdaa, zabrawszy mi bro,
powiedzia, jakby chcia mnie zastrzeli hic et nunc, zanim wstan w ogle.
Ja pana rotmistrza widziaem w Warszawie. Przedwczoraj. Potrciem na ulicy, tym
autem jechaem, chevroletem rzekem, bronic si i cigle lec na ziemi.

Nie pamitam, ebymy si widzieli.


Kiedy naprawd.
Wie pan, panie Willemann, nie czuem si najlepiej przez ostanie dni.
Podnieli mnie, Orzdaa i strzelec w okrgym hemie, podnieli i ponieli, w las ponieli
mnie i Dzidzi za mn ponieli do obozowiska, a pada wtedy deszcz.
Niezasuenie pitno w tym ddu niosem, Baldur von Strachwitz, bom nikogo nie
zdradzi. Weil ich niemanden verraten habe[96].
Niezasuenie niosem, bo nikogo nie zdradziem, ja, Konstanty Willemann, ja.
Za nami cignito po mokrej cice ciao Waniczka, ktre zastrzeliem. Na ramieniu
Bocigi-Orzday mj pistolet maszynowy prnym wisia i martwym.
W Warszawie mwi pan, panie rotmistrzu, e jest pan krlem Polski powiedziaem.
Chocho odwrci si do mnie, zdziwiony.
Nazywam si Jan Chocho i jestem ostatnim krlem Polski powiedzia, zdziwiony, e
w ogle zapytaem.
Orzdaa kiwn gow, potwierdzajc oczywisto.
ycie jest snem.
Ale to nie jest sen.
W obozowisku ogie, dwie paatki marne, trzy konie jeden dobry, wierzchowy, i dwa
ndzne raczej, takie do biedki piechotnej, nie kawaleryjskie, i przy nich jeden koniowodny.
Posadzono mnie przy ogniu, obok mnie kurwa niemiecka Dzidzia. Na bezkonnych
siodach, ustawionych wkoo, bo koni brako, a na czym siedzie trzeba.
Orzdaa, poprowad reszt na patrol. Granic lasu na zachd, szos przeci, ale tak,
eby was z Anusina nie byo wida, do Dbrowskiej Porby, stamtd duktem z powrotem.
Tam gdzie No, pan wie, panie rotmistrzu zajkn si Bociga, podajcy si za
Orzda.
Nie, tam i nie musicie, c si tam zmieni moe. Zamordowani o wicie pozostan
zamordowanymi. Ja przesucham jecw. Wykona!
Tak jest, panie rotmistrzu. Prosz o pozwolenie pytanie zada.
Udzielam.
Amunicja si skoczya. Wic jak to na patrol i?
Chocho a podskoczy.

Jak to si skoczya! Przecie mielicie, Orzdaa, dwa naboje, rano mielicie dwa
naboje! Co jest ambicj strzelca, wachmistrzu, no co?!
Melduj posusznie, e ambicj kadego strzelca w prowadzeniu ognia pojedynczego
powinno by, by po kadej walce mg powiedzie, do jakiego celu za kadym strzaem mierzy
wyrecytowa ponuro wachmistrz.
Tak jest. Do jakiego celu ecie za kadym strzaem mierzyli, wachmistrzu?
Kapral Orzdaa strapi si, wbi wzrok w ziemi.
Melduj posusznie, em mia dwie kule, alem wystrzeli dwa razy, jak ten Niemiec
siek do nas z kulomiotu.
No i prosz, a ile razy ecie trafili, wachmistrzu? beszta go dalej Chocho.
Nie trafiem wcale, melduj pokornie odrzek wachmistrz, ale szczki ciskaa mu nie
skrucha, lecz wcieko.
Mwiem: nie strzela! Kula gupia, bagnet zuch!
Pokornie przepraszam, panie rotmistrzu. Melduj, em Niemcowi pistolet zabra
i kulomiot. Do tej sidemki dwa magazyny pene; kulomiot jednak pustym.
Chocho wbi we wzrok drapieny, wcieky.
Chyba nie mylicie, Orzdaa, e na patrol z pistoletem pjdziecie?
A ja pomylaem, e to wszystko wyglda, jakby si tu powoli rada delegatw
onierskich moga zawiza. I bdzie obcinanie pagonw, a kto wie czy i nie czego wicej.
Orzdaa odoy mj pas z kabur i peem.
Melduj posusznie, e ani bym mia odpar ciko.
I dobrze. Odmaszerowa. I to drzewo mi po drodze z szosy uprztn.
Orzdaa kiwn gow i poszli, karabiny zarzuciwszy na rami, poszli. Chocho wyj
z kabury visa niedawno w niej ukrytego. Do ognia dorzuci drew.
No, to mw, Willemann.
Ale co mam mwi?
Chocho nie odpowiedzia. Dzidzia siedziaa obok mnie, naprzeciwko rotmistrza,
siedziaa sztywno, ale bez strachu. Chocia groono jej gwatem. Bybym zdziwionym, gdyby
bya przestraszon.
Nic mu nie mw szepna nagle.
Syszaem to! Chocho pogrozi nam pistoletem. Wiecie, e mam wadz was

rozstrzela?
Nie miaby adnej wadzy, gdyby nie mia w rce pistoletu. Nikt nie da ci jej z gry
odpowiedziaem.
O, co to, to nie! oburzy si Chocho. Nazywam si Jan Chocho i jestem krlem
Polski! Moja wadza pochodzi od tego, ktry mnie stworzy.
To wariat szepna Dzidzia.
Sy-sza-em! zaperzy si Chocho. Chyba jednak ka was rozstrzela. Ciebie za
zdrad. Wskaza na mnie luf. A ciebie, kobieto, za fraternizowanie si z wrogiem.
Zrb co szepna Dzidzia. Tylko nie moesz si przed nim zdekonspirowa.
Tym razem Chocho nie usysza. Dlaczego jestem spokojnym?
Opowiem wam moj histori, a ujrzycie swoj mao oznajmi rotmistrz, wstajc
z sioda. Zaoy rce za plecami, vis cigle w doni. Zacz wolno i dookoa ogniska,
mylaem, e podejdzie do mnie, luf przystawi za ucho jak rannemu koniowi, ale nie, szed tylko
perypatetycko, mwic.
Nigdy ci nie ufaem, Willemann. Zreszt wiesz, co o tobie mwiono, grobie pobielany?
e Polak tylko po wierzchu, a jak tylko poskroba, to Niemiec. I c, nie mieli racji wszyscy,
Ksyk, nawet Rudnicki tego sucha a nie protestowa, nie mieli racji?
Unis w gr do z pistoletem, wspar nog na siodle niczym aktor podczas wzniosej
deklamacji i mwi. Siedzcy nieopodal koniowodny przerwa drzemk i wsuchiwa si
w przemow Chochoa jak urzeczony, mamroczc co pod nosem, i to mamrotanie zlewao si
z mow lasu, tworzc jednostajny, wzniosy akompaniament do sw rotmistrza. A ten mwi:
Nie zo broni, nigdy. Bro wypuci moja rka tylko wtedy, kiedy bdzie zimn
i martw. Tak zoyem przysig Jazowieckiej Pani, zanim na wojn poszlimy i z tej
przysigi nie moe mnie zwolni ani pukownik, ani wdz naczelny migy-Rydz, ani Bg
nawet, tylko ona. A od niej rozkazu kapitulacji cigle nie usyszaem i usysze si nie
spodziewam. W caym narodzie znalazem piciu mnych, co zgodzili si w mojej przytomnoci
moj przysig powtrzy, i czy tych piciu mnych nie wystarczy, aby zmartwychwsta cay
nard? Oni bd zaczynem Polski Nowej, Polski z Ducha, Polski odrodzonej nie tylko
w granicach i urzdach, ale Polski odrodzonej w sercu. Z ich krwi, bo musi ona pociec, jak i moja
pocieknie. Z ich krwi zasiane zostanie ziarno odrodzenia.
I nagle zamilcza, jakby poczu niestosowno tego, co mwi. Koniowodny przesta

mamrota.
Tyle e to byo cakowicie stosowne, Kosteczku.
Dlaczego si nie boisz, Kosteczku? Rotmistrz znw ruszy wok ognia.
Rzu si na niego, zabierz mu pistolet i uciekajmy szepna Dzidzia.
Zrb to, gupcze! Jeste ode modszy, silniejszy! Przecie rozstrzela ci ten czowiek,
jest szalonym, a nawet gdyby nie by, to i tak rozstrzela moe ten niedobitek, padziernikowy
partyzant.
Ale moe nie boisz si, bo wiesz wicej ni ja, czy to moliwe, eby wiedzia wicej ni
ja, jedyna, ktra kocha ci prawdziwie?
O jakich zamordowanych o wicie chodzio? pytasz nagle. Pytam.
Chocho popatrzy nieprzytomnie, zatrzymuje si w p kroku perypatetyckiego. Patrzy
na ciebie, mnie, na mnie patrzy, troskliwie, uwanie, czujnie.
Zamordowanych trzystu! szepn. Bestialsko zabitych bezbronnych jecw
z siedemdziesitego trzeciego piechoty, zabitych jak zwierzta przez niemieckich oprawcw.
Przeknem lin do nerwowo. Do tylko, by si zdenerwowa, a gotw mnie
zastrzeli na miejscu.
Przyjechali na opancerzonych transporterach, omotay gsienice o mazowiecki grunt
deklamowa Chocho. I walczyli, zwyciyli i poddali si nasi chopcy, kiedy brako im ju
amunicji, nie pomyleli, by ostatni kul zachowa dla siebie.
Koniowodny ukry twarz w doniach, krcc gow.
Ale dla zwycizcw sowo rycersko nie istniao i zdarli z naszych dzielnych, lecz
pokonanych onierzy kurtki, obcili im szelki, aby nie pozwoli na ucieczk, i rozstrzelali jako
bandytw, rozstrzelali z maszynowej broni i ciaa zwalili do rowu, niedaleko std, w Dbrowie.
Nasza piechota nie ma szelek. Nie miaa, znaczy powiedzia cicho koniowodny.
Chocho nagle opad na siodo, rzuci pistolet na ziemi, ukry twarz w doni.
Teraz sykna Dzidzia.
Spojrzaem na ni, przestraszony. Baem si sign po pistolet.
Zrb to, do cholery. To wariat.
Wic signem do kabury. Koniowodny zgrabnie przeturla si do tyu, za drzewo.
Rozpiem, wycignem sauera. Chocho paka, nie podnis gowy, wic nabiem pistolet
i zastrzeliem Chochoa.

Podszedem nie y. Podniosem visa, wycignem magazyn pusty.


Zastrzel jeszcze tamtego durnia rozkazaa Dzidzia, jakby chodzio o zerwanie jabka
i w istocie niczym innym to nie jest, zabi czowieka to jak zerwa jabko.
Wbrew temu, co si wielu wydaje, to bardzo proste. Niektrzy czuj przed tym
czarodziejski lk, jakby zabicie czowieka byo czym innym ni cinicie kamienia do rzeki,
cicie drzewa albo przesypywanie piasku. Niektrym, lecz niewielu, wydaje si, e Bg na to
nie pozwala; lecz nawet jeli jaki Bg lub bogi unosz si nad wietlistym nieba sklepieniem, to
stworzyy czowieka tak, by nie by niczym innym ni toczony nurtem strumienia kamie. I nie
jest.
Inni sdz, e skoro sami obawiaj si mierci, to nie naley czyni blinim tego, co im
samym niemie; nie rozumiej gupcy, e obawa przed wasn mierci jest rwnie dobrym
powodem, aby zabija, jak kady inny albo i brak powodu.
Jeszcze inni sdz, e czowiek jest wartoci; i jest ni w rzeczy samej, tak sam jak
drzewa, jaszczurki i wir grskich potokw. mier tej wartoci nie narusza ani nie odbiera,
nawet gdyby ycie odbiera sobie wanie ostatni czowiek na ziemi i taka chwila bez wtpienia
nastpi i nie rozstpi si niebiosa ani nic w ogle si nie stanie, tylko wietrze bd pomniki
naszego niebycia, zuszczy si farba z fasad wielkich amerykaskich domw na przedmieciach
Chicago i rozsypi si gliniane domy Bantu i szakal zaszczeka na Schodach Hiszpaskich
i tygrysy bd wylegiwa si na placu Czerwonym, a lwy w porastajcym miejsce Marsylii
twardolistnym lesie, i napisz o nas ksik na brzozowej korze jee albo i nie napisz, bo inne
bd miay sprawy na swoich jeowych gowach.
Tak myl inni. A ja rozumiem, e zastrzeli czowieka znaczy tyle, co kula drca
w ciele kanay. Tyle, co serce, ktre przestaje bi, i tyle, e przestaje si czu swj mzg i tyle,
koniec. Tyle, co mae zwycistwo tego, ktry zabija, stare jak czowiek.
I kto to myli, ja to myl, Konstanty? Ty, Konstanty, tego nie mylisz, wic czy myl to
ja, twoja cicha przezroczysta towarzyszka zawieszona nad tob jak meduza w toni? Denke ich
das Baldur ohne Gesicht? Und wo bin ich, jetzt?
Ich denke das[97].
Ja to myl.
Ja.
Zastrzele go! powiedziaa Dzidzia.

Nie trzeba, jasna pani odpowiedzia koniowodny zza drzewa. Ja i tak jakbym ju nie
y.
Nie zamierzam powiedziaem, bo nie zastrzeli czowieka jest rwnie atwo, wic go
nie zastrzelisz, powiedziae, mj miy.
Pochowaj go powiedziaem do koniowodnego, ktry nie mia imienia.
Nie ma po co chowa.
Co z tymi pomordowanymi jecami?
Nic, jasny panie. Pomordowani albo niepomordowani. Zakopani w rowie przy
Dbrowskiej Porbie albo niezakopani. Zgnili ju albo gni wcale nie zaczli. Tak albo tak.
Idziemy rozkazaem.
Dobrze, Konstanty odpara Dzidzia bardzo mikko i caa zmika, stracia nagle swoj
wojownicz sztywno amazonki, nawet jej nos, zawsze tak ostry, teraz wyda mi si
zaokrglonym.
Wziem prny kulomiot i poszlimy z powrotem do samochodu.
Przy aucie, na odsunitym z drogi, zwalonym drzewie siedzia Orzdaa, ktry nie
wydawa mi si ju wcale podobny do Bocigi. Midzy nimi bezradne karabiny. Palili papierosy.
Konie szczypay padziernikow traw. Wyszedem spomidzy drzew z broni w doni, ale nie
celowa do nich, Kosteczku, nie celowaem.
Na nasz widok wstali ociale. Dalej akomie palili papierosy. Nie sigali po bro, po c
mieliby siga, skoro przyszede tu jako zwycizca. U mojego boku kobieta, ktr zelyli, ktr
chcieli zhabi. O czym myl?
Spojrzaem na Dzidzi. Zrozumiaa pytanie bez sw. Machna rk i byy w tym gecie
wszystkie stulecia jej arystokratycznego rodu, byy pokolenia guwernantek i nia, zamczajcych
maych Rochacewiczw kindersztub, i Dzidzia po prostu odpucia im wszelk kar, bo moga.
A oni po chwili napicia zrozumieli, e jest im odpuszczone, tak jak odpuszcza si psom,
e ksaj.
Co z tymi pomordowanymi jecami? zapytae.
Spojrzeli na siebie, nie odpowiedzieli, ale te nie pytali o nic, ani o strzay, ktre musieli
sysze, ani o nic innego.
Musimy to sprawdzi powiedzia do Dzidzi Konstanty. A ja milczaem. Mnie to nie
obchodzi.

Po co? zdziwia si.


Dla Inyniera. On to moe jako wykorzysta, tak wiadomo
No to mu powiemy, e rozstrzelali umiechna si.
Ale przecie trzeba wiedzie, jak byo!
Spojrzaa na mnie, jakby chciaa obejrze co dziwacznego, co oglda pierwszy raz
i obejrze chce starannie.
Byo tak, jak miao by. Grzebanie si w piachu w niczym tu nie pomoe, nie daj Bg,
gdybymy tam jeszcze znaleli te zgnie trupy. Czy ty wiesz, Kosteczku, jak to mierdzie
potrafi?
Kluczyki dalej tkwiy w stacyjce, miaem tylko nadziej, e bateria si nie rozadowaa,
aby udao si zapali motor. Bo w chevrolecie nawet korby nie ma, eby odpali rcznie. Ale
zanim zdy si Konstanty zmartwi dobrze, to motor zapali.
Moe powinnimy jednak to sprawdzi. To wane. Trzystu jecw A Chocho mwi
nawet, ktry to by puk, to znaczy, e siedemdziesity trzeci piechoty powiedziae.
Dzidzia zamiaa si i machna na mnie rk, jak na figlarza niepoprawnego si macha
rk. Albo jak na dokuczliw much.
Woyem peny magazyn do kulomiotu. Na wszelki wypadek. Pojechalimy, byle
szybciej, droga prowadzia polami i kami, czsto nawet podmokymi, czasem jaki lasek i cay
czas milczenie Dzidzi i moje milczenie i motoru rwny dwik i Gobiw i lasek znowu
i Cukrwka i znowu pola i wiatrak i wjechalimy do Lipska.
Lipsko jak kade inne miasteczko drewniane, somiane, gwniane. Botniste. mierdzce
gnojwk i ydowskimi oddechami i wiatrami po tych ich czulentach i cebulach, i polskochopskimi oddechami i pierdami po kapucie. Ludzie na ulicach, a ja sobie myl, c to za rasa,
jeli chopstwo, to albo jest mikrym, niewydarzonym, chorowitym, do pracy niezdolnym, albo
jest zdrowym i krzepkim, ale jako tak mapio, te rce dugie, korpusy beczkowate, nogi krtkie
i zwykle mapio krzywe. Nie zobaczy si na tych wsiach mczyzny wysokiego, atletycznego
i smukego. Bywaj takimi dziewczta, smukymi bywaj i gibkimi jak cyrkwki, ale potem
znikaj i wrd kobiet dojrzaych adnej rasy ju nie wida, bo caa uroda uchodzi z nich
z pierwszym dzieckiem, rozchodz si w biodrach, mniej im twarze, tpiej spojrzenia, wiele
tego widziaem, jedc przez Polsk z naszymi rajdami z automobilklubu, im dalej na
poudniowy wschd, tym rasa gorsza, bo o ile w Wielkopolsce ludek przycikawy, to przecie

zdrowy, chocia nie pikny, to przynajmniej schludny i adny. lzacy mikrzy i kobiety raczej
brzydkie, ale te jako zdrowo, Grale rasowi, lud pikny, kobiety niezbyt, ale mczyni
wietni, chocia duo te kretynw, a caa reszta, dobry Boe, czy to jest rodzaj ludzki cigle?
W miastach nieco inaczej, bo tam jednak najlepszy element zawsze przecieka i inteligencja
rasowo te lepsza, jak inne plemi.
Wic tak sobie mylaem i midzy tymi chaupkami, co chciay uchodzi za miejskie,
jechaem powoli i spojrzaem na zegarek a tu ledwie poudnie. W Lipsku synagoga, zgliszcza
czarne, cakiem czarne. Na szybie mojej i na zgliszczach pojawi si patek niegu. Najpierw
jeden i znikn, potem pi, a dziesity ju nie znikn. Od rana bardzo zimno.
Ruszyem, ruszam, przejedamy przez Lipsko, obok myna na rzeczce, woda obraca
koem jak wielk czakr wiata, myl sobie, i jedziemy, i dalej.
Musimy ustali jaki plan, gdzie przekroczymy granic i jak I gdzie bdziemy
nocowa mwi przed siebie, w szyb. Wycieraczki zrzucaj nieg.
Jed, Konstanty. Po prostu jed. Przed siebie. Nie zatrzymuj si.
Jad. Jechaem. Jad. Droga prowadzi polami, ktre szybko stay si biae. Wwz
stromy, zjechao si atwo, na podjedzie boto rozjechane, przykryte niegiem, trzy razy
musiaem si wycofa, zanim udao mi si chevroleta z wwozu wycign, i znowu
pojechalimy, po lewej mijajc okazay dwr i park.
Daniszw powiedziaa Dzidzia, kiedy tylko park zamajaczy z daleka.
Przed dworem Niemcy. Ciarwki z czerwonymi krzyami w biaym polu, ludzie
w biaych kitlach narzuconych na szarozielone mundury. Szpital. Nie zatrzymujemy si.
I dalej, dalej biaymi polami, najpierw droga jak strzeli, a potem zjazd na eb na szyj
w dolin Kamiennej, Czekarzewice, ludzi prawie nie wida, wszystko si po domach przez ten
nieg padziernikowy pochowao, droga jest przez moment prawie grsk, most na szczcie
niezniszczonym, wic dalej, dolin i znowu w gr, jad bardzo szybko, niebezpiecznie, ale boj
si, e mgbym si zakopa i wtedy ju koniec, trzeba by do wsi po konie, a niezbyt mam ochot
w niegu brn, wic szybko, niebezpiecznie, ale pewnie prowadz, dobrze prowadz,
i wyskakujemy z doliny rzeki Kamienna, moja olympia stara mogaby nie da rady, a chevrolet
tylko rykn szecioma cylindrami i wyskakujemy z doliny rzeki Kamienna.
Nazywam si Konstanty Willemann i niewiele wicej mog o sobie powiedzie poza tym,
e nosz takie umylne przebranie, patyki stracha na polu, szczurz sier, pira wronie.

Biae pole, prosta droga, silnik, do paliwa. Za Tarowem szosa na Oarw prosta jak
strzeli i nieg, nieg, nieg padziernikowy, ciepy, mokry i lepki, wycieraczki zrzucaj go
z szyby i jedziemy powoli, robi si coraz ciemniej, dojedamy do zmierzchu trzydzieci
czterdzieci na godzin, nie szybciej.
Trzeba si bdzie gdzie zatrzyma mwi Konstanty, mwi.
Jed odpowiada Dzidzia w szyb. W szyb, nie do mnie.
Jaka jest teraz, czy zimna i obojtna? Przecie taka nie bya, kiedy wyjedalimy, nie
bya. Czy wywysza si tak jak wczeniej, czy milczy z innego powodu?
Robi si ciemno.
Masz wiata z przodu, czy nie?
Ale w kocu bdziemy musieli si zatrzyma.
W Budapeszcie.
Chcesz, ebym prowadzi w tak pogod, tymi drogami bez przerwy a do Budapesztu?
Dzidzia odwraca si do mnie, nie gow, tylko caa, na tym jej chudym tyku odwraca si
ku mnie caa. Zerkam na ni ktem oka, bo prowadz bo nieg bo szyby paruj mimo wentylacji
bo lisko bo ciemno, a ona grzebie w torebce, w kocu wyciga fiolk, ma podun fiolk
z brzowego szka.
We dwie mwi.
Co to?
Isophan.
To znaczy? dziwi si, bo nigdy nie syszaem.
Jak pervitin, tylko oczyszczone. Firmy Knoll. We. Ja zdrzemn si na kanapie z tyu
i dojedziemy. We.
Bior. Na razie fiolk. W niej tabletki, paskie biae dropsy. adnej etykiety.
We mwi Dzidzia. We dwie.
Kciukiem wypycham plastikowy korek z fiolki, przechylam, dwie tabletki do ust zsuwaj
si, zsuny si.
Rozgry, przeknij rozgryzione.
Rozgryzam, gorzkie, miel zbami i jzykiem na gruby, mokry od liny py, jakbym gips
w ustach rozrabia, i mokr cik mas przeykam, przeknem.
Id spa mwi Dzidzia. A ty jed.

I zaraz nagle gos jej miknie:


Jed, prosz, Kosteczku, jed.
Ale nawet nie ustalilimy ktrdy, gdzie granic ze Sowacj przekroczymy, czy od
razu na Wgry, na Ru Zakarpack i Uhorod Nic nie ustalilimy.
To niewane, Kosteczku. Jed. Trafisz.
Droga prosta biaa czarna bo nocna biaa bo niena czarna biaa droga. Czuj dotyk
niegu na gumie moich opon, czuj, jak zapycha mi bienik. Droga prosta biaa czarna szosa na
Oarw.
Poo si mwi Dzidzia, ciepo, ciepo i przechodzi na tyln kanap, zadek
wypinajc przy tym przechodzeniu, okrywa si paszczem, widz j ktem oka w wewntrznym
lusterku, jad, jad.
Oarw.
Szukam chwil szosy na Opatw, dalej chc jecha na Opatw, znajduj szos na
Opatw, sdz, e to szosa na Opatw.
Dzidzia pi. A ja myl o Jureczku: kiedy ci trzymaem na rkach po raz pierwszy,
miae ju par tygodni, wczeniej mnie nie dopuszczono, Hela rodzia ci jeszcze u mojej matki
w willi, nie byo jeszcze domu na Madaliskiego ani kamienicy starego Peszkowskiego na
Podwalu, mieszkalimy ktem u mojej matki, a ja uciekaem najpierw przed twoim wielkim
brzuchem, Helu, bo wydawaa mi si z tym brzuchem kim zupenie obcym, a potem uciekaem
przed tym zawinitkiem w twoich ramionach, bo przecie nie chciaem, nie miaem gowy do
tego, bo czy pocztek twojego maego ycia syneczku mg przeszkodzi mi w moim yciu
burzliwym, migotliwym, szampaskim, w nadrannych powrotach do jakich pokojw
wynajmowanych nie moich, do hoteli, a ty z twoj matk Helen, syneczku, taki may
i sinorowy, i lekarz si martwi, a ja nie mogem, spojrzaem tylko na ciebie z daleka raz
i wykonaem jakie obrzdy, ktre wydaway mi si obrzdami dumnego ojca i rodzica, i cay
czas mylaem o sowie spodzi: spodzi, spodziem syna, jakby ten akt spodzenia by aktem
wiadomego rzemiosa, jakby czowiek musia co umie, czego dokona, i przecie nie o to
chodzi, e w matk podzonego dziecicia zoy swe nasienie, w tym rzemiosa nie ma, to
potrafi kade zwierz, a jednak mwi o tym z dum, jakby zbudowali maszyn z trybw
i przekadni i teraz ta maszyna idzie rwnym, piknym rytmem, i mwi: spodziem syna,
spadkobierc, potomka, przeduy mj rd.

A przecie one niczego nie przeduaj, tylko swoje ycie smutne puste, nic wicej z nas
nie ma w tych dzieciach, ktre podzimy, ywimy, chowamy i wypuszczamy w wiat, nie s
wcale nami ani troch, bo c to jest krew, a jeli kto nam za plecami przyprawi rogi i dziecko
nie wasne chowamy, co wtedy, jakie to ma znaczenie? Jakie? adnego.
Wic piem w krysztaowych paacach z porcelanowymi ksiniczkami, piem cieke
brylanty i koszule nienobiae, mankiety krochmalone, spinki jak zote soca i guziki macica
perowa w zoto oprawiona, szampan i wdka jak olej biae, muszka biaa i frak i muzyka
i ostatnia niedziela, tango samobjcw, a potem to wszystko powalane od jedzenia, sosw
i czerwonego wina i czerwonych szminek na sztywnym gorsie koszuli i palta, owijamy si
paltami i kobiety owijalimy paltami, kiedy miejc si tak, e prawie wypluwalimy
wntrznoci, szukalimy doroki albo takswki i jechalimy gdzie, ulice Warszawy, ale nie tam
gdzie Jureczek, jechalimy z kobietami albo sami z alkoholem zawsze ju pijani, czasem po
kokain, czasem po opium do Chiczyka jechalimy, czasem bilimy si z apaszami, n i kastet,
i nie baem si niczego, mierci, czemu miabym ba si mierci, rozdarte rozbite gby mordy nie
nasze, kiedy zbilimy jakiego nowobogackiego czowieka interesu, bo si spojrza wzrokiem
krzywym, a ty, Jureczku, z matk twoj Helen.
Droga, mokry nieg, Dzidzia na kanapie.
Najpierw uciekaem przed nimi, przed Hel i przed nim zawinitym w koronki i serwetki,
jakby nie mia rk ani ng, rczek ani nek, zawinity biay czerw z ludzk sin twarz, prawie
ludzk, a troch mapi.
A potem odwinito go z tej larwalnej postaci, potem zrobi pierwsze kroki, a ja nagle si
zakochaem w chopcu, ktrego podobno spodziem, jakbym go zoy z ciaa jak maszyn albo
radioodbiornik krysztakowy. Zakochaem si, bo obejmowa mnie za szyj, bo mwi do mnie
tatu, bo mia si jak szalony, jak dziecko, dzieci zawsze s szalone i okrutne, i zakochaem
si zupenie. Pragnem na niego patrze, tuli go i caowa. Pragnem jego szczcia
i pragnem sysze jego gos i jego kroki i wtedy Hela przestaa si ba, e mnie straci, bo ju
wiedziaa, e ma mnie na zawsze przez ten owoc ywota swojego.
Nie kochaem w nim siebie nowego, lepszego. Nie by mn. Nie mia ze mn nic
wsplnego. Oczywicie: byem jego ojcem, mia moje rysy, moje oczy niebieskoszare. Ale c
z tego, nie by mn i nie mia ze mn nic wsplnego, nic.
Kogo w nim kochaem, co w nim kochaem do szalestwa, w tym maym gupim

czowieczku? Nie wiem.


Gry. Czy to gry? Nie. To Wisa.
Wisa?
Lecielimy, sprawdzaem na mapie w wietle latarki, na niej toponimika: oto Stopnica,
a obok liter drobne, wte wiata ydowskich domkw. I przypominam sobie opowiadanie
pukownika, spotkanego prawie dwa tygodnie wczeniej u Loursa.
Tylko dwa tygodnie? A jak p ycia te dwa tygodnie. Albo nawet cae.
Ale

przypominam

sobie

opowiadanie

o orkiestrze

niemieckiej

w autobusie

podziurawionej jak rzeszoto. Stoi tam rzeczywicie ten autobus, niemiecki wojskowy autobus,
rzeczywicie podziurawiony, dlaczego jeszcze nie sprztnli, mogli ydom kaza sprztn, a nie
kazali. Dlaczego?
Muzykanci na wojnie. Pomidzy onierzykami Kosteczka byliby na miejscu ci
muzykanci ze swoimi bbnami i trbami, mogliby poda rytm do ataku jak dobosze i fajfrzy pod
Austerlitz albo pod Borodino, ale po co muzykanci na takiej wojnie w ciemnoci, w niewiedzy,
gdzie my gdzie wrg, wojnie w chowanego, czogi znikd, samoloty znikd, chowamy si
w lasach, patrz na mnie uany, panie poruczniku, co bdzie z nami, nie wygramy tej wojny,
panie poruczniku. Tak grzecznociowo, chocia jestem podporucznikiem. Powinienem skarci za
defetyzm, opieprzy, zruga jak bur suk, wyzwa od chujw rybich, kurwich synw i zagrozi
sdem wojennym za defetyzm, ale zamiast tego mwi w okap francuskiego hemu: nie
wygramy, czowieku, nie wygramy, a nad nami po pniach drzew rbi niemieckie kule z broni
maszynowej.
A w autobusie niemieccy muzykanci podziurawieni jak rzeszoto i nie zadm ju ich trby
i nie zabrzmi bbny, bo podziurawione ju nie stroj.
Muzykanci albo nie muzykanci. A jeli zamiast trb mieli karabiny systemu Mauser, jeli
zamiast fletw na biodrach parabelki, zamiast bbnw granatniki, zamiast obojw karabiny
maszynowe, zamiast talerzy miny, i do takich nasi strzelali? A moe autobus by pusty i wcale
nie jecha, tylko sta, przecie gdyby jecha, toby si musia rozbi po ostrzelaniu, a nie elegancko
zatrzyma, moe pukownik tak sobie tylko chcia opowiedzie anegdotk? Jakie to ma
znaczenie. Jak polscy jecy w lesie zakopani albo niezakopani. Muzykanci zastrzeleni albo
niezastrzeleni.
A my lecimy dalej, na mapie kapitalikami Pacanw i jego wiateka nieliczne. Ach,

skaranie z tym Koziokiem, wszyscy trwonie zakrzyknli, niech karabin mu odbior, bo tu


kogo wnet zastrzeli recytowa Jureczek.
Wisa.
Most wysadzony w powietrze, przed nim posterunek.
Wartownik wieci latark. W szyb. Widzi mundur. nieg na jego hemie i na ramionach
i na szorstkim suknie paszcza.
Odkrcam szyb.
Guten Abend.
Guten Abend, Herr Offizier odpowiada uprzejmie onierz. Darf ich Ihre Papiere
sehen?
Pokazuj dysk GFP. onierz odpowiada salutem.
Die Weichsel muss ich uberqueren?
Die Polen haben die Brcke gesprengt. Aber gleich daneben ist unsere Pontonbrcke,
eine provisorische Brcke. Die Strae entlang wie blich, wie zu dieser gesprengten. Herr
Offizier kommen durch. Aber das Wetter ist grauenhaft, oder?[98]
Stimmt, stimmt
Schnee im Oktober!
Ein merkwrdiges Jahr.
Ein ziemlich merkwrdiges, Herr Offizier. Gute Fahrt.
Wo kann man hier tanken?
Auf der Wache bei der Brcke haben sie Benzin, sie geben es Ihnen, wenn Sie es
fordern.
Danke[99].
Okno zasuwam zakrcam jad jedziemy i przede mn most i rzeczywicie wysadzony
w powietrze drogowy i kolejowy poszarpane pogite szyny w powietrzu i w niegu, a niej trzeba
zjecha i jest most pontonowy obok posterunek zmarznity pokazuj dysk, ist Benzin da? Es ist
da. Tanken. Wahaj si, bo co jeli to jaka prowokacja? Volltanken, aber sofort! I ju si nie
wahaj. Fertig, Herr Offizier[100]. Mona jecha, jecha, wic jad.
Co Wisa niesie? Ginie nieg w jej czerni. Jad. Czuj, jak woda niesie most, puste,
wyporne krypy w czarnej toni, a na nich jezdnia, a na jezdni ja my jad jedziesz jad.
I ju? Ju Szczucin. Koci, zawsze jest koci. Synagoga moe by spalona albo nie,

ale koci jest zawsze duy may drewniany murowany z dala widoczny albo schowany, ale jest.
Koci zawsze.
Dalej. Ju Dbrowa? Na Tarnw.
Puszcza. Dby, graby i wizy starsze ni czowiek czy modsze ni czowiek? Przenikamy
przez podszyt i przez grube pnie i nie wiem: czy to las, ktry wyrs przed nami, czy ten, ktry
wyrs po nas?
Dbrowa. Tarnowska.
Z bocznej drogi wyjeda motocykl z przyczep, na siodeku Niemiec w gumowanym
paszczu, hem, blaszany pendent andarmerii na szyi, wieci to zielono napis
Feldgendarmerie. Macha byszczcym lizakiem jak policjant, bo to przecie policjant, chce
dokumenty, a ja pokazuj czarodziejski dysk GFP i starczy, jedziemy dalej szos na Tarnw.
Gry.
Przed nami gry, pod nami gry.
Pamitam, e kiedy byem may, to pojechalimy do Zakopanego i widziaem gry po raz
pierwszy i mylaem wtedy, e gry wygraaj Bogu, e sprzeciwiaj si Bogu, e dgaj Boga.
Wjechalimy autem do Morskiego Oka, mama miaa potnego, otwartego cadillaca i szofera,
ktry rwnie by potnym.
Grale patrzyli na nas spode ba, mieli pospne twarze dzikusw.
Ja pojad, pij mwi Dzidzia z tylnej kanapy.
Przecie wziem isophan.
Ja te. Id spa, bo zaniesz szoferujc i wypadek bdzie.
A wic dobrze. niey, zatrzymuj si na poboczu drogi i ju wiem, e minlimy
Tarnw, przejechalimy przez rynek, teraz sobie przypominam, na rynku ratusz, ciarwki
wojskowe i auta i duo wojska, przejechalimy nieniepokojeni, przejechalimy.
Wysiadam. Za kierownic siada Dzidzia. Dzidzia, a ja przez chwil mam wraenie, e to
Iga, e to moe by Iga rwnie dobrze jak Dzidzia, jak Salome, jak Helena, wszystkie przeklte.
pij mwi. Zbudz ci na granicy sowackiej.
Dzidzia rusza. Zamykam oczy.
Gdzie jest Jureczek? krzycz.
Ale usta otwieram bezgonie, sowa nie padaj, oniemiaem we nie.
Jureczek stoi na skraju drogi. Taki may, w krtkich spodenkach i wenianych

poczochach pod kolana, w paszczyku i czapce z daszkiem, takiej jakby studenckiej, tylko dla
maego chopczyka. Jureczek patrzy w niknce w chaosie niegu tylne wiata chevroleta.
Jureczek jest sam. W padziernikowym niegu. Jureczek pacze. Jureczek bdzie szed w niegu,
a potem si przewrci, ma tylko trzy lata, cztery lata, ile lat ma Jureczek?
Albo spotka zych ludzi, bo nie ma innych ludzi, spotka zych ludzi i wezm go do domu
i bdzie y yciem znajdy.
Jureczek jest z Hel w Warszawie, w mieszkaniu starego Peszkowskiego na Podwalu,
siedzi na kolanach dziadunia, dziadunio sczy mu do ucha swj jad, kropla po kropli jak lina
wsika jad Peszkowskiego w ucho mojego Jureczka: ojcw naszych ziemio wita, ziemio
wielkich cnt i czynw, ty na wskro jest przesiknita krwi ofiarn twoich synw. I nie darmo
w twoje rano, o!, pucizno przodkw droga!, ziemi wit ciebie zwano, bo najbliej staa
Boga.
Gdzie ty mieszkasz?
Midzy swemi mwi Jureczek zakaony, jadem zatruty.
W jakim kraju?
W polskiej ziemi.
Czym ta ziemia?
M ojczyzn.
Czym zdobyta?
Krwi i blizn.
Co ty dla niej?
Wdziczne dzieci.
Co jej winien?
Odda ycie.
Odda ycie. Peszkowski chce odda ycie mojego Jureczka i swoje te chtnie by odda
i moje, i nawet Heli ycie te, czemu nie.
Wol, eby by na niegu ni na kolanach Peszkowskiego.
Z rynku w Tarnowie wyjeda ciarwka opel blitz, na pace siedz Panzerschtzen z 2.
Panzer-Division, 2. puk strzelcw. Ciarwka jedzie na poudnie, jedzie ladami naszego
chevroleta, jedzie na Grabw szos numer dwanacie, w Tuchowie wjeda w dolin Biaej
i jedzie, mija Tuchw i Zagrody i Dbrwk Tuchowsk, ale dla Panzerschtzen miejscowoci s

anonimowe, oni po prostu jad drog w poudniowej Polsce, w byej poudniowej Polsce,
w czym, co nie ma jeszcze adnego ksztatu ani nazwy, bo Polsk ju nie jest, nie jest te Rzesz
ani niczym innym, jest terenem okupowanym, wic jad i w wiatach blitza byskawicy
w niegu na poboczu stoi chopczyk: krtkie spodenki, weniane poczochy i goe kolana,
kurteczka z dwoma rzdami guzikw, ubranie dziecka z zamonej rodziny z miasta, ciarwka
si zatrzymuje, bior chopca na pak, wypytuj po niemiecku, nie odpowiada, ale gefreiter Hube
pochodzi z Krajny, urodzi si w Zotowie i z dziecistwa pamita polsko-kaszubsk gwar, jak
z babci mwi czasem jego ojciec, i pyta chopca po polsku, jak umie, o rodzicw.
Rodzice nie yj mwi Jureczek. Nazywam si Jerzy Willemann.
I tym zdaniem i wielkimi oczami, i niemieckim nazwiskiem zostaje synem puku, dostaje
may niemiecki mundurek, ktry mu na miar szyje pukowy krawiec, i potem szyje mu
nastpny, kiedy z tego mundurka z rowymi obszyciami pagonw may Georg Willemann
wyronie.
Nie. Siedzi na kolanach Peszkowskiego. Tatu twj nie yje. Tatu twj odszed. Nie ma
go ju midzy nami, Polakami. Hela patrzy na to.
A moe nie pozwala. Moe Peszkowski nie mie nic powiedzie, kiedy widzi jej
spojrzenie, moe ma w sobie t delikatno ojca crki nieomale owdowiaej, ma czy nie ma?
pi, prowadzi kobieta, a ja mam gow na kolanach Jacka. Jacek gadzi mnie po
wosach.
Zawsze byem ci przyjacielem szepcze, powtarza jak mantr. Zawsze.
Pamitasz, Kosteczku, jak si poznalimy, pamitasz? Pamitasz to letnisko, kiedy
poznalimy Ig i ona najpierw bya twoj, a potem ja j sobie wziem, kiedy ty ju jej nie
chciae, a potem ty znowu zabrae j sobie, kiedy przyszed ci taki kaprys, pamitasz?
To nie tak, Jacku kochany, nie tak przecie, chc krzycze, ale jestem oniemiaym, usta
moje rozwieraj si i zamykaj jak rybie, jestem niemym na twoich kolanach.
Pamitasz, jak poznaem ci z Salome? Jeszcze zanim zostaa moj kochank. Moge j
mie. Strczyem ci j. Nie chciae. Dlaczego nie chciae Salome, nie podobaa ci si Salome,
dlaczego?
Do Jacka przesuwa si z moich wosw na moj szyj i ciska grdyk, szarpiemy si
i zaraz wszystko si uspokaja, Jacek patrzy w swoj szyb, ja patrz w swoj szyb.
pij, odpoczywaj, potem bdziesz musia prowadzi znowu, obudz ci na granicy

sowackiej mwi Salome.


Salome?
Dlaczego mnie nie chciae? pacze.
Na kierownicy zaciska donie w nicianych rkawiczkach.
Dlaczego od pocztku traktowae mnie jak kurw?
Tak, traktowaem j od pocztku jak pikn, namitn, oszaamiajc kurw.
Co ci zrobiam, Kosteczku, dlaczego? Mogam nie by kurw, dla ciebie mogam nie
by.
Salome. Z Ig. Wracaj z Kobrynia do Warszawy. Siniejce prgi na ich ciaach biaych,
na udach, poladkach i plecach.
pi. Nie ma mnie. Jureczek?
Nie ma. Na kolanach. W niegu. Peszkowski.
Jacek? W depresji. Pod moj gow. Gdzie jestecie?
Konstanty? pyta Dzidzia.
Tak?
Krzyczysz przez sen.
Ja wcale nie pi odpowiadam.
Nie ni. Nie pi. Krzycz na jawie do patkw niegu, rozpychanych karoseri auta
patkw, ktre topi si na brezentowym dachu i spywaj po szybach, w d i w ty spywaj.
Krzycz do cieni drzew. Krzycz do cieni domw i wzgrz, do rytmu wertepw
i mostkw, do warkotu silnika, do bolcych plecw i zdrtwiaych poladkw i ud, do
wszystkiego, co mnie stanowi i urzdza i co jest teraz mn. Krzycz. Tak.
pij, Konstanty. Okryj si moim futrem.
Nie ma drogi, jest mapa. Linia kolejowa, Bogoniowice, Cikowice, rzeka Biaa. Na
poudnie. Wzgrza, za oknem wzgrza ledwie wida, raczej nie wida. Jedziemy. Na wycieczk.
Dalej.
Wstyd. Wielki, duszcy, paraliujcy wstyd.
Za wszystko. Jureczek w niegu na kolanach Peszkowskiego. Hela. To jej wina, to jej
wina, to jej bardzo wielka wina. Wszystko.
Cikowice, Zborowice, nieg i padziernik i noc i silnik i ja nie umiem spa, nie w takiej
sytuacji, nie tak po prostu, dlatego co chwila podnosz si, sigam po map, przywiecam sobie

rczn latark, Cikowice, Zborowice, nieg. A potem ju si nie podnosz i nie przywiecam.
Drogo wstydu, drogo haby!

ROZDZIA XII

Ciemnoci ustpiy, zamiast nich rowoszare wiato dnia zza powiek, pki s
zamknitymi.
Jestemy przed Bardejovem powiedziaa Dzidzia.
Nie. A granica?
A granica? zapytaem, nie podnoszc gowy, nie otwierajc oczu.
Motor warcza, samochodem trzso delikatnie; jechalimy. Po lewej stronie szosy.
Oni nie mieli zmieni na prawostronny? Syszaem, e zmienili wiosn pytam.
To w Protektoracie. Tutaj jest niepodlegy kraj, podobno s w trakcie zmiany, ale na
razie jedzi si po lewej. Na Wgrzech tak samo wyjania.
Dziwne.
U nas w Krakowie te tak byo. Mj tatu do dzi si nie przyzwyczai i nie chce
samochodu prowadzi, kiedy jest w Polsce.
Ale jak przekroczya granic?
Byo dwch Sowakw. Daam sto dolarw, spojrzeli na Ciebie, powiedziaam, e Herr
Kapitn komplett betrunken ist und morgen in Budapest sein muss[101], zasalutowali, yczyli
przyjemnej podry, przypomnieli, eby jecha po lewej, i pojechalimy.
To niemoliwe powiedziaem, siadajc.
Myl bardziej jak Niemiec, Konstanty.
Nie wiem, jak myl Niemcy.
witao, dniao, soce dnia wstawao, owietlao werbigeracje mzgu abominacje
eskalacje. Po prawej szczyty zalesione, gry, niezbyt wielkie, ale gry, po lewej szczyty nagie,
trawiaste, nad nimi soce. Wstawao, dniao.
Lepianki z gliny i chrustu. Szosa jaka taka. Jedziemy, chowam si z powrotem pod futro,
ale nie, jednak nie, nie wiem, ile czasu mija, minuta czy dwa kwadranse, i siadam na tylnej
kanapie, cieram sen z twarzy. wita, ale pochmurno i szaro, nieg ju nie pada.
A potem Bardejov. Mnstwo kociow, sze naliczyem, a potem jeszcze jeden
dwuwieowy, na wzgrzu za miastem.

Mam to dziwne poczucie, e nie jestemy u siebie.


Nie jestemy u siebie mwi.
W tym mundurze wszdzie jeste u siebie. Myl jak Niemiec, Kosteczku. Heute gehrt
uns Deutschland und morgen die ganze Welt[102].
Nie jestemy u siebie, mam to dziwne poczucie, dziwne nawet, e je mam, zwaywszy na
sytuacj, ale mam tak samo, tak samo jak miaem, kiedy jedzilimy za granic przedwojenn,
nawet blisko, chociaby na letnisko do Sopotw.
Przejedamy rynek, starwk. Bieda a piszczy, std tyle zabytkowych budynkw, nikt
tu nic nowego od trzystu lat nie wybudowa. Pusto jeszcze, soce wschodzi. Mleczarz, otwarta
piekarnia.
Moe kupimy chleba wieego? pytam. Nic nie jedlimy.
Nie trzeba je odpowiada Dzidzia, jakby wypowiadaa jak zupen oczywisto.
Wic wyjedamy z Bardejova, na poudnie, na Preov, tak mwi mapa. Z Bardiowa na
Preszw, tak mwi nasza mapa w nawiasach.
Zakochaam si kiedy w jednym Wgrze, ale on mnie nie chcia, mia on. Dzidzia
zacza mwi. Szosa bya prost, such i z grki, a Dzidzia mwia i jednoczenie coraz bardziej
otwieraa przepustnic.
By pisarzem, pochodzi z Kassy, ale mieszka w Budapeszcie. Lubi mnie, podobaam
mu si, ale odrzuci mnie po krtkim flircie, odrzuci najdelikatniej, jak mona byo;
znienawidziam go za to do szpiku koci, bo zachowa si jak gentleman, absolutny gentleman.
Mknlimy.
Oferowaam mu siebie, podawaam mu si na tacy, bez adnych zobowiza, chciaam
tylko by jego, chocia przez jedn noc, a on odmwi, chocia mnie poda, to byo wida
wyranie nawet przez spodnie, pragn mnie nadzwyczajnie i sam to w kocu przyzna, ale
odrzuci mnie nie ze wzgldu na mio do ony, chocia on kocha, jednak nie zawsze by jej
wiernym; odrzuci mnie ze wzgldu na szacunek, jaki do mnie ywi. Powiedzia, e nie jestem
kobiet, z ktrej robi si kochank. Nikt nigdy nie zrani mnie bardziej. I nikt nigdy nie by
wzgldem mnie bardziej szlachetnym.
Dlaczego mi o tym mwisz? zapytaem, przeac na przedni kanap, czynic przy
tym wygibasy nieco nieprzystojne, a na pewno nieadekwatne do nastroju powagi, jaki nagle
zapanowa po sowach Dzidzi. Ale baem si prdkoci, miaem nadziej, e na przedniej kanapie

jako zdoam j powcign, pohamowa.


Nie wiem. Rozmawialimy po niemiecku. Mwi po niemiecku jak wiedeczyk, jak ty.
Spotkalimy si tylko kilka razy. W gospodzie, w kawiarniach. Taczylimy. Czasem prosiam
go, aby mwi po wgiersku, a on mwi. Kochaam go, kiedy mwi po wgiersku. By we mnie
zakochanym, poda mnie, a jednak mnie nie zechcia, kiedy mu si zaoferowaam.
Nie chc tego sucha. Dlaczego mi o tym mwisz? Tym razem zaprotestowaem
ostrzej.
Nie wiem. Kocham Budapeszt.
Dlaczego?
Jak to: dlaczego?
Pytam gupio, c to za konwersacja, jak pensjonarka jaka, a dlaczego, a dlaczego,
jakbym nie umia normalnej konwersacji prowadzi, tylko dlaczego, dlaczego.
Dla mnie Budapeszt by tak samo obojtnym jak kade inne miasto, Katowice czy
Warszawa. Jak mona w ogle kocha miasta? Domy, ulice i mosty, co tu do kochania?
Czy miasto odwzajemnia jakkolwiek mio? zapytaem.
Nie, nigdy odpowiedziaa powanie Dzidzia.
Przesidziemy si?
Nie, chc prowadzi.
Jechalimy chwil w milczeniu.
Pamitasz spraw kapitana Pawlikowskiego? Sprzed paru lat zapytaa nagle.
Pamitam. To by znajomy Jacka.
Czyj?
Mojego przyjaciela Jacka, lekarza.
Pawlikowski by kapitan, lotnik. Zastrzeli na miejscu takswkarza Stryka, bo ten,
nazwany przeze obuzem, odpowiedzia: Sam jeste obuz. Pawlikowski uzna to za obraz
munduru i honoru oficera polskiego, wycign pistolet i zastrzeli takswkarza na miejscu.
Skazali Pawlikowskiego na trzy lata, posiedzia i wyszed.
Kiedy byam taka jak on.
Zastrzelia takswkarza? zamiaem si, gupio, gupio, gupio.
Nie musiaam.
I znowu, cisza, kilometry, cisza.

Patrz na ni z ukosa, jej dugi nos i jasne wosy. Kapelusik i brzowy, drogi kostiumik,
klapy akieciku lamowane tym atasem, donie na kierownicy, dugi nos. I oczy wpatrzone
w drog.
niegu ju nie ma, deszczu te nie, tylko smutne chmury, jest za to Sowacja, dziwna
rzecz, nigdy wczeniej nikt nie sysza o Sowacji, a teraz jest Sowacja, niepodlegy kraj, ale
oczywicie tylko na niby niepodlegy. To dziwne, e kraje tak rodz si i umieraj, jak ludzie, bo
gdzie dzisiaj niepodlega Ukraina, a przecie bya, kiedy bya.
Za Bardejovem bieda. Troch chat sowackich, potem cygaski tabor, brudne obdarte
dzieci, brudni obdarci ludzie. Dzieci chude i godne, wic Dzidzia oczywicie si zatrzymuje,
odkrca szyb, dzieci zbiegaj si jak godne psy na zaplecze do rzenika, kiedy tylko usysz
haas odsuwanej kraty.
Jakbymy przez jak Afryk jechali albo Indie mwi.
Bo to przecie s Hindusi odpowiada Dzidzia.
Dzieci tocz si przed oknem Dzidzi w milczeniu, ciemne karnacje, czarne oczy
i achmany w wietle pochmurnym. Nie wycigaj rk, patrz, czekaj, Dzidzia rwnie im si
przyglda.
To s ludzie mwi. Prawda, Konstanty?
Na pewno. Wzruszam ramionami. W kocu nie s to kozy, ani kwiaty.
Jeli to s ludzie i my jestemy ludmi i niemowlta to ludzie i Rosjanie to ludzie i jacy
afrykascy kanibale to ludzie, Konstanty, to co to znaczy ludzie?
Mwi, nie patrzc na mnie, mwi, patrzc na cygaskie dzieci. Nie wiem, czy naigrawa
si ze mnie, wic postanawiam, e musz sprawdzi, jak wygldam w szarej kurtce i szarej
czapce z czarnym daszkiem. Uchyliem lusterko w osonie przeciwsonecznej.
Wygldam jak Niemiec.
Hitler wsadza ich do obozw. Jak ydw mwi Dzidzia.
ydzi to podobno z Niemiec raczej do Palestyny wyjedaj zauwayem. Albo do
Ameryki.
Cygaskie dzieci nagle przestay trwa w nieruchomym wyczekiwaniu, kdzierzawe
gowy zafaloway i wypchny przed siebie jedno dziecko.
Dziecko jak dziecko, chude i wielkookie, zamiast policzka miao wielk, such ran od
ucha po podstaw nosa, od oka po skraj uchwy. Jakby kto wykroi tkank noem i osuszy

z krwi, wida byo warstwy jak na anatomicznym przekroju: skra, minie, czerwonawe koci
i rzadkie, krzywe, te zby. I midzy nimi ywy jzyk i to wszystko te ywe, pulsujce, ale nie
krwawice, poza maymi kreseczkami jasnej krwi ciekncej z obkurczonych dzise.
Wypychaj j, bo obawiaj si, e chcemy tylko popatrze, a nie damy pienidzy
tumaczy Dzidzia. Czasem rozumiem Hitlera. e kocha zwierzta, a ludzi nie bardzo.
Rzucia im par monet. Cyganitka rzuciy si do nich apczywie. Ja patrzyem znowu na
siebie w lustrze. Twarz zdrowa, moja. Twarz kaleka zabliniaa mojego ojca, moja. Twarz ranna,
otwarta, twarz bez twarzy, tego dziecka, moja. Dzidzia ruszya dalej, Hertnik, Osikov, Raslavice
Slovacke, a potem Uhorske, szosa w dobrym stanie, jechalimy szybko, Dzidzia prowadzia
mocno, agresywnie.
Co byo temu dziecku? zapytaem.
Noma. Taka choroba.
Choroba? Nie rana?
Choroba.
Od czego?
Od niedoywienia i brudu.
Droga prowadzia ciasn dolin midzy na wp zalesionymi, a na wp pastwiskami
pokrytymi wzgrzami. Patrz na map.
Do granicy ju niedaleko. Od Preova jakie pitnacie, moe dwadziecia kilometrw.
Do Kassy jakie czterdzieci.
Ten Wgier, o ktrym mwiam, w ktrym si zakochaam, by z Kassy, ale wyjecha
po Trianon. Nienawidzi Czechw, bo to ich uwaa za winnych tej grabiey, Sowakw uwaa
za ludek prostaczkw, ktrych nie sposb rozlicza z ich przewinie.
Ale dlaczego znowu o nim mwisz, Dzidziu?
Bo zastanawiam si, czy Czesi s ludmi. Czy te brudne, cygaskie dzieci s ludmi.
Czy my jestemy ludmi. Czy ydzi s ludmi. Czy Niemcy s ludmi. Czy w ogle s jacy
ludzie.
Milczaem. Ona bya o wiele mdrzejsza ode mnie i o wiele starsza, c wic mogem
innego zrobi, ni milcze? Zrobiem przynajmniej znudzon min, zawsze tak postpowaem,
kiedy rozmowa w towarzystwie mnie przerastaa. Wyrobiem tym sobie opini czowieka
niezwykle inteligentnego i bywaego.

Myl, e w ogle ludzi nie ma. Wymylilimy sobie taki konstrukt czowieczestwa
i niektrzy nawet yj, jakby by on prawdziwym, a on prawdziwym nie jest, nikt do nie
dorasta, ludzie nie s ludmi wedug definicji powszechnie uznawanej za trafn; wedug tej
definicji s tylko zwierztami.
Uwaaj!!!
Dzidzia wdusia hamulec, chevrolet zary si oponami w asfalt i dalej lecielimy do
przodu, w stron niechybnie zbliajcego si stada owiec. I nawet uderzylimy jedn, ale ju
w kocwce hamowania, niezbyt mocno, przewrcia si i wstaa. Ponury pastuch przepraszajco
zdj kapelusz i pospiesznie j swoje owce z drogi przegania, aby pastwo mogli przejecha.
Pastwo przejechali.
Przesidmy si powiedziaem. Prowadzisz niebezpiecznie.
Powiedziaem to jako inaczej. Nie wiem jak inaczej, ale inaczej powiedziaem, tak
powiedziaem, e Dzidzia zatrzymaa samochd i bez grymasw zaczekaa, a ja obejd go
dookoa, aby ona moga przesun si na kanapie w prawo. Ten kobiecy przywilej nie wyszed
jej na dobre, albowiem rozdara poczoch o muszk kulomiotu.
Siadem za kkiem. Wyspany i niewyspany jednoczenie, wiey i brudny, trzewy
i odurzony.
Co zrobimy na granicy? zapytaem. Nie obmylilimy tego jeszcze.
Powiesz, e jestem twoj kurw, i eby nie robili wstrtw sojusznikowi. upem
wojennym. Ma Poleczk, ktr sobie zabrae z wojny, eby mie co pierdoli w Budapeszcie.
Spojrz na ciebie i nie uwierz odpowiedziaem natychmiast, jednoczenie
inteligentnie i naiwnie, celnie i niecelnie.
Dzidzia docenia, nawet nie odpowied, ale to, e si nagle nie oburzyem, nie zaczem
gupio protestowa, wreszcie, e nie brako mi na takie dictum jzyka w gbie, bo mogo.
Ruszyem. Dobrze znowu prowadzi. Lee na tylnej kanapie jest gorzej. Szosa jest
dobra, silnik jest dobry. Jestem Konstanty Willemann, lubi samochody, a nie lubi koni.
Zaoyem wysokie buty z ostrogami, ostrogi troch przeszkadzaj w prowadzeniu auta.
Ich bin Baldur von Strachwitz und habe eine Narbe an Stelle des Gesichts[103].
Mam duo rnych dobrych rzeczy powiedziaa Dzidzia, otwierajc torebk. Napij
si.
Podaa mi piersiwk. Napiem si. Koniak. Nie lubi koniaku, ale lubi alkohol, a wic

prawie poow zawartoci tej piersiwki mam za interesujc, reszt za zlekcewa.


Wyjedajc spomidzy rozoystych, niezbyt wysokich wzgrz, droga prowadzia
wprost na wyspowy acuch grek wysklepionych odwanie i zdecydowanie. Na jednym bielay
ruiny niemaego zamczyska.
Takich dobywali moi rycerscy przodkowie. Czarny eb knura na zocie, nad hemem
z czarno-zotymi labrami dwa pira strusie: czarne i zote. Ich bin Strachwitz. Ich bin
schlesischer Uradel[104]. Szlachta prastara. Nie jestem aden Strachwitz. Jestem Konstanty
Willemann. Nie mam rycerskich przodkw, jestem z mojej matki niepokalanie poczty.
Czarny eb knura.
Omijam wzgrze z zamkiem, ktre mapa nazywa Kapusianskym, i nagle spomidzy
wzgrz wyjedamy na przestronne ki i pola ledwie pofalowane, z ktrych ten acuch grek
wyrastaby niespodziewanie, gdyby jecha z poudnia na pnoc, nie tak jak my.
Napiem si jeszcze. Dzidzia pooya si pod swoim futrem na tylnej kanapie. Nie
podoba mi si na Sowacji. Bardziej podobao mi si w Czechosowacji. Czechosowacja bya
nowoczesnym rodkiem Europy, a Sowacja to jaka bakaska zapa.
Pod wystawn restauracj wczga przysiada przy rynsztoku, aby odpocz, i przyglda
si towarzystwu, ktre wanie wytacza si z restauracji, pikne panie, biuteria i suknie, pikni
panowie, fraki i peleryny, samochody, lakierki i cylindry, prosz, przepraszam, ale nie, tak,
prosz, a wczga patrzy i uje chleb, jest nikim i jak patrzy?
Ja jestem nikim, ale on jest nikim inaczej ni ja. On jest nikim, bo jest nisko, jest kbem
achmanw, szmat, smrodu, brudu i zarostu, a oni s gadkimi ogolonymi wygolonymi
wybrylantowanymi wyszczotkowanymi byszczcymi, smuke torsy s biaymi nienobiaymi
krochmalonymi pierdolonymi i guziki perowe w oprawie zotej, a on jest nikim, bo jest nisko,
zapija wyebrany chleb zimn wod z flaszki zatkanej gagankiem patyczkiem uamanym, tak
sdz przynajmniej, bo ju go minem dawno i ju go dla mnie nie ma, a oni zapijali bliny
z kawiorem krysztaow wdk.
Pawlikowski zastrzeli nikogo takswkarza Stryka, bo w nikt obrazi honor munduru
polskiego oficera, a oficer prywatnie przecie muchy by nie skrzywdzi, za to takswkarza,
ywiciela jakiej rodziny, ojca jakich dziateczek albo i kawalera, ojca bkartw, albo impotenta
nawet, albo ma jakiej ony takich ludzi broniby wasn piersi, ale tutaj strzela do nikogo,
bo ten nikt obrazi honor, a nie ma nic nad honor droszego, wic Hofmokl-Ostrowski zaatwi

mu za to zastrzelenie trzy lata wizienia, nic wicej, trzy lata jak dla brata.
A ja jestem nikim inaczej.
Ja nie jestem nisko; ja jestem wysoko. Mam mundur i mgbym takiego nikogo wczg
albo nikogo takswkarza Stryka zastrzeli, gdyby mnie nazwali obuzem. Teraz mgbym
zastrzeli nawet Pawlikowskiego, ale tym si ju pewnie kto inny zaj. Mam frak. Nie przy
sobie, ale w domu z czekolady mam frak. Nie braem, bo wojna i jako gupio bra frak. Wziem
tylko smoking. Czy Dzidzia mwia, ebym bra frak?
Musz si zatrzyma, schowa pistolet maszynowy. Bo bro przy pasie to jasne, jest
symbolem wolnoci i wrogoci, ale perforowana lufa kulomiotu to co innego, to prawie niegodne
oficera, wic zatrzymuj si, a Dzidzia nie podnosi gowy, upycham kulomiot za nasze kufry
i walizy, chowam go gboko, jue nam niepotrzebny, kulomiocie, przez chwil niepotrzebny.
Koniaczek. Nie patrz ju na krajobraz. Nie obchodzi mnie krajobraz.
Dalej. Do granicy. Na Wgry.
Koniaczek. Granica. Maleka. Sowacko-wgierska. To nie taka granica, jak ustanowili
midzy sob Niemcy i Rosjanie, spotykajc si w rodku Polski. Nie. To jest maleka granica
wgiersko-sowacka. Oni te mieli swoj malek wojn, wojn nie na armie, ale na bataliony,
na kompanie, na niebie pogonio si kilka sowackich avii i par wgierskich fiatw, troch
spado, w sumie kilkadziesit trupw i podpisany trudny pokj, rozdanych par medali i koniec,
wojenka, wojeneczka i przesuna t malek granic wanie tutaj, do pasiastego supa, do
nowiutkiego szlabanu z pstrokatym godem, budk, tabliczk z napisem Magyar Kirlysg
i dwoma licznymi andarmami, na andarmach czarne kapelusze, piropusze i paszcze
z dwoma rzdami byszczcych guzikw i wsiska, a jake, pomponiki i jedno szablisko
i wszystko i krtkie karabinki, dugie sztyki na karabinkach.
J reggelt. Magyar hatrellenrzs. Lthatnm a paprjait, uram?[105] odezwa si gupi
andarm, kiedy si zatrzymaem i opuciem szyb. Chocia widzi: chevrolet ma polskie tablice
rejestracyjne, a w rodku siedzi Niemiec.
Guter Mann, sprichst du deutsch?[106] zapytaem z ca pogard, jak onierz moe
ywi do apsa, nawet takiego z karabinkiem i szpiczastym sztykiem, szabelk i wystrojonego
w pomponiki i piropusze.
Geheime Feldpolizei.
Sam jeste apsem, Kosteczku. Jeste Baldur von Strachwitz, kiedy bye uanem, moge

pdzi w rozkoysanym galopie z cik szabl, a teraz nie masz chuja, nie masz twarzy, masz
mundur Geheime Feldpolizei, ktrego prawdziwi onierze boj si bardziej ni wroga, nie
potrzebujesz adnej broni, nosisz tylko pistolecik, sidemk, bro urzdnikw, bro, ktra suy
do tego, aby nie przeszkadza.
Natrlich spreche ich Deutsch. Aber wir sind hier in Ungarn, ich bin ungarischer
Gendarm und als ungarischer Gendarm bitte ich Sie um Ihre Papiere[107].
Podaj. Tu s Wgry. Oczywicie. Dzidzia ani drgnie na tylnej kanapie, pi, przykryta
futrem. A andarm mnie o ni wcale nie pyta. Oddaje dokumenty, salutuje.
Einen schnen Aufenthalt, Herr Offizier.
Danke. Auf Wiedersehen[108].
Wic jad dalej. Jedziemy. Odjedamy kilometry dwa albo pi, skrzyowanie, w prawo
na Herndszentistvn. Takie sowo, e kiedy kocz je czyta, to zapomniaem ju, jak liter si
zaczynao. W prawo drogowskazu nie ma.
Wcale nie spaam mwi nagle za moimi plecami gos Dzidzi. A teraz chc si
wysika.
A mn potrzsno, dlaczego tob potrzsno? Wzdrygnem si, bo sowa
z zaskoczenia, znikd, jak hop! zza wga, straszne. Ale mniej straszne ni to wysika. Damy
tak nie mwi. A Dzidzia potrafi, Dzidzia moe sobie na to pozwoli. Dzidzi nie wstyd, Dzidzia
nie musi wstydzi si niczego, Dzidzia jest ponad wstydem.
Zatrzymae si, zatrzymaem si dwiecie metrw za skrzyowaniem. Cakiem ciepo,
duo cieplej ni u nas. Karpaty zatrzymay zimno. Dzidzia wysiada od strony pasaera,
przeciskajc si niezgrabnie z tylnej kanapy, odesza dwa kroki od samochodu, kciukami signa
pod spdnic i zsuna majtki.
Czy patrzyem? Nie patrzyem, ale widziaem, zerkaem ukradkiem jak zodziej, troch
patrzyem. Ukradkiem.
Majtki zsuna do kolan, podkasaa wysoko spdnic, kucna i wysikaa si, podtara
czym, co wycigna z kieszeni, wcigna majtki, spdnic w d i wrcia do auta.
Tu masz map: drogowa Wgier, ju z nowymi granicami. Jed, nie zatrzymuj si, a
nie zaparkujesz pod hotelem Gellrt rozkazuje, przeciskajc si na powrt na tyln kanap.
Ale jak ja znajd ten przeklty hotel Gellrt? zapytaem rozpaczliwie i zaraz
zawstydziem si, e tak zapytaem rozpaczliwie paczliwie smutno gupio. Ja, cay ja.

Normalnie. Jed tak dugo, a dojedziesz do Dunaju. Potem pojed w d rzeki


naddunajskim bulwarem, a bdzie most Franciszka Jzefa. Ferencz Jzsef hd, po wgiersku.
Jeli najpierw bdzie most Horthyego, to jeste za daleko i zawr. Przejed przez most
i wyjedziesz prosto na hotel Gellrt. Wtedy mnie obud.
I przykrya si futrem.
A ja, zamiast martwi si drog, ponownie zaczem myle o tym jej sikaniu. Dlaczego
to zrobia, przecie moga to zrobi inaczej. Ale moga te zrobi tak.
Zaraz bya Kassa. Ju jest Kassa. Nie chciaem ju patrze, nie chc patrze na Kass, nie
interesowaa mnie Kassa, przecie nie jestem turyst. Jest Kassa. Kamienice i kocioy.
Ich bin Baldur von Strachwitz und flchte gerade aus Warschau[109].
Przed kim? Po co? Jak to uciekam, dlaczego uciekam, co si ze mn dzieje, gdzie moje
ycie?
Na polach Flandrii, wanie tam gdzie mj chuj i moja twarz, wanie tam i nawet myl
po polsku, nawet nie po wasserpolsku, a po wasserpolsku mgbym myle, bo nauczyem si
tego dziwnego, chrapliwego wolapiku od niaki, ktra mnie piastowaa, bo matka nie piastowaa
mnie wcale, a niaka mwia po wasserpolsku.
W Kassie nie byo ani ladu po Koicach. Zamiast yczliwie zrozumiaego jzyka
czechosowackiego tylko nieprzystpny wgierski bekot z innego wiata. Jakim cudem z takim
jzykiem te skonookie, stepowe dzikusy tysic lat temu stay si Europejczykami?
Skonookie dzikusy zdoay rozpuci si w sowiaskim i wooskim substracie bez ladu,
jak kropla wina rozpuszcza si w morzu, stepowa kultura znikna bez ladu, porzucili
wojokowe jurty i wybudowali sobie zamki, i kiedy trzysta lat po Honfoglals najechali ich
Mongoowie, to ci potomkowie stepowych jedcw nie mieli ju pojcia o tym, jak walczy
lekkokonno, i przegrywali z Mongoami bardzo po rycersku i europejsku, z kopiami i na cikich
destrierach, razem z moimi dziadami, co dali si wszyscy Mongoom zabi pod Legnic i tylko
jeden nie da si zabi i std Strachwitzowie.
Wic dzikusy si rozpuciy razem ze stepow kultur szabli i uku; ale dlaczego
przetrwa jzyk, dlaczego przetrway stepowe legendy i stepowa, azjatycka muzyka wrd
chopstwa, dlaczego? Dlaczego co dzieje si raczej tak, a nie inaczej? Dlaczego na Krymie nie
ma ladu po Gotach, a Madziarzy zostali? Dlaczego na lsku nie ma ladu po Celtach,
a Madziarzy zostali?

Kiedy patrz na twoj kompleksj jasn, na wosy blond, ale jednak rudawe, i brod
rudaw i jasn skr i piegi, to myl, e jeste Celtem, mj drogi mwia moja matka, Biaa
Orlica. Jeste Celtem, chcesz tego czy nie chcesz.
Kluczyem po uliczkach Kassy, rodkowoeuropejskie miasteczko jak kade, dlatego tak
inne ni azjatycka Warszawa, inne, inne kamienice, inne kocioy, Dzidzia pi, a ja w kocu
znajduj drogowskaz na Miskolc, na Budapeszt.
Twarz mojego ojca. Jedziemy szos na Miskolc i krajobraz si w ogle nie zmienia, gry
malej powoli, przekroczylimy Karpaty. Barc. Enyicke. Dziwne nazwy.
Przekroczy Karpaty to ju co. Abajszina. Czarna, mroczna toponimika. Tak wielu nie
dao rady przekroczy Karpat, zostali gdzie na zanieonych przeczach, ale to byo dawno,
a mi si udao. I jad. Hidasnmeti. Jad obok cikiego, zaprzonego w woy wozu o penych
koach, na wozie pi kobieta, moja towarzyszka. Forr. Na kole wonica, pacho, czowiek-nikt,
o jakim si nie myli, czowiek bez imienia. A ja obok, na maym koniu, w siodle o wysokich
kach, mam na sobie wyszywan zotem, strojn szat, a na gowie czap z wilczego futra, mam
dug, jasn brod, jasne wsy i wosy zaplecione w warkocze. Csabd.
Cigle byo jasno, kiedy dojechaem do wanego skrzyowania traktw: na lewo biega
gorsza szosa na Nyregyhza, czyli w stron Puszty, Alfld.
Wyspa eurazjatyckiego

stepu, oddzielona od zielonego oceanu archipelagiem

Transylwanii. Kiedy Madziarzy przekroczyli straszne gry Siedmiogrodu, musieli poczu si jak
w domu, jak w domu. Moe dlatego zostali, chocia upieczo zapuszczali si od Danii po
Pireneje?
Dlaczego, dlaczego o tym myl, skrcajc w prawo, na Miskolc, Miskolc ju niedaleko,
pitnacie kilometrw, spachetek pola, spachetek lasu, krajobraz bez adnej egzotyki, trawa
przy drodze taka sama, drzewa takie same, niebo tak samo pochmurne, ale niegu nie ma, nie
pada padziernikowy nieg. Jedziemy.
Powiedziaabym ci, gdyby mnie tylko dopuci do gosu, Kosteczku, mj kochany mj
miy mj drogi mj jedyny pikny chopcze moje ycie moje serce moja mioci.
Jeli tylko zamkniesz si na chwil, Konstanty, jeli przerwiesz t logore, ktr w tobie
wywouje ta maa, wredna kurwa, ktra teraz pi na tylnym siedzeniu, wysikaa si bezwstydnie,
wysikaa si, eby ci upokorzy, gupku, eby ci pokaza, e jeste jak suga, przy ktrym
mona sika sra pieprzy si z kim innym, bo ty nie masz oczu, nie masz w sobie czowieka,

upokorzya ci, gupia kurwa, nienawidz jej, jeli przerwiesz ten sowotok, mj miy, to powiem
ci dlaczego.
Powiem ci tak czy inaczej, mj pikny chopcze.
Mylisz o Celtach Sowianach Awarach zasiedleniach jzykach izoglosach etymologiach
indoeuropejskich ugrofiskich substratach nie dlatego, e zarazia ci tym twoja matka, mylisz,
poniewa udzisz si, e dostrzeesz w tym jaki sens i porzdek, bo jeste gupi i nie wiesz, e
dostrzec go nie mgby, nawet gdyby ten porzdek tam by, ale go tam nie ma i nie dostrzeesz
go tym bardziej, chociaby oczy nad tymi ksikami wypatrzy, mj miy, nic nie zobaczysz.
Ale podasz tego porzdku, mj miy, jak niczego innego; bo gdyby by, to byby
rwnie sens i twoje istnienie mogoby mie ten sens, mimo pknicia i pustki, ktr niesiesz
w sobie.
Patrz teraz na ciebie, mj miy: jak jedziesz dumnym amerykaskim samochodem dobr
szos przez niedotknite wojn Wgry; w dumnym niemieckim mundurze. Masz mocne donie
i dugie palce, mj miy, zaciskasz je na kierownicy samochodu, czubkiem buta wczye dugie
wiata, rozbijaj szary zmierzch.
Patrz na ciebie i myl, jak atwo kto mgby da si zwie, nawet kto taki, kto
wiedziaby wszystko: o twojej wdce krysztaowej szampaskiej morfinie kokainie o kobietach
o Salome Idze Dzidzi o samochodach i o koniach o polskim mundurze o cywilnym ubraniu
o wydubanym oku lwowskiego baciara, o sraniu w bramie te, o twoich po Warszawie
strasznych eskapadach tych i przedwojennych wszystkich, o mundurze niemieckim o matce
i ojcu bez twarzy, o wszystkim, taki, ktry wiedziaby, jak atwo mgby da si zwie, nic nie
wiedzie o tobie, a ja wiem, Kosteczku, ja wiem, ja wszystko wiem.
Bo c tu wiedzie.
Ciebie nie ma; jeste pusty, w rodku pusty, wydrony czowiek, jakby zajrze do
wntrza posgu, otwarte okna oczodow, ust, pusty, wydrony Kostek ma na sobie niemiecki
mundur, ciska kierownic chevroleta i min wanie Miskolc. I patrzy ten Kostek na wskanik
paliwa, czy wystarczy? Wystarczy. Na prdkociomierz te patrzysz, ale inaczej, i jedziesz, mj
pusty, wydrony, prny Kosteczku, ktry w tych przedhistorycznych bajaniach nigdy nie
znalaze porzdku ani sensu, ani usprawiedliwienia, bo nic nie jest usprawiedliwione i nic nie
ma sensu.
I jedziesz dalej, mj miy, jedziesz. A ona pi, chocia wzia ten isophan. Czy to by

isophan? Ja wiem, wiem, ja wiem, ale nie mog ci powiedzie, kochany, bo ju mnie nie
syszysz, nie suchasz, nie potrzebujesz, nie chcesz, prawda, mj miy? Nie chcesz.
Przejedasz przez Miskolc, mosty i wiadukty, bruki, kocie by, potem asfalt, znowu
asfalt, samochody po zej stronie jezdni cay czas wszystkie, w miastach trudniej.
Zmierzcha i znowu blade, wte wiata wsi, ale inne ni u nas, bo zdrowe, rzekie,
elektryczne wiata miast, mocne wiata miast, tu nie ma wojny.
Dobra szosa, dobra nawierzchnia, lepiej ni u nas, za oknami noc, wiata wsi nie tak
wte jak u nas. Jedzie si, osiemdziesit, dziewidziesit, do setki nawet par razy mona si
rozpdzi i wtedy jest dobrze, znika to, co przy drodze, jest tylko noc, droga, ryk motoru i snopy
wiata na asfalcie, prawa stopa na przepustnicy, lewa na przeczniku dugich wiate, ale ruch
may, prawie aden, w wiatach tabliczka: Harsny.
A potem nagle jest Budapeszt i wszystko jest inaczej.
A nawet nie nagle, ale inaczej: nie nagle, bo najpierw s pola, a midzy polami
przedmiecia, stacja kolejowa, znowu przedmiecia, domki wiejskie, a potem troch bardziej
miejskie, wida niewiele, tylko to, co w wietle przydronych latarni, czyli niewiele, a potem
nagle pojawia si miasto.
Po prawej stronie ulicy Peszt, XIV dzielnica, o ktrej nic nie wiem, bo nie byem nigdy
w Budapeszcie, po co miabym by w Budapeszcie, w Wiedniu tak, w Wiedniu owszem,
w Berlinie w Paryu Rzymie Londynie, ale Budapeszt jednak na uboczu, nic mu nie dolega, ale
jednak nie. Nie byem i ju, nie musz si tumaczy, chocia wyrasta teraz nagle po prawej
stronie XIV dzielnica Pesztu i podmiejska kolejka H..V., tak opisana na przystankach, czyli jak
nasze EKD, Gdll H..V., a za ni kamienice i bardzo jasno, wszdzie latarnie i wiec te
latarnie, a dlaczego kamienice wiksze ni w Warszawie? Wiksze, bo wiksze, bo to stolica
imperium, ktrego ju nie ma, ale stolica cigle imperialna, a moja Warszawa co, moja
Warszawa nic, prowincjonalne, ydowskie, rosyjskie miasto, ktre nagle zostao ogoszone
stolic nie wiadomo czemu, bo due? Moe i due, ale Budapeszt wikszy i kamienice wysze
o kondygnacj albo wicej, ulice szersze i pikniejsze, to Peszt, Peszt, Buda jest po drugiej
stronie, a tutaj to Peszt.
A poza tym wszytko inaczej, wszystko nie tak; bo jest noc, i to noc w tygodniu, bo
przecie z wtorku na rod, a jasno.
Nie ma zaciemnienia, nie ma latarni porbanych bombami, za to s rwne bruki, na

brukach auta, jed auta i tramwaje inne ni u nas, i autobusy inne ni u nas. Maj wielkie lepia
i arz si tymi lepiami na mnie, a midzy lepiami, tam gdzie powinna by krata atrapy
chodnicy, tam na masce obej zagina si pk lnicych, chromowanych prtw i rozchodz si
jak lira albo jak snopek ciasno zwizany. I tramwaje zatoczone, a w nich ludzie. I takswki,
a w takswkach miej si damy, zwyke i profesjonalistki, ktre same podaj takswkarzowi
adres, jak sdz po wgiersku. Z winiarni wytaczaj si zawiani, pod wiato latar, bo jeszcze
nie ma zimy, do zimy jeszcze troch i do Adwentu, jeszcze jest padziernik, dobry miesic dla
wina, najlepszy miesic, aby pi wino, a ja jad, powoli, wygldam tabliczek z nazwami ulic, ale
po co, po co?
A u nas w Warszawie czer i mrok, kiedy tak noc i i jeli kto idzie, to albo niemiecki
patrol, albo ydowski zodziej, chyba e polski zodziej albo jeszcze inny, i nic ju nie ma, nie ma
nocnych tramwajw, nie ma winiarni, z ktrych wytaczaliby si zawiani ludzie, a nawet jeli
jakie otwarli, to ludzie si z nich chykiem wymykaj, zamiast wytacza si zawianymi, jak si
wytaczalimy z Jackiem, z kochanym Jacusiem si wytaczalimy, skd si tylko w Warszawie
dao wytoczy, ale ju si nie wytaczamy, bo ja zostaem onierzem jednym, a potem drugim,
a Jacek zosta w Warszawie i w swojej suchej, ogooconej ze wszystkiego rozpaczy, i z tej
rozpaczy Iga go nie wycignie, nie zdoa, nie moe, wic pewnie ley znowu Jacek, ley w ku,
patrzy w czarny sufit, a w dzie siedzi, siedzi znowu Jacek i patrzy przez jasne okno, patrzy na
ulic, a tam nie to, co chciaby zobaczy, i nawet jak si w kocu przeamie, umyje, ogoli,
odzieje i pjdzie do szpitala, to co, to nic, to nic, popatrzy na tych wszystkich, ktrym chciaby,
ktrym musi pomc i nie pomoe, i co mu potem zostanie?
Pocigam jeszcze koniaczku. Kerepesi t, czyli, si domylam, ulica tego imienia
Kerepesi, cokolwiek to znaczy, po prawej wgierska EKD i kamienice, po lewej jakie pola,
wycigi chyba, potem kolej znowu, ale prostopadle do drogi, prowadzi mnie do Baross tr, ktry
jest niewielkim placem i na tym placu wielki dworzec, Keleti p.u., wikszy ni warszawski, jad
dalej, jak mi si wydaje w d, w d, ulic Rakoczego, jak sobie zgrabnie przetumaczyem
Rkczi t.
Miasto, prawdziwe, ywe miasto, stolica imperium. Powozy. Takswki. Jasno. Neony.
Ulica Rakoczego szeroka, pikna. Tramwaje. Blaha Lujza tr, a na nim wielki, dostojny budynek
opisany Nemzeti Sznhz, wyglda na teatr i nad warszawskim ma t przewag, e wcale nie jest
spalonym. Ruch oczywicie lewostronny, trudno si przyzwyczai, na szosie atwiej, w duym

miecie trudno, jad wic ostronie. wiata, latarnie, neony.


ycie moje, ktre mi odebrano. Daem sobie odebra. Pozwoliem. Lubiem to ycie.
ycz im, eby to miasto te si na szybach zakleio na krzy i spalio, bo nie jest moim,
a miasto, ktre jest moim, jest spalonym i zgwaconym, bruki ma pozrywane i latarnie nie
wiec.
Na mocie, ktry zwie si most Elbiety, chciabym obudzi Dzidzi, aby patrzya: oto
w Dunaju odbijaj si setki latarni, przy nabrzeu zacumowane barki i holowniki i adnej, adnej
wojny, jakby nigdy tutaj wojny nie byo i jakby nigdy nie miaa ju nadej. Ale jednak nie
budz, bo przecie ona zna Budapeszt, widziaa to tysic razy, to tylko ja nie znam, nie
widziaem.
Za mostem zakrt bardzo ostry, nie spodziewaem si, a piszcz opony, ale skrcam
w lewo i jad naddunajskim bulwarem, u stp wzgrza, ktrego domylam si z pywajcych
nade mn wiate, i jad, a po drugiej stronie rzeki te jad, snopy wiate z reflektorw,
wietliste witryny kawiarni i restauracji. A po mojej stronie rzeki anie, tureckie chyba, sdzc
po kopule, tureckie anie. Rudas frd.
Jake spragnionym jestem miasta, ywego miasta, a nie gniedenia si w cielsku trupa,
jakim jest Warszawa.
To tutaj mwi Dzidzia.
Wzdrygam si, przestraszya mnie, zapomniaem o niej. Zerkam w lusterko.
Co? pytam.
To tutaj. Hotel Gellrt. Zaparkuj.
Bardzo jasno tu wszdzie, prawda? pytam.
Dzidzia wzrusza ramionami.
A hotel jest rzsicie owietlonym, jak wszystko tutaj, wysoki parter i cztery pitra,
dekoracje ni to historyczne, ni to wijce si w niby rolinnych formach i nad wejciem kopuki,
niczym czubki przebijajcych ziemi kiekw, wic zgoa cakiem falliczne w ksztacie.
Wysiadam, chc otworzy drzwi dla Dzidzi, ale ju podbiega chopiec i otwiera, podaj
wic Dzidzi jej futro, po czym narzucam na ramiona mj paszcz, nie przekadajc pasa z kurtki
na zewntrz.
Chwil spogldam na bagae, ale przypominam sobie prawdziwe ycie i wiem: przecie
zajm si bagaami.

Portier w cylindrze otwiera nam drzwi, w rodku marmury i zoto, jak atwo od tego
odwykn, a przypominam sobie: to jest twoje rodowisko, Konstanty, nie brud, zimna woda
i okna na krzy zaklejone.
Jestem nieco pijanym i nieco si chwiej i jestem te nieco niewieym, ale recepcjonista
ma sto lat dowiadczenia i patrzy na mnie wzrokiem idealnie uprzejmym, idealnie
niezauwaajcym tego, czego zauwaa nie naley.
Guten Abend. Haben Sie freie Zimmer? Von Horn mein Name; das ist meine
Ehefrau[110].
Mierzy mnie wzrokiem, w ktrym czytam jasny, cierpliwy wyrzut: kto przyjeda do
hotelu bez rezerwacji? Chwil to trwa, ta chwila oczekiwania to kara, ma si rozumie, kara dla
mnie za to, e nie potrafiem dopilnowa, aby rzeczy odbyy si tak, jak odbywa si powinny.
Aber natrlich[111] odpowiada w kocu. adnego wertowania ksig, adnego
sprawdzania, adnych telefonw. W kocu mam mundur, niemiecki mundur oficerski, a wic
mam pienidze, najpewniej mam pienidze, bezpieczniej jest zaoy, e mam pienidze,
zwaszcza e jestem z kobiet.
Zaznaczam, e ycz sobie apartament i dwie osobne w nim sypialnie; naturalnie. Czy
poda kolacj? Jestem godny, godny piekielnie, godem rozpalonym jeszcze przez alkohol
w pustym odku, jednak Dzidzia protestuje.
Wic zjemy na miecie, skoro tak powiedziaa, zjemy na miecie, boy wniesie bagae,
oczywicie, troch martwi si o kulomiot w baganiku. Idziemy wic do pokoju, apartamentu,
prowadzi nas may czowieczek w liberii, apartament najlepszy, na drugim pitrze, daj
czowieczkowi dolara, okna apartamentu wychodz na Dunaj i most Franciszka Jzefa.
Drzwi zamykaj si za nami cicho, w rodku potne, niegustowne meble, wielkie okna,
cikie story, puszyste dywany i wysoki sufit i drzwi do sypial i elektryczny yrandol
z mnstwem krysztaowych ezek, a na adnej nie wida cienia kurzu. Oto hotel.
Dzidzia rzucia si na kanap, nie zdejmujc paszcza ani butw. Do pokoju kto zapuka,
otwarem boy przynis nasze kufry i walizki. Daem mu dolara, podzikowa piknie po
niemiecku i znikn.
Odwie si, przebior i moemy wyj powiedziaem niemiao.
Id, id Dzidzia machna rk.
Poszedem wic. Zatelefonowaem do konsjera, zaordynowaem, aby kto mi

odprasowa smoking i koszul oraz wyczyci buty, lokaj przybieg po wszystko po trzech
minutach, a ja do wanny i w wannie zasnem.
No ju, wyae, gl si i ubieraj, chc wyj jeszcze dzisiaj, a ju dwudziesta druga
powiedziaa Dzidzia, a ja mylaem, e ni, ale nie niem. Staa w mojej azience w samej
bielinie, podniosem si w wodzie, zasaniajc krocze. Zamiaa si i wysza. Wyszedem
z wanny. Bolaa mnie gowa; zajrzaem do szafki za lustrem i niechybnie znalazem tam
aspiryn, zjadem dwie, popiem wod z kranu.
Prysznic, zimny, eby si rozbudzi, ciepy, eby si ogrza. Golenie, dobry Boy,
w ciepej azience, w ciepej wodzie, w jasnym wietle, wszystko jak trzeba, gorca woda, olejek,
piana, powoli z wosem, jeszcze raz piana, pod wos, zimna woda, balsam. Ubrania ju gotowe
leay na ku w mojej sypialni, wic wiea bielizna, biaa koszula ze sztywnym gorsem,
perowe biuteryjne guziki, smoking. Wizanie muchy. Woda koloska. Patrz w lustro: to ja
jestem. Oto ja.
Wychodz do salonu. Dzidzia ju czeka, elegancka, skromna, pikna i brzydka
jednoczenie, bez wieku, ile ma lat, dwadziecia pi czy czterdzieci dwa? W sukni za kolana
w kolorze bardzo ciemnego burgunda. Nie ma wojny, adnej wojny, jakiej wojny.
W tym jednak jeste dobry, Konstanty mwi z uznaniem, patrzc na mnie. Jakby
si urodzi wystrojony.
Wychodzimy. Nie bior paszcza, prochowiec, ktry spakowaem, nie nadaje si do
smokingu, wic prosz portiera, aby wezwa takswk, i pytam Dzidzi o adres, a potem
nieudolnie prbuj powtrzy go takswkarzowi, takswkarz zgadza si potulnie i jedziemy tam
niedugo, dookoa wzgrza Gellrta, pod zamek budziaski na budziaskim wzgrzu jedziemy,
wida go dobrze, bo te iluminowany, nie ma wojny, wcale nie ma adnej wojny, wymieniem
ju troch dolarw w hotelu, wic pac w peng, wysiadamy.
To tutaj mwi Dzidzia.
May szyld, Boroz, zielone drzwi. W rodku wntrze nie na smoking, a jednak takie,
w ktrym smoking nie razi. Mog sobie by w smokingu, chocia obok siedz robotnicy, wsaci,
jasnowosi, oprniaj kolejne szklanki biaego wina, nie mwi nic, milcz. Obok siedzi paru
inteligentw przyzwoicie odzianych, paru z nich wyglda na ydw, wic moe ydzi, te pij,
jedz jaki pasztet, jeszcze dalej znowu robotnicy, a moe wozacy, kto taki, a jeszcze dalej
dwch mczyzn we frakach, pokrzepiaj si cienko krojon sonin i popijaj przezroczysty

trunek z maych kieliszkw, nie znam wgierskich obyczajw, a przecie wiem, co robi, bo sam
ile razy tak robiem, w prostym przybytku zaprawiaj si wesoo, zanim pjd w bardziej
krysztaowe, lustrzane, zocone progi, bo tak lepiej, zdrowiej, weselej.
Siadamy przy dugim, cikim stole, przy stole z grubego dbu.
Jestem bardzo zmczony, teraz to do mnie dociera. Nie spaem, jadem dziwne tabletki,
piem koniaczek, prawie ca flaszeczk, jak si okazuje, ale jestem te bardzo godnym i nagle
krci mi si w gowie, ale Dzidzia ju zamawia u uprzejmego kelnera o wypomadowanych
wsach i wosach wypomadowanych i w fartuchu, Dzidzia zamawia: pasztet z wtrbek, sonin
z papryk i sol, chleb ze smalcem i czerwone wino. Nikt nie zwraca na nas wikszej uwagi,
dostrzeono, e weszlimy, e siedlimy, e zamwilimy i tyle, nic wicej, bo c wicej,
a jednak dziwne i obfito dziwna i pikna; wic nalewaj, nakadaj i przynosz.
Taka pikna sterta grubych kromek chleba ze smalcem, przykrytego krkami cebuli
i posypanego papryk. Taki pikny kawa soniny na talerzu z ostrym noem, dwa plasterki na
zacht odkrojone, sonina cienka, a w tej bieli tuszczu ledwie majaczy cieniutka rowa
warstewka, jaka pikna sonina!
I pasztet szarobrzowy pachnie wtrbk i pietruszk, do niego biay chleb w kromkach
i wino w szklankach.
Tutaj mierz na decylitry. Dostalimy po jednym, ale na jednym nie skoczymy,
prawda, Konstanty?
Nie skoczymy, ale wino potem; teraz je, jaki jestem godny! Rozsmarowuj pasztet na
chlebie, zagryzam i jake to dobre, wtrbkowe, czu alkohol, wic czym dobrym podlane,
orzechwk, bo i orzechowe jest, i zajadam i popijam i plaster soniny i chleba ze smalcem.
A Dzidzia dotrzymuje mi kroku, nie zwaajc w ogle na rady poety Byrona, e kobieta
w ogle nie powinna je, co najwyej krewetki i kieliszek szampana; nie, Dzidzia je za dwch,
a kiedy zagryziony krek cebuli, ktrego zby nie przeciy, uniesie si i czerwonym proszkiem
oprszy nos i wargi, kicha w byskawicznie dobyt chustk, mieje si, je dalej, ciera pasztet
z kcika ust i zamawiamy kolejne szklanki czerwonego i nie wchamy, nie zwaamy na bukiet,
po prostu si pije jedne decy za drugim, zagryzajc, potem palimy, popijajc, najedzeni, peni,
nieskorzy do konwersacji, szczliwi, zamawiamy kolejne decy, pijemy i jeszcze troch, ju caej
kromki wzi nie sposb, wic po kawaku chleba, smarujemy pasztetem i dalej, kolejne decy,
zdrowie, prost! Egszsgedre uczy mnie Dzidzia, kelner syszy, mieje si, poprawia

wymow i ju uczymy si razem wgierskiego na zdrowie. Egszsgedre.


A potem do budapeszteskiej winiarni wtacza si pijana Warszawa. Dwch oficerw, a
nie mog w to uwierzy. Pijani. Siadaj. Pij. Maj pienidze, pij szeroko. Mundury. A my
jestemy wstrznici, zdziwieni, jake to?
Kelner apie nasze spojrzenia. Zastanawia si chwil, z kim ma do czynienia.
Wir sind Wiener wyjania Dzidzia, z adekwatnym akcentem. Wir hassen Hitler.
Woher kommen hier die armen Polen?[112]
Kelner kiwa gow, zgadza si na tych wiedeczykw, co nienawidz Hitlera, czemu nie.
Die Polen gibt es hier berall sehr viele. Angeblich gibt es in Budapest ein paar tausend
polnische Offiziere, vielleicht mehr als zehn, sagen sie. Man kann sie hier berall sehen[113]
tumaczy, po czym odchodzi, wraca po chwili i przynosi nam po kieliszku liwkowej palinki, na
koszt firmy. Jakby w podzice za to, e nie lubimy Hitlera. Sprztajc st, mruczy pod nosem,
brwiami i nosem wskazujc na polskich oficerw.
Und so seit drei Wochen. Das Vaterland haben sie verloren und amsieren und erholen
sich trotzdem[114].
Oficery polskie nie dostaj palinki na koszt firmy. Och, jak ja dobrze znam to
obrzydzenie, przeklty kelnerze, znam takich. Nie wiem, co ty, Wgier, stawiasz w swoich
narodowych kapliczkach, ale znam takich jak ty, znaem ich, znaem was zdecydowanie zbyt
wielu. I zaraz zaczynam lubi tych oficerw bardziej, ni na to zasuguj. Siadaj w kcie,
w jaki dziwny sposb s w tej winiarni mniej obyci ni my, zamawiaj palink, dostaj palink,
zamawiaj gulasz, dostaj nie to, czego si spodziewali, bo spodziewali si zapewne tej
buroszarej brei z kawakami misa i chrzstek, jak u nas serwuje si najmniej wybrednej
klienteli w gwnianych jadodajniach. Tymczasem dostali klarown, ostr zup z piknymi
kawakami woowiny; wiem, bo towsy plebej obok nas je tak sam, obcierajc usta i wsy
wierzchem kosmatej doni.
Jemy i pijemy raczej w milczeniu, jeli wymieniamy midzy sob przyciszonym gosem
jakie uwagi, to czynimy to po niemiecku, nie chcemy, aby rozpoznano w nas Polakw.
Polscy kapitan i major upili si bardzo szybko, kapitan si przesiad do majora na drug
stron stou, pod cian, i teraz pij dalej, czule objci.
Mgbym by teraz z nimi. Czy mgbym jeszcze? W cywilnym ubraniu obj ich, upi
si z nimi i potem znale jak drog, tdy czy owdy, do Francji, i tam znowu w wojsku,

chocia moe ju bez koni, znowu mundury, rozkazy dziennie i specjalne, raporty, komendy,
ankiety osobowociowe i w kocu moe jaka wojna, i co na wojnie? Lata gnicia w okopach,
z jednej strony Niemcy, z drugiej my, bunkry, dziaa i druty kolczaste, boto i los mojego ojca,
bez twarzy i fiuta, czy moe co innego, szybka wojna, jak u nas, gonitwa po polach i wzgrzach,
porwana czno, nikt nie wie, gdzie front, bo nie ma frontu, zmechanizowane i pancerne
dywizje przemieszane, gonice si nawzajem, niechronione flanki, zasadzki i odwroty,
i wjedamy do Berlina albo Berlin wjeda do nas.
I na co mi to, po co mi to, jak ja bym w rodku tego wszystkiego wyglda, dlaczego
w ogle miabym to robi?
Jestem Konstanty Willemann i u kobiet lubi, eby pupka adnie odstawaa, misicie
i sprycie, jak u wgierskiej kuchareczki, ktra czasem wychynie z kuchni. Nie lubi wojska
ani koni ani mundurw ani karabinw, lubi mie pistolet, bo dentelmenowi wypada, najlepiej
jak ma, pask sidemk, tak jak ten sauer mojego ojca, ktrego wyjem z kabury i na
wszelki wypadek wetknem z tyu za spodnie, baem si, e bdzie zakca lini marynarki, ale
schudem troch, wic ley przyzwoicie, a dentelmenowi wypada co w spodniach mie.
Wypijam palink, ciep w zmroonym kieliszku. Jestem pijany. Dzidzia umiecha si, je
i pije tyle, co ja, tyle, co godny, zmczony mczyzna, duo.
Nie wiem, kim jestem mwi po polsku i po cichu, po polsku trzeba po cichu, wic
mwi po cichu, czujc jeszcze w gardle palcy alkohol.
Jestem pijany. Bardzo pijany. Jestem rodkiem wiata, jego osi, obiega mnie gospoda,
ludzie, sufit i st.
Spotykaam si z nim tutaj, w tej gospodzie, wiesz? szepcze te po polsku pijana
Dzidzia.
Nie odpowiedziaem, bo c mogem odpowiedzie. Zmilczaem. A ona, pijana, zacza
szepta, do mnie i do siebie bardziej nawet, nie szukaa mojego wzroku, nie zwaaa, czy
sucham, ale suchaem, a ona szeptaa, cicho i bez przerw prawie:
Tutaj siedzielimy, przy tym stole. Pilimy wino i jedlimy, rozmawialimy po
niemiecku albo po francusku, a czasem, gdy bylimy ju pijani, mwilimy do siebie w swoich
jzykach, z tym e ja po wgiersku nie rozumiaam nic, a on po polsku troszeczk, bo
wychowywa si na Grnych Wgrzech i rozumia troch sowacki, wic polski troch te,
poszczeglne sowa. Widzielimy si dziewi razy. Nie zawsze tutaj, tutaj kilka razy, pi moe,

a on nie obawia si tutaj ze mn spotyka, chocia mieszka tutaj niedaleko, na tej ulicy. Pewnie
nadal mieszka. Zatelefonowa do mnie pierwszego wrzenia, midzynarodowe jeszcze dziaay,
zatelefonowa z wyrazami solidarnoci, wspczucia i alu z powodu wojny. A jednoczenie
syszaam, e gos dra mu z radoci, i nie wiedziaam, dlaczego i zrobiam si wcieka
i trzasnam suchawk, a on zrozumia, zatelefonowa raz jeszcze i przeprosi, zanim ja
zdyam przeprosi, i wytumaczy: wanie urodzi mu si syn. Wanie pierwszego wrzenia.
A jednak pamita o mnie i o nas, o Polsce, zatelefonowa do mnie. Pogratulowaam mu,
pamitam jego on, widziaam jego on, wysok, eteryczn ydwk o szlachetnej, dugiej
twarzy i wskich doniach. Kiedy j widziaam, pomylaam, e nigdy nie da mu dziecka, tak
wskie miaa biodra. A jednak daa. Powiedziaam, eby si nie martwi, pobijemy Hitlera
i bdziemy poi konie w Szprewie. Wiedziaam, e przegramy, nie jestem gupia, ale
powiedziaam tak, aby go uspokoi.
I nagle zamilka. A ja zrozumiaem, e to jest wane. Waniejsze ni Polska, Niemcy,
Wgrzy, ydzi razem wzici. Waniejsze ni wojna. Waniejsze ni nasza konspiracja,
ostateczne zwycistwo lub ostateczna klska, waniejsze ni mj szlak bojowy i Krzy
Walecznych i elazny i niemiecki mundur i polski smoking, ktry mam na sobie. To wanie
Dzidzia i ten jej Wgier, ktry jej nie chcia. Nic nie jest waniejsze, nic bardziej.
Zobaczysz si z nim teraz? zapytaem rwnie cicho, jak ona mwia.
Nie. Po co?
Chodmy std.
Dzidzia nieprzytomnie nieco kiwa gow, zgadza si. Prosz o rachunek. Polskie oficery
wytaczaj si, zapaciwszy, zostawili suty napiwek. Suto napiwku nie cieszy wsatego kelnera,
jake to tak, panowie oficerowie rozrzutni, czyby nie kochali swojej ojczyzny? Nie lubi ci,
wsaty kelnerze. Ale i tak zostawiam mu dobry napiwek, wychodzimy. Noc jest chodna, ale
idziemy piechot.
Zataczamy si, wic obejmujemy si i zataczamy si razem, a Dzidzia nagle zatrzymuje
si i zaczyna paka.
Co, kochana, co? bekocz.
A ona wskazuje na park porosy modymi drzewami.
Tabn tu by, tak si to nazywao, taka dzielniczka poda i bardzo pikna, domki,
knajpy, burdele, Cyganie grali Pamitam jeszcze, jak byam tutaj pierwszy raz, dziesi lat

temu, tak dobrze uoon panienk byam, a uciekam i poszam zwiedza, Cyganka mi wrya
i wywrya mi, e zabij mnie kiedy Serbowie, e bd nieszczliwa, ale e bd miaa pene
ycie, takie, co i czasem dwudziestu ludzi nie przeyje, gupia Cyganka. A oni wyburzyli.
Dzidzia pacze, wic tul j jeszcze mocniej, bo wiem przecie, e nie za tym Tabnem
pacze, tylko za swoj mioci, za swoim Wgrem, co jej nie chcia i ktremu ona daa syna,
chocia miaa wskie biodra.
Schodzimy w d, do rzeki, do mostu Elbiety, idziemy bulwarem wrd wiate,
normalni ludzie wrd normalnych ludzi, pijany mczyzna w smokingu z pijan, eleganck
kobiet, nie ma wojny, u nas te ju nie ma wojny, ale inaczej ni tutaj, tutaj nie ma Niemcw,
jest tylko mj niemiecki mundur, jest Baldur von Strachwitz, oddaem go do wyczyszczenia,
wic go pewnie teraz nadmuchuj par, mojego ojca Baldura, i szczotkuj i odwieszaj w mojej
szafie, szarozielonego, dobrze skrojonego do jego ciaa do mojego ciaa, z orderami, do szafy.
Hotel, winda, pokj. Dzidzia ju nie pacze. Chciabym j pocaowa, jej usta szukaj
moich ust czy nie szukaj moich ust? Ale tak nie; tak nie chc, ja tak nie chc, kiedy trzewa,
mn gardzi, a pijana bdzie moj, tak nie chc, wic sadzam j w fotelu i sigam do barku,
nalewam koniaku do dwch kieliszkw, na wykoczenie, na zamknicie nocy i dnia i nocy,
podry, szczliwej podry, bo o Chochole i strzelaninie ju nie pamitam i Dzidzia te nie
pamita, jakby jej nie byo, wic sadzam, do barku sigam, nalewam, podaj i sam siadam
w fotelu naprzeciwko.
Nasze zdrowie, moja towarzyszko podry mwi.
Dzidzia patrzy w kieliszek nierozumiejcym wzrokiem, potem patrzy na mnie
wyzywajco, ale nie wiem ku czemu mnie wyzywa, po czym wypija cay koniak jednym
haustem, na raz i zapada si w fotelu, by nagle si z niego zerwa, zasaniajc usta, i biegnie do
azienki. Wiem, e to nie wypada, e nie powinienem, ale biegn za ni, przytrzymuj jej wosy,
kiedy rzyga do muszli klozetowej, podaj wody w szklance do mycia zbw, pucze usta, widzi
si w lustrze, widzi mnie w lustrze, odwraca si, nagle trzewa, albo jakby trzewa.
Wyjd, prosz. Ale nie id jeszcze spa szepcze.
Wic wychodz, siadam w fotelu. Nie sigam ju po koniak, nie mam ju siy pi, nie
chc ju pi. Podr, szczliwe tabletki cigle nie wiem jakie, koniaczek z flaszeczki, wino,
palinka, znowu koniak, starczy.
Wstaj, do okna. Za oknem most, jego parabole iluminowane midzy przsami, gdzie

tam szarzeje wit, znad Dunaju mga i w tej mgle rozproszone, wietliste kule latarni i linie
arweczek na mocie, te rozproszone. wiata samochodw. Tramwaj.
Chcesz mnie, Konstanty?
Odwracam si. Dzidzia stoi w drzwiach, w bielinie, w poczochach.
Chc. Ale nie tak odpowiadam i sam dziwi si wasnym sowom i nagle boj si,
e j zraniem, ale patrz na ni i widz, e nie zraniem.
Podchodzi do mnie, obejmuje mnie, jej szczupe ramiona wok mojej szyi. Wiem: to nie
jest zachta, nie oddaje mi si tym objciem. A jednoczenie to nie jest ucisk siostrzany, w tym
objciu i ucisku jest jaka erotyka albo zapowied czego erotycznego.
Dzikuj. Jeste wspaniay szepcze mi do ucha i cauje mnie w policzek. I puszcza.
I odchodzi do siebie, a ja zostaj i nagle wiat skrca, i czuj, e musz si pooy natychmiast,
wic ledwo zdoaem cign marynark, rzucam si na ko i nie zasypiam, tylko pogram
si w niewiadomoci, jakbym topi si w bagnie. Nie myl ju o Dzidzi ani o matce, ani o ojcu.
Jasny prostokt okna, stiuki na suficie, yrandol, wszystko kry nade mn, a w kocu
wszystko roztapia si w duszn, cik czer.

ROZDZIA XIII

Boli mnie gowa, mam mdoci, skurcz odka i natychmiast musz pj do toalety, ale
perspektywa przyjcia postawy wyprostowanej wydaje mi si przeraajca, wic le tak
w pnie z zamknitymi oczami, zajty jedynie tym, e chce mi si rzyga i e eb mi pka.
Potem przypominam sobie o aspirynie w azience, wic w kocu wstaj, patrz na zegarek:
jedenasta. Spaem do jedenastej. Przeykam t aspiryn, popijam wod prosto z kranu i pod
prysznic. Po prysznicu troch lepiej. Gol si. Szczoteczka i proszek, szoruj zby. Owijam si
paszczem kpielowym i wychodz do salonu.
Dzidzia ju tu jest, siedzi przy kawie, biaym chlebie i jajkach na twardo.
Dzie dobry mwi, niemiao i niepewnie: siebie samego, tego, co wczoraj,
niepewien wasnej i jej pamici, ale przecie kiedy j widz, to wiem: nie, nic si nie stao, nawet
jej nie pocaowaem, czy to dobrze, czy niedobrze, nie wiem?
Dzie dobry, Konstanty odpowiada promiennie, jakby naprawd ucieszya si na mj
widok. Moe naprawd ucieszya si na mj widok. Zjedz ze mn niadanie, prosz.
Naprawd ucieszya si na mj widok. Siedzi w eleganckim, nieco starowieckim
peniuarze, smaruje kromk chleba miodem i umiecha si do mnie. Naprawd? Chyba naprawd.
Naprawd.
Dzie dobry, Dzidziu.
I nagle rozumiesz, prawda, Konstanty? Rozumiesz.
To koniec. Wicej si chyba nie spotkamy, mj miy, bo rozumiesz. Nagle rozumiesz.
Ona ci przemienia, gupcze. Ona: jej duch i jej sia. Ona jest wszystkim, czym ja nie
chciaam, by by. Ona mi ci odebraa. Patrzc na ni, zobaczye czowieka. Patrzc na ni,
zobaczye kogo ponad tym, co tobie wydawao si czowiecze. Ona, ktrej nie dotykaj
spojrzenia innych. Ona, ktra si nie boi. Ona, ktra kocha, bo chce kocha, poda, bo chce
poda, a nie dlatego, e chce by kochan i podan, jak ty.
Niczego nie rozumiem. Siadam do niadania.
Nie zjedz za duo, na drugie pjdziemy do Centrl Kvhz. To jak Ziemiaska, tylko
wiksza i adniejsza i pisarzy w niej maj lepszych.

Umiechnem si pod nosem. Nigdy nie lubiem naszych pisarzy. Potrzebowaem ich
sawy, tak jak innych artystw, ale nie lubiem. Mieli co, czego ja nie mam, i nawet nie umiem
okreli dokadnie co, ale czuj, a raczej czuem tego brak.
A przede wszystkim jest dodaem.
Sucham?
Jest. A Ziemiaskiej ju nie ma. To znaczy lokal jest, nawet byem niedawno, otwarty,
ale Ziemiaskiej ju nie ma, bo kto tam teraz przyjdzie i po co?
To smutne zamylia si Dzidzia.
Wcale nie odpowiedziaem od razu. Wcale nie smutne. Nie al mi. Byo, a teraz nie
ma. I pewnie ju nie bdzie. I co z tego?
Pokiwaa gow. Kto zapuka do drzwi. Otwarem lokaj z wiadomoci. Wziem
karteczk, daem jednopengwk, zamknem drzwi.
Steifer pewnie powiedzia Dzidzia.
Kt by inny zgodziem si.
Otworzyem list, siadajc do stolika.
Herr von Horn wird gebeten, am Mittag in die Hoteltherme zu kommen. M.S.[115].
Podaem karteczk Dzidzi. Przeczytaa.
Pomoe ci na kaca umiechna si.
wiat ma inny odcie. Nie rozumiem, ale akceptuj.
Przekroiem jajko na p, tko jeszcze wilgotne, naoyem kawaek masa i szczypt
soli, zjadem i to byo bardzo dobre jajko. Popiem kaw. Dzidzia milczaa, umiechaa si tylko
do mnie. Signem do gazet: niemieckie, francuskie i angielskie, ale nie miaem ochoty czyta,
bo te o czym tu czyta, skoro wszystko jest jasne.
Jeszcze kawa.
Zatelefonujesz do niego? zapytaem nagle.
Dzidzia nie odpowiedziaa od razu. Nie bya uraona pytaniem, po prostu zastanawiaa si
nad odpowiedzi.
Nie wiem powiedziaa w kocu. Zapewne zatelefonuj. Albo pol telegram.
Co bdziesz robi, kiedy ja si spotkam w tych aniach ze Steiferem? zapytaem
z zayoci, ktrej jeszcze wczoraj midzy nami nie byo.
Bd patrzya za okno, wygldaa, czy aby tdy nie przechodzi, i bd pakaa

odpowiedziaa bez ironii. Czy ty si kiedy zakochae, Konstanty, tak naprawd?


Czy ja si kiedy zakochaem, tak naprawd. Czy ja si kiedykolwiek w takiej sytuacji
zdoaem nie zakocha? Czy kiedykolwiek byo naprawd? Czy ja si zakochaem w Idze? Czy ja
si zakochaem w Heli? Liczc te, w ktrych zakochaem si w jaki sposb niewinnie i czysto.
Czy zakochaem si w Salome? Nie, w Salome nigdy si nie zakochaem, podaem jej tylko,
ale podaem jej chujem, nie sercem, a to co innego. Nie jest to piknym, ale tak wanie jest.
Czy ja si kiedy zakochaem? To wane i niewane jednoczenie. Wane. Bo to jest
wanie substancja ycia. Z tego si skada, z poryww serca i z drga ldwi. A niewane, bo
ycie jest niewanym, w ogle.
Tak odpowiadam po prostu.
Dzidzia kiwa gow, tak, tak, tak, wanie tak, co mogem powiedzie. I tak siedzimy
w milczeniu, a za oknem jest Budapeszt, a w pokoju jest ycie, normalne ycie, normalne
jedzenie, normalne ogrzewanie, wszystko normalne i ja si tym ciesz i bez alu to porzuc,
chocia kiedy o tym myl, to wydaje mi si, e powinienem aowa, a jednak bez alu.
W kocu Dzidzia patrzy na zegarek.
Id ju.
Jak ja go tam poznam?
On ci pozna.
Mam si ubra czy i w paszczu kpielowym? pytam jeszcze niepewnie.
W paszczu kpielowym. Tutaj wypada.
Wic otuliwszy si mikkim materiaem i zabrawszy papierosy, wychodz, wind
zjedam na d i przechodz do term, a w nich sklepienia s wysokimi i bardzo secesyjnymi,
pytam, ile pac, dla goci hotelowych termy gratis, a wic dobrze. Id dalej, tam szatnie.
W szatni za kontuarem wspaniay masaysta, gargantuiczny grubas o obwisych oczach
basseta i kcikach ust cignitych w d na rwni grawitacj oraz spokojn pogard dla takich
jak ja: po co mwisz do mnie po niemiecku, zagraniczny idioto, skd w ogle pomys taki? Bo po
niemiecku do niego mwi. Co ci tutaj przynioso, czowieku nieprawdziwy, po co tu przyszed
w tym swoim paszczu kpielowym hotelowym i z gupi mord zadowolonego z siebie kretyna,
co? A ja, idiota, umiecham si umiechem dla sprzedawczy i co paplam gupio o rcznikach
i szlafrokach, a ten wspaniay, dwustukilowy czowiek ysy na gowie i wochaty wszdzie
indziej patrzy na mnie, owinity jest rcznikiem poniej wielkiego brzucha, kudy mokre,

policzki cigaj mu powieki nisko w d, patrzy na mnie, z tust cierpliwoci czeka obojtnie,
a skocz, i podaje mi grube narcze rcznikw, mwic co bardzo pogardliwie. Wyobraam
sobie, co moe do mnie mwi, wiem, e ma przecie racj, po co tu w ogle przyszedem, czy to
dla mnie termy, czy wyobraam sobie, e za moje peng mog sobie kupi prawo do bycia tutaj,
tak jak kupiem prawo do wejcia? Wej mog, niech se wchodz, ale by? By to mnie tutaj
wcale nie ma. Wiem, e ma racj; zgadzam si z jego niechci, podzielam jego niech do
takich jak ja, przeprosibym za to, e przyszedem, gdybym tylko potrafi, ale nie potrafi, wic
posusznie id dalej, postpuj zgodnie z zaleceniami ponurych i troskliwych aziebnych, ka si
rozebra, to si rozbieram, do naga, to do naga, wstpuj do basenu z wod o niszej
temperaturze, potem do basenu o wyszej temperaturze i czekam, czekam, a mnie znajdzie
Marian Steifer, ktry ma mnie znale.
Wic wisz w wodzie o temperaturze ludzkiego ciaa, potem do ani parowej, potem
znowu 36 stopni, potem znowu parwka, potem wanna z wrztkiem, w ktrej zapalam papierosa,
a krci mi si w gowie.
Nie czekam ju, niech przychodzi, kiedy chce. Chodz i siedz tu nagi jak wszyscy
i myl o kobietach, o moich kobietach.
I przemieniem si: myl o nich bez winy i bez wstydu. Dlaczego? Nie wiem. Przecie
cielesny, erotyczny brud mojego zwizku z Salome nie sta si czystym jak by, tak pozostaje
brudnym. A jednoczenie widz siebie samego inaczej, z gry, z oddalenia, jakbym wisia pod
przeszklonym sklepieniem ani i patrzy na siebie, zanurzonego w tej gorcej, zmineralizowanej
wodzie, w ktrej wisz raczej, unosz si, niewaki, a nie siedz.
I otoczonym jestem przez nagich starcw w fartuszkach zakrywajcych krocze, i nawet
gdybym wiedzia, gdzie s takie fartuszki, to nie zaoybym, bo wydaj mi si czym wanie
starczym, czym, co zakrywa ma te kuki do niczego ju poza sikaniem niezdatne, kuki
pomarszczone, niesprawne, martwe odsaniajc jednoczenie nagie, starcze poladki.
A byli to starcy niedonemi, ledwie powczcy nogami, byli to starcy o biaych
ciaach, rce im dray, wspomnienie po tych wszystkich niepotrzebnych czynnociach, jakim si
w yciu oddali. Powoli, ostronie wkraczali do ciepej wody, jaka ulga, kiedy woda wspiera
i wreszcie unosi ich starcze ciaa, ktre nie chc si ju nie same, starcy zanurzeni a po drce
uchwy, na zielonej wodzie krgi od tych dre.
Byli tam te starcy nie tak jeszcze starzy, lecz przeraeni nadchodzc staroci, dziarscy,

prcy widnce piersi i wcigajcy flaczejce mimo regularnej gimnastyki brzuchy, i kiedy
patrzyem na ich ciaa, to byem ich bratem, chocia oni byli Wgrami albo jeszcze kim innym,
syszaem jeszcze jzyk niemiecki i wszyscy nadzy tutaj byli mi brami.
Byli tam te modziecy, mczyni w rednim wieku, mczyni podstarzali, wreszcie
mczyni bez wieku wypisanego w ciele, tacy, ktrzy mog mie rwnie dobrze trzydzieci, jak
i pidziesit lat. Byli wic mczyni o piknych ciaach wojownikw, klatki piersiowe
wysklepione ukami potnych eber, byli sportowcy o gitkich, szybkich ciaach sportowcw,
byli modziecy o pajczych koczynach i zapadych piersiach, byli tuci i tustawi i otyli, byli
starcy wspominajcy swoje minione pikno i starcy szczliwi z egalitarnej brzydoty staroci.
I wszyscy byli spokojnymi, nagimi, cichymi i skupionymi na sobie, na wasnych ciaach
w ciepej wodzie i w parze, nawet jeli w towarzystwie, wszyscy unosz si w ciepej wodzie jak
uroczyste meduzy, kontempluj palce wasnych stp.
I byo moje ciao, szczupe, niezbyt adne, bo niezbyt atletyczne, z normalnym jak
u trzydziestolatka brzuchem, akurat tyle, eby garnitur lea dobrze, bez muskuw, wosw
nieduo i jasne, czonek mski ani duy, ani may, zwyky. Dugo wstydziem si tego mojego
nijakiego ciaa, jeszcze dugo po Idze, prbowaem wymachiwa ciarami, aby urosy mi jakie
muskuy, jadem wiele, aby zmnie, chciaem nawet uprawia jaki sport, ale nic a nic si nie
zmieniao, wic w kocu uznaem, e tyle dobrze przynajmniej, e nie tyj zbytnio.
Dzie dobry powiedzia kto za moimi plecami, po prostu.
Zamachnem rkami i odwrciem si w wodzie caym mym nagim ciaem.
Stoi nade mn, na brzegu basenu, niewysoki, szczupy mczyzna okoo pidziesitki.
Okazay, gruby kutas w gszczu czarnych wosw onowych. Wosy na gowie te czarne, ws
oficerski, wosy rwnie obficie na piersi posiwiay, co przestao by widoczne, kiedy si
zanurzy i pier zamoczy.
Konspiracja konspiracj, a maniery manierami owiadczy. Steifer jestem. Ale, ale,
zaraz, niech pan si nie przedstawia, ja sobie zaraz przypomn, ja pana znam powiedzia,
przygldajc mi si uwanie.
Zmieszaem si, bo nie potrafiem odwzajemni si tym samym, co zauwaywszy, Steifer
zamia si i wyjani zaraz:
Ach, nie, nie osobicie. Z akt.
Z akt? zdziwiem si i zadraem troch.

Co we mnie zadrao? Czy to samo, co drao, kiedy porucznik abiski mwi: ja was
znam, Willemann i rzeczywicie zna i mg zrozumie, przewidzie wszystko i widzie przeze
mnie na wskro, na wylot, na przestrza.
Wanie to we mnie zadrao, ale o ile sabiej.
A Steifer myla. Chwil myla. Podrapa si po brodzie, gadko ogolonej.
Wiem! wypali. Willemann, Konstanty. Podporucznik rezerwy, dziewity uanw!
Dobrze pamitam, prawda?
Dobrze zgadzam si, niepewny, nagi, przestraszony. Podaj mu rk, ciska moj
do mocno, dziarsko i zdecydowanie. Nie lubi, nie lubi, nie znosz dziarskoci.
No, jednak pami cigle dziaa, mimo pidziesitki na karku. Ale pan by szczeglny
przypadek, interesowalimy si panem od czasu, jak pan do Grudzidza poszed. W kocu czyste
pochodzenie niemieckie, prawda?
Wzruszam ramionami.
Jestem Polakiem.
Panie! Co pan! Czy ja panu wygldam na falangist? Ja mam Steifer na nazwisko.
A Mosdorf ma Mosdorf na nazwisko, i co?
No dobrze, dobrze. e pan jest Polakiem, to jasne, ale niewane. Mymy si panem
interesowali od dawna, szkoda, e pan nie zechcia zawodowym zosta. Te poy mona.
Chocia nie tak, jak pan sobie y.
Pukowniku Steifer zaczynam, ale ten mi przerywa.
Och, dobrze, niech pan wybaczy. Wane, e jest pan waciw osob na waciwym
miejscu, chocia zapewne przypadkiem, prawda? Ale lepiej bym tego dla pana nie wymyli.
Ja te si ciesz odpowiadam kliwie.
O jedno musz jeszcze zapyta i zaraz przechodzimy do rzeczy. Paski ojciec, Baldur
von Strachwitz
Jest w Warszawie odpowiadam i kiedy to mwi, zdaj sobie spraw, e kami.
Chciabym nawet wyjani, ale Steifer mi nie pozwala.
Ach, a wic pan wie, e on yje? Bo matka to, zdaje si, przed panem ukrywaa?
Jak bardzo to jest kamstwo, jak bardzo to, co powiedziaem, jest kamliwym, mj ojciec
jest w Warszawie.
Baldur von Strachwitz jest w Warszawie. Feldpolizeikomissar Baldur von Strachwitz jest

w Warszawie. Czy nie jest w Warszawie? Gdzie jest Baldur von Strachwitz?
Przecie wiesz, Kosteczku. Ale ja musz milcze, cho o nim milcze mi trudno. Baldur
von Strachwitz jest na polach Flandrii, tam pozosta i stamtd ju nie odejdzie. A reszt wiesz.
Nie musz kama.
Jestem tutaj jako Baldur von Strachwitz. Mam jego mundur i dokumenty. Spece
Inyniera troch przy nich pomajstrowali, wkleili moje zdjcie, poprawili znaki szczeglne
Znaki ach, no tak przypomnia sobie Steifer.
A ojciec cignem. No, nie wiem, co si z nim teraz dzieje. Odda mi wszystko.
Swoj tosamo, mundur, bo akurat pasowa, bro, wszystko.
Myli pan, e on
Nie wiem uciem.
Steifer pokiwa gow.
Panie Konstanty, z nieba pan nam spad. Z nieba. Chodmy do ani, w parze lepiej si
mwi.
Wic poszlimy, siedlimy w biaych, gorcych oparach, siedlimy obok siebie,
podcielajc sobie rczniki pod tyki.
Tak to si czasem dobrze skada w zych czasach, pan si przypadkiem natkn na
Inyniera, ja uciekem bolszewikom z transportu do Kozielska i tak sobie siedzimy teraz w ani
w Budapeszcie. Czy ja w tym wagonie a to by taki bydlcy wagon, wystaw pan sobie czy ja
w nim mylaem, e za tydzie bd sobie siedzia w ani w Budapeszcie? Nie mylaem.
A siedz i jeszcze si przydam.
Ode mnie potrzeba mu tylko potwierdze, to ju wiem.
Opowiem panu anegdotk. ania jest dobra na anegdotki. No wic uciekem z tego
transportu, prawda?
Tak.
Tak precyzyjnie rzecz biorc, obezwadniem stranika. A jeszcze precyzyjniej, zabiem
go. Wbiem mu w brzuch jego wasny bagnet, zabraem karabin i uciekem.
To akt wielkiej odwagi mwi, ciekawy, czy uzna to za sarkazm.
Raczej odruch. Akurat okazja bya. Uciekem wic, przekradaem si, przeszedem na
godnego przez Gorgany, wylazem w kocu w Kirlymez i tam mnie przydybay koguciki.
andarmi, tak?

andarmi. No wic oni ka mi odda bro i chc mnie internowa, prawda. A ja im, e
nie ma mowy, e dam, by pozwolono mi zatelefonowa. Powadzilimy si troch, oni mwi,
zgodnie z prawd, e mierdz jak cap, e przegraem wojn i e nic sobie nie mog da. A ja
na to, e dam. I tak dalej. W kocu si zgodzili, dzwoni.
A gdzie pan dzwoni?
Prosz poczeka. Pogadaem sobie, przekazuj suchawk andarmowi, co mnie
pilnowa, troch mu rzednie mina, ale dobrze. Owiadcza mi, e broni nie musz oddawa i e
czekamy. No to poszedem spa. Do celi, a jake, ale otwartej. Rano wstaj, czekamy dalej, ale
ju niedugo. I niech pan sobie wystawi, jak kogucikom miny zrzedy, kiedy pod posterunek
zajeda kolumna samochodw i z jednego wysiada sam Bartha zawiesi gos w oczekiwaniu
na mj okrzyk zdziwienia.
Zastanowiem si chwil. Ale nie, zaraz, jednak co mi wita.
Bartha Minister?
Steifer odetchn z ulg.
Wanie tak! Kroly Bartha de Dlnokfalva. I wie pan co? Wysiada z auta, staje przede
mn i mi salutuje, takiemu brudnemu, mierdzcemu, zachanemu, salutuje mi dugo,
w milczeniu. A wie pan dlaczego?
Oddawa honory bohaterstwu polskiego onierza? zapytaem z przeksem.
Steifer umiechn si z uznaniem.
Dobre! Ale nie. On jest mocno proniemiecki, wie pan?
No to dlaczego?
Bo to mj kolega z wojska! rozemia si. Walczylimy w Alpach razem. Saperem
byem. Rannego uratowaem spod ognia, zniosem w d, daleko. cignli mnie zaraz do
Budapesztu. Wic, sam pan rozumie, przydam si tutaj, z takimi znajomociami.
Rozumiem.
No. Mianowali tutaj takiego penomocnika przy ministerstwie wojny, to si dokadnie
nazywa ministerstwo honwedw. Dembiskiego mianowali.
Generaa Dembiskiego?
Nie, kaprala Dembiskiego z azisk Dolnych. Oczywicie, e generaa Dembiskiego.
Ale ju ja zaatwi, ebym to ja zosta tym penomocnikiem. I wszystko si uoy. A jak
przyjechalicie? Nagle zmieni temat.

Samochodem.
O! Znakomicie. To samochd mi zostawicie, bo mi bdzie potrzebny tutaj. Obozy
internowania s po caych Wgrzech rozrzucone, a to bdzie trzeba cae objecha. A jakie to
auto?
Chevrolet master. Kabriolet odpowiadam na skraju rozgoryczenia, jakby to byo moje
auto. Moje auto, moj olympi ju mi zabrali, tacy jak on. A teraz zabior mi znowu. Ale to co
innego. To to samo. Tylko ja jestem ju inny.
A to wietnie. Szkoda, e kabriolet, bo zima idzie. Ale dach szczelny aby?
Szczelny. Ale jak my wrcimy?
No widzi pan, w tym rzecz. Dzisiaj wieczorem idzie specjalny niemiecki pocig, prosto
do Warszawy. Przypadkiem si dowiedziaem. Cywilny, bo Wgrzy wojskowych nie puszczaj,
ale w rodku gwnie wojsko. Skoro ma pan mocne papiery, to pojedziecie bez trudu. A mi auto
potrzebne.
Rozumiem zgodziem si.
Dobrze. Wie pan co, dugo tu ju siedzimy. A mona by pj co zje.
Tak. Jestem tutaj z, no Jakby to
Nie wiedziaem, co powiedzie.
Z kobiet pan tu jest.
Nie, nie To znaczy tak, z kobiet, ale to nie jest To znaczy to jest
wsppracowniczka Inyniera, nie adna moja No, rozumie pan.
Ach. Rozumiem. Nazywa si?
No ale konspiracja
Daj pan pokj.
Dzidzia Rochacewicz.
Ach, panna Rochacewicz. No i wszystko jasne.
Chciabym spojrze na pytajco, ale w ani si nie da, bo siedzimy obok siebie,
a prawie si nie widzimy, tak jest parno. Wic nie spogldam na pytajco.
Steifer wsta.
No, panie Willemann, to ja ju pjd.
Panna Rochacewicz chciaa pj na niadanie do Centrl Kvhz.
Moe by. Za dwie godzinki odpowiedzia i wyszed.

A ja, co miaem robi?


Posiedziaem jeszcze chwil, wziem zimny prysznic, jeszcze zanurzyem si na chwil
w basenie z gorc wod, tak by nie spotka Steifera w przebieralni, po czym wziem swj
paszcz kpielowy, otuliem si nim i wyszedem do przedsionka.
Opasy aziebny aman niemczyzn zaproponowa mi masa, kiedy mijaem jego
stanowisko.
Brzydz si dotyku. Kobiecie pozwalam dotyka si w ku, ale nie lubi nieerotycznych
czuoci, codziennych pieszczot. Pozwalaem na to Helenie, bo wiedziaem, e potrzebuje tego
bardziej nawet ni ycia seksualnego, wic pozwalaem jej czochra moje wosy albo gadzi
mnie po szyi, kiedy przechodzia, ale nie lubiem tego. A jeszcze eby dotyka mnie
mczyzna? ebym si nagi pooy, tylko poladki osaniajc rcznikiem, a ten olbrzym
o oczach basseta mnie bdzie masowa natuszczonymi domi? Obrzydliwo.
Zgodziem si.
Poszedem za gargantuicznym grubasem, pooyem si na leance, ktr mi wskaza,
owijajc si uprzednio rcznikiem, a masaysta natuci donie i zacz masowa mi plecy. Nie
byo w tym nic obrzydliwego; mao tego, to byo nawet przyjemne.
Jestem Konstanty Willemann i to niewane, co lubi, a czego nie lubi. Wane, e jestem.
Wrciem wind do pokoju.
Dzidzia siedziaa przy oknie, z domi splecionymi na kolanach. Odwrcia si do mnie,
kiedy wszedem.
Masz papierosy? zapytaa. Nie miaa zazawionych oczu, najwyej troch
zaczerwienione.
Poszedem do pokoju, przyniosem paczk, poczstowaem Dzidzi i sam te zapaliem.
Mocne, francuskie, takie akurat miaem.
Zadzwoniam do niego. Odebraa ona. Odoyam suchawk.
Skinem tylko gow, co miaem powiedzie innego?
Palilimy w milczeniu, potem zgasilimy papierosy.
Steifer chce nasze auto. Trudno mu odmwi. Twierdzi, e po caych Wgrzech s
rozrzucone obozy internowania i on je musi objecha. Mamy wrci pocigiem, dzi wieczorem
odjeda specjalny niemiecki skad do Warszawy, powinni mnie wpuci.
Ja nie jad, Konstanty.

Sucham?
Zostaj tutaj.
Jak to?
Na jaki czas, nie na zawsze. Na tydzie, moe troch duej.
Ale jak wrcisz? Przecie masz tylko polskie papiery.
Przez zielon granic.
Zima idzie.
Dam sobie rad. Znam gry, jed na nartach. Wrc, nie obawiaj si. Musz wrci
Wstaem, nalaem sobie zimnej kawy.
Nie musisz. Moesz tu zosta albo przedrze si do Francji albo do Londynu.
Wiem. Ale
No tak, tak, Inynier. Ojczyzna. Suba zadrwiem gupio, niepotrzebnie, ale jednak
zadrwiem.
Nie. Ty.
Zastygem z filiank wp drogi do ust.
Co?
Chc ci zobaczy. Znowu. Musz tu zosta na troch, mylaam, e zostaniemy
razem, ale nie ma wyjcia, musisz wraca, a ja musz zosta. Wiem, e jest wojna, ojczyzna,
wywiad, konspiracja, ale
Nie tumacz, rozumiem. Ja mam on, Dzidziu powiedziaem cicho, bardzo cicho.
Wzruszya ramionami.
A ja nie szukam ma.
Skinem tylko gow i sam nie wiem: skinem, e rozumiem, skinem, e usyszaem,
czy skinem, e si zgadzam?
Umwiem si ze Steiferem w tej twojej kawiarni. Czy to daleko?
Nie. Pjdziemy piechot, jest pikna pogoda.
Pjd si ubra.
Mwili mi, e jeste morfinist.
Kto?
Ludzie.
Pewnie jestem.

Nie jeste. Znam morfinistw. Nie zaywae morfiny od co najmniej czterech dni.
Morfinista trzsby si jak osika i dokonywa cudw przedsibiorczoci, aby zdoby chocia
odrobin.
Rozoyem rce. W sensie: nie wiem, czy jestem morfinist. Czy raczej: c poradz na
to, co mwi ludzie? Albo: myl sobie, co chcesz, c mi do tego.
I poszedem, do swojej sypialni.
Wic krawat, patrzyem na siebie w lustrze.
Jestem.
Jestem Konstanty Willemann czy jestem Konstantym Willemannem? Jestem Konstanty
Willemann oznacza, e Konstanty Willemann w caoci wyczerpuje moje bycie, a jestem
Konstantym Willemannem oznacza, e jest to rola, jak peni moje ja, posiadajce rwnie
takie obszary lub aspekty, ktre nie s Konstantym Willemannem.
Zapiem kamizelk, zaoyem marynark. Jeszcze raz spojrzaem na siebie w lustrze.
Powinienem pj do fryzjera, dawno nie byem u fryzjera. Ostatni raz strzygem si jeszcze
w mundurze, przed kapitulacj, prawie miesic temu. Musz i si ostrzyc. Pjd tutaj,
w Budapeszcie, do prawdziwego fryzjera w prawdziwym miecie, nie chc strzyc si
w Warszawie, kiedy ostatni raz strzygem si w Warszawie, to jeszcze ya, jeszcze walczya,
a w przegranej, zgwaconej Warszawie nie chc si strzyc.
Patrz w lustro. Jestem Konstanty Willemann i nie jestem morfinist. Jestem Konstanty
Willemann i nie jestem we wadzy mojej matki. Jestem Konstanty Willemann i nie jestem we
wadzy mojego ojca ani jego ducha, upiora, ktry wisia nad moim dziecistwem i modoci.
Poprawiam wze krawata, podcigam go troch do gry, aby adnie wystawa, poprawiam
fadk. Jestem Konstanty Willemann i nie wada mn adna kobieta. Jestem Konstanty
Willemann i nie jestem na niczyjej subie. Jestem Konstanty Willemann i nie su Polsce, nie
su Niemcom, nie su Bogu ani diabu, nie su nikomu. Jestem Konstanty Willemann i nie
jestem onierzem, nie jestem oficerem, jestem Konstanty Willemann. Nie jestem dobry. Nie
jestem zy. Jestem Konstanty Willemann.
Wychodz do Dzidzi i wychodzimy z hotelu, jest dwudziesty pity padziernika, ale jest
ciepo, nios wic palto przewieszone przez lewe przedrami, mam tweedowy garnitur, brzow
fedor na bakier, prawe rami podaem Dzidzi, w kieszeni mam pistolet, a w drugiej pienidze,
wychodzimy z hotelu Gellrt i przechodzimy spacerowym cigiem mostu Franciszka Jzefa,

wieci padziernikowe soce, a ja jestem szczliwy i spokojny. Chciabym dzisiaj zje kolacj
na dworze, otulajc kolana kocem, popija wino i je tust kaczk, patrzc na Dunaj.
Jestem szczliwy. yj.
Za mostem skrcamy w lewo, Veres Pln utca i tak sobie idziemy Pesztem, i min nas
ju drugi samochd z polskimi tablicami rejestracyjnymi i przechodz ludzie, rni, bogaci
i biedni, i sklepy i kawiarnie otwarte, a my idziemy, piknie ubrani, pod rami, i ludzie patrz na
nas i myl sobie: c za rasowa, adna para, ten szczupy, wysoki mczyzna z fedor brzow
na gowie i ta szczupa kobieta w kapelusiku, tak id pod rk, nie jak maestwo, ale jak ludzie,
ktrzy s sobie bliskimi.
Dochodzimy do ulicy Iranyi i na rogu jest kawiarnia, do ktrej szlimy, wic zasiadamy
w niej, a w rodku jest przestronnie i tradycyjnie, jake inaczej ni w Ziemiaskiej, jest wysoki
sufit i art nouveau i jest byszczcy lustrzany bar i galeryjka ze stolikami bardziej zacisznymi
i jest wszystko, co by powinno w kawiarni, gazety na drewnianych wieszakach.
Wic zasiadamy w niej, tu przy przeszklonej witrynie, ulica pynie zaraz obok, a Steifera
jeszcze nie ma, wic zasiadamy i po niemiecku prosimy: kapuzinera, jajecznic, chleb, biae
wino, wod, rozkadamy serwety na kolanach i jemy, popijamy kaw i wino, nie mwimy
o niczym, nie ma wojny, nie ma zamanych serc, nie ma niespenialnych mioci, nie ma zabitych
ludzi, nie ma zabitych miast, nie ma osieroconych dzieci, nie ma maych Cyganitek, ktrym
choroba poara twarz, nie ma mojego ojca, ktremu wojna poara twarz i msko, nie ma
mojej matki, ktra jest szalona i samotna, nie ma ludzi przeraonych, zrozpaczonych, nie ma
ludzi zych ani nie ma tych jeszcze gorszych, dobrych.
Jestemy tylko my, Dzidzia i ja, kobieta i mczyzna, nie spalimy ze sob, chocia
moglibymy ze sob spa, jemy jajecznic z papryk, cebul i plasterkami salami, zagryzamy
biaym chlebem i popijamy kapuzinerem, ktry zostawia na wargach biay ws z mlecznej piany,
obcieramy usta i pijemy biaego veltlinera, a troch szumi w gowie dobrym, porannym
rauszem, umiechamy si do siebie i jestemy razem, chocia niedugo si rozstaniemy.
Zjedlimy, wic zapalamy papierosy i zamawiamy jeszcze wino i siedzimy naprzeciwko
siebie i jest dobrze, jest po prostu dobrze, jestem szczliwym i spokojnym.
Jestem Konstanty Willemann.
A potem przychodzi pukownik Steifer w jasnym trenczu narzuconym na szykowny,
dwurzdowy garnitur i zasiada z nami przy stoliku, stuka papierosem o papieronic, zamawia

wino i palimy razem i popijamy, wymieniajc tylko zdawkowe uwagi o pogodzie, ktra jest
bardzo pikn i soce pada nam na stolik przez krysztaowe witryny kawiarni. Siedz tak, pal
i popijam i dopiero po chwili orientuj si, e Steifer od duszego czasu mwi:
bo, jak mwiem, cay ten konsulat oczywicie robi swoje, ekspediuje ich do Francji
i gdzie trzeba i stara si zapewni jakie warunki, eby byy, ale nam nie o to chodzi.
A o co? zapytaem nieprzytomnie, ale Steifer nie sucha, bo bra uprzejm, lecz
drwic uwag Dzidzi za autentyczne zainteresowanie, i to moe nawet nim samym, a nie tylko
tym, co mia do powiedzenia.
Wic nam nie o to chodzi, to jest oczywicie wane, co robi Emisarski, i bardzo dobrze,
e robi, a teraz przy ministerstwie honwedw jest Dembiski, bo te on jest stary c.k. oficer
i licz, e po tej starej historii bojowej si z honwedami dogada, ale ja te jestem stary c.k. oficer,
on starszy, ma si rozumie, ale ja go stamtd wygryz bez kopotu, bo to, e ja byem
porucznikiem, a on majorem, to jedno, a to, e ja si z Barth przyjani, to drugie, i on
Niemcom jest mocno nie w smak i ja z Barth to adnie zaatwi, e wejd tam na jego miejsce,
chocia oni, durnie, nawet nie wiedz, e ja ju jestem w Budapeszcie i nie po to, eby im suy,
bo przecie oni teraz s zupenie dni krwi, ten cay Sikorski i reszta, wic niech oni robi
swoje, a ja bd robi swoje i mnie nie tkn, bo oczywicie Rydz jaki jest, taki jest, ale innego nie
ma, wic trzeba na niego gra. I na Niemcw.
Co pan ma na myli? zapytaa Dzidzia. Przez chwil pomylaem, e to byo pytanie
gosem Teresy ubieskiej, pytanie, ktre sugeruje, e przy niewaciwej odpowiedzi padnie
zaraz straszne sowo zdrada. Ale zrozumiaem zaraz: Dzidzia nie mogaby zapyta w taki
sposb.
Droga pani. Przecie to jasne. Trzeba si z nimi dogada. Pani myli, e Francuzi pjd
za nas na Berlin? Nigdzie nie pjd. A w Polsce co przecie musi powsta, jaka nowa forma.
Nie moe by wielkiej czarnej dziury. Bo trzydziestu milionw Polakw przecie tak po prostu
nie przerobi na Niemcw, ani nawet na obywateli Rzeszy. Nie te czasy. Co z tym trzeba zrobi.
Jaka Polska musi by. Albo chociaby jakie Ksistwo Warszawskie.
Przez sto dwadziecia lat nie byo ani Polski, ani Ksistwa zauwaam cierpko.
Ale jak ju teraz powstaa, to tak po prostu nie zniknie. Co si tutaj wydarzyo przez
ostatnie dwadziecia lat, nie sdzi pan?
Sdz. Ale wiem rwnie, co si wydarzyo przez ostatnie dwa miesice.

Dobrze. W kadym razie to s takie strategiczne rozwaania, ktre s wane, ale w tej
chwili nie najwaniejsze. Prawda?
Zgodziem si i przestaem znowu sucha. Paliem. Nawet odwrciem si do witryny,
patrzyem na ulic, na przechodniw, na samochody i na rowerzystw. Steifer mwi dalej, ale
nie suchaem. Nuy mnie. Dzidzia kopna mnie pod stoem.
No wic tutaj jest cay regulamin naszej komunikacji kurierskiej powiedzia Steifer
i przesun do mnie kostk myda do golenia marki Trueffit & Hill, ktra jest zreszt moj mark
ulubion, ale nie sdz, aby to byo powodem, dla ktrego wrczy mi rzeczone mydo.
Spisaem ten raport i sfotografowaem na mikrofilmie.
Rozumiem, e Inynier bdzie wiedzia, co z tym zrobi, tak? zapytaem.
Czy pan mnie w ogle sucha? zapyta nagle zaperzony.
Oczywicie, pukowniku.
Bdzie wiedzia. To jest, jak ju powiedziaem, regulamin caej komunikacji. Trasy
kurierskie, harmonogramy przej, punkty kontaktowe i punkty rozdzielcze, w Krakowie, ylinie
i na Podhalu, w Nowym Targu, Baligrodzie i Sanoku, zupenie niezalene od tras i kurierw,
ktre organizuj sikorszczacy, bo te ta niezaleno jest nawet tutaj dla nas waniejsza od
niezawodnoci, prawda?
Prawda potwierdziem z wielkim przekonaniem, nie majc pojcia dlaczego.
Pozostaje kwestia pienidzy, ale to, jak sdz, zorganizuje Inynier.
Na pewno uspokoia Steifera Dzidzia.
Poza tym jestem przekonany, e pan, panie Konstanty, zaatwi i tak zasadnicz cz
transferu rodkw, ludzi i informacji midzy central w Warszawie a Budapesztem, prawda?
W zasadzie wszystko to, co zdoaem tutaj przez te kilka dni na podstawie jeszcze przedwojennej
siatki zorganizowa, w wietle pana pozycji wydaje si mie wano cznoci, powiedzmy,
zapasowej, rezerwowej, jeli si dobrze rozumiemy.
Naturalnie, panie pukowniku odparem, spogldajc znowu w okno. Naturalnie.
A wie pan, jak na nas mwi w Paryu?
Jak?
Nietoperze! rykn i zacz mia si bardzo gono, a ja nawet nie bardzo
wiedziaem, kogo ma na myli, mwic nas. Ale to bez znaczenia. Chc, to bd jedzi.
Budapeszt jest jasnym, wolnym miastem, mog jedzi do Budapesztu, bo przecie nie oszalej

od tego, co oni nazywaj sub. Jestem Konstanty Willemann, jeli chc, to mog jedzi,
dlaczego nie.
Potrzebowabym kluczyki i wszelkie papiery do samochodu. I tak sprbuj go
zarejestrowa tutaj, eby nie rzuca si w oczy, no ale bez papierw polskich bdzie trudniej.
Panna Rochacewicz zostaje w Budapeszcie odpowiadam. Przekae panu wszystko.
W baganiku jest kulomiot, niech pan z nim zrobi, co tam pan chce, ja go ze sob do pocigu
raczej nie zabior.
Steifer jednak nie sucha o pistolecie maszynowym mojego ojca. Przygadzi wsa,
nachyli si nad stolikiem, przygryz na moment wargi.
Och, a wic pan Konstanty sam wraca do Warszawy, sam A panna zostaje tutaj,
tak? Sama, zupenie sama? powiedzia na wp do nas, a na wp do siebie, bo patrzc
w zamyleniu w tapet na cianie.
Wzrok mj i Dzidzi spotka si nad stolikiem i jej ledwie widoczny, ulotny umiech,
ledwie podniesienie kcika ust wystarczyo mi za uspokojenie, za wyjanienie, za ponienie
Steifera, do ktrego skdind nie czuem przecie niechci, wystarczyo mi za wszystko.
I zrozumiaem: zobaczymy si w Warszawie i co si midzy nami wydarzy, o naturze
jakiej, tego jeszcze nie wiem, ale niewtpliwy erotyczny magnetyzm ma tutaj znaczenie, nie
bdzie to jednak przecie powszedni romans, podobny do tych, jakie miewaem wczeniej, bo
jestem te ju innym czowiekiem, zupenie innym czowiekiem. Wic co si wydarzy; a ja
wrc do Heleny, ktra mnie wcale nie kocha, ale nie ma w tym nic zego, e mnie nie kocha, bo
nie daem jej powodw, by mnie kochaa, wrc do Jureczka i moe kiedy zdoam by mu
ojcem.
A potem wrci Dzidzia i co si wydarzy i nic si nie wydarzy, wic mog j tutaj
bezpiecznie zostawi z pukownikiem Steiferem i jego czarnym, a by moe czernionym wsem,
bo zostawiam go tu na pewne upokorzenie i na pewn porak, wracam do Warszawy jak wdz
po zwyciskiej bitwie, ktry nie musi ju doglda pocigu za wrogiem i dorzynania.
Schowaem mydo do golenia marki Trueffit & Hill do kieszeni paszcza. Paszcza, bo
w marynarce zaburzyoby lini ubrania. Wic do paszcza.
Steifer siedzia jeszcze chwil, patrzy to na Dzidzi, to na mnie, niepewien sytuacji, jake
piknie tryumfowaem.
Bo oczywicie by on kim nieporwnywalnie ode mnie wikszym. Mocniejszym,

lepszym, mdrzejszym. Po czci, ale maej, dlatego e by starszym, jak stary lew gruje nad
modym, ale tylko po czci, do tego maej, bo przede wszystkim growa nade mn tym, co
zrobi, osign: pukownik, zawodowy oficer prawdziwego wywiadu, i jeszcze kiedy oficer
c.k., Bartha i wszystko inne, przy takim mczynie kim ja byem, kim jestem?
Jestem Konstanty Willemann i to jest co, ale cigle za mao, abym mg si z takim
pukownikiem Steiferem mierzy.
Nie byem przy nim nikim. Z kim, kto jest nikim, Steifer nie siedziaby przy stoliku ani
w ani, byem kim, ale kim mniejszym, bo on jest pukownik Steifer i moe wiele, na przykad
zada mojego samochodu, a ja jestem podporucznik rezerwy Willemann i mog tylko na to
danie si posusznie zgodzi, nic wicej nie mog.
To nic zego, to nic strasznego, nie s to otchanie ponienia. To nic bolesnego. Nie
zdarza si prawie, aby siedzc z kim przy stoliku, siedzie z nim dokadnie na rwni. Zdarza si
midzy przyjacimi, i to tylko bliskimi, a i tak rzadko. Wic to nic zego.
Jestem Konstanty Willemann i tyle, nic wicej. W hierarchii stada jestem daleko za
pukownikiem Marianem Steiferem.
Tym sodszy jest mj may tryumf nad nim, tutaj i teraz, przy tym stoliku, gdzie siedzi on
i Dzidzia i ja, i on o tym tryumfie nie wie, a my wiemy, moje mae, tajne zwycistwo.
Ale widz, e czuje, i co jest nie w porzdku. Co jest nieadekwatnym do tego, co
wedle niewidzialnej osnowy midzyludzkiego bycia by powinno.
Ja bd si zatem z pastwem egna wywiesza bia flag Steifer.
Zatem si egnamy. Wstajemy. Podajemy sobie donie. Dzidzi oczywicie Steifer do
cauje. Do widzenia, niechybnie, do widzenia, widzie si jeszcze bdziemy wiele razy,
nieprawda?
Ach, oczywicie: ja zapraszam odgryza si na poegnanie, zarzuca trencz na ramiona,
przy barze reguluje rachunek i kaniajc si raz jeszcze, wychodzi.
A my umiechamy si do siebie z Dzidzi, bo nie trzeba mwi, nie trzeba wyjania, bo
przecie wszystko jest jasnym.
Tutaj z nim nie przychodziam mwi Dzidzia. Tutaj przychodziam na niego
popatrze. Czasem nawet mnie nie zauwaa. Siedzia tutaj ze swoimi przyjacimi, paru nawet
poznaj, tam, za tob, ale nie ogldaj si teraz, bo ktry moe mnie skojarzy i zrozumiej, e
o nich mwimy, potem popatrzysz. Wic siedzia tutaj, siadywa ze swoimi przyjacimi, pili,

spierali si, kcili i nie broni mi tutaj przychodzi i patrze na niego, jeli mnie zauwaa, to
zawsze tylko raz wznosi w moj stron kieliszek, tylko tyle, nigdy nie podchodzi, nie zagaja
rozmowy, wychodziam zwykle pierwsza, ale jeli jego przyjaciele wychodzili, to nie zostawa,
lecz wychodzi z nimi, kaniajc mi si zdawkowo od drzwi. Mylaam, e bdzie tutaj dzisiaj.
Zawsze przychodzi o tej porze. Ale nie ma go.
Zamwiem jeszcze wino, podaem Dzidzi papierosa, zapalilimy.
Wiedziaem, teraz wiedziaem, ju teraz wiedziaem, wiedziaem bardzo dobrze, e nie
mwi tego, aby wywoa u mnie zazdro, i nie byem wcale zazdrosny, ani troch nie byem
zazdrosny, ten jej Wgier nalea do innego wiata, do wiata beze mnie; ja byem wiatem
osobnym.
Chodmy na spacer zaproponowaem.
Bo c innego mamy robi? Obowizki wywiadowcze wypenione w momencie
przekazania przez Steifera instrukcji zatopionych w mydle do golenia. Pocig odchodzi
wieczorem. Spojrzaem na zegarek: szesnasta. Akurat eby si przespacerowa, a potem zje
kolacj, wrci do hotelu i zebra si na dworzec.
Wyszlimy. Dzidzia mnie prowadzia, a ja pozwalaem si prowadzi, wic Pesztem do
bazyliki w. Stefana, potem metrem pod ulic Andrassyego a na Hitler Adolf tr, czyli plac
tego Hitlera, bardzo adny zreszt, gdzie widzielimy czterech polskich oficerw, trzech z nich
kompletnie pijanych i bardzo wesoych, a jeden by powanym i smutnym, wic nie mwilimy
nic po polsku, albowiem nasz spacer nalea do innego wiata, nasz spacer by normalnym
spacerem w normalnym miecie, nie za ucieczk po klsce. Tutaj bylimy tak, jak byby kady
Europejczyk z dowolnego europejskiego miasta od Rygi po Palermo, nawet postanowilimy, e
w razie czego przedstawia si bdziemy jako wiedeczycy, aby nie wisiao nad nami straszne,
czarne odium klski.
Z placu Hitlera piechot przeszlimy na plac Bohaterw, ktrzy ogromni, zieloni od
szlachetnej patyny, otaczali wskim, konnym krgiem archanioa Gabriela (jak objania Dzidzia)
na kolumnie to rpd i jego wodzowie, a szerokim krgiem dookoa placu bohaterowie piesi,
bohaterowie madziarskiej historii od w. Stefana po Franciszka Jzefa.
A ja wiedziaem, e nie nale do tego wiata bohaterw konnych i pieszych, chocia
wojowaem konno: oni suyli, przynajmniej to, co z nich zostao w zbiorowej pamici Wgrw,
to suyo: rodowi, plemieniu, krlowi, ojczynie, kiedy sobie ju t ojczyzn wymylili. Ja nie

su. Jestem Konstanty Willemann i to znaczy tyle, e jestem Konstanty Willemann. Nic wicej.
Nie ma we mnie adnego po co jestem albo dlaczego jestem. Jestem jak ra: ra kwitnie,
poniewa kwitnie, nie ma w niej dlaczego. Jestem Konstanty Willemann, poniewa jestem
Konstanty Willemann, to mnie zakrela w caoci i w caoci opisuje. Nie jestem na tym wiecie
po nic innego ni to, aby by. Wypeniajc rozkazy Inyniera, nie su nikomu, ani jemu, ani
Polsce, ani organizacji; moje bycie suy mojemu byciu.
Wrcilimy metrem a na plac Vrsmartyego i dalej szlimy ju piechot, nabrzenym
bulwarem, najpierw pod rk, a potem objci, minlimy Most acuchowy i doszlimy a na
Wysp Magorzaty, gdzie w ostatkach padziernikowego soca siedzielimy na awce.
Chc si z tob caowa powiedziaa Dzidzia i pocaowaem j, za nic majc
zgorszone miny dwch matron, ktrych suknie uszyto najpewniej jeszcze za Franciszka Jzefa.
Pocaowaem Dzidzi i byo to pozbawione dlaczego i w celu, caowaem Dzidzi,
aby j caowa.
A potem wstalimy z awki i zza zakrtu spacerowej cieki wyszlimy prosto na
restauracj z tarasem, z ktrego roztacza si widok na Dunaj i mosty nad Dunajem i nie byo
w niej adnych polskich oficerw, co poczytalimy za zalet, bo nie chcielimy, by przypominali
nam o ulotnoci tego wieczoru i o moim niechybnym powrocie do zgwaconej, zapadej w sobie
Warszawy, do jej zimnych, wilgotnych mieszka, do pierwszego niegu, okien zaklejonych na
krzy, zgasych latarni i brukw podartych tak, jakby ulice nagle zafaloway, wzburzyy si.
Warszawa bya dalek, tak dalek, jakby jej wcale nie byo. Poprosilimy o koce i karty,
okrylimy kolana, zoylimy zamwienia i zaczlimy ucztowa. Oboje jedlimy to samo, tak
wydawao nam si intymniej i waciwiej.
Na aperitif palinka, potem na przystawk jedlimy z ciemnym chlebem krem z liptowskiej
bryndzy: taki z cebulk drobno posiekan, z sardelami, kaparami, kminkiem i odrobin piwa.
Potem gsta, esencjonalna zupa rybna z pszenn buk i szybko osuszylimy do niej dziesi
decy olaszrizlinga, ktry, pouczya mnie Dzidzia, nie ma nic wsplnego z alzackim cienkuszem
znanym pod podobn nazw, i pilimy to wino ze szklanek z zielonego, grubego szka, a potem
jedlimy gotowan po wiedesku, grub sztuk misa, czyli pikny Tafelspitz z chrzanem
i fasolk szparagow, i pilimy do niej czerwonego szentloerinca z Egeru, a po misie jak naley
ryba, sandacz z rusztu z zapiekanymi kartoflami i kiszon kapust, a na koniec jeszcze po
kawaku cytrynowej kiebasy i jeszcze litrowa karafka egerskiego kkfrankos, a potem

zamwilimy kaw, mocn kaw i po kawaku tortu Sachera, a potem jeszcze raz liwkow
palink na trawienie i zapalilimy francuskie, mocne papierosy i objedzeni, rozgrzani alkoholem
i uczt, nie czulimy chodu, ktry przypomina o nadchodzcym nawet tutaj listopadzie.
Miasto przemieniao nas, czynio z nas na powrt ludzi, jedlimy i pilimy, bylimy dla
siebie wzajem kobiet i mczyzn, gdzie ulotnia si Dzidzi ironia, za ktr si chowaa, bo ju
nie potrzebowaa si chowa przede mn, bo bylimy na powrt ludmi.
Troch niej Dunaj robi swoje, to jest pyn powoli ku Morzu Czarnemu, czas zmierza
ku kocowi wszelkiego czasu, a my, pijani, lecz niezbyt mocno, zmierzalimy powoli ku mierci,
uregulowaem rachunek wynoszcy dwanacie peng i trzydzieci fillerw, zostawiem obfity
napiwek zaokrgliem do dwudziestu, poprosiem kelnera o wezwanie takswki, ktr okaza
si szykowny buick, i budziask stron ruszylimy w stron hotelu.
Kiedy wrcisz do Warszawy? zapytaem, jeszcze w samochodzie.
Nie wiem. Ale wrc powiedziaa z niezomn pewnoci.
Jakby wiedziaa, ile dzieli j jeszcze od strasznej, lecz ulg przynoszcej mierci
w serbskim lesie. Jakby wiedziaa, e zdy wrci, zanim umrze. Ale nie wiedziaa, Kosteczku,
najwyej czua co w miejscu zaraz poniej wiadomoci. Ale ty ju jeste guchy, mj miy.
Porzuc ci niedugo.
Dzidzia siedziaa obok mnie, trzymalimy si za rce, a ja mylaem o niej, patrzc na
owietlone mosty Magorzaty, Elbiety i Franciszka Jzefa i wiedziaem: zakochuj si w niej,
wanie teraz, wanie teraz powoli, minuta za minut zakochuj si w Dzidzi, Konstanty
Willemann zakochuje si w Dzidzi, a Dzidzia zakochuje si w Konstantym Willemannie, ktry
ma on i syna, ale to niewane.
Mylaem te o tym, czy pjdziemy teraz, zanim wyjad, do ka, i uznaem, e raczej
nie pjdziemy. Zapewne, jeli los pozwoli, wydarzy si to midzy nami prdzej czy pniej, to
ju pewne, to jako midzy nami wyroso w cigu ostatnich kilku dni, stao si, zanim to
zauwaylimy, ale jeszcze nie teraz. Byoby to pospieszne, a nie chcielibymy przecie, aby to
byo pospieszne, bo moe dane nam bdzie zbliy si do siebie tylko raz? Poza tym za duo
zjedlimy i za duo wypilimy i bez wtpienia ani Dzidzia, ani ja nie bylimy w nastroju,
odstraszay nas od intymnoci pkate brzuchy i intensywnie pracujce odki i jelita.
Wystarczyo nam, e trzymalimy si za rce.
Gdy wrcilimy do hotelu, ja po prostu spakowaem swoje walizki i przebraem si

w mundur. Dzidzia czekaa w salonie, czytajc. Spojrzaem znowu na siebie w lustrze


i zobaczyem mojego ojca, zobaczyem Baldura von Strachwitza we mnie, ale to byem ja, a on
we mnie, ale jednak ja, Konstanty Willemann. W niemieckim mundurze. Zapiem pas z kabur
i koalicyjk zapiem. Wyszedem do salonu, ju w paszczu, z walizk w rce.
Odoya ksik, wstaa, podesza do mnie, pocaowaa mnie w policzek, potem w usta.
Do widzenia, Konstanty. Zostaw mi wiadomo u ubieskiej, jak ci znale. Do
widzenia w Warszawie.
Tak. Do widzenia, Dzidziu.
Pogadziem j po wosach, wyszedem i zaraz zawrciem.
Pienidze musz ci zostawi.
Podaem jej plik dolarw, zostawiajc sobie setk. Skina gow, umiechna si.
Wyszedem na dobre. Takswka ju czekaa. Pojechalimy na Keleti, mostem Franciszka Jzefa
do ulicy Rakoczego i ju prosto. Zapaciem, wysiadem i daleje na dworzec, szuka specjalnego
pocigu do Warszawy. Zapytaem pierwszego kolejarza pocig czeka na drugim peronie.
Wagony pozamykane, przy pierwszym od lokomotywy sta niemiecki andarm w asycie dwch
obojtnych wgierskich kogutw ze sztykami na karabinkach, a przed nimi niedugi ogonek
oficerw w niemieckich mundurach. Ustawiem si skromnie na kocu kolejki. Monogram GFP
na moich naramiennikach wzbudzi pewne sabo maskowane zainteresowanie wrd oficerw
przede mn, ale szybko wrcili do okazywania andarmowi papierw, wrd ktrych dojrzaem
powtarzajcy si wzr dokumentu, ktrego naturalnie nie posiadaem. Roztaczaem bez
wtpienia wo alkoholu, co u oficera mogoby by raczej dyskwalifikujce, ale nie u apsa, ktry
tylko udaje onierza, nie u wojskowego gestapowca, ktrym byem, a raczej ktrego mundur
nosiem, a ktrym by mj ojciec, apsom wolno wszystko.
Czasem wiem wicej i wicej rozumiem, ni wydaje si, e powinienem wiedzie,
zwaywszy to, czego dowiedzie si mogem. Jakbym zakadajc mundur mojego ojca, nagle
przesik jako jego zrozumieniem pozycji i sytuacji funkcjonariusza, jakbym rozumia
podwiadomie, kim dokadnie czyni mnie ten mundur w oczach oficerw i onierzy, a przecie
sam z siebie nie mog tego rozumie, bo dugo trzeba si przeglda w oczach innych, aby to
zrozumie naprawd.
Zamiast wic okazywa jakiekolwiek papiery, okazaem dysk GFP, a andarm zapyta
tylko:

Nach Wien, Prag oder Warschau, Herr Kommissar?[116]


Odpowiedziaem, e Warszawa, ten zasalutowa, przeprosi dwch oficerw, ktrzy ju
zdyli ustawi si w kolejce za mn, co zapewne nie przysporzyo mi sympatii, i poprowadzi
mnie w gb pocigu, do pullmanowskiego wagonu, ktry zapewne jecha wanie do Warszawy,
wskaza mi sypialny przedzia z jednym kiem, zasalutowa i odszed.
Nie chciaem si rozbiera, zanim pocig nie ruszy, Bg wie dlaczego, ale nie chciaem,
usiadem wic na posaniu, nie zdjwszy nawet paszcza, i czekaem, popijajc koniak, i pocig
w kocu ruszy, ruszy na pnoc, a ja zdjem kolejne warstwy gabardyny, zdjem koszul
i w samej bielinie zagrzebaem si w wiee, wykrochmalone, niemieckie przecierada i koce.
Pomylaem, e mogem przecie zrobi zakupy, e mogem przywie tyle rzeczy, ktrych teraz
w Warszawie brakuje, najprostszych, a nic nie kupiem, a potem pomylaem, e to dobrze, e nic
nie kupiem, e si nie staraem, e nie zabiegaem, e nie upychaem. Dziki temu yem.
A skoro yem, to dalej yj.
Jestem Konstanty Willemann wyszeptaem w ciemnociach.
Pijany, zasnem, zanim wiata Budapesztu zgasy za oknem.
niem.
Widziaem rycerzy o czarnych, dziczych bach z wielkimi kami, o strusich pirach
wyrastajcych z tych gw, widziaem, jak walcz z zielonym od patyny Arpadem,
przedzierajcym si na czele swych wodzw przez Przecz Wereck. Pod dziczymi bami kryy
si okaleczone twarze.
Widziaem, jak przygldaj si im z lasu kobiety tulce dzieci, wrd nich Hela
z Jureczkiem, Iga i Salome, tulce nieznane mi, czarnowose dziatki.
Zbudziem si, bo pocig stan. Wygldajc przez okno, zauwayem tablic: Bratislava.
Szarpnicia i stuki wiadczyy o tym, e tutaj skad rozdzielano. Pocignem mocno koniaku.
Gdy po kwadransie ruszylimy, opuciem szczelnie zasony w oknach i zasnem na
powrt, ale tym razem nie niem niczego, spaem jak zabity i niedaleko w istocie byo mi od
mierci, kiedy spaem tak, bdc tak nieprzytomnym, jakbym by martwym.
Pogronego w czerni, otulaam ci ramionami, mj miy, ale niedugo ci porzuc.

ROZDZIA XIV

Obudziwszy si, spojrzaem na zegarek. Wskazwki arzyy si blado w ciemnociach,


chocia wskazyway, i wanie dochodzia dziesita. Otrzsajc si ze snu, nie mogem
zrozumie dlaczego, ale potem sobie przypomniaem.
Kadc si spa w Bratysawie, zasunem szczeln blend na oknie. Wstaem. Pocig
jecha, niezbyt szybko, ale jecha, odkryem okno i ujrzaem za nim znienawidzon mazowieck
rwnin.
Po chwili rozpoznaem nawet, gdzie jestem: minwszy niedawno yrardw, jestemy na
wysokoci Marjampolu. Zaraz wic bdzie Grodzisk, potem Brwinw, Jzefw, Wochy i ju
Warszawa.
A ja cigle czuj teraz gorzko-kwany, wstrtny smak budapeszteskiej palinki, czuj
ycie.
Wic bd y dalej.
Toaleta, pospiesznie: proszek, szczotka, zby. Olejek, mydo (tylko nie pomyli), pdzel,
maszynka, spuka, balsam. Przemy si pod pachami. Koszula wiea. Przez chwil rozwaam,
czy wyj w mundurze, i postanawiam, e tak jednak bdzie lepiej, pewniej, wic mundur. Kiedy
zapinam pas z kabur na paszczu, pocig mija Wochy.
Pakuj drobiazgi do walizki. Sprawdzam, czy mydo od Steifera jest na miejscu. Jest.
Nie wiem jeszcze, co bd dzisiaj dalej robi. Nie wiem, co dalej z moim yciem. Nie
wiem, co bd w ogle robi. Nie wiem, kim jestem poza tym, e jestem Konstanty Willemann,
co znaczy tyle, e ja to ja i caego ycia potrzebowaem, aby to zrozumie, to uczynio
niewanymi wszelkie moje dawne lki i pragnienia, nie przekrelajc ani nie uniewaniajc
moich czynw i moich przey wewntrznych, z ktrych skada si moje ycie dotychczasowe.
Na razie wysiadam na Gwnym. andarm salutuje, odpowiadam salutem. Obyczaje
wojskowe na szczcie podobne, a na podstawowym poziomie w ogle takie same.
Dworzec w ruinie; dziw, e daj rad w ogle pocigi przyjmowa. Wychodz na
Jerozolimskie, prosto na hotel Centrum.
Warszawa.

Jerozolimskie tutaj i tak nie ucierpiay zbytnio, wic wojna nie gryzaby w oczy, gdyby
nie na przykad cakowity brak takswek.
Okna polepione na krzy. Karteczki. Bielecki Jzef poszukuje brata Andrzeja,
zaginionego dnia 23 IX b.r.
Warszawa i troch pada.
Poszedem w lewo, pod Poloni staa samotna doroka, wic wsiadem i bez chwili
wahania, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, bo przecie zamierzaem jecha na Zbawiciela, do
ubieskiej, powiedziaem po prostu, nie silc si na udawanie Niemca:
Na Dobr pidziesit dwa.
Wtuliem si pod dach doroki, schowaem si pod daszek czapki, midzy postawiony
konierz paszcza, ale nie chowaem si ze wstydu czy strachu, e kto mnie zobaczy
w niemieckim mundurze. Wiedziaem przecie, e wszyscy, na ktrych zdaniu mi zaleao, i tak
ju od paru dni maj mnie za zdrajc i zaprzaca. Takie plotki rozchodz si nawet szybciej ni
wieci o czyjej przedwczesnej mierci.
Wtulaem si i chowaem nie po to, by Warszawa mnie nie widziaa, chowaem si, aby
nie widzie Warszawy. Mylaem o Helenie, o tym, e nasze maestwo to farsa i pustka, wicej
mylaem o Dzidzi, bo kiekowa we mnie ten gupi, dziki stan, na jaki powinni sprzedawa
tabletki w trafikach, jak aspiryn.
Zapaciem pi dolarw, nie miaem drobniejszego banknotu ni ten z Lincolnem, a byo
to tak duo, e dryndziarz chcia nawet Niemcowi reszt wydawa, machnem rk, wsacz
mrukn danke, jakby spluwa, i odjecha, a ja pomylaem, e mgbym go zastrzeli, ale
wcale nie miaem na to ochoty. Ale mgbym, skoro przed wojn mogem, ryzykujc najwyej
trzy lata jak dla brata, to i po wojnie mgbym. Ale nie mam ochoty.
Wspiem si po schodach, po znanych schodach, ale wspiem si ju jako kto inny, ni
kiedy si tu zwykle wspinaem, tyle razy czepiajc si zmurszaej porczy.
Stanem przed znanymi, dobrymi drzwiami. Zawahaem si p sekundy, po czym
nacisnem klamk drzwi otwarte, jednak zasunity acuszek. Szarpnem: trzyma.
Was ist da los, zum Teufel![117] wrzasn mski gos z mieszkania i zaraz usyszaem
kroki, i nagle z bliska zobaczyem twarz, ktr ju znaem, twarz Niemca o wodnistych oczach,
ktrego spotkaem u Salome dwa tygodnie temu, kiedy pierwszy raz zobaczyem Tumanowicza,
i on wanie jest teraz u Salome, on sam.

I kiedy mnie widzi, w mundurze, przez pierwsze par sekund jest zaskoczonym, potem
jest zaskoczonym jeszcze bardziej, bo mnie poznaje, a potem ja pokazuj mu dysk Geheime
Feldpolizei, a on na jego widok mdleje, traci przytomno i upada na podog.
Za nim pojawia si Salome.
Moja Salome. Nie widziaem jej tydzie, a jest zupenie inn. Nie wiem, czy jest moj
i tylko wyglda tak samo, ale jest zupenie inn.
Zauwaa mnie przez drzwi, rozwarte na szeroko doni.
Boe, co mu zrobi? jczy.
Nic. Zemdla. Chyba ze strachu odpowiadam.
Salome odryglowuje acuszek, wpuszcza mnie do rodka. I mierzy wzrokiem mnie
caego, a raczej mj mundur.
Co to jest w ogle? pyta, wskazujc na mnie.
Przebranie mwi prawd.
Prawd? Czy mundur mojego ojca jest przebraniem? Jestem jak aktor przebrany za
komisarza Geheime Feldpolizei Baldura von Strachwitza? Ostrogi w jego kawaleryjskich butach
s przebraniem?
To mundur mojego ojca. Da mi go wyjaniam jeszcze, przecie niepotrzebnie, ale
jednak z jakiego powodu wyjaniam.
I co ja mam z nim teraz zrobi? pyta z pretensj Salome, jakbym to ja by winien
temu, e jej gach straci przytomno.
Dlaczego on si mnie przestraszy? Dlatego e zobaczy, e mam na sobie mundur
tajnej policji polowej?
Salome nagle przyglda mi si uwaniej.
Tajnej policji polowej? A szto eto?
Wojskowe Gestapo.
Twj tatko jest wojskowym gestapowcem i da ci swj mundur?
By, w kadym razie.
Aha. No to jasnym jest, czemu ten si przestraszy.
No dlaczego?
Bo on Jewriej. Poszed do wojska, eby nie pj do obozu. I jak zobaczy, e ty policja,
to pomyla, e po niego.

Spojrzaem na. Widziaem wicej ni wtedy, gdy spotkaem go po raz pierwszy. Wtedy
widziaem tylko Niemca o wodnistych oczach, a teraz, gdy mam na sobie mundur mojego ojca,
widz oczami mojego ojca: Leutnant. Piechota.
Ocu go, niech si wynosi i niech tu wicej nie wraca.
Jak go mam ocuci, jak? Zaamuje rce Salome.
Id wic do kuchni, bior blaszany kubek, nabieram do zimnej wody, wracam i chlustam
panu Leutnantowi na twarz.
Budzi si natychmiast, patrzy na mnie tymi oczyma, ktre wydaway mi si wtedy blade,
due, ciepe, wilgotne i pene groby, patrzy na mnie wtedy, jakby ukazywa mi jasno, e nie jest
dla kopotem, aby mnie zabi, z bliska, na miejscu, od razu. Tak mi si wtedy zdawao.
A teraz patrz na mnie te same wielkie, wodniste, jasnoniebieskie oczy, jak sarna patrzy
w czarne oka dubeltwki Gringa. Boi si, teraz boi si strachem rozpaczliwym, pozbawionym
nadziei.
Verschwinde von hier mwi. Und komme nie wieder zurck[118].
I zabiera si bez sowa, wstaje, zbiera szybko rzeczy, paszcz, pas z kabur, czapk
i prawie wybiega z mieszkania, bez sowa. Znika. Nigdy go tu nie byo. A ja zostaj z Salome
sam.
Zdejmuj czapk, paszcz, siadam za kuchennym stoem.
Morfina u mnie jest mwi, siadajc naprzeciwko.
To dobrze.
Czego ty chcesz, Kostia? Kim ty jeste?
Niczego nie chc. Jestem Konstanty Willemann.
Czaju chcesz?
Zrb.
Zdja fajerk, postawia czajnik na blasze, podrzucia dwa grubsze polana do pieca i na
powrt siada przy stole, naprzeciwko mnie.
Patrzyem na ni. Wydaa mi si pikn jak nigdy przedtem, mimo e bya w domowej
sukience pod ciepym swetrem, bez makijau, wosy spite w ciasny koczek na karku.
Nigdy nie zadawaem jej adnych pyta. Nigdy nie pytaem, skd si wzia, kim jest,
dlaczego tu mieszka.
Te jeste ydwk, Sala?

W poowie odpara bez sekundy wahania. Ja rodzia si w Odessie. Matka Ruska,


batko Jewriej, oni ubieali z Odessy, jak ja bya pi lata stara, zaraz, zanim bolszewiki przyszli,
oni ubieali do Lwowa i tam my mieszkali.
A w Warszawie skd?
A bo ja zasza w ci. Batiuszka jak ubiea z Odessy, to si da ochrzci i by bardzo
dobry prawosawny. I jak ja w ci zasza, to z domu mnie przegna. e ja blad, a bladzi
chowa nie bdzie. Racj mia, e ja blad.
Patrzyem na ni, nie omielaem si zada pytania. Sama zrozumiaa.
Nie spdziam. Jestem kurwa, ale krwi niewinnej na rkach nie mam. W ochronce
ydowskiej jest. W Lublinie, na Grodzkiej. le jej tam nie dzieje si.
Wstaa, zerkna pod pokrywk czajnika, dorzucia dwa polana w ogie.
Chciaam potem odebra, sama wychowa, nie dali. Listy jej pisz. Ale pewnie jej nie
czytaj. U nas w domu si tylko po rusku mwio, bo bako chcia by Ruski, nie Jewriej,
i czeka tylko, a wrci car. Do cerkwi cigle chodzi. A car nie wrci.
Sala, przecie kiedy chcesz, to mwisz zupenie czysto po polsku.
To tak jak ty, Kostia. Kiedy ty chcesz, to zupenie czysto pa polski gawarisz. A ja nie
choczu. Ja chc miesza polski i ruski, bo wtedy wiem, kto ja jestem. Jestem Sala Zylberman
i jak mieszam polski i ruski, to wiem, kto jestem. Rozumiesz?
Rozumiem. Kipi.
Wstaa, zalaa licie w imbryczku, postawia na stole, razem z filiankami.
Morfiny chcesz?
Chc, ale pniej.
A pokocha si chcesz? I kokain te mam.
Teraz chc si napi herbaty.
Ju nalewam. Ja Ruska. Chocia Zylberman. Ty te Paliak; chocia Willemann. Ale
jaka ze mnie ydwa, Kostia? Pizdy w poprzek nie mam.
Nie masz. Cukru daj.
Daa. Wypiem trzy yki. Niedobra, ale sodka i gorca.
Kady yje jak moe, Kostia.
Prawda. Zostan u ciebie na noc.
Zosta, Kostia, zosta. Pokochamy si. Tylko u mnie nic do jedzenia nie ma.

Dam pienidze. Pjdziesz kupi?


Pjd.
Herbata mnie rozgrzewa i uspokaja.
Tak sobie myl, e ydom to nie bdzie atwo teraz, prawda, Kostia?
Nie wiem.
Ale ja spokojna. Ja nie ydwka. Pizdy w poprzek nie mam. A creczka moja ojciec
Polak. Oficer, jak ty, ale nie uan, tylko lotnik. Wic ona w poowie Polka, wier Ruska i tylko
wier ydowska. Tylko nazwisko moje ma, niedobre nazwisko, bo on nie da. Zreszt dzieci
przecie Niemcy nie bd przeladowa, prawda, Kostia? Prawda?
Prawda.
Tak. Dobrze jej tam, w tym Lublinie, na Grodzkiej. Dobrze, e jej nie ochrzciam,
ochrzczonej by nie przyjli. Bo to ydowska ochronka. Lepiej jej tam, niby jej ze mn byo.
Pienidzy troch nazbieram, to pojad, odwiedz. Moe jeszcze pamita.
Widz j pierwszy raz. Po raz pierwszy widz Sal Zylberman. To nie jest Salome.
Id ju to jedzenie kupi.
Do Hali Mirowskiej pjd, bo i bliej, a Kercelak cigle rozwalony, mao kto tam
handluje.
Dolary mam tylko.
Dolar dobry, lepszy ni zotwka. Daj.
Daem.
Chleb po zoty siedemdziesit za kilo jest, kto to widzia. Funt masa siedem zotych.
Daem jeszcze pi. Zaoya palto i kapelusik i posza.
Zostaem sam.
A ona posza, Kosteczku, w zimn Warszaw, sza Obon, Traugutta i Kredytow,
zakutana w wenian chust. Od maego gazeciarza kupia Nowy Kurjer i na pierwszej stronie
wyczytaa, e na dwudziestego smego padziernika, czyli na pojutrze, ogasza si spis ludnoci
ydowskiej w miecie i postanowia, e si nie zapisze, bo w kocu ydwk jest po ojcu, a to si
nie liczy. Tylko to nazwisko, to przeklte nazwisko, jakby nie moga si nazywa, na przykad,
Zieliska.
A dookoa niej, wrd przechodniw, kryli posacy mierci. Byo ich niewielu,
w kieszeniach nieli zapisane sympatycznym atramentem papiery, w gowach plany, w teczkach,

ryzykujc rozstrzelaniem, nieli pistolet, ktry trafi w czyj do, ale nie w t, ktra go teraz
niesie.
Zaparzyem jeszcze herbaty, posiedziaem przy stole, dugo siedziaem. Nie mylaem
o niczym, po prostu siedziaem i naprawd nie mylaem o niczym, po prostu byem. Dugo.
Potem przypomniaem sobie o tece, w ktrej Salome zbieraa moje rysunki. Wycignem
j, otworzyem, wysypaem szkice na podog.
Nie umiem rysowa. aden ze mnie rysownik. Nie mam nawet odrobiny talentu.
Z wielkim trudem pojem techniczne reguy, jak uchwyci perspektyw, zbiegi, jak
skonstruowa szkielet, potem bryy, naoy walor i faktur.
Zad Salome. Na innym piersi, rozlane, bo ley na plecach, rozrzucone nogi, srom. To nie
ona. Zad. Talia. Plecy. Cyce. Brzuch. Fady, kiedy siedzi pochylona do przodu, twarz ukryta za
wosami. To jej ciao, ale to nie ona.
Zebraem wszystkie bohomazy, gniotc je bezceremonialnie, zabraem do kuchni
i zaczem jeden po drugim wciska w ogie. Nie spieszyem si.
Sala wrcia. Wesza do kuchni.
Chleb kupiam, kartofle, masa p funta, kiebasy dobrej, wdk, czekolad i wie
kur, chocia chud, i jarzyn troch. Zrobi ros i miso bdzie, na kolacj zrobi. Zapaciam
jak za zboe. Rysunki palisz. Szkoda.
Nie s dobre.
Nie s. Ale lubiaam, eby ty mnie rysowa.
Nie umiem rysowa.
To niewane. Ale skoro chcesz spali, to spal.
Spaliem reszt. Siedziaem za stoem, Sala podaa mi wdki w szklance, chleba
i kiebasy, wic wypiem, zaksiem i patrzyem, jak si krzta, oprawia kur i gotuje wod na
ros.
Kiedy wszystko ju byo gotowe, przykryty garnek pyrka sobie spokojnie na maym
ogniu, Sala zapytaa:
Pokochamy si teraz? Pienidzy jeszcze mi dasz?
Dabym i bez kochania.
Ja ci zawsze lubiaam, Kostia, to i pokocha si lubi z tob. A morfiny chcesz?
Daj.

I daa. Poszlimy do ka, Sala do strzykawki zotojelcej nabraa roztworu z nieopisanej


nijak buteleczki, zawizaa mi na przedramieniu opask, oklepaa y, wstrzykna.
Poczuem znane ciepo, jednak jakby z daleka. Jakby roztwr by zbyt rozcieczony,
tylko cie niedawnych, a jednak odlegych dozna.
Salome rozbieraa mnie delikatnie, jakby rozbieraa dziecko. Kurtk wczeniej sam
odwiesiem, wic teraz mocowaa si chwil z kawaleryjskimi butami, a zdja, potem rozpia
mi spodnie i koszul, zdejmujc je ze mnie delikatnie, potem rozwina jaki proszek, pewnie
z kokain, i wcigna go nosem i sama si rozebraa i zobaczyem jej ciao: tuste uda i brzuch,
bardzo pikne i cikie piersi, wszystko biae, jak mleko albo jak mier.
Potem caowaa mnie dugo, chocia na pocztku nie mogem stan na wysokoci
zadania, ale pniej, kiedy odpywaem ju powoli w niewiadomo, ciao nagle zadziaao tak,
jak powinno, wic kochalimy si krtko, ja byem tylko pwiadomy, a potem zasnem,
a potem obudzia mnie znowu pocaunkami.
Lubi ciebie i lubi twojego kutasa, Konstanty.
Nie musisz kama.
Nie kami. Lubi ciebie. Jeste teraz jaki inny; wtedy te ci lubiaam, bye jak
dzikie, ranne zwierz. Miotae si. A teraz ju nie i teraz jeszcze wicej ciebie lubi. Dasz mi
jeszcze pienidzy?
Dam. Zjedzmy t kur.
I jedlimy gotowan w rosole kur, drzwi byy zamknite, w mieszkaniu Sali byo ciepo,
wilgotno i stchle, na cianach jak zwykle kwitn grzyb, a potem poszlimy razem spa i spaem
z ni, bo brakowao mi spania pod jedn pierzyn z ciepym, mikkim kobiecym ciaem, a rano
obudziem si przed ni i chciaem wymkn si po cichu.
W kuchni zaoyem cywilny garnitur, ale zamierzaem wystpowa dalej jako Baldur
von Strachwitz i te wanie dokumenty i magiczny dysk schowaem do kieszeni, sauera
wetknem za pasek, mundur, oporzdzenie i wojskowe buty schowawszy do walizki.
Pienidze dla Sali, dla Sali Zylberman. Pooyem na stole trzydzieci dolarw.
Kiedy byem ju przy drzwiach, Sala wysza do mnie, owinita kocem, a pod kocem
naga.
Ty ju nie wrcisz do mnie, Kostia, prawda?
Nie wrc.

Pienidze mi zostawie?
Na stole. Miej si dobrze, Salomeo.
Tak. Wrc jeszcze pospa troch.
Dobrze.
Wyszedem. Byo wczenie, ledwie soce wstao i byo zimno, a ja nie chciaem i do
domu, nie chciaem i do domu z czekolady, bo baem si duchw.
Poszedem w stron Starego Miasta, ale skrciem w Karow, schodkami wspiem si na
skarp, zasapawszy si troch.
Nad miastem szare chmury, ale przynajmniej nieg nie pada. Nie wiem co dalej, ale
pierwszy raz w yciu wcale mi to nie przeszkadza, bo nagle wiem, nie wiem skd, ale wiem, e
wystarczy pozwoli, aby rzeczy si dziay.
Na gmachu Polskiego Towarzystwa Higienicznego dwch wyrostkw rozklejao te
obwieszczenia. Jeden trzyma pacht, drugi maza po niej pdzlem, przyciskali do ciany i dalej
nastpn, przyklejali wanie trzeci, a ja podszedem do pierwszej.
Niejaki Hans Frank proklamuje utworzenie Guberni Generalnej dla zajtych obszarw
Polski. Nie myli si Steifer; co tu musi powsta. Pytanie, czym to si okae.
Poszedem dalej, przez Krakowskie, Trback, a na Fredry. Coraz wicej brukw
uporzdkowanych, uprztnitych, torowiska prostsze, ale miasto dalej tonie w bocie. Na Fredry
trzech starych ydw w chaatach rozkopywao grb.
Co robicie, ludzie? zapytaem, zdziwiony.
Zarzdzili powszechn ekshumacj, to wykopujemy, gdzie kazali.
D by ju gboki, zajrzaem do rodka. Wida byo ciao, ciao kobiety bo sukienka.
Okopywali je opatami. Sukienka brudna, ale wida na niej drobne, biae kwiatki. Ryczki.
Zawsze lubiem letnie sukienki w ryczki.
Zostawcie te opaty, wycignijcie j ju rozkazaem.
Spojrzeli na mnie niechtnie.
Jak pan taki mdry jeste, to sobie sam j pan wycigaj odwarkn
Nicht frech werden, Jude. Du sprichst zu einem Deutschen[119] warknem.
Dlaczego to zrobiem? Zrobiem to bez dlaczego. Zrobiem to, bo nie chciaem, aby
naruszyli ostrzem opaty ciao ju zabite, a nie chciaem tego, bo nie chciaem.
Popatrzyli po sobie i na mnie, wicej strachu ni niechci. Odoyli opaty, rkami zaczli

odkopywa trupa, odkopali go do koca i wycignli na zewntrz. mierdziao.


Rozkazaem jeszcze j przykry, a zanim przykryli, przyjrzaem si: trup jak trup, nic
ciekawego. Sukienka w ryczki. Wieku pozna nie sposb, ciao brudne od ziemi. yd przykry
trupa plandek.
Wartownik przed Klubem Niemieckim mnie pozna, co oszczdzio mi wygrzebywania
dokumentw Willemanna, bo jednak obawiabym si legitymowa tutaj jako Baldur.
Wchodz. Id do jej biura, mijaj mnie ludzie, ale ja nie mijam nikogo, nikogo nie widz.
Wchodz bez pukania. Wiedziaem, e ju bdzie u siebie i jest u siebie, w mundurze, wosy
zebrane, przy biurku obok sekretarka w mundurze stuka w maszyn, a moja matka podnosi
wzrok znad papieru, wcieka, e kto wchodzi bez pytania, ale wcieko znika natychmiast na
mj widok.
Konstanty! cieszy si i nie przerywajc radoci, warczy do sekretarki: Hau ab,
Hilda. Aber sofort![120]
Sekretarka znika jak zmieciona, nawet nie ujrzaem jej twarzy, wzrok wbity w podog
albo gdzie indziej w ogle.
Dzie dobry mamie mwi.
Dzie dobry, Konstanty. Siadaj.
Siadam na krzele dla interesantw, a przecie nie jak interesant.
Herbaty si napijesz, Konstanty? pyta.
A ja ju rozumiem. Widz wszystko w jej wzroku. Widz wszystkie moje samokamstwa.
Nie chc herbaty.
Dobrze, dobrze. Co u ciebie, synu? Dzwoniam do ciebie na Madaliskiego, nikt nie
odebra.
Byem w Budapeszcie odpowiadam odruchowo.
Patrzy na mnie przenikliwie, co to znaczy: patrze przenikliwie? Wcale nie patrzy
przenikliwie; patrzy uwanie, ale jej wzrok mnie nie przenika, teraz rozumiem. Kiedy zdawao
mi si, e moe przeze mnie patrze, e widzi moje wntrze, teraz rozumiem: to nieprawda.
Jestem kim innym.
Czy ja jestem kim innym?
Przemieniem si. Dzidzia mnie przemienia.
Naprawd?

Nie wiem. Ale przynajmniej widz janiej.


Przecie widz j teraz: biedn, szalon staruszk, ktrej caym yciem jest jedyny syn.
Ja. Konstanty Willemann. Inteligentn, szalon staruszk, ktra widzi i rozumie, jak moje ycie
cieknie i toczy si na marne, ktra rozumie, e z mojego ycia nic nie wynika, i wie, e to jej
wina. Nie moja, jej. Daa mi wszystko, a to za duo. Wszystko, co mam i miaem dostaem.
Spokj, dobrobyt, on nawet od niej dostaem, jeli dobrze si zastanowi. Tylko kurwy, wdka,
narkotyki, awantury, tylko to byo moje, tylko to osignem sam. Bo przecie mj nie by ani
Grudzidz, ani moje oficerowanie w puku, uani, karabiny maszynowe, pociski smugowe,
wszystko to ona mi daa, bez niej kim bybym?
A ona beze mnie kim?
Wic patrzy na mnie i martwi si, po prostu, jak matka. Dlaczego w Budapeszcie? Po co
w Budapeszcie? Czy naprawd w Budapeszcie?
I dlaczego zaoya ten mundur, teraz, gupi, rozumiem. Oczywicie. Trudno mi to znie,
bo ju rozumiem.
W Budapeszcie bye? Po co? pyta w kocu.
Ach, sprawy zaatwi. Rne. Pjd ju.
Zaczekaj, Konstanty, nic nie mwisz, co z tob
Ale wstaj. Ale si odwracam. Gupiec. Gupiec. Cae ycie, trzydzieci lat, gupiec.
Posied jeszcze, Konstanty! Nie trzeba ci czego?
Chciaaby da mi pienidzy. Ale otwieram ju drzwi.
Do widzenia mamie mwi.
Zaczekaj! Unosi si nawet zza biurka.
Ale wychodz. Wybiegam prawie, mimo walizki wybiegam. Biegn, walizka obija mi
nogi, gupi, gupi gupiec.
Dokd biegn? Do Loursa? Nie. Lours to kamstwo. Ju oddechu w pucach brak, ludzie
patrz dziwnie, facet z walizk biegnie, a przecie nie na dworzec, nie na pocig, wic zwalniam
kroku, id, ale id niechybnie i pacz nawet troch, wszystko kamstwo, gupi, gupi gupiec,
cae ycie kamstwo. Wierzbowa kamstwo. Senatorska kamstwo.
Jestem Konstanty Willemann kamstwo. Lubi samochody kamstwo. Nie lubi koni
kamstwo.
Ulica Podwale kamstwo. Schody kamstwo. Drzwi kamstwo. Pukam kamstwo. Dysz

kamstwo.
Hela uchyla drzwi. Ju zaoyli nowy acuszek.
Wejd, ojca nie ma mwi po prostu i otwiera.
Wchodz. Nie wiem, co powiedzie, nic nie mwi.
Jurek? pytam tylko.
Jureczku! woa Hela.
A on wychodzi. Zalkniony.
Jureczku, przywitaj si z tatusiem.
Dzie dobry, tatusiu.
Dzie dobry, Jureczku.
Kamstwo.
Podbiegam do, a on si cofa, nic mu nie przywiozem z Budapesztu, nawet kawaka
czekolady mu nie przywiozem, nic.
Cofa si, ale zagarniam go ramionami, tul, Jurek, Jureczek mj, jak mogem ci
porzuci, zostawi, zapomnie, nie by przy tobie, nie chroni ci, nie karmi, nie czyni tobie,
tak maemu, wiata przychylnym, przecie ty to wcale nie may inny mniejszy ja, tylko kto
zupenie inny.
Pu, tatu, pu krzyczy Jureczek.
Puszczam. Ucieka do pokoju.
Nie moesz tak tutaj przychodzi mwi Hela.
Kocham ci, Heleno odpowiadam, odwracajc si do niej.
Nie artuj sobie nawet tak, Kostek, nie artuj. Id do domu.
Nie potrafi tak. Nie znios tej farsy, tego udawania, chc by z tob i Jureczkiem.
Kamstwo.
Tak jest bardziej prawdziwie, ni gdybymy nie udawali, Konstanty.
Wstaj. Jureczek bawi si ciarwk, jedzi ni po dywanie.
Jaka Helena jest, nie wiem, przecie nigdy jej nie poznaem, nic o niej nie wiem, czy ona
mnie interesowaa kiedykolwiek, czy ja to mog jeszcze naprawi, czy cokolwiek mog jeszcze
naprawi?
Czy ja to mog jeszcze naprawi, Heleno? Czy cokolwiek mog jeszcze naprawi?
Teraz musisz i, ojciec gotw dosta apopleksji, gdyby ci tu zobaczy. Id ju,

Konstanty, id. Zadzwoni do mieszkania, do ciebie, spotkamy si w parku jakim, pobawisz si


z Jureczkiem. Ale teraz id. Id do domu, skdkolwiek wracasz z t walizk.
Pienidzy ci dam bekocz i wysupuj z kieszeni ostatni pidziesitk, nie moj.
Nie trzeba mi.
We, dla Jureczka.
Jemu te nie trzeba. Zabierz swoje dolary i id ju, Konstanty.
Pjd, jak wemiesz.
Dobrze.
Wzia. Odprowadzia mnie do drzwi. Wyszedem na klatk, ona zostaa w rodku,
zamkna na acuszek i patrzya na mnie przez drzwi uchylone, czekaem wic, co powie.
Iga znowu znikna szepna po chwili.
Jak to: znikna?
Przez ciebie.
Hela
Tylko wzruszya ramionami i zamkna drzwi.
Poszedem.
Do domu. Dugo szukaem doroki, eby nie i piechot, znalazem dorok dopiero na
placu Zamkowym. Przy zamku krcio si mnstwo Niemcw.
Pojechaem, dryndziarz postawi mi bud, schowaem si, wtuliem, zamknem oczy,
eby nie patrze na Warszaw, eby nie wiedzie nic, wszystko kamstwo.
Jechalimy dugo, jechalimy wiek cay, obe zgarbione plecy, okrga czapka
dryndziarza, ata na paszczu, smtna ga bata, smrd konia, nie lubi koni.
E. Wedel. Czekolada.
Pac. Nie mam czym. Prosz dryndziarza, aby poczeka, biegn do mieszkania, mojego
mieszkania po schodach, klucze klucze gdzie klucze nie ma kluczy, Inynier zosta, kiedy
wyszlimy, ale przecie zabieraem klucze, s. W walizce. Ubrania na korytarzu rozrzucone.
Otwieram, rzucam walizk, otwiera si i wysypuj si z niej rzeczy, mundur, buty, ale to
niewane. Wygldam przez okno, dryndziarz czeka.
Na fotelu w salonie siedzi Jacek i pi. Chrapie. Na kolanach trzyma pistolet. Obok niego
butelka po wdce. Szukam pienidzy, Jackiem zajm si potem, niech pi, teraz musz zapaci
dryndziarzowi, wic szukam pienidzy.

Nie ruszaj si!


Obudzi si. Nie wstaje, wyciga rk z pistoletem w moj stron.
Jacek. Musz za dorok zapaci. Zaraz tu wrc, tylko za dorok zapac.
Rozumiesz?
Nie ruszaj si mwi do mnie i wstaje.
Jacku, przez okno wyjrzyj. Dorokarz tam czeka, a zejd i mu zapac, zgubiem
portfel i musiaem mu zapaci, a nie miaem czym. Masz dziesi zotych?
Po co kami?
Patrzy przez okno. Jest pijany, rka mu dry, mgbym na niego skoczy i wytrci mu
bro z rki, mgbym wycign mj pistolet i go zastrzeli, Jacka zastrzeli, mj pistolet pistolet
mojego ojca mgbym.
Nie mgbym.
Rka mu dry.
Jacek. To nie tak byo z Ig, jak ci si wydaje. Jacku. Naprawd mwi, prbuj
mwi tonem spokojnej perswazji, prbuj. Zejd, zapac, wrc do ciebie, pogadamy.
Siadaj odpowiada i co w jego gosie kae mi usi.
Idzie zamkn drzwi.
On tu przyjdzie za mn po te pienidze, Jacku. Przyjdzie tutaj, rozumiesz? Wstyd
bdzie. Musz zej i mu zapaci.
Potyka si o moje rzeczy, o mj mundur ojca mundur, niemiecki mundur. Przyglda si
temu mundurowi. Dugo, pistolet opuci, na mnie ani nie spojrzy, gapi si na mundur.
Mgbym. Ale nie.
Zamyka drzwi.
Wraca na fotel. Siada.
Drugi dzie czekam.
Skd miae klucze?
Dae mi kiedy, nie pamitasz? Bye moim przyjacielem, dorobie mi klucz i dae
mi na wszelki wypadek, nie pamitasz?
No tak, byo co takiego. Przypominam sobie czy nie przypominam sobie?
Ona odesza. Przez ciebie.
Jacek, ja z ni nie spaem. Nie spaem z ni, rozumiesz? Ju raz si strzelalimy

o gupstwa, o moj gupot, po co znowu?


Jaki ty jeste gupi, Konstanty bekocze Jacek. Jaki gupi, jaki gupi. A ona w jednej
sukience odesza. Przez ciebie. W twojej ulubionej, chuju rybi, w twojej.
Nie celuj do mnie, Jacku, prosz ci. Jestem gupi, ale nie celuj do mnie. Nie spaem
z ni.
To ju niewane, Kostek. Jest na ciebie wyrok. Wyrok mierci. Za zdrad. Ty szkopie.
Musz i zapaci dryndziarzowi, Jacku.
Wyrok jest na ciebie, Konstanty, nie rozumiesz?
Kto go wyda?
Suba Zwycistwu Polski.
Polska przegraa.
Wanie przez takie gadanie. Jak moge mnie zdradzi?
Doroka czeka, musz zapaci, Jacku.
Siga lew rk po wdk, co tam jeszcze jest w butelce, zbami wyciga korek, robi
duy yk.
Jak moge tak mnie zdradzi? Ten mundur
To mojego ojca prbuj mu przerwa, ale on nie sucha.
Za paskiem spodni mam pistolet. Mojego ojca. Mgbym?
Ten mundur, wszystko. A ja ci tak broniem, Konstanty. Przed wszystkimi. Miaem ich
za gupcw, za ograniczonych filistrw, kiedy tak mwili. Broniem ci, zawsze.
Wiem. Jacku, ja musz pj zapaci dorokarzowi. Czowiek tam czeka, ile moe
czeka?
Zamknij si, Kostek. Wyrok na ciebie jest. Wydany. Jak moge pj do
Peszkowskiego z Niemcami, jak moge, szkopie? Jak moge moj Ig?
Milcz. Skoro kaza mi si zamkn, to bd milcza.
Wyrok na ciebie jest, rozumiesz? Wyrok. Suba Zwycistwu Polski. Pierwszy wyrok.
Sd polowy. Pierwszy wyrok. I ja si zgosiem, rozumiesz? Mwili, e nie dam rady, a ja si
zgosiem.
Jeste pijany odpowiadam, chocia miaem milcze.
Ty cae ycie przeszede pijany, Konstanty. Jak moge mnie zdradzi?
To nie tak, Jacku. Ja nie mog o tym wiele mwi, o tej Subie Zwycistwu Polski

nigdy nie syszaem, ale ja jestem w prawdziwej, rozumiesz? Wywiad. Mam ci wcign,
takie mam rozkazy.
Sucha, nie sucha? Nie patrzy na mnie. Zamkn oczy, zasoni lew doni, pistolet, do
z pistoletem na kolanach. Mgbym wiele.
Z Budapesztu wrciem. Jako kurier. Regulamin komunikacji kurierskiej przywiozem,
Dzidzia tam zostaa, byem tam z Dzidzi Rochacewicz, dlatego mundur, przebranie, rozumiesz?
Nie sucha.
Musz pj zapaci dryndziarzowi, Jacku. Zaraz wrc i porozmawiamy, dobrze?
Wstaj.
Jak moge mnie zdradzi, Konstanty? Tylko ja ci kochaem, tylko ja ci naprawd
kochaem, a ty mnie zdradzie.
Przecie ci tumacz
Strzeli. Jak straszn pici w brzuch. Ja na ziemi. Jacek pacze.
Jak moge, ona bya Musiae j wzi sobie, bo miae tak zachciank, tak?
Musiae wanie j?
Sufit. Regulamin komunikacji kurierskiej Steifera. Kto zaniesie na plac Zbawiciela?
Musz zapaci dorokarzowi. Kto zapaci? On czeka. Ciepo. Jacek siada przy mnie, kadzie
sobie moj gow na kolanach.
Jacek gadzi mnie po wosach.
Kochaam ci, Konstanty, a teraz bd kochaa jego, bo ja musz kogo kocha, wic
bd go kochaa, wydronego i wypenionego rozpacz. On bdzie taczy wok opuncji, kiedy
ty odejdziesz w drugie krlestwo mierci, a ja bd taczya z nim.
Dlaczego, Konstanty, dlaczego? pacze Jacek.
Milcz. Oddycham jeszcze. Nie ma dlaczego. Nic nie jest dla czego, wszystko tylko
jest. Jest tylko ciemna, czarna, pulsujca substancja ukryta pod cienk skr tego wiata i tylko
na zewntrz, na wierzchu szuka odpowiedzi na pytanie dlaczego.
Nic nie jest dla czego.
Musz zapaci dorokarzowi.
Autor powieci jest laureatem
Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Moda Polska 2010.

PRZYPISY
[1] (niem.) Bdzie karane mierci.
[2] (niem.) Konstantin, jak bdziesz niegrzeczny, jak bdziesz si le zachowywa, to
zostaniesz ukarany! Konstantin, mw po niemiecku!
[3] (niem.) nazywa si Thorak, jest zachwycony piknem pani i prosz o wybaczenie
miaoci, ale czy pani zgodziaby si mu pozowa?
[4] (niem.) z karoseri samonon.
[5] (niem.) Przyjd do mnie jutro na Richard Holtzestrae 1, na pierwszym pitrze, jest
wizytwka na drzwiach.
[6] (niem.) Nie, panienko, nie mog, naprawd nie mog, tak nie mona, panienko.
[7] (niem.) przez Wrocaw i potem dalej, do Hamburga.
[8] (niem.) Strze si matki, synu, bo ona jest jak dzikie zwierz, straszne zwierz. Ona
jest jak wcielony grzech, grzech, ktry w jedwabnych poczochach przechadza si ulicami.
[9] (niem.) Zawieziecie mnie teraz na Leszno-Strae, tylko szybko.
[10] (niem.) Bardzo przepraszam pana, ale kim pan w ogle jest?
[11] (niem.) To tajemnica pastwowa.
[12] (niem.) Jazda! Jazda!
[13] (niem.) Zamknij ryj, wieprzu! () To ja wojn wygraem, wic bd sra, gdzie mi
si spodoba!
[14] (niem.) Otwiera, policja.
[15] (niem.) jawnej ani tajnej policji.
[16] (niem.) Jak tysic lat temu Hunowie pod przywdztwem swojego krla Attyli
zdobyli okrutn saw, ktr si ciesz do dzisiaj w przekazach historycznych i legendach, tak
niech imi Niemcw zapisze si dziki wam na nastpne tysic lat w taki sposb, eby ju nigdy
aden Chiczyk nie odway si spojrze krzywo na Niemca.
[17] (niem.) skandal o oglnoniemieckim zasigu.
[18] (niem.) Ja teraz, kochany synku, na wojn. eby w kocu ukrci francusk
arogancj. eby zawsze si ju nas bali, na wieki wiekw.
[19] (niem.) Tak to si koczy, jak kto z nami zadziera, durne Polaczki.
[20] (niem.) Zamknij si lepiej, bydlaku! () Przecie jestem Niemcem.

[21] (niem.) Jest pan Niemcem? W takim razie prosz pokaza kenkart.
[22] (niem.) Jak mgbym pomc?
[23] (niem.) Nie, tatusiu, przesta tatusiu, ju do, nie askocz!
[24] (niem.) To mj syn.
[25] (niem.) Witam w szeregach narodu niemieckiego, panie Willemann.
[26] (niem.) dam.
[27] (niem.) Pan jest pewien, e ona jest tutaj internowana, prawda? () Tak. () Ale
skd pan to niby wie? () Po prostu wiem. () Skoro zostaa aresztowana, to znaczy, e co
przeskrobaa, mj panie. Kim ona jest dla pana? Mieszka pan w Warszawie przed wojn, nie jest
pan z Rzeszy, prawda?
[28] (niem.) walczy z polskimi powstacami o Grny lsk.
[29] (niem.) Czyli jest pan Niemcem?
[30] (niem.) naturalnie, byem obywatelem polskim.
[31] (niem.) W czasie wojny wszystko i kady kojarzy si z polityk.
[32] (niem.) Nie sdzi pan chyba, e mgbym zakocha si w ydweczce, co? ()
Z drugiej strony czy serce sucha partyjnych przemwie?
[33] (niem.) Mio ma swoj cen, panie Willemann.
[34] (niem.) to nieuniknione.
[35] (niem.) W takim razie ile? () Dwa tysice dolarw powinno wystarczy.
[36] (niem.) Zaatwione.
[37] (niem.) Co teraz? () Prosz poczeka momencik. () Zaraz zostanie zwolniona.
[38] (niem.) kenkart i swj wiedeski niemiecki.
[39] (niem.) To jest twarz bohatera wojennego, gnojku! Spieprzaj!
[40] (niem.) Mj synek, mj kochany, zaginiony synek.
[41] (niem.) Nie bij go, natychmiast przesta go bi, nie bij go!
[42] (niem.) Kocham ci, tatusiu.
[43] (niem.) Cesarz abdykowa.
[44] (niem.) Ojcze, gdzie twj paasz?
[45] (niem.) Wyno si (). Chc si tylko poegna (). No to si egnaj, a potem
wynocha (). Powiedz do widzenia, a potem spieprzaj, ale ju.
[46] (niem.) egnaj, synku. Do zobaczenia.

[47] (niem.) Noc nadchodzi cakiem cicho.


[48] (niem.) To niezwyky zaszczyt pozna panie.
[49] (niem.) Wszystko mog znie.
[50] (niem.) Panie hrabio, ja wiem, e waciwie nie wypada, ale duej nie wytrzymam:
czy mog prosi pana do taca?
[51] (niem.) Krew i honor te porzuciem. Wszystko.
[52] (niem.) Pozwl mi odej.
[53] (niem.) Matka jest w Warszawie, ojcze.
[54] (niem.) To Niemiec, syszycie? To Niemiec!
[55] (niem.) Tutaj, prosz, s twoje dokumenty (). Gupi pijaku! () Zabierz go do
ka, kobieto.
[56] (niem.) Prosz wej.
[57] (niem.) Pozwoli pan, e przedstawi: mj syn Konstanty.
[58] (niem.) Wiele o panu syszaem.
[59] (niem.) Do naszych spraw wrcimy pniej, pani Willemann. Do widzenia.
[60] (niem.) No to co robimy?
[61] (niem.) Chodcie za mn.
[62] (niem.) Co teraz?
[63] (niem.) prosz bardzo, ja dopilnowaem tutaj swoich obowizkw.
[64] (niem.) prosz, a tutaj mamy salon.
[65] (niem.) Wynocie si std, winie!
[66] (niem.) ajdaki! Jestem tak samo dobrym Niemcem jak wy, lepszym ni wy! Mj
ojciec jest hrabi, rycerzem, bohaterem wojennym, a wasi ojcowi niby kim s, dupki jedne!
[67] (niem.) Sucham pana. () Ja do Sucham? () Ja do pana Strachwitza. ()
A pan kto?
[68] (niem.) Schodami na gr, trzecie pitro.
[69] (niem.) Syszaem ci na schodach. Syszaem, jak pakae i woae mnie i matk.
[70] (niem.) Syszaem ci na schodach, syszaem jak pakae. Wejd.
[71] (niem.) Polski genera tu mieszka (). Wiem. () Bye na wojnie? ()
W kawalerii. Podporucznikiem byem w 9. puku uanw. () Podporucznik? () Co jak
chory? () Nie. Tak si nazywa w wojsku polskim najniszy stopie oficerski. Podporucznik.

Odpowiada naszemu waszemu Leutnantowi. () Rozumiem. Walczye? () Tak, byem


przy kaemach. Dali mi order. To znaczy krzy walecznych. () Wiem, co to znaczy. Usid.
[72] (niem.) Nie ma tu nigdzie kieliszkw do wdki. Chyba by abstynentem
[73] (niem.) Dobrze, e przyszede. () Tato, ja nie jestem Niemcem. () Wiem. Mnie
to ju w ogle nie obchodzi. () Dobrze, e przyszede. () Przyjem obywatelstwo Rzeszy.
Ale nie jestem Niemcem. Pracuj dla takiej polskiej organizacji. () Dobrze, e przyszede.
() Potrzebuj twojej pomocy.
[74] (niem.) Dobrze, bdzie pasowa.
[75] (niem.) Za to.
[76] (niem.) Bielizn te, tutaj masz wie, nieuywan. I skarpetki.
[77] (niem.) Z tym si lepiej nie obno.
[78] (niem.) No, to przejrzyj si w lustrze.
[79] (niem.) Dziurki po odznaczeniach s troch dekonspirujce.
[80] (niem.) Mam jeszcze inn bro, prywatn
[81] (niem.) To jest ten mauzer?
[82] (niem.) Jeli macie jak organizacj, to moe kto ci te zdjcia wymieni, dorobi
piecztki. Na pewno macie kogo takiego.
[83] (niem.) Rozumiesz? () Rozumiem. () Tato. Przecie za to ci rozstrzelaj. ()
Nie rozstrzelaj. () Przebierz si i id ju.
[84] (niem.) Odprowadz ci na d, synu. To wane, eby stranik zobaczy nas razem,
gdy bdziesz wychodzi.
[85] (niem.) Id ju. To mi wystarczy. Id.
[86] (niem.) Pistolet maszynowy ci si przyda, syneczku. Tam gdzie jedziesz. A mnie si
nie przyda, bo ja tu zostaj.
[87] (niem.) Feldpolizeisekretr Vanitschek mwi dobrze po polsku, jest inteligentny,
bardzo systematyczny, chocia niezbyt szybko podejmuje decyzje. Stanowi cenny nabytek dla
Geheime Feldpolizei, zaleca si dooy stara w celu rozwoju jego kompetencji.
[88] (niem.) znaki szczeglne.
[89] (niem.) ryjcie gwno, ciule.
[90] (niem.) Jestem Baldur von Strachwitz, lubi kobiety, lubi wojowa i zabija, boj
si kobiet, wiata, ludzi i boj si wszystkiego.

[91] (niem.) Szanowny panie oficerze


[92] (niem.) e to ja, Baldur, Baldur von Strachwitz.
[93] (niem.) Otwiera! Szybko!
[94] (niem.) Tak, o co chodzi?
[95] (niem.) Gdzie bylicie, winie! () Ci ludzie czekaj tutaj na was od godziny!
[96] (niem.) Bo nikogo nie zdradziem.
[97] (niem.) Czy ja to myl, Baldur Bez Twarzy? I gdzie teraz jestem? Ja to myl.
[98] (niem.) Dobry wieczr. () Dobry wieczr, panie oficerze. () Czy mona
dokumenty zobaczy? () Musz si dosta na drug stron Wisy? () Polacy most
wysadzili. Ale obok jest nasz pontonowy, tymczasowy. Szos normalnie, jak do tego,
wysadzonego. Spokojnie si pan tam dostanie. Ale pogoda okropna, prawda?
[99] (niem.) Prawda, prawda () eby nieg w padzierniku! () Dziwny rok. ()
Dziwny, panie oficerze. Szczliwej drogi. () Gdzie tu mona zatankowa? () Na posterunku
przy mocie maj benzyn, dadz, jak pan zada. () Dzikuj.
[100] (niem.) Benzyna jest. Jest. Zatankujcie. () Zatankowa do pena, ale ju. ()
Gotowe, panie oficerze.
[101] (niem.) Pan kapitan jest zupenie pijany, a rano musi by w Budapeszcie.
[102] (niem.) Dzisiaj nasze s Niemcy, a jutro cay wiat.
[103] (niem.) Jestem Baldur von Strachwitz i mam blizn zamiast twarzy.
[104] (niem.) Jestem Strachwitz. Jestem stara, lska szlachta.
[105] (wg.) Dzie dobry. Wgierska kontrola graniczna. Poprosz dokumenty.
[106] (niem.) Dobry czowieku, mwisz po niemiecku?
[107] (niem.) Naturalnie, e mwi po niemiecku. Ale tu s Wgry, a ja jestem
wgierskim andarmem i jako wgierski andarm prosz pana o dokumenty.
[108] (niem.) Miego pobytu, panie oficerze. () Dzikuj. Do widzenia.
[109] (niem.) Jestem Baldur von Strachwitz i wanie uciekam z Warszawy.
[110] (niem.) Dobry wieczr. S wolne pokoje? Von Horn jestem; to moja ona.
[111] (niem.) Oczywicie.
[112] (niem.) Jestemy wiedeczykami. () Nienawidzimy Hitlera. Skd tutaj ci biedni
Polacy?
[113] (niem.) Polakw tutaj wszdzie mnstwo. Podobno kilka tysicy polskich oficerw

jest w Budapeszcie, a moe kilkanacie, tak mwi. Wszdzie ich wida.


[114] (niem.) I tak ju od trzech tygodni. Ojczyzn stracili, a bawi si doskonale.
[115] (niem.) Pana von Horna prosz o przyjcie do hotelowych term w poudnie.
[116] (niem.) Do Wiednia, Pragi czy do Warszawy, panie komisarzu?
[117] (niem.) Co si tam dzieje, do diaba!
[118] (niem.) Zabieraj si std i nigdy nie wracaj.
[119] (niem.) Nie pyskuj, ydzie. Do Niemca mwisz.
[120] (niem.) Wyno si, Hilda. Ale ju!

You might also like