Professional Documents
Culture Documents
ROZDZIA PIERWSZY
CZY SKARB TEMPLARIUSZY ZNAJDUJE SIE W POLSCE? TAJEMNICZY
DOKUMENT
TOWARZYSTWO
POSZUKIWACZY
SKARBW
KAPITAN
Pod koniec czerwca, w samo poudnie, gwatownie zaterkota dzwonek przy moich
drzwiach. Niechtnie wstaem od biurka, przy ktrym lczaem nad zawiymi dziejami
zakonu templariuszy, otworzyem drzwi i napotkaem sympatyczne i mie memu sercu
twarze trzech harcerzy: Tella, Wiewirki i Sokolego Oka.
- Panie Tomaszu! Panie Samochodzik! - woali jeden przez drugiego. - Szykuje si
nowa przygoda, prawda?
Ich twarze wyraay ogromne zaaferowanie. Nie zapytali nawet, czy mam czas na
rozmow.Wpakowali si do pokoju, obsiedli fotele.
- I co pan na to? Co pan na to, panie Tomaszu? - pyta Wilhelm Tell, wymachujc
gazet. Zrobiem zdziwion min.
- Jeszcze nie czytaem dzisiejszej prasy..,
- To niech pan czyta! Szykuje si przygoda! Nowa wyprawa po zote runo! - znowu
woali jeden przez drugiego. I wetknli mi do rk przyniesion gazet.
- Ale ja mam bardzo pilne zajce... - broniem si.
ZNAJDUJ SI W POLSCE?
Wyznaj, e zrobio mi si na przemian zimno i gorco. Potem, w miar jak
zapoznawaem si z treci opublikowanego artykuu, narastao we mnie uczucie gniewu.
- Co za dure! Co za bawan! Ach, ebym go tak dosta w swoje rce! - krzyknem,
uderzajc doni w rozoon gazet. - Po co on to opublikowa?
Chopcy byli bardzo zdziwieni.
- Pan sdzi, e to zwyka kaczka dziennikarska? Pan przypuszcza, e nie ma w
Polscc skarbw templariuszy?
Poszedem do kuchni i napiem si wody. Troch ochonem z gniewu.
Powiedziaem:
- Nie wiem, czy s w Polsce skarby zakonu templariuszy. Natomiast zdaj sobie
spraw, e t gazet czyta prawie p miliona ludzi. Z tego p miliona zapewne
przynajmniej kilku lub kilkunastu zapragnie sta si posiadaczami bezcennych skarbw. I
rozpocznie si takie myszkowanie za owymi skarbami, e a zimno mi si robi na sam
myl o tym. Zaczn ku dziury we wszystkich starych zamkach, przeoraj i przekopi kady
metr ziemi. Skarbw oczywicie nie znajd, bo by moe nie ma ich u nas, ale na pewno
utrudni poszukiwania tym, ktrzy t spraw zechc zaj si na serio. Dlatego wanie tak
rozgniewa mnie ten artyku.
- Wic pan powtpiewa o istnieniu tych skarbw W Polsce? - spyta Tell.
- Och; a tak nie myl... - odrzekem wykrtnie. - Wydaje mi si jednak, e jest to
historia niezwykle skomplikowana.
Nagle odezwa si Sokole Oko, ktry przez dusz chwil krci si koo mojego
decyzja o ich udziale, natychmiast zdali sobie spraw, e stanli oko w oko z niezwyk
przygod, Czekay ich trudy i niebezpieczestwa, ktrych nikt nie potrafi przewidzie.
Naleao by czujnym, powanym, odpowiedzialnym.
- Czy zabra ze sob kusz? - spyta cicho Wilhelm Tell. Skinem gow. Odezwa
si Sokole Oko:
- Artyku w gazecie nie zaskoczy pana, a tylko zirytowa. To znaczy, e pan ju
znacznie wczeniej wiedzia o skarbie. Zapewne wie pan o nim wicej, ni to zostao
napisane w tej gazecie. Jeli mamy by panu pomocni, chcielibymy take usysze co
wicej, ni przeczytalimy w gazecie.
- Co to by za zakon? I skd oni mieli skarby? - dopytywa si Wiewirka.
- To bardzo duga historia - powiedziaem. - Suchanie jej zajoby nam kilka godzin.
A przecie jutro rano musimy wyjecha. Drog bdziemy mieli dalek, a na krace Polski.
Po drodze oppwiem wam o historii skarbu templariuszy. Dzisiaj musz spakowa swoje
rzeczy i odebra samochd z remontu. Wy take powinnicie przygotowa si do wyprawy.
Nie potrzebuj chyba wylicza, co powinni zabra ze sob harcerze wybierajcy si na
niebezpieczn przygod. Na razie wtajemnicz was zaledwie w kilka szczegw.
- Suchamy! Pilnie suchamy! - zawoali chopcy. Zapaliem papierosa i spacerujc po
pokoju, rozpoczem opowiadanie:
- Jak wiecie, jestem autorem kilku ksiek o poszukiwaniach i odnalezieniu rnych
skarbw na terenie Polski. Ktra z tych ksiek zapewne dotara za granic albo, co jest
prawdopodobne, po prostu napisano tam o tych ksikach. Pewnego dnia otrzymaem list z
Parya. Napisa go pan Chabrol, prezes Towarzystwa Poszukiwaczy Skarbw. Siedziba tego
Towarzystwa znajduje si wanie w Paryu...
- Towarzystwo Poszukiwaczy Skarbw? - rozemia si Sokole Oko.
- Nazwa jego brzmi troch niepowanie, ale zarczam wam, e jest to bardzo
powane towarzystwo. Wpisowe kosztuje ponad sto dolarw, a skadka roczna wynosi
kilkadziesit dolarw. W towarzystwie grupuj si ludzie, ktrzy zawodowo trudni si
poszukiwaniem skarbw. Takiego poszukiwacza wyobraamy sobie zazwyczaj jako dziwaka
uzbrojonego w opat i myszkujcego w starych ruinach. Panowie z Towarzystwa s
jednak zupenie inni. Podczas swych ekspedycji zatrudniaj wiele ludzi, stosuj maszyny,
specjalne urzdzenia do wykrywania metali, rnego rodzaju detektory i tak dalej. Pracuj
u nich nurkowie, jeli poszukiwany skarb ley na dnie jeziora lub we wraku zatopionego
poszukiwaniem
nie
zajmuj
si z chci
na
temat
do
Molay,
templariuszy,
von Feuchtwangenowi, k t r y w tym czasie mia swoj siedzib w Wenecji. Wkrtce zreszt
Zygfryd von Feuchtwangen przenis stolic Krzyakw do Malborka, by moe zabierajc z
sob skarb templariuszy,
jego cz ukryta zostaa nie we Francji, lecz w ktrym z krzyackich zamkw na terenie Polski.
- A dlaczego wielki mistrz zakonu templariuszy przekaza skarb swego zakonu w
rce Krzyakw? - spyta Sokole Oko.
- To duga historia, zrozumiecie j, gdy dokadnie opowiem wam dzieje zakonu.
Na razie niech wam wystarczy informacja, e Jakub de Molay zdawa sobie spraw z
grocego mu wwczas niebezpieczestwa ze strony krla Francji, Filipa IV, zwanego
Piknym. w krl dy do rozwizania tego zakonu i zawadnicia ich skarbami. Wkrtce
zreszt dopi swego. Zakon templariuszy rozwizano, a de Molaya uwiziono i spalono
na
stosie.
Skarbw
jednak
zakonnych
nie
znaleziono.
Przewidujc
groce
Najwitszej
Marii
Panny,
czyli
Krzyakw.
Innymi
slowy,
zaczem
samochd. To z racji posiadania przeze mnie tego dziwacznego pojazdu chopcy przezwali
mnie: pan Samochodzik. Mj wehiku, mimo e daem go do polakierowania na adny
stalowy kolor, pozosta wci pojazdem budzcym drwiny, zdumienie i lito. Nie byo
bowiem sposobu, aby odmieni ksztat karoserii wykonanej przez zapoznanego wynalazc.
W dalszym cigu samochd przypomina obrzydliw larw z wybauszonymi oczami
reflektorw, stanowi oo w rodzaju starego czna na czterech kkach. Tylko
wtajemniczeni wiedzieli, e posiada silnik Ferrari 410 i by jednym z najszybszych
samochodw wiata. Potrafi nie tylko szybko jedzi, ale i pywa po wodzie jak d
motorowa.
Zaadowalimy bagae, zajlimy w wehikule miejsca. Ranek by pikny,
soneczny, zapowiada si dzie bardzo pogodny. Mielimy ostatni dzie czerwca, PIHM
przepowiada pikn pogod na pierwsz dekad lipca. Wyruszylimy wic ze
wiadomoci, e czeka nas wiele piknych dni i wiele ciekawych przygd. Nie
zastanawialimy si, czy uda si nam rzeczywicle odnale skarby templariuszy.
Chodzio przecie tylko o przeycie piknej przygody. Dlatego te zaraz po wyruszeniu w
drog poprawiy nam si humory.
Za miastem, na szosie wiodcej w stron pnocno-wschodniego kraca Polski,
zapiewalimy chrem nasz ulubion piosenk:
Wrd dolin, wrd lasw
I jezior, i kniej
Kto szuka przygody.
Nie znalaz tam jej
I morze przepyn,
Przemierzy wzdu wiat,
Nie znalaz przygody,
Zagubi jej lad.
I marzy: czy dzie to,
Czy wieczr i mrok
Przygod jak druha
Spotyka co krok!
Przygodo, gdzie jeste?
O sobie daj zna!
ROZDZIA DRUGI
ZAKONNICY Z MIECZAMI NIE DLA NAS, PANIE MISTRZOWIE
TAJNYCH
SZYFRW
TEMPLARIUSZY
FILIP PIKNY
ZABJSTWO
JEGO KNOWANIA
WIELKIEGO
MISTRZA
UPADEK
TAJEMNICZY
JAWINGOWIE
si
obowizku
wtajemniczenia
trzech mych
przyjaci w histori zakonu templariuszy i Krzyakw, gdy tam wanie naleao szuka
rozwizania zagadki ukrycia zakonnego skarbu. Wydawao mi si, e dopiero gdy
zrozumiej wydarzenia poprzedzajce ukrycie skarbu, atwiej bdzie snu przypuszczenia
co do jego dalszych losw.
- Byo to na pocztku XII wieku - opowiadaem. - W czasach gdy w wyniku
znanych wam z historii synnych wypraw krzyowych powstalo w Palestynie tak zwane
Krlestwo
chrzecijaskle na Ziemi witej cigle jednak cierpiay na brak ludzi, gdy krzyowcy,
rekrutujcy si z rycerzy ochotnikw, po odbyciu krucjaty zazwyczaj wracali do swych
ojczystych krajw w Europie. Muzumanom niekiedy nie mia kto stawia czoa i wwczas
to, w czasie takiego wanle niespodziewanego napadu muzumanw,
do walki z nimi
II i
jego nastpcw,
przyczyniy si do wzrostu ich potgi. Trzeba bowiem wiedzie, e na obron Ziemi witej
oya niemal caa chrzecijaska Europa i wiele sum na ten cel zebranych trafio do
templariuszy.
zakonu templariuszy,
nosili
biae
plaszcze z czerwonym
take
obydwu
zakonw
w romaski
zdarzya si ku temu okazja, a byo to podczas oblenia twierdzy Akkon w czasie wojen
krzyowych, niemieccy szpitalnicy zaoyli wasny zakon, pod wezwaniem Najwitszej
Marii Panny. Z pocztku rycerze tego zakonu pozostawali w zalenoci od joannitw,
potem za od templariuszy, od ktrych przyjli strj: biay paszcz, tylko e krzye na
paszczach nosili nie czerwone, lecz czarne. Wkrtce zreszt usamodzielnili si, a w
okresie rzdw ich czwartego wielkiego mistrza Hermana von Salza, w latach 1210-1239,
wzroli w si. Lecz stosunkowo najszybciej rozwija si zakon templariuszy. Dla tych, ktrzy
walczyli o Ziemi wit, pyny szczodrze pienidze, a take przywileje, ktre nadawali
im papiee, krlowie i ksieta, aby zakon by dostatecznie bogaty i mog sprosta zadaniom
walki z muzumanami. W XIII wieku templariusze bardzo rozprzestrzenili si na Bliskim
Wschodzie. Mieli swe posiadoci i zamki take na Plwyspie Apeniskim i Pirenejskim, w
Brytanii, Irlandii, w Niemczech, we Francji, Czechach, Austrii, na Morawach, a take w
Polsce, dokd w 1156 roku, po powrocie z wyprawy krzyowej, sprowadzi templariuszy
ksi Henryk Sandomierski. Templariusze bogacili si nie tylko dziki nadaniom, ale
take zajmujc si przewozem pielgrzymw do Palestyny i przesyk ich pienidzy. W ten
sposb podejmowali oni wielkie operacje bankowe i znakomicie zarabiali. W XIII wieku
tempjlariusze nagromadzili ogromne bogactwa, ktre tylko w czci wydatkowali na
walk o Ziemi Swit, dokd posyali rycerzy wasnych i najemnych. Reszt swych
dochodw uywali na dostatnie ycie na Zachodzie, a take na prowadzenie wasnej
polityki, czym budzili nienawi i strach u wczesnych wadcw. Wyobracie sobie
bowiem organizacj, posiadajc swych ludzi i swe siedziby niemal we wszystkich krajach
chrzecijaskiej Europy. Organlzacj llczn a bogat, majc wszdzie ogromne wpywy i
stosunki, wasn dobrze zbudowan sie szpiegowsk. Za pomoc bogactw, tajnych
informacji, sieci intryg i spiskw starali si wpywa na przebieg wypadkw politycznych
w poszczeglnych krajach. Te ich tajne zamysy wymagay oczywicie tajnych rodkw.
Templariusze stali si mistrzami w ukadaniu szyfrw, ktrymi si porozumiewali. Zamki
ich pene byy tajemnych przej, skrytek, zapadni, przemylnych mechanizmw
otwierajcych i zamykajcych drzwi do podziemnych przej. Nie dziwcie si wic, e
cho znane s dokumenty wskazujce domniemane miejsce ukrycia legendarnych
bogactw zakonu, nikt jeszcze nie trafi do skarbca templariuszy. A skarbiec i zawarte w
nim przeogromne bogactwa byy faktem niezbitym.
Owych
bogactw,
take
wpyww
przede wszystkim joannici jako zakon konkurencyjny. Bo jeli chodzi o rycerzy zakonu
Najwltszej Marii Panny, czyli Krzyakw, to oni do szybko zrezygnowali - wobec potgi
joannitw i templariuszy - z rozpocierania swych wpyww na Zachd, lecz skierowali swe
zainteresowanla na Wschd, budujc w Prusach swe krzyackie pastwo. Ale
najzacieklejszym, a jednoczenie najsprytniejszym przeciwnikiem templariuszy okaza si
krl
francuskl
zakonu,
Filip
Pikny,
ktry
od
jeszcze
zosta
papieem,
obieca mu
poparcie przy jego wyborach na papiea, pod warunkiem jednak, e potem pomoe mu on
rozprawi si z templariuszami. W pomoc Filipowi sza opinia spoeczna
przychylna
idei
coraz
mniej
Chrzecijanie utracili w kocu Ziemi wit i przyczyn tej straty upatrywano w tym, e
zakony rycerskie, zamiast wojowa z muzumanami, zajmoway si budowaniem wasnej
przestano wierzy
za
cich
zgod
papiea,
Najwitszej Marii Panny, czyli u Krzyakw. Jak informowa artyku, ktry ukaza sl za
granic, odnaleziono pochodzc z 1339 roku kopi listu skierowanego do wielkiego mistrza
Krzyakw, Warnera von Orseln. Kopia listu nie jest podpisana, ale wynika z niej, e list
pisa albo sam Piotr z Bolonii, albo ktry z jego najbliszych wsppracownikw. Zwraca si
on listownie do Wernera von Orseln o zwrot danych jego zakonowi w deppzyt kosztownoci
templariuszy. Autor listu powouje si na tajn umow midzy Jakubem de Molay a
wczesnym wielkim mistrzem Krzyakw, Zygfrydem von Feuchtwangenem. Na mocy tej
umowy zakon Krzyakw obowizany by zwrci depozyt temu, kto przedstawi haso:
Tam skarb twj, gdzie serce twoje.
- I Werner von Orseln zwrci kosztownoci nowym templariuszom? - pytali chopcy.
- Nie wiadomo. W kilka miesicy pniej zosta zamordowany...
- Co takiego?
- Wielki mistrz Krzyakw zamordowany?
- Zamordowano go przy wejciu do kocioa na zamku w Malborku. Stao si to w
roku 1330.
- Niech pan nam o tym opowie, panie Tomaszu! Bagamy pana! - woali chopcy. Ale
ja nle chciaem dalej opowiada.
-
zjemy obiad i napij si kawy. Potem bdzie jeszcze do czasu na opowiadanie o historii
zabjstwa wielkiego mistrza. Teraz ogldajcie krajobraz, przyda si to wam do lekcji
geografii. Pomylcie take nad hasem Tam skarb twj, gdzie serce twoje. Prawdopodobnie
jest to przecie klucz do odnalezienia skarbw.
- Przecie pan mwi, e to byo tylko haso - przypomnia Tell.
- Nie, nie tylko. Poszukiwaczom skarbu templariuszy dobrze znany jest fakt, e w
chwili swego aresztowania wielki mistrz Jakub de Molay mia na piersiach weneckiej roboty
krzy ze zota. Na ramionach tego krzya widnia napis po acinie: Tam skarb twj, gdzie
serce twoje. W Wenecji trafiono na dokumenty wielkich mistrzw krzyackich. Okazuje
si, e Zygfryd Feuchtwangen w 1306 roku zamwi u weneckiego zotnika krzy z formu
Tam skarb twj, gdzie serce twoje, cytatem z Ewangelii w. Mateusza. Ten sam krzy
znalaz sie w rok pniej na piersiach de Molaya. Nie ma innego wyjanienia tago faktu, jak
to, e najprawdopodobniej krzy. ten przesa mu Zygfryd von Feuchtwangen. Przypuszcza
naley, e napis na krzyu zawiera zrozumia dla Molaya wskazwk, gdzie zosta ukryty
skarb Templariuszy. W dwa lata pniej Feuchtwangen przenis siedzib swoj z Wenrcji do
Malborka. By moe, e wanie w Malborku ukryty jest skarb Templariuszy.
- Wic dlaczego nie jedziemy do Malborka? - zdumia si Wiewirka.
- Czy ogldae kiedy zamek w Malborku? To potna budowla, posiadajca setki
zakamarkw. Zreszt przerabiana wielokrotnie. Szuka w niej skarbu to prawie to samo,
co szuka igy w stogu siana. Trzeba nam jeszcze jakiej dodatkowej wskazwki. Moe ma
j w nauczyciel znad Mikokuku?
- Tam skarb twj, gdzie serce twoje - powtrzy Sokole Oko. - Moe to tylko
najzwyklejszy pobony cytat?
- A wanie. W tym sk, e nic nie wiadomo. Gdyby byo inaczej, ju dawno skarb
zostaby odnaleziony. Do byo spryciarzy, ktrzy prbowali zgbi to pobone zdanie.
W kadym razie jedno jest pewne: po otrzymaniu tego krzya Jakub de Molay uspokoi si
co do losu skarbu i nie dopomina si u Feuchtwangena o adne dalsze wyjanienia, A
poza tym...
- Poza tym? - podchwycili chopcy.
- Nie jest to dosowny cytat. U Mateusza w rozdziale VI czytamy: Gdzie jest skarb
twj, tam i serce twoje. A napis na krzyu brzmi: ,,Tam skarb twj, gdzie serce twoje.
Niby to samo, a jednoczenie nie to samo. Trudno przypuszcza, aby wielki mistrz zakonu
Krzyakw pomyli cytat. Musia to zrobi celowo. Prawdopodobnie za pomoc nieco
zmienionej pobonej formuy przekaza de Molayowi wskazwk, co do miejsca ukrycia
skarbu...
Urwaem. Mj samochd zaczo ciga gwatownie na praw stron szosy. Silniej
chwyciem kierownic i zwolniem biegu, a potem wz zatrzymaem. Okazao si, e z
prawej tylnej opony uszo mi powietrze. Miaem ze sob zapasowe koo, wic tylko
kilkanacie minut zaja nam wymiana. Ale bez zapasowego koa baem si rusza w dalek
i pen niespodzianek wypraw. Zdecydowaem, e przedziurawion dtk dam w
Biaymstoku do wulkanizacji.
- A to pech! Znowu mnie pech przeladuje - powiedziaem ze zoci.
Ale zo niewiele moga pomc. Zanim znalazem w Biaymstoku zakad
wulkanizacyjny, gdzie zreperowali dtk, upyno przeszo dwie godziny. Czekajc na
reperacj zjedlimy obiad i dopiero o trzeciej po poudniu wyruszylimy w dalsz drog.
Midzy Grajewem i Rajgrodem pokazaem chopcom synne Kuwasy, krain bagien.
Augustowa
pomknlimy
asfaltow
szos
po
raz
wyprzedzalimy
samochody
jeziorem
Gieret.
spotka
pobytu
nad
sprawy, e o kilkaset metrw przede mn, tu za zakrtem, czeka nas pierwsza z wielkiej
serii przygd.
ROZDZIA TRZECI
JASNOWOSA
PIKNOC
CZY
JEST
PAN
MOE
PANEM
wic
zatrzyma
swj
wehiku. Wysiadem z auta i zobaczyem siedzc przy drodze - mod i niezwykle pikn
dziewczyn. Nieco dalej, nad brzeglem strumienia, medytowali dwaj mczyni. Jeden
z nich - niski, barczysty, o bujnych siwych wosach - ubrany by w kraciast, kolorow
koszul i wywiechtane spodnie. Drugi, znacznie modszy, mia na sobie elegancki,
wietnie skrojony jasny garnitur i bia koszul. Starannie przyczesane czarne wosy
wiadczyy, e w czowiek w kadej sytuacji pamita o zachowaniu wytwornej sylwetki.
- Dobry wieczr - powiedziaem do dziewczyny.
Obojtnie kiwna mi gow. Palia papierosa i jej t w ar z wyraaa znudzenie.
Przez krtki moment wydawao si, e przedziwny ksztat mego wozu, jak rwnie moje
niespodziewane zjawienie si na lenej drodze wzbudziy w jej oczach bysk
zainteresowania. Ale, jak powiadam, trwao to niezmiernie krtko. Po chwili obojtnie
spogldaa w niebo i palia papierosa, jakby zupenie nie obchodzi jej lincoln, ktry
tkwi w strumieniu.
Ubrana bya w obcise spodnie i sweterek bez rqkaww. Miaa jasne, dugie wosy i
twarz o urodzle amerykaskich aktorek filmowych. Ale jej caa postawa zdawaa si
plecami, zasyczeli ze zoci. e te od razu nie domyliem si, kim jest w krpy
mczyzna w kraciastej koszuli. To kapitan Petersen, synny poszukiwacz skarbw.
Oczywicie, przyjecha jednak szuka skarbu templarluszy. Dowiedzia si z gazety o
tajemniczym dokumencie, ktry posiada nauczyciel z Mikokuku, i, podobnie jak ja,
pieszy, eby si z nim zapozna.
Pomylaem, e oto mam w tej chwili jedyn szans, aby wyprzedzi swoich
przeciwnikw. Niech tkwi w bocie, a ja w tym czasie dojad do Mikokuku.
Czuem jednak niesmak na myl o takim zaatwleniu tej sprawy. Przecie Petersen
nie ma pojcia, e jestem jego przeciwnikiem i moje zachowanie przyjmie jako grubiastwo
ze strony Polaka, ktry mg im pomc, a nie chcia. Wic naleao albo wprost powiedzie
Petersenowi, e jest on moim konkurentem i wwczas zupenie otwarcie odjecha do
Mikokuku, albo te okaza mu pomoc, nie mwic mu, kim jestem.
- Dobrze. Postaram si pastwu pomc - powiedziaem po chwili wahania. I
zaczem swj wz cofa do tyu.
- Co pan wyrabia? - szeptali za moimi plecami harcerze. - Chce pan pomc swoim
wrogom? Oburzyem si:
- Zawsze prowadziem uczciw gr. Bez tej uczciwocl nie ma prawdziwej przygody.
Jeli Petersen potrzebuje mojej pomocy, to musz j mu okaza.
- A czy on panu pomoe, jeli znajdzie si pan w podobnej sytuacji? - spyta Wilhelm
Tell.
- Nie wiom - powiedziaem. - I nic mnie to nie obchodzl, Ale wiem, o inaczej mi
postpi nie wolno.
Po sekundzie wpada mi do gowy wietna myl:
- Wecie elektryczne latark i i pomaszerujecie do Mlkokuku. To jeszcze ze cztery
kilometry. Odnajdziecie nauczyciela i powiecie mu, eby w adnym wypadku nie pokazywa
nikomu dokumentu templariuszy. A do mego przyjazdu, rozumiecie? A Ja w tym czasie
postaram si wycign z bota wz Petersenw.
W lesie byo ju niemal zupenie ciemno. Chopcy niepostrzeenie wymknli si z
auta i przepadli w nocnym mroku. A ja podjechaem tyem na brzeg strumienia. Wtedy
panna Petersen zapalia wiata reflektorw lincolna tkwicego w bocie. Zrobio si jasno i
mona byo przystpi do akcji ratunkowej.
Mody czowiek, ktry by tumaczem Petersenw, poklepa mnie po plecach.
- No, nareszcie pan zmdrza. Pomoe pan wycign ich auto i zarobi co nieco.
Panie - pochyli si do mego ucha - od nich mona kup forsy wycign. Poniekd bdzie
to bardzo patriotyczne, bo zostawi u nas troch dolarw.
Panna Petersen wzia w swoje rce kierownicz rol w akcji ratunkowej. Odczya
przyczep od lincolna, aby byo mi lej wyciga z bota. Potem wyja z baganika mocn
lin. Podwina wysoko nogawki swoich spodni, wesza do wody i lin uczepia do haka na
przodzie swego wozu.
- Prosz drugi koniec uczepi do tyu swojego auta - komenderowaa po angielsku, a
ja bezwiednie wykonywaem jej rozkazy.
Dopiero po chwili przypomniaem sobie, e miaem udawa nieznajomo
angielskiego. Wic natychmiast zaczem rozkazy wykonywa na opak, co bardzo j
rozgniewao. Odwoaa si do modego czowieka, ktry z rkami w kieszeniach sta nad
brzegiem strumienia i ani myla nam pomaga, lkajc si zabrudzi botem swj jasny
garnitur. Petersen pali fajk i od czasu do czasu mrucza co pod nosem.
Panna Petersen robia na mnie coraz wiksze wraenie - podobaj mi si dziewczyny
o jasnych wosach i smukych sylwetkach. Jej obojtno i znudzenie okazao si tylko
pozorne, umiaa by energiczna. Z przyjemnoci patrzyem, jak raz po raz wchodzia do
wody, poprawiaa umocowan lin, wizaa ja w podwjne wezy, eby nie pka.
- Niech pan jej zapyta, jak ma na imi? - zwrcilem sie do mlodogo czowieka.
Powtrzyl jej pytanie. Rozemiaa sie.
- Karen. Na imi mam Karen. Podoba si panu moje imi?
Powiedziaem, e bardzo mi si podoba.
- A ja mam na imi Tomasz - rzekem.
- Thomas? - powtrzya. I znowu si rozemiaa. Zapytaem modego czowieka:
- Z czego ona si mieje?
Odpowiedziaa mu, e jej si podobam, bo mam taki dziwaczny i zarazem mieszny
samochd. I razem z tym samochodem tworz do zabawn par. Ale mody czowiek
przetumaczy to zupenie inaczej.
- Ona mwi, e pan jest mieszny.
Jestem mieszny? - pomylaem. - Poczekaj no, ju ja ci urzdz.
Nawet nie zauway, kiedy wok jego ng opltaem lin. Drugi koniec liny
uczepiem do tyu samochodu. Potem wsiadem do wehikuu i wolniutko ruszyem z
miejsca. Lina, ktra dotd leaa luno, zacza si wypra. Wtedy szybko puciem peda
sprzga i dodaem gazu. Wozem szarpno, elegant pocignity przez lin - przewrci si
w boto, a lina pka od gwatownego szarpnicia.
Mody czowiek przeklina gramolc si z bota, panna Petersen krzyczaa na mnie,
e nie powinienem by tak gwatownie rusza wozem.
Wysiadem z auta peen skruchy i zwizaem pknit lin.
- Boe drogi, jak ja wygldam? - jcza modzieniec.
Gdy pojawi si w strudze wiata reflektorw, panna Petersen parskna gonym
miechem. Po jego jasnym garniturku spyway strugi brudnej wody. Mia na piersiach
wielk plam czarnego bota i pomazan twarz. Nawet we wosach czerniay mu skrzepy
muu.
- Piknie mnie pan urzdzi, nie ma co mwi - wcieka si na mnie.
Panna Petersen odprowadzia go na bok i chusteczk cieraa boto z jego
ubrania. Co mu przy tym cicho klarowaa, ale treci nie mogem zrozumie.
Tym razem lin zoyem podwjnie i dopiero teraz j uczepiem do samochodu
Petersenw i wasnego. Nie spieszyo mi si jednak z wyciganiem auta. Obliczaem w
mylach, czy harcerze zdyli ju doj do Mikokuku i czy odnaleli dom nauczyciela.
Raz po raz znajdowaem wic jaki nowy pretekst uniemoliwiajcy akcj ratunkow. To
lina bya, moim zdaniem, zbyt sabo uwizana, to znowu zaczem grzeba pod mask
mojego wozu.
Panna Karen zocia si, a jej zo przekazywa mi po polsku mody czowiek w
wybrudzonym garniturze.
- Panie, nie moe si pan popieszy? Panna Petersen twierdzi, e paski samochd
to jeden wielki szmelc.
- Szmelc? - powtrzyem. I natychmiast odczepiem lin udajc, e czuj si
obraony.
Nastpiy przeprosiny, a ja przez jaki czas certowaem si. W kocu z gupia
frant zapytaem:
Dokd si wam tak pleszy?
Zaniepokoili si. Z odpowiedzi popieszya panna Petorsen.
- Jedzimy po Polsce w celach turystycznych. Wcale si nam nie pieszy, tylko nie chcemy
nocowa w lesie. A pan, co pan tutaj robi?
potrzebna.
- Owszem. Rusz w dalsz drog, ale pani tu zostanie ze swoj przyczep.
Umiechna si.
- Pan tego nie zrobi. Pan jest dentelmenem. Nie zostawi pan w lesie samotnej
dziewczyny. Prawdziwego mczyzn pozna po tym, e nie tylko umie wygrywa, ale
potrafi zachowa twarz podczas klski.
Rozemiaem si.
- Klska? Dlaczego pani mwi o klsce? Czy nie zwrcia pani uwagi, e raptem
zniknli moi trzej modzi przyjaciele?
- A wanie? Gdzie s ci chopcy? - zaniepokoia si, - Mylaam, e pi w
wozie.
- Nie, oni s w Mikokuku. By moe, maj ju w swych rkach tajemniczy
dokument. A w kadym razie z ca pewnoci pokrzyuj plany pani ojca i
Kozowskiego.
Zacisna usta. Przestaa si umiecha. Teraz ja patrzyem na ni triumfujco.
I ona jednak umiaa przegrywa. Po chwili powiedziaa:
- Pan mi imponuje. Ciesz si, e mam w panu przeciwnika. To czyni nasz
wypraw bardziej interesujc.
ROZDZIA CZWARTY
OSZUST W PARYU KIM JEST KOZOWSKI? POKJ CZY WOJNA? CO
SPOTKAO HARCERZY W MIKOKUKU TAJEMNICZA CZARNA PANI GDZIE
JEST NAUCZYCIEL? ROZDZIELMY NASZE SIY
wpakowa go do wizienia..
- Pastwo maj wic umow na poszukiwania skarbow zastanawialem si. - Robicie to
legalnie za zgod wadz. To oczywicie zrnienia nieco posta rzeczy.
Petersen. Dlaczego?
- Zaraz wam to wyjani. Teraz chc wiedzie, co z dokumentem? Bezradnie
rozoyli rce.
- Nic nie uzyskalimy.
- Co? Dokument wpad w rce Petersena?! - krzyknem.
- Nauczyciel wyjecha. A raczej poszed z grup chopcw szkolnych na
krajoznawcz wycieczk kilkudniow. Jego domek jest zamknity na cztery spusty.
Nauczyciel nawet nie wie, e napisano o nim w gazetach i do jego domku dobijaj si tumy
ludzi.
- Co wy mwicie? Tumy?
- No, troch przesadzamy - rozemia si Sokole Oko. - Ale od wczoraj nad brzegiem
jeziora rozbili namiot jacy pastwo, ktrzy tu przyjechali niebiesk skod. Podobno oni
pierwsi dopytywali si o nauczyciela. Potem przyjecha jaki mczyzna na junaku. On take
rozpytywa, gdzie jest nauczyciel. W pobliu domku nauczyciela spotkalimy d
podejrzan mod pani, bardzo sprytn. Od razu nas zdemaskowaa.
- Zdemaskowaa?!
- A tak opowiada Wiewirka, - Zapukalimy do drzwi domku i z ciemnoci nocnej
wysza ta wlanie pani. Zapytaa: A wy, chopcy, w sprawie tajemniczego dokumentu?.
Nie wiedzielimy, co jej odpowiedzie, po prostu zapomnielimy jzyka w gbie. Wtedy ona
rzeka: Nie macie si co trudzi. Lepiej poszukajcie noclegu. I wyjania nam, e
nauczyciel jest na kilkudniowej wycieczce.
- To bardzo dobra osoba - rzek Tell. - Niepokoia si, e po nocy samotrze
krcimy si po okolicy. Cigle si martwia: A czy co jedlicie? A gdzie bdziecie spali?
Moe pjdziecie na siano do stodoy? Pytaa te, kto nas tu przywiz...
- A wy, oczywicie, powiedzielicie - stwierdziem ironicznie.
- Nie - zajknl si Tell. Sokole Oko powiedzia ponuro:
- O mao nie zdradzilimy si, e jestemy z panem. Ona jest bardzo sprytna i daje
takie podchwytliwe pytania, e czowiek ani si spostrzee, jak zdradzi prawd. Zapytaa
mnie na przykad: Dugo si jedzie przez las furmank?. Wic ja jej mwi: Nie wiem,
bo my jechalimy samochodem. A czyim samochodem? - spytaa. Tego oczywicie ju nie
powiedziaem. Na szczcie nadjecha Petersen, ona wdaa si z nim w rozmow i
zdoalimy niepostrzeenie wymkn si. Dlatego czekamy na pana tutaj, a nie we wsi.
Idc tutaj wstpilimy do jednej z chaup, eby napi si wody. Nie chodzio, rzecz jasna, o
wod. Chcielimy przeprowadzi may wywiad. I to wanie w tej chaupie dowiedzielimy
si o tych niezwykych turystach, co to od wczoraj przyjechali do Mikokuku. Do tej pory
turyci raczej rzadko tutaj zagldali. A tu jednego dnia a tylu. Wszystko to s amatorzy
skarbu.
- Uff, nie lubi toku. Jak pan Zagoba - mrukn Wiewirka.
Teraz opowiedziaem im o swej przygodzie z Petersenem i o brzydkim kawale, jaki mi
wyrzdzili. Chopcy byli oburzeni.
- Ma pan za swoje, panie Tomaszu. Chcia pan by dentelmenem.
- Petersenwna jest mij! - zawoa Sokole Oko.
- Karen? - zdumiaem si.
- Przewraca do pana oczami, a pan daje si nabra - rzek zdecydowanie Sokole Oko.
Chrzknem z zaenowaniem. To prawda, e panna Petersen bardzo mi si podobaa.
Ale nie wydawao mi si, e jest to temat do rozmowy z chlopcami.
- Spa! - zawoaem. - Najwysza pora, ebycie leeli w namiocie! Wtem w ciemnoci
nocnej zabrzmia kobiecy gos:
- A pewnie, e ju od dawna powinni spa. Bardzo si dziwi, e pan pozwala trzem
modym ludziom buszowa po nocy.
- To ona - szepn Tell. - Ta, co nas spotkaa koo domku nauczyciela,
Rozmowa z chopcami odbywaa si w pobliu mego auta, ktre ze zgaszonymi
wiatami stao na skraju wsi. Nie miaem pojcia, od jak dawna ta dziwna kobieta
pozostawaa w ciemnoci nie zauwaona przez nas. By moe syszaa ca nasz rozmow.
- Nie jest adnie podsuchiwa - powiedziaem w stron nadchodzcej.
- Mwilicie tak gono, e sycha was byo na kilometr zamiala si.
Bya to wysoka dziewczyna o ciemnych, krtko przystrzyonych wosach. Miaa na
sobie czarne spodnie i czarny, gruby sweter. W nocy jej czarna sylwetka nie rzucaa si w oczy.
- Wszyscy poszukiwacze skarbw rozoyli sl obozem na brzegu jeziora Mikokuk odezwaa sl drwico, - Chc by jak najbliej domku nauczyclela. Za lasem jest droga do
jeziora - wskazaa kierunek.
Niepotrzebnie zreszt, bo wanie dostrzeglimy na tej drodze potne wiata lincolna
Petersenw. Zapewne i oni pojechali nad jezioro, aby spdzi tam noc.
- Znam lepsze miejsce na biwak - rzekem.
przepraszam.
Wydaje
mi
si
jednak, ta to do sympatyczne
przezwisko.
- Owszem, lubi je, ale tylko wtedy gdy sysz je od swoich przyjaci.
- Sdzi pan, e nie zostaniemy przyjacimi? Bardzo polubiam paskich chopcw.
- Niech pani siada. Prosz uprzejmie uciem rozmow.
Pojechalimy len drog nad jezioro Pomorze. Przez ca podr - niedug zreszt wymienilimy zaledwie kilka zda na temat okolicy: e jest bardzo pikna, bogata w lasy i
jeziora. Wyznaj, e moja towarzyszka bardzo mnie intrygowaa i rad bybym dowiedzie si,
kim jest i co robi w tych stronach.
Zrobio si nieco widniej, gdy przez chinury przedar si ksiyc. Droga zbliya si
do jeziora - zobaczyem ogromn poa wody, marszczcej si jakby od dotknicia blasku
ksiycowego wiata. Gboko w ld wrzynaa si wska zatoka zaronita przy brzegu
trzcinami.
- To tutaj - powiedziaem, skrcajc na agodn pochylo terenu obnajcego si
do jeziora.
W tym miejscu skraj lasu dzielia od wody niedua czka o wysokiej, puszystej
trawie. Wanie tu zamierzaem nocowa.
- A pani? Gdzie pani pjdzie? Przecie od tego miejsca w promieniu przynajmniej
trzech kilometrw nie ma adnej chaupy.
- Dam sobie rad. Do zobaczenial
Wyskoczya z wehikuu i pobiega przez czk a nad wod. Na krtk chwil
znikna mi z oczu w trzcinach przybrzenych. Potem, na ogromnej poaci jeziora, w
strudze ksiycowego wiatla, zobaczyem poduny ksztat kajaka suncego w stron
przeciwlegego brzegu.
A wic w trzcinach miaa ukryty kajak.
Pyna szybko, rwno pracujc wiosami. Przypomniaem sobie, e ja take - bdc
w tej okolicy na uropie - kilkakrotnie w tych samych trzcinach zostawiaem kajak. Miejsce
wietnie si nadawao do tego celu, bo trzciny byy bardzo gste. Std wanie robiem
najmilsze wycieczki po okolicy.
ledziem wzrokiem kajak, dopki nie uciek ze strugi wlata i nie rozpyn si w
nocnej ciemnoci, ktra pokrywaa drugi brzeg. Nie chciao mi si ju rozbija namiotu.
Umyem si w chodnej wodzie jeziora i rozoyem siedzenia w aucie. Mimo zmczenia i
sennoci dugo nie mogem zasn.
Min dopiero pierwszy dzie wyprawy po skarb templariuszy, a ile przeyem
wrae. Zociem si na wspomnienie podego postpku Kozowskiego i Petersenw,
mylaem o oczach Karen. Ni kierowaa przede wszystkim ch przeycia ciekawej
przygody i sprawdzenia wasnych zdolnoci. I to budzio we mnie sympati do niej. Lecz
Petersen? Kozowskl? A turycl, ktrzy nagle przyjechali nad jezioro? Kim si oka? Moe
wanie spord nich wyoni si wkrtce mj najzacieklejszy przeciwnik? Wreszcie
pozostawaa jeszcze owa dzlewczyna ubrana w czarne spodnie i czarny sweter. Czemu
zachowuje si tak tajemniczo? Moo jej informacje o nauczycielu, ktrymi tak szczodrze
wszystkich obdziela, to po prostu sprytny wybieg, zmierzajcy do tego, abymy z
zaozonymii rkami oczekiwali jego powrotu, gdy w tym czasie wanie ona zdobdzie
tajemnlczy dokument?
Pyta nasuwao mi si bardzo wiele. Ale na adne z nich nie znalazem odpowiedzi.
ROZDZIA PI TY
DO
CZEGO
POTRZEBNA
JEST
WYOBRANIA?
CO
POCZ
O Boe, c to za poczwara?
Taki okrzyk obudzi mnie po nocy spdzonej w wehikule nad jeziorem.
Podniosem gow.ze swego posania i przez szyb zobaczyem czarno ubran pani,
ktra ogldajc mj samochd gono wydziwiaa. Za dnia czarno ubrana osbka nie
wygldaa na pani, a raczej na mod dziewczyn w wieku panny Petersen. Bya
take bardzo adna, ale inaczej. Jej uroda mniej rzucaa si w oczy, lecz jednoczenie nie
sposb byo nie zwrci na ni uwagi. Oczy miaa wesoe, z odrobin ironicznego
bysku. Dostrzegem sympatyczne doeczki na jej buzi. Jednym sowem, ta dziewczyna
musiaa si kademu podoba.
- Gdzie pan wynalaz t pokrak? - zastanawiaa sl, obchodzc dookoa samochd
i ogldajc go uwanie. - Ni to pies, ni to bies. Nie do wiary, e to c o si porusza.
Nigdy bym w to nie uwierzya, gdybym wczoraj nim nie jechaa.
Nudziy mnie tego rodzaju okrzyki na widok mego samochodu, Ziewnem,
przekrciem si na drugi bok i nasunem koc na gow. Byem wci jeszcze plcy.
- Ej, panie! - zapukaa w szyb. - Czy wie pan, ktra godzina? Dwunasta w poudnie.
Przyjecha pan na wczasy czy szuka skarbw? Panie Samochodzik, pora wstawa!
Znowu podnioslem gow.
- Wypraszam sobie nazywanie mnie panem Samochodzikiem.
- Wic jcszcze nie jestemy przyjacimi?
- Nie znam pani, Nic o pani nie wiem.
- Przedstawi si panu. Nazywam si Anna W., ale moe pan do nmie mwi: Anka.
Pracuj jako dziennikarka. Teraz przebywam na urlopie w orodku dziennikarskim po
drugiej stronie jeziora.
- Ach - poderwaem si z posania. - Pani zapewne zna tego bawana, tego... no, ju
nie wiem, jak go nazwa, ktry opublikowa w gazece wiadomo o skarbie templariuszy. I na
rozsdkowi, ktremu z nas uda si odnale legendarny skarb templariuszy? Ogromn, cik
skrzyni klejnotw, wartoci kilkuset milionw zotych?
- Przypuszcza pan, e tak wielki by w skarb?
- A tak, prosz pani - rzekem z satysfakcj, - Ta wielka suma, zdaje si, rwnie
przemwia do pani rozsdku.
- W takim razie bd take szukaa skarbw - stwierdzila wesoo.
- A moe pani ju nawet domyla si, gdzie jest skarb?
- Mam nadziej, e pan mi to zdradzi.
- Ja? Przecie zupenie nic nie wiem - zamiaem si. - By moe, nieco wicej
informacji maj Petersenowie, ktrzy tu przyjechali a zza granicy. Niech pani uda si do
nich po dodatkowe wskazwki.
Skoczyem je niadanie. Myem naczynia, a dziewczyna siedziaa na trawie i
mwia:
- Wspomnia pan, e mogabym przystpi do spki...
- Przed chwil zmieniem zdanie. Pani si nie nadaje na wsplnika.
- Dlaczego? Co si stao?
- Grzeszy pani rozsdkiem. To nie jest impreza dla ludzi rozsdnych. Trzeba mie
duo fantazji i wyobrani.
- Wyobrania jest potrzebna po to, aby sobie wyobrazi, gdzie jest skarb. A fantazja
przyda sir eby wyobraz sobie, e si ten skarb odnalazo - rzekla zoliwie.
- Pani si myli. Wyobrania i fantazja s potrzebne do tego, aby sobie przedstawi
sposb mylenia ludzi z tamtej epoki i wtedy zastanowi si, gdzie ukryaby pani skarb,
gdyby znajdowaa s pani na ich miejscu. Na przykad niech pani sobie wyobrazi, e jest
pani wielkim mistrzem Krzyakw, Zygfrydem von Feuchtwangcn...
- To niemollwe. Nic takiego nie potrafi sobie wyobrazi.
- Przeprowadz na pani pewien test psychologiczny. Prosz mi powiedzie, jak pani
rozumie zdanie: Tam skarb twj, gdzie serce twoje?
- Och, to bardzo proste. Sowa te naley rozumie: jeli si w kim zakochae, to
posiade najwikszy skarb.
Machnem rk.
- Powinna pani wyj za m i mie troje dzieci. Zdaje si, e ku temu najwysza
pora. Czy pani naprawd przypuszcza, e Zygfryd von Feuchtwangen to by jaki kochliwy
jakie maestwo w rednim wieku, Zorientowali si, e nauczyciela wci jeszcze nie ma
w domu, i natychmiast odjechali.
- Take w stron Gib?
- Nie. Nad jezioro Zelwa. On zacz tam owi ryby, a ona opalaa si na kocu.
W tej wanie chwili zobaczylmy tuman kurzu na drodze. Od strony jeziora
Mikokuk jechaa warszawa. Ale nie skrcia do domku nauczyciela, t y l k o w lewo, w
stron lasu i leniczwki. Znikna za zakrtem drogi do Gib.
- Wyspali
siedlisko osi. Dostp do tego miejsca jest utrudniony, zwaszcza w okresie mokrej pory
roku, kiedy teren jest bagnisty i podmoky. Mona si tam dosta, skrcajc obok
specjalnego drogowskazu w len drog z szosy Augustw-Lipsk. Albo te, pozostawiajc
wz na szosie, naley przedrze si bezporednio przez puszcz. Uroczysko znajduje si w
odlegoci okoo dwch kilometrw od szosy.
- Jedziemy. Jedziemy na Kozi Rynek - cieszy si Wiewirka. - Nigdy nie byem na
lenym uroczysku. Tam s najpewniej bardzo wysokie drzewa. Rad bym wej na sam
czubek takiego drzewa.
- To jest rezerwat przyrody - przypomnia mu Tell - Tam naley zachowywa si
bardzo kulturalnie, a nie jak mapa skaka po drzewach. Nie wolno poszy zwierzyny, pali
ognisk, w ogle nie naley w niczym narusza wygldu puszczy.
- A moe zobaczymy osia na wolnoci? - marzy Sokole Oko.
Chcielimy wyruszy od razu, tak si zapalilimy do myli zobaczenia Koziego
Rynku. Powstrzymaa nas jedna rozsdna uwaga Anki:
- A co bdzie, jeli wasze obliczenia oka si bdne? Jakie ciarowe auto
podwiozo wycieczk i nauczyciel jeszcze dzi pojawi si z powrotem w wiosce? I tajemniczy
dokument znajdzie si nie w waszych rkach, ale u tej pary maeskiej, ktra tu pozostaa i
teraz wyppczywa nad jeziorem Zelwa?
Przytaknem.
- Kto z nas musi tu pozosta. Pani ma racj. Nasze obliczenia mog okaza si
zawodne.
Byo oczywiste, e ja musz prowadzi auto. W rachub wchodzili tylko trzej
harcerze, a w kadym raze ktry z nich.
Moi przyjaclele zrobili bardzo smutne miny. Przecie wszyscy tak bardzo pragnli
zwiedzi Kozi Rynek.
I wtedy dziennlkarka powiedziaa:
- Ja pozostan. Przekonacie si, e mona do mnie mie zaufanie. Zarczam wam, e
tajemniczy dokument zaczeka tutaj a do waszego powrotu.
To by bardzo pikny postpek. Podzikowalimy jej bardzo serdecznie.
ROZDZIA SZSTY
NAPAD ZTYCH MUCH WDRWKA PRZEZ PUSZCZ WOANIE O
POMOC
TAJNE
ZNAKI
TEMPLARIUSZY
OPOWIE
STARYCH
Chabrola, w jego domu sporo si mwio o tej sprawie. Pamitam, jak wielkie wraenie
zrobiy na mnie prby rozszyfrowania tajnego pisma templariuszy. Oni pozostawili na
murach swych zamkw duo przedziwnych znakw. Pan Chabrol zebra je i przy pomocy
fachowcw usiowa ustali ich znaczenie.
- Niech pan poprosi, eby je narysowaa. Przydadz si do zabaw harcerskich powiedzia Sokole Oko.
Zapaliem latark elektryczn. Podsunem pannie Petersen mj notes i owek.
Karen zacza rysowa, jednoczenie wyjaniajc znaczenie rysunku.
- Ten duy krzy wskazuje drog do kilku skrytek ze skarbami. Ten za znak
dotyczy tylko dwch skarbw. Oto znak okrelajcy ukryte zoto, a to symbolizuje monety
uoone warstwami pod ziemi. Tutaj nakreliam znak mwicy: Skr w lewo. A oto
znak wyraajcy: Dziewi metrw od skarbu. Znak w pochodzi z murw zamku w
Arginy. Te dwa nachodzce na siebie krgi mwi: Id wprost przed siebie. Oto symbol
niebezpieczestwa. Tarcza przedstawia wyobraenie ukrytych kosztownoci, a ten znak
mwi o ukrytych dokumentach. Oto znak symbolizujcy, e naley szuka na poziomie
ziemi. Te trzy ostatnie znaki pochodz z murw zamkowych w Charroux, gdzie mieszkali
templariusze...
Zgasiem elektryczn latark i schowaem notes z rysunkami. W namiocikach
znowu zapada ciemno. Ale wanie w mrok i deszcz szemrzcy na brezentowych
paatkach sprzyja opowiadaniu o starych zamkach i poszukiwaniach skarbw. Panna
Petersen opowiadaa, a ja z angielskiego przekadaem na polski, aby j mogli zrozumie
harcerze:
- Pan Chabrol pochodzi z do starej francuskiej rodziny, bardzo zreszt zamonej.
W bibliotece jego dziadka odnaleziono kiedy stary modlitewnik, a w nim zapisan na
marginesie nieznan rk notatk: Szukaj skarbu templariuszy w kaplicy zamkowej.
Swity i Prawda wska ci drog. To wanie ta maa notatka tak podziaaa na
wyobrani modego Chabrola, e po ukoczeniu studiw, majc do pienidzy na swoje
utrzymanie, zaj si kolekcjonowaniem pamitek po templariuszach oraz poszukiwaniem
ich legendarnego skarbu. Przez dugi czas pan Chabrol podrowa po Francji zwiedzajc
dawne zamki templariuszy. I wanie w miejscowoci Montcroix trafi w zrujnowanym
zamku na ocala kaplic, w ktrej wisia stary obraz przedstawiajcy jakiego witego
adorowanogo przez alegoryczn posta symbolizujc Prawd. Zreszt, pod obrazem by
zmierzy
mnie
wrogim
spojrzeniem.
Wsiedlimy
wszyscy
do
ROZDZIA SIDMY
CO SIE STAO Z DZIENNIKARK? ZABAWA W KLUBIE PROPONUJ
UTOPIENIE KOZOWSKIEGO ZIELONA RACA WYCIG NA JEZIORZE
GDZIE JEST TAJEMNICZY DOKUMENT?
do
dobrze
mwia po
angielsku
obchd wok domku. Wanie wtedy zauwaylimy, e okiennica jest wyamana, a szyba
wyjta.
- Moe to stao si przed naszym powrotem z Koziego Rynku?
- Nie - zaprzeczyli. - Gdy pan odjecha do orodka dziennikarzy, take zrobilimy
obchd. Wwczas z ca pewnoci okiennica nie bya wyamana.
Poszlimy na tyy domku, gdzie znajdowao si kuchenne okno. Kto wyrwa
zawiasy w skrzydle okiennicy, nastpnie wyj szyb i zapewne wszed przez okno do
rodka. Czego szuka w domku? Nietrudno byo zgadn. Zrobi to kto, kogo
zniecierpliwio oczekiwanie na powrt nauczyciela i zapragn posi tajemniczy
dokument. Moe zreszt obawia si, e po powrocie nauczyciela dokument trafi nie do
jego rk, a do moich lub Petersenw? Bo jedno w tym wszystkim wydawalo mi si pewne:
wamania nie dokonali ani Petersenowie, ani Kozowski. W tym czasie byli wraz ze mn w
orodku.
Jeszcze przez jaki czas dyskutowalimy w sprawie wamania, a potem
usyszelimy szybkie kroki. To nadbiegay Karen i Anka, a w chwil po nich - Kozowski i
kapitan Petersen. Pokazaem im wyaman okiennic i wyjaniem zdarzenie.
- Sdzi pan, e dokument zosta skradziony? - pytaa Karen.
- Kto wszed tam, aby go ukra. Ale czy udao mu si to? Nie wiem, jak wyglda
wntrze mieszkania i czy dokument lea na wierzchu. Tajemniczy wamywacz nie mia
zbyt wiele czasu na poszukiwania.
- A moe zodziej siedzi tam nadal? - powiedziaa Anka.
Zajrzaem przez wybit szyb i wntrze kuchni owietliem latark elektryczn.
Zobaczyem kilka sprztw kuchennych i potwarte drzwi do pokoju.
- Trzeba si tam dosta - zdecydowa Kozowski. Zaprotestowaem:
- Tak nie wolno. Naley zawiadomi milicj. Wac tam, moemy zatrze lady po
wamywaczu.
Poprosiem Tella, aby przynisl z mego wozu skrzynk z narzdziami. Zabiem
gwodziem wyrwan okiennic.
- Tak bdzie najlepiej - powiedziaem, - W ten sposb zabezpieczylimy lady i
mieszkanie. Reszta ju naley do milicji w Gibach. W orodku dziennikarzy znajduje si
telefon. Po powrocie tam zadzwocie do milicji.
Tymczasem kapitan Petersen, wezwawszy do pomocy Kozowskiego jako
ROZDZIA SMY
CO UKRAD WAMYWACZ? MILICJA WIEWIRKA DOKONUJE
CIEKAWYCH
OBSERWACJI
KTO
MIESZKA
NA
WYSPIE?
LADY
TAJEMNICZEGO DOKUMENTU
pan
nie zdaje sobie sprawy, e Karen pana nabiera? Robi sodkie miny
odnale skarby.
Jej
eby zarobi na tych skarbach, bo o ile zdyam si zorientowa, maj prawo wzi
tylko dziesi procent
gdzie
skarb
uki.
zielonej
gstwinie
kwakay dzikie
kaczki
popiskiway
obok drugiego, tworzc jakby ogromny i dugi most midzy wysepk a staym ldem.
Wyskoczyem na brzeg i zajrzaem do zrujnowanego szaasu.
- Kto tu jednak by. I to niedawno - rzekem.
Obok szaasu zobaczyem kupk gorcego popiou. Dookoa ogniska walay si
resztki nie dojedzonych, upieczonych ryb.
- Fiuuu! - gwizdnem. - A to co takiego?
Podniosem z ziemi kilka cienkich, poamanych listewek pokrytych fornirem. W
trawie odkryem take kawaki potuczonego szka.
- Czy wie pani, co to byo? To s resztki ramki, w ktr oprawiony by dokument
templariuszy.
- A wic tutaj nocowa wamywacz! - zawoaa.
- Tak. Ukrad dokument i ze zdobycz schroni si na wysepce. Tu rozbi ramk i
wyj dokument. Przybylimy za pno. A mielimy szans, aby spotka si z nim oko w
oko.
ROZDZIA DZIEWITY
I ZNOWU MALINOWSKI TRZECIE WYJCIE Z SYTUACJI DOMEK
PETERSENW DYSKUSJA O ZASADZCE GRA W OTWARTE KARTY
Jeli chcecie otrzyma dokument templariuszy, pocie trzy tysice zotych za figur
w kapliczce na lenej drodze do Gib. Zrbcie to o dwunastej w nocy, potem wrcie do
domkw, a rano w kapliczce znajdziecie dokument.
Malinowski
Usyszaem gniewne okrzyki kapitana Petersena:
- Znowu ten Malinowskil Oszuka mnie, omieszy, wyudzi ode mnie czterysta
dolarw, a teraz chce jcszcze trzy tysice zotych. Zodziej, oszust, wamywacz!
- A co pan o tym myli? - spytaa Karen. - Zapaci mu te trzy tysice czy te
zlekceway list?
- Nie dam! Nie dam ani grosza! - krzycza Petersen. - Wemie pienidze, a
dokumentu nam nie przekae.
- Uspokj si, papo - mitygowaa ojca panna Petersen. - Wysuchajmy najpierw, co
powie na ten temat pan Tomasz. Pan Kozowski radzi nam zapaci.
turystyki yje wiele krajw na wiecie. Nam potrzebne s, dewizy. W naszym interesie
ley, aby Petersenowie odnaleli skarb templariuszy. I to nie tylko dlatego, e
dziewidziesit procent skarbu wzbogaci kas pastwow, ale take dlatego, e gdy
rozreklamujemy ten fakt za granic, natychmiast przybdzie do naszego kraju wielu
zagranicznych turystw, ktrzy zechc, tak jak Petersenowie, szuka u nas skarbw. Bd
przyjeda do Polski, paci za pobyt dolarami. To si moe okaza lepszym interesem
ni polowania. A pan prbuje konkurowa z Petersenami i przez to prowadzi pan
dziaalno antypastwow, dziaalno spoocznie szkodliw...
Nie wytrzymaem. Parsknem miechem prosto w nos Kozowskiemu.
- Pan wybaczy - powiedziaem - ale ja nieco inaczej rozumiem interes naszego
pastwa. Owszem, trzeba zachca cudzoziemcw do zwiedzania Polski. Niech poluj,
owi ryby, szukaj skarbw. Jest naszym obowizkiem traktowa ich yczliwie i
okazywa pomoc. Tote pomogem wam, gdy znalelicie si w bocie, cho fatalnie mi
si odwdziczylicie. Jestem jednak zdania, e powinni paci tylko za to, co rzeczywicie
otrzymuj i co chc otrzyma. Czy pan nie rozumie, e ta historia z Malinowskim wyrobi
nain u Petersenw opini krtaczy i zodziejaszkw? I to wanie moe odstrasza innych
od przyjazdu do Polski. Co za dotyczy poszukiwa skarbw, to znowu musz pana
przeprosi, ale ja z nich nie zrezygnuj. Mam do nich takie samo prawo, jak Petersenowie.
To mwic ukoniem mu si uprzejmie i odszedem. Rozelony Kozowski
wskoczy do motorwki. Odetchnem z ulg, gdy znikn mi z oczu.
Harcerze natychmiast rzucili si ku mnie z pytaniem:
- Czy wemiemy udzia w zasadzce na Malinowskiego?
Nie uwaaem za stosowne bra ich ze sob na tak niebezpieczn imprez. Trudno
byo przewidzie, jak si zachowa Malinowski, gdy zorientuje si, e wpad w puapk.
Nie miaem prawa naraa harcerzy na jakiekolwiek niebezpieczestwo. wiadomo, e
oni bior udzia w wyprawie, bardzo by mnie krpowaa. Zamiast myle o schwytaniu
przestpcy, cigle martwibym si, jak uchroni chopcw przed niebezpieczestwem.
Decyzj moj przyjli kwano, ale szybko zrozumieli, e jest ona nieodwoalna. Tym
bardziej e take Ance odradziem udzia w eskapadzie.
- Im mniej osb ukryje si w zasadzce - mwiem - tym lepiej. Tym wiksza jest
bowiem szansa, e Malinowski niczego si nie domyli. Ja, Kozowski i Petersen
wystarczymy, aby go schwyta.
uj tego obuza.
Przeprosiem Petersenw i wyszedem z ich domku na kkach. Bya dziesita
wieczr, dwie godziny dzieliy nas od chwili, w ktrej mielimy pozostawi w kapliczce
okup za skradziony dokument.
Odwiedziem domek campingowy, w ktrym mieszkaa Anka. Ale nie zastaem jej.
Znalazem Ank na przystani kajakowej, siedziaa samotnie na drewnianym pomocie, z
nogami zwieszonymi nad wod.
Przykucnem obok niej. Chciaem powiedzie, e jeli rzeczywicie bardzo tego
pragnie, mog j jutro zabra do Malborka. Pod warunkiem, e zrezygnuje z
umieszczania w swych reportaach osoby pana Samochodzika. Nie zdyem jednak
zacz rozmowy, bo za mn przysza tu Karen.
- O Boe, jaka romantyczna para. Czy nie przeszkadzam? - zapytaa.
Nie czekajc odpowiedzi, take usiada na pomocie z nogami zwieszonymi nad
wod.
- Mister Samochodzik - powiedziaa - pan jutro wyjeda. Dokd? Wymy swoje
- Tam skarb twj, gdzie serce twoje...
- Wanie, jak pan rozumie te sowa?
- Sk w tym, e nie wiem, jak je rozumie - powiedziaem szczerze.
- Tam skarb twj, gdzie serce twoje - powtrzya Karen. - Mylc o tych sowach,
pamitajmy zawsze, e pisa je zakonnik do zakonnika. Gdzie powinno znajdowa si
serce zakonnika, jego myli i uczucia?
- W Bogu - odrzekem.
- Trudno posdza wielkiego mistrza von Feuchtwangena, aby dawa do
zrozumienia de Molayowi, e skarb ukry w niebie. W pojciu zakonnikw Bg take
przebywa w kociele. Moim zdaniem skarb templariuszy zosta ukryty w jakim kociele i o
tym wanie Feuchtwangen powiadamia de Molaya.
- Zgadzam si - kiwnem gow. - Skarb ukryto w kociele. Mao tego. Musia to
by jaki bardzo znany de Molayowi koci, skoro Feuchtwangen nie udzieli adnych
bliszych wskazwek dotyczcych miejsca jego pooenia.
- Albo my tej wskazwki nie umiemy odnale.
- Nie mamy adnych danych, aby sdzi, e skarb w dalszym cigu pozostaje w tym
samym miejscu. Nie jest wykluczone, e po zabjstwie wielkiego mistrza von Orselna
sowo.
- Nie mwia wprost. Ale to oczywiste, e ona sdzi, i caa tajemnica mieci si w
zdaniu: Tam skarb twj, gdzie serce twoje. Do tej pory byem skonny traktowa je jako
co w rodzaju hasa lub metafory. Kto wie jednak, czy wanie Karen nie ma racji. Moe to
zdanie zawiera ca tajemnic, wszystkie wskazwki. Tylko trzeba je w nim odnale.
Zamiast jedzi z miejsca na miejsce i opukiwa mury krzyackich kociow, moe lepiej
pooy si na trawie i nieustannie rozmyla nad tym zdaniem? Naley sprbowa uoy
anagram z pierwszych liter poszczeglnych wyrazw zdania. A moe wanie z ostatnich
liter? Moe naley je odczyta wspak? redniowiecze lubowao si w tego rodzaju szyfrach,
a w ukadaniu ich celowali wanie templariusze.
- Boe drogi! - zapaa si za gow Anka. - I pan bdzie tak cigle rozmyla o tym
zdaniu? Czy nie obawia si pan, e pewnego dnia przewrci si panu w gowie i mruczc
nieustannie sowa: Tam skarb twj, gdzie serce twoje, trafi pan do szpitala dla nerwowo
chorych?
- To do prawdopodobne - rozemiaem si. - We Francji podobno bardzo wiele
ludzi zwariowao na tym tle. Dziesitki przernego rodzaju maniakw prbuje odnale
skarb templariuszy. Mam nadziejr e u mnie jednak zwyciy zdrowy rozsdek.
- Zdrowy rozsdek kae rzuci t spraw i nie zaprzta sobie ni gowy. W
przeciwnym razie do francuskich maniakw przybdzie jeszcze jeden, z Polski.
- Niech pani bdzie spokojna o moj gow. Jest pewna zasadnicza rnica midzy
mn a tamtymi maniakami. Nimi kierowaa obdna wizja nieprzebranych skarbw, ktre
chcieli posi, aby si nimi wzbogaci. A to wanie u sabszych psychicznie jednostek
moglo doprowadzi do rozstroju nerwowego. A ja? Mnie nie chodzi o skarb templariuszy
jako o ogromne bogactwo, ktre mog posi. Jeli skarb odnajd, przeka go pastwu.
Spraw poszukiwa traktuj jako rozrywk, gimnastyk umysu, sprawdzian swojej
inteligencji i wiedzy, co w rodzaju ciekawej szarady. A jako nie syszaem, aby
czytelnicy Szaradzisty trafiali do domu wariatw z powodu rozwizywania krzywek.
Spojrzaem na zegarek. Byo ju po jedenastej. Zbliaa si pora, w ktrej mielimy
zastawi puapk na Malinowskiego.
ROZDZIA DZIESITY
W ZASADZCE CO ODKRYLIMY W STAREJ KAPLICZCE? KTO NOSI
CZAPK NIEWIDK? CZOWIEK NA PWYSPIE CZY MYSIKRLIK JEST
MALINOWSKIM? ROZMOWA O JAWINGACH
Szanowny Panie! Prbowa mnie Pan oszuka, robic na mnie zasadzk koo
kapliczki i zamiast pienidzy, pozostawiajc w niej skrawki gazety. Powinienem obrazi si i
zerwa wszelki kontakt z Panem, ale doszedem do wniosku, e po prostu nie mia Pan do
mnie zaufania i nie doceni Pan mego sprytu. Jako dowd, e moe mi Pan zaufa,
przekazuj Panu wiartk dokumentu, ktrego Pan szuka. Reszt tego dokumentu otrzyma
Pan jutro o tej samej porze, jeli o dwunastej w nocy pooy Pan pienidze za figur w tej
kapliczce. Za kar jednak, e chcia mnie Pan schwyta w puapk, podnosz stawk z
trzech tysicy do piciu tysicy zotych. Owiadczam, e jeli znowu sprbuje mnie Pan
oszuka i zaczai si Pan koo kapliczki, bd o tym wiedzia i zerw wszelkie kontakty z
Panem. Nigdy ju nie uzyska Pan poszukiwanego dokumentu.
Malinowski
Gdy skoczyem czytanie listu, zapada midzy nami duga chwila ciszy. Byo nam
strasznie gupio, e dalimy si wystrychn na dudkw. Prawie cztery godziny leelimy
w puapce z oczami wlepionymi w kapliczk, a tymczasem Malinowski zbliy si do niej
i stwierdzi, e w kopercie s nie pienidze, lecz skrawki gazety. Mao tego - potem
odszed od kapliczki, gdzie w ukryciu napisa list i przynis go z powrotem. Znowu na
naszych oczach.
- On chyba mia czapk niewidk - powiedziaem.
- Och, Malinowsk!, Mallnowski - jkn kapitan Petersen i zacisn pici w
bezsilnej zoci. Kozowski triumfowa:
- A mwiem, eby i z nim na ugod? Posuchalimy pana Samochodzika i
Malinowski podnis stawk do piciu tysicy zotych. Stracilimy dwa tysice zotych
kapliczki.
- O, ja bd nawet bardzo daleko - powiedziaem. - Mam dosy tego
wszystkiego. Jeszcze dzi wyjedam do Malborka.
- Ten si mieje najlepiej, kto si mieje ostatni - zadrwia Karen. - mia si pan z
Malinowskiego, a teraz on drwi sobie z pana.
- Nigdy si z niego nie miaem - rzekem. - Nie mam poczucia humoru, jeli
chodzi o zodziei. Nie budz we mnie miechu, ale gniew. Jeli pastwo chc jeszcze raz
wysucha mej rady, to powiem: oddajcie spraw milicji.
- Nie! - Karen a nog tupna. - Do mam takich rad, ju lepiej niech pan jedzie
do Malborka. Wzruszyem ramionami i powiedziaem sucho:
- Do widzenia pastwu.
Poszedem do swego wehikuu. Dogoni mnie Petersen i pooy mi do na
ramieniu.
- Niech si pan na nas nie gniewa, mister Samochodzik. Podzielam paskie
zdanie, ale tym razem musz ulec crce. W przyszoci jednak poczymy swoje siy, aby
schwyta Malinowskiego. Myl, e w tej sprawie mog na pana liczy, prawda?
- Tak jest - przytaknem.
Ucisnlimy sobie rce. Petersen wrci do crki, a ja wsiadem do wehikuu,
wjechaem w jezioro i popynem do obozowiska harcerzy. Wyznaj, e sowa Karen
bolay mnie i pieky jak oparzenie. Malinowski - wamywacz i bezczelny oszust zatriumfowa nade mn i nie mogem nie myle o tym bez irytacji.
Mj powrt zbudzi harcerzy. Wypezli z namiotu i obstpili mnie, ale moja
niewesoa mina od razu powiedziaa o klsce. W krtkich sowach wyjaniem, co stao
si koo kapliczki.
- Przysigam, e nie spaem. Ani na chwil nie zmruyem oka - mwiem.
Sokole Oko podnis do gry swj wielki nochal i wietrzy nim w powietrzu jak
ogar.
- To bardzo tajemnicza historia. Czy znalaz pan jakie lady koo kapliczki?
- Nawet nie szukaem. To przecie las i lena droga. Tam nie mogo by adnych
ladw.
- Moe trzeba byo zagrabi teren wok kapliczki? Wwczas na ziemi byby
widoczny kady lad. Slyszaem, e tak wanie robi onierze WOP-u strzegcy naszych
znakami harceiskim.
Trzej Jawingowie
- No taaak - mruknem niechtnie - znowu si co zaczyna.
Rad nierad popiesznie ubraem si i zaczem w trawie koo samochodu szuka
pierwszego znaku.
By. Strzaka uoona z patyczkw wskazywaa kierunek wzdu krtego brzegu
jeziora. Nieco dalej odkryem na piasku wyrysowan strzak z podwjnym ostrzem. Ten
znak mwi: ,,Id szybciej.
Poszedem wic szybciej, a znalazem si na wskiej cieynce wspinajcej si na
stromy i wysoki brzeg jeziora. Rs tutaj las sosnowy, na grubym pniu drzewa wisiaa
karteczka, a na niej wyrysowano dug kreseczk przecit w dwch miejscach przez dwie
prostopade krtkie kreski. Taki znak informowa: ,,Id wolno i ostronie.
Posusznie zwolniem kroku. Scieka wci biega wzdlu brzegu jeziora. Raptem
urwaa si, teren przecina do pytki jar, w ktrym do jeziora spywa zamulony
strumie. Ten sam, w ktrym uwiz samochd Petersenw. Na pniu olszyny znowu
dostrzegem kartk z wyrysowan na niej zygzakowat lini przecit prostopadle dwoma
kreskami. Pamitam, co oznacza tego rodzaju rysunek: Woda do przejcia, brd,
mielizna.
,,Wygupiaj si moi Jawingowie - pomylaem. - Wystarczy spojrze na
strumyczek, aby widzie, jak bardzo jest pytki,
Zdjem buty, zawinem nogawki spodni i brnc w wodzie po kostki,
przeszedem na drug stron. Tu znowu wspiem si na stromy brzeg i znalazem
kartk. By na niej nakrelony duy prostokt, a w nim mniejszy prostokt. Kartka
mwia: Czeka tu.
Czekaem. Pi minut. Dziesi. Pitnacie. Ju miaem zamiar ruszy dalej, gdy jak
spod ziemi wyrs przede mn Wilhelm Tell.
- Cicho! - szepn, kadc palec na ustach.
Usiad obok mnie na trawie i szepta do ucha:
- O pidziesit metrw dalej zaczyna si niski pwysep wchodzcy w jezioro.
Mieszka tam w zielonym namiociku ubrany w skrzany strj motocyklista z junokiem,
czyli Mysikrlik. Powiedzieli nam o nim chopcy z Mikokuku. Moe to jest Malinowski?
Wanie przed chwil zwin swj obz, namiot wsadzi do torby i uwiza go na
baganiku motocykla. Ale nie wyrusza w dalsz drog, tylko siedzi na zwalonym pniu
drzewa, od czasu do czasu spoglda na zegarek, jak gdyby kogo oczekiwa.
Skinem gow na znak, e wyjanienia uwaam za wystarczajce. Teraz Tell
poprowadzi mnie w kierunku pwyspu. Zeszlimy ze cieki i przedzieralimy si przez
krzaki na brzeg jeziora. Teren wci jeszcze by wysoki, potem urywa si prostopadle,
podobnie jak obok strumienia. Dalej rozciga si zaronity olszynami pwysep. W
krzakach na brzegu leeli: Sokole Oko i Wiewirka. Pooylimy si z Tellem obok nich,
bo miejsce to nadawao si doskonale do obserwacji caego pwyspu. Natychmiast
dostrzegem opartego o pie olszyny czarnego junaka. Nieco dalej, na zwalonym pniu
drzewa, tu przy wodzie siedzia mody mczyzna w skrzanym uniformie motocyklisty.
Patrzy w stron drugiego brzegu jeziora, tam gdzie widniay kolorowe domki orodka
wypoczynkowego dziennikarzy.
Motocyklista niecierpliwi si. Spojrza na zegarek, potem zapali papierosa, znowu
spojrza na zegarek. Nagle poderwa si z pnia i stojc, pilnie spoglda w stron drugiego
brzegu. A wanie od drugiego brzegu odbi niebieski kajak, w ktrym siedziay dwie
osoby. Na widok kajaka motocyklista zgasi papierosa i cofn si w gb pwyspu, kryjc
si w krzakach olszyn tak, aby nadpywajcy go nie zauwayli.
Wkrtce rozpoznaem, e wiosuje tylko jedna osoba: mczyzna siedzcy z tyu. Na
przodzie zobaczyem kobiut z plecakiem. Tak, to bya Anka, a wiosowa dziennikarz, ktry
tak wymiewa si z mego wehikuu.
Jeszcze chwila i kajak utkn w przybrzenym piasku. Anka wyskoczya na brzeg.
- Serdecznie dzikuj za przewiezienie. Do widzenia - powiedziaa egnajc tego,
ktry j przywiz.
Dziennikarz zawrci kajakiem na jeziorze i popyn z powrotem do orodka. A
Anka chwil staa niezdecydowana na kocu pwyspu i rozgldaa si na wszystkie
strony. Wreszcie usiada na zwalonym pniu drzewa i zapalia papierosa. Dopiero teraz
wyszed z krzakw Mysikrlik i zbliy si do niej. Podali sobie rce i mwili z sob tak
cicho, e syszelimy tylko szmer ich gosw. Potem Anka wstaa i razem podeszli do
ukrytego w krzakach junaka. Mysikrlik chwyci kierownic motocykla i wyprowadzi
go na ciek. Anka zaja miejsce na tylnym siodeku. Mysikrlik zapuci motor.
Mina chwila i motocykl odjecha, podskakujc na wystajcych z ziemi
korzeniach olszyn. Znikn nam z oczu za zakrtem cieki, jeszcze tylko jaki czas
do
Polski rycerzy
ROZDZIA JEDENASTY
HERMAN VON SALZA JAK ZRODZIO SIE ZAKONNE PASTWO W
MALBORKU DLACZEGO ZABITO KUSTOSZA? POTYCZKA W ZAMKOWYCH
KORYTARZACH
HISTORIA
RELIKWIARZA
LIST
OD
BAHOMETA
BAZYLISZEK W POTRZASKU
mistrz krajowy Krzyakw, Herman Balk, a wraz z nim garstka rycerzy zakonnych.
Pierwsz krzyack wypraw przeciw Prusom musia wic Konrad Mazowiecki
wesprze swoim oddziaem. A pniej? Potem rwnie oddzialy polskie musiay
pomaga Krzyakom w ich pierwszych zdobyczach na ziemi Prusw. Przywid
swoje zastpy Konrad Mazowiecki wraz ze swym synem Kazimierzem, ze lska
przyby Henry k Brodaty, z Wielkopolski Wadysaw Odonic i z Pomorza ksi
wiatopek wraz z bratem Samborem. Ta wielka wyprawa krzyowa zadaa Prusom
pierwsz wielk klsk. Na polu bitwy nad rzek Dzierzgoni lego ponad pi
tysicy Prusw i cz ich ziem, Pomezania, wpada w rce Krzyakw. I nie
umniejszajc w niczym strategicznych zdolnoci mistrza krajowego, Hermana
Balka, ktry by znakomitym rycerzem i wodzem, trzeba stwierdzi, e bez pomocy
polskiego ora przenigdy nie udaoby si Zakonowi opanowa Pomezanii, zalka
przyszego pastwa zakonnego...
Minlimy Olsztyn, potem Elblg. W przydronym lesie rozbilimy namioty.
Nazajutrz w Malborku skierowaem od razu wehiku na znajdujce si w pobliu nad
Nogatem
pole
namiotowe
camping
turystyczny.
Zamek
krzyacki,
ktry
zobaczylimy jadc od strony miasta, nie wyda si chopcom tak imponujcy, jak to
sobie wyobraali na podstawie opisw w ksikach. Dopiero pniej, zbliajc si do
niego od strony rzeki, przekonali si, jak jest wspaniay.
Na polu namiotowym nad rzek stao ju kilkanacie rnokolorowych
namiocikw, a obok nich samochody osobowe. Nasz wehiku skierowalimy w lewy
naronik pola, w miejsce stosunkowo ustronne. Z dwch stron wehikuu zbudowalimy
dwa namioty, dla chopcw i dla mnie.
Dopiero o drugiej poszlimy na obiad do restauracji Nad Nogatem. Przy deserze
wyuszczyem harcerzom swoje plany zwizane z pobytem w Malborku.
- Byem tutaj ju dwukrotnie - mwiem. - Malborska budowla to waciwie dwa
poczone ze sob ogromne zamki: redni i Wysoki. Zwiedzajc je przekonacie si sami,
e posiadaj one wiele sal i pokojw, dziesitki korytarzy, ogromne podziemia, dziesitki,
ba, setki najrniejszych zakamarkw. Zamek by niszczony, odbudowywany i
przerabiany wiele razy, ale mimo to jeszcze wiele czasu upynie, zanim wszystkie jego
tajemnice zostan zbadane i ujawnione. Bo do tajemnic z czasw krzyackich i
pniejszych przybyy nowe, z okresu ostatniej wojny. W malborskim zamku bronili si
zamku znajduje si grupa ludzi, ktra przedostaa si tam przez wyrw w rozwalonych
pociskiem murach.
Zarzdzono alarm i po chwili grupa onierzy wyruszya do zamku. W kocu
okazao si, e miejscem, gdzie operuj podejrzani osobnicy, jest Zamek Wysoki, a w
nim pomieszczenia w pobliu dawnego skarbca zamkowego. onierze polscy
zorganizowali puapk we wnce korytarza. Przeciwnicy zaczli si gwatownie
ostrzeliwa z broni automatycznej i zdoali uciec przez wyrw. onierze polscy rzucili
si w pogo za uciekajcymi i znaleli zgubiony przez jednego z nich paszcz onierza
Wehrmachtu, a w paszczu dokumenty z adresem jednego z niemieckich mieszkacw
Malborka.
izbie-skarbcu
za
odkryto
wieo
zrobion
dziur
murze.
troch czeka. Niedugo zreszt, bo przy bramie staa ju liczca chyba ze trzydzieci
osb grupka turystw z Katowic, ktrzy przed chwil przyjechai autokarem. Z t wanie
wycieczk postanowilimy obejrze wntrze zamku.
Z bliska zamek wyglda imponujco. Stanowi ogromn , czerwonobrunatn
surow bry. Wysokie mur y obronne opaday stromo w gbok jak przepa fos, such
teraz i poronit traw, lecz ongi wypenion wod z rzeki. Za murami obronnymi
pitrzyly si ciany zamkowych budowli, coraz wyszych i wyszych, zdajcych si siga
nieba. Jake maym i sabym musia czu si redniowieczny rycerz, uzbrojony w miecz
lub kusz, wobec tych murw potnych i twardych, ktrych nic nie mogo skruszy!
Kiedy zamek wyglda jeszcze okazalej. Otacza go najpierw piercie wysokich
murw i baszt Podzamcza, a te chronione byy przez staw i rzek Nogat. Po przebyciu
murw fortecznych Podzamcza czekaa przeszkoda w postaci murw obronnych Zamku
redniego i Wysokiego. Midzy Zamkiem Wysokim i rednim take biega przepacista fosa o
stromych cianach, wysokich na kilka piter. A za murami obronnymi stay ciany zamku i
budowi zamkowych...
- Ex luto Marienburg - powiedziaem cicho.
- Co to znaczy, prosz pana? - natychmiast spytali chopcy.
- Krzyacy bardzo dumni byli ze swej twierdzy. Porwnywali j z najpikniejszymi
miastami wiata i z dum twierdzili: Mediolan jest z marmuru, Buda z kamienia, a
Marienburg, czyli Malbork, z bota.
- Z bota? - zdziwi si Tell.
- Z bota, czyli z gliny. Z cegy. Podobno do zaprawy murarskiej mieszano
biako kurze i krew bydlc. Dlatego zaprawa taka wytrzymaa wiele wiekw.
Tymczasem zbliya si do nas starsza i bardzo czym zaaferowana pani. Na rkawie
miaa opask z napisem: Przewodnik.
- Ach, Boe - powiedziaa w bramie do jednego z wonych - jeszcze jedna wycieczka,
a ja dzisiaj oprowadziam a cztery. Moe pan przeliczy wycieczkowiczw, bo mnie si chyba
w gowie miesza. Dzi rano wprowadziam do zamku wycieczk zoon z dwudziestu osb,
a wyprowadziam dwadziecia dwie osoby. Przed chwil wysza z zamku wycieczka zoona
z dwudzlestu omiu osb. Gow bym sobie daa uci, e weszo trzydzieci osb.
- To wszystko ze zmczenia - pokiwa gow wony - Na pocztku wakacji
zawsze u nas duy ruch.
jakie nieporozmnienie.
Ja tu nikogo
Panie Samochodzik! Niech pan si std wynosi jak najszybciej, bo inaczj le bdzie z
Panem.
Bahomet
- Czy to list do pana? - pyta ciekawie dozorca.
Kiwnem gow:
- Tak, dzikuj panu. To list dla mnie. A gdzie jest ten pan, co przekaza list dla
mnie?
- Nie wiem. Zwiedza zamek, a teraz ju pewnie odjecha autokarem. Przed p
godzin wyruszya std wycieczka do Krakowa.
Podzikowaem i ruszyem za moj grup, ktra wanio wkroczya na teren
Zamku redniego.
Przewodniczka opowiadaa:
- Najpierw zbudowano Zamek Wysoki, ktry pastwo zobacz tam dalej. Ale odkd
Malbork sta si stolic pastwa zakonnego i wielki mistrz przenis si tu z Wenecji, na
Zamku Wysokim zrobio si ciasno i Krzyacy przystpili do powikszania twierdzy...
spoczyway zwoki wielkich mistrzw. Do kocioa wchodzio si z zamku przez tak zwan
Zot Bram, z piknie rzebionym portalem.
Gucho dudniy nasze kroki na kamiennym podworcu otoczonym ze wszystkich
stron rzebionymi krugankami. Tu odbyway si niegdy turnieje rycerskie, a zebrana na
krugankach publiczno obserwowaa rycerskie gonitwy. Jake gono musiay tu
omota podkute konie Krzyakw i gonym szczkiem odzyway si uderzenia mieczy...
Ale przewodniczka nie pozwalaa marzy.
- Oto widz pastwo wielk kuchni Zakonu. Jest autentyczna, zachowana tak, jak
wygldaa przed laty. Pieczono tu w caoci upolowan zwierzyn, a potem za pomoc
specjalnego wycigu dostarczano j do sali jadalnej. Obok bya piekarnia, mieszczca si
akurat pod skarbcem zakonnym, W roku 1364, to jest w okresie, gdy Zakon by u szczytu
swej potgi, skarbiec zawiera nie tylko czterysta srebrnych kubkw przeznaczonych dla
rycerzy zakonnych i goci, ale take potn gr zotych monet. Piekarze wybili dziur w
suficie i przez ni sypno si zoto. Zbytnio jednak szafowali pienidzmi, sprawa wydaa
si i zodziei schwytano, o czym jest wzmianka w starych kronikach Zakonu.
Po schodach wspilimy si na pierwsze pitro i przez wskie drzwi weszlimy do
krlestwa podskarbiego Zakonu.
Widok skarbca wyranie rozczarowa harcerzy. Ze sowem skarbiec kojarzy si
natychmiast wyobraenie komnaty penej skrzy wypenionych zotem, drogimi
kamieniami, zoconymi naczyniami. A tutaj? Maleka, pusta izdebka, na cianach jakie
plamy, odrapane malowido, na ktryra z trudem mona dostrzec zarys siraszliwego smoka,
bazyliszka. Wedle wczesnych przesdw, mia on by najlepszym stranikiem zota.
Chopcy pierwsi opucili skarbiec, a za nimi wysza reszta wycieczki na czele z
przewodniczk. Tam skarb twj, gdzie serce twoje - wspomniaem. - Gdzie jest skarb
templariuszy? Gdzie s ich klejnoty, ich zoto? - zastanawiaem si w gbokiej ciszy,
kt ra zapada w malekiej izbie krzyackego skarbca. Na krugankach sycha byo
oddalajce si kroki wycieczki, a mnie wydao si, e sysz szelest zsypywanych tu
niegdy monet.
- A pan dlaczego tutaj pozosta? - usyszaem ostry gos przewodniczki.
Zauwayam, e pan wcale mnie nie sucha, tylko myli o czym zupenie innym. A ja
gardo sobie zdzieram, eby wytumaczy, co i jak si dziao w tych murach,
Zgromiwszy mnie, przewodniczka wysza na kruganek.
- Teraz poka pastwu synn cel, w ktrej siedzia uwiziony przez Krzyakw
Kiejstut, ksi Litwy - powiedziaa gosem ponurym. W wycieczkowiczach mia on
obudzi uczucie grozy.
Wprowadzia nas w wski, krtki korytarz z dwoma elaznymi drzwiami i krat.
Pochye okienko w grubych murach wpuszczao niewiele wiata. Pod nogami stukaa
kamienna podoga, ciany obite blach ziony chodem.
- Wydaje si, e uciec std nie ma sposobu - mwia przewodniczka. - A jednak
ksi Kiejstut uciek z niewoli krzyackiej. Jak mwi legenda, dokona tego przy pomocy
Litwina Alfa, ochrzczonego przez Krzyakw i pozostajcego na ich subie. W Alfie
obudzia si mio do ojczyzny i do ksicia...
Wycieczka opucia ponur cel Kiejstuta, Podszedem do skonego okienka i
sprbowaem przez nie spojrze w niebo. Tak samo chyba spoglda tdy ksi Kiejstut,
schwytany zdradziecko podczas polowania. Kim jest w tajemniczy Bahomet? zastanawiaem si. - I dlaczego przeszkadza mu moja obecno w Malborku?
Drgnem. Za moimi plecami skrzypny elazne zawiasy. Obejrzaem si i
zobaczyem zamykajce si drzwi celi. Zaomotaa elazna zasuwa, potem szczkna druga
krata. Kto spata mi gupiego figla. Zostaem podstpnie zamknity w celi ksicia Kiejstuta.
Podbiegem do elaznych drzwi i usiowaem je szarpn. Nie drgny. Uderzyem w
nie piciami, Ale grube elazo zabrzczao sabym dwikiem. Nikt nie mg mnie usysze,
nawet gdyby przechodzi w pobliu celi.
ROZDZIA DWUNASTY
BOEK O LUDZKIEJ TWARZY DLACZEGO ZABITO VON ORSELNA?
DWA CIENIE W ZAMKU APARATURA PODSUCHOWA CO OZNACZA
TRJKT NA MURZE NAPRZD!
Dookoa mnie zalegaa gucha cisza, od ktrej a w uszach dzwonio. Grube mury
obite blach nie przepuszczay adnego dwiku, zreszt bya to pora, gdy zamek malborski
pustosza, zwiedzajcy wychodzili na zewntrz. Usiadem na kamiennej posadzce w wtej
smudze wiata, padajcej przez skone okienko, i usiowaem zastanowi si nad swoj sytuacj.
Mogem przypuszcza, e przewodniczka zauway przy wyjciu moj nieobecno
(przecie chyba mnie zapamitaa, tylekro zwracajc mi uwag?). Zapewne podniesie
alarm, woni muzeum rusz na poszukiwanie i odnajd mnie zamknitego w celi
wiziennej. Mogem take liczy, e nieobecno moj dostrzeg natychmiast moi trzej
modzi przyjaciele. Chopcy jednak pomyl, e specjalnie pozostaem na terenie zamku, i
nie tylko nie podnios adnego alarmu, ale postaraj si wmwi przewodniczce, e
wyszedem wczeniej ni inni. Jutro rano oczywicie zostan uwolniony z zamknicia,
podczas odwiedzin celi przez pierwsz wycieczk. Jakie bdzie zdumienie przewodnika, gdy
zobaczy uwizionego czowieka? Oczywicie opowie o tym fakcie wszystkim pracownikom
muzeum i odtd zaczn oni na mnie spoglda bardzo podejrzliwie. Nieufno uniemoliwi
mi wejcie w bliszy kontakt z pracownikami muzeum i utrudni uzyskanie informacji
historycznych, na jakie liczyem przybywajc do Malborka. Czy o to wanie chodzio
tajemniczemu Bahometowi, gdy zamkn za mn drzwi celi Kiejstuta?
Byo dla mnie jasne, e kry si za tym imieniem jaki mj konkurent w
poszukiwaniu skarbu templariuszy. wiadczyo o tym najlepiej imi, jakie sobie przybra.
Mwio ono, e w czowiek doskonale orientuje si w dziejach zakonu templariuszy. Nie by
to nikt z grupy Petersenw, bo oni pozostali nad jeziorem, aby wykupi od Malinowskiego
skradziony dokument. Nie mg by to take sam Malinowski, bo i on musia zosta nad
jeziorem, jeli chcia zrealizowa sprzeda skradzionego dokumentu.
Wic kim by Bahomet? Nie znajdowaem odpowiedzi. Siedziaem na kamiennej
posadzce i podcignwszy kolana pod brod, zoyem na nich gow. Obok policzka
miaem przegub swej rki z zegarkiem, ale mimo e upywajcy czas nieustannie szemra w
sekundniku, nikt nie przychodzi mnie uwolni z celi wiziennej.
Wziutka struga wiata spywajca przez okienko coraz bardziej gasa, szarzaa jak
lampa, w ktrej zabrako paliwa. Nadchodzia noc, a z ni znikaa nadzieja, e jeszcze dzi
zostan wyswobodzony.
Rozmylaem o litewskim ksiciu, ktry siedzia tu uwiziony. Szeset lat mino od
tego czasu. Pozostay te same grube mury, kamienna posadzka, podwjne elazne drzwi
bronice wyjcia na wolno. Ile chwil zwtpienia przey tutaj ksi litewski?
Krzyacy zbliali si wwczas do szczytu potgi. Poczywszy si z Zakonem
Kawalerw Mieczowych W Inflantach, zawadnli terytoriami tak wielkimi, e rwna si
mogli z najwikszymi krlestwami w Europie. Naleao do nich cae dzisiejsze Pomorze
Gdaske, cae pniejsze tak zwane Prusy Wschodnie, cze Litwy, tereny dzisiejszej otwy i
Estonii. Tylko niewielki skrawek mudzi rozdziela posiadloci krzyackie w Prusach i w
Inflantach. I o te wlanie tereny szy nieustanne boje.
A w tym czasie, gdy zakon Krzyakw osiga szczyt swej potgi, po templariuszach
pozostay tylko zburzone zamki i niesawa, szkalujce ich dokumenty, pene wymuszonych,
faszywych zezna, ktrych nikt nie mg odwoa, bo ci, co je skadali na torturach - ju
dawno nie yli, spalono ich na stosie. Aby posi skarby templariuszy, zarzucono
zakonnikom, e zamiast w Chrystusa - wierz w diaba, plwaj na krzy, oddaj cze
bokowi z drewna i skry, ze srebra i zota, o ludzkiej gowie i ogromnej brodzie. Imi tego
boka brzmiao wanie Bahomet.
Nigdy nie udao si zreszt Filipowi Piknemu odnale adnego wizerunku czy
posgu tego bstwa. Wymylono owego Bahometa na uytek chwili, faktycznie nigdy on nie
istnia i nawet wielu wczestnych wadcw nie dao wiary bredniom zarzucanym
templariuszom.
Czy brodaty by rwnie Bahomet podpisany na licie do mnie? - rozmylaem.
A tymczasem cela wizienna pogrya si w nocnym mroku, ktry zdawa si
pogbia cisz, w jakiej si znajdowaem. Straciem nadziej, e zostan uwolniony tej nocy.
Skuliwszy si w kcie celi, prbowaem zasn.
Nie wiem, jak dugo spaem. Moe kilka minut, a moe godzin? Zbudzi mnie jaki
szelest, a potem cichy pisk.
broni zabjcy przed kar. Moim zdaniem, rycerz Neudorf wycign czarn gak.
Zasztyletowa wielkiego mistrza, wykonujc wyrok sdu kapturowego. Jest rzecz jasn,
e po zabjstwie, aby ratowa morderc, czonkowie sdu kapturowego, ktrzy zazwyczaj
rekrutowali si z najwyszych wadz Zakonu, wymylili wersj o obkaniu brata
Neudorfa. Nie doszo do ukadw z okietkiem, a w rok pniej, to jest w 1331 roku,
ruszya na Polsk wyprawa krzyacka, zakoczona bitw pod Powcami.
- A skarb templariuszy? - spytaa Ewa.
- Orscln prawdopodobnie zabra tajemnic do grobu, cho wydaje mi si, e wielcy
mistrzowie nie do koca posiadali tajemnic tego skarbu. Nie przypuszczam, aby de
Molay nie liczy si z tym, e Krzyacy mog mu kiedy odmwi zwrotu depozytu.
Zygfryd von Feuchtwangen dopomg ukry skarb w ktrym ze swoich zamkw, ale
templariusze zrobili to tak zrcznie, e tylko oni znali do niego dostp.
Urwaem. Ewa chwycia mnie za rk i cisnwszy j mocno, nakazaa mi milczenie.
Usyszelimy tupot krokw i dwa cienie przemkny przez kamienny podworzec zamku.
Skryy si w mrocznym kruganku i znowu nastpia cisza. Na krtko zreszt. Po chwili
doszed naszych uszu powolny odgos krokw, zbliajcych si od strony Zamku redniego.
Nadchodzi nocny dozorca. Szed wolno z latarni, koyszc mu si w rku,
rozglda si na wszystkie strony. Ewa wcigna nas z powrotem do pokutnej izdebki,
gdzie ciasno stoczeni oczekiwalimy, a nas minie. Po jakim czasie ucicho echo jego
oddalajcych si krokw.
Wybieglimy na galeryjk kruganku i spojrzelimy w d. Ciekawio nas, czy
tajemnicze dwa cienie, ktre sposzy dozorca, znowu pojawi si na podwrzu. Czekalimy
do dugo z oddechem przytajonym w piersiach. Ju zwtpilimy, czy uka si nam, gdy
gdzie w dole, pod krugankiem, usyszelimy szept rozmowy. Potem dwie osoby wolno
przesuny si w stron bramy zamkowej.
Na palcach zbieglimy po schodach. Zobaczylimy, e dwa cienie miny bram
zamkow i znalazy si na zwodzonym mocie prowadzcym na Zamek redni. Jeszcze
krtka chwila i przepady w ciemnoci.
- Moe zeszli do podziemi? Albo s w paacu wielkiego mistrza? - szepna mi na
ucho Ewa.
I poprowadzia nas w tamt stron. Przez uchylone drzwi weszlimy do mrocznego
korytarza. Minlimy zejcie do podziemi, wspilimy si po schodach. Prowadzilimy si za
rce, jeden wid drugiego. Latarki nie chcielimy zapala, aby nie sposzy tajemczych
goci, ktrzy tutaj wanie - by moe - przyczaili si.
Raptem jak gdyby zapluska obok nas strumyk lub odkrcony kran z wod.
Przystanlimy i nastawilimy uszu.
Nie, to szemraa czyja rozmowa. Ale by to szmer dziwny, pyncy spod ziemi.
Wliznlimy si do niszy, w ktrej bya kamienna aweczka. Usiedlimy. I wwczas szmer
rozmowy sta si wyrany, cho rwnie pyn spod ziemi.
Po chwili zorientowalimy si, e przez nisz przechodzi kana w murach. Moe
by to kana od centralnego ogrzewania lub odpowietrznik? Albo, znajdowaa si tu cz
aparatury podsuchowej zainstalowanej w paacu wielkiego mistrza? Faktem jest, e
siedzc na kamiennej awce w niszy syszelimy wyranie rozmow, prowadzon, nie
wiadomo - na grnych czy te w dolnych kondygnacjach zamkowych. By moe zreszt,
e rozmawiajcy znajdowali sie tu obok nas, w ssiednim pomieszczeniu.
Mwia kobieta:
- Zaczynam powoli mie tego dosy. Nie tak wyobraaam sobie nasz urlop. Ju
drug noc zostajemy w zamku i azimy w podziemiach. W kocu domyl sie, e czego
tu szukamy, nakryj nas i reszt urlopu spdzimy w areszcie.
Mski gos:
- Niczego si nie obawiaj. Nie robimy nic zego. Nawet gdyby nas nakryto, to
wytumaczymy si, e chcielimy w starych murach spdzi romantyczn noc. Co
najwyej potrzymaj nas w areszcie jeden lub dwa dni, a potem wypuszcz. Zreszt,
przecie to ty zaproponowaa, abymy spdzili urlop szukajc skarbu templariuszy.
Kobieta:
- Bo wydawao mi si, e to bdzie przyjemna i wesoa rozrywka. A tymczasem
zrobia si z tego do ponura zabawa. Dlaczego uwizie tego faceta?
Mczyzna:
- Nie chciaem, eby nam uniemoliwi dzisiejsze poszukiwania w zamku. Mylisz,
e nie domylam si, po co on tu przyjecha? ledzi nas. Jestem pewien, e to on okrad
nauczyciela w Mikokuku, a potem robi zdumione miny. To sprytny facet i dlatego
musiaem go unieszkodliwi na dzisiejsz noc.
Szepnem do Ewy i chopcw:
- Oto i macie tajemniczego Bahometa, a raczej dwch Bahometw.
- To jest to maestwo, ktre do Mikokuku przyjechao niebiesk skod usyszaem odpowied Tella.
- Nie rozumiem, czego ty waciwie szukasz w zamku - powiedziaa kobieta. - Czy
mylisz, e skarb ley tu gdzie na wierzchu i przez tyle setek lat nikt go nie znalaz?
- Mwiem ci ju sto razy: szukam na murach znaku trjkta. Pozostawia go
zawsze architekt templariuszy, Piotr z Awinionu, na stawianych przez siebie budowlach.
- No i co z tego, jeli znajdziesz ten znak?
- To prawie to samo, co znalazbym ju skarb.
- Nic nie rozumiem - odrzeka kobieta.
- Przecie chyba pamitasz, co pisa nam na ten temat mj przyjaciel z Francji?
Kiedy dla Feuchtwangena coraz bardziej aktualna stawaa si sprawa przeniesienia stolicy
zakonu z Wenecji do Prus, Krzyacy pomyleli o wyborze miejsca na stolic.
Feuchtwangen zwrci si wtedy do de Molaya, z ktrym by w pzyjani, o wypoyczenie
mu dobrego architekta. Krzyacy bowiem byli specjalistami w budowie zamkw
obronnych, ale tym razem chodzio o co innego. O zamek-paac. I w 1306 roku Piotr z
Awinionu przyjecha do Prus, aby przystpi do budowy paacu-zamku, ktry mia suy
potrzebom wielkiego mistrza. A co to znaczyo? Musia taki paac-zamek mie mnstwo
tajnych przej, lochw i zakamarkw, zapadni i skrytek. Musia mie urzdzenie do
tajnej obserwacji rnego rodzaju poselstw dyplomatycznych, dla podsuchiwania
rozmw i tak dalej, bez tego nie wyobraano sobie prowadzenia wielkiej polityki. I myl,
e gdy pniej nad templariuszami zawiso niebezpieczestwo gotowane przez Filipa
Piknego, nie gdzie indziej, tylko wanie w skrytkach budowli, wznoszonej przez Piotra z
Awinionu, najzrczniej byo, oczywicie za pozwoleniem Feuchtwangena, ukry skarb.
Potem wybuchna sprawa templariuszy, Piotra z Awinionu odwoano do Francji i
postawiono go pod sd, podobnie jak innych czonkw tego Zakonu. Zosta on take
skazany na mier i spalony na stosie. A kto inny ju dokoczy budowli zacztej przez
niego.
I ty mylisz, e w czci budowli wzniesionej przez Piotra z Awinionu znajduje si
ukryty skarb templariuszy?
Szukam na murach znaku, ktry on zazwyczaj pozostawia. A wic wanie trjkta.
Bo wanie tam naley szuka skarbu.
- No, przecie chyba wiadomo, w jakich czasach wznoszono poszczeglne
odpocz i porozmawia.
- Strasznie ciekaw jestem, jak informacj zawier a list, ktry porwa tamten westchn Wilhelm Tell. - Moe trzeba go byo dalej ciga?
Ewa wzruszya ramionami:
- Kto ci broni? Zanim okln drog dostalibymy si do miejsca, gdzie zeskoczy z
rnuru, on zapewne znajdowa si ju daleko od zamku. Szukaj wiatru w polu.
Ewa ma racj - powiedziaem. - Dalsza gon i t w a rzeczywicie nie miaa sensu.
Zreszt Bahomet chyba na pami zna wszystkie informacje,
Skarb
elaznej kondycji: nie przespa nocy, potem jecha kawa drogi i nastpn noc znowu
spdza na niebezpiecznych eskapadach. Niewykluczone oczywicie, e Malinowski nie
dziaa sam. Ma pomocnika, ktry pozosta nad jeziorem Pomorze, podczas gdy sam
Malinowski wyruszy do Malborka...
- W lad za nami - doda Wilhelm Tell.
- Niekoniecznie. Moe wanie za niebiesk skod Bahometa? Wydaje mi si, e
sprawa przedstaw i a si nastpujco: ten bandyta to Malinowski lub te jego pomocnik.
Przyjecha tutaj ledzc poczynania Bahometa, ktry noc w noc pozostawa w zamku
malborskim i szuka znaku trjkta. Rwnie i band yt a pozostawa w zamku i ledzi
poczynania Bahometa, aby skorzysta z owocw jego pracy. Tymczasem my
nadjechalimy. Bahomet nas zauway i postanowi mnie unieszkodliwi, zamykajc drzwi
celi Kiejstuta. To byo take na rk bandycie. Obydwaj nie przewidzieli, e wy uwolnicie
mnie z celi. ledzc Bahometa Malinowski, podobnie jak i my, zapewne dziki aparaturze
istniejcej w paacu wielkiego mistrza, podsucha rozmow Bahometa z on i wtrci si
do niej, wkraczajc z broni w rku i porywajc list. Doszed bowiem do wniosku, e
szukanie znaku trjkta do niczego nie doprowadzi. Lepszy wrbel w garci ni gob na
dachu. Lepiej dosta kilka tysicy zlotych od Petersenw ni traci czas na dalsze
ledzenie Bahometa. Oto i caa t aj e m ni c a nocnych wydarze w zamku.
- Pan take przypuszcza, e Petersenowie otrzymaj propozycj kupna listu? ucieszy si Sokole Oko.
- G d y tylko przyjad - powiedziaem - nayychmiast znajd list z propozycj kupna
cennych informacji.
- K a p i t a n Petersen znowu bdzie szala ze zoci - r z e k Wiewirka i zacz
naladowa zorzeczenie kapitana.
Chopcy parsknli miechem. Poderwaem si z trawy.
- Idziemy spa. Ewa te jest chyba pica.
- Ja? - oburzya si Ewa. - Ca noc mog ciga bandytw. Bardzo mi si podoba
takie zajcie. Przystaj do was. Szukanie skarbw to take i moja specjalno.
- A jak wytumaczysz mamie tak pny powrt do domu? - spytaem.
- Po prostu opowiem jej o wszystkim - powiedziaa.
- Co takiego? Chcesz j wtajemniczy w nasze sprawy? - oburzyli si chopcy.
- A pewnie, e j wtajemnicz. Ona moe nam pomc. Nigdy jej nie okamuj. A
poza tym ona doskonale zna histori Krzyakw i niejednego mona si od niej dowiedzie.
Okrajc ulic zamek, pomaszerowalimy w stron obozowiska. Mimo do pnej
pory wiecio si jeszcze wiele okien w nowoczesnych blokach mieszkalnych zbudowanych w
pobliu redniowiecznego zamku, na miejscu starego miasta zburzonego podczas wojny.
Jedyn pozostaoci po starym miecie by pikny, zabytkowy ratusz, pooony przy drodze
z zamku do miasta.
W pobliu ratusza natknlimy si na idc piesznym krokiem od strony miasta samotn kobiet. Bylimy cigle zajci rozmow o wydarzeniach w zamku i nie zwrcilimy
na ni uwagi. Byo zreszt ciemno, latarnie uliczne paliy si w duej odlegoci od siebie,
twarz idcej pozostawaa w mroku. Ale nic nie mogo uj bystremu spojrzeniu Sokolego
Oka. Zatrzyma si raptownie i powiedzia:
- Dobry wieczr, pani Anko! Co za mie spotkanie.
ROZDZIA TRZYNASTY
DUGI OZR TWARZ W TWARZ Z BAHOMETEM TCHRZOSTWO
BAHOMETA PAN MOTOCYKLIK BJKA NAD NOGATEM ZNOWU LIST
przewie mnie motocyklem i miaam nie skorzysta z okazji? Wyznaj, e nie bya to
przyjemna podr. O mao nie wyzionam ducha. On pdzi junakiem jak szatan, a mnie
gow urywa pd powietrza i wntrznoci mi si przewracay. Ale, jak widzicie, jestem
take w Malborku. Mieszkam w tym wielkim bloku. Na kilka dni wynajam pokoik w
prywatnym mieszkanku. Blok numer 4, a mieszkania numer 10. Bardzo prosz, za dnia
moecie zoy mi wizyt,
Zapytaem bardzo grzecznie:
- Czy moe nam pani zdradzi, w jakim celu przyjechaa pani do Malborka?
Wzruszya ramionami.
- Boe drogi, ju po raz dziesity wyjaniam, e chc napisa reporta o wariatach,
ktrzy szukaj skarbu templariuszy. A poniewa poszukiwacze skarbu gremialnie
przenosz si do Malborka, wic i ja musiaam tu przyjecha.
- Powiedziaa pani: gremialnie - podchwyciem. - Czy oprcz nas przyjecha tu kto
jeszcze?
- Spotkaam tu maestwo w niebieskiej skodzie. Przed chwil spostrzegam
jadcego ulic lincolna Petersenw, a teraz natknam si na pana Samochodzika i jego
weso czered.
- Prosz mnie nie nazywa panem Samochodzikiem - rzekem surowo.
- A my nie jestemy adn weso czered - rozgniewali si chopcy.
- O, wic naprawd nie lubicie mnie stwierdzia z alem Anka. - I nigdy ju nie
dowiem si o waszych nowych przygodach?
- Nigdy - powiedzia Tell. Wiewirka dumnie wypry pier.
- Nic si pani od nas nie dowie. A mielibymy duo do opowiadania...
Wiewirka nie dokoczy, bo Sokole Oko i Tell zatkali mu domi usta. Biedak ju
tyko bekota, a raczej pomrukiwa niezrozumiale.
- Na lito bosk, pucie go, bo si udusi! - krzyknem.
- Gadua! Klepa! - woali na Wiewirk obydwaj chopcy. - Od dzisiaj, zamiast
Wiewirka, bdziesz nazywa si Dugi Ozr.
Pucili chopaka, ktry ciko dyszc, pocz si tumaczy:
- Przocie ja nic nie powiedziaem...
- Dugi Ozr! Dugi Ozrl
Anka udaa gniew:
Dosy tego! Maszerowa spa! Ju jest po dwunastej! Jak panu nie wstyd, panie
Samochodzik, w czy po nocy chopcw. Zdaje si,
znalelicie
ju
skarb
templariuszy?
Wiewirka:
- Jestemy o krok od skarbu. Pan Samochodzik ju wie, co znaczy: Tam skarb
twj, gdzie...
Nie dokoczy biedaczek, bo Tell i Sokole Oko zakryli mu domi usta.
- Dugi Ozr! Dugi Ozr! - krzyczeli na Wiewirk.
Panna Petersen zoya bagalnie donie:
- Pucie tego nieboraka. On si udusi...
Z jej twarzy znikn zoliwy umieszek. Chopcy pucili Wiewirk, a ten ali si
paczliwym gosem:
- Przecie ja nic takiego nie powiedziaem? Oni zaraz huzia na mnie. To mnie ju w
ogle nie wolno sie odzywa?
Sowa Wiewirki usysza Kozowski. Przerwa budow namiotu, podszed do Karen
i powiedzia jej szeptem, e uzyskalimy jakie nowe informacje w sprawie skarbu.
Zabraem chopcw do naszego obozowiska, lecz Karen nie daa nam spokoju.
Przysza i zacza rozmow:
- Pan mia suszno, mister Samochodzik. Dokument okaza si bezwartociowy.
Wydaam na niego duo pienidzy. Wie pan, co on zawiera? Dotyczy nie skarbu, ale
zakupu wow dla zakonnego gospodarstwa. Ojciec budzi si rano i kadzie si spa
wieczorem wygraajc Malinowskiemu. Jedyna moja nadzieja, e pan zechce przystpi
do wsppracy. Dokument zwrcilimy nauczycielowi w Mikokuku, a ja straciam
ostatni szans odnalezienia skarbu. Pomoe mi pan? Prawda?
- Pomoe pani Malinowski - powiedzaem. - Zapewne jeszcze dzisiaj otrzyma pani
propozycj kupna nowych, cennych informacji.
- Co pan mwi? Pan si widzia z Malinowskim? - spytaa z odrobin zdumienia,
poczonego ze strachem.
- Nie. To znaczy, w pewnym sensie, tak. Widziaem go. Rabowa list z
informacjami. cigaem go, ale umkn. Kradzie i rabunek to zdaje si stay system
dziaania tego osobnika. Rabunku zapewne dokona z myl o pani. Skoro ju raz udao
mu si wycign pokan sume pienidzy, to i teraz zechce take spieniy nowe
informacje...
bandyty.
- List, ktry posiadalicie,
pienidzy
od
do
wycignicia
swoje
Karen smaya na gazowej kuchence jajecznic. Przy tym zajciu pomaga jej Kozowski,
ona za mwia mu o czym, ywo gestykulujc; zapewne powtarzaa mu wczorajsz
rozmow ze mn.
Petersen nie by chyba zachwycony treci tej rozmowy, bo przynisszy wiadro
postawi je tak gwatownie na pododze domku, e woda chlusna na wszystkie strony.
Zaraz wynis si stamtd i przyszedl do nas w odwiedziny. Odstpilimy mu troch miejsca
pod brezentowym dachem, poczstowalimy go kubkiem gorcej kawy.
- Tak, tak, mister Samochodzik - westchn Petersen. - Nie uda mi si przyjazd do
waszego kra ju.
- No, kraj mamy pikny - powiedziaem. Lasy, jeziora...
- Ani skarbu, ani Malinowskiego - warkn. - Moja crka opowiedziaa panu, jak
si skoczya historia z okupem? Dokument by bezwartociowy, a Malinowski wyudzi
za niego pi tysicy zotych.
- Niech pan bdzie spokojny. Jak mwi nasze przysowie: Nosi wilk razy kilka,
ponieli i wilka. Dwa razy oszuka nas Malinowski, ale trzeci raz ju mu si to nie uda.
Jak to mwi po acinie: Omne trinum perfectum, czyli do trzech razy sztuka.
- Crka napomkna mi, e Malinowski jeszcze raz zwrci si do nas z propozycj
kupna informacji.
- Mam nadziej, e teraz ju pastwo oka nieco wicej rozsdku. Trzeba t
spraw odda w rce milicji.
- Ja te byem tego zdania - pokiwa gow. - Ale pan chyba zdy pozna moj
crk. To szalona dziewczyna. Upara si, e musi te skarby odnale. Nie wiem, co z
ni poczn, ona, zdaje si, gotowa jest na wszystko. Pokciem si z ni dzi
rano przez tego Malinowskiego.
bezradny i zwizany sowem, bo
Ktni
kierownicz rol w naszej wyprawie. Niech pan wie jednak, e bez wzgldu na to, jak si
zachowa moja crka, chciabym, aby uwaa mnie pan za swojego przyjaciela. Nic
mnie nie obchodzi skarb templariuszy, nie mrugn nawet okiem, jeli pan go
odnajdzie,
wizienia.
- Pod tym wzgldem moe pan liczy na moj pomoc - rzekem uroczycie. Malinowski musi zosta przykadnie ukarany. Inaczej nie bd mia spokojnego sumienia.
brzydkie wyraenie?
- S p o t k a a m ich po drodze. Najpierw sza panna Petersen i Koz ow s k i , a za nimi
skradali si harcerze. A miny mieli takie, jak gdyby powierzono im zadanie w a g i pastwowej.
Nawet gada ze mn nie chcieli.
- Bo nie ufaj pani.
- A wszystko dlatego, e omieliam si przyjecha do Malborka. I do tego
motocyklem. No, jasne, pan Samochodzik nie lubi motocykli. W przeciwnym razie
jedziby motocyklem i nazywaby si: pan Motocyklik. A czy pan wie, e to byoby
adniejsze przezwisko?
- Dzikuj pani uprzejmie. Zostan przy swoim.
- Jak pan uwaa - wzruszya ramionami.- Ale nie moe pan mie do mnie pretensji,
e wybraam motocykl. Zreszt, pan nie chcia mnie zabra do Malborka swoj muzealn
pokrak.
- Co to za typ, ten Mysikrlik? - spytaem.
Wzruszya ramionami:
- Akurat wiem tyle samo, co i pan. Zjawi si w orodku dziennikarzy, aby
sir,
Petersen rzuci na traw rcznik, ktry mia przewieszony na nagich ramionach. Potem
- ogromny jak goryl - chwyci za kark malutkiego jegomocia w kaszkiecie. Pocz nim
trz jak gazk.
Ty jeste Malinowski? - wrzeszcza. I przyszede, eby znowu wyudzi
pienidze? Ty oszucie! Ty zodzieju! Mam ci nareszcie, ze skry obupi!
panie Kozowski.
Nagle Petersen jak sarna rzuci si do swego lincolna. Zza wycieraczki na przedniej
szybie wyj zoon w czworo kartk papieru. Rozwin j, zerkn na ni okiem i
nastpnym skokiem znalaz si obok mnie.
- Masz pan, czytaj, bo napisane jest po polsku. Podpis widz znajomy - i a
zazgrzyta zbami w bezsilnej zoci.
Przeczytaem tumaczc na angielski:
ROZDZIA CZTERNASTY
JECHA, NIE JECHA? GDZIE LEY SERCE TWOJE? PLANY NOWEJ
WYPRAWY KAREN W OPAACH POCIG W CHARZYKOWYCH
czeka
choby do
rana. Po raz
Karen
ani
swkiem
nie
wyrazia
pani
tak,
jakby
pani
znaa
Pokrcia gow.
- Nie znam go. Na razie - zaznaczya. - Ale powiadam wam, e nie kto inny, tylko ja
pierwsza zdoam go pozna. I to wkrtce.
Pomylaem, e Anka take wpada na trop jakiej tajemnicy. Lecz ona nie bdzie tak
wielkoduszna, jak ja, i zbyt pochopnie nie zdradzi jej nikomu.
Zjedlimy kolacj, a potem poszlimy do zamku, gdzie przed wejciem na most
zwodzony czekaa ju Ewa. Zaprowadzia nas do malutkiego mieszkanka w starych murach,
poznaem jej mam, siwowos pani w duych, rogowych okularach. Wydawao mi si, e
w oczach mamy Ewy dostrzegem rozbawienie.
- Tak jest - przyznaa, czstujc nas herbat i ciastkami. - Bardzo zabawna wydaje mi
si myl, e s ludzie, ktrzy na serio poszukuj skarbw. Pan naprawd wierzy, e te skarby
istniej?
Wyznaj, e troch si zawstydziem.
- Pani sdzi, e poszukiwanie skarbw to zajcie bezsensowne? Tylko dzieci wierz
w legendy o zakopanych skarbach, prawda?
- Ach, nie - zaprzeczya. - Przecie kady ma prawo do dysponowania swym wolnym
czasem. Jedni owi ryby, drudzy poluj, jeszcze inni podruj lub graj w bryda. Nie
widz powodu, dla ktrego poszukiwanie skarbw ma by zajciem gorszym od tamtych.
Jeli co mnie tutaj bawi, to to, e tworzycie do zabawn gromadk. Pan i trzej chopcy
oraz ta pani...
- Przepraszam bardzo, ale ja jestem osob serio - zastrzega si Anka. - Nie szukam
skarbw. Natomiast interesuj mnie poszukiwacze skarbw.
Przekomarzajc si i artujc, pilimy herbat, i potem zaczlimy rozmow o
Krzyakach, templariuszach i skarbach. Nie miaem powodu, aby nie ufa mamie Ewy, a
Anka bya przecie wiadkiem tego, co mwiem Karen - dlatego z ca szczeroci
przedstawiem sw dotychczasow wiedz o tropach prowadzcych do skrytki templariuszy.
- Najwaniejszy problem, jaki stoi teraz przed nami - zakoczyem - to dowiedzie
si, gdzie Feuchtwangen chcia wznie stolic o nazwie Serce Twoje. Tam bowiem
znajduje si skarb templariuszy.
Mama Ewy zastanowia si.
- Bardzo chciaabym wam pomc, ale niestety, zdaje si, e nie potrafi. Z historii
wiadomo, e Feuchtwangen przenis si we wrzeniu 1309 roku z Wenecji do Malborka,
ktry z t chwil sta si stolic pastwa krzyackiego. Ten fakt wizano raczej z calkowitym
opanowaniem przez Krzyakw Pomorza. Jest spraw jasn, e los, jaki spotka
templariuszy, musia take zaniepokoi Feuchtwangena i przypieszy jego wyjazd z
Wenecji. Dyskusj budzi wrd historykw fakt, e wanie Malbork wybrano na stolic,
cho, by moe, o wiele lepiej nadawa si na ni Elblg. Pewne znaczenie miaa chyba w
tym wzgldzie wczesna sytuacja wewntrz Zakonu: w Elblgu mieli przewag w
konwencie stronnicy mistrza krajowego Henryka von Plotzke, ktry by przeciwnikiem
Feuchtwangena. Wielki mistrz wola wic przenie stolic do maego Malborka, ktry
nastpnie pniejsi mistrzowie rozbudowali do rozmiarw potnej twierdzy. Nie jest
wykluczone, e ju przed rokiem 1309 Feuchtwangen zastanawia si nad moliwoci
przeniesienia stolicy Zakonu z Wenecji do Prus i, by moe, poczyni w tej sprawe jakie
zabiegi. Ale nam, historykom, nie jest o tej sprawie wiadomo. Serce Twoje? - zastanawiaa
si gono matka Ewy. - To po acinie jest: cor tuum. Mam u siebie sownik geograficzny
ziem polskich. By moe, odnajdziemy tam miejscowo o podobnej nazwie.
Zajlimy si przegldaniem sownika. Ale bez rezultatu.
- Prosz pani! - zawoaem. - Przecie ta nazwa moga w cigu wiekw ulec powanej
zmianie. By moe, zostaa spolszczona i wanie w takiej formie wesza do sownika.
Szukamy w sowniku na liter C, a moe trzeba szuka na liter K?
Znalelimy miejscowoci zaczynajce si na K. Popiesznie przebiegaem palcem
po nazwach wsi, osiedli i miasteczek. Nagle palec mj zatrzyma si.
- Kortumowo - przeczytali chopcy.
- Kortumowo? - powtrzya matka Ewy.
- Cor Tuum... Kortum... Kortumowo - powiedziaem. I przeczytaem krciutk
charakterystyk miejscowoci:
Kortumowo, wioska w Ziemi Chemiskiej nad jeziorem o tej samej nazwie. We wsi
znajduje si kociek z pocztku XIV wieku, parafia pod wezwaniem Najwitszej Marii
Panny...
matka
Feuchtwangen nosi si z zamiarem zaoenia stolicy. Musi pan tam koniecznie pojecha,
panie Tomaszu. Na miejscu o wiele lepiej zorientuje si pan, czy nie ma tam pozostaoci
po budowlach krzyackich.
- Tak jest -przytaknem. - Jutro pojedziemy do Kortumowa. Tylko prosz was zwrciem si do chopcw - zachowajcie w tajemnicy nasze dzisiejsze rozwaania.
- Wiewirce trzeba bdzie obci ozr - zdecydowanie powiedzia Sokole Oko.
- Boe drogi, czego oni ode mnie chc? - oburzy si gadatliwy Wiewirka. A Ewa
klasna radonie w rce:
- Pojad z wami! Zobaczycie, e bardzo si przydam,
Mama Ewy zaprotestowaa, jak to zwykle mamy, gdy ich dzieci wpadn na szalony
pmnys. Ewa przekonywaa, e pomys nie jesst a tak bardzo szalony, bo przecie trzej
chopcy podruj ze mn ju od dawna i nic zego jako si adnemu z nich nie stao. Anka
zapewnia mam Ewy, e wemie dziewczynk do swego namiotu i zaopiekuje si ni, wic
mama powoli mika i coraz sabiej protestowaa.
- Pani take wybiera si do Kortumowa? - spytaem Ank. - Czy mona wiedzie,
jakim rodkiem lokomocji?
- Na pewno nie motocyklem - odrzeka. - Myl, e najwygodniej bdzie pojecha
paskim zwariowanym samochodem.
- Co takiego? Mj samochd nie pomieci tak wielkiej gromady.
- W takim razie poprosz Petersenw, aby nas zabrali swoim lincolnem.
- I zdradzi im pani kierunek naszej podry?
- No trudno, skoro w inny sposb nie bd si moga dosta - rozoya rce Anka.
Ale to najzwyklejszy szanta! - zawoaem.
- Bardzo trafnie to pan wyrazi - kiwna gowa. Do tej pory staraam si
przekonywa pana przy pomocy perswazji i miych umiechw. A poniewa to nie
skutkowao, chwyciam si innych rodkw. Wic jak bdzie? Pojedziemy razem czy te
mam odwoa si do panny Karen?
- Pojedziemy - jknem.
Mimowolnie spojrzaem na zegarek i stwierdziem, e jest ju po dziesitej.
Zerwaem si od stou.
Zapuciem silnik mojego samochodu. Jak spod ziemi wyrs obok auta pan
Kozowski.
- Dokd pan jedzie? - rzek chrapliwie. - Panna Karen zabronia jazdy jej ladem.
Malinowski moe si sposzy i nie odsprzeda listu.
Wzruszyem pogardliwie ramionami.
- Daj mi pan spokj z pann Karen. Mam jej wyej uszu. Nazwaa mnie oszustem i
kamc. Nie chc mie z ni nic do czynienia. Jad do restauracji na kolacj. Pojedzie pan
ze mn?
- Nie - odpar Kozowski. Raptownie ruszyem i po chwili pdziem drog do miasta.
Znalazem si na szosie i w szalonym pdzie przebyem most na Nogacie. Droga do
Starogardu Gdaskiego bya wska, pena zaskakujcych zakrtw, a poniewa nadaem
samochodowi du szybko, raz po raz musiaem przyciska hamulec i z przeraliwym
piskiem opon przebywaem wirae.
Postanowienie wyjazdu na pidziesity kilometr powziem bardzo pno. Teraz
musiaem nadrabia stracony czas. Nie, nie chodzio wcale o to, aby schwyta
Malinowskiego. Jechaem na pidziesity kilometr, aby mie pewno, e Karen nie stao
si nic zego. Obrazia mnie sw podejrzliwoci, ale to nie miao adnego znaczenia, gdy
uwiadomiem sobie, e ta uparta dziewczyna znajdzie si na pidziesitym kilometrze
zdana na ask i nieask bezwzgldnego bandyty. Nie, nie kochaem si w Karen - jak
przypuszczaa Anka. Po prostu uwaaem za swj obowizek strzec j i Petersena przed
niebezpieczestwami. Wosy jeyy mi si na myl, e rzezimieszek moe zamordowa
Karen dla jej zotego zegarka, piercionka z brylantem czy brylantowej broszki, jak zawsze
nosia przypit do bluzki. Wydawao mi si, e w pewnym sensie bybym
wspodpowiedzialny za zo wyrzdzone Karen i jej ojcu.
Pdziem wic, aby nadrobi spnienie. Po obydwu stronach drogi migay drzewa,
poty, supy telegraficzne. Ostre wiata reflektorw raz po raz wyaniay fosforyzujco znaki
drogowe: Uwaga, niebezpieczny zakrt, Uwaga, cztery niebezpieczne zakrty, ,,Uwaga,
przejazd kolejowy nie strzeony. Raz po raz wyprzedzaem z rykiem klaksonu wozy konne
ze sabo widocznyrni latarniami. Pdziem wci szybcicj i szybciej.
Tajemniczo i gronie opalizoway zegary mojego wehikuu. Sto kilometrw... sto
dwadziecia kilometrw... sto trzydzieci kilometrw na godzin - wskazywaa strzaka
szybkociomierza.
ale
wiata
wehikuu
pisk
hamulcw uprzedziy
kluczyk.
Malinowski
odepchn
od
wycie
silnika.
Jeszcze troch docisnem peda gazu. Gdy strzaka dotkna cyfry stu
siedemdziesiciu, Karen tylko westchna. Szybciej ju nie chciaem jecha, cho mj
samochd osiga znacznie wiksz prdko. Miaem stare opony, baem si, e nie
wytrzymaj duego pqdu, Gdyby pka
wyldowalibymy na drzewie.
- Pani lincoln ma osiem cylindrw? - zapytaem Karen. - Moja pokraka ma...
dwanacie cylindrw.
- Co takiego? - krzykna Karen.
- Tak, dwanacie - powtrzyem. - Jak moc ma silnik lincolna?
- Dwiecie osiemdziesit koni mechanicznych.
- Moja pokraka posiada moc znamionow: trzysta pidziesit koni mechanicznych.
A jej szybko maksymalna: dwiecie dwadziecia kilometrw na godzin. Gdyby za
zmieni przeoenia, osigaaby nawet dwiecie pidziesit kilometrw na godzin.
- Boe drogi, przecie to prawie Ferrari 410!
- Bo to jest Ferrari 410 Super Amerika. Tylko e mia karoseri rozbit podczas
kraksy i mj wujek wynalazca dorobi wasn, nieudoln. Ale mnie si ona podoba.
Nic ju nie rzeka, tylko raz po raz ze zdumieniem spogldaa to na mnie, to na
mask wehikuu.
Nareszcie dojrzaem tylno wiata lincolna. Zmniejszyem troch szybko. Bylimy
kawa drogi za Zblewem, na szosie do Czerska.
- No, teraz ju nam nie ucieknie - stwierdziem z triumfem.
- A pewnie - rozemiaa si Karen. - Benzyny jest w moim wozie najwyej na sto
kilometrw. Czy wie pan, ile pali lincoln? Dwadziecia litrw na setk.
- I pod tym wzgldem nie zaimponuje mi pani - rozemiaem si. - Mj wehiku
poyka przy tej szybkoci a dwadziecia cztery litry na setk. Tylko e ja mam peny bak.
Mona zbankrutowa przez taki samochd.
Dopdzilimy lincolna. Bandyta - tak jak przewidywaem - nie spodziewa si
skutecznej pogoni. Jecha zaledwie dziewidziesitk. Ale gdy sprbowaem go
wyprzedzi, aby mu potem zagrodzi drog, obejrza si i pozna wehiku. Natychmiast
wjecha na lew stron szosy i uniemoliwi mi wysforowanie si do przodu. Jednoczenie
doda gazu.
Znowu rozpocza si piekielna gonitwa. Prbowaem go wyprzedzi to z lewej, to z
prawej strony, ale za kadym razem zastawia mi drog szerokim tyem lincolna. Niekiedy
udawa, e daje za wygran, i gdy poczynaem go wyprzedza, wwczas napiera na mj
wz bokiem samochodu i usiowa zepchn mnie do rowu lub na pnie drzew migajcych
po obydwu stronach szosy,
W szalonym pdzie minlimy Czersk. Ju nie prbowaem go wyprzedza, tylko
jechaem o kilkanacie metrw za nim i cierpliwie czekaem, a w lincolnie skoczy si
benzyna.
- Na pidziesity kilometr przyjechaam punktutalnie o jedenastej - opowiadaa
Karen. Zatrzymaam wz, ale silnika nie wyczyam. Pan chyba zauway, e w tym
miejscu po jednej stronie szosy rs gsty las? Po kilku minutach z lasu wyszed jaki
osobnik. Mia na twarzy chustk z otworami na nos, oczy i usta. Troch rozmieszya mnie
ta maskarada.
Otworzyam
okienko
nie
Przywiozam pienidze. Niech pan da list. Bez sowa wyj z kieszeni list, ale mi go nie
poda,
tylko
czeka, a podsun
Schwyci
mnie
za
rk,
pikne
auto
taniec.
- A za nim jaki dziwolg. Co to za dziwny pojazd?
- Teraz jest moda na dziwactwa samochodowe - powiedzia jaki pan.
A inna dziewczyna mwia:
- To cudzoziemcy. Gocie zagraniczni.
Przepychalimy si przez tum taczcych szukajc bandyty. Gdzie si podzia?
Moe znikn w drugim kocu ogrdka?
Budzilimy oglne zainteresowanie, a potem zdziwieme. Najpierw z piknego wozu
wyskoczy jaki czowiek i pobieg przepychajc si midzy taczcymi. Potem zajechao
pokraczne auto i wyskoczya z niego pikna dziewczyna, a za ni mczyzna. I take
przepychali si przez taczce pary.
Orkiestra urwaa w poowie melodii.
- Oni si wzajemnie cigaj! - krzykn kobiecy gos.
- Moe to amerykascy gangsterzy? - histerycznie zawoaa pani z ogromnym
dekoltem.
Nastpnych gosw ju nie syszelimy. Przeskoczylimy przez drewniany potek
okalajcy kawiarniany ogrdek i poprzez gstw krzakw obrastajcych stromizn
ROZDZIA PITNASTY
W POGONI ZA MOTORWK NA WYSPIE MILOCI ZNOWU
MYSIKRLIK WRACAMY NA PIDZIESITY KILOMETR ZGUBIONY TROP
WYJAZD ANKI
U podna urwistego brzegu tkwia motorwka. Bya pusta. Ten, ktry ni jeszcze
przed chwil kierowa, przepad w nadbrzenych zarolach.
Ostronie podpynlimy do motorwki, a wtedy zatrzymaem wehiku i
przeskoczyem na ni, zabierajc z sob jeden z kluczy samochodowych.
- Co pan chce zrobi? - spytaa Karen. - Chyba nie zamierza pan rozebra silnika w
motorwce?
- Wykrc i zabior wiece. Nie zdoa uruchomi silnika i ju nam nie ucieknie.
wiece wrzuciem do kieszeni, przesiadem si do wehikuu i popynem wzdu
brzegu szukajc dogodnego miejsca na wjazd w gb wyspy. Nie martwiem si tym, e, by
moe, Malinowski ukryty za krzakami obserwuje kady nasz ruch. Szukanie go w tych
ciemnociach i tak nie miao adnego sensu. Trzeba z tym byo zaczeka do rana.
Wypatrzyem wyrw w stromym brzegu, co w rodzaju jaru, ktrym z wyspy spywaa
woda deszczowa. Tym jarem wydostaem si na wysoki brzeg w miejscu, gdzie znajdowaa
si obszerna polana lena.
- Zaczekamy tu, a zacznie wita - rzekem do Karen.
Postanowilimy pozosta w samochodzie, gdy na jego siedzeniach byo mikko i
przytulnie, a jednoczenie moglimy rozglda si na wszystkie strony. Zreszt widok by
bardzo zawony przez mrok nocy.
Z nieba ustpiy chmury i ukazay si gwiazdy, jakby drobniutkie, byszczce
paciorki, zote i srebrne.
- W skarbie templariuszy - szepna Karen - jest chyba tyle klejnotw, co tych gwiazd
na niebie. Ja bardzo lubi klejnoty - tumaczya. - Jestem gboko przekonana, e w
szlachetnych kamieniach zawarta zostaa jaka tajemnicza sia. S one na wiecie
zjawiskiem rzadkim. Powstay jako produkt skomplikowanych procesw zachodzcych w
przyrodzie. Niekiedy s po prostu jakby kaprysem natury. Dlatego te od wiekw istnieje
przekonanie, e szlachetne kamienie maj cudowne waciwoci. Mog jednym ludziom
przynosi szczcie, a innym nieszczcie. Bardzo lubi rubiny - mwia dalej Karen. - Mwi
si, e przez sw jaskrawoczerwon barw rubin jest kamieniem wzbudzajcym rado,
wzywajcym do czynu. Jest to kamie, ktry powinni nosi ludzie, ktrzy chc dziaa lub
wytrwale dy do powzitego celu. A poza tym - zamiaa si - czerwie to przecie take
kolor mioci. Lubi take szmaragdy, lecz baabym si je nosi. Podobno czyni
jasnowidzcym. Ale ten, kto nosi szmaragd, powinien posiada wielkie zalety ducha: by
co
skradziony dokument.
Kapitan Petersen rozoy rce gestem wyraajcym bezradno.
- Trudno, jestem gotw odpokutowa sw win. Jeli nawet trzeba bdzie, to
powdruj za kratki. Ale jedn chc mie satysfakcj: niech w tej samej celi zamkn ze mn
Malinowskiego.
Poszlimy wic na posterunek MO w Malborku, gdzie zmitrylimy duo czasu,
poniewa ze wzgldu na fakt, e chodzi o przestpstwo w stosunku do cudzoziemcw,
wezwano do Malborka oficera ledczego a z Gdaska.
Podczas dochodzenia milicyjnego wyszo na jaw oszustwo, jakie popeni Kozowski.
Nie byo ono zbyt wielkie i oficerowi, ktry nas przesuchiwa, a drgay ze miechu
malekie wsiki, ale wydaje mi si, e w pewnym sensie poderwane zostao zaufanie, jakim
Petersenowie darzyli do tej pory Kozowskiego.
Okazao si bowiem, e Petersenowie nie maj z pastwem polskim adnej umowy
na poszukiwanie skarbu templariuszy. Taka umowa zostaa zawarta tylko... z Kozowskim. I
podpisana zostaa z jednej strony przez Petersenw, a z drugiej przez... Kozowskiego.
Kozowski tak si tumaczy przed oficerem milicji:
- Zrobiem to ze wzgldw patriotycznych. Chodio mi o to, eby ci cudzoziemcy
nie rezygnowali z poszukiwa i zostawili w naszym kraju troch dewiz. A oni chcieli
a nas tylko
Jak znajdziecie,
to wtedy do nas
znajdzie
skarby, a
potem
moemy
Ministerstwo to powana instytucja, a pan tu jakie arty sobie z nas stroi. Wic co
miaem robi?
Zredagowaem umow
i podpisaem j. W
ten sposb
i wilk by
ROZDZIA SZESNATY
W KORTUMOWIE EWA DAJE SI NAM WE ZNAKI CZY KOCI MA
PODZIEMIA? KILKA SKARBW CO KRYJE PIWNICA W OGRODZIE?
TEORIA PRDOW BDZACYCH RUINY W LESIE PRECZ Z KONFITURAMI
Kortumowo
wsi
znajduje
cignc
paroww
jarw.
miejscami zarasta wysoka trzcina; stanowi ono rezerwat zamieszkay przez dzikie abdzie.
Okolica wic jest do adna, nadajca si na letni wypoczynek, ale nie nazbyt uczszczana
przez turystw, poniewa ley daleko od gwnych szlakw komunikacyjnych.
Przyjechalimy
tam
noc
rozbilimy
obz
za kocioem, w najbliszym
na
rozkadanych
noc
spdzi
ptaszkw.
Ten,
co
zacza nas
cuci.
wedle naszych przewidywa, powsta stolica krzyacka Serce Twoje. Tymczasem nie
widzimy ani ladu potnych budowli, ani niczego, co wskazywaoby na to, e nasze
przewidywania s suszne. Trzeba jednak cigle pamita, e patrzymy na to miejsce przez
pryzmat naszych wrae wywiezionych z Malborka. Tam widzielimy stolic krzyack,
ogromne zamczysko wznoszce si a pod niebo. I tutaj chcielimy zobaczy co
podobnego, a przynajmniej lad jakiego ogromnego zamysu. Niestety, na razie nie rzucaj
si w oczy nawet resztki jakich ogromnych fundamentw pod przysze budowle. Lecz
przecie uwzgldni naley fakt, e to by jednak dopiero zamys. Piotr z Awinionu przez
pierwszy okres swego pobytu w tych stronach zajmowa si zapewne planowaniem przyszej
stolicy, by moe, poza tym niewielkim kocikiem tu i wdzie wymurowano zaledwie
fundamenty, ktre w cigu wiekw porosa trawa. Trzeba bdzie dyskretnie wypyta
tutejszych mieszkacw, czy nie zauwayli resztek starych budowli. Pamitajmy, e przysza
stolica musiaa obejmowa do duy obszar, zapewne w kilku miejscach naraz rozpoczto
roboty i nie wladomo, gdzie ukoczono je na tyle, aby tam schowa skarb. Dlatego kade
spostrzeenie moe si dla nas okaza niezwykle cenne. Nie lekcewacie adnych
informacji, nawet takich, ktre mog si wydawa nieistotne i nieprawdopodobne.
Skoczylimy posiek i pozostawiwszy Wiewirce obowizek zmycia naczy,
poszlimy ca gromadk w stron kocioa.
By otwarty, jeszcze pachniao wiecami, ktre paliy si podczas porannego
naboestwa. Z bijcym sercem wkraczalimy w jego chodne wntrze.
Nie ulegao wtpliwoci,
Przy wejciu
do
kocioa
zauwaylimy du chrzcielnic
branatnych cianach i
zatrzyma
si tylko na czym w
ogldamy koci.
Ksidz by ju niemody, o ysej czaszce i rowych policzkach. Umiecha si do nas
z wielk yczliwoci,
- Kociek nasz jest may, ubouchny, ale za to bardzo staroytny. Z pocztkw XIV
wieku - powiedzia podnoszc palec wskazujcy ku niebu, jakby chcc podkreli wag
swych sw. - Dla turystw nie stanowi adnej atrakcji, dlatego i goci rzadko tu widujemy.
Cho okolica bardzo pikna, lasy, jezioro z dzikimi abdziami...
- Bardzo si nam tutaj podoba. Chcemy zosta troch duej - powiedziaem. Mieszkamy w namiotach, o, tam, pod lasem, bliej jeziora.
- W namiotach? To bardzo zdrowo dla modziey - przytakn proboszcz. - Tylko z
kpiel uwaajcie, bo woda w jeziorze jest gboka. A jakbycie chcieli jabuszek wieych,
papierwek albo porzeczek, miao zachodcie do mojego sadu. Nie mam tam adnego
potu, wic kademu wdrowcowi droga wolna. Gospodyni mojej nie obawiajcie si, cho
ona lubi si sroy. W razie czego powiedzcie, e ja wam pozwoliem - umiechn si i
przymruy filuternie jedno oko, co miao zapewne znaczy, e zna dobrze charakter swej
gospodyni, lecz si nim wcale nie przejmuje. Nadbieg Wiewirka, ktry umy naczynia po
niadaniu.
- Boe mj, jeszcze jeden? - ucieszy si proboszcz.
A Wiewirka - wiadomo: Dugi Ozr - natychmiast zapyta proboszcza:
- Prosz ksidza, czy w tym kociele s podziemia?
- Podziemia? - zmartwi si proboszcz. - A po co, dziecko, podziemia w kociele? Nie
ma tu adnych podziemi. Malutki to, ubouchny kociek.
Sprbowaem jako podj spraw tak niefortunnie zaczt przez Wiewirk.
Rzekem dyplomatycznie:
- Kociek, syszelimy, pochodzi z XIV wieku. Wic zapewne i caa ta miejscowo
jest historyczna.
- A tak, tak, susznie - zgodzi si proboszcz, - Wprawdzie nic o naszej miejscowoci
w historii nie czytaem, ale musi by historyczna, bo wiele znakw na to wskazuje.
- Znakw? - podchwycili zaciekawieni chopcy. Lecz ksidzu chodzio o zupenie
inne znaki. Powiedzia:
- Tam, gdzie mj sad, plebania i zabudowania gospodarskie jaki zamek chyba
kiedy by, bo jak si gbiej w ziemi kopie, to stare fundamenty wida i resztki murw.
Podobno kiedy byy tam rne doy i dziury, ale mj poprzednik teren kaza wyrwna,
ziemi nawiz i sad zasadzl. Cay ten pwysep, ktry widzielicie za kocioem, twierdz
by czy czym w tym rodzaju. Po zamczysku tylko jedna dua piwnica si zostaa, w ktrej
jest studnia gboka. Gospodyni moja urzdzia w piwnicy schowek na warzywa i ziemniaki.
Do studni za wpuszcza na sznurku wiaderko z mlekiem i masem, bo w najgorszy upa
chd taki wieje od studni, e a zby szczkaj. Lodwk sobie urzdzia w studni zamia si proboszcz.
A chopcom a oczy na wierzch wyaziy z wraenia i ciekawoci.
- Och, gdyby tak mona zajrze do tej studni - westchn Sokole Oko.
- O, co to, to nie - pogrozi mu palcem proboszcz. - Nad piwnic surow wadz
dziery moja gospodyni. I nikomu kucza do niej nie daje, a zamkna j na pi kdek. A
wiecie dlaczego? - zamia si znowu. - Bo tam nie tylko warzywa i ziemniaki si znajduj,
ale take konfitury, grzybki marynowane, gsiorki z winem jabkowym i porzeczkowym oraz
wino mszalne. Wic, niestety, nikt oprcz niej nie ma dostpu do tych skarbw.
W drzwiach plebanii ukazaa si tga kobieta w biaym fartuchu i biaej chustce na
gowie. Zrobia z doni trbk i zawoaa w nasz stron grubym gosem:
- Prosz ksidza proboszcza! Drugie niadanie na stole, a ksidz o godnym odku
do tej pory spaceruje.
Proboszcz umiechn si do nas jeszcze raz:
- Syszycie? Musz ju i, bo gospodyni bardzo nie lubi, kiedy jedzenie stygnie.
Zachodcie do mego sadu, bardzo was prosz...
I powdrowa ciek do plebanii, gdzie w drzwiach wci jeszcze staa tga
gospodyni i mierzya nas surowym spojrzeniem, jakbymy to my byli odpowiedzialni za to,
e ksidz proboszcz chodzi o godnym odku.
- Cik przepraw bdziemy mieli z t osob - westchna Ewa.
Ale chopcy nie chcieli na razie myle o oczekujcych nas kopotach. Dla nich
najwaniejsze byo, e Kortumowo okazao si t miejscowoci, ktrej tak dugo
szukalimy.
- Tu s fundamenty starych budowli - wylicza Tell - a wic to tutaj
najprawdopodobniej chciano wznie stolic Serce Twoje. Nad bocznym wejciem do
kocioa widnieje znak templariuszy: Kilka skarbw".
- Ba, ale gdzie ich szuka? - powiedzia Wiewirka. - Na pwyspie byy kiedy jakie
dziuryr lecz zostay zasypane i teraz ronie tam sad. Przecie nie bdziemy go
przekopywali? W kociele nie wida adnego wejcia do podziemi, bo w ogle nie ma w nim
adnych podziemi.
- Pozostaje tylko piwnica...
- Wanie o tym myl - mrukna Ewa. - Jest piwnica, ale jak si do niej dosta?
Gospodyni nie da nam klucza.
- Najpierw naley teren dokadnio obejrze - zaproponowaem.
Poszlimy na pwysep do ksiego sadu. Rosy tam due liwy, krzaczaste jabonie,
czerenie, krzaki agrestu i porzeczek. Ziemia bya starannie zorana i obsiana traw.
Gdzieniegdzie widniay grzdki i rabaty z kwiatami. Nikt nie domyliby si, e ogrd ten i
sad ronie na ruinach fundamentw budowli krzyackicj. Jedyny lad, jaki pozosta, to
piwnica mieszczca si na rodku sadu. Z tyu stanowia ona do szeroki pagrek
obsadzony krzakami agrestu, tylko z przodu widziao si brunatny mur krzyackiej cegy,
elazne drzwi i zakratowane malekie okienko. Rozmiary pagrka i muru wskazyway, e
piwnica
jest
rozlega.
Wejcia
do
Poszedem dalej w las, ale ju nic ciekawego nie napotkaem. Las by mieszany,
miejscami iglasty, miejscami poronity modymi i starymi dbczakami. Wok dbw
ziemi zoray dziki poszukujce odzi, wszdzie widziaem mnstwo czarnych jagd.
Wrciem po poudniu, Ewa i chopcy siedzieli w obozie i przygotowywali obiad.
Mode towarzystwo miao miny wielce tajemnicze, a jednoczenie wydawali si z siebie
bardzo zadowoleni.
- I c - z pewn wyszoci spytaa mnie Ewa - czy zauway pan co ciekawego?
- Niewiele - odrzekem skromnie. - Nie mog jednak stwierdzi, abym odby spacer
bez pozytywnego rezultatu.
- A ja dowiedziaem si od pewnego starego gospodarza w wiosce - powiedzia z
dum Wiewirka - e jeszcze przed pierwsz wojn wiatow yl w Kortumowie chop, ktry
znalaz, wejcie do podziemi. Tylko e nikt nie wie, gdzie to wejcie. Chop wzi ze sob
dwojaki z jedzeniem i lad po nim przepad. Nie wrci z podziemi. A ludzie jeszcze przez
jaki czas syszeli w kociele jakby jki i skargi duszy potpionej...
- Dlaczego: potpionej?
- Nie wiem. To przecie tylko taka tutejsza legenda. Moe ludzie przypuszczali, e
tajemnicze wejcie prowadzio do pieka - rzek Wiewirka.
Odezwaa si Ewa:
- Prosz pana, czy mgby pan nam wypoyczy swj akumulator z samochodu?
Jakie jest w nim napicie?
- Dwanacie wolt...
- To wietnie. Wanie takie napicie jest nam potrzebne. .
- Akumulatora nie mog poyczy. Rozadujecie go i potem nie bd mg nigdzie
pojecha.
- Nie rozadujemy go - zapewniaa mnie Ewa.
- Chcecie, ebym wyj z auta akumulator i da go wam do zabawy? - zdumiaem si.
- Akumulatotra nie potrzebujemy do zabawy - z powag rzeka Ewa. - Nie
rozadujemy go. Na razie jest bardzo spokojnie i nie zanosi si na adne pocigi.
Malinowski jeszcze do nas nie trafi.
- Ewa zna si na elektrycznoci - powiedzia Tell. - Ona powiedziaa, e w
przyszoci pjdzie na politechnik na wydzia elektryczny.
- Dziewczyna i zna si na elektrycznoci - z podziwem krci gow Sokole Oko. -
ROZDZIA SIEDEMNASTY
NOCNI GOCIE W LESIE SPOTKANIE NA DRODZE ZWIEDZAMY
PIWNIC CO KRYJE STUDNIA? DECYDUJCA CHWILA
Nadszed wieczr, a potem zapada noc. Kolacja u gospodyni proboszcza (na ktr ja
zreszt, nie poszedem, gdy niewiele wiedziaem o prdach bdzcych) bardzo smakowaa
moim modym przyjacioom. Dugo si rozwodzili nad przedziwn waciwoci pulpetw z
misa. Wreszcie w naszym obozie zapada cisza i tylko cichutko szemray fale w jeziorze, a
od czasu do czasu w przybrzenych trzcinach gwarzyy dzikie kaczory.
Przed snem poszedem na spacer do lasu, tam gdzie zauwayem prostoktny zarys
starych fundamentw. Nie byo to daleko, ale nasz obz oddzielaa od tego miejsca gsta
ciana drzew, zagajnik i pasmo krzeww. Dopiero w ostatniej chwili zorientowaem si, e
kto ju tam jest, ba, rozoy si obozem. Niemal nosem dotknem przyczepy
campingowej Petersenw.
Cofnem si w zagajnik i ostronie obszedem ruiny, kryjc: si za drzewami.
Pomylaem, e jest do czasu na powitanic Karen i jej ojca, natomiast przezorniej bdzie
sprbowa zorientowa si w ich zamysach.
Przyjechali
wanie koczy ustawianie swego namiotu. Kapitan siedzia na pniu drzewa i wolno mi
fajk, a Karen - mimo nocnego mroku - chodzia po ruinach, wiecc elektryczn latark.
Rad byem, e wanie w tym miejscu chciaa szuka skrytki ze skarbami. Zapewne po
drodze informowaa si, czy w Kortumowie s jakie ruiny, pokazano jej resztki
fundamentw w lesie. O tym, e przed ksi plebani i ogrodem take znajduj si ruiny
krzyackich budowli, prawdopodobnie nie miaa pojcia.
A moe to jednak ona ma racj? medytowaem - Moe skrytka templariuszy
znajduje si tutaj, a nie tam?
- Jutro od rana uruchomisz ca nasz
Zbadamy dokaadnie ruiny. Jak na przysz krzyack stolic, troch mao tego, nie sdzisz?
- spytaa.
- Przecie sama mwia, e oni t stolic dopiero projektowali - przypomnia jej
kapitan.
- Budow na tak wielk skal zapewne zaczli w kilku miejscach
Dlatego
nie
jednoczenie.
powiedziaa.
Sprytna dziewczyna - pomylaem ze zoci.
Odezwa si Kozowski:
- Ciekaw jestem, co teraz robi pan Samochodzik i jego haastra.
- Zapewne, tak jak i my, szuka skarbu - rzek Petersen.
Kozowski zamia si:
- Ten dure nawet chyba nie pomyla, e Serce Twoje to Cor Tuum, a Cor Tuum, to
wanie Kortumowo.
- Pan te tego nie pomyla, panie Kozowski. To dopiero ja musiaam na to wpa.
Nie mam z pana adnego poytku - stwierdzia Karen. - A co do pana Samochodzika, to
jeszcze nie wiadomo, czy jutro nie zajedzie tu swym szataskim samochodem. To sprytny
czowiek.
Jutro? - pomylaem. - Ja tu jestem od wczoraj.
- Ciekawe, gdzie on pojecha? - gono zastanawiaa si Karen.
- Kto? - spyta j Kozowski.
- Pan Samochodzik. Przecie o nim cigle mwimy.
- Pani wci o nim myli gniewnie rzek Kozowski. - Powiadam, e to dure i nic
wicej.
- Ale ten dure, jak pan powiada - rzek Petersen - ju dwukrotnie uratowa moj
crk z przykrych opresji.
- Odradzaem pannie Karen samotn wypraw na spotkanie z bandyt - przypomnia
im Kozowski. - Co innego byo nad jeziorem. Okup mona byo zoy, ale nie naleao
jecha na pidziesity kilometr.
- A moe pan Samochodzik pojecha szuka Malinowskiego? - zastanawiaa si
Karen. - W takim razie mona si spodziowa, e lada chwila go tu zobaczymy. Bo
Malinowski chyba w dalszym cigu nas ledzi i czeka sposobnoci, aby nas ze skry
obupi.
- To ja jego ze skry obupi wrzasn Petersen.
- Kogo? - zdumia sie Kozowski.
- Jeszcze pan nie wie, kogo mam zainiar obupi ze skry? - oburzy si Petersen.
Malinowskiego, prosz pana. Pan Samochodzik nie zrobi chyba mi tej przykroci i nie
schwyta Malinowskiego bez mojej pomocy. Obiecalimy sobie, e go razem zapiemy i
razem obupimy ze skry.
- Malinowski dosy si na was obowi i teraz zapewne korzysta z upu - powiedzia
Kozowski.- byby ostatnim gupcem, gdyby w dalszym cigu naraa si na
niebezpieczestwo.
Petersen oczyci fajk z popiou i wsta z pieka.
- Jestem zmczony i id spa. A co do pana Samochodzika, to wam powiem,
e go nie doceniacie. By moe, w tej chwili on stoi tu gdzie w pobliu i sucha waszej
gupiej rozmowy.
Zdrtwiaem. Czyby kapitan dostrzeg mnie za pniem drzewa? Nie, po prostu
uwaa mnie za sprytnego czowieka.
Na wszelki wypadek cofnem si w gb lasu. Ale nie wrciem do naszego obozu.
Wspomniaem sowa Karen, e Malinowski, by moe, idzie ich ladem, i postanowiem
jeszcze troch przespacerowa si po okolicy.
Mino
godziny,
zanim
dobrnem
do
piaszczystej
drogi, ktr
przyjechalimy do Kortumowa.
Nocny spacer nie przynis adnych rezultatw, nie zauwayem niczego
podejrzanego. Na chwil usiadem przy drodze, aby odsapn po forsownej wdrwce. I
wtedy usyszaem skrzyp le nasmarowanych osi w chopskim wozie, zbliajcym si drog
do wioski.
- Wiooo, hejta - sennie pomrukiwa wonica.
Nie byo w tym nic niezwykego i osobliwego. Ot, do wioski wraca z miasta chop
swoj furmank. Wz by coraz bliej i bliej, skrzypienie osi stawao si coraz goniejsze.
Podniosem oczy, eby spojrze na wonic, i nagle zobaczyem Ank - siedziaa obok
wonicy i koysaa si sennie.
Masz, babo, placek - pomylaem, zrywajc si na rwne nogi. - Ilekro szukam
Malinowskiego, zazwyczaj trafiam na Ank.
- Moje uszanowanie pani! - zawoaem. Drgna
ktry
przestraszona
okrzykiem,
Tomaszu,
si
da wykiwa?
Wtrci si Petersen:
- Najlepiej
zrobimy,
mister
Samochodzik,
zajmujc si poszukiwaniem
obyczaje.
- Pozwol jednak sobie wyrazi zdumienie - rzek Kozowski - e pan Samochodzik
zleci pani najniebezpieczniejsz dziedzin.
- Gdy si ma takiego przeciwnika, jak panna Karen, szuka skarbw take jest
niebezpieczn dziedzin - odpowiedziaem.
- Och, ju niech pan nie robi ze mnie takiego potwora rzucia Karen. - Ja pana
mimo wszystko bardzo ceni i nawet troch lubi.
Do Anki zbliy si kapitan Petersen.
- Bardzo mi mio, e bed mia tak sympatycznego wsppracownika. Czy naprawd
mog liczy na pani pomoc? zapyta.
- Tak jest dygna Anka - Mo pan liczy na moj inteligencj. Ja natomiast
pragn liczy na paskie silne rami.
- Owszem, siy mi nie brakuje pochwali si kapitan,
muskuy.
-A
na
razie
to
Malinowski
kpi
sobie
Kozowski.
- Ju nieedugo. Bardzo niedugo - rzeka Anka.- Jestem znacznie blisza prawdy o
nim, ni to si moe wydawa.
Powiedziaem:
- W takim razie ustalimy strefy naszego dziaania. Pan Petersen i pani Anka zajm si
Malinowskim. Panna Karen i pan Kozowski bd szukali skarbw w ruinach w lesie. A ja,
chopcy i Ewa zajmiemy si terenem nad jeziorem i wok kocioa.
- I znowu poszed pan na lep panny Karen? - zawoaa Anka.
- A pani jest zazdrosna - rozzocia si Petersonwna.
Kiwna rk na Kozowskiego, dajc mu znak, e pora rusza do roboty. Odchodzc
od nas mwili cicho ze sob. Doleciao mnie kilka zda tej rozmowy.
- On
zbyt
propozycj. To podejrzane.
Musi
pan
sprawie Malinowskiego.
Gospodyni spotkalimy w ogrodzie. Na sznurze bielizny rozwieszaa biae
kome ministrantw. Postanowilimy zabra si do izolowania piwnicy - powiedzia
Sokole Oko salutujc po harcersku przed gospodyni.
- Czy to potrwa bardzo dugo? - zatroskaa si.
- Najwyej do wieczora - stwierdzi kategorycznie Wilhelm Tell.
Na drodze do kocioa zobaczylimy idcego powoli pana Kozowskiego.
- O, pan Kozowski! - zawoa radonie Sokole Oko. - Pan Konfiturek!
- Kto taki? Konfiturek? To chyba nie jest nazwisko? - zdumiaa si gospodyni.
- Naturalnie, e to nie jest nazwisko. Ten pan jest naszym znajomym z Malborka.
Przezwalimy go Pan Konfiturek, poniewa strasznie lubi wszelkiego rodzaju konfitury i
powida. Jak gdzie zobaczy soik konfitur lub powide, to a si trzsie z akomstwa. A nas
znowu, prosz pani, a mdi na widok konfitur.
- Rozumiem - skina gow gospodyni. - Bywaj ludzie, ktrzy nie lubi sodyczy. A
s take tacy, co przepadaj za sodyczami. Na przykad nasz ksidz proboszcz bardzo lubi
herbat z konfiturami. Dlatego co roku duo konfitur przygotowuj dla niego. Mam je
wszystkie w piwnicy, nie uprztnam ich, bo po co. Wy przecie nie lubicie sodyczy.
- Nie. Nas mdli - chrem potwierdzili chopcy. - A pan? - podejrzliwie zerkna na
mnie.
- Nie cierpi konfitur - powiedziaem z rk na sercu.
A wtedy gospodyni wyja z kieszeni fartucha klucz od kdki piwnicznej i podaa go
Sokolemu Oku.
- I nie bdzie ju prdw bdzcych? upewnia si.
- adnych prdw - obieca Sokole Oko. - Ani bdzcych, ani stojcych. Bo trzeba
pani wiedzie, ze s i takie prdy, Poza tym znamy prdy morskie prdy powietrzne.
Zapaa si za gow.
- Dajcie mi spokj z tymi prdami. Izolujcle, byle prdzej. Niech mnie ju nie parzy
kdka w piwnicy.
Ukonilimy si grzecznie i poszlimy w gb ogrodu. Gdy zasoniy nas krzaki
porzeczek, przystanlimy i ostronie wyjrzelimy spoza ich gstwiny. Zobaczylimy pana
Kozowskiego zbliajcego si do gospodyni.
Skoni si i zapyta:
- Czy nie byaby pani tak uprzejma poinformowac mnie, do kogo naley piwnica
znajdujca si ogrodzie?
Gospodyni uja si pod boki i hukna gono:
- A do mnie naley, prosz pana!
-- Do pani? - ucieszy si Kozowski.- Interesuje mnie architektura tej piwnicy. Ona
wydaje mi si niezwykle staroytna. Czy nie byaby pani uprzejma poyczy mi klucz?
Chciabym tam zerkn
- Co? - wrzasna gospodyni, - Klucz? Do mojej piwnicy?
- Bardzo chc pozna jej architektur...
- Architektur czy konfitur?! - krzyczaa gospodyni. - Ja pana znam, prosz pana!
Kto ju panu powiedzia o moich konfiturach! Znam pana, syszaam o panu, panie
Konfiturek.
- Nazywam si Kozowski, a nie Konfiturek - prbowa wyjani.
Lecz gospodyni jeszcze bardziej si rozelia:
- Ja wiem, e Konfiturek to nie jest paskie nazwisko. Pana tak tylko przezywaj,
poniewa pan bardzo lubi konfitury i powida.
- Ale nie, pani si myli. Mnie chodzi o architektur.
Za
wypoyczenie klucza
chtnie zapac...
- Mnie pan nie nabierze, panie Konfiturek - powiedziaa gospodyni.
W kocu rozeli si take i Kozowski.
- Pani jest wariatk! - krzykn. - Proponuj pani uczciwy interes, a pani mi tu jakie
bzdury opowiada!
- Wariatk? Ja jestem wariatk? Ludzie kochani! Zjawi si tu jaki przybda i obraa
uczciw kobiet!
Rozkrzyczaa si tak bardzo, e Kozowski wzi nogi za pas i czmychn do lasu. A
gospodyni jeszcze czas jaki wygraaa mu pici.
- No, nareszcie, mamy spokj od pana Konfiturka - rzekem duszc si ze miechu.
Stanlimy przed elaznymi drzwiami przed piwnic. Sokole Oko obj komend:
- Wiewirka pozostanie na zewntrz piwnicy na czatach. Bdzie lepi babki z piasku,
czyli innymi sowy zacznie przygotowywa materia izolacyjny. A my rozejrzymy si wrd
soikw z konfiturami i powidami.
po desce. W nozdrza
uderzy
nas
chodny,
stchy
wiata z latarek elektrycznych sigay lustra wody, lecego gdzie o dziesi metrw w d.
Gono plusn kamyczek wrzucony w gb.
Nie
wiem,
dlaczego
ogarno
nas
nieprzyjemne uczucie,
jak
gdybymy
zagldali nie do studni, a w przepa bez dna, ziejc chodem i groz. Pochyleni nad
studni chopcy raptownie wyprostowali si i odsunli.
- Najzwyklejsza studnia mierdzca stchlizn - stwierdzi Sokole Oko. - I w ogle w
tej piwnicy nie ma nic ciekawego poza konfiturami. Zasunlimy deski na dawne miejsce.
Ewa omiota wiatem latarki wielk pajczyn zwisajc nad studni.
- O, Boe! - krzykna. - Spjrzcie na t pajczyn. Za ni jest jaki znak na murze.
Tell wybieg do ogrodu i przynis gazk z limi. Odsunlimy ni pajczyn.
- To nie jest znak. Zwyka kreska wyryta na murze - rozczarowaa si Ewa.
- Ale na kocu kreski znajduje si maleki prostokcik. Chwileczk... chwileczk...
Signem do kieszeni po notesik, gdzie miaem kartk zarysowan przez Karen.
- Czy wiecie, co znaczy kreska z prostokcikiem? Wedle tajnego pisma
templariuszy jest to znak, ktry mwi: Dziewi metrw. Pamitacie, co opowiadaa
Karen na Kozim Rynku? Taki sam znak znajdowa si we francuskim zamku Arginy.
- Kresk widz, owszem. Ale adnego prostokcika nie dostrzegam - powiedziaa
Ewa.
ROZDZIA OSIEMNASTY
SCHODZ W GB STUDNI W PUAPCE TEMPLARIUSZY TAJEMNICA
STAREJ CHRZCIELNICY DZIEWIC METRW W D SPIESZ NA RATUNEK
Schody w gr. Jeden... dwa... osiem... dziesi stopni. Wziutka cela, co w rodzaju
celi pokutnej widzianej w zamku malborskim. O mao nie krzyknem ze wstrtu,
zauwaywszy na pododze pod cian szkielet ludzki. Bya to resztka zowieka ze
strzpkami zbutwiaego ubrania, z resztk wosw na czaszce. Obok szkeletu stay puste
gliniane dwojaki...
Przeraajcy wyda mi si nie sam szkielet, ale pozycja, w jakiej lea. By zwinity w
kbek, dziwacznie skurczony, jak gdyby czowiek ten skona w wielkiej mce.
Wspomniaem legend o chopie, ktry z glinianymi dwojakami wszed w podziemia i ju z
nich nie wyszed. Trafi tu zapewne, podobnie jak i ja, przez studni w piwncy. Ale
dlaczego nie wyszed?
Zimno mi s zrobio. Dopiero w tej chwili zorientowaem si, e cela, w ktrej si
znajduj, jest lepa, zakoczona kamienn cian.
Dlaczego ten czowiek std nie wyszed? - uporczywie wracaa do mnie ta myl.
Ogarnia mnie coraz wikszy niepokj. Prawie biegiem wrciem po schodach i
dopadem elaznej klapy. Z ca si podparem j ramieniem. Nawet nie drgna. Siedziaa
w swym kamiennym obramowaniu jakby wmurowana. Podparem j plecami i natyem
wszystkie minie. Serce mi walio, pot zalewa czoo. Drzwi jednak pozostaway
zamknite...
Przypomniaem sobie dziwny zgrzyt, ktry towarzyszy otwieraniu klapy. W cianie
uruchamia si jaki mechanizm. Pozwala odemkn klap od tamtej strony, ale
uniemoliwa podniesienie jej od spodu. elazne drzwi stanowiy puapk, w ktr wpada
kady poszukiwacz skarbu templariuszy.
Zrobio mi si duszno i gorco. Z przeraena.
Teraz ju zrozumiaem, dlaczego szkielet w celi lea w tak przeraajcej pozycji. w
czowiek umar z godu i pragnlenia. Wszed tutaj, ale ju ne zdoa wyj. Nikt std nie
zdoa wyj. Ja take mylaem ze strachem.
Jeszcze raz prbowaem podnie elazne wieko. Znowu oblaem si potem i dugo
musiaem odpoczywa, zanim usta szum w uszach, wywoany nadmiernym wysikiem.
Wieka nie zdoaem unie nawet na milimetr.
Wrciem do celi, gdzie lea szkielet. Przez gow przelatyway mi strzpki
informacji, ktre wyczytaem o templariuszach, o budowanych przez nich tajnych
przejciach, zapadniach, skrytkach, puapkach przygotowanych dla tych,
co usiowali
siebie. A
Mina jedna godzina, potem druga. Od czasu do czasu gasiem latark, aby mi si
nie wypalia. Ciemno, ktra wtedy zapadaa, dziaaa na mnie bardzo przygnbiajco.
Przykre byo take ssiedztwo rozsypujcego si szkleletu. Bo cho miaem wiadomo,
e po dziesiciu godzinach harcerze i Ewa rozpoczn akcj ratunkow,
to przecie
- Jestem pani wdziczny za uwolnienie mnie z puapki. Mam wielki podziw dla
pani. I dlatego postanowiem wyrazi zgod na wspprac z pani. Bdziemy razem
szukali skarbu templariuszy.
Dojrzaem bysk radoci w oczach Karen. Ale ju po chwili odezwaa si w niej
nieufno.
- Co si stao, mister Samochodzik? Czyby zwtpi pan w swoje umiejtnoci? zadrwia. - Tyle razy odrzuca pan moje propozycje, a tu nagle nastpia odmiana? I
teraz proponuje mi pan wspprac? Gdy jestem o krok od skarbw? Nie, mister
Samochodzik. Teraz obejd si bez paskiej pomocy.
- Uwolnia mnie pani z puapki. Mam wobec pani dug wdzicznoci tumaczyem.
- Tak? Wic tym bardziej nie przyjm pomocy. Pan mnie dwa razy ratowa z
opresji. Na Kozim Rynku i na pidziesitym kilometrze. Spaciam dug wdzicznoci.
Midzy nami kwita, mister Samochodzik. A teraz niech pan pomoe zasun z powrotem
chrzcielnic.
Pomogem. Ale nie odezwaem si ju ani sowem, dotknity gboko afrontem,
ktry mi zrobia. Rozstalimy si przed kocioem, ja - poszedem do chopcw
zamknitych w piwnicy, a Karen i Kozowski - do swego obozu w lesie.
- To pan, panie Samochodzik? - niemal z lkiem szepn Tell, zobaczywszy mnie
przed sob. - Przecie ja pana zamknem w piwnicy...
- Ale ja umiem przenika przez mury...
Radonie powitaem chopcw i Ew czuwajcych przy studni. Bardzo
zmarkotnieli, gdy im opowiedziaem, czym skoczya si moja przygoda. Najwiksze
wraenie uczynia na nich wiadomo o szkielecie lecym na posadzce puapki.
- Czy bdziemy mogli zobaczy to wszystko? pytali.
- Naturalnie. Wejdziemy przez otwr, ktry pow st aj e przez przekrcenie
chrzcielnicy. Ale nie teraz. Na dzisiaj mam do ju wszelkich podziemi - powiedziaem. Odniecie klucz gospodyni. Nie bdzie ju nam potrzebny.
Czuem si zmczony. Daway o sobie zna godziny spdzone w ciemnicy, gdy w
najwikszym napiciu poszukiwaem wyjcia z puapki. Marzyem teraz tylko o tym, aby
rozoy si na trawie na brzegu jeziora. I odpocz. Odetchn wieym powietrzem.
Chopcy przyrzdzili obiad, ale odmwilem jedzenia. Wkrtce zasnem i
obudziem si po dwch godzinach, Tymczasem powietrze stao si parne i duszne zbierao si na burz. Wieczorem luny z nieba potoki wody i chopcy schronili si w
namiocie. Szybciej ni zazwyczaj zapada ciemno, szum deszczu zachca do snu. Nasz
obz pogry si w nocnej ciszy i tylko ja czuwaem w samochodzie, wypoczty po
popoudniowej drzemce.
O jedenastej obok auta zjawia si jaka posta okryta deszczowym paszczem.
Byo bardzo ciemno, la deszcz, wic dopiero, gdy zapukaa w szyb wehikuu,
rozpoznaem Ann.
- Nie widzia pan Karen i Kozowskiego? - spytaa. - Przed chwil wrcilimy z
Gdaska, ale w obozie nie zastalimy ani Karen, ani Kozowskiego. Przyczepa bya
zamknita na gucho, namiot Kozowskiego okaza si zasznurowany. Kapitan Petersen
bardzo niepokoi si o crk.
- Ona szuka skarbw - ziewnem.
- A pan?
- Le i sucham deszczu, i rozmylam.
Wzruszya ramionami oburzona moj bezczynnoci i posza powiedzie
Petersenowi, e w naszym obozie nie zastaa Karen.
Monotonnie postukiway krople deszczu na dachu wehikuu. W mylach jeszcze raz
dokonywaem karkoomnej wdrwki po linie w gb studni, a potem podziemnym
korytarzem. Podczas tej wdrwki musiaem popeni bd. Przegapiem jaki szczeg i
dlatego zamiast do skarbw, trafiem w puapk. A przecie zrobiem tak, jak mwi
znak rozwaaem - Dziewi metrw w gb studni...
Zerwaem si. Odrzuciem z siebie koc. Popiesznie wcignem
spodnie
i w
przecie
duym
omem,
ktry
dosta si piwnicy.
Kto? Nie miaem adnych wtpliwoci. To bya robota K a re n i Kozowskiego.
Nie zdoali otrzyma klucza od gospodyni i zdecydowali si na wamanie. A teraz zapewne
wdruj podziemnyin korytarzem i za chwil Karen znajdzie si w puapce, podobnie jak
to si stao ze mn.
- Panno Karen! - zawoaem wchodzc do piwnicy. Miaem nadziej, e moe
jeszcze nie zdya opucic si do studni.
Odpowiedziaa
przerzuconej
mi
gucha
cisza.
Przyszedem
za pno. Na
Kozowski
desce
byli chyba w
zamknity.
Przejd podziemnym korytarzem, uchyl klap i zawoam Karen. W ten sposb
zdoam ich uwolni - rozmylaem, chwytajc lin i zsuwajc si po niej do studni.
Robiem to teraz znacznie szybciej i zrczniej ni rano. Jeszcze chwila i znaazem
si w pobliu otworu do podziemnego ganku. Raptem lina, na ktrej wisiaem, niepokojco
drgna. Spojrzaem w gr wiecc latark i a oniemiaem z przeraenia.
W otworze studni, wysoko nad moj gow, ujrzaem par ludzkich rk. wiato
latarki zabyso na ostrzu noa.
- Czowieku, co robisz! - krzyknem.
N przeci lin. Krzyczc przeraliwie, jak kamie poleciaem w d.
Z oskotem,
tym miejscu,
z pewnoci
roztrzaskaby mi czaszke. To ju nie byy arty. Nad moj gow u wylotu studni czai si
morderca.
Niemal przylepiem si do ciany. Morderca przynios jeszcze jeden kamie i
znowu rzuci go do studni Potem dugo wieci latark, szukajc mnie na powierzchni
wody. Nie dostrzeg mnie jednak i to dao mu przekonanie, e z rozwalon gow
poszedem na dno.
Byem dobrym pywakiem, wic utrzymywaem si na wodzie przy pomocy ledwie
dostrzegalnych ruchw rk i ng. Ale woda w studni bya bardzo zimna. Jak dugo
potrafi pozostawa na powierzchni? - zastanawiaem si.
Macaem rkami ciany studni, szukajc wystpu lub wgbienia, ktrego
mgbym si uczepi. Dziewi metrw - powtarzaem sobie. - Miao by dziewi
metrw. I oto jestem chyba na poziomie dziewiciu metrw.
Wycignita w gr rka trafia na brzeg duego otworu. Chwyciem si krawdzi,
wpiem palce w tward powierzchni cegie. Byy olize, pokryte wilgotnym nalotem. Za
kadym razem, gdy prbowaem wywindowa si w gr, zsuwaem si z powrotem do
wody.
Zdrtwiay mi palce, miaem poamane paznokcie. Jeszcze jeden wysiek, jeszcze
jedna prba wywindowania si do otworu. I znowu opadem w wod, tym razem z do
gonym pluskiem. W napiciu czekaem, czy z gry nie posypi si kamienie, ale trwaa
cisza. By moe, morderca opuci ju piwnic.
Odczekawszy czas jaki, zdoaem zzu buty. To nie bya atwa operacja, raz po raz
tonem i porzdnie napiem si wody. Buty wrzuciem w otwr, do ktrego zamierzaom
si wspi. Dopiero teraz ponowiem prb wspinaczki. Okazao si to znacznie
atwiejsze, gdy palce ng znalazy oparcie we wgbieniach midzy spojeniami cegie.
Wystarczyo, e porzdnie wsparern si jedn nog, a to znacznie ulyo rkom.
W piersiach brakowao mi tchu, krew ttnia w skroniach - ale znalazem si w
otworze podziemnego ganku, identycznego z tymr ktry cign si o trzy metry wyej.
Tamten jednak prowadzi tylko do puapki. A ten?
Musz by bardzo ostrony - upominaem siebie. - Jeli teraz znowu zamkn si
za mn jakie wierzeje, nikt mnie ju std nie wydostanie. Nikt przecie nie domyli si, e
istniej a dwa podziemne korytarze, jeden nad drugim.
Po omszaej posadzce podczogaem si kilka krokw. Wzuem buty i
sprbowaem, czy wieci moja latarka. O dziwo, kpiel nic jej nie zaszkodzia. Dawaa tak
samo mocny i silny blask.
Jeszcze chwila odpoczynku. Nie mogem przewidzie, jakie przygody czekay mnie
w dalszych partiach podziemia. Naleao wic zebra siy.
Pomylaem o swoim przeladowcy. Kim by? Dlaczego chcia mnie zamordowa?
Mina chwila wypoczynku. Podniosem si z wilgotnej posadzki i ruszyem w gb
korytarza. I podobnie jak w ganku na wyszym poziomie, spotkaem kilka zaomw.
Znowu byy schody idce w gr i w gr. Naliczyem a dwadziecia pi stopni.
Korytarz to zwa si, to rozszerza, puap jego obnia si i podnosi, Nagle zaskoczenie. Ganek rozdziela si. Jedna odnoga biega w lewo, a druga w prawo. Obie
wyglday tak samo. Wic ktr wybra?
Poszedem w prawo. Podziemny korytarz prowadzi mnio okoo trzydziestu krokw
i zakoczy si lep cian. Gdy przyoyem do niej ucho, zdawao mi si, e sysz cichy
szum, jakbym znajdowa si w ogromnej morskiej muszli. Przez szczeliny midzy cegami
sczyo si wiee, wilgotne powietrze. Udao mi si wyj kilka wielkich cegie, a wtedy
dojrzaem chostan deszczem poa jeziora. Byo wzburzone wiatrem i fale rozbijay si o
urwisty brzeg.
Podzi em i a sigay wic a do jeziora. Nad brzegiem projektowano wzniesienie
murw, podobnie jak w zamku malborskim. A korytarz, ktrym przeszedem, stanowi tajne
wyjcie pod murami. Na wypadek oblenia tdy zapewne wydostawa si mia posaniec z
listem o pomoc.
Zawrciem a do rozwidlenia i tym razem poszedem na lewo. Jeli tamten ganek
prowadzi nad jezioro, to ten wiedze do kocioa - pomylaem. I, pamitny puapki,
zdwoiem czujno.
Trafiem na kilka stromych stopni w gr. Dopiero w ostatniej chwili uchwyciem
latark znak na cianie: jakby dwjk z podwjnym ogonkiein. Ostrzega on:
Niebezpieczestwo.
Przystanem. U mych stp rozwara si studnia. Kiedy otwr jej zapewne zakryway
drewniane deski, ktre zapaday si, gdy stpn na nie kto niewtajemniczony. Ale w cigu
wiekw drzewo przegnio, dostrzegem przearte rdz resztki mechanizmu zapadni.
Duym susem przeskoczyem studni. Znowu kilka stromych stopn w d. Dalsz
drog zagrodziy mi elazne drzwi, ujte w ozdobny, rzebiony portal. elazo byo grube,
lite, rdza nie zdoaa si z nim upora. Mocno siedziay w swojej kamiennej framudze. Nie
dostrzegem na nich ani klamki, ani dziurki na klucz, ani adnego innego urzdzenia do
otwierania. W ogle zdawao si, e jest to elazna pyta wmurowana w cian.
Obejrzaem dokadnie portal. By na nim ornament liciasty, gazki winoroli
wyrastajcej jakby z dwch kolumienek. Na rodku ornamentu widniay dwie przecinajce
si ukonie kreski i jedna dusza, przecinajca je poziomo.
Zajrzaem do notesu, gdzie miaem rysunki Karen. Na poziomie ziemi - informowa
taki znak.
Przyklknem i centymetr po centymetrze badaem posadzk przy drzwiach.
Zrobiona bya z brunatnych cegie, podobnie jak ciany korytarza i sufit. adna z cegie nie
ruszaa si. Tylko u dou kadej z kolumienek widnia do gboki otwr szerokoci dwch
grubych palcw.
Przypomniaem sobie o zasadzie mechanizmu dziaania w chrzcielnicy kocioa.
Ludzie, ktrzy projektowali budow tych podziemi, liczyli si z wieloma ewentualnociami.
A przede wszystkim z tym, e mechanizm elazny atwo rdzewieje i potem trudno jest
nim manipulowa. Mechanizmy templariuszy opieray si na do prostej zasadzie
koowrotu. W wydrony otwr naleao woy drek i przy pomocy dwigni obrci
kolumn na swej osi. Tak wanie byo
chrzcielnic,
ktrej
przeduenie stanowia
prawo
wier
obrotu.
Spostrzegem,
na jednej z pyt piaskowca by elazny uchwyt. Pyt mona byo unie i opuci,
zapewne zakrywaa ona wejcie do podziemi od strony kocioa.
Na prawej cianie odkryem znak: kwadrat przedzielony pionow lini. Dwa
skarby, dwa skarby - nuciem pod nosem.
Wok znaku zaprawa midzy cegami wydawaa mi si nieco janiejszej barwy.
Wygldao na to, e kto rozbi cian w tym miejscu, a potem zamurowa na nowo, tu i
wdzie atajc dziur uamkami cegie. Za t cian znajdowa si skarb templariuszy.
Ale, aby j rozbi, trzeba byo elaznego omu lub kilofa.
Starem kurz ze ciany i owkiem napisaem na cegle:
Skarby, ktre s, za t cian, odkry o pitej nad ranem pan Samochodzik.
Teraz pozostao mi ju tylko wydosta si z podziemia. Ale czy zdajecie sobie
spraw, ile wysiku wymaga podniesienie pyty piaskowca?
Zmoczone w studni spodnie i koszula wyschy ju na mnie podczas
kilkugodzinnego bdzenia w korytarzach podziemnych. Ale gdy wreszcie udao mi si
podway ramieniem pyt i odchyli j na bok, koszul miaem znowu mokr od potu, a
w oczach krciy mi si czerwone koa wywoane ogromnym zmczeniem. Reszt si
wywindowaem si przez otwr na kamienn posadzk kocioa. Przez chwil leaem na
niej nieruchomo, prawie nieprzytomny. Ale chd posadzki przywrci mi wiadomo.
Zorientowaem si, e le za otarzem, a przez wysoko umieszczone okna sczy si ju
wiato rowego poranku.
Zasunem pyt na dawne miejsce. Niczym nie rnia si od innych, z ktrych
zrobiona bya posadzka. Zrobiem wic na niej owkiem maleki krzyyk, abym w
najbliszej przyszoci mg znale zejcie do podziemi. Potem - na osabych nogach chwiejc si, wyszedem zza otarza.
A wanie maleki, siwy staruszek, zapewne kocielny, zamiata podog midzy
awkami. Zobaczy mnie, rzuci miot i z krzykiem: Diabe! Diabe!,
pogna
do
Malinowski i szybko si z nimi ulotniem. Smier frajerom, trzeba bra, jak gupcy daj.
Mylaem, e na tym wszystko si skoczy, gupcy zniechc si do szukania skarbu. Ale
przyjechalicie do Polski i akurat trafilicie na mnie. Pomylaem, e znowu trafia si
okazja, aby oskuba z dolarw par wariatw. Wic zgosiem si jako tumacz. Mj
kumpel, Walery, cay czas jecha za nami swoim motocyklem. Wama si do domu
nauczyciela i zabra ten dokument. Co, moe nie mielimy bra pienidzy, jak wy
chcielicie placi? Z t kapliczk to bya fajna historia, no nie? Do dzi nie wiecie, w jaki
sposb znalaz si w niej list. Wydawao si wam, e Malinowski nosi czapk niewidk...
- Paski kumpel, Walery, siedzi ju w areszcie - rzeka Anka. - Wczoraj w Gdasku
rozmawialimy z nim.
- On mnie nie zdradzi - wzruszy ramionami Kozowski. - Sam wpad, ale wie, e
jeli i ja wpadn przez niego, to on ju nie wydostanie si z wizienia. A jeli potrafi
trzyma jzyk za zbami, wystaram si o dobrego adwokata. Zreszt ja mu nie kazaem
napada na pann Karen na pidziesitym kilometrze. On to zrobi z wasnej woli, przez
chciwo. I to go zgubio.
- Nie. Nie to was zgubio - powiedziaa Anka. - Od samego pocztku domylaam
si, kim jest Malinowski. Nabraam podejrze, gdy nad jeziorem w rozmowie z panem
Samochodzikiem wyoy pan swoj filozofi na temat obupiania cudzoziemcw z
pienidzy. Zaraz pomylaam: to nie jest uczciwy czowiek ten Kozowski. Troch gmatwa
spraw fakt, e pan nie mg si dwoi, nie mg by jednoczenie w kilku miejscach naraz.
I dopiero gdy przysza mi do gowy myl, e Malinowski jest jeden, ale w dwch osobach,
wszystko stao si zrozumiae. A na histori z czapk niewidk nie daam si nabra.
Przecie to byo oczywiste, e w tym czasie, gdy obserwowalicie kapliczk, nikt nie mg
do niej si zbliy. Dowiedziaam si, e to pan pierwszy, zniecierpliwiony oczekiwaniem,
podszed do kapliczki. Pan wiedzia, e tam bd nie pienidze, tylko cinki gazety. I
wczeniej zdoa pan przygotowa list w tej sprawie. Podoy pan ten list, a raczej po
prostu wyj go pan z kieszeni i zawoa: ,,O, w kapliczce by list! I odda go pan
kapitanowi... List jednak pisany by nie pana rk. Dlatego cigle jeszcze zachowywaam
dla siebie swoje podejrzenia, udzc si, e by moe, pan jest niewinny. A pniej
poznaam modego czowieka na motocyklu, ktry zgodzi si zabra mnie do Malborka.
Przyjechalimy tam wczeniej ni pan Samochodzik, wic w mody czowiek mia czas,
eby zwrci uwag na maentwo w niebieskiej skodzie. Zacz ich ledzi. Dopad ich
w podziemiu i zabra im list z Francji. O tym, rzecz jasna, nie miaam pojcia. Ale w
mody czowlck, czyli Walery - jak go pan nazywa - chcia ze mn flirtowa. Umwi si ze
mn na randk w restauracji Nad Nogatern, w midzyczasie musia jednak wyjecha na
pidziesity kilometr. W restauracji zostawi dla mnie u kelnera uprzejmy licik
przepraszajcy. Charakter pisma w tym licie wyda mi si znajomy. To byo pismo
Malinowskiego. Miaam przy sobie jeden z tych listw, bez pozwolenia zabraam go
kapitanowi. Natychmiast pojechaam do Warszawy i poprosiam znajomego grafologa,
aby porwna obydwa teksty. Grafolog orzek, e zarwno listy Malinowskiego, jak i
mojego zalotnika pisane s jedn i t sam rk. Wtedy przyjechaam do Kortumowa. Ale
w tym czasie, po napadzie na pann Karen, milicja zaja si ju poszukiwaniem modego
czowieka na junaku. Pomogam im podajc numer motocykla. I oto Walerek jest ju w
areszcie w Gdasku, milicja odzyskaa broszk, zegarek i pienidze panny Karen. Trafi i
na pana lad, panie Kozowski.
- C z tego, e trafi, skoro pan Petersen nie zgasza do mnie adnych pretensji,
adnych, prawda? - zoliwie spyta Kozowski.
- Malinowski... Malinowski... - powtarza Petersen w bezsilnej wciekoci.
- A jeszcze wczeniej, ni to si wszystko stao - cigna Anka - pomylaam, e
pracownik biura podry, z doskona znajomoci jzykw na pewno do czsto
wyjeda za granic. Gdy Malinowski w Paryu oszuka Petersena, i pan Kozowski
przebywa tam rwnie. Ale na tym skoczya si pana kariera. Za jakie machlojki
usunito pana z biura podry. I wtedy przyczepi si pan do Petersenw.
- No to co z tego? - achn si Kozowski. - Skoro kapitan nie zgasza do mnie
adnych pretensji, to nikt mi nic nie zdoa zrobi. No, pisz, pan, to swoje owiadczenie,
kapitanie. I rozstaniemy si w zgodzie. Pan odzyska swoj zwariowan creczk, a ja
spokojnie pojad do domu. Chyba pan nie chce, aby paska crka umara z godu w
chodnym podziemiu?
- Kapitan, by moe, napisze owiadczenie - rzeka Anka. - Ale jak pan wyrwna
swoje rachunki z panem Samochodzikiem?
Kozowski zamia si cichutko:
- Niech si pani o mnie nie martwi. Pan Samochodzik wyrwnuje swoje rachunki...
w piekle.
-Boe drogi! - krzykna Anka i zerwaa
powanie!
Kozowski wzruszy ramionami:
- Myl, e wpad w jak dziur i kark sobie skrci. To taki sam wariat, jak panna
Karen.
Wyszedem z gstwiny zagajnika.
- Czuj si wietnie, panie Malinowski - powiedziaem.
Teraz on zerwa si od stou. Chcia ucieka, ale kapitan schwyci go w swoje
apska i zatrzyma na miejscu.
- Skd si pan tutaj wzi? To pan? To naprawd pan? - mamrota przeraony
Kozowski.
- Sznur! Dajcie kawa mocnego sznura! - zawoaem do Anki. - Musimy zwiza
draba. On chcia mnie zamordowa!
Anka skoczya do domku Petersenw po sznur, ktrym przywizalimy
Kozowskiego do krzesa.
- On wie, gdzie jest moja crka - szepn mi kapitan. - Nie moemy mu zrobi
adnej krzywdy, bo inaczej ona umrze z godu.
- Wiem, gdzie jest paska crka. Zaraz j uwolnimy z podziemia - rzekem.
- A potem zdejmiemy mu skalp! - radonie wrzasn Petersen.
Kozowski szamota si w wizach i krzycza:
- On kamie! Nie wie, gdzie jest Karen! Tylko ja mog wskaza jej kryjwk... On
nie ma na nic wiadkw, nic mi nie udowodnicie! Drwi sobe z pana pogrek, panie
Samochodzik!
Pozostawilimy Ank na stray szamoccego si w wizach Kozowskiego i
poszlimy z Petersenem do starego kocioa. Tak jak przypuszczaem, Karen siedziaa w
puapce templariuszy. Nie posuchaa mojej rady, wesza przez studni w podziemny
korytarz i elazna klapa odcia jej powrt.
Przekrcilimy
chrzcielnic
Karen
zakurzona,
brudna
przeraona
- Jedmy std! Zaraz! Nie chc ju szuka skarbw! - mwia gwatownie. Kapitan
Petersen gadzi j po gowie i mrucza:
- Dobrze, dobrze, moje dziecko. Zawsze ci mwiem, e poszukiwanie skarbw to
nie
jest
zajcie
dla
modej
dziewczyny,
Odjedziemy
std
natychmiast.
Tylko
kapitana zawiesi na gazi mistern pltanin lin. Mia na nich zawisn Kozowski,
gdy, jak twierdzi kapitan: W pozycji wiszcej najlepiej si ze skry obdziera.
Z pocztku Kozowski do obojtnym wzrokiem ledzi nasze poczynania. Ale gdy
Petersen rozkaza crce zagotowa na gazie kubeek gorcej wody, odzyska gos i spyta:
- Do diaba, po co wam gorca woda?
- Skr naley uprzednio sparzy wrztkim. Wtedy atwiej schodzi - wyjani mu
Petersen.
- Pan artuje! Pan chyba nie ma zamiaru obdziera mnie ze skry? - wrzasn
Kozowski.
Kapitan wzruszy ramionami:
- Do tej pory to pan sobie z nas artowa. Teraz za my poigramy z panem.
I kapitan, z powag na twarzy, zacz ostrzy na kamieniu n o dugim ostrzu.
- Milicja! Ratunkuuuuu! - wrzeszcza Kozowski.
Zamaszystym krokiem przysza do obozowiska gospodyni probosscza. Twarz miaa
czerwon z gniewu.
Kto si wama do mojej piwnicy - owiadczya,
spojrzeniem.
mierzc
nas
badawczym
Konfiturek! Wczoraj cay dzie kry koo mojej piwnicy! Czy on wam te jak psot
wyrzdzi?
- Nie wiem, czy to mona nazwa psot - odrzekem. - To jest rabu, bandyta.
Bdziemy go obdziera ze skry.
- Co takiego? - zdumiaa si gospodyni. - Dlaczego ze skry?
- Bo takie s nasze obyczaje - odpowiedziaem. Gospodyni
al si
zrobio
- Niech si pani odczepi. Pani jest wariatk. Pani myli, e kady tylko marzy o
pani konfiturach.
- To ty taki? - rozsierdzia si gospodyni. - W wizach siedzi i jeszcze syczy jak
mija. O ask dla niego prosz, a on wariatk mnie nazywa?
Gospodyni odwizaa fartuch i par razy zdzielia nim Kozowskiego przez gow i
plecy.
- A masz! A masz! - powtarzaa. - Nie bdziesz mnie nazywa wariatk.
I wanie na t scen nadjechao drog przez las milicyjne auto. Wyskoczy z niego
oficer z wsikami, ten sam, ktry nas przesuchiwa w Malborku.
- Panowie, panowie - rzek z dezaprobat. - Wprawdzie jest to przestpca, ale czy
godzi si wali go cierk?
- To nie jest cierka, tylko fartuch - tumaczya sl gospodyni.
- Wszystko jedno: cierka czy fartuch. Ale nie godzi si tak, nie godzi...
Zrcznymi ruchami rozpltywa supy na wizach Kozowskiego, po czym zaoy
mu na rce kajdanki.
- Paski przyjaciel bardzo wiele interesujcych szczegw opowiedzia nam o
panu. Wymagaj one pewnych wyjanie. Wic pan chyba sam rozumie, e bd musia
pana zabra ze sob.
Kozowski nie opiera si, gdy milicjant wskaza mu miejsce w samochodzie.
Wsiad potulnle, nie obdarzywszy nas ani jednym spojrzeniem.
- A pastwo - zwrci si do nas oficer - otrzymaj specjalne wezwania celem
zoenia
dodatkowych
zezna
na
okoliczno
przestpstw
dokonanych
przez
przygd.
Nie
chodzio
skarby,
tylko o przygod,
Cichy, malowniczy zaktek, dua tafla jeziora z biaymi plamkami dzikich abdzi.
Dookoa za ziele szuwarw i brzegw porosych traw i lasem. A przecie wanie tutaj,
do tej malekiej wioski, wiody nici spltane przed kilkoma wiekami tragicznym losem
Jakuba de Molaya, ambicjami wielkiego mistrza Zygfryda von Feuchtwangen, ktry tu
chcia wznie stolic Cor Tuum, Wernera von Orseln, zamordowanego w drzwiach
kocioa w Malborku. Tam skarb twj, gdzie serce twoje - wyry Feuchtwangen na
zotym krzyu darowanym de Molayowi. Pomylaem:
,,Moje serce jest zawsze tamf gdzie p r z y g o d a....
ZAKOCZENIE
si
kaduby.
- Moe nie byli a tak bogaci, jak sdzi Filip Pikny? rzekem. Moe to jest
tylko legenda o niezmierzonych bogactwach tego zakonu?
- Albo to wcale nie o ten skarb chodzio...
- Tam skarb twj, gdzie serce twoje powiedziaem: - Dzi od rana cigle
myl o tych sowach. Kto wie, czy nie kryj one jeszcze innego znaczenia? Historia z
podwjnymi korytarzami rzuca wiatlo na sposb zabezpieczania tajemnic przez
templariuszy. Pierwszy korytarz stanowi puapk, w ktr kady z nas wpad.
Wiedzielimy przecie, e naley opuci si na glboko dziewiciu metrw, a mimo
to, gdy dostrzeglimy otwr podziemnego ganku, zapominalimy o informacji zawartej
w znaku i wchodzilimy w korytarz-puapk. Moe ten skromny skarb, ktry odkryem,
jest take tak puapk? Zadowoli ma tego, kto go znajdzi, zaspokoi jego
chciwo i utwierdzi w przekonaniu e oto trafi na legendarny skarb templariuszy. A
ten wielki, ten prawdziwy, bdzie dalej lea w spokoju czekajc na tego, kto pokieruje
si rozsdkiein i sercem...
- Moe - szepna Karen.
Midzy stolikami kawiarni szed ku nam kapitan Petersen. Uradowa si na mj
widok, poklepa mnie po plecach.
- Jutro wyjedamy - owiadczy radonie. - Wypijemy strzemiennego. Jutro
o tej porze
do
niej
- Niech pan bdzie spokojny. Tylko Kozowski i jego koleka znajd powody do
niezadowolenia - miaa si.
My take zawtrowalimy jej miechem. I wtedy zrozumielimy, e stanowimy ju
grupk dobrych przyjaci. W niedawnej przeszoci byo midzy nami sporo konfliktw,
ktre sprawiy nam mnstwo kopotw. Lecz przecie caa mdro polega na tym, aby
umie wycign wnioski z dobrych i zych dowiadcze.
*****