You are on page 1of 15

Raport z Żelaznej Góry

Report from The Iron Mountain

Przetłumaczyłem teks traktujący o "Raporcie z Żelaznej Góry"


http://www.freedom-force.org/pdf/Report_from_Iron_Mountain.pdf będący
fragmentem książki „The Creature from Jekyll Island - A Second Look at The
Federal Reserve” Edwarda Griffina. Niezła lektura, może trochę kiepsko
omówiono radosną działalność Klubu Rzymskiego - nie wspomniano nic o
bezwartościowych raportach ("Limity wzrostu" i "Ludzkość w punkcie
zwrotnym"). Nie ma też wzmianki i dokumencie "Global 2000" z czasów
Cartera. Ale mimo wszystko lektura daje wiele do myślenia. Czytając ostatni
rozdział, warto pamiętać, że wydanie pochodzi z 2002 roku. Gryffin wydał także
film pod tym samym tytułem, można go znaleźć na YouTubie.
"Report from The Iron Mountain" można pobrać stąd
http://www.scribd.com/doc/6959970/Report-From-Iron-Mountain-On-The-
Possibility-of-Peace

Z 24 rozdziału „The Creature from Jekyll Island - A Second Look at The


Federal Reserve”
Edwarda Griffina:

Istota tych matactw (służącym osłabieniu USA by łatwiej zatopić je w rządzie


globalnym, bazującym na modelu kolektywistycznym) ma źródła w analizie
wydanej w 1966 roku, zwanej „Raportem z Żelaznej Góry”. Chociaż
pochodzenie tego raportu jest mocno dyskutowane, w samym dokumencie
znajduje się stwierdzenie, że jego opracowanie zlecił Departament Obrony pod
kierunkiem Sekretarza Obrony Roberta McNamara [latach 1961-1968
sekretarz obrony USA, w latach 1968-1981 prezes Banku Światowego.] i był
opracowywany przez Instytut Hudsona [Amerykańska organizacja non-profit,
konserwatywny think-tank ufundowany w 1961r. w Croton-on-Hudson w stanie
New York przez futurologa, stratega wojskowego i cybernetyka Hermana
Kahna i jego kolegów z RAND Corp.] zlokalizowany w bazie Camp Iron
Mountain nieopodal wsi Croton-on-Hudson w stanie Nowy Jork. Zarówno
McNamara jak i Kahn byli członkami CFR.
Celem analizy było rozpoznanie różnych sposobów "stabilizacji
społeczeństwa". Brzmi nieźle, jednak dalsza analiza raportu ujawnia, że słowo
"społeczeństwo" jest używane jako synonim rządu światowego. Co więcej,
słowo "stabilizacja" jest używane w znaczeniu "zachowywać", "uwieczniać".
Od początku jasnym jest, że celem badań była analiza różnych sposobów,
jakimi rząd może utrzymywać swoją siłę, kontrolować społeczeństwo i
zapobiegać rebelii.
Na samym wstępie stwierdzono, że kwestia moralności nie była roztrząsana.
Analiza nie skupiała się na tym, czy coś jest dobre czy złe, czy jest zgodne z
koncepcją wolności lub prawami człowieka. Ideologia nie była przedmiotem
dyskusji, podobnie jak patriotyzm, koncepcje religijne. Jedynym problemem
było utrwalenie istniejącej władzy. W raporcie czytamy:

"Poprzednie badania traktowały potrzebę pokoju, wartość ludzkiego życia,


wyższość instytucji demokratycznych, utylitaryzm, "godność" jednostki,
potrzeby zdrowotne, długowieczność i inne tego typu slogany jako wartości nie
podlegające dyskusji, jako konieczne dla uzasadnienia badań w kwestii pokoju.
Jak dotąd nie znaleźliśmy takich wartości. Usiłujemy zastosować standardy
naukowe w naszym myśleniu, ich główną cechą nie jest kwantyfikacja, jak to się
powszechnie uważa, lecz to co wyraził Whitehead [Alfred North Whitehead -
Był twórcą tzw. filozofii organizmu oraz prekursorem nurtu współczesnej
filozofii procesu.] w słowach: "... nie uwzględnia żadnych wyroków
wartościujących; na przykład, żadnych estetycznych i moralnych osądów.""[1]

Główną konkluzją raportu było to, że dawniej, wojna była jedynym


niezawodnym sposobem osiągania celów. Stwierdza, że tylko w czasie wojny i
zagrożenia wojną, masy były na tyle uległe by znosić jarzmo władzy bez skargi.
Strach przed podbojem i grabieżą przez wroga czyni niemal każdy ciężar
akceptowalnym. Wojna może być użyta do wzbudzenia w ludziach pasji i uczuć
patriotycznych, bycia lojalnym wobec przywódców. Żadne poświęcenie w imię
zwycięstwa nie zostanie odrzucone. Opór widziany jest jako zdrada. Lecz w
czasach pokoju, ludzi oburzają wysokie podatki, niedobory i biurokratyczne
interwencje. Gdy społeczeństwo przestaje respektować władców, staje się
niebezpieczne. Żaden rząd nie przetrwa długo bez wrogów i konfliktów
zbrojnych. Dlatego też, wojna jest niezbędnym stanem "stabilizacji społecznej".
Są to dokładne słowa z raportu:

"System wojenny jest nie tylko kluczowy dla narodów jako niepodległych
podmiotów politycznych ale, jest równie niezbędny dla stabilności ich struktur
politycznych. Bez niego, żadna władza nie jest w stanie utrzymać przyzwolenia,
legitymacji lub prawa do rządzenia społeczeństwem. Prawdopodobieństwo
wojny zapewnia poczucie zewnętrznego nacisku bez którego żadna władza nie
utrzyma się w mocy. Dane historyczne są pełne przykładów gdzie
niepowodzenie reżimu w utrzymywaniu wiarygodności zagrożenia wojną,
doprowadziło do jego rozpadu, z użyciem siły korzyści osobistych, reakcji na
niesprawiedliwość społeczną lub innych elementów destruktywnych.
Organizacja społeczeństwa pod prawdopodobieństwo wojny jest głównym
stabilizatorem politycznym.... umożliwia społeczeństwom zarządzanie
niezbędnymi różnicami klasowymi i zapewnia podporządkowanie obywateli
państwu na mocy rezydentnych sił zbrojnych nieodłącznych w koncepcji
państwowości."[2]

Nowa definicja pokoju


Następnie raport wyjaśnia, że zbliżamy się do takiego punktu w historii w
którym stare formuły mogą przestać działać. Dlaczego? Ponieważ istnieje
możliwość stworzenia rządu światowego w którym wszystkie narody będą
rozbrojone i zdyscyplinowane przez armię światową, stan taki będzie zwany
pokojem. "Słowo pokój którego używamy na niniejszych stronach,... implikuje
całkowite i powszechne rozbrojenie"[3]. W takim scenariuszu, niepodległe
narody nie będą istnieć a rządy nie będą miały zdolności do toczenia wojen.
Mogą być prowadzone akcje militarne przez armię światową przeciwko
renegackim politycznym pododdziałom, ale będzie to nazywane operacjami
pokojowymi, a żołnierze będą zwani orędownikami pokoju. Nie ma znaczenia
ile dobytku zostanie zniszczonego ile zostanie przelanej krwi, pociski będą
"pokojowymi" pociskami i bomby - nawet atomowe, jeśli to będzie konieczne -
będą "pokojowymi" bombami.
Raport podnosi następnie kwestię czy kiedykolwiek będzie odpowiedni substytut
wojny. Czego jeszcze może użyć rząd regionalny czy rząd światowy by
utrzymywać się przy władzy? Dostarczenie odpowiedzi na to pytanie było celem
raportu.
Raport z Żelaznej Góry konkluduje, że nie może być substytutu wojny dopóki
nie zostaną spełnione trzy cechy. Musi to być (1) ekonomicznie marnotrawne,
(2) reprezentować wiarygodne zagrożenie ogromnej wagi, (3) dostarczać
logicznej wymówki dla przymusowych usług dla władzy.

Zaawansowana forma niewolnictwa


W temacie usług przymusowych, raport wyjaśnia, że jedną z zalet rezydentnej
armii jest to, że dostarcza miejsca gdzie można umieszczać dysydentów i
element antyspołeczny. Przy braku wojny tym przymusowo wcielonym
batalionom zostanie powiedziane, że walczą z niedostatkiem lub oczyszczają
planetę lub też służą powszechnemu dobru w jakiś inny sposób. Każdy
nastolatek będzie służył - szczególnie w wieku w którym młodzi ludzie są
najbardziej przeciwni autorytetom. Starsi ludzie będą również zaciągani [ORG
drafted], w rozumieniu pracy na opłaty podatkowe i grzywny. Dysydenci staną
twarzą w twarz z wysokimi grzywnami za "przestępstwa nienawiści" i
niepoprawne politycznie postawy, ewentualnie, wszyscy oni będą przymusowo
wcielani do batalionów. Raport mówi:

"Zbadamy ... tradycyjne użycie instytucji wojskowych w zapewnianiu


elementowi antyspołecznemu akceptowalnej roli w strukturze społecznej. ...
obecne eufemistyczne frazesy - "przestępczość nieletnich" i "alienacja" miały
swoje odpowiedniki w każdej epoce. W dawniejszych czasach te problemy były
rozwiązywane bezpośrednio przez wojsko, zwykle przez przymusowe wcielenia
lub bezpośrednią niewolę. ...

Większość propozycji odnoszących się, wyraźnie bądź nie, do powojennej


kontroli społecznie wyalienowanych zwraca uwagę, że rozwiązaniem mogą być
pewne warianty Oddziałów Pokojowych lub tzw. Oddziałów Robotniczych.
Upośledzeni społecznie, ekonomicznie nieprzygotowani, psychologicznie
niepewni, recydywiści, zatwardziali "wywrotowcy" i reszta
niewykwalifikowanych do życia w społeczeństwie, są widziani jako materiał do
transformacji na mniej lub bardziej oddanych pracowników, poprzez dyscyplinę
służby opartej na modelu wojskowym ...

Innym możliwym zastępstwem kontroli potencjalnych wrogów społeczeństwa


jest ponowne wprowadzenie niewolnictwa, w formie zgodnej z nowoczesną
technologią i polityką. … Bardzo możliwe, że rozwijanie zaawansowanej formy
niewolnictwa może być niezbędnym warunkiem kontroli społecznej w świecie
pokoju. Z praktycznego punktu widzenia, konwersja kodeksu dyscypliny
wojskowej do eufemistycznej formy zniewolenia, wiązała by się z zadziwiająco
niewielką zmianą; Pierwszym logicznym krokiem była by adaptacja pewnej
formy "uniwersalnej" służby wojskowej"[4]

Krwawe Zabawy
Raport podaje sposoby, dzięki którym ludzie byli by zaabsorbowani
nieistotnymi zajęciami dzięki, czemu nie mieli by czasu uczestniczyć w debacie
politycznej lub oporze. Odpoczynek, banalne widowiska, pornografia, komedie
sytuacyjne mogą pełnić istotną rolę, ale Krwawe Zabawy zostały ocenione jako
najbardziej obiecujące ze wszystkich. Krwawe Zabawy to rywalizacje pomiędzy
osobami lub drużynami na tyle brutalne by widz pośrednio rozładował swoje
frustracje. Krwawe Zabawy muszą przynajmniej wywoływać żarliwą
drużynową lojalność u części fanów oraz muszą zapewnić ból i kontuzje u
części graczy. Jeszcze lepiej by miało miejsce przelewanie krewi i istniało
prawdopodobieństwo śmierci. Przeciętny człowiek ma chorobliwą fascynację
przemocą i krwią. Tłum skandujący "Skacz! Skacz!" do osoby stojącej na skraju
dachu, chcącej popełnić samobójstwo; kierowcy zwalniające by gapić się na
zmasakrowane w wypadku ciała; szkolna bójka otoczona kręgiem
obserwatorów. Mecze bokserskie, piłkarskie, hokejowe i wyścigi samochodowe
są codziennie transmitowane w telewizji, przyciągając miliony dopingujących
fanów, którzy są zachwyceni każdym niebezpiecznym momentem, każdym
ciosem w twarz, każdą złamaną kością, knockoutem, każdym wynoszonym
nieprzytomnym lub umierającym uczestnikiem. W ten sposób ich gniew na
"społeczeństwo" jest rozładowywany i skupiany na drużynie przeciwnej.
Imperatorzy Rzymu wymyślili walki gladiatorów, publiczne egzekucje
wykonywane z pomocą dzikich zwierząt z dokładnie tych samych powodów.
Rozważając wszystkie konsekwencje Krwawych Zabaw, Raport z Żelaznej Góry
zauważa, że nie są one adekwatnym substytutem wojny. Prawdą jest, że
brutalne sporty są użytecznymi rozpraszaczami i umożliwiają ujście znudzeniu i
zawziętej grupowej lojalności, ale efekt jaki wywierają na narodowej psychice
nie może równać się z siłą histerii wojennej. Dopóki nie znajdzie się lepsza
alternatywa, utworzenie rządu światowego musi być odłożone, by narody mogły
kontynuować wszczynanie wojen.

Szukanie wiarygodnego globalnego zagrożenia


W czasach wojny, większość obywateli bez skargi akceptuje kiepskiej jakości
życie i pozostaje gorączkowo lojalne swoim władcom. Jeśli znajdzie się
odpowiedni substytut wojny, musi on wywoływać takie same reakcje. Dlatego,
nowy wróg musi być znaleziony, musi zagrażać całemu światu a możliwość
zostania pokonanym przez tego wroga musi być tak przerażająca jak sama
wojna. Raport staje się stanowczy w tym punkcie:

"Wierność wymaga sprawy; sprawa wymaga wroga. Jest to oczywiste; punktem


krytycznym jest to, że wróg definiujący sprawę musi wydawać się autentycznie
ogromny. Z grubsza ujmując, domniemana siła "wroga", musi być
wystarczająca by zagwarantować indywidualne poczucie wierności
społeczeństwu, musi być proporcjonalna do wielkości i złożoności
społeczeństwa. Dziś, oczywiście, ta siła musi być bezprecedensowa i
przerażająca." [5]

Pierwsze przemyśleniem dotyczącym odpowiedniego zagrożenia, mogącego


stać się wrogiem globalnym, było to, że nie musi być ono prawdziwe.
Prawdziwe było by lepsze, ale wymyślone mogło działać równie dobrze, pod
warunkiem, że masy zostaną przekonane o jego prawdziwości. Społeczeństwo
uwierzy chętniej w pewne fikcje niż w inne. Wiarygodność będzie ważniejsza od
prawdy.
Ubóstwo było rozważane jako potencjalny światowy wróg, ale zostało
odrzucone jako niedostatecznie straszne. Większość świata już znajdowała się
w ubóstwie. Tylko ci którzy nigdy nie doświadczyli ubóstwa, widzieli je jako
globalne zagrożenie. Dla reszty, był to zwyczajny fakt codziennego życia.
Inwazja kosmitów była poważnie rozważana. Raport mówi, że eksperymenty o
podobnym charakterze były już prowadzone. Jednak reakcja społeczeństwa nie
była odpowiednia, gdyż zagrożenie nie było wiarygodne. Oto co ma do
powiedzenia raport:

"Wiarygodne kłamstwa w to główny problem wynalezienia politycznego


substytutu wojny. W to miejsce zaproponowano rasę kosmiczną, w wielu
miejscach pasującą do ekonomicznego substytutu wojny, pomysł ten szybko
upadł. Najbardziej ambitny i nierealny projekt kosmiczny nie może
wygenerować wiarygodnego zewnętrznego zagrożenia. Było gorąco
argumentowane, że takie zagrożenie zaoferuje "ostatnią najlepszą nadzieję na
pokój," itd., jednocząc ludzkość przeciwko niebezpieczeństwu zagłady przez
"potwory" z innych planet czy innego świata. Zaproponowano eksperymenty
mające na celu zbadanie wiarygodności zagrożenia inwazją nie z tego świata;
możliwe, że kilka trudnych do wyjaśnienia "latających spodków" były takiego
typu eksperymentami. Jeśli tak, można je ocenić jako zachęcające."[6]

Raport został wydany w 1966 roku, gdy idea istnienia kosmitów wydawała się
nieprawdopodobna przeciętnej osobie. Jednak w następnych latach
postrzeganie zmieniło się. Coraz większa część populacji wierzy w inteligentne
formy życia poza naszą planetą, które mogą monitorować naszą cywilizację.
Czy to przekonanie jest słuszne czy nie, nie ma tutaj znaczenia. Chodzi o to, że
dramatyczny wzrost ilości filmów z kosmitami - nawet jeśli są pełne efektów
specjalnych - może być użyty do wywołania popłochu narodów, by zjednoczyły
się pod globalnym rządem w celu obrony Ziemię przed inwazją. Z drugiej
strony, jeśli obcy będą postrzegani jako nastawieni pokojowo i z przyjaznymi
intencjami, scenariusz może potoczyć się w kierunku uformowania globalnego
rządu, reprezentującego zjednoczoną ludzkość w jakiejś galaktycznej federacji.
Każdy z tych scenariuszy, może być teraz bardziej wiarygodny niż w 1966 roku.

Model zanieczyszczenia środowiska


Ostatecznym kandydatem na użyteczne zagrożenie globalne, było
zanieczyszczenie środowiska. Wiązano z nim największe nadzieje na
powodzenie, gdyż może być odniesione do obserwowalnych warunków np:
smog, zanieczyszczenie wody - innymi słowy, może częściowo opierać się na
prawdzie i przez to być wiarygodne. Prognozy mogą pokazywać scenariusz
końca świata, tak straszny jak wojna atomowa. Dokładność prognoz nie byłaby
ważna. Celem byłoby zastraszenie a nie informowanie. Mogłoby się okazać
koniecznym celowe trucie środowiska, by uczynić przewidywania bardziej
przekonywującymi i by skupić ludzkie umysły na walce z nowym wrogiem,
straszniejszym niż każdy najeźdźca z innego państwa - lub nawet z innego
świata. Masy znacznie chętniej zaakceptowały by malejący standard życia,
wzrost podatków i biurokratyczną ingerencję w ich życie - "To cena którą
musimy zapłacić za uratowanie Matki Ziemi". Masowa batalia przeciwko
śmierci i zniszczeniu od globalnych zanieczyszczeń, mogłaby prawdopodobnie
zastąpić wojnę jako usprawiedliwienie kontroli społecznej.
Czy Raport z Żelaznej Góry rzeczywiście tak twierdzi? Oczywiście, to i jeszcze
więcej. Oto kilka z odpowiednich fragmentów:
"Kiedy dojdzie do postulowania przekonywującego substytutu wojny ... "wróg
alternatywny" musi pociągać za sobą bardziej naglące, pilne i bezpośrednio
odczuwalne zagrożenie zniszczenia. Musi usprawiedliwiać potrzebę
podejmowania i płacenia "daniny krwi" w rozległych obszarach ludzkiej
działalności. Pod tym względem, substytucyjni wrogowie wymienieni wcześniej,
będą niewystarczający. Wyjątkiem może być model zanieczyszczenia
środowiska, jeśli niebezpieczeństwo dla społeczeństwa będzie rzeczywiście
nieuchronne. ... może byś na przykład tak, że groźba zanieczyszczenia
środowiska, zastąpi groźbę masowego zniszczenia przez broń nuklearną w
miejscu głównego zagrożenia dla przetrwania rodzaju ludzkiego. Zatruwanie
powietrza, głównych źródeł jedzenia i zapasów wody, jest już bardzo
zaawansowane, i na pierwszy rzut oka wygląda obiecująco pod tym względem;
tworzy groźbę z którą można sobie poradzić jedynie przy pomocy
zorganizowania społecznego i siły politycznej....

Prawdą jest, że wielkość zanieczyszczenia może być w tym celu selektywnie


zwiększona ... lecz problem zanieczyszczenia został tak bardzo upubliczniony, w
ostatnich latach, że jest raczej niemożliwe, by program zamierzonego trucia
środowiska mógł być wprowadzony w politycznie akceptowalny sposób.

Jednakże mało prawdopodobne jest, by niektórzy z możliwych wrogów


alternatywnych których wymieniliśmy pojawili się sami, musimy podkreślić, że
odpowiedni wróg, musi odznaczać się się wiarygodną jakością i siłą, jeśli
przejście w stan pokoju ma się kiedykolwiek odbyć bez rozpadu społeczeństwa.
W naszej opinii, że takie zagrożenie musi zostać najprawdopodobniej
wymyślone."[7]

Autentyczność raportu
Raport z Żelaznej Góry stwierdza, że został przygotowany przez specjalną
grupę badawczą piętnastu osób, których tożsamość ma pozostać tajemnicą i że
nie był przeznaczony do publikacji. Jednak jeden z członków grupy, poczuł, że
raport jest zbyt istotny, by miał zostać utrzymany w tajemnicy. Zgadzał się z
wnioskami z raportu. Po prostu wierzył, że więcej osób powinno go przeczytać.
Dostarczył swoją osobistą kopię do Leonarda Lewina, znanego autora i
felietonisty, który z kolei wynegocjował z Dial Press publikację raportu.
Następnie był przedrukowany przez Dell Publishing.
Działo się to w czasach administracji Johnsona, Walt Rostow prezydencki
asystent specjalny NSA był członkiem CFR. Rostow szybko ogłosił, że raport
był fałszywy. Herman Kahn(CFR), kierownik Instytutu Hudsona, stwierdził, że
raport nie jest autentyczny. The Washington Post - kierowany przez członka
CFR Katharine Graham - nazwał go "zachwycającą satyrą". Magazyn Time,
założony przez członka CFR Henryego Luce, pisał o raporcie, że był zręczną
mistyfikacją.26 listopada 1967 roku, Raport został zrecenzowany w dziale
książek w Washington Post przez Hershela McLadressa - pseudonim literacki
Johna Kennetha Galbraitha, profesora Harvardu. Galbraith (który również
należał do CFR) pisał, że może potwierdzić autentyczność raportu, ponieważ
był zaproszony do uczestnictwa w pracach nad nim. Nie był członkiem głównej
grupy badawczej, a jedynie od czasu do czasu konsultantem. Proszono go o
utrzymanie tego w tajemnicy. Ponadto, wątpił w sens upublicznienia Raportu i
całkowicie zgodził się z jego wnioskami. Pisał:

"Gdybym chciał postawić mój osobisty autorytet za autentycznością tego


dokumentu, to świadczył bym za słusznością jego wniosków. Moje zastrzeżenia
dotyczą jedynie jego upublicznienia"[8]

Sześć tygodni później, Galbraith poszedł jeszcze dalej, żartując, że był


"członkiem spisku"[9]. To jednak nie zamknęło problemu. Następnego dnia,
Galbraith wycofał się. Pytany o jego "konspirację", odpowiedział:

"Pierwszy raz od czasów Karola II, The Times jest winny nieporozumienia ...
Nic nie zachwieje moim przekonaniem, że zostało to napisane przez Deana
Ruska albo panią Clare BootheLuce"[10]

Reporter przeprowadzający wywiad był zakłopotany przez te insynuacje i


przeprowadził śledztwo. Sześć dni później, raportował:

"Nieporozumienie wydaje się być zagrożeniem, na które narażony jest profesor


Galbraith. Ostatni numer gazety "Varsity" z Cambeige cytuje następującą
wymianę zdań:

przeprowadzający wywiad: "Czy znasz autora Raportu z Żelaznej Góry?"


Gelbraith: "W zasadzie byłem członkiem konspiracji, ale nie jestem autorem.
Zawsze przypuszczałem, że jest to człowiek który napisał wstęp - pan
Lewin"”[11]

Przynajmniej trzy razy, Gelbraith publicznie potwierdził autentyczność


Raportu, ale zaprzeczył by go napisał. W takim razie kto to zrobił? Leonard
Lewin? W 1967r. stwierdził, że nie. W 1972r. przyznał, że to on. Pisząc w The
New York Times Book Review Lewin wyjaśnia: "Napisałem cały Raport ...
moim zamiarem było po prostu ująć zagadnienie wojny i pokoju w
prowokacyjny sposób"[12]
Chwileczkę! Kilka lat wcześniej, felietonista William F. Buckley powiedział New
York Times, że to on jest autorem. To oświadczenie było bez wątpienia ironią,
ale komu i w co uwierzyć? Czy Raport napisał Herman Kahn, John Kenet
Galbraith, Dean Rusk, Clare Booth Luce, Leonard Lewin czy William
F.Buckley?
Ostatecznie nie robi to wielkiej różnicy. Najważniejsze, że Raport, czy też
napisany przez grupę badawczą czy też jako satyra polityczna, wyjaśnia
otaczającą nas rzeczywistość. Bez względu na swoje pochodzenie,
zaprezentowane pomysły zostały wdrożone niemal w każdym szczególe.
Trzymając w jednej ręce Raport a w drugiej codzienną gazetę, można zdać
sobie sprawę, że każdy główny trend amerykańskiego życia pasuje do planu.
Tak wiele rzeczy, które w innym przypadku są niezrozumiałe, nagle stają się
jasne: pomoc zagraniczna, rozrzutność, niszczenie przemysłu amerykańskiego,
korpusy pracy [job corps], kontrola dostępu do broni, siły policyjne, upadek
potęgi sowieckiej, siły ONZ, rozbrojenie, bank światowy, światowy pieniądz,
kapitulacja narodowej niepodległości poprzez traktaty i ekologiczna histeria.
Raport z Żelaznej Góry jest dokładnym podsumowaniem schematu, który
tworzy naszą rzeczywistość. Teraz kształtuje naszą przyszłość.

Ochrona środowisk – substytut wojny


Udowodnienie, że obecne przewidywania zagłady środowiska oparte są na
wyolbrzymionych i fałszywych "badaniach naukowych", wykracza poza to
opracowanie. Lecz takie dowody może znaleźć każdy, kto zapozna się z
surowymi danymi i przypuszczeniami, na których oparto takie przewidywania.
Ważniejsze jest pytanie, dlaczego powojenne scenariusze bazujące na
fałszywych badaniach naukowych - albo wręcz nie opierające się na żadnych -
są bezkrytycznie publikowane przez media kontrolowane przez CFR? Dlaczego
radykalne grupy ekologiczne broniące doktryn kolektywistycznych i
antybiznesowych, są sowicie dotowane przez fundacje zdominowane przez
CFR? takie jak banki i korporacje, które najwięcej na tym tracą? Raport z
Żelaznej Góry odpowiada na te pytania.
Jak zauważono w Raporcie, prawda nie jest ważna w tym przypadku. Ważne
jest co można zrobić by w to uwierzono. To "wiarygodność" jest kluczowa a nie
rzeczywistość. Jest już wystarczająco dużo szumu wokół zanieczyszczenia
środowiska, by przypuszczenia co do katastrofy planetarnej w dwa-tysiące-
którymś-tam były wiarygodne. Wszystko czego potrzeba, to współpracujące
media ,które będą to powtarzać. Plan najwyraźniej działa. Ludzie w krajach
rozwiniętych zostali poddani zalewowi dokumentów, dramatów, filmów
fabularnych, ballad, poematów, naklejek na zderzaki, plakatów, marszów,
przemówień, seminariów, konferencji i koncertów. Rezultat jest fenomenalny.
Politycy nie muszą robić nic innego, jak tylko wyrażać zaniepokojenie
środowiskiem i obiecywać skończenie z trucicielskimi branżami. Nikt nie pyta o
szkody wyrządzone ekonomii i społeczeństwu. Nie robi różnicy, czy faktycznie
planeta na której żyjemy jest chora i umierająca. Nikt nie kwestionuje
zasadniczych szczegółów. „Przecież to musi być prawdą! Spójrz na te wszystkie
gwiazdy filmowe i estradowe które przyłączyły się do ruchu.”
Podczas gdy członkowie ruchów ekologicznych są pochłonięci wizją zagłady
planety, zobaczmy co też myślą przywódcy. Pierwszy Dzień Ziemi został
proklamowany 22 kwietnia 1970 roku na spotkaniu w Rio de Janerio, z
udziałem ekologów i polityków z całego świata. Szeroko rozpowszechnioną
publikacją na spotkaniu, była "Environmental Handbook". Główny temat
książki był podsumowany przez cytaty Richarda A. Falka profesora Princenton
i członka CFR. Falk pisał, że istnieją trzy związane ze sobą zagrożenia
planetarne - wojna z użyciem broni masowego zniszczenia, przeludnienie,
zanieczyszczenie i wyczerpywanie się surowców. I dalej "podstawą wszystkich
czterech problemów jest nieudolność suwerennych państw do zarządzania
sprawami ludzkości w dwudziestym wieku"[13]. Publikacja kontynuuje w tonie
CFR, zadając retoryczne pytanie: "Czy państwa mają faktycznie możliwość
zniszczenia siebie nawzajem podczas jednego popołudnia? ... Jaką cenę będzie
zmuszona zapłacić większość ludzi za trwałą ludzką strukturę - więcej
podatków, oddanie flagi narodowej, być może poświęcenie ciężko zdobytych
praw?"[14]
W 1986 roku, należący do CFR Wshington Post, opublikował artykuł członka
CFR Georgea Kannana, w którym czytamy: "Musimy przygotować się na ...
wiek w którym największym wrogiem nie jest Związek Radziecki, a rosnące
zniszczenie naszej planety, jako struktury podtrzymującej cywilizowane
życie"[15].
27 marca 1990 roku, w kontrolowanym przez CFR New York Times, członek
CFR Michel Oppenheimer pisał: "Globalne ocieplenie, dziura ozonowa,
zanikanie lasów i przeludnienie to czterej jeźdźcy zbliżającej się apokalipsy ...
jak niedawna zimna wojna, środowisko staje się numerem jeden
międzynarodowych obaw o bezpieczeństwo"[16]
Członek CFR, Laster Brown, przygotował kolejny think-tank - Worldwatch
Institute. W corocznym raporcie instytutu, zatytułowanym "State of the World
1991", Brown pisze: "batalia o ratowanie planety, zastąpi bitwę ideologiczną
jako temat przewodni nowego porządku świata"[17]
W oficjalnej publikacji ze Szczytu Ziemi z 1992 roku, znajdujemy: "Światowa
społeczność stoi teraz w obliczu większego zagrożenia, dla wspólnego
bezpieczeństwa spowodowanego naszym wpływem na środowisko, niż
tradycyjnych konfliktów wojskowych razem wziętych"
Jak wiele razy to musi być tłumaczone? Ruch ekologiczny został stworzony
przez CFR. Jest substytutem wojny, wiąże się z nim nadziej, że stanie się
emocjonalnym i psychologicznym fundamentem rządu globalnego.

Ludzkość jest celem


The Club of Rome - Klub Rzymski to grupa międzynarodowych planistów, która
corocznie wydaje katastroficzne scenariusze, bazujące na prognozach
przeludnienia i głodu. Należą do nich dobrze znani członkowie CFR np. Jimmy
Carter, Harlan Cleveland, Claiburne Pell i Sol Lintowitz. Ich pomysł na
przeludnienie? Rząd Światowy kontrolujący przyrost naturalny i jeśli trzeba
eutanazja. To delikatne słowo na zabijanie starych, słabych i oczywiście
niewspółpracujących. Podążając za rozumowaniem z Żelaznej Góry, Klub
Rzymski doszedł do wniosku, że strach przed katastrofą środowiska może zostać
użyty jako substytut wroga, w celu zjednoczenia mas pod ich dyktando. W
1991r. w książce "The first Global Revolution", znajdujemy coś takiego:

"Szukając nowego wroga by nas zjednoczyć, doszliśmy do wniosku, że


zanieczyszczenie, groźba globalnego ocieplenia, niedobór wody, głód i tym
podobne będą odpowiednie ... te niebezpieczeństwa są spowodowane przez
człowieka ... prawdziwym wrogiem jest człowiek we własnej osobie"[18]

Teoretycy kolektywizmu zawsze byli zafascynowani możliwością kontroli


przyrostu społecznego. To pobudza ich wyobraźnię bo jest to ostateczne
zbiurokratyzowanie. Jeśli prawdziwym wrogiem jest ludzkość, jak twierdzi Klub
Rzymski, to ludzkość musi stać się celem. Fabianin, socjalista Bertrand Russell
wyraził to w ten sposób:

"Nie twierdzę, że kontrola urodzin jest jedynym sposobem na powstrzymanie


przyrostu populacji ... wojna, jak przed chwilą zauważyłem, była jak dotąd
rozczarowująca pod tym względem, lecz wojna bakteriologiczna może być
bardziej efektywna. Jeśli dżuma mogła by być rozprzestrzeniona po świecie raz
na generację, ocaleni mogli by rozmnażać się bez zbytniego obciążenia dla
świata ...

światowa społeczność naukowa nie może być stabilna chyba, że istnieje rząd
światowy. ... Koniecznym będzie zalezienie metod na zapobieganie przyrostowi
światowej populacji. Jeśli ma się to stać bez wojen, zarazy i głodu to wymagać
będzie potężnego międzynarodowego autorytetu. Autorytet taki powinien
rozdzielać żywność różnym narodom proporcjonalnie do ich populacji
[mosanto?]. Jeśli jakiś naród nadmiernie zwiększy swoją populację, nie
powinien dostać więcej pożywienia niż powinien. Powód by nie zwiększać
populacji będzie zatem bardzo istotny"[20]

Kolektywiści nie żartują. Na przykład, jednym z najbardziej znanych


"ekologów" i orędowników kontroli populacji był Jacques Cousteau. W
wywiadzie dla „UNESCO Courier” w listopadzie 1991 roku, Cousteau
powiedział:

"Co powinniśmy zrobić by wyeliminować cierpienie i choroby? To piękna idea


lecz prawdopodobnie niekorzystna na dłuższą metę. Jeśli spróbujemy ją
wprowadzić, narazimy na niebezpieczeństwo przyszłe pokolenia. Ciężko to
mówić. Światowa populacja musi być ustabilizowana i by tego dokonać musimy
eliminować 350 000 osób dziennie. To jest tak straszne, że nie powinno się o
tym mówić, lecz źle jest o tym nie mówić"[21]

Gorbaczow staje się ekologicznym wojownikiem


Teraz możemy zrozumieć jak Mchaił Borbaczow, uprzednio lider jednego z
najbardziej opresyjnych rządów jakie poznał świat, stał się twarzą nowej
organizacji zwanej „International Greean Cross”, rzekomo nastawionej na
problemy środowiska naturalnego. Gorbaczow nigdy nie potępił kolektywizmu,
a tylko komunizm. Jego prawdziwym interesem nie jest ekologia a rząd
światowy i zapewnienie sobie głównej pozycji w kolektywistycznej strukturze
władzy. W publicznym wystąpieniu w Fulton, pochwalił Klub Rzymski, którego
jest członkiem, za jego zdanie na temat kontroli populacji.

"Jedno z najgorszych, nowych niebezpieczeństw ma charakter ekologiczny ...


zmiana klimatu, efekt cieplarniany, dziura ozonowa, kwaśne deszcze; skażenie
atmosfery, ziemi i wody przez odpady przemysłowe i domowe; zniszczenie
lasów itd. są zagrożeniem dla stabilności planety"[22]

Gorbaczow głosił, że rząd globalny jest odpowiedzią na te zagrożenia i użycie


siły globalnej jest nieodzowne. "Wierzę, że nowy porządek świata nie zostanie
całkowicie zrealizowany dopóki Narody Zjednoczone i ich Rada
Bezpieczeństwa nie utworzy struktur ... upoważnionych do nakładania sankcji i
czynienia użytku z innych środków przymusu"[23]
Oto kryminalista który wywalczył sobie drogę przez szczeble sowieckiej partii
komunistycznej, stał się protegowanym Jurijego Andropowa, szefa
przerażającej KGB, był członkiem politbiura w czasie sowieckiej inwazji na
Afganistan, i tym który został wybrany w 1985 roku na lidera światowego
komunizmu. Wszystko to w ponurym okresie łamania praw człowieka i
wywrotowej działalności przeciw wolnemu światu. Co więcej, podczas jego
rządów, zanotowano jeden z najgorszych okresów dewastacji środowiska.
Nigdy gdy był u władzy, nic nie wspomniał o trosce o Ziemię ani nic nie zrobił
w tym kierunku.
Wszystko to poszło w zapomnienie. Gorbaczow został transformowany przez
media, będące pod kontrolą CFR, na ekologicznego wojownika. Nawołuje do
globalnego rządu i mówi nam, że taki rząd użyje problematyki środowiska jako
usprawiedliwienia dla sankcji i innych "środków przymusu". Nie możemy
mówić, że nas nie ostrzegano.

Stany Zjednoczone ekologicznym agresorem


Użycie przymusu jest istotnym punktem planu. Ludzie w krajach rozwiniętych
nie będą raczej współpracować na swoją zgubę. Muszą zostać do tego
zmuszeni. Nie będą zadowoleni, gdy będzie im się zabierać żywność w celu
światowej dystrybucji. Nie zgodzą się na podatek światowego autorytetu,
finansującego obce projekty polityczne. Nie będą porzucać ochoczo swoich
samochodów ani przeprowadzać do mniejszych domów lub wspólnych baraków
by spełnić limity relokacji zasobów Narodów Zjednoczonych. Członek Klubu
Rzymskiego Maurice Strong:

"W efekcie, Stany Zjednoczone stwarzają agresję środowiskową przeciwko


reszcie świata ... Na szczeblu wojskowym, Stany Zjednoczone są dozorcą. Na
szczeblu środowiska, Stany Zjednoczone są oczywistym zagrożeniem ... Jednym
z największych problemów w Stanach Zjednoczonych są ceny energii - są zbyt
niskie ...

Jasne jest, że obecny styl życia i wzory konsumpcyjne zamożnej klasy


średniej ... powodują wysokie spożycie mięsa, spożywanie wielkich ilości
mrożonej żywności i fastfood, posiadanie pojazdów silnikowych, różnych
elektrycznych urządzeń gospodarstwa domowego, klimatyzacji w domu i w
pracy ... drogich mieszkań na przedmieściach ... jest niepoprawne"[24]

Słowa pana Stronga zostały entuzjastycznie przyjęte przez światowych liderów


ochrony środowiska, ale również wywołały gniewny odzew w Arizonie:

"Tłumacząc z eko-języka, oznacza to dwie rzeczy: (1) zredukowanie standardu


życia w krajach zachodnich poprzez wiele nowych podatków i regulacji (2)
masowy transfer bogactwa z krajów industrialnych do rozwijających się.
Wątpliwym założeniem jest, że jeśli gospodarka U.S. zostanie zredukowana do
rozmiaru np. Malezji, świat będzie lepszym miejscem ... Większość
Amerykanów, oprze się idei Narodów Zjednoczonych - zakazowi samochodów
w U.S."[25]

Kim jest Maurice Strong który widzi Stany Zjednoczone jako światowego
agresora? Żyje w ubóstwie? Przybył z zapóźnionego kraju oburzonego
amerykańską prosperitą? Ogranicza spożycie by chronić zasoby naturalne? Nic
z tych rzeczy. Jest jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Żyje i podróżuje w
wielkim komforcie. Oprócz tego posiada wielkie bogactwo z kanadyjskiego
przemysłu naftowego - który pomógł znacjonalizować. Maurice Strong był
Sekretarzem Generalnym na Szczycie Ziemi w 1992 roku; przewodniczącym
konferencji Narodów Zjednoczonych na temat ludzkiego środowiska w
Sztokholmie w 1972 roku; pierwszym sekretarzem generalnym programu
środowiskowego Narodów Zjednoczonych; prezydentem Światowej Federacji
Narodów Zjednoczonych; współprzewodniczącym Światowego Forum
Ekonomicznego; członkiem Klubu Rzymskiego; zarządcą Aspen Institute i
kierownikiem World Future Society.

Spisek w celu wywołania kryzysu ekonomicznego


Maurice Strong wierzy - a przynajmniej tak twierdzi - że światowy ekosystem
może zostać zachowany tylko, gdy kraje zamożne będą zmuszone do obniżenia
standardu życia. Produkcja i konsumpcja musi być uszczuplona. By tego
dokonać, narody muszą poddać się racjonalizacji, opodatkowaniu i politycznej
dominacji światowego rządu. Prawdopodobnie nie zrobią tego z własnej woli,
więc należy je zmusić. By tego dokonać, konieczne będzie stworzenie
globalnego kryzysu monetarnego, który zniszczy ich struktury ekonomiczne.
Wtedy nie będą miały wyboru jak tylko zaakceptować wsparcie i kontrolę
Narodów Zjednoczonych.
Strategia ta została wyjawiona w maju 1990 roku, w magazynie "West"
wydawanym w Kanadzie. W artykule zatytułowanym “The Wizard of Baca
Grande”, dziennikarz Daniel Wood opisał swoje tygodniowe przeżycie na
prywatnym ranczu Stronga w południowym Kolorado. Ranczo to odwiedzili
tacy notable CFR jak David Rockefeller, sekretarz stanu Henry Kissynger,
założyciel Banku Światowego Robert McNamara i właściciele takich
organizacji jak IBM, Pan Am, Harvard. [spotkanie grupy Bilderberg?]
Podczas pobytu Wooda na ranczu, potentat mówił otwarcie o ekologizmie i
polityce. By wyrazić swój pogląd na świat, powiedział, że planował napisanie
powieści o grupie światowych przywódców, którzy zdecydowali się uratować
planetę.

"Każdego roku odbywa się , wyjaśniał podłoże powieściowej zmowy, Światowe


Forum Ekonomiczne w Davos w Szwajcarii. Ponad tysiąc dyrektorów
generalnych, przemierzy, ministrowie skarbu, wiodące ośrodki akademickie
zbierają się w Lutym by uczestniczyć w spotkaniach i ustanowić ekonomiczne
agendy na rok w przód. Co jeśli mała grupa tych światowych przywódców
dojdzie do wniosku, że największe ryzyko dla Ziemi pochodzi od bogatych
krajów? I jeśli świat ma przetrwać, te bogate kraje muszą podpisać
porozumienie redukcji wpływu na środowisko. Co wtedy zrobią? ... decydują się
odmówić, bogate kraje tego nie zrobią. Nie zmienią się. Więc by ratować
planetę, grupa ta decyduje: Czy upadek cywilizacji industrialnej nie jest jedyną
nadzieją dla planety? Czy nie jest naszym obowiązkiem zatroszczyć się o to? ...

Ta grupa przywódców tworzy sekretne stowarzyszenie w celu wywołania


upadku ekonomicznego. Jest luty. Wszyscy są w Davos. Nie są terrorystami to
światowi przywódcy. Ustawili się na światowych surowcach i rynku akcji.
Wywołali panikę, używając dostępu do giełdy, komputerów i zasobów złota.
Uniemożliwili zamknięcie giełd. Zablokowali stery. Ich najemnicy zatrzymali
resztę liderów jako zakładników. Rynku nie można zamknąć. Bogate kraje ...
Strong robi lekki ruch palcami jakby wyrzucał niedopałek papierosa przez
okno.

Siedzę tam zafascynowany. To nie jest gadanina jakiegoś bajkopisarza, to


Maurice Strong. Zna tych władców. W końcu jest współprzewodniczącym
Światowego Forum Ekonomicznego. Znajduje się w samym środku. Ma
możliwość by to zrobić. "Chyba nie powinienem mówić takich rzeczy" - mówi
Strong"[26]

Wymyślny spisek Stronga nie powinien być raczej brany zbyt serio,
przynajmniej nie dosłownie. To niemożliwe by zrobili to w ten sposób - to raczej
niemożliwe. Nie będzie potrzeby trzymania na muszce liderów państw
rozwiniętych. To oni będą kierować tym spiskiem. Władcy z trzeciego świata nie
mają środków na wywołanie globalnego kryzysu. To musi wyjść z centr
pieniężnych w Nowym Jorku, Londynie lub Tokio. Co więcej, organizatorzy
takiego scenariusza, dążący do globalnego rządu, zawsze znajdowali się w
krajach rozwiniętych. Przychodzili z szeregów CFR w Ameryce i z innych gałęzi
międzynarodowego okrągłego stołu w Anglii, Francji, Belgi, Kanady, Japonii.
Są ideologicznymi potomkami Cecila Rhodesa, spełniającymi jego sen.
Nie jest ważne czy spisek Mauricea Stronga powinniśmy brać dosłownie czy
nie. Ważne jest to, że ludzie tacy jak on myślą właśnie w taki sposób. Jak już
zauważył Wood, mają możliwość by to zrobić. To lub coś podobnego. Jeśli to
nie ten scenariusz, rozważą inny, z podobnymi konsekwencjami. Jeśli historia
dowodzi czegokolwiek, to tego, że ludzie posiadający władzą finansową i
polityczną są zdolni do haniebnych spisków przeciwko swoim kolegom.
Wszczynali wojny, powodowali kryzysy i głód by wprowadzać swoje rządy.
Mamy niewiele powodów by sądzić, że dzisiejsi przywódcy są bardziej święci
od swoich poprzedników.
Ponadto, nie możemy dać się ogłupić przez fałszywą troskę o Matkę Ziemię.
Bicie na alarm by ratować planetę jest gigantycznym podstępem. Jest już
wystarczająco wiele szumu wokół zanieczyszczenia środowiska by uczynić je
"prawdopodobnym", jak to określił Raport z Żelaznej Góry, lecz scenariusze
końca świata które to napędzają są fikcją. Prawdziwym celem tego wszystkiego
jest rząd światowy, ostateczna machina zagłady przed którą nie będzie ucieczki.
Zniszczenie siły ekonomicznej rozwiniętych społeczeństw jest jedyną wymogiem
by usidlić je w globalną sieć. Zaufanie dla obecnych ruchów ekologicznych,
poprowadzi nas do ostatecznego końca.

You might also like