You are on page 1of 433

CARLOS RUIZ ZAFN

GRA ANIOA
przeoyli
Katarzyna Okrasko
Carlos Marrodan Casas
Tytu oryginau: El Juego del Angel

Dla MariCarmen
a nation of two

AKT PIERWSZY
MIASTO PRZEKLTYCH

1
Pisarz nigdy nie zapomina dnia, w ktrym po raz pierwszy przyjmuje pienidze lub
pochlebstwo w zamian za opowie. Nigdy nie zapomina tego momentu, kiedy po raz
pierwszy sodka trucizna prnoci zaczyna kry mu w yach, wierzc, e jeli zdoa ukry
swj brak talentu, sen o pisarstwie zapewni u dach nad gow, ciep straw pod wieczr i
zici jego najwiksze marzenie: ujrzy swoje nazwisko wydrukowane na ndznym skrawku
papieru, ktry zapewne go przeyje. Pisarz skazany jest na wieczne wspominanie tej chwili,
bo wanie wtedy zosta zgubiony na zawsze, a za jego dusz ju wyznaczono cen.
Mj pierwszy raz zdarzy si pewnego grudniowego dnia 1917 roku. Miaem
siedemnacie lat i pracowaem w La Voz de la Industria, lichej gazecie, ktrej redakcja
dogorywaa w mocno ju zniszczonym budynku, niegdy fabryce kwasu siarkowego. Jego
mury wydzielay jeszcze owe szczeglne gryzce opary, ktre przeeray meble, ubrania,
dusz, a nawet przepalay podeszwy. Sylwetka gmachu wyzieraa zza gszczu aniow i
krzyy cmentarza na Pueblo Nuevo, tworzc zarys jakby jeszcze jednego grobowca
widocznego na tle setek kominw przemysowych, ktre nieustannie zacigay barceloskie
niebo szkaratno - czarnym zmierzchem.
Tego wieczora, ktry mia odmieni moje ycie, don Basilio Moragas, zastpca
naczelnego, wezwa mnie tu przed zamkniciem numeru do ciemnej klitki pooonej w gbi
redakcji, sucej mu zarwno za gabinet, jak i za palarni cygar. Don Basilio obdarzony by
wyjtkowo przeraajcym wygldem i sumiastymi wsami, z nikim si nie cacka i wyznawa
teori, e naduywanie przyswkw i przymiotnikw waciwe jest dewiantom i osobom
cierpicym na awitaminoz. Odkrywszy dziennikarza, ktry przejawia skonnoci do zbyt
kwiecistej prozy, zsya go na trzy tygodnie do dziau nekrologw.
Jeli mimo to delikwent ponownie wchodzi na drog przestpstwa, don Basilio
skazywa go na doywotni prac w kciku praktycznej gospodyni. Balimy si go wszyscy, a
on wietnie o tym wiedzia.
- Wzywa mnie pan, don Basilio? - spytaem niemiao.
Spojrza na mnie spode ba. Przekroczyem prg gabinetu przesyconego woni potu i
tytoniu - w tej wanie kolejnoci. Don Basilio, nie baczc na moj obecno, z czerwonym
owkiem w doni, kontynuowa redakcj lecego przed nim artykuu. Przez kilka minut
miady tekst poprawkami, o ile nie bezlitosnymi skreleniami, co raz to cedzc przez zby
kolejne przeklestwo, jakby by sam w gabinecie. Nie wiedzc, jak si zachowa, ruszyem
ku opartemu o cian krzesu.

- Kazaem panu siada? - burkn don Basilio, nie unoszc wzroku.


Natychmiast odstawiem krzeso i wstrzymaem oddech. Zastpca naczelnego
westchn, upuci czerwony owek, odchyli gow i spojrza na mnie jak na bezuyteczny
mie.
- Syszaem, e pan pisze.
Przeknem lin, a gdy wreszcie otworzyem usta, wydoby si z nich ledwo
syszalny gosik:
- Troszeczk, sam nie wiem, to znaczy, chc powiedzie, e owszem, pisz...
- Tusz, i pisze pan lepiej, ni mwi. A co waciwie pan pisze, jeli mog zapyta?
- Kryminay. To znaczy...
- Pojmuj.
Trudno opisa spojrzenie, jakim obrzuci mnie don Basilio. Przypuszczam, e
okazaby wikszy entuzjazm, gdybym mu powiedzia, e lepi szopki ze wieego gwna.
Ponownie westchn i wzruszy ramionami.
- Vidal twierdzi, e nie jest z panem a tak le. A nawet, e jest cakiem dobrze. Rzecz
jasna, zwaywszy, e przyszo nam y w czasach literackiej posuchy, nie ma co si udzi.
Ale skoro Vidal twierdzi, co twierdzi...
Pedro Vidal by gwiazd La Voz de la Industria. Pisa cotygodniow kronik
wypadkw, jedyn godn lektury rubryk w caej gazecie.
Zarazem by autorem kilkunastu, cieszcych si jak tak popularnoci, powieci o
gangsterach z Ravalu, ktrzy utrzymywali nieformalne zwizki z damami z wyszych sfer.
Zawsze w nieskazitelnym jedwabnym garniturze i lnicych woskich butach, porusza si i
zachowywa niczym amant filmowy, blondyn, z wosami, jakby wyszed prosto od fryzjera,
elegancko przystrzyonym wsikiem i z wiecznym umiechem osoby, ktra czuje si dobrze
we wasnej skrze i na tym wiecie. Pochodzi z dynastii reemigrantw, ktrzy za oceanem
zbili fortun na cukrze, a powrciwszy do kraju, pomnoyli j, elektryfikujc miasto. Jego
ojciec, patriarcha klanu, by jednym z wikszociowych akcjonariuszy dziennika, dla niego
samego za redakcja bya placem zabaw, na ktrym mg zabi zerajc go nud kogo, kto
przez cae ycie nie musia przepracowa choby jednego dnia.
Niewane dla byo, e rodzina dzie w dzie tracia na dzienniku pienidze, tak jak
pojawiajce si coraz liczniej na ulicach Barcelony samochody traciy olej; zaspokoiwszy
swoje szlacheckie aspiracje, dynastia Vidalw oddawaa si kolekcjonowaniu bankw i parcel
o wielkoci maych ksistw w dzielnicy Ensanche.
Pedro Vidal by pierwsz osob, ktrej pokazaem swoje literackie prbki; waciwie

jeszcze jako dziecko pracowaem wwczas, roznoszc po redakcji kaw i papierosy. Zawsze
mia dla mnie chwil, czyta to, co mu przynosiem, i udziela mi rad. Z czasem zostaem jego
pomocnikiem, pozwala mi przepisywa swoje teksty. To on owiadczy, e jeli pociga
mnie rosyjska ruletka literatury, pomoe mi stawia pierwsze kroki. Dotrzymujc obietnicy,
rzuci mnie teraz w szpony don Basilia, redakcyjnego potwora.
- Vidal jest romantykiem, ktry wierzy w to gboko antyhiszpaskie bajdurzenie o
zasugokracji, czyli dawaniu szansy tym, ktrzy naprawd na ni zasuguj, a nie pierwszemu
z brzegu znajomemu. Gdybym by tak nadziany jak on, te zgrywabym poet.
Gdybym mia chocia setn cz forsy, ktrej mu zbywa, zajbym si pisaniem
sonetw, a zwabione moj dobrodusznoci i uprzejmoci ptaszki zlatywayby si, by je
mi z rki.
- Pan Vidal to wielki czowiek - zaprotestowaem.
- To mao powiedziane. Prawdziwy z niego wity, bo nie zwaajc na pask
mizeri, od tygodni truje mi gow, jaki to utalentowany i pracowity jest nasz redakcyjny
beniaminek. Wie, e w rzeczywistoci mam mikkie serce, poza tym obieca mi, e jeli dam
panu szans, podaruje mi pudeko cygar Cohiba. A jeli Vidal tak mwi, dla mnie to jakby
sam Mojesz zszed z gry z kamiennymi tablicami w rku. Tak wic dlatego, e mamy Boe
Narodzenie, a po trosze take i po to, by zamkn wreszcie gb paskiemu przyjacielowi,
proponuj, by zadebiutowa pan jak prawdziwy bohater: na przekr wiatrom i burzom.
- Dzikuj bardzo, don Basilio. Zapewniam, e nie bdzie pan aowa...
- Nie tak prdko, kurczaczku. A co pan waciwie myli o naduywaniu
przymiotnikw i przyswkw?
- Sdz, e jest przestpstwem, na ktre w kodeksie karnym zabrako paragrafu odparem z nadgorliwoci neofity.
Don Basilio pokiwa gow.
- Czeka pana wielka przyszo, Martin. Ma pan jasno wytyczone priorytety. A w tym
zawodzie przeywaj tylko ci, ktrzy maj priorytety zamiast zasad. Wyuszcz panu, o co
chodzi. Niech pan usidzie i zmieni si w such, bo nie bd powtarza dwa razy.
Plan by nastpujcy. Z przyczyn, w ktre don Basilio, z sobie tylko znanych
powodw, wola si nie zagbia, tekst przeznaczony na drug kolumn wydania
niedzielnego - a zazwyczaj byo to opowiadanie lub relacja z podry - w ostatniej chwili
zosta zdjty. Z zaoenia miaa to by proza wysoce patriotyczna, cho niepozbawiona nuty
lirycznej, opiewajca czyny oddziaw almogawarw, ktrzy ratuj cae chrzecijastwo i
wszystko, co pod socem zasuguje na miano przyzwoitego, poczwszy od Ziemi witej, a

koczc na delcie Llobregat. Niestety, tekst nie dotar na czas, lub, jak podejrzewaem, don
Basilio nie mia najmniejszego zamiaru go drukowa. Do zamknicia zostao nam sze
godzin, a do dyspozycji mielimy jedynie caostronicow reklam pasw wyszczuplajcych z
fiszbinw, gwarantujcych cud taki i doywotni odporno na wszelkie produkty
cukiernicze. Wobec zaistniaej sytuacji naczelni uznali, e naley podj wyzwanie,
odwoujc si do talentw literackich niewtpliwie drzemicych w naszych dziennikarzach, i,
aby wyj z opresji, opublikowa utwr o nieprzecitnych walorach intelektualnych i
emocjonalnych ku satysfakcji naszych najwierniejszych czytelnikw. Lista uznanych i
sprawdzonych talentw zawieraa dziesi nazwisk. Mojego, oczywista, tam nie byo.
- Przyjacielu, okolicznoci i ciemne moce sprawiy, e aden z paladynw
znajdujcych si na naszej licie pac nie jest fizycznie obecny i, co gorsza, adnego nie
jestemy zdolni zlokalizowa w rozsdnym czasie. Wobec groby nieuchronnej katastrofy
postanowiem da panu szans.
- Moe pan na mnie liczy.
- Licz, e przed upywem szeciu godzin otrzymam pi znormalizowanych stron,
panie Edgarze Allanie Poe. Prosz mi przynie jak histori, a nie oratorski popis. Kazania
zostawi sobie na pasterk. Prosz mi przynie histori, jakiej jeszcze nie czytaem, a jeli
czytaem, to prosz mi j tak napisa i opowiedzie, bym sobie z tego nie zda sprawy.
Ju miaem wybiec z gabinetu, ale don Basilio wsta, wyszed zza biurka i pooywszy
mi na ramieniu cik jak kowado ap, przygwodzi mnie do podogi. W tym momencie,
ujrzawszy go z bliska, dostrzegem, e miej mu si oczy.
- Jeli rzecz bdzie przyzwoita, zapac panu dziesi peset. A jeli bdzie wicej ni
przyzwoita i spodoba si naszym czytelnikom, wydrukuj panu co jeszcze.
- Jakie specjalne yczenie, don Basilio? - zapytaem.
- Tak: niech pan mnie nie zawiedzie.

2
Przez sze godzin byem w transie. Usadowiem si przy stojcym na rodku redakcji
biurku, zarezerwowanym dla Vidala na wypadek gdyby akurat mia kaprys, by spdzi tu
jedn czy dwie chwile.
Byem sam w sali zamglonej dymem dziesiciu tysicy papierosw.
Zamknem oczy i przywoaem obraz czarnych chmur, choszczcych miasto
strugami deszczu, i przemykajcego si zaukami mczyzny o rkach splamionych krwi i z
tajemnic w oczach. Nie wiedziaem, kim jest ani przed czym ucieka, ale w cigu
najbliszych szeciu godzin mia sta si moim najbliszym przyjacielem. Wkrciem do
maszyny kartk papieru i nie dajc sobie chwili wytchnienia, przystpiem do wysowienia
tego wszystkiego, co gromadzio mi si w gowie i w sercu. Wystukiwaem kade sowo,
kade zdanie, kad metafor, kady obraz i kad liter, jakby miay by ostatnimi moimi
sowami. Pisaem i poprawiaem kad linijk, jakby od tego zaleao moje ycie - by w
rezultacie napisa j od nowa. Za cae towarzystwo miaem nieustanny stukot klawiszy
rozchodzcy si po toncej w pmroku sali i ogromny cienny zegar z kad minut
nieubaganie przybliajcy mnie do witu.
Tu przed szst wycignem z maszyny ostatni kartk i z uczuciem, jakby mzg
mj zamieni si w gniazdo wciekych os, westchnem wyczerpany. Usyszaem cikie,
zbliajce si powoli kroki don Basilia, wybudzonego z jednej ze swych czujnych drzemek.
Wrczyem kartki, nie patrzc mu w oczy. Don Basilio usiad przy ssiednim biurku i
zapali lampk. Przebieg wzrokiem tekst z obojtnym wyrazem twarzy. Odoy na chwil
papierosa na krawd stou i patrzc na mnie, przeczyta gono pierwsz linijk:
- Noc zapada nad miastem, a nad ulicami unosi si wo prochu niczym oddech
przeklestwa.
Spojrza na mnie spode ba, ja za ukryem si za nienaturalnie szerokim umiechem.
Podnis si bez sowa i zobaczyem, jak trzymajc moje opowiadanie w rku, odchodzi i
zamyka za sob drzwi gabinetu. Staem jak sup soli, nie wiedzc, czy rzuci si do ucieczki,
czy czeka na wyrok. Po dziesiciu minutach dugich jak dziesi lat drzwi gabinetu
otworzyy si i po caej redakcji przetoczy si gos don Basilia.
- Pozwoli pan na chwilk.
Ruszyem, najwolniej jak mogem, powczc nogami, pki nie pozostao mi nic
innego jak zajrze do rodka i unie wzrok. Don Basilio, z przeraajcym czerwonym
owkiem w rku, patrzy na mnie ozible. Chciaem przekn lin. Bezskutecznie. Don

Basilio odda mi kartki. Wziem je i odwrciem si do drzwi, jak potrafiem najszybciej,


pocieszajc si, e zawsze znajdzie si miejsce dla pucybuta w recepcji hotelu Coln.
- Prosz znie to do drukarni, niech zaczn skada - usyszaem gos za plecami.
Spojrzaem, przekonany, e padem ofiar ponurego artu. Don Basilio otworzy
szuflad, wycign dziesi peset i pooy na biurku.
- To paskie. Sugerowabym, by zakupi pan nowe wdzianko, bo od czterech lat widz
pana wci w tym samym, zreszt o sze numerw za duym. Polecam zakad krawiecki
pana Pantaleoniego, przy ulicy Escudellers. Prosz si na mnie powoa. Bdzie pan
zadowolony.
- Bardzo dzikuj, don Basilio. Tak te uczyni.
- I niech pan ju szykuje kolejne opowiadanko w tym stylu. Tym razem daj panu
tydzie. Tylko prosz nie przegapi terminu. I troch mniej trupw, dobrze? Bo dzisiejszy
czytelnik gustuje w sodkich zakoczeniach, w ktrych tryumf odnosi sia czowieczestwa i
tym podobne gupstwa.
- Tak jest, don Basilio.
Zastpca naczelnego skin gow i wycign ku mnie do.
Ucisnem j.
- Dobra robota, panie Martin. W poniedziaek chc pana widzie przy biurku, przy
ktrym niegdy pracowa nasz wielki karykaturzysta Junceda. Przydzielam pana do kroniki
wypadkw.
- Na pewno pana nie zawiod, don Basilio.
- Zawie na pewno mnie pan nie zawiedzie, ale prdzej czy pniej wystawi mnie
pan do wiatru. I bardzo dobrze. Bo aden z pana dziennikarz i nigdy nim pan nie bdzie. Ale
kryminaw te pan jeszcze pisa nie potrafi, wbrew wasnym mniemaniom. Niech pan z
nami posiedzi przez jaki czas, a my nauczymy pana paru rzeczy, ktre zawsze si przydadz.
Rozbroi mnie do tego stopnia, e czujc ogrom wdzicznoci, chciaem uciska
mojego dobroczyc. Don Basilio, przybrawszy ponownie odpychajcy wyraz twarzy,
przeszy mnie lodowatym wzrokiem i pokaza drzwi.
- Prosz sobie askawie darowa te czuoci. Prosz zamkn drzwi. Od zewntrz. I
wesoych wit!
- Wesoych wit!

3
W poniedziaek, kiedy zjawiem si w redakcji, by usi po raz pierwszy przy moim
wasnym biurku, znalazem na nim kopert z czerpanego papieru z moim nazwiskiem,
napisanym znanym mi od lat charakterem pisma. Otworzyem j. W rodku bya strona
niedzielnego wydania z moim opowiadaniem i doczony licik:
To dopiero pocztek. Za dziesi lat ja bd uczniem, a Ty mistrzem. Twj przyjaciel
i kolega po fachu, Pedro Vidal.
Skoro literacki debiut przey prb ognia, wic don Basilio, dotrzymujc danego
sowa, zaoferowa mi moliwo opublikowania paru, gatunkowo podobnych, opowiada.
Do szybko przeoeni postanowili, e moja byskotliwa kariera nabierze rozpdu dziki
cotygodniowemu drukowi kolejnych utworw, pod warunkiem wszak wypeniania, za t
sam pensj, etatowych obowizkw redakcyjnych. Znieczulony trucizn prnoci i
wyczerpania, za dnia przeredagowywaem teksty kolegw i pitrasiem na chybcika kronik
wypadkw i koszmarw, by z nadejciem nocy oddawa si, w samotnoci i ciszy sali
redakcyjnej, pisaniu kolejnych odcinkw bizantyjsko - operowej powieci, pod tytuem
Tajemnice Barcelony, od dawna kiekujcej w mojej wyobrani, w ktrej bezwstydnie
mieszaem wszystko, co wprzdy zaczerpnem u Dumasa i Stokera, e o Sue i Fevalu nie
wspomn. Spaem po trzy godziny na dob, wygldem upodobniajc si do ywego trupa.
Vidal, nie zaznawszy nigdy owego godu, ktry nie majc nic wsplnego z odkiem, trawi
czowieka od rodka, twierdzi, e w ten sposb wypalam sobie mzg i e przy takim tempie
przedwczenie, bo przed ukoczeniem lat dwudziestu, doprowadz do wasnej ceremonii
pogrzebnej. Don Basilio nie gorszy si moj gorliwoci, co nie oznacza, e nie mia wobec
mnie adnych zastrzee. Publikowa mi kolejne odcinki, zgrzytajc zbami, zdegustowany
tym, co uznawa za nadmiar degrengolady i nieszczsne marnotrawienie mojego talentu w
subie fabu i opowieci sprzecznych z jakimkolwiek poczuciem smaku.
Tajemnice Barcelony do szybko wylansoway heroin tego specyficznego gatunku,
jakim jest powie w odcinkach, bohaterk, ktr wyobraziem sobie tak, jak
siedemnastolatek wyobrazi sobie moe femme fatale. Chloe Permanyer bya mroczn
ksiniczk wszystkich wampirzyc. A nazbyt inteligentna i perfidnie przewrotna, rozbieraa
si zawsze z najbardziej podniecajcych i najmodniejszych dessous. Bya kochank oraz
praw i lew rk tajemniczego Baltasara Morela, mzgu pwiatka, yjcego w penej
automatycznych manekinw i makabrycznych relikwii podziemnej rezydencji, do ktrej
prowadzio sekretne wejcie w tunelach ukrytych pod katakumbami Dzielnicy Gotyckiej.

Chloe uwielbiaa wykacza swe ofiary, uwodzc je wpierw hipnotycznym tacem, podczas
ktrego rozdziewaa si powoli, by nastpnie pocaowa je ustami pokrytymi zatrut szmink,
co prowadzio do paraliu wszystkich mini i w konsekwencji do powolnej i cichej agonii
przez uduszenie, podczas ktrej morderczyni patrzya im gboko w oczy, popijajc
antidotum rozpuszczone w najlepszym roczniku Dom Perignon. Chloe i Baltasar mieli swj
wasny kodeks honorowy: likwidowali wycznie szumowiny i uwalniali miasto od zbirw,
mtw, witoszkw, fanatykw, zatwardziaych dogmatykw i wszelkiego typu kretynw,
ktrzy - w imi sztandarw, bogw, jzykw, ras lub jakiejkolwiek innej mierzwy
kamuflujcej ich wasn zachanno i nikczemno - czynili z tego wiata miejsce dla innych
nieznone. Dla mnie byli to wyklci bohaterowie, jak wszyscy prawdziwi bohaterowie. Dla
don Basilia, ktrego gusta literackie uksztatowa zoty wiek liryki hiszpaskiej, bya to
kolosalna bzdura, ale wobec sukcesu, jaki odnosiy te historie, i afektu, jakim mimo wszystko
mnie

darzy,

tolerowa

moje

ekstrawagancje,

przypisujc

je

modzieczemu

rozgorczkowaniu.
- Moe i umie pan pisa, ale gustu nie ma pan za grosz. Przypado, na ktr pan
cierpi, ma swoj nazw, a jest to Grand Guignol, bdcy dla dramatu tym, czym syfilis dla
przyrodzenia. Pocztek moe i sprawia przyjemno, ale pniej jest tylko gorzej.
Powinien pan czyta klasykw, przynajmniej don Benita Pereza Galdosa, co tylko
wyszoby na dobre paskim wysokim aspiracjom literackim.
- Ale czytelnikom to si podoba - upieraem si.
- To nie paska zasuga, tylko paskich kolegw po pirze, nadtych i grafomaskich
pyszakw, ktrzy w swoim przewiadczeniu tworz arcydziea. A rezultat jest taki, e po
pierwszym akapicie nawet najbardziej wytrwali zapadaj w piczk. Niech pan, do jasnej
cholery, wreszcie dojrzeje i spadnie z drzewa owocw zakazanych.
Potakiwaem, udajc skruch, ale w gbi duszy rozkoszowaem si tymi zakazanymi
sowami, Grand Guignol, powtarzajc w mylach, e kada sprawa, nawet najbardziej baha,
potrzebuje mistrza gotowego jej broni.
Ju zaczynaem czu si najszczliwszym z ludzi, kiedy uwiadomiem sobie, e
poniektrym kolegom z pracy nie w smak byo, i beniaminek i oficjalna maskotka redakcji
zacz stawia swoje pierwsze kroki w wiecie literatury, podczas gdy ich pisarskie ambicje
od lat marniay w szarej otchani nieudacznictwa. Fakt, e nasi czytelnicy pochaniali i cenili
sobie te skromne fabuki bardziej ni jakikolwiek tekst opublikowany w dzienniku w cigu
ostatnich dwudziestu lat, tylko pogarsza sytuacj. Ju po kilku tygodniach dostrzegem, jak
zraniona duma przeistacza we wrogi aeropag tych wszystkich, ktrych do niedawna

uwaaem za swoj jedyn rodzin. Przestali odpowiada na moje powitania, odzywa si do


mnie, rozkoszujc si za to szlifowaniem wasnych niedocenionych talentw i formuujc pod
moim adresem kpiarskie uwagi i pogardliwe komentarze. Moje niepojte szczcie
tumaczono pomoc Pedra Vidala, ignorancj i niewyrobieniem naszych prenumeratorw i
rozpowszechnionym oglnonarodowym dogmatem, zgodnie z ktrym jakikolwiek sukces w
jakiejkolwiek dziedzinie jest niepodwaalnym dowodem na niekompetencj i brak zasug.
Wobec tego niespodziewanego i nieuchronnego zwrotu wydarze Vidal prbowa
mnie pociesza, ja jednak zaczynaem podejrzewa, e moje dni w redakcji s policzone.
- Zawi jest religi przecitniakw. Umacnia ich, agodzi gryzce niepokoje, a
wreszcie przeera dusz i pozwala usprawiedliwia nikczemno i zazdro do tego stopnia,
i zaczynaj je uwaa za cnoty, przekonani, e bramy raju stan otworem tylko przed takimi
jak oni - kreatury, po ktrych zostaj jedynie aosne prby pomniejszania zasug innych i
wykluczenia albo, jeli to moliwe, zniszczenia tych, ktrzy samym swoim istnieniem i
byciem tym, kim s, obnaaj ubstwo ich ducha, umysu i charakteru. Bogosawiony ten,
ktrego obszczekuj kretyni, bo nie do nich nalee bdzie jego dusza.
- Amen - dopenia don Basilio. - Gdyby nie pochodzi pan z bogatej rodziny, to
powinien pan pj na ksidza. Albo zosta rewolucjonist. Takie kazanie zwalioby z ng
samiutekiego biskupa.
- Tak, miejcie si, miejcie - odpowiadaem. - Ale to na mj widok rzygaj.
Niezalenie od otaczajcej mnie wrogoci i niechci, jakiej przysparzaa mi twrczo,
i mimo autorskich sukcesw zarobki ledwo wystarczay mi na bardzo skromne ycie, na
zakup ksiek, ktrych nigdy nie miaem czasu przeczyta, i wynajem klitki w podym
pensjonacie - w zauku nieopodal ulicy Princesa - prowadzonym przez witoszkowat
Galisyjk o imieniu Carmen. Doa Carmen daa zachowywania granic przyzwoitoci i
zmieniaa pociel raz na miesic, z tego te wzgldu sugerowaa klientom, by raczej opierali
si pokusom onanizmu oraz pakowali si do ka w ubraniu. Nie musiaa wydawa zakazu
sprowadzania niewiast, gdy w caej Barcelonie nie byo ani jednej, ktra zgodziaby si
przestpi prg tej rudery, nawet pod grob mierci. Tam nauczyem si, e w yciu
wszystko mona zapomnie, poczwszy od zapachw, i jeli miaem jakie ambicje, to
sprowadzay si one do tego, eby mier nie dopada mnie w takiej norze jak ta. Kiedy
podupadaem na duchu, a zdarzao si to nader czsto, zaciskaem zby i powtarzaem sobie,
e wyjd std tylko i wycznie dziki literaturze, na przekr wszystkiemu i wszystkim, chyba
e grulica okae si szybsza...
W niedziel w porze mszy, kiedy doa Carmen wyruszaa na swoj cotygodniow

randk z Najwyszym, mieszkacy, korzystajc z okazji, zbierali si w pokoju najstarszego z


nas wszystkich, osobnika o imieniu Heliodoro, ktry za modu marzy o karierze matadora,
ale zosta jedynie komentatorem walk bykw i dziadkiem klozetowym w strefie tanich
biletw areny Monumental.
- Sztuka tauromachii umara - gosi. - Wszystkim rzdz interesy chciwych
hodowcw i maodusznych toreadorw. Widzowie nie potrafi odrni walki prowadzonej
pod publiczk od walki penej artyzmu, ktr mog doceni jedynie znawcy.
- Szkoda gada, don Heliodoro. Gdyby dali szans panu...
- W tym kraju tylko miernoty odnosz sukces.
- wite sowa!
Po cotygodniowym kazaniu don Heliodora nadchodzi czas zabawy. Stoczeni przy
lufciku niczym sardynki, mieszkacy pensjonatu mogli cieszy oko wdzikami, a ucho
sowami mieszkanki ssiedniej kamienicy, Marujity, zwanej rwnie winiaczkiem, ze
wzgldu na osobliwie wulgarny sposb wysawiania si z jednej strony, z drugiej za na
obfite ksztaty nasuwajce jednoznaczne skojarzenia. Marujita zarabiaa na ycie szorujc
podogi w szemranych lokalach handlowych, ale niedziele i wita powicaa cakowicie
swemu narzeczonemu, seminarzycie, ktry dojeda incognito pocigiem z Manresy, by
oddawa si najgorliwiej i najsumienniej poznawczym analizom grzechu. I wanie gdy moi
wsppensjonariusze toczyli si niczym awica ryb, w kcie, przy okieneczku, liczc na to, i
uda im si choby na chwil uchwyci wzrokiem tytaniczne poladki Marujity w trakcie
jednego z owych zamaszystych ruchw, grocych przelaniem si przez lufcik niczym ciasto
drodowe, rozleg si dzwonek. Wobec braku chtnego, ktry nie tylko poszedby otworzy,
ale zarazem podj ryzyko utraty znakomitego miejsca dla ogldu caego spektaklu,
zrezygnowaem z chci przyczenia si do grupy i ruszyem ku drzwiom. Otworzywszy je,
stanem w cztery oczy z zupenie nieoczekiwan, w tych gorzej ni skromnych
okolicznociach, mar. W ndznych progach nie tylko sta, ale i umiecha si, nieskazitelny
w swym jedwabnym garniturze, don Pedro Vidal we wasnej osobie.
- I staa si wiato - odezwa si, nie czekajc na choby nieznaczne zaproszenie.
Przyjrza si pomieszczeniu speniajcemu w tym przybytku funkcj jadalni i bawialni
zarazem i ciko westchn.
- Chyba bdzie lepiej, jeli przeniesiemy si do mojego pokoju - zasugerowaem.
Poprowadziem go. Krzyki i wiwaty moich towarzyszy na cze Marujity i jej
zmysowych akrobacji wypeniay pensjonat stadionow wrzaw.
- Wesoo tu, nie ma co - skwitowa Vidal.

- Don Pedro, zapraszam do prezydenckiego apartamentu.


Gdy znalelimy si w rodku, zamknem drzwi. Vidal, rozejrzawszy si szybko po
moim pokoju, siad na jedynym krzele i spojrza na mnie z dezaprobat. Bez najmniejszego
trudu mogem sobie wyobrazi, jakie wraenie zrobia na nim moja skromna izba.
- Podoba si tu panu?
- Przeurocze. Nie wiem, czy si tu nie przeprowadzi.
Pedro Vidal mieszka w Villi Helius, monumentalnej, trzypitrowej rezydencji
modernistycznej z wieyczk, usytuowanej na zboczu jednego ze wzgrz dzielnicy Pedralbes,
na skrzyowaniu ulic Abadesa Olzet i Panama. Dom ten otrzyma dziesi lat temu w
prezencie od ojca, udzcego si, i syn ustatkuje si wreszcie i zaoy rodzin, w ktrym to
przedsiwziciu Vidal mia ju spore opnienie. ycie obdarowao don Pedra Vidala
wieloma talentami, midzy innymi dziwn umiejtnoci rozczarowywania i obraania swego
ojca kadym gestem i uczynkiem. Bratanie si z takimi niepodanymi osobnikami jak ja na
pewno mu nie pomagao.
Kiedy, gdy musiaem odwiedzi mojego mentora, by przekaza mu jakie dokumenty
z redakcji, wpadem w jednej z sal Villi Helius na patriarch klanu Vidalw. Ojciec don Pedra
ledwo mnie zoczy, natychmiast poleci, bym mu przynis szklank wody sodowej i
odpowiedni szmatk do wytarcia plamki na klapce swojej marynarki.
- miem sdzi, e myli mnie pan z kim innym; ja nie jestem sucym...
Posa mi umiech, ktry, bez potrzeby posikowania si sowem, cakowicie wyjania
porzdek rzeczy na tym wiecie.
- To raczej ty jeste w bdzie, chopcze. Wiesz o tym czy te nie, zarczam ci, e
jeste sucym. Jak si nazywasz?
- David Martin, prosz pana.
- Posuchaj mojej rady, Davidzie Martin. Zmykaj z tego domu i wracaj tam, gdzie jest
twoje miejsce. Zaoszczdzisz sobie wiele problemw, i mnie rwnie.
Nigdy o tym nie mwiem Vidalowi, ale bez chwili zwoki pobiegem do kuchni po
szklank wody sodowej i szmatk, by powici ponad kwadrans na wywabianie plamy z
marynarki wielkiego czowieka. Cie klanu pada nader daleko i w jakiekolwiek pirka
artystycznej bohemy don Pedro by si stroi, jego ycie i tak pozostawao zwizane z rodem.
Villa Helius oddalona bya pi minut od ogromnej, dominujcej nad grnym odcinkiem alei
Pearson siedziby ojcowskiej, katedralnej mieszaniny balustrad, schodkw i mansard,
przypatrujcej si z daleka caej Barcelonie, tak jak dziecko przyglda si swym porzuconym
zabawkom. Codziennie ekspedycja skadajca si z dwch sucych i kucharki opuszczaa

dworzyszcze, jak nazywano wrd Vidalw ojcowsk siedzib, by przybywszy do Villi


Helius, odda si sprztaniu, polerowaniu, prasowaniu, gotowaniu i wymoszczeniu dla mego
bogatego protektora oa wygody i wiecznej niepamici o uciliwych niedogodnociach
ycia codziennego. Don Pedro przemieszcza si po miecie w imponujcej hispano - suizie,
prowadzonej przez szofera Vidalw, Manuela Sagniera, i przypuszczalnie w yciu nie wsiad
do tramwaju. Temu nieodrodnemu dziecku fortunnych ukadw po mieczu i kdzieli nie dane
byo w peni doceni specyfiki ponurego i zatchego uroku tanich barceloskich
pensjonatw.
- Niech si pan nie hamuje, don Pedro.
- To miejsce wyglda jak cela wizienna - wykrztusi w kocu.
- Nie mam pojcia, jak moesz y w czym takim.
- Za moj pensj, ledwo, ledwo.
- Jeli trzeba, gotw jestem dopaci, aby zamieszka w miejscu, ktre nie bdzie
cuchn ani siark, ani moczem.
- Mowy nie ma.
Vidal ciko westchn.
- Zmar z dumy i smrodu. Masz epitafium w prezencie.
Bez sowa zacz krci si po moim pokoju, zatrzymujc si raz po raz, a to eby
zajrze do mojej malekiej szafy, a to eby popatrze przez okno z wyrazem nieskrywanego
obrzydzenia, a to eby przesun palcami po zielonkawej farbie pokrywajcej ciany i
popuka delikatnie palcem wskazujcym w go arwk pod sufitem, jakby chcia za
wszelk cen dowie, e jako tego wszystkiego jest nikczemna.
- Co pana tu, don Pedro, sprowadza? Zbyt czyste powietrze w Pedralbes?
- Ciekaw byem, gdzie i jak mieszkasz, a ponadto mam co dla ciebie.
Wyj z wewntrznej kieszeni marynarki kopert z biaego pergaminu i poda mi j.
- Ten list przyszed dzi do redakcji, adresowany do ciebie.
Wziem kopert i przyjrzaem si jej. Zalakowana bya pieczci, na ktrej dostrzec
mona byo zarys skrzydlatej postaci. Sylwetk anioa. Poza tym widniao na niej jedynie
moje imi i nazwisko, wytwornie wykaligrafowane szkaratnym pismem.
- Od kogo to moe by? - zapytaem.
Vidal wzruszy ramionami.
- Od jakiego wielbiciela. Albo wielbicielki. Skd mog wiedzie.
Otwrz, to zobaczysz.
Najdelikatniej, jak mogem, otworzyem kopert i wyjem zoon na p kartk, na

ktrej widnia, skrelony tym samym charakterem pisma, nastpujcy tekst:


Drogi przyjacielu!
Omielam si zwrci do Pana, by w paru sowach wyrazi swj podziw i
pogratulowa sukcesu, jaki odniosy Tajemnice Barcelony, drukowane na amach La Voz de
la Industria. Z niekaman radoci czytelnika i mionika dobrej literatury witam nowy,
wielce utalentowany, mody i obiecujcy gos. A co za tym idzie, bybym rad, gdyby w
podzice za przeurocze godziny, jakie przeyem podczas lektury kolejnych odcinkw Paskiej
powieci, przyj Pan zaproszenie na pewn niespodziank - jak ufnie mniemam, mi dla
Pana - dzi o pnocy w El Ensueo del Raval. Jest tam Pan oczekiwany.
Z wyrazami szacunku
A.C.
Vidal, ktry przeczyta list, wychylajc si znad mojego ramienia, najey brwi,
mocno zaintrygowany.
- Interesujce - mrukn.
- To znaczy, w jaki sposb interesujce? - zapytaem. - Co to za lokal to El Ensueo?
Vidal wyj papierosa z platynowej papieronicy.
- Doa Carmen nie pozwala pali w pensjonacie - ostrzegem.
- A mona wiedzie czemu? Dym przegania kloaczny fetor?
Zapali papierosa i zacign si z nieukrywan przyjemnoci, jak daje rado
sigania po zakazany owoc.
- Poznae ju, Davidzie, kobiet?
- A oczywicie, bez liku.
- Ale mam na myli w sensie biblijnym.
- W kociele?
- Nie, w ku.
- Aha.
- Aha, co?
Po prawdzie nie bardzo miaem czym zaimponowa komu takiemu jak Vidal. Moje
dowiadczenia i modziecze mioci prezentoway si, jak dotd, nie do e ubouchno, to
jeszcze nader sztampowo.
Nic z mojego krtkiego spisu podszczypywa, mizia i causw skradzionych w
bramach i w pmroku sal kinematografw nie mogo wzbudzi choby i przelotnego
zainteresowania uznanego mistrza w sztuce i w wiedzy tajemnej barceloskich zabaw i gier
alkowianych.

- A co to ma w ogle do rzeczy? - zjeyem si.


Vidal przybra belferski wyraz twarzy i przystpi do uroczystego wygaszania
jednego ze swych przemwie.
- W mych modzieczych czasach za rzecz normaln uwaano, i w wiat owych
potyczek wprowadzaa, przynajmniej takiego paniczyka jak ja, profesjonalistka. Kiedy byem
w twoim wieku, mj ojciec, i wwczas, i dzi jeszcze stay bywalec najwykwintniejszych
przybytkw w tym miecie, zaprowadzi mnie do jednego z nich, noszcego nazw El
Ensueo, pooonego o par krokw od tego potwornego paacu, ktry postawi nasz kochany
hrabia Gilell, oczywicie przy Ramblas i oczywicie wedug projektu tego Gaudiego. Chyba
mi nie powiesz, e nigdy o nim nie syszae?
- O lupanarze czy o hrabi?
- Bardzo mieszne. El Ensueo by eleganckim lokalem przeznaczonym dla wybranej i
wymagajcej klienteli. Prawd mwic, uwaaem, e od dawna ju nie istnieje, ale
widocznie byem w bdzie.
S interesy skazane, w odrnieniu od literatury, na sukces.
- Rozumiem. To paski pomys? Taki art?
Vidal zaprzeczy.
- To moe ktrego z redakcyjnych kretynw?
- Odczuwam w twoich sowach pewn doz wrogoci, jednakowo wtpi, aby kto
uprawiajcy szlachetny zawd dziennikarza w randze szeregowca mg pozwoli sobie na
obowizujce w El Ensueo stawki, o ile jest to ten sam lokal.
Prychnem.
- Wszystko jedno, bo i tak nie mam zamiaru tam i.
Vidal unis brwi w odruchu zdziwienia.
- No chyba nie zaczniesz mi teraz wmawia, e nie jeste takim samym grzesznikiem
jak ja, wobec czego masz zamiar dotrwa w czystoci serca i podbrzusza do nocy polubnej,
jako duszyczka nieskalana, pragnca doczeka owego magicznego momentu, w ktrym
prawdziwa mio doprowadzi ci, pod skrzydami Ducha witego, do odkrycia uniesie
cielesnych i duchowych pospou, a w konsekwencji do zaludnienia wiata istotami, ktre po
tobie bd miay nazwisko, a oczy po matce, wzorcu cnt wszelakich i skromnoci, tej witej
kobiecie prowadzcej ci ku niebiaskim wrotom, pod przychylnym i askawym spojrzeniem
Dziecitka Jezus.
- Nie to miaem na myli.
- Ciesz si, bo by moe, podkrelam: by moe, w moment nigdy nie nadejdzie;

nigdy si nie zakochasz, nigdy nie bdziesz chcia ani nie bdziesz mg komukolwiek
powici swego ycia i tak jak ja doyjesz czterdziestu piciu lat, by zda sobie spraw, e
nie jeste ju mody i e omin ci chr kupidynw z lirami i usana biaymi patkami r
droga prowadzca do otarza, a jedyna zemsta, jaka ci zostaje, to wykra yciu rozkosz tego
jdrnego i gorcego ciaa, ktre przemija szybciej ni dobre chci i ktre najbardziej
przypomina niebo na tym wiskim padole, gdzie wszystko gnije, od urody poczynajc, a na
pamici koczc.
Pozwoliem upyn penej namaszczenia pauzie na mod milczcej owacji. Vidal by
wielkim mionikiem opery, co w kocu zaczo uwidacznia si w popisowym
przejmowaniu tempa i deklamacyjnoci wielkich arii. Nigdy nie opuszcza swych spotka z
Puccinim, na ktre stawia si w Liceo, w loy rodzinnej. Nalea do garstki - pomijajc
nieszcznikw stoczonych na jaskkach - przybywajcych tam, by rzeczywicie sucha
uwielbianej muzyki, tak mocno ksztatujcej jego tyrady o tym, co boskie, a co ludzkie,
ktrymi, jak tego dnia wanie, raczy co jaki czas moje uszy.
- Co? - zapyta wyzywajco Vidal.
- Ten ostatni fragment brzmi mi dziwnie znajomo.
Przyapany na gorcym uczynku, westchn i przytakn:
- To z Morderstwa w Stowarzyszeniu Liceo - przyzna Vidal. - Z kocowej sceny,
kiedy Miranda LaFleur strzela do markiza, ajdaka, ktry zama jej serce, zdradzajc j
pewnej namitnej nocy, spdzonej w apartamencie lubnym hotelu Coln, w ramionach
carskiej agentki Swietany Iwanowej.
- Tak mi si zdawao. Lepiej nie mg pan wybra. To paskie najwybitniejsze dzieo,
don Pedro.
Vidal umiechn si do mnie w podzice i przymierzy do kolejnego papierosa.
- Co nie przeszkadza, e jest w tym co z prawdy - spuentowa.
Usiad na parapecie, najpierw rozoywszy na nim chusteczk, by przypadkiem nie
ubrudzi swych perfekcyjnie skrojonych spodni.
Zauwayem, e jego hispano - suiza zaparkowana bya na dole, na rogu ulicy
Princesa. Szofer, Manuel, polerowa chromowane czci z takim naboestwem, jakby to bya
rzeba Rodina. Manuel przypomina mi ojca; obaj naleeli do tego samego pokolenia,
wycierpieli w yciu zbyt wiele i mona byo to wyczyta z ich twarzy. Syszaem od
sucych z Villa Helius, e Manuel Sagnier przesiedzia wiele lat w wizieniu, a kiedy
wreszcie z niego wyszed, czekay go kolejne lata ndzy - nie mg znale pracy innej ni
jako portowy tragarz, a na to by zdecydowanie zbyt stary i schorowany. Pewnego dnia zbieg

okolicznoci sprawi, e Manuel, ryzykujc ycie, ocali Vidala od mierci pod koami
tramwaju. W dowd wdzicznoci Pedro Vidal, dowiedziawszy si o trudnej sytuacji
yciowej nieszcznika, zaoferowa mu prac i moliwo przeprowadzki, wraz z on i
crk, do mieszkanka znajdujcego si nad garaami Villi Helius. Obieca mu lekcje dla
Cristiny w domu jego ojca w alei Persona i u tych samych guwernerw, ktrym powierzono
wychowanie maych Vidaltek, oraz stanowisko rodzinnej krawcowej dla ony. Pedro mia
zamiar kupi wz, jeden z pierwszych, jakie zaczy kry w Barcelonie, a poniewa panicze
nie zwykli byli kala doni, prowadzc spalinowe machiny, potrzebowa szofera. I mg nim
zosta wanie Manuel, pod warunkiem e zdoa, zapominajc o furmankach i dorokach,
opanowa sztuk prowadzenia pojazdw mechanicznych. Manuel, rzecz jasna, zgodzi si.
Wersja oficjalna gosia, e ocalony z opresji Manuel Sagnier i caa jego rodzina darzyli
Vidala, odwiecznego pocieszyciela strapionych, bezwarunkowym uwielbieniem. Nie
wiedziaem, czy dawa wiar tej historii, czy raczej uzna j za jedn z legend o prawym
charakterze narosych wok dobrodusznego arystokraty - za jakiego chcia uchodzi Vidal ktremu brakowao tylko jeszcze, eby ukaza si pastereczce sierotce w zotej aureoli.
- Masz teraz min drania, jak zawsze, kiedy wymylasz zoliwoci - odezwa si
Vidal. - Co takiego knujesz?
- Nic. Rozmylaem o tym, jaki dobry z pana czowiek.
- Cynizm nie jest najlepsz propozycj dla kogo tak modego i biednego jak ty.
- Pewnie ma pan racj.
- Lepiej by pomacha Manuelowi, zawsze o ciebie pyta.
Wyjrzaem przez okno, a szofer, ktry traktowa mnie zawsze jak kogo
pochodzcego z dobrego domu, pozdrowi mnie z daleka. Zauwayem, e na miejscu obok
kierowcy siedziaa jego crka, bledziutka istotka o idealnie wykrojonych ustach, starsza ode
mnie kilka lat, ktra skrada mi serce, kiedy zobaczyem j, odwiedzajc po raz pierwszy
Vill Helius.
- Nie widruj jej tak spojrzeniem, bo zrobisz w niej dziur. - Usyszaem za plecami
gos Vidala.
- Nie wiem, o czym pan mwi.
- Nie, nie masz pojcia. Co w kocu zamierzasz zrobi tej nocy?
Przeczytaem jeszcze raz notk i zawahaem si.
- Bywa pan w podobnych lokalach, don Pedro?
- Nie spaem z kobiet za pienidze, odkd skoczyem pitnacie lat, a i wtedy, cile
rzecz ujmujc, paci mj ojciec - odpowiedzia Vidal prostodusznie. - Ale darowanemu

koniowi...
- Sam nie wiem, don Pedro.
- Wiesz, wiesz.
Vidal poklepa mnie po ramieniu i skierowa si do drzwi.
- Do pnocy zostao ci siedem godzin - powiedzia. - Mwi tak, na wypadek, gdyby
chcia uci sobie drzemk, by nabra si.
Wyjrzaem przez okno i patrzyem, jak oddala si w stron samochodu. Manuel
otworzy przed nim drzwi i Vidal opad ciko na tylne siedzenie. W silniku hispano - suizy
rozbrzmiaa symfonia cylindrw i tokw. Wtedy crka szofera podniosa wzrok ku mojemu
oknu. Umiechnem si do niej, aczkolwiek zdawao mi si, e mnie nie pamita. Chwil
pniej odwrcia wzrok i magiczna kareta Vidala ruszya w drog powrotn do swojego
wiata.
W tamtej epoce ulica Nou de la Rambla lnia wrd ciemnoci dzielnicy Raval
tysicem latar i neonw. Kabarety, dancingi i inne, trudne do nazwania lokale, rozpychay
si po obu stronach chodnika w swoich otwartych do samego witu zatchych norach,
oferujcych kuracje na choroby weneryczne i pomoc w pozbyciu si niechcianej ciy.
Osobnicy rozmaitego pokroju, poczwszy od zamonych elegancikw, a na marynarzach z
zacumowanych w porcie statkw skoczywszy, mieszali si w nich z ekstrawaganckimi
postaciami, jakie spotka mona tylko w nocy. Od ulicy odchodziy mroczne wilgotne zauki,
skrywajce nieprzebrane bogactwo burdeli, ktre lata swojej wietnoci miay ju za sob.
El Ensueo zajmowa grne pitro budynku, w ktrym mieci si kabaret: wielkie
plakaty reklamoway wystp tancerki odzianej w skp i przezroczyst tunik odsaniajc
wszystkie wdziki. Tancerka trzymaa w ramionach czarnego wa, ktrego rozdwojony
jzyk caowa jej usta.
Eva Montenegro i tango mierci - gosiy ozdobne litery plakatu.
- Krlowa nocy w szeciu niepowtarzalnych spektaklach. Gocinnie wystpi sam
Mesmer: niezrwnany czytelnik ludzkich umysw odsoni wasze najskrytsze sekrety.
Obok wejcia do lokalu znalazem niewielkie drzwi, za ktrymi dostrzegem
prowadzce w gr schody i pomalowane na czerwono ciany. Wszedem na gr i stanem
przed drzwiami z litego dbu i odlan z brzu koatk w ksztacie nimfy, ktrej ono
zasaniaa skromnie czterolistna koniczynka. Zapukaem par razy i czekaem, starajc si
unika wasnego odbicia w osmalonym lustrze, zajmujcym wiksz cz ciany.
Rozwaaem w duchu ewentualno ucieczki, kiedy drzwi otworzyy si i stana w nich,
umiechajc si do mnie przyjanie, kobieta w rednim wieku, o wosach cakiem siwych,

zebranych starannie w kok.


- Zapewne mam przyjemno z panem Davidem Martinem.
Dotychczas nikt nigdy nie nazwa mnie panem.
- We wasnej osobie - odparem, nieco zbity z tropu.
- Niech pan pozwoli za mn.
Poszedem za ni niedugim korytarzem, prowadzcym do okrgej sali o cianach
obitych czerwonym aksamitem. Lampy rzucay sabe wiato, z sufitu w ksztacie kopuy z
emaliowanego szka zwisa krysztaowy pajk, a pod nim, na mahoniowym stole, sta
gramofon, z ktrego pyny operowe arie.
- Napije si pan czego, modziecze?
- Poprosz o wod.
Siwowosa dama umiechna si, nieodmiennie spokojna i ujmujco uprzejma.
- By moe miaby pan ochot na kieliszek szampana lub likieru?
Albo wytrawne sherry?
Moje podniebienie nie zaznao rozkoszy innych ni woda z kranu, wzruszyem wic
ramionami.
- Prosz wybra za mnie.
Dama skina gow, nie przestajc si umiecha, i wskazaa na jeden z ustawionych
w sali foteli.
- Zechce pan spocz, Chloe za chwil do pana przyjdzie.
Niewiele brakowao, a bybym si udawi.
- Chloe?
Siwowosa dama, nic sobie nie robic z mojej konsternacji, znikna za drzwiami,
ktrych zarys majaczy za zason z czarnych koralikw, i zostawia mnie sam na sam z
moimi nerwami i niewysowionymi pragnieniami. Zaczem chodzi po sali tam i z
powrotem, by pozby si drenia, ktre zawadno moim ciaem. Z wyjtkiem agodnej
muzyki i bicia serca rozsadzajcego mi skronie, nie byo sycha niczego - panowaa grobowa
cisza. Za niebieskimi zasonami kryy si wejcia do szeciu korytarzy, kady z nich koczy
si biaymi, podwjnymi drzwiami, wszystkie byy zamknite. Osunem si na jeden z tych
arcywygodnych i kusicielskich foteli, godnych bankierskich, generalskich i ksicych
tykw. Po chwili wrcia moja siwowosa znajoma z kieliszkiem szampana na srebrnej tacy.
Podzikowaem i zobaczyem, jak znw znika za tymi samymi drzwiami. Wychyliem
kieliszek jednym haustem i rozluniem konierzyk. Zaczem podejrzewa, e caa ta
inscenizacja bya tylko okrutnym artem Vidala, ktry zapragn zabawi si moim kosztem.

Wwczas zauwayem posta zbliajc si do mnie jednym z korytarzy. Wygldaa jak


dziewczynka i rzeczywicie bya dzieckiem. Gow miaa spuszczon, tak e nie widziaem
jej twarzy. Podniosem si z fotela.
Dziewczynka ukonia si grzecznie i skina, bym poszed za ni.
Dopiero wtedy uwiadomiem sobie, e jedna z jej doni jest protez.
Poprowadzia mnie do koca korytarza, wiszcym na szyi kluczem otworzya drzwi i
wpucia mnie do rodka. W pokoju panowa pmrok. Postpiem kilka krokw do przodu,
czekajc, a mj wzrok przyzwyczai si do ciemnoci. Drzwi zamkny si za mn, a kiedy
si odwrciem, dziewczynki ju nie byo w pokoju. Usyszaem, jak przekrca klucz w
zamku, i zrozumiaem, e zostaem zamknity.
Powoli ksztaty przedmiotw zaczy wynurza si z ciemnoci. Pokj obity by od
podogi do sufitu czarnym materiaem. W kcie majaczyy jakie dziwne akcesoria. Chocia
nie wiedziaem, do czego su, budziy we mnie uczucia stanowice mieszanin podniecenia
i strachu. Metalowa konstrukcja wezgowia wielkiego okrgego oa przypominaa drobn
sie pajcz. Po obu jej stronach umocowano wieczniki, w ktrych pony dwie czarne
gromnice, wypeniajc pomieszczenie zapachem wosku, jaki spotyka si w kaplicach. Z boku
ka znajdowaa si aluzja w falujce wzory. Przebieg mnie dreszcz. Pomieszczenie byo
kubek w kubek podobne do sypialni, jak wyobraziem sobie dla swojej niewymownej
wampirzycy, Chloe, w Tajemnicach Barcelony. Caa ta historia przestaa mi si podoba.
Ju miaem wywaa drzwi, kiedy spostrzegem, e nie jestem sam.
Zamarem w bezruchu. Zza aluzji wyania si zarys postaci. Dostrzegem dwoje
byszczcych oczu, blade palce zakoczone dugimi, polakierowanymi na czarno
paznokciami. Przeknem lin.
- Chloe? - wymamrotaem.
To bya ona. Moja Chloe. Operowa i niepowtarzalna femme fatale moich opowiada
staa teraz przede mn w samej bielinie. Miaa najbledsz skr, jak kiedykolwiek
widziaem, i czarne, lnice wosy opadajce na czoo rwno przystrzyon grzywk. Jej usta
umalowane byy krwistoczerwon szmink, a obwdki czarnych cieni otaczay zielone oczy.
Bya zwinna jak kot; wydawao si, e jej ciao, cinite gorsetem, ktry mieni si niczym
srebrne uski, kpi sobie z grawitacji.
Na wysmukej, niekoczcej si szyi wisiaa wstka z czerwonego aksamitu, a na niej
odwrcony krucyfiks. Patrzyem, jak powoli zblia si do mnie, i dech zaparo mi w
piersiach, moje oczy zelizgny si w d, po arcycudownych nogach odzianych w jedwabne
poczochy, ktre kosztoway pewnie wicej, ni byem zdolny zarobi przez cay rok, a do

pantofelkw o szpiczastych czubkach, przewizanych w kostkach jedwabnymi wstkami. W


caym moim yciu nie dane mi byo ujrze nic tak piknego i tak przeraajcego.
Daem si zaprowadzi dziewczynie do ka, gdzie padem dosownie na tyek. Blask
wiec muska profil jej ciaa. Moje usta znalazy si na wysokoci jej nagiego brzucha. Nie
zdajc sobie sprawy z tego, co robi, pocaowaem j w okolicy ppka i otarem si
policzkiem o jej skr. Ju wtedy nie miaem pojcia, gdzie jestem ani jak si nazywam.
Uklka przede mn i uja moj praw do. Delikatnie, niczym kot, wylizaa mi po kolei
palce, i spojrzawszy mi gboko w oczy zacza mnie rozbiera. Kiedy chciaem jej pomc,
umiechna si i odsuna moje donie.
- Pssssst!
Skoczya, pochylia si nade mn i pocaowaa mnie w usta.
- Teraz ty. Rozbierz mnie. Powoli. Bardzo powoli.
Pojem wtedy, e przeyem swoje chorowite i aosne dziecistwo wycznie dla tej
chwili. Zaczem rozbiera j bez popiechu. Wreszcie zostaa tylko w aksamitnej wstce na
szyi i w czarnych poczochach, ktrych wspominaniem niejeden nieszcznik taki jak ja
mgby si ywi ponad sto lat.
- Pie mnie - szepna mi do ucha. - Zabaw si ze mn.
Caowaem i pieciem jej skr, centymetr po centymetrze, jakbym chcia zapamita
j na cae ycie. Nie spieszya si, kade moje dotknicie przyjmowaa cichutkim i
prowadzcym mnie dalej jkiem.
Po jakim czasie przewrcia mnie na plecy i pooya si na mnie.
Moje ciao arzyo si tysicem iskier. Palcami przebiegem lini jej cudownych
plecw. Tu przed moimi oczami widziaem jej nieprzeniknione spojrzenie. Poczuem, e
musz co powiedzie.
- Nazywam si...
- Psssssst!
Zanim zdoaem powiedzie jakie kolejne gupstwo, Chloe zamkna moje wargi
swoimi i sprawia, e na najblisz godzin zniknem z tego wiata. wiadoma mojej
nieporadnoci, ale udajc, e jej nie dostrzega, wyprzedzaa kady mj ruch i kierowaa
moimi domi, bez popiechu i wstydu. W jej oczach nie byo znuenia ani obojtnoci.
Pozwalaa mi na wszystko z bezgraniczn cierpliwoci i czuoci, co sprawio, e
zapomniaem, jak tu w ogle trafiem. Tej nocy, przez godzin zaledwie, nauczyem si na
pami kadej linijki jej skry, tak jak inni ucz si litanii i wierszy. Gdy niemal brakowao
mi tchu, pooyem gow na jej piersi, ona za zacza gadzi mi wosy w cakowitej ciszy,

dopki nie zasnem w oplatajcych mnie ramionach, trzymajc rk midzy jej udami.
Kiedy si obudziem, pokj ton w pmroku, a Chloe nie byo.
Moje donie nie dotykay ju jej skry. Dotykay za to wizytwki wydrukowanej na
tym samym biaym pergaminie co koperta, w ktrej przysano mi zaproszenie. Pod
emblematem anioa mona byo przeczyta:
ANDREAS CORELLI
Editeur
Editions de la Lumiere
Boulevard St. - Germain, 69. Paris
Na odwrocie skrelone zostao par sw.
Drogi Dawidzie! ycie skada si z wielkich nadziei. Kiedy gotw Pan bdzie
zrealizowa swoje, prosz si ze mn skontaktowa. Bd czeka. Paski przyjaciel i
czytelnik,
A.C.
Zebraem rzeczy z podogi i ubraem si. Drzwi do pokoju byy otwarte. Udaem si
do salonu z milczcym ju gramofonem. Nie byo ladu ani dziewczynki, ani siwowosej
kobiety. Panowaa absolutna cisza. W miar zbliania si do wyjcia narastao we mnie
wraenie, e wiata za moimi plecami powoli gasn i ciemno zalewa korytarze i pokoje.
Rad nierad, schodziem po schodach przywracajcych mnie wiatu. Po wyjciu na ulic
skierowaem si w stron Ramblas, zostawiajc za sob wrzaw klienteli nocnych lokali.
Znad portu nadcigaa lekka i ciepa mga, zabarwiana przez blask okien hotelu
Oriente zakurzon ci, w ktrej sylwetki przechodniw rozwieway si jak dym.
Przyspieszyem kroku, podczas gdy zapach Chloe ulatnia si z moich myli. I zaczem si
zastanawia, czy usta Cristiny Sagnier, crki szofera, smakuj tak samo.
Czowiek nie wie, czym jest pragnienie, dopki si nie napije.
Po trzech dniach, ktre upyny od mojej wizyty w El Ensueo, palia mnie kada
myl o skrze Chloe.
Nie mwic nic nikomu, a zwaszcza Vidalowi, postanowiem wzi swoje wicej ni
skromne oszczdnoci i wrci tam z nadziej, e wystarcz, by kupi choby i najkrtsz
chwil w jej ramionach.
Mijaa pnoc, gdy stanem midzy czerwonymi cianami schodw prowadzcych do
El Ensueo. Zaczem powoli wchodzi w ciemnoci, oddalajc si od haaliwego skupiska
kabaretw, barw i innych, trudnych do okrelenia lokali, jakie wyrosy na ulicy Nou de la
Rambla w latach wielkiej wojny w Europie. Drce, padajce od ulicy wiato rysowao

stopnie pod moimi nogami. Dotarszy na pitro, po omacku zaczem szuka koatki. Moje
palce natrafiy na ciki metalowy piercie, ale kiedy go uniosem, drzwi skrzypny i
zrozumiaem, e s otwarte. Lekko je pchnem. Niczym niezmcona cisza musna mi twarz.
Przede mn rozpociera si niebieskawy pmrok. Zdezorientowany, odwayem si zrobi
par krokw. Odblask ulicznych wiate migota w powietrzu, wydobywajc z mroku ulotne
obrazy nagich cian i wypaczonej podogi. Dotarem do sali, ktra w mej pamici jawia si
wykadana aksamitem i pena eleganckich mebli. Teraz ziaa pustk. Zalegajcy na pododze
kurz mieni si niczym piasek w pobrzasku arwek owietlajcych uliczne plakaty. Szedem
po nim, zostawiajc za sob lady w popiele. Nigdzie nie byo ani gramofonu, ani foteli, ani
obrazw. Z popkanego sufitu wystaway sczerniae belki. Paty farby zwisay ze cian
niczym liany. Stanem w korytarzu prowadzcym do pokoju, w ktrym spotkaem Chloe.
Pokonaem w mroczny tunel, dochodzc do drzwi, ktre nie byy ju biae. W miejscu gaki
bya dziura, jakby wyrwany zosta cay zamek. Wszedem do pokoju.
Sypialnia Chloe bya wielk czarn nor o zwglonych cianach, pozbawion duej
czci dachu. Mogem dostrzec kby ciemnych chmur pyncych po niebie i ksiyc,
otaczajcy srebrn aureol metalowy szkielet ka. Za plecami usyszaem skrzypienie
podogi.
Natychmiast odwrciem si, zdajc sobie spraw, e nie jestem sam.
W tle korytarza odcinaa si sylwetka mczyzny. Nie mogem dojrze jego twarzy,
ale byem pewny, e mnie obserwuje. Sta przez chwil, nieruchomy jak pajk, dopki nie
ruszyem w jego stron.
W mgnieniu oka cofn si w mrok i kiedy dotarem do salonu, nikogo ju tam nie
byo. Snop wiata z arwek okalajcych afisz po drugiej stronie ulicy na sekund zala sal,
wydobywajc z mroku kup gruzu przy cianie. Podszedem tam i klknem przy
strawionych przez ogie zgliszczach. Co z nich wystawao. Palce. Zaczem odgarnia
popi, spod ktrego ukaza si zarys doni. Zapaem i pocignem, i zobaczyem, e jest
odcita w przegubie. Rozpoznaem j, cho dopiero teraz mogem stwierdzi, e rka
dziewczynki nie bya z drewna, tylko z porcelany. Rzuciem j z powrotem na stert gruzu i
odszedem.
Zastanawiaem si, czy rzeczywicie kogokolwiek przed chwil widziaem, bo na
zakurzonej pododze nie byo innych ladw poza moimi. Znalazszy si na ulicy, stanem
przy budynku, by, cakiem zdezorientowany, przyjrze si oknom na pierwszym pitrze.
Obok przechodzili rozbawieni ludzie, nie zwracajc uwagi na moj osob.
Usiowaem wypatrzy pord przechodniw niepokojc posta.

Wiedziaem, e gdzie tu jest, by moe nawet cakiem blisko, i obserwuje mnie. Po


jakim czasie przeszedem na drug stron ulicy i wcisnem si do wziutkiej i zatoczonej
kawiarni. Zdoaem jako przedosta si do baru.
- Co poda? - zapyta barman na mj widok.
Miaem sucho w ustach.
- Piwo - odparem bez namysu.
Gdy zaj si nalewaniem piwa, przechyliem si ku niemu.
- Orientuje si pan moe, czy ten lokal naprzeciwko, El Ensueo, dziaa jeszcze, czy
nie?
Barman postawi kufel i spojrza na mnie jak na wiejskiego gupka.
- Nie dziaa, i to ju od pitnastu lat - fukn.
- artuje pan.
- Nie, nie artuj. Jak si spali, tak ju nie odpali. Zamknity na amen. Szanowny pan
yczy sobie co jeszcze?
Pokrciem gow.
- Cztery centymy.
Zapaciem i nie tknwszy piwa, wyszedem.
Nastpnego dnia stawiem si w redakcji znacznie wczeniej ni zazwyczaj, by od
razu uda si do mieszczcego si w piwnicy archiwum. Z pomoc archiwisty Matiasa i
kierujc si sowami barmana, przystpiem do sprawdzania stron tytuowych La Voz de la
Industria sprzed pitnastu lat. Po czterdziestu minutach natrafiem wreszcie na informacj,
waciwie notk. Poar mia miejsce o wicie w dniu Boego Ciaa 1903 roku. Sze osb
zgino w pomieniach: jeden klient, cztery zatrudnione w lokalu dziewczta i usugujca
dziewczynka. Zarwno policja, jak i stra poarna uznay, i przyczyn poaru byo
zaprszenie ognia od lampy naftowej, aczkolwiek proboszcz pobliskiej parafii skonny by
dopatrywa si czynnikw boskich i interwencji Ducha witego.
Wrciwszy do pensjonatu, wycignem si na ku, usiujc zapa w sen. Wyjem
z kieszeni wizytwk owego dziwnego dobroczycy, ktr znalazem w swojej doni, gdy
obudziem si w ku Chloe, i raz jeszcze przeczytaem w pmroku skrelone na odwrocie
sowa. Wielkie nadzieje.
W moim wiecie nadzieje, tak wielkie, jak i mae, rzadko si urzeczywistniay. Do
niedawna jedynym moim marzeniem byo zebra si kiedy na odwag i odezwa do Cristiny.
A uznajc to marzenie za nierealne, kadem si do ka ju tylko z pragnieniem, by jak
najszybciej nadszed wit, a ja, bym znw si zjawi w redakcji La Voz de la Industria.

Teraz jednak nawet redakcja przestaa dawa mi poczucie bezpieczestwa. By moe gdybym
ponis jak druzgocc klsk, odzyskabym przyja kolegw. By moe, gdybym napisa
co tak przecitnego i beznadziejnego, e aden czytelnik nie byby zdolny przebrn przez
pierwszy akapit, grzechy mojej modoci zostayby wybaczone. By moe nie byaby to zbyt
wygrowana cena, by poczu si tam znw jak w domu. By moe.
Do redakcji La Voz de la Industria przyprowadzi mnie wiele lat temu mj ojciec,
czowiek udrczony i przegrany - wrci z wojny o Filipiny do cakiem obojtnego na jego los
miasta i do ony, ktra ju o nim zapomniaa, by po dwch latach go opuci. Zostawia go ze
zamanym sercem i niechcianym, traktowanym jak kula u nogi synem. Ojciec, ktry ledwo
potrafi przeczyta i napisa wasne nazwisko, nie mia adnego zawodu, ani wyuczonego, ani
praktykowanego. Jedyne, czego nauczy si na wojnie, to zabija innych, podobnych sobie,
zanim oni zabij jego, zawsze w imi chwalebnych i pustych idei, tym bardziej absurdalnych i
podych, im bliej byo pole walki.
Wrciwszy z wojny, ojciec, ktry wyglda na starszego o dwadziecia lat, prbowa
znale prac w wielu fabrykach w dzielnicach Pueblo Nuevo i Sant Marti. Przepracowywa
zaledwie kilka dni i, prdzej czy pniej, wraca do domu z wciekoci w oczach.
Z czasem, z braku innych moliwoci, zosta nocnym strem w La Voz de la
Industria. Zarabia skromnie, ale mijay miesice i wygldao na to, e, po raz pierwszy od
powrotu z wojny, nie wpadnie w tarapaty. Spokj trwa krtko. Niebawem odnaleli go
towarzysze broni, ktrzy, wrciwszy z wojny, przekonali si, e ci, co posali ich na mier w
imi Boga i Ojczyzny, teraz cakiem si od nich odwrcili. Ranni na ciele i duszy weterani
uwikali go w mtne sprawy, ktre go przerastay i ktrych nigdy do koca nie zrozumia.
Ojciec znika czsto na par dni i kiedy wraca, rce pachniay mu prochem, a
kieszenie pienidzmi. Wwczas zaszywa si w swoim pokoju i sdzc, e tego nie widz,
wstrzykiwa sobie wszystko, co udawao mu si zdoby. Na pocztku nigdy nie zamyka
drzwi, ale kiedy spostrzeg, e go podgldam, i uderzy mnie tak mocno, e rozkrwawi mi
warg. Pniej chcia mnie przytuli, ale siy go opuciy i pad na podog z ig wbit
jeszcze w skr. Wyjem mu ig i przykryem go kocem. Po tym incydencie zacz zamyka
si na klucz.
Mieszkalimy na maym poddaszu, zawieszonym nad placem budowy pod now sal
koncertow Palau de la Musika de l'Orfe Catala. Bya to zimna klitka, ktrej ciany nie
stanowiy adnej przeszkody dla wiatru i wilgoci. Lubiem siada na balkoniku, przewieszajc
nogi przez balustrad, i przyglda si przechodniom i owemu klifowi niemoliwych rzeb i
kolumn, wyrastajcemu po drugiej stronie ulicy. Czasem miaem wraenie, e zdoam ich

dotkn palcami, ale czciej wydaway mi si odlege jak ksiyc. Byem dzieckiem sabym i
chorowitym, podatnym na gorczki i infekcje. mier nierzadko zagldaa mi w oczy, by
cofn si w ostatniej chwili, w poszukiwaniu innej ofiary. Przy kadej mojej chorobie ojciec
w kocu traci cierpliwo i, po drugiej nocy spdzonej na czuwaniu, zostawia mnie pod
opiek jednej z ssiadek, by znikn na kilka dni z domu.
Liczy pewnie na to - zaczem z czasem podejrzewa - e umr, zanim wrci do
domu, i wreszcie uwolni si od tego cherlawego dzieciaka, ktry nie by mu do niczego
potrzebny.
Nieraz pragnem, by rzeczywicie tak si stao, ale ojciec zawsze wraca,
stwierdzajc, e jeszcze dycham i jestem o par centymetrw wyszy. Matka natura nie
oszczdzia mi rozkoszy zapoznania si z jej przebogatym atlasem zarazkw i przypadoci,
nigdy jednak nie posuna si do wymierzenia mi najciszej z kar. Wbrew wszelkim
prognozom udao mi si przey pierwsze lata ycia, balansujc na cienkiej linie dziecistwa
sprzed ery penicyliny. W owych czasach mier ya w penej jawnoci; wszdzie mona byo
poczu jej wo i zobaczy, jak poera dusze, ktre nawet nie zdyy zgrzeszy.
Ju w tamtych czasach moi jedyni przyjaciele stworzeni byli z papieru i z atramentu.
W szkole nauczyem si czyta i pisa znacznie wczeniej ni moi osiedlowi rwienicy. Tam
gdzie moi koledzy widzieli czarne robaczki na niezrozumiaych stronach, ja dostrzegaem
wiato, ulice i ludzi. Sowa i misterium ich wiedzy tajemnej fascynoway mnie i byy
kluczem do wiata bez granic, z dala od mojego domu, od ulic i tych szarych dni, kiedy nawet
i ja miaem wraenie, e nic szczeglnego mnie nie czeka. Mj ojciec nie znosi widoku
ksiek. Byo w nich co, poza literami, ktrych nie potrafi odcyfrowa, co go obraao.
Powtarza mi, e kiedy skocz dziesi lat, pjd do roboty i lepiej bdzie, jeli wybij sobie
z gowy wszystkie te fanaberie, bo w przeciwnym razie czekaj mnie same nieszczcia i
zdechn z godu. Chowaem ksiki pod materacem i czekaem, a wyjdzie lub zanie, by
zaj si czytaniem. Kiedy nakry mnie na czytaniu w nocy i wpad w sza. Wyrwa mi
ksik i wyrzuci j przez okno.
. - Jeli jeszcze raz zobacz, e marnujesz wiato, czytajc te bzdury, to ciko
poaujesz.
Ojciec nie by skpy i mimo biedy, w ktrej ylimy, stara si dawa mi jakie
drobne, bym mg, jak inne dzieciaki z ssiedztwa, kupi sobie sodycze. By pewien, e
wydaj je na dropsy z lukrecji, pestki i cukierki, ale ja chowaem je w puszce po kawie i kiedy
odoyem peset lub wicej, biegem kupi ksik.
Najbardziej lubiem ksigarni Sempere i Synowie na ulicy Santa Ana. Te pachnce

starym papierem i kurzem pomieszczenia byy moim sanktuarium i schronieniem. Waciciel


pozwala mi siada w kcie i czyta, cokolwiek zapragn. Sempere prawie nigdy nie bra ode
mnie pienidzy za ksiki, ja jednak przed wyjciem zostawiaem ukradkiem na ladzie
pienidze, ktre udao mi si odoy - naprawd grosze i gdybym naprawd mia kupi za
nie co do czytania, byaby to zeszoroczna gazeta. Kiedy musiaem wraca do domu,
ocigaem si, najduej jak mogem, bo gdyby to ode mnie zaleao, to bym tam zamieszka.
Kiedy Sempere sprawi mi na Boe Narodzenie najlepszy prezent, jaki dostaem w
yciu. Bya to ksika postarzaa od wzrusze i zaczytana do cna.
- Wielkie nadzieje, Karol Dickens - przeczytaem na okadce.
Wiedziaem, e Sempere zna niektrych pisarzy bywajcych w jego ksigarni, a z
czuoci, z jak obchodzi si z owym tomem, wywnioskowaem, e pan Dickens do nich
nalea.
- Czy to paski przyjaciel?
- Od dawien dawna. A od dzi take i twj.
Tamtego popoudnia schowaem pod pach swojego nowego towarzysza i zabraem go
do domu. Jesie tego roku bya ddysta i ponura. Przeczytaem Wielkie nadzieje dziewi
razy z rzdu, po trosze dlatego, e nie miaem pod rk innej ksiki, ale te i dlatego, e nie
mogem sobie wyobrazi, by istniaa lepsza, i zaczem podejrzewa, e pan Dickens napisa
j tylko dla mnie. Szybko nabraem przekonania, e w przyszoci chc tylko robi to samo,
co w pan Dickens.
Pewnego ranka zostaem wyrwany gwatownie ze snu. Ojciec, ktry wrci z pracy
wczeniej ni zwykle, sta nade mn i szarpa mnie.
Oczy mia nabiege krwi i cuchn wdk. Patrzyem przeraony, jak obmacuje
arwk.
- Jeszcze parzy.
Mylaem, e zabije mnie wzrokiem. Cisn arwk o cian. arwka rozprysa si
na tysice odamkw, z ktrych cz obsypaa mi twarz, nie miaem jednak odwagi, eby je
strzsn.
- Gdzie jest? - zapyta ojciec gosem zimnym i opanowanym.
Pokrciem gow, dygocc.
- Gdzie jest ta zasrana ksika?
Raz jeszcze pokrciem gow. Nie zdyem uchyli si przed wymierzonym w
ciemnociach ciosem. Poczuem, e nic nie widz i spadam z ka, majc usta pene krwi, a
dzisa rozrywane straszliwym jak biay pomie blem. Uchylajc gow przed kolejnym

ciosem, dostrzegem lece na pododze co, co wygldao na moje wybite zby. Ojciec
zapa mnie za gardo i unis w powietrze.
- Gdzie jest?
- Tato, bagam...
Z caej siy rzuci mn o cian. Straciem rwnowag i padem jak worek koci.
Czogajc si, jak mogem najszybciej, schroniem si w kcie, tam zwinem si w kbek,
by ktem oka podglda, jak ojciec otwiera szaf i oprnia j z tych kilku wiszcych w niej
lichych sztuk ubra, ciskajc je na podog. Przerzuci szuflady i kufry i nie znalazszy
ksiki, cakiem wyczerpany, ruszy ku mnie. Zamknem oczy i wtuliem si w cian,
czekajc na uderzenie, ktre jednak nie spado. Otworzyem oczy i zobaczyem, e ojciec
siedzi na ku i dusi si zami z braku si i ze wstydu. Kiedy zorientowa si, e patrz na,
wybieg z mieszkania. Przysuchiwaem si, jak w ciszy witu rozlega si stukot oddalajcych
si krokw, i dopiero, gdy uznaem, e ojciec jest ju daleko, odwayem si dowlec do ka,
by wycign ksik spod materaca. Ubraem si i z ksik pod pach wyszedem z domu.
Gdy dotarem do drzwi ksigarni, ktrej grna kondygnacja stanowia mieszkanie ojca
i syna, na ulic Santa Ana opada caun mgy. Wiedziaem, e szsta rano to nie jest
odpowiednia pora, eby dzwoni do czyichkolwiek drzwi, ale w owej chwili zaleao mi tylko
na uratowaniu ksiki, byem bowiem cakowicie przekonany, e jeli ojciec, wrciwszy do
domu, odnajdzie egzemplarz, rozszarpie go na strzpy. Nacisnem dzwonek. Odczekaem
chwil i zadzwoniem jeszcze raz. Dopiero po trzecim dzwonku usyszaem, jak nade mn
otwieraj si drzwi balkonowe, i zobaczyem, e stary Sempere w szlafroku i w kapciach
spoglda na mnie z nieukrywan niechci i zdziwieniem. Zszed szybko, by wpuci mnie do
rodka, i wystarczyo, e spojrza na moj twarz, a caa zo mu z miejsca przesza.
Uklk i obj mnie.
- Boe wity. Dobrze si czujesz? Kto ci to zrobi?
- Nikt. Upadem.
Podaem mu ksik.
- Przyszedem odda panu ksik; nie chc, eby co jej si stao...
Sempere przyglda mi si w milczeniu. Wzi mnie na rce i zanis na gr. Jego
syn, dwunastoletni chopak, do tego stopnia wstydliwy, e nigdy nie syszaem, aby si
odzywa, obudzi si, syszc, jak ojciec wychodzi, i czeka na nas przy schodach.
Dostrzegszy krew na mojej twarzy, spojrza przestraszony na swojego ojca.
- Wezwij doktora Camposa.
Chopak przytakn i pobieg do telefonu. Usyszaem jego gos, .. co rozwiao moje

wtpliwoci, czy przypadkiem nie jest niemow.


Ojciec z synem przenieli mnie na fotel w jadalni i w oczekiwaniu na doktora obmyli
moje rany.
- Nie powiesz mi, kto ci to zrobi?
Nie otworzyem ust. Sempere nie wiedzia, gdzie mieszkam, a ja postanowiem
milcze jak grb.
- Ojciec?
Odwrciem wzrok.
- Nie. Po prostu upadem.
Doktor Campos, ktry mieszka cztery czy pi bram dalej, zjawi si po piciu
minutach. Zbada mnie od stp po gow, opatrujc rany po odamkach szka i badajc siniaki
najdelikatniej, jak mg.
Wida byo, e oczy pon mu z oburzenia, ale nic nie powiedzia.
- Nie ma zama, cho owszem, sporo potucze, ktre bd jeszcze dolega przez
kilka dni. Te dwa zby trzeba bdzie usun. Nic ju po nich, a istnieje ryzyko infekcji.
Kiedy doktor odszed, Sempere przygotowa mi filiank gorcej czekolady i
umiechajc si, przypatrywa mi si, kiedy piem.
- Znaczy si wszystko po to, eby ratowa Wielkie nadzieje?
Wzruszyem ramionami. Ojciec z synem wymienili porozumiewawcze umiechy.
- Kiedy nastpnym razem bdziesz chcia uratowa jak ksik, naprawd uratowa,
nie ryzykuj ycia. Po prostu mi powiedz, a ja zaprowadz ci do takiego tajemnego miejsca,
gdzie ksiki nigdy nie umieraj i nikt nie moe ich zniszczy.
Zaintrygowany, popatrzyem wpierw na ojca, potem na syna.
- Co to za miejsce?
Sempere puci do mnie oko i obdarowa tym swoim tajemniczym umiechem, ktry
zdawa si by przywaszczony z jednego z cykli powieciowych Aleksandra Dumas i jak
wie niosa, by rodzinnym znakiem szczeglnym.
- Wszystko w swoim czasie, mj przyjacielu. Wszystko w swoim czasie.
Przez cay tydzie ojciec, trapiony wyrzutami sumienia, chodzi ze wzrokiem wbitym
w ziemi. Kupi now arwk i nawet powiedzia mi, e jeli chc, to mog j zapala, ale
nie na dugo, bo prd jest drogi. Wolaem nie igra z ogniem. W sobot koczc w tydzie
chcia kupi mi ksik i zaszed do ksigarni przy ulicy Palia, przy starych murach z czasw
rzymskich, pierwszej i ostatniej ksigarni, w jakiej si w swoim yciu znalaz, ale nie mogc
przeczyta tytuw na grzbietach setek wystawionych na regaach ksiek, wyszed z niej z

pustymi rkoma. Pniej jednak da mi pienidze, wicej ni zazwyczaj, i powiedzia, ebym


kupi sobie, jak tylko chc. Ten moment uznaem za najwaciwszy, by wreszcie zapozna
ojca ze spraw, ktr od tamtej pory, z braku sprzyjajcej okazji, trzymaem przed nim w
tajemnicy.
- Doa Mariana, nauczycielka, prosia mnie, ebym przekaza ojcu, czy ojciec mgby
w tych dniach przyj do niej, do szkoy, porozmawia - powiedziaem jakby nigdy nic.
- Porozmawia? A o czym? Co e znowu zmalowa?
- Nic, ojcze. Doa Mariana chce porozmawia z ojcem o mojej dalszej nauce. Mwi,
e istniej takie moliwoci i e wydaje jej si, e mogaby mi pomc w uzyskaniu
stypendium, abym mg uczy si u pijarw...
- A za kogo ma si ta kobieta, eby ci w gowie mci i wmawia, e zaatwi ci
miejsce w liceum dla pieszczochw? Czy ty w ogle wiesz, co to za ludzie? Czy wiesz, jak
bd na ciebie patrze i jak bd ci traktowa, kiedy si dowiedz, skd jeste?
Spuciem oczy.
- Doa Mariana chce tylko pomc, ojcze. O nic wicej jej nie chodzi. Niech si ojciec
nie obraa. Powiem, e si nie da, i nie ma sprawy.
Ojciec spojrza na mnie z wciekoci, ale powstrzyma si i zamknwszy oczy,
gboko raz i drugi zaczerpn powietrza.
- Wydostaniemy si z tego gwna, rozumiesz? Ty i ja, razem. Bez jamuny tych
wszystkich skurwysynw. I z gow dumnie podniesion.
- Tak, ojcze.
Ojciec pooy mi do na ramieniu i spojrza na mnie, jakby przez chwil, ktrej ju
nigdy nie bdzie dane wrci, naprawd by ze mnie dumny, pomimo naszej odmiennoci,
pomimo e lubiem ksiki, ktrych on nie umia czyta, pomimo e ona rzucia nas obu,
jednego przeciwko drugiemu. W owej chwili wierzyem, e mj ojciec jest najlepszym
czowiekiem pod socem i e wszyscy to zrozumiej, jeli ycie przestanie w kocu dawa
mu same blotki.
- Davidzie, cokolwiek zego zrobisz w yciu, zawsze, wczeniej czy pniej, wraca do
ciebie. A ja zrobiem wiele zego. Bardzo duo.
Ale musiaem za to zapaci. I nasz los si odmieni. Zobaczysz. Zobaczysz...
Pomimo cigych pyta doi Mariany, ktra, nie w ciemi bita, domylaa si, w czym
rzecz, ju nigdy nie zagadnem ojca co do mojej edukacji. Kiedy nauczycielka zrozumiaa,
e nie ma co si udzi, zaproponowaa, e codziennie po lekcjach powici mi godzin, eby
poopowiada mi o ksikach, historii i o tym wszystkim, co tak bardzo przeraao mojego

ojca.
- To bdzie nasz sekret - stwierdzia.
Ju wwczas zaczynaem rozumie, e mj ojciec wstydzi si, i ludzie uwaaj go
za nieuka, za odpadek wojny, prowadzonej, jak prawie wszystkie wojny, w imi Boga i
Ojczyzny, po to, by uczyni potniejszymi tych, ktrzy ju przed jej wybuchem byli i tak
zbyt potni. W tamtym okresie zaczem, co ktr noc, towarzyszy ojcu w pracy. Przy
ulicy Trafalgar wsiadalimy do tramwaju, ktry dowozi nas do cmentarnej bramy. Siadaem
w strwce, czytaem stare egzemplarze dziennika i co jaki czas prbowaem porozmawia
z nim, cho przychodzio mi to z wielkim trudem. Ojciec niewiele, a jeli ju, to bardzo
niechtnie, mwi o wojnie w koloniach i o kobiecie, ktra go opucia. Kiedy zapytaem,
dlaczego matka nas zostawia. Podejrzewaem, e stao si to z mojej winy, e zrobiem co
zego, ju choby samym swoim przyjciem na wiat.
- Twoja matka opucia mnie, nim zostaem wysany na front. To ja byem gupcem,
bo zrozumiaem to dopiero po powrocie. Takie jest ycie, Davidzie. Prdzej czy pniej
wszyscy ci opuszczaj.
- Ja nigdy ci nie opuszcz, ojcze.
Odniosem wraenie, e zaraz zacznie paka, wic przytuliem si do niego, eby nie
widzie jego twarzy.
Nastpnego dnia, o niczym mnie nie uprzedzajc, ojciec zaprowadzi mnie do sklepu
bawatnego El Indio przy ulicy Carmen. Nie weszlimy do rodka, ale przez szyb pokaza mi
mod i umiechnit kobiet, ktra obsugiwaa klientki, demonstrujc sukna i luksusowe
tkaniny.
- To twoja matka - powiedzia. - Kiedy tu przyjd i j zabij.
- Niech ojciec tak nie mwi!
Spojrza na mnie przekrwionymi oczyma i zrozumiaem, e nadal j kocha i e ja,
choby dlatego, nigdy jej nie wybacz. Pamitam, e przygldaem si jej ukradkiem i
poznaem j, bo wczeniej widziaem j na fotografii, trzymanej w szufladzie razem z
pistoletem, ktry ojciec kadej nocy, przekonany, e ju pi, wyjmowa, by wpatrywa si w
niego, jakby ten zawiera wszystkie odpowiedzi, a przynajmniej kilka najwaniejszych.
Przez lata cae miaem tam wraca i podpatrywa j dyskretnie.
Nigdy nie odwayem si wej do sklepu ani zbliy do niej, kiedy z niego
wychodzia, by skierowa si w d Ramblas, ku yciu, jakie sobie dla niej wyobraaem, z
rodzin, z ktr czua si szczliwa, i synem, ktry zasugiwa na jej mio i jej dotyk
bardziej ni ja.

Nigdy nie powiedziaem ojcu, e czasami wymykaem si, by j zobaczy, i e byway


dni, kiedy, idc tu za ni, ju braem j za rk, i stawaem obok niej, eby jednak zawsze w
ostatniej chwili stchrzy i uciec. W moim wiecie wielkie nadzieje yy tylko na stronach
ksiki.
Szczliwa odmiana, ktrej tak bardzo pragn mj ojciec, nigdy nie nadesza. ycie
okazao si dla niego askawe tylko o tyle, e nie kazao mu czeka zbyt dugo. Pewnej nocy,
kiedy dochodzilimy do redakcji, by rozpocz nocn zmian, z ciemnoci wyonio si trzech
zbirw i na moich oczach zaczo do niego strzela. Pamitam zapach siarki i dym
wydobywajcy si z otworw wypalonych przez kule w jego paszczu. Jeden ze zbirw chcia
dobi go strzaem w gow.
Rzuciem si, by osoni ojca wasnym ciaem; wwczas drugi z mordercw odcign
kamrata i do dzi pamitam spogldajce na mnie z gry oczy bandyty, ktry zastanawia si,
czy nie powinien zabi rwnie i mnie. Odeszli bez popiechu, znikajc w labiryncie uliczek
pomidzy fabrykami Pueblo Nuevo.
Zostawili dogorywajcego w moich ramionach ojca i mnie - samego na wiecie. Przez
blisko dwa tygodnie spaem w pomieszczeniach drukarni dziennika, schowany pomidzy
linotypami przypominajcymi gigantyczne stalowe pajki, usiowaem wytrzyma w
doprowadzajcy do szalestwa gwizd, ktry kadego wieczoru przeszywa mi uszy. Kiedy
mnie znaleziono, miaem rce i ubranie w zaschnitej krwi. Z pocztku nie wiedziano, kim
jestem, bo nie odezwaem si przez pierwszy tydzie, a kiedy wreszcie otworzyem usta, to
tylko po to, by woa mojego ojca pty, a straciem gos. Kiedy zapytano mnie o matk,
powiedziaem, e umara i e nie mam nikogo na wiecie. Wreszcie wie o mnie dotara do
uszu Pedra Vidala, najwikszej gwiazdy La Voz de la Industria i najbliszego przyjaciela
wydawcy, ktry z kolei zarzdzi, by zatrudniono mnie jako goca i pozwolono mi
zamieszka w piwnicy, w skromnej izdebce odwiernego, a do odwoania.
W owych latach przemoc i krew na ulicach Barcelony staway si czym powszednim
i normalnym. By to czas ulotek i bomb pozostawiajcych po sobie dygocce i dymice
szcztki cia ludzkich na ulicach Ravalu, bojwek, ktre pod oson nocy siay mier,
procesji i przemarszw witych i generaw cuchncych obud i agoni, pomiennych
przemwie, w ktrych wszyscy kamali i wszyscy mieli racj. W zatrutym powietrzu wisiay
ju wcieko i nienawi, ktre lata pniej miay doprowadzi jednych i drugich do
mordowania si w imi wielkich hase i w imi barw na byle szmacie. Bezustanna mga
wyciekajca z fabrycznych kominw peza po brukowanych alejach pokrytych bruzdami
szyn.

Wadz nad noc sprawowao wiato rzucane przez gazowe latarnie i mrok zaukw
rozjanianych byskiem strzaw i niebieskawym dymkiem prochu. Byy to lata, kiedy
dojrzewao si szybko, a dzieci, ktre ledwo odrosy od ziemi, miay ju spojrzenie starych
ludzi.
Z chwil gdy za ca rodzin wystarczy mi musiaa owa przygnbiajca Barcelona,
pomieszczenia redakcji dziennika stay si dla mnie jedyn ostoj i caym moim wiatem,
pki nie skoczyem czternastu lat i za otrzymywane wynagrodzenie mogem wynaj pokj
w pensjonacie doi Carmen. Mieszkaem w nowym miejscu od paru zaledwie dni, gdy do
drzwi zapukaa wacicielka, by poinformowa, e przyby jaki pan i pyta o mnie. Tu przy
schodach sta mczyzna ubrany na szaro, o szarym spojrzeniu i szarym gosie.
Zapyta, czy to ja jestem David Martin, a gdy przytaknem, poda mi paczk owinit
w papier pakowy i natychmiast odwrci si, pochonity przez schody, zostawiajc swoj
szar nieobecno cuchnc wiatem ndzy, ktrego czstk ju stanowiem. Wrciem z
paczk do pokoju i zamknem za sob drzwi. Poza dwiema, moe trzema osobami w gazecie
nikt nie wiedzia, e tu mieszkam.
Zaczem rozpakowywa paczk. Pierwszy raz w yciu otrzymaem jak przesyk.
Okazao si, e w rodku bya stara i dziwnie znajoma drewniana kaseta. Pooyem j na
ku i otworzyem. W kasecie lea stary, scedowany przez siy zbrojne pistolet, z ktrym
ojciec wrci z Filipin, by dopracowa si mierci tyle przedwczesnej, co parszywej. Razem
z broni woono kartonowe opakowanie z nabojami. Wyjem pistolet i zwayem go w
doni. Wydziela wo prochu i smaru. Zapytaem siebie w duchu, ilu te ludzi zabi mj ojciec
tym pistoletem, z ktrego pewnie sam sobie odebraby ycie, gdyby go tamci nie ubiegli.
Odoyem pistolet do kasety i zamknem wieko. W pierwszym odruchu chciaem j
wyrzuci na mietnik, ale nagle zrozumiaem, e przecie to jedyna rzecz, jaka mi po ojcu
zostaa. Uznaem, e lichwiarz, ktry po mierci ojca przej za dugi wszystko, co
posiadalimy w naszym maym mieszkanku wiszcym nad gmachem Palau de la Musica,
postanowi teraz przesa mi t makabryczn pamitk, by uczci moje wejcie w doroso.
Odoyem kaset na szaf, gboko, przy samej cianie, gdzie zbierao si najwicej kurzu i
gdzie nie zdoaaby jej wypatrzy doa Carmen, choby prbowaa wspi si na szczudach,
i przez lata tam nie zajrzaem.
Tego samego wieczoru udaem si do ksigarni Sempere i Synowie i czujc si ju
czowiekiem dowiadczonym i nawet zasobnym, wyjawiem ksigarzowi zamiar nabycia
owego starego egzemplarza Wielkich nadziei, ktry zmuszony byem mu przed laty odda.
- Cena nie odgrywa roli - powiedziaem. - Moe pan zsumowa to wszystko, co jestem

panu winien za ksiki, ktre od pana braem przez ostatnie dziesi lat.
Pamitam, e Sempere umiechn si smutno i pooy mi do na ramieniu.
- Sprzedaem j dzi rano - wyzna przygnbiony.
Upyno trzysta szedziesit pi dni, odkd napisaem swoje pierwsze opowiadanie
dla La Voz de la Industria. Przyszedem jak zwykle do redakcji i zastaem j dziwnie
wyludnion. Krcio si po niej tylko paru dziennikarzy, ktrzy jeszcze kilka miesicy
wczeniej wymylali dla mnie czue przezwiska i zawsze dodawali mi otuchy, dzisiaj za
nawet nie odpowiedzieli na moje powitanie, zaczli za to szepta co midzy sob.
W cigu niecaej minuty zdyli pozbiera swoje paszcze i znikn za drzwiami,
jakby bali si, e zapi ode mnie jak zaraliw chorob.
Zostaem sam w przeogromnej sali, podziwiajc niecodzienny widok dziesitkw
pustych stow. Za plecami usyszaem powolne, donone kroki i domyliem si, e zblia
si do mnie don Basilio.
- Dobry wieczr, don Basilio. Co si takiego stao, e nie ma nikogo?
Don Basilio popatrzy na mnie smutno i usiad przy ssiednim stole.
- Dzi caa redakcja spotyka si na boonarodzeniowej kolacji.
W El Set Portes - powiedzia dobrodusznym gosem. - Pewnie nic panu nie
powiedzieli.
Wysiliem si na beztroski umiech.
- Nie idzie pan? - zapytaem.
Don Basilio zaprzeczy.
- Odesza mi ochota.
Spojrzelimy na siebie w milczeniu.
- A moe poszedby pan ze mn? - zaproponowaem. - Zapraszam, gdzie tylko ma pan
ochot. Na przykad do Can Sole. Uczcimy razem sukces Tajemnic Barcelony.
Don Basilio umiechn si tylko, kiwajc gow.
- Nie wiem, jak to panu powiedzie - wystka w kocu.
- Powiedzie mi co?
Don Basilio odchrzkn.
- Nie bd mg ju drukowa panu kolejnych odcinkw Tajemnic Barcelony.
Spojrzaem na niego, nic nie rozumiejc. Don Basilio unika mojego spojrzenia.
- Chce pan, ebym napisa co innego? Moe co w stylu Galdosa?
- Sam pan wie, jacy s ludzie. Byo kilka skarg. Chciaem ukrci eb sprawie, ale
dyrektor ma saby charakter, nie lubi niepotrzebnych konfliktw.

- Nie rozumiem.
- Poproszono mnie, bym to ja przekaza panu t wiadomo.
- Wyrzuca mnie pan?
Don Basilio potwierdzi.
- Teraz by moe zdaje si panu, e cay wiat si zawali, ale prosz mi wierzy, e w
gruncie rzeczy nie mogo pana spotka nic lepszego. To nie jest miejsce dla pana.
- A gdzie w takim razie jest moje miejsce? - zapytaem.
- Bardzo mi przykro, Davidzie. Prosz mi wierzy, naprawd mi przykro.
Don Basilio wsta i penym czuoci gestem pooy mi do na ramieniu.
- Wesoych wit, Davidzie.
Tego samego wieczoru oprniem swoje biurko, poegnaem si na zawsze z
miejscem, ktre byo dla mnie drugim domem, i wyszedem, by wczy si samotnie po
opustoszaych i ciemnych ulicach mojego miasta. W drodze powrotnej do pensjonatu
zajrzaem do restauracji El Set Portes, mieszczcej si pod arkadami Casa Xifre.
Nie wszedem do rodka, patrzyem tylko przez okno, jak moi koledzy miej si i
wznosz toasty. Wiedziaem, e s szczliwi, i mnie z nimi nie ma, mj widok bowiem
nieustannie przypomina im o tym, kim pragnliby by i kim nigdy nie bd.
Przez reszt tygodnia snuem si bezczynnie, codziennie szukajc schronienia w
bibliotece Ateneo i majc nadziej, e po powrocie do pensjonatu zastan tam licik od
dyrektora gazety z prob, bym wrci do redakcji. Zaszywaem si w ktrej z czytelni,
wyjmowaem z kieszeni wizytwk, ktr znalazem w doni, obudziwszy si ze snu w El
Ensueo, i zaczynaem pisa list do owego anonimowego dobroczycy, Andreasa Corellego,
by nastpnie porwa papier na strzpy, wiedzc, e nastpnego dnia zaczn pisa od nowa.
Sidmego dnia, znudzony ualaniem si nad sob, postanowiem wyruszy na nieuniknion
pielgrzymk do domu swojego mentora.
Na ulicy Pelayo wsiadem w pocig do Sarria, ktry wwczas nie kursowa jeszcze
pod ziemi, i usiadem z przodu wagonu, by patrze na miasto i jego ulice, tym szersze i
bogatsze, im dalej od centrum. Na stacji Sarria przesiadem si w tramwaj, ktry dowiz
mnie pod sam klasztor Pedralbes. Tego dnia panowa niezwyky jak na t por roku upa,
lekki wiaterek unosi zapach sosen i janowca porastajcego zbocza gry. Poszedem w
kierunku alei Persona, ktr zaczto wwczas zabudowywa, i szybko moim oczom ukazaa
si jedyna w swoim rodzaju sylwetka Villi Helius. Wchodzc pod gr, dostrzegem Vidala,
ktry siedzia w oknie swojej wiey w samej koszuli i z przyjemnoci pali papierosa. Ze
rodka pyna muzyka i przypomniaem sobie, e Vidal by jednym z niewielu szczliwcw,

ktrzy mieli odbiornik radiowy. Jak piknie musiao wyglda ycie stamtd z gry! A ja,
may robaczek, czy nie powinienem jednak zosta tu, na dole, gdzie moje miejsce?
Pozdrowiem go skinieniem doni, na ktre odpowiedzia. Kiedy wszedem na teren
posiadoci, spotkaem szofera, Manuela. Szed w stron garay, niosc szmaty i kube wody,
z ktrego buchay kby pary.
- Jak dobrze znw pana widzie, Davidzie - powiedzia. - Co sycha? Nadal sukces za
sukcesem?
- Robi, co mog - odpowiedziaem.
- Niech pan nie bdzie taki skromny. Nawet moja crka czyta paskie historie w
gazecie.
- Cristina?
- Nie mam innej - odpar Manuel. - Pan Vidal jest na grze, w swoim gabinecie, jeli
chce si pan z nim widzie.
Skinem gow i wlizgnem si do domu. Wszedem do wiey na trzecim pitrze,
ktra wznosia si nad pofalowanym dachem pokrytym kolorowymi dachwkami. Tam, w
gabinecie, z ktrego rozciga si widok na miasto i majaczce w oddali morze, znalazem
Vidala. Wyczy radio, pudo wielkie jak kolubryna, ktre zakupi kilka miesicy wczeniej,
kiedy ze studia ukrytego pod kopu hotelu Coln Radio Barcelona zaczo nadawa swoje
pierwsze audycje.
- Zapaciem za nie czterysta peset, a teraz okazuje si, e same w nim bzdury.
Usiedlimy naprzeciwko siebie. Przez otwarte okna wpadaa do rodka owa bryza,
ktra dla mnie, mieszkaca starej i zatchej czci Barcelony, miaa zapach innego wiata.
Panowaa tu nieskazitelna cudowna cisza. Mona byo usysze, jak w ogrodzie brzcz
owady i licie dr na wietrze.
- Zupenie jak w lecie - zagaiem.
- Nie udawaj, e przyszede rozmawia o pogodzie. Ju wiem, co si stao powiedzia Vidal.
Wzruszyem ramionami i spojrzaem na biurko. Wiedziaem, e mj mentor od
miesicy, jeli nie od lat, usiowa stworzy co, co sam nazywa powan powieci,
niemajc nic wsplnego z lekkimi fabuami jego kryminaw, co, co miao zapisa jego
imi zotymi zgoskami na kartach historii najpowaniejszej z powanych literatur. Nie
zauwayem, by maszynopis liczy zbyt wiele stron.
- Jak si miewa dzieo paskiego ycia?
Vidal wyrzuci niedopaek przez okno i zapatrzy si w dal.

- Nie mam ju nic do powiedzenia, Davidzie.


- Bzdury!
- Wszystko na tym wiecie jest bzdur. To tylko kwestia punktu widzenia.
- Powinien pan zawrze to w swojej ksice. Nihilista ze wzgrza.
Sukces gwarantowany.
- O ile si nie myl, to ty raczej rozpaczliwie potrzebujesz sukcesu. Pewnie ju
zaczyna brakowa ci pienidzy.
- Zawsze mog przyj od pana jamun.
- Wszystko si kiedy robi pierwszy raz. Teraz moe ci si wydawa, e to koniec
wiata, ale...
- ...ju wkrtce zdam sobie spraw, e to najlepsza rzecz, jaka moga mnie spotka popiesznie dokoczyem zdanie. - Prosz mi nie mwi, e teraz don Basilio pisze panu
przemwienia.
Vidal si rozemia.
- Co zamierzasz zrobi? - zapyta.
- Nie potrzebuje pan przypadkiem sekretarza?
- Mam ju sekretark, o ktrej inni mog tylko pomarzy. Jest inteligentniejsza ni ja,
nieskoczenie bardziej pracowita, a kiedy si umiecha, wydaje mi si nawet, e to parszywe
ycie ma jaki sens.
- Kt jest tym smym cudem wiata?
- Crka Manuela.
- Cristina?
- Wreszcie sysz, e wymawiasz jej imi.
- Wybra pan nie najlepszy moment, by sobie ze mnie dworowa, don Pedro.
- Nie rb takiej miny zranionej sarny! Mylisz, e Pedro Vidal pozwoliby tej bandzie
zawistnych przecitniakw z zatwardzeniem wyrzuci ci na ulic?
- Gdyby szepn pan swko dyrektorowi, sprawy z pewnoci przybrayby inny obrt.
- Wiem o tym. Wanie dlatego zasugerowaem mu, by ci zwolni.
Poczuem si, jakbym dosta obuchem w eb.
- Serdecznie dzikuj za okazan trosk - wykrztusiem.
- Powiedziaem mu, by ci zwolni, bo chc ci zaproponowa co o wiele lepszego.
- ebranie na ulicach?
- Czowieku maej wiary! Wczoraj opowiadaem o tobie dwojgu wsplnikom, ktrzy
otwieraj wanie nowe wydawnictwo i szukaj wieej krwi, kogo, z kogo mogliby

wycisn ostatnie soki.


- Brzmi to nader zachcajco.
- Znaj Tajemnice Barcelony i gotowi s zoy ci propozycj, ktra zrobi z ciebie
prawdziwego mczyzn.
- Mwi pan powanie?
- Najpowaniej w wiecie. Chc, eby napisa dla nich powie w odcinkach,
utrzyman w najbardziej barokowej, krwawej i absurdalnej stylistyce Grand Guignol, ktrej
blask przymi Tajemnice Barcelony. Sdz, e to okazja, na ktr czekae. Powiedziaem im,
e ich odwiedzisz. I e jeste gotw zacz od zaraz.
Odetchnem z ulg. Vidal puci do mnie oko i ucisn mnie serdecznie.
W ten oto sposb, kilka miesicy po dwudziestych urodzinach, przyjem propozycj
pisania powieci dla chleba pod pseudonimem Ignatius B. Samson. Kontrakt obligowa mnie
do skadania co miesic dwustu stron maszynopisu, kipicego od intryg, morderstw
arystokratw, horrorw ze spoecznych nizin, miostek pozbawionych skrupuw ziemian o
kwadratowej szczce i damulek o perwersyjnych fantazjach oraz wszelkiego rodzaju
przewrotnych rodzinnych historii, utrzymanych w tonacji bardziej zatchej i mtnej ni woda
w rynsztoku. Powie w odcinkach, ktrej nadaem tytu Miasto przekltych, ukazywaa si
raz na miesic, w mikkich okadkach i z jaskrawo ilustrowan stron tytuow. W zamian
otrzymywaem wicej pienidzy, ni kiedykolwiek wydawao mi si, e mgbym zarobi,
parajc si czymkolwiek zasugujcym na szacunek. Nie miaem innego kryterium oceny ni
zainteresowanie czytelnika, ktre umiaem pozyska. Warunki kontraktu zmuszay mnie do
przyjcia ekstrawaganckiego pseudonimu, ale wwczas nie bya to dla mnie zbyt wysoka
cena w zamian za moliwo zarabiania na ycie w zawodzie, o ktrym zawsze marzyem.
Musiaem wyrzec si wasnej prnoci i rozkoszy ujrzenia swego nazwiska na stronie
tytuowej, ale nie samego siebie ani tego, kim naprawd jestem.
Moimi wydawcami byo dwch malowniczych obywateli - Barrido i Escobillas. Niski
i korpulentny Barrido, z ktrego ust nie schodzi lepki, zagadkowy umiech, by mzgiem
caej operacji. Dorobi si na handlu kiebas i chocia w yciu przeczyta zaledwie trzy
ksiki, w tym katechizm i ksik telefoniczn, prowadzi ksigi rachunkowe z legendarn
wrcz dezynwoltur, przyprawiajc je, na potrzeby inwestorw, takimi dawkami fikcji, e
nawet piszcych dla wydawnictwa autorw nie sta byo na podobn kreatywno. Autorw,
ktrych, jak trafnie przewidzia Vidal, firma oszukiwaa, wyzyskiwaa, by w kocu, prdzej
czy pniej, wyrzuci na bruk.
Escobillas znakomicie uzupenia swojego wsplnika. Wysoki, zasuszony, o

wygldzie budzcym lekki niepokj, cae ycie przepracowa w zakadach pogrzebowych, i


chocia zlewa si wod kolosk, spod jej zapachu przebija zawsze odorek formaliny, od
ktrego przebiegay czowieka dreszcze. To on odgrywa rol zego ledczego i z biczem w
rku gotw by zawsze wzi na siebie brudn robot, do ktrej Barrido, po pierwsze z natury
pogodny, a po drugie mniej atletycznej budowy, wydawa si gorzej predysponowany.
Ostatnim elementem tego menage - a - trois bya zarzdzajca firm Hermina, ktra niczym
wierny pies nie odstpowaa swoich szefw na krok, i ktr wszyscy przezywalimy Achtung
Trutka, bo mimo dobrodusznego wygldu budzia tyle zaufania co rozjuszony grzechotnik w
berliskim zoo.
Wyjwszy kurtuazyjne wizyty w wydawnictwie, staraem si ograniczy spotkania z
wydawcami do minimum. Nasze relacje byy cile zawodowe i adna ze stron nie miaa
ochoty zmienia ustalonego protokou. Postanowiem wykorzysta dan mi szans i pracowa
bez wytchnienia, by udowodni Vidalowi, a take samemu sobie, e zasuguj na jego pomoc
i zaufanie. Kiedy miaem w rku nieco ywej gotwki, zdecydowaem si opuci pensjonat
doi Carmen w poszukiwaniu bardziej przytulnego kta. Od jakiego czasu miaem na oku
monumentalne domiszcze przy ulicy Flassaders numer 36, nieopodal alei Born, ktre mijaem
tysice razy, idc z pensjonatu do redakcji.
Posesja z wieyczk, ktra wyrastaa ponad zdobion reliefami i rzygaczami elewacj,
od lat bya zamknita, a jej bramy strzegy acuchy i kdki przearte rdz. Mimo
przytaczajcego i ponurego wraenia, jakie robia posiado, a moe wanie ze wzgldu na
nie, idea zamieszkania tam wprawiaa mnie w podniecenie, jakie wywoa mog tylko
szalone pomysy. W innych okolicznociach pogodzibym si ze wiadomoci, e realizacja
podobnej mrzonki wykracza stanowczo poza mj skromny budet, ale fakt, i miejsce
zdawao si opuszczone przez Boga i ludzi, kaza mi wierzy, e skoro nikt nie chce tego
domu, by moe waciciele przyjm moj ofert.
Wypytujc tu i wdzie, dowiedziaem si, e dom sta opuszczony od wielu lat i e
tytu wasnoci do niego posiada niejaki Vicenc Clave, ktry mia biuro przy ulicy Comercio,
naprzeciwko hali targowej. Clave by dentelmenem starego autoramentu, z ubioru
przypomina pomnik burmistrza albo ojca ojczyzny, jakie zdobiy wejcie do parku
Ciudadela, ktry przy kadej okazji rzuca si w odmty retoryki, biorc za cel sprawy tak
ludzkie, jak i boskie.
- Wic jest pan pisarzem. Mgbym opowiedzie panu historie, z ktrych powstaaby
nieza ksika.
- Nie wtpi w to. Czemu nie zacznie pan od historii domu przy ulicy Flassaders

trzydzieci sze.
Na twarzy Clave zagocia miertelna powaga.
- Domu z wieyczk?
- Tego wanie.
- Niech pan mi uwierzy, modziecze. Nie chciaby pan tam mieszka.
- A to dlaczego?
Clave ciszy gos i szeptem, jakby ba si, e kto moe nas usysze, zawyrokowa
ponuro:
- Nad tym domem ciy kltwa. Byem w rodku, kiedy poszlimy razem z
notariuszem zaoy pieczcie, i mog pana zapewni, e w porwnaniu z nim stara cz
cmentarza Montjuic to wesoe miasteczko. Od tamtej pory stoi pusty. Peen jest zych
wspomnie.
Nikt go nie chce.
- Jeli chodzi o ze wspomnienia, mam ich zapewne wicej ni ten dom. A poza tym to
wietny argument, by wynegocjowa korzystniejsz cen.
- Czasem s koszty, ktrych nie da si spaci pienidzmi.
- Mgbym go zobaczy?
Po raz pierwszy odwiedziem dom z wieyczk pewnego marcowego poranka w
towarzystwie zarzdcy nieruchomoci, jego sekretarza i prokurenta banku posiadajcego tytu
wasnoci. Nieruchomo przez lata pozostawaa obiektem sporw sdowych, by ostatecznie
sta si wasnoci towarzystwa kredytowego, ktre, w swoim czasie, wystawio ostatniemu
wacicielowi gwarancje bankowe. Jeli Clave nie kama, przez ostatnie dwadziecia lat nikt
nie przekroczy progu tego domu.

8
Wiele lat pniej, czytajc relacj o wyprawie brytyjskich badaczy zagbiajcych si
w mroki tysicletniego grobowca egipskiego, ze zwodniczymi labiryntami i nieuniknionymi
kltwami, miaem przypomnie sobie t pierwsz wizyt w domu z wieyczk przy ulicy
Flassanders. Sekretarz stawi si, zaopatrzony w lamp naftow, w domu bowiem nigdy nie
zdoano zainstalowa wiata elektrycznego. Prokurent taszczy z kolei komplet pitnastu
kluczy do niezliczonej liczby kdek spinajcych acuchy. Po otwarciu drzwi z domu
buchn cmentarny odr stchlizny. Prokurent zacz kaszle, a administrator, ktrego twarz
od pocztku przybraa wyraz sceptycyzmu i niesmaku, zakry nos i usta chusteczk.
- Zapraszam - przepuci mnie.
Weszlimy na rodzaj maego dziedzica charakterystycznego dla dawnych paacykw
budowanych w tej dzielnicy, sieni wyoonej duymi pytami, z ktrej kamienne schody
prowadziy do gwnego wejcia domu. Przez szklany wietlik, zapaskudzony przez mewy i
gobie, ledwie sczyy si promienie wiata.
- Nie ma szczurw - owiadczyem, wszedszy do rodka.
- Przynajmniej im nie brakuje gustu i zdrowego rozsdku - skwitowa zarzdca za
moimi plecami.
Doszlimy po schodach do gwnego wejcia, przed ktrym stalimy dziesi minut,
czekajc, a prokurent trafi na odpowiednie klucze. W kocu rozleg si niezbyt gocinny
zgrzyt zamka. Za drzwiami ujrzelimy niekoczcy si korytarz poobwieszany falujcymi w
pmroku pajczynami.
- Matko Boska! - jkn zarzdca.
Nikt z nas nie omieli si ruszy pierwszy, znowu wic mnie wypado stan na czele
ekspedycji. Sekretarz trzyma wysoko lamp i patrzy na wszystko z przeraeniem w oczach.
Zarzdca i prokurent wymienili zagadkowe spojrzenia. Zdawszy sobie spraw, e ich
obserwuj, bankier umiechn si uspokajajco.
- Wystarczy odkurzy, to i owo odnowi i bdzie pan mieszka w paacu - powiedzia.
- W Paacu Sinobrodego - doda zarzdca.
- Wicej optymizmu - obruszy si prokurent. - Dom jest niezamieszkany od jakiego
czasu i par rzeczy trzeba tu naprawi.
Ich komentarze niewiele mnie obchodziy. Tak dawno marzyo mi si to miejsce, e
nie zwracaem uwagi na jego grobow atmosfer.
Szedem gwnym korytarzem, zagldajc do pokoi i pomieszcze, w ktrych

spoczyway porzucone stare meble pokryte grub warstw kurzu i cienia. Na jednym ze
stow, przykrytym postrzpionym obrusem, sta jeszcze serwis i taca ze skamieniaymi
owocami i kwiatami. Rozstawione kieliszki i sztuce sprawiay wraenie, jakby mieszkacy
domu wstali nagle od stou, nie dokoczywszy posiku.
W szafach poupychano wytarte garnitury, spowiae suknie i buty. Szuflady pene byy
zdj, okularw, pir i zegarkw. Z komd spoglday na nas portretowe fotografie
zacignite kurzem. ka zacielone byy warstw biaego, byszczcego w pmroku pyu.
Na mahoniowym stoliku sta ogromny gramofon z nastawion pyt, w ktrej w
ostatnim rowku tkwia gwka z ig. Gdy zdmuchnem grub warstw kurzu, wyoni si
spod niego tytu: Lacrimoso W.A. Mozarta.
- Filharmonia w domu - powiedzia prokurent. - Czego wicej chcie. Bdzie tu pan
y jak turecki basza.
Zarzdca posa mu mordercze spojrzenie, mamroczc co pod nosem. Przeszlimy do
znajdujcej si w gbi oszklonej galerii, gdzie na stoliku sta serwis do kawy, a otwarta
ksika wci czekaa, aby kto siedzcy w fotelu przewrci stron.
- Jakby odeszli nagle, nie majc czasu wzi cokolwiek ze sob - powiedziaem.
Prokurent chrzkn.
- Czy zechce pan obejrze studio?
Studio miecio si na szczycie szpiczastej wieyczki, jedynej w swoim rodzaju
budowli, ktrej dusz byy krcone schody biegnce z gwnego korytarza. Na elewacji
odczyta mona byo lady pozostawione przez wszystkie pokolenia od zaoenia miasta.
Wiea, zwieczona hemem z metalu i barwionego szka, penicym zarazem funkcj latarni, i
chorgiewk w ksztacie smoka, growaa niczym stranica nad dachami dzielnicy La Ribera.
Pokonawszy schody, weszlimy do sali, gdzie prokurent rzuci si otwiera wszystkie
okna, by wpuci wiato i wiee powietrze.
Znajdowalimy si w prostoktnym, wysokim pomieszczeniu o pododze z ciemnych
desek. Z jego czterech wielkich, ostroukowych okien, wychodzcych na cztery strony wiata,
rozcigay si widoki na bazylik Santa Maria del Mar na poudniu, hale targowe dzielnicy
Born na pnocy, stary dworzec Francia na wschodzie i niekoczcy si labirynt wpadajcych
na siebie ulic i alei w kierunku Tibidabo na zachodzie.
- No i co pan powie? Cudo! - wykrzykn entuzjastycznie bankier.
Zarzdca przyglda si wszystkiemu z rezerw i obrzydzeniem.
Jego sekretarz, chocia nie byo ju adnej potrzeby, trzyma wysoko latarni.
Podszedem do jednego z okien i w zachwycie wychyliem si ku niebu.

U moich stp rozcigaa si caluteka Barcelona i ogarno mnie przekonanie, e


kiedy bd otwiera te, od dzi moje, okna, ulice miasta o zmierzchu bd mi szepta
opowieci i zdradza tajemnice, ebym przechwyci je, uwizi na papierze i opowiedzia
kademu, kto zechce ich wysucha. Vidal mia swoj wykwitn, magnack wie z koci
soniowej w najwyej pooonej i najelegantszej czci Pedralbes, otoczon grami,
drzewami i niebem, jak marzenie. A ja mog mie nieszczsn wie wzniesion nad
najstarszymi i ponurymi ulicami miasta, otoczon wyziewami i oparami nekropolii, nazwanej
przez poetw i mordercw R Ognia.
Tym, co mnie ostatecznie przekonao, byo biurko stojce na samym rodku studia. Na
biurku, niczym ogromna rzeba z metalu i wiata, spoczywaa imponujca maszyna do
pisania marki Underwood. Dla niej samej gotw byem zapaci bez dyskusji dan za
wynajem kwot. Usiadem w przystawionym do biurka marszakowskim fotelu i umiechajc
si, przesunem opuszkami palcw po klawiszach.
- Bior - powiedziaem.
Prokurent westchn z ulg, zarzdca przeegna si, wywracajc biakami oczu. Tego
samego popoudnia podpisaem umow wynajmu na okres dziesiciu lat. Podczas gdy
instalatorzy towarzystwa elektrycznego rozcigali kable w caym domu, ja odkurzaem,
sprztaem i doprowadzaem mieszkanie do adu z pomoc trzech sucych, ktre Vidal mi
przysa, nie pytajc w ogle, czy tego sobie ycz.
Szybko pojem, e modus operandi fachowcw od elektryki polega na wywiercaniu
dziur, gdzie popadnie, w pierwszej fazie, w drugiej za na zadaniu pytania. Po trzech dniach
ich instalacyjnej aktywnoci w mieszkaniu nie wiecia si jeszcze ani jedna arwka, ale
ktokolwiek by tam zajrza, miao mgby wnosi, e dom dotkna inwazja kornikw naogowych poeraczy gipsu i szlachetnych mineraw.
- Czy chce mi pan wmwi, e tego nie da si zrobi inaczej?
- pytaem szefa kohorty, ktry naprawia wszystko, walc motkiem.
Otilio, bo tak zwa si w samorodny talent, wyciga plan mieszkania, ktry
otrzymaem od zarzdcy wraz z kluczami, i dowodzi, e wszystkiemu winna jest wadliwa
konstrukcja domu.
- Niech pan tylko popatrzy - mwi. - Szkoda sw, jak co jest spartaczone, to jest
spartaczone. O, prosz bardzo. Na planie ma pan zbiornik wody na dachu. Ot nie. Zbiornik
ma pan na tylnym podwrzu.
- I co z tego? Cysterna w ogle nie powinna pana obchodzi,
Otilio. Niech pan si skupi na elektrycznoci. wiato! adne krany, adne rury!

wiato! Potrzebuj wiata!


- Ale wszystko jest ze sob powizane. A co mi pan powie w temacie galeria?
- e nie ma w niej wiata.
- Wedug planw to powinna by ciana nona. Tak si jednak skada, e nasz kolega
Remigio lekko tu stukn, waciwie ledwo dotkn, i poow ciany diabli wzili. O pokojach
nawet nie wspomn. Wedug tego planu pokj na kocu korytarza ma prawie czterdzieci
metrw kwadratowych. Sranie w bani. Gra dwadziecia, ceg zer wasnymi zbami, jeli
nie mam racji. ciana jest tam, gdzie nie powinno jej by. A o rurach ciekowych lepiej nie
gada.
adnej nie ma tam, gdzie si naley jej spodziewa, na logik.
- A na pewno umie pan odczytywa plany?
- Szanowny panie. Ja jestem fachowcem. Prosz mi wierzy, e ten dom to jedna
wielka amigwka. Tu majstrowa, kto chcia.
- To pana problem i musi sobie pan jako z tym poradzi. Cuda moe pan czyni,
abrakadabra, co si panu ywnie podoba, mnie jest wszystko jedno, ja tylko wiem, e w
pitek ciany maj by wytapetowane, pomalowane, a wiato ma si pali.
- Prosz mnie tylko nie ponagla, bo ta robota wymaga jubilerskiej precyzji. A bez
strategii to w ogle si nie da.
- To co zamierzacie robi?
- Tak na za to idziemy co zje, bo pora na przerw niadaniow.
- Przecie przyszlicie tu p godziny temu!
- Panie Martin, przy takim nastawieniu daleko nie zajdziemy.
Mka remontu i partaniny trwaa tydzie duej, ni pierwotnie zakadano, ale nawet
gdyby obecno Otilia i jego szwadronu wirtuozw wierccych dziury w najmniej
odpowiednich miejscach i oddajcych si konsumpcji drugiego niadania przez dwie i p
godziny trwa miaa w nieskoczono, radosna nadzieja, e wreszcie mog mieszka w
domu, o ktrym tak dugo marzyem, pozwoliaby mi, w razie koniecznoci, mieszka tam
latami przy wiecach i lampach naftowych. Miaem szczcie, e dzielnica Ribera bya
duchow i materialn ostoj rzemielnikw wszelakiej specjalnoci, wic bez trudu
znalazem, nieopodal mojego nowego lokum, osob, ktra moga mi zamontowa nowe
zamki, niewygldajce bynajmniej na skradzione z Bastylii, jak rwnie armatur i lampy
zgodne z dwudziestowiecznymi wymogami. Pomys o zaoeniu linii telefonicznej nie
wzbudza we mnie wikszego entuzjazmu, zreszt, sdzc z tego, co syszaem w radiu
Vidala, nowe rodki masowej komunikacji, jak nazywaa je aktualna prasa, nie bray mnie w

ogle pod uwag jako swojego moliwego klienta. Postanowiem, e w nowym otoczeniu
bd wid ycie wrd ksiek i w ciszy. Z caego dobytku posiadanego w pensjonacie
wziem jedynie komplet bielizny i ow kaset z pistoletem ojca. Reszt odziey i osobistych
drobiazgw rozdzieliem midzy dotychczasowych pensjonatowych wsplokatorw. A
gdybym mg zostawi za sob pami i swoj skr, nie wahabym si i tego zrobi.
Swoj pierwsz, oficjaln i zelektryfikowan noc w domu z wieyczk spdziem w
dniu, w ktrym ukazaa si pierwsza ksika z cyklu Miasto przekltych. Intryg powieci
osnuem wok poaru El Ensueo w 1903 roku i dziewczcego widma nawiedzajcego od
tamtego czasu ulice Ravalu. Jeszcze nie wyscha farba drukarska w mej debiutanckiej ksice,
a ja ju przystpiem do pracy nad drug powieci cyklu. Wyliczyem, e pracujc
trzydzieci dni w miesicu, dzie w dzie, Ignatius B. Samson, chcc dotrzyma terminw
umowy, powinien rednio pisa 6,66 stron czystego, zredagowanego, maszynopisu, co
oczywicie byo czystym szalestwem, niemniej miao t zalet, e nie pozostawiao mi zbyt
wiele czasu, abym mg zda sobie z tego spraw.
Nawet nie zauwayem, e do szybko spoycie kawy i papierosw przeroso u mnie
spoycie tlenu. Odnosiem wraenie, e mj mzg w miar zatruwania przeistacza si w
kocio parowy, pod ktrym nigdy nie wygasa palenisko. Ignatius B. Samson by czowiekiem
modym i mia par. Pracowa noc, by nad ranem pogra si w dziwnych snach, w ktrych
litery z kartki wkrconej w waek maszyny zsuway si z papieru i niczym atramentowe
pajki wspinay po jego rkach, twarzy, przenikay przez skr, gniedziy si w yach, by
wreszcie zala czerni serce i zasnu renice kauami ciemnoci.
Caymi tygodniami nie wychodziem prawie z domu, zapominajc, jaki dzi jest dzie
tygodnia lub jaki miesic. Nie zwracaem uwagi na pojawiajce si nagle i narastajce ble
gowy, ktre przeszyway mi czaszk, jakby widrowano mnie szpikulcem, i odbieray wzrok,
olepiajc eksplozj biaego wiata. Przyzwyczaiem si do nieustpujcego gwizdu w
uszach, tumionego jedynie szumem wiatru lub deszczu.
Czasem, kiedy twarz pokryway mi kropelki zimnego potu, a donie nad klawiszami
underwooda zaczyna opanowywa dygot, postanawiaem, e nastpnego dnia pjd do
lekarza. Ale nastpnego dnia trzeba byo opisa kolejn scen i opowiedzie kolejn histori.
Gdy Ignatius B. Samson koczy pierwszy rok ycia, uznaem, e naley to uczci,
wziem wic dzie wolny. Chciaem zaczerpn powietrza i przypomnie sobie, jak wyglda
soce i ulice miasta, po ktrych przestaem chodzi, by mc je sobie jedynie wyobraa.
Umyem si, ogoliem, ubraem w najlepszy i najszykowniejszy garnitur.
Otworzyem w studiu i w galerii wszystkie okna, by przewietrzy dom i przewia na

wszystkie strony wiata w ciki opar z wolna przeradzajcy si w wo domu. Wychodzc,


zobaczyem przy skrzynce pocztowej du kopert. W rodku znajdowaa si kartka
pergaminu z odcinit w laku postaci anioa i wykaligrafowanym charakterystycznie
wykwintnym pismem tekstem:
Drogi Davidzie!
Chciabym pierwszy zoy Panu serdeczne gratulacje na tym nowym etapie Paskiej
drogi twrczej. Lektura pierwszych odcinkw Miasta przekltych przysporzya mi wiele
radoci. Ufam, i ten drobny upominek sprawi Panu przyjemno.
Ponawiajc sowa szczerego podziwu, pozwalam sobie rwnie wyrazi nadziej, e
drogi nasze kiedy si spotkaj. W przekonaniu, e tak wanie si stanie, pozdrawiam Pana
serdecznie, Paski przyjaciel i czytelnik,
Andreas Corelli
Upominkiem by ten sam egzemplarz Wielkich nadziei, ktry podarowa mi pan
Sempere, kiedy byem dzieckiem, a ja, po jakim czasie, oddaem mu, nie chcc, by znalaz
si w rkach ojca; ten sam egzemplarz, ktry, gdy chciaem go odzyska par lat pniej za
niewane jak cen, znikn dzie wczeniej w rkach nieznajomego nabywcy. Przyjrzaem
si kartkom papieru, ktre nie tak dawno temu zdaway si dla mnie zawiera ca magi i
wiedz o wiecie. Na okadce dojrze mona byo jeszcze lady moich dziecicych
pokrwawionych palcw.
- Dzikuj - szepnem.
- Sempere woy okulary, by zbada ksik. Pooy j na kawaku materiau
rozpostartym na jego biurku na zapleczu ksigarni i skierowa wiato lampy wprost na tom.
Inspekcja rzeczoznawcy trwaa dusz chwil, podczas ktrej zachowaem nabone
milczenie. Patrzyem, jak przewraca strony, wcha je, gadzi delikatnie grzbiet okadki, way
ksik w jednej rce, by w kocu drug zamkn okadk i obejrze pod lup lady
zaschnitej krwi, ktre moje palce zostawiy tam dwanacie czy trzynacie lat wczeniej.
- Niewiarygodne - zawyrokowa, zdejmujc okulary. - To ta sama ksika. W jaki
sposb trafia do pana z powrotem?
- Sam nie wiem. Panie Sempere, czy jest panu znane nazwisko francuskiego wydawcy
Andreasa Corellego?
- Nazwisko brzmi bardziej z woska ni z francuska, a Andreas wyglda na imi
greckie...
- Wydawnictwo mieci si w Paryu. Editions de la Lumiere.
Sempere zastanawia si przez jaki czas.

- Obawiam si, e nigdy o nim nie syszaem. Zapytam Barcel.


On wie wszystko; zobaczymy, co powie.
Gustavo Barcel by jednym z nestorw izby barceloskich ksigarzy i syn zarwno
ze swej encyklopedycznej wiedzy, jak te sarkazmu i zarozumiaoci. W gronie ksigarzy
mawiao si, e w razie wtpliwoci najlepiej byo poradzi si Barcel. W tej chwili zajrza
do rodka syn Sempere, ktry, chocia starszy ode mnie jakie dwa, trzy lata, by tak
chorobliwie niemiay, e czasem zdawao si, e chodzi w czapce niewidce.
- Ojcze, kto przyszed po zamwienie, ktre, jeli si nie myl, przyjmowa ojciec.
Ksigarz pokiwa gow i wrczy mi gruby, mocno zniszczony tom.
- Oto najnowszy katalog europejskich wydawcw. Niech pan go sobie przejrzy, moe
co pan znajdzie, ja tymczasem obsu klienta - zaproponowa.
Zostaem sam na zapleczu ksigarni, szukajc bezskutecznie Editions de la Lumiere,
Sempere za wrci za lad. Przegldajc katalog, usyszaem, e rozmawia z kobiet, ktrej
gos wyda mi si znajomy. Dotaro do moich uszu nazwisko Pedro Vidala i, zaintrygowany,
postanowiem wyjrze z kryjwki.
Cristina Sagnier, crka szofera i sekretarka mojego mentora, przegldaa stos ksiek,
ktrych tytuy Sempere notowa w ksidze sprzedanych towarw. Ujrzawszy mnie,
umiechna si grzecznie, ale byem pewien, e mnie nie poznaje. Sempere unis gow i
napotykajc mj cielcy wzrok, byskawicznie zorientowa si w sytuacji.
- Wy si ju znacie, prawda? - zapyta.
Cristina, zaskoczona, uniosa brwi i spojrzaa na mnie raz jeszcze, nadal nie majc
pojcia, kim jestem.
- David Martin. Przyjaciel don Pedra - popieszyem z wyjanieniem.
- Ach tak, oczywicie - powiedziaa. - Dzie dobry.
- Jak si miewa pani ojciec? - zapytaem.
- Bardzo dobrze. Czeka na mnie na rogu, w samochodzie.
Ksigarzowi nie trzeba byo powtarza tego dwa razy.
- Panna Sagnier przysza po ksiki, ktre zamwi Vidal. Jako e sporo wa, moe
byby pan tak uprzejmy i pomg zanie je do samochodu...
- Ale nie trzeba - zaoponowaa Cristina.
- To aden problem - zapewniem, dwigajc prdko stos ksiek, ktry okaza si
ciszy ni luksusowe wydanie Encyclopaedia Britannica wraz z suplementami.
Co trzasno mi w krgosupie, a Cristina spojrzaa na mnie z niepokojem.
- Wszystko w porzdku?

- Prosz si nie obawia. Nasz przyjaciel David, chocia literat, silny jest jak db powiedzia Sempere. - Prawda, Davidzie?
Cristina patrzya na mnie z powtpiewaniem. Posaem jej umiech niepokonanego
samca.
- To dla mnie jak rozgrzewka - odparem.
Sempere syn ju mia si zaoferowa, e wemie poow ksiek, ale jego wiedziony
intuicj ojciec zapa go za rami. Cristina przytrzymaa mi drzwi, a ja uznaem, e sprbuj
pokona owe pitnacie czy dwadziecia metrw, jakie dzielio mnie od hispano - suizy
zaparkowanej na rogu z Portal del Angel. Ledwo doszedem na miejsce, a ramiona pony mi
z blu. Manuel pomg mi zaadowa ksiki i przywita si ze mn serdecznie.
- C za spotkanie!
- wiat jest may.
Cristina podzikowaa mi delikatnym umiechem i wsiada do samochodu.
- Przykro mi, e si pan tak nadwiga.
- Drobnostka. Troch gimnastyki dobrze robi - zapewniem, starajc si zapomnie o
wstgach blu, ktre splatay si na moich plecach. - Pozdrowienia dla don Pedra.
Patrzyem za nimi, jak odjedaj w kierunku placu Catalunya, a kiedy si
odwrciem, dostrzegem na progu ksigarni Sempere, ktry obserwowa mnie z chytrym
umieszkiem i pokazywa mi gestem, ebym przesta si lini. Podszedem do niego i nie
mogem si powstrzyma, by nie rozemia si z samego siebie.
- Przejrzaem pana, Davidzie. A mylaem, e jest pan twardy jak gaz.
- Na kadego przyjdzie kryska.
- To prawda. Mog zatrzyma ksik na kilka dni?
Skinem gow.
- Prosz na ni bardzo uwaa.

10
Ujrzaem Cristin ponownie kilka miesicy pniej, w towarzystwie Pedra Vidala,
przy stoliku zawsze dla zarezerwowanym w Maison Doree. Vidal skin, bym do nich
doczy, wystarczyo mi jednak dostrzec wyraz jej twarzy, by uzna, e powinienem
grzecznie podzikowa za zaproszenie.
- Jak idzie praca nad powieci, don Pedro?
- Pen par.
- ycz smacznego.
Widywalimy si z rzadka i zawsze przypadkiem. Czasem spotykaem j w ksigarni
Sempere i Synowie, gdzie przychodzia po ksiki dla don Pedra. Sempere, kiedy nadarzaa
si okazja, zostawia nas samych, ale Cristina szybko zdaa sobie z tego spraw i zacza
przysya po odbir zamwie jednego ze sucych z Villi Helius.
- Wiem, e to nie moja sprawa - mwi Sempere. - Ale moe lepiej byoby wybi j
sobie z gowy.
- Nie wiem, do czego pan pije.
- Panie Davidzie, znamy si nie od dzi...
Cho nie zdawaem sobie z tego sprawy, miesice pyny jak w negatywie.
Pracowaem w nocy, piszc od zmierzchu do witu, spaem za w cigu dnia. Barrido i
Escobillas nie posiadali si ze szczcia z powodu sukcesu, jakie odnosio Miasto
przekltych, i kiedy byem na skraju wyczerpania, zapewniali, e jeszcze kilka powieci i
dadz mi roczny urlop, bym mg odpocz albo powici si pisaniu czego bardziej
osobistego, co wydadz z wielk pomp, pod moim prawdziwym nazwiskiem,
wydrukowanym na okadce wielkimi literami.
Zawsze brakowao tych kilku powieci. Coraz czciej i mocniej dokuczay mi jakie
kucia w piersiach, zawroty i ble gowy, ale tumaczyem je zmczeniem i tumiem
zwikszonymi dawkami kofeiny, papierosw, tabletkami kodeiny i Bg wie jakimi jeszcze
specyfikami sprzedawanymi mi poktnie przez aptekarza z ulicy Argenteria, zmieniajcymi
yy w ponce lonty. Don Basilio, z ktrym w co drugi czwartek jadem obiad w ogrdku
restauracji w Barcelonecie, namawia mnie, bym poszed do lekarza. Zawsze odpowiadaem,
e oczywicie, e mam ju umwion wizyt w tym tygodniu. Nie miaem zbyt wiele czasu,
by widywa si z kimkolwiek - nie liczc mojego byego szefa oraz starego i modego
Sempere - poza Vidalem, z ktrym i tak spotykaem si tylko dlatego, e do mnie
przychodzi. Nie lubi domu z wieyczk i zawsze nalega, bymy wyszli na spacer, ktry

nieodmiennie koczy si w barze Almirall przy ulicy Joaquim Costa, gdzie mia otwarty
rachunek i prowadzi w pitkowe noce literackie tertulie, na ktre mnie nie zaprasza,
wiedzia bowiem wietnie, e wszyscy uczestnicy, sfrustrowani wierszokleci i cmokierzy,
ktrzy miali si z jego dowcipw w nadziei na jamun, rekomendacj u jakiego wydawcy
lub pochwalne swko jako balsam na jtrzce si rany prnoci, nienawidzili mnie z caego
serca swego, z caej duszy swojej i ze wszystkich si swoich, jakich nie starczao ich
artystycznym przedsiwziciom, ktrych uparcie nie doceniaa ciemna i prostacka masa
czytelnicza. Tam, midzy jednym a drugim kieliszkiem absyntu i w oparach kubaskich
cygar, opowiada mi o swojej powieci, ktrej wci nie potrafi skoczy, o swych planach,
by zerwa z yciem na p gwizdka, swoimi podbojami i miostkami z pannami tym
modszymi i bardziej skorymi do zampjcia, im on sam stawa si starszy.
- W ogle mnie nie pytasz o Cristin - stwierdza czasami, nie bez zoliwoci.
- A o co miabym pyta?
- Czy ona pyta o ciebie.
- Czy ona pyta o mnie, don Pedro?
- Nie.
- Sam pan widzi.
- Aczkolwiek onegdaj wspomniaa o tobie.
Spojrzaem mu gboko w oczy, by przekona si, czy ze mnie nie kpi.
- A co powiedziaa?
- Nie spodoba ci si to.
- miao.
- Nie tymi sowy to powiedziaa, ale, o ile zrozumiaem, Cristina nie pojmuje, jak
moesz si prostytuowa, piszc szmirowate cykle powieciowe dla tych dwch zodziei, i
uwaa, e trwonisz swj talent i modo.
Poczuem, jakby Vidal wbi mi lodowaty sztylet w brzuch.
- Naprawd tak myli?
Vidal wzruszy ramionami.
- Jeli o mnie chodzi, niech idzie w diaby.
Pracowaem codziennie oprcz niedziel, kiedy to wczyem si po ulicach, eby
zawsze zaj do jednej z winiarni Paralelo, gdzie bez trudu znale mona byo towarzystwo i
przelotne uczucie w ramionach jakiej duszy rwnie samotnej i penej oczekiwa. Dopiero
rano, kiedy budziem si u ich boku i odkrywaem w nich kogo zupenie obcego, zdawaem
sobie spraw, e wszystkie co z niej maj - kolor wosw, sposb poruszania si, gest,

spojrzenie. Prdzej czy pniej, by stumi kopotliwe milczenie poegna, owe damy jednej
nocy pytay mnie, co robi, a kiedy ulegaem prnoci i mwiem im, e jestem pisarzem,
uznaway mnie za oszusta, bo adna z nich nie syszaa o Davidzie Martinie, za to niektre
syszay, i owszem, o Ignatiusie B. Samsonie i Miecie przekltych. Z czasem zaczem
mwi, e pracuj w portowym urzdzie celnym przy Stoczniach Krlewskich, albo e jestem
aplikantem w kancelarii adwokackiej Sayrach, Muntaner i Cruells.
Pamitam, jak ktrego wieczoru siedziaem w kawiarni Opera w towarzystwie
nauczycielki muzyki o imieniu Alicia, ktrej, jak podejrzewam, pomagaem zapomnie o
kim, kto si zapomnie nie dawa. Ju miaem j pocaowa, gdy za szyb ujrzaem twarz
Cristiny. Kiedy wyszedem na ulic, zdya znikn w pyncym po Ramblas tumie. Dwa
tygodnie pniej Vidal zmusi mnie, bym przyszed na premier Madame Butterfly w Liceo.
Vidalowie mieli lo na pierwszym balkonie i don Pedro, zagorzay mionik opery, pojawia
si tam regularnie co tydzie. Spotkawszy si z nim w hallu, zauwayem, e towarzyszy ma
nam rwnie Cristina. Przywitaa mnie lodowatym umiechem i nie zaszczycia adnym
sowem ani spojrzeniem, dopki Vidal, w poowie drugiego aktu, nie zdecydowa si zej do
salonu przywita z jednym ze swoich kuzynw, zostawiajc nas samych, tu obok siebie, za
przyzwoitk majc tylko muzyk Pucciniego i skryte w pmroku twarze widzw. Dopiero po
dziesiciu minutach omieliem si do niej odezwa.
- Czy zrobiem co niewaciwego? - zapytaem.
- Nie.
- Moemy wic udawa przyjaci, przynajmniej od wita.
- Nie chc si z panem przyjani, Davidzie.
- A czemu to?
- Bo i pan nie chce si ze mn przyjani.
Miaa racj, nie chciaem si z ni przyjani.
- Czy to prawda, i sdzi pani, e si prostytuuj?
- Niewane, co ja sdz. Wane, co pan sdzi.
Wytrzymaem w fotelu loy jeszcze pi minut, by w kocu wsta i odej bez sowa.
Dotarszy do wielkich schodw teatru Liceo, zdyem przysic sobie, e nigdy wicej o niej
nie pomyl, nie spojrz na ni i sowem si do niej nie odezw.
Nastpnego dnia zobaczyem j przed katedr, lecz kiedy chciaem j zignorowa,
pomachaa do mnie i umiechna si. Widzc, e si ku mnie zblia, stanem jak wryty.
- Nie zaprosi mnie pan na podwieczorek?
- Robi wanie na ulicy i dopiero za par godzin mam fajrant.

- Wobec tego prosz pozwoli, e to ja pana zaprosz. Ile pan bierze za towarzyszenie
damie przez godzin?
Niechtnie, bo niechtnie, ale udaem si z ni do pijalni czekolady na ulicy Petritxol.
Zamwilimy po filiance gorcego kakao i usiedlimy naprzeciw siebie, czekajc, ktre
pierwsze si odezwie.
Raz przynajmniej dopisao mi szczcie.
- Nie chciaam pana wczoraj obrazi, Davidzie. Nie wiem, co panu powiedzia don
Pedro, ale ja nigdy nie powiedziaam niczego podobnego.
- Moe pani tylko tak pomylaa i dlatego don Pedro mi o tym napomkn.
- Nie ma pan najmniejszego pojcia, co ja myl - odpara oschle.
- Don Pedro rwnie.
Wzruszyem ramionami.
- Niech ju bdzie.
- Powiedziaam co zupenie innego. Powiedziaam, e uwaam, e nie robi pan tego,
co pan naprawd czuje.
Przytaknem z umiechem. Jedyne, co odczuwaem w tym momencie, to nieprzepart
ch pocaowania jej. Cristina miao wytrzymaa moje spojrzenie. Nie cofna twarzy, gdy
wycignem rk, by wpierw dotkn palcami jej warg, a nastpnie zsun je po podbrdku i
szyi.
- Nie, prosz - rzeka wreszcie.
Kiedy kelner przynis nam dwie dymice filianki, Cristiny ju nie byo. Przez wiele
miesicy nawet nie usyszaem jej imienia.
Pewnego wrzeniowego wieczoru, kiedy skoczyem wanie kolejny tom cyklu
Miasto przekltych, postanowiem, e tej nocy zrobi sobie wolne. Przeczuwaem, e zblia
si jeden z gwatownych atakw mdoci i olepiajcych rozbyskw w mzgu. Poknem
gar pastylek z kodein i pooyem si do ka, by po ciemku przeczeka uderzenia
zimnego potu i drenie rk. Ju zapadaem w sen, kiedy usyszaem pukanie do drzwi.
Powlokem si do przedpokoju i otworzyem. Vidal, wystrojony w jeden ze swoich
nieskazitelnych garniturw z woskiego jedwabiu, zapala papierosa w nimbie wiata, ktre
tylko Vermeer mgby wymalowa.
- yjesz jeszcze, czy rozmawiam z duchem?
- Nie przyjecha pan z Villi Helius, by prawi mi podobne komplementy.
- Nie, przyjechaem, bo dwa miesice temu such po tobie zagin i martwiem si o
ciebie. Dlaczego nie zaoysz sobie telefonu w tym mauzoleum, jak normalny czowiek?

- To nie dla mnie. Lubi widzie twarz swojego rozmwcy i eby on widzia mnie.
- Akurat w twoim przypadku nie jest to najlepszy pomys. Przegldae si ostatnio w
lustrze?
- Na pewno nie robi tego tak czsto jak pan.
- W kostnicy Hospital Clinico s trupy, ktre wygldaj o wiele lepiej ni ty. Ubieraj
si!
- Po co?
- Zabieram ci na przejadk.
Vidal okaza si guchy na moje wykrty. Pocign mnie za sob do zaparkowanego
na rogu Born samochodu i kaza Manuelowi rusza.
- Dokd jedziemy?
- Niespodzianka.
Przejechalimy ca Barcelon i dotarszy do alei Pedralbes, zaczlimy pi si pod
gr. Kilka minut pniej ujrzelimy Vill Helius; wiato bijce ze wszystkich okien otaczao
dom zot obwdk. Vidal nie odzywa si, tylko umiecha tajemniczo. Wszedem do domu
za nim, a on zaprowadzi mnie do salonu. Czekaa tam grupa osb, ktre, zobaczywszy mnie,
zaczy bi brawo. By don Basilio i Cristina, Sempere ojciec i syn, moja dawna
nauczycielka, doa Mariana, i paru autorw z wydawnictwa Barrido i Escobillas, z ktrymi
zdyem si zaprzyjani, Manuel, ktry przyszed za nami, jakie kochanki Vidala. Don
Pedro poda mi kieliszek szampana i umiechn si.
- Wszystkiego najlepszego w dniu twoich dwudziestych smych urodzin, Davidzie.
Na mier o nich zapomniaem.
Po kolacji przeprosiem na chwil goci i wyszedem do ogrodu zaczerpn wieego
powietrza. Rozgwiedone niebo delikatnie srebrzyo drzewa. Nie upyna nawet minuta,
kiedy usyszaem za sob kroki i odwrciem si, by dostrzec ostatni osob, ktr
spodziewaem si zobaczy: Cristin Sagnier. Umiechna si do mnie, jakby przepraszaa za
najcie.
- Pedro nie wie, e wyszam za panem - zagadna.
Zauwayem, e nie nazywaa go ju don Pedro, ale udawaem, e nic mnie to nie
obchodzi.
- Chciaabym z panem porozmawia - powiedziaa. - Ale nie w tej chwili. I nie tutaj.
Nawet ciemnoci ogrodu nie mogy zamaskowa mojego zakopotania.
- Moemy spotka si jutro? - zapytaa. - Obiecuj, e nie zabior panu duo czasu.
- Pod jednym warunkiem - odparem. - e ju nigdy nie bdzie si pani do mnie

zwraca per pan. Przez te urodziny czuj si ju dostatecznie stary.


Cristina umiechna si.
- Zgoda. Ale pan te bdzie mi mwi po imieniu.
- To moja specjalno. Gdzie mielibymy si umwi?
- Moe u ciebie w domu? Nie chc, eby nas kto zobaczy ani eby Pedro dowiedzia
si, e ze mn rozmawiae.
- Jak sobie yczysz.
Cristina umiechna si, zadowolona.
- Wic jutro? Moe by po poudniu?
- Jak ci wygodniej. Wiesz, gdzie mieszkam?
- Mj ojciec wie.
Pochylia si i delikatnie ucaowaa mnie w policzek.
- Wszystkiego najlepszego, Davidzie.
Zanim zdyem cokolwiek powiedzie, rozpyna si w mrokach ogrodu. Kiedy
wrciem do salonu, ju jej tam nie byo. Vidal obrzuci mnie lodowatym spojrzeniem z
drugiego koca salonu i dopiero kiedy uwiadomi sobie, e na niego patrz, umiechn si.
Godzin pniej Manuel, za zgod Vidala, zaoferowa si, e odwiezie mnie do domu
hispano - suiz. Usiadem obok niego, jak zawsze, kiedy jedzilimy tylko we dwch, a on
instruowa mnie w sztuce prowadzenia samochodu, a czasem nawet, nic nie mwic
Vidalowi, pozwala mi usi za kierownic. Tej nocy szofer wyda mi si bardziej markotny
ni zwykle. Nie otworzy ust a do samego centrum. Zauwayem, e schud i wyranie si
postarza.
- Czy co si stao, Manuelu? - zapytaem.
Szofer wzruszy ramionami.
- Nic takiego.
- Co jednak pana gryzie.
- Kopoty ze zdrowiem. W moim wieku nic ju nie jest proste.
Ale nie martwi si o siebie. Martwi si o crk.
Nie wiedziaem, co mam powiedzie.
- Wiem, e pan j lubi. Moj Cristin. Ojciec widzi takie rzeczy.
Przytaknem w milczeniu. Nie odzywalimy si a do chwili, kiedy Manuel
zatrzyma samochd u wylotu ulicy Flassaders. Poda mi rk i jeszcze raz pogratulowa z
okazji urodzin.
- Gdyby co mi si stao - powiedzia - pan jej pomoe, prawda?

Zrobi pan to dla mnie?


- Oczywicie, Manuelu. Ale co miaoby si panu sta?
Szofer poegna si ze mn z umiechem. Patrzyem, jak wsiada do samochodu i
powoli odjeda. Nie miaem cakowitej pewnoci, ale przysigbym, e po milczcej jedzie
teraz mwi do siebie.

11
A do rana kryem po caym mieszkaniu, sprztajc, doprowadzajc wszystko do
adu, wietrzc i odkurzajc kty i przedmioty, o ktrych nawet nie pamitaem, e w ogle
istniej. Pdem pobiegem na targ, do kwiaciarni, a kiedy wrciem, taszczc pki r,
uwiadomiem sobie, e nie mam pojcia, gdzie schowaem wszystkie wazony. Ubraem si,
jakbym mia stara si o prac. Recytowaem na wszelkie sposoby kretysko brzmice
formuki powitalne. Przyjrzaem si sobie w lustrze i stwierdziem, e Vidal mia racj, bo
wygldaem jak wampir. Na ostatek spoczem w fotelu, w galerii, z ksik w rku. Przez
dwie godziny siedziaem ze wzrokiem wbitym w pierwsz stron. Wreszcie, punktualnie o
czwartej, usyszaem dobiegajce ze schodw kroki Cristiny i skoczyem na rwne nogi.
Kiedy zapukaa do drzwi, ja ju tam staem ca wieczno.
- Witam, Davidzie. Przyszam w nieodpowiedniej porze?
- Nie, nie, skde znowu. Zapraszam do rodka.
Cristina umiechna si uprzejmie i przekroczya prg. Poprowadziem j do czytelni
w galerii i poprosiem, by usiada w fotelu.
Obrzucia wszystko bacznym spojrzeniem.
- Bardzo szczeglne miejsce - powiedziaa. - Pedro mwi mi, e twj dom to
wielkopaska rezydencja.
- On woli uywa okrelenia: dom zgrzybiaej staroci, ale to tylko kwestia gustu.
- Mog wiedzie, dlaczego tutaj zamieszkae? To dom cokolwiek za duy dla osoby
samotnej.
Dla osoby samotnej, pomylaem. Czowiek staje si takim, jakim widz go oczy
podanej osoby.
- Chcesz zna prawd? Zamieszkaem tutaj, bo przez wiele lat, niemal dzie w dzie,
w drodze do redakcji patrzyem na ten dom.
Zawsze by zamknity na cztery spusty, wic z czasem umyliem sobie, e ten dom
czeka na mnie. Zaczem marzy, ni dosownie, e kiedy w nim zamieszkam. I tak si
stao.
- Wszystkie twoje marzenia i sny si speniaj?
Ten ironiczny ton za bardzo przypomina mi Vidala.
- Nie - odpowiedziaem. - Tylko to si spenio. Ale wystarczy.
Chciaa o czym ze mn porozmawia, a ja ci tu zawracam gow historiami, ktre
pewnie ci nudz.

Ton mego gosu by bardziej asekuracyjny, nibym sobie tego yczy. Z pragnieniami
przydarzyo mi si to samo co z kwiatami; miaem je w rku, ale nie wiedziaem, co z nimi
pocz.
- Chciaam porozmawia o Pedrze - zacza Cristina. - Jeste jego najbliszym
przyjacielem. Znasz go dobrze. Mwi o tobie jak o wasnym synu. Do nikogo nie jest tak
przywizany. Sam wiesz.
- Don Pedro jest i by dla mnie jak ojciec - odparem. - Gdyby nie on i pan Sempere,
nie wiem, co by si ze mn stao.
- Mam ostatnio powody, by si o niego martwi, dlatego te prosiam ci o rozmow.
- By si martwi? A c to za powody?
- Par lat temu zaczam pracowa dla niego jako sekretarka, wiesz.
Don Pedro jest osob wielkiej szlachetnoci i bardzo si w ostatnich latach
zaprzyjanilimy. Zachowa si niezwykle wspaniaomylnie wobec mojego ojca i wobec
mnie. Dlatego tak boli to, co si z nim ostatnio dzieje.
- To znaczy co?
- Ta przeklta ksika, powie, ktr chce napisa.
- Przecie pracuje nad ni od lat.
- Od lat j niszczy. Poprawiam i przepisuj na maszynie strona po stronie. Przez
ostatnie dwa lata podar i wyrzuci przynajmniej dwa tysice stron. Mwi, e nie ma za grosz
talentu. e jest baznem. Pije. Coraz czciej zdarza si, e gdy przychodz do gabinetu, jest
pijany i szlocha jak dziecko...
Przeknem lin.
- ...mwi, e ci zazdroci, e chciaby by na twoim miejscu, e ludzie okamuj go i
wychwalaj jego ksiki, bo czego od niego chc, pienidzy albo pomocy, on jednak wie, e
jego twrczo jest nic niewarta. Przy ludziach trzyma fason, zachowuje maniery i w ogle,
ale ja widuj go codziennie: on ganie w oczach. Czasami boj si, czy nie zrobi jakiego
gupstwa. To trwa ju jaki czas. Nie bardzo miaam z kim o tym porozmawia. Wiem, e
gdyby si dowiedzia, e przyszam do ciebie, wpadby w furi. Zawsze mi powtarza: nie
zawracaj Davidowi gowy moimi problemami, on ma przed sob cae ycie, a ja ju jestem
nikim. I takie rzeczy w kko powtarza. Przepraszam, e ci to wszystko opowiadam, ale nie
miaam do kogo z tym pj.
Milczelimy przez jaki czas. Poczuem ogarniajcy mnie chd, narastajc
wiadomo, e w czasie kiedy czowiek, ktremu zawdziczaem wszystko, pogra si w
czarnej rozpaczy, ja, zamknity w swoim wasnym wiecie, nie wyjrzaem z niego choby na

sekund, aby zda sobie z tego spraw.


- Moe nie powinnam bya tu przychodzi.
- Nie, nie, skde - zaprotestowaem. - Bardzo dobrze zrobia.
Cristina obdarzya mnie ciepym umiechem i po raz pierwszy odniosem wraenie, e
nie byem dla niej kim zupenie obcym.
- Wic co zrobimy? - zapytaa.
- Pomoemy mu - odparem.
- A jak nie da sobie pomc?
- Zrobimy tak, eby tego nie zauway.

12
Nigdy si nie dowiem, czy zrobiem to, by pomc Vidalowi, jak wmawiaem sobie,
czy te uznaem to za wietny pretekst, eby widywa si z Cristin. Spotykalimy si u mnie
prawie codziennie. Cristina przynosia kartki zapisane poprzedniego dnia przez Vidala, pene
poprawek, przekrelonych akapitw, gste od notatek i tysica prb ratowania tego, co byo
nie do uratowania. Szlimy do gabinetu i siadalimy na pododze. Najpierw Cristina czytaa je
na gos, pnej dugo nad nimi dyskutowalimy. Mj mentor prbowa napisa co w rodzaju
sagi obejmujcej trzy pokolenia barceloskiej dynastii niewiele rnicej si od rodu
Vidalw. Opowie zaczynaa si na kilka lat przed rewolucj przemysow, wraz z
przybyciem do miasta dwch osieroconych braci, i nawizywaa do biblijnej paraboli o
Kainie i Ablu: jeden stawa si najbogatszym i najpotniejszym magnatem tego okresu,
drugi za wstpowa na drog kapastwa, by nie pomoc ubogim i zgin tragicznie
mierci przywodzc na myl przypadek ksidza i poety wielebnego Jacinta Verdaguera.
Opowie o skconych braciach rozgrywaa si wrd przernych postaci uwikanych w
ckliwe melodramaty, gorszce skandale, morderstwa, zakazane mioci, tragedie i tym
podobne, nieodzowne dla gatunku ingrediencje, w scenerii rozbudowujcej si metropolii,
rodzcego si wiata przemysu i finansjery. Narratorem by wnuk jednego z braci, ktry
relacjonowa dzieje rodziny, przygldajc si poncemu miastu z paacowych tarasw
Pedralbes podczas Tragicznego Tygodnia 1909 roku.
Byem zaskoczony, bo po pierwsze, fabu t naszkicowaem Vidalowi par lat temu,
podsuwajc mu punkt wyjcia do jego wymarzonej powieci, ktr, jak lubi powtarza,
niebawem mia zacz pisa. Po wtre, cho nie brakowao po temu okazji, Vidal nigdy nie
wspomnia mi, e postanowi sign po ten pomys i od dwch lat ju nad nim pracuje. Po
trzecie za ksika, w stanie, w jakim si znajdowaa, bya cakowit i gigantyczn katastrof,
gdzie nic nie trzymao si kupy, poczynajc od postaci i struktury, poprzez nastrj i
dramaturgi, a koczc na jzyku i stylu, godnych dyletanta majcego wicej czasu i pretensji
ni talentu.
- Co o tym sdzisz - pytaa Cristina. - Co z tego bdzie?
Wolaem nie mwi jej, e Vidal poyczy ode mnie pomys, i nie chcc, by si
jeszcze bardziej przejmowaa, umiechnem si i zawyrokowaem:
- Tu i wdzie trzeba co poprawi. To wszystko.
Kiedy zapada zmrok, Cristina siadaa przy maszynie i, na cztery rce, pisalimy od
nowa ksik Vidala, sowo po sowie, wers po wersie, scena po scenie. Fabua, ktr

skonstruowa Vidal, bya tak niespjna i banalna, e postanowiem wrci do zasugerowanej


mu na pocztku. Powoli zaczlimy nadawa ycie postaciom, cakowicie je przerabiajc. Nie
usza cao ani jedna scena, chwila, linijka lub fraza, a mimo to, im bardziej zblialimy si do
koca, tym wiksze odnosiem wraenie, e wskrzeszamy z popiow powie, ktr Vidal
nosi w sercu i mia zamiar napisa, tylko nie wiedzia jak.
Cristina mwia mi, e Vidal, wracajc po jakim czasie do sceny napisanej, jak
sdzi, kilka tygodni wczeniej, i czytajc j w ostatecznej wersji na maszynie, wyraa
zaskoczenie dojrzaoci warsztatu i talentu, w ktry dawno przesta wierzy. Cristina baa
si, e wreszcie odkryje nasz spisek, i sugerowaa, bymy zachowywali wiksz wierno
oryginaowi.
- Miej zawsze na uwadze prno pisarza, szczeglnie przecitnego - odpowiadaem.
- Nie lubi, jak tak o nim mwisz.
- Przykro mi. Ja te nie.
- Powiniene troch zwolni. Nie wygldasz najlepiej. Teraz o ciebie si martwi.
- Wiedziaem, e co dobrego z tego wyniknie.
Z czasem nauczyem si y tylko po to, by delektowa si kad sekund spdzan z
Cristin. Zaniedbaem swoj prac. Czasu dla Miasta przekltych nie miaem w ogle, a
znale go musiaem, wic spaem po trzy godziny dziennie, pracowaem w szalonym rytmie,
byle tylko dotrzyma terminw umowy. Barrido i Escobillas z zasady nie czytali w ogle
ksiek, ani tych, ktre sami wydawali, ani tych, ktre publikowaa konkurencja. Ale
Achtung Trutka czytaa je, i owszem, i rycho zacza podejrzewa, e co dziwnego si ze
mn dzieje.
- To nie jeste ty - mwia czasem.
- Jasne, e to nie ja, kochana Herminio. To Ignatius B. Samson.
Byem wiadom ryzyka, jakie wziem na siebie. Ale nic to. Nic to, e budziem si
codziennie zlany potem, a serce walio mi, jakby miao rozsadzi ebra. Byem gotw
zapaci t cen, i jeszcze wiksz, byle nie rezygnowa z tej sekretnej i niespiesznej bliskoci
czynicej z nas spiskowcw. Zdawaem sobie spraw, e Cristina widzi to w moich oczach,
przybywajc na nasze spotkania, i e nigdy nie odwzajemni si tym samym. Nie byo
przyszoci ani wielkich nadziei w tym biegu donikd i oboje mielimy tego wiadomo.
Czasami, zmczeni prbami ratowania tego nabierajcego coraz wicej wody okrtu,
odkadalimy na bok rkopis Vidala i zbieralimy si na odwag, by rozmawia o wszystkim,
tylko nie o naszej bliskoci, ktra, skrztnie skrywana, zaczynaa ju nam ciy. Zdarzao
si, e pokonujc niemiao i obawy, braem w rce jej do.

Nie oponowaa, ale czuem, e j to krpuje, e jest niemal przewiadczona, i to, co


robimy, nie jest w porzdku, e dug wdzicznoci wobec Vidala czy nas, ale i zarazem
dzieli. Pewnej nocy, gdy szykowaa si ju do wyjcia, ujem jej twarz w donie i
sprbowaem pocaowa. Znieruchomiaa, a kiedy ujrzaem siebie w lustrach jej oczu, nie
miaem si odezwa. Wstaa i odesza bez sowa. Przez dwa tygodnie jej nie widziaem, a
kiedy znw si pojawia, kazaa mi przyrzec, e nigdy wicej tego nie zrobi.
- Davidzie, musisz zrozumie, e kiedy skoczymy prac nad ksik Pedra,
przestaniemy rwnie widywa si na dotychczasowych zasadach.
- A niby dlaczego?
- Dobrze wiesz dlaczego.
Nie tylko na widoczne oznaki mojego sukcesu patrzya krzywym okiem. Zaczynaem
podejrzewa, e Vidal nie przesadza, twierdzc, e powieci, ktre pisz dla Barrida i
Escobillasa, zupenie si nie podobaj Cristinie, aczkolwiek mi o tym nie mwi. Bez trudu
wyobraaem sobie, e jest cakowicie przekonana o tym, i wszystko, na co mnie sta, to
tylko bezduszne pisanie na zamwienie, e wystawiem swoj osob na sprzeda w zamian za
gar miedziakw, nabijajc kabz tym dwm szczurom kanaowym, bo nie miaem odwagi
pisa sercem, pod wasnym nazwiskiem i kierujc si tylko wasnymi emocjami. Najbardziej
bolao mnie to, e w gruncie rzeczy miaa racj. Puszczaem wodze fantazji, wyobraajc
sobie, e wypowiadam umow, e pisz ksik wycznie dla niej, by zdoby jej szacunek.
Jeli to wszystko, co potrafiem robi, dla niej byo nic niewarte, to moe lepiej byo wrci
do szarych i ndznych dni w redakcji. Zawsze mog przecie y na garnuszku Pedra Vidala.
Nie mogem zasn, cho miaem za sob ca noc pisania, wyszedem wic na
przechadzk. Bez adnego konkretnego celu skierowaem swe kroki w gr miasta, ku
budowie wityni Sagrada Familia. Kiedy byem may, ojciec kilkakrotnie przyprowadzi
mnie tam, by poprzyglda si tej gmatwaninie rzeb i portykw, ktre nie mogy zerwa si
do lotu, jakby wisiao nad nimi przeklestwo.
Lubiem tu wraca, by upewni si, e nic si nie zmienio, e miasto wok wci si
rozrastao i pio w gr, ale Sagrada Familia trwaa jako ruina od pierwszego dnia.
Kiedy tam dotarem, zaczyna wanie wschodzi poprzecinany czerwonymi wiatami
bkitny wit, wykrelajcy na tle nieba wiee fasady Boego Narodzenia. Wiatr ze wschodu
przygania uliczny kurz i kwan wo fabryk strzegcych granic dzielnicy Sant Marti.
Przechodziem przez ulic Mallorca, kiedy ujrzaem w mgiece poranka wiata
nadjedajcego tramwaju. Usyszaem stukot metalowych k toczcych si po szynach i
narastajcy dwik dzwonka, w ktry bi tramwajarz, ostrzegajc o swej jedzie poprzez

cienie.
Chciaem ucieka, ale nie mogem. Staem nieruchomo midzy szynami, patrzc na
ogromniejce wiata tramwaju. Usyszaem krzyki tramwajarza i zobaczyem snopy iskier
sypice si spod k. Ale nawet wwczas, wiedzc, e patrz coraz bliszej mierci w oczy,
nie byem zdolny si ruszy. Poczuem zapach elektrycznoci, niesiony przez biae wiato,
ktrego wybuch trwa w moich oczach, pki tramwajowy reflektor w kocu nie zgas. Padem
jak kuka, zachowujc przytomno jeszcze przez par sekund, akurat tyle, by zobaczy, jak
dymice koo tramwaju zatrzymuje si dwadziecia centymetrw od mojej twarzy. A pniej
staa si ciemno.

13
Otworzyem oczy. Ogromne jak drzewa kamienne kolumny wznosiy si w pmroku
ku nagiemu sklepieniu. Igy wiata, pene drgajcego kurzu, przeszyway ukonie powietrze,
pozwalajc si domyla niekoczcych si rzdw prycz. Kropelki wody jak czarne zy
skapyway spod sufitu, by rozbijajc si o ziemi, eksplodowa echem. Pmrok wydawa
wo pleni i wilgoci.
- Witamy w czycu.
Uniosem gow i odwrciem si, by odkry mczyzn w achmanach, czytajcego
gazet w wietle latarni i rozcigajcego usta w umiechu, ktremu brakowao poowy zbw.
Czowka trzymanej przeze gazety donosia, e genera Primo de Rivera przejmuje ca
wadz w pastwie, inicjujc dyktatur w mikkich rkawiczkach, eby ratowa kraj przed
nieuchronn hekatomb. Ten dziennik liczy sobie co najmniej sze lat.
- Gdzie ja jestem?
Mczyzna, co nieco zaintrygowany, spojrza na mnie znad gazety.
- W hotelu Ritz. Nie czuje pan tego w nozdrzach?
- Jak tu trafiem?
- Jak wyta szmata. Przynieli pana dzi rano na noszach i od tamtej pory kima pan
w najlepsze.
Obmacaem si po marynarce i stwierdziem, e wszystkie pienidze, jakie miaem
przy sobie, znikny.
- wiat zwariowa - wykrzykn mczyzna, tarmoszc gazet.
- Jak wida, w najbardziej rozwojowych fazach kretynizmu brak idei rekompensuje si
nadmiarem przernych ideologii.
- Jak mona std wyj?
- Skoro tak si panu spieszy... Istniej dwa sposoby. Permanentny i przejciowy.
Permanentny prowadzi przez dach: jeden dobry skok i uwalnia si pan od tego dziadostwa na
zawsze. Wyjcie przejciowe znajduje si w gbi, tam gdzie krci si ten przygup z
wycignit pici, ktremu spadaj spodnie, co nie przeszkadza mu pozdrawia
rewolucyjnym gestem wszystkich przechodzcych tamtdy. Ale jeli wyjdzie pan tamtdy, to,
prdzej czy pniej, niechybnie znw pan tu zawita.
Czowiek z gazet przyglda mi si rozbawiony, z jasnoci umysu, jak emanuj
czasami szalecy.
- To pan mnie okrad?

- Ta wtpliwo zniewaa. Kiedy pana tu sprowadzono, by pan ju wyczyszczony jak


patena przed msz, ja za honoruj jedynie walory znajdujce si w obrocie giedowym.
Zostawiem tego lunatyka na pryczy, z niegdysiejsz gazet i postpow retoryk.
Cay czas odczuwaem zawroty gowy i z trudem mogem przej w linii prostej cztery kroki,
niemniej zdoaem dotrze do drzwi w bocznej cianie ogromnej hali, wychodzcych na
schodki. Z gry schodw zdawaa si spywa delikatna powiata.
Pokonaem cztery lub pi piter, by wreszcie poczu rzeki powiew wpadajcy przez
drzwiczki na kocu schodw. Wyszedem na zewntrz i zrozumiaem wreszcie, gdzie
trafiem.
Naprzeciwko mnie rozcigao si jezioro zawieszone nad drzewami parku Ciudadela.
Soce zaczynao unosi si nad miastem, a wody cite awicami alg faloway niczym
rozlane wino. Budynek zbiornika Depsito de las Aguas wyglda jak toporny zamek lub
wizienie. Zbudowany zosta, aby zaopatrywa w wod pawilony Wystawy wiatowej w
roku 1888, ale z czasem wntrza tej laickiej katedry zaczy niszcze do tego stopnia, e stay
si schronieniem dla umarlakw i biedakw, ktrzy nie mieli si gdzie podzia z nastaniem
nocy lub chodw. Duy zbiornik wody zawieszony na dachu by teraz bagnistym i mtnym
jeziorem wykrwawiajcym si poprzez szczeliny i pknicia budynku.
Wtedy wanie zauwayem posta stojc na jednym z kracw dachu. Czowiek w
gwatownie si odwrci, jakby zaniepokoio go samo municie mego wzroku, i spojrza na
mnie. Czuem si jeszcze nieco otpiay, wzrok miaem wci lekko zamglony, ale zdawao
mi si, e ruszy w moim kierunku - zbyt szybko, jakby jego stopy nie dotykay ziemi,
skokami nagymi i nazbyt zwinnymi, aby wzrok mg je uchwyci. Nie zanadto mogem
dojrze jego twarz pod wiato, niemniej zdoaem zauway, e to mczyzna o czarnych,
byszczcych oczach, jakby zbyt duych na jego twarz. Odnosiem wraenie, e im bardziej
si ku mnie zblia, tym bardziej jego sylwetka si wyduaa i przybywao jej wzrostu.
Poczuem zimne dreszcze i cofnem si par krokw, nie uwiadamiajc sobie, e za sob
mam brzeg jeziora.
Poczuem, e trac grunt pod nogami i e zaraz spadn na plecy, gdy nieznajomy
zapa mnie za rami, by pocign delikatnie ku sobie i postawi z powrotem na twardej
ziemi. Usiadem na jednej ze stojcych wok zbiornika awek i odetchnem gboko.
Nieznajomy sta koo mnie. Uniosem wzrok i po raz pierwszy zobaczyem go wyranie.
Oczy mia normalnego rozmiaru, by mojego wzrostu, jego gesty i ruchy niczym si
nie rniy od gestw i ruchw jakiegokolwiek mczyzny. Wyraz twarzy wyda mi si miy i
uspokajajcy.

- Dzikuj - powiedziaem.
- Dobrze si pan czuje?
- Tak. To tylko zawrt gowy.
Nieznajomy usiad koo mnie. Mia na sobie ciemny trzyczciowy garnitur z
wybornego materiau. W klapie marynarki zauwayem wpit srebrn miniaturk anioa z
rozpostartymi skrzydami, dziwnie mi znajom. Pomylaem, e obecno kogo w tak
nienagannym garniturze, w takim miejscu, jest raczej czym mao normalnym. Nieznajomy,
jakby czyta w moich mylach, umiechn si.
- Mam nadziej, e nie zaniepokoiem pana zbytnio - przemwi.
- Mniemam, e nie spodziewa si pan zasta w tym miejscu kogokolwiek.
Spojrzaem na zaskoczony i ujrzaem odbicie swojej twarzy w jego czarnych
renicach, ktre rozszerzay si niczym kleks na papierze.
- A mog wiedzie, co pana tu sprowadza?
- To samo co i pana: Wielkie nadzieje.
- Andreas Corelli - wymamrotaem.
Jego twarz rozjania si.
- Ogromna to dla mnie rado, e mam wreszcie mono pozna i przywita pana
osobicie, przyjacielu.
Mwi z lekkim akcentem, ktrego nie potrafiem jednak umiejscowi. Instynkt
podpowiada mi, e powinienem wsta i odej stamtd jak najszybciej, zanim nieznajomy
ponownie si odezwie, ale byo w jego gosie, w jego spojrzeniu co, co tchno spokojem i
budzio zaufanie. Wolaem nie pyta, skd mg wiedzie, e spotka mnie wanie w tym
miejscu, skoro nawet ja sam nie wiedziaem, gdzie si znalazem.
Brzmienie jego sw i wiato oczu dodawao mi otuchy. Wycign ku mnie do.
Ucisnem j. Umiech obiecywa raj utracony.
- Powinienem chyba podzikowa za wszystkie przejawy yczliwoci, jakie mnie
spotkay z pana strony w ostatnich latach. Obawiam si, panie Corelli, e mam u pana dug
wdzicznoci.
- adn miar. To ja jestem co panu winien, przyjacielu, i to ja powinienem przede
wszystkim przeprosi pana za to, e omieliem si pana niepokoi w niezbyt stosownym
czasie i miejscu, ale wyznaj, e od duszego ju czasu chciaem z panem porozmawia, a
nie potrafiem znale ani okazji, ani sposobu.
- Sucham wobec tego. Czym mog panu suy? - spytaem.
- Chc, eby pracowa pan dla mnie.

- Prosz?
- Chc, eby pan dla mnie pisa.
- Oczywista. Zapomniaem, e jest pan wydawc.
Nieznajomy zamia si. Mia szczliwy miech dziecka, ktre jeszcze nie rozbio
talerza.
- Najlepszym ze wszystkich. Wydawc, na ktrego cae ycie pan czeka. Wydawc,
ktry uczyni pana niemiertelnym.
Poda mi swoj wizytwk. Bya to taka sama wizytwka jak ta, ktr trzymaem w
doni, gdy przebudziem si po nocy z Chloe, i ktr wci miaem w domu.
ANDREAS CORELLI
Editeur
Editions de la Lumiere
Boulevard St. - Germain, 69. Paris
- Czuj si zaszczycony, panie Corelli, ale obawiam si, e nie mog przyj
propozycji. Obowizuje mnie umowa podpisana z...
- Barrido i Escobillas, wiem. To osobnicy, z ktrymi, bez urazy, nie powinien pan
utrzymywa jakichkolwiek stosunkw.
- Nie jest pan odosobniony w tym przekonaniu.
- Czyby podzielaa je rwnie panna Sagnier?
- Zna j pan?
- Ze syszenia. Zdaje si nalee do kobiet, wobec ktrych czowiek gotw jest na
wszystko, byle zdoby ich szacunek i podziw, nieprawda? Czy to nie ona wanie stara si
pana przekona, e powinien pan odej od tych pasoytw, by wreszcie zacz by wiernym
sobie?
- To nie takie proste. Mam umow, ktra zobowizuje mnie do pisania tylko i
wycznie dla nich jeszcze przez sze lat.
- Wiem, ale nie powinien si pan tym przejmowa. Moi adwokaci badaj wanie t
spraw i zapewniam pana, e istniej rnorakie formuy pozwalajce na definitywne
rozwizanie kadego zobowizania prawnego, gdyby zdecydowa si pan przysta na moj
propozycj.
- A jaka jest paska propozycja?
Corelli umiechn si obuzersko, niczym uczniak, z radoci wyjawiajcy sekret.
- Przez cay rok bdzie pan pracowa tylko i wycznie nad zamwion przeze mnie
ksik, ktrej tematyk przedyskutujemy z chwil podpisania umowy. Zaliczka wynosiaby

sto tysicy frankw.


Spojrzaem na osupiay.
- Jeli kwota ta nie wydaje si panu odpowiednia, gotw jestem rozway sum, jak
uzna pan za waciwsz. Bd szczery: nie mam zamiaru kci si z panem o pienidze. I
midzy nami mwic, nie sdz, by pan z kolei nosi si z innym zamiarem, bo wiem, i
kiedy wyjani panu, o jak ksik chc poprosi, sprawa ceny bdzie czym najmniej
istotnym.
Westchnem i umiechnem si do siebie.
- Widz, e mi pan nie wierzy.
- Szanowny panie Corelli, jestem autorem powieci przygodowych, ktre nawet nie s
podpisane moim nazwiskiem. Moi wydawcy, ktrych, jak wnosz, pan ju zna, to para
lichawych szalbierzy, niewartych wykupienia ich cia na wag ajna, moi czytelnicy za nawet
nie wiedz, e istniej. Od lat zarabiam na ycie w tym fachu i jeszcze nie zdoaem napisa
bodaje stroniczki, ktr bybym usatysfakcjonowany. Kobieta, ktr kocham, uwaa, e
trwoni ycie, i ma racj. Uwaa rwnie, e nie mam prawa jej pragn, e jestemy par nic
nieznaczcych dusz, a ich jedynym sensem istnienia jest spacanie dugu wdzicznoci u
czowieka, ktry wycign nas z ndzy, i pewnie w tym te ma racj. Niewane. W najmniej
spodziewanym dniu skocz trzydzieci lat i uwiadomi sobie, e jestem coraz mniej
podobny do czowieka, jakim chciaem by, kiedy miaem lat pitnacie. O ile je w ogle
skocz, bo ostatnio ze zdrowiem u mnie tak jak i z prac - kulawo. Na razie, jeli uda mi si
napisa w cigu godziny jedno, gra dwa, w miar sensowne zdania, mog uzna dzie za
udany. Oto, jakiej klasy jestem autorem i czowiekiem.
Gdzie mi tam wic do kogo, kto przyjmuje wizyty wydawcw z Parya
wystawiajcych czeki in blanco za napisanie ksiki, ktra ma odmieni jego ycie i speni
wszystkie nadzieje.
Corelli przypatrywa mi si z ca powag, wac kade moje sowo.
- Sdz, e jest pan zbyt surowym sdzi dla siebie, co zreszt jest cech wyrniajc
jednostki wartociowe. Prosz mi wierzy, e przez lata mojej dziaalnoci stykaem si z
rzesz osb, za ktre nie daby pan zamanego grosza, ale ktre miay o sobie bardzo wysokie
mniemanie. Pragn jednak, aby by pan wiadom, e cho mi pan nie uwierzy, naprawd
wiem, i to dokadnie, jakiej klasy autorem i czowiekiem pan jest. Od lat ledz paskie
dokonania, wie pan o tym. Od paskiego pierwszego opowiadania wydrukowanego w La
Voz de la Industria poprzez cykl Tajemnice Barcelony a po wszystkie odcinki serii
Ignatiusa B. Samsona. Odwaybym si nawet powiedzie, e znam pana lepiej ni pan siebie

samego. Dlatego te wiem, e w kocu przyjmie pan moj propozycj.


- A co jeszcze pan wie?
- Wiem, e co, albo nawet sporo, nas czy. Wiem, e straci pan ojca, ja rwnie.
Wiem, co to znaczy straci ojca, kiedy si go jeszcze potrzebuje. Panu zabrano ojca w
tragicznych okolicznociach. Mj, mniejsza o przyczyny, odrzuci mnie i wygna z domu.
Gotw jestem powiedzie, e jest to pewnie boleniejsze. Wiem, e czuje si pan
osamotniony, i to uczucie rwnie jest mi znane dogbnie, prosz mi wierzy. Wiem, e
ywi pan w sercu wielkie nadzieje i e adna z nich si nie zicia, i wiem, e wanie to, cho
nie zdaje sobie pan z tego sprawy, zabija pana po trochu kadego mijajcego dnia.
Po jego sowach zalega duga cisza.
- Duo pan wie, panie Corelli.
- Wystarczajco duo, eby uwaa, e bardzo chciabym pana lepiej pozna i zosta
paskim przyjacielem. A mniemam, i nie ma pan wielu przyjaci. Ja zreszt te. Nie ufam
tym, ktrzy s przekonani, e maj wielu przyjaci. To znak, i nie znaj ludzi.
- Ale pan przecie szuka pracownika, a nie przyjaciela.
- Szukam wsplnika na czas okrelony. Szukam pana.
- Jest pan bardzo pewny siebie - rzuciem.
- To wada wrodzona - odpar Corelli, wstajc. - Drug jest jasnowidztwo. Rozumiem
wic, e by moe jest jeszcze za wczenie i nie wystarczy, e usyszy pan prawd z moich
ust. Musi j pan zobaczy na wasne oczy. Poczu na wasnej skrze. I poczuje j pan, prosz
mi wierzy.
Wycign ku mnie do i nie cofn, pki jej nie ucisnem.
- Czy mog przynajmniej liczy na zapewnienie, e przemyli pan moje sowa i e
wrcimy do rozmowy? - zapyta.
- Nie bardzo wiem, co mam odpowiedzie.
- Prosz mi na razie nic nie mwi. Obiecuj, e nastpnym razem bdzie to dla pana
duo janiejsze.
Po ostatnich sowach umiechn si i ruszy ku schodom.
- A wydarzy si nastpny raz? - zapytaem.
Corelli zatrzyma si i odwrci.
- Zawsze si wydarza.
- A gdzie?
Na miasto spaday ostatnie wiata dnia, oczy Corellego byszczay za jak dwa
rozarzone wgle.

Znikn w drzwiach prowadzcych na schody. Dopiero wtedy uwiadomiem sobie, e


nie zauwayem, aby w trakcie rozmowy chocia raz mrugn powiekami.

14
Gabinet lekarski znajdowa si na wysokim pitrze. Z jego okien rozpociera si
widok na lnice w oddali morze i strom ulic Muntaner, po ktrej tramwaje zelizgiway si
pomidzy wielkimi domami a luksusowymi budynkami a do Ensanche. Gabinet pachnia
czystoci. Wszystkie sale urzdzone byy z nienagannym smakiem. Wiszce na cianach
obrazy, pejzae tchnce spokojem i nadziej, koiy nerwy. Stojce na pkach dostojne tomy
budziy respekt. Pielgniarki, zwinne jak tancerki, umiechay si, przechodzc obok.
Poczuem si, jakbym przekroczy bramy czyca tylko dla zamonych.
- Doktor za chwil pana przyjmie.
Doktor Trias, o wygldzie patrycjusza, starannie ubrany, opanowany, by
czowiekiem, ktrego kady gest budzi zaufanie. Zza szkie okularw bez oprawek lniy
szare przenikliwe oczy. Mia serdeczny, agodny, nigdy frywolny umiech. Doktor Trias by
obyty ze mierci i im bardziej si umiecha, tym bardziej si go baem.
Ze sposobu, w jaki zaprosi mnie do rodka i wskaza, bym usiad, wywnioskowaem,
e wbrew temu, co mwi mi dzie wczeniej, kiedy zaczy si moje badania, o najnowszych
odkryciach medycyny i postpach nauki, ktre daway nadzieje chorym majcym podobne do
mnie objawy, jego diagnoza bya bezlitosna.
- Jak si pan czuje? - zapyta, nie wiedzc, czy patrze na mnie, czy na moj lec na
biurku teczk.
- Sam pan wie najlepiej.
Umiechn si lekko, jak wytrawny gracz.
- Pielgniarka mwia, e jest pan pisarzem, cho widz, e w wypenionym
formularzu wpisa pan najemnik.
- W moim przypadku rnica jest niewielka.
- Wydaje mi si, e ktry z moich pacjentw jest pana czytelnikiem.
- Mam nadziej, e wywoane lektur spustoszenia w ukadzie nerwowym nie oka
si nieodwracalne.
Doktor rozemia si, jakby mj dowcip go rozbawi, i przyj postaw, ktra nie
pozostawiaa wtpliwoci co do tego, e sympatyczna i dowcipna uwertura naszej rozmowy
dobiega wanie koca.
- Widz, e tak wczoraj, jak i dzi przyszed pan sam. Nie ma pan nikogo bliskiego?
ony? Rodzestwa? Rodzicw?
- Brzmi to do pogrzebowo.

- Nie mam zamiaru pana okamywa. Wyniki pierwszych bada nie s tak
optymistyczne, jak si spodziewalimy.
Patrzyem na niego w milczeniu. Nawet nie czuem strachu. Waciwie nie czuem nic.
- Wszystko wskazuje na to, e ma pan guz zlokalizowany w lewej pkuli mzgu.
Wyniki bada potwierdziy, niestety, to, na co wskazyway opisane przez pana objawy, i
obawiam si, e mamy do czynienia z nowotworem.
Przez chwil nie byem w stanie wydoby z siebie gosu. Nie mogem nawet udawa
zdziwienia.
- Jak dugo na to choruj?
- Nie moemy wiedzie na pewno, ale zaryzykowabym przypuszczenie, e guz ronie
od duszego czasu, co wyjaniaoby wystpienie objaww, ktre pan opisa, i trudnoci,
jakich dowiadczy pan ostatnio w swojej pracy.
Westchnem gboko. Doktor patrzy na mnie cierpliwie i dobrotliwie, jakby chcia
da mi czas. W gowie pojawiay mi si pocztki rnych zda, nie byem jednak zdolny ich
wypowiedzie. W kocu nasze spojrzenia si spotkay.
- Podejrzewam, e jestem w paskich rkach, doktorze. Pan wie najlepiej, jakiej
kuracji powinienem si podda.
Zobaczyem w jego oczach, e nie ma ju nadziei i e im prdzej przyjm to do
wiadomoci, tym lepiej. Pokiwaem gow, z trudem powstrzymujc podchodzce do garda
mdoci. Doktor nala mi szklank wody z dzbanka. Oprniem j jednym haustem.
- Nie ma dla mnie lekarstwa.
- Jest. Moemy zrobi wiele, by umierzy bl oraz zapewni panu wygod i spokj.
- Ale umr i tak.
- Tak.
- W dodatku niedugo.
- Prawdopodobnie.
Umiechnem si do siebie. Nawet najtragiczniejsze wiadomoci przynosz ulg,
kiedy okazuj si tylko potwierdzeniem naszych najgorszych przeczu.
- Mam dopiero dwadziecia osiem lat - powiedziaem, nie bardzo wiedzc, czemu to
mwi.
- Przykro mi. Chciabym mie dla pana lepsze nowiny.
Poczuem si, jakbym wyzna wanie jakie kamstwo lub niezbyt ciki grzech, a
teraz wzbieraa we mnie fala wyrzutw sumienia.
- Ile czasu mi pozostao?

- Trudno to dokadnie przewidzie. By moe rok, gra ptora.


Z jego tonu wywnioskowaem, e by to najbardziej optymistyczny z moliwych
wariantw.
- I przez ten, dajmy na to, rok, jak dugo, wedug pana, zachowam zdolno do pracy i
bd samodzielny?
- Jest pan pisarzem. Do pracy uywa pan mzgu. Niestety, tam wanie zlokalizowany
jest problem i tam najwczeniej uwidoczni si ograniczenia.
- Ograniczenia to nie jest termin medyczny, doktorze.
- W miar postpu choroby objawy, ktre pana nkay, zaczn wystpowa coraz
czciej i z coraz wiksz intensywnoci, a w kocu bdzie pan musia znale si w
szpitalu, bymy mogli si panem zaopiekowa.
- Nie bd mg pisa.
- Nie bdzie pan mg nawet myle o pisaniu.
- Kiedy to si stanie?
- Nie wiem. Za dziewi, dziesi miesicy, moe mniej. Naprawd mi przykro.
Pokiwaem gow i podniosem si z miejsca. Rce mi dray, brakowao mi tchu.
- Rozumiem, e potrzebuje pan czasu, by przemyle wszystko, o czym panu mwi,
ale wane, bymy zaczli dziaa jak najszybciej.
- Nie mog jeszcze umrze, doktorze. Jeszcze nie teraz. Mam co do zrobienia.
Pniej bd mia cae ycie na to, eby umiera.

15
Tej samej nocy wszedem do swojego studia na wiey i zasiadem przed maszyn do
pisania, chocia wiedziaem, e nic nie napisz. Okna miaem otwarte na ocie, ale tym
razem Barcelona nie chciaa mi nic opowiedzie i nie byem zdolny zapeni ani jednej
strony. Wszystko, co udao mi si z siebie wykrzesa, wydawao si banalne i puste.
Czytaem swoje zdania od nowa, by stwierdzi, e warte s mniej ni papier, na ktrym je
spisuj. Ju nie syszaem tej muzyki, jaka pynie zwykle z kawaka porzdnej prozy.
Stopniowo, niczym powolna i rozkoszna trucizna, sowa Andreasa Corellego zaczy dry
mj umys.
Zostao mi niecae sto stron do zakoczenia n - tego ju odcinka wyssanych z palca
perypetii, ktre wypchay kieszenie Barrido i Escobillasa, ale uwiadomiem sobie wwczas,
e nigdy go nie skocz.
Ignatius B. Samson zgin pod koami tramwaju, a jego dusza wykrwawia si
tysicem stron, ktre nigdy nie powinny byy ujrze wiata dziennego. Ale zanim odszed,
zdy zostawi swoj ostatni wol. Chcia, by pochowano go bez ceremonii, i bym ja,
przynajmniej raz w yciu, mia odwag przemwi wasnym gosem. Zostawia mi w spadku
zasobny arsena dymu i luster. I prosi, bym pozwoli mu odej, gdy urodzi si po to, by o
nim zapomniano.
Wziem jego ostatni, niedokoczon powie i podpaliem j.
Zajmowaa si strona po stronie, a mnie robio si coraz lej na duszy.
Tej nocy wilgotny, ciepy wiaterek unosi si nad dachami; wpadszy do rodka,
porwa ze sob prochy Ignatiusa B. Samsona i roznis je pomidzy zaukami starego miasta,
gdzie, choby jego sowa zmieniy si na zawsze w popi, a jego imi zniko z pamici nawet
najwierniejszych czytelnikw, mia pozosta na wieczne czasy.
Nastpnego dnia zjawiem si w wydawnictwie Barrido i Escobillas. Nowa,
modziutka recepcjonistka nie poznaa mnie.
- Pana godno?
- Hugo, Victor.
Recepcjonistka umiechna si i poczya si z Hermin.
- Przyszed pan Hugo Victor. Chce si zobaczy z panem Barrido.
Pokiwaa gow i odoya suchawk.
- Zaraz do pana przyjdzie.
- Od dawna tu pracujesz?

- Od tygodnia - odpowiedziaa uprzejmie dziewczyna.


Jeli mnie pami nie mylia, bya to ju sma recepcjonistka zatrudniona przez firm
Barrido i Escobillas w cigu ostatniego roku.
Pracownicy wydawnictwa, ktrzy podlegali bezporednio Herminie, nie zagrzewali tu
dugo miejsca, gdy Achtung Trutka, odkrywszy, i przewyszaj j inteligencj, co zdarzao
si w dziewiciu przypadkach na dziesi, zaczynaa si trz, e odsun j w cie, oskaraa
ich o kradzie, sprzeniewierzenie pienidzy albo skandaliczne niedopenienie obowizkw i
tak dugo suszya szefom gow, a Escobillas wyrzuca ich z pracy, groc, e jeli pisn o
tym cho swko, nale na nich patnego morderc.
- C za rado widzie ci tutaj, Davidzie - przywitaa mnie Achtung Trutka. wietnie wygldasz. Naprawd znakomicie.
- To dlatego, e potrci mnie tramwaj. Jest Barrido?
- Jaki ty dzi dowcipny. Dla ciebie zawsze znajdzie czas. Bardzo si ucieszy, kiedy
mu powiem, e przyszede nas odwiedzi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Achtung Trutka poprowadzia mnie do gabinetu Barrido, urzdzonego niczym salon
kanclerza w operetce: wymoszczony dywanami, wypeniony popiersiami imperatorw,
martwymi naturami i zakupionymi na kilogramy, oprawnymi w skr tomami, ktre, jak
sobie wyobraaem, byy w rodku puste. Barrido obdarzy mnie przymilnym umiechem i
wycign rk.
- Czekamy niecierpliwie na kolejn cz paskiego cyklu. W tej chwili
dodrukowujemy dwie ostatnie i id jak wiee bueczki. Pi tysicy egzemplarzy wicej.
Niezy nakad, co?
Wydawao mi si, e w nakad wynosi przynajmniej pidziesit tysicy, ale
pokiwaem tylko gow bez entuzjazmu. Barrido i Escobillas doprowadzili do perfekcji co,
co w krgu barceloskich wydawcw znane byo jako podwjne wydanie. Z kadego tytuu
przygotowywano wydanie oficjalne i opodatkowane, liczce kilka tysicy egzemplarzy, za
ktre pacono autorowi mieszne tantiemy.
Pniej, jeli ksika odnosia sukces, przychodziy nastpne, podziemne wydania,
liczone ju w dziesitkach tysicy egzemplarzy, od ktrych nigdy nie odprowadzano
podatkw i za ktre autor nie dostawa ani grosza. Wydania nielegalne nietrudno byo
rozpozna, gdy Barrido drukowa je ukradkiem w dawnym zakadzie wdliniarskim
znajdujcym si w Santa Perpetua de Mogoda i kiedy przewracao si strony takiej ksiki,
unosi si nad ni zapaszek dobrze obsuszonej kiebasy.

- Obawiam si, e mam ze wiadomoci.


Barrido i Achtung Trutka wymienili spojrzenia, ale wyraz ich twarzy pozosta
niewzruszony. W tej samej chwili w drzwiach ukaza si Escobillas i popatrzy na mnie sucho
i pogardliwie, jakby chcia zdj wymiary na moj trumn.
- Zobacz, kto nas odwiedza. C za mia niespodzianka, prawda?
- zapyta Barrido wsplnika, ktry tylko pokiwa gow.
- Co to za ze wiadomoci? - zapyta Escobillas.
- Spni si pan z tekstem? - zapyta przyjanie Barrido.
- Z pewnoci moemy dostosowa...
- Nie. Nie chodzi o terminy. Ksiki po prostu nie bdzie.
Escobillas postpi krok naprzd i zmarszczy brwi. Barrido rozemia si cichutko.
- Jak to nie bdzie ksiki? - zapyta Escobillas.
- Zwyczajnie. Wczoraj podpaliem manuskrypt. Nie ocalaa ani jedna strona.
Zapada grobowa cisza. Barrido pojednawczym gestem zaprosi mnie, bym usiad w
tak zwanym fotelu dla goci, czarnym, gbokim tronie, w ktrym sadzao si autorw i
dostawcw, by znaleli si na wysokoci wzroku Barrido.
- Niech pan usidzie i opowie nam, o co chodzi. Widz, e co pana gryzie. Moe by
pan z nami szczery, jestemy przecie jak w rodzinie.
Achtung Trutka i Escobillas przytaknli z przekonaniem, ukazujc swym penym
oddania spojrzeniem, jak wielki maj do mnie szacunek. Wolaem pozosta na stojco. Oni
uczynili to samo, patrzc na mnie jak sroka w gnat. Barrido musiay ju rozbole minie
twarzy od tych nieustajcych umiechw.
- Wic?
- Ignatius B. Samson popeni samobjstwo. Zostawi po sobie niepublikowane,
dwudziestostronicowe opowiadanie, w ktrym umiera w ramionach Chloe Permanyer po tym,
jak razem zayli trucizn.
- Autor umiera na kartach wasnej prozy? - spytaa zbita z tropu Hermina.
- To jego awangardowe poegnanie ze wiatem powieci w odcinkach. Pomys ten
przypadnie wam, jak mniemam, do gustu.
- A moe jest jakie antidotum? - zapytaa Achtung Trutka.
- Panie Martin, nie musz panu chyba przypomina, e to pan, a nie witej pamici
Ignatius, podpisa z nami kontrakt... - powiedzia Escobillas.
Barrido uczyni rk gest, by uciszy koleg.
- Myl, e wiem, co panu dolega. Jest pan po prostu wyczerpany. Od lat pracuje pan

bez wytchnienia, o czym firma bardzo dobrze wie i docenia paski wysiek. Dlatego
potrzebuje pan odpoczynku.
Ja to rozumiem. Wszyscy to rozumiemy, prawda?
Barrido spojrza na Escobillasa i na Achtung Trutk, oni za pokiwali gow ze
strapion min. - Jest pan artyst, chce pan uprawia prawdziw sztuk, wysok literatur,
pisa co, co wypynie z serca i zapisze paskie imi zotymi zgoskami w ksidze historii
powszechnej.
- Sformuowane w ten sposb brzmi to do idiotycznie.
- Bo to idiotyzm - obruszy si Escobillas.
- Nieprawda - uci Barrido. - To rzecz ludzka. A my jestemy ludmi. Ja, mj
wsplnik, Hermina, ktra bdc kobiet i wraliw dusz, jest by moe najbardziej ludzka z
nas wszystkich, prawda,
Hermino?
- Jak najbardziej - zgodzia si Achtung Trutka.
- A poniewa jestemy ludmi, rozumiemy pana i chcemy panu pomc. Bo jestemy z
pana naprawd dumni i wierzymy, e paski sukces jest naszym sukcesem. Dla naszego
wydawnictwa najwaniejsi s ludzie, nie pienidze.
Barrido zakoczy swoj przemow sceniczn pauz. By moe czeka, a rozlegn
si oklaski, ale kiedy przekona si, e nie mam zamiaru bi mu brawa, powrci do swego
wywodu:
- Z tego wzgldu mam dla pana nastpujc propozycj: damy panu sze, a moe
nawet dziewi miesicy urlopu, by mg pan w spokoju zamkn si w gabinecie i wyda na
wiat dzieo swego ycia. Jak pan skoczy, przyniesie je nam, a my opublikujemy j pod
paskim nazwiskiem i z nalenymi honorami. Bo jestemy po paskiej stronie.
Spojrzaem na Barrido, potem na Escobillasa. Achtung Trutka wygldaa tak, jakby
miaa za chwil rozpaka si ze wzruszenia.
- Oczywicie bez zaliczki - zaznaczy Escobillas.
Barrido zaklaska z entuzjazmem.
- I co pan na to?
Zaczem pracowa jeszcze tego samego dnia. Mj plan by rwnie prosty, jak
szalony. W dzie pisaem od nowa ksik Vidala, w nocy siadaem nad swoj. Postanowiem
wycign z rkawa wszystkie sztuczki, jakie zostawi mi w spadku Ignatius B. Samson, i
wykorzysta je, tym razem w subie szlachetnych i godnych idei, jakie tliy si jeszcze w
moim sercu. Pisaem z wdzicznoci, z rozpaczy i z prnoci. Pisaem przede wszystkim dla

Cristiny, chciaem udowodni jej, e i ja potrafi spaci dug zacignity u Vidala i e David
Martin, chocia stoi ju nad grobem, zasuy na to, by spojrze jej prosto w oczy, nie
wstydzc si swoich aosnych nadziei.
Nie wrciem ju do doktora Triasa. Nie miaem po co. I tak pierwszy si dowiem, e
nie jestem zdolny myle, ani tym bardziej przela moich myli na papier. Mj zaufany i
pozbawiony wyrzutw sumienia aptekarz zaopatrywa mnie, nie stawiajc zbdnych pyta, w
tyle kodeinowych cukierkw, ile dusza zapragnie, a czasem dorzuca ten czy inny specyfik,
od ktrego yy staway w ogniu i ktry rozbija w drobny mak bl, a przy okazji
wiadomo. Nie pisnem nikomu ani sowa o wizycie u lekarza ani o wynikach bada.
Moje podstawowe potrzeby zaspokajao cotygodniowe zamwienie, realizowane z
Can Gispert, emporium towarw kolonialnych, usytuowanego za bazylik Santa Maria del
Mar. Lista produktw nigdy si nie zmieniaa. Przynosia mi je crka wacicieli, dziewczyna,
ktra patrzya na mnie niczym sposzona sarenka, gdy zapraszaem j do przedpokoju i
prosiem, by poczekaa, a przynios pienidze.
- To dla twojego ojca, a to dla ciebie.
Zawsze dawaem jej dziesi centymw napiwku, ktry przyjmowaa bez sowa.
Tydzie za tygodniem dziewczyna pukaa do moich drzwi, a ja pytaem, ile jestem jej winien
i dawaem dziesi centymw napiwku. Przez dziewi miesicy i jeden dzie, bo tyle pisa
miaem jedyn wydan pod moim nazwiskiem ksik, dziewczyna ta, ktrej imienia nie
znaem i ktrej twarz odpywaa co tydzie w zapomnienie, a pojawiaa si znw w mych
drzwiach, bya najczciej widywan przeze mnie osob.
Cristina bez uprzedzenia przestaa przychodzi na nasze codzienne spotkania. Ju
zaczem si ba, e Vidal odkry nasz spisek, kiedy czekajc na ni pewnego popoudnia, po
prawie tygodniowej nieobecnoci, otworzyem drzwi, z nadziej, e zobacz j w progu, ale
puka do nich Pep, jeden ze sucych w Villi Helius. Przywiz mi starannie zapiecztowan
paczuszk od Cristiny, w ktrej znajdowa si kompletny manuskrypt Vidala. Pep wyjani
mi, e ojciec Cristiny mia wylew, ktry zmieni go w inwalid, i e crka zawioza go do
sanatorium w Pirenejach, w Puigcerda, gdzie przyjmowa pewien mody doktor specjalizujcy
si w leczeniu podobnych przypadkw.
- Pan Vidal zaj si wszystkim - wyjani Pep. - Nie baczc na koszty.
Vidal nigdy nie zapomina o swojej subie, pomylaem nie bez goryczy.
- Poprosia mnie, bym wrczy to panu do rk wasnych. I ebym nikomu nic o tym
nie mwi.
Sucy przekaza mi pakunek i odniosem wraenie, e pozbywa si tej tajemniczej

przesyki z wyran ulg.


- Powiedziaa ci, gdzie w razie czego mog jej szuka?
- Nie, prosz pana. Wiem tylko, e ojciec panienki Cristiny przebywa w sanatorium
Villa San Antonio.
Kilka dni pniej Vidal zjawi si z niespodziewan wizyt i przesiedzia u mnie cae
popoudnie, popijajc moj anywk, wypalajc moje papierosy i rozprawiajc na temat
nieszczcia, ktre spotkao szofera.
- Trudno w to uwierzy. Chop silny jak db i nagle ley jak dugi na pododze i nie
wie nawet, jak si nazywa.
- Jak si czuje Cristina?
- Postaw si w jej pooeniu. Matka nie yje od dawna, ona ma na wiecie tylko
Manuela. Zabraa ze sob album rodzinnych zdj i pokazuje mu je codziennie, w nadziei, e
nieszcznik co sobie przypomni.
Vidal mwi, a tymczasem jego powie - a moe powinienem raczej powiedzie:
moja powie - plik odwrconych kartek, spoczywaa na stole galerii, p metra od jego doni.
Opowiedzia mi, e, pod nieobecno Manuela nakoni Pepa - pono dobrego jedca - by
wtajemniczy si w arkana sztuki prowadzenia samochodu, chopak jednak, przynajmniej do
tej pory, nie okaza si w tej materii specjalnie pojtny.
- Prosz da mu troch czasu. Samochd to nie to samo co ko.
Ale wiczenie czyni mistrza.
- Teraz przypomniaem sobie, e przecie Manuel nauczy ci prowadzi, prawda?
- Co nieco - przyznaem. - Nie jest to takie proste, jak si wydaje.
- Jeli powie, nad ktr pracujesz, nie sprzeda si, zawsze moesz zosta moim
szoferem.
- Nie chowajmy tak prdko Manuela, don Pedro.
- Rzeczywicie, moja uwaga bya nie na miejscu - przyzna Vidal.
- Wybacz mi.
, - A paska powie, don Pedro?
- Jestemy na dobrej drodze. Cristina zabraa do Puigcerda ostateczn wersj rkopisu.
W wolnych chwilach przepisze go na czysto.
- Ciesz si, e jest pan zadowolony.
Vidal umiechn si tryumfalnie.
- Mam przeczucie, e bdzie to wielka powie - powiedzia. Po tylu miesicach, ktre
uznaem za stracone, przeczytaem ponownie pierwsze pidziesit przepisanych przez

Cristin stron i musz ci powiedzie, e rezultat przers moje oczekiwania. Sdz, e i ty si


zdziwisz. W kocu okae si, e bdziesz si mg jeszcze tego i owego ode mnie nauczy.
- Nigdy w to nie wtpiem, don Pedro.
Tego popoudnia Vidal pi wicej ni zazwyczaj. Lata znajomoci nauczyy mnie
czyta w ksidze jego trosk i obaw i zaczem podejrzewa, e wizyta, ktr mi zoy, nie
bya bynajmniej kurtuazyjna.
Kiedy wyczerpay si moje zapasy anywki, nalaem mu szczodry kieliszek brandy i
czekaem.
- Davidzie, s sprawy, o ktrych nie rozmawialimy nigdy.
- Na przykad futbol.
- Mwi powanie.
- Sucham pana, don Pedro.
Spojrza na mnie przecigle, jakby si waha.
- Zawsze staraem si by dla ciebie dobrym przyjacielem. Wiesz o tym, prawda?
- Jest pan dla mnie czym wicej. Wiem o tym rwnie dobrze jak pan.
- Czasem zastanawiam si, czy nie powinienem by z tob szczery.
- W jakiej kwestii?
Vidal zatopi spojrzenie w kieliszku brandy.
- S rzeczy, o ktrych nigdy ci nie powiedziaem. Rzeczy, o ktrych, by moe,
powinienem by z tob porozmawia wiele lat temu...
Pozwoliem, by upyna chwila, ktra dla mnie cigna si ca wieczno. Nie
wiem, co takiego chcia mi opowiedzie Vidal, ale zrozumiaem, e cae brandy wiata nie
wystarczy, by wycign z niego to wyznanie.
- Prosz si tym nie martwi, don Pedro. Jeli czekay przez lata, z pewnoci mog
poczeka do jutra.
- Jutro najprawdopodobniej zabraknie mi odwagi, by ci o ich opowiedzie.
Nigdy nie widziaem go tak spitego. Co go drczyo, a ja czuem si coraz bardziej
niezrcznie.
- Mam pomys. Kiedy ukae si paska ksika, i moja, umwimy si, by to uczci, a
pan powie mi, co ma pan do powiedzenia.
Zaprosi mnie pan do jednej z tych drogich, wykwintnych restauracji, gdzie mnie
samego nikt by nie wpuci, i zwierzy mi si pan ze wszystkiego. Zgoda?
Gdy zapad zmrok, odprowadziem go do pasau Born, gdzie, przy hispano - suizie,
czeka na niego Pep, w liberii Manuela, ktra wydawaa si dla niego pi razy za dua,

podobnie jak automobil. Na karoserii rzucay si w oczy rysy i wgniecenia.


- Powolnym kusem, dobra, Pep? - odezwaem si. - adnych cwaw. Wolniej
jedziesz, dalej zajedziesz.
- Tak jest. Wolniej, ale dalej...
egnajc si ze mn, Vidal uciska mnie mocno i kiedy wsiada do samochodu,
zdawao mi si, e dwiga na swoich barkach ciar ponad siy.

16
Gdy od napisania ostatnich zda i postawienia ostatnich kropek w obu powieciach,
Vidala i mojej, mino kilka dni, niespodziewanie i bez uprzedzenia zjawi si u mnie Pep.
Mia na sobie odziedziczony po Manuelu uniform, ktry nadawa mu wygld dzieciaka
przebranego za feldmarszaka.
W pierwszej chwili sdziem, e przynosi wiadomo od Vidala, moe nawet od
Cristiny, ale jego zaspiony i zdradzajcy jaki niepokj wyraz twarzy kaza mi natychmiast,
w tej samej chwili, w ktrej na siebie spojrzelimy, odrzuci t myl.
- Ze wieci, panie Davidzie.
- Co si stao?
- Pan Manuel.
Gdy wyjania mi to, co si wydarzyo, gos mu si cakiem zaama, a kiedy
zapytaem go, czy mam mu poda szklank wody, omal nie zacz paka. Manuel Sagnier
zmar po dugiej agonii przed trzema dniami w sanatorium w Puigcerda. Decyzj crki
pogrzebano go dwa dni pniej na maym cmentarzu u podna Pirenejw.
- Boe wity - wyszeptaem.
Zamiast wod poczstowaem Pepa szczodrze napenionym kieliszkiem brandy i
kazaem mu spocz na fotelu w galerii.
Kiedy si troch uspokoi, wyjani mi, e Vidal posa go na dworzec po Cristin.
Pocig, ktrym wracaa, mia przyjecha o pitej po poudniu.
- Moe pan sobie wyobrazi, w jakim stanie przyjedzie panienka Cristina... - mrukn,
mocno strapiony tym, e na niego spada obowizek odebrania jej i pocieszania przez ca
drog do niewielkiego mieszkania, ktre od dziecka zajmowaa z ojcem nad powozowni
Villi Helius.
- Wiesz co, Pep, to chyba nie jest najlepszy pomys, eby odbiera panienk Sagnier.
- Tak kaza don Pedro.
- Powiesz mu, e bior to na siebie.
Si retorycznych i wysokoprocentowych argumentw udao mi si go przekona, by
odjecha i zostawi wszystko w moich rkach.
Osobicie pojad po panienk Cristin i takswk zawioz j do Villi Helius.
- Dzikuj panu. Pan jest literat, wic bdzie pan lepiej wiedzia, co tej biedaczce
powiedzie.
Za pitnacie pita ruszyem w stron dworca Francia. Dziki odbywajcej si w tym

roku Wystawie wiatowej Barcelona pokrya si wieloma cudami, ale spord wszystkich
nowych budowli ta wanie katedralna niemal nawa ze stali i szka bya moj ulubion,
choby dlatego tylko, e znajdowaa si blisko mego domu i mogem j widzie z wieyczki.
Tego popoudnia niebo pokryte byo napywajcymi znad morza i spitrzajcymi si nad
miastem czarnymi chmurami. Rozchodzce si od widnokrgu echo grzmotw i ciepy wiatr
przesiknity zapachem kurzu i elektrycznoci zapowiaday letni, ale raczej gron burz.
Gdy dotarem do dworca, ju mona byo zobaczy pierwsze byszczce i cikie krople,
spadajce z nieba niczym monety. Kiedy wchodziem na peron, by tam czeka na przyjazd
pocigu, strugi deszczu zaczy rozbija si o dach dworca i nagle zrobio si ciemno, jakby
przedwczenie zapada noc rozwietlana jedynie pomieniami wiata, ktre eksplodoway
nad miastem, pozostawiajc po sobie lady huku i furii.
Pocig, wpezajc na stacj niczym ogromny w w kbach pary, przyby z
godzinnym niemal opnieniem. Staem przy lokomotywie, wypatrujc Cristiny pord
podrnych wysiadajcych z wagonw.
Po dziesiciu minutach peron opustosza, ale Cristiny wci brakowao. Zamierzaem
ju wraca do domu, przyjmujc, e w rezultacie Cristina nie wsiada do tego pocigu, ale
postanowiem raz jeszcze sprawdzi i przemierzy cay peron, bacznie przygldajc si
oknom wszystkich przedziaw. Siedziaa w przedostatnim wagonie, opierajc gow o szyb
i patrzc przed siebie zagubionym wzrokiem.
Wsiadem do wagonu i po chwili stanem w drzwiach przedziau.
Usyszawszy moje kroki, odwrcia gow i spojrzaa na mnie, mizernie si
umiechajc. Nie wydawaa si zaskoczona. Wstaa i bez sowa przytulia si.
- Witaj - powiedziaem.
Miaa ze sob jedynie ma walizk. Podaem jej do i pomogem zej na cakowicie
ju pusty peron. Przez ca drog do gwnego hallu dworca nie otworzylimy ust. Przy
wyjciu zatrzymalimy si.
Ulewa nie agodniaa, a rzd takswek, ktry sta przed dworcem, kiedy tu dotarem,
znikn bez ladu.
- Davidzie, nie chc dzi wraca do Villi Helius. Jeszcze nie teraz.
- Moesz przenocowa u mnie albo znajdziemy ci pokj w hotelu.
- Nie chc by sama.
- Wobec tego idziemy do domu. Pokoi mam pod dostatkiem.
Dostrzegem bagaowego, ktry wyszed na ulic, by przyjrze si burzy, trzymajc w
rku wspaniay parasol. Podszedem do i zaproponowaem za parasol cen piciokrotnie

przewyszajc jego warto. Poda mi go, opakowujc w usuny umiech.


Pod oson parasola ruszylimy przez potop ku domowi z wieyczk, do ktrego
dobrnlimy po dziesiciu minutach, z powodu poryww wiatru i kau cakowicie
przemoczeni. Burza doprowadzia do awarii prdu. Ulice tony w strugach ciemnoci, z
ktrych gdzieniegdzie tylko wypywao wiateko lampy naftowej albo poblask wiec na
balkonach czy w bramach. Nie miaem wtpliwoci, e wspaniaa instalacja elektryczna w
moim domu na pewno poddaa si jako jedna z pierwszych. Zmuszeni bylimy pokona
schody po omacku, a gdy otworzylimy drzwi do mieszkania, oddech byska - wic wydoby
jego najbardziej niegocinne i mroczne oblicze.
- Jeli zmienia zdanie i wolisz, bymy jednak poszukali hotelu...
- Nie, tak jest dobrze. Nie przejmuj si.
Postawiem walizk Cristiny w przedpokoju i poszedem do kuchni poszuka w
kredensie pudeka wieczek i przernych wikszych wiec. Zapalaem je i stawiaem na
talerzach, w szklankach i w kielichach. Cristina przygldaa mi si, stojc w drzwiach.
- Minutka - zapewniem j. - Mam w tym dowiadczenie.
Zaczem rozstawia wiece po pokojach, w korytarzu, po ktach, a cae mieszkanie
pogryo si w zocistym mroku.
- Wyglda jak katedra - powiedziaa Cristina.
Odprowadziem j do sypialni, z ktrej nigdy nie korzystaem, cho zawsze bya
gotowa na przyjcie gocia, od czasu kiedy Vidal, zbyt pijany, aby wrci do swego paacu,
zosta tu na noc.
- Ju przynosz czyste rczniki. Jeli nie masz si w co przebra, moesz skorzysta z
przebogatej i imponujcej kolekcji odziey w stylu Belle Epoque, pozostawionej w szafach
przez dawnych wacicieli.
Moje toporne prby rozadowania cikiej atmosfery nie odnosiy waciwie adnego
skutku, bo trudno byo jej potakiwanie uzna nawet za prb umiechu. Usiada na brzegu
ka, ja pobiegem za po rczniki. Kiedy wrciem, zastaem j w tej samej pozycji, bez
ruchu. Odoyem rczniki na ko, obok niej i aby miaa wicej wiata, przysunem par
wiec ustawionych przedtem przy drzwiach.
- Dzikuj - wyszeptaa.
- Przebierz si, a ja przygotuj co ciepego.
- Nie jestem godna.
- Ale to ci dobrze zrobi, mimo wszystko. Gdyby czegokolwiek potrzebowaa, daj mi
zna.

Zostawiem j i udaem si do swojego pokoju, eby jak najszybciej zdj cakiem


przemoczone buty. Nastawiem wod i usiadem w galerii. Deszcz bez chwili wytchnienia z
furi zacina w szyby, przeistaczajc rynny w rwce strumienie i dudnic na dachu niczym
tupot biegncego tumu. Obok nas dzielnica La Ribera tona niemal w kompletnej ciemnoci.
Po jakim czasie usyszaem wpierw otwierajce si drzwi od pokoju Cristiny, a
nastpnie jej zbliajce si kroki. Owinita bya w biay szlafrok, a na ramiona narzucon
miaa wenian, zupenie niepasujc do niego chust.
- Znalazam to w jednej z twoich szaf - powiedziaa. - Mam nadziej, e si nie
obrazisz.
- S ju twoje.
Usiada w fotelu i oczyma powioda po salonie, zatrzymujc wzrok na lecym na
stole stosie przepisanych na maszynie kartek.
Spojrzaa na mnie, a ja skinem gow.
- Par dni temu skoczyem - dodaem.
- A twoja?
Co prawda i jedn, i drug ksik uznawaem za swoj, ale ograniczyem si do
przytaknicia.
- Mog? - zapytaa, biorc jedn z kartek i przybliajc j do wiecy.
- Jasne.
Przygldaem si, jak z ciepym umiechem na ustach przebiega kolejne linijki tekstu.
- Pedro nigdy nie uwierzy, e napisa co takiego - skomentowaa.
- Zaufaj mi - odparem.
Cristina odoya kartk i utkwia we mnie wzrok.
- Tskniam za tob - powiedziaa po duszym milczeniu. - Nie chciaam, ale
tskniam.
- Ja te.
- Byy takie dni, kiedy po drodze do sanatorium wstpowaam na stacj, siadaam na
awce, na peronie i czekaam na pocig z Barcelony, mylc, e moe z niego wysidziesz.
Przeknem lin.
- Sdziem, e nie chcesz mnie widzie na oczy - odparem.
- Ja te tak sdziam. Ojciec czsto mnie o ciebie pyta, wiesz?
Prosi, ebym si troszczya o ciebie.
- Twj ojciec by dobrym czowiekiem - powiedziaem. - Dobrym przyjacielem.
Cristina przytakna, umiechajc si, ale dostrzegem, e oczy zachodz jej zami.

- W ostatnim okresie niczego ju nie pamita. Zdarzao si, e bra mnie za matk i
prosi, bym wybaczya mu lata, ktre spdzi w wizieniu. A pniej nadchodziy tygodnie,
kiedy waciwie nie zdawa sobie sprawy z mojej obecnoci. Z czasem samotno gboko
wnika w ciebie i ju nie chce stamtd odej.
- Tak mi przykro, Cristino.
- Ostatnio mylaam, e jest jaka poprawa. Zaczyna przypomina sobie rne rzeczy.
Przywiozam ze sob rodzinny album fotografii i pokazywaam mu, kto kim jest. Byo tam
zdjcie, na ktrym siedzicie razem w samochodzie. Ty przy kierownicy, a ojciec uczy ci
prowadzi. Strasznie si na tym zdjciu miejecie. Chcesz zobaczy?
Nie byem tego pewien, ale nie odwayem si przerywa tej chwili.
- Pewnie...
Cristina posza wyj z walizki album i niebawem wrcia z ma, oprawion w skr
ksik. Usiada przy mnie i zacza przerzuca strony pene steranych portretw, wycinkw i
widokwek. Manuel, tak jak i mj ojciec, nie bardzo umia czyta i pisa i wszystkie jego
wspomnienia oparte byy na obrazach.
- Patrz, tu jestecie.
Przyjrzaem si uwanie fotografii i przypomniaem sobie dokadnie w letni dzie,
kiedy Manuel pozwoli mi wsi do pierwszego zakupionego przez Vidala samochodu, by
objani mi podstawy prowadzenia pojazdw. Nastpnie wyprowadzilimy samochd na
ulic Panama i z prdkoci piciu kilometrw na godzin, ktra mnie zdawaa si wrcz
oszaamiajca, skierowalimy si ku alei Pearsona, by wrci ze mn jako kierowc. Z pana
to prawdziwy as kierownicy - uzna Manuel. - Gdyby kiedy nie wyszo panu z tymi
opowiadaniami, prosz pomyle o wycigach samochodowych.
Umiechnem si na wspomnienie tamtego dnia, ktry uznaem ju za zagubiony.
Cristina podaa mi album.
- We go. Mj ojciec cieszyby si, wiedzc, e album jest w twoich rkach.
- To twj album, Cristino. Nie mog go przyj.
- Ale ja te wol, eby go przechowa.
- Wobec tego bior album w depozyt. Bdzie tu czeka na ciebie.
Zaczem go przeglda, strona po stronie, przypatrujc si twarzom, ktre
pamitaem, twarzom, ktrych nigdy przedtem nie widziaem. Byo tam zdjcie ze lubu
Manuela Sagniera z on Mart, do ktrej Cristina bya udzco podobna, portrety jej wujkw
i dziadkw, zdjcie z procesji na jednej z ulic Ravalu i z kpieli na play San Sebastian przy
Barcelonecie. Manuel zbiera stare pocztwki z Barcelony i wycinki z prasy ze zdjciami

modziutkiego Vidala pozujcego przy wejciu do hotelu Florida na szczycie Tibidabo lub
trzymajcego pod rami nieziemsk pikno w salonach kasyna w Rabasada.
- Twj ojciec mia wielki szacunek do don Pedra.
- Zawsze mi powtarza, e wszystko mu zawdziczamy - stwierdzia Cristina.
Wdrowaem dalej ladami pamici biednego Manuela, pki nie dotarem do strony,
na ktrej przyklejono fotografi inn ni reszta.
Mona byo na niej zobaczy omio - moe dziewicioletni dziewczynk idc po
wskim pomocie wchodzcym w lustro wietlistego morza. Trzymaa za rk niewidocznego
czciowo mczyzn w biaym garniturze. Na kocu pomostu wida byo aglwk, a za ni
bezkresny horyzont z zachodzcym socem. Dziewczynk patrzc na morze bya Cristina.
- To moje ulubione zdjcie - szepna.
- A gdzie zostao zrobione?
- Nie wiem. Nie pamitam miejsca ani dnia. Nawet nie wiem, czy tym mczyzn jest
na pewno mj ojciec. Tak jakby tego momentu nigdy nie byo. Ile lat temu natrafiam na to
zdjcie w albumie taty, ale nigdy nie wiedziaam, co ono oznacza. Tak jakby co chciao mi
przekaza.
Wrciem do albumu. Cristina pokazywaa mi, kto jest na zdjciach.
- To ja jak miaam czternacie lat.
- Wiem.
Spojrzaa na mnie smutno.
- Nie zdawaam sobie sprawy, prawda? - zapytaa.
Wzruszyem ramionami.
- Nigdy mi tego nie wybaczysz.
Wolaem przerzuca kolejne strony, ni spojrze jej w oczy.
- Niczego ci nie musz wybacza.
- Davidzie, spjrz na mnie.
Zamknem album i zrobiem to, o co poprosia.
- To nieprawda - stwierdzia. - Zdawaam sobie spraw. Codziennie sobie to
uwiadamiaam, ale mylaam, e nie mam prawa.
- Dlaczego?
- Bo nie mamy prawa do naszego ycia. Bo ani moje ycie nie naley do mnie, ani
ycie mojego ojca nie naleao do niego, ani twoje...
- Wszystko naley do Vidala - skonstatowaem z gorycz.
Powoli uja w swoje rce moj do i podniosa j do ust.

- Nie dzisiaj.
Wiedziaem, e gdy tylko ta noc przeminie, strac Cristin, a bl i samotno, ktre j
trawiy, zaczn ustpowa. Wiedziaem, e ma racj, ale wcale nie dlatego, eby to, co
powiedziaa, byo prawd, tylko dlatego, e w gruncie rzeczy oboje w to wierzylimy i
zawsze mielimy wierzy. Zaszylimy si jak zodziejska para w jednym z pokojw, nie
majc odwagi zapali wieczki, nie majc nawet odwagi odezwa si do siebie. Rozebraem
j powoli, przemierzajc jej skr pocaunkami, wiadom, e robi to po raz pierwszy i
ostatni. Cristina oddaa mi si z wciekoci i z rezygnacj, a kiedy pokonao nas zmczenie,
zasna w moich ramionach, bez potrzeby mwienia czegokolwiek. Opieraem si sennoci,
smakujc ciepo jej ciaa i mylc, e jeli nastpnego dnia miaaby przyj po mnie mier,
przyjbym j spokojnie. Suchajc w pmroku oddalajcej si burzy, przytuliem mocniej
Cristin, wiedzc, e j strac, ale przekonany zarazem, e przez par minut naleelimy do
siebie i do nikogo wicej.
Kiedy okna musn pierwszy oddech witu, otworzyem oczy, by stwierdzi, e obok
mnie jest pusto. Wyszedem na korytarz i udaem si do galerii. Cristina zostawia album, a
wzia powie Vidala. Obszedem cay dom, w ktrym czu ju byo jej nieobecno, gaszc
jedn po drugiej zapalone wieczorem wiece.

17
Dziewi tygodni pniej znalazem si naprzeciwko budynku numer 17 przy placu
Catalunya, gdzie dwa lata temu otwara swoje podwoje ksigarnia Catalonia, i gapiem si na
witryn, na ktrej w niekoczcym si rzdzie ustawione byy egzemplarze powieci pod
tytuem Dom popiow autorstwa Pedra Vidala. Umiechnem si w duchu. Mj mentor
wykorzysta nawet tytu, ktry zasugerowaem mu przed laty, kiedy roztoczyem przed nim
swoj wizj powieci. Postanowiem wej do rodka i poprosi o ksik. Otworzyem j na
chybi trafi i pogryem si w lekturze akapitw, ktre zaledwie kilka miesicy wczeniej
sam szlifowaem. Nie byo w powieci ani jednego sowa niepochodzcego ode mnie, z
wyjtkiem dedykacji: Cristinie Sagnier, bez ktrej....
Kiedy oddaem ksik, sprzedawca zapewni mnie, e nie ma si nad czym
zastanawia.
- Przywieli j par dni temu i ju j przeczytaem - doda. - To wielka powie.
Prosz posucha mojej rady i j kupi. Wiem, e wychwalaj j pod niebiosa we wszystkich
gazetach, a to zawsze zy znak, ale ta ksika to prawdziwy wyjtek, ktry potwierdza regu.
Jeli si panu nie spodoba, prosz przywie j z powrotem, a oddam panu pienidze.
- Dzikuj za rekomendacj - powiedziaem. - Ale ja take j czytaem.
- Moe mgbym poleci panu co innego?
- Nie ma pan powieci pod tytuem Kroki nieba?
Ksigarz zastanowi si przez chwil.
- Martina, autora Tajemnic Barcelony?
Przytaknem.
- Zamwiem j, ale wydawnictwo jeszcze jej nie dostarczyo.
Prosz zaczeka, jeszcze sprawdz.
Poszedem za nim w kierunku lady, gdzie jeden z kolegw, zapytany, take
zaprzeczy.
- Mielimy dosta j wczoraj, ale wydawca twierdzi, e nie ma jej w magazynach.
Przykro mi. Jeli pan sobie yczy, mog zarezerwowa dla pana egzemplarz.
- Prosz nie robi sobie kopotu. Zajrz za par dni. Bardzo dzikuj.
- Naprawd mi przykro. Nie wiem, co si stao, bo ju powinienem j mie...
Z ksigarni udaem si do kiosku przy wejciu na Ramblas. Kupiem wszystkie gazety,
od La Vanguardia poczynajc, a na La Voz de la Industria koczc. Usiadem w kawiarni
Canaletas i zatopiem si w lekturze. Wszdzie znalazem recenzje powieci, ktr napisaem

za Vidala, na ca stron i z portretem zadumanego i tajemniczego don Pedra, wystrojonego w


nowy garnitur i rozkoszujcego si fajk z wyrazem wystudiowanej pogardy. Zaczem
czyta tytuy recenzji oraz ich pierwsze i ostatnie akapity.
Pierwsza zaczynaa si tymi sowy: Dom popiow to w peni dojrzae dzieo
wysokich lotw, w ktrym znajdziemy wszystko, co najlepsze we wspczesnej prozie. Inny
dziennik zapewnia czytelnikw, e w Hiszpanii nikt nie pisze lepiej ni Pedro Vidal, nasz
najbardziej uznany i powaany pisarz, trzeci za wyrokowa, e mamy do czynienia z
powieci wielkiego formatu, znakomicie skomponowan i napisan po mistrzowsku.
Czwarta gazeta obwieszczaa wielki midzynarodowy sukces Vidala: Europa skada hod
mistrzowi
(chocia powie ukazaa si w Hiszpanii zaledwie dwa dni wczeniej, a jej
ewentualny przekad na inny jzyk mg ujrze wiato dzienne dopiero za rok). Autor
recenzji podkrela uznanie i bezgraniczny podziw, jakie nazwisko Vidala budzio u
najwikszych midzynarodowych ekspertw, chocia, o ile wiem, adna z jego ksiek nie
zostaa nigdy przeoona na jzyk obcy z wyjtkiem jednej powieci, ktrej tumaczenie
sfinansowa sam don Pedro i ktra sprzedaa si w iloci 126 egzemplarzy. Aklamujc cud,
prasa zgadzaa si co do tego, e jestemy wiadkami narodzin klasyka i e powie
oznaczaa powrt jednego z najlepszych pir naszych czasw: Vidala, niekwestionowanego
mistrza.
Na ssiedniej stronie poniektrych dziennikw, w pojedynczych kolumnach znalazem
take recenzje powieci niejakiego Davida Martina. Najbardziej przychylna zaczynaa si w
ten sposb: Jako juwenilia, napisane stylem topornym i nucym, Kroki nieba debiutanta
Davida Martina ju od aosnej pierwszej strony wiadcz o rozpaczliwym braku talentu i
warsztatu autora. Ostatni, ktr byem zdolny przeczyta, opublikowan w La Voz de la
Industria, otwiera wytuszczony fragment: Nieznany nikomu David Martin, onegdaj
redaktor dziau ogosze, prezentuje najgorszy chyba debiut stulecia.
Zostawiem na stole gazety i zamwion kaw i poszedem Ramblas w d, do
wydawnictwa Barrido i Escobillas. Po drodze minem cztery czy pi ksigar, ktrych
witryny zdobiy niezliczone egzemplarze powieci Vidala. W adnej z ksigar nie byo ani
jednego egzemplarza mojej. We wszystkich powtarzaa si ta sama scena co w Catalonii.
- Nie wiem, co si stao, miaem j dosta przedwczoraj, ale wydawca mwi, e
nakad si wyczerpa i nie wie, kiedy zrobi dodruk.
Jeli zostawi pan nazwisko i numer telefonu, powiadomi pana, gdy przyjdzie. Pyta
pan w Catalonii? No, jeli oni nie maj...

Obaj wsplnicy przyjli mnie z minami icie grobowymi. Barrido, za biurkiem, bawi
si pirem, a Escobillas sta za jego plecami, widrujc mnie wzrokiem. Achtung Trutka a
oblizywaa si z niecierpliwoci, siedzc obok mnie na krzele.
- Nie wie pan nawet, jak mi przykro, przyjacielu - zapewnia mnie Barrido. - Problem
polega jednak na tym, e ksigarze skadaj zamwienia, opierajc si na recenzjach z prasy;
prosz mnie nie pyta dlaczego. Jeli pjdzie pan do magazynu, zobaczy pan, e mamy trzy
tysice egzemplarzy pana ksiki, ktre pewnie tam zgnij.
- Co oczywicie pociga za sob koszty i straty - doda Escobillas wrogo.
- Zanim tu przyszedem, zajrzaem do magazynu i okazao si, e jest w nim trzysta
egzemplarzy. Kierownik magazynu powiedzia, e nie wydrukowano wicej.
- To kamstwo! - zakrzykn Escobillas.
Barrido przerwa mu, zwracajc si do mnie pojednawczym tonem:
- Prosz wybaczy mojemu wsplnikowi. Czujemy si, rzecz jasna, oburzeni tak samo
jak pan, a moe nawet bardziej, niesprawiedliwym potraktowaniem przez lokaln pras
ksiki, w ktrej wszyscy tu obecni jestemy bez pamici zakochani, ale prosz, by pan
zrozumia, i mimo naszej entuzjastycznej wiary w paski talent mamy zwizane rce caym
tym zamieszaniem, wywoanym zoliwymi recenzjami. Prosz jednak nie traci nadziei, nie
od razu Rzym zbudowano. Walczymy ze wszystkich si, by zapewni paskiej publikacji
opraw, na jak zasuguje ze wzgldu na literackie walory...
- Drukujc trzysta egzemplarzy.
Barrido westchn, dotknity moim brakiem zaufania.
- Piset. Dwiecie zabrali wczoraj osobicie Barcel i Sempere.
Reszta zostanie rozprowadzona nastpnym transportem, nie udao si go zmieci w
tym ze wzgldu na zbyt liczne nowoci. Gdyby postara si pan wyobrazi sobie nasze
problemy i nie myle tak egoistycznie, zrozumiaby pan to doskonale.
Spojrzaem na ca trjk, nie mogc uwierzy w to, co sysz.
- To znaczy, e nie zrobicie nic wicej?
Barrido spojrza na mnie smutno.
- A co takiego mielibymy zrobi, przyjacielu? Wypruwamy sobie dla pana yy.
Teraz niech pan pomoe nam.
- Gdyby przynajmniej napisa pan tak ksik jak paski przyjaciel Vidal powiedzia Escobillas.
- To dopiero jest powie pierwszej klasy! - przytakn Barrido.
- Przyznaje to nawet La Voz de la Industria.

- Wiedziaem, e tak si skoczy - kontynuowa Escobillas. - Jest pan


niewdzicznikiem.
Siedzca obok Achtung Trutka patrzya na mnie boleciwie. Zdao mi si, e chce
wzi mnie za rk w gecie pocieszenia, wic odsunem si gwatownie. Barrido posa mi
jeden ze swych lepkich umiechw.
- By moe wszystko dobrze si skoczy. By moe to znak od Boga, ktry w swej
nieskoczonej mdroci wskazuje panu drog powrotn do pracy nioscej rado setkom
czytelnikw Miasta przekltych.
Wybuchnem gromkim miechem. Barrido przyczy si, a za jego przykadem
poszli Escobillas i Achtung Trutka. Popatrzyem na ten chr hien i powiedziaem sobie w
duchu, e w innych okolicznociach scena ta wydaaby mi si pysznie ironiczna.
- To mi si podoba! - wykrzykn Barrido. - Potrafi pan podej do caej sprawy z
optymizmem. To co? Kiedy moemy si spodziewa powrotu Ignatiusa B. Samsona?
Caa trjka patrzya na mnie z napiciem i wyczekiwaniem. Odchrzknem, by
upewni si, e moje nastpne zdanie zabrzmi gono i wyranie, i powiedziaem z
umiechem:
- Pocaujcie mnie wszyscy w dup!

18
Wyszedszy stamtd, poczem godzinami szwenda si po ulicach Barcelony, bez
konkretnego celu. Czuem, e oddycham z trudem i co uciska mnie w piersi.
Zimny pot pokrywa mi czoo i rce. O zmierzchu, nie wiedzc ju, gdzie mam si
podzia, ruszyem w drog powrotn do domu. Przechodzc przez ulic naprzeciwko
ksigarni Sempere i Synowie, zobaczyem, e ksigarz wyoy okno wystawowe
egzemplarzami mojej powieci. Ze wzgldu na pn por ksigarnia bya ju nieczynna, w
rodku jednak palio si wiato, a kiedy chciaem przyspieszy kroku, zobaczyem, e
Sempere, spostrzegszy mnie, umiecha si tak smutno jak nigdy w cigu tylu lat naszej
znajomoci. Podszed do drzwi i otworzy je.
- Prosz wstpi na chwil, Davidzie.
- Moe innym razem.
- Bardzo prosz.
Uj mnie pod rami i wcign do rodka. Posusznie poszedem za nim na zaplecze,
gdzie kaza mi usi. Nastpnie przygotowa dwie szklanki czego, co wydawao si gstsze
od smoy, i dajc znak, bym oprni swoj jednym haustem, sam zrobi to samo.
- Przegldaem ksik Vidala - powiedzia.
- Szlagier sezonu - skwitowaem.
- A autor wie, e to pan napisa?
Wzruszyem ramionami.
- Czy to nie wszystko jedno?
Sempere obdarzy mnie tym samym spojrzeniem, jakim obj omioletniego wonczas
chopaka, ktry zjawi si u niego tego odlegego dnia cay posiniaczony, pokrwawiony i z
wybitymi zbami.
- Dobrze si pan czuje, Davidzie?
- Znakomicie.
Sempere z niedowierzaniem mrukn co pod nosem i wsta, eby sign po jedn ze
stojcych na regale ksiek. Dostrzegem, e jest to egzemplarz mojej powieci. Poda mi j
razem z pirem i umiechn si.
- Mog prosi o autograf?
Gdy podpisaem egzemplarz, Sempere wzi ksik z moich rk, by zoy j w
znajdujcej si za kontuarem specjalnej witrynie honorowej, gdzie trzyma pierwsze i
nieprzeznaczone na sprzeda wydania. Byo to jego osobiste sanktuarium.

- Panie Sempere, naprawd nie musi pan tego robi - wyszeptaem.


- Robi, bo mam ochot, a i ksika na to zasuguje. To kawaek paskiego serca,
Davidzie. I w odpowiednich proporcjach, rwnie mojego. Postawiem j midzy Ojcem
Goriot a Szko uczu.
- To profanacja.
- Gupstwa. To jedna z najlepszych ksiek, jak przyszo mi sprzedawa w ostatnich
dziesiciu latach, a sporo tego byo - odpar stary Sempere.
Jego mie sowa nie zdoay naruszy zimnego i nieprzeniknionego spokoju, jaki
zaczyna mnie ogarnia. Wrciem do siebie spacerkiem, niespiesznie. Znalazszy si w
domu, nalaem sobie wody do szklanki i pijc, zaczem si mia.
Nastpnego dnia rano przyjem dwie wizyty. Pierwsz zoy mi Pep, nowy szofer
Vidala. Przyjecha, by przekaza mi od swojego pryncypaa zaproszenie na obiad do La
Maison Doree, obiecany jaki czas temu dla uczczenia publikacji ksiki. Pep sprawia
wraenie, jakby czu si skrpowany i jak najszybciej chcia sobie pj.
Gdzie znika poufao, z jak dotychczas mnie traktowa. Zamiast wej, wola
poczeka na schodach. Poda mi list od Vidala, starajc si omija mj wzrok, i ledwie
zdyem powiedzie mu, e przyjd, natychmiast odwrci si i odszed bez poegnania.
P godziny pniej przybyli z wizyt moi dwaj wydawcy w towarzystwie
dentelmena emanujcego powag i o wzroku przenikliwym, ktry przedstawi si jako ich
adwokat. Ten znamienity tercet przybra miny wyraajce stan poredni midzy aob a
czupurn wojowniczoci, ktry nie pozostawia najmniejszej wtpliwoci co do charakteru
odwiedzin. Zaprosiem ich do galerii, gdzie zajli miejsca na sofie, od lewej do prawej podug
wzrostu, od najwyszego do najniszego.
- Moe co panom poda? Kieliszeczek cyjanku?
Nie spodziewaem si umiechu i nie doczekaem si go. Po krtkiej prolegomenie
Barrida na temat przeraajcych strat, jakie klska Krokw nieba miaa przynie
wydawnictwu, adwokat przeszed do zwizej ekspozycji, oznajmiajc mi w krtkich
onierskich sowach, i jeli nie wrc do pracy we wcieleniu Ignatiusa B. Samsona i nie
oddam w ptora miesica kolejnej czci Miasta przekltych, zostan pozwany do sdu za
niedotrzymanie umowy, spowodowanie szkd i strat oraz pi lub sze innych deliktw,
ktre mi umkny, bo do szybko przestaem przysuchiwa si wywodom kauzyperdy.
Ale nie brakowao i dobrych wiadomoci. Pomimo kwasw spowodowanych moim
zachowaniem Barrido i Escobillas zdoali odnale w sercach ziarnko wielkodusznoci, ktra
moga osodzi doznan gorycz i umocni odnowione wizi przyjani i oboplnego poytku.

- Moe pan, jeli taka wola, odkupi po preferencyjnej cenie, stanowicej


siedemdziesit procent ceny zbytu, wszystkie nierozprowadzone egzemplarze Krokw nieba,
stwierdzilimy bowiem, i tytu si nie sprzedaje i rzecz absolutnie niemoliw bdzie
utrzyma go w naszej ofercie - wyjani Escobillas.
- Ale dlaczego nie oddadz mi panowie praw? Tym bardziej e grosza zamanego
panowie nie zapacili, a zarazem nie zamierzaj prbowa sprzeda ani jednego egzemplarza.
- Tego uczyni nie moemy, przyjacielu - pocz wyuszcza Barrido. - Aczkolwiek na
pana rzecz materialnie nie zostaa przekazana jakakolwiek zaliczka, wydanie ksiki
stanowio powany wydatek dla naszej firmy, a umowa podpisana przez pana obowizuje
przez dwadziecia lat i moe by automatycznie przeduana na tych samych zasadach, jeli
wydawnictwo postanowi egzekwowa swe prawa. Prosz zrozumie: my rwnie
powinnimy co z tego mie. Nie wszystko musi by dla autora.
Uznawszy krasomwczy popis za zakoczony, poprosiem trjk dentelmenw, by
raczyli opuci moje progi samodzielnie lub, jeli taka ich wola, z pomoc kopniakw. Zanim
zatrzasnem za nimi drzwi, Escobillas zdoa mi posa jedno ze swych jadowitych spojrze.
- Albo odpowie nam pan w cigu tygodnia, albo jest pan skoczony - wycedzi.
- W cigu tygodnia ani pan, ani paski debilny wsplnik nie bdziecie ju y odpowiedziaem spokojnie, nie bardzo wiedzc, co mnie podkusio, eby wygosi takie
sowa.
Przez reszt przedpoudnia gapiem si w cian, pki dzwony z Santa Maria del Mar
nie przypomniay mi, e zblia si godzina spotkania z don Pedrem Vidalem.
Czeka na mnie przy najlepszym stoliku w restauracji, obracajc w doni kieliszek
biaego wina i suchajc pianisty pieszczcego aksamitnymi opuszkami palcw jaki kawaek
Enrique Granadosa.
Na mj widok wsta i poda mi rk.
- Gratuluj - powiedziaem.
Vidal umiechn si niewzruszony i odczekawszy, a usid, ponownie zaj miejsce
przy stole. Trwalimy jaki czas w milczeniu, pod oson muzyki i spojrze osb z
towarzystwa pozdrawiajcych Vidala z daleka lub podchodzcych do stolika, by
pogratulowa mu sukcesu, o ktrym gono ju byo w caym miecie.
- Davidzie, nawet nie wiesz, jak bolej z powodu tego, co zaszo - zacz.
- Tymczasem prosz si cieszy, a nie przejmowa.
- Sdzisz, e to dla mnie ma jakie znaczenie? Pochlebstwa kilku nieszcznikw?
Zawsze marzyem, by doy dnia twego tryumfu.

- Przykro mi, e ponownie pana rozczarowaem, don Pedro.


Vidal westchn.
- Davidzie, nie ja ponosz win za to, e rzucili si na ciebie. To twoja wina. Sam si o
to prosie. Jeste ju dostatecznie dorosym chopcem, eby wiedzie, jak to wszystko dziaa.
- A moe mnie pan owieci?
Vidal sykn, jakby moja naiwno go obraaa.
- A czego ty oczekiwae? Nie jeste jednym z nich. I nigdy nie bdziesz. Nie chciae
by, i mylisz, e puszcz ci to pazem. Zamykasz si w swej warowni i wydaje ci si, e
potrafisz przey, nie przyczajc si do chru ministrantw i nie wkadajc mundurka.
Zapewniam ci, e si mylisz, Davidzie. Zawsze si mylie. Gra nie na tym polega.
Jeli chcesz gra w pojedynk, to pakuj walizki i jed tam, gdzie moesz by panem swego
losu; o ile takie miejsce w ogle istnieje. Ale jeli masz zamiar tu zosta, lepiej bdzie, jeli
przystpisz do jednej z parafii, pierwszej lepszej, jakiejkolwiek. Ot i cay problem.
- I pan, don Pedro, tak wanie robi? Przystpuje pan do parafii?
- Mnie to nie dotyczy, Davidzie. Ja im daj je. Tego te nigdy nie zrozumiae.
- Byby pan zaskoczony, widzc, jak jestem pojtny. Ale prosz si nie przejmowa,
bo furda recenzje. Nie wiem, czy to dobrze czy le, ale jutro nikt ich nie bdzie pamita, ani
z mojej ksiki, ani z paskiej.
- Wobec tego w czym tkwi problem?
- Nie ma o czym gada.
- Chodzi o tych dwch skurwysynw? Barrido i t hien cmentarn?
- Drobnostka, don Pedro. Jest tak, jak pan mwi: to tylko i wycznie moja wina. I
niczyja wicej.
Do stolika podszed maitre, z pytajcym wyrazem twarzy. Jeszcze nie zajrzaem do
menu i nie miaem najmniejszego zamiaru tego czyni.
- To co zwykle, dla nas dwch - zamwi don Pedro.
Maitre oddali si z ukonem. Vidal patrzy na mnie, jakbym by niebezpieczn besti
zamknit w klatce.
- Cristina nie moga, niestety, przyj - powiedzia. - Bybym wdziczny, gdyby mg
podpisa jej ksik.
Pooy na stole egzemplarz Krokw nieba, opakowany w purpuro - wy papier ze
znakiem ksigarni Sempere i Synowie, i popchn w moj stron. Nie signem po niego.
Vidal zblad. Nie byo ju ladu po zapalczywoci przemowy i defensywnym tonie. Tu ci
mam, pomylaem.

- Don Pedro, niech mi pan wreszcie powie, co ma mi pan do powiedzenia. Przecie nie
gryz.
Vidal oprni kieliszek jednym haustem.
- Mam do ciebie dwie sprawy. adna nie bdzie ci mia.
- Zaczynam si ju powoli przyzwyczaja.
- Jedna zwizana jest z twoim ojcem.
Poczuem, jak sarkastyczny umiech ganie mi na ustach.
- Lata cae nosiem si z zamiarem, by wreszcie ci o tym powiedzie, ale
powstrzymywaa mnie obawa, e mog ci wyrzdzi jeszcze wiksz krzywd. Pewnie
uznasz, e kierowao mn tchrzostwo, ale przysigam ci, przysigam, na co tylko zechcesz,
e...
- e co? - przerwaem.
Vidal westchn.
- W nocy, kiedy zmar twj ojciec...
- ...Kiedy go zamordowano - poprawiem lodowato.
- To bya pomyka. mier twego ojca bya pomyk.
Patrzyem na, niczego nie rozumiejc.
- Tamci ludzie wcale nie czekali na niego. Pomylili si.
Przypomniaem sobie spojrzenia trjki mordercw we mgle, odr prochu i czarn
krew mojego ojca tryskajc spomidzy moich palcw.
- To mnie mieli zabi - powiedzia Vidal stumionym gosem.
- Dawny wsplnik ojca odkry, e jego ona i ja...
Zamknem oczy i suchaem, jak wewntrz mnie narasta mroczny miech. Mj ojciec
zgin podziurawiony jak sito z powodu jakiej miostki wielkiego Pedra Vidala.
- Powiedz co, prosz - odezwa si bagalnie Vidal.
Otworzyem oczy.
- A druga sprawa?
Nigdy nie widziaem Vidala przestraszonego. Byo mu z tym do twarzy.
- Poprosiem Cristin, by wysza za mnie.
Dugie milczenie.
- Zgodzia si.
Vidal spuci oczy. Jeden z kelnerw podszed z przystawkami.
Postawi je na stole, yczc Bon appetit. Vidal nie odway si ju na mnie spojrze.
Przystawki stygy na talerzach. Po chwili signem po Kroki nieba i odszedem.

Owego popoudnia, wyszedszy z Maison Doree, dopiero po chwili zdaem sobie


spraw, e id w d Ramblas z egzemplarzem Krokw nieba pod pach. Im bardziej
zbliaem si do rogu, od ktrego odchodzia ulica Carmen, tym bardziej trzsy mi si rce.
Zatrzymaem si przy witrynie jubilera Bagues, udajc, e przygldam si zotym
medalionom w ksztacie wrek i kwiatw, wysadzanym rubinami. Znajdowaem si
nieopodal barokowej, kipicej przepychem fasady sklepu El Indio, ktra mogaby sugerowa,
e kryje si za ni przeogromny bazar niewyobraalnych cudw i dziww, a nie zwyky sklep
bawatny. Podszedem powoli i przekroczyem prg hallu prowadzcego do drzwi.
Wiedziaem, e nie moe mnie rozpozna, mao tego, e waciwie ja te ju jej nie
rozpoznaj, mimo to z pi minut staem przed drzwiami, nie majc odwagi wej.
A kiedy w kocu to uczyniem, serce bio mi jak oszalae i czuem, e poc mi si
rce.
Pki regaw wzdu cian uginay si pod belami wszelkiego rodzaju tkanin, a przy
stoach subiekci uzbrojeni w centymetry i specjalne, przytroczone do pasa noyce, rozkadali
materiay przed damami z towarzystwa, otoczonymi wianuszkiem sucych i krawcowych, z
takim gestem, jakby chodzio o drogocenne ptna.
- Czym mog panu suy?
Przede mn sta korpulentny mczyzna o piskliwym gosie, wbity we flanelowe
wdzianko sprawiajce wraenie, jakby za chwil miao pkn, zasypujc cay sklep
strzpami tkaniny. Patrzy na mnie pobaliwie, umiechajc si z przymusem i niechci.
- Niczym - wymamrotaem.
I wtedy j zobaczyem. Moja matka schodzia z drabiny, niosc kocwki materiaw.
Miaa na sobie bia bluzk i natychmiast j rozpoznaem. Troszk si roztya, a z jej nieco
nabrzmiaej twarzy wyczyta mona byo poczucie poraki spowodowanej rutyn i
rozczarowaniem. Podirytowany sprzedawca mwi co do mnie, ale ledwie go syszaem.
Widziaem tylko j, jak zblia si i przechodzi obok. Spojrzaa na mnie przelotnie i widzc, e
si jej przygldam, obdarzya mnie umiechem, jaki si kieruje do klienta albo pryncypaa, po
czym wrcia do swych obowizkw. Poczuem, e ciska mnie w gardle tak mocno, e
ledwo zdoaem wykrztusi sprzedawcy co na odczepnego i nie starczyo mi ju czasu, by
rozpaka si dopiero za drzwiami. Przeszedem na drug stron jezdni i schroniem si w
kawiarni. Usiadem przy stoliku obok okna, i nie spuszczajc oka z wejcia do El Indio,
czekaem.
Po ptorej godziny zobaczyem, jak ze sklepu wychodzi mj sprzedawca i spuszcza
krat. W chwil pniej zaczy gasn wiata i sklep opucio jeszcze paru pracownikw.

Wstaem i wyszedem na ulic. W bramie obok siedzia i przypatrywa mi si mniej wicej


dziesicioletni chopak. Daem mu znak, eby si zbliy. Gdy podszed, pokazaem mu
monet. Umiechn si od ucha do ucha i zauwayem, e brakuje mu kilku zbw.
- Widzisz t paczk? Chc, eby j da pani, ktra zaraz wyjdzie z tego sklepu.
Powiesz jej, e to od pewnego pana, ale nie pokazuj na mnie. Jasne?
Chopak kiwn gow. Daem mu monet i ksik.
- A teraz czekamy.
Nie trwao to zbyt dugo, bo po trzech minutach zobaczyem, jak wychodzi.
Skierowaa si ku Ramblas.
- To ona. Le!
Matka zatrzymaa si przed portykiem kocioa Betlem; gestem ponagliem chopaka,
eby do niej podbieg. Obserwowaem z daleka niem dla mnie scen. Dzieciak wycign
paczk, ona spojrzaa zdziwiona wpierw na niego, pniej na paczk, niepewna, czy ma
wzi, czy nie. Chopiec nalega, wic w kocu wzia paczk i popatrzya za oddalajcym si
biegiem dzieciakiem. Rozejrzaa si wok zdezorientowana. Zwaya w doni paczk,
ogldajc purpurowy papier, w jaki zapakowana bya ksika. W kocu ciekawo
zwyciya i rozerwaa go.
Widziaem, jak wyciga ksik. Trzymaa j w obu doniach, studiujc okadk, po
czym obrcia. Czuem, e brak mi tchu; chciaem podej do matki, co jej powiedzie, ale
nie mogem. Staem kilkadziesit metrw od niej i obserwowaem j, ona jednak nie
spostrzega mojej obecnoci. Potem ruszya dalej, z ksik w rku, w kierunku pomnika
Kolumba. Mijajc Palau de la Virreina, podesza do kosza i wrzucia do niego ksik.
Widziaem, jak odchodzi Ramblas w d i znika w tumie, jakby jej tam nigdy nie byo.

19
Sempere ojciec by w ksigarni sam i klei grzbiet starego, rozpadajcego si tomu
Fortunaty i Jacinty, gdy podnisszy wzrok, zobaczy mnie w drzwiach. Wystarczyo mu
kilka sekund, by zda sobie spraw z mojego aosnego stanu. Gestem zaprosi mnie do
rodka i podsun mi krzeso.
- Wyglda pan fatalnie. Powinien pan pj do lekarza. Jeli ma pan pietra, pjd z
panem. Mnie te na widok tych konsyliarzy w biaych fartuchach i z ostrymi przedmiotami w
rku ciarki po plecach przechodz, ale czasami nie ma rady.
- To zwyky bl gowy. Ju mi przechodzi.
Sempere poda mi szklank wody Vichy.
- Prosz. Jest dobra na wszystko, oprcz gupoty, ktrej pandemia szerzy si ostatnio z
zatrwaajc szybkoci.
Umiechnem si z przymusem wobec dowcipu Sempere. Wypiem wod i
westchnem. Byo mi niedobrze, a lewe oko pulsowao.
Przez chwil zdao mi si, e jestem bliski zemdlenia i zamknem oczy. Oddychaem
gboko, modlc si w duchu, ebym tam nie pad! na miejscu. Przeznaczenie nie mogo mie
a tak perwersyjnego poczucia humoru, by przyprowadzi mnie do ksigarni Sempere i w
podzikowaniu za wszystko, co dla mnie zrobi ukatrupi na jego oczach.
Poczuem, e czyja do delikatnie dotyka mojego czoa. Sempere.
Otworzyem oczy. Ksigarz i jego syn, ktry zjawi si niewiadomo skd, patrzyli na
mnie pospnie.
- Zawiadomi doktora? - zapyta Sempere syn.
- Ju mi lepiej, dzikuj. O wiele lepiej.
- Tak panu lepiej, e a si zimno robi na ten widok. Jest pan zupenie szary.
- Jeszcze wody?
Sempere syn popiesznie napeni mi szklank.
- Przepraszam za to przedstawienie - powiedziaem. - Zapewniam panw, e nie byo
przygotowane.
- Prosz nie ple gupstw.
- Co sodkiego pewno dobrze mu zrobi. Moe zemdla z godu?
- zauway syn.
- Skocz do piekarni na rogu i przynie jakie ciastka - zgodzi si ksigarz.
Kiedy zostalimy sami, Sempere wbi we mnie wzrok.

- Przyrzekam, e pjd do lekarza - zapewniem.


Kilka minut pniej mody Sempere by ju z powrotem, niosc pod pach papierow
torb wypenion delikatesami z pobliskiej cukierni. Poda mi j, wybraem brioszk, ktra w
innej sytuacji wydaaby mi si bardziej apetyczna ni tyeczek tancerki rewiowej.
- Prosz ugry - zaordynowa Sempere.
Zjadem brioszk drobnymi ksami i powoli zaczem wraca do siebie.
- Wyglda ju troch lepiej - zauway syn ksigarza.
- Nie ma jak wiea bueczka...
W tej chwili rozleg si dwik dzwonka przy drzwiach. Do ksigarni wszed klient i
na skinienie ojca Sempere syn zostawi nas, by go obsuy. Ksigarz pochyli si nade mn i
ujwszy mnie za nadgarstek, zmierzy mi puls.
- Pamita pan, jak wiele lat temu powiedzia mi pan, e kiedy bd chcia naprawd
ocali jak ksik, mam do pana przyj?
- zapytaem.
Sempere obrzuci przelotnym spojrzeniem ciskany przeze mnie w rku tom
wycignity ze mietnika, do ktrego wrzucia go moja matka.
- Prosz da mi pi minut.
Zaczynao si ciemnia, kiedy ruszylimy w d Ramblas, wymijajc licznych tego
skwarnego i wilgotnego wieczoru spacerowiczw.
Od czasu do czasu podnosia si delikatna bryza i balkony i okna otwarte byy na
ocie; wygldajcy ludzie patrzyli na przesuwajce si sylwetki pod bursztynowo
rozpalonym niebem. Sempere szed wawo i zwolni dopiero przed mroczn bram w uliczce
Arc del Teatre. Popatrzy na mnie i uroczystym tonem powiedzia:
- Davidzie, o tym, co zaraz pan ujrzy, nie bdzie mg pan powiedzie nikomu, nawet
Vidalowi. Nikomu.
Przytaknem, zaintrygowany powan i tajemnicz min Sempere. Poszedem za nim
wziutk uliczk, midzy mrocznymi, zniszczonymi budynkami, pochylonymi niczym
kamienne wierzby zasaniajce niebo, na ktrym odcina si profil dachw. Wkrtce
stanlimy przed wielkimi drewnianymi drzwiami, przypominajcymi wejcie do starej
bazyliki, ktra przynajmniej przez wiek spoczywaa na dnie trzsawiska. Sempere pokona
dwa schodki i zastuka trzykrotnie odlan z brzu koatk w ksztacie miejcego si diabeka.
Potem zszed z powrotem, by zaczeka obok mnie.
- O tym, co zaraz pan ujrzy, nie bdzie mg pan powiedzie...
- ...nikomu, nawet Vidalowi. Nikomu...

Sempere skin gow z powag. Po mniej wicej dwch minutach oczekiwania da si


sysze odgos otwieranych jednoczenie stu rygli. Drzwi ustpiy z aosnym jkiem i
ukazaa si za nimi twarz ysawego mczyzny w rednim wieku, o drapienych rysach i
przenikliwym spojrzeniu.
- Sempere. Jeszcze mi tylko pana tu brakowao - wykrzykn.
- I kogo mi pan dzi przyprowadza? Nastpn ofiar literatury, ktra nie ma
narzeczonej, bo woli mieszka z mamusi?
Sempere puci mimo uszu sarkastyczne powitanie.
- Davidzie, to Isaak Monfort, stranik tego miejsca i osoba nad wyraz sympatyczna.
Prosz zapamita wszystko, co panu powie.
Isaaku, poznaj Davida Martina, mojego dobrego przyjaciela, pisarza i osob godn
zaufania.
Rzeczony Isaak przewidrowa mnie spojrzeniem od stp do gw, po czym przenis
wzrok na Sempere.
- Pisarz nigdy nie jest osob godn zaufania. Czy Sempere wyjani panu zasady?
- Powiedzia tylko, e o tym, co tu ujrz, nie wolno mi nikomu powiedzie.
- To zasada pierwsza i najwaniejsza. Jeli j pan zamie, osobicie skrc panu kark.
Zaczyna pan si wczuwa w atmosfer miejsca?
- Jakbym std nigdy nie wychodzi.
- Wic prosz za mn - powiedzia Isaak, wskazujc mi drog.
- A ja si poegnam. Zostawiam panw samych. Panie Davidzie, nie ma
bezpieczniejszego miejsca.
Zrozumiaem, e Sempere ma na myli nie mnie, lecz ksik.
Ucisn mnie z caej siy i znikn w zapadajcych ciemnociach.
Przestpiem prg, a Isaak pocign za dwigni po drugiej stronie drzwi. Wprawi w
ruch mechanizm spltanych w pajczyn tysica zapadek i rygli, ktre zabezpieczay wejcie.
Wzi z ziemi latarni i unis j na wysoko mojej twarzy.
- le pan wyglda - zawyrokowa.
- Niestrawno - odparem.
- A co panu zaszkodzio?
- ycie.
- Niech pan idzie za mn - uci.
Szlimy najpierw dugim korytarzem; po bokach wida byo pogrone w mroku
malowida i marmurowe schodki. Zapuszczalimy si coraz gbiej w te zamkowe

pomieszczenia i wkrtce zauwayem wejcie do czego, co przypominao wielk sal.


- Co pan ze sob przynosi? - zapyta Isaak.
- Kroki nieba. Powie.
- Co za grafomaski tytu! Nie jest pan przypadkiem jej autorem?
- Obawiam si, e tak.
Isaak westchn, mamroczc co do siebie.
- I co pan jeszcze napisa?
- Miasto przekltych, od tomu pierwszego do dwudziestego sidmego, midzy innymi.
Isaak odwrci si i umiechn z zadowoleniem.
- Ignatius B. Samson?
- witej pamici, do paskich usug.
Tajemniczy stranik zatrzyma si i opar latarni na balustradzie zawieszonej nad
wielk piwnic. Podniosem wzrok i oniemiaem z wraenia. Przede mn rozpociera si
kolosalny labirynt mostw korytarzykw i pek, uginajcych si pod ciarem setek tysicy
ksiek, tworzc zarys gigantycznej biblioteki o nieogarnionych rozmiarach. Pltanina tuneli
przecinaa olbrzymi konstrukcj wznoszc si spiralnie w kierunku szklanej kopuy, przez
ktr wpaday do rodka snopy wiata i mroku. Dostrzegem kilka postaci, ktre kryy po
pomostach i schodkach lub baday tajemne przejcia tej wzniesionej ze sw i ksiek
katedry. Nie wierzyem wasnym oczom i spojrzaem na Isaaca Monforta, nie mogc wydusi
z siebie sowa. Umiecha si niczym stary lis, ktremu po raz kolejny wysza ulubiona
sztuczka - Ignatiusie B. Samsonie, witaj na Cmentarzu Zapomnianych Ksiek.

20
Zszedem za stranikiem do podstawy wielkiej budowli, ktra skrywaa w sobie
labirynt. W podog powstawiane byy kamienie i pyty nagrobne z wyrytymi pogrzebowymi
inskrypcjami, krzyami i wytartymi podobiznami zmarych. Izaak zatrzyma si i owietli
gazow latarni czci tej makabrycznej ukadanki, tak bym mg si jej dobrze przyjrze.
- Resztki starej nekropolii - wyjani. - Tylko prosz si nie sugerowa i nie pada mi
tu trupem.
Udalimy si do miejsca pooonego naprzeciw centralnej konstrukcji, na ktrej
wydawaa si wspiera caa budowla. Isaak jednostajnym tonem recytowa mi zasady i
obowizki, od czasu do czasu wbijajc we mnie spojrzenie, przed ktrym staraem si broni,
przytakujc posusznie.
- Zasada numer jeden: kiedy kto przychodzi tu po raz pierwszy, ma prawo wybra
jedn ksik, t, ktrej najbardziej zapragnie, spord wszystkich tu zgromadzonych. Zasada
numer dwa: adoptujc ksik, przyjmuje na siebie zobowizanie, e bdzie j chroni i zrobi
wszystko, by nie zgina. Do koca ycia. Do tej pory wyraam si jasno?
Spojrzaem w gr na niezmierzony labirynt.
- Jak wybra jedn ksik spord tylu moliwych?
Isaak wzruszy ramionami.
- Niektrzy sdz, e to ksika wybiera nas. Moemy to nazwa przeznaczeniem. Ma
pan przed sob cae stulecia zagubionych i zapomnianych ksiek, ksiek wykltych, o
ktrych nie wolno byo mwi, ksiek, ktre zachoway pami i ducha epok i cudw, dzi
ju przez wszystkich zapomnianych. Nikt, nawet najstarsi z nas, nie wiedz dokadnie, kiedy
powstao to miejsce ani kto je stworzy.
Prawdopodobnie jest tak stare jak samo miasto i roso wraz z nim, w jego cieniu.
Wiemy, e budynek wzniesiono z resztek paacw, kociow, wizie i szpitali, ktre kiedy
tu stay. Konstrukcja siga korzeniami pocztkw XVIII wieku i od tego czasu jest stale
zmieniana. Wczeniej Cmentarz Zapomnianych Ksiek mieci si w podziemiach pod
tunelami redniowiecznej Barcelony. Spekuluje si, e w czasach inkwizycji wiatli
wolnomyliciele ukrywali zakazane ksiki w grobowcach lub chowali w kostnicach, w
nadziei e znajd je przysze pokolenia. W poowie ubiegego stulecia odkryto tunel
prowadzcy z wntrza labiryntu do starej biblioteki, dzi ju zamknitej i kryjcej si w
podziemiach dawnej synagogi w dzielnicy Cali. Kiedy ostatnie mury miasta legy w gruzach,
ziemia osuna si i w tunel zalay wody strumienia, ktry od wiekw pynie pod

dzisiejszymi Ramblas. Teraz jest nie do przebycia, ale podejrzewamy, i tunel w by gwn
drog prowadzc do tego miejsca.
Wiksza cz budowli, ktr pan teraz widzi, powstaa w XIX wieku. Nie wicej ni
sto osb w caym miecie zna to miejsce i mam nadziej, e Sempere nie pomyli si,
wczajc pana do ich grona...
Potwierdziem z przekonaniem, mimo to Isaak patrzy na mnie sceptycznie.
- Zasada numer trzy: moe pan pochowa swoj ksik w do - wolnie wybranym
miejscu.
- A jeli si zgubi?
- Dodatkowa klauzula, tym razem sformuowana przeze mnie: trzeba si stara nie
zgubi.
- Czy kto si kiedy zgubi?
Isaak westchn ciko.
- Kiedy zaczynaem, krya tu historia o Dariu Albertim de Cymermanie. Domylam
si, e Sempere nie wspomnia panu o tym.
- Cymerman? Ten historyk?
- Nie, pogromca karaluchw. Ilu Dariw Albertich de Cymermanw pan zna? Rzecz
w tym, e w zimie 1889 roku Cymerman zagbi si w labiryncie i znikn na tydzie. Kiedy
go znaleziono, schowanego w jednym z tuneli, umiera ze strachu. Zabarykadowa si
rzdami witych tekstw, eby go nie znalaz.
- eby kto go nie znalaz?
Isaak popatrzy na mnie przecigle.
- Mczyzna w czerni. O nim Sempere te panu nie wspomina?
- Ano nie.
Isaak zniy gos i przemwi konfidencjonalnym szeptem:
- Niektrzy z nas, w cigu tych lat, spotykali w labiryncie mczyzn w czerni.
Opisywali go na rozmaite sposoby. S tacy, ktrzy twierdz nawet, e z nim rozmawiali.
Kiedy krya tu plotka, e mczyzna w czerni jest duchem przekltego autora, ktrego
jeden z nas zdradzi, wynoszc na zewntrz jego ksik i nie dotrzymujc przysigi. Ksika
zagina na zawsze, a duch autora bka si tunelami po wieczne czasy, szukajc zemsty. Wie
pan, opowiastki w stylu Henry'ego Jamesa, ktre ludzie tak chtnie kupuj.
- Prosz mi nie mwi, e pan w to wierzy.
- Oczywicie, e nie. Ja wyznaj inn teori. Teori Cymermana.
- Ktra gosi?

- e mczyzna w czerni jest patronem tego miejsca, ojcem wszelkiej tajemnej i


zakazanej wiedzy, mdroci i pamici, tym, ktry od niepamitnych czasw niesie wiato
opowiadaczom i pisarzom... To nasz anio str, anio kamstwa i ciemnoci.
- Kpi pan sobie ze mnie.
- Kady labirynt ma swojego Minotaura - odpar stranik. Po czym umiechn si
tajemniczo i wskaza w kierunku wejcia do labiryntu.
- Prosz, stoi przed panem otworem.
Wszedem na pomost prowadzcy do jednego z wej i zaczem powoli si zagbia
w dugi korytarz ksiek, wspinajcy si krto pod gr. Za zakrtem tunel rozwidla si na
cztery pasae, tworzc niewielki okrg, przez ktry wchodzio si na gince w grze krcone
schody. Dotarem po nich na ppitro, z ktrego odchodziy trzy tunele. Wybraem jeden,
wedug moich kalkulacji prowadzcy do serca labiryntu. Idc, wodziem palcem po
grzbietach setek ksiek. Przenika mnie ich zapach, a sczce si przez szczeliny wiato i
falujcy w ciemnociach i lustrach blask szklanych latarni, zawieszonych na drewnianej
konstrukcji, wskazyway mi drog. Bkaem si przez prawie p godziny, a dotarem do
zamknitego pokoiku, w ktrym sta stolik i krzeso. ciany zbudowane byy z ksiek i
wydaway si lite, oprcz wyomu, z ktrego kto musia zabra jaki tom. Postanowiem, e
to najlepsze miejsce dla Krokw nieba. Po raz ostatni spojrzaem na okadk i przeczytaem
pierwszy akapit, wyobraajc sobie chwil, kiedy, jeli tak zechce fortuna, wiele lat po tym,
jak umr i pami o mnie zaginie, kto przemierzy t sam drog i dotrze do tej samej sali, by
znale tu nieznan nikomu ksik, w ktr ja woyem cae swoje serce. Zostawiem j,
czujc, e zostawiam na tej pce wasn dusz. W tej wanie chwili uprzytomniem sobie za
plecami czyj obecno i odwrciem si, by zobaczy przed sob mczyzn w czerni, ktry
patrzy mi prosto w oczy.

21
Z pocztku nie rozpoznaem wasnego spojrzenia w lustrze, jednym z wielu
tworzcych acuch nikego wiata wzdu korytarzy labiryntu. Byo to odbicie mojego ciaa
i mojej twarzy, ale oczy naleay do kogo obcego. Mtnawe i ponure, ze i nikczemne.
Odwrciem wzrok i znw poczuem zawroty gowy. Usiadem na krzele przy stole i
zaczem gboko oddycha. Pomylaem, e nawet doktorowi Triasowi wydaaby si
zabawna myl, i zadomowiony w moim mzgu intruz - zmiana nowotworowa, jak to lubi
okrela - miaaby litociwie dobi mnie wanie w tym miejscu, a tym samym zaszczyci
honorowym tytuem pierwszego permanentnego lokatora Cmentarza Zapomnianych
Powieciopisarzy. Pogrzebanego razem ze swym ostatnim i aosnym dzieem, ktre
wpdzio go do grobu. I by moe kto znalazby mnie za dziesi miesicy albo za dziesi
lat, a moe nigdy. Wielki fina, godny Miasta przekltych.
Wydaje mi si, e uratowa mnie gorzki miech, ktry rozjani mi w gowie i
przywrci wiadomo, gdzie si znajduj i po co przyszedem. Zamierzaem ju wsta z
krzesa, kiedy zobaczyem ten tom - opasy, ciemny i bez tytuu. Lea na czterech innych
ksikach, na brzegu stou. Wziem go do rki. Odniosem wraenie, e oprawiony jest w
skr, wyrobion bardziej dotykiem wielu rk ni garbnikami.
Tytu, wytoczony niegdy na okadce jakby przy uyciu ognia, by starty, ale na
stronie tytuowej mona byo odczyta:
Lux Aeterna
D.M.
Domyliem si, e widniejce tam inicjay, takie same jak moje, byy inicjaami
autora, chocia w caej ksice nie byo poza tym ani jednej wskazwki, ktra potwierdzaaby
moje przypuszczenia. Przerzuciem dziesitki stron na chybi trafi i rozpoznaem
przynajmniej pi rnych, przeplatajcych si jzykw. Kastylijski, niemiecki, acin,
francuski i hebrajski. Przeczytaem przypadkowy akapit; skojarzy mi si z jak modlitw,
ktrej nie pamitaem z tradycyjnej liturgii, i zaczem si zastanawia, czy nie mam
przypadkiem w rku mszau albo modlitewnika. Tekst podzielono na rozdziay i strofy z
podkrelonymi nagwkami, ktre znaczyy kolejne epizody. Im duej mu si przygldaem,
tym bardziej przypomina mi ewangeliarze i katechizmy z moich szkolnych lat.
Mogem stamtd wyj, wybra inn ksik, spord zgromadzonych tu setek
tysicy, i opuci to miejsce, by nie powrci ju nigdy.
I prawie uwierzyem, e to wanie czyni, gdy uwiadomiem sobie, e przemierzam

drog powrotn tunelami i korytarzami labiryntu, trzymajc w rku tom, ktry przyssa si do
mojej skry niczym pasoyt. Przez gow przemkna mi myl, e ksice zaley bardziej ni
mnie, by wydosta si na zewntrz, i e to ona, w jaki tajemniczy sposb, zostaa moim
przewodnikiem. Po kilku daremnych prbach wydostania si, kiedy par razy minem ten
sam egzemplarz czwartego tomu dzie zebranych LeFanu, znalazem si, sam nie wiem jak,
naprzeciwko wijcych si spiralnie w d schodw, skd udao mi si odnale drog do
wyjcia z labiryntu. Miaem nadziej, e Isaak bdzie na mnie czeka na progu, ale nie byo
nawet ladu jego obecnoci, chocia miaem wraenie, e kto obserwuje mnie ukradkiem.
W katakumbach Cmentarza Zapomnianych Ksiek panowaa absolutna cisza.
- Isaaku? - zawoaem.
Mj gos nikn w ciemnociach. Odczekaem chwil i skierowaem si do wyjcia.
Bkitny pmrok sczcy si przez kopu blad coraz bardziej, a otaczajca mnie noc staa
si nieprzenikniona.
Kilka krokw dalej dostrzegem majaczce w kocu galerii wiateko. Bya to latarnia,
ktr Isaak zostawi w progu. Odwrciem si, by po raz ostatni spojrze w mroki galerii.
Pocignem za zasuw, ktra wprawiaa w ruch mechanizm dwigni i zapadek. Zamki
otwieray si jeden po drugim i drzwi uchyliy si na kilka centymetrw. Popchnem je, a
szpara bya tak dua, e mogem si przez ni przecisn. Zaraz potem drzwi zaczy si
zamyka i zatrzasny si na powrt z guchym omotem. w miar jak oddalaem si od tego
miejsca, czuem, e przestaje dziaa na mnie jego magia, za to wrciy zawroty gowy i bl.
Parokrotnie upadem twarz na ziemi, po raz pierwszy na Ramblas, ponownie za, kiedy
usiowaem przej na drug stron Via Layetana, gdzie jakie dziecko podnioso mnie i
uratowao przed zmiadeniem przez tramwaj. Resztkami si dotarem pod drzwi swojego
domu. Mieszkanie byo zamknite przez cay dzie i skwar, w wilgotny i zabjczy skwar,
ktry codziennie coraz bardziej dusi miasto, unosi si we wntrzu w postaci zakurzonego
wiata.
Wspiem si do studia w wieyczce i otworzyem okna na ocie. Pod niebem
wyoonym czarnymi pytami chmur, krcymi niespiesznie nad Barcelon, nie sposb byo
wyczu najmniejszy choby powiew bryzy. Odoyem ksik na biurko, z przekonaniem, e
mam jeszcze sporo czasu, by zapozna si z ni szczegowo. A moe i nie. Moe mj czas
ju si skoczy. Teraz byo to zreszt w ogle niewane.
Ledwo si ju trzymaem na nogach. Musiaem jak najszybciej pooy si w
ciemnociach. Wygrzebaem z szuflady jedn z fiolek z kodein i zayem trzy czy cztery
pastylki na raz. Schowaem fiolk do kieszeni i zszedem na d, niezbyt pewny, czy zdoam

w ogle doj do sypialni. W korytarzu zdao mi si, e widz migotanie w pamie jasnoci
pod drzwiami wejciowymi, jakby kto sta po drugiej stronie. Opierajc si o ciany,
podszedem wolno do wejcia.
- Kto tam? - zapytaem.
Nikt si nie odezwa ani nie rozleg si aden haas. Wahaem si przez chwil, by w
kocu otworzy drzwi i wyjrze na schody. Wychyliem si, aby spojrze w d. Schodzce
spiral stopnie zanikay w ciemnociach. Nikogo nie byo. Wrciem i zauwayem, e
migoce maa lampa owietlajca pitro. Zamknem za sob drzwi i przekrciem klucz w
zamku, o czym, wcale nie tak rzadko, zdarzao mi si zapomina. Wtedy j zauwayem.
Kremow kopert o zbkowanych brzegach, ktr kto wsun pod drzwiami. Uklkem, eby
j podnie. Bya z cikiego, porowatego papieru, opiecztowana i zaadresowana na moje
imi i nazwisko. Na pieczci widniaa sylwetka anioa z rozpostartymi skrzydami.
Otworzyem kopert.
Szanowny Panie!
Mam zamiar spdzi czas jaki w miecie i czubym si gboko zaszczycony, gdyby
dane mi byo spotka si z Panem i, by moe, wrci do tematu zoonej niegdy przeze mnie
oferty. Bybym wdziczny, gdyby - o ile czas Panu na to pozwoli, a inne zobowizania nie
przeszkodz - towarzyszy mi Pan w kolacji w pitek, 13 biecego miesica, o godzinie 22, w
maej willi, ktr wynajem na czas pobytu w Barcelonie. Dom usytuowany jest na rogu ulic
Olot i San Jose de la Montaa, tu przy wejciu do parku Guell. Ufam i wyraam nadziej, e
dojdzie do naszego spotkania,
Paski przyjaciel
Andreas Corelli
Upuciem list na podog i powlokem si do galerii. Tam pooyem si na sofie, pod
oson pmroku. Do kolacji zostao siedem dni.
Umiechnem si z przeksem. Nie wierzyem, bym za te siedem dni jeszcze y.
Zamknem oczy, prbujc zasn. Nieustanny gwizd w uszach wydawa mi si przeraliwy
jak nigdy. Z kadym uderzeniem serca wbijay mi si w mzg drzazgi biaego wiata.
Nie bdzie Pan mg nawet myle o pisaniu.
Otworzyem oczy i rozejrzaem si po niebieskiej ciemnoci kryjcej galeri. Na stole,
blisko mnie, lea jeszcze pozostawiony przez Cristin stary album z fotografiami, ktrego nie
miaem odwagi ani wyrzuci, ani nawet dotkn. Wycignem rk i otworzyem go.
Zaczem przerzuca kartki, pki nie odnalazem zdjcia, ktrego szukaem.
Odkleiem fotografi i przyjrzaem jej si dokadnie. Maa Cristina idzie po deskach pomostu

wchodzcego w gb morza, trzymajc za rk nieznajomego. Przycisnem zdjcie do piersi i


poddaem si zmczeniu. Gorycz i wcieko tego dnia i tych lat powoli opaday ze mnie, by
ustpi miejsca spowijajcej mnie ciepej ciemnoci, penej gosw i wycignitych ku mnie
doni. Zapragnem, tak jak nigdy dotd nie zapragnem niczego w yciu, zabka si w tym
mroku, ale co mnie pocigno i uderzenie wiata i blu wyrway mnie z miego snu, ktry
si zapowiada jako sen bez koca.
Jeszcze nie - szepn gos - jeszcze nie.
Uwiadamiaem sobie bieg dni, bo co jaki czas si budziem i docierao do mnie
soneczne wiato przebijajce si przez okiennice.
Czsto odnosiem wraenie, e sysz walenie w drzwi i wykrzykujce moje imi
gosy, ktre po jakim czasie cichy. Po ilu godzinach lub dniach wstaem i obmacujc twarz,
poczuem krew na ustach. Nie wiem, czy wyszedem na ulic, czy te nio mi si, e
wyszedem, ale nie bardzo wiadom, jak w ogle si tam znalazem, odkryem nagle, e id
alej Born ku katedrze Santa Maria del Mar. Ulice byy wyludnione w blasku ksiyca z rtci.
Uniosem wzrok i zdao mi si, i widz, jak widmo ogromnej czarnej burzy rozpociera
swoje skrzyda nad miastem. Podmuch biaego wiata rozwar niebo i paszcz utkany z
kropel deszczu opad na miasto niczym rj krysztaowych sztyletw. Chwil przedtem, zanim
pierwsza kropla dotkna ziemi, czas si zatrzyma, setki tysicy wietlistych ez zawiso w
powietrzu niczym drobinki kurzu. Wiedziaem, e kto lub co czai si za moimi plecami, i
czuem na karku zimny oddech, przesycony odorem zgniego misa i ognia. Czuem dugie,
szponiaste palce wiszce nad moj skr i w tej wanie chwili pojawia si, idc przez
zawieszony deszcz, ta dziewczynka, yjca jedynie na przyciskanym przeze mnie do piersi
zdjciu. Chwycia moj do i pocigna mnie za sob z powrotem do domu z wieyczk,
daleko od tej lodowatej, pezajcej za moimi plecami obecnoci. Kiedy odzyskaem
wiadomo, zdyo min siedem dni.
wita 13 lipca, pitek.

23
Pedro Vidal i Cristina Sagnier pobrali si tego popoudnia. W ceremonii, ktra odbya
si o pitej w kaplicy klasztoru Pedralbes, wzia udzia niewielka tylko cz klanu Vidalw
- w oczy rzucaa si nieobecno najznamienitszej czci rodu, w tym ojca pana modego.
Zoliwcy, gdyby si tacy znaleli, powiedzieliby zapewne, e pomys beniaminka, by oeni
si z crk szofera, by dla dynastii niczym kube zimnej wody na gow. Ale zoliwcw nie
byo. Zjednoczeni w zmowie milczenia redaktorzy kronik towarzyskich mieli tego popoudnia
co innego do roboty i uroczysto przesza bez echa. Nie byo komu zrelacjonowa, i na
progu kocioa zgromadzi si wianuszek dawnych kochanek don Pedra, pochlipujcych w
milczeniu niczym procesja przekwitych wdw, ktrym odebrano ostatni promyk nadziei. Nie
byo komu opowiedzie, e Cristina trzymaa bukiet biaych r i miaa na sobie sukni
koloru koci soniowej, ktry zlewa si z jej skr i sprawia wraenie, e panna moda idzie
do otarza nago, a jej jedyn ozdob stanowi zasaniajcy twarz biay welon i bursztynowe
niebo, przyszpilone wirem chmur do wierzchoka dzwonnicy.
Nie byo komu wspomnie, e jak wysiadaa z samochodu i zatrzymaa si na chwil,
by popatrze na plac przed klasztorem, jej wzrok odnalaz owego mczyzn o trzscych si
doniach, wygldajcego jak mier na chorgwi i mamroczcego pod nosem niesyszalne dla
nikogo sowa, ktre mia zabra ze sob do grobu:
- Niech was pieko pochonie. Niech was pochonie pieko.
Dwie godziny pniej, siedzc na fotelu w gabinecie, otworzyem kaset, ktra trafia
do mnie przed wielu laty, zawierajc jedyn pamitk, jaka zostaa mi po ojcu. Wyjem
zawinity w kawaek sukna pistolet i otworzyem magazynek. Woyem do niego sze kul.
Przytknem luf do skroni, zamknem oczy i odbezpieczyem pistolet. W tej chwili
poczuem, jak wiatr gwatownie smaga wieyczk i okna gabinetu otwieraj si na ocie,
uderzajc z hukiem o ciany. Lodowata bryza musna moj skr, przynoszc ze sob
zapomniane tchnienie wielkich nadziei.

24
Takswka wspinaa si powoli ku kracom dzielnicy Gracia w kierunku
odosobnionego i mrocznego parku Guell. Wzgrze usiane byo domami, ktre czasy
najwikszej wietnoci miay ju za sob. Drzewa, poruszane przez wiatr, to zasaniay je, to
odkryway niczym fale czarnej wody. Na grze dostrzegem du bram parku. Trzy lata
temu, po mierci Gaudiego, spadkobiercy hrabiego Guella sprzedali ratuszowi opustoszae
miasto - ogrd, ktrego jedynym mieszkacem by jego twrca, za symboliczn peset.
Zapomniany i zaniedbany ogrd kolumn i wie teraz przywodzi na myl przeklty Eden.
Kazaem takswkarzowi zatrzyma si przy bramie i zapaciem za kurs.
- Jest pan pewien, e chce pan tu wysi? - zapyta gupawy takswkarz. - Mog na
pana troch zaczeka.
- Nie ma takiej potrzeby.
Do szybko warkot takswki ucich w dole i zostaem sam z szumem wiatru w
drzewach. Opade licie gromadziy si przy wejciu do parku i wiroway u moich stp.
Zbliyem si do bramy, zamknitej przerdzewiaymi acuchami, i zajrzaem do rodka.
wiato ksiyca lizgao si po sylwetce smoka dominujcego nad schodami. Po stopniach
zstpowa powoli jaki cie, obserwujc mnie oczami lnicymi jak pery pod wod. By to
czarny pies. Zatrzyma si u stp schodw i dopiero wwczas zauwayem, e nie jest sam.
Dwa inne zwierzta rwnie mnie obserwoway. Jedno z nich przybliyo si bezszelestnie,
nie wychodzc z cienia rzucanego przez domek stranika stojcy obok wejcia. Drugie,
najwiksze z nich, wskoczyo na mur i patrzyo na mnie z gry, z wysokoci kilku metrw.
Zza wyszczerzonych kw buchaa para oddechu. Cofnem si powoli, patrzc mu cay czas
w oczy i nie odwracajc si do niego tyem. Krok po kroku dotarem na przeciwlegy
chodnik. Drugi pies wspi si na mur i nie spuszcza mnie z oka. Prbowaem wymaca jaki
kij lub kamie, ktre mogyby mi by pomocne w razie ataku, ale pod moimi nogami
szeleciy tylko suche licie. Wiedziaem, e jeli oderw od tych bestii wzrok i rzuc si do
ucieczki, dopadn mnie i rozszarpi na kawaki, zanim zd przebiec dwadziecia metrw.
Najwikszy z psw przemierzy kilka metrw po murze. Nabraem pewnoci, e zaraz
na mnie skoczy. Trzeci, ten, ktrego zobaczyem na pocztku i do ktrego naleao pewnie
rozpoznanie terenu, zaczyna pokonywa nisz cz muru, by przyczy si do pozostaej
dwjki. Marny mj los, pomylaem.
W tym momencie bysno wiato, wydobywajc z ciemnoci wilcze pyski psw,
ktre zastygy w bezruchu. Uniosem wzrok i zobaczyem pagrek wznoszcy si

kilkadziesit metrw od wejcia do parku - w domu zapaliy si, jedyne w okolicy, wiata.
Jeden z psw zaskowycza gucho i skry si w ciemnociach parku. Pozostae dwa, chwil
pniej, pobiegy za nim.
Bez zastanowienia ruszyem ku domowi. Tak jak zaznaczy Corelli w swym
zaproszeniu, dom wznosi si na skrzyowaniu ulic Olot i San Jose de la Montaa. Bya to
budowla wysmuka i kanciasta, trzypitrowa, w ksztacie wiey uwieczonej mansardami,
ktra niczym stranik spogldaa na miasto i widmowy park u swych stp.
Do drzwi domu prowadzia stroma droga koczca si schodkami. Zote wiato bio z
okien. Wchodzc po kamiennych schodach, miaem wraenie, e dostrzegam posta stojc
przy balustradzie, nieruchom jak czajcy si w swojej sieci pajk. Zatrzymaem si na
ostatnim schodku, by zapa oddech. Z uchylonych drzwi, w kierunku moich ng,
rozpociera si dywan wiata. Zbliyem si powoli i zatrzymaem na progu. Z wntrza
wydobywaa si wo zwidych kwiatw. Zapukaem do drzwi i popchnem je. Znalazem
si w przedsionku przechodzcym w dugi korytarz. Z gbi domu dobiega urywany stukot,
jakby o okno uderzaa targana przez wiatr ga, dwik przypominajcy bicie serca. Po kilku
krokach dotarem do znajdujcych si po mojej lewej stronie schodw prowadzcych na
wie. Zdawao mi si, e sysz lekkie kroki, kroki dziecka, pokonujce ostatnie stopnie.
- Dobry wieczr? - zawoaem.
Zanim echo mojego gosu wybrzmiao w korytarzu, natarczywy stukot dochodzcy z
gbi domu zamilk. Spyna na mnie cakowita cisza i twarz owia mi strumie lodowatego
powietrza.
- Panie Corelli! To ja, David Martin.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, ruszyem korytarzem. Jego ciany pokryte byy
oprawionymi fotografiami rnego formatu. Ze strojw i pz wnosiem, e wikszo zdj
pochodzi sprzed dwudziestu, trzydziestu lat. Pod kad fotografi widniaa maa plakietka z
imieniem sportretowanego i dat. Przyjrzaem si tym twarzom, patrzcym na mnie z ram
innego czasu. Dzieci i starcy, damy i dentelmeni. Wszyscy mieli w spojrzeniu cie tego
samego smutku, bezgone woanie. Wszyscy patrzyli w obiektyw z mroc krew w yach
tsknot.
- Interesuje si pan fotografi, przyjacielu? - usyszaem za plecami.
Odwrciem si, lekko sposzony. Andreas Corelli przyglda si fotografiom z
umiechem zabarwionym melancholi. Nie usyszaem, jak si zblia, a kiedy si umiechn,
poczuem dreszcz.
- Mylaem, e pan nie przyjdzie.

- Ja rwnie.
- Wobec tego pozwoli pan poczstowa si kieliszkiem wina, aby wznie toast za
nasze bdy.
Poszedem za nim do przestronnego salonu, ktrego okna wychodziy na miasto.
Corelli gestem wskaza mi fotel i sign po stojc na stole krysztaow karafk, by nala z
niej wina. Poda mi kieliszek i sam usiad w fotelu naprzeciwko.
Skosztowaem trunku. By wspaniay. Oprniem kieliszek niemal jednym haustem i
poczuem, jak spywajce przez gardo ciepo uspokaja mnie. Corelli wczuwa si w zapach
wina i przyglda mi si z agodnym i przyjacielskim umiechem.
- Mia pan racj - powiedziaem.
- Czsto j miewam, a waciwie zawsze - odpar. - Jest to przymiot, ktry rzadko
przynosi mi satysfakcj. Czasem myl, i nic nie sprawioby mi wikszej przyjemnoci ni
pewno, e si pomyliem.
- Nic atwiejszego. Mam w tym due dowiadczenie. Zawsze si myl.
- Nie, pan si nie myli. Wydaje mi si, e widzi pan wszystko rwnie jasno jak ja. Ale
i panu nie sprawia to adnej satysfakcji.
Suchajc jego sw, pomylaem, e jedyne, co mogoby mi da zadowolenie, to
gdybym podpali cay wiat i spon razem z nim.
Corelli jakby czyta mi w mylach, umiechn si, pokazujc zby, i stwierdzi:
- Mog panu pomc, mj przyjacielu.
Ku swojemu zdziwieniu, miast patrze mu w oczy, skupiem si na wpitej w klap
miniaturce anioa.
- adna broszka - powiedziaem.
- Rodzinna pamitka - odpowiedzia Corelli.
Odniosem wraenie, e wyczerpalimy limit grzecznoci i banaw.
- Panie Corelli, co ja tu robi?
Oczy Corellego byszczay tym samym blaskiem co migotliwe wino w jego kieliszku.
- To bardzo proste. Jest pan tutaj, bo w kocu zrozumia pan, e musi pan do mnie
przyj. Jest pan tutaj, bo rok temu zoyem panu ofert. Ofert, ktrej wwczas pan nie
przyj, bo nie by pan na ni przygotowany, ale o ktrej pan nie zapomnia. A ja
nieodmiennie uwaam, e jest pan osob, ktrej wanie szukam. Dlatego wolaem czeka
dwanacie miesicy, ni machn rk.
- Ofert, o ktrej szczegach nigdy pan nie wspomnia.
- W istocie rzeczy wspomniaem wycznie o szczegach.

- Za sto tysicy frankw miabym przez rok napisa dla pana ksik.
- Ot to. Wielu uznaoby te szczegy za najistotniejsze. Ale nie pan.
- Powiedzia mi pan, e kiedy dowiem si, o jak ksik chodzi, napisz j nawet za
darmo.
Corelli skin gow.
- Ma pan dobr pami.
- Mam wspania pami, panie Corelli, do tego stopnia, e nie przypominam sobie,
bym mia kiedykolwiek w rku jakkolwiek wydan przez pana ksik, czyta j lub o niej
sysza.
- Wtpi pan w moj uczciwo?
Zaprzeczyem, prbujc ukry zerajc mnie dz posiadania.
Im wiksz okazywaem obojtno, tym bardziej wydaway mi si kuszce obietnice
wydawcy.
- Po prostu ciekaw jestem paskich pobudek - odparem.
- To zrozumiae.
- W kadym razie przypominam, e jestem zwizany picioletni umow na
wyczno z Barrido i Escobillas. Onegdaj zoyli mi wielce pouczajc wizyt w
towarzystwie swojego adwokata, sprawiajcego wraenie osobnika bardzo skutecznego.
Chocia wszystko jedno, bo pi lat to szmat czasu, a z rzeczy, ktrych nie mam, najmniej
mam czasu i jest to dla mnie jasne.
- Prosz si nie przejmowa adwokatami. Moi sprawiaj wraenie nieskoczenie
bardziej skutecznych ni kauzyperdy tych dwch gangren i nigdy jeszcze nie przegrali adnej
sprawy. Wszystkie kwestie prawne prosz zostawi nam.
Z umiechu, jaki towarzyszy jego sowom, wniosem, e lepiej unika spotkania z
radcami prawnymi Editions de la Lumiere.
- Wierz panu. Wobec tego, jak mniemam, pozostaj do omwienia pozostae, czyli
najwaniejsze szczegy oferty.
- Nie da si tego wyuszczy w prosty sposb, moe wic sprbuj powiedzie bez
ogrdek.
- Zamieniam si w such.
Corelli pochyli si nieco w moj stron i wbi we mnie wzrok.
- Chc, aby stworzy pan dla mnie religi.
Z pocztku mylaem, e si przesyszaem.
- Nie rozumiem.

Mj rozmwca przewidrowa mnie spojrzeniem bez dna.


- Powiedziaem, i chc, aby stworzy pan dla mnie religi.
Przez jaki czas przygldaem mu si bez sowa.
- arty pan sobie ze mnie stroi.
Pokrci gow, delektujc si winem.
- Chc, by uy pan caego swojego talentu i przez cay rok powici si pan dusz i
ciaem, by napisa swoj najwiksz opowie: religi.
Mogem zareagowa tylko miechem.
- Cakiem pan zwariowa. To jest paska oferta? To ma by ta ksika, ktr mam
panu napisa?
Corelli przytakn spokojnie.
- Nie jestem tym pisarzem, ktrego pan szuka. Ja o religii nie wiem nic.
- Tym si prosz nie przejmowa. Ja wiem wszystko. Nie szukam teologa. Szukam
kogo, kto umie opowiada. Wie pan, co to jest religia?
- Ledwo pamitam Ojcze nasz.
- Pikna modlitwa i dobrze zrobiona. Ale zostawmy kwesti poezji; religia to
zazwyczaj kodeks moralny, wyraajcy poprzez legendy, mity lub jakikolwiek utwr
literacki, system wierze, wartoci i norm, ktrymi rzdzi si spoeczestwo i kultura.
- Amen - skwitowaem.
- Tak jak w literaturze, lub jakimkolwiek innym akcie komunikacji, skuteczno
wynika z formy, a nie z treci.
- Twierdzi pan, e doktryna nie rni si od fikcyjnej opowieci.
- Wszystko jest opowieci. To, w co wierzymy, to, co poznajemy, co pamitamy, a
nawet to, co nimy. Wszystko jest opowieci, narracj, sekwencj zdarze i osb
przekazujcych sobie emocje. Akt wiary jest aktem akceptacji, akceptacji opowiadanej nam
historii.
Akceptujemy jako prawdziwe tylko to, co moe by opowiedziane.
Nie chce mi si wierzy, e nie kusi pana ten zamys.
- W ogle mnie nie kusi.
- Nie kusi pana stworzenie opowieci, dla ktrej ludzie gotowi bd y i umiera, dla
ktrej gotowi bd zabija i i na mier, powica si i skazywa siebie na potpienie,
oddawa dusze? Czy jest wiksze wyzwanie dla pisarza ni stworzenie obdarzonej moc
historii, ktra pozwoliaby przekroczy granice fikcji i przeistoczy j w prawd objawion?
Przez chwil patrzylimy si na siebie w milczeniu.

- Mniemam, i zna pan moj odpowied - odezwaem si w kocu.


Corelli umiechn si.
- Ja j znam. Ale sdz, e tym, ktry jeszcze jej nie zna, jest pan.
- Dzikuj za towarzystwo, panie Correlli. Dziki rwnie za wino i za przemowy.
Do prowokacyjne. Niech pan uwaa, przed kim je pan wygasza. ycz panu, by spotka
pan waciwego czowieka, a rzecz niech odniesie ogromny sukces.
Wstaem, szykujc si do odejcia.
- Czyby kto na pana czeka, Davidzie?
Nie odpowiedziaem, ale si zatrzymaem.
- Nie ogarnia pana wcieko, kiedy pomyli pan o tych wszystkich rzeczach, dla
ktrych warto y, kiedy czowiek jest zdrowy, bogaty i nie wi go adne krpujce
zobowizania? - usyszaem za plecami. - Nie ogarnia pana wcieko, kiedy kto wyrywa
panu szczcie z rk?
Odwrciem si powoli.
- Czym jest rok pracy w zamian za to, e wszystko, czego czowiek pragnie, moe si
urzeczywistni? Czym jest rok pracy w zamian za obietnic dugowiecznoci i peni ycia?
Niczym, powiedziaem w duchu, wbrew sobie. Niczym.
- To jest paska obietnica?
- Prosz poda cen. Chce pan podpali cay wiat i spon razem z nim? Zrbmy to
razem. Pan ustala cen. Ja gotw jestem da panu to, czego pan pragnie najbardziej.
- Nie wiem, czego pragn najbardziej.
- A ja sdz, e pan wie.
Wydawca umiechn si i puci do mnie oko. Wsta i podszed do komody, na ktrej
staa ozdobna lampa. Otworzy pierwsz szuflad i wyj z niej pergaminow kopert. Poda
mi j, ale nie signem po ni. Pooy j wobec tego na stoliku i nie mwic ani sowa,
usiad ponownie. Koperta bya otwarta i dostrzec mona w niej byo pliki stufrankowych
banknotw. Bajeczna fortuna.
- Trzyma pan w szufladzie tyle pienidzy i zostawia otwarte drzwi? - zapytaem.
- Prosz przeliczy. Jeli kwota wyda si panu za maa, czekam na pana propozycj.
Jak mwiem, nie bd si z panem spiera o pienidze.
Przygldaem si dusz chwil tej grubej forsie i w kocu pokrciem gow. Ale
przynajmniej nacieszyem oczy. To bogactwo istniao naprawd. Zarwno propozycja, jak i
prno, przekupujce mnie w tych chwilach ndzy i rozpaczy, istniay naprawd.
- Nie mog si na to zgodzi - powiedziaem.

- Sdzi pan, e to brudne pienidze.


- Wszystkie pienidze s brudne. Gdyby byy czyste, nikt by ich nie chcia. Ale nie w
tym tkwi problem.
- Wobec tego?
- Nie mog, bo nie mog przyj paskiej propozycji. Nawet gdybym chcia.
Corelli zastanowi si.
- A mog zna przyczyn?
- Bo umieram, panie Corelli. Bo mam przed sob kilka tygodni ycia, moe nawet
kilka dni. Bo nie mam ju nic do zaoferowania.
Corelli spuci wzrok i pogry si w dugim milczeniu. Usyszaem, jak wiatr skrobie
po szybach i peza po domu.
- Chyba nie chce mi pan powiedzie, e nic pan o tym nie wie?
- zdziwiem si.
- Domylaem si.
Corellli wci omija mj wzrok.
- Jest wielu pisarzy, ktrzy mogliby napisa t ksik dla pana, panie Corelli. Jestem
wdziczny, e pomyla pan wanie o mnie.
Bardziej, ni pan sdzi. Dobranoc.
Ruszyem w stron wyjcia.
- Zamy, e mgbym panu pomc przezwyciy chorob - powiedzia.
Zatrzymaem si w poowie korytarza i odwrciem. Corelli sta tu za mn i
wpatrywa si we mnie badawczo. Wyda mi si wyszy ni wczeniej, a jego oczy wiksze i
ciemniejsze. Mogem dostrzec swoje odbicie w jego renicach, kurczce si w miar, jak one
si rozszerzay.
- Czy mj wygld wzbudza w panu niepokj?
Przeknem lin.
- Tak - wyznaem.
- Bardzo pana prosz, wrmy do salonu. Su wyjanieniami, tylko prosz da mi
szans. Ma pan co do stracenia?
- Nic, jak mniemam.
Delikatnie pooy mi do na ramieniu. Mia dugie i blade palce.
- Nic panu nie grozi z mojej strony, Davidzie. Jestem paskim przyjacielem.
Ciepy dotyk jego doni dodawa si i otuchy. Pozwoliem si zaprowadzi jak dziecko
z powrotem do salonu i grzecznie zajem miejsce w fotelu. Corelli uklk przy mnie i

spojrza mi gboko w oczy.


cisn mnie mocno za rk.
- Chce pan y?
Zabrako mi sw, by odpowiedzie. Poczuem cisk w gardle, a oczy zaszy mi zami.
Dopiero teraz zrozumiaem, jak bardzo pragn nadal oddycha, otwiera oczy codziennie
rano, wychodzi na ulic, czu pod nogami ziemi, patrze w niebo, a przede wszystkim
nadal pamita.
Przytaknem.
- Pomog panu, przyjacielu. Prosz mi tylko zaufa. Niech pan przystanie na moj
propozycj. Niech pan pozwoli sobie pomc.
Niech pan pozwoli, bym da panu to, czego pan najbardziej pragnie.
Oto moja obietnica.
Ponownie przytaknem.
- Zgadzam si.
Corelli umiechn si i pochyli nade mn, by pocaowa mnie w policzek. Usta mia
zimne jak ld.
- Razem, przyjacielu, dokonamy wielkich czynw. Przekona si pan - szepn.
Poda mi chusteczk. Otarem zy, nie wstydzc si paka przy nieznajomym, co mi
si nie zdarzyo od mierci ojca.
- Jest pan u kresu si. Proponuj panu, by spdzi tu noc. Pokoi nie brakuje.
Zapewniam, e jutro poczuje si pan lepiej i zobaczy pan wszystko w janiejszym wietle.
Wzruszyem ramionami, chocia wiedziaem, e Corelli ma racj.
Ledwo trzymaem si na nogach i marzyem tylko o tym, by gboko zasn. Nie
miaem nawet si, by wsta z fotela, z tego najwygodniejszego i najprzyjemniejszego fotela w
historii powszechnej wszystkich foteli.
- Wolabym tu zosta, jeli nie sprawi kopotu.
- Najmniejszego. Pozwol panu odpocz. Szybko poczuje si pan lepiej. Ma pan
moje sowo.
Corelli podszed do komody i zgasi lamp gazow. Salon pogry si w niebieskim
pmroku. W gowie krcio mi si, jakbym by pijany, powieki ciyy, ale zdoaem jeszcze
ujrze sylwetk Corellego przechodzcego przez salon i znikajcego w cieniu. Zamknem
oczy i usyszaem dochodzcy zza okien szum wiatru.

25
nio mi si, e dom powoli nabiera wody. Z pocztku ezki czarnej cieczy zaczy
wycieka ze szczelin posadzki, kapa ze cian, z rzebie na suficie, z kloszy lamp, dziurek
od klucza. By to zimny pyn, ktry la si powoli i ciko, jak krople rtci, stopniowo
utworzy na pododze jezioro i zacz si wspina po cianach. Poczuem, e woda zalewa mi
stopy i wzbiera coraz szybciej. Siedziaem nieruchomo w fotelu, patrzc, jak mnie zakrywa
po szyj, a chwil potem siga sufitu. Zdawao mi si, e dryfuj i e widz za oknami co w
rodzaju drcych, bladych wiate. Byy to ludzkie postacie zawieszone w owej wodnistej
mgle.
Wycigay ku mnie rce, kiedy porywa je prd, ale ja nijak nie mogem im pomc i
to zabieraa je bezpowrotnie. Sto tysicy frankw Corellego unosio si na wodzie obok
mnie, falujc niczym papierowe ryby. Przeszedem przez pokj w kierunku zamknitych
drzwi. Przez dziurk od klucza sczya si smuka wiata. Otworzyem drzwi i znalazem si
na schodach prowadzcych do najgbszych podziemi domu. Zszedem niej.
Znalazem si w owalnej sali, na ktrej rodku dostrzegem stojce w krgu postaci.
Kiedy zday sobie spraw z mojej obecnoci, odwrciy si, a ja zobaczyem, e maj na sobie
biae fartuchy, maseczki i rkawiczki. Olepiajce biae lampy paliy si nad czym, co
przypominao st operacyjny. Mczyzna bez oczu i rysw twarzy porzdkowa narzdzia
chirurgiczne na tacy. Jedna z postaci wycigna ku mnie rk, wskazujc, bym si zbliy.
Kiedy to zrobiem, chwycili moje ciao i gow i uoyli na stole. wiata olepiay mnie,
mimo to zauwayem, e wszystkie postaci byy takie same i miay twarz doktora Triasa.
Rozemiaem si w duchu. Jeden z lekarzy trzyma w rku strzykawk i zacz robi mi
zastrzyk w szyj. Nie poczuem ukucia, tylko przyjemne, rozchodzce si po caym ciele
odurzenie i ciepo. Dwch medykw umiecio moj szyj w imadle i przykrcio koron
rub, mocujc gow za pomoc obitej materiaem pytki. Poczuem, e krpuj mi rce i
nogi. Nie stawiaem oporu. Kiedy zostaem cakowicie unieruchomiony, jeden z lekarzy poda
skalpel swemu bliniakowi, a fen pochyli si nade mn. Poczuem, e kto trzyma mnie za
rk. By to chopiec patrzcy na mnie z czuoci; mia t sam twarz co ja w dzie mierci
mojego ojca.
Zobaczyem, jak skalpel spywa w d wrd pynnej mgy, i poczuem, e metalowe
ostrze nacina mi czoo. Nie bolao mnie. Zobaczyem broczcy powoli z rany jakby czarny
obok, ktry rozmywa si w wodzie. Krew pyna smugami w stron wiate niczym dym,
rozpraszajc si w krte pasma. Spojrzaem na chopca, ktry umiecha si do mnie, nie

puszczajc mojej doni. I wtedy poczuem, e co porusza si w mojej gowie. Co, co jeszcze
przed chwil ciskao mi mzg niczym elazne kleszcze. Poczuem, e co wychodzi na
zewntrz niczym wbite gboko do, ktre trzeba wycign pset.
Ogarna mnie panika i chciaem wsta, lecz nie mogem wykona najmniejszego
ruchu. Chopiec patrzy mi w oczy i kiwa gow. Sdziem, e za chwil zemdlej, albo si
obudz, i wtedy go zobaczyem.
Zobaczyem go w racym wietle lamp sali operacyjnej. Para czarnych odny
wynurzya si z rany, peznc po mojej skrze. By to czarny pajk, wielki jak pi.
Przebieg po mojej twarzy, ale zanim zdy zeskoczy ze stou, jeden z chirurgw przeszy
go skalpelem. Unis do wiata, bym mg si mu przyjrze. Pajk krwawi i rozpaczliwie
przebiera nogami. Na tuowiu dostrzegem bia plam w ksztacie postaci o rozoonych
skrzydach. Sylwetk anioa. Po chwili owad przesta si rusza, a jego ciao zwiso
bezwadnie. Dryfowa teraz swobodnie, a kiedy chopiec podnis rk, by go dotkn,
rozsypa si w py. Lekarze rozwizali krpujce mnie pasy i rozlunili podtrzymujce mi
czaszk imado. Z pomoc chirurgw usiadem na stole. Dotknem czoa; rana si
zabliniaa. Kiedy ponownie rozejrzaem si po sali, zobaczyem, e jestem sam.
Lampy znad stou operacyjnego zgasy i w pomieszczeniu panowa teraz mrok.
Wrciem na schody, ktrymi wszedem do salonu.
wiato brzasku przenikao przez wod, owietlajc tysice zawieszonych w niej
czsteczek. Byem zmczony. Zmczony bardziej ni kiedykolwiek w yciu. Powlokem si
do fotela i opadem bezwadnie. Kiedy siedziaem ju wygodnie, dostrzegem, e na suficie
zaczy taczy mae bbelki. W grze wytworzya si wypeniona powietrzem przestrze i
zrozumiaem, e poziom wody opada. Woda, gsta i byszczca jak elatyna, wypywaa,
bulgoczc przez szpary w oknach, jakby dom by wynurzajcym si z gbin okrtem
podwodnym. Zwinem si w kbek, cakowicie poddajc si wraeniu lekkoci i spokoju,
nie chcc za nic na wiecie, by ten stan przemin. Zamknem oczy i wsuchaem si w
otaczajce mnie szepty wody. Otworzyem je, by zobaczy deszcz kropli spadajcych bardzo
powoli, niczym zy, ktre mona zapa w locie. Byem zmczony, bardzo zmczony,
pragnem tylko zapa w gboki sen.
Kiedy otworzyem oczy, ujrzaem intensywny blask ciepego poudnia. wiato sypao
si z okiennic niczym zoty py. Pierwsz rzecz, ktr zauwayem, byo lece nadal na
stoliku sto tysicy frankw. Wstaem i podszedem do okna. Odsoniem zasony i pokj
zalaa olepiajca jasno. Barcelona bya tam; na swoim miejscu, niczym falujcy mira. I
wtedy zdaem sobie spraw, e wist w moich uszach, ktry zwyk przytumia odgosy dnia,

ucich zupenie.
Otaczaa mnie teraz niezmcona cisza, przezroczysta jak woda rzeki,
cisza, jakiej nigdy wczeniej nie dowiadczyem. Usyszaem swj wasny miech.
Uniosem donie do czoa i dotknem skry. Nie czuem najmniejszego ucisku. Widziaem
jasno; wydawao mi si, i moje pi zmysw przebudzio si wanie z dugiego snu.
Rozejrzaem si w poszukiwaniu lustra, ale w salonie nie byo adnego.
Wyruszyem na poszukiwanie azienki albo innego pomieszczenia z lustrem, gdzie
mgbym sprawdzi, czy przypadkiem nie obudziem si w ciele kogo innego. Czy skra,
ktr wyczuwaem pod palcami, i rysy twarzy byy moje. Wszystkie drzwi pozamykano.
Przemierzyem cay dom i nie znalazem ani jednych otwartych.
Wrciem do salonu i zauwayem, e w miejscu, w ktrym w moim nie znajdoway
si drzwi prowadzce do piwnicy, wisia teraz obraz: przedstawia anioa przycupnitego na
skale wznoszcej si nad wodami bezbrzenego jeziora. Poszedem w stron schodw
prowadzcych na wysze pitra, ale zatrzymaem si, pokonawszy kilka pierwszych stopni.
Tam, na grze, gdzie nie dochodzio wiato, zdaway si panowa cikie nieprzeniknione
ciemnoci.
- Panie Corelli? - zawoaem.
Mj gos wybrzmia, nie zostawiajc po sobie adnego ladu ani echa, jakby uderzy w
co twardego. Znw wrciem do salonu i przyjrzaem si lecym na stole banknotom. Sto
tysicy frankw.
Wziem je do rki, by poczu ich ciar. Papier by miy w dotyku.
Wsunem pienidze do kieszeni i udaem si z powrotem do korytarza prowadzcego
do wyjcia. Dziesitki twarzy z fotografii spogldao na mnie wzrokiem gstym jak obietnica.
Staraem si omija te spojrzenia, ale tu przed samym wyjciem zobaczyem pust ramk,
bez fotografii i bez podpisu. Poczuem sodki, jakby pergaminowy zapach i zrozumiaem, e
wydzielaj go moje palce. By to zapach pienidzy. Otworzyem drzwi i wyszedem. Drzwi
zamkny si za mn ciko. Odwrciem si, by spojrze na dom, mroczny i pogrony w
ciszy, nieczuy na promienn jasno owego dnia, niebieskie niebo i migotliwe soce.
Spojrzaem na zegarek. Byo ju po pierwszej. Chocia przespaem ponad dwanacie godzin
w starym fotelu, dawno nie czuem si tak dobrze. Lekkim krokiem zaczem i w d
wzgrza w kierunku miasta, pewien, e po raz pierwszy od duszego czasu, by moe po raz
pierwszy w yciu, szczcie umiechno si do mnie.

AKT DRUGI
LUX AETERNA

1
Uczciem swoje zmartwychwstanie, oddajc hod wiatu ywych w jednej z
najbardziej wpywowych w Barcelonie wity: w centralnej siedzibie Banku Hispano
Colonial przy ulicy Fontanella. Na widok stu tysicy frankw dyrektor, inspektorzy bankowi i
caa armia kasjerw i rachmistrzw wpada w ekstaz i wyniosa mnie na otarze
zarezerwowane dla klientw, ktrych pojawienie wywouje lepe oddanie i sympati
graniczc z bawochwalstwem. Po zaatwieniu formalnoci bankowych postanowiem
zmierzy si z kolejnym koniem apokalipsy i podszedem do kiosku na placu Urquinaona.
Otworzyem La Voz de la Industria w rodku i zajrzaem do rubryki wypadkw, ktr w
swoim czasie prowadziem. W niektrych tytuach czu byo jeszcze dowiadczon rk don
Basilia i rozpoznaem niemal wszystkie nazwiska dziennikarzy, tak jakby czas stan w
miejscu. Sze lat aksamitnej dyktatury generaa Primo de Rivery przynioso miastu
morderczy i mtny spokj, ktry nie zanadto sprzyja rozwojowi dziau kryminalnego i
sensacji. Coraz rzadziej pojawiay si w prasie informacje o zamachach bombowych czy
ulicznej strzelaninie. Barcelona, wzbudzajca postrach Ra ognia, zaczynaa upodobnia
si do wrzcego kota. Ju miaem zoy gazet i odebra nalen mi reszt, kiedy mj
wzrok pad na krtk notk wrd czterech wiadomoci z kroniki wypadkw na ostatniej
stronie.
POAR O PNOCY NA RAVALU
JEDNA OFIARA MIERTELNA.
DWIE OSOBY CIKO RANNE
Joan Marc Huguet/Redakcja. Barcelona
W pitek o wicie pod numerem 6 na placu dels Angels, w siedzibie wydawnictwa
Barrido i Escobillas, wybuch grony poar, w ktrym mier ponis prezes firmy, pan Jose
Barrido, dwie osoby zostay za ciko ranne: jego wsplnik, pan Jose Luis Lpez Escobillas,
i pracownik, pan Ramn Guzman, ktry uleg poparzeniom, prbujc ratowa obu wacicieli
firmy. Straacy przypuszczaj, i przyczyn poaru mogo by samozapalenie materiau
chemicznego, uywanego przy pracach remontowych pomieszcze wydawnictwa. Nie
odrzuca si na razie innych moliwoci, naoczni wiadkowie zeznaj bowiem, e na chwil
przed wybuchem poaru widzieli wychodzcego z budynku mczyzn. Zwoki oraz dwie
ranne osoby, znajdujce si w stanie cikim, przewieziono do Hospital Clinico.
Jak mogem najszybciej, udaem si na miejsce poaru. Odr spalenizny czuo si ju
od Ramblas. Grupka ssiadw i ciekawskich zebraa si na placu przed budynkiem. Smugi

biaego dymu wydobyway si z nagromadzonego przed wejciem stosu zwglonych resztek.


Rozpoznaem wielu pracownikw wydawnictwa, prbujcych ocali ze zgliszcz pozostaoci
dobytku. Puda z osmalonymi ksikami i meble pokiereszowane przez pomienie pitrzyy
si na ulicy.
Caa fasada bya sczerniaa, ar wysadzi szyby. Przedarem si przez tum gapiw i
wszedem do rodka. Zacz mnie dusi przenikliwy swd. Pracownicy wydawnictwa, ktrzy
uparcie prbowali wynie swoje rzeczy, rozpoznawali mnie i pozdrawiali z nisko
opuszczonymi gowami.
- Panie Martin... co za nieszczcie - mamrotali.
Przeszedem przez pomieszczenie, ktre byo recepcj, i skrciem ku gabinetowi
Barrido. Pomienie poary dywany, a z mebli pozostay jedynie spopielae szkielety.
Kasetonowy strop run w czci naronej, otwierajc wolne przejcie na tylny dziedziniec.
W powietrzu unosi si snop wirujcego popiou. Jedno z krzese cudem przeyo poog.
Stao na samym rodku, a na nim siedziaa paczca ze spuszczonym wzrokiem Achtung
Trutka. Klknem przed ni. Poznaa mnie i umiechna si przez zy.
- Nic ci nie jest? - zapytaem.
Pokrcia gow.
- Powiedzia mi, ebym sobie posza do domu, wiesz? e ju jest pno i ebym
posza sobie odpocz, bo jutro czeka nas ciki dzie.
Zamykalimy miesic... Gdybym zostaa chocia minutk duej...
- Ale co si stao, Herminio?
- Pracowalimy do pna. Dochodzia pnoc, kiedy pan Barrido powiedzia, ebym
posza do domu. Pan Barrido i pan Escobillas czekali jeszcze na umwion wizyt jakiego
czowieka...
- O pnocy? Jakiego czowieka?
- Wydaje mi si, e cudzoziemca. W zwizku z jak ofert, nie wiem. Chciaam
zosta, ale byo ju bardzo pno i pan Barrido powiedzia mi...
- Herminio, a pamitasz, jak si ten kto nazywa?
Achtung Trutka popatrzya na mnie dziwnie.
- Wszystko, co pamitam, zeznaam ju inspektorowi, ktry by tu rano. Pyta o ciebie.
- Inspektor? O mnie?
- Ze wszystkimi rozmawiaj.
- Oczywicie.
Achtung Trutka przygldaa mi si badawczo, nieufnie, jakby prbowaa odczyta

moje myli.
- Nie wiedz, czy wyjdzie z tego - szepna, majc na myli Escobillasa. - Wszystko
poszo z dymem, archiwa, umowy... wszystko. To ju koniec wydawnictwa.
- Przykro mi, Herminio.
Jej usta wykrzywiy si w zgryliwym umieszku.
- Przykro ci? A nie jest to wanie po twojej myli?
- Skd ci to mogo przyj do gowy?
Achtung Trutka spojrzaa na mnie podejrzliwie.
- Teraz jeste wolny.
Chciaem dotkn jej ramienia, ale wstaa i cofna si, jakby moja obecno
wzbudzaa w niej strach.
- Herminio...
- Id sobie - powiedziaa.
Zostawiem Hermini pord dymicych zgliszcz. Wychodzc na ulic, wpadem na
grupk dzieciakw grzebicych w pogorzelisku.
Jedno z nich wycigno z popiow ksik i przypatrywao si jej z ciekawoci i z
pogard zarazem. Okadka pociemniaa od ognia, brzegi stron osmaliy si, ale poza tym
ksika bya nietknita. Z rysunku na grzbiecie poznaem, e jest to jeden z tytuw serii
Miasta przekltych.
- Pan Martin?
Odwrciem si i ujrzaem trzech mczyzn strojnie przyodzianych w garnitury z
zimowej wyprzeday, nieharmonizujcych, delikatnie rzecz ujmujc, z wilgotnym upaem
oblepiajcym miasto. Jeden z nich, wygldajcy na szefa, wysun si przed nich i obdarzy
mnie serdecznym umiechem dowiadczonego subiekta. Pozostaych dwch, o konstytucji
prasy hydraulicznej, wbio we mnie nienawistne spojrzenie.
- Szanowny panie Martin, nazywam si Victor Grandes, jestem inspektorem policji,
moi koledzy za to funkcjonariusze, Marcos i Castelo z wydziau ledczego. Czy byby pan
uprzejmy powici nam par minut?
- Oczywicie - odparem.
Nazwisko Grandesa nie byo mi obce; zetknem si z nim w czasach mojej pracy w
kronice wypadkw. Vidal powici mu w swoim czasie kilka felietonw, z ktrych
szczeglnie zapamitaem ten, gdzie wychwala go jako najwiksze odkrycie w subach,
cenny nabytek potwierdzajcy napyw do si porzdku znacznie lepiej przygotowanej elity,
nieprzekupnych i twardych jak stal profesjonalistw. Przymiotniki i hiperbole byy autorstwa

Vidala. Mogem uzna, e inspektor Grandes od tamtego czasu by jedynie nagradzany


kolejnymi awansami, a jego obecno w tym miejscu dowodzia, e wadze potraktoway
poar w siedzibie wydawnictwa Barrido i Escobillas nader serio.
- Proponuj, o ile nie ma pan nic przeciwko temu, bymy zasiedli sobie w kawiarni,
gdzie bdziemy mogli spokojnie porozmawia - powiedzia Grandes, nie zdejmujc z twarzy
maski subowego umiechu.
- Prosz bardzo.
Grandes zaprosi mnie do maego lokalu na rogu ulic Doctor Dou i Fortuny. Marcos i
Castelo szli za nami, nie spuszczajc mnie z oka.
Grandes wycign w moj stron paczk papierosw. Grzecznie odmwiem.
Schowa paczk do kieszeni. Milcza przez ca drog, pki nie doprowadzi mnie do stolika,
gdzie obsiedli mnie we trzech.
Gdybymy si znaleli w ciemnej i wilgotnej celi, uznabym spotkanie za bardziej
przyjacielskie.
- Panie Martin, myl, e sysza pan ju o tym, co wydarzyo si dzisiejszej nocy.
- Wiem tyle, ile przeczytaem w gazecie. Oraz to, co opowiedziaa mi Achtung
Trutka...
- Achtung Trutka?
- Przepraszam. Panna Herminia Duaso zarzdzajca firm.
Marcos i Castelo wymienili dugie spojrzenie. Grandes umiechn si.
- Ciekawe przezwisko. Prosz mi powiedzie, gdzie pan by wczoraj w nocy.
W swojej naiwnoci nie przygotowywaem si na to.
- To rutynowe pytanie - wyjani Grandes. - Usiujemy ustali, gdzie przebyway
wszystkie osoby, ktre mogyby mie kontakt z ofiarami w ostatnich dniach. Pracownicy,
dostawcy, rodzina, znajomi...
- Byem z przyjacielem.
Ledwo otworzyem usta, ju poaowaem tych sw. Nie umkno to uwadze
Grandesa.
- Z przyjacielem?
- Moe nie tyle przyjacielem, ile osob zwizan z moj prac.
Jest wydawc. Wczoraj w nocy umwieni bylimy na rozmow.
- Mgby pan powiedzie, jak dugo przebywa z t osob?
- Do pna w nocy. W istocie rzeczy spaem u niego w domu.
- Rozumiem. A jak owa, zwizana - jak to pan okreli - z pask prac osoba si

nazywa?
- Corelli. Andreas Corelli. Francuski wydawca.
Grandes zapisa nazwisko w maym notesie.
- Nazwisko wyglda raczej na woskie - skomentowa.
- Prawd mwic, nie bardzo wiem, jakiej jest narodowoci.
- Jasne. Rozumiem. I w pan, niewane jakiej narodowoci, mgby potwierdzi, e
wczoraj w nocy spotka si z panem?
Wzruszyem ramionami.
- Przypuszczam, e mgby.
- Przypuszcza pan?
- Jestem pewien, e mgby, bo dlaczego miaby nie potwierdzi?
- Nie wiem, panie Martin. Czy sdzi pan, e istnieje jaki powd, dla ktrego mgby
odmwi?
- Raczej nie.
- Wobec tego sprawa zamknita.
Marcos i Castelo patrzyli na mnie, jakbym od momentu, kiedy posadzili mnie przy
stole, karmi ich samymi kamstwami.
- I na zakoczenie: czy mgby mi pan objani charakter rozmowy, jak
przeprowadzi pan wczoraj w nocy z owym wydawc nieokrelonej narodowoci?
- Pan Corelli chcia si ze mn widzie, aby przedstawi mi pewn ofert.
- Ofert jakiego typu?
- Zawodowego.
- Tak, domylam si. Moe dotyczyo to napisania ksiki?
- Nie inaczej.
- Prosz mi wyjani, czy zazwyczaj po takim roboczym spotkaniu zostaje pan na noc
w domu, by tak rzec, zleceniodawcy?
- Nie.
- Ale powiedzia mi pan, e tak byo.
- Zostaem u niego na noc, bo nie czuem si dobrze i nie byem pewny, czy zdoam
wrci do siebie.
- Jaka niestrawno?
- Ostatnio zdrowie mi nie dopisuje.
Grandes pokiwa gow nieco skonsternowany.
- Zawroty, ble gowy... - dodaem.

- Mona jednak przypuszcza, e ju czuje si pan lepiej?


- Tak, czuj si duo lepiej.
- Ciesz si. Istotnie, wyglda pan znakomicie. Nieprawda?
Castelo i Marcos przytaknli ociale.
- Jakby zrzuci pan z siebie ogromny ciar - skonstatowa inspektor.
- Nie rozumiem.
- Mwi o zawrotach i dolegliwociach.
Grandes rozgrywa t fars, nadajc jej irytujce tempo.
- Prosz wybaczy mi ignorancj w szczegach dotyczcych paskiej profesji, ale czy
prawd jest, e z obydwoma wydawcami wizaa pana umowa, ktra miaa wygasn dopiero
za sze lat?
- Za pi.
- I czy nie bya to umowa wica pana z wydawnictwem Barrido i Escobillas na
zasadach wycznoci?
- W rzeczy samej.
- Wobec tego dlaczego miaby pan prowadzi rozmowy dotyczce oferty
konkurencyjnego wydawcy, jeli wica pana umowa uniemoliwiaa panu podejmowanie
innych zobowiza?
- To bya tylko rozmowa, nic ponadto.
- Ktra jednakowo przeistoczya si w caonocny pobyt w domu owego wydawcy.
- Umowa nie zabrania mi rozmawiania z osobami trzecimi. Ani spdzania nocy poza
wasnym domem. Mog spa, gdzie mi si podoba, i rozmawia, z kim mi si podoba i o
czym si podoba.
- Jak najbardziej. Nie byo moim zamiarem insynuowanie czegokolwiek odmiennego,
niemniej dzikuj za udzielenie odnonych wyjanie.
- Czy mam co jeszcze wyjani?
- Drobnostk. Jeli przyjmiemy ewentualno, e, nie daj Boe, oczywicie, e pan
Escobillas w wyniku odniesionych ran umiera, czyli, zwaywszy na wczeniejsz mier pana
Barrido, firma zostaje bez wacicieli i nastpuje likwidacja wydawnictwa, to w konsekwencji
wygasa rwnie paska umowa. Mam racj?
- Nie jestem pewien. Nie mam pojcia, na jakich zasadach dziaaa firma.
- Ale czy paskim zdaniem byoby to moliwe?
- Pewnie byoby. Musiabym zapyta o to adwokata wydawcw.
- Ju go o to pytaem, prosz sobie wyobrazi. I potwierdzi mi, e tak wanie by

byo, jeli staoby si to, czego nikt nie chce, by si stao, i pan Escobillas przeszedby do
lepszego ycia.
- No wic ma ju pan odpowied na swoje wtpliwoci.
- Pan ma za wolne rce, by przyj ofert pana...
- ...Corellego.
- Prosz mi powiedzie, ju pan to zrobi?
- A mog zapyta, jaki to ma zwizek z przyczynami poaru?
- spytaem, wymigujc si od odpowiedzi.
- adnego. Zwyka ciekawo.
- Nic wicej? - zapytaem.
Grandes spojrza wpierw na swych wsppracownikw, potem na mnie.
- Z mojej strony to wszystko.
Zaczem wstawa. Trjka policjantw nie ruszya si z miejsc.
- Panie Martin, zanim zapomn - odezwa si Grandes. - Czy pamita pan i moe mi
potwierdzi, e tydzie temu panowie Barrido i Escobillas zoyli panu wizyt w domu, przy
ulicy Flassaders numer trzydzieci sze, w towarzystwie rzeczonego adwokata?
- Zoyli.
- Czy bya to wizyta towarzyska czy kurtuazyjna?
- Panowie przyszli wyrazi yczenie, bym powrci do pracy nad seri powieci,
pracy, ktr na czas jaki zawiesiem, by powici si innemu projektowi.
- Czy okreliby pan rozmow jako serdeczn i swobodn?
- Nie przypominam sobie, by ktokolwiek podnosi gos.
- A czy pamita pan, e odpowiedzia pan obu panom, cytuj:
nie minie tydzie, jak obaj nie bdziecie y? Nie podnoszc gosu, rzecz jasna.
Westchnem.
- Tak - przyznaem.
- Co pan mia na myli?
- Panie inspektorze, byem wzburzony i powiedziaem, co mi lina na jzyk
przyniosa. Ale nie mwiem tego powanie. Zdarza si, e czowiek mwi rzeczy, ktrych
wcale nie myli.
- Dzikuj za szczero, panie Martin. By pan nam bardzo pomocny. Miego dnia.
Odszedem stamtd, majc trzy spojrzenia wbite w plecy jak sztylety, cakowicie
przekonany, e gdybym na kade pytanie inspektora odpowiedzia kamstwem, nie czubym
si tak winny.

2
Niesmak, jaki pozostawio mi w ustach spotkanie z Victorem Grandesem i par
bazyliszkw z jego wity, przetrwa jedynie pierwsze sto metrw spaceru w socu, w moim
nowym, odmienionym nie do poznania ciele: silnym, nienkanym blem ani nudnociami,
powistami w uszach ani pulsujc pod czaszk agoni, wycieczeniem i zimnymi potami.
Pewno rychej mierci, ktra przytaczaa mnie jeszcze dwadziecia cztery godziny temu,
odesza w niepami. Jaki gos podszeptywa mi, e tragedia, ktra rozegraa si poprzedniej
nocy, mier Barrido i nieuchronny waciwie zgon Escobillasa, powinny wzbudzi we mnie
smutek i al, ale moje sumienie i ja nie potrafilimy wykrzesa z siebie nic ponad przyjemn
obojtno. Tego lipcowego popoudnia Rambla bya witem, a ja krlem balu.
Spacerkiem dotarem do ulicy Santa Ana, chcc zoy wizyt Sempere. Kiedy
wszedem do ksigarni, starszy Sempere, za kontuarem, lcza nad rachunkami, jego syn za,
wspiwszy si na drabin, porzdkowa pki. Ksigarz umiechn si serdecznie i zdaem
sobie spraw, e w pierwszej chwili mnie nie pozna. Chwil pniej umiech znikn, a on, z
otwartymi ustami, okry kontuar, by si ze mn przywita.
- To naprawd pan, Davidzie? Matko Najwitsza, zmieni si pan nie do poznania!
Martwiem si o pana. Dobijalimy si do pana kilka razy, ale nikt nie otwiera. Zaczem ju
pana szuka po szpitalach i komisariatach.
Syn ksigarza spoglda na mnie z niedowierzaniem z wysokoci drabiny.
Przypomniaem sobie, e kiedy widzieli mnie po raz ostatni, zaledwie tydzie wczeniej,
wygldaem gorzej ni truposz.
- Przepraszam, e napdziem panom stracha. Musiaem wyjecha na kilka dni w
sprawach zawodowych.
- Ale... Posucha mnie pan i poszed do lekarza, prawda?
Przytaknem.
- Okazao si, e to gupstwo. Problemy z cinieniem. Zaywaem przez par dni
rodek toniczny i jestem jak nowy!
- Prosz mi powiedzie, co to za rodek, to si w nim wykpi.
C za rado widzie pana w dobrym zdrowiu!
Euforia rozpyna si bez ladu, kiedy zaczlimy komentowa wiadomo dnia.
- Sysza pan ju o tym, co si przydarzyo Barrido i Escobillasowi? - zapyta ksigarz.
- Wanie stamtd wracam. Nie mog w to uwierzy.
- Kto by przypuszcza. Nie wzbudzali we mnie co prawda za grosz sympatii, ale eby

co takiego... A swoj drog, jaki ma to wpyw na pask sytuacj prawn? Przepraszam, e


pytam tak prosto z mostu.
- Prawd mwic, sam nie wiem. Zdaje mi si, e obaj mieli cao udziaw w
spce. Znajd si pewnie spadkobiercy, ale moliwe, i w wypadku mierci obydwu spka
przestaje istnie. A wraz z ni wicy mnie kontrakt. Tak mi si przynajmniej wydaje.
- To by znaczyo, e jeli Escobillas, niech Bg mi wybaczy, rwnie wycignie
kopyta, jest pan wolnym czowiekiem?
Pokiwaem gow.
- Tak le i tak niedobrze... - westchn ksigarz.
- Opatrzno zrzdzi - orzekem.
Sempere zgodzi si ze mn, chocia zauwayem, e w caej tej sprawie jest co, co
go niepokoi, i woli zmieni temat.
- Co ma by, to bdzie. W kadym razie wietnie si skada, e pan do mnie zajrza,
gdy chciaem poprosi pana o przysug.
- Moe pan na mnie liczy.
- Ostrzegam, e moja proba nie przypadnie panu do gustu.
- Gdybym wywiadcza j chtnie, byaby to przyjemno, nie przysuga. Ale jeli
chodzi o pana, zgadzam si z gry.
- Waciwie nie chodzi o mnie. Wyuszcz panu spraw, a pan zdecyduje. Nie chc
pana do niczego zmusza.
Sempere opar si na kontuarze i zastyg w gecie opowiadacza, co wywoao u mnie
lawin zwizanych z tym miejscem wspomnie z dziecistwa.
- Chodzi o pewn dziewczyn o imieniu Isabella. Ma jakie siedemnacie lat. Sprytna
jak jasny gwint. Przychodzi do mnie czsto, a ja poyczam jej ksiki. Zwierzya mi si, e
chce by pisark.
- Kiedy syszaem chyba podobn histori... - powiedziaem.
- Tydzie temu daa mi do przeczytania swoje opowiadanie, dwudziesto trzydziestostronicowe, i poprosia o opini.
- I co?
Sempere zniy gos, jakby za chwil mia mi powierzy tajemnic wagi pastwowej.
- Znakomite! Lepsze ni dziewidziesit dziewi procent tego, co opublikowano w
cigu ostatnich dwudziestu lat.
- Mam nadziej, e zaliczy mnie pan do owego jednego procenta, w przeciwnym
wypadku uznam, e moja prno zostaa podeptana i miertelnie zraniona zdradzieckim

ciosem w plecy.
- Wanie do tego zmierzam. Isabella darzy pana religijn niemal czci.
- Darzy czci? Mnie?
- Jakby by pan Madonn La Moreneta i Dziecitkiem Jezus w jednej osobie.
Przeczytaa Miasto przekltych jakie dziesi razy, a kiedy poyczyem jej Kroki nieba,
powiedziaa, i gdyby umiaa napisa tak ksik, mogaby spokojnie umrze.
- Ju wsz w tym jaki podstp.
- Wiedziaem, e sprbuje si pan wykrci.
- Wcale si nie wykrcam. Jeszcze nie powiedzia mi pan, na czym miaaby polega ta
przysuga.
- Prosz si domyli.
Westchnem. Sempere cmokn.
- Uprzedzaem, e nie bdzie pan zadowolony.
- Niech mnie pan poprosi o co innego.
- Musi pan z ni tylko porozmawia. Zachci j, udzieli kilku rad... wysucha,
przeczyta co, co napisaa, i pokierowa ni. Chyba nie prosz o zbyt wiele. Dziewczyna jest
bystra jak rwcy potok.
Polubi j pan natychmiast. Zostaniecie przyjacimi. Mogaby zosta pask
asystentk.
- Nie potrzebuj asystentki. A zwaszcza nieznajomej.
- Gupstwa pan opowiada. A poza tym ju j pan kiedy pozna.
Tak przynajmniej twierdzi Isabella. Mwi, i spotkalicie si kilka lat temu, ale e pan
zapewne tego nie pamita. Prawdopodobnie jej anielsko cierpliwi rodziciele s przekonani, e
caa ta zabawa w literatur zaprowadzi ich crk prosto do pieka albo, co gorsza, do
staropaniestwa, i wahaj si, czy posa j do klasztoru, czy te wyda za m za jakiego
kretyna, ktry zrobi jej omioro dzieci i zamknie na zawsze wrd garnkw i patelni. Jeli nie
wymyli pan czego, by j ocali, bdzie to prawdziwe morderstwo.
- Panie Sempere, prosz nie dramatyzowa.
- Nie prosibym pana o to, bo wiem, e altruizm jest panu rwnie obcy jak tacowanie
sardan, ale za kadym razem, kiedy ona tu wchodzi, kiedy patrzy na mnie tymi swoimi
byszczcymi inteligencj i zapaem oczkami i kiedy pomyl o przyszoci, ktra j czeka,
serce mi si kraje. Nauczyem j ju wszystkiego, czego mogem j nauczy. A dziewczyna
uczy si naprawd szybko. Przypomina mi w tym pana, kiedy by pan may.
Westchnem.

- Isabella. A na nazwisko?
- Gispert. Isabella Gispert.
- Nie znam jej. W yciu nie syszaem tego nazwiska. Dzieweczka nagaa panu jak z
nut.
Ksigarz pokrci gow.
- Isabella uprzedzaa mnie, e wanie to pan powie.
- Nie do e utalentowana, to jeszcze jasnowidz. I co wicej panu powiedziaa?
- e jej zdaniem jest pan o wiele lepszym pisarzem ni czowiekiem.
- Zoto nie dziewczyna z tej Izuni.
- Mog jej powtrzy, eby pana odwiedzia? Bez adnych zobowiza?
Poddaem si i przytaknem. Sempere umiechn si tryumfujco i chcia
przypiecztowa nasz pakt uciskiem, ale rzuciem si do ucieczki, zanim stary ksigarz
zdy sprawi, bym chocia przez chwil poczu si dobrym czowiekiem.
- Nie poauje pan tego, Davidzie - usyszaem, wychodzc z ksigarni.

3
W domu zastaem inspektora Victora Grandesa siedzcego na schodach i cierpliwie
palcego papierosa. Ujrzawszy mnie, umiechn si z elegancj filmowego amanta, jakby by
starym przyjacielem skadajcym mi kurtuazyjn wizyt.
Widzc, e siadam obok, wycign otwart papieronic. Gitanes, pomylaem.
Poczstowaem si.
- Bez Jasia i Magosi?
- Marcos i Castelo nie mogli przyj. Dostalimy cynk i obaj pojechali do Pueblo
Seco, zgarn starego znajomego, ktry potrzebuje pewnej dozy perswazji, by odwiey
sobie pami.
- Nie zazdroszcz mu.
- Gdybym im powiedzia, e mam zamiar si z panem spotka, na pewno nie
przepuciliby takiej okazji. Zapaali do pana niebywa sympati.
- Mio od pierwszego wejrzenia, nie da si ukry. Czym mog panu suy,
inspektorze? Napijemy si kawy na grze?
- Nie miabym naruszy paskiej prywatnoci, panie Martin.
Chciaem tylko przekaza panu osobicie wiadomo, zanim dotrze do pana z innych
rde.
- Jak wiadomo?
- Escobillas zmar dzisiaj wczesnym popoudniem w Hospital Clinico.
- Mj Boe! Nie wiedziaem.
Grandes zacign si papierosem i rozoy rce.
- To byo do przewidzenia. Sia wysza.
- A udao si panu ustali przyczyny poaru? - zapytaem.
Inspektor przyjrza mi si uwanie, a nastpnie przytakn.
- Wszystko wskazuje na to, e kto obla pana Barrido benzyn i go podpali. Ten, w
panice, prbowa rzuci si do ucieczki, ale rozprzestrzeniajcy si byskawicznie ogie
uniemoliwia mu to. Jego wsplnik i pracownik, ktrzy pospieszyli mu z pomoc, rwnie
znaleli si w puapce pomieni.
Przeknem lin. Grandes umiechn si uspokajajco.
- Dzi po poudniu adwokat zmarych wsplnikw wyjani mi, i w zwizku ze
szczegln klauzul w umowie, ktr podpisa pan z edytorami, wraz ze mierci wydawcw
kontrakt przestaje obowizywa, aczkolwiek na spadkobiercw przechodz prawa na dziea

opublikowane wczeniej. Przypuszczam, e adwokat poinformuje pana listownie, ale


pomylaem, e chciaby pan o tym wiedzie wczeniej, jeliby mia pan powzi jak
decyzj w sprawie oferty wspomnianego przez pana wydawcy.
- Dzikuj.
- Nie ma za co.
Grandes zacign si po raz ostatni i wyrzuci niedopaek na podog. Umiechn si
do mnie z sympati i wsta. Poklepa mnie po ramieniu i oddali si w kierunku ulicy
Princesa.
- Panie inspektorze! - krzyknem.
Grandes zatrzyma si i odwrci.
- Chyba nie myli pan...
Inspektor odpowiedzia mi smutnym i zmczonym umiechem.
- Niech pan na siebie uwaa.
Wczenie pooyem si spa i gwatownie si przebudziem, sdzc, e przespaem
ca noc, by po chwili stwierdzi, e przed chwil mina pnoc.
Przynili mi si Barrido i Escobillas w puapce swego gabinetu. Ich ubrania pony
jak pochodnie, a pomienie byskawicznie obejmoway kady centymetr cia. Opaday z nich
ponce resztki ubra, skra schodzia patami, a wybauszone od paniki oczy wybuchay z
aru. Ich ciaa miotay si w przeraeniu i w konwulsyjnych drgawkach, by w kocu run na
zgliszcza, podczas gdy miso oddzielao si od koci niczym topniejcy wosk, tworzc u
mych stp dymic kau, w ktrej widziaem odbicie swojej umiechnitej twarzy, kiedy
zdmuchiwaem trzyman w palcach zapak.
Wstaem napi si wody i uznawszy, e sen opuci mnie na dobre, wszedem na gr
i z szuflady biurka wyjem egzemplarz uratowany z Cmentarza Zapomnianych Ksiek.
Zapaliem lampk i nakierowaem wiato prosto na ksik. Otworzyem na pierwszej stronie
i zaczem czyta.
Lux Aeterna
D.M.
Na pierwszy rzut oka ksika stanowia chaotyczny i bezsensowny zbir tekstw i
litanii. By to orygina, plik pisanych na maszynie kartek, oprawionych w skr bez
nadmiernej dbaoci o sztuk introligatorsk; Pogryem si w lekturze i po jakim czasie
odniosem wraenie, e wyczuwam metod w doborze zdarze, pieni i refleksji skadajcych
si na tekst. Jzyk mia swoist kadencj i to, co z pocztku wydawao si absolutnym
brakiem struktury i stylu, z wolna przeradzao si w hipnotyczn pie, ktra stopniowo

wprowadzaa czytelnika w stan sennego bezruchu i utraty pamici. To samo dotyczyo treci,
ktrej szkieletu nie dostrzegao si a do koca pierwszej czci czy pieni, dzieo zdawao si
bowiem zbudowane na mod archaicznych poematw, napisanych w okresach, gdy czasem i
przestrzeni rzdziy inne prawa. Wwczas zdaem sobie spraw, e owa Lux Aeterna jest, z
braku innych okrele, czym w rodzaju ksigi umarych.
Przebrnwszy przez pierwsze trzydzieci, czterdzieci stron retorycznej onglerki i
zagadek, czytelnik zagbia si w precyzyjn i dziwaczn amigwk modw i oracji, coraz
bardziej niepokojcych, gdzie mier, ukazana czasem - w wierszach o kulejcej metryce pod postaci biaego anioa z oczami paza, a czasem jako wietliste dziecko, bya jedynym,
wszechobecnym bstwem objawiajcym si w naturze, pragnieniu i kruchoci istnienia.
Kimkolwiek by w enigmatyczny D.M., w jego wierszach mier jawia si jako
zachanna i nieprzemijajca potga. Bizantyska mieszanka odwoa do przernych
mitologii, rajw i piekie splataa si tu w niby spjn cao. Wedug D.M. istnia tylko jeden
pocztek i jeden koniec, tylko jeden twrca i niszczyciel ukazujcy si pod rnymi
imionami, by wprowadzi ludzi w bd i wystawia na prb ich sabo, jedyny Bg, ktrego
oblicze skadao si z dwch skrajnie odmiennych czci: jednej, agodnej i litociwej, a
drugiej okrutnej i demonicznej.
Tyle na razie mogem wywnioskowa, bo im dalej od tych pierwszych zaoe, tym
bardziej autor zdawa si dryfowa bez celu i z wielkim ju trudem udawao si
rozszyfrowywa niektre odniesienia i obrazy, pojawiajce si w tekcie na podobiestwo
profetycznych wizji. Nawanice krwi i ognia spadajce na miasta i wsie. Armie
umundurowanych trupw pokonujce bezkresne niziny i zostawiajce za sob spalon ziemi.
Infanci powieszeni na strzpach chorgwi u bram fortec. Czarne morza, gdzie tysice dusz
pokutujcych dryfowao przez ca wieczno w lodowatych i zatrutych wodach.
Chmury popiou i oceany koci i zgniego misa pldrowanego przez insekty i we.
Cig nastpujcych po sobie piekielnych obrazw przyprawiajcych o mdoci.
W miar przerzucania kolejnych stron coraz bardziej upewniaem si, e krok po
kroku przemierzam map chorej i nieszczsnej wyobrani. Autor, niewiadom tego, wers po
wersie dokumentowa swoje spadanie w przepa szalestwa. Ostatnia cz ksiki zdaa mi
si prb zawrcenia z tej drogi, rozpaczliwym krzykiem z celi bezrozumu, woaniem o
wyjcie z labiryntu tuneli wydronych przez bezsens w umyle. Tekst dogorywa w poowie
bagalnego zdania, bezzasadnie i bezlitonie.
Kiedy doszedem do tych stron, nie potrafiem ju opanowa sennoci. Przez okno
wpad podmuch bryzy napywajcej znad morza i wymiatajcej mg z dachw. Zamykaem

ju ksik, gdy zdaem sobie spraw, e od jakiego czasu co w maszynopisie, w jego


wygldzie, nie daje mi spokoju, jak piasek w trybach. Zaczem od nowa przeglda tekst.
Ju w pitym wersie trafiem na pierwsz oznak. Nastpne pojawiay si, co trzeci, czwarty
wers. Jedna z liter, due S, zawsze bya nieco pochylona w prawo. Wycignem z szuflady
czyst kartk i wkrciem do mojego underwooda. Wystukaem pierwsze lepsze zdanie.
Stare dzwony Santa Maria del Mar uderzyy na trwog.
Wykrciem kartk i przyjrzaem si jej w wietle lampki.
Stare... Santa Maria
Westchnem ciko. Lux Aeterna napisana zostaa na tej samej maszynie do pisania i dlaczego nie? - na tym samym biurku.
Nastpnego dnia rano zszedem na niadanie do kawiarni znajdujcej si naprzeciw
wejcia do Santa Maria del Mar. W dzielnicy Born toczno byo od wozw i ludzi kierujcych
si ku targowisku, jak rwnie kupcw i hurtownikw otwierajcych swoje sklepy. Usiadem
przy wystawionym na zewntrz stoliku i zamwiem kaw z mlekiem. Na ssiednim stoliku
lea osierocony egzemplarz dziennika La Vanguardia, wic go przygarnem.
Przelizgujc si po tytuach i skrtach informacji, dostrzegem sylwetk dziewczyny, ktra
wesza po schodkach prowadzcych ku drzwiom do katedry, siada na ostatnim stopniu i niby
zajta czym innym obserwowaa mnie. Dziewczyna moga mie szesnacie, siedemnacie lat i
udawaa, e co zapisuje w notesie, co jaki czas rzucajc ukradkowe spojrzenie w moj
stron. Bez popiechu wypiem swoj kaw z mlekiem. Po chwili dyskretnie przywoaem
kelnera.
- Widzi pan t panienk, ktra siedzi przy wejciu do katedry?
Prosz j zapyta, na co ma ochot, ja zapraszam.
Kelner kiwn gow i ruszy ku niej. Dziewczyna na widok zbliajcego si
mczyzny natychmiast schowaa gow w zeszyt, starajc si przybra wyraz cakowitego
skupienia. Nie mogem powstrzyma umiechu. Kelner stan przed ni i chrzkn. Uniosa
wzrok znad zeszytu. Chopak wyjani, o co chodzi, i wskaza na mnie. Dziewczyna spojrzaa
w moj stron wylkniona. Pozdrowiem j skinieniem rki. Spieka raka. Wstaa i ze
wzrokiem wbitym w ziemi nerwowymi krokami podesza do stolika.
- Isabella? - zapytaem.
Dziewczyna podniosa wzrok i westchna, za na siebie.
- A skd pan wiedzia? - odpowiedziaa pytaniem.
- Nadprzyrodzona intuicja - odpowiedziaem.
Podaa mi do, ktr ucisnem bez nadmiernej wylewnoci.

- Mog si przysi? - zapytaa.


I usiada, nie czekajc na moj odpowied. W cigu p minuty z sze razy zmieniaa
pozycj na krzele, by ostatecznie wrci do tej, ktr przyja na pocztku. Przygldaem si
jej spokojnie i z wyrachowan obojtnoci.
- Nie pamita mnie pan, panie Martin.
- A powinienem?
- Przynosiam panu co tydzie z Can Gispert koszyk z prowiantem.
Obraz dziewczynki, ktra przynosia jedzenie ze sklepu kolonialnego, stan mi przed
oczami, by szybko przeksztaci si w twarz o zdecydowanie kobiecych rysach, dorosej ju
Isabelli o mikkich ksztatach i hardym spojrzeniu.
- Dziewczynka z napiwkami - powiedziaem, chocia z dziewczynki nie miaa ju nic,
albo prawie nic.
Isabella przytakna.
- Zawsze zastanawiaem si, co robia z tymi drobniakami.
- Kupowaam ksiki u Sempere.
- Gdybym wiedzia...
- Mog sobie pj, jeli panu przeszkadzam.
- Nie przeszkadzasz. Napijesz si czego?
Odmwia.
- Stary Sempere powiedzia mi, e masz talent.
Isabella wzruszya ramionami i umiechna si sceptycznie.
- Zazwyczaj jest tak, e im wikszy masz talent, tym wiksze ogarniaj ci
wtpliwoci - stwierdziem. - I na odwrt.
- Wobec tego jestem arcytalentem - odpowiedziaa Isabella.
- Witaj w klubie. A teraz do rzeczy. Czego ode mnie oczekujesz?
Isabella ciko westchna.
- Pan Sempere powiedzia mi, i by moe mgby pan przeczyta jaki mj tekst i co
mi powiedzie i poradzi.
Patrzyem jej przez chwil w oczy, nie mwic ani sowa. Wytrzymaa mj wzrok.
- I to wszystko?
- Niezupenie.
- Tak te mi si wydawao. A jaki jest rozdzia drugi?
Isabella nie wahaa si ani chwili.
- Jeli spodoba si panu to, co pisz, i uzna pan, e si nadaj, chciaabym poprosi,

aby zatrudni mnie pan jako co w rodzaju sekretarki.


- Na jakiej podstawie wnioskujesz, e potrzebuj sekretarki?
- Mog porzdkowa panu papiery, przepisywa na maszynie, poprawia bdy...
- Poprawia bdy?
- Nie miaam na myli, e popenia pan bdy...
- To co miaa na myli wobec tego?
- Nic. Ale co dwie pary oczu, to nie jedna. A poza tym mog zajmowa si pask
korespondencj, zaatwia rne sprawy, szuka dokumentacji. Umiem te gotowa i mog...
- Prosisz mnie o posad sekretarki czy kucharki?
- Chc, eby pan da mi szans.
Isabella spucia wzrok. Nie mogem powstrzyma si od umiechu. Ta dziwna istota
wzbudzaa moj sympati, niestety.
- Zrbmy tak: przyniesiesz dwadziecia swoich najlepszych stron, takich, ktre twoim
zdaniem pokazuj, co potrafisz. Powtarzam, rwno dwadziecia stron, bo nie mam zamiaru
wicej czyta. Przejrz je spokojnie i potem zobaczymy.
Twarz jej si rozjania i przez chwil zacita i zaczepna mina, jak staraa si
utrzyma, zagodniaa.
- Nie bdzie pan aowa - zapewnia.
Wstaa i popatrzya na mnie spita.
- Mam to przynie panu do domu?
- Wrzu do skrzynki. To wszystko?
Kiwna gow raz i drugi i zacza si oddala tymi swoimi drobnymi nerwowymi
krokami. Kiedy ju miaa si odwrci i pobiec, zawoaem j.
- Isabella?
Spojrzaa na mnie wyczekujco, z nagym niepokojem w oczach.
- Dlaczego wanie ja? - zapytaem. - Tylko nie mw mi, e jestem twoim ulubionym
autorem, i nie kad mi, wbrew temu, co ci radzi Sempere, bo na tej rozmowie skoczy si
nasza znajomo.
Isabella zawahaa si. Spojrzaa na mnie szczerze i odpowiedziaa prosto z mostu:
- Bo jest pan jedynym pisarzem, jakiego znam.
Umiechna si speszona i odesza, ze swoim zeszytem, swoj szczeroci, swoimi
niepewnymi krokami. Patrzyem za ni, jak skrca w ulic Mirallers i znika za katedr.
Kiedy wrciem do domu, po niespena godzinie, siedziaa ju pod drzwiami,
trzymajc w rkach plik kartek. Zobaczywszy mnie, wstaa i sprbowaa si umiechn.

- Przecie mwiem, eby wrzucia mi to do skrzynki.


Kiwna gow i skulia si w sobie.
- W dowd wdzicznoci przyniosam panu troch kawy ze sklepu rodzicw.
Kolumbijska. Naprawd znakomita. Kawa nie mieci si w skrzynce i pomylaam, e lepiej
bdzie poczeka na pana.
Taka wymwka moga wpa do gowy tylko pocztkujcej pisarce. Westchnem i
otworzyem drzwi.
- Wa!
Isabella sza za mn po schodach kilka stopni niej, niczym wierny piesek.
- Konsumpcja niadania zawsze zajmuje panu tyle czasu? Nie chc wtyka nosa w nie
swoje sprawy, co to, to nie, ale e czekaam tutaj trzy kwadranse, zaczam si niepokoi, no
bo sobie tak pomylaam: nie daj Boe si czym udawi, jak ju raz spotykam pisarza z krwi
i koci, to znajc swj pech, nie zdziwiabym si, gdyby oliwka mu wpada nie w t dziurk
co trzeba, i koniec, ju po mojej karierze literackiej - trajkotaa.
Zatrzymaem si w poowie schodw i obrzuciem j najbardziej nieprzyjaznym
spojrzeniem, na jakie byo mnie sta.
- Isabello, eby nie byo midzy nami zgrzytw i nieporozumie, musimy ustali
pewne zasady. Pierwsza brzmi nastpujco: prawo do stawiania pyta mam tylko ja, a ty
ograniczasz si do udzielania odpowiedzi. Jeli z mojej strony nie padaj adne pytania, ty
powstrzymujesz si od odpowiedzi i spontanicznych oracji. Druga zasada gosi, e na
niadanie, podwieczorek albo dubanie w nosie powicam tyle czasu, ile mi si ywnie
podoba, i nie podlega to dyskusji.
- Nie chciaam pana obrazi. wietnie rozumiem, e spokojne trawienie wspomaga
natchnienie.
- Trzecia zasada mwi, e sarkazm dozwolony jest dopiero w porze poobiedniej.
Jasne?
- Tak, panie Martin.
- Po czwarte: jeeli ju, to panie Davidzie. Nie zwracaj si do mnie po nazwisku,
nawet gdyby wygaszaa mow aobn. Dla ciebie pewnie jestem starym prchnem, ale
lubi udzi si, e jestem jeszcze mody. Wicej: jestem mody i kropka.
- To jak si mam do pana zwraca?
- Po imieniu.
Przytakna. Otworzyem drzwi i wskazaem jej wejcie. Isabella stana niepewnie w
progu i byskawicznie wlizgna si do rodka.

- Moim zdaniem jak na swj wiek wyglda pan cakiem modo.


Zapomniaem jzyka w gbie.
- A jak mylisz, ile mam lat?
Isabella obrzucia mnie spojrzeniem od stp do gw.
- Tak ze trzydzieci. Ale dobrze si pan trzyma.
- Bd tak uprzejma, zamknij si i zaparz mi tej lury, ktr przyniosa.
- Gdzie jest kuchnia?
- Poszukaj sobie.
Smakowit kaw kolumbijsk wypilimy razem, siedzc w galerii. Isabella, nie
odstawiajc filianki, patrzya ktem oka, jak czytam przyniesione przez ni dwadziecia
stron. Za kadym razem, gdy przewracaem kartk i podnosiem wzrok, napotykaem jej
niecierpliwe spojrzenie.
- Jeli nie przestaniesz si tak na mnie gapi jak sowa, to nigdy nie skocz.
- To co mam robi?
- Nie chciaa by kim w rodzaju mojej sekretarki? No wic bd. Poszukaj czego,
co naley uporzdkowa, i uporzdkuj, na przykad.
Isabella rozejrzaa si.
- Porzdku nie ma tu za grosz. Totalny baagan.
- To na co czekasz?
Isabella kiwna gow i z icie oniersk determinacj natara na chaos i baagan
krlujce w mym domostwie. Usyszawszy oddalajce si korytarzem kroki dziewczyny,
wrciem do lektury.
Opowiadanie, ktre mi przyniosa, miao wt fabu. Z wyostrzon wraliwoci i w
precyzyjnie dobranych sowach opisywao odczucia i tsknoty, jakie roj si w gowie
dziewczyny skazanej na zimne poddasze w dzielnicy Ribera, z ktrego przyglda si miastu i
ludziom pokonujcym w jedn i drug stron wskie, ciemne ulice. Obrazy i smutna linia
melodyczna jej prozy ujawniay poczucie samotnoci, graniczce z gboko odczuwan
rozpacz. Dziewczyna z opowiadania po caych godzinach zamknicia w swoim wiecie
stawaa twarz w twarz z sob przed lustrem, by odamkiem szka poci sobie ramiona i uda,
zostawiajc blizny podobne do tych, jakie mona byo zauway pod rkawami Isabelli.
Zbliaem si do koca opowiadania, kiedy spostrzegem, e dziewczyna przyglda mi si,
stojc w drzwiach galerii.
- Czego?
- Przepraszam, e przeszkadzam, ale czy mog wiedzie, co jest w tym pokoju na

kocu korytarza?
- Nic nie ma.
- Ale dziwnie pachnie.
- Stchlizna.
- Mog sprztn ten pokj, ale...
- Nie. Ten pokj nie jest uywany. A w ogle nie jeste moj suc i nie musisz mi
niczego sprzta.
- Chc tylko pomc.
- wietnie, wobec tego pom mi, podajc jeszcze jedn kaw.
- A co? Opowiadanie pana usypia?
- Isabello, ktra jest godzina?
- Pewnie dochodzi dziesita rano.
- A to oznacza...?
- ...Sarkazm dozwolony jest dopiero w porze poobiedniej - wyrecytowaa Isabella.
Umiechnem si triumfalnie i podaem jej pust filiank. Wzia j ode mnie i
odesza do kuchni.
Zanim wrcia z parujc kaw, zdyem ju przeczyta ostatni stron. Usiada
naprzeciwko mnie. Umiechnem si i niespiesznie upiem pierwszy yk wspaniaej kawy.
Dziewczyna wyamywaa sobie palce i zaciskaa zby, rzucajc ukradkowe spojrzenia ku
kartkom, ktre, odwrcone, pooyem na stole. Wytrzymaa par minut bez otwierania ust.
- I jak? - w kocu nie wytrzymaa.
- Cudo.
Twarz jej si rozjania.
- Moje opowiadanie?
- Kawa.
Spojrzaa na mnie, dotknita do ywego. Wstaa i zacza zbiera kartki.
- Zostaw je tu, gdzie le - warknem.
- Po co? Przecie wida, e si panu nie spodobay i e uwaa mnie pan za biedn
idiotk.
- Tego nie powiedziaem.
- Nic pan nie powiedzia, a to jeszcze gorsze.
- Isabello, jeli rzeczywicie chcesz powici si pisaniu, albo przynajmniej pisa,
eby inni ci czytali, musisz si przyzwyczai, e ludzie bd ci czasami ignorowa,
obraa, lekceway, a niemal zawsze okazywa obojtno. To jedna z zalet tego zawodu.

Isabella spucia oczy i westchna gboko.


- Bo ja nie wiem, czy mam talent. Wiem tylko, e lubi pisa.
Albo inaczej: e musz pisa.
- Kamczucha.
Uniosa wzrok i spojrzaa na mnie krnbrnie.
- Niech bdzie. Mam talent. I mao mnie obchodzi paska opinia.
Umiechnem si.
- To ju mi si bardziej podoba. Zgadzam si po stokro.
Wygldaa na zdezorientowan.
- Zgadza si pan, e mam talent, czy z tym, e nie mam talentu?
- A jak ci si wydaje?
- To znaczy, e nie jest tak le?
- Sdz, e masz chci i talent. Wikszy, ni sdzisz, ale mniejszy, ni pragniesz. Ale
takich, co maj chci i talent, jest wielu, a mimo to wikszo z nich nigdy do niczego nie
dochodzi. To tylko punkt wyjcia, by cokolwiek w yciu zrobi. Wrodzony talent jest jak sia
dla sportowca. Mona urodzi si z wikszymi lub mniejszymi zdolnociami. Ale nikt nie
zostaje sportowcem tylko i wycznie dlatego, e urodzi si wysoki, silny lub szybki. Tym,
co czyni kogo sportowcem lub artyst, jest praca, praktyka i technika. Wrodzona inteligencja
jest tylko i wycznie amunicj. eby j skutecznie wykorzysta, musisz przeksztaci swj
umys w precyzyjn bro.
- A skd taki wanie arsena porwna?
- Kade dzieo sztuki jest agresywne. I ycie kadego artysty jest ma lub wielk
wojn, choby z samym sob i wasnymi ograniczeniami. eby zrealizowa swoje zamiary,
potrzebna ci jest przede wszystkim ambicja, a pniej talent, wiedza i w kocu szczcie.
Isabella suchaa moich sw, kiwajc gow.
- Ale paln pan mow. Kademu pan j wygasza, czy wymyli j pan na
poczekaniu?
- Mowa nie jest moja. Paln mi j, jak to uja, kto, komu zadaem te same pytania,
ktre dzi ty stawiasz mnie. To byo dawno temu, ale nie ma dnia, ebym si nie
przekonywa, ile mia racji.
- Mog wobec tego by pask asystentk?
- Zastanowi si.
Isabella przytakna, usatysfakcjonowana. Nieopodal miejsca, w ktrym usiada, lea
pozostawiony przez Cristin album fotografii. Odruchowo otworzya go na ostatniej stronie i

zapatrzya si na portret nowej pani Vidal stojcej w drzwiach Villi Helius, dwa, trzy lata
temu. cisno mnie w gardle. Isabella zamkna album i jej spojrzenie omioto galeri, by
wreszcie spocz na mnie. Przygldaem si jej zirytowany. Umiechna si do mnie
zmieszana, jakbym zaskoczy j na grzebaniu w cudzych rzeczach.
- Ma pan bardzo adn narzeczon - powiedziaa.
Spojrzenie, ktrym j obdarzyem, zmrozio jej umiech.
- To nie jest moja narzeczona.
- Aha...
Zapado dugie milczenie.
- Domniemywam, e pita zasada mwi, i mam si nie wtrca w nie swoje sprawy,
prawda?
Nie odpowiedziaem. Isabella pokiwaa jakby w zadumie gow i wstaa.
- Wobec tego ju nie zabieram panu czasu i zostawiam pana w spokoju. Czy moemy
jutro zacz?
Zebraa kartki i niemiao si do mnie umiechna. Odpowiedziaem jej skinieniem
gowy.
Isabella odesza cichutko. Usyszaem oddalajce si korytarzem kroki i trzask
zamykanych drzwi. Zostawszy sam, po raz pierwszy zdaem sobie spraw z panujcej w tym
domu zakltej ciszy.
By moe stao si to za spraw nadmiaru krcej w mych yach kofeiny, a by
moe mj umys odzyskiwa jasno, jak latarnie uliczne po awarii, do e przez p dnia
mczya mnie pewna natrtna i niepokojca myl. Trudno byo nie spostrzec, e mier
Barrido i Escobillasa w poarze, oferta Corellego, ktry, ku mojemu zdziwieniu, milcza, i w
dziwny manuskrypt odzyskany z Cmentarza Zapomnianych Ksiek, napisany, jak
podejrzewaem, w moim domu, s w jaki sposb ze sob powizane.
Pomys, eby zjawi si bez zapowiedzi w domu Andreasa Corellego, by zapyta go o
to, czy nasza rozmowa i poar tylko przypadkiem nastpiy niemal jednoczenie, wyda mi si
mao kuszcy. Instynkt podpowiada mi, e jeli wydawca bdzie chcia si ze mn widzie,
nie omieszka si skontaktowa, a do tego nieuniknionego przecie spotkania bynajmniej nie
byo mi spieszno. Dochodzenie w sprawie poaru byo ju w rkach Victora Grandesa i jego
goczych psw,
Marcosa i Castela, a ja zajmowaem z pewnoci poczesne miejsce na ich licie
ulubiecw. Im dalej bd si od nich trzyma, tym lepiej.
Pozostawaa do wyjanienia kwestia manuskryptu i jego zwizku z domkiem z

wieyczk. Od trzech lat powtarzaem sobie, e nie przypadkiem w nim zamieszkaem, a


teraz idea ta zacza nabiera zupenie nowego znaczenia.
Postanowiem zacz od miejsca, do ktrego zesaem lwi cz nalecych do
poprzednich wacicieli rzeczy. Wyjem z kuchennej szuflady klucz, ktry, nigdy nietykany,
lea w niej od lat. Nie wchodziem do tego pomieszczenia od czasu, gdy robotnicy zaoyli
tam kable. Wkadajc klucz do zamka, poczuem, jak prd zimnego powietrza owiewa mi
palce, i pomylaem, e Isabella miaa racj: z tego pokoju unosi si dziwny zapach,
przywodzcy na myl zwide kwiaty i rozgrzeban ziemi.
Otworzyem drzwi i natychmiast zakryem doni nos i usta.
mierdziao okropnie. Prbowaem po omacku natrafi na wcznik wiata, ale
bezskutecznie; zwisajca z sufitu goa arwka nie reagowaa na nic. Powiata z korytarza
pozwalaa dojrze zarysy wstawionych tu przeze mnie przed laty stosy pude, ksiek i
kufrw. Przygldaem si wszystkiemu z narastajcym wstrtem. ciana w gbi bya
cakowicie zajta przez ogromn dbow szaf.
Uklkem przy pudle zawierajcym stare fotografie, okulary, zegarki i drobne
przedmioty osobistego uytku. Zaczem grzeba, nie bardzo wiedzc, czego waciwie
szukam. Po jakim czasie poddaem si i westchnem. Jeli miaem zamiar czego si
wywiedzie, powinienem by powzi jaki plan. Zamierzaem ju opuci pokj, kiedy
usyszaem, jak szafa, skrzypic, otwiera si za moimi plecami. Lodowaty i przesycony
wilgoci podmuch musn mnie po szyi.
Odwrciem si powoli. Drzwi szafy byy na tyle uchylone, e mona byo dojrze w
niej stare, nadgryzione przez czas ubrania, ktre zwisay z wieszakw, falujc niczym
wodorosty. Zimny podmuch stchlizny dolatywa wanie stamtd. Wstaem i ostronie
podszedem do szafy. Drewno tylnej cianki byo zbutwiae i zaczynao si rozpada. Za ni
mona byo dostrzec gipsow chyba cian, w ktrej powstaa parocentymetrowa szczelina.
Nachyliem si, by sprawdzi, czy da si cokolwiek zobaczy, ale trudno byo przebi
wzrokiem zalegajc ciemno. Niky poblask padajcy z korytarza przeciska si przez
szczelin niteczk wietlistej mawki. Wszdzie tylko to powietrze gste od stchlizny.
Ponownie przystawiem oko, prbujc mimo wszystko wypatrzy cokolwiek przez szpar, ale
nagle wyoni si z niej czarny pajk. Odskoczyem gwatownie, a pajk szybko wspi si po
ciance szafy, by znikn w mroku. Zamknem drzwi od szafy i wyszedem z pokoju.
Przekrciem klucz i schowaem go w grnej szufladzie stojcej w korytarzu komody.
Zaduch zamknitego dotychczas pomieszczenia rozpez si po korytarzu niczym
trujce opary. Przeklem godzin, w ktrej podkusio mnie, by otworzy te drzwi, i

wyszedem na ulic, w nadziei e uda mi si zapomnie, choby na kilka godzin, o


pulsujcym w sercu tego domu mroku.
Kiepskie pomysy chodz parami. Aby uczci odkrycie w moim domu tajemniczej
camera obscura, udaem si do ksigarni Sempere i Synowie, z zamiarem zaproszenia
ksigarza do Maison Doree.
Sempere ojciec czyta wanie przepikne wydanie Rkopisu znalezionego w
Saragossie Potockiego i nie chcia nawet o tym sysze.
- Nie musz paci za to, by patrze na snobw i pajacw podbijajcych sobie i sobie
podobnym bbenek.
- Przecie ja stawiam. Po co pan zrzdzi?
Sempere mimo wszystko odmwi. Jego syn, przysuchujcy si rozmowie z zaplecza,
patrzy na mnie, jakby dziwi si ojcu.
- A jeli zaprosz paskiego syna? Obrazi si pan na mnie?
- To ju wasza sprawa, na co trwonicie czas i pienidze. Ja sobie poczytam, bo ycie
jest krtkie.
Sempere syn by uosobieniem niemiaoci i skromnoci. Chocia znalimy si od
dziecka, rozmawiaem z nim jakie trzy czy cztery razy i nie duej ni par minut. Wygldao
na to, e jest wzorem cnt wszelakich. Wiedziaem, i nie byy to czcze wymysy, e wrd
dziewczyn z ssiedztwa uchodzi nie tylko za najprzystojniejszego, ale i za najlepsz parti.
Jedne zaglday do ksigarni z byle powodu, inne staway przed witryn, wzdychajc, ale
Sempere syn, o ile w ogle je dostrzega, nigdy palcem nie kiwn, by uszczkn cokolwiek z
tych apetycznie zastawionych panieskich stow. Kady inny zrobiby zawrotn karier
uwodziciela, prbujc choby odrobin z tych da. Kady oprcz Sempere syna, ktrego
mona byo nawet podejrzewa, i wybra wyboist drog ku witoci.
- Jak tak dalej pjdzie, zostanie starym kawalerem - ali si czasami Sempere.
- A prbowa mu pan odpowiednio przyprawi zup czym pikantniejszym, eby
poczu ogie w gaciach i zacz wreszcie myle o ugaszeniu poaru? - pytaem.
- Moe by panu do miechu, ale ja mam siedemdziesitk na karku i adnych
widokw na wnuka.
Przyj mnie ten sam maitre, ktrego pamitaem z poprzedniej wizyty, ale tym razem
nie

obdarzy

ani

powitalnymi

ukonami,

ani

sualczym

umiechem.

Kiedy

zakomunikowaem mu, e nie mam zarezerwowanego stolika, skin gow z wyrazem


niesmaku i pstrykn palcami, eby wezwa chopca, ktry poprowadzi nas bez wikszych
ceremonii do najgorszego chyba stolika sali, tu przy drzwiach do kuchni, w ciemnym i

haaliwym kcie. Przez nastpne dwadziecia pi minut nikt do nas nie podszed, czy to
eby poda kart, czy to zaproponowa co do picia. Personel przechodzi obojtnie, walc
drzwiami do kuchni, cakowicie ignorujc nasz obecno i nie zwaajc na nasze
przywoujce gesty.
- Czy nie lepiej, ebymy sobie poszli? - zapyta w kocu Sempere syn. - Mnie tam
wystarczy kanapka w byle barze...
Nie wymwi jeszcze ostatnich sw, gdy zauwayem, jak wchodz. Vidal z
maonk szli w kierunku swego stolika w towarzystwie maitrea i dwch kelnerw
rozpywajcych si w grzecznociach.
Zajli miejsca i ju po kilku minutach zacza si procesja hodownicza - poniektrzy
z obecnych na sali goci podchodzili do Vidala, by zoy mu gratulacje. Pozwala im,
imperatorskim gestem, przysi si na chwil, by w miar szybko z nimi si poegna.
Sempere syn, ktry zda sobie spraw z sytuacji, przyglda mi si czujnie.
- Dobrze si pan czuje, panie Martin? Moe jednak pjdziemy ju sobie?
Przytaknem powoli. Wstalimy i ruszylimy ku wyjciu, starajc si omin z daleka
stolik Vidala. Dochodzc do drzwi, minlimy maitrea, ktry nie raczy nawet spojrze w
nasz stron. Opuszczajc sal, mogem zobaczy w lustrze nad wyjciem, jak Vidal nachyla
si ku Cristinie i cauje j w usta. Gdy ju znalelimy si na ulicy, Sempere syn popatrzy na
mnie strapiony.
- Bardzo mi przykro, panie Martin.
- Prosz si nie przejmowa. Zy wybr. Po prostu Mam prob, jeli nie sprawioby
to panu kopotu, to wolabym, aby paskiemu ojcu...
- ...ani sowa - zapewni.
- Dzikuj.
- Doprawdy, nie ma za co. A moe pozwoli pan, e teraz ja zaprosz pana na co
bardziej plebejskiego? Jest taka jadodajnia na ulicy Carmen, e klkajcie narody.
Zapomniaem ju cakiem o godzie, ale chtnie przystaem na propozycj.
- No to idziemy.
Lokal znajdowa si nieopodal biblioteki i oferowa domowe dania, po nader
przystpnych cenach, dla klienteli wywodzcej si przede wszystkim z okolicznych
mieszkacw. Co prawda zjadem niewiele z podanych da, pachncych nieporwnanie
przyjemniej ni jakakolwiek potrawa, jak miaem mono skosztowa w Maison Doree od
inauguracji lokalu, za to, gdy nadesza pora deserw, zdoaem ju oprni w pojedynk
ptorej butelki czerwonego wina, skutecznie egnajc si z rozumem.

- Sempere, niech mi pan powie, ale tak szczerze. Co ma pan przeciwko


uszlachetnianiu rasy ludzkiej? Jak da si wytumaczy, e mody i zdrowy obywatel,
obdarzony przez Najwyszego tak prezencj jak paska, nie uszczkn choby listka z
otaczajcego go wianuszka pannie?
Syn ksigarza zamia si.
- A co kae panu przypuszcza, e tego nie zrobiem?
Dotknem nosa palcem wskazujcym, puszczajc jednoczenie oko. Sempere kiwn
gow.
- Nawet jeli w paskich oczach miabym uchodzi za witoszka, to prawd mwic,
lubi sobie myle, e czekam.
- A na co? Na dzie, w ktrym instrumentarium odmwi posuszestwa?
- Mwi pan tak samo jak mj ojciec.
- Bo ludzie mdrzy podzielaj myli i sowa.
- Ale pewnie jest jeszcze co wicej, nie? - spyta.
- Co wicej?
Sempere przytakn.
- Czy ja wiem - odparem.
- A ja myl, e pan wie.
- No i taki ma pan ze mnie poytek.
Zapaem za butelk, by nala sobie kolejn szklaneczk wina, ale Sempere
powstrzyma mnie.
- Rozwagi troch - szepn.
- No i jest pan witoszkiem, nie da si ukry.
- Trudno, jestem, jaki jestem.
- To uleczalne. A co by pan powiedzia, gdybymy teraz poszli w miasto pohula
sobie na caego?
Sempere popatrzy na mnie z litoci.
- Myl, e najlepiej bdzie, jeli wrci pan do domu i odpocznie sobie. Jutro bdzie
inny dzie.
- Chyba nie powie pan ojcu, e si ubzdryngoliem, nieprawda?
W drodze do domu zatrzymaem si w przynajmniej siedmiu barach, celem
zdegustowania oferowanych przez nie wysokoprocentowych produktw, i przebywaem w
nich dopty, dopki, pod przernymi pretekstami, nie wyprowadzano mnie na ulic, gdzie
pokonywaem nastpne sto lub dwiecie metrw, szukajc kolejnego portu. Nigdy nie byem

pijakiem ca gb, wic pod wieczr byem ju tak pijany, e nawet nie pamitaem, gdzie
mieszkam. Wiem tylko, e dwch kelnerw z hostalu Ambos Mundos z placu Real chwycio
mnie za ramiona, przenioso i pooyo na awce przy fontannie, gdzie zmorzy mnie ciki i
ponury sen.
nio mi si, e uczestnicz w pogrzebie don Pedra. Zakrwawione niebo wisiao nad
labiryntem krzyy i aniow otaczajcych wielkie mauzoleum Vidalw na cmentarzu
Montjuic. Milczcy orszak czarnych welonw gromadzi si przy amfiteatrze z poczerniaego
marmuru, tworzcym portyk grobowca. Kada z postaci niosa dug bia wiec. wiato stu
pomieni rysowao kontur wielkiego, zbolaego anioa, pochylonego nad otwartym teraz
grobem mojego mentora, w ktrym leaa krysztaowa trumna. Ubrane na biao ciao Vidala
spoczywao pod szkem. Oczy byy otwarte i czarne zy spyway po policzkach. Z orszaku
oderwaa si sylwetka wdowy Cristiny.
Kobieta, zalewajc si zami, pada na kolana! przed trumn. Jeden po drugim
czonkowie orszaku przemaszerowywali przed zmarym i skadali czarne re na
krysztaowym wieku, w kocu przykrywajc je niemal cae, tak e wida tylko byo twarz
zmarego. Dwch grabarzy przystpio do spuszczania trumny do dou, w ktrym na dnie
gromadzi si ciemny i gsty pyn. Trumna wpierw unosia si na tafli krwi, wlewajcej si
powoli przez szczeliny wieka. Gdy zacza si zanurza, posoka coraz bardziej zalewaa ciao
Vidala. Mj mentor, znikajc pod powierzchni krwi, cay czas patrzy na mnie otwartymi
oczyma. Stado czarnych ptakw wzbio si w powietrze, a ja rzuciem si do ucieczki, gubic
si na drkach bezkresnego miasta umarych.
Dopiero rozlegajcy si w dali pacz nakierowa mnie ku wyjciu, pozwalajc wyrwa
si z litanii lamentw i prb ciemnych postaci, ktre wychodziy ku mnie z cienia, bagajc,
bym je zabra ze sob i wybawi z wiecznej ciemnoci.
Obudzio mnie dwch funkcjonariuszy gwardii cywilnej lekkimi uderzeniami paek po
nogach. Noc ju zapada, wic zabrao mi troch czasu rozpoznanie, czy mam do czynienia z
przedstawicielami si porzdkowych, czy te z wysannikami misji specjalnej.
- Szanowny pan uda si do domku i tam wytrzewieje we wasnym eczku,
rozumiemy si?
- Podug rozkazu, panie pukowniku.
- No to migiem, bo inaczej przymkn pana, moe w ciupie bdzie panu jeszcze
mieszniej.
Nie musia mi tego dwa razy powtarza. Wstaem, jak mogem najsprawniej, i
skierowaem si w stron domu, z nadziej i zdoam tam dotrze, zanim nogi ponios mnie

ku kolejnej spelunie.
Droga, ktra w normalnych warunkach zajaby mi dziesi, moe pitnacie minut,
tym razem trwaa trzykrotnie duej, po czym, zatoczywszy magiczne koo, jakby jakie
przeklestwo wisiao nade mn, znowu wpadem na Isabell czekajc na mnie tym razem w
sieni.
- Pan jest pijany - stwierdzia Isabella.
- Bez dwch zda, bo odnosz wraenie, e w peni delirium tremens spotykam ci o
pnocy pic w progu mojego domu.
- Nie mam si gdzie podzia. Pokciam si z ojcem i wyrzuci mnie z domu.
Zamknem oczy i westchnem. Mzg mj, przesiknity alkoholem i gorycz, nie
by zdolny nada ksztatu rwcemu potokowi przeklestw, dezaprobaty i sprzeciwu, jaki
cisn mi si na usta.
- Nie moesz tutaj zosta, Isabello.
- Ale tylko na jedn noc, prosz. Jutro poszukam sobie jakiej pensji. Bagam, panie
Martin.
- Tylko nie patrz na mnie jak zarzynane jagni - zagroziem.
- A w ogle to przez pana znalazam si na bruku.
- Przeze mnie. A to dobre. Nie wiem, jak tam u ciebie z talentem literackim, ale chorej
wyobrani na pewno ci nie brak. A niby to z jakiego, jeli mog wiedzie, powodu, z mojej
wanie winy szanowny tatu wyprosi panienk na ulic?
- Jak pan jest pijany, to dziwacznie pan gada.
- Nie jestem pijany. W yciu nie byem pijany. Odpowiadaj na pytanie.
- Powiedziaam ojcu, e zatrudni mnie pan jako swoj asystentk i e od tej pory mam
zamiar powici si wycznie literaturze, co oznacza, e ju nie mog pracowa w sklepie.
- e jak?
- Moemy wej? Zmarzam i tyka ju nie czuj od tego siedzenia na schodach.
Czuem, e krci mi si w gowie i mdli mnie. Uniosem wzrok ku nikemu
pmrokowi, jaki wydostawa si ze wietlika w grze schodw.
- Czy to jest wanie kara zesana mi przez nieba za moj dotychczasow rozwizo?
Taka ma by moja pokuta?
Isabella, zaintrygowana, podya za moim wzrokiem.
- Z kim pan rozmawia?
- Nie rozmawiam, monologuj. Przywilej pijaka. Ale jutro z samego rana niewtpliwie
przystpi do dialogu z twoim ojcem, by raz na zawsze zakoczy ten absurd.

- Nie jestem pewna, czy to najlepszy pomys. Poprzysig, e jak pana spotka, to
niechybnie zabije. Pod kontuarem trzyma dubeltwk. On taki jest. Kiedy z tej dubeltwki
zastrzeli osa. To byo latem, nieopodal Argentony...
- Zamilcz. Ani sowa wicej. Cicho.
Isabella skina gow i zacza mi si przyglda badawczo i wyczekujco. Zajem
si szukaniem kluczy. Nie mogem teraz podj walki z t gadatliw pannic. Za wszelk
cen musiaem jak najszybciej znale si w ku i pa bez zmysw, w tej wanie
kolejnoci, o ile to moliwe. Szukaem kluczy przez par minut, ale bez widocznych efektw.
W kocu Isabella, bez sowa, podesza do mnie, zanurzya do w kieszeni mojej marynarki,
ktr zdyem sto razy ju sprawdzi, i wycigna klucze. Pokazaa mi je, a ja, zdruzgotany
porak, pokiwaem gow.
Otworzya drzwi i pomoga mi wej do domu. Za taszczya do sypialni jak inwalid i
pomoga lec w ku. Uoya poduszki pod gow i zzua mi buty. Spojrzaem na ni
skonfundowany.
- Spokojnie, nie zdejm panu spodni.
Rozpia mi koszul pod szyj i nie spuszczajc ze mnie oka, usiada obok.
Umiechna si do mnie z niezasuon w jej wieku melancholi.
- Jeszcze nigdy nie by pan taki smutny, panie Martin. To przez t kobiet, prawda? T
z fotografii.
Uja moj do i zacza j gaska uspokajajco.
- Wszystko mija, prosz mi wierzy. Wszystko mija.
Cho prbowaem si powstrzyma, oczy zaszy mi zami, odwrciem gow, eby
nie widziaa mojej twarzy. Zgasia nocn lampk, ale miast odej, zostaa przy mnie, w
pmroku, suchajc paczu ndznego pijaka, nie zadajc adnych pyta, nie wydajc adnych
osdw, a jedynie oferujc swoje towarzystwo i dobro, dopki nie usnem.
Obudziem si w agonalnym stanie wszechogarniajcego kaca, w imadle miadcym
moje skronie i wrd zapachu kawy kolumbijskiej. Isabella postawia przy ku stolik, a na
nim wieo zaparzon kaw i talerz z pieczywem, serem, szynk i jabkiem. Widok jedzenia
przyprawi mnie o mdoci, ale wycignem rk ku kawie. Isabella, ktra staa niewidoczna
w progu, podesza i podaa mi filiank, rozpywajc si w umiechach.
- Jest mocno zaparzona, prosz wypi, dobrze panu zrobi.
Wziem filiank z jej rk i sprbowaem.
- Ktra godzina?
- Pierwsza po poudniu.

Ni to westchnem, ni to dmuchnem.
- Ile godzin jeste ju na nogach?
- Z siedem.
- I co robia?
- Sprztaam, porzdkowaam, ale tu roboty jest na kilka miesicy, co najmniej odpara.
Wypiem drugi yk kawy.
- Dzikuj - szepnem. - Za kaw. Za sprztanie i porzdkowanie te. Ale nie musisz
tego robi.
- Nie robi tego dla pana, jeli to pana trapi. Robi to dla siebie.
Skoro mam tu mieszka, to wol mie gwarancj, e do niczego si nie przyklej, jeli
przypadkiem si o co opr.
- Tu mieszka? Wydawao mi si, e ustalilimy...
Krzyknwszy, poczuem bl, ktry odebra mi mow i rozum.
- Cicho, psst - szepna Isabella.
Posuchaem, uznajc to za chwilowy rozejm. Teraz ani nie mogem, ani nie chciaem
z ni dyskutowa. Jeszcze zd odda j rodzinie, niech tylko kac pozwoli mi doj do
siebie. Wypiem kaw do dna i powoli wstaem. W gow miaem wbitych z pi czy sze
cierni. Jknem. Isabella podtrzymaa mnie.
- Nie jestem kalek. Dam sobie rad.
Pucia mnie ostronie. Odwayem si postawi kilka krokw w stron korytarza.
Isabella sza tu za mn, jakbym zaraz mia si wywrci. Zatrzymaem si przed azienk.
- Czy mog zaatwi si bez towarzystwa?
- Ale prosz dokadnie celowa - powiedziaa szeptem. - Przenios panu niadanie do
galerii.
- Nie jestem godny.
- Musi pan co zje.
- Jeste moim czeladnikiem czy moj mam?
- Mwi to dla paskiego dobra.
Zamknem za sob drzwi i schroniem si w azience. Moje oczy musiay przez
chwil dostosowa si do tego, co miay przed sob.
azienka zmienia si nie do poznania. Lnia czystoci. Wszystko byo na
waciwym miejscu. Na umywalce nowiutka kostka myda.
Czyste rczniki - w ogle nie miaem pojcia, e takowe mam w domu. Zapach

bielinki.
- Matko Boska - wymamrotaem.
Wsadziem gow pod kran i trzymaem j przez kilka minut w strumieniu zimnej
wody. Wyszedem na korytarz i powoli udaem si do galerii. Jeli azienka zmienia si nie
do poznania, to galeria naleaa do zupenie innego wiata. Isabella umya okna i podog,
poustawiaa meble i fotele. Przez szyby wpadao jasne i czyste wiato. Dotychczasowy
zapach kurzu znikn cakowicie. niadanie czekao na mnie na przykrytym czystym obrusem
stole przy sofie.
Ksiki na pkach byy uoone, witryny odzyskay przejrzysto.
Isabella zacza nalewa mi drug filiank kawy.
- Wiem, o co ci chodzi i ostrzegam, e na nic si to nie zda - powiedziaem.
- Jeszcze kawy?
Isabella uporzdkowaa pitrzce si na stoach i po ktach ksiki. Wyrzucia stare i
od lat zalegajce w rnych miejscach czasopisma i gazety. W siedem godzin zaledwie,
miotek, dobrymi chciami i skrztn obecnoci wymiota lata pmroku i zaduchu i jeszcze
miaa do czasu i si, eby si umiecha.
- Przedtem bardziej mi si podobao - podsumowaem.
- A jasne. I nie tylko panu, ale i tym stu tysicom karaluchw, ktre mia pan za
wsplokatorw i ktre wyprosiam z pomoc wieego powietrza i amoniaku.
- Aha, oto tajemnica tego wszechobecnego fetorku.
- Ten fetorek to zapach czystych pomieszcze - zaoponowaa Isabella. - Mgby pan
okaza troch wdzicznoci.
- Okazuj.
- Jako nie wida. A jutro wejd na gr, do studia i...
- Ani mi si wa.
Wzruszya ramionami, ale w jej spojrzeniu zna byo determinacj i nie miaem
wtpliwoci, e w cigu najbliszych dwudziestu czterech godzin studio w wiey ulegnie
nieodwracalnej metamorfozie.
- Och, zapomniaabym, dzi rano znalazam w przedpokoju kopert. Kto musia
wsun j pod drzwiami.
Spojrzaem na ni znad filianki.
- Sie na dole jest zamknita na klucz - powiedziaem.
- Tak te mylaam. Prawd mwic, wydawao mi si to bardzo dziwne i cho
widniao tam paskie nazwisko...

- ...otworzya kopert.
- Obawiam si, e tak. Ale zrobiam to niechccy.
- Isabello, otwieranie cudzej korespondencji nie jest oznak dobrego wychowania. W
niektrych miejscach grozi nawet za to kara wizienia.
- No wanie, stale to powtarzam mamie, jak otwiera moje listy.
I co? I nic, cigle jest na wolnoci.
- Gdzie jest list?
Isabella z kieszeni woonego do sprztania fartucha wycigna kopert i podaa mi
j, unikajc mojego wzroku. Koperta miaa zbkowane brzegi, bya z grubego, porowatego
papieru, w odcieniu koci soniowej, z pieczci anioa przyoon do czerwonego przeamanego - laku i z moim imieniem i nazwiskiem wypisanym karminowym,
perfumowanym atramentem. Otworzyem kopert i wyjem zoon na p karteczk.
Szanowny Panie Dawidzie!
Mam nadziej, e cieszy si Pan dobrym zdrowiem i e bez najmniejszych problemw
mg Pan wpaci w banku wiadome fundusze. Moglibymy spotka si dzi wieczorem u
mnie, celem omwienia szczegw naszego projektu? Zostanie podana lekka kolacja, o
dziesitej, mniej wicej.
Czekam.
Paski przyjaciel
Andreas Corelli
Zoyem kartk i schowaem j z powrotem do koperty. Isabella patrzya na mnie,
wyranie zaintrygowana.
- Dobre wiadomoci?
- Nic, co mogoby ci obchodzi.
- Kto to jest ten pan Corelli? adne ma pismo, nie to co pan.
Spojrzaem na ni surowo.
- Jeli mam by pana asystentk, powinnam wiedzie, z kim pan si zadaje. Jeli
miaabym na przykad przepdzi kogo na cztery wiatry.
Westchnem.
- To wydawca.
- Musi by zamony, prosz tylko spojrze na ten papier listowy i kopert. A co pan
dla niego pisze?
- Nic, o czym powinna wiedzie.
- Jak mam panu pomaga, jeli nie chce mi pan nawet powiedzie, nad czym pan

pracuje? Nie, prosz lepiej nie odpowiada. Ju si zamykam.


Przez dziesi cudownych sekund Isabella milczaa.
- A jaki jest ten pan Corelli?
Popatrzyem na ni obojtnie.
- Do szczeglny.
- Trafi swj na swego... Ju nic nie mwi.
Patrzc na t dziewczyn o szlachetnym Sercu, poczuem si, jeli to moliwe, jeszcze
wikszym ndznikiem i zrozumiaem, e im wczeniej nasze drogi si rozejd, nawet jeli j
tym zrani, tym lepiej dla nas dwojga.
- Dlaczego pan tak na mnie patrzy?
- Tej nocy wychodz.
- Przygotowa panu kolacj? Wrci pan bardzo pno?
- Zjem poza domem i nie wiem, kiedy wrc, ale niezalenie od tego, ktra to bdzie
godzina, chc, by ciebie ju tu nie byo. Chc, eby zabraa swoje rzeczy i sobie posza.
Wszystko mi jedno dokd.
Tutaj nie ma dla ciebie miejsca. Zrozumiano?
Zblada, a z jej oczu ciurkiem popyny zy. Zagryza wargi i umiechna si do
mnie, chocia policzki miaa zupenie mokre.
- Jestem dla pana zawad. Rozumiem.
- I nie sprztaj wicej.
Wstaem i zostawiem j w galerii sam. Zaszyem si w swoim gabinecie, na wiey.
Otworzyem okna. Z dou dochodzi mnie szloch Isabelli. Zapatrzyem si na miasto
wygrzewajce si w poudniowym socu i skierowaem wzrok na drugi jego kraniec, gdzie
wydao mi si, i dostrzegam lnice dachwki Villi Helius. Wyobraziem sobie Cristin,
teraz pani Vidal, spogldajc z okien wiey na dzielnic Ribera. Mtne i ciemne uczucie
cisno mnie nagle za serce. Zapomniaem o paczu Isabelli i zapragnem tylko, by nadesza
ju chwila spotkania z Corellim i rozmowy o jego przekltej ksice.
Siedziaem w gabinecie, dopki zachd soca nie rozla si nad miastem niczym
rozchodzca si w wodzie krew. Byo gorco, bardziej ni przez cae lato, i dachy dzielnicy
Ribera dray jak ulotne mirae. Zszedem na d i przebraem si. W domu panowaa
absolutna cisza, aluzje galerii byy podniesione i przez szyby wpadao bursztynowe wiato,
rozlewajc si po gwnym korytarzu.
- Isabella? - zawoaem.
Nie otrzymaem odpowiedzi. Wszedem do galerii i przekonaem si, e dziewczyna

rzeczywicie odesza. Zanim to zrobia, zdya jednak uporzdkowa i odkurzy dziea


zebrane Ignatiusa B. Samsona, ktre przez lata, zapomniane, zbieray kurz na oszklonej,
lnicej teraz czystoci pce. Ukadajc, dziewczyna wyja jedn z ksiek serii i zostawia
j na pulpicie, otwart w poowie. Przeczytaem na chybi trafi jedn linijk i zdao mi si, e
cofnem si do epoki, kiedy wszystko wydawao si rwnie proste, co nieuniknione.
Poezj pisze si zami, powie krwi, a histori rozczarowaniem - powiedzia
kardyna, smarujc ostrze noa trucizn w wietle kandelabru.
Umiechnem si na myl o wystudiowanej naiwnoci tych fraz i po raz kolejny
ogarno mnie, mczce ju od dawna, przekonanie, i byoby o wiele lepiej dla wszystkich,
gdyby Ignatius B. Samson nigdy nie popeni samobjstwa, a zamiast niego uczyni to David
Martin.

8
Wyszedem na ulic, zapada ju zmrok. Parny upa sprawi, e ssiedzi wylegli przed
domy ze swoimi krzesami, w nadziei na najlejszy choby podmuch wiatru, ktry jednak nie
nadchodzi. Minem grupki, ktre obsiady drzwi i bramy, i udaem si na dworzec Francia,
gdzie zawsze mona byo znale dwie czy trzy czekajce na pasaerw takswki.
Wsiadem do pierwszej z zaparkowanych. Podr na drugi koniec miasta zaja nam
jakie dwadziecia minut, potem wspilimy si na wzgrze, na ktrym rozciga si
widmowy park Gaudiego. Z daleka dostrzegem palce si w domu Corellego wiata.
- Nie miaem pojcia, e kto tutaj mieszka - powiedzia takswkarz.
Kiedy tylko wrczyem mu zapat za kurs i napiwek, odjecha, a si za nim kurzyo.
Nim zapukaem do drzwi, odczekaem chwil, napawajc si krlujc w tym miejscu
przedziwn cisz. W porastajcym zbocze lesie, ktry miaem za plecami, nie drgn ani
jeden listek. Nade mn rozpocierao si niebo pene gwiazd, gdzieniegdzie przesonitych
chmurami jakby manitymi pdzlem. Syszaem swj wasny oddech, szelest ubrania, kady
przybliajcy mnie do drzwi krok. Zastukaem.
Drzwi otworzyy si chwil pniej. Stal w nich mczyzna o zgaszonym wzroku i
opadajcych ramionach, ktry na mj widok pokiwa gow i zaprosi mnie do rodka. Jego
strj kaza si domyla. e by kamerdynerem albo sucym. Nie odezwa si ani sowem.
Poszedem za nim obwieszonym fotografiami korytarzem. Wprowadzi mnie do
pooonego na kocu domu salonu, z ktrego okien roztacza si widok na miasto w oddali.
Skoniwszy si lekko, zostawi mnie tam i oddali si z t sam powolnoci, z jak mnie
przyprowadzi. Podszedem do okna i wyjrzaem pomidzy aluzjami, czekajc na nadejcie
Corellego. Po kilku minutach zdaem sobie spraw, e kto obserwuje mnie z kta salonu.
Siedzia tam w fotelu, zupenie nieruchomo, midzy ciemnoci a rzucanym przez wiecznik
krgiem wiata, ktre wydobywao z cienia tylko jego nogi i oparte na porczy fotela donie.
Poznaem go po byszczcych oczach, ktre nigdy nie mrugay, i po bysku wiecy na figurce
anioa wpitej zawsze w klap. Kiedy na niego spojrzaem, wsta i podszed do mnie szybko,
za szybko, a na jego ustach pojawi si ten wilczy umiech, ktry mrozi mi krew w yach.
- Dobry wieczr, Davidzie.
Staraem si odwzajemni jego umiech.
- I znw pana przestraszyem - powiedzia. - Przepraszam. Napiby si pan czego, czy
przejdziemy od razu do kolacji?
- Waciwie nie jestem godny.

- To z pewnoci przez ten upa. Jeli pan woli, moemy uda si do ogrodu, by tam
spokojnie porozmawia.
Zaraz zjawi si milczcy kamerdyner i zacz otwiera drzwi do ogrodu. Dostrzegem
w nim ciek, owietlon ustawionymi na spodkach wieczkami, a na jej kocu biay
metalowy st i dwa krzesa naprzeciw siebie. Pomie wiec wznosi si pionowo,
nieporuszany najlejszym nawet podmuchem wiatru. Ksiyc zasnuwa wszystko blad,
niebieskaw powiat. Usiadem, Coreli uczyni to samo, podczas gdy kamerdyner nalewa
nam z karafki wina albo jakiego likieru, ktrego i tak nie miaem zamiaru prbowa.
W wietle ksiyca znajdujcego si pewnie w trzeciej kwarcie Corelli wyda mi si
modszy, a rysy jego twarzy - ostrzejsze. Patrzy na mnie w napiciu, zdawao mi si, e pore
mnie wzrokiem.
- Co pana niepokoi, Davidzie?
- Przypuszczam, e sysza pan o poarze.
- aosny koniec, a jednak poetycko sprawiedliwy.
- Wydaje si panu sprawiedliwe, e dwoje ludzi ginie w ten sposb?
- A czy gdyby zginli w sposb mniej okrutny, zaakceptowaby pan to atwiej?
Sprawiedliwo jest jedynie kwesti perspektywy, a nie wartoci uniwersaln. Nie mam
zamiaru udawa zgrozy, ktrej nie czuj, i podejrzewam, e pan te nie, choby bardzo pan
chcia. Ale jeli pan sobie yczy, moemy uczci ich pami minut ciszy.
- Nie bdzie to konieczne.
- Oczywicie, e nie. Milczenie jest potrzebne tylko wtedy, kiedy nie ma si nic
wanego do powiedzenia. Milczenie sprawia, e nawet gupcy przez chwil zdaj si
mdrcami. Co jeszcze pana martwi?
- Policja podejrzewa, e mam z tym wszystkim co wsplnego.
Pytali mnie o pana.
Corelli pokiwa gow znuony.
- Policja ma swoje zmartwienia, a my mamy swoje. Nie obrazi si pan, jeli uznamy
temat za zakoczony?
Przytaknem bez przekonania. Corelli umiechn si.
- Przed chwil, kiedy na pana czekaem, uwiadomiem sobie, e musimy odby
jeszcze ma, retoryczn rozmow. Im prdzej to zrobimy, tym szybciej bdziemy mogli
przej do sedna - oznajmi. - Na pocztek chciabym zapyta pana: czym jest dla pana wiara.
Zastanawiaem si przez chwil.
- Nigdy nie byem religijny. Zamiast wierzy albo nie wierzy, wtpi. I wtpienie jest

moj religi.
- To bardzo roztropny i mieszczaski punkt widzenia. Dlaczego, pana zdaniem, w
cigu dziejw wierzenia pojawiaj si i znikaj?
- Nie wiem. Podejrzewam, e dzieje si tak za spraw czynnikw spoecznych,
ekonomicznych i politycznych. Rozmawia pan z kim, kto zakoczy edukacj szkoln w
wieku dziesiciu lat. Historia nie jest moj mocn stron.
- Historia jest tylko mietnikiem biologii, mj przyjacielu.
- Co mi si zdaje, e nie byo mnie w szkole, kiedy to przerabialimy.
- Tego si w szkoach nie przerabia. Uczy nas tego rozum i obserwacja rzeczywistoci.
Ale jest to lekcja, ktrej nikt nie chce wzi i ktr dlatego powinnimy przeanalizowa jak
najuwaniej, by wykona nasze zadanie. Podstaw kadego interesu jest cudza niezdolno do
rozwizania prostych, acz nieuniknionych problemw.
- Rozmawiamy o religii czy o ekonomii?
- Do pana naley wybr nomenklatury.
- Jeli dobrze pana rozumiem, sugeruje pan, e religia, wiara w mity, nadnaturalne
ideologie i legendy wynika z biologii?
- Dokadnie tak.
- Pogld ten brzmi do cynicznie w ustach wydawcy tekstw religijnych zauwayem.
- To racjonalna opinia profesjonalisty - odpar Corelli. - Istota ludzka wierzy tak samo,
jak oddycha, po to, by przetrwa.
- To paska teoria?
- To nie teoria, to statystyka.
- Podejrzewam, e przynajmniej trzy czwarte ludzi nie zgodzioby si z panem zauwayem.
- I nie ma w tym nic dziwnego. Gdyby si ze mn zgadzali, nie byliby potencjalnymi
osobami wierzcymi. Ludzie mog uwierzy tylko w to, do czego zmusza biologiczny
imperatyw.
- Utrzymuje pan wic, e dajemy si oszukiwa, gdy ley to w naszej naturze?
- W naszej naturze ley przetrwanie. Wiara jest instynktown odpowiedzi na te
aspekty egzystencji, ktrych nie potrafimy wyjani w inny sposb, moe to by moralna
pustka, ktr znajdujemy we wszechwiecie, pewno mierci, pozostajce bez odpowiedzi
pytanie o pocztek wszystkiego, o sens naszego ycia lub jego brak. To aspekty zupenie
podstawowe, niezwykle proste, ale nasze wasne ograniczenia nie pozwalaj nam

rozstrzygn tych kwestii w sposb jednoznaczny, dlatego, w akcie samoobrony,


wytwarzamy odpowied emocjonaln. Dzieje si tak tylko i wycznie za spraw biologii.
- Wedug pana wszelkie wierzenia i ideay s jedynie fikcj?
- Jest ni, w sposb nieunikniony, kada interpretacja czy obserwacja rzeczywistoci.
W tym wypadku problem bierze si std, e czowiek jest istot moraln wrzucon w
niemoralny wszechwiat i skazan na egzystencj, ktra nieuchronnie si koczy i nie ma
innego sensu ni zachowanie gatunku. Nie da si y zbyt dugo w realnym wiecie. W
kadym razie istota ludzka nie potrafi. Wiksz cz ycia spdzamy, nic, przede
wszystkim na jawie. Jak mwiem, to kwestia czysto biologiczna.
Westchnem.
- I mimo wszystko chce pan, bym wymyli dla pana bajk, ktra sprawi, i
nieroztropni padn na kolana, przekonani, i ujrzeli wiato, pewni, e istnieje co, w co
warto wierzy, w imi czego warto y, umiera, a nawet zabija.
- Wanie. Nie prosz pana, by wymyli pan co, czego wczeniej, w ten czy inny
sposb, nie wymylono. Prosz tylko, by pomg mi pan napoi spragnionego.
- To szlachetny i godny podziwu cel - powiedziaem z przeksem.
- Nie, zwyka handlowa propozycja. Natura to jeden wielki wolny rynek. Prawo
poday i popytu funkcjonuje nawet na poziomie molekularnym.
- By moe do tej pracy powinien by pan znale sobie jakiego intelektualist. A
skoro ju jestemy przy molekuach i wolnym rynku, zapewniam pana, e wikszo
intelektualistw nie widziaa stu tysicy frankw na raz przez cae swoje ycie i zao si, i
wikszo z nich za uamek tej sumy sprzedaaby wasn dusz, albo j wymylia.
Metaliczny bysk w oczach Corellego kaza mi si domyla, e szykowa dla mnie
kolejne ze swoich gorzkich kaza dla ubogich.
Stano mi przed oczami saldo na moim rachunku w Banku Hispano Americano i
powiedziaem sobie, e sto tysicy frankw warte jest mszy albo zbioru homilii.
- Intelektualista to kto, kto si specjalnie nie wyrnia intelektem - zawyrokowa
Corelli. - Okrela siebie tym mianem, by skompensowa naturalny brak zdolnoci, z ktrego
zdaje sobie spraw. To tak stare jak powiedzenie: powiedz mi, czym si chlubisz, a powiem
ci, czego ci brakuje. Powszechna prawda. Dyletant zawsze chce uchodzi za eksperta, sadysta
za samarytanina, grzesznik za witoszka, przeladowca za dobroczyc, sprzedawczyk za
patriot, arogant za skromnisia, ordynus za eleganta, a gupiec za mdrca. I znowu wszystko
za spraw natury, ktra nie ma nic wsplnego z opiewan przez poetw rusak. Jest ona
raczej okrutn i aroczn matk, ktra, aby przey, poera wasne dzieci.

Od suchania Corellego, z t jego poetyk dzikiej biologii, zaczynao mi si ju robi


niedobrze. Bijca z jego sw tumiona pasja i gniew sprawiay, e czuem si nieswojo i
zaczem si zastanawia, czy na tym wiecie istnieje co, cznie ze mn samym, co nie
wydawao mu si godne pogardy i odraajce.
- Powinien pan jedzi w Niedziel Palmow z umoralniajcymi pogawdkami po
szkoach i parafiach. Sukces murowany - zasugerowaem.
Corelli zamia si cynicznie.
- Prosz nie zmienia tematu. Ja szukam przeciwiestwa intelektualisty, to znaczy
kogo inteligentnego. I ju znalazem.
- Schlebia mi pan.
- Nawet wicej, pac panu. I to bardzo dobrze, co jest jedynym i prawdziwym
pochlebstwem na tym sprzedajnym wiecie. Niech pan nigdy nie przyjmuje odznacze,
ktrym nie towarzyszy odpowiednia kwota na czeku. Korzysta na nich tylko ten, kto je
przyznaje. A skoro panu pac, oczekuj, e bdzie mnie pan sucha i wykonywa moje
polecenia. Prosz mi wierzy, nie mam adnego interesu w tym, by traci pan czas. Dopki
otrzymuje pan ode mnie wynagrodzenie, paski czas jest rwnie moim czasem.
Przemawia do mnie miym tonem, ale stalowy blask oczu nie pozostawia adnych
wtpliwoci.
- Nie musi mi pan o tym przypomina co pi minut.
- Prosz wybaczy, e si powtarzam. Jeli pana mcz tymi wszystkimi peryfrazami,
to wycznie po to, by jak najprdzej przej do sedna. Oczekuj od pana formy, nie treci.
Tre jest zawsze ta sama, wymylona, od kiedy istnieje czowiek. Jest wypisana w jego sercu
niczym numer seryjny. Chc, by pan znalaz inteligentny i uwodzicielski sposb odpowiedzi
na pytania, ktre wszyscy sobie stawiamy. Chc rwnie, by doszed pan do tego, sam
odczytujc dusz ludzk, czynic uytek ze swojej sztuki i umiejtnoci. Chc, eby przynis
mi pan odpowied, ktra obudzi dusz.
- Tylko tyle...
- I a tyle.
- Mwi pan o manipulowaniu uczuciami i emocjami. Nie byoby atwiej przekona
ludzi racjonalnym, prostym i jasnym wywodem?
- Nie. Nie mona podj z nikim racjonalnego dialogu na temat przekona, do ktrych
ten kto nie doszed drog racjonaln. I niewane, czy mwimy o Bogu, rasie, czy dumie
narodowej. Dlatego potrzebuj czego potniejszego ni zwyky wywd retoryczny.
Potrzebuj potgi sztuki, inscenizacji. Wydaje nam si, e rozumiemy sowa piosenki,

ale tym, co naprawd kae nam w ni wierzy lub nie, jest muzyka.
Usiowaem przekn cay ten galimatias, nie dawic si.
- Spokojnie. Dzi nie bdzie ju wicej przemwie - zapewni mnie Corelli. Przejdmy do kwestii roboczych: bdziemy si spotyka mniej wicej co dwa tygodnie.
Bdzie mnie pan informowa o postpach i przekazywa wykonan prac. Jeli bd mia
propozycje zmian lub uwagi, poinformuj pana o tym. Termin wykonania - dwanacie
miesicy, w razie potrzeby moemy go przeduy. Po upywie terminu przekazuje mi pan
ukoczon prac wraz z ca zebran dokumentacj, powtarzam: ca, jako jedynemu
wacicielowi praw autorskich. Praca nie ukae si pod paskim nazwiskiem, nie bdzie pan
dochodzi autorstwa i nie bdzie pan rozmawia z nikim i nigdzie ani o wykonanej pracy, ani
o ustaleniach tej umowy. W zamian otrzyma pan sto tysicy frankw, ktre ju zostay
wypacone, a po zakoczeniu i zaakceptowaniu przeze mnie pracy dodatkow gratyfikacj w
wysokoci pidziesiciu tysicy frankw.
Przeknem lin. Czowiek nie jest do koca wiadom zachannoci, ktra kryje si
w jego sercu, dopki nie usyszy sodkiego brzku monet w kieszeni.
- Nie chce pan spisa tej umowy, eby uczyni zado formalnociom?
- To umowa honorowa. W gr wchodzi i paski honor, i mj. I ju zostaa
przypiecztowana. Umowy honorowej nie mona zama, bo to amie tego, kto j zawar odpar Corelli tonem, ktry sprawi, e przyszo mi na myl, i byoby lepiej podpisa
jakikolwiek papier, choby nawet wasn krwi. - Jakie pytania?
- Tak. Po co?
- Nie rozumiem.
- Po co panu ten materia, dokumentacja, praca, jakkolwiek chce pan to nazwa? Co
chce pan z tym zrobi?
- Czyby mia pan wyrzuty sumienia, Davidzie? Na tym etapie?
- By moe uwaa mnie pan za jednostk wyzut z zasad, ale jeli mam bra udzia w
przedsiwziciu, ktre mi pan proponuje, chc wiedzie, jaki jest paski zamiar. Sdz, e
mam do tego prawo.
Corelli umiechn si i pooy swoj do na mojej. Dotyk jego skry, lodowatej i
gadkiej jak marmur, przyprawi mnie o dreszcz.
- Bo chce pan y.
- Brzmi to jak groba.
- Zwyke, przyjacielskie przypomnienie o tym, co pan ju wie.
Pomoe mi pan, gdy chce pan y, bez wzgldu na cen i konsekwencje. Gdy

jeszcze niedawno by pan o krok od mierci, a teraz ma pan przed sob ca wieczno i
szans na ycie. Pomoe mi pan, gdy jest pan czowiekiem. A take dlatego, e, chocia nie
chce si pan do tego przyzna, wiara nie jest panu obca.
Wyjem rk spod jego doni i patrzyem, jak wstaje z krzesa i odchodzi na drugi
koniec ogrodu.
- Niech si pan nie martwi, Davidzie. Wszystko bdzie dobrze.
Niech pan mi wierzy - powiedzia Corelli sodkim, usypiajcym, ojcowskim niemal
tonem.
- Czy mog ju sobie i?
- Oczywicie. Nie chc pana zatrzymywa duej ni to konieczne. Nasza rozmowa
bya dla mnie przyjemnoci. Teraz pozwol panu odej i przemyle w spokoju wszystko, o
czym tu debatowalimy. Sam pan zobaczy, e kiedy pan ju wszystko przetrawi, prawdziwe
odpowiedzi przyjd same. Na naszej drodze nie napotykamy nic, czego nie wiedzielibymy
ju wczeniej. W yciu nie uczymy si niczego wanego; jedynie sobie przypominamy.
Wsta i skin na milkliwego kamerdynera, ktry czeka na kracach ogrodu.
- Zostanie pan odwieziony do domu samochodem. A my zobaczymy si za dwa
tygodnie.
- Tutaj?
- Bg raczy wiedzie - odpar, oblizujc si, jakby powiedzia jaki znakomity dowcip.
Kamerdyner zbliy si i skin, bym poszed za nim. Corelli pokiwa gow i usiad,
zatopiwszy na powrt spojrzenie w rysujcym si w oddali miecie.
Samochd, chocia sowo to nie w peni oddaje wygld tego cacka, czeka na mnie
przed wejciem.
Nie by to byle jaki automobil, ale prawdziwa pereka, godna wyrafinowanego
kolekcjonera. Przywid mi na myl zaczarowan karet, katedr na kkach o
chromowaniach i krzywiznach bdcych istnym cudem techniki, nad ktrymi growaa,
niczym galion, figurka anioa. Krtko mwic rolls - royce. Kamerdyner otworzy przede
mn drzwiczki i poegna mnie ukonem. Wsiadem do wntrza, ktre przypominao raczej
pokj hotelowy ni kabin samochodu.
Jak tylko opadem na siedzenie, auto ruszyo w d wzgrza.
- Zna pan adres? - zapytaem.
Szofer, posta w mroku, od ktrej oddzielaa mnie szklana przegroda, potwierdzi
skinieniem gowy. Przejechalimy przez Barcelon, pogreni w narkotycznej ciszy tej
metalowej karocy, ktra wydawaa si unosi nad ziemi. Ulice i budynki przesuway si

przed oknami samochodu niczym zanurzone w ciemnociach fiordy. Byo ju po pnocy,


gdy czarny rolls - royce skrci w ulic Comercio i wjecha w alej Born. Zatrzyma si u
wylotu ulicy Flassaders, zbyt wskiej, by mg si przez ni przecisn. Szofer wysiad i z
ukonem otworzy przede mn drzwi. Wysiadem, a on bez sowa wrci do samochodu.
Patrzyem za nim, a czarna sylwetka samochodu rozpyna si w ciemnociach nocy.
Zaczem si zastanawia, c ja najlepszego zrobiem, ale szybko uznaem, e lepiej nie
dry tego pytania. Ruszyem w stron domu z poczuciem, e cay wiat jest puapk, z
ktrej nie ma ucieczki.
Wszedszy do rodka, skierowaem si prosto do gabinetu. Otworzyem na ocie
wszystkie okna i pozwoliem, by wpada przez nie upalna parna bryza. Na tarasach niektrych
dachw wida byo postacie na materacach i przecieradach, szukajce schronienia przed
drczcym upaem, ktry nie dawa zasn. W oddali trzy wielkie kominy Paralelo wznosiy
si niczym stosy ofiarne zasnuwajce niebo welonem biaego popiou, ktry opada na
Barcelon warstw krysztaowego kurzu. Bliej, figura Merce, wzbijajcej si do lotu z
kopuy kocioa, przypomniaa mi anioa z rolls - roycea oraz tego, ktrego Corelli zawsze
wpina sobie w klap. Poczuem, e po wielu miesicach milczenia miasto znw do mnie
przemwio, by powierzy mi swoje tajemnice.
I wtedy j zobaczyem: siedziaa skulona na progu jednego z domw owego
wziutkiego, ndznego tunelu pomidzy starymi budynkami, zwanego ulic Moscas. Isabella.
Byem ciekaw, ile czasu tam siedzi, ale zdecydowaem, e to nie moja sprawa. Ju miaem
zamkn okno i wrci za biurko, kiedy zauwayem, e nie bya sama. Dwie postacie
zbliay si do niej wolno, zbyt wolno, z koca ulicy. Westchnem, yczc sobie w duchu, by
mczyni przeszli obok niej obojtnie. Tak si jednak nie stao. Jeden z nich stan, blokujc
wyjcie z zauka.
Drugi uklk naprzeciwko dziewczyny i wycign ku niej rami.
Isabella si poruszya. Chwil pniej mczyni rzucili si na dziewczyn, a ona
zacza krzycze.
Dotarem na miejsce w minut. Jeden z napastnikw trzyma Isabell za ramiona,
drugi zdy podwin jej spdnic. Na twarzy dziewczyny malowao si przeraenie.
Mczyzna, ktry ze miechem otwiera sobie drog midzy jej udami, przyciska jej do
garda n. Z cicia broczyy trzy struki krwi. Rozejrzaem si. Zobaczyem kilka skrzynek z
gruzem i stos pytek i materiaw budowlanych porzuconych przy cianie. Zapaem co, co
okazao si metalowym prtem, solidnym i cikim, dugim na p metra. Pierwszym, ktry
zauway moj obecno, by mczyzna z noem. Postpiem krok naprzd, z wycignitym

w jego kierunku metalowym prtem. Przenis spojrzenie z prta na moj twarz i zobaczyem,
jak umiech znika z jego ust. Drugi odwrci si i spostrzeg, e id w jego kierunku.
Wystarczy jeden mj ruch gow, by puci Isabell i schowa si za kamratem.
- Chod, idziemy - wymamrota.
Tamten jednak nie chcia go posucha. Patrzy na mnie uparcie, z wciekoci w
oczach, w doni byszcza n.
- A tobie kto kaza wtyka nos w nie swoje sprawy, skurwysynu?
Pocignem Isabell za rami i podniosem j z ziemi, nie spuszczajc wzroku z
noownika. Signem do kieszeni po klucze i podaem je dziewczynie.
- Rb, co ci mwi - powiedziaem. - Id do domu.
Isabella zawahaa si przez chwil, ale w kocu usyszaem jej kroki oddalajce si
zaukiem w kierunku Flassaders. Na twarzy noownika, odprowadzajcego j wzrokiem,
pojawi si umiech wciekoci.
- Flaki ci wypruj, skurwielu.
Mia szczere chci, by speni t grob, co w spojrzeniu napastnika mwio mi
jednak, e nie jest on totalnym idiot. Prbowa oszacowa, ile way metalowy prt w moim
rku i, przede wszystkim, czy starczy mi si, odwagi i czasu, by tym elastwem rozwali mu
czaszk, zanim on zdy dosign mnie noem.
- Sprbuj tylko - syknem wyzywajco.
Facet wytrzyma przez chwil mj wzrok, po czym zamia si.
Chopak, ktry mu towarzyszy, odetchn z ulg. Mczyzna zoy n i splun mi
pod nogi. Odwrci si i znikn w ciemnociach, z ktrych si wyoni, z truchtajcym za
nim jak wierny pies kompanem.
Zastaem Isabell skulon na ppitrze. Trzsa si caa, trzymajc oburcz klucze.
Ujrzawszy mnie, skoczya na rwne nogi.
- Mam wezwa lekarza?
Pokrcia gow.
- Na pewno?
- Nie zdyli mi nic zrobi - wyjkaa, przeykajc zy.
- Odniosem zupenie inne wraenie.
- Nic mi nie zrobili, dobra?
- Dobra - powiedziaem.
Chciaem pomc jej przy wchodzeniu, ale odtrcia moj rk.
Odprowadziem j do azienki i zapaliem wiato.

- Masz co czystego, eby si przebra?


Uniosa toboek i przytakna.
- Dobrze. Id przygotowa kolacj, a ty si wykp.
- Jak moe by pan godny po tym wszystkim?
- Mog.
Isabella przygryza doln warg.
- Prawd mwic, ja te.
- Wobec tego dyskusj uwaam za zamknit - zawyrokowaem.
Zamknem drzwi od azienki, ale odszedem dopiero, gdy usyszaem odgos
odkrcanego kranu. W kuchni nastawiem wod. Z poprzedniego dnia zostao troch ryu,
boczku i warzyw. Naprdce co z tego przyrzdziem i czekajc, niemal p godziny, a
Isabella wyjdzie z azienki, wypiem z p butelki wina. Syszaem, jak pacze z wciekoci.
Kiedy stana w drzwiach kuchni, miaa zaczerwienione oczy i wicej w niej byo maej
dziewczynki ni dorastajcej panny.
- Nie wiem, czy jeszcze jestem godna - mrukna.
- Siadaj i jedz.
Usiedlimy przy maym stoliku na rodku kuchni. Isabella z pewn podejrzliwoci
przygldaa si zaimprowizowanej przeze mnie potrawie.
- Jedz - rozkazaem.
Wzia yk i niepewnie uniosa do ust pierwszy ks.
- Pyszne - powiedziaa.
Nalaem jej p szklanki wina i dolaem wody.
- Ojciec nie pozwala mi pi wina.
- Nie jestem twoim ojcem.
Jedlimy w milczeniu, zerkajc na siebie od czasu do czasu. Isabella zmiota z talerza
wszystko, wycierajc go do czysta kawakiem buki, ktry jej ukroiem. Umiechaa si
niemiao. Nie wiedziaa jeszcze, e prawdziwy strach dopiero j ogarnie. Odprowadziem j
do drzwi jej sypialni i zapaliem wiato.
- Sprbuj zasn - powiedziaem. - Gdyby czego potrzebowaa, zastukaj w cian.
Jestem obok.
Kiwna gow.
- Wiem, bo syszaam w nocy, jak pan chrapie.
- Ja nie chrapi.
- Aha, no to pewnie w rurach co si dziao. A moe to ssiad, ktry trzyma

niedwiedzia w domu.
- Jeszcze jedno sowo i wynosisz si.
Isabella umiechna si na zgod.
- Dzikuj - powiedziaa. - Prosz zostawi drzwi troch uchylone.
- Dobranoc - odrzekem, gaszc wiato i zostawiajc j w pmroku.
Kiedy rozbieraem si w swojej sypialni, zauwayem, e mam na policzku ciemny
lad, jak czarna za. Podszedem do lustra i starem go palcem. Bya to zaschnita krew.
Dopiero wtedy zdaem sobie spraw, e jestem wykoczony i boli mnie cae ciao.

10
Nazajutrz rano wymknem si z domu niemal na paluszkach, by niezbudzi Isabelli, i
poszedem do prowadzonego przez jej rodzin sklepu kolonialnego na ulicy Mirallers. Dzie
dopiero raczkowa, wic krata sklepowa podniesiona bya tylko do poowy. Wlizgnem si
do rodka. Dwch chopakw ustawiao skrzynki z herbat i z innym towarem na kontuarze.
- Zamknite - krzykn jeden z nich.
- Wanie widz. Id po waciciela.
Czekajc, rozgldaem si po rodzinnym emporium niewdzicznicy Isabelli, ktra w
swej bezmiernej naiwnoci wzgardzia jako dziedziczka miodem kupiectwa, by zej w niskie
progi niemierdzcej groszem literatury. Sklep by swoistym bazarem cudownoci
sprowadzanych ze wszystkich zaktkw wiata. Konfitury, sodycze i herbaty. Kawy,
przyprawy, konserwy. Owoce i miso solone.
Czekolady i wdzonki. Pantagrueliczny raj dla zasobnych kieszeni.
Don Odn, ojciec dziewczcia i gwny zarzdca sklepu, jegomo z marszakowskim
wsem, zjawi si niebawem odziany w szlafrok.
Na jego twarzy malowao si napicie, ktre sytuowao go niepokojco blisko zawau.
Postanowiem jakiekolwiek grzecznoci zostawi na inn okazj.
- Paska crka ostrzega mnie, e trzyma pan w penej gotowoci dubeltwk, z ktrej
zamierza mnie pan zastrzeli - odezwaem si, rozkadajc rce. - Oto jestem.
- A kim ty jeste, obuzie?
- Jestem obuzem, ktry zmuszony zosta przygarn pod swj dach mod pann, bo
jej ojciec safandua nie potrafi dopilnowa wasnej crki.
Zo ustpia, a na twarzy kupca pojawi si bojaliwy i niepewny umiech.
- Pan Martin? Nie poznaem pana. Co maej?
Westchnem.
- Caa i zdrowa, chrapie u mnie w domu jak mastiff, ale zachowaa nieskalany honor i
cnot.
Kupiec przeegna si dwa razy i odetchn z ulg.
- Niech Bg to panu wynagrodzi.
- Po stokro dziki, ale tymczasem bybym wielce zobowizany, gdyby wywiadczy
mi pan przysug i bezwarunkowo odebra swoj latorol jeszcze dzi, bo pogruchocz panu
koci, czy ma pan dubeltwk, czy nie.
- Dubeltwk? - wyszepta kupiec skoowany.

Zza zasony, oddzielajcej sklep od zaplecza, podgldaa nas jego ona, drobna
kobieta o rozbieganych oczach. Co mi mwio, e obejdzie si bez strzelaniny. Sapicy don
Odn wyglda, jakby go cakiem siy odeszy.
- O niczym innym nie marz, panie Martin. Ale to maa nie chce mieszka z nami odpar rozgoryczony.
Widzc, e kupiec nie ma nic wsplnego z otrem wystpujcym w opowieci swej
crki, poaowaem tonu moich sw.
- To nie wyrzuci jej pan z domu?
Don Odn otworzy szeroko oczy, zraniony do ywego. Jego ona wysza zza zasony
i uja ma za rk.
- Pokcilimy si. Z obu stron pady sowa, ktre nie powinny byy pa. Ale maa ma
charakterek, e szkoda gada... Powiedziaa, e ucieknie i e nigdy ju jej nie zobaczymy. Jej
wita matka o mao co spazmw nie dostaa, a ja podniosem gos i zagroziem, e pol j
do klasztoru.
- To niezawodny argument dla poskromienia siedemnastolatki - skwitowaem.
- Nic innego nie przyszo mi do gowy - usprawiedliwia si kupiec. - Ale jakebym ja
mg posa crk do klasztoru?
- Z tego, co zdyem ju zobaczy, mgby pan, ale tylko majc do pomocy regiment
Gwardii Cywilnej.
- Nie wiem, co ona panu nagadaa, panie Martin, ale niech pan nie wierzy w ani jedno
jej sowo. Nie jestemy ludmi zbyt wykwintnymi, owszem, ale potworami przecie te nie.
Ja ju sam nie wiem, jak mam do niej przemawia. Nie potrafi zdj paska i zbi po tyku,
by nauczy j moresu. A moja obecna tu maonka nie jest zdolna nawet na kota podnie
gosu. Nie wiem, po kim maa ma taki charakterek. Osobicie myl, e to od czytania tylu
ksiek.
I pomyle, e siostrzyczki w szkole klasztornej nas ostrzegay.
A mj ojciec, niech spoczywa w spokoju, nieraz powtarza: w dniu, w ktrym pozwoli
si kobietom czyta i pisa, wiat wymknie si spod kontroli.
- Niewtpliwie pana ojciec by czowiekiem wielkiej mdroci, niemniej nie
rozwizuje to ani paskiego, ani mojego problemu.
- A co my moemy zrobi? Isabella nie chce by z nami, panie Martin. Mwi, e
jestemy ograniczeni, e jej nie rozumiemy, e chcemy j pogrzeba w tym sklepie... A ja o
niczym innym nie marz, jak tylko o tym, eby j zrozumie. Pracuj w tym sklepie od
sidmego roku ycia, od wschodu do zachodu soca, i jedyne, co rozumiem, to to, e wiat

jest odraajcy i bezwzgldny dla modej dziewczyny chodzcej z gow w chmurach tumaczy kupiec, opierajc si o beczk. - Najbardziej boj si tego, e jeli zmusz j do
powrotu, to naprawd nam ucieknie i dostanie si w apy pierwszego lepszego... A mi si
niedobrze robi na sam myl.
- Najprawdziwsza prawda - wtrcia jego maonka, w ktrej mowie sycha byo
leciutki akcent woski. - Niech mi pan wierzy, e dziewczyna zamaa nam serce, ale to nie
pierwszy raz ucieka od nas. Wrodzia si w moj mam, nieodrodn neapolitank...
- Ach, mamma - westchn don Odn, zmartwiay ju na samo wspomnienie
teciowej.
- Kiedy powiedziaa nam, e wprowadzi si na par dni do pana, by pomc panu w
pracy, kamie nam spad z serca - kontynuowaa matka Isabelli - bo wiemy, e dobry z pana
czowiek, a w gruncie rzeczy dziecko bdzie tu - tu, raptem dwie przecznice. I jestemy
pewni, e pan j przekona, eby wrcia do nas.
Zaczem zastanawia si, co takiego Isabella naopowiadaa rodzicom o mnie, eby
przekona ich, e jestem cnt wszelkich bezdenn gbin.
- A wczoraj w nocy chociaby, rzut kamieniem std, zmaltretowano dwch
robotnikw najemnych, ktrzy wracali do domu. No i sam pan widzi. Pono poobijano ich
jakim elastwem, prtem czy czym takim, skatowano jak psy. Powiadaj, e jeden z nich
nie przeyje, a drugi zostanie kalek na cae ycie - rozwodzia si matka. - Na jakim my
wiecie yjemy?
Don Odn spoglda na mnie skonsternowany.
- Jeli pjd po ni, to ani chybi znowu ucieknie. Ale nie wiem, czy tym razem trafi na
kogo takiego jak pan. Nie trzeba nam mwi, oczywicie, e nie jest to najodpowiedniejsze,
by modziutka dziewczyna gocia pod dachem nieonatego kawalera, ale przynajmniej
wzgldem pana wiemy, e jest pan przyzwoity i e potrafi si pan ni zaopiekowa.
Kupiec wyglda, jakby si mia zaraz rozpaka. To ju wolabym, eby skoczy po
swoj dubeltwk. Istniaa jeszcze moliwo, e jaki neapolitaski kuzyn zjawi si nagle i
stanie w obronie honoru kuzynki z arkebuzem w rkach. Porca miseria.
- Moe mi pan da sowo, e bdzie si pan ni opiekowa, dopki ona nie nabierze
rozumu i nie wrci do domu?
Wziem gbszy oddech.
- Ma pan moje sowo.
Wrciem do domu obadowany wiktuaami i frykasami, w ktre don Odn z
maonk, nie dopuszczajc do najmniejszego sprzeciwu z mej strony, wyposayli mnie, na

koszt firmy. Przyrzekem im, e bd si opiekowa Isabell przez kilka dni, dopki nie
usucha gosu rozsdku i nie zrozumie, e jej miejsce jest przy ojcu i matce.
Za wszelk cen chcieli mi zapaci za jej utrzymanie, czemu zdecydowanie si
sprzeciwiem. Zaoyem sobie, e za niespena tydzie Isabella bdzie ju nocowa w domu,
choby i za cen podtrzymywania fikcji, e w cigu dnia jest moj asystentk. Wiksze
twierdze paday.
Gdy wszedem do domu, zastaem j przy stole w kuchni. Pozmywaa pozostawione w
nocy talerze, zaparzya kaw, ubraa si i uczesaa na wit prosto z obrazka. Isabella, ktra
gupia nie bya, doskonale wiedziaa, skd przychodz, wic schowaa si za spojrzeniem
zbitego psa i umiechna najgrzeczniej, jak umiaa. Odstawiem torby z przydziaem delicji
don Odona i spojrzaem na ni.
- Tata nie zastrzeli pana z dubeltwki?
- Amunicja mu si skoczya, wic zacz bombardowa mnie tymi soikami konfitur i
porcjami sera z La Manczy.
Isabella zacisna wargi, przybierajc odpowiedni wyraz twarzy.
- A wic Isabell jest po babci?
- La mamma - potwierdzia. - W jej dzielnicy nazywali j La Vesuvia.
- Wyobraam sobie.
- Mwi, e jestem do niej troch podobna. Jeli chodzi o upr.
W rzeczy samej, pomylaem, nie potrzeba byo do tego wyroku sdu.
- Twoi rodzice to poczciwi i bardzo przyzwoici ludzie, Isabello.
Nie rozumiej ci w tym samym stopniu, w jakim ty nie rozumiesz ich.
Nic nie powiedziaa. Podaa mi filiank kawy i czekaa na werdykt. Miaem dwie
moliwoci: wyrzuci j na bruk i tym samym doprowadzi do zawau don Odona z maonk
albo zrobi dobr min do zej gry i uzbroi si w cierpliwo na dwa, trzy dni. Zaoyem, e
dwie doby przestawania z moim najbardziej cynicznym i gburowatym wcieleniem w
zupenoci wystarcz, by przeama elazn determinacj mdki, ktra w kocu na kolanach
wrci do swej rodzicielki z baganiem o przebaczenie i przygarnicie, wikt i opierunek.
- Moesz tu na razie zosta...
- Dzikuj!
- Spokojnie, spokojnie! Moesz zosta pod warunkiem, e, po pierwsze, codziennie
zajrzysz do sklepu, by przywita si z rodzicami i powiedzie, e u ciebie wszystko w
porzdku, a po drugie, e bdziesz mnie sucha i zachowywa si zgodnie z zasadami
obowizujcymi w tym domu.

Brzmiao to cokolwiek patriarchalnie, ale i zbyt bojaliwie zarazem. Zachowaem


surowy wyraz twarzy i postanowiem uderzy w nieco bardziej oziby ton.
- A jakie s zasady obowizujce w tym domu? - zapytaa Isabella.
- Generalnie rzecz ujmujc, zgodne z moim widzimisi.
- I susznie.
- Rozumiem, e umowa stoi.
Isabella obesza st i obja mnie z wdzicznoci. Mogem poczu przytulajce si
do mnie jdrne i pene ciepa ksztaty jej siedemnastoletniego ciaa. Delikatnie si od niej
oderwaem, odsuwajc j co najmniej na metr.
- Pierwsza zasada gosi, e ten dom to nie Mae kobietki i tutaj nie wpadamy sobie raz
po raz w ramiona ani si nie maemy z byle powodu.
- Jak pan rozkae.
- Oto dewiza, ktra bdzie nam przywieca w trakcie budowania naszej
wspegzystencji: jak ja rozka.
Isabella zamiaa si i szybko ruszya w stron korytarza.
- A ty gdzie si wybierasz?
- Jak to gdzie? Id sprztn i zaprowadzi nieco porzdku w paskim studiu. Chyba
nie zamierza go pan zostawi w dotychczasowym stanie, prawda?

11
Rozpaczliwie potrzebowaem miejsca, w ktrym mgbym spokojnie myle i
schroni si przed ferworem domowych zaj i obsesj porzdku mojej nowej asystentki,
poszedem wic do biblioteki, znajdujcej si w przestronnej sali o gotyckim sklepieniu,
redniowiecznego szpitala przy ulicy Carmen. Spdziem cay dzie w otoczeniu tomw
pachncych jak papieski grobowiec, czytajc o mitologiach i historii religii, a zaczem
odnosi wraenie, e oczy zaraz wypadn mi na st i potocz si po pododze biblioteki. Po
wielu godzinach nieustannej lektury doszedem do wniosku, i drasnem zaledwie nik
cz tego, co miecio si pod sklepieniem owego sanktuarium ksiek, nie mwic ju o
wszystkim, co na ten temat napisano. Postanowiem, e wrc nastpnego dnia, i nastpnego,
i e przynajmniej przez cay tydzie bd podsyca ogie moich myli coraz to nowymi
stronicami na temat bogw, cudw i proroctw, witych, objawie i tajemnic. Wszystko, byle
tylko zapomnie o Cristinie, don Pedrze i ich maeskim poyciu.
Postanowiem rwnie skorzysta z pomocy mojej gorliwej asystentki. Poleciem jej,
by zaopatrzya si w katechizmy i teksty szkolne uywane do religijnej edukacji i
przygotowaa mi ich streszczenia.
Isabella nie protestowaa, suchajc mnie, zmarszczya jednak brwi.
- Chc dowiedzie si ze szczegami, w jaki sposb kadzie si dzieciom do gw
cay ten galimatias, poczwszy od Arki Noego, a na cudzie rozmnoenia chleba i ryb
skoczywszy - wyjaniem.
- A po co to wszystko?
- Bo ju taki jestem. Mam bardzo szerokie zainteresowania.
- Szuka pan dokumentacji, by napisa now wersj Aniele Boy, stru mj?
- Nie. Mam w planach zbeletryzowan biografi Cataliny de Erauso. Rb, co ci ka, i
nie dyskutuj ze mn, bo wyl ci z powrotem do sklepu rodzicw, by moga w spokoju
ducha powici si sprzeday marmolady.
- Jest pan tyranem.
- Ciesz si, e wiemy o sobie coraz wicej.
- Czy ma to co wsplnego z ksik, ktr pisze pan dla tego wydawcy, Corellego?
- Niewykluczone.
- Co myl, e ta ksika sukcesem komercyjnym nie bdzie.
- A co ty o tym moesz wiedzie?
- Wicej, ni si panu wydaje. I nie ma powodu, by by pan tak antypatyczny; chc

tylko panu pomc. Chyba e zrezygnowa pan z bycia zawodowym pisarzem i chce pan
zosta kawiarnianym inteligentem.
- Na razie jestem zbyt zajty niaczeniem dziecka.
- Na pana miejscu nie wszczynaabym debaty o tym, kto jest czyj niak, bo stoi pan
na z gry przegranej pozycji.
- A na jak to debat miaaby wasza wysoko ochot?
- Sztuka komercyjna kontra umoralniajce gupoty.
- Droga Isabello, moja ty maa Wezuwio: w sztuce komercyjnej, a kady utwr
zasugujcy na miano dziea sztuki prdzej czy pniej staje si komercyjny, gupota tkwi
zawsze w spojrzeniu odbiorcy.
- Nazywa mnie pan gupi?
- Wzywam ci tylko do porzdku. Rb, co ci mwi. I kropka.
Ani sowa wicej.
Wskazaem na drzwi. Isabella przewrcia oczami i pomstujc pod nosem, znikna w
korytarzu.
Podczas gdy Isabella chodzia po ksigarniach w poszukiwaniu katechizmw i
podrcznikw, ktre miaa dla mnie streci, ja udawaem si do biblioteki przy ulicy
Carmen, by pogbia teologiczn edukacj, wspomagany szczodrymi dawkami kawy i
pokan doz stoicyzmu. Pierwsze siedem dni tego dziwacznego przedsiwzicia przyniosy
same wtpliwoci. Szybko doszedem do wniosku, e w znakomitej wikszoci autorzy,
ktrzy poczuli powoanie, by pisa osacrum i profanum, chocia z pewnoci byli mami
uczonymi i wielkiej pobonoci, jako pisarze okazali si zamanego grosza nie - warci.
Udrczony czytelnik, ktry postawi! sobie za zadanie przebrn przez ich strony, musia si
niele napoci, by nie zapa w piczk z kadym nowym akapitem.
Zmoony tysicem stron na zadany temat, zaczynaem podejrzewa, e setki religii
skatalogowanych przez ca histori sowa pisanego byy do siebie uderzajco podobne.
Zoyem swoje pierwsze wraenie na karb wasnej ignorancji lub braku odpowiedniej
dokumentacji, ale nie mogem pozby si uczucia, e przerzucam dziesitki kryminalnych
historii, w ktrych morderc mg okaza si ten czy inny, ale mechanika fabuy w gruncie
rzeczy pozostawaa zawsze ta sama. Mity i legendy, wszystko jedno, czy dotyczyy bstw,
czy pochodzenia i historii najrozmaitszych ludw i ras, zaczy jawi mi si jako ukadanki
zoone zawsze z tych samych czci, tyle e poskadanych w cao na rozmaite sposoby.
Nie potrzebowaem nawet dwch dni, by zaprzyjani si z szefow biblioteki Eulali. Wyawiaa dla mnie tomy i teksty wrd oceanu papieru, nad ktrym sprawowaa

piecz, a czasem skadaa mi wizyt przy moim stoliku w kcie, by zapyta, czy potrzebuj
czego jeszcze. Bya mniej wicej moj rwieniczk, kipiaa wprost inteligencj,
materializujc si najczciej w postaci ostrych i zatrutych nieco szpil, ktre lubia mi
wbija.
- Nie przesadza pan z tymi ywotami witych? Nie powie mi pan chyba, e
postanowi nagle, na progu dojrzaoci, zosta ministrantem?
- Zbieram tylko materiay.
- Wszyscy tak mwi.
arciki i jej polot byy bezcennym balsamem na moj dusz, udrczon tekstami o
kamiennej fakturze i t pielgrzymk w poszukiwaniu materiaw. Eulalia w wolnych
chwilach podchodzia do mojego stolika i pomagaa mi zaprowadzi porzdek w caym tym
galimatiasie. Czytane przeze mnie strony obfitoway w opowieci o ojcach i synach, czystych
i witych matronach, zdradach i nawrceniach, mczennikach i prorokach, boskich
posacach, dzieciach zrodzonych po to, by zbawi wiat, piekielnych odraajcych
stworzeniach o zezwierzconej postaci, eterycznych, antropomorficznych istotach wystpujcych jako sudzy wiatoci - i bohaterach, ktrych los wystawia na okrutne prby.
Egzystencja na ziemi przedstawiana bya jako etap tymczasowy, podczas ktrego naleao
agodnie podda si przeznaczeniu i zaakceptowa plemienne normy, za co obiecywano
nagrod dopiero potem, w wynionych rajach penych wszystkiego tego, czego zabrako w
doczesnym yciu.
W czwartkowe poudnie Eulalia w trakcie jednej ze swych przerw podesza do mojego
stolika i spytaa, czy oprcz tego, e zaczytuj si w mszaach, w ogle co jadam od czasu do
czasu. Zaprosiem j na obiad do Casa Leopoldo, nowej, czynnej od paru miesicy restauracji.
Gdy kosztowalimy smakowit sztufad z byczego ogona, opowiedziaa mi, e pracuje na
tym stanowisku od dwch lat, od czterech za pisze, zmaga si z powieci w ktrej gwnym
miejscem akcji jest biblioteka del Carmen, fabua za osnuta bya wok tajemniczych
morderstw, do jakich w szacownych murach ksinicy dochodzio.
- Chciaabym napisa co w stylu wydawanych kiedy powieci Ignatiusa B. Samsona
- powiedziaa. - Mwi to co panu?
- Co nieco - odparem.
Eulalia cigle nie moga utrafi w swej ksice w odpowiedni ton.
Zasugerowaem jej, by przydaa tekstowi nieco pospnoci, a osi opowieci uczynia
sekretn ksig optan przez pokutujcego ducha, nie stronic od pobocznych wtkw
odwoujcych si do oczywistych elementw nadprzyrodzonych.

. - Ignatius B. pewnie by tak zrobi na pani miejscu - nie wahaem si zasugerowa.


- A czego pan szuka w tych wszystkich ksikach o anioach i demonach? Niech mi
pan tylko nie mwi, e jest pan skruszonym seminarzyst.
- Prbuj dowiedzie si, czy istnieje co, co czy pocztki i rda rnych religii i
mitologii - odparem.
- I wiele si pan dotd dowiedzia?
- Tyle co nic. Nie chc pani zanudza lamentacjami.
- Nie nudzi mnie pan. Prosz mwi.
Przyjem odpowiedni poz.
- Prosz bardzo, moj szczegln uwag zwrcio to, i zacztkiem wikszoci
wierze jest jakie wydarzenie, historycznie bardzo prawdopodobne, lub te osoba, ktrej
istnienie te jest wielce prawdopodobne. Do szybko jednake owe wierzenia ulegaj
przeksztaceniom jako ruchy spoeczne, podporzdkowujc si okolicznociom politycznym,
ekonomicznym i spoecznym grupy wyznawcw i do nich dostosowujc. Nie zasna pani
jeszcze?
Eulalia zaprzeczya.
- Spora cz mitologii obudowujcych kad z tych doktryn, od rytuaw po normy i
tabu, jest tworem ludzkich dziaa, ktrym podlega, a nie owocem nadprzyrodzonego
wydarzenia, ktre je zapocztkowao. Spora cz zwykych i bogobojnych przypowieci,
mieszanka zdrowego rozsdku i folkloru, i wszystkie wywoane przez nie wojownicze ataki
pojawiaj si w wyniku pniejszych interpretacji owych zasad pocztkowych, o ile same nie
prowadz do wasnego zwyrodnienia z rk swych zarzdcw. Administracyjny i
hierarchiczny aspekt zdaje si kluczowy w tych przeksztaceniach.
Prawda objawiona jest na pocztku wszystkim, ale nagle pojawiaj si osobnicy,
ktrzy przypisuj sobie wadz i obowizek interpretowania, a jeli trzeba, to i prawo
faszowania tej prawdy dla dobra ogu, zakadajc w tym celu potn i potencjalnie
represyjn organizacj.
Fenomen, ten - jak uczy biologia, waciwy jakiejkolwiek spoecznej grupie
zwierzcej - prowadzi do przeistoczenia doktryny w element kontroli i walki politycznej.
Podziay, wojny i rozamy staj nieuniknione. Wczeniej czy pniej sowo staje si ciaem, a
ciao krwawi.
Odniosem wraenie, e zaczynam uderza w tony Corellego, i westchnem. Eulalia
umiechaa si blado i przygldaa mi si z niejak rezerw.
- I tego pan wanie szuka? Krwi?

- Nierzadko krwawym potem nauka do gowy wchodzi.


- Nie byabym tego taka pewna.
- Domniemywam, e nauki pobieraa pani u sistr zakonnych.
- U czarnych pa. Osiem lat.
- Czy to prawda, co powiadaj, e to wanie uczennice szk zakonnych dowiadczaj
najmroczniejszych i najskrytszych pragnie?
- Z pewnoci duo by pan da, eby je pozna.
- Wygraa pani zakad.
- A czego jeszcze si pan nauczy na przyspieszonym kursie teologii dla chopczykw
o bujnej wyobrani?
- Niewiele wicej. Pierwsze wnioski, do jakich doszedem, wywoay u mnie niesmak
swoj banalnoci i niekonsekwencj. Caa sprawa wydawaa mi si tak oczywista, e nie
widziaem potrzeby zapoznawania si z tymi wszystkimi encyklopediami i traktatami o
askotkach aniow, by moe i z tego powodu, e ograniczaj mnie moje wasne
uprzedzenia, albo dlatego, e nie ma czego pojmowa, a istota problemu ley w tym, czy si
w to wierzy, czy nie, po prostu, bez dzielenia wosa na czworo, a dlaczego i po co. No i jak
moja retoryka? Nadal jest pani pod wraeniem?
- A mnie dreszcz przechodzi. Jaka szkoda, e nie poznaam pana w szkolnych latach,
gdym dowiadczaa mrocznych pragnie.
- Pani Eulalio, jest pani okrutna.
Bibliotekarka zamiaa si szczerze i spojrzaa mi w oczy. Dugo.
- Prosz mi powiedzie, Ignatiusie B., kto panu tak okrutnie zama serce?
- Widz, e nie tylko ksiki umie pani czyta.
Przez kilka minut siedzielimy przy stole w milczeniu, gapic si na wdrwki
kelnerw po sali restauracyjnej Casa Leopoldo.
- A wie pan, co jest najlepszego w zamanym sercu? - zapytaa bibliotekarka.
Pokrciem gow.
- Tak naprawd mona je zama tylko raz. Reszta to ledwie zadrapania. Niech pan to
umieci w swojej ksice.
Wskazaem na jej piercionek zarczynowy.
- Nie wiem, kim jest ten gupiec, mam jednak nadziej, i wie, e jest najwikszym na
wiecie szczciarzem.
Eulalia umiechna si nie bez smutku i przytakna. Wrcilimy do biblioteki, kade
na swoje miejsce, ona za biurko, ja do mojego kta. Poegnaem si z ni nastpnego dnia,

uznawszy, e ju nie mog i nie chc czyta ani linijki objawie i prawd wiecznych. Po
drodze kupiem jej na Rambli bia r i pooyem na pustym biurku. Spotkaem j na
jednym z korytarzy, gdzie porzdkowaa ksiki.
- Ju mnie pan opuszcza? Tak szybko? - spytaa, ujrzawszy mnie.
- I kto mi teraz bdzie prawi komplementy?
- A mao to chtnych?
Odprowadzia mnie do wyjcia i na szczycie schodw prowadzcych do starego
szpitala podaa mi rk. Ruszyem w d. W poowie drogi zatrzymaem si i odwrciem.
Staa nadal na grze i przygldaa mi si.
- ycz szczcia, Ignatiusie B. Mam nadziej, e znajdzie pan to, czego pan szuka.

12
Jedzc kolacj z Isabell przy stole w galerii, zauwayem, e moja asystentka patrzy
na mnie nieufnie.
- Nie smakuje panu zupa? Nawet pan nie sprbowa... - odezwaa si w kocu.
Spojrzaem na nietknity i ostygy ju talerz. Nabraem zupy na yk, sprbowaem i
zrobiem min, jakbym wanie skosztowa niebiaskich delicji.
- Pyszna - pochwaliem.
- I sowem si pan nie odezwa od powrotu z biblioteki - dodaa Isabella.
- Jeszcze jaka skarga i zaalenie?
Uraona, ucieka wzrokiem w bok. Zjadem zimn zup, bez apetytu, co prawda, ale
zyskujc przynajmniej pretekst usprawiedliwiajcy brak inicjatywy w konwersacji.
- Dlaczego jest pan taki smutny? To przez t kobiet?
Zostawiem yk w talerzu z niedojedzon zup.
Zamiast odpowiedzi zaczem miesza zup. Isabella nie odrywaa ode mnie wzroku.
- Ma na imi Cristina - odezwaem si. - I nie jestem smutny.
Ciesz si, jeli o ni chodzi, bo wysza za m za mojego przyjaciela i bdzie bardzo
szczliwa.
- A ja jestem krlow Saby.
- Wcibska jeste, ot co.
- Takim wanie pana lubi, kiedy jest pan nie w humorze i wali pan kaw na aw.
- Tak? No to co powiesz na to: zmykaj do swojego pokoju i daj mi, do jasnej cholery,
wity spokj.
Sprbowaa si umiechn, ale kiedy wycignem rk w jej stron, zamrugaa
oczami, jakby miaa si za chwil rozpaka. Zapaa talerze i ucieka do kuchni. Usyszaem
dwik naczy odkadanych do zlewozmywaka i par sekund pniej huk zatrzaskiwanych
drzwi do jej pokoju. Westchnem i wypiem resztk wspaniaego, przyniesionego ze sklepu
jej rodzicw wina. Po jakim czasie podszedem do jej drzwi i cichutko zapukaem. Nie
odpowiedziaa, ale da si sysze jej pacz. Nacisnem klamk. Byy zamknite.
Wrciem na gr do studia, ktre po pracach porzdkowych Isabelli pachniao
wieymi kwiatami i wygldao jak kajuta luksusowego transatlantyku. Isabella zrobia
porzdek w ksikach, odkurzya wszystko, doprowadzia do lnienia, odmienia nie do
poznania. Stara underwood wygldaa jak rzeba i znowu bez trudu mona byo dojrze
poszczeglne litery na klawiszach. Na biurku, obok biecej korespondencji, pitrzy si

idealnie uoony stos kartek ze streszczeniami wielu szkolnych tekstw z religii i katechezy.
Na spodku leay dwa cygara, rozsiewajce uwodzicielsk wo. Macanudos, jedno z
kubaskich rozkoszy, ktre kto z pastwowego monopolu tytoniowego przemyca ojcu
Isabelli. Wziem cygaro i zapaliem. Miao intensywny smak, pozwalajcy domyli si w
jego ciepawym oddechu wszystkich aromatw i trucizn, jakich tylko mczyzna mgby
zapragn, eby umrze w spokoju. Usiadem przy biurku i przejrzaem biec
korespondencj. Rozciem tylko jedn kopert, z pergaminu barwy ochry, naznaczon
kaligrafi, ktr rozpoznabym wszdzie i o kadej porze. Mj nowy wydawca i mecenas,
Andreas Corellii wyznacza mi spotkanie w niedziel, wczesnym popoudniem, na wiey
kolejki linowej kursujcej nad barceloskim portem.
Wiea San Sebastian wznosia si na wysoko stu metrw w pltaninie kabli i stali, i
ju na sam jej widok mona byo dosta zawrotu gowy. Kolejka linowa zostaa oddana do
uytku w tym roku, w zwizku z Wystaw wiatow, z powodu ktrej wszystko w Barcelonie
stano na gowie i wzniesiono przerozmaite cuda. Dolna stacja kolejki miecia si w tej
wanie wiey, a sama kolej prowadzia nad dokami portowymi ku centralnej wiey,
nawizujcej nieco ksztatem do wiey Eiffla i bdcej stacj poredni, z ktrej wagoniki,
zawieszone w przestrzeni, przemieszczay si na gr Montjuic - gwne tereny wystawowe.
w cud techniki otwiera widoki na miasto, jakie dotd byy przywilejem jedynie sterowcw,
ptakw o odpowiedniej rozpitoci skrzyde i kul gradowych. W moim gbokim przekonaniu
czowiek i mewa nie zostay stworzone po to, by dzieli t sam przestrze powietrzn, i
ledwie postawiem nogi w windzie wywocej mnie na szczyt wiey, poczuem, jak odek
kurczy mi si do rozmiarw orzecha. Wyjazd w gr trwa wieczno, a wstrzsy tej kapsuy
z blachy okazay si wiczeniem choroby morskiej.
Zastaem Corellego przy jednym z ogromnych okien z widokiem na doki portowe i
cae miasto. Przypatrywa si zagubionym wzrokiem akwarelom agli i lizgajcych si po
wodzie masztw. Ubrany by w biay jedwabny garnitur. W palcach obraca cukierka, by
nagle wrzuci go do ust i pokn z t wilcz arocznoci. Chrzknem i pryncypa
odwrci si z miym umiechem.
- Przepikny widok, nie sdzi pan? - spyta.
Przytaknem, blady jak papier.
- Lk wysokoci?
- Jestem zwierzciem przyziemnym - odparem, trzymajc si w bezpiecznej
odlegoci od okna.
- Pozwoliem sobie naby bilety w obie strony - zakomunikowa.

- Bardzo to mie z paskiej strony.


Poszedem za nim na peron, z ktrego wchodzio si do kabin rozpoczynajcych z
wiey sw podr na wysokoci niemal stu metrw, co dla mnie stanowio i tak bezdenn
przepa.
- Jak min panu tydzie?
- Na czytaniu.
Obrzuci mnie krtkim spojrzeniem.
- Z paskiego znudzonego wyrazu twarzy domniemywam, e nie Aleksandra Dumas.
- Raczej dziea akademikw z upieem i ich prozy z betonu.
- Intelektualistw, no tak. A pan chcia, ebym zatrudni jednego z nich. Dlaczeg to
im mniej ma kto do powiedzenia, z tym wikszym nadciem i bardziej zawile to mwi? zapyta Corelli. - Ludzi chce tym oszuka czy samego siebie?
- Przypuszczalnie i jedno, i drugie.
Pryncypa wrczy mi bilety i puci przodem. Podaem je pracownikowi
przytrzymujcemu drzwi do kabiny. Wszedem bez entuzjazmu. Stanem w samym rodku,
moliwie najdalej od okien. Corelli umiecha si jak wniebowzity dzieciak.
- By moe jeden z paskich problemw polega na tym, e czyta pan komentatorw,
a nie komentowanych. Typowy bd, ale fatalny w skutkach, jeli kto pragnie nauczy si
czego uytecznego - wywodzi.
Drzwi kabiny zamkny si i gwatowne szarpnicie wywindowao nas w powietrze.
Zapaem si metalowej porczy i zaczerpnem gboko powietrza.
- Domylam si, e badacze i teoretycy to nie s autorzy, ktrych darzy pan
najwiksz admiracj - rzekem.
- Nikogo nie czcz, przyjacielu, a ju zwaszcza tych, ktrzy samych siebie kanonizuj
albo kanonizuj si nawzajem. Teoria to praktyka bezradnych. Sugeruj, aby odsun pan na
bok uczonych komentatorw i ich artykuy i zwrci si ku rdom. Prosz mi powiedzie:
czyta pan Bibli?
Zawahaem si chwil. Kabina wypyna w pustk. Spojrzaem na podog.
- Fragmentarycznie, owszem, chyba - wymamrotaem.
- Chyba. Jak niemal wszyscy. Powany bd. Wszyscy powinni czyta Bibli. Wci
do niej wraca. Wierzcy czy niewierzcy, niewane. Ja sigam po Bibli przynajmniej raz w
roku. To moja ulubiona ksika.
- A pan? Wierzcy czy sceptyk? - zapytaem.
- Ja jestem profesjonalist. I pan rwnie. Dla naszej pracy i jej efektw nie ma

najmniejszego znaczenia, czy w co wierzymy, czy nie. Wiara lub niewiara wypywa z lku.
Albo si wie, albo si nie wie. Po prostu.
- Wobec tego wyznaj, e nic nie wiem.
- Prosz nie zbacza z tej drogi, a natrafi pan na lady wielkiego filozofa. A po drodze
niech pan przeczyta Bibli od pocztku do koca.
To jedna z najwspanialszych historii, jak kiedykolwiek opowiedziano. Prosz nie
myli sowa Boego z pasoytujcym na nim przemysem mszalnym.
Im duej przebywaem w towarzystwie wydawcy, tym mniej go rozumiaem.
- Przepraszam, ale chyba si pogubiem. Mwilimy o legendach i baniach, a teraz
mwi mi pan, e powinienem myle o Biblii jako o rzeczywistym Sowie Boym?
Cie niecierpliwoci i irytacji przemkn przez jego wzrok.
- Mwi w znaczeniu przenonym. Bg nie jest szarlatanem. Sowo jest monet
ludzk.
Umiechn si do mnie, jak zwyklimy si umiecha do dziecka, ktre nie potrafi
zrozumie najprostszych rzeczy, miast je uderzy.
Obserwujc go, zdaem sobie spraw, e nie sposb byo stwierdzi, kiedy mwi serio,
a kiedy artuje. Tak samo jak niemoliwe byo odgadnicie celu tego ekstrawaganckiego
przedsiwzicia, za ktre paci mi pensj godn monarchy. Na dodatek kabina trzsa si na
wietrze jak jabko na gazi szarpanej przez wichur. Nigdy Izaak Newton nie by tak bardzo
przeze mnie wspominany jak w owych chwilach.
- Panie Martin, niech pan nie bdzie takim tchrzem, to urzdzenie jest cakowicie
bezpieczne.
- Uwierz w to, kiedy znowu poczuj ziemi pod nogami.
Zblialimy si do stacji poredniej, wiey San Jaime, wznoszcej si przy nabrzeach
w pobliu wielkiego Paacu Celnego.
- Czy moglibymy ju tu wysi? - spytaem.
Corelli wzruszy ramionami i przytakn, acz bardzo niechtnie.
Odetchnem spokojnie dopiero wtedy, gdy zjechawszy wind, usyszaem, jak osiada
na ziemi. Wyszlimy na nabrzea i usiedlimy na awce z widokiem na basen portowy i gr
Montjuic, patrzc na ulatujc w gr kabin kolejki - ja z ulg, Corelli z zazdroci.
- Prosz mi opowiedzie o paskich pierwszych wraeniach. Do czeg pan doszed w
tych dniach bada i intensywnych lektur?
Streciem to, czego w moim mniemaniu nauczyem si lub czego si oduczyem w
cigu tych dni. Corelli sucha uwanie, czasem potakujc, czasem wykonujc jaki gest.

Wysuchawszy do koca mojego raportu o mitach i wierzeniach istoty ludzkiej, pochwali


mnie.
- Wydaje mi si, e dokona pan znakomitej syntezy. Nie znalaz pan przysowiowej
igy w stogu siana, ale zrozumia pan, e naprawd godna zainteresowania w caej grze siana
jest wanie tylko i wycznie ta nieszczsna iga, a reszta to tylko pasza dla osw.
A jeli ju jestemy przy kapouchach... Prosz mi powiedzie, interesuj pana bajki?
- Gdy byem dzieckiem, chciaem, przez par miesicy, by Ezopem.
- Wszyscy z czasem rezygnujemy z wielkich nadziei.
- A kim pan chcia zosta w dziecistwie, panie Corelli?
- Bogiem.
Jego umiech szakala z miejsca zgasi mj umiech.
- Przyjacielu, bajki s przypuszczalnie jednym z najbardziej interesujcych
mechanizmw literackich, jakie wymylono. Wie pan, czego nas ucz?
- Daj nauki moralne?
- Nie. Ucz nas, e istoty ludzkie poznaj i przyswajaj idee i pojcia za
porednictwem opowieci, historii, a nie metodycznych lekcji czy teoretycznych dyskursw.
Tego samego uczy nas kady z wielkich tekstw religijnych. Wszystkie one s opowieciami
o ludziach, ktrzy musz stawi czoo yciu, pokona przeszkody i wyruszy w podr
wzbogacajc duchowo poprzez perypetie i objawienia. Wszystkie wite ksigi s przede
wszystkim wielkimi opowieciami, ktrych wtki przedstawiaj najwaniejsze aspekty
ludzkiej

natury,

sytuujc

je

kontekcie

moralnym,

ramach

okrelonych

nadprzyrodzonych dogmatw. Chciaem, by spdzi pan potpieczy tydzie na lekturze prac,


przemwie, opinii i komentarzy, po to, eby mg pan sam doj do wniosku, e niczego si
z tych tekstw nie mona nauczy. Rzeczywicie s to tylko wiczenia dobrej lub zej woli,
zazwyczaj chybione.
Na tym koniec z wypowiedziami ex catedra. Chc, by od dzi zacz pan czyta banie
braci Grimm, tragedie Ajschylosa, Ramajan albo celtyckie legendy. Do wyboru. Chc, by
zanalizowa pan, na jakiej zasadzie owe teksty funkcjonuj, by wydzieli pan ich esencj i
odpowiedzia, dlaczego wywouj reakcj emocjonaln. Chc, by nauczy si pan gramatyki,
a nie wyczytywa moray. I wreszcie chc, eby za dwa, trzy tygodnie przynis mi pan co
wasnego, pocztek jakiej historii.
By kaza mi pan uwierzy.
- Sdziem, e jestemy profesjonalistami i nie moemy popenia grzechu wiary w
cokolwiek.

Corelli umiechn si, pokazujc zby.


- Nawrci mona tylko grzesznika, witego nigdy.

13
Dni upyway mi wrd lektury i nieustannych wypadkw. Przyzwyczajony od lat do
samotnej egzystencji oraz owej metodycznej i niedocenianej anarchii waciwej osobnikom
pci mskiej i stanu wolnego, teraz musiaem pogodzi si z tym, e w moim domu
zamieszkaa kobieta, i chocia bya to tylko krnbrna nastolatka o niestaym charakterze, jej
obecno powoli, acz systematycznie zacza podwaa sens wszystkich moich nawykw i
obyczajw. Wierzyem w skategoryzowany niead, Isabella nie. Wierzyem, e rzeczy same
znajduj swoje miejsce w chaosie mieszkania, Isabella nie. Wierzyem w samotno i cisz,
Isabella nie. Po kilku zaledwie dniach uwiadomiem sobie, e w moim wasnym
domu nie potrafi nic znale. Za kadym razem, kiedy szukaem noa do otwierania listw,
szklanki czy pary butw, musiaem pyta Isabell, gdzie to opatrzno natchna j, by je
schowa.
- Ja niczego nie chowam. Kad tylko rzeczy na swoje miejsce, a to zupenie co
innego.
Nie byo dnia, kiedy nie miaem ochoty jej udusi przynajmniej kilka razy. Kiedy
chciaem, w zaciszu swojego gabinetu, w spokoju pomyle, Isabella pojawiaa si zaledwie
kilka minut pniej, z umiechem na ustach, by przynie mi filiank herbaty albo
ciasteczka. Zaczynaa kry po gabinecie, wygldaa przez okno, robia porzdek na moim
biurku, a potem pytaa mnie, co robi tutaj na grze, taki milczcy i tajemniczy. Odkryem, e
siedemnastolatki maj tak niewyczerpane pokady gadulstwa, e mzg zmusza je do
wykorzystywania ich przynajmniej co p minuty. Ju na trzeci dzie zdecydowaem, e
musz jak najszybciej znale jej narzeczonego i najlepiej, eby by on guchy.
- Powiedz mi, Isabello, jak to jest moliwe, by panna tak hojnie obdarzona wdzikami
nie miaa absztyfikantw?
- A kto panu powiedzia, e ich nie mam?
- Nie podoba ci si aden modzieniec?
- Chopcy w moim wieku to sami nudziarze. Nie maj nic do powiedzenia, a poowa
to tumoki.
Ju miaem jej powiedzie, e z wiekiem wcale nie staj si mdrzejsi, ale nie
chciaem pozbawia jej zudze.
- Jaki wiek preferujesz?
- Wol starych. Takich jak pan.
- Uwaasz, e jestem stary?

- Podrostkiem to pan ju nie jest.


Wolaem uzna, e sobie ze mnie dworuje, ni przyj ten cios poniej pasa,
bezlitonie wymierzony mojej prnoci. Postanowiem wysili si na szczypt sarkazmu, by
jako wybrn z sytuacji.
- To dobra wiadomo, e podlotkom podobaj si starsi mczyni. Za wiadomo
jest taka, e doroli mczyni, a ju zwaszcza zniedoniali i obleni starcy, rwnie
gustuj w podlotkach.
- Wiem o tym. Niech pan nie myli, e ze mnie jaka naiwniaczka.
Isabella popatrzya na mnie, jakby co knua, po czym umiechna si zoliwie.
Teraz mi przyoy, pomylaem.
- A pan te gustuje w podlotkach?
Miaem gotow odpowied, zanim pytanie pado z jej ust. Przemwiem niczym
profesor geografii - najbardziej belferskim i obiektywnym tonem, na jaki byo mnie sta.
- Podobay mi si, kiedy miaem tyle lat co ty. Zwykle podobaj mi si dziewczyny w
moim wieku.
- W paskim wieku to ju nie s adne dziewczyny, tylko w najlepszym wypadku
kobiety, jeli nie matrony.
- Debat uznaj za zakoczon. Nie masz nic do roboty na dole?
- Nie.
- To we si do pisania. Nie trzymam ci tutaj, eby mi zmywaa naczynia i chowaa
przede mn moje wasne rzeczy. Jeste tutaj, gdy zapewniaa mnie, e chcesz nauczy si
pisa, a oprcz mnie nie znasz adnego innego frajera, ktry mgby ci w tym pomc.
- Nie musi si pan od razu obraa. Jako nie mam natchnienia.
- Natchnienie przychodzi, kiedy czowiek przyklei okcie do biurka, tyek do krzesa i
zacznie si poci. Wybierz jaki temat, jak ide i zacznij wyyma mzg, a ci rozboli. Na
tym polega natchnienie.
- Temat ju mam.
- Chwaa Bogu.
- Bd pisa o panu.
Nastao dugie milczenie, pojedynek na spojrzenia nad biurkiem.
- Dlaczego?
- Bo wydaje mi si pan interesujcy. I dziwny.
- I starszy.
- I wraliwy. Prawie jak chopcy w moim wieku.

Niestety zaczynaem si ju przyzwyczaja do towarzystwa Isabelli, do szpil, ktre mi


wbijaa, i wiata, ktre wniosa w ten dom.
Wszystko wskazywao na to, e speni si moje najczarniejsze obawy i w kocu
zostaniemy przyjacimi.
- A pan? Znalaz ju pan temat w tych foliaach, ktre pan przeglda?
Uznaem, e im mniej opowiem Isabelli o moim zleceniu, tym lepiej.
- Na razie jestem na etapie zbierania materiaw.
- Materiaw? A jak si je zbiera?
- Z grubsza polega to na tym, e czytasz tysice stron, by dowiedzie si wszystkiego,
co potrzebne, i doj do tego, co w temacie najwaniejsze, do emocjonalnej prawdy, a potem
o wszystkim zapominasz i zaczynasz od zera.
Isabella westchna.
- A co to jest prawda emocjonalna?
- To szczero w ramach fikcji.
- Czyli trzeba by uczciwym i dobrym, eby mc pisa?
- Nie. Trzeba mie warsztat. Prawda emocjonalna nie jest moralnym przymiotem, to
tylko kwestia techniki.
- Mwi pan jak naukowiec - zaprotestowaa Isabella.
- Literatura, przynajmniej ta dobra, ma w sobie tyle samo ze sztuki, co z nauki.
Podobnie jak architektura i muzyka.
- A ja mylaam, e to co, co wyrasta z duszy artysty, ot tak.
- Ot tak wyrastaj tylko wsy i brodawki.
Isabella przyja te rewelacje bez entuzjazmu.
- Mwi pan to wszystko po to, by mnie zniechci i bym posza sobie do domu.
- Na ten cud akurat nie liczyem.
- Jest pan najgorszym nauczycielem na wiecie.
- Sukces nauczyciela jest w rkach ucznia, nie odwrotnie.
- Z panem nie mona dyskutowa, bo opanowa pan wszystkie retoryczne sztuczki. To
nie jest sprawiedliwe.
- Nic nie jest sprawiedliwe. Moemy jedynie stara si, by byo logiczne.
Sprawiedliwo jest rzadk przypadoci na tym wiecie, poza tym zdrowym jak ryba.
- Amen. Czy to wanie si dzieje, kiedy czowiek staje si dorosy? e nie wierzy ju
w nic, jak pan?
- Nie. Wikszo ludzi, starzejc si, nadal wierzy w rne gupstwa, czsto nawet

coraz wiksze. Ja id pod prd, bo lubi gra innym na nerwach.


- Niech pan nie bdzie taki pewny. Ja, kiedy dorosn, nadal bd wierzy w to, co
wierz - odcia si Isabella.
- Powodzenia!
- A do tego wierz w pana.
Nie odwrcia wzroku, kiedy na ni spojrzaem.
- To dlatego, e mnie nie znasz.
- Tak si panu tylko wydaje. Nie jest pan wcale taki tajemniczy, za jakiego chce pan
uchodzi.
- Nie staram si by tajemniczy.
- To by tylko delikatny sposb uniknicia sowa: antypatyczny.
Ja te znam kilka retorycznych sztuczek.
- To nie retoryka, tylko ironia. A to zupenie co innego.
- Zawsze musi by pana na wierzchu w kadej dyskusji?
- Kiedy mam tak atwego przeciwnika, tak.
- A ten czowiek. Paski pryncypa...
- Corelli?
- Corelli. Te jest atwym przeciwnikiem?
- Nie. Corelli zna jeszcze wicej retorycznych sztuczek ni ja.
- Tak te mi si zdawao. Ufa mu pan?
- Czemu o to pytasz?
- Sama nie wiem. Ufa mu pan?
- Dlaczego miabym mu nie ufa?
Isabella wzruszya ramionami.
- Co konkretnie panu zleci? Nie powie mi pan?
- Ju ci mwiem. ebym napisa ksik dla jego wydawnictwa.
- Powie?
- Niezupenie. Raczej bajk. Legend.
- Ksik dla dzieci?
- Co w tym rodzaju.
- I zrobi to pan?
- Paci bardzo dobrze.
Isabella zmarszczya brwi.
- I dlatego pan pisze? e dobrze pac?

- Czasami.
- A tym razem?
- Tym razem napisz t ksik, gdy musz to zrobi.
- Ma pan wobec niego dug?
- Przypuszczam, e mona to tak nazwa.
Isabella si zamylia. Zdawao mi si, e chce co powiedzie, ale w ostatniej chwili
ugryza si w jzyk. W zamian za to posaa mi niewinny umiech i jedno z tych swoich
anielskich spojrze, zmieniajc temat w cigu tak krtkiego czasu, jakiego potrzeba, by
zatrzepota rzsami.
- Te chciaabym, eby mi pacono za pisanie - rzucia.
- Wszyscy, ktrzy pisz, marz o tym, co wcale nie znaczy, e to kiedy nastpi.
- A jak to zrobi?
- Na pocztek trzeba zej do galerii, wzi kartk papieru...
- Przyklei okcie do stou i wy mzg, a porzdnie rozboli. To ju syszaam.
Spojrzaa mi w oczy z wahaniem. Bya w domu ptora tygodnia, a nie uczyniem nic,
by wysa j z powrotem do rodzicw. Przypuszczam, e zastanawiaa si, kiedy to wreszcie
zrobi i dlaczego tak dugo zwlekam. Ja te si zastanawiaem i nie znajdowaem odpowiedzi.
- Mio by pask asystentk, mimo e jest pan taki, jaki jest - powiedziaa w kocu.
Patrzya na mnie tak, jakby cae jej ycie zaleao od jednego cieplejszego sowa.
Ulegem pokusie. Dobre sowo jest atw przysug niewymagajc ani krzty powicenia, a
czasem wart wicej ni prawdziwy dobry uczynek.
- Ja te si ciesz, e jeste moj asystentk, Isabello, chocia jestem taki, jaki jestem.
I bd cieszy si jeszcze bardziej, kiedy ju nauczysz si ode mnie wszystkiego, czego mog
ci nauczy.
- Sdzi pan, e mam talent?
- Nie mam co do tego najmniejszych wtpliwoci. Za dziesi lat ty bdziesz
nauczycielk, a ja uczniem - zacytowaem sowa, ktre wci miay dla mnie posmak zdrady.
- Bajki pan opowiada! - powiedziaa, caujc mnie serdecznie w policzek, by za chwil
zbiec pdem po schodach.

14
Po poudniu zostawiem Isabell przy biurku, ktre przysposobilimy dla niej w
galerii, oko w oko z niezapisanymi kartkami, sam za udaem si do ksigarni don Gustava
Barcel, przy ulicy Fernando, by zaopatrzy si w dobre i czytelne wydanie Biblii. Wszystkie
egzemplarze Starych i Nowych Testamentw, ktre miaem w domu, wydrukowane byy
mikroskopijn czcionk na pprzeroczystym, cieniutkim papierze i ich lektura, miast
uniesienia i boskiego natchnienia, wywoywaa raczej bl gowy. Barcel, ktry wrd
rozlicznych przymiotw mia take i ten, i z pasj oddawa si kolekcjonowaniu witych
ksig i wszelkich apokryficznych tekstw chrzecijastwa, dysponowa na zapleczu
specjalnym pomieszczeniem przeznaczonym na Bibli, ywoty witych i bogosawionych i
inne dziea literatury religijnej.
Kiedy wszedem do ksigarni, sprzedawca pobieg na zaplecze, by uprzedzi o mojej
wizycie szefa. Barcel wynurzy si ze swojego biura w entuzjastycznym nastroju.
- Wszelki duch pana Boga chwali! Sempere uprzedza mnie, e narodzi si pan na
nowo, ale to, co widz, przeroso moje oczekiwania. Przy panu samemu Rudolfowi Valentino
soma z butw wystaje. I gdzie to si pan podziewa, obuzie?
- Tu i tam - odparem.
- Wszdzie tylko nie na przyjciu weselnym Vidala. Brakowao tam pana, przyjacielu.
- miem si z tym nie zgodzi.
Ksigarz przytakn, dajc do zrozumienia, e uczyni zado mojemu yczeniu i nie
bdzie si zagbia w ten draliwy temat.
- Da si pan zaprosi na filiank herbaty?
- Nawet na dwie. Potrzebuj te Biblii. W miar moliwoci dajcej si czyta.
- To aden problem - zapewni ksigarz. - Dalmau!
Jeden ze sprzedawcw przybieg usunie na wezwanie.
- Dalmau, nasz przyjaciel, pan Martin, potrzebuje wydania Biblii nie w celach
dekoracyjnych, a czytelniczych. Mylaem o Torres Amat, z tysic osiemset dwudziestego
pitego. Co pan sdzi?
Specyfik ksigarni Barcel byo to, e rozmawiao si tu o ksikach jak o
doskonaych winach, katalogujc ich bukiet, aromat, tekstur i rok produkcji.
- Znakomity wybr, prosz pana, chocia ja skaniabym si raczej ku wersji
zaktualizowanej i poprawionej.
- Tysic osiemset siedemdziesity?

- Tysic osiemset dziewidziesity trzeci.


- Oczywicie. Zdecydowanie! Prosz j zapakowa mojemu przyjacielowi Davidowi i
zapisa na rachunek firmy.
- W adnym wypadku! - zaprotestowaem.
- W dniu, w ktrym przyjm pienidze za Bibli od takiego niedowiarka jak pan,
trzanie mnie, i susznie, karzcy piorun.
Dalmau ruszy biegiem na poszukiwanie mojej Biblii, a ja poszedem za Barcel do
jego gabineciku, gdzie ksigarz przygotowa herbat i poczstowa mnie cygarem. Zapaliem
je od pomienia wiecy, ktr mi poda.
- Macanudo?
- Widz, e wyrabia pan sobie podniebienie. Mczyzna musi mie naogi, najlepiej
wyszukane, w przeciwnym wypadku nie ma si z czego wyzwala. Zreszt, co tam! Zapal z
panem.
Chmura dymu ze znakomitych cygar przykrya nas jak wysoka fala.
- Kilka miesicy temu byem w Paryu i miaem okazj poczyni pewne ustalenia na
temat, o ktrym wspomina pan kiedy naszemu przyjacielowi Sempere - zacz Barcel.
- Editions de la Lumiere.
- W rzeczy samej. Bybym wielce ukontentowany, mogc dowiedzie si czego
wicej, ale odkd zamknito wydawnictwo, wydaje si, e nikt nie naby adnego katalogu i
niewiele udao mi si ustali.
- Mwi pan, e wydawnictwo zamknito? Kiedy?
- W tysic dziewiset czternastym, jeli mnie pami nie zawodzi.
- To na pewno jaka pomyka!
- Nie jeli mwimy o Editions de la Lumiere na Boulevard St. - Germain.
- Tak, o tym.
- Zapisaem sobie wszystko, eby nie zapomnie, kiedy si zobaczymy.
Barcel poszpera w szufladzie biurka i wycign z niej niewielki notatnik.
- O, tutaj: Editions de la Lumiere, wydawnictwo tekstw religijnych z filiami w
Rzymie, Paryu, Londynie i Berlinie. Zaoyciel i wydawca: Andreas Corelli. Data otwarcia
pierwszego biura w Paryu: 1881.
- Niemoliwe... - wymamrotaem.
Barcel wzruszy ramionami.
- Nie wiem, by moe si myl, ale...
- A by pan w siedzibie wydawnictwa?

- Nawet tam zajrzaem, bo mieszkaem nieopodal, w hotelu naprzeciwko Panteonu, a


dawna siedziba wydawnictwa znajdowaa si po poudniowej stronie bulwaru, pomidzy ulic
St. - Jacques a bulwarem St. - Michel.
- I co?
- Budynek by pusty i zabity dechami i wyglda, jakby co tam si stao, poar albo
co podobnego. Tylko koatka pozostaa nietknita, w ksztacie anioa, istne cacko. Odlana z
brzu, moim zdaniem.
Chtnie bym j zabra, gdyby nie andarm, ktry nie spuszcza ze mnie oka, a nie
miaem wywoywa skandalu dyplomatycznego, nie daj Boe, Francja znowu by nas
najechaa.
- Jak popatrze na to, co si dzieje, to mona powiedzie, e wywiadczyaby nam
przysug.
- No, nie pomylaem o tym. Wracajc do tematu. Widzc stan, w jakim znajduje si
budynek, udaem si do pobliskiej kawiarni, by zasign jzyka, i powiedziano mi, e
budynek stoi tak ju od dwudziestu lat.
- A dowiedzia si pan czego o wydawcy?
- O Corellim? Ze strzpw informacji wywnioskowaem, i wydawnictwo zawiesio
swoj dziaalno, kiedy Corelli postanowi odej na emerytur, chocia, jak mi si wydaje,
nie mia wwczas nawet pidziesiciu lat. O ile wiem, przenis si na poudnie Francji, do
Luberon, i niedugo potem zmar. Ukszenie mii, pono.
Trzeba mie pecha, emerytura w Prowansji i taka mier.
- Jest pan pewien, e on nie yje?
- Pere Coligny, jego odwieczny rywal, pokaza mi jego nekrolog, ktry przechowywa
w ramkach, niczym trofeum. Powiedzia mi, e patrzy na niego codziennie, by przypomnie
sobie, e ten przeklty bkart nie yje i ley w grobie. To jego sowa, chocia po francusku
brzmiao to znacznie adniej i dwiczniej.
- Czy Coligny wspomina, e Corelli mia moe syna?
- Odniosem wraenie, e temat niejakiego Corellego nie nalea do jego ulubionych i
skoro nadarzya si okazja, Coligny uzna spraw za skoczon. Zdaje si, e w swoim czasie
Corelli ukrad mu jednego z autorw, niejakiego Lamberta, co wywoao skandal w
rodowisku.
- A o co dokadnie poszo?
- Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, e Coligny nigdy Corellego nie widzia na
oczy. Ich kontakty sprowadzay si do zawodowej korespondencji. Wydaje si, e monsieur

Lambert podpisa umow na ksik dla Editions de la Lumiere w tajemnicy przed Colignym,
z ktrym mia kontrakt na wyczno. Lambert by dogorywajcym opiumist, za ktrego
dugi mona byo wybrukowa ca ulic Rivoli, od koca do koca. Coligny podejrzewa, e
Corelli zaoferowa mu jak astronomiczn kwot, a biedak, ju konajcy, przyj to, bo
chcia swoje dzieci przyzwoicie usytuowa.
- A na jak ksik?
- O tematyce religijnej. Coligny nawet poda tytu, jaki znany aciski zwrot, uleciao
mi z gowy. Wszystkie mszay brzmi jednako. Pax Gloria Mundi czy co w tym stylu.
- A co si stao z ksik i z Lambertem?
- Tu sprawa zaczyna si komplikowa. Biedny Lambert, pono w przypywie
szalestwa, chcia w wydawnictwie spali manuskrypt i sam zaj si ogniem. Wiele osb
sdzio, e opium zaro mu resztki mzgu, ale Coligny podejrzewa, e to Corelli pchn go
do samobjstwa.
- A po c miaby to robi?
- Ba, kt to wie? Moe nie chcia uici kwoty, do jakiej si by zobowiza. Moe to
wszystko byo jedynie wytworem fantazji Coligny'ego, ktry, midzy nami mwic, nie stroni
od beaujolais przez dwanacie miesicy w roku. Nie szukajc daleko, powiedzia mi, e
Corelli usiowa go zabi, by uwolni Lamberta od kontraktu, i zostawi go w spokoju dopiero
wtedy, kiedy Coligny zdecydowa si odstpi od umowy, darujc swemu dotychczasowemu
autorowi wszelkie zobowizania.
- Przecie twierdzi, e go nigdy w yciu nie spotka?
- To tylko potwierdza moje przypuszczenia. Osobicie uwaam, e Coligny bredzi.
Kiedy odwiedziem go w jego mieszkaniu, ujrzaem wicej krucyfiksw, Matek Boskich i
figurek witych ni w sklepie z dewocjonaliami. Odniosem wraenie, e nie wszystko u
niego funkcjonuje w porzdku. Gdy si egnalimy, poradzi mi, bym trzyma si jak najdalej
od Corellego.
- Przecie powiedzia, e Corelli umar.
- Ecco qua.
Milczaem. Barcel przypatrywa mi si zaintrygowany.
- Mam wraenie, e wyniki mojego dochodzenia zanadto pana nie zaskoczyy.
Zareagowaem bladym umiechem beztroski, jakbym uznawa ca spraw za do
bah.
- Wprost przeciwnie. Bardzo jestem panu wdziczny za trud i uzyskane informacje.
- Nie ma za co, caa przyjemno po mojej stronie, bo, zaprawd, nie ma to jak

plotkowa w Paryu, przecie pan mnie zna.


Barcel wyrwa ze swego notatnika kartk z zapisanymi informacjami i poda mi j.
- Moe si panu na co przyda. Tu jest wszystko, czego zdoaem si wywiedzie.
Wstaem i podaem mu do. Odprowadzi mnie do drzwi, gdzie czeka Dalmau z
przygotowanym pakunkiem.
- A jeli interesuje pana jaki wity obrazek z Boym Dziecitkiem, taki gdzie
Dziecitko zamyka i otwiera oczka, w zalenoci od tego, jak si patrzy, chtnie su. Mog
te mie takie z Matk Bosk pord owieczek, ktre, jak si obrci, przemieniaj si w
pucuowate cherubinki. Cud techniki stereoskopowej.
- Na razie pozostan przy sowie objawionym.
- Amen.
Podzikowaem ksigarzowi za zacht do dalszej pracy, ale w miar jak si
oddalaem, ogarnia mnie zimny niepokj i zaczo opanowywa wraenie, e ulice i mj los
stoj na ruchomych piaskach.

15
Po drodze do domu zatrzymaem si przy oknie wystawowym sklepu papierniczego na
ulicy Argenteria. Z pofadowanej artystycznie tkaniny wyaniao si etui, w ktrym
spoczyway stalwki i obsadka z koci soniowej, stanowice komplet z biaym kaamarzem z
wygrawerowanymi muzami albo wrkami. Cao emanowaa swoistym klimatem
melodramatu i zdawaa si skradziona z biurka jednego z tych powieciopisarzy rosyjskich
wykrwawiajcych si tysicami stronic. Isabella stawiaa litery zgrabne jak baletnice.
Zazdrociem jej kaligrafii, istny cud, czystej i nieskalanej jak jej wiadomo, i wydawao mi
si, e w komplet stalwek nosi jej imi. Wszedem do sklepu i poprosiem sprzedawc o
pokazanie mi etui. Stalwki byy pozacane, a caa przyjemno warta skromn fortun,
niemniej uznaem, e naleaoby jakim miym drobiazgiem podzikowa za cierpliwo i
serdeczno, jakie spotkay mnie ze strony mojej asystentki. Na moj prob sprzedawca
zapakowa mi etui w purpurowy byszczcy papier i obwiza kokard wielk jak karoca.
Wrciwszy do domu, poczuem owo egoistyczne samozadowolenie, jakie daje
stawienie si u kogo z prezentem w rku. Szykowaem si ju, by zawoa Isabell, jakby
bya wiern maskotk, ktra powinna jedynie wyczekiwa z oddaniem na powrt swego pana,
ale na widok tego, co zobaczyem po otwarciu drzwi, zaniemwiem. W korytarzu panowaa
ciemno jak w tunelu. Z otwartych na ocie drzwi do znajdujcego si w gbi pokoju pada
na podog pat tawego i migoccego wiata.
- Isabella? - zawoaem, czujc sucho w ustach.
- Tutaj jestem.
Gos dochodzi z pokoju. Ruszyem tam, odoywszy prezent na stolik w przedsionku.
Stanem na progu i spojrzaem w gb pomieszczenia. Isabella siedziaa na pododze, przy
wieczce wetknitej do dugiej szklanki, i z zapaem oddawaa si swemu drugiemu, po
literaturze, powoaniu: zaprowadzaniu porzdku w cudzych mieszkaniach.
- Jak si tu dostaa?
Spojrzaa na mnie umiechnita i wzruszya ramionami.
- Byam w galerii i usyszaam jakie haasy. Mylaam, e pan wrci, wic wyszam
na korytarz i zobaczyam otwarte drzwi, cho pan chyba mwi, e ten pokj jest zawsze
zamknity.
- Wyjd std. Nie chc, eby tu wchodzia. Ten pokj jest bardzo wilgotny.
- Ale pan wymyli. Wiem, ile tu jest roboty. No prosz, niech pan wejdzie. Niech pan
zobaczy, co ja tu znalazam.

Wahaem si.
- No, niech pan wejdzie, miao.
Wszedem do pokoju i uklkem przy niej. Isabella rozdzielia puda i rzeczy podug
kategorii: ksiki, zabawki, fotografie, odzie, obuwie, okulary. Patrzyem na wszystkie te
przedmioty z podejrzliwoci. Isabella wygldaa na zachwycon, jakby odkrya kopalnie
krla Salomona.
- To wszystko paskie?
Zaprzeczyem.
- To s rzeczy poprzedniego waciciela.
- Zna go pan?
- Nie. Kiedy si wprowadziem, to leao tu ju od lat.
Isabella pokazaa mi plik listw takim gestem, jakby chodzio o dowd w ledztwie.
- A mnie si wydaje, e doszam, jak si nazywa.
- Niemoliwe.
Umiechna si, najwyraniej zachwycona swoj prac detektywa.
- Marlasca - oznajmia. - Nazywa si Diego Marlasca. Ciekawe, nie?
- Co ciekawe?
- e jego i paskie inicjay s identyczne: D.M.
- Zwyky przypadek. Dziesitki tysicy osb w tym miecie ma identyczne inicjay.
Isabella pucia do mnie oko. wietnie si bawia.
- Niech pan zobaczy, co znalazam.
Znalaza blaszane pudeko z mosidzu pene starych zdj. Byy to fotografie z
dawnych czasw, stare pocztwki z Barcelony, na ktrych widniay paace zburzone w parku
Ciudadela po Wystawie wiatowej w 1888 roku, wielkie, zrujnowane kamienice i aleje pene
ludzi ubranych elegancko wedug wczesnej mody, powozy i wspomnienia w kolorach
mojego dziecistwa. Zagubione twarze i oczy spoglday na mnie z oddalenia trzydziestu lat.
Wydawao mi si, e na wielu z tych fotografii rozpoznaj twarz aktorki, w latach mego
dziecistwa do popularnej, ale teraz ju zapomnianej. Isabella przygldaa mi si w
milczeniu.
- Wie pan, kto to jest? - spytaa.
- Wydaje mi si, e nazywaa si Iren Sabino, chyba. Bya aktork cieszc si nawet
pewn saw w teatrach przy Paralelo.
Dawno temu. Na wiecie ci jeszcze nie byo.
- No to niech pan popatrzy.

Isabella podaa mi fotografi Iren Sabino opartej o okno, w ktrym bez


najmniejszego trudu rozpoznaem okno studia mojej wiey.
- Ciekawe, prawda? - zapytaa Isabella. - Myli pan, e mieszkaa tutaj?
Odpowiedziaem grymasem niewiedzy pomieszanej z obojtnoci.
- Moe bya kochank tego Diega Marlaski...
- Tak czy siak, nie powinno nas to obchodzi.
- Ale pan jest czasem nudny.
Isabella zacza chowa zdjcia z powrotem do pudeka. Jedno z nich wypado jej z
rki i wyldowao u moich stp. Podniosem je i przyjrzaem mu si. Na fotografii Iren
Sabino, w oszaamiajcej czarnej sukni, pozowaa z grup ludzi w strojach wieczorowych w
sali, ktra wydawaa mi si salonem Circulo Ecuestre. Byo to zdjcie z jakiej fety, ktre
niczym si nie wyrniao i nie zwrcioby mojej uwagi, gdyby nie to, e w drugiej linii, na
schodkach, zarysowaa si niewyrana posta siwowosego dentelmena. By to Andreas
Corelli.
- Zblad pan - stwierdzia Isabella.
Wyja mi zdjcie z rk i przyjrzaa mu si badawczo, nic nie mwic. Podniosem si
z kolan i daem Isabelli znak, by wysza z pokoju.
- Nie wchod tu wicej - powiedziaem spokojnie.
- Dlaczego?
Poczekaem, a Isabella wyjdzie, i zamknem drzwi. Patrzya na mnie, jakbym by
niespena rozumu.
- Jutro skontaktujesz si z siostrami miosierdzia i poprosisz, by przyszy po to, co
znajduje si w tym pokoju. Niech wezm wszystko, a czego nie chc, niech wyrzuc.
- Ale...
- Bez dyskusji.
Nie chciaem napotka jej wzroku, wic odszedem w stron pro - wadzcych do
studia schodw. Isabella patrzya na mnie z korytarza.
- Kim jest ten czowiek, panie Martin?
- To nikt - wyszeptaem. - Nikt.

16
Szedem po schodach do studia. Noc bya ciemna, bez ksiyca i gwiazd. Otworzyem
okna na ocie i stanem przy jednym z nich, by popatrze na miasto w ciemnociach.
Prawie nie czu byo wiatru, wic pot wgryza si w skr.
Usiadem na parapecie i zapaliwszy drugie z cygar, ktre Isabella pooya na moim
biurku par dni wczeniej, zaczem czeka na powiew wieego powietrza lub te na
wiesz myl, ciekawsz od dotychczasowej kolekcji komunaw, z ktr bym si zabra do
realizacji zamwienia pryncypaa. I wwczas usyszaem skrzypnicie otwierajcych si
pitro niej okiennic z sypialni Isabelli. Na patio pad prostokt wiata i zobaczyem
odcinajcy si na nim zarys jej sylwetki. Isabella podesza do okna i spojrzaa w ciemno,
niewiadoma mojej obecnoci. Patrzyem, jak si rozbiera powoli. Zobaczyem, jak
podchodzi do lustra w szafie i przyglda si swemu ciau, przesuwajc po brzuchu opuszki
palcw i przebiegajc szramy na wewntrznej stronie ud i na przedramionach. Przyjrzaa si
sobie niespiesznie, za jedyne okrycie majc przegrane spojrzenie, a nastpnie zgasia wiato.
Wrciem do biurka i usiadem przed stosem notatek i zapiskw gromadzonych do
ksiki pryncypaa. Przejrzaem szkice opowieci penych mistycznych objawie i prorokw
wychodzcych bez szwanku z najciszych prb i wracajcych z prawd objawion,
mesjanistycznych infantw podrzucanych pod drzwi rodzin ubogich, o czystych duszach,
ktrych przeladuj bezbone i ze imperia, rajw przyrzeczonych w innych wymiarach tym,
ktrzy pogodz si ze swym losem i przystan na reguy gry w sportowym duchu, oraz
leniwych i antropomorficznych bstw niemajcych nic innego do roboty, jak tylko
utrzymywa telepatyczny dozr nad sumieniem milionw kruchych naczelnych, ktre
nauczyy si myle, odkrywajc jednoczenie, e s zdane na ask losu, porzucane w
odlegym zaktku wszechwiata, i ktre w swojej niezachwianej pysze lub rozpaczy wierz
wicie, e niebo i pieko gboko przeywaj ich prymitywne i ndzne grzechy.
Zastanowiem si, czy aby pryncypa wanie to we mnie zobaczy: sprzedajny i
pozbawiony skrupuw umys gotw wymyli narkotyczn bajk zdoln upi dzieci albo
pchn byle biedaka, pozbawionego nadziei, do zamordowania ssiada w zamian za wieczn
wdziczno bstw wyznajcych moralno rewolwerowca. Kilka dni wczeniej nadeszo
kolejne zaproszenie, w ktrym mj pryncypa proponowa spotkanie w celu omwienia
postpw w pracy. Zmczony wasnymi skrupuami, powiedziaem sobie, e zostay ju tylko
dwadziecia cztery godziny i jak tak dalej pjdzie, stawi si przed nim z pustymi rkoma i z
gow pen wtpliwoci i domysw. Nie majc innego wyboru, zrobiem to, co robiem

przez tyle lat w podobnych sytuacjach. Wkrciem kartk papieru do underwooda i z palcami
na klawiaturze niczym pianista oczekujcy na ruch dyrygenta zaczem wyciska mzg,
czekajc, co z tego wyjdzie.

17
Interesujce - powiedzia pryncypa, skoczywszy czyta dziesit, ostatni stron. Dziwne, ale interesujce.
Siedzielimy w zocistym pmroku na awce altanki w parku Ciudadela.
Przesczajcy si przez metalow struktur sklepienia blask rozdrobniony w zoty py rzebi
wiata i cienie ogrodu wok nas, zatopionego w dziwnej, janiejcej pomroce. Zapaliem
papierosa i przygldaem si kkom bkitnego dymu, ktre wznosiy si znad moich palcw.
- W paskich ustach przymiotnik dziwny brzmi niepokojco - powiedziaem.
- Dziwny to dla mnie przeciwiestwo pospolitego - ucili Corelli.
- Ale?
- Nie ma adnego ale, mj drogi Davidzie. Sdz, e znalaz pan ciekaw drog i ten
wybr dobrze rokuje.
Kiedy powieciopisarz syszy, e ktra z jego stron jest interesujca i dobrze si
zapowiada, wie ju na pewno, e co poszo nie tak.
Corelli odgad moje zaniepokojenie.
- Odwrci pan cae zagadnienie. Zamiast czerpa z mitologii, zacz pan od rde
bardziej prozaicznych. Mog spyta, skd wzi si pomys zastpienia posaca pokoju
mesjaszem wojownikiem?
- Wspomina pan o biologii.
- Wszystko, co powinnimy wiedzie, zapisane jest w wielkiej ksidze natury.
Wystarczy mie odwag, przenikliwy umys i ducha, by to przeczyta - zgodzi si Corelli.
- W jednej z ksiek, do ktrych zajrzaem, wyczytaem, e mczyzna osiga szczyt
podnoci w wieku lat siedemnastu. Kobieta pniej i zachowuje duej, i w pewnym sensie
dokonuje wyboru, osdza, ktre geny chciaaby powieli, a ktre odrzuci. Mczyzna za to
tylko proponuje i wypala si znacznie szybciej. W wieku, w ktrym jest najbardziej podny,
kulminacyjny punkt osiga rwnie jego duch walki. Modziutki chopak jest idealnym
onierzem. Ma w sobie wielki potencja agresji i bardzo mao albo wcale zmysu
krytycznego, by wszystko przemyle i zastanowi si, jak j skanalizowa.
W cigu dziejw niezliczone spoeczestwa znajdoway sposoby, by wykorzysta ten
kapita agresji, i zmieniay nastolatkw w onierzy, miso armatnie, eby podbija ssiadw
albo broni si przed ich najazdami. Co kazao mi wyobrazi sobie naszego bohatera jako
posaca niebios, ktry w latach swojej pierwszej modoci chwyta za bro, by krzewi
prawd ogniem i mieczem.

- Postanowi pan pomiesza histori z biologi?


- Z paskich sw wnioskuj, e s one tym samym.
Corelli umiechn si. Pewnie o tym nie wiedzia, ale kiedy to czyni, przypomina
wygodniaego wilka. Przeknem lin i staraem si zapomnie o tym podobiestwie, od
ktrego wosy staway mi dba.
- Zastanawiaem si nad tym i doszedem do wniosku, e wikszo wielkich religii
powstaa albo dokonaa istotnej ekspansji i zyskaa na znaczeniu w momentach, kiedy w
strukturze demograficznej wyznajcych je spoeczestw przewaaa zuboaa modzie.
Spoeczestwa, w ktrych siedemdziesit procent populacji miao mniej ni
osiemnacie lat, z czego poow stanowili dojrzewajcy osobnicy pci mskiej rozsadzani
agresj i popdem pciowym, byy yzn gleb dla kiekowania i obfitych plonw ziarna
religii.
- To uproszczenie, ale rozumiem, do czego pan zmierza.
- Dobrze. Zatem biorc pod uwag t ogln tendencj, zaczem si zastanawia,
dlaczego nie przej od razu do sedna i nie stworzy mitologii wok mesjasza wojownika,
paajcego dz krwi i wciekoci, ktry ocala swj lud, swoje geny, swoje kobiety i
swoich starcw - gwarantw politycznego i rasowego dogmatu - od nieprzyjaci, to znaczy
ludzi niechtnych jego doktrynie.
- A co z dorosymi?
- Do dorosych dotrzemy, odwoujc si do ich frustracji. Im dalej w ycie, tym wicej
musimy odrzuci iluzji, marze i pragnie modoci, tym silniejsze w nas poczucie, e
padlimy ofiar zego wiata i innych ludzi. Zawsze znajdujemy kogo, kto winien jest
naszemu nieszczciu i porace, kogo, kogo chcielibymy wykluczy. Przyjcie doktryny,
ktra uwznioli t zawi i poczucie krzywdy, daje pocieszenie i si. Dorosy czuje si w ten
sposb czci wikszej grupy, dziki ktrej sublimuje swoje utracone pragnienia i tsknoty.
- By moe - zgodzi si Corelli. - A caa ta ikonografia mierci, chorgwi i tarcz? Nie
sdzi pan, e przyniesie odwrotny skutek?
- Nie. Wydaje mi si niezbdna. Bo mnicha czyni wanie habit.
A wiernego tym bardziej.
- A co mi pan powie o kobietach, o drugiej poowie? Przykro mi, ale nie mog sobie
wyobrazi powanej czci kobiet danego spoeczestwa wierzcej w chorgiewki i tarcze.
Psychologia harcerza to rzecz typowo chopica.
- Podstawowym filarem wszystkich zorganizowanych religii, z niewielkimi moe
wyjtkami, jest poddanie, zniewolenie i zniwelowanie kobiety w grupie. Kobieta musi

zaakceptowa rol eterycznej istoty, pasywnej i matczynej, ktra drogo zapaci za kad
prb zyskania odrobiny wadzy i niezalenoci. Moe zajmowa honorowe miejsce wrd
symboli, ale nigdy w hierarchii. Religia i wojna to sprawa mczyzn. A w niektrych
przypadkach sama kobieta staje si wsplniczk i sprawczyni wasnego zniewolenia.
- A starcy?
- Staro jest wod na myn atwowiernoci. Kiedy mier stuka do drzwi, sceptycyzm
wskakuje przez okno. Wystarczy may zawalik, a czowiek gotw jest uwierzy nawet w
Czerwonego Kapturka.
Corelli rozemia si.
- Niech pan uwaa, Davidzie, bo momentami bywa pan bardziej cyniczny ode mnie.
Spojrzaem na niego wzrokiem posusznego ucznia, spragnionego pochway
surowego, wymagajcego mistrza. Corelli poklepa mnie po kolanie, kiwajc gow z
zadowoleniem.
- Podoba mi si. Podoba mi si cay ten klimat. Chc, eby pan to jeszcze dobrze
przemyla, znalaz odpowiedni form. Dam panu wicej czasu. Spotkamy si tutaj za dwa,
trzy tygodnie, uprzedz pana na kilka dni przedtem.
- Musi pan wyjecha z miasta?
- Wzywaj mnie sprawy wydawnictwa i obawiam si, e bd si musia
napodrowa. Ale wyjedam z lekkim sercem. Zrobi pan dobr robot. Wiedziaem, e jest
pan idealnym kandydatem.
Wsta i poda mi rk. Osuszyem swoj spocon do o nogawk i odwzajemniem
ucisk.
- Bdzie tu pana brakowao - rzuciem.
- Niech pan nie przesadza. Tak dobrze panu szo.
Patrzyem za nim, jak odchodzi w cieniach altanki, a echo jego krokw milknie w
pmroku. Siedziaem tam jeszcze dug chwil, zastanawiajc si, czy pryncypa
rzeczywicie przekn i wzi za dobr monet cay ten stek bzdur, ktry usiowaem mu
wcisn.
Byem pewien, e opowiedziaem mu dokadnie to, co chcia usysze.
Miaem nadziej, e tak byo i przygotowana przeze mnie wizka barbarii zadowolia
go i utwierdzia w przekonaniu, i jego uniony suga, nieszczliwy, niespeniony
powieciopisarz, nawrci si na jego wiar. Pomylaem, e kady ruch, ktry pozwoli mi
zyska troch czasu i sprawdzi, w jak kaba si wpakowaem, jest wart zachodu.
Kiedy wstaem i wyszedem z altanki, nadal dray mi rce.

18
Dziki dowiadczeniu, jakie daje pisanie powieci kryminalnych, czowiek opanowuje
kilka podstawowych regu niezbdnych przy prowadzeniu ledztwa. Jedna z nich gosi, e za
jakkolwiek powaniejsz zbrodni, nawet tak, ktrej gwnym motorem jest namitno,
stoi pienidz lub spekulacja nieruchomociami.
Wyszedszy z altanki, skierowaem si do Rejestru Wasnoci przy ulicy Consejo de
Ciento i zoyem wniosek o udostpnienie mi ksigi wieczystej mojego domu. Ksigi
wieczyste zawieraj niemal tyle fundamentalnej wiedzy o naturze ycia co dziea zebrane
najbardziej wyrafinowanych filozofw, a moe nawet wicej.
Na pocztku zajrzaem do zapisu na temat wynajmu przeze mnie nieruchomoci
znajdujcej si przy ulicy Flassaders numer 30. Tam odnalazem odniesienia niezbdne dla
przeledzenia historii domu poprzedzajcej jego przejcie przez Bank Hispano Colonial w
1911 roku, operacji bdcej konsekwencj zajcia dbr rodziny Marlasca, ktra odziedziczya
nieruchomo po mierci waciciela. W zapisie zosta wymieniony adwokat S. Valera,
penomocnik rodziny. Kolejny skok w przeszo pozwoli mi odnale dane dotyczce kupna
dziaki przez don Diega Marlasc Pongiluppi w roku 1902 od pana Bernabe Massot y
Caballe. Zapisaem wszystkie informacje, poczwszy od nazwisk adwokata i stron
uczestniczcych w transakcjach po najwaniejsze daty. Jeden z bedeli ogosi, e do
zamknicia rejestru pozostao pitnacie minut. Ju szykowaem si do wyjcia, kiedy
przyszo mi do gowy sprawdzi tytu wasnoci rezydencji Andreasa Corellego przy parku
Gilell. Po pitnastu minutach bezskutecznych poszukiwa uniosem wzrok znad ksigi,
napotykajc popielate spojrzenie urzdnika. By to osobnik zmarniay i byszczcy od
brylantyny od wosw po wsy, emanujcy wojownicz gnunoci tych, co, okopawszy si
na swoim stanowisku, czerpi przyjemno z uprzykrzania innym ycia.
- Przepraszam. Nie mog znale pewnej nieruchomoci - odwayem si odezwa.
- To znaczy, e nie istnieje albo nie umie pan szuka. A teraz zamykamy.
Na ten popis uprzejmoci i kompetencji odpowiedziaem najlepszym ze swoich
umiechw.
- By moe udaoby mi si j znale przy paskiej mdrej pomocy.
Posa mi jadowite spojrzenie i wyrwa mi tom z rk.
- Prosz przyj jutro.
Celem mojej nastpnej wizyty by monumentalny gmach Izby Adwokackiej przy ulicy
Mallorca, kilka przecznic dalej. Pokonaem schody strzeone przez krysztaowe yrandole i

rzeb, prawdopodobnie alegori sprawiedliwoci, z biustem i w pozie gwiazdy rewiowej. W


sekretariacie przyj mnie czowieczek o szczurzym wygldzie i umiechajc si uprzejmie,
spyta, w czym moe mi pomc.
- Szukam pewnego adwokata.
- Idealnie pan trafi. Tutaj ju opdzi si od nich nie moemy.
Przybywa ich z kadym dniem. Mno si jak krliki.
- Takie czasy. Ten, ktrego szukam, nazywa si, lub nazywa,
Valera. S. Valera. Przez v, nie przez w.
Czowieczek, mruczc co pod nosem, zanurzy si w labiryncie archiwum. Czekaem
oparty o kontuar, bdzc oczami po wntrzu, z ktrego wystroju emanowa przygniatajcy
majestat prawa. Po piciu minutach urzdnik wrci z teczk.
- Znalazem dziesiciu. Dwch na S. Sebastian i Soponcjusz.
- Soponcjusz?
- Pan jest bardzo mody, ale drzewiej byo to imi wielce szacowne i jak
najodpowiedniejsze dla kariery w profesji prawnej. A pniej nasta charleston i wszystko
szlag trafi.
- Czy don Soponcjusz yje?
- Wnoszc z archiwum i z tego, e wykrelono go z listy czonkw Izby, Soponcjusz
Valera y Menacho zosta wezwany przed oblicze Pana w 1919 roku. Memento mori. A
Sebastian jest jego synem.
- Czynny w zawodzie?
- W caej rozcigoci. Domniemywam, i interesuje pana adres.
- Jeli nie sprawi to panu kopotu.
Czowieczek zapisa adres na skrawku papieru i poda mi go.
- Diagonal czterysta czterdzieci dwa. Rzut kamieniem, aczkolwiek dobiega godzina
czternasta i o tej porze szanujcy si adwokaci zapraszaj na obiad majtne, owdowiae
dziedziczki albo fabrykantw tekstyliw i materiaw wybuchowych. Na pana miejscu
poczekabym do szesnastej.
Schowaem kartk do kieszeni marynarki.
- Tak te uczyni. Bardzo panu dzikuj za udzielon mi pomoc.
- Caa przyjemno po mojej stronie. Z Bogiem.
Zostao mi par godzin do wizyty, ktr planowaem zoy adwokatowi Valerze, w
zwizku z tym pojechaem tramwajem na Via Layetana i wysiadem przy ulicy Condal, skd
miaem blisko do ksigarni Sempere i Synowie. Wiedziaem, e stary ksigarz, na przekr

uwiconej praktyce lokalnego handlu, nie zamyka sklepu w porze obiadowej. Sta, jak
zwykle, przy ladzie, porzdkujc ksiki i obsugujc spor grup klientw przechadzajcych
si pomidzy stoami i pkami w poszukiwaniu sobie tylko wiadomego skarbu.
Umiechn si na mj widok i podszed, by si przywita. Od ostatniego naszego
spotkania wyranie zmizernia. Widocznie spostrzeg zafrasowanie w mojej twarzy, bo
machn lekcewaco rk.
- Jednym przybywa, innym ubywa. Pan jak pczek w male, a ja jak mier na
chorgwi.
- Dobrze si pan czuje?
- Zdrw jak ryba. To ta przeklta angina pectoris. Nic powanego. Co pana tu
sprowadza, przyjacielu?
- Chciaem zaprosi pana na obiad.
- Wielkie dziki, ale nie mam komu przekaza steru. Syn pojecha do Sarria zrobi
wycen kolekcji, a byoby zbyt wielk rozrzutnoci zostawia klientw na ulicy.
- Macie problemy finansowe? Niemoliwe!
- To jest ksigarnia, panie Davidzie, a nie kancelaria notarialna.
Ze sowa drukowanego jako da si wyy, ale czasami nawet na jako nie
wystarcza.
- Moe potrzebuje pan pomocy...
Sempere gestem rki powstrzyma mnie w p sowa.
- Jeli chce pan mi pomc, niech pan kupi ksik.
- Dobrze pan wie, e adne pienidze nie spac dugu, ktry mam u pana.
- Jeszcze jeden powd, eby przez myl to panu nie przeszo.
Prosz si o nas nie martwi, bo jeli nas std wyprowadz, to tylko w drewnianej
skrzyni. Niemniej zapraszam pana na buk z rodzynkami i wieym serem z Burgos. Majc
w dodatku pod rk Hrabiego Monte Christo, mona i sto lat tak przey.

19
Sempere waciwie nic nie zjad. Sili si na umiech i udawa, e z zainteresowaniem
wysuchuje moich komentarzy, ale widziaem, e momentami oddycha z trudem.
- Nad czym pan obecnie pracuje?
- Trudno to wyjani. Ksika na zlecenie.
- Powie?
- Nie do koca. Sam nie wiem, jak j okreli.
- Najwaniejsze, e pan nie prnuje. Zawsze powtarzam, e bezczynno osabia
ducha. Mzg musi by czym cay czas zajty.
A jak si nie ma mzgu, to przynajmniej rce.
- Ale czasami pracuje si ponad miar. Czy nie powinien pan, panie Sempere, troch
odpocz? Ile lat cignie pan ten wzek bez ustanku?
Sempere rozejrza si.
- To miejsce to cae moje ycie, panie Davidzie. Gdzie ja pjd?
Do parku? Na aweczk w soneczku? Gobie karmi i ali si, e reumatyzm mi
doskwiera? Umarbym po dziesiciu minutach. Moje miejsce jest tutaj. A mj syn, wbrew
wasnym mniemaniom, nie jest jeszcze gotw, by przej ster.
- Ale to dobry czowiek. I pracowity.
- Za dobry, midzy nami mwic. Przypatruj mu si czasami i zastanawiam si, co
si z nim stanie, kiedy mnie zabraknie. Jak on sobie poradzi?
- Wszyscy ojcowie tak myl.
- Paski myla tak rwnie? Przepraszam, nie chciaem...
- Nie ma pan za co przeprasza. Mj ojciec mia za duo wasnych problemw, eby
jeszcze zamartwia si moj osob. Jestem pewien, e paski syn ma wicej zalet, ni pan
sdzi.
Sempere patrzy na mnie z powtpiewaniem.
- Wie pan, czego mu brakuje?
- Sprytu?
- Nie, baby.
- Chyba ma z czego wybiera, sdzc po wszystkich sikorkach gapicych si na niego
przez witryn.
- Ja mwi o kobiecie z krwi i koci, jednej z tych, co to czyni z mczyzny
mczyzn.

- Mody jest. Niech si jeszcze par lat pobawi.


- A to dobre! Gdyby przynajmniej si bawi. Ja, w jego wieku, gdybym mia na
zawoanie wianuszek dzierlatek, grzeszybym niczym kardyna.
- Bg daje chleb temu, kto nie ma zbw.
- Tego mu brakuje! Zbw! I eby chcia gry!
Odniosem wraenie, e co ksigarzowi chodzi po gowie. Patrzy na mnie i
umiecha si.
- A moe pan moe mu pomc...
- Ja?
- Z pana wiatowy czowiek, panie Davidzie. I niech pan nie robi takiej zdziwionej
miny. Jestem pewny, e gdyby si pan troch postara, to znalazby pan odpowiedni pann
dla mojego syna. adniutki ju jest. A reszty go pan nauczy.
Zaniemwiem.
- Chcia mi pan pomc? - zapyta ksigarz . - No wic prosz, ma pan szans.
- Ale ja mylaem o pienidzach.
- A ja myl o moim synu, o przyszoci tego domu. O caym moim yciu.
Westchnem. Sempere chwyci mnie za rk i mocno, jak na swe nader ju wte siy,
ucisn.
- Prosz mi przyrzec, e nie dopuci pan, bym odszed z tego wiata, nie ujrzawszy
syna u boku kobiety, ale wie pan, takiej kobiety, dla ktrej warto ycie odda. I ktra da mi
wnuka.
- Gdybym przewidzia, w jakie kalosze chce mnie pan ubra, to bym zosta na
obiedzie w Novedades.
Sempere umiechn si.
- Czasami sobie myl, e to pan powinien by moim synem, panie Davidzie.
Spojrzaem na ksigarza, starekiego i chuchrowatego jak nigdy, cie tego silnego i
wadczego mczyzny, jakim go zapamitaem z lat mojego dziecistwa, i poczuem, e wiat
cay mi si wali. Podszedem do i nim zdyem pomyle, zrobiem co, czego nie zrobiem
nigdy w tak dugim okresie naszej znajomoci. Pocaowaem go w czoo pokryte plamkami i
z opadajcymi siwymi kosmykami.
- Przyrzeka mi pan?
- Przyrzekam - odparem, idc do wyjcia.

20
Kancelaria adwokata Valery miecia si na attykowym pitrze ekstrawaganckiego
budynku z okresu modernizmu przy alei Diagonal 442, nieopodal skrzyowania z Paseo de
Gracia. Gmach - trudno to waciwie okreli - by czym pomidzy wie zegarow a
pirackim galeonem z fantazyjnymi oknami i zielon dachwk. Wszdzie indziej owa
bizantyjsko - barokowa budowla zostaaby ogoszona jednym z siedmiu cudw wiata lub
diabolicznym tworem szalonego artysty optanego przez ze duchy. W barceloskiej dzielnicy
Ensanche, gdzie podobne kamienice wyrastay co krok, jak koniczyna po deszczu, uznawano
j za normaln.
Idc przez westybul i rozgldajc si za wind, pomylaem, e tak chyba
wygldaoby sklepienie katedry gotyckiej utkane przez pajka. Portier otworzy mi drzwi do
windy i uwizi mnie w tej dziwnej kapsule, ktra zacza wznosi si gwn osi spiralnej
klatki schodowej. Rzebione w dbie drzwi prowadzce do kancelarii otworzya mi
sekretarka o oschym wyrazie twarzy. Gestem daa zna, bym wszed. Przedstawiem si i
zaznaczyem, e nie jestem umwiony, ale e przychodz w sprawie zwizanej z transakcj
kupna - sprzeday domu w dzielnicy Ribera. W jej oczach co drgno.
- Dom z wieyczk? - zapytaa sekretarka.
Przytaknem. Sekretarka poprowadzia mnie i wpucia do pustego gabinetu. Nie
wygldao to na poczekalni dla klientw kancelarii.
- Prosz chwil poczeka. Powiadomi pana mecenasa.
Spdziem w tym gabinecie trzy kwadranse, otoczony pkami uginajcymi si pod
tomami wielkoci pyt nagrobnych, z inskrypcjami na grzbietach typu: 1889 - 1889 B.C.A.
Dzia pierwszy. Rozdzia drugi, ktre obiecyway pasjonujc lektur. Z ogromnego,
wychodzcego na Diagonal okna rozcigaj si widok na cae miasto. Meble pachniay starym,
szlachetnym drewnem i pienidzmi.
Dywany i skrzane fotele stwarzay atmosfer brytyjskiego klubu.
Prbujc podnie jedn z lamp strzegcych biurka, oszacowaem, e way
przynajmniej trzydzieci kilo. Wielki obraz olejny wiszcy nad nieuywanym nigdy
kominkiem przedstawia solenn i zaborcz posta niedocignionego don Soponcjusza Valery
y Menacho, bo kog by innego. Twarz tytana barceloskiej palestry zdobiy gste bokobrody
i sumiaste wsy, a wzrok z ognia i stali, srogi jak wyrok mierci, wadczo lustrowa z
zawiatw kady kt pomieszczenia.
- Niby nie mwi, ale jak si czowiek zapatrzy, ma wraenie, e moe si odezwa w

kadej chwili - usyszaem gos za plecami.


Nie syszaem, jak wszed. Sebastian Valera nie tylko chodzi cicho jak kot, ale i
sprawia wraenie czowieka, ktry przez cae ycie usiowa wyczoga si z cienia swojego
ojca, a teraz, w wieku pidziesiciu kilku lat, skonny by da za wygran. Mia spojrzenie
inteligentne i przenikliwe, kryjce ow szczegln wynioso, jak poszczyci si mog
jedynie prawdziwe ksiniczki i prawdziwie drodzy adwokaci.
Przywitalimy si uciskiem doni.
- Przykro mi, e musia pan czeka, ale zjawi si pan z niezapowiedzian wizyt odezwa si, wskazujc mi fotel.
- To ja przepraszam. Wdziczny jestem, e znalaz pan dla mnie chwil.
Na ustach Valery pojawi si umiech tych, ktrzy nie tylko znaj, ale i ustalaj cen
kadej minuty.
- Sekretarka poinformowaa mnie, e nazywa si pan David Martin. Ten David
Martin? Pisarz?
Mj zdziwiony wyraz twarzy pewnie mnie zdradzi.
- Pochodz z rodziny rozmiowanej w lekturze - wyjani. - W czym mog panu
pomc?
- Chciabym dowiedzie si czego na temat transakcji kupna - sprzeday budynku
usytuowanego...
- Dom z wieyczk? - przerwa mi uprzejmie mecenas.
- W rzeczy samej.
- Zna go pan? - zapyta.
- Mieszkam w nim.
Valera obrzuci mnie przecigym spojrzeniem, wci z tym samym umiechem na
twarzy. Wyprostowa si w krzele, przyjmujc sztywn i zdystansowan postaw.
- Jest pan jego obecnym wacicielem?
- Zamieszkuj w nim na podstawie umowy o najmie.
- I o c chciaby pan zapyta, panie Martin?
- Chciabym pozna, o ile to moliwe, szczegy przejcia nieruchomoci przez Bank
Hispano Colonial i uzyska nieco informacji na temat dawnego waciciela.
- Don Diega Marlaski - wymamrota adwokat. - Czy mog zapyta, jakiej natury jest
paskie zainteresowanie?
- Incydentalnej. Ostatnio, w trakcie prac remontowych, znalazem rzeczy, ktre, jak
mniemam, stanowiy jego wasno.

Adwokat zmarszczy brwi.


- Rzeczy?
- cile biorc, ksik. A jeszcze cilej, manuskrypt.
- Pan Marlasca interesowa si ywo literatur. Zreszt by autorem wielu ksiek z
dziedziny prawa, jak rwnie historii i innych.
I wielkim erudyt. I wielkim czowiekiem, aczkolwiek pod koniec jego ycia
poniektrzy prbowali nadszarpn jego reputacj.
Adwokat dostrzeg moje zdumienie.
- Domniemywam, e nie s panu znane okolicznoci mierci pana Marlaski.
- Obawiam si, e nie.
Valera westchn, jakby waha si, czy zamilkn, czy mwi dalej.
- Nie bdzie pan o tym pisa, prawda? Ani o Iren Sabino?
- Nie.
- Mog liczy na paskie sowo?
Skinem gow.
Valera rozoy rce.
- I tak nie powiem panu nic ponad to, co zostao w swoim czasie ujawnione usprawiedliwi si bardziej przed sob ni przede mn.
Adwokat obrzuci przelotnym spojrzeniem portret ojca, po czym znw spojrza na
mnie.
- Diego Marlasca by wsplnikiem i zarazem najlepszym przyjacielem mojego ojca.
Razem zaoyli t kancelari. Pan Marlasca by czowiekiem wybitnym, na nieszczcie
zarazem o zoonej psychice i podatnym na melancholi trapic go przez dusze okresy.
Nadszed moment, i mj ojciec i pan Marlasca postanowili odosobni czce ich interesy.
Pan Marlasca porzuci adwokatur, by powici si swemu gwnemu powoaniu:
literaturze. Pono niemal wszyscy adwokaci potajemnie marz o tym, by porzuci swj
zawd i zosta pisarzami...
- ...dopki nie porwnaj zarobkw.
- Rzecz w tym, e don Diego nawiza przyjacielskie stosunki z aktork cieszc si
nawet spor popularnoci w owym czasie, Iren Sabino; sam pan widzi, gotowy temat na
melodramat. Ale tylko temat.
Pan Marlasca by prawdziwym dentelmenem i nigdy nie dopuci si wiaroomstwa
wobec swej ony, ale sam pan wie, jacy s ludzie.
Gadanie i tyle. Plotki i zawi. W kadym razie w wiat poszo, e don Diego

nawiza romans z Iren Sabino. ona nigdy mu tego nie wybaczya i doszo do separacji.
Pan Marlasca, psychicznie rozbity, naby dom z wieyczk i tam si przeprowadzi. Niestety,
przed upywem roku zmar w wyniku nieszczliwego wypadku.
- To znaczy?
- Pan Marlasca utopi si. Jednym sowem: tragedia.
Valera spuci oczy i przeszed w szept niemal.
- A skandal?
- Pewnym zoliwym jzykom zaleao na tym, by dano posuch plotkom o
samobjstwie pana Marlaski w wyniku miosnego rozczarowania w zwizku z Iren Sabino.
- A tak byo?
Valera zdj okulary i przetar oczy.
- Szczerze mwic, nie wiem. Nie wiem i nie chc wiedzie, bo mnie to nie interesuje.
Co byo, a nie jest...
- A Iren Sabino? Co si z ni stao?
Valera woy okulary.
- O ile mnie pami nie myli, celem paskiej wizyty miay by pewne aspekty
transakcji i pan Marlasca.
- Zwyka ciekawo. Pord rzeczy osobistych pana Marlaski znalazem duo
fotografii Iren Sabino, jak rwnie jej listy adresowane do pana Marlaski...
- A gdzie pan chce dotrze ze swoj ciekawoci? - przerwa mi Valera. - Chodzi panu
o pienidze?
- Nie.
- Ciesz si, bo nikt ich panu nie da. Nikogo ju ta sprawa nie interesuje. Mwi
jasno?
- Jak najbardziej, panie mecenasie. Nie miaem najmniejszego zamiaru doprowadza
do jakiejkolwiek niestosownoci ani czegokolwiek imputowa. Przykro mi i przepraszam,
jeli uraziem pana swoimi pytaniami.
Adwokat umiechn si i westchn z uprzejm askawoci, jakby rozmowa dobiega
ju koca.
- Drobiazg. To ja prosz o wybaczenie.
Korzystajc z pojednawczego tonu mecenasa, przybraem najuprzejmiejszy wyraz
twarzy.
- A moe pani Alicia Marlasca, wdowa...
Valera skurczy si w fotelu, nie mogc ukry zakopotania.

- Panie Martin, nie chciabym zosta le zrozumiany, ale do moich, jako adwokata
rodziny, obowizkw naley rwnie ochrona jej prywatnoci. Z przyczyn oczywistych.
Upyno wiele czasu, ale nie chciabym, by odnowiy si stare rany, bo prowadzi to donikd.
- Cakowicie rozumiem.
Adwokat przyglda mi si w skupieniu.
- I mwi pan, e odnalaz pan ksik? - zapyta.
- Tak... manuskrypt. Nic wanego, przypuszczalnie.
- Przypuszczalnie nic wanego. A dzieo czego dotyczy, jeli mona wiedzie?
- Teologii, moim zdaniem.
Valera skin gow.
- Nie dziwi to pana? - zapytaem.
- Nie. Wprost przeciwnie. Don Diego by autorytetem w zakresie historii religii.
Mdry i uczony czowiek. W tej kancelarii wspominamy go z wielkim sentymentem. Prosz
mi powiedzie: jakie konkretne aspekty transakcji interesuj pana?
- Sdz, e bardzo mi ju pan pomg, panie mecenasie, nie chciabym wic
naduywa paskiej cierpliwoci. Do ju czasu panu zajem.
Adwokat przytakn z wyran ulg.
- To o dom chodzi, prawda? - spyta.
- To dziwne miejsce, zgadza si - odparem.
- Pamitam, e raz tam byem, za modu, kiedy don Diego wanie zakupi t
posiado.
- A moe wie pan, po co j kupi?
- Mwi, e by tym domem zafascynowany od dziecka, do tego stopnia, i bardzo
chcia w nim mieszka. Cay don Diego. Czasami zachowywa si jak chopiec, ktry zdolny
jest odda wszystko w zamian za najzwyklejsze marzenie.
Nic nie powiedziaem.
- Dobrze si pan czuje?
- Doskonale. Czy wie pan co o poprzednim wacicielu, panu Bernabe Massot, od
ktrego pan Marlasca odkupi dom?
- To by reemigrant. W sumie spdzi w nim najwyej godzin.
Kupi go po powrocie z Kuby i przez lata nic z nim nie robi. Nigdy nie powiedzia
dlaczego. Sam mieszka w willi, ktr zbudowa w Arenys de Mar. A dom z wieyczk
sprzeda za grosze. Za wszelk cen chcia si go pozby.
- A jeszcze wczeniej?

- Zdaje mi si, e mieszka tam jaki duchowny. Jezuita. Nie jestem pewien. To mj
ojciec prowadzi sprawy don Diega, a po jego mierci zniszczy wszystkie archiwa.
- Ale dlaczego?
- Z przyczyn, o ktrych ju panu wspomniaem. eby unikn plotek i chroni dobre
imi przyjaciela, jak sdz. Nigdy mi tego nie wyjani, prawd mwic. Mj ojciec nie
nalea do ludzi, ktrzy tumacz si ze swoich czynw. Mia swoje powody. Bardzo istotne
powody, bez wtpienia. Don Diego by nie tylko wsplnikiem, ale serdecznym przyjacielem i
to, co si stao, ojciec przey bolenie.
- A wiemy co wicej o jezuicie?
- Mia problemy natury dyscyplinarnej z wasnym zakonem.
Przyjani si z wielebnym Cintem Verdaguerem i zdaje mi si, e by zamieszany w
niektre z jego dziwnych sprawek.
- Egzorcyzmy.
- Plotki.
- Jak jezuita wydalony z zakonu mg sobie pozwoli na taki dom?
Valera wzruszy ramionami i zrozumiaem, e wyczerpaa si jego cierpliwo.
- Chciabym by panu bardziej pomocny, ale nie wiem jak. Prosz mi wierzy.
- Dzikuj, e powici mi pan tyle czasu, panie mecenasie.
Adwokat skin gow i nacisn guzik na biurku. W drzwiach pojawia si ta sama
sekretarka, ktra mnie przyja. Valera poda mi rk, a ja j ucisnem.
- Margarito, prosz odprowadzi pana.
Sekretarka posza przodem. Zbierajc si do wyjcia, ktem oka zobaczyem, jak
adwokat opada wyczerpany na fotel pod portretem ojca. Stojc ju w progu kancelarii,
odwrciem si i obdarzyem odprowadzajc mnie sekretark najsympatyczniejszym ze
swoich umiechw.
- Najmocniej przepraszam. Pan mecenas poda mi adres pani Marlaski, ale nie do
koca jestem pewien, czy dobrze zapamitaem numer domu...
Margarita westchna, marzc o tym, by co rychlej si mnie pozby.
- Trzynacie. Ulica Vallvidrera, numer trzynacie.
- Tak, tak. Oczywicie.
- Do widzenia - poegnaa mnie.
Nim zdyem odpowiedzie na jej poegnanie, drzwi zamkny si tu przed moim
nosem z ceremonialnoci i patosem pyty nagrobnej.

21
Powrciwszy do domu z wieyczk, spojrzaem innymi oczyma na to, co
zdecydowanie zbyt dugo byo moim mieszkaniem i moim wizieniem. Mijajc bram,
czuem si, jakbym wkracza do paszczy stwora z kamienia i mroku. Wszedem po schodach jakby wstpujc w jego wntrznoci - i otworzywszy drzwi, znalazem si w dugim,
ciemnym, gincym w pmroku korytarzu, ktry po raz pierwszy wyda mi si przedsionkiem
nieufnego i zatrutego umysu. W gbi dostrzegem kroczc ku mnie Isabell. Jej posta
odcinaa si na tle szkaratnego blasku zachodu, ktry sczy si z galerii. Zamknem drzwi i
zapaliem wiato w przedsionku.
Isabella ubrana niczym wytworna panna z dobrego domu, z upitymi wosami i
kreskami makijau wygldaa na dziesi lat starsz.
- Jaka ty liczna i elegancka - powiedziaem zimno.
- Zupenie jak dziewczyny w pana wieku, prawda? Podoba si panu ta sukienka?
- Skd j wzia?
- Bya w jednym z kufrw w pokoju w gbi. Pewnie naleaa do Iren Sabino. I co?
Prawda, e wspaniale ley?
- Miaa poprosi, eby kto to wszystko zabra.
- I tak te zrobiam. Rano byam w parafii, zapyta co i jak, ale powiedzieli, e nie
mog sami przyj po cokolwiek. Chtnie natomiast wezm to, co przyniesiemy.
Patrzyem na ni bez sowa.
- To prawda - zarzeka si.
- Zdejmij to wszystko i od na miejsce. I umyj twarz. Bo wygldasz...
- Jak lafirynda?
Pokrciem gow i ciko westchnem.
- Nie, ty nigdy nie mogaby wyglda jak lafirynda, Isabello.
- Jasne. I dlatego nie jestem w pana gucie? - wymamrotaa, odwracajc si i
odchodzc do swego pokoju.
- Isabello! - zawoaem za ni.
Zignorowaa mnie i wesza do rodka.
- Isabello! - zawoaem jeszcze goniej.
Obrzucia mnie wojowniczym spojrzeniem i trzasna drzwiami.
Usyszaem skrzypienie drzwi od szafy. Zapukaem. Bez odpowiedzi.
Znw zapukaem. Bez odzewu. Zajrzaem do rodka i zobaczyem, e pakuje do torby

cay swj niewielki dobytek, z jakim si tu zjawia.


- Co ty wyczyniasz? - zapytaem.
- Odchodz, oto, co wyczyniam. Id sobie. I zostawiam pana w pokoju. Albo wojnie.
Bo z panem nigdy nic nie wiadomo.
- A mog wiedzie, dokd si wyprowadzasz?
- A co to pana obchodzi? To pytanie retoryczne czy ironiczne?
Panu i tak jest wszystko jedno, to jasne, ale ja jestem gupiutka i nie potrafi rozrni.
- Isabello, poczekaj chwil...
- Niech si pan ju nie przejmuje t sukienk, zaraz j zdejm.
A stalwki moe pan odda, s nieuywane i wcale mi si nie podobaj.
Pretensjonalne bezgucie dla dzidziusiw.
Podszedem do niej i pooyem jej do na ramieniu. Odskoczya, jakby uksia j
mija.
- Prosz mnie nie dotyka!
Zawrciem na prg, nic nie mwic. Isabelli dray donie i usta.
- Isabello, wybacz mi. Prosz. Nie chciaem ci urazi.
Spojrzaa na mnie ze zami w oczach i umiechajc si z gorycz.
- Robi pan to nieustannie. Nic innego pan nie robi. Odkd tu jestem. Zniewaa mnie
pan i zniewaa cigle, i traktuje, jakbym bya idiotk, ktra niczego nie rozumie.
- Przepraszam - powtrzyem. - Od t torb. Nie odchod.
- A niby dlaczego?
- Bo ci o to bardzo, bardzo prosz.
- Lito i wspczucie sama mog sobie znale gdzie indziej.
- Nie o lito ani o wspczucie tu chodzi. Chyba e z twojej strony. Prosz ci, eby
zostaa, bo to ja jestem idiot i nie chc by sam. Nie mog by sam.
- Wzruszajce. Zawsze myli pan o innych. Niech pan sobie kupi psa.
Rzucia torb na ko i znw obrcia si ku mnie, ocierajc zy i wylewajc ca
nagromadzon zo. Przeknem lin.
- Skoro ju si bawimy w mwienie sobie prawdy, to prosz bardzo: zawsze bdzie
pan sam. Zawsze bdzie pan sam, bo nie umie pan ani kocha, ani niczym si dzieli. Pan jest
jak ten dom, ktry mnie przeraa. Wcale si nie dziwi, e ta panienka w welonach wystawia
pana do wiatru i e wszyscy pana wystawi. Ani pan nie kocha, ani nie pozwala si kocha.
Patrzyem na ni jak zbity pies, cakiem ogupiay od padajcych zewszd razw.
Szukaem sw, ale poza bekotem nie byem zdolny nic wyrazi.

- Naprawd nie podoba ci si ten komplet stalwek? - udao mi si w kocu


wykrztusi.
Isabella wzniosa oczu ku grze, wyczerpana.
- Niech pan nie robi tej swojej minki niewinnego anioka, bo moe jestem gupia, ale
nie a tak.
Oparem si o framug, nic nie mwic. Isabella patrzya na mnie ni to nieufnie, ni to
wspczujco.
- Nie chciaam powiedzie tego o paskiej przyjacice, tej ze zdj. Przepraszam wyszeptaa.
- Nie ma za co przeprasza. To prawda.
Wyszedem z pokoju ze spuszczon gow. Wrciem do siebie na gr, by popatrze
na ciemne miasto zatopione w rzadkiej mgle. Po chwili usyszaem niepewne kroki Isabelli na
schodach.
- Jest pan tam? - krzykna.
- Jestem.
Wesza do gabinetu. Przebraa si i zmya lady ez. Umiechna si, a ja si jej
odwzajemniem.
- Dlaczego pan jest taki?
Rozoyem rce. Isabella usiada obok mnie na parapecie. Nic do siebie nie mwic,
bo nie czulimy takiej potrzeby, delektowalimy si widowiskiem zmiennej i rnorakiej
ciszy i cieni na dachach starego miasta. Po jakim czasie Isabella umiechna si i odwrcia
ku mnie gow.
- A moe bymy wzili jedno z cygar od taty i wypalili na p?
- Nie ma mowy.
Isabella nie zareagowaa, uciekajc na duej w charakterystyczne dla siebie
milczenie. Od czasu do czasu obrzucaa mnie szybkim spojrzeniem i umiechaa si. Ja
obserwowaem j ktem oka, by nagle skonstatowa, e wystarczy mi tylko na ni patrze,
eby zacz, jakkolwiek cigle z trudem, wierzy, e by moe istnieje jednak co dobrego i
przyzwoitego na tym pieskim wiecie i, na cae szczcie, we mnie samym.
- Zostajesz? - spytaem.
- A dlaczego miaabym zosta? Prosz poda mi jaki istotny powd. Szczery, czyli w
paskim wypadku egoistyczny. I adnych bajek, bo odejd natychmiast.
Schronia si w okopach swego spojrzenia, czekajc na jedno z mych pustych
pochlebstw, i przez chwil wydawaa mi si jedyn osob na wiecie, ktrej nie chciaem i nie

mogem skama. Spuciem wzrok, by wreszcie po raz pierwszy powiedzie prawd, choby
tylko po to, eby usysze, jak wypowiadam j na gos.
- Bo poza tob nie mam ju adnych przyjaci.
Jej nieustpliwy wyraz twarzy nieco zmik, ale nie chcc napotka aoci w jej
oczach, uciekem wzrokiem.
- A gdzie pan Sempere i co sycha u tego drugiego, co to wszystkie rozumy zjad,
Barcel?
- Poza tob nikt nie mie powiedzie mi prawdy.
- A paski przyjaciel i pryncypa w jednej osobie?
- Nie kop lecego. Pryncypa nie jest moim przyjacielem. I nie sdz, by
kiedykolwiek w swoim yciu chocia raz powiedzia prawd.
Przyjrzaa mi si badawczo.
- No i sam pan widzi. Wiedziaam, e mu pan nie ufa. Od razu, pierwszego dnia,
wyczytaam to z paskiej twarzy.
Szukaem czego, co pozwolioby mi odzyska nieco godnoci, ale znalazem jedynie
sarkazm.
- Poszerzya list swych uzdolnie o umiejtno czytania z twarzy?
- eby czyta z paskiej twarzy, nie trzeba mie specjalnych uzdolnie - bez namysu
skwitowaa Isabella. - To atwiejsze od bajeczki dla dzieci.
- Tak? A co szanowna pytia potrafia wyczyta jeszcze w mojej twarzy?
- e si pan boi.
Sprbowaem si zamia.
- Nie ma si pan co wstydzi wasnego strachu. Strach jest oznak rozsdku. Tylko
skoczeni gupcy niczego si nie boj. Czytaam o tym w jakiej ksice.
- W elementarzu trzsidupy?
- Nie musi pan dopuszcza do siebie tej myli, jeli zagraa to paskiemu poczuciu
mskoci. Ja ju wiem, e zdaniem mczyzn stopie uporu idzie u nich w parze z
rozmiarami czci wstydliwych.
- To te przeczytaa w jakiej ksice?
- Nie, to z ogrdka wasnych przemyle.
Poddaem si z braku jakichkolwiek argumentw.
- No, dobrze. Zgadza si, przyznaj, i odczuwam jaki taki niepokj.
- Jaki taki to pan jest. Pan umiera ze strachu. Nie ma co zaprzecza.
- Bez przesady, bez przesady. Powiedzmy, e mam pewne wtpliwoci co do relacji z

moim wydawc, co, zwaywszy na moje dowiadczenia, jest w peni zrozumiae. Z tego, co
wiem, Corelli jest dentelmenem w kadym calu i nasza zawodowa relacja bdzie owocna i
pozytywna dla obu stron.
- I std zawsze, gdy pada jego nazwisko, caa krew odpywa panu z twarzy. Z radoci
pewnie.
Westchnem, cakiem ju rozbrojony.
- I co mam ci powiedzie?
- e nie bdzie pan dla niego pracowa.
- Nie mog.
- A dlaczego nie? Nie moe mu pan odda pienidzy i posa go do diaba?
- To nie takie proste.
- A dlaczego nie? Wpakowa si pan w co?
- Chyba tak.
- Ale w co?
- Wanie usiuj tego doj. W kadym razie jestem jedyn osob, ktra ponosi za to
odpowiedzialno i ktra musi spraw rozwiza. Niczym nie musisz si przejmowa, bo to
nic takiego.
Popatrzya na mnie, pokonana chwilowo, ale nie przekonana.
- Jako czowiek jest pan jednym wielkim fiaskiem, wie pan?
- Zaczyna to do mnie dociera.
- Jeli pan chce, abym zostaa, reguy tutaj musz si zmieni.
- Zamieniam si w such.
- Koniec z despotyzmem owieconym. Od dzi ten dom jest demokracj.
- Wolno, rwno, braterstwo.
- Z braterstwem ostronie. Ale koniec z tym: ja tu rzdz, ja rozkazuj, adnych
psikusw w stylu mister Rochestera.
- Co pani rozkae, miss Eyre.
- I prosz sobie nie robi jakichkolwiek nadziei, bo i tak nie wyjd za pana za m,
nawet gdyby mia pan olepn.
Wycignem rk, eby przyklepa nasz pakt. Ucisna j, nie bez wahania, a
nastpnie obja mnie. Nie broniem si przed ogarniajcymi mnie ramionami i oparem twarz
o jej wosy. To by spokj i przywitanie, to byo wiato ycia siedemnastoletniej dziewczyny,
to by ucisk, podobny, jak chciaem wierzy, do tego, ktrym moja matka nie miaa czasu
mnie obj.

- Zostaniemy przyjacimi? - wyszeptaem.


- Dopki nas mier nie rozczy.

22
Owe reguy panowania izabeliskiego weszy w ycie o godzinie dziewitej dnia
nastpnego, kiedy moja asystentka stawia si w kuchni i prosto z mostu oznajmia, jak maj
wyglda nowe porzdki.
- Uznaam, e potrzebny jest panu stay rozkad zaj. Przy jego braku jest pan
zagubiony i w rezultacie dziaa w sposb rozwizy.
- Skd ty wzia takie wyraenie?
- Z jednej z paskich ksiek. Roz - wi - zy. Dobrze brzmi.
- I pasuje do strachu.
- Prosz nie zmienia tematu.
W cigu dnia kade z nas miao pracowa nad swoim manuskryptem, by nastpnie
zasi razem do kolacji. Po kolacji Isabela miaa przekazywa mi swoje strony, wsplnie
potem omawiane. Przysigem, e bd jej udziela stosownych wskazwek, a nie rzuca co
na odczepnego, byle moga si poczu zadowolona. Niedziele miay by dniami wolnymi od
pracy, kiedy j bior do kina, do teatru albo na spacer. Isabella zobowizywaa si pomaga
mi w szukaniu dokumentacji w bibliotekach i archiwach i korzystajc ze swych zwizkw z
rodzinnym interesem, doglda zaopatrzenia w wiktuay. Do mnie naleao przygotowywanie
niada, do niej kolacji. A obiady do tego, kto akurat bdzie o tej porze wolny. Konkretnymi
pracami porzdkowymi mielimy si podzieli, a ja przyrzekaem zaakceptowa w penej
rozcigoci bezsporny punkt, e dom ma by sprztany regularnie. Miaem nie szuka dla
niej narzeczonego i nie swata jej pod adnym pozorem, ona za miaa wstrzyma si od
kwestionowania pobudek, dla ktrych podjem si pracy dla pryncypaa lub te
manifestowania swego zdania w tej kwestii, chyba e zostaaby poproszona. Wszystkie inne
sprawy mielimy rozstrzyga w zalenoci od konkretnej sytuacji.
Uniosem filiank z kaw i spenilimy toast za moj klsk i bezwarunkow
kapitulacj.
Po kilku zaledwie dniach poddaem si cakiem spokojowi i beztrosce wasala. Isabella
budzia si wolno i dugo i kiedy wyaniaa si ze swego pokoju z zaspanymi jeszcze oczyma,
powczc nogami w moich pantoflach - dwa razy za duych - ja ju miaem przygotowane
niadanie, kaw i gazet, codziennie inn.
Stay rozkad zaj jest szafarzem natchnienia. Dwie doby upyny zaledwie od
ustanowienia nowego reimu, a ja ju zaczem odzyskiwa dyscyplin z moich najbardziej
produktywnych lat. Godziny zamknicia w pracowni bardzo szybko zaowocoway stronami,

przy ktrych zaczem dostrzega, nie bez niepokoju, e moje wysiki osigny ten stan
spoistoci, w ktrym przestaj by zamysem i przeistaczaj si w rzeczywisto.
Tekst pyn potoczycie, z odpowiednio dozowanym napiciem.
Czytao si go jak legend, sag mitologiczn o cudach i biedach, ktrej bohaterowie
podejmowali dziaania zwizane z proroctwem nadziei dla caej rasy ludzkiej. Opowie
przygotowywaa

nadejcie

wojownika

zbawiciela,

ktry,

uwalniajc

nard

od

nagromadzonego blu i krzywd, mia przywrci mu chwa i dum, odebrane przez


podstpnych i zaprzysionych wrogw ludu, jakkolwiek by si ten lud zwa. Mechanizm by
niezawodny i funkcjonowa identycznie, niezalenie od wiary, rasy czy plemienia. Sztandary,
bogowie i proklamacje byy jokerami w talii, w ktrej zawsze tasowano te same karty. Ze
wzgldu na charakter pracy zdecydowaem si na jeden z najbardziej skomplikowanych i
najtrudniejszych do uycia w tekcie literackim chwytw: na oczywisty brak jakiegokolwiek
chwytu.
Prostym i przystpnym jzykiem posugiwa si szlachetny i czysty gos wiadomoci,
ktra nie opowiada, a jedynie objawia. Czasami przerywaem prac, by ponownie przeczyta
wszystko, co do tej pory napisaem, i ogarniaa mnie lepa pycha, stwierdzaem bowiem, e
budowany przeze mnie mechanizm dziaa z niezawodn precyzj.
Zdaem sobie spraw, e po raz pierwszy od dawna potrafiem pracowa caymi
godzinami i ani razu nie pomyle o Cristinie i Pedrze Vidalu. Wszystko idzie ku lepszemu,
mylaem sobie. By moe wanie dlatego, e wedle wszelkich wskazwek miaem w kocu
wybrn ze lepego zauka, zrobiem to, co robiem za kadym razem, kiedy moje ycie
wydawao si wychodzi na prost: wszystko zepsuem.
Pewnego dnia, po niadaniu, ubraem si w jeden z moich garniturw szanowanego
obywatela. Zajrzaem do galerii, by powiedzie do widzenia Isabelli, i zastaem j przy
biurku czytajc strony z poprzedniego dnia.
- Nie pisze pan dzisiaj? - zapytaa, nie podnoszc wzroku.
- Szewski poniedziaek. Dzie ciszy.
Zauwayem, e obok jej zeszytu lea komplet stalwek i kaamarz z muzami.
- Mylaem, e uwaaa to za bezgucie.
- I nadal uwaam, ale jestem siedemnastoletni dziewczyn i mam niezbywalne prawo
do tego, eby podobay mi si pretensjonalne bezgucia. Tak jak panu te paskie cygara.
Doszed j zapach wody koloskiej i obrzucia mnie zaintrygowanym wzrokiem.
Widzc mnie w stroju wyjciowym, zmarszczya brwi.
- Znowu idzie pan si bawi w detektywa? - spytaa.

- Co jakby.
- A nie potrzebuje pan ochroniarza? Albo doktor Watsonowej?
Kogo rozsdnego?
- Nie ucz si szuka usprawiedliwie, eby nie pisa, zanim si tego nie nauczysz. To
przywilej zawodowcw i trzeba na niego zasuy.
- A ja sdz, e jeli jestem pask asystentk, to powinnam panu pomaga we
wszystkim.
Umiechnem si agodnie.
- Skoro ju o tym mwisz, rzeczywicie chc ci o co prosi.
Spokojnie, to nic strasznego. Chodzi o Sempere. Dowiedziaem si, e kiepsko u niego
z finansami i ksigarnia jest na progu bankructwa.
- Niemoliwe.
- Niestety, moliwe, ale nic zego si nie stanie, bo do tego nie dopucimy.
- Dobrze pan wie, e pan Sempere jest bardzo dumny i nie pozwoli, eby pan...
Prbowa ju pan, prawda?
Przytaknem.
- Dlatego pomylaem, e musimy wykaza si sprytem i odwoa do heterodoksji i
sztuk czarnoksiskich.
- Paska specjalno.
Zignorowaem ton przygany i kontynuowaem wywd.
- Pomylaem, co nastpuje: jak gdyby nigdy nic wpadniesz do ksigarni i powiesz
Sempere, e jestem potworem i e masz mnie powyej dziurek...
- Caa prawda i tylko prawda, jak dotd.
- Nie przerywaj mi. Powiesz mu to wszystko, a pniej dodasz, e za prac asystentki
pac ci ndzne grosze...
- Przecie pan mi nic nie paci...
Westchnem, uzbrajajc si w resztki cierpliwoci.
- Kiedy powie, e bardzo mu z tego powodu przykro, a tak wanie powie,
przybierzesz wyraz twarzy panienki, ktrej grozi niebezpieczestwo, i wyznasz mu, ronic, w
miar moliwoci, jedn lub dwie ezki, e ojciec wydziedziczy ci i chce zamkn w
klasztorze, std te przyszo ci na myl, czy nie mogaby tu popracowa par godzin, na
prb, za trzy procent od mary za ksiki, ktre uda ci si sprzeda, by w ten godziwy
sposb wypracowa sobie przyszo z dala od ycia zakonnego, za to jako kobieta
wyzwolona i oddana sprawie upowszechniania literatury.

Isabella skrzywia si.


- Trzy procent? Pan chce pomc Sempere czy puci go z torbami?
- Chc, eby woya co w gucie sukienki z tamtej nocy, zrobisz si na bstwo, jak
to ty potrafisz, a odwiedzisz go, kiedy w ksigarni bdzie jego syn. Zazwyczaj wypada to po
poudniu.
- Ma pan na myli tego przystojniaka?
- Ilu synw ma pan Sempere?
Isabella szybko porachowaa w pamici i nagle, zaczynajc domyla si charakteru
moich knowa, posaa mi bazyliszkowe spojrzenie.
- Gdyby mj ojciec wiedzia, jak chor ma pan wyobrani, bez namysu kupiby
sobie strzelb.
- Ale ja tylko chc, eby syn ci zobaczy i eby ojciec zobaczy, jak syn na ciebie
patrzy.
- Pan jest znacznie gorszy, ni mylaam. Teraz zajmuje si pan handlem ywym
towarem.
- Tu tylko chodzi o chrzecijaskie miosierdzie. Zreszt, to ty, niepytana,
powiedziaa, e syn Sempere jest cakiem cakiem.
- Tak, cakiem cakiem i gupawy troch.
- Bez przesady. Sempere junior jest po prostu nieco wstydliwy w obecnoci pci
odmiennej, co przynosi mu zaszczyt. To wzorowy obywatel, ktry, cho wiadom swej
postawnoci i uroku, zachowuje pen samokontrol i ascez, z atencji i czci wobec
niepokalanej czystoci barceloskich kobiet. Nie powiesz mi, e nie przydaje mu to aury
szlachetnoci i wdziku, ktry porusza twe instynkty, i macierzyski, i poboczne.
- Czasami chyba pana nienawidz.
- Prosz bardzo, moesz mnie nienawidzi, ale nie obarczaj modego Sempere moimi
ludzkimi wadami, albowiem, w swej niewinnoci, jest on zaiste witym mem.
- Umwilimy si, e nie bdzie mi pan szuka narzeczonego.
- Nikt tu nie mwi o narzeczestwie. Dopu mnie do gosu, a opowiem ci reszt.
- Niech pan mwi, Rasputinie.
- Kiedy Sempere ojciec powie, e zgoda, a tak powie, chc, eby codziennie spdzaa
za lad w ksigarni dwie, trzy godziny.
- A za kogo przebrana? Za Mat Hari?
- Ubrana zgodnie z cechujcym ci wyczuciem stylu i przyzwoitoci. licznie,
uwodzicielsko, ale bez przesady. Jeli uznasz to za niezbdne, moesz sign po jedn z

kreacji Iren Sabino, ale stonowan, stonowan.


- S tam takie dwie, moe trzy suknie, w ktrych wygldam jak bogini - westchna
marzycielsko Isabella.
- No to w tak, ktra najbardziej ci okrywa.
- Jest pan starym wstecznikiem. A co z moimi studiami literackimi?
- Jak to co? A gdzie znajdziesz lepsz sal wykadow ni ksigarnia Sempere i
Synowie? Masz tam do dyspozycji wszystkie arcydziea, z ktrych moesz czerpa wiedz
penymi garciami.
- Ale co ja mam tam robi? Mam gboko oddycha i czeka, a spynie na mnie aska
wtajemniczenia?
- Chodzi tylko o kilka godzin dziennie. A pniej moesz pracowa tutaj, jak do tej
pory, i korzysta z moich bezcennych rad, dziki ktrym zostaniesz now Jane Austen.
- A na czym polega fortel?
- Fortel polega na tym, e codziennie dostawa bdziesz ode mnie troch peset, ktre
niepostrzeenie i rwnomiernie bdziesz dorzuca do kasy, ilekro pobierzesz od klientw
pienidze za sprzedan ksik.
- A wic o to chodzi...
- O to wanie chodzi i jak sama widzisz nie ma w tym niczego perwersyjnego.
Isabella zmarszczya brwi.
- Nie uda si. Zauway, e co dziwnego si dzieje. Pan Sempere to szelma kuty na
cztery nogi.
- Uda si. A jeli Sempere si zdziwi, to mu powiesz, e klienci na widok licznej i
sympatycznej dziewczyny, usugujcej za lad, przestaj si trzyma za kiesze i okazuj
szczodro.
- By moe tak jest w podejrzanych lokalach, do jakich zwyk pan uczszcza, ale nie
w ksigarni.
- Pozwolisz, e si nie zgodz. Ja, gdybym w ksigarni natrafi na tak urocz
sprzedawczyni, gotw bybym kupi nawet ksik laureata ostatniej nagrody pastwowej.
- Ale bo pan ma myli brudniejsze od kurzej grzdy.
- Ale jednoczenie mam, albo powinienem powiedzie: mamy, ogromny dug
wdzicznoci wobec pana Sempere.
- To cios poniej pasa.
- Wic nie zmuszaj mnie do zadania ciosu jeszcze niej.
Jeli kto uprawia ze znawstwem sztuk perswazji, powinien wpierw wzbudzi

ciekawo, pniej poechta prno, by wreszcie odwoa si do sumienia lub dobroci.


Isabella spucia wzrok i wolno przytakna.
- A kiedy zamierza pan wprowadzi w ycie plan pod kryptonimem nimfa niosca
chleb?
- Nie zostawiajmy na jutro tego, co moemy zrobi dzi.
- Dzi?
- Dzi po poudniu.
- A tak szczerze. Czy to jest pomys na pranie pienidzy, jakie dostaje pan od
pryncypaa, a przy okazji uspokojenie sumienia czy czegokolwiek innego, co ma pan zamiast
sumienia?
- Dobrze wiesz, e zawsze kieruj si wzgldami egoistycznymi.
- A jeli pan Sempere si nie zgodzi?
- Masz si upewni, e syn przebywa w ksigarni, i masz si ubra jak na niedziel,
ale nie na msz.
- To wszystko jest upokarzajce i uwaczajce.
- I zachwycajco podniecajce.
Isabella umiechna si wreszcie drapienie.
- A jeli synowi uderzy do gowy i zacznie przekracza granice?
- Gwarantuj ci, e mody dziedzic palcem ci nie tknie, chyba e w obecnoci ksidza
i z waciwym zawiadczeniem diecezjalnym w rku.
- Jedni a tyle, a inni tak niewiele.
- Zrobisz to?
- Dla pana?
- Dla literatury.

23
Na ulicy poczuem zimny, przenikajcy do szpiku koci wiatr, ktry zamiata chodniki
niespokojnymi podmuchami, i zrozumiaem, e jesie zakrada si na paluszkach do
Barcelony. Na placu Palacio wsiadem do tramwaju, ktry czeka pusty niczym wielka
dziupla z kutego elaza. Zajem miejsce przy oknie i kupiem bilet od konduktora.
- Jedzie a do Sarria? - zapytaem.
- Do samego placu.
Kiedy tylko tramwaj ruszy gwatownie, oparem gow o szyb.
Zamknem oczy i zapadem w drzemk, ktrej dowiadczy mona tylko na
pokadzie jednego z mechanicznych wynalazkw - w sen nowoczesnego czowieka. nio mi
si, e podruj pocigiem inkrustowanym czarnymi komi, w wagonie w ksztacie trumny,
przez wyludnion Barcelon, pen porozrzucanych ubra, jakby zamieszkujce je ciaa
wyparoway. Pogrone w zakltej ciszy ulice porastaa tundra kapeluszy i sukien,
porzuconych garniturw i butw. Z lokomotywy unosia si smuga szkaratnego dymu, ktry
rozpywa si po niebie niczym rozlana farba. Obok mnie jecha umiechnity pryncypa.
Ubrany by w biay garnitur i rkawiczki.
Jaka ciemna, galaretowata substancja kapaa z koniuszkw jego palcw.
- Co si stao ze wszystkimi?
- Niech pan nie traci wiary, Davidzie.
Kiedy si obudziem, tramwaj zelizgiwa si opieszale na plac Sarria.
Wyskoczyem, zanim zatrzyma si na dobre, i zaczem wspina si ulic Mayor de
Sarria. Pitnacie minut pniej dotarem do celu.
Ulica Vallvidrera braa pocztek z ocienionego zagajnika na tyach zamku z czerwonej
cegy, w ktrym miecia si szkoa. Pokryta zeschymi limi, prowadzia w gr zbocza, a
po jej obu stronach wyrastay samotne wille. Wybraem stron numerw nieparzystych,
prbujc odcyfrowa co z tabliczek na potach i murach. W oddali majaczyy fasady ze
sczerniaego kamienia i wyschnite fontanny, osiade na mielinie pomidzy zaronitymi
chwastem ciekami.
Przeszedem odcinek ulicy pooony w cieniu cyprysw, by odkry, e numeracja
przeskakiwaa nagle z jedenacie na pitnacie. Nic nie rozumiejc, cofnem si w
poszukiwaniu domu numer trzynacie.
Ju nabieraem podejrze, e sekretarka adwokata Valery okazaa si bardziej
przebiega, ni mylaem, i podaa mi faszywy adres, kiedy zauwayem ciek, ktra

zaczynaa si na chodniku i prowadzia jakie pidziesit metrw w gb, do ciemnego


ogrodzenia uwieczonego grzebieniem ostrzy.
Poszedem wsk, wybrukowan ciek a do ogrodzenia. Gsty, zapuszczony ogrd
przeciska si na drug stron, a gazie eukaliptusa pomidzy sztachetami ogrodzenia
przypominay rce, wycignite w bagalnym gecie zza krat celi. Odsunem zasaniajce
cz muru licie i znalazem pod nimi wyrnity w murze napis:
Casa Marlasca

13
Szedem wzdu potu, prbujc zajrze do ogrodu. Jakie dwadziecia metrw dalej
znalazem metalow bram osadzon w murowanej framudze. Na elaznej, przeartej zami
rdzy pytce spoczywaa cika koatka. Brama bya uchylona. Popchnem j i ustpia,
pozwalajc mi przej bez ryzyka, e wystajce z muru kamienie porw mi ubranie.
Powietrze przenika intensywny zapach mokrej ziemi.
cieka z marmurowych pyt prowadzia pord drzew do wyoonej biaymi
kamieniami polanki. Z boku wida byo garae z otwartymi drzwiami i szcztkami czego, co
kiedy byo mercedesem, dzi za bardziej przypominao porzucony karawan. Dom by
budowl w stylu modernistycznym, wznoszc si na wysoko trzech piter, pen
zakrzywionych linii i zwieczon kaprynie udekorowanymi wieami i ukami mansard.
Fasad zdobiy wskie, ostre jak sztylety okna, niezliczone reliefy oraz rzygacze. W szybach
odbijaa si niespieszna wdrwka chmur. Zdawao mi si, e w jednym z okien pierwszego
pitra dostrzegam zarys twarzy.
Bezwiednie uniosem do w gecie powitania. Nie chciaem, eby wzito mnie za
zodzieja. Posta staa bez ruchu, obserwujc mnie, nieruchoma jak pajk. Spuciem na
chwil wzrok, a kiedy podniosem go znowu, posta znikna.
- Dzie dobry! - zawoaem.
Poczekaem chwil i, nie otrzymawszy odpowiedzi, zaczem zblia si powoli do
domu. Owalny basen rozpociera si z boku wschodniej elewacji. Z drugiej strony wznosia
si oszklona galeria.
Wok basenu rozstawione byy leaki z prujcego si ptna. Poronita bluszczem
trampolina zwisaa nad ciemn, mtn tafl. Podszedem do jej krawdzi, by przekona si, e
woda pena bya suchych lici i falujcych na powierzchni wodorostw. Przygldaem si
swojemu odbiciu w basenie, kiedy zobaczyem, jak za moimi plecami wyrasta czarna
sylwetka.
Odwrciem si byskawicznie i ujrzaem przed sob mroczn twarz o ostrych rysach,
przygldajc mi si z niepokojem i obaw.
- Kim pan jest i co pan tu robi?
- Nazywam si David Martin i przysya mnie mecenas Valera - wymyliem na
poczekaniu.
Alicia Marlasca zacisna usta.
- Pani Marlasca, prawda? Doa Alicia?

- A czemu nie przysa tego, co przychodzi zawsze?


Zrozumiaem, e wdowa Marlasca wzia mnie za jednego z aplikantw z kancelarii
Valery, sdzc, e przynosz jej do podpisania jakie papiery lub wiadomo od adwokatw.
Przez chwil rozwaaem moliwo przyjcia tej tosamoci, w twarzy tej kobiety byo
jednak co, co mi mwio, e usyszaa ju w swoim yciu tyle kamstw, i nie przeknie ani
jednego wicej.
- Nie pracuj dla kancelarii. Moja wizyta jest natury prywatnej.
Zastanawiaem si, czy powiciaby mi pani kilka chwil, by porozmawia o jednej z
dawnych posiadoci pani zmarego ma, don Diega.
Wdowa zblada i odwrcia wzrok. Wspieraa si na lasce. Zauwayem stojcy na
progu galerii wzek inwalidzki i domyliem si, e spdzaa na nim wicej czasu, niby
sobie yczya.
- Po posiadociach mojego ma nie pozostao ju nic, panie...
- Martin.
- Wszystko przejy banki. Wszystko oprcz tego domu, ktry, za rad mecenasa
Valery ojca, m przepisa na mnie. Ca reszt rozszarpay spy...
- Chodzi mi dokadnie o dom z wieyczk, przy ulicy Flassaders.
Wdowa westchna. Wygldaa na jakie siedemdziesit, siedemdziesit pi lat. Echo
tego, co kiedy musiao by olniewajc piknoci, jeszcze niezupenie znikno z jej
twarzy.
- Niech pan zapomni o tym domu. To przeklte miejsce.
- Niestety, nie mog tego zrobi. Mieszkam w nim.
Wdowa po Marlasce zmarszczya brwi.
- Sdziam, e nikt nie zechce w nim mieszka. Sta pusty przez wiele lat.
- Wynajem go jaki czas temu. Powd mojej wizyty jest nastpujcy: podczas prac
remontowych znalazem rozmaite rzeczy osobiste, ktre, jak sdz, naleay do pani zmarego
ma i zapewne take do pani.
- W tym domu nie ma nic, co naley do mnie. Znalaz pan pewnie rzeczy tamtej
kobiety...
- Iren Sabino?
Alicia Marlasca umiechna si gorzko.
- Czego tak naprawd chce si pan dowiedzie, panie Martin?
Prosz by ze mn szczery. Nie przyszed pan tu przecie po to, by odda mi jakie
starocie mojego ma?

Patrzylimy na siebie w milczeniu i zrozumiaem, e za adn cen nie mogem i nie


chciaem okamywa tej kobiety.
- Staram si ustali, co tak naprawd przydarzyo si pani mowi.
- Dlaczego?
- Bo mam wraenie, e to samo spotyka mnie.
W Casa Marlasca panowaa atmosfera opuszczonego panteonu, waciwa wielkim
domostwom, w ktrych wszystko tchnie nieobecnoci i brakiem. Dni swojej fortuny i
chway, czasy, kiedy legiony sucych dbay o jego czysto i splendor, dom mia ju
niewtpliwie za sob. Teraz by kompletn ruin. Farba odpadaa ze cian, pytki nie trzymay
si podogi, meble przearte byy zimn wilgoci, sufity sypay si, przetarte dywany
wyblaky. Pomogem wdowie usadowi si na wzku inwalidzkim i podajc za jej
wskazwkami, poprowadziem j do saloniku, w ktrym zostay zaledwie resztki ksiek i
obrazw.
- Musiaam sprzeda wikszo rzeczy, eby jako przey - wyjania. - Gdyby nie
mecenas Valera, ktry co miesic przysya mi ufundowan przez kancelari niewielk
emerytur, nie wiedziaabym, jak zwiza koniec z kocem.
- Mieszka tu pani sama?
Wdowa przytakna.
- To mj dom. Jedyne miejsce, w ktrym byam szczliwa, chocia od tego czasu
upyno ju tyle lat. Przepraszam, e nic panu nie zaproponowaam. Od dawna nie przyjmuj
wizyt i zapomniaam, jak powinno si traktowa goci. Ma pan ochot na kaw albo na
herbat?
- Nie, dzikuj.
Pani Marlasca umiechna si, wskazujc na fotel, na ktrym siedziaem.
- To by ulubiony fotel ma. Lubi na nim siada i czyta do pna, naprzeciwko
kominka. Ja czasem siadaam tu przy nim i suchaam. Lubi opowiada rne historie, w
kadym razie wtedy.
W tym domu bylimy bardzo szczliwi...
- I co si stao?
Wdowa skulia ramiona i zatopia spojrzenie w popioach domowego ogniska.
- Jest pan pewien, e chce usysze t histori?
- Bardzo o to prosz.

24
Prawd mwic, nie wiem, kiedy mj m, Diego, j pozna. Pamitam tylko, e
pewnego razu co o niej napomkn i nagle nie byo dnia, ebym nie syszaa, jak wymawia
jej imi: Iren Sabino. Powiedzia mi, e przedstawi ich sobie niejaki Damian Roures, ktry
organizowa seanse spirytystyczne w pewnym lokalu przy ulicy Elisabets. Diego zna rne
religie i uczestniczy jako obserwator w wielu obrzdach. W tamtym czasie Iren Sabino bya
jedn z najpopularniejszych aktorek w teatrach na Paralelo. Bya z niej prawdziwa pikno,
temu nie bd zaprzecza. Ale oprcz tego nie sdz, by umiaa zliczy do dziesiciu. Ludzie
mwili, e urodzia si w jednej z chatek na play Bogatell, e matka porzucia j w
Somorrostro i e wychowaa si pomidzy ebrakami i mtami, ktrzy si tam ukrywali.
Zacza taczy w kabaretach i lokalach Ravalu i przy Paralelo, majc czternacie lat. I
rozumie pan chyba, co mam na myli, mwic taczy. Podejrzewam, e prostytuowaa si,
zanim nauczya si czyta, jeli w ogle si nauczya... Przez pewien okres bya wielk
gwiazd klubu La Criolla, tak przynajmniej mwiono. Pniej wystpowaa w lokalach
lepszej kategorii. Sdz, e w Apolo poznaa Juana Corber, na ktrego wszyscy woali Jaco.
Jaco by jej impresario i najprawdopodobniej take kochankiem. To Jaco wymyli jej
pseudonim, Iren Sabino, oraz legend, e bya nielubn crk jakiej paryskiej wedety i
ksicia europejskiej arystokracji. Nie wiem, jak brzmiao jej prawdziwe nazwisko. Nie wiem
nawet, czy je miaa.
Jaco wprowadzi j w pwiatek spirytyzmu, myl, e zasugerowa mu to Roures, i
obaj czerpali zyski z kupczenia jej rzekomym dziewictwem, ktre przycigao bogatych i
zblazowanych mczyzn, uczszczajcych na seanse dla zabicia nudy. Specjalnoci Jaco i
Rouresa byy pary, tak mwili.
Jaco i Roures nie zdawali sobie jednak sprawy, e Iren miaa prawdziw obsesj na
punkcie tych seansw i wierzya, e caa ta pantomima naprawd pozwala nawizywa
kontakty z duchami.
Bya przekonana, e matka wysyaa jej wiadomoci z tamtego wiata, i nawet kiedy
staa si sawna, nie przestaa uczszcza na seanse, eby nawizywa z ni kontakt. Wanie
podczas jednego z tych seansw poznaa mojego ma, Diega. Myl, e przechodzilimy
wtedy trudny okres, jak to si zdarza w maestwie. Diego od duszego czasu nosi si z
myl porzucenia praktyki prawnej i cakowitego powicenia si pisarstwu. Przyznaj, e nie
znalaz we mnie oparcia, na ktre liczy. Byam zdania, i jeli podejmie tak decyzj,
zmarnuje sobie ycie, chocia prawdopodobnie najbardziej przeraao mnie, e strac to

wszystko: dom, sub... Straciam to i tak, a w dodatku jego te. Ostatecznie rozdzielia nas
utrata Ismaela. Ismael to nasz syn. Diego wiata za nim nie widzia. Nigdy nie syszaam,
eby jaki ojciec by tak oddany synowi. Ismael, a nie ja, wypenia mu ycie. Tamtego dnia
kcilimy si w sypialni na pierwszym pitrze. Robiam mu wyrzuty o to, e tyle czasu
spdza na pisaniu, e jego wsplnik, Valera, ktry mia ju do pracy za dwch, postawi mu
ultimatum i gotw by rozwiza kancelari i rozpocz praktyk na wasny rachunek. Diego
powiedzia, e nic go to nie obchodzi, e chtnie odsprzeda swj udzia w kancelarii i
powici si swojemu powoaniu. Zaniepokoilimy si nieobecnoci Ismaela. Nie byo go w
jego pokoju ani w ogrodzie. Pomylaam, e syszc, jak si kcimy, przestraszy si i
wyszed z domu. Nie byby to pierwszy raz. Kilka miesicy wczeniej znaleziono go na awce
na placu Sarria; siedzia tam i paka. Kiedy wyszlimy, by go szuka, zapada ju zmrok.
Nasz syn przepad bez ladu. Pytalimy w ssiednich domach, po szpitalach... Wrcilimy o
wicie, po caonocnych poszukiwaniach, i znalelimy jego ciao na dnie basenu.
Utopi si poprzedniego popoudnia, a my nie usyszelimy, jak woa o pomoc, tak
gono na siebie krzyczelimy. Mia siedem lat.
Diego nigdy mi nie wybaczy, nie wybaczy te sobie. Wkrtce nie moglimy znie
siebie nawzajem. Za kadym razem, kiedy patrzylimy na siebie, kiedy si dotykalimy,
widzielimy ciao naszego martwego syna na dnie tego przekltego basenu. Pewnego dnia
obudziam si i zrozumiaam, e Diego mnie opuci. Porzuci prac w kancelarii i
przeprowadzi si do owego domu w dzielnicy Ribera, ktry nie dawa mu spokoju od lat.
Mwi, e pisze, e otrzyma bardzo wane zlecenie od jakiego paryskiego wydawcy, e nie
musz martwi si o pienidze. Wiedziaam, e jest z Iren, chocia nie chcia si do tego
przyzna. By wrakiem. Uwaa, e nie zostao mu zbyt wiele ycia. e zarazi si jak
tajemnicz chorob, pasoytem, ktry zera go od rodka. Mwi tylko i wycznie o mierci.
Nie sucha nikogo. Ani mnie, ani Valery... Tylko Iren i Rouresa, ktrzy truli mu gow
historiami o duchach i wyudzali pienidze, obiecujc, e pomog nawiza kontakt z
Ismaelem. Kiedy wybraam si do domu z wieyczk i bagaam, by mi otworzy. Nie
wpuci mnie.
Powiedzia, e jest zajty, e pracuje nad czym, co pozwoli mu ocali Ismaela.
Wwczas zdaam sobie spraw, e zacz traci rozum. Wierzy, e jeli uda mu si napisa t
przeklt ksik dla paryskiego wydawcy, Ismael powrci midzy ywych. Podejrzewam, e
Iren, Roures i Jaco wycignli od niego wszystkie pienidze, jakie mu pozostay, jakie nam
pozostay. Kilka miesicy pniej, kiedy ju nie spotyka si z nikim i nie wystawia nosa z
tego okropnego domu, znaleziono jego ciao. Policja twierdzi, e to wypadek, ale ja nigdy w

to nie uwierzyam. Jaco znikn, pienidze rozpyny si bez ladu. Roures twierdzi, e nie
ma o niczym pojcia.
e od miesicy nie utrzymywa z Diegiem kontaktw, tak bardzo przeraao go jego
szalestwo. Mwi, e na seansach spirytystycznych Diego zacz poszy mu klientw
historiami o potpionych duszach, a w kocu musia zabroni mu wstpu. Diego twierdzi,
e pod miastem znajduje si olbrzymie jezioro krwi. e Ismael ukazywa mu si w snach, e
naszego syna wizi duch pod postaci wa, ktry czasem zmienia si w chopca, by si z
nim bawi. Nikt si specjalnie nie zdziwi, kiedy znaleziono mojego ma martwego. Iren
uwaaa, e Diego odebra sobie ycie z mojej winy, e to wanie zimna i wyrachowana
ona, ktra pozwolia, by zgin jej wasny syn, bo tak bardzo nie chciaa wyrzec si ycia w
luksusie, pchna go w objcia mierci. e tylko ona, Iren, kochaa go naprawd i e nigdy
nie przyja od niego ani grosza. I myl, e przynajmniej jeli o to chodzi, nie kamaa.
Przypuszczam, e za namow Jaco uwioda Diega i pomoga obrabowa go ze wszystkiego.
Pniej Jaco uciek i zostawi j na lodzie. Tak mwili policjanci, w kadym razie niektrzy.
Zawsze miaam wraenie, i nie chc dry tej sprawy, a wersja o samobjstwie wydaa im
si bardzo wygodna. Ale ja nie wierz w to, e Diego odebra sobie ycie. Nie wierzyam w to
wwczas i nie wierz teraz.
Wedug mnie zamordowali go Iren i Jaco. I nie tylko dla pienidzy.
Byo co jeszcze. Pamitam, e jeden z policjantw, ktry zajmowa si spraw,
niejaki Salvador, Ricardo Salvador, te tak uwaa. Powiedzia mi, e w oficjalnej wersji
wydarze byo sporo luk i e komu zaleao, by ukry prawdziwe okolicznoci mierci
Diega. Salvador bardzo si stara wyjani spraw, a w kocu odsunito go od ledztwa, a
potem wydalono ze suby. Ale nawet wtedy prowadzi dochodzenie na wasn rk. Czasami
mnie odwiedza. Zostalimy przyjacimi... Ja byam samotn, zrujnowan i zdesperowan
kobiet. Valera namawia mnie, bym wysza powtrnie za m. On take mnie wini za to, co
spotkao mojego maonka, i zasugerowa mi nawet kiedy, e wielu samotnym kupcom taka
dobrze prezentujca si wdwka o arystokratycznych manierach mogaby rozgrza ko i
osodzi jesie ycia.
Potem nawet Salvador przesta mnie odwiedza. Nie mam do niego alu. Przez to, e
prbowa mi pomc, zrujnowa sobie ycie. Czasem wydaje mi si, e to wszystko, co
potrafi zrobi dla innych: zrujnowa im ycie... Nigdy nikomu tego nie opowiadaam, a do
dzi. Jeli chce pan posucha mojej rady, niech pan zapomni o tym domu, o mnie, o moim
mu i o caej tej historii. Niech pan wyjedzie, daleko std. To miasto jest przeklte.
Przeklte.

25
Opuciem Casa Marlasca z cikim sercem i zagbiem si w labirynt bezludnych
uliczek prowadzcych ku Pedralbes. Niebo byo pokryte pajczyn szarych chmur, przez
ktre soce ledwo si przebijao. Igieki wiata przekuway w podniebny caun i
zelizgiway si po stoku gry. Podyem wzrokiem za tymi promykami jasnoci i
zobaczyem z daleka, jak muskaj poyskujcy dach Villi Helius. Okna domu byszczay.
Wbrew zdrowemu rozsdkowi ruszyem w tamt stron. W miar jak si zbliaem, niebo
ciemniao, a wiatr unosi wirujce spirale zwidych lici.
Zatrzymaem si u wylotu ulicy Panama. Villa Helius wznosia si naprzeciwko. Nie
omieliem si przej przez ulic i zbliy do muru otaczajcego ogrd. Tkwiem tam tak,
Bg wie ile czasu, niezdolny ani do ucieczki, ani do tego, by stan przed drzwiami i
zapuka.
I wtedy wanie zobaczyem j, jak idzie wzdu okien drugiego pitra. Poczuem w
trzewiach lodowaty chd. Zaczynaem si cofa, kiedy zatrzymaa si i odwrcia. Podesza
do szyby i poczuem, e szuka mojego wzroku i patrzy mi w oczy. Uniosa rk, jakby chciaa
mnie pozdrowi, ale zatrzymaa j w p drogi. Nie starczyo mi odwagi, by wytrzyma jej
spojrzenie; odwrciem si, by odej w d ulicy. Dray mi rce. Nie chcc, by to zobaczya,
woyem je w kieszenie. Gdy miaem skrci za rg, odwrciem si raz jeszcze i
przekonaem, e stoi cay czas przy oknie i patrzy na mnie. Chciaem znowu wzbudzi w
sobie nienawi, ale zabrako mi si.
Dotarem do domu zzibnity, nie bardzo wiadomo dlaczego, do szpiku koci.
Wchodzc, dostrzegem w skrzynce pocztowej kopert.
Pergamin i lak. Wieci od pryncypaa. Otworzyem j, wlokc si schodami na pitro.
Eleganckie pismo wyznaczao mi spotkanie na dzie nastpny. Dotarszy na ppitro,
zobaczyem, e drzwi s uchylone i czeka na mnie umiechnita Isabella.
- Byam w studiu i widziaam, jak pan nadchodzi.
Prbowaem odpowiedzie jej umiechem, ale chyba byem mao przekonujcy, bo
ledwo Isabella spojrzaa mi w oczy, na jej twarzy pojawi si wyraz zatroskania.
- Wszystko w porzdku?
- Nic mi nie jest. Po prostu troch zmarzem.
- Mam ugotowany ros; wietnie panu zrobi. Niech pan szybko wchodzi.
Uja mnie za rami i poprowadzia w stron galerii.
- Isabello, nie jestem inwalid.

Pucia mnie zawstydzona.


- Przepraszam.
Nie byem w nastroju, by toczy boje z kimkolwiek, a ju najmniej z moj upart
asystentk, pozwoliem si wic zaprowadzi na fotel i opadem na niego jak worek koci.
Isabella usiada naprzeciwko i przyjrzaa mi si zaniepokojona.
- Co si stao?
Umiechnem si uspokajajco.
- Nic. Nic si nie stao. Pono czeka na mnie filianka rosou.
- Ju podaj.
Wyskoczya do kuchni, skd zaczy dochodzi mnie odgosy krztaniny.
Odetchnem gboko i zamknem oczy, by po chwili usysze zbliajce si kroki Isabelli.
Podaa mi ogromn, dymic bulionwk.
- Przecie to wiksze od nocnika.
- Prosz to wypi i nie wyraa si.
Powchaem ros. Pachnia smakowicie, ale nie chciaem okazywa si zbyt ukadny.
- Dziwnie pachnie - powiedziaem. - Z czego to?
- Pachnie kurczakiem, bo jest z kurczaka, z sol i odrobin jerezu. Smacznego!
Upiem nieco i wycignem bulionwk ku Isabelli. Pokrcia gow.
- Do dna!
Westchnem i upiem kolejny yk. Niestety, ros by smaczny.
- No dobrze. Jak upyn dzie? - zapytaa Isabella.
- Mogo by by lepiej. A tobie?
- Ma pan przed sob now gwiazd ksigarni Sempere i Synowie.
- Wspaniale.
- Do pitej sprzedaam dwa egzemplarze Portretu Doriana Graya i dziea zebrane
Galdosa bardzo dystyngowanemu dentelmenowi z Madrytu, ktry da mi napiwek. I prosz
si nie krzywi, bo napiwek te wrzuciam do kasy.
- A Sempere syn, co powiedzia?
- Powiedzie, powiedzia niewiele, bo cay czas siedzia jak gamo i udawa, e na
mnie nie patrzy, chocia oka ze mnie nie spuszcza.
Tyka nie czuj od tego jego wpatrywania si w moj pup za kadym razem, kiedy
wchodziam na drabin, eby sign po jak ksik.
Zadowolony?
Umiechnem si i przytaknem.

- Dzikuj, Isabello.
Spojrzaa mi gboko w oczy.
- Prosz to powtrzy.
- Dzikuj, Isabello. Z caego serca.
Zaczerwienia si i spucia wzrok. Przez jaki czas siedzielimy w miej ciszy, cieszc
si owym braterstwem, ktre potrafi oby si bez sw. Wypiem cay ros, cho ledwie
mogem zmieci, i pokazaem Isabelli pust bulionwk. Z zadowoleniem pokiwaa gow.
- Poszed pan tam, prawda? Zobaczy t kobiet, Cristin? - powiedziaa Isabella,
unikajc mojego wzroku.
- Isabella, ktra czyta z twarzy...
- Prosz wyzna mi prawd.
- Widziaem j tylko z daleka.
Przyjrzaa mi si niepewnie, jakby zastanawiaa si, czy powinna powiedzie mi co,
co od dawna ley jej na sercu.
- Kocha j pan? - zapytaa w kocu.
Patrzylimy na siebie w milczeniu.
- Ja nie umiem kocha nikogo. Dobrze o tym wiesz. Jestem egoist i tak dalej.
Porozmawiajmy o czym innym.
Isabella przytakna, ktem oka zerkajc na wystajc z mojej kieszeni kopert.
- Wieci od pryncypaa?
- Rutynowe spotkanie. Wielce szanowny pan Andreas Corelli ma zaszczyt zaprosi
mnie na spotkanie, jutro o godzinie sidmej rano, przy bramie cmentarza Pueblo Nuevo.
Lepszego miejsca ju nie mg wybra.
- I zamierza pan pj?
- A mam inne wyjcie?
- Mgby pan jeszcze tej nocy wsi do pocigu i znikn na zawsze.
- Jeste ju drug osob, ktra dzi mi to mwi. ebym znikn z miasta.
- Widocznie co w tym jest.
- A kto byby twoim mentorem i przewodnikiem po wyboistej drodze literatury?
- Pojechaabym z panem.
Umiechnem si i wziem j za rk.
- Z tob, Isabello, do piekie bym wstpi!
Isabella wyszarpna rk i spojrzaa na mnie obraona.
- Namiewa si pan ze mnie!

- Isabello, w dniu, w ktrym przyjdzie mi do gowy namiewa si z ciebie, nie


pozostanie mi nic innego, jak paln sobie w eb.
- Prosz tak nie mwi! Nie lubi, jak artuje pan w ten sposb.
- Wybacz mi.
Moja asystentka usiada za biurkiem i, jak to miaa czasem w zwyczaju, zamilka na
dug chwil. Patrzyem, jak przeglda napisane tego dnia strony, nanosi poprawki i wykrela
cae paragrafy, uywajc podarowanego przeze mnie kompletu stalwek.
- Jak pan na mnie patrzy, nie mog si skupi.
Wstaem i okryem jej biurko.
- W takim razie zostawi ci, by moga spokojnie popracowa, a po kolacji pokaesz
mi, co napisaa.
- Jeszcze nie jest gotowe. Musz poprawi cay tekst, napisa par rzeczy od nowa i...
- Z literatur tak ju jest, Isabello. Tekst nigdy nie wydaje si gotowy. Musisz si do
tego przyzwyczai. A po kolacji przeczytamy razem to, co napisaa.
- Jutro.
Poddaem si.
- A wic jutro.
Postanowiem zostawi j sam na sam z jej wasnymi sowami.
Byem przy drzwiach galerii, kiedy usyszaem, jak mnie woa.
- Davidzie?
Stanem bez sowa po drugiej stronie drzwi.
- To nieprawda. To nieprawda, e nie umie pan nikogo kocha.
Schroniem si w swoim pokoju i zamknem za sob drzwi. Pooyem si na ku,
na boku, zwinem w kbek i zamknem oczy.

26
Wyszedem z domu o wicie.
Ciemne chmury ocieray si o dachy, odbierajc ulicom wszystkie ich barwy. Gdy
przechodziem przez park Ciudadela, zobaczyem, jak pierwsze krople uderzaj o licie drzew
i eksploduj na ciece niczym granaty, unoszc piropusze kurzu. Po drugiej stronie parku
las kominw fabrycznych i toczni gazowych cign si a po horyzont. Krople deszczu
wymieszane z unoszc si z kominw sadz opaday na ziemi jak czarne zy. Szedem t
nieprzyjazn alejk prowadzc do bram Cmentarza Wschodniego, drog, ktr tak czsto
przemierzaem z ojcem. Pryncypa ju na mnie czeka. Ujrzaem go z daleka: sta
niewzruszony w strugach deszczu u stp jednego z wielkich kamiennych aniow strzegcych
gwnego wejcia do nekropolii. Ubrany by na czarno i tylko oczy pozwalay go odrni od
setek posgw wznoszcych si za ogrodzeniem. Kiedy do niego podchodziem, ani razu nie
mrugn, a ja, nie wiedzc, jak si zachowa, pomachaem mu rk. Byo zimno, a wiatr
pachnia wapnem i siark.
- Wielu przyjezdnych naiwnie sdzi, e w tym miecie zawsze jest upa i wieci soce
- powiedzia pryncypa. - Ale ja zawsze powtarzam, e w niebie Barcelony odbija si jej
pradawna, mroczna i mtna dusza.
- Powinien pan redagowa przewodniki zamiast tekstw religijnych - zasugerowaem.
- Waciwie na jedno wychodzi. Jak miny panu te dni spokoju i bogoci? Poczyni
pan postpy w pracy? Ma pan dla mnie dobre wieci?
Rozpiem marynark i podaem mu plik zapisanych stron. Poszlimy w gb
cmentarza, szukajc schronienia przed deszczem. Pryncypa wybra stare mauzoleum z
kopu podtrzymywan przez marmurowe kolumny i otoczone anioami o ostrych rysach
twarzy i zbyt dugich palcach. Usiedlimy na zimnej kamiennej awce. Pryncypa obdarzy
mnie jednym ze swoich wilczych umiechw i puci do mnie oko. Jego te, byszczce
tczwki zway si w czarne punkty renic, w ktrych mogem zobaczy odbicie mojej
bladej i ewidentnie niespokojnej twarzy.
- Niech si pan nie denerwuje - powiedzia. - Przykada pan nazbyt du wag do
otaczajcej nas scenerii.
Flegmatycznie zabra si do lektury przyniesionych przeze mnie stron.
- Moe nie bd przeszkadza, pospaceruj sobie troszk - zaproponowaem.
Przytakn, nie podnoszc wzroku znad tekstu.
- Prosz tylko mi nie ucieka - mrukn.

Oddaliem si najszybciej, jak mogem, usiujc ukry popiech, i zapuciem si w


labirynt alejek i zaukw. Mijaem obeliski i nagrobki, kierujc si w gb cmentarza.
Wreszcie dotarem na miejsce.
Z wazonu stojcego na pycie wystawa szkielet skamieniaych kwiatw. Vidal wzi
na siebie koszty pogrzebu, a nawet zamwi u rzebiarza cieszcego si pewn saw w
brany nagrobkarskiej alegori boleci, z oczami wzniesionymi ku niebu i domi zoonymi
na piersiach w bagalnym gecie. Uklkem przy grobie i zdrapaem mech porastajcy
wygrawerowany napis.
JOS ANTONIO MARTN CLARES
1875 - 1908
Bohater wojny o Filipiny
Ojczyzna i przyjaciele nigdy o Tobie nie zapomn
- Dzie dobry, ojcze - powiedziaem.
Przysuchiwaem si kroplom spadajcym na pyty nagrobne, zapatrzony w czarny
deszcz spywajcy po twarzy posgu, i umiechnem si na myl o przyjacioach, ktrych
nigdy nie mia, i ojczynie, ktra posaa go na mier, by wzbogaci kilku kacykw,
niewiadomych nawet jego istnienia. Usiadem na marmurowej pycie i pooyem na niej
do.
- Kto by pomyla, prawda, ojcze?
Ojciec, przez cae ycie prbujcy wyrwa si z ndzy, spoczywa w burujskim
grobie. Kiedy zgin, nie potrafiem zrozumie, dlaczego gazeta postanowia opaci pogrzeb
ze specjalnie zaproszonym ksidzem, paczkami, kwiatami i nagrobkiem godnym zamonego
kupca. Nikt nie powiedzia mi, e to Vidal opaci ceremonie pogrzebowe czowieka, ktry
umar zamiast niego. Zawsze podejrzewaem, e tak byo, przypisywaem jednak ten gest
dobroci i nieskoczonej szlachetnoci, jakimi niebo pobogosawio mojego mentora i idola,
wielkiego Pedra Vidala.
- Musz prosi ojca o przebaczenie. Przez lata nienawidziem ojca za to, e zostawi
mnie samego. Powtarzaem sobie, e spotkaa ojca taka mier, jakiej szuka. Dlatego nigdy
nie odwiedzaem tu ojca. Przepraszam.
Mj ojciec nie cierpia ez. Uwaa, e mczyzna nigdy nie pacze nad innymi, ale
nad sob. A skoro pacze, jest tchrzem i nie zasuguje na lito. Nie chciaem paka z jego
powodu i kolejny raz dopuci si wobec niego zdrady.
- Bardzo chciabym, eby ojciec doy chwili, kiedy mgby zobaczy moje imi i
nazwisko na okadce ksiki, nawet gdyby nie mg jej ojciec przeczyta. Chciabym, eby

ojciec by tu ze mn i zobaczy, jak jego syn odnosi sukces i sta go na rzeczy, na ktre ojciec
nie mg sobie pozwoli. Chciabym dobrze pozna ojca i chciabym, eby ojciec pozna
mnie. Zrobiem z ojca obcego czowieka, eby atwiej zapomnie, a teraz okazuje si, e tym
obcym jestem ja.
Nie syszaem, jak pryncypa si zblia, ale kiedy podniosem gow, zobaczyem, e
przyglda mi si w milczeniu, stojc par metrw ode mnie. Wstaem i podszedem do niego,
jak dobrze wytresowany pies. Zastanowio mnie, czy wiedzia, e tu ley mj ojciec, i czy
umwi si ze mn tutaj z tego wanie powodu. Musiaem to mie wypisane na twarzy, gdy
pokrci gow i pooy mi do na ramieniu.
- Przykro mi. Nie wiedziaem.
Nie miaem zamiaru zaprasza go w progi zayoci. Obrciem si, eby strzsn z
siebie ten gest yczliwoci i wspczucia, i zacisnem oczy, powstrzymujc zy wciekoci.
Nie czekajc na, ruszyem do wyjcia. Pryncypa po chwili postanowi i za mn. Szed
obok w milczeniu. W bramie wyjciowej zatrzymaem si i obrzuciem go niecierpliwym
wzrokiem.
- No i co? Jakie uwagi?
Zignorowa mj nieprzyjazny ton i umiechn si wyrozumiale.
- Tekst jest znakomity.
- Ale...
- Gdybym ju mia da jaki komentarz, to powiedziabym, i trafi pan w sedno,
konstruujc opowie tak a nie inaczej, z punktu widzenia wiadka zdarze, ktry uwaa si
za ofiar i przemawia w imieniu ludu oczekujcego owego wojowniczego zbawiciela.
Chciabym, eby kontynuowa pan w tym duchu.
- Nie wydaje si to panu wymuszone, sztuczne?
- Wrcz przeciwnie. Nic tak nie wzmacnia naszej wiary jak strach i pewno
grocego nam niebezpieczestwa. Kiedy czujemy si ofiarami, wszystkie nasze czyny i
przekonania religijne, nawet te najbardziej wtpliwe, staj si uprawomocnione. Nasi
oponenci, albo po prostu nasi ssiedzi, przestaj nimi by i zmieniaj si we wrogw.
Przestajemy by agresorami, by przeksztaci si w obrocw. Zawi, chciwo i
resentyment, ktre nami kieruj, zostaj uwicone, bo tkwimy w przekonaniu, e dziaamy w
obronie wasnej. Zo, groba zawsze s w tym innym. Pierwszym krokiem, by arliwie
wierzy, jest strach. Strach przed utrat tosamoci, ycia, kondycji lub wierze. Strach jest
prochem, a nienawi lontem. Dogmat jest w rezultacie tylko zapalon zapak. I w tym
miejscu, wydaje mi si, w paskiej powieci pojawiaj si pewne pknicia.

- Moe mi pan co wyjani? Oczekuje pan wiary czy dogmatu?


- Nie moemy zadowoli si tylko tym, e ludzie w co wierz.
Maj wierzy w to, w co kaemy im wierzy. I nie mog tego kwestionowa ani
sucha gosu kogo, kto odway si to zakwestionowa.
Dogmat musi stanowi element ich tosamoci. Ktokolwiek to podway, jest naszym
wrogiem. Jest zem. I mamy prawo i obowizek przeciwstawi mu si i zniszczy go. To
jedyna droga zbawienia.
Wierzy, aby przey.
Westchnem i odwrciem wzrok, przytakujc niechtnie.
- Widz, e nie jest pan przekonany. A co pan sdzi? Uwaa pan, e si myl?
- Nie wiem. Uwaam, e to, co pan myli, jest niebezpiecznym uproszczeniem. Caa
paska przemowa wyglda na prosty mechanizm generujcy nienawi i ni sterujcy.
- Nie zamierza pan wcale uy przymiotnika niebezpieczny tylko odraajcy, ale
mniejsza o to.
- Dlaczego mamy zredukowa wiar do aktu odrzucenia i lepego posuszestwa? Czy
nie jest moliwa wiara w wartoci akceptacji i zgody?
Pryncypa umiechn si rozbawiony.
- Wierzy mona w cokolwiek, drogi panie. W wolny rynek, w witego Mikoaja.
Nawet mona wierzy w to, e w nic si nie wierzy, jak pan czyni, a jest to przesd
najwikszy. Mam racj?
- Klient ma zawsze racj. Jakie pknicia widzi pan w moim tekcie?
- Brakuje mi czarnego charakteru. Wikszo z nas, czy zdajemy sobie z tego spraw
czy nie, okrela si w opozycji do czego lub kogo, a nie akceptujc pozytywny wzorzec. By
tak rzec, reakcja jest atwiejsza od akcji. Nic tak nie oywia wiary i tsknoty za dogmatem jak
dobry antagonista. Im bardziej niedorzeczny, tym lepiej.
- Pomylaem, e lepiej byoby, eby tej roli nie odgrywaa jedna, konkretna posta.
Antagonist byby jaki niesprecyzowany niewierzcy, obcy, kto spoza grupy.
- Ja jednak wolabym, by go bardziej skonkretyzowa. Trudno jest nienawidzi idei.
Wymaga to intelektualnej dyscypliny oraz obsesyjnej i chorobliwej wyobrani, o ktre
nieatwo. O wiele atwiej jest nienawidzi kogo z rozpoznawaln twarz, kogo moemy
wini za wszystko, co nam doskwiera. To nie musi by indywidualna posta. Moe to by
nard, rasa, grupa, cokolwiek.
Elegancki i beznamitny cynizm pryncypaa dobija nawet mnie.
Ciko westchnem, poirytowany.

- Niech pan teraz nie robi z siebie wzorowego obywatela, panie Martin. Panu jest
wszystko jedno, a my potrzebujemy czarnego charakteru w tej operetce. I pan najlepiej
powinien o tym wiedzie. Nie ma dramatu bez konfliktu.
- Kim miaby by ten czarny charakter? Tyranem najedc? Faszywym prorokiem?
Czarnym Ludem? Jaki typ by panu odpowiada?
- Kostiumy pozostawiam do pana uznania. Pasuje mi ktrykolwiek z etatowych
zoczycw. Potrzebny jest midzy innymi po to, ebymy dziki niemu mogli wej w rol
ofiary i apoteozowa nasz wyszo moraln. Ma by projekcj tego wszystkiego, czego nie
jestemy zdolni w nas samych rozpozna i co demonizujemy w zgodzie z naszymi
partykularnymi interesami. S to podstawy faryzeuszostwa. Niech pan czyta Bibli,
powtarzam. Znajdzie pan tam wszystkie odpowiedzi.
- Tak te i czyni.
- Wystarczy przekona nabonisia, e jest bez winy, by ochoczo zacz rzuca
kamieniami i bombami. I w gruncie rzeczy nie trzeba go specjalnie podega, bo czowiek
taki przekonuje sam siebie, pod byle pretekstem. Czy wyraam si jasno?
- Janiej si ju nie da. Paskie wywody s rwnie subtelne jak wyrb lasu.
- Chyba niezbyt mi si podoba paski pobaliwy ton, panie Martin. Czyby
wydawao si panu, e cae to przedsiwzicie jest plam na paskiej moralnej i intelektualnej
prawoci?
- Nie w tym rzecz - wymamrotaem zlkniony.
- C wic, przyjacielu mj, gryzie pana sumienie?
- To samo co zawsze. Nie mam pewnoci, czy jestem nihilist, ktrego pan szuka.
- Nikt nim nie jest. Nihilizm to poza, a nie doktryna. Prosz sprbowa postawi
wieczk pod jdrami nihilisty, a przekona si pan, jak prdko zobaczy wiato egzystencji.
Pana niepokoi co innego.
Podniosem wzrok, silc si na najbardziej wyzywajcy ton, na jaki byo mnie sta,
kiedy patrzyem patronowi w oczy.
- By moe przeszkadza mi to, e chocia rozumiem paskie wywody, nie podzielam
paskich opinii.
- Nie pac panu za to, by si pan ze mn zgadza.
- Nie potrafi zrozumie czego, z czym si nie zgadzam, czego, czego nie czuj. To
zreszt paska idea, nie moja.
Pryncypa umiechn si, robic jedn z tych swoich scenicznych pauz, zupenie jak
nauczyciel, ktry szykuje si, by zada ostateczny cios krnbrnemu i miniastemu uczniowi.

- A c takiego pan czuje?


Ironia i pogarda syszalne w jego gosie doday mi odwagi, przepeniy kielich
upokorze, ktry podczas przeytych w jego cieniu miesicy zdy wypeni si po brzegi.
Ogarny mnie wcieko i wstyd za to, e oniemielaa mnie jego obecno, za to, e
pozwalaem mu na te ociekajce jadem tyrady. Wcieko i wstyd, bo zdoa mi udowodni,
e, wbrew temu, co sdziem, moj dusz nie tylko przepeniaa rozpacz; bya w niej rwnie
ndza i maostkowo, rwnie aosna jak jego humanizm z rynsztoka rodem. Wcieko i
wstyd, bo czuem, bo wiedziaem, e zawsze ma racj, a ju szczeglnie wtedy, kiedy
najtrudniej mi byo to przyzna.
- Zadaem panu pytanie, panie Martin. C takiego pan czuje?
- Czuj, e najlepiej byoby na tym poprzesta i zwrci panu pienidze. Czuj, e
cokolwiek chce pan osign przez to absurdalne przedsiwzicie, wol nie bra w nim
udziau. I, przede wszystkim, czuj niezmierny al, wywoany faktem, i pana poznaem.
Pryncypa przymkn powieki i pogry si w dugim milczeniu.
Odwrci si i odszed kilka krokw w kierunku cmentarnej bramy.
Patrzyem na jego ciemn posta odcinajc si na tle marmurowego ogrodu i jego
nieruchomy cie w strugach deszczu. Poczuem strach, pyncy z gbi serca mtny lk, i ju
chciaem pobiec do niego jak zawstydzone dziecko i baga o wybaczenie, byle tylko nie
znosi duej tego milczenia. Poczuem take wstrt. Do jego osoby, a przede wszystkim do
siebie samego.
Odwrci si i podszed z powrotem do mnie. Zatrzyma si nie dalej ni kilka
centymetrw i pochyli si nade mn. Poczuem na twarzy jego zimny oddech i przez chwil
miaem wraenie, e uton w jego czarnych oczach bez dna. Tym razem jego ton by
lodowaty, wyzuty zupenie z owego pragmatycznego i wystudiowanego humanitaryzmu,
jakim zwyk przyprawia swoje wypowiedzi i gesty.
- Powiem to panu tylko raz. Wypeni pan swoje zobowizania, podobnie jak ja swoje.
To jedyne, co moe i musi pan czu.
Bezwiednie przytaknem, kiwajc gow raz za razem, pryncypa za wycign z
kieszeni mj manuskrypt i poda mi go. Upuci go jednak, zanim zdyem wycign po
niego rk. Wiatr unis wirujce kartki w kierunku bramy cmentarza. Pobiegem ocali je
przed deszczem, ale niektre zdyy ju wpa do kauy i broczyy atramentem w wodzie,
ktra cierpliwie wymywaa z nich sowo po sowie. Wkrtce miaem w rku gar
rozmikego papieru. Kiedy uniosem wzrok, by si rozejrze, pryncypaa ju nie byo.

27
Jeli kiedykolwiek rozpaczliwie potrzebowaem pocieszenia znajdywanego w twarzy
przyjaciela, to wanie wtedy. Stary gmach redakcji La Voz de la Industria przewitywa
zza murw cmentarza. Skierowaem si tam w nadziei, e zastan mojego dawnego mistrza,
don Basilia, jedn z tych rzadko spotykanych dusz nieprzemakalnych wobec gupoty wiata,
czowieka, ktry zawsze mia w zanadrzu jak dobr rad. Wszedszy do redakcji,
stwierdziem, e cigle rozpoznaj wikszo personelu.
Wydao mi si, e od kiedy opuciem to miejsce, upyna zaledwie minuta, a nie cae
lata. Ci, ktrzy mnie poznali, spogldali na mnie niechtnie lub odwracali wzrok, by nie
musie si ze mn wita.
Wlizgnem si do sali, w ktrej pracowali dziennikarze, i udaem si prosto do
znajdujcego si w gbi gabinetu don Basilia. Nie byo w nim nikogo.
- Szuka pan kogo?
Odwrciem si i ujrzaem przed sob Rosella, redaktora, ktry, ju kiedy pracowaem
tu jako chopiec, wydawa mi si stary i ktry podpisa si pod opublikowan w dzienniku
zjadliw recenzj moich Krokw nieba, nazywajc mnie redaktorem dziau ogosze.
- Panie Rosell, to ja, David Martin. Nie pamita mnie pan?
Rosell przyglda mi si dug chwil, udajc, e z trudem usiuje mnie rozpozna, by
w kocu przytakn.
- A don Basilio?
- Odszed dwa miesice temu. Pracuje w redakcji La Vanguardia. Jeli go pan
zobaczy, prosz go ode mnie pozdrowi.
- Nie omieszkam.
- Przykro mi z powodu paskiej ksiki - rzuci Rosell z lepkim umiechem.
Przeszedem przez redakcj w krzyowym ogniu nieprzychylnych spojrze, krzywych
umieszkw i wymienianych ukradkiem penych ci komentarzy. Czas leczy wszystko,
pomylaem, wszystko oprcz prawdy.
P godziny pniej ju wysiadaem z takswki przed wejciem do redakcji La
Vanguardia przy ulicy Pelayo. W odrnieniu od zowrogiej dekadencji dziennika, w ktrym
niegdy pracowaem, tutaj wszystko pachniao przepychem i zbytkiem. Podaem wonemu
swoje nazwisko i pracujcy pewnie za jakie marne grosze chopczyk, wygldajcy niemal
jak ja, kiedy byem w jego wieku, pobieg uprzedzi don Basilia, e ma gocia. Mijajce lata
nie uszczkny nic z lwiej prezencji starego mistrza. Ze zdziwieniem stwierdziem, i

przyodziany stosownie do wytwornej scenerii don Basilio zachowa znakomit figur, jak
pamitaem z czasw La Voz de la Industria. Gdy mnie ujrza, jego oczy rozbysy radoci
i amic swoje elazne zasady, przywita mnie uciskiem, od ktrego mgby zama mi
pewnie dwa albo trzy ebra, gdyby nie to, e nie by sam - musia przecie zachowywa
pozory i dba o swoj reputacj.
- No, no, don Basilio. Widz, e obrastamy w pirka.
Mj byy szef wzruszy ramionami, jakby nic sobie nie robi z otaczajcych go
dostojnych dekoracji.
- Nie ma si czym zachwyca.
- Niech pan nie bdzie taki skromny, don Basilio, przypada panu w udziale
prawdziwa pera w koronie. Miady pan ich teksty, jak dawniej?
Don Basilio wyj z kieszeni swj budzcy trwog czerwony owek i mrugn do
mnie porozumiewawczo.
- Zuywam cztery na tydzie.
- Dwa mniej ni w La Voz de la Industria.
- Niech mi pan da troch czasu. Mam tu jednego takiego, co wszed ze mn na
wojenn ciek, a jest przekonany, e garmond to rodzaj francuskiego sera.
Wbrew tym sowom byo oczywiste, e don Basilio czuje si w swojej nowej redakcji
jak ryba w wodzie; wyglda te duo zdrowiej ni przedtem.
- I nie chc sysze, e przyszed pan prosi o prac, bo jestem gotw speni pana
prob - powiedzia gronie.
- Dzikuj bardzo, don Basilio, ale wie pan, e zrzuciem habit.
Dziennikarstwo to nie moja specjalno.
- W takim razie prosz mi powiedzie, czeg to oczekuje pan od starego zrzdy?
- Zbieram informacje na temat wydarzenia sprzed lat. Chc je wykorzysta w historii,
nad ktr obecnie pracuj. Chodzi o mier pewnego znanego adwokata, Marlaski, Diega
Marlaski.
- O ktrym roku mwimy?
- Tysic dziewiset czwartym.
Don Basilio westchn.
- To bardzo dawno temu. Duo wody upyno...
- Zbyt mao jednak, by rozmy nigdy niewyjanione wtpliwoci.
Don Basilio pooy mi rk na ramieniu i pokaza, e mam i za nim w gb redakcji.
- Prosz si nie martwi, trafi pan we waciwe miejsce. Ci dobrzy ludzie maj takie

archiwum, jakiego pozazdroci moe sam Watykan. Jeli swego czasu bya na ten temat
wzmianka w prasie, na pewno j znajdziemy. Poza tym kierownik archiwum jest moim
dobrym przyjacielem. Ale, ostrzegam, przy nim jestem agodny jak Krlewna nieka. Prosz
nie zwraca uwagi na jego szorstkie obejcie. Gboko, ale naprawd gboko pod mask
oschoci kryje si czowiek o gobim sercu.
Szedem za don Basiliem szerokim westybulem wyoonym szlachetnym drewnem.
Mijalimy owaln sal z okrgym stoem porodku i wiszcymi na cianach portretami, z
ktrych spogldaa na nas srogo caa plejada arystokratw.
- Sala sabatw czarownic - wyjani don Basilio. - Tutaj zbieraj si naczelni z
zastpc szefa, zdeklarowanym oportunist, i samym janie wielmonym szefem, by, jak
przystao na rycerzy okrgego stou, odnajdywa witego Graala punktualnie o sidmej
wieczorem.
- Zdumiewajce.
- Poka panu znacznie wicej - owiadczy don Basilio, puszczajc do mnie oko. Voila!
Don Basilio stan pod jednym z czcigodnych portretw i popchn pokrywajcy
cian drewniany panel. Panel ustpi, a za nim otworzyo si wejcie do ukrytego
korytarzyka.
- I co pan na to? A to tylko jedno z naszych niezliczonych tajemnych przej. Nawet
rodzina Borgiw nie moga si poszczyci podobnym labiryntem.
Don Basilio pierwszy zanurzy si w korytarzyk, ktry doprowadzi nas do wielkiej
czytelni z przeszklonymi pkami na cianach - magazynu sekretnej biblioteki La
Vanguardia. W gbi sali, pod zielonkawym kloszem krysztaowej lampy siedzia przy stole
mczyzna w rednim wieku, ogldajc pod lup jaki dokument. Kiedy nas zobaczy,
obdarzy spojrzeniem, ktre zmienioby w kamie kadego, kto byby skonny do atwych
wzrusze albo nie mia ukoczonych lat osiemnastu.
- Przedstawiam panu Jose Mari Brotonsa, pana podziemi i szefa katakumb tego
szacownego przybytku - obwieci don Basilio.
Brotons, nie odkadajc lupy, ograniczy si tylko do zlustrowania mnie wzrokiem,
ktry napotkane przedmioty zmienia w popi.
Zbliyem si i podaem mu rk.
- To mj dawny podopieczny, David Martin.
Brotons niechtnie odwzajemni mj ucisk doni i spojrza na don Basilia.
- To ten pisarz?

- We wasnej osobie.
Pokiwa gow.
- Gratuluj odwagi, ja bym chyba nie wychodzi na ulic, gdyby mi takie cigi
spucili. A co on tu robi?
- Przyszed baga pana o pomoc, bogosawiestwo i rad w sprawie wymagajcej
wysoce specjalistycznych poszukiwa z dziedziny archeologii dokumentu - wyjani don
Basilio.
- A gdzie krwawa ofiara? - zapyta Brotons.
Przeknem lin.
- Ofiara? - wyjkaem.
Brotons popatrzy na mnie jak na idiot.
- Koza, jagni, a jeli ju nie sta pana na wicej to kapon.
Odebrao mi mow. Brotons wytrzyma moje spojrzenie, nie mrugnwszy okiem przez
par sekund, ktre duyy mi si w nieskoczono. Potem, kiedy po plecach zaczy mi
spywa pierwsze krople potu, szef archiwum i don Basilio wybuchnli gromkim miechem.
Pozwoliem im mia si ze mnie do woli, a zabrako im tchu i musieli ociera sobie
pynce po policzkach zy. Byo jasne, e don Basilio znalaz w archiwicie bratni dusz.
- Prosz podej, mody czowieku - odezwa si Brotons, a z jego twarzy znikn
dziki grymas. - Zobaczymy, co da si zrobi.

28
Archiwum dziennika miecio si w podziemiach, pod pitrem z ogromn maszyn
rotacyjn,

wytworem

technologii

postwiktoriaskiej,

skrzyowaniem

monstrualnego

parowozu z maszyn do wytwarzania piorunw.


- Przedstawiam panu maszyn rotacyjn, znan bardziej pod mianem Lewiatana.
Prosz mie si na bacznoci, bo powiadaj, e poara ju niejednego miaka - powiedzia
don Basilio. - To co w stylu Jonasza i wieloryba, ale z dodatkowymi efektami krajalno prasujcymi.
- Bez przesady.
- Moglibymy za par dni wrzuci do niej tego nowego praktykanta, ktry przechwala
si, e jest bratankiem Macia i w ogle to straszny mdrala - zaproponowa Brotons.
- Prosz o podanie dnia i godziny, bo to okazja na niez wyerk: flaki, nki,
mdek, gowizna faszerowana - wtrowa don Basilio.
Zaczli zwija si ze miechu jak chopcy na podwrku. Jeden wart drugiego,
pomylaem.
Sal archiwum tworzyy labirynty korytarzy, midzy regaami wznoszcymi si na
wysoko trzech metrw. Para bladych istot wygldajcych jakby od pitnastu lat nie
wychodziy z tych podziemi, penia funkcj asystentw Brotonsa. Przybiegli od razu, niczym
para kanapowych pieskw, gotowych natychmiast wykona kady rozkaz.
Brotons przeszy mnie widrujcym spojrzeniem.
- Czego szukamy?
- Tysic dziewiset cztery. Zgon adwokata, Diega Marlaski, prominentnego
przedstawiciela barceloskiej socjety, wsplnika zaoyciela kancelarii Valera, Marlasca i
Sentis.
- Miesic?
- Listopad.
Na gest Brotonsa obaj asystenci ruszyli na poszukiwanie numerw z listopada
dziewiset czwartego roku. W owym czasie mier bya tak wszechobecna, e wikszo
gazet zamieszczaa na pierwszej stronie ogromne nekrologi. Mona byo wic przypuszcza,
e zgon osobistoci rangi Marlaski stanowi okazj do wydrukowania niejednego materiau
pomiertnego w prasie Barcelony, a nawet duego nekrologu na pierwszej stronie. Asystenci
wrcili z kilkoma tomami i pooyli je na duym blacie biurka. Podzielilimy je midzy siebie
i do szybko natrafilimy na nekrolog don Diega Marlaski, zamieszczony, tak jak

przypuszczaem, na pierwszej stronie gazety z dnia 23 listopada 1904 roku.


- Habemus nieboszczyka - ogosi Brotons, ktry pierwszy to odkry.
W sumie opublikowano cztery nekrologi Marlaski. Jeden w imieniu rodziny, drugi
kancelarii, trzeci barceloskiej Izby Adwokackiej i ostatni w imieniu stowarzyszenia
kulturalnego Ateneo.
- Jedna z wielu zalet bycia bogatym. Nawet jak taki umiera, to robi to pi, sze razy
- podsumowa don Basilio.
Nekrologi same w sobie nie byy interesujce. Proby o wieczny odpoczynek duszy
zmarego, informacje o tym, e pogrzeb odbdzie si wycznie w gronie najbliszych,
ogromne glossy powicone pamici wielkiego obywatela, erudyty, nieodaowanego
przedstawiciela barceloskiej palestry, sowa mwice o niepowetowanej stracie, i tak dalej, i
tym podobne.
- To, co pana interesuje, powinno by w wydaniach z poprzedniego dnia lub sprzed
dwch dni - podpowiedzia Brotons.
Zaczlimy przeglda dzienniki z tygodnia poprzedzajcego dzie mierci adwokata i
znalelimy kilka wiadomoci zwizanych z Marlasc. Pierwsza informowaa, e znany
mecenas ponis mier w wypadku. Don Basilio przeczyta tekst na gos.
- To musia zredagowa orangutan - zawyrokowa. - Trzy redundantne akapity, ktre
nic nie mwi, i dopiero pod koniec pada stwierdzenie, e mier nastpia w wyniku
wypadku, ale nie ma ani sowa o tym, co to by za wypadek.
- Tutaj mamy co ciekawego - powiedzia Brotons.
Artyku z nastpnego dnia podawa, e policja bada okolicznoci wypadku w celu
cakowitego wyjanienia tego, co si wydarzyo.
Najbardziej interesujca bya wzmianka o tym, e wedug aktu zgonu przyczyn
mierci Marlaski byo utonicie.
- Utonicie? - przerwa don Basilio. - To znaczy jak? Gdzie?
- Nic nie ma na ten temat. Pewnie trzeba byo skrci notk, eby si zmiecia pilna i
obszerna apologia sardany na trzy kolumny, zatytuowana Przy dwikach tenory: duch i
witynia - zauway Brotons.
- A podaj, kto prowadzi ledztwo? - spytaem.
- Wspominaj jakiego Salvadora. Ricarda Salvadora.
Przeczytalimy pozostae notki zwizane ze mierci Marlaski, ale nic interesujcego
w nich nie byo. Teksty, napisane na jedno kopyto, powtarzay formuk uderzajco podobn
do oficjalnego stanowiska przyjtego przez kancelari Valera i spka.

- Na kilometr czu, e spraw ucito i przykryto - zawyrokowa Brotons.


Westchnem rozczarowany. udziem si, e odnajd co wicej ni tylko
najzwyklejsze zawe klepsydry i nic niemwice wiadomoci, ktre niczego nie dodaway do
sprawy.
- Wydawao mi si, e zna pan kogo w komendzie? - zapyta don Basilio. - Jak mu
byo?
- Victor Grandes - odpar Brotons.
- Moe on mgby skontaktowa pana z owym Salvadorem?
Chrzknem i obaj panowie spojrzeli na mnie jednoczenie, marszczc brwi.
- Z przyczyn niezwizanych ze spraw albo nawet zwizanych a nadto wolabym
inspektora Grandesa w to nie miesza - oznajmiem.
Brotons i don Basilio wymienili spojrzenia.
- Dobra. Czy s jeszcze jakie nazwiska do wykrelenia?
- Marcos i Castelo.
- Widz, e nie straci pan daru pozyskiwania przyjaci wszdzie, gdzie si pan
znajdzie - skwitowa don Basilio.
Brotons potar podbrdek.
- Nie ma co panikowa. Sdz, e bd mg odnale jakie inne i niewzbudzajce
podejrze dojcie.
- Jeli znajdzie mi pan owego Salvadora, gotw jestem ofiarowa panu wszystko,
czego pan tylko zada, cznie ze wini.
- Niestety, podagra skutecznie mnie od wieprzowiny oddalia, ale nie powiedziabym
nie na dobre cygaro - ubi targu Brotons.
- Dwa dobre cygara - doda don Basilio.
Podczas gdy biegem do trafiki na ulic Tallers, w poszukiwaniu dwch
najwspanialszych i najdroszych w ofercie cygar, Brotons przeprowadzi kilka dyskretnych
rozmw w komendzie i ustali, e Salvador opuci sub - czy raczej zosta do tego w jakiej
mierze przymuszony - i zacz ju to pracowa jako osobista ochrona rnych
przemysowcw, ju to prowadzi prace ledcze dla poszczeglnych kancelarii adwokackich
w Barcelonie. Kiedy wrciem do redakcji, by wrczy obu moim dobroczycom po cygarze,
szef archiwum poda mi karteczk, na ktrej mona byo przeczyta adres.
Ricardo Salvador
Ulica de la Lleona, 21. Mansarda
Niech panom hrabia Monte Christo zapaci - powiedziaem.

Za hojno dzikujemy.

29
Ulica Lleona, bardziej znana wrd miejscowych jako ulica Trzech ek, na cze
znajdujcego si tam lupanaru, bya zaukiem niemal tak ciemnym jak jej reputacja. Braa
pocztek pod stale zacienionymi arkadami placu Real i przechodzia w wilgotn, pozbawion
soca szczelin pomidzy starymi budynkami, ciasno przytulonymi do siebie i zszytymi
pajcz nici rozwieszonej bielizny. Zmurszae fasady domw uszczyy si rdzawymi
patami, a kamienne pyty zauka w latach dziaania wszelkiej maci bojwek nieraz spyway
krwi. Wiele razy ulica ta bya sceneri moich opowieci z cyklu Miasto przekltych i nawet
teraz, wyludniona i zapomniana, pachniaa dla mnie intrygami i prochem. Wystarczy rzut oka
na t ponur okolic, by bez wtpienia stwierdzi, e wymuszone przejcie w stan spoczynku
komisarza Salvadora przynioso opakane skutki.
Numer dwadziecia jeden bya to skromna kamienica, zakleszczona midzy
ssiednimi gmachami. Otwarte drzwi prowadziy do klatki schodowej niczym ciemna studnia,
w ktrej spiralnie wznosiy si wskie i strome schody. Spomidzy szpar kamiennej podogi
wypywaa smolista lepka ciecz, tworzc kau. Niepewnie wszedem po schodach,
trzymajc si, niezbyt ufnie wprawdzie, porczy. Na kadym pitrze byo tylko jedno
mieszkanie, ktre, sdzc z wielkoci budynku, nie mogo mie wicej ni czterdzieci
metrw kwadratowych. Niewielki wietlik wieczy szczyt klatki schodowej, obdarzajc nik
jasnoci ostatnie pitra. Drzwi do mansardy znajdoway si na kocu korytarzyka. Zdziwio
mnie, e s otwarte. Zapukaem, ale nikt nie odpowiedzia. Drzwi prowadziy do pokoiku, w
ktrym sta fotel, st i rega z ksikami i mosinymi skrzynkami. Ssiednie pomieszczenie
zajmowaa skromna kuchenka i zlew. Jedynym bogosawiestwem tej klitki by taras
dachowy. Drzwi na taras rwnie byy otwarte i wiaa przez nie chodna bryza przesycona
zapachem jedzenia i rozwieszonego wieego prania.
- Jest kto w domu? - zawoaem.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, podszedem do drzwi na taras i wyjrzaem. Dungla
dachw, wie, zbiornikw na wod, piorunochronw i kominw rozcigaa si a po
horyzont. Nie zdyem postawi kroku na tarasie, kiedy poczuem na karku dotyk zimnego
metalu i usyszaem metaliczny trzask odbezpieczanego rewolweru.
Nie przyszo mi do gowy nic innego jak podnie rce i zastygn w cakowitym
bezruchu.
- Nazywam si David Martin. Dostaem paski adres na komendzie. Chciabym
porozmawia z panem o sprawie, ktr pan swego czasu prowadzi.

- Zawsze wchodzi pan do cudzych mieszka bez pukania?


- Drzwi byy otwarte. Pukaem, ale pewnie mnie pan nie sysza.
Czy mog opuci rce?
- Wcale nie kazaem ich podnosi. O jak spraw chodzi?
- mier Diega Marlaski. Wynajmuj dom, w ktrym mieszka przed mierci. Dom z
wieyczk na ulicy Flassaders.
Nie byo odpowiedzi. Nadal czuem dotyk rewolweru.
- Halo, syszy mnie pan? - zapytaem.
- Zastanawiam si, czy nie rozwali panu ba od razu.
- A nie chce pan przedtem usysze mojej historii?
Ricardo Salvador przesta przyciska rewolwer do mojego karku.
Usyszaem, jak znw go zabezpiecza, i powoli odwrciem si. Za mn sta
mczyzna imponujcej postury. Mia siwe wosy i jasnoniebieskie oczy o ostrym,
przeszywajcym spojrzeniu. Wedug mnie wyglda na jak pidziesitk, ale trudno
byoby znale kogokolwiek, nawet znacznie modszego, kto omieliby si stan mu na
drodze. Przeknem lin. Opuci rewolwer i odwrciwszy si, ruszy w gb mieszkania.
- Przepraszam za to powitanie - bkn.
Poszedem za nim do malekiej kuchni i stanem w progu. Salvador pooy pistolet
na zlewie i dorzucajc starych papierw i kartonu, rozpali ogie pod jedn z fajerek.
Wycign soik kawy i spojrza na mnie pytajco.
- Nie, dzikuj.
- Uprzedzam, e to jedyna dobra rzecz, jak posiadam.
- W takim razie poprosz.
Salvador nala wody z dzbanka do ekspresu, wsypa do niego dwie czubate yki kawy
i postawi ekspres na ogniu.
- Kto panu o mnie powiedzia?
- Par dni temu odwiedziem pani Marlasc, wdow. To od niej dowiedziaem si, e
by pan jedyn osob, ktra usiowaa wyjani spraw mierci jej ma, i przypaci to pan
utrat stanowiska.
- Chyba mona to tak uj - uci.
Gdy wspomniaem o wdowie, odniosem wraenie, e dostrzegam w jego oczach
bysk, i zaczem si zastanawia, co takiego zaszo midzy nimi w owych ponurych dniach.
- Jak ona si czuje? - zapyta. - Jak si miewa pani Marlasca?
- Wydaje mi si, e tskni za panem - zaryzykowaem.

Byy komisarz pokiwa gow. Po jego bezwzgldnoci nie zostao ani ladu.
- Od dawna jej nie odwiedzam.
- Sdzi, e obarcza j pan win za to, co si stao. Wydaje mi si, e bardzo chciaaby
pana znw zobaczy, chocia mino tyle lat.
- Chyba ma pan racj. Chyba rzeczywicie powinienem zoy jej wizyt.
- Moe mi pan opowiedzie, co si wtedy wydarzyo?
Salvador odzyska swj grony wyraz twarzy.
- Co chce pan wiedzie?
- Od wdowy wiem, e pan nigdy nie zaakceptowa wersji o samobjstwie jej ma.
Pono mia pan do tej teorii wiele zastrzee.
- Nawet wicej ni zastrzee. Czy kto opowiedzia panu, jak zgin Marlasca?
- Wiem tylko, e stwierdzono wypadek.
- Marlasca si utopi. Przynajmniej tak gosi ostateczny raport komendy.
- Jak si utopi?
- Utopi mona si tylko w jeden sposb i wrcimy do tego pniej. Najciekawsze jest
gdzie.
- W morzu?
Salvador umiechn si. By to umiech gorzki i czarny jak kawa, ktra zaczynaa
bulgota. Salvador wcign jej zapach.
- Jest pan pewien, e chce pan usysze t histori?
- Nigdy nie byem niczego tak pewien.
Poda mi filiank i zlustrowa mnie spojrzeniem od stp do gw.
- Rozumiem, e ju odwiedzi pan tego skurwysyna, Valer.
- Jeli ma pan na myli wsplnika Marlaski, to nie, bo on nie yje. Ale rozmawiaem z
jego synem.
- Taki sam skurwysyn jak jego ojciec, tylko bez jaj. Nie wiem, co panu powiedzia, ale
zapewne nie wspomnia, e razem z tatusiem udao im si doprowadzi do tego, e wydalono
mnie ze suby, skazano na bycie pariasem, ktremu nikt nawet jamuny nie da.
- Obawiam si, e pomin ten wtek w swojej wersji wydarze - przyznaem.
- Nie dziwi si.
- Mia mi pan opowiedzie, jak si utopi Marlasca.
- Owszem, tu jest pies pogrzebany - powiedzia Salvador. - Czy wiedzia pan, e
mecenas Marlasca, kwiat palestry, erudyta i literat, za modu dwukrotnie pierwszy przepyn
port podczas zawodw organizowanych przez Barceloski Klub Pywacki na Boe

Narodzenie?
- A jak ton mistrzowie pywaccy? - zapytaem.
- Nie jak, tylko gdzie. Zwoki pana Marlaski zostay odnalezione w zbiorniku wodnym
w parku Ciudadela. Zna pan to miejsce?
Przytaknem, czujc, jak co ciska mnie w gardle. Tam wanie po raz pierwszy
spotkaem Corellego.
- Jeli tak, to pewnie wie pan, e kiedy zbiornik jest napeniony, ma zaledwie metr
gbokoci. To waciwie sadzawka. W dniu, w ktrym znaleziono zwoki adwokata, zbiornik
nie by peen; poziom wody nie siga szedziesiciu centymetrw.
- Rzeczywicie trudno, eby mistrz pywacki utopi si w szedziesiciu
centymetrach wody - przyznaem.
- Tak wanie sobie pomylaem.
- Czy pojawiy si inne hipotezy?
Salvador umiechn si sarkastycznie.
- Przede wszystkim sam fakt utonicia jest wtpliwy. Lekarz sdowy, ktry
przeprowadzi sekcj, znalaz, owszem, lady wody w pucach, orzek jednak, e przyczyn
zgonu byo zatrzymanie akcji serca.
- Nie rozumiem.
- Kiedy Marlasca wpad do wody, albo kiedy kto go do niej wepchn, pali si
ywcem. Stwierdzono poparzenia trzeciego stopnia na klatce piersiowej, ramionach i twarzy.
Wedug lekarza ciao, zanim znalazo si w wodzie, mogo pon przez blisko minut. W
ubraniu adwokata stwierdzono obecno jakiego rozpuszczalnika. Marlasc spalono
ywcem.
Upyna dobra chwila, zanim strawiem wszystkie te informacje.
- Po co kto miaby dopuszcza si czego takiego?
- Jakie porachunki. Okruciestwo dla okruciestwa. Czy ja wiem? Moim zdaniem
kto chcia opni identyfikacj zwok Marlaski, by zyska na czasie i zmyli policj.
- Ale kto?
- Jaco Corbera.
- Impresario Iren Sabino.
- Ktra to Iren Sabino znikna w dniu mierci Marlaski, podjwszy ca kwot z
osobistego konta, jakie adwokat mia w Banku Hispano Colonial i o ktrym jego ona nie
miaa pojcia.
- Sto tysicy frankw francuskich - uciliem.

Salvador spojrza na mnie zaintrygowany.


- A skd pan to wie?
- Niewane. Co robi Marlasca na dachu ze zbiornikiem wodnym? Dziwne miejsce jak
na przypadkow przechadzk.
- Oto kolejne pytanie. W studiu Marlaski znalelimy kalendarzyk, w ktrym
zanotowane byo, e mia tam spotkanie o pitej po poudniu. Tak si przynajmniej wydaje.
Bo zapisana tam bya tylko godzina, miejsce i inicja. C jak Corbera, najpewniej.
- Wobec tego co si wydarzyo, pana zdaniem? - zapytaem.
- Moim zdaniem, i jest to dla mnie oczywiste, Jaco wykorzysta Iren Sabino, by
oszukaa Marlasc. Zapewne ju pan wie, e adwokat mia obsesj na punkcie tych
wszystkich zabobonw spirytystycznych i tym podobnych, szczeglnie od mierci syna. Jaco
mia wsplnika, Damiana Rouresa, ktry siedzia w tym rodowisku. Pajac w kadym calu.
We dwch, i z pomoc Iren Sabino, omotali Marlasc, przyrzekajc mu, e nawie kontakt
z duchem chopca.
Marlasca by zdesperowany i gotw uwierzy we wszystko. Interes owego tercetu
pijawek krci si wietnie, dopki Jaco nie przebra miary. S tacy, ktrzy sdz, i Sabino
nie dziaaa w zej wierze, e bya szczerze zakochana w Marlasce i te wierzya w ca
spirytystyczn machlojk. Mnie ta wersja nie przekonuje, ale po tym, co si stao, nie ma to
ju znaczenia. Jaco wywiedzia si, e Marlasca ma specjalne konto w Banku Hispano
Colonial, i postanowi sprztn adwokata i znikn z jego pienidzmi, naprowadzajc
zarazem na faszywy trop. Spotkanie w kalendarzyku mogo by takim faszywym tropem
pozostawionym przez Iren Sabino lub Jaca. Trudno byo udowodni, e to pisa Marlasca.
- A skd si wzio sto tysicy frankw na koncie Marlaski?
- On sam wpaci je gotwk rok wczeniej. Nie mam najmniejszego pojcia, skd
mg wzi tak kwot. Wiem natomiast, e to, co z niej zostao, wypacono w gotwce w
dniu mierci Marlaski, rano. Valerowie twierdzili pniej, e pienidze zostay przelane na
co w rodzaju depozytu administrowanego przez kancelari i nie znikny, a Marlasca
postanowi po prostu zreorganizowa swoje finanse. Trudno mi jednak w to uwierzy, bo nie
moe nie budzi podejrze fakt, e kto rano porzdkuje swoje finanse i przelewa niemal sto
tysicy frankw, a po poudniu zostaje spalony ywcem.
Nie wierz w to, e te pienidze zostay zoone w jaki tajemniczy depozyt. Do dzi
nikt nie zdoa mnie przekona, e nie trafiy one w rce Jaca Corbery i Iren Sabino.
Przynajmniej na pocztku, bo wtpi, by ona cokolwiek z tego zatrzymaa. Jaco znikn z
pienidzmi. Na zawsze.

- A z ni co si stao?
- To jeszcze jeden powd, ktrzy kae mi sdzi, e Jaco wystawi do wiatru i
Rouresa, i Iren Sabino. Niedugo po mierci Marlaski Roures porzuci ten cyrk z wirujcymi
talerzykami i otworzy sklep z akcesoriami magicznymi przy ulicy Princesa, ktry, o ile
wiem, prowadzi do dzi. Iren Sabino jeszcze przez jaki czas wystpowaa w kabaretach i
coraz gorszych tancbudach. Ile lat temu syszaem, e skoczya jako prostytutka w Ravalu i
ya w ndzy. Co dowodzi, e nawet nie powchaa adnego z tych frankw Ani Roures.
- A Jaco?
- Najpewniej wyjecha z kraju pod faszywym nazwiskiem i yje sobie spokojnie i
wygodnie z procentw.
Cay ten wywd Salvadora niczego mi waciwie nie wyjani. Co gorsza, wzbudzi
nowe wtpliwoci. Mj zatroskany wyraz twarzy nie uszed uwadze komisarza, ktry posa
mi umiech wspczucia.
- Valera i jego przyjaciele z ratusza przeforsowali w gazetach wersj, wedug ktrej
mier Marlaski to by wypadek. Adwokat zdoa wyciszy spraw, organizujc pogrzeb z
ca pomp, by nie mci jeszcze bardziej atmosfery wok kancelarii - prowadzcej wiele
spraw powizanych z ratuszem - i ukry dziwne zachowanie mecenasa Marlaski przez
ostatnie dwanacie miesicy jego ycia, odkd postanowi porzuci rodzin i wsplnikw,
naby zrujnowany dom w czci miasta, w ktrej jego wytwornie obuta noga nigdy wczeniej
nie postaa, i powici si pisaniu.
- Czy Valera wspomina, co takiego pisa Marlasca?
- Tomik poezji czy co w tym rodzaju.
- A pan mu uwierzy?
- W mojej pracy, przyjacielu, napatrzyem si na wiele dziwnych rzeczy, ale przyznam
szczerze, e zamony adwokat, ktry rzuca karier, by zacz pisa sonety, by nowoci w
tym repertuarze osobliwoci.
- A wic?
- Gos rozsdku podpowiada, bym zapomnia o caej sprawie i robi to, co mi ka.
- Ale pan go nie usucha.
- Nie. I nie dlatego, e byem bohaterem albo idiot. Zrobiem to, co zrobiem, bo za
kadym razem, kiedy widziaem t biedn kobiet, wdow po Marlasce, serce mi si krajao i
nie mgbym spojrze na siebie w lustrze, gdybym nie zrobi tego, za co teoretycznie mi
pacono.
Wskaza na zimne i ndzne mieszkanie, a waciwie urn, w ktrej przyszo mu teraz

y, i rozemia si gorzko.
- Prosz mi wierzy, gdybym wiedzia, jak to si skoczy, pozostabym tchrzem i nie
wychyla si przed szereg. Musz przyzna, e na komendzie nieraz mnie ostrzegali. Adwokat
by martwy i lea spokojnie w grobie, naleao wic przej do nastpnego rozdziau i wzi
si do cigania wygodzonych anarchistw i nauczycieli o wywrotowych ideach.
- Mwi pan o grobie. Gdzie waciwie pogrzebany jest Diego Marlasca?
- Sdz, e w rodzinnym panteonie, na cmentarzu Sant Gervasi, nieopodal domu
wdowy. Mog zapyta, czemu ta sprawa tak pana interesuje? I prosz mi nie mwi, e samo
mieszkanie w domu z wieyczk rozbudzio tak bardzo pask ciekawo.
- Trudno to wyjani.
- Jeli chce pan mojej rady, niech pan na mnie spojrzy i wemie sobie do serca mj
przykad. Niech pan zapomni o caej sprawie.
- Bardzo bym chcia. Nie wiem tylko, czy sprawa zapomni o mnie.
Salvador spojrza na mnie przecigle i pokiwa gow. Wzi do rki kawaek papieru i
zapisa na nim numer telefonu.
- To telefon moich ssiadw z dou. To dobrzy ludzie, poza tym jedyni z caej klatki,
ktrzy maj telefon. Przez nich moe si pan ze mn skontaktowa lub zostawi wiadomo.
Prosz pyta o Emilia. Jeli bdzie pan potrzebowa pomocy, prosz miao dzwoni.
I niech pan bdzie ostrony. Jaco ulotni si wiele lat temu, ale s jeszcze tacy, ktrym
zaley na tym, by nie odgrzebywa sprawy. Sto tysicy frankw to gruba forsa.
Schowaem karteczk z numerem telefonu.
- Dzikuj bardzo.
- Nie ma za co. W gruncie rzeczy mnie ju nic nie zrobi.
- Ma pan moe zdjcie Diega Marlaski? W domu nie znalazem adnego.
Salvador podszed do stojcego w kcie pokoju biurka i wyj z szuflady mosin
szkatuk po brzegi wypenion papierami.
- Przechowuj jeszcze niektre papiery ze ledztwa. Jak pan widzi, nawet po latach nie
zmdrzaem. Jest tutaj, prosz zobaczy. T fotografi dostaem od wdowy.
Poda mi stary, wykonany w studiu portret przedstawiajcy wysokiego mczyzn
potnej postury, mniej wicej koo pidziesitki, ktry umiecha si do obiektywu, stojc
na aksamitnym tle. Na chwil zatopiem wzrok w tym jasnym spojrzeniu, zastanawiajc si,
jak to moliwe, by kry si za nim w mroczny wiat, jaki znalazem na stronach Lux
Aeterna.
- Mgbym je zabra?

Salvador zawaha si przez chwil.


- Chyba tak. Prosz go tylko nie zgubi.
- Obiecuj je zwrci.
- Prosz mi raczej obieca, e bdzie pan uwaa, a bd o wiele spokojniejszy. Gdyby
jednak napyta sobie pan jakiej biedy, niech pan do mnie dzwoni.
Ucisnlimy sobie donie.
- Obiecuj.

30
Soce chylio si ku zachodowi, kiedy zostawiem Ricarda Salvadora w jego zimnej
mansardzie i wrciem na plac Real, skpany w zakurzonym wietle barwicym na czerwono
sylwetki przechodniw. Ruszyem przed siebie, by poszuka schronienia, w jedynym miejscu
w caym miecie, w ktrym zawsze przyjmowano mnie z otwartymi ramionami i w ktrym
czuem si naprawd bezpiecznie. Kiedy stanem na ulicy Santa Ana, ksigarni Sempere i
Synowie wanie zamykano. Zmierzch peza ju nad miastem i na niebie otworzya si
bkitno - purpurowa szczelina. Zatrzymaem si przed witryn i ujrzaem modego Sempere,
ktry odprowadza do drzwi ostatniego klienta. Dostrzegszy mnie, pomacha rk z typow
dla siebie niemiaoci, cho teraz odniosem wraenie, e by to raczej przejaw dobrego
wychowania.
- Wanie o panu mylaem. Wszystko w porzdku?
- W jak najlepszym.
- Wyglda pan kwitnco. Prosz, niech pan wejdzie, napijemy si kawy.
Otworzy przede mn drzwi i przepuci mnie przodem. Wszedem do ksigarni i
wcignem gboko w puca charakterystyczny aromat papieru i magii, ktrego, o dziwo,
nikomu do tej pory nie przyszo do gowy zamyka w butelki. Mody Sempere poprowadzi
mnie na zaplecze, gdzie nastawi kaw.
- A paski ojciec? Kiedy widziaem go ostatnio, nie wyglda najlepiej.
Mody Sempere pokiwa gow, jakby czeka na to pytanie. Zrozumiaem, e nie mia
nikogo, z kim mgby o tym porozmawia.
- Rzeczywicie czuje si kiepsko. Lekarz mwi, e musi na siebie uwaa, e angina
pectoris to nie przelewki, on jednak, jak na zo, pracuje wicej ni zwykle. Czasem
denerwuj si na niego. Zdaje mu si chyba, e jeli zostawi ksigarni w moich rkach,
interes upadnie. Kiedy wstaem dzi rano, prosiem, by zrobi mi t uprzejmo i przez cay
dzie lea w ku. Uwierzy pan, e trzy minuty pniej zobaczyem go w jadalni, jak
zakada buty?
- To czowiek o zdecydowanych przekonaniach.
- To czowiek uparty jak osio - odpar Sempere syn. - Dobrze przynajmniej, e teraz
mamy now pomoc; gdyby nie to...
Przybraem najbardziej przekonujcy z moich niewinnych i zaskoczonych wyrazw
twarzy.
- Dziewczyna - wyjani mody Sempere. - Isabella, paska asystentka. Z tego wanie

powodu mylaem o panu. Mam nadziej, i nie ma pan nic przeciwko temu, eby spdzaa z
nami par godzin.
Prawda jest taka, e w obecnej sytuacji jej pomoc jest na wag zota, chyba e si pan
nie zgodzi...
Musiaem stumi umiech, syszc, z jakim namaszczeniem wymawia podwjne l
w imieniu Isabella.
- Mam nadziej, e to tylko sprawa tymczasowa, ale si zgadzam.
Isabella to dobra dziewczyna. Inteligentna i pracowita - powiedziaem. - I godna
zaufania. Jestemy w znakomitej komitywie.
- Ona twierdzi, e jest pan despot.
- Tak twierdzi?
- Ma dla pana nawet przezwisko: mister Hyde.
- To doprawdy urocze z jej strony. Niech pan na ni nie zwraca uwagi. Sam pan wie,
jakie s kobiety.
- Tak, wiem - przytakn Sempere tonem, ktry nie pozostawia cienia wtpliwoci co
do tego, e wiedzia duo o wiecie, ale na ten temat nie mia nawet bladego pojcia.
- Isabella opowiada panu o mnie, ale prosz mi wierzy, e mnie z kolei opowiada o
panu - rzuciem obojtnie.
Widziaem, jak nagle zmienia si na twarzy. Pozwoliem, by moje sowa przetrawiy
powoli wszystkie warstwy jego niewidzialnej zbroi. Poda mi filiank kawy z niewinnym
umiechem i wygosi kwesti, ktra zabrzmiaaby sztucznie nawet w najbardziej tandetnej
operetce:
- Ciekawe, co takiego o mnie mwi - wykrztusi.
Pozostawiem go przez chwil w niepewnoci.
- Chciaby pan wiedzie? - zapytaem wreszcie, zasaniajc si filiank, by ukry
umiech.
Sempere wzruszy ramionami.
- Mwi, e dobry i wspaniaomylny z pana czowiek, ale e ludzie pana nie
rozumiej, bo jest pan niemiay, i nie potrafi dostrzec nic poza - cytuj dosownie prezencj filmowego amanta i fascynujc osobowoci.
Sempere przekn lin i patrzy na mnie, jakby odebrao mu mow.
- Nie bd pana okamywa, przyjacielu. W gruncie rzeczy ciesz si, e to pan podj
ten temat, bo od dawna chciaem z panem o tym porozmawia, a nie wiedziaem, jak si do
tego zabra.

- Porozmawia o czym?
ciszyem gos i spojrzaem mu gboko w oczy.
- Do paskiej tylko wiadomoci: Isabella chce pracowa tutaj, bo pana podziwia i, co
gorsza, jest potajemnie w panu zakochana.
Sempere patrzy na mnie wybauszonymi oczyma.
- Ale, uwaga, mioci czyst. Duchow. Niczym bohaterka z Dickensa, eby nie byo
nieporozumie. Nie ma mowy o jakiejkolwiek frywolnoci czy te gupstwach. Isabella, cho
moda, jest w peni dojrza kobiet. Na pewno zda pan sobie z tego spraw...
- Teraz, gdy ju pan o tym wspomnia.
- I nie mwi wycznie o cudownych przymiotach widocznych, za przeproszeniem,
goym okiem, lecz o niezwykej harmonii dobroci i wewntrznego pikna, ktra drzemie w tej
dziewczynie, by w odpowiedniej chwili wzej, rozkwitn i uczyni wybraca losu
najszczliwszym mczyzn na wiecie.
Sempere nie wiedzia, co z sob pocz.
- A poza tym obdarzona jest niezwykymi, cho skrywanymi talentami. Mwi w kilku
jzykach. Gra na fortepianie jak anioowie niebiescy. Ma tak smykak do rachunkw, e
niech si Izaak Newton schowa. Do tego wszystkiego gotuje tak, e klkajcie narody. No,
niech pan na mnie tylko popatrzy. Od kiedy pracuje dla mnie, przybyo mi par kilogramw.
Delicje, e nawet Tour d'Argent by si nie powstydzia... Nie powie mi pan, e nie dostrzeg
pan tego?
- O gotowaniu jako nie wspominaa...
- Mam na myli dziewczce zadurzenie pask osob.
- eby by szczerym...
- Wie pan, w czym rzecz? Ta dziewczyna, mimo e chce udawa zonic do
poskromienia, w gbi duszy jest osob nader skromn i wstydliw, do patologicznej
przesady, rzekbym. A wszystkiemu winne s zakonnice, ktre ogupiaj biedne dziewczta
swoimi opowieciami o piekle i lekcjami kroju i szycia. Niech yje wolna wiecka szkoa.
- A ja przysigbym, e traktuje mnie waciwie jak kretyna - zapewni Sempere.
- Ot to. Niezbity dowd. Przyjacielu drogi, kiedy kobieta traktuje mczyzn jak
kretyna, oznacza to, e hormony zaczynaj upomina si o swoje.
- Jest pan tego pewien?
- Bardziej ni wypacalnoci Narodowego Banku. Niech pan rozway moje sowa, bo
znam si na tych sprawach jak mao kto.
- Mj ojciec tak mwi. Ale co mam robi wobec tego?

- No c, to zaley. Podoba si panu dziewczyna?


- Czy mi si podoba? Nie wiem. Skd mona wiedzie, czy si komu...
- To bardzo proste. Zerka pan na ni ktem oka i ma pan ochot j ugry?
- Ugry?
- W poladki na przykad.
- Panie Martin...
- Niech pan nie bdzie taki wstydzioszek, bo to mska rozmowa, a skdind wiadomo,
e my, mczyni, jestemy zagubionym ogniwem pomidzy piratem a wieprzem. Podoba si
panu czy nie?
- No c, Isabella jest dziewczyn pen wdziku.
- I co jeszcze?
- Inteligentn. Sympatyczn. Pracowit.
- miao, miao.
- I dobr chrzecijank, jak mi si wydaje. Ja sam nie jestem zbyt praktykujcy, ale...
- Nie musi mi pan niczego tumaczy. Isabella bardziej do mszy pasuje ni kropido.
Siostry zakonne, wiadomo.
- Ale, wie pan, eby j ugry, do gowy mi nie wpado.
- Nie wpado, dopki panu o tym nie wspomniaem.
- Musz panu szczerze wyzna, i styl i ton, jaki przyj pan w odniesieniu do jej
osoby, ale dotyczy to kadej osoby, uwaam za wysoce nietaktowny, i powinien si pan
bardzo tego wstydzi - zaprotestowa Sempere syn.
- Mea culpa - zaintonowaem, unoszc rce na znak, e si poddaj. - Ale to mao
wane, bo kady pokazuje oddanie na swj sposb.
Ja jestem tworem frywolnym i pytkim i std moje psie odwoania, ale pan, z t aurea
gravitas, jest czowiekiem, ktremu nieobce s uczucia gbokie i mistyczne przeycia. Ale
przede wszystkim liczy si to, e dziewczyna ubstwia pana, i to z wzajemnoci.
- Waciwie...
- adne waciwie. Rzeczy maj si tak, jak si maj. Przecie jest pan osob
szanowan i odpowiedzialn. Gdybym to ja by na pana miejscu, ech, co ja bd panu mwi,
ale pan przecie nie jest czowiekiem, ktry miaby niecnie wykorzysta szlachetne i czyste
uczucia modej, rozkwitajcej dziewczyny. Nie myl si, prawda?
- ...Raczej nie.
- No to czas zacz.
- Co zacz?

- Nie pojmuje pan?


- Nie.
- Korowody czas zacz.
- Prosz?
- Korowody, zaloty, umizgi albo, jak to okrelaj w jzyku naukowym, ksiuty.
Szanowny panie, z nieznanego nam bliej powodu wieki tak zwanej cywilizacji doprowadziy
do sytuacji, w ktrej nie mona zaciga, ot, po prostu, tak sobie, kobiety do ka, czy te
proponowa jej, bez korowodw, maestwa. Wpierw trzeba si pozaleca.
- Maestwa? Pan zwariowa?
- Chc jedynie powiedzie, e by moe, a jest to w istocie rzeczy paski pomys,
nawet jeli nie zdaje pan sobie z tego jeszcze sprawy, dzi, jutro lub pojutrze, i pod
warunkiem, e przestanie panem trema trz i nie bdzie si pan gapi w dziewczyn jak
sroka w gnat, ot by moe kiedy Isabella bdzie koczy dniwk w ksigarni, zaprosi j
pan na podwieczorek do lokalu z atmosfer, by wreszcie jedno i drugie zdao sobie spraw, e
jestecie dla siebie stworzeni. Moe to by Els Quatre Gats, gdzie, dla oszczdnoci, bo
rozrzutni nie s, potrafi tak przygasi wiato, e lokal niemal tonie w ciemnociach, a to
zawsze sprzyja w takich przypadkach. Dla dziewczyny zamwi pan wiejski serek z miodem,
to otwiera apetyt, a pniej, jakby nigdy nic, podsunie jej pan par kieliszkw muszkatelu,
ktry nader skutecznie uderza do gowy, gwarantuj, i lekko kadc jej rk na kolanie,
oszoomi j pan zarazem swym krasomwstwem, tak skrztnie przez pana, jak dotd,
skrywanym.
- Ale ja o niej nic nie wiem, nawet nie wiem, jakie s jej zainteresowania i...
- Ma takie same zainteresowania jak pan. Interesuj j ksiki, literatura, wo tych
wszystkich nagromadzonych u pana skarbw i obietnica romansu i przygody drzemica w
powieciach za jedn peset. Interesuje j, jak odpdzi samotno i nie mitry czasu na to,
by zrozumie, e na tym pieskim wiecie nic nie jest funta kakw warte, jeli nie moemy si
tym dzieli z drug osob. Wie pan z grubsza to, co najistotniejsze. Reszty sam pan si
nauczy i posmakuje po drodze.
Sempere zamyli si, to popatrujc w swoj nietknit filiank kawy, to spogldajc
na stojcego za kontuarem sprzedawc, ktry demonstrowa nieodmiennie i niezalenie od
okolicznoci umiech maklera giedowego.
- Sam nie wiem, czy mam panu dzikowa, czy te zadenuncjowa pana na policji powiedzia w kocu.
W tym momencie rozlegy si w ksigarni cikie kroki Sempere ojca. Chwil pniej

on sam wyjrza z zaplecza, by przyjrze nam si z marsow min.


- A tu co si dzieje? Pogawdki, kawka. Czy to imieniny u cioci?
A interesu kto pilnuje? A jak wejdzie klient? Albo obuz jaki, by przywaszczy sobie
co z asortymentu?
Sempere syn westchn, wybauszajc oczy ze zdziwienia.
- Prosz si nie obawia, panie Sempere, ksiki to jedyna rzecz na tym wiecie, jakiej
si nie kradnie - powiedziaem, puszczajc do niego oko.
Umiech wspspiskowca rozjani jego twarz. Sempere syn wykorzysta chwil, by
wyrwa si z moich szponw i znale schronienie w ksigarni. Jego ojciec usiad przy mnie,
pochyli si nad nietknit filiank syna i powcha j.
- Co lekarz mwi o kofeinie i sercu? - spytaem nie bez zoliwoci.
- Mj lekarz nawet z atlasem anatomii w rkach nie potrafi znale poladkw, wic
co on moe wiedzie o sercu?
- Wicej od pana, to pewne.
- Czuj si jak mody bg, panie Davidzie.
- Pan si w ogle nie czuje. Prosz, z aski swojej, uda si do siebie na gr i pooy
do ka.
- W ku warto by tylko wtedy, kiedy jest si modym i w dobrym towarzystwie.
- Jeli ma pan takie yczenie, to mog panu znale towarzystwo, ale nie sdz, by
okolicznoci sercowe temu sprzyjay.
- Drogi przyjacielu, w moim wieku erotyka ogranicza si do kosztowania flanu i
zerkania na szyje owdowiaych pa. I nie to mi w gowie, bo kopocz si tylko moim
jedynakiem. Jakie doniesienia z pola walki?
- Jestemy w fazie zasieww i nawoenia. Czekamy, czy czas nam bdzie sprzyja i
przyniesie dobre plony. Za dwa, trzy dni bd mg przekaza panu wstpne szacunki z
szedziesicio - , siedemdziesicioprocentowym prawdopodobiestwem.
Sempere umiechn si usatysfakcjonowany.
- Przysanie mi Isabelli do pracy w ksigarni to mistrzowskie posunicie - powiedzia.
- Ale czy ona nie wydaje si panu za moda dla mojego syna?
- Jeli kto tu jest zielony, to raczej on, jeli mam by szczery. Albo si ocknie i
nabierze wiatru w agle, albo Isabella zje go na surowo w pi minut. Cae szczcie, e jest
lepsza, ni nam si wydaje, bo inaczej...
- Jak mog si panu odwdziczy?
- Niech pan wrci na gr i pooy si do ka. A jeli potrzebuje pan pikantnego

towarzystwa, prosz zabra ze sob Fortunat i Jacint.


- Nasz wielki Perez Galds nigdy nie zawodzi.
- Przenigdy. Marsz do ka!
Sempere wsta. Rusza si z trudem i ciko oddycha, z chrapliwym wistem, od
ktrego wosy staway dba. Wziem go pod rami, eby mu pomc, i poczuem, e jest
zimny jak ld.
- Niech si pan nie przeraa. To mj metabolizm, co nieco lamazarny.
- Niczym akcja Wojny i pokoju.
- Krtka drzemka i bd jak nowo narodzony.
Postanowiem odprowadzi go do znajdujcego si nad ksigarni mieszkania, by
upewni si, e wejdzie do ka. Pitnacie minut zajo nam pokonywanie schodw. Po
chwili doczy do nas wracajcy do domu don Anacleto, miy czowiek, profesor liceum,
wykadajcy u jezuitw przy ulicy Caspe gramatyk i literatur.
- Jak panu dzie min, drogi ssiedzie?
- Pod grk, don Anacleto.
Z pomoc profesora zdoaem jako dotrze na pierwsze pitro, gdy Sempere
waciwie wisia na mnie.
- Jeli panowie pozwol, oddal si na spoczynek po dugim dniu walki z t band
goryli, ktr przyszo mi uczy - oznajmi profesor.
Mwi panom, nie minie jedno pokolenie, a ten kraj si rozpadnie.
Jak szczury rzuc si jedni na drugich.
Sempere gestem da mi do zrozumienia, bym nie przykada zbytniej wagi do sw don
Anacleta.
- Dobry czowiek - wymamrota. - Ale robi z igy widy.
Znalazszy si w pokoju, przypomniaem sobie w daleki poranek, kiedy przybyem
tu, zakrwawiony, chronic w ramionach egzemplarz Wielkich nadziei, a Sempere wnis
mnie na rkach do siebie i da filiank gorcej czekolady. Piem j, podczas gdy czekalimy
na lekarza, a on szepta mi uspokajajce sowa i ociera krew chodnym rcznikiem z
delikatnoci, jakiej nigdy przedtem nie zaznaem. Wtedy Sempere by silnym mczyzn,
ktry zdawa mi si gigantem pod kadym wzgldem i bez ktrego chyba nie zdoabym
przey owych niezbyt szczliwych lat. Niewiele lub nic nie zostao z owej siy teraz, kiedy
podtrzymywaem go, pomagaem mu pooy si do ka i okrywaem go kilkoma kocami.
Usiadem przy nim i wziem go za rk, nie wiedzc, co powiedzie.
- Suchaj pan, jeli mamy tu obaj rycze jak bobry, to id pan sobie lepiej - zacz.

- Ma pan o siebie dba, jasne?


- Tak, tak. I bra okady z modych piersi.
Przytaknem i wstaem, kierujc si do drzwi.
- Panie Davidzie?
Odwrciem si, stojc ju na progu. Sempere przyglda mi si z tym samym
zatroskaniem, z jakim patrzy na mnie owego ranka, kiedy straciem par zbw i znacznie
wicej niewinnoci. Odszedem, zanim zdy mnie zapyta, co si ze mn dzieje.

31
Jednym z pierwszych forteli pisarskiego rzemiosa, jakich nauczya si ode mnie
Isabella, bya sztuka odraczania i odwlekania. Kady, kto zjad zby na pisaniu, wie, e
jakiekolwiek zajcie, od temperowania owka po katalogowanie niebieskich migdaw, ma
pierwszestwo przed t chwil, kiedy trzeba wreszcie usi na krzele przy biurku i wysili
mzg.
Isabella t fundamentaln lekcj opanowaa w lot, wic kiedy wrciem do domu,
zastaem j w kuchni, wykaczajc dania, ktre prezentoway si i pachniay, jakby byy
efektem wielogodzinnych przygotowa.
- witujemy co? - zapytaem.
- Sdzc po paskiej minie, zanosi si raczej na styp.
- Co tak pachnie?
- Kaczka pieczona z gruszkami w sosie czekoladowym. Znalazam przepis w jednej z
paskich ksiek kucharskich.
- Przecie ja nie mam ani jednej ksiki kucharskiej.
Isabella wstaa, przyniosa oprawny w skr tom i pooya go na stole. 101 zotych
przepisw kuchni francuskiej, Michela Aragona.
- Tak si panu tylko wydaje. W drugim rzdzie ksiek w bibliotece znalazam rne
rnoci, cznie z poradnikiem higieny maeskiej doktora Pereza - Aguado, z nadzwyczaj
sugestywnymi ilustracjami i zdaniami typu: Istota pci eskiej, z boskiego nakazu, nie
doznaje podania cielesnego i jej duchowe i uczuciowe spenienie znajduje wyraz w
naturalnym dowiadczaniu macierzystwa i w pracach domowych. Ma pan tam istne skarby
krla Salomona.
- A mona wiedzie, czego szukaa w drugim rzdzie ksiek?
- Inspiracji. Ktr zreszt znalazam.
- Ale typu kulinarnego. Ustalilimy, e bdziesz pisa codziennie, niezalenie od
natchnienia.
- Mam kryzys twrczy, i to przez pana. Nie do, e zmusza mnie pan do pracy na
dwch etatach, to jeszcze wpltuje mnie pan w swoje intrygi z niepokalanym Sempere synem.
- Uwaasz, e przystoi drwi sobie z czowieka, ktry jest w tobie bezgranicznie
zakochany?
- e jak?
- Nie udawaj guchej. Sempere syn wyzna mi, e oka przez ciebie zmruy nie moe.

Dosownie. Nie pi, nie je, nie pije, nawet sika nie moe, biedak, bo tylko o tobie myli
dzie i noc.
- Szaleju si pan najad?
- Szaleju to si pewno biedny Sempere najad. Ty go chyba nie widziaa. Ju miaem
zamiar strzeli mu w eb, eby uwolni go od blu i nieszczcia, jakie go drcz.
- Przecie on traktuje mnie jak powietrze - zaprotestowaa Isabella.
- Bo nie wie, jak ma otworzy przed tob serce i jakich sw uy, aby wyrazi swoje
uczucia. My, mczyni, tacy jestemy. Prymitywni i tpi.
- Ale jako nie mia problemw z doborem sw, kiedy zmy mi gow za to, e
pomyliam si przy ukadaniu serii Epizodw narodowych Pereza Galdosa. Dosta sowotoku.
- Mwimy o dwch rnych rzeczach. Co innego sprawa urzdowa, a co innego jzyk
namitnoci.
- Gupstwa i tyle.
- Szanowna asystentko, w mioci nic nie jest gupie. A z innej beczki: co z t kolacj?
Isabella nakrya st odpowiednio do uczty, jak przygotowaa.
Rozoya cay skarbiec talerzy, sztucw i kieliszkw, ktre widziaem po raz
pierwszy na oczy.
- Nie rozumiem, jak mona mie takie cacka i z nich nie korzysta. Znalazam to
wszystko w skrzynkach w tym pokoju obok pralni. Trzeba by chopem, jak Boga kocham.
Podniosem n i przyjrzaem mu si w wietle zapalonych przez Isabell wiec.
Zrozumiaem, e pochodzi z zastawy Diega Marlaski i poczuem, jak cakiem trac apetyt.
- Co nie tak? - zapytaa Isabella.
Zaprzeczyem. Moja asystentka naoya na talerze i zacza mi si przyglda
wyczekujco. Podniosem do ust pierwszy ks, umiechnem si i z aprobat pokiwaem
gow.
- Pyszna - powiedziaem.
- Troch ykowata. Wedug przepisu naleao piec j na wolnym ogniu, ju nie wiem
jak dugo, ale paska kuchenka albo grzeje ledwo - ledwo, albo bucha, nie zna stanw
porednich.
- Ale kaczka jest pyszna - powtrzyem, bez apetytu.
Jedlimy w milczeniu. Towarzyszy nam jedynie brzk sztucw i talerzy. Isabella
zerkaa na mnie od czasu do czasu.
- To, co pan mwi, o Sempere synu, mwi pan powanie?
Kiwnem gow, nie podnoszc wzroku znad talerza.

- I co jeszcze powiedzia o mnie?


- Powiedzia mi, e masz klasyczn urod, e jeste inteligentna, e jeste esencj
kobiecoci, bo mistrzem sowa to on nie jest, i e czuje, i midzy wami istnieje jaka
duchowa wi.
Isabella przeszya mnie zabjczym spojrzeniem.
- Prosz przysic, e sobie pan tego nie wymyli - powiedziaa.
Pooyem praw do na ksice kucharskiej i uniosem lew.
- Przysigam na 101 zotych przepisw kuchni francuskiej - wyrecytowaem.
- Podczas przysigi podnosi si praw rk.
Poprawiem si i powtrzyem formuk z ca powag. Isabella prychna.
- I co ja mam z tym zrobi?
- Nie wiem. Co robi zakochani? Id na spacer, na tace...
- Ale ja nie jestem zakochana w tym panu.
Smakowaem nadal pieczon kaczk, nie reagujc na jej natarczywe spojrzenia. Po
chwili Isabella uderzya pici w st.
- Moe pan na mnie spojrze? To wszystko przez pana.
Ceremonialnie odstawiem sztuce, wytarem usta w serwetk i spojrzaem.
- Co mam zrobi - ponownie zapytaa Isabella.
- To zaley. Podoba ci si Sempere, czy nie?
Cie wtpliwoci przemkn jej przez twarz.
- Nie wiem. Przede wszystkim jest dla mnie troch za stary.
- Jest waciwie w moim wieku - uciliem. - Rok, dwa lata starszy. Moe trzy.
- Albo cztery lub pi.
Westchnem.
- Jest w kwiecie wieku. O ile pamitam, uzgodnilimy, e podobaj ci si mczyni
dojrzali.
- Prosz si ze mnie nie mia.
- Isabello, nie mnie dyktowa ci, co powinna robi.
- A to dobre.
- Pozwl mi dokoczy. Chc tylko powiedzie, e jest to sprawa midzy Sempere
synem a tob. Jeli prosisz mnie o rad, zasugerowabym ci, by daa mu szans. I tylko tyle.
Jeli w najbliszych dniach postanowi zrobi pierwszy krok i zaprosi ci na przykad na
podwieczorek, przyjmij zaproszenie. Kto wie, moe dojdzie do rozmowy midzy wami,
poznacie si i zostaniecie wielkimi przyjacimi, albo i nie. Osobicie jestem przekonany, e

Sempere jest dobrym czowiekiem, jest tob naprawd zainteresowany i odwaybym si


nawet powiedzie, e, jeli si troch zastanowisz, w gbi duszy on tobie te nie jest
obojtny.
- To wszystko s paskie wymysy.
- Ale nie Sempere syna. I sdz, e nieuszanowanie uczucia i podziwu, jaki on dla
ciebie ywi, byoby niegodziwe. A to do ciebie niepodobne.
- To jest szanta emocjonalny.
- Nie, to samo ycie.
Isabella posaa mi mordercze spojrzenie. Umiechnem si do niej.
- Niech pan przynajmniej skoczy kolacj - rozkazaa.
Dokoczyem kaczk i buk zgarnem resztki sosu, wzdychajc z ukontentowania.
- Co jest na deser?
Po kolacji zostawiem w galerii zamylon Isabell na pastw wtpliwoci i rozterek i
udaem si na gr do studia. Wycignem poyczone mi przez komisarza Salvadora zdjcie
Diega Marlaski i pooyem pod lampk. Nastpnie rzuciem okiem na mae fortyfikacje
blokw, notatek i wistkw, powstajcych w trakcie pracy nad ksik dla pryncypaa. Czujc
jeszcze chd sztucw Diega Marlaski na rkach, bez trudu mogem go sobie wyobrazi, jak
siedzi przy tym biurku, majc przed oczyma t sam panoram dachw Ribery. Ze stosu
notatek wziem na chybi trafi jedn ze stron i zaczem czyta. Rozpoznawaem sowa i
zdania, bo sam je przecie napisaem, ale nieprzejrzysta idea, z ktrej si zrodziy, wydaa mi
si obca jak nigdy dotd. Rzuciem kartk na podog, uniosem wzrok i zobaczyem swoje
odbicie w szybie: obcy mi czowiek, za ktrym rozciga si niebieski mrok zatapiajcy
miasto. Zrozumiaem, e dzi w nocy nie bd mg pracowa, e nie bd zdolny wycisn z
siebie ani jednego akapitu dla pryncypaa.
Zgasiem lampk i zastygem w fotelu, otoczony mrokiem, wsuchany w wiatr
rozbijajcy si o okna, i wyobraziem sobie Diega Marlasc, jak ponie, skacze do wody
zbiornika, z jego ust wydobywaj si ostatnie pcherzyki powietrza, a lodowata woda zalewa
mu puca.
Obudziem si o wicie cay poamany i zbolay w fotelu studia.
Wstaem, rozprostowaem koci, ktre strzeliy jak amica si sucha ga.
Powlokem si do okna i otworzyem je na ocie. Dachwki starego miasta byskay od
szronu, a nad Barcelon rozpocierao si purpurowe niebo. Z pierwszymi uderzeniami
dzwonw kocioa Santa Maria del Mar z gobnika zerwaa si do lotu chmura czarnych
skrzyde. Zimny, przenikliwy wiatr przynis wo nabrzey i wglowego dymu

wydobywajcego si z kominw dzielnicy.


Zszedem do kuchni, by zaparzy sobie kaw. Otworzyem kredens i osupiaem.
Odkd Isabella zamieszkaa u mnie, moja spiarnia wygldaa niczym pki sklepu
kolonialnego Quflez na Rambla de Catalunya. W orszaku egzotycznych delicji
importowanych przez ojca Isabelli znalazem blaszane pudeko angielskich herbatnikw w
czekoladzie i postanowiem ich skosztowa. P godziny pniej, gdy moja krew poczua
wiey adunek cukru i kofeiny, mzg zacz na tyle funkcjonowa, e wpadem na genialny
pomys, by zacz dzie od skomplikowania sobie jeszcze bardziej i tak ju do
zagmatwanego ycia. Pomylaem, e jak tylko nadejdzie odpowiednia pora, udam si do
sklepu z artykuami magicznymi i prestidigitatorskimi na ulicy Princesa.
- Co pan robi na nogach o tej porze?
Isabella, nieustanny gos mojego sumienia, patrzya na mnie, stojc w drzwiach.
- Jem ciasteczka.
Isabella usiada przy stole i nalaa sobie kawy. Wygldaa, jakby przez ca noc nie
zmruya oka.
- Ojciec mwi, e to ulubiona marka krlowej matki.
- I dlatego wyglda tak, jak wyglda.
Isabella z nieobecn twarz wzia herbatnik i ugryza.
- Zastanowia si nad tym, co zrobisz? Jeli chodzi o Sempere, chc powiedzie.
Isabella obrzucia mnie jadowitym wzrokiem.
- A pan, co pan zrobi? Nic dobrego, niewtpliwie.
- Zaatwi par spraw.
- Jasne.
- Jasne ironicznie czy jasne przytakujco?
Odstawia filiank i przygwodzia mnie wzrokiem sdziego ledczego.
- Dlaczego nigdy pan nie mwi o tym, jaki waciwie ukad macie z tym paskim
pryncypaem?
- Midzy innymi dla twojego dobra.
- Dla mojego dobra. Jasne. Ale ze mnie idiotka. A propos, zapomniaam panu
powiedzie, e wczoraj by tu paski przyjaciel, inspektor.
- Grandes? Sam przyszed?
- Nie. W towarzystwie dwch zabijakw wielkich jak szafy dwudrzwiowe i o mordach
jak buldogi.
Na myl o Marcosie i Castelu stojcych w moich drzwiach poczuem, e ciska mnie

w odku.
- A co chcia Grandes?
- Nie powiedzia.
- To co powiedzia?
- Zapyta mnie, kim jestem.
- I jak si przedstawia?
- Jako paska kochanka.
- No to piknie.
- Jednemu z drabw wydao si to bardzo zabawne.
Isabella wzia kolejne ciasteczko i pochona je arocznie. Dostrzega, e patrz na
ni ze zdziwieniem, i zastyga w bezruchu.
- Powiedziaam co nie tak? - zapytaa, wydmuchujc chmur okruszkw.

32
Strumyk mglistego wiata sczy si przez zason chmur, padajc na czerwon
elewacj sklepu z artykuami magicznymi przy ulicy Princesa. Wejcie osania daszek z
rzebionego drewna. Przeszklone drzwi pozwalay si domyla zarysu pogronego w
mrokach wntrza, w ktrym zasonki z czarnego aksamitu otulay przeszklone regay pene
masek i przyrzdw o lekko wiktoriaskim posmaku, znaczonych talii kart i skadanych
sztyletw, ksiek o magii i krysztaowych flaszek, oznaczonych aciskimi etykietkami i
rozlewanych zapewne w Albacete, zawierajcych ca tcz barwnych pynw. Dzwoneczek
w drzwiach zaanonsowa moje przybycie. W gbi zauwayem pusty kontuar. Czekaem
chwil, wpatrzony w ten bazar rozmaitoci. Szukaem swojego odbicia w lustrze - w ktrym
poza tym odbija si cay sklep - kiedy ktem oka dostrzegem drobn posta wychylon zza
zasonki oddzielajcej zaplecze.
- Interesujca sztuczka, prawda? - odezwa si czowieczek o siwych wosach i
przenikliwym spojrzeniu.
Przytaknem.
- Jak to dziaa?
- Jeszcze nie wiem. Przysa mi je par dni temu producent krzywych zwierciade ze
Stambuu. On nazywa to zjawisko odwrconym zaamaniem.
- Przypomina nam ono, e nic nie jest takie, jak nam si wydaje.
- Nic oprcz magii. W czym mog panu pomc?
- Mam przyjemno z panem Damianem Rouresem?
Mczyzna przytakn flegmatycznie. Spostrzegem, e na jego ustach pojawi si
umiech, ktry, podobnie jak jego lustro, nie by tym, czym si wydawa. Jego spojrzenie
byo chodne i pene rezerwy.
- Polecono mi paski sklep.
- Mog spyta, komu zawdziczam t uprzejmo?
- Ricardowi Salvadorowi.
Grymas majcy uchodzi za grzeczny umiech natychmiast znikn z jego twarzy.
- Nie wiedziaem, e jeszcze yje. Nie widziaem go od dwudziestu piciu lat.
- A Iren Sabino?
Roures westchn, mamroczc co pod nosem. Okry kontuar i podszed do drzwi.
Powiesi tabliczk zamknite i przekrci klucz.
- Kim pan jest?

- Nazywam si David Martin. Staram si wyjani okolicznoci mierci Diega


Marlaski, ktry, jak syszaem, by paskim znajomym.
- Z tego co wiem, zostay one wyjanione wiele lat temu. Pan Marlasca popeni
samobjstwo.
- Ja zrozumiaem to ciut inaczej.
- Nie wiem, czego naopowiada panu ten policjant. Poczucie krzywdy le wpywa na
pami, panie... Martin. Ricardo Salvador prbowa kiedy sprzeda swoj spiskow wersj
wydarze, na ktr nie mia zreszt adnych dowodw. Wszyscy wiedzieli, e grzeje ko
wdowie po Marlasce i e bardzo chce wykorzysta sytuacj i zosta bohaterem dnia. Jak byo
do przewidzenia, jego przeoeni postawili go na baczno i wydalili ze suby.
- On sam jest przekonany, e usiowano zatai prawd.
Roures prychn.
- Prawda... Niech mnie pan nie rozmiesza. W rzeczywistoci usiowano zatuszowa
skandal. Wszdzie tam, gdzie mona byo w Barcelonie zrobi grube pienidze, bya te
kancelaria Valery i Marlaski. Dlatego nikt nie by zainteresowany tym, by podobna historia
ujrzaa wiato dzienne. Marlasca zrezygnowa ze wszystkiego, co osign, porzuci prac i
on i zamkn si w tym swoim barbakanie, Bg wie po co. Kady, kto mia rwno pod
sufitem, wiedzia, e to si musi le skoczy.
- Ale nie przeszkodzio to ani panu, ani paskiemu wsplnikowi z szalestwa Marlaski
uczyni rda dochodw, mamic go obietnic nawizania kontaktu z zawiatami podczas
organizowanych przez was seansw.
- Nigdy go niczym nie mamiem. Te seanse to bya czysta zabawa. Wszyscy o tym
wiedzieli. Niech mi pan nie wciska trupa, bo ja tylko zarabiaem uczciwie na ycie.
- A Jaco, paski wsplnik?
- Odpowiadam tylko za siebie. A jeli Jaco co popeni, to jego sprawa.
- Czyli co popeni.
- Co mam panu powiedzie? e rbn te pienidze, ktre pono byy na sekretnym
koncie, jak z uporem maniaka powtarza komisarz Salvador? e zabi Marlasc i wszystkich
nas wystawi do wiatru?
- A nie byo tak?
Roures przez chwil patrzy na mnie, nic nie mwic.
- Nie wiem. Nie widziaem go od dnia mierci Marlaski. Ja ju i komisarzowi, i innym
policjantom zeznaem wszystko, co wiedziaem. Nigdy nie skamaem. Przenigdy. Jeli Jaco
co przeskroba, to nie miaem o tym pojcia i nigdy nie dostaem swojej doli.

- A o Iren Sabino co mi pan powie?


- Iren kochaa Marlasc. Nigdy nie maczaaby palcw w niczym, co mogoby
przynie mu szkod.
- Czy pan wie, co si z ni dzieje? Czy jeszcze yje?
- O ile wiem, yje. Kto mi mwi, e pracuje w jakiej pralni na Ravalu. To dobra
kobieta. Za dobra. I dlatego tak skoczya. Naprawd wierzya w te rzeczy.
- A Marlasca? Czego szuka w zawiatach?
- Marlasca w co si wplta i nie pytaj mnie pan w co. I ani ja, ani Jaco go w to nie
wpltalimy, bo nie handlowalimy takim towarem. Wszystko, co wiem, usyszaem kiedy
od Iren. Zdaje mi si, e Marlasca spotka kogo, zupenie mi nieznanego, a prosz wierzy,
e znaem i znam nadal wszystkich, ktrzy robi w tym interesie, kto przyrzek mu, e jeli
co zrobi, nie mam pojcia co, to odzyska swojego syna, Ismael wrci do wiata ywych.
- Czy Iren powiedziaa, kto to by?
- Nigdy go nie widziaa. Marlasca nie dopuszcza do tego. Wiedziaa tylko, e
Marlasca strasznie si ba.
- Czego si mg ba?
Roures cmokn.
- Marlasca uwaa, e jest przeklty.
- To znaczy?
- Mwiem ju panu. Chory by na gow. By przekonany, e co go optao.
- Co?
- Duch jaki. Pasoyt. Nie wiem. Wie pan, w tym interesie poznaje si bardzo wielu
szajbusw. Dowiadczaj osobistej tragedii, trac kochank albo fortun i egnaj, rozumie.
Mzg to najbardziej kruchy z organw. Pan Marlasca nie by przy zdrowych zmysach i mg
to stwierdzi kady, kto pogada z nim pi minut. I dlatego zapuka do mnie.
- A pan powiedzia mu to, co on chcia usysze.
- Nie. Powiedziaem mu prawd.
- Czyj prawd?
- Jedyn, jak znam. Odniosem wraenie, e ten czowiek jest cakowicie
niezrwnowaony, i nie chciaem na tym erowa. To nigdy si dobrze nie koczy. W tym
biznesie s granice, ktrych nie powinno si przekracza, jeli czowiek jest wiadom, co
wypada, a czego nie. Tego, kto szuka rozrywki, odrobiny emocji i pocieszenia z zawiatw,
obsuguje si i pobiera stosown opat. Ale czowieka, ktry jest na skraju szalestwa, odsya
si do domu. To jest przedstawienie, jak kade inne widowisko. Szukasz widzw, a nie

nawiedzonych.
- Jest pan wzorem etyki zawodowej. Co wobec tego powiedzia pan Marlasc?
- Powiedziaem mu, e wszystko to s zabobony i bujdy. Powiedziaem, e jestem
baznem zarabiajcym na ycie seansami spirytystycznymi dla nieszcznikw, ktrzy stracili
najbliszych i potrzebowali wiary w to, e kochankowie, kochanki, rodzice i przyjaciele
czekaj na nich na tamtym wiecie. Powiedziaem mu, e po tamtej stronie nie ma nic, tylko
wielka pustka, i e nasz wiat jest jedynym, jaki mamy. Powiedziaem mu, eby raz na
zawsze zapomnia o duchach i wrci na ono rodziny.
- I posucha pana?
- Jak wida nie. Przesta bywa na seansach i zacz szuka pomocy gdzie indziej.
- Gdzie?
- Iren wychowaa si w chatach na play Bogatell i chocia saw zyskaa,
wystpujc w teatrzykach na Paralelo, to na zawsze pozostaa dziewczyn z przedmie.
Mwia mi, e zaprowadzia Marlasc do kobiety, zwanej Wiedm z Somorrostro, eby
poprosi j o ochron przed osob, ktrej Marlasca co by winien.
- Czy Iren wymienia nazwisko tej osoby?
- Jeli nawet, to nie pamitam. Mwiem ju, e przestali przychodzi na seanse.
- Moe Andreas Corelli?
- Nie. Nigdy nie syszaem tego nazwiska.
- Gdzie mog znale Iren Sabino?
- Powiedziaem ju panu wszystko, co wiem - odpar Roures znuony.
- Ostatnie pytanie i ju mnie nie ma.
- Mam nadziej.
- Czy Marlasca kiedykolwiek mwi co o Lux Aeterna?
Roures zmarszczy brwi, krcc gow.
- Dzikuj za pomoc - powiedziaem.
- Nie ma za co. I, jeli to moliwe, prosz ju tu nie zachodzi.
Skinem gow i ruszyem ku wyjciu, czujc na plecach podejrzliwy wzrok Rouresa.
- Niech pan zaczeka - zawoa, zanim dotarem do drzwi.
Odwrciem si. Roures przyglda mi si z wahaniem.
- Chodzi mi po gowie, e Lux Aeterna to tytu czego w rodzaju religijnej broszury,
ktrej uywalimy podczas seansw w mieszkaniu przy ulicy Elisabets. Naleaa do serii
podobnych ksieczek, wypoyczonych chyba z biblioteki okultystycznej towarzystwa
Przyszo. Nie wiem, czy o to panu chodzio.

- Pamita pan, o czym bya?


- Waciwie to mj wsplnik by z ni obeznany, bo to on prowadzi seanse. O ile
mnie pami nie myli, Lux Aeterna bya poematem o mierci i o siedmiu imionach Syna
Jutrzenki, tego, ktry niesie wiato.
- Tego, ktry niesie wiato?
Roures umiechn si.
- Lucyfera.

33
Wracajc do domu, zastanawiaem si, co mam zrobi. Byem blisko skrzyowania z
ulic Montacada, kiedy go ujrzaem. Inspektor Victor Grandes, oparty o cian, umiecha si
do mnie, palc papierosa. Pomacha mi i ruszyem przez ulic w jego kierunku.
- Nie wiedziaem, e interesuje si pan magi.
- Ja za nie wiedziaem, e pan mnie ledzi, inspektorze.
- Nie ledz pana. Rzecz w tym, e jest pan czowiekiem trudnym do zlokalizowania,
wobec tego postanowiem, e jeli gra nie przychodzi do mnie, ja udam si do gry. Ma pan
pi minut? Przeksimy co? Stawia Komenda Gwna Policji.
- Skoro pan nalega... A gdzie pan podzia przyzwoitki?
- Marcos i Castelo maj papierkow robot w komendzie, chocia gdybym im
powiedzia, e mam spotka si z panem, przyczyliby si z najwiksz rozkosz.
Zeszlimy wwozem redniowiecznych paacw do El Xampanyet i tam zajlimy
stolik w gbi lokalu. Podszed do nas kelner uzbrojony w mierdzc bielink cierk i
Grandes zamwi dwa piwa i owczy ser z La Manchy. Kiedy piwo i przekska dotary,
podsun mi talerz, ale nie poczstowaem si.
- Szkoda. Pozwoli pan, e skosztuj. O tej porze po prostu umieram z godu.
- Bon appetit.
Inspektor wzi do ust kawaek sera i wielce ukontentowany, przymkn oczy.
- Wczoraj byem u pana w domu, nie przekazano panu?
- Przekazano, ale ze znacznym opnieniem.
- Rozumiem. A tak midzy nami, nieza ta licznotka. Jak ma na imi?
- Isabella.
- Ale si niektrym powodzi. Zazdroszcz panu, obuzie. Ile ma lat ten cukiereczek?
Posaem mu mordercze spojrzenie. Inspektor umiechn si z zadowoleniem.
- Ptaszki wierkaj, e bawi si pan ostatnio w detektywa. Chce pan nas zostawi bez
pracy?
- Ptaszki czy ptaszek?
- Raczej ptaszysko. Jeden z moich szefw jest bliskim przyjacielem mecenasa Valery.
- Pana te maj na swojej licie pac?
- Jeszcze nie, przyjacielu. Przecie mnie pan zna. Stara szkoa.
Honor i tym podobne dyrdymay.
- Wspczuj.

- A u tego biedaka, Ricarda Salvadora, co sycha? Wie pan, e ju ze dwadziecia lat


nie syszaem tego nazwiska? Wszyscy sdzili, e on dawno nie yje.
- Pogoski mocno przesadzone.
- Jak si miewa?
- Samotny, zdradzony i zapomniany.
Inspektor pokiwa gow z melancholi.
- Tak, tak. To kae czowiekowi zastanowi si, co go czeka po latach suby w tym
zawodzie, prawda?
- Jestem wicie przekonany, e w paskim przypadku przyszo rysuje si w o wiele
janiejszych barwach i awans na najwysze stanowisko to kwestia paru lat. Ju widz, jak
przed czterdziestym pitym rokiem ycia zostaje pan jednym z szefw policji i cauje w
rczki biskupw i szefw sztabw podczas defilady w Boe Ciao.
Grandes umiechn si chodno, ignorujc mj sarkastyczny ton.
- A jeli ju jestemy przy caowaniu w rczki... Czy dotary do pana wieci o paskim
przyjacielu Vidalu?
Grandes nigdy nie przystpowa do rozmowy bez jakiego asa w rkawie. Patrzy na
mnie umiechnity, rozkoszujc si moim niepokojem.
- Jakie wieci? - wymamrotaem.
- Pono nie tak dawno jego ona prbowaa popeni samobjstwo.
- Cristina?
- Ach, prawda, przecie pan j zna.
Nawet nie zdaem sobie sprawy, e wstaem i e zaczy trz mi si rce.
- Spokojnie. Pani Vidal czuje si dobrze. Ju po strachu. Zdaje si, e przesadzia z
laudanum. Siadaj pan. Bardzo prosz.
Usiadem. odek rozbola mnie, jakbym pokn gar gwodzi.
- A kiedy to byo?
- Dwa czy trzy dni temu.
Przed oczami stan mi obraz pozdrawiajcej mnie z okna Villi Helius Cristiny, gdy
unikajc jej spojrzenia, odwracaem si do niej plecami.
- Halo! - zawoa inspektor, machajc mi doni przed oczami, jakby sprawdza, czy
przypadkiem nie zemdlaem.
- Co?
Inspektor przypatrywa mi si z nieudawan chyba trosk.
- Chce mi pan o czym powiedzie? I tak wiem, e mi pan nie uwierzy, ale bardzo

bym chcia panu pomc.


- Cay czas wierzy pan, e to ja zabiem Barrido i jego wsplnika?
Grandes zaprzeczy.
- Nigdy w to nie wierzyem, w przeciwiestwie do innych.
- To dlaczego pan prowadzi przeciwko mnie dochodzenie?
- Prosz si uspokoi. Nie prowadz i nigdy nie prowadziem.
W dniu, w ktrym zaczn prowadzi, natychmiast to pan zauway.
Na razie pana obserwuj. Bo pana lubi i boj si, e wpakuje si pan w jak kaba.
Dlaczego mi pan nie zaufa i nie powie, co tak naprawd si dzieje?
Nasze spojrzenia spotkay si i przez chwil ogarna mnie pokusa, by opowiedzie
mu wszystko. I zrobibym to, gdybym wiedzia, od czego zacz.
- Nic takiego si nie dzieje, panie inspektorze.
Grandes przytakn i spojrza na mnie ze wspczuciem, a moe byo to tylko
rozczarowanie. Wypi do koca piwo i rzuci na st par monet. Poklepa mnie po plecach i
wsta.
- Niech pan bdzie ostrony. Niech pan uwaa, po czym pan stpa. Nie wszyscy tak
pana lubi i ceni jak ja.
- Bd mia to na uwadze.
Dochodzio poudnie, kiedy wrciem do domu, pochonity myl o tym, co
powiedzia mi inspektor. Wlokem si po schodach, jakbym nis ciar ponad siy.
Otwierajc drzwi, baem si, e na spotkanie wyjdzie mi Isabella, dna rozmowy na kady,
choby najbahszy, temat. W domu panowaa cisza. Udaem si korytarzem do galerii i tam j
odnalazem. Spaa na sofie, przyciskajc do piersi otwart ksik; jedn z moich starych
powieci. Nie mogem po - wstrzyma umiechu. Pomylaem, e moe si przezibi, bo w
tych jesiennych dniach w mieszkaniu zrobio si zdecydowanie chodniej.
Czasami widziaem, jak chodzi po domu w narzuconym na ramiona wenianym szalu.
Najciszej, jak mogem, poszedem do jej pokoju, eby go poszuka i przykry j. Drzwi byy
co prawda uchylone, niemniej poczuem niejaki opr przed wejciem do jej sypialni, bo
chocia byem u siebie, to od czasu, kiedy Isabella wprowadzia si do mnie, ani razu nie
zajrzaem do jej pokoju. Dostrzegem szal zoony na krzele i wszedem, eby go wzi. W
pokoju unosi si w sodki i lekko cytrynowy zapach Isabelli. ko nie byo jeszcze
zasane, wic zaczem poprawia przecierado i koc, byem bowiem wiadomy, e im
wicej obowizkw domowych bd wypenia, tym lepsz ocen z zachowania otrzymam od
mojej asystentki.

Gdy cieliem ko, zobaczyem, e co tkwi pod materacem. Spod zaoonego


przecierada wystawa kawaek papieru. Kiedy pocignem, okazao si, e kartek jest
wicej. Wycignem co, co okazao si plikiem kopert z niebieskiego papieru,
przewizanych wstk.
Poczuem na skroniach lodowaty pot. Nie chciaem wierzy. Rozwizaem kokardk i
uniosem do oczu jedn z kopert. Zaadresowana bya na moje imi i nazwisko. W miejscu
nadawcy napisane byo tylko Cristina.
Usiadem na ku, odwrcony plecami do drzwi, i przejrzaem wszystkie koperty,
sprawdzajc daty stempli. Pierwszy by sprzed wielu tygodni, ostatni sprzed trzech dni.
Wszystkie koperty byy otwarte.
Zamknem oczy i poczuem, jak listy wypadaj mi z rk. Usyszaem za sob oddech
stojcej w progu Isabelli.
- Przepraszam - szepna.
Podesza powoli i uklka, by pozbiera rozsypane listy. Wycigna je ku mnie,
patrzc bagalnie.
- Chciaam pana chroni - wykrztusia z trudem.
Do oczu napyny jej zy. Pooya mi do na ramieniu.
- Id sobie! - syknem.
Popchnem j i wstaem. Isabella upada na podog, jczc, jakby zwijaa si z blu.
- Id precz!
Wypadem z domu najszybciej, jak mogem, nie zamykajc nawet za sob drzwi. Na
ulicy poczuem si osaczony przez nieznane mi budynki i tum dziwnych i obcych twarzy.
Ruszyem bez celu, nie zwaajc na zib i wiatr przesiknity deszczem, ktry zaczyna
chosta miasto podmuchem przeklestwa.

34
Tramwaj zatrzyma si nieopodal bram wiey Bellesguard, gdzie miasto zanikao u
stp wzgrza.
Skierowaem si ku wejciu na cmentarz San Gervasio, podajc ciek tego
wiata, jak przecieray w deszczu reflektory tramwaju. Kilkadziesit metrw ode mnie
wznosiy si niczym marmurowa forteca mury cmentarza, znad ktrych wyania si gszcz
pomnikw barwy burzy. W budce przy wejciu dozorca okutany w palto grza rce nad
piecykiem koksowym. Widzc, jak si wynurzam z deszczu, skoczy na rwne nogi. Zanim
otworzy drzwiczki, przyjrza mi si bacznie.
- Szukam mauzoleum rodziny Marlasca.
- Za jakie p godziny bdzie ju cakiem ciemno. Lepiej niech pan przyjdzie kiedy
indziej.
- Im szybciej mi pan powie, tym szybciej sobie pjd.
Dozorca najpierw sprawdzi lokalizacj grobu w ksice, po czym wskaza mi jego
pooenie na planie cmentarza przyczepionym do ciany. Wyszedem z budki, nawet mu nie
podzikowawszy.
Bez trudu odnalazem rodzinny grobowiec w cytadeli mogi i panteonw toczcych
si wewntrz murw barceloskiej nekropolii. Budowla wspieraa si na marmurowym
cokole. W modernistycznym mauzoleum amfiteatralne schody schodziy ukiem ku galerii,
podtrzymywanej przez kolumny, w rodku ktrych znajdowao si atrium otoczone pytami
nagrobnymi. Na szczycie kopuy, wieczcej galeri, staa rzeba z poczerniaego marmuru.
Twarz postaci bya zasonita woalk, ale w miar zbliania si do mauzoleum
odnosiem wraenie, e w stranik zawiatw obraca gow, by ledzi mnie wzrokiem.
Wspiem si po schodach, stanem przed galeri i si obejrzaem. Z daleka migotay w
deszczu wiata miasta.
Wszedem do galerii. W samym rodku staa rzeba przedstawiajca posta kobiety,
ktra w bagalnym gecie obejmowaa krzy.
Rysy jej twarzy zostay znieksztacone uderzeniami jakiego cikiego przedmiotu. Z
oczyma i ustami pomalowanymi przez kogo na czarno wygldaa jak ponura wilczyca. Nie
bya to jedyna oznaka profanacji mauzoleum. Na pytach widniay lady i rysy po ostrych
narzdziach, a na niektrych ledwo widoczne w pmroku obsceniczne rysunki i sowa. Grb
Diega Marlaski znajdowa si w gbi. Stanem przy nim i pooyem rk na pycie.
Wycignem zdjcie Marlaski, ktre dostaem od Salvadora, i przyjrzaem mu si.

Wwczas na schodach prowadzcych do mauzoleum usyszaem kroki. Schowaem


zdjcie do kieszeni paszcza i skierowaem si do wyjcia z galerii. Kroki ucichy i sycha
byo jedynie krople deszczu rozbijajce si o marmur. Powoli przesunem si ku wyjciu i
wyjrzaem. Przede mn sta kto odwrcony plecami wpatrzony w miasto w oddali. Bya to
ubrana na biao kobieta z gow okryt chust. Odwrcia si powoli i spojrzaa na mnie.
Umiechna si.
Pomimo upywu czasu rozpoznaem j natychmiast. Iren Sabino.
Zrobiem krok w jej stron i dopiero wtedy zdaem sobie spraw, e kto stoi za mn.
Poczuem uderzenie w kark i olepia mnie eksplozja biaego wiata. Wpierw padem na
kolana, po czym zwaliem si na zalany deszczem marmur. Z ulewy wyonia si ciemna
posta. Iren uklka przy mnie. Poczuem jej do obmacujc miejsce, w ktre zadano mi
cios. Zobaczyem, jak unosi zakrwawione palce. Pogaskaa mnie nimi po policzku. Zanim
straciem przytomno, ujrzaem, jak Iren Sabino wyciga brzytw, otwiera j powoli i
zblia do mej twarzy. Srebrne krople deszczu zelizgiway si po ostrzu.
Otworzyem oczy w olepiajcym blasku lampy naftowej. Dozorca przyglda mi si z
cakowicie

obojtnym

wyrazem twarzy. Usiowaem

mrugn powiekami,

czujc

rozsadzajcy czaszk bl.


- yje czy nie? - zapyta dozorca i nie wiadomo, czy byo to pytanie retoryczne, czy
skierowane konkretnie do mnie.
- yj - jknem. - Nie wrzucaj mnie pan jeszcze do dou.
Dozorca pomg mi usi. Kady ruch opacaem kolejnym szarpniciem blu.
- Co si stao?
- A skd ja mog wiedzie. Powinienem by zamkn bram ju godzin temu, ale nie
widziaem, eby pan wychodzi, wic przyszedem tutaj, zobaczy, co si pan tak guzdrze.
- A ta kobieta?
- Jaka kobieta?
- Kobieta i kto jeszcze.
- Dwie kobiety?
Westchnwszy, daem za wygran.
- Moe mi pan poda rk?
Z pomoc dozorcy zdoaem wsta. Wtedy poczuem pieczenie i zobaczyem, e mam
rozpit koszul. Przez tors przebiegay mi krwawe linie pytkich ci.
- Panie, to nie wyglda najlepiej.
Szybko zapiem paszcz, przy okazji obmacujc wewntrzn kiesze. Zdjcie

Marlaski znikno.
- Ma pan w budce telefon?
- Oczywicie, jest przy wejciu do ani tureckiej.
- A moe mi pan przynajmniej pomc doj do wiey Belles guard, ebym mg tam
zapa jak takswk?
Dozorca, zorzeczc, chwyci mnie pod rami.
- A mwiem, eby przyszed pan kiedy indziej - stwierdzi cakiem ju
zrezygnowany.

35
Tu przed pnoc udao mi si wreszcie dotrze do domu z wieyczk. Ledwo
otworzyem drzwi, wiedziaem ju, e Isabella si wyprowadzia. Echo moich krokw w
korytarzu brzmiao zupenie inaczej. Nawet nie zapalaem wiata. Poszedem korytarzem w
ciemnociach i zajrzaem do jej dawnej sypialni. Isabella dokadnie posprztaa cay pokj.
Zdja pociel i razem z kocem starannie zoya na krzele. W powietrzu unosi si jeszcze
jej zapach. Udaem si do galerii i usiadem przy biurku, przy ktrym pracowaa dotd moja
asystentka. Isabella zatemperowaa wszystkie owki i wstawia do szklanki. Na tacy pitrzy
si rwno uoony stos gotowych do zapisania kartek. Podarowany jej przeze mnie zestaw
stalwek odoony by na skraju stou. W tym domu nigdy jeszcze nie byo tak pusto.
W azience zrzuciem z siebie przemoczone ubranie i pooyem sobie na karku
kompres nasczony spirytusem. Bl nieco ustpi, zamieniajc si w guche pulsowanie i
oglne wraenie nadzwyczaj podobne do gigantycznego kaca. Cicia na piersi wyglday w
lustrze jak linie nakrelone pirem. Byy to cicia eleganckie i powierzchowne, ale pieky jak
cholera. Przemyem je spirytusem z nadziej, e nie bd si paskudzi.
Wlazem do ka i nakryem si po szyj kilkoma kocami. Nie bolay mnie tylko te
czci ciaa, ktre zib i deszcz tak zmaltretoway, e straciem w nich wszelkie czucie.
Czekaem, a si rozgrzej, wsuchany w t lodowat cisz, przytaczajc cisz nieobecnoci
i pustki. Isabella, opuszczajc dom, pooya na nocnym stoliku plik kopert z listami od
Cristiny. Wycignem rk i na chybi trafi wziem jeden z nich, sprzed dwch tygodni.
Kochany Davidzie!
Mija dzie za dniem, a ja nadal pisz do Ciebie listy, na ktre, jak sdz, wolisz nie
odpowiada, o ile w ogle je otwierasz. Zaczam nawet myle, e pisz je tylko dla siebie,
by zaguszy samotno i przez chwil przynajmniej wierzy w to, e jeste blisko mnie.
Codziennie zastanawiam si, co si z Tob dzieje i co teraz robisz.
Czasami myl, e wyjechae z Barcelony ju na zawsze, i wyobraam sobie, e
mieszkasz gdzie pord obcych ludzi, prbujc zacz nowe ycie, ktrego ja nigdy nie
poznam. A kiedy indziej myl, e wci mnie nienawidzisz, e drzesz wszystkie moje listy i
aujesz, e kiedykolwiek mnie poznae.
Nie winie Ci. To ciekawe, jak atwo jest mi wyzna kartce papieru to, czego nie
odwayabym si powiedzie Ci prosto w twarz.
Nieatwo mi to wszystko ogarn. Pedro jest dla mnie tak dobry i wyrozumiay, i
czasami jego cierpliwo i gorliwe zabiegi, by uczyni mnie szczliw, irytuj mnie i

powoduj, e czuj si podle. Udowodni mi, e moje serce jest puste i nie zasuguj na to, by
ktokolwiek mnie kocha. Towarzyszy mi niemal przez cay dzie. Nie chce zostawia mnie
samej.
Staram si by wci umiechnita i dziel z nim oe. Kiedy mnie pyta, czy go
kocham, odpowiadam, e tak, ale kiedy widz prawd odbijajc si w jego oczach, pragn
umrze. Nigdy mi tego nie wyrzuca. Duo o Tobie mwi. Tskni za Tob. Tak bardzo, e
czasami myl, e Ty jeste t osob, ktr kocha najbardziej na wiecie. Widz, jak si
starzeje, w samotnoci, w najgorszym moliwym, czyli w moim towarzystwie. Nie chc Ci
prosi o wybaczenie, pragn tylko, aby wybaczy jemu, i to jest jedyne moje pragnienie. Nie
jestem warta tego, by zabiera mu Twoj przyja i towarzystwo.
Wczoraj skoczyam czyta jedn z Twoich ksiek. Pedro maje wszystkie, a ja czytam
je po kolei, bo to jedyny sposb, ebym czua, e jestem z Tob.
Bya to dziwna i smutna historia o dwch zepsutych i opuszczonych kukiekach w
wdrownym cyrku, ktre na jedn noc oywaj, wiedzc, e umr o wicie. Czytajc j,
miaam wraenie, e piszesz o nas.
Par tygodni temu nio mi si, e znw Ci spotykam, e mijamy si na ulicy, a Ty
mnie nie poznajesz. Z umiechem pytae, jak si nazywam. Nic o mnie nie wiedziae. Nie
czue do mnie nienawici. Co noc, kiedy Pedro zasypia obok mnie, zamykam oczy i bagam i
niebo, i pieko, by ponownie zesay mi ten sen.
Jutro, a moe pojutrze znowu napisz do Ciebie list, by powiedzie Ci w nim, e Ci
kocham, chocia to dla Ciebie nic nie znaczy.
Cristina
Upuciem list na podog, ale nie signem po nastpny. Jutro bdzie lepiej,
pomylaem. Bo gorzej ju by nie moe. Nawet mi przez myl nie przeszo, e rozkosze tego
dnia dopiero si zaczynay.
Udao mi si zasn chyba na par godzin, kiedy nagle obudziem si w rodku nocy.
Kto wali w drzwi z caych si. Cakiem otumaniony, przez chwil szukaem po omacku
wcznika. Znowu rozleg si omot. Udao mi si w kocu zapali wiato. Wygramoliem si
z ka i podszedem do drzwi. Spojrzaem przez judasza. Trzy twarze w ciemnociach
schodw. Inspektor Grandes, a za nim Marcos i Castelo. Wszyscy ze wzrokiem wbitym w
judasza. Zanim otworzyem, par razy gboko odetchnem.
- Dzie dobry panu. Prosz wybaczy najcie o tej porze.
- A ktra jest waciwie?
- Najwysza pora, eby ruszy dup, skurwielu - wysycza Marcos, wywoujc na

twarzy Castela umiech, ktrym mgbym si ogoli.


Grandes posa im karcce spojrzenie i westchn.
- Trzecia nad ranem - powiedzia. - Mog wej?
Prychnem i chcc nie chcc, wpuciem go do rodka. Inspektor gestem nakaza
swym ludziom zosta za drzwiami. Marcos i Castelo z niechci przytaknli i obrzucili mnie
mijowatymi spojrzeniami.
Zamknem im drzwi przed nosem.
- Powinien pan bardziej uwaa z tymi dwoma - powiedzia Grandes, pewnym
krokiem ruszajc w gb korytarza.
- Prosz bardzo, niech pan si czuje jak u siebie w domu - powiedziaem.
Wrciem do sypialni i ubraem si, w co miaem pod rk, czyli w brudne, rzucone na
krzeso ubrania. Kiedy wyszedem na korytarz, Grandesa tam nie byo.
Poszedem do galerii i tam go znalazem. Przyglda si przez okno niskim,
pezajcym po dachach chmurom.
- A cukiereczek? - zapyta.
- W swoim domku.
Odwrci si z umiechem.
- Mdrala z pana, prowadzi pan pensjonat bez wiktu i opierunku - powiedzia,
wskazujc fotel. - Prosz usi.
Opadem na fotel. Grandes nie usiad i obserwowa mnie z uwag.
- I co? - zapytaem w kocu.
- Kiepsko pan wyglda. W jak bjk si pan wda?
- Przewrciem si.
- Jasne. Wiem skdind, e odwiedzi pan dzi sklep z akcesoriami magicznymi przy
ulicy Princesa, ktrego wacicielem jest Damian Roures.
- Widzia pan, jak wychodz z niego koo poudnia. O co waciwie chodzi?
Grandes patrzy na mnie chodno.
- Niech pan wemie paszcz i szalik, albo cokolwiek. Jest zimno.
Idziemy na komisariat.
- Po co?
- Rb pan, co mwi.
Policyjny samochd czeka na nas w alei Born. Marcos i Castelo wpakowali mnie do
rodka, nie silc si na delikatno, i usiadszy po bokach, wzili mnie w swoje kleszcze.
- Wygodnie janie panu? - zapyta Castelo, wbijajc mi okie w ebra.

Inspektor zaj miejsce z przodu. aden z nich nie otworzy ust w cigu tych kilku
minut, jakie zajo nam przejechanie pustej i zatopionej w rudawej mgle Via Layetana. Gdy
dotarlimy na gwny komisariat, Grandes wysiad z samochodu i nie czekajc na nas, wszed
do rodka. Marcos i Castelo chwycili mnie pod ramiona, jakby chcieli zmiady mi koci, i
przecignli przez labirynt schodw, korytarzy, by rzuci mnie do pokoiku bez okien,
cuchncego potem i moczem. Sta w nim st podziurawiony przez korniki i dwa krzesa z
wysokim oparciem. Z sufitu zwisaa goa arwka. Przy kratce odpywu zbiegay si dwie
lekko nachylone paszczyzny tworzce podog. Zimno byo jak w psiarni. Ani si
obejrzaem, jak usyszaem, e drzwi zamkny si z trzaskiem za moimi plecami. Usyszaem
oddalajce si kroki. Zaczem kry po tym lochu, by w kocu opa na chwiejce si
krzeso. Przez nastpn godzin nie syszaem nic poza odgosem wasnego oddechu,
skrzypieniem krzesa i pluskiem kapicej nie wiadomo skd wody.
Zdya min wieczno, kiedy usyszaem echo zbliajcych si krokw i szczk
otwieranych drzwi. Marcos, umiechajc si, zajrza do celi. Przytrzyma drzwi i przepuci
Grandesa, ktry wszed, nie spojrzawszy na mnie, po czym zaj miejsce na krzele po drugiej
stronie stou. Da znak Marcosowi, by ten zamkn drzwi. Przedtem posa mi milczcego
causa i puci oko. Inspektor odczeka chwil, zanim askawie raczy spojrze mi w twarz.
- Jeli chcia pan zrobi na mnie wraenie, to si panu udao, panie inspektorze.
Udajc, e nie syszy mojego ironicznego komentarza, wbi we mnie wzrok, jakby
widzia mnie po raz pierwszy w yciu.
- Co pan wie o Damianie Rouresie?
Wzruszyem ramionami.
- Niewiele. e jest wacicielem sklepu z akcesoriami magicznymi. Prawd mwic,
nic o nim nie wiedziaem, dopki mi o nim nie powiedzia Ricardo Salvador par dni temu.
Dzi albo wczoraj, bo nawet nie wiem, ktra jest godzina, poszedem si z nim zobaczy,
szukajc informacji o poprzednim lokatorze domu, w ktrym mieszkam. Komisarz Salvador
wyjani mi, e Roures i dawny waciciel...
- Marlasca.
- Tak, Diego Marlasca. Wic, jak mwiem, komisarz Salvador opowiedzia mi, e
Roures i Marlasca kontaktowali si w swoim czasie. Zadaem Rouresowi kilka pyta, a on
opowiedzia mi to, co wiedzia albo co chcia powiedzie. I tyle.
Grandes potakiwa.
- To caa paska opowie?
- Chyba tak. A jaka jest paska? Porwnajmy je, moe w kocu zrozumiem, co, do

kurwy ndzy, robi w rodku nocy, marznc w zasranej piwnicy.


- Prosz mi tu nie podnosi gosu.
- Przepraszam, inspektorze, ale sdz, e jest mi pan winien wyjanienie. Co ja tutaj
robi?
- Chtnie to panu wyjani. Jeden z mieszkacw kamienicy, w ktrej mieci si sklep
Rouresa, wracajc trzy godziny temu do domu, zauway, e w sklepie pal si wiata i drzwi
s otwarte.
Zdziwiony, zajrza tam i nie napotkawszy waciciela ani nie otrzyma - wszy
odpowiedzi na swoje woanie, uda si na zaplecze, gdzie znalaz go przywizanego drutem
do krzesa w kauy krwi.
Grandes zrobi dug pauz, w czasie ktrej widrowa mnie wzrokiem. Domylaem
si, e brakowao pointy. Grandes zawsze zostawia sobie co na deser.
- Nie y? - zapytaem.
Pokiwa gow.
- Tak jakby. Kto zabawi si, wydubujc mu oczy i ucinajc noyczkami jzyk.
Lekarz sdowy przypuszcza, i zmar, duszc si wasn krwi p godziny pniej.
Poczuem, e brakuje mi powietrza. Grandes chodzi dookoa mojego krzesa.
Zatrzyma si za moimi plecami i usyszaem, jak zapala papierosa.
- Gdzie si pan tak zaatwi? Cakiem wiea rana.
- Polizgnem si i walnem gow.
- Niech pan nie robi ze mnie idioty. Bo tylko pan na tym straci.
Woli pan, ebym zostawi pana na chwil z Marcosem i Castelo?
Moe naucz pana dobrych manier.
- No dobrze. Kto mnie uderzy.
- Kto?
- Nie wiem.
- Ta rozmowa zaczyna mnie nudzi.
- A co ja mam powiedzie?
Ponownie usiad przy stoliku i umiechn si pojednawczo.
- Chyba nie sdzi pan, e mam co wsplnego ze mierci tego czowieka? zapytaem.
- Nie, nie sdz. Ale sdz, e nie mwi mi pan prawdy i e istnieje jednak jaki
zwizek midzy mierci tego biedaka a paskimi odwiedzinami u niego. Tak jak w
przypadku paskich dawnych wydawcw.

- A jakie s przesanki paskich domysw?


- Niech pan to nazwie podszeptem serca.
- Wszystko, co wiem, ju panu powiedziaem.
- A ja ju pana ostrzegaem, eby nie robi pan ze mnie idioty. Za tymi drzwiami
Marcos i Castelo tylko czekaj, eby sobie z panem pokonwersowa, nazwijmy to: w cztery
oczy. Czy o tym pan marzy?
- Nie.
- Wobec tego prosz mi pomc wycign pana z tego gwna i odesa do domu,
zanim wystygnie panu pociel.
- A co chce pan usysze?
- Na przykad prawd.
Wypchnem krzeso spod siebie i wstaem, wcieky. Byem przemarznity do koci i
czuem, e gowa mi zaraz pknie na tysic kawakw. Zaczem kry wok stou,
wyrzucajc z siebie sowa, jakbym plu kamieniami.
- Prawda? Powiem panu prawd. Prawda jest taka, e nie wiem, jaka jest prawda. Nie
wiem, co mam panu opowiada. Nie wiem, po co poszedem do Rouresa i do Salvadora. Nie
wiem, czego szukam ani co si ze mn dzieje. Taka jest prawda.
Grandes obserwowa mnie ze stoickim spokojem.
- Niech pan przestanie si tak krci. Choroby morskiej mona dosta.
- Nie mam ochoty.
- Uywa pan duo sw, ale mwi pan tyle co nic. Ja tylko pana prosz, eby mi pan
pomg, abym z kolei ja mg pomc panu.
- Pan nie moe mi pomc, nawet gdyby pan bardzo chcia.
- To kto moe panu pomc?
Padem na krzeso.
- Sam nie wiem - wyszeptaem.
Odniosem wraenie, e w oczach inspektora dostrzegam przebysk wspczucia, a
moe to byo tylko zmczenie.
- No dobrze. Zacznijmy od nowa. Nie chce pan po mojemu, wic zrbmy po
paskiemu. Czekam na opowie. Niech pan zacznie od, chociaby: by sobie raz...
Przygldaem mu si bez sowa.
- Panie Martin, czemu pan uparcie wierzy w to, e nie zrobi tego, co do mnie naley,
tylko dlatego, e pana lubi?
- Niech pan robi, co do pana naley. I niech pan wpuszcza tu Jasia i Magosi, prosz

bardzo.
W tej samej chwili zauwayem cie niepokoju na jego twarzy. Zza drzwi dobieg nas
odgos zbliajcych si krokw, ktrych najwyraniej inspektor si nie spodziewa. Daa si
sysze jaka rozmowa i zdenerwowany Grandes podszed do drzwi. Zapuka trzy razy,
otworzy mu Marcos. Do celi wszed mczyzna ubrany w palto z wielbdziej weny i
elegancki garnitur. Rozejrza si z wyrazem nieskrywanego obrzydzenia, a nastpnie posa
mi przymilny umiech, jednoczenie zdejmujc rkawiczki ceremonialnie powolnym ruchem.
Przyjrzawszy mu si, rozpoznaem, ku swojemu zdumieniu, mecenasa Valer.
- Wszystko w porzdku? - zapyta.
Przytaknem. Valera odcign inspektora na bok. Szeptem wymienili par zda.
Grandes gestykulowa z hamowan irytacj. Valera przyglda mu si z niewzruszonym
spokojem i krci gow. Rozmawiali tak z minut. W kocu Grandes ciko westchn i
machn rk.
- Prosz nie zapomnie szalika, bo wychodzimy - poradzi Valera. - Inspektor
wyczerpa ju list pyta.
Za jego plecami Grandes przygryza wargi, piorunujc wzrokiem Marcosa, na ktrego
twarzy malowao si zdziwienie zmieszane z przeraeniem. Valera, nie zdejmujc z twarzy
maski profesjonalnie uprzejmego umiechu, wzi mnie pod rami i wycign z tej nory.
- Ufam, i zachowanie obecnych tu funkcjonariuszy wzgldem pana osoby byo co
najmniej poprawne.
- Tak - udao mi si wybekota.
- Chwileczk - zawoa Grandes za nami.
Valera zatrzyma si i odwrci, gestem nakazawszy mi milczenie.
- W jakiejkolwiek kwestii, ktr bdzie chcia pan wyjani z panem Martinem, prosz
zwraca si do naszej kancelarii, ktra chtnie odpowie panu na wszelkie pytania. A
tymczasem pozwoli pan, chyba e ma pan szczeglnie wakie i prawnie uzasadnione powody,
by jednak zatrzyma pana Martina w areszcie, e pana opucimy, yczc dobrej nocy i
dzikujc za uprzejmo, o ktrej nie omieszkam wspomnie paskim przeoonym, w
szczeglnoci za gwnemu inspektorowi Salgado, ktry, jak pan wie, jest naszym wielkim
przyjacielem.
Sierant Marcos drgn, jakby chcia rzuci si na nas, ale inspektor go wstrzyma.
Prbowaem spojrze mu w oczy, gdy Valera zapa mnie za okie i szarpn.
- Jazda - szepn.
Szybko ruszylimy dugim i sabo owietlonym korytarzem ku schodom prowadzcym

na kolejny korytarz, by w kocu, minwszy mae drzwi, znale si w przedsionku na


parterze. Przed budynkiem czeka na nas mercedes benz z wczonym silnikiem. Szofer,
ujrzawszy Valer, skoczy natychmiast, otworzy nam drzwiczki. Pchnity przez Valer,
znalazem si w samochodzie. Poczuem ciepo skrzanej tapicerki. Valera usiad obok mnie i
stukajc w szyb oddzielajc kierowc od pasaerw, da znak, eby ju jecha. Gdy
samochd wczy si do ruchu na Via Layetana, Valera umiechn si do mnie jak gdyby
nigdy nic i wskaza na mg, ktra rozstpowaa si przed nami jak zarola.
- Paskudna noc, prawda? - powiedzia, najwyraniej majc na myli tylko pogod.
- Dokd jedziemy?
- Do paskiego domu, oczywicie. Chyba e woli pan do hotelu lub...
- Nie, nie. Jedmy do mnie.
Samochd jecha wolno w d Via Layetana. Valera obojtnie patrzy na puste ulice.
- Co pan tu robi? - zapytaem go w kocu.
- A jak si panu wydaje? Reprezentuj pana i dbam o paskie interesy.
- Niech pan kae szoferowi si zatrzyma - powiedziaem.
Szofer poszuka spojrzenia Valery w lusterku wstecznym. Mecenas pokrci gow
przeczco i nakaza mu jecha dalej.
- Niech pan nie mwi gupstw, panie Martin. Jest pno i zimno, a ja odwo pana do
domu.
- Wol i na piechot.
- Niech pan bdzie rozsdny.
- Kto pana przysa?
Valera westchn i przetar oczy w gecie zmczenia.
- Ma pan dobrych przyjaci - powiedzia. - To w yciu bardzo wane: mie dobrych
przyjaci. A przede wszystkim ich nie traci.
Rwnie wane, jak uwiadomi sobie, kiedy zaczyna si poda niewaciw drog.
- Czy przypadkiem nie chodzi o drog przebiegajc przez Casa Marlasca przy ulicy
Vallvidrera numer trzynacie?
Valera umiechn si cierpliwie, jak ojciec karccy krnbrne dziecko.
- Prosz pana. Prosz mi wierzy, e im dalej bdzie si pan trzyma od tego domu i
od tej sprawy, tym lepiej dla pana. Prosz usucha przynajmniej tej rady.
Kierowca przejecha przez Paseo de Coln i skierowa si ku alei Born, ulic
Comercio. Wozy pene misa i ryb, lodu i warzyw zaczynay gromadzi si przy targowisku.
Czterech chopcw dwigao odartego ze skry i wypatroszonego cielaka, zostawiajc za sob

lady krwi i opary, ktre moglimy wdycha, jadc obok nich.


- W piknej mieszka pan dzielnicy, panie Martin. I z piknymi widokami.
Szofer zatrzyma si na samym pocztku ulicy Flassaders i wysiad z samochodu, by
otworzy nam drzwiczki. Mecenas wysiad ze mn.
- Odprowadz pana do drzwi - powiedzia.
- Pomyl, e jestemy par zakochanych.
Zagbilimy si w cienisty wwz prowadzcej do mojego domu uliczki. Przy
drzwiach mecenas poda mi do z rutynow grzecznoci.
- Dzikuj za wycignicie mnie stamtd - powiedziaem.
- Nie mnie powinien pan dzikowa - odpar Valera, wyjmujc z wewntrznej kieszeni
palta kopert. Nawet w pmroku sczcym si z zawieszonej na murze latarni rozpoznaem
odbit na laku piecz anioa. Valera poda mi kopert i, raz jeszcze skinwszy na poegnanie
gow, wrci do samochodu. Przekrciem klucz w drzwiach i po schodach wszedem do
rodka. Udaem si od razu do studia i pooyem kopert na biurku. Signem po n do
papieru, otworzyem kopert i wycignem zoon kartk z pismem pryncypaa.
Drogi przyjacielu!
Mam nadziej, e list ten zastanie Pana w dobrym zdrowiu i takim nastroju. Zbieg
okolicznoci sprawi, e bawi przejazdem w Barcelonie i bybym wielce rad, mogc znale
si w Paskim towarzystwie w ten pitek o sidmej wieczorem w sali bilardowej Circulo
Ecuestre dla omwienia postpw w pracy nad naszym projektem.
Serdeczne pozdrowienia zasya oddany przyjaciel,
Andreas Corelli
Zoyem kartk z powrotem i schowaem j do koperty. Zapaliem zapak. Dwoma
palcami chwyciem kopert za brzeg i zbliyem j do pomienia. Patrzyem, jak ponie, a lak
roztapia si w szkaratne zy, kapice ciurkiem na biurko, pki moich palcw nie pokry szary
popi.
- Niech ci pieko pochonie - wyszeptaem. Za szybami noc, ciemniejsza ni
kiedykolwiek, zaczynaa chyli si ku kocowi.

36
Siedzc w fotelu studia, czekaem witu, ktry nie nadchodzi, a w kocu wcieko
zapanowaa nade mn i wyszedem na ulic, gotw rzuci wyzwanie przestrodze mecenasa
Valery. Panowa przenikliwy chd, ktry zim poprzedza wit. Przechodzc przez alej
Born, usyszaem jakby za sob kroki.
Szybko obejrzaem si, ale zobaczyem tylko chopcw z targowiska rozadowujcych
wozy. Doszedszy do placu Palacio, dostrzegem wiata pierwszego dziennego tramwaju
czekajcego na ptli wrd unoszcej si znad wd portowych mgy. mije niebieskiego
wiata iskrzyy midzy pantografem a przewodami. Wszedem do tramwaju i zajem
miejsce z przodu. Ten sam konduktor co poprzednio sprzeda mi bilet. Powoli, jeden po
drugim, wsiadao kilkunastu pasaerw. Po paru minutach tramwaj ruszy w tras. Na niebie
rozpocieraa si sie czerwonawych yek pomidzy czarnymi chmurami. Nie trzeba byo
by poet czy meteorologiem, eby wiedzie, e czeka nas zy dzie.
Kiedy dotarlimy do Sarria, dniao. Szare i anemiczne wiato przygaszao wszystkie
kolory. Ruszyem pustymi uliczkami, kierujc si w stron podna gry. Co jaki czas
wydawao mi si, e znowu sysz za sob kroki, ale kiedy odwracaem gow, nie byo za
mn nikogo. W kocu znalazem si u wylotu zauka prowadzcego do Casa Marlasca i
zaczem przedziera si przez stosy szeleszczcych pod moimi stopami lici. Powoli
minem dziedziniec i wszedem po schodach prowadzcych do gwnego wejcia, bacznie
przygldajc si duym oknom. Zastukaem trzy razy i cofnem si nieco.
Odczekaem minut i nie doczekawszy si adnej reakcji, zastukaem ponownie.
Usyszaem, jak echo koatki zanika wewntrz budynku.
- Dzie dobry! - zawoaem.
Drzewa otaczajce posiado zdaway si tumi echo mojego gosu. Zaczem krci
si koo domu, doszedem do pawilonu przy basenie i zbliyem si do oszklonej galerii. Zza
niedomknitych okiennic trudno byo cokolwiek zobaczy. Jedno z okien tu przy oszklonych
drzwiach do galerii byo uchylone. Za szyb wida byo zamknit zasuwk. Wsunem rk
przez okno i przesunem zasuwk. Drzwi ustpiy, wydajc metaliczny dwik. Kolejny raz
spojrzaem za siebie i upewniwszy si, e nie ma nikogo, wszedem do rodka.
W miar jak moje oczy przyzwyczajay si do pmroku, zaczem rozpoznawa
przestrze. Podszedem do okien i otworzyem okiennice, eby w rodku zrobio si nieco
janiej. Rozdzierajcy ciemno wachlarz wiata odsoni ca sal.
- Jest tu kto? - zawoaem.

Usyszaem, jak mj gos znika we wntrzu domu niczym moneta spadajca w studni
bez dna. Skierowaem si w gb sali, ku zwieczonemu ukiem z rzebionego drewna
wejciu do ciemnego korytarza, na ktrego obitych aksamitem cianach wisiay ledwo
widoczne obrazy. Z korytarza wychodzio si do duego, okrgego salonu z mozaikow
podog i muralem z emaliowanego szka, przedstawiajcym posta biaego anioa z
wycignitym ramieniem i palcami z ognia. Wielkie kamienne schody wznosiy si spiralnie
przy cianie. Stanem u podna schodw i znowu za - woaem:
- Dzie dobry! Prosz pani?
Dom pogrony by w absolutnej ciszy, a zamierajce echo unosio moje sowa.
Wszedem na pierwsze pitro i zatrzymaem si na podecie, z ktrego mogem spojrze z
gry na cay salon i mural. Widziaem stamtd rwnie lady moich krokw na warstwie
zalegajcego na pododze kurzu. Poza moimi krokami, jedynym znakiem czyjej obecnoci,
jaki mogem dostrzec, byo co w rodzaju szyn nakrelonych na warstwie kurzu przez dwie
cige linie, oddalone od siebie na okoo p metra, i lad stp midzy nimi. Duych stp.
Zafrapowany zaczem si im przyglda, by wnet poj, co oznaczaj i skd si tu wziy.
Byy to lady wzka inwalidzkiego i osoby, ktra go pchaa.
Zdao mi si, e usyszaem co z tyu, i odwrciem si. Niedomknite drzwi w kocu
korytarza nieznacznie si koysay. Czu byo dochodzcy stamtd zimny powiew. Zaczem
powoli i w tamt stron. Po drodze zajrzaem do znajdujcych si po obu stronach pokoi. W
kadej z sypialni meble przykryte byy pciennymi pokrowcami i przecieradami.
Zamknite okna i gsty pmrok wskazyway, i od dawna nikt tych pokoi nie uytkowa,
poza najwikszym z nich - maesk sypialni. Wszedem do niej i stwierdziem, e pachnie
dziwn mieszanin perfum i choroby, waciw ludziom starszym.
Domyliem si, e jest to pokj wdowy po Marlasce, ale samej wdowy tu nie byo.
ko byo starannie zasane. Naprzeciwko ka staa komoda, a na niej oprawione
fotografie. Wszystkie, bez wyjtku, przedstawiay jasnowosego i umiechnitego chopca Ismaela Marlasce. Na niektrych zdjciach by razem z matk, a na niektrych z innymi
dziemi. Na adnej z fotografii nie zauwayem Diega Marlaski.
Odgos skrzypicych w korytarzu drzwi wyrwa mnie z zamylenia. Natychmiast
wyskoczyem z sypialni, zostawiajc zdjcia tak, jak stay. Drzwi do pokoju znajdujcego si
na kocu korytarza wci si koysay. Poszedem tam, ale przed progiem zatrzymaem si na
chwil. Zaczerpnem gboko powietrza i pocignem za klamk.
W rodku wszystko byo biae - ciany i sufit pokryte nieskaziteln biel, zasony z
biaego jedwabiu, eczko przykryte biaym ptnem, biay dywan, biae szafy i pki.

Kontrastujca z pmrokiem domu biel olepia mnie na chwil. Pomieszczenie wydawao si


wyjte z nocnych mar lub baniowych fantazji. Na pkach stay zabawki i ksiki z bajkami.
Przy toaletce siedzia, patrzc w lustro, porcelanowy arlekin naturalnej wielkoci. Ze rodka
sufitu zwisay i chwiay si na niewidocznych nitkach biae ptaki z papieru. Od razu wida
byo, e pokj nalea do rozpieszczonego dziecka, Ismaela Marlaski, chocia panowaa tu
przytaczajca atmosfera pogrzebowej kaplicy.
Usiadem na ku i westchnem. Dopiero wtedy zdaem sobie spraw, e co tu jest
nie w porzdku. Poczwszy od zapachu. Sodkawy odr unosi si w powietrzu. Wstaem i
rozejrzaem si. Na komdce sta porcelanowy talerzyk z czarn wieczk oblepion gronami
ciemnych ez stopionego wosku. Odwrciem si. Smrd wyda - wa si dochodzi od strony
wezgowia ka. Zajrzaem do szuflady nocnego stoliczka i znalazem tam przeamany na
trzy czci krucyfiks. Zapach jakby unosi si w pobliu. Obszedem par razy pokj, ale nie
potrafiem odnale jego rda. I wtedy to zauwayem.
Leao pod kiem. Uklkem, eby tam zajrze. Metalowe pudeko, takie, w ktrym
dzieci chowaj swoje skarby. Wycignem je i pooyem na ku. Odr stawa si coraz
bardziej nieznony. Powstrzymujc mdoci, otworzyem pudeko. Wewntrz lea biay
gob z sercem przeszytym ig. Odskoczyem i zatykajc usta i nos, cofnem si na korytarz.
Oczy arlekina z umiechem szakala przyglday mi si z lustra. Pobiegem z powrotem do
krconych schodw i przeskakujc po kilka stopni, dotarem na d, gdzie zaczem szuka
wejcia do korytarza prowadzcego do okrgego salonu i drzwi w ogrodzie, ktre udao mi
si otworzy. Przez chwil baem si, e si zgubiem i e dom, niczym ywa istota, ktra
moe dowolnie przestawia korytarze i pokoje, nie chce mnie wypuci. W kocu
dostrzegem oszklon galeri i pobiegem ku drzwiom. Dopiero wwczas, mocujc si z
zasuwk, usyszaem za plecami w zowieszczy miech i zrozumiaem, e nie jestem w
domu sam. Odwrciem si na chwil, by dostrzec ciemn posta przygldajc mi si z gbi
korytarza i unoszc w rku byszczcy przedmiot. N.
Zamek wreszcie ustpi i pchnem drzwi. Potknem si i upadem na marmurowe
pyty, ktrymi wyoony by pas ogrodu wok basenu. Moja twarz znalaza si par
centymetrw od powierzchni wody i poczuem wydobywajcy si z niej fetor. Prbowaem
wzrokiem przebi mrok wody. Spomidzy chmur wyjrzaa odrobina czystego nieba i
soneczne wiato zelizgno si w wody basenu, zatrzymujc na zniszczonej mozaice na
dnie. Wizja trwaa tylko chwil. Na dnie lea wywrcony wzek inwalidzki. Podyem za
wiatem ku najgbszej czci basenu i tam j odnalazem wzrokiem. Oparte o cian ciao
leao owinite bia poszarpan sukienk. Wygldaa jak lalka, ze szkaratnymi ustami

strawionymi przez wod i oczami byszczcymi jak szafiry. Skr miaa niebiesk, a jej rude
wosy faloway powoli w cuchncych wodach. Bya to wdowa po Marlasce. Chwil pniej
chmury przysoniy niebieskie oczko nieba, a wody stay si na powrt ciemnym
zwierciadem, w ktrym dostrzec mogem jedynie wasn twarz i wyaniajc si z galerii
posta z noem w rku. Zerwaem si na rwne nogi i rzuciem do ucieczki przez ogrd,
omijajc drzewa i ranic twarz i rce o gazie krzeww, by wreszcie dopa elaznej bramy i
znale si w zauku. Biegem nadal i zatrzymaem si dopiero przy gwnej drodze. Ledwo
dyszc, stanem i si odwrciem. Casa Marlasca znowu skrya si w gbi zauka,
niewidoczna dla wiata.

37
Wracaem do domu tym samym tramwajem, jadc przez miasto coraz bardziej tonce
w ciemnociach i wydane na pastw lodowatego wiatru, ktry unosi i gna ulicami tumany
suchych lici. Gdy wysiadem przy placu Palacio, usyszaem, jak dwch idcych od
nadbrzey marynarzy rozprawia o zbliajcej si znad morza burzy, ktra miaa spa na
miasto przed zmierzchem. Spojrzaem w gr i zobaczyem, e niebo zaczyna si zaciga
paszczem czerwonych chmur, ktre napyway znad morza niczym rozlewajca si plama
krwi. Na ulicach Born ludzie uwijali si, zatrzaskujc drzwi i okna, kupcy zamykali swoje
sklepy przed czasem, a dzieci wybiegay na dwr, by miejc si i otwierajc jak najszerzej
ramiona, i z wiatrem w zapasy, niefrasobliwe wobec dalekich jeszcze pomrukw. Latarnie
migotay, a wiato byskawic zalewao biaym poblaskiem ciany budynkw. Jak mogem
najszybciej, dotarem do drzwi domu z wieyczk i jednym susem pokonaem schody. Przez
ciany sycha byo dudnienie nadchodzcej burzy.
W domu byo tak zimno, e gdy szedem korytarzem, wyprzedza mnie mj parujcy
oddech. Niewiele mylc, poszedem do pokoju, w ktrym znajdowa si stary piecyk
wglowy - jak dotd skorzystaem z niego tylko kilka razy - i rozpaliem w nim starymi
suchymi gazetami. Rozpaliem te w kominku w galerii i usiadem na pododze naprzeciw
pomieni. Dray mi rce; nie wiedziaem - z zimna czy ze strachu. Czekaem, a ogarnie
mnie ciepo, przygldajc si siatce biaego wiata rozpinanej na niebie przez byskawice.
Zaczo pada dopiero o zmierzchu, za to od razu luna ciana wciekych kropel,
ktre w kilka zaledwie minut zatopiy noc, dachy i zauki czarn fal, bijc z caych si o
mury i szyby. Powoli, dziki piecykowi i kominkowi, dom zacz si nagrzewa, ale mnie
wci byo zimno. Wstaem i poszedem do sypialni po koce. Otworzyem szaf i zaczem
przeszukiwa due szuflady na dole. Kaseta leaa w gbi, tam gdzie j kiedy schowaem.
Wziem j i pooyem na ku.
Potem otworzyem i przyjrzaem si staremu rewolwerowi, jedynej pamitce po ojcu.
Wziem go do rki, zwayem, delikatnie dotknem palcem wskazujcym cyngla.
Otworzyem bbenek i woyem do niego sze nabojw z pudeka z amunicj,
umieszczonego pod podwjnym denkiem. Odoyem kaset na nocny stolik i poszedem z
broni i z kocem do galerii. Pooyem si na sofie z rewolwerem na piersi, okryem si i
utkwiem wzrok w oknach, za ktrymi szalaa burza. Mogem sysze tykanie zegara
stojcego na gzymsie kominka.
Nie musiaem na niego spoglda, eby wiedzie, e pozostao mi zaledwie p

godziny do spotkania z pryncypaem w sali bilardowej Circulo Ecuestre.


Zamknem oczy i wyobraziem go sobie, jak jedzie bezludnymi, zalanymi wod
ulicami miasta, rozparty na tylnym siedzeniu swego samochodu, jego zotawe oczy wiec w
ciemnoci, srebrny anio na masce rolls - royce'a toruje drog przez burz. Wyobraziem go
sobie, nieruchomego niczym posg - adnego oddechu, adnego umiechu, adnego wyrazu
twarzy. Po jakim czasie usyszaem trzask poncych drew i szum deszczu za oknami i
zasnem z broni w rku, cakowicie pewien, e nie stawi si na spotkanie.
Tu po pnocy otworzyem oczy. Ogie w kominku dogasa i galeria tona w
falujcym pmroku, rozwietlanym przez niebieskie pomienie trawice resztki arzcych si
szczap. Wci pada rzsisty deszcz. Rewolwer cigle tkwi w moich rkach. Czuem jego
ciepo.
Leaem bez ruchu kilka sekund, powstrzymujc mruganie. Poczuem, e kto jest za
drzwiami, zanim rozlego si stukanie.
Odrzuciem koc i wstaem. Znw usyszaem stukanie, kykciami palcw. Z
rewolwerem w rku wszedem do korytarza. Znowu pukanie. Zatrzymaem si w p drogi.
Wyobraziem go sobie, umiechnitego, na podecie schodw, z byszczcym w
ciemnociach anioem w klapie. Odwiodem kurek. Kolejne pukanie. Chciaem wczy
wiato, ale nie byo prdu. Ruszyem si i poszedem do drzwi. Pomylaem, czyby nie
spojrze przez judasza, ale nie miaem odwagi.
Staem w bezruchu, wstrzymujc oddech, z rewolwerem wymierzonym ku drzwiom.
- Id pan precz! - krzyknem resztk gosu.
W odpowiedzi usyszaem po tamtej stronie pacz i opuciem bro. Otworzyem
drzwi ciemnoci. Staa tam, przemoczona i przemarznita. Ujrzawszy mnie, niemal osuna
si w moje ramiona.
Zapaem j i nie znajdujc sw, przytuliem z caych si. Umiechna si blado, a
kiedy pooyem jej do na policzku, pocaowaa j, przymknwszy oczy.
- Wybacz - szepna Cristina.
Otworzya oczy i spojrzaa na mnie tym zranionym i zamanym wzrokiem, ktry
odnalazby mnie w piekle. Umiechnem si.
- Witaj w domu.

38
Rozebraem j przy wietle wiecy. Zdjem jej buty, nasiknite wod z kau,
przemoczon cakiem sukni, odpiem poczochy. Wytarem jej ciao i wosy rcznikiem.
Dygotaa jeszcze z zimna, kiedy pooyem j na ku i przytuliem si, eby j
ogrza. Leelimy tak czas jaki, w milczeniu, suchajc deszczu. Czuem, jak powoli staje si
coraz cieplejsza i zaczyna gboko oddycha. Mylaem ju, e zasna, kiedy usyszaem w
ciemnociach jej gos:
- Twoja przyjacika bya u mnie.
- Isabella.
- Powiedziaa mi, e ukrywaa przed tob moje listy, ale e nie robia tego w zej
wierze. Uwaaa, e tak jest dla ciebie lepiej, i moe miaa racj.
Pochyliem si nad ni, by poszuka jej oczu. Musnem palcami jej usta, a wtedy po
raz pierwszy od duszej chwili umiechna si leciutko.
- Mylaam, e o mnie zapomniae - powiedziaa.
- Prbowaem.
Na jej twarzy malowao si zmczenie. Miesice oddalenia naznaczyy zmarszczkami
czoo; we wzroku dostrzec mona byo pustk i klsk.
- Nie jestemy ju modzi - stwierdzia, jakby czytajc w moich mylach.
- A czy w ogle kiedykolwiek bylimy modzi?
Podniosem koc i patrzyem na jej nagie ciao spoczywajce na biaym przecieradle.
Opuszkami palcw, najdelikatniej jak mogem, zaczem pieci jej szyj, a pniej piersi.
Powiodem rk dookoa po jej brzuchu i po linii bioder. Przez chwil gaskaem jasne,
przezroczyste niemal wosy na jej onie.
Patrzya na mnie w milczeniu, spod wpprzymknitych powiek, i ze zgaszonym
umiechem.
- I co teraz? - zapytaa.
Nachyliem si i pocaowaem j w usta. Obja mnie i tak zastyglimy, objci, w
wietle powoli dogasajcej wieczki.
- Co wymylimy - wyszeptaa.
Obudziem si z pierwszym brzaskiem i stwierdziem, e le w ku sam. Wstaem
natychmiast, obawiajc si, e Cristina znw odesza, w rodku nocy. Wtedy zauwayem, e
jej ubranie nadal ley na krzele, a buty pod nim, i odetchnem z ulg. Odnalazem j w
galerii.

Owinita w koc, siedziaa na pododze, przed kominkiem, w ktrym niebieskawe


pomyki taczyy wok arzcego si polana. Usiadem przy niej i pocaowaem j w szyj.
- Nie mogam spa - powiedziaa, nie odrywajc wzroku od ognia.
- Trzeba byo mnie obudzi.
- Nie miaam sumienia. Wygldae, jakby zasn po raz pierwszy od kilku miesicy.
Wolaam rozejrze si po mieszkaniu.
- I jak?
- Ten dom jest przesiknity smutkiem - powiedziaa. - Dlaczego go nie podpalisz?
- A gdzie bymy wwczas zamieszkali?
- My?
- A dlaczego by nie?
- Wydawao mi si, e nie piszesz ju bajek.
- To jak jazda na rowerze. Jak ju si nauczysz...
Cristina przyjrzaa mi si uwanie.
- Co jest w tym pokoju na kocu korytarza?
- Nic. Stare graty.
- Zamknity jest na klucz.
- Chcesz tam zajrze?
Pokrcia gow.
- To tylko dom, Cristino. Kupa kamieni i wspomnie. Nic ponadto.
Przytakna bez wikszego przekonania.
- Moe bymy std wyjechali? - zapytaa.
- Dokd?
- Daleko.
Nie mogem powstrzyma umiechu, ale Cristina nie zmienia powanego tonu.
- Jak daleko?
- Jak najdalej. Tam, gdzie nikt nie bdzie wiedzia, kim jestemy, i nikogo to nie
zainteresuje.
- I tego wanie chcesz? - zapytaem.
- A ty nie?
Zawahaem si.
- A Pedro? - wykrztusiem.
Wypucia okrywajcy j koc i spojrzaa na mnie wyzywajco.
- Musisz go prosi o zgod, eby pj ze mn do ka?

Ugryzem si w jzyk. Cristina miaa zy w oczach.


- Przepraszam - szepnem. - Nie miaem prawa tak powiedzie.
Podniosem koc z podogi, by okry Cristin, ale odsuna si, nie przyjmujc mojej
pomocy.
- Pedro zostawi mnie - powiedziaa amicym si gosem. - Wczoraj si przenis do
Ritza, pki ja si nie wyprowadz. Powiedzia mi, e wie, e go nie kocham i e wyszam za
niego z wdzicznoci albo z litoci. Powiedzia, e nie potrzebuje mojego wspczucia, e
yjc u jego boku i udajc tylko mio, sprawiam mu bl. Powiedzia, e cokolwiek zrobi,
zawsze bdzie mnie kocha i dlatego nie chce mnie wicej widzie.
Rce jej dray.
- Kocha mnie ca dusz, a ja w zamian potrafiam tylko go unieszczliwi szepna.
Zamkna oczy, a jej twarz przyobleka maska blu. Chwil pniej wydaa z siebie
gboki jk i zacza okada si piciami po twarzy i caym ciele. Rzuciem si na ni i
objem j, unieruchamiajc.
Wyrywaa si i krzyczaa. Przewrcilimy si na podog; chwyciem j za nadgarstki.
Powoli zacza opada z si, by wreszcie, z twarz zalan zami, mokr od liny, z oczyma
nabiegymi krwi, cakowicie si podda. Leelimy tak z p godziny, pki nie poczuem, jak
jej ciao si rozlunia i popada w dugie odrtwienie. Okryem j kocem i przytuliem si do
jej plecw, ukrywajc zy.
- Wyjedziemy gdzie daleko - szepnem jej do ucha, nie majc pewnoci, czy mnie
rozumie i czy w ogle syszy. - Wyjedziemy daleko, gdzie nikt nie bdzie wiedzia, kim
jestemy i nikogo nie bdzie to obchodzi. Przyrzekam.
Cristina odwrcia gow na bok i spojrzaa na mnie. Twarz miaa pozbawion
jakiegokolwiek wyrazu, jakby jej dusz rozbito na tysice odamkw. Objem j mocno i
pocaowaem w czoo. Syszc nieustannie bbnicy w szyby deszcz i osaczajce nas szare i
blade wiato martwego witu, po raz pierwszy pomylaem, e toniemy.

39
Tego samego ranka rzuciem prac dla pryncypaa. Zostawiwszy pic Cristin w
galerii, udaem si na gr, do studia, i schowaem teczk z wszystkimi kartkami, notatkami i
uwagami zwizanymi z projektem do starego kufra stojcego przy cianie. W pierwszym
odruchu chciaem kufer podpali, ale nie starczyo mi odwagi. Przez cae ycie
przewiadczony byem, e zapisywane przeze mnie strony stanowi czstk mnie samego.
Normalni ludzie wydaj na wiat dzieci; pisarze wydaj ksiki. Jako pisarze skazani
jestemy na to, by powici im ycie, choby miay odpaci nam niewdzicznoci. Na to,
by zoy swoje ycie na ich kartach, czasami nawet, by w kocu one nam to ycie odebray.
Spord wszystkich dziwnych tworw z papieru i atramentu, ktre wydaem na ten ndzny
wiat, ten wanie, moja patna ofiara w zamian za obietnice pryncypaa, by bez wtpienia
najbardziej groteskowy. Na tych stronicach nie znajdowao si nic, co nie zasugiwaoby na
ogie i tylko na ogie, a mimo to bya to krew z mojej krwi i nie starczao mi odwagi, by je
zniszczy. Woyem teczk na dno kufra i opuciem studio strapiony, niemal zawstydzony
swoim tchrzostwem, skrpowany z powodu ojcostwa, ktre mnie czyo z tym
manuskryptem z mrokw. Prawdopodobnie pryncypa potrafiby doceni ironi sytuacji.
Mnie przyprawiao to wszystko o mdoci, najzwyczajniej w wiecie.
Cristina spaa do pnego popoudnia. Wykorzystaem to i poszedem do sklepu
mleczarskiego, przy targowisku, kupi mleko, pieczywo i sery. Deszcz nareszcie usta, ale na
ulicach stay kaue, a wiszca w powietrzu wilgo jak wszechobecny py przenikaa ubranie i
przeszywaa do koci. Stojc w kolejce, poczuem, e kto mnie obserwuje. Wracajc po
zakupach do domu, gdy przechodziem przez alej Born, obejrzaem si za siebie i
zobaczyem, e idzie za mn picioletni moe dzieciak. Zatrzymaem si i popatrzyem na
niego.
Dzieciak te si zatrzyma, nie spuszczajc ze mnie oka.
- Nie bj si - powiedziaem. - Chod tu.
Dzieciak podszed kilka krokw i stan par metrw ode mnie.
Blada, prawie niebieskawa cera jego twarzy sprawiaa wraenie, jakby nigdy nie
widziaa soca. Ubrany by na czarno, na nogach lniy mu nowiusiekie lakierki. Mia
ciemne oczy i tak ogromne renice, e ledwo byo wida biaka.
- Jak ci na imi? - zapytaem.
Dzieciak umiechn si i wskaza na mnie palcem. Chciaem zbliy si do niego, ale
ruszy pdem i byskawicznie znikn mi z oczu w alei Born.

Dotarszy do domu, znalazem kopert wsunit w futryn drzwi.


Piecz z czerwonego laku bya jeszcze ciepa. Rozejrzaem si wok, ale nikogo nie
dostrzegem. Wszedem i zamknem drzwi, dwukrotnie przekrcajc klucz. Stanem przy
schodach i otworzyem kopert.
Drogi przyjacielu!
Jest mi nad wyraz przykro, e nie mg Pan przyby na nasze wczorajsze spotkanie.
Ufam, e czuje si Pan dobrze i nie zdarzyo si nic nieprzewidzianego ani tym bardziej
przykrego. Bolej nad tym, i nie dane mi byo cieszy si Paskim towarzystwem, ale mam
nadziej, i niezalenie od charakteru przyczyny, ktra uniemoliwia Panu spotkanie ze mn,
sprawa doczeka si szybkiego i pomylnego rozwizania, stwarzajc warunki dla naszego
kolejnego spotkania. Zmuszony jestem w nadchodzcych dniach opuci miasto, ale
natychmiast po powrocie pozwol sobie przesa stosown wiadomo.
W oczekiwaniu na wieci dotyczce i Paskiej osoby, i postpw w pracach nad
naszym projektem, pozdrawia Pana, jak zawsze serdecznie, Paski przyjaciel,
Andreas Corelli
Zmiem list w garci i woyem do kieszeni. Wszedem cichutko do mieszkania i
delikatnie zamknem drzwi za sob. Zajrzaem do sypialni i stwierdziem, e Cristina wci
pi. Poszedem do kuchni i zaczem przygotowywa kaw i niadanie. Po kilku minutach
doszed mnie odgos krokw Cristiny. Staa w drzwiach i przygldaa mi si, ubrana w stary
sweter sigajcy jej do poowy ud. Bya potargana, a oczy miaa podpuchnite. Na jej
wargach i policzkach wida byo ciemne plamy, jakby lady po uderzeniach. Unikaa mojego
spojrzenia.
- Przepraszam - szepna.
- Zjesz co? - spytaem.
Pokrcia gow, ale nie zwaajc na to, wskazaem jej miejsce przy stole. Podaem
posodzon ju kaw z mlekiem i kromk wieo upieczonego chleba z serem i szynk.
Nawet nie ruszya rk.
- Chocia jeden ks - poprosiem.
Zacza krci talerzykiem i niechtnie wzia kanapk do rki.
- Smaczna - powiedziaa.
- Jak wreszcie sprbujesz, wyda ci si jeszcze lepsza.
Zjedlimy w milczeniu. Cristina, ku mojemu zaskoczeniu, zjada poow kanapki.
Opucia gow do wysokoci filianki i przygldaa mi si zza niej.
- Jeli chcesz, jeszcze dzi odejd - odezwaa si wreszcie. - Nie martw si. Pedro da

mi pienidze i...
- Nie chc, eby gdziekolwiek odchodzia. Nie chc, eby kiedykolwiek odchodzia.
Syszysz?
- Nie jestem dobr towarzyszk ycia, Davidzie.
- No to ju jest nas dwoje.
- Serio mwie? O tym, e pojedziemy daleko std?
Kiwnem gow.
- Mj ojciec czsto powtarza, e ycie nigdy nie daje drugiej szansy.
- Daje tylko tym, ktrym nigdy nie stworzyo pierwszej. Waciwie jest to szansa z
drugiej rki, ktrej kto nie potrafi wykorzysta, ale lepsze to ni nic.
Umiechna si blado.
- We mnie na spacer - poprosia raptem.
- A gdzie chcesz i?
- Chc poegna si z Barcelon.

40
Pnym popoudniem soce wyjrzao zza warstwy chmur pozostawionych przez
burz. Ulice lnice od deszczu przeistoczyy si w zwierciada, w ktrych odbijali si
przechodnie i bursztyn nieba. Pamitam, e znalelimy si na pocztku Rambli, gdzie
spord mgy wyania si pomnik Kolumba.
Szlimy w milczeniu, patrzc na fasady i ludzi niczym na fatamorgan, jakby miasto
byo ju opustoszae i zapomniane. Nigdy Barcelona nie wydaa mi si tak pikna i smutna
jak owego popoudnia. Gdy zaczynao zmierzcha, skrcilimy ku ksigarni Sempere i
Synowie.
Schronilimy si w bramie, po drugiej stronie ulicy, gdzie moglimy sta przez nikogo
niespostrzeeni. Witryna starej ksigarni rzucaa snop wiata na mokry i byszczcy chodnik.
W rodku wida byo Isabell, ktra staa na drabinie i ustawiaa ksiki na najwyszej pce,
podczas gdy Sempere syn, udajc, e przeglda ksig przychodw i rozchodw przy
kontuarze, ktem oka wpatrywa si w kostki dziewczyny. W kcie siedzia stary, sterany
yciem Sempere ojciec i zerka na oboje z melancholijnym umiechem.
- Niemal wszystko, co spotkao mnie w yciu dobrego, znalazem w tym miejscu powiedziaem nagle. - Nie chc si z nim egna.
Byo ju ciemno, kiedy wrcilimy do domu z wieyczk. Przywitao nas ciepo
rozpalonego przed wyjciem kominka. Cristina, nic nie mwic, zostawia mnie w salonie i
idc korytarzem, zacza si rozbiera, znaczc za sob lad ubraniami. Dorzuciem drew do
ognia i poszedem za ni. Czekaa na mnie w ku. Pooyem si obok. Pieszczc j,
widziaem, jak minie napinaj si jej pod skr. W oczach Cristiny zamiast czuoci byo
jedynie pragnienie ciepa i woanie o ratunek. Zanurzyem si cay w niej i natarem z furi, a
ona wbia mi paznokcie w plecy. Suchaem, jak jczy, czujc bl i ycie, jakby jej brakowao
powietrza. W kocu padlimy obok siebie, wyczerpani i zlani potem. Opara gow na moim
ramieniu, prbujc spojrze mi w oczy.
- Twoja przyjacika powiedziaa mi, e wpade w tarapaty.
- Isabella?
- Martwi si o ciebie.
- Isabella ma zbyt rozwinity instynkt macierzyski; wydaje jej si, e jest moj
matk.
- Mam wraenie, e tu chodzi o co zupenie innego.
Unikaem jej spojrzenia.

- Opowiedziaa mi, e pracujesz nad now ksik zamwion przez jakiego


zagranicznego wydawc. Nazywa go pryncypaem.
Mwi, e tamten paci ci fortun, ale ty masz wyrzuty sumienia, e przyje te
pienidze. Mwi, e boisz si tego czowieka, tego pryncypaa, i e w caej tej sprawie jest
co podejrzanego.
Westchnem poirytowany.
- Czy jest co, o czym Isabella ci nie opowiedziaa?
- Reszta zostaa midzy nami - odpara, puszczajc oko. - A co?
Kamaa?
- Kama, nie kamaa, raczej snua domysy.
- A o czym jest ta ksika?
- To bajka dla dzieci.
- Isabella uprzedzia mnie, e tak wanie odpowiesz.
- Wobec tego, po co mnie pytasz, jeli Isabella uprzedzia wszystkie moje
odpowiedzi?
Cristina popatrzya na mnie gronie.
- Dla twojego spokoju, dla spokoju Isabelli, rzuciem pisanie tej ksiki. Cest fini zapewniem.
- Kiedy?
- Dzi rano, kiedy spaa.
Zmarszczya brwi niedowierzajco.
- A ten czowiek, pryncypa, wie o tym?
- Nie rozmawiaem z nim. Przypuszczam jednak, e zaczyna si domyla. A jeli nie
zaczyna, to szybko zacznie.
- To znaczy, e bdziesz musia mu odda pienidze?
- Nie sdz, by przejmowa si jakimikolwiek pienidzmi.
Cristina milczaa przez chwil.
- Mog przeczyta t ksik? - spytaa wreszcie.
- Nie.
- A dlaczego nie?
- To szkic, zarys bez adu i skadu. Niepozbierane jeszcze myli, notatki, oderwane
fragmenty. Mao zrozumiae. Znudziaby ci.
- To nie ma znaczenia, chtnie bym j przeczytaa.
- Dlaczego?

- Bo ty j napisae. Pedro twierdzi, e pisarza poznaje si po ladach atramentu, jakie


zostawia za sob, e czowiek, ktrego ogldamy, to tylko pauba, a prawda zawsze ukrywa
si w fikcji.
- Pewnie przeczyta to na jakiej pocztwce.
- Nie, wzi to z jednej z twoich ksiek. Wiem, bo te to czytaam.
- Plagiat nie umniejsza idiotyzmu cytatu.
- A ja sdz, e cytat ma sens.
- Wic wida ma.
- Wobec tego mog j przeczyta?
- Nie.
Siedzc naprzeciwko przy stole w kuchni i patrzc na siebie od czasu do czasu,
przegryzalimy na kolacj pieczywo i ser, ktre zostay ze niadania. Cristina jada bez
apetytu, przed woeniem do ust ogldajc kady ks w wietle wiecy.
- Jest pocig, ktry jutro w poudnie odjeda do Parya ze stacji Francia powiedziaa. - Zdylibymy?
Cay czas miaem w oczach obraz Andreasa Correllego wchodzcego po schodach i
pukajcego do moich drzwi.
- Chyba tak - odparem.
- Znam hotelik naprzeciw Ogrodu Luksemburskiego. Wynajmuj tam pokoje na
miesic. Jest moe troch drogi, ale... - dodaa.
Wolaem jej nie pyta, skd zna ten hotelik.
- Cena nie gra roli. Ale ja nie mwi po francusku - zastrzegem si.
- Ja mwi.
Spuciem wzrok.
- Popatrz mi w oczy, Davidzie.
Niechtnie podniosem wzrok.
- Mog sobie pj, jeli chcesz...
Energicznie pokrciem gow. Chwycia moj do i uniosa ku ustom.
- Wszystko bdzie dobrze. Zobaczysz - powiedziaa. - Wiem to.
Po raz pierwszy w yciu co mi si uda.
Przyjrzaem jej si. Siedziaa przede mn w pmroku, zamana, ze zami w oczach.
Niczego tak nie pragnem, jak da jej to wszystko, czego nigdy nie zaznaa.
Pooylimy si na sofie w galerii i okrylimy kocami, patrzc na pomienie w
kominku. Zasnem, gaszczc wosy Cristiny i mylc o tym, e jest to moja ostatnia noc w

tym domu, w wizieniu, w ktrym pogrzebaem swoj modo. nio mi si, e uciekaem
przez Barcelon pen zegarw, ktrych wskazwki biegy do tyu. Zauki i aleje skrcay
przede mn, niczym tunele obdarzone wasn wol, tworzc ywy labirynt i udaremniajc
wszystkie prby wyrwania si stamtd. W kocu, w promieniach soca arzcego si w
zenicie niczym kula pynnego metalu, docieraem do stacji Francia, najszybciej jak mogem,
na peron, z ktrego wanie odjeda pocig. Biegem za nim, ale pocig nabiera prdkoci i
mimo moich wysikw dosignem go jedynie czubkami palcw. Biegem do utraty tchu, a
wreszcie na kocu peronu spadaem w pustk. Kiedy podnosiem wzrok, byo ju za pno.
Pocig oddala si, a wraz z nim twarz patrzcej na mnie z ostatniego okna Cristiny.
Otworzyem oczy w przeczuciu, e Cristiny nie ma. Ogie zmala do ledwie arzcej
si kupki popiou. Wstaem i spojrzaem przez okno. witao. Przyoyem twarz do szyby i
dostrzegem migocc jasno w oknach studia. Podszedem do schodw prowadzcych na
wie. Po stopniach spywa miedziany blask. Wchodziem powoli.
W drzwiach studia zatrzymaem si. Cristina siedziaa na pododze, odwrcona do
mnie plecami. Stojca przy cianie skrzynia bya otwarta. Cristina trzymaa w rkach teczk z
manuskryptem dla pryncypaa i wanie miaa rozwiza tasiemk.
Usyszawszy moje kroki, wstrzymaa si.
- Co tu robisz? - zapytaem, usiujc pokry niepokj w gosie.
Odwrcia gow i umiechna si.
- Myszkuj.
Idc za moim wzrokiem, skierowanym na teczk, umiechna si zoliwie.
- Co masz tu w rodku? - spytaa.
- Nic specjalnego. Notatki. Zapiski. Nic takiego...
- Kamczuch. Zao si, e to jest wanie ksika, nad ktr pracujesz - powiedziaa,
cignc za tasiemk. - Umieram z ciekawoci...
- Wolabym, by tego nie robia - powiedziaem najspokojniej, jak mogem.
Cristina zmarszczya brwi. Klknem koo niej i delikatnie wyjem jej teczk z rk.
- Davidzie, powiedz mi, o co tu chodzi?
- O nic - zapewniaem j z gupim umiechem przylepionym do twarzy.
Zawizaem tasiemk i wrzuciem teczk do skrzyni.
- Nie zamkniesz skrzyni na klucz? - spytaa Cristina.
Odwrciem si, gotw wypowiedzie jakie sowa przeprosin, ale Cristina ju
znikna na schodach. Westchnem i zamknem skrzyni.
Bya w sypialni. Przez chwil popatrzya na mnie jak na kogo obcego. Zatrzymaem

si w progu.
- Przepraszam - zaczem.
- Nie masz mnie za co przeprasza - odpara. - Nie powinnam bya wtyka nosa w
nieswoje sprawy.
- Nie w tym rzecz.
Posaa mi lodowaty umiech. Towarzyszy mu gest skrajnej obojtnoci, od ktrego
cisno mrozem.
- Niewane - powiedziaa.
Skinem gow, pozostawiajc na kiedy indziej prb wyjanie.
- Na dworcu Francia kasy otwieraj bardzo wczenie - powiedziaem. - Pomylaem,
e pjd tam teraz i kupi bilety do Parya na dzisiejszy pocig. A pniej wstpi do banku i
wyjm pienidze.
Cristina ograniczya si do przytaknicia.
- Bardzo dobrze.
- Moe w tym czasie spakujesz nas w jak torb? Za kilka godzin bd z powrotem.
Umiechna si nieznacznie.
- Czekam tutaj.
Podszedem do niej i ujem jej twarz w donie.
- Jutro w nocy bdziemy ju w Paryu - powiedziaem.
Pocaowaem j w czoo i wyszedem.

41
W rozcigajcym si u mych stp lustrze podogi hallu dworca Francia odbija si
wielki, zwisajcy z sufitu zegar. Pokazywa godzin sidm trzydzieci pi, ale kasy byy
zamknite. Sprztacz, uzbrojony w miot, z jubilersk skrupulatnoci polerowa podog,
pogwizdujc jakie paso doble i usiujc, mimo chromej nogi, dotrzyma kroku melodii. Z
braku lepszego zajcia zaczem mu si przyglda. By to drobny mczyzna, ktrego ycie
przenicowao na wszystkie moliwe sposoby, odbierajc mu, co si dao, poza umiechem i
radoci, jak sprawiaa mu moliwo sprztania z oddaniem tej czci podogi, jakby
chodzio o Kaplic Sykstysk. W hallu nie byo nikogo, w kocu wic zda sobie spraw, e
jest obserwowany. Kiedy paso doble z miot po raz pity doprowadzio go w poblie mojego
punktu obserwacyjnego na usytuowanej z boku awce, stan i wsparszy si rkoma na
miotle, spojrza na mnie.
- Nigdy jeszcze nie zdarzyo im si otworzy o wyznaczonej godzinie - wyjani,
ruchem gowy wskazujc na kasy.
- Po co wic podaj, e kasy czynne s od sidmej?
Czowieczek wzruszy ramionami i westchn, nie bez filozoficznej zadumy.
- No c, w rozkadach jazdy te podaj godziny odjazdw i przyjazdw pocigw, a
od kiedy tu pracuj, bdzie pitnacie lat, nie widziaem, eby jakikolwiek przyjecha lub
odjecha punktualnie - klarowa.
Sprztacz ruszy dalej w tany z miot po dworcowej posadzce. Po kwadransie
usyszaem trzask otwieranego okienka kasy. Podszedem i umiechnem si do kasjera.
- Mylaem, e otwieraj pastwo o sidmej - powiedziaem.
- Tak podaj na tablicy. Bilet chce pan kupi?
- Dwa bilety do Parya, pierwsza klasa, na pocig o pierwszej.
- Na dzi?
- Jeli nie jest to zbytni problem dla pana.
Wypisanie biletw zajo kasjerowi niemal pitnacie minut.
Skoczywszy swe dwa arcydziea, rzuci je z pogard na kontuar.
- Na pierwsz. Peron czwarty. Radz si nie spni.
Zapaciem, ale e wci staem przed okienkiem, doczekaem si jego nieprzyjaznego
i oskarycielskiego spojrzenia.
- Jeszcze co?
Umiechnem si i pokrciem przeczco gow, co natychmiast wykorzysta,

spuszczajc gilotyn okienka tu przed moim nosem.


Odwrciem si i ruszyem przez hall niepokalany i lnicy dziki dobrej woli
sprztacza, ktry pozdrowi mnie z daleka i yczy bon voyage.
Klient odwiedzajcy centraln siedzib Banku Hispano Colonial na ulicy Fontanella
mia wraenie, e wkracza do wityni. Ogromny portyk wychodzi na naw prowadzc w
szpalerze rzeb ku okienkom ustawionym niczym otarz. Po obu stronach, na wzr kaplic i
konfesjonaw, rozoone byy biurka dbowe i marszakowskie fotele, a wszystkiego tego
dogldaa maa armia schludnie odzianych i uzbrojonych w serdeczne umiechy pracownikw
banku. Podjem cztery tysice frankw w gotwce i otrzymaem instrukcje, jak ewentualnie
dysponowa zdeponowanymi rodkami w filii, jak bank mia w Paryu, na skrzyowaniu rue
de Rennes i boulevard Raspail, nieopodal hotelu wspomnianego przez Cristin. Schowawszy
t ma fortun w kieszeni, wyszedem, puszczajc mimo uszu uwagi urzdnika na temat
nieroztropnoci poruszania si po miecie z tak gotwk przy sobie.
Soce wiecio na niebie niczym ra szczliwych wiatrw, a czysta bryza niosa z
sob zapach morza. Szedem lekkim krokiem, jakbym zrzuci z siebie ogromny ciar, i
zaczem nawet dopuszcza myl, e miasto pozwala mi wyjecha bez urazy. W alei Born
zatrzymaem si, by kupi kwiaty dla Cristiny, biae re z czerwon wstk. Pokonujc po
dwa schodki, wbiegem na gr domu z wieyczk, z umiechem rozlanym na twarzy,
przekonany, e jest to pierwszy dzie ycia, ktrego, jak mi si kiedy zdawao, miaem ju
nigdy nie przey. Zamierzaem ju przekrci klucz w zamku, kiedy drzwi ustpiy same.
Byy otwarte.
Pchnem je i wszedem do sieni. W domu panowaa cisza.
- Cristina?
Odoyem kwiaty na komdk i zajrzaem do sypialni. Cristiny tam nie byo.
Poszedem korytarzem do galerii. Nie byo adnych oznak jej obecnoci. Stanem przy
schodach prowadzcych do studia i zawoaem:
- Cristina?
Odpowiedziao mi echo. Mocno zdziwiony, spojrzaem na zegar stojcy w jednej z
witryn galerii. Dochodzia dziewita rano. Pomylaem, e Cristina, by moe wobec pilnej
potrzeby jakich zakupw, wysza z domu, zostawiajc drzwi otwarte, nauczona w Pedralbes,
e zajmowanie si drzwiami, kluczami i zamkami naley do suby.
Czekajc na jej powrt, pooyem si na sofie w galerii. Soce, zimowe soce,
wpadao przez szyby, czyste i byszczce, i a prosio, by podda si ciepym pieszczotom
jego promieni. Zamknem oczy i sprbowaem w mylach ustali list rzeczy, ktre zabior

ze sob. Tyle lat, poow ycia, spdziem pord wszystkich tych przedmiotw, a teraz, gdy
miaem si z nimi poegna, nie potrafiem zrobi listy tych najniezbdniejszych. Lec w
wietlistym cieple soca i rozmarzony nadziejami, powoli, nie zdajc sobie z tego sprawy,
zapadem w bogi sen.
Kiedy si obudziem i spojrzaem na zegar w bibliotece, dochodzia dwunasta
trzydzieci. Pocig odjeda za p godziny. Skoczyem na rwne nogi i pobiegem do
sypialni.
- Cristina?
Tym razem obiegem cae mieszkanie, zajrzaem do kadego pokoju, by wreszcie
dotrze do studia. Nie byo nikogo, ale zdao mi si, e czuj dziwn wo w powietrzu.
Fosfor. wiato wpadajce przez okna wyapywao w powietrzu smugi niebieskiego dymu. W
studiu znalazem na pododze kilka zuytych zapaek. Czujc ukucie niepokoju, klknem
przy kufrze. Otworzyem wieko i odetchnem z ulg. Teczka z manuskryptem leaa
nietknita. Zamykaem wieko, kiedy zauwayem, e czerwona tasiemka bya rozwizana.
Otworzyem teczk. Przejrzaem wszystkie kartki, ale niczego nie brakowao. Zamknem
teczk, zawizawszy tasiemk - tym razem na podwjn kokardk - i odoyem na miejsce.
Zamknem kufer i zszedem na d. Usiadem na krzele w galerii, twarz do dugiego
korytarza prowadzcego do drzwi wejciowych, gotw czeka cierpliwie. Minuty upyway z
bezgranicznym okruciestwem.
wiadomo tego, co si stao, z wolna docieraa do mnie i niedawne pragnienie, by
wierzy i ufa, zaczo nabiera smaku ci i goryczy. Dzwony z Santa Maria del Mar
niebawem zaczy bi drug.
Pocig do Parya dawno ju odjecha ze stacji, a Cristina cigle nie wracaa. Pojem
wwczas, e odesza, e te kilka godzin razem spdzonych byo jedynie miraem. Spojrzaem
przez szyby na w olepiajcy dzie, ktry nie zapowiada ju szczliwych wiatrw, i
wyobraziem sobie Cristin wracajc do Villi Helius, by szuka pociechy w ramionach Pedra
Vidala. Poczuem, jak rozalenie powoli zatruwa mi krew, i zaczem mia si z siebie i ze
swoich absurdalnych nadziei. Niezdolny si ruszy, siedziaem jak sparaliowany i
obserwowaem miasto tonce w mrokach zmierzchu i coraz dusze cienie na pododze w
studiu. W kocu wstaem i podszedem do okna. Otworzyem je na ocie i wyjrzaem. Od
bruku dzielio mnie kilka metrw. Wystarczajco wiele, by poama sobie koci i zmieni je
w sztylety, ktre przebij moje ciao, pozostawiajc je, by dogaso w kauy krwi na patio.
Zastanowiem si, czy bl byby nie do wytrzymania, jak sobie wyobraaem, czy te sia
upadku zaguszyaby zmysy i zadaa szybk i skuteczn mier.

Wtedy usyszaem uderzenia w drzwi. Jedno, drugie, trzecie. Uderzenia zdecydowane.


Odwrciem si od okna, cigle otumaniony dotychczasowymi mylami. Znw walenie. Kto
sta na dole przed drzwiami i omota. Serce skoczyo mi do garda. Rzuciem si w d
schodw, przekonany, e Cristina wrcia, e co si wydarzyo w drodze i zatrzymao j, e
moje ndzne i nikczemne uczucia rozalenia byy nieusprawiedliwione, e ten dzie by
mimo wszystko pierwszym dniem owego ycia obiecanego. Pobiegem ku drzwiom i
otworzyem je. Staa tam w pmroku, ubrana w biel. Chciaem j ucisn, ale wwczas
ujrzaem jej twarz zalan zami i zrozumiaem, e ta kobieta to nie Cristina.
- Davidzie - szepna Isabella amicym si gosem - pan Sempere umar.

AKT TRZECI
GRA ANIOA

1
Wieczr ju cakiem zapad, kiedy dotarlimy do ksigarni. Zotawy blask rozprasza
bkit nocy przy drzwiach ksigarni Sempere i Synowie, gdzie zebraa si setka osb z
zapalonymi wieczkami w rkach. Niektrzy pakali w milczeniu, inni patrzyli na siebie, nie
wiedzc, co powiedzie. Rozpoznawaem niektre twarze, przyjaci i klientw Sempere,
ludzi obdarowywanych ksikami przez starego ksigarza, czytelnikw, ktrzy zaczynali
czyta dziki niemu. W miar jak wie roznosia si po ssiednich ulicach, schodzili si
kolejni czytelnicy i przyjaciele, ktrzy nie mogli uwierzy, e stary Sempere umar.
W ksigarni zapalano wszystkie wiata i w jej wntrzu mona byo dostrzec don
Gustava Barcel z caych si podtrzymujcego mczyzn, ktry ledwo sta na nogach.
Dopiero kiedy Isabella wzia mnie za rk i poprowadzia w gb, rozpoznaem w nim syna
Sempere. Barcel, widzc mnie, posa mi bezradny umiech. Syn ksigarza paka w jego
ramionach i nie miaem odwagi podej i przywita si z nim. Podesza za to Isabella i
pooya mu rk na plecach. Sempere syn odwrci si i zobaczyem jego zmartwia twarz.
Isabella podprowadzia go do krzesa. Syn ksigarza opad na nie niczym poamana kuka.
Isabella uklka przy nim i przytulia go. Nigdy nie byem z nikogo taki dumny jak z Isabelli
w tym wanie momencie. To ju nie bya dorastajca dziewczyna, lecz kobieta, ktra si i
rozumem przewyszaa wszystkich mczyzn zgromadzonych w ksigarni.
Barcel podszed do mnie i wycign drc do. Ucisnem j.
- To si stao par godzin temu - wyjani zachrypnitym gosem. - Zosta sam w
ksigarni na jaki czas, a kiedy syn wrci...
Pono z kim si posprzecza... Nie wiem. Doktor powiedzia, e to serce.
Przeknem lin.
- Gdzie on jest?
Barcel ruchem gowy wskaza na drzwi prowadzce na zaplecze. Podzikowaem i
skierowaem si tam. Przed wejciem gboko odetchnem i zacisnem pici.
Przekroczyem prg i zobaczyem go. Z rkoma skrzyowanymi na brzuchu lea na blacie
stou. Jego twarz bya biaa jak papier, rysy zapadnite, jakby z kartonu. Wci mia otwarte
oczy. Zabrako mi tchu i poczuem si, jakby kto uderzy mnie z caych si prosto w odek.
Oparem si o st i zaczerpnem gboko powietrza. Pochyliem si nad nim i zamknem
mu powieki. Pogaskaem go po zimnym policzku i rozejrzaem si wok, spogldajc na w
wiat peen stronic ksiek i marze, jaki stworzy. Bardzo chciaem wierzy w to, e
Sempere wci tu jest, pord swoich ksiek i przyjaci. Usyszawszy kroki za plecami,

odwrciem si. Barcel prowadzi dwch ubranych na czarno mczyzn, ktrych grobowy
wyraz twarzy nie pozostawia cienia wtpliwoci co do ich zawodu.
- Ci panowie s z firmy pogrzebowej - powiedzia.
Obaj mczyni przywitali si z zawodow powag i podeszli do stou, przyjrze si
ciau. Jeden z nich, wysoki i chudy jak szczapa, przeprowadzi byskawiczne ogldziny, po
czym przekaza swoje obserwacje koledze, ktry wpierw pokiwa potakujco gow, a
nastpnie zapisa uwagi w maym notesiku.
- Jeli nic nie ulegnie zmianie, pogrzeb odbdzie si jutro po poudniu na Cmentarzu
Wschodnim - powiedzia Barcel. - Wolaem osobicie si tym zaj, jego syn jest bowiem
cakiem zaamany, sam pan widzi. A w tych sprawach im szybciej...
- Dzikuj, don Gustavo.
Ksigarz rzuci okiem na starego przyjaciela i umiechn si przez zy.
- I co my teraz zrobimy, sami i porzuceni przez starego? - spyta.
- Sam nie wiem...
Jeden z pracownikw firmy pogrzebowej dyskretnie chrzkn, dajc do zrozumienia,
e ma co do zakomunikowania.
- Jeli mona, to z koleg poszlibymy teraz po trumn...
- Prosz robi, co do panw naley - przerwaem.
- Czy s jakie preferencje wzgldem ostatnich ceremonii?
Spojrzaem na, nie rozumiejc pytania.
- Czy nieboszczyk by wierzcy?
- Pan Sempere wierzy w ksiki - odparem.
- Rozumiem - odpar tamten, wycofujc si.
Spojrzaem na Barcel, ktry wzruszy ramionami.
- Moe zapytam syna - dodaem.
Wrciem do ksigarni. Isabella spojrzaa na mnie pytajco i zostawiajc Sempere
syna, wstaa. Gdy podesza do mnie, podzieliem si z ni swymi wtpliwociami.
- Pan Sempere blisko przyjani si z ksidzem proboszczem z kocioa Santa Ana,
nieopodal. Kr plotki, e arcybiskupstwo od lat ju chce si proboszcza pozby, bo ma go
za buntownika i w ogle krnbrnego ksidza, ale e jest bardzo stary, dali mu spokj i
czekaj, a umrze.
- Oto czowiek, ktrego szukamy - stwierdziem.
- Porozmawiam z nim - zaoferowaa si Isabella.
Wskazaem na Sempere syna.

- Jak si czuje?
Isabella spojrzaa mi prosto w oczy.
- A pan?
- Ja? Dobrze - skamaem. - Kto z nim zostanie dzi w nocy?
- Ja - odpowiedziaa bez najmniejszego wahania w gosie.
Kiwnem gow, pocaowaem j w policzek i wrciem na zaplecze. Barcel usiad
tam naprzeciw swego starego przyjaciela i podczas gdy dwaj pracownicy firmy pogrzebowej
zdejmowali miar i pytali o buty i garnitur, nala brandy do dwch kieliszkw i poda mi
jeden. Usiadem obok niego.
- Za zdrowie naszego druha Sempere, ktry nas wszystkich nauczy czyta, a moe
nawet i y - wznis toast.
Wypilimy w milczeniu. Siedzielimy na zapleczu, dopki pracownicy firmy
pogrzebowej nie wrcili z trumn i z rzeczami, w ktrych Sempere mia by pochowany.
- O ile panowie nie maj nic przeciwko temu, my si wszystkim zajmiemy zasugerowa ten, ktry wyglda na bardziej pojtnego.
Przytaknem. Przechodzc do frontowej czci ksigarni, wziem w stary
egzemplarz Wielkich nadziei, ktrego nigdy nie odebraem, i woyem do rk pana Sempere.
- Na drog - powiedziaem.
Po pitnastu minutach pracownicy firmy pogrzebowej przenieli trumn na ogromny i
wczeniej przygotowany st na rodku ksigarni. Na ulicy zebray si tumy czekajce w
gbokim milczeniu Podszedem do drzwi i otworzyem je. Do rodka zaczli wchodzi, jeden
po drugim, przyjaciele firmy Sempere i Synowie, by odda hod ksigarzowi. Bardzo wielu
nie mogo powstrzyma ez. W tej sytuacji Isabella wzia syna ksigarza za rk i
poprowadzia go do mieszczcego si tu nad ksigarni mieszkania, w ktrym ten przey
cae swoje ycie z ojcem. Barcel i ja zostalimy w ksigarni, towarzyszc staremu Sempere
w chwili, gdy ludzie schodzili si, by si z nim poegna. Niektrzy, ci najblisi, przyczali
si do nas i zostawali.
Czuwanie trwao ca noc. Barcel siedzia do pitej rano, ja za do czasu, gdy
Isabella, o wicie, zesza z gry i kazaa mi pj do domu, choby po to, ebym si troch
oporzdzi.
Spojrzaem na Sempere i umiechnem si do. Nie mogem uwierzy, e ju nigdy
po przekroczeniu progu ksigarni nie zobacz go stojcego za kontuarem. Przypomniaem
sobie swoj pierwsz wizyt tutaj, kiedy byem maym chopcem, a ksigarz wyda mi si
mczyzn wysokim i silnym. Niezniszczalnym. Najmdrzejszym czowiekiem na wiecie.

- Niech pan idzie ju do domu, bardzo prosz - szepna Isabella.


- Ale po co?
- Prosz...
Odprowadzia mnie na ulic i uciskaa.
- Dobrze wiem, jak bardzo go pan szanowa i ceni, i co on dla pana znaczy powiedziaa.
Nikt tego nie wie, pomylaem. Nikt. Ale przytaknem i pocaowawszy j w policzek,
zaczem i bez celu, mijajc puste jak nigdy ulice, przekonany, e jeli si nie zatrzymam,
jeli bd cigle i przed siebie, to nie zdoam sobie uprzytomni, e wiat, ktry znaem,
ktry zdawao mi si, e znam, jest ju gdzie indziej, bo na pewno nie tu.
Tum ludzi zebra si przy bramie cmentarza, czekajc na przybycie karety
pogrzebowej. Nikt nie mia si odezwa. Z daleka sycha byo szum morza i powolny turkot
pocigu towarowego, przesuwajcego si ku miastu fabryk na tyach nekropolii. Byo zimno,
a wiatr od czasu do czasu sypa niegiem. Tu po trzeciej kareta pogrzebowa, zaprzona w
czarne konie, nadjechaa wysadzan cyprysami alej Icaria, pord starych skadw. Ze
starym Sempere jechali jego syn i Isabella. Szeciu towarzyszy z barceloskiego gremium
ksigarzy, midzy nimi don Gustavo, wzio trumn na barki i wnioso na cmentarz. Za nimi
ruszyli wszyscy aobnicy, tworzc milczcy orszak, ktry szed alejkami cmentarza okryty
paszczem niskich chmur falujcych niczym rt. Usyszaem, jak kto mwi, e syn
ksigarza postarza si o pitnacie lat w jedn noc. Tytuowano go pan Sempere, bo teraz
on by odpowiedzialny za ksigarni, a od czterech pokole w czarodziejski zaktek na ulicy
Santa Ana nigdy nie zmieni nazwy i zawsze kierowa nim jaki Sempere. Szed prowadzony
pod rami przez Isabell i odniosem wraenie, e gdyby jej tu nie byo, padby jak
marionetka odcita od nitek.
Proboszcz z kocioa Santa Ana, weteran w wieku zmarego, czeka przy grobie skromnej marmurowej pycie, bez adnych ozdb, niewyrniajcej si niczym szczeglnym.
Szeciu ksigarzy donioso trumn i zoyo j przy grobie. Barcel, widzc mnie, skin
gow na powitanie. Wolaem zosta w tumie, nie wiem - z tchrzostwa czy przez szacunek.
Stamtd, gdzie staem, mogem widzie grb mojego ojca, mniej wicej trzydzieci metrw
dalej. Gdy wszyscy stoczyli si wok grobu, proboszcz podnis wzrok znad ziemi i
umiechn si.
- Przyjaniem si z panem Sempere prawie czterdzieci lat i tylko raz rozmawialimy
o Bogu i tajemnicach, jakie kryje ycie. Prawie nikt o tym nie wie, ale mj przyjaciel
Sempere nie przekroczy progu kocioa od dnia pogrzebu swojej ony Diany, do ktrej

wszyscy dzi go odprowadzamy, by wreszcie jedno mogo spocz u boku drugiego, na


zawsze. By moe dlatego wszyscy uwaali go za ateist, ale w rzeczywistoci by on
czowiekiem wielkiej wiary. Wierzy w swoich przyjaci, wierzy w prawd i w co, czego
nie mia odwagi nazwa i czemu nie mia przyda twarzy, bo, jak mawia, od tego jestemy
my, ksia. Pan Sempere wierzy, e wszyscy jestemy czci czego wikszego i e z dniem
naszego odejcia z tego wiata nasze wspomnienia i nasze pragnienia nie znikaj, lecz staj
si wspomnieniami i pragnieniami tych, ktrzy zajmuj nasze miejsce. Nie wiedzia, czy
stworzylimy Boga na nasz obraz i podobiestwo, czy te On stworzy nas, nie w peni
wiadom tego, co czyni. Wierzy, e Bg czy te jakakolwiek inna moc, ktra nas tu
sprowadzia, yje w kadym z naszych dziaa, w kadym z naszych sw, i uwidacznia si w
tym wszystkim, co sprawia, i jestemy czym wicej ni tylko figurkami z gliny. Pan
Sempere wierzy, e Bg yje troszeczk, a moe i bardzo, w ksikach i dlatego cae swoje
ycie powici temu, by si ksikami dzieli, ksiki chroni i pilnowa, by ich stronice, tak
jak nasze wspomnienia i nasze pragnienia, nigdy nie zginy. Wierzy bowiem, i t wiar
zarazi mnie, e dopki jest na wiecie choby jedna jedyna osoba zdolna sign po ksik i
j przeczyta, przey, dopty istnieje czsteczka Boga lub ycia. Wiem, e nie po myli
naszego przyjaciela byoby, gdybymy poegnali si z nim modlitwami i pieniami. Wiem, e
wystarczyoby mu wiedzie, i jego przyjaciele, tak licznie dzi przybyli, nigdy go nie
zapomn. Nie mam najmniejszej wtpliwoci, e Pan, cho stary Sempere tego nie oczekiwa,
przyjmie do swego krlestwa naszego drogiego przyjaciela, i wiem, e y on bdzie zawsze
w sercach wszystkich nas, ktrzy tutaj si dzi zgromadzilimy, wszystkich tych, ktrzy
pewnego dnia odkryli dziki niemu magi ksiek, i wszystkich tych, ktrzy, nawet nie
poznawszy go, kiedy przekrocz prg jego maej ksigarni, gdzie, jak lubi mwi, historia
wanie si zaczyna. Spoczywaj w spokoju, przyjacielu, i niech Bg pozwoli nam uczci
twoj pami, z wdzicznoci za to, i dane nam byo ci pozna.
Kiedy ksidz proboszcz skoczy, pobogosawi trumn i spuszczajc wzrok, cofn
si nieco, wok zalega bezmierna cisza. Na znak pracownika firmy pogrzebowej grabarze
zaczli powoli spuszcza trumn na sznurach. Pamitam dwik, jaki wydaa, dotarszy na
dno, i tumiony przez wielu pacz. Pamitam, e - niezdolny si ruszy - zostaem, by
zobaczy, jak grabarze kad na grb, w ktrym od dwudziestu szeciu lat spoczywaa jego
ona Diana, wielk marmurow pyt, na ktrej widniao jedynie Sempere.
Przybyli na pogrzeb zaczli z wolna kierowa si ku bramom cmentarza i rozdziela,
nie bardzo wiedzc, dokd pj, bo nikt nie chcia odej i zostawi biednego Sempere.
Isabella i Barcel odprowadzali syna ksigarza. Nie ruszaem si z miejsca, dopki wszyscy

nie odeszli, i dopiero wtedy odwayem si podej do grobu. Uklkem i pooyem do na


marmurze.
- Do rychego zobaczenia - wyszeptaem.
Usyszaem kroki i zanim spojrzaem, wiedziaem, e to on. Wstaem i odwrciem
si. Pedro Vidal wyciga ku mnie do i umiecha si najsmutniejszym umiechem, jaki
kiedykolwiek widziaem.
- Nie podasz mi rki? - zapyta.
Nie podaem. Po chwili Vidal pokiwa gow i cofn do.
- Co pan tu robi? - spytaem ostro.
- Sempere by rwnie moim przyjacielem - odpar Vidal.
- Oczywicie. I jest pan sam?
Vidal spojrza na mnie pytajco.
- Gdzie jest? - dopowiedziaem.
- Kto?
Parsknem z gorycz. Dostrzegem zawracajcego i skonsternowanego na nasz widok
Barcel.
- Co jej pan teraz obieca, eby j przekupi?
Spojrzenie Vidala stao.
- Chyba nie wiesz, co mwisz, Davidzie.
Podszedem do tak blisko, e na twarzy czuem jego oddech.
- Gdzie ona jest? - nie ustpowaem.
- Nie wiem - odpar Vidal.
- Oczywicie - powiedziaem, odwracajc wzrok.
Ju ruszaem w stron wyjcia, ale Vidal zapa mnie za rami i zatrzyma.
- Davidzie, poczekaj...
Nie zdajc sobie sprawy z tego, co robi, zamachnem si i uderzyem go z caej siy.
Trafiem pici w twarz. Pad do tyu. Zauwayem krew na doni i usyszaem, e kto
nadbiega. Czyje rce chwyciy mnie i odcigny od Vidala.
- Na mio bosk, Davidzie... - krzykn Barcel.
Ksigarz uklk przy Vidalu, ktry dysza z ustami penymi krwi.
Barcel trzyma go za gow, patrzc na mnie ze zoci. Odszedem stamtd,
najszybciej jak mogem, mijajc zaskoczonych incydentem aobnikw. Nie miaem odwagi
spojrze im w oczy.
Przez kilka dni nie wychodziem z domu, pic za dnia, i waciwie nic nie biorc do

ust. Nocami siadaem w galerii przed kominkiem i suchaem ciszy, czekajc na odgos
krokw na korytarzu, wierzc, e Cristina wrci, e jak tylko dowie si o mierci pana
Sempere, wrci do mnie, choby i z litoci, co w tej sytuacji zupenie mi wystarczao. Gdy od
mierci ksigarza mija ju prawie tydzie i zrozumiaem, e Cristina nie wrci, zaczem
znowu zaglda na gr do studia. Wycignem ze skrzyni manuskrypt pryncypaa, by
przejrze go i przeczyta od nowa, smakujc kade zdanie i kady akapit. Lektura
przyprawiaa mnie o mdoci, ale przynosia zarazem mroczn satysfakcj. Kiedy mylaem o
stu tysicach frankw, ktre z pocztku wyday mi si ogromn kwot, umiechaem si do
siebie i mwiem, e ten sukinsyn tanio mnie kupi. Prno zaguszaa gorycz, a bl
zamyka drzwi przed wiadomoci. W odruchu pychy ponownie przeczytaem Lux Aetema
mojego poprzednika, Diega Marlaski, a nastpnie wrzuciem w pomienie kominka. Tam,
gdzie on dozna klski, ja odnios zwycistwo. Tam, gdzie on pogubi drogi, ja odnajd
wyjcie z labiryntu.
Sidmego dnia przystpiem ponownie do pracy. O pnocy usiadem przy biurku.
Kartka biaego papieru wkrcona w waek starego underwooda i czarne miasto za oknami.
Sowa i obrazy popyny z moich rk, jakby czekay pene pasji w wizieniu duszy. Strony
zapeniay si bez mojej wiadomoci i nie zachowujc umiaru, jakby miay jedynie rzuci
urok i zatru zmysy i myli. Przestaem ju myle o pryncypale, o jego zapacie i
wymaganiach. Po raz pierwszy w yciu pisaem wycznie dla siebie i dla nikogo wicej.
Pisaem, eby podpali wiat i spali si wraz z nim. Pracowaem noc w noc, a do
wyczerpania. Waliem w klawisze maszyny do pisania, pki palce nie zaczynay mi krwawi,
a gorczka nie zasnuwaa oczu mg.
W ktry styczniowy poranek, kiedy zatraciem ju zupenie poczucie czasu,
usyszaem pukanie do drzwi. Leaem na ku, ze wzrokiem utkwionym w starej fotografii,
na ktrej maa Cristina idzie za rk z nieznanym mczyzn pomostem wchodzcym w
morze wiata. Ten obraz wydawa mi si ju jedyn dobr rzecz, jaka mi pozostawaa, i
kluczem do wszystkich tajemnic. Przez par minut nie reagowaem na pukanie i walenie, pki
nie usyszaem jej gosu i nie zrozumiaem, e ani myli ustpowa.
- Prosz mi otworzy, do jasnej cholery. Wiem, e pan tam jest, wic nie odejd,
dopki nie otworzy mi pan drzwi albo pki ich nie wywa.
Gdy otworzyem, Isabella cofna si i spojrzaa na mnie z przeraeniem.
- To ja, Isabella.
Odsuna mnie na bok i ruszya prosto do galerii, by otworzy wszystkie okna na
ocie. Pniej posza do azienki i odkrcia wod, by napeni wann. Zapaa mnie za rami

i zacigna tam.
Posadzia na brzegu wanny i spojrzaa w oczy, palcami unoszc mi powieki i
zorzeczc pod nosem. Bez uprzedzenia zacza zdejmowa mi koszul.
- Isabello, nie jestem w humorze.
- Co to za blizny? Co pan sobie zrobi?
- To tylko zadrapania.
- Wolaabym, eby lekarz to zobaczy.
- Nie.
- Mnie nie bdzie pan mwi: nie - odpara zdecydowanie. - Teraz wchodzi pan do
wanny, bierze mydo, szoruje si, pucze, a pniej goli. Ma pan do wyboru: myje si pan i
goli sam albo ja pana myj i gol. I prosz sobie nie myle, e si bd krpowa.
Umiechnem si.
- Nie musisz mnie o tym zapewnia.
- Prosz robi to, co powiedziaam. A ja id po lekarza.
Chciaem co powiedzie, ale uniosa rk i uciszya mnie.
- Ani sowa. Jeli si panu wydaje, e jest pan jedynym, ktremu doskwiera bl
istnienia, to si pan myli. I jeli jest panu cakiem obojtne, czy zdechnie pan jak pies, czy jak
wesz, to prosz zdoby si przynajmniej na tyle przyzwoitoci, by askawie pamita, e
innym nie jest to obojtne, cho, prawd mwic, sama nie wiem dlaczego.
- Isabello...
- Do wody. I prosz nie wchodzi do wanny w spodniach i w kalesonach.
- Umiem si wykpa.
- Kady tak mwi.
Podczas gdy Isabella posza po lekarza, ja posusznie zaczem wykonywa jej
rozkazy, poddajc si ablucjom zimn wod. Nie goliem si od dnia pogrzebu, wic moja
twarz w lustrze przypominaa oblicze wilkoaka. Oczy byy czerwone, a skra chorobliwie
blada. Woyem czyste ubrania i usiadem w galerii, oczekujc na powrt Isabelli. Wrcia
dwadziecia minut pniej w towarzystwie medyka, ktrego, jak mi si zdao, widziaem ju
chyba gdzie w okolicy.
- Oto pacjent. Prosz nie sucha tego, co mwi, bo to kamczuch - obwiecia
Isabella.
Doktor rzuci na mnie okiem, szacujc, jak wrogo jestem nastawiony.
- miao, panie doktorze - zachciem. - Jakby mnie nie byo.
Lekarz przystpi do wnikliwego rytuau mierzenia cinienia, przernych auskultacji,

badania renic, jamy ustnej, pyta o tajemniczym charakterze i spojrze z ukosa,


stanowicych podstaw wiedzy medycznej. Kiedy dotar do ci, jakie Iren Sabino wykonaa
brzytw na moim torsie, unis brwi i przyjrza mi si badawczo.
- A to?
- To duga opowie, panie doktorze.
- Sam pan to sobie zrobi?
Zaprzeczyem.
- Dam panu ma, ale obawiam si, e blizny pozostan.
- Wydaje mi si, e o to chodzio.
Doktor

kontynuowa

ogldziny.

Wszystkiemu

poddawaem

si

posusznie,

przypatrujc si Isabelli, ktra z niepokojem obserwowaa scen z progu. Zrozumiaem, jak


bardzo za ni tskniem i jak bardzo ceniem sobie jej towarzystwo.
- Ale si strachu najadam - mrukna z przygan w gosie.
Doktor zacz oglda moje rce i zmarszczy czoo, ujrzawszy opuszki palcw zdarte
niemal do koci. Zacz bandaowa palce po kolei, mruczc pod nosem.
- Od jak dawna pan nie je?
Wzruszyem ramionami. Doktor wymieni spojrzenie z Isabell.
- Nie ma powodw do paniki, ale bybym rad, gdyby zjawi si pan w moim gabinecie
najpniej jutro.
- Obawiam si, panie doktorze, e to bdzie niemoliwe - odparem.
- Jutro stawi si u pana doktora - zapewnia Isabella.
- Tymczasem zalecam, by zacz pan je co ciepego, wpierw buliony i zupy,
nastpnie solidne dania, prosz pi duo wody, adnej kawy ani napojw pobudzajcych i,
przede wszystkim, prosz zaywa odpoczynku, duo odpoczynku. Troch wieego
powietrza i soca, ale unika wysikw. Stwierdzam u pana klasyczne objawy wyczerpania i
odwodnienia, i pocztki anemii.
Isabella westchna.
- To nic takiego - rzuciem.
Doktor spojrza na mnie z powtpiewaniem i wsta.
- Jutro w moim gabinecie, o czwartej po poudniu. Teraz nie mam ani narzdzi, ani
warunkw, eby pana dokadnie zbada.
Zamkn torb i poegna si ze mn grzecznie. Isabella odprowadzia go do drzwi. Po
chwili dobieg mnie szmer ich rozmowy prowadzonej na schodach. Woyem z powrotem
koszul i usiadem na ku, czekajc jak grzeczny pacjent. Usyszaem odgos zamykania

drzwi i kroki lekarza na schodach. Wiedziaem, e Isabella stoi w przedsionku, zbierajc si,
by wej do sypialni. Kiedy wreszcie si zdecydowaa, umiechnem si do niej.
- Przygotuj co do jedzenia.
- Nie jestem godny.
- Mao mnie to obchodzi. Najpierw pan zje, a pniej wyjdziemy, eby mg pan
odetchn wieym powietrzem. I bez gadania.
Isabella ugotowaa ros. Wrzuciem do niego kawaki buki i zjadem wszystko z
zadowoleniem na twarzy, cho ykaem z trudem, jakby to byy kamienie. Wyczyciem talerz
do dna i pokazaem Isabelli, ktra pilnowaa mnie niczym sierant. Zaraz po tym
zaprowadzia mnie do sypialni i odszukaa w szafie palto. Naoya mi rkawiczki, szalik i
popchna mnie ku wyjciu. Kiedy stanlimy w progu, wia zimny wiatr, ale niebo lnio w
chylcym si ku zachodowi socu, ktre zalewao ulice bursztynem. Isabella wzia mnie
pod rk i ruszylimy przed siebie.
- Jakbymy byli zarczeni - powiedziaem.
- Bardzo mieszne.
Poszlimy do parku Ciudadela i zanurzylimy si w ogrody wok zacienionych
pergoli. Dotarlimy do stawu z wielk fontann i usiedlimy na awce.
- Dzikuj - wyszeptaem.
Isabella nie odpowiedziaa.
- Nie zapytaem, co u ciebie - zaczem.
- To nie jest nic ciekawego.
- Co u ciebie?
Isabella wzruszya ramionami.
- Rodzice przeszczliwi, od kiedy wrciam. Mwi, e mia pan na mnie dobry
wpyw. Gdyby wiedzieli... Ale rzeczywicie lepiej si ukada midzy nami. Nie ebym ich
znowu tak czsto widywaa.
Niemal cay czas siedz w ksigarni.
- A Sempere? Jak mu idzie interes po ojcu?
- Nie najlepiej.
- A z nim jak si rozumiesz?
- To dobry czowiek - odpara.
Isabella zamilka na duej, spuszczajc gow.
- Owiadczy mi si - powiedziaa wreszcie. - Par dni temu, w Els Quatre Gats.
Patrzyem na ni z boku, na jej twarz, spokojn, ju pozbawion tej dziewczcej

naiwnoci, ktr chciaem w niej dostrzega, a ktrej przypuszczalnie nigdy tam nie byo.
- I co? - zapytaem w kocu.
- Powiedziaam mu, e si zastanowi.
- I zastanowisz si?
Oczy Isabelli bdziy gdzie po stawie.
- Powiedzia mi, e chciaby zaoy rodzin, mie dzieci... e mieszkalibymy nad
ksigarni, e wycignlibymy j z dugw, ktre zacign pan Sempere.
- No c, moda jeszcze jeste...
Przechylia gow na bok i spojrzaa mi w oczy.
- Kochasz go? - spytaem.
Umiechna si z bezgranicznym smutkiem.
- Czy ja wiem. Chyba tak, cho nie tak bardzo, jak jemu si zdaje, e kocha mnie.
- Czasami, w trudnych sytuacjach, mona pomyli wspczucie z mioci powiedziaem.
- Spokojna gowa.
- Tylko prosz, aby si nie spieszya.
Popatrzylimy na siebie, poczeni tajnym sojuszem, ktremu niepotrzebne byy
sowa, i przytuliem j.
- Jestemy przyjacimi?
- Dopki nas mier nie rozdzieli.
W drodze powrotnej do domu zatrzymalimy si w delikatesach przy ulicy Comercio,
eby kupi chleb i mleko. Isabella owiadczya, e jutro poprosi ojca, by przysa mi kosz
rnych smakoykw, i e mam zje wszystko bez gadania.
- A jak prosperuje ksigarnia? - zapytaem.
- Sprzeda spada dramatycznie. Sdz, e ludzie przestali przychodzi, bo smutno im
po mierci pana Sempere i nie chc sobie o tym przypomina. Jeli wzi pod uwag ksigi
rachunkowe, przyszo maluje si raczej w czarnych barwach.
- A co jest w tych ksigach?
- Ndza. Od kiedy zaczam tam pracowa, przyjrzaam si uwanie przychodom i
rozchodom i musz powiedzie, e pan Sempere, niech spoczywa w pokoju, nie mia za grosz
smykaki do interesw.
Dawa ksiki tym, ktrych nie byo na nie sta. Albo poycza, by nigdy nie ujrze
ich z powrotem. Kupowa cae zbiory, wiedzc, e nigdy ich nie sprzeda, tylko dlatego, e ich
waciciele odgraali si, e je spal czy wyrzuc. Dawa jamun caej chmarze poetw od

siedmiu boleci, biednych jak myszy kocielne. Moe pan wyobrazi sobie reszt.
- Wierzyciele na horyzoncie?
- Zjawia si przynajmniej dwch dziennie, nie liczc listw i wezwa do zapaty z
banku. Na szczcie nie brakuje nam przynajmniej ofert.
- Kupna?
- Kilku rzenikw z Vic jest ywo zainteresowanych lokalem.
- I co na to mody Sempere?
- Powtarza, e krok po kroku uda nam si wyplta z dugw, ale realizm nie jest jego
mocn stron. e jako sobie damy rad, tylko musz w to uwierzy.
- Ty jednak nie bardzo wierzysz...
- Wierz w arytmetyk. I kiedy zagldam do ksig rachunkowych, widz jasno, e za
dwa miesice w witrynie ksigarni zawisn kiebasy i kaszanki.
- Znajdziemy jaki sposb.
Isabella umiechna si.
- Miaam nadziej to od pana usysze. A skoro ju mwimy o dugach: prosz mi
powiedzie, e ju nie pracuje pan dla pryncypaa.
Pokazaem jej czyste rce.
- Znw jestem wolny jak ptak - owiadczyem.
Odprowadzia mnie na gr po schodach, ale kiedy si egnalimy, dostrzegem w jej
twarzy wahanie.
- Co si stao? - zapytaem.
- Nie chciaam panu tego mwi, ale lepiej, eby dowiedzia si pan ode mnie ni od
kogo innego. Chodzi o pana Sempere.
Weszlimy do rodka i usiedlimy w galerii naprzeciwko kominka, do ktrego Isabella
dorzucia kilka drew. W ogniu tli si nadal zwglony egzemplarz LuxAeterna Marlaski i
moja asystentka obrzucia mnie spojrzeniem godnym oprawienia je w ramki.
- Co takiego chciaa mi opowiedzie o Sempere?
- Wiem to od jego ssiada, don Anacleta, ktry twierdzi, e widzia, jak Sempere w
dniu swojej mierci kci si z kim w ksigarni. Don Anacleto wraca do domu i krzyki
niosy si na ulic.
- Z kim rozmawia?
- Z jak kobiet. Raczej starsz. Don Anacleto nie przypomina sobie, by widzia j tu
wczeniej, chocia wydaa mu si cokolwiek znajoma. Ale don Anacleto, wiadomo, jest
naogowym mionikiem przyswkw.

- A sysza, o co im szo?
- Wydawao mu si, e o pana.
- O mnie?
Isabella pokiwaa gow.
- Mody Sempere wyszed na chwil, by dorczy zamwienie na ulic Canuda. Nie
byo go najwyej dziesi, pitnacie minut. Wrciwszy, znalaz ojca na pododze, za
kontuarem. Oddycha jeszcze, ale by lodowaty. Kiedy przyszed lekarz, byo ju za pno...
Poczuem si, jakby wali mi si wiat.
- Nie powinnam bya panu tego mwi - wyszeptaa Isabella.
- Wprost przeciwnie. Dobrze zrobia. Don Anacleto powiedzia co jeszcze o tej
kobiecie?
- Sysza tylko, jak si kc. Wydawao mu si, e o ksik.
Ksik, ktr ona chciaa kupi, a ktrej Sempere nie chcia sprzeda.
- Ale dlaczego wspomniaa o mnie? Nic nie rozumiem.
- Bo to pan jest jej autorem. Chodzio o Kroki nieba. Jedyny egzemplarz, ktry
Sempere mia w swych osobistych zbiorach i ktry nie by na sprzeda.
Nagle owadna mn mroczna pewno.
- A ksika...? - zaczem.
- Znikna bez ladu - dokoczya Isabella. - Sprawdziam w rejestrze; pan Sempere
notowa wszystkie sprzedane ksiki, z dat i cen. Paskiej powieci wrd nich nie ma.
- Jego syn o tym wie?
- Nie. Nie opowiadaam o tym nikomu, tylko panu. Cay czas staram si zrozumie, co
stao si owego popoudnia w ksigarni.
I dlaczego. Mylaam, e moe pan bdzie wiedzia...
- Ta kobieta usiowaa wyrwa mu ksik i podczas szarpaniny Sempere dosta
zawau. To wanie si stao - powiedziaem.
- A wszystko z powodu mojej cholernej powieci.
Poczuem, jak skrcaj mi si wntrznoci.
- To jeszcze nie wszystko - powiedziaa Isabella.
- Mw!
- Kilka dni pniej spotkaam don Anacleta na schodach. Powiedzia mi, e ju chyba
wie, skd zna t kobiet, e w dniu, kiedy j zobaczy, nie mg sobie przypomnie, ale teraz
mu si wydaje, e widzia j wiele lat wczeniej, w teatrze.
- W teatrze?

Isabella przytakna.
Milczaem dug chwil. Popatrzya na mnie z lkiem.
- Teraz nie bd spokojna, zostawiajc tu pana samego. Nie powinnam bya panu tego
mwi.
- Wrcz przeciwnie. Zrobia bardzo dobrze. Nic mi nie jest, naprawd.
Isabella pokrcia gow.
- Dzi w nocy zostan z panem.
- A twoja reputacja?
- W niebezpieczestwie jest raczej paska. Zajrz tylko do sklepu rodzicw, eby
zadzwoni do ksigarni i uprzedzi ich, e nie wrc na noc.
- Isabello, naprawd nie trzeba.
- Nie byoby trzeba, gdyby zrozumia pan wreszcie, e yjemy w dwudziestym wieku,
i zaoy telefon w tym mauzoleum. Za kwadrans jestem z powrotem. I koniec dyskusji.
Kiedy Isabella odesza, pewno tego, e mier mojego przyjaciela Sempere ciya
na mnie, zacza przenika do najgbszych zakamarkw mojej wiadomoci. Przypomniaem
sobie, jak stary ksigarz zawsze powtarza, e ksiki maj dusz, dusz tych, ktrzy je pisz,
ktrzy je czytaj i ktrzy o nich marz. I zrozumiaem wwczas, e do ostatniej chwili stara
si mnie chroni, powici si, by ocali moj powie, bo wierzy, e na jej kartach zaklta
bya moja dusza. Isabelli, ktra wrcia z torb pen delikatesw ze sklepu kolonialnego
rodzicw, wystarczyo jedno spojrzenie, by domyli si wszystkiego.
- Zna pan t kobiet - zawyrokowaa. - Kobiet, ktra zabia pana Sempere.
- Sdz, e tak. To Iren Sabino.
- Czy to ta z fotografii, ktre znalelimy w pokoju w gbi? Ta aktorka?
Pokiwaem gow.
- A po co jej bya paska ksika?
- Tego nie wiem.
Zjedlimy na kolacj co z rarytasw z Can Gispert, po czym siedlimy we dwjk na
szerokim fotelu naprzeciwko kominka. Kiedy tak wpatrywalimy si w pomienie, Isabella
opara gow na moim ramieniu.
- Niedawno nio mi si, e miaam syna - powiedziaa. - e mnie woa. Ale nie
mogam do niego podej ani nawet go usysze, gdy uwiziono mnie gdzie, gdzie byo
przeraliwie zimno i nie mogam si rusza.
- To tylko sen - uspokoiem j.
- Wydawa si taki rzeczywisty.

- Moe powinna go opisa? - zasugerowaem.


Isabella pokrcia gow.
- Zastanawiaam si nad tym dugo. I doszam do wniosku, e wol przeywa ycie,
ni je opisywa. Prosz si nie obraa.
- Uwaam, e to mdra decyzja.
- A pan? Pan nie chce przeywa swojego ycia?
- Obawiam si, e nie pozostao mi ju zbyt wiele do przeywania.
- A ta kobieta? Cristina?
Westchnem gboko.
- Cristina odesza. Wrcia do ma. To rwnie bya mdra decyzja.
Isabella odsuna si ode mnie i spojrzaa, marszczc brwi.
- Czemu tak patrzysz? - zapytaem.
- Chyba si pan myli.
- A to czemu?
- Par dni temu zjawi si u nas don Gustavo Barcel i rozmawialimy o panu.
Powiedzia, e widzia si z mem Cristiny, niejakim...
- Pedrem Vidalem.
- Wanie. I Vidal zwierzy mu si, e Cristina odesza do pana, e nie widzia jej ani
nie mia od niej wiadomoci od ponad miesica. Zdziwiam si, e nie zastaam jej tutaj, z
panem, ale baam si zapyta...
- Jeste pewna, e Barcel to wanie mwi?
Isabella potwierdzia.
- Czy znowu powiedziaam co nie tak? - zapytaa zaniepokojona.
- Nie.
- Co pan przede mn ukrywa...
- Cristiny tu nie ma. Od dnia, kiedy umar Sempere.
- W takim razie gdzie ona jest?
- Nie mam pojcia.
Wtuleni w fotel, odzywalimy si coraz rzadziej, a nad ranem Isabella usna.
Objem j ramieniem i zamknem oczy, rozmylajc o tym, co usyszaem, i prbujc
uoy to w cao. Kiedy pierwsze promienie witu zaczy sczy si przez okna galerii,
otworzyem oczy i przekonaem si, e Isabella ju nie pi, tylko na mnie patrzy.
- Dzie dobry - odezwaem si.
- Wanie si nad czym zastanawiaam - oznajmia.

- I co wymylia?
- Ano wymyliam, e przyjm propozycj modego Sempere.
- Jeste pewna?
- Nie - rozemiaa si.
- Co powiedz twoi rodzice?
- Bd pewnie rozczarowani, ale w kocu im przejdzie. Widzieliby mnie chtniej jako
maonk jakiego dobrze prosperujcego handlarza szynk i kaszank, a nie biednego
ksigarza, ale bd musieli si z tym pogodzi.
- Mogo by gorzej - stwierdziem.
- Tak. Mogam skoczy u boku pisarza - zgodzia si Isabella.
Patrzylimy na siebie dugo, a w kocu Izabela podniosa si z fotela. Woya
paszcz i zapia go, odwrcona do mnie tyem.
- Musz ju i - odezwaa si.
- Dzikuj, e dotrzymaa mi towarzystwa - odpowiedziaem.
- Niech pan nie pozwoli jej uciec - wyszeptaa. - Niech pan j odnajdzie, gdziekolwiek
jest, i niech jej pan powie, e j pan kocha, nawet gdyby to nie bya prawda. My, kobiety,
lubimy to sysze.
To mwic, odwrcia si do mnie i pochylia, by dotkn ustami moich ust. Ucisna
mi do z caej siy i wysza bez sowa poegnania.
Przez reszt tygodnia przeczesywaem Barcelon w poszukiwaniu kogo, kto widzia
Cristin w cigu ostatniego miesica. Odwiedziem wszystkie miejsca, w ktrych bywalimy
razem, i przemierzyem ulubiony szlak Vidala, wiodcy przez kawiarnie, restauracje i
luksusowe sklepy - nadaremnie. Kadej napotkanej osobie pokazywaem fotografi z albumu,
ktry zostawia u mnie Cristina, i pytaem, czy widzia ostatnio t kobiet.
Kiedy kto j rozpozna i przypomnia sobie, e widzia j w towarzystwie Vidala.
Niektrzy pamitali nawet jej imi. Nikt jednak nie widzia jej w cigu ostatnich tygodni.
Czwartego dnia poszukiwa zaczem podejrzewa, e kiedy ja najspokojniej w wiecie
kupowaem na dworcu bilety, Cristina opucia dom z wieyczk i po prostu zapada si pod
ziemi.
Wtedy przypomniaem sobie, e rodzina Vidalw miaa zarezerwowany na stae pokj
w hotelu Espaa, przy ulicy Sant Pau, za budynkiem Liceo. Korzystali z niego czonkowie
rodu, ktrzy w noce operowych spektakli nie mieli ochoty lub z rnych wzgldw nie mogli
wraca nad ranem do Pedralbes. Wiedziaem, e, przynajmniej w swoich chlubnych latach
lwa salonowego, Vidal, podobnie jak jego szacowny ojciec, cieszy si w tym pokoju

towarzystwem panien i pa, ktrych wizyta w rezydencji rodu, w Pedralbes, czy to ze


wzgldu na dystyngowane, czy przeciwnie, bardzo niskie pochodzenie owych dam,
wzbudziaby niepodane plotki. Vidal, kiedy mieszkaem jeszcze w pensjonacie doi
Carmen, nieraz proponowa mi, bym uczyni z pokoju uytek, gdyby kiedy przysza mi
ochota - jak to okreli - rozebra biaogowe w pomieszczeniu budzcym mniejsz groz. Nie
sdziem, by Cristina zdecydowaa si ukry akurat w tym miejscu, jeli w ogle wiedziaa o
jego istnieniu, ale byo ono ostatnim na mojej licie i adne inne nie przychodzio mi do
gowy. Zapada zmierzch, kiedy dotarem do hotelu Espaa i zadaem widzenia z
dyrektorem, powoujc si na serdeczn przyja z panem Vidalem. Pokazaem dyrektorowi
fotografi Cristiny, on za, czynic zado dyskrecji, umiechn si uprzejmie i
poinformowa, e inni podwadni pana Vidala byli tu ju kilka tygodni temu, pytajc o t
sam osob, i e odpowiedzia im dokadnie to co mnie: nigdy nie widzia tej kobiety w
swoim hotelu. Podzikowaem mu za jego nieskaon przebyskiem jakiegokolwiek uczucia
grzeczno i przybity, skierowaem si do wyjcia.
Przechodzc obok jadalni, za przeszklon cian dojrzaem ktem oka znajom twarz.
Pryncypa, jedyny go w caej sali, siedzia przy stole, degustujc co, co z daleka wygldao
jak kostki cukru do kawy. Chciaem znikn jak najszybciej, kiedy wanie si odwrci i z
promiennym umiechem pomacha do mnie rk. Zymajc si na przeladujcego mnie
pecha, odpowiedziaem na jego powitanie.
Da mi znak, bym podszed. Powlokem si do drzwi jadalni i wszedem do rodka.
- C za mia niespodzianka, spotka pana tutaj, mj przyjacielu.
Wanie o panu mylaem - odezwa si.
Niechtnie ucisnem mu do.
- Byem pewien, e nie ma pana w miecie - zauwayem.
- Wrciem nieco wczeniej. Czy da si pan na co zaprosi?
Odmwiem, na co on wskaza mi miejsce przy stole. Usiadem.
Pryncypa, zgodnie ze zwyczajem, mia na sobie czarny trzyczciowy garnitur z
weny i jedwabny czerwony krawat. Wyda mi si nieskazitelnie elegancki jak zawsze, byo
jednak w jego wygldzie co, co mnie zastanowio. Dug chwil to trwao, zanim
uwiadomiem sobie, co to takiego. W klapie garnituru brakowao anioa. Corelli powid
wzrokiem za moim spojrzeniem i przytakn.
- Niestety, zgubiem go i nie mam pojcia gdzie - wyjani.
- Mam nadziej, e nie by bardzo cenny.
- Mia warto wycznie sentymentaln. Ale porozmawiajmy o sprawach istotnych.

Jak si pan miewa, przyjacielu? Mimo i sporadycznie rnimy si w niektrych kwestiach,


bardzo sobie ceni nasze konwersacje. Dzi nie tak atwo o rozmwc na poziomie.
- Przecenia mnie pan.
- Bynajmniej.
Upyna duga chwila, podczas ktrej widziaem tylko jego spojrzenie bez dna.
Pomylaem, e wol ju, jak wygasza te swoje banalne przemowy. Kiedy milcza, wyraz
jego twarzy zmienia si, a atmosfera wok gstniaa.
- Zatrzyma si pan tutaj? - zapytaem, by przerwa cisz.
- Nie, nadal mieszkam w domu nieopodal parku Guell. Umwiem si tu dzi z
przyjacielem, ale wszystko wskazuje na to, i nieco si spni. Brak dobrych manier u
poniektrych jest doprawdy godny ubolewania.
- Zdaje mi si, e niewiele jest na wiecie osb, ktre odwayyby si nie przyj na
spotkanie z panem.
Pryncypa spojrza mi w oczy.
- W rzeczy samej, jest ich niewiele. Waciwie jedyn, jaka przychodzi mi do gowy,
jest pan.
Pryncypa wzi kostk cukru i upuci do filianki. W jej lady poszy dwie nastpne.
Skosztowa kawy i dorzuci jeszcze cztery kostki, pit za woy do ust.
- Przepadam za cukrem - wyzna.
- To wida.
- Nie mwi pan nic na temat naszego projektu - zmieni nagle temat. - Jaki problem?
Zaczerpnem gboko powietrza.
- Ksika jest niemal ukoczona - powiedziaem.
Twarz pryncypaa rozjani umiech, na ktry wolaem nie patrze.
- To doprawdy znakomita wiadomo. Kiedy bd mg j odebra?
- Potrzebuj jeszcze kilku tygodni. Musz wszystko przejrze. Ale to ju czysta
kosmetyka, nic wicej.
- Moemy ustali jaki termin?
- Jeli pan sobie yczy...
- Odpowiada panu pitek, dwudziestego trzeciego tego miesica?
Zechce pan przyj zaproszenie na kolacj, by uczci szczliwy fina naszego
przedsiwzicia?
Do pitku, dwudziestego trzeciego, pozostay dokadnie dwa tygodnie.
- Dobrze - zgodziem si.

- W takim razie jestemy umwieni.


Wzi do rki filiank sodkiej jak ulepek kawy, jakby wznosi toast, i oprni j
jednym haustem.
- A pan? - zapyta jak gdyby nigdy nic. - C pana tu sprowadza?
- Szukam kogo.
- Kogo, kogo znam?
- Nie.
- I znalaz pan t osob?
- Nie.
Pryncypa powoli pokiwa gow, jakby delektowa si moimi pswkami.
- Mam wraenie, e zatrzymuj pana wbrew paskiej woli, przyjacielu.
- Jestem troch zmczony, nic ponadto.
- Nie bd wic zabiera panu wicej czasu. Niekiedy zapominam o tym, e cho
paskie towarzystwo sprawia mi wielk przyjemno, panu by moe, wcale nie odpowiada
moje.
Umiechnem si uprzejmie i skorzystaem z okazji, by si podnie. Zobaczyem
moje odbicie w jego renicach - blada kuka uwiziona w mrocznej studni.
- Niech pan dba o siebie. Bardzo prosz.
- Na pewno.
Poegnaem si skinieniem gowy i ruszyem ku wyjciu. Odchodzc, syszaem, jak
wkada do ust i rozgryza kolejn kostk cukru.
Idc w kierunku Rambli, zauwayem, e markizy w Liceo byy podwietlone, a na
chodniku czeka dugi sznur samochodw pilnowanych przez regiment szoferw w liberiach.
Afisze zapowiaday premier Cosi fan tutte i zastanowiem si, czy Vidal nie opuci dzi
swojego zamczyska, by obejrze spektakl. Obrzuciem spojrzeniem grupk stojcych na
rodku ulicy szoferw i od razu dostrzegem wrd nich Pepa. Skinem na rk.
- Co pan tu robi, prosz pana?
- No i gdzie jest?
- Pan jest w rodku, na przedstawieniu.
- Nie mwi o don Pedrze. Mwi o Cristinie. Pani Vidal. Gdzie ona jest?
Poczciwy Pep spojrza na mnie smutno.
- Nie wiem. Tego nie wie nikt.
Powiedzia mi, e Vidal poszukuje jej od kilku tygodni, a jego ojciec, patriarcha klanu,
opaci! nawet kilku policjantw, by j odnaleli.

- Na pocztku myla, e jest z panem...


- Ani razu nie dzwonia, nie przysaa adnego listu ani telegramu?
- Nie, prosz pana. Naprawd. Wszyscy jestemy bardzo zmartwieni, a pan... Nie
widziaem go jeszcze w takim stanie, jak dugo go znam. Dzi pierwszy raz, odkd panienka,
to znaczy pani, odesza, wyszed gdzie wieczorem.
- Pamitasz, czy Cristina co mwia, zanim opucia Vill Helius?
- Waciwie... - powiedzia Pep teraz ju prawie szeptem - sycha byo, jak si kci z
panem. Ja widziaem, e jest smutna. Wiele czasu spdzaa sama. Co dzie pisaa listy, a
potem sza je wysya na poczt przy alei Reina Elisenda.
- Czy kiedy rozmawiae z ni sam na sam?
- Ktrego dnia, na krtko przedtem, zanim odesza, pan poprosi, ebym j zawiz
do lekarza.
- Bya chora?
- Nie moga spa. Doktor przepisa jej krople laudanum.
- Powiedziaa ci co po drodze?
Pep jakby si skurczy w sobie.
- Pytaa mnie o pana. Czy moe pana widziaem albo wiem, co si z panem dzieje.
- Nic wicej?
- Bya bardzo smutna. Zacza paka, a kiedy spytaem, co jej jest, powiedziaa, e
bardzo brakuje jej ojca, pana Manuela...
Wtedy si domyliem i zaczem zorzeczy na samego siebie, e nie wpadem na to
wczeniej. Pep patrzy na mnie zdziwiony, zastanawiajc si pewnie, dlaczego si
umiecham.
- Wie pan, gdzie ona jest? - zapyta.
- Myl, e tak - bknem.
Wydao mi si, e sysz z drugiej strony ulicy czyj gos i zobaczyem wynurzajc
si z westybulu Liceo znajom sylwetk. Vidal nie wytrzyma nawet do koca pierwszego
aktu. Pep odwrci si, by odpowiedzie na woanie chlebodawcy, i nim zdy mi poradzi,
ebym odszed jak najprdzej, ja rozpynem si ju w ciemnociach nocy.
Nawet z daleka wygldali jak zwiastuny zych wiadomoci. ar papierosa pord
granatowych ciemnoci, sylwetki oparte o cian i para unoszca si z ust przy kadym
oddechu. Stali, pilnujc drzwi domu z wieyczk. Komitet powitalny, zoony z inspektora
Victora Grandesa, z nieodczn obstaw psw goczych - Marcosa i Castelo. Nietrudno byo
zgadn, e znaleli ju ciao wdowy po Marlasce na dnie basenu w jej domu w Sarria, a tym

samym moje nazwisko podskoczyo na ich czarnej licie przynajmniej o kilka pozycji.
Ujrzawszy ich, zatrzymaem si gwatownie i ukryem w mrokach ulicy. Obserwowaem ich
przez chwil, by upewni si, e nie zauwayli, i stoj zaledwie pidziesit metrw od nich.
Widziaem wyranie profil Grandesa w strumieniu wiata pyncego z latarni zawieszonej na
fasadzie.
Powoli cofnem si w bezpieczne, zasnuwajce miasto ciemnoci i skrciem w
pierwszy lepszy zauek, gubic si pord pltaniny uliczek i arkad Ribery.
Dziesi minut pniej staem przed budynkiem dworca Francia.
Kasy byy ju zamknite, jednak na wielu peronach, pod kopu ze stali i szka,
czekay jeszcze rwne rzdki wagonw. Rzut oka na tablic z rozkadem jazdy potwierdzi
moje obawy: nastpny pocig odchodzi dopiero nazajutrz. Nie mogem ryzykowa powrotu
do domu i spotkania z Grandesem i spk. Co mi mwio, e kolejna wizyta na komisariacie
potrwaaby znacznie duej ni pierwsza i nawet biegy w swym fachu mecenas Valera nie
zdoaby wycign mnie stamtd tak atwo.
Postanowiem spdzi noc w hoteliku poledniej kategorii przy placu Palacio,
naprzeciwko budynku giedy. Legenda gosia, e doywali tam swoich dni przegrani
spekulatorzy, ywe trupy, ktrym skpstwo i amatorska arytmetyka wybuchy w rkach.
Wybierajc podobn nor, miaem nadziej, i nie bd mnie tam szuka nawet same Parki.
Zameldowaem si jako Antonio Miranda i zapaciem z gry. Konsjer, osobnik o wygldzie
limaka wronitego w swoj budk suc za recepcj, skad rcznikw i kram z
pamitkami jednoczenie, wrczy mi klucz, kostk mierdzcego bielink myda marki Cid
Campeador, ktra w dodatku wygldaa na uywan, oraz zaproponowa, e w razie gdybym
mia ochot na towarzystwo pci odmiennej, moe mi przysa dam o uroczym pseudonimie
Jednooka, jak tylko ta wrci ze skadanej wanie domowej wizyty.
- Poczuje si pan potem jak nowo narodzony - zapewni.
Podzikowaem, wykrcajc si pocztkami lumbago i yczc mu dobrej nocy,
ruszyem ku schodom. Pokj, zarwno wystrojem, jak i wielkoci, przypomina sarkofag.
Rozejrzawszy si, zdecydowaem, e przepi noc na pryczy w ubraniu, by unikn kontaktu
z pociel i wszystkim, co zdyo si w niej zalgn. Nakryem si znalezionym w szafie
postrzpionym kocem, ktry wrd otaczajcych mnie symfonii fetorw przynajmniej
pachnia naftalin, po czym zgasiem wiato, wyobraajc sobie, e znajduj si w
luksusowym apartamencie, na jaki sta przecie kogo, kto ma w banku sto tysicy frankw.
Tej nocy prawie nie zmruyem oka.
Opuciem hotel przed poudniem i udaem si na dworzec. Kupiem bilet pierwszej

klasy, z nadziej, e w pocigu odepi nieprzespane w zapyziaym hotelu godziny, i


stwierdziwszy, e do odjazdu pozostao mi dwadziecia minut, skierowaem si ku stojcym
rzdkiem kabinom telefonicznym. Podaem telefonistce numer ssiadw Ricarda Salvadora.
- Chciabym rozmawia z Emiliem.
- Przy telefonie.
- Nazywam si David Martin. Jestem przyjacielem pana Ricarda Salvadora, ktry da
mi paski numer na wypadek, gdybym potrzebowa pilnie si z nim skontaktowa.
- Moe pan chwil poczeka? Zaraz go zawoam.
Spojrzaem na dworcowy zegar.
- Tak, dzikuj. Czekam.
Dopiero po upywie trzech minut, trzech dugich minut, usyszaem zbliajce si
kroki Ricarda Salvadora i jego gos, ktry na chwil przywrci mi spokj.
- Pan David Martin? Wszystko w porzdku?
- Tak.
- Bogu dziki. Czytaem w gazetach o Rouresie i martwiem si o pana. Gdzie pan
jest?
- Nie mam teraz czasu, by rozmawia. Musz wyjecha z miasta.
- Na pewno wszystko w porzdku?
- Tak. Niech pan mnie posucha. Alicia Marlasca nie yje.
- Wdowa? Nie yje?
Zapado dugie milczenie. Zdao mi si, e sysz szloch Salvadora i przeklem w
duchu brak delikatnoci, z jakim przekazaem mu t wiadomo.
- Jest pan tam?
- Tak...
- Dzwoni, eby pana ostrzec. Iren Sabino yje i chyba mnie ledzi. Nie jest sama.
Myl, e towarzyszy jej Jaco.
- Jaco Corbera?
- Nie jestem pewien, czy to on. Prawdopodobnie wiedz, e wpadem na ich trop, i
prbuj uciszy wszystkich, ktrzy ze mn rozmawiali. Obawiam si, e mia pan racj...
- Ale dlaczego Jaco miaby teraz wrci? - spyta inspektor Salvador. - Nie widz w
tym adnego sensu.
- Nie mam pojcia. Musz ju i. Chciaem tylko pana ostrzec.
- O mnie prosz si nie martwi. Jeli ten skurwysyn zechce zoy mi wizyt,
przyjm go z otwartymi ramionami. wier wieku na to czekam.

Kierownik stacji zagwizda na odjazd.


- Niech pan nikomu nie ufa. Zadzwoni do pana, jak tylko wrc do miasta.
- Dzikuj za telefon. Prosz na siebie uwaa.
Kiedy pocig ruszy niespiesznie, schroniem si w swoim przedziale i opadem na
siedzenie. Ciepy powiew ogrzewania i agodny stukot k dziaay kojco. Przemierzajc
gszcz fabryk i kominw na przedmieciach, zostawialimy za sob miasto i okrywajcy je
caun szkaratnego wiata. Jaowa ziemia hangarw i odstawionych na bocznice pocigw
zacza stopniowo ustpowa miejsca bezkresnemu krajobrazowi pl i wzgrz, zwieczonych
domami oraz wieami straniczymi i poprzetykanych lasami i rzekami. Z mgy wyaniay si
tu i wdzie wioski albo jadce drogami wozy. Mijalimy mae stacje, nie zatrzymujc si na
nich, a w oddali przemykay dzwonnice i gospodarstwa.
W pewnym momencie podry zapadem w sen, a kiedy si obudziem, pejza zmieni
si zupenie. Przejedalimy skalistymi wwozami, ktrych zbocza wznosiy si stromo
pomidzy jeziorami i strumieniami. Pocig jecha skrajem lasw pncych si po stokach
niedosinych gr. Po chwili owo spitrzenie skalistych szczytw i wydronych w skaach
tuneli zmienio si w przepastn, otwart dolin, w ktrej biegy przez niegi stada
puszczonych samopas koni, a w dali majaczyy kamienne wioski. Po drugiej stronie doliny
wida byo szczyty Pirenejw - onieone stoki pony bursztynowym zmierzchem. Duo
bliej dostrzegem skupisko domw rozsianych na wzgrzu. Konduktor zajrza do przedziau
i umiechn si.
- Nastpna stacja: Puigcerda - oznajmi.
Pocig zatrzyma si, wydychajc nawanic pary, ktra w jednej chwili zalaa peron.
Wysiadem i znalazem si pord owej pachncej elektrycznoci mgy. Chwil pniej
rozleg si dzwonek kierownika stacji i usyszaem, jak pocig znowu rusza. Stukot
oddalajcych si wagonw nie umilk jeszcze, kiedy opadajce kby pary odsoniy kontury
widmowej stacji. Byem na peronie sam. Drobniutki, gsty nieg prszy nieskoczenie
powoli. Na zachodzie czerwone soce wygldao spod kopuy chmur, zabarwiajc patki
niegu i nadajc im wygld rozarzonych wgielkw. Podszedem do biura zawiadowcy.
Zastukaem w szyb. Podnis gow i spojrza na mnie obojtnie.
- Czy mgby mi pan wskaza drog do miejsca zwanego Villa San Antonio?
Kierownik stacji zmarszczy brwi.
- Do sanatorium?
- Tak sdz.
Na jego twarzy zagoci wyraz zadumy, namysu nad tym, jak najprociej udzieli

wskazwek przybyszowi. Po chwili, wspomagajc si caym katalogiem min i gestw,


naszkicowa mi sytuacj:
- Musi pan i przez miasteczko, min plac przed kocioem, a dojdzie pan do
jeziora. Tam zaczyna si duga aleja, przy ktrej stoj domy, wychodzce na alej Rigolisa.
Na rogu zobaczy pan trzypitrow will otoczon wielkim ogrodem. To wanie sanatorium.
- A wie pan moe, gdzie mgbym si zatrzyma?
- Po drodze bdzie pan przechodzi obok hotelu Lago. Prosz po - wiedzie, e
przysya pana Sebas.
- Dzikuj.
- Powodzenia.
Szedem przykrytymi niegiem, pustymi ulicami, szukajc sylwetki kocielnej wiey.
Po drodze spotkaem kilku miejscowych, ktrzy, patrzc nieufnie, pozdrawiali mnie
skinieniem gowy. Kiedy dotarem do placu, dwch chopakw rozadowujcych wz z
wglem wskazao mi drog nad jezioro i kilka minut pniej ujrzaem skut lodem bia tafl.
Wysadzany drzewami i peen awek deptak, wzdu ktrego postawiono dostojne domy ze
szpiczastymi wieyczkami, opasywa wstg jezioro. W lodzie uwizo kilka deczek.
Zbliyem si do brzegu i spojrzaem na zamarznit wod. Pokrywa lodu bya gruba
na kilka centymetrw i poyskiwaa gdzieniegdzie jak mtny kryszta, kac si domyla
rwcych, czarnych prdw pod skorup.
Znajdujcy si nieopodal jeziora hotel Lago okaza si dwupitrow, otynkowan na
czerwono will. Zanim poszedem dalej, zarezerwowaem w nim pokj na dwie noce, za ktre
zapaciem z gry. Recepcjonista owiadczy, e hotel jest prawie pusty, i pozwoli mi wybra
pokj.
- Sto jeden ma niesamowity widok na wschd soca nad jeziorem - powiedzia. - Ale
jeli woli pan okna wychodzce na pnoc, mog zaproponowa...
- Prosz wybra za mnie - uciem, nieczuy na niebywae pikno owego zarannego
pejzau.
- W takim razie sto jeden. W lecie to ulubiony pokj modych par.
Poda mi klucze do rzeczonego apartamentu dla nowoecw i poinformowa, w
jakich godzinach mona zje kolacj. Uprzedziem, e wrc pniej, i spytaem, czy z
hotelu jest daleko do Villi San Antonio. Zobaczyem na jego twarzy ten sam wyraz, jaki
widziaem wczeniej u kierownika stacji. Potem pokrci gow z uprzejmym umiechem.
- Nie wicej ni dziesi minut drogi. Niech pan pjdzie cay czas prosto,
przedueniem uliczki, przy ktrej stoi hotel, a zobaczy pan j w gbi. Nie sposb nie trafi.

Dziesi minut pniej staem przed furtk do wielkiego ogrodu przykrytego


niegiem, spod ktrego wyzieray suche licie. W gbi Villa San Antonio, spowita peleryn
pyncego z jej okien zocistego wiata, prezentowaa si niczym wartownik. Idc przez
ogrd, czuem, e serce wali mi jak motem i e mimo przenikliwego zimna mam spocone
donie. Wszedem po schodach prowadzcych do gwnych drzwi. Z przedsionka, o posadzce
w szachownic, wychodzio si na schody; zobaczyem na nich pielgniark podtrzymujc
trzscego si mczyzn, ktry wydawa si zawieszony pomidzy stopniami na wieczne
czasy, jakby jego egzystencja uwiza w tej jednej, krtkiej chwili.
- Dobry wieczr, sucham pana? - dobieg mnie gos z prawej strony.
Kobieta miaa ciemne, surowe oczy, twarde rysy i powag w twarzy, waciw komu,
kogo ycie nauczyo oczekiwa jedynie zych wiadomoci. Moga mie okoo pidziesiciu
lat i chocia ubrana bya w ten sam fartuch co modsza, towarzyszca staruszkowi
pielgniarka, z caej jej postaci emanoway autorytet i wadza.
- Dobry wieczr. Poszukuj niejakiej Cristiny Sagnier. Mam powody, by
przypuszcza, e si tu zatrzymaa.
- Tutaj nikt si nie zatrzymuje, szanowny panie. To nie jest hotel ani zajazd.
- Przepraszam. Przyjechaem wanie z daleka w poszukiwaniu tej osoby.
- Nie ma pan za co przeprasza - odpara pielgniarka. - Wolno wiedzie, czy jest pan
jej krewnym?
- Nazywam si David Martin. Czy Cristina Sagnier jest tutaj?
Prosz...
Wyraz jej twarzy nieco zagodnia. Na ustach pojawi si niewyrany umiech. Potem
skina gow. Odetchnem gboko.
- Jestem Teresa, szefowa nocnej zmiany pielgniarek. Niech pan bdzie askaw uda
si za mn do gabinetu doktora Sanjuana.
- Jak si miewa panna Sagnier? Mgbym j zobaczy?
Posaa mi kolejny delikatny nieprzenikniony umiech.
- Prosz tdy.
Pokj w ksztacie prostokta wcinitego midzy cztery pomalowane na niebiesko
ciany pozbawiony by okien. Dwie sufitowe lampy rzucay metaliczne wiato. W pokoju
stay tylko trzy meble: nagi st i dwa krzesa. W powietrzu unosi si zapach pynu do
dezynfekcji.
Byo zimno. Chocia pielgniarka nazwaa to pomieszczenie gabinetem, ja
okrelibym je raczej jako cel. Zza zamknitych drzwi docieray do mnie gosy, a czasem

nawet pojedyncze krzyki. Nie byem ju pewien, od jak dawna tu siedz, kiedy w drzwiach
stan mczyzna ubrany w biay fartuch. Mia umiech rwnie lodowaty jak powietrze w
pokoju. Doktor Sanjuan, domyliem si. Okry st i usiad na krzele, naprzeciwko mnie.
Pooy rce na stole i przyjrzawszy mi si z zaciekawieniem, odezwa si w kocu:
- Rozumiem, e odby pan dug podr i niewtpliwie jest pan zmczony, chciabym
jednak wiedzie, dlaczego nie zjawi si tu pan Pedro Vidal.
- Nie mg przyjecha.
Doktor patrzy na mnie uwanie i czeka. Mia chodne spojrzenie i w wyraz twarzy
kogo, kto sucha, ale nie syszy.
- Czy mog si z ni zobaczy?
- Z nikim si pan nie zobaczy, dopki nie powie mi pan prawdy.
A wiem, czego pan tu szuka.
Westchnem i pokiwaem gow. Nie przejechaem stu pidziesiciu kilometrw,
eby kama.
- Nazywam si David Martin. Jestem przyjacielem Cristiny Sagnier.
- Tutaj mwimy o niej pani Vidal.
- Nie obchodzi mnie, jak si o niej tutaj mwi. Chc si z ni widzie. Zaraz.
Doktor westchn.
- To pan jest tym pisarzem?
Wstaem zniecierpliwiony.
- Co to w ogle za miejsce? Dlaczego nie pozwalacie mi jej zobaczy?
- Niech pan usidzie. Bardzo prosz.
Doktor wskaza mi krzeso i zaczeka, a znw usid.
- Czy mog spyta, kiedy widzia si pan z ni czy rozmawia po raz ostatni?
- Ponad miesic temu - odparem. - Dlaczego pan pyta?
- Czy wie pan co o tym, by kto rozmawia z ni potem?
- Nie. Nie wiem. O co tu chodzi?
Doktor Sanjuan unis praw do do ust, jakby way sowa.
- Obawiam si, e mam ze wiadomoci.
Poczuem, jak ciska mnie w odku.
- Co jej si stao?
Doktor popatrzy na mnie bez sowa i po raz pierwszy wydao mi si, e dostrzegam w
jego spojrzeniu cie wtpliwoci.
- Nie wiem - odpowiedzia.

Szlimy krtkim korytarzem z metalowymi drzwiami po obu stronach. Doktor


Sanjuan szed pierwszy, trzymajc w rku pk kluczy.
Na dwik naszych krokw za drzwiami rozlegay si szepty, zduszone midzy
miechem a szlochem. Stanlimy przed pomieszczeniem w samym kocu korytarza. Doktor
otworzy je i zatrzyma si w progu, patrzc na mnie bez wyrazu.
- Pitnacie minut - powiedzia.
Wszedem do rodka i usyszaem, jak zamyka za mn drzwi.
Znalazem si w pokoju o wysokim suficie i biaych cianach, ktre przeglday si w
lnicych pytkach podogi. Z boku stao metalowe ko, za zason z przejrzystej tkaniny puste. Z szerokiego okna wida byo onieony ogrd, drzewa, a dalej tafl jeziora.
Zauwayem j dopiero, jak postpiem kilka krokw.
Siedziaa na fotelu przy oknie. Ubrana w bia koszul nocn, wosy miaa splecione
w warkocz. Obszedem fotel i spojrzaem na ni.
Patrzya tpo w przestrze. Kiedy uklkem obok, nawet nie mrugna. Kiedy
pooyem na jej doni moj, nie drgn ani jeden misie jej ciaa. Wwczas dostrzegem
krpujce j, od nadgarstkw po okcie, bandae i zauwayem, e bya przywizana do
krzesa. Pogaskaem j po twarzy, ocierajc cieknc po policzku z.
- Cristina - wyjkaem.
Miaa spojrzenie utkwione w dali i zupenie nie zdawaa sobie sprawy z mojej
obecnoci. Przysunem krzeso i usiadem naprzeciwko.
- To ja, David - szepnem.
Przez cay kwadrans siedzielimy tak w milczeniu. Trzymaem j za rk, jej oczy
nadal patrzyy, nie widzc, wszystkie moje pytania pozostaway bez odpowiedzi. Potem
usyszaem, jak drzwi si otwieraj ponownie, i poczuem, e kto delikatnie cignie mnie za
rami.
By to doktor Sanjuan. Daem si wyprowadzi na korytarz, nie stawiajc oporu.
Doktor zamkn pomieszczenie na klucz i zaprowadzi mnie z powrotem do swojego
lodowatego gabinetu. Opadem na krzeso i spojrzaem na niego, niezdolny wydusi z siebie
ani sowa.
- Chce pan zosta przez chwil sam? - zapyta.
Skinem gow. Doktor wyszed, nie domykajc za sob drzwi.
Zobaczyem, e moja prawa rka dry i zacisnem j w pi. Nie czuem ju
panujcego w gabinecie chodu ani nie syszaem dochodzcych zza ciany gosw i krzykw.
Wiedziaem tylko, e brakuje mi tchu i e natychmiast musz stamtd wyj.

8
Doktor Sanjuan odnalaz mnie w jadalni hotelu Lago: siedziaem naprzeciwko
kominka, nad talerzem, z ktrego nie skosztowaem ani ksa. Poza mn nie byo w sali
nikogo oprcz krcej midzy pustymi stoami dziewczyny, ktra polerowaa sztuce i
ukadaa je na obrusie. Za oknami zrobio si ciemno i nieg pada powoli niczym
krysztaowy, niebieski py. Doktor podszed do mnie i umiechn si.
- Tak mylaem, e pana tu znajd - zagai. - Tutaj zatrzymuj si wszyscy przyjezdni.
Ja te spdziem tu swoj pierwsz noc, kiedy przyjechaem dziesi lat temu. Ktry pokj
pan dosta?
- Podobno ulubiony pokj nowoecw, z widokiem na jezioro.
- Prosz w to nie wierzy. Zawsze mwi to samo.
Poza terenem sanatorium i bez biaego fartucha doktor Sanjuan sprawia wraenie
spokojniejszego i sympatyczniejszego.
- Bez fartucha ledwo pana poznaem - powiedziaem.
- Z medycyn jest jak z wojskiem. Bez munduru nie ma generaa - odpar. - Jak si
pan czuje?
- Dobrze. Miaem gorsze dni.
- Czyby? Zdziwiem si, nie zastawszy pana w gabinecie.
- Musiaem zaczerpn wieego powietrza.
- Rozumiem. Miaem jednak nadziej, e okae si pan bardziej odporny psychicznie.
- Czemu?
- Gdy pana potrzebuj. A cile rzecz ujmujc, to Cristina pana potrzebuje.
Przeknem lin.
- Pewnie myli pan, e jestem tchrzem - powiedziaem.
Doktor zaprzeczy.
- Od jak dawna jest w takim stanie?
- Od kilku tygodni. Praktycznie odkd si tu zjawia. Jej stan si pogorszy.
- Ma wiadomo tego, gdzie jest?
Doktor rozoy rce.
- Trudno stwierdzi.
- Co si jej stao?
Doktor Sanjuan westchn.
- Miesic temu znaleziono j nieopodal, na tutejszym cmentarzu; leaa na grobie ojca.

Bya wyzibiona i majaczya. Przywieziono j do sanatorium, gdy jeden z funkcjonariuszy


Gwardii Cywilnej pamita j z zeszego roku, kiedy spdzia tu kilka miesicy, opiekujc si
ojcem. Wielu mieszkacw j znao. Przyjlimy j do sanatorium, gdzie przez par dni
pozostaa pod obserwacj. Bya odwodniona; podejrzewamy, e nie spaa od wielu nocy. Od
czasu do czasu odzyskiwaa wiadomo. Mwia wtedy o panu. Twierdzia, e grozi panu
wielkie niebezpieczestwo. Kazaa mi przysic, e nie powiadomi nikogo, nawet jej ma,
do czasu, a bdzie moga zrobi to sama.
- Mimo wszystko nie rozumiem, dlaczego nie powiadomi pan pana Vidala.
- Chciaem to zrobi, ale... Wyda si to panu absurdalne.
- Co?
- Byem przekonany, e przed kim ucieka, i pomylaem, e mam obowizek jej
pomc.
- Ale przed kim miaaby ucieka?
- Tego niestety nie wiem - powiedzia z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Co pan przede mn ukrywa, doktorze.
- Jestem tylko lekarzem. S rzeczy, ktrych nie rozumiem.
- Jakie na przykad?
Doktor Sanjuan umiechn si nerwowo.
- Cristina sdzi, e kto lub co wtargno w ni i chce j zniszczy.
- Kto?
- Wiem tylko, e jej zdaniem ma to jaki zwizek z panem. I napawa j lkiem.
Dlatego uwaam, e nikt inny nie moe jej pomc.
I dlatego nie zawiadomiem Vidala, chocia byo to moim obowizkiem. Wiedziaem,
e prdzej czy pniej pan si tu zjawi.
Spojrza na mnie dziwnie, z mieszanin litoci i niechci.
- Poza tym bardzo j szanuj. Przez te miesice, kiedy opiekowaa si tutaj ojcem,
zdylimy... bardzo si zaprzyjani. Domylam si, e nie wspominaa panu o mnie, i
pewnie nie miaa ku temu powodu. To by dla niej trudny okres. Opowiadaa mi o wielu
sprawach, a ja jej. O sprawach, ktrych nigdy z nikim nie poruszaem. Zaproponowaem jej
nawet maestwo - jak pan widzi, nam, lekarzom, te czasem brakuje pitej klepki.
Odmwia oczywicie. Nie wiem, po co panu to wszystko mwi.
- Ale jej stan si poprawi, prawda, doktorze? Wyzdrowieje...
Doktor Sanjuan odwrci wzrok i zapatrzy si w ogie. Umiechn si smutno.
- Tak mam nadziej - powiedzia.

- Chc j ze sob zabra.


Doktor unis brwi.
- Zabra? Dokd?
- Do domu.
- Niech pan pozwoli, panie Martin, e bd mwi bez ogrdek.
Pomijajc fakt, e nie jest pan bliskim krewnym, nie mwi ju, e nie maonkiem
pacjentki, stan Cristiny nie pozwala jej na adne podre, niewane, w czyim towarzystwie.
- Bdzie si czua lepiej tutaj, zamknita z panem w tym paskim sanatorium,
przywizana do krzesa i otumaniona lekami? Tylko prosz nie mwi, e ponowi pan
propozycj maestwa.
Doktor spojrza na mnie przecigle, nie reagujc na zniewag.
- Ciesz si, e pan przyjecha, gdy mam nadziej, e wsplnymi siami uda nam si
pomc Cristinie. Wierz, e pana obecno pozwoli jej wydosta si z miejsca, w ktrym si
znalaza. A wierz dlatego, e jedyne, co powtarza przez ostatnie dwa tygodnie, to paskie
imi. Nie mam pojcia, co takiego j spotkao, ale podejrzewam, e miao to zwizek z
panem.
Doktor patrzy na mnie, jakby czeka na reakcj z mojej strony, jak odpowied na
wszystkie pytania.
- Mylaem, e mnie opucia - zaczem. - Mielimy wyruszy razem w podr,
zostawi wszystko. Wyszedem na chwil, kupi bilety na pocig i co zaatwi. Zajo mi to
najwyej ptorej godziny. Kiedy wrciem do domu, Cristiny ju nie byo.
- Czy zanim odesza, stao si co szczeglnego? Moe si pokcilicie?
Zagryzem wargi.
- Nie nazwabym tego ktni.
- A jak by pan to nazwa?
- Zastaem j przy przegldaniu papierw zwizanych z moj prac i sdz, e poczua
si obraona czym, co zinterpretowaa jako brak zaufania.
- Czy to byy jakie wane papiery?
- Nie, zwyky maszynopis. Zapiski, szkic...
- Mog spyta: maszynopis czego?
Zawahaem si,
- Bani.
- Dla dzieci?
- Powiedzmy, dla szerokiego krgu odbiorcw.

- Rozumiem.
- Nie sdz, eby pan rozumia. Nie doszo do adnej ktni.
Cristina tylko troch si dsaa, gdy nie pozwoliem jej rzuci okiem na mj tekst, ale
nic poza tym. Kiedy wychodziem, czua si zupenie dobrze, pakowaa walizk. Ten
maszynopis nie ma adnego znaczenia.
Doktor pokiwa gow, raczej kurtuazyjnie ni z przekonaniem.
- Czy to moliwe, e kiedy pana nie byo, kto j odwiedzi?
- Nikt oprcz mnie nie wiedzia, e ona tam jest.
- Przychodzi panu do gowy jaki powd, ktry mgby skoni j do wyjcia przed
pana powrotem?
- Nie. Dlaczego?
- Tylko pytam. Staram si wyjani, co zaszo od chwili, kiedy widzia j pan po raz
ostatni, do czasu, gdy zjawia si tutaj.
- Czy powiedziaa, kto lub co j optao?
- To tylko przenonia. Nic nie optao Cristiny. Czsto zdarza si jednak, e pacjenci,
ktrych spotkao jakie traumatyczne przeycie, czuj obecno bliskich zmarych albo osb
wyimaginowanych; czasem szukaj schronienia we wasnym umyle i zamykaj wszystkie
furtki do wiata zewntrznego. To rodzaj reakcji emocjonalnej, sposb, by obroni si przed
uczuciami, ktrych nie potrafimy zaakceptowa. Nie powinien si pan tym szczeglnie
martwi. Teraz liczy si tylko jedno: jeli istnieje kto naprawd dla niej wany, tym kim jest
wanie pan. Opowiedziaa mi w swoim czasie rne rzeczy, ktre pozostay midzy nami, i
ktre, podobnie jak moje ostatnie obserwacje, pozwalaj mi twierdzi z caym przekonaniem,
e Cristina pana kocha. Kocha pana, jak nigdy nie kochaa nikogo i jak z pewnoci nigdy nie
pokocha mnie. Dlatego wanie prosz: niech mi pan pomoe, niech mi pan pomoe,
zapominajc o lku i zazdroci, gdy obaj pragniemy tego samego. Obaj pragniemy, by
opucia to miejsce.
Pokiwaem gow zawstydzony.
- Prosz mi wybaczy, jeli przedtem...
Doktor podnis rk, dajc mi znak, bym nie mwi dalej. Wsta i woy paszcz.
Ucisnlimy sobie donie.
- Czekam na pana jutro - powiedzia.
- Dzikuj, doktorze.
- To ja dzikuj. Za to, e pan do niej przyjecha.
Nastpnego ranka, kiedy wychodziem z hotelu, nad zamarznitym jeziorem wstawao

soce. Na brzegu grupka dzieci bawia si, celujc kamieniami w niewielk deczk
uwizion w lodzie. nieg przesta pada, w oddali rysoway si onieone szczyty, a po
niebie pyny wielkie lotne chmury niczym monumentalne miasta. Dotarem do sanatorium
Villa San Antonio nieco przed dziewit. W ogrodzie czeka na mnie doktor Sanjuan z
Cristin. Siedzieli w socu i doktor, trzymajc Cristin za rk, mwi co do niej. Prawie na
niego nie patrzya. Doktor, widzc, e si zbliam, pomacha mi na powitanie.
Przygotowa dla mnie krzeso naprzeciwko Cristiny. Usiadem i spojrzaem na ni, ale
napotkaem tylko jej niewidzcy wzrok.
- Cristino, zobacz, kto przyszed - odezwa si doktor.
Zbliyem si do Cristiny i wziem j za rk.
- Prosz z ni porozmawia - powiedzia doktor.
Przytaknem, zagubiony w jej nieobecnym spojrzeniu, ale nie mogem znale sw.
Doktor wsta i zostawi nas samych. Widziaem, jak znika w sanatorium, poleciwszy najpierw
jednej z pielgniarek, eby miaa na nas oko. Ignorujc obecno pielgniarki, przysunem
krzeso bliej Cristiny. Odgarnem jej wosy z czoa i umiechnem si.
- Pamitasz mnie? - zapytaem.
Widziaem swoje odbicie w jej oczach, nie byem jednak pewien, czy mnie widzi i czy
syszy mj gos.
- Doktor mwi, e prdko wyzdrowiejesz i e bdziemy mogli pojecha do domu.
Dokdkolwiek zechcesz. Pomylaem, e wyprowadz si z domu z wieyczk i wyjedziemy
gdzie daleko, dokadnie tak jak chciaa. Gdzie, gdzie nikt nie bdzie nas zna i nikt nigdy
nie dowie si, skd przybylimy.
Na rkach miaa weniane rkawiczki, zasaniajce bandae.
Schuda, na jej twarzy pojawiy si zmarszczki, miaa popkane usta, a w zgaszonych
oczach nie byo ycia. Umiechaem si do niej tylko i gaszczc po twarzy i policzkach,
mwiem bez przerwy: opowiadaem jej, e wszdzie jej szukaem i bardzo za ni tskniem.
Spdzilimy tak par godzin. Potem wrcili doktor z pielgniark i zabrali Cristin do rodka.
Ja zostaem w ogrodzie, nie bardzo wiedzc, co ze sob pocz. W kocu doktor ukaza si
znowu w drzwiach. Podszed i usiad koo mnie.
- Nie odezwaa si do mnie ani sowem - powiedziaem. - Nie sdz, by w ogle
dotaro do niej, e tu jestem...
- Myli si pan, przyjacielu - zapewni. - To powolny proces, ale zapewniam pana, e
paska obecno jej pomaga, i to bardzo.
Pokiwaem tylko gow na te sowa litociwej jamuny.

- Jutro sprbujemy od nowa - powiedzia.


Byo dopiero poudnie.
- A co mam robi ze sob do jutra? - zapytaem.
- Czy nie jest pan pisarzem? Niech pan pisze. Niech pan napisze co dla niej.
Wrciem do hotelu brzegiem jeziora. Recepcjonista wytumaczy mi, jak doj do
jedynej w miejscowoci ksigarni, gdzie udao mi si zakupi papier i piro, ktre zapewne
przeleao na wystawie cae lata. Tak uzbrojony, zamknem si w pokoju. Ustawiem st
pod oknem i poprosiem o termos z kaw. Strawiem niemal godzin, wpatrujc si w jezioro
i gry w oddali, nie napisawszy ani sowa. Stano mi przed oczami podarowane przez
Cristin stare zdjcie, przedstawiajce dziewczynk idc drewnianym pomostem
wpuszczonym w morze - fotografia, ktrej tajemnica wymykaa si jej pamici. Wyobraziem
sobie, e id tym samym pomostem, e podam w lad za ni, i powoli, jedno za drugim,
popyny pierwsze sowa zarysowujce szkielet pewnej historii. Zrozumiaem, e jest to
opowie, ktrej Cristina nie moga sobie przypomnie, ta sama, ktra przywioda j nad te
migotliwe wody, za rk z nieznajomym. Zrozumiaem, e pisz histori wspomnienia,
ktrego nigdy nie byo, pamitnik zrabowanego ycia. Wychylajce si spomidzy kolejnych
zda obrazy i wiato poprowadziy mnie z powrotem do starej, mrocznej Barcelony, w ktrej
wychowalimy si oboje. Pisaem, a zaszo soce, a w termosie nie zostaa ani jedna kropla
kawy. A blask bkitnego ksiyca zala skute lodem jezioro, a mnie rozbolay oczy i palce.
Upuciem piro i odsunem od siebie kartki. Kiedy recepcjonista zastuka do drzwi, by
zapyta, czy zejd na kolacj, nie usyszaem go. Zapadem w gboki sen, nareszcie nic i
wierzc, e sowa - take moje - maj moc uzdrawiania.
Cztery nastpne dni upyny w monotonnym rytmie powtarzanych czynnoci.
Budziem si skoro wit i wychodziem na balkon, by popatrze, jak soce barwi na
czerwono rozcigajce si u mych stp jezioro. Mniej wicej wp do dziewitej
przychodziem do sanatorium, gdzie zwykle spotykaem siedzcego na schodach doktora
Sanjuana, ktry patrzy na ogrd z filiank parujcej kawy w rku.
- Nigdy pan nie pi, doktorze? - pytaem.
- Nie wicej ni pan - odpowiada.
Okoo dziewitej doktor odprowadza mnie do pokoju Cristiny i otwiera drzwi.
Zostawia nas samych. Zawsze zastawaem j w tym samym fotelu naprzeciwko okna.
Przysuwaem krzeso i siadaem obok. Waciwie nie reagowaa na moj obecno. Potem
zaczynaem czyta strony, ktre napisaem dla niej poprzedniej nocy. Codziennie zaczynaem
od pocztku. Czasem przerywaem lektur i kiedy unosiem wzrok, by na ni spojrze,

zaskoczony, dostrzegaem na jej ustach cie umiechu. Spdzaem z ni cay dzie; o zmroku
pojawia si doktor i prosi, ebym ju sobie poszed.
Wlokem si z powrotem do hotelu onieonymi, wyludnionymi ulicami, jadem co
na kolacj i wchodziem na gr do pokoju, by pisa dalej moj opowie, a zmorzy mnie
sen. Przestaem odrnia dni.
Pitego poranka, kiedy jak co dzie wszedem do pokoju Cristiny, uwiadomiem
sobie, e fotel, na ktrym zawsze na mnie czekaa, jest pusty. Rozejrzaem si zaniepokojony
i ujrzaem j skulon w kcie na pododze, z kolanami pod brod. Po jej twarzy pyny zy.
Na mj widok umiechna si i zrozumiaem, e mnie poznaje.
Uklkem przy niej i przytuliem j. Nie sdz, bym kiedykolwiek by tak szczliwy
jak przez tych kilka ndznych sekund, gdy poczuem na twarzy jej oddech i dostrzegem
iskierki wiata, ktre na powrt zagociy w jej oczach.
- Gdzie bye? - zapytaa.
Tego popoudnia doktor Sanjuan pozwoli mi wyj z ni na godzinny spacer.
Poszlimy nad jezioro i usiedlimy na awce. Zacza opowiada mi swj sen o dziewczynce
mieszkajcej w mrocznym, przypominajcym labirynt miecie, w ktrym obdarzone wasnym
yciem domy i ulice ywiy si duszami mieszkacw. W tym nie, podobnie jak w
opowiadaniu, ktre czytaem jej przez ostatnich kilka dni, dziewczynka uciekaa i dobiegaa
do wychodzcego w bezkresne morze pomostu. Sza za rk z kim nieznajomym, bez twarzy
i imienia, kto j ocali i prowadzi teraz na skraj tej drewnianej platformy, rozcignitej nad
wodami, gdzie czeka na ni kto, kogo nigdy nie zdoaa zobaczy, gdy w sen - podobnie
jak opowie, ktr jej czytaem - nie mia zakoczenia.
Cristina pamitaa jak przez mg Vill San Antonio i doktora Sanjuana. Zarumienia
si, opowiadajc mi, e chyba doktor owiadczy jej si w zeszym tygodniu. Czas i
przestrze mieszay si w jej wiadomoci. Nieraz bya przekonana, i jej ojciec jest
pacjentem sanatorium, ona za przyjechaa tutaj, by si nim opiekowa. Chwil pniej nie
pamitaa ju, jak si tu znalaza, a czasem w ogle nie stawiaa sobie tego pytania. Pamitaa,
e wyszedem kupi bilety na pocig. Chwilami mwia o poranku swojego zniknicia tak,
jakby wszystko zdarzyo si wczoraj. Niekiedy mylia mnie z Vidalem i bagaa o
wybaczenie. Zdarzao si rwnie, e jej twarz zasnuwa lk i zaczynaa dre.
- Zblia si - mwia. - Musz ju i. Zanim zobaczy ciebie.
Wtedy, nie baczc na moj obecno ani na otoczenie, pograa si w dugim
milczeniu, jakby niewiadoma sia przenosia j w jakie odlege i nieprzystpne miejsce. Po
kilku dniach pewno, i Cristina postradaa zmysy, zacza si przescza do mojej

wiadomoci. Nadzieja, jak przyniosy pierwsze chwile jej pozornego przebudzenia,


zaprawiona bya teraz gorycz i czasami, kiedy wracaem do hotelu, czuem, jak otwiera si
we mnie dawna otcha nienawici i mroku, ktr uwaaem za zapomnian. Doktor Sanjuan,
ktry przypatrywa mi si z t sam wytrwaoci i cierpliwoci, z jak traktowa swoich
pacjentw, ostrzega mnie, e tak bdzie.
- Niech pan nie traci nadziei, przyjacielu - mawia. - Czynimy wielkie postpy. Musi
pan w to wierzy.
Kiwaem potulnie gow i dzie za dniem powracaem do sanatorium, by zabra
Cristin na spacer nad jezioro i wysucha wynionych wspomnie, o ktrych mwia mi ju
tyle razy, ale ktre zaczynaa codziennie od nowa. Codziennie pytaa mnie te, gdzie byem i
dlaczego zostawiem j sam. Co dzie patrzya na mnie ze swojej niewidzialnej klatki i
prosia, bym j obj. Co dzie, kiedy si egnalimy, pytaa mnie, czy j kocham, a ja
odpowiadaem zawsze to samo.
- Nigdy nie przestan ci kocha - zapewniaem. - Nigdy.
Ktrej nocy obudzio mnie omotanie do drzwi. Bya trzecia nad ranem. Nie do koca
przytomny, powlokem si do drzwi i zobaczyem w progu jedn z pielgniarek sanatorium.
- Doktor Sanjuan przysa mnie po pana.
- Co si stao?
Dziesi minut pniej byem w Villi San Antonio. Ju w ogrodzie sycha byo
krzyki. Cristina zamkna si w swoim pokoju. Doktor Sanjuan, ktry wyglda, jakby od
dwch tygodni nie zmruy oka, prbowa wraz z dwoma pielgniarzami wyway drzwi. Ze
rodka dobiegay wrzaski Cristiny, sycha byo, jak wali w ciany, demoluje meble i rozbija
wszystko, co ma pod rk.
- Kto jest z ni w rodku? - spytaem, zlany zimnym potem.
- Nikt - odpar doktor.
- Przecie z kim rozmawia - zaoponowaem.
- Jest sama.
Wtedy nadbieg str z wielkim, elaznym omem.
- Nie znalazem nic lepszego - powiedzia.
Doktor skin gow, a str wcisn om w szpar zamka i zacz wywaa drzwi.
- Jak zdoaa zamkn si od rodka? - zapytaem.
- Nie wiem...
Po raz pierwszy zdawao mi si, e na twarzy doktora, ktry stara si unika mojego
spojrzenia, maluje si strach. Kiedy str by ju o krok od sforsowania zamka, po drugiej

stronie drzwi niespodziewanie zalega cisza.


- Cristino! - zawoa doktor.
Nie byo odpowiedzi. Zamek w kocu ustpi. Wszedem za doktorem do
pogronego w pmroku pokoju. Przez uchylone okno wpada do rodka lodowaty wiatr.
Krzesa, stoy i fotele byy poprzewracane. Na cianach dostrzegem co, co przypominao
grube pocignicia czarnej farby. Bya to krew. Nigdzie nie byo wida Cristiny.
Pielgniarze wybiegli na balkon i do ogrodu, szukajc ladw na niegu. Doktor
niespokojnie rozglda si po pokoju, nie mogc odnale swojej pacjentki. Wwczas z
azienki dobieg nas miech.
Otworzyem drzwi. Na pododze peno byo szklanych odamkw.
Cristina siedziaa na ziemi, oparta o metalow wann jak zamana kukieka. Krwawiy
jej stopy i donie, pene ci, w ktrych tkwiy drobiny szka. Krew pyna jeszcze po lustrze
rozbitym piciami na tysic kawakw. Objem j i spojrzaem jej w oczy. Umiechna si.
- Nie wpuciam go do rodka - powiedziaa.
- Kogo?
- Chcia, ebym zapomniaa, ale nie wpuciam go do rodka - powtrzya.
Doktor uklk przy mnie i obejrza cicia i rany na ciele Cristiny.
- Bardzo prosz - szepn, delikatnie odsuwajc mnie na bok.
- Nie teraz.
Jeden z pielgniarzy pobieg po nosze. Pomogem uoy na nich Cristin. Trzymaem
j za rk, kiedy niesiono j do gabinetu i kiedy doktor Sanjuan wstrzykiwa jej rodek
uspakajajcy, ktry w niespena kilka sekund odebra jej wiadomo. Staem przy niej,
patrzc w oczy, a jej spojrzenie zmienio si w puste lustro, a jedna z pielgniarek wzia
mnie pod rami i wyprowadzia z gabinetu.
Znalazem si w mrocznym korytarzu, mierdzcym preparatami do dezynfekcji. Rce
i ubranie miaem poplamione krwi. Oparem si o cian i osunem na podog.
Cristina obudzia si nastpnego dnia, przywizana skrzanymi pasami do ka,
zamknita w pokoju bez okien, owietlonym tylko mdym wiatem tawej, wiszcej pod
sufitem arwki. Ja spdziem noc na krzele w kcie, patrzc na ni, i zupenie nie
wiedziaem, ile czasu upyno. Nagle otworzya oczy i musiaa od razu poczu rwcy bl ran
na rkach, gdy jej twarz wykrzywi grymas.
- Davidzie? - zawoaa.
- Jestem przy tobie - odpowiedziaem.
Podszedem do jej ka, eby moga zobaczy moj twarz i anemiczny umiech, na

ktry wysiliem si specjalnie dla niej.


- Nie mog si rusza.
- Jeste przywizana pasami. To dla twojego dobra. Jak tylko przyjdzie doktor, zaraz
je rozwie.
- Rozwi je ty.
- Nie mog. Tylko doktor moe...
- Prosz ci - wyjkaa.
- Cristino, lepiej bdzie...
- Prosz.
W jej oczach byy bl i strach, ale przede wszystkim dostrzegem w nich przytomno
i jasno, jakich nie widziaem przez cay ten czas, odkd odwiedzaem j w sanatorium. To
znowu bya ona.
Rozwizaem pierwsze pasy, krpujce jej ramiona i tali. Pogaskaem j po twarzy.
Draa.
- Zimno ci?
Zaprzeczya.
- Chcesz, bym zawoa doktora?
Ponownie pokrcia gow.
- Spjrz na mnie, Davidzie.
Usiadem na krawdzi ka i spojrzaem jej w oczy.
- Musisz go zniszczy - powiedziaa.
- Nie rozumiem.
- Musisz go zniszczy?
- Co?
- Maszynopis.
- Cristino, lepiej ebym zawoa lekarza.
- Nie. Posuchaj mnie.
Z caej siy cisna moj rk.
- Tego ranka, kiedy wyszede kupi bilety, pamitasz? Weszam jeszcze raz do studia
i otworzyam kufer.
Westchnem.
- Znalazam twj maszynopis i zaczam go czyta.
- To tylko bajka, Cristino...
- Nie okamuj mnie, Davidzie. Przeczytaam go. W kadym razie wystarczajco duo,

eby zrozumie, e musz go zniszczy.


- Nie martw si tym teraz. Mwiem ci ju, e porzuciem prac nad t ksik.
- Ale ta ksika nie porzucia ciebie. Prbowaam j spali...
Na te sowa na chwil puciem jej rk, powstrzymujc gniew, jaki budzio we mnie
wspomnienie wypalonych zapaek na pododze studia.
- Prbowaa j spali?
- Ale nie mogam - wyjkaa. - Oprcz mnie by w domu jeszcze kto.
- W domu nie byo nikogo, Cristino. Nikogo.
- Kiedy zapaliam zapak i zbliyam j do maszynopisu, poczuam za plecami jego
obecno. Uderzy mnie w ty gowy i upadam.
- Kto ci uderzy?
- Wszystko tono w ciemnociach, jakby wiato dnia odeszo i nie mogo ju do
mnie wrci. Odwrciam si, ale byo ciemno.
Widziaam tylko jego oczy. Oczy jak u wilka.
- Cristino...
- Wyrwa mi z rk maszynopis i schowa go z powrotem do kufra.
- Cristino, nie czujesz si najlepiej. Pozwl, e zawoam doktora i...
- Wcale mnie nie suchasz.
Umiechnem si i pocaowaem j w czoo.
- Oczywicie, e ci sucham. Ale w domu nie byo nikogo...
Zamkna oczy i krcia gow, jczc, jakby moje sowa zadaway jej bl niczym
zanurzony w trzewiach sztylet.
- Zawoam doktora...
Nachyliem si, by pocaowa j raz jeszcze, i podniosem si. Idc do drzwi, czuem
na plecach jej wzrok.
- Tchrz - powiedziaa.
Kiedy wrciem do pokoju w towarzystwie doktora Sanjuana, Cristina, rozwizawszy
ostatni z krpujcych j pasw, chwiejnym krokiem podaa w kierunku drzwi, zostawiajc
na biaych kafelkach krwawe lady. Wsplnymi siami obezwadnilimy j i pooylimy z
powrotem do ka. Krzyczaa i szarpaa si z przeraliw zacitoci. Zaalarmowani haasem
pracownicy sanatorium wpadli do pokoju. Jeden ze strw pomg przytrzyma Cristin,
podczas gdy doktor na nowo krpowa j pasami. Kiedy zdoa wreszcie j unieruchomi,
spojrza na mnie surowo.
- Bd zmuszony znw poda jej rodki uspokajajce. Niech pan zostanie przy niej i

niech pan si nie way jej rozwizywa.


Zostaem z ni przez chwil sam, prbujc j uspokoi. Nieustpliwie mocowaa si z
pasami. Ujem w rce jej gow, chcc, by na mnie spojrzaa.
- Cristino, prosz ci...
Spluna mi w twarz.
- Id sobie!
Za chwil wrci doktor, w towarzystwie pielgniarki nioscej metalow tac ze
strzykawk, wacikami i szklan ampuk z jak taw substancj.
- Prosz wyj - poleci mi doktor.
Cofnem si na prg. Pielgniarka przycisna Cristin do ka, a doktor zrobi jej w
rami zastrzyk uspokajajcy. Cristina krzyczaa rozdzierajcym gosem. Zatkaem sobie uszy
i wyszedem na korytarz.
Tchrz, powiedziaem do siebie. Tchrz.

10
Za sanatorium Villa San Antonio zaczynaa si droga, ktra w szpalerze drzew i
wzdu rowu melioracyjnego wioda za miasto. Na wiszcej w jadalni hotelu Lago mapie
okolic zaznaczona bya jako cieka Zakochanych. Opuciwszy sanatorium, ruszyem owego
wieczoru t ocienion drog, kojarzc si bardziej z samotnoci ni z miosnymi
uniesieniami. Szedem cakowicie pustym traktem, a po p godzinie oddaliem si na tyle
od kurortu, i graniasta sylwetka Villi San Antonio i due budynki przylegajce do jeziora
zaczy wyglda jak wycite w kartonie na tle widnokrgu. Usiadem na jednej z awek na
szlaku i oddaem si kontemplowaniu soca zachodzcego na drugim kocu doliny Cerdanyi.
Z miejsca, w ktrym si zatrzymaem, wida byo stojcy kilkaset metrw dalej, w rodku
onieonego pola, wiejski kociek. Nie bardzo wiedzc po co, wstaem i ruszyem w jego
stron, brnc w niegu. Podchodzc bliej, zauwayem, e kocikowi brakuje drzwi.
Kamienne mury byy osmalone po poarze, ktry strawi budowl. Stpajc ostronie po
stopniach prowadzcych do wejcia, wszedem do rodka. Z popiow sterczay szcztki
spalonych awek i zwglonych belek, ktre oderway si od poway.
Zielsko zaatakowao wntrze i wpezao na resztki otarza. wiato zmierzchu wpadao
przez wskie kamienne okna. Usiadem na kikucie awki na wprost otarza i wsuchaem si w
wist wiatru wpadajcego przez szczeliny zniszczonego sklepienia. Uniosem oczy i
zapragnem, by spyna na mnie choby odrobina wiary wyznawanej przez mojego starego
przyjaciela Sempere, w Boga lub w ksiki, wiary, ktra pozwoliaby mi baga Boga lub
pieko o jeszcze jedn szans i ask wyrwania Cristiy z tego miejsca.
- Bagam - wyszeptaem, przeykajc zy.
Umiechnem si gorzko, ja, mczyzna ju pokonany i bagajcy o drobiazgi Boga,
w ktrego nigdy nie wierzyem. Rozejrzaem si wok i unaoczniwszy sobie, e dom Boy
stoi w ruinie, popiele, wieci pustk i samotnoci, powziem decyzj, e tej nocy wrc po
Cristin, nie liczc na aden cud i za bogosawiestwo majc jedynie wasn determinacj,
eby zabra j z tego miejsca i wyrwa z ap maodusznego i kochliwego doktora, ktry
chcia z niej uczyni swoj pic krlewn. Prdzej ogie pod dom podo, ni pozwol, by
ktokolwiek zatrzyma j dla siebie. Zabior j do domu, by umrze u jej boku. Nienawi i
wcieko owietl mi drog.
O zmierzchu opuciem stary kociek. Przeszedem przez owo srebrne pole ponce
w wietle ksiyca i wrciem na zadrzewion drog, idc wzdu ciemnego rowu
melioracyjnego, pki nie ujrzaem migoccych w dali wiate Villi San Antonio i cytadeli

wieyczek i mansard wok jeziora. Dotarszy do sanatorium, miast skorzysta z koatki przy
furtce, przeskoczyem mur i po ciemku minem ogrd.
Obszedem dom, by znale jedno z tylnych wej. Drzwi zamknite byy na klucz,
bez wahania jednak walnem pici w szyb i krwawic doni signem do klamki.
Ruszyem korytarzem, syszc gosy i szepty, i czujc zapach rosou z kuchni. Przeszedem
cae pitro, dochodzc wreszcie do pokoju w gbi, w ktrym dobry doktor zamkn Cristin,
bez wtpienia marzc o tym, e uczyni z niej bezwoln pacjentk, na zawsze unieruchomion
w czycu lekarstw i pasw.
Przygotowany byem na to, e drzwi do pokoju Cristiny bd zamknite, ale klamka
nie stawiaa oporu i drzwi ustpiy, pchnite pulsujc guchym blem doni. Wszedem do
rodka. Pierwsz rzecz, jak zauwayem, bya para mojego oddechu unoszca si tu przed
twarz. A drug - krwawe lady stp na pododze z biaych pyt. Okno z widokiem na ogrd
byo szeroko otwarte, a zasony faloway na wietrze. ko byo puste. Podszedem i wziem
do rki jeden z pasw, ktrym lekarz i pielgniarze przywizywali Cristin. Pasy przecito
rwniutko, jakby byy z papieru. Wyszedem do ogrodu i zobaczyem lnice na niegu lady
czerwonych stp, oddalajce si w stron muru. Poszedem tym tropem, a do muru
okalajcego ogrd, i zaczem obmacywa kamienie. Na niektrych mona byo wyczu
krew. Wspiem si na mur i zeskoczyem na drug stron. Nieregularnie zostawiane lady
prowadziy w stron miasteczka. Pamitam, e puciem si biegiem.
Szedem po ladach w niegu a do parku nad brzegiem jeziora.
Ksiyc w peni pon na ogromnej tafli lodu. Tam j zobaczyem.
Sza powoli, kulejc, po zamarznitym jeziorze, zostawiajc za sob lad krwawicych
stp. Wiatr szarpa jej nocn koszul. Gdy dotarem na brzeg, Cristina znajdowaa si okoo
trzydziestu metrw ode mnie, kierujc si ku rodkowi jeziora. Zawoana przystana. Od wrcia si powoli i umiechna, podczas gdy pod jej stopami zacza si rozpina pajczyna
pkni. Skoczyem na tafl i pobiegem w stron Cristiny, czujc, jak ld pode mn
trzeszczy. Cristina staa nieruchomo, wpatrujc si we mnie. Czarny bluszcz pkni pod jej
stopami rozrasta si w mgnieniu oka. Ld pod moimi nogami ugina si. Upadem na twarz.
- Kocham ci - usyszaem jej sowa.
Zaczem czoga si ku niej, ale sie szczelinek stawaa si coraz wiksza, by
wreszcie cakiem j osaczy. Dzielio nas zaledwie par metrw, kiedy usyszaem huk
pkajcego i zanurzajcego si lodu.
Pod Cristin rozwara si czarna gardziel niczym studnia smoy i pokna j. Ledwie
znikna pod powierzchni, pyty lodu z powrotem si zeszy ponad rozpadlin, ktra j

wessaa. Jej ciao, pchane prdem, przesuno si par metrw pod tafl lodu. Zdoaem si
doczoga do miejsca, w ktrym zostaa uwiziona, i zaczem z caej siy uderza w ld.
Cristina, z otwartymi oczami, z wosami falujcymi w wodzie, patrzya na mnie z drugiej
strony przezroczystej tafli.
Waliem, ranic sobie pici. Na prno. Cristina nie odrywaa wzroku od moich oczu.
Przyoya do do lodu i umiechna si. Z jej ust uciekay coraz mniejsze pcherzyki
powietrza i renice rozszerzyy si po raz ostatni. W chwil pniej zacza powoli zapada
si w czer na zawsze.

11
Wrciem do swego pokoju po rzeczy. Kryjc si za drzewami wok jeziora, mogem
obserwowa, jak doktor, w asycie dwch gwardzistw, wpierw przybywa do hotelu, a potem
rozmawia z kierownikiem za oszklonymi drzwiami.
Pod oson mroku i pustki na ulicach przeszedem przez cae miasto, by dotrze do
stacji kolejowej pogronej we mgle. W wietle dwch gazowych latarni mona byo dojrze
sylwetk stojcego przy peronie pocigu. Czerwone wiato wczone przy wyjedzie ze
stacji barwio ciemny metal jego konstrukcji. Koty w parowozie byy wygaszone; sople lodu
zwisay z buforw, tokw i dwigni niczym krople elatyny. Okna w ciemnych wagonach
pokrywaa warstewka szronu. Dyurka zawiadowcy stacji tona w ciemnociach. Do odjazdu
pocigu pozostawao jeszcze kilka godzin i na stacji nie byo ywego ducha.
Podszedem do jednego z wagonw i sprbowaem otworzy drzwiczki. Bez
powodzenia. Zeskoczyem z peronu na tory i zaczem i wzdu pocigu. Kryjc si w
mroku, wdrapaem si na platform czc ostatnie dwa wagony i sprawdziem, czy drzwi s
zamknite.
Byy otwarte. Wlizgnem si do wagonu i ruszyem korytarzem wzdu przedziaw.
W kocu wszedem do jednego z nich i zablokowaem zamek w drzwiach. Trzsc si z
zimna, opadem na siedzenie. Nie miaem odwagi zamkn oczu, bojc si, e natychmiast
napotkam wzrok Cristiny spod tafli lodu. Mijay minuty i godziny.
W pewnej chwili zaczem si zastanawia, dlaczego waciwie si ukrywam i
dlaczego nie potrafi czegokolwiek poczu.
Schroniem si w tej pustce i czekaem, kryjc si niczym zbieg i suchajc trzasku
metalu i drewna kurczcego si pod naporem mrozu. Prbowaem dojrze cienie przez
oszronione okna, a snop wiata z latarki omit ciany wagonu, a na peronie rozlegy si
gosy. W warstewce szronu na szybie wydrapaem szpar, przez ktr mogem zobaczy
maszynist i reszt zaogi kierujcych si w stron parowozu. Kilkanacie metrw dalej
zawiadowca stacji rozmawia z tym samym patrolem gwardzistw, ktry wczeniej widziaem
w hotelu z doktorem. Zawiadowca skin gow i wycignwszy pk kluczy ruszy razem z
gwardzistami w stron wagonw. Cofnem si w gb przedziau. Po paru chwilach
usyszaem szczk kluczy i trzask otwieranych drzwi. Z koca wagonu zacz dobiega
odgos zbliajcych si powoli krokw. Odblokowaem drzwi, pooyem si na pododze i
wcisnem pod siedzenie, jak najbliej ciany. Syszaem zbliajce si kroki gwardzisty,
widziaem rzucane przez latarki ruchome krgi wiata, przechodzce w snopy niebieskich

promieni lizgajcych si po szybach przedziaw. Kiedy usyszaem, jak zatrzymuj si przy


moim przedziale, wstrzymaem oddech. Gosy ucichy. Drzwi otworzyy si i buty przeszy
kilkanacie centymetrw od mojej twarzy. Gwardzista stan i nie rusza si przez chwil, by
wreszcie cofn si i zamkn za sob drzwi. Kroki si oddaliy.
Leaem nieruchomo. Po paru minutach usyszaem jaki bulgot i ciepy opar
wydobywajcy si z wownicy kaloryfera owion mi twarz. Godzin pniej pierwsze
blaski witu dotkny okien. Wyszedem ze swej kryjwki i wyjrzaem na zewntrz. Podrni
szli przez peron w pojedynk lub grupkami, taszczc swoje walizki i toboki. Sapanie gotowej
dojazdy lokomotywy przenosio si na odczuwalne drenie cian i podogi. Po paru minutach
pasaerowie zaczli wsiada do wagonw, a konduktor wczy wiata. Ponownie zajem
miejsce przy oknie, odpowiadajc co jaki czas na powitania przechodzcych korytarzem
pasaerw. Kiedy duy zegar dworcowy wskaza godzin sm, pocig drgn i ruszy
wzdu peronu. Wtedy dopiero zamknem oczy, a do moich uszu dotary bijce w oddali
dzwony kocielne, odzywajce si echem jak przeklestwo.
W drodze powrotnej nie obyo si bez opnie i przestojw.
W wyniku rnych przypadkw dotarlimy do Barcelony w w pitek, 23 lutego,
dopiero o zmierzchu. Miasto trwao przytoczone szkaratnym niebem, po ktrym rozsnuwaa
si pajczyna czarnych dymw. Byo gorco, jakby zima nagle ustpia, a z kanaw
ciekowych wydobyway si brudne i wilgotne opary. Otworzywszy bram do domu z
wieyczk, natrafiem na lec na ziemi bia kopert.
Rozpoznaem piecz na czerwonym laku, wic nawet nie pofatygowaem si, by
podnie list, bo doskonale wiedziaem, jakie niesie wiadomoci: przypomnienie o ustalonym
na dzi w nocy spotkaniu, w domu przy parku Guell, podczas ktrego powinienem wrczy
pryncypaowi manuskrypt. Po ciemku wszedem na gr i otworzyem drzwi do mieszkania.
Znalazszy si w rodku, ruszyem do studia, nie zapalajc wiata. Podszedem do okna i
rozejrzaem si po pokoju w piekielnym blasku bijcym z tego nieba w pomieniach.
Wyobraziem j sobie tu, tak jak mi to opisaa, klczc przed kufrem, unoszc jego wieko i
wycigajc teczk z manuskryptem.
Wyobraziem sobie, jak czyta owe przeklte strony z narastajcym przekonaniem, e
trzeba je zniszczy. Wyobraziem sobie, jak zapala zapak i przykada j do papieru.
Oprcz mnie by w domu kto jeszcze.
Podszedem do kufra i zatrzymaem si po kilku krokach, jakbym stawa za jej
plecami, ledzc j. Nachyliem si i otworzyem kufer.
Manuskrypt lea tam, czekajc na mnie. Wycignem rk, by palcami dotkn

teczki, pieszczotliwie j pogadzi. I wtedy go zobaczyem. Na dnie kufra srebrna sylwetka


wiecia niczym pera na dnie stawu. Podniosem j i przypatrzyem si jej w wietle
zakrwawionego nieba. Szpilka z anioem.
- Skurwysyn - usyszaem wasny gos.
Z szafy wyjem kaset ze starym rewolwerem ojca. Wysunem bbenek i
sprawdziem, e jest naadowany. Pudeko z reszt nabojw woyem do lewej kieszeni palta.
Bro owinem w kawaek ptna i schowaem do prawej kieszeni. Zanim opuciem dom,
zatrzymaem si na chwil, by przyjrze si temu obcemu mczynie, ktry patrzy na mnie
z gbi lustra wiszcego w sieni. Umiechnem si do, czujc, jak w yach pali mnie
spokj nienawici, i ruszyem w noc.

12
Dom Andreasa Correllego na wzgrzu wznosi si dumnie przeciw nawanicy
czerwonych chmur.
Za nim koysa si las cieni parku Guell. Wiatr potrzsa gaziami, a licie w
ciemnociach syczay niczym we. Stanem przed wejciem i przyjrzaem si fasadzie. W
caym domu nie palio si ani jedno wiato. Okiennice byy zamknite. Usyszaem za sob
ziajanie psw, ktre wyczuwszy moj obecno, zaczy biega w t i z powrotem wzdu
muru parku. Wyjem z kieszeni rewolwer i odwrciem si ku kracie gwnej bramy, gdzie
mona byo dojrze sylwetki zwierzt - gitkie cienie, czujnie obserwujce wiat ze swoich
mrokw.
Podszedem do gwnego wejcia i trzykrotnie krtko stuknem koatk. Nie
czekaem na reakcj. Mogem rozbi zamek, ale nie byo takiej potrzeby. Drzwi nie byy
zamknite na klucz. Nacisnem klamk z brzu, czujc, e zamek puszcza, a dbowe drzwi
ustpuj powoli pod wasnym ciarem. Przede mn otwiera si dugi korytarz, ktrego
podoga pokryta bya warstw kurzu, byszczcego niczym drobniutki piasek. Zrobiem kilka
krokw ku schodom wznoszcym si z boku westybulu i znikajcym w spirali cieni.
Poszedem korytarzem do salonu. Dziesitki spojrze towarzyszyy mi w galerii starych,
oprawionych w ramki i wiszcych na cianach fotografii.
Jedynymi dwikami, jakie dochodziy moich uszu, byy odgosy moich krokw i
mojego oddechu. Na kocu korytarza zatrzymaem si. Powiata nocy przebijaa si przez
okiennice niczym ostrza czerwonego wiata. Uniosem rewolwer i wszedem do salonu.
Musiaem przyzwyczai wzrok do ciemnoci. W pokoju, o ile mnie pami nie zawodzia, nic
si nie zmienio, ale nawet w tak skpym wietle dao si zauway, e meble s stare i
pokryte kurzem. Po prostu graty. Z karniszy zwisay strzpy zason, a farba odrywaa si ze
cian kawakami przypominajcymi uski. Podszedem do jednego z okien, by otworzy
okiennice i wpuci nieco wiata. Byem ju blisko balkonu, gdy dotaro do mnie, e nie
jestem sam. Stanem, czujc na czole lodowaty pot, i odwrciem si powoli.
W kcie salonu mona byo wyranie dostrzec sylwetk postaci siedzcej w tym
samym co zawsze fotelu. wiato krwawice przez szpary okiennic dosigao byszczcych
pbutw i zarysu garnituru.
Twarz pozostawaa w ciemnociach, ale wiedziaem, e on patrzy na mnie. I umiecha
si. Wycelowaem rewolwer.
- Wiem, co pan zrobi - powiedziaem.

Correlli nie zareagowa najmniejszym bodaj ruchem. Siedzia nieruchomo jak pajk.
Przysunem si o krok, celujc mu prosto w twarz. Zdao mi si, e sysz dochodzce z
ciemnoci westchnienie, i nagle jego renice rozjarzyy si na chwil czerwonym wiatem.
Byem pewien, e zaraz si na mnie rzuci. Strzeliem. Poczuem odrzut w przedramieniu jak
mocne uderzenie motkiem. Nad rewolwerem unosi si obok niebieskawego dymu. Jedno
rami Correllego zsuno si z oparcia fotela i zawiso nad podog, koyszc si i szurajc o
ni paznokciami. Strzeliem drugi raz. Kula trafia go w pier, zostawiajc dymic dziur w
marynarce i koszuli. Staem, z rewolwerem w rkach, nie majc odwagi ruszy si choby o
krok, i bacznie przygldaem si nieruchomej postaci w fotelu. Zwisajce rami koysao si
coraz wolniej, by wreszcie znieruchomie, zakotwiczajc dugie, gadkie paznokcie w
dbowej pododze. W adnym momencie trafione przed chwil dwoma kulami ciao nie
wydao najcichszego dwiku, nie wykonao najmniejszego choby ruchu. Cofnem si ku
balkonowemu oknu i otworzyem je kopniciem, nie spuszczajc oka z fotela, w ktrym
spoczywa Corelli. Sup parujcego wiata wdar si przez balustrad, w stron fotela w
kcie, owietlajc ciao i twarz pryncypaa. Sprbowaem przekn lin, ale miaem usta
cakiem suche. Pierwszy strza przebi mu dziur midzy oczami.
Drugi - klap marynarki. Ani jednej kropli krwi. Zamiast niej z ran wydobywa si
drobny i lnicy py, niczym piasek z klepsydry, zsuwajc si midzy fadkami garnituru.
Oczy wieciy mu, a usta mia zamroone w sarkastycznym umiechu. By to manekin.
Opuciem rewolwer w drcej cigle rce i wolno podszedem.
Nachyliem si nad t groteskow kuk i zbliyem do do jej twarzy. Przez chwil
ogarn mnie strach, e zaraz te szklane oczy rozbysn, a rce o dugich paznokciach zaczn
mnie dusi za szyj.
Opuszkami palcw przecignem po policzku. Malowane drewno.
Nie mogem powstrzyma gorzkiego miechu. Czeg innego mogem spodziewa si
po pryncypale? Spojrzaem jeszcze raz na ten przemiewczy grymas i walnem kolb
rewolweru na odlew. Kuka najpierw przechylia si na bok, potem osuna na ziemi.
Zaczem kopa lecy manekin. Rce i nogi odskakiway na boki, a drewniany korpus zacz
si z wolna rozpada, by w kocu przybra cyrkow i niemoliw poz. Cofnem si nieco i
rozejrzaem wok.
Zauwayem ogromne ptno z sylwetk anioa i zerwaem je jednym ruchem. Za
obrazem ukazay si drzwi prowadzce do piwnicy.
Pamitaem je z wizyty, ktra zakoczya si przenocowaniem tu.
Nacisnem klamk. Byy otwarte. Spojrzaem w d schodw prowadzcych w czarn

czelu. Podszedem do komody, w ktrej, o ile mnie pami nie mylia, na moich oczach
Corelli chowa sto tysicy frankw w czasie naszego pierwszego spotkania w tym domu.
Zajrzaem do szuflad. W jednej z nich natrafiem na blaszane pudeko ze wieczkami i z
zapakami. Przez chwil zastanawiaem si, czy pryncypa rwnie i to zostawi,
spodziewajc si, e to znajd, tak jak znalazem manekina. Zapaliem jedn ze wiec i
miaem zamiar wyj z salonu. Rzuciem jeszcze okiem na rozbity manekin i unoszc wysoko
wieczk w jednej rce, w drugiej za mocno trzymajc rewolwer, ruszyem w d.
Schodziem ostronie, stopie po stopniu, co chwila zatrzymujc si, by spojrze za siebie.
Kiedy znalazem si w pomieszczeniach piwnicznych, wycignem do ze wieczk,
jak mogem najdalej, i zatoczyem ni uk.
Wszystko stao na swoim miejscu: st operacyjny, lampy gazowe i taca z narzdziami
chirurgicznymi. Wszystko pokryte patyn kurzu i pajczyn. Ale byo co ponadto. Zaczem
dostrzega jakie postaci przy cianie. Rwnie nieruchome jak pryncypa. Odstawiem wiec
na st operacyjny i podszedem do nieruchomych sylwetek.
Rozpoznaem pord nich kamerdynera, ktry obsugiwa nas jednego z wieczorw, i
szofera, ktry odwiz mnie do domu po kolacji z Corellim w ogrodzie. Byy tam rwnie
postaci zupenie mi nieznane. Jedna z nich staa twarz do ciany. Popchnem j luf
rewolweru, tak by si obrcia. Po sekundzie staem twarz w twarz z sob samym. Poczuem
zimne dreszcze. Manekin zrobiony na moje podobiestwo mia tylko poow twarzy. Druga
poowa bya bezksztatna. Ju szykowaem si do powalenia kuky i skopania jej, kiedy
usyszaem dochodzcy z gry schodw dziecicy miech.
Wstrzymaem oddech i w tej samej chwili rozlega si seria suchych trzaskw.
Pobiegem do schodw, na pitro, i zobaczyem, e na pododze nie ma ju szcztkw
manekina udajcego pryncypaa.
W miejscu, gdzie lea, pojawiy si lady prowadzce w stron korytarza. Odwiodem
kurek i poszedem ich tropem, w stron westybulu. Stanem na progu z rewolwerem w doni
gotowym do strzau. lady uryway si w poowie korytarza. Usiowaem odnale w
pmrokach pryncypaa, ale nic nie wskazywao na to, by wanie tu si znajdowa. Gwne
drzwi wejciowe w gbi korytarza wci stay otwarte. Powoli ruszyem ku miejscu, gdzie
lady znikay. I dostrzegem zmian dopiero po chwili, dokadnie wtedy gdy zdaem sobie
spraw, e wolne miejsce pomidzy portretami, ktre w swoim czasie zwrcio moj uwag,
byo ju zajte przez now fotografi. Na zdjciu tym, uchwyconym chyba przez ten sam
obiektyw co wszystkie pozostae portrety z owej makabrycznej kolekcji, mona byo
zobaczy ubran na biao Cristin, ze wzrokiem zagubionym w soczewce aparatu

fotograficznego. Nie bya sama.


Obejmoway j i przytrzymyway ramiona umiechajcego si do obiektywu Andreasa
Corellego.

13
Zszedem zboczem wzgrza w kierunku pltaniny ciemnych uliczek dzielnicy Gracia.
Znalazem tam otwarty bar, ktrego rozliczna klientela z ssiedztwa dyskutowaa zaarcie o
polityce albo o pice nonej - trudno byo orzec z ca pewnoci. Ominem ca t cib,
przedzierajc si przez chmur dymu i wrzawy bliej kontuaru, gdzie waciciel tawerny
spojrza na mnie nieprzyjanie, jak pewno zazwyczaj patrzy na obcych, to znaczy wszystkich
mieszkajcych dalej ni dwie przecznice od jego lokalu.
- Musz skorzysta z telefonu - powiedziaem.
- Telefon przeznaczony jest wycznie dla naszych klientw.
- W takim razie prosz o koniak. I chciabym skorzysta z telefonu.
Waciciel tawerny wzi szklaneczk i wskaza w kierunku korytarzyka w gbi sali,
nad ktrym wisiaa tabliczka Toalety. Znalazem tam co na ksztat budki telefonicznej,
ktrej uytkownicy musieli znosi intensywny odr amoniaku oraz wszelkie docierajce z sali
haasy. Podniosem suchawk i czekaem na sygna. Kilka sekund pniej usyszaem gos
telefonistki.
- Prosz mnie poczy z kancelari mecenasa Valery, aleja Diagonal czterysta
czterdzieci dwa.
Znalezienie numeru zajo telefonistce kilka minut. Czekaem, jedn rk przyciskajc
suchawk do prawego ucha, drug zasaniajc lewe. W kocu telefonistka zakomunikowaa,
e czy rozmow, i z drugiej strony rozleg si znany mi dobrze gos sekretarki mecenasa
Valery.
- Przykro mi, ale pan mecenas wyszed ju z kancelarii.
- To bardzo wane. Prosz mu powiedzie, e dzwoni David Martin. To sprawa ycia i
mierci.
- Doskonale wiem, z kim rozmawiam. Przykro mi, ale nie mog poczy pana z
mecenasem, bo go tu nie ma. Dochodzi wp do dziesitej, wyszed ju jaki czas temu.
- W takim razie prosz mi poda jego adres domowy.
- Niezmiernie mi przykro, ale nie jestem upowaniona do udzielania podobnych
informacji. Moe pan zadzwoni jutro z samego rana...
Rozczyem si i czekaem, a telefonistka zgosi si ponownie.
Tym razem podaem jej numer, ktry dostaem od Ricarda Salvadora. Po chwili
odebra jego ssiad. Powiedzia, e pjdzie na gr sprawdzi, czy Ricardo Salvador jest w
domu. Byy policjant odezwa si po upywie minuty.

- Pan Martin? Wszystko w porzdku? Jest pan w Barcelonie?


- Wanie wrciem.
- Musi pan bardzo uwaa. Szuka pana policja. Byli u mnie, pytali o pana i o Alici
Marlasc.
- Victor Grandes?
- Tak sdz. Towarzyszyo mu dwch osikw, niezbyt mi si spodobali. Wyglda na
to, e chc pana wrobi w zabjstwo Rouresa i wdowy po Marlasc. Musi pan by ostrony.
Z pewnoci bd prbowali pana ledzi. Moe pan przyj do mnie.
- Dzikuj. Zastanowi si nad tym. Nie chciabym, by przeze mnie wpakowa si pan
w kolejn kaba.
- Cokolwiek pan postanowi, prosz si mie na bacznoci. Chyba mia pan racj. Jaco
wrci. Nie wiem po co, ale wrci. Co zamierza pan zrobi?
- Sprbuj skontaktowa si z mecenasem Valer. Podejrzewam, e za tym wszystkim
stoi wydawca, dla ktrego Marlasca kiedy pracowa. I myl, e Valera jedyny zna prawd.
Salvador milcza przez chwil.
- Chce pan, ebym poszed z panem?
- Nie trzeba. Zadzwoni po spotkaniu z Valer.
- Jak pan uwaa. Ma pan bro?
- Tak.
- Mio mi to sysze.
- Panie inspektorze... Syszaem od Rouresa o pewnej kobiecie z Somorrostro.
Podobno Marlasca radzi si jej w jakich sprawach.
Pozna j przez Iren Sabino.
- Wiedma z Somorrostro...
- Wie pan co wicej na jej temat?
- A co tu mona wiedzie? Wtpi, czy w ogle istnieje, podobnie jak ten wydawca.
Powinien si pan raczej martwi Jakiem i policj.
- Wezm to sobie do serca.
- Niech pan zadzwoni, jak tylko si pan czego dowie.
- Oczywicie. Dzikuj panu.
Odoyem suchawk i przechodzc obok baru, zostawiem kilka monet za rozmow i
nietknity koniak.
Dwadziecia minut pniej staem pod numerem 442 alei Diagonal, spogldajc w
gr na zapalone wiata w oknach kancelarii Valery.

Portiernia bya zamknita, ale dobijaem si tak dugo, a wyjrza z niej portier, z
wielce niezadowolon min. Kiedy otworzy drzwi, by odprawi mnie z kwitkiem,
odepchnem go i wlizgnem si do rodka, guchy na jego protesty. Udaem si prosto do
windy, a portierowi, ktry prbowa jeszcze przytrzyma mnie za rami, posaem spojrzenie
o sile perswazji wystarczajcej, by natychmiast zostawi mnie w spokoju.
Drzwi otworzya mi sekretarka Valery, a jej pocztkowe zdziwienie szybko ustpio
miejsca przeraeniu, zwaszcza gdy w obawie, e zatrzanie mi drzwi przed nosem,
zablokowaem je nog i nie czekajc na zaproszenie, wszedem do rodka.
- Prosz zawiadomi mecenasa - zarzdziem. - Natychmiast.
Sekretarka patrzya na mnie blada jak ciana.
- Pana mecenasa nie ma...
Wziem j za rami i popchnem w kierunku gabinetu Valery.
wiata si wieciy, ale adwokata rzeczywicie nie byo. Struchlaa sekretarka kaa, a
ja uwiadomiem sobie, e wbijam palce w jej rami. Puciem j. Cofna si natychmiast
kilka krokw. Draa.
Westchnem i sprbowaem wykona jaki uspokajajcy gest, ale efekt by taki, e
zobaczya wetknity za pas rewolwer.
- Bagam, panie Martin. Przysigam, e pana mecenasa nie ma.
- Wierz pani. Prosz si uspokoi. Chc tylko z nim porozmawia. Nic wicej.
Sekretarka kiwna gow. Umiechnem si do niej.
- Niech pani bdzie uprzejma podej do telefonu i zadzwoni do niego do domu poleciem.
Sekretarka podniosa suchawk i wymamrotaa numer adwokata telefonistce.
Uzyskawszy poczenie, podaa mi telefon.
- Dobry wieczr - odezwaem si.
- Ach, to pan, c za przykra niespodzianka - odezwa si po drugiej stronie gos
Valery. - Rad bym dowiedzie si, co pan robi w mojej kancelarii o tej porze, poza tym e
straszy pan moich pracownikw, oczywicie.
- Przepraszam za kopot, panie mecenasie, ale musz pilnie zlokalizowa jednego z
paskich klientw, pana Andreasa Corellego, a pan jest jedyn osob, ktra moe mi w tym
pomc.
Zapada duga cisza.
- Obawiam si, i jest pan w bdzie. Nie mog panu pomc.
- Miaem nadziej, e uda nam si zaatwi t spraw po przyjacielsku, panie

mecenasie.
- Mam wraenie, i mnie pan nie zrozumia. Nie znam pana Corellego.
- Sucham?
- Nigdy go nie widziaem, nie rozmawiaem z nim ani tym bardziej nie wiem, gdzie go
szuka.
- Pozwoli pan, e przypomn, i to on zleci, by wycign mnie pan z komisariatu.
- Kilka tygodni wczeniej otrzymalimy od niego czek i list, w ktrym wyuszcza, i
jest pan jego wspornikiem, a inspektor Grandes depcze panu po pitach, i prosi, bymy w
razie koniecznoci wystpili w paskiej obronie. Do listu doczona bya koperta, ktr
zgodnie z dyspozycj pana Corellego dorczyem panu do rk wasnych. Ograniczyem si do
spienienia czeku i powiadomienia moich znajomych z komendy, by dali mi zna, jeli si
pan tam zjawi. Tak te si stao i, jak pan zapewne doskonale sobie przypomina, wywizaem
si ze zobowiza: wycignem pana z aresztu, groc Grandesowi, i spadnie na niego
nieprzyjemnoci bez liku, gdyby utrudnia mi paskie uwolnienie. Nie sdz, by mg pan
mie zastrzeenia do moich usug.
Teraz to ja nie wiedziaem, co powiedzie.
- Jeli mi pan nie wierzy, niech pan poprosi pann Margarit, by pokazaa panu list doda Valera.
- A paski ojciec? - zapytaem.
- Co mj ojciec?
- Paskiego ojca i Marlasc czyy przecie z Corellim jakie stosunki. Musia co o
nim wiedzie...
- Zapewniam pana, i mj ojciec nigdy nie kontaktowa si bezporednio z panem
Corellim. Ca korespondencj z nim, jeli w ogle bya prowadzona, w archiwum kancelarii
nie ma bowiem po niej ladu, zajmowa si osobicie witej pamici mecenas Marlasca. I
prawd mwic, skoro ju pan o to pyta, mog panu zdradzi, i mj ojciec zacz nawet
powtpiewa w to, czy w Corelli w ogle istnieje, zwaszcza w ostatnich miesicach ycia
Diega Marlaski, kiedy, jeli tak mona powiedzie, zwiza si on z t kobiet.
- Jak kobiet?
- T tancereczk.
- Iren Sabino?
Usyszaem poirytowane westchnienie.
- Przed mierci Marlasca stworzy co w rodzaju depozytu, ktrym miaa si
opiekowa i administrowa nasza kancelaria. Poleci, by dokona z niego seri przeleww na

konto bdce wasnoci niejakiego Juana Corbery i Marii Antonii Sanahuja.


Jaco i Iren Sabino, pomylaem.
- Pamita pan kwot tego depozytu?
- Pamitam, e ustanowi go w zagranicznej walucie. O ile sobie przypominam, byo
to mniej wicej sto tysicy frankw francuskich.
- Czy Marlasca zdradzi, skd wzi podobn sum?
- Jestemy kancelari adwokack, a nie agencj detektywistyczn. Wypenilimy
jedynie instrukcje pana Marlaski, nie kwestionujc jego polece.
- Jakie instrukcje zostawi?
- Nic szczeglnego. Zwyke patnoci na rzecz osb trzecich, niezwizanych z
kancelari i nienalecych do rodziny.
- Pamita pan ktr z nich?
- Mj ojciec zajmowa si t spraw osobicie; nie chcia, by pracownicy kancelarii
mieli dostp do informacji natury, powiedzmy, delikatnej.
- I paskiemu ojcu nie wydao si dziwne, e jego byy wspornik rozdaje pienidze
nieznajomym?
- Oczywicie, e wydao mu si to dziwne. Podobnie jak wiele innych rzeczy.
- Pamita pan, pod jaki adres zanoszono te pienidze?
- Jak mam pamita? Od tego czasu upyno przynajmniej dwadziecia pi lat.
- Prosz si postara. Dla dobra panny Margarity.
Sekretarka posaa mi zalknione spojrzenie, a ja puciem do niej oko.
- Niech pan si nie way jej tkn! - pogrozi mi Valera.
- To niech mi pan nie podsuwa podobnych pomysw - uciem.
- I jak paska pami? Zdoa j pan co nieco odwiey?
- Jedyne, co mog zrobi, to przejrze prywatne terminarze mojego ojca.
- Gdzie one s?
- Tutaj, razem z jego papierami. Ale zajmie mi to kilka godzin...
Odoyem suchawk i patrzyem na sekretark Valery, ktra wybuchna paczem.
Podaem jej chusteczk i poklepaem j po ramieniu.
- I po co te lamenty, kobieto, przecie ju sobie id. Mwiem, e chc tylko z nim
porozmawia.
Pokiwaa gow, przeraona, nie spuszczajc oka z rewolweru.
Zapiem paszcz i umiechnem si.
- Jeszcze jedno.

Podniosa wzrok, spodziewajc si najgorszego.


- Niech mi pani zapisze adres pana mecenasa. I prosz nie prbowa adnych
sztuczek, bo jak mnie pani oszuka, to jeszcze tu wrc, i ostrzegam, e nastpnym razem
zostawi w portierni mj wrodzony urok osobisty.
Przed wyjciem poprosiem jeszcze Margarit, by wskazaa mi kabel telefoniczny, i
przeciem go, na wypadek gdyby podkusio j zadzwoni do Valery i uprzedzi, e mam
zamiar zoy mu kurtuazyjn wizyt, lub te powiadomi policj o naszym drobnym
nieporozumieniu.

14
Valera

zamieszkiwa

monumentalnej

posiadoci

przypominajcej

nieco

normandzki zamek, na rogu ulic Girona i Ausiasa Marcha. Domyliem si, i odziedziczy to
szkaradztwo - podobnie jak kancelari - po tatusiu, i e przez wieki w kady kamie tej
budowli wsikay krew i pot caych pokole barceloczykw, ktrym nie nio si nawet,
eby mogli przestpi prg rwnie zbytkownego paacu. Portier, ktremu powiedziaem, e
przyniosem dokumenty z kancelarii, od panny Margarity dla mecenasa Valery, po chwili
wahania wpuci mnie na gr. Wchodziem powoli po schodach, czujc na sobie jego
badawcze spojrzenie. Ppitro klatki schodowej byo bardziej przestronne ni wikszo
mieszka, jakie pamitaem z dziecistwa w starej dzielnicy Ribera, zaledwie kilka krokw
std. Stanem przed odlan z brzu koatk w ksztacie pici. Ju miaem zapuka, kiedy
zdaem sobie spraw, e drzwi s uchylone. Popchnem je lekko i zajrzaem do rodka. Z
przedsionka odchodzi dugi, szeroki na mniej wicej trzy metry korytarz, o cianach obitych
niebieskim aksamitem i obwieszonych obrazami. Zamknem za sob drzwi, badajc
wzrokiem ciepy pmrok w gbi korytarza. W powietrzu unosia si zwiewna muzyka,
elegancki i melancholijny lament fortepianu. Granados.
- Panie mecenasie? - zawoaem. - To ja, David Martin.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, postanowiem zapuci si korytarzem w stron, z
ktrej dochodzia owa rzewna melodia. Szedem wrd obrazw i wnk ozdobionych
rzebami Matki Boskiej i witych. Wzdu korytarza cigny si arkady przesonite
welonami zason. Uchylaem je jedn po drugiej, a dotarem do koca korytarza, do
wielkiego, pogronego w pmroku pokoju. By to prostoktny salon, ktrego ciany, od
podogi do samego sufitu, zajmoway w caoci pki na ksiki. W gbi rysoway si
ogromne uchylone drzwi, a za nimi majaczy pomaraczowy, migoczcy w ciemnociach
blask kominka.
- Panie mecenasie? - zawoaem ponownie, tym razem goniej.
Powiata z kominka pozwolia mi dostrzec w pprzymknitych drzwiach jaki ksztat.
Dwoje byszczcych oczu przygldao mi si podejrzliwie. Pies, przypominajcy nieco
owczarka niemieckiego, tyle e o mlecznobiaej sierci, zacz si do mnie zblia. Zamarem
w miejscu, rozpinajc powoli paszcz w poszukiwaniu rewolweru.
Zwierz zatrzymao si przede mn i popatrzyo na mnie, skomlc aonie.
Pogaskaem psa po gowie, a on poliza moj do. Potem zawrci w stron drzwi, za
ktrymi poyskiwa ogie. W progu spojrza na mnie raz jeszcze. Poszedem za nim.

Moim oczom ukaza si salonik lektur z olbrzymim kominkiem naprzeciwko wejcia.


wiato rzucane przez pomienie byo jedynym w pomieszczeniu. Po cianach i suficie
wspinay si podrygujce w tacu cienie. Na rodku saloniku sta st, a na nim gramofon - to
z niego sczya si muzyka. Przed kominkiem, odwrcony tyem do wejcia, ustawiony by
przepastny skrzany fotel. Z bliska dostrzegem spoczywajc na oparciu fotela do, a w niej
zapalony papieros, z ktrego unosia si struka bkitnego dymu.
- Panie mecenasie? To ja, David Martin. Drzwi byy otwarte...
Pies pooy si u stp fotela, nie spuszczajc ze mnie oka. Stanem przed fotelem.
Mecenas Valera siedzia naprzeciw kominka z otwartymi oczyma, umiechajc si lekko.
Ubrany by w trzyczciowy garnitur. W drugiej rce trzyma na brzuchu oprawny w skr
notatnik. Zajrzaem mu w oczy. Nie mruga. I wtedy zauwayem czerwon z, z krwi,
pync mu leniwie po policzku. Uklkem i wyjem mu notatnik z rk. Pies patrzy na mnie
aonie. Pogaskaem go po gowie.
- Przykro mi - wymamrotaem.
Notatnik, peen odrcznych zapiskw, okaza si czym w rodzaju terminarza, w
ktrym kady akapit poprzedzony by dat i oddzielony od nastpnego krtk kresk.
Terminarz otwarty by w poo - wie. Przeczytaem pierwszy akapit na zaznaczonej stronie,
datowany na 23 listopada 1904 roku.
Wypata z kasy (356 - a/23 - ll - 04) 7500 peset, obciy konto - depozyt D.M.
Dorcza Marcel (osobicie) na adres wskazany przez D.M. Zauek za starym cmentarzem,
warsztat kamieniarski Sanabre i Synowie.
Przeczytaem ten wpis wiele razy, usiujc domyli si, co naprawd znaczy. Znaem
wspomniany zauek z moich lat w redakcji La Voz de la Industria. Bya to mizerna uliczka,
przytulona do murw cmentarza Pueblo Nuevo, pena ubogich warsztatw wykonujcych
pyty i rzeby nagrobne. Wychodzia ona na koryto strumienia - po deszczu napenionego
wod - ktry przecina pla Bogatell oraz osad lichych chat cigncych si nad sam brzeg
morza - Somorrostro. Z jakiego powodu Marlasca wyda polecenie, by zapaci pokan
sum jednemu z owych warsztatw.
Pod t sam dat w notatniku znalazem jeszcze inny, zwizany z Marlasc wpis,
informujcy o pierwszej patnoci na rzecz Jaca i Iren Sabino.
Przelew bankowy z depozytu D.M. na konto w Banku Hispano Colonial (oddzia przy
ulicy Fernando) nr 008965 - 2564 - 1. Juan Corbera - Marta Antonia Sanahuja. 1. miesiczna
wpata 7000 peset. Ustali harmonogram patnoci.
Przerzucaem kolejne strony. Wikszo notatek odnosia si do drobnych opat i

niewielkich operacji zwizanych z kancelari. Musiaem niele si natrudzi, by odnale w


gszczu tych niejasnych zapiskw nastpny, w ktrym wspominano o Marlasce. I znw
mowa bya o sumie w gotwce wpaconej przez niejakiego Marcela, najprawdopodobniej
jednego z praktykantw kancelarii.
Wypata z kasy (379 - a/29 - 12 - 04) 15 000 peset z konta - depozytu D.M.
Dorcza Marcel. Plaa Bagateli, obok wiaduktu. Godz 9. Osoba kontaktowa si
przedstawi.
Wiedma z Somorrostro, pomylaem. Po swojej mierci Diego Marlasca
rozprowadza pokane sumy rkami wsplnika, co zadawao kam przypuszczeniom Ricarda
Salvadora, e to Jaco ulotni si z pienidzmi. Marlasca zleci owe patnoci osobicie,
skadajc pienidze w depozyt administrowany przez kancelari. Kolejne dwie operacje
finansowe wskazyway na to, e Marlasca niedugo przed mierci kontaktowa si z
zakadem kamieniarskim i z jak tajemnicz postaci z Somorrostro i e owe kontakty
zaowocoway przepywem znacznej gotwki. Zamknem terminarz bardziej zagubiony ni
kiedykolwiek.
Ju miaem stamtd wychodzi, kiedy, odwrciwszy si, zauwayem na jednej ze
cian saloniku lektur starannie oprawione fotografie z passe - partout z winiowego aksamitu.
Z bliska rozpoznaem natychmiast srogie i budzce respekt oblicze patriarchy rodu Valerw,
ktrego olejny portret wisia do dzi w gabinecie syna. Na wikszoci zdj mecenas pojawia
si w towarzystwie najwiatlejszych i najbogatszych osobistoci Barcelony, podczas
rozmaitych rautw i doniosych oficjalnych ceremonii. Wystarczyo przyjrze si tuzinowi
owych fotografii i rozpozna postaci pozujce obok leciwego jurysty, by stwierdzi, i
kancelaria Valera, Marlasca i Sentis bya instytucj niesychanie istotn dla funkcjonowania
miasta. Syn Valery - o wiele modszy, ale na pewno on - rwnie pojawia si na niektrych
zdjciach, zawsze na drugim planie, zawsze zepchnity w cie patriarchy.
Wyczuem go, jeszcze zanim go ujrzaem. Zdjcie ukazywao Valerw, ojca i syna.
Zrobiono je przy wejciu do budynku nr 442 w alei Diagonal, siedziby kancelarii. Obok nich
sta wysoki i dystyngowany mczyzna. Pojawia si na wielu innych zdjciach tej serii,
zawsze rami w rami z Valer. Diego Marlasca. Skupiem si na zamglonym spojrzeniu,
zacitym, ale spokojnym wyrazie twarzy czowieka patrzcego na mnie z tej krtkiej chwili
sprzed dwudziestu piciu lat.
Podobnie jak pryncypa nie postarza si o ani jeden dzie. Umiechnem si gorzko
na myl o tym, jaki byem naiwny. To nie bya twarz, ktr znaem ze zdjcia poyczonego
od mojego przyjaciela, byego inspektora policji.

Mczyzna, ktry przedstawi mi si jako Ricardo Salvador, by to nikt inny jak Diego
Marlasca we wasnej osobie.

15
Kiedy opuszczaem paac Valerw, schody pogrone byy w mroku. Minem
przedsionek, po omacku otworzyem drzwi, wpuszczajc do rodka prostokt niebieskawego
wiata ulicznych latarni, i napotkaem po drugiej stronie spojrzenie portiera. Oddaliem si
szybkim krokiem w kierunku ulicy Trafalgar. Odchodzi stamtd nocny tramwaj kursujcy
nieopodal bramy cmentarza Pueblo Nuevo, ten sam, ktrym tyle razy jedziem z ojcem,
kiedy pracowa jako str w La Voz de la Industria.
Usiadem z przodu. Tramwaj by prawie pusty. W miar jak si zblialimy do Pueblo
Nuevo, zagbia si w labirynt ciemnych uliczek pokrytych wielkimi kauami zacignitymi
par. Ulicznych latarni byo tu jak na lekarstwo i wiata tramwaju, niczym pochodnia w
tunelu, wydobyway z ciemnoci kontury budynkw. W kocu dostrzegem bram cmentarza
i zarys krzyy i rzeb nagrobnych na tle cigncych si po horyzont fabryk i kominw
haftujcych czerwono - czarne wzory na kopule nieba. Sfora wygodniaych psw
myszkowaa u stp dwch wielkich aniow strzegcych wejcia na cmentarz. Przez chwil
olepione wiatami tramwaju zwierzta zamary w bezruchu, a kiedy ich oczy rozbysy w
ciemnociach, pomylaem, e mam przed sob stado szakali; chwil pniej psy gdzie
przepady w ciemnociach.
- Wysiadem w biegu i zaczem i wzdu cmentarnego muru.
Oddalajcy si tramwaj przypomina statek znikajcy we mgle.
Przyspieszyem kroku. Syszaem i czuem zapach idcych za mn w ciemnociach
psw. Dotarszy na tyy cmentarza, zatrzymaem si przy wejciu do zauka i na olep
rzuciem w ich stron kamieniem. Usyszaem piskliwy skowyt i psy odbiegy. Zanurzyem
si w zauek, ktry okaza si jedynie przesmykiem pomidzy murem a stoczonymi obok
siebie zakadami produkujcymi nagrobne rzeby. Szyld warsztatu Sanabre i Synowie chwia
si w wietle latarni rzucajcej przydymione wiato koloru ochry, mniej wicej trzydzieci
metrw dalej. Podszedem do drzwi bdcych najzwyklejsz krat, zabezpieczon acuchami
i przerdzewia kdk. Jeden strza i warsztat stan przede mn otworem.
Nadcigajcy od wylotu uliczki powiew wiatru przesiknitego sonym zapachem
morza, ktrego fale rozbijay si o brzeg zaledwie sto metrw std, unis echo wystrzau.
Otworzyem krat i wszedem.
Odsunem zason z ciemnego materiau, wpuszczajc do rodka wiato latarni.
Miaem przed sob dug i wsk pracowni, w ktrej toczyy si zastyge w pmroku
marmurowe posgi o twarzach tylko zarysowanych. Przecisnem si kilka krokw naprzd

pord Madonn z Dziecitkiem, biaych niewiast ze wzniesionymi ku niebu oczami i rami


w doniach i kamiennych blokw, z ktrych dopiero zaczynay si wyania gesty i twarze.
Powietrze pachniao marmurowym pyem.
Nie byo tu nikogo prcz tych bezimiennych posgw. Ju miaem wychodzi, kiedy
uwag moj przykua do wystajca zza grupy rzeb na tle rozpitego na kocu pracowni
ptna. Zbliyem si powoli i moim oczom stopniowo ukazaa si caa posta. Stanem
naprzeciwko i spojrzaem na wielkiego wietlistego anioa, takiego samego, jakiego wpina
sobie w klap garnituru pryncypa, a ktrego znalazem na dnie kufra w moim studio. Posg
mia przynajmniej dwa i p metra i przygldajc si twarzy anioa, bez trudu rozpoznaem
jego rysy, a zwaszcza umiech. U stp anioa leaa pyta nagrobna. Przeczytaem wyryt na
niej inskrypcj:
David Martin
1900 - 1930
Umiechnem si. Nie mogem odmwi mojemu przyjacielowi, Biegowi Marlasce,
poczucia humoru i umiejtnoci zaskakiwania. Nie powinienem pewnie si dziwi, e w
swoim twrczym zapale uprzedzi nieco fakty i zawczasu przygotowa mi godne poegnanie.
Uklkem przed pyt i pogadziem litery swojego imienia. Za plecami usyszaem
lekkie niespieszne kroki. Odwrciem si i ujrzaem znajom twarz. Przede mn sta chopiec,
ktry szed za mn kilka tygodni temu alej Born, ubrany w ten sam czarny strj.
- Teraz ona moe pana przyj - powiedzia.
Przytaknem i wstaem. Chopiec poda mi rk.
- Niech si pan nie boi - doda, prowadzc mnie do wyjcia.
- Wcale si nie boj - bknem.
Chopiec powid mnie do wylotu uliczki. Stamtd ju byo niedaleko do play
znajdujcej si za zrujnowanymi magazynami i wrakiem pocigu towarowego, porzuconego
na zaronitej chwastami bocznicy. Jego wagony przeara rdza, a z lokomotywy pozosta
tylko szkielet kotw czekajcy, a kto litociwie przerobi go na zom.
Ksiyc przebi si przez kopu oowianych chmur. Na morzu majaczyy sylwetki
transportowcw pogrzebanych midzy falami.
Naprzeciwko play Bogatell cigno si cmentarzysko starych kutrw i statkw
kabotaowych wyplutych przez sztorm, na zawsze osiadych na piasku. Dalej za, niczym
rozsypane odpadki przemysowej fortecy, rozoya si osada chaup - Somorrostro. Fale
rozbijay si o brzeg o kilka metrw od pierwszej linii chat z trzciny i drewna. Struki biaego
dymu pezy w gr z dachw tej wioski ndzy, rozrastajcej si midzy miastem a morzem

niczym bezkresne wysypisko ludzkiej mierzwy. W powietrzu unosi si fetor palonych


mieci. Zanurzylimy si w uliczki widmowego miasteczka, pomidzy lepiankami
skleconymi z kradzionych cegie, gliny i kawakw drewna wyrzucanych przez morze.
Chopiec prowadzi mnie w gb, nie baczc na nieufne spojrzenia miejscowych - najmitw,
ktrych nikt ju nie chcia naj, Cyganw wyrzuconych z podobnych obozowisk na
zboczach Monjuic albo naprzeciwko zbiorowych mogi cmentarza Can Tunis, bezdomnych
dzieci i starcw. Wszyscy patrzyli na mnie z niepokojem. Mijalimy kobiety w
nieokrelonym wieku, podgrzewajce przed chatami jedzenie w blaszanych naczyniach.
Stanlimy przed bia konstrukcj, obok ktrej dziewczynka o twarzy staruszki, kulejca na
zniszczon przez polio nog, wloka za sob wiadro z czym wijcym si szarawym i
olizgym. Wgorze. Chopiec wskaza na drzwi.
- To tutaj - powiedzia.
Po raz ostatni spojrzaem w niebo. Ksiyc ponownie chowa si za chmury, a znad
morza nadcigaa kurtyna nieprzeniknionych ciemnoci.
Wszedem do rodka.

16
Miaa twarz zasnut wspomnieniami i spojrzenie osoby rwnie dobrze dziesicio - , co
stuletniej. Siedziaa naprzeciwko niewielkiego piecyka, wpatrzona w taniec pomieni z
prawdziwie dziecicym zachwytem. Jej popielate wosy splecione byy w warkocz. Miaa
szczup, kocist sylwetk, oszczdne i powolne gesty. Ubrana bya na biao, z jedwabn
chustk na szyi. Umiechna si do mnie przyjanie i wskazaa miejsce obok.
Usiadem. Milczelimy przez dobr chwil, suchajc skwierczcych szczap i szumu
morza. Miaem wraenie, e w jej obecnoci czas si zatrzyma, a popiech, ktry mnie tu
przywid, jako znikn bez ladu. Pynce od ognia ciepo, a moe raczej jej towarzystwo,
zaczo pomau rozgrzewa moje przemarznite ciao. Dopiero wtedy oderwaa wzrok od
ognia i biorc mnie za rk, odezwaa si:
- Moja matka mieszkaa tu czterdzieci pi lat - powiedziaa.
- Wtedy nie by to dom, ale mizerna chata sklecona z trzciny i wyrzuconych przez
morze resztek. Nawet kiedy matka zyskaa pewn saw i moga opuci to miejsce, nie
chciaa tego zrobi. Powtarzaa zawsze, e w dniu, kiedy zostawi Somorrostro, umrze. Tutaj
przysza na wiat, pord biedakw z play, i tutaj znalaza j mier. Naopowiadano o niej
mnstwo rzeczy. Wszyscy o niej mwili, ale tylko kilka osb znao j naprawd. Wielu przed
ni drao i wielu jej nienawidzio. Nawet po mierci. Opowiadam panu to wszystko, bo
chyba powinien pan wiedzie, e nie jestem osob, ktrej pan szuka.
Kobieta, ktrej pan szuka, albo sdzi, e szuka, zwana wiedm z Somorrostro, bya
moj matk.
Spojrzaem na ni zdezorientowany.
- Kiedy...?
- Moja matka nie yje od 1905 roku - powiedziaa. - Zostaa zamordowana kilka
metrw std, na brzegu morza, ciosem noa w szyj.
- Przykro mi. Mylaem...
- Wielu nadal tak myli. Ludzka wiara bywa silniejsza ni mier.
- Kto j zabi?
- Pan powinien wiedzie najlepiej.
Odgadem bez chwili wahania.
- Diego Marlasca...
Przytakna.
- Dlaczego?

- eby zamkn jej usta. Zatrze za sob lady.


- Nie rozumiem. Przecie mu pomoga... Sam sono zapaci jej za pomoc.
- I wanie dlatego chcia j zabi. eby zabraa jego sekret do grobu.
Umiechaa si agodnie, jakby moje zdezorientowanie jednoczenie bawio j i
budzio wspczucie.
- Moja matka bya zwyczajn kobiet. Wychowaa si w ndzy i jedyn jej si bya
wola przeycia. Nigdy nie nauczya si czyta ani pisa, ale umiaa czyta w ludzkich
sercach. Czua, co czuli inni, a take co ukrywali i za czym tsknili. Czytaa to w ich
spojrzeniach, mimice, tonie gosu, w sposobie poruszania si i gestach. Wiedziaa, co
powiedz, zanim otworzyli usta, i co zrobi, zanim uczynili pierwszy ruch. Mwili na ni
czarownica, gdy widziaa w innych to, czego sami nie chcieli dostrzec. Zarabiaa na ycie,
sprzedajc magiczne napoje i eliksiry, ktre sporzdzaa z wody ze strumienia, zi i szczypty
cukru. Pomagaa zagubionym wierzy w to, w co z caej siy pragnli wierzy. Kiedy jej imi
stao si sawne, wiele postaci ze wiecznika zaczo j odwiedza i korzysta z jej usug.
Bogaci chcieli by jeszcze bogatsi. Ci, ktrzy mieli wadz, chcieli jej jeszcze wicej.
li chcieli czu si wici, a wici chcieli by ukarani za grzechy, ktrych, ku
swojemu alowi, nigdy nie mieli odwagi popeni. Moja matka suchaa ich wszystkich i
przyjmowaa zapat, ktr rzucali jej na st. Za te pienidze posaa mnie i moje rodzestwo
do szk, tych samych, do ktrych chodziy dzieci jej klientw. Kupia nam nowe imiona i
nowe ycie, z dala od tego miejsca. Moja matka bya dobr kobiet, panie Martin. Niech pan
nie da sobie wmwi niczego innego. Nigdy nikogo nie wykorzystaa, nigdy nie przekonaa
nikogo, by wierzy w co, w co sam nie chcia wierzy. ycie nauczyo j, e potrzebujemy
maych i wielkich kamstw bardziej ni powietrza.
Mawiaa, e gdybymy mogli tylko przez jeden dzie, od wschodu do zachodu soca,
zobaczy bez owijania w bawen ca prawd o wiecie i o nas samych, odebralibymy sobie
ycie albo postradalibymy rozum.
- Ale...
- Jeli przyszed tu pan w poszukiwaniu magii, musz pana rozczarowa. Moja matka
wyjania mi, e magia nie istnieje, e nie istnieje na wiecie zo ani dobro poza tym, ktre
sobie wyobrazimy, powodowani chciwoci albo naiwnoci. Czasem nawet szalestwem.
- Nie sdz, by mwia to samo Biegowi Marlasce, kiedy braa od niego pienidze zaoponowaem. - Za siedem tysicy peset w tamtych czasach mona byo opaci dobre
szkoy i kupi par adnych lat dostatniego ycia.
- Diego Marlasca rozpaczliwie potrzebowa wiary. Moja matka pomoga mu uwierzy.

To wszystko.
- Uwierzy? Ale w co?
- W swoje wasne ocalenie. Uwaa, e zdradzi samego siebie i tych, ktrzy go
kochali. Uwaa, e zmarnowa ycie, suc kamstwu i zu. Matka sdzia, e wcale nie by
szczeglnym przypadkiem; wielu ludzi zatrzymuje si w ktrym momencie swojego ycia,
by spojrze w lustro. Tylko pody dra uwaa si zawsze za witego i patrzy na innych z
gry. Ale Diego Marlasca mia sumienie i patrzc na swoje odbicie w lustrze, wcale nie by
zadowolony. Dlatego przyszed do mojej matki. Straci bowiem nadziej, a prawdopodobnie
take i rozum.
- Czy Marlasca wyzna jej, co takiego waciwie zrobi?
- Powiedzia, e odda dusz upiorowi.
- Upiorowi?
- Tak si dosownie wyrazi. Upiorowi, ktry chodzi za nim, wyglda jak on, mia
jego twarz i jego gos.
- I co to wszystko miao znaczy?
- Wina i wyrzuty sumienia nie maj znaczenia. To uczucia, emocje, a nie idee.
Pomylaem, e sam pryncypa nie wyraziby tego janiej.
- A pani matka? Co ona moga dla niego zrobi?
- Jedynie pocieszy go i pomc mu odzyska spokj ducha. Diego Marlasca wierzy w
magi, dlatego moja matka postanowia go przekona, e ona go ocali. Opowiedziaa mu o
starym zaklciu, o legendzie rybakw, ktr sama usyszaa jako maa dziewczynka pomidzy
chatkami na play. Ta legenda gosi, e czowiek, ktry zboczy na z drog, zaczyna
przeczuwa, e mier wyznaczya cen za jego dusz, wic musi znale istot nieskalan
przez grzech, gotow si dla niego powici. Tylko ofiara zmyje winy jego ciemnego serca i
wywiedzie w pole mier.
- Istot nieskalan przez grzech?
- Tak, czyst dusz.
- I co to za powicenie?
- Do okrutne, oczywicie.
- Czyli?
- Krwawa ofiara. Dusza za dusz. mier za ycie.
Zapada duga cisza. Sycha byo tylko poszept morza i pomrukujcy midzy chatami
wiatr.
- Iren wyrwaaby sobie serce i wykua oczy dla Marlaski. ya tylko dla niego. Bya

w nim zakochana do szalestwa i podobnie jak on wierzya, e jedyna droga do ocalenia


wiedzie przez magi. Z pocztku chciaa zoy w ofierze wasne ycie, ale moja matka
szybko jej to wyperswadowaa. Powiedziaa tylko to, o czym wiedziaa sama Iren: jej dusza
nie bya wolna od grzechu i ofiara okazaaby si daremna. Matka mylaa, e w ten sposb j
ocali. e ocali oboje.
- Przed kim?
- Przed nimi samymi.
- Ale popenia bd.
- Nawet moja matka nie potrafia przewidzie wszystkiego.
- Co zrobi Marlasca?
- Matka nigdy nie chciaa zdradzi mi tej tajemnicy, nie chciaa, ebymy ja i moje
rodzestwo mieli z tym co wsplnego. Wysaa nas daleko std, kade do innego internatu,
bymy zapomnieli, kim jestemy i skd przybywamy. Mwia, e teraz to na nas ciy
przeklestwo. Zgina niedugo pniej; bya zupenie sama. Upyno wiele czasu, zanim
dowiedzielimy si, e nie yje. Kiedy znaleziono jej ciao, nikt nie omieli si go dotkn.
Leao na play, a zabrao je morze. Nikt nie mia odwagi mwi o jej mierci. Ale ja
wiedziaam, kto j zabi i dlaczego. Wci uwaam, e moja matka zdawaa sobie spraw ze
swojej bliskiej mierci i wiedziaa, kto j zabije. Nie zrobia jednak nic, by temu zapobiec, bo
w kocu i ona we wszystko uwierzya. Uwierzya, bo nie moga pogodzi si z tym, co
zrobia.
Uwierzya, e oddajc swoj dusz, ocali nasz, dusz tego miejsca.
Nigdy nie prbowaa std ucieka, legenda gosia bowiem, e zoona w ofierze
dusza musiaa pozosta na zawsze tam, gdzie dopuszczono si zdrady, uwiziona po wieczne
czasy.
- A gdzie w takim razie jest dusza, ktra ocalia Diega Marlasc?
Kobieta umiechna si.
- Nie ma dusz i nie ma ocalenia. To tylko stare bajdurzenie, niedorzeczne legendy.
Pozostaj jedynie popioy, popioy i wspomnienia.
Jeli naprawd chce pan ich szuka, radz zacz od miejsca, w ktrym Marlasca,
chcc oszuka wasny los, popeni ukrywan przez tyle lat zbrodni.
- Dom z wieyczk... Mieszkaem w nim prawie dziesi lat. Tam nic nie ma.
Umiechna si raz jeszcze i patrzc mi prosto w oczy, nachylia si, by pocaowa
mnie w policzek. Usta miaa lodowate niczym trup. Jej oddech pachnia zgniymi kwiatami.
- Moe nie umie pan szuka - wyszeptaa mi na ucho. - A moe ta uwiziona dusza to

paska dusza.
Rozwizaa chustk, ktra otulaa jej gardo, odsaniajc wielk blizn na szyi. Tym
razem jej umiech by diaboliczny, a oczy zalniy bezlitosnym i szyderczym blaskiem.
- Niedugo wzejdzie soce. Niech pan ju idzie, dopki pan moe - powiedziaa
Wiedma z Somorrostro, odwracajc si do mnie plecami i na powrt zatapiajc wzrok w
pomieniach.
Chopiec w czarnym ubraniu stan w progu i wzi mnie za rk, dajc do
zrozumienia, e mj czas si skoczy. Wstaem i poszedem za nim. Odwrciem si na
chwil, by spojrze w wiszce na cianie lustro. Dostrzegem w nim zgarbion, odzian w
achmany posta siedzcej naprzeciw piecyka staruszki. Do wyjcia odprowadzi mnie jej
mroczny okrutny miech.

17
Kiedy dotarem do domu z wieyczk, zaczynao ju wita. Zamek w drzwiach od
ulicy zosta zniszczony. Pchnem drzwi i wszedem do przedsionka. Od rodka mechanizm
zamka dymi i wydawa intensywn wo. Wo kwasu.
Powoli wszedem po schodach, cakowicie przekonany, e Marlasca czeka na mnie w
pmroku schodw albo czai si, umiechnity, za moimi plecami, i wystarczy tylko, bym si
odwrci, a go zobacz.
Pokonawszy ostatnie stopnie, zauwayem, e otwr w zamku rwnie zosta
potraktowany kwasem. Wsunem klucz i przez niemal dwie minuty szarpaem si z
zamkiem, prbujc go odblokowa. Cho zniszczony, nie puci. Wycignem klucz, na
ktrym rwnie zna byo lad nieznanej substancji, i jednym pchniciem otworzyem drzwi.
Zostawiem je tak i nie zdejmujc palta, ruszyem korytarzem. Wyjem rewolwer z kieszeni i
otworzyem bbenek. Oprniem go z usek po wystrzelonych nabojach i w ich miejsce
woyem nowe, tak jak to wielokrotnie podpatrzyem u ojca, kiedy o wicie wraca do domu.
- Salvador? - zawoaem.
Echo mojego gosu rozbrzmiao po caym domu. Odwiodem kurek. Szedem dalej
korytarzem, by wreszcie znale si w pokoju w gbi. Drzwi byy uchylone.
- Salvador? - zapytaem.
Wycelowaem rewolwerem w drzwi i kopnem je z caej siy.
W rodku nie byo nic, co by wskazywao na obecno tu Marlaski.
Przy cianie wznosi si tylko stos pude i starych, bezuytecznych przedmiotw.
Znw poczuem w zapach, ktry zdawa si przenika przez ciany. Podszedem do szafy
stojcej przy cianie w gbi i otworzyem j na ocie. Wyrzuciem z niej stare ubrania
wiszce na wieszakach. Na twarzy poczuem zimny i wilgotny prd powietrza ze szczeliny w
cianie. Cokolwiek to byo, to, co Marlasca ukry w tym domu, znajdowao si za t cian.
Schowaem bro do kieszeni palta i zdjem je. Stanem z boku przy szafie i
wsunem w szpar pomidzy murem a tyln ciank jedn, potem drug rk. Zdoaem
zaprze si nog i szarpn szaf ku sobie. Przesuna si nieco; mogem teraz j lepiej
chwyci i pocign duszym ruchem. Powoli, pid po pidzi, odsuwaa si jednym bokiem
od ciany. Po paru szarpniciach mogem zmieni pozycj: wciskajc si pomidzy cian a
szaf i zapierajc mocno nogami, popchnem mebel i obrciem go ku przylegej cianie.
apic oddech, przyjrzaem si odsonitej cianie. Pomalowana bya na zupenie inny kolor
ni reszta pokoju. Pod warstw farby mona byo wyczu chropaw i niewygadzon zapraw

murarsk. Popukaem. Pusty odgos nie pozostawia wtpliwoci. To nie bya ciana
zewntrzna. Za ni znajdowao si jeszcze jakie pomieszczenie. Przyoyem ucho i raz
jeszcze popukaem. I wwczas usyszaem jaki haas. Zbliajce si korytarzem kroki...
Odszedem ostronie od ciany i signem po palto, rzucone na oparcie krzesa, eby wyj
rewolwer. Na podog pad z progu dugi cie. Wstrzymaem oddech. Sylwetka powoli
przekroczya prg pokoju.
- Inspektorze... - wymamrotaem.
Victor Grandes umiechn si lodowato. Pomylaem, e od wielu godzin czekali na
mnie, kryjc si w jednej z pobliskich bram.
- Przeprowadza pan remont?
- Raczej zaprowadzam porzdek.
Inspektor rzuci okiem na stos ubra i szuflad, wznoszcy si na pododze, po czym
spojrza na wypatroszon szaf i kiwn tylko gow.
- Poprosiem Marcosa i Castela, by z aski swojej poczekali na dole. Chciaem puka,
ale zostawi pan drzwi otwarte, wic pozwoliem sobie wej. Doszedem do wniosku, e pan
najwyraniej mnie oczekuje.
- W czym mog panu pomc, panie inspektorze?
- Chciabym, by zechcia pan askawie towarzyszy mi do komisariatu.
- Jestem aresztowany?
- Obawiam si, e tak. Uatwi mi to pan, czy te mam sign po silniejsze
argumenty?
- Nie musi pan - zapewniem.
- Bardzo jestem panu wdziczny.
- Mog wzi palto? - spytaem.
Grandes spojrza mi w oczy przez chwil. Nastpnie wzi palto i pomg mi je
woy. Poczuem na udzie ciar rewolweru. Nie spieszc si, zapiem guziki. Inspektor
rzuci jeszcze okiem na odkryt po odsuniciu szafy cian, po czym ruchem rki pokaza,
bym opuci pokj, i ruszy za mn. Marcos i Castelo stali na szczycie schodw i czekali z
umiechem tryumfu na twarzach. Na kocu korytarza zatrzymaem si na chwil, by spojrze
za siebie ku wntrzu mieszkania, ktre zdawao si gin w ciemnej studni. W tej chwili nie
byem pewien, czy jeszcze kiedykolwiek je zobacz. Castelo wycign kajdanki, ale Grandes
da mu znak rk, eby je schowa.
- Nie bd potrzebne, prawda, panie Martin?
Pokrciem gow. Grandes otworzy drzwi i pchn mnie lekko, cho zdecydowanie

ku schodom.

18
Tym razem nie byo adnych efektw specjalnych, ponurej scenografii i pogosu
wilgotnych i mrocznych kazamatw. Pomieszczenie byo obszerne, jasne i wysokie. Nasuno
mi si skojarzenie z aul elitarnej szkoy katolickiej z obowizkowym krzyem na cianie.
Sala znajdowaa si na pierwszym pitrze komendy, a due, wychodzce na ulic okna
pozwalay przyglda si pierwszym tramwajom i ludziom rozpoczynajcym swe poranne
przemarsze po Via Layetana. Na rodku stay dwa krzesa i metalowy st, w tej duej pustej
przestrzeni wygldajce jak lilipucie meble. Grandes poprowadzi mnie do stou i rozkaza
Marcosowi i Castelo, by zostawili nas samych. Obaj policjanci wykonali rozkaz z
ociganiem. W powietrzu czu byo rozpierajc ich wcieko. Grandes cierpliwie poczeka,
a wyjd, a gdy wreszcie to uczynili, odetchn z ulg.
- Ju mylaem, e rzuci mnie pan na poarcie lwom - powiedziaem.
- Prosz siada.
Posusznie usiadem. Gdyby nie wzrok Marcosa i Castelo, opuszczajcych pokj,
metalowe drzwi i kraty na oknach od strony ulicy, nikt nie pomylaby, e znajdowaem si w
nieciekawej sytuacji.
Przekonay mnie ostatecznie termos z gorc kaw i paczka papierosw, ktr
Grandes pooy na stole, ale przede wszystkim jego miy i agodny umiech. I wyraz
pewnoci na twarzy. Tym razem inspektor traktowa wszystko z cakowit powag.
Usiad naprzeciw mnie i otworzy teczk, by wycign z niej plik fotografii, ktre
zacz rozkada na stole, jakby stawia pasjansa. Na pierwszej widoczny by mecenas Valera
w swoim fotelu. Na ssiednim zdjciu widniay zwoki wdowy po Marlasce, czy raczej tego,
co z tych zwok pozostao po wycigniciu z dna basenu w domu przy ulicy Vallvidrera.
Trzecie zdjcie przedstawiao czowieczka z rozharatanym gardem, podobnego do Damiana
Rouresa. Na czwartym bya Cristina Sagnier, jak szybko skonstatowaem, w dniu lubu z
Pedrem Vidalem. Dwa ostatnie zostay wykonane w gabinecie mych dawnych wydawcw,
Barrido i Escobillasa. Rozoywszy pedantycznie, rwniutko, sze fotografii, Grandes, nic
nie mwic, przyjrza mi si swoim nieprzeniknionym wzrokiem, zastanawiajc si nad moj
reakcj lub jej brakiem. Po kilku minutach milczenia nala powoli dwie filianki kawy, po
czym jedn z nich przesun ku mnie.
- Przede wszystkim chciabym panu da szans opowiedzenia wszystkiego. Po
swojemu i na spokojnie - powiedzia wreszcie.
- To i tak na nic - odparem. - Niczego to nie zmieni.

- Woli pan, bymy przeprowadzili konfrontacj z innymi podejrzanymi? Na przykad z


pask asystentk? Jak jej tam? Isabella?
- Prosz j zostawi w spokoju. Ona nic nie wie.
- Niech mnie pan przekona.
Spojrzaem ku drzwiom.
- Jest tylko jeden sposb, eby std wyj - powiedzia inspektor, pokazujc mi klucz.
Raz jeszcze poczuem ciar rewolweru w kieszeni palta.
- Od czego mam zacz?
- Pan tu jest autorem. Ja tylko prosz, by opowiedzia mi pan prawd.
- Ale sam nie wiem, co tu jest prawd.
- Prawd jest to, co boli.
Przez mniej wicej dwie godziny Victor Grandes ani razu nie otworzy ust. Sucha
uwanie, potakujc z rzadka i co jaki czas zapisujc uwagi w notesie. Z pocztku
opowiadaem, patrzc na, ale szybko zapomniaem o jego obecnoci, uwiadamiajc sobie,
e ca histori opowiadam sobie samemu. Sowa przeniosy mnie w czasy, ktre uznawaem
ju za utracone, do tej nocy, kiedy zamordowano mojego ojca przed drzwiami redakcji
gazety. Wspominaem swoj prac w redakcji La Voz de la Industria, lata, kiedy yem z
pisania opowieci grozy, i pierwszy list podpisany przez Andreasa Corellego, zapowiadajcy
wielkie nadzieje. Wspominaem pierwsze spotkanie z pryncypaem nad zbiornikiem i dni, gdy
wszystko, co wiedziaem o swej przyszoci, ograniczao si do przekonania o bliskiej i
nieuchronnej mierci. Opowiedziaem o Cristinie, o Vidalu, i o historii, ktrej zakoczenie
mgby przeczu kady, tylko nie ja. Opowiedziaem o dwch ksikach, ktre napisaem,
podpisujc jedn wasnym nazwiskiem, drug za nazwiskiem Vidala, o utracie tych
ndznych resztek nadziei i o wieczorze, kiedy zobaczyem, jak moja matka wyrzuca do mieci
to, co uwaaem za jedyn dobr rzecz, jak udao mi si w yciu zrobi. Nie szukaem ani
wspczucia, ani zrozumienia ze strony inspektora. Wystarczaa mi prba nakrelenia w
wyobrani mapy wszystkich zdarze, ktre doprowadziy mnie do tego pomieszczenia, tej
chwili cakowitej pustki. Wrciem w sowach do domu przy parku Guell i do nocy, podczas
ktrej pryncypa zoy mi ofert nie do odrzucenia. Powiedziaem o swoich podejrzeniach,
ustaleniach dotyczcych historii domu z wieyczk, dziwnej mierci Diega Marlaski i sieci
oszustw, w jakie zostaem wpltany lub sam si wpltaem dla zaspokojenia wasnej
prnoci, zachannoci, dzy ycia za wszelk cen. ycia dla opowiedzenia tej historii.
Niczego nie pominem. Niczego oprcz tego najwaniejszego, czego nie miabym
odwagi opowiedzie nawet samemu sobie. W swojej historii wracaem do sanatorium Villa

San Antonio i poszukiwania Cristiny, ale odnajdywaem jedynie lady gince w niegu. By
moe gdybym powtrzy t wersj raz, drugi, trzeci, moe i sam bym w ni uwierzy. Moja
opowie koczya si tego dnia rano, gdy wrciwszy z barakw Somorrostro, odkrywaem,
e Diego Marlasca zaplanowa, i brakujc fotografi w talii rozoonej przez inspektora na
stole bdzie moje zdjcie.
Opowiedziawszy wszystko, co miaem do opowiedzenia, pogryem si w milczeniu.
Nigdy w yciu nie czuem si bardziej zmczony. Gdybym mg, natychmiast bym zasn, by
nigdy si ju nie obudzi. Grandes obserwowa mnie ze swego miejsca. Odniosem wraenie,
e jest zdezorientowany, smutny, zy, a przede wszystkim pogubiony.
- Prosz co powiedzie - przerwaem milczenie Grandes westchn. Wsta z krzesa, z
ktrego nie ruszy si przez cay czas trwania mojej opowieci, i, odwrcony do mnie
plecami, podszed do okna. Ju widziaem siebie, jak sigam do palta, wycigam rewolwer i
strzelam mu w ty gowy, by nastpnie wyj, otwierajc drzwi kluczem, schowanym przeze
do kieszeni. W minut znalazbym si na ulicy.
- Bezporednim powodem naszej rozmowy jest telegram nadesany wczoraj z
komendy gwardii w Puigcerda, w ktrym informuje si, e Cristina Sagnier znikna z
sanatorium Villa San Antonio, a pan jest gwnym podejrzanym. Naczelny lekarz orodka
zezna, i wyrazi pan ch zabrania jej z sanatorium, czemu on stanowczo si przeciwstawi.
Mwi to panu, eby zrozumia pan w peni, dlaczego znajdujemy si wanie tutaj, w tym
pomieszczeniu, gawdzc przy gorcej kawie i papierosie, jak starzy przyjaciele. Jestemy
tutaj dlatego, e ona jednego z najbogatszych ludzi w Barcelonie znikna, a pan jest jedyn
osob, ktra wie, gdzie ona si znajduje. Jestemy tutaj dlatego, e ojciec paskiego
przyjaciela, Pedra Vidala, jeden z najpotniejszych ludzi w miecie, zainteresowa si
osobicie t spraw, albowiem jak si zdaje, znacie si panowie od dawna, i jak najuprzejmiej
poprosi moich zwierzchnikw, bymy, zanim cokolwiek z panem zrobimy, dowiedzieli si,
gdzie ona jest, pozostawiajc wszelkie domysy na pniej. Gdyby nie te okolicznoci i moje
stanowcze naleganie, by dano mi szans wyjanienia tej sprawy podug moich metod,
znajdowaby si pan teraz w celi wizienia w Campo de la Bota i zamiast konwersowa ze
mn, rozmawiaby pan bezporednio z Marcosem i Castelo, ktrzy, prosz to zachowa dla
siebie, s przekonani, e trzeba na dzie dobry rozwali panu motkiem kolana, bo wszystko
inne to zwyka strata czasu i naraanie ycia pani Vidal. To przekonanie z kad upywajc
minut coraz mocniej dziel moi zwierzchnicy, ktrych zdaniem na zbyt wiele panu zreszt
pozwalam z racji naszej zayoci.
Grandes odwrci si i spojrza na mnie, hamujc wcieko.

- Nie sucha mnie pan - powiedziaem. - Niczego z tego, co powiedziaem, pan nie
wysucha.
- Suchaem pana z uwag. Wysuchaem, jak to umierajcy, u kresu si i w rozpaczy,
podpisuje pan kontrakt z nader tajemniczym wydawc z Parya, o ktrym nikt nigdy nie
sysza i ktrego nikt na oczy nie widzia, w celu wymylenia, e uyj paskich sw, nowej
religii za sto tysicy frankw, po czym odkrywa pan, i w rzeczywistoci pad ofiar
zowrogiego spisku zawizanego przez adwokata, ktry dwadziecia pi lat temu
upozorowa swoj mier, i przez jego kochank, podupad kuplecistk, spisku majcego
zapewni ucieczk przed przeznaczonym losem, ktry sta si teraz rwnie paskim.
Wysuchaem, jak przez w los wpad pan w puapk i zamieszka w domu obcionym
przeklestwem, ktre zdyo ju dotkn poprzedniego lokatora, Diega Marlasc, i jak w
tym domu nabra pan pewnoci, i kto poda za panem krok w krok, mordujc wszystkich
mogcych wyjawi sekret pewnego czowieka, nie mniej szalonego, jak wynika z paskich
sw, ni pan. w czowiek w cieniu, podszywajcy si pod byego policjanta dla ukrycia
faktu, e yje, popenia szereg morderstw z pomoc swojej kochanki, doprowadzajc take do
mierci pana Sempere - z powodw raczej dziwnych, ktrych nawet pan nie potrafi dociec.
- Iren Sabino zabia Sempere, eby wykra mu ksik. Ksik, w ktrej jej
zdaniem przebywaa moja dusza.
Grandes klepn si otwart doni w czoo, jakby wanie co go olnio.
- Jasne. Ale ze mnie idiota. To wszystko tumaczy. Tak jak i t straszn tajemnic,
ktr wyjawia panu znachorka z play Bogatell. Wiedma z Somorrostro. Podoba mi si to
wyjanienie. Jest w paskim stylu. I to bardzo. Zobaczmy, czy dobrze zrozumiaem.
Niejaki Marlasca przywaszcza sobie czyj dusz, eby ukry wasn i zmyli w ten
sposb cice nad nim przeklestwo. Prosz mi powiedzie: cign to pan z Miasta
przekltych, czy wymyli w tym wanie momencie?
- Niczego nie wymyliem.
- Niech si pan postawi na moim miejscu i zastanowi, czy uwierzyby pan w
cokolwiek z tego, co mi pan opowiedzia.
- Chyba nie, ale opowiedziaem panu wszystko, co wiem.
- Jak najbardziej, oczywicie. Przekaza mi pan fakty i konkretne szczegy, ebym
przekona si o wiarygodnoci paskiej relacji, wspominajc na przykad o wizycie u doktora
Triasa, o zaoeniu przez pana konta w Banku Hispano Colonial, pycie nagrobnej
oczekujcej na pana w zakadzie kamieniarskim w Pueblo Nuevo, nawet prawnych
powizaniach pomidzy czowiekiem zwanym przez pana pryncypaem a kancelari

mecenasw Valera, e nie wspomn o wielu innych detalach, godnych pana jako
dowiadczonego autora kryminaw. Ale ani sowem nie nawiza pan, a wanie tego,
szczerze wyznam, oczekiwaem dla pana i dla mojego dobra, do tego, gdzie znajduje si
Cristina Sagnier.
Zrozumiaem, e w tym momencie uratowa mnie moe tylko kamstwo. Gdybym
powiedzia prawd o Cristinie, moje godziny byyby policzone.
- Ale ja nie wiem, gdzie ona jest.
- Kamie pan.
- Uprzedzaem pana, e opowiedzenie prawdy na nic si nie zda - odparem.
- Prcz tego, e wystrychnie mnie pan na dudka za to, e chc. panu pomc.
- Naprawd chce pan mi pomc, panie inspektorze?
- Naprawd.
- Wobec tego niech pan sprawdzi wszystko, co panu opowiedziaem. Niech pan
znajdzie Marlasc i Iren Sabino.
- Moi przeoeni dali mi na pana dwadziecia cztery godziny. Jeli do tego czasu nie
oddam im Cristiny Sagnier ywej i caej, a w kadym razie ywej, odbior mi spraw i
przeka Marcosowi i Castelo, ktrzy od dawna ju czekaj na swoj szans, i zapewniam
pana, e jej nie zmarnuj.
- Prosz zatem nie traci czasu.
Grandes gono westchn, ale skin potwierdzajco gow.
- Mam nadziej, e jest pan wiadom tego, co pan czyni.

19
Wyliczyem sobie, e musiaa dochodzi dziewita, kiedy inspektor Victor Grandes
zostawi mnie w pokoju sam na sam z termosem wystygej kawy i swoj paczk papierosw.
Postawi jednego ze swych ludzi przy drzwiach, rozkazujc, by pod adnym pozorem nie
wpuszcza tu nikogo. Pi minut po jego odejciu usyszaem, jak kto wali w drzwi, i przez
szyb okienka rozpoznaem twarz sieranta Marcosa. Nie mogem usysze, co mwi, ale
kaligrafia jego warg nie pozostawiaa adnych wtpliwoci.
Szykuj si, sukinsynie.
Reszt przedpoudnia spdziem, siedzc na parapecie okna i przygldajc si
ludziom, ktrzy mieli si za wolnych, przechadzali si za moimi kratami, palili papierosy i
ssali kostki cukru z tym samym rozanieleniem na twarzy, jakie czsto widywaem u
pryncypaa. W poudnie dopado mnie zmczenie, albo moe tylko zamroczenie z rozpaczy, i
wycignem si na pododze twarz do ciany.
Zasnem w kilka sekund. Kiedy si obudziem, w pokoju panowa pmrok. Zmierzch
ju zapad i ciemnota powiata latarni z Via Layetana rzucaa na sufit ruchome cienie
samochodw i tramwajw. Wstaem, czujc przeszywajcy cae ciao chd podogi, i
stanem w kcie pokoju przy kaloryferze, zimniejszym od moich rk.
W tej samej chwili usyszaem, jak za moimi plecami otwieraj si drzwi, wic
odwrciem si i zobaczyem stojcego na progu inspektora. Na znak Grandesa jeden z jego
ludzi zapali wiato i zamkn drzwi. Twarde, metaliczne wiato uderzyo mnie po oczach i
olepio na chwil. Kiedy odzyskaem widzenie, naprzeciw sta inspektor, sponiewierany nie
mniej ni ja.
- Chce pan moe pj do azienki?
- Nie. Wykorzystujc sytuacj, postanowiem wysika si pod siebie, sposobic si na
chwil, kiedy wyle mnie pan do gabinetu grozy synnych inkwizytorw Marcosa i Castelo.
- Ciesz si, e nie straci pan poczucia humoru. Bo bardzo panu bdzie potrzebne.
Prosz usi.
Zajlimy nasze miejsca sprzed wielu godzin i spojrzelimy na siebie w milczeniu.
- Staraem si potwierdzi podane przez pana informacje.
- I jak?
- A od czego mam zacz?
- To pan jest policjantem.
- Pierwsze kroki skierowaem do kliniki doktora Triasa, na ulic Muntaner. Wizyta

bya krtka. Doktor Trias zmar dwanacie lat temu, a gabinet od omiu lat naley do pana
Bernata Llofriu, dentysty, ktry, co tu duo mwi, nigdy o panu nie sysza.
- Niemoliwe.
- Spokojnie, najlepsze jeszcze przed nami. Stamtd poszedem do centralnej siedziby
Banku Hispano Colonial. Wystrj robi wraenie.
Obsuga bez zarzutu. Zaczem powanie zastanawia si nad otwarciem tam konta.
Dowiedziaem si, e nigdy nie mia pan adnego konta w tym banku, e nigdy nie syszeli o
nikim o nazwisku Andreas Corelli i e w chwili obecnej nie maj adnego klienta
posiadajcego konto w dewizach w wysokoci stu tysicy frankw francuskich. Mam mwi
dalej?
Zacisnem wargi, ale przytaknem.
- Nastpnie udaem si do kancelarii zmarego mecenasa Valery.
Tam zdoaem stwierdzi, e owszem, posiada pan konto bankowe, ale nie w Hispano
Colonial, tylko w Banku Sabadell, z ktrego to konta p roku temu dokona pan przelewu na
rzecz kancelarii w wysokoci dwch tysicy peset.
- Nie rozumiem.
- To proste. Wynaj pan mecenasa Valer, zachowujc anonimowo, a przynajmniej
tak si panu wydawao, bo banki obdarzone s pamici poetw i wystarczy, e wyfrunie z
nich choby grosik, a nigdy tego nie zapomn. Musz panu wyzna, e od tej mniej wicej
chwili caa sprawa zacza mnie rajcowa, wic postanowiem odwiedzi zakad pomnikw
nagrobnych Sanabre i Synowie.
- Nie powie mi pan, e nie widzia anioa...
- Widziaem, widziaem. Fascynujce. Tak jak list, wasnorcznie przez pana
podpisany trzy miesice temu, zlecajcy wykonanie nagrobka, i pokwitowanie przyjcia
opaty z gry, odoone przez zacnego Sanabre midzy ksigi rachunkowe. Bardzo miy
czowiek z tego Sanabre; potrafi by dumny ze swej roboty. Wyzna, e to jego najwiksze
dzieo, e go sam Pan Bg natchn.
- A nie zapyta go pan o pienidze, ktre Marlasca zapaci mu dwadziecia pi lat
temu?
- Zapytaem. Mia pokwitowania. Za wykonanie prac remontowych, napraw i
uporzdkowanie panteonu rodzinnego.
- W grobie Marlaski pochowany jest kto inny.
- To pan tak mwi. Ale jeli bardzo pan chce, abym sprofanowa grb, musi mi pan
dostarczy solidniejszych argumentw, chyba to zrozumiae? Nieprawda? Pozwoli pan

jednak, e bd kontynuowa opowie o mojej wdrwce ladami paskiej historii.


Przeknem lin.
- Korzystajc z tego, e byem ju w tych okolicach, udaem si na pla Bogatell,
gdzie bez trudu napotkaem dziesi osb gotowych za jednego reala wyjawi straszliwy
sekret Wiedmy z Somorrostro. Nie chciaem panu dzi rano psu dramatyzmu opowieci, ale
w rzeczywistoci kobiecina, ktra chciaa za ow wiedm uchodzi, zmara wiele lat temu.
Staruszka, ktr dzi zobaczyem, nie przestraszyaby nawet dziecka, nie mwic o tym, e
przykuta jest do wzka. I jeszcze jeden detal, ktry niewtpliwie pana uraduje: jest niema.
- Inspektorze...
- Jeszcze nie skoczyem. Nie bdzie mi mg pan zarzuci, e nie podchodz serio do
swojej pracy. Tak wic stamtd, prosz nie myle, udaem si do opisanej przez pana willi
pooonej przy parku Guell, niezamieszkanej ju od dziesiciu lat co najmniej, w ktrej,
przykro stwierdzi, nie byo ani jednej fotografii czy te obrazka na cianach, nic prcz
kociego gwna. Co pan na to?
Nie odpowiedziaem.
- A teraz niech pan postawi si na moim miejscu i powie, co by pan zrobi w tej
sytuacji?
- Poddabym si chyba.
- Ot to, no ale ja to nie pan, wobec czego, jak ostatni idiota, po tak owocnej
wdrwce postanowiem pj za pask rad i poszuka straszliwej Iren Sabino.
- Odnalaz j pan?
- Prosz wykaza cho odrobin zaufania do si porzdkowych.
Oczywicie, e j odnalelimy. Zdychajc z nudw w ndznym pensjonacie na
Ravalu, gdzie mieszka od lat.
- Rozmawia pan z ni?
Grandes przytakn.
- Dugo i wyczerpujco.
- I co?
- Nie ma pojcia, kim pan jest.
- Tak powiedziaa?
- Midzy innymi.
- Midzy innymi? To znaczy?
- Opowiedziaa mi, e poznaa Diega Marlasc podczas jednego z seansw
organizowanych przez Rouresa w mieszkaniu na ulicy Elisabets, gdzie w roku 1903 spotykao

si Stowarzyszenie Spirytystyczne Przyszo. e mczyzna, ktry schroni si w jej


ramionach, by zaamany po mierci syna i sptany sidami maestwa pozbawionego ju
sensu. e by czowiekiem dobrego serca, ale udrczonym przernymi niepokojami. y w
przekonaniu, e co przenikno w jego wntrze, posiado je. Nie opuszczaa go myl, e
niebawem umrze. Podobno przed mierci zostawi jak kwot, eby ona i mczyzna,
ktrego rzucia dla Marlaski, Juan Corbera, alias Jaco, mieli z czego y, kiedy jego
zabraknie. Powiedziaa, e Marlasca odebra sobie ycie, bo nie mg znie trawicego go
blu. e razem z Juanem Corber yli dziki wspaniaomylnoci Marlaski, pki pienidze
si nie skoczyy i czowiek, ktrego nazywa pan Jaco, niebawem j opuci. Pniej
dowiedziaa si, e zmar w samotnoci, z przepicia, pracujc jako str nocny w fabryce
wkienniczej Casaramona. Owszem, zaprowadzia Marlasc do kobiety, ktr nazywano
Wiedm z Somorrostro, bo mylaa, e tamta jako go pocieszy i wzbudzi w nim nadziej na
spotkanie z synem na tamtym wiecie... Mam kontynuowa?
Rozpiem koszul i pokazaem mu cite rany, jakimi Iren Sabino naznaczya mj
tors w t noc, kiedy razem z Marlasc zaatakowaa mnie na cmentarzu San Gervasio.
- Szecioramienna gwiazda. Niech mnie pan nie rozmiesza. Te nacicia mg pan
sam sobie zrobi. Nic nie znacz. Iren Sabino nie jest adn wiedm; to biedna kobiecina
zarabiajca na ycie cik harwk w pralni na ulicy Cadena.
- A co sycha u Ricarda Salvadora?
- Ricardo Salvador zosta wydalony z policji w 1906 roku, po dwch latach prb
wyjanienia mierci Diega Marlaski i utrzymywaniu w tym czasie nieprawych stosunkw z
wdow po zmarym adwokacie. Ostatnie, co wiadomo na jego temat, to to, e postanowi
wsi na statek i odpyn do Ameryki, by tam rozpocz nowe ycie.
Wobec ogromu relacjonowanego mi oszustwa wybuchnem miechem.
- Panie inspektorze, czy nie zdaje pan sobie sprawy e wpada pan w t sam puapk,
ktr zastawi na mnie Marlasca?
Grandes przyglda mi si z politowaniem.
- Osob, ktra nie zdaje sobie sprawy z tego, co tu naprawd si dzieje, jest pan, panie
Martin. Czas pynie, a pan zamiast powiedzie mi, co pan zrobi z Cristin Sagnier, uparcie
usiuje przekona mnie do historii ywcem wzitej z Miasta przekltych. Mamy do czynienia
z jedn tylko puapk: t, ktr zastawi pan na samego siebie.
I zatajajc prawd, z kad minut utrudnia mi pan coraz bardziej wycignicie pana z
tej puapki.
Parokrotnie przesun mi do przed oczami, jakby chcia si upewni, e jeszcze nie

straciem wzroku.
- Nie? Nic pan nie powie? Jak pan woli. Prosz jednak pozwoli, e zrelacjonuj
nastpne niespodzianki, jakie przynis nam dzisiejszy dzie. Musz przyzna, e po wizycie
u Iren Sabino byem ju do zmczony, wic wrciem do komendy, gdzie jeszcze starczyo
mi czasu i chci, by zadzwoni na posterunek gwardii do Puigcerda.
Tam potwierdzono mi, e tej nocy, kiedy znikna Cristina Sagnier, widziano pana
wychodzcego z pokoju, w ktrym bya hospitalizowana, i e nie wrci pan do hotelu po
swj baga; wedug relacji ordynatora sanatorium przeci pan pasy krpujce pacjentk.
Zadzwoniem wobec tego do paskiego starego przyjaciela, Pedra Vidala, ktry by tak miy,
e osobicie przyby do komendy. Biedak jest cakiem zaamany. Powiedzia mi, e kiedy
ostatni raz si widzielicie, pobi go pan. Prawda to?
Przytaknem.
- Wic niech pan przyjmie do wiadomoci, e Vidal nie czuje do pana adnej urazy.
Prawd mwic, prbowa w pewnej mierze wpyn na mnie, bym puci pana wolno.
Twierdzi, e wszystko ma swoje wytumaczenie: mia pan trudne ycie, straci ojca z jego
winy i on czuje si za to odpowiedzialny. e chce tylko odzyska maonk i nie ma zamiaru
przedsibra adnych krokw przeciwko panu.
- Opowiedzia pan to wszystko Vidalowi?
- Nie miaem innego wyjcia.
Skryem twarz w doniach.
- Co powiedzia? - spytaem.
Grandes wzruszy ramionami.
- Vidal sdzi, e straci pan rozum. e na pewno jest pan niewinny, a on, niezalenie
od wszystkiego, nie chce, eby si panu cokolwiek stao. Co innego jego rodzina. Skdind
wiem, e szanowny ojciec paskiego przyjaciela Vidala, ktry, jak ju wspominaem, nie
darzy pana szczeglnym sentymentem, zaoferowa w sekrecie Marcosowi i Castelo
gratyfikacj, jeli w cigu dwunastu godzin wycign z pana cokolwiek. Zapewnili go, e do
rana wypiewa pan nawet nieznane wersy Pieni nad Pieniami.
- A jakie jest paskie zdanie?
- Szczerze? Szczerze chciabym wierzy, e Pedro Vidal ma racj, mwic, e straci
pan rozum.
Nie przyznaem mu si, e w tej wanie chwili sam zaczem tak uwaa. Przyjrzaem
si Grandesowi i spostrzegem, e w wyrazie jego twarzy pojawio si co niepokojco
zagadkowego.

- Nie powiedzia mi pan wszystkiego - zaryzykowaem.


- Raczej powiedziaem panu za duo - odpar.
- Co pan przemilcza?
Grandes przyjrza mi si uwanie, po czym umiechn si pgbkiem.
- Rano opowiedzia mi pan, e w noc, kiedy zmar pan Sempere, kto zjawi si w
ksigarni i byo sycha odgosy sprzeczki, i sugerowa pan, e osoba ta przybya w celu
nabycia ksiki, paskiej ksiki, a kiedy pan Sempere odmwi jej sprzedania, wywizaa si
ktnia i szarpanina, w wyniku ktrych ksigarz dozna ataku serca.
Wedug pana by to jeden z niewielu zachowanych egzemplarzy ksiki, waciwie
unikat. Jaki by jej tytu?
- Kroki nieba.
- Wanie. To wanie t ksik, paskim zdaniem, skradziono w noc mierci pana
Sempere.
Potwierdziem. Inspektor sign po papierosa i zapali. Zacign si par razy i
zgasi.
- Tu wanie pojawiaj si moje wtpliwoci. Z jednej strony jestem przekonany, e
sprzedaje mi pan kamstwo za kamstwem, ktre wymyla pan, biorc mnie za cakowitego
idiot. Moe by te, i sam ju nie wiem, co jest gorsze, e powtarzajc je tak czsto, zacz
pan sam w nie wierzy. Wszystko wskazuje na pana i dla mnie najatwiej byoby umy rce i
przekaza pana w rce Marcosa i Castelo.
- Ale...
- ...Ale, i jest to ale drobniutkie, nieznaczce, ale, na ktre moi koledzy mogliby w
ogle nie zwrci uwagi, a ktre jednak mnie doskwiera, jakby byo drobink w oku, i kae
si zastanawia.
I to, co powiem, jest cakowicie sprzeczne z tym, czego nauczyem si przez
dwadziecia lat praktykowania w tym zawodzie. Czy to wszystko, co mi pan opowiedzia, nie
jest jednak prawd, czy na pewno jest faszem.
- Mog tylko powiedzie, e opowiedziaem panu, panie inspektorze, wszystko, co
pamitam. Moe mi pan wierzy lub nie. Prawd jest, e i ja czasami sam sobie nie wierz.
Ale powiedziaem to, co pamitam.
Grandes wsta i zacz kry dookoa stou.
- Tego wieczoru, kiedy rozmawiaem z Mari Antoni Sanahuja alias Iren Sabino, w
wynajmowanym przez ni pokoju, zapytaem j, czy wie, kim pan jest. Odpowiedziaa mi, e
nie. Poinformowaem j, e mieszka pan w domu z wieyczk, w ktrym ona i Marlasca

przeyli wiele miesicy. Po czym ponownie zapytaem, czy sobie pana przypomina. Odpara,
e nie. Jaki czas pniej powiedziaem jej, e by pan w panteonie rodziny Marlasca i
twierdzi pan, e j tam widzia. Po raz trzeci owa kobieta zaprzeczya, by kiedykolwiek pana
widziaa. I uwierzyem jej. Ale do czasu, bo kiedy zbieraem si ju do odejcia, powiedziaa,
e jej zimno i otworzya szaf, eby z niej wyj i narzuci sobie na ramiona weniany szal.
Wtedy zauwayem na stole ksik. Zwrcio to moj uwag, bo bya to jedyna ksika w
pokoju. Korzystajc z tego, e Iren Sabino odwrcia si do mnie plecami, otworzyem
ksik i przeczytaem dedykacj na pierwszej stronie.
- Panu Sempere, najlepszemu z przyjaci, jakiego moe sobie yczy ksika, w
podzice za otwarcie mi drzwi do wiata i nauk ich przekraczania - wyrecytowaem.
- Podpisane: David Martin - doda Grandes.
Inspektor podszed do okna i odwrci si do mnie plecami.
- Za p godziny przyjd po pana i odbior mi spraw - powiedzia. - Zostanie pan
przekazany sierantowi Marcosowi. Od tego momentu nic ju nie bd mg dla pana zrobi.
Czy ma pan co do dodania, co pozwolioby mi uratowa pask gow?
- Nie.
- Wobec tego niech pan wyjmie ten mieszny rewolwer, ktry cay czas chowa pan w
palcie, i uwaajc, eby nie strzeli sobie w stop, niech mi pan zagrozi rozwaleniem ba, jeli
nie oddam panu kluczy.
Spojrzaem ku drzwiom.
- W zamian prosz tylko o to, eby powiedzia mi pan, gdzie przebywa Cristina
Sagnier, o ile oczywicie jeszcze yje.
Spuciem wzrok, niezdolny wydoby z siebie gosu.
- Zabi j pan.
- Nie wiem - odpowiedziaem po duszej chwili.
Grandes podszed i poda mi klucze.
- Niech pan std ucieka.
Przez moment si zawahaem.
- Niech pan nie idzie gwnymi schodami. Na kocu korytarza, po lewej stronie, s
drzwi pomalowane na niebiesko, ktre otworzy mona wycznie od tej strony, wychodzce
na schody ewakuacyjne. Znajdzie si pan w zauku na tyach komendy.
- Jak mam si odwdziczy?
- Przede wszystkim niech pan nie traci czasu. Ma pan p godziny, zanim cay wydzia
zacznie panu depta po pitach. Niech pan nie zmarnuje tych minut - powiedzia.

Wziem klucze i ruszyem ku drzwiom. W progu odwrciem si.


Grandes usiad przy stole i przypatrywa mi si z cakowicie obojtnym wyrazem
twarzy.
- A ta szpilka z anioem - powiedzia, pukajc palcem w klap marynarki.
- Tak?
- Nosi j pan, od kiedy pana znam - dorzuci.

20
Zauki Ravalu przypominay cieniste tunele obwarowane mrugajcymi latarniami,
ktrym ledwo udawao si zadrasn mrok. Stwierdzenie, e przy ulicy Cadena znajdoway
si dwie pralnie, zajo mi nieco wicej ni trzydzieci darowanych przez inspektora
Grandesa minut. W pierwszej z owych pralni - a waciwie jamie ziejcej u podna
byszczcych od pary schodw, zatrudniano jedynie dzieci, o rkach zafarbowanych na
fioletowo i tawych oczach. Druga okazaa si cuchncym bielink krlestwem brudu i
trudno byo uwierzy, by opuszczajca je bielizna miaa pachnie czystoci. Zarzdzaa nim
korpulentna niewiasta, ktra na dwik brzczcych monet bez wahania przyznaa, e Maria
Antonia Sanahuja pracuje tu sze popoudni w tygodniu.
- Co znw przeskrobaa? - spytaa matrona z zainteresowaniem.
- Dostaa spadek. Prosz mi powiedzie, gdzie j znajd, a moe i pani skapnie troch
grosza.
Kobieta rozemiaa si, ale jej oczy rozbysy chciwoci.
- Co syszaam, e mieszka w pensjonacie Santa Lucia, przy ulicy Marques de
Barbera. A duo odziedziczya?
Rzuciem na kontuar kilka monet i wyszedem czym prdzej z tej obrzydliwej nory,
nie silc si nawet na odpowied.
Pensjonat, w ktrym mieszkaa Iren Sabino, mieci si w ponurym budynku, ktry
sprawia wraenie, jakby wzniesiono go z wykopanych na cmentarzu koci i skradzionych
pyt nagrobnych.
Skrzynki na listy w portierni trawia rdza. Na dwch pierwszych nie widniay adne
nazwiska. Na trzecim pitrze znajdowaa si pracownia kroju i szycia, dziaajca pod szumnie
brzmic nazw Tekstylia rdziemnomorskie. Czwarte i ostatnie zajmowa pensjonat
Santa Lucia. Schody, na ktrych z trudem miecia si jedna osoba, tony w pmroku,
smrd rynsztokw przenika przez ciany i niczym kwas przeera pokrywajc je farb.
Pokonawszy cztery kondygnacje, stanem w nachylonym korytarzu przed jedynymi na
pitrze drzwiami. Zastukaem pici i po chwili otworzy mi wysoki i wychudzony
mczyzna, jakby z sennego koszmaru El Greco.
- Szukam Marii Antonii Sanahuja - powiedziaem.
- To pan jest lekarzem? - zapyta.
Odepchnem go i wszedem. Pensjonat przypomina pospny labirynt ciemnych
pokoi stoczonych po obu stronach korytarza koczcego si obszernym oknem, z lufcikiem

naprzeciwko. Mczyzna, ktry otworzy mi drzwi, sta nadal w progu i patrzy na mnie
nieufnie. Domyliem si, e jest jednym z mieszkacw.
- Gdzie jest jej pokj? - zapytaem.
Obserwowa mnie w milczeniu, niewzruszony. Wycignem rewolwer. Mczyzna z
niezachwianym spokojem wskaza mi ostatnie w korytarzu drzwi, obok lufcika. Poszedem
tam i, przekonawszy si, e s zamknite, usiowaem otworzy je si. Pozostali
pensjonariusze wylegli na korytarz; wygldali jak orszak potpionych dusz, ktre od lat nie
dostpiy aski sonecznego wiata. Wspomniaem dni ndzy w pensjonacie doi Carmen i
pomylaem, e w porwnaniu z tym przedsionkiem piekie - jednym z wielu w
przypominajcym ul Ravalu - moje dawne mieszkanie byo luksusowe jak nowy hotel Ritz.
- Prosz rozej si do swoich pokoi - powiedziaem.
Nikt nie posucha moich sw. Podniosem rk, groc pistoletem. Teraz wszyscy
schronili si u siebie jak czmychajce do nor myszy, wszyscy oprcz rycerza smtnego
oblicza i strzelistej figury.
- Zamkna si od rodka - wyjani. - Siedzi tam cae popoudnie.
Od drzwi bi zapach przywodzcy na myl gorzkie migday. Waliem uparcie pici,
bez odpowiedzi.
- Wacicielka pensjonatu ma klucz do wszystkich pokoi - przypomnia sobie mj
towarzysz. - Jeli pan zaczeka... pewnie wrci niebawem.
Zamiast odpowiedzie, stanem po drugiej stronie korytarza i caym ciarem ciaa
runem na drzwi. Przy drugiej prbie zamek ustpi. Kiedy tylko przestpiem prg pokoju,
zalaa mnie fala gorzkiego i mdlcego zapachu.
- O mj Boe - wymamrota za moimi plecami pensjonariusz.
Dawna gwiazda Paralelo leaa na ku, zlana potem. Miaa czarne usta. Na mj
widok umiechna si. W doniach ciskaa z caej siy flaszk trucizny. Wychylia j do
ostatniej kropli. Smrd jej oddechu, krwi i ci wypenia pokj. Pensjonariusz zatka sobie
usta i nos i wycofa si na korytarz. Iren Sabino zwijaa si z blu, podczas gdy w jej yach
krya trucizna. mier najwidoczniej nie spieszya si, by zada jej ostatni cios.
- Gdzie jest Marlasca? - spytaem.
Spojrzaa na mnie przez zy agonii.
- Ju mnie nie potrzebowa - powiedziaa. - Nigdy mnie nie kocha.
Mwia chrapliwym, amicym si gosem. Chwyci j atak suchego kaszlu, ktry
wydar z jej piersi rozpaczliwy jk. Chwil pniej z ust jej wycieka jaka czarna ciecz. Iren
Sabino patrzya na mnie, czepiajc si swego ostatniego w yciu tchnienia. Z caej siy

chwycia mnie za rk.


- Pan jest przeklty, jak on.
- Co mog zrobi?
Powoli pokrcia gow. Jeszcze raz zaniosa si kaszlem. yki jej oczu zaczy pka
i sie krwawych nitek rozlaa si w kierunku renic.
- Gdzie jest Ricardo Salvador? Pochowalicie go w grobie Marlaski, w rodzinnym
mauzoleum?
Iren Sabino zaprzeczya. Z jej ust wyczytaem nieme sowo: Jaco.
- Gdzie w takim razie jest Salvador?
- On wie, gdzie pan jest. Przyjdzie po pana.
Zdawao mi si, e zaczyna majaczy. Ucisk jej doni stawa si coraz sabszy.
- Kochaam go - wybekotaa. - By dobrym czowiekiem. Dobrym czowiekiem. To
on go zmieni. By dobrym...
Z jej ust wydoby si potworny jk rozdzieranych trzewi, a ciao wygio si w
ostatniej konwulsji. Iren Sabino umara ze wzrokiem wbitym w moje oczy, zabierajc ze
sob do grobu sekret Diega Marlaski. Teraz pozostaem tylko ja.
Przykryem jej twarz przecieradem i westchnem. Stojcy w progu pensjonariusz
przeegna si. Rozejrzaem si w poszukiwaniu jakiego znaku, czego, co pomogoby mi
powzi decyzj, co mam robi dalej. Iren Sabino doya swoich dni w celi bez okien
dugoci czterech i szerokoci dwch metrw. Cae umeblowanie pokoju stanowio metalowe
ko, na ktrym spoczywao teraz jej martwe ciao, z drugiej strony szafa i przysunity do
ciany stolik. Pod kiem dostrzegem walizk, nocnik i pudo na kapelusze. Na stoliku sta
talerz z okruszkami chleba i dzbanek z wod i lea stos pocztwek, ktre, kiedy podszedem
bliej, okazay si witymi obrazkami i drukowanymi pamitkami z naboestw i
pogrzebw. Zauwayem rwnie zawinity w bia chustk przedmiot przypominajcy
ksik. Rozwizaem chustk i znalazem egzemplarz Krokw nieba zadedykowany panu
Sempere. Wspczucie, jakie wzbudzia we mnie agonia Iren Sabino, ulotnio si w jednej
chwili. Ta nieszczsna kobieta zabia mi przecie przyjaciela, wydzierajc mu z rk moj
przeklt powie. Przypomniaem sobie wwczas, co powiedzia mi Sempere, kiedy
wszedem do jego ksigarni po raz pierwszy: e ksiki maj dusz, dusz tych, ktrzy je
pisali, tych, ktrzy je czytali oraz tych, ktrzy o nich marzyli. Sempere umar, wierzc w te
sowa i zrozumiaem, e na swj sposb wierzya w nie take Iren Sabino.
Przeczytawszy kilkakrotnie dedykacj, zaczem przerzuca kartki. Na stronie sidmej
znalazem pierwszy znak. Sowa rozmyy si pod brzowawym ksztatem szecioramiennej

gwiazdy, identycznej z t, ktr kilka tygodni temu kto wyry noem na mojej piersi.
Zrozumiaem, e ten rysunek uczyniono krwi. Na nastpnych stronach odkrywaem
kolejne rysunki. Usta. Do. Oko. Sempere powici ycie dla jakiej aosnej i tandetnej
kltwy z jarmarcznej budy.
Schowaem ksik w wewntrznej kieszeni paszcza i uklkem naprzeciw ka.
Wycignem spod niego walizk i wysypaem na podog jej zawarto. Byy w niej tylko
ubrania i stare buty. Otworzyem pudo na kapelusze i znalazem w nim skrzany futera z
brzytw w rodku, t sam, ktr Iren Sabino zrobia mi znaki na torsie.
Nagle zauwayem wyduony cie na pododze i odwrciem si gwatownie,
wycigajc rewolwer. Pensjonariusz o migej sylwetce spojrza na mnie zaskoczony.
- Co mi si zdaje, e ma pan towarzystwo - owiadczy wzowato.
Wyszedem na korytarz, do drzwi wejciowych. Wyjrzaem na klatk schodow i
usyszaem zbliajce si cikie kroki. Przechyliem si przez porcz i napotkaem, dwa
pitra niej, wzrok patrzcego w gr sieranta Marcosa. Cofn si z pola widzenia, a kroki
stay si szybsze. Nie by sam. Zamknem drzwi i oparem si o nie, starajc si zebra
myli. Mj wsptowarzysz obserwowa mnie spokojnie, acz wyczekujco.
- Czy jest tu jakie inne wyjcie? - zapytaem.
Pokrci gow.
- Wyjcie na dach?
Wskaza na drzwi, ktre przed chwil zamknem. Kilka sekund pniej poczuem, jak
nacieraj na nie Marcos i Castelo. Odsunem si i zaczem si cofa korytarzem, z
rewolwerem wycelowanym w drzwi.
- Ja na wszelki wypadek pjd ju sobie do pokoju - uprzedzi pensjonariusz. - Mio
byo pana pozna.
- Mnie rwnie.
Wzrok utkwiem w drzwiach, ktre dray coraz mocniej. Zbutwiae drewno naokoo
zawiasw i zamka zaczo pka. Pobiegem do koca korytarza i otworzyem lufcik
wychodzcy na studni podwrka. Spojrzaem w d na pionowy, pogrony w ciemnociach
tunel o wymiarach metr na ptora. Krawd dachu majaczya jakie trzy metry powyej
okna. Po drugiej stronie studni dostrzegem rur przymocowan do ciany przeartymi rdz
piercieniami. Zaropiaa wilgo spywaa po niej niczym czarne zy. Za moimi plecami nadal
rozlegao si omotanie do drzwi. Odwrciem si i zobaczyem, e drzwi praktycznie
wychodz z zawiasw. Zostao mi zaledwie kilka sekund. Nie widzc innego wyjcia,
wdrapaem si na ram okna i skoczyem.

Udao mi si zapa rury i postawi stopy na przytrzymujcych j piercieniach.


Wycignem rk, by zacz wspinaczk po rurze, ale kiedy tylko oparem si na niej
mocniej, poczuem, jak rozsypuje mi si w rkach, i cay metr run w d studni. Mao
brakowao, a spadbym razem z ni, w ostatniej chwili udao mi si jednak uchwyci
metalowej czci mocujcej piercie do muru. Grna cz rury, po ktrej miaem nadziej
wspi si na dach, znajdowaa si teraz poza moim zasigiem. Miaem dwa wyjcia: wrci
na korytarz i stan oko w oko z Marcosem i Castelo albo zej w d ciemnej czeluci.
Usyszaem uderzenie wywaanych drzwi o cian korytarza i, uczepiony kurczowo rury,
zaczem zsuwa si powoli, zdzierajc sobie skr z lewej doni. Udao mi si pokona
jakie ptora metra, kiedy ujrzaem sylwetki obu policjantw w sczcym si z lufcika
wietle. Najpierw rozpoznaem twarz wychylonego Marcosa. Umiechn si, a ja
zastanawiaem si, czy od razu otworzy do mnie ogie. Obok ukaza si Castelo.
- Zosta tutaj. Ja lec na d - poleci Marcos.
Castelo przytakn, nie spuszczajc ze mnie oka. Chcieli mnie dosta ywego, w
kadym razie na par godzin. Usyszaem, jak Marcos biegnie. Chwil pniej wyjrza przez
okno znajdujce si zaledwie metr pode mn. Spojrzaem w d: z okien na drugim i
pierwszym pitrze bi strumie wiata, ale w oknie na trzecim byo ciemno.
Powoli zsuwaem si dalej, a poczuem pod stopami nastpny piercie. Miaem
przed sob ciemne okno - pusty korytarz prowadzcy do drzwi, do ktrych dobija si
Marcos. O tej godzinie zakad krawiecki by ju dawno zamknity i nie byo w nim nikogo.
Walenie do drzwi ucicho i zrozumiaem, e Marcos zszed pitro niej. Spojrzaem w gr i
zobaczyem, e Castelo oblizuje si jak kot.
- Tylko nie spadnij! Jak ju ci zapiemy, bdzie nieza zabawa - zawoa.
Usyszaem dochodzce z drugiego pitra gosy i zrozumiaem, e Marcosowi udao
si wej do rodka. Nie zastanawiajc si dwa razy, zakryem twarz i szyj rkawem
paszcza i rzuciem si caym ciarem ciaa w okno naprzeciwko. Rozbiem szyb i
wyldowaem wrd kawakw szka. Podniosem si z trudem i w pmroku dostrzegem
rozlewajc si na lewym ramieniu 'ciemn plam. Ostry jak sztylet odamek wystawa mi
znad okcia. Chwyciem go palcami i wycignem. Fala zimna ustpia miejsca rwcemu
blowi, ktry sprawi, e opadem z powrotem na podog. Klczc, dostrzegem, e Castelo
zacz schodzi po rurze. Teraz obserwowa mnie z tego samego miejsca, z ktrego przed
chwil skoczyem. Zanim zdyem wycign rewolwer, rzuci si w moj stron.
Zobaczyem, e uczepi si rkami ramy okiennej i w nagym odruchu natarem caym
ciarem ciaa na rozbite okno, zatrzaskujc je z caej siy. Rozleg si chrzst amanych koci

palcw i policjant zawy z blu. Wycignem rewolwer i wycelowaem mu w twarz, on


jednak poczu, e jego palce odrywaj si od ramy. Sekunda przeraenia w oczach i Castelo
run w czelu studni. Jego ciao obijao si o ciany, zostawiajc krwawe lady w miejscach
owietlonych prostoktami okien niszych piter.
Powlokem si korytarzem w stron drzwi. Rana na ramieniu pulsowaa blem,
zorientowaem si, e poharatane miaem take nogi.
Szedem dalej, mijajc po obu stronach korytarza pogrone w pmroku pokoje z
maszynami do szycia, szpulami nici i stoami penymi zwojw materiau. Dotarem w kocu
do drzwi wejciowych i pooyem rk na gace. Uamek sekundy pniej poczuem, jak
obraca si pod moimi palcami. Puciem j. Z drugiej strony Marcos prbowa sforsowa
drzwi. Odsunem si kilka krokw. Drzwiami wstrzsn potny huk i cz zamka odpada
w chmurze iskier i niebieskiego dymu. Marcos najwyraniej prbowa przestrzeli zasuw.
Schowaem si do najbliszego pokoju, penego nieruchomych postaci bez rk i ng. Byy to
stoczone jedne na drugich manekiny z wystaw sklepowych. Przelizgnem si midzy
poyskujcymi w ciemnoci torsami. Usyszaem nastpny strza. Drzwi otworzyy si
gwatownie. tawe wiato z klatki schodowej przenikno przez zason prochu. W
obramowaniu tej jasnej smugi ukazaa si kanciasta sylwetka Marcosa. Z korytarza da si
sysze odgos jego cikich krokw. Ukryty za barykad z manekinw przylgnem do
ciany, ciskajc w drcych rkach rewolwer.
- Martin, wya stamtd - powiedzia spokojnie Marcos, podchodzc coraz bliej. Nic panu nie zrobi. Grandes wyda rozkaz, eby zabra pana na komisariat. Zapalimy tego
faceta, Marlasc. Przyzna si do wszystkiego. Jest pan czysty. Lepiej niech pan nie robi
gupstw. Wya pan i pogadamy spokojnie na komisariacie.
Jego sylwetka przez chwil ukazaa si w drzwiach, ale poszed dalej korytarzem.
- Niech pan mnie posucha, Martin. Grandes ju tu jedzie, moemy wszystko
wyjani, niech pan nie komplikuje spraw jeszcze bardziej.
Odbezpieczyem rewolwer. Kroki Marcosa zatrzymay si. Usyszaem, jak dotyka
kafelkw po drugiej stronie ciany. Doskonale wiedzia, e jestem w tym pokoju i nie mog z
niego wyj inaczej, jak tylko defilujc mu przed nosem. Sylwetka Marcosa zacza si
powoli wynurza z cieni w progu. Rysy twarzy rozpyway si w mroku, zdradzay go jedynie
byszczce w ciemnoci oczy. Sta najwyej cztery metry ode mnie. Oparty o cian ugiem
kolana i osunem si na podog. Zza manekinw dostrzegem zbliajce si nogi Marcosa.
- Wiem, e pan tam jest. Do ju tej zabawy w chowanego!
Zatrzyma si. Widziaem, jak klka i dotyka palcami struki krwi, ktr za sob

zostawiaem. Podnis palec do ust. Wyobraziem sobie, e si umiecha.


- Strasznie pan krwawi. Potrzebuje pan lekarza. Jak pan wyjdzie, zabior pana do
szpitala.
Siedziaem najciszej, jak mogem. Marcos zatrzyma si przy jednym ze stow i
spord zwojw tkaniny wycign jaki lnicy przedmiot. Krawieckie noyczki.
- Jak pan woli.
Usyszaem metaliczny odgos otwieranych i zamykanych noyczek. widrujcy bl
przeszy moj rk, musiaem zagry wargi, by nie jkn. Marcos odwrci si w stron
mojej kryjwki.
- A skoro ju mwimy o krwi, by moe nie wie pan jeszcze, e zapalimy t pask
kurewk, Isabell. Zanim rozprawimy si z panem, zabawimy si troch z t ma.
Podniosem rewolwer i wycelowaem mu w twarz. Zdradzi mnie bysk metalu.
Marcos skoczy ku mnie, wywracajc manekiny i uchylajc si od strzau. Poczuem jego
ciar na swoim ciele, jego oddech na mojej twarzy. Noyczki zamkny si z trzaskiem tu
koo mego lewego oka. Z caej siy, jak mogem w sobie zebra, huknem go czoem w
twarz - upad na bok. Wycelowaem mu rewolwer w gow.
Podnis si, z pknit warg, i wbi we mnie wzrok.
- Nie starczy ci jaj - wymamrota.
Pooy do na lufie i umiechn si. Pocignem za spust. Wystrza oderwa mu
do, rami odskoczyo do tyu jak uderzone motem. Upad na plecy, trzymajc si za
dymicy kikut doni, a jego twarz, upstrzona ladami poparze, wykrzywia si w bezgonym
krzyku blu. Wstaem i zostawiem go tak, by si wykrwawi w kauy wasnego moczu.

21
Resztk si zdoaem dowlec si poprzez zauki Ravalu do Paralelo, gdzie przed
gmachem teatru Apolo sta rzd takswek. Wsiadem do najbliszej. Takswkarz,
usyszawszy trzask drzwiczek, odwrci si i wykrzywi twarz w grymasie niechci. Padem
na tylne siedzenie, nie zwracajc uwagi na jego protesty.
- Chyba nie ma pan zamiaru umrze mi tutaj?
- Im szybciej zawiezie mnie pan tam, dokd chc jecha, tym szybciej si mnie pan
pozbdzie.
Takswkarz co wymamrota pod nosem i uruchomi silnik.
- A gdzie chce pan jecha?
Nie wiem, pomylaem.
- Niech pan jedzie przed siebie, a ja ju panu powiem.
- Przed siebie, gdzie?
- Do Pedralbes.
Dwadziecia minut pniej zobaczyem wiata Villi Helius na wzgrzu. Wskazaem
je takswkarzowi, ktry straci ju nadziej pozbycia si mej osoby. Zostawi mnie przy
bramie domu, zapominajc nieomal pobra naleno za kurs. Dowlokem si do gwnych
drzwi i zadzwoniem. Osunem si na schody i oparem gow o cian. Usyszaem
zbliajce si kroki i wreszcie zdao mi si, e drzwi si otwieraj i jaki gos wymawia moje
imi. Czyja do dotkna mego czoa i pomylaem, e widz oczy Vidala.
- Przepraszam, don Pedro - wyszeptaem bagalnie - ale nie miaem dokd i.
Usyszaem, jak gono wydaje jakie polecenia, i po chwili poczuem, jak kilka rk
chwyta mnie za nogi i ramiona i unosi z ziemi.
Kiedy otworzyem oczy, znajdowaem si w sypialni don Pedra, w ou, ktre dzieli z
Cristin przez dwa zaledwie miesice swego maestwa. Westchnem. Vidal przyglda mi
si, stojc w nogach ka.
- Nic teraz nie mw - szepn. - Lekarz zaraz tu bdzie.
- Niech im pan nie wierzy, don Pedro - jknem. - Niech im pan nie wierzy.
Vidal skin gow, zaciskajc usta.
- Oczywicie, e nie.
- Wzi koc i przykry mnie.
- Zaczekam na dole na doktora - powiedzia. - A ty odpoczywaj.
Po chwili usyszaem zbliajce si kroki i gosy. Poczuem, e kto mnie rozbiera, i

jak przez mg dojrzaem dziesitki ran pokrywajcych moje ciao niczym krwawy powj.
Poczuem, jak peseta grzebie w ranach, wydobywajc igy szka, za ktrymi cigny si
strzpy skry i ciaa. Poczuem, jak ogarnia mnie gorco rodkw dezynfekujcych. Za nim
nastpiy ukucia igy, ktr doktor zszywa mi rany. Ale to nie by bl, raczej zmczenie.
Lekarz i Vidal, gdy ju zostaem obandaowany, pozszywany i pocerowany niczym poamana
kuka, okryli mnie i podoyli mi pod gow poduszk, najmiksz i najpulchniejsz, jak w
yciu

miaem.

Otworzyem

oczy

napotkaem

twarz

lekarza,

dentelmena

arystokratycznym wygldzie i uspokajajcym umiechu. W rku trzyma strzykawk.


- Mia pan szczcie, modziecze - powiedzia, zanurzajc ig w moim ramieniu.
- Co to jest? - wymamrotaem.
Twarz Vidala wyonia si obok twarzy lekarza.
- To pomoe ci odpocz.
Chmura chodu przesuna si po moim ramieniu i rozlaa po piersi. Zaczem spada
w studni czarnego aksamitu, widzc nad sob oddalajce si twarze Vidala i doktora. wiat z
wolna uchodzi, by w kocu zamkn si w gasncej w moich doniach kropelce wiata.
Zanurzyem si w tym ciepym, chemicznym, bezgranicznym spokoju, z ktrego nie
miaem ochoty nigdy ucieka.
Pamitam wiat czarnych wd pokrytych lodem. wiato ksiyca muskao cite
lodem sklepienie i rozbijao si na tysice pylistych wizek promieni w nioscym mnie
nurcie. Spowijajce j biae ptno falowao powoli i pod wiato dostrzec mona byo zarys
jej ciaa.
Cristina wycigaa ku mnie rk, ja za walczyem z zimnym i gstym nurtem. Kiedy
midzy naszymi domi brakowao kilku milimetrw, mroczna chmura rozpocieraa nad ni
swoje skrzyda i zalewaa j gwatownie niczym sepia. Macki czarnego wiata oplatay jej
ramiona, szyj i twarz, by porwa j ku ciemnoci.

22
Obudziem si, usyszawszy jak moje imi i nazwisko pada z ust inspektora Grandesa.
Natychmiast usiadem w ku, nie rozpoznajc miejsca, w ktrym przebywaem, a ktre,
gdybym ju mia je do czego porwna, wygldao jak apartament w luksusowym hotelu.
Ostry bl promieniujcy z wszystkich citych ran i przeszywajcy tors przywrci mnie do
rzeczywistoci. Znajdowaem si w Villi Helius, w sypialni Pedra Vidala. Przez przymknite
okiennice sczyo si wiato wczesnego popoudnia.
W kominku pali si ogie. Byo ciepo. Gosy dochodziy z dou. Gosy Pedra Vidala
i Victora Grandesa.
Nie zwaajc na ukucia i rwanie rozdzierajce mi skr, zwlokem si z ka. Moje
brudne i zakrwawione ubranie leao na jednym z foteli. Zaczem rozglda si za paltem.
Rewolwer wci tkwi w kieszeni. Odwiodem kurek i wyszedem na schody, idc ladem
gosw. Zszedem par stopni, trzymajc si ciany.
- Bardzo mi przykro, panie inspektorze, w zwizku z tym, co spotkao paskich ludzi mwi Vidal. - Prosz by pewnym, e jeli David skontaktuje si ze mn lub dowiem si,
gdzie si ukrywa, natychmiast pana o tym powiadomi.
- Bardzo jestem panu wdziczny za okazan nam pomoc. Przykro mi, e zmuszony
jestem pana niepokoi, ale sytuacja jest nad wyraz powana.
- W peni to rozumiem. Dzikuj panu za wizyt.
Kroki w stron westybulu i trzask drzwi od gwnego wejcia.
Oddalajce si przez ogrd stpnicia. Oddech Vidala, ciki, dochodzcy z dou
schodw. Zszedem kolejne kilka stopni i zobaczyem go, z czoem opartym o drzwi. Syszc
mnie, otworzy oczy i odwrci si.
Nic nie powiedzia. Spojrza jedynie na trzymany przeze mnie rewolwer. Odoyem
go na stolik przy schodach.
- Chod, zobaczymy, czy znajdzie si dla ciebie jakie czyste ubranie - powiedzia.
Udaem si za nim do ogromnej garderoby sprawiajcej wraenie prawdziwego
muzeum strojw. Byy tam wszystkie wytworne garnitury Vidala, ktre pamitaem z lat jego
chway. Dziesitki krawatw, butw i spinek w puzderkach wybitych aksamitem.
- To wszystko pochodzi z lat, kiedy byem mody. Bdzie na ciebie pasowa.
Sam wybiera i dobiera mi ubranie. Poda mi koszul, prawdopodobnie wartoci
maej parceli, trzyczciowy garnitur szyty na miar w Londynie i woskie buty, ktre rwnie
dobrze mogyby sta w garderobie pryncypaa. Ubieraem si w milczeniu, podczas gdy Vidal

przyglda mi si zamylony.
- Troch za szeroki w ramionach, ale trudno, jest, co jest - po - wiedzia, podajc mi
dwie spinki z szafirami.
- Co inspektor panu opowiedzia?
- Wszystko.
- I uwierzy mu pan?
- A czy to wane, czy wierz, czy nie wierz?
- Dla mnie wane.
Vidal usiad na aweczce pod cian z lustrem od podogi po sufit.
- Twierdzi, e ty wiesz, gdzie jest Cristina - powiedzia.
Przytaknem.
- yje?
Spojrzaem mu w oczy i bardzo wolno ponownie przytaknem.
Umiechn si blado, unikajc mego wzroku. Nagle zacz paka, wydajc gboki
jk. Usiadem przy nim i objem go.
- Bagam o wybaczenie, don Pedro, bagam o wybaczenie...
Po jakim czasie, gdy soce zaczo ju opada ku widnokrgowi, don Pedro zebra
moje stare ubrania i zacz wrzuca je do ognia.
Signwszy po palto, wyj z kieszeni egzemplarz Krokw nieba i poda mi go.
- Z dwch powieci, ktre napisae w ubiegym roku, ta jest dobra - rzek.
Patrzyem, jak pogrzebaczem rozgrzebuje w kominku ponce ubranie.
- A kiedy pan to zauway?
Wzruszy ramionami.
- Nawet najprniejszego gupca trudno wci oszukiwa, Davidzie.
Nie umiaem stwierdzi, czy mwi to z uraz, czy tylko ze smutkiem.
- Zrobiem to, bo wydawao mi si, e panu pomagam, don Pedro.
- Wiem.
Umiechn si bez najmniejszej zgryliwoci.
- Przepraszam - wymamrotaem.
- Musisz wyjecha z miasta. Przy nabrzeu San Sebastian zacumowany jest
frachtowiec, ktry ma odpyn o pnocy. Wszystko ju jest zaatwione. Zapytaj o kapitana
Olmo. Czeka na ciebie. We jeden z samochodw stojcych w garau. Moesz zostawi go na
nabrzeu.
Pep pojedzie po niego rano. Z nikim nie rozmawiaj. Nie wracaj do swojego

mieszkania. Bdziesz potrzebowa pienidzy.


- Mam dosy.
- Nigdy nie jest dosy. Kiedy zejdziesz ze statku w Marsylii, Olmo pjdzie z tob do
banku i przekae ci pidziesit tysicy frankw.
- Don Pedro...
- Suchaj. Ci dwaj, o ktrych Grandes mwi, e ich zabie...
- Marcos i Castelo. Zdaje si, don Pedro, e pracowali dla paskiego ojca.
Vidal przeczco pokrci gow.
- Ani mj ojciec, ani jego adwokaci nigdy nie zadaj si z niszymi szarami,
Davidzie. Skd ci dwaj wiedzieli, gdzie ci mog znale, po p godziny od ucieczki z
wizienia?
Zimna oczywisto trafia mnie midzy oczy.
- Mj przyjaciel, inspektor Victor Grandes zadba o to.
Vidal przytakn.
- Grandes pozwoli ci wyj, bo nie chcia splami sobie rk w komisariacie. Ledwo
si stamtd wymskne, jego ludzie ju szli twoim tropem. To miaa by mier
zaplanowana. Podejrzany o morderstwo ucieka i ginie przy prbie aresztowania.
- Jak w dawnych czasach dziau kryminalnego - skomentowaem.
- Niektre rzeczy nie zmieniaj si nigdy, Davidzie. A ty powiniene wiedzie o tym
lepiej ni ktokolwiek inny.
Otworzy szaf i poda mi nowe, jeszcze nienoszone palto. Wziem je i schowaem
ksik do wewntrznej kieszeni. Vidal umiechn si.
- Po raz pierwszy widz ci przyzwoicie ubranego.
- Panu byo w tym lepiej.
- Bez dwch zda.
- Don Pedro, jest wiele rzeczy do...
- Teraz to ju nie ma znaczenia, Davidzie. Nie musisz mi si z niczego tumaczy.
- Musz wytumaczy si z wielu rzeczy...
- Wobec tego opowiedz mi o niej.
Patrzy na mnie zdesperowanymi oczyma bagajcymi, bym go okama. Usiedlimy w
salonie, naprzeciwko okien, z ktrych wida byo z gry ca Barcelon, i kamaem mu z
caego serca. e Cristina pod nazwiskiem madame Vidal wynaja ma mansard na rue de
Soufflot i powiedziaa mi, e czeka bdzie na mnie codziennie po poudniu przy fontannie
Ogrodu Luksemburskiego. e wci o nim mwia, powtarzaa, e nigdy go nie zapomni, i

wiedziaem, e niezalenie od tego, ile lat spdz u jej boku, nigdy nie wypeni pustki po
nim. Don Pedro potakiwa, ze wzrokiem utkwionym gdzie w dali.
- Musisz mi przyrzec Davidzie, e bdziesz si ni opiekowa.
e nigdy jej nie opucisz. e cokolwiek si stanie, bdziesz zawsze przy niej.
- Przyrzekam, don Pedro.
Patrzyem na niego w bladym wietle zmierzchu i widziaem tylko starego i
zaamanego czowieka, chorego od wspomnie i wyrzutw sumienia, czowieka, ktry nigdy
nikomu nie wierzy, a teraz pozostawa mu jedynie balsam atwowiernoci.
- Bardzo bym chcia by lepszym przyjacielem dla ciebie, Davidzie.
- By pan moim najlepszym przyjacielem, don Pedro. By pan kim znacznie wicej.
Vidal wycign rk i poda mi j. Dra.
- Grandes wspomina o tym czowieku, o tym, ktrego nazywasz pryncypaem...
Twierdzi, e podobno czujesz mu si co winien i uwaasz, e dug ten mona spaci
jedynie, przekazujc mu dusz cakowicie czyst...
- Niedorzecznoci, don Pedro. Niech pan nie przykada do tego adnej wagi.
- A taka brudna i zmczona dusza jak moja nie przydaaby ci si przypadkiem?
- Nie znam duszy czystszej od paskiej, don Pedro.
Vidal umiechn si.
- Gdybym mg zamieni si z twoim ojcem, zrobibym to, Davidzie, uwierz mi.
- Wiem.
Wsta i spojrza przez okno na zmierzch spadajcy na miasto.
- Powiniene ju rusza - powiedzia. - Id do garau i we samochd. Jaki chcesz. A
ja pjd zobaczy, czy mam jak gotwk.
Skinem gow i wziem palto. Poszedem przez ogrd do dawnej powozowni. W
garau Villi Helius stay dwa samochody wyrychtowane niczym krlewskie karoce.
Wybraem mniejszy i skromniejszy, czarn hispano - suiz, ktra wygldaa, jakby wyjechaa
z tego garau zaledwie dwa, moe trzy razy i wci pachniaa jak nowa. Usiadem za
kierownic i zapuciem silnik. Wyjechaem na patio, by tam zaczeka. Mino kilka minut.
Widzc, e don Pedro nie pojawia si, wysiadem z samochodu, nie wyczajc motoru.
Wrciem do domu, poegna si z don Pedrem i powiedzie mu, eby pienidzmi si nie
przejmowa, jako sobie poradz. Znalazszy si w westybulu, przypomniaem sobie, e
zostawiem na stoliku bro. Ale ju jej tam nie byo.
- Don Pedro?
Drzwi prowadzce do salonu byy uchylone. Wystawiem gow przez prg i

zajrzaem. Sta na rodku salonu, z rewolwerem mojego ojca przyoonym do serca. Rzuciem
si ku niemu, ale huk wystrzau zaguszy mj krzyk. Bro wypada mu z rki. Ciao
przechylio si ku cianie i powoli osuno na podog, zostawiajc szkaratny lad na
marmurze. Padem przy nim na kolana i chwyciem go za ramiona. Strza wyrwa w ubraniu
dymic dziur, z ktrej tryskaa ciemna i gsta krew. Don Pedro patrzy mi w oczy, podczas
gdy jego umiech zalewa si krwi, a ciao przestawao dre i dogorywao, w zapachu
prochu i ndzy.

23
Wrciem do samochodu i oparem poplamione krwi donie na kierownicy.
Oddychaem z trudem. Odczekaem chwil i opuciem dwigni hamulca. Wieczr spowi
niebo czerwonym caunem, pod ktrym migotay wiata miasta. Zjechaem w d,
zostawiajc za sob dumn sylwetk Villi Helius na szczycie wzgrza. W alei Pearsona
zatrzymaem si i spojrzaem w lusterko wsteczne. Zauwayem wyjedajcy z jednego z
zaukw samochd, ktry stan pidziesit metrw za mn. Mia zgaszone wiata. Za
kierownic siedzia Victor Grandes.
Pojechaem dalej alej Pedralbes, mijajc po drodze olbrzymiego smoka z kutego
elaza, ktry strzeg wejcia do posiadoci hrabiego Guell. Samochd inspektora Grandesa
cay czas jecha za mn, zachowujc odlego mniej wicej stu metrw. W alei Diagonal
skrciem w lewo, w kierunku centrum miasta. Ruch by niewielki i Grandes mg ledzi
mnie bez wikszych trudnoci. Zdecydowaem si odbi w prawo, w nadziei, e uda mi si go
zgubi na wskich uliczkach Las Corts. Inspektor zorientowa si ju, e jego towarzystwo
nie jest dla mnie tajemnic, i zapaliwszy wiata, zmniejszy dystans. Przez jakie dwadziecia
minut krylimy w tym labiryncie ulic. Manewrowaem pomidzy tramwajami, omnibusami
i wozami, cay czas widzc w lusterku wstecznym wiata samochodu Grandesa, ktry
nieustannie siedzia mi na ogonie.
Chwil pniej wyrosa przed nami gra Montjuic. Chocia wielki paac Wystawy
wiatowej i pozostae pawilony zamknite zostay zaledwie dwa tygodnie wczeniej, ju
teraz, otulone wieczorn mgiek, wyglday jak ruiny jakiej potnej, zapomnianej
cywilizacji. Wjechaem w przestronn alej wiodc do widmowych wiate, odbijajcych si
niczym ognie witego Elma w fontannach wystawy, i ruszyem penym gazem. Podczas gdy
wspinalimy si szos opasujc gr i wijc si w kierunku Stadionu Olimpijskiego,
Grandesowi udao si mnie dogoni. Teraz rozpoznawaem wyranie w lusterku rysy
jego twarzy. Przez chwil rozwaaem, czy nie skrci w drog prowadzc do zamku
warownego na szczycie gry, szybko uznaem jednak, e jeli skd naprawd nie da si
uciec, to wanie stamtd. Moj jedyn szans byo przedosta si na drug stron gry, na
schodzce ku morzu zbocze, i znikn bez ladu na ktrym z portowych nabrzey. eby
zrealizowa ten plan, musiaem zyska troch czasu. Grandes jecha jakie pitnacie metrw
za mn. Przed nami zarysoway si wielkie balustrady Miramar i panorama rozcigajcego si
u naszych stp miasta. Zacignem gwatownie hamulec rczny i pozwoliem, by samochd
Grandesa wjecha w hispano - suiz. Pod wpywem uderzenia potoczylimy si dwadziecia

metrw do przodu, zostawiajc na szosie girland iskier. Zwolniem hamulec i ruszyem.


Podczas gdy policjant usiowa opanowa swj pojazd, wrzuciem wsteczny bieg i wcisnem
gaz do dechy. Kiedy Grandes zorientowa si, co robi, byo ju za pno. Rbnem w niego
z caym impetem karoserii i silnika, produktu najlepszej fabryki samochodw w miecie,
znacznie bardziej wytrzymaych ni w jego aucie. Sia uderzenia wstrzsna kabin i
zobaczyem, jak inspektor wali czoem w szyb, rozbijajc j w drobny mak. wiata wozu
zgasy, a znad maski unis si biay dym. Wrzuciem bieg i zostawiwszy policjanta z tyu,
ruszyem w stron wiey Miramar. Nie zajechaem daleko, kiedy zorientowaem si, e
podczas kraksy tylny zderzak zosta cakowicie wgnieciony i teraz tar o koo. Swd palonej
gumy wypeni kabin. Dwadziecia metrw dalej opona pka, a hispano - suiza zacza
toczy si, a stana w chmurze czarnego dymu. Wysiadem i spojrzaem w kierunku
samochodu Grandesa. Inspektor wyczoga si z kabiny i prbowa wsta. Rozejrzaem si. W
odlegoci pidziesiciu metrw zobaczyem stacj kolejki linowej, kursujcej ponad
barceloskim portem z gry Montjuic na wie San Sebastian. Dostrzegem zawieszone na
linach wagoniki, zelizgujce si na tle szkaratnego nieba zmierzchu, i ruszyem biegiem ku
stacji.
Zauway mnie jeden z pracownikw kolejki linowej, ktry zamyka budynek.
Przytrzyma mi drzwi i pokaza w kierunku kolejki.
- Ostatni kurs dzisiaj - powiedzia. - Lepiej niech si pan pospieszy.
Tu przed zamkniciem kasy udao mi si kupi ostatni tego dnia bilet i niezwocznie
doczyem do grupki czterech stojcych przy wagoniku osb. Zwrciem uwag na ich strj
dopiero wtedy, gdy pracownik kolejki otworzy przed nami drzwiczki i zaprosi nas do
rodka. Byli to ksia.
- Kolejka linowa zostaa zbudowana z okazji Wystawy wiatowej i jest wyposaona w
najnowsze zdobycze techniki. Pasaerowie s cakowicie bezpieczni przez ca tras. W
chwili, gdy wyrusz pastwo w drog, drzwiczki bezpieczestwa, ktre otworzy mona
tylko od zewntrz, zatrzasn si, by unikn wypadkw i, bro Panie Boe, prb
samobjczych. Rozumiem, e w wypadku wielebnych ksiy nie moe by mowy...
- Modziecze - przerwaem. - Moe pan nie przeciga ceremonii? Ciemno si robi.
Posa mi zowrogie spojrzenie. Jeden z ksiy zauway na moich rkach plamy krwi
i przeegna si. Pracownik kolejki kontynuowa peror.
- Odbd pastwo podr pod niebem Barcelony na wysokoci siedemdziesiciu
metrw nad wodami portu, majc okazj nasyci oczy widokami dostpnymi do tej pory
jedynie jaskkom, mewom i innym stworzeniom, ktre Najwyszy wyposay w pira.

Przejazd trwa dziesi minut, kolejka zatrzymuje si dwa razy, najpierw na centralnej wiey
portu, albo - jak lubi j nazywa - barceloskiej wiey Eiffla - wiey San Jaime. Drugi i
ostatni przystanek ma miejsce na wiey San Sebastian. Na koniec pozostaje mi tylko yczy
wielebnym ksiom udanej podry i wyrazi w imieniu kompanii nadziej ponownego
spotkania na pokadzie naszej kolejki.
Wszedem do wagonika pierwszy. Pracownik wycign rk przed czterema ksimi,
spodziewajc si napiwku, ktrego si jednak nie doczeka. Wyranie zawiedziony, zamkn
z hukiem drzwiczki, gotw pocign za dwigni. Na zewntrz czeka ju, nieco wymity,
inspektor Victor Grandes, ktry z przyklejonym umiechem pomacha mu przed nosem
policyjn odznak. Pracownik kolejki otworzy przed nim drzwiczki i Grandes wszed,
pozdrawiajc skinieniem gowy ksiy i puszczajc do mnie oko.
Kabina kolejki ruszya z budynku stacji w kierunku zbocza gry.
Ksia stoczyli si z jednej strony, nastawieni na kontemplacj widokw Barcelony o
zmierzchu i gotowi zignorowa wszelkie mtne sprawki, jakie przywiody tu Grandesa i
mnie. Inspektor podszed do mnie powoli i pokaza mi trzymany w rku pistolet. Wielkie,
czerwone chmury dryfoway nad wodami portu. Kabina wpyna w jedn z nich i przez
chwil zdawao si, e wpadlimy w jezioro ognia.
- Jecha pan ju kiedy t kolejk? - spyta Grandes.
Przytaknem.
- Moja crka uwielbia tu przychodzi. Przynajmniej raz w miesicu prosi mnie, bym
zabra j na przejadk, tam i z powrotem.
Troch droga przyjemno, ale warto.
- Za to, co paci panu za zlikwidowanie mnie stary Vidal, bez wtpienia bdzie pan
mg przyprowadza creczk codziennie, jeli przyjdzie panu ochota. A, tak z czystej
ciekawoci, duo za mnie da?
- Pitnacie tysicy peset - powiedzia, macajc bia kopert wystajc z kieszeni
paszcza.
- Pewnie powinienem czu si zaszczycony. S ludzie gotowi zabija za par groszy.
Czy w cen wliczona jest zdrada dwch paskich ludzi?
- Przypominam panu, e jedyn tu osob, ktra kogo zabia, jest pan.
Czterej skonsternowani ksia obserwowali nas z otwartymi ustami, obojtni na
przyprawiajc o zawrt gowy panoram miasta z lotu ptaka. Grandes posa im przelotne
spojrzenie.
- Miabym wielk prob: kiedy dotrzemy do pierwszej stacji, chciabym, jeli nie

sprawi to zbyt wielkiego kopotu, by wielebni ksia wysiedli, poniewa pragnlibymy


porozmawia o naszych ziemskich sprawach w cztery oczy.
Wiea portowego doku wznosia si przed nami jak dzwonnica ze stali i kabli,
wyrwana z jakiej mechanicznej katedry.
Kabina kolejki wlizgna si pod kopu wiey i zatrzymaa na platformie. Drzwiczki
otworzyy si i czterech ksiy wyskoczyo rano. Grandes wskaza mi ruchem pistoletu, bym
przeszed w gb wagonika. Jeden z ksiy na odchodnym popatrzy na mnie przejty.
- Niech si pan nie martwi, mody czowieku, zawiadomimy policj - powiedzia,
zanim drzwiczki zamkny si ponownie.
- Prosz nie waha si ani chwili - odpar Grandes.
Drzwiczki zarygloway si i wagonik ruszy w dalsz drog. Wynurzylimy si z
wiey doku i rozpoczlimy ostatni odcinek podry. Grandes podszed do okna i spojrza na
miasto, mira wiate i mgy, katedr i paacw, zaukw i przestronnych alei ukadajcych si
w labirynt cieni.
- Miasto przekltych - powiedzia Grandes. - Im dalej jeste, tym pikniejsze ci si
wydaje.
- Czy to moje epitafium?
- Ja pana nie zabij. Ja nie zabijam ludzi. Pan sam wywiadczy mi t przysug. Mnie i
sobie. Wie pan, e mam racj.
Powiedziawszy to, inspektor wpakowa trzy kule w mechanizm blokujcy drzwiczki i
otworzy je kopniakiem. Drzwiczki zawisy w powietrzu, a kabin owion podmuch
wilgotnego wiatru.
- Nic pan nie poczuje. Prosz mi wierzy. Uderzenie w ziemi to kwestia dziesitych
czci sekundy. Byskawiczna mier. A potem spokj.
Spojrzaem w kierunku otwartych drzwiczek. Za nimi ziaa siedemdziesiciometrowa
przepa. Popatrzyem na wie San Sebastian i oszacowaem, e do nastpnej stacji
pozostao jeszcze kilka minut. Grandes czyta w moich mylach.
- Za par minut bdzie ju po wszystkim, Martin. Powinien by mi pan wdziczny.
- Naprawd sdzi pan, inspektorze, e to ja ich wszystkich zabiem?
Grandes unis rewolwer i wycelowa mi w serce.
- Tego nie wiem. I wcale mnie to nie obchodzi.
- Mylaem, e jestemy przyjacimi.
Grandes umiechn si i pokrci gow.
- Pan nie ma przyjaci.

Usyszaem huk wystrzau i poczuem, jakby mot pneumatyczny uderzy mnie w


ebra. Przewrciem si na plecy, bez tchu, moje ciao zapono blem jak oblane benzyn.
Grandes zapa mnie za nogi i pocign w stron drzwiczek. Zobaczyem wierzchoek wiey
San Sebastian, spowity welonem chmur. Grandes przeszed nade mn i uklkn za moimi
plecami. Teraz pcha mnie na skraj kabiny.
Wilgotny wiatr owia mi nogi. Grandes popchn mnie raz jeszcze, znalazem si do
pasa za progiem kabiny. Sia grawitacji natychmiast szarpna mnie w d. Poczuem, e za
chwil spadn.
Wycignem ramiona w kierunku policjanta i wbiem mu palce w szyj. Pod
ciarem mojego ciaa inspektor zaklinowa si w drzwiach. cisnem go z caej siy za
gardo, przygniatajc mu tchawic i miadc yy. Jedn rk prbowa wyswobodzi si z
mojego ucisku, drug wycign pistolet. Jego palce wymacay kolb i zelizgny si w
stron spustu. Kula otara mi si o skro, trafia w krawd drzwiczek, odbia si rykoszetem i
przesza przez do policjanta. Wbiem paznokcie w jego szyj i poczuem, e pka mu skra.
Grandes jkn. Zaparem si i podcignem do rodka, tak e ponad poow ciaa byem
wewntrz kabiny. Kiedy mogem si ju zapa jej elaznych cian, puciem gardo Grandesa
i odepchnem go na bok.
Pomacaem klatk piersiow i znalazem otwr po kuli inspektora.
Rozpiem paszcz i wyjem z wewntrznej kieszeni tom Krokw nieba. Kula
przebia okadk, prawie czterysta stron powieci i wygldaa z tyu, niczym koniuszek
srebrnego palca. Obok, na pododze,
Grandes wi si, rozpaczliwie trzymajc si za szyj. Mia fioletow twarz, a yy na
czole i skroniach pulsoway mu jak napite kable.
Spojrza na mnie bagalnie. Jego oczy przykryy si siateczk popkanych naczynek.
Zrozumiaem, e zmiadyem mu tchawic i e niechybnie si udusi.
Patrzyem, jak wstrzsaj nim drgawki powolnej agonii. Wyjem wystajc z jego
kieszeni bia kopert. Otworzyem j i przeliczyem pitnacie tysicy peset. Cena za moje
ycie. Schowaem pienidze. Grandes czoga si po pododze w stron pistoletu. Wstaem i
odsunem go od niego kopniakiem. Chwyci mnie za kostk, bagajc o lito.
- Gdzie jest Marlasca? - zapytaem.
Z jego garda wydoby si guchy jk. Spojrzaem na niego i zrozumiaem, e si
mieje. Kabina docieraa wanie do wiey San Sebastian, kiedy wypchnem go na zewntrz
i patrzyem, jak jego ciao leci prawie osiemdziesit metrw w d, przez pltanin szyn,
kabli, k zbatych i elaznych prtw, ktre po drodze siekaj je na kawaki.

24
Dom z wieyczk pogrony by w ciemnociach. Po omacku pokonaem schody.
Drzwi byy uchylone. Popchnem je i stanem w progu, prbujc przebi si wzrokiem
przez zalegajce w dugim korytarzu cienie. Przeszedem kilka krokw, po czym zamarem w
bezruchu. Czekaem. Pomacaem cian, szukajc wcznika. Przekrciem go cztery razy,
bez rezultatu.
Pierwsze drzwi z prawej strony byy drzwiami do kuchni. Przeszedem ostronie
dzielce mnie od nich trzy metry i zatrzymaem si.
Pamitaem, e w kredensie trzymaem lampk naftow. Znalazem j, pomidzy
nieotwartymi jeszcze puszkami kawy, przysanymi ze sklepu kolonialnego Can Gispert.
Postawiem lampk na kuchennym stole i zapaliem. Jedwabisty, bursztynowy blask obla
ciany kuchni.
Wziem lampk i wrciem do przedpokoju.
Szedem powoli, owietlajc sobie drog i spodziewajc si, e w kadej chwili jaka
posta albo zjawa wyoni si z ktrych drzwi.
Wiedziaem, e nie jestem sam. Czuem to po zapachu. W powietrzu unosi si gorzki
fetor nienawici i furii. Dotarem do koca korytarza i stanem przed drzwiami ostatniego
pokoju. Blask lampy delikatnie rozjani kontury szafy, odsunitej od ciany, i wydoby z
mroku porozrzucane na pododze ubrania, ktre leay tak od owej nocy, kiedy w domu
zjawi si Grandes, by mnie aresztowa.
Poszedem w stron krconych schodw prowadzcych do studia.
Wchodziem powoli, co dwa kroki ogldajc si za siebie. Rowe promienie brzasku
przenikay przez okna wiey. Otworzyem stojcy przy cianie kufer. Maszynopis pryncypaa
znikn.
Wrciem na schody. Przechodzc obok biurka, dostrzegem ktem oka, e klawiatura
mojej starej maszyny do pisania bya cakiem roztrzaskana, jakby kto miady j pici.
Zszedem powoli po stopniach. Kiedy znalazem si z powrotem w przedpokoju, zajrzaem do
galerii. Mimo panujcego w niej pmroku zauwayem, e kto wyrzuci wszystkie moje
ksiki z pek i poci fotele. Objem wzrokiem dwadziecia metrw korytarza dzielcego
mnie od drzwi wejciowych. wiato lampy pozwalao rozrni zarysy przedmiotw mniej
wicej do poowy tej odlegoci. Dalej, niczym wzburzone morze, koysay si ju tylko
cienie.
Pamitaem, e wchodzc, zostawiem za sob otwarte drzwi. Teraz byy zamknite.

Nie uszedem nawet kilku krokw, kiedy co zatrzymao mnie naprzeciwko drzwi do
ostatniego pokoju. Wczeniej nie zwrciem na to uwagi, bo drzwi sypialni otwieray si do
wewntrz i przechodzc obok, nie zajrzaem wystarczajco gboko do rodka, teraz jednak
nie mogem nie zauway: do drzwi przybito biaego gobia z rozpostartymi skrzydami. Po
deskach pyny krople wieej krwi.
Wszedem do pokoju. Sprawdziem za drzwiami, ale nie byo tam nikogo. Szafa nadal
staa z boku, odsunita od ciany. Z otworu w cianie wydobywa si zimny wilgotny
powiew, rozchodzcy si na cae pomieszczenie. Postawiem lamp na pododze i pomacaem
mikk zapraw naokoo dziury. Rozdrapaem j paznokciami; bez trudu ustpowaa pod
palcami. Szukajc jakiego narzdzia, znalazem w jednym ze stoczonych pod cian
stolikw stary n do listw.
Wbiem ostrze w zapraw i zaczem dry. Warstwa gipsu nie miaa wicej ni trzy
centymetry i kruszya si niezwykle atwo. Z drugiej strony napotkaem deski.
Drzwi.
Ostrzem noa wyczuem framug i powoli zacz si przede mn wyania jej zarys.
Zdyem ju zapomnie o czajcej si w mroku postaci, ktrej obecno zatruwaa cay dom.
Drzwi nie miay klamki, jedynie haczyk zatopiony w rozmikczonym przez wilgo gipsie.
Wbiem w niego ostrze noa i na prno usiowaem otworzy drzwi.
Kopaem w nie, a zaprawa przytrzymujca haczyk zacza odpada.
Wydubaem haczyk z gipsu. Teraz ju tylko lekkie pchnicie wystarczyo, by
otworzy drzwi.
Ze rodka buchn odr zgniego powietrza, ktrym natychmiast przesiky moje
ubrania i skra. Podniosem lampk i wszedem do prostoktnego pomieszczenia dugoci
mniej wicej szeciu metrw.
Jego ciany pokryte byy rysunkami i inskrypcjami, ktre wydaway si namalowane
palcami, jak ciemnobrzow farb. Zastyg krwi. Pod stopami poczuem co, co z
pocztku wziem za kurz, ale kiedy zbliyem lamp, okaza si resztkami drobnych koci.
Pokruszone koci leay wszdzie na pododze jak dywan prochu. Z sufitu na czarnych
sznurkach zwisay niezliczone przedmioty - figurki witych, obrazki Jezusa i Maryi z
wypalonymi twarzami i wykutymi oczyma, krucyfiksy przewizane drutem kolczastym,
poamane mosine zabawki i lalki z oczyma ze szka. W gbi dostrzegem niewidoczn
prawie posta.
Krzeso byo odwrcone do ciany. Siedzia na nim mczyzna w czarnym stroju.
Nadgarstki skute mia z tyu kajdanami, rce i nogi przywizane do krzesa grubym drutem.

Ogarn mnie lodowaty chd, jakiego dotychczas nie znaem.


- Salvador? - wyjkaem.
Podszedem powoli. Posta siedziaa nieruchomo. Zatrzymaem si o krok od niej i
pomau wycignem rk. Dotknem wosw i ramienia mczyzny. Chciaem obrci jego
ciao, ale poczuem, jak moje palce nagle si zapadaj. Usyszaem co jakby szept i trup
rozpad si w proch, ktry rozsypa si pomidzy ubrania a zwoje drutu, unis w gr
ciemnym obokiem i rozpyn pomidzy cianami tego pomieszczenia, skrywajcego go
przez tyle lat. Spojrzaem na warstw pyu na moich doniach i uniosem je ku twarzy,
jakbym oglda to, co pozostao z duszy Ricarda Salvadora. Kiedy otworzyem oczy, Diego
Marlasca, jego oprawca, sta w drzwiach. W rku trzyma maszynopis pryncypaa, a w oczach
migota mu ogie nienawici.
- Przeczytaem sobie co nieco, czekajc na pana - powiedzia Marlasca. - Prawdziwe
arcydzieo. Pryncypa wynagrodzi mnie sowicie, jeli wrcz mu tekst w paskim imieniu.
Przyznaj, e ja nie potrafiem rozwiza tej zagadki. Poddaem si w p drogi. Cieszy mnie,
e pryncypa odnalaz bardziej utalentowanego nastpc.
- Niech pan odejdzie!
- Przykro mi, Martin. Naprawd mi przykro. Nabraem do pana szacunku - powiedzia,
wycigajc z kieszeni przedmiot wygldajcy jak rkoje z koci soniowej. - Mimo
wszystko jednak nie mog pozwoli, by wyszed pan z tego pokoju. Nadszed czas, by zaj
pan miejsce biednego SalVadora.
Nacisn przycisk rkojeci i w pmroku bysno podwjne ostrze.
Rzuci si na mnie z wciekym rykiem. Ostrze noa skaleczyo mnie w policzek i
najpewniej wykuoby mi oko, gdybym nie uchyli si w ostatniej chwili. Upadem na plecy
na podog pokryt pyem z koci. Marlasca uj n oburcz i zwali si na mnie caym
ciarem ciaa. Czubek noa zatrzyma si kilka centymetrw od mojej piersi. Chwyciem
napastnika za gardo.
Obrci si, by ugry mnie w nadgarstek. Uderzyem go pici w twarz. Wydao mi
si, e nawet nie poczu tego ciosu. Powodowa nim sza, silniejszy ni rozum i bl, i
zrozumiaem, e nie pozwoli, bym wyszed std ywy. Natar na mnie z nadludzk si.
Poczuem, jak noem przebija mi skr. Uderzyem go znowu, z caej siy. Moja pi
roztrzaskaa mu twarz i zamaa nos. Krew trysna na moj rk. Marlasca krzykn znowu,
obojtny na bl, i zanurzy n na centymetr w mojej piersi. Przeszy mnie dreszcz blu.
Biem na olep, starajc si trafi w oczodoy, ale Marlasca unis brod i mogem jedynie
wbi mu paznokcie w policzek.

Wymierzyem cios, ktry rozci mu wargi i wybi kilka zbw.


Zawy i jakby na chwil osab. Odepchnem go; twarz mia zalan krwi i dygota z
blu. Odsunem si, bagajc w duchu, eby nie zdoa si podnie. Jednak poczoga si w
kierunku noa i zacz powoli wstawa.
Wzi n i run na mnie z oguszajcym rykiem. Tym razem byem szybszy.
Chwyciem rczk lampy, zamachnem si i cisnem lamp w niego. Rozbia si na jego
twarzy, a nafta zalaa oczy, usta, gardo i tors. W jednej chwili stan w pomieniach. Ogie
rozprzestrzeni si na cae ciao, w kilka sekund poar wosy. Widziaem jego nienawistne
spojrzenie za zason pomieni, ktre trawiy mu powieki. Zabraem rkopis i wybiegem z
pokoju. Marlasca, nie wypuszczajc z rki noa, chcia jeszcze dopa mnie za progiem tego
przekltego pomieszczenia, potkn si jednak o stos starych ubra, ktre zajy si
natychmiast.
Suche drewno szafy i ustawionych pod cian mebli buchno pomieniami. Uciekem
na korytarz, a on prbowa mnie goni, wycigajc rce. Pobiegem w stron drzwi. Zanim
wyszedem, spojrzaem raz jeszcze na poncego Diega Marlasc, walcego wciekle w
ciany, ktre zajmoway si od jego dotyku. Ogie obj rozrzucone po galerii ksiki i wspi
si po zasonach. Pomienie rozpezy si po suficie niczym ogniste we, lizay ramy okien i
framugi drzwi, taczyy na schodach do studia. Ostatnie co utkwio mi w pamici, to widok
tego przekltego czowieka, jak pada w kocu przedpokoju na kolana i ywa pochodnia jego
ciaa oraz ponne nadzieje jego szalestwa i nienawici znikaj poarte przez burz pomieni,
ktra rozptaa si na dobre w domu z wieyczk. Potem otworzyem drzwi i puciem si
pdem po schodach.
Tymczasem na ulicy, na widok jzykw ognia wydobywajcych si z okien wiey,
zdya si ju zgromadzi grupka gapiw. Nikt nie zwrci na mnie uwagi, kiedy oddalaem
si stamtd. Usyszaem pkajce szyby studia i obrciem si, by popatrze, jak syczce
pomienie obejmuj wiatrowskaz w ksztacie smoka. Chwil pniej odszedem w stron alei
Born, pod prd rzeszy okolicznych mieszkacw, ktrzy napywali zewszd, zadzierajc
gowy i ze wzrokiem utkwionym w tym dziwnym stosie gorejcym na tle czarnego nieba.

25
Tej nocy zjawiem si po raz ostatni w ksigarni Sempere i Synowie. Na drzwiach
wisiaa tabliczka Zamknite, ale podszedszy bliej, przekonaem si, e w rodku pali si
wiato, a Isabella - sama za kontuarem - lczy nad opas ksig rachunkow, z ktrej,
sdzc po jej minie, nie mona byo wywry nic dobrego dla starej ksigarni. Patrzyem na
moj asystentk, jak gryzie owek i drapie si w czubek nosa i zrozumiaem, e dopki jej
nie zabraknie, owo miejsce przetrwa. Isabella ocali je tak samo, jak ocalia mnie. Nie miaem
przerwa tej chwili i staem tak, obserwujc j ukradkiem i umiechajc si w duchu. Nagle,
jakby wyczua moj obecno, podniosa wzrok i zauwaya mnie. Pomachaem jej na
powitanie. Nie moga opanowa ez. Zamkna ksig i wybiega zza kontuaru, by mi
otworzy. Spogldaa na mnie tak, jakby nie moga uwierzy, e mnie widzi.
- Ten czowiek mwi, e pan uciek i e ju nigdy pana nie zobaczymy.
Domyliem si, e ma na myli Grandesa, ktry na pewno zoy jej wizyt.
- Musi pan wiedzie, e nie uwierzyam w ani jedno jego sowo - powiedziaa Isabella.
- Pjd zawoa...
- Nie mam zbyt wiele czasu, Isabello.
Spojrzaa na mnie smutno.
- Wyjeda pan, prawda?
Przytaknem. Isabella pokiwaa gow.
- Mwiam ju panu, e nie cierpi poegna.
- A co ja mam powiedzie? Dlatego nie przyszedem, by si poegna. Przyszedem
zwrci kilka rzeczy, ktre nie s moje.
Wyjem i wrczyem jej egzemplarz Krokw nieba.
- Ta ksika nigdy nie powinna opuci pki z osobistymi zbiorami pana Sempere.
Isabella wzia do rk powie i widzc tkwic nadal w jej kartkach kul, obrzucia
mnie badawczym spojrzeniem, nie powiedziaa jednak ani sowa. Pooyem wwczas na
kontuarze kopert z pitnastoma tysicami peset, za ktre Vidal chcia kupi moj mier.
- A to za wszystkie ksiki, ktrymi obdarowa mnie Sempere przez cae swoje ycie.
Isabella otworzya kopert i w zdumieniu przeliczya pienidze.
- Nie wiem, czy mog to przyj.
- To mj prezent lubny, awansem.
- A ja miaam nadziej, e ktrego dnia zaprowadzi mnie pan do otarza,
przynajmniej jako wiadek.

- Wierz mi, e bardzo bym chcia.


- Ale musi pan wyjecha.
- Musz.
- Na zawsze?
- Na jaki czas.
- A jeli pojad z panem?
Ucaowaem j w czoo i przytuliem.
- Gdziekolwiek pojad, ty zawsze bdziesz ze mn, Isabello.
Zawsze.
- Ani myl za panem tskni.
- Wiem.
- Mog przynajmniej odprowadzi pana na pocig albo cokolwiek innego?
Zawahaem si zbyt dug chwil, by wymwi si od tych ostatnich minut jej
towarzystwa.
- Tylko po to, by si upewni, e naprawd pan wyjecha i e uwolniam si od pana
na zawsze - dodaa.
- Umowa stoi.
Szlimy powoli Ramblas; Isabella uja mnie pod rami. Dotarszy do Arc del Teatre,
skrcilimy w ciemn uliczk przecinajc Raval.
- Isabello, to, co dzisiaj zobaczysz, masz zachowa wycznie dla siebie. Nikomu ani
sowa.
- Nawet modemu Sempere?
Westchnem.
- Modemu Sempere moesz. Jemu moesz mwi wszystko.
Przed nim nie mamy prawie adnych tajemnic.
Isaac, stranik, otworzy drzwi, umiechn si i zaprosi nas do rodka.
- Czas by ju najwyszy, eby zoya mi wizyt jaka szacowna osoba - powiedzia,
kaniajc si Isabelli. A potem zwrci si do mnie:
- Mniemam, e to pan zechce dzi czyni honory domu?
- O ile nie ma pan nic przeciwko temu...
Isaac pokrci gow i ucisnlimy sobie donie.
- Powodzenia - powiedzia.
Stranik znikn w ciemnociach, zostawiajc mnie samego z Isabella. Moja bya
asystentka i wieo upieczona kierowniczka ksigarni Sempere i Synowie patrzya na

wszystko z mieszanin lku i zdumienia.


- A c to za miejsce? - spytaa.
Wziem j za rk i zaprowadziem do wielkiej sali, gdzie znajdowao si wejcie do
labiryntu.
- Witaj na Cmentarzu Zapomnianych Ksiek, Isabello.
Isabella podniosa oczy w kierunku szklanej kopuy i obja spojrzeniem w
niecodzienny widok: promienie biaego wiata, ktre przebijay si przez pltanin tuneli,
kadek i wiszcych mostkw prowadzcych do serca katedry ksiek.
- To miejsce jest tajemnic. I sanktuarium. Wszystkie ksiki, kady tom, ktry tu
widzisz, ma dusz. Dusz swojego autora, a take dusz tych, ktrzy go czytali i o nim
marzyli. Za kadym razem, kiedy ksika przechodzi z rk do rk, kiedy kto nowy zaczyna
j czyta, jej duch ronie i staje si potniejszy. Tutaj ksiki, o ktrych nikt ju nie pamita,
ktre zaginy w mrokach minionych epok, yj wiecznie, czekajc na nowego czytelnika,
swoj now dusz...
Zostawiem Isabell przy wejciu do labiryntu i samotnie zapuciem si w jego
tunele, niosc przeklty maszynopis, ktrego nie miaem odwagi zniszczy. Liczyem, e nogi
same zaprowadz mnie do miejsca, w ktrym powinien spocz na zawsze. Tysice razy
skrcaem w coraz to nowe korytarzyki, a w kocu zdaem sobie spraw, e si zgubiem.
Wtedy, gdy zdawao mi si, e przemierzam t sam drog dziesity ju raz, znalazem
wejcie do tej samej maej sali i stanem twarz w twarz z wasnym odbiciem w niewielkim
lustrze, w ktrym mieszkao spojrzenie mczyzny w czerni. Dostrzegem luk pomidzy
dwoma grzbietami oprawnych w czarn skr tomw i nie zastanawiajc si dwa razy,
wsunem tam teczk pryncypaa. Ju miaem stamtd wychodzi, gdy w ostatniej chwili
odwrciem si i podszedem z powrotem do pki. Wziem tom, obok ktrego zostawiem
swj maszynopis, i otworzyem. Wystarczyo mi przeczyta kilka zaledwie zda, by znw za
plecami usysze w ponury miech. Odoyem ksik na miejsce. Na chybi trafi
wybraem drug i zaczem przerzuca jej strony. Potem kolejn i jeszcze jedn - w ten
sposb przejrzaem tuziny ksiek wypeniajcych sal i przekonaem si, e wszystkie
zbudowane s z tych samych, poukadanych na rozmaite sposoby sw, e ich strony
zaludniaj te same, mroczne obrazy i e powtarza si w nich ta sama fabua, niczym
monotonny taniec w nieskoczonej galerii luster.
Lux Aeterna.
Kiedy wyszedem z labiryntu, Isabella czekaa na mnie, przycupnwszy na stopniach,
z ksik, ktr wybraa, w rku. Usiadem obok niej, a ona pooya mi gow na ramieniu.

- Dzikuj, e mnie pan tu przyprowadzi - powiedziaa.


Zrozumiaem wwczas, e ju nigdy tu nie wrc, e jestem skazany na to, by ni o
tym miejscu i raz po raz odtwarza jego wspomnienie w pamici, wiadom, i powinienem
czu si szczliwy, gdy dane mi byo je pozna i otrze si o jego tajemnice. Przymknem
oczy, starajc si zachowa ten obraz na zawsze. Potem, nie odwaywszy si ponownie
spojrze na labirynt, wziem Isabell za rk i poszedem z ni w stron wyjcia, opuszczajc
na zawsze Cmentarz Zapomnianych Ksiek.
Isabella odprowadzia mnie na nabrzee, gdzie czeka zacumowany statek, ktrym
miaem odpyn daleko od mojego miasta i wszystkiego, co dotd byo moim yciem.
- Mwi pan, e jak si nazywa kapitan? - spytaa Isabella.
- Charon.
- Bardzo zabawne!
Objem j po raz ostatni i spojrzaem jej w oczy. Zdylimy ustali, e nie bdzie
poegna ani wielkich sw, ani solennych obietnic. Kiedy dzwony Santa Maria del Mar
wybiy pnoc, wszedem na pokad. Kapitan Olmo przywita si ze mn i zaproponowa, e
odprowadzi mnie do mojej kajuty. Powiedziaem, e zostan jeszcze chwil na pokadzie.
Zaoga podniosa kotwic i statek pomau zacz odbija od brzegu. Stanem na rufie,
zapatrzony w powd wiate oddalajcego si miasta. Isabella nie ruszaa si z miejsca,
zatopiwszy swoje spojrzenie w moich oczach, a nabrzee znikno w ciemnociach, a mira
Barcelony rozpyn si pord czarnych fal. wiata miasta gasy w oddali jedno po drugim i
zrozumiaem, e ju zaczem wspomina.

EPILOG 1945
Pitnacie dugich lat mino od nocy, kiedy uciekem na zawsze z miasta przekltych.
Od tamtej pory cigle byem w drodze, nieustannie zmieniajc tosamo i miejsce pobytu,
przybywajc i odchodzc, jako wdrowiec znikd. Sto imion przybraem i zmieniaem, i tylu
zawodw si chwytaem, nigdy nie pracujc w swoim.
Znikaem w miastach molochach i w osadach tak maych, e ich mieszkacy nie mieli
ju przeszoci ani przyszoci. W adnym miejscu nie przebywaem duej, ni byo trzeba.
Raczej za wczenie ni za pno znowu uciekaem, bez uprzedzenia, zostawiajc jedynie par
starych ksiek i troch ubra z pchlego targu w ponurych pokojach, w ktrych czas by
bezlitosny, a wspomnienie palio do ywego.
Niepewno miaem za ca pami. Lata nauczyy mnie y w ciele obcego
czowieka, pytajcego siebie, czy rzeczywicie popeni zbrodnie, ktrymi czu jeszcze byo
jego donie, czy te straci cakiem rozum i skazany by na bdzenie po wiecie w
pomieniach, stworzonym przeze w wyobrani za gar monet i obietnic okpienia mierci ktra teraz wydawaa mu si najsodsz nagrod. Czstokro rozmylaem o tym, czy kula
wystrzelona przez inspektora Grandesa prosto w moje serce przesza przez strony owej
ksiki, czy umarem w owej kabinie zawieszonej u nieba.
W cigu owych lat mojego pielgrzymowania widziaem, jak wszdzie, gdziem tylko
stpn, pieko obiecane na stronach napisanych przeze mnie dla pryncypaa oblekao si w
ciao. Tysic razy uciekaem przed wasnym cieniem, zawsze ogldajc si za siebie, zawsze
w obawie, e wpadn na za najbliszym rogiem, po drugiej stronie ulicy albo spostrzeg go
stojcego w nogach mego ka, podczas nieskoczenie dugich godzin poprzedzajcych wit.
Nie pozwoliem nigdy, by ktokolwiek mg zna mnie na tyle dugo, aby zapyta, dlaczego w
ogle si nie starzej, dlaczego na moim czole nie pojawiaj si zmarszczki, dlaczego moja
twarz wyglda cay czas tak samo jak owej nocy, kiedy zostawiem Isabell na nabrzeu w
Barcelonie, i ani o minut starzej.
By moment, kiedy sdziem, e nie pozostaa mi ju ani jedna kryjwka na wiecie.
Czuem si ju tak zmczony wasnym strachem, yciem i umieraniem od wspomnie, e w
kocu zatrzymaem si w miejscu, gdzie koczya si ziemia i zaczyna ocean, ktry jak ja,
budzi si kadego witu nieodmieniony, i tam spoczem.
Dzi mija rok, odkd tu przybyem, wracajc do swego nazwiska i zawodu. Kupiem
star chat na play, szop waciwie, ktr dziel z ksikami pozostawionymi przez
poprzedniego waciciela i z maszyn do pisania. Czasem myl, e jest t, na ktrej

napisaem setki stron, by moe przez wszystkich ju zapomnianych, ale tego nigdy si ju
nie dowiem. Z okna widz may drewniany pomost wychodzcy w morze i przycumowan do
niego d, sprzedan mi razem z domem, skromn szalup, w ktrej czasem wypywam a
po raf, skd waciwie nie wida ju brzegu.
Dopiero przybywszy tutaj, wrciem do pisania. Gdy po raz pierwszy wkrciem
kartk papieru do maszyny i pooyem palce na klawiaturze, ogarn mnie lk, e nie bd
zdolny wystuka nawet linijki. Napisaem pierwsze strony tej historii podczas pierwszej nocy
spdzonej w mej chacie na play. Pisaem do witu, tak jak zwykem czyni lata temu, nie
wiedzc jeszcze, dla kogo waciwie j pisz.
W cigu dnia spacerowaem po play albo siadaem na drewnianym pomocie - kadce
pomidzy niebem a morzem - by czyta stosy starych gazet, znalezionych w jednej z szaf.
Szpalty przynosiy wieci o wojnach w wiecie ogarnitym poog, jaki wymyliem dla
pryncypaa.
To wanie w trakcie czytania relacji z wojny w Hiszpanii, a potem z wojny w Europie
i na wiecie, uznaem, e nie mam ju nic do stracenia i chc si tylko dowiedzie, jak miewa
si Isabella i czy moe jeszcze mnie pamita. A moe chciaem tylko wiedzie, czy jeszcze
yje.
Napisaem list i zaadresowaem go na star ksigarni Sempere i Synowie na ulicy
Santa Ana w Barcelonie, liczc si z tym, e list moe i tygodniami, miesicami, o ile w
ogle kiedykolwiek dotrze pod wskazany adres. Jako nadawc umieciem nazwisko Mr.
Rochester, przekonany, i Isabella, o ile list trafi do jej rk, bdzie wiedziaa, kto jest jego
autorem, i jeli tak postanowi, nigdy go nie otworzy, zapominajc o mnie na zawsze.
Kontynuowaem pisanie tej historii przez dugie miesice. Znw zobaczyem twarz
mojego ojca, znw znalazem si w pomieszczeniach redakcji La Voz de la Industria,
marzcy o tym, by stan kiedy w szranki z wielkim Pedrem Vidalem. Znw ujrzaem po raz
pierwszy Cristin Sagnier i znw wszedem do domu z wieyczk, by ulec szalestwu, ktre
strawio Diega Marlasc. Pisaem od pnocy do witu bez wytchnienia, czujc, e yj po raz
pierwszy od czasu, kiedy uciekem z miasta.
List dotar w ktry z czerwcowych dni. Spaem, gdy listonosz wsun kopert pod
drzwi. Adresowany by na Mr. Rochestera, a w miejscu nadawcy widniaa po prostu
Ksigarnia Sempere i Synowie, Barcelona. Przez kilkanacie minut kryem po chaupie, nie
majc odwagi otworzy koperty. W kocu wyszedem i usiadem na brzegu morza, by
przeczyta list. W przesyce bya maa kartka i kolejna, mniejsza, nieco ju poka koperta z
moim imieniem, David, wypisanym charakterem, ktrego nie zapomniaem, mimo e nie

widziaem go ju tak wiele lat.


W licie Sempere syn relacjonowa mi, e Isabella i on, po wielu latach burzliwego i
zrywanego narzeczestwa, zawarli zwizek maeski 18 stycznia 1935 roku w kociele
witej Anny. Ceremoni lubn, wbrew wszelkim przewidywaniom, odprawi ten sam, cho
liczcy ju sobie wwczas lat dziewidziesit, ksidz, ktry w swoim czasie wygosi mow
nad trumn pana Sempere, i ktry pomimo naciskw i wysikw biskupstwa nie zamierza
jeszcze umiera i nadal robi wszystko podug wasnego widzimisi. Rok pniej, na kilka dni
przed wybuchem wojny domowej, Isabella powia syna, Daniela Sempere. Straszliwe lata
wojny przyniosy wszelkiego rodzaju niedostatek i tu po zakoczeniu walk, w czas owego
ponurego i przekltego pokoju, ktry zatru na zawsze ziemi i niebo, Isabella zachorowaa na
choler i zmara w ramionach swego ma w ich mieszkaniu nad ksigarni. Pochowano j na
Montjuic w dniu czwartych urodzin Daniela, podczas deszczu padajcego dwa dni i dwie
noce, a kiedy may zapyta ojca, czy niebo pacze, jemu gos si zaama i nie mg
odpowiedzie.
Do koperty zaadresowanej na moje imi woony by list, ktry Isabella napisaa do
mnie w ostatnich dniach ycia, zobowizujc ma pod przysig, e dostarczy mi go, jak
tylko zdoa dowiedzie si czegokolwiek o moim miejscu pobytu.
Kochany Davidzie!
Czasem wydaje mi si, e zaczam pisa ten list lata temu i e cigle nie mog go
skoczy. Od chwili, kiedy ostatni raz Pana widziaam, upyno wiele czasu i wiele rzeczy
podych i strasznych si wydarzyo, a mimo to nie ma dnia, ebym Pana nie wspominaa i nie
zastanawiaa si, gdzie te Pan teraz przebywa, czy znalaz Pan ukojenie, czy pisze Pan, czy
sta si Pan starym zonikiem, a moe zakocha si Pan, i czy nas Pan pamita, ma
ksigarni Sempere i Synowie, i najgorsz asystentk, jaka kiedykolwiek si Panu trafia.
Targaj mn powane obawy, e wyjecha Pan, nie nauczywszy mnie pisa, i nie wiem
nawet, od jakich sw mam zacz opowiada to wszystko, co pragn panu powiedzie.
Chciaabym, eby Pan wiedzia, e byam szczliwa, e dziki Panu spotkaam mczyzn,
ktrego kochaam i ktry mnie kocha, i e mamy syna, Daniela, ktremu zawsze o Panu
opowiadam i ktry nada memu yciu sens niemoliwy do przyblienia przez wszystkie ksiki
wiata.
Nikt o tym nie wie, ale czasem wci wracam na nabrzee portowe, z ktrego Pan
wyjecha na zawsze, i siadam na chwil, sama, i czekam, jakbym wierzya, e Pan wrci.
Gdyby tak si stao, mgby Pan stwierdzi, e pomimo tego wszystkiego, co si wydarzyo,
ksigarnia nadal funkcjonuje, miejsce, gdzie wznosi si dom z wieyczk, nadal stoi puste,

wszystkie kamstwa, jakie o Panu rozgaszano, zostay zapomniane, a po naszych ulicach


chodzi tyle osb, ktrych dusze zbrukane s krwi, i nawet nie mi cokolwiek o Panu
wspomina, a kiedy to czyni, oszukuj samych siebie, bo nie mog na siebie spojrze w
lustro. W ksigarni wci sprzedajemy Paskie ksiki, ale spod lady, teraz zostay bowiem
uznane za amoralne, a kraj zaludni si chtnymi do niszczenia i palenia ksiek, i takich jest
wicej ni tych, ktrzy chc je czyta. Ze czasy nastay i nierzadko ogarniaj mnie
przeczucia, e nadchodz jeszcze gorsze.
Mj m i lekarze s przekonani, e chytrze mnie oszukuj, ale ja wiem, e pozostao
mi niewiele czasu. Wiem, e umr niebawem i e kiedy ten list trafi do Pana, mnie ju nie
bdzie wrd ywych. Dlatego musiaam napisa, bo chciaam, eby Pan wiedzia, e si nie
boj, a jedynym moim zmartwieniem jest to, e opuszczam dobrego czowieka, ktry da mi
ycie, i mojego Daniela i zostawiam ich samych na wiecie, ktry z kadym dniem, jak mi si
wydaje, staje si bardziej taki, jakim Pan go widzia, ni taki, jaki ja sdziam, e moe by.
Chciaam napisa do Pana, eby wiedzia pan, e mimo wszystko yam i e jestem
wdziczna za ten czas, jaki tu spdziam, wdziczna za to, e Pana poznaam i e mogam si z
Panem przyjani. Chciaam napisa do Pana, bo chciaabym, aby mnie Pan pamita i
pewnego dnia, jeli bdzie Pan mia osob tak blisk jak ja mojego maego Daniela, mg
opowiedzie jej o mnie i dziki swoim sowom pozwoli! y zawsze.
Kochajca
Isabella
Kilka dni po otrzymaniu tego listu zauwayem, e nie jestem na play sam. Poczuem
jego obecno w porannej bryzie, ale nie chciaem i nie mogem zebra si do kolejnej
ucieczki. Stao si to po poudniu, kiedy usiadem do pisania przy oknie, czekajc, a soce
zanurzy si w widnokrg. Usyszaem odgos krokw na deskach pomostu i wtedy
zobaczyem go.
Pryncypa, ubrany na biao, zblia si wolno pomostem, prowadzc za rk siedmio , moe omioletni dziewczynk. Natychmiast rozpoznaem ten widok, t star fotografi,
ktr Cristina przechowywaa jak skarb przez cae ycie, nie wiedzc, skd si u niej wzia.
Doszed do koca pomostu i uklk przy dziewczynce. Oboje przypatrywali si socu,
ktre roztapiao si nad oceanem w bezkresnej tafli poncego zota. Wyszedem z chaupy i
doczyem do nich. Pryncypa odwrci si i umiechn do mnie. W wyrazie jego twarzy nie
byo ani groby, ani alu, moe tylko cie melancholii.
- Brakowao mi pana, drogi przyjacielu - odezwa si. - Brakowao mi, i to bardzo,
naszych rozmw, nawet naszych drobnych sporw...

- Przyszed pan wyrwna rachunki?


Umiechn si i wolno pokrci gow.
- Wszyscy popeniamy bdy. Ja pierwszy. Ukradem panu to, co pan kocha
najbardziej. Nie uczyniem tego, aby pana zrani. Zrobiem to ze strachu. Z lku, e ona pana
odcignie ode mnie, od naszej pracy. Byem w bdzie. Potrzebowaem troch czasu, aby to
poj, ale jeli akurat mi czego nie brakuje, to wanie czasu.
Przyjrzaem mu si bacznie. Tak jak i ja nie zestarza si ani o dzie.
- Wobec tego po co si pan tu zjawi?
Wzruszy ramionami.
- eby si z panem poegna.
Jego wzrok spocz na dziewczynce, ktra cay czas trzymaa si jego doni i
przypatrywaa mi si z ciekawoci.
- Jak masz na imi? - zapytaem.
- Ma na imi Cristina - odpowiedzia pryncypa.
Spojrzaem jej w oczy, ona skina za gow. Poczuem, jak cina mi si krew. Rysw
twarzy mogem nie by pewien, ale oczu nie mogem pomyli z adnymi innymi oczyma.
- Cristino, przywitaj si z moim przyjacielem, Davidem. Zostaniesz z nim.
Rzuciem okiem na pryncypaa, ale nie odezwaem si. Dziewczynka podaa mi rk,
jakby ju tysic razy wiczya ten gest, i zamiaa si zawstydzona. Pochyliem si ku niej i
ucisnem jej do.
- Dzie dobry - szepna.
- Znakomicie, Cristino - rzek z aprobat pryncypa. - i co jeszcze?
Dziewczynka kiwna gow na znak, e wanie sobie przypomniaa.
- Mwiono mi, e pan robi rne historie i bajki.
- I to najlepsze - doda pryncypa.
- Zrobi mi pan jedn?
Zawahaem si przez chwil. Dziewczynka, zaniepokojona, spojrzaa na swojego
towarzysza.
- I jak, panie Davidzie? - spyta pryncypa.
- Oczywicie - odezwaem si wreszcie. - Zrobi ci tak bajk, jak tylko zechcesz.
Dziewczynka umiechna si i przysuwajc si bliej, pocaowaa mnie w policzek.
- Cristino, moe przejdziesz si na pla i poczekasz, a ja tym czasem poegnam si z
przyjacielem - zaproponowa pryncypa.
Cristina przytakna i powoli odesza, co kilka krokw odwracajc si ku nam i

umiechajc. Obok mnie gos pryncypaa sodziutko szepta wieczne przeklestwo.


- Postanowiem odda panu to, co najbardziej pan ukocha i co panu skradem.
Postanowiem, e wreszcie bdzie pan wdrowa zamiast mnie i poczuje pan to, co ja czuj,
e nie zestarzeje si pan ani o dzie i bdzie widzia, jak Cristina dorasta, e zakocha si pan
w niej ponownie i zobaczy pan, jak starzeje si u pana boku, by pewnego dnia umrze w
paskich ramionach. Oto moje bogosawiestwo i moja zemsta.
Zamknem oczy, nie dopuszczajc do siebie tej myli.
- To niemoliwe. Nigdy nie bdzie t sam Cristin.
- To tylko od pana bdzie zalee. Oddaj panu bia kart. Ta historia ju nie do mnie
naley.
Usyszaem oddalajce si kroki i kiedy ponownie otworzyem oczy, pryncypaa ju
nie byo. Cristina, u stp pomostu, przygldaa mi si wyczekujco. Umiechnem si, na co
podesza, powoli i niepewnie.
- Gdzie jest pan? - zapytaa.
- Odszed ju.
Spojrzaa w lewo i w prawo, na cignc si w obie strony bezkresn pla.
- Na zawsze?
- Na zawsze.
Umiechna si i usiada przy mnie.
- nio mi si, e bylimy przyjacimi - powiedziaa.
Spojrzaem na ni i skinem gow.
- I jestemy. Zawsze bylimy.
Zamiaa si i wzia mnie za rk. Wskazaem na soce, ktre zanurzao si w
morzu. Cristina popatrzya w tym kierunku ze zami w oczach.
- Bd kiedy o tym pamita? - zapytaa.
- Kiedy tak.
I w tej wanie chwili wiedziaem ju, e kad wspln minut, jaka nam pozostaa,
powic, by uczyni j szczliw, naprawi krzywd, jak jej wyrzdziem, odda to
wszystko, czego nigdy nie potrafiem da. Te strony bd nasz pamici do ostatniego jej
tchu w mych ramionach, do momentu, kiedy odprowadz j w gb morza, gdzie zaczyna
nie prd porywisty, eby zanurzy si z ni na zawsze, uciekajc tam, gdzie ani niebo, ani
pieko nie bd nas mogy odnale.

You might also like