You are on page 1of 5

Dominik Antonowicz*

Wspólnota rzetelności

Szkolnictwo wyższe w kilku krajach Europy Zachodniej przeszło w ostatniej dekadzie


dość gruntowane reformy, których wspólnym mianownikiem było poszukiwanie sposobów na
bardziej efektywne wykorzystanie publicznych funduszy i stworzenie zachęt do poszukiwania
finansowania poza sferą publiczną. Poszukiwanie efektywności w nauce jako kategorii w
gruncie rzeczy ekonomicznej wzbudziło kontrowersje w nauce – wszak nawet pobieżna
analiza sfery publicznej pozwala na wskazanie obszarów, w których brak efektywności czy
wręcz niegospodarność jest ogromna. Trzeba jednak pamiętać, że jednym ze sposobów na
poszukiwanie dodatkowych środków finansowych jest możliwie najlepsze ich wydatkowanie,
czyli wskazanie na korzyści płynące z rozwoju nauki. Nie jest bowiem tajemnicą, że
podatnicy demonstrują większą skłonność do hojności gdy wiedzą, na co ich pieniądze są
konkretnie wydatkowane i do jakich efektów prowadzą.
Na pewno służy temu wprowadzenie wiarygodnego modelu ewaluacji jednostek
naukowych, który byłby przejrzysty i zrozumiały, co do kierunku prowadzonej polityki
naukowej, stawianych jej celów oraz sposobu ich weryfikacji. Dlatego – korzystając z
zaproszenia Fundacji na rzecz Nauki Polskiej – postanowiłem przedstawić problem
finansowania, a przede wszystkim ewaluacji badań naukowych, widziany z perspektywy
podatnika. Kierowałem się jednak przekonaniem, że zbyt wiele dyskusji o szkolnictwie
wyższym odbywa się w hermetycznym kręgu zainteresowanych (pracowników
akademickich), z natury rzeczy przyjmujących własną, środowiskową optykę. Brak spojrzenia
na naukę z perspektywy finansującego ją podatnika czyni dyskusję niepełną, a przez to i
ułomną. Trudno nie oprzeć się wrażeniu – zwłaszcza wsłuchując się wewnątrzśrodowiskowe
dyskusje - że pokutuje poczucie wyjątkowości (znane również w świecie kultury, służbie
zdrowia czy wymiarze sprawiedliwości), które przejawia się postrzeganiem nauki i
szkolnictwa wyższego w oderwaniu od szerszego kontekstu polityki publicznej.
Reformy szkolnictwa wyższego w państwach, które często stanowią dla nas źródło
dobrych praktyk i gdzie nakłady na badania (zarówno w skali bezwzględnej jak i
z uwzględnieniem stosunku do PKB) są wyższe niż w Polsce, wyrosły na wznoszącej fali
menadżerskiej koncepcji państwa oraz ewaluacyjnego modelu polityki publicznej. Reformy te
nie były wprowadzane przez środowisko, a w wielu przypadkach nawet wbrew jego
zbiorowej woli (w Wielkiej Brytanii, Holandii i innych krajach). Dlatego „zazdrosne“
przywoływanie wskaźników finansowania badań w Holandii, Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii
jest naturalnie słuszne, ale jednocześnie zwykle nie idzie w parze z prezentacją drugiej
(pewniej mniej lubianej) strony medalu – mechanizmów wymuszających efektywność i
wprowadzających rzetelną ocenę pracy akademickiej. Tymczasem ideologicznym
fundamentem państwa menedżerskiego i ewaluacyjnego modelu polityki publicznej była
fascynacja efektywnością mechanizmów rynkowych oraz możliwością konsumenckiego
wyboru w obliczu rosnącego kryzysu finansów publicznych. Polityka „urynkowienia
państwa” czy „ państwa menedżerskiego” (gdzie konkurencja o środki finansowe jest
naturalnym mechanizmem selekcji dobrej nauki) stała się dominującym nurtem w USA i
krajach Europy Zachodniej (zwłaszcza Wielkiej Brytanii) w latach 80-tych ubiegłego stulecia,
będąc swoistą rewolucją w wyznaczaniu nowych trendów w polityce publicznej.
Charakterystyczną cechą przejścia od państwa opiekuńczego do menażerskiego, pozwalającą
lepiej zrozumieć rosnącą rolę podatnika w polityce publicznej, było podkreślenie znaczenia

1
społecznej rozliczalności (ang. accountability) instytucji sektora publicznego. Idea
rozliczalności zakłada, że każda istniejąca instytucja publiczna albo instytucja prowadząca
działalność finansowaną z publicznych pieniędzy winna merytorycznie rozliczać się przed
swym suwerenem/mocodawcą. O ile rozliczalność finansowa nie budzi większych
kontrowersji, o tyle kwestia merytorycznej rozliczalności przed państwowymi agendami jest
zjawiskiem nowym, często budzącym kontrowersje i z tego powodu traktowanym z rezerwą
w środowiskach profesjonalnych (np. naukowym, lekarskim). Trzeba mieć świadomość, że
ten liberalny zwrot w polityce publicznej nie wzbudził entuzjazmu zwłaszcza w świecie nauki
i szkolnictwa wyższego. Przeciwnie – reformy wprowadzane na kanwie państwa
menadżerskiego („pro-rynkowego“, pro-rynkowej konkurencyjności badań) nie spotkała się
nawet z najmniejszą przychylnością środowiska akademickiego, a duża część proponowanych
reform przyczyniła się do protestów, pikiet, a nawet akcji strajkowych na uczelniach.
Niestety, trzeba mieć również świadomość, że bez wzrostu rozliczalności świata
akademickiego w żadnym z krajów Europy Zachodniej nie nastąpiłby wzrost nakładów na
badania naukowe, zwłaszcza, że większość z nich musi stawić czoła ogromnym wyzwaniom
natury demograficznej.
Polityka instytucjonalnego zaufania państwa opiekuńczego nie stawiała przed
uczelniami oraz innymi instytucjami naukowymi żadnych konkretnych, mierzalnych celów.
Uczelnie realizowały własne misje, a państwo obdarzało je niemal nieograniczonym
zaufaniem, wierząc że misje wyznaczone przez autonomiczne instytucje naukowe
realizowane są przez nie w sposób najlepszy z możliwych. Takie podejście mogło być
realizowane, gdy badania naukowe prowadziła niewielka liczba instytucji naukowych
(głównie uczelni), a ich finansowe potrzeby mogły być zaspokojone bez konieczności
ograniczania środków w innych obszarach polityki publicznej. Badania naukowe (zwłaszcza
te prowadzone na uczelniach) nie miały istotnego znaczenia dla gospodarki, bowiem
akademicy byli zarazem ich głównymi i często jedynymi „konsumentami“ (odbiorcami). W
okresie powojennym finansowe oczekiwania jak i potrzeby rosnącej liczby uczelni oraz
instytucji badawczych przekroczyły możliwości budżetowe państwa, a w postindustrialnym
modelu gospodarki wzrastało zainteresowanie podmiotów gospodarczych wynikami badań
prowadzonych w instytucjach naukowych, bowiem wyniki badań nabierały znaczenia
instrumentalnego. Na zmianę polityki instytucjonalnego zaufania wpłynęły niezależnie od
siebie zachodzące procesy (a) umasowienia działalności badawczej, (b) zwiększenia
instrumentalnej roli badań prowadzonych w uczelniach/jednostkach naukowych. Procesy te
bardzo silnie przyczyniły się do wzrostu znaczenia badań naukowych – wzrostu zarówno
ilościowego (liczby instytucji prowadzących badania, osób zatrudnionych przy badaniach) jak
i jakościowego (potencjalnych korzyści gospodarczych i politycznych). Poza tym polityka
naukowa stała się potrzebna, gdyż poza nielicznymi wyjątkami budżetowe środki na naukę
były stopniowo ograniczane (jako niewystarczające w stosunku do deklarowanych potrzeb), a
aktywność badawcza przestała być wyłącznie wewnętrzną sprawą uczelni i uczonych.
Dlatego nowoczesne państwa przeznaczają część publicznych pieniędzy na jednostki
naukowe, wytyczając sobie cele w obszarze badań i rozwoju.
Wprowadzenie ewaluacyjnego modelu polityki rządowej w obszarze nauki uaktywniło
przede wszystkim liczne głosy krytyki płynące głównie ze środowiska akademickiego, które
po dekadach względnie bezpiecznej pracy „za murami“, „w wieży z kości słoniowej” zostało
postawione przed koniecznością rozliczenia się ze swojej działalności przed podatnikami, a
dokładniej przed ich polityczną reprezentacją. Nie jest to ani miłe, ani przyjemne, zwłaszcza
gdy o politykach ma się nie najlepsze zdanie (często przy tym uzasadnione). Jest to
konsekwencją tego, że uprawianie nauki przestało być formą misji w poszukiwaniu prawdy,
opartej na idealistycznej wizji świata nauki przez uczonych. Zwiększenie rozliczalności
świata nauki i wprowadzenie mechanizmów ewaluacyjnych musiało silnie zachwiać światem

2
akademickim. Nadejście menedżerskiego modelu państwa oznaczało bowiem swoistą opisaną
przed laty przez Alvin Tofflera, rewolucję Trzeciej Fali w nauce.
Nie jest tajemnicą, że wielu prominentnych przedstawicieli środowiska akademickiego
nie jest do końca przekonanych (mówiąc dość eufemistycznie) o tym, że to podatnicy powinni
mieć decydujący głos w sprawach polityki naukowej i szkolnictwa wyższego. Takie
stanowisko często jest podpierane argumentami historycznymi nawiązującymi do mało
chlubnej tradycji polskiej nauki w okresie PRL, kiedy to partyjne gremia nie kryły aspiracji
podporządkowania uniwersytetów ideologicznym pryncypiom. Czasy komunistyczne
bezpowrotnie (na szczęście) minęły, obecnie rządzący naszym krajem (cokolwiek by o nich
nie myśleć) posiadają demokratyczną legitymizację do sprawowania władzy. Minęło już
dwadzieścia lat od czasu pierwszych demokratycznych wyborów i jawne odmawianie
rządzącym prawa do kreowania polityki naukowej jest w tym kontekście – przynajmniej dla
mnie - nie do końca zrozumiałe i uzasadnione. Zwłaszcza, że przywoływany często głos
środowiska trudno uznać za jednolity, gdyż jest ono mocno wewnętrznie zróżnicowane bo jak
pisze Jan Kozłowski, „badacze tracą charakter jednolitej grupy zawodowej, jaki mieli
zarówno przed wojną (jak zatrudnieni przede wszystkim na wyższych uczelniach), jak i w PRL
(jako przedstawiciele tzw. budżetówki, mając w świetle obowiązującego prawa zbliżony
status, niezależnie od pionu, w jakim byli zatrudnieni)“.
Model polityki ewaluacyjnej zakłada bardzo pragmatyczne spojrzenie na naukę jako
część polityki publicznej, która mimo swej specyfiki podlega podobnym regułom co inne
aspekty polityki publicznej. O podziale pieniędzy decydują podatnicy, którzy nie mają
żadnych obowiązków, natomiast muszą podejmować trudne i niekiedy bolesne decyzje o tym,
gdzie ulokować fundusze publiczne. W tym kontekście wprowadzenie jasnego, przejrzystego
i sprzyjającego rozwojowi systemu ewaluacji może dać nauce przewagę konkurencyjną nad
innymi działami sektora publicznego. Dlatego pierwszym i zasadniczym kryterium ewaluacji
jednostek naukowych winna być właśnie ocena jakości prowadzonych badań. W Polsce
wydaje się drukiem wiele artykułów o znikomym czy zerowym znaczeniu dla nauki, a
przeznaczana na to istotna część ograniczonego już budżetu nauki jest marnotrawieniem
publicznych pieniędzy. Ewaluacja badań naukowych w Polsce, która w sposób
instytucjonalny realizuje się w postaci oceny parametrycznej, powinna wyraźnie kłaść nacisk
na ocenę jakości, a nie wyłącznie ilości prowadzonych badań. Na świecie (Holandia, Wielka
Brytania, Australia) istnieją ugruntowane i sprawdzone sposoby pomiaru jakości
prowadzonych badań, liczne „dobre praktyki”, z których można obficie korzystać. Po drugie,
ewaluacja jednostek naukowych powinna odbywać się na podstawie możliwie najbardziej
intersubiektywnych kryteriów, które będą uosabiały priorytety polityki w zakresie badań,
czyli kierunek, w którym podatnicy (a konkretnie ich wybierani demokratycznie
przedstawiciele) będą widzieli rozwój nauki. Skuteczny, przejrzysty, stabilny i
weryfikowalny system oceny stanowi tym samym jeden z najważniejszych elementów
kształtujących strukturę i zasady funkcjonowania systemu nauki i szkolnictwa wyższego.
Musi on być przede wszystkim wiarygodny zarówno dla interesariuszy zewnętrznych
(podatników), jak również dla interesariuszy wewnętrznych (kadry akademickiej). Dlatego
ewaluacja powinna być dokonywana nie tylko przez krajowych, ale także zagranicznych
ekspertów, z krajów, gdzie ugruntowana jest kultura ewaluacji w szkolnictwie wyższym.
Byłby to znakomity sposób na przerwanie toczącej polską naukę „choroby zakaźnej“ w
postaci grzecznościowych recenzji.
Po trzecie, ewaluacja badań naukowych powinna być rozdzielona od uprawnień
dydaktycznych, natomiast powinna skłaniać jednostki do profilowania własnej aktywności
badawczej na polach, gdzie prowadzone badania naukowe przynoszą najlepsze rezultaty. W
tym sensie, musi ona jednoznacznie powstrzymywać jednostki przed angażowaniem się w
prowadzenie badań o charakterze peryferyjnym (o „marginalnym“ znaczeniu wyników

3
badań), a skłaniać do poszukiwania tych obszarów, w których kompetencje pracowników
danej jednostki są największe. Podatnicy mogą nie być zainteresowani finansowaniem badań
o charakterze hobbystycznym, ale z pewnością będą skłonni finansować działalność w tych
dziedzinach nauki, w których realne jest osiągnięcie sukcesu, a zainwestowane fundusze
przyniosą ponadindywidualne korzyści. Badania naukowe finansowane z publicznych
pieniędzy, zwłaszcza w krajach „na dorobku” muszą być lepiej ukierunkowane niż to się
obecnie dzieje w Polsce.
Po czwarte, model ewaluacji jednostek naukowych powinien zmierzać do lepszego
wykorzystania posiadanego przez nie potencjału, zarówno ludzkiego, jak i zasobów
materialnych. Dotyczy to zwłaszcza prowadzenia badań w dużych instytucjach
akademickich, które ze względu na obowiązujący mechanizm parametryzacji jednostek uległy
silnej fragmentacji, określanej w teorii zarządzania jako struktura silosowa. Struktura
silosowa jest na tyle silnie zakorzeniona w polskim szkolnictwie wyższym, że tworzą się
schematy myślenia tunelowego, w którym każda jednostka uczelni działa we własnym, wąsko
rozumianym interesie, co powoduje brak współpracy, integralności oraz wzajemnego
uzupełniania. Ocena jakości badań naukowych powinna być zatem prowadzona w oparciu o
podział na dyscypliny nauki, a nie strukturę uczelni.
Po piąte, podlegające ocenie parametrycznej zespoły/jednostki badawcze powinny
otrzymywać określone kategorie (obecnie są to kategorie od 1-5). Dla zachowania
wydajnych (efektywnych) mechanizmów konkurencji ważne jest, aby utrzymywano stałą
proporcję jednostek należących do najwyższej kategorii (nie więcej niż 15% wszystkich
jednostek podlegających parametryzacji w danym obszarze badań, dziedzinie nauki).
Najwyższą kategorię powinny otrzymywać te jednostki i zespoły, które prowadzą działalność
badawczą na najwyższym światowym poziomie, natomiast zespoły, które uzyskały najniższą
kategorię powinny być pozbawione możliwości korzystania z (instytucjonalnych) środków
publicznych na badania, a w sytuacji ewentualnego braku dalszej poprawy jakości badań
prowadziłoby do naturalnej konieczności rozwiązania takiej instytucji/zespołu. W rezultacie
też jednostki naukowe w przedostatniej kategorii oceny otrzymywałyby środki publiczne, ale
taka sytuacja byłaby wyraźnym sygnałem możliwości ograniczenia środków przy
niezadowalającej kolejnej ocenie, co w wydajny sposób motywowałoby do podniesienia
jakości prowadzonych badań i zwiększenia liczby lepszych publikacji. Dodatkowo po każdej
ocenie parametrycznej 10% jednostek o wartościach brzegowych w ramach jednej kategorii
byłoby wymieniane z odpowiednią liczbą jednostek z kategorii sąsiadującej (bez wymiany
między grupą przedostatnią i najniższą, która, jak wspomniano, nie otrzymuje już dalszych
środków publicznych). Podobny mechanizm wymiany funkcjonuje w ligowych rozgrywkach
sportowych, gdzie drużyny zajmujące ostatnie pozycje są przenoszone do niższej klasy
rozgrywek, a najlepsze automatycznie są awansowane o klasę wyżej.
Po szóste, ocena parametryczna powinna być dokonywana przy poszanowaniu
różnorodności i tradycji poszczególnych dziedzin nauk, ale różnorodność nie może
wiązać się wystawieniem ich poza nawias przedstawionych wyżej postulatów ewaluacji
jednostek naukowych. Dotyczy to zwłaszcza humanistyki i nauk społecznych, które ze
względu na specyfikę języka i narodowej kultury często uciekają przed międzynarodowymi
standardami ewaluacji badań. Różnorodność dziedzin wiedzy powinna także uwzględniać
szerokie spektrum działalności zespołów badawczych, wliczając w to ekspertyzy oraz
otwartość na świat nauki, mierzoną współpracą międzynarodową, mobilnością kadry
akademickiej i doktorantów, a przede wszystkim skutecznością pozyskiwania środków
zewnętrznych na badania.
Po siódme, ewaluacja badań naukowych powinna wykluczać przyznawanie
dodatkowych punktów za sam fakt zatrudniania pracowników posiadających stopnie i
tytuły naukowe. Przedmiotem oceny działalności badawczej jest „aktywność badawcza”, a

4
nie stan zatrudnienia. Patrząc na to zagadnienie z punktu widzenia podatnika nie ma
znaczenia, czy aktywny albo nieaktywny badawczo jest profesor, adiunkt, czy asystent.
Ewaluacji nie podlega potencjał ludzki, ale sposób jego wykorzystania w zespołach
badawczych, którego efektem są wyniki badań.
Ewaluacja jako narzędzie oddziaływania podatników na naukę wymaga przede
wszystkim zmiany sposobu myślenia o uprawianiu nauki, jako o pracy finansowanej z
publicznych pieniędzy, przejrzystej i rozliczanej w sensie nie tylko finansowym, ale również
merytorycznym. Dobrze skonstruowany model ewaluacji badań naukowych może poprawić
funkcjonowanie instytucji nauki i zespołów badawczych, czyniąc je bardziej przejrzystymi
oraz rozliczanymi względem finansujących ją podatników. W moim przekonaniu bez tego
trudno liczyć, aby podatnicy byli skłonni do wykazania większej hojności wobec nauki, mając
jako alternatywę wiele palących potrzeb, takich jak służba zdrowia czy reforma emerytalna.
Wprowadzenie nowego modelu ewaluacji jednostek naukowych może być jednak trudne ze
względu na fakt, że jednym z najbardziej długotrwałych, widocznych i charakterystycznych
cech polskiego życia naukowego jest nieufność środowiska w stosunku do administracji
nauki. W kontekście polityki publicznej to jednak państwo jest suwerenem i to ono powinno
wyznaczać cele i priorytety polityki naukowej, a proces ewaluacji działalności badawczej
winien być dokonywany w jego imieniu przez agencje czy instytucje (np. KEJN) z udziałem
naukowców zarówno polskich i zagranicznych. To oznacza przede wszystkim zgodę na
poddanie prowadzonych przez jednostki naukowe badań zewnętrznej procedurze ewaluacji.
Kryteria i sposób oceny jednostek naukowych mają stworzyć czytelne zasady rozsądnego
lokowania publicznych pieniędzy, tak aby przyniosły one społeczeństwu/podatnikom
możliwie największe korzyści (nie tylko finansowe). Istota proponowanej ewaluacji ma
stymulować i premiować zespoły badawcze prowadzące badania na najwyższym
międzynarodowym poziomie. Trzeba mieć jednak świadomość, że wprowadzenie
proponowanego modelu będzie w konsekwencji prowadziło do rosnącego zróżnicowania
funduszy nie tylko między poszczególnymi uczelniami (co ma miejsce już teraz), ale również
między poszczególnymi zespołami badawczymi (wydziałami, instytutami, pracowniami etc.)
w obrębie instytucji naukowej. Oznacza to również, że najsłabsze zespoły będą pozbawione
publicznych instytucjonalnych funduszy na badania. Ponadto, środki na działalność statutową
(badania własne) będą stopniowo ograniczone i coraz większa ich część stanie się dostępna
wyłącznie w warunkach otwartej konkurencji, co w naturalny sposób wykreuje zwycięzców i
przegranych, niszcząc pewien wieloznaczny mit akademickiej wspólnoty. Wspólnota
naukowa powinna dotyczyć rzetelności, wysokiej jakości badań i wydajności przejawiającej
się dobrymi publikacjami (a nie łapaniu wszystkich na podtopioną tratwę ratunkową)

*Dominik Antonowicz jest pracownikiem Instytut Socjologii UMK, prowadzi badania nad
trendami globalnymi oraz polityką publiczną w szkolnictwie wyższym. Był dwukrotnie
stypendystą FNP. Pracował między innymi w Center of Higher Education Policy Studies
(CHEPS) na Uniwersytecie w Twente.

You might also like