You are on page 1of 129

MICHAEL

MOORCOCK
ELRYK Z MELNIBONE

Sagi o Elryku
Tom I
Przeozy: W. T. K

Tytu oryginau:
Elric of Melnibon

Data wydania polskiego: 1994 r.


Data pierwszego wydania oryginalnego: 1993 r.

Poulowi Andersonowi za Zamany Miecz oraz za Trzy serca i trzy lwy.


Niezyjacemu

juz Fletcherowi Prattowi za Studnie Jednorozca.


Bertoldowi Brechtowi za Opere za trzy grosze, bowiem z niejasnych
powodw umieszczam ja wsrd ksia
zek, ktre wywary najwiekszy
wpyw na pierwsza czesc Sagi o Elryku.

Drogi Czytelniku
Elryka okresla sie czesto jako antybohatera, ja jednak wole uwazac go po prostu za bohatera. W czasach mojego dorastania wszyscy bohaterowie (William,
Tarzan, Mord Emly, Jo March i inni) byli to ludzie walczacy
o swoja wolnosc ;
zmuszeni do polegania na wasnym sprycie i wartosciach, sa zarazem gotowi
nawet jesli niechetnie do wielkich poswiecen dla dobra ogu.
Pzniej zafascynowaa mnie literatura analizujaca
mity, ktre sprawiaja, z e
ten typ bohatera jest tak pociagaj
acy
(na przykad Lord Jim). Dostrzegem, z e
istnieja obszary, gdzie heroizm staje sie zwyka manipulacja, uruchamiana po to
na przykad, by mode kobiety w imie poswiecenia godziy sie na krzywdzace

mazenstwo bad
z modzi ludzie oddawali z ycie w niesprawiedliwych wojnach.
Wyalienowany bohater czy bohaterka czesto zdolny jest usuna
c sie na bok
i zrozumiec, co sie naprawde dzieje. Fikcja, w ktrej sa oni protagonistami, daje im siy (nieraz w walce ze straszliwymi przeciwnosciami) do podejmowania
dramatycznych krokw bad
z zmagan z niebezpieczenstwami, ktrym wiekszosc
z nas rwniez stawiaby czoo, gdybysmy dysponowali ich mozliwosciami czy tez
mieli takich jak oni przyjaci. W z yciu realnym takie siy przejawiaja sie jedynie
w dziaaniach zbiorowych i przy urnach wyborczych, choc znamy tez przykady
indywidualnego heroizmu i mestwa zwykych jednostek.
Nie widze nic zego w bohaterach stanowiacych

ucielesnienie marzen czowieka o doskonaosci. Wcia


z jestem bezwstydnie przywiazany

do moich wasnych
bohaterw, ktrzy w swych dziaaniach pozostaja sceptyczni wobec wadzy oraz
tego, co ona gosi.
Rozpoczaem

pisanie dziejw Elryka w poowie lat 50. Opowiesci zmieniay


sie stopniowo, czesto z inspiracji Jima Cawthorna, ktry dostarcza mi pomysy
i obrazy, az w roku 1959 dostaem propozycje napisania do pisma Science Fantazy caego cyklu.
Postac Elryka powstaa jako wynik swiadomej opozycji wobec panujacego

kultu macho. Mj bohater pojawi sie po raz pierwszy w The Dreaming City
i gdy powrciem do swej koncepcji, dopiero pzniej opisaem jego wczesniejsze
przygody. Elryk, jak pisaem wszedzie, stanowi odbicie czowieka, jakim byem
ja sam, gdy pisaem o nim po raz pierwszy. Jego udreki i poszukiwania aczyy

sie
bardzo scisle z moimi i tak jest poniekad
do dzis.
Elryk jako mj pierwszy prawdziwy bohater wzrasta poza niemowlectwem
i z nim najbardziej sie identyfikuje. Kiedy nadaem jego historii ostateczny ksztat
i dokonaem drobnych korekt, wprowadziem niewiele tylko zmian do prozy, ktra
niczym twardy kundel przetrwaa wszystkie wzloty i upadki dobrych kilka sezonw literackich. Mam nadzieje, z e praca ta moze stanowic z rdo swego rodzaju
przewrotnej przyjemnosci.
4

To, z e inspiracje czerpaem z takich autorw, jak: Anthony Skene (Monsieur


Zenith), Fletcher Pratt (Well of the Unicorn), James Branch Cabell (Jurgen),
Lord Dunsay, Fritz Leiber i Poul Anderson a takze z The Castle of Otranto,
Ivanhoe, Melmoth i innych ksia
zek, zostao wszedzie odnotowane.
Pierwsza powiesc o Elryku, ktra wysza w roku 1963, zostaa poswiecona
mojej matce. To wydanie dedykuje Johnowi Daveyowi, z wyrazami wdziecznosci
za jego nieoceniona pomoc.
Michael Moorcock

I
CZES C

W wyspiarskim krlestwie Melnibon, choc potega tego panstwa wygasa


przed pieciuset laty, nadal przestrzegane sa dawne zwyczaje. Teraz jedynie handel
z Modymi Krlestwami oraz fakt, z e Imrryr stao sie miejscem spotkan kupcw,
podtrzymuje sposb z ycia Melnibon. Czy te zwyczaje nie sa juz potrzebne? Czy
mozna sie ich wyprzec i unikna
c przeznaczenia? Ten, ktry chciaby rzadzi
c na
miejscu cesarza Elryka, uwaza, z e nie. Utrzymuje, z e Elryk swoja odmowa poszanowania starych zwyczajw (Elryk wiele z nich szanuje) sprowadzi na Melnibon zagade. Tak oto rozpoczyna sie tragedia, ktra zakonczy sie wiele lat pzniej
i przyspieszy koniec tego swiata.

Rozdzia 1
SMUTNY WADCA
Jego ciao ma barwe zbielaej czaszki, dugie, spywajace
ponizej ramion wosy sa mlecznobiae. Z waskiej,

pieknej twarzy spogladaj


a skosne, purpurowe i ponure oczy. Z duzych rekaww z tej szaty wyaniaja sie dwie waskie

biae donie,
wsparte na poreczach tronu, wyrzezbionego z jednego masywnego bloku rubinu.
Purpurowe oczy sa zatroskane; don unosi sie od czasu do czasu, by dotkna
c
lekkiego hemu, spoczywajacego

na biaych lokach. Wykonany z ciemnego, zielonkawego stopu hem jest cudownie odlany na podobienstwo zrywajacego

sie
do lotu smoka. Na doni gadzacej
z roztargnieniem korone byszczy pierscien,
w ktrym osadzony jest pojedynczy, rzadki kamien Actorios. Jego jadro

przemieszcza sie czasem leniwie i zmienia ksztat. Jest rwnie niespokojne w swym
drogocennym wiezieniu jak mody albinos, siedzacy
na Rubinowym Tronie.
Modzieniec spoglada
w d dugiego szeregu kwarcytowych stopni. W sali na
dole jego dworzanie tancza z taka subtelnoscia i wdziekiem, jakby byli duchami,
a nie istotami z krwi i kosci.
Albinos rozwaza w mysli problemy moralne i to zajecie rozni go od znakomitej wiekszosci jego poddanych; dla tego narodu nie jest ich godne. To mieszkancy
Melnibon, Smoczej Wyspy, ktra panowaa nad swiatem przez dziesiec tysiecy
lat i utracia swa supremacje okoo piec set lat temu. Sa okrutni i madrzy,

moralnosc zas dla nich oznacza kultywowanie tradycji setek lat.


Temu modziencowi, czterysta dwudziestemu smemu w prostej linii potomkowi pierwszego czarnoksieskiego cesarza Melnibon, ich zarozumialstwo wydaje sie nie tylko arogancja, ale i gupota. To oczywiste, z e Smocza Wyspa stracia
znaczna czesc swej potegi. Wkrtce, i jest to kwestia jednego czy dwch wiekw, czeka ja otwarty konflikt z tworzacymi

sie na poudniu panstwami ludzi.


Melnibonanie nazywaja je nieco protekcjonalnie Modymi Krlestwami, chociaz
pirackie floty tych panstw podejmoway juz nieudane ataki na Imrryr Piekne Miasto, stolice Smoczej Wyspy. Mimo to nawet najblizsi przyjaciele cesarza nie chca
rozmawiac o perspektywie upadku Melnibon. Nie lubia, gdy o tym wspomina;
8

uwazaja jego spostrzezenia za nieprzemyslane, stanowiace


poza tym naruszenie
dobrego smaku.
Samotny cesarz nadal siedzi pogra
zony w myslach. Gdyby jego ojciec, Sadryk
LXXXVI, spodzi wiecej dzieci, jego miejsce na Rubinowym Tronie mgby zaja
c odpowiedniejszy wadca.
Sadryk zmar przed rokiem; zdawa sie szeptac radosne powitania temu, ktry
przyszed, by zabrac jego dusze. Przez wieksza czesc z ycia nie zna innej kobiety poza z ona, ktra umara, wydajac
na swiat jedynego potomka o sabej krwi.
Sadryk kocha swa z one uczuciami Melnibonanina, tak dziwnie odmiennymi od
uczuc nowych przybyszw ludzi. Niczyja obecnosc nie dawaa mu radosci.
Nie potrafi przezywac szczescia nawet w towarzystwie syna, ktry ja zabi, syna
ktry by zarazem wszystkim, co po sobie pozostawia.
Mody cesarz wzrasta, pojony naparami z rzadkich zi, z y dzieki magicznym napojom leczniczym i psalmom. Jego siy podtrzymywane byy sztucznie;
wszelka wiedza i umiejetnosci czarnoksieskich krlw Melnibon suzyy temu
celowi. I przezy, wcia
z z yje, choc bez pomocy srodkw pobudzajacych

i zabiegw magicznych nie byby zdolny poruszyc reka.


Dodatnia strona trwajacej
cae z ycie sabosci modego cesarza byo to, iz z koniecznosci wiele czyta. Nim skonczy pietnascie lat, przeczyta wszystkie ksia
zki
z biblioteki ojca, niektre nawet kilkakrotnie. Jego czarnoksieskie moce, ktrych
poczatkowo

uczy sie od Sadryka, byy teraz potez niejsze niz te, ktrymi przez
wiele pokolen wadali jego przodkowie. Posiad geboka wiedze o swiecie poza
granicami Melnibon, chociaz niewiele z niej dane mu byo sprawdzic. Gdyby
chcia, mgby wskrzesic dawna potege Smoczej Wyspy i, jak pozbawiony uczuc
tyran, rzadzi
c nie tylko wasnym panstwem, ale i Modymi Krlestwami. Jednakz e wiedza nauczya go watpi
c w korzysci pynace
z uzycia siy, poddawac w wat
pliwosc motywy wasnego dziaania oraz to, czy w ogle powinien uzywac swej
mocy w jakiejkolwiek sprawie. Oczytanie doprowadzio go do tej moralnosci,
ktra ledwie zaczyna rozumiec.
Dla swoich poddanych jest zatem zagadka. Niektrzy z nich uwazaja nawet,
z e stanowi zagrozenie, poniewaz nie mysli ani nie postepuje zgodnie z ich wyobrazeniami o tym, jak prawdziwy Melnibonanin (a zwaszcza cesarz) powinien
myslec i postepowac. Jego kuzyn Yyrkoon nie raz i nie dwa wyraza powazne
watpliwo

sci co do prawa cesarza do panowania nad ludem Melnibon. Ten sabowity erudyta sprowadzi zgube na nas wszystkich powiedzia pewnej nocy
do Dyvima Tvara, Pana Smoczych Jaskin.
Dyvim Tvar, jeden z nielicznych przyjaci cesarza, wiernie powtrzy mu caa rozmowe, ale modzieniec zbagatelizowa te uwagi, uznajac
je za nic nie znaczac
a zdrade. Tymczasem kazdy z jego przodkw ukaraby wygaszanie takich
sw bardzo duga i wyrafinowana publiczna egzekucja.
Yyrkoon, ktry nawet teraz nie ukrywa swego przekonania, z e to on powinien
9

byc krlem, jest bratem Cymoril, co jeszcze bardziej komplikuje stanowisko cesarza. Albinos bowiem uwaza ja za najblizsza sobie osobe, i Cymoril pewnego
dnia zostanie cesarzowa.
Nizej, na mozaikowej posadzce paacu ksia
ze Yyrkoon, odziany we wszystkie swe najwspanialsze jedwabie, brokaty i futra, obwieszony klejnotami, tanczy
wsrd setki kobiet. Kra
za pogoski, z e kazda z nich bya jego kochanka. Ciemna
twarz Yyrkoona, urodziwa i ponura zarazem, okalaja dugie czarne wosy, uozone w loki i natarte olejkiem. Jak zawsze szyderczy, zachowuje sie butnie. Ciez ki
brokatowy paszcz koysze sie w takt jego ruchw, uderzajac
silnie pobliskich
tancerzy.
Yyrkoon nosi go, jakby bya to zbroja, moze nawet orez e. Wielu dworzan
z ywi dla ksiecia duzy respekt. Niewielu czuje sie dotknietych jego pycha, a ci,
ktrym nie podoba sie jego sposb bycia, boja sie to okazac. Wiadomo bowiem,
z e Yyrkoon jest potez nym czarnoksiez nikiem. Poza tym, jego zachowanie jest
w koncu takie, jakiego dwr oczekuje od wielkiego pana z Melnibon; jakie mile
widziane byoby u cesarza.
Cesarz o tym wie. Chciaby zadowolic dwr, ktry usiuje uhonorowac go
tancem i dowcipem. Nie moze jednak zmusic sie do udziau w czyms, co sam
uwaza za nuzacy
i irytujacy
ciag
rytualnych pz. W tym jednym jest moze nawet
bardziej arogancki niz Yyrkoon, bedacy
przykadem typowego prostaka.
Muzyka w galerii rozbrzmiewa teraz gosniej i staje sie bardziej wyrafinowana. Niewolnicy specjalnie szkoleni, z gardami przygotowanymi chirurgicznie do doskonaego spiewu zdwajaja wysiki. Nawet mody cesarz jest
poruszony smutna harmonia ich piesni, przewyzszajac
a wszystko, co wyrazano
wczesniej ludzkim gosem. Dlaczego to wasnie bl przynosi tak cudowne piekno? zastanawia sie cesarz. A moze trzeba cierpienia, by tworzyc piekno? Czy
to wasnie stanowi tajemnice wielkiej sztuki; zarwno ludzkiej, jak ich, Melnibonan?
Cesarz Elryk przymyka oczy.
W sali na dole nastepuje jakies poruszenie. Otwieraja sie drzwi i dworzanie
przerywaja taniec. Cofaja sie i kaniaja nisko przed wchodzacymi

z onierzami.
Odziani sa w jasny bekit, maja zdobione bogato hemy, uformowane w fantastyczne ksztaty; kosztowne wstegi zdobia ich dugie wcznie o szerokich grotach. Otaczaja moda kobiete, ktrej bekitna suknia harmonizuje z ich mundurami. Jej nagie ramiona zdobi piec czy szesc bransolet z brylantw, szafirw i zota.
Sznury tych kamieni ma takze wplecione we wosy. W odrznieniu od wiekszosci
kobiet na dworze nie ma nawet sladu makijazu na powiekach i policzkach.

Elryk usmiecha sie. To Cymoril. Zonierze


stanowia jej osobista, ceremonialna
straz, ktra zgodnie z tradycja eskortuje ja na dwr. Wstepuja na schody wiodace

do Rubinowego Tronu. Elryk wstaje powoli i wyciaga


rece.
Cymoril! Sadziem,

z e postanowias nie zaszczycac dzis dworu swa obec10

noscia.
Panie mj, uznaam, z e mimo wszystko mam ochote na rozmowe odpowiada kobieta z usmiechem.
Elryk jest jej wdzieczny. Ona wie, jak bardzo jest znudzony. Wie rwniez, z e
jest jedna z niewielu osb w Melnibon, z ktrymi cesarz lubi rozmawiac. Gdyby
etykieta na to pozwalaa, zaproponowaby jej miejsce na tronie, ale dziewczyna
musi usia
sc na ostatnim schodku u jego stp.
Usiad
z, prosze, sodka Cymoril. Elryk siada z powrotem na tronie i pochyla sie ku niej.
Dziewczyna zajmuje wskazane jej miejsce, patrzac
mu w oczy z mieszanina
rozbawienia i czuosci. Jej gwardzisci cofaja sie i staja po bokach tronu razem ze
straza Elryka. Teraz jedynie Elryk moze syszec jej gos.
Czy pojechabys jutro ze mna w dzikie zakatki
wyspy, panie?
Sa sprawy, ktrym powinienem poswiecic swa uwage. Pociaga
go jednak
ten pomys. Mineo juz tyle tygodni od czasu ich ostatniej konnej wyprawy za
miasto. Jechali wwczas razem, a ich eskorta trzymaa sie w dyskretnym oddaleniu.
Czy to pilne sprawy? Elryk wzrusza ramionami.
Jakiez sprawy sa pilne w Melnibon? Po dziesieciu tysiacach

lat na wiekszosc problemw mozna patrzec z pewnej perspektywy. Jego usmiech przypomina usmieszek ucznia, ktry zamierza uciec swemu nauczycielowi. Doskonale. Wyjedziemy wczesnym rankiem, zanim inni sie obudza.
Powietrze poza murami Imrryru bedzie czyste i ostre. Sonce bedzie juz
gorace,
a niebo bekitne i bezchmurne. . .
Elryk smieje sie.
Jakich to czarw musiaas uzyc, by speniy sie te z yczenia?
Cymoril spuszcza oczy i kresli palcem linie na marmurze posadzki.
Och, cakiem niewielkich. . . Mam troche przyjaci wsrd najlichszych
z ywiow.
Elryk pochyla sie, by dotkna
c jej pieknych, jedwabistych wosw.
Czy Yyrkoon wie?
Nie.
Ksia
ze Yyrkoon zabrania siostrze mieszac sie w sprawy magii. Jego przyjaciele wywodza sie jedynie sposrd mroczniejszych miedzy nadprzyrodzonymi
istotami, totez wie, jak niebezpiecznie zadawac sie z nimi. Przypuszcza wiec, z e
wszystkie czarnoksieskie przedsiewziecia zawieraja podobny element niebezpieczenstwa. Poza tym nie moze scierpiec mysli, z e inni posiadaja moc, jaka on wada. Prawdopodobnie tego wasnie nienawidzi w Elryku najbardziej.
Miejmy nadzieje, z e pieknej pogody wystarczy jutro dla caego Melnibon mwi Elryk.

11

Cymoril patrzy na niego zaintrygowana. Ona nadal nalezy do Melnibon. Nie


przyszo jej na mysl, z e jej czary mogyby komus przeszkadzac. Teraz wzrusza
tylko cudownymi ramionami i dotyka lekko doni swego pana.
Ta wina mwi. To przeszukiwanie sumienia. . . Nie jestem w stanie
zrozumiec jego celu.
Musze przyznac, z e ja rwniez. Wydaje sie, z e nie ma z adnej praktycznej
wartosci. A przeciez niejeden z naszych przodkw przepowiada zmiane w naturze naszego ludu. Zmiane tak duchowa, jak i cielesna. Moze widze zwiastuny tej
zmiany, gdy nachodza mnie owe dziwaczne, obce mysli?
Muzyka nasila sie, potem opada i znw nasila. Dworzanie tancza, choc wiele
par oczu kieruje sie ku Elrykowi i Cymoril, rozmawiajacym

na szczycie podwyzszenia. Nie koncza sie domysy. Kiedy Elryk ogosi Cymoril przysza cesarzowa?

Czy przywrci dawny, zniesiony przez Sadryka zwyczaj poswiecania dwunastu


par modozencw Wadcom Chaosu, by zapewnili pomyslnosc w mazenstwie
krlom Melnibon? Przeciez to oczywiste, z e ta wasnie decyzja Sadryka sprowadzia nieszczescie na niego i smierc na jego z one, przyniosa mu chorowitego syna
i zagrozia ciago
sci monarchii. Elryk musi przywrcic ten zwyczaj. Z pewnoscia
nawet on boi sie, by nie odezwaa sie klatwa,

jaka spada na jego ojca. Niektrzy


jednak twierdza, z e Elryk nie uczyni nic zgodnie z tradycja i jego postepowanie zagraza nie tylko jego z yciu, ale i istnieniu samego Melnibon i wszystkiego,
co ono reprezentuje. Ci, ktrzy tak mwia, zdaja sie byc w dobrych stosunkach
z ksieciem Yyrkoonem.
On zas tanczy nadal, pozornie czy tez naprawde nieswiadom tych gosw
i tego, z e jego siostra rozmawia cicho z kuzynem zasiadajacym

na Rubinowym
Tronie. Ten cesarz przysiad na brzegu fotela niepomny na swa godnosc ; nie ma
w nim ani troche pogardliwej dumy, jaka dawniej cechowaa kazdego wadce Melnibon. Gawedzi z ozywieniem, zupenie nie zwazajac
na to, z e dworzanie tancza,
by go zabawic.
Ksia
ze Yyrkoon zastyga nagle wp obrotu i podnosi swe ciemne oczy, by
spojrzec na cesarza. Dokadnie wyliczona dramatyczna poza Yyrkoona przycia
ga uwage Dyvima Tvara i Pan Smoczych Jaskin marszczy brwi. Siega reka do
boku, gdzie zawsze wisi jego miecz. Teraz jednak to miejsce jest puste. Na balu
dworskim nie nosi sie mieczy. Dyvim Tvar nieznacznie, lecz z uwaga obserwuje
ksiecia, wstepujacego

na schody Rubinowego Tronu. Wiele par oczu sledzi cesarskiego kuzyna i nikt juz nie tanczy, mimo z e nadzorca niewolnikw zmusza ich
do coraz wiekszego wysiku, a muzyka staje sie coraz gosniejsza.
Elryk podnosi wzrok. Jego kuzyn stoi o stopien nizej od tego, na ktrym siedzi
Cymoril. Yyrkoon skada ukon, z ktrego przebija ledwo uchwytna pogarda.
Twj suga oddaje ci sie, panie mwi.

Rozdzia 2
PIERWSZE STARCIE
Jak bawisz sie na balu, kuzynie? pyta Elryk. Jest swiadom, z e melodramatyczny akt wiernopoddanstwa Yyrkoona zosta przygotowany specjalnie po to, by
go zaskoczyc i jesli to mozliwe, ponizyc.
Czy podoba ci sie muzyka?
Yyrkoon spuszcza oczy; jego usta ukadaja sie w tajemniczy usmieszek.
Podoba mi sie wszystko, suzerenie. A tobie? Czyzby cos cie nie zadowalao? Nie tanczysz!
Elryk podpar bladym palcem podbrdek. Utkwi wzrok w przysonietych powiekami oczach Yyrkoona.
A jednak podoba mi sie taniec, kuzynie. Mozna przeciez znajdowac przyjemnosc w zadowoleniu innych.
Yyrkoon jest zdumiony. Otwiera szeroko oczy i napotyka wzrok Elryka. Elryk wzdryga sie lekko i odwraca spojrzenie. Wiotka reka wskazuje galerie dla
muzykw.
Moze zreszta to bl innych sprawia mi przyjemnosc . Nie troszcz sie o mnie,
kuzynie. Jestem zadowolony. Tak, zadowolony. Mozesz tanczyc dalej. Bad
z pewien, z e twemu cesarzowi podoba sie bal.
Nieatwo jednak odwrcic uwage Yyrkoona od celu, do ktrego zmierza.
Czyz cesarz nie powinien okazac zadowolenia, by jego poddani nie odeszli
zasmuceni i zmartwieni, z e nie rozbawili swego wadcy?
Chciabym ci przypomniec, kuzynie, z e cesarz nie ma z adnych obowiaz
kw wobec swych poddanych, oprcz obowiazku

rzadzenia

nimi odpowiada
spokojnie Elryk. To oni suza jemu. Taka jest tradycja Melnibon.
Yyrkoon nie spodziewa sie, z e Elryk uzyje przeciw niemu takiego argumentu.
Goraczkowo

szuka riposty.
Zgadzam sie, panie. Obowiazkiem

cesarza jest rzadzi


c poddanymi. Byc
moze dlatego tak wielu z nich nie bawi sie na balu tak, jak mogliby.
Nie rozumiem cie, kuzynie.
13

Cymoril podnosi sie. Stoi zaciskajac


donie, napieta, zaniepokojona drwiacym

tonem brata, jego lekcewazacym

zachowaniem.
Yyrkoon. . . mwi.
Udaje, z e dopiero teraz zauwazy jej obecnosc .
Ty tutaj, siostro? Widze, z e podzielasz niechec cesarza do tanca.
Yyrkoon, posuwasz sie za daleko zwraca sie do niego szeptem dziewczyna. Cesarz jest wyrozumiay, ale. . .
Wyrozumiay? A moze nierozwazny? Czy troszczy sie o tradycje naszej
wspaniaej rasy? Czyz nie traktuje z pogarda jej dumy?
Do tronu podchodzi Dyvim Tvar. Najwyrazniej wyczu, z e Yyrkoon wybra
ten moment, by wyprbowac sie Elryka.
Cymoril jest przerazona.
Yyrkoon, gdybys z y. . . mwi szybko.
Nie dbabym o z ycie, gdyby zgina
c miaa dusza Melnibon. A strazniczka duszy naszego narodu jest odpowiedzialnosc cesarza. Cz staoby sie, gdybysmy mieli wadce pozbawionego tej odpowiedzialnosci? Sabego wadce? Cesarza, ktry nie troszczyby sie o wielkosc Smoczej Wyspy i jej ludu?
Nieuzasadnione pytania, kuzynie. Elryk odzyska juz panowanie nad
soba i wolno cedzi sowa zimnym gosem. Taki cesarz nigdy nie zasiada na
Rubinowym Tronie i nigdy na nim nie zasiadzie.

Dyvim Tvar zblizy sie i dotkna


ramienia Yyrkoona.
Ksia
ze, jesli cenisz swa godnosc i z ycie. . . Elryk unis don.
Nie trzeba, Dyvim Tvar. Ksia
ze Yyrkoon rzadko zabawia nas intelektualna
rozmowa. Obawiajac
sie, z e jestem znudzony muzyka i tancem, choc wcale tak
nie jest, pomysla, iz dostarczy tematu do podniecajacej
dysputy. Mysle, z e zabawies nas nadzwyczajnie, ksia
ze Yyrkoonie Elryk zabarwi ostatnie zdanie
ojcowskim ciepem.
Yyrkoona ogarna
gniew. Zagryz wargi.
Mw jednak dalej, drogi kuzynie doda Elryk. Ta rozmowa mnie
zaciekawia. Mw dalej. . .
Yyrkoon obejrza sie, jakby szukajac
poparcia. Wszyscy jego zwolennicy byli
jednak w sali na dole. Obok mia tylko przyjaci Elryka Dyvima Tvara i Cymoril. Wiedzia dobrze, z e jego stronnicy syszeli kazde sowo i z e straciby twarz,
gdyby teraz nie znalaz odpowiedzi.
Elrykowi wydaje sie, z e Yyrkoon wolaby wycofac sie z tego starcia. Wybraby zapewne inny dzien i miejsce, by kontynuowac sowna potyczke, ale nie moze
tego uczynic. Sam Elryk nie ma zamiaru przeciaga
c tej gupiej rozmowy. Jest nie
tylko niesmaczna, ale i niewiele madrzejsza

od ktni dwch dziewczynek o to,


ktra pierwsza ma sie zabawiac niewolnikami. Zdecydowa sie poozyc jej kres.
Pozwl mi wiec przyja
c, z e cesarz fizycznie saby miaby takze zbyt saba
wole, by rzadzi
c jak przystoi. . . zacza
znw Yyrkoon, ale Elryk unis don.
14

Powiedziaes juz dosyc, drogi kuzynie. Nawet za duzo. Nudzies sie ta


rozmowa, podczas gdy wolabys zapewne tanczyc. Wzruszony jestem twa troska.
Teraz jednak i ja czuje skradajace
sie ku mnie znuzenie.
Elryk wsta i skina
na starego suge Tanglebonesa, stojacego

wsrd z onierzy
po drugiej stronie tronu.
Tanglebones! Mj paszcz. . . Raz jeszcze dziekuje ci za twa troske, kuzynie.
Zabawiliscie mnie, odchodze zadowolony rzek, zwracajac
sie do dworzan.
Tanglebones przynis paszcz z biaych lisw i zarzuci go na ramiona swego
pana. Tanglebones jest bardzo stary i choc jego plecy sa przygarbione, a czonki guzowate i powykrecane jak konary mocnego, starego drzewa, jest znacznie
wyzszy od Elryka. Elryk przechodzi wolno przez sale i znika w drzwiach, ktre
otwieraja sie na korytarz, prowadzacy
do jego prywatnych apartamentw.
Yyrkoon pozosta sam. Kipia gniewem. Odwrci sie na podwyzszeniu tronu
i otworzy usta, jakby chcia przemwic do patrzacych

na niego dworzan. Jego


przeciwnicy usmiechali sie otwarcie. Zacisna
piesci i popatrzy na nich zowrogo.
Przenis wzrok na Dyvima Tvara. Pan Smoczych Jaskin chodno odwzajemni to
spojrzenie, wyraznie rzucajac
mu wyzwanie. Yyrkoon potrzasn
a
gowa i ciez kie,
natarte olejkiem loki rozsypay sie na jego plecach. Rozesmia sie i ostry smiech
wypeni sale.
Muzyka urwaa sie, a on smiejac
sie ciagle,

ruszy w gre podwyzszenia. Szed


powoli coraz wyzej. Ciez ki paszcz ciagn
a
sie za nim, jakby sciagaj
ac
go w d.
Cymoril postapia

naprzd.
Yyrkoon, prosze cie, nie. . .
Odepchna
ja jednym ruchem ramienia. Zdecydowanie zmierza w strone Rubinowego Tronu i wszyscy zrozumieli, z e chce na nim usia
sc , by w ten sposb
dokonac jednego z najbardziej wiaroomnych czynw, jakie przewidywa zbir
praw Melnibon. Cymoril wbiega za nim po stopniach i pociagn
ea go za reke.
Smiech Yyrkoona zabrzmia jeszcze gosniej.
To ja jestem tym, ktrego poddani chcieliby widziec na Rubinowym Tronie rzek do siostry.
Zaczerpnea gosno powietrza i spojrzaa przerazona na Dyvima Tvara. Jego
twarz bya ponura i gniewna. Skina
na straze i nagle miedzy Yyrkoonem a tronem staney dwa szeregi uzbrojonych mez czyzn. Yyrkoon obejrza sie na Pana
Smoczych Jaskin.
Mdl sie, abys zgina
wraz ze swym panem sykna.

Ta zaszczytna gwardia przyboczna bedzie cie eskortowac z sali powiedzia gadko Dyvim Tvar. Wprowadzies ozywienie do dzisiejszej konwersacji,
ksia
ze Yyrkoonie.

15

Yyrkoon przesta sie smiac. Rozejrza sie juz opanowany i wzruszy ramionami.
Jest dosc czasu. Jezeli Elryk nie abdykuje, trzeba bedzie go usuna
c.
Szczupe ciao Cymoril zesztywniao, jej oczy rozbysy.
Jesli sprbujesz skrzywdzic Elryka, sama cie zabije! Unis waskie

brwi
i usmiechna
sie. W tej chwili zdawa sie nienawidzic siostry bardziej niz kuzyna.
Twoja lojalnosc wobec niego okreslia twj los, Cymoril. Wolabym, abys
umara, niz daa z ycie jego potomkowi. Nie zniose, by nasza krew osaba, skazia sie, bodaj zetknea sie z jego krwia. Strzez wasnego z ycia, siostro, zanim
zaczniesz grozic mojemu.
Zbieg po schodach, roztracaj
ac
tych, ktrzy szli, by mu gratulowac. Wiedzia,
z e zosta pokonany i szepty pochlebcw jedynie go irytoway. Wielkie drzwi zatrzasney sie za nim z hukiem.
Dyvim Tvar unis rece.
Tanczcie, dworzanie. Niech bawi was wszystko, co mozna tu znalezc . To
wasnie najbardziej ucieszy cesarza.
Widac byo jednak, z e niewielu bedzie cieszyc sie tancem. Podekscytowani
dworzanie w ozywionych rozmowach rozwazali ostatnie wydarzenia. Dyvim Tvar
odwrci sie do Cymoril.
Elryk nie chce zrozumiec niebezpieczenstwa, ksiez niczko. Ambicje Yyrkoona sprowadza nieszczescie na nas wszystkich.
Na Yyrkoona takze westchnea Cymoril.
Tak, na niego takze. Nie uda nam sie tego unikna
c, jesli Elryk nie wyda
rozkazu aresztowania twego brata.
On uwaza, z e tacy jak Yyrkoon powinni miec prawo mwic wszystko.
Stanowi to czesc jego filozofii. Trudno mi ja poja
c, ale wydaje sie, z e w poglad

jest zasadniczym elementem jego przekonan. Jesli zniszczy Yyrkoona zniszczy


podstawy, na ktrych opiera sie jego logika. Tak w kazdym razie prbowa mi to
wytumaczyc, Wadco Smokw.
Dyvim Tvar westchna.
Nie rozumia Elryka i ba sie, z e mgby znalezc zrozumienie dla stanowiska Yyrkoona. W koncu jego motywy i argumenty byy stosunkowo proste. Zna jednak zbyt dobrze charakter Elryka, by mg przyja
c, z e
niezwyke postepowanie cesarza wynikao ze sabosci czy znuzenia. Elryk tolerowa perfidie Yyrkoona, poniewaz by potez ny, i w tym tkwi paradoks. Dysponowa dostateczna sia, by zniszczyc Yyrkoona, kiedykolwiek tego zechce. Z kolei
Yyrkoon musia stale badac sie Elryka. Czu bowiem instynktownie, z e gdyby
Elryk w chwili sabosci kaza go zabic, wwczas on byby zwyciezca. Bya to
sytuacja bardzo zozona i Dyvim Tvar daby wszystko, aby nie uwikac sie w nia.
Jego lojalnosc wobec krlewskiej linii Melnibon bya jednak silna, wielkie tez
byo jego przywiazanie

do Elryka. W swych rozwazaniach nad rozwiazaniem

sytuacji bra pod uwage nawet mysl o sekretnym zamordowaniu Yyrkoona. Wie16

dzia jednak, z e szanse powodzenia takiego planu byyby znikome. Yyrkoon by


czarnoksiez nikiem o ogromnej potedze i bez watpienia

zostaby ostrzezony przed


wszelka prba zamachu.
Ksiez niczko Cymoril rzek. Moge jedynie modlic sie o to, by nienawisc , jaka twj brat w sobie gromadzi, w koncu go zatrua.
Bede sie o to modlic wraz z toba, Panie Smoczych Jaskin.
Opuscili razem sale.

Rozdzia 3
ZKA

PORANNA PRZEJAZD
Brzask wczesnego poranka dotkna
i roziskrzy wysokie wieze Imrryru. Kazda
miaa inna barwe; delikatnych odcieni byo tam tysiace.
Kolory rz i z cie pyku
kwiatowego, szkarat i seledyn, jasna purpura, braz
i oranz, mglisty bekit i barwa
starego zota wszystkie wieze byy cudownie piekne w blasku sonca.
Dwoje jezdzcw wyjechao z Imrryru. Zostawili za soba mury i pedzili przez
zielone torfowisko w strone sosnowego lasu, gdzie wsrd cienistych pni zdaway
sie drzemac resztki nocy. Krzatay

sie tu juz wiewirki, lisy pomykay do nor. Ptaki spieway, a lesne kwiaty rozchylay kielichy i napeniay powietrze delikatnym
zapachem. Kontrast miedzy z yciem w pobliskim miescie a ta senna sielanka by
ogromny. Wydawa sie byc odzwierciedleniem sprzecznych mysli, kebiacych

sie
w gowie jednego z jezdzcw, ktry zeskoczy z konia i prowadzi go za uzde,
brodzac
po kolana w gestwinie bekitnych kwiatw. Jadaca
obok dziewczyna zatrzymaa swego wierzchowca, ale nie zsiada. Wsparta lekko na wysokim eku
sioda, usmiechnea sie do swego kochanka.
Elryku, czyzbys chcia zatrzymac sie tak blisko Imrryru? Odpowiedzia jej
usmiechem.
Tylko na chwile. Nasza ucieczka nie bya przemyslana. Chciabym zebrac
mysli, zanim pojedziemy dalej.
Jak spaes ostatniej nocy?
Nawet niezle, choc, nie wiedzac
o tym, musiaem snic, bowiem po przebudzeniu pozostay mi jakies nike wspomnienia. Ale przeciez spotkanie z Yyrkoonem nie nalezao do przyjemnych.
Czy sadzisz,

z e ma zamiar uzyc przeciw tobie magii? Elryk wzruszy ramionami.


Gdyby uzy przeciw mnie wielkich czarw, wiedziabym o tym. Poza tym
zna moja moc. Watpi
e, czy osmieli sie posuzyc magia.
Ma powody, by wierzyc, z e nie skorzystasz ze swych umiejetnosci. Twoja
osobowosc niepokoi go od tak dawna. . . Czy nie obawiasz sie, z e zacznie dreczyc
18

go tez twoja sztuka? A jesli zacznie poddawac prbie twoja moc czarnoksieska,
tak jak wyprbowuje twa cierpliwosc ?
Elryk zmarszczy brwi.
Tak, przypuszczam, z e to mozliwe. Ale jeszcze nie teraz.
On nie spocznie, pki cie nie zniszczy, Elryku.
Albo dopki nie zniszczy sam siebie, Cymoril. Elryk pochyli sie i zerwa kwiat. Usmiechna
sie. Twj brat ma skonnosc do bezwzglednych prawd,
czyz nie? Jakze saby nienawidzi sabosci!
Cymoril zrozumiaa. Zsiada z konia i podesza do niego. Kolor jej sukni by
niemal taki sam jak barwa kwiatw, wsrd ktrych staa. Elryk poda jej kwiat.
Przyjea go i dotknea jego kielicha swymi pieknymi wargami.
I jakze silny nienawidzi siy, ukochany. Yyrkoon jest moim bratem, mimo
to radze ci, bys uzy przeciw niemu swych mocy.
Nie moge go zabic. Nie mam prawa. Jego twarz przybraa tak znany jej
wyraz zamyslenia.
Mgbys go wygnac.
Czyz wygnanie nie jest dla Melnibonanina smiercia?

Wszak ty sam mwies o podrzach po krajach Modych Krlestw.


Elryk rozesmia sie i jego smiech zabrzmia troche gorzko.
Ale moze ja nie jestem prawdziwym Melnibonaninem. Yyrkoon stale to
mwi, a inni powtarzaja jego sowa.
On cie nienawidzi, bo cie nie rozumie; jestes myslicielem. Twj ojciec tez
nim by, a nikt nie przeczy, z e by dobrym cesarzem.
Mj ojciec nie opiera swych poczynan na wynikach tych rozmyslan. Rza
dzi tak, jak powinien rzadzi
c cesarz. Musze przyznac, z e i Yyrkoon byby dobrym
wadca. Ma wszelkie dane, by znw uczynic Melnibon potez nym. Gdyby by cesarzem, ruszyby na wyprawe, by przywrcic dawne znaczenie naszemu handlowi
i rozszerzyc nasza potege po krance swiata. Tego wasnie chce wiekszosc narodu.
Czy mam prawo odmawiac ludowi tych pragnien?
Masz prawo postepowac tak jak chcesz, bo jestes cesarzem. Wszyscy, ktrzy sa ci wierni, mysla podobnie jak ja.
Byc moze sa wierni nie temu, komu trzeba. Moze to Yyrkoon ma racje,
ja zas zawiode ich oczekiwania i sprowadze przeklenstwo na Smocza Wyspe?
Utkwi smutne, purpurowe oczy w jej twarzy. Moze powinienem by umrzec,
gdy opusciem ono matki? Wwczas cesarzem zostaby Yyrkoon. Czyzby przeznaczeniu pokrzyzowano plany?
Przeznaczenia nie mozna oszukac. To co sie stao stao sie, bo tak chcia
los. Jesli oczywiscie istnieje cos takiego jak przeznaczenie, a postepowanie czowieka nie jest po prostu wynikiem dziaania innych ludzi.
Elryk odetchna
geboko i spojrza na nia z ironia.

19

Twoje rozumowanie, Cymoril, prowadzi wprost do herezji, jesli wierzyc


tradycjom Melnibon. Moze byoby lepiej, gdybys zapomniaa o naszej przyjazni.
Rozesmiaa sie.
Zaczynasz mwic jak mj brat. Czyzbys poddawa prbie moja miosc do
ciebie, panie?
Dosiad konia.
Nie. Cymoril. Radzibym jednak, bys sama poddaa ja prbie, czuje bowiem, z e w naszej miosci zawiera sie jakas tragedia.
Wskoczya na siodo i usmiechnea sie, potrzasaj
ac
gowa.
We wszystkim widzisz zgube. Czy nie potrafisz przyjmowac darw losu?
Jest ich tak niewiele.
Tak, z tym musze sie zgodzic.
Odwrcili sie w siodach, syszac
za soba tetent. W dali ujrzeli druzyne odzianych na z to jezdzcw. Pedzili co kon wyskoczy. To bya eskorta, ktra zostawili
w tyle, chcac
jechac samotnie.
Naprzd! krzykna
Elryk. Przez las za tamto wzgrze, a nigdy nas
nie znajda!

Pognali rumaki przez zalany soncem las, w gre stromych zboczy wzgrza
i dalej przez rwnine zaroslami noidel. Ich soczyste, trujace
jagody lsniy sinawym granatem barwa nocy, ktrej nie mogo rozproszyc nawet jasne swiato
dnia. W Melnibon wiele byo dziwnych jagd i zi. Niektrym z nich Elryk
zawdziecza z ycie. Innych, zasianych wiele wiekw temu przez jego przodkw,
uzywano do sporzadzania

czarodziejskich napojw. Teraz niewielu tylko Melnibonan wychodzio z Imrryru, by zbierac te rosliny. Jedynie niewolnicy odwiedzali rzne czesci wyspy, szukajac
korzeni i kaczy,

ktre sprawiay, z e ludzie


snili straszliwe i wspaniae sny. Wasnie w snach odnajdywali rozkosze dane na
jawie jedynie wielmozom Melnibon; byli ponurzy, zawsze jakby skierowani do
acym
wewnatrz
i dla tej ich cechy Imrryr zaczeto nazywac Sni

Miastem. Nawet
najlichsi niewolnicy z uli jagody, ktre przynosiy zapomnienie. Uzaleznionych od
snw atwiej tez byo pilnowac. Tylko Elryk nie chcia przyjmowac owych narkotykw. Moze dlatego, z e tak wielu innych potrzebowa, by utrzymac sie przy
z yciu.
Gwardzisci pozostali daleko w tyle. Uciekinierzy zwolnili bieg swych koni
dopiero na skalistym wybrzezu. Morze lsnio jasnym blaskiem i ospale obmywao biae plaze u stp ska. Ptaki zataczay koa na czystym niebie. Ich krzyki
dobiegajace
z dala podkreslay jedynie spokj, otaczajacy
Elryka i Cymoril.
Kochankowie sprowadzili konie stroma sciezka na brzeg. Tam spetali rumaki
i udali sie na przechadzke. Szli po piasku, a dmacy
od wschodu wiatr rozwiewa
ich wosy. Biae mez czyzny i czarne jak skrzydo kruka, kobiety.
Znalezli ogromna, sucha jaskinie, gdzie szepczace
echo powtarzao plusk fal.
Zrzucili swe jedwabne szaty i kochali sie w cieniu pieczary. Lezeli przytuleni,
20

obejmujac
sie mocno, az dzien sta sie ciepy, a wiatr ucich. Wtedy poszli do
wody. Kapali

sie w morzu, napeniajac


puste niebo swym smiechem.
Gdy osuszeni juz nakadali ubrania, spostrzegli, z e niebo na horyzoncie pociemniao.
Zanim dotrzemy do Imrryru, bedziemy znowu mokrzy. Bez wzgledu na to,
jak szybko pogalopujemy, burza i tak nas dogoni zauwazy Elryk.
Moze powinnismy pozostac w jaskini, dopki nie minie powiedziaa
Cymoril, podchodzac
blisko i przytulajac
sie do niego.
Nie odpar. Musze zaraz wracac do Imrryru. Tam sa leki, a ja musze
je przyja
c, jesli moje ciao ma odzyskac siy. Jeszcze godzina, najwyzej dwie,
i zaczne tracic siy. Widziaas mnie juz przeciez, gdy zasabem.
Gadzia jego twarz, a jej oczy byy pene wspczucia.
Tak, widziaam to, Elryku. . . Chodzmy, trzeba odnalezc konie.
Gdy dotarli do koni, niebo nad ich gowami przybrao ponure, szare zabarwienie. Niedaleko, po jego wschodniej stronie kebiy sie czarne chmury. Usyszeli
pomruk grzmotu i trzask byskawicy. Morze uderzao falami o brzeg, jakby niebo
zarazio je swoim szalenstwem. Konie parskay i rozgrzebyway kopytami piasek, niespokojne, niecierpliwie oczekujace
powrotu. Elryk i Cymoril wskoczyli
na sioda. Rozszumiaa sie ulewa. Duze krople deszczu paday na ich gowy i rozpryskiway sie na paszczach. Ruszyli cwaem w kierunku Imrryru. Byskawice
rozdzieray niebo. Grzmot hucza jak rozwscieczony olbrzym; wspaniay stary
Wadca Chaosu, prbujacy
przedrzec sie nieproszony do Krlestwa Ziemi.
Cymoril spojrzaa na blada twarz Elryka, zalana przez chwile swiatem byskawicy. Poczua ogarniajacy
ja chd i nie byo to sprawa wiatru i deszczu. Zdao
jej sie, z e agodny uczony, jakiego kochaa, przemieniony zosta przez z ywioy
w upiornego demona, w ktrym ledwie mozna byo sie doszukac cech czowieka.
Jego purpurowe oczy wybuchay z biaosci twarzy niczym pomienie Wyzszego Pieka. Dugie, rozwiewane przez wiatr wosy otaczay jego gowe na ksztat
zowieszczego bojowego hemu. W rozbyskach burzy jego wargi zdaway sie wykrzywione wsciekoscia i blem.
I nagle Cymoril zrozumiaa. Ich poranna przejazdzka bya ostatnia chwila tego spokoju, jakiego zawsze razem zaznawali. Burza stanowia znak od bogw,
ostrzezenie przed nawanicami, jakie miay nadejsc .
Raz jeszcze spojrzaa na ukochanego. Elryk smia sie. Zwrci twarz ku niebu,
pod ciepy deszcz, i krople wody rozbryzgiway mu sie na wargach. Jego smiech
by niewymuszony i prosty jak niewinny smiech szczesliwego dziecka.
Sprbowaa odpowiedziec mu usmiechem, ale zaraz odwrcia twarz. zy popyney z jej oczu. Nie chciaa, by to widzia. Pakaa jeszcze, gdy pojawio sie
przed nimi Imrryr; czarna groteskowa sylwetka, wyraznie zarysowana na swietlnej linii, jaka tworzy nie tkniety jeszcze burza zachodni horyzont.

Rozdzia 4

TAJEMNICE WIEZNIW
Mez czyzni w z tych pancerzach spostrzegli Cymoril i Elryka dopiero, gdy
tych dwoje zblizyo sie do najmniejszej ze wschodnich bram miasta.
Znalezli nas wreszcie Elryk usmiechna
sie przez sciane deszczu
choc cokolwiek poniewczasie. Prawda, Cymoril?
Cymoril, wcia
z przygnebiona przeczuciem nieuchronnego, zaledwie skinea
gowa w odpowiedzi. Do Elryka zblizy sie pospiesznie dowdca strazy.
Panie, wzywaja was do Wiezy Monshanjik! zawoa. Zatrzymano
tam szpiegw.
Szpiegw?
Tak, panie. Twarz mez czyzny bya blada. Spywajaca
z jego hemu woda tworzya ciemne plamy na cienkim paszczu. Z trudem mg utrzymac konia.
Wierzchowiec poszy sie za kazdym razem, gdy wchodzi w wielkie rozlewiska
wody na drodze.
Schwytano ich w labiryncie dzis rano. Sadz
ac
po ich kraciastych strojach,
to barbarzyncy z poudnia. Czekamy, byscie sami mogli ich wybadac, panie.
Elryk skina
reka.
Prowadz wiec, kapitanie. Przypatrzymy sie odwaznym gupcom, ktrzy
stawili czoo morskiemu labiryntowi Melnibon.
Wieza Monshanjik nosia imie czarnoksiez nika architekta, ktry tysiace
lat
temu zaprojektowa morski labirynt. Tajemnice labiryntu pilnie strzezono, gdyz
jako jedyna droga prowadzaca
do wielkiego portu w Imrryrze stanowi najlepsze
zabezpieczenie przed niespodziewanym atakiem. By nader zawiy i tylko specjalnie szkoleni piloci mogli prowadzic przezen statki.
Zanim zbudowano labirynt, port stanowi rodzaj wewnetrznej laguny zasilanej
przez morze, ktre wpywao tu przez system naturalnych jaskin, wyzobionych
w wysokiej skale, wznoszacej
sie miedzy laguna a oceanem.
Przez w morski labirynt wiodo piec rznych szlakw i kazdy pilot zna tylko jeden z nich. W zewnetrznej stronie skay znajdowao sie piec oddzielnych
22

wejsc . Tutaj statki Modych Krlestw oczekiway, az na ich pokad wejdzie pilot.
Dopiero wtedy podnoszono brame prowadzac
a do jednego z wejsc . Wszystkim
czonkom zaogi zawiazywano

oczy i odsyano ich pod pokad. Zostawiano tylko nadzorce wioslarzy i sternika, ale oni rwniez mieli twarze zasoniete ciez kimi z elaznymi hemami. Niczego nie mogli zobaczyc, a wiec i niczego uczynic;
musieli posusznie podporzadkowa

c sie skomplikowanym wskazwkom i poleceniom pilota. Gdyby jednak nie usuchali i rozbili statek o skay, nikt w Melnibon
nie odczuwaby z alu. Czonkowie zaogi, ktrzy zdoaliby sie uratowac, zasililiby szeregi niewolnikw. Wszyscy, ktrzy chcieli prowadzic handel z Imrryrem,
znali ryzyko. Mimo to kazdego miesiaca
wielu kupcw przybywao, by stawic
czoo niebezpieczenstwom labiryntu i oferowac swe skromne towary za bogactwa
Melnibon.
Wieza Monshanjik growaa nad portem i nad masywnym molem, wrzynajacym

sie w srodek laguny. Majaca


barwe morza, niska i szeroka w porwnaniu
z innymi wiezami w Imrryrze, mimo to bya piekna. Z jej okien rozciaga

sie
widok na cay port.
Wiekszosc portowych interesw zaatwiano wasnie w Wiezy Monshanjik.
Tutaj tez trzymano w podziemiach wiez niw, ktrzy zamali chocby jedno z tysiaca
praw, okreslajacych

funkcjonowanie portu.
Elryk pozostawi Cymoril, ktra miaa wrcic ze straza do paacu, i ruszy
w strone Wiezy. Wjecha przez brame w ksztacie uku, potracaj
ac
kupcw, czekajacych

tu na pozwolenie rozpoczecia handlu. Na dziedzincu, choc nie byo to


miejsce, gdzie wystawiano towary, toczyli sie z eglarze, kupcy i Melnibonanscy
urzednicy, zajmujacy
sie sprawami handlu. Rozbrzmiewajacy
donosnym echem
gwar tysiaca
gosw, zgebiajacych

tysiac
problemw kupna i sprzedazy, cich
z wolna, gdy Elryk i jego straze, nie zwracajac
na nikogo uwagi, przyjechali pod
kolejnym sklepieniem w odlegym koncu sali. Przejscie wiodo do rampy, ktra
opadaa spiralnie do podziemi.
Stukay kopyta koni. Jezdzcy mijali niewolnikw, suzacych

i urzednikw.
Wszyscy usuwali sie pospiesznie na bok i skadali niskie pokony, rozpoznajac

cesarza. Wielkie pochodnie oswietlay tunel. Ociekay smoa, kopciy i rzucay


znieksztacone cienie na gadkie obsydianowe sciany. W powietrzu czuc byo teraz chd i wilgoc, bowiem zewnetrzne sciany Wiezy ponizej nabrzezy Imrryru
obmywaa woda.
Naraz uderzya ich fala ciepa. Zobaczyli przed soba migotliwe swiato. Pene
dymu pomieszczenie przesycone byo strachem. Na zwisajacych

z niskiego sklepienia ancuchach wisiao gowami w d czworo udzi. Pozbawione ubran ciaa
osaniaa jedynie czerwien krwi, spywajacej
z maych, lecz bolesnych ran, precyzyjnie zadanych przez artyste. Sta teraz z nozem chirurgicznym w reku i przyglada
sie badawczo swemu dzieu.
Wysoki i bardzo chudy, w swych biaych, poplamionych szatach wyglada

23

niemal jak szkielet. Mia cienkie wargi, oczy jak szparki, chude palce i rzadkie
wosy. Waski
skalpel by niewidoczny az do chwili, gdy bysna
w blasku ognia,
buchajacego

z otworu w odlegym kacie


lochu.
Artysta by doktor Jest. Jego sztuka stanowia raczej wykonywanie anizeli
tworzenie, choc on sam nie zgadza sie z taka opinia. Doktor Jest wydobywa
tajemnice z tych, ktrzy je ukrywali; by Gwnym Oprawca Melnibon.
Gdy Elryk pojawi sie w sali, doktor Jest odwrci sie zwinnie jak tancerz,
a jego nz zamar miedzy chudym kciukiem i palcem wskazujacym

prawej reki.
Stana
wyprostowany i wyczekujacy,
po czym skoni sie nisko.
Mj ukochany cesarz! wyrzuci bardzo szybko piskliwym gosem. Dziw
bra, z e w ogle mozna byo rozpoznac sowa, tak szybko pojawiay sie i znikay
w jego ustach.
Doktorze, czy to tych poudniowcw schwytano dzisiejszego ranka?
W rzeczy samej, panie. Doktor zozy ponownie geboki ukon. Dla
twojej przyjemnosci.
Elryk przyglada
sie chodno wiez niom. Nie wspczu im; byli szpiegami. Sytuacja, w jakiej sie znajdowali, wynika bezposrednio z ich poczynan. Wiedzieli,
co ich czeka, jesli zostana schwytani. Jeden z nich by jednak modym chopcem.
Bya tez wsrd nich kobieta tak sie przynajmniej Elrykowi wydawao. Wili sie
w ancuchach i na pierwszy rzut oka trudno byo cokolwiek dokadnie okreslic.
Kobieta zgrzytnea resztka swych zebw.
Demon! syknea.
Elryk cofna
sie o krok.
Czy powiedzieli ci, doktorze, co robili w naszym labiryncie?
Wcia
z zwodza mnie aluzjami. Sa wspaniaymi aktorami i ja to doceniani.
Powiedziabym, z e sa tu po to, by sporzadzi
c mape drogi przez labirynt i w ten
sposb wskazac droge napastnikom. Wcia
z jednak odmawiaja ujawnienia szczegw. To taka gra i wszyscy wiemy, jak trzeba ja grac.
A kiedy powiedza ci wiecej, doktorze Jest?
Och, bardzo szybko, panie.
Powinnismy sie dowiedziec, czy mamy oczekiwac napastnikw. Im szybciej sie dowiemy, tym mniej czasu zajmie nam uporanie sie z napascia.
Zgadzam sie z toba, panie.
To dobrze. Elryk by rozdrazniony. Przykry epizod odebra mu radosc
z porannej przejazdzki; zbyt szybko kaza mu stana
c wobec obowiazkw

cesarza.
Doktor Jest powrci do swego zadania. Wyciagn
a
reke i pewnym ruchem
chwyci genitalia jednego z mez czyzn. Bysk noza, jek. Doktor Jest rzuci cos do
ognia.
Elryk usiad w przygotowanym dla niego fotelu. Rytua towarzyszacy
prowadzeniu sledztwa budzi w nim raczej znudzenie niz odraze. Pozbawione harmonii
krzyki, brzek ancuchw, wysoki szept doktora Jesta wszystko to odbierao
24

mu dobre samopoczucie, z ktrym wkracza jeszcze przed chwila do tej sali. Towarzyszenie tym obrzedom byo jednak jednym z jego obowiazkw

i musia tu
tkwic, dopki nie przekaza mu wynikw sledztwa; pki nie bedzie mg pogratulowac swemu Naczelnemu Oprawcy i wydac rozkazw, dotyczacych

odparcia
ataku. I prawdopodobnie przez reszte nocy, nawet kiedy to tutaj sie skonczy, bedzie naradza sie z admiraami i generaami i rozwazajac
ich opinie, decydowa
o rozmieszczeniu ludzi i okretw.
Ze z le skrywanym ziewnieciem odchyli sie na oparcie fotela i patrzy, jak
doktor Jest przesuwa po ciaach palce i nz, pomien, szczypce i kleszcze. Po
chwili mysla juz o innych sprawach: zagebi sie w problemach filozoficznych,
ktrych wcia
z nie mg rozwiaza
c.
Elryk nie by okrutny; po prostu wcia
z jeszcze by Melnibonaninem. Przyzwyczajano go do takich obrazw od dziecinstwa. Nawet gdyby tego pragna,
nie
mg uratowac wiez niw nie amiac
z adnego z praw Smoczej Wyspy. Przywyk
odcinac sie od uczuc, ktre stay w sprzecznosci z powinnosciami cesarza. Gdyby
istniaa jakakolwiek korzysc z uwolnienia tych czworga, ktrzy koysali sie teraz
na ancuchach ku przyjemnosci doktora Jesta, uwolniby ich. Nie dostrzega jednak takiej korzysci, a i tych czworo zdumiaoby sie wielce, gdyby potraktowano
ich inaczej. Tam, gdzie konieczne byo podjecie decyzji dotyczace
etyki, Elryk
by, oglnie rzecz biorac,
praktyczny. Uzaleznia decyzje od swoich mozliwosci. W tej sprawie nie mg uczynic nic. Takie postepowanie stao sie jego druga
natura. Nie pragna
zmieniac Melnibon, lecz doskonalic siebie. Nie chcia rozpoczynac dziaan, ale poznac najlepszy sposb odpowiedzi na dziaania innych.
W tym przypadku decyzja bya prosta. Szpieg to wrg, a kazdy broni sie przed
wrogami najlepiej jak umie. Metody doktora Jesta byy najwasciwsze.
Panie. . .
Elryk podnis nieobecne oczy.
Mam juz potrzebne informacje, panie rozleg sie wysoki szept doktora
Jesta.
Dwa szeregi ancuchw byy teraz puste, a niewolnicy podnosili cos z podogi
i rzucali w ogien. Dwie bezksztatne bryy na pododze przypominay Elrykowi
starannie przygotowane przez kuchmistrza mieso. Jedna z nich wcia
z lekko drgaa, druga lezaa juz nieruchomo.
Doktor Jest wsuna
swe instrumenty do waskiej

kasetki, ktra nosi w torbie


przy pasie. Jego biae szaty byy cae w ciemnoczerwonych plamach.
Wyglada
na to, z e byli tu przed nimi inni szpiedzy oznajmi swemu
wadcy. Ci przybyli tylko po to, by sprawdzic droge. Jesli nie powrca na czas,
barbarzyncy mimo wszystko przypyna.
Na pewno jednak beda wiedzieli, z e ich oczekujemy powiedzia Elryk.
Prawdopodobnie nie, panie. Wsrd kupcw i z eglarzy Modego Krlestwa
rozeszy sie wiesci, z e w labiryncie widziano szpiegw i z e zostali oni zabici
25

w czasie prby ucieczki.


Rozumiem. Elryk zmarszczy czoo. Zatem nasza najlepsza odpowiedzia bedzie zastawienie puapki na napastnikw.
Tak jest, panie.
Czy wiesz, ktry szlak wybrali?
Tak, panie.
Elryk odwrci sie do jednego ze swych gwardzistw.
Niechaj wszyscy admiraowie i generaowie zostana o tym powiadomieni.
Ktra godzina?
Wasnie mija godzina zachodu sonca, panie.
Powiedz im, by zebrali sie przed Rubinowym Tronem w dwie godziny po
zachodzie. Elryk podnis sie znuzonym ruchem.
Spisaes sie doskonale, doktorze Jest. Jak zawsze. Chudy artysta skoni
sie nisko, jakby chcia zozyc sie wp. Jego odpowiedzia byo wysokie i nieco
obudne westchnienie.

Rozdzia 5
BITWA
Pierwszym z przybyych by Yyrkoon. Odziany w strojne szaty wojenne, zjawi sie w asyscie dwch muskularnych straznikw, z ktrych kazdy nis zdobny
sztandar ksiecia.
Cesarzu! w okrzyku Yyrkoona bya duma i z le maskowana pogarda.
Czy pozwolisz mi dowodzic wojskami? Oszczedzi ci to kopotw w czasie, ktry
z pewnoscia chciabys przeznaczyc na inne absorbujace
cie sprawy.
Jestes niezwykle troskliwy, ksia
ze . Nie musisz jednak obawiac sie o mnie.
Bede dowodzi armia i flota Melnibon, gdyz jest to obowiazek

cesarza odpowiedzia niecierpliwie Elryk.


Yyrkoon rzuci mu nachmurzone spojrzenie i odszed na bok. W tej samej
chwili do komnaty wszed szybkim krokiem Dyvim Tvar, Pan Smoczych Jaskin.
Przyby bez eskorty straznikw, a jego wyglad
wskazywa, z e ubiera sie w pospiechu. Swj hem nis pod pacha.
Cesarzu, przynosze wiesci o smokach. . .
Dziekuje ci, Dyvim Tvar, ale zaczekaj z nimi, az zgromadza sie wszyscy
moi dowdcy. Im takze sie naleza.
Dyvim Tvar skoni sie i cofna
pod sciane. Zaja
miejsce po przeciwnej stronie
komnaty, z dala od ksiecia Yyrkoona.
Wojownicy przybywali kolejno i wkrtce dwudziestu swietnych dowdcw
czekao u stp schodw Rubinowego
Tronu, na ktrym siedzia Elryk. On sam nadal by w stroju, w ktrym odbywa poranna przejazdzke. Nie mia czasu sie przebrac. Na krtko przed spotkaniem bada mapy labiryntu. Tylko on mia do nich dostep. Zwykle pod zakleciem
ukryte byy przed kazdym, kto mgby prbowac je odszukac.
Poudniowcy chca skrasc bogactwa Imrryru i zabic nas wszystkich zacza
Elryk. Wierza, z e znalezli droge przez morski labirynt. Flota stu okretw
wojennych pynie teraz na Melnibon. Jutro beda czekac za widnokregiem az do
zmroku, potem podpyna do labiryntu i wslizgna sie don. Do pnocy zamierza27

ja osiagn
a
c port i jeszcze przed switem zdobyc Imrryr. Zastanawiam sie, czy to
mozliwe.
Nie! rozlego sie z wielu garde.
Nie. . . Elryk usmiechna
sie. Jak jednak najlepiej zabawic sie na tej
wojence, jaka przeciw nam szykuja?

Jak zawsze Yyrkoon wykrzykna


pierwszy:
Pozwl nam spotkac sie z nimi teraz. Wezmiemy smoki i barki wojenne.
Pozwl nam scigac ich az do ich wasnego kraju i tam przeniesc dziaania wojenne. Pozwl nam uderzyc na nich i spalic ich miasta! Podbijemy ich i w ten sposb
zapewnimy sobie bezpieczenstwo.

Zadnych
smokw odezwa sie Dyvim Tvar.
Co? Yyrkoon zakreci sie w miejscu. Co takiego?

Zadnych
smokw, ksia
ze . Nie nalezy ich budzic. Smoki spia w swych jaskiniach wyczerpane po tym, jak ostatnio wykorzystywaes je dla swoich celw.
Dla moich celw?
Posuzyes sie nimi w starciu z vilmirianskimi piratami. Tumaczyem ci,
z e wolabym zachowac je do wiekszych przedsiewziec . Ty jednak posaes je przeciwko piratom i spalies ich mae odzie, a teraz smoki spia.
Yyrkoon popatrzy groznie na Dyvima Tvara. Potem spojrza na Elryka.
Nie oczekiwaem. . .
Elryk podnis reke.
Uzyjemy smokw dopiero wtedy, gdy beda nam rzeczywiscie potrzebne.
Ten atak floty poudniowcw nie jest grozny. Niechaj sadz
a, z e jestesmy nieprzygotowani. Niech wpyna do labiryntu, a gdy tylko caa setka minie wrota, zamkniemy ich wewnatrz,
blokujac
wszystkie szlaki prowadzace
na otwarte morze.
Zamknietych w puapce zmiazdzymy.
Yyrkoon opusci wzrok; najwyrazniej mia nadzieje znalezc sabe punkty
w tym planie.
Stary admira Magum Colim w zbroi koloru morskiej wody wystapi
naprzd
i skoni sie.
Zociste barki wojenne Imrryru sa gotowe bronic swego miasta, panie. Potrzeba jednak nieco czasu, by ustawic je na wasciwych pozycjach. Mao prawdopodobne, by wszystkie zdoay od razu ulokowac sie dobrze w labiryncie.
Wyslij wiec czesc z nich juz teraz i ukryj wzduz wybrzeza. W ten sposb
moga czekac na tych, ktrzy ocaleja i zdoaja uciec przed naszym atakiem
poleci Elryk.
Doskonay plan, panie. Magum Colim skoni sie i cofna
miedzy swych
ludzi.
Narada przeciagn
ea sie. Kiedy wszystko byo omwione i zgromadzeni mieli
zamiar sie rozejsc , ksia
ze Yyrkoon zawoa raz jeszcze:

28

Panowie, ponownie przedstawiam cesarzowi swoja propozycje! Jego osoba


jest zbyt cenna, by naraza w bitwie swe z ycie. Ja ja nie znacze nic! Pozwlcie
mi dowodzic wojskami na ladzie

i na morzu, by cesarz mg pozostac w paacu,


spokojny o los bitwy. Moze byc pewien, z e ja wygramy, a poudniowcy zostana
pobici. Byc moze zechce dokonczyc czytania jakiejs ksia
zki.
Elryk usmiechna
sie.
Raz jeszcze dziekuje ci za troske, kuzynie. Cesarz musi jednak c wiczyc nie
tylko swj umys, ale i ciao. Jutro ja bede dowodzi wojownikami.
Elryk powrci do swych komnat. Tanglebones zda
zy juz przygotowac jego ciez ki rynsztunek bojowy. Na Elryka czekaa zbroja, ktra suzya juz stu
Melnibonanskim cesarzom. Zaklecia rzucane podczas kucia tej zbroi miay jej
nadac niespotykana w Krlestwie Ziemi wytrzymaosc . Legenda mwia, z e mo
ga zniesc nawet ciosy mitycznych runicznych mieczy Zwiastuna Burzy i Zaobnego Ostrza. Posugiwali sie nimi najniegodziwsi z nikczemnych wadcw

Melnibon, dopki Wadcy Wyzszych Swiatw


nie przechwycili ich i nie ukryli
na zawsze w krlestwie, ktre nawet oni rzadko odwiedzali.
Twarz pokreconego czowieka rozjasniaa radoscia, gdy dugimi, sekatymi
palcami dotyka kazdej czesci zbroi, kazdej doskonale wywazonej sztuki orez a.
Unis swa pokryta bliznami twarz, by napotkac wzrokiem pene troski spojrzenie Elryka.
O panie! Mj krlu! Juz wkrtce zaznacie radosci walki!
Tak, Tanglebones. Miejmy nadzieje, z e bedzie to radosc .
Wyuczyem was wszystkich umiejetnosci sztuki miecza i sztyletu, sztuki ucznictwa i ciskania wczni, walki konnej i pieszej. A wy byliscie dobrym
uczniem, choc oni wszyscy mwia, z e jestescie sabi. Nie ma lepszego szermierza
w Melnibon; moze poza jednym.
Ksia
ze Yyrkoon moze byc lepszy ode mnie powiedzia w zadumie Elryk. Czyz nie tak?
Powiedziaem poza jednym, panie.
I jest nim Yyrkoon. Moze pewnego dnia uda nam sie rozstrzygna
c te sprawe. Chciabym wykapa
c sie, zanim woze na siebie cae to z elazo.
Lepiej pospieszyc sie, panie. Z tego co syszaem, wiele jest do zrobienia.
Po kapieli

przespie sie. Elryk sie usmiechna,


widzac
zatroskanie starego przyjaciela. Tak bedzie lepiej, gdyz nie musze osobiscie prowadzic barek
na stanowiska. Jestem potrzebny, by dowodzic bitwa i zrobie to lepiej, gdy bede
wypoczety.
Jesli uwazacie, z e tak bedzie dobrze, panie, na pewno tak jest.
Ty jednak jestes zdziwiony. Zbyt mocno pragniesz, Tanglebones, wepchna
c
mnie w to wszystko. Chciabys widziec, jak stapam

dumnie niczym sam Arioch.


Tanglebones zakry usta donia, jakby to nie jego pan, lecz on wypowiedzia
te sowa, a teraz usiowa je cofna
c. Zastyg z szeroko rozwartymi oczami.
29

Elryk rozesmia sie.


Myslisz, z e mwie straszne herezje, co? Cz, mwiem juz gorsze rzeczy
i nic zego mi sie nie stao. W Melnibon, Tanglebones, cesarze panuja nad demonami, a nie odwrotnie.
Tak mwicie wy, panie.
To prawda.
Elryk wyszed z komnaty, przywoujac
niewolnikw. Ogarnea go goraczka

wojenna i poczu radosc bliskiego dziaania.


Mia teraz na sobie swj czarny bojowy rynsztunek masywny napiersnik,
watowana kamizele, dugie nagolenniki i kolczuge z metalowych usek. U jego
boku zwisa dugi na piec stp miecz. Mwiono, z e naleza niegdys do bohatera
ludzi imieniem Aubec. Na pokadzie, wsparta o zota porecz mostku spoczywaa
wielka okraga
tarcza tarcza cesarza ze znakiem atakujacego

smoka. Czarny
hem na gowie Elryka wienczy eb smoka; potwr rozposciera na boki skrzyda
i oplata hem ogonem. Spod hemu przeswieca blady cien, w ktrym byszczao
dwoje purpurowych oczu, po bokach, niczym dym wydobywajacy
sie z ponace
go budynku, wiy sie kosmyki mlecznobiaych wosw. Gdy na hem pado nike
swiato latarni wiszacej
na gwnym maszcie, blady cien wyostrzy sie, przemieniajac
sie w urodziwa twarz. Subtelne rysy ukazay prosty nos, wygiete wargi,
skosne oczy.
Cesarz Elryk z Melnibon wpatrywa sie w mrok labiryntu, usiujac
wyowic
z ciszy pierwsze odgosy zblizania sie morskich rozbjnikw.
Sta na wysokim mostku ogromnej zocistej barki wojennej. Jak inne tego typu
jednostki, wyposazona w maszty, z agle, wiosa i katapulty, przypominaa pywajacy
zigurat. Noszacy
imie Syn Pyaraya okret by statkiem flagowym floty.
Obok Elryka sta wielki admira Magum Colim. Tak jak Dyvim Tvar, by jednym z jego najblizszych przyjaci. Zna go od urodzenia i zacheca zawsze do
nauki wszystkiego, co dotyczyo dowodzenia okretami i walki na morzu. Magum
Colim obawia sie wprawdzie, z e Elryk za bardzo poswieca sie nauce i jest zbyt
zamkniety w sobie, by rzadzi
c Melnibon, uznawa jednak jego prawo do rzadw

i to co mwili tacy jak Yyrkoon wprawiao go w zosc i zniecierpliwienie.


Ksia
ze Yyrkoon by rwniez na pokadzie, choc w tej chwili krzata
sie na
dolnym pokadzie, badajac
sprawnosc sprzetu wojennego.
Syn Pyaraya sta zakotwiczony w olbrzymiej grocie. Setki takich grot wykuto w scianach labiryntu w czasie jego budowy; zaprojektowane byy specjalnie po to, by ukrywac barki wojenne. Pod jej wysokim sklepieniem mozna byo
postawic maszty, bya tez wystarczajaco
szeroka, by wiosa poruszay sie swobodnie. Kazda ze zocistych barek poruszana bya sia miesni wielu wioslarzy; po
obu stronach dwadziescia do trzydziestu wiose. Zespoy ich siegay do wysokosci
czwartego, piatego

lub szstego pokadu i jak w przypadku Syna Pyaraya


mogy miec trzy niezalezne od siebie systemy sterowania, dziobowe i rufowe. Ca30

e okute zotem, okrety byy praktycznie niezniszczalne i, mimo swych ogromnych rozmiarw, gdy wymagay tego okolicznosci, poruszay sie szybko i daway
sie precyzyjnie manewrowac. Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni oczekiway
w tych grotach na wrogw, choc w przyszosci warunki miay byc zupenie inne.
W tych czasach barki wojenne Melnibon rzadko mozna byo ujrzec na otwartych morzach. Niegdys z egloway po oceanach swiata niczym straszliwe pywajace
zote gry, budzac
przerazenie wszedzie, gdzie sie pojawiy. Wwczas flota
bya wieksza i liczya setki zag. Dzis skadaa sie zaledwie z czterdziestu okretw. Ale te czterdziesci powinno wystarczyc. Teraz wasnie w wilgotnych ciemnosciach czekay na swych wrogw.
Suchajac
guchego plusku uderzajacej
o burty wody, Elryk mysla o czekaja
cej ich bitwie. Pragna
opracowac lepszy plan walki. Wiedzia, z e jego strategia
speni swoje zadanie, ale z al mu byo niepotrzebnych ofiar, tak Melnibonan, jak
i barbarzyncw. Dobrze byoby odstraszyc ich jakos, zamiast zamykac w labiryncie. Flota z poudnia nie bya pierwsza, ktra zneciy legendarne bogactwa Imrryru. Nie tylko zaogi z poudnia karmiy sie nadzieja, z e panstwo Melnibonan
acego
chyli sie ku upadkowi, a mieszkancy Sni

Miasta nie sa zdolni bronic swych


skarbw, gdyz nie podejmuja juz dalekich wypraw. Tak wiec poudniowcw trzeba byo zniszczyc, by nauczka bya dotkliwa. Melnibon wcia
z byo potez ne. Zdaniem Yyrkoona na tyle silne, by przywrcic swa dawna dominacje w swiecie; jesli
nie wojskiem, to magia.
Pst! admira Magum Colim pochyli sie nad burta. Czy to odgos
wiosa?
Elryk skina
gowa.
Chyba tak.
Teraz obaj syszeli regularny odgos plusku, gdy rzedy wiose zanurzay sie
i wynurzay z wody, syszeli skrzypienie drewna. Poudniowcy przybywali. Syn
Pyaraya sta najblizej wejscia i mia zaatakowac jako pierwszy, jednak dopiero wtedy, gdy minie ich ostatni okret napastnikw. Admira pochyli sie i zgasi
latarnie, po czym odszed cicho, by zawiadomic zaoge o zblizaniu sie wrogiej
floty.
Na krtko przedtem Yyrkoon uzy czarw i przywoa dziwna mge, ktra
ukrya zociste barki, nie zasonia jednak widoku z onierzom Melnibon.
Elryk widzia juz wyraznie pochodnie ponace
w gebi kanau, gdy rozbjnicy
pokonywali labirynt. W kilka minut pzniej dziesiec galer pojawio sie przed nimi
i wpyneo do groty. Admira Magum Colim przyaczy

sie znw do Elryka. By


z nim takze ksia
ze Yyrkoon. On rwniez nosi smoczy hem, choc mniej wspaniay, bowiem to Elryk by wodzem niewielu Ksia
zat
Smokw, jacy pozostali na
Melnibon.
Yyrkoon usmiecha sie szeroko w oczekiwaniu krwawej walki; jego oczy jarzyy sie w mroku. Elryk chcia, by ksia
ze wybra inny okret, ale Yyrkoon mia
31

prawo przebywac na pokadzie okretu flagowego i cesarz nie mg sie temu sprzeciwic.
Juz ponad piec dziesiat
okretw przepyneo obok nich. Zbroja Yyrkoona
skrzypiaa lekko, gdy w niecierpliwym oczekiwaniu przemierza dugimi krokami
mostek, z osonieta rekawica donia na rekojesci miecza.
Juz niedugo nie przestawa sobie powtarzac. Juz wkrtce.
Potem, gdy mija ich ostatni okret z poudnia, zajeczaa podnoszona kotwica
i wiosa zagarney wode. Barka runea z groty do kanau, uderzajac
nieprzyjacielska galere w srdokrecie i przecinajac
ja na dwoje.
Barbarzyncy podniesli ogromny wrzask. Uderzenie rozrzucio ludzi na

wszystkie strony. Swiata


pochodni tanczyy dziwacznie na resztkach pokadu,
gdy prbowali ratowac sie przed zsunieciem w ciemne, zimne wody kanau. Tymczasem Syn Pyaraya zacza
obracac sie wolno wsrd szczatkw

rozbitej galery.
Wcznie zaomotay o jego zote burty, ale imrryrianscy ucznicy wypuscili strzay i stracili
do wody kilku ocalaych.
Odgosy byskawicznej walki stay sie sygnaem dla pozostaych barek.
W precyzyjnym szyku wypyway z obu stron wysokich skalistych scian i zdumionym napastnikom musiao wydawac sie, z e ogromne okrety wyaniaja sie z litego kamienia; upiorne okrety pene demonw, ciskajacych

w nich wczniami,
strzaami i ogniem. Teraz cay kana rozbrzmiewa pomieszanymi okrzykami wojennymi, grzmiacymi

i odbijajacymi

sie echem w zamecie bitwy. Uderzenia stali


o stal rozlegay sie jak syk potwornego, rozwscieczonego gada. Sama flota napastnikw przypominaa zreszta wez a, porabanego

na kawaki przez wysokie, zociste, nieubagane okrety Melnibonan. Byskay bosaki, wczepiay sie w drewniane
pokady i burty i przyciagay

galery blizej, by atwiej byo je zniszczyc.


Poudniowcy nie stracili jednak gowy po poczatkowym

zaskoczeniu. Trzy
sposrd ich galer skieroway sie wprost na Syna Pyaraya. Barbarzyncy rozpoznali okret flagowy. Ponace
strzay mkney wysoko i spaday na drewniane, nie
zabezpieczone zota blacha pokady, wzniecajac
pozary i niosac
smierc ludziom.
Elryk unis tarcze nad gowa. Dwie strzay uderzyy w nia, odbiy sie i spady
na nizszy pokad. Przeskoczy ponad porecza w slad za nimi. Tam, na najszerszym
i najbardziej odkrytym pokadzie gromadzili sie wojownicy, gotowi rozprawic
sie z atakujacymi.

Katapulty zadudniy gucho i kule bekitnego ognia smigney w mrok, o wos mijajac
wszystkie trzy galery. Wystrzelono nowa salwe i masa
ognia runea na pokady statkw barbarzyncw, strzelajac
wysokimi pomieniami
wszedzie, gdzie czegos dotknea. Bosaki zaczepiy najblizsza galere i przyciagn
ey ja blisko. Elryk by wsrd pierwszych, ktrzy zeskoczyli na jej pokad. Pobieg
naprzd i natkna
sie na dowdce poudniowcw. Kapitan na prymitywna zbroje
mia zarzucony kraciasty paszcz. W potez nych doniach trzyma wielki miecz.
Wrzeszcza na swych ludzi, by zabijali melnibonanskie psy.
Droge do mostka zagrodzio Elrykowi trzech barbarzyncw uzbrojonych
32

w zakrzywione miecze i mae prostokatne


tarcze. Na ich twarzach malowa sie
strach, ale i determinacja. Wiedzieli, z e musza umrzec i zdecydowani byli pozostawic po sobie tyle zniszczenia, ile tylko sie da.
Przesunawszy

tarcze na ramie, Elryk uja


oburacz
miecz i uderzy na z eglarzy. Jednego zbi z ng krawedzia tarczy, drugiemu zmiazdzy obojczyk. Trzeci
barbarzynca odskoczy w bok i pchna
swj zakrzywiony miecz w twarz Elryka. Modzieniec nie zda
zy sie uchylic i ostre ostrze miecza drasneo go w policzek. Na twarzy Elryka pojawia sie krew. Zamachna
sie mieczem jak kosa i wbi
go geboko w ciao rozbjnika, przecinajac
go niemal na dwoje. Ten zastyg na
moment, jakby nie mg uwierzyc, z e zaraz umrze, lecz gdy Elryk wyszarpna

miecz zamkna
oczy i upad.
Tymczasem czowiek obalony przez Elryka dzwigna
sie chwiejnie na nogi.
Jednakze Elryk odwrci sie i uderzy mieczem, rozcinajac
mu czaszke. Teraz
droga do mostka bya wolna. Zacza
wspinac sie po drabince. Kapitan dostrzeg
go i czeka juz na grze. Unis tarcze, by przyja
c pierwszy cios. Elrykowi wydao
sie, z e wsrd zgieku bitwy dobiego go woanie tego czowieka.
Gin, ty biaolicy demonie! Nie ma dla ciebie miejsca na ziemi!
Owe sowa wyday mu sie nagle tak prawdziwe, z e w pierwszej chwili zapomnia o obronie. Moze rzeczywiscie nie ma dla niego miejsca na ziemi? Moze
to dlatego Melnibon stopniowo chyli sie ku upadkowi, co roku rodza sie sabsze
dzieci, nie rozmnazaja sie smoki?. . . Pozwoli, by kapitan zada jeszcze jeden cios
na jego tarcze, lecz w chwile potem cia
pod nia, siegajac
ng mez czyzny. Przeciwnik przewidzia jednak ten ruch i odskoczy. Elryk wykorzysta sprzyjajacy

moment i pokona kilka ostatnich stopni. Stana


na pokadzie, zwrcony w strone
barbarzyncy. Jego twarz bya niemal tak blada jak twarz Elryka. Oblany potem
dysza gosno, jego oczy wyrazay wielkie cierpienie i paniczny strach.
Nalezao zostawic nas w spokoju Elryk usysza wasny gos. Nie
czynimy wam nic zego, barbarzynco. Powiedz, kiedy po raz ostatni flota Melnibon popynea przeciw Modym Krlestwom?
Przedstawiacie zo samym waszym istnieniem, biaolicy. Wasza magia, waszymi obyczajami, wasza pycha.
Czy dlatego tu przybyliscie? Czyzby wasz atak spowodowany by niechecia
do naszych zwyczajw? A moze raczej chcieliscie siegna
c po nasze bogactwa?
Przyznaj, kapitanie to chciwosc przywioza was do Melnibon!
Chciwosc jest przynajmniej uczciwa wartoscia i mozna ja zrozumiec. Ale
wy, bestie, jestescie nieludzcy. Gorzej nie jestescie bogami, choc zachowujecie
sie, jakbyscie nimi byli. Wasze dni przeminey. Musimy was zniszczyc, zburzyc
wasze miasta, sprawic, by zapomniano wasza magie!
Byc moze masz racje, kapitanie. Elryk skina
gowa.
Na pewno! Nasi swiatobliwi

kapani tak mwia. Nasi prorocy przepowiadaja wasz upadek. Wadcy Chaosu, ktrym suzycie, sami go spowoduja.
33

Wadcy Chaosu nie zajmuja sie juz sprawami Melnibon. Pozbawili nas
swej opieki prawie tysiac
lat temu. Elryk obserwowa uwaznie kapitana, wyczekujac
na mozliwosc zadania ciosu. Byc moze dlatego nasza potega osaba.
A moze po prostu zmeczylismy sie nia. . .
Tak czy inaczej powiedzia kapitan, ocierajac
spocone czoo wasz
czas juz sie skonczy. Trzeba was zniszczyc, i to na zawsze.
W tej chwili Elryk zada cios. Pchniety silnie miecz wslizgna
sie w szczeline
pancerza, ugodzi w brzuch barbarzyncy i przeszed przez plecy. Elryk wpatrujac
sie w jego twarz, zacza
powoli wyciaga
c dugie ostrze. Widzia, z e jest juz
pogodzony ze swym losem.
To nie byo uczciwe, biaolicy. . . ledwie zaczelismy rozmawiac, a juz
przerwaes nasza pogawedke. Jestes bardzo. . . zreczny. Obys wiecznie cierpia

w Wyzszym Piekle! Zegnaj.


..
Kapitan runa
na pokad. Nie zdajac
sobie sprawy, dlaczego to robi, Elryk cia

mieczem w jego szyje. Odraba


gowe barbarzyncy, potoczy ja do brzegu mostka
i kopna.
Poleciaa ukiem i zniknea w gebokiej, lodowatej wodzie.
Wwczas zblizy sie do niego usmiechniety wcia
z Yyrkoon.
Walczyes zawziecie i dobrze, mj cesarzu. Ten czowiek sie nie myli.
Nie myli sie? Elryk przeszy wzrokiem kuzyna.
Tak, oceniajac
twoje mestwo. Yyrkoon zachichota i poszed doglada
c
swych ludzi, ktrzy dobijali kilku ocalaych z rzezi najezdzcw.
Elryk by zdumiony. Dlaczego dopiero teraz poczu do Yyrkoona nienawisc .
Teraz zabiby go z przyjemnoscia. Mia wrazenie, z e Yyrkoon zajrza mu geboko
w dusze i potraktowa z pogarda to, co tam ujrza.
Nagle zalaa go fala wsciekej meki. Cz daby za to, by nie byc Melnibonaninem, nie byc cesarzem i by Yyrkoon nigdy sie nie narodzi.

Rozdzia 6
ZDRADA
Zociste barki wojenne pyney jak dumne lewiatany wsrd szczatkw

rozbitych okretw najezdzczej floty. Kilka galer poneo, kilka pogra


zao sie w wodzie,
ale wiekszosc znalaza juz swoje miejsce w niezmierzonych gebiach kanau. Ponace
wraki rzucay tanczace
cienie na wilgotne, zimne sciany morskich jaskin.
Zupenie jakby duchy zabitych oddaway ostatni salut przed odejsciem w gebiny. Jak mwiono, wcia
z sprawowa tam rzady
Wadca Chaosu. Zbiera zaogi
dla swych niesamowitych flotylli sposrd dusz tych, ktrzy zgineli w walce na
morzu. Moze jednak rozbjnicy dostapili

lepszego losu, suzac


wadcy Wodnych
Zywiow, ktry rzadzi

grnymi poziomami morza.


Kilka okretw zdoao mimo wszystko uciec. Jakims cudem z eglarze z poudnia wymineli masywne barki, popyneli z powrotem przez kana i teraz znajdowali sie juz na otwartym morzu. Zawiadomiono o tym okret flagowy, gdzie Elryk,
Magum Colim i Yyrkoon stali znw razem na mostku, przygladaj
ac
sie zniszczeniu, ktre byo ich dzieem.
A zatem musimy dopasc ich i skonczyc z nimi stwierdzi Yyrkoon. Jego
ciemna twarz byszczaa od potu, oczy poney goraczk
a. Musimy pyna
c za
nimi!
Elryk wzruszy ramionami. By juz saby. Nie wzia
ze soba dodatkowych
porcji lekw dla podtrzymania si. Pragna
wrcic do Imrryru i odpocza
c. By
zmeczony rozlewem krwi, zmeczony Yyrkoonem, a nade wszystko soba. Nienawisc , jaka czu do kuzyna, meczya go jeszcze bardziej, a najgorsze byo to, z e
nienawidzi takze tego uczucia.
Nie powiedzia. Pozwlmy im uciec.
Pozwolic im uciec? Nie karzac
ich? Nie, mj cesarzu! To nie jest nasze
postepowanie. Ksia
ze Yyrkoon odwrci sie do starego admiraa. Czy tak
postepuja Melnibonanie, admirale?
Magum Colim wzruszy ramionami. By rwniez zmeczony, ale w skrytosci
ducha przyznawa racje ksieciu. Wrogowie Melnibon powinni zostac ukarani za
35

to, z e osmielili sie chocby pomyslec o ataku na Imrryr.


Cesarz musi zadecydowac odpar jednak.
Pozwlmy im uciec powtrzy Elryk i opar sie ciez ko o porecz.
Niech zaniosa wiesci do swych barbarzynskich krajw. Niech opowiedza, w jaki
sposb pokonali ich Ksia
ze ta Smokw. Te wiesci rozbiegna sie szeroko. Ufam, z e
przez jakis czas nie beda nas niepokoic.
Mode Krlestwa sa pene gupcw! zawoa Yyrkoon. Nie uwierza
wiesciom! Zawsze byli i beda rozbjnikami. Najlepszy sposb, by sie przed nimi
zabezpieczyc, to pewnosc , z e z aden poudniowiec nie pozosta z ywy ani wolny.
Elryk odetchna
geboko. Ze wszystkich si usiowa zwalczyc ogarniajac
a go
niemoc.
Ksia
ze , poddajesz prbie moja cierpliwosc !
Alez, cesarzu, mam na sercu jedynie dobro Melnibon! Z pewnoscia nie
chcesz, by twoi ludzie mwili, z e brak ci si, z e boisz sie walczyc z piecioma
ledwie galerami z poudnia!
Tym razem gniew doda Elrykowi si.
Kto osmieli sie powiedziec, z e Elryk jest saby? Czy to bedziesz ty, Yyrkoonie? Wiedzia, z e jego decyzja jest bezsensowna, ale nie mg sie powstrzy
mac. Swietnie,
ruszajmy w poscig za tymi maymi, z aosnymi deczkami i zatopmy je. I spieszmy sie. . . jestem juz tym wszystkim zmeczony.
Oczy Yyrkoona rozbysy dziwnie, gdy odwraca sie, by wydac rozkazy.
Niebo z czarnego stao sie szare. Flota Melnibon wypynea na otwarte morze i skierowaa okrety w strone Wrzacego

Morza i lezacego

za nim kontynentu.
Barbarzynskie galery nie popyney przez Wrzace
Morze. Tego nie dokonaby z aden statek prowadzony przez smiertelnikw. Mogy je wprawdzie okra
zyc, ale
dla Melnibonan nie stanowio to problemu. Mieli wystarczajaco
szybkie barki,
by dopedzic uciekajace
statki, zanim te zdoaja zblizyc sie do granic Morza. Wiosujacym

niewolnikom podawano narkotyk, ktry na dwadziescia godzin zdwoi


ich siy i wytrzymaosc , by potem ich zabic.
Barki mkney szybko po powierzchni morza. Zdaway sie nalezec do dawnych,
niepojetych czasw. Sposb ich budowania stanowi tajemnice nawet dla Melnibonan; zda
zyli juz zapomniec wiele ze swej wiedzy. Widzac
je wspaniae
i grozne atwo sobie wyobrazic, jaka nienawiscia ludzie Modych Krlestw
darzyli Melnibon i jego dziea.
Syn Pyaraya wysuna
sie mocno do przodu. Na jego pokadach adowano
katapulty, choc pozostaych okretw Melnibonanskich nie byo jeszcze widac.
Spoceni niewolnicy ostroznie przenosili w rekach lepka substancje, z ktrej sporzadzano

ogniste pociski, po czym dugimi, yzkowate zakonczonymi szczypcami


nakadali je do brazowych

zagebien wyrzutni. Poyskiwaa bekitnawo w mroku


36

przedswitu.
Kilku niewolnikw wspieo sie po schodach na mostek i podao na platynowych tacach wino i z ywnosc trzem Ksia
ze tom Smokw, ktrzy pozostawali tam
od chwili, gdy rozpocza
sie poscig. Elrykowi nie chciao sie jesc , ale uja
wysoki
kubek z z tym winem i oprzni go. Mocny napj orzezwi go nieco. Napeniono

mu kubek ponownie i wypi go rwnie szybko. Popatrzy przed siebie. Switao.


Na horyzoncie pojawia sie smuga purpurowego swiata.
Wystrzelcie ogniste kule, gdy tylko pojawi sie soneczny dysk poleci
Elryk.
Wydam rozkazy rzek Magum Colim, ocierajac
usta i wyrzucajac
za
burte kosc , z ktrej ogryza mieso.
Zszed z mostka i wolnym krokiem ruszy w strone katapult. Elryk sucha
ciez kiego stapania

i naraz dozna uczucia, z e otaczaja go wrogowie. Byo cos


dziwnego w zachowaniu Maguma Colima w czasie ktni cesarza z Yyrkoonem;
jakas nuta nieszczerosci brzmiaa w jego gosie, gdy odpowiada Elrykowi. Prbowa pozbyc sie tych gupich mysli, ale zmeczenie, zwatpienie

we wasne siy,
jawne kpiny jego kuzyna, wszystko to wzmagao w nim uczucie, z e jest sam na
tym swiecie. Nawet Cymoril i Dyvim Tvar jako prawdziwi Melnibonanie nie
potrafili zrozumiec ani szczeglnych problemw, jakie go nurtoway i kieroway
jego dziaaniami, ani dziwnych nastrojw, w jakie coraz czesciej popada. A moz e madrze

wyrzec sie wszystkiego co Melnibonanskie i powedrowac w swiat,


by jako bezimienny, najemny z onierz suzyc tym, ktrzy potrzebowaliby jego
pomocy?
Daleko na horyzoncie, nad czarna linia wody ukazaa sie posepna, czerwona pkula sonca. Z przednich pokadw okretu flagowego dobiego kilkanascie
guchych uderzen. Katapulty wystrzeliy ponace
pociski. Rozleg sie donosny,
urwany na wysokiej nucie krzyk. Zdawao sie, z e dwanascie jarzacych

sie meteorw przecieo niebo, mknac


w strone pieciu galer barbarzyncw, ktre pyney
teraz przed nimi w odlegosci nie wiekszej niz trzydziesci dugosci okretu.
Tym razem pociski nie chybiy celu. Dwie galery staney w ogniu. Pozostae
trzy jednak, pynac
zakosami, zdoay omina
c kule ognia, ktre spady do wody.
Poney jeszcze przez chwile penym blaskiem. Utoney w gebinach, nie gasnac

do ostatniej chwili.
Ognistych ku przygotowano teraz znacznie wiecej. Elryk sysza, z e Yyrkoon krzyczy po drugiej stronie mostka, zmuszajac
wiosujacych

niewolnikw do
wiekszego wysiku. Uciekajace
dotad
okrety zmieniy nagle taktyke. Barbarzyncy najwyrazniej zrozumieli, z e nie beda w stanie dugo sie bronic. Rozdzielili
okrety i skierowali je przeciw Synowi Pyaraya, tak jak uczynili to wczesniej
w labiryncie. Elryk podziwia nie tylko odwage tych ludzi i ich zrecznosc w manewrowaniu galerami, ale i szybkosc , z jaka podjeli te jedyna logiczna, choc nie
pozostawiajac
a nadziei decyzje.
37

Blask wschodzacego

sonca kad sie na wodzie przed zawracajacymi

okretami. Splami czerwienia morze, jakby w zapowiedzi bliskiej juz krwawej walki.
Barbarzynskie galery podpyway coraz blizej Syna Pyaraya.
Z okretu flagowego wystrzelono nowa salwe ognistych ku. Prowadzaca
galera prbowaa halsowac, by ich unikna
c, lecz nadaremnie. Dwie kule spady na jej
pokad. Pomienie ogarney cay okret; ludzie poneli i rzucali sie do wody. Sali
strzay na Melnibonanska barke i umierali z przeklenstwami na ustach. Ogarniety pozarem okret by jednak coraz blizej; ktos zablokowa ster i skierowa galere
wprost na Syna Pyaraya. Statek uderzy w zocista burte barki i ogien przedosta sie na pokad, gdzie rozmieszczone byy gwne katapulty. Zapali sie kocio
z ognista substancja i Melnibonanie ze wszystkich pokadw pospieszyli na pomoc, prbujac
zdusic ogien.
Elryk usmiecha sie ponuro na widok tego, co udao sie dokonac barbarzyncom. Kto wie, moze umyslnie skierowali swj statek pod ogniste pociski? Gdy
wiekszosc zaogi okretu flagowego zajeta bya gaszeniem ognia, druga galera podpynea z boku. Poudniowcy zarzucili bosaki i przyciagn
eli okret do burty Syna
Pyaraya.
Abordaz! Barbarzyncy atakuja!
krzykna
Elryk. Zawoa to dopiero teraz, choc mg wczesniej ostrzec swa zaoge. Zobaczy, jak Yyrkoon odwrci
sie, ogarna
wzrokiem sytuacje i zbieg z mostka.
Zostan tam, panie! rzuci w biegu do Elryka. Sprawiasz wrazenie
zbyt zmeczonego, by walczyc.
Elryk zebra wszystkie siy. Potykajac
sie pobieg za kuzynem, by pomc
w obronie okregu. Barbarzyncy nie walczyli o swoje z ycie. Wiedzieli, z e zgina.
Walczyli o swj honor. Chcieli zabrac ze soba na dno bodaj jeden melnibonanski statek ten wasnie. Swoja postawa zmuszali wroga do szacunku. Ci ludzie
wiedzieli, z e jesli nawet zdobeda okret flagowy, pozostae jednostki zotej floty
wkrtce przypyna i pokonaja ich. Pomimo to rozpoczeli nierwna walke. Tamte barki wcia
z jeszcze byy daleko. Wielu wrogw straci z ycie, zanim dotra do
Syna Pyaraya.
Elryk zbieg na najnizszy pokad i znalaz sie naprzeciwko dwch wysokich
piratw uzbrojonych w zakrzywione miecze i mae prostokatne
tarcze. Elryk zada
pierwszy cios, bezskutecznie jednak. By juz bardzo zmeczony. Zbroja cia
zya
mu, jakby wykuto ja z oowiu. Z trudem unosi tarcze i miecz.
Dwa miecze niemal rwnoczesnie uderzyy w jego hem. Cofna
sie i chwyci jednego z mez czyzn za ramie, drugiego uderzajac
tarcza. Zakrzywione ostrze
zadzwonio o jego pancerz. Zachwia sie i omal nie straci rwnowagi.
Wszedzie wciska sie gryzacy
dym i z ar. Zewszad
dochodzia wrzawa bitwy.
Elryk szarpna
sie rozpaczliwie i poczu, z e jego miecz wchodzi w miekkie ciao. Jeden z jego przeciwnikw, bekoczac
cos niewyraznie, zwali sie na pokad.
Z jego ust i nosa chlusnea krew. Drugi skoczy gwatownie do przodu. Elryk cof38

na
sie, potkna
o lezace
ciao i upad, trzymajac
przed soba miecz. Triumfujacy

barbarzynca pochyli sie, by go dobic, lecz albinos pchna


silnym sztychem, przebijajac
go na wylot. Mez czyzna runa,
przygniatajac
swoim ciaem Elryka. Nie
poczu juz tego zemdla. Jego saba krew zawioda go nie po raz pierwszy.
Poczu na wargach sl i w pierwszej chwili pomysla, z e to krew. Bya to tylko
morska woda. Przez pokad przetoczya sie fala i ocucia go. Gdy usiowa wyczogac sie spod trupa, usysza dobrze znany gos. Odwrci gowe. Obok sta ksia
ze
Yyrkoon i smia sie. Cieszy sie, z e znalaz Elryka w tak ponizajacym

poozeniu.
Czarny tusty dym wcia
z snu sie wszedzie, ale odgosy bitwy juz zamary.
Czy. . . czy zwyciez ylismy, kuzynie? gos Elryka by peen blu.
Tak. Wszyscy barbarzyncy sa teraz martwi. Odpywamy wasnie z powrotem do Imrryru.
Elryk poczu ulge. Jesli nie przyjmie swej zwykej porcji lekw, umrze wkrtce. Odprez enie musiao wyraznie odmalowac sie na jego twarzy, bo Yyrkoon rozesmia sie znowu.
Jak to dobrze, z e bitwa nie trwaa duzej, panie! Mao brakowao, bysmy
zostali bez dowdcy.
Pomz mi, kuzynie. Wstretnym byo Elrykowi prosic ksiecia Yyrkoona
o jakakolwiek

aske, lecz nie mia wyboru. Wyciagn


a
do niego don. Mam
dosc siy, by dokonac inspekcji okretu.
Yyrkoon, usmiechajac
sie nadal, podszed blizej. Wykona gest, jakby chcia
uja
c te reke, zawaha sie jednak.
Jestem odmiennego zdania, panie. Nim ten okret skieruje sie ponownie na
wschd, bedziesz juz martwy.
Bzdury! Nawet bez lekw moge z yc przez pewien czas, choc trudno mi sie
wtedy poruszac. Pomz mi, Yyrkoonie! Rozkazuje ci!
Nie mozesz mi rozkazywac, Elryku. Jak widzisz, to ja jestem teraz cesarzem.
Ostroznie, kuzynie! Ja moge wybaczyc ci taka zdrade, ale inni tego nie
uczynia. Bede zmuszony do. . .
Yyrkoon przekroczy ciao Elryka i zblizy sie do burty. W miejscu, gdzie
przystawiano trap, porecz umocowana bya kilkoma srubami. Yyrkoon odkreci
je powoli. Kopnieta porecz wpada do wody.
Elryk rozpaczliwie prbowa sie uwolnic, choc porusza sie z ogromna trudnoscia. Tymczasem Yyrkoon mimo wyczerpujacej
walki zdawa sie miec niespozyte
siy. Pochyli sie i z atwoscia odrzuci przygniatajace
Elryka ciao.
Yyrkoonie, to wielka nieostroznosc . . . zacza
Elryk.
Dobrze wiesz, kuzynie, z e nigdy nie byem ostrozny. Yyrkoon postawi
noge na piersi Elryka i pchna
go mocno. Elryk zsuna
sie do wyrwy w burcie.
39

W dole widzia falujace


czarne morze.

Zegnaj, Elryku! Na Rubinowym Tronie zasiadzie

teraz prawdziwy Melnibonanin. Kto wie, moze nawet uczyni Cymoril krlowa. Syszano juz przeciez. . .
Elryk czu, jak toczy sie po pokadzie. Spad za burte. Uderzy o wode i poczu,
jak ciez ar zbroi wciaga
go pod powierzchnie. Ostatnie sowa Yyrkoona dudniy
mu w uszach jak uparty omot fal o burty zocistej barki wojennej.

II
CZES C

Bardziej niepewny siebie i swego przeznaczenia niz kiedykolwiek, krl albinos musi uzyc swych czarnoksieskich mocy, swiadom, z e wplata
sie w bieg
wypadkw, niezgodnych z jego wyobrazeniami, jak chciaby przezyc z ycie. Musi
teraz rozstrzygna
c pewne sprawy. Musi zacza
c panowac. Musi byc okrutny. Jednakze nawet tu jego plany zostana pokrzyzowane.

Rozdzia 1
GROTY WADCY MORZA
Elryk tona
szybko. Rozpaczliwie usiowa zatrzymac w pucach resztki oddechu. Nie mia si, by pyna
c, a ciez ar zbroi nie dawa mu najmniejszej nadziei, z e
wynurzy sie na powierzchnie, gdzie mgby zauwazyc go Magum Colim lub inny
wierny mu poddany.
Gosny szum w uszach stopniowo przechodzi w szmer. Elrykowi wydawao

sie, z e syszy w nim ciche gosy gosy Wodnych Zywiow,


z ktrymi w dziecinstwie aczya

go przyjazn . Bl w pucach zagodnia, czerwona mga zniknea


sprzed oczu. Przez chwile mignea mu twarz ojca, potem twarz Cymoril i przelotnie Yyrkoona. Yyrkoon to gupiec. Choc ceni najwyzej swe melnibonanskie
pochodzenie, nie mia ani odrobiny wasciwej tej rasie subtelnosci. By rwnie
brutalny i prymitywny jak barbarzyncy z Modych Krlestw, ktrymi tak bardzo
pogardza. Nagle Elryk uswiadomi sobie, z e jest niemal wdzieczny kuzynowi.
Jego z ycie skonczyo sie. Problemy, ktre go dreczyy, nie beda juz duzej go
nekay. Jego obawy i cierpienia, jego miosci i nienawisci wszystko stao sie
przeszoscia. On sam odchodzi w niepamiec .
Gdy ostatni oddech uchodzi z jego puc, Elryk odda sie cay morzu i Stra
ashy wadcy wszystkich Wodnych Zywiow,
niegdys towarzysza i przyjaciela

ludu Melnibon. Resztka swiadomosci przypomnia sobie jeszcze stare zaklecie,


ktre spiewali jego przodkowie, by przywoac Straashe. Gdzies w zakamarkach
jego zamierajacego

umysu pojawiy sie, nieproszone, sowa piesni:


Wody morza, wyscie nas zrodziy,
Byyscie naszym mlekiem i matka
W dniach, gdy nieba sie chmurzyy.
Wyscie byy pierwsze, bedziecie ostatnie.
Wadcy morza, krwi naszej ojcowie,
Suga wasz na pomoc czeka.
43

Wasza sl, to krew, nasza krew, to wasza sl,


Wasza krew, to krew czowieka.
Straasha wieczny, wieczne morze,
Szukam twej pomocy.
Patrz, wrogowie nasi
Chca nam splata
c losy i wyczerpac morze.
Czy sowa te maja jakies stare, symboliczne znaczenie, czy odnosza sie do jakiegos epizodu w dziejach Melnibon, o ktrym nawet Elryk nie czyta? Niewiele
dla niego znaczyy, a mimo to powracay uparcie, gdy jego ciao pogra
zao sie
coraz gebiej w zielonej wodzie. Nawet wtedy gdy ogarnea go ciemnosc i woda wypenia mu puca, sowa rozlegay sie uparcie w zakamarkach jego pamieci.
Dziwi sie, z e wcia
z syszy ich spiew, choc juz dawno powinien byc martwy.
Zdawao sie, z e upyney wieki, nim otworzy oczy. Ujrza potez ne wiry wodne, a dalej sunace
ku niemu ogromne, niewyraznie zarysowane postacie. A wiec
smierc jeszcze nie nadesza, majaczy tylko. Zobaczy przed soba istote o seledynowej, jakby z fal morskich powstaej skrze. Olbrzym o turkusowej brodzie
i dugich wosach tej samej barwy usmiecha sie do Elryka. Jego gos brzmia jak
szum przyboju.
Straasha odpowiada na twe wezwanie, smiertelniku. Nasze przeznaczenia
wia
za sie ze soba. Jak moge pomc ci i pomagajac
tobie pomc zarazem i sobie?
Woda wypeniaa usta Elryka, a jednak wydawao mu sie, z e wcia
z moze mwic. Musia wiec snic.
Krl Straasha. . . powiedzia. Malowida z biblioteki Wiezy
Darputna. Widziaem je, gdy byem chopcem. Krl Straasha. . .
Krl morza rozozy swe zielone donie.
Tak. Przyzywaes nas, potrzebujesz naszej pomocy. Dotrzymujemy naszego odwiecznego ukadu z twym ludem.
Nie. Nie zamierzaem cie wzywac. Wezwanie pojawio sie nieproszone
w moich myslach. Jestem szczesliwy, z e utonaem.

To niemozliwe. Przyzywaes nas mysla, a to znaczy, z e pragniesz z yc. Pomozemy ci.


Gebokie, zielone oczy krla Straashy agodnie, niemal czule patrzyy na albinosa. Elryk znw zamkna
oczy.
e. Oszukuje sie tymi rojeniami powiedzia.
Sni
Czu wode w pucach i wiedzia, z e juz nie oddycha, co prowadzio do prostego wniosku by martwy.
Jesli jednak istniejesz naprawde i pragniesz mi pomc, stary przyjacielu
odezwa sie znw spraw, bym mg powrcic do Melnibon i rozprawic sie
44

z uzurpatorem Yyrkoonem. Chciabym ocalic Cymoril, nim bedzie za pzno. Tylko cierpienia, jakich dozna Cymoril, gdy jej brat zostanie cesarzem Melnibon,
budza we mnie z al.

Czy to wszystko, o co prosisz Zywioy


Wody? krl Straasha wydawa
sie byc zdumiony.
Nawet o to cie nie prosze. Wypowiadam po prostu to, czego pragnabym,

gdyby wszystko tutaj byo rzeczywistoscia i gdybym w ogle mg mwic, co


przeciez jest niemozliwe. Umieram.
To niemozliwe, krlu Elryku. Nasze losy naprawde splataja sie ze soba
i wiem, z e nie nadszed jeszcze czas twej smierci. Pomoge ci wiec.
Elryk zdumia sie wyrazistoscia kazdego szczegu jego marzen.
Cz za okrutne meczarnie sam sobie zadaje. Musze przeciez umrzec
powiedzia do siebie.
Nie mozesz umrzec. Jeszcze nie teraz. . .
Straasha dzwigna
go agodnie w swych ramionach i ponis przez krete korytarze z delikatnego, rzucajacego

miekki rzowy cien koralu. Nie byo tu juz wody;


Elryk poczu, z e znika takze z jego puc i z oadka,

z e znw zaczyna oddychac. Czy

to mozliwe, by przeniesiono go na legendarna paszczyzne Zywiow


te, ktra
przecinaa paszczyzne ziemska i gdzie przewaznie przebyway?
Zatrzymali sie w ogromnej okragej

jaskini. Jej sciany swieciy rzem i bekitem macicy perowej. Krl morza uozy Elryka na biaym piasku dna jaskini. Nie
by to jednak zwyky piasek; ugina sie i sprez ynowa lekko, gdy tylko Elryk sie
poruszy.
Krl Straasha ruszy w strone wielkiego tronu z mlecznego jadeitu. Rozleg
sie dzwiek, jakby fala przetaczaa sie i wracaa po kamykach. Straasha usiad na
tronie i opar brode na zielonej rece, przypatrujac
sie Elrykowi zagadkowym a jednoczesnie penym zrozumienia wzrokiem.
Elryk nadal by bardzo saby, mg jednak oddychac. Mia wrazenie, jakby
ustepujaca
z jego ciaa morska woda oczyscia go. Czu jasnosc mysli. Jego pewnosc , z e sni, zachwiaa sie.
Wcia
z nie wiem, dlaczego mnie ocalies, krlu Straasha szepna.

To piesn runiczna. Usyszelismy ja na tej paszczyznie i przybylismy. To


wszystko.
Rozumiem. Do tego trzeba jednak potez niejszych czarw, a nie tylko to
jedno zaklecie. Potrzebny jest spiew, znaki, gesty i rytua. Tak byo dotad.

Byc moze obrzedy ustepuja miejsca nagej potrzebie. Takiej chocby jak ta,
ktra przesaa nam twe wezwanie. Mwisz wprawdzie, z e chciaes umrzec, ale
to oczywiste, z e nie pragnae
s tego naprawde. W przeciwnym razie wezwanie nie
byoby tak wyrazne i nie dotaroby do nas tak szybko. Nie mysl teraz o tym. Gdy
odpoczniesz, spenimy twe prosby.
Elryk usiad, choc kazdy ruch sprawia mu bl.
45

Mwies wczesniej o powiazanych

losach. Wiesz cos zatem o moim przeznaczeniu.

Troche tak. Nasz swiat starzeje sie. Na twojej paszczyznie Zywioy


byy
niegdys potez ne, a ludzie z Melnibon dzielili z nimi ich moc. Teraz jednak nasza

potega sabnie, wasza takze. Cos sie zmienia. Podobno Wadcy Wyzszych Swiatw znw zaczynaja sie interesowac waszym swiatem. Moze boja sie, z e mieszkancy Modych Krlestw zapomnieli o nich. Moze ten lud zapowiada nadejscie
nowego wieku, gdzie nie bedzie juz miejsca dla bogw i istot takich jak ja. Sadz
e,

z e na paszczyznach Wyzszych Swiatw panuje teraz zaniepokojenie.


Wiesz cos wiecej?
Krl Straasha unis gowe i spojrza Elrykowi prosto w oczy.
Nic wiecej nie moge ci ujawnic, synu mych dawnych przyjaci. Chyba
tylko to, z e bybys szczesliwy, gdybys cakowicie podda sie przeznaczeniu, kiedy
je zrozumiesz.
Mysle, z e wiem, o czym mwisz, krlu Straasha westchna
Elryk.
Sprbuje postapi
c wedle twej rady.
A teraz, jesli juz odpoczae
s, pora wracac.
Krl morza podnis sie ze swego tronu z mlecznego jadeitu i popyna
w strone Elryka. Unis go w mocnych zielonych ramionach.
Spotkamy sie znowu przed koncem twojego z ycia. Mam nadzieje, z e jeszcze raz bede mg ci pomc. I pamietaj, z e nasi bracia powietrza i ognia rwniez
pragna ci pomc. Pamietaj tez o bestiach i one moga ci suzyc. Nie trzeba lekac
sie ich pomocy. Strzez sie jednak bogw, Elryku. Strzez sie Wadcw Wyzszych

Swiatw
i pamietaj, z e za ich pomoc i dary zawsze trzeba pacic.
To byy ostatnie sowa morskiego krla, jakie usysza Elryk, zanim pomkneli
powtrnie kretymi tunelami obcej paszczyzny. Poruszali sie z taka szybkoscia, z e
modzieniec nie mg dostrzec z adnych szczegw tej drogi. Nie wiedzia, czy
pozostaje jeszcze w krlestwie Straashy, czy tez powrci juz do gebin morskich
swego wasnego swiata.

Rozdzia 2
CESARZ ZRZUCA Z TRONU
UZURPATORA
Dziwne chmury zasnuy niebo i przesoniy ogromna, czerwona kule sonca.
Fale oceanu poyskiway ponura czernia, gdy zociste barki zmierzay w strone
portu w Imrryrze. Syn Pyaraya z porwanymi z aglami i martwymi niewolnikami
przy wiosach pyna
za nimi wolno. Na pokadach snuli sie poczerniali od dymu
ludzie, na mostku, ktry ucierpia mocno w czasie bitwy, sta nowy cesarz. Tylko
on jeden przezywa peen triumf. Jego sztandar, a nie sztandar Elryka, powiewa
teraz dumnie na maszcie flagowym. Yyrkoon nie traci czasu natychmiast po
bitwie ogosi, z e Elryk zosta zabity, on zas przejmuje wadze w Melnibon.
To szczeglnej barwy niebo byo dla Yyrkoona znakiem zmiany, powrotu do
dawnego sposobu z ycia i dawnej potegi Smoczej Wyspy. Gdy wydawa rozkazy, jego gos brzmia nuta prawdziwej rozkoszy i admira Magum Colim, ktry
zawsze unika Elryka, teraz zmuszony podporzadkowa

c sie rozkazom nowego


cesarza, zacza
sie zastanawiac, czy nie nalezaoby rozprawic sie z Yyrkoonem
w ten sam sposb, w jaki on rozprawi sie z Elrykiem. Admira czu bowiem, z e
to wasnie Yyrkoon winien jest smierci cesarza.
Dyvim Tvar sta oparty o burte swego statku. On takze zwrci uwage na dziwna barwe nieba, choc widzia w niej raczej zwiastuny nadchodzacej
zguby. Opakiwa w swym sercu Elryka i przemysliwa, jak mgby go pomscic. Rozwaza
tez, czy nalezao ujawnic, z e Yyrkoon zamordowa swego kuzyna, by zdobyc Rubinowy Tron.
Na horyzoncie pojawio sie Melnibon. Spietrzone bloki skalne wygladay

z daleka jak przyczajony posepny potwr, przywoujacy


potomstwo do swego
acego
ciepego i miekkiego ona Sni

Miasta Imrryr.
Przed barkami wojennymi wyrosy potez ne skay. Otworzyy sie centralne
wrota do morskiego labiryntu, plusnea woda wzburzona zocistymi dziobami
okretw, wpywajacych

do mrocznych, wilgotnych tunelw. W swiatach pochod47

ni wcia
z mozna byo dostrzec wraki barbarzynskich galer i napuche ciaa, unoszace
sie na powierzchni wody. Barki toroway sobie majestatycznie droge wsrd
szczatkw

swych ofiar, lecz na pokadach nikt nie wznosi radosnych, goszacych

zwyciestwo okrzykw; okrety niosy tez z aobne wiesci wiadomosc o smierci


cesarza Elryka.
Przez siedem kolejnych nocy ulice Imrryru zapeniac beda w Dzikim Tancu Melnibon nieprzebrane tumy. Narkotyki i magia sprawia, z e nikt nie zasnie.

Zadnemu
Melnibonaninowi, ani modemu, ani staremu, nie wolno spac w czasie z aoby po cesarzu. Nadzy Ksia
ze ta Smokw rozbiegna sie po miescie i beda
chwytali kazda napotkana moda kobiete. Zgodnie z obyczajem, gdy umiera cesarz, wielmoze Melnibon musza spodzic tyle dzieci niebianskiej krwi, ile tylko
mozliwe.
Ze szczytu kazdej wiezy w miescie niewolnicy beda wyspiewywac z aobne
sci by straszliwym
piesni. Inni zostana zabici, niektrzy zjedzeni. Taniec Zao
tancem zbiera zawsze tylez ofiar, ile tworzy nowych istnien.
W ciagu
tych siedmiu dni jedna z wiez Imrryru zostanie zburzona, a na jej
miejscu powstanie nowa. Bedzie przypominac Elryka VIII, cesarza albinosa, ktry zgina
na morzu, broniac
Melnibon przed piratami z poudnia.
Cesarz zgina
na morzu, a jego ciao zabray fale. To nie by dobry znak. Znaczyo to, z e Elryk odszed suzyc Pyarayowi, Wadcy Chaosu. Temu o wielu
mackach ktry szepcze nieprawdopodobne tajemnice, dowdcy Floty Chaosu. Zatopione okrety i martwi z eglarze na zawsze pozostawali w jego niewoli.
Nie do przyjecia byo, by taki los przypad reprezentantowi krlewskiej linii Mel
nibon. Zaoba
bedzie trwaa dugo mysla Dyvim Tvar. Kocha Elryka, mimo z e nie zawsze pochwala jego metody rzadzenia

Smocza Wyspa. W tajemnicy


pjdzie tej nocy do Smoczych Jaskin i okres z aoby spedzi ze spiacymi

smokami.
Teraz, gdy Elryk nie z y, byy wszystkim, co kocha.
Dyvim Tvar mysla tez o czekajacej
na powrt Elryka Cymoril. Na nabrzezu
poney juz pochodnie i kosze napenione weglem. Poza maa grupka z onierzy,
otaczajacych

rydwan na koncu srodkowego mola, byo tu pusto. Da


zimny wiatr.
Dyvim Tvar wiedzia, z e to ksiez niczka Cymoril ze swa eskorta wyczekuje powrotu floty.
Okret flagowy przepyna
labirynt jako ostatni, ale pozostae barki musiay
czekac, az zostanie doholowany na miejsce przed nimi. Tak nakazywa zwyczaj.
Gdyby nie to, Dyvim Tvar juz dawno byby przy Cymoril, by bezpiecznie odprowadzic ja z nabrzeza i opowiedziec jej o smierci Elryka. Nie mg jednak tego
zrobic. Nim jego okret rzuci kotwice, opuszczono trap Syna Pyaraya i dumny
cesarz Yyrkoon schodzi juz na lad,
unoszac
triumfujaco
ramiona i pozdrawiajac

swa siostre, ktra daremnie przebiegaa wzrokiem pokady okretu w poszukiwaniu ukochanego.
Wreszcie zrozumiaa, z e Elryk nie z yje. Domyslia sie tez, z e Yyrkoon w jakis
48

sposb ponosi odpowiedzialnosc za jego smierc. Albo pozwoli, by barbarzyncy


zabili Elryka, albo sam zdoa go zabic. Znaa, swego brata i wiedziaa, co oznacza wyraz jego twarzy. Yyrkoon by z siebie zadowolony jak zawsze, gdy uda
mu sie jakis zdradziecki postepek. Gniew zapali sie w penych ez oczach dziewczyny. Podniosa twarz ku zowrogiemu niebu, po ktrym suney ciemne chmury.
O, to Yyrkoon go zabi! krzyknea dziko.
Okrzyk zaskoczy jej gwardzistw.
Pani? odezwa sie zaniepokojony kapitan.
On nie z yje, i to mj brat go zabi! powtrzya ksiez niczka. Zatrzymaj
ksiecia Yyrkoona, kapitanie! Zabij go!
Kapitan poozy reke na rekojesci miecza niezdecydowanym gestem, lecz stojacy
obok mody z onierz, znacznie bardziej porywczy, doby natychmiast swej
broni.
Ja go zabije, ksiez niczko, jesli takie jest twoje z yczenie powiedzia.
Kocha Cymoril wielka i rozpaczliwa mioscia.
Kapitan rzuci modziencowi ostrzegawcze spojrzenie, ale ten go nie zauwaz y. Za jego przykadem dwch kolejnych gwardzistw wysuneo miecze z pochew. Yyrkoon kroczy ku nim owiniety czerwonym paszczem, w smoczym hemie odbijajacym

swiato pochodni.
Cesarzem jest teraz Yyrkoon! zawoa.
Nie! krzyknea ostrym gosem jego siostra. Elryku! Elryku! Gdzie
jestes?
Suzy swemu nowemu panu, Pyarayowi z Chaosu. Jego martwe donie cia
gna wioso przekletego okretu, siostro. Jego martwe oczy niczego juz nie widza,
uszy sysza tylko trzaskanie biczw. Martwe ciao kuli sie ze strachu, nie czujac

niczego prcz ich uderzen. Elryk runa


w swej zbroi na samo dno morza.
Morderca! Zdrajca! Cymoril wybuchnea paczem. Kapitan trzezwo zapatrywa sie na wydarzenia. Odwrci sie do swoich z onierzy i rozkaza cicho:
Schowajcie miecze i pozdrwcie waszego nowego cesarza.

Zonierze
spenili rozkaz. Nie posucha go tylko zakochany w Cymoril gwardzista.
Alez on zabi cesarza! Tak powiedziaa pani Cymoril!
Cz z tego? Teraz on jest cesarzem. Kleknij albo zginiesz!
Mody z onierz krzykna
cos i skoczy w strone Yyrkoona. Ten uchyli sie,
prbujac
wyplata
c rece z fad paszcza. Tego nie oczekiwa. W tej samej chwili
kapitan rzuci sie ku nim, dobywajac
miecza. Ugodzi modzienca i ten, nie zda
z ywszy nawet wydac gosu, runa
do stp Yyrkoona. Kapitan uzna sie nowego
cesarza, totez wadca nie kry usmiechu zadowolenia, patrzac
na ciao gwardzisty.
Kapitan przyklekna,
trzymajac
w reku okrwawiony miecz.
Cesarzu powiedzia i skoni sie nisko.
Okazaes nalezyta lojalnosc , kapitanie.
49

To lojalnosc wobec Rubinowego Tronu.


Wasnie.
Cymoril drzaa z blu i wsciekosci, ale jej gniew by bezsilny. Wiedziaa, z e
nie ma juz przyjaci.
Cesarz Yyrkoon stana
przed nia i wyciagn
a
reke. Zacza
piescic agodnie jej
szyje, policzki i wargi. Przesuna
don nizej, muskajac
jej piersi.
Siostro, twa uroda nalezy teraz cakowicie do mnie oznajmi.
Napiecie Cymoril dosiegneo szczytu i na te sowa zemdlaa.
Podniescie ja zwrci sie Yyrkoon do straznikw. Zabierzcie do wiez y i upewnijcie sie, z e tam pozostanie. Dwch straznikw ma byc zawsze przy
niej. Niech ja obserwuja nawet w chwilach dla niej najintymniejszych, aby nie
moga uknuc spisku przeciw Rubinowemu Tronowi.
Kapitan skoni sie i skina
na swych ludzi, by wykonali rozkaz cesarza.
Tak, panie, uczynimy to.
Yyrkoon spojrza znw na ciao modego z onierza i traci
je lekko noga.
A to dajcie wieczorem do zjedzenia jej niewolnikom. W ten sposb bedzie
mg suzyc jej nadal usmiechna
sie.
Kapitan odpowiedzia usmiechem, doceniajac
z art. Czu, z e dobrze jest miec
w Melnibon prawdziwego cesarza. Ten wadca wie, jak sie zachowac, jak traktowac swych wrogw, dla niego niezachwiana lojalnosc jest prawem. Kapitan rozumia, z e Melnibon staneo u progu wojen. Zociste barki i z onierze z Imrryru
znw beda mogli ruszyc na poszukiwanie upw, a on znw wpoi barbarzyncom
z Modych Krlestw strach i podziw dla Melnibon, bo tylko takie uczucia powinni z ywic dla Smoczej Wyspy.
W wyobrazni zagarnia juz bogactwa Lormyru, skarby Argimiliaru i Pikaraydu, Ilmiory i Jadmaru. Moze nawet zostanie gubernatorem Wyspy Purpurowych
Miast? Jakze bedzie neka te parweniuszowskie morskie krlewiatka,

a zwaszcza
hrabiego Smiorgana ysego, ktry prbowa uczynic z tej wyspy rywalke Melnibon w handlu morskim.
Kroczac
obok z onierzy niosacych

ksiez niczke Cymoril do wiezy, kapitan poz era wzrokiem jej postac. Budzia w nim pozadanie.

Yyrkoon nagrodzi jego lojalnosc , co do tego nie mia watpliwo

sci. Choc da
zimny wiatr, z ar ogarna
kapitana
na mysl o oczekiwanej nagrodzie. Sam bedzie strzeg ksiez niczki Cymoril i bedzie
sie tym rozkoszowa.
Yyrkoon stapa

dumnie na czele swych wojsk ku Wiezy Darputna, gdzie


znajdowa sie Rubinowy Tron. Nie zasiad w lektyce, ktra mu przysano, lecz
szed. Pragna
rozkoszowac sie kazda chwila swojego triumfu. Do stojacej
w samym srodku Imrryru wiezy, najwyzszej sposrd wszystkich wiez w miescie, zbliz a sie tak, jakby podchodzi do ukochanej kobiety. agodnie i bez pospiechu, bo
50

wiedzia, z e jest juz jego.


Obejrza sie. Tuz za nim szo jego wojsko. Prowadzili je Magum Colim i Dyvim Tvar. Mieszkancy miasta przystawali na kretych ulicach miasta i kaniali mu
sie nisko. Niewolnicy rzucali sie na ziemie, by zozyc mu hod. Nawet zwierzeta
pociagowe

zmuszano, by klekay, gdy przechodzi. Niemal namacalnie czu swoja


potege. Rozkoszowa sie nia tak, jak ktos inny delektuje sie smakiem sodkiego
owocu. Oddycha geboko. Nawet powietrze nalezao do niego. Cae Imrryr do
niego nalezao. Cae Melnibon. Wkrtce zagarnie cay swiat, a potem bedzie
go trwoni. . . Och, jakze bedzie go trwoni! Sprowadzi znw na ziemie ogromna
trwoge, wiele trwogi!
Cesarz Yyrkoon wkracza do wiezy w ekstazie. Niczego wok nie dostrzega.
Przystana
z wahaniem przed ogromnymi drzwiami sali tronowej. Skina,
by je
otworzono. Gdy sie rozwary, wkroczy do niej w starannie przemyslany sposb,
niczym aktor na scene. Caa sala sciany, sztandary, trofea, galerie wszystko
nalezao do niego. Teraz byo tu pusto, ale wkrtce on wypeni te komnate z yciem,
dworskimi uroczystosciami i prawdziwymi, melnibonanskimi zabawami. Zbyt
dugo juz krew nie nasycaa sodkim zapachem jej powietrza.
Unis powieki i jego wzrok spocza
na stopniach wiodacych

do Rubinowego Tronu. Naraz usysza, jak stojacy


za nim Dyvim Tvar chwyta w zdumieniu
powietrze. Byskawicznie przesuna
spojrzenie na szczyt schodw. Otworzy szeroko oczy. Nie mg uwierzyc w to, co widzi. Usta rozchyliy mu sie bezwiednie.
To zudzenie!
Widmo! rzek zadowolony Dyvim Tvar.
To zniewaga Tronu! krzykna
cesarz Yyrkoon. Ruszy po schodach
chwiejnym krokiem, z palcem wymierzonym w okryta szczelnie paszczem postac, ktra tak pewnie siedziaa na Rubinowym Tronie.
On jest mj! Mj! krzycza Yyrkoon. Tajemnicza postac nie odpowiadaa.
On jest mj! powtarza Yyrkoon. Odejdz natychmiast! Tron nalezy
do Yyrkoona. Yyrkoon jest teraz cesarzem! Kim jestes? Dlaczego niweczysz moje
plany?
Kaptur paszcza opad i odsoni biaa twarz, okolona dugimi mlecznobiaymi
wosami. Purpurowe oczy spogladay

zimno na wrzeszczac
a, zataczajac
a sie na
schodach istote.
Ty nie z yjesz, Elryku! Wiem, z e nie z yjesz!
Zjawa nie odpowiadaa, tylko na jej bladych wargach ukaza sie niky usmiech.
Nie moges sie uratowac! Utonae
s. Nie mozesz wrcic. Twoja dusze dzierz y Pyaray!
Nie tylko on wada morzem odpara postac na Rubinowym Tronie.
Dlaczego mnie zabies, kuzynie?

51

Yyrkoona opuscia caa jego przebiegosc , ustepujac


miejsca przerazeniu
i zmieszaniu.
To ja mam prawo do wadzy! Ty nie byes wystarczajaco
silny, wystarczajaco
okrutny, ani nawet zabawny. . .
Czyz nie jest to swietny z art, kuzynie?
Odejdz! Zniknij natychmiast! Natychmiast! Zmary cesarz nie moze rza
dzic Melnibon!
Zobaczymy. Elryk da znak Dyvimowi Tvarowi i jego z onierzom.

Rozdzia 3
WEDLE
SPRAWIEDLIWOS C
STARYCH OBYCZAJW
Teraz bede rzadzi

tak, jak tego pragnae


s, kuzynie rzek Elryk, obserwujac,

jak z onierze Dyvima Tvara otaczaja uzurpatora i odbieraja mu bron.


Yyrkoon dysza ciez ko jak schwytany w sida wilk. Rozejrza sie dookoa,
jakby w nadziei, z e znajdzie sprzymierzencw wsrd zgromadzonych z onierzy.
Oni jednak odwracali od niego spojrzenia. Twarze ich wyrazay obojetnosc lub
jawna wzgarde.
Na tobie pierwszym, Yyrkoonie, wyprbuje nowy sposb rzadzenia.

Czy
jestes zadowolony?
Yyrkoon opusci gowe. Drza cay. Elryk rozesmia sie.
Mw gosniej, kuzynie.
Niechaj Arioch i wszyscy Ksia
ze ta Piekie drecza cie przez wiecznosc
warkna
Yyrkoon. Unis gowe, potoczy wokoo dzikim wzrokiem i wykrzywi
wargi w grymasie wsciekosci.
Ariochu! zakrzycza. Ariochu, rzuc klatw
e na tego sabowitego albinosa! Ariochu! Zniszcz go lub spraw, by runeo Melnibon!
Elryk nie przestawa sie smiac.
Arioch cie nie usyszy! Chaos nie ma juz dawnej wadzy nad ziemia. Upragniona przez ciebie pomoc Wadcw Chaosu, jaka suzyli niegdys naszym przodkom, wymaga wiekszych umiejetnosci magicznych niz twoje. A teraz, Yyrkoonie,
gdzie jest pani Cymoril?
Yyrkoon milcza posepnie.
Jest w swej wiezy, cesarzu powiedzia Magum Colim.
Zabrali ja tam poplecznicy Yyrkoona doda Dyvim Tvar. Dowdca
osobistej strazy Cymoril zabi z onierza, ktry prbowa bronic swej pani przed
Yyrkoonem. Ksiez niczce Cymoril grozi niebezpieczenstwo, panie.

53

Wez wiec oddzia z onierzy i idz szybko do wiezy. Sprowadz do mnie Cymoril i dowdce jej strazy.
A Yyrkoon, panie? spyta Dyvim Tvar.
Niechaj pozostanie tu, dopki nie powrci jego siostra. Dyvim Tvar skoni
sie i wybieg z sali tronowej, zwoujac
po drodze oddzia. Wszyscy zauwazyli,
z e krok Dyvima Tvara by lzejszy. Z jego twarzy znikna
ponury grymas, ktry
wykrzywia ja, gdy Pan Smoczych Jaskin zbliza sie do tronu za cesarzem Yyrkoonem.
Yyrkoon unis gowe i popatrzy na dworzan. Przez chwile przypomina budzace
litosc , oszukane dziecko. Wszystkie oznaki nienawisci i gniewu znikney
z jego twarzy i Elryk poczu, z e wzbiera w nim wspczucie. Tym razem jednak
stumi je w sobie.
Bad
z mi wdzieczny, kuzynie, z e przez kilka godzin moges cieszyc sie tak
ogromna potega i sprawowac wadze nad ludem Melnibon.
W jaki sposb uciekes? zapyta Yyrkoon cichym gosem, wyraznie
zaintrygowany. Nie miaes czasu ani si, by posuzyc sie czarami. Przeciez
niemal nie moges sie poruszac, a twoja zbroja musiaa pociagn
a
c cie geboko
w morze. Powinienes by wiec utona
c. To nieuczciwe, Elryku. Powinienes by
utona
c!
Elryk wzruszy ramionami.
Mam przyjaci w gebinach morza. Rozpoznali moja krlewska krew
i moje prawo do wadzy, nawet jesli ty ich nie dostrzegasz.
Yyrkoon prbowa ukryc zaskoczenie. Widac byo jednak, z e wzrs jego szacunek dla Elryka, podobnie zreszta, Jak i nienawisc , jaka czu do cesarza albinosa.
Przyjaciele. . . powtrzy z niedowierzaniem.
Tak potwierdzi Elryk, usmiechajac
sie lekko.
Ja. . . sadziem,

z e przysiegaes nie korzystac ze swoich czarnoksieskich


mocy.
Myslaes tez, z e wadca Melnibon nie powinien skadac takiej przysiegi. Cz, zgadzam sie z toba. Widzisz, Yyrkoonie, w koncu przyznaem ci racje,
odnioses zwyciestwo.
Yyrkoon wpatrywa sie w Elryka, jakby prbowa zgebic ukryty sens jego
sw.
Sprowadzisz znw Wadcw Chaosu?

Zaden
czarnoksiez nik, chocby nawet rozporzadza

ogromna potega, nie


moze przywoac Wadcw Chaosu ani Wadcw Prawa, jesli oni sami nie beda
tego chcieli. O tym wiesz. Musisz o tym wiedziec, Yyrkoonie, bo ty takze tego
prbowaes i Arioch nie przyby. Nie przynis ci daru, ktrego szukasz dwch
czarnych mieczy!
Wiesz o tym?
Nie wiedziaem przypuszczaem. Teraz juz wiem.
54

Wsciekosc odebraa Yyrkoonowi moznosc mwienia.


Przez chwile, ryczac
ochryple, szarpa sie w rekach straznikw.
W drzwiach sali tronowej stana
Dyvim Tvar z Cymoril. Bya blada, ale usmiechaa sie radosnie. Lekkim krokiem wbiega do komnaty.
Elryku!
Cymoril! Czy cie skrzywdzili?
Cymoril spojrzaa na zgnebionego dowdce strazy, ktrego razem z nia wprowadzono do sali. Po jej pieknej twarzy przebieg lekki usmiech. Potrzasn
ea gowa.
Nie. Nikt mnie nie skrzywdzi.
Kapitan drza z przerazenia. Patrzy bagalnie na Yyrkoona, jakby oczekujac

od niego pomocy. Yyrkoon nie podnosi jednak wbitego w posadzke spojrzenia.


Dajcie go blizej. Elryk wskaza dowdce strazy.

Zonierze
przyciagn
eli mez czyzne do stp schodw Rubinowego Tronu. Jekna
gosno.
Alez z ciebie may, nedzny zdrajca! rzek Elryk. Yyrkoon mia przynajmniej dosc odwagi, by prbowac mnie zabic. Jego ambicje siegay wysoko.
Twoje ograniczay sie do tego, by zostac jednym z jego uprzywilejowanych sugusw. Dlatego zdradzies swa pania i zabies swego z onierza. Jak sie nazywasz?
Mez czyzna kilka razy daremnie otwiera usta, chcac
odpowiedziec.
Mam na imie Valharik wykrztusi wreszcie. Cz mogem zrobic?
Suze Rubinowemu Tronowi bez wzgledu na to, kto na nim zasiada.
A zatem zdrajca utrzymuje, z e powodowaa nim lojalnosc ! I ja mam w to
uwierzyc?
Tak byo, panie! Tak byo jek kapitana przeszed w skowyt, a on sam
upad na kolana. Kaz zabic mnie natychmiast! Nie karz mnie bardziej, panie!
W pierwszym odruchu Elryk chcia wysuchac jego bagan. Spojrza jednak na
Yyrkoona, przypomnia sobie tez wyraz twarzy Cymoril, gdy patrzya na straznika. Wiedzia, z e teraz musi to uczynic i ukarac dla przykadu kapitana Valharika.
Nie. Twoja kara bedzie dotkliwsza. Dzisiejszej nocy umrzesz tu w przewidywany zwyczajem Melnibon sposb. Tymczasem dworzanie beda ucztowac, by
uczcic nowa ere moich rzadw.

Valharik zatka. Wiedzia, co to oznacza. Po chwili jednak uspokoi sie i powsta. By przeciez Melnibonaninem. Skoni sie nisko i cofna,
oddajac
sie w rece straznikw.
Musze pomyslec, jak mgbys podzielic swj los z losem tego, ktremu
pragnae
s suzyc ciagn
a
Elryk. W jaki sposb zabies tego modego z onierza, ktry chcia byc posuszny ksiez niczce Cymoril?
aem
Moim mieczem. Sci

go. To by uczciwy, czysty cios, i tylko jeden.


55

A co stao sie z ciaem?


Ksia
ze Yyrkoon rozkaza, bym nakarmi nim niewolnikw ksiez niczki.
Rozumiem. Ksia
ze Yyrkoonie, dzisiejszej nocy mozesz przyaczy
c sie do
naszej uczty, gdy kapitan Valharik bedzie nas zabawia swa powolna smiercia.
Twarz Yyrkoona bya niemal tak blada jak twarz Elryka.
Jak mam to rozumiec?
Twoje pozywienie w czasie uczty stanowic beda mae kawaki ciaa kapitana Valharika, przygotowane przez naszego doktora Jesta. Mozesz wydac instrukcje, jak ci je przyrzadzi
c. Nie wymagamy, bys jad je na surowo, kuzynie.
Decyzja Elryka, mimo z e zgodna z duchem Melnibon i w subtelnie ironiczny
sposb rozwijaa pomys Yyrkoona, zdumiaa nawet Dyvima Tvara. Nie przypominaa jednak w niczym innych jego postanowien; przynajmniej tego Elryka,
ktrego dotad
zna.
Kapitan Valharik syszac,
jaki los go czeka, wrzasna
przerazony. Wbi wzrok
w ksiecia Yyrkoona, jakby niedoszy cesarz kosztowa juz jedno z przeznaczonych mu dan. Yyrkoonowi drzay rece.
I to bedzie poczatek
podkresli Elryk. Uczta rozpocznie sie o pnocy.
Do tego czasu Yyrkoon ma przebywac pod straza w swej wiezy.

Zonierze
wyprowadzili z sali ksiecia Yyrkoona i Valharika. Dyvim Tvar i Cymoril zblizyli sie i staneli obok Elryka. Cesarz zagebi sie w tron i patrzy przed
siebie z gorycza.
To madre
okrucienstwo odezwa sie Dyvim Tvar.
Obydwaj na nie zasuzyli dodaa Cymoril.
Tak mrukna
Elryk. Tak postapiby

mj ojciec. Tak postapiby

takze
Yyrkoon, gdyby nasze role sie odwrciy. Jestem jedynie wierny tradycji. Nie
moge juz udawac, z e naleze wyacznie

do siebie, bo to nieprawda. Do smierci


bede juz wiez niem Rubinowego Tronu; bede suzy Rubinowemu Tronowi tak jak
Valharik.
Czy nie moges rozkazac, by zabito ich niezwocznie? zapytaa Cymoril. Nie bagam wcale o litosc dla mojego brata, nie wstawiam sie za nim
dlatego, z e jest moim bratem. Nienawidze go bardziej niz ktokolwiek inny. Ten
plan moze jednak przyniesc ci zgube.
Cz, a jesli nawet? Niechaj mnie to zgubi. Niech stane sie bezmyslnym
przeduzeniem mych przodkw, marionetka w rekach duchw i wspomnien, ktra
tanczy na sznurkach, siegajacych

wstecz przez dziesiec tysiecy lat.


Moze, gdybys sie przespa. . . zacza
Dyvim Tvar.
Nie zasne jeszcze przez wiele nocy przerwa mu Elryk. Twj brat
nie umrze jednak, Cymoril. Gdy odbedzie juz swa kare, wygnam go. Odejdzie
samotnie do Modych Krlestw i nie bedzie mu wolno zabrac jego magicznych
56

ksiag.
W krajach barbarzyncw bedzie musia radzic sobie sam. Sadz
e, z e nie jest
to zbyt surowa kara.
Jest zbyt agodna zaprotestowaa Cymoril. Kaz go zabic, dobrze
ci radze, panie! Wyslij zaraz z onierzy. Nie zostawiaj mu czasu na to, by mg
zastanowic sie, jak pokrzyzowac ci plany.
Tego sie nie boje odpar, podnoszac
sie z trudem. By bardzo zmeczony. Chciabym zostac sam. Nim rozpocznie sie uczta, musze przemyslec kilka
spraw.
Wrce do swej wiezy i przygotuje sie na wieczr skonia sie Cymoril.
Ucaowaa lekko blade czoo Elryka, a on spojrza na nia z ogromna mioscia.
Pogadzi czule jej wosy i policzek.
Pamietaj, z e kocham cie, Elryku szepnea.
Dopilnuje, bys bezpiecznie dotara do domu, pani zwrci sie do niej
Dyvim Tvar. Musisz tez wybrac nowego dowdce swej strazy. Czy moge ci
w tym pomc?
Byabym ci wdzieczna, Dyvim Tvar.
Zostawili Elryka, ktry patrzy przed siebie nieobecnym wzrokiem. Reka, ktra od czasu do czasu podnosi do swej biaej twarzy, drzaa lekko, w dziwnych
purpurowych oczach malowaa sie udreka.
W jakis czas potem wsta i wolno, ze spuszczona gowa poszed do swych
apartamentw, odprowadzany przez straznikw. Przystana
przed wejsciem na
schody prowadzace
do biblioteki. Instynktownie szuka pociechy i zapomnienia
w wiedzy. W tej chwili jednak poczu nieoczekiwana nienawisc do wszystkich
tych zwojw i ksiag.
Wini je za swe smieszne niepokoje o moralnosc i sprawiedliwosc ; za uczucie winy i rozpaczy, jakie przepeniay go tylko dlatego, z e
postanowi postepowac jak prawdziwy wadca Melnibon.
Przeszed wiec nie zatrzymujac
sie obok drzwi do biblioteki i poszed do
swych komnat. Ale nawet tutaj nie czu sie dobrze. Te pokoje byy skromne, surowo umeblowane. Nie byo tu luksusu, bogatej gamy barw i mieszaniny dziwacznych wzorw, tak lubianych przez wszystkich Melnibonan, poza jego ojcem.
Teraz kazaby zmienic te meble najszybciej, jak to mozliwe. Poddaby sie woli
duchw, ktre tu rzadziy.

Przez jakis czas kra


zy po pokojach, prbujac
pozbyc sie litosci, ktra kazaa
mu oszczedzic Valharika i Yyrkoona. Nalezao zabic ich od razu lub zesac obu
na wygnanie i skonczyc wreszcie z ta sprawa. Nie mg juz cofna
c swej decyzji.
Wreszcie rzuci sie na sofe przy oknie, z ktrego roztacza sie widok na miasto.
Po niebie wcia
z suney ciemne chmury, ale teraz przeswitywa zza nich ksiez yc.
Wyglada
jak srebrne oko groznej bestii, ktra przygladaa

sie cesarzowi, jakby


napawajac
sie kleska jego sumienia. Elryk wtuli gowe w ramiona.
Zblizaa sie pnoc. Sudzy przyszli oznajmic mu, z e dworzanie gromadza sie
w sali tronowej, gotowi do uczty. Pozwoli, by ubrali go w ceremonialne z 57

te szaty i naozyli mu na gowe smocza korone. Tak przystrojony wrci do sali


tronowej, gdzie powitay go gosne wiwaty, bardziej szczere i spontaniczne niz
kiedykolwiek przedtem. Przyja
powitanie, po czym usiad na Rubinowym Tronie, spogladaj
ac
ponad stoami ustawionymi w sali pod nim. Niewolnicy postawili przed nim niewielki stolik, przyniesli tez dwa dodatkowe krzesa, gdyz Dyvim
Tvar i Cymoril mieli zasia
sc przy nim. Nie byo ich jeszcze. Nie przyprowadzono tez zdrajcy Valharika. A gdzie jest Yyrkoon? Wasnie teraz powinni stac tu
posrodku sali.
Doktor Jest juz tam by. Podtrzymywa ogien w maym piecyku, na ktrym
stay naczynia do gotowania, wyprbowywa i ostrzy swoje noze. Sale wypeniay podekscytowane gosy. Dwr czeka na zabawe. Przyniesiono juz jado i trunki,
lecz nikt nie osmieliby sie ich skosztowac, dopki nie uczyni tego cesarz.
Elryk skina
na dowdce strazy.
Czy ksiez niczka Cymoril i Dyvim Tvar przybyli juz do Wiezy?
Nie, panie.
Cymoril rzadko sie spzniaa, a Dyvim Tvar nie spznia sie nigdy. Czyzby
nie odpowiada im ten rodzaj zabawy?
A co z wiez niami?
Posano po nich, panie.
Doktor Jest spojrza wyczekujaco,
jego chude ciao zastygo w oczekiwaniu.
Wwczas to Elryk usysza wybijajacy
sie ponad szmerem rozmw dzwiek. Dziwny, jeczacy
dzwiek, ktry zdawa sie dobiegac ze wszystkich stron wiezy. Pochyli
gowe i wsucha sie wen uwaznie.
Teraz usyszeli go i inni. Ucichy rozmowy, dworzanie zaczeli nasuchiwac.
W caej sali zapada cisza i dzwiek sta sie gosniejszy. Nagle drzwi do sali tronowej rozwary sie i na progu stana
Dyvim Tvar. Oddycha z trudem, jego ubranie
byo porwane, z gebokich ran na caym ciele saczya

sie krew. Tuz za nim do sali


dostaa sie mga kebiaca
sie mga o okropnej barwie ciemnej purpury i ostrego,
nieprzyjemnego bekitu. I to mga wydawaa w jeczacy
dzwiek.
Elryk zerwa sie z tronu i odepchna
st. Jeczaca
mga peza po posadzce,
jakby chciaa dosiegna
c Dyvima Tvara.
Elryk zbieg po schodach i chwyci przyjaciela w ramiona.
Dyvim Tvar! Co to za czary?
Na twarzy Dyvima Tvara malowao sie przerazenie. Nie mg mwic, strach
zdawa sie mrozic mu wargi.
To czary Yyrkoona wykrztusi w koncu. Przywoa jeczac
a mge, by
pomoga mu w ucieczce. Prbowaem scigac go za miastem, ale otoczya mnie
i straciem przytomnosc . Gdy poszedem do wiezy, by sprowadzic tutaj jego i Valharika, czar juz dziaa.
Cymoril? Gdzie ona jest?

58

Zabra ja, Elryku! Jest z nim. Jest z nim tez Valharik oraz setka z onierzy,
ktrzy skrycie pozostali mu wierni.
Trzeba wiec ich scigac! Powinnismy go wkrtce schwytac.
Nie przeciwstawisz sie jeczacej
mgle. Och, zbliza sie! Mga zaczea ich
otaczac. Elryk prbowa ja rozpedzic rekoma, ale gestniaa wok niego coraz
bardziej. Przygnebiajacy
dzwiek wypenia mu uszy, szkaradne barwy raziy oczy.
Prbowa przedrzec sie przez mge, ale nie mg tego uczynic; poda
zaa za nim
uparcie. Naraz zdao mu sie, z e wsrd jekw rozrznia sowa:
Elryk jest saby. . . Elryk jest gupi. . . Elryk musi umrzec. . .
Przestan! krzykna.
Zderzy sie z kims i pad na kolana. Zacza
sie czogac, rozpaczliwie usiujac
cos zobaczyc. Teraz mga zaczea przybierac ksztaty
twarzy. Byy straszliwe, nie ogladali

podobnych nawet w najbardziej koszmarnych snach.


Cymoril! krzykna.
Cymoril!
I natychmiast jedna z twarzy staa sie twarza Cymoril; rzucaa mu chytre spojrzenie i drwia z niego. Jej twarz starzaa sie powoli, az zobaczy przed soba odraz ajac
a staruche, a w koncu czaszke z rozkadajacymi

sie resztkami ciaa. Zacisna

powieki, ale obraz pozosta pod nimi.


Cymoril. . . szeptay gosy. Cymoril. . .
Elryk walczy rozpaczliwie, ale sab coraz bardziej, l Woa Dyvima Tvara,
lecz dobiego go tylko echo. Powtarzao drwiaco
jego sowa, jak wtedy, gdy woa Cymoril. Zacisna
usta i zamkna
oczy. Zacza
sie czogac. Suna
przed siebie,
prbujac
wyzwolic sie spod woli jeczacej
| mgy. Zdawao mu sie, z e miney godziny, zanim jeki przeszy w cichy skowyt i wreszcie ucichy zupenie. Otworzy
oczy i dzwigna
sie na nogi. Ujrza, z e mga blednie i rozpywa sie, ruszy wiec
chwiejnym krokiem ku schodom. Tu jednak sabosc ogarnea go znowu i upad
na stopnie wiodace
do Rubinowego Tronu. Jeszcze raz zignorowa rade Cymoril,
ktra ostrzegaa go przed bratem, i Cymoril znowu bya w niebezpieczenstwie.
Nie jestem wart z ycia przemknea mu przez gowe ostatnia mysl.

Rozdzia 4
PAN CHAOSU PRZYBYWA NA
WEZWANIE
Gdy tylko ockna
sie po szoku, ktry na dugo pozbawi go przytomnosci, posa po Dyvima Tvara. Straci duzo czasu i niecierpliwie oczekiwa wiadomosci.
Tymczasem Dyvim Tvar nie potrafi niczego powiedziec. Wiadomo byo tylko, z e
Yyrkoon przywoa czarnoksieskie moce, by go uwolniy i pomogy mu w ucieczce.
Musia opuscic wyspe jakims czarodziejskim sposobem. Nie mg odpyna
c statkiem stwierdzi Dyvim Tvar.
Wyslij ludzi na poszukiwania powiedzia Elryk. Jesli trzeba, wyslij tysiac
oddziaw. Poslij wszystkich mez czyzn z Melnibon. Sprbuj obudzic
smoki, niech pomoga w poszukiwaniach. Przygotuj barki wojenne. Zalej swiat
swoimi ludzmi, ale odszukaj Cymoril!
Wszystko to juz uczyniem odrzek Dyvim Tvar. Nie znalazem jednak Cymoril.
Mina
miesiac,
a imrryrianscy z onierze wcia
z wedrowali po krainach Modych Krlestw, szukajac
wiesci o swych podstepnych rodakach.
Bardziej troszczyem sie o siebie niz o Cymoril i nazywaem to moralnoscia
mysla albinos. Poddawaem prbie swoja wrazliwosc zamiast sumienia.
Mina
drugi miesiac.
Imrryrianskie smoki wcia
z przemierzay niebo na Poudniu i Wschodzie, na Zachodzie i Pnocy. Kra
zyy ponad grami i morzami,
nad lasami i rwninami, wzbudzajac
trwoge w wielu miastach. Nigdzie jednak nie
natrafiy na slad Yyrkoona i jego bandy.
W koncu czowiek moze sie oceniac tylko wedle swoich dokonan mysla
dalej Elryk. Niewazne, co zamierzaem czy pragnabym

zrobic. Trzeba przyjrzec sie temu, czego dokonaem. Niemal wszystko byo gupie, zgubne i pozbawione sensu. Yyrkoon ma racje, z e mna gardzi dlatego wasnie tak go niena60

widze.
Nadszed czwarty miesiac.
Imrryrianskie okrety zatrzymyway sie w dalekich
portach i z eglarze wypytywali obcych podrznikw i wedrowcw o Yyrkoona.
Jego czary byy jednak potez ne i nikt go nie widzia, nikt tez nie pamieta, by go
spotka.
Pierwsi zmeczeni z onierze zaczeli powracac do Melnibon, ale wiesci, jakie
przynosili, nie zday sie na nic. Lecz w miare jak Elryk traci wiare i upadaa
w nim nadzieja, rosa jego determinacja. Coraz silniejszy, gromadzi coraz wiecej
wiedzy. Wyprbowywa nowe narkotyki, ktre miay podwajac jego siy. Spedza
wiele czasu w bibliotece, ale teraz czyta tylko niektre ksiegi magiczne; czyta
je wielokrotnie. Zostay one niegdys spisane w Szlachetnej Mowie Melnibon,
starym jezyku magii. Przodkowie Elryka potrafili porozumiewac sie nim z nadprzyrodzonymi istotami, ktre przywoywali na swoja paszczyzne.
Przysza chwila, gdy wiedzia juz, z e dobrze zrozumia zapiski. Prawda z e studiowanie tych tekstw odrywao go od dziaania, ale niebezpieczenstwa pynace

z niezrozumienia ukrytych znaczen wszystkiego, co opisano w owych ksiegach,


byy zgubne w skutkach, totez musia miec pewnosc , z e poja
je wasciwie. Dopiero wwczas na trzy noce pogra
zy sie w narkotycznym snie.
Potem by gotw. Usuna
ze swych pokoi wszystkich niewolnikw i suza
cych, przy drzwiach ustawi straznikw i rozkaza, by nie wpuszczali nikogo. Nic
na ten czas nie byo wazne. Z jednej z komnat nakaza wyniesc wszystkie meble. Dokadnie posrodku pokoju umiesci jedyna magiczna ksiege, po czym usiad
obok niej i pogra
zy sie w myslach.
Po trwajacych

ponad piec godzin medytacjach wzia


pedzelek i naczynie z tuszem i zacza
pokrywac skomplikowanymi symbolami sciany i podoge komnaty.
Niektre z nich byy tak zawie, z e zdaway sie wnikac w powierzchnie, ktra
zdobiy. Skonczy malowac znaki i poozy sie na srodku potez nych runw. Zwrcony twarza do dou, leza z jedna donia oparta na magicznej ksiedze, druga zas,
na ktrej lsni Actorios, rozpostar na posadzce. Za oknem byszcza ogromny,
okragy
ksiez yc. Promien jego swiata pad wprost na gowe Elryka i posrebrzy
mu wosy. I wwczas rozpoczeo sie przywoywanie.
Elryk sa swe mysli kretymi drogami logiki, poprzez bezkresne paszczyzny
wyobrazen, przez gry symboliki i nieskonczone swiaty alternatywnych prawd.
Sa je coraz dalej i dalej, a w slad za nimi szy sowa, ktre dobyway sie z jego
wykrzywionych ust. Niewielu mu wspczesnych mogoby je zrozumiec; samo
ich brzmienie przejeoby strachem kazdego, kto by je usysza. Ciao Elryka drgao niespokojnie, gdy usiowa utrzymac je w odpowiedniej pozycji. Przez cay
czas powtarza raz po raz kilka sw, f| przerywanych niekiedy jekiem.
Jednym z tych sw byo imie Ariocha, opiekunczego demona przodkw Elryka. Jednego z najpotez niejszych Ksia
zat
Piekie, nazywanego Rycerzem Mieczy,
Panem Siedmiu Zmierzchw, Wadca Wyzszego Pieka i wieloma innymi imio61

nami.
Ariochu!
To wasnie jego woa Yyrkoon, proszac
tego Wadce Chaosu, by obozy kla
twa Elryka. To Ariocha pragna
przywoac, by przy jego pomocy zdobyc Rubinowy Tron. To Arioch znany by jako Straznik Dwch Czarnych Mieczy, ktrymi
niegdys wadali cesarze Melnibon; mieczy wykutych w nieziemskim warsztacie,
mieczy o bezgranicznej mocy.
Ariochu! Wzywam cie!
Elryk spiewa runy, rytmiczne i urywane zarazem. Jego umys osiagn
a
juz
paszczyzne, na ktrej przebywa Arioch. Teraz szuka samego Ariocha.
Ariochu! To ja, Elryk z Melnibon, wzywam cie!
Dostrzeg spogladaj
ace
na niego oko. Unosio sie swobodnie w powietrzu; po
chwili doaczyo

do niego drugie. Teraz przygladao

mu sie dwoje oczu.


Ariochu, Wadco Chaosu! Pomz mi! Oczy zamrugay i znikney.
O Ariochu! Przybad
z do mnie! Przybad
z! Pomz mi, a bede ci suzy!
Powoli zaczea formowac sie przed nim sylwetka o niesamowitych ksztatach.
Czarna, pozbawiona twarzy gowa zwrcia sie w strone Elryka. Tuz za nia lsnia
aureola czerwonego swiata. Potem i to znikneo.
Zupenie wyczerpany Elryk pozwoli, by wizja zblada. Jego umys cofa sie
teraz szybko z paszczyzny na paszczyzne. Jego usta nie spieway juz duzej runw i imion. Leza na pododze komnaty w cakowitej ciszy. By tak osabiony, z e
nie mg sie poruszyc. Mia wrazenie, jakby dopiero teraz odzyska przytomnosc .
Nagle dobieg go jakis niky dzwiek. Unis zmeczona gowe, choc ten ruch
sprawi mu bl. Do komnaty wpada mucha. Bzyczaa kaprysnie, polatujac
niemal
dokadnie po liniach runw wymalowanych niedawno przez Elryka. Przysiada
najpierw na jednym, potem na drugim znaku. Musiaa wleciec przez okno
pomysla Elryk. Gniewao go to, bo przeszkadzao mu w koncentracji, zarazem
jednak owad nieodparcie przyciaga
jego uwage.
Mucha przysiada na czole Elryka. Bya duza, czarna; bzyczaa wrecz nieprzyzwoicie gosno. Raz i drugi potara noga o noge, po czym rozpoczea wedrwke
po jego twarzy, jakby znajdowaa w tym szczeglne upodobanie.
Elryk drgna,
ale zabrako mu si, by ja odgonic. Obserwowa, jak przelatywaa
przed jego oczyma. Gdy znikaa z pola jego widzenia, czu jak jej apki badaja
kazdy milimetr jego twarzy.
Nagle poderwaa sie i wcia
z gosno bzyczac,
zawisa tuz przed jego nosem.
Mg teraz przyjrzec sie dokadnie oczom owada. Dostrzeg w nich cos znajomego. Byy podobne a zarazem niepodobne do oczu, ktre widzia na tamtej paszczyznie. Zacza
pojmowac, z e ta mucha nie jest zwyczajnym stworzeniem. W jej
ksztatach byo cos nieledwie ludzkiego.
Mucha usmiechnea sie do niego.

62

Elryk poruszy spieczonymi wargami i z zachrypnietego garda doby tylko


jedno sowo:
Arioch?
W miejscu, gdzie przed chwila wisiaa mucha, sta teraz urodziwy modzieniec. Spowijajacy
go paszcz zdawa sie byc utkany z przejrzystych klejnotw.
Nie oslepia jednak Elryka, bowiem jego blask by w jakis sposb przytumiony.
Modzieniec mia u pasa waski
miecz, a na gowie diadem z czerwonych pomieni
zamiast hemu. Jego oczy byy madre
i bardzo stare, i gdy patrzyy tak uporczywie, mozna byo dojrzec w nich odwieczne, pewne siebie zo.
Elryku!
To byo wszystko, co powiedzia, ale juz to jedno sowo przywrcio albinosowi siy. Dzwigna
sie na kolana.
Elryku!
Teraz Elryk mg juz wstac. Odzyska penie si.
Modzieniec by od niego wyzszy. Spoglada

z gry na cesarza Melnibon


i usmiecha sie. Przedtem tak samo usmiechaa sie mucha.
Tylko ty jestes zdolny suzyc Ariochowi. Dawno juz nie zapraszano mnie
na te paszczyzne. Poniewaz jednak teraz tu jestem, pomoge ci. Zostane twoim
opiekunem. Bede cie chroni, dam ci sie i z rdo tej siy. Ale panem bede ja, ty
zas niewolnikiem.
Jak mam ci suzyc, ksia
ze Ariochu? zapyta Elryk, czyniac
ogromny
wysiek, by opanowac uczucie strachu, jakim napaway go sowa Ariocha.
Bedziesz mi suzy, suzac
na razie sobie. Przyjdzie czas, a ja wezwe cie,
bys robi to dla mnie w inny sposb. Teraz nie z adam

wiele. Musisz tylko przysiac,

z e bedziesz mi suzy.
Elryk zawaha sie.
Musisz przysiac
rzek Arioch w przeciwnym bowiem razie nie bede
mg ci pomc w poszukiwaniach twojego kuzyna Yyrkoona i jego siostry Cymoril.
Przysiegam ci suzyc powiedzia Elryk. Ogarneo go uniesienie. Zadrza
z radosci i upad na kolana.
A zatem wiedz, z e wolno ci niekiedy wzywac mnie na pomoc. Jesli rzeczywiscie bede ci potrzebny, przybede. Zjawie sie w takiej postaci, ktra bedzie
w danej sytuacji najodpowiedniejsza, albo tez, jesli okolicznosci beda tego wymagay, nie przybiore z adnej formy. Teraz, zanim odejde, mozesz mi zadac jedno
pytanie.
Potrzebuje odpowiedzi na dwa pytania.
Nie moge odpowiedziec na twoje pierwsze pytanie. Nie odpowiem. Musisz
pamietac, z e przysiage
s mi suzyc. Nie powiem ci, co przyniesie przyszosc . Jesli
bedziesz suzy mi wiernie, nie musisz jednak sie jej bac.
A zatem moje drugie pytanie brzmi: gdzie jest Yyrkoon?
63

Ksia
ze Yyrkoon jest na poudniu, w kraju barbarzyncw. Posugujac
sie
magia, dysponujac
lepsza bronia i korzystajac
z pomocy szpiegw, zdoa podbic
dwa mao znaczace
panstwa. Jedno z nich nazywa sie Oin, a drugie Yu. Teraz
c wiczy ich mieszkancw, by wykorzystac ich potem w marszu na Melnibon.
Wie, z e szukaja go twoi ludzie.
Jakim sposobem zdoa sie ukryc?
Nie ukrywa sie. Zdoby jednak wadze nad Zwierciadem Pamieci. Za
pomoca swoich czarw znalaz miejsce, gdzie byo ukryte. Odbiera ono pamiec
wszystkim, ktrzy w nie zajrza;
przechowuje w sobie miliony tych pamieci. W ten
sposb kazdy, kto odwazy sie isc do Oin i Yu, czy tez popynie morzem do ich
stolicy, natyka sie na lustro i zapomina, z e widzia tam ksiecia Yyrkoona i jego
Imrryrianczykw. To najlepszy sposb, by pozostac w ukryciu.
Tak. Elryk sciagn
a
brwi. A zatem nalezy rozwazyc, czy nie byoby
rozsadn
a rzecza zniszczyc zwierciado. Ale co stanie sie potem?
Arioch unis swa piekna don.
Odpowiedziaem na dalsze pytania, bo stanowiy czesc pierwszego, choc
ktos mgby sie z tym nie zgodzic. Nie odpowiem juz jednak na z adne inne.
W twoim interesie byoby zniszczenie zwierciada, ale moze lepiej poszukac innych sposobw przezwyciez enia jego mocy. Przypominam ci, z e zawiera wiele
pamieci, a niektre z nich sa uwiezione w nim od tysiecy lat. Musze teraz odejsc .
Ty takze musisz isc do krain Oin i Yu, ktre leza kilka miesiecy drogi stad,

za Lormyrem. Najlepiej dotrzec tam Okretem, Ktry Zegluje Ponad Ladem

i Mo
rzem. Zegnaj, Elryku.
Mucha bzyczaa jeszcze chwile pod sufitem, po czym zniknea.
Elryk wybieg z komnaty, przywoujac
niewolnikw.

Rozdzia 5

OKRET.
KTRY ZEGLUJE
PONAD LADEM

I MORZEM
Ile smokw spi jeszcze w jaskiniach? Elryk przemierza miarowym krokiem galerie wznoszac
a sie nad ulicami miasta.
By ranek, lecz ani jeden promien sonca nie przenika przez posepne chmury,
acego
wiszace
nisko nad wiezami Sni

Miasta. W dole, na ulicach Imrryru, z ycie


toczyo sie jak dawniej, moze tylko mniej niz zwykle byo tu z onierzy. Wielu
z nich nie powrcio jeszcze i z pewnoscia przez wiele najblizszych miesiecy nie
wrci z bezowocnych poszukiwan.
Dyvim Tvar, oparty o balustrade galerii, spoglada
pustym wzrokiem na ulice.
Na jego twarzy znac byo zmeczenie. Rece splt na piersiach, jakby w ten sposb
chcia zatrzymac resztki si, jakie mu jeszcze zostay.
Moze dwa. Trzeba niemao trudu, by je zbudzic, a watpi
e, czy i wtedy
byyby nam przydatne. Co to za okret, o ktrym mwi Arioch?
Czytaem o nim kiedys w Srebrnej Ksiedze Magii i w innych dzieach. To
statek magiczny. Jeden z melnibonanskich bohaterw uzywa go, zanim jeszcze
powstao Melnibon i cesarstwo. Ale gdzie jest teraz i czy w ogle istnieje tego
nie wiem.
A kto mgby wiedziec? Dyvim Tvar wyprostowa sie i odwrci do
Elryka.
Moze Arioch? Elryk wzruszy ramionami. Ale on nie powie mi tego.

A co z przyjaznymi ci Wodnymi Zywioami?


Czyz nie przyrzeky ci pomocy? One powinny wiedziec wszystko o okretach.
Elryk zmarszczy brwi. Bruzdy, jakie znaczyy teraz jego twarz, stay sie nagle
wyrazniejsze.
Tak. . . Straasha mgby cos wiedziec. Nie chciabym jednak wzywac go

ponownie. Zywioy
Wody nie sa tak potez nymi istotami jak Wadcy Chaosu. Ich
moc jest ograniczona, a poza tym bywaja kaprysne jak z ywioy. A poza tym
65

zastanawiam sie, czy wolno mi posugiwac sie magia, jesli nie jest to absolutnie
konieczne.
Jestes czarnoksiez nikiem, Elryku. Dopiero co dowiodes swej wielkosci,
przywoujac
Wadce Chaosu, a wcia
z sie wahasz. Radzibym ci to przemyslec,
panie. Zdecydowaes sie posuzyc magia w poscigu za Yyrkoonem. Nie ma juz
odwrotu. Powinienes wykorzystac swa moc i teraz.
Nie potrafisz sobie wyobrazic, jak ogromnego wysiku to wymaga.
Potrafie sobie wyobrazic, panie. Jestem twoim przyjacielem. Nie chce, bys
cierpia, a jednak. . .
Zapominasz o mojej sabosci, Dyvim Tvar zwrci mu uwage Elryk.
Jak dugo jeszcze bede mg przyjmowac tak potez ne dawki narkotykw? Dodaja
mi si, to prawda, ale jednoczesnie wyczerpuja te niewielkie zasoby energii, ktre
posiadam. Umre, zanim odnajde Cymoril.
Zasuzyem na to upomnienie.
Elryk zblizy sie i poozy swa biaa don na kremowym paszczu Dyvima
Tvara.
Cz jednak mam do stracenia? Nic. Masz susznosc . Jestem tchrzem, z e
sie waham, gdy idzie o z ycie Cymoril. Powtarzam te bzdury, a przeciez to one
wasnie sprowadziy nieszczescie na nas wszystkich. Uczynie to. Czy pojedziesz
ze mna nad ocean?
Tak.
Dyvim Tvar po raz pierwszy poja,
jaka odpowiedzialnosc spoczywa na Elryku. Dla Melnibonanina byo to szczeglne uczucie. Wcale mu sie nie podobao.
Kiedy po raz ostatni tedy przejezdza, on i Cymoril byli szczesliwi. Od tego
czasu miney chyba wieki. By gupcem, z e wierzy w to szczescie
Zwrci swego biaego rumaka ku skaom, za ktrymi szumiao morze. Pada
drobny deszcz. Zima nadciagaa

szybko nad Melnibon.


Zostawili konie na skaach, by nie zaszkodziy im czary Elryka i zeszli na
brzeg. Deszcz zacina o powierzchnie morza. Nad woda, nieco dalej niz o piec
dugosci okretu od brzegu, wisiaa mga. Wok panowaa cisza. Wszystko to
cisza, ciemne skay, ktre wznosiy sie za nimi i sciana unoszacej
sie nad morzem
mgy wywoywao u Dyvima Tvara dziwne uczucie. Wydawao mu sie, z e
znalezli sie w zaswiatach, gdzie napotkaja ponure dusze tych wszystkich, ktrzy
wedle legendy zadali sobie smierc przez powolne samookaleczenie.
Odgos krokw obu mez czyzn, zrazu gosny, szybko zosta stumiony przez
mge, ktra zdawaa sie wsysac dzwiek i pochaniac go tak chciwie, jakby sie nim
z ywia.
Teraz mrukna
Elryk. Sprawia wrazenie, jakby nie dostrzega ponurego,
przygnebiajacego

otoczenia. Teraz musze przypomniec sobie zaklecie, ktre


66

kilka miesiecy temu zjawio sie, nie przywoywane, w moich myslach.


Zostawi Dyvima Tvara na uboczu i zszed nizej, az do miejsca, gdzie chodne
fale obmyway brzeg. Tam usiad ostroznie, krzyzujac
nogi, i utkwi niewidzace

spojrzenie we mgle nad woda.


Dyvimowi Tvarowi wydao sie, z e wysoki albinos zmala gwatownie, gdy
usiad na piasku. Wyglada
teraz jak delikatne, sabe dziecko i Tvar wspczu mu
jak dzielnemu, niespokojnemu chopcu. Chcia podejsc do Elryka i powiedziec
mu, by da spokj magii i poszuka ziem Oin i Yu zwyczajnym sposobem.
Ale Elryk unosi wasnie gowe, tak jak wilk podnosi eb do ksiez yca. Z jego
ust zaczey padac dziwne, budzace
groze sowa i Pan Smoczych Jaskin zrozumia,
z e nawet gdyby zacza
teraz mwic, Elryk nie usyszaby go.
Szlachetna Mowa nie bya obca Dyvimowi Tvarowi uczono go tego jezyka jak kazdego melnibonanskiego pana ale te sowa brzmiay dziwnie w jego uszach. Elryk szczeglnie modulowa gos i rozkada akcenty. Nadawa sowom specjalna, sekretna wage i recytowa je spiewnym gosem, siegajacym

od basowych pomrukw do wysokiego, przenikliwego krzyku. Wysuchiwanie takich


dzwiekw, dobywajacych

sie z garda smiertelnika, byo przykre i Dyvim Tvar


zaczyna rozumiec, dlaczego Elryk niechetnie posugiwa sie magia. Pan Smoczych Jaskin, choc Melnibonanin, chcia odsuna
c sie o krok czy dwa, a nawet
wycofac na wierzchoek skay i stamtad
obserwowac Elryka. Zmusi sie jednak
do pozostania na miejscu, gdy tymczasem przywoywanie trwao dalej.

Spiewna
recytacja runw przeduzaa sie. Mokre kamyki nad brzegiem morza poyskiway, spukiwane coraz gesciejszym deszczem. Strugi wody uderzay
wsciekle o powierzchnie spokojnego, posepnego morza, smagay delikatna gowe
spiewajacego

biaowosego modzienca. Dyvim Tvar drza i coraz mocniej owija


sie paszczem.
Straasha. . . Straasha. . . Straasha. . .
Sowa mieszay sie z odgosem padajacego

deszczu. Nie byy to juz wasciwie


sowa; zmienione w odgos szumiacego

wiatru, byy jak jezyk, ktrym mwio


morze.
Straasha. . .
I znw Dyvim Tvar poruszy sie niespokojnie. Znw zapragna
podejsc do
Elryka i powiedziec mu, by rozwazy inne sposoby dotarcia do krain Oin i Yu.
Straasha! Straasha. . .
Ilez tajnego cierpienia kryo sie w tym krzyku.
Dyvim Tvar chcia zawoac imie Elryka, ale nie mg poruszac wargami.
Siedzacy
z podkurczonymi nogami modzieniec koysa sie wolno. To jedno
sowo byo jak woanie wiatru w Jaskiniach Czasu.
Straasha. . .
67

Dyvim Tvar zrozumia, z e runy z jakiegos powodu nie dziaaja;


Elryk poswieca na nie wszystkie swoje siy bez widocznego efektu. On sam nadal nie mg
niczego zrobic. Nie mg wypowiedziec ani jednego sowa. Nie mg sie poruszyc. Jego stopy wrosy w ziemie. Spojrza na mge. Czy wydawao mu sie, czy
rzeczywiscie podpeza blizej do brzegu i przybraa jakis dziwny swietlisty, zielony odcien? Przyjrza sie jej uwazniej.
Woda wzburzya sie silnie, morze wdaro sie na plaze . Zagrzechotay kamyki.
Mga cofnea sie, w powietrzu rozbysy niewyrazne swiateka. Dyvim Tvar ujrza
swiecace
zarysy ogromnej postaci, wyaniajacej
sie z morza. Zda sobie sprawe,
z e nie syszy juz spiewu Elryka.
Krlu Straasha Elryk mwi gosem, ktry odzyska juz czesciowo dawne brzmienie. Przyszedes. Dziekuje ci.
Postac przemwia, a jej gos przypomina Dyvimowi Tvarowi ogromne, ciez kie fale, przetaczajace
sie leniwie pod przyjaznym soncem.

Zywioy sa zaniepokojone, Elryku. Rozeszy sie pogoski, z e sprowadzies

znw na swoja paszczyzne Wadcw Chaosu, a Zywioy


nigdy nie darzyy ich
sympatia. Wiem jednak, z e skoro to uczynies, postapie
s tak z woli przeznaczenia
i dlatego nie z ywimy do ciebie urazy.
Byem do tego zmuszony, krlu Straasha. Nie mogem podja
c innej decyzji.
Jezeli wiec nie bedziesz chcia mi pomc, zrozumiem to i nie wezwe cie wiecej.
Pomoge ci, choc teraz bedzie to trudniejsze. I nie z uwagi na to, co stanie
sie w najblizszym czasie, ale ze wzgledu na skutki tego dziaania w przyszosci.

Musisz szybko powiedziec mi, jak mozemy pomc ci my Wodne Zywioy.

Czy wiesz cos o Okrecie, Ktry Zegluje


Ponad Ladem

i Morzem? Musze znalezc ten statek, jesli mam wypenic to, co slubowaem, i odszukac moja
ukochana Cymoril.
Wiem o nim bardzo wiele, bo to mj okret. Grome takze rosci sobie do
niego prawo. Ale okret nalezy do mnie. Uczciwie ci mwie, on jest mj.
Grome, Wadca Ziemi?
Grome z Krainy Pod Korzeniami. Grome, Wadca Powierzchni Ziemi
i wszystkiego, co pod nia z yje. Mj brat. Dawno temu, nawet jesli liczyc wedle
naszej rachuby czasu, Grome i ja zbudowalismy ten statek, by mc podrzowac
nim miedzy krlestwami Ziemi i Wody, ilekroc tego pragnelismy. Pokcilismy
sie jednak obysmy byli przekleci za taka gupote! Dugo walczylismy. Nasta
piy trzesienia ziemi i powodzie, wybuchay wulkany i szalay tajfuny. Toczylismy
bitwy, w ktrych bray udzia wszystkie z ywioy. W wyniku naszych starc wynurzay sie z morza nowe kontynenty, a stare pogra
zay sie w falach. Walczylismy
ze soba nie po raz pierwszy, ale ten raz by na pewno ostatnim. W koncu zawarlismy pokj, by nie unicestwic sie nawzajem. Oddaem Gromeowi czesc mego

i krlestwa, a on da mi Okret, Ktry Zegluje


Ponad Ladem

i Morzem. Uczyni to
jednak niezbyt chetnie i dlatego porusza sie on lepiej po morzach niz po ladzie.

68

Grome placze

jego drogi, kiedy tylko moze. Niemniej jednak, jesli Okret bedzie
ci potrzebny otrzymasz go.
Dziekuje ci, krlu Straasha. Gdzie go znajde?
Przybedzie do ciebie sam. Musze juz odejsc . Jestem coraz sabszy, bo im
bardziej oddalam sie od mego krlestwa, tym trudniej jest mi utrzymac te postac.

Zegnaj,
Elryku, i bad
z ostrozny. Nie zdajesz sobie sprawy, jak wielka rozporza
dzasz potega. Wielu wykorzystaoby ja dla swoich celw.

Czy powinienem czekac tu na Okret, Ktry Zegluje


Ponad Ladem

i Morzem?
Nie. . . gos Wadcy Morza cich wraz z tym, jak blada jego postac.
Szara mga cofnea sie w miejsce, gdzie jeszcze przed chwila w kregu zielonego swiata sta Straasha. Morze znw byo spokojne. Czekaj. Czekaj w swej
Wiezy. Okret przybedzie. . .

Fale uderzay o brzeg i wydawao sie, z e Krla Wodnych Zywiow


nigdy
tu nie byo. Dyvim Tvar przetar oczy. Powoli podszed do miejsca, gdzie Elryk
wcia
z siedzia nieruchomo. Pochyli sie nad nim agodnie i wyciagn
a
do niego
reke. Modzieniec spojrza na niego ze zdumieniem.
Ach, Dyvim Tvar. . . Ile czasu mineo?
Kilka godzin, Elryku. Nadciaga
juz zmierzch, wkrtce zapadnie noc. Lepiej
wracajmy do Imrryru.
Z pomoca Dyvima Tvara Elryk podnis sie sztywno na nogi.
Tak. . . szepna
nieprzytomnym gosem. Krl Morza powiedzia. . .
Syszaem, co mwi Straasha, Elryku. Wiem, co radzi i przed czym ostrzega. Musisz o wszystkim pamietac. Nie podoba mi sie to, co usyszaem o owej
magicznej odzi. Jak wiekszosc rzeczy bioracych

swj poczatek
w magii, zdaje
sie miec tak zalety, jak i wady. Jest jak nz o podwjnym ostrzu, ktry unosisz,
by ugodzic nim swego wroga i ktry zamiast tego godzi w ciebie. .
Tego trzeba sie spodziewac, gdy w gre wchodzi magia. To ty mnie do niej
namawiaes, przyjacielu.
Tak przyzna Dyvim Tvar, wspinajac
sie skalista sciezka w strone miejsca, gdzie stay konie. Tak. Pamietam o tym, krlu.
Elryk usmiechna
sie blado i dotkna
ramienia Dyvima Tvara.
Nie martw sie. Skonczyo sie przyzywanie i mamy okret, ktry doprowadzi
nas szybko do krain Oin i Yu, gdzie znajdziemy ksiecia Yyrkoona. A tego wasnie
nam potrzeba.
Miejmy nadzieje. Dyvim Tvar z nieufnoscia odnosi sie do dobro
dziejstw, jakie mia im ofiarowac Okret, Ktry Zegluje
Ponad Ladem

i Morzem.
Zblizyli sie do koni.

Zauj
e, z e dopuscilismy znw, by smoki weszy do bezowocnych poszukiwan powiedzia, ocierajac
wode z bokw swego deresza. Ze szwadronem
moich zwierzat
moglibysmy wiele zdziaac przeciwko Yyrkoonowi. To byoby
69

wspaniae i porywajace,
przyjacielu, znw przemierzac niebo ramie w ramie jak
niegdys.
Zrobimy to, gdy wykonamy swoje zadanie i sprowadzimy ksiez niczke Cymoril do domu rzek Elryk, wspinajac
sie z wysikiem na grzbiet swego biaego
rumaka. Zadmiesz w Smoczy Rg, a nasi bracia smoki posysza jego dzwiek.
Zaspiewamy Piesn Wadcw Smokw i nasze oscienie zabysna, gdy dosiadzie
my Pomiennego Ka i jego przyjaciki. Och, bedzie tak jak w czasach dawnego
Melnibon! Nie bedziemy juz duzej zrwnywac wolnosci sia, lecz pozwolimy
Modym Krlestwom isc ich wasna droga, a one pozwola nam z yc po swojemu.
Dyvim Tvar sciagn
a
wodze konia. Zasepi sie.
Mdlmy sie, by taki dzien nadszed, panie. Nie moge jednak pozbyc sie natretnej mysli, z e chwile Imrryru sa policzone, a moje z ycie zbliza sie ku koncowi.
Nonsens, Dyvim Tvar. Przezyjesz mnie. Choc jestes starszy ode mnie, nie
ma co do tego watpliwo

sci.
Nad wyspa zapad juz zmierzch, gdy wracali galopem do Imrryru. Po chwili
milczenia Dyvim Tvar odezwa sie znowu:
Czy wiesz, Elryku, z e mam dwch synw?
Nigdy o nich nie wspominaes.
Ich matkami sa moje dawne naoznice.
Ciesze sie ze wzgledu na ciebie.
Sa wspaniaymi Melnibonanami.
Dlaczego o tym mwisz, Dyvim Tvar? Elryk J odwrci sie w siodle,
prbujac
wyczytac cos z twarzy przyjaciela.
Poniewaz ich kochani i chciabym, by zaznali wszelkich radosci, jakie moz e im dac Smocza Wyspa.
A dlaczego mieliby ich nie zaznac?
Nie wiem. Dyvim Tvar popatrzy ciez ko na Elryka. Sadz
e, z e los
moich synw spoczywa w twoich rekach.
W moich rekach?
O ile dobrze zrozumiaem sowa Straashy, twoje dziaania zadecyduja o losie Smoczej Wyspy. Prosze cie, bys pamieta o moich synach, Elryku.
Nie zapomne o nich, Dyvim Tvar. Jestem pewien, z e wyrosna na znakomitych Mistrzw Smokw i z e jeden z nich zastapi
cie jako Pan Smoczych Jaskin.
Boje sie, z e mnie nie zrozumiaes, cesarzu.
Elryk popatrzy powaznie na przyjaciela i potrzasn
a
gowa.
Zrozumiaem cie dobrze, stary przyjacielu. Mysle jednak, z e sadzisz

mnie
zbyt surowo, jesli obawiasz sie, z e stanowie grozbe dla Melnibon i tego, co ono
reprezentuje.
Wybacz mi. Dyvim Tvar pochyli gowe, ale jego oczy nie utraciy po-

70

nurego wyrazu.
W Imrryrze przebrali sie, potem wypili grzane wino i posilili sie pikantnymi
potrawami. Mimo zmeczenia Elryk by w lepszym nastroju niz w ciagu
ostatnich
miesiecy. Jednak wcia
z widac byo w jego zachowaniu cos, co kazao podejrzewac, z e zmusza sie do radosnego tonu i energicznych, penych z ycia gestw.
Widoki na przyszosc bezsprzecznie sie poprawiy. Elryk wkrtce zmierzy sie
z Yyrkoonem mysla Dyvim Tvar. Ale przyszosc krya w sobie nieznane niebezpieczenstwa i grozne puapki. Dyvim Tvar wspczu Elrykowi i nie chcia
psuc mu dobrego nastroju. Dugo rozmawiali o ekwipunku, jaki trzeba zabrac na
wyprawe do tajemniczych krain Oin i Yu; snuli domysy, jak duzy jest Okret,

Ktry Zegluje
Ponad Ladem

i Morzem, ilu ludzi zabierze, jakie zapasy powinni


zaadowac na pokad. Omawiali jeszcze mne, rwnie wazne sprawy.
Udajac
sie na spoczynek, Elryk nie przejawia juz tego znuzenia, jakie zawsze
towarzyszyo jego krokom. Dyvim Tvar, ktry z yczy mu dobrej nocy, dozna
tego samego uczucia, jakie ogarneo go na plazy, gdy obserwowa Elryka rozpoczynajacego

zawodzenie psalmw. Byc moze nie bez przyczyny powiedzia mu


o swoich synach. Cos go bowiem ostrzegao, z e Elryk przypomina chopca oczekujacego

na zabawe, ktra moga nie przyniesc mu spodziewanej radosci.


Dyvim Tvar szed do swoich komnat, usiujac
pozbyc sie tych mysli. Elryk
mg winic sie za wszystko, co stao sie z Yyrkoonem i Cymoril, ale Dyvim Tvar
zastanawia sie, czy on takze nie ma w tym swego udziau. Moze nalezao z wieksza sia i przekonaniem starac sie o zdobycie wpywu na modego cesarza. Zaraz
jednak w typowy dla Melnibonanina sposb uzna owe watpliwo

sci i pytania
za bezsensowne. W tym kraju naczelnym prawem byo poszukiwanie przyjemnosci wszedzie, gdzie to mozliwe. Ale czy zawsze Melnibonanie postepowali
w ten sposb? Dyvim Tvar pomysla nagle, z e saba krew Elryka moga byc raczej wynikiem powolnego chylenia sie ku upadkowi Melnibon, niz rzeczywistej
sabosci albinosa. Czy cesarz by kolejnym wcieleniem ktregos z ich najodleglejszych przodkw? Czy egoizm i da
zenie do samozadowolenia zawsze lezay
w charakterze Melnibonan?
I znw odpedzi od siebie te pytania. Jakiz pozytek pynie z takich pytan?
Swiat zawsze by swiatem, czowiek zawsze by czowiekiem.
Przed udaniem sie na spoczynek poszed jeszcze odwiedzic obie swe dawne
naoznice. Obudzi je nalegajac,
by pokazano mu synw Dyvima Slorma i Dyvima Mava. Gdy przyprowadzono zaspanych, z klejacymi

sie oczami chopcw,


przyglada
sie im dugo, nim odesa ich z powrotem. Nie odezwa sie do nich
jednym sowem, tylko ze zmarszczonymi brwiami pociera twarz i potrzasa
gowa. Kiedy odeszli, zwrci sie do swych naoznic Niopal i Saramal, rwnie
zaintrygowanych jak ich dzieci:
71

Niechaj odejda jutro do Smoczych Jaskin i rozpoczna nauke.


Tak wczesnie, Dyvim Tvar? zapytaa Niopal.
Tak. Obawiam sie, z e zostao juz niewiele czasu. Nie chcia powiedziec nic
wiecej, bo tez i nie mg. Byo to jedynie przeczucie. Ale owo przeczucie powoli
stawao sie jego obsesja.
Rankiem Dyvim Tvar powrci do wiezy Elryka. Cesarz szybkim krokiem
przemierza galerie, pytajac
niecierpliwie, czy nie widziano u brzegw wyspy jakiegos okretu. Nikt jednak nic nie widzia. Suzacy
odpowiadali gorliwie, z e gdyby cesarz mg im opisac ten statek, lepiej wiedzieliby, czego maja wypatrywac.
Elryk nie umia tego zrobic. Da im tylko wskazwke, by zwracali uwage zarwno na morze, jak i na lad.
Jego purpurowe oczy byszczay podnieceniem, mowa
bya szybka, a biae rece poruszay sie z nienaturalna szybkoscia przy najlzejszym
nawet gescie. Dyvim Tvar zrozumia, z e Elryk jest pod dziaaniem wiekszej niz
zwykle dawki narkotykw, wzmacniajacych

jego krew.
Czy czujesz sie dobrze, panie? zapyta Mistrz Smokw.
Dziekuje, Dyvim Tvar, jestem we wspaniaym nastroju. Elryk usmiech
na
sie szeroko. Czubym sie jednak o wiele lepiej, gdyby Okret, Ktry Zegluje
Ponad Ladem

i Morzem by juz tutaj.


Podszed do balustrady i opierajac
sie o nia, spoglada
bacznie ponad wiezami
i murami najpierw na morze, potem na lad.

Gdzie on moze byc? Wolabym, aby krl Straasha wypowiada sie dokadniej.
Zgadzam sie z toba, panie. Dyvim Tvar, ktry nie jad sniadania, obsuzy sie sam, wybierajac
potrawy sposrd soczystych dan ustawionych na stole.
Widac byo, z e Elryk nie kosztowa niczego.
Dyvim Tvar zacza
sie zastanawiac, czy wielka ilosc narkotykw nie porazia
umysu jego przyjaciela; byc moze Elryka ogarnia szalenstwo wywoane pogra
z aniem sie w skomplikowanych praktykach magicznych, niepokojem o Cymoril
i nienawiscia do Yyrkoona.
Czy nie lepiej byoby odpocza
c i poczekac, az straz dostrzeze okret?
zaproponowa cicho, ocierajac
usta.
Tak, to rozsadne

zgodzi sie Elryk. Nie moge jednak. Chce juz wyruszyc, Dyvim Tvar. Stana
c twarza w twarz z Yyrkoonem. Zemscic sie na nim
i poaczy
c sie wreszcie z Cymoril.
Rozumiem to. A jednak wcia
z. . .
Smiech Elryka by gosny i chrapliwy.
Niepokoisz sie o moje dobre samopoczucie jak Tanglebones. Nie potrzebuje dwch piastunek, Panie Smoczych Jaskin.
Dyvim Tvar usmiechna
sie z wysikiem.
72

Masz racje. Cz, modle sie, by ten czarodziejski statek. . . Co to jest?


Wskaza palcem przed siebie. Cos poruszyo sie w tamtym lesie. Zupenie
jakby drzewa pochylay sie pod uderzeniami wiatru, a przeciez pogoda bya bezwietrzna.
Elryk spojrza we wskazanym kierunku.
Dobrze widzisz. Ciekawe czy. . .
I wwczas zobaczyli, z e ziemia w dole zaczyna falowac i cos wyania sie
z lasu. Migotao z dala biela, bekitem i czernia. Zblizao sie.

Zagiel
powiedzia Dyvim Tvar. Sadz
e, z e to twj okret, panie.
Tak szepna
Elryk, wychylajac
sie z galerii. Przygotuj sie, Dyvim
Tvar. Do popoudnia powinnismy wyruszyc z Imrryru.

Rozdzia 6

ZYCZENIE
WADCY ZIEMI
Okret by wysoki, smuky i kruchy. Wspaniale rzezbiony ornament pokrywa jego burty, maszty i porecze. Na pierwszy rzut oka widac byo, z e tej roboty
nie potrafiby wykonac z aden rzemieslnik sposrd smiertelnych. Zbudowany by
z drewna, ktre choc nie malowane poyskiwao naturalnym bekitem i czernia, zielenia i trudnym do okreslenia odcieniem gebokiej czerwieni. Jego olinowanie miao barwe wodorostw, a przez deski wypolerowanego pokadu prze
chodziy delikatne z yy, jak korzenie drzew. Zagle
na trzech zwez ajacych

sie ku
grze masztach byy biae i swietliste niczym chmury w pogodny letni dzien.
Okret przedstawia soba cae piekno natury. Patrzac
nan, kazdy niemal musia
czuc zachwyt, jakiego doznawaby przy ogladaniu

jakiegos niezrwnanego widoku. Promienia cay harmonia i Elryk nie mg marzyc o niczym wspanialszym na
wyprawe przeciwko Yyrkoonowi oraz niebezpieczenstwom krain Oin i Yu.
Statek suna
po powierzchni ziemi agodnie i tak lekko jak po rzece. Ziemia
pod kilem unosia sie i opadaa, na mgnienie oka zdajac
sie zamieniac w wode.
Pyna
dalej i ziemia wracaa do swego poprzedniego stanu. Kiedy okret mija las
w drodze do Imrryru i drzewa pochylay sie pod kilem, wygladao

to tak, jakby
koysa je wiatr.

Okret, Ktry Zeglowa


Ponad Ladem

i Morzem nie odznacza sie wielkoscia.


Z pewnoscia by znacznie mniejszy od Melnibonanskiej barki wojennej i tylko

nieco wiekszy od galery z poudnia. Zaden


jednak statek nie dorwnywa mu
smukoscia sylwetki, harmonia linii, wdziekiem i duma, z jaka sie porusza.
Elryk sta, z rekoma wspartymi na szczupych biodrach, patrzac
na dar krla
Straashy. Pomosty byy juz spuszczone i trway przygotowania do rejsu. Z bram
miasta niewolnicy wynosili zapasy i bron, po czym dzwigali je po trapach na pokad. Tymczasem Dyvim Tvar zwoywa imrryrianskich wojownikw, wyznacza

im miejsca na okrecie i obowiazki


na czas wyprawy. Zonierzy
nie byo wielu.
Jedynie poowa garnizonu moga wyruszyc z Elrykiem; reszta musiaa pozostac
w Imrryrze, by pod dowdztwem admiraa Maguma Colima bronic miasta. Nie74

wielkie wprawdzie byo prawdopodobienstwo, by po rozgromieniu floty barbarzyncw ktos odwazy sie zaatakowac Melnibon, ale rozsadek

nakazywa stosowac wszelkie srodki ostroznosci; zwaszcza teraz, gdy ksia


ze Yyrkoon poprzysiag
zdobyc Imrryr.
Dyvim Tvar zwoa tez ochotnikw sposrd weteranw dawnych wojen i sformowa z nich specjalny oddzia. Nikt nie rozumia, dlaczego to robi. Przyglada
jacy
sie zaadunkowi uwazali, z e wojownicy ci nie przydadza sie na nic w czasie
wyprawy. Poniewaz jednak byli rwnie bezuzyteczni, gdyby przyszo bronic miasta, mogli wyruszyc bez szkody dla Imrryru. Ich tez pierwszych wprowadzono na
pokad. Ostatni wspia
sie na statek sam Elryk. W czarnej lsniacej
zbroi odwrci
sie, pozdrowi dumnym gestem miasto i rozkaza, by wciagni
eto trap.
Dyvim Tvar czeka na niego na tylnym pokadzie. Zdja
rekawice i przesuna

goa reka po drewnianej poreczy o osobliwej barwie.


Przeznaczeniem tego okretu nie jest wojna powiedzia. Nie chciabym, by staa mu sie krzywda.
Jak moze mu sie cos stac? zapyta spokojnie Elryk, gdy Imrryrianie
wspieli sie na reje i zaczeli stawiac z agle. Czyz Straasha pozwoliby na to? Al
bo Grome? Nie lekaj sie o Okret, Ktry Zegluje
Ponad Ladem

i Morzem, Dyvim
Tvar. Troszcz sie tylko o swoje bezpieczenstwo i powodzenie naszej wyprawy.
A teraz poradzmy sie map. Poniewaz Straasha przestrzega nas przed swoim bratem, proponuje, bysmy pyneli morzem najdalej, jak to mozliwe. Powiedzmy do
tego miejsca. Wskaza port na zachodnim wybrzezu Lormyru. Tu okreslimy
blizej nasze poozenie i sprbujemy dowiedziec sie czegos o krainach Oin i Yu,
a takze kto i w jaki sposb ich broni.
Niewielu wedrowcw odwazao sie zapuszczac poza Lormyr. Wiesc niesie, z e za najbardziej wysunietymi na poudnie granicami tego kraju znajduje sie
kraniec swiata. Dyvim Tvar zmarszczy brwi. Zastanawiam sie, czy caa ta
misja nie jest przypadkiem puapka. . . Puapka Ariocha. A jesli jest w zmowie
z ksieciem Yyrkoonem i wplata
nas w wyprawe, ktra przyniesie nam zgube?
Myslaem o tym odpar Elryk. Nie mamy jednak wyboru. Musimy
zaufac Ariochowi.
Tak, nie mamy innego wyjscia. Dyvim Tvar usmiechna
sie drwiaco.

W tej chwili przysza mi do gowy zupenie inna mysl. W jaki sposb porusza sie statek? Nie widziaem z adnych kotwic, ktre moglibysmy podniesc . Na
ladzie

zas, o ile mi wiadomo, nie ma z adnych pradw,

ktre by nas poniosy. Ale


spjrz podnis don wiatr dmie w z agle!
I rzeczywiscie z agle zaopotay i napiey sie, az zaskrzypiay lekko maszty.
Elryk wzruszy ramionami i rozozy rece.
Moze musimy powiedziec: Okrecie, jestesmy gotowi do drogi rzek.
Sprawio mu przyjemnosc zdumienie, jakie odmalowao sie na twarzy Dyvima Tvara. Statek ruszy z miejsca, pochylajac
sie gwatownie na bok. Zaraz
75

jednak powrci do poprzedniego poozenia i dalej suna


juz rwno jak po spokojnym morzu. Ujrzawszy dokad
zmierzaja, Dyvim Tvar odruchowo chwyci sie
balustrady.
Pyniemy prosto na mury miasta!
Elryk przeszed szybko na srodek rufy, gdzie znajdowaa sie dzwignia przymocowana poziomo do zapadki, poaczonej

z trzpieniem obrotowym. By prawie


pewien, z e to urzadzenie

sterownicze. Uja
dzwignie jak wioso i pchna
ja o jeden, moze dwa naciecia na kole. Okret zareagowa natychmiast i skierowa sie ku
innej czesci muru. Elryk pociagn
a
dzwignie z powrotem i statek pochyli sie na
burte z lekkim oporem, zawrci i popyna
ponad wyspa.
Elryk rozesmia sie, zachwycony.
Widzisz, Dyvim Tvar, jakie to proste? Wystarczy pomyslec!
Wolabym jednak, bysmy dosiadali smokw odpar Dyvim Tvar, wcia
z
peen nieufnosci. Ostatecznie to tylko zwierzeta i mozna je zrozumiec, podczas
gdy caa ta magia niepokoi mnie.
Tego nie powinien mwic pan z Melnibon! zawoa Elryk, przekrzykujac
swiszczacy
na wantach wiatr, skrzypienie wreg statku i opot wielkich biaych
z agli.
Moze i nie zgodzi sie Dyvim Tvar. Moze to tumaczy, dlaczego stoje
teraz obok ciebie, panie.
Elryk rzuci przyjacielowi zdziwione spojrzenie, po czym zbieg na dolny pokad. Chcia znalezc sternika, ktrego mgby nauczyc, jak kierowac statkiem.
Okret mkna
ponad skalistymi zboczami i pedzi w gre porosych jaowcem
wzgrz, skraca droge przez lasy i pyna
dostojnie nad trawiastymi rwninami.
Porusza sie jak nisko lecacy
sok, ktry szukajac
zdobyczy, trzyma sie blisko
ziemi, ale posuwa sie naprzd z niewiarygodna szybkoscia, jednym niedostrzegalnym ruchem skrzyda zmieniajac
kierunek lotu.
Zonierze z Imrryru toczyli sie na pokadach, zdumieni lotem ponad ziemia.
Trzeba byo mocnych szturchancw, aby doprowadzic wielu z nich na wyznaczone im stanowiska na masztach i pokadach. Jedynym, ktry zdawa sie nie dostrzegac w okrecie nic nadzwyczajnego, by z onierz peniacy
funkcje bosmana. Ten
mez czyzna o imponujacej
sylwetce i wzroscie olbrzyma zachowywa sie tak, jak
zwyk zachowywac sie na pokadzie zocistej barki wojennej. Wykonywa rzetelnie swe obowiazki
i pilnowa, by wszystko, co niezbedne dla z eglugi, zrobione
byo wasciwie.
Zupenie inaczej reagowa wybrany przez Elryka sternik. Z otwartych szeroko
ze zdumienia oczu wyziera lek o statek, ktrym kierowa. Najwyrazniej czu, iz
w kazdej chwili moga uderzyc o skae czy tez roztrzaskac okret w gaszczu

potez nych sosen. Choc powietrze byo tak ostre, z e oddech zamienia sie w pare,
wcia
z zwilza jezykiem wargi i ociera pot z czoa. By jednak dobrym sternikiem
i stopniowo oswaja sie z prowadzeniem statku, choc jego ruchy byy z konieczno76

sci szybkie i nerwowe; niewiele mia czasu na podejmowanie decyzji, tak szybko
statek nis sie ponad ziemia.
Szalony ped zapiera dech w piersiach. Mkneli szybciej niz kon, byli szybsi nawet od ukochanych smokw Dyvima Tvara. Ruch sprawia radosc i mwiy o tym
twarze wszystkich Imrryrian. Gosny smiech zachwyconego Elryka rozbrzmiewa
po caym statku. Jego radosny nastrj dzielio wielu z zaogi.
Jesli Wadca Korzeni powstrzymuje nasz lot, to boje sie nawet myslec, jak
szybko bedziemy podrzowac, gdy dotrzemy do wody! zawoa do Dyvima
Tvara.
Pan Smoczych Jaskin powoli odzyskiwa dobry humor. Wiatr rozwiewa dugie, piekne wosy wok jego twarzy, a on usmiecha sie do przyjaciela.
Tak, wszystkich nas zmiecie z pokadu do morza!
I wwczas, jakby w odpowiedzi na ich sowa, statek zacza
nagle przyspieszac. Jednoczesnie koysa sie mocno na boki, jakby pochwyciy go potez ne wiry.
Sternik zblad i napar na dzwignie, usiujac
odzyskac panowanie nad statkiem.
Rozleg sie krtki, straszliwy krzyk i jeden z z eglarzy runa
z najwyzszej rei gwnego masztu, uderzajac
ciez ko ciaem o pokad. Usyszeli trzask amanych kosci.
Okret zakoysa sie jeszcze raz czy dwa, po czym niepokoje ustay i popyneli
dalej.
Elryk popatrzy na lezacego

u jego stp z eglarza. Radosny nastrj ulecia nagle. Zacisna


donie w czarnych rekawicach na poreczy burty. Zwar mocne zeby,
purpurowe oczy rozbysy ponuro, a wargi wykrzywiy sie, jakby drwi sam z siebie.
Jakim jestem gupcem! Jakim gupcem jestem, z e tak prowokuje bogw!
Choc okret porusza sie prawie tak szybko jak poprzednio, ciagle
wydawao
sie, z e cos go powstrzymuje. Zupenie jakby sudzy Gromea niczym skorupiaki
w morzu uczepili sie jego dna. Wok siebie w powietrzu i w szumie drzew,
miedzy ktrymi przepywali Elryk wyczuwa cos szczeglnego. Czu cos w falowaniu traw, zarosli i kwiatw. Cos czaio sie w ciez arze ska i w nachyleniu
wzgrz. I wiedzia, z e czuje obecnosc Gromea Wadcy Powierzchni Ziemi, Gromea z Krainy Pod Korzeniami; Gromea, ktry pragna
posiadac to, co niegdys
dzieli ze swym bratem, co mieli uczynic symbolem swojej jednosci i o co potem

walczyli. Gronie pragna


goraco,
by Okret, Ktry Zegluje
Ponad Ladem

i Morzem
wrci do niego.
I Elryk, spogladaj
ac
na przesuwajac
a sie w dole czarna ziemie, poczu nagle
strach.

Rozdzia 7
KRL GROME
Dotarli wreszcie do morza. Statek zsuna
sie do wody. Z kazda chwila nabiera
szybkosci, az Melnibon zniko w tyle. Przed nimi ukazay sie geste keby pary,
jaka zawsze unosia sie nad Wrzacym

Morzem i Elryk uzna, z e nawet czarodziejskim statkiem niebezpiecznie byoby zapuszczac sie nad te osobliwe wody.
Zawrcili wiec i skierowali sie ku brzegom Lormyru, by zatrzymac sie na jego
zachodnim wybrzezu, w porcie Ramasaz. Lormyr byo najspokojniejszym panstwem wsrd Modych Krlestw i Elryk wybra ten wasnie port, wiedzac,
z e
barbarzyncy, z ktrymi niedawno walczy, niemal na pewno nie pochodzili stad.

Tamci przypyneli prawdopodobnie z poudniowego wschodu, z kraju poozonego


na krancach kontynentu za Pikaraydem. Lormyrianie pod rzadami

swego tustego, ostroznego krla Fadana nie ryzykowaliby nigdy udziau w wyprawie, ktra
moga zakonczyc sie kleska.
Kiedy wpyneli do Ramasazu, Elryk poleci, by zacumowano okret i traktowano go tak samo, jak kazdy inny. Przyciaga
jednak powszechna uwage swoja uroda, a mieszkancy portu byli zdumieni, z e to Melnibonanie stanowia jego zaoge.
Melnibonanie, jak Mode Krlestwa dugie i szerokie, nie byli lubiani. Jednakze
poniewaz niecheci zawsze towarzyszy strach, Elryk i jego ludzie byli traktowani z respektem. W gospodach, do ktrych wchodzili, obsugiwano ich godziwie,
podajac
najlepsze jado i wino.
W jednej z najwiekszych tawern, noszacej
nazwe Daleka Podrz i Bezpieczny
Powrt do Domu, Elryk natrafi na gadatliwego gospodarza, ktry by dawniej
rybakiem. Dobrze mu sie wwczas powodzio, mg wiec kupic sobie te gospode.
Zna niezle najbardziej wysuniete na poudnie wybrzeze. Z pewnoscia bywa na
ziemiach Oin i Yu, choc nie mia o nich dobrego zdania.
Zastanawiasz sie, panie, czy mogliby zwoywac sie na wojne. Unis
brwi, zerkajac
na Elryka, po czym na duzsza chwile ukry twarz w kubku z winem. Potrzasn
a
ruda gowa, ocierajac
usta. Musza zatem szykowac wyprawe
przeciw wrblom! Oin i Yu trudno nawet nazwac panstwami. Ich jedyne w mia78

re przyzwoite miasto to Dhoz-Kam. Dziela je miedzy siebie, bo w poowie lezy


na jednym brzegu granicznej rzeki Ar, w poowie na drugim. Reszte ziem Oin
i Yu zamieszkuja wiesniacy, rwnie pozbawieni dobrych manier i zabobonni, jak
ubodzy. Nie ma wsrd nich materiau na z onierzy.
Czy syszaes cos o Melnibonanskim zdrajcy, ktry zawojowa Oin i Yu
i zacza
uczyc tych wiesniakw, jak prowadzic wojne? Dyvim Tvar opar sie
o szynkwas obok Elryka i pociagn
a
niewielki yk wina z grubego kubka. Ma
na imie Yyrkoon. Ksia
ze Yyrkoon.
Czy to jego szukacie? zainteresowa sie wasciciel tawerny. Sprzeczka miedzy Ksia
ze tami Smokw, co?
To nasza sprawa odpar wyniosle Elryk.
Oczywiscie, panowie.
Czy wiesz cos o wielkim zwierciadle, ktre kradnie ludzka pamiec ?
zapyta po chwili Dyvim Tvar.
Magiczne zwierciado. Wasciciel gospody odrzuci gowe do tyu i rozesmia sie szczerze. Watpi
e, czy w caym Oin i Yu znalazoby sie jedno porzadne

lustro! Nie, panowie, mysle, z e ktos wprowadzi was w bad,


jesli obawiacie sie, z e moze wam stamtad
grozic jakies niebezpieczenstwo.
Bez watpienia

masz susznosc powiedzia Elryk, patrzac


w swj kubek
z nietknietym winem. Nie zaszkodzi jednak, jesli sprawdzimy to sami; takze
dla dobra Lormyru. Ostrzeglibysmy was, gdybysmy znalezli to, czego szukamy.
Lormyr nie musi sie bac. Poradzimy sobie doskonale z kazda nierozwazna
prba ataku stamtad.
Gdybyscie jednak chcieli zobaczyc te kraje na wasne oczy,
musicie przez trzy dni pyna
c wzduz wybrzeza, az dotrzecie do wielkiej zatoki.
Wpada do niej rzeka Ar, a po obu brzegach tej rzeki lezy Dhoz-Kam. To pode miasto, zwaszcza jak na stolice dwch panstw. Jej mieszkancy sa sprzedajni,
brudni, i tocza ich rozliczne choroby. Na szczescie sa tez leniwi i nie przysparzaja kopotw, jesli tylko trzyma sie miecz przy sobie. Juz po godzinie spedzonej w Dhoz-Kam zrozumiecie, z e ci ludzie nie moga stanowic grozby dla nikogo.
O ile nie podejda na tyle blisko, by zarazic was jaka
s choroba!
gospodarz znw
rozesmia sie gosno ze swego dowcipu. Gdy sie uspokoi, doda: Moze przerazic was jeszcze ich flota. Skada sie mniej wiecej z tuzina zaniedbanych odzi
rybackich, z ktrych wiekszosc jest tak niezdatna do z eglugi, z e ci barbarzyncy
odwazaja sie owic jedynie na pyciznach przy ujsciu rzeki.
Elryk odstawi kubek.
Dziekujemy ci, gospodarzu. Poozy na szynkwasie srebrna Melnibonanska monete.
Trudno bedzie to rozmienic zauwazy chytrze wasciciel gospody.
Ze wzgledu na nas nie potrzebujesz tego rozmieniac powiedzia Elryk.
Dziekuje wam, panowie. Czy zechcielibyscie spedzic te noc w mojej gospodzie? Moge ofiarowac wam najwygodniejsze zka w Ramasazie.
79

Raczej nie odpar Elryk. Bedziemy spac na pokadzie naszego okretu,


bysmy o swicie byli gotowi do drogi.
Gospodarz patrzy bez sowa za wychodzacymi

Melnibonanami. Z przyzwyczajenia sprbowa zgia


c monete w zebach, oceniajac
jej wartosc . Zaraz jednak
wyja
ja z ust, wydao mu sie bowiem, z e poczu na jezyku jakis dziwny smak.
Przyglada
sie monecie, obracajac
ja na obie strony. Czy Melnibonanskie srebro
moze byc trucizna dla zwykego smiertelnika? Lepiej nie ryzykowac. Wetkna

pieniadz
do sakiewki i podnis kubki, ktre mez czyzni zostawili na szynkwasie.
Nie znosi, by cokolwiek marnowao sie w gospodzie, ale tym razem uzna, z e
rozsadniej

bedzie je wyrzucic.

Okret, Ktry Zegluje


Ponad Ladem

i Morzem dotar do zatoki w poudnie


nastepnego dnia i sta teraz przy brzegu, za krtkim przesmykiem, porosnietym
gesta, niemal tropikalna roslinnoscia, ukryty przed wzrokiem mieszkancw odlegego miasta. Elryk i Dyvim Tvar, brodzac
w czystej, pytkiej wodzie wyszli
na plaze i zanurzyli sie w zielony chd lasu. Postanowili zachowac ostroznosc
i nie ujawniac swej obecnosci, pki nie zorientuja sie, ile prawdy o Dhoz-Kam
przekaza im w swej opowiesci wasciciel tawerny.
Na skraju przesmyka wznosio sie wysokie wzgrze, na ktrym roso kilka potez nych drzew. Mez czyzni posuwali sie mozolnie ku grze, wycinajac
sobie mieczami sciezke wsrd zarosli. Wreszcie staneli pod drzewami i wybr Elryka pad
na drzewo, ktrego pien rs niemal rwnolegle do ziemi, by potem znw wzniesc
sie prosto. Cesarz schowa miecz do pochwy, poozy rece na pniu i poczoga sie
po nim ku grze, az dotar do grubych gaezi, ktre mogy juz utrzymac ciez ar
jego ciaa. To samo zrobi Dyvim Tvar, a gdy znalaz sie na sasiednim

drzewie,
obaj mogli bez przeszkd przyjrzec sie zatoce i dobrze widocznemu stad
miastu
Dhoz-Kam. Miasto z pewnoscia zasugiwao na pogarde wasciciela gospody. Na
obu brzegach rzeki przycupney niskie, brudne domostwa, z ktrych wprost kua
w oczy nedza miasta. Wiedzieli juz, dlaczego Yyrkoon je wybra. Ziemie Oin i Yu
atwo byo zdobyc, zwaszcza jesli dysponowao sie grupa dobrze wyszkolonych
Imrryrian oraz pomoca czarnoksieskich sprzymierzencw Yyrkoona. Poza tym
nikt nie zawracaby sobie gowy walka o biedne kraje, ktre ze wzgledu na swoje
poozenie geograficzne nie miay tez z adnego znaczenia strategicznego. Yyrkoon wybra dobrze, jesli chcia, by jego dziaalnosc pozostaa niezauwazona; o ile
nie mia w tym jeszcze jakiegos innego celu. Wasciciel tawerny myli sie jednak co do floty Dhoz-Kam. Nawet z tej odlegosci Elryk i Dyvim Tvar naliczyli
w porcie dobre trzydziesci swietnie wyposazonych okretw wojennych, a wygla
dao na to, z e jest ich jeszcze wiecej, zakotwiczonych w grze rzeki. Nie obudziy
w nich wszakze takiego zainteresowania jak obiekt, ktry byszcza i migota nad
miastem. Ogromne kolumny podtrzymyway tu os z osadzonym na niej wielkim,
80

okragym,

oprawionym w rame lustrem. Wystarczyo na nia spojrzec, by przekonac sie, z e podobnie jak okret, ktry przywiz tu Melnibonan, nie jest dzieem
smiertelnikw. Nie mieli watpliwo

sci, z e spogladaj
a na Zwierciado Pamieci. Zrozumieli tez, z e ktokolwiek wpywa do portu i napotyka podniesione lustro, nie
pamieta potem niczego. Zwierciado natychmiast krado mu pamiec .
Wyglada
na to, panie, z e gupota z naszej strony byoby pyna
c prosto do
portu w Dhoz-Kam odezwa sie ze swego stanowiska Dyvim Tvar. Gdybysmy
wpyneli do zatoki, znalezlibysmy sie w prawdziwym niebezpieczenstwie. Mysle, z e mozemy patrzec na lustro tylko dlatego, z e nie jest skierowane wprost na
nas. Zwrc jednak uwage na mechanizm, suzacy
do obracania nim w rznych
kierunkach. Ten, kto go uzywa, moze kierowac je we wszystkie strony oprcz
jednej. Nie moze odwrcic lustra w gab
ladu,
poza miasto. Nie ma zreszta takiej
potrzeby, bo i ktz zblizyby sie do Oin i Yu od strony tamtych pustkowi? Kto,
oprcz mieszkancw obu panstw wybraby te droge do ich stolicy?
Sadz
e, z e cie rozumiem, Dyvim Tvar. Sugerujesz, z e rozsadnie

byoby wykorzystac specjalne wasciwosci naszego okretu i. . .


. . . i poda
zyc ladem

do Dhoz-Kam, uderzajac
znienacka i wykorzystujac

weteranw, ktrych wzielismy ze soba. Mozemy poruszac sie szybko, ignorujac

nowych sprzymierzencw ksiecia Yyrkoona. Znajdziemy jego samego i wszystkich zdrajcw, ktrzy przy nim zostali. Czy nie moglibysmy tak wasnie zrobic,
Elryku? Uderzyc na miasto, pochwycic Yyrkoona, uratowac Cymoril, a potem
umkna
c stad
ta sama droga?

To niebezpieczne, ale skoro mamy zbyt mao ludzi, by podja


c otwarty atak,
nic innego nie mozemy uczynic. Co prawda tracimy w ten sposb przewage, jaka
daje nam atak przez zaskoczenie. Jesli nie powiedzie nam sie przy pierwszej prbie, o wiele trudniej bedzie zaatakowac po raz drugi. Istnieje jeszcze inna mozliwosc . Zakrasc sie do miasta noca i sprbowac odszukac Yyrkoona i Cymoril.
Prawdopodobnie beda sami. Wwczas jednak nie moglibysmy uzyc naszej istot
nej broni Okretu, Ktry Zegluje
Ponad Ladem

i Morzem. Sadz
e, z e twj plan
jest najlepszy, Dyvim Tvar. Skierujmy teraz okret w gab
ladu
i ufajmy, z e Grome
potrzebuje czasu, by nas odnalezc . Ciagle
boje sie, z e naprawde sprbuje odebrac
nam okret. Elryk zacza
zsuwac sie po pniu na ziemie.
Gdy wrcili na pokad cudownego statku, Elryk rozkaza sternikowi, by raz

jeszcze skierowa go na lad.


Zeglarze
ustawili poowe z agli i wpyna
majestatycznie na brzeg zatoki. Okryte kwiatami lesne krzewy rozsuway sie przed jego
dziobem, gdy suneli przez zielony mrok dzungli. Sposzone ptaki krzyczay ostro,
a mae zwierzeta staway w osupieniu i przygladay

sie z drzew Okretowi, Ktry


Zegluje Ponad Ladem

i Morzem. Piekna dz przemykaa cicho ponad poszyciem


lasu, skrecajac
tylko przed najpotez niejszymi drzewami.
81

W ten sposb poda


zali w gab
krainy zwanej Oin, lezacej
na pnoc od granicznej rzeki Ar, za ktra rozciaga
sie kraj Yu. Wieksza czesc obszaru Oin pokrywaa nieprzebyta dzungla i jaowe rwniny. Tu wasnie osiedlili sie mieszkancy
tego kraju, bali sie bowiem lasu i nie weszliby don pod z adnym pozorem, nawet
gdyby skupiao sie w nim cae bogactwo Oin.
Pynacy
szybko okret mina
las i pomkna
nad rozlega rwnina. Wkrtce zobaczyli przed soba wielkie, mieniace
sie w soncu jezioro. Dyvim Tvar spoglada
jac
na prymitywna mape, w ktra zaopatrzyli sie w Ramasazie, zaproponowa, by
zawrcic na poudnie i zblizyc sie do Dhoz-Kam, okra
zajac
je szerokim pkolem.
Elryk zgodzi sie i okret zacza
manewrowac.
Ziemia zadrgaa znowu. Wysokie fale porosnietego trawa gruntu toczyy sie
wok statku, zasaniajac
widok. Okret zapada i unosi sie gwatownie, zatacza
i koysa z burty na burte. Jeszcze dwch Imrryrian spado z masztw i rozbio sie
na pokadzie. Gosny krzyk bosmana dodawa wszystkim otuchy. Wok panowaa
dziwna cisza, ktra czynia sytuacje jeszcze grozniejsza i bardziej niesamowita.
Naraz bosman wrzasna
na swych ludzi, by przywiazali

sie mocno, kazac


jednoczesnie tym, ktrzy nie maja nic do roboty, zejsc na d.
Elryk owina
wok poreczy szal, a drugim jego koncem owiaza
sobie przegub. Dyvim Tvar uzy w tym samym celu dugiego pasa. Mimo to zataczali sie we
wszystkie strony, tracac
pokad pod nogami, gdy statek szarpa i dygota. Elrykowi
wydawao sie, z e poamie sobie wszystkie kosci i na jego ciele nie bedzie miejsca
bez sincw. Okret skrzypia i jecza; straszna, szalencza jazda przez falujacy
lad

grozia przeamaniem na p.
Czy to robota Gromea, Elryku? Dyvim Tvar z trudem chwyta powietrze. A moze czary Yyrkoona?
Elryk potrzasn
a
gowa.
To nie Yyrkoon. To Grome. I nie znam z adnego sposobu, by go uagodzic.

To bardzo trudne w przypadku Gromea. Sposrd wszystkich Wadcw Zywiow


najmniej potrafi myslec, choc byc moze jest zarazem najpotez niejszy.
Jednakze postepujac
tak z nami, amie z pewnoscia ukad, jaki zawar niegdys ze swym bratem.
Nie, nie sadz
e. Krl Straasha ostrzega nas, z e to moze sie wydarzyc. Ufajmy tylko, z e Grome wyczerpie wszystkie swe siy, a okret przetrwa, jak przetrwaby zwyky sztorm na morzu.
To o wiele gorsze niz sztorm, Elryku!
Elryk skina
gowa, przyznajac
mu racje. Nie zda
zy jednak odpowiedziec,
gdyz pokad przechyli sie gwatownie i musia chwycic sie mocno obiema rekami poreczy, by utrzymac sie na nogach. Panujac
a wok cisze przerwao gosne
dudnienie i podobny do smiechu ryk.
Krlu Grome! krzykna
Elryk. Krlu Grome! Pozwl nam z yc! Nie
czynimy ci z adnej krzywdy!
82


Smiech
sta sie jeszcze gosniejszy; cay statek zadygota. Ziemia wok niego
uniosa sie i opada; drzewa, wzgrza i skay runey w jego strone, po czym odsuney sie, nie wyrzadzaj

ac
mu z adnej szkody. Grome z pewnoscia chcia odzyskac
swj statek nietkniety.
Grome! Nie masz powodu do zatargu ze smiertelnikami! krzykna
znw
Elryk. Pozwl nam z yc! Z adaj
od nas przysugi, jesli musisz, lecz nagrdz nas
tym samym!
Elryk wykrzykiwa niemal wszystko, co przychodzio mu do gowy. Nie mia
wielkich nadziei, z e bg Ziemi go usyszy, nie oczekiwa tez, by krl Grome zechcia go wysuchac, nawet jesli usyszy go z ywio. Musia jednak cos zrobic,
a nie mozna byo uczynic nic wiecej.
Grome! Grome! Grome! Posuchaj mnie!
Jedyna odpowiedzia by jeszcze gosniejszy wybuch smiechu, ktry porusza
w Elryku kazdy nerw. A ziemia unosia sie coraz wyzej i zapadaa sie coraz gebiej. Okret kreci sie w kko i Elryk poczu, z e za chwile straci przytomnosc .
Krlu Grome! Krlu Grome! Czy chcesz zabic tych, ktrzy nigdy nie wyrzadzili

ci krzywdy?! wykrzykna
rozpaczliwie.
I wtedy koysanie ziemi ustao, a okret znieruchomia. Przed nimi staa ogromna brunatna postac i spogladaa

z gry na statek. Olbrzym wyglada


jak rozozysty
stary dab.
Jego wosy i broda miay barwe lisci, a oczy kolor z yy zota; zeby przypominay granit, a stopy byy niczym korzenie. Jego skra zdawaa sie byc pokryta

zamiast owosienia drobnymi zielonymi pedami. Krl Grome, Wadca Zywiow


Ziemi pachnia butwiejac
a roslinnoscia i dobrem.
Wciagn
a
nosem powietrze, zmarszczy brwi i miekkim, potez nym gosem,
w ktrym wcia
z jeszcze pobrzmiewa gniew, powiedzia:
Chce mego okretu!
To nie jest nasz okret, bysmy mogli ci go oddac, krlu Grome odpar
Elryk.
Rozdraznienie olbrzyma wzroso.
Chce mego okretu powtrzy wolno. Chce go. Jest mj.
Czy czerpiesz z niego jakis pozytek, krlu Grome?
Pozytek? On jest mj, mj.
Grome tupna
i ziemia zakoysaa sie.
To okret twego brata, krlu Grome! krzykna
Elryk z rozpacza w gosie. To okret krla Straashy. Da ci czesc swego krlestwa, a ty pozwolies mu
zatrzymac okret. Taki by ukad.
Nic nie wiem o z adnym ukadzie. Okret jest mj.
Wiesz dobrze, z e jesli zabierzesz statek, krl Straasha bedzie musia odebrac ci ziemie, jaka ci niegdys ofiarowa.
Chce mego okretu! Olbrzym poruszy sie i z jego ciaa oderway sie
grudy ziemi, padajac
z guchym odgosem na pokad.
83

Musisz wiec nas zabic, jesli chcesz go dostac powiedzia Elryk.


Zabic? Grome nie zabija smiertelnych. Nie zabija nikogo. Grome buduje.
Grome daje z ycie!
Wadca Ziemi sciagn
a
brwi i z gosnym szumem podrapa sie w wielka gowe.
Grome nie zabija powtrzy.
Krl Grome zabi przypomnia mu Elryk. Zgineo trzech ludzi.
Grome chrzakn
a.

Ale ja chce mego okretu.


Ten okret pozyczy nam twj brat. Nie mozemy ci go dac. Zreszta pyniemy
nim, by osiagn
a
c pewien cel. Szlachetny cel, jak sadz
e. My. . .
Nie wiem nic o celach i nie obchodza mnie wasze sprawy. Chce mego
statku. Mj brat nie powinien wam go pozyczac. Juz niemal o nim zapomniaem,
ale teraz znw pamietam i chce go.
A moze przyjmiesz cos w darze w zamian za ten okret, krlu Grome?
spyta nagle Dyvim Tvar.
Cz moze mi ofiarowac smiertelnik? Grome potrzasn
a
olbrzymia gowa. To oni ciagle
cos ze mnie biora. Kradna moje kosci, moja krew i moje
ciao. Czy mozesz zwrcic mi wszystko, co mi zabraliscie?
Czyz nie ma takiej rzeczy, ktra bys od nas przyja?
zapyta Elryk.
Grome przymkna
oczy.
Cenne kruszce, moze klejnoty kusi Dyvim Tvar. Mamy ich wiele
w Melnibon.
Posiadam ich mnstwo odpar krl Grome.
Elryk wzruszy ramionami w rozpaczy.
Jak ukadac sie z bogiem, Dyvim Tvar? usmiechna
sie gorzko. Czego
moze pragna
c Wadca Gleby? Wiecej sonca, wiecej deszczu? Tego dac przeciez
nie mozemy.
Jestem prostym bogiem, jesli rzeczywiscie nim jestem powiedzia Grome. Nie zamierzaem jednak zabijac waszych towarzyszy. Juz wiem! Dajcie
mi ciaa zabitych. Zakopcie je w mojej ziemi.
Serce Elryka zabio nadzieja.
Tylko tyle od nas z adasz?

Dla mnie to wiele.


I pozwolisz nam pyna
c dalej?
Po wodzie, owszem warkna
Grome. Nie widze jednak powodu, dlaczego miabym pozwolic wam pyna
c nad ziemia. Zbyt duzo ode mnie wymagacie. Mozecie dopyna
c do tamtego jeziora. Od tej wszakze chwili okret bedzie
mia tylko te cechy, ktrymi obdarzy go mj brat Straasha. Nie bedzie juz porusza sie po moim krlestwie.
Alez krlu Grome, potrzebujemy tego okretu! Kieruja nami wazne powody.
Musimy dostac sie do tamtego miasta. Elryk wskaza w strone Dhoz-Kam.
84

Mozecie pyna
c do jeziora, ale potem okret bedzie sie porusza tylko po
wodzie. Teraz dajcie mi to, czego chce.
Elryk odwrci sie do bosmana, ktry po raz pierwszy zdawa sie byc zdumiony tym, co widzi.
Przyniescie z dou ciaa zabitych.
Grome wyciagn
a
wielka reke i podnis z pokadu trzech martwych z eglarzy.

Dziekuje wam mrukna.


Zegnajcie.

Powoli jego sylwetka zaczea znikac. Olbrzymi Wadca Zywiow


cal po calu
pogra
za sie w ziemi i po chwili nie pozostao po nim sladu. Okret ruszy powoli
w strone jeziora w swj ostatni krtki rejs nad ladem.

I w ten sposb nasze plany znw zastay pokrzyzowane rzek Elryk.


Dyvim Tvar spoglada
z z alem w strone lsniacego

jeziora.
Tak. Tak wiele w nie wozylismy. Waham sie proponowac ci to, Elryku, ale
obawiam sie, z e musimy znw uciec sie do magii, jesli mamy w ogle osiagn
a
c
nasz cel.
Elryk westchna.

Boje sie, z e to jedyne nasze wyjscie powiedzia.

Rozdzia 8
MIASTO I ZWIERCIADO
Ksia
ze Yyrkoon by zadowolony. Jego plany sie powiody. Ponad wysoka balustrada opasujac
a paski dach jego domu spoglada

w strone portu, na swoja


wspaniaa, zdobyczna flote. Kazdy statek, jaki przybywa do Dhoz-Kam, jesli tylko na jego pokadzie nie powiewaa bandera potez nego panstwa, by zgarniany
bez skrupuw. Wystarczyo, by zaoga spojrzaa w wielkie zwierciado, spoczywajace
na kolumnach ponad miastem. Kolumny zostay wzniesione przez demony, a ksia
ze Yyrkoon zapaci im za prace duszami tych mieszkancw Oin i Yu,
ktrzy stawiali mu opr. Teraz pozostao mu jeszcze zaspokoic swoje ostatnie pragnienie, a potem on i jego nowi sprzymierzency beda juz w drodze do Melnibon.
Odwrci sie i spojrza na swa siostre. Cymoril lezaa na drewnianej awie,
wpatrujac
sie niewidzacym

wzrokiem w niebo. Bya odziana w brudna, postrzepiona suknie te sama, ktra miaa na sobie w dniu, gdy Yyrkoon porwa ja
z imrryrianskiej wiezy.
Spjrz na nasza flote, Cymoril odezwa sie Yyrkoon. Teraz, gdy zociste barki rozproszyy sie po moczarach, popyniemy bez przeszkd do Imrryru
i zajmiemy miasto. Elryk nie moze bronic sie przed nami. Tak atwo wpad w moja
puapke. To gupiec! I ty byas gupia, z e go pokochaas.
Cymoril nie odpowiedziaa. Przez wszystkie te miesiace
Yyrkoon dodawa
narkotykw do jej pozywienia i czua sie po nich tak zmeczona, jak Elryk bez
swojej codziennej porcji lekw.
Praktyki czarnoksieskie Yyrkoona zmieniy i jego. Wychud, a jego oczy przybray ponury, szalony wyraz. Przesta troszczyc sie o swj wyglad.
Inaczej byo
z Cymoril. Choc wycienczona i zaszczuta, zachowaa swa pieknosc . Zupenie jakby pozaowania godny stan Dhoz-Kamu zatru ich oboje w rzny sposb.
Nie lekaj sie o swoja przyszosc , siostro ciagn
a
Yyrkoon. Zachichota. Nic sie nie zmienio! Nadal jestes cesarzowa i zasiadziesz

obok cesarza na
Rubinowym Tronie. Tylko tym cesarzem bede ja, a Elryk bedzie umiera dugo,
w sposb znacznie bardziej pomysowy niz ten, ktry mnie przeznaczy.
86

Gos Cymoril by niski i obojetny. Nie odwrcia gowy, gdy do niego mwia.
Jestes szalony.
Szalony? Ejze, siostro, czy prawdziwy Melnibonanin powinien uzywac
tego sowa? My, Melnibonanie, nie oceniamy niczego w kategoriach obakania

czy zdrowych zmysw. Czowiek jest taki, jaki jest. Robi to, co robi. Przebywasz
zbyt dugo w Modych Krlestwach i zdaje sie, z e przyjeas ich sposb myslenia.
Juz wkrtce to naprawimy. Powrcimy triumfalnie na Smocza Wyspe i zapomnisz
o wszystkim, jakbys sama spogladaa

w Zwierciado Pamieci. Rzuci nerwowe


spojrzenie ku grze, jakby obawia sie, z e lustro zwrcone jest ku niemu.
Cymoril zamknea oczy. Jej oddech by ciez ki i powolny. Dzielnie znosia ten
koszmar wierzac,
z e Elryk musi w koncu ja z niego wyzwolic. Nadzieja bya
wszystkim, co powstrzymywao ja od samobjstwa. Gdyby stracia ja cakowicie zabiaby sie i w ten sposb uwolnia od Yyrkoona i caej jego grozy.
Czy mwiem ci, z e ostatniej nocy znw odniosem sukces? Wywoaem
demony, Cymoril. Potez ne, mroczne demony. Pobraem od nich ostatnie nauki
i otworzyem wreszcie Wrota Cienia. Wkrtce je przekrocze i znajde to, czego
szukam. Stane sie najpotez niejszym ze smiertelnych na Ziemi. Czy mwiem ci
o tym, Cymoril?
Prawde powiedziawszy, powtarza to tego ranka kilkakrotnie, ale Cymoril ani
przedtem, ani teraz nie zwracaa wiekszej uwagi na jego sowa. Czua sie bardzo
zmeczona; prbowaa zasna
c. Nagle, jakby chcac
sobie samej o czyms przypomniec, powiedziaa wolno:
Nienawidze cie, Yyrkoon.
Och, wkrtce bedziesz mnie kochaa, Cymoril. Juz wkrtce.
Elryk przybedzie. . .
Elryk! Ha! Siedzi w swej wiezy, krecac
palcami mynka i czeka na wiesci,
ktre nigdy nie nadejda. Chyba z e sam mu je przesle!
Elryk przybedzie powtrzya.
Yyrkoon z achna
sie. Oininska dziewczyna o tepym wyrazie twarzy przyniosa
mu jego poranne wino. Chwyci kubek, oprzni go, a w chwile potem wyplu
wszystko na drzac
a dziewczyne. Zda
zya uchylic gowe. Yyrkoon podnis dzban
i wyla jego zawartosc na przysypany biaym pyem dach.
Oto saba krew Elryka. W ten wasnie sposb spynie z jego z y!
Cymoril jednak juz nie suchaa. Prbowaa przypomniec sobie ukochanego
i tych kilka cudownych dni, jakie spedzili razem, gdy przestali juz byc dziecmi.
Yyrkoon cisna
pustym dzbanem w gowe dziewczyny, ale ta odsunea sie
zrecznie przed ciosem. Odskoczywszy, wymruczaa swa zwyka odpowiedz na
wszystkie jego ataki i obelgi.
Dziekuje ci, Wadco Demonw. Dziekuje ci.
Yyrkoon rozesmia sie.

87

Tak! Wadca Demonw. Twj lud susznie mnie tak nazywa, bowiem panuje nad wieksza liczba demonw niz ludzi. Moja potega rosnie z dnia na dzien!
Oininska dziewczyna pospieszya, by przyniesc jeszcze wina. Wiedziaa, z e jej
pan za chwile go zazada.
Yyrkoon zblizy sie do balustrady po przeciwnej stronie dachu, by raz jeszcze popatrzec na dowd swej potegi. Przyglada
sie wasnie
swoim okretom, gdy nagle usysza dobiegajace
z drugiego konca miasta odgosy
zamieszania. Czyzby Ynanie i Oinianie walczyli ze soba?
Gdzie sa ich imrryrianscy setnicy? Gdzie jest kapitan Valharik?
Prawie biegnac
mina
spiac
a Cymoril i spojrza w d, na ulice.
Ogien? mrukna
ze zdziwieniem. Ogien? Rzeczywiscie, ulice stay
w pomieniach. Nie by to jednak zwyky pozar. W powietrzu unosiy sie kule
ognia i podpalay domy. Kryte sitowiem dachy, drewniane drzwi natychmiast zajmoway sie pomieniem. Widok, roztaczajacy
sie przed oczami Yyrkoona, przypomina wioske, puszczana z dymem przez najezdzcw. Nachmurzy sie. Pomysla, z e by nieostrozny i jego wasne czary zwrciy sie przeciw niemu. Gdy jednak spojrza uwazniej ponad ponacymi

dachami na rzeke, ujrza dziwny okret,


pynacy
po niej z majestatycznym wdziekiem. By bardzo piekny i w pewien sposb wydawa sie byc bardziej dzieem natury niz czowieka. Teraz wiedzia juz, z e
zostali zaatakowani. Ale ktz chciaby atakowac Dhoz-Kam? Nie byo tu nadziei
na upy, ktre wynagrodziyby taki wysiek. Nie moga to byc przeciez Imrryrianie. . .
To nie moze byc Elryk.
Niemozliwe, z eby to by Elryk! rykna.
Zwierciado! Trzeba je skierowac na napastnikw!
I na samego siebie, bracie. Cymoril podniosa sie chwiejnie, wsparta
o st. Usmiechaa sie. Byes zbyt pewny siebie, Yyrkoonie. To Elryk nadchodzi.
Elryk! Nonsens! To ledwie kilku nedznych barbarzyncw z gebi kraju.
Jak tylko znajde sie w miescie, bedziemy mogli uzyc przeciw nim Zwierciada
Pamieci. Podbieg do klapy, ktra krya wejscie na schody, wiodace
do dolnych
pokoi. Kapitanie Valharik! Valharik, gdzie jestes?
Valharik pojawi sie u stp schodw. Po twarzy spyway mu struzki potu.
W okrytej rekawica doni trzyma obnazony miecz, choc wydawao sie, z e do tej
pory nie bra udziau w walce.
Przygotuj lustro, Valharik! Skieruj je na napastnikw!
Alez panie, moglibysmy. . .
Pospiesz sie! Rb, co ci kaze ! Wkrtce doaczymy

tych barbarzyncw do
naszych si, ich okrety takze.
Barbarzyncw, panie? Czy barbarzyncy potrafia rozkazywac z ywioom
ognia? Walczymy z jakimis ognistymi zjawami! Nie mozna ich zabic, tak jak nie
mozna zabic ognia.
88

Ogien mozna zabic woda przypomnia oficerowi Yyrkoon. Woda,


kapitanie Valharik. Czyzbys o tym zapomnia?
Alez ksia
ze Yyrkoonie! Prbowalismy ugasic je woda i woda nie wylewaa sie z naszych wiader. Napastnikami dowodzi jakis potez ny czarnoksiez nik.
Pomagaja mu duchy i ognia, i wody!
Jestes szalony, kapitanie Valharik rzek twardo Yyrkoon. Przygotuj
lustro i nie kaz nam wysuchiwac wiecej tych bzdur.
Valharik obliza suche wargi.
Tak, panie. Skoni gowe i odszed, by wypenic rozkazy Yyrkoona.
Yyrkoon znw podszed do balustrady i spojrza w d. Na ulicach ktos walczy z jego z onierzami, ale dym zasania mu widok i nie mg rozpoznac z adnego
z napastnikw.
Radujcie sie swoim marnym zwyciestwem pki mozecie, bo wkrtce
zwierciado odbierze wam rozum i staniecie sie moimi niewolnikami zachichota.
To Elryk powtrzya cicho Cymoril. Usmiechaa sie. Przybywa, by
zemscic sie na tobie, bracie.
Yyrkoon zachichota znowu.
Tak myslisz? Jesli nawet, wcia
z mam swoje sposoby, by mu sie wymkna
c.
Ciebie zas, siostro, odnajdzie tutaj w takim stanie, z e wcale sie nie ucieszy! Przeciwnie, sprawi mu to niemay bl. . . Ale to przeciez nie Elryk. To jakis prymitywny szaman z krainy stepw na wschd od Dhoz-Kam. Juz wkrtce znajdzie
sie pod moja wadza. Cymoril spogladaa

teraz ponad balustrada.


To Elryk rzeka. Poznaje jego hem.
Co? Yyrkoon odepchna
ja brutalnie.
Na ulicach Imrryrianie walczyli z Imrryrianami. Nie byo juz z adnych watpli
wosci. Napastnicy parli do przodu i coraz bardziej spychali wspomaganych przez
posiki z Oin i Yu ludzi Yyrkoona z zajmowanych pozycji. Na czele atakujacych

Imrryrian kroczy wysoki mez czyzna w czarnym smoczym hemie. Tylko jeden
Melnibonanin mg nosic taki hem. To by hem Elryka, i to Elryk wznosi teraz
nad gowa miecz, ktry niegdys naleza do hrabiego Aubeca z Maladoru. Ostrze
miecza byszczao w porannym soncu czerwienia krwi.
Na krtka chwile Yyrkoona ogarnea rozpacz.
To Elryk jekna.
Elryk. . . Och, jakze wcia
z nie doceniamy sie wzajemnie! Jakiez przeklenstwo na nas cia
zy?
Cymoril uniosa dumnie gowe, jej twarz ozywia sie.
Mwiam, z e on przybedzie, bracie!
Yyrkoon odwrci sie do niej gwatownie.
Tak, przyby, ale zwierciado pozbawi go rozumu. Stanie sie moim niewolnikiem i bedzie wierzy we wszystko, co mu powiem. To nawet lepiej niz planowaem, siostro! Podnis wzrok, ale natychmiast zasoni ramieniem oczy,
89

uprzytomniwszy sobie, co robi. Szybko na d, do domu! Lustro zaczyna sie


obracac!
Kra
zki i ancuchy mechanizmu zaskrzypiay gosno, gdy straszliwe Zwierciado Pamieci zaczeo ogniskowac sie na ulicach w dole.
Juz za chwile Elryk i jego ludzie beda nalezec do mnie. Cz za ironia
losu! Yyrkoon pchna
siostre w d schodw i zatrzasna
za soba klape.
Sam Elryk bedzie pomaga w ataku na Imrryr. Zgubi tych, ktrzy pozostali mu
wierni. Sam usunie sie z Rubinowego Tronu!
Czy nie sadzisz,

bracie, z e Elryk przewidzia, jaka grozbe stanowi Zwierciado Pamieci? Cymoril zadaa to pytanie z prawdziwa rozkosza.
Mg przewidziec, ale nie potrafi sie mu oprzec. Musi patrzyc, z eby walczyc. Albo otworzy oczy, albo zostanie zabity. Ale moc Zwierciada zagraza kazdemu, ktry patrzy. Gdzie jest Valharik? Rozejrza sie po prymitywnie urza
dzonym pomieszczeniu. Gdzie ten kundel?
W tej samej chwili Valharik wpad do pokoju.
Panie, Zwierciado sie odwraca, ale teraz bedzie oddziaywac takze na naszych ludzi. Boje sie, z e. . .
Przestan sie bac! Cz z tego, z e nasi ludzie dostana sie pod jego wpyw?
Wkrtce przywrcimy im pamiec ; beda robic to samo co teraz. Tak tez zrobimy
z tymi, ktrych pokonamy. Jestes zbyt bojazliwy, kapitanie Valharik.
Ale prowadzi ich Elryk. . .
A oczy Elryka sa tylko oczami, choc wygladaj
a jak purpurowe kamienie.
Znajdzie sie w takim samym poozeniu jak jego ludzie.
Na ulicach wok domu ksiecia Yyrkoona Elryk, Dyvim Tvar i ich Imrryrianie nacierali, zmuszajac
do odwrotu swych zniecheconych, zdemoralizowanych
przeciwnikw. Podczas gdy ulice zasane byy trupami tubylcw i ich immryrianskich dowdcw, atakujacy
stracili zaledwie jednego czowieka. Ogniste kule,
ktre z wielkim wysikiem przywoa Elryk, zaczynay juz sie rozpraszac, bo zbyt
drogo kosztowa je tak dugi pobyt w jednej paszczyznie. Wojska Elryka zdobyy
jednak potrzebna im przewage i nie byo juz watpliwo

sci, kto w tej walce zwyciez y. Ponad setka domw staa w pomieniach. Jak miasto dugie i szerokie ogien
przenosi sie na inne budynki. Obroncy dokonywali wielkich wysikw, by cae to
nedzne miejsce nie sponeo doszczetnie na ich oczach. W porcie poney rwniez
okrety.
Dyvim Tvar jako pierwszy spostrzeg, z e Zwierciado zaczyna, obracac sie
w strone ulic. Unis ostrzegawczo don i wskaza palcem lustro. Potem odwrci
sie i zada
w swj rg bojowy rozkazujac,
by naprzd wysuney sie .oddziay,
ktre dotad
nie uczestniczyy w walce.
Teraz wy musicie nas prowadzic! zawoa i opusci przybice hemu.
Szczeliny na wysokosci oczu, ktre umozliwiay obserwacje, mia dokadnie zasoniete. Nie mg wiec nic widziec.
90

Powoli i Elryk opusci swoja przybice. Ogarnea go ciemnosc . Zewszad


dobiegay odgosy walki. To weterani, ktrzy pyneli z nimi z Melnibon, przystapili

do bitwy. Prowadzacy
ich Imrryrianie nie przesonili otworw w swych hemach.
Elryk baga bogw, by jego plan sie powid.
Yyrkoon, zerkajac
ostroznie przez szpare w ciez kiej kotarze, zwrci sie z niezadowoleniem do kapitana.
Valharik, oni wcia
z walcza!
Dlaczego? Czy zwierciado jeszcze sie nie
obrcio?
Powinno juz byc we wasciwej pozycji, panie.
Zatem sam zobacz! Imrryrianie wcia
z przedzieraja sie przez szeregi naszych obroncw, a nasi ludzie zaczynaja ulegac wpywom zwierciada. Cos jest
nie w porzadku,

Valharik. Ale co?


Valharik spojrza na walczacych

Imrryrian i gosno wciagn


a
powietrze. Na
jego twarzy pojawi sie wyraz podziwu.
Oni sa slepi oznajmi. Kieruja sie suchem, dotykiem i zapachem. Sa
slepi, cesarzu, i to wasnie oni prowadza Elryka i jego ludzi. Oni zas nie widza
niczego, bo ich hemy maja opuszczone przybice.
Sa slepi? Yyrkoon powtrzy niemal z z alem, jakby nie mg zrozu
miec. Slepi?
Tak, to slepi wojownicy. To ludzie, ktrzy zostali ranieni w poprzednich
wojnach, niemniej wcia
z sa dobrymi wojownikami. W ten sposb Elryk pokona
nasze zwierciado, panie.
Precz! Nie! Nie! Yyrkoon uderzy mocno w plecy kapitana i ten cofna
sie skulony. Elryk nie jest przebiegy! Nie jest sprytny! To jakies potez ne
demony podsuwaja mu te pomysy.
Byc moze, panie. Czy istnieja jednak demony potez niejsze niz te, ktre
pomagay tobie?
Nie odpar Yyrkoon. Nie ma takich. Och, gdybym mg przywoac
teraz niektre z tych, co mi suza!
Swoja moc wyczerpaem jednak otwierajac

Wrota Cienia. Powinienem by przewidziec. . . Och, Elryku! Zniszcze cie, gdy


runiczne miecze beda juz nalezec do mnie!
Nagle Yyrkoon zmarszczy brwi.
Ale w jaki sposb Elryk mg sie przygotowac? Ktry z demonw? Chyba
z e przywoa samego Ariocha. Ale przeciez on nie ma takiej mocy, by wezwac
Ariocha! Ja tego nie potrafiem. . .
Wwczas, jakby w odpowiedzi na swoje sowa, usysza piesn wojenna Elryka, dobiegajac
a z pobliskich ulic. Usysza zawarta w niej odpowiedz na jego
pytanie.

91

Arioch! Arioch! Krew i dusze dla mego pana Ariocha!


Musze zdobyc runiczne miecze. Musze przejsc przez Wrota Cienia. Tam
wcia
z mam sprzymierzencw nadprzyrodzonych sprzymierzencw! Jesli bedzie trzeba, rozprawia sie z Elrykiem. Potrzebuje jednak czasu. . . mamrota
Yyrkoon, kra
zac
po pokoju.
Valharik nadal obserwowa walke.
Podchodza coraz blizej powiedzia.
Cymoril usmiechnea sie:
Syszysz, Yyrkoonie? I ktz jest teraz gupcem? Elryk czy ty?
Bad
z cicho! Mysle, mysle. . . Yyrkoon dotkna
palcem warg.
Nagle oczy mu rozbysy. Rzuci na Cymoril chytre spojrzenie, zanim zwrci
sie do kapitana Valharika.
Valharik, musisz zniszczyc Zwierciado Pamieci.
Zniszczyc? To nasza jedyna bron, panie!
Wasnie. . . ale czy nie jest teraz nieprzydatna?
Tak.
Zniszcz je, a posuzy nam znowu. Yyrkoon strzeli dugimi palcami
w strone drzwi. Idz, zniszcz lustro.
Ksia
ze . . . chciaem powiedziec cesarzu, przeciez w ten sposb stracimy
nasza jedyna bron!
Rb, co kaze , Valharik! Inaczej zginiesz!
W jaki sposb mam je zniszczyc, panie?
Swoim mieczem. Musisz wspia
c sie po kolumnie z tyu lustra. Potem, nie
patrzac
w nie, uderzysz mieczem i rozbijesz je. Peknie atwo. Pamietasz, jakie
srodki ostroznosci musiaem zastosowac, by sie upewnic, z e nie zostao uszkodzone?
Czy to wszystko, co mam zrobic?
Tak. Potem bedziesz zwolniony z mej suzby. Mozesz uciekac albo robic
to, na co tylko masz ochote.
Nie popyniemy przeciwko Melnibon?
Oczywiscie, z e nie. Obmysliem inny sposb opanowania Smoczej Wyspy.
Valharik wzruszy ramionami. Wyraz jego twarzy swiadczy o tym, z e nigdy
nie wierzy w zapewnienia Yyrkoona. Musia jednak poda
zyc za nim. Z rak
Elryka
czekay go przeciez straszliwe tortury. Skuliwszy ramiona, kapitan wysuna
sie
z pokoju, by wykonac ostatnie polecenie swego ksiecia.
A teraz, Cymoril. Yyrkoon usmiechna
sie zosliwie, chwytajac
miekkie
ramiona swej siostry. Teraz przygotuje cie na powitanie twego ukochanego

92

Elryka.
Jeden ze slepych wojownikw krzykna:

Oni juz nie stawiaja nam oporu, panie! Sa zupenie bezwolni i daja sie
zabijac tam, gdzie stoja. Dlaczego?
Zwierciado skrado im pamiec ! zawoa Elryk, odwracajac
zasonieta
twarz w strone, skad
dobiega gos z onierza. Teraz mozecie prowadzic nas do
jakiegos domu. Tam nie dosiegnie nas wpyw lustra.
Gdy znalezli sie wreszcie wewnatrz
budynku, Elryk zdja
hem. Rozejrza sie
i uzna, z e sa w jakims skadzie. Na szczescie dom by dosc duzy, by pomiescic
cay ich oddzia. Gdy wszyscy byli juz w srodku, Elryk kaza dokadnie zamkna
c
drzwi. Zaczeli naradzac sie, co robic dalej.
Powinnismy odszukac Yyrkoona powiedzia Dyvim Tvar. Wypytajmy jednego z tych wojownikw. . .
Nie bedzie to atwe, przyjacielu przypomnia mu Elryk stracili pamiec . Nie beda niczego pamietac. W tej chwili nie wiedza nawet, co tu robia, nie
wiedza, kim sa. Podejdz do tamtych okiennic tam nie siega wpyw zwierciada i zobacz, czy nie ma w poblizu domu, ktry mg zaja
c mj kuzyn.
Dyvim Tvar podszed szybko do okiennicy i wyjrza ostroznie.
Tak. . . Jest tu dom wiekszy od innych. Widze w nim jakies poruszenie. . .
jakby przegrupowywano tam ocalaych wojownikw. Nalezy sadzi
c, z e to twierdza Yyrkoona. Powinnismy atwo ja zdobyc.
Elryk zblizy sie do niego.
Tak, masz racje. Znajdziemy tam Yyrkoona. Musimy sie jednak spieszyc,
by nie przyszo mu do gowy zabic Cymoril. Trzeba sie zastanowic, jaka droge
obrac. Nasi niewidomi z onierze musza wiedziec, ile ulic i domw maja mina
c,
by dotrzec do tego miejsca.

Co to za dziwny dzwiek? Slepy


niewolnik podnis gowe. Brzmi jak
dalekie dzwonienie.
I ja go sysze powiedzia inny slepiec. Usysza je teraz i Elryk. To by
zowieszczy dzwiek.
Dochodzi jakby z gry. Wibrowao od niego powietrze.
Zwierciado! Dyvim Tvar podnis wzrok. Czyzby miao wasciwosci, ktrych nie przewidzielismy?
To mozliwe. Elryk prbowa przypomniec sobie, co mwi mu Arioch.
Arioch by jednak bardzo tajemniczy. Nie powiedzia niczego o tym przerazliwym, potez nym dzwieku. Uparte brzeczenie szarpao nerwy, brzmiao jakby. . .
On rozbija Zwierciado! zawoa. Ale dlaczego?
Naraz dozna zupenie nowego uczucia. Cos dotkneo jego mzgu. Sam
dzwiek zdawa sie byc czyms namacalnym. Moze Yyrkoon nie z yje, a jego
93

magia umiera razem z nim zacza


Dyvim Tvar i nagle przerwa z jekiem.
Dzwiek przybra teraz na sile; coraz bardziej przenikliwy nis uszom ostry
bl. I nagle Elryk zrozumia. Zasoni j uszy donmi. Wspomnienia w Zwierciadle! To one zaleway i jego umys. Rozbite lustro uwalniao wszystkie wspomnienia, kradzione przez stulecia, a moze i przez wiecznosc . Wiele z nich w ogle nie
nalezao do smiertelnych. Byy wasnoscia stworzen i istot rozumnych, ktre z yy
jeszcze przed powstaniem Melnibon. Wszystkie walczyy teraz o miejsce pod
czaszka Elryka i pozostaych Imrryrian. Atakoway biedne, udreczone czaszki ludzi w Dhoz-Kam. Z kazdej ulicy dobiegay budzace
litosc krzyki. Nie wytrzyma
naporu obcych mysli rwniez kapitan Valharik. Schodzac
z wysokiej kolumny,
straci rwnowage i razem z okruchami lustra runa
w d.
Elryk nie usysza juz krzyku Valharika i guchego odgosu, z jakim ciao kapitana uderzyo najpierw o dach, a potem o bruk ulicy, by tam znieruchomiec
pod szczatkami

zwierciada. Leza na kamiennej pododze skadu i wi sie z blu.


Tak jak i jego towarzysze, prbowa wyrzucic z gowy wszystkie te obce wspomnienia. Wspomnienia miosci i nienawisci, osobliwych i codziennych przezyc,
wojen i podrzy. Twarze krewnych, ktrzy nie byli jego krewnymi; wspomnienia mez czyzn i kobiet, dzieci i zwierzat,
okretw i miast, bitew, pieszczot, obaw
i pragnien. Wszystkie one usioway wzia
c w posiadanie jego umys. Groziy usunieciem jego wasnej pamieci, a wiec i jego osobowosci. Wijac
sie w udrece na
posadzce, zaciskajac
donie na uszach, by utrzymac wasna swiadomosc , powtarza uparcie jedno sowo.
Elryk. . . Elryk. . . Elryk. . .
Stopniowo, z ogromnym wysikiem, na jaki zdoby sie tylko raz, gdy przywoywa Ariocha na paszczyzne Ziemi, zdoa wygasic obce wspomnienia. Zatrzymawszy wasna pamiec , drzacy
i saby, mg wreszcie odsonic uszy. A potem
dzwigna
sie i rozejrza wokoo.
Ponad dwie trzecie jego ludzi zgineo. Nie z y ogromny bosman. Leza z wytrzeszczonymi oczami i ustami wykrzywionymi w grymasie rozpaczliwego krzyku. Jego prawy oczod by otwarta, krwawiac
a rana, gdyz prbowa wyrwac sobie oko. Ciaa martwych zastygy w nienaturalnych pozycjach. Wszyscy mieli
oczy szeroko otwarte o ile w ogle je mieli, wielu nosio slady samookaleczen. Niektrzy przed smiercia wymiotowali, inni roztrzaskiwali gowy o sciane.
Dyvim Tvar z y, ale skulony w kacie
mamrota cos do siebie. Elryk pomysla,
z e jego przyjaciel oszala. Niektrzy z ocalaych rzeczywiscie stracili rozum, ci
jednak byli spokojni i dla nikogo nie stanowili z adnego zagrozenia.
Wydawao sie, z e tylko pieciu Imrryrianom, wliczajac
w to Elryka, udao sie
stumic obce wspomnienia i pozostac przy zdrowych zmysach. Potykajac
sie,
Elryk chodzi od ciaa do ciaa. Przypuszcza, z e serca wiekszosci mez czyzn nie
wytrzymay tej prby.
Dyvim Tvar? Poozy reke na ramieniu przyjaciela. Dyvim Tvar?
94

Dyvim Tvar odsoni twarz i spojrza na Elryka. W jego oczach nie wygasy
jeszcze doznania tysiacleci,

choc na ich dnie krya sie tez gorzka ironia.


e, Elryku.
Zyj
Niewielu z nas pozostao przy z yciu. . .
W chwile pzniej opuscili skad. Nie musieli juz obawiac sie lustra. Ujrzeli
ulice pene trupw tych, ktrzy nie obronili sie przed atakiem wspomnien. Sztywne ciaa wyciagay

do nich rece. Martwe usta milczaco,


bagay o pomoc. Przeciskajac
sie miedzy nimi, Elryk stara sie odwracac od nich wzrok, ale z adza

zemsty
rosa w nim z kazda chwila.
Dotarli wreszcie do wasciwego budynku. Drzwi byy otwarte, na pododze lez ay sztywniejace
ciaa. Nie byo tu sladu ksiecia Yyrkoona. Elryk i Dyvim Tvar
prowadzili kilku pozostaych przy z yciu Imrryrian. Wspinali sie po schodach, mijajac
po drodze coraz wiecej cia zastygych w bagalnym gescie.
Na ostatnim pietrze domu znalezli Cymoril.
Lezaa naga na sofie. Na jej ciele wymalowane byy sprosne runy. Powieki
opaday ciez ko na jej oczy. W pierwszej chwili nie rozpoznaa nikogo. Elryk podbieg i obja
ja. Tuli w ramionach jej dziwnie chodne ciao.
On. . . mnie uspi powiedziaa Cymoril. Czarodziejski sen. . . z ktrego. . . tylko on. . . moze mnie obudzic. . .
Ziewnea szeroko.
Czuwaam. . . tak dugo. . . caa sia woli. . . bo Elryk przybedzie. . .
Elryk jest tutaj odpar miekko jej ukochany. To ja jestem Elrykiem,
Cymoril.
Elryk? Uspokoia sie w jego ramionach. Musisz. . . odnalezc Yyrkoona. . . tylko on moze. . . mnie obudzic.
Dokad
uciek? Twarz Elryka przybraa twardy wyraz. Jego oczy gorzay. Dokad?

Ma odnalezc . . . dwa. . . czarne miecze. . . runiczne miecze naszych. . .

przodkw. . . Zaobne
Ostrze. . .
I Zwiastun Burzy dokonczy Elryk. Te miecze sa przeklete. . . Ale
dokad
on poszed, Cymoril? Jakim sposobem nam uciek?
Przez. . . przez. . . Wrota Cienia. . . On je wyczarowa. . . Zawar z demonami. . . przerazajace.
. . ukady. . . by przejsc przez nie. . . Ten. . . drugi. . . pokj. . .
Z tymi sowami Cymoril zasnea. Na jej twarzy malowa sie spokj.
Elryk patrzy na Dyvima Tvara, ktry z mieczem w doni przeszed przez pokj i otworzy drzwi. Ze spowitej mrokiem komnaty dolecia ich okropny odr.
W gebi cos poyskiwao.
Tak, to z pewnoscia magia powiedzia Elryk. Yyrkoon znw pomiesza mi szyki. Otworzy Wrota Cienia i przeszed przez nie do jakiegos innego
95

swiata. Ale ktrego? Nigdy sie tego nie dowiem, bo jest ich nieskonczenie wiele.
Och, Ariochu! Dabym wiele, by mc poda
zyc za kuzynem!
A zatem pjdziesz za nim zaszepta w jego myslach agodnie kpiacy

gos.
Z poczatku
pomysla, z e to jakis okruch wspomnien wcia
z prbuje dostac sie
do jego umysu, juz po chwili jednak wiedzia, z e to Arioch.
Odpraw swych straznikw, abym mg z toba mwic poleci mu Wadca
Chaosu.
Elryk zawaha sie. Chcia zostac sam, ale nie z Ariochem. Pragna
byc z Cymoril. To ona jedna sprawia, z e paka. To dzieki niej z jego purpurowych oczu
pyney zy.
To, co powiem, moze ci pomc w uratowaniu Cymoril mwi gos.
Co wiecej, pomoze ci pokonac Yyrkoona i zemscic sie. Zaiste, mgbys stac sie
najpotez niejszym ze wszystkich smiertelnikw.
Elryk spojrza na Dyvima Tvara.
Czy ty i twoi ludzie mozecie zostawic mnie samego na kilka chwil?
Oczywiscie. Dyvim Tvar wyprowadzi swj may oddzia i zamkna
za
soba drzwi.
Wsparty o nie sta przed Elrykiem Arioch. Znowu przybra rysy i sylwetke
urodziwego modzienca. Usmiecha sie przyjaznie i otwarcie, tylko stare jak swiat
oczy nie pasoway do jego wygladu.

Czas juz, bys sam poszuka czarnych mieczy, Elryku powiedzia


Arioch. Yyrkoon nie moze znalezc ich pierwszy. Przed tym cie ostrzegam.
Majac
runiczne miecze, Yyrkoon posiadzie

taka moc, z e nawet o tym nie myslac,

bedzie w stanie zniszczyc poowe swiata. Dlatego wasnie twj kuzyn naraza sie
na niebezpieczenstwa swiata poza Wrotami Cienia. Jesli zdobedzie miecze przed
toba, bedzie to koniec twj, Cymoril, Modych Krlestw i prawdopodobnie takze
samego Melnibon. Pomoge ci dostac sie do tamtego swiata. Odszukaj runiczne
miecze!
Ostrzegano mnie czesto przed niebezpieczenstwami zamyslony Elryk jakie czekaja na tego, kto bedzie tych mieczy. Jeszcze wieksze niebezpieczenstwa stana sie udziaem tego, ktry je zdobedzie. Sadz
e, z e musze rozwazyc
inny plan, panie.
Nie istnieje inny planu. Yyrkoon pragnie tych mieczy, . nawet jesli ty ich

nie chcesz. Dzierzac


w jednym reku Zaobne
Ostrze, a Zwiastuna Burzy w drugim, bedzie niepokonany. Te miecze daja potege kazdemu, kto ich uzywa. Ogromna potege Arioch przerwa. Musisz robic, co kaze , to da ci przewage.
I tobie takze, panie?
Tak, i mnie rwniez. Nie jestem zupenie bezinteresowny.
Elryk potrzasn
a
gowa.

96

Nie wiem, co robic. Zbyt wiele w tej sprawie rzeczy nadprzyrodzonych.


Podejrzewam, z e bogowie wykorzystuja nas. . .
Bogowie suza jedynie tym, ktrzy sa gotowi im suzyc. Bogowie suza
rwniez przeznaczeniu.
Nie podoba mi sie to. Co innego powstrzymac Yyrkoona, a co innego przeja
c jego ambicje i zabrac dla siebie miecze.
To twoje przeznaczenie.
Czy nie moge go zmienic?
Arioch pokreci gowa.
Nie bardziej niz ja.
Elryk pogadzi wosy spiacej
Cymoril.
Kocham ja. Ona jest wszystkim, czego pragne.
Nie obudzisz jej, jesli Yyrkoon znajdzie miecze przed toba.
A w jaki sposb je odnajde?
Wejdz we Wrota Cienia. Utrzymuje je otwarte, choc Yyrkoon jest przekonany, z e sa zamkniete. Potem musisz odszukac Tunel Pod Moczarami, ktry
wiedzie do Pulsujacej
Jaskini. Tam przechowywane sa runiczne miecze, odkad

wyrzekli sie ich twoi przodkowie.


Dlaczego to zrobili?
Twoim przodkom brako odwagi.
Odwagi, by stawic czoo czemu?
Sobie samym.
Mwisz zagadkami, panie.

Tak jak wszyscy Wadcy Wyzszych Swiatw.


Spiesz
sie. Nawet ja nie moge
dugo utrzymywac otwartych Wrt Cienia.
Dobrze, pjde.
Gdy Elryk wypowiada te sowa, Arioch znikna.
Elryk przywoa Dyvim Tvara chrapliwym, ostrym gosem. Przyjaciel natychmiast zjawi sie przed nim.
Elryku, co tu sie dziao? Czy to Cymoril? Wygladasz.

..
Ide za Yyrkoonem, Dyvim Tvar. Sam. Musisz wracac do Melnibon z tymi,
ktrzy pozostali przy z yciu. Zabierz ze soba Cymoril. Jesli nie wrce w rozsad
nym terminie, musisz ogosic ja cesarzowa. Gdyby wcia
z spaa, bedziesz rzadzi

jako regent, pki sie nie obudzi.


Czy wiesz, co robisz, Elryku? zapyta miekko Dyvim Tvar.
Elryk potrzasn
a
gowa.
Nie, Dyvim Tvar. Nie wiem.
Wsta i chwiejnym krokiem ruszy w strone komnaty, gdzie czekay na niego
Wrota Cienia.

III
CZES C

Nie ma juz odwrotu. Przeznaczenie Elryka zostao wykute i ustalone tak pewnie, jak przed wiekami zostay wykute i zahartowane piekielne miecze. Czy istnieje gdzies punkt, w ktrym mgby zawrcic z tej wiodacej
ku rozpaczy, potepieniu
i zniszczeniu drogi?
Czy zosta skazany, zanim sie narodzi? Skazany na to, by przez tysiace
wcielen nie zaznac nic prcz smutku i walki, samotnosci i z alu; byc wiecznie obronca
jakiejs nieznanej sprawy?

Rozdzia 1
PRZEZ WROTA CIENIA
Elryk wkroczy w mrok za progiem Wrt i znalaz sie w swiecie cieni. Odwrci sie, ale w tej samej chwili cienie zblady i rozproszyy sie.
Mia jedynie miecz starego Aubeca w doni, na sobie czarny hem i zbroje,
i tylko one mu sprzyjay w mrocznej, ponurej krainie, do ktrej trafi. Mia uczucie, z e znajduje sie w ogromnej jaskini. Czu niemal ciez ar jej niewidzialnych

scian. Zaowa,
z e uleg emocjom i zmeczonemu umysowi, ktre nakazay mu
usuchac jego opiekunczego demona Ariocha i przekroczyc Wrota Cienia. Teraz
byo juz za pzno na z al, nie mysla wiec o tym duzej.
Nigdzie nie byo widac Yyrkoona. Albo dosiad czekajacego

nan gdzies rumaka i odjecha, albo co bardziej prawdopodobne uszed w ten swiat w nieco
innym punkcie. Mwiono wszak, z e wszystkie paszczyzny obracaja sie wok
siebie. W ten sposb mg teraz znajdowac sie zarwno blizej, jak i dalej od ich
wsplnego celu.
Powietrze byo tu bogate w solanke jak morska bryza i Elrykowi wydawao
sie, z e jego nozdrza sa pene soli. Zupenie jakby szed pod powierzchnia morza i oddycha woda. Byc moze to tumaczyo, dlaczego widocznosc wokoo bya
tak ograniczona, dlaczego tak wiele byo tu cieni, a niebo skrywao zasona strop
jaskini. Elryk wsuna
miecz do pochwy; nie widzia w poblizu z adnego niebezpieczenstwa. Odwrci sie powoli, prbujac
okreslic swe poozenie.
Przypuszczalnie po stronie, ktra uzna za wschd wznosio sie postrzepione
pasmo gr, a na zachodzie rs las. Bez sonca, gwiazd czy ksiez yca trudno byo
oszacowac odlegosc czy kierunek.
Elryk sta na skalistej rwninie, nad ktra gwizda zimny wiatr, szarpiac
poami jego paszcza, jakby chcia mu go odebrac. Okoo stu krokw od niego roso
kilka zbitych w kepe, skarowaciaych i bezlistnych drzew. Jedynie one i wznoszaca
sie za nimi wysoka skaa o trudnych do okreslenia ksztatach ozywiay krajobraz ponurej rwniny. Ten swiat zdawa sie byc pozbawiony wszelkich oznak
z ycia, jakby walczyy tu niegdys Prawo i Chaos i zmagajac
sie, zniszczyy wszyst100

ko. Czy wiele jest paszczyzn takich jak ta? zastanawia sie Elryk. Na chwile
owadney nim straszliwe przeczucia losw jego bogatego swiata. Zaraz jednak
odsuna
od siebie te mysli i ruszy szybkim krokiem w strone samotnej skay.
Mina
kepe drzew. Przechodzac
obok jednego z nich, dotkna
brzegiem paszcza kruchej gaezi i zama ja. Natychmiast rozsypaa sie w proch, ktry wiatr
ponis dalej.
Zblizy sie do skay. Naraz usysza jakis dzwiek. Zdawa sie dochodzic wasnie z niej. Zwolni kroku i poozy don na rekojesci miecza. Cichy, rytmiczny odgos nie milk. Wpatrzy sie w skae poprzez mrok, prbujac
zlokalizowac z rdo
tych odgosw. Nagle dzwiek sie urwa i po chwili zastapi
go inny, przypominajacy
odgos szamotania sie, po ktrym rozlegy sie miekkie stapania.

Potem nasta
pia cisza. Elryk cofna
sie o krok i wyciagn
a
z pochwy miecz Aubeca. Pierwszy
dzwiek brzmia jak oddech spiacego

czowieka, drugi jakby ktos przebudzi sie


i gotowa do ataku bad
z obrony.
Nazywam sie Elryk z Melnibon! Jestem tu obcy odezwa sie Elryk.
Zaspiewaa cieciwa uku i obok jego hemu smignea strzaa. Elryk rzuci sie
w bok, szukajac
osony, ale jedynym miejscem, gdzie mg sie ukryc, bya skaa, za ktra czai sie ucznik. Teraz dobiegy go stamtad
sowa wypowiedziane
mocnym, ponurym gosem.
Nie uczyniem tego, by cie skrzywdzic, ale po to, by zademonstrowac moja
zrecznosc , gdybys chcia skrzywdzic mnie. Peno w tym swiecie demonw, a ty,
biaolicy, wygladasz

jak najgrozniejszy z nich.


Jestem smiertelnikiem powiedzia Elryk. Wyprostowa sie. Pomysla, z e
jesli juz musi umrzec, to lepiej zrobic to z godnoscia.
Mwies o Melnibon. Syszaem o tym miejscu. To wyspa demonw.
Niewiele wiec wiesz o Melnibon. Jestem smiertelny, tak jak cay mj lud.
Jedynie gupiec moze myslec, z e jestesmy demonami.
Nie jestem gupcem, przyjacielu. Jestem Wojownikiem Kapanem z Phum.
Pochodze z tej kasty i dziedzicze caa jej wiedze. Az do tej pory moimi opiekunami byli sami Wadcy Chaosu. Nie chciaem jednak im suzyc i wypedzili mnie
na te paszczyzne. Moze ten sam los przypad i tobie, biaolicy? Wszak lud Melnibon suzy Wadcom Chaosu?
Tak. Znam tez Phum. Lezy daleko na Wschodzie, na terenach nie oznaczonych na mapach. Gdzies za Pustynia Paczu, dalej niz Pustynia Westchnien, nawet
za Elvherem. To jedno z najstarszych Modych Krlestw.
Wszystko to prawda, choc nie moge potwierdzic tego, z e Wschd nie jest
zaznaczony na mapach. Jezeli juz, to chyba tylko przez dzikusw z Zachodu. . .
Zdaje mi sie, z e dzielisz ze mna wygnanie.
Mnie nie wypedzono. Prowadze poszukiwania. Kiedy je skoncze, wrce do
mego swiata.

101

Wrcisz, powiadasz? To interesujace,


mj bladolicy przyjacielu. Sadziem,

z e powrt stad
jest niemozliwy.
Moze i tak jest, a ja zostaem oszukany. Jesli twoje moce nie znalazy ci
drogi na inna paszczyzne, zapewne i moje mnie nie ocala.
Moce? Odkad
wyrzekem sie suzby dla Chaosu, nie mam z adnych. I cz,
przyjacielu, czy zamierzasz ze mna walczyc?
Na tej paszczyznie jest tylko jedna osoba, z ktra chce walczyc i to nie
jestes ty, Wojowniku Kapanie z Phum.
Elryk schowa miecz do pochwy i w tej samej chwili zza skay wyoni sie jego
rozmwca, wkadajac
strzae o szkaratnym drzewcu do szkaratnego koczanu.
Nazywam sie Rackhir powiedzia. Zwa mnie Czerwonym ucznikiem, gdyz, jak widzisz, nosze czerwone ubranie. Wojownicy Kapani z Phum
maja zwyczaj wybierac jeden kolor dla swych strojw. W tym tylko pozostaem
wierny tradycji.
Nosi szkaratna kamizele i spodnie, szkaratne buty i tej samej barwy czapke
ze szkaratnym pirem, Szkaratny by tez jego uk, a rekojesc miecza lsnia czerwienia rubinu. Wychuda twarz o ostro rzezbionych rysach miaa ciemna, jakby
wysmagana wiatrem skre. By wysoki i chudy, choc na ramionach i piersiach rysoway sie mocne wezy muskuw. W jego oczach krya sie kpina, na ustach czai
sie cien usmiechu. Twarz ta nosia jednak slady przezyc, z ktrych wiekszosc nie
nalezaa zapewne do przyjemnych.
Szczeglne miejsce wybraes na poszukiwania zauwazy Czerwony
ucznik. Sta z rekoma wspartymi na biodrach i mierzy spojrzeniem Elryka.
Dobije z toba targu, jesli jestes tym zainteresowany.
Zgodze sie, jesli warunki beda mi odpowiaday, uczniku. Zdajesz sie wiedziec o tym swiecie wiecej niz ja.
Cz, ty musisz tu cos znalezc , a potem opuscic to miejsce, podczas gdy
ja nie mam tu nic do roboty i pragne sie stad
wydostac. Czy jesli pomoge ci
w poszukiwaniach, zabierzesz mnie ze soba, wracajac
na nasza paszczyzne?
To wyglada
na uczciwy ukad, ale nie moge obiecywac czegos, na co nie
mam wpywu. Moge ci tylko przyrzec, z e jesli bede mg zabrac cie ze soba przed
koncem moich poszukiwan czy tez po ich zakonczeniu zrobie to.
To brzmi rozsadnie

powiedzia Rackhir Czerwony ucznik. A teraz


powiedz mi, czego szukasz.
Szukam dwch mieczy wykutych przed tysiacami

lat przez niesmiertelnych. Posugiwali sie nimi moi przodkowie, zanim sie ich wyrzekli. Ukryto je na
tej paszczyznie. Sa duze, ciez kie i czarne. Na ostrzach maja wyryte tajemnicze
runy. Powiedziano mi, z e znajde je w Pulsujacej
Jaskini, do ktrej wiedzie Tunel
Pod Moczarami. Czy syszaes o ktryms z tych miejsc?
Nie. Nie syszaem tez o dwch czarnych mieczach. Rackhir potar swj
koscisty podbrdek. Przypominam sobie jednak, z e przeczytaem cos w jednej
102

z Ksiag
Phum. To, co przeczytaem, zaniepokoio mnie.
Te miecze przeszy do legendy. W wielu ksia
zkach sa o nich wzmianki;
niemal zawsze tajemnicze. Mwia, z e istnieje ksiega, ktra opowiada dzieje mieczy oraz wszystkich, ktrzy sie nimi posugiwali, a takze tych, ktrzy beda ich
uzywali w przyszosci. . . Ponadczasowa ksiega, opisujaca
wszystkie czasy. Niektrzy nazywaja ja Kronika Czarnego Miecza i jak powiadaja, wielu moze poznac
z niej swe przeznaczenie.
I o tym nic nie wiem. Na pewno nie jest to z adna z Ksiag
Phum. Obawiam
sie, przyjacielu, z e bedziemy musieli zaryzykowac podrz do miasta Ameeron
i zadac twe pytania jego mieszkancom.
Jest tu jakies miasto?
Tak. . . miasto. Przebywaem tam krtko. Wole od niego to pustkowie. Ale
z przyjacielem mozna przebywac w nim nieco duzej.
Dlaczego nie odpowiada ci Ameeron?
Jego mieszkancy nie sa szczesliwi. Tworza jedna z najbardziej zgnebionych
i przygnebiajacych

zbiorowosci. Wszyscy oni to wygnancy, uciekinierzy albo wedrowcy miedzy swiatami, ktrzy zgubili kiedys droge i nigdy jej nie odnalezli.
Nikt nie z yje w Ameeron z wyboru.
Istne Miasto Przekletych zauwazy Elryk.
Tak powiedziaby poeta. Rackhir spojrza drwiaco
na Elryka. Czasami jednak mysle, z e wszystkie miasta sa takie.
Co to za paszczyzna? Jak dotad
nie zauwazyem tu gwiazd, ksiez yca ani
sonca. Powietrze przypomina tu atmosfere ogromnej jaskini.
Rzeczywiscie, istnieje domniemanie, z e to kula, zagrzebana w nieskonczonosci ska. Niektrzy mwia znw, z e trzeba jej szukac w przyszosci naszej
Ziemi. W tej przyszosci, gdy wszechswiat juz umar. W czasie swojego krtkiego pobytu w miescie Ameeron poznaem tysiace
koncepcji. Wydaje mi sie, z e
wszystkie moga byc wasciwe. Dlaczego nie? Sa tacy, ktrzy wierza, z e wszystko
jest kamstwem. Rwnie dobrze wiec wszystko moze byc prawda.
Jestes wiec nie tylko ucznikiem, ale i filozofem, przyjacielu Rackhirze
z Phum rzuci ironiczna uwage Elryk.
Rackhir rozesmia sie.
Skoro tak uwazasz! Wasnie tego typu mysli zachwiay moja lojalnosc wobec Chaosu i doprowadziy mnie tutaj. Syszaem, z e na zmiennych brzegach Pustyni Westchnien mozna czasem natkna
c sie na miasto Tanelorn. Jesli kiedykolwiek wrce do naszego swiata, przyjacielu, poszukam tego miasta. Podobno mozna tam znalezc spokj, a takie rozmowy, jak ta o naturze Prawdy, uwaza sie tam za
bezsensowne. Tam ludziom wystarcza do szczescia sam fakt, z e z yja w Tanelorn.
Zazdroszcze mieszkancom Tanelorn powiedzia Elryk.
Rackhir prychna.

103

Oczywiscie, mgbys sie jednak rozczarowac, gdybys tam trafi. Lepiej


niech legendy pozostana legendami. Prby ich urzeczywistnienia rzadko kiedy
koncza sie sukcesem. Chociaz! Tam lezy Ameeron i ono wasnie jest najbardziej
typowe sposrd wiekszosci miast, na jakie mozna sie natkna
c na wszystkich paszczyznach.
Obaj wysocy mez czyzni, z ktrych kazdy by na swj sposb banita, ruszyli
ciez kim krokiem w pmrok tego wyludnionego pustkowia.

Rozdzia 2

W MIESCIE
AMEERON
Przed nimi ukazao sie miasto Ameeron. Elryk nigdy przedtem nie widzia
takiego miejsca. Jego widok sprawi, z e Dhoz-Kam wydao mu sie niezwykle
czysta i najlepiej zagospodarowana osada, jaka w ogle mozna byo spotkac.
Miasto lezao u stp skalistego wzniesienia w pytkiej kotlinie, nad ktra bez
przerwy snu sie dym, brudna poszarpana zasona osaniajac
to miejsce przed
wzrokiem ludzi i bogw.
Wiekszosc zabudowan bya zrujnowana, na miejscu tych, ktre ulegy cakowitemu zniszczeniu, wznosiy sie zwyke chaupy i szaasy. Mieszanina stylw architektonicznych nie pozwalaa znalezc dwch podobnych budowli. Niektrych projekty ukazyway znajome elementy, wiekszosc jednak bya cakiem
obca. Zamki i domki, chatki, wieze i forty, czworoboczne wille i drewniane chaty,
ciez kie od rzezbionych ornamentw. Byy tez takie, ktre przypominay sterczace

skay, w ktrych jeden otwr o nieregularnych krawedziach suzy jako wejscie.


Nie byo nawet jednego zabudowania wygladaj
acego

przyzwoicie, nic nie mogo


zreszta tak wyglada
c w tym pejzazu, pod wiecznie ciemnym niebem.
Tu i wdzie poney dymiace
ogniska, a gdy Elryk i Rackhir dotarli do przedmiesc , okazao sie, z e Ameeron po prostu cuchnie.
Zasadnicza cecha wiekszosci mieszkancw Ameeron jest raczej pycha niz
duma powiedzia Rackhir, marszczac
swj garbaty nos. Mysle oczywiscie
o tych, ktrzy w ogle przejawiaja jakis charakter.
Elryk z trudem brna
przez zasmiecone, brudne ulice. Cienie obu mez czyzn
giney w zaukach miedzy ciasno stoczonymi zabudowaniami.
Czy jest tu moze jakas gospoda, gdzie moglibysmy sie dowiedziec czegos
o Tunelu Pod Moczarami?
Nie ma z adnej gospody. Najoglniej rzecz ujmujac,
mieszkancy Ameeron
unikaja spotkan towarzyskich.
Moze wiec jest tu jakis plac, gdzie spotykaja sie ludzie?
To miasto nie ma gwnego placu. Stali mieszkancy budowali domy tam,
105

gdzie im sie podobao, albo tam, gdzie byo dosc miejsca. Pochodza z rznych
paszczyzn i czasw, stad
cay ten baagan oraz ruiny, osobliwosci wielu tych
miejsc. Stad
brud, beznadziejnosc , upadek wiekszosci z nich.
Z czego oni z yja?

Zeruja jedni na drugich. Okazjonalnie handluja z demonami, ktre odwiedzaja Ameeron.


Z demonami?
Tak. A najodwazniejsi poluja na szczury, ktre z yja w jaskiniach pod miastem.
Co to za demony?
Takie sobie stwory, mao znaczacy
sudzy Chaosu. Czekaja zwykle na to,
czego moga dostarczyc im Ameerianie. Jedna czy dwie dusze, jakies dziecko, bo
kilkoro sie tu urodzio. . . Mozesz wyobrazic sobie reszte, jesli wiesz o demonach
to, co zwykle wie o nich czarnoksiez nik.
Tak, potrafie to sobie wyobrazic. A zatem Chaos moze zjawiac sie na tej
paszczyznie i odchodzic z niej wedle woli?
Nie jestem pewien, czy to takie proste. Na pewno jednak atwiej demonom
podrzowac tam i z powrotem na tej paszczyznie niz na naszej.
Czy widziaes ktregos z nich?
Tak. To zwyczajne bestie. Ordynarne, gupie i potez ne. Wiele z nich byo
niegdys ludzmi, zanim zdecydowao sie wejsc w ukady z Chaosem. A potem
zarwno psychicznie, jak i fizycznie upodobnili sie do ohydnych demonw.
Sowa Rackhira nie spodobay sie Elrykowi.
Czy tych, ktrzy dobijaja targu z Chaosem, zawsze spotyka taki los?
zapyta.
Powinienes to wiedziec, jesli pochodzisz z Melnibon. W Phum rzadko do
tego dochodzi. Wydaje sie jednak, z e im wyzsza stawka wchodzi w gre, tym subtelniejsze zmiany zachodza w czowieku, z ktrym Chaos zgadza sie prowadzic
ten handel.
Elryk westchna.

Gdzie zasiegniemy informacji o naszym Tunelu Pod Moczarami?


By taki starzec. . . zacza
Rackhir, ale przerwa, bo z tyu dobiego ich
chrzakni
ecie. I jeszcze jedno. Z cienia rzucanego przez zwalona kamienna pyte
wynurzy sie pysk z para sterczacych

kw. Chrzakn
a
ponownie.
Kim jestes? spyta Elryk, trzymajac
w pogotowiu miecz.

Swinia odpara istota.


Elryk nie by pewien, czy to stworzenie go obraza, czy tez wypowiada swoje
imie. Jeszcze dwa podobne pyski wyoniy sie z plamy cienia.

Swinia
powiedziaa jedna z nich.

Swinia powtrzya druga.


Wa
z odezwa sie gos za Elrykiem.
106

Elryk odwrci sie; Rackhir nadal przyglada

sie swiniom. Tuz przed albinosem sta modzieniec. W miejscu, gdzie powinna sie znajdowac jego gowa,
wyrastay cielska pietnastu duzych wez y. Ich oczy utkwione byy w Elryku. Dugie, waskie

jezyki drgay szybko. Naraz w tym samym momencie wszystkie wez e


otworzyy paszcze i powtrzyy:
Wa
z.
Rzecz odezwa sie nowy gos.
Elryk spojrza w tym kierunku, zaczerpna
geboko powietrza i wyszarpna

z pochwy miecz. Poczu, z e ogarniaja go mdosci.

Wwczas wasnie Swinie,


Wa
z i Rzecz rzuciy sie na nich. Rackhir zabi jedna
n, zanim zda
ze Swi
zya zrobic trzy kroki. W jednej sekundzie zerwa uk z plecw, napia
go i wypusci strzae o czerwonym drzewcu. Starczyo mu czasu,
by ustrzelic jeszcze jedno stworzenie. Potem rzuci uk i doby miecza. Wsparci o siebie plecami, obydwaj z Elrykiem gotowali sie do obrony przed atakiem
demonw. Sam Wa
z, ze swymi pietnastoma rzucajacymi

sie do przodu gowami


i zebami, z ktrych scieka jad, by wystarczajaco
grozny. Rzecz wcia
z zmieniaa
swa postac. Z bezksztatnego pulsujacego

ciaa, ktre nieubaganie suneo ku nim,


wynurzao sie ramie, potem twarz.
Rzecz! zawoaa istota i dwa miecze ciey w Elryka, ktry rozprawia

sie wasnie z ostatnia Swini


a. To sprawio, z e chybi i zamiast przebic jej serce,

ugodzi ja w brzuch. Swinia


potoczya sie do tyu i runea w boto. Czogaa sie
jeszcze przez chwile, zanim znieruchomiaa zupenie. Cos cisneo teraz wcznia
i Elryk z atwoscia odbi ten cios pazem miecza.
Wa
z zaatakowa Rackhira. Demony przysuney sie do mez czyzn, zdecydowane szybko skonczyc z nimi. Juz poowa gw wez a lezaa, wijac
sie na ziemi, gdy
Elrykowi udao sie odraba
c reke drugiemu demonowi.
Jednakze Rzecz wcia
z jeszcze miaa trzy inne. Wydawao sie, z e tego demona tworzy nie jedno, lecz kilka stworzen. Elryk zastanawia sie, czy i jemu nie
przypadnie w udziale taki los; czy i on nie przemieni sie w jakies bezksztatne
monstrum. Ukada sie wszak z Ariochem. Czyz i teraz nie ma w sobie czegos
z demona? Przeciez tak czesto dostrzegano w nim demoniczne cechy. Te mysli
doday mu si.
Elryk! wrzasna.

Rzecz! odpowiedzia natychmiast jego przeciwnik, pragnac


zabrac to,
co uwaza za istote swego istnienia.
Miecz Aubeca uderzy i na ziemie spada jeszcze jedna reka. Rzecz dzwignea
znw wcznie, ale i ten cios Elryk odbi. Jeszcze jeden miecz spad z ogromna
sia na hem Elryka. Oszoomiony modzieniec zatoczy sie na Rackhira, ktry
chybi ciosu i cztery gowy Wez a omal go nie ukasiy.

Elryk uderzy w ramie


i macke trzymajac
a miecz i wydawao mu sie, z e odraba
je od ciaa demona, ale
juz po chwili Rzecz wchonea swoja konczyne z powrotem. Powrciy mdosci.
107

Elryk pchna
mieczem w bezksztatna mase, a ona wrzasnea ponownie:
Rzecz! Rzecz! Rzecz!
Elryk pchna
raz jeszcze. Szczekney cztery miecze i dwie wcznie, prbujace

odeprzec miecz Aubeca.


Rzecz!
To robota Yyrkoona, nie ma co do tego watpliwo

sci mrukna
Elryk.
Dowiedzia sie, z e go scigam i korzystajac
z pomocy swych sprzymierzencw
demonw, prbuje mnie zatrzymac.
Zacisna
zeby i sykna:

Chyba z e jeden z nich to sam Yyrkoon! Czy jestes moim kuzynem Yyrkoonem, Rzecz?
Rzecz. . . zabrzmia niemal z aosnie gos. Szczeknea bron, ale nie godzia juz w Elryka tak gwatownie.
A moze jestes jakims innym starym, dobrym przyjacielem?
Rzecz. . .
Elryk raz po raz ku mieczem bezksztatna mase. Trysnea gesta, cuchnaca

krew i splamia zbroje Elryka. Nie mg zrozumiec, dlaczego demon pozwala sie
tak atwo atakowac.
Teraz! zawoa jakis gos nad gowa Elryka. Szybko!
Elryk spojrza w gre i ujrza rumiana twarz, biaa brode i machajac
a reke.
Nie patrz na mnie, gupcze! Uderzaj, teraz!
Elryk uja
rekojesc miecza w obie donie i wbi ostrze geboko w ciao demona.
Stworzenie jekneo, zaszlochao i szepneo tylko jedno sowo:
Frank. . .
W tej samej chwili miecz Rackhira przeslizgna
sie miedzy ostatnimi gowami
Wez a, przebijajac
piers i serce modzienca. I ten demon pad martwy.
Siwowosy mez czyzna zazi powoli ze zrujnowanej bramy, nad ktra przed

chwila siedzia. Smia


sie.
Czary Niuna ciagle
jeszcze sa cos warte! Dziaaja nawet tutaj, prawda?
Syszaem, jak jeden taki wysoki zwoywa swych przyjaci demony i tumaczy im, jak was zaatakowac. Wydawao mi sie, z e to niesprawiedliwe, gdy pieciu
walczy przeciwko dwm. Usiadem wiec na szczycie tej bramy i odbieraem siy wielorekiemu demonowi. Wcia
z jeszcze to potrafie! Teraz przejaem

jego siy,
a przynajmniej dobra ich czesc , i czuje sie o wiele lepiej niz kilka ksiez ycw
temu. . . Jesli w ogle istnieje taka Rzecz jak ksiez yc.
Rzecz powiedziaa Frank odezwa sie Elryk, marszczac
brwi. Czy
to imie? Jej dawne imie?
Byc moze odpar stary Niun. Byc moze. Biedne stworzenie. Teraz
jednak juz nie z yje. Nie jestescie z Ameeron, choc przypominam sobie, z e ciebie,
Czerwony, widziaem tu przedtem.

108

I ja cie widziaem powiedzia z usmiechem Rackhir. Podnis z ziemi


jedna z gw Wez a i wytar nia z krwi swj miecz. Ty jestes Niun, Ktry
Wiedzia Wszystko.
Tak, Ten, Ktry Wiedzia Wszystko, a ktry teraz wie bardzo mao. Wkrtce nie bede juz pamieta nic. Wwczas pozwola mi wrcic z tego strasznego wygnania. Taki ukad zawarem z Orlandem od Bera. Byem gupcem, ktry pragna

wiedziec wszystko. Ciekawosc wplataa

mnie w przygode, ktra zaniepokoia Orlanda. Wykaza mi bednosc mojego postepowania i zesa mnie tutaj, bym zapomnia. Niestety, jak zauwazyliscie, od czasu do czasu przypominam sobie niektre
swoje dawne umiejetnosci i okruchy wiedzy. Wiem, z e szukacie Czarnych Mieczy. Wiem, z e jestes Elrykiem z Melnibon. Wiem tez, co sie z toba stanie.
Znasz moje przeznaczenie? zapyta Elryk. Opowiedz mi o nim, Niunie.
Niun otworzy usta, jakby chcia cos powiedziec, ale po chwili zacisna
je
mocno.
Nie. Potrzasn
a
gowa. Zapomniaem.
Nie! Elryk uczyni ruch, jakby chcia pochwycic starego czowieka za
ramiona i potrzasn
a
c nim mocno. Nie! Ty pamietasz! Widze, z e pamietasz!
Zapomniaem. Niun opusci gowe. Rackhir przytrzyma mocno rece
Elryka.
On zapomnia, Elryku.
Elryk skina
gowa. Milcza przez chwile, zanim podja
dalej.
Ale pamietasz zapewne, gdzie znajduje sie Tunel Pod Moczarami?
Tak. Same Moczary leza niedaleko Ameeron. Pjdziecie tamta droga. Potem poszukacie wyrzezbionego w czarnym marmurze obelisku w ksztacie ora.
U jego stp znajduje sie wejscie do Tunelu. Niun powtarza te sowa jak papuga, a gdy podnis wzrok, jego twarz bya spokojniejsza. Co wam przed chwila
powiedziaem?
Daes nam wskazwki, jak znalezc wejscie do Tunelu Pod Moczarami
powiedzia Elryk.
Naprawde! Niun klasna
w rece. Wspaniale. Teraz i o tym zapomniaem. Kim jestescie?
O nas najlepiej zapomniec powiedzia Rackhir z agodnym usmie
chem. Zegnaj,
Niun. Dziekuje ci.
Za co mi dziekujesz?
Za to, z e pamietaes i za to, z e zapomniaes. Ruszyli dalej przez z aosne
Ameeron, zostawiajac
za soba szczesliwego starego czarnoksiez nika. Po drodze
widzieli wiele dziwacznych twarzy, przygladaj
acych

sie im z drzwi i okien. Szli,


starajac
sie jak najmniej oddychac cuchnacym

powietrzem.
Sadz
e, z e tylko jednemu Niunowi w tym zapomnianym przez boga i ludzi
miescie mgbym zazdroscic rzek Rackhir.
109

mi go odpar Elryk.
Zal
Dlaczego?
Przyszo mi na mysl, z e kiedy juz zapomni o wszystkim, moze tez nie
pamietac, z e wolno mu opuscic Ameeron.
Rackhir rozesmia sie i klepna
albinosa w okryte czarna zbroja plecy.
Nie jestes zbyt wesoym towarzyszem, przyjacielu Elryku. Czy wszystkie
twoje mysli sa rwnie pozbawione nadziei?
Boje sie, z e ku temu zmierzaja odpar Elryk i na jego ustach pojawi sie
cien usmiechu.

Rozdzia 3
TUNEL POD MOCZARAMI
Wedrowali dugo przez posepne i mroczne pustkowie, az w koncu dotarli do
moczarw. Wszystko miao tu czarna barwe. Bagno porastay tu i wdzie kepy
czarnych kolczastych roslin. Byo zimno i wilgotno; tuz nad powierzchnia moczarw snua sie ciemna mga, wsrd ktrej przemykay czasem niewielkie postacie.
We mgle majaczy masywny czarny obiekt, zapewne opisany przez Niuna obelisk.
Obelisk powiedzia Rackhir. Przystana
i opar sie na swym uku.
Wznosi sie dokadnie posrodku bagna i nie widac, by wioda tam jakas sciezka.
To dla nas problem. Nie sadzisz,

przyjacielu Elryku?
Elryk z trudem przedar sie na brzeg bagna. Poczu, z e zimny szlam oblepia
mu stopy. Wiele wysiku kosztowao go cofniecie sie.
Musi byc jakas sciezka stwierdzi Rackhir, pocierajac
palcem koscisty
nos. Jakze inaczej mgby przejsc tedy twj kuzyn?
Elryk obejrza sie na Czerwonego ucznika i wzruszy ramionami.
Kto wie? Moze podrzuje w towarzystwie mocy czarnoksieskich, ktrym
przebycie bagna nie sprawia z adnych trudnosci?
Naraz pod Elrykiem ugiey sie nogi. Przysiad na wilgotnej skale. Przez chwile wydawao sie, z e zaleje go sona bagienna woda. Poczu ogarniajac
a go niemoc.
Dziaanie narkotykw, ktre po raz ostatni przyja,
przechodzac
przez Wrota Cienia, byo coraz sabsze. Rackhir zblizy sie i stana
obok albinosa. Usmiechna
sie
z z artobliwym wspczuciem.
I cz, panie czarnoksiez niku, czyzbys nie mg uciec sie do pomocy magii?
Elryk potrzasn
a
gowa.
Niewiele wiem o praktyce wzywania demonw nizszej rangi. Yyrkoon ma
ze soba wszystkie swe magiczne ksiegi, wszystkie ulubione zaklecia, ktre otwieraja mu swiaty demonw. Jesli chcemy dotrzec do tego obelisku, musimy poszukac zwykej sciezki, Wojowniku Kapanie z Phum.
Rackhir wyja
z fadw swej tuniki czerwona chustke i przez duzsza chwile wyciera nos. Skonczywszy, wyciagn
a
reke, pomg Elrykowi wstac. Ruszyli
111

obaj brzegiem moczaru, nie tracac


z oczu obelisku.
Znalezli wreszcie sciezke. Nie bya to zwyczajna droga, lecz ciagn
aca
sie
w gab
ponurych bagien pyta czarnego marmuru, sliska i powleczona warstewka
szlamu.
Jestem niemal pewien, z e to zdradliwe przejscie, z e wabi nas, bysmy szli ku
niechybnej smierci powiedzia Rackhir, gdy przystaneli, patrzac
na marmur.
Cz jednak mamy do stracenia?
Chodz rzek Elryk, wchodzac
ostroznie na pyte. W reku trzyma wiazk
e
sypiacych

iskrami trzcin, ktre zastepoway im pochodnie. Daway nieprzyjemne,


z te swiato i mnstwo zielonkawego dymu, byo to jednak lepsze niz nic.
Rackhir szed tuz za nim, badajac
droge przed soba koncem uku. Posuwa
sie wolno naprzd, pogwizdujac
cicho skomplikowana melodie. Ktos pochodzacy

z jego kraju rozpoznaby w niej Piesn Syna Bohatera Wyzszych Piekie, ktry
gotw jest poswiecic swoje z ycie. Bya to popularna w Phum piesn , zwaszcza
w kregach Wojownikw Kapanw.
Melodia irytowaa Elryka i przeszkadzaa mu. Nic jednak nie mwi, caa swoja uwage poswiecajac
temu, by utrzymac rwnowage na sliskiej powierzchni. Pyta zdawaa sie lekko koysac, tak jakby pywaa po powierzchni bagna.
Byli juz w poowie drogi do obelisku. Teraz widac go byo wyraznie. Przed
nimi wznosi sie orze z rozpostartymi skrzydami. Szeroko otwarty dzib i zakrzywione szpony wskazyway, z e ptak gotuje sie do zadania ciosu. Wykuty by
z takiego samego czarnego marmuru jak ten, po ktrym teraz chwiejnie stapali.

Elrykowi przypomina grobowiec. Czyzby pochowano tu jakiegos starozytnego


bohatera? A moze grobowiec zosta wybudowany specjalnie po to, by przechowac tu Czarne Miecze? By uwiezic je, tak aby nigdy juz nie wrciy do swiata
ludzi i nie krady ludzkich dusz?
Pyta zakoysaa sie. Prbujac
utrzymac sie na nogach, Elryk zacza
wymachiwac gwatownie pochodnia. Zachwia sie jednak, poslizgna
i wpad w bagno. Natychmiast ugrzaz
po kolana. Zacza
tona
c. W swietle kurczowo trzymanej w reku
pochodni widzia czerwono odzianego ucznika, ktry wypatrywa go przed soba.
Elryku, toniesz?
Tak. Bagno zamierza mnie chyba pochona
c.
Czy mozesz poozyc sie na pask?
Moge poozyc sie na brzuchu, ale nogi mam uwiezione.
Elryk sprbowa poruszyc sie w gestym bocie, cisnacym

go ze wszystkich
stron. Cos przemkneo przed jego twarza, wydajac
podobny do stumionego mamrotania odgos. Elryk robi wszystko, by opanowac ogarniajacy
go strach.
Mysle, z e musisz pogodzic sie z tym, z e odchodze, Rackhirze.
Co? I stracic mozliwosc wydostania sie z tego swiata? Masz mnie chyba
za bardziej bezinteresownego niz jestem, Elryku. Tutaj. Rackhir pochyli sie
ostroznie nad pyta i wyciagn
a
reke do Elryka.
112

Obaj byli teraz oblepieni szlamem i drzeli z zimna. Rackhir wyciaga


reke coraz dalej, a Elryk pochyla sie do przodu z caa swa sia, by ja uchwycic, nie mg
jednak tak daleko siegna
c. Z kazda sekunda zapada sie coraz gebiej w lepkie
boto bagna. Wwczas Rackhir podnis uk i pchna
go w strone Elryka.
Chwyc sie uku, Elryku!
Wyciagaj
ac
sie do przodu i naprez ajac
kazdy miesien swego ciaa, Elryk zdoa
wreszcie zaczepic koncami palcw o uk.
Teraz musze. . . Aa!
Rackhir, ciagn
ac
ku sobie uk spostrzeg, z e sam traci oparcie pod stopami.
Pyta zaczea sie koysac jak szalona. Wysuna
reke, by uchwycic jej brzeg, druga
don wcia
z zaciska na haku.
Pospiesz sie, Elryku! Pospiesz sie! wychrypia. Elryk mozolnie wygrzebywa sie z bota. Pyta koysaa sie nadal i twarz Rackhira bya niemal tak blada
jak twarz Elryka. Czerwony ucznik robi wszystko, by utrzymac uk, a zarazem
nie dopuscic, by brzeg pyty wysuna
mu sie z rak.
W chwile pzniej ociekaja
cy botem Elryk zdoa sie przesuna
c i wczogac na pyte. Nie wypusci z reki
pochodni. Duga chwile leza nieruchomo i dysza ciez ko. I Rackhir z trudem
chwyta otwartymi ustami powietrze, a mimo to rozesmia sie.
Alez wielka rybe zowiem rzek. Mgbym pjsc o zakad, z e jak
dotad
najwieksza!

Dziekuje ci, Wojowniku Kapanie z Phum. Ocalies mi z ycie odezwa


sie po chwili Elryk. I przysiegam, z e jesli powiedzie mi sie w poszukiwaniach
i zostana mi po tym jeszcze siy, przeprowadze cie przez Wrota Cienia z powrotem
do naszego swiata.
Rackhir wzruszy ramionami i usmiechna
sie szeroko.
Proponuje teraz rzek bysmy dalsza czesc drogi do obelisku odbyli
na kolanach. Byc moze nasza godnosc nieco na tym ucierpi, ale ten sposb poruszania sie jest tu na pewno bezpieczniejszy. Poza tym nie musimy czogac sie
daleko.
Elryk skina
gowa na znak zgody.
Droga w ciemnosci nie zabraa im wiele czasu. Dobrneli do maej, porosej
mchem wysepki, na ktrej sta Obelisk Ora. Ogromny i ciez ki growa nad nimi,
godzac
w mroczne niebo czy moze strop jaskini. U stp cokou ujrzeli niskie
wejscie. Byo otwarte.
Puapka? zastanawia sie Rackhir.
A moze Yyrkoon przypuszcza, z e zginelismy w Ameeron? odpar Elryk,
prbujac
oczyscic sie z bota. Westchna.
Wejdzmy i niech sie to juz skonczy.
Weszli i znalezli sie w maej salce. Elryk unis pochodnie i w jej mdym
swietle ujrza jeszcze jedno wejscie. W pozostaej czesci pomieszczenia nie zobaczyli niczego szczeglnego. Wszystkie sciany wykute byy z takiego samego,
sabo poyskujacego

marmuru. Panowaa tu cakowita cisza.


113


Zaden
z nich nie odezwa sie ani sowem. Zdecydowanym krokiem skierowali
sie ku nastepnemu wejsciu. Znalezli za nim opadajace
spiralnie stopnie. Schodzili
coraz nizej i nizej, ku zupenej ciemnosci.
Przez dugi czas szli w milczeniu po kamiennych stopniach, az w koncu staneli u podnza schodw. Ujrzeli nieregularne wejscie do niskiego korytarza, ktry
wyglada
bardziej na twr natury niz dzieo czowieka. Ze sklepienia z regularnoscia uderzen serca kapaa wilgoc, odbijajac
sie pogebionym dzwiekiem gdzies
daleko w tunelu i powracajac
stamtad
przytumionym echem.
Bez watpienia

jest to tunel orzek Czerwony ucznik. I nie ulega


watpliwo

sci, z e wiedzie pod moczarami.


Elryk wyczu, z e Rackhir rwnie niechetnie jak on patrzy w mrok tunelu. Sta
trzymajac
wysoko dymiac
a pochodnie i nasuchiwa odgosu spadajacych

kropli,
prbujac
rozpoznac drugi dzwiek, dochodzacy
sabo z gebi.
Wreszcie, przezwyciez ajac
opr, uczyni pierwszy krok, wbiegajac
niemal do
korytarza. Uszy wypenia mu szum i dzwiek ten rwnie dobrze mg miec z rdo
w jego gowie, jak i w dowolnym miejscu tunelu. Sysza za soba kroki Rackhira. Wyciagn
a
w biegu swj miecz, miecz dawnego bohatera Aubeca. Sysza, jak
jego gosny oddech odbija sie echem od scian, doaczaj

ac
do wielu innych, rozbrzmiewajacych

tam odgosw. Elryk zadrza, ale nie zwolni kroku.


W tunelu byo ciepo. Czu pod stopami gabczaste

podoze. W powietrzu

utrzymywa sie zapach solanki. Sciany


byy teraz gadsze; zdaway sie drgac
szybko i rytmicznie. Z tyu doszo go westchnienie Rackhira. ucznik rwniez
dostrzeg szczeglna nature przejscia.
Wyglada
jak z ywe ciao mrukna
Wojownik Kapan z Phum. Zupenie
jak ciao.
Elryk nie zdoby sie na odpowiedz. Caa sia woli par do przodu. Dygota
w ogarniajacym

go przerazeniu; poci sie, a nogi uginay sie pod nim. Z trudem


utrzymywa w doni miecz; ba sie, z e za chwile go upusci. W jego myslach pojawiay sie fragmenty wspomnien, blade i zatarte. Czy by tu juz kiedys? Trzas
sie
coraz mocniej i z oadek

podchodzi mu do garda. Potyka sie, ale szed wcia


z naprzd, oswietlajac
sobie droge pochodnia. Nagle agodny, miarowy szum przybra
na sile i w oddali ujrza may, niemal okragy
otwr. Przystana
niezdecydowany.
Tunel sie konczy szepna
Rackhir. Nie ma stad
wyjscia.
Szczelina pulsowaa szybkimi, mocnymi uderzeniami.
Pulsujaca
Jaskinia szepna
Elryk. To wasnie mielismy znalezc na
koncu Tunelu Pod Moczarami. To musi byc wejscie, Rackhirze.
Jest zbyt mae, czowiek tedy nie przejdzie zauwazy Rackhir.
Elryk szed wolno, krok za krokiem, az stana
obok otworu. Wsuna
miecz do
pochwy. Wreczy pochodnie Rackhirowi i, nim ten zda
zy go zatrzymac, wsuna

gowe do otworu, po czym zacza


przeciskac przezen reszte ciaa. Brzegi szczeliny rozwary sie na moment, by znw sie za nim zamkna
c, odgradzajac
go od
114

Rackhira.

Powoli dzwigna
sie na nogi. Sciany
emanoway saba rzowawa poswiata. Na
wprost niego otwierao sie drugie wejscie, nieco tylko wieksze od tego, przez ktre przeszed. Powietrze byo tu ciepe, geste i sone. Oddycha z trudem. W gowie
mu tetnio, bolao go cae ciao. Zarwno mysli, jak i ciao mia niemal sparaliz owane, posuwa sie jednak wcia
z naprzd. Na drzacych

nogach zblizy sie do


kolejnego otworu. Potez ne, guche pulsowanie brzmiao w jego uszach coraz gosniej.
Elryku!
Za nim sta blady i spocony Rackhir. Elryk obliza suche wargi, prbujac
cos
powiedziec. Rackhir podszed blizej.
Powiedziaem, z e pomoge.
Tak, ale. . .
Powinienem wiec pomagac.
Elryk nie mia siy na sprzeczke. Skina
tylko gowa i rozchyli rekami brzegi
drugiego otworu. Ujrza, z e wiedzie do kolistej jaskini, ktrej sciany drgaja rytmicznym pulsowaniem. W powietrzu, niczym nie podtrzymywane, wisiay dwa
miecze. Dwa identyczne miecze ogromne, czarne, wspaniae.
Pod wiszacymi

mieczami sta ksia


ze Yyrkoon z Melnibon. Wyciaga
do nich
rece, pozerajac
je wzrokiem. Jego twarz paaa z adz
a. Porusza wargami, lecz nie
pado z nich ani jedno sowo.
Elryk, ktry przedosta sie wasnie do jaskini i stana
na drgajacym

podozu,
wydoby z siebie tylko jedno.
Nie powiedzia.
Yyrkoon usysza. Odwrci sie z przerazeniem na twarzy. Wrzasna
dziko,
ujrzawszy Elryka. W okrzyku, jaki pad z jego ust, bya czysta wsciekosc .
Nie!
Elryk z trudem wyciagn
a
z pochwy miecz Aubeca. Wydawa mu sie zbyt
ciez ki, by mg trzymac go prosto. Ostrze cia
zyo ku dnu jaskini i ramie Elryka
zwiso bezwadnie wzduz boku. Zaczerpna
geboko gestego powietrza. Widzia
wszystko przez ciez ka mge, w ktrej Yyrkoon by jedynie cieniem. Wyraznie
widzia tylko dwa czarne miecze. Nieruchome i chodne wisiay posrodku kolistej
jaskini. Wyczu, z e Rackhir wszed do jaskini i stana
obok niego.
Yyrkoon odezwa sie po chwili Elryk. Te miecze sa moje.
Yyrkoon usmiechna
sie i wyciagn
a
reke. Z mieczy wydobywa sie osobliwy,
jeczacy
dzwiek i saczyo

z nich nike czarne swiato. Elryk zobaczy wyryte na


nich runy i poczu przerazenie.
Rackhir naozy strzae na uk i napia
cieciwe, mierzac
w ksiecia Yyrkoona.
Powiedz mi tylko Elryku, czy on ma umrzec.
Zabij go skina
gowa Elryk. I Rackhir zwolni cieciwe.

115

Ale strzaa pynea bardzo wolno, po czym zawisa w powietrzu w poowie


drogi miedzy ucznikiem a jego niedosza ofiara.
Yyrkoon odwrci sie z upiornym grymasem na twarzy.
Bron smiertelnych jest tu bezuzyteczna powiedzia.
Elryk odwrci sie do Rackhira.
On z pewnoscia ma racje, a twoje z ycie jest w niebezpieczenstwie. Idz. . .
Rackhir rzuci mu zagadkowe spojrzenie.
Nie! Musze tu zostac i pomc ci. Elryk potrzasn
a
gowa.
Nie mozesz mi pomc. Zginiesz, jesli tu pozostaniesz. Idz. . .
Czerwony ucznik z ociaganiem

zdja
cieciwe z uku. Obrzuci nieufnym
spojrzeniem czarne miecze, po czym przecisna
sie przez szczeline i znikna.

A teraz, Yyrkoonie, musimy to rozstrzygna


c. Ty i ja powiedzia Elryk,
rzucajac
miecz Aubeca na ziemie.

Rozdzia 4
CZARNE MIECZE

Zwiastun Burzy i Zaobne


Ostrze, dwa runiczne miecze opusciy miejsce,
w ktrym tak dugo wisiay. Elryk trzyma w doni Zwiastuna Burzy, a Yyrkoon

unosi przed soba Zaobne


Ostrze. Stali po przeciwnych stronach jaskini, obserwujac
najpierw siebie, a potem miecze, ktre trzymali w doniach.
Miecze spieway. Ich gosy byy ciche, lecz mimo to sychac je byo wyraznie.
Elryk bez trudu unis ogromne ostrze i obejrza je uwaznie, podziwiajac
jego
nieziemskie piekno.
Zwiastun Burzy powiedzia.
I naraz uczu lek. Dozna uczucia, jakby narodzi sie po raz drugi, a runiczny
miecz urodzi sie razem z nim. Tak jakby zawsze byli ze soba zaczeni.

Zwiastun Burzy. . .
Miecz zaspiewa sodko i przylgna
mocniej do jego doni.
Zwiastunie Burzy! krzykna
Elryk i skoczy w strone swego kuzyna.
Zwiastunie Burzy!
Ba sie. Strach nis jednak ze soba jaka
s trudna do opisania rozkosz, jaka
s demoniczna potrzebe walki. Pragna
zabic Yyrkoona, zatopic ostrze geboko w jego
sercu. Zemscic sie, przelac krew. Posac jego dusze do piekie.
Ponad spiew mieczy, ponad huczenie pulsujacej
jaskini wybi sie teraz krzyk
Yyrkoona.

Zaobne
Ostrze!

I Zaobne
Ostrze skoczy na spotkanie Zwiastuna Burzy. Yyrkoon sparowa jego cios i uderzy w Elryka, ktry zachwia sie, ale poprowadzi swj miecz doem
i zada cios, odrzucajac
na chwile Yyrkoona do tyu. Ale juz nastepny cios Zwiastuna Burzy spotka sie z odpowiedzia. I nastepny. Jesli szermierze dorwnywali
sobie, to samo mozna byo powiedziec o ich mieczach. Zdaway sie posugiwac
swoja wasna wola, choc pozornie speniay polecenia swych panw.

Uderzenia metalu o metal brzmiay jak szalona piesn . Spieway


ja miecze. To
bya radosna piesn . Walka, nawet jesli walczyy przeciwko sobie, sprawiaa im
117

ogromna radosc .
Elryk niemal zupenie nie zwraca uwagi na Yyrkoona. Czasami tylko migaa
mu przed oczami jego mroczna, dzika twarz. Caa swa uwage skupi na dwch
czarnych mieczach. Wydawao sie, z e niczym o nagrode walcza o z ycie jednego, a moze nawet obu szermierzy. Rywalizacja miedzy Elrykiem a Yyrkoonem
zdawaa sie nie miec nic wsplnego z braterska rywalizacja mieczy, ktre po tysiacleciach

bezczynnosci czerpay radosc z samej mozliwosci zmierzenia sie.


Bya to walka o z ycie i o zachowanie duszy, ale dzieki temu spostrzezeniu
Elryk zacza
sie zastanawiac nad swa nienawiscia do Yyrkoona.
Zabic Yyrkoona tak, jednak nie dla wypenienia woli innej potegi. Nie po
to, by dostarczyc rozrywki owym cudzoziemskim mieczom.

Zaobne
Ostrze prbowa sztychem ugodzic Elryka i raz jeszcze Zwiastun Burzy unis sie, by odeprzec cios.
Elryk nie walczy juz ze swoim kuzynem. Walczy teraz z wola dwch czarnych mieczy.
Zwiastun Burzy rzuci sie na odsoniete przez moment gardo Yyrkoona. Elryk
przytrzyma go kurczowo i szarpna
do tyu, ratujac
z ycie ksiecia. Miecz zajecza
rozdrazniony niczym pies, ktrego odciagni
eto od natreta wasnie wtedy, gdy mia
go ugryzc .
Nie bede twoja marionetka, runiczny mieczu mrukna
Elryk przez zacisniete zeby. Jesli mamy dziaac wsplnie, nie bedziesz narzuca mi warunkw.
Miecz jakby sie zawaha. Odsoni Elryka, ktry ledwie zdoa sie obronic

przed atakiem Zaobnego


Ostrza. Ten znw zdawa sie wyczuwac swoja przewage.
Elryk poczu, jak nowe siy wypeniaja jego ramie, a potem cae ciao. To wasnie sprawi ten miecz. Majac
go przy sobie nie potrzebowa narkotykw; nigdy
juz nie odczuwaby sabosci. Zwyciez yby w kazdej walce. W czasie pokoju rza
dziby z godnoscia. Mgby wyruszac w droge samotnie i nie odczuwaby strachu.
Miecz zdawa sie przypominac mu o tym nawet teraz, gdy atakowa i odpowiada

na atak Zaobnego
Ostrza. Czego z ada
w zamian?
Elryk wiedzia. Miecz odpowiedzia mu na to milczaco.
Zwiastun Burzy potrzebowa walki, do tego bowiem zosta stworzony. Zwiastun Burzy musia zabijac, gdyz z ycie i dusze ludzi, demonw, a nawet bogw byy z rdem jego siy.
Elryk przystana
niezdecydowany, choc jego kuzyn wrzasna
uragliwie

i chi
choczac
gosno, uderzy na niego jak burza. Zaobne Ostrze cia
w jego hem i zeslizgna
sie po nim. Elryk zatoczy sie i upad. Ujrza, jak Yyrkoon ujmuje w obie
rece swj czarny miecz, by zatopic pokryte runami ostrze w jego ciele. Wiedzia,

z e musi cos uczynic, by odeprzec ten atak. Jesli nie, Zaobne


Ostrze odbierze mu
dusze, a sia, jaka mu jeszcze pozostaa, stanie sie pokarmem dla siy Yyrkoona.
Byskawicznie przetoczy sie na bok, przyklekna
na jednym kolanie i unis
Zwiastuna Burzy, trzymajac
jedna reke na jego ostrzu, a druga na rekojesci. Przy118

ja
potez ny cios Yyrkoona. Dwa czarne miecze krzykney wysokimi gosami, jakby poczuy bl. Po ich ostrzach przebiego drzenie. Trysnea z nich czarna poswiata, jak krew z ugodzonego wieloma strzaami czowieka. Elryk, wcia
z na kolanach, odczoga sie jak najdalej od tego swiata. Oddychajac
ciez ko, rozglada

sie i wypatrywa ksiecia Yyrkoona. Ten jednak znik.


I znw Elryk uczu, z e Zwiastun Burzy mwi do niego. Jesli Elryk nie chce, by
Zaobne Ostrze go zabi, musi przyja
c warunki, jakie dyktuje mu Czarny Miecz.
Nie wolno mu umrzec! powtrzy Elryk. Nie zabije go, by tobie
dostarczyc zabawy.
Yyrkoon wyoni sie zza czarnej poswiaty. Bieg ku niemu, z gniewnym pomrukiem na ustach wywijajac
mieczem. I znw Zwiastun Burzy runa
na jego
spotkanie, i znw Elryk powstrzymywa ostrze, tak z e musneo tylko Yyrkoona.
Zwiastun Burzy obrci sie w rekach Elryka.
Nie bedziesz moim panem rzek Elryk. Wydawao sie, z e Zwiastun Burzy zrozumia. Uspokoi sie, jakby godzac
sie z losem. Elryk zasmia sie gosno.
Pomysla, z e teraz panuje nad runicznym mieczem i odtad
bedzie on wykonywa
jego rozkazy.
Musimy rozbroic Yyrkoona powiedzia. Nie wolno nam go zabic.
Wsta.
Zwiastun Burzy uderzy z lekkoscia szpady. Stosowa zwody, odpiera ciosy,
zadawa pchniecia. Yyrkoon, ktry do tej pory usmiecha sie triumfalnie, teraz
warkna
gniewnie i cofna
sie. Usmiech znikna
z jego twarzy.
Zwiastun Burzy pracowa teraz dla Elryka; stanowi przeduzenie jego ramienia. Ruchy miecza byy niezwykle precyzyjne takie wasnie, jakich chcia El
ryk. Yyrkoonowi i Zaobnemu
Ostrzu taki rozwj wypadkw najwyrazniej po
krzyzowa plany. Zaobne
Ostrze krzykna,
zdumiony zachowaniem brata. Elryk
uderzy mieczem w ramie Yyrkoona. Przecia
ubranie, ciao, sciegna, przebi kosc .
Z reki Yyrkoona trysnea krew i spynea na rekojesc miecza.. Splamiona nia rekojesc staa sie sliska. Yyrkoon z coraz wiekszym trudem trzyma orez e. Uja
je
w obie donie, ale i tak nie mg go uniesc .
Teraz i Elryk wzia
Zwiastuna Burzy w obie rece. Czu w sobie ogromna sie.

Potez nym ciosem uderzy w Zaobne


Ostrze w miejscu, gdzie klinga aczy
sie z rekojescia. Runiczny miecz wylecia z doni Yyrkoona i pomkna
przez Pulsujac
a
Jaskinie.
Elryk usmiechna
sie. Zama wole swego miecza, a potem pokona jego brata.
Zaobne Ostrze uderzy w sciane Pulsujacej
Jaskini. Przez moment pozostawa
nieruchomy. Zdawao sie, z e pokonany miecz spiewa jekliwie. W chwile potem
Pulsujac
a Jaskinie wypeni wysoki krzyk. Rozlaa sie czern, przygasia niesamowite rzowe swiato jaskini, pochonea je.
Gdy swiato powrcio, Elryk ujrza, z e u jego stp lezy pochwa; czarna, wykonana z tym samym mistrzostwem co runiczny miecz. Elryk zobaczy tez Yyr119

koona. Powalony na kolana ksia


ze ka, rozgladaj
ac
sie po jaskini w poszukiwaniu
Zaobnego Ostrza. Na Elryka patrzy z przerazeniem, czujac
nadchodzac
a smierc.

Zaobne
Ostrze rzuci Yyrkoon z rozpacza. Wiedzia juz, z e musi
umrzec.

Zaobne
Ostrze znikna
z Pulsujacej
Jaskini.
Twj miecz odszed powiedzia spokojnie Elryk. Yyrkoon zaskowycza.
Poczoga sie w kierunku wejscia do jaskini, ale skurczone, miao teraz wielkosc
maej monety. Yyrkoon zapaka. Zwiastun Burzy zadrza, jakby palio go pragnienie duszy Yyrkoona.
Nie zabijaj mnie, Elryku. Nie tym mieczem zacza
mwic goraczkowo

Yyrkoon. Uczynie wszystko, co zechcesz. Umre w kazdy inny sposb, jaki mi


wyznaczysz.
Jestesmy ofiarami zmowy, kuzynie odpowiedzia Elryk. To gra,
w ktra graja bogowie, demony i obdarzone wola miecze. Wszyscy oni pragna,
by jeden z nas zgina.
Podejrzewam, z e wola, abys to by ty. I wasnie dlatego nie
zabije cie tutaj.
Podnis czarna pochwe i wsuna
do niej Zwiastuna Burzy. Miecz uspokoi sie. Elryk wzia
do reki stara pochwe i rozejrza sie za mieczem Aubeca, ale
i ten znikna.
Odrzuci ja wiec, a nowa przytroczy do pasa. Opar lewa reke na
rekojesci Zwiastuna Burzy i spojrza bez wspczucia na swego kuzyna.
Jestes glista, Yyrkoonie. Ale czy to twoja wina?
Yyrkoon spojrza na niego zdumiony.
Zastanawiam sie, czy bybys taki, gdybys mia wszystko, czego pragniesz.
Yyrkoon unis sie na kolanach. W jego oczach zaswitaa saba nadzieja. Elryk
usmiechna
sie i odetchna
geboko.
Zobaczymy powiedzia. Musisz obudzic Cymoril z jej czarodziejskiego snu.
Upokorzyes mnie, Elryku odpar Yyrkoon cichym, z aosnym gosem. Obudze ja. Ale. . .
Czy nie potrafisz zdja
c z niej swego zaklecia?
Nie mozemy wydostac sie z Pulsujacej
Jaskini. Jest juz za pzno.
Co to znaczy?
Nie sadziem,

z e pjdziesz za mna. Potem myslaem, z e atwo sobie z toba


poradze. A teraz jest juz za pzno. Mozna utrzymac wejscie otwarte tylko przez
krtka chwile. Wpusci kazdego, kto chciaby wejsc do Pulsujacej
Jaskini, ale gdy
przestanie dziaac sia zaklecia, nikogo nie wypusci. Zapaciem wiele, by poznac
to zaklecie.
Zbyt wiele zapacies za to wszystko powiedzia Elryk.
Podszed do wejscia i wyjrza. Rackhir czeka. Na twarzy Czerwonego ucznika malowa sie niepokj.

120

Wojowniku Kapanie z Phum zwrci sie do niego Elryk. Wydaje


sie, z e ja i mj kuzyn jestesmy tu uwiezieni. Wejscie nie otworzy sie dla nas.
Zbada ciepa, wilgotna sciane, ale rozchylia sie tylko na szerokosc szczeliny.
Mozesz przyaczy
c sie do nas lub wracac. Jesli doaczysz

do nas, podzielisz nasz


los.
Niewiele zyskam, gdy pjde z powrotem odpar Rackhir. Jakie masz
szanse?
Jedna odrzek Elryk. Moge przywoac mego opiekuna.
Wadce Chaosu? Rackhir skrzywi sie.
Tak powiedzia Elryk. Mwie o Ariochu.
Arioch? No cz, on nie dba o zdrajcw z Phum.
Rackhir przesuna
sie blizej. W otworze pojawia sie najpierw gowa ucznika,
potem jego ramiona, az wreszcie przecisna
sie cay do jaskini i wejscie natychmiast zamkneo sie za nim. Rackhir wsta i zdja
cieciwe ze swego uku. Pogadzi
ja.
Zgodziem sie dzielic twj los. Zaryzykuje wszystko, by uciec z tej paszczyzny oswiadczy Czerwony ucznik. Twj wrg wcia
z z yje? zdumia
sie na widok Yyrkoona.
Tak.
Zaiste, jestes askawy.
Moze. A moze tylko uparty. Nie zabije go jedynie dlatego, z e jakies nadprzyrodzone siy posugiway sie nim jak pionkiem do zabicia, gdy ja miaem

zwyciez yc. Wadcy Wyzszych Swiatw


nie panuja jeszcze cakowicie nade mna
i jesli starczy mi si, by sie im opierac, nie beda mna wadac.
Rackhir usmiechna
sie szeroko.
Podzielam twoje poglady,
choc nie jestem wielkim optymista, jesli chodzi
o rzeczywistosc . Widze, z e masz u pasa jeden z tych czarnych mieczy. Czy nie
mozesz wyraba
c nim drogi z tej jaskini?
Nie odezwa sie Yyrkoon ze swego miejsca pod sciana. Nic nie moze
zniszczyc substancji, z jakiej zbudowana jest Pulsujaca
Jaskinia.
Wierze ci rzek Elryk bo i tak nie zamierzam zbyt czesto uzywac
mojego nowego miecza. Musze sie najpierw nauczyc panowac nad nim.
Wiec trzeba wezwac Ariocha westchna
Rackhir.
Jesli to jeszcze mozliwe powiedzia Elryk.
On mnie zabije doda Rackhir. Patrzy na Elryka, majac
nadzieje, z e ten
zaprzeczy.
Elryk spojrza powaznie.
Byc moze bede mg dobic z nim targu. Chciabym cos wyprbowac.
Odwrci sie od Rackhira i Yyrkoona. Przygotowa swj umys. Sa go poprzez rozlege przestrzenie i zawie labirynty.
Ariochu! Ariochu! Pomz mi, Ariochu! woa.
121

Dozna uczucia, jakby cos go suchao.


Ariochu. . .
I Arioch usysza go. Elryk wiedzia, z e to by Arioch.
Przerazony Rackhir krzykna
cos wysokim gosem. Yyrkoon wrzasna.
Elryk
odwrci sie. Obok drugiej sciany pojawia sie straszliwa postac. Czarna i cuchnaca,
ociekaa slina. Jej ksztaty byy obce, przerazajaco
obce.
Czy to Arioch? Niemozliwe! Arioch by piekny. . . A moze taka wasnie jest
prawdziwa postac Ariocha mysla Elryk. Moze na tej paszczyznie, w tej dziwnej jaskini Arioch nie moze oszukiwac tych, ktrzy na niego patrzyli.
Jednak w chwile pzniej ohydna postac zniknea. Przed trzema smiertelnikami
sta piekny modzieniec o starych jak swiat oczach.
Zdobyes miecz, Elryku powiedzia, nie zwracajac
uwagi na pozostaych. Gratuluje ci. Ale oszczedzies z ycie swego kuzyna. Dlaczego?
Niejeden by tego powd odpar Elryk. Powiedzmy jednak, z e Yyrkoon musi pozostac z ywy, by obudzic Cymoril.
Na twarzy Ariocha pojawi sie przez moment niky, tajemniczy usmiech i Elryk zrozumia, z e unikna
puapki. Gdyby zabi Yyrkoona, Cymoril nigdy by sie
nie obudzia.
A co robi tu ten marny zdrajca? Arioch spojrza chodno na Rackhira,
ktry usiowa unikna
c wzroku Wadcy Chaosu.
To mj przyjaciel wyjasni Elryk. Zawarem z nim umowe. Mia pomc mi znalezc Czarny Miecz, w zamian za to ja zabiore go na nasza paszczyzne.
To niemozliwe. Rackhir jest tu wygnancem. To jego kara.
On wrci ze mna stwierdzi Elryk. Odczepi od pasa pochwe kryjac
a
Zwiastuna Burzy i wyciagn
a
przed soba miecz. Inaczej nie wezme ze soba
tego miecza. Jesli nam sie nie uda, wszyscy pozostaniemy tu na wiecznosc .
To nie ma sensu, Elryku. Pomysl o swoich obowiazkach.

Juz o nich pomyslaem. Taka jest moja decyzja.


Na gadkiej twarzy Ariocha pojawi sie cien gniewu.
Musisz wzia
c miecz. To twoje przeznaczenie.
To ty tak mwisz. Teraz juz wiem, z e tylko ja moge nosic ten miecz. Ty,
Ariochu, nie mozesz, chociaz tego chcesz. Jedynie ja lub podobny do mnie smiertelnik moze zabrac go z Pulsujacej
Jaskini. Czyz tak nie jest?
Jestes madry,

Elryku z Melnibon mwi Arioch z lekkim podziwem.


Lepszego sugi Chaos nie mg sobie wymarzyc. Dobrze, ten zdrajca moze isc
z toba. Niech jednak przyjmie ostrzezenie, niech bedzie ostrozny. Wadcy Chaosu
znani sa ze swej zosliwosci. . .
Syszaem o tym, Ariochu odezwa sie Rackhir.
Arioch nie zwraca uwagi na ucznika.
Ten czowiek z Phum nie jest w koncu wazny. Chcesz ocalic z ycie swego
kuzyna niechaj i tak bedzie. I to niewiele znaczy. Przeznaczenie moze zawierac
122

w sobie kilka dodatkowych nurtw, a mimo to osiagn


a
c swj gwny cel.
Skoro tak rzuci Elryk zabierz nas z tego miejsca.
Dokad?

Do Melnibon oczywiscie, jesli jestes tak dobry.


Arioch spojrza z gry na Elryka. Usmiechna
sie niemal czule, jego srebrzysta
don musnea policzek modzienca. Arioch by teraz niemal dwa razy wyzszy niz
zwykle.
Och, jestes jednak najwspanialszym z mych niewolnikw rzek Wadca
Chaosu.
Wtem wszystko wok nich zawirowao. Rozleg sie dzwiek przypominaja
cy ryk fal. Powrcio straszne uczucie mdosci. I trzej zmeczeni mez czyzni stali
w wielkiej sali tronowej w Imrryrze. Nie byo tu nikogo prcz nich i tylko w jednym z katw

snu sie jak dym jakis czarny ksztat, by po chwili znikna


c.
Rackhir przeszed przez sale i usadowi sie ostroznie na pierwszym schodku
u stp Rubinowego Tronu. Yyrkoon i Elryk pozostali na swoich miejscach, patrzac
sobie w oczy. Po chwili Elryk rozesmia sie i klepna
miecz wiszacy
mu
u pasa.
Teraz musisz dotrzymac swych przysiag,
kuzynie. A potem mam dla ciebie
pewna propozycje.
To zupenie jak rynek zauwazy Rackhir, opierajac
sie na okciu i ogla
dajac
piro swego czerwonego kapelusza. Tak wiele tu transakcji!

Rozdzia 5
MIOSIERDZIE BIAOLICEGO
Wyczerpany Yyrkoon odstapi
od oza swej siostry. Jego twarz pozbawiona
bya wszelkiego wyrazu, a gos brzmia obojetnie, gdy oswiadczy:
Skonczone.
Odwrci sie i spojrza przez okno na wieze Imrryru, na port, gdzie stay na
powrt zakotwiczone zociste barki wojenne. Miedzy nimi sta okret, ktry krl
Straasha podarowa Elrykowi.
Obudzi sie za chwile doda pustym gosem.
Dyvim Tvar i Czerwony ucznik spojrzeli badawczo na Elryka, ktry klecza
obok oza, wpatrujac
sie w Cymoril. Jej twarz stawaa sie coraz spokojniejsza
i przez jedna okropna chwile podejrzewa, z e ksia
ze Yyrkoon oszuka go i zabi
Cymoril. Ale wkrtce jej powieki poruszyy sie. Otworzya oczy, zobaczya go
i usmiechnea sie.
Elryk? To sen. . . Czy jestes bezpieczny?
Jestem bezpieczny, Cymoril. I ty takze.
Yyrkoon?
To on cie obudzi.
Ale przysiegaes, z e go zabijesz. . .
Pozostawaem pod wpywem czarw, podobnie jak ty. Platay

mi sie mysli.
Wcia
z mi sie placz
a w niektrych sprawach. Yyrkoon zmieni sie. Pokonaem go.
Nie watpi
juz w moja potege. Nie pragnie uzurpowac sobie wadzy.
Jestes peen miosierdzia, Elryku odgarnea z twarzy swe krucze wosy.
Elryk i Rackhir wymienili spojrzenia.
Moze to wcale nie litosc mna kieruje rzek Elryk. Moze to poczucie
wiezi z Yyrkoonem.
Wiezi? Alez nie mozesz odczuwac. . .
Obaj jestesmy smiertelni. Obaj bylismy ofiarami gry, jaka rozgrywali mie
dzy soba Wadcy Wyzszych Swiatw.
Musze wszak pozostac wierny swemu gatunkowi. Wasnie dlatego przestaem nienawidzic Yyrkoona.
124

To wasnie jest miosierdzie powiedziaa Cymoril.


Yyrkoon podszed do drzwi.
Czy moge odejsc , cesarzu?
Elrykowi wydao sie, z e dostrzeg dziwny bysk w oczach kuzyna. Moze bya
to pokora, a moze rozpacz. Skina
gowa. Yyrkoon wyszed z komnaty, zamykajac

cicho drzwi.
Nie ufaj Yyrkoonowi, Elryku odezwa sie Dyvim Tvar. On znw cie
zdradzi. Pan Smoczych Jaskin by zaniepokojony.
Nie odpar Elryk. Nawet jesli nie boi sie mnie, leka sie miecza, ktry
teraz nosze.
I ty powinienes sie go obawiac zauwazy Dyvim Tvar.
Nie powtrzy Elryk. Jestem panem tego miecza.
Dyvim Tvar otworzy usta, jakby chcia cos powiedziec, ale potrzasn
a
gowa
niemal z z alem i skoni sie. Obaj z Rackhirem zostawili Elryka i Cymoril samych.
Cymoril objea Elryka. Pocaowali sie. Zapakali.
Przez tydzien trway w Melnibon uroczystosci. Prawie wszystkie okrety, ludzie i smoki powrciy juz. Wrci tez Elryk, dowodzac
swych praw do tronu
w taki sposb, z e wszystkie dziwaczne cechy jego charakteru, z ktrych najbardziej zdumiewajace
byo miosierdzie, zostay zaakceptowane przez lud.
W sali tronowej znw odbywa sie bal. Najwspanialszy sposrd tych, jakie
pamietali dworzanie. Elryk tanczy z Cymoril. Bawi sie doskonale. Jeden tylko
Yyrkoon nie bra udziau w zabawie. Zaszy sie w cichy kat
pod galeria muzykw. Nikt z gosci nie zwraca na niego uwagi. Rackhir, Czerwony ucznik tanczy
z kilkoma naraz damami i umawia sie na spotkania z nimi wszystkimi. By traktowany w Melnibon jak bohater. Tanczy i Dyvim Tvar, choc jego oczy czesto
przybieray wyraz zamyslenia, gdy wzrok jego pada na ksiecia Yyrkoona.
Pzniej, gdy rozpoczea sie uczta, Elryk i Cymoril zasiedli na podescie u stp
Rubinowego Tronu.
Czy chcesz zostac cesarzowa, Cymoril?
Wiesz, z e wyjde za ciebie, Elryku. Znamy sie przeciez od wielu lat.
Zostaniesz wiec moja z ona?

Tak rozesmiaa sie, bo sadzia,

z e z artuje.
I przynajmniej przez rok nie bedziesz cesarzowa?

Co masz na mysli, panie?


Musze odejsc z Melnibon na rok, Cymoril. To, czego nauczyem sie w cia
gu minionych miesiecy, skania mnie do podjecia podrzy do Modych Krlestw.
Chce zobaczyc, jak rzadz
a sie inne narody. Mysle bowiem, z e Melnibon, jesli
ma przetrwac, musi sie zmienic. Dysponujac
swa ogromna potega, moze uczynic
na swiecie wiele dobra.
125

Dobra? Cymoril zdumiaa sie, a w jej gosie dao sie syszec zaniepokojenie. Melnibon nigdy nie czynio dobra ani za. Istniao tylko dla samego
siebie i dla zaspokojenia swoich pragnien.
Chciabym dozyc w nim zmian.
Chcesz zmieniac wszystko?
Zamierzam podrzowac po swiecie. Potem zadecyduje, czy jest sens cos

zmieniac. Wadcy Wyzszych Swiatw


chca ingerowac w z ycie na naszej paszczyznie. Chociaz pomogli mi, obawiam sie ich. Chciabym przekonac sie, czy
ludzie moga sami kierowac swoimi sprawami.
I odejdziesz! Jej oczy napeniy sie zami. Kiedy?
Jutro, razem z Rackhirem. Wezmiemy okret krla Straashy i popyniemy
na Wyspe Purpurowych Miast, gdzie Rackhir ma przyjaci. Czy pojedziesz ze
mna?

Nie moge sobie tego wyobrazic, nie moge. Och, Elryku, dlaczego niszczysz
nasze szczescie?
Poniewaz czuje, z e to szczescie nie moze trwac, dopki nie dowiemy sie,
kim jestesmy naprawde.
Zmarszczya brwi.
Musisz wiec to odkryc, jesli takie jest twoje z yczenie powiedziaa w zadumie. Ale bedziesz to robi sam, Elryku. Ja nie mam takich pragnien. Sam
pjdziesz do tych barbarzynskich krajw.
Nie bedziesz mi towarzyszyc?
To niemozliwe. Ja naleze do Melnibon westchnea. Kocham cie,
Elryku.
I ja cie kocham, Cymoril.
Pobierzemy sie wiec po twoim powrocie. Za rok.
Elryk czu ogromny z al, ale wiedzia, z e jego decyzja bya suszna. Gdyby
nie odszed, staby sie wkrtce niespokojny. Niecierpliwiby sie coraz bardziej
i w koncu uznaby Cymoril za wroga za kogos, kto go zapa w puapke.
Musisz rzadzi
c jak cesarzowa, dopki nie wrce rzek.
Nie, Elryku. Nie moge wzia
c na siebie takiej odpowiedzialnosci.
A zatem, kto? Dyvim Tvar?
Znam Dyvima Tvara. Nie przyjmie takiej wadzy. Moze Magum Colim. . .
Nie.
A wiec musisz zostac, Elryku.
Spojrzenie Elryka powedrowao wsrd tumu zapeniajacego

sale tronowa
i zatrzymao sie na samotnej postaci pod galeria muzyczna.
A zatem musi to byc Yyrkoon usmiechna
sie ironicznie Elryk.
Nie, Elryku! wykrzyknea przerazona Cymoril. On naduzyje tej mocy.

126

Nie teraz. On jest jedynym, ktry chcia byc cesarzem. Teraz moze przez
rok sprawowac rzady
w moim imieniu. Jesli bedzie rzadzi

dobrze, rozwaze moze,


czy nie abdykowac na jego korzysc . Jesli bedzie rzadzi

z le, dowiedzie raz na


zawsze, z e jego ambicje skierowane byy w niewasciwa strone.
Kocham cie, Elryku powiedziaa Cymoril. Okazesz sie jednak gupcem, a moze nawet zbrodniarzem, jesli znw zaufasz Yyrkoonowi.
Nie potrzasn
a
gowa. Nie jestem gupcem. Jestem po prostu Elrykiem. Nic na to nie poradze, Cymoril.
Jestes Elrykiem, ktrego kocham! krzyknea. Ale Elryk jest skazany!
Wszyscy bedziemy skazani, jesli stad
odejdziesz!
Nie moge zostac. Kocham cie, Cymoril, i dlatego nie moge.
Wstaa i zapakaa. Przegraa.
A ja jestem po prostu Cymoril. Zniszczysz nas oboje jej gos zagodnia.
Musnea donia jego wosy. Zniszczysz nas, Elryku.
Nie rzek z moca. Zbuduje cos, co bedzie lepsze. Poznam wszystko, co tylko mozna poznac. Kiedy wrce, pobierzemy sie, bedziemy z yc dugo
i bedziemy szczesliwi, Cymoril.
I wasnie teraz trzykrotnie skama. Pierwsze kamstwo dotyczyo jego kuzyna
Yyrkoona. Drugie dotyczyo Czarnego Miecza, a trzecie Cymoril. Na tych trzech
kamstwach zbudowane zostao jego przeznaczenie. Bowiem jedynie w tym, co
dotyczy nas najgebiej, potrafimy kamac pewnie i z zupenym przekonaniem.

EPILOG
By to port zwany Menii, jedno z najmniej znaczacych

i najprzyjazniejszych
Purpurowych Miast. Podobnie jak inne na tej wyspie, zbudowane zostao z czerwonego kamienia, ktry nada tu nazwe wszystkim miastom. Nawet dachy domw byy czerwone. W porcie stao wiele najprzerzniejszych odzi o jasnych z aglach. Wczesnym rankiem Elryk i Rackhir, Czerwony ucznik, przybili do brzegu. Zaledwie kilku z eglarzy spieszyo o tej porze do swoich statkw.
Cudowny okret krla Straashy spoczywa niedaleko nabrzeza. Maa odzia do
pyneli do miasta. Odwrcili sie i popatrzyli na statek. Zeglowali
nim sami, bez
zaogi, i spisywa sie doskonale.
A zatem musze teraz szukac spokoju i mitycznego Tanelorn odezwa sie
Rackhir, jakby troche kpiac
z samego siebie. Przeciagn
a
sie i ziewna
szeroko, az
uk i koczan podskoczyy mu na plecach.
Elryk mia na sobie prosty strj, jaki mg nosic kazdy najemny z onierz
z Modych Krlestw. By w dobrym nastroju, czu sie wypoczety. Usmiecha sie,
patrzac
na sonce. Jedyne co uderzao w jego stroju, to wielki czarny miecz u jego
boku. Odkad
go nosi, niepotrzebne mu byy srodki pobudzajace.

A ja musze szukac wiedzy w krajach, ktre zaznaczone sa na mojej mapie rzek. Musze sie uczyc. Caa zdobyta wiedze przyniose w koncu roku
do Melnibon. Chciabym, by towarzyszya mi Cymoril, ale rozumiem jej niechec
do wyjazdu.
Wrcisz? zapyta Rackhir. W koncu roku?
Ona sciagnie

mnie z powrotem zasmia sie Elryk. Boje sie tylko, z e


ulegne i wrce przed koncem poszukiwan.
Chciabym isc z toba powiedzia Rackhir. Podrzowaem po wielu
krajach i bybym rwnie dobrym przewodnikiem, jak i w tamtym swiecie. Przysiagem

jednak odnalezc Tanelorn, choc z tego co wiem, ono tak naprawde wcale
nie istnieje.
Mam nadzieje, z e je odnajdziesz, Wojowniku Kapanie z Phum rzek
Elryk.
Nigdy juz nim nie bede odpar Rackhir. Nagle jego oczy rozszerzyy sie
ze zdumienia. Patrz! Twj okret!
128


Elryk obejrza sie. Zobaczy, z e statek nazywany niegdys Okretem, Ktry Zegluje Ponad Ladem

i Morzem powoli tonie. Krl Straasha zabiera go do swego


krlestwa.
Przynajmniej z ywioy sa naszymi przyjacimi zauwazy Elryk. Boje
sie jednak, z e ich potega sabnie, tak jak sabnie potega Melnibon. Cae zo, jakie
widza w nas mieszkancy Modych Krlestw, w duzej mierze dzielimy z duchami
Powietrza, Ziemi, Ognia i Wody.
Zazdroszcze ci takich przyjaci, Elryku. Mozesz im ufac rzek Rackhir, gdy maszty okretu znikney pod woda. Spojrza na runiczny miecz, wiszacy

u boku Elryka. Rozsadnie

byoby jednak, gdybys nie ufa niczemu wiecej


doda.
Elryk rozesmia sie.
Nie bj sie o mnie, Rackhirze. Jestem sam sobie panem, przynajmniej na
rok. A teraz jestem takze panem tego miecza.
Wydawao sie, z e Zwiastun Burzy poruszy sie u jego boku. Elryk uja
mocno
jego rekojesc i klepna
Rackhira w plecy. Rozesmia sie znowu i potrzasn
a
biaymi wosami, az zatanczyy na wietrze. Wznis ku niebu swoje dziwne, purpurowe
oczy i powiedzia:
Bede zupenie innym czowiekiem, gdy powrce do Melnibon.

You might also like