You are on page 1of 115

Jacob i Wilhelm Grimm , Banie dla dzieci

BANIE DLA DZIECI


DWAJ BRACIA
Byo sobie kiedy dwch braci. Bogaty by zotnikiem, a w sercu mia zo, biedny za y z wizania
miote, by dobry i uczciwy. Biedny mia dwoje dzieci. Byli to bracia bliniacy i byli do siebie podobni jak
dwie krople wody. Obydwaj chopcy chodzili czasem do domu bogatego i bywao, e dostawali z jego
resztek. Zdarzyo si, e biedak, gdy poszed do lasu po chrust, zobaczy ptaka. By cay zoty i taki
pikny, jakiego jeszcze nie mia przed oczyma. Podnis wic kamyczka, rzuci w niego i trafi, lecz
spado tylko jedno zote piro, ptak za odlecia dalej. Czowiek w wzi to piro i zanis swemu bratu.
Ten obejrza je i rzek: "To czyste zoto", i da mu za nie duo pienidzy. Nastpnego dnia czowiek w
wszed brzoz i chcia uci par gazek. Wtem wylecia ten sam ptak, a gdy biedak poszuka, znalaz
gniazdo, w ktrym leao jajko, a byo ono ze zota. Zabra to jajko do domu i zanis bratu, ktry
znowu rzek: "To czyste zoto." I da mu, ile byo warte. W kocu zotnik rzek: "Chciabym dosta tego
ptaka." Biedak poszed trzeci raz do lasu i znw zobaczy, jak ptak siedzi na drzewie. Wzi wic
kamienia, strci go i zanis bratu, ktry da mu za niego kup zota. "Teraz mog co z tym pocz"
pomyla o wrci zadowolony do domu. Zotnik by mdry i chytry, wiedzia, co to za ptak. Zawoa
swoj on i rzek: "Upiecz mi tego ptaka i zadbaj o to, by nic z niego nie ubyo. Mam ochot sam go
zje." Lecz ptak nie by zwykym ptakiem, lecz cudownego rodzaju. Kto zjad jego serce i wtrob,
kadego ranka znajdowa sztuk zota pod poduszk. ona przyrzdzia ptaka, nadziaa na roen i
pieka. Zdarzyo si jednak, e gdy sta tak na ogniu, a kobieta musiaa wyj z kuchni z powodu innej
pracy, wbiego dwoje dzieci miotlarza , stano przed ronem i go par razy obrcio. Gdy dwa
kawaeczki misa spady do patelni, rzeko jedno z nich: "Zjemy par ksw. Jestem taki godny. Nikt
tego nie zauway." Zjady wic obydwa kawaki, lecz wanie przysza kobieta. Zauwaya, e co jedli i
rzeka: "Jedlicie?" - "Par kawaeczkw, ktre z ptaka wypady", odpowiedziay dzieci. "To byo serce i
wtroba", rzeka ona zotnika caa przelkniona. A eby m niczego nie zauway i nie by zy, ubia
prdko kurczaka, wyja serce i wtrob i woya do zotego ptaka. Gdy by ju gotowy, zaniosa go
zotnikowi, ktry poar go sam w caoci i niczego nie zostawi. A nastpnego ranka, gdy sign pod
poduszk by wyj sztuk zota, byo tam tak samo mao jak zwykle. Dzieci nie wiedziay, jakie
szczcie stao si ich udziaem. Nastpnego ranka, gdy wstaway, spado co na ziemi z brzkiem, a
gdy to podniosy, byy to dwie sztuki zota. Zaniosy je ojcu. Ten dziwi si rzek: "Jak to si stao?" A
gdy nastpnego ranka znowu znalazy zoto i tak kadego dnia, poszed do swojego brata i opowiedzia
mu t dziwn histori. Zotnik zrozumia od raz, co si stao i e dzieci zjady serce i wtrob zotego
ptaka, a poniewa chcia si zemci, gdy by chciwy i zatwardziay w swym sercu, rzek do ich ojca:
"Twoje dzieci igraj ze zym. Nie bierz tego zota i nie trzymaj ich duej w swym domu, bo zy ma nad
nimi moc, a nawet ciebie moe przywie do zguby!" Ojciec ba si zego i cho ciko mi to przyszo,
wyprowadzi bliniakw do lasu i opuci je ze smutnym sercem.
Biegao wic dwoje dzieci po lesie, szukao drogi do domu, lecz dziatki nie potrafiy jej znale, bdziy
za to jeszcze bardziej. W kocu spotkay myliwego, ktry spyta: "Czyje jestecie, dzieci?" - "Jestemy
chopcy biednego miotlarza", odpowiedziay mu o opowiedziay, jak ojciec nie chcia ich duej trzyma
w swym domu, bo kadego ranka leaa sztuka zota pod ich poduszk. "No," rzek myliwy, "to
przecie nic zego, jeli tylko bdziecie uczciwi i nie znajdziecie w zu upodobania." Dobry czowiek,
poniewa dzieci mu si spodobay, a sam ich nie mia, zabra je do domu i rzek: "Bd waszym ojcem i
was wychowam." Uczyy si u niego myliwskiego rzemiosa, a zoto, ktre kade z nich znajdywao
wstajc, podnosi, bo mogo si przyda w przyszoci. Gdy doroli, opiekun zabra ich pewnego dnia do
lasu i rzek: "Dzisiaj bdziecie strzela na prb, ebym was mg wyzwoli z terminu i zrobi z was
prawdziwych myliwych." Poszli wic z nim na prb, czekali dugo, lecz dziki zwierz si nie pokaza.
Myliwy spojrza w gr i dostrzeg tam klucz gsi, ktre leciay tworzc trjkt. Powiedzia wic do
jednego: "A teraz zestrzel po jednej z kadego rogu." Zrobi to i tak dokona prby. Wkrtce ukaza si
drugi klucz tworzc cyfr dwa, myliwy kaza drugiemu zestrzeli po jednej z kadego rogu. Jemu strza
take si uda. Rzek wic do nich przybrany ojciec: "Wyzwalam was z terminu, waszym rzemiosem
jest teraz mylistwo!" Poszli potem bracia do lasu, radzili i co uradzili. Gdy wieczorem usiedli do
posiku, rzekli do przybranego ojca: "Nie tkniemy tej strawy, nie wemiemy ani ksa nim jednej proby
nam nie spenicie." Rzek wic: "A o co prosicie?" Odpowiedzieli mu: "Wyuczylimy si, musimy
sprbowa si w wiecie. Pozwlcie na ruszy na wdrwk." A stary rzek z radoci: "Mwicie jak
prawdziwi myliwi. Wasze yczenie byo i moim yczeniem. Ruszajcie, dobrze wam to zrobi." Jedli
potem i pili radonie. Gdy nadszed wyznaczony dzie, przybrany ojciec podarowa kademu po fuzji i
psie, kademu da tyle zaoszczdzonych sztuk zota, ile ten chcia. Potem odprowadzi ich kawaek
drogi, a na poegnanie da jeszcze kademu po lnicym nou i rzek: "Kiedy si rozdzielicie, wbijcie
n w drzewo w miejscu rozstania.

Ten, kto potem wrci, zobaczy, jak poszo nieobecnemu bratu, bo strona w ktr ruszy, zardzewieje,
gdy umrze. Jeli jednak bdzie y, pozostanie lnica." Bracia ruszyli w wiat i doszli do lasu, tak
wielkiego, e nie mogli z niego wyj w cigu jednego dnia. Zostali wic w nim przez noc i jedli, co
tkwio w ich myliwskich torbach. Szli potem jeszcze drugi dzie, lecz i tego dnia z lasu nie wyszli. A e
nie mili ju nic do jedzenia, rzek jeden z nich: "Musimy co ustrzeli, inaczej bdziemy cierpie gd",
zaadowa swoj fuzj i si rozejrza. A gdy przybieg stary zajc, przeoy, lecz zajc zawoa:
"Drogi myliwy pozwl mi y.
Dam ci dwa mode."
I skoczy natychmiast w krzaki i przynis dwa mode. Zwierztka bawiy si, byy takie wawe i taki
kochane, e serce nie pozwolio myliwemu, by je zabi. Zachowali je wic przy sobie, a mae zajce
chodziy im u nogi. Niedugo potem lis skrada si ich drog. Chcieli go ustrzeli, lecz lis zawoa:
"Drogi myliwy pozwl mi y.
Dam ci dwa mode."
Przynis zaraz dwa liski, a myliwi nie umieli ich zabi, dodali je zajcom do towarzystwa, a i one
chodziy za nimi. Niedugo potem wilk wyszed z gstwiny. Myliwi przyoyli si na niego, lecz wilk
zawoa:
"Drogi myliwy pozwl mi y.
Dam ci dwa mode."
Dwa mode wilki doczyli do innych zwierzt, a te chodziy za nimi. Potem przyszed niedwied, chcia
troch duej pochodzi po tym wiecie, wic zawoa:
"Drogi myliwy pozwl mi y.
Dam ci dwa mode."
Dwa mode misie ustawili z innymi, a byo ich ju osiem. "A kto przyszed na kocu? Przyszed lew i
trzs sw grzyw. Lecz myliwi nie przestraszyli si i wycelowali w niego, a lew rzek wtedy:
"Drogi myliwy pozwl mi y.
Dam ci dwa mode."
On take przyprowadzi swoje mode i teraz myliwi mili ju dwa lwy, dwa niedwiedzie, dwa wilki,
dwa lisy i dwa zajce, ktre chodziy za nimi i im suyy. Ale w ten sposb ich gd nie zosta
zaspokojony, rzekli wic do lisw: "Suchajcie, wy, co umiecie si skrada, zaatwcie co do jedzenia,
jestecie wszak sprytni i przebiegli." Lisy za odpowiedziay: "Niedaleko std jest wioska. Podkradlimy
stamtd niejedn kur. Pokaemy wam drog do niej." Poszli wic do wioski, kupili sobie co do
jedzenia, kazali nakarmi i zwierzta, potem ruszyli dalej. Lisy znay si na okolicy, wiedziay gdzie byy
zagrody z kurami i umiay poprowadzi myliwych. Szli ju tak jaki czas, lecz nikt im nie chcia suy,
pki byli razem, rzekli wic: "Nie da rady inaczej, musimy si rozsta." Podzielili wic zwierzta tak, e
kady mia jednego lwa, jednego niedwiedzia, jednego wilka, jednego lisa i jednego zajca. Poegnali
si potem i przyrzekli sobie bratersk mio a do mierci i wbili n, ktry da im przybrany ojciec, w
drzewo, a potem jeden ruszy na wschd, a drugi na zachd.
Modszy poszed ze swoimi zwierztami do miasta, ktre cae byo pokryte krep. Poszed do gospody i
zapyta gospodarza, czy mgby da schronienie zwierztom. Gospodarz da im stajenk, gdzie w
cianie bya dziura. Wyszed wic przez ni zajc i przynis sobie gwk kapusty, lis kur, a gdy ju j
zjad, poar jeszcze koguta. Wilk, niedwied nie mogli jednak wyj, bo byli zbyt wielcy. Gospodarz
kaza ich wyprowadzi w miejsce, gdzie na trawie leaa krowa, eby sobie pojedli do syta. A gdy
myliwy zadba ju o swoje zwierzta, zapyta gospodarza, dlaczego cae miasto jest w aobnej krepie.
Gospodarz rzek wtedy: "Jutro umrze jedyna crka krla," A myliwy zapyta: "Jest miertelnie chora?"
- "Nie", odpowiedzia gospodarz, "jest rzeka i zdrowa, lecz mimo to musi umrze." - "Jak to moliwe?"
zapyta myliwy. "Za miastem jest wielka gra, mieszka na niej smok, co roku poera czyst dziewic,
gdy jej nie dostaje pustoszy cay kraj. Wszystkie dziewice ju oddano i pozostaa tylko krlewna. Nie
ma jednak i dla niej miosierdzia, trzeba mu j odda, a stanie si to jutro. "Dlaczego nikt nie zabije
smoka?" - "Ach," odpowiedzia smok, "niejeden rycerz ju sprbowa, lecz wszyscy przypacili to
yciem. Krl obieca sw crk odda temu za on, kto pokona smoka, a po jego mierci otrzyma
krlestwo w spadku." Myliwy nic na to nie powiedzia, ale nastpnego ranka zabra swoje zwierzta i
wspi si z nimi na smocz gr. Sta tam may kociek, a na otarzu stay trzy napenione kielichy, a

przy nich byo napisane: Kto wypije z tych kielichw, bdzie najsilniejszym czowiekiem na wiecie i
bdzie nosi miecz zakopany u progu kocioa. Myliwy nie wypi, lecz poszed szuka miecza w ziemi,
ale nie mg go nawet ruszy. Poszed wic i napi si z kubkw i by ju na tyle silny, e mg podnie
miecz, a jego rka prowadzia go pewnie. Gdy wybia godzina oddania krlewny smokowi, odprowadza
j krl , marszaek i dworzanie. Z daleka dostrzega myliwego na smoczej grze i mylaa, e to smok
tak stoi i na ni czeka. Nie chciaa i, ale cae miasto byoby stracone, musia ruszy w cik drog.
Krl i dworzanie zawrcili do domu peni smutku, lecz marszaek krlewski mia zosta by z oddali
wszystko obserwowa. Gdy krlewna dosza na gr, sta tam nie smok, lecz mody myliwy, ktry j
pociesza i rzek, e j uratuje. Zaprowadzi j do kocioa, gdzie j zamkn. Niedugo potem, przeszed
z wielkim hukiem siedmiogowy smok. Gdy ujrza myliwego, zdziwi si i rzek: "Czego tu chcesz na tej
grze?" Myliwy odpowiedzia: "Chc z tob walczy!" A smok odpar: "Niejeden rycerz rozsta si tutaj
z yciem, z tob te si uporam," i zion ogniem z garda. Ogie mia zapali such traw, myliwy
mia si udusi w dymie i arze, lecz wtem przybiegy zwierzta i zadeptay ogie.
Ruszy wic smok na myliwego, ale ten wznis miecz, e a w powietrzu zapiewa i odci mu trzy
gowy. Smok rozeli si na dobre, unis si w powietrze i plu ogniem nad myliwym chcc si na
niego zwali, lecz myliwy doby jeszcze raz miecza i znw odrba mu trzy gowy. Potwr osab i
upad, lecz jeszcze raz chcia ruszy na myliwego, ale ten ostatkiem si odrba mu ogon, a poniewa
nie mg duej walczy, przywoa swoje zwierzta. Rozerway potwora na kawaki. Gdy walka dobiega
koca, myliwy otworzy koci i znalaz tam krlewn lec na ziemi, bo pada bez zmysw ze
strachu podczas walki. Wynis j, a gdy przysza do siebie i otworzya oczy, pokaza jej szcztki smoka
i rzek, e jest wybawiona- Cieszya si i rzeka: "Bdziesz teraz moim drogim mem, bo mj ojciec
obieca mnie temu, kto smoka zabije." Potem zdja swj naszyjnik z korali i rozdzielia midzy
zwierzta, by je wynagrodzi, a lew dosta jego zoty zameczek. Swoj chusteczk, na ktrej wypisane
byo jej imi, podarowaa myliwemu, ktry poszed wyci jzyki z siedmiu gw smoka. Zawin je w
chustk by zachowa je przyszo. Gdy to si stao, rzek do dziewicy, gdy by bardzo zmczony
walk i ogniem: "Oboje jestemy zmczeni, pomy si na chwilk spa." A ona rzeka "tak" i pooyli
si na ziemi, a myliwy rzek do lwa: "Bdziesz czuwa, eby nikt nas we nie nie napad!" I oboje
zasnli. Lew pooy si obok nich, by czuwa, lecz i on by zmczony walk, zawoa wic do
niedwiedzia: "Po si koo mnie. Musz si troch przespa, a gdy kto przyjdzie, obud mnie!"
Pooy si wic niedwied obok niego, lecz i on by zmczony, zawoa wic do wilka: "Po si koo
mnie. Musz si troch przespa, a gdy kto przyjdzie, obud mnie!" Pooy si wic wilk koo niego,
ale i on by zmczony, zawoa wic do lisa: "Po si koo mnie. Musz si troch przespa, a gdy kto
przyjdzie, obud mnie!" Pooy si wic lis koo niego, ale i on by zmczony, zawoa wic do zajca:
"Po si koo mnie. Musz si troch przespa, a gdy kto przyjdzie, obud mnie!" Usiad wic zajc
koo niego, ale i zajc, biedaczysko, by zmczony, a nie mia nikogo, komu mgby nakaza penienie
stray. Zasn i on. I tak spaa krlewna, spa myliwy, lew, niedwied, wilk, lis i zajc, a wszyscy
spali twardym snem.
Lecz marszaek, ktry mia obserwowa wszystko z daleka, gdy ujrza, e krlewna nie odlatuje ze
smokiem, a na grze panuje spokj, zdoby si na odwag i wszed na gr. Lea tam na ziemi smok
rozdarty na kawaki a troch dalej krlewna z myliwym i jego zwierztami. Wszyscy zatopieni byli w
gbokim nie. A poniewa by zy i bezbony, odci myliwemu gow, zapa krlewn za rami i
znis z gry. Gdy si obudzia, przelka si, lecz marszaek rzek: "Jeste w moich rkach, masz
powiedzie, e to ja zabiem smoka" - "Nie mog", odpowiedziaa, "bo zrobi to myliwy ze
zwierztami." Wycign wtedy miecz i zagrozi, e j zabije, jeli mu nie bdzie posuszna. Zmusi j, a
ona mu to obiecaa. Potem stan z ni przed obliczem krla, ktry niezmiernie si ucieszy widzc swe
ukochane dziecko przy yciu, gdy spodziewa si, e je potwr rozerwa. Marszaek rzek do niego:
"Zabiem smoka, uwolniem dziewic i cae krlestwo, dlatego dam jej za on, jak obiecae." Krl
zapyta dziewic: "Prawda to, co mwi?"- "Ach, tak!" odpowiedziaa, "To prawda, ale pragn by uczta
weselna odbya si za rok i jeden dzie.", bo mylaa, e w tym czasie usyszy co o myliwym. Na
smoczej grze leay wci zwierzta obok swego martwego pana i spay. Wtem wielki trzmiel usiad
zajcowi na nosie, zajc zmit go ap i spa dalej. Trzmiel przylecia drugi raz, lecz i tym razem zajc
zmit go z nosa i spa dalej. Wtedy przylecia trzeci raz i udli go w nos, e si obudzi. Gdy si za
obudzi, obudzi i lisa, lis wilka, wilk niedwiedzia a niedwied lwa. Gdy lew wsta i zobaczy, e nie ma
dziewicy, a ich pan ley martwy zacz straszliwie rycze i zawoa: "Kto to uczyni? Niedwiedziu,
czemu mnie nie zbudzie?" Niedwied zapyta wilka "Czemu mnie nie zbudzie?" A wilk lisa: "Czemu
mnie nie zbudzie?" A lis zajca: "Czemu mnie nie zbudzie?" Biedny zajc nie umia dopowiedzie i
wina pozostaa jego brzemieniem. Chcieli wic na niego napa, lecz on prosi ich i rzek: "Nie zabijajcie
mnie, potrafi wrci ycie naszemu panu! Znam gr, ronie na korze, kto ma go w ustach, jest
uleczony z wszelkich chorb i ran, lecz gra jest oddalona o dwiecie godzin std." A lew rzek: "Masz
dwadziecia cztery godziny by pobiec tam i z powrotem i przynie korze." Skoczy wic zajc, a w
dwadziecia cztery godziny by z powrotem z korzeniem. Lew wsadzi myliwemu gow na kark, a
zajc wsadzi mu w usta korze. Natychmiast wszystko si zroso, serce zaczo bi, a ycie wrcio.
Obudzi si myliwy i wystraszy si, gdy zobaczy, e nie ma dziewicy. Pewnie odesza, gdy spaem, by
si mnie pozby. W wielkim popiechu lew woy mu gow na odwrt, ale on zajty smutn myl o

krlewnie. Dopiero w czasie obiadu, gdy chcia co zje, zobaczy, e gowa skierowana jest w stron
plecw. Nie umia tego poj, zapyta wic zwierzt, ci mu si przytrafio we nie?" Opowiedzia mu
lew, e posnli ze zmczenia, e budzc si zastali go bez ycia z odrban gow, e zajc przynis
korze ycia, a on w popiechu odwrotnie naoy gow. Chcia jednak naprawi bd, znowu oderwa
myliwemu gow, obrci j, a zajc zaleczy j korzeniem.
Lecz myliwy by smutny, chodzi po wiecie, a swym zwierztom kaza taczy przed ludmi. Zdarzyo
si e dokadnie po upywie roku trafi do tego samego miasta,
w ktrym wybawi krlewn od smoka, lecz tym razem miasto wyoone byo szkaratem. Rzek wic do
gospodarza: "Co to ma znaczy, przed rokiem miasto strojne byo w czarn krep, a dzi w szkarat?" A
gospodarz odpowiedzia: "Przed rokiem krlewna miaa by oddana w rce smoka, lecz marszaek z
nim walczy i go zabi, a jutro bd ich zalubiny. Dlatego wtedy miasto byo w czarnej krepie na znak
aoby, a dzi w szkaracie na znak radoci. Nastpnego dnia, gdy miao by wesele, rzek myliwy w
porze obiadu do gospodarza: "Uwierzycie, panie gospodarzu, e bd u niego jad chleb z krlewskiego
stou?" - "Tak," rzek gospodarz, stawiam sto sztuk zota, e nie bdzie to prawd!" Myliwy przyj
zakad i zastawi sakw z tak sam iloci zota. Potem zawoa zajc o rzek: "Id, drogi skoczku, i
przynie mi chleba, ktry je krl!" Lecz zajczek by jeno drobink i nie mg tego wikszym rozkaza.
Sam musia pofatygowa swoje nogi. Ach, pomyla, jak bd tak sam skaka po ulicach, dopadn mnie
psy. I jak pomyla, tak te si stao. Dopady go psy i chciay mu dobra si do futerka. Lecz on
skoczy i tylko go widzieli, a skoczy do budki wartowniczej. onierz tego nawet nie zauway. Potem
przybiegy psy i chciay go dopa, lecz z onierzem nie byo zabawy i stuk je kolb, e uciekay w
krzyku i wyciu. Gdy zajc spostrzeg, e powietrze znw byo czyste, wskoczy do zamku, akurat do
krlewny, usiad pod jej krzesem i podrapa w nog. Rzeka wtedy: "Poszed std", bo mylaa, e to
pies. Zajc podrapa j drugi raz, a ona znowu rzeka: "Poszed precz!", bo znw mylaa, e to pies.
Zajc podrapa j trzeci raz. Spojrzaa wic w d i poznaa zajca po naszyjniku. Wzia go na kolana,
zaniosa do swej komnaty i rzeka: "Drogi zajcu, czego tu chcesz?" A on odpowiedzia: "Mj pan, ktry
zabi smoka, jest tu i posya mnie, bym prosi o chleb, jaki je sam krl." Ucieszya si niezmiernie,
kazaa woa piekarza i rozkazaa mu przynie chleb, jaki je sam krl. Zajczek za rzek: "Piekarz
sam go musi zanie, by psy szkody mi nie uczyniy." A piekarz zanis go a pod same drzwi izby w
gospodzie. Zajc stan na tylnych nogach, chleb chwyci w przednie i zanis swemu panu. Myliwy za
rzek: "Widzisz, panie gospodarzu, sto sztuk zota naley do mnie." Gospodarz zdziwi si, ale myliwy
doda: Tak, panie gospodarzu, chleb ju mam, ale zjadbym jeszcze krlewskiej pieczeni." Gospodarz
odpar: "Chciabym to zobaczy", ale zaoy si nie chcia. Myliwy zawoa lisa i rzek: "Lisku mj, id i
przynie mi pieczeni, jak je sam krl!" Rudy lis zna si na krtych ciekach, szed po ktach i
zakamarkach, a aden pies tego nie zauway. Usiad pod krzesem krlewny i podrapa j w nog.
Spojrzaa wic w d i poznaa go po naszyjniku, zabraa do swej komnaty i rzeka: "Drogi lisie, czego
tu chcesz?" A on odpowiedzia: "Mj pan, ktry zabi smoka, jest tu i posya mnie, bym prosi o
piecze, jak je sam krl." Kazaa woa kucharza i rozkazaa mu przyrzdzi piecze, jak je sam krl,
a lisowi zanie j pod drzwi. Odebra wic lis misk, ogonem zmit muchy, ktry usiady na pieczeni i
zanis j swemu panu. "Widzicie, panie gospodarzu", rzek myliwym "Chleb i miso ju mam, ale
zjadbym jeszcze saatki, jak jada krl!" Zawoa wic wilka i rzek: "Drogi wilku, id i przynie mi
saatki, jak jada krl!" Poszed wic wilk prosto do zamku, bo nikogo si nie ba, a gdy wszed do
komnaty, zapa j od tyu za sukni, by si odwrcia. Poznaa go po naszyjniku, zabraa do swej
komnaty i rzeka: "Drogi wilku, czego tu chcesz?" A on odpowiedzia: "Mj pan, ktry zabi smoka, jest
tu i posya mnie, bym prosi o saatk, jak je sam krl." Kazaa woa kucharza i rozkazaa mu
przyrzdzi saatk, jak je sam krl, a wilkowi zanie j pod drzwi. Odebra wic wilk misk i zanis
swemu panu."Widzicie, panie gospodarzu", rzek myliwym "Chleb, miso saatk i sodkoci ju mam,
ale wypibym jeszcze wina, jakie pije sam krl!" Zawoa wic lwa i rzek: "Drogi lwie, id i przynie mi
wina, jakie pije sam krl!" Poszed wic lew, a ludzie uciekali przed nim, a gdy przechodzi koo stray,
chcieli mu zagrodzi drog, lecz on rykn raz jeno, a wszyscy uciekli. Poszed wic lew do krlewskich
komnat i zapuka ogonem do drzwi. Wysza krlewna i mao si lwa nie wystraszya, ale poznaa go
zotym zamku ze swego naszyjnika i kazaa mu i swej komnaty i rzeka: "Drogi lwie, czego tu
chcesz?" A on odpowiedzia: "Mj pan, ktry zabi smoka, jest tu i posya mnie, bym prosi o wino, jakie
pije sam krl." Kazaa wic woa podczaszego i rozkazaa mu la lwu wina, jakie pije sam krl, a lew
rzek: "Pjd z nim sprawdzi, czy dostan waciwe. Poszed wic z podczaszym do piwnic, a gdy byli
ju na dole, podczaszy chcia ula zwykego wina, jakie pij sudzy, lecz lew rzek: "Stj! Ja najpierw
sprbuj!", ula sobie p kufla i wypi go na raz. "Nie," rzek, "to nie jest waciwe." Podczaszy spojrza
na niego krzywo, lecz poszed do innej beczki, gdzie stao wini dla krlewskiego marszaka, lecz lew
znowu rzek: "Stj! Ja najpierw sprbuj!", ula sobie p kufla i wypi go na raz. "To jest lepsze, lecz
wci nie jest waciwe." Rozeli si podczaszy i rzek: "Co takie gupie bydl wie o wini!", lecz lew da
midzy uszy, a ten pad lekko na ziemi. A gdy si ockn, poprowadzi lwa w milczeniu do wyjtkowej
piwnicy, gdzie stao wino dla krla, a ktrego nie dostawa aden inny czowiek. Lew ula sobie p kufla
i sprbowa, potem za rzek: "To jest waciwe." I kaza podczaszemu napeni butelki. Wrcili na
gr,

lecz na wolnym powietrzu lew pocz si koysa, bo by ju pijany. I tak podczaszy sam musia zanie
wino pod drzwi. Lew chwyci kosz w pysk i zanis go swojemu panu. Myliwy za rzek: "Widzicie,
panie gospodarzu, teraz mam chleb, miso, saatk, sodkoci i wino, jakie tylko krl ma, a teraz chc
co zje z moimi zwierztami. Usiad, jad, pi i podzieli si z zajcem, lisem wilkiem, niedwiedziem i
lwem. A by te dobrej myli, bo widzia, e krlewna wci go kochaa.
Gdy ju zjad, rzek: "Panie gospodarzu, zjadem ju i wypiem, jak je i pije krl. Teraz pjd na dwr
krla i oeni si z krlewn. Gospodarz zapyta: "Jake to chcesz uczyni. Ona ma ju narzeczonego, a
dzisiaj jest dzie zalubin?" Wtedy myliwy wycign chusteczk, ktr mu krlewna na smoczej grze
daa, a w ktrej zawinite byo siedem jzykw potwora i rzek: "Pomoe mi to, co trzymam w rku."
Gospodarz obejrza chusteczk i rzek: "Jak tak sobie myl, to ci nie wierz i zao si o dom i
zajazd." Myliwy wycign sakw z tysicem sztuk zota, postawi j na stole i rzek: "A ja stawiam to
w zamian!" A krl rzek do swej crki w krlewskiej sali: "Czego chciay te dzikie zwierzta, ktre
przyszy do ciebie, wchodziy i wychodziy z mojego zamku?" Krlewna odpowiedziaa: "Nie mog
powiedzie, ale polijcie po pana tych zwierzt, bdzie do dobry uczynek." Krl posa swego sug do
gospody i zaprosi obcego czowieka, a suga wszed akurat w chwili, gdy myliwy dobi zakadu. Rzek
za: "Widzicie, panie gospodarzu, krl przysya sucego by mnie zaprosi, ale ja tak nie pjd." A do
sucego doda: "Prosz krla, by raczy mi przysa krlewskie stroje, powz z szecioma komi i
sucymi, ktrzy bd mi usugiwa." Gdy krl usysza odpowied, rzek do swej crki: "Co mam
czyni?" A ono odpowiedziaa: "Ka mu zawie, czego chce, a bdzie to dobry uczynek." Wysa wic
krl krlewskie stroje, powz z szecioma komi i sucych, ktrzy mili mu usugiwa. Gdy myliwy
ich ujrza, rzek: "Widzicie, panie gospodarz, teraz mi daj, czego chciaem", ubra krlewskie stroje,
wzi chustk ze smoczymi jzorami i pojecha do krla. Gdy krl go ujrza, rzek do swej crki: "Jak
mam go przyj" A ona odpowiedziaa: "Wyjdcie mu naprzeciw, a zrobicie dobry uczynek." Wyszed
wic krl myliwemu naprzeciw i poprowadzi go do gry, a wszystkie zwierzta szy za nimi. Krl
wskaza mu miejsce obok siebie i swej crki. Marszaek siedzia z drugiej strony jako narzeczony, lecz
go nie pozna. Wyniesiono siedem smoczych gw na pokaz, a krl rzek: "TE siedem gw odrba
smokowi marszaek, dlatego oddaj mu dzisiaj sw crk za on." Wsta wtedy myliwy, otworzy
siedem gardzieli i rzek: "Gdzie s smocze jzory?" Wystraszy si marszaek, nie wiedzia co
powiedzie, a wreszcie rzek w strachu: "Smoki nie maj jzykw." A myliwy odpowiedzia: "Kamcy
nie powinni ich mie, a smocze ozory to znak zwycistwa", odwin chusteczk, a leao w niej siedem
jzykw. Potem wsadzi kady jzyk do garda, w ktrym mia by i wszystkie pasoway dokadnie.
Potem wzi chusteczk z wyhaftowanym imieniem krlewny. Pokaza j dziewicy i spyta, komu j
daa. A ona odpowiedziaa: "Temu, kto zabi smoka." Potem przywoa swj zwierzyniec, zdj kademu
naszyjnik,a lwu zoty zamek, pokaza to dziewicy i zapyta, do kogo nale. A ona odpowiedziaa:
"Naszyjnik i zoty zamek byy moje, ale rozdzieliam to midzy zwierzta, bo pomogy zabi smoka."
Myliwy rzek wtedy: "gdy zmczony walk odpoczywaem i spaem, przyszed marszaek i odrba mi
gow. Znis potem krlewn na d i udawa, e to on zabi smoka, a e kama, zawiadczamy tymi
jzykami, chusteczk i naszyjnikiem." Potem opowiedzia, jak zwierzta wyleczyy go cudownym
korzeniem, e wdrowa przez rok, a wreszcie tu wrci, gdzie dowiedzia si o oszustwie marszaka od
gospodarza. A wtedy krl zapyta swoj crk: "Czy to prawda, e to on zabi smoka?" A ona
odpowiedziaa: "Tak, teraz mog wyjawi haniebny czyn marszaka, bo prawda wysza na jaw bez
mego udziau. Przymusi mnie bowiem do obietnicy milczenia. Dlatego postanowiam, e moje wesele
bdziemy witowa dopiero za rok i jeden dzie." Krl kaza zwoa dwunastu radcw. Mili oni
zdecydowa o losach marszaka. Uradzili, e ma zosta rozerwany przez cztery woy. Gdy wyrok na
marszaku wykonano, krl odda sw crk myliwemu i wyznaczy go swym namiestnikiem w caym
krlestwie. Wesele witowano w wielkiej radoci, a mody krl kaza sprowadzi swego przybranego
ojca i obsypa go skarbami. O gospodarzu take nie zapomnia, posa po niego i rzek: "Widzicie, panie
gospodarzu, oeniem si z krlewn, a dom i zajazd s moje." Gospodarz rzek na to: "Tak, tak by
byo sprawiedliwie." Lecz mody krl rzek: "Niech bdzie wedle ask: Dom i zajazd niechaj zachowa, a
ja doo mu jeszcze tysic sztuk zota.
Mody krl i moda krlowa byli dobrej myli i yli wreszcie szczliwie razem. On wyrusza czsto na
polowanie, bo bya to jego rado, a wierne zwierzta musiay i za nim. Niedaleko znajdowa si las,
o ktrym mwiono, e nie jest zwyczajny, e jeli kto do niego wejdzie, to ju nie wyjdzie. Mody krl
mia wielk ochot w nim zapolowa i dawa staremu krlowi spokoju, nim mu na to pozwoli. Pojecha
wic w wielkim orszaku, a gdy dojecha do lasu, ujrza nienobia ani i rzek do swych ludzi:
"Czekajcie tu, a wrc, zapoluj na to pikne dzikie stworzenie." I pogalopowa za nim do lasu i tylko
jego zwierzta poszy za nim. Ludzie czekali do wieczora, lecz on nie wraca. Pojechali wic do domu i
opowiedzieli modej krlowej: "Mody krl jest w zaczarowanym lesie, polowa na bia ani i ju nie
wrci.
Zatroskaa si wielce z jego powodu.
On za goni za piknym zwierzciem i nigdy nie mg go dogoni, gdy ju myla, e moe ju strzela,

widzia je zaraz w oddali, jak skacze, a wreszcie zniko cakiem. Zauway, e zagalopowa si gboko
w las, wzi swj rg i zad, lecz nie dosta odpowiedzi, bo jego ludzie nie mogli tego usysze. A gdy
nastaa noc, wiedzia ju, e tego dnia nie wrci do domu, zsiad z konia, pod drzewem rozpali ognisko
i chcia tak przenocowa. Gdy tak siedzia przy ogniu, a jego zwierzta pooyy si przy nim, wydao
mu si, e syszy ludzki gos. Rozejrza si, lecz niczego nie dostrzeg. Niedugo potem znowu usysza
jakie stknicie, jakby z gry, spojrza wic tam i ujrza star bab na drzewie, ktra wci
lamentowa: "hu, huu, hu, jak mi zimno!" Rzek wic: "Zejd na d i ogrzej si, jeli ci zimno." Lecz
ona rzeka: "Nie, twoje zwierzta mnie pogryz." Ona za rzek: "Nic ci nie zrobi, stara mateczko,
zejd tylko na d." Lecz to bya wiedma i rzeka: "Zrzuc z drzewa rzg, jeli uderzysz ni zwierzta
w plecy, nic mi nie uczyni." Zrzucia mu wic rdk, a uderzy ni zwierzta, a one zrobiy si ciche,
bo zmieniy si w kamie. A gdy wiedma bya ju bezpieczna przed zwierztami, zeskoczya na d i
take jego dotkna rdk zmieniajc go w kamie. Potem rozemiaa si i zacigna go ze
zwierztami do dou, gdzie byo wicej takich kamieni.
Gdy mody krl nie wraca, krlewna baa si i bya coraz bardziej o niego zatroskana. Zdarzyo si, e
wanie drugi brat, ktry podczas rozstania poszed na wschd, przyby do krlestwa. Szuka pracy, lecz
nie mg jej znale, chodzi wic i kaza swym zwierztom taczy. Wpad wreszcie na pomys, e
dobrze by byo zobaczy n, ktry wbili przy rozstaniu w pie drzewa, by dowiedzie si, jak idzie
bratu. Gdy doszed, strona brata bya na wp przerdzewiaa, w poowie jednak cigle lnia. Wystraszy
si i myla "Mojego brata musiao spotka wielkie nieszczcie, lecz moe jeszcze go uratuj, bo
poowa cigle lni." Poszed wic ze zwierztami na zachd, a gdy dotar do miejskich bram, stra
cofna si i zapytaa, czy ma zameldowa jego przybycie maonce. Moda krlowa martwia si od
paru dni o niego i baa si, e zgin w czarodziejskim lesie. Stra mylaa bowiem, e to sam krl
przed nimi stoi, taki by podobny, a za nim biegay dzikie zwierzta. Zrozumia wtedy, e mowa jest o
jego bracie i myla: "Bdzie najlepiej, jak si za niego podam, moe bdzie mi atwiej go uratowa.
Kaza si wic prowadzi straom do zamku, a przyjto go z wielk radoci. Moda krlowa mylaa, e
to jej m, i zapytaa go, dlaczego go tak dugo nie byo. On za odpowiedzia: "Zgubiem si w lesie i
szybciej nie umiaem odnale drogi."
Wieczorem zaprowadzono go do krlewskiego oa, lecz on pooy obosieczny miecz midzy siebie a
mod krlow. Nie wiedziaa, co to ma znaczy, lecz nie waya si pyta.
Pozosta tam par dni i bada wszystko, co byo zwizane z zaczarowanym lasem, wreszcie rzek:
"Musz jeszcze raz tam zapolowa." Krl i moda krlowa chcieli go od tego odstrczy, lecz on nalega
i wyruszy w kocu z wielkim orszakiem. Gdy dotar do lasu, nie byo inaczej ni z jego bratem,
zobaczy bia ani i rzek do swych ludzi: "Czekajcie tu, a wrc, musz zapolowa na to pikne
dzikie zwierz.", pogalopowa w las, a zwierzta biegy za nim. Lecz ani docign nie mg, cho
zapdzi si tak gboko w las, e musia w nim przenocowa. Gdy rozpali ognisko, usysza stkanie:
"Hu, huu, hu, jak mi zimno!" Spojrza do gry, a na drzewie siedziaa ta sama wiedma. Rzek do niej:
"Jeli ci zimno, zejd na d, stara mateczko, ogrzej si." A ona odpowiedziaa: "Nie, twoje zwierzta
mnie pogryz." Lecz on rzek: "Nic ci nie zrobi." A ona zawoaa: "Zrzuc ci rzg, gdy uderzysz ni
zwierzta, nic mi nie zrobi." Gdy myliwy to usysza, przesta ufa starej i rzek: "Nie bij moich
zwierzt, a ty schod, albo po ciebie pjd." Ona za zawoaa: "Czego chcesz, nic mi chyba nie
zrobisz!" Lecz on odpowiedzia: "Jeli nie zejdziesz, to zestrzel ci na d." A ona rzeka: "Strzelaj, nie
boj si twych kul." Przyoy bro i strzeli do niej, lecz wiedma odporna bya na kule z oowiu, miaa
si przeraliwie i zawoaa "Nie trafisz we mnie." Lecz myliwy zna na ni rad, urwa trzy zote guziki z
surduta i zaadowa nimi flint. Caa jej sztuka bya wobec nich bezradna, a gdy nacisn na spust,
spada z krzykiem. Postawi na niej nog i rzek: "Stara wiedmo, jeli zaraz nie wyznasz, gdzie jest
mj brat, chwyc ci w obie rce i wrzuc w ogie!" W wielkim strachu prosia o ask i rzeka: "Ley ze
swymi zwierztami zamieniony w kamie w dole." Zmusi j, by z nim posza, grozi jej i rzek: "Stary
koczkodanie, teraz oywisz mojego brata i wszystkie stworzenia, ktre le w tym dole, lub trafisz do
ognia!" Wzia wic rdk i dotykaa ni kamieni, jego brat oy ze zwierztami ,a z nimi wielu
innych, kupcw, rzemielnikw, pasterzy. Wstali i podzikowali za uwolnienie i ruszyli do domu.
Bliniacy za, gdy si znw ujrzeli, ucaowali si i cieszyli z caego serca. Potem chwycili wiedm i
wrzucili w ogie, a gdy si spalia, las otworzy si sam, zrobi si przejrzysty i jasny. Mona byo
dostrzec krlewski zamek oddalony o trzy godziny drogi.
Szli tak razem do domu opowiadajc w drodze o swych losach. A gdy modszy rzek, e jest
namiestnikiem krla w caym kraju, rzek do niego drugi: "Zauwayem, bo byem w tym miecie i
udawaem ciebie, cieszyem si krlewsk chwa. Moda krlowa uwaaa mnie za swojego ma,
musiaem spa u jej boku w twoim ou." Gdy modszy to usysza,
zrobi si tak zazdrosny, tak si rozgniewa, e doby mieczy i odrba bratu gow. Gdy ten lea
martwy, a brat ujrza, jak pynie jego czerwona krew, strasznie czynu swego aowa. "Mj brat mnie
aowa," zawoa, "a ja go za to zabiem!" i zawodzi dugo. Wtedy przyszed zajc i zaoferowa si

przynie korze ycia, skoczy wic i przynis go jeszcze na czas, a martwy wrci do ycia i nawet
ladu rany nie dostrzeg. Potem ruszyli dalej, a modszy rzek: "Wygldasz jak ja, masz krlewskie
szaty jak ja, id za tob zwierzta jak za mn. Wejdziemy do miast z przeciwnych stron i razem udamy
si do krla." Rozdzielili si wic, a stra z przeciwnych bram zameldowaa jednoczenie krlowi, e
mody krl wraca ze swymi zwierztami z oww. Rzek wic krl. "To niemoliwe, bramy dzieli godziny
drogi." I w tym momencie przybyli z dwch strona dwaj bracia na zamek i obaj ruszyli po schodach do
gry. A krl rzek do swej crki: "Powiedz, ktry jest twoim mem? Jeden wyglda jak drugi, nie mog
si rozezna." Wystraszya si i nie umiaa odpowiedzie, lecz w kocu przypomniaa sobie o
naszyjniku, ktry daa zwierztom, poszukaa i znalaza po zotym zameczki lwa. Zawoa wic
szczliwa: "Ten, za ktrym idzie lew, ten jest prawowitym mem!" Zamia si wtedy mody krl i
rzek: "Tak, ten jest prawowity." Usiedli razem do stou, jedli, pili i byli weseli. Wieczorem, gdy mody
krl szed do ka, rzeka jego ona: "Dlaczego ostatnimi nocami kade obosieczny miecz do naszego
ka? Mylaam, e chcesz mnie zabi." Pozna wtedy, jak wierny by jego brat.

BRAT WESOEK
Bya kiedy wielka wojna, a gdy wojna ta si skoczya, wielu onierzy zwolniono ze suby. Take Brat
Wesoek zosta zwolniony, a nie dano mu nic prcz chleba kominiaka, a z pienidzy cztery krojcery. Z
tym wyruszy w drog. Lecz wtedy wanie wity Piotr stan na drodze jako ebrak, a gdy podszed w
jego stron Brat Wesoek,, poprosi go o jamun. On za odpowiedzia: "Drogi ebraku, co mam ci
da Byem onierzem i zwolniono mnie ze suby. Nie mam nic prcz maego bochenka chleba
kominiaka i czterech krojcerw pienidzy. Gdy to si skoczy, sam bd musia i ebra jak ty. Ale i
tak co ci dam." Po tych sowach podzieli bochenek na cztery czci i da apostoowi jedn z nich, a do
tego jednego krojcera. wity piotr podzikowa mu, poszed dalej i znw stan onierzowi na drodze
pod inn postaci, lecz znw jako ebrak, a gdy ten do niego podszed, prosi go jak poprzednio o dar.
Brat Wesoek mwi jak przedtem i znw da mu wiartk chleba i jednego krojcera. wity piotr
podzikowa i poszed dalej, lecz po raz trzeci stan mu na drodze pod zmienion postaci jako ebrak
i zagadn Brata Wesoka: Brat Wesoek da mu trzeci wiartk i trzeciego krojcera. wity Piotr
podzikowa, a Brat Wesoek poszed dalej i nie mia nic wicej jak tylko wiartk chleba i jednego
krojcera. Poszed z tym do gospody, zjad chleb, za krojcera kaza sobie jeszcze nala piwa. Gdy
skoczy, ruszy w drog i wanie wtedy wity Piotr podszed do niego pod postaci zwolnionego ze
suby onierza. I zagadn go: "Dzie dobry kamracie. Czy nie mgby mi da kawaka chleba i
jednego krojcera na picie?" - "A skd mam to wzi," odpowiedzia brat wesoek, "Mnie te zwolniono,
a nie dostaem nic prcz bochenka chleba kominiaka i czterech krojcerw z pienidzy. Na drodze
spotkaem trzech ebrakw, kademu daem wiartk z mego chleba i po krojcerze pienidzy. Ostatni
kawaek zjadem w gospodzie, a za ostatniego krojcera napiem si. Teraz nic nie mam, a jeli i ty nic
nie masz, to moemy razem pj na ebry." - "Nie," odpowiedzia wity Piotr, " to nie jest konieczne.
Znam si troch na doktorowaniu i na tym zarobi tyle, ile mi trzeba." - "Tak," rzek Brat Wesoek, "Ale
ja si na tym nie znam, musz wic sam i na ebry." - "To chod ze mn," rzek wity piotr, "gdy
co zarobi, dostaniesz z tego poow." - "To mi odpowiada," rzek Brat Wesoek. Poszli wic dalej
razem. Doszli tak do chopskiej chaupy, a usyszeli z niej straszne biadanie i krzyk. Weszli wic do
rodka, a lea tam czowiek miertelnie chory i bliski zgonu, jego ona wya i gono pakaa.
"Skoczcie z wyciem i paczem," rzek wity Piotr, "sprawi, e m ozdrowieje," Wyj z torby ma i
w okamgnieniu wyleczy chorego, e ten mg wsta i by zupenie zdrw. M i ona rzekli wic w
wielkiej radoci: "Jak moemy wam odpaci? Co mamy wam da?" wity Piotr nie chcia nic wzi, a
im bardziej chopskie maestwo go prosio, tym bardziej si wzbrania. Lecz Brat Wesoek szturchn
witego Piotra i rzek: "We co, my te jestemy w potrzebie." Chopka przyprowadzia w kocu
jagni i rzeka do witego Piotra, e musi je przyj, lecz on nie chcia. Wtedy Brat Wesoek szturchn
witego Piotra w bok i rzek: "We to, gupi ole, potrzebujemy go. Rzek wic wreszcie wity Piotr,
"Dobrze, wezm jagni, lecz nie bd go nis,, jeli go chcesz, musisz je nie." - "Nie martw si o to,"
rzek brat wesoek, "ju ja je ponios," I wzi je na plecy. Ruszyli w drog i doszli do lasu, jagni za
poczo Bratu Wesokowi ciy, a i godny by, rzek wic do witego Piotra: "Patrz, jakie pikne
miejsce. Moemy tu ugotowa jagni i je zje." - "Dobrze," odpowiedzia wity Piotr, "ale na
gotowaniu si nie znam. Jeli chcesz gotowa, to masz tu kocio, a ja sobie w tym czasie pochodz tu i
tam, a bdzie gotowe. Nie wolno ci jeno zacz je, zanim nie wrc, a przyjd na czas." - "Id
wic," rzek Brat Wesoek, "Znam si na gotowaniu i wszystko zrobi." Odszed zatem wity Piotr, a
Brat Wesoek ubi jagni, rozpali ogie, miso wrzuci do kota i gotowa. Jagni w kocu byo gotowe,
lecz aposto nie wraca. Brat Wesoek wyj je z kota i rozci, rozci i znalaz serce. "To bdzie
najlepsze," rzek i sprbowa, a wreszcie zjad cae. Gdy wity Piotr wrci, rzek: "Moesz zje cae
jagni, ja chc tylko jego serce. Daj mi je." Wzi tedy Brat Wesoek n i widelec i udawa, e w
jagniciu szuka serca, lecz nie moe go znale. Wreszcie po prostu rzek: "Nie ma go." - "A gdzie
moe by?" rzek aposto. "Nie wiem," odpowiedzia Brat Wesoek, "ale patrz, jakie z nas bazny,
Szukamy serca jagnicia i aden z nas nie wpad na to, e jagni nie ma serca!" - "Ach, rzek wity
Piotr, " To co nowego. Wszystkie zwierzta maj serce. Dlaczego jagni ma nie mie serca?" - "Nie, na
pewno bracie, jagni nie ma serca, zastanw si tylko, a zrozumiesz, naprawd go nie ma!" - "Ju
dobrze," rzek wity Piotr, "Nie ma serca, wic nic nie chc z jagnicia. Moesz go sam zje." -

"Czego nie bd mg zje, wsadz do tornistra," rzek Brat Wesoek, zjad p jagnicia, a co zostao
wsadzi do swego tornistra. Poszli dalej, a wity Piotr sprawi, e w poprzek lasu pyna woda, przez
ktr musieli przej. Rzek wic wity Piotr "Id przodem." - "Nie," odpowiedzia Brat Wesoek, "Ty
id przodem," i pomyla "Nie rusz si, jeli woda bdzie dla niego za gboka." Przeszed wic przez
ni wity Piotr, a woda sigaa mu do kolan.
Brat Wesoek chcia wic pj za nim, ale wody zrobio si wicej i sigaa mu po szyj. Zawoa wic
"bracie, pom mi!" A wity Piotr rzek "A przyznasz, e zjade serce jagnicia?" - "Nie,"
odpowiedzia, "nie zjadem go." Wody zrobio si jeszcze wicej i sigaa mu ju do ust, "pom mi,
bracie," zawoa onierz. A wity Piotr rzek jeszcze raz: "Przyznasz, e zjade serce jagnicia?" "Nie," odpowiedzia, "nie zjadem go." Lecz mimo to wity Piotr nie chcia, by si utopi, wodzie kaza
opa i pomg mu przej. Ruszyli dalej i doszli do pewnego krlestwa. Usyszeli tam, e crka krla
ley tam miertelnie chora. "Halo, barcie," rzek onierz do witego Piotra, "To dopiero jest dla nas
pow, jeli j wyleczymy, moemy by spokojnie o przyszy los." Lecz wity Piotr nie by jak dla niego
do szybki. "No, wsta na nogi, braciszku," rzek do niego, "ebymy zdyli na czas." Lecz wity
Piotr szed coraz wolniej, cho Brat Wesoek pogania go i cign, a wreszcie usyszeli, e krlewna
umara. "Doczekalimy si," rzek Brat Wesoek, "To od twojego zaspanego chodu." - "Cicho,"
odpowiedzia wity Piotr, "Potrafi wyleczy wicej ni chorych. Mog nawet martwych przywrci do
ycia." - "Jeli tak, " rzek Brat Wesoek, "Wybacz ci to, ale musisz dla nas zarobi przynajmniej p
krlestwa." Potem poszli do krlewskiego zamku, gzie wszystko trwao w aobie. wity Piotr rzek do
krla, e chce przywrci do ycia jego crk. Zaprowadzono go wic do niej, a on rzek: "Przyniecie
mi kocio z wod," a gdy go przyniesiono, kaza wszystkim wyj, tylko Brat Wesoek mg przy nim
zosta. Odci potem wszystkie czonki nieboszczki, wrzuci do wody, rozpali ogie pod kotem i
gotowa. Gdy wszystko miso odpado od koci, wyj pikny biay szkielet, pooy na stole i poskada
wedug naturalnego porzdku. Gdy to si stao, stan przed nim i rzek trzy razy: "W imieniu
przenajwitszej trjcy, nieboszczko wsta!" A za trzecim razem podniosa si krlewna do ycia
przywrcona, zdrowa i pikna. Krl za w wielkiej rado rzek: "Nazwij sw nagrod, a choby to bya
poowa krlestwa, dam ci j." Lecz wity Piotr rzek: "Nic za to nie dam." - "Och, gupi Jasiu!"
pomyla Brat Wesoek do siebie, szturchn kamrata w bok i rzek: "Nie bd taki gupi. Moe ty nic nie
chcesz, ale czego potrzebuj." Lecz wity Piotr niczego nie chcia. Krl jednak widzia, e ten drugi,
czego chce, tak wic kaza skarbnikowi wypeni jego tornister zotem.
Ruszyli dalej, a gdy doszli do lasu, wity Piotr rzek do Brata Wesoka: "Teraz podzielimy zoto." "Tak," odpowiedzia, "to wanie zrobimy." Podzieli wic wity Piotr zoto, a podzieli na trzy czci.
Brat Wesoek pomyla sobie: "Znw brakuje mu klepki we bie, robi trzy czci, a jest nas dwch."
wity Piotr za rzek: "Podzieliem dokadnie, jedna cz dla mnie, jedna cz dla ciebie, a jedna dla
tego, kto zjad serce jagnicia." Och, zapomniaem o tym," odpowiedzia Brat Wesoek i szybko zgarn
zoto, "Moesz mi wierzy." - "Jak moe to by prawd?" rzek wity Piotr, "Jagnita nie maj przecie
serca." - "Aj, bracie, bdzisz! Jagni ma serce, jak kade zwierz. Dlaczego miaoby go nie mie?" "Ju dobrze," rzek wity Piotr, "We sobie sam to zoto, nie zostan duej przy tobie i pjd swoj
drog." - "Jak chcesz, braciszku," odpowiedzia onierz, "Bd zdrw!"
Poszed wic wity Piotr, a Brat Wesoek pomyla sobie: "Dobrze, e sobie poszed, jaki dziwny z
niego witoszek." Mia ju duo pienidzy, ale nie umia si z niemi obej, roztrwoni, rozda, a min
czas i znw nie mia nic. Doszed wtedy do kraju, gdzie usysza, e umara krlewska cra. "Hola!,
pomyla sobie, " to moe obrci si na dobre. Oywi j i ka sobie zapaci, co si naley." Poszed
wic do krla i rzek, e obudzi nieboszczk. A krl sysza ju, e pewien onierz zwolniony ze suby,
chodzi po wiecie i oywia zmarych. Pomyla wic sobie, e to ten wanie czek, lecz zaufania do nie
mia, zapyta wic doradcw, a ci odparli, e moe sprbowa, bo jego crka i tak nie yje. Kaza wic
Brat Wesoek przynie wody w kotle, kaza wszystkim wyj, odci wszystkie czonki, wrzuci je do
wody, rozpali pod ni ogie, dokadnie tak, jak widzia to przy witym Piotrze. Woda zacza si
gotowa, a miso poczo odpada, wyj wic szkielet i rozoy na stole, ale nie wiedzia, w jakim
porzdku ma to lee i poukada wszystko na odwrt w wielkim baaganie. Stan potem przed tym i
rzek: "W imi przenajwitszej trjcy, nieboszczko wsta!" I rzek to trzy razy, lecz koci ani si nie
ruszyy. Rzek wic jeszcze trzy razy, lecz i tym razem daremnie. "Pioruska dziewko, wsta," zawoa,
"wsta, bo bdzie z tob le!" gdy to rzek, nadszed przez okno wity Piotr w poprzedniej postaci
onierza bez suby i rzek: "Bezbony czeku, co ty wyprawiasz. Jak nieboszczka ma wsta, kiedy
koci na opak powrzucae?" - "Braciszku, robiem, jak tylko umiaem najlepiej," odpowiedzia. "Tym
razem wycign ci z biedy, ale powiadam ci, jeli zrobisz jeszcze raz co takiego, nie bdziesz mia
szczcia, a i od krla nie wolno ci da ni przyj za to ani odrobinki." Potem poukada koci podle
ich waciwego porzdku, rzek trzy razy do niej: "W imi przenajwitszej trjcy, nieboszczko wsta,"
a krlewska cra wstaa, bya zdrowa i pikna jak przedtem.
Wyszed wic wity Piotr przez okno, Brat Wesoek by wes, e tak dobrze poszo, zoci si jeno, bo
nic nie mg za to wzi. "Chciabym tylko wiedzie," pomyla, "co on za rozum ma w tym bie, bo co

jedn rk daje, to drug odbiera. Nie ma w tym sensu." A krl chcia da Bratu Wesokowi, czego ten
by da, ale on nie mg niczego przyj, ale aluzj i podstpem sprawi ,e krl kaza wypeni jego
tornister zotem, z nim za ruszy dalej. Gdy wyszed, przed bram sta wity Piotr i rzek: "Patrz,
jakim jeste czowiekiem, czy nie zabroniem ci bra czegokolwiek? A ty masz tornister peen zota." "C mog poradzi," odpowiedzia Brat Wesoek, "kiedy mi si wpycha." - "Powiadam ci, jeli drugi raz
tego sprbujesz, bdzie z tob le." - "Ach, bracie, teraz mam zoto, po co mi zajmowa si praniem
koci." - "Tak," rzek wity Piotr, "zota bdzie na dugo! Ale eby potem nie zszed na z drog, dam
twojemu tornistrowi tak moc, e wszystko, czego sobie zayczysz, znajdzie si w nim. Bd zdrw, nie
zobaczysz mnie wicej." - "Niech ci bg prowadzi," rzek i pomyla, "Ciesz si, e odchodzisz,
dziwaczny Cudaku, nie chc i za tob." O cudownej mocy danej tornistrowi duej nie myla.
Brat Wesoek wdrowa ze swoim zotem i wszystko przepuci i roztrwoni jak za pierwszym razem.
Gdy ju niczego wicej nie mia prcz czterech krojcerw, doszed do gospody i pomyla: "Czas pozby
si pienidzy" i kaza sobie przynie wina za trzy krojcery, a za jednego chleba. Gdy tak siedzia i pi,
doszed jego nosa zapach pieczonej gsi. Brat Wesoek rozejrza si i ujrza, e gospodarz ma w piecu
dwie gsi. Przypomniao mu si wtedy, e kamrat rzek do niego, e czegokolwiek sobie zayczy,
znajdzie w tornistrze. "Hola, musisz sprbowa z gsiami!" Wyszed wic i przed drzwiami rzek: "ycz
sobie dwch pieczonych gsi z pieca w tornistrze." A gdy to powiedzia, otworzy go i zajrza do rodka,
a obie tam leay. "Ach, to mi si podoba," rzek, "Teraz ze mnie jest go co si zowie," poszed na
k i wyj piecze. Gdy jad w najlepsze, przyszo dwch czeladnikw i zobaczyo swymi godnymi
oczyma jeszcze nie ruszon g. Brat Wesoek pomyla: "jedna ci wystarczy," zawoa chopakw i
rzek: "Wecie t g i zjedzcie j za moje zdrowie." Podzikowali i poszli z ni do gospody, kazali sobie
poda powk wina i chleb, wycignli g i zaczli je. Gospodyni przygldaa si i rzeka do swojego
ma : "Ci dwaj jedz g, sprawd, czy to nie jest g z naszego pieca." Gospodarz pobieg, a piec by
pusty. "Co zodziejski motoch, za darmo chcecie je gsi! Pacie mi zaraz, albo leszczynowej laski
dam wam zasmakowa." Oni za odrzekli: "Nie jestemy zodziejami, pewien onierz bez suby da
nam t g na ce." - "Nie bdziecie mnie krci za nos, onierz tu by, ale wyszed przez te drzwi
jako przyzwoity chop." Wzi kija i lejc ich przegna za drzwi. Brat Wesoek szed swoj drog a
doszed na miejsce, gdzie sta wspaniay zamek, a niedaleko od niego licha gospoda. Poszed do
gospody i poprosi o nocleg, lecz gospodarz go odprawi i rzek "Nie ma ju miejsca, dom jest peny
dystyngowanych goci." - "Dziwi mnie tom" rzek Brat Wesoek, "e przychodz do was, a nie do tego
wspaniaego zamku." Tak," odpowiedzia gospodarz," "Nie jest to takie dziwne. Kto poszed tam na noc,
ywy stamtd nie wrci." - "Jeli inni prbowali, to i ja sprbuj," rzek Brat Wesoek. "Lepiej zostaw
to," rzek gospodarz, "wyjdzie ci to gardem," - "Nie wyjdzie mi to gardem," rzek Brat Wesoek,
"Dajcie mi jeno misk a z ni dobre jedzenie i picie." Da mu wic gospodarz misk, jedzenie i picie, a z
ni Brat Wesoek poszed na zamek, raczy si jadem, a gdy w kocu zrobi si senny, pooy si na
ziemi, bo nie byo tam ka. Wnet zasn, lecz w nocy zbudzi go ogromny haas, a gdy otrzewia,
zobaczy w pokoju dziewi brzydkich diabw, zrobili wok niego okrg i taczyli dokoa. Brat Wesoek
rzek za: Taczcie sobie, ile chcecie, ale nie podchodcie za blisko." Diaby cisny si jednak coraz
bliej niego i prawie deptay wstrtnymi nogami po jego twarzy. "Spokj ju, diabelskie mary," rzek,
lecz oni zocili go coraz bardziej. Rozeli si Brat Wesoek i zawoa: "Hola, zaraz was uspokoj!,
chwyci za nog od krzesa i tuk w sam rodek. Lecz dziewi diabw na jednego onierza byo zbyt
wielu, gdy wali w tego z przodu, cignli go za wosy ci z tyu i szarpali go podle. "Diabelska zgrajo,"
zawoa, "Za duo tego dobrego, poczekajcie! Wszystkie dziewi do mojego tornistra, Jazda!" I
wszystkie znalazy si w rodku, zamkn ho wic i wrzuci do kta. Zrobio si nagle cicho, Brat
Wesoek pooy si z powrotem i spa a do jasnego poranka. Gdy przyszed gospodarz ze szlachcicem,
do ktrego zamek w nalea, chcieli zobaczy, jak mu poszo, a gdy zobaczyli, e jest zdrw i rzeki,
dziwili si i zapytali: "Nic wam duchy nie zrobiy?" - "Zupenie nic", odpowiedzia Brat Wesoek,
"Wszystkie dziewi mam w tornistrze. Znowu moecie w spokoju zamieszka w zamku. Nikt ju nie
bdzie w nim hasa! Podzikowa mu zatem szlachcic, obdarowa go suto i prosi by zosta na jego
subie, chcia go mie w opiec do koca ycia. "Nie," odpowiedzia, "przywykem do wczgi, rusz
wic dalej." I tak odszed Brat Wesoek, napotka kuni, tornister w ktrym byo dziewi diabw
pooy na kowadle i poprosi kowala i jego czelad, by przywalili. Walili wic co si wielkimi motami, a
diaby podniosy straszny krzyk.
Gdy potem otworzy tornister, osiem pado, lecz jeden, ktry siedzia w fadzie, przey, wyskoczy wic
i pogna do pieka. Jeszcze dugo potem Brat Wesoek chodzi po wiecie, a kto go zna, mgby wiele o
tym opowiada. W kocu jednak zestarza si i zacz myle o swym kocu. Poszed wic do
pustelnika, ktry by znany jako pobony czek, i rzek do niego "Zmczya mnie wdrwka, chc teraz
zadba, by pj do krlestwa niebieskiego." - "Pustelnik odpowiedzia: "S dwie drogi, jedna jest
szeroka i przyjemna, a prowadzi do pieka, druga jest wska i kamienista, a prowadzi do nieba." "Musiabym by gupcem," pomyla Brat Wesoek, "Gdybym mia i kamienist drog." Ruszy wic, a
szed drog szerok i przyjemn, a doszed w kocu pod czarn bram, a bya to brama do pieka.
Brat Wesoek zapuka, odwierny popatrzy, kto to. Gdy zobaczy Brata Wesoka, wystraszy si, bo by
to akurat dziewity diabe, ktry siedzia w tornistrze i uciek z wielk liw pod okiem. Dlatego zasun
rygiel, pobieg do najwyszego diaba i rzek: "Przed bram jest jegomo z tornistrem i chce wej,

lecz za nic go nie wpuszczaj, bo wymwi yczenie, by cae pieko w tornistrze si znalazo. Ohydnie
kaza mnie raz wali motem." Zawoano wic do Brata Wesoka, by odszed i nie wchodzi. "Jeli ci
mnie nie chc," pomyla, "zobacz, czy w niebie znajd schronienie. Gdzie musz przecie zosta."
Zawrci wic i poszed a do niebieskich bram, gdzie take zapuka. wity Piotr siedzia przy niej jako
odwierny . Brat Wesoek od razi rozpozna go od razu i pomyla "Tu znalaze starego przyjaciela,
tutaj musi pj lepiej." Ale wity Piotr rzek: "Myl, e chcesz to nieba?" - "Wpu mnie bracie,
musz si gdzie zatrzyma. W piekle mnie nie przyjli, inaczej bym tu nie przyszed." - "Nie,"
odpowiedzia wity Piotr, " nie wejdziesz."- "Nie chcesz mnie wpuci, to chocia we z powrotem swj
tornister. Nie chc od ciebie nic wicej," rzek Brat Wesoek. " Daj go tu," powiedzia wity Piotr. Poda
mu zatem tornister przez kraty do nieba, a wity Piotr wzi go z powiesi koo swojego fotela. A wtedy
Brat Wesoek rzek: "teraz ycz sobie, bym sam znalaz si w tornistrze." I wnet w nim by, siedzia
teraz w niebie, wity Piotr musia go w nim zostawi.

DWAJ WDROWCY
Gra nie zejdzie si z dolin, ale dwoje ludzkich dzieci tak, a zwaszcza dobre i ze. Tak wic spotkali si
raz szewc z krawcem w wdrwce. Krawiec by typkiem maym i adnym, by wesoy i dobrej myli.
Zobaczy szewca, jak nadchodzi z naprzeciwka , a poniewa pozna po jego kuferku, co byo jego
rzemiosem, zapiewa pioseneczk drwic sobie z niego.
"Rb mi szew
Przecignij mi drut
Posmaruj go smo z prawa i lewa
I wbij mi mocno wiek"
Lecz szewc nie pozna si na arcie, skrzywi twarz, jakby napi si octu i zrobi min, jakby chcia
dorwa krawczyka za konierz. Lecz may czowieczek zacz si mia, poda mu flaszk i rzek, "Nie
chciaem ci obrazi, napij si, przeknij ." Szewc ostro pocign, a chmury z jego twarzy poczy
nikn. Odda krawcowi flaszk i rzek: "Ostro sobie jej pocignem, mwi si po dobrym piciu, a nie z
wielkiego pragnienia. Moe powdrujemy razem?" - "Czemu nie," odpowiedzia krawiec, "Jeli tylko
masz ochot i do wielkiego miasta, gdzie pracy nie brakuje." - "Wanie tam id," odpowiedzia
szewc, "W maym gniazdku nie da si nic zarobi, a na wiosce ludzie wol chodzi boso." Powdrowali
wic dalej razem, stawiali nogi jedna przed drug jak asica w niegu.
Czasu mili duo, lecz mao do przegryzienia. Gdy doszli do miasta, chodzili dokoa za rzemiosem, a
poniewa krawczyk by rzeki i wawy i mia rumiany policzki, dawa mu kady z radoci, a gdy
szczcie dopisao, to i crka majstra dawao mu w drzwiach buziaka na drog. Gdy spotyka si z
szewcem, zawsze mia wicej w swej sakwie. Szewc zrzdzi i kroi krzywe miny mylc: "Im wikszy
ajdak, tym wiksze szczcie." Ale krawiec pocz mia si i piewa, a dzieli si ze swoim kamratem
wszystkim, co dosta. A gdy tylko grosz jaki zabrzcza w kieszeni, kaza sobie podawa, wali z radoci
w st, e szklanki taczyy, a zasada jego bya taka: "atwo przyszo, atwo poszo." Gdy wdrowali ju
jaki czas, doszli do wielkiego lasu, przez ktry wioda droga do krlewskiego miasta. Prowadziy przez
niego dwie cieki, jedna bya duga na siedem dni, a druga na dwa, lecz aden z nich nie wiedzia,
ktra jest krtsza. Wdrowcy usiedli pod dbem i radzili, na ile dni trzeba im bdzie zabra chleba.
Szewc rzek: "Trzeba zaoy dusz drog, ja wezm chleba na siedem dni." - "Co," powiedzia
krawiec, cign na grzbiecie chleb na siedem dni, jak w pocigowy i si nie rozglda? Ufam Bogu i
o nic si nie troszcz. Pienidze w mojej kieszeni s tak samo dobre latem jak i zim, chleb za w
gorcu zeschnie, albo te i splenieje. Mj surdut te nie siga dalej ni do kostki. Dlaczego nie mamy
znale waciwej drogi? Chleba na dwa dni i basta." I tak kady kupi sobie chleba, a potem poszli
przez las na chybi trafi.
W lesie byo cicho jak w kociele. Wiatr nie wia, a strumie nie szumia, nie pieway ptaki, a przez
gsto usiane limi konary nie przemijao si soce. Szewc nie mwi ani sowa, cisn go chleb na
plecach, e pot cieka po jego ponurej i ciemnej twarzy. Krawczyk za by rzeki, podskakiwa gwizda
na liciu, albo piewa piosenk i myla: "Bg musi si w niebie cieszy, e jestem taki wesoy." I tak
byo przez dwa dni, lecz trzeciego dnia las wcale si nie skoczy, a krawczyk zjad swj chleb, take
serce opado mu o jaki okie niej. Lecz wci nie traci odwagi, zda si jeno na boga i swoje
szczcie. Trzeciego dnia pooy si godny pod drzewem, a nastpnego dnia by jeszcze bardziej
godny. Tak byo i czwartego dnia, a gdy szewc siedzia na powalonym drzewie i poera swe zapasy,
nie pozostao krawczykowi nic innego, jak si przyglda. Gdy poprosi go o kawaek chleba, tamten si
dziko mia i rzek: "Zawsze bye taki wesoy, moesz teraz zobaczy, jak to jest, gdy si nie jest
wesoym. Ptaszki, ktre za wczenie zaczynaj piewa, wieczorem strca jastrzb." Krtko, nie mia
litoci. Lecz pitego dnia biedny krawiec nie mg ju wsta ani ze saboci sowa z siebie wydoby,
policzki zrobiy si mu biae, a oczy czerwone. Rzek wtedy do niego szewc: "Dam ci dzisiaj kawaek

chleba, ale za to wybij ci prawe oko." Nieszczliwy krawiec, ktremu ycie mimo wszystko nie
zbrzydo, nie znalaz lepszej rady. Jeszcze raz zapaka obojgiem oczu, a potem je nadstawi, a szewc,
ktrego serce byo jak kamie, wybi mu ostrym noem prawe oko. Krawiec pomyla sobie, co zawsze
mwia mu mama, gdy dogadza sobie w jadalni: "je, ile mona, cierpie, ile trzeba." Gdy zjad ju
swj drogo kupiony chleb, zapomnia o nieszczciu i pociesza si tym, e nawet jednym okiem mg
widzie wystarczajco duo. Lecz szstego dnia wrci gd i mao serca mu nie zjad. Upad wieczorem
pod drzewem, a sidmego ranka nie mg si ze saboci podnie, a mier siedziaa mu na karku.
Rzek wic do niego szewc: Chc okaza ci lito i jeszcze raz dam ci chleba, ale ni za darmo, wykuj
ci za to drugie oko. Pozna wtedy krawiec, jaki by lekkomylny, prosi Boga o wybaczenie i rzek: "Rb,
co musisz, a ja wycierpi, co musz, lecz zwa, pan Bg nie sdzi co chwil, e przyjdzie godzina
zapaty za zy czyn, ktrego dopuszczasz si na mnie, cho go od ciebie nie zasuyem. W dobre dni
dzieliem z tob, co miaem. Moje rzemioso to sztuka, gdzie ukucie goni ukucie. Gdy nie bd mia
oczu, nie bd mg szy i bd musia ebra. Nie zostawiaj mnie tu, gdy bd lepy, inaczej przyjdzie
mi sczezn." Lecz szewc, ktry z serca Boga przegna, wzi n i wyku mu lewe oko. Potem da mu
kawaek chleba, poda kij i prowadzi go za sob.
Gdy zaszo soce, wyszli z lasu, a przed lasem na polu staa szubienica. Szewc prowadzi do niej
lepego szewca, zostawi go tam i poszed swoj drog. Ze zmczenia, blu i godu nieszcznik zasn
i spa ca noc.
Gdy dzie pocz szarze, obudzi si i nie wiedzia, gdzie jest. Na szubienicy wisiao dwch biednych
grzesznikw. Na gowie kadego siedziaa wrona. Wtedy jeden zacz mwi do drugiego: "Bracie,
czuwasz?"- "Tak, czuwam," odpowiedzia drugi. "Wic co ci powiem," znw zacz pierwszy, "Rosa,
ktra dzisiejszej nocy spada z szubienicy, odda oczy kademu, kto si w niej umyje. Gdyby lepcy to
wiedzieli. Niejeden z tych, co nie wierz, e to moliwe, odzyskaby wzrok." Gdy krawiec to usysza,
wzi chusteczk, przycisn do trawy, a gdy zwily j ros, wymy sobie ni oczodoy. Wnet si
spenio, co powieszony powiedzia. Doy wypenia para wieych i zdrowych oczu. Nie trwao dugo, a
krawiec ujrza, jak soce wschodzi za grami. Przed nim na rwninie leao krlewski miasto ze swoimi
wspaniaymi bramami i setk wie, a zote zwieczenia i krzye, ktre stay na ich czubkach, pocza
si arzy. Rozrnia kady li na drzewach, widzia jak przelatuj ptaki i jak komary tacz w
powietrzu. Potem wyj ig z torby, gdy udao mu si nawlec ni, tak dobrze jak zawsze to robi, serce
a drgno mu z radoci. Rzuci si na kolana i dzikowa Bogu za okazan ask, odmwi poranne
bogosawiestwo, nie zapomnia te pomodli si za biednych grzesznikw, ktrzy wisieli jak serce
dzwonu, a wiatr tuk jednym o drugiego. Potem wzi swj toboek na plecy, zapomnia o caym bl i
szed piewajc i gwidc. Pierwszym, co go spotkao, byo brzowe rebi, ktre skakao wolne po
polu. Zapa go za grzyw, chcia na niego wskoczy i pojecha do miasta, ale rebi, prosio o wolno:
"Jestem za mody, " rzeko, nawet taki lekki krawiec jak ty zamie mi grzbiet na dwoje, pozwl mi
biega, a bd silny. Moe przyjdzie taki czas, gdy bd ci mg odpaci." - "Biegnij," odpowiedzia
krawiec, "Widz, e i z ciebie jest skoczek," Da mu klapsa rzg po grzbiecie, a rebi a bio z radoci
tylnymi nogami, przez ywopoty i doy pognao w pole. Lecz krawczyk nie jad niczego od wczoraj.
"Soce," rzek, "wypenia moje oczy wiatem, ale chleb nie wypenia moich ust. Pierwsze, co spotkam,
choby na wp niejadalne, musi by moj straw." I w tym momencie za powag na k wyszed
bocian. "Stj, stj," zawoa krawiec i zapa go za nog, "Nie wiem, czy mona ci zje, ale gd nie
daje mi wyboru, musz uci ci gow i ci upiec." - "Nie rb tego, " odrzek bocian, "Jestem witym
ptakiem, ktry nikomu zego nie czyni, a i dobrze suy ludziom. Zostaw mnie przy yciu, a kiedy ci
odpac." - "Id wic, kumie dugonogi," rzek krawiec. Bocian unis si, jego dugie nogi zwisay, a on
powoli odlecia.
"Co to bdzie?" rzek krawiec sam do siebie, "mj gd jest coraz wikszy, a odek coraz bardziej
pusty. Co teraz wejdzie mi w drog, jest stracone." I w tym momencie na staw wypyna para
modych kaczek. "Przychodzicie jak na zawoanie," rzek, zapa jedn z nich i chcia jej eb ukrci, lecz
pewna stara kaczka, ktra siedziaa w trzcinie, zacza gono kwaka, podpyna z otwartym dziobem
i zaklinaa go, by zlitowa si nad jej dziemi. "Pomyl," rzeka, "Jak zawodziaby twoja matka, gdyby
kto ci dopad i chcia ci ukatrupi?" -"Cicho ju," rzek dobry krawiec, "moesz zachowa swoje
dzieci" i pooy sw zdobycz na wodzie.
Gdy si odwrci, stao tam, na wp puste drzewo. Widzia jak do niego wlatuj i wylatuj dzikie
pszczoy. "Zaraz znajd nagrod za moje dobre uczynki," rzek krawiec, "Mid mnie pokrzepi." Lecz
wtem wysza krlowa matka, grozia i rzeka: "Jeli tkniesz mj lud i zniszczysz moje gniazdo, wejd ci
w skr nasze da jak dziesi tysicy rozpalonych igie. Lecz jeli zostawisz nas w spokoju, bdziemy
ci kiedy pomoc suy."
Zobaczy krawczyk, e nic nie pocznie. "Trzy miski puste," rzek, "a na czwartej nic, marny to posiek."
Poczapa wic z wygodzonym odkiem do miasta, a poniewa bio na poudnie, gotowano ju dla
niego w gospodzie i od razu mg usi do stou. Gdy si nasyci, rzek: "teraz popracuj." Przeszed

si po miecie, znalaz wnet majstra i dobr posad. A e zna si na swym rzemiole doskonale, nie
trwao dugo, a sta si sawny i kady chcia mie nowy surdut od maego krawca. Z kadym dniem za
uznanie roso. "Nie mog osign ju wicej w mojej sztuce," rzek, "a jednak z dnia na dzie idzie
lepiej." W kocu wzi go kr na nadwornego krawca.
Ale jak to bywa na wiecie, tego samego dnia jego byy kamrat, szewc, zosta nadwornym szewcem.
Gdy zobaczy krawca, zauway, e ten ma dwoje zdrowych oczu, drczyo go sumienie. "Zanim si na
mnie zemci," pomyla sobie, "musz wykopa pod nim doek," Lecz kto komu doki kopie, ten sam w
nie wpada. Wieczorem, gdy skoczy prac i robio si ju ciemno, zakrad si do krla i rzek: "Panie,
krlu, krawiec to butny i zuchway czek. Chce zdoby zot koron, zaginion przed laty." -"To by byo
mi mie," rzek krl i kaza wezwa krawca przed swe oblicze i kaza mu odnale koron, lub na zawsze
opuci miasto. "Oho," pomyla krawiec, "ajdak daje wicej ni ma. Jeli ten ponury krl ode mnie
da, czego nie moe dokona aden czowiek, nie bd czeka do jutra, lecz ju dzi opuszcz miasto."
Zawiza wic swj toboek, lecz gdy wyszed przez bram, zrobio mu si przykro, e porzuci swe
szczcie i miasto, w ktrym szo mu tak dobrze. Doszed do stawu, gdzie zaznajomi si by z
kaczkami. Wanie siedziaa tam stara, ktrej mode oszczdzi. Siedziaa n brzegu i czycia si
dziobem. Poznaa go od razu i zapytaa, dlaczego zwiesi gow.
"Nie bdziesz si dziwi, gdy usyszysz, co mnie spotkao," odpowiedzia krawiec i opowiedzia jej o
swym losie. "Jeli to nic wicej," powiedziaa kaczka, "moemy co na to poradzi. Korona wpada do
wody i ley na dnie. Wnet j wycigniemy. Roz tylko chust na brzegu." Zanurkowaa z dwunastk
modych, a po piciu minutach znw bya na grze i siedziaa w koronie, ktra spoczywaa na jej
skrzydach, a dwunastka modych pywaa wok niej, podkaday swe dzibki i pomagay nie.
Dopyny na brzeg i pooyy koron na chucie. Nie uwierzysz, jaka bya wspaniaa, gdy wiecio na
ni soce, lnia jak sto tysicy granatw. Krawiec zawiza chust w czterech rogach i zanis j
krlowi, ktry w radoci zawiesi mu zoty acuch na szyi.
Gdy szewc zobaczy, e nie wysza mu podo, zacz zastanawia si nad drug, stan przed krlem i
rzek: "Panie, Krlu, krawiec znw sta si pyszny, zuchwale chce odtworzy w wosku cay krlewski
zamek, z wszystkim co da si przenie i nie, z tym co w rodku i na zewntrz." Krl wezwa krawca i
kaza odtworzy w wosku cay, zamek, z tym co mone przenie i nie, z tym co w rodku i na
zewntrz, a jeli nie byby w stanie tego dokona, choby brakowao gwodzia w cianie, ma by
uwiziony do koca ycia pod ziemi. "Cigle jaki kopot. Nikt tego nie wytrzyma," pomyla krawiec,
na plecy zarzuci toboek i odszed w dal. Gdy by przy pustym drzewie, usiad i zwiesi gow. Pszczoy
wyleciay, a krlowa matka zapytaa go, czy mu szyja zesztywniaa, bo gow krzywo trzyma. "Och,
nie," odpowiedzia krawiec, "Trapi mnie co innego." I opowiedzia jej, czego krl od niego da.
Pszczoy zaczy brzcze midzy sob i bzycze, a krlowa matka rzeka: "Id do domu, lecz wr
jutro o tym czasie i przynie du chust, a wszystko bdzie dobrze." Zawrci wic, a pszczoy
poleciay do krlewskiego zamku przez otwarte okno, rozpezy si po wszystkich ktach i wszystko
sobie najdokadniej obejrzay. Potem wrciy i zbudoway zamek w wosku z tak szybkoci, e mona
by pomyle, i rs w oczach. Ju wieczorem wszystko byo gotowe, a gdy krawiec przyszed
nastpnego ranka, sta tam wspaniay budynek, nie brako gwodzia w cianie ani dachwki na dachu,
a wszystko byo przy tym delikatne, nienobiae i pachniao sodko jak mid. Krawiec woy go
ostronie do chusty i zanis krlowi, ktry nie mg si nadziwi. Postawi go w najwikszej sali, a
krawcowi podarowa za to wielki dom z kamienia.
Lecz szewc nie ustawa w knowaniu, trzeci raz poszed do krla i rzek: "Panie, Krlu, Krawcowi doszo
do uszu, e na zamkowym dziedzicu nie tryska woda. W swej zuchwaoci rzek, i sprawi, e na
rodku dziedzica woda bdzie tryskaa na wysoko czowieka, a bdzie przejrzysta jak kryszta."
Kaza wic krl sprowadzi krawca i rzek: "Jeli woda nie trynie na moim dziedzicu, jak obiecae, to
kat skrci ci o gow na tym samym podwrcu." Biedny krawiec nie zastanawia si dugo i pospieszy
poza bramy miast, a poniewa tym razem chodzio o ycie, po jego policzkach toczyy si zy. Gdy tak
szed w smutku, podbieg do niego rebak, ktremu darowa wolno, a z ktrego zrobi si pikny
gniadosz. "Teraz nadesza godzina," rzek do niego, "gdy twj dobry uczynek bdzie ci odpacony.
Wiem, co ci dolega, lecz wnet ci pomog, usid jeno na moim grzbiecie, moe teraz nosi dwch
takich jak ty." "Krawcowi spad kamie z serca, wskoczy na konia jednym susem, a ko pobieg
galopem do miasta, prosto na zamkowy dziedziniec. Pogna trzy razy dokoa, prdko jak byskawica, a
za trzecim razem upad. W tym momencie zahuczao strasznie, kawa ziemi wyskoczy ponad zamek jak
kula, a zaraz za nim wyrs sup wody wysoki jak czowiek na koniu, a wody bya czysta jak kryszta.
Gdy krl to ujrza. Wsta ze zdziwienia, podszed i obj krawca przy wszystkich ludziach.
Lecz szczcie nie trwao dugo. Krl mia crki, a jedna pikniejsza od drugiej, a nie mia syna. Poszed
wic zy szewc czwarty raz do krla i rzek: "Panie, krlu, krawiec nie spuszcza z tonu w swej pysze.
Teraz si chepi, e potrafi rozkaza przynie krlowi syna z przestworzy." Kaza wic krl woa
krawca i rzek: "Jeli wcigu dziewiciu dni kaesz przynie mia syna, dostaniesz moj najstarsz

crk za on." - "Wielka to nagroda," pomyla krawczyk, "Lecz te winie wisz jak dla mnie zbyt
wysoko, jeli po nie wejd, zamie si pode mn ga, a ja spadn." Poszed wic do domu, usiad z
podwinitymi nogami do stou i myla, co pocz. "Nie da rady," zawoa, "odejd, tu nie mog y w
spokoju." Zwiza wic toboek i pospieszy za bramy. Gdy dotar na k, dojrza starego przyjaciela,
bociana, ktry chodzi jak filozof tam i z powrotem, czasami sta, oglda z bliska ab, by wreszcie j
pokn. Bocian podszed do niego i pozdrowi go. "Widz," rzek, "e masz plecak na grzbiecie.
Dlaczego chcesz opuci miasto?" Krawiec opowiedzia mu, czego od niego da krl, a czego wypeni
nie mg, biada nad swoim nieszczciem. "Niech ci gowa o to nie boli, "rzek bocian, "pomog ci w
biedzie. Ju od dawna nosz niemowlaki do miasta, mog raz ze studni przynie maego ksicia. Id
do domu i bd spokojny. Za dziewi dni od dzi id do krlewskiego zamku, a ja tam bd." Krawiec
poszed do domu, a o waciwym czasie by w zamku. Niedugo potem przylecia bocian i zapuka w
okno. Krawiec otworzy mu, a kum Dugonogi ostronie wszed do rodka i szed ceremonialnym
krokiem po gadkim marmurze, W dziobie mia dziecko, pikne jak anio, a rczki swe wycigao do
krlowej. Pooy dzieci jej na onie, a ona tulia je i caowaa, z radoci wychodzia z siebie. Bocian,
zanim odfrun, zdj z plecw torb podrn i przekaza j krlowej.
Byy w niej torebki z kolorowymi groszkami, rozdzielono je midzy ksiniczki. Najstarsza nic innego
nie dostaa, jak wesoego krawca za ma. "Jest mi tak," rzek krawiec, jakbym wycign wspaniay
los. Moja matka miaa racj, gdy mawiaa, e kto w Bogu pokada nadziej, ma szczcie, nie brak mu
niczego.
A szewc musia buty robi, w ktrych krawczyk taczy na weselu, potem kazano mu wynosi si z
miasta na zawsze. Droga do lasu prowadzia koo szubienicy. Z gniewu i zoci, wykoczony upaem
dnia, rzuci si na ziemi. Gdy zamkn oczy i chcia zasn, dwa kruki rzuciy si z gw wisielcw z
gonym krzykiem i wydziobay mu oczy. Bez zmysw pobieg w las i pewnie tam sczez, bo nikt wicej
go nie widzia, ani o nim nie sysza.

GSIARECZKA U STUDNI
Bya sobie raz mateczka, stara ja wiat, a ya sobie ze swoim stadem gsi w zaciszu midzy grami i
miaa may dom. Pustkowie owo otoczone byo wielkim lasem, staruszka braa kadego dnia swoje kule
i kulaa si do lasu. A bya to mateczka wielce ywotna, bardziej ni mona by oczekiwa w jej podeszy
wieku, zbieraa traw dla swoich gsi, zbieraa dzikie owoce, jak daleko tylko moga sign, a
wszystko nosia do domu na swoich plecach. Mona by pomyle, e ten wielki ciar wciska j w
ziemi, ale ona zawsze szczliwie donosia go do domu. Gdy kto j spotka, pozdrawiaa go
serdecznie "Dzie dobry, dobry czowieku, adna dzi pogoda. Pewnie si dziwicie, e nios traw, ale
kady musi wzi na plecy swe brzemi." Lecz ludzie spotykali j niechtnie, woleli j obej, a gdy
jaki ojciec przechodzi koo niej ze swym chopcem, mwi cicho do niego "Miej si na bacznoci przed
t star, to nieze ziko. Ona jest wiedm."
Pewnego ranka szed mody i adny czowiek przez las. Soce wiecio jasno, ptaki pieway, a chodne
wietrzyk delikatnie muska licie. By ochoczy i peen radoci. Nie spotka jeszcze adnego czowieka,
gdy nagle ujrza star wiedm, ktra klczaa na ziemi i sierpem cia traw. Wielki ciar lea ju na
jej chucie do noszenia, a obok stay dwa kosze wypenione dzikimi gruszkami i jabkami. "Mateczko,"
rzek, "jaki cudem potrafisz to unie? "Musz to unie, drogi panie," odpowiedziaa, "Dzieci bogatych
ludzi nie musz tego robi, ale u chopa mwi si na to:
Nie patrz tak, bo to nie skarb
Jeno twj wielki jak gra garb
Chcecie mi pomc?" rzeka, gdy stan koo niej, "Garbu wam brak i macie mode nogi, dla was to
drobnostka. Mj dom te nie jest daleko std, stoi tam za gr na ce. Dla was to jeno skok." Mody
czowiek ulitowa si nad star, "Mj ojciec nie jest chopem," odpowiedzia, "lecz bogatym hrabi, "ale
ebycie widzieli, e nie tylko chopi potrafi nosi, wezm wasz tob." - "Chcecie sprbowa," rzeka,
"nich tak bdzie. Bdziecie musieli i z godzin, ale co to dla was! Te jabka i gruszki te musicie
zanie." Modemu hrabiemu wydao si to dziwne, gdy usysza o godzinie drogi, lecz stara ju nie
popuszczaa, zaadowaa chust na plecy, a ramiona obwiesia koszami. "Widzicie, cakiem lekkie,"
rzeka. "Nie, to nie jest takie lekkie," odpowiedzia hrabia i zrobi bolesn min, "Tob strasznie mi
ciy, jakby to byy same kamienie, a jabka i gruszki s jak z oowiu, ledwo dysz." Chcia wszystko
odoy, ale stara nie pozwolia. "Popatrzcie," rzeka drwico, "mody pan nie chce nosi, co ja, stara,
czsto cign na sobie. atwo wam mwi pikne sowa, ale jak si robi powanie, to chcecie wia. Co
tak stoicie," cigna, "i si ocigacie, do gry nogi. Nikt wam nie odbierze tobou." Jak dugo szed po
paskim gruncie, mona to byo wytrzyma, ale gdy doszli do gry i musieli si wspina, a kamienie
uciekay spod ng, jakby byy ywe, stao si to ponad jego siy. Krople potu leay na jego czole

ciekay mu po plecach raz to gorce, raz zimne. "Mateczko," rzek, "nie mog duej, musz
odpocz." - "Nic z tego," odpowiedziaa stara, "jak dojdziemy, to odpoczniecie, a teraz do przodu, Kto
wie, na co wam to wyjdzie." - "Staruszko, robicie si bezczelna," rzek hrabia i chcia odrzuci chust z
traw, lecz daremnie si trudzi, mocno wisiaa na jego plecach, jakby przyrosa. Odwrci si, lecz nie
mg si jej pozby. Stara miaa si z tego i skakaa uszczliwiona na swoich kulach. "Nie gniewajcie
si, drogi panie," rzeka, Robicie si na twarzy czerwony, jak koguci grzebie. Niecie tob cierpliwie, a
jak dojdziemy do domu, dam wam sowity napiwek." C mia robi? Musia podda si losowi i
cierpliwie i za star. Zdawao si, e robi si coraz to bardziej chya, a jego brzemi coraz cisze.
Nagle jednym susem wskoczya na chust i usiada na grze, i cho by sucha jak pieprz, waya jak
najgrubsza chopska dziewka. Modziecowi dray kolana, ale gdy nie chcia i dalej, stara tuka go
rzg i pokrzywami po nogach. Wci stkajc pi si pod gr, a wreszcie doszed do domu
staruchy, gdy ju prawie pada. Gdy gsi dostrzegy star, wycigny do gry skrzyda, a szyje do
przodu i krzyczay "g, g." Za stadem szed leciwy paszczur z kijem w rku, mocny i wielki, a brzydki
jak noc. "Pani matko", rzek do starej, "Co wam si stao? Tak dugo was nie byo." - "Uchowaj Boe,
creczko," odpara, "Nic zego mnie nie spotkao, przeciwnie, ten pan nis moje brzemi, pomyl tylko,
jaki musi by zmczony, nawet mnie nis na plecach. W drodze te si nam nie duyo, bylimy weseli
i dobrze si razem bawilimy." W kocu starucha zjechaa z gry, wzia tob z jego plecw, a kosze z
ramion, serdecznie na niego spojrzaa i rzeka "Usidcie teraz na awce przed drzwiami i odpocznijcie.
Uczciwie zasuylicie na nagrod, ktra was nie minie." Potem rzeka do gsiarki "chod ze mn do
domu, creczko, nie godzi si by zostaa sama z tym modym panem, nie trzeba dolewa oliwy do
ognia. Mgby si w tobie zakocha." Hrabia nie wiedzia, czy ma mia si, czy paka. "Ale skarb,"
pomyla, "a i gdyby mia trzydzieci lat mniej nie poruszyby mojego serca." W tym czasie starucha
piecia i gaskaa swoje gsi jak dzieci, potem posza do domu ze swoj crk do domu. Modzieniec
wycign si na awce pod dzik jaboni. Powietrze byo letnie i agodne, dookoa rozcigaa si ka,
usiana pierwiosnkami, dzik macierzank i tysicem innych kwiatw.
Po rodku szumia przejrzysty strumyk, poyskiwao na nim soce, a biae gsi spaceroway ta i z
powrotem, lub pluskay si w wodzie. "adnie tu," rzek, "ale jestem taki zmczony, e oczy same mi
si zamykaj. Troch si zdrzemn. eby tylko wiatr nie powia, bo zdmuchnie mi nogi. S kruche jak
hubka."
Gdy ju chwilk pospa, przysza starucha i potrzsajc go zbudzia. "Wstawaj," rzeka, "Nie moesz tu
zosta. Pewnie ju dosy ci si nauprzykrzaam, ale yciem nie zapacie. Teraz dam ci nagrod.
Pienidze i dobra masz, ale dam ci co innego." Wsadzia mu wic do rki puszk wycit z jednego
szmaragdu. "Strze jej," dodaa, "przyniesie ci szczcie." Hrabia podskoczy do gry i czu, e jest
znw wiey i odzyska siy. Podzikowa starej za dar i ruszy w drog nie ogldajc si nawet za
pikn creczk. Przeszed ju kawaek, a wci dao si sysze z oddali wesoe gganie gsi.
Hrabia bdzi trzy dni w dziczy, zanim znalaz drog. Doszed do wielkiego miasta, a poniewa nikt go
nie zna, poprowadzono go do krlewskiego zamku, gdzie krl i krlowa siedzieli na tronie. Hrabia opad
na kolana, wycign z kieszeni szmaragdowe naczynie i pooy krlowej u stp. Kazaa mu wsta, on
za musia poda jej puszeczk. Ledwo j otworzya i zajrzaa do niej, pada jak martwa na ziemi.
Pochwycia hrabiego krlewska suba i wtrcia do wizienia, a wtedy krlowa otworzya oczy i kazaa
go wypuci, wszyscy musieli wyj, by poufnie moga z nim rozmawia.
Gdy krlowa bya sama, zacza gorzko paka i rzeka: "Na c mi splendor i cze, jaka mnie otacza,
co ranek budz si pena trosk i smutku. Miaam trzy crki, najmodsza z nich bya tak pikna, e cay
wiat uwaa j za cud. Bya biaa jak nieg, czerwona jak kwiecie jaboni, a jej wosy lnice jak
promienie soca. Gdy pakaa, z oczu nie paday zy, lecz same pery i szlachetne kamienie. Gdy miaa
pitnacie lat, krl kaza caej trjce sistr podej przed tron. Powinnicie zobaczy, jakie oczy ludzie
robili, gdy wesza najmodsza, a byo jakby soce wzeszo. Krl rzek "Moje crki, nie wiem, kiedy
nadejdzie mj ostatni dzie, ale ju dzi chc wyznaczy, co kada dostanie po mojej mierci.
Wszystkie mnie kochacie, ale ktra z was kocha mnie najbardziej, dostanie to co najlepsze." Wszystkie
powiedziay, e kochaj go najbardziej. "A nie moecie wyrazi," odpar krl, "jak mnie kochacie?
Zobacz po tym, co macie na myli." Najstarsza rzeka "Kocham ojca jak najsodszy cukier." Druga
"Kocham ojca jak m najpikniejsz sukni." Najmodsza za milczaa. Zapyta wic ojciec "A ty, drogie
dziecko, jak mnie kochasz?" - "Nie wiem, "odpowiedziaa, "nie potrafi mojej mioci z niczym
porwna." Lecz ojciec nalega, by co wymienia. Dlatego rzeka w kocu "Najlepsza potrawa nie
smakuje mi bez soli, dlatego kocham ojca jak sl." Gdy krl to usysza, pad w gniew i rzek "Jeli
kochasz mnie jak sl, twoja mio zostanie nagrodzona sol." Podzieli krlestwo midzy dwie starsze,
a modszej kaza uwiza u plecw worek soli, a dwch giermkw musiao j wyprowadzi do dzikiego
lasu. Zaklinaymy go i prosiymy," rzeka krlowa, "Lecz gniewu krla nie dao si ukoi. Jake
pakaa, gdy musiaa nas opuci! Caa droga usiana bya perami, ktre pyny z jej oczu. Krl
poaowa wkrtce swej zatwardziaoci i kaza szuka biednego dziecka w caym lesie, lecz nikt nie
mg jej znale. Gdy sobie pomyl, e poary j dzikie zwierzta, nie mog si opanowa ze smutku.

Czasami pocieszam si nadziej, e jeszcze yje i znalaza schronienie w jaskini lub u penych
wspczucia ludzi. Ale wyobracie sobie, gdy otworzyam wasz szmaragdow puszeczk, leaa w
rodku pera, dokadnie taka sama, jakie pyny mojej crce z oczu i moecie sobie wyobrazi, jak mi
ten widok serce poruszy. Powiedzcie mi, jak znalelicie t per." Opowiedzia jej wic hrabia, e
dosta j od staruchy w lesie, ktra dziwn mu si zdaa i musiaa by wiedm. Dziecka jej jednak nie
widzia ni o nim nie sysza. Krl i krlowa postanowili odszuka star. Myleli, e gdzie bya pera, tam i
wieci o crce znale mona.
Stara siedziaa w swym zaciszu przy koowrotku i przda. Byo ju ciemno, a drzazgi, ktre paliy si
na dole pieca, daway mao wiata. Na zewntrz nagle zrobio si gono, gsi wrciy do domu z ki i
dao si sysze ich ochrypy wrzask. Wkrtce wesza crka. Lecz stara nie podzikowaa jej, kiwna
tylko nieznacznie gow. Siedziay tak dwie godziny i nie zamieniy ani sowa. Wreszcie zaszelecio co
przy oknie i dwoje ognistych oczu poczo zaglda do rodka. Bya to sowa, krzykna trzy razy "uhu"
Stara spojrzaa do gry, potem rzeka "Nadszed czas, creczko, czy soj prac."
Wstaa i wysza. A dokd posza? Coraz dalej przez ki a do doliny. W kocu dosza do studni, przy
ktrej rosy trzy dby. Ksiyc zrobi si okrgy i duy,, wsta nad grami, a byo tak jasno, e mona
by znale szpilk. Zdja skr, ktra pokrywaa jej twarz, schylia si nad studni i zacza si my.
Gdy skoczya, zanurzya take skr w wodzie, a potem pooya j na ce, by j w promieniach
ksiyca wybieli i wysuszy. Jake zmienia si ta dziewczyna! Nigdy nie widzielicie czego takiego!
Gdy szary warkocz odpad, wytrysy z tego miejsca zote wosy jak promienie soca i rozkaday si jak
paszcz na ca jej posta. Tylko oczy byszczay z nich jak gwiazdy na niebie, a policzki lniy
delikatnym rem jak kwiecie jaboni.
Lecz ta pikna dziewczyna bya smutna. Usiada i gorzko zapakaa. za za z cisna si z jej oczu i
toczya si midzy dugimi wosami na ziemi. Siedziaa tak i siedziaaby jeszcze dugo, gdyby co nie
zastukao i nie zaszemrao midzy gaziami drzewa stojcego w pobliu.
Skoczya jak sarna, ktra syszy strza myliwego. Ksiyc przykryway wanie czarne chmury, a w
owej chwili, dziewczyna wskoczya do swej starej skry i znikna jak wiato zdmuchnite przez wiatr.
Drc jak osika pobiega z powrotem do domu. Stara staa przed drzwiami, a dziewczyna chciaa jej
opowiedzie, co j spotkao, lecz stara serdecznie si umiechna i rzeka "Ju wszystko wiem."
Poprowadzia j do izby i zapalia nowych drzazg. Lecz nie usiada do koowrotka, a przyniosa miot,
zacza zamiata i szorowa. "Musi by wszystko czyciutkie," rzeka do dziewczyny. "Ale matko,"
powiedziaa dziewczyna, "Dlaczego zaczynacie z prac o tak pnej porze? Co zamierzacie?!" - "A wiesz
jak mamy godzin?", zapytaa stara. "Jeszcze pnoc nie wybia," odpowiedziaa dziewczyna, "ale
jedenasta na pewno ju mina." - "Nie mylisz o tym," mwia stara dalej, "e dzisiaj miny trzy lata,
od kiedy przysza do mnie? Twj czas min, nie moemy duej by razem." Dziewczyna wystraszya
si i rzeka "ach, droga matko, chcecie mnie odrzuci? Dokd mam i? Nie mam przyjaci ani domu,
dokd mogabym pj. Zrobiam wszystko, czego chcielicie, a bylicie ze mnie zawsze zadowoleni.
Nie odsyajcie mnie." Stara nie chciaa powiedzie dziewczynie, co j czekao. "Nie mog tu duej
zosta," rzeka do niej, "ale gdy si std wynios, kto musi dba, by dom i izba byy czyste. Dlatego
nie powstrzymuj mnie w moim zamierzeniu. Nie martw si o siebie, znajdziesz dach, pod ktrym
bdziesz moga mieszka, a z zapaty jak ci dam, te bdziesz zadowolona." - "Ale powiedzcie mi
tylko, co mnie czeka?" dalej pytaa dziewczyna. "Powiem ci jeszcze raz, nie przeszkadzaj mi w mym
zamierzeniu. Nie mw ju ni sowa, id do swojej izby, zdejmij skr z twarzy i ubierz jedwabn sukni,
ktr nosia, gdy przysza do mnie, a potem czekaj w swojej izbie, a ci zawoam."
Lecz musz dalej opowiedzie o krlu i krlowej, ktrzy wyruszyli z hrabi, by odnale star w jej
zaciszu. Hrabia odszed od nich w lesie pewnej nocy. Szed i szed, a zapada ciemno. Wszed wtedy
na drzewo i chcia na nim przenocowa, bo ba si, e zabdzi. Gdy ksiyc rozwietli okolic, ujrza
posta, ktra schodzia z gry. Nie miaa rzgi, ale pozna, e musiaa by gsiark, ktr przedtem
widzia u starej. "O," zawoa, "idzie. Miaem ju jedn wiedm, druga mi ju nie umknie." Jake si
jednak zdziwi, gdy podesza do studni, zdja skr i si mya., a bya tak pikna, jakiej jeszcze nikt na
wiecie nie widzia. Prawie nie oddycha, wycign szyj przez licie tak daleko, jak tylko mg, i
poera j swymi spojrzeniami. Czy wychyli si za daleko, czy te wina leaa gdzie indziej, nagle
trzasna ga, a w tym samym momencie dziewczyna wskoczya w skr, odskoczya jak sarna, a
ksiyc schowa si w tym momencie, umkna wic jego spojrzeniom.
Ledwo znikna, a hrabia zszed z drzewa i pospieszy za ni chyym krokiem. Nie szed dugo, a ujrza
jak dwie postacie id przez k. By to krl i krlowa, ktrzy dostrzegli z daleka wiato z domku
staruszki i szli w jego kierunku. Hrabia opowiedzia im, co za cuda widzia u studni, a oni nie wtpili, e
to bya ich zaginiona crka. Peni radoci poszli dalej i wnet byli przy domku. Gsi siedziay dokoa, ich

gowy tkwiy midzy skrzydami, i spay, a adna si ani ruszya. Zajrzeli w okno. Siedziaa tam
staruszka zupenie cicho i przda, kiwaa gow i si nie rozgldaa. W izbie byo czyciutko, jakby tam
mieszkay ludki z krlestwa mgy, ktrzy nie nosz kurzu na nogach. Swej crki nie widzieli. Patrzyli
jaki czas, w kocu cisnli swe serca i cicho zapukali w okno. Zdawao si i staruszka na nich czekaa,
wstaa i uprzejmie zawoaa: "Wejdcie, ju was znam." Gdy weszli do izby, staruszka rzeka: "Moglicie
oszczdzi sobie dugiej drogi, gdybycie waszego dziecka, tak dobrego i penego mioci, od siebie
przed laty niesprawiedliwie odrzucili. Nie przynioso jej to szkody, trzy lata musiaa pa gsi. Nie
nauczya si przy tym niczego zego, a zachowaa czyste serce. A was ukara strach, w ktrym ylicie
tak dugo." Potem posza do drugiej izby i zawoaa: "Wyjd, creczko." Drzwi otworzyy si, a krlewna
wysza w swej jedwabnej szacie i w zotych wosach i lnicymi oczyma. A byo tak, jakby anio z nieba
zstpi.
Podesza do ojca i matki, zawisa im na szyi i ucaowaa. Wszyscy pakali z radoci. Mody hrabia sta
obok, a gdy go ujrzaa, zrobia si czerwona na twarzy jak ra. Sama nie wiedziaa dlaczego. Krl
rzek "Drogie dziecko, krlestwo rozdaem, c mog ci da?" - "Niczego nie potrzebuje," rzeka
staruszka, "podaruj jej zy, jakie wylaa za wami, to same pery, pikniejsze, ni gdyby znale je w
morzu, a warte s wicej ni wasze cae krlestwo. W zapacie za jej sub dam jej mj domek." Gdy
staruszka to rzeka, znikna im z oczu. Furkno jeno co w cianach, a gdy si rozejrzeli, domek
zmieni si w paac, krlewski st by nakryty, a suba biegaa tam i z powrotem. Historia ta toczy si
dalej, ale mojej babci, ktra mi j opowiedziaa, pami osaba zanadto i zapomniaa reszt. Myl
sobie, e krlewna polubia hrabiego i zostali w zamku yjc tam w szczciu, jak dugo Bg tego
chcia. A czy nienobiae gsi pasione przy domu, byy dziewcztami (Niech nikt tego nie bierze z ze),
ktre staruszka wzia do siebie, i czy odzyskay sw ludzk posta i pozostay u modej krlowej jako
suki, nie wiem na pewno, ale myl, e tak. Pewne jest jeno, e staruszka nie bya wiedm, za ktr
uwaali j ludzie, lecz mdr kobiet, ktra dobro miaa na wzgldzie. Moliwe, e bya t, ktra
krlewnie ju przy narodzinach daa dar, by pakaa perami miast zami. Dzisiaj ju to si nie zdarza,
inaczej biedacy szybko staliby si bogaci.

STOLICZKU NAKRYJ SI
(Stoliczku nakryj si, zoty osioek i kij z worka)
Dawno temu y sobie krawiec, ktry mia trzech synw, ale tylko jedn koz. Koza karmia wszystkich
swoim mlekiem i dlatego musieli j dobrze karmi i codziennie wyprowadza na k. Synowie robili to
pokolei Pewnego dnia najstarszy wyprowadzi j na kocielny podwrzec, gdzie roso najpkniesze
ziele. Pas j tam i pozwoli jej sobie poskaka. Wieczorem, gdy naszed czas wraca do domu, zapyta:
"Najada si, kozo?"
"Syta jestem icie,
nie mog ju patrze na licie,
mee, mee, mee!"
"No to wracamy do domu", rzek chopak, zapa za powrz, zaprowadzi do stajenki i uwiza. "No",
powiedzia stary krawiec , "naara si koza jak naley?" "Och", odrzek syn, "najada si icie, nie
moe patrze na licie." Lecz ojciec chcia si sam przekona, poszed do stajenki, pogaska ukochane
zwierz i zapyta: "Najada si, kozo?" Koza odpowiedziaa:
"Niczegom nie jadaa,
Z godum poblada
Skakaam jeno po grobie,
Musz wyzna to tobie.!
Mee, mee, mee...!"
"Co sysz uszy moje", zawoa krawiec, pobieg do domu i rzek do chopaka: "Ach, ty kamco, mwisz,
e koza si najada, a kazae jej godowa?" I w gniewie zdj okcia ze ciany i lejc go nim wygna z
domu." Nastpnego dnia przysza kolej na drugiego syna. Wyszuka w ywopocie miejsce, gdzie roso
samo dobre ziele, a koza wyjada je do czysta. Wieczorem, gdy chcia wraca do domu, zapyta: "Kozo,
najada si?", a koza odpowiedziaa:
"Syta jestem icie,
nie mog ju patrze na licie,
mee, mee, mee!"

"No to chod do domu", rzek chopiec, zaprowadzi j do domu, uwiza w stajence. "No", rzek stary
krawiec, "Czy koza dostaa je jak si naley?" - "Och", odpowiedzia syn, "najada si icie, nie moe
patrze na licie." Lecz ojcu nie wystarczyo to zapewnienie, poszed do stajenki i zapyta: "Najada
si, kozo?" Koza odpowiedziaa:
"Niczegom nie jadaa,
Z godum poblada
Skakaam jeno po grobie,
Musz wyzna to tobie.!
Mee, mee, mee...!"
"Bezbony otr!", krzycza krawiec, "Zostawi boe zwierztko na pastw godu" Pobieg tak do domu i
oi chopcu skr okciem, a go za drzwi wygna. Nadesza kolej na trzeciego syna. Chcia dobrze
zaatwi spraw, wyszuka krzew z najpkniejszym listowiem i wypasa na nim koz. Wieczorem, gdy
chcia ju do domu, zapyta: "Najada si, kozo?", a koza odpowiedziaa:
"Syta jestem icie,
nie mog ju patrze na licie,
mee, mee, mee!"
"No to wracamy do domu", rzek chopak, zaprowadzi do stajenki i uwiza. "No", powiedzia stary
krawiec , "Naara si koza jak naley?"- "Och", odrzek syn, "najada si icie, nie moe patrze na
licie." Lecz ojciec nie ufa mu, poszed do stajenki i zapyta: "Najada si, kozo?" Zoliwe zwierz
odpowiedziao:
"Niczegom nie jadaa,
Z godum poblada
Skakaam jeno po grobie,
Musz wyzna to tobie.!
Mee, mee, mee...!"
"Och, kamco!", zawoa krawiec, "tak samo bezbony i niesumienny jak tamci! Nie bdziecie ze mnie
robi durnia!" I peen zoci wrci do domu i wygarbowa chopcu grzbiet okciem tak siarczycie, e
ten a z domu wyskoczy. Stary krawiec zosta z koz sam. Nastpnego ranka poszed do stajenki,
pogaska koz i rzek: "Chod, drogie zwierztko, sam poprowadz ci na ki." Wzi j za powrz na
zielony ywopot, pod zieloniutkie licie i wszystko to, co kozy lubi je. "Teraz moesz si naje,
czego dusza zapragnie", rzek do niej i pas j a do wieczora. Wtedy za zapyta: "Najada si,
kozo?", a ona odpowiedziaa:
"Syta jestem icie,
nie mog ju patrze na licie,
mee, mee, mee!"
"No to chod do domu", rzek krawiec, poprowadzi j do stajenki i uwiza. Kiedy odchodzi, odwrci
si jeszcze raz i rzek: "Wreszcie jeste syta!", lecz koza nie bya askawsza dla niego i zawoaa:
"Niczegom nie jadaa,
Z godum poblada
Skakaam jeno po grobie,
Musz wyzna to tobie.!
Mee, mee, mee...!"
Gdy krawiec to usysza, mao si nie przewrci, bo zobaczy, e bez powodu przegna swych trzech
synw. "Poczekaj", zawoa, "Ty niewdziczne stworzenie, przegna ci to za mao, musz przyprawi ci
znak, eby si nie moga pokaza przed adnym uczciwym krawcem." Czym prdzej pogna do domu i
przynis brzytw, ktr ogoli kozie gow, e bya gadka jak jego do. A poniewa niegodna bya
okcia, przynis bat i sprawi jej takie lanie, e uciekaa wielkimi susami. Krawiec zosta sam i popad w
wielki smutek, bo chtnie zobaczyby swoich synw z powrotem Nikt jednak nie wiedzia, dokd si
udali.
Najstarszy poszed w terminy do stolarza.. Uczy si tam pilnie i sumiennie, a gdy min czas nauki i
musia odej, majster podarowa mu stoliczek, ktry wyglda jak zwyky stoliczek i by ze zwykego
drewna, ale mia jedn dobr waciwo. Kiedy si go stawiao i mwio "Stoliczku, nakryj si!",

stoliczek nakrywa si czystym obrusem i sta na nim talerz, n i widelec, obok miski z duszonym i
pieczystym i lni kielich z czerwonym winem, e a serce si radowao. Mody czeladnik myla sobie:
Starczy ci tego do koca ycia., i dobrej myli wyruszy w wiat, nie troszczy si, czy gospoda bya
dobra czy za, czy mona co w niej znale, czy nie. Jeli mu si tak spodobao, nie szuka adnej,
jeno w polu, w lesie, na ce, gdzie tylko mia ochot, zdejmowa z plecw stoliczek, stawia przed sob
i mwi: "nakryj si!" i byo wszystko, czego dusza zapragnie. Wreszcie pomyla, e dobrze by byo
wrci do ojca. Gniew ojca z pewnoci ju min,
a ze "Stoliczku nakryj si!" z pewnoci by go przyj. Zdarzyo si, e w drodze do domu doszed
wieczorn por do pewnej gospody penej goci. Przywitali go licznie i poprosili, aby z nimi usiad i
jad, inaczej ciko bdzie co dosta. "Nie", odpowiedzia stolarz, "Nie odejm wam z ust tych paru
ksw. Bdcie lepiej moimi gomi. Gocie miali si z niego i myleli, e sobie figluje, lecz on
postawi swj drewniany stolik na rodku izby i rzek: "Stoliczku, nakryj si!" Natychmiast stany na
nim potrawy, jakich nie mgby dostarczy Karczmarz, a ich zapach unosi si delikatnie ku ich nosom.
"Bierzcie, drodzy przyjaciele!", rzek stolarz, a gocie, gdy zobaczyli, o czym mwi, nie dali si drugi raz
prosi, przysiedli, wycignli swe noe i odwanie chwytali si za jado. A co ich najbardziej dziwio, gdy
pustoszay misy, na ich miejscu pojawiay si nowe i pene. Karczmarz sta w kcie i przyglda si
temu. Nie wiedzia, co powiedzie, ale myla sobie: Taki kucharz mgby si przyda w gospodzie.
Stolarz i jego kompania weselili si do pnej nocy, a wreszcie pooyli si spa. Mody czeladnik te
poszed do ka, a swj cudowny stoliczek postawi pod cian. Karczmarzowi myli nie daway
spokoju. Przypomnia sobie, e w jego graciarni sta stary stoliczek, ktry wyglda tak samo, przynis
go wic i zamieni na cudowny stoliczek. Nastpnego ranka stolarz zapaci za nocleg, chwyci za stolik i
nawet nie pomyla, e moe by faszywy. Ruszy w sw drog. W poudnie by ju u swego ojca, ktry
go przyj z wielk radoci. "No, drogi synu, czego si nauczye?", rzek do niego. Jestem stolarzem."
- "Dobre rzemioso", odpar stary, "ale co przyniose z wdrwki?" - "Ojcze, najlepsze, co przyniosem,
to ten stoliczek." Krawiec obejrza go ze wszystkich stron i rzek: "To ci mi dopiero robota, stary,
zniszczony stolik." - "Ale to jest Stoliczku nakryj si!", odpowiedzia syn, "kiedy go postawi i powiem
mu, e ma si nakry, stan na nim najpkniejsze potrawy i wino, e a serce si raduje. Zapro
wszystkich krewnych i przyjaci, niech wszyscy si posil i pokrzepi, bo stoliczek ich wszystkich
nakarmi." Kiedy towarzystwo si ju zeszo, postawi stoliczek na rodku izby i rzek: "Stoliczku, nakryj
si!" Ale stoliczek ani drgn, by pusty jak kady inny stoliczek, co to nie rozumie ludzkiej mowy. Biedy
chopak spostrzeg wtedy, e mu stolik podmieniono i wstydzi si, e wyszed na kamc. Krewni go
wymiali i wrcili do domw nie zaznawszy jada ni napoju. Ojciec poszed po swoje szmatki i znowu
zacz szy, syn za znalaz sobie prac u pewnego majstra.
Drugi syn trafi do mynarza i terminowa u niego. Kiedy min czas nauki, rzek do majster: "Dobrze
si sprawie. Dam ci wic osa szczeglnego gatunku. Nie cignie on wozu i nie nosi workw" - "A jaki
z niego poytek?", zapyta mody czeladnik. "Pluje zotem", odpowiedzia mynarz, "Gdy postawisz go
na obrusie i powiesz Bricklebrit!, z przodu i z tyu bdzie Ci sypa kawakami zota." - "Pikna
sprawa", rzek czeladnik, podzikowa majstrowi i ruszy w wiat. Kiedy potrzebowa zota, wystarczyo,
e rzek Bricklebrit! do swojego osa, a sypay si z niego sztuki zota. Nie musia nic robi, jak tylko
je zbiera z ziemi. Gdziekolwiek by, zadowala si tym, co najlepsze, a im droej, tym lepiej, bo
zawsze mia przy sobie pen sakiewk. Kiedy ju jaki czas rozglda si po wiecie, pomyla sobie:
musisz wrci do ojca. Kiedy przyjdziesz ze zotym osem, zapomni o gniewie i dobrze ci przyjmie.
Zdarzyo si, e trafi do tej samej gospody, w ktrej jego bratu podmieniono stoliczek. Rk prowadzi
osa, a oberysta chcia od niego zwierz odebra i uwiza. Mody czeladnik jednak rzek: "Nie trudcie
si, mojego kapoucha sam poprowadz do stajni i sam go uwi, bo musz wiedzie, gdzie stoi."
Oberycie wydao si to dziwne i pomyla, e kto, kto sam wie swojego osa, nie bdzie mia wiele,
by przeksi, lecz gdy ten chwyci za kiesze i wyj dwie sztuki zota, by mu kupi co dobrego, zrobi
wielkie oczy i pobieg szuka tego, co najlepszego mg znale. Po posiku go zapyta o naleno.
Gospodarz nie aowa kredy i rzek, e trzeba bdzie jeszcze dooy par sztuk. Czeladnik chwyci za
kiesze, lecz pienidze wanie si skoczyy "Poczekajcie chwil, gospodarzu!", rzek,"Musz pj po
pienidze!" i wzi ze sob obrus. Gospodarz nie wiedzia, co to ma znaczy. By ciekawy wic zakrad
si za nim, a poniewa go zaryglowa drzwi stajenne, zaglda przez dziur po sku. Obcy rozoy
obrus pod osiokiem i zawoa: Bricklebrit! i natychmiast ze zwierztka tyem i przodem sypno
zotem, e porzdnie pokryo ziemi. "Aj, po tycickro!" rzek gospodarz "szybko bije si dukaty! Taka
sakwa to nieza rzecz!" Go zapaci naleno i pooy si spa, lecz gospodarz zakrad si do
stajenki, wyprowadzi owego majstra na mennicy i uwiza innego osioka na jego miejsce. Nastpnego
ranka mody czeladnik odjecha wczenie z osiokiem i myla, e to jego "zoty osio" W poudnie by
ju u ojca. Gdy ten go zobaczy, ucieszy si, e znw go widzi i dobrze go przyj. "No a kime
zostae, mj synu?" zapyta stary. "Mynarzem, drogi ojcze", odpowiedzia. "A co przyniose z
wdrwki?" - "Nic prcz osa." - "Osw tu u nas pod dostatkiem", powiedzia ojciec, "Wolabym dobr
koz." - "Tak", odpowiedzia syn, "ale to nie jest zwyky osio, lecz zoty osio. Kiedy mu powiem
Bricklebrit! posypie si z niego cay obrus zota. Zaprocie jeno wszystkich krewnych, a zrobi z nich
bogatych ludzi." - "Wspaniaa nowina",

rzek krawiec, "nie bd musia duej mczy si z ig!", wyszed i zwoa wszystkich krewnych. Jak
tylko wszyscy si zeszli, mynarz kaza zrobi miejsca, rozoy obrus i przyprowadzi do izby osa.
"Teraz uwaajcie!", rzek i zawoa: Bricklebrit!, lecz nie byo sztuk zota, okazao si, e osio nie mia
pojcia o tej sztuczce, bo nie kady osio j zna. Biedny mynarz si zasmuci, widzia, e go oszukano,
prosi krewnych o wybaczenie, ktrzy do domw wracali tak samo biedni, jak przyszli. Staremu nie
pozostao nic innego, jak chwyci za ig, a chopak musia szuka roboty u jakiego mynarza. Trzeci
brat poszed w terminy na tokarza, a poniewa to trudne rzemioso, uczy si najduej. Bracia pisali
mu w listach, jak le si z nimi obyto, jak zy oberysta ostatniego wieczoru odebra im ich skarby.
Kiedy tokarz ju si wyuczy i mia odej, majster podarowa mu worek, bo tak dobrze si uczy, i
rzek: "W worku ley kij." - "Worek mog przewiesi i moe mi dobrze suy, ale na co mi kij? Bdzie
mi tylko ciarem." - "Zaraz ci powiem", odpowiedzia majster. "Gdy kto ci skrzywdzi, powiedz: Kiju,
z worka!, a wyskoczy midzy ludzi i zataczy im wesoo po plecach, e przez osiem dni si nie rusz, a
nie popuci, a powierz: kiju, do worka!". Czeladnik podzikowa mu, worek zawiesi na plecy, a gdy
kto za nadto si zbliy, mwi: "kiju, z worka!", kij za wyskakiwa i trzepa ubranko wszystkim po
kolei, nie czekajc a czeladnik zdejmie go z plecw, a robi to tak szybko, e nikt nawet nie
zmiarkowa si, kiedy nadesza jego kolej. Mody tokarz dotar do gospody, gdzie oszukano jego braci.
Swj plecak pooy na stole przed sob i zacz opowiada o niesamowitych rzeczach, jakie widzia w
wiecie. "Tak", rzek, "mona tam znale stoliczku nakryj si, zotego osa i tym podobne, same
dobre rzeczy, ktrymi nie gardz, ale wszystko to jest niczym w porwnaniu z moim skarbem, ktry
dostaem i w worku skrywam." Gospodarz nadstawi uszu: C do licha moe to by, pomyla. Na
pewno w worku s szlachetne kamienie i musz je dosta, bo wszystkie dobre rzeczy chodz trjkami.
Gdy nadesza pora spoczynku, go rozcign si na awie, a worek pooy pod gow. Gospodarz
podszed mylc, e go gboko pi, ostronie pocign za worek, by go zabra i podoy inny.
Tokarz jednak tylko na to czeka. Gdy gospodarz chcia mocniej pocign, zawoa: "Kiju, z worka!" Kij
natychmiast wyskoczy i zacz oi mu skr. Gospodarz krzycza o lito, lecz im goniej krzycza,
tym mocniej la go kij, wystukujc mu ten sam takt na plecach, a z wyczerpania pad na ziemi.
Wtedy tokarz rzek: "Jeli nie oddasz Stoliczku nakryj si i zotego osa taniec zacznie si od nowa!
"O nie", rzek gospodarz gosikiem maluczkiego, "oddam wszystko, tylko karzcie kijaszkowi z powrotem
wej do worka." Wtedy czeladnik rzek: "Milsza mi aska od sprawiedliwoci, tym razem ci
oszczdz.!" i zawoa "Kiju do worka!" i pozwoli mu spocz.
Tokarz wrci nastpnego ranka ze Stoliczku nakryj si i zotym osem do swojego ojca. Krawiec
ucieszy si, gdy go znowu zobaczy, i zapyta go, czego nauczy si w dalekim wiecie. "Drogi ojcze",
odpowiedzia "zostaem tokarzem." "Wyszukane rzemioso", rzek ojciec, "A co przyniose z wdrwki?"
- "Cenn rzecz, drogi ojcze", odpowiedzia syn, "Kija w worku." - "Co?", zawoa ojciec, "Kija! Te mi
warte zachodu! Moesz go uci na kadym drzewie." - "Ale nie takiego, drogi ojcze. Jeli powiem:
Kiju z worka, wyskakuje i zaczyna taczy okrutny taniec z kadym, kto na mnie nastaje, a nie
popuszcza, a ten legnie na ziemi i baga o dobr pogod. Widzicie, tym kijem odzyskaem Stoliczku
nakryj si i zotego osa, co je zy karczmarz moim braciom zabra. Teraz zwoajcie wszystkich i
procie krewniakw, a nakarmi ich, napoj i napeni ich kieszenie zotem.
Stary krawiec nie dowierza, zwoa jednak krewniakw. Tokarz obrus rozoy w izbie, przyprowadzi
osa i rzek do brata: "No, drogi braci, gadaj z nim!" Mynarz rzek "Bricklebrit", a na obrus posypay si
sztuki zota, jakby tgi deszcz lun. Osio nie przestawa, a wszyscy mili tyle, e nie mogli unie.
(Widz po tobie, e chciaby przy tym by!) Potem tokarz poszed po Stolik i rzek: "Drogi bracie,
pogadaj no z nim!" Ledwo stolarz rzek "Stoliczku, nakryj si", by przykryty najpikniejszymi misami z
jadem" A uczta bya taka, jakiej krawiec w domu jeszcze nie widzia, a wszyscy krewni zostali przez
noc, byli zadowoleni i weseli. Krawiec zamkn ig i ni, okie i elazko do szafy i y ze swymi synami
w radoci i przepychu.
A gdzie posza koza, winna, e krawiec synw przepdzi? Zaraz wam powiem. Wstydzia si ysego ba,
pobiega do lisiej jamy i schowaa si w niej. Kiedy lis wrci do domu, zawieciy na niego dwa wielkie
skrzce si lepia z ciemnoci, e si wystraszy i uciek. lisa spotka niedwied, a poniewa wyglda
jakby przey wstrzs, rzek do niego: "Co ci, bracie lisie, co masz tak min?" - "Ach, rzek rudzielec,
"Jakie dzikie zwierze siedziao w mojej jamie i gapio si na mnie ognistymi oczyma. - "Zaraz je
przegnamy", rzek niedwied, poszed do jamy i zajrza do rodka, lecz gdy zobaczy ogniste oczy,
ogarn go strach, nie chcia mie z dzikim zwierzem nic do czynienia i uciek. Spotkaa go pszczoa i
zauwaya, e jakby le czuje si we wasnej skrze i rzeka: "Niedwiedziu, co robisz tak min, gdzie
twoja rado?" - "Gadaj se zdrowa", odpowiedzia niedwied, "W domu rudego siedzi dziki zwierz z
ognistymi lepiami. Nie moemy go przepdzi. "al mi ci, niedwiedziu, jestem tylko maym, sabym
stworzeniem, na ktre nawet nie spojrzycie w drodze, ale myl, e mog wam pomc." Poleciaa do
lisiej jamy, usiada kozie na gadko wystrzyonym bie i udlia j tak potnie, e ta a podskoczya,
"mee! mee!" krzyczaa i pognaa w wiat jak szalona. A co pniej z ni byo, nie wie nikt.

BAJKA O TYM, KTRY WYRUSZY, BY NAUCZY SI BA

Pewien ojciec mia dwch synw, starszy z nich by mdry i rozumny, a i zna si na wszystkim,
modszy za by gupi, niczego nie umia poj ani si nauczy, a gdy ludzie go widzieli, mwili: ten ci
dopiero bdzie brzemieniem dla ojca!" gdy co trzeba byo zrobi, to zawsze musia to robi ten
starszy, a gdy ojciec kaza mu pno po co, ba czasem nawet w nocy, a droga wioda przez
cmentarzyk na kocielnym dziedzicu albo inne ponure miejsce, odpowiada zawsze, "O nie, ojcze, nie
pjd tam, straszno mi!" bo po prostu si ba. A czasem, gdy wieczorami opowiadano przy ogniu
historie, przy ktrych wos si jey, suchacze mawiali, "Och, straszno mi!" Modszy siedzia w kcie i
wszystkiego sucha, a nie mg poj, o co w tym chodzi. "Zawsze mwi: straszno mi! A mi nie
straszno. Pewnie to jaka sztuka, z ktrej nic nie rozumiem." Zdarzyo si, ojciec raz rzek do niego
"Suchaj, ty tam w rogu, roniesz i robisz si silny, musisz si czego nauczy, czym bdziesz zarabia
na chleb. Popatrz jak twj brat si stara, lecz przy tobie chmiel i sd s stracone." - "Ach, Ojcze,"
odpowiedzia, "Chciabym si czego nauczy. Gdyby si dao, chciabym si nauczy, eby mi te
strasznie bywao. Nic z tego nie rozumiem." Starszy si umia, gdy to usysza, i pomyla sobie "Drogi
Boe, ale gupek z mojego brata, nic z niego nie bdzie, co ma by haczykiem, musi si zawczasu
skrzywi." Ojciec westchn i odpowiedzia mu. "Strachu, nauczysz si tego, ale na chleb tym nie
zarobisz."
Wkrtce potem dom odwiedzi kocielny. Ojciec skary si na sw bied i opowiedzia, jak marnie jego
modszy syn zosta obdarzony przez natur, nie zna si na niczym i niczego nie mg si nauczy.
"Pomylcie tylko, gdy go zapytaem, jak chce zarabia na chleb, zayczy sobie, nauczy si ba." "Jeli tylko tyle," odpowiedzia kocielny, "moe uczy si u mnie, dajcie go mi, ja ju go ostrugam."
Ojciec by zadowolony, bo sobie pomyla "Chopaka si troszk przystrzye." Kocielny zabra go do
domu, on za musia dzwoni dzwonem. Po paru dnia zbudzi go o pnocy, kaza mu wsta, wej na
kocieln wie i dzwoni. "Nauczysz si, co to jest strach," pomyla, zakrad si przodem, a gdy
chopak by na grze i si odwrci by chwyci za lin od dzwonu, zobaczy na schodach, naprzeciw
dziury z ktrej uchodzi dwik, bia posta. "Kto tam?" zawoa, lecz posta nie odpowiedziaa, nie
ruszya si ni drgna. "Odpowiedz," zawoa chopiec, "albo sprawi, e sobie pjdziesz. Nie masz tu
noc nic do roboty." Kocielny jednak ani si ruszy, by chopak pomyla sobie, e jest duchem.
Chopak zawoa drugi raz "Czego tu chcesz? Mw, jeli jeste porzdnym chopem, albo zrzuc ci ze
schodw." Kocielny pomyla "On nie myli o tym powanie," nie doby z siebie gosu, sta tam jak
kamie. Zawoa wic chopak trzeci raz, a gdy i tym razem byo to daremne, rozpdzi si i zrzuci
ducha ze schodw, e ten spad dziesi stopni w d i zatrzyma si w rogu. Potem zadzwoni dzwonem
i nie mwic sowa poszed do domu, pooy si do ka i spa jak przedtem. ona kocielnego czekaa
jaki czas na swojego ma, lecz ten nie jako nie wraca. W kocu oblecia j strach, zbudzia chopca i
zapytaa "Nie wiesz, gdzie jest mj m? Poszed przed tob na wie." "Nie," odpowiedzia chopak,
"ale sta tam kto przed dziur, z ktrej dwik uchodzi, na schodach, a e nic nie mwi, a i odej nie
chcia, pomylaem, e to jaki obuz i spuciem go na d. Idcie, a zobaczycie, czy to by on. Jeli tak
to mi przykro." Kobieta wyskoczya co si i znalaza swego ma, ktry lea w rogu i jcza zamawszy
nog.
Zniosa go na d i pospieszya z wielkim krzykiem do ojca chopaka. "Wasz chopak," zawoaa,
"Wyrzdzi wielkie nieszczcie. Zrzuci mojego ma ze schodw, e a nog zama. Zabierzcie tego
nicponia z naszego domu." Ojciec wystraszy si, przybieg do syna i zaja go. "C to za bezbone
figle, pewni zy je tobie podszepn." - "Ojcze," odpowiedzia, "Posuchajcie tylko, jestem niewinny. Sta
tak w nocy, jak kto, kto ma ze zamiary. Nie wiedziaem, kto to by i trzy razy go napomniaem by
mwi lub odszed." - "Ach," rzek ojciec, " Z tob doznam jeszcze nieszczcia, zajd mi z oczu, nie
chc ci wicej widzie." - "Dobrze ojcze, poczekajcie tylko, a nadejdzie dzie, a pjd sobie, by
nauczy si ba, posid sztuk, ktra mnie wykarmi." - "Ucz si, czego chcesz," rzek ojciec, "Mi jest
wszystko jedno. Masz tu pidziesit talarw i id z nimi w wiat, tylko nie mw nikomu, skd jeste i
kto jest twoim ojcem, bo musiabym si ciebie wstydzi." - "Dobrze, ojcze, jak chcecie, jeli nie chcecie
nic wicej, z bd to mia na uwadze."
Gdy wsta dzie, chopak wsadzi swoje pidziesit talarw do kieszeni, wyszed na wielk drog i
mwi do siebie "Gdybym si by ba, gdybym si by ba!" Podszed wtedy do niego jaki czowiek,
ktry sysza, rozmow, jak chopak prowadzi sam ze sob, a gdy byli kawaek dalej, skd mona ju
byo widzie szubienic, czek w rzek do niego "Widzisz, tam jest drzewo, gdzie siedmiu weselio si z
crk powronika, a teraz uczy si fruwa. Usid pod nimi i czekaj, a przyjdzie noc. Nauczysz si
ba." - "Jeli nic wicej do tego nie trzeba," odpowiedzia chopak, "To atwizna, a jeli naucz si
szybko ba, dostaniesz moje pidziesit talarw, przyjd jutro rano do mnie." Poszed wic chopak do
szubienicy, usiad pod ni i czeka, a nadejdzie wieczr.
A e byo mu zimno, rozpali sobie ognisko, lecz koo pnocy nadszed tak zimny wiatr, e mimo ognia
nie chciao si zrobi ciepo. Wiatr uderza wisielcami jeden o drugiego, bujali si tam i z powrotem, a
on pomyla sobie "Zimno ci tu na dole przy ogniu, ale musz marzn i buja si ci na grze." A
poniewa nosi w sobie wspczucie, przystawi drabin, wszed do gry, odwiza jednego po drugim i

ca sidemk cign na d. Potem podsyca ogie, dmucha, i poustawia ich dookoa, eby si
ogrzali. Lecz oni siedzieli tak i ani si ruszyli. Tymczasem ogie przeszed na ich ubrania. Rzek wic
"Uwaajcie, bo zaraz was znowu powiesz." Lecz nieboszczyki nie suchay, milczay, a ponce achy
wcale im nie przeszkadzay. Rozzoci si wic i rzek "Jeli nie bdziecie uwaa, to nie mog wam
pomc, nie chc si z wami spali," i powiesi ich rzdkiem z powrotem. Potem usiad przy ogniu i
zasn, a nastpnego ranka, przyszed do niego w czek. Chcia od niego pidziesit talarw i rzek
"No, ju wiecie, co to strach?" - "Nie," odpowiedzia, "skd mam wiedzie? Ci na grze nie otwierali
pyskw, a byli tak durni, e achy, ktre mili na ciele, im si poprzypalay, a oni nic." Widzia tedy
czek w, e nie odejdzie z pidziesicioma talarami, poszed sobie i rzek "takiego jeszcze nie
widziaem."
Chopak ruszy swoj drog i znw zacz mwi do siebie "Ach, gdyby umia si ba! Ach, gdybym
umia si ba!" Usysza to pewien wonica, ktry szed za nim, i zapyta go "Kto ty?" - "Nie wiem,"
odpowiedzia chopak. Wonica zapyta go znowu "Skd jeste?" - "Nie wiem." - "A kto jest twoim
ojcem?" - "Nie mog tego powiedzie." - "Co ty tam mruczysz cigle pod nosem?" - "Ach,"
odpowiedzia chopak, "Chciabym umie si ba, ale nikt mnie nie chce nauczy." - "Przesta gupio
gada," rzek wonica, "Chod ze mn, zobaczymy, gdzie ci ulokuj." Chopak poszed z wonic, a
wieczorem doszli do gospody, gdzie chcieli przenocowa. Przed wejciem do izby rzek gono raz
jeszcze "Gdybym si ba! Gdybym si ba!" Gospodarz, ktry to usysza, umia si i rzek "Jeli na to
macie ochot, jest po temu dobra okazja." - "Ach, milcz lepiej," rzeka jego ona, "Ju niejeden
wcibski czek yciem za to zapaci, byaby wielka szkoda tych piknych oczu, gdyby nie mogy duej
patrze na wiato dnia." Chopak rzek jednak "Choby nie wiem, jakie to byo trudne, chc si tego
nauczy, dlatego ruszyem w drog." Nie dawa gospodarzowi spokoju, a ten opowiedzia mu, e
niedaleko stoi zaklty zamek, gdzie mona si byo bez trudu nauczy, co to jest strach, gdyby kto
way si czuwa w nim trzy noce. Krl obieca temu, kto si na to way, swoj crk za on, a jest
ona najpikniejsz dziewic pod socem- W zamku s te wielkie skarby, strzeone przez ze duchy,
ktre si uwalniaj i mogyby z biedaka uczyni bogatego. Ju wielu prbowao tam wej, ale jeszcze
aden nie wyszed. Poszed wic chopak nastpnego ranka przed oblicze krla i rzek "Jeli mi
pozwolicie, bd czuwa przez trzy noce w zakltym zamku. Krl spojrza na niego, a e mu si
spodoba, rzek "Moesz prosi po trzykro, a musz to by martwe rzeczy. Moesz je zabra na
zamek." On za odpowiedzia wic "Prosz wic o ogie i tokark z noem. Krl kaza mu to zanie do
zamku za dnia. Gdy miaa ju nadej noc, chopak poszed do niego, rozpali sobie w komnacie jasny
ogie, postawi obok tokark z noem i usiad na niej. "Ach, gdybym si ba!" rzek, "ale tu te si tego
nie naucz." Koo pnocy chcia podsyci ognia, a gdy do niego dmuchn , krzykno co z kta "au,
miau, ale nam zimno!" - "Gupcy zawoa, "co tak krzyczycie, chodcie, usidcie przy ogniu i si
ogrzejcie." A gdy to rzek, przyszy dwa czarne koty wielkimi susami, usiady po obu jego stronach i
patrzyy na dziko swymi ognistymi oczyma. Po chwili, gdy si ogrzay, rzeky "Kamracie, pogramy w
karty?" - "Czemu nie?" odpowiedzia, "ale pokacie mi najpierw wasze apy." Wycigny wic pazury.
"Ach," rzek, "Ale macie dugie pazury, musz je najpierw obci." Chwyci je wic za kark, podnis do
tokarki i przykrci im apy. "Popatrzyem wam na paluchy," rzek "i przeszy mi ochota na gr w karty,"
zatuk je i wyrzuci do wody. Ledwo uspokoi t dwjk, a ze wszystkich ktw powyaziy czarne koty i
czarne psy na arzcym si acuchu, wci wicej i wicej, tak e nie mia ju ujcia. Krzyczay
strasznie, deptay po ogniu, porozwalay go i chciay ugasi. Patrzy na to przez chwil w spokoju, ale
wkrtce byo mu tego za wiele, chwyci za n i zawoa "Jazda std, motochu," i ruszy na nich siekc.
Cz uskoczya, innych zabi i wyrzuci do stawu. Gdy wrci dmuchn w ar, a ogie na nowo si
rozpali. Ogrza si, a gdy tak siedzia, oczy same poczy si zamyka i nabra ochoty na sen. Rozejrza
si, a w kcie ujrza wielkie oe, "A to mi si udao," rzek i pooy si do niego. Gdy ju mia zamyka
oczy, ko zaczo jedzi, a jedzio po caym zamku.. "I dobrze," rzek, "cakiem dobrze." A oe
jechao, jakby zaprzgnite w sze koni byo, po progach i schodach, w gr i w d. Nagle hop,
przewrcio si, gr do dou, e leao na nim jak gra. Lecz on cisn pierzyny i poduszki w gr,
wyszed i rzek "Teraz niech jedzie, kto ma ochot." Pooy si przy ogniu i spa, a nasta dzie. Z
rana przyby krl, a gdy zobaczy, jak ley na ziemi, pomyla, e suchy go ubiy i e jest martwy. Rzek
wtedy "Szkoda tego piknego czowieka."
Usysza to chopak, wsta i rzek "Tak daleko jeszcze nie zaszo!" Krl si dziwi, ucieszy si si i
zapyta, jak mu poszo. "Dobrze," odpowiedzia, "Mina jedna noc, dwie nastpne te min." Gdy
przyszed do gospodarza, ten zrobi wielkie oczy. "Nie mylaem," rzek, "e ci jeszcze zobacz przy
yciu, nauczye ju si ba?" - "Nie," rzek, "Wszystko daremnie, gdyby kto tylko mg mi to
powiedzie!"
Drugiej nocy znowu poszed na zamek, usiad przy ogniu i zacz od nowa sw star pie "Ach,
gdybym si ba!" gdy nadesza pnoc, usysza haas i oskot, zrazu cichy, potem coraz goniejszy, a
wreszcie znw zrobio si ciszej, w kocu przybiega po kominie poowa czowieka z gonym krzykiem i
upada przed nim. "Hej!", zawoa, "brakuje drugiej poowy, tego jest za mao." Haas znw rozpocz
si od nowa, to co szalao i wyo, spada te druga poowa. "Czekajcie," rzek, "musz troszk
podmucha w ogie." Gdy to zrobi i znw si rozejrza, oba kawaki poczyy si w jeden, siedzia tam

straszny typ na jego miejscu. "tak si nie zakadalimy," rzek chopak, "awka jest moja." Czek w
chcia go odpdzi, ale chopak nie da sobie w kasz dmucha, zwali go przemoc i usiad na swoim
miejscu. Wtedy pospada wicej takich typkw, jeden po drugim, powycigali dziewi trupich piszczeli
i dwie trupie gwki, poustawiali i grali w krgle. Chopak te nabra ochoty i zapyta" Suchajcie, mog
z wami?" - "Tak, jeli masz pienidze." - "Pienidzy mam do," odpowiedzia, "ale wasze kule nie s
do okrge." Wzi wic trupie gwki, uoy na tokarce i je zaokrgli. "No, teraz bd si lepiej
turla," rzek, "Hej, do zabawy!" Gra z nimi i straci co nieco pienidzy, lecz gdy wybia dwunasta,
wszystko znikno u oczu. Pooy si i zasn w spokoju. Nastpnego przyszed krl i chcia si
wszystkiego dowiedzie. "Jak poszo ci tym razem?" zapyta. "Graem w krgle," odpowiedzia,
"przegraem par halerzy." - "I nie bae si?" - "Ach, co tam," rzek, "ubawiem si. Gdybym tylko
umia si ba!" Trzeciej nocy znowu usiad na swej awce i rzek ponuro "Gdyby tylko umia si ba!"
gdy zrobio si pno, przyszo szeciu wielkich typw i wnioso trumn. Rzek wic "ha ha, to na pewno
mj kumo, ktry umar przed paroma dniami," pokiwa palcem i zawoa "Chod no kumosiu, chod,"
postawili trumn na ziemi, a on podszed do niej i zdj wieko. "Lea tam nieywy czek. Pomaca jego
twarzy, ale bya zimna jak ld. "Czkaj," rzek, "troch ci ogrzej," podszed do ognia, ogrza swoj
do i pooy mu na twarzy, lecz trup pozosta zimny. Wycign go zatem, usiad przy ogniu i pooy
go na swym onie, naciera mu rce, eby krew znw zacza kry. A gdy i to nie pomagao, wpad na
pomys "gdy dwch ley w ku, to ogrzewaj si wzajemnie," zacign go do ka i pooy si koo
niego. Po chwili trup zrobi si ciepy i zacz si rusza. Rzek wtedy chopak "Widzisz, kumosiu, nie
ogrzaem ci?!" Trup si podnis i zawoa "Teraz ci udusz." - "Co," rzek, "to tak mi dzikujesz? Zraz
znowu trafisz do trumny," unis go, wrzuci do rodka i zamkn wieko. Przyszo wtedy szeciu typw i
go odnieli. "Jako si nie bij,2 rzek, "tu nie naucz si tego do koca ycia."
Wtedy wszed czowiek, a by wikszy od wszystkich innych, wyglda straszliwie, lecz by stary i mia
dug, bia brod. "O ty otrze," zawoa, "Teraz nauczysz si ba, bo umrzesz." - "Nie tak szybko,"
odpowiedzia chopak, "Jeli mam umrze, to musisz mnie dosta." - "Ju ja ci zapi," rzek potwr.
"Powoli, powoli, nie szykuj si tal, jestem tak silny jak ty, a moe jeszcze silniejszy." - "Zobaczymy,"
powiedzia stary, " jeli jeste silniejszy, to ci puszcz, chod, sprbujemy." Poprowadzi go przez
ciemne korytarze, do kowalskiego ogniska, wzi siekier i wbi kowado jednym uderzeniem w ziemi.
"Umiem to lepiej," rzek chopak i podszed do drugiego kowada, stary stan koo niego i chcia si
przyjrze, a jego biaa broda zwisaa. Chopak zapa za siekier, przeci kowado na p jednym
ciosem i zaklinowa w nim brod starego. "mam ci," rzek chopak, "Teraz twoja kolej umrze." Potem
zapa za elazny prt i wali starego, a ten pocz jcze i prosi, eby przesta. Chcia mu da wielkie
bogactwa. Chopak zapa za siekier i go wypuci. Stary poprowadzi go z powrotem do zamku i
pokaza w piwnicy trzy skrzynie pene zota. "Z tego," rzek, "cz jest dla biednych, druga dla krla, a
trzecia dla ciebie." Wybia wanie dwunasta i duch znik, a chopak sta tak w ciemnoci. "Jako wyjd,"
rzek, szed po omacku, znalaz drog do komnaty i zasn przy swoim ognisku. Nastpnego ranka
przyszed krl i rzek "Pewnie si nauczye, co to strach?" - "Nie," odpowiedzia, Co to takiego? Mj
zmary kum tu by, przyszed pewien brodaty czek i pokaza mi duo pienidzy, ale co to jest strach,
nikt mi nie powiedzia." Krl za rzek "Wybawie zamek i polubisz moj crk." - "Wszystko
wspaniale, ale wci nie wiem, co to jest strach." Wyniesiono zota, witowano wesel, a mody krl,
cho kocha sw on i by szczliwy, cigle powtarza "Gdybym tylko umia si ba, gdybym tylko
umia si ba." Zachmurzyo j to wreszcie. Jej pokojwka rzeka "Znajd rad, by nauczy si ba."
Wysza do strumienia, ktry pyn przez ogrd i kazaa przynie wiadro pene kiebia. W nocy, gdy
mody krl spa, maonka jego cigna pierzyn, wylaa na niego kube zimnej wody z kiebiem, a
mae rybki podskakiway wok niego. Obudzi si i zawoa, "Ale mi straszno, boj si, droga ono! Tak,
teraz wiem, co to strach."

DOBOSZ
Pewnego wieczoru mody dobosz szed cakiem sam przez pole a dotar nad jezioro. Na brzegu
zobaczy trzy biae ptna . "C za przedni len," rzek i schowa jedno z nich do torby. Poszed do domu
nie mylc wcale o znalezisku i pooy si do ka. Gdy ju zasypia, zadao mu si, jakby kto
wymwi jego imi. Wyty uszu i usysza: "doboszu, doboszu, obud si." Nic nie widzia w ciemnej
nocy, ale wydawao mu si, e nad ziemi unosi si jaka posta przed jego kiem. "Czego chcesz?",
zapyta. "Oddaj mi koszul, ktr mi zabrae wczoraj wieczorem," odpowiedzia gos. "Oddam ci j,"
rzek dobosz, "jeli mi powiesz, kim jeste." - "Ach", odpar gos, "Jestem crk potnego krla.
Jestem w mocy pewnej wiedmy, wygnano mnie na szklan gr. Wraz z siostrami musz kadego
dnia kpa si w jeziorze, lecz bez koszuli nie mog odlecie. Moje siostry ju s daleko, lecz ja
musiaam zosta." - "Uspokj si, biedaczku," rzek dobosz, "chtnie ci j oddam." Wycign j z torby
i poda jej w ciemnoci. Zapaa j chcc szybko odlecie. "Poczekaj chwileczk," powiedzia, " moe
mgbym ci pomc." - "Moesz mi pomc, jeli wejdziesz na szklan gr i uwolnisz mnie z mocy zej
wiedmy. Lecz nigdy nie dojdziesz do szklanej gry, a nawet jeli bdziesz bardzo blisko, to na ni nie
wejdziesz." - "Czego pragn, to i mog," powiedzia dobosz, "ali mi ciebie, a niczego si nie boj. Nie
znam drogi, ktra prowadzi na szklan gr." - "Droga wiedzie przez wielki las, gdzie mieszkaj

ludoercy," odpowiedziaa, "wicej nie mog ci powiedzie." A potem usysza, jak odlatuje.
Dobosz wyruszy w drog o wschodzie soca, przewiesi swj bbenek i wszed miao do lasu. Gdy ju
chwilk szed i nie zobaczy adnego olbrzyma, pomyla sobie "musz obudzi tego piocha," zawiesi
swj bben z przodu i bi w werbel, e a ptaki uciekay z drzew z krzykiem. Niedugo potem olbrzym,
ktry lea w trawie i spa, podnis si do gry, a by tak wielki jak joda. "otrze, " zawoa do niego,
"co tak bbnisz i budzisz mnie z najlepszego snu?" "Bbni," odrzek, "bo za mn id tysice i musz
im drog wskaza." - "A czego oni chc w moim lesie?" zapyta olbrzym. "Chc ci ukatrupi i
wyczyci las z takiego plugastwa jak ty." - "Och," rzek olbrzym, "Rozdepcz was jak mrwki" "Mylisz, e moesz co nam zrobi?" rzek dobosz, "kiedy si schylisz, by jednego zapa, skoczy i
schowa si, kiedy si pooysz i zaniesz, powya ze wszystkich krzakw i wejd na ciebie. A kady
ma mot ze stali przy pasie i tak rozwal ci czaszk." Olbrzym pochmurnia i pomyla: "Ten podstpny
ludek moe naprawd narobi mi kopotw. Wilkom i niedwiedziom miad garda, lecz nie ma dla
mnie ochrony przed robakami drcymi ziemi." - "posuchaj, ludziku," rzek, "odejd, a obiecuj ci,
e ciebie i twych kompanw ostawi w przyszoci w spokoju, a jeli masz jeszcze jakie yczenie,
powiedz mi, a zrobi ci t przysug." - "Masz dugie nogi," powiedzia dobosz, "i szybciej biegasz ni
ja. Zanie mnie na szklan gr, a dam swojakom znak, by ci zostawili w spokoju." - "Chode,
robaku," rzek olbrzym, usid mi na barkach, a zanios ci, gdzie chcesz." Olbrzym podnis si,
dobosz zacz wali w werbel z caego serca. Olbrzym pomyla, e to znak, by czeczy ludek si
oddali." Po chwili na drodze pojawi si drugi olbrzym, wzi dobosza od pierwszego i wsadzi go sobie
w dziurk od guzika. Dobosz chwyci si guzika, a wielki by jak miska, trzyma si go mocno i wesoo
si rozglda. Wtem doszli do trzeciego, wyj go z dziurki od guzika i posadzi go na brzeg kapelusza.
Jecha tak dobosz raz do gry raz w d, a widzia wszystko ponad drzewami, w kocu z daleka dojrza
gr, pomyla wic, e "to na pewno szklana gra," i tak te byo. Olbrzym zrobi jeszcze par krokw
i ju byli u stp gry, gdzie olbrzym go zdj. Dobosz da, by go zanis na szczyt gry, ale olbrzym
pokiwa gow, pomrucza co przez brod i ruszy w las.
Biedny dobosz sta przed gr, ktra bya tak wielka, jakby poustawia trzy gry jedna na drugiej, a
przy tym tak gadka jak lustro. Nie wiedzia, co pocz by na ni wej. Zacz si wspina, lecz
daremnie, cigle lizga si w d. "Gdybym by ptakiem," pomyla, ale c mogo pomc pobone
yczenie, skrzyda mu przecie nie rosy. Gdy tak sta i nie wiedzia, co pocz, dojrza w oddali dwch
mczyzn, ktrzy strasznie si kcili. Podszed do nich i zobaczy, e pornili si z powodu sioda,
ktre leao przed nimi na ziemi, a ktre kady z nich chcia mie. "Ale z was gupcy," rzek, "kcicie
si o siodo, a nie macie konia." - "Siodo jest tego warte by si o nie kci." odpowiedzia jeden z
mczyzn, "Kto na nim sidzie i pomyli sobie o jakim miejscu, choby na kocu wiata, znajdzie si
tam w oka mgnieniu." Siodo jest wsplne. Teraz moja kolej by na nim usi, ale tamten nie chce
mnie puci." - "Zaraz zakocz ten spr," rzek dobosz, odszed kawaek dalej i wetkn w ziemi biay
drek. Gdy wrci, rzek: "A teraz biegnijcie do celu, kto wygra, sidzie na siodo pierwszy." Obaj
rzucili si do galopu, lecz ledwo zrobili par krokw, a ju dobosz buja si na siodle, pomyla o
szklanej grze i w mgnieniu oka by na jej szczycie. Na grze bya rwnina, sta tam stary kamienny
dom, a przed domem by wielki staw rybny, za nim za ciemny las. Nie widzia ludzi ni zwierzt. Byo
cicho i tylko wiatr gra na liciach drzew, a chmury pyny nisko nad jego gow.
Podszed do drzwi i zapuka. Gdy zapuka trzeci raz, otworzya starucha o brzowej twarzy i czerwonych
oczach. Na dugim nosie miaa okulary i bystro na patrzya, potem zapytaa, czego dusza pragnie.
"Wej, zje i przenocowa," odpowiedzia dobosz. "Niech ci bdzie," odpowiedziaa stara, "jeli w
zamian wykonasz trzy prace." - "Czemu nie?" - odpowiedzia, "Pracy si nie boj, nawet jeli jest
cika." Stara wpucia go, daa mu je, a na wieczr dobre ko. Rano, gdy si ju wyspa, starucha
zdja ze swego suchego palca naparstek, podaa doboszowi i rzeka: "Teraz czas na robot. Oprnij
tym naparstkiem staw, lecz przed noc musisz skoczy, a wszystkie ryby, ktre s w wodzie, musz
by poukadane wedug gatunku i wielkoci." - "Dziwna praca," rzek dobosz, ale poszed nad staw i
zacz czerpa wod. Czerpa cay ranek, lecz co mona zrobi naparstkiem z tak iloci wody, a
niechby i przez tysic lat? W poudnie pomyla sobie: "Wszystko na darmo, obojtnie czy pracuj czy
nie," przesta czerpa i usiad. Wtedy z domu wysza dziewczyna, podaa mu koszyczek z jedzeniem i
rzeka: "Siedzisz taki smutny..., co ci jest?" Spojrza na ni i ujrza, e jest pikna. "Ach," powiedzia,
"Nie mog skoczy pierwszej pracy, a co bdzie z reszt? Wyszedem by szuka krlewny, ktra miaa
tu mieszka, lecz jej tu nie ma, odejd wic." - "Zosta", powiedziaa dziewczyna, "Pomog ci w
potrzebie. Jeste zmczony, po gow na moich kolanach i pij. Kiedy wstaniesz, praca bdzie
skoczona." Doboszowi nie trzeba byo tego dwa razy powtarza. Gdy tylko zamkny mu si oczy,
przekrcia czarodziejski piercie i rzeka: "Wodo odejd, rybki z wody." Woda odpyna jak biaa
mga a wiatr unis j razem z innym chmurami, a ryby podskakiway na brzegu i ukaday si jedna
obok drugiej, kada wedug wielkoci i rodzaju. Gdy dobosz si obudzi, ujrza ze zdziwieniem, , e
wszystko si spenio, lecz dziewczyna rzeka: "Jedna z ryb nie ley ze swojakami, lecz cakiem sama.
Gdy stara przyjdzie wieczorem i zobaczy, e stao si, czego daa, zapyta: "Co ta ryba robi tu sama?"
Rzu tedy ryb w jej twarz i powiedz: "Ta jest dla ciebie, stara wiedmo." Starucha przysza
wieczorem, a gdy zadaa to pytanie, rzuci jej ryb w twarz. Udaa, e tego nie zauwaya. Milczaa, lecz

jej oczy spoglday na niego zowrogo. nastpnego ranka rzeka: "Wczoraj byo ci za lekko. Musz ci
da cisz robot. Dzisiaj musisz ci cay las, drwa poci na polana i poukada w snie.
Wieczorem ma by wszystko gotowe." Daa mu siekier, bijaka i kliny, lecz siekiera bya z oowiu, a
bijak i kliny z blachy. Gdy zacz rba, siekiera si poskrcaa, a bijak i kliny pozgniatay. Nie wiedzia,
co pocz, lecz w poudnie wrcia dziewczyna z jedzeniem pocieszajc go: "Po gow na moich
kolanach," powiedziaa, "i pij, a kiedy wstaniesz robota bdzie skoczona." Przekrcia swj piercie, a
w mgnieniu oka cay las pad na ziemi z wielkim trzaskiem. Drwa rozpady si same na polana i
ukaday w snie. Byo tak, jakby niewidzialny olbrzym wykona ca prac. Gdy si obudzi,
dziewczyna rzeka: "Widzisz, drwa porbane i poukadane, zostaa tylko jedna ga. Gdy starucha
przyjdzie dzi wieczorem i zapyta, co ta ga ma znaczy, uderz j t gazi i powiedz: "Ta jest dla
ciebie, ty wiedmo" Stara przysza i rzeka: "Widzisz, jak lekka bya ta praca, ale dla kogo zostaa ta
ga?" - "Dla ciebie, ty wiedmo," rzek i uderzy j gazi, lecz ona udawaa, e nic nie poczua, dziko
si zamiaa i rzeka: "Jutro rzucisz cae drewno na kup i spalisz." Wsta o wicie i zacz znosi
drewno, ale jak jeden czowiek moe przenie cay las? Robota nie posuwaa si do przodu. Lecz
dziewczyna nie zostawia go w potrzebie. Przyniosa mu w poudnie jedzenie, a gdy zjad, pooy gow
na jej kolanach i zasn. Gdy si zbudzi, palia si gra drew potwornym pomieniem, a jzory ognia
strzelay po samo niebo. "Posuchaj mnie", rzeka dziewczyna, "Gdy przyjdzie wiedma, bdzie ci
rozkazywa rne rzeczy. Jeli zrobisz, czego chce, bez strachu, nie moe ci nic zego uczyni, lecz jeli
bdziesz si ba, pochwyci si ogie i ci strawi. A gdy ju zrobisz wszystko, co ci kae zap j w obie
rce i rzu w ar." Dziewczyna odesza, a stara przysza cichaczem: "Hu, zimno mi!" rzeka, "ale ogie
ponie i ogrzeje moje stare koci, od raz mi lepiej, ale tam ley kloc, ktrego nie chc spali, przynie
mi go. Jeli to zrobisz, bdziesz wolny i moesz odej, dokd chcesz. Tylko wawo wejd w ogie."
Dobosz nie zastanawia si dugo, skoczy w rodek ognia, lecz w nic mu nie uczyni, nawet wosw nie
lizn. Wycign wic kloc i go odoy. Ledwo drewno dotkno ziemi, a zmienio si w pikn
dziewczyn. Stana przed nim ta sama dziewczyna, ktra pomoga mu w potrzebie, a po jej
jedwabnych sukniach lnicych zotem pozna, e bya to krlewska crka. Stara zamiaa si, a jej
miech by jak trucizna. "Mylisz, e j masz, lecz jeszcze nie jest twoja." I wanie chciaa ruszy na
dziewczyn by j zabra, gdy dobosz zapa staruch obiema rkoma, podnis w gr i rzuci w
gardziel pomieni, ktre wystrzeliy nad ni, jakby si cieszyy, e wolno byo im strawi wiedm.
Krlewna spojrzaa na dobosza i zobaczya, e by piknym modziecem, pomylaa, e zaryzykowa
swe ycie, by j wybawi, podaa mu wic rk i rzeka: "Dla mnie rzucie na szal wszystko, ja dla
ciebie te zrobi wszystko. Jeli obiecasz mi wierno, zostaniesz moim mem. Bogactw mi nie brak,
wystarczy nam tego, co nazbieraa wiedma." Zaprowadzia go do domu. Stay tam skrzynie i kufry
wypenione skarbami.
Zostawili zoto i srebro, a zabrali szlachetne kamienie. Nie chciaa duej zosta na szklanej grze, rzek
tedy do niej: "Usid na moim siodle, a sfruniemy na d jak ptaki." - "Nie podoba mi si to siodo,"
rzeka, "wystarczy, e przekrc moim piercieniem, a bdziemy w domu." - "Dobrze," odpar dobosz,
"Zabierz nas przed bram miasta." Byli tam w okamgnieniu, lecz dobosz rzek: "Najpierw musz i do
moich rodzicw i powiedzie im o wszystkim, czekaj mnie na tym polu, zaraz wrc." - "Ach",
powiedziaa krlewna, "prosz ci, uwaaj, kiedy przybdziesz, nie cauj rodzicw w prawy policzek,
inaczej wszystko zapomnisz, a ja zostan sama na tym polu." - "Jake mgbym ci zapomnie?" rzek i
obieca jej, e wkrtce wrci. Gdy wszed do ojcowskiego domu, nikt nie pozna, kim jest, tak si
zmieni, bo trzy dni na szklanej grze, byy trzema dugimi latami. Da si tedy pozna, a rodzice zawili
mu na szyi, a tak by wzruszony w swym sercu, e oboje pocaowa w policzek nie mylc o sowach
dziewczyny. Gdy zoy pocaunek na ich prawym policzku, przepada wszelka myl o krlewnie.
Oprni swoje kieszenie, a szlachetne kamienie kad garciami na stole. Rodzice nie wiedzieli wprost,
co maj pocz z takim bogactwem. Ojciec zbudowa wic wspaniay zamek otoczony ogrodami, lasami
i kami, jakby mia w nim mieszka jaki ksi. A gdy skoczy, rzeka matka: "Znalazam dla ciebie
dziewczyn, za trzy dni bdzie wesele." A syn z radoci godzi si z tym, czego chcieli rodzice. Biedna
krlewna staa dugo przed miastem czekajc na powrt modzieca. Gdy nadszed wieczr, rzeka: "Na
pewno pocaowa rodzicw w prawy policzek i o mnie zapomnia." Jej serce pene byo smutku,
wyczarowaa sobie samotny domek w lesie i nie chciaa wraca na dwr swego ojca. kadego dnia sza
do miasta i przechodzia koo jego domu, czasem patrzy na ni, ale jej nie poznawa. W kocu
usyszaa, jak mwi ludzie: "Jutro jest jego wesele." Rzeka tedy: "Sprbuj odzyska jego serce."
Gdy witowano pierwszy dzie wesela, przekrcia piercie i rzeka: "Suknie lnica jak soce." Wnet
leaa przed ni suknia, ktra lnia, jakby j utkano z promieni soca. Gdy wszyscy gocie si zebrali,
wesza do sali. Kady podziwia jej pikn sukni, a najbardziej narzeczona, ktra w sukniach miaa
wielkie upodobanie. Podesza wic do obcej i zapytaa, czy nie mogaby jej sprzeda sukni. "Nie za
pienidze," odpowiedziaa, "ale jeli pozwolisz mi sta przed drzwiami, gdzie pierwszej nocy bdzie spa
pan mody, oddam ci j." Narzeczona nie umiaa poskromi swej dzy i si zgodzia, lecz do wina
dodaa narzeczonemu usypiajcego trunku, zapad wic w gboki sen. Gdy wszystko ucicho, krlewna
kucna u drzwi sypialni, otworzya je troch i zawoaa:
"Doboszu, doboszu, usysz nie,
Czy cakiem o mnie zapomniae?

Czy na grze ze mn nie siedziae?


Czy nie ustrzegam twego ycia od wiedmy zoci?
Czy nie podae mi rki na znak wiernoci?
Doboszu, doboszu, usysz mnie."
Lecz wszystko byo daremne, dobosz si nie obudzi, a gdy nadszed poranek, krlewna musiaa odej
z niczym. Drugiego wieczoru, przekrcia swj cudowny piercie i rzeka: "Suknia srebrna jak ksiyc."
Gdy wesza na uroczysto w tej sukni, delikatnej jak promie ksiyca, znw wzbudzia dze
narzeczonej, ktra w zamian za sukni, pozwolia jej spdzi drug noc u drzwi sypialni. Zawoaa tedy
w nocnej ciszy.
"Doboszu, doboszu, usysz nie,
Czy cakiem o mnie zapomniae?
Czy na grze ze mn nie siedziae?
Czy nie ustrzegam twego ycia od wiedmy zoci?
Czy nie podae mi rki na znak wiernoci?
Doboszu, doboszu, usysz mnie."
Lecz dobosz upiony nasennym trunkiem, nie obudzi si. Smutna odesza wic do swego lenego
domku. Lecz ludzie w domu syszeli skarg nieznajomej dziewczyny i opowiedzieli o niej modemu.
Powiedzieli mu take, i nie mg nic usysze, bo wino zmieszano mu z nasennym trunkiem. Trzeciego
wieczoru krlewna przekrcia piercie mwic: "Suknia skrzca si jak gwiazdy." Gdy pokazaa si w
niej na uroczystoci, narzeczona wprost wychodzia z siebie z podziwu dla sukni, ktra bya o wiele
pikniejsza od poprzednich i rzeka: "Musz j mie." Dziewczyna i t oddaa w zamian za pozwolenie
na spdzenie nocy u drzwi narzeczonego. Narzeczony nie wypi tym razem wina, ktre podano mu
przed snem, lecz wyla je za ko. A gdy w domu wszystko ucicho, usysza delikatny gos, ktry go
woa.
"Doboszu, doboszu, usysz nie,
Czy cakiem o mnie zapomniae?
Czy na grze ze mn nie siedziae?
Czy nie ustrzegam twego ycia od wiedmy zoci?
Czy nie podae mi rki na znak wiernoci?
Doboszu, doboszu, usysz mnie."
Nagle pami wrcia. "Ach, " zawoa, "jak mogem by tak niewierny, lecz winien jest pocaunek,
ktry z radoci serca zoyem na prawym policzku rodzicw. To on mnie oguszy." Wyskoczy z ka,
chwyci krlewn za rk i poprowadzi do oa rodzicw. "Oto moja prawdziwa narzeczona," rzek,
"Jeli pojm za on t drug, dopuszcz si nieprawoci." Gdy rodzice usyszeli o tym, co zaszo,
wyrazili sw zgod. Na nowo zapalono wiata w sali, sprowadzono cay majdan, sproszono przyjaci i
krewnych, a prawdziwe wesele witowano w wielkiej radoci. Pierwsza narzeczona w zado
uczynieniu moga zachowa suknie i bya z tego bardzo zadowolona.

NIEKA
Pewnego razu w rodku zimy, gdy z nieba paday patki niegu jak pierze, krlowa siedziaa przy oknie
o ramach z czarnego hebanu i szya. Szyjc tak patrzya na nieg a ukua si ig w palec. Na nieg
poleciay trzy krople krwi. A poniewa czerwie piknie wygldaa na biaym niegu, pomylaa sobie:
"Chciaabym mie dziecko biae jak ten nieg, czerwone jak krew i czarne jak drewno tych ram."
Wkrtce urodzia creczk bia jak nieg, o ustach czerwonych jak krew, o wosach jak hebanowe
drewno. Dlatego nazwano j niek. Gdy dziecko urodzio si, krlowa umara.
Po roku krl wzi sobie drug on. Bya to pani pikna, ale dumna i prna. Nie potrafiaby znie
pikniejszej od siebie. A miaa ona cudowne lustro. Gdy stawaa przed nim by si obejrze, mwia:
"Lustereczko, powiedz przecie
Kto jest najpikniejszy w wiecie."
A Lusterko odpowiadao:
"Ty krlowo najpikniejsza na wiecie"
I bya zadowolona, bo wiedziaa, e lustro zawsze mwi prawd. Tymczasem nieka rosa i stawaa si

coraz pikniejsza, a gdy miaa ju siedem lat, bya pikna jak jasny dzie, pikniejsza ni sama
krlowa. Kiedy wic ta zapytaa lustro:
"Lustereczko, powiedz przecie
Kto jest najpikniejszy w wiecie."
dostaa odpowied:
"Nikt pikniejszy w tej komnacie nie mieszka,
lecz tysic razy pikniejsza od ciebie jest nieka"
Mocno strapio to krlow, a zrobia si ta i zielona z zawici. Od tej pory gdy spotykaa niek,
wntrznoci si w niej nicoway, tak wielka bya jej nienawi do tej dzieweczki. Pycha i zawi rosy jak
chwast w jej sercu coraz to wyej i nie zaznaa odtd spokoju ni za dnia ni w nocy. Zawoaa wic
myliwego i rzeka: "Wyprowad do dziecko w las, bo nie chc go widzie oczy moje. Zabijesz j tam, a
na dowd przyniesiesz mi jej puca i wtrob." Myliwy by posuszny tym sowom i wyprowadzi j do
lasu, a gdy wycign ju n, by przebi nieki niewinne serce, dziewczynka zapakaa i rzeka: "Ach,
drogi myliwy, nie zabijaj mnie. Pjd w dziki las i nigdy nie wrc do domu." A poniewa bya tak
pikna, myliwy zlitowa si nad ni i rzek: "Biegnij, biedne dziecko! - Dzikie zwierzta i tak ci
wkrtce por", pomyla, lecz mimo to zrobio mu si tak, jakby mu kamie z serca spad, bo nie
musia jej zabija. Gdy z zaroli wyskoczy mody warchlak, przebi go swym noem, wyci puca i
wtrob i jako dowd zanis krlowej. Kucharz musia gotowa to w soli, a za baba jada t straw
mylc, e to puca i wtroba nieki.
Biedne dziecko byo w lesie zupenie samo, bao si tak bardzo, e ogldao si za wszystkimi limi na
drzewach i nie wiedziao, co dalej pocz. Zaczo biec przez ostre kamienie i ciernie, a dzikie zwierzta
przebiegay mu drog nic mu nie czynic. Dziewczynka biega tak dugo, jak tylko nogi chciay j nie,
a wieczr zacz nadciga. Wtedy zobaczya domek i wesza do niego, aby odpocz. W domku
wszystko byo mae, ale takie delikatne i czyste, e a ciko powiedzie. Sta tam biao nakryty
stoliczek i siedem maych talerzy, kady za talerzyk mia za ssiada yeczk, obok leao siedem
noykw, widelczykw, i siedem kubeczkw. Pod cian stao siedem eczek, jedno obok drugiego, a
wszystkie przykryte nieno biaym przecieradem. nieka, poniewa bya godna i bardzo chciao jej
si pi, zjada z kadego talerzyka troszeczk warzyw i chleba, z kadego kubeczka wypia kropelk
wina, bo nie chciaa jednemu zje wszystko. Potem chciaa pooy si do ka, bo bya bardzo
zmczona, ale adne nie pasowao, jedno byo za dugie, inne za krtkie, sidme wreszcie byo w sam
raz, pooya si wic do niego, polecia si Boej opiece i zasna. Gdy zrobio si cakiem ciemno,
przyszli panowie tego domku. Byo to siedmiu karzekw, ktrzy kopali rud w grach. Zapalili siedem
wiateek, a gdy w domku zrobio si jasno, zobaczyli, e kto w nim by, bo nie wszystko byo w takim
porzdku, w jakim zostawili dom. Pierwszy za powiedzia: "Kto siedzia na moim krzeseku?", drugi
doda: "Kto jad z mojego talerzyka?", trzeci: "Kto wzi moj bueczk?", czwarty "Kto zjad moje
warzywo?", pity: "Kto uywa mojego widelczyka?", szsty "Kto kroi moim noykiem?", sidmy: "Kto
pi z mojego kubeczka?" Potem pierwszy si rozejrza, zobaczy na swoim ku mae wgbienie i rzek:
"Kto by w moim eczku?" Zaraz przybiegli inni i zawoali: "I w moim kto lea", lecz sidmy, gdy
spojrza na swoje ko, zobaczy pic niek. Zawoa wtedy reszt. Przybiegli i krzyczeli z
zachwytu. Przynieli swoje wiateka i powiecili na niek. "O mj Boe, o mj Boe!", woali, "ale
pikne jest to dzieci!" i bardzo si cieszyli, e jej nie zbudzili, lecz pozwolili spa jej dalej. Sidmy
karzeek spa u swoich kompanw, po godzinie u kadego, a mina noc.
Gdy nieka wstaa rankiem, zobaczya siedmiu karzekw, wystraszya si bardzo. Byli jednak bardzo
mili i zapytali: "Jak si nazywasz?" - "Nazywam si nieka", odpowiedziaa. "Jak trafia do naszego
domku?" - pytay dalej karzeki. Wtedy opowiedziaa im, jak macocha chciaa j zabi, jak myliwy
darowa jej ycie, jak biega cay dzie, a wreszcie znalaza ten domek. Wtedy karzeki zapytay: "Jeli
zechcesz troszczy si o nasz dom, gotowa, sa eczka, pra, szy, dzierga i wszystko trzyma w
czystoci i porzdku, moesz z nami zosta, a nie zbraknie ci niczego." - "Chc", odpowiedziaa
nieka. "Chc z caego serca." i zostaa z nimi. Dbaa w domu o porzdek. Karzeki rano wychodziy do
pracy w grach by szuka rudy i zota, a gdy wieczorem wracay, jedzenie musiao ju by gotowe.
Dziewczynka cay dzie bya sama. Dobre karzeki ostrzegay j i mwiy: "Strze si macochy!
Wkrtce si dowie, e tu jeste. Nie wpuszczaj nikogo!" Krlowa mylaa, e zjada wtrob i puca
nieki i bya pewna, e znowu jest t pierwsz i najpikniejsz, a pewnego dnia stana przed lustrem
i rzeka:
"Lustereczko, powiedz przecie
Kto jest najpikniejszy w wiecie."

A Lustro odpowiedziao:
"Tu najpikniejsz jest krlowa,
lecz od niej pikniejsza jest panna owa.
co za grami z karzekami mieszka
i zowie si nieka"
I wystraszya si, bo wiedziaa, e lustro nigdy nie kamie. Zauwaya, e myliwy j oszuka, a nieka
wci bya przy yciu. Odtd mylaa, mylaa i mylaa cigle od nowa, jak j zabi, bo dopki ya,
zawi nie daaby jej spokoju. A gdy w kocu co wymylia, zafarbowaa sobie twarz, ubraa si jak
stara przekupka i bya nie do poznania. Pod t postaci wyruszya za siedem gr do siedmiu karzekw,
zapukaa do drzwi i zawoaa: "Pikny towar, towar na sprzeda!" nieka wyjrzaa przez okno i
zawoaa: "Dzie dobry, dobra kobieto, co tam macie na sprzeda?" - "Dobry towar, pikny towar",
odpowiedziaa, "Sznurowane gorseciki we wszelkich kolorach" i wycigna jeden, ktry by utkany z
kolorowego jedwabiu. "T dobr kobiet na pewno mog wpuci", pomylaa nieka, odryglowaa
drzwi i kupia sobie adny gorsecik. "Dziecko, ale adnie wygldasz!", powiedziaa starucha, "Chod, to
ci porzdnie zasznuruj." nieka dobrodusznie stana przed ni i pozwolia sobie zasznurowa
gorsecik, a starucha wizaa szybko i tak mocno, e nieka nie moga zapa oddechu i martwa pada
na ziemi. "A bya taka adna, najpikniejsza..." powiedziaa stara i czym prdzej wysza. Niedugo
potem, pod wieczr, do domu wrcio siedmiu karzekw. Przerazili si, gdy zobaczyli, jak ich kochana
nieka ley na ziemi cakiem bez ruchu, jak martwa. Podnieli j wic do gry, a poniewa dostrzegli,
e bya mocno zwizana, rozcili gorsecik. Dziewczynka zacza oddycha i powoli wracao do niej
ycie. Gdy karzeki usyszay, co si stao, rzeky: "Ta stara przekupka to nikt inny jak bezbona
krlowa: strze si i nie wpuszczaj nikogo, gdy nas nie ma z tob."
Za Baba podesza do lustra, gdy tylko wrcia do domu i zapytaa:
"Lustereczko, powiedz przecie
Kto jest najpikniejszy w wiecie."
A Lustro odpowiedziao jak zawsze:
"Tu najpikniejsz jest krlowa,
lecz od niej pikniejsza jest panna owa.
co za grami z karzekami mieszka
i zowie si nieka"
Gdy to usyszaa, caa krew cisna si w jej sercu i przelka si, bo ju wiedziaa, e nieka wrcia
do ycia. "Bd musiaa co wymyle, by w kocu sczeza" powiedziaa i za pomoc czarcich sztuk, na
ktrych si znaa, zrobia zatruty grzebie. Przebraa si potem i przybraa posta innej starej baby.
Posza tak za siedem gr do siedmiu karzekw, zapukaa do drzwi i zawoaa: "Doby towar sprzedaj,
dobry towar!" nieka wyjrzaa i rzeka "Id dalej, bo nie wolno mi nikogo wpuszcza" - "Ale obejrze
chyba moesz", powiedziaa starucha i wyja zatruty grzebie i podniosa go do gry. Dziecku
spodoba si tak bardzo, e dao si ogupi i otworzyo drzwi. Gdy ju dogaday si co do kupna, rzeka
stara: "A teraz porzdnie ci uczesz!" Biedna nieka nic sobie przy tym nie pomylaa i pozwolia
starej dziaa, lecz ledwo stara wetkna jej grzebie we wosy, trucizna zacza dziaa i dziewczynka
pada bez zmysw na ziemi. "Oto uosobienie pikna", rzeka za baba, "Teraz ju po niej!", i odesza.
Na szczcie zblia si wieczr i siedem karzekw wracao ju do domu. Kiedy zobaczyli, jak nieka
ley martwa na ziemi, od razu pomyleli, e musiaa to by macocha. Obszukali wic niek i znaleli
trujcy grzebie, a gdy tylko go wycignli nieka wrcia do ycia i opowiedziaa im, co si stao.
Ostrzegli j wic jeszcze raz, aby si miaa na bacznoci i nikomu nie otwieraa drzwi.
Gdy krlowa wrcia do domu, stana przed lustrem i rzeka:
"Lustereczko, powiedz przecie
Kto jest najpikniejszy w wiecie."
Lustro odpowiedziao jak zawsze:
"Tu najpikniejsz jest krlowa,
lecz od niej pikniejsza jest panna owa.
co za grami z karzekami mieszka
i zowie si nieka"

Gdy usyszaa te sowa od lustra, zatrzsa si i zadraa ze zoci. "nieka musi umrze!" zawoaa,
"Nawet gdybym miaa za to zapaci yciem!" Posza potem do tajemnej komnaty, gdzie nikt prcz niej
nie wchodzi, i zrobia trujce jabko. Z wierzchu byo pikne, czerwono zielone, a kady, kto na nie
spojrza, mia na nie ochot, lecz gdy kto zjad kawaek, musia umrze. Gdy jabko byo ju gotowe,
zafarbowaa sobie twarz, przebraa si za chopk i posza za siedem gr do siedmiu karzekw.
Zapukaa, nieka wychylia gow przez okno i rzeka: "Nie wolno mi nikogo wpuszcza, siedmiu
karzekw mi zabronio." - "wita racja" odpowiedziaa chopka, "Chc si pozby moich jabek. We to
jedno w podarku." - "Nie", odrzeka nieka, "nie wolno mi niczego przyjmowa" - "Boisz si trucizny?",
powiedziaa stara, "Popatrz, przekroj jabko na dwie czci. Czerwon poow zjesz ty, a zielon ja."
Jabko byo tak spreparowane, e tylko czerwona poowa bya zatruta. nieka miaa wielk ochot na
to jabko, a kiedy zobaczya, e chopka je sw poow, nie moga si powstrzyma, wycigna rk i
wzia trujc poow. Ledwo ks znalaz si w jej ustach, pada martwa na ziemi. Krlowa patrzya na
ni gronym wzrokiem i miaa si wniebogosy. Wreszcie rzeka: "biaa jak nieg, czerwona jak krew,
czarna jak heban! Tym razem kary ci nie zbudz!" A kiedy w domu zapytaa lustro:
"Lustereczko, powiedz przecie
Kto jest najpikniejszy w wiecie."

Lusterko odpowiedziao:
"Ty krlowo najpikniejsza na wiecie"
I wtedy jej zawistne serce zaznao spokoju, na ile zawistne serce spokoju zazna moe.
Gdy karzeki wieczorem wrciy do domu zastay niek lec bez tchu na ziemi. Bya martwa.
Podniosy j, szukay, czy nie ma czego trujcego, rozwizay rzemyki, przeczesay wosy, myy j w
wodzie i winie, lecz nic nie pomogo. Ich drogie dziecko byo i pozostao martwe. Pooyy j na
grobowych marach, usiady ca sidemk i opakiway j. Pakay trzy dni, potem chciay j pogrzeba,
lecz wygldaa wieo jak ywy czowiek i wci miaa pikne rumiane policzki. Powiedziay wic: "Nie
moemy jej odda czarnej ziemi", i zrobiy trumn z przeroczystego szka, tak e mona j byo
widzie ze wszystkich stron, pooyy j do niej i zotymi literami wypisay jej imi, oraz to e bya
krlewn. Potem zaniosy trumn na gr, a jeden z nich zawsze by przy niej i jej strzeg. Przychodziy
take zwierzta, aby opakiwa niek, najpierw sowa, potem kruk, na kocu gobek.
nieka dugo dugo leaa w trumnie, lecz mier nie odcisna na niej pitna. Wygldaa, jakby spaa,
wci biaa jak nieg, z ustami czerwonymi jak krew, wosami czarnymi jak heban. Zdarzyo si jednak,
e pewien krlewicz zapuci si w las i trafi do domu karzekw by w nim przenocowa. Na grze
zobaczy trumn, a w niej pikn niek. Przeczyta, co wypisane byo zotymi literami. Rzek wtedy do
karzekw: "Oddajcie mi t trumn, a dam wam wszystko, czego tylko zechcecie." Ale karzeki
odpowiedziay: "Nie oddamy jej za cae zoto tego wiata." Wtedy krlewicz rzek: "Wic podarujcie mi
j, bo nie mog ju y bez widoku nieki. Bd j czci i powaa jak kogo mi najdroszego." Gdy to
powiedzia, skruszy serca dobrych karzekw i day mu trumn. Krlewicz kaza j nie sucym na
plecach. I wtedy stao si, e potknli si o jaki krzew. Trumn zatrzso, a z ust nieki wypad
zatruty kawaek jabka. Niedugo potem otworzya oczy, podniosa wieko trumny i wyprostowaa si.
Bya ywa! "O Boe, gdzie jestem?" zawoaa. Krlewicz odrzek peen radoci: "Jeste u mnie", i
opowiedzia jej, co si stao, a potem doda: "Mam ku tobie wicej upodobania ni dla caego wiata.
Pjd ze mn na zamek ojca mego i zosta moj on." nieka bya mu askawa i posza z nim, a ich
wesele byo cudowne i pene przepychu.
Na uroczysto zaproszono take nieki bezbon macoch. Kiedy ju ubraa si w swe pikne suknie,
stana przed lustrem i rzeka:
"Lustereczko, powiedz przecie
Kto jest najpikniejszy w wiecie."
A Lustro odpowiedziao:
"Tu najpikniejsz jest krlowa,
lecz od niej pikniejsza jest pani owa.
co w zamku z krlewiczem mieszka
i zowie si nieka."

Zakla za baba i przelka si tak bardzo, e nie moga si ruszy. Na pocztku wcale nie chciaa i
na to wesele, lecz nie dawao jej to spokoju i musiaa wyruszy, by zobaczy mod krlow. Gdy ju
przybya, rozpoznaa niek, lecz ze strachu i przeraenia nie moga si ruszy. Nad rozarzonymi
wglami stay ju dla niej elazne pantofle. Przyniesiono je w obcgach i postawiono przed ni. W
rozgrzanych do czerwonoci pantoflach musiaa taczy, a pada martwa na ziemi.

O DZIELNYM KRAWCZYKU
Pewnego letniego poranka siedzia krawczyk na swoim stole przy oknie, dobry mia nastrj i szy co si.
Ulic sza chopka i woaa: "Dobry mus sprzedaj, dobry mus!"
Sodziutko to zabrzmiao w uszach krawczyka. Sw delikatn gow wystawi przez okno i zawoa: "Na
gr, dobra kobieto, tu pozbdziecie si towaru." Kobieta wspia si trzy pitra do gry ze swoim
cikim koszem do krawczyka. Musiaa wyoy przed nim wszystkie garnki. Oglda je, podnosi do
gry, trzyma przed nosem a wreszcie rzek: "Ten mus musi by dobry, zwacie mi cztery uty, dobra
kobieto, moe by nawet p funta jak dla mnie." Kobieta, ktra miaa nadziej na dobry utarg, daa
mu, czego da, ale odesza za pomrukujc.
"No, ten mus niechaj Bg bogosawi", zawoa krawczyk, "a niech przyda mi si", przynis chleb z
szafy, ukroi sobie pajd przez cay bochen, na wierzch posmarowa mus. "To nie bdzie gorzkie",
powiedzia, "ale najpierw niech skocz kaftan, zanim ugryz."
Pooy chleb obok siebie, szy dalej, a z radoci robi coraz wiksze ciegi. Zapach sodkiego musu
dolecia do ciany, gdzie siedziao wiele much, przyciga je, e chmarami siaday na chleb. "A kto was
prosi?", rzek krawczyk odganiajc nieproszonych goci. Muchy jednak nie rozumiay po niemiecku i
odgoni si nie day. Przylatyway za to w jeszcze wikszym towarzystwie. Krawczykowi, jak to si
mwi, usiada wreszcie wesz na wtrobie, wycign z kta star szmat i "Poczekajcie, ja wam dam!"
trzepn bezlitonie. Kiedy zabra szmat i policzy, na chlebie nie leao mniej jak siedem martwych z
wycignitymi nkami. "Ale z ciebie zuch!" rzek i sam podziwia swoj odwag. "Cae miasto musi si
o tym dowiedzie." I w popiechu wyci sobie krawczyk pas i wyszy na nim wielkimi literami "Siedem
za jednym zamachem!"
"Co tam miasto!", mwi dalej, "Niech dowie si cay wiat!" A serce trzso si w nim jak ogonek
baranka. Krawiec zawiza pas wok siebie, chcia pj w wiat, bo sdzi, e warsztat jest zbyt may
jak na jego odwag. Zanim ruszy, przeszuka dom, czy nie ma w nim nic, co mgby zabra ze sob.
Nie znalaz nic prcz starego sera, ktry schowa. Przed bram zobaczy ptaka, ktry zaplta si w
krzaki, schowa go do torby razem z serem.
Cay wiat zoy dzielnie u swych ng, a poniewa by lekki i chyy, nie czu zmczenia. Droga
prowadzia go na gr, a gdy doszed ju do najwyszego szczytu, siedzia tam potny olbrzym i
rozglda si powoli wok siebie. Krawczyk podszed do niego dzielnie, zagadn go i rzek: "Dzie
dobry, kamracie! Co tak siedzisz i patrzysz w dalek drog? Wanie ruszyem w wiat i chc si
sprbowa. Chcesz i ze mn?"
Olbrzym spojrza na krawczyka z pogard i rzek: "Ty dziadygo! Ty ndzniku!" " A to ci dopiero!",
odrzek krawczyk i rozpi surdut pokazujc olbrzymowi pas. "Tu moesz sobie przeczyta, co ze mnie
za czek."
Olbrzym czyta "Siedem za jednym zamachem" i myla, e chodzi o ludzi, ktrych krawczyk pozabija.
Nabra troszeczk szacunku przed maym czowieczkiem. Ale chcia go najpierw sprawdzi, wzi
kamie i cisn go, e a woda kapa pocza.
"Zrb to co ja," rzek olbrzym, "jeli siy ci starczy." "Tylko tyle?", powiedzia krawczyk? "to dla takich
jak ja, dziecinna zabawa", chwyci za torb, wyj kawaek mikkiego sera i cisn a pociek sok.
"Ujdzie?", rzek, "Byo troszk lepiej?"
Olbrzym nie wiedzia, co powiedzie, lecz wci nie wierzy maemu czowieczkowi. Podnis zatem
kamie i rzuci tak wysoko w gr, e ledwo mona go byo dojrze oczami.
"No, kurczaczku, zrb to samo."
"Dobry rzut", rzek krawiec, "ale ten kamie w kocu spad na ziemi. A ja rzuc Ci takiego, e nigdy

nie wrci." Chwyci za torb, wzi ptaszka i rzuci go w gr.. Ptaszek, rad z wolnoci, wzbi si
wysoko, odlecia i ju nie wrci. "Jak ci si podoba ta sztuczka, kamracie?" zapyta krawiec. "Rzuca
umiesz", rzek olbrzym, "ale zobaczmy, czy umiesz unie co porzdniejszego." Poprowadzi
krawczyka do wielkiego dbu, ktry powalony lea na ziemi i rzek. "Jeli starczy ci siy, pom mi
wynie to drzewo z lasu." "Chtnie", odpowiedzia may czowiek, we jeno pie na plecy, a ja ponios
gazie i konary, to jest przecie najcisze."
"Olbrzym wzi na plecy pie, a krawiec usiad na gazi. Olbrzym, ktry nie mg si obejrze, musia
nie cae drzewo i jeszcze krawczyka na grze. Siedzia z tyu wesoy i w dobrym nastroju, gwizda
sobie pioseneczk "Jechao sobie trzech krawcw przez bram", jakby noszenie drzew naprawd byo
dziecinn zabaw. Olbrzym cign drzewo spory kawaek, ale w kocu ju nie mg i rzek: "Suchaj,
musz puci drzewo." Krawiec szybko zeskoczy, chwyci drzewo obiema rkami, jakby go nis i rzek
do olbrzyma: "Taki z ciebie chop na schwa, a nie moesz unie drzewa."
Dalej poszli razem, a gdy przechodzili obok wini, olbrzym chwyci za koron drzewa, gdzie rosy
najdorodniejsze owoce, ugi j, poda krawczykowi do rki aby sobie pojad. Ale krawczyk by zbyt
saby by utrzyma drzewo, wic kiedy olbrzym je puci, drzewo poszo do gry, a krawiec poszybowa
w powietrze. Kiedy spad bez szkody na ziemi, rzek olbrzym: "Co jest? Nie masz siy potrzyma tego
lichego badyla?"
"Si mi nie brak", odpowiedzia krawczyk, "mylisz e to kopot dla kogo, kto zabi siedem za jednym
zamachem?" Skoczyem przez drzewo, bo myliwi strzelali w krzaki. Skacz jak ja, jeli potrafisz."
Olbrzym sprbowa, ale nie mg przeskoczy drzewa, zawis jeno na gaziach, krawczyk zachowa
wic przewag." Olbrzym rzek: "Jeli odwagi ci nie brak, to chod do naszej groty i przenocuj u nas."
Krawiec przysta na to i poszed za nim. Gdy doszli do groty, siedziay tam inne olbrzymy przy ogniu, a
kady trzyma w rku pieczon owc i j jad. Krawczyk rozejrza si i pomyla: "Duo tu wszystko
wiksze ni w moim warsztacie. Olbrzym pokaza mu ko i rzek, e ma si pooy i wyspa. Dla
krawczyka ko byo jednak zbyt wielkie i nie pooy si w nim, lecz wcisn si w jaki kt. Gdy
nadesza pnoc, olbrzym myla, e krawczyk ley w gbokim nie, wsta wic, wzi elazny prt i
jednym uderzeniem przeci ko na p i sdzi ju, e ukatrupi ma gnid. Wczesnym rankiem
olbrzymy poszy do lasu, a o krawczyku cakiem zapomnieli. Wtem si zjawi radosny i zuchway.
Olbrzymy wystraszyy si, e ich pozabija i ucieky w wielkim popiechu. Krawczyk szed dalej, zawsze
za czubkiem swojego nosa. Po dugiej wdrwce trafi do pewnego krlewskiego paacu, a poniewa
zmczony by okrutnie, pooy si w trawie i zasn. Kiedy tak lea, przyszli ludzie, obejrzeli go ze
wszystkich stron i przeczytali na pasie: "Siedem za jednym zamachem." "Ach, powiedzieli, "Czego
szuka ten wojenny bohater w rodku pokoju? To musi by potny pan."
Poszli i opowiedzieli wszystko krlowi, bo myleli, e kiedy wybuchnie wojna, bdzie to wany i
uyteczny czowiek, ktrego nie mona wypuci za wszelk cen. Krlowi spodobaa si rada i posa
jednego ze swych dworzan do krawczyka, by mu zaproponowa krlewsk sub, kiedy si obudzi.
Pose sta przy piochu i czeka, a przecignie wszystkie czonki i otworzy oczy, w kocu przekaza mu
ofert.
"Wanie dlatego tu przybyem", odpowiedzia krawczyk, "jestem gotw wstpi w sub krlowi" Tak
wic zosta przyjty z honorami, przydzielono mu te wyjtkowe mieszkanie.
Wojacy byli jednak krawczykowi nieprzychylni i yczyli sobie, by by gdzie o tysice mil dalej.
"Co to bdzie", mwili midzy sob, "Jeli dojdzie z nim do swary, gdy przyoy, padnie siedmiu za
jednym zamachem. Nikt z nas nie stawi mu w walce czoa." Postanowili wic, e wszyscy pjd do
krla i poprosz o zwolnienie ze suby." "Nie jestemy stworzeni", powiedzieli, "by rwna si,
czowiekowi, ktry pobije siedmiu na raz."
Krl by smutny, e z powodu tego jednego, straci swe wierne sugi i yczy sobie, by jego oczy nigdy
go nie ujrzay. Chtnie by si z nim rozsta, ale si ba, e wymorduje cay jego lud i sam zasidzie na
tronie. Zastanawia si dugo, a wreszcie znalaz rad. Wysa posaca do krawczyka i kaza mu
powiedzie, e poniewa jest tak wielkim bohaterem, skada mu propozycj. W lesie jego kraju,
usadowio si dwch olbrzymw, ktrzy rabunkiem, mordem i ogniem siej zniszczenie. Nikt nie moe
si do nich zbliy nie wystawiajc si jednoczenie na niebezpieczestwo utraty ycia. Jeliby
zwyciy obu i ich zabi, oddaby mu sw crk za on i p krlestwa w posagu, a dla wsparcia wyle

mu jeszcze stu jedcw


"To by byo co dla czowieka jak ty", pomyla krawczyk, nie codziennie oferuj czowiekowi krlewn i
p krlestwa do tego.
" O tak", odpowiedzia, "Poskromi tych olbrzymw i nie potrzebuj setki jedcw. Kto zabija siedem
za jednym zamachem, nie zlknie si dwch." Krawczyk ruszy w drog, a setka jedcw ruszya za
nim. Kiedy dotar na skraj lasu, rzek do towarzyszy: "Zostacie tu, sam rozprawi si z olbrzymami."
Wskoczy do lasu, rozejrza si na prawo i lewo. Po chwili zobaczy dwch olbrzymw: leeli pod
drzewem i spali i chrapali przy tym, e a konary giy si w gr i w d. Gdy by w rodku, sun si
po gazi, a znalaz si dokadnie nad picymi. Jednemu z olbrzymw spuszcza na piersi kamie za
kamieniem. Olbrzym dugo nic nie czu,,, ale w kocu si obudzi, szturchn kompana i rzek: "Co mnie
bijesz?"
"Co ci si ni", powiedzia drugi, "nie bij ci." Znowu uoyli si do snu. Wtedy krawczyk rzuci
kamieniem w drugiego. "Co to ma znaczy", zawoa drugi, "Czemu we mnie rzucasz?" "Nie rzucam",
odpowiedzia drugi i warkn.
Kcili si przez chwil, a poniewa byli zmczeni, odpucili sobie, oczy im si zamkny na nowo.
Krawczyk zacz za zabaw od nowa, wyszuka najwikszy kamie i caej siy cisn w pier
pierwszego.
"Co za podo!", krzykn, skoczy jak szalony na rwne nogi, i rzuci kompanem o drzewo, e a
zadrao Drugi odpaci t sam monet i wciekli si tak, e wyrywali drzewa lejc jeden drugiego a w
kocu obaj jednoczenie padli martwi na ziemi.
W tym momencie krawczyk zeskoczy.
"Cae szczcie", rzek, "e nie wyrwali drzewa, na ktrym siedziaem, inaczej musiabym skaka na
drugie jak wiewirka. Wycign swj miecz i zada olbrzymom par solidnych ciosw w pier, potem
wyszed do jedcw i powiedzia: "Robota zaatwiona. Ukatrupiem obydwu, ale byo ciko, w
rozpaczy wyrywali drzewa i si bronili, ale nic im to nie mogo pomc, gdy przychodzi taki jak ja, co
bije siedem za jednym zamachem."
"Nie jestecie ranni?" zapytali jedcy?
"Nie spad mi z gowy wos", odpowiedzia krawiec.
"Jedcy nie chcieli da mu wiary i wjechali w las. Znaleli tam olbrzymw toncych we wasnej krwi, a
dokoa leay powyrywane drzewa.
Krawczyk zada od krla obiecanej nagrody, ten jednak aowa swej obietnicy i myla od nowa, jak
pozby si z gowy bohatera.
"Zanim dostaniesz m crk i poow krlestwa", rzek do niego, musisz wykaza si jeszcze jednym
bohaterskim czynem. Po lesie biega jednoroec i sieje szkod i zniszczenie. Musisz go zapa."
"Jednoroca obawiam si jeszcze mniej ni dwch olbrzymw,
siedem za jednym zamachem to moje rzemioso." Zabra ze sob powrz i siekier, poszed w las a
przydzielonym mu ludziom kaza czeka. Nie musia dugo szuka. Jednoroec wkrtce si zjawi i
skoczy na krawczyka, jakby chcia go od razu nadzia na swj rg. "Wolnego, wolnego!" rzek, "tak
szybko ci to nie pjdzie", stan i poczeka a zwierz si zbliy, wtedy schowa si szybko za drzewo.
Jednoroec uderzy w drzewo z caych si wbijajc swj rg tak gboko w pie, e nie mia si go wyj
i tak sta na uwizi. "Mam ci ptaszku", rzek krawiec, wyszed zza drzewa, zaoy jednorocowi powrz
na szyj, a siekier uwolni rg z drzewa. A gdy wszystko byo ju w porzdku, zaprowadzi zwierz do
krla. Krl nie chcia przysta na obiecan nagrod i wystawi go na trzeci prb. Krawiec mia zapa
przed weselem dzik wini, ktra w lesie wyrzdzaa wiele szkd. Pomc mu w tym mili myliwi.
"Chtnie", powiedzia krawiec, "to dziecinna igraszka." Myliwych nie zabra do lasu i byli z tego
zadowoleni, bo owa dzika winia przywitaa ich ju par razy tak, e nie mili ochoty przey tego
jeszcze raz. Gdy winia zobaczya krawca, biega na niego ze spienionym pyskiem ostrzc sobie zby i

chciaa go powali na ziemi. Chyy bohater wskoczy jednak do kaplicy, ktra staa w pobliu, potem
na okno i przez okno jednym susem na zewntrz, winia za biega za nim. Krawczyk wyskoczy by ju
z okna i zamkn za ni drzwi. Szalejce zwierze byo w potrzasku, zbyt cikie i niezdarne by
wyskoczy przez okno. Krawczyk przywoa myliwych by na wasne oczy zobaczyli winia. Bohater
uda si do krla, bo teraz czy chcia czy nie, musia speni sw obietnic, odda mu crk i p
krlestwa. Gdyby wiedzia, e to nie bohater wojenny, ale zwyky krawczyk przed nim stoi, jeszcze
bardziej bolaoby go serce. Wesele odbyo si w wielkim przepychu i niewielkiej radoci, a z krawczyka
zrobiono krla.
Po pewnym czasie moda krlowa usyszaa, jak jej m mwi przez sen: "Chopcze, zrb mi surdut i
poataj spodnie, albo poczstuj ci okciem midzy uszy." Zmiarkowaa si wtedy, na jakiej uliczce jej
m si zrodzi. Rankiem poskarya si ojcu i prosia go by pomg jej uwolni si od ma, ktry jest
nikim innym jak tylko zwykym krawcem. Krl pocieszy j i rzek: "Nastpnej nocy nie zamykaj
alkowy, moi sudzy bd czeka na zewntrz , a gdy zanie, wejd, zwi go i zanios na statek, ktry
w dalekie wiaty popynie." Zadowolona bya z tego ona, lecz miecznik krla, ktry wszystko sysza,
sprzyja modemu panu i donis mu o spisku.
"Pomieszamy mu szyki", rzek krawczyk. Wieczorem pooy si o zwykej porze do ka z on. Gdy
mylaa, e ju pi, wstaa, otworzya drzwi i pooya si z powrotem. Krawczyk, ktry tylko udawa, e
pi, zacz woa gromkim gosem: "chopcze, zrb mi surdut i poataj spodnie, albo ci okciem midzy
uszy poczstuj. Zabiem siedem za jednym zamachem, dwch olbrzymw, porwaem jednoroca,
zapaem dzik wini i mam si ba tych, co czekaj na mnie przed alkow!"
Gdy usyszeli, co mwi krawczyk, oblecia ich wielki strach, biegli jakby obce wojska ich goniy i nie
way si ju aden wystpi przeciw niemu. Tak wic krawczyk by krlem po kres swych dni.

ELAZNY JAN
By sobie raz krl, a mia on wielki las koo swego zamku, a ya w nim dzika zwierzyna wszelkiego
gatunku. Pewnego razu posa myliwego, by ustrzeli mu sarn, lecz on nie wrci. "Moe spotkao go
jakie nieszczcie". Rzek krl, a nastpnego dnia posa dwch myliwych, by znaleli pierwszego, lecz
i oni nie powrcili. Trzeciego dnia wezwa wszystkich swoich myliwych i rzek: "Przeszukajcie cay las,
a nie przestawajcie, pki nie znajdziecie wszystkich trzech!" Lecz i z tych aden nie wrci do domu, a
ze sfory psw, ktre zabrali, nie widziano wicej adnego. Od tego czasu nikt nie way si wej do
lasu i sta on tak w niszy i osamotnieniu. Widziano czasem tylko ora lub jastrzbia, jak nad nim lec.
Trwao to wiele lat, a zgosi si pewien nieznany myliwy u krla, poprosi o prowiant i oferowa si
pj do niebezpiecznego lasu. Krl jednak nie chcia si zgodzi i rzek: "To niezwyky las, nie pjdzie
ci lepiej ni innym i nie wyjdziesz stamtd." Myliwy odpowiedzia: "Panie, Pjd na wasne ryzyko, nie
znam strachu." I tak myliwy uda si do lasu ze swoim psem. Nie trwao dugo, a pis wpad na trop
dzikiej zwierzyny i popdzi za nim. Ledwo jednak par krokw zrobi, a stan przez gbokim bajorem
i nie mg i dalej. Z wody wyonio si nagie rami, zapao go i wcigno. Gdy myliwy to ujrza,
poszed po trzech ludzi. Przyszli z wiadrami, by czerpa nimi wod. Gdy ujrzeli dno, lea tam dziki
czek, jego ciao byo brzowe jak zardzewiao elazo, a wosy zwisay mu przez twarz a do kolan.
Sptali go sznurem i poprowadzili na zamek. Dziki czowiek wzbudzi tam wielkie zdziwienie. Krl kaza
wsadzi go do elaznej klatki na swoim podwrcu, a temu, kto drzwi klatki by otworzy, zagrozi
mierci. Krlowa za sama musia strzec klucza. Od tej chwili kady mg bezpiecznie i do lasu.
Krl mia syna, a mia on osiem lat. Bawi si pewnego dnia na podwrcu, a przy zabawie jego zota
pika wpada do klatki. Chopak podbieg do niej i rzek "Oddaj moj pik!" - "Nie oddam ci jej pki nie
otworzysz mi drzwi", odpowiedzia czowiek w klatce. "Nie," rzek chopak, "Nie zrobi tego, bo krl
tego zakaza", i uciek stamtd. Nastpnego dnia przyszed i znw zada piki. Dziki czowiek rzek
za. "Otwrz mi drzwi!" Ale chopak nie chcia. Trzeciego dnia krl wyruszy na polowanie, chopak za
przyszed jeszcze raz i rzek: "Nawet gdybym chcia drzwi otworzy, nie mam klucza." A dziki czowiek
odpar: "Ley pod poduszk twojej matki, moesz wic go przynie." Chopiec, ktry chcia odzyska
swoj pik, puci przestrogi w niepami i przynis klucz. Drzwi otworzyy si ciko, a palec chopca
si zakleszczy. Gdy byy otwarte, dziki czek wyszed, da mu pik i w popiechu uciek. Chopak
wystraszy si, krzycza i woa za nim "Ach, dziki czowieku, nie uciekaj, bo dostan baty!" Dziki
czowiek zawrci, podnis go, posadzi na karku i ruszy szybkim krokiem do lasu. Gdy krl wrci do
domu, spostrzeg pust klatk i zapyta krlow, jak do tego doszo. Nic o tym nie wiedziaa, szukaa
klucza, lecz klucz przepad. Woaa chopaka, ale nikt nie odpowiada. Krl rozesa ludzi, ktrzy mili
szuka go w polu, ale i oni nic nie znaleli. I wtedy mg ju odgadn bez trudu, co si stao, a na
krlewskim dworze zapanowaa wielka ao. Gdy dziki czowiek dotar do ciemnego lasu, zdj
chopaka z plecw i rzek do niego: "Nie zobaczysz ju ojca ni matki, ale zachowam ci przy sobie, bo
mnie uwolnie, a i mam dla ciebie wspczucie. Jeli bdziesz robi wszystko, co powiem, bdzie ci

dobrze. Skarbw i zota mam do i wicej ni ktokolwiek na wiecie." Zrobi chopakowi legowisko z
mchu, na ktrym zasn, a nastpnego ranka czek w zaprowadzi go do studni i rzek: "Popatrz, zota
studnia jest jasna i przejrzysta jak kryszta, bdziesz przy niej siedzia i uwaa, eby nic nie wpado,
inaczej si straci sw czysto. Bd przychodzi co wieczr i patrzy, czy idziesz za moim rozkazem."
Chopak usiad na brzegu studni, patrzy, jak czasem pokazuje si w niej zota rybka, czy zoty w, i
uwaa, by nic nie wpado. Gdy tak siedzia, zabola go palec tak mocno, e mimo woli wsadzi go do
wody. Szybko go wyj, lecz ujrza, e cay by w zocie, i cho bardzo si stara, by zetrze zoto,
wszystko byo daremne. Wieczorem wrci elazny Jan, zobaczy chopca i rzek: "Co stao si ze
studni?" - "Nic, nic", odpowiedzia, a palca trzyma za plecami, eby go nie zobaczy. Lecz czek w
rzek: "Zanurzye palec w wodzie. Tym razem ci si uda, ale strze si, eby ci nigdy wicej nic nie
wpado!" Wczesnym rankiem znowu usiad przy studni i strzeg jej. Palec dalej go pola, ale jedzi nim
po gowie. Na nieszczcie tym razem wpad mu wos do studni. Szybko go wyj, ale ju by ze zota.
Gdy elazny Jan wrci, wiedzia ju, co si stao. "Wos wpad ci do studni", rzek, "Tym razem jeszcze
ci daruj, ale gdy to si stanie trzeci raz, studnia bdzie zbezczeszczona, a ty nie bdziesz mg duej
zosta ze mn." Trzeciego dnia chopak znw siedzia przy studni i nawet palcem nie ruszy, cho nie
wiem jak go bola. Lecz czas mu si duy i przyglda si swojej twarzy, odbijanej w lustrze wody. A
gdy coraz bardziej si pochyla chcc lepiej spojrze sobie w oczy, z plecw spyny mu do wody jego
dugie wosy. Szybko si wyprostowa, ale caa jego czupryna bya ze zota i lnia w socu. Moecie
sobie pomyle, jak biedny chopak si przestraszy. Wzi chusteczk i przewiza sobie j wok
gowy, eby czek w niczego nie zobaczy. A gdy nadszed, wiedzia ju o wszystkim i rzek: "Rozwi
chustk!" I wytrysny zote wosy, a chopak przeprasza jak umia, lecz nic mu to nie pomogo.
"Nie zdae prby i nie moesz tu duej zosta. Id w wiat, tam si dowiesz, co to jest ndzy. Ale
poniewa nie masz zego sera i chc twego dobra, pozwol ci na jedno. Gdy w potrzebie zawoasz
"elazny Jan", przyjd i ci pomog. Moja moc jest wielka, wiksza ni mylisz, a zota i srebra mam a
nadto."
Krlewicz opuci wic las i szed wci przetartymi i nieprzetartymi drogami, a wreszcie doszed do
wielkiego miasta. Szuka pracy, lecz nie mg jej znale, niczego te si nie nauczy, czym mgby
sobie teraz dopomc. W kocu poszed na zamek i zapyta, czy nie zechcieliby go tam zatrzyma.
Dworzanie nie wiedzieli, do czego by si mg przyda, ale spodoba si im i pozwolili mu zosta. W
kocu wzi go kucharz na sub i rzek, e moe nosi drzewo i wod, zgarnia popi. Pewnego razu,
gdy akurat nikogo innego nie byo pod rk, kucharz kaza mu zanie dania na krlewski st, lecz
poniewa nie chcia pokaza swoich zotych wosw, zachowa swj kapelusik na gowie. Krlowi jeszcze
to si nie zdarzyo, rzek wic: "Kiedy idziesz do krlewskiego stou, musisz zdj kapelusz!" - "Ach,
panie", odpowiedzia, "Nie mog, mam straszny strup na gowie." Kaza wic krl woa kucharza, zaja
go i zapyta, jak mg przyj takiego chopaka na sub, kaza mu go przepdzi. Kucharz jednak
wspczu mu i zamieni go na chopaka od ogrodnika.
Chopiec musia odtd sadzi i podlewa w ogrodzie, haka motyk, grabi, cierpie wiatr i niepogod.
Pewnego razu latem, gdy sam pracowa w ogrodzie, dzie by tak upalny, e zdj kapelusz, by chodzio
go powietrze. Gdy soce wiecio na wosy, lniy si i byszczay, a promienie wpaday do pokoju
krlewny, a ona a podskoczya, by zobaczy, co to mogo by. Zobaczya chopca i zawoaa do niego:
"Chopcze, przynie mi bukiet kwiatw!" Szybko zaoy kapelusz, nazrywa dzikich kwiatw i zwiza je
do kupy. Gdy szed po schodach, spotka go ogrodnik i rzek: "Jak moesz nie krlewnie bukiet tak
lichych kwiatw? Prdko id po inne i wyszukaj tych najpikniejszych i niespotykanych!" - "Ach nie",
odrzek chopiec. "dzikie mocniej pachn i bd jej si bardziej podoba." Gdy wszed do jej pokoju,
krlewna rzeka: "Zdejmij kapelusik, nie godzi si, by go przy mnie mia na gowie." On za znowu
odpowiedzia: "Nie mog, gow mam w strupach." Lecz ona chwycia za kapelusik i go zdja, zote
wosy za opady mu na plecy, a widok by icie cudny. Chcia uskoczy, ale ona zapaa go za rk i
daa mu gar dukatw. Odszed z nimi, lecz nie zwaa na zoto, zanis je ogrodnikowi i rzek "Daruj
to twoim dzieciom, eby si nimi bawiy." Krlewna znw go wezwaa na drugi dzie, by przynis jej
bukiet polnych kwiatw, a gdy z nim wszed, chwycia za kapelusik i chciaa go zabra, lecz on trzyma
go mocno obiema rkoma. Znowu daa mu gar dukatw, lecz on nie chcia ich zatrzyma i da
ogrodnikowi, by jego dzieci miay si czym bawi. Trzeciego dnia nie byo inaczej. Nie udao jej si
zdj kapelusika, a on nie chcia jej zota.
Nie dugo potem kraj ogarna wojna. Krl zebra swj lud, a nie wiedzia, czy zdoa si oprze
wrogowi, ktry by potniejszy. Rzek wic do niego chopiec od ogrodnika: "Dorosem i chc ruszy na
wojn, dajcie mi jeno konia!" Inni miali si i mwili: "gdy ju odjedziemy, poszukaj sobie konia,
zostawimy ci jednego w stajni." Gdy wyruszyli, poszed do stajni i wyprowadzi konia. By kulawy na
jedn nog i kutyka kutyk kutyk. Mimo to usiad na niego i ruszy do ciemnego lasu. Gdy by na
jego obrzeu, zawoa: "elazny Jan", tak gono, e jego gos rozbrzmiewa przez drzewa. Zaraz potem
ukaza si dziki czowiek i rzek "Czego dasz?" - "Chc silnego rumaka, potem ruszam na wojn." "Dostaniesz go, dostaniesz wicej ni chcesz." Potem dziki czowiek wrci do lasu, a nie trwao dugo, a

stajenny przyprowadzi mu z lasu rumaka, parska przez nozdrza i ciko go byo okiezna. Za nim
szed tum wojakw w elaznym oru, a ich miecz lniy w socu. Modzieniec odda stajennemu
swego trzynogiego konia, wsiad na drugiego i ruszy przed swymi wojami. Gdy zbliy si do pola
bitwy, wielka cz z ludzi krla polega, nie brakowao duo, by pozostali musieli ucieka. Spad wtedy
modzieniec ze sw elazn gromad jak burza na wroga i powali, wszystko, co stano mu na drodze.
Chcieli mu ucieka, lecz modzieniec siedzia im na karku i nie popuszcza, a nie osta si aden. Lecz
zamiast wrci do krla, poprowadzi sw gromad okrn drog do lasu i wywoa elaznego Jana.
"Czego dasz?" zapyta dziki czowiek. "We z powrotem swego rumaka i gromad, a oddaj mi mego
trzynogiego konia!" A stao si wszystko, czego da i popdzi do domu, na swym trzynogim koniu.
Gdy krl wrci na swj zamek, wysza mu naprzeciw jego crka i gratulowaa mu zwycistwa. "To nie
ja odniosem zwycistwo," rzek, "Lecz jaki obcy rycerz, ktry ze sw gromad przyby mi na pomoc."
Crka chciaa wiedzie, kim by ten obcy rycerz, lecz krl ni wiedzia i rzek "Pogna za wrogie i wicej
go nie widziaem." Pytaa u ogrodnika o chopaka, ten jednak umiechn si i rzek: "Wanie wrci na
swym trzynogim koniu, a inni drwili z niego i woali Wraca nasz Kutyku Pytali te za jakim
ywopotem spae? A on rzek Dokonaem tego, co byo najlepsze, a beze mnie byoby marnie
Wtedy wymiewali si z niego jeszcze bardziej."
Krl rzek do swojej crki: "Chc urzdzi wielk uczt, a bdzie ona trwaa trzy dni, ty za rzucisz
zotym jabkiem, moe zjawi si w nieznajomy." Gdy ogoszono ju uczt, modzieniec wyruszy do
lasu i zawoa elaznego Jana. "Czego dasz?" zapyta.
"Chc zapa zote jabko krlewny." - "Jest tak, jakby ju je mia", rzek elazny Jan. "Dostaniesz
czerwon zbroj i pojedziesz na dumnym lisie." Gdy nadszed dzie, zjawi si i modzieniec, stan
midzy rycerzami, a nikt go nie pozna. Wysza i krlewna i rzucia rycerzom swe zote jabko, lecz nie
zapa go nikt inny jak on. Gdy tylko je mia, pogna w da. Drugiego dnia elazny Jan da mu bia
zbroj i da mu niadego ogiera. I znw on zapa jabko, lecz nie zosta tam ani chwili, od razu pogna z
nim w dal. Krl si rozeli i rzek: "To si nie godzi, musi ukaza si przede mn i poda swe imi." Da
rozkaz, e jeli rycerz, ktry zapa jabko, znowu bdzie ucieka, inni maj pogna za nim, a jeli nie
wrci z wasnej woli, maj w niego rba i ci. Trzeciego dnia dosta od elaznego Jana czarn zbroj i
karego konia. Znw zapa jabko. Gdy chcia z nim odjecha, ludzie krla pognali za nim, a jeden z nich
zbliy si tak bardzo, e ostrzem miecza zrani go w nog. Udao mu si jednak uciec, lecz jego ko
skoczy tak gwatownie, e hem spad mu z gowy i wszyscy ujrzeli, e mia zote wosy. Pognali swe
konie z powrotem i opowiedzieli wszystko krlowi.
Nastpnego dnia krlewna spytaa ogrodnika o jego chopaka. "Pracuje w ogrodzie, ten straszny cudak
te by na uczcie i dopiero wczoraj wieczorem wrci. Pokaza moim dzieciom trzy zote jabka, ktre
wygra." Krl kaza go wezwa, a gdy ten si zjawi, znw mia kapelusik na gowie. Ale krlewna
podesza do niego i mu go zdja, jego wosy za opady na plecy, a by tak pikny, e wszyscy si
dziwowali. "Czy to ty bye rycerzem, ktry co dzie przybywa na uczt, zawsze w innym kolorze, i
zapa wszystkie trzy jabka?" zapyta krl. "Tak", odpowiedzia, "a to s owe jabka", wycign je z
kieszeni i poda krlowi. "Jeli chcecie wicej dowodw, poka wam ran, ktr wasi ludzie mi
przyprawili." "Jeli potrafisz dokonywa takich czynw, to nie jeste chopakiem ogrodnika. Powiedz,
kto jest twym ojcem?" - "Moim ojcem jest potny krl, a i zota mam peno, ile tylko chc." - "Widz",
rzek krl, "jestem ci winny podzikowanie, czy mog co dla ciebie zrobi?" - "Tak," odpowiedzia,
"Zaiste moecie, oddajcie mi wasz crk za on." Dziewica umiechna si i rzeka: "Ten mwi bez
ogrdek! Ale poznaam ju po jego zotych wosach, e nie jest chopcem ogrodnika", podesza potem
do niego i go pocaowaa. Na zalubiny przybyli ojciec i matka jego, a wielka bya ich rado, bo stracili
ju nadziej, e zobacz jeszcze ukochanego syna. A gdy siedzieli przy stole weselnym, nagle ucicha
muzyka, otworzyy si drzwi, ze wit wszed pewien dumny krl. Podszed do modzieca, obj go i
rzek: "Jestem elazny Jan zaklty w dzikiego czowieka, a ty mnie wybawie. Wszystkie skarby jakie
posiadam, s odtd twoj wasnoci."

O RYBAKU I JEGO BABIE


By sobie raz rybak i jego ona. Mieszkali razem w starej budzie blisko morza, a rybak chodzi
codziennie nad morze i owi i owi i owi. Tak sobie raz siedzia ze swoj wdk i patrzy na czyst
wod, siedzia, siedzia i siedzia. Wtem wdka opada na dno, gboko, gboko w d, a gdy zacz
cign j do gry, wycign wielk ryb. A wtedy ryba rzeka do niego: "Wysuchaj mnie rybaku i
pozwl mi y. Nie jestem prawdziw ryb, lecz zakltym ksiciem. Co ci to da, jeli mnie zabijesz. Nie
bd ci smakowa. Wypu mnie do wody i pozwl mi odpyn!"
"No", powiedzia rybak, "Nie musisz tyle gada. Nie zabij przecie ryby, co umie mwi. Wypuszcz ci
i py sobie, gdzie chcesz." Wpuci j wic do jasnej wody, a ryba popyna na samo dno zostawiajc
za sob dug smug krwi. Rybak za wsta i poszed do swojej baby, ktra czekaa w ich starej budzie.

"Mu", powiedziaa ona, "Zapae co dzisiaj?" "Nie", odrzek m, "zapaem tylko ryb, co gadaa,
e jest zakltym ksiciem. No to j wypuciem do wody"
"I nic sobie nie yczye?", zapytaa ona.
"Nie", odpowiedzia m, "Niby co miaem sobie yczy?" "Ach", rzeka kobieta, "Podoba ci si
mieszkanie w tej mierdzcej budzie. Przecie to ohyda! Trza byo se chaupinki zayczy Id no i
zawoaj ryb. A powiedz jej, e chcemy chaup. Na pewno to zrobi."
"Ach", powiedzia m, "Jeszcze raz mam tam i?" "Nue", powiedziaa ona, "zapae j i pozwolie
odpyn. Na pewno to dla ciebie zrobi. Ide w te pdy!" M wcale nie mia ochoty i, ale nie chcia
spiera si z on, wic poszed nad morze. Kiedy by ju na miejscu, morze zrobio si cakiem zielono
te i nie byo ju tak czyste. Stan wic i zawoa:
Rybo, rybo z morskiej toni
Niech me sowo ci dogoni
Moja ona nie chce, nie
Z moj wol zgodzi si
Moja ona, Izabela
Zachciankami mi doskwiera
Wtedy ryba przypyna i zapytaa: "No a czeg ona chce?" "Ach", powiedzia rybak, "Zaapaem ci, a
moja ona teraz mwi, e powinienem sobie co za to yczy. Nie chce ju mieszka w tej starej
budzie. Chciaaby chaup!"
"No to wracaj", powiedziaa ryba, "Ju j ma." Wic rybak wrci, a jego ona nie siedziaa ju w starej
budzie, lecz staa tam ma chatka, a przed ni siedziaa ona na awce, wzia ma za rk i
powiedziaa do niego: "Wejd i zobacz, e tak jest o wiele lepiej." Weszli wic. W chatce bya maa sie
i malutka liczna izdebka i komora, gdzie kade miao swoje ko, kuchnia i jadalnia, bya te
komreczka na przybory, a wszystko piknie i dobrze urzdzone z drobiazgami z cyny i mosidz, jak
si naley. Za chatk byo mae podwrko z kurami i kaczkami i may ogrd z owocami i warzywami.
"Widzisz", powiedziaa ona, "Czy to nie mie?" "Tak", odpowiedzia m, "Niech tak zostanie. Bdzie
nam si dobrze yo." "Zobaczymy", powiedziaa ona. Potem co zjedli i poszli do ka. I tak dziao
si przez czternacie dni. Potem ona powiedziaa do ma: "Suchaj, mu, ta chata jest strasznie
ciasna, a i podwrko z ogrdkiem s mae. Ta ryba moga dam da wikszy dom. Chciaabym mieszka
w wielkim zamku z kamienia. Id do ryby i powiedz jej, e ma nam da zamek!" "Ach, ono",
powiedzia m, "Ta chata nam wystarczy, po co nam w zamku?" "Nue!", powiedziaa ona, id do
niej. Ryba na pewno moe to zrobi." "Nie, ono", powiedzia m, "Ryba daa nam chatk. Nie mog
do niej i, bo to by j rozgniewao."
"Ide", powiedziaa ona, "Moe to zrobi i zrobi to chtnie. Id do niej!" Rybakowi ciko zrobio si
na sercu i nie chcia i. Powiedzia do siebie: le si dzieje, lecz mimo to poszed.
Gdy doszed nad moe, woda zrobia si fioletowa, ciemnoniebieska, i szara i gsta. Nie bya ju zielono
ta, lecz wci bya spokojna. Stan wic i zawoa:
Rybo, rybo z morskiej toni
Niech me sowo ci dogoni
Moja ona nie chce, nie
Z moj wol zgodzi si
Moja ona, Izabela
Zachciankami mi doskwiera
"No a czeg ona chce?" zapytaa ryba.
"Ach", powiedzia m cokolwiek strapiony, "chce mieszka w wielkim zamku." "Ide do niej. Ju stoi
przed drzwiami, powiedziaa ryba. Poszed wic m i myla sobie, e fajnie by byo w domu, lecz gdy
doszed, sta tam wielki paac z kamienia, a jego ona staa wanie na schodach i chciaa wej do
rodka. Wzia go za rk i powiedziaa: "Wejd no do rodka!" Wszed wic, a w zamku bya podoga
pokryta marmurami i byo nam mnstwo suby, ktra otwieraa wielkie drzwi, a na cianach lnio od
piknych tapet. W pokojach stay zote krzesa i stoy, na sufitach krysztaowe wieczniki, a we
wszystkich izbach i komorach leay dywany. A jedzenia, najlepszych trunkw na stoach! A si

uginay od ciaru. Za domem byo wielkie podwrze ze stajni i obor. Stay tam karoce , by te
ogromny, wspaniay ogrd z najpikniejszymi kwiatami i drzewkami owocowymi, nawet lasek, dugi na
jakie p mili, a w nim jelenie, sarenki, zajce i wszystko czego mona sobie tylko zayczy. "No",
powiedziaa ona, "Czy nie jest piknie?" "Ach tak", powiedzia m, "Niech ju tak bdzie. Bdziemy
mieszka zadowoleni w tym piknym zamku."
"Zobaczymy", powiedziaa ona, "musimy si z tym przespa." I poszli tak do ka.
Nastpnego ranka ona wstaa pierwsza. Wanie wstawa dzie, a ze swojego ka widziaa pikn
krain przed sob. M przeciga si jeszcze, gdy trzepna go okciem w bok i rzeka: "Mu, popatrz
przez okno! Widzisz? Czy nie mogabym by krlem w tym kraju? Id do ryby i powiedz,
e janie pani chce by krlem!" "Ach, ono", powiedzia m, "po co nam krlowanie! Nie chc by
krlem!" "No", powiedziaa ona, "Moe ty nie chcesz by krlem, ale ja tego chc! Id do ryby i
powiedz, e chc by krlem!"
"Ach, ono", powiedzia m, "Na co tobie by krlem? Nie mog rybie tego powiedzie"
"A czemu to nie moesz?", powiedziaa ona, "Id prociutko do niej. Ja musz by krlem!"
Poszed wic m cakiem strapiony, e ona krlem chce zosta. Nic dobrego z tego nie bdzie, nic
dobrego, nic dobrego, myla m. Nie chcia i, lecz mimo to poszed.
Kiedy doszed nad morze, woda zrobia si cakiem szaro czarna i gotowaa si od dou do gry i bardzo
le pachniaa. Stan wic rybak i zawoa:
Rybo, rybo z morskiej toni
Niech me sowo ci dogoni
Moja ona nie chce, nie
Z moj wol zgodzi si
Moja ona, Izabela
Zachciankami mi doskwiera
"A czeg ona chce?", powiedziaa ryba.
"Ach", odpowiedzia m, "Chce by krlem." "Ide, ju nim jest", powiedziaa ryba.
Poszed wic m, a gdy ju doszed do paacu, zamek by o wiele wikszy i mia wielk wie
wspaniale zdobn, a przed wie stay strae z tarczami, i wszdzie byo mnstwo onierzy i gwaru.
Gdy wszed ju do domu, wszystko byo tam z czystego marmuru i zota, pokryte aksamitem ze zotymi
frdzlami. Drzwi do sali otworzyy si, a by tam cay dwr, a ona siedziaa na wysokim tronie ze zota
i diamentw. Na gowie miaa zot koron a w rku bero z czystego zota i szlachetnych kamieni, a po
kadej stronie stao sze dziewic w rzdzie, kada mniejsza o gow od ssiadki stojcej bliej tronu.
Stan wic i rzek: "Ach, ono, jeste teraz krlem?" "Tak", rzeka ona, "Teraz jestem krlem." Sta
tak i przyglda si jej, a gdy ju si chwilk przypatrzy, powiedzia: "Ach, ono, do twarzy ci z tym
krlowaniem! Nie potrzeba nam wicej adnych ycze."
"Nie, mu", powiedziaa ona i bya cakiem niespokojna, "Ju mi si nudzi i nie mog tego duej
wytrzyma. Id do ryby. Jestem krlem, lecz chc by cesarzem!"
"Ach, ono", powiedzia m, "chcesz by cesarzem!" "Mu", powiedziaa, "id do ryby. Chce by
cesarzem." "Ach, ono", powiedzia m, "Nie moe uczyni ci cesarzem. Nie powiem mu tego, bo
cesarz moe by tylko jeden w krlestwie. Ryba nie moe uczyni ci cesarzem, nie moe.."
"Co", powiedziaa ona, "ja jestem krlem, a ty jeste tylko moim mem. Nie chcesz i? Pjdziesz
natychmiast! Moga zrobi krla, moe i cesarza. Chc by cesarzem, wic id i to zaraz!" Musia wic
i.
Kiedy m szed do ryby, byo mu jako strasznie, a kiedy tak szed myla sobie: Nic dobrego z tego

nie bdzie. Cesarz to gruba przesada. Ryba wkocu si tym zmczy. Gdy ju dotar, morze byo
cakiem czarne i gste i gotowao si od dna do gry, e a robiy si baki, a wiatr smaga je bijc ze
pian. Mowi strasznie si zrobi, ale stan i zawoa:
Rybo, rybo z morskiej toni
Niech me sowo ci dogoni
Moja ona nie chce, nie
Z moj wol zgodzi si
Moja ona, Izabela
Zachciankami mi doskwiera
"A czeg ona chce?", zapytaa ryba.
"Ach, rybo", powiedzia, "moja ona chce by cesarzem." "Id wic", powiedziaa ryba, "ju nim jest."
Poszed wic m, a gdy ju doszed, zobaczy zamek w polerowanym marmurze, figurami z alabastru i
zotymi ozdobami. Przed bram maszerowali onierze i dmuchali w trby i byli w swe werble.
W domu za, baronowie, hrabstwo i ksita chodzili jako suba. Otworzyli mu drzwi ze szczerego
zota. Gdy wszed, zobaczy on na tronie odlanym z jednego kawaka zota, wysokim na jakie dwie
mile. Na gowie miaa koron, na trzy okcie wysok, wysadzan brylantami i granatami. W rku miaa
bero, a w drugim krlewskie jabko, a po obu stronach stali giermkowie w dwch rzdach, kady
mniejszy od ssiada, od olbrzyma na dwie mile do malekiego kara, co may by jak mj palec. A
przed ni stali ksita.
Stan wic m midzy nimi i rzek: "Jeste teraz cesarzem, ono?" "Tak", powiedziaa, "jestem
cesarzem."
Stan wtedy i dobrze si jej przyglda, a gdy ju adn chwil si patrzy, rzek: "Bardzo adnie ci z
tym, e jeste cesarzem." "Mu", powiedziaa, "co tak stoisz? Jestem cesarzem, ale chc by
papieem. Id do ryby!"
"Ach, ono, czego ci jeszcze brak? Nie moesz zosta papieem Papie jest tylko jeden w caym
chrzecijastwie. Ryba nie moe z ciebie zrobi papiea" "Mu", powiedziaa, "chc zosta papieem,
id do w tej chwili. Musz zosta papieem."
"Nie, ono!", powiedzia m, "Nie mog jej tego powiedzie! Nic z tego nie bdzie! Tego ju za duo.
Ryba nie moe z ciebie zrobi papiea." "Mu, co za bzdury opowiadasz. Moga ze mnie zrobi cesarza,
moe i papiea. Id no do niej natychmiast! Jestem cesarzem, a ty jeste tylko moim mem. I co, nie
pjdziesz?"
Przelk si m i poszed, a byo mu bardzo nieswojo, dra, a kolana i ydki mu si trzsy. Wiatr
smaga kraj, niebo wypeniao si chmurami, e zrobio si ciemno jak wieczorem, licie zdmuchiwao z
drzew, a woda gotowaa si, jakby staa na piecu i bia o brzeg, a daleko w morzu, statki wystrzeliway
race proszc o pomoc, taczyy i skakay na falach. Niebo byo po rodku troszeczk niebieskie, ale po
bokach nadcigaa straszliwa burza. Stan tak wic cay w strachu i zawoa:
Rybo, rybo z morskiej toni
Niech me sowo ci dogoni
Moja ona nie chce, nie
Z moj wol zgodzi si
Moja ona, Izabela
Zachciankami mi doskwiera
"No, a czeg ona chce?", zapytaa ryba.
"Ach, odrzek m, "chce zosta papieem.
"Id wic, ju nim jest", rzeka ryba Poszed wic i zobaczy olbrzymi koci otoczony samymi
paacami. Przepycha si przez tumy ludu. W rodku lnio wszystko w tysicach wiate, a jego ona
ubrana w szczere zoto siedziaa na jeszcze wyszym tronie, a na gowie miaa trzy wielkie korony, a
wok niej sta tum duchownego stanu, po bokach za dwa rzdy wiecznikw, najwikszy tak gruby i
wielki jak najwiksza z wie, a do najmniejszego kuchennego ogarka. Cesarze i Krlowie padali przed
ni na kolana i caowali po pantoflach.

"ono", rzek m i dobrze si jej przyjrza, "teraz jeste papieem?" "Tak", rzeka, "jestem papieem"
Sta tak i cigle jej si przyglda, a byo tak, jakby patrzy na jasne soce. Kiedy ju tak chwil
patrzy, rzek: "Ach, ono, adnie ci z tym, e jeste papieem!" A ona siedziaa tak sztywno jak drzewo
i ani drgna, ani si ruszya.
Rzek wtedy: "Kiedy jeste ju papieem, nie ma nic, czego mogaby sobie yczy."
"Zobaczymy.", powiedziaa ona. Tak poszli do ka, lecz nie bya zadowolona, bo chciwo nie dawaa
jej spa. Wci mylaa, kim jeszcze mogaby zosta. M ju dobrze zasn. Cay dzie biega w tam i
z powrotem. Lecz ona nie moga zasn i przewracaa si z boku na bok. Ca noc mylaa, kim
jeszcze mogaby zosta i niczego nie moga wymyle. W kocu wstao soce,, a gdy ona zobaczya
czerwieniejce niebo, wyprostowaa si na ku i zacza przyglda si, jak wstaje soce i pomylaa:
"Ha, czy nie mogabym rzdzi socem i ksiycem?"
"Mu", powiedziaa i strzelia go okciem w ebro. "Wstawaj i id do ryby. Chc by jak dobry Bg"
M nie obudzi si jeszcze dobrze, ale przelk si tak, e spad z ka. Myla, e si przesysza,
przetar oczy i zapyta: "Ach, ono, co powiedziaa?"
"Mu", powiedziaa, "Jeli nie wolno mi wada wschodem i zachodem ksiyca, jeno patrze na to, nie
mog tego wytrzyma i nie ma dla mnie spokojnej godziny pki nie stanie si to moim udziaem."
Spojrza wtedy na ni a mu dreszcze przeszy. "Natychmiast pjdziesz do ryby, bo chc by jak dobry
bg." "Ach, ono", powiedzia m i pad na kolana. "Ryba tego nie moe, cho potrafi z robi z ciebie
cesarza i krla. Prosz ci, raduj si tym, co masz i pozosta papieem!"
Wtedy ogarna j wcieko, e a wosy jej si dziko wzburzyy, rozerwaa swj kaftanik, kopaa go
nogami i krzyczaa: "Nieeee wyyyytrzyyyymaaaam teeeeegooo" Mwi ci, e pjdziesz!" Zacign tedy
spodnie i wybieg jak szalony.
Na zewntrz szalaa burza a kipiao, e ledwo mg usta na nogach. Domy i drzewa przewraca wiatr,
a gry drgay Skay za toczyy si do morza, niebo byo czarne jak smoa, a i grzmiao i byskao si.
Moe toczyo si wielkimi bawanami, a wysokie byy jak wiee kocielne i gry, a niosy na sobie bia
koron z piany. Krzykn wic, cho nie usysza swych wasnych sw.
Rybo, rybo z morskiej toni
Niech me sowo ci dogoni
Moja ona nie chce, nie
Z moj wol zgodzi si
Moja ona, Izabela
Zachciankami mi doskwiera
"A czeg ona chce?", zapytaa ryba.
"Ach", powiedzia, "chce by jak dobry bg" "Ide, ju siedzi w swej starej budzie."
I siedz tak po dzisiejszy dzie.

WIERNY JAN
By sobie kiedy stary krl, a by on chory i myla sobie, e ko, na ktrym ley, jest oem mierci.
Rzek wic: "Woajcie wiernego Jana!" Wierny Jan by jego sug, a nazywa si tak, poniewa przez
cae ycie by wierny. Gdy podszed do ka, krl rzek do niego: "Najwierniejszy Janie, czuj, e mj
koniec si zblia, a o nic nie si o nic prcz mojego syna. Jest jeszcze modziutki i nie radzi sobie
jeszcze cakiem sam. Jeli mi obiecasz, e nauczysz go wszystkiego, co powinien wiedzie i e bdziesz
jego opiekunem, w pokoju zamkn oczy." A wierny Jan odpowiedzia: "Nie opuszcz go i bd mu
wiernie suy, nawet za cen mego ywota." Rzek wic stary krl: "Umieram pocieszony w pokoju." A
potem mwi dalej; "Po mojej mierci pokaesz mu cay zamek, wszystkie komnaty, sale i piwnice i
wszystkie skarby, ktre w nich le. Lecz nie pokaesz mu ostatniej komnaty w dugim korytarzu, gdzie
ley ukryty obraz krlewny ze zotego dachu. Gdy ujrzy ten obraz, poczuje wielk mio i padnie
nieprzytomny i popadnie z jej powodu w wielki niebezpieczestwo. Masz go przed tym strzec." A gdy
Jan jeszcze raz na znak obietnicy poda staremu krlowi rk, ten ucich, pooy sw gow na
poduszce i umar.

Gdy starego krla niesiono do grobu, wierny Jan opowiedzia modemu krlowi, co obieca jego ojcu na
ou mierci i rzek: "sumiennie bd si tego trzyma i bd tobie wierny, jak jemu byem, choby
mnie to miao ycie kosztowa." aoba mina. Wierny Jan rzek wtedy do niego: "Nadszed czas, by
zobaczy swj spadek, Poka ci ojcowski zamek." Oprowadzi go po wszystkim, gr i d, pokaza mu
wszystkie bogactwa i wspaniae komnaty, tylko jednej komnaty nie otworzy, tej w ktrej sta
niebezpieczny obraz. Obraz ustawiony by tak, e gdy otwieray si drzwi, widziao si go wprost
naprzeciw, a by tak cudownie zrobiony, e mona by pomyle, e yje i nie ma nic bardzie
powabnego i pikniejszego na wiecie. Mody krl zauway, e wierny Jan zawsze mija te drzwi i rzek:
"Dlaczego ich mi nigdy nie otworzysz?" - "Jest tam co", odpowiedzia, "czego si przestraszysz." Ale
krl odrzek: "Widziaem cay zamek, chc te zobaczy, co jest w rodku", podszed i chcia si
otworzy drzwi, lecz wierny Jan powstrzyma go i rzek: "Obiecaem twojemu ojcu przed mierci, e
nie pozwol ci zobaczy, co jest w tej komnacie, mogoby to tobie i mnie przynie wielkie
nieszczcie." - "Ach nie", odpowiedzia mody krl, "Jeli nie wejd, bdzie to dla mnie prawdziwa
szkoda. Dzie i noc nie zaznabym spokoju, a bym to zobaczy. Nie odejd z tego miejsca, pki nie
otworzysz." Zobaczy wic wierny Jan, e niczego nie zmieni i z cikim sercem wycign wzdychajc
wielki pk kluczy. Gdy otworzy drzwi, sam wszed najpierw i pomyla, e moe by zasoni obraz, by
krl go nie widzia. Lecz c to pomogo? Krl stan na palcach i patrzy mu przez rami. A gdy ujrza
obraz dziewicy, tak wspaniay i byszczcy zotem i szlachetnymi kamieniami, upad nieprzytomny na
ziemi. Wierny Jan podnis go, zanis do jego ka i pomyla przepeniony trosk: "Nieszczcie si
stao, Panie Boe, co z tego bdzie?" Potem wzmocni go winem, a wreszcie doszed do siebie.
Pierwszym sowem, jakie rzek, byo: "Ach, kto jest na tym obrazie?" - "To krlewna ze zotego dachu",
odpowiedzia wierny Jan. A krl mwi dalej: "Moja mio do niej jest wielka, a gdyby wszystkie licie
na drzewach byy jzykami, nie umiayby tego wyrazi. Postawi swe ycie, e j dostan, a ty
najwierniejszy Janie, musisz sta przy mnie." Wierny suga namyla si dugo, co pocz, po uwaa,
e bdzie niezmiernie trudno, choby dosta si przed oblicze krlewny. Wreszcie wymyli sposb i
rzek do krla: "Wszystko wok niej jest ze zota, stoy, krzesa, miski, kubki, miseczki, wszystek
sprzt domowy. W twoim skarbcu ley pi beczek zota, ka krlewskim zotnikom zrobi z jednej
rozmaite naczynia i przybory, rozmaite ptaki, dzikie zwierzta i cudowne zwierzta, to si jej spodoba,
pojedziemy z tym do niej i sprbujemy szczcia." Krl kaza sprowadzi zotnikw, a musieli oni
pracowa dzie i noc, a te najwspanialsze z rzeczy byy gotowe. Gdy wszystko zaadowano na statek,
wierny Jan przywdzia strj kupieckim, krl za musia uczyni to samo, by nie dao si go pozna.
Potem popynli za morze, jechali tak dugo, a dotarli do miasta, w ktrym mieszkaa krlewna ze
zotego dachu.
Wierny Jan kaza krlowi zosta na statku i czeka na niego. "Moe", rzek, "przyprowadz krlewn,
dlatego troszczcie si o to, by by porzdek , kacie rozstawi naczynia ze zota i przyozdobi cay
statek." Potem wyszuka do swego fartuszka rozmaitych rzeczy ze zota, zszed na ld i poszed prosto
do krlewskiego zamku. Gdy doszed na zamkowy dziedziniec, staa tam pikna dziewczyna, a miaa
ona dwa zote wiadra w rkach i czerpaa nimi wod. Gdy chciaa odnie poyskujc wod i si
obrcia, ujrzaa obcego czowieka. Zapytaa wic, kim jest, a on odpowiedzia: "Jestem kupcem",
otworzy swj fartuszek i pozwoli jej zajrze. Zawoaa wtedy; "Och, jake pikne te rzeczy ze zota!"
usiada na wiadrze i oglday jedn za drug. Potem za dziewczyna rzeka: "Krlewna musi to
zobaczy, tak bardzo lubi przedmioty ze zota, e wszystko od was kupi." Wzia go za rk i
poprowadzia na zamek, po bya pokojow. Gdy krlewna zobaczya towar, bya uszczliwiona i rzeka:
"To jest tak pikna praca, e wszystko od was kupi." Lecz wierny Jan rzek: "Jestem tylko sug
pewnego bogatego kupca. Co tutaj mam jest niczym w porwnaniu z tym, co mj pan ma na swym
statku,
a dziea sztuki to najprzedniejsze i najwykwintniejsze spord tych jakie kiedykolwiek wykonano."
Chciaa by wszystko jej przyniesiono, ale on rzek: "Na to trzeba wielu dni, tak wielka jest ich ilo, tak
wiele sal mona nimi obstawi, e w waszym domu nie ma tyle miejsca." Ciekawo i ch wci nie
daway jej spokoju, zgodzia si zatem wreszcie i rzeka: "Prowad mnie na statek, sam pjd i obejrz
skarby twojego pana." Poprowadzi j wic wierny Jan na statek i by bardzo uradowany, krl za, gdy
j ujrza, zobaczy, e jej uroda bya jeszcze wiksza, ni przedstawia to obraz i nic innego nie
zaprztao jego myli, jego serce chciao wyskoczy. Wesza na statek, sam krl j wprowadzi. Wierny
Jan zosta przy sterniku i kaza odbi statek. "Rozwija agle, by lecia jak ptak w powietrzu. Krl
pokazywa jej w rodku zote naczynia, kade jedno, miski, kubki, miseczki, ptaki, dzik zwierzyn i
cudowne zwierzta. Mijao wiele godzin, gdy ona wszystko ogldaa, a w swej radoci nie spostrzega,
e statek odpyn. Gdy obejrzaa ostatni, podzikowaa kupcowi i chciaa i do domu, lecz gdy
podesza do burty statku, zobaczya, e jest daleko od ldu na penym morzu i pdzi na penym aglu.
"Ach", zawoaa wystraszona. "Oszukano mnie, porwali mnie, popadam w moc kupca, lepiej ebym
umara!" Krl zapa j za rk i rzek: "Nie jestem kupcem, jestem krlem nie gorzej urodzonym ni ty.
A e podstpem ci porwaem, stao si z wielkiej mioci. Pierwszy raz, gdy zobaczyem twj obraz,
padem nieprzytomny na ziemi." Gdy krlewna ze zotego dachu to usyszaa, ukoio j to, a jej serce
byo mu przychylne, tak e zgodzia si zosta jego on.

Zdarzyo si jednak, e gdy pynli na penym morzu, e wierny Jan siedzc z przodu statku i grajc,
ujrza w powietrzu, jak nadlatuj trzy kruki. Przesta gra i zacz sucha, co mwi midzy sob, bo
zna ich mow. Jeden za zawoa: "O, wiezie krlewn ze zotego dachu do domu." - "Tak", odrzek
drugi, "Jeszcze jej nie ma." A trzeci doda: "Ma ju j, pynie z nim na statku." A wtedy pierwszy znw
zacz i zawoa: "C mu z tego? Gdy zejd na ld, wybiegnie mu naprzeciw ko rudy jak lis, bdzie
chcia na niego wsi i to te zrobi, a ko uniesie go w powietrze w dal, e nie zobaczy nigdy wicej
dziewicy." Wtedy rzek drugi: "Nie ma na to rady?" - "O tak, jeli kto szybciej wskoczy na konia, bro
paln, ktra tkwi w kaburze, wyjmie i konia ni zastrzeli. Wtedy krl bdzie uratowany. Ale kto to wie?
Jeli kto jednak wie i mu powie, zamieni si w kamie od palcw ng a do kolan." A wtedy rzek
drugi: "Wiem jeszcze wicej, nawet jeli zabij konia, krl nie zatrzyma swej narzeczonej. Gdy razem
wejd do zamku, bdzie tam leaa w misie lubna szata, a bdzie wygldaa jak utkana ze srebra i
zota, lecz nie jest niczym innym jak siark i smo. Gdy j naoy, spali go a do szpiku koci." A
wtedy rzek trzeci: "I nie ma adnego ratunku?" - "O tak", odpowiedzia drugi, " Jeli kto w rkawicach
chwyci za szat i w ogie j wrzuci i si spali, mody krl zostanie uratowany. Lecz c mu z tego, kto o
tym wie i mu powie, poowa jego ciaa od kolan po serce, zamieni si w kamie." A Wtedy rzek trzeci:
"Wiem jeszcze wicej, nawet jeli sponie lubna szata, mody krl jej nie dostanie. Gdy po lubie
rozpoczn si tace i moda krlowa zataczy, nagle poblednie i padnie martwa na ziemi i jeli nikt jej
nie podniesie i nie wyssie trzech kropel krwi z jej prawej piersi i jej potem nie wypluje, krlowa umrze.
Lecz jeli kto, kto o tym wie, to zdradzi, na caym ciele od krgu po palce ng." Gdy kruki ju
pomwiy ze sob, poleciay dalej, a wierny Jan poj wszystko, lecz od tego czasu sta si cichy i
smutny. Przemilcza przed swoim panem, co usysza, i utraci swe szczcie. Gdyby to przed nim
wyjawi, musiaby sam odda swe ycie. W kocu jednak rzek do siebie. "Uratuj swego pana, cho
bym sam mia sczezn."
Gdy dotarli na ld, zdarzyo si, co kruk przepowiedzia, wyskoczy im naprzeciw wspaniay ko, rudy
jak lis. "Dobre", rzek krl, "Zaniesie mnie do mojego zamku", i ju chcia na nim usi, lecz uprzedzi
go wierny Jan, wskoczy szybko na niego, wycign bro z kabury i zastrzeli konia. Zawoaa wtedy
reszta suby krla, ktra nie bya przychylna Janowi: "Co za haba, zabi tak pikne zwierz, ktre
miao zanie krla do zamku!" Lecz krl rzek: "Milczcie i pucie go, to mj najwierniejszy Jan i kto
wie, czemu miao to suy!" Poszli wic do zamku, a w sali staa tam micha, a leaa w niej lubna
szata i wygldao na to, e bya ze zota i srebra. Mody krl podszed do niej i chcia j chwyci, lecz
Jan odsun j, chwyci w rkawicach, zanis do ognia i spali. Reszta suby pocza pomrukiwa i
rzeka: "Patrzcie, pali nawet lubn szat krla." Lecz mody krl rzek: "Kto wie, czemu to miao
suy. To mj najwierniejszy Jan!" witowano potem zalubiny, zaczy si tace, wesza take
narzeczona. Wierny Jan czuwa, patrzy jej w twarz. Nagle poblada i pada jak martwa na ziemi.
Skoczy wic szybko do niej, podnis j i zanis do komnaty, gdzie j pooy, uklkn i wyssa trzy
krople krwi z jej prawej piersi, ktre potem wyplu. Wkrtce zacza oddycha i ozdrowiaa, lecz mody
krl patrzy na to i nie wiedzia, dlaczego wierny Jan to zrobi, rozzoci si z tego powodu i zawoa:
"Wtrci go do wizienia!" Nastpnego dnia wiernego Jana skazano i poprowadzono na szubienic, a
gdy sta ju na grze i mia by zgadzony, rzek: "Kady, kto ma umrze, ma prawo przed swoim
kocem do ostatniego sowa, czy ja te mam to prawo?" - "Tak,
odpowiedzia krl "Niechaj bdzie i tobie dane!" Rzek wic wierny Jan: "Niesusznie mnie skazano,
zawsze byem tobie wierny," i opowiedzia, jak na morzu usysza rozmow krukw i jak on, by ratowa
swego pana, musia to wszystko zrobi. "Zawoa zatem krl: "Och, mj najwierniejszy Janie. aska!
aska! Sprowadzi go na d!" Lecz wierny Jan, gdy powiedzia ostatnie sowo, upad bez ycia i by jak
kamie.
Krl i krlowa nosili w sobie z tego powodu wielki smutek, a krl rzek: "Tak marnie odpaciem za t
wielk wierno!" i kaza podnie kamienny obraz i powiesi w sypialni koo swego ka. Zawsze gdy
na niego patrzy, paka i mwi: "Ach, gdybym mg wrci ci ycie, mj najwierniejszy Janie!" Min
pewien czas, a krlowa powia bliniaki, dwch synkw, roli i byli jej radoci. Pewnego razu, gdy
krlowa bya w kociele, a dwoje dzieci byo u swego ojca i bawio si, spojrza on na kamienny obraz
peen smutku i westchn: "Ach, gdybym umia wrci ci ycie, mj najwierniejszy Janie!" A kamie
zacz mwi i rzek: "Moesz wrci mi ycie, jeli oddasz za to to, co ci najdrosze." Krl za zawoa;
"Oddam za to wszystko, co mam na tym wiecie!" A kamie mwi dalej: "Jeli wasn rk odrbiesz
obojgu dzieciom gowy i wysmarujesz mnie ich krwi, odzyskam ycie." Krl przelk si, e sam musi
zabi najdrosze dzieci, pomyla jednak o jego wielkiej wiernoci i o tym, e wierny Jan umar za
niego, doby miecza i wasn rk odrba dzieciom gowy. A gdy pomaza i krwi kamie, wrcio do
niego ycie. Wierny Jan stan przed nim rzeki i zdrowy. Rzek do krla: "Twoja wierno nie
pozostanie bez zapaty", wzi gowy dzieci, ustawi je na karkach, a rany pomaza ich krwi, one za
ozdrowiay w jednej chwili, skakay dokoa i si bawiy, jak gdyby nic si byo nie stao. Uradowa si
krl wielce, a gdy ujrza nadchodzc krlow, ukry wiernego Jana i oboje dzieci w wielkiej szafie. Gdy
wesza, rzek do niej: "Modlia si w kociele?" - "Tak", odpowiedziaa, "Ale wci mylaam o wiernym
Janie, e to przez nas spotkao go tak wielkie nieszczcie." Rzek wtedy: "Droga ono, moemy wrci
mu ycie, lecz cen bd nasi dwaj synkowie, ktrych przyjdzie nam powici." Krlowa poblada i

przelka si w swym sercu, lecz mimo to rzeka: "Jestemy mu to winni za jego wierno." Ucieszy
si, e pomylaa, jako i on by pomyla, odszed i otworzy szaf, przyprowadzi dzieci i wiernego Jana
i rzek: "Chwaa Bogu, e jest wybawiony, a i dzieci mamy z powrotem!" I opowiedzia jej, jak wszystko
si zdarzyo. yli potem dugo razem w szczciu a po ich kres.

JA I MAGOSIA
Przed wielkim lasem mieszka pewien biedny drwal ze swoj on i dwojgiem dzieci; chopczyk nazywa
si Ja, a dziewczynka Magosia. Nie mia co na zb pooy ani bochenka by si nim przeama, a
pewnego dnia, gdy kraj nawiedzia droyzna, nie mg zarobi na chleb powszedni. Kiedy tak lea
wieczorem w ku zastanawia si nad losem, a z trosk przewraca si z boku na bok, westchn i
powiedzia do swojej ony: "Co z nami bdzie? Jak wykarmimy nasze biedne dzieci, kiedy sami nic nie
mamy?" - "Wiesz co, mu", odpara ona, "Jutro wczesnym rankiem wyprowadzimy dzieci do lasu,
gdzie jest najgstszy, rozpalimy im ogie i damy kademu po kawaku chleba. Potem zabierzemy si
do roboty, a dzieci zostawimy same. Nie znajd drogi do domu, a my bdziemy od nich wolni." - "Nie
ono", powiedzia m, "nie zrobi tego, bo serce mi pknie z alu, e dzieci w lesie zostawiem, aby
wnet rozszarpay je dzikie zwierzta." - "Ty gupcze", powiedziaa, - "W takim razie we czworo
zdechniemy z godu. Moesz zacz heblowa dechy na trumny.", i nie dawaa mu spokoju a si
zgodzi. "Cigle al mi biednych dziatek", rzek m.
Dzieci z godu nie mogy zasn i syszay, co macocha powiedziaa do ojca. Magosia wylewaa gorzkie
zy i rzeka do Jasia: "Ju po nas." - "Cicho, Magosiu!", powiedzia Ja, "Co na to poradz." A kiedy
starzy zasnli, wsta, zaoy swj surdut, otworzy dolne drzwi i cichaczem wykrad si z domu. Ksiyc
wieci jasno, a biae krzemowe kamyczki , ktre leay przed domem, wieciy, jak pieniki. Ja schyli
si i napcha ich tyle do kieszeni surduta, ile wlazo, potem wrci i powiedzia do Magosi "Nie martw
si droga siostrzyczko i spokojnie pij. Dobry Bg nas nie opuci." I pooy si z powrotem do swojego
ka.
Gdy dzie przemg noc, a soce jeszcze nie wstao, przysza ona i zbudzia oboje: "Wstawajcie lenie!
Idziemy do lasu drwa rba" Potem daa kademu po kawaku chleba i rzeka: "Macie tu co na obiad,
ale nie jedzcie zbyt szybko, bo potem nic nie dostaniecie." Magosia schowaa chleb pod swj fartuch,
bo Ja w kieszeniach mia kamienie. A potem wszyscy razem wyruszyli do lasu. Kiedy chwil ju szli,
Ja stan cicho i obejrza si za siebie na domek, a robi tak co chwila. Ojciec powiedzia: "Jasiu, co tak
patrzysz za siebie, uwaaj eby ng nie zgubi." - "Ach, ojcze", powiedzia Ja, " Patrz za moim
biaym kotkiem, co siedzi na grze, na dachu i chce mi powiedzie papa.". A ona rzeka: "Gupcze, to
nie kotek, tylko poranne soce, co na komin wieci." Ale Ja nie rozglda si za kotkiem, lecz rzuca
na drog byszczce krzemienie z kieszeni. Kiedy byli w rodku lasu, rzek ojciec: "Nazbierajcie, dzieci,
drewna! Rozpalimy ogie, ebycie nie marzy." Ja i Magosia razem naznosili chrustu, wysoko, e
wyglda jak maa gra. Rozpalono ogie, a gdy pomienie wystrzeliy naprawd wysoko, powiedziaa
ona "Pocie si przy ogniu, dziateczki, i odpocznijcie sobie, a my pjdziemy w las rba drwa. A
kiedy skoczymy, przyjdziemy po was." Ja i Magosia siedzieli przy ogniu, a gdy nastao poudnie
zjado kade swj kawaeczek chleba. A poniewa syszeli uderzenia siekiery, myleli, e ojciec jest
blisko. Ale to nie bya siekiera, lecz ga przywizana do suchego drzewa, ktr wiatr tuk bez
ustanku tam i z powrotem. A siedzieli tak dugo, a oczy same zamkny si ze zmczenia i zasnli
twardym snem. Kiedy si obudzili, bya ciemna noc. Magosia zacza paka i powiedziaa: "I jak teraz
wyjdziemy z tego lasu!", lecz Ja pocieszy j: "Poczekaj chwileczk a ksiyc wzejdzie, a drog jako
znajdziemy." A gdy ksiyc w peni by ju na niebie, wzi Ja sw siostrzyczk za rk i szed za
krzemieniami, ktre jarzyy si w nocy jak nowo wybite monety i wskazyway im drog. Szli tak przez
ca noc, a gdy dzie ju szarza, znaleli dom swego ojca. Zapukali do drzwi, a gdy je macocha
otworzya, rzeka: "wy niedobre dzieciaki! Co tak spaycie w tym lesie. Ju mylelimy, e nigdy nie
wrcicie do domu!" Lecz ojciec ucieszy si, bo serce zaczo mu pka, gdy dziatki swe same zostawi
w lesie.
Niedugo potem bieda znw zawitaa w ich progi, a dzieci syszay, jak matka noc w ku mwia do
ojca: "Znowu wszystko zjedzone. Mamy tylko p bochenka chleba, a potem to ju koniec
przedstawienia. Musimy pozby si dzieci. Zaprowadzimy je jeszcze gbiej w las, eby nie mogy
znale drogi z powrotem. Nie ma dla nas innego ratunku. "Mowi ciko zrobio si na sercu i
pomyla: "Byoby lepiej, gdyby si podzieli ostatnim ksem z dziemi." Ale ona nie chciaa niczego
sysze, ajaa go i robia mu wyrzuty. Kto mwi A, musi powiedzie B, a poniewa ustpi pierwszym
razem, musia ustpi i za drugim. Dzieci jeszcze nie spay i syszay ca rozmow. Kiedy starzy spali,
wsta Ja i chcia wyj, by pozbiera krzemyki jak poprzednim razem, lecz macocha zamkna drzwi i
nie mg. Pociesza jednak siostrzyczk i mwi: "Nie pacz, Magosiu, i pij spokojnie. Dobry Bg nam
pomoe."

Wczesnym rankiem macocha przysza po dzieci do ka. Dostay po kawaeczku chleba, jeszcze
mniejszym ni poprzednim razem. W drodze do lasu Ja go pokruszy w kieszeni, czsto cichutko
przystawa i rzuca kawaeczek na ziemi. "Jasiu, co tak stajesz i si rozgldasz", powiedzia ojciec, "id
no przed siebie." - "Patrz za gobkiem, co na dachu siedzi i chce mi powiedzie papa", odpowiedzia
Ja. "Gupcze", rzeka macocha, "To nie gob tylko poranne soce, co na komin wieci." A Ja rzuca i
rzuca wci swe kawaki na drog. Kobieta prowadzia dzieci jeszcze gbiej w las,
gdzie jeszcze nigdy w yciu nie byy. Potem znowu zrobili wielkie ognisko, a matka rzeka: "Siedcie
tutaj, dziateczki, a kiedy bdziecie zmczone, moecie sobie troszk pospa. My idziemy do lasu drwa
rba, a wieczorem, gdy ju skoczymy, przyjdziemy po was." Gdy nastao poudnie, Magosia
podzielia si z Jasiem kawakiem chleba, bo Ja swj kawaek rozrzuci po drodze. Potem zasnli, a gdy
min wieczr, lecz nikt nie przyszed do biednych dzieci. Obudziy si dopiero pn noc, a Ja
pociesza sw siostrzyczk mwic: "Poczekaj tylko, Magosiu, a ksiyc wzejdzie, a zobaczymy
okruszki, ktre rozsypaem. One poka nam drog do domu." Kiedy ksiyc rozjania, wyruszyli w
drog, lecz nie znaleli adnego okruszka, bo wydziobyy je ptaki, ktrych mrowie w lesie i na polu
mieszka. Ja powiedzia do Magosi: "Jako znajdziemy drog.", lecz jej nie znaleli. Szli ca noc i
dzie od rana do wieczora, lecz nie wyszli z lasu. Byli strasznie godni, bo nie mieli nic, prcz paru
jagd. A poniewa byli tak godni, nogi nie chciay ich nosi. Pooyli si wic pod drzewem i zasnli.
Nasta trzeci ranek po tym, jak opucili dom ojca. Znowu zaczli i, ale zabkali si jeszcze gbiej w
las. Gdyby szybko nie znaleli pomocy, musieliby umrze. Gdy przyszo poudnie, zobaczyli piknego,
nienobiaego ptaszka, ktry siedzia na gazi i tak piknie piewa, e dzieci stany i zaczy go
sucha. Kiedy za skoczy, rozoy skrzyda i odfrun, a dzieci poszy za nim, a trafili do domku, na
ktrego dachu usiad. Gdy dzieci podeszy bliej, zobaczyy, e dom zbudowany by z chleba a
przykryty by plackami, okna byy za z jasnego cukru. "Moemy si za to zabra", rzek Ja, "To bdzie
posiek co si zowie. Ja zjem kawaek dachu, Magosiu, a ty moesz zje kawaek okna, bo sodko
smakuje." Ja sign do gry i uama sobie ociupink z dachu, eby zobaczy jak smakuje, a Magosia
stana przy szybie i sobie j chrupaa. Wtedy cienki gosik zawoa z chaupki:
"Chrup, chrup, kto chrupie
Przy mojej chaupie?"
A dzieci odpowiedziay:
"To wiatr, to wiatr,
Niebiaski dzieciak
Hula tak"
I jady dalej nie dajc si zbaamuci. Ja, ktremu dach bardzo smakowa, urwa sobie spory kawaek,
a Magosia wybia sobie ca okrg szybk, usiada sobie i byo jej bardzo mio. Nagle otworzyy si
drzwi i ukazaa si w nich kobieta stara jak wiat opierajc si na lasce.
Ja i Magosia tak si przestraszyli, e upucili wszystko, co mili w rkach. Stara pokiwaa gow i
rzeka: "Ach, kochane dziateczki, kto was tu przyprowadzi? Wejdcie i zostacie ze mn. Krzywda
adna wam si nie stanie." Zapaa oboje za rce i poprowadzia do domku. Tam dostay dobre
jedzenie, mleko, naleniki z cukrem, jabka i orzechy. Potem zasaa im biao dwa cudne eczka, a Ja
i Magosia pooyli si i myleli, e s w niebie. Starucha udawaa tylko tak mi, bo bya to stara za
wiedma, ktra na dziateczki tylko czyhaa Domek z chleba zbudowaa za tylko dlatego, aby je skusi.
Kiedy jakie dostao si w jej moc, zabijaa je, gotowaa i jada, a byo to dla niej wito. Wiedmy
maj czerwone oczy i nie widz zbyt dobrze, ale maj wietny wch jak zwierzta i potrafi wyczu,
kiedy idzie czowiek. Gdy Ja i Magosia przechodzili w pobliu, zamiaa si zoliwie i rzeka szyderczo:
"Mam ich i ju mi nie uciekn." Wstaa wczesnym rankiem, zanim dzieci si obudziy i patrzya na nie,
jak sobie smacznie pi i na ich pene czerwone policzki, mruczc pod nosem: "To dopiero bdzie
ksek" Zapaa Jasia sw such rk i zaniosa do maej stajenki, gdzie go zamkna za kratami. Mg
tam krzycze ile wlazo, lecz nic by mu to nie pomogo. Potem podesza do Magosi i zacza ni
potrzsa a j zbudzia i rzeka: "Wstawaj, leniu i no wod. Ugotuj co dobrego swojemu bratu, ktry
siedzi w stajni, eby si utuczy. A jak ju bdzie tusty, to go zjem." Magosia zacza gorzko paka,
ale wszystko na darmo, musiaa robi, co za wiedma jej kazaa.
Od tej chwili dla Jasia byo najlepsze jedzenie, a dla Magosi nic tylko skorupki po rakach. Starucha
chodzia kadego ranka do stajenki i woaa: "Jasiu, wysu paluszka, ebym wiedziaa ju robisz si
tusty." Lecz Ja nie wystawia jej palca, lecz kosteczk, a starucha, ktra miaa mtne oczy i nic nie
widziaa, mylaa, e to palec Jasia, dziwia si, e wcale nie robi si tusty. Gdy miny cztery tygodnie,
a Ja wci by chudy, stracia cierpliwo i nie chciaa duej czeka. "Jazda, Magosiu", zawoaa do

dziewczynki, "Uwi si i nano wody: Czy Ja jest tusty czy nie, jutro go zarn i ugotuj." Ach, jak
pakaa biedna siostrzyczka, gdy nosia wod, a zy cieky jej po policzkach! "Drogi Boe, pom nam",
woaa, "Gdyby nas dzikie zwierzta poary, umarlibymy przynajmniej razem." - "Oszczd sobie tej
paplaniny", powiedziaa starucha, "Nic ci nie pomoe."
Wczesnym rankiem Magosia musiaa wyj, by powiesi kocio z wod i rozpali ogie. "Najpierw
bdziemy piec", powiedziaa starucha. "Rozpaliam ju w piecu i zagniotam ju ciasta." Pchna biedn
Magosi w kierunku pieca, z ktrego pomienie ju buchay. "Wa", powiedziaa wiedma, "i zobacz,
czy ju dobrze nagrzany, ebym moga wsun chleb." I chciaa zamkn piec, gdy Magosia bdzie ju
w rodku. Magosia miaa si tam smay, bo wiedma te chciaa j zje. Magosia jednak poapaa
si, co starucha miaa w planie i powiedziaa: "Nie wiem, jak mam to zrobi; jak mam tam wej? "Gupia g", powiedziaa starucha. "Przecie widzisz, e otwr jest wystarczajco duy. Sama bym
wlaza." Potem ruszya na czworaka pod piec i wsadzia w jego otwr gow. Wtedy Magosia j
pchna, e stara wjechaa gboko do rodka.
Zamkna elazne drzwi i zasuna rygiel. Hu! Zacza rycze, cakiem potwornie, ale Magosia ucieka,
a bezbona wiedma spalia si marnie.
Magosia pobiega prosto do Jasia, otworzya stajenk i zawoaa: "Jasiu, jestemy zbawieni. Stara
wiedma nie yje." Ja wyskoczy jak ptak z klatki, gdy Magosia otworzya mu drzwi. Dzieci bardzo si
cieszyy, objy si za szyj i skakay w kko caujc si. A poniewa niczego nie musiay ju si
obawia, weszy z powrotem do domu wiedmy. We wszystkich rogach stay tam skrzynie z perami i
drogimi kamieniami. "To jeszcze lepsze ni krzemyki.", powiedzia Ja, i napycha swoje kieszenie, ile
wlazo. Magosia za powiedziaa: "Ja te chc co przynie do domu." i napenia do pena swj
fartuszek. -"Musimy ju rusza w drog", powiedzia Ja, "eby wyj z lasu czarownic." Gdy ju szli
par godzin, trafili nad wielk wod. "Nie moemy przej na drug stron", rzek Ja, "Nie ma tu
kadki ni mostu"- "ani aden statek nie pynie", dodaa Magosia, "ale tam pynie biaa kaczuszka. Jeli
j poprosz, to pomoe nam przej." I wtedy zawoaa:
"Kaczuszko, kaczuszko
To Ja i Magosia, malekie dziateczki
Nie widz mostu ani kadeczki
We nas na grzbiet biay.
By dzieci tak nie stay"
Kaczuszka podpyna, a Ja usiad na ni i poprosi siostrzyczk, by usiada obok. "Nie", powiedziaa
Magosia, kaczuszka miaaby za ciko. Przewiezie nas jedno po drugim." I tak te zrobio dobre
zwierztko. A gdy ju szczliwie byli na drugiej stronie i chwileczk ju szli, las stawa si coraz
bardziej znajomy i w kocu zobaczyli z daleka dom ojca. Wtedy zaczli biec, rzucili si do izby i zawili
ojcu na szyi. Ojciec nie zazna ni jednej szczliwej godziny, od kiedy dzieci w lesie zostawi. Macocha
za umara. Magosia oprnia swj fartuch, tak e pery i drogie kamienie po izbie skakay, a Ja
dorzuca gar za garci ze swoich kieszeni. Tak skoczyy si wszelkie troski i odtd yli razem w
radoci. To ju koniec mojego bajania, bierz si do apania., bo tam leci mysz, a kysz, a kysz,. A kto j
zapie za ogon lub szyj, niech se z jej futra kapot uszyje.

ZOTY PTAK
Przed laty y sobie krl, a mia on pikny ogrd za swoim zamkiem. Stao w nim drzewo, ktre nosio
zote jabka. Gdy jabka dojrzay, policzono je, lecz ju nastpnego ranka brakowao jednego.
Powiedziano o tym krlowi, a on rozkaza, by przy drzewie co noc staa stra. Krl mia trzech synw.
Najstarszego z nich posa przy zapadajcej nocy do ogrodu. Gdy bya pnoc, nie potrafi duej opiera
si sennoci, nastpnego za ranka, znw brakowao jednego jabka. Nastpnej nocy musia pdzi
stra drugi syn, ale i jemu nie poszo lepiej. Gdy wybia pnoc, zasn, a rankiem brakowao jabka.
Przysza wic kolej, by stra peni trzeci syn, byo on te na to gotw, lecz krl nie ufa mu za bardzo i
myla, e dokona jeszcze mniej ni jego bracia, w kocu jednak pozwoli na to. Modzieniec pooy si
wic pod drzewem, czuwa i nie pozwoli, by sen by jego panem. Gdy wybia dwunasta, zaszemrao co
w powietrzu i ujrza na tle ksiyca, jak nadlatuje ptak, ktrego pierze lnio zotem. Ptak usiad na
drzewie i udzioba sobie wanie jabko, gdy modzieniec wystrzeli w niego strza. Ptak uciek, lecz
strzaa dosiga pierza, a par z jego zotych pir odpado. Modzieniec podnis je i zanis nastpnego
ranka krlowi i opowiedzia mu, co widzia w nocy. Krl zwoa rad, a kady owiadczy, e piro jak te
wicej jest warte ni cae krlestwo. "Jeli to piro jest tak cenne", owiadczy krl, "nic mi to nie da,
chc i musz mie caego ptaka." Najstarszy syn wyruszy w drog, zda si na sw mdro i wierzy,
e jako znajdzie zotego ptaka. Gdy uszed ju jaki kawaek, zobaczy lisa siedzcego na skraju lasu,
przyoy flint i wycelowa w niego. Lis zawoa: "Nie zabijaj mnie, dam ci za to dobr rad! Jeste w

drodze za zotym ptakiem, a dzi wieczr dojdziesz do wsi, gdzie naprzeciw siebie stoj dwie gospody.
Jedna jest jasno owietlona, a w rodku jest wesoo, lecz id do drugiej, choby nawet si tobie marnie
spodobaa." Jak takie gupie zwierze moe mi da rozsdn rad? Pomyla krlewicz i nacisn spust.
W lisa jednak nie trafi, a ten wycign ogon i czmychn w las. Krlewicz ruszy w dalsz drog i
wieczorem doszed do wsi, gdzie stay obie gospody. W jednej piewali i skakali, druga bya licha i
obskurna z wygldu. Bybym gupcem, pomyla, gdybym, poszed do tej podej gospody a pikn
zostawi na boku. Poszed wic tam, gdzie byo wesoo, y tam hucznie, zapomnia o ptaku, ojcu i
wszystkich dobrych naukach. Gdy min pewien czas, a najstarszy syn wci i wci nie wraca do
domu, ruszy w drog drugi by znale zotego ptaka. Tak jak starszego i jego spotka lis i da mu dobr
rad, za ktr ten nie poszed. Doszed przed obie gospody, a w oknie jednej z nich, z ktrej dochodziy
krzyki radoci, sta jego brat i go woa. Nie umia si oprze, wszed wic i y tam w rozkoszy. Znw
min pewien czas. Tym razem chcia wyruszy najmodszy, by sprbowa szczcia. Ojciec jednak nie
chcia da zgody. "Daremnie", rzek, "ten nie lepiej znajdzie zotego ptaka ni jego bracia, a gdy spotka
go nieszczcie, nie da sobie rady, brakuje mu go najbardziej." Lecz w kocu, gdy nie odnajdywa
spokoju, pozwoli mu i. Przed lasem znw siedzia lis, prosi o swe ycie i udzieli mu dobrej rady.
Modzieniec by dobry i rzek: "Bd spokojny, lisku, nie zrobi ci nic zego!" - "Nie poaujesz,"
odpowiedzia lis, "a eby szybciej doszed, wejd na mj ogon." I ledwo na nim usiad, lis zacz biec,
na hurra, e a wosy w wietrze gwizday.
Gdy dotarli do wsi, modzieniec zsiad, posucha dobrej rady i zwrci si nie ogldajc si do maej
gospody, gdzie w spokoju przenocowa. Nastpnego ranka, siedzia ju tam lis i rzek: "Powiem ci
jeszcze, co masz robi. Id zawsze prosto do przodu, a w kocu dojdziesz do zamku, przed ktrym
ley caa chmara onierzy. Nie troszcz si o to, bo wszyscy bd spa i chrapa, przejd midzy nim
prosto do zamku, id przez wszystkie izby, w kocu znajdziesz komnat, gdzie wisi zoty ptak w
drewnianej klatce. Obok bdzie staa pusta klatka ze zota pena przepychu, ale strze si, by nie
wyj ptaka z jego lichej klatki i woy do tej wspaniaej, inaczej bdzie z tob bardzo le." Po tych
sowach lis znw wycign ogon, a krlewicz usiad na nim. Popdzili potem jak burza, e wosy na
wietrze gwizday. Gdy dotarli pod zamek, wszystko zastali tak, jak lis to powiedzia. Krlewicz doszed
do komnaty, gdzie w drewnianej klatce siedzia zoty ptak, a zota klatka staa obok, trzy zote jabka
leay w izbie dokoa. Pomyla sobie, e byoby miesznie, gdyby trzyma tak piknego ptaka w podej i
brzydkiej klatce, otworzy wic drzwi, zapa go i wsadzi do zotej. W tej chwili ptak przeraliwie
krzykn. onierze obudzili si, wpadli do rodka i poprowadzili go wizienia. Nastpnego ranka
postawiono go przed sdem, a poniewa wszystko wyzna, skazano go na mier. Krl jednak rzek, e
pod jednym warunkiem podaruje mu ycie, a mianowicie jeli przyprowadzi zotego konia, ktry biega
szybciej ni wiatr. W nagrod bdzie mg za zatrzyma zotego ptaka. Krlewicz wyruszy w drog,
westchn tylko i by smutny, bo gdzie niby mia szuka zotego konia? Wtem ujrza starego przyjaciela,
lisa siedzcego na drodze. "Widzisz", rzek lis, "Stao si tak, bo mnie nie usuchae! Lecz bd dobrej
myli, ale zatroszcz si o ciebie i powiem ci, jak trafi do zotego konia. Musisz i prost drog, a
trafisz do zamku, gdzie w stajni stoi ko. Przed stajni bd leeli stajenni, lecz bd spa i chrapa.
Bdziesz mg w spokoju wyprowadzi konia. Ale musisz uwaa na jedno: Za mu liche siodo z
drewna i skry, a nie zote, ktre ley obok, inaczej bdzie z tob le." Potem lis wycign ogon, a
krlewicz usiad na nim i popdzili jak wiatr, e wosy na wietrze gwizday.
Wszystko byo tak, jak lis powiedzia, doszed do stajni, gdzie sta zoty ko. Lecz gdy chcia ju naoy
liche siodo, pomyla sobie: To haba dla tak piknego zwierzcia, jeli nie zao dobrego sioda,
ktre mu si naley. Ledwo jednak zote siodo dotkno konia, a ten zacz gono re. Stajenni
pobudzili si, pochwycili modzieca i wrzucili do wizienia. Nastpnego ranka skazano go przed sdem
na mier, lecz krl obieca darowa mu ycie i jeszcze zotego konia na dodatek, jeli przyprowadzi
pikn krlewn ze zotego zamku.
Modzieniec ruszy w drog z cikim sercem. Na szczcie wkrtce spotka wiernego lisa. "Powinienem
zostawi ci w nieszczciu", rzek lis, "ale ci wspczuj i jeszcze raz pomog ci w biedzie. Twoja droga
poprowadzi ci prosto do zotego zamku. Dojdziesz tam wieczorem, a w nocy, gdy bdzie cicho, pikna
krlewna pjdzie do ani, by si w niej wykpa. Gdy wejdzie, podejd do niej szybko i pocauj j.
Wtedy pjdzie za tob i bdziesz j mg wyprowadzi. Nie pozwl tylko, by si przedtem z rodzicami
poegnaa, inaczej bdzie z tob le." Potem lis wycign swj ogon, krlewicz usiad na nim i pognali
jak wiatr, e a wosy na wietrze gwizday. Gdy dotar do zotego zamku, byo tak, jak powiedzia to lis.
Czeka do pnocy, a gdy wszystko spao w gbokim nie i dziewica sza do ani, wyskoczy jej
naprzeciw i pocaowa. Powiedziaa, e chtnie z nim pjdzie, prosia go tylko bagalnie, by jej poegna
si z rodzicami. Na pocztku opiera si jej probom, lecz gdy ona wci paczc pada mu do stp,
ustpi. Lewo dziewica podesza do oa swego ojca, obudzi si on i wszyscy inni, ktrzy byli w zamku,
pochwycili modzieca i wsadzili do wizienia.
Nastpnego raka krl rzek do niego: "Stracie swe ycie, moesz jeszcze zyska ask, jeli zniesiesz
gr, ktra ley przed moimi oknami i wyjrze przez nie nie pozwala, a musisz to zrobi wcigu omiu

dni. Jeli ci si to uda, dostaniesz moj crk w nagrod." Krlewicz zacz kopa, przesypywa ziemi
bez ustanku, a gdy po siedmiu dniach zobaczy, jak mao dokona, a jego praca zadaa mu si jakby jej
nie byo, popad w wielki smutek i straci nadziej. Wieczorem sidmego dnia pojawi si lis i rzek: "Nie
zasugujesz na poj pomoc, lecz id i po si spa, wykonam t prac za ciebie." Nastpnego ranka,
gdy si obudzi i wyjrza przez okno, gra znikna. Modzieniec peen radoci pospieszy do krl i
powiedzia mu, e speni si jego warunek, a krl, czy chcia czy nie, musia dotrzyma sowa i odda
mu sw crk.
Odeszli wic we dwoje, a nie trwao dugo, gdy przyszed do nich li. "To co najlepsze ju masz, ale do
dziewic ze zotego zamku naley te zoty ko." - "Jak mam go dosta" zapyta modzieniec. "Ju ci
mwi", odpowiedzia lis, "Najpierw przeprowad krlowi, ktry ci wysa, t pikn dziewic. Bdzie
to niesychana rado, dadz ci ochoczo zotego konia i zaprezentuj ci go. Natychmiast usid na
niego, a na poegnanie podaj wszystkim rk, na kocu piknej dziewicy, a gdy j zapiesz, wcignij j
za jednym zamachem na konia i uciekaj. Nikt nie jest w stanie ci dogoni, bo ko w biega szybciej
ni wiatr."
Wszystko szczliwie si wypenio, a krlewicz prowadzi w dal pikn dziewic na zotym koniu. Lis nie
zostawa z tyu i rzek do modzieca: "Pomog ci te przy zotym ptaku. Gdy bdziesz blisko zamku,
gdzie znajduje si ptak, ka dziewicy zsi i zostaw j w mojej opiece. Potem jed na zotym koniu na
zamkowy dziedziniec. W tej chwili rado ich bdzie wielka i wynios ci ptaka. Gdy bdziesz mia w
rku klatk, popd konia z powrotem do nas i odbierz dziewic. Gdy podstp si powid, krlewicz
cia wrci ze swoim skarbem do domu, a wtedy lis rzek: "Teraz musisz wynagrodzi moj opiek." "Czego dasz za to?" zapyta modzieniec. "gdy dojedziemy do tego lasu, zastrzel mnie i odrb mi
gow i apy." - "To by dopiero bya wdziczno!" rzek krlewicz, "Za nic nie mog ci tego obieca."
Lis za rzek: "Jeli nie chcesz tego zrobi, musz ci opuci, lecz zanim to odejd, dam ci jeszcze
jedn dobr rad. Strze si dwch rzeczy,, nie kupuj szubienicznego misa i nie siadaj na brzegu
studni!" Po tych sowach pobieg do lasu. Modzieniec pomyla sobie: Dziwne to zwierz, ma tyle
dziwactw. Kto kupi szubieniczne miso?" A ochota, by usi na brzegu studni, jeszcze nigdy mnie nie
nasza. Pojecha ze swoj dziewic dalej, a droga jego wioda przez wie, w ktrej zostali jego dwaj
bracia. A byo tam wielki tumult i zbiegowisko. Gdy zapyta, co si dzieje, dowiedzia si, e maj
wiesza dwoje ludzi. Gdy podszed bliej, zobaczy, e to jego bracia, ktrzy dopucili si wszelkiego za
i swe dobro roztrwonili. Zapyta, czy nie mona by ich uwolni. "Jeli zechcecie za nich zapaci",
odpowiedzieli ludzie, "Ale po c wam trwoni wasze pienidze na tych zoczycw by ich wykupywa."
Nie zastanawia si, zapaci za nich, a gdy ich oddano, ruszyli razem w podr. Dojechali do lasu, gdzie
po raz pierwszy spotkali lisa, a e byo tam chodno i przyjemnie, gdy soce palio, rzekli obaj bracia:
"Odpocznijmy troch przy studni, zjedzmy i wypijmy!" Zgodzi si, a podczas rozmowy zapomnia si i
usiad na brzegu studni nie spodziewajc si niczego zego, ale bracia jego pchnli go tyem do studni,
wzili jego dziewic, konia i ptaka i ruszyli ku domowi do ojca swego. "Przynosimy nie tylko zotego
ptaka", rzekli, "zdobylimy te zotego konia i dziewic ze zotego zamku." Wielka bya rado, ale ko
nie jad, ptak nie piewa, a dziewica siedziaa i pakaa.
Najmodszy brat nie zgin jednak. Studnia na szczcie bya wyschnita, a upad na mikki mech bez
szkody.
Nie mg jednak wyj. Take i w tej biedzie lis go nie opuci, zeskoczy do niego i go zaja, e
zapomnia o jego radzie. "Nie mog ci jednak tak zostawi", rzek, pomog ci wyj na wiato dnia."
Powiedzia mu, by chwyci za jego ogon i mocno si trzyma, wycign go potem do gry.
"Niebezpieczestwo jeszcze nie mino", rzek lis, "Twoi bracia nie byli pewni twej mierci i w lesie
rozstawili strae, by ci zabili, gdyby si pokaza." Prze drodze siedzia tam pewien biedny czek, z
ktrym modzieniec zamieni si na ubrania i w ten sposb uda si na krlewski dwr. Nikt go nie
pozna, ale ptak zacz piewa, ko zacz je, a pikna dziewica przestaa paka. Krl zapyta
zdziwiona: "Co to ma znaczy?" A dziewica rzeka: "Nie wiem, ale byam taka smutna, a teraz jestem
wesoa, jakby wrci mj prawdziwy narzeczony." Opowiedziaa mu wszystko, co si stao, cho bracia
grozili jej mierci, gdyby co zdradzia. Krl rozkaza sprowadzi wszystkich ludzi, ktrzy byli w
zamku, przyszed wic i modzieniec jako biedny czek w swych achach, lecz dziewica poznaa go od
razu i zawisa mu na szyi. Bezboni bracia zostali pojmani i straceni, on za polubi pikn dziewic
wyznaczony na spadkobierc krla.
A co stao si z lisem? Dugo po tym szed krlewicz przez las. Spotka go lis i rzek: "Masz wszystko,
czego sobie yczye, ale moja niedola nie ma koca. W twojej mocy jest mnie wyzwoli." I prosi go
bagalnie, by go zastrzeli i odrba gow i apy. Uczyni wic to, a ledwo si to stao, lis przemieni si
w czowieka, a by to nikt inny jak brat piknej krlewny, wyzwolony z czaru, jaki na nim lea. I nie
brakowao im nic wicej do szczcia, jak dugo yli.

KRZEW JAOWCA
Byo to dawno temu, moe jakie tysic lat, a y sobie wwczas pewien bogaty czek, ktry mia
pikn i pobon on, a kochali si oboje niezmiernie, lecz nie mili dzieci, cho ich sobie bardzo
yczyli, a kobieta modlia si o to dzie i noc. Lecz dzieci jak nie byo tak nie byo. Przed ich domem
byo podwrze, a rs na nim krzew jaowca. Pewnej zimy staa pod nim ona i obieraa sobie jabko, a
gdy tak je obieraa, ucia si w palec, a krew leciaa na nieg. "Ach," rzeka kobieta i westchna
ciko, a gdy zobaczya przed sob krew, zrobio jej si jako aonie, "Gdybym miaa dziecko
czerwone jak ta krew i biae jak ten nieg." A gdy to powiedziaa zrobio jej si radonie na duszy, byo
jej tak, jakby co wanie miao si sta. Posza do domu, a po miesicu stopnia nieg, po dwch
zrobio si zielono, po trzech kwiatki wyszy z ziemi, po czterech zakwity drzewa, a zielone gazie
rosy jedna obok drugiej, wrd nich pieway ptaszki, e a cae drzewo dudnio, a kwiaty spaday z
drzewa. Potem by pity miesic. Stawaa cigle pod krzewem jaowca, a pachnia tak, e serce z
radoci drao i pada na kolana nie mogc si wzi w gar, a gdy min szsty miesic, owoce stay
si grube i mocne, a ona zrobia si zupenie cicha. Min sidmy miesic. Podesza do krzewu jaowca i
jada apczywie jego owoce, potem staa si smutna i chora. Przemin smy miesic, zawoaa swojego
ma i rzeka paczc "Kiedy umr, pochowaj mnie pod krzewem jaowca." I Bya cakiem rada i
zadowolona. Gdy min dziewity miesic, powia dziecko biae jak nieg i czerwone jak krew, a widzc
je ucieszya si tak, e umara. M pochowa j pod krzewem jaowca i zacz paka rzewnymi zami.
Paka jeszcze jaki czas, lecz wci mniej i mniej, a pewnego dnia przesta paka i wzi sobie drug
on.
Z drug on mia creczk. Dziecko z pierwszej ony to may chopczyk, czerwony jak krew i biay jak
nieg. Gdy matka patrzya na swoj creczk, pena bya mioci, lecz gdy patrzya na chopczyka, co
kuo j w sercu i czua si tak, jakby jej w drodze sta i coraz czciej mylaa o tym, e odbierze jej
creczce cay majtek, a zo zamieszkao w jej sercu i staa si dla niego wstrtna, ganiaa go z kta w
kt, burczaa na niego i szturchaa go. Biedny chopczyk zawsze jej si ba. Gdy wraca ze szkoy, nie
byo dla niego spokojnego miejsca. Pewnego razu kobieta wychodzia wanie z komory, gdy przysza
creczka i rzeka "Matko, daj mi jabko. "Ju, moje dziecko," powiedziaa kobieta i daa jej pikne
jabko ze skrzyni, a skrzynia miaa wielkie i cikie wieko z ogromnym i ostrym zamkiem. "Matko",
rzeka creczka, "Czy brat te moe jedno dosta?" Kobiet przeszya zo, lecz powiedziaa "Tak, jak
przyjdzie ze szkoy." Gdy dojrzaa przez okno, e ju idzie, zo znowu w ni wstpio, zabraa creczce
jabko i rzeka: "Nie dam ci jabka nim przyjdzie brat." Rzucia owoc do skrzyni i zamkna j. Gdy
chopczyk stan w drzwiach, zo kazao jej mwi przyjaznym gosem: "Synu, czy nie chcesz jabka?"
"Matko", powiedzia chopczyk, "Czemu patrzysz tak strasznie! Daj mi jabko!" "Chod ze mn",
powiedziaa i otworzya wieko, "We sobie jabko" A gdy chopczyk schyli si do skrzyni, zatrzasna
wieko z wielkim hukiem. Gowa poleciaa prosto w jabka. Przej j tedy strach i pomylaa "C mi z
tego!" Posza do swojej izby, wycigna z komody bia chust, postawia gow na kark i przewizaa
j tak, e nie byo nic wida, posadzia go przed drzwiami i wsadzia w rk jabko.
Wkrtce do matki w kuchni przysza Marlenka. Matka staa przy ogniu z garnkiem gorcej wody przed
sob i wci mieszaa. "Matko," rzeka Marlenka, "Brat siedzi przed drzwiami jest strasznie biay. W
rku ma jabko. Prosiam go, eby mi je da, ale on nic nie mwi. Zrobio mi si strasznie. "Id do niego
jeszcze raz", powiedziaa matka, "a jak ci nie odpowie, strzel go w ucho." Posza wic Marlenka do
brata i powiedziaa eby jej da jabko, lecz on wci milcza. Strzelia go tedy w ucho, a gowa poleciaa
na ziemi. Wystraszya si bardzo, zacza paka i pobiega do matki i rzeka: "Ach, matko, urwaam
bratu gow." i pakaa, pakaa i pakaa i nie dao jej si uspokoi. "Marlenko", rzeka matka, "co ty
zrobia? Tylko pary z ust nie puszczaj, a nikt si nie dowie. Nie da si ju tego zmieni. Ugotujemy z
niego ur." Wzia wic matka chopczyka i posiekaa go na kawaki, wrzucia do garnka i ugotowaa
ur. Marlenka staa przy tym i pakaa, pakaa i pakaa, a jej sone zy wpaday do garnka, nie
potrzebowali wic soli.
Gdy ojciec wrci do domu, siad przy stole i rzek: "Gdzie jest mj syn." Matka przyniosa mu wielk
mich z urem, a Marlenka pakaa i pakaa i nie moga si uspokoi. Ojciec zapyta znowu "Gdzie jest
mj syn?" "Ach," powiedziaa matka, "poszed w wiat, do swojej babci i troch tam zostanie." "A
czeg o tam szuka? Nawet si nie poegna!" "Bardzo chcia tam i i pyta mnie, czy moe tam zosta
przez sze tygodni. Po prostu uciek." "Ach," powiedzia m, "tak mi smutno, tak przykro, e si nie
poegna." A mwic to zacz je i rzek "Czemu tak paczesz, Marlenko? Brat w kocu wrci." "Ach,
ono," doda, "Ale mi ta zupa smakuje! Daj jeszcze!" A im wicej jad, tym wicej chcia, w kocu
powiedzia: "Daj mi jeszcze, nic na wiecie nie smakuje mi lepiej, czuj jakbym jad, to co moje." I
jad, jad i jad, a koci rzuca pod st, a zjad wszystko. Marlenka posza do komody i wyja z dolnej
szuflady najlepsz jedwabn chust,
pozbieraa wszystkie kosteczki spod stou i zawizaa w chucie. Wyniosa je przez drzwi i ronia
rzewnie zy. Wysypaa je pod krzewem jaowca w zielon traw, a gdy je tak zostawia, zrobio jej si

nagle bogo i ju nie pakaa. A krzew jaowca pocz si rusza, jego gazie si rozchodziy i znowu
schodziy, byo tak, jakby kto rk tak z radoci rusza. Z drzewa pocza rozchodzi si mga, a w
rodku tej mgy pon ogie, a z ognia wyfrun pikny ptak, a piewa przecudnie, wzbi si w
powietrze, a gdy ju odfrun, krzew jaowca zrobi si taki, jaki by przedtem, a chusta z kostkami
przepada. Marlence zrobio si bogo i bya naprawd zadowolona, jakby brat cigle y. Wrcia wesoa
do domu i zacza je u stou.
Ptak odlecia, usiad potem na dachu domu zotnika i zapiewa:
"Moja matka mnie zarna,
Ojciec mnie zear,
Moja siostra Marlenka,
Szukaa wszystkich moich koci,
Zawizaa je w jedwabnej chucie,
Pooya pod krzewem jaowca.
wir, wir, jaki pikny ze mnie ptak!"
Zotnik siedzia w swoim warsztacie i robi zoty acuch. Usysza wtem ptaka, jak piewa na jego
dachu. Wsta, a kiedy przechodzi przez prg, zgubi jednego buta. Wyszed wprost na rodek ulicy w
jednym bucie i jednej skarpetce. W jednej rce trzyma zoty acuch, a w drugiej obcki, a soce
wiecio mocno na ulic, gdy dojrza ptaka. "Ptaku," rzek, "Jake piknie piewasz! Zapiewaj mi ten
kawaek jeszcze raz." "Nie," odpar ptak, "nie piewam drugi raz za darmo. Daj mi zoty acuch, to
zapiewam." "We wic ten zoty acuch i zapiewaj mi jeszcze raz." Przylecia wic ptak i wzi
acuch w praw ap, usiad przed zotnikiem i zapiewa:
"Moja matka mnie zarna,
Ojciec mnie zear,
Moja siostra Marlenka,
Szukaa wszystkich moich koci,
Zawizaa je w jedwabnej chucie,
Pooya pod krzewem jaowca.
wir, wir, jaki pikny ze mnie ptak!"
Potem ptak odlecia do szewca, usiad na jego dachu i piewa:
"Moja matka mnie zarna,
Ojciec mnie zear,
Moja siostra Marlenka,
Szukaa wszystkich moich koci,
Zawizaa je w jedwabnej chucie,
Pooya pod krzewem jaowca.
wir, wir, jaki pikny ze mnie ptak!"
Szewc usysza to i wybieg w koszuli przed drzwi, spojrza na dach, lecz musia oczy zasoni rk by
soce go nie olepiao. "Ptaku," rzek, "ale ty adnie piewasz." Zawoa przez drzwi "ono, wyjd na
chwil. Jest tu ptak, ktry cudnie piewa" Zawoa crk i dzieci i czeladnikw, chopcw i dziewki, a
wszyscy wyszli na ulic i przygldali si ptakowi, a by on pikny o czerwonych i zielonych pirach, a
wok szyi by jak ze szczerego zota, oczy wieciy mu w gowie jako gwiazdy. "Ptaku," rzek szewc,
"Zapiewaj mi ten kawaek jeszcze raz." "Nie," powiedzia ptak, "Drugi raz nigdy nie piewam za
darmo, musisz mi co da." "ono," rzek szewc, "Id do warsztatu, na pce jest tam para czerwonych
butw. Przynie je tu." Posza wic ona i przyniosa buty. "No, ptaku," rzek szewc, "zapiewaj mi
teraz ten kawaek." Przyfrun wic ptak i wzi buty w lew ap, polecia na dach i zapiewa:
"Moja matka mnie zarna,
Ojciec mnie zear,
Moja siostra Marlenka,
Szukaa wszystkich moich koci,
Zawizaa je w jedwabnej chucie,
Pooya pod krzewem jaowca.
wir, wir, jaki pikny ze mnie ptak!"
A gdy ju zapiewa, odlecia, acuch trzyma w prawej, a buty w lewej apie. Odlecia za daleko do
myna, a myn robi "klip klap, klip klap, klip klap" W mynie pracowao dwudziestu mynarczykw.
Trzymali kamie i ciosali go "hik hak, hik hak, hic hak," a myn robi "klip klap, klip klap, klip klap" Ptak

usiad na lipie i piewa:


"Moja matka mnie zarna,
przesta jeden
Ojciec mnie zear,
Przestao jeszcze dwch i zaczli sucha,
Moja siostra Marlenka,
Prac przerwao jeszcze czterech,
Szukaa wszystkich moich koci,
Zawizaa je w jedwabnej chucie,
Ciosao jeszcze tylko omiu,
Pooya
jeszcze tylko piciu
pod krzewem jaowca.
jeszcze jeden
wir, wir, jaki pikny ze mnie ptak!"
Ostatni zdy jeszcze usysze kocow strof. "Ptaku," powiedzia, "ale cudnie piewasz! daj jeszcze
raz posucha, zapiewaj jeszcze raz." "Nie," odpar ptak, "drugi raz nie piewam za darmo, daj mi
kamie myski, a zapiewam." "Dobrze," powiedzia, jeli mi da posucha, bdzie go mia." "Tak,"
powiedzieli inni, "Niech zapiewa jeszcze raz, a go dostanie!" Ptak sfrun wic z drzewa, a
mynarczykowie ca dwudziestk przytoczyli kamie, "uch och, uch och, uch..." Ptak wsadzi gow w
otwr, a wyglda w nim jak w konierzu. Pofrun na drzewo i zapiewa:
"Moja matka mnie zarna,
Ojciec mnie zear,
Moja siostra Marlenka,
Szukaa wszystkich moich koci,
Zawizaa je w jedwabnej chucie,
Pooya pod krzewem jaowca.
wir, wir, jaki pikny ze mnie ptak!"
Ptak odlecia, a w prawej apie mia acuch w lewej buty, wok szyi kamie myski, polecia daleko
do domu swego ojca.
W izbie siedzia ojciec matka i Marlenka przy stole, a ojciec rzek: "Jako mi wesoo i bogo" "Nie,"
rzeka matka, "Jako mi straszno, jakby miaa nadej cika burza." A Marlenka pakaa i pakaa.
Wtedy przylecia ptak i usiad na dachu, a ojciec rzek "Tak mi wesoo, soce wieci tak piknie i czuj
si tak, jakbym mia spotka starego znajomego." "Nie", powiedziaa ona, "Straszno mi, a zby
szczkaj, a w yach pynie ogie. A Marlenka siedziaa w kcie i pakaa, pakaa i pakaa, a przed
nosem miaa talerz i kapay do niego zy. Ptak usiad za na krzewie jaowca i zapiewa:
"Moja matka mnie zarna,
Matka zatkaa uszy i zamkna oczy i nie chciaa nic widzie ni sysze, lecz w uszach szumia jej
najsilniejszy ze sztormw,
a w oczach pon jej ogie niczym byskawica.
Ojciec mnie zear,

"Ach, matko," powiedzia m, "Ptak piewa tak cudnie, soce wieci tak ciepo."
Moja siostra Marlenka,
Marlenka woya gow midzy kolana i pakaa, ojciec za rzek: Muszy wyj zobaczy tego ptaka z
bliska" " Ach, nie id," powiedziaa ona, zdaje mi si, jakoby dom cay w pomieniach sta" Lecz m
wyszed i ujrza ptaka. Szukaa wszystkich moich koci,
Zawizaa je w jedwabnej chucie,
Pooya pod krzewem jaowca.
wir, wir, jaki pikny ze mnie ptak!"
Wtem ptak upuci acuch, ktry spad ojcu prosto na szyj i bardzo adnie na niej lea. Wszed ojciec
do domu i rzek: "Patrzcie, c to za cudny ptak, zoty acuch mi podarowa. Tak piknie wyglda."
Lecz onie byo straszno, omdlaa w izbie, a czapka spada jej z gowy. Ptak zapiewa za znowu:
"Moja matka mnie zarna,
"Ach, gdybym leaa gboko pod ziemi, nie musiaabym tego sucha."
Ojciec mnie zear,
Wtem ona znw upada jak martwa na ziemi.
Moja siostra Marlenka,
"Ach," powiedziaa Marlenka "Wyjd zobaczy, czy i mi czego ptak nie podaruje." Wysza wic.
Szukaa wszystkich moich koci,
Zawizaa je w jedwabnej chucie,
A ptak zrzuci jej buty.
Pooya pod krzewem jaowca.
wir, wir, jaki pikny ze mnie ptak!"
Zrobio jej si bogo i wesoo. Zaniosa nowe, czerwone buty do izby i taczya w nich a skakaa. "Ach,"
powiedziaa, "byam taka smutna, jak wychodziam, a teraz jestem taka wesoa. C za cudny to ptak,
co mi par czerwonych butw podarowa." "Nie," powiedziaa kobieta i skoczya do gry, a wosy
stany jej do gry dba jak pomienie ognia, "Czuj si tak, jakby wiat si koczy. Wyjd zobaczy,
czy im mi weselej nie bdzie." A gdy wysza przez drzwi, trach! Ptak zrzuci jej kamie myski na
gow, ktry j zabi. Ojciec i Marlenka usyszeli to i wyszli. A z tego miejsca, gdzie siedzia ptak,
pocza uchodzi para, pomienie i ogie, a gdy to ju przeszo, sta tam chopczyk, wzi ojca i
Marlenk za rce i byli we trjk bardzo szczliwi, siedli w domu za stoem i jedli.

ZODZIEJSKI MAJSTER
Pewnego dnia siedzia przed biednym domkiem stary czowiek ze swoj on. Chcieli odpocz troszk
od pracy. Nagle podjecha wz, ktry cigny cztery kare rumaki. Wysiad z niego bogato ubrany pan.
Chop wsta, podszed do pana i zapyta, czego sobie yczy i w czym moe mu suy. Obcy poda
staremu rk i rzek: "Nie chc nic prcz wiejskiego jada, uszykujcie mi kartofli, jakie w y jecie, usid
z nimi przy waszym stole i z radoci je zjem." Chop umiechn si i rzek: "Jestecie hrabi, albo i
ksiciem, wielcy panowie miewaj czasem takie chtki. Wasze yczenie niech bdzie spenione."
Kobieta posza do kuchni i zacza my kartofle i trze je, chciaa zrobi z nich pyzy, jakie chopi jadaj.
Podczas gdy ona staa przy pracy, chop rzek do obcego "Chodcie tymczasem ze mn do ogrodu,
mam tam jeszcze co do zrobienia." W ogrodzie kopa dziury i wanie chcia sadzi drzewa. "Nie macie
dzieci," zapyta obcy, "ktre pomogyby wam w robocie?" - "Nie," odrzek chop, "Miaem syna," doda,
"ale dawno temu wyruszy w daleki wiat. To byo niewydarzone chopaczysko, mdre i przebiege, ale
nie chcia si nic uczy, robi tylko gupie posty. W kocu uciek i nic nie syszaem o nim od tego
czasu." Stary wzi drzewo, wsadzi w dziur, obok wbi palik, a gdy podsypa ziemi i j ubi, uwiza
pie z dou, na grze i po rodku sznurkiem ze somy do palika. "Powiedzcie mi," rzek pan, "Dlaczego

nie uwiecie do palika tego krzywego, skatego drzewa, ktre tam w rogu zgina si a do ziemi, eby
roso proste?" Stary umiechn si i rzek "Panie, mwicie po swojemu, ale wida, e ogrodnictwo to
nie wasza dziedzina. To drzewo jest stare i wiele ju przeszo, nikt go nigdy nie wyprostuje. Drzewa
trzeba prostowa pki s mode." - "To tak jak z waszym synem," rzek obcy, "Gdybycie go
prostowali, jak by mody, to by nie uciek. Teraz pewnie stwardnia i zrobi si skaty." - "Pewnie,"
odpowiedzia stary, "Mino tyle czasu od kiedy odszed, na pewno si zmieni." - "Poznalibycie go,
jakby stan przed wami?" zapyta obcy, "Z twarzy ciko, " odpowiedzia chop, "ale ma na sobie znak,
znami na plecach, wyglda ja fasola." Gdy to powiedzia, obcy zdj surdut, obnay plecy i pokaza
chopu fasol. "Dobry Boe," zawoa stary, "Naprawd jeste moim synem," i mio do wasnego
dziecka obudzia si w jego sercu. "Ale," doda, "jak moesz by moim synem, stae si wielkim
panem, yjesz w bogactwie i przepychu! W jaki sposb do tego doszede?" - "Ach, ojcze," odpar syn,
"mode drzewo nie byo uwizane do palika i uroso krzywe. Teraz jest za stare i nie bdzie ju proste.
Jak to wszystko zdobyem? Zostaem zodziejem. Lecz nie bjcie si, jestem zodziejskim majstrem, nie
ma dla mnie zamka, ni rygla, co mi si spodoba, jest moje. Nie mylcie, e kradn jak pospolity
zodziej, bior jeno co zbywa bogatym. Biedni ludzie s bezpieczni, wol im dawa ni bra. A tego, co
mog mie bez trudu, podstpu i zrcznoci, nawet nie tykam." - "Ach, mj synu, " rzek ojciec, "I tak
mi si to nie podoba, bo zodziej to w kocu i tak zodziej, powiadam ci, le skoczysz." - Zaprowadzi
go do matki, a gdy usyszaa, e to jej syn, pakaa z radoci, lecz gdy rzek, e zosta zodziejskim
majstrem, dwie rzeczki spyway jej po twarzy. Wreszcie rzeka "Nawet jeli to zodziej, jest moim
synem i moje oczy mogy go jeszcze raz ujrze."
Usiedli do stou, on za znw jad ze swoimi rodzicami lich straw, jakiej ju dawno nie jad. Ojciec
rzek: "Jeli nasz pan, hrabia na zamku, dowie si kim jeste i co robisz, nie wemie ci na rce by ci
ukoysa, jak to robi przy chrzcielnicy, kae ci huta na stryczku." - "Nie martwcie si, ojcze, nic mi
nie zrobi, bo znam si na moim rzemiole. Sam do niego jeszcze dzi pjd." Gdy zblia si wieczr,
zodziejski majster wsiad do wozu i pojecha do zamku. Hrabia przyj go z grzecznoci, bo uwaa go
za wielkiego pana. Gdy jednak obcy pozwoli si pozna, zblad i przez pewien czas milcza. W kocu
rzek: "Jeste moim chrzeniakiem, dlatego oka ci ask i bd dla ciebie pobaliwy. A e si
chwalisz, i jeste zodziejskim majstrem, wyprbuj twojej sztuki, a jeli prby nie zdasz, bdziesz
mia wesele z crk powronika, a krakanie krukw bdzie ci przygrywao." - "Panie hrabio, rzek
majster, "Wynajdcie sobie trzy rzeczy, choby nie wiem jak trudne, a jeli zadania nie wykonam,
rbcie ze mn, co wam si podoba." Hrabia namyla si par chwil, a potem rzek: "Dobrze, najpierw
ukradnij ze stajni mojego konia przybocznego, po drugie ukradniesz spode mnie i mojej ony
przecierado, gdy zaniemy, ale tak ebymy niczego nie spostrzegli, do tego jeszcze obrczk mojej
ony, po trzecie i na koniec ukradniesz z kocioa proboszcza i kocielnego. Miarkuj sobie to wszystko,
bo wyjdzie ci to gardem."
Majster poszed najpierw do pobliskiego miasta. Kupi tam od starej chopki ubrania i je przywdzia.
Potem zafarbowa sobie twarz na brzowo, domalowa sobie jeszcze zmarszczki, e aden czek by go
nie pozna. W kocu napeni beczuk starym wgierskim winem, z ktrym zmiesza mocny rodek
nasenny. Beczuk uoy w koszu, ktry wzi na plecy i ruszy powolnym, chwiejnym krokiem do
zamku hrabiego. Byo ju ciemno, gdy dotar, usiad na dziedzicu na kamieniu i zacz kaszle, jak
stara, chora na puca baba i pociera rce, jakby mu byo zimno. Przed drzwiami stajni leeli onierze
wok ogniska, jeden z nich dostrzeg kobiet zawoaa: "Chodcie bliej, mateczko, ogrzejcie si przy
nas.
Nie masz jeszcze noclegu i przyjmiesz ten, ktry ci dadz." Stara przyczapaa, poprosia, by zdjto jej
z plecw kosz i usiada z nimi przy ogniu. "C tam masz za beczuk, stary rupciu?" zapyta jeden.
"Dobry yczek wina," odpowiedziaa, "yj z handlu, za pienidze i dobre sowo, dam wam
szklaneczk." - "Dawaj no tutaj," rzek onierz, a gdy skosztowa z e szklaneczki, zawoa, "Dobre
wino, wypij jeszcze jedn," kaza sobie pola, a reszta posza za jego przykadem. "Chodta, kamraci,"
zwoa jeden do tych, co siedzieli w stajni, " mamy tu mateczk z wiskiem, takim starym jako ona
sama, wecie i wy yczka, ogrzeje wam odki lepiej ni nasz ogie." Stara zaniosa beczuk do stajni.
Jeden usiad na osiodanego konia, drugi trzyma uzd w rku, trzeci trzyma ogon. Polewaa, ile chcieli,
a rdo wyscho. Niedugo jednemu wypada uzda z rki, opad i zacz chrapa, drugi puci ogon, a
chrapa jeszcze goniej. A ten na siodle, zosta na nim, ale pochyli si gow a do koskiej szyi, spa i
powietrze leciao mu z ust jak z kowalskiego miecha. onierze na zewntrz ju dawno posnli, leeli na
ziemi i ani si ruszyli, jakby byli z kamienia.
Gdy zodziejski majster ujrza, e mu si powiodo, da jednemu lin w rk zamiast uzdy, drugiemu,
ktry trzyma ogon, da somian wiech, ale co mia zrobi z tym na koskim grzbiecie? Zrzuci go nie
chcia, mgby si zbudzi i podnie krzyk. Ale zna na to rad, odpi pasek od sioda, przywiza do
sioda par lin, ktre wisiay na piercieniach u ciany i podnis jedca do gry razem z siodem,
potem przywiza liny do supka. Wnet uwolni konia z acucha. Gdyby jednak wyjecha na bruk
dziedzica, usyszano by w zamku haas. Obwiza wic kopyta starymi szmatami, wyprowadzi

ostronie konia, wsiad na niego i uciek.


O wicie majster popdzi na swym skradzionym koniu do zamku. Hrabia wanie wsta i wyglda przez
okno. "Dzie dobry, panie hrabio," zawoa do niego, "oto ko ktrego szczliwie wyprowadziem ze
stajni. Patrzcie tylko, jak wasi onierze le i pi, a kiedy pjdziecie do stajnie, to zobaczycie, jak
wygodnie si urzdzili wasi stranicy." Hrabia si umia, potem rzek "Raz ci si udao, ale drugim
razem ju si nie poszczci. Ostrzegam ci, e jeli spotkam ci jako zodzieja, to i potraktuj ci jak
zodzieja." Gdy hrabina wieczorem posza do ka, zacisna mocno rk z obrczk, a hrabia rzek
"Wszystkie drzwi s zamknite i zaryglowane, ja bd czuwa i czeka na zodzieja. Wejdzie przez okno,
to go ustrzel." Zodziejski majster wyszed w ciemnoci do szubienicy, odci ze stryczka biednego
grzesznika, ktry tam wisia i na plecach zanis do zamku. Pod sypialni podstawi drabin, posadzi
truposza na barkach i zacz si wspina. Gdy by ju tak wysoko, e gowa nieboszczyka ukazaa si w
oknie, hrabia, ktry czyha ju na niego w swym ou, nacisn spust pistoletu. Majster natychmiast
wypuci biednego grzesznika, sam te zeskoczy z drabiny i schowa si w kcie, Noc rozwietlona bya
przez ksiyc, take majster mg wyranie zobaczy, jak hrabia schodzi przez okno po drabinie i
nieboszczyka niesie do ogrodu. Zacz tam kopa dziur, do ktrej go woy. "Teraz," pomyla
zodziej, "nadszed najlepszy moment," Chyo wykrad si ze swojego kta, wszed po drabinie do gry,
dokadnie do alkowy hrabiny. "Droga ono," zacz gosem hrabiego, "Zodziej nie yje, mimo wszystko
to mj chrzeniak, wicej zatem ni jaki ajdak i otr: Nie oddam go pastwie publicznej haby,
wspczuj te biednym rodzicom. Pochowam go w ogrodzie zanim sprawa wyjdzie na jaw. Daj mi
przecierado, to zawin zwoki i pochowam jak psa." Hrabina daa mu przecierado. "Wiesz co," doda
zodziej, "Mam przypyw wspaniaomylnoci, daj jeszcze obrczk, nieszcznik ryzykowa yciem,
niech wemie j do grobu." Nie chcia si sprzeciwia hrabiemu, i cho niechtnie, zdja obrczk z
palca i mu podaa. Zodziej zwia z obiema rzeczami i szczliwie wrci do domu, zanim hrabia w
ogrodzie wykona robot grabarza. Hrabia robi straszne miny, gdy nastpnego ranka przyszed majster
i przynis mu przecierado i obrczk. "Umiesz czarowa?" rzek do niego, "kto ci wycign z grobu,
do ktrego sam ci woyem, i ci przywrci do ycia?" - "To nie mnie pogrzebalicie," rzek zodziej,
"Jeno biednego grzesznika z szubienicy," i opowiedzia mu szczegowo, jak si to wydarzyo, a hrabia
musia mu przyzna, e jest mdrym i chytrym zodziejem. "Ale to jeszcze nie koniec," doda, "musisz
jeszcze wypeni trzecie zadanie, a jeli ci si nie powiedzie, nic z tego wszystkiego." Majster si
umiechn i nic nie odpowiedzia. Gdy zapada noc, przyszed do wiejskiego kocioa z dugim worem
na plecach, zawinitkiem pod pach i latark w rce. W worku mia raki, a w zawinitku krtkie wiece
woskowe. Usiad sobie na grobie, wycign raka i przyklei im wieczk do grzbietu. potem zapali
lampeczk, postawi raka na ziemi i wypuci. Wycign drugiego raka z worka, zrobi z nim to co
poprzednio i tak dalej, a worek by pusty. Na kocu wycign czarn szat, ktry wygldaa jak habit,
przyklei siw brod. Gdy w kocu by nie do poznania, wzi worek, w ktrym byy raki, poszed do
kocioa i wlaz na ambon. Zegar na wiey wybi wanie dwunast. Gdy ostatnie uderzenie
przebrzmiao, zawoa gromkim przejmujcym gosem: "Koniec, grzesznicy, koniec wszechrzeczy
nadszed, sd ostateczny ju blisko. Kto chce i ze mn do nieba, nie wazi do wora. Jam jest Piotr,
ktry bramy niebieskie otwiera i zamyka. Patrzcie, po cmentarzu a nieboszczyki i zbieraj swe koci.
Chodcie, chodcie i wacie do wora, wiat si koczy."
Krzyk rozchodzi si po caej wsi. Proboszcz i kocielny, ktrzy mieszkali najbliej kocioa, usyszeli to
pierwsi, a gdy zobaczyli wiata, ktre chodz po cmentarzu, zrozumieli, e dzieje si co niezwykego i
weszli do kocioa. Chwil suchali kazania, szturchn potem kocielny proboszcza i rzek: "Nie byoby
le, musimy skorzysta z okazji, a przed nadejciem dnia sdnego atwo dostaniemy si do nieba." "Pewnie," odpar proboszcz, "Te o tym mylaem. Jak macie ochot, to wyruszamy w drog." - "Tak,"
odpowiedzia kocielny, "Ale wy, ksie proboszczu, macie pierwszestwo, ja id za wami." Proboszcz
poszed wic przodem i wszed na ambon, gdzie majster otworzy wr. Najpierw wszed proboszcz,
potem kocielny. Majster od razu zawiza worek, zaapa go za koniec i cign po schodach. Jak
czsto gowy gupcw uderzay o stopnie, woa, "Zaraz bdzie z grki." Potem w ten sam sposb
cign ich przez wie, a gdy przechodzili przez kaue, woa "Teraz idzie przez mokre chmury," a gdy
wreszcie wciga ich po zamkowych schodach, woa "Jestemy teraz na schodach do nieba i zaraz
bdziemy w przedsionku." Gdy ju byli na grze, zacign worek do gobnika, gobie za trzepotay
skrzydami, a on rzek "Syszycie, jak anioy si ciesz i bij skrzydami?" Potem zasun rygiel i sobie
poszed.
Nastpnego ranka uda si do hrabiego i rzek mu, e wykona i to zadanie, uprowadzi proboszcza i
kocielnego z kocioa. "Gdzie ich zostawie?" zapyta pan. "Le w worku, na grze w gobniku i
myl, e s w niebie," Hrabia sam wszed na gr i przekona si, e mwi prawd. Gdy uwolni
proboszcza i kocielnego z uwizienia, rzek: "Jeste arcyzodziej i wygrae sw spraw. Tym razem
wyjdziesz z tego z ca skr, ale zwaaj, by odszed z mego kraju, bo gdy kiedy si w nim
znajdziesz, moesz liczy na wywyszenie na szubienicy." Arcyzodziej poegna si z rodzicami,
poszed w daleki wiat, i nit wicej o nim nie sysza.

MODY OLBRZYM
Pewien chop mia syna, a by on duy jak kciuk i wcale nie robi si wikszy, przez par lat nie urs
nawet o wos. Pewnego raz chop chcia i ora polem gdy malec rzek: "Ojcze, chc wyj z tob."
"Chcesz wyj ze mn?" rzek ojciec, "Zosta tu, bo tam na nic si nie przydasz, mgby si jeszcze
zgubi." Paluszek zacz paka i dla witego spokoju ojciec wsadzi go do kieszeni i wzi ze sob. Na
polu wcign go z powrotem i posadzi w wieej brudzie. Gdy tak siedzia, poprzez gry przyszed
wielki olbrzym. "Widzisz tego wielkoluda?" zapyta ojciec chcc nastraszy malucha, eby by grzeczny.
"Przyszed eby ci zabra."
Olbrzym zrobi swoimi dugimi nogami jeno par krokw, a ju by przy brudzie. Ostronie podnis
maluszka dwoma palcami do gry, obejrza go i odszed nie mwic do niego ni sowa. Ojciec by przy
tym, ale ze strachu nie mg doby gosu i nic innego nie przyszo mu do gowy, jak to, e straci swe
dziecko, e do koca ycia nie ujrzy go ju na oczy.
Olbrzym zanis go jednak do domu i karmi swoj piersi, a paluszek rs, robi si coraz wikszy i
silny, jak to jest zwykle w rodzie wielkoludw. Miny dwa lata. Stary poszed z nim do lasu, chcia go
wyprbowa i rzek: "Wyrwij mi t witk." Chopak by tak silny, e wyrwa z ziemi mode drzewo z
korzeniami. Olbrzym jednak pomyla: "Musi by jeszcze lepiej", wzi go znowu i karmi piersi jeszcze
dwa lata. Gdy go sprawdzi, jego sia wzrosa tak, e umia wyama stare drzewo z ziemi. Lecz
olbrzymowi wci to nie starczao i karmi go przez kolejne dwa lata, a gdy potem poszli do lasu, rzek
"Wyrwij teraz jak porzdn witk", chopak wyrwa wic najgrubszy db z ziemi, e a trzasno, a
bya to dla niego jeno dziecinna zabawa. "Wystarczy", rzek olbrzym, "wyuczye si", i zaprowadzi go
z powrotem na pole, z ktrego go zabra. Jego ojciec sta tam za pugiem, mody olbrzym podszed do
niego i rzek: "Widzi ojciec, jak chop z jego syna wyrs?!"
Chop wystraszy si i rzek: "Nie, nie jeste moim synem, nie chc ci, odejd ode mnie."
"Pewnie, e jestem twoim synem, pu mnie do roboty, mog ora jak On i jeszcze lepiej."
"Nie, nie jeste moim synem i nie umiesz ora, odejd ode mnie." Lecz poniewa ba si wielkoluda,
puci pug, odsun si i usiad na uboczu pola. Chopka wzi uprz i nacisn jedn tylko rk, a
nacisk by tak potny, e pug wszed gboko w ziemi. Chop nie mg na to patrze i zawoa do
niego: "Jeli chcesz ora, to nie naciskaj tak mocno, do niczego taka robota." Lecz chopak wyprzg
koniem sam pocign pug i rzek: "Ojciec niech idzie do domu i kae matce zgotowa mich pen
jedzenia, ja w tym czasie przeoram to pole." Poszed wic chop do domu, zamwi jedzenie u swej
ony, chopak ora pole, wielkie na dwie morgi, zupenie sam, potem zaprzg si do bron i bronowa
wszystko dwiema bronami na raz.
Gdy skoczy poszed do lasu i wyrwa dwa dby, pooy je na barkach, a z przodu i z tyu brony, na to
jeszcze po koniu i nis wszystko jak snop somy do domu rodzicw.
Gdy doszed na podwrze, nie poznaa go wasna matka i spytaa: "Kim jest ten okropnie wielki chop?"
Chop rzek: "To nasz syn."
A ona rzeka: "Nie to nie moe by nasz syn, nie milimy takiego wielkiego, z naszego bya drobinka."
Zawoaa potem do niego: "Odejd, nie chcemy ci." Chopak milcza, zacign konie do stajni, da im
owsa i siana, wszystko jak naley.
Gdy skoczy, poszed do izby, usiad na awie i rzek: "Matko, zjadbym co, zaraz bdzie?"
Rzeka wic "tak" i przyniosa dwie pene michy, najadaby si tym z mem do syta przez osiem dni,
ale chopak zjad to sam i zapyta, czy nie mogaby poda wicej.
"Nie", rzeka, "to wszystko, co mamy."
"To byo co do skosztowania, ja musz mie wicej." Nie waya si opiera, posza i postawia kocio z
wieprzowin na ogniu, a gdy bya gotowa, wniosa j. "Wreszcie par okruszkw", rzek i wszystko
zjad, lecz cigle mu nie starczao, by ugasi gd. Rzek wic; "Ojciec, widz, e si i Niego nie najem,
niech przyniesie mi prt z elaza, taki mocny, ebym go nie mg zama midzy kolanami, pjd w

wiat."
Chop by z tego rad, zaprzg dwa konie do wozu i przywiz od kowala prt, duy i gruby, e tylko
dwa konie mogy go ucign. Chopak wzi go midzy kolana i trach! Zama go w rodku na p jak
tyczk do fasoli i wyrzuci. Ojciec zaprzg cztery konie i przywiz prt, tak wielki i gruby, e tylko
cztery konie mogy go ruszy. Syn zama go na kolanie na p, odrzuci i rzek: "Ojciec, ten mi nie
pomoe, niech lepiej zaprzgnie i przywiezie mocniejszy prt."
Zaprzg wic ojciec osiem koni i przywiz prty, tak wielki i gruby, e tylko osiem konie mogo go
przywie. Gdy syn wzi go do rki, od razu u gry odama si kawaek, rzek wic: "Ojciec, widz, e
nie moe mi zaatwi prta, jakiego mi trzeba, nie zostan duej u niego."
Odszed wic, a podawa si za czeladnika kowala. Doszed do wioski, w ktrej mieszka kowal, a by to
sknera, nic czowiekowi nie da i wszystko chcia mie dla siebie samego.. Wszed do niego do kuni i
zapyta, czy nie potrzebuje czeladnika.
"Tak", rzek kowal, przyjrza mu si i pomyla: "Mocny chop, bdzie dobrze tuk motem i zarabia na
chleb. Zapyta: "Ile chcesz zapaty?" "Nie chc adnej", odpowiedzia, "ale gdy co czternacie dni inni
czeladnicy bd dostawa zapat, dam ci dwa kuksace, a ty musisz wytrzyma." Sknera by rad i
pomyla, e zaoszczdzi kup pienidzy. Nastpnego ranka obcy czeladnik mia tuc motem pierwszy,
lecz gdy majster przynis rozarzony prt, a on pierwszy raz uderzy, elazo si rozleciao, a kowado
utopio si w ziemi, tak gboko, e nie mogli go wycign. Sknera zrobi si zy i rzek; "Ach tam, nie
potrzeba mi ciebie, za ostro walisz. Co chcesz za to jedno uderzenie? On za rzek: "Chc ci tylko da
malukiego kuksaca, nic wicej." I podnis nog i da mu takiego kopa, e ten przelecia przez wiele
fur siana. Potem wyszuka sobie najgrubszego prta z elaza, jaki by w kuni, wzi go do rki jako kij
wdrowny i poszed dalej.
Gdy chwil ju szed, doszed do folwarku zapyta zarzdcy, czy nie potrzebuj wikszego parobka.
"Tak", rzek zarzdca, "Trzeba mi takiego, wygldasz jak chop na schwa, ktry dokaza potrafi. Ile
chcesz za rok?"
I znw odpowiedzia, e nie chce zapaty, lecz co rok chcia mu dawa trzy kuksace, ktre musiaby
wytrzyma. Zarzdca by rad, bo te by skner. Nastpnego ranka parobki miay wozi drwa,
wszystkie ju wstay, lecz on lea jeszcze w ku, zawa wic jeden: "Wstawaj, ju czas, idziemy do
drewna, a ty idziesz z nami."
"Ach", rzek szorstko i krnbrnie, "idcie przodem, i tak bd szybciej od was wszystkich."
Poszli wic do zarzdcy i opowiedzieli mu, e ten wielgachny parobek ley jeszcze w wyrku i nie chce z
nimi wozi drwa. Zarzdca rzek, eby go jeszcze raz zbudzili i kazali mu zaprzgn konie. Wielgachny
parobek rzek jednak jak przedtem, "Idcie przodem, i tak bd szybciej ni wy wszyscy razem." Potem
lea jeszcze ze dwie godziny, w kocu podnis si z pierza, wycign dwa korce grochu z ziemi i
ugotowa sobie zupk, zjad j spokojnie, a gdy to wszystko ju zrobi, poszed, zaprzg konie i
pojecha do drewna. Troszeczk przed drewnem lea jar, przez ktry musia przejecha, przejecha
najpierw wozem, potem konie musiay stan, a on poszed za wz, nabra drzewa i chrustu i zrobi
wielk barykad, e aden ko nie mgby przejecha. Gdy dojecha ju do drewna, pozostali jechali
ju obadowanymi wozami do domu, on za rzek do nich: "Jedcie, i tak bd szybciej w domu." Nie
wjecha nawet gboko w drzewa, urwa dwa najwiksze drzewa z ziemi, rzuci na wz i zawrci. Gdy
dotar przed barykad, stali tam wszyscy i nie modli przejecha. "Widzicie", rzek; "Jakbycie ze mn
zostali, dojechalibycie do domu tak samo, a moglicie jeszcze godzin pospa." Chcia wic podjecha,
ale jego konie nie mogy si przebi, wyprzg je wic, pooy na wozie i sam chwyci w rce dyszel i
hop, przecign wszystko, a poszo mu tak lekko, jakby pira zaadowa. Gdy by po drugie stronie,
rzek do pozostaych: "Widzicie, bd szybciej ni wy", pojecha dalej, a pozostali musieli zosta w
miejscu. Na podwrzu wzi w rk drzewo, pokaza zarzdcy i rzek: "Czy to nie pikny drgal?" A
zarzdca rzek do swojej ony: "Dobry ten parobek, nawet jeli dugo pi i tak jest szybciej od reszty."
I suy tak zarzdcy przez rok. Gdy czas ten min, a reszta parobkw dostaa sw wypat, rzek, e
ju czas, by on odebra swoj. Zarzdca ba si kuksacw, ktre mia dosta, i baga go, by mu
darowa, e wolaby sam zosta parobkiem, a on niech by by zarzdc.
"Nie", rzek, "Nie chc by zarzdc, jestem parobkiem i chc nim pozosta, a teraz chc by warunki
si speniy.

Zarzdca chcia mu da, czego tylko by zada, ale nic to nie pomogo, lecz parobek na wszystko
mwi "Nie". Zarzdca nie wiedzia, co poradzi i poprosi go o czternacie dni, bo chcia si jeszcze nad
wszystkim zastanowi. Parobek rzek, e da mu ten czas. Zarzdca zwoa wszystkich swoich pisarzy,
by pomyleli nad jak rad, Pisarze namylali si dugo, wreszcie za rzekli, e przed parobkiem
wielkoludem nikt nie uchowa si ywy, bo gdy uderzy, zabije jak komara. Powinien zatem kaza zej
mu do studni, by j wyczyci, a gdy bdzie na dole, trzeba przytoczy kamie myski i spuci mu go
na gow, nie ujrzaby potem nigdy wicej soca.
Rada spodobaa si zarzdcy, a parobek gotw by, zej do studni. Gdy by na dole na dnie, przytoczyli
wielki kamie myski i myleli ju, e rozwalili mu eb, lecz on zawoa: "Odpdcie kury od studni,
grzebi w piachu i sypi mi ziarenka do oczu, e nic nie widz."
Zawoa wic zarzdca "Sio, sio!" i udawa, e odgania kury. Gdy parobek skoczy robot, wyszed na
wierzch i rzek: "Patrzcie, jaki mam adny naszyjnik", a by to kamie myski, ktry nosi na szyi.
Zebrali si wnet pisarze i uradzili, posa parobka do zakltego myna, by tam w nocy me ziarno.
Jeszcze nikt rankiem nie wyszed stamtd ywy. Propozycja spodobaa si zarzdcy i kaza parobkowi
jeszcze tego wieczoru zawie do myna osiem metrw ziarna i je zmieli. Poszed wic parobek na
strych i wsadzi dwa worki do prawej kieszeni, dwa do lewej, cztery do wora spywajcego mu z barkw
p na plecy, p na pier i tak obadowany poszed do zakltego myna. Mynarz rzek, e za dnia te
mgby niele zemle, a nie w nocy, bo myn zaklty, a kto noc do niego by wszed, rano leaby w
nim martwy.
Rzek wic "Przeyj jako, idcie jeno sobie i przycie ucho do podusi." Potem poszed do myna i
nasypa ziarna. Koo jedenastej poszed do izby we mynie i usiad na awie. Gdy chwilk ju siedzia,
nagle otworzyy si drzwi, wjecha do rodka wielki st, a na stole pooyo si wino, piecze i mnstwo
dobrego jada, a wszystko dziao si samo, bo nie byo nikogo, kto by to wnis. Potem przysuny si
krzesa, lecz adni ludzie nie przyszli, a nagle zobaczy palce, poruszay noami i widelcami, kady
potrawy na talerze, lecz nic wicej nie dao si widzie. A e by godny, gdy ujrza potrawy usiad do
stou, jad i raczy si wszystkim. Gdy si ju najad, a i inni oprnili swe miski, nagle wiata zgasy od
dmuchnicia,
wyranie to sysza, a gdy zrobio si ciemno e oko wykol dosta co jakby w pysk. "Rzek wic:
"Jeszcze raz co takiego, a oddam." A gdy drugi raz dosta w pysk, odpaci piknym za nadobne. I tak
byo ca noc, bo si nie dawa, lecz porzdnie odparowywa i la dokoa nie ocigajc si. O zmierzchu
za wszystko ustao.
Gdy przyszed mynarz, patrzy za nim i dziwi si, e jeszcze yje. A on rzek "Naarem si, dostaem
po pysku i dawaem po pysku." Mynarz ucieszy si i rzek, e myn odtd wybawiony, a w podzice
chcia mu da mnstwo pienidzy. Lecz on rzek: "Nie chc pienidzy, mam ich do."
Wzi swoj mk na plecy, poszed do domu, a zarzdcy rzek, e wszystko skoczone, a teraz chce
zapat. Gdy zarzdca to usysza, naprawd si wystraszy, nie mg si wzi w karby, chodzi po
izbie tam i z powrotem, krople potu ciekay mu po czole. Otworzy okno za wieym powietrzem i
zanim si obejrza, parobek da mu kopa, e wylecia przez okno w powietrze i frun dalej i dalej, a
nikt nie mg go ju dojrze. Parobek za rzek wtedy do ony zarzdcy: "Jak nie wrci, to wy bdziecie
musieli przyj drugiego kuksaca." Zawoa wic: "Nie, nie, nie wytrzymam tego", otworzya drugie
okno, po krople potu ciekay jej po czole. Da jej wtedy kopa, e te wyfruna, a e bya lejsza,
poleciaa wyej ni jej m.
M wtedy zawoa "Chod do mnie", a ona zawoaa: "To ty chod do mnie, ja nie mog do ciebie."
Szybowali tak w powietrzu i adne nie mogo doj do drugiego, a czy jeszcze tak szybuj, tego nie
wiem. Mody olbrzym wzi za swj elazny prt i sobie poszed.

KOPCIUSZEK
Pewnemu bogatemu panu zachorowaa ona, a kiedy poczua, e nadszed jej koniec, zawoaa swoj
jedyn creczk do ka i rzeka: "Drogie dziecko, bd pobona i dobra, a dobry Bg bdzie z tob.
Bd patrzya na ciebie z nieba i bd przy tobie". Potem zamkna oczy i odesza. Dziewczynka
codziennie chodzia na grb matki, pakaa, bya pobona i dobra. Kiedy nadesza zima, nieg przykry
bia chust grb, a kiedy wiosenne soce j zdjo, pan wzi sobie drug on. Kobieta zabraa do
domu dwie crki, ktre z twarzy byy niade i pikne, ale w sercach szpetne i czarne. Dla biednej
pasierbicy nasta zy czas. "Czy ta gupia g ma siedzie z nami w izbie", mwiy, "Kto chce je chleb,
musi na niego zasuy. Precz do kuchni z t dziewk!"

Zabray jej pikne suknie i zaoyy stary szary fartuch i drewniane buty. "Popatrzcie no na dumn
ksiniczk, jaka umorusana!" woay, miay si i poprowadziy do kuchni. A tam od rana do wieczora
musiaa ciko pracowa i wstawa przed dniem, nosi wod, rozpala ogie, gotowa i my. Siostry
nie szczdziy jej adnej przykroci, szydziy z niej, sypay groch i soczewic do popiou, tak e musiaa
siedzie i zbiera. Wieczorem, zmczona po cikiej pracy nie sza do ka, lecz kada si na
popielisko obok pieca. A poniewa cigle bya w kurzu i brudzie nazwano j Kopciuszkiem.
Zdarzyo si, e ojciec szed na targ. Zapyta wtedy swoje pasierbice, co ma im przynie. "Pikne
suknie!", powiedziaa jedna; "Pery i drogie kamienie", druga. - "A ty, Kopciuszku", powiedzia, "co
chcesz mie?" -"Ojcze, pierwsz gazk, ktra wam kapelusz na waszej drodze do domu z gowy
strci, uamcie j dla mnie."
Kupi wic obu pasierbicom pikne suknie, pery i drogie kamienie, a kiedy w drodze do domu jecha
swym koniem przez zielony gaj, zaczepia go gazka leszczyny i strcia mu kapelusz. Uama j wic i
zabra ze sob. Kiedy przyby do domu, da pasierbicom, czego sobie yczyy, a kopciuszkowi gazk
krzewu leszczyny. Kopciuszek podzikowa mu, poszed na grb matki i zasadzi na nim gazk. Paka
tak bardzo, e zy kapay na ni i j zraszay. Gazka urosa i staa si piknym drzewem. Kopciuszek
chodzi pod nie co trzy dni, paka i modli si, a za kadym razem na drzewie siada biay ptaszek i
kiedy Kopciuszek wymawia swoje yczenie, zrzuca mu czego chcia.
Zdarzyo si te, e krl wyprawia uczt, ktra miaa trwa trzy dni. Zaprosi na ni wszystkie panny w
kraju, aby jego syn znalaz sobie narzeczon. Gdy przyrodnie siostry usyszay, e i one maj si
zjawi, byy dobrej myli, zawoay kopciuszka i powiedziay: "Uczesz nam wosy, wyszczotkuj buty i
zapnij klamerki, idziemy na Wesele na zamek krla."
Kopciuszek usucha, ale paka, bo te chcia i w tan na wesele i poprosi macoch, by raczya jej na
to pozwoli.
"Ty kopciuszku", rzeka, "pena jeste kurzu i brudu... i ty chcesz i na wesele? Nie masz sukien ni
butw, a chcesz taczy!" A kiedy kopciuszek przesta prosi, powiedziaa: "Wysypaam ci misk
soczewicy do popiou. Jeli pozbierasz j w dwie godziny, moesz z nami pj"
Dziewczynka wysza przez tylne drzwi do ogrodu i zawoaa: "askawe gobki, turkaweczki, wszystkie
ptaszki na niebie, przylecie by pomc mi zbiera. Dobre do garnuszka, a ze do brzuszka"
I wtedy przez kuchenne okno wleciay dwa biae gobki, potem turkaweczki, a wreszcie furkny
wszystkie ptaszki na niebie wlatujc do kuchni, usiady wok popieliska, e a si od nich zaroio. A
gobki kiway swoimi gwkami i zaczy robi pik, pik, pik, a wtedy i wszystkie inne ptaszki zaczy
robi pik, pik, pik i zbieray dobre ziarenka do miski. I nie mina nawet godzina a wszystkie byy
gotowe i odleciay. Dziewczynka zaniosa misk do macochy, cieszya si i wierzya, e bdzie moga
pj na wesele. Ale macocha powiedziaa: "Nie kopciuszku, nie masz sukien i nie umiesz taczy;
tylko by si z ciebie miali."
Wtedy kopciuszek zapaka, a macocha powiedziaa "Jeli w cigu godziny wybierzesz z popiou dwie
miski pene soczewicy, moesz pj z nami, i pomylaa; "Nigdy jej si to nie uda." A kiedy wysypaa
dwie miski soczewicy na popielisko, dziewczynka wysza przez tylne drzwi do ogrodu i zawoaa:
"askawe gobki, turkaweczki, wszystkie ptaszki na niebie, przylecie by pomc mi zbiera. Dobre do
garnuszka, a ze do brzuszka"
I wtedy przez kuchenne okno wleciay dwa biae gobki, potem turkaweczki, a wreszcie furkny
wszystkie ptaszki na niebie wlatujc do kuchni, usiady wok popieliska, e a si od nich zaroio. A
gobki kiway swoimi gwkami i zaczy robi pik, pik, pik, a wtedy i wszystkie inne ptaszki zaczy
robi pik, pik, pik i zbieray dobre ziarenka do miski. I zanim mino p godziny wszystkie byy gotowe
i odleciay. Dziewczynka zaniosa misk do macochy, cieszya si i wierzya, e bdzie moga pj na
wesele. Ale macocha powiedziaa: "Nie pomoe ci to. Nie pjdziesz z nami, bo nie masz sukien i nie
umiesz taczy; wstydziybymy si ciebie." Odwrcia si do Kopciuszka plecami i pospieszya za
swymi crkami.
Kiedy nikogo nie byo ju w domu, kopciuszek poszed na grb swojej matki pod leszczynowym
drzewem i zawoa:
"Drzewko, drzewko zrzu na mnie oto srebro i zoto"

A ptaszek zrzuci jej sukni ze srebra i zota i pantofle przetykane jedwabiem i srebrem. W popiechu
kopciuszek zaoy sukni i poszed na wesele. Jego siostry i macocha nie poznay go i mylay, e to
krlewna z dalekiego kraju, tak pikna bya w swej zotej sukni. O kopciuszku nawet nie pomylay, o
Kopciuszku, ktry siedzia w domu, w brudzie i wyszukiwa soczewicy w popiele. Krlewicz podszed do
niej, wzi j za rk i taczy z ni.
Nie chcia taczy z nikim innym trzymajc j cay czas za rk, a kiedy podszed kto by poprosi j
do taca, mwi: "To moja tancerka."
Kopciuszek taczy do wieczora a w kocu chcia i do domu. Ale krlewicz powiedzia: "Pjd z Tob
i odprowadz ci", bo chcia zobaczy, czyja bya tak pikna dziewczyna. Kopciuszek jednak uciek mu i
wskoczy do gobnika. Krlewicz czeka, a przyszed ojciec kopciuszka i powiedzia mu, e pewna
nieznajoma dziewczyna wskoczya do gobnika. Stary pomyla: "Czy to by mj Kopciuszek?" i musieli
mu przynie siekier i bosak, aby mg przeci gobnik na p. Lecz w rodku nie byo nikogo. Gdy
weszli do domu, Kopciuszek lea w popiele w swoim brudnym ubraniu, a w kominku palia si ciemna
olejowa lampka, Kopciuszek bowiem wyskoczy z tyu gobnika i pobieg do leszczynowego drzewa.
Tam zdj swe pikne suknie i pooy na grb, a ptak je zabra. Potem pooy si w swych szarych
rzeczach na kuchennym popielisku.
Nastpnego dnia, gdy uczta znowu si zaczynaa, a rodzice i przyrodnie siostry ju odeszy, kopciuszek
podszed do leszczyny i rzek:
"Drzewko, drzewko zrzu na mnie oto srebro i zoto"
A ptak zrzuci sukni jeszcze bardziej przepyszn ni poprzedniego dnia. Kiedy ukaza si na weselu w
tej sukni, zdziwi si kady jego urod. Krlewicz czeka a przyjdzie by wzi Kopciuszka za rk i
taczy tylko z nim, a kiedy podszed kto by poprosi go do taca, mwi: "To moja tancerka." Kiedy
przyszed za wieczr, Kopciuszek chcia odej, lecz krlewicz szed za nim, bo chcia zobaczy do
jakiego pjdzie domu. Kopciuszek jednak szybko skoczy do przodu i pobieg do ogrodu za domem, w
ktrym stao pikne wielkie drzewo, a na nim wisiay wspaniae gruszki. Wspi si na nie tak zwinnie,
jakby to wiewirka wia si wrd gazi, a krlewicz nie wiedzia, gdzie Kopciuszek poszed. Czeka
jednak, a zjawi si ojciec i rzek do niego: "Ta nieznajoma dziewczyna ucieka mi i - jak sdz wskoczya na t grusz. Ojciec pomyla: "Czy to mj Kopciuszek?" Kaza sobie wnet przynie siekier
i ci drzewo, lecz nie byo na nim nikogo.
Gdy poszli do kuchni, Kopciuszek jak zawsze lea na popielisku, bo zeskoczy by z drugiej strony
drzewa, ptaszkowi na leszczynowym drzewie odda pikne suknie i woy swj szary fartuch.
Trzeciego dnia, gdy rodzice i przyrodnie siostry ju poszli, Kopciuszek poszed na grb matki i rzek do
drzewka:
"Drzewko, drzewko zrzu na mnie oto srebro i zoto"
A ptaszek zrzuci mu sukni, ktra bya taka wspaniaa i byszczca, jakiej nie mia jeszcze nikt, a
pantofle cae byy ze zota. Kiedy w tej sukni przysza na wesele, nikt z zachwytu gosu z siebie doby
nie mg. Krlewicz taczy tylko z Kopciuszkiem, a kiedy podchodzi kto, by poprosi kopciuszka do
taca, mwi: "To moja tancerka."
Kiedy nadszed wieczr, Kopciuszek chcia odej, a krlewicz chcia go odprowadzi, lecz dziewczyna
tak szybko znika mu z oczu, e nie mg i za ni. Krlewicz obmyli jednak podstp i kaza
wysmarowa cae schody smo. Kiedy kopciuszek szed po nich, do smoy przyklei si lewy pantofel.
Krlewicz podnis go. By may, delikatny i cay ze zota. Rankiem podszed do czowieka, ktrego
spotyka co wieczr i rzek: "adna inna nie moe zosta moj on ni ta, na ktr bdzie pasowa ten
zoty bucik." Ucieszyy si obie siostry, bo miay pikne nogi.
Najstarsza posza z butem do izby i chciaa go przymierzy, a bya przy tym matka. Nie moga jednak
zmici wielkiego palca, bo but by na ni za may. Wtedy matka podaa jej n i rzeka: "Odetnij tego
palca: Kiedy bdziesz krlow, nie bdziesz musiaa chodzi pieszo." Dziewczyna obcia palca,
wcisna stop w buta, a z blu zacisna usta i wysza do krlewicza. Potem wzi j jako narzeczon
na konia i odjecha. Musieli przejecha koo grobu, gdzie siedziay dwa gobki na leszczynowym
drzewku i woay:
Pewnie wzrok z ciebie drwi,

Bo buty pene s krwi.


Oczy oszuka si day,
Bo but jest duo za may.
Prawdziwa panna jest w domu
Nieznana jeszcze nikomu.
Spojrza wic na nog i zobaczy, jak tryska krew. Zawrci konia i odwiz faszyw narzeczon do
domu. Druga siostra musiaa przymierzy buta. Posza wic do izby, szczliwa woya palce do buta,
lecz pita bya za dua. Wtedy matka podaa jej n i rzeka: "Odetnij kawaek pity: Kiedy bdziesz
krlow, nie bdziesz musiaa chodzi pieszo." Dziewczyna obcia kawaek pity, wcisna stop w
buta, a z blu zacisna usta i wysza do krlewicza. On za wzi j jako narzeczon na konia i
odjecha. Kiedy przejedali obok leszczynowego drzewka, dwa gobki zawoay:
Pewnie wzrok z ciebie drwi,
Bo buty pene s krwi.
Oczy oszuka si day,
Bo but jest duo za may.
Prawdziwa panna jest w domu
Nieznana jeszcze nikomu.
Spojrza na jej stop i zobaczy, jak krew tryska z buta, a po biaych poczochach sczy si do gry i
barwi je na czerwono. Zawrci wic konia i odwiz faszyw narzeczon do domu.
"Nie o ni mi chodzio", powiedzia., "Czy macie jeszcze jak crk?" "Nie", odrzek pan, "Jest jeszcze
tylko mj may lichy Kopciuszek po mojej zmarej onie, ale on na pewno nie jest t pann."
Krlewicz powiedzia, e maj j przysa, a matka odpowiedziaa: "Och nie, ona jest zbyt brudna i nie
moe si taka pokaza." Ale on chcia koniecznie j zobaczy i musieli j zawoa. Kopciuszek umy
sobie najpierw rce i twarz, a potem poszed pokoni si krlewiczowi, ktry poda mu zoty but.
Potem usiad na zydelku, zdj cikiego drewniaka, i woy pantofelek, ktry lea jak ula. A kiedy
wsta, krlewicz ujrza jego twarz i pozna pikn dziewczyn, ktra z nim taczya i zawoa: "Oto
prawdziwa panna!" Macocha i obie siostry wystraszyy si i zblady ze zoci. A on wzi Kopciuszka na
konia i odjecha z nim.
Kiedy przejedali obok leszczynowego drzewka, zawoay dwa gobki:
"Widoku nic nie psuje
Bo bucik pasuje
Nie barwi go krew czerwona,
Bo prawdziw pann jest ona."
A kiedy to zawoay, usiady Kopciuszkowi na ramionach, jeden z prawej, a drugi z lewej strony i tak
zostay.
Kiedy mia odby si lub z krlewiczem, przyszy faszywe siostry i chciay si przypodoba, by mie
swj udzia w szczciu Kopciuszka. Kiedy narzeczeni wchodzili do kocioa, starsza bya z prawej
strony, a modsza z lewej. I wtedy gobie wydziobay kadej po tym wanie oku. Kiedy za wychodzili,
starsza bya z lewej a modsza z prawej, gobie wydziobay kadej po drugim oku. I tak zostay
ukarane lepot po kres ycia za swe zo i fasz.

PRAWDZIWA NARZECZONA
Bya sobie kiedy dziewczyna, bya moda i pikna, lecz jej matka wczenie umara, a macocha nie
szczdzia jej przykroci. Gdy daa dziewczynie jak robot, choby nie wiem jak cik, pracowaa
niezmordowanie z caych swoich si, lecz nie poruszao to serca zej kobiety i nigdy nie bya
zadowolona, nigdy jej nie starczao. Im pilniej dziewczyna pracowaa, tym wicej prac jej dawano, a
macochy nie zaprztaa adna inna myl, jak tylko w jaki sposb naoy na pasierbic jeszcze wiksze
jarzmo, a jej ywot uczyni jeszcze bardziej gorzkim. Pewnego dnia rzeka do dziewczyny: "Masz tu
dwanacie funtw pierza, oskubiesz je, a jeli nie skoczysz do wieczora, czeka ci lanie. Mylisz, e
moesz tak cay dzie leniuchowa?" Biedna dziewczyna zabraa si do roboty, a zy cieky jej po
policzkach, bo wiedziaa, e nie mona wykona tej pracy w jeden dzie. Gdy leaa ju przed ni
kupka pierza, a dziewczyna westchna lub tylko zoya rce w strachu, pierze roznosio si w
powietrzu, musiaa je zbiera i prac zaczyna od nowa. Opara wic okcie na stole, twarz zoya w

donie i zawoaa: "Czy nie ma nikogo na tej Boej ziemi, kto si nade mn zmiuje?" I wtem usyszaa
agodny gos, ktry mwi: "Pociesz si, moje dziecko, przyszam aby ci pomc." Dziewczynka spojrzaa
na staruszk, ktra staa obok niej. Zapaa przyjanie dziewczyn za rk i rzeka: "Powiedz mi, co ci
trapi." A poniewa mwia ze szczerego serca, opowiedziaa jej dziewczyna o swoim smutnym yciu, o
jarzmie, jakie na ni kadziono wci od nowa, nim i ze starym upora si zdoaa.. "Jeli nie skocz
dzi wieczorem tych pir, macocha mnie zbije, jak mi obiecaa, a wiem, e sowa dotrzyma." Jej zy
zaczy kapa, a dobra staruszka rzeka: Nie martw si, moje dziecko, odpocznij, a ja popracuj za
ciebie." Dziewczyna pooya si na ko i wnet zasna. Staruszka usiad przy stole z pirami i hu!
Pira poczy si odrywa od szypuek, cho ich nawet nie tkna swymi suchymi rkoma. Wnet
dwanacie funtw byo zrobione. Gdy dziewczyna zbudzia si, leay przed ni gry nienobiaego
puchu, a w pokoju wszystko byo uprztnite, lecz staruszka znikna. Dziewczyna podzikowaa Bogu i
siedziaa w ciszy, a nadszed wieczr. Przysza wtedy macocha i dziwia si skoczon prac. "Widzisz,
gobeczku," rzeka, "czego mona dokona, gdy si pilnie pracuje? Mogaby zrobi co jeszcze! Ale ty
siedzisz z zaoonymi rkoma!" Gdy wysza, rzeka jeszcze, "To stworzenie potrafi wicej ni tylko je
chleb. Musz da jej ciszej pracy."
Nastpnego ranka zawoaa dziewczyn i rzeka: "Masz tu yeczk, musisz ni wyczerpa staw przed
ogrodem. A jeli nie skoczysz do wieczora, wiesz, co ci czeka." Dziewczyna wzia yeczk i
zobaczya, e jest dziurawa, lecz nawet gdyby nie bya dziurawa, nigdy nie mogaby wyczerpa ni
stawu. Zabraa si do roboty, uklka przed wod, w ktr wpaday jej zy i czerpaa. Lecz dobra
staruszka zjawia si znowu, dowiedziaa si skd smutek dziewczyny pochodzi i rzeka: "Pociesz si,
moje dziecko, id w krzaki i po si do snu, a ja wykonam twoj prac." Gdy staruszka bya sama,
dotkna jeno stawu, woda uniosa si jak para do gry i zmieszaa z chmurami. Staw w kocu by
pusty. Dziewczyna obudzia si przed zachodem soca, podesza do stawu i zobaczya, jak ryby w
szlamie skacz. Posza do macochy i pokazaa jej skoczon prac. "Powinna bya ju dawno
skoczy," rzeka i zrobia si blada ze zoci, lecz ju obmylaa nowy plan.
Trzeciego ranka rzeka do dziewczyny: "na tej rwninie zbudujesz mi pikny zamek, a na wieczr ma
by gotowy." Dziewczyna przelka si i rzeka: "Jak mam dokona takiego dziea?" - "Nie znios
sprzeciwu!" krzyczaa macocha, "Jeli moesz dziuraw yk wyczerpa staw, to moesz te zamek
zbudowa. Jeszcze dzi si do niego wprowadz, a jeli czego bdzie brakowa, choby najmniejszej
rzeczy w kuchni czy piwnicy, wiesz, co ci czeka." Posza wic dziewczyna, a gdy dotara do doliny,
leay tam kamienie caymi kupami, lecz nawet najmniejszego ruszy nie moga, cho prbowaa ze
wszystkich si. Usiada wic i zapakaa, cho wci miaa nadziej na pomoc dobrej staruszki. A ta nie
kazaa dugo na siebie czeka, przysza i rzeka sowa pociechy: "Po si w cieniu i pij. Ja zbuduj
zamek. Jeli ci to ucieszy, to sama moesz w nim zamieszka." Gdy dziewczynka odesza, staruszka
dotkna szarej skay, a kamienie poczy si pitrzy, jakby olbrzymy mur budoway. Na nim wznosi
si wnet budynek, a byo tak, jakby pracoway niewidzialne rce i kady kamie na kamieniu. Ziemia
zadraa, wielkie kolumny wystrzeliy z niej w gr i ustawiy si jedna obok drugiej, a na dachu
ukaday si dachwki, a gdy nastao poudnie, obrcia si na dachu flaga pogodowa, jakby zota
dziewica w zwiewnej szacie na szczycie wiey siedziaa. Wntrze zamku na wieczr stao gotowe. Ja
staruszka to zrobia, nie wiem, ale ciany na pokojach zdobne byy w jedwab i aksamit, stay tam
kolorowo haftowane stoy i bogato zdobione fotele przy stoach z a marmuru, z sufitw zwisay
krysztaowe yrandole i odbijay si w gadkiej pododze, zielone papugi siedziay z zotych klatkach, i
nieznane ptaki pieway sodko, wszdzie by przepych, jakby mia si tu wprowadzi krl. Soce miao
ju zachodzi, gdy dziewczyna si zbudzia, a blask tysica wiateek wieci w jej kierunku. Szybkim
krokiem zbliya si do zamku, wesza przez otwarte drzwi do zamku. Schody przykryte byy
czerwonym dywanem, a zote balustrady cay w kwitncych kwiatach. Gdy ujrzaa przepych pokojw,
stana jak zamurowana. Kto wie, jak dugo by tak staa, gdyby nie myl o Macosze. "Ach," rzeka
sama do siebie,
"Gdyby wreszcie bya zadowolona i przestaa robi z mego ywota mczarni." Dziewczyna posza i
pokazaa jej, e zamek jest gotw. "Zaraz si wprowadzam," rzeka i podniosa si ze swego siedzenia.
Gdy wesza do zamku, musiaa oczy rk przesoni, tak olepia j blask. "Widzisz," rzeka do
dziewczyny, "Jak ci to atwo poszo, mogam ci da co ciszego do zrobienia." Przesza przez pokoje,
sprawdzaa po wszystkich ktach, czy czego nie brakuje, czy co nie jest popsute, lecz nic takiego nie
znalaza. "Teraz zejdziemy na d," rzeka rzucajc zowrogie spojrzenia, "Musz zbada kuchni i
piwnic, a jeli o czym zapomniaa, kara ci nie minie." Ale w kuchni pon ogie po piecem, w
garnkach gotoway si potrawy, na cianach poustawiane lnice naczynia z mosidzu. Nie brakowao
niczego, nawet skrzyni na wgiel i wiadra z wod. "Gdzie jest wejcie do piwnicy?", zawoaa, "Jeli nie
jest dobrze wypeniona beczkami z winem, bdzie z tob le." Sama podniosa klap od piwnicy i zesza
po schodach, lecz ledwo dwa kroki zrobia, cika klapa zatrzasna si, bo bya tylko sabo podparta.
Dziewczyna usyszaa krzyk, podniosa klap, by przyj z pomoc, lecz macocha spada i leaa bez
duszy na ziemi. Od tej pory wspaniay paac nalea tylko do dziewczyny. Na pocztku nie wiedziaa, co
pocz z tym szczciem, pikne suknie wisiay w szafach, skrzynie pene byy zota, srebra, pere i
szlachetnych kamieni i nie byo yczenia, ktrego nie moga sobie speni. Wnet zrobio si gono o jej

piknie i bogactwie na caym wiecie. Codziennie przychodzili kawalerowie, lecz aden jej si nie
podoba. W kocu przyby syn krla, ktry umia poruszy jej serce. Zarczya si z nim. W zamkowym
ogrodzie staa zielona lipa. Pewnego dnia siedzieli sobie pod ni w spokoju, on rzek do niej: "Musz
wrci do domu po zgod mojego ojca na lub. Prosz ci, poczekaj pod t lip, wrc za par godzin."
Dziewczyna pocaowaa go w lewy policzek i rzeka: "Bd mi wierny i nie pozwl nikomu innemu
pocaowa si w ten policzek. Poczekam pod t lip a wrcisz."
Dziewczyna czekaa siedzc pod lip, a zaszo soce, lecz on nie wrci. Siedziaa przez trzy dni od
rana do wieczora, lecz daremnie. Gdy nie wrci czwartego dnia, rzeka: "Pewnie spotkao go jakie
nieszczcie. Pjd go szuka i nie wrc wczeniej, a go znajd." Zapakowaa trzy najpikniejsze ze
swoich sukni, jedna haftowana w byszczce gwiazdy, druga ze srebrnym ksiycem, a trzecia ze
zotymi socami, zawina gar szlachetnych kamieni w chust i ruszya w drog. Wszdzie pytaa za
narzeczonym, lecz nikt go nie widzia, nikt o nim nie sysza. Jak wiat daleki i szeroki szukaa za nim,
lecz go nie znalaza. W kocu zostaa u pewnego chopa jako pasterka. Swoje suknie i klejnoty
zakopaa pod kamieniem.
I ya tak jako pasterka, pasa swoje stado, bya smutna z tsknoty za ukochanym. Miaa cielaczka,
przyzwyczaia go do siebie, karmia z rki i mwia:
"Cielaczku, uklknij na listeczki
Nie zapomnij swej pastereczki
Jak krlewicz zapomnia narzeczon
Co pod lip siedziaa zielon."
Klka wic cielaczek, a ona go gaskaa.
Przeya par lat sama i w smutku. Po kraju przesza pogoska, e crka krla ma witowa swj lub.
Droga do miasta prowadzia przez wie, gdzie mieszkaa dziewczyna, a zdarzyo si raz, e gdy pdzia
swe stado, przejeda tamtdy narzeczony. Siedzia dumny na swym koniu i nawet na ni nie spojrza,
lecz ona poznaa swego ukochanego. Byo tak, jakoby jej kto ostry n w serce wbi. "Ach," rzeka,
"Mylaam, e bdzie mi wierny, ale on zapomnia o mnie." Nastpnego ranka znowu jecha t drog.
Gdy by w pobliu, rzeka do swego cielaczka:
"Cielaczku, uklknij na listeczki
Nie zapomnij swej pastereczki
Jak krlewicz zapomnia narzeczon
Co pod lip siedziaa zielon."
Gdy usysza jej gos, spojrza na ni z konia i zatrzyma si. Patrzy pastereczce w twarz, rk trzyma
przed oczyma, jakby si nad czym zastanawia, lecz wnet ruszy dalej i znikn. "Ach," rzeka, "Ju
mnie nie zna," a jej al by coraz wikszy.
Niedugo potem na dworze krla miaa si odby wielka uczta. Cay kraj by na ni proszony. "Sprbuj
tego ostatniego," pomylaa dziewczyna, a gdy nadszed wieczr, posza do kamienia, gdzie zakopaa
swe skarby. Wyja sukni ze zotymi sukniami, ubraa j i ozdobia szlachetnymi kamieniami. Swe
wosy, ukryte pod chust, rozpucia, a dugi loki opady jej na ramiona. Posza tak do miasta, a nikt
nie dojrza jej w ciemnoci. Gdy wesza do jasno rozwietlonej sali, wszyscy peni podziwu schodzili jej
z drogi, a nikt nie wiedzia, kim bya. Krlewicz wyszed jej naprzeciw, lecz jej nie pozna. Poprowadzi
j do taca i by tak zachwycony jej urod, e o drugiej narzeczonej nawet nie pomyla. Gdy uczta
skoczya si, znikna w tumie, pospieszya do wioski przed wschodem soca, gdzie z powrotem
zaoya sukni pasterki.
Nastpnego wieczoru wzia sukni ze srebrnymi ksiycami, a we wosy wpia pksiyc ze
szlachetnych kamieni. Gdy pokazaa si na uczcie, wszyscy odwrcili na ni oczy, a krlewicz pospieszy
jej naprzeciw i peen mioci taczy tylko z ni i nie spojrza na adn inn. Zanim odesza, musiaa mu
obieca, e ostatniego wieczoru jeszcze raz przyjdzie na uczt. Gdy zjawia si trzeci raz, ubraa sukni
z gwiazdami, ktre mrugay przy kadym kroku, a jej diadem i pas zrobione byy z gwiazd z kamieni
szlachetnych.
Krlewicz od dawna na ni czeka i podszed do niej. "Powiedz, kim jeste," rzek, "Zdaje mi si, jakby
ci zna od dawna." - "Nie wiesz," odpowiedziaa, "Co robiam, gdy si ze mn rozstawae?" Podesza
do niego i pocaowaa go w lewy policzek. W tym momencie jakby uska opada z jego oczu i rozpozna
prawdziw narzeczon.

"Chod," rzek do niej, nie zostan tu duej," poda jej rk i poprowadzi do wozu. Jakby wiatr by
wonic, tak gnay konie do cudownego zamku. Z daleka lniy rozwietlone okna. Gdy przejedali
koo lipy, zaroio si od bezliku wietlikw, a lipa olaa ich swoim zapachem. Na schodach kwity kwiaty,
z pokoju rozbrzmiewaa pie zamorskich ptakw, w sali sta zebrany dwr, a ksidz ju czeka, by
zalubi narzeczonego z prawdziw narzeczon.

JEDNOOCZKA, DWUOCZKA I TRZYOCZKA


Bya sobie kobieta, ktra miaa trzy crki. Najstarsza z nich zwaa si Jednooczka, bo miaa tylko jedno
jedyne oko porodku czoa, rednia Dwuoczka, bo miaa dwoje oczu jak inni ludzie, najmodsza
Trzyoczka, bo miaa troje oczu, a trzecie byo take po rodku czoa. A e Dwuoczka wygldaa nie
inaczej od reszty ludzkich dzieci, siostry i matka nie mogy jej znie. Mwiy do niej: "Z twoim
dwojgiem oczu nie jeste lepsza ni pospolity ludek, nie jeste jedn z nas." Szturchay j i rzucay jej
ndzne suknie, a nie daway jej niczego do jedzenia, prcz tego co im po jedzeniu zostao, uprzykrzay
si, jak tylko umiay. Zdarzyo si, e Dwuoczka musiaa wyj na pole i pa koz, bya jednak bardzo
godna, bo bo siostry tak mao day jej je. Usiada wic na miedzy i zacza paka, tak paka, e z
oczu popyny dwa strumyczki. A gdy w swoim ali podniosa wreszcie wzrok, ujrzaa obok siebie
kobiet, ktra spytaa: "Dwuoczko, czemu paczesz?" Dwuoczka odpowiedziaa: "Jak mam nie paka?
Mam dwoje oczu jako i inni ludzie, moje siostry i moja matka nie mog mnie znie, ganiaj z kta w
kt, rzucaj mi stare suknie i nie daj je, prcz tego, co im po jedzeniu zostanie. Dzisiaj day mi tak
mao, e jestem bardzo godna." Mdra kobieta rzeka: "Dwuoczko, osusz twarz, co ci powiem. Nie
bdziesz wicej godowaa. Powiedz tylko do swej kozy:
"Kzko, me, stoliczku nakryj si!"
A stanie przed tob schludnie nakryty stoliczek, a na nim najprzedniejsze jedzenie. Bdziesz moga
je, ile dusza zapragnie. A gdy bdziesz ju syta i stoliczek nie bdzie ju tobie potrzebny, powiedz
tylko:
"Kzko, me, stoliczku schowaj si!"
A zniknie sprzed twoich oczu." Mdra kobieta odesza po tych sowach. Dwuoczka za sobie pomylaa:
Musz od raz sprbowa, czy to prawda, bom bardzo wygodniaa, i rzeka:
"Kzko, me, Stoliczku nakryj si!
A ledwo wypowiedziaa te sowa, stan przed ni stoliczek nakryty biaym obrusikiem, a na nim talerz z
noem, widelcem i srebrn yk, wok stay najprzedniejsze potrawy, uchodzia z nich para i byy
jeszcze ciepe, jakby wanie przyszy z kuchni. Dwuoczka zmwia wic krtk modlitw, jak umiaa:
"Panie Boe, bd naszym gociem po wszelki czas, Amen!" Podesza do stou i raczya si jadem. Gdy
ju bya syta, rzeka, jak nauczya j mdra kobieta: "Kzko, me, stoliczku schowaj si!"
Wnet znikn stoliczek i wszystko, co stao na nim. To ci dopiero pikne utrzymanie, pomylaa
Dwuoczka. Bya szczliwa i dobrej myli. Wieczorem, gdy wrcia ze swoj koz do domu, zastaa
glinian miseczk z jedzeniem, ktr wystawiy jej siostry, lecz niczego nie ruszya. Nastpnego ranka
znw wyruszya ze swoj koz i zostawia tych par okruszkw, ktre jej dano. Siostry nie zwaay
nigdy na ni, lecz teraz zauwayy j i rzeky: "Co jest nie tak z Dwuoczk, cigle zostawia jedzenie, a
przecie zawsze zjadaa wszystko, co jej dano. Musiaa znale jak inn drog." Aby odkry ca
prawd, Jednooczka miaa pj z Dwuoczk, gdy ta pdzi bdzie koz na k i uwaa na to co robi i
czy kto nie przynosi jej picia.
Gdy Dwuoczka wyruszya w drog, podesza do niej Jednooczka i rzeka: "Pjd z tob na pole i
popatrz, czy dobrze strzeesz kozy i pdzisz j na dobre pastwisko." Dwuoczka jednak spostrzega,
jaki jest zamiar Jednooczki i popdzia koz na wysok traw i rzeka: "Chod, Jednooczko, usidziemy,
co ci zapiewam." Jednooczka usiada, a od drogi, do ktrej nie przywyka, i upau, opada z si,
Dwuoczka za piewaa:
"Jednooczko, czy czuwasz? Jednooczko, czy pisz?"
Jednooczka zamkna tedy oczy i zasna. A gdy Dwuoczka zobaczya, e Jednooczka mocno pi i nic
zdradzi nie moe, rzeka:

"Kzko, me, Stoliczku nakryj si!"


I usiada do stou, jada i pia, a si posilia, zawoaa wtedy: "Kzko, me, Stoliczku, schowaj si!"
I wszystko wnet zniko. Dwuoczka obudzia wtedy Jednooczk i rzeka: "Jednooczko, chcesz pilnowa
kozy i przy tym zasypiasz? Koza moga w tej chwili uciec w daleki wiat. Chod, pjdziemy do domu."
Poszy tedy do domu, a Dwuoczka znowu nie tkna swej miseczki, Jednooczka za nie moga wyjawi
matce, dlaczego jej siostra nie chce je, a na usprawiedliwienie rzeka: "Zasnam na ce."
Nastpnego dnia matka rzeka do Trzyoczki: "Tym razem ty z ni pjdziesz i bdziesz uwaa, czy
Dwuoczka tam je i czy kto jej jedzenia i picia nie przynosi., bo je i pi musi potajemnie." Posza wic
Trzyoczka do Dwuoczki i rzeka: "Pjd z tob, by zobaczy, czy dobrze strzeesz kozy i pdzisz j na
dobre pastwisko." Lecz Dwuoczka spostrzega, jaki jest zamiar Trzyoczki, i popdzia koz na wysok
traw i rzeka: "Usidmy, Trzyoczko, co ci zapiewam." Trzyoczka usiada, a bya znuona drog i
upaem, Dwuoczka za zapiewaa jej t sam piosenk co przedtem, lecz zamiast piewa "Trzyoczko,
czy czuwasz? Trzyoczko, czy pisz?", za piewaa z Nieuwagi: "Dwuoczko, czy pisz?"
i jeszcze raz:
"Dwuoczko, czy czuwasz? Dwuoczko, czy pisz?"
Zamkno si wic Trzyoczce jej dwoje oczu i zasno, lecz trzecie, nie wspomniane przez sowa
piosenki, nie zasno. Trzyoczka wprawdzie je zamkna, ale tylko za podszeptem podstpu, robia tak,
jakby i ono spao, a w rzeczy samej cigle nim mrugaa i wszystko dobrze widziaa. Dwuoczka mylaa,
e Trzyoczka mocno pi i wypowiedziaa swoje zaklcie:
"Kzko, me, Stoliczku nakryj si!"
Jada i pia, ile serce zapragnie, a potem rozkazaa stoliczkowi odej: "Kzko, me, Stoliczku schowaj
si!"
A Trzyoczka wszystko widziaa. Dwuoczka podesza do niej, obudzia j i rzeka: "Hej, Trzyoczko,
zasna? To si dopiero nazywa strzec! Chod, pjdziemy do domu."
A gdy poszy do domu, Dwuoczka znowu nic nie jada, a Trzyoczka rzeka do swej matki: "Wiem ju,
dlaczego ta wyniosa dziewka nie je, gdy na ce pasie koz, mwi:
"Kzko, me, Stoliczku nakryj si!"
A przed ni staje stolik zastawiony jedzeniem, duo lepszym ni nasze, a gdy si naje, mwi:
"Kzko me, Stoliczku, schowaj si!"
i wszystko znika. Wszystko dobrze widziaam. Dwoje oczu upia zaklciem, ale to jedno na czole na
szczcie nie spao. Zawistna matka za zawoaa: "Chcesz mie lepiej ni my? Skoczy ci si ta
zabawa!" Przyniosa n i dgna koz w serce, ta za pada martwa na ziemi.
Gdy Dwuoczka to zobaczya, wysza pena smutku, usiada na polnej miedzy i pakaa gorzkimi zami.
Nagle stana obok niej mdra kobieta i rzeka: "Dwuoczko, czemu paczesz?" - "jak mam nie paka!"
odpowiedziaam "Koz, ktra mi kadego dnia, gdy tylko wyrzekam wasze zaklcie, tak piknie
nakrywaa do stou, zabia matka. Teraz musz znowu cierpie gd i zgryzoty," Mdra kobieta za
rzeka: "Dwuoczko, dam ci dobr rad, popro swoje siostry,, eby ci day trzewia zarnitej kozy,
zakop je w ziemi przed drzwiami domu,a przyniesie ci to szczcie." Wtem znika, a Dwuoczka posza
do domu i rzeka do sistr: "Drogie siostry, dajcie mi co z mojej kozy, nie pragn niczego dobrego,
dajcie mi jeno jej trzewia!" miay si i rzeky: "Moesz je mie, jeli nie chcesz nic wicej." Dwuoczka
wzia trzewia i zakopaa je wieczorem w ciszy podug rady mdrej kobiety przed drzwiami domu.
Nastpnego ranka, gdy wszystkie si pobudziy i wyszy przed drzwi, stao tam wspaniae, cudowne
drzewo, licie miao ze srebra, a wisiay midzy nimi owoce ze zota, tyk e nie byo na wiecie nic
wspanialszego i bardziej kosztownego. Nie wiedziay, skd wcigu nocy znalazo si tam to drzewo,
tylko Dwuoczka spostrzega, e uroso z trzewi kozy, bo stao dokadnie tam, gdzie je pogrzebaa w
ziemi. Matka za rzeka do Jednooczki; "Wejd na gr i uam nam owocw z tego drzewa!" Jednooczka
wesza na gr, ale gdy chciaa zapa za zote jabko, ga wysuwaa jej si spod rki i dziao si tak
za kadym razem, tak e nie moga zerwa adnego jabka, choby nie wiem jak si trudzia. Rzeka

wtedy matka: "Trzyoczko, wejd na gr, swoim trojgiem oczu moesz lepiej si rozejrze ni
Jednooczka." Jednooczka zelizgna si w d, a Trzyoczka wesza na gr. Trzyoczka take nie bya
bardziej zrczna i cho rozgldaa si jak umiaa, jabka wci jej umykay. W kocu matka stracia
cierpliwo i sama wesza na gr, lecz tak samo nie moga zapa ni jabka jak Jednooczka i
Trzyoczka, chwytaa wci jeno w prne powietrze. Dwuoczka rzeka wtedy: "Ja wejd na gr, moe
mi si powiedzie. Siostry zawoay: "Ty, z twoim dwojgiem oczu, czego tam szukasz!" Ale Dwuoczka
wesza na gr, a zote jabka nie uciekay przed ni, lecz samy wpaday do rki, tak e zrywaa jedno
za drugim, a na d zaniosa cay fartuszek. Matka wszystkie jej zabraa, a Jednooczka i Trzyoczka,
miast traktowa j teraz lepiej, bo tylko ona moga chodzi po owoce, byy dla niej jeszcze gorsze przez
sw zazdro.
Zdarzyo si, e gdy kiedy razem stay pod drzewem, najecha mody rycerz. "Szybko, Dwuoczko",
zawoay dwie siostry, "schod na d, ebymy nie musiay si ciebie wstydzi!" Biedn Dwuoczk
przykryy pust beczk, ktra staa obok drzewa, zote za jabka, ktre nazrywaa, te tam wsuny.
Gdy rycerz si zbliy, a by to pikny pan, zatrzyma si, podziwia wspaniae drzewo ze srebra i zota i
rzek do obu sistr: "Do kogo naley to pikne drzewo? Kto da mi z niego gazk, moe da w
zamian, czego chce." Jednooczka i Trzyoczka odrzeky, e drzewo naley do nich i chtnie uami mu
jedn gazk. Bardzo si te obie natrudziy, ale nie byy w stanie tego dokona, bo gazi i owoce
przed nimi umykay: "Dziwne, e drzewo naley do was, a nie macie nad nim wadzy, by co z niego
zerwa." Pozostay jednak przy tym, e drzewo jest ich wasnoci. Gdy jednak to rzeky, Dwuoczka
poturlaa paroma zotymi jabkami spod beczki, e poleciay a pod nogi rycerza, za bowiem bya
Dwuoczka, e Jednooczka i Trzyoczka nie powiedziay prawdy. Gdy rycerz ujrza jabka, zdziwi si i
zapyta, skd si wziy. Jednooczka i Dwuoczka, odpowiedziay, e maj jeszcze jedn siostr, ale ni
moe si pokaza, bo ma dwoje oczu, jak pospolity ludek. Rycerz yczy sobie jednak j zobaczy i
zawoa: "Dwuoczko, wyjd!" Wysza wic Dwuoczka rada spod beczki, a rycerz dziwi si jej wielk
urod i rzek: "Ty, Dwuoczko, na pewno moesz zerwa gazk z drzewa." - "Tak", odpowiedziaa
Dwuoczka, "Mog, bo drzewo jest moje!" i wspia si na gr i bez trudu uamaa mu ga z
delikatnymi srebrnymi gazkami i zotymi owocami, poczym podaa j rycerzowi. Rycerz rzek wtedy:
"Dwuoczko, co mam ci za to da?" - "Ach", odpowiedziaa Dwuoczka, "cierpi gd i pragnienie,
strapienia i ndz, od rana do wieczora, gdybycie mnie mogli zabra i mnie wybawi, byabym
szczliwa." Wsadzi j wic rycerz na swego konia i zawiz do domu, do ojcowskiego zamku. Da jej
tam piknych sukien, jedzenia i picia, na co tylko serce szybciej puka, a e j bardzo kocha, kaza
sobie z ni pobogosawi, a wkrtce wyprawiono weselisko w wielkiej radoci.
Gdy pikny rycerz zabra Dwuoczk, obie siostry poczy naprawd zazdroci jej szczcia. Pozostao
nam jeszcze cudowne drzewo, mylay, moemy zrywa z niego owoce, kady przed nim przystanie,
przyjdzie do nas bdzie je chwali, a kto wie, co nas jeszcze czeka! Ale nastpnego dnia drzewo zniko,
a z nim wszelka nadzieja. A gdy Dwuoczka wyjrzaa ze swojej izdebki, stao przed ni drzewo ku jej
wielkiej radoci, tak oto podyo jej ladem.
Dwuoczka ya dugo w szczciu.
Pewnego dnia przyszy do niej na zamek dwie biedne kobiety i prosiy o jamun. Dwuoczka spojrzaa
im w twarz i poznaa swe siostry, Jednooczk i Trzyoczk, ktre popady w tak ndz, e musiay
chodzi od drzwi do drzwi i prosi o chleb. Dwuoczka przywitaa je, bya dla nich dobra i troszczya si o
nie, tak e obie aoway z caego serca za, jakie wyrzdziy swej siostrze w modoci.

NIEKA I RYCZKA
Pewna biedna wdowa ya samotnie w chaupince, a przed jej domem by ogrd. Stay w nim dwa
rane krzewy, jeden nosi re nienobiae, a drugi rane- A miaa ona take dwoje dzieci, byy jako
ten krzew rany, jedno z nich zwao si nieka, a drugie Ryczka. Byy tak pobone i dobre, tak
robotne i radosne, jak adna inna dwja dzieci na wiecie. nieka cichsza bya i delikatniejsza ni
Ryczka. Ryczka skakaa po kach i polach, szukaa kwiecia i apaa letnie ptaszki, nieka siedziaa
za w domu przy matce , pomagaa jej w gospodarstwie, albo te jej czytaa, gdy nic innego nie byo
do roboty. Oboje dzieci kochay si tak, e zawsze trzymay si za rce, gdy tylko razem wychodziy, a
gdy nieka mwia: "Nigdy jedna nie zostawi drugiej", a Ryczka odpowiadaa: "Jak dugo yjemy,
nie", matka za dodawaa: "Co ma jedna, bdzie dzieli z drug." Czsto same biegay po lesie i
zbieray czerwone borwki, aden zwierz jednak zego im nie czyni, schodzi si jeno poufale. Zajczek
jad z ich rk licie kapusty, sarna skubaa trawk u ich boku, jele skaka koo nich wesoo, a ptactwo
nie ruszao si z gazi i piewao, co tylko umiao. Nieszczcie si ich nie imao - gdy zbyt dugo
zostaway w lesie i zastawaa ich w nim noc, kady si obok siebie na mchu i spay, a nasta ranek.
Matka wiedziaa o tym i nie bya o nie zatroskana. Pewnego razu, gdy przenocoway w lesie i obudzia
je czerwie porannego soca, ujrzay obok siebie pikne dzieci w biaej, lnicej szatce. Wstao i

spojrzao przyjanie, nic jednak nie rzeko i ruszyo w las. Gdy si rozejrzay, okazao si e spay
bardzo blisko urwiska i z pewnoci do niego by wpady, gdyby uszy w ciemnoci tych par krokw
dalej. Matka rzeka im, i musia to by anio, ktry czuwa nad dobrymi dziemi.
nieka i Ryczka utrzymyway chaupk matki w takiej czystoci, e mio zajrze do rodka. Latem
ryczka troszczya si o dom i kadego ranka stawiaa matce, nim ta wstaa, bukiet kwiatw przed
kiem, a w nim po kadym z krzeww r. Zim ogie rozpalaa nieka i wieszaa na nim kocio,
kocio za by z mosidzu, lni jednak jak zoto, tak by wyszorowany. Wieczorem, gdy paday patki,
mawiaa matka: "Id, nieko, zasu rygle", a potem siaday przy piecu, matka za braa okulary i
czytaa z wielkiej ksigi, a obie dziewczynki suchay, siedziay i przdy, obok nich na ziemi leao
jagni, a za nimi na drku siedzia biay gobek, a gow trzyma pod skrzydekiem. Pewnego
wieczoru, gdy ufnie siedziay sobie razem, zapuka kto do drzwi, jakby chcia by go wpuszczono.
Matka rzeka: "Szybko, Ryczko, otwrz, to pewnie jaki wdrowiec szuka schronienia." Ryczka
posza i odsuna rygiel mylc, e to jaki biedak, lecz nie by to biedak, a niedwied, ktry wystawi
przez drzwi sw grub i czarn gow. Ryczka gono krzykna i uskoczya w ty, jagni gono
zabeczao, gobek zatrzepota skrzydekami, a nieka schowaa si za matczyne ko- Wtem
niedwied zacz mwi i rzek: "Nie bjcie si, nic wam nie zrobi, za wp zamarzem i chc si u
was jeno troszk ogrza." - "Biedny niedwiedziu", rzeka matka, "po si przy ogniu i tylko uwaaj
by si futro nie zapalio." Potem zawoaa: "nieko, Ryczko, wyjdcie, Niedwied nic wam nie zrobi,
mwi to szczerze." Wyszy wic obie, a powolutku za nimi powychodziy i jagni i gobek nie trwoc
si przed nim. Niedwied rzek: "Dzieci, wytrzepcie mi nieg z futra", a one przyniosy miot i
zamioty niedwiedzie futro do czysta, on za wycign si przy ogniu i mrucza zadowolony bogo. Nie
trwao dugo, a zrobiy si ufne i wyprawiay swawole z niezdarnym gociem. Futro targay mu rkoma,
stawiay nki na jego grzbiecie, toczyy nim tam i z powrotem, albo bray leszczynow witk i go
tuky, a gdy zamrucza, miay si. Niedwied z chci pozwala im na to, a gdy przesadzay ze sw
swawol, woa: "Pozwlcie mi y, dzieciaki.
nieko, Ryczko, mj los jest ponury,
Zabijesz tego, co przyszed w konkury.
Gdy nadszed czas snu i wszyscy poszli spa, rzeka matka do niedwiedzia: "W imi Boe, moesz tak
lee przy piecu, bdziesz bezpieczny od zimna i zej pogody." Gdy tylko pocz szarze dzie, dzieci
wypuciy go, a on poczapa przez nieg do lasu. Od tej pory niedwied przychodzi co wieczr o
okrelonej godzinie, kad si pod piecem i pozwala dzieciom, by si z nim bawiy, ile tylko chciay. A
one tak przywyky do niego, e nie rygloway drzwi, nim nie przyszed ich czarny kompan.
Gdy nadesza wiosna i zrobio si zielono, niedwied rzek pewnego ranka do nieki: "Musze teraz
odej i nie wolno mi wraca przez cae lato." - "Dokd pjdziesz, drogi niedwiedziu?" zapytaa
nieka. "Musz i do lasu strzec moich skarbw przed zymi karami. Zim, gdy ziemia marnie na
ko, musz pod ni zosta i nie mog si przebi, ale teraz, gdy soce ziemi rozmraa i ogrzewa,
przebij si, wyjd na gr, odnajd i ukradn. Co raz znajdzie si w ich rkach i legnie w ich
pieczarach, nie ujrzy atwo wiata dnia." nieka zasmucia si rozstaniem, a gdy otworzya drzwi i
niedwied wyszed, zostaa przy drzwiach wspierajc si na haku, kawaek za jego skry otworzy si
i zdao si jej, e przewitywao z niej zoto, nie bya jednak tego pewna. Niedwied pobieg w
popiechu i wnet znikn za drzewami.
Po pewnym czasie matka wysaa dzieci do lasu, by nazbieray chrustu. Znalazy w nim wielkie,
powalone na ziemi drzewo, a przy jego pniu podskakiwao co w trawie w gr i w d, nie mogy
jednak rozezna, co. Gdy si zbliyy, ujrzay kara ze star pomarszczon twarz i dug na okie
nienobia brod. Koniec brody utkwi w szpalcie drzewa,
a may skaka tam i tu jak piesek na smyczy i nie wiedzia, jak sobie pomc. Spojrza swym
czerwonymi ognistymi oczyma na dziewczynki i krzykn: "Co tak stoicie! Nie moecie podej i mi
pomc?" - "A co ci si stao, may ludku?" zapytaa Ryczka "Gupia, ciekawska g", odpar karze,
chciaem narba drzewa, by mie mae drewienka na kuchni. Przy grubych kawakach ta ociupinka
strawy dla takich jak ja, co to nie jedz tak duo, jak wy, grubiaski i chciwy narodzie, od razu si pali.
Szczliwe wbiem ju klin, jakby wszystko szo podug yczenia, ale przeklte drzewo byo zbyt gadkie
i niechccy mi wyskoczy. Drzewo si zjechao, a ja nie mogem ju wyj mojej piknej, biaej brody.
Teraz tak tkwi, a ja nie mog odej. Teraz namiewaj si gupie mleczne gby! Fe, ale jestecie
ohydne!" Dzieci bardzo si staray, ale nie mogy wycign gowy, utkwia na dobre. "Pobiegn i
sprowadz ludzi", rzeka Ryczka. "Szalone baranie by", zaterkota karze, "Kto to woa ludzi, wy dwie
to ju za duo. Nic lepszego nie przychodzi wam do gw?" -"Nie bd niecierpliwy", rzeka nieka,
"zaraz znajd jak rad", wycigna noyczki z torby i odcia koniec brody. Gdy tylko karze poczu
si wolny, chwyci za swj worek, ktry lea midzy korzeniami drzewa, a wypeniony by zotem,
podnis go i mrukn przed siebie: "Nieokrzesany nard, odcinacie mi kawaek mojej brody! Niech

wam Kukuka wynagrodzi!" Poczym zarzuci worek na plecy i odszed nie patrzc choby raz na dzieci.
Jaki czas potem nieka i Ryczka chciay naowi ryb. Gdy byy blisko strumienia, ujrzay, jakoby
co wielkiego jak szaracza skakao przy wodzie, jakby chciao do niej wskoczy. Podbiegy i rozpoznay
kara. "Gdzie si wybierasz?" rzeka Ryczka, "chyba nie chcesz wej do wody?" - "A takim gupcem
nie jestem," krzykn karze, "nie wodzicie, e chce mnie wcign ta przeklta ryba?" May siedzia tak
i owi, na nieszczcie wiatr splta jego brod ze sznurem od wdki, zaraz potem ugryza j wielka
ryba. Sabemu stworzonku brako si, by j wycign. Ryba zyskaa przewag i wcigaa kara do
wody. Trzyma si wprawdzie dziebe trawy i sitowia, ale nie pomagao to wiele, taczy jak mu ryba
zagraa w cigym niebezpieczestwie, e ryba wcignie go do wody. Dziewczynki przysza w ostatniej
chwili, przytrzymay go i sprboway uwolni brod ze sznurka, niestety daremnie, broda i sznurek
mocno si zapltay. Nie pozostao nic innego, jak tylko znowu wycign noyczki i odci brod, przy
czym karze musia kawaek jej straci. Gdy karze to ujrza, krzykn do nich: "Co to za maniery,
szpeci komu tak twarz? Nie do, e obciycie j na dole, to teraz odcinacie jej najlepsz cz. Nie
mog si tak pokaza swojakom. ebycie musiay biega bez zelwek!" Potem chwyci wr pere,
ktry lea w trzcinie, i nie mwic sowa, pocign go w dal znikajc za kamieniem.
Zdarzyo si, e niedugo potem matka wysaa obie dziewczynki do miasta, by kupiy nici, igy, sznurki
i tasiemki. Droga wioda przez k, na ktrej tu i tam rozsiane byy wielkie kawaki ska. Ujrzay, jak w
powietrzu unosi si wielki ptak, powoli kry wok nich, opada coraz niej, a w kocu usiad na skale
nieopodal. Niedugo potem usyszay przeszywajcy, aosny krzyk. Podbiegy i ujrzay z przeraeniem,
e orze zapa ich starego znajomka - kara i chce go porwa. Pene wspczucia dzieci od razu
przytrzymay ludka i tak dugo przecigay si z orem, a ten porzuci swj up. Gdy karze otrzs si z
przeraenia, krzykn z piskiem: "Nie moglicie delikatniej si ze mn obej? Szarpaycie mj
cieniutki surducik, wszdzie jest porwany i podziurawiony, niezdarny i gupkowaty motochu, jakim
jestecie!" Wzi potem swj worek ze szlachetnymi kamieniami w wskoczy do swej pieczary midzy
skaami. Dziewczynki przywyky ju do jego niewdzicznoci, ruszyy w dalsz drog i zaatwiy swe
sprawunki w miecie. Gdy wracajc do domu, znowu trafiy na k, zaskoczyy kara, ktry na czystym
miejscu wysypa swj worek ze szlachetnymi kamieniami nie mylc wcale, e o tak pnej porze moe
tdy jeszcze kto przej. Gdy wieczorne soce wiecio nad lnicymi kamieniami, poyskiway i
byszczay tak cudownie wszelkimi kolorami, e dzieci wstrzymay kroku i tylko patrzyy. "Co tak stoicie
i si gapicie!" krzykn karze, a jego popielata twarz zrobia si czerwona jak cynober z gniewu. aja
chcia dalej, gdy zadao si sysze gone mruczenie, a z lasu przyczapa czarny niedwied. Karze
podskoczy ze strach, ale nie udao mu si uj do swej kryjwki, niedwied ju by w jego pobliu.
Zawoa wic z drcym sercem: "Drogi pnie niedwiedziu, oszczdcie mnie, oddam wam wszystkie
moje skarby patrzcie, te szlachetne kamienie, ktre tu le. Darujcie mi ycie, co wam z takiego
maego chudziaczka? Nawet nie poczujecie mnie midzy zbami, apcie lepiej te dwie bezbone
dzieweczki, do dopiero dla was asy ksek, tuste jak mode przepirki, jedzcie je w Imi Boe."
Niedwied nie troszczy si o jego sowa, ap trzepn zoliwe stworzenie, a to ju si wicej nie
ruszyo.
Dziewczynki rzuciy si do ucieczki, ale niedwied zawoa za nimi: "nieko i Ryczko, nie trwcie
si, czekajcie, chc i z wami." Poznay jego gos i wstrzymay kroku, a gdy niedwied by przy nich,
odpada od niego niedwiedzia skra i sta tak jako pikny mczyzna, przybrany cay w zoto. "Jestem
krlewskim synem", rzek, "zakltym przez tego bezbonego kara, ktry skarby mi ukrad, abym
biega po lesie jako dziki niedwied, a wybawi mnie jego mier. Teraz otrzyma zasuon kar."
nieka wysza za niego, Ryczka za jego brata, dzielili midzy sob wielkie skarby, ktry karze
zebra w swej pieczarze.
Stara matka ya jeszcze dugo w spokoju i szczciu u swych dzieci. Dwa rane krzewy zabraa ze
sob, stay przed jej oknem i co roku nosiy najpikniejsze re, biae i czerwone.

SZECIORO SUG
Przed dawnymi czasy ya sobie krlowa, a bya ona czarownic, jej crka za najpikniejsz
dziewczyn pod socem. Stara nie mylaa o niczym innym, tylko jak sprowadza ludzi na manowce, a
gdy przyby jaki kawaler, ktry chcia mie jej crk, musia najpierw wypeni pewne zadanie lub
umrze. Wielu zalepionych byo jej piknem, wielu wayo si na to, lecz nie mogli speni, co stara na
nich naoya. Litoci nie byo, musieli przyklkn, a ich gowy byy odrbywane.
Pewien krlewicz take sysza o wielkiej piknoci dziewicy i rzek do swego ojca: "Pozwlcie mi
wyruszy, chc si o ni stara." "Nigdy", odpowiedzia krl, "Jeli wyruszysz, wyruszysz po sw
mier." Pooy si wic syn i miertelnie zachorowa, lea tak siedem lat, a aden lekarz nie umia mu

pomc. Gdy ojciec ujrza, e nie ma nadziei, rzek do niego ze smutkiem w sercu. "Ruszaj i sprbuj
szczcia, nie umiem inaczej ci pomc." Gdy syn to usysza, wsta ze swego oa, ozdrowia i wes
ruszy w drog. Zdarzyo si, e gdy jecha swym koniem przez k, ujrza z daleka, jak co ley na
ziemi, a wyglda to jak kupa siana, gdy si zbliy, mg si rozezna, e to brzuch jakiego czowieka,
ktry si rozoy. Brzuch wglda jak maa gra. Gruby, gdy dojrza podrnika, wsta do gry i rzek:
"Jak kogo potrzebujecie, wecie mnie w wasz sub."
Krlewicz odrzek: "Co mam pocz z takim grubym czowiekiem?" "Och, rzek gruby, "Nie chc nic
mwi, ale jak si nadymam, jestem tysic razy grubszy."
"Jeli tak", rzek krlewicz, "to moe si przydasz, chod ze mn." Poszed wic gruby za krlewiczem,
a po pewnej chwili znaleli innego, lea na ziemi, a do trawy przykada ucho. Krlewicz zapyta: "Co tu
robisz?" "Sucham", odpowiedzia czowiek.
"A za czym suchasz tak uwanie?"
"Sucham, co si wanie w wiecie dzieje, bo moim uszom nic nie ujdzie. Sysz nawet, jak trawa
ronie."
Krlewicz zapyta: "Powiedz mi, co sycha na dworze starej krlowej, ktra ma pikn crk?"
Odrzek wic: "Sysz wist miecza, ktry kawalerowi eb obcina." Krlewicz rzek tedy: "Moesz mi si
przyda, chod ze mn." Poszli wic dalej i naraz ujrzeli par stp, troch dalej par ng, lecz koca
nie widzieli. Gdy przeszli ju adny kawaek, doszli do korpusu a w kocu do gowy. "O", rzek
krlewicz, "Ale z ciebie dugi powrz!"
"Och", odpowiedzia dugi, "to jeszcze nic, jak porzdnie wycign czonki, jestem trzy tysice razy
duszy, wyszy od najwikszej gry na ziemi. Chtnie bd wam suy, jeli zechcecie mnie przyj."
"Chod z nami", rzek krlewicz, "moesz mi si przyda." Poszli wic dalej, a trafili na takiego, co
oczy mia przewizane. Krlewicz rzek do niego: "Masz takie gupie oczy, e nie moesz patrze na
wiato?" "Nie", odpowiedzia czowiek, "nie mog zdj opaski, bo na co spojrz tymi oczyma, wnet si
rozlatuje, tak potne jest moje spojrzenie. Jeli mog si wam przyda, chtnie bd wam suy."
"Chod z nami", odpowiedzia krlewicz, "moesz mi si przyda." Poszli dalej i znaleli czowieka, ktry
lea w rodku gorcych promieni soca i trzs si na caym ciele z zimna, e adna jego czstka nie
pozostaa bez ruchu. "Jak moesz marzn?" rzek krlewicz, "Soce wieci tak ciepo." "Ach,"
odpowiedzia czowiek, "Ju taka moja natura, e im gorcej, tym bardziej marzn, a mrz wdziera si
we wszystkie moje koci. Im za zimniej, tym mi gorcej. W lodzie nie mog wytrzyma z gorca, w
rodku ognia z zimna." "Dziwny z ciebie typ", rzek krlewicz," ale jeli chcesz mi suy, chod z
nami." Poszli dalej i ujrzeli czowieka, ktry sta i wyciga szyj, rozglda si i patrzy poprzez
wszystkie gry. Krlewicz rzek: "Za czym patrzysz z takim zapaem?"
Czowiek odpowiedzia: "Mam tak dobry wzrok, e widz poprzez wszelkie lasy, doliny i gry, przez cay
wiat." Krlewicz rzek: "Jeli chcesz, chod ze mn, takiego mi jeszcze brak."
Tak wic dotar krlewicz ze swoim szeciorgiem sug do miasta, gdzie ya stara krlowa. Nie
powiedzia, kim jest, lecz rzek: "Zechcecie mi odda wasz pikn cr, a wypeni, co na mnie
naoycie." Czarownica ucieszya si, e wpad w jej sie ta pikny modzieniec, i rzeka: "Trzy razy
nao na ciebie zadanie. Wypenisz je za kadym razem, bdziesz panem i mem mojej crki." "Co
bdzie pierwszym?" zapyta.
"Przyniesiesz mi piercie, ktry upuciam w morzu czerwonym." Wrci wic krlewicz do swoich sug
i rzek: "Pierwsze zadanie nie jest atwe, mam i po piercie z morza czerwonego, radcie zatem."
Rzek wic ten o sokolim wzroku: "Popatrz, gdzie ley", zajrza do morza i rzek: "Wisi tam na ostrym
kamieniu." Dugi ich zanis i rzek: "Wycignbym go, gdybym go widzia." "Jeli to tylko tyle",
zawoa gruby, pooy si i przytkn usta do wody. Fale wpaday do nich jak w otcha, a on wypi cae
morze. Ucieszy si krlewicz, gdy mia ju piercie, i zanis go starej.
Zdziwia si i rzeka: "Tak, to ten piercie. Dopenie pierwszego zadania, ale teraz czas na drugie.
Patrz, tam na ce przed moim zamkiem, pasie si trzysta tustych wow, musisz je zje ze skr i
komi, wosami i rogami. A na dole w piwnicy ley trzysta beczek wina, musisz je do tego wypi, a
jeli zostanie cho wos z wow, a z wina kropelka, twoje ycie bdzie nalee do mnie."

Krlewicz rzek: "Nie wolno mi zaprosi goci? Bez towarzystwa nic nie smakuje." Stara zamiaa si
zoliwie i odpowiedziaa: "Moesz zaprosi jednego, by mia towarzystwo, ale nikogo wicej."
Poszed wic krlewicz do swoich sug i rzek do grubego: "Bdziesz dzisiaj moim gociem i raz najesz
si do syta." Nad si wic gruby i poar trzysta wow, e nie zostao ani wosa, i zapyta, czy nie ma
nic prcz niadania. Wino pi prosto z beczek, nie potrzebowa szka, a wypi do ostatniej kropli. Gdy
czas posiku min, krlewicz poszed do starej i rzek do niej, e wypeni drugie zadanie. Zdziwia si i
rzeka: "Tak daleko jeszcze aden nie zaszed, ale jest jeszcze jedno zadanie", i pomylaa: "Nie
umkniesz mi i nie zachowasz gowy. "Dzi wieczorem", rzeka, "przyprowadz sw crk do twojej
komnaty, obejmiesz j ramieniem. Gdy bdziecie tak razem siedzie, strze si, by nie zasn. Gdy
przyjd z wybiciem dwunastej, a jej nie bdzie w twoich ramionach, przegrae." Krlewicz pomyla:
"Nic prostszego, bd mia oczy otwarte, lecz mimo to zawoa swe sugi, opowiedzia im, co
powiedziaa stara i rzek: "Kto wie, co za podstp si za tym kryje. Ostrono nie zawadzi, trzymacie
stra i troszczcie si, by dziewica nie wysza z mojej komnaty." Gdy nadesza noc, przysza stara ze
swoj crk o oddaa j w ramiona krlewicza, potem dugi owin si wok nich, gruby stan pod
drzwiami, e nie przeszaby ywa dusza. Siedzieli tak we dwoje, a dziewica nie rzeka ni sowa. Ksiyc
wieci przez okno na jej twarz, e mg widzie jej cudowne pikno. Nie robi nic, tylko patrzy, peen
radoci i mioci, a zmczenie nie imao si jego oczu.
Trwao to do jedenastej, wtedy stara rzucia na wszystkich czar, e posnli, w tym te momencie
dziewica ucieka.
Spali twardo do za pitnacie dwunasta, wtedy czar straci moc i wszyscy si obudzili.
"Rozpacz i nieszczcie", zawoa krlewicz, "Jestem stracony!" Wierni sudzy podnieli lament, lecz
nasuchiwacz rzek: "Bdcie cicho, to posucham" Sucha wic przez chwil, a potem rzek: "Siedzi na
skale trzysta godzin std i biada nad swym losem. Tylko ty moesz pomc, dugi, jak si wycigniesz,
zrobisz par krokw i tam bdziesz"
"Tak", odpowiedzia dugi, ale ten z kruszcym wzrokiem te musi i, ebymy mogli usun ska.
Wzi wic dugi tego z zawizanymi oczami i w jednej chwili, jak za obrceniem rki, byli przed zaklt
ska. Natychmiast dugi zdj opask drugiemu z oczu, ten za tylko si obejrza, a skaa rozleciaa si
na tysic kawakw. Dugi wzi dziewic na rami i prdko odnis j z powrotem, tak samo prdko
odnis te swego kamrata i zanim wybia dwunasta, wszyscy siedzieli jak przedtem, byli rzecy i
dobrej myli.
Gdy wybia dwunasta, przysza stara czarownica, zrobia szydercz min, jakby chciaa powiedzie:
"Teraz jest mj", i mylaa, e jej crka siedzi o trzysta godzina dalej na skale. Gdy jednak ujrzaa
crk w ramionach krlewicza, przestraszya si i rzeka: "Oto ten, ktry moe wicej ni ja." Nie
moga si duej sprzeciwia i musiaa mu obieca dziewic. Powiedziaa jej wtedy do ucha: "Haba
tobie, bdziesz teraz musiaa sucha podego posplstwa i nie moesz wybra ma wedle
upodobania."
Dumne serce dziewicy wypeni gniew i mylaa ju nad zemst. Kazaa nastpnego ranka zwie
trzysta sni drewna i rzeka do krlewicza, e wypeni trzy zadania, ale nie zostanie jego on, pki
nie znajdzie si kto, kto bdzie gotw usi w rodku drwa i wytrzyma w ogniu. Mylaa, e aden z
jego sug nie da si za niego spali, a z mioci do niej, sam usidzie, ona za bdzie wolna. Sudzy
wtedy rzekli: "Wszyscy ju co zrobilimy, tylko mrony jeszcze nie, teraz jego kolej", posadzili go w
rodku drewnianego stosu i podpalili. Ogie zacz si pali i pon przez trzy dni, a cae drewno
zostao strawione. Gdy pomienie opady, sta tam mrony porodku popieliska i trzs si jak osika,
poczym rzek: "Takiego mrozu w yciu nie musiaem cierpie, gdyby trwao to duej, to bym zamarz."
Nie byo drogi ucieczki, pikna dziewica musiaa teraz wzi nieznajomego modzieca za ma. Gdy
jednak jechali do kocioa, rzeka stara: "Nie znios takiej haby" i wysaa za nimi swoich wojakw,
eby wszystko wytrzebili, co im na drodze stanie, a crk przywieli z powrotem. Nasuchiwacz
nadstawi jednak uszu i usysza potajemne rozmowy starej.
"Co poczniemy?" rzek do grubego, ten jednak mia na to rad, wyplu za wozem raz albo dwa cz
morskiej wody, ktr wypi. Powstao wielkie jezioro, w ktrym wojacy utknli i si potopili. Gdy si o
tym czarownica dowiedziaa, posaa swoich najlepszych jedcw, lecz nasuchiwacz usysza chrzst
ich zbroi i rozwiza jednemu z kamratw oczy. Ten troszk ostrzej spojrza na wrogw, a oni rozlecieli
si jak szko na kawaki. Nic im ju nie przeszkadzao jecha dalej, a gdy oboje pobogosawiono w
kociele, szecioro sug poegnao si i rzeko do swego pana: "Wasze yczenia spenione. Nie
potrzebujecie ju nas, pjdziemy dalej sprbowa naszego szczcia."

P godziny od zamku bya wioska, przed ktr pewien winiopas strzeg swego stada. Gdy tam
dojechali, rzek do swojej ony: "Wiesz dobrze, kim jestem? Nie jestem krlewiczem, lecz winiopasem,
a ten ze stadem to mj ojciec. My dwoje musimy si za to zabra i pomc mu strzec stad." Potem
poszed z ni do gospody i tajemnie rzek gospodarzom, by w nocy odebrali jej krlewskie stroje. Gdy
rankiem wstaa, nie miaa co ubra, gospodyni daa jej star spdnic i par wenianych poczoch i
jeszcze tak, jakby to by wielki prezent, rzeka jeszcze: "Gdyby nie wasz m, nic bym wam nie daa."
Mylaa wic, e to naprawd winiopas, pasa z nim trzod i mylaa: zasuyam na to moj
niesfornoci i dum. Trwao to osiem dni, nie moga tego duej wytrzyma, bo miaa obolae nogi.
Przyszo wtedy par ludzi i zapytao, czy wie, kim jest jej m. "Tak", odpowiedziaa, "jest winiopasem
i wanie wyszed, by pohandlowa sznurami i tamami." Lecz oni rzekli: "Chod z nami, zaprowadzimy
ci do niego", poprowadzili j na zamek, a gdy wesza na sal, sta tam jej m w krlewskiej szacie.
Nie poznaa go jednak, a obj j za szyj, pocaowa i rzek: "Duo wycierpiaem dla ciebie, ty za
musiaa troch pocierpie dla mnie." A potem dopiero byo weselisko, a ten, kto to opowiada, te
chciaby na nim by.

SILNY HANS
Byli sobie kiedy mczyzna i kobieta. Mili tylko jedno jedyne dziecko, yli samotnie w dolinie na
ustroniu. Zdarzyo si, e matka posza raz do lasu po jodowe gazki i wzia ze sob syna, ktry mia
dopiero dwa lata. A e wanie bya wiosna a dzieci cieszyo si kolorowymi kwiaty, zapuszczaa si z
nim coraz gbiej w las.
Nagle z zaroli wyskoczyo dwch rabusiw, pochwycili matk i dziecko o poprowadzili gboko w
czarny las, gdzie caymi latami aden czek si nie zapuszcza. Biedna kobieta prosia wci rabusiw,
by pozwolili jej odej z dzieckiem, lecz zbjeckie serca byy z kamienia. Nie suchali jej prb i baga,
si pdzili do przodu.
Przedzierali si jakie dwie godziny przez chaszcze i ciernie nim dotarli do skay, a byy w niej drzwi.
Zbje do nich zapukali i wnet si otworzyy. Musieli przej przez dugi ciemny korytarz, a wreszcie
doszli do wielkiej groty rozwietlonej przez ogie, ktry pon na palenisku. Na cianach wisiay
mieczem szable i inne miercionone narzdzia, byskay w wietle, a po rodku sta czarny st,
siedziao przy nim czterech zbjcw i grao, u szczytu siedzia herszt. Gdy ujrza kobiet, podszed,
zagadn j i rzek, by si niczego nie lkaa, bo nic zego jej nie zrobi, byleby tylko o domostwo
dbaa, a gdy wszystko bdzie w porzdku, nie bdzie jej u nich le. Podam dali jej co do jedzenia,
pokazali jej ko, gdzie miaa spa ze swoim dzieckiem. Kobita na wiele lat zostaa u zbjcw, Hans
urs i nabra krzepy. Matka opowiadaa mu historie i uczya go czyta ze starej rycerskiej ksigi, ktr
znalaza w grocie. Gdy Hans mia dziewi lat, zrobi sobie z jodowych konarw porzdnego kijaszka,
schowa go do ka, potem poszed do matki i rzek: "Droga matko, powiedz mi w kocu, kto jest
moim ojcem, chc i musz to wiedzie." Matka milczaa i nie chciaa mu powiedzie, by nie tskni za
domem. Wiedziaa take, e bezboni zbjcy i tak nie wypuszcz Hansa, ale mao nie rozsadzio jej
serca, e Hans nie mg pj do swego ojca.
W nocy, gdy zbjcy spali po swej upieskiej wyprawie, Hans wycign swojego kijaszka, stan przed
hersztem i rzek: "Chc wiedzie, kto jest moim ojcem, a jeli mi zaraz nie powiesz, to ci utuk."
Rozemia si herszt i da mu po pysku, e ten potoczy si pod st. Hans wsta, milcza i myla:
Poczekam jeszcze rok, a potem znowu sprbuj, moe pjdzie lepiej.
Gdy min rok, Hans znowu wycign swojego kijaszka, otar kurz, obejrza go i rzek: "Porzdny
kijaszek." W nocy wrcili zbjcy, pili si wino dzban za dzbanem i poczli zwiesza by. Hans przynis
wtedy kijaszka, stan przed hersztem i zapyta go, kto jest jego ojcem. Lecz herszt da mu tak mocno
po pysku, e Hans wtoczy si pod st, nie trwao jednak dugo, a ju by na grze i la swym
kijaszkiem kapitana i zbjcw, e aden nie mg ruszy rk ni nog. Matka staa w kcie pena
zadziwienia nad jego odwag i si. Gdy Hans skoczy sw robot, podszed do swej matki i rzek:
"Teraz byo na powanie, ale musz jeszcze wiedzie, kto jest moim ojcem."
"Drogi Hansie", odpowiedziaa matka, "chod, pjdziemy i bdziemy go szuka, a znajdziemy."
Zabraa hersztowi klucz od drzwi wejciowych, Hans poszed po wr na mk, wyadowa srebrem i
zotem i czym tylko znalaz z piknych przedmiotw, a gdy by peny, zarzuci na plecy. Opucili grot,
jakie oczy zrobi Hans, gdy wyszed z ciemnoci na wiato dnia i ujrza zielony las, kwiaty i ptaki i
poranne soce na niebie. Sta tak i dziwi si wszystkiemu, jakby mu troszk oleju brakowao. Matka
szukaa drogi do domu, a gdy szli ju par godzin, dotarli szczliwie do samotnej doliny i swego
domku.
Ojciec siedzia pod drzwiami, paka z radoci, gdy rozpozna sw on i usysza, e Hans to jego syn.

Oboje uwaa od dawna za zmarych. Lecz Hans, cho mia dopiero dwanacie lat, by o gow wyszy
od ojca. Poszli razem do izdebki. Ledwo Hans postawi swj worek na awie, cay dom pocz
trzeszcze, awa zamaa si, a potem i podoga, ciki za wr spad do piwnicy. "Boe uchowaj",
zawoa ojciec, "co to? Roztrzaskae nasz domek?" "Niech wam nie rosn z tego powodu siwe wosy,
drogi ojcze", odpowiedzia Hans, "w tym worku jest wicej, ni trzeba na nowy dom." Ojciec i Hans od
razu zaczli budowa nowy dom, kupowa bydo i ziemi i gospodarzy. Hans uprawia pola, a gdy
szed za pugiem i wciska go w ziemi, byki prawie nie musiay cign. Nastpnej wiosny rzek tedy
Hans: "Ojcze, zachowajcie cae zoto i karzcie mi zrobi porzdnie cik lask, ebym mg i w obce
strony." Gdy laska, ktrej da, bya gotowa, opuci dom ojca, wyruszy w wiat i trafi do wielkiego
ciemnego lasu. Usysza jak co trzaska i szeleci, rozejrza si i ujrza jod, ktra od dou do gry
poskrcana bya jak lina, a gdy oczy swe skierowa do gry, ujrza wielkiego jegomocia, ktry chwyci
drzewo o krci nim jak witk. "He!" zawoa Hans, "Co robisz tam na grze?" Jegomo odpar:
"Naznosiem wczoraj mas gazek, teraz ukrc sobie do tego jeszcze lin." Podoba mi si, pomyla
Hans, ten ma si, i zawoa: "Zostaw to, chod ze mn." Jegomo zlaz z gry, a by o ca gow
wyszy ni Hans, ktry te uomkiem nie by. "Od teraz zwiesz si Krcijoda", rzek do niego Hans.
Poszli potem razem i usyszeli jak co puka i wali, tak mocno, e przy kadym uderzeniu ziemia draa.
Wnet doszli do ogromnej skay, przed ktr sta olbrzym i pici odrywa od niej kawaki. Gdy Hans
zapyta, co sobie umyli, odrzek: "gdy w nocy chc spa, przychodz niedwiedzie, wilki i inne
paskudztwo tego rodzaju, wsz i obwchuj wok mnie i nie daj mi spa, chc wic zbudowa sobie
dom i si pooy, ebym mia spokj."
O tak, pomyla Hans, taki moe ci si przyda, i rzek do niego: "Zostaw budow tego domu i chod ze
mn. Bdziesz si zwa Waligra." Zgodzi si i wszyscy trzej wdrowali przez las, a gdzie zaszli, tam
dzikie zwierzta dray ze strachu i umykay przed nimi. Wieczorem doszli do starego opuszczonego
zamku, weszli do niego i pooyli si na sali spa. Nastpnego ranka Hans poszed do ogrodu, ktry
cakiem ju zdzicza i peen by cierni i chaszczy. A gdy tak sobie chodzi dokoa, wyskoczya na niego
dzika winia, lecz on waln j sw lach, e od razu pada. Wzi j potem na plecy i zanis na zamek.
Nadziali j tam na roen, zrobili sobie piecze i byli w dobrych humorach. Umwili si, e kadego dnia
po kolei dwch wyjdzie na polowanie, a trzeci zostanie w domu i bdzie gotowa, dla kadego po
dziewi funtw misa.
Pierwszego dnia w domu zosta Krcijoda, a Hans i Waligra poszli na owy. Gdy Krcijoda zajty by
gotowaniem, przyszed may, stary, przykurczony ludek na zamek i zada misa.
"Zbieraj si, ciapku", odpowiedzia, "nie potrzebujesz misa." Ale jake zdziwi si Krcijoda, gdy may,
niepozorny ludek, wyskoczy na niego i wali w niego piciami, e nie mg si broni, pad na ziemi i
ledwo apa powietrze. Ludek nie wyszed, nim wyy na nim cay swj gniew. Gdy z polowania
powrcio dwch pozostaych, Krcijoda nie wspomnia ni sowem o ludku i batach, jakie dosta.
Pomyla sobie: "gdy zostan w domu, bd mogli si sprbowa z tym uomkiem, a sama ta myl
sprawiaa mu rado.
Nastpnego dnia domu Waligra, a poszo mu dokadnie tak jak Krcijodle, ludek urzdzi go tak le, bo
ten nie chcia mu da misa. Gdy pozostali wrcili wieczorem do domu, Krcijoda, ju wiedzia, czego
Waligra dowiadczy, lecz obaj milczeli i myleli sobie: Hans te musi skosztowa tej zupy. Hans, ktry
nastpnego dnia musia zosta w domu, pracowa w kuchni, jak naley i sta nad kotem wycigajc
szumowiny, przyszed ludek i bez ogrdek zada kawaka misa. Pomyla wic sobie Hans;
Biedaczek, dam mu z mojej porcji, eby inni nie zbiednieli i poda mu kawaek misa. Gdy karze go
zjad, zada jeszcze raz misa, a dobry Hans da mu go i rzek, e to adny kawa, niechaj si nim
zadowoli. Karze zada jednak po raz trzeci.
"Robisz si bezczelny", rzek Hans i nic mu nie da. Zoliwy karze chcia ju na niego wyskoczy i
potraktowa go jak Krcijod i Waligr, ale trafia kosa na kamie. Hans da mu bez wysiku par
razw, e ten zacz skaka w d po zamkowych schodach. Hans chcia za nim pobiec, upad jednak
jak dugi, potykajc si o niego. Gdy wsta, karze by ju z przodu. Hans pospieszy za nim a do lasu i
zobaczy, jak wskakuje do skalnej groty. Wrci wic do domu, miejsce to jednak dobrze zapamita.
Pozostali dwaj, gdy wrcili do domu, zdziwili si, e Hans tak dobrze si trzyma. Opowiedzia im, co si
stao, przestali milcze nad tym, co im si przydarzyo. Hans mia si i rzek: "Dobrze wam tak,
dlaczego bylicie tacy skpi. To dla was haba, jestecie tacy wielcy, a dalicie si pobi karzekowi."
Wzili potem kosz i lin i wszyscy trzej poszli do skalnej groty, do ktrej wskoczy karze, i spucili
Hansa z jego lach w koszu na d. Gdy Hans dotar do dna, znalaz drzwi, a gdy je otworzy, siedziaa
tam dziewica pikna jak z obrazka, nie, jej pikna nie da si wyrazi, a obok niej siedzia karze i
szczerzy si do Hansa jak koczkodan. Bya zakuta w acuchy i tak smutno na niego spojrzaa, e Hans

poczu dla niej wielkie wspczucie i pomyla: Musisz j uwolni z mocy zego kara, i trzepn go sw
lach, a ten martwy opad na ziemi.
Wnet dziewicy opady acuchy, a Hans zachwyca si jej urod. Opowiedziaa mu, e jest krlewn,
ktr z ojczyzny porwa dziki hrabia i zamkn tu w skale, bo nie chciaa o nim sysze. Hrabia zostawi
kara jako stranika, a ten zada jej do blu i utrapienia.
Potem Hans wsadzi dziewic do kosza i kaza j cign do gry. Gdy kosz znowu pad na d, lecz
Hans nie ufa swoim towarzyszom i pomyla: Ju raz zdradzili swj fasz i nie powiedzieli mi nic o
karle, kto wie, co im teraz przyszo do gowy. Pooy wic do kosza swoj lach i byo to jego
szczciem, bo gdy kosz by w poowie wysokoci, pucili go w d, a gdyby Hans naprawd w nim
siedzia, byaby to jego mier. Nie wiedzia jednak, jak wydosta si z otchani, myla o tym bez
przerwy, lecz nie znalaz rady.
"To smutne", rzek, "e przyjdzie ci sczezn tu na dole." A gdy chodzi tak tam i z powrotem, znowu
doszed do izdebki, gdzie siedziaa dziewica, i ujrza, e karze ma na palcu piercie, ktry byszcza i
poyskiwa. Zdj go wic i wsadzi na palec, a gdy go obrci, usysza jak co szumi nad jego gow.
Spojrza do gry i ujrza tam duchy, one za rzeky, e jest ich panem, zapytay te, co jest jego
yczeniem.
Hans zrazu zaniemia, potem jednak rzek, e maj go wynie do gry. Usuchali natychmiast, a by
nie inaczej nili by lata w gr. Gdy ju tam by, nie byo tam czowieka, a gdy poszed na zamek i tam
nie zasta nikogo. Krcijoda i Waligra uciekli, a zabrali ze sob pikn dziewic. Hans przekrci
piercie, przybyy duchy i powiedziay mu, e obaj s na morzu. Hans big i bieg, a stan na
nadmorskiej play, daleko, daleko na wodzie ujrza stateczek, na ktrym siedzieli jego zdradzieccy
kompani. Peen wielkiego gniewu rzuci si bez namysu wraz ze sw lach do wody i zacz pyn, lecz
cika lacha cigna go w d, e mao si nie utopi.
W sam por obrci piercieniem, wnet przybyy duchy i poniosy go, szybko jak byskawica, na statek.
Zabuja wtedy sw lach i da zym kompanom zasuon nagrod, poczym wyrzuci ich do wody.
Wiosowa potem do domu z pikn dziewic, ktra bardzo si przelka, a ktr uwolni po raz drugi,
prosto do ojca, zosta jej mem i wszyscy strasznie si cieszyli.

TORNISTER, KAPELUSIK I ROEK


Byo kiedy trzech braci, a popadali oni w coraz gbsz bied. Gdy ndza ich bya ju tak wielka, e
cierpieli gd i nie mieli czego przegry, rzekli: "Nie moe by tak duej. Bdzie lepiej, jak ruszymy w
wiat szuka szczcia." Ruszyli wic w drog, a przeszli ju wiele dalekich drg i niejedno dziebeko
trawy podeptali, lecz szczcie cigle ich nie spotykao. Pewnego dnia doszli do wielkiego lasu, a po
jego rodku staa gra, gdy za podeszli bliej, zobaczyli, e owa gra bya caa ze srebra. Najstarszy
rzek tedy: "Znalazem ju szczcie, ktrego sobie yczyem, wikszego nie pragn." Zabra z tego
srebra, ile tylko mg unie, zawrci i poszed z powrotem do domu. Pozostali dwaj jednak rzekli: "Do
szczcia trzeba na wicej ni tylko srebro", nie ruszyli go i poszli dalej.
Gdy ju tak szli kolejnych par dni, doszli do gry, a bya ona caa ze zota. Drugi brat stan, pomyla,
lecz nie mia w sobie pewnoci.
"Co mam robi?" rzek. "Mam zabra tyle zota, eby mi starczyo do koca ycia, czy mam i dalej?"
W kocu postanowi, napeni kieszenie ile wlazo, powiedzia swemu bratu Bd Zdrw i poszed do
domu.
Trzeci jednak rzek: "Srebro u zoto, mnie to nie rusza: Nie wyrzekn si mojego szczcia, by moe
jest mi przeznaczone co lepszego." Poszed dalej, a gdy szed ju trzy dni, dotar do lasu, ktry by
jeszcze wikszy ni poprzedni i zdawa si nie mie koca. A e nie znalaz nic do jedzenia ni picia,
bliski by mierci. Wszed tedy na wysokie drzewo, by na grze sprbowa dojrze koca lasu, lecz jak
daleko okiem sign, nie widzia nic prcz wierzchokw drzew. Postanowi wic z drzewa zej, a e
gd go drczy, pomyla: Gdybym tylko mg nasyci ciao. Gdy zszed, ujrza ze zdziwieniem, e pod
drzewem stoi st, suto zastawiony jadem, ktrego wo unosia si jemu naprzeciw. "Tym razem",
rzek, "moje yczenie spenio si na czas", i nie pytajc, kto jado przynis i ugotowa, zbliy si do
stou i jad ochoczo, a zaspokoi gd. Gdy skoczy, pomyla: Byoby szkoda taki zostawi taki
przedni obrusik, by niszcza w lesie. Zoy go wic starannie i schowa. Potem ruszy dalej, a
wieczorem, gdy gd znw go trawi, chcia wystawi na prb swj obrusik, rozoy go i rzek: "ycz
sobie, by znowu zastawiony by dobrym jadem", a ledwo yczenie wyszo z jego ust, stao na nim tak

wiele mis najprzedniejszego jada, ile tylko zmieci si mogo. "Widz ju", rzek, "widz ju w jakiej
kuchni gotuje si dla mnie, jeste mi milszy nili gra srebra i zota", dojrza bowiem, to jego
ObrusikuZastawSi wszystko to sprawi. Schowa go delikatnie i schludnie do swego toboka i ruszy w
drog do domu.
Nie zaszed daleko, gdy spotka jedca. By od uzbrojony po zby, spojrza gronie i rzek do: "Jazda,
przyjacielu, dawaj mi tu kawa chleba, czy co tam masz na drog w swoim toboku." Chopak jednak
odpar: "Jeli jestecie godni, na mio Bo, podziel si z wami" Wycign potem obrusik z toboka,
rozoy na ziemi i rzek: "Obrusiku zastaw si" Wnet stano przed nimi gotowane i pieczone, a byo
tak ciepe, jakby wanie przyszo z kuchni. Wojak zrobi wielkie oczy, nie kaza si dugo prosi, zsiad
z konia skorzysta z okazji i wsuwa do gby coraz wiksze ksy, gdy ju pojedli, jedziec umiechn
si i rzek: "Suchaj, twj obrusik zdoby u mnie poklask, to by byo co dla mnie, na moich wyprawach
wojennych, gdzie nikt mi dobrze nie gotuje. Proponuj zamian, tam u sioda wisi tornister. Jest stary i
niepozorny, lecz tkwi w nim cudowne moce. Gdy zapuka z tej strony, przybdzie sto tysicy ludzi
piechoty i konno, gdy zapuka si z drugiej strony, nadejd rozmaici muzykanci. Jeli dasz mi obrusik,
jest twj."
"Niechaj bdzie," rzek chopak, 2jeli nie moe by inaczej, to si zamienimy", da jedcy obrusik,
zdj z sioda tornister, przewiesi go i si poegna. Gdy uszed kawaek drogi, chcia wyprbowa
cudowne moce swego tornistra i zapuka. Wnet stano przed nim sto tysicy ludzi piechoty i konno, a
ich wdz rzek "Czego pragnie mj pan i wadca?"
"Pospieszcie za jedc i zadajcie z powrotem mojego obrusika." Skrcili w lewo, a nie trwao wcale
dugo, gdy przynieli czego da, a co zabrali jedcy nie pytajc wiele. Kaza im potem odej i
poszed dalej. Wdrowa potem dzielnie za swoim nosem dobr chwil, gdy zobaczy, jak drog
nadjeda drugi jedca, te by strasznie uzbrojony, a zada tego, co poprzedni. Chopak mia mu
da je. Rozoy wic swj obrusik i zaprosi bohatera, by zsiad z konia i razem si posilili. Po
jedzeniu jedziec rzek: "W mojej torbie przy siodle mam stary sfatygowany kapelusik. Ma on tak
dziwn waciwo: Gdy si go naoy i obrci na gowie, wyjad armaty jakoby dwanacie wyjechao
jedna obok drugiej i wszystko roztrzaskaj, e nikt si przed nimi nie uchroni. Oddam to za twj
obrusik.
"Da si tego sucha", odpowiedzia, wzi kapelusik, woy na gow, a swj obrusik zostawi. Ledwo
jednak uszed kawaek, zapuka w swj tornister, a jego onierze musieli obrusik odebra. Jedno do
drugiego, pomyla, a mi si wci zdaje, jakoby mojej szczcie jeszcze si nie koczyo. Jego myli
go te nie oszukay.
Gdy uszed ju kawaek, spotka trzeciego jedc, ktry nie inaczej od poprzednich zada od niego
jedzenia. Da mu je ze swego obrusika, a jedcy smakowao to tak bardzo, e na odchodne
zaoferowa mu w zamian roek, ktry mia waciwoci cakiem inne od kapelusika. Gdy si w niego
dmuchao, waliy si wszelkie mury i twierdze na kup. Chopak da mu wprawdzie za to obrusik, lecz
jego druyna musiaa wkrtce go odebra, tak e w kocu mia tornister, kapelusik i roek.
"Teraz", rzek, "jestem go co si zowie, czas ju wraca do domu i zobaczy, jak idzie braciom."
Gdy dotar do domu, jego bracia zbudowali sobie za srebro i zoto pikny dom i stali si bogatymi
kupcami. Wstpi do nich, ale e przyszed w na wp podartym surducie, z ndznym kapelusikiem na
gowie i starym tornistrze na plecach, dziwili si, e tak mao zyska na swojej wdrwce. By jednak
ich rodzonym bratem, umiowali si nad jego ndz, obdarowali go suto, eby mg y z tego do
koca ycia. On jednak rzek: "Drodzy bracia, jeli nie jestecie zbyt dumni i si mn nie gardzicie,
zapraszam was dzisiaj na uczt, by uczci nasze spotkanie." Oni za zajali go i rzekli: "Chcesz na raz
przeje, co ci dalimy?" On jednak nie popuszcza i prosi ich coraz bardziej, by z nim zjedli, zgodzili
si wic w kocu. Kaza im usi do stou, zrobili to i kiwali gowami, bo nie staa na nim adna misa.
On za wzi swj obrusik, rozoy go i rzek swoje sowa, a w jednej chwili st sta peen
najprzedniejszych potraw: smaonych, gotowanych, pieczonych, do tego wszelkie gatunki wina, tak
pyszne, e na krlewskim stole lepszych nie byo. Bracia woali "ach" i "och, to ci dopiero, nie jeste
taki biedny, jaki surdut pokazujesz", raczyli si zadowoleni i niczego om nie brako. Ich gospodarz za
wzi swj tornister i pukn w jedn ze stron. Naschodzio si grajkw i grali najwspanialsz muzyk.
Potem pukn z drugiej strony, komenderowa swoj setk tysicy onierzy, ktrzy musieli, jak czsto
trzej bracia pili, strzela do wiwatu ze wszystkich rur. Usysza to krl, ktry mieszka cztery mile
stamtd. Pomyla sobie, e nadciga wrg, dlatego te posa swego trbacza, by spraw wybada i
donis mu, co w haas oznacza. Trbacz poszed i opowiedzia swojemu krlowi, e trzej bracia
wituj swoje spotkanie i dobrze si razem bawi. Krl kaza zaprzga i sam tam pojecha, bo nie
dawao mu spokoju, e zwykli ludzie komenderuj onierzami na swojej uczcie, dokadnie tak jak

wielki pan. Gdy dojecha, przywitano go uprzejmie i poproszono, by zasiad do stou i z nimi si raczy.
Zrobi to te, a zawsze gdy jaka misa bya pusta, na jej miejscu stawaa nowa, a wino w dzbanach
nigdy si nie koczyo. Spodobao si to krlowi tak bardzo, e postanowi, i musi mie taki obrusik.
Zaproponowa w zamian ziemi i wielk cz swojego skarbu. Chopak jednak, do ktrego obrusik
nalea, nie chcia go odda za adne skarby tego wiata. Rzek wic krl: "Nie oddasz po dobroci, to
wezm si", zdj obrusik ze stou, wsiad do swej karocy i rozkaza stangretowi jecha tak szybko, e
koniom spod kopyt sypa si ogie. W zamku kaza zamkn wszystkie drzwi i bramy, da rozkaz, by,
jeli przyjdzie chopak, do ktrego obrusik naley, maj go nie wpuszcza, lecz da dwadziecia batw
po garbie. Niedugo potem te si zjawi, przed krla go nie pucili, musia odej aonie potuczony z
siniakami.
Popad w gniew, zapuka w tornister, a stano przed nim sto tysicy w rzdku, rozkaza im otoczy
zamek krla. Krl posa kapitana ze swoimi zastpami przeciw niemu, by przepdzi z miasta
nieproszonego gocia. Lecz sto tysicy odparo kapitana z jego ludmi, e musieli uchodzi z
zakrwawionymi nosami. Krl rzek: "Tego typka da si jeszcze okiezna", i wysa nastpnego dnia
jeszcze wiksze zastpy przeciw niemu, lecz tym razem zdziaali jeszcze mniej. Chopak obrci par
razy kapelusika na gowie: Poczy spada cikie pociski, ludzie krla zostali pobici i przepdzeni.
"Teraz nie bdzie pokoju", rzek, "nim krl nie odda mi za on swojej crki i w jego imieniu nie bd
panowa w caym krlestwie." Kaza to obwieci krlowi, a ten rzek do swej crki: "Przymus to twardy
orzech, ale c pozostaje mi innego, ni to bym uczyni, czego da? Jeli chc mie pokj i zachowa
koron na gowie, musz ci odda."
witowano wic weselisko, a chopak odzyska swj obrusik, a prcz tego mia jeszcze krlewn. Krl
by naprawd smutny, jeszcze smutniejsza bya krlewna, e jej m by podego stanu, nosi ndzny
kapelusik, przewieszony mia stary tornister. Chtnie by si go pozbya, mylaa wic dzie i noc, jak
tego dokona. Mylaa sobie: Czy jego moc tkwi w tornistrze? Zacza wic udawa mi, a gdy jego
serce zmiko, rzeka: "Gdyby tylko odstawi ten tornister, tak ci oszpeca, e musz si ciebie
wstydzi."
"Drogie dziecko", rzek, "ten tornister to mj najwikszy skarb, jak dugo go mam, nie boj si adnej
potgi na tym wiecie" i zdradzi jej, jakimi cudownymi mocami by obdarzony. Obja go za szyj,
jakby chciaa go pocaowa, zdja chyo tornister z plecw i z nim ucieka.
Gdy tylko bya sama, zapukaa w niego i rozkazaa wojakom, by pojmali swego poprzedniego pana i
wyprowadzili go z krlewskiego paacu. Posuchali, a faszywa ona rozkazaa, by jeszcze wicej ludzi
przepdzio go z kraju. Byby zatem stracony, gdyby nie mia kapelusika. Ledwo wolne byy jego rce,
obrci go par razy. Natychmiast poczy grzmie pociski i wszystko rozbiy. Krlewna musiaa przyj
sama i prosi o ask. A e proszc wzruszya go i obiecaa popraw, da si przekona i zgodzi si na
pokj. Bya dla niego mia, udawaa, e bardzo go kocha, a po pewnym czasie tak go ogupia, e jej
zaufa, nawet gdyby kto mia w swojej mocy tornister, i tak nie mgby mu nic zrobi, jak dugo mia
jeszcze stary kapelusik. Gdy znaa ju t tajemnic, poczekaa a zasn, potem zabraa mu kapelusik i
kazaa go wyrzuci na ulic. Ale zosta mu jeszcze roek, w wielkim gniewie zadmucha w niego ze
wszystkich si. Wnet pady wszystkie mury i umocnienia, cay zamek, zabiy przy tym krla i krlewn,
a gdyby nie odstawi roka i dmucha jeszcze troszk, runoby na kup wszystko, nie zostaby kamie
na kamieniu.
Nikt ju mu si nie opiera, ogosi si tedy krlem nad caym krlestwem.

KAPUCIANY OSIO
By sobie kiedy mody myliwy, ktry poszed na czaty do lasu. Jego serce byo mode i radosne, a gdy
tak szed i gwizda na liciu, nadesza stara brzydka mateczka, ktra go zagadna i rzeka: "Dzie
dobry, drogi myliwy, radosny jeste i szczliwy, lecz ja cierpi gd i pragnienie, daje mi jamuny."
Poaowa myliwy biednej mateczki, sign do kieszeni i da jej troch podug swego majtku. Chcia
i dalej, ale stara kobieta zatrzymaa go i rzeka: "Posuchaj, drogi myliwy, co ci powiem, za twe
dobre serce zrobi ci prezent: Id swoj drog, za chwilk dojdziesz do drzewa, na ktrym siedzi
dziewi ptakw, w pazurach dzier paszcz i wyrywaj go sobie. Przy wtedy flint i strzelaj w sam
rodek. Puszcz wtedy paszcz, lecz trafisz te jednego z ptakw i spadnie martwy na ziemi. Zabierz
paszcz, to paszcz zaklty, gdy zarzucisz go na ramiona, wystarczy e bdziesz sobie yczy by w
jakim miejscu, a wnet si tam znajdziesz. Z martwego ptaka wyjmij serce i poknij je w caoci, a gdy
bdziesz wstawa, kadego ranka znajdziesz sztuk zota pod poduszk." Myliwy podzikowa mdrej
kobiecie i pomyla sobie: "Pikne rzeczy mi obiecaa, gdyby tylko si speniy." Gdy jednak zrobi jakie
sto krokw, usysza krzyk i wierkot nad sob w gaziach, e a spojrza do gry. Zobaczy tam kup

ptakw, targay dziobami i nogami jak chust, krzyczay, szarpay si i mocoway, jakby kady chcia
j mie tylko dla siebie. "No." Rzek myliwy, "Niesychane, jest dokadnie tak, jak rzeka mateczka,"
zdj flint z plecw, przyoy i strzeli w sam rodek, e a pira si posypay. Zwierzyna w wielkim
krzyku rzucia si do ucieczki, ale jeden ptak spad martwy wraz z paszczem. Uczyni wic myliwy, co
mu stara przykazaa, rozci ptaka, poszuka serca i pokn je, a paszcz zabra do domu.
Nastpnego ranka, gdy si obudzi, przypomnia sobie o obietnicy i chcia zobaczy, czy si spenia.
Gdy podnis sw poduszk, zabyszczaa mu sztuka zota, nastpnego za ranka znalaz kolejn i tak
zawsze, gdy wstawa. Uzbiera sobie kup zota, w kocu pomyla: "C mi po caym tym zocie, jeli
zostan w domu? Pjd rozejrze si po wiecie."
Poegna si z rodzicami, przewiesi swj myliwski tornister i flint i wyruszy w wiat. Zdarzyo si, e
gdy szed pewnego dnia przez gsty las, a ten wanie si koczy, ujrza przed sob na rwninie
okazay zamek. W jednym z jego okien staa starucha z przepikn dziewic i patrzya w d. Starucha
bya wiedm i rzeka do dziewczyny "Tam wychodzi kto z lasu, a ma w sobie cudowny skarb, dlatego
musimy go urzec, creczko, nam bdzie z nim lepiej do twarzy ni mu. Ma przy sobie ptasie serce,
dlatego pod jego poduszk co ranek ley sztuka zota." Opowiedziaa jej, jak tego dokona, i co musi
odegra, na kocu za zagrozia jej i rzeka z gniewnym wzrokiem: "Jeli nie bdziesz mnie sucha,
spotka ci nieszczcie." Gdy myliwy podszed bliej, ujrza dziewczyn i rzek sobie "wdruj od tak
dawna, dobrze by wypocz i zawita w tym piknym zamku, pienidzy mam ci ja w brd." Waciw
jednak przyczyn by pikny obraz, jaki jego oczy ujrzay.
Wszed do domu, a przyjto go uprzejmie i tak samo ugoszczono. Nie trwao dugo, a tak zakocha si
w crce czarownicy, e nie myla o niczym innym i patrzy jeno za jej oczyma, a czego chciaa, to i
robi chtnie. Starucha rzeka wtedy: "Musimy mie to ptasie serce, nic nie poczuje, gdy mu go
braknie." Sporzdzia napj, a gdy by ju ugotowany, nalaa go do kubka i daa dziewczynie, by podaa
go myliwemu. Ona za rzeka "Najdroszy, wypij za mnie." Wzi wic kubek, a gdy wypi napj,
wyrzuci z ciaa serce ptaka. Dziewczyna musiaa je potajemnie wynie i pokn, bo tak chciaa tego
starucha. Od tej pory nie znajdywa ju zota pod poduszk, leao ono pod poduszk dziewczyny, skd
zabieraa je stara co ranek. By jednak tak zakochany i ogupiay, e nie myla o niczym innym, jak
tylko o spdzaniu czasu z dziewczyn.
Wtedy rzeka stara: "Ptasie serce ju mamy, teraz musimy mu jeszcze zabra czarodziejski paszcz."
Dziewczyna odpowiedziaa: "Zostawmy mu go, straci przecie cae swoje bogactwo." Stara zezocia
si i rzeka: "taki paszcz to cudowna rzecz, rzadko spotyka si tak na wiecie, musimy go mie."
Potem zbia dziewczyn i rzeka, e jeli nie bdzie posuszna, to bdzie z ni le. Czynia wic wedle
rozkazu starej, stana razu pewnego przed oknem i patrzya w dal, jakby bya bardzo smutna. Myliwy
zapyta: "Czemu stoisz taka smutna?" - "Ach, skarbie," odpowiedziaa, "Ley tam w dali granatowa
gra, gdzie rosn wspaniae kamienie szlachetne. Nosz w sobie tak wielkie ich pragnienie, e, gdy o
tym myl, robi si smutna. Ale kt moe po nie pj? Tylko ptaki, ktre lataj, dotr do tego
miejsca, czek za przenigdy." - "Jeli nie trapi ci nic wicej," rzek myliwy, "wnet zdejm ten smutek
z twojego serca." Po tych sowach okry j paszczem i zayczy sobie, by znalaz si na granatowej
grze i w teje chwili siedzieli na niej we dwoje. Szlachetne kamienie byszczay ze wszystkich stron, e
a mio byo patrze, zbierali najpikniejsze i najkosztowniejsze. Stara sprawia jednak sw
czarodziejsk sztuk, e oczy myliwego zrobiy si cikie. Rzek tedy do dziewczyny "Usidmy na
chwil i odpocznijmy, jestem taki zmczony, e nie mog utrzyma si na nogach." Usiedli wic, a on
pooy sw gow na jej kolanach i zasn. Gdy tak spa, zdja paszcz z jego plecw i sama go
naoya, zebraa granaty i zayczya sobie, by znale si w domu. Gdy myliwy przebudzi si ze snu,
zobaczy, e ukochana go oszukaa i zostawia samego na dzikiej grze.
"O," rzek, "jak wielka jest niewierno na tym wiecie!" Siedzia zatroskany, a smutek trapi jego serce
i nie wiedzia, co pocz. Gra naleaa do dzikich i potwornych olbrzymw, ktrzy na niej mieszkali i
pdzili swj ywot, a nie siedzia dugo, gdy ujrza, e nadchodzi trzech z nich. Pooy si na ziemi,
jakby zapad w gboki sen. Olbrzymy podeszy, pierwszy trci go nog i rzek "Co to za robactwo ley
na ziemi i gapi si w jej gb?" Drugi rzek "Rozdepcz go." Trzeci za rzek z pogard: "To by dopiero
byo godne zachodu! Niech sobie yje, tutaj nie moe zosta, a jeli wejdzie na szczyt gry, dopadn
go chmury i unios w dal." Po tej rozmowie odeszli, myliwy za zwaa na ich sowa i gdy tylko odeszli,
wsta i wspi si na szczyt gry. Gdy siedzia tam chwilk, przyfruna chmura, chwycia go, niosa go
daleko po niebie, potem opada nad wielkim dokoa otoczonym murem ogrodem, tak e osiad
delikatnie na ziemi midzy warzywami a kapust. Myliwy rozejrza si i rzek "Gdybym tylko mia co
do jedzenia, jestem taki godny, bdzie mi ciko i dalej, a tu nie widz jabka ni gruszki, ani adnych
owocw, wszdzie nic tylko zielenina." W kocu pomyla "W biedzie mona zje i saat, nie smakuje
szczeglnie, ale mnie odwiey." Wyszuka wic sobie pikn gwk i j jad, ledwo jednak przekn
par ksw, zrobio mu si jako dziwnie, poczu si cakiem odmieniony. Wyrosy mu cztery nogi,
gruba gowa i dwoje dugich uszu, z przeraeniem ujrza, e zmieni si w osa. A e wci odczuwa

wielki gd, a podle jego nowej natury soczysta saata bardzo mu smakowaa, jad coraz bardziej
ochoczo. W kocu dotar do innego gatunku saaty, ledwo jednak przekn jej troch, odczu now
zmian i powrci do ludzkiej postaci.
Pooy si wic myliwy i odespa cae zmczenie. Gdy obudzi si nastpnego ranka, urwa sobie po
gwce dobrej i zej saaty, mylc sobie: "pomoe to moim i ukarze niewierno." Schowa gwki,
wspi si przez mur i odszed, by szuka zamku ukochanej. Tua si dni par, ale szczliwie go
odnalaz. Twarz przemalowa na brzowo, e rodzona matka by go nie poznaa, poszed na zamek i
poprosi o schronienie. "Jestem bardzo zmczony" rzek "i nie mog i dalej." Wiedma zapytaa:
"Powiedzcie mi, ziomku, za jakim idziecie interesem?" Odpowiedzia jej: "Jestem posacem krla,
wysano mnie, bym znalaz najsmaczniejsz saat, jaka ronie pod tym socem. Miaem szczcie i j
znalazem, nios j ze sob, ale upa pali tak mocno, e delikatne ziele gro zwidniciem i nie wiem,
czy je donios."
Gdy stara usyszaa o tak smacznej saacie, nabraa na ni ochoty i rzeka: "Drogi ziomku, dajcie mi
sprbowa tej cudownej saaty." - "Czemu nie?" odpowiedzia, "Przyniosem dwie gwki i jedn wam
dam," otworzy worek i poda jej t z. Wiedma nie podejrzewaa niczego, a linka cieka jej w ustach
na myl o nowej potrawie tak bardzo, e sama posza do kuchni i przygotowaa saat. Gdy skoczya,
nie bya w stanie czeka, a stanie na stole, od razu wzia par lici i wsadzia je do ust, ledwo jednak
je pokna, stracia ludzk posta i wybiegaa jako olica na podwrzec. Przysza i suka do kuchni,
ujrzaa gotow saat i chciaa j poda, po drodze jednak napada j ochota wedle starych nawykw
by jej sprbowa, zjada wic par lici. Wnet wysza na jaw ich cudowna moc i zmienia si w olic,
poczym wybiega do starej, a miska z saat poleciaa na podog. Posaniec siedzia w tym czasie u
piknej dziewczyny. Gdy nikt z saat nie przychodzi, a i ona miaa na ni ochot, rzeka: "Nie wiem,
co z t saat." Myliwy pomyla wtedy sobie "Ziele musiao ju zadziaa," i rzek: "Pjd si rozezna
do kuchni." Gdy wyszed, zobaczy dwie olice biegajce po podwrzu, saata za leaa na ziemi. "Maj
za swoje," rzek, "Te dwie odebray ju sw cz," podnis pozostae licie, pooy je w misce i
zanis dziewczynie. "Sam wam przynosz to przednie jedzenie," rzek, "abycie duej nie musiay
czeka." Zjada wic, jak reszta stracia ludzk posta i jako oliczka biegaa po podwrzu.
Myliwy obmy sw twarz, tak e krewni znw mogliby go rozpozna. Wyszed na podwrze i rzek:
"Teraz dostaniecie nagrod za wasz niewierno." Zwiza wszystkie trzy powrozem i pdzi a doszli
do myna. Zapuka w okno, mynarz wystawi gow i spyta czego sobie yczy. "Mam trzy ze
zwierzta," odpowiedzia, "ktrych nie chc duej chowa. Jeli je sobie wemiecie, dacie im stajni i
jedzenie, jak wam to powiem, zapac wam za to, ile zechcecie." Mynarz rzek: "Czemu nie? Jak mam
je trzyma?" Myliwy rzek, e starej olicy, a bya to wiedma, ma dawa trzy razy dziennie baty i
tylko raz jedzenie, modszej, ktra bya suk, raz baty i trzy razy jedzenie, a najmodszej, ktra bya
dziewczyn, adnych batw, tylko trzy razy jedzenie, bo jego serce nie wytrzymaoby tego, gdyby
dziewczyna bya bita. Wrci potem na zamek, a czego mu byo trzeba, to te i tam znalaz.
Po paru dniach przyszed mynarz i rzek, e stara olica, ktra dostawaa jeno baty i tylko raz jedzenie,
zdecha. "Dwie pozostae," rzek, "wprawdzie nie pozdychay i dostaj trzy razy jedzenie, ale s takie
smutne, e nie potrwa to z nimi dugo." Ulitowa si wtedy myliwy, jego gniew min. Mynarzowi kaza
przypdzi olice. A gdy przyszy, da im do zjedzenia dobrej saaty i znowu stay si ludmi. Pikna
dziewczyna pada przed nim na kolana i rzeka: "Ach, mj kochany, przebacz mi cae zo, ktre tobie
uczyniam. Zmusia mnie do tego matka. Stao si wbrew mej woli, bo kocham was z caego serca.
Twj czarodziejski paszcz wisi w szafie, a ptasie serce oddam, gdy wezm mikstur na wymioty." On
mia jednak co innego w zamyle. "Zachowaj to, wszystko mi jedno, bo chc wzi ci za on." A
potem byo wesele i yli razem w szczciu a do mierci.

FRYDERYK I KATARZYNKA
By sobie pewien jegomo, a zwa si on Fryderyk, i bya te kobieta, ktra zwaa si Katarzynka.
Pobrali si oboje i yli razem jako mode maestwo. Pewnego dnia rzek Fryderyk: "Id na pole,
Katarzynko, kiedy wrc, zdaoby si mi co usmay i na stole pooy, by gd zaspokoi i jaki
wiey trunek, by ukoi pragnienie." - "Id, Fryderysiu,", odpowiedziaa Katarzynka, "id, ju ja ci
dogodz." Gdy zbliaa si pora na posiek, wycigna z komina kiebas i pooya na patelni, dodaa
masa i postawia na ogniu. Kiebasa zacza si smay i skwiercze, Katarzynka staa przy niej,
trzymaa patelni za trzonek i sobie mylaa i wtedy wanie przyszo jej do gowy: "Nim kiebasa
bdzie gotowa, moesz i do piwnicy utoczy trunku." Trzonek patelni umocowaa, wzia dzbanek,
posza do piwnicy i natoczya piwa. Piwo leciao do dzbanka, Katarzynka na patrzya i pomylaa:
"Hola, pies na grze nie jest uwizany, zwdzi kiebas z patelni., to by ci dopiero byo." Prdko
pobiega po schodach do gry, ale hultaj ju trzyma kiebas w pysku i cign j za sob po ziemi.
Lecz katarzynka leniwa nie bya, pdzia za nim adny kawaek po polu, pies jednak by szybszy i

kiebasy nie puszcza, musiaa z nim skaka po polach. "Przepado!" rzeka Katarzynka, obrcia si, a
poniewa zmczya si bieganiem, sza powolutku chodzc si. W tym czasie piwo wci leciao z
beczki, bo katarzynka nie przekrcia kurka, a gdy dzbanek by ju peny i nie byo miejsca, piwo lao
si po piwnicy i przestawao, a beczka bya pusta. Katarzynka dojrzaa nieszczcie jeszcze na
schodach. "Zmora", zawoaa: "Co teraz poczniesz, by Fryderyk niczego nie zmiarkowa!" Zastanawiaa
si chwilk, w kocu przyszo jej do gowy, e z ostatniego odpustu stoi jeszcze na strychu worek
wybornej mki pszenicznej. Chciaa po ni pj i nasypa do piwa. "Tak", rzeka, "Kto oszczdzi w
czas, ten ma potem w biedzie", Posza wic na strych i zniosa worek, rzucia go prosto na dzbanek
peen piwa, e si przewrci. Trunek Fryderyk spyn po piwnicy. "Tak to ju jest, gdzie jeden, tam i
drugi by musi," rzeka Katarzynka, rozsypaa mk po caej piwnicy, a na kocu strasznie si cieszya
ze swej pracy i rzeka: "Ale tu wyglda schludnie i czysto!"
W porze obiadu do domu wrci Fryderyk. "No, ono, czyme mi dogodzia?" - "Ach, Fryderysiu",
odpowiedziaa, "Chciaam ci usmay kiebas, ale gdy toczyam do niej piwa, pies ukrad j z patelni,
gdy biegaam za psem, wylao mi si piwom a gdy chciaam wysuszy piwo pszeniczn mk,
przewrciam jeszcze dzban, ale nie martw si, piwnica jest w wielkim porzdku." Fryderyk rzek
wtedy: "Katarzynko, Katarzynko, nie powinna bya tak robi! Pozwoli, by pies ukrad kiebas, by
piwo si wylao i jeszcze sypa na nie nasz przedni mk!" - "Tak, Fryderysiu, nie wiedziaam,
powiniene by mi to powiedzie." M pomyla sobie: "Jeli dalej bdzie tak szo z twoj on, to
musisz mie si lepiej na bacznoci." A mia on uskadan adn sumk talarw, zamieni je na zoto i
rzek do katarzynki: "Patrz, na te te etony, wsadz je do garnka i zakopi pod obem dla krw, ale
nie prbuj ich dotyka, bo bdzie z tob le." Ona za rzeka: "Nie, Fryderysiu, na pewno tego nie
zrobi". Lecz gdy Fryderyka nie byo, przyszli na wie kramarze, ktrzy sprzedawali gliniane miski i
garnki i zapytali modej pani, czy nie chce nic kupi." "Och, mili ludzie", rzeka Katarzynka, "Nie mam
pienidzy i nie mog nic kupi, ale jeli potrzebujecie tych etonw, to na pewno co kupi." - "te
etony? Czemu nie? Poka je." - "Chodcie ze mn do obory i kopcie pod obem dla krw, znajdziecie
nam te etony. Mi nie wolno tam i." otrzyki poszy, kopay i znalazy zoto, obadowali si nim i
uciekli z nim zostawiajc garnki i miski w domu. Katarzynka mylaa, e musi jako spoytkowa nowe
naczynia: Poniewa w kuchni nie brakowao naczy, w kadym z garnkw rozbia dno i poukadaa na
sztachetach dla ozdoby dookoa domu. Gdy wrci Fryderyk i ujrza nowe ozdoby, rzek: "Katarzynko,
co robia?" - "Kupowaam, Fryderysiu, za te te etony, schowane pod obem dla byda, ale sama
po nie nie poszam, kramarze musieli sami sobie je wykopa." - "Ach, kobieto", rzek Fryderyk, "Co ty
zrobia! To nie byy etony, to byo czyste zoto, nasz cay majtek, nie wolno ci byo tego robi." "Tak, Fryderysiu", odpowiedziaa, "nie wiedziaam, powiniene by mi o tym powiedzie."
Katarzynka staa chwilk i si namylaa, wreszcie rzeka: "Suchaj, Fryderysiu, odzyskamy zoto,
pobiegniemy z zodziejami." - "Chod wic", rzek Fryderyk, "sprbujemy, we tylko maso i ser,
ebymy w drodze mieli co je." - "Dobrze, Fryderysiu, wezm." Ruszyli wic w drog, a e Fryderyk
szybciej chodzi piechot, Katarzynka sza za nim. "To moja przewaga", pomylaa, "jak bdziemy
wraca, bd kawaek dalej." Po jakim czasie doszli na gr, , gdzie po obu stronach drogi byy
gbokie koleiny. "Patrzcie no", rzeka Katarzynka, "jak t biedn ziemi pocili udrczyli i ugnietli! Do
koca ycia nie ozdrowieje." I z dobroci serca wzia swoje maso i posmarowaa koleiny, na lewo i
prawo, eby koa tak ich nie cisny, a gdy si tak schylaa w swym miosierdziu, ser wypad jej z torby
i potoczy si z gry. Katarzynka wtedy rzeka "Ju raz przeszam t drog pod gr, nie bd schodzi,
niech inny poleci i pjdzie po niego." Wzia tedy drugi kawaek sera i poturlaa go w d.
Obydwa kawaki sera jednak nie wrciy, poturlaa wic trzeci i pomylaa "Moe czekaj na
towarzystwo i nie lubi chodzi sami." Gdy wszystkie trzy kawaki nie wracay, rzeka "Nie wiem, co to
ma znaczy! Moe trzeci nie znalaz drogi i pobdzi, pol wic czwarty, eby reszt przywoa."
Czwarty nie sprawi si lepiej ni trzeci. Katarzynka zezocia si i rzucia w d jeszcze pity i szsty, a
byy to ostatnie. Przez jaki czas staa i czekaa, czy aby ni przejd, ale nie przyszy, rzeka wic: "O,
was to tylko po mier posa, dugo was nie ma, mylicie, e bd duej na was czeka? Pjd swoj
drog, moecie pobiec za mn, macie modsze nogi ni ja." Katarzynka odesza i znalaza Fryderyka,
ktry sta i czeka, bo chtnie by co zjad. "Daje, co zabraa ze sob." Podaa mu suchy chleb. "Gdzie
jest maso i chleb?" zapyta m, "Ach, Fryderysiu," rzeka Katarzynka, "Masem posmarowaam
koleiny, a kawaki sera wnet przyjd, jeden mi uciek, to posaam za nim reszt, eby go zawoali."
Fryderyk za rzek: "Nie wolno ci byo tego robi, Katarzynko, smarowa masem drog, puszcza ser z
grki". Tak, Fryderysiu, powiniene mi to by powiedzie."
Zjedli suchy chleb pospou, a Fryderyk rzek "Katarzynko, zamkna dom, gdy odchodzia?" - "Nie,
Fryderysiu, powiniene by mi powiedzie przedtem." - "Id wic do domu i zamknij dom, zanim
pjdziemy dalej. Przynie mi co innego do jedzenia, poczekam tu na ciebie." Katarzynka ruszya z
powrotem i pomylaa "Frydery chce zje co innego, maso i ser pewnie mu nie smakuj, przynios
mu chust pen suszonych owocw i dzban octu do popicia". Zamkna potem grne drzwi, a dolne
wycigna, wzia na plecy mylc, e gdy drzwi bd bezpieczne, to i dom bezpieczny bdzie.

Katarzynka nie spieszya si w drodze, mylc: "Frydery tym duej sobie wypocznie" gdy znw do
niego dotara, rzeka: "Tu Fryderysiu, drzwi do domu, moesz teraz sam strzec domu. "O Boe," rzek,
"ale mam mdr on! Wyciga dolne drzwi, e wszystko moe wej, a grne zamyka. Ju za pno
by wraca do domu, ale skoro przyniosa tu drzwi, to bdziesz je dalej nie." - "Drzwi bd niosa,
Fryderysiu, ale suszone owoce i dzban z octem s za cikie, powiesz je na drzwiach, mog je nie."
Poszli wic w las i szukali otrzykw, ale ich nie znaleli. Poniewa zrobio si ciemno, weszli na drzewo,
by na nim przenocowa. Ledwo usiedli na grze, a przeszy typki, ktre niosy, co samo nie chciao
chodzi. Znajdywali rzeczy, nim je kto zgubi. A usiedli dokadnie pod drzewem, na ktrym siedzieli
Fryderyk i Katarzynka, rozpalili ogie i chcieli podzieli up. Fryderyk zszed z drzewa z drugiej strony,
do torby nazbiera kamieni i wszed na gr z powrotem. Chcia obrzuci nimi zodziei na mier.
Kamienie jednak nie trafiy, a otrzyki zawoay: "Wkrtce ranek, wiatr strzsa szyszki". Katarzynka
drzwi miaa wci na plecach, a e j gnioty, pomylaa, e to winy suszu i rzeka "Fryderysiu, musz
zrzuci suszone owoce." - "Nie, Katarzynko, nie teraz", odpowiedzia, "Mogyby na zdradzi." - "Ach,
Fryderysiu, musz, bardzo mnie gniot." - "To zrb to w kocu do kata!" Suszone owoce potoczyy si
midzy gazie, a typki na dole rzeky "Ptak spuszczaj swj gnj". Po chwili, gdy drzwi wci gnioty,
rzeka Katarzynka "Ach, Fryderysiu, musz wyla ocet" - "Nie, Katarzynko, to moe nas zdradzi." "Ach, Fryderysiu, musz, za mocno mnie gniecie." "To rb to do kata!" Wylaa wic ocet, oblewajc
zodziejaszkw. Mwili midzy sob "Rosa kapie ju z gry" Katarzynka pomylaa sobie w kocu "Moe
to drzwi tak mnie gniot?" i rzeka "Fryderysiu, musz zrzuci drzwi". "Nie, Katarzynko, nie teraz, mog
nas zdradzi. - "Ach, Fryderysiu, musz, za mocno mnie gniot." - "Nie, Katarzynko, trzymaj je
mocno." - "Ach, Fryderysiu, puszcz je." - "Hmm" odpowiedzia rozzoszczony Fryderyk, "to pu je do
diaba!" Pucia je wic z wielkim hukiem, a otrzyki na dole pomylay w strachu "Diabe zazi z
drzewa", wyrwali z miejscy zostawiajc wszystko. O jutrzence, gdy oboje zeszli, odnaleli swoje zoto i
zanieli do domu. Gdy znw byli w domu, rzek Fryderyk "Katarzynko, musisz by pilna i zabra si do
roboty". "Tak, Fryderysiu, zrobi tak, pjd na pole cina plony." Gdy Katarzynka bya na polu,
rozmawiaa sama ze sob "Zjem co, zanim bd ci, albo popi, zanim bd ci? He! Najpierw
zjem!" Katarzynka zjada wic, a od octu zrobio jej si sennie, zacza ci i na p nic rozcia swoje
odzienie na dwie czci, fartuch, spdnic i koszul. Gdy Katarzynka przebudzia si z dugiego snu,
staa na p naga i rzeka do siebie samej "To ja, czy to nie ja? Ach, to nie ja!" Tymczasem zrobia si
noc, Katarzynka pobiega wic na wie i zapukaa w okno ma woajc "Fryderysiu?" -"Co tam?" "Chciaabym wiedzie, czy Katarzynka jest w rodku." - "Tak, tak" odpowiedzia Fryderyk, "ley w
rodku i pi." Ona za rzeka "Dobrze, znaczy jestem ju w domu" i pobiega w noc.
Katarzynka spotkaa otrzykw, ktrzy chcieli kra. Podesza do nich i rzeka "Pomog wam kra",
otrzyki pomylay, e to wietna okazja i byli wielce radzi. Katarzynka wysza przed domy i
zwaoa :Ludzie, macie co? Bdziemy kra". otrzyki pomylay "A to ci dopiero" i chcieli pozby si
Katarzynki, rzekli wic do niej "Przed wiosk pleban ma buraki na polu, id i narwij nam burakw,"
Katarzynka wysza w pole i zacza rwa, bya jednak leniwa i nie podnosia si do gry. Przechodzi
tamtdy pewien czowiek, zobaczy to i pomyla, e to diabe w burakach tak grzebie. Pobieg na wie
do plebana i rzek "Ksie plebanie, w waszych burakach siedzi diabe i rwie" - "O Boe," odrzek
pleban, "kutykam na jedn nog i nie mog i go przegna." Czowiek za rzek: "To was podepr" i
podpierajc go wyszed. A gdy byli ju przy polu, Katarzynko wyprostowaa si i wycigna si do
gry." O, diabe!" zawoa pleban i obaj uciekli, pleban za bieg w wielkim strachu i kulaw nog
znacznie prociej ni czek, ktry by go podpiera, a nogi mia zdrowe.
DIABA ZOTE TRZY WOSY
Bya sobie kiedy biedna kobieta. Urodzia synka, a poniewa w czepku przyszed na wiat,
przepowiedziano mu, e w czternastym roku dostanie crk krla za on. Zdarzyo si, e niedugo
potem krl przyby do wioski, lecz nikt nie wiedzia, e to by krl, a gdy pyta ludzi, co nowego,
odpowiadali mu, e w tych dniach dziecko w czepku si narodzio. Cokolwiek nie zrobi, wyjdzie mu na
dobre. Przepowiedziano take, e w czternastym roku dostanie crk krla za on. Krl, ktry zo w
sercu nosi, a i zy by z powodu przepowiedni, poszed do rodzicw, uda miego i rzek: "Biedni ludzie,
dajcie mi wasze dziecko, bd o nie dba, a e to dziecko szczcia, musi mu to wyj na dobre."
Zgodzili si w kocu i oddali mu chopca.
Krl woy dziecko do skrzyni i odjecha na swym koniu. Gdy dotar do gbokiej wody, wrzuci do
skrzyni i pomyla "Uratowaem crk od kawalera, ktrego nikt nie czeka." Lecz skrzynia nie posza
na dno, a pywaa jak stateczek, do rodka nie wdara si ani kropla wody. Dopyna a na dwie mile
od krlewskiej stolicy, gdzie sta myn. Skrzynia zawisa w jazie u myna. Pewien mynarczyk wanie
tam sta i wszystko widzia. Wycign j bosakiem. Spodziewa si wielkich skarbw, lecz gdy j
otworzy, w rodku lea liczny chopczyk, a by on wiey i peen ycia. Zanis go mynarzom, a
poniewa nie mili dzieci, ucieszyli si i rzekli "Bg nas obdarowa." Troszczyli si o znajducha. Rs we
wszelkich cnotach.

Zdarzyo si, e przy wielkiej burzy krl zaszed do myna. Zapyta mynarzy, czy ten wielki chopak, to
ich syn. "Nie," odrzekli, "Jest znajduchem, przypyn do nas w skrzyni czternacie lat temu.
Mynarczyk wycign go z wody." Spostrzeg wtedy krl, e to nikt inny jak dziecko szczcia, ktre
kiedy wrzuci do wody i rzek: "Dobrzy ludzie, czy chopak ten nie mgby zanie listu krlowej, dam
mu za to dwie sztuki zota?" - "Jak krl kae," odrzekli. Powiemy mu, by by gotowy. Napisa wtedy krl
list do krlowej, w ktrym stao: "Natychmiast, gdy ten chopak przybdzie z tym pismem, ma by
zabity i pogrzebany, a wszystko ma si sta nim wrc."
Chopak wyruszy w drog z listem, lecz zabdzi i wieczorem doszed do wielkiego lasu. W ciemnoci
zobaczy wiateko, podszed do niego i trafi do domku. Gdy wszed, ujrza star kobiet, ktra sama
siedziaa przy ogniu. Wystraszya si, gdy ujrzaa chopca. Rzeka: "Skd przybywasz i dokd idziesz?" "Id z myna," odpowiedzia, "do krlowej . Mam jej list zanie. A e zgubiem si w lesie chciaem tu
przenocowa." - "Biedaku," rzeka kobieta, "Trafie do chaty zbjw. Gdy wrc do domu, zabij ci" "Niech sobie przychodzi, kto chce," powiedzia chopiec, "nie bij si. Jestem taki zmczony, e nie
mog i dalej." Wycign si na awce i zasn. Niedugo przyszli zbje i zapytali w gniewie, co to za
obcy chopak na awie ley. "Ach," powiedziaa staruszka, "To niewinne dzieci, zabdzio si w lesie. Z
litoci je przyjam. Ma zanie list do krlowej." Zbje zamali piecz listu i przeczytali go. Byo tam
napisane, e chopiec natychmiast po przybyciu ma by stracony. Zatwardziae zbjeckie serca
przepenio wspczucie. Herszt podar list i napisa inny, a stao w nim, e natychmiast po przybyciu
chopca maj si odby jego zalubiny z krlewsk crk. Pozwolili mu spa na awie w spokoju do
rana, a gdy si obudzi, dali mu list i wskazali drog. Krlowa za, gdy odebraa list i go przeczytaa,
uczynia, co byo w nim napisane, kazaa wyprawi przecudne weselisko i tak wydano krlewsk crk
za dziecko szczcia, a e modzieniec pikny by i miy, ya z nim w szczciu.
Po pewnym czasie krl wrci do zamku i zobaczy, e przepowiednia si wypenia a jego crka
polubia dziecko szczcia. "Jak to si stao?" rzek, "Wysaem list z zupenie innym rozkazem."
Krlowa poda mu w list, eby sam zobaczy, co tam jest napisane. Krl przeczyta list i zrozumia, e
zosta on podmieniony. Zapyta modzieca, co stao si z powierzonym mu listem, dlaczego przynis
inny list zamiast waciwego. "Nic o tym nie wiem," odpowiedzia, "Musia go kto podmieni w nocy,
gdy spaem w lesie." Peen gniewu rzek na to krl: "Tak atwo nie bdzie. Kto chce mie moj crk,
musi przynie z pieka trzy zote wosy z gowy diaba. Jeli przyniesiesz, czego dam, moesz
zachowa moj crk." Krl pomyla, e w ten oto sposb pozby si go na wieki, lecz dziecko
szczcia odparo "Przynios wam zote wosy. Nie boj si diaba." Poegna si potem i rozpocz
wdrwk.
Droga zaprowadzia go do wielkiego miasta, gdzie stranik przy bramie wypyta go, na jakim rzemiole
si zna i co wie. "Wiem wszystko," odpowiedziaa dziecko szczcia." - "Wic moesz nam zrobi
przysug," rzek stranik, "Gdyby mg nam powiedzie, dlaczego z naszej studni na rynku, z ktrej
zawsze tryska wino, nie leci nawet woda?" - "Dowiecie si tego," rzek, "Poczekajcie tylko a wrc."
Poszed dalej, a dotar do innego miasta. Zapyta go tam znw stranik, na jakim rzemiole si zna i
co wie. "Wiem wszystko," odpowiedzia. "Wic moesz nam zrobi przysug i nam powiedzie,
dlaczego pewne drzewo w naszym miecie, ktre zawsze zote jabka nosi, nie wypuszcza teraz nawet
lici." ?" - "Dowiecie si tego," rzek, "Poczekajcie tylko a wrc." Poszed dalej i dotar do wielkiej
wody, przez ktr musia si przeprawi. Czowiek w promie, zapyta go, na jakim rzemiole si zna i
co wie. "Wiem wszystko," odpowiedzia. "Wic moesz mi zrobi przysug".
Rzek czowiek "i mi powiedzie, dlaczego musz pywa tam i z powrotem i nikt mnie nie zmienia." "Dowiesz si tego," rzek, "Poczekaj tylko a wrc."
Gdy przeprawi si przez wod, znalaz wejcie do pieka. Byo tam czarno od sadzy. Diaba nie byo w
domu. Siedziaa tam jego matka w szerokim fotelu. "Czego chcesz?" rzeka do niego, ale wcale nie
wygldaa tak strasznie. "Chciabym trzech zotych wosw z gowy diaba," odpowiedzia, "inaczej nie
mog zachowa swojej ony." - "Duo dasz," rzeka, "gdy wrci diabe i ci znajdzie, wemie si za
ciebie, ale al mi ciebie, sobacz wic, czy mog ci pomc." Zmienia go w mrwk i rzeka "Wejd w
fady mojej spdnicy, bdziesz tam bezpieczny." - "Tak," rzek, "tak bdzie dobrze, ale chciabym
jeszcze dowiedzie si trzech rzeczy, dlaczego studnia, z ktrej zawsze tryska wino, zrobia si sucha i
nie ma w niej nawet wody, dlaczego drzewo, ktre zawsze nosi zote jabka, nie wypuszcza nawet lici,
i przewonik musi pywa tam i z powrotem, a nikt go nie zmienia." - "Trudne pytania," odpowiedziaa,"
lecz bd cicho i spokojnie, a uwaaj, co diabe mwi, gdy ja bd mu wyrywa trzy zote wosy."
Gdy nasta wieczr, diabe wrci do domu. Ledwo wszed, spostrzeg, e powietrze nie byo czyste.
"Czuj ludzkie miso," rzek, "Co tu nie gra." Rozglda si po wszystkich ktach, szuka, lecz nie mg
nic znale. Matka zajaa go," Dopiero zamiecione," rzeka, "wszystko doprowadzone do porzdku, a ty
wywracasz mi wszystko. Zawsze zapach ludzkiego misa masz w nosie! Siadaj i jedz kolacj." Gdy ju
zjad i si napi, umczony pooy matce gow na kolanach i rzek, by go troch poiskaa, Nie trwao

dugo, a zasn, dmucha i chrapa. Staruszka chwycia go za zoty wos, wyrwaa go i odoya na
bok." "Auu!" rykn diabe, "Co robisz?" - "Miaam ciki sen," odpowiedziaa matka, "dlatego
pocignam ci za wosy." - "A co ci si nio?" zapyta diabe. "nia mi si studnia porodku rynku, z
ktrej zawsze wino tryska, lecz teraz nie pynie nawet woda. Co jest tego powodem?" - "Ha, gdyby to
wiedzieli!" odpowiedzia diabe," Ropucha siedzi pod kamieniem w studni. Gdy j zabij, znw popynie
wino." Matka iskaa go dalej, a on wnet zasn i chrapa, e a okna si trzsy. Wyrwaa mu wic drugi
wos. "Huu!" Co robisz!" krzykn diabe w gniewie. "Nie gniewaj si," odpowiedziaa, "Zrobiam to
przez sen." - "A co ci si znowu nio?" zapyta. "nio mi si, e w pewnym krlestwie stoi drzewo, a
zawsze nosi zote jabka, lecz teraz nie wypuszcza nawet lici. Co moe by tego powodem?" - "Ha,
gdyby to wiedzieli!" odpowiedzia diabe, "korzenie podgryza mysz. Jeli j zabij, drzewo znw bdzie
nosi zote jabka, lecz jeli dalej bdzie je podgryza, drzewo cakiem uschnie. Ale zostaw mnie ju w
spokoju z twoimi snami. Jeli jeszcze raz mnie zbudzisz, dostaniesz w twarz." Matka uspokoia go i
iskaa dalej a zasn i zacz chrapa. Zapaa za trzeci zoty wos i wyrwaa go mu. Podskoczy diabe z
krzykiem i chcia j paskudnie urzdzi, lecz ona ukoia go jeszcze raz i rzeka: "Co mona pocz ze
zymi snami!" - "A co ci si znowu nio?" zapyta, bo by bardzo ciekawy. "ni mi si przewonik.
Skary si, e musi pywa swym promem tam i z powrotem i nikt nie chce go zwolni. Czym na to
zasuy?" - "Ha, gupek" odpowiedzia diabe "Kiedy kto przyjdzie by przeprawi si na drug stron,
musi mu da swj kij, wtedy bdzie wolny i ten nowy bdzie musia pywa. Matka miaa ju trzy zote
wosy a i pytania nie pozostay bez odpowiedzi. Pozwolia wic spa staremu smokowi, a nasta dzie.
Gdy diabe ju odszed, staruszka wycigna mrwk z fady spdnicy i zwrcia dziecku szczcia jego
ludzk posta. "Masz tu trzy zote wosy," rzeka, "Co diabe powiedzia na twe trzy pytania, sam
syszae." - "Tak," odpowiedzia, "Wszystko syszaem i wszystko pamitam." - "Tak wic mogam ci
dopomc," rzeka, "i moesz ruszy w sw drog." Podzikowa staruszce za pomoc w potrzebie,
opuci pieko i by zadowolony, e tak mu si ze wszystkim poszczcio. Gdy doszed do przewonika,
mia da obiecan odpowied. "Najpierw mnie przewie," rzek dziecko szczcia, "a potem ci zdradz,
co ci wybawi." Gdy dotarli do drugiego brzegu, da mu diabelsk rad: "gdy przyjdzie kto, eby si
przeprawi, daj mu swego kija w rk." Poszed potem do miasta, gdzie roso drzewo nie wydajce
owocw, a gdzie stranik czeka na odpowied. Powiedzia mu, co sysza od diaba, "Zabijcie mysz,
ktra korzenie podgryza, a wasze drzewo znw zote jabka nosi bdzie." Podzikowa mu stranik, a
w zapacie da mu dwa wyadowane zotem osy. Na koniec poszed do miasta z such studni. Rzek
tam do stranika, co mu diabe rzek: "W studni siedzi ropucha. Znajdcie j i zabijcie, a da wam
jeszcze mnstwo wina" Stranik podzikowa mu i da mu drugie dwa osy zotem obadowane.
Dziecko szczcia dotaro wreszcie do swojej ony. Cieszya si mogc go znowu widzie, syszc, jak
mu si wszystko udao. Zanis krlowi, czego ten da, trzy wosy diaba, a gdy krl zobaczy cztery
osy zotem obadowane, by zadowolony i rzek: "Spenie moje warunki, moesz zatrzyma moj
crk. Ale, drogi ziciu, powiedz mi jeszcze, skd masz tyle zota? Wielkie przecie to bogactwa!" "Przepywaem przez rzek, "odpowiedzia, "Wziem troch ze sob, bo zoto ley tam zamiast piasku
na brzegu." - "A czy ja mgbym te sobie troch wzi?" rzek krl zachannie.
"Ile tylko zechcecie," odpowiedzia, "na rzece jest przewonik, pomoe wam w przeprawie. Po drugiej
stronie bdziecie mogli wypeni wasze wory." Zachanny krl ruszy w popiechu w drog, a gdy dotar
do rzeki pomacha na przewonika, eby go przewiz. Przewonik przyby, zaprosi na prom, a gdy
dobili do drugiego brzegu, poda mu do rki kij, ktrym prom popycha i natychmiast wyskoczy. Od tej
pory krl musia ludzi przewozi za kar za swoje grzechy.
"Czy jeszcze ich wozi?" - "A co, nikt nie odbierze mu kija?"

SZKLANA TRUMNA
Niech nikt nie mwi, e biedny krawiec nie moe daleko zaj i doj do wielkich zaszczytw, nie trzeba
bowiem nic wicej, jak tylko to by trafi na waciw kuni, i, co najwaniejsze, eby mia szczcie.
Taki wanie zrczny i porzdny krawczyk uda si na wdrwk i doszed do wielkiego lasu, a poniewa
nie zna drogi, zabdzi. Nastaa noc i nie pozostao nic innego, jak tylko w tej straszliwej samotni
szuka jakiego schronienia. W mikkim mchu znalazby z pewnoci mikkie oe, lecz strach przed
dzikimi zwierztami nie dawa mu spokoju i musia si zdecydowa, by przenocowa na drzewie.
Wyszuka sobie wielki db, wszed na sam czubek i dzikowa Bogu, e mia przy sobie elazko, bo
inaczej zwiaby go wiatr, ktry gna ponad szczytami drzew. Po paru godzinach w ciemnoci, nie bez
dreszczy i zwtpienia, ujrza nieopodal promyk wiata, a poniewa pomyla, e to pewnie ludzka
siedziba, gdzie lepiej by byo ni na konarach drzewa, zszed ostronie na d i poszed za wiatem.
Zaprowadzio go do maego domku, uplecionego z trzciny i sitowia. Odwanie zapuka, drzwi otworzyy
si i przy wietle wypadajcego wiata ujrza starego jak wiat ludka, ktry nosi na sobie odzienie z
pozszywanych ze sob kolorowych szmatek. "Kto wy? Czego chcecie?" zapyta chropawym gosem.

"Jestem biednym krawcem," odpowiedzia, "noc zastaa mnie w dziczy, i prosz waz bardzo, bycie
mnie do swojej chaty przyjli" - "Id swoj drog," odpar starzec pospnym tonem, "Z wczgami nie
chc mie nic do czynienia, poszukaj sobie schronienia gdzie indziej." Po tych sowach chcia
czmychn z powrotem do domu, ale krawiec przytrzyma go za brzeg surduta i prosi go tak bardzo,
e stary, ktry wcale nie by taki zy, jakiego udawa, w kocu zmik i wzi go do chaty, gdzie da mu
je a potem wskaza w kcie cakiem nieze legowisko. Zmczonego krawca do snu nie trzeba byo
koysa, spa sobie smacznie do samego rana, nawet nie pomylaby o wstawaniu, gdyby nie wystraszy
go wielki haas. Straszny wrzask i ryk przeszywa ciany domku. Krawiec, ktrego nieoczekiwanie
nasza odwaga, skoczy do gry, w popiechu naoy ubranie i wybieg na zewntrz. Ujrza blisko domu
wielkiego czarnego byka i piknego jelenia, ktry toczyli ze sob ostry bj. Napierali na siebie z tak
wciekoci, e od tupotu ich ng draa ziemia, a powietrze dudnio od ich ryku. Dugo nie byo
wiadomo, ktry z nich odniesie zwycistwo, w kocu jele wybi poroe w ciao przeciwnika, byk za
straszliwie ryczc opad na ziemi miertelnie dobity przez par ciosw jelenia.
Krawiec, ktry ze zdziwieniem przyglda si walce, sta przez jaki czas nieruchomy, gdy jele nagle
ruszy na niego i nim ten zdy uciec niemal nadzia na swoje wielkie poroe. Nie mia czasu do
namysu, bo dziao si wszystko jak na zamanie karku, przez gry i doliny, przez ki i lasy. Obiema
rkoma trzyma si kocw poroa i cakiem odda si swemu losowi. Ale nie dziao si inaczej, ni
jakby lecia. W kocu jele zatrzyma si przed skaln cian i opuci mikko krawca. Krawiec,
bardziej umary ni ywy, nie potrzebowa wiele czasu, by wrci do zmysw. Gdy co nieco otrzewia,
jele, ktry wci koo niego sta, uderzy w osadzone w cianie drzwi z tak moc, e je wyway.
Buchny pomienie, za nimi ulecia dym, ktry przesoni jelenia jego oczom. Krawiec nie wiedzia, co
robi ani dokd i, by dotrze z tego pustkowia do ludzi. Gdy sta tak zagubiony, ze skay zabrzmia
gos, ktry zawoa: "Wejd bez lku, nie stanie ci si krzywda." Waha si wprawdzie, lecz pchany
tajemnicz moc, usucha gosu i wszed przez elazne drzwi do wielkiej przestronnej sali, ktrej sufit,
ciany i podogi wyoone byy citym w kwadraty polerowanym kamieniem, na kadym za wyryty by
jaki nieznany znak. Peen podziwu przyjrza si wszystkiemu i wanie zamierza wyj, gdy znw
usysza gos, ktry do niego mwi: "Wejd na kamie, ktry ley po rodku sali, czeka ci wielki e
szczcie."
Jego odwaga urosa ju tak bardzo, e speni rozkaz. Kamie pocz zapada si pod jego stopami i
opad w kocu powoli na d. Gdy stan nieruchomo, a krawiec si rozejrza, znalaz si w sali, tak
wielkiej jako i poprzednia, tu jednak byo wicej do zobaczenia i podziwiania. W cianach wyciosane
byy wgbienia, w ktrych stay naczynia z przeroczystego szka, wypenione kolorowym spirytusem,
albo niebieskawym dymem. Na pododze sali stay naprzeciw siebie dwie due skrzynie ze szka, ktre
wzbudzay w nim wielk ciekawo. Gdy podszed do jednej, ujrza w niej pikn budowl, podobn do
zamku, otoczonego przez budynki gospodarcze, stajnie, stodoy i wielk ilo innych wspaniaych
rzeczy. Wszystko byo mae, lecz starannie i precyzyjnie dopracowane, zdawao si by zrobione rk
znajc si na sztuce, wycite z najwiksz dokadnoci. Nie odwrciby jeszcze oczu od ogldania
tych rzadkoci, gdyby jeszcze raz nie usysza gosu. Kaza mu odwrci si i spojrze do szklanej
skrzyni naprzeciwko. Jego zdziwienie byo jeszcze wiksze, gdy w rodku ujrza dziewczyn wielkiej
urody. Leaa we nie, otulona dugimi wosami blond niczym w drogocennym paszczu. Oczy byy
zacinite, lecz pene ycia kolory twarzy i wstka, ktr oddech porusza tam i z powrotem, nie
pozwalay wtpi, e yje. Krawiec przyglda si piknej dziewczynie z bijcym sercem, gdy nagle
otworzya oczy i wzdrygna si w radosnym przestrachu. "Dobre nieba," zawoaa, "moja wolno si
zblia! Prdko, prdko pom mi wyj z mojego wizienia. Jeli przesuniesz rygiel na szklanym wieku,
bd wybawiona." Krawiec usucha nie zwlekajc, ona za natychmiast podniosa szklane wieko do
gry, wysza ze skrzyni i pospieszya do rogu sali, gdzie owina si w dugi paszcz. Potem usiada na
kamieniu,
modziecowi kazaa podej, a zoywszy na jego ustach miy pocaunek, rzeka "Mj od dawna
wytskniony Oswobodziciel, dobre nieba przyprowadziy ci do mnie i moim cierpieniom wyznaczyy
kres. Tego samego dnia, ktrego si skoczyy, zacznie si twoje szczcie. Nieba wyznaczyy ci na
mojego ma, bd ci kochaa i obsypi ci wszelkim ziemskim dobrem, swj ywot pdzi bdziesz w
niezmconej radoci. Usid i posuchaj opowieci mego losu." Jestem crk bogatego hrabiego. Moi
rodzice umarli, gdy byam jeszcze bardzo moda. W ostatnich sowach polecili mnie mojemu starszemu
bratu, u ktrego mnie wychowano. Kochalimy si tak mocno, tak bardzo zgadzalimy si w naszych
pogldach i upodobaniach, e postanowilimy nigdy nie bra lubu, lecz y razem do koca naszych
dni. W naszym domu nigdy nie brakowao towarzystwa. Przyjaciele i ssiedzi odwiedzali nas czsto, a
dla wszystkich bylimy gocinni ze wszech miar. I tak byo te pewnego wieczoru, gdy do naszego
zamku przyjecha pewien nieznajomy i udajc, e zdy do najbliszej miejscowoci prosi o nocleg.
Spenilimy jego prob w szczodrej yczliwoci, a on zabawia nas w najlepsze podczas wieczerzy
dysput przeplatan opowieciami. Mojemu bratu tak si spodoba, e poprosi go, by zosta z nami
par dni, na co si te zgodzi wahajc si nieco wprzdy. Od stou wstalimy pno w nocy,
nieznajomemu wskazano pokj, a ja pospieszyam uoy zmczone czonki na mikkim pierzu. Ledwo
przysnam, zbudziy mnie odgosy delikatnej miej uchu muzyki. Nie umiaam poj skd pochodz,

chciaam wic wezwa pic w pokoju obok pokojwk, ku memu zdziwieniu stwierdziam, e
zaniemogam, jaka wielka moc odebraa mi mow, e nie mogam wydoby z siebie najcichszego
nawet dwiku, jakoby zmora leaa na moich piersiach. W wietle nocnej lampki ujrzaam
nieznajomego, jak wchodzi poprzez dwoje zamknitych drzwi do mojego pokoju. Zbliy si do mnie i
rzek, e poprzez tajemne moce, ktre mu suyy, rozkaza rozbrzmie powabnej muzyce, by mnie
obudzi, a teraz przedziera si przez wszystkie zamki w zamiarze oddania mi serca i rki. Moja niech
do jego tajemnej sztuki bya jednak tak wielka, e nie raczyam na to odpowiedzie. Sta przez jaki
czas bez ruchu, pewnie w nadziei, e wyczeka bardziej przychylnej decyzji, gdy jednak cigle
milczaam, owiadczy w gniewie, e si zemci i znajdzie na rodek, by ukara moj dum, poczym
opuci mj pokj. Niepokj by moim towarzyszem tej nocy, zasnam dopiero nad rankiem. Gdy si
zbudziam, pospieszyam do mego brata, by mu powiedzie, co si wydarzyo, tylko e nie zastaam go
w pokoju, sucy powiedzia mi, e o wicie wyjecha z nieznajomym na polowanie.
Nie miaam dobrych przeczu. Szybko si ubraam, kazaam osioda mojego wierzchowca i wyjechaam
w towarzystwie jednego jeno sucego, w penym pdzie poprzez las. Sucy przewrci si z koniem,
a e ko zama nog, nie mg pojecha za mn. Jechaam dalej bez ustanku, a po paru minutach
ujrzaam nieznajomego z piknym jeleniem, ktrego prowadzi na powrozie w moim kierunku.
Zapytaam go, gdzie zostawi mojego brata i jak dopad tego jelenia, z ktrego wielkich oczu spyway
zy. Zamiast mi odpowiedzie, zacz si gono mia. Padam w wielki gniew, wycignam pistolet i
wypaliam w potwora, ale kula odbia si od jego piersi i trafia w gow mojego konia. Spadam na
ziemi, nieznajomy za wymamrota par sw, ktre pozbawiy mnie przytomnoci. Gdy doszam do
siebie, byam w podziemnej krypcie w szklanej trumnie. Czarnoksinik ukaza si raz jeszcze, rzek, e
brata zamieni w jelenia, e pomniejszy mj zamek ze wszelkim sprztem i zamkn go w drugiej ze
szklanych skrzy, lud mj za zmieni w dym w szklanych butelkach. Jeli ulegn teraz jego woli,
bdzie dla niego atwizna przywrci wszystko do pierwotnego stanu. Wystarczy, e otworzy naczynia,
a wszystko wrci do naturalnej postaci. Powiedziaam mu tyle samo, co za pierwszym razem. Znikn
zostawiajc mnie w uwizieniu, w ktrym zapadam w gboki sen. Wrd obrazw, ktre przyszy m
dusz, by take ten peen pociechy, e nadejdzie mody czek i uwolni mnie, a gdy dzisiaj otworzyam
oczy, ujrzaam ciebie i widz, e mj sen si speni. Pom mi wypeni, co zaszo potem w mojej wizji.
Najpierw musimy przenie szklan skrzyni z moim zamkiem na tamten szeroki kamie.
Kamie, gdy tylko zosta obciony, unis si do gry z pann i modziecem i wjecha przez otwr w
suficie do grnej sali, skd bez trudu wydostali si na zewntrz. Tutaj panna zdja wieko i stao si
wielkie widowisko, zamek, domy i zagrody poczy si chyo powiksza by urosn do naturalnej
wielkoci. Wrcili potem do podziemnej jaskini i na kamieniu przewieli wypenione dymem butelki.
Ledwo panna otworzya butelki, bucha pocz niebieski dym zmieniajc si w ywych ludzi, w ktrych
panna rozpoznaa swych sucych i ludzi. Jej rado bya tym wiksza, gdy z lasu wyszed jej brat w
ludzkiej postaci, ktry zabi zmienionego w byka czarownika. Jeszcze tego dnia zgodnie z obietnic
panna oddaa szczliwemu krawcowi sw rk przed otarzem.

DZIEWCZYNA BEZ RK
Pewien mynarz popada coraz bardzie w ndz, nie mia nic wicej jak jeno swj myn i wielkiej jaboni
za nim. Razu pewnego poszed do lasu po drewno, podszed wtedy do niego pewien stary mczyzna,
ktrego jeszcze nigdy nie widzia, i rzek: "Co si tak mczysz rbanie drwa, uczyni ci bogatym, jeli
obiecasz mi to, co stoi za mynem." - "Ce to moe by innego, jeli nie moja jabo?" pomyla
mynarz, rzek "tak", i przepisa j obcemu. Ten jednak szyderczo si zamia i rzek: "za trzy lata
przyjd po to, co moje" i odszed. Gdy mynarz wrci do domu, wysza mu naprzeciw ona i rzeka:
"Powiedz mi mynarzu, skd tak nagle bogactwo zawitao w naszym domu? Naraz wszelkie skrzynie i
kufry s pene, aden czek niczego ni przynis i nie wiem, co si stao. On za powiedzia: "pochodzi
to od obcego czowieka, ktry spotka mnie w lesie i obieca wielkie skarby, w zamian obiecaem mu to,
co stoi za mynem - t wielk jabo spokojnie moemy mu odda." - "Ach, mu," rzeka wystraszona
ona, "to by diabe i nie myla wcale o jaboni, lecz o naszej crce, ktra staa za mynem i zamiataa
podwrze."
Crka mynarza bya pikn i pobon dzieweczk, przeya te trzy lata bogobojnie i bez grzechu. Gdy
min ju czas i nadszed dzie, gdy zy mia po ni przyj, umya si do czysta i zrobia kred okrg
wok siebie. Diabe pojawi si wczenie, ale nie mg zbliy si do niej. Gniewnie rzek do mynarza:
"Zabierz ca wod, eby nie moga si my, inaczej nie bd mia moce nad ni." Mynarz ba si i
zrobi to. Nastpnego dnia diabe zjawi si znowu, lecz ona pakaa na swoje rce, e byy
nieskazitelnie czyste. I znw nie mg zbliy si do niej i rzek wcieky do mynarza; "odrb jej rce,
inaczej nic nie mog z ni uczyni." Mynarz przerazi si i odpowiedzia: "Jake mgbym wasnemu
dziecku odrba rce?" Zy zacz tedy mu grozi i rzek: "Jeli nic nie zrobisz, bdziesz mj i przyjd
po ciebie." Ojcu zrobio si strasznie i obieca, e go usucha. Poszed wic do dziewczyny i rzek:
"Drogie dziecko, jeli nie odrbi tobie obu rk, uprowadzi mnie diabe. W strachu mu obiecaem, e to

zrobi. Pom mi w biedzie i wybacz mi zo, ktre tobie czyni." Ona za odpowiedziaa: "Drogi ojcze,
rbcie, co chcecie, jestem waszym dzieckiem." Wycigna potem oboje rk i daa je sobie odrba.
Diabe przyby po raz trzeci, lecz ona pakaa tak dugo na swe kikuty, e mimo wszystko byy
nieskazitelnie czyste. Musia tedy ustpi straciwszy do niej wszelkie prawa. Mynarz za rzek do niej:
"Zyskaem przez ciebie tak wiele dbr, do koca ycia nie zabraknie ci niczego." Lecz ona
odpowiedziaa: "Nie mog tu zosta, odejd, dobrzy ludzie dadz mi tyle, ile bdzie mi trzeba." Kazaa
sobie potem zwiza na plecach okaleczone ramiona i wraz ze wschodem soca wyruszya w drog, a
sza cay dzie, a nastaa noc. Dosza wanie do krlewskiego ogrodu i w blasku ksiyca ujrzaa, e
stoj tam drzewa pene piknego owocu, nie moga jednak tam wej, bo wok staa woda. A e sza
cay dzie i nie skosztowaa ni ksa, e gd j drczy, pomylaa sobie: "Ach, gdybym w nim bya,
zjadabym troszk z tych owocw, inaczej przyjdzie mi sczezn." Uklka, zawoaa do Boga i modlia
si. Naraz przyby anio, zamkn luz w wodzie, take rw wysech. Wesza wic do ogrodu, anio
poszed z ni. Ujrzaa drzewo z owocem, a byy to pikne gruszki, wszystkie byy jednak policzone.
Podesza do niego i ustami zjada jeden z owocw drzewa, tyle by zaspokoi gd, wicej nie. Widzia to
ogrodnik, a e sta przy tym anio, ba si i myla, e dziewczyna to duch, milcza wic i nie way si
krzycze, czy te porozmawia z duchem. Gdy zjada gruszk, bya syta, odesza i schowaa si w
krzakach. Krl, do ktrego nalea ogrd, przyby nastpnego ranka, policzy tedy i ujrza, e jednej
gruszki brakuje, zapyta wic ogrodnika, gdzie si podziaa, nie ma jej pod drzewem i gdzie przepada.
Odpowiedzia wic ogrodnik: "Poprzedniej nocy przyby duch, nie mia rk i jad samymi ustami." Krl
zapyta: "Jak duch przeszed przez wod? Gdzie poszed, zjadszy gruszk?" Ogrodnik odpowiedzia:
"Przyby kto z nieba w nienobiaym odzieniu, zamkn luz i zatrzyma wod, by duch mg przej
przez rw. A e musia to by anio, wystraszyem si, nie pytaem i nie woaem. Gdy duch zjad
gruszk, odszed." Krl za rzek: "Jeli sprawa ma si tak, jak mwisz, bd czuwa tej nocy wraz z
tob."
Gdy zrobio si ciemno, do ogrodu przyszed krl, a zabra ze sob ksidza, by ten porozmawia z
duchem. Wszyscy trzej siedzieli pod drzewem i mieli si na bacznoci. O pnocy z krzakw wysza
dziewczyna, podesza do drzewa i znw samymi ustami zjada jedn gruszk. Koo niej sta anio w
biaym odzieniu. Wyszed tedy ksidz i rzek: "Pochodzisz od boga, czy z tego wiata? Jeste duchem,
czy czowiekiem?" Ona za odpowiedziaa: "Nie jestem duchem, lecz biednym czowiekiem,
opuszczonym przez wszystkich, jeno nie przez Boga." Krl rzek wic: "Jeli opuci ci cay wiat, to ja
ci nie opuszcz. "Zabra j na krlewski zamek, a e bya pikna i pobona, pokocha j z caego
serca, kaza jej zrobi rce ze srebra i wzi j za on.
Po paru latach krl musia wyruszy w pole, poleci wic krlow swojej matce i rzek: "Kiedy dojdzie
do poogu, baczcie na ni i troszczcie si o ni, od razu napiszcie mi o tym w licie." I tak urodzia
piknego syna. Stara matka napisaa o tym pospiesznie donoszc o wesoej nowinie, lecz posaniec w
drodze stan przy strumieniu na spoczynek, strudzony dalek drog i zasn. Przyszed wtedy diabe,
ktry od zawsze nosi w zamyle, jakby tu krlowej zaszkodzi i zamieni list na inny, a stao w nim, e
krlowa powia bachora. Gdy krl czyta list, wystraszy si i bardzo si zachmurzy, napisa jednak w
swej odpowiedzi, by dbali o ni i troszczyli si a do jego powrotu. Posaniec znw wyruszy z listem,
odpocz w tym samym miejscu i znw zasn. I wtedy przyszed diabe, woy mu do torby inny list, a
stao w nim, by zabito krlow wraz z dziecitkiem. Stara matka bardzo si wystraszya, gdy dostaa
ten list, bo nie moga w to uwierzy i znw napisaa do krla, lecz i tym razem nie dostaa innej
odpowiedzi, bo diabe za kadym razem podsuwa posacowi sfaszowany lis, w ostatnim stao jeszcze,
by na znak wyrwano krlowej oczy i jzyk. Krlowa pakaa nad krwi., ktra niewinnie miaa si
przela, w nocy kazaa przyprowadzi ani, wycia jej jzyk i oczy, po czym je schowaa. Rzeka
potem do krlowej: "Nie pozwol ci zabi, jak rozkaza krl, ale duej nie moesz tu zosta. Id z
dziecitkiem w daleki wiat i wicej nie wracaj." Przywizaa jej dzieci na plecach i biedna kobieta
musiaa odej z zapakanymi oczyma. Dosza do wielkiego dzikiego lasu, usiada na kolanach i modlia
do Boga, a Anio Paski si ukaza i zaprowadzi j do maego domku, a bya tam tabliczka z tymi
sowami: "Kady kto tu mieszka, jest wolny." Z domku wysza nienobiaa kobieta, ktra rzeka:
"Witam, wasza krlewska mo." I wprowadzia j do rodka. Odwizaa jej z plecw chopczyka i
przytrzymaa go przy jej piersi, by si napi, potem pooya go w piknym eczku. Biedna kobieta
rzeka wtedy: "Skd wiesz, e byam krlow?" Biaa dziewica odrzeka: "Jestem anioem posanym od
Boga, by troszczy si o ciebie i twoje dzieci." I tak pozostaa w tym domu przez siedem lat, bya
zadbana, a przez Bo ask i jej pobono odrosy jej odrbane rce.
Krl wrci w kocu z pola do domu, a pierwsze co chcia zobaczy to jego ona z dziecitkiem. Stara
matka zacza wtedy paka i rzeka: "Ty, za czowieku, co ty mi napisa, e mam pozbawi ycia dwie
niewinne dusze!" i pokazaa mu obydwa listy, ktre sfaszowa zy, a potem mwia dalej "Zrobiam, co
rozkazae" i na znak pokazaa mu jzyk i oczy. A wtedy krl zapaka bardziej gorzko ni ona nad
swoj biedn on i syneczkiem, tak e zlitowaa si stara matka i rzeka do: "Ciesz si, yje jeszcze.
Kazaam potajemnie zarn ani i to od niej pochodz te znaki, twojej onie uwizaam dziecko na

plecach i kazaam odej w daleki wiat i musiaa obieca, e nigdy nie wrci do domu, bo tak wielki
gniew twj nad ni ciy." Krl rzek tedy: "Pjd, jak daleko siga bkitne niebo, nie bd jad ani pi,
a znajd moj drog on i dziecko, jeli w tym czasie nie zginli i nie pomarli z godu."
Potem krl wyruszy w drog, cae siedem lat, szuka we wszelkich zomach skalnych i jaskiniach, ale
jej nie znalaz i myla sobie, e musiaa sczezn. Nie jad i nie pi przez cay ten czas, lecz Bg go
zachowa. W kocu doszed do wielkiego lasu i znalaz w nim may domek, na nim tabliczk: "Kady,
kto tu mieszka, jest wolny." I wtedy wysza biaa dziewica, wzia go za rk i zaprowadzia do rodka
mwic: "Witajcie, Wasza krlewska mo," i zapytaa skd przychodzi. Odpowiedzia: "Chodziem po
wiecie prawie siedem lat, szukam mojej ony z dzieciciem, lecz nie mog jej znale" Anio chcia mu
da je i pi, ale on niczego nie przyj, chcia jeno troszk wypocz. Pooy si do snu, a na twarz
pooy chust.
Potem anio wszed do izby. Gdzie siedziaa krlowa ze swoim synem, ktrego zwaa zwykle PeenMki,
i rzeka do niej "Wyjd ze swoim dzieckiem, twj m przyszed." Wysza wic, gdzie lea, a chusta
spada mu z twarzy. Rzeka wtedy "PeenMki, podnie chust ojca i przykryj ni z powrotem jego
twarz." Dziecko podnioso j i przykryo jego twarz. Przez sen usysza to krl i radoci jeszcze raz
upuci chust. Chopczyk straci cierpliwo i rzek: "Droga matko, jak mam przykry ojcu twarz, nie
mam ojca na tym wiecie. Nauczyem si modlitwy
- Ojcze nasz, ktry jest w niebie. Zawsze mawiaa, e mj ojciec jest w niebie, e to dobry Bg.
Jake mam zna tego dzikiego czeka? To nie mj ojciec!" Gdy krl to usysza, wsta j, kim jest.
Rzeka wic: "jestem twoj on, a to twj syn PeenMki." A on ujrza jej ywe rce i rzek: "Moja
ona miaa rce ze srebra." Odpowiedziaa wic: "Dobry Bg pozwoli odrosn moim prawdziwym
rkom." A anio poszed do izby, przynis rce ze srebra i pokaza mu. Dopiero wtedy by pewien, e
do jego droga ona i jego kochane dziecko, ucaowa j, by radosny i rzek: "Ciki kamie spad mi z
serca." Anio paski jeszcze raz ich nakarmi, a potem poszli do domu do jego starej matki. Wielka
rado bya wszdzie, krl i krlowa znowu mieli wesele i yli w szczciu a do bogiego koca.

KRL NA ZOTEJ GRZE


Pewien kupiec mia dwoje dzieci, chopca i dziewczynk. Oboje myli jeszcze mali i nie umieli chodzi.
Pewnego za razu wyszy w morze jego dwa suto obadowane statki, cay jego majtek na w nich tkwi.
Gdy ju sobie myla, e zarobi na nich duo pienidzy, przysza wie, e zatony. Zamiast bogatego
czowieka, sta si biednym czowiekiem i nie pozostao mu nic prcz pola przed miastem. By cho
troch przewietrzy swj umys z nieszczcia, poszed na to pole, a gdy tak chodzi tam i z powrotem,
stan koo niego na raz czarny ludek i zapyta, czemu jest smutny i co tak bardzo wzi sobie do serca.
Rzek wtedy kupiec: "Gdyby mg mi pomc, to bym ci pewnie powiedzia." - "Kto wie," odrzek czarny
ludek, "moe ci pomog." Opowiedzia wic kupiec, e cae jego bogactwo poszo na dno morza i nie
ma nic prcz tego pola. "Nie troskaj si," rzek ludek, "jeli mi obiecasz, o co najpierw w domu trcisz
nog, przyprowadzi za dwanacie lat tu, w to miejsce, bdziesz mia pienidzy, ile chcesz." Kupiec
pomyla sobie: "C innego moe to by ni mj pies?" Ale o swojej dziatwie nie pomyla i rzek tak,
zaoy czarnemu ludkowi podpis, a nad nim piecz i poszed do domu.
Gdy wrci do domu, jego may chopczyk ucieszy si tak bardzo, e trzymajc si aw pokoysa si do
niego i mocno zapa za nog. Ojciec wystraszy si wtedy, bo przypomnia sobie obietnic, i wiedzia
ju, co przepisa ludkowi, lecz poniewa wci nie mia pienidzy w swych skrzyniach i kufrach,
pomyla sobie, e by to tylko dowcip czarnego ludka. Miesic potem poszed na strych chcc tam
nazbiera cyny by j sprzeda. Ujrza tam wielk kup pienidzy. I znw by dobrej myli, kupowa, sta
si jeszcze wikszym kupcem ni przedtem i czu jak dobrym by dla niego Bg. Chopiec w
midzyczasie urs, by przy tym mdry i zmylny. I bardziej zbliay si jego dwunaste urodziny, tym
bardziej zatroskany robi si kupiec, tak e wida mu bya strach na twarzy. Zapyta go wic syn
pewnego razu, co mu dolega: Ojciec nie chcia powiedzie, ale ten nie dawa mu tak dugo spokoju, a
w kocu powiedzia, e nie wiedzc co czyni, obieca go czarnemu ludkowi, za co dosta duo pienidzy.
Zoy te swj podpis, a na nim przybi piecz, teraz za musi go odda, gdy skoczy dwanacie lat.
Syn rzek tedy "Och, Ojcze, nie martwcie si, bdzie dobrze, czarny nie ma nade mn wadzy."
Syn kaza si bogosawi duchownemu, a gdy nadesza godzina, wyszli razem na pole, a syn zrobi
okrg i wszed do niego z ojcem. Wtedy przyszed ludek i rzek do starego "Przyprowadzie, co mi
obiecae?" Milcza, lecz syn zapyta "Czego tu chcesz?" Rzek tedy czarny ludek "Mam do pogadania z
twoim ojcem, a nie z tob." Syn odpowiedzia "Oszukae i zwiode mego ojca, oddaj podpis." - "Nie,"
rzek czarny ludek, "Nie zrezygnuj ze swego prawa." Rozmawiali ze sob jeszcze dugo, w kocu si
zgodzili, e syn, poniewa nie nalea do odwiecznego wroga ani do ojca, osidzie na dce, ktra staa
na wodzie pyncej w d, a ojciec odepchnie j sw wasn nog, syn za pozostawiony zostanie

wodzie. Poegna si zatem z ojcem, usiad w dce, a ojciec odepchn go wasn nog. dka
przewrcia si, tak e dolna cz bya na grze, gra za w wodzie. Ojciec pomyla, e syn ju
stracony, poszed do domu opakiwa go. dka jednak nie zatona, lecz spokojnie popyna dalej, a
chopak by w niej bezpieczny, a w kocu osiada na nieznany brzegu. Wysiad na ld, ujrza pikny
zamek przed sob i podszed do niego. Gdy jednak wszed, by zaklty: szed przez wszystkie pokoje,
ale byy puste, a doszed do ostatniej komnaty, gdzie leaa mija i wia si. mija za bya zaklt
dziewic, ktra si ucieszya, gdy go ujrzaa i rzeka: "przychodzisz, mj wybawicielu? Czekaam na
ciebie dwanacie lat, to krlestwo jest zaklte i musisz je wybawi." - "Jak mam to zrobi?" zapyta.
"Dzi w nocy przyjedzie dwunastu czarnych ludzi, a bd oni obwieszeni acuchami, zapytaj ci oni,
co tu robisz, lecz milcz i nic nie odpowiadaj i niech z tob robi, co chc: bd ci mczy, bi i ku,
znie to, byle nie mw, o dwunastej musz odej. Drugiej nocy przyjdzie innych dwunastu, trzecie
dwudziestu czterech, odrbi ci gow, lecz o dwunastej mija ich moc, a jeli wytrzymasz i sowa nie
rzekniesz, bd wybawiona. Przyjd do ciebie, a mam w butelce wod ycia, posmaruj ci ni i znw
bdziesz ywy i zdrowy jak przedtem." Rzek tedy: "Chtnie ci wybawi." Stao si wic wszystko to,
co powiedziaa: Czarni ludzie nie mogli z niego sowa wydusi, a trzeciej nocy mija zmienia si w
krlewn, przesza z wod ycia i wrcia go do ycia. Potem zawisa mu na szyi, pocaowaa go, a
wiwaty i rado byy w caym zamku, byo weselisko, a on by krlem na zotej grze.
yli wic w szczciu, a krlowa powia piknego chopczyka. Mino osiem lat, gdy pomyla o ojcu,
jego serce si poruszyo i yczy sobie, by kiedy wrci do domu. Krlowa nie chciaa go puci i
rzeka: "Wiem, e to moje nieszczcie," lecz nie dawa jej spokoju, a si zgodzia. Przy poegnaniu
daa mu zaczarowany piercie i rzeka: "We ten piercie i wsad na swj palec, wnet zaniesie ci
tam, gdzie bdziesz chcia, musisz mi tylko obieca, e go nie uyjesz, by poprowadzi mnie przez
niego do twego ojca." Obieca jej to, wsadzi piercie na palec i zayczy sobie by go przenis przed
miasto, gdzie y jego ojciec. W jednej chwili si tam znalaz i chcia wej do miasta, lecz gdy podszed
do bramy, strae nie chciay go wpuci, bo mia dziwne, lecz bogate i wspaniae stroje na sobie.
Poszed wic na gr, gdzie pasterz strzeg owiec, zamieni si z nim na stroje ubra stary pasterski
surdut i spokojnie wszed do miasta.
Gdy przyszed do ojca, da si pozna, lecz ten mu nie wierzy, e to jego syn i rzek, mia syna, ale ten
od dawna nie yje, a e widzi, i jest biednym pasterzem, to da mu peny talerz do zjedzenia. Rzek
tedy pasterz do swoich rodzicw: "Naprawd jestem waszym synem, czy nie mam na ciele znaku
jakiego, bycie mnie rozpozna mogli?"
"Tak", rzeka matka, "nasz syn ma malin pod prawym ramieniem." Podwin koszul i ujrzeli malin
na jego prawym ramieniu i przestali wtpi, e to ich syn. Potem opowiedzia im, e jest krlem na
zotej grze, a pewna krlewna jest jego on i maj piknego syna, ktremu siedem lat. Rzek wtedy
ojciec: "Przenigdy to nie moe by prawda, to ci dopiero pikny krl, co chodzi w poszarpanym
surducie." Zezoci si wtedy syn i obrci nie mylc o obietnicy piercie, yczc sobie do siebie
obojga, swej ony i dziecka. W jednej chwili przybyli, lecz krlowa pakaa skarc si i rzeka, e
zama swe sowo i uczyni j nieszczliw. On za powiedzia: "Zrobiem to z nieuwagi, a nie ze zej
woli," i mwi do niej, a ona udawaa, e si poddaa, lecz zo miaa na myli. Wyprowadzi j z miasta
na pole i pokaza jej wod, gdzie odepchnito dk i rzek "jestem zmczony, usid, przepi si
troch na twoich kolanach." Pooy jej gow na kolanach, a ona iskaa go troch, a zasn. Gdy
zasn za, zdja piercie z jego palca, potem wycigna spod niego nog zostawiajc tylko pantofel,
wzia dziecko na rami i yczya sobie, by piercie przenis j do jej krlestwa. Gdy wsta, lea
cakiem opuszczony, jego ony i dziecko odeszli, z nimi za piercie, tylko pantofel zosta na znak. "Do
domu rodzicw nie moesz wrci," pomyla, "powiedzieliby, e czarnoksinik, zbierzesz si i
bdziesz szed, a dojdziesz do twego krlestwa." Ruszy wic i doszed w kocu do gry, przed ktr
stao trzech olbrzymw i si kcio, bo nie wiedzieli jak podzieli spadek po ojcu. Gdy ujrzeli, jak
przechodzi, zawoali go i rzekli, e mali ludzi maj dobry rozum, niech rozdzieli midzy nimi spadek.
Spadek skada si ze szpady, jeli kto bra j do rki i mwi "Wszystkie gowy na d, tylko nie
moja," kady si wszystkie gowy na ziemi, po drugie z paszcza. Kto go ubra, by niewidzialny, po
trzecie z pary wysokich butw, gdy si je ubierao i wyrzeko yczenie, w jednej chwili byo si tam,
gdzie si chciao. Rzek wic, "Dajcie mi wszystkie trzy sztuki, ebym je wyprbowa, czy s w dobrym
stanie." Dali mu paszcz, a gdy go naoy, by niewidzialny, zmieniony w much. Potem przybra sw
posta i rzek "Paszcz jest dobry, dajcie mi miecz." Oni za rzekli "nie, nie damy ci!, jeli powiesz,
wszystkie gowy na d, tylko nie moja, wszystkie nasze gowy odlec i tylko twoja pozostanie." Dali
mu jednak, ale pod tym warunkiem, e wyprbuje go na drzewie. Tak te uczyni, a miecz ci pie
jak somk. Teraz chcia buty, lecz oni rzekli: "Nie, nie oddamy ich, jeli je ubierzesz, i zayczysz sobie
by na grze, to my zostaniemy na dole i nie bdziemy nic mili." - "Nie," rzek, "tego nie zrobi." Dali
mu wic i buty. A gdy mia ju wszystko, pomyla o niczym innym jak o onie i dziecku i rzek do
siebie "ach, gdybym by na zotej grze," i wnet znik z oczu olbrzymw i tak spadek zosta podzielony.
Gdy by blisko zamku, usysza okrzyki radoci, skrzypce i flety, a ludzie powiedzieli mu, e jego ona
wituje wesele z innym. Zagniewa si i rzek "Faszywa, oszukaa mnie i opucia, gdy zasnem."
Ubra paszcz i niewidzialny poszed na zamek. Gdy wszed do sali, wielki st zastawiony by pysznymi

potrawami, a gocie jedli i pili, miali si i artowali. Ona za siedziaa po rodku we wspaniaym
ubiorze na krlewskim tronie i miaa koron na gowie. Stan za ni, a nikt go nie widzia. Gdy pooyli
jej kawa misa na talerzu, zabra go i zjad, a gdy wlali jej wina, zabra je i wypi, cigle jej podawano i
cigle nic nie miaa, talerz i szklanka znikay natychmiast. Wystraszya si i zawstydzia, wstaa, posza
do swojej komnaty i zapakaa, lecz on poszed za ni. Wtedy rzeka, "Czy nade mn jest diabem, czy
mj wybawiciel nigdy nie przyszed?" Uderzy j wtedy w twarz i rzek "Wybawiciel nigdy nie przyszed?
Jest nad tob, oszustko. Zasuyem na to od ciebie?" Zrobi si wtedy widoczny, wszed do sali i
zawoa "Wesele skoczone, prawdziwy krl przyby!" Krlowie, ksita i radcy, ktrzy tu si zebrali,
wyszydzali go i wymiewali, lecz on rzek w krtkich sowach "wyjdziecie, czy nie?" Chcieli go wtedy
pochwyci i rzucili si na niego, ale on wzi miecz i rzek "Wszystkie gowy na d, tylko nie moja!"
Wszystkie gowy potoczyy si na d, on za na powrt sta si krlem na zotej grze.

PIEWAJCY SKOWRONEK
By sobie ongi pewien czowiek. W planie mia wielk podr, egnajc si zapyta swoje trzy crki, co
ma im przywie. najstarsza chciaa pery, druga diamenty, trzecia za rzeka: "Drogi ojcze, chc
piewajcego skaczcego sowika." Ojciec rzek: "Tak, jeli go dostan, bdziesz go miaa", Ucaowa
wszystkie trzy i wyruszy. Nadszed wreszcie czas powrotu, dla starszych crek mia ju pery i
diamenty, lecz skaczcego, piewajcego skowronka dla najmodszej szuka po wszystkich miejscach
na prno. Bolao go to, byo to bowiem jego ukochane dziecko.
Droga wioda przez las, w rodku ktrego sta wspaniay zamek, a blisko zamku drzewo, na jego
szczycie ujrza skowronka, jak skacze i piewa. "Ach, w sam por mi si tu zjawiasz" rzek uradowany
i zawoa sug, by wszed na drzewo i zapa zwierztko. Gdy ten jednak podszed do drzewa,
wyskoczy z dou lew, potrzsa grzyw i rycza, e licie na drzewach dray. "Kto chce mi ukra
mojego skaczcego, piewajcego skowronka", zawoa, "tego zjem!". Czowiek za rzek: "Nie
wiedziaem, e ptak jest twj, nie chciaem czyni ci nieprawoci, naprawi to cikim groszem, jeno
mnie nie zabijaj!" Lew rzek wtedy: "Nic ci nie uratuje, chyba e obiecasz mi to, co w domu spotkasz
jako pierwsze. Jeli to uczynisz daruj ci ycie i tego ptaka dla Twojej crki." Czowiek wzbrania si i
rzek: "Moe to by moja najmodsza, najbardziej mnie kocha i pewnikiem wyjdzie naprzeciw, gdy
wrc do domu." Sug jednak oblecia strach i rzek: "Akurat crka musi wyj wam na spotkanie...
moe to te by kot albo pies.! Da si tedy czowiek przekabaci, wzi skaczcego, piewajcego
skowronka i obieca mu odda to, co spotka jako pierwsze.
Gdy dotar przed dom, a potem do niego szed, pierwszym, co go spotkao, by nikt inny jak jego
najmodsza, ukochana crka. Przybiega, ucaowaa go i utulia, a gdy ujrzaa, e przywiz jej
skaczcego, piewajcego skowronka, wychodzia z siebie z radoci. Ojciec jednak nie umia si
cieszy, zacz tedy paka i rzek: "Moje najdrosze dziecko, drogo kupiem tego maego ptaszka,
musiaem obieca ci lwu w zamian za niego, a gdy ju bdzie ci mia, rozszarpie ci i zje," i
opowiedzia jej, jak to wszystko si stao proszc j, by nie sza, choby nie wiem co si dziao.
Pocieszaa go, lecz mimo to rzeka: "Najdroszy ojcze, cocie obiecali, musz wypeni, pjd i jako
uagodz lwa, by zdrowa do was wrcia.
W drog ruszya nastpnego ranka, poegnaa si i ruszya ufnie w las. Lew za by zaczarowanym
krlewiczem, za dnia by lwem, a z nim cay lud przybra lwi skr, w nocy przybiera naturaln ludzk
posta. Przywitano j przyjanie i poprowadzono na zamek. Gdy nadesza noc, by ju piknym
mczyzn i witowano pyszne wesele. yli razem w szczciu, yli noc, spali za w dzie. Pewnego
razu przyszed i rzek: "Jutro jest wito w domu twego ojca. Twoja najstarsza siostra wychodzi za m
i jeli masz ochot, moesz tam pj, moje lwy ci odprowadz." Powiedziaa tedy tak, chtnie znw
zobaczy ojca i ruszya do domu w towarzystwie lww. Rado bya wielka, gdy przybya, bo wszyscy
myleli, e rozszarpa j lew i ju dawno nie yje. Opowiedziaa, jak piknego ma ma i jak dobrze si
jej wiedzie. Pozostaa u nich, jak dugo trwao wesele, a potem wrcia do lasu. Gdy druga siostra
wychodzia za m i znw proszono j na wesele, rzeka do lwa: "Tym razem nie chc by sama,
pjdziesz ze mn!" Lew za powiedzia, e byoby to dla niego niebezpieczne, bo gdy dotknie go tam
promie palcego si wiata, zmieni si w gobia i bdzie musia lata z gobiami przez siedem lat.
"Ach," rzeka, "pjd ze mn, bd ci strzec od wszelkiego wiata." Poszli wic razem i zabrali ze sob
swoje dziecko. Kazali tam otoczy jedn sal murem, tak mocnym i grubym, e nie mg si przebi
aden promie, to w niej mia siedzie, gdy zapon weselne wiata. Drzwi zrobiono jednak ze
wieego drzewa, ktre si rozeszo i miao malek szpark, ktrej nikt nie zauway. Wesele
witowano wspaniale, gdy pochd weselny wrci z kocioa do sali z wieloma pochodniami i lampami,
na krlewicza pad cienki jak wos promie wiata, a gdy go dotkn, w tyme momencie si
przemieni, a gdy wesza i go szukaa, nie widziaa go, siedzia tam za to miay gob. Gob rzek do
niej: "Musz lata po wiecie przez siedem lat, co siedem krokw upuszcz czerwon kropl krwi i
jedno biae piro. Poka ci drog, a jeli pjdziesz tym ladem, wybawisz mnie."

Tak wic gob wylecia przez drzwi, a ona posza za nim. Co siedem krokw upuszcza czerwon kropl
krwi i biae piro pokazujc jej drog. Zapuszczaa si wic coraz dalej w daleki wiat nie ogldajc si
za siebie bez spoczynku. Mijao wanie siedem lat, cieszya si mylc, e wkrtce bd wybawieni,
lecz cigle od tego bya daleko. Pewnego razu, gdy tak sza przed siebie, nie spado z gry adne pirko
ani adna czerwona kropelka krwi, a gdy otworzya oczy, znikn i gob. A poniewa pomylaa sobie:
Ludzi ci nie pomog, wspia si do soca i rzeka do: "wiecisz we wszystkie szczeliny poprzez
wszelkie szczyty, nie widziae biaego gobia?" - "Nie," odpowiedziao soce, "Nie widziaem biaego
gobia, ale dam ci szkatueczk, otwrz j, gdy bdziesz w potrzebie." Podzikowaa socu i posza
dalej, a nasta wieczr i zawieci ksiyc, zapytaa wic go "wiecisz ca noc przez pola i lasy, nie
widziae biaego gobia?" - "Nie," rzek ksiyc, "Nie widziaem go, ale dam ci jajko, potucz je, gdy
bdziesz w potrzebie." Podzikowaa wic ksiycowi i posza dalej, a nadszed nocny wiatr i zacz na
ni d.
Rzeka wic do niego: "Wiejesz ponad wszelkim drzewem i pod wszelkim listowiem, nie widziae
biaego gobia?" - "Nie, " rzek nocny wiatr, "Nie widziaem go, ale zapytam trzy inne wiatry, moe go
widziay." Przybyy Wiatr Wschodni i Zachodni, lecz niczego nie widzieli, Wiatr Poudnia rzek jednak:
"Widziaem biaego gobia, jak frun nad Morze Czerwone, tam znw zmieni si we lwa, bo mino
ju siedem lat. Lew walczy tam ze smokiem, smok za w to zaczarowana krlewna." Rzek tedy do
niej Wiatr Nocy: "Dam ci rad, id nad Morze Czerwone, na prawym brzegu stoj wielkie rzgi, policz je
i utnij jedenast, uderz ni smoka, a lew go zwyciy. Oboje powrc do ludzkiej postaci. Rozejrzyj si
tedy, a ujrzysz ptaka gryfa, ktry usadowi si nad Morzem Czerwonym, wsid z ukochanym na jego
grzbiet, ptak przeniesie was przez morze do domu. Masz tutaj orzecha, gdy bdziesz po rodku morza,
upu go, wnet wzejdzie, a z wody wyronie wielkie drzewo, na ktrym gryf odpocznie, inaczej nie
miaby siy przewie was oboje. A jeli zapomnisz zrzuci orzecha, upuci was w morze."
Posza wic i zastaa wszystko, jak powiedzia Wiatr Nocy. Policzya rzgi nad morzem i ucia
jedenast, uderzya ni smoka, a lew go zwyciy, wnet wrcili oboje do ludzkiej postaci. Gdy jednak
krlewna, ktra przedtem bya smokiem, wolna bya od czaru, wzia modzieca za rami, usiada na
ptaka Gryfa i uprowadzia go w dal. Biedna podrniczka za staa znw opuszczona, usiada i pakaa.
W kocu zabraa w sobie ca odwag i rzeka: "Bd sza, jak dugo bdzie wia wiatr, jak dugo bdzie
pia kogut, a go znajd." I ruszya w dug, dug drog, a w kocu dosza do zamku, gdzie oboje
yli. Usyszaa e wnet odbdzie si uroczysto ich zalubin. Rzeka tedy: "Boe, dopom mi",
otworzya szkatueczk, ktr dao jej soce, leaa w niej suknia, lnica jak ono samo. Wyja j i
ubraa, posza na zamek, a wszyscy ludzie i sama narzeczona patrzyli na ni z podziwem. Suknia
podobaa si pani modej tak bardzo, e pomylaa sobie, i mogaby by to by jej suknia lubna i
zapytaa, czy nie jest na sprzeda. "Nie za pienidze i dobra", odpowiedziaa, "Lecz za ciao i krew."
Narzeczona zapytaa, co ma przez to na myli, rzeka wic: "Pozwlcie mi przespa noc w komnacie,
gdzie pi wasz narzeczony." Narzeczona, nie chciaa si zgodzi, lecz chciaa bardzo sukni, w kocu si
zgodzia, ale pokojowi musieli poda krlewiczowi napj nasenny. Gdy nastaa noc i modzieniec ju
spa, wprowadzono j do komnaty. Usiada przy ku rzeka: "Szam za tob siedem lat, byam u
soca i ksiyca i u czterech wiatrw i pytaam za tob pomogam ci przy smoku, cakiem mnie
zapomniae?" Krlewicz za spa tak mocno, e zdawao, e to wiatr na zewntrz szumi w jodach. Gdy
nasta ranek, wyprowadzono j i musiaa odda zot sukni. Nie wiedziaa, co pocz, posmutniaa i
wysza na k, usiada i pakaa. A gdy tak siedziaa, przypomniao jej si jajko, ktre da jej ksiyc.
Rozbia jem wysza wtem z niego kwoka z dwunastk kurczt caych ze zota, biegay dokoa, kwiliy i
lazy starej pod skrzyda, e nic pikniejszego na wiecie zobaczy nie mona. Wstaa tedy i pdzia je
przez k, a narzeczona wyjrzaa przez okno. Kurczaczki tak si jej spodobay, e zesza na d i
zapytaa, czy nie s na sprzeda. "Nie za zoto i dobra, lecz za ciao i krew, pozwlcie mi jeszcze jedn
noc przespa w komnacie, gdzie pi narzeczony!" Narzeczona rzeka "tak" i chciaa j oszuka jak
poprzedniego wieczoru. Gdy jednak krlewicz szed do ka, zapyta pokojowego, c to mamranie i
szum w nocy sysza. Opowiedzia wic pokojowy wszystko krlewiczowi, e musia mu da napj
nasenny, bo pewna biedna dziewczyna potajemnie spaa w jego komnacie, dzi w nocy za znw poda
mu w napj!" Krlewicz rzek wtedy: "Wylej ten napj za ko!" W nocy przyprowadzono j znowu, a
gdy zacza opowiada, jak smutno obszed si z ni los, od razu rozpozna w jej gosie sw najdrosz
maonk, skoczy do gry i zawoa: "Dopiero teraz jestem naprawd wybawiony, byo mi tak,
jakobym ni, bo nieznana krlewna rzucia na mnie czar, em ci zapomnia, lecz Bg odj mi w sam
por otpienie." Potajemnie opucili oboje zamek w nocy, bo bali si ojca krlewny, ktry by
czarownikiem, usiedli na Ptaka Gryfa, ktry zanis przez Morze Czerwone, a gdy byli po rodku,
upucia orzech. Wnet wyroso wielkie drzewo, ptak wypocz na nim, a potem poprowadzi ich do
domu, gdzie zastali swe dziecko, ktre byo ju due. Od tej pory yli w szczciu a do koca.

WODA YCIA
By sobie kiedy krl, a by on chory i nikt ju nie wierzy, e ujdzie z yciem. Mia trzech synw. Byli
zasmuceni, schodzili do zamkowego ogrodu i pakali. Spotkali wtedy starego czeka, ktry zapyta o ich

smutek. Powiedzieli mu, e ojciec jest tak chory, i z pewnoci umrze, bo nie potrafi mu pomc.
Starzec rzek tedy "Znam rodek, to wody ycia, gdy si jej napije, bdzie zdrowy, trudno j jednak
znale." Najstarszy rzek "Ju ja j znajd." Poszed do chorego krla i poprosi, by pozwoli mu
wyruszy na poszukiwania wody ycia, bo tylko to moe mu jeszcze pomc. "Nie," powiedzia krl,
"niebezpieczestwo jest zbyt wielkie, lepiej bdzie mi umrze." Lecz on prosi tak dugo, a krl si
zgodzi. Ksi pomyla w swym sercu: "Jeli przynios wod, bd ojcu najmilszy i odziedzicz
krlestwo."
Wyruszy wic w drog, a gdy ju jaki czas jecha na swym koniu, na drodze stan karze, ktry do
niego zawoa i rzek: "Dokd e tak szybko?" - "Gupi pokurcz,, " rzek dumnie ksi, "nie musisz
wiedzie." I popdzi dalej. May ludek jednake si rozgniewa i rzuci zy urok. Ksi trafi bowiem d
wwozu, a im bardziej wjeda, tym bardzie schodziy si jego grskie zbocza, w kocu droga bya tak
ciasna, e nie mg zrobi kroku. Nie mg zawrci ani zsi z sioda i siedzia tak zaklinowany. Chory
krl dugo czeka na niego, lecz on nie wraca. Rzek wic drugi syn "Ojcze, pozwlcie mi ruszy na
poszukiwania wody," Na tej samej drodze, ktr wybra jego brat, spotka kara, ktry go zatrzyma i
zapyta, dokd tak spieszy. "May pokurczu," rzek ksi, "nie musisz wiedzie," i pojecha dalej nie
ogldajc si. Lecz karze rzuci zaklcie i jak poprzedni wjecha w grski jar i nie mg jecha do
przodu ani do tyu. Tak to ju bywa z pyszakami.
Take drugi syn nie wrci i wtedy zaoferowa si najmodszy wyruszy i przynie wod, a krl musia
mu w kocu pozwoli. Gdy spotka kara, a ten go zapyta, dokd tak spieszy, zatrzyma si,
porozmawia z nim i da mu odpowied: "Szukam wody ycia, bo mj ojciec jest miertelnie chory." "A wiesz, gdzie mona j znale?" - "Nie," powiedzia ksi. "Poniewa zachowae si, jak si naley,
nie bye pyszakowaty jak twoi bracia faszywcy, powiem ci, jak trafi do wody ycia. Tryska ze studni
na dziedzicu zakltego zamku, tam jednak nie wejdziesz, jeli nie dam ci elaznej rzgi i dwch
bochenkw chleba. Rzg uderz trzy razy w elazn bram zamku, otworzy si, w rodku le dwa lwy,
ktre otworz gardziele, jeli jednak wrzucisz kademu po chlebie, bd cicho, a potem spiesz si i id
po wod, zanim wybije dwunasta, inaczej brama znw si zamknie i bdziesz uwiziony." Ksi
podzikowa mu, wzi rzg i chleb i wyruszy w drog. A gdy dotar, wszystko byo tak, jak powiedzia
karze. Przy trzecim uderzeniu rzg brama otworzya si, a lwy uagodzi chlebem, wszed do zamku i
doszed do wielkiej, piknej sali. Siedzieli w niej zaklci ksita, ktrym pozdejmowa piercienie z
palcw, lea tam jeszcze miecz i chleb, ktre zabra. A potem trafi do komnaty, staa w niej pikna
dziewica, ucieszya si, gdy go ujrzaa, pocaowaa go i rzeka, e j wybawi a cae jej krlestwo bdzie
jego, jeli wrci za rok, odbdzie ich wesele. Potem rzeka mu jeszcze, gdzie jest studnia z wod ycia,
musi si jednak spieszy i zaczerpn z niej, nim wybije dwunasta. Poszed wic dalej, a doszed do
pokoju, gdzie stao pikne wieo pocielone oe, a e by zmczony, chcia najpierw troszk odpocz.
Pooy si wic i zasn, a gdy si obudzi, wbijao wanie kwadrans przed dwunast. Skoczy wic
wystraszony, podbieg do studni i zaczerpn z niej kubkiem, ktry sta obok i pobieg co si. Gdy
przechodzi wanie przez elazn bram, wybia dwunasta, a brama zamkna si tak mocno, e
obcia mu kawaek pity. Lecz on mimo to si cieszy, e zdoby wod ycia, ruszy do domu znw
przechodzc koo kara. Gdy ten ujrza miecz i chleb, rzek: "Zyskae przez to wielkie dobro, mieczem
moesz pobi cae armie, a chleb nigdy si nie skoczy." Ksi nie chcia wraca do domu ojca bez
braci, rzek wic: "Drogi karzeku, czy nie moesz mi powiedzie, gdzie s moi bracia? Wyruszyli przede
mn za wod ycia i nie powrcili." - "Tkwi uwizieni midzy grami," rzek karze, "Rzuciem urok, by
tam si znaleli, byli bowiem pyszakowaci." Ksi prosi tak dugo, a karze popuci, ostrzeg go przy
tym i rzek: "Strze si przed nimi, maj ze serce."
Gdy przyszli jego bracia, ucieszy si i opowiedzia im, co mu si przytrafio, e znalaz wod ycia i
zabra peen kubek, e wybawi pikn ksiniczk, ktra ma teraz czeka na niego przez rok, potem
za bdzie wesele, a on dostanie wielkie krlestwo. Potem popdzili na koniach dalej a dotarli do
kraju, gdzie bya wojna i gd, krl myla ju, e przyjdzie mu sczezn, tak wielka bya bieda. Poszed
wtedy do niego ksi i da mu chleb, ktrym wykarmi cae krlestwo, a potem ksi da mu miecz.
Ktrym pobi wrogie armie i wreszcie mg y w pokoju. Ksi odebra swj miecz i chleb, trzej bracia
pojechali dalej. Byli jeszcze w dwch krajach, gdzie panowaa wojna i gd, i tam dawa krlom swj
chleb i miecz ratujc trzy krlestwa. A potem wsiedli na statek i popynli przez morze. Podczas rejsu
zmwili si dwaj starsi "najmodszy znalaz wod ycia, a my nie. Ojciec odda mu za to krlestwo,
ktre nam si naley, odbierze nam nasze szczcie." Zapragnli zemsty i szykowali si do jego zguby.
Poczekali, a mocno zanie, wylali z kubka wod i wzili j dla siebie, jemu za nalali gorzkiej wody
morskiej.
Gdy wrcili wreszcie do domu, najmodszy przynis krlowi swj kubek, aby si z niego napi i
wyzdrowia. Ten jednak lewo si napi gorzkiej wody morskie, rozchorowa si jeszcze bardziej ni
przedtem. A gdy nad tym biada, przyszli dwaj starsi synowie i oskaryli najmodszego, e chcia go
otru, przynieli mu prawdziw wod ycia i podali mu. Ledwo si jej napi, poczu, e jego choroba
przesza, by silny i zdrowy jak za modych lat. Potem obaj poszli do najmodszego, drwili z niego

rzekli: "Znalaze wod ycia, lecz twj by trud, a nasza nagroda. Powiniene by by mdrzejszy i
mie oczy otwarte. Zabralimy ci to, gdy zasne na morzu, a za rok jeden z nas wemie sobie t
pikn krlewn. Strze si, by niczego nie zdradzi, ojciec i tak ci nie uwierzy, a jeli powiesz sowo,
stracisz ycie. Jeli bdziesz milcza, bdzie ci darowane."
Stary krl bardzo si rozgniewa na swego najmodszego syna mylc, e czyha na jego ycie.
Rozkaza wic by zebra si dwr i wyda wyrok, by rozstrzelano go potajemnie. Gdy ksi pojecha
pewnego razu na owy i nie przeczuwa niczego zego, owczy krlewski musia i z nim. Gdy byli sami
w dzikim lesie, a owczy wyglda smutno, ksi rzek do niego: "Drogi owczy, co ci dolega?" owczy
rzek wtedy: "Nie mog ci tego powiedzie, a zarazem musz." A ksi powiedzia: "Mwe, co jest,
wybacz ci." - "Ach," rzek owczy, "mam was zastrzeli, tak rozkaza mi krl." Ksi si wystraszy i
rzek: "Drogi owczy, ostaw mnie przy yciu, oddam ci moj krlewsk szat, daj mi za to twoj lich.."
owczy rzek wtedy: "Chtnie to zrobi i tak nie mgbym do was strzela." Zamienili si ubraniami,
owczy poszed do domu. A ksi poszed gbiej w las.
Po pewnym czasie do starego krla przyjechay trzy wozy ze zotem i szlachetnymi kamieniami dla
najmodszego syna. Byy one posane od trzech krli, ktrzy pobili wrogw mieczem ksicia, a lud swj
jego chlebem wykarmili. W ten sposb chcieli okaza swoj wdziczno. Stary krl pomyla sobie:
"Czyby mj syn by niewinny? I rzek do swych ludzi "Ach gdyby jeszcze y, tak mi przykro, e
kazaem go zabi." - "yje jeszcze", rzek owczy, "moje serce nie zniosoby tego, gdybym wasz rozkaz
wykona," i opowiedzia krlowi, co si wydarzyo. Krlowi kamie spad z serca, kaza we wszystkich
krlestwach ogosi, e jego syn moe wrci, a przyjty bdzie w asce.
Krlewna kazaa wybudowa przed zamkiem drog, caa lnia zotem. Powiedziaa swoim ludziom, e
kto bdzie jecha na niej prosto, bdzie tym waciwym i maj go wpuci, lecz jeli zjedzie w bok, ten
waciwy nie bdzie i nie maj go wpuszcza. Gdy mia nasta czas, pomyla sobie najstarszy, e
trzeba spieszy i do krlewny i poda si za jej wybawiciela. Dostaby j za on i do tego jeszcze
krlestwo. Pojecha wic, a gdy przyby przed zamek, ujrza zot drog, pomyla sobie, "byaby to
wielka szkoda, gdyby na niej jecha", zjecha na bok i jecha z prawej strony drogi. Gdy przyby pod
bram, ludzie powiedzieli mu, e nie jest tym waciwym i ma odjecha. Wkrtce wyruszy take drugi
ksi, a gdy dojecha do zotej drogi i stan na niej swym koniem, pomyla: "Byaby wielka szkoda,
gdyby co utrci," zjecha na bok i jecha po jej lewej stronie. Gdy dotar pod bram, ludzie powiedzieli
mu, e nie jest tym waciwym i ma odjecha. Gdy wreszcie min rok, take trzeci zapragn pojecha
do swej ukochanej by przy niej zapomnie o swym cierpieniu. Ruszy wic w drog i myla wci o
niej, chcia by ju przy niej, zotej drogi nawet nie widzia. Prowadzi konia jej rodkiem, a gdy dotar
pod bram, otworzono j, krlewna przyja go z wielk radoci, by jej wybawicielem i panem
krlestwa, odbyo si wesele w wielkiej szczliwoci. A gdy mino, opowiedziaa mu, e jego ojciec
mu wybaczy i go przyzywa. Pojecha wic do niego i wszystko mu opowiedzia, jak oszukali go bracia,
a on jeszcze musia do tego milcze. Stary krl chcia ich ukara, lecz oni ruszyli w morze i do koca
ycia nie wrcili.

GSIARECZKA
ya sobie kiedy stara krlowa. Jej m nie y od lat. A miaa ona pikn crk. Gdy dorosa,
obiecano j krlewiczowi z dalekiego kraju. Kiedy nasta czas, gdy mili si pobra, a dziecko miao
odjecha do obcego krlestwa, stara zapakowaa jej wiele kosztownych przyborw i klejnotw, zota i
srebra, puchary i jednym sowem, wszystko, co naleao do krlewskiego posagu, bo kochaa swe
dziecko z caego serca. Daa jej take suk, ktra miaa z ni jecha, by odda j w rce
narzeczonego, kada za dostaa konia na podr. Ko krlewny nazywa si Falada i umia mwi. Gdy
wybia godzina rozstania, stara matka udaa si do swej sypialni, wzia noyk i przecia swe place, tak
e krwawiy. Podoya pod nie bia chusteczk, na ktr spady trzy krople krwi. Daa j crce i
rzeka: "Drogie dziecko, strze ich dobrze. Bd ci chroni w drodze. Rozstay si wic obie w smutku,
chusteczk krlewna schowaa przy sercu, usiada na konia i ruszya do swego narzeczonego. Gdy
jechay ju godzin, odczua wielkie pragnienie i rzeka do swojej suki: "Zsid z konia i naczerp
moim kubkiem, ktry wzia dla mnie, wody z potoku. Chce mi si pi." - "Jeli chce wam si pi, "
rzeka suka, "Sami zejdcie z konia, pocie ci przy wodzie i pijcie. Nie bd wasz suk."
Krlewna zesza wic z pragnienia, pochylia si nad wod i pia. Nie wolno jej byo pi ze zotego
kubka. Rzeka wic, "Och, Boe!", a trzy krople krwi odpowiedziay, "Gdyby twa matka to widziaa,
pkoby jej serce." Lecz krlewska narzeczona bya pokorna, nic nie powiedziaa i wsiada na konia.
Ujechali par mil, lecz dzie by gorcy, soce palio i wnet od nowa chciao jej si pi. Gdy
przejedali koo rzeki, zawoaa wic do suki "Zejd z konia i daj mi pi z mojego zotego kubka," bo
zapomniaa ju o jej zych sowach, lecz suka powiedziaa jeszcze bardziej wyniole: "Jeli chcecie pi,
pijcie sami, nie bd wasz suk." Zsiada wic krlewna z konia, bo bardzo jej si pi chciao,
pooya si nad pync wod, zapakaa i rzeka: "Och, Boe!" a kropelki krwi znw odpary "Gdyby
twoja matka to widziaa, serce by jej pko." A gdy tak pia, wychylia si za bardzo, chusteczka, na

ktrej byy trzy krople krwi, wypada z dekoltu do wody, a ona tego nie zauwaya. Lecz dostrzega to
suka i cieszya si z wadzy nad narzeczon, bo tracc krople krwi, zrobia si saba i bezradna. Gdy
krlewna chciaa wsi na konia, a nazywa si on Falada, rzeka do niej suka: "Falada jest teraz
mj, a ty pojedziesz na moim koniu." Krlewna musiaa to zdziery. Potem suka rozkazaa jej
ostrymi sowy, by si rozebraa z krlewskich szat i ubraa liche stroje suki. Potem musiaa przysic
pod goym niebem, e na krlewskim dworze nikomu o tym nie opowie, a gdyby nie zoya tej
przysigi, suka zabiaby j z miejsca. Lecz Falada sysza wszystko i wszystko dobrze zapamita.
Suka wsiada na Falad, a prawdziwa narzeczona na lichszego rumaka. Pojechay dalej, a w kocu
trafiy do krlewskiego zamku. Wielka bya rado z ich przybycia, a krlewicz wyskoczy im naprzeciw,
zdj suk z konia, bo myla, e ona ma by jego on. Poprowadzi po schodach do gry, a
prawdziwa krlewna musiaa zosta na dole. Stary krl patrzy przez okno i zobaczy, jak stoi na
podwrcu, jaka jest pikna i delikatna, wnet poszed do krlewskiej komnaty i zapyta narzeczon o
pann, ktra z ni przybya, a teraz stoi na podwrcu. "Zabraam j po drodze dla towarzystwa, dajcie
dziewce robot, eby nie staa tak po prnicy." Lecz krl nie mia dla niej pracy i nic innego nie
przychodzio mu do gowy, ni to co powiedzia: "Mam chopczyka. Pasie gsi. Moe mu pomaga."
Chopiec nazywa si Krdchen (Konradzik) i wanie jemu prawdziwa narzeczona musiaa pomaga
pa gsi.
Lecz faszywa narzeczona wkrtce rzeka do modego krla: "Najdroszy mu, prosz was, zrbcie mi
przysug." A on odpowiedzia: "Chtnie to zrobi." - "Kacie woa rzenika, eby koniowi, na ktrym
przyjechaam, odrba gow. By mi udrk w drodze." A tak naprawd to baa si, e ko zacznie
mwi, jak obesza si z krlewn. No i sprawy zaszy tak daleko, e wierny Falada musia umrze.
Usyszaa to prawdziwa krlewna. Obiecaa rzenikowi sztuk zota za pewn przysug. W miecie bya
wielka ciemna brama, ktr codziennie rano i wieczorem przechodzia z gmi, "Pod t ciemn bram
prosz przybi gow Falady, abym wci moga go widzie." Obieca jej to czeladnik rzenika, odrba
gow i przybi j pod ciemn bram.
Gdy rankiem ona i Krdchen pdzili gsi pod bram, mwia przechodzc: "Och, Falado, e te musisz
tak wisie."
A gowa odpowiadaa:
"O panno krlowo, e te musisz tak chodzi,
Gdyby to Twoja matka widziaa,
Pkoby jej serce."
I ruszya w ciszy dalej za miasto. Pdzili gsi na pole. A gdy bya ju na ce, usiada i rozpucia wosy,
ktre byy jak ze szczerego zota, a Krdchen siedzia i cieszy jak ona i chcia sobie par wyrwa.
Mwia wtedy:
Wiej, wiej, wietrze
Unie kapelusz w powietrze
Niech Krdchen za nim gania
A do wosw uczesania
I wtedy nadciga tak silny wiatr, e zwia chopcu kapelusz i nis go po polach, e ten musia za nim
biega. Gdy wrci, wosy byy uczesane i uoone. Nie dosta adnego wosa. Krdchen by zy i nie
rozmawia z ni. Pali gsi a do wieczora, a potem poszli do domu.
Nastpnego ranka, gdy pdzili gsi pod ciemn bram, rzeka dziewica: "Och, Falado, e te musisz tak
wisie."
Falada odpowiedzia
"O panno krlowo, e te musisz tak chodzi,
Gdyby to Twoja matka widziaa,
Pkoby jej serce."
A w polu znowu usiada na ce i zacza rozczesywa wosy, Krdchen biega i prbowa je apa,
lecz ona szybko rzeka:

Wiej, wiej, wietrze


Unie kapelusz w powietrze
Niech Krdchen za nim gania
A do wosw uczesania
No i wia wiatr, zwia mu kapelusz z gowy i Krdchen musia za nim biega, a gdy wrci wosy byy ju
dawno uoone i nie mg adnego zapa. I tak pali gsi a do wieczora.
Wieczorem, gdy wrcili do domu, Krdchen poszed do krla i rzek: "Nie chc duej pa gsi z t
dziewczyn." - "A dlaczego?" zapyta stary krl. "Cay dzie mnie zoci." Rozkaza mu wic krl
opowiedzie, co to si z ni dzieje. A Krdchen powiedzia: "Rano, gdy przechodzimy ze stadem pod
ciemn bram, wisi tam koska gowa na cianie, a ona do niej mwi:
"Och, Falado, e te musisz tak wisie."
A gowa odpowiada:
"O panno krlowo, e te musisz tak chodzi,
Gdyby to Twoja matka widziaa,
Pkoby jej serce."
A potem Krdchen opowiada, co dziao si na ce, jak musia biega za swoim kapeluszem.
Stary krl rozkaza mu, by nastpnego dnia znowu pogna gsi, a sam z ranka, usiad pod ciemn
bram i sucha, jak dziewczyna rozmawia z z gow Falady. Potem poszed za nimi na pole i schowa
si w krzakach na ce. Wnet zobaczy na wasne oczy, jak gsiareczka i pastuszek przypdzaj stado,
jak ona po chwili siada i rozpuszcza wosy, jak lni. A zaraz potem rzeka:
Wiej, wiej, wietrze
Unie kapelusz w powietrze
Niech Krdchen za nim gania
A do wosw uczesania
I uderzy wiatr, zanis daleko kapelusz chopca, a ten musia za nim biega. Dziewcz za czesao i
ploto w spokoju swoje loki, a wszystko to widzia stary krl. Poszed potem cichaczem na zamek, a gdy
gsiareczka wrcia wieczorem do domu, zawoa j na bok u spyta, dlaczego to robi. "Nie mog wam
powiedzie, nie wolno mi wyla alu przed adnym czowiekiem, bo tak przysigam pod wolnym
niebem, inaczej straciabym ycie." Naciska na ni i nie dawa jej spokoju, lecz nie mg nic z niej
wydoby. Rzek wic, "Jeli mi nic powiedzie nie moesz, poskar si temu piecowi z elaza," i
odszed. Wesza wic do pieca i zacza si skary i paka aonie, wylaa swj al z serca i rzeka:
"Siedz tak opuszczona przez wiat, a jestem przecie krlewn, a faszywa suka przemoc sprawia,
e musiaam zdj krlewskie stroje. Zaja moje miejsce u boku narzeczonego, ja za musz suy
jako gsiareczka. Gdyby moja matka to widziaa, pkoby jej serce." Stary krl sta na zewntrz przy
rurze kominowej, nasuchiwa i usysza, co rzeka. Wszed wic z powrotem i kaza jej wyj z pieca.
Ubrano j w krlewskie stroje, a zdaa si jako cud, taka bya pikna. Stary krl zawoa syna i wyjawi
mu, e ma faszyw narzeczon, ktra jest zwyk suk, a prawdziwa stoi tu, bya gsiareczka. Mody
krl uradowa si z caego serca, gdy ujrza jej pikno i cnoty. Urzdzono wielk uczt, na ktr
sproszono wszystkich ludzi i dobrych przyjaci. Na pierwszym miejscu siedzia narzeczony, z jednej
strony krlewna, a z drugiej suka. Suka bya tak zalepiona, e nie rozpoznaa dziewczyny w
lnicych ozdobach. Gdy ju zjedli i wypili, a ich nastroje byy wymienite, stary krl zada suce
zagadk, ile warta jest osoba, ktra tak a tak swego pana oszukaa, opowiedzia jej cay przebieg
spraw i zapyta: "Jakiego wyroku jest godna?" Rzeka wtedy faszywa narzeczona: "Nie jest warta
wicej, jak tylko to, by j nago wsadzi do beczki gwodziami nabijanej od rodka i eby j konie
cigay w gr i d uliczek, a sczenie."- "To ty ni jeste," rzek stary krl," i wydaa wyrok na
siebie. Niech tak ci si stanie." Gdy wykonano ju wyrok, polubi mody krl prawdziw maonk i we
dwoje rzdzili krlestwem w pokoju i szczciu.

NIEDZWIEDZIA SKRA
By sobie kiedy pewien mody jegomo, ktry da zacign si do wojska. By dzielny i zawsze na
pierwszej linii, gdy pada oowiany deszcz. Dopki trwaa wojna, wszystko byo dobrze, lecz gdy nasta
pokj, poegnano si z nim. Kapitan rzek mu, e moe i, dokd dusza zapragnie. Jego rodzice ju
nie yli, nie mia ju domu, poszed wic do braci i prosi, by dali mu schronienie do czasu, a zacznie

si nowa wojna. Bracia byli jednak zatwardziali w swych sercach i rzekli: "C nam po tobie? Nie
potrzebujemy ciebie, sam popatrz, jak sobie dajesz rad." Nie pozostao wic onierzowi nic innego jak
jego bro, zawiesi j wic na plecy i ruszy w wiat. Doszed do wielkiego boru, gdzie nic nie byo
wida, jak tylko drzewa dookoa. Usiad sobie i myla si nad swym losem. "Nie mam pienidzy, a
moim rzemiosem jest wojna i nie umiem nic innego. Teraz, gdy nasta pokj, nikt mnie nie potrzebuje.
Widz, e przyjdzie mi umrze z godu." Nagle usysza szum, a gdy si odwrci, ujrza nieznanego
czowieka w zielonym surducie. Czowiek w wyglda adnie, ale mia koskie stopy. "Ju wiem, co ci
dolega," rzek czowiek, "Trzeba ci pienidzy i dbr, lecz najpierw musz wiedzie, czy strachliwy nie
jeste, abym nie wydawa pienidzy na prno." "Strach i onierz? Jak ma si jedno do drugiego?"
odpowiedzia, "Moesz mnie wystawi na prb." "Dobrze!", odpowiedzia czowiek, spjrz do tyu!"
Odwrci si wic onierz i zobaczy wielkiego niedwiedzia, ktry ryczc naciera na niego. "Oho,"
zawoa onierz, poaskocz ci po nosku, e przejdzie ci ochota na ryczenie.", przyoy bro i strzeli
niedwiedziowi w pysk, e pad i ju si nie ruszy. "Widz," rzek obcy, "e nie brakuje ci kurau, ale
jest jeszcze jeden warunek, ktry musisz speni." - "Jeli moja dusza na tym nie ucierpi," odpowiedzia
onierz, ktry ju si zmiarkowa, kogo ma przed sob, "W przeciwnym razie nici z naszego handlu" "Sam zobaczysz" odpowiedzia jegomo w zielonym surducie, "Przez najblisze siedem lat nie wolno ci
si my ni czesa brody i wosw, nie bdziesz obcina paznokci ani modli si do Boga Ojca. Dam ci
tedy surdut i paszcz, a musisz go nosi przez cay ten czas. Jeli w czasie tych siedmiu lat umrzesz,
jeste mj, lecz jeli przeyjesz, bdziesz wolny i bogaty do koca ycia." Pomyla wic onierz o
ndzy, w ktrej y, a poniewa czsto wychodzi na spotkanie mierci, way si na ten krok take tym
razem i si zgodzi. Diabe cign swj zielony surdut, poda go onierzowi i rzek: "Gdy bdziesz
nosi ten surdut na sobie i woysz rk do kieszeni, bdziesz mia zawsze gar pen pienidzy."
Potem zdj z niedwiedzia skr i rzek "To jest twj paszcz i twoje oe, bo na nim wanie bdziesz
spa i nie wolno ci wchodzi do innego. W tym odzieniu zwa ci bd Niedwiedzia Skra." Po tych
sowach diabe znikn.
onierz zaoy surdut, od razu chwyci za kieszenie i stwierdzi, e prawd byo, co mwi diabe.
Chodzi tak w niedwiedziej skrze przez wiat, by dobrej myli i na nic nie szczdzi sobie pienidzy.
Pierwszego roku nie byo jeszcze tak najgorzej, ale ju drugiego wyglda jak potwr. Wosy pokryy
mu ca twarz, jego broda bya jak kawa grubego filcu, paznokcie byy jak szpony, a twarz bya tak
brudna, e gdyby posia na niej rzeuch, to by wzesza. Kto go widzia, wnet ucieka, lecz poniewa
wszdy dawa biedakom pienidze, by si modlili, aby przey te siedem lat, wszdzie te dobrze paci,
zawsze znajdowa schronienie. W czwartym roku doszed do gospody. Gospodarz nie chcia go przyj,
nie chcia mu nawet da miejsca w stajni, bo si ba, e konie mu wystraszy. Lecz gdy Niedwiedzia
Skra sign do kieszeni i wycign gar dukatw, gospodarz zmik i da mu izb w oficynie. Musia
przeto obieca, e si nie pokae, by dom gospodarza nie zyska zej sawy.
Gdy Niedwiedzia Skra siedzia pewnego wieczoru sam i yczy sobie z caego serca, by siedem lat ju
mino, usysza z ssiedniego pokoju gony jk. Serce jego byo pene wspczucia, otworzy wic
drzwi i zobaczy starego czowieka, ktry strasznie paka i skada rce nad gow. Niedwiedzia Skra
podszed bliej, lecz czowiek w podskoczy i chcia uciec. W kocu, gdy usysza ludzki gos, uspokoi
si, a przyjazny gos Niedwiedziej Skry skoni go, by mu opowiedzia o przyczynie swego smutku.
Jego majtek szczupla i szczupla, a jego crki musiay przymiera godem, a by tak biedny, e nie
mg zapaci gospodarzowi, za co musiaby posiedzie w wizieniu. "Jeli nie macie innych trosk", rzek
Niedwiedzia Skra, "Pienidzy mam do." Wezwa gospodarza, zapaci mu, a nieszcznikowi wsadzi
jeszcze sakw pen zota do kieszeni. Gdy stary czowiek uwolni si od swych trosk, nie wiedzia
wprost, jak okaza sw wdziczno. "Chod ze mn, "rzek do niego, "Moje crki s przepikne,
wybierz sobie jedn za on. Gdy usyszy, co uczynie, nie bdzie si wzbraniaa. Wygldasz moe
troch dziwnie, ale na pewno doprowadzi ci do porzdku." Spodobao si to Niedwiedziej Skrze i
poszed z nim. Gdy ujrzaa go najstarsza, przerazia si okrutnie jego widokiem, e a ucieka w krzyku.
Druga wprawdzie zostaa i zmierzya go od stp do gw, ale potem rzeka "Jak mog wyj za
czowieka, ktry nie ma ludzkiej postaci? Bardziej podoba mi si ten ogolony niedwied, ktry raz tu
by i udawa czowieka, mia przynajmniej husarski paszcz na sobie i biae rkawice. Gdyby by tylko
brzydki, mogabym si do niego przyzwyczai." Najmodsza jednak rzeka "Drogi ojcze, to musi by
dobry czek, ktry wybawi was z niedoli. Jeli obiecalicie mu za to narzeczon, musi si sta wedle
waszego sowa".
Szkoda, e twarz Niedwiedziej Skry pokryta bya brudem, inaczej mona by zobaczy, jak serce mu
si miao, gdy to usysza. Zdj z palca piercie, zama go na p i da jej jedn poow, a drug
zachowa. Na jej poowie napisa swoje imi, a na swojej jej imi. Poprosi j by zachowaa w trosce
swoj poow. Potem poegna si i rzek "Musz wdrowa jeszcze przez trzy lata. Jeli nie wrc,
jeste wolna, bo bdzie to znaczyo, e ju nie yj. Pro Boga, by zachowa mnie przy yciu." Biedna
narzeczona ubraa si caa na czarno, a gdy mylaa o narzeczonym, oczy stay jej we zach. Od sistr
spotykay j jedynie wyszydzanie i przemiewki. "Uwaaj," mwia najstarsza, "Gdy podasz mu rk,
trzepnie ci kosmat ap." - "Strze si", mwia druga, "Niedwiedzie lubi sodycz, a gdy mu si
spodobasz, to ci zere." - "Bdziesz musiaa koo niego taczy, jak zechce," wrzeszczaa starsza,

"inaczej zacznie rycze." - Druga za dodawaa "ale wesele bdzie zabawne. Niedwiedzie dobrze
tacz." Narzeczona jednak milczaa i dawaa si ogupi. A niedwiedzia Skra przemierza wiat, z
jednego miejsca na inne, czyni dobro, gdzie mg, suto wspiera biednych, by si za niego modlili. W
kocu nadszed ostatni dzie z siedmiu lat. Poszed tedy do boru i usiad pord krgu z drzew.
Niedugo dmuchn wiatr, stan przed nim diabe i ponuro na niego spojrza. Potem rzuci mu stary
surdut i zada swojego. "Na to jeszcze za wczenie," powiedzia niedwiedzia skra, "Najpierw mnie
wyczycisz." Diabe czy chcia czy nie, musia nanosi wody i obmy Niedwiedzi Skr, czesa mu
wosy i obci paznokcie. Wyglda po tym jak dzielny wojak i by o wiele adniejszy ni przedtem.
Gdy diabe ju odszed, zrobio si Niedwiedziej Skrze lekko na sercu. Poszed do miasta, kaza sobie
uszy wspaniay surdut z aksamitu, usiad do wozu zaprzonego w cztery biae rumaki i pojecha do
domu narzeczonej. Nikt go nie pozna. Ojciec uwaa go przedniego pukownika i poprowadzi na
pokoje, gdzie siedziay crki. Nalay mu wina, pooyy przed nim najlepsze kski i mylay, e nie
widziay na wiecie pikniejszego mczyzny. Tylko narzeczony siedziaa w czarnej sukni, nie otwieraa
oczu, nie powiedziaa ni sowa. Gdy w kocu zapyta ojca, czy nie oddaby mu crki za m, obie
starsze a podskoczyy, pobiegy do swych pokojw by ubra wspaniae suknie, bo kada mylaa, e to
ona bdzie wybrank. Obcy, gdy tylko zosta sam z narzeczon, wyj soj poow piercienia i wrzuci
do kubka z winem, ktry poda jej przez st. Przyja go, a gdy wypia i ujrzaa na dnie poow
piercienia, mocniej zabio w niej serce. Wycigna drug poow, ktr nosia na acuszku wok
szyi, przyoya j do pierwszej i okazao si, e pasuj do siebie idealnie. Rzek tedy: "Jestem twoim
narzeczonym, ktrego poznaa jako Niedwiedzi Skr, lecz poprzez Bo ask wrciem do ludzkiej
postaci i znowu jestem czysty." Podszed do niej, obj j i pocaowa, a wanie weszy obie siostry cae
w pudrze, a gdy ujrzay, e pikny modzieniec naley do najmodszej i usyszay, e to Niedwiedzia
Skra, wybiegy pene gniewu i zoci z domu. Jedna utopia si w studni, a druga powiesia si na
drzewie. Wieczorem zapuka kto do drzwi, a gdy narzeczony je otworzy, ujrza diaba w zielonym
surducie, ktry rzek: "Widzisz, mam teraz dwie dusze zamiast twojej jednej."

DUCH W BUTELCE
By sobie kiedy biedny drwal. Pracowa od rana do pnej nocy, a gdy w kocu ju uzbiera troch
pienidzy, rzek do swojego chopaka: "Jeste moim jedynym dzieckiem. Chc przeznaczy pienidze
zarobione w pocie czoa na twoje nauki. Naucz si czego porzdnego, a bdziesz mnie mg nakarmi,
gdy moje czonki stan si sztywne i bd musia siedzie w domu." Poszed tedy chopiec do wielkich
szk i uczy si pilnie, a nauczyciele go chwalili i zosta tam przez pewien czas. Gdy skoczy ju par
szk, lecz nie by jeszcze doskonay we wszystkim, czego si uczy, ndzne pienidze, jakie dosta od
ojca, skoczyy si i musia wraca do domu. "Ach," rzek ojciec w smutku, "Nie mog da ci nic wicej.
Cikie s czasy i ciko zdoby choby halerza na co wicej ni chleb nasz powszedni."- "Drogi
ojcze," odpowiedzia syn, "Nie martwcie si tym, jeli wola Boa jest taka, sprbujmy obrci to na
dob monet, jako si z tym pogodz." Gdy ociec mia ju i do lasu, by zarobi grosza na drewnie,
rzek do syn: "Pjd z wami i wam pomog." - "Tak, mj synu," bdzie ci ciko, bo nie jeste
przyzwyczajony do pracy w znoju, nie wytrzymasz. Mam tylko jedn siekier i ani grosza by drug
dokupi." - "Idcie do ssiada," odpowiedzia syn, "poyczy wam swoj siekier, a sam na ni
zarobi." Poyczy wic ojciec siekier od ssiada, a nastpnego poranka, przy wschodzie soca, wyszli
razem do lasu. Syn pomaga ojcu, a by rzeki i wiey. Gdy soce stano nad nimi, rzek ojciec:
"Odpocznijmy i pojedzmy, potem czeka nas przynajmniej drugie tyle." Syn wzi do rki swj chleb i
rzek: "Odpocznijcie sobie, ojcze, ja nie jestem zmczony, ja pjd w las i pozagldam troch do
ptasich gniazd." - "Och ty fircyku," powiedzia ojciec, "Bdziesz biega, a potem bdziesz tak zmczony,
e rki nie podniesiesz. Zostatu i usid ze mn." Lecz syn poszed w las, jad swj chleb, by wesoy i
zaglda midzy zielone gazie, czy gniazda jakiego nie kryj. Chodzi tu i tam, a doszed do wielkiego
gronie wygldajcego dbu. Mia chyba par setek lat, a i piciu ludzi by go nie objo. Zatrzyma si,
spojrza na niego i pomyla "Tu na pewno par ptaszkw gniazdko zbudowao." I zdao mu si, jakby
gos usysza. Nadstawi uszu i usysza, jak kto woa guchym tonem: "Wypu mnie, wypu mnie!"
Obejrza si dookoa, lecz niczego nie dojrza., a zdawao mu si, jakby gos spod ziemi wychodzi.
Zawoa wic: "Kim jeste?" Gos odpowiedzia: "Tkwi tu midzy korzeniami dbu. Wypu mnie."
Ucze zacz odgarnia ziemi pod drzewem i szuka wrd korzeni dbu, a wreszcie w maym
wgbieniu odkry butelk. Podnis j do gry, uoy pod wiato i zobaczy rzecz, co wygldaa jak
aba. Skakao to co w rodku do gry i w d. "Wypu mnie, wypu mnie," woao od nowa. A ucze
niepomny istnienia za, zdj korek z butelki. Wnet wylecia z niej duch i zacz rosn, a rs tak
szybko, e w jednej chwili zrobi si z niego ohydny jegomo, wielki na p drzewa, przed ktrym sta
ucze. "Wiesz," zawoa strasznym gosem, "Co jest nagrod za to, e mnie uwolnie?"- "Nie,"
odpowiedzia ucze bez trwogi. "Skd mam to wiedzie?" - " Zaraz ci powiem," zawoa duch, "Musz ci
za to kark przetrci." -"Moge to wczeniej powiedzie," odpowiedzia ucze, "nie wycigabym ci
wtedy z tej butelki, a moja gowa ostaaby si przed tob." - "Zasuon nagrod musisz dosta.
Mylisz, e z wielkiej aski mnie tu zamknito? Nie, to bya kara! Jestem potnym Merkurinem, kto
mnie wypuci, temu kark musz przetrci." "Powoli, " odpowiedzia ucze," Nie tak szybko, najpierw

musz si przekona, e naprawd siedziae w tej butelce i e jeste prawdziwym duchem. Jeli
potrafisz tam wej, to ci uwierz i bdziesz ze mn mg zrobi, co zechcesz." Duch odpar peen buty:
"To dla mnie adna sztuka," skurczy si, zrobi si taki chudy i may, jak by na pocztku, tak e
wszed przez ten sam otwr do butelki. Ledwo znalaz si w rodku, ucze zatka j korkiem i rzuci pod
korzenie dbu na stare miejsce i tak przechytrzy ducha.
Ucze chcia wrci do ojca, lecz duch zawoa aonie: "Ach, wypu mnie, wypu mnie!" - "Nie,"
odpar ucze," Nie wypuszcz drugi raz, kto moje ycie dyba., gdy ju raz go zapaem." - "Jeli mnie
uwolnisz," zawoa duch, "dam ci tyle, e starczy ci po kres ywota." - "Nie," odpowiedzia ucze,
"oszukasz mnie jak za pierwszym razem." - "Kpisz ze swego szczcia," rzek duch, "Nic ci nie zrobi,
jeno suto ci wynagrodz." Ucze pomyla za, " Sprbuj, moe dotrzyma sowa i nic mi nie zrobi."
Zdj tedy korek i duch wyszed jak przedtem, rozdyma si i zrobi si wielki jak olbrzym. "Teraz
dostaniesz nagrod," rzek, poda uczniowi ma szmatk, a wygldaa jak plaster i doda: "Jeeli
potrzesz jednym kocem ran, zagoi si, gdy drugim kocem potrzesz sta lub elazo, zamieni si w
srebro." "Musz sprbowa," powiedzia ucze, podszed do drzewa, odwali kawek kory sw siekier i
potar kocem plastra. Kora natychmiast przyrosa do drzewa i bya zdrowa. "Widzisz, e wszystko jest,
jak rzekem," powiedzia duch, teraz moemy si rozsta." Duch podzikowa za wybawienie, a ucze
podzikowa duchowi za jego prezent i wrci do ojca.
" Gdzie to chodzie?" zapyta ojciec, "Zapomniae o pracy? Od razu mwiem, e nie dasz rady " "Spokojnie, ojcze, zaraz wszystko nadrobi. - "Nadrobisz," rzek ojciec gniewnie, "Nie ma na to
sposobu".
"Uwaajcie, ojcze" zaraz powal do drzewo, e padnie z hukiem." Wzi swj plaster, potar siekier i
uderzy co si, lecz elazo zmieni si w srebro, ostrze siekiery si odwrcio. "Ach, ojcze, popatrzcie, z
siekier mi dalicie, cakiem si pokrzywia." Wystraszy si tedy ojciec i rzek: "ach, co zrobie! Teraz
musz zapaci za siekier, a nie wiem czym. Oto poytek z twojej roboty." - "Nie zocie si."
Odpowiedzia syn, "Ja zapac za siekier." - "O, guptasie," zawoa ojciec, "Czym chcesz zapaci? Nic
nie masz, prcz tego co ja ci daj, studenckie figle masz w gowie, a od rbania rozum ci si
pomiesza."
Ucze mwi potem przez chwil: "Ojcze, nie mog duej pracowa, koczymy ju." - "Co ty?"
odpowiedzia, "mylisz, e zao rce na brzuch jak ty? Musz si zabra do roboty, a ty zbieraj si do
domu."- "Ojcze, jestem pierwszy raz w lesie i nie znam drogi. Chodcie ze mn." Poniewa gniew
ucich, ojciec da si w kocu przekona i poszed z nim do domu. Rzek jeszcze do syna: Id i sprzedaj
popsut siekier, a patrz, ile za ni dostaniesz. Reszt musz zarobi by spaci ssiada." Syn wzi
siekier i zanis j do zotnika w miecie. Ten obejrza j, pooy na wadze i rzek: "Jest warta
czterysta talarw, nie mam tyle w gotwce." Ucze za rzek: "Dajcie mi, ile macie, a reszt wam
poycz." Zotnik da mu trzysta talarw, a sto by mu duny. Ucze poszed potem do domu i rzek:
"Ojcze, mam pienidze. Idcie i zapytajcie, ile ssiad za siekier da" - "Ju wiem," odpowiedzia
stary, "Jednego talara i sze groszy. - "Dajcie mu zatem dwa talary i dwanacie groszy, to jest dwa
razy wicej i wystarczy. Widzicie, mam pienidzy w brd," i da ojcu sto talarw i rzek: "Niczego wam
nie zabraknie, yjcie wic podug waszej wygody."- "Mj Boe," rzek stary, "Skd masz takie
bogactwa?" Opowiedzia mu tedy, co wszystko si stao, jak zaufa losowi, jak zdobycz dosta w swe
rce. Z reszt pienidzy wyruszy do wielkich szk i uczy si dalej, a poniewa umia leczy swoim
plastrem rany, sta si wnet najsynniejszym doktorem na caym wiecie.

NIEBIESKIE WIATEKO
By sobie kiedy onierz. Dugie lata suy wiernie swojemu krlowi, lecz gdy wojna si skoczya, a
onierz z powodu wielu ran, ktre mu zadano, nie mg duej suy, rzek do niego krl: "Moesz i
do domu, ju ci nie potrzebuj. Nie bdziesz dostawa duej pienidzy, bo zapat dostaje tylko ten,
kto mi suy." onierz nie wiedzia, z czego ma y, odszed zatroskany, a szed cay dzie, a
wieczorem dotar do lasu. Gdy zapada ciemno, zobaczy wiato. Zbliy si do niego i trafi do domu.
Mieszkaa w nim wiedma. "Pozwl mi przenocowa, daj troch je i pi" rzek do niej, "Inaczej
sczezn." - "Oho!" odpowiedziaa, "A kto daje co zabkanemu onierzowi? Lecz oka ci lito i
przyjm ci, jeli zrobisz, co ka." - "A czego dasz?" zapyta onierz. "eby mi jutro ogrd
przekopa." onierz zgodzi si, a nastpnego dnia pracowa co si, lecz do wieczora nie skoczy.
"Widz", rzeka wiedma, "e nie moesz dzisiaj i dalej. Zatrzymam ci na jeszcze jedn noc.
Porbiesz mi jutro fur drwa na kawaki." onierz potrzebowa na to caego dnia, a wieczorem,
wiedma zoya mu ofert, by zosta jeszcze jedn noc. "Jutro dostaniesz lekk robot, za moim
domem jest stara wyschnita studnia. Wpada mi do niej lampka. wieci na niebiesko i nigdy nie
ganie. Musisz mi j przynie." Nastpnego dnia starucha zaprowadzia go do studni i spucia w koszu
na d. Znalaz niebieskie wiateko i da jej znak, by wcigna go do gry. Cigna go te, ale gdy ju

by przy brzegu, wycigna rk by odebra sw lampk. "Nie," odpowiedzia onierz, bo przejrza jej
niecne zamiary, "Nie dam ci wiata nim nie stan obiema nogami na ziemi." Wiedma wpada w zo,
spucia go znowu na d i odesza. Biedny onierz spad bez szkody na podmoke dno, a niebieskie
wiateko wci si palio, lecz w czym mogo pomc? Zobaczy, e nie ujdzie mierci. Siedzia smutny
przez chwil, przypadkiem chwyci za kiesze i znalaz tam fajk wypchan tabak. "Bdzie to moja
ostatnia przyjemno," pomyla i j wyj, odpali od niebieskiej lampki i zacz pali. Gdy studni
spowi dym, stan przed nim nagle may czarny ludek i zapyta "Panie, co rozkaesz?" "C mi tobie
rozkazywa?" odpar onierz zupenie zdziwiony. "Uczyni wszystko, czego zadasz." -"dobrze," rzek
onierz, "najpierw wcignij mnie z tej studni." Ludek wzi go za rk i poprowadzi przez podziemne
przejcie, lecz nie zapomnia zabra niebieskiej lampki. Pokaza mu po drodze skarby, jakie
zgromadzia wiedma i je schowaa, a onierz zabra tyle zota, ile mg unie. Gdy byli na grze,
rzek do ludka: "Id, zwi wiedm i zaprowad przed sd." Nie trwao dugo, a przyjechaa z wielkim
krzykiem, szybko jak wiatr, na dzikim kocie, tak samo szybko wrci ludek, "Wszystko zaatwione"
rzek, "Wiedma wisi ju na szubienicy - jakie s twoje rozkazy, Panie?" zapyta may. "Na razie adne."
Odpowiedzia onierz, "Moesz i do domu, ale bd pod rk, gdy ci zawoam." - "To zbdne,"
powiedzia ludek, " wystarczy, e odpalisz fajk od niebieskiej lampki, a stan przed tob." I po tym
znikn mu z oczu. onierz wrci do miasta, z ktrego przyszed. Poszed do najlepszej karczmy i
kaza sobie szy pikne stroje., potem kaza oberycie, by urzdzi mu pokuj z takich przepychem, jak
to tylko moliwe. Gdy wszystko byo gotowe, onierz si wprowadzi, zawoa czarnego ludka i rzek:
"Suyem krlowi wiernie, lecz on mnie odesa i zostawi na pastw godu. Zemszcz si teraz za to." "Co mam czyni?" zapyta may. "Pno w nocy, gdy krlewna bdzie leaa w ku, przynie j tu we
nie. Bdzie mi suy za pokojwk." Ludek rzek wtedy: "dla mnie to proste, ale dla ciebie to
niebezpieczna rzecz. Gdy si wyda, moesz le skoczy." Gdy wybia dwunasta, otworzyy si drzwi i
ludek wnis krlewn." "Aha, jeste!" zawoa onierz, "ywo do roboty! Id po miot i zamie izb."
Gdy skoczya, kaza jej podej do swojego fotela, wycign nog i rzek: "cignij mi buty" rzuci je
potem krlewnie w twarz i musiaa je podnie i czyci na poysk. Robia wszystko, co jej rozkaza bez
sprzeciwu, niemal z na wp zamknitymi oczyma. Z pierwszym pianiem koguta zanis j ludek z
powrotem do ka w krlewskim zamku. Nastpnego ranka, gdy krlewna wstaa, posza do swego
ojca i opowiedziaa mu o swoim dziwnym nie. "Niesiono mnie po ulicach szybko jak byskawica do
pokoju onierza. Musiaam mu suy jako dziewka, usugiwa i zajmowa si pod robot, zamiata
izb, czyci buty. To by tylko sen, ale jestem tak zmczona, jakbym naprawd to robia." - "Ten sen
mg by rzeczywistoci" rzek krl, "dam ci rad, wypchaj kieszenie grochem i zrb w niej ma
dziurk. Jeli kto po ciebie przyjdzie, groszek wypadnie i zostawi lad na ulicach." Gdy krl to mwi,
by przy tym niewidzialny ludek i wszystko sysza. W nocy, gdy nis pic krlewn przez ulice,
wypadao z jej kieszeni troch groszku, ale nie zostawi on ladu, bo podstpny ludek rozsypa
przedtem groch na wszystkich ulicach. A krlewna musiaa a do pierwszego piania koguta suy jako
dziewka. Krl wysa nastpnego ranka ludzi, ktrzy mieli szuka ladu, lecz byo to daremne. Na
wszystkich ulicach siedziay biedne dzieci, zbieray groch i rzeky: "Dzisiaj w nocy pada groch." "Musimy wymyli co innego," rzek krl. "Nie zdejmuj z ng butw, gdy pooysz si do ka, a
zanim stamtd wrcisz, schowaj jednego.
Ju ja go znajd." Czarny ludek to usysza, a gdy onierz wieczorem zada, by przynis mu
krlewn, odradza mu to i rzek: Na ten podstp nie znam rady, a gdy tego buta znajd u ciebie,
bdzie z tob le. "Rb, co mwi," odpar onierz. I krlewna musiaa take trzeciej nocy pracowa
jako dziewka, lecz zanim j odniesiono, schowaa buta pod kiem. Nastpnego ranka krl kaza
szuka buta swej crki. Znaleziono go u onierza, a i sam onierz, ktry na proby maego ludka
ruszy przez bram, zosta wnet pochwycony i wrzucony do wizienia. W ucieczce zapomnia tego, co
byo najlepsze: niebieskiej lampki i zota. W kieszeni mia tylko jednego dukata. Sta teraz przed
wiziennym oknem obciony acuchami, a gdy tak sta, zobaczy jednego ze swoich kamratw.
Zapuka w szyb, a gdy tamten podszed, rzek: "Bd tak dobry i przynie mi mae zawinitko, ktre
zostawiem w karczmie. Dam ci za to dukata." Kamrat pobieg i przynis mu, czego da. Gdy tylko
onierz by znowu sam, zapali fajk wzywajc czarnego ludka. "Nie trw si," rzek do swego pana,
"id, gdzie ci poprowadz, niech robi, co chc, tylko niebieskiej lampki nie zapominaj." Nastpnego
dnia odby si sd nad onierzem i cho nie zrobi nic zego, sdzia skaza go na mier. Gdy go ju
wyprowadzono, poprosi krla o ostatni przysug." Czego chcesz?" zapyta krl. "ebym w ostatniej
drodze mg zapali fajk." - "Moesz wypali nawet trzy," odpowiedzia krl, "ale nie myl, e ci ycie
daruj." onierz wycign fajk i zapali j od niebieskiej lampki. Gdy par kbw dymu wznioso si
w powietrze, stan przed nim ludek, a w rku trzyma kija i rzek. "Czego pragniesz, panie?" - "Bij
faszywych sdziw i ich panw, a padn na ziemi, nie szczd i krla, ktry tak le si ze mn
obszed." No wic la ludek jak byskawica, ciach, ciach, a kogo ledwo tkn kijem, pada na ziemi i nie
way si drgn. Wystraszy si krl, zacz baga o lito i aby zachowa ycie, odda onierzowi
krlestwo i sw crk za on.

BIEDAK I BOGACZ

Przed dawnymi czasy, gdy dobry Bg sam wrd ludzi bywa, zdarzyo si, e pewnego wieczoru, gdy
by zmczony, zapada noc, nim znalaz schronienie. Na jego drodze stay przed nim dwa domy, jeden
naprzeciwko drugiego, jeden by duy i pikny, a drugi may i lichy, duy nalea do bogacza, a may do
biedaka. Pan Bg pomyla sobie tedy, e nie bdzie zbyt uciliwy dla bogatego, jeli u niego
przenocuje. Bogaty, gdy usysza, jak kto puka do drzwi, otworzy okno i zapyta obcego,, czego
szuka. Pan odpowiedzia: "Prosz o nocleg." Bogacz obejrza wdrownika od gw do stp, a poniewa
dobry Bg skromne odzienie nosi i nie wyglda jak kto, kto ma pienidze, pokiwa gow i rzek: "Nie
mog was przyj, moje izby pene s zi i nasienia, a gdybym przyjmowa kadego, kto puka do
moich drzwi, musiabym sam kij ebraczy w rce chwyci. Poszukajcie gdzie indziej noclegu." Po tych
sowach zamkn okno i zostawi dobrego Boga jak sta. Odwrci si wic dobry Bg do plecami i
poszed do maego domku naprzeciw. Ledwo zapuka do drzwi, a ju biedak je otwiera i prosi
wdrownika do rodka. "Zostacie u mnie przez noc", powiedzia, "Ju ciemno i nie moecie i dalej."
Spodobao si to dobremu Bogu i wszed do niego. ona biedaka podaa mu rk, przywitaa go i
powiedziaa, eby si rozgoci, e nie maj wiele, ale tym, co maj, z serca si podziel. Potem
postawia kartofle na ogie, a gdy si gotoway, wydoia koz, by do kartofli mie odrobin mleka. A
gdy nakryto ju do stou, dobry Bg usiad i jad razem z nimi, a licha strawa smakowaa mu, bo i
twarze przy niej byy zadowolone. Po jedzeniu nasta czas spoczynku, ona zawoaa w sekrecie ma i
rzeka: "Suchaj, drogi mu, wycielimy sobie dzisiaj som. by biedny wdrownik mg pooy si w
naszym ku i odpocz. Schodzi si cay dzie i pewno jest zmczony." "Z caego serca chtnie."
odpowiedzia, "mu to zaproponuj," poszed do Boga i prosi go, e jeliby zechcia, ppooyby si w ich
ku by jego czonki porzdnie zayy spoczynku. Doby Bg nie chcia starym odbiera posania, lecz
nie popuszczali, a si zgodzi i pooy si w ich ku. Sami wycielili sobie som na ziemi.
nastpnego ranka wstali za dnia i zgotowali gociowi niadanie, jakie tylko mogli. Gdy soce zaczo
wieci przez okienko, dobry Bg wsta, znw zjad z nimi i chcia ruszy swoj drog. Gdy sta w
drzwiach, odwrci si i rzek: "Jako e bylicie litociwi a pobonie, yczcie sobie po trzykro, a bdzie
wam spenione." Biedak rzek tedy; "C nam sobie yczy jak nie wiecznego bogosawiestwa i bymy
dwoje, jak dugo yjemy, byli zdrowi a chleba naszego powszedniego pod dostatkiem mili, nie wiem,
jakie trzecie yczenie wyrazi." Dobry Bg rzek: "Nie chcecie sobie yczy nowego zamiast starego
domu?" - "O tak," powiedzia m, "gdybymy mogli i to dosta, byoby mi mio." Bg speni wic ich
yczenia, zamieni stary dom w nowy, da im bogosawiestwo i ruszy dalej.
Dzie by ju w peni, gdy wsta bogacz. Pooy si w oknie, a naprzeciwko zobaczy nowiutki,
czyciutki domek z czerwonej cegy, gdzie przedtem staa stara chaupa. Zrobi wielkie oczy, zawoa
swoj on i rzek: "Powiedz mi, co si stao? Wczoraj wieczorem staa tu stara marniutka chaupa, a
dzi stoi tu pikny nowy dom. Ide tam i dowiedz si, co si stao." Kobieta posza i zapytaa biedaka.
Opowiedzia jej: "Wczoraj przyszed wdrownik, szuka schronienia na noc, dzi rano si poegna i
obieca speni trzy yczenia, wieczne bogosawiestwo, Zdrowie w tym yciu wraz z powszednim
chlebem a wreszcie zamiast naszej starej chaty nowy pikny dom." ona bogacza wrcia prdko do
ma i opowiedziaa mu, co si zdarzyo. M za powiedzia: "A niech mnie licho, gdybym tylko
wiedzia! Obcy by najpierw tutaj i chcia u mnie przenocowa, ale go odprawiem." "Spiesz si," rzeka
ona, "siadaj na konia, moesz go jeszcze dogoni, a wtedy nie obieca Ci speni trzy yczenia." Bogacz
posucha dobrej rady, popdzi konia i wkrtce dogoni dobrego Boga. Rozmawia z nim wytwornie i
przyjemnie a wreszcie poprosi, by nie bra mu za ze, e od razu go nie wpuci, bo podczas gdy
szuka klucza do drzwi, doby Bg ju odszed, lecz kiedy bdzie wraca t drog, musi wstpi do niego.
"Tak" rzek dobry Bg, "kiedy bd wraca, uczyni to." Wtedy bogacz zapyta, czy take jego yczenia
speni jak ssiadowi. "Tak," powiedzia Bg, "ale nic dobrego z tego dla ciebie nie wyniknie, wic lepiej
bdzie, jeli nic nie bdziesz sobie yczy." Bogacz zastanawia si, czego by tu sobie yczy, co do
szczcia by mu brakowao, a dobry Bg rzek: "Jed do domu, a Twe trzy yczenia niechaj si
speni."
Bogacz wreszcie mia, czego chcia, jecha na swym koniu do domu i zacz myle, czego sobie yczy.
Kiedy tak myla popuci cugli, a ko zacz skaka, jego myli wytrca z toru, e a ich zebra nie
mg. Poklepa konia po szyi i rzek: "Uspokj si, Lizo," lecz ko zacz swe figle na nowo.
Zdenerwowa si zatem i zawoa niecierpliwy "A niechby ci kark przetrcio!" Gdy wymwi te sowa,
ko pad martwy na ziemi i ani si ruszy. W ten oto sposb spenio si pierwsze yczenie. A poniewa
z natury by skner, nie chcia zostawi sioda i uprzy na past innym i je odci, powiesi na plecach i
ruszy piechot. "Zostay ci jeszcze dwa yczenia" pomyla pocieszajc si. Gdy tak powoli szed przez
piachy, soce stano w zenicie i zaczo bucha gorcem, zrobio mu si ciepo i ponuro, siodo
uciskao mu plecy, ani cigle jeszcze nie wymyli, czego ma sobie yczy. . "gdybym sobie yczy
wszystkich skarbw tego wiata",
powiedzia do siebie, "i tak przychodzi mi jeszcze do gowy to i tamto, lecz chc obmyli to tak, by nie
pozostao ju nic do yczenia." Potem westchn i rzek: "tak... gdybym by bawarskim chopem, to
bym wiedzia, jak sobie pomc. Ten najpierw by chcia duo piwa, po drugie tyle piwa, ile mgby
wypi, po trzecie jelcze beczuk do tego." Czasami myla, e ju znalaz, ale potem wydawao mu si,
e jest wci za mao. potem przeszo mu przez myl, jak dobrze ma jego ona, siedzi sobie w domu w

chodnej izbie i sobie zajada. Mocno go to zocio i nawet o tym nie wiedzc rzek: "Chciabym, eby w
domu siedziaa na tym siodle i nie moga zej, co bym nie musia si teraz mczy i nie go na
plecach." Gdy ostatnie sowo wyszo z ust, siodo zniko z plecw i spostrzeg, e spenio si jego
drugie yczenie. Zrobio mu si gorco, zacz biec by w domu usi w swej izbie i spoytkowa
ostatnie yczenie na co wielkiego. Gdy jednak doszed i otworzy drzwi do izby, po rodku siedziaa
jego ona na siodle i nie moga zej, lamentowaa i krzyczaa wniebogosy. Rzek tedy: "Uspokj si,
dam ci wszelkie bogactwa tego wiata, jeno tu sied." Zajaa go jednak niemiosiernie i rzeka: "Na co
mi wszelkie bogactwa tego wiata, kiedy w siodle siedz. Chciae bym na nim bya, ycz sobie teraz
bym zesza." Chcia czy nie musia wyrazi yczenie, by baba zesza z sioda, a yczenie wnet si
spenio. Nie mia wic z tego nic, jeno kopot, trud i wyzwiska, a i straconego konia. Biedacy yli za
zadowoleni, cisi i poboni a po ich kres.

BUTY W TACU PRZETARTE


By sobie ongi krl, a mia on dwanacie crek, jedna pikniejsza od drugiej. Spay razem w sali, gdzie
ich ka stay obok siebie, a gdy wieczorem w nich leay, krl zamyka drzwi i je ryglowa. Gdy
rankiem otwiera drzwi, widzia, e ich buty przetarte byy od taca i nikt nie mg zgadn, jak to si
stao. Krl kaza wic obwieci, e ten ktry si dowie, gdzie tacz w nocy, moe sobie jedn wybra
za on, a po jego mierci zosta krlem, lecz kto si zgosi, a po trzech dniach tajemnicy nie odkryje,
odda swe ycie. Niedugo potem zjawi si krlewicz, ktry way si przyj wyzwanie. Przyjto go
dobrze, a wieczorem poprowadzono do pokoju obok sali sypialnej krlewien. Jego ko byo odkryte,
mia uwaa, gdzie id i tacz. By nic sekretnie czyni nie mogy, ani nawet przej do innego
miejsca, zostawiono drzwi do sali otwarte. Powieki krlewicza zrobiy si jak ow i wnet zasn, a gdy
rano si zbudzi, wida byo, e wszystkie dwanacie musiay gdzie taczy, bo ich buty miay dziury w
podeszwach. Drugiego i trzeciego wieczoru nie byo inaczej i dlatego bez litoci odrbano mu gow. Po
nim przychodzio jeszcze wielu, prbowali swych si, lecz musieli rozsta si z yciem. Zdarzyo si
jednak, e pewien biedny onierz, ktry rany nosi okrutne i nie mg duej suy, by w drodze do
miasta, gdzie mieszka krl. Spotka star kobiet, ktra zapytaa go, dokd zmierza. "Sam dobrze nie
wiem," odrzek i w blu doda, "Chciabym si dowiedzie, gdzie krlewny swe buty w tacu
przecieraj, a potem zosta krlem" - "To wcale nie takie trudne," powiedziaa staruszka, "Nie wolno ci
pi wina, ktre ci wieczorem przynios i musisz udawa, e mocno pisz." Daa mu potem kapotk i
rzeka "Jak j zaoysz, bdziesz niewidzialny, nikt ci nie ujrzy, bdziesz mg si skrada za ca
dwunastk." Gdy onierz usysza dobr rad, spowania, e a serce mu cisno, stan przed
krlem i zgosi si jako kawaler. Przyjto go tak samo dobrze jak innych, ubrano go w krlewskie
odzienie. Wieczorem, w porze snu, poprowadzono go do przedpokoju sali sypialnej, a gdy chcia
pooy si do ka, przysza najstarsza i przyniosa mu kubek wina, lecz od uwiza sobie gbk pod
brod, wino wlewao si do niej, a on nie wypi ani kropli. Pooy si potem, a gdy ju chwil lea,
zacz chrapa jak w najgbszym nie. Usyszay to krlewny, miay si, a najstarsza rzeka "Mg
oszczdzi ywota." Potem wstay, otworzyy szafy, skrzynie i skrzynki, wycigny przecudne suknie,
myy si przed lustrami, skakay dokoa i cieszyy si na taniec. Tylko najmodsza rzeka: "Nie wiem, wy
cieszycie si, a mi jest jako dziwnie na sercu, pewnie spotka nas nieszczcie." - "Ale z ciebie gska,"
rzeka najstarsza, "Zawsze si boisz. Zapomniaa ju, ilu krlewiczw przyszo tu daremnie? Temu
onierzowi nie musiaabym nawet trunku nasennego podawa i tak by nie wsta, taka z niego ajza."
Gdy wszystkie byy ju gotowe, zajrzay do onierza, lecz ten zamkn oczy i ani si ruszy. One za
mylay, e s cakiem bezpieczne. Najstarsza podesza do swego ka i zapukaa w nie. Wnet zapado
si pod ziemi, a one weszy w otwr, jedna za drug, a z przodu bya najstarsza. Lecz onierz, ktry
to wszystko na wasne oczy widzia, nie zwleka, zaoy kapotk i zszed za najmodsz. Porodku
schodw stan jej troszk na sukni, wystraszya si i zawoaa: "Co to, co trzyma mnie za sukni?" "Nie bd gupia," rzeka najstarsza, "Zaczepia si o haczyk." Zeszy wic na d, a gdy ju byy na
dole, stay w drzewnym pasau, a wszystkie licie drzew byy ze srebra, byszczay i poyskiway.
Pomyla sobie tedy onierz: "Przydaoby si wzi jaki dowd." I zama jedn z gazek. Wtem
drzewo wydao z siebie wielki trzask. "Najmodsza znw zawoaa: "Co jest nie tak, syszaycie ten
trzask?" Najstarsza rzeka na to: "To strzay z radoci, bo wnet wybawimy naszych ksiciw." Weszy w
pasa, gdzie licie byy ze zota, potem do takiego, gdzie byy to diamenty, a z obydwu uama sobie
onierz po gazce, a za kadym razem dao si sysze trzask. Najmodsza zadraa ze strachu, lecz
najstarsza pozostaa przy swoim, e to wystrzay z radoci. Poszy dalej a dotary do wielkiej wody.
Stao na niej dwanacie stateczkw, a w kadym stateczku siedzia pikny ksi. Czekao ich
dwunastu, a kady wzi sobie jedn krlewn, lecz onierz poszed za najmodsz. Rzek tedy ksi:
"Nie wiem, ale statek wydaje si dzi by ciszy ni zwykle, musz wiosowa ze wszystkich si." - "Co
jest tego powodem?" rzeka najmodsza, "Jak przy upale, tak mi jako gorco." Za wod sta jasno
rozwietlony zamek, a rozbrzmiewaa z niego wesoa muzyka. Wiosowali do niego, weszli w kocu,
kady ksi taczy ze swoj ukochan, a onierz taczy z nimi, bo by niewidzialny, a gdy ktra
kubek z winem trzymaa, wypija go do dna, e by pusty, gdy go do ust podnosia. Przelka si
najmodsza, ale najstarsza nie dopucia jej do gosu.

Taczyli do trzeciej rano, a wszystkie buty byy ju przetarte od taca i musieli skoczy. Ksita
przeprawili si z krlewnami przez wod. Tym razem onierz usiad na przedzie z najstarsz. Na
brzegu poegnay si z ksitami i obiecay przyj nastpnej nocy. Gdy byli przy schodach, onierz
pobieg przodem i pooy si do ka, a gdy dwunastka w powoli i w znoju doczapaa do gry, chrapa
ju tak gono, e wszystkie go syszay i rzeky "Przed nim jestemy bezpieczne." Rozebray si z
sukni, odoyy je, przetarte za w tacu buty pooyy pod kiem. Nastpnego ranka onierz nie
powiedzia nic, bo chcia jeszcze popatrze na te cudowne istoty, chodzi z nimi i drug i trzeci noc.
Zawsze byo jak za pierwszym razem i zawsze taczyy, a buty byy dziurawe. Za trzecim razem jako
dowd zabra kubek. Gdy nadesza godzina, gdy mia odpowiedzie na zagadk, zabra trzy gazie i
kubek ze sob i poszed do krla, dwunastka za staa za drzwiami i nasuchiwaa. Gdy krl zapyta:
"Gdzie moje crki dziurawi swe buty po nocach?" odpar "Tacz z dwunastk ksit w podziemnym
zamku." Opowiedzia, jak wszystko si odbyo, wycign dowody. Kaza tedy krl krlewny woa i
zapyta, czy onierz prawd mwi. Widziay, e prawda wysza na jaw i niczego si nie wypieray, do
wszystkiego si przyznay. Potem krl zapyta, ktr chce za on, on za odpar "Nie jestem ju
mody, dajcie mi najstarsz." Jeszcze tego dnia odby si i lub, obiecano mu te krlestwo po mierci
krla. A na ksitach ciy czar przez tyle dni, ile nocy z dwunastk krlewien przetaczyli.

GROBOWE WZGRZE
Pewien bogaty chop sta ktrego dnia na swoim podwrzu i patrzy na swoje pola i swe ogrody:
Ziarno roso dorodnie, a drzewa pene byy owocw. Zboe z poprzedniego roku leao jeszcze
ogromnymi kupami na strychu, e belki ledwo trzymay. Poszed potem do obory, gdzie stay utuczone
woy, tuste krowy i gadkie konie. W kocu wrci do izby i rzuci spojrzenie na elazn skrzyni, gdzie
leay pienidze. Kiedy tak sta i mierzy swe bogactwo, zapukao co mocno do niego. Nie pukao
jednak do drzwi jego domu, lecz do drzwi jego serca. Otworzyy si i usysza gos, ktry mwi do
niego "Zrobie co dobrego dla swych blinich? Widziae bied ubogich? Dzielie chleb z godnymi?
Starczyo ci, co miae, czy chciae jeszcze wicej?" Serce nie zwlekao z odpowiedzi. "Byem twardy i
nieubagany, nigdy nie okazaem swym blinim nic dobrego. Gdy przyszed biedak, odwracaem od
niego oczy. Nie troszczyem si o Boga, lecz mylaem o pomnaaniu bogactw. Gdyby wszystko byo
moje, co niebo przykrywa, nie byoby mi do." Gdy usysza t odpowied, wystraszy si okrutnie,
jego kolana poczy dre i musia usi. Wtedy znowu zapukao, lecz tym razem byy to drzwi izby.
By to jego ssiad, czowiek biedny z kup dzieciakw, ktrych nie mg wykarmi. "Wiem," pomyla
biedak, "mj ssiad jest bogaty, ale tak samo zatwardziay. Nie wierz, e mi pomoe, ale moje dzieci
krzycz o chleb, wic sprbuj." Rzek tedy do bogacza "Nieatwo dajecie ze swego, lecz stoj tu jako
ten, ktremu woda podchodzi do gowy: moje dziatki goduj, poyczcie mi cztery metry ziarna."
Bogacz dugo patrzy na niego, pierwszy promie soca pocz topi ld jego chciwoci. "nie poycz ci
czterech metrw, "odrzek, "podaruj ci osiem, ale jeden warunek musisz speni." - "Co mam zrobi?",
rzek biedak. "Kiedy umr, bdziesz czuwa trzy noce przy moim grobie." Chopu zrobio si od tej
proby nieswojo, lecz ndza w jakiej si znajdowa, pozwoliaby na wszystko, zgodzi si wic i zanis
ziarno do domu.
A byo tak, jakby bogaty przeczu, co si z nim stanie. Po trzech dniach nagle pad martwy na ziemi.
Nikt nie wiedzia, jak to si stao, ale te nikt go nie aowa. Gdy go pochowano, biedakowi
przypomniaa si jego obietnica. Chtnie zostaby z niej zwolniony, ale myla: "Okaza si dla ciebie
dobry, jego ziarnem nakarmie godne dzieci, a nawet gdyby nie to, raz danej obietnicy musisz
dotrzyma." Gdy zapad zmrok poszed na kocielny podwrzec i usiad na grobowej grce. Byo
zupenie cicho, tylko ksiyc wieci przez grobowe wypukoci, czasem przeleciaa sowa wydajc z
siebie tony skargi. Gdy soce wstao, poszed bezpiecznie do domu. Druga noc bya tak samo spokojna
jak pierwsza. Wieczorem trzeciego dnia oblecia go wyjtkowy strach. Byo tak, jakby zaraz co miao
si sta. Gdy wyszed, dojrza przy murze czowieka, ktrego nie widzia nigdy dotd. Nie by ju mody,
a na twarzy mia blizny, jego oczy rozglday si bystro i pomiennie. Cay przykryty by starym
paszczem. Tylko rajtarskie buty byo wida. "Czego tu szukacie?" - zagadn go chop, "Nie straszno
wam samemu na kocielnym dziedzicu?" - "Niczego nie szukam," odrzek, "I niczego si nie boj.
Jestem jak chopiec, co wyszed by nauczy si ba, lecz daremnie si trudzi, ktry krlewn dosta za
on, a z ni wielkie bogactwa, lecz wci by biedny. Jestem nikim jak tylko odakiem bez suby i
chc tu spdzi noc, bo nie mam innego schronienia." - "Jeli si nie boicie," rzek chop, "toi pomcie
mi czuwa nad tym grobem." - "Czuwanie to onierska rzecz," odpar. "Cokolwiek nas tu spotka, dobre
czy ze, zniesiemy to razem." Chop poda mu rk i usiedli razem na grobie.
Spokojnie byo do pnocy. Wtedy rozleg si w powietrzu ostry gwizd. Obydwaj stranicy ujrzeli Zego,
ktry wcielony sta przed nimi. "Precz, ajdaki", zawoa do nich, "Ten w grobie jest mj i przychodz po
niego. Jeli sobie nie pjdziecie, przetrc wam karki." - "Panie z czerwonym pirem," rzek onierz,
"Kapitanem moim nie jestecie i nie musz was sucha, a ba si nie nauczyem. Idcie sw drog, my
se tu posiedzimy." Diabe pomyla sobie: "Lepiej bdzie zapa tych achmytw na zoto, nastroi wic
agodniejsze struny i zapyta poufale, czy zechcieliby przyj sakw zota i pj z ni do domu.

"Dobrze to brzmi", odpar onierz, "ale sakw pen zota nas nie kupicie. Jeli dacie tyle zota, ile
wejdzie do tego buta, oddamy wam pola i se pjdziemy." - "Tyle nie mam przy sobie," rzek diabe,
"ale pjd po nie. W ssiednim miasteczku mieszka lichwiarz. Jest moim przyjacielem i chtnie mi tyle
wyoy." Gdy diabe znik, onierz zdj swego lewego buta i rzek: "Utrzemy nosa smoluchowi, dajcie
no mi noa, kumie." Odci od buta podeszw i postawi obok pagrka w wysok traw na brzeg na p
zaronitego dou. "No i wszystko dobrze," rzek, "teraz ten kominiarz moe przyj."
Obydwaj usiedli i czekali. nie trwao dugo, a przyszed diabe. W rku mia woreczek zota. "Sypcie",
rzek onierz i podnis but odrobin do gry, "ale chyba tego nie starczy." Czarny oprni woreczek,
posypao si zoto, ale but pozosta pusty. "Gupi diabe," zawoa onierz, "To si nie godzi! Czy nie
mwiem od razu? Wracajcie no i przyniecie wicej! Diabe pokiwa gow, poszed i wrci po godzinie
z o wiele wikszym workiem pod pach. "Sypcie," rzek onierz, "ale wtpi, e but si napeni. Zoto
brzczao, kiedy wpadao do buta, lecz but pozosta pusty. Diabe spojrza swymi rozarzonymi oczyma
do rodka i przekona si, e to prawda.
"Macie nieprzyzwoicie wielkie nogi," zawoa i wykrzywi usta. "Mylicie," odpar onierz, "e mam
koskie kopyta jak wy? Od kiedy jestecie tacy skpi? Nanocie zota, inaczej nic z naszego targu."
Potwr poszed sobie. Tym razem nie byo go duej, a gdy w kocu si pokaza, stka od ciaru
worka, co na jego plecach lea. Wysypa go do buta, a ten napeni si tyle co przedtem. Wciek si i
chcia go wyrwa onierzowi z rki, lecz w tym momencie pojawi si pierwszy promie wschodzcego
soca na niebie i zy duch przepad z gonym krzykiem. Biedna dusza zostaa ocalona. Chop chcia
podzieli si zotem, ale onierz rzek: "Oddaj biednym moj cz, zamieszkam w twojej chacie i
bdziemy z reszty razem yli w pokoju, jak dugo Bg pozwoli.

CZERWONY KAPTUREK
Bya sobie raz maa sodka dzieweczka, ktr kady pokocha, kto j tylko zobaczy, a najbardziej
kochaa j babcia, ktra nie wiedziaa wprost, co jeszcze jej da. Pewnego razu podarowaa jej
kapturek z czerwonego aksamitu, a poniewa bardzo adnie jej lea, nie chciaa nosi niczego innego.
Odtd nazywano j wic Czerwonym Kapturkiem. Pewnego dnia matka rzeka do dziewczynki.
"Chod, Czerwony Kapturku, masz tu kawaek placka i butelk wina. Zanie to babci, bo saba jest i
niedomaga. Babcia bardzo si ucieszy. Ruszaj w drog nim nastanie upa, a id adnie i nie zbaczaj z
drogi, bo inaczej sobie kark utrcisz i babcia niczego nie dostanie. A gdy wejdziesz do izby, nie
zapomnij powiedzie Dzie Dobry i nie rozgldaj si po wszystkich ktach."
"Wszystko bdzie dobrze", powiedzia Czerwony Kapturek z rk na sercu. Babcia mieszkaa w lesie,
jakie p godzinki od wioski. Gdy dziewczynka sza przez las, spotkaa wilka, a poniewa nie wiedziaa,
e to takie ze zwierze, wcale si go nie baa. "Dobrego Dnia, Czerwony Kapturku", powiedzia. "Pikne
dziki", odrzek Czerwony Kapturek. - "A gdzie to tak wczenie, Czerwony Kapturku?" "Do babci." - "A co niesiesz pod fartuchem?" - "Placek i wino. Wczoraj go piekymy i na pewno chorej
babci dobrze zrobi, a wino j wzmocni." - "Czerwony Kapturku, a gdzie mieszka twoja babcia?" "Mieszka w lesie, pod trzema wielkimi dbami, w domku otoczonym leszczynowym ywopotem, jaki
kwadrans std, na pewno wiesz gdzie.", powiedzia Czerwony Kapturek, a wilk pomyla sobie: "To
mode delikatne stworzenie, ten tuciutki ksek bdzie jeszcze lepiej smakowa ni starucha.
Musisz je sprytnie podej, eby obie zje." Wilk szed przez chwil z Czerwonym Kapturkiem, poczym
powiedzia: "Popatrz, jakie pikne kwiaty rosn wok nas... Czemu si nie rozejrzysz... Widz, e nie
syszysz, jak ptaszki sodko piewaj. Idziesz tak, jakby sza do szkoy, a przecie w lesie jest tak
wesoo."
Czerwony Kapturek otworzy oczy i zobaczy, jak promienie soca tacz poprzez licie drzew i e
wszystko pene jest piknych kwiatw. Pomyla wtedy: "Babci bdzie mio, jak jej przynios wiey
bukiet. Jest jeszcze tak wczenie, e na pewno przyjd na czas", i wtedy zboczy z drogi, ruszy w las i
szuka kwiatkw.
A gdy zerwa jednego, pomyla zaraz sobie, e troszk dalej ronie jeszcze pikniejszy i bieg w jego
kierunku zapuszczajc si coraz to gbiej w las. A wilk szed prosto do domu babci. Zapuka do drzwi.
"Kto tam?" - "Czerwony kapturek z plackiem i winem. Otwrz." - "Nacinij tylko na klamk", zawoaa
babcia, "Jestem tak saba, e nie mog wsta." Wilk nacisn na klamk, a drzwi stany otworem. Nie
mwic sowa podszed prosto do ka babci i pokn j. Potem woy jej ubrania, woy czepek,
pooy si do jej ka i zasun zasony.

A Czerwony Kapturek biega za kwiatkami. Gdy za ju mia ich tyle, e wicej nie mgby unie,
przypomniaa mu si babcia. Ruszy wic w drog do niej. Zdziwi si, e drzwi byy otwarte, a gdy
wszed do izby, zrobio mu si jako dziwnie i pomyla: "O mj Boe, jako mi tu dzi strasznie, a
zawsze tak chtnie chodz do babci." - poczym zawoa: "Dzie Dobry", lecz nie usysza odpowiedzi.
Podszed wic do ka i odsun zasony. Leaa tam babcia z czepkiem gboko nasunitym na twarz i
wygldaa jako dziwnie. "Och, babciu, dlaczego masz takie wielkie oczy?" - "Abym ci lepiej moga
widzie." - "Och, babciu, dlaczego masz takie wielkie rce?" - "Abym ci lepiej moga trzyma" - "Ale
dlaczego masz tak strasznie wielki pysk?" - "Abym ci lepiej moga zje!" - Ledwo to powiedzia,
wyskoczy z ka i pokn biednego Czerwonego Kapturka.Gdy wilk zaspokoi ju swoje aknienie, z
powrotem pooy si do ka, zasn i zacz strasznie gono chrapa. Koo domu przechodzi wanie
myliwy i pomyla sobie: "Ale ta stara kobieta chrapie. Musz zobaczy, czy co jej nie dolega."
Wszed wic do izby, a kiedy stan przed kiem, zobaczy w nim wilka. "Tu ci mam, stary
grzeszniku.", powiedzia, "Dugo ci szukaem.", i ju chcia chwyci za swoj flint, gdy przyszo mu do
gowy, e przecie wilk mg pore babci i moe daoby si j jeszcze uratowa. Dlatego nie strzeli,
lecz wzi noyce i zacz rozcina picemu wilkowi brzuch. Kiedy zrobi ju par ci, zobaczy jak
wyziera z niego czerwony kapturek. Jeszcze par ci i wyskoczya dzieweczka woajc: "Ach, jak si
baam. Tak ciemno byo w brzuchu wilka!", a potem wysza babcia , ywa, cho nie moga jeszcze
zapa oddechu. Czerwony Kapturek szybko przynis kamienie i wypenili nimi brzuch wilka. Kiedy si
obudzi, chcia wyskoczy z domu, lecz kamienie byy tak cikie, e zaraz martwy pad na ziemi. I
wszyscy byli zadowoleni. Myliwy cign z wilka skr i poszed z ni do domu, babcia zjada placek i
wypia wino, ktre je Czerwony Kapturek przynis, i wyzdrowiaa, a Czerwony Kapturek pomyla
sobie: "Do koca ycia nie zboczysz sama z drogi i nie pobiegniesz w las, gdy ci mama
zabroni.Powiadaj te, e kiedy, gdy Czerwony Kapturek znowu nis babci wypieki, zagadn go inny
wilk i prbowa go sprowadzi z drogi. Czerwony Kapturek mia si jednak na bacznoci, poszed prosto
do babci i powiedzia jej, e spotka wilka, co to mu dobrego dnia yczy, ale mu le z oczu patrzyo:
"Gdyby to nie byo na rodku drogi, to by mnie poar." - "Chod",, powiedziaa babcia, "Zamkniemy
drzwi, eby nie mg wej." Wkrtce potem zapuka wilk i zawoa: "Otwrz, babciu, to ja, Czerwony
Kapturek, przynosz ci ciasto".
Lecz one byy cicho i nie otwieray drzwi. Wtedy wilk obszed cichaczem par razy dom, by w kocu
wskoczy na dach. Chcia tam czeka do wieczora, gdy Czerwony Kapturek bdzie wraca do domu,
skrada si za nim i ciemnoci go pore. Ale babcia odgada jego plany. Przed domem stao wielkie
kamienne koryto. Babcia powiedziaa do dziecka: "We wiadro, Czerwony Kapturku. Wczoraj
gotowaam kiebas w tej wodzie, Zanie j do koryta." Czerwony Kapturek nosi wod tak dugo, a
koryto byo pene. Wtedy zapach kiebasy zacz unosi si do gry wilkowi przed nosem. Zacz
wszy i ypa oczami w d, wreszcie tak wycign szyj,, e dach zacz usuwa mu si spod ng,
spad z dachu, dokadnie do wielkiego koryta z wod i utopi si. Czerwony Kapturek za wesoo
poszed do domu, nikt wicej nie czyni mu nic zego.

ROSZPUNKA
By sobie kiedy m i ona. Od dawna yczyli sobie dziecka, lecz daremnie. Wreszcie ona znalaza
powd do nadziei, e Bg speni ich yczenie. Ludzie ci mili w oficynie mae okienko, przez ktre mogli
dojrze wspaniay ogrd, a by on peen najpikniejszych kwiatw i zi. Otacza go wysoki mur,
ktrego nikt nie way si wej do niego, bo nalea do pewnej czarownicy. Miaa ona wielk moc i ba
si jej cay wiat. Ktrego dnia ona stana przed oknem i spojrzaa na ogrd. Zobaczya grzdk
obsadzon najpikniejsz w wiecie roszpunk. Wygldaa tak wieo i zielono, e poczua nieodpart
ochot jej skosztowa. Pragnienie rosa z dnia na dzie, lecz wiedziaa, e roszpunki nijak nie dostanie,
podupada, zrobia si blada i zabiedzona. Wystraszy si jej m i rzek: "Co ci dolega, ono?" - "Ach,"
odpowiedziaa, "Jeli nie dostan roszpunki z ogrodu za naszym domem, umr." M kocha j.
Pomyla: "Przynie onie roszpunki nim zemrze, choby za wszelk cen." O zmierzchu wspi si na
mur i znalaz si w ogrodzie czarownicy, naci w popiechu gar roszpunki i zanis onie. Zrobia z
niej saatk i zjada j z wielk dz. Smakowaa jej tak bardzo, e nastpnego dnia pragnienie jej
stao si trzy razy wiksze. Jeli miaa odzyska pokj duchy, m znw musia zej do ogrodu. Zszed
wic o zmierzchu. Jednak gdy zszed z muru, wystraszy si okrutnie, bo ujrza przed sob czarownic.
"Jak miesz", rzeka zowrogo patrzc, "schodzi do mego ogrodu i jak zodziej kra mi roszpunk?
Sono za to zapacisz!" - "Ach;" rzek m, "Niechaj prawo ustpi przed litoci, zrobiem to z potrzeby.
Moja ona dojrzaa wasz roszpunk przez okno i odczua tak wielkie pragnienie, e by umara, gdyby
nie moga jej zje." Czarownica popucia w swoim gniewie i rzeka do niego: "Jeli sprawy tak si
maj, jako powiadasz, pozwol ci zabra roszpunki, ile zechcesz, ale pod jednym warunkiem: Oddasz
mi dziecko, ktre za spraw twej ony na wiat przyjdzie. Bdzie mu dobrze, a bd si o nie troszczy
jak matka." M zgodzi si w strachu, a gdy nadszed czas rozwizania, zjawia si czarownica i daa
jej imi Roszpunka, po czym zabraa j ze sob.
Roszpunka bya najpikniejszym dzieckiem pod socem. Gdy miaa dwanacie lat, zamkna j

czarownica w wiey, a leaa ona w lesie i nie miaa schodw ani drzwi. Na grze byo tylko mae
okienko. Gdy czarownica chciaa wej, stawaa pod wie i woaa:
Roszpunko, Roszpunko
Spu mi na d wosy!"
Roszpunka miaa wspaniae, dugie wosy, jak tkane ze zota. Gdy syszaa gos czarownicy,
rozwizywaa warkocze, zawijaa na haku okiennym, a potem wosy spaday dwadziecia okci na d,
by czarownic moga po nich wej. Zdarzyo si po paru latach, e przez las koo wiey jecha krlewicz.
Usysza piew, tak uroczy, e zatrzyma konia i sucha. To gos Roszpunki tak rozbrzmiewa sodko.
Dziewczyna piewaa w swej samotnoci dla zabicia czasu. Krlewicz chcia wej na gr, szuka drzwi
do wiey, lecz nie mg ich znale. Pojecha wic do domu. Lecz piew tak poruszy jego serce, e
codziennie zjawia si w lesie by posucha. Gdy raz sta za drzewem, ujrza czarownic i usysza jak
woa:
"Roszpunko, Roszpunko
Spu mi na d wosy!"
Spucia wtedy Roszpunka swoje wosy, a czarownice wesza po nich na gr. "Jeli do drabina, po
ktrej mona wej na wie, to i ja szczcia sprbuj" Nastpnego dnia, gdy robio si ju ciemno,
podszed do wiey i zawoa:
"Roszpunko, Roszpunko
Spu mi na d wosy!"
Wnet wosy spady z gry, a krlewicz wspi si po nich na wie. Na pocztku przerazia si
Roszpunka okrutnie, gdy wszed mczyzna, jakiego jeszcze na oczy nie widziaa. Lecz krlewicz pocz
przyjanie z ni rozmawia, opowiedzia jej, jak jej piew poruszy jego serce, e nie zazna odtd
spokoju i musia j wreszcie ujrze. Roszpunka zapomniaa o strachu, a gdy j zapyta, czy zechce go
wzi za ma, widziaa przy tym, e by mody i powabny, pomylaa sobie: Bdzie mnie kocha
bardziej ni starta pani Gotel i rzeka "Tak". Zoya sw do w jego do. "Chtnie z tob odejd, ale
nie wiem, jak zej na d. Gdy bdziesz przychodzi, przyno mi za kadym razem jedwabnych nici, a
uplot z nich drabin. Gdy j skocz, zejd na d i wemiesz mnie na swego konia." Umwili si, e
bdzie do niej przychodzi co wieczr, bo za dnia przychodzia starucha. Czarownica nie spostrzega te
niczego, a Roszpunka pewnego dnia rzeka: "Powiedzcie mi, panie Gotel, jak to jest, e ciej mi was
wciga ni modego krlewicza? On w jednej chwili jest u mnie!" - "Ach, ty bezbone dziecko!"
zawoaa czarownica. "Czego musz sucha uszy moje. Mylaam, e ukrya ci przed wiatem, a ty
mnie i tak oszukaa!" W zoci chwycia za wosy Roszpunki, owina je o sw lew rk, a w prawic
chwycia noyce i ciach, ciach,, odcia je. Pikne kosmyki leay na ziemi. Bya tak bezlitosna, e
zaprowadzia biedn Roszpunk do pustelni, gdzie musiaa y w wielkiej ndzy.
Jeszcze tego samego dnia, gdy odtrcia Roszpunk, odcite wosy przywizaa do okiennego haka, a
gdy przyby krlewicz i zawoa:
"Roszpunko, Roszpunko
Spu mi na d wosy!"
Spucia wic wosy. Krlewicz wszed na gr, lecz nie znalaz tam ukochanej Roszpunki, lecz
czarownic, ktra patrzya na niego jadowitym i zym wzrokiem. "Aha," zawoaa dziko, "Przychodzisz
po sw ukochan, ale pikny ptaszek nie siedzi ju w gniedzie, przyszed po niego kot i tobie te oczy
wydrapie. Stracie ju Roszpunk, nie ujrzysz jej wicej!" Krlewicz wychodzi z siebie z blu i skoczy
w rozpaczy z wiey. Uszed z yciem, lecz ciernie w ktre wpada, wykuy mu oczy.
Bdzi lepy po lesie, ywi si korzonkami i jagodami. Nie pozostao mu nic jak tylko pacz nad utrat
ukochanej kobiety. Wdrowa par lat w ndzy tu i tam, a wreszcie dotar do pustelni, gdzie w alu
mieszkaa Roszpunka z blinitami, ktre powia, a by to chopczyk i dziewczynka. Usysza gos i wyda
mu si znajomy. Zbliy si do niego, a gdy by ju blisko, rozpoznaa go Roszpunka, rzucia mu si na
szyj i zapakaa. Dwie zy spady na jego oczy, zrobiy si przejrzyste i mg odtd widzie jak
przedtem. Poprowadzi j do swego krlestwa, gdzie przyjto go z radoci i yli jeszcze dugo w
szczciu i radoci.

PICA KRLEWNA

(Ryczka)
Dawno temu y sobie krl i krlowa, a zwykli oni byli codziennie mawia: "Ach, gdybymy mili
dziecko", lecz dziecko cigle nie przychodzio na wiat. Zdarzyo si raz, e gdy krlowa siedziaa w
kpieli , z wody na ld wyskoczya aba i rzeka do niej: "Twoje yczenie speni si. Nim minie rok, na
wiat wydasz creczk." Co aba rzeka, to si te stao. Krlowa urodzia creczk, a bya ona tak
pikna, e krl nie posiada si z radoci i wyda wielk uczt. Zaprosi nie tylko krewnych, przyjaci i
znajomych, lecz take mdre wrki, aby sprzyjay dziecku i zadbay o jego szczcie. Byo ich
trzynacie w krlestwie, lecz krl mia tylko dwanacie zotych talerzy, z ktrych miay je. Jedna
musiaa zosta wic w domu. Uczta bya zaiste wspaniaa, a gdy si ju koczya, mdre wrki
obdaroway dziecko cudownymi darami: Pierwsza cnot, druga piknem, trzecia bogactwem i
wszystkim, czego sobie mona na tym wiecie yczy. Gdy jedenasta wypowiedziaa ju swoje zaklcia,
wesza nagle trzynasta i nie pozdrawiajc nikogo, na nikogo nawet nie patrzc, zawoa gromkim
gosem: "Gdy krlewna skoczy pitnacie lat, ukuje si wrzecionem i padnie martwa.!" Nie
powiedziawszy ni sowa wicej, odwrcia si i wysza z sali. Wszystkich wypeni lk. Wtedy do przodu
wysza dwunasta, ktra jeszcze nie obdarowaa dziecka. Nie moga cofn zej kltwy, a jedynie j
zagodzi. "Niech to nie bdzie mier, lecz stuletni gboki sen w ktry zapadnie krlewna", rzeka
wic.
Krl chcia ustrzec swe ukochane dziecko przed nieszczciem. Wyda wic rozkaz, by spalono
wszystkie wrzeciona w krlestwie. W dziewczynce rozkwity wszystkie dary mdrych wrek co do
joty., bo bya pikna, pena cnoty i roztropna, a kady, kto j zobaczy, musia j pokocha. Zdarzyo
si, e w dniu, kiedy koczya pitnacie lat, a krla i krlowej nie byo w domu, dziewczynka zostaa
zupenie sama w zamku. Chodzia po wszystkich ktach, oglday izby i komnaty, jak miaa ochot.
Wreszcie trafia do starej wiey. Idc wijcymi si do gry schodami trafia przed mae drzwi. W zamku
tkwi zardzewiay klucz. Kiedy go przekrcia, otworzyy si. W maej izdebce siedziaa stara kobieta z
wrzecionem i pilnie przda swj len. "Dzie dobry mateko", powiedziaa krlewna, "Co tu robisz?" "Przd", rzeka stara i skina gow. " A co to za rzecz, co tak wesoo skacze", rzeka dziewczyna i
wzia wrzeciono do rki, bo te chciaa prz. Ledwo go jednak dotkna, spenio si zaklcie i ukua
si w palec. W momencie, gdy poczua ukucie, osuna si na ku, ktre tam stao i zapada w
gboki sen. A sen ten ogarn cay zamek. Krl i krlowa wracali wanie do domu i wchodzili do sali,
gdy zaczli zasypia, a cay dwr z nimi. Zasny te konie w stajniach, psy na podwrzu, gobie na
dachu, muchy na cianie, nawet ogie, ktry pega w kuchni, ucich i zasn, a piecze przestaa
skwiercze. Kucharz, ktry wanie chcia wytarga za wosy swojego kucharczyka, bo co przeskroba,
puci go i zapad w sen. Zasn te wiatr, a na drzewach przed zamkiem nie ruszy si ani jeden li.
Wok zamku zacz rosn ciernisty ywopot. Co roku by wyszy, a w kocu zakry cay zamek, lecz
nie przesta rosn. Nie mona byo go ju dostrzec, nawet chorgwi na dachu, lecz po kraju rozesza
si legenda o picej Ryczce, bo tak nazwano krlewn, tak e od czasu do czasu przybywali
krlewicze i prbowali przebi si przez ciernie. Nie byo to jednak moliwe, bo ciernie, jakby miay
rce, trzymay ich mocno i nie puszczay. Zwisali na nich nie mogc si uwolni, by umrze wreszcie
aosn mierci. Po wielu wielu latach w kraju znowu zawita pewien krlewicz i usysza, jak jaki
mczyzna opowiada o ciernistym ywopocie, ktry mia sob skrywa zamek. Spaa w nim od stu lat
przepikna krlewna, zwana Ryczk, a wraz z ni spa krl i krlowa z caym dworem. Wiedzia od
swojego dziadka, e ju krlewiczw przybywao by sprbowa przedrze si przez ywopot, na ktrym
przyszo i zawisn i umrze smutn mierci. Wtedy modzieniec rzek: "Nie boj si. Chc tam pj i
zobaczy pikn Ryczk." Dobry staruszek odradza mu jak umia, lecz on nie sucha jego sw.
Wanie mino sto lat i nadszed dzie, kiedy Ryczka miaa si przebudzi. Gdy krlewicz zbliy si
do ywopotu, byy tam same kwiaty, ktre same si rozchylay by go przepuci. Gdy ju przeszed,
zamykay si za nim i znowu tworzyy ywopot. Na podwrzu zobaczy pice konie i aciate psy
myliwskie. Na dachu siedziay gobie z gwkami schowanymi pod skrzydekiem. Gdy wszed do
domu, ujrza pice muchy na cianie. Kucharz w kuchni trzyma rk, jakby wanie chcia przyoy
chopakowi, a kuchenna dziewka siedziaa przed czarn kur, ktr miaa oskuba. Szed dalej i widzia,
jak we wszystkich salach dworu co ywe ley i pi. U gry, na tronie lea krl i krlowa. Poszed
jeszcze dalej, a wszystko byo tak ciche, e mg usysze swj oddech. Wreszcie dotar do wiey i
otworzy drzwi maej izby, w ktrej spaa Ryczka. Leaa tam tak pikna, e nie mg od niej oczu
odwrci. Schyli si i pocaowa j. Gdy dotkn j ustami, Ryczka otworzya oczy, obudzia si i
spojrzaa na niego przyjanie. Zeszli razem na d, a tam budzi si krl i krlowa i cay dwr, a
wszyscy patrzyli na siebie robic wielkie oczy. Konie na podwrzu stay i potrzsay grzywami,
myliwskie psy machay ogonami, gobie na dachu wycigny gwki spod skrzyde. , rozejrzay si i
odleciay na pole. Muchy na cianach zaczy znowu azi, ogie w kuchni podnis si, zacz pega i
gotowa straw, piecze za skwiercze. Kucharz przyoy modzikowi po pysku, e ten a zawy, a
dziewka oskubaa kur do koca.

A potem byo wesele krlewicza z Ryczk witowane z wielkim przepychem. I yli dugo i szczliwie
a do koca.

KUM MIER
By sobie raz pewien czowiek, ktry mia dwanacioro dzieci. Musia pracowa dzie i noc, aby da im
chleb. Gdy na wiat przyszo trzynaste, nie wiedzia, co pocz w swej biedzie, wybieg wic na drog i
chcia pierwszego, kogo spotka, prosi by zosta mu kumem. Pierwszym, kogo spotka, by dobry Bg,
ktry ju wiedzia, co ten ma na sercu i rzek do niego: "Biedaku, al mi ciebie, zanios twe dziecko do
chrztu i bd o nie dba i uczyni szczliwym na ziemi." Czowiek rzek: "Kim jeste?" - "Jestem dobry
Bg" - "Wic nie chc Ci za kuma", rzek czowiek, "Dajesz bogatym, a biednym kaesz godowa"
Czowiek rzek to, bo nie rozumia, jak mdrze Bg rozdziela bied i bogactwo. Odwrci si wic od
Pana i poszed dalej. Wtem podszed do niego diabe i rzek "Czego szukasz?" Chcesz bym zosta
chrzestnym twego dziecka? Dam mu zota w brd i wszelkiej uciechy na ziemi dodam." Czowiek
zapyta: "Kim jeste?" - "Jestem diabe" - "nie chc ci wic za kuma", rzek czowiek, "kamiesz i
kusisz ludzi." Poszed wic dalej. Wtem podszed do niego jegomo mier na swych suchych nogach i
rzek: "We mnie za kuma!" Czowiek zapyta: "Kim jeste" - "Jestem jegomo mier, co wszystkich
rwna." Rzek wic czowiek: "Ty jest prawy, zabierasz bogatych i biednych bez rnicy. Zosta moim
kumem. " Jegomo mier odrzek "Uczyni twe dziecko synnym i bogatym, bo kto mnie ma za
przyjaciela, temu niczego nie braknie." Czowiek za rzek: "W przysz niedziel jest chrzest. Przyjd
na czas. Jegomo mier przyby, jak obieca i by porzdnym kumem.
Gdy chopak podrs, pojawi si chrzestny i kaza mu i ze sob. Zabra go do lasu, pokaza ziele, co
tam roso, i rzek: "Dostaniesz teraz prezent na chrzest. Zrobi z ciebie sawnego lekarza. Gdy zawoaj
ci do chorego, uka si tobie za kadym razem. Jeli bd sta u wezgowia chorego, moesz miao
mwi, e bdzie zdrowa i dasz mu tego ziela, a wyzdrowieje. Jeli bd sta u jego ng, bdziesz
musia powiedzie, e daremn jest wszelka pomoc i aden lekarz tego wiata go nie uratuje. Ale strze
si by nie uy ziela wbrew mojej woli, bo le si to dla ciebie skoczy."
Nie trwao dugo, a modzieniec sta si najsawniejszym lekarzem wiata. "Wystarczy, e spojrzy na
chorego, a ju zna jego los, wie, czy umrze, czy y bdzie.", tak o nim mwiono, a ludzie przybywali z
daleka, prowadzili do chorych i dawali tyle zota, e wkrtce zosta bogaty. Zdarzy si raz, e
zachorowa krl: Zawoano lekarza, by powiedzia, czy chory moe wyzdrowie. Gdy stan przy ku,
zobaczy mier u ng chorego i nie uroso jeszcze dla niego ziele, ktre mogo go uzdrowi. "Gdybym
mg przechytrzy mier", pomyla lekarz. "Nie wemie mi tego za ze, bo jestem jego chrzeniakiem,
i na pewno przymknie oczy: sprbuj wic.! Zapa wic chorego i pooy go odwrotnie, e mier
znalaza si u wezgowia. Potem da mu ziele, a krl doszed do si i wyzdrowia. Jegomo mier
przyszed do lekarza, zrobi z i smutn min, pogrozi palcem i rzek: "Wyprowadzie mnie w pole.
Tym razem ci wybacz, bo jeste moim chrzeniakiem, ale jeli waysz si na to jeszcze raz, zapi
ciebie za konierz i zabior ze sob."
Wkrtce crk krla zmoga cika choroba. Bya jego jedynym dzieckiem. Paka dzie i noc, e a
oczy mu olepy. Kaza ogosi, e kto j od mierci wybawi, zostanie jej mem i odziedziczy koron.
Lekarz, gdy przyszed do ka chorej, zobaczy mier u jej stp. Powinien by przypomnie sobie o
przestrodze jegomocia mierci, lecz pikno krlewny, szczcie lubu z ni, ogupiy go, jego myli
rozwia wiatr. Nie widzia, jak jegomo mier, rzuca gniewne spojrzenia, podnosi rk do gry i grozi
such pici. podnis chor i pooy gow tam, gdzie byy nogi. Potem da jej ziela i natychmiast
poczerwieniay jej policzki, a ycie budzio si od nowa.
Gdy jegomo mier ujrza, e mu wasno jego wyudzono, dugim krokiem podszed do lekarza i
rzek: "Koniec z tob. Teraz twoja kolej", zapa go lodowat rk tak mocno, e nie mg si opiera.
Zaprowadzi go do podziemnej groty. Widzia tam tysice, tysice wiateek w rzdach dugich nie do
przejrzenia. Jedne byy wielkie, inne rednie, jeszcze inne malutkie. Co chwila gaso par, inne si
rozpalay, tak e pomienie skakay cigle si zmieniajc. "Widzisz", rzek jegomo mier, "To s
wiateka ycia ludzi. Wielkie nale do dzieci, rednie do maonkw w ich najlepszych latach, a mae
do starcw. Jednak czasem i dzieci i modzi ludzie maj tylko mae wiateko." - "Poka mi moje
wiateko", rzek lekarz i myla, e bdzie jeszcze cakiem due. Jegomo mier wskaza na may
koniuszek wiecy, ktry za chwil mia zgasn i rzek: "Widzisz, to jest to." - "Ach, drogi chrzestny,"
rzek wystraszony lekarz, "Zapalcie mi nowe, zrbcie to dla mnie, bym mg zaywa ycia, zosta
krlem i mem piknej krlewny." - "Nie mog" odpar jegomo mier, "Najpierw musz ktre
zgasi, zanim nowe zapal." - "To postawcie stare na nowe, aby si zapalio, gdy stare zganie," prosi
lekarz. "Jegomo mier uda, e spenia jego yczenie, przynis wielk wiec, ale poniewa chcia
si zemci, przy stawianiu wiecy na wiec umylnie potrci star. Ogareczek przewrci si i zgas.
Lekarz upad natychmiast na ziemi i sam wpad w rce mierci.

BIEDNY CHOPIEC W GROBIE


Dawno temu y sobie pewien ubogi pastuszek, ktremu zmar ojciec i matka. Wadze odday go do
domu pewnego bogatego czowieka, ktry mia go karmi i wychowa. Czowiek ten i jego ona zo
mieli w swych sercach, przy caym swym bogactwie byli chciwi i zawistni, zocili si, gdy kto ks z ich
chleba do ust woy. Cokolwiek biedny chopczyk nie robi, dostawa mao do jedzenia, razw jeno
dostawa wicej
Pewnego dnia mia pa kwok z jej kurcztami. Polaza jednak ze swymi modymi midzy krzewy
ywopotu, w tym samy momencie jastrzb wystrzeli w d i porwa j w powietrze. Chopak krzycza
co si "Zodziej, zodziej, otr." Ale na c si to zdao? Jastrzb nie odda swego upu. Chop usysza
haas, przybieg, a gdy zrozumia, e straci kur. wpad we wcieko i tak zoi chopcu skr, e nie
mg si ruszy przez par dni. Musia teraz pa kurczta bez kury, ale bieda z tym bya jeszcze
wiksza, bo jedno lazo tam inne znw tam. Pomyla sobie wic, e mdrze by byo, gdyby je
sznurkiem zwiza, bo wtedy jastrzb nie mgby ukra adnego. By jednak w wielkim bdzie. Po
paru dniach, gdy od tej bieganiny i godu zasn, przylecia w drapienik i zapa jedno z kurczt, a
poniewa wszystkie byy do niego przywizane, porwa w dal i te, usiad na drzewie i je pokn. Chop
wanie wrci do domu, a gdy zobaczy nieszczcie, wygarbowa chopcu skr tak bezlitonie, e
musia lee w ku przez wiele dnie.
Kiedy znw stan na nogi, rzek chop do niego: "Jeste dla mnie za gupi jak na pastucha. Bdziesz
wic suy jako posaniec." Wysa go wnet do sdziego, by zanis mu kosz peen winogron, da mu
jeszcze list. Po drodze chopaka drczy gd i pragnienie tak okrutnie, e zjad dwa grona. Sdziemu
zanis kosz, lecz gdy ten przeczyta list i policzy grona, rzek: "Brakuje dwch!" Chopiec wyzna
szczerze, e zjad brakujce trapiony godem i pragnieniem. Sdzia napisa list do chopa i zada
jeszcze raz tyle winogron. Take tym razem chopiec je zanie wraz z listem. Gdy znowu poczu
okropny gd i pragnienie, nie mg zrobi nic innego jak tylko znowu zje dwa grona. Tym razem
jednak wyj z kosza list, pooy go pod kamieniem i usiad na nim by listu nie mona byo dostrzec i
nie mg go zdradzi. Sdzia mimo tego postawi go z powodu dwch brakujcych sztuk na baczno.
"Ach," rzek chopiec, "Skd o tym wiecie? List nie mg nic zdradzi, bo go przedtem pod kamie
pooyem." Sdzia umia si z jego prostoty i wysa chopu list, w ktrym go upomnia, aby biednemu
chopcu dawa wicej jada i picia, by go nauczy co dobre, a co ze.
"Zaraz ci poka rnic," rzek zatwardziay czowiek, "Chcesz je, to musisz pracowa, a jak zrobisz
co zego, bd uczy ci baty." Nastpnego ranka zagoni go do cikiej roboty. Mia naci par
snopw somy na arcie dla koni. Chop zagrozi mu: "Za pi godzin, " rzek, "wracam. Jeli ze somy
nie natniesz sieczki, zern ci skr tak, e si nie ruszysz." Chop pojecha ze swoj on, parobkiem i
dziewk na jarmark i nie zostawi chopcu nic prcz malutkiego kawaka chleba. Chopiec stan przed
sieczkarni i zacz pracowa z caych si. Zrobio mu si gorco, zdj wic surdut i rzuci na som. W
strachu, e nie zdy, ci i ci a w zapale poci niechccy razem ze som swj surdut. Zbyt pno
dostrzeg nieszczcie by dao si jeszcze naprawi. "Ach, " zawoa, "teraz to ju koniec ze mn. Zy
chop nie grozi mi na darmo. Jak wrci i zobaczy, co zrobiem, zernie mi skr na mier. Lepiej sam
wezm sobie ycie.
Chopiec sysza raz, jak ona chopa mwia: "Pod kiem mam garnek z trucizn." Rzeka tak jednak,
by akomczuchw trzyma z daleka, bo w rodku by mid. Chopiec wlaz pod ko, wycign garnek i
zjad wszystko. "Nie wiem, " rzek, "ludzie mwi, e mier jest gorzka, a mi smakuje sodko. Nie
dziw, e ona chopa tak czsto yczy sobie mierci." Usiad na stoeczku i gotw by umrze. Lecz
zamiast sabn wzmocni si od poywnej strawy. "To chyba nie bya trucizna," powiedzia, "ale chop
raz powiedzia, e w skrzyni na ciuchy ley flaszka z trutk na muchy. To na pewno prawdziwa trucizna
i przyniesie mi mier." Lecz to nie bya trutka na muchy a wgierskie wino. Chopiec wycign flaszk
i j oprni. "Ta mier te jest sodka, " rzek, lecz wkrtce wino poczo uderza mu do gowy i go
oszoamia. Myla, e zblia si koniec. "Czuj, e umr, "powiedzia, "Pjd pod koci szuka sobie
grobu." Zataczajc si odszed Gdy doszed ju do kocioa, pooy si do wieo wykopanego grobu.
Wci traci zmysy. W pobliu staa gospoda, gdzie witowano wesele. Gdy usysza muzyk, myla,
e jest ju w raju, a wreszcie straci wszystkie zmysy. Chopiec ju si nie obudzi. ar gorcego wina
i zimna rosa nocy odebray mu ycie. Pozosta w grobie, ktry sam sobie wyszuka. Gdy chop
dowiedzia si o mierci chopca, wystraszy si. Ba si, e stanie przed sdem. Strach ogarn go
okrutny, e nieprzytomny pad na ziemi. Przed piecem staa ona z patelni pen smalcu. Pobiega
mu z pomoc, lecz ogie uderzy w patelni i obi cay dom. Po paru godzinach lea ju w popiele.
Lata, ktre pozostay im do mierci, spdzili udrczeni wyrzutami sumienia w biedzie i ndzy.

DIABE I JEGO BABCIA

Bya wielka wojna i krl mia wielu onierzy, lecz mao dawa im odu, tak e nie mogli z tego wyy.
Zebrao si wic trzech i chciao uciec. Jeden rzek do drugiego :"Jeli nas zapi, powiesz nas na
szubienicy. Jak mamy to zrobi?" Drugi za rzek: "Widzicie ten an zboa, jeli si w nim schowamy,
nie znajdzie nas aden czowiek. Wojsku nie wolno tu wchodzi, a jutro musz rusza w drog." Weszli
wic w zboe, lecz wojsko nie odeszo, lecz wci leao dokoa. Siedzieli w zbou dwa dni i dwie noce i
byli tak bardzo godni, e mao nie poumierali, lecz mimo to nie wychodzili, bo wtedy mier byaby
pewna. Rzekli tedy: "I na c bya nasza ucieczka, skoro teraz ndznie zdychamy." Po niebie lecia
wanie ognisty smok, obniy ku nim lot i zapyta, dlaczego si schowali, oni za odpowiedzieli,
"Jestemy trzej onierze. Musielimy bra nogi za pas, bo od nasz by skpy, a teraz przyjdzie nam
pomrze z godu, jeli bdziemy tak lee, albo pobuja si na szubienicy, jeli wyjdziemy." - "Jeli
przez siedem lat, bdziecie mi suy", rzek smok, "przeprowadz was przez wojska, e nikt was nie
zapie." - "Nie mamy wyboru i musimy na to przysta", odpowiedzieli. Zapa ich zatem smok w swoje
pazury i przenis ich w powietrzu ponad wojskiem i postawi ich chet daleko na ziemi. Lecz smok to
nikt inny jak diabe. Da im may bacik i rzek " Bijcie i strzelajcie z niego, a wok was bd skakay
pienidze. Jeno wedle waszej woli, a poyjecie jak wielcy panowie, bdziecie trzyma konie, a jedzi
wozami. Po upywie siedmiu lat bdziecie moi. Potem otworzy przed nimi ksik i wszyscy trzej
musieli si w niej podpisa. "Lecz zadam wam jeszcze zagadk", rzek diabe, "Jeli zgadniecie, uwolni
was ze swej mocy." Po tych sowach odlecia od nich daleko, a oni podrowali ze swoim bacikiem,
mili peno pienidzy, kazali sobie paskie odzienie uszy i ruszyli w wiat. A gdzie byli, tam yli w
radoci i wspaniaociach, jedzili na koniach i wozach, jedli i pili, lecz nic zego nie czynili. Czas mija
im szybko, a gdy przeszo prawie siedem lat, oblecia i strach. Trzeci nie przejmowa si: "Bracia, nie
trwcie si, nie upadem na gow i zagadk odgadn." Wyszli wic w pole i usiedli, lecz dwch miao
strapione twarze. Przysza jeszcze stara kobieta i zapytaa, czemu s smutni. "Ach, c wam do tego. I
tak nie moecie nam pomc." - "Kto wie", odpowiedziaa, "powierzcie mi jeno swe smutki."
Opowiedzieli jej wic, e s w subie diaba od prawie siedmiu lat, e da im pienidzy jak siana, e
zapisali mu swe dusze, a teraz musz je odda, jeli po siedmiu latach nie odgadn zagadki. Stara
rzeka: "Jeli mam wam pomc, to jeden z was musi pj do lasu. Bdzie tam obsunita ciana
skalna, a bdzie wygldaa, jak domek. Bdzie musia tam wej, bo tam znajdzie ratunek." Dwch
smutnych pomylao: "To nas i tak nie uratuje." i nie ruszyli si z miejsca, lecz trzeci, ten wesoy,
wyruszy w las, a w kocu znalaz skaln chat. W domku siedziaa kobieta stara jak gaz, a bya to
babcia diaba i zapytaa go, skd to przychodzi i czego tutaj chce. Opowiedzia jej wszystko, co si
stao, a poniewa spodoba jej si, zlitowaa si i rzeka, e mu pomoe. Podniosa wielki kamie, ktry
lea nad piwnic, i rzeka: "Schowaj si. Bdziesz wszystko sysza, o czym mowa. Sied tylko cicho i
nie ruszaj si z miejsca, gdy przyjdzie smok i zada jada." Babcia nakrya do stou, przyniosa
trunkw i jada, e by zadowolony, zapytaa go, jak min dzie i ile dusz zdoby. "Nie chciao mi si
dzisiaj poszczci, " odpowiedzia, "ale dopadem trzech onierzy. Oni s pewni." - " Tak, trzech
onierzy", odpowiedziaa, "Musi co w tym by, e nie mog ci uciec." Diabe rzek za dziko: "S moi,
ale zadam im jeszcze zagadk. Nigdy jej nie odgadn." - "A c za zagadk?" zapytaa. "Zaraz ci
powiem: W wielkim morzu pnocnym ley martwy koczkodan, a ma by ich pieczeni, ebro wielkiego
wieloryba, ich srebrn yk, a stare puste koskie kopyto ich kielichem na wino." Gdy diabe poszed
do ka, babcia podniosa kamie i wypucia onierza. "Miae wszystko na uwadze?" - "Tak", rzek,
"wiem wszystko i dam sobie rad." Potem musia wykra si przez okno i pospieszy do swych
kompanw. Opowiedzia im, jak babcia przechytrzya diaba, jak usysza rozwizanie zagadki. Wszyscy
si ucieszyli i byli dobrej myli, wzili swj bacik i natrzaskali sobie tyle pienidzy, e a skakay po
ziemi. Siedem lat mino, diabe wic przyszed ze sw ksik, pokaza im podpisy i rzek: "Zabior
was do pieka, a dostaniecie tam straw. Jeli zgadniecie, jak piecze dadz wam je, bdziecie wolni
i pozwol wam zachowa bacik." Zacz tedy pierwszy onierz: "W morzu pnocny ley martwy
koczkodan, to bdzie nasza piecze." Diabe zeli si, zrobi "hm! hm! hm!" i zapyta drugiego: "A co
bdzie wasz yk?" - "ebro wieloryba bdzie nasz srebrn yk." Diabe skrzywi twarz, mrukn
trzy razy "hm! hm! hm!" i rzek do trzeciego: "Wiecie, co bdzie waszym kielichem na wino?" - "Stare
koskie kopyto. To bdzie nasz kielich. " Odlecia wic diabe z gonym krzykiem i nie mia ju nad
nimi mocy. A oni zachowali swj bacik, trzaskali ze pienidzy, ile chcieli, yli w radoci a po ich
koniec.

ZAJC I JE
Caa ta historia jest waciwie zmylona, Dzieci, lecz mimo to jest prawdziwa, bo jak mawia mj
dziadek, od ktrego j znam, gdy j opowiada, "Musi by prawdziwa, mj synu, inaczej nie mona by
jej opowiada." A historia ta wydarzya si tak:
Byo to jesieni pewnego niedzielnego poranka, wanie kwita gryka, soce wzeszo na niebie, a wiatr
d po cierniskach, skowronki pieway wysoko w powietrzu, pszczoy brzczay w gryce. Ludzie szli w
odwitnych strojach do kocioa, a wszystkie stworzenia byy zadowolone, je take.
Sta przed swoimi drzwiami, mia skrzyowane rce, gapi si w poranny wiatr i nuci sobie piosenk

pod nosem, dokadnie tak dobrze i tak le jak niedzielnymi rankami czyni to jee. Gdy tak sobie
piewa, pomyla, e podczas gdy jego ona myje i ubiera dzieci, mgby pospacerowa troszeczk po
polu i zobaczy, jak si ma brukiew. Brukiew bya blisko domu i czsto jada j z rodzin, dlatego
patrzy na ni jak na swoj.
Jak pomyla, tak uczyni. Zamkn drzwi za sob i ruszy w drog na pole. Nie by jeszcze daleko,
obchodzi wanie gszcz tarniny, ktry sta przed polem, gdy dojrza zajca, ktry wyruszy za
podobnym interesem, a mianowicie obejrze swoj kapust. Gdy je zobaczy zajca, yczy mu miego
poranka, lecz zajc, ktry na swj sposb by wytwornym panem, a w dodatku bardzo zarozumiaym,
nie odpowiedzia na pozdrowienie jea, lecz rzek z dzik min: "Jak to jest, e latasz tu tak wczesnym
rankiem."
"Spaceruj", rzek je."
"Spacer?" umiechn si zajc. "Mgby uywa ng do bardziej poytecznych rzeczy."
Ta odpowied rozzocia jea. Wszystko mg znie, ale nie o swoich nogach, bo z natury s krzywe.
"Wyobraasz sobie, e swoimi nogami wicej zdziaasz?" powiedzia. "Tak wanie myl", rzek zajc.
"Moe sprbujemy", rzek je, "Zao si, e bd szybszy od ciebie w wycigach."
"Ty? Ze swoimi krzywymi nkami?" rzek zajc. "Mona si umia. Ale jeli masz ochot, o co si
zaoymy?"
"O zotego dukata i butelk wdki", rzek je.
"Zakad przyjty," rzek zajc, "Przybij i moemy zaczyna." "Nie, nie ma popiechu", rzek je,
"Jeszcze nic nie jadem, najpierw pjd do domu uszczkn niadania. Za godzin jestem z powrotem."
Po tym poszed, a zajc by wielce rad. Po drodze je sobie myla: "Zajc polega na swoich dugich
nogach, ale ja go i tak zaatwi. To wprawdzie wytworny pan, ale gupi typ i za to zapaci."
Gdy przyszed do domu, rzek do ony: "ono, ubieraj si prdko, musisz ze mn i w pole."
"A o co chodzi?" zapytaa ona.
"Zaoyem si z zajcem o zotego dukata i flaszk wdki, e przecign go w biegach. Musisz przy
tym by"
"O mj Boe, mu", zacza krzycze, "stracie rozum? Jak chcesz wygra z zajcem?"
"Zamknij dzib", rzek je, "To moja sprawa. Nie mieszaj si w mskie sprawy! Marsz, ubierz si i
chod ze mn!" Co wic pani jeowa miaa czyni? Musiaa sycha, czy chciaa, czy nie.
Gdy oboje byli w drodze, rzek je do ony: Uwaaj, co powiem. Bdziemy si ciga na tym dugim
polu. Zajc bdzie bieg w jednej brudzie, a ja w drugiej, a tam zaczniemy. Nie musisz nic robi, jak
tylko stan z tyu w tamtej brudzie, a gdy zajc wyjdzie ze swojej, zawoaj mu z naprzeciwka, "Ju tu
jestem!"
Poszli wic na pole, je poprowadzi sw on na miejsce i ruszy w stron przeciwnego brzegu pola.
Gdy tam dotar, zajc ju czeka. "Mona zaczyna?" zapyta.
"Ma si rozumie," odpar je.
"No to jazda." Kady stan w swojej brudzie. Zajc liczy: "jeden, dwa, trzy", i wyskoczy jak
byskawica przez pole. Je pobieg za jeno dwa kroki, potem skry si w brudzie i spokojnie czeka.
Gdy zajc w penym biegu dopad drugiego koca pola, zawoaa do niego ona jea: "Ju tu jestem!"
Zajc by tgo zadziwiony, nie przyszo mu do gowy nic innego, jak to, e to je we wasnej osobie
przed nim stoi. Jak wiadomo pani je wyglda tak samo jak pan je. "To nie moe by", zawoa,
"jeszcze raz biegniemy w drug stron!" I znowu poszed jak byskawica, e mu uszy na gowie latay.
A ona jea zostaa spokojnie na miejscu, a gdy zajc wrci na drug stron, zawoa do niego je:

"Ju tu jestem!"
Zajc wychodzi z siebie ze zoci i krzycza: "Biegniemy jeszcze raz, jeszcze raz wkoo!"
"Nie ma sprawy," odpar je, "Ile razy masz ochot." Biega wic zajc siedemdziesit trzy razy, a je
cigle dotrzymywa mu kroku. A za kadym razem, gdy zajc by na mecie z tyu albo z przodu pola,
je albo jego ona mawiali: "Ju tu jestem."
Przy siedemdziesitym czwartym razie zajc nie dotar ju do celu. Pad po rodku pola, krew leciaa
mu nosem, pad martwy na ziemi. Je zabra za swojego zotego dukata i butelk wdki, zawoa
on z drugiego koca pola i zadowoleni poszli do domu. A jeli nie umarli, to yj do dzi. I tak
zdarzyo si, e je na ce w Buxtehude zajca na mier zagania, a od tamtej pory aden zajc nie
way si ciga z jeem z Buxtehude. Nauka za z tej historii jest taka, po pierwsze: nikomu, choby
nie wiem, jakim by dostojnym panem, nie wolno pokpiwa sobie z mniejszego, choby nawet to by
je. A po drugie, e to dobrze, gdy kto bierze sobie on z tego samego stanu, ktra wyglda tak
samo jako on. Wic kto jest jeem, niech sobie bierze on z jeowego gatunku.

MUZYKANCI Z MIASTA BREMY


By sobie kiedy czowiek, ktry mia osa. Osio w niezmordowanie nosi worki do myna. Lecz w
kocu skoczyy si siy osa, nie nadawa si ju do pracy. Jego pan myla by go odda, lecz osio
spostrzeg, e jego pan ma co zego na myli, uciek i ruszy w drog do Bremy. Zamierza zosta tam
miejskim muzykantem.
Gdy szed ju chwilk, znalaz na drodze psa myliwskiego, ktry aonie wy. "Czemu to tak wyjesz?"
zapyta osio.
"Ach", powiedzia pies, "Stary jestem, z kadym dniem sabszy, nie mog ju chodzi na polowania.
Mj pan chcia mnie zastrzeli, wic wziem nogi za pas. Ale jak mam zarobi na chleb?"
"Wiesz co", rzek osio, "id do Bremy i bd tam miejskim muzykantem. Chod ze mn, bdziemy tam
razem muzykowa. Ja bd gra na lutni, a ty bdziesz bi w bbenek." Pies przysta na to i poszli dalej
razem.
Nie trwao dugo, a zobaczyli kota, jak siedzi na drodze, twarz mia jak trzy dni niepogody. "C ci si
przydarzyo, wsaczu?" zapyta osio. "A kto si cieszy, gdy go konierz dusi", odpowiedzia kot. "Jestem
ju stary, zby mam tpe i lepiej mi za piecykiem siedzie i si bawi ni za myszami gania. Moja pani
chciaa mnie utopi. Udao mi si uciec, ale nie wiem, co pocz dalej. Dokd teraz i?"
"Chod z nami do Bremy! Znasz si na nocnej muzyce, to moesz zosta muzykantem." Kot przysta na
to i poszed z nimi.
Szli tak we trjk a doszli do zagrody. Przed bram siedzia kogut i krzycza ile wlezie. "Krzyczysz, e
a w koci wazi", rzek osio, "Co si z tob dzieje?"
"Gospodyni rozkazaa kucharce urba mi dzi wieczorem eb. W niedziel bd gocie i bd je ze
mnie zup. Krzycz sobie teraz na cae gardo, dopki jeszcze mog."
"Ojoj," powiedzia osio, "odejd lepiej z nami. Idziemy do Bremy. Co lepszego ni mier znajdziesz
wszdzie. Masz dobry gos, bdziemy razem muzykowa, bdzie to brzmie cakiem cudnie." Kogutowi
spodobaa si propozycja i dalej poszli we czwrk.
Lecz do Bremy za dnie doj nijak. Wieczorem dotarli do lasu, gdzie chcieli przenocowa. Osio i pies
pooyli si pod wielkim drzewem, kot wspi si na ga, a kogut pofrun na czubek, gdzie czu si
najbezpieczniej. Zanim zasn, rozejrza si we wszystkie cztery strony wiata. Dostrzeg wiateko.
Powiedzia towarzyszom, e w pobliu musi by dom, bo widzi wiato. Osio odpowiedzia: "Musimy si
zebra i jeszcze troszk pomaszerowa, bo to schronienie jest marne." Pies pomyla, e par kostek i
troch misa dobrze by mu zrobio
Ruszyli wic w drog, skd dochodzio wiato. Wkrtce zobaczyli, e arzy si janiej i robi si wiksze,
a wreszcie zawdrowali przed jasno owietlony dom zbjcw. Osio, jako najwikszy, podszed do
okna i zajrza do rodka. "Co widzisz, niady rumaku?" zapyta kogut.

"Co widz?" odpar osio, "Nakryty st z cudnym arciem i trunkiem. Zbje siedz wkoo i sobie nie
auj!"
"To by byo co dla nas", rzek kogut.
Zwierzaki zaczy si zastanawia, jak przepdzi zbjw. Wreszcie znalazy rodek. Osio stan
przednimi nogami na oknie, pies skoczy na osa plecy, kot wspi si na psa, a na kocu kogut
pofrun do gry i usiad kotu na gowie. Gdy to ju si stao, na znak zaczli ze swoj muzyk, osio
krzycza, pies szczeka, kot miaucza, a kogut pia. Potem rzucili si przez okno do izby, tak e szyby
zabrzczay.
Rabusie podskoczyli z okropnym krzykiem do gry. Myleli, e nadszed duch i w wielkim strachu
uciekli do lasu.
A czterech towarzyszy usiado przy stole, a kady jad, ile serce zapragnie, z da ktre mu najlepiej
smakoway.
Gdy skoczyli, zgasili wiato, a kady wedle gustu poszuka sobie legowiska. Osio pooy si na
gnoju, pies za drzwi, kot przy piecu koo ciepego popiou, a kogut pofrun na dach. A poniewa
studzeni byli po dugiej podry, wnet zasnli.
Gdy mina pnoc, rabusie dojrzeli z daleka, e w domu nie pali si wiato i wkoo jest spokojnie.
Herszt zbjw rzek wtedy: "Nie powinnimy byli da si tak zapdzi w kozi rg." Posa wic zbja aby
sprawdzi, czy w domu kto jeszcze jest.
Zbj zasta wszystko w ciszy. Poszed do kuchni i chcia zapali wiato. Zobaczy ogniste oczy kota i
pomyla, e to rozarzone wgliki. Przytkn do zapak, eby j odpali. Ale kot nie zrozumia artu,
skoczy mu na twarz i drapa co si. Wystraszy si zbj okrutnie i ruszy do tylnych drzwi. Ale wtem
skoczy pies i ugryz go w nog. Gdy rabu bieg koo gnoju, osio kopn go okropnie swymi tylnymi
nogami, a kogut, ktrego haas wyrwa ze snu, zawoa z dachu: "Kukuryku!"
Zbj pobieg tak szybko, jak tylko mg, do swojego herszta i rzek: "Ach, w domu siedzi straszna
wiedma, zdybaa mnie i swoimi dugimi palcami rozdrapaa twarz. Przy drzwiach sta czowiek z
noem, uci mnie w nog. Na podwrzu lea czarny kolos, przepdzi mnie drewnian pak. A na
dachu siedzi sdzia i woa: Przyprowadzi mi otra! Musiaem wic bra nogi za pas." Od tej pory
zbje nie wayli si wraca do domu. A czterem muzykantom z miasta Bremy spodobao si tam tak,
e nie chcieli tego miejsca opuszcza.

WILK I SIEDEM KOLTEK


Bya sobie kiedy koza. Miaa ona siedem koltek, a kochaa je tak, jak tylko matka potrafi kocha
swoje dzieci. Pewnego dnia wybraa si do lasu po jedzenie. Przywoaa ca sidemk i rzeka: "Drogie
dziatki, musz wyj do lasu. Bdcie grzeczne, gdy mnie nie bdzie, zamknijcie drzwi i miejcie si na
bacznoci przed wilkiem! Jeli uda mu si wej, pore was ze skr i komi. otr umie si przebra,
ale poznacie go po chropawym gosie i czarnych apach." Koltka za rzeky: "Droga matko, Bdziemy
mie si na bacznoci, nie troszcz si o nas." Koza zabeczaa i ruszya spokojna w drog.
Ni trwao dugo, a zapuka kto do drzwi domu i zawoa: "Otwrzcie, drogie dziatki, wasza mama
przysza i kademu co przyniosa!" Lecz kolta poznay po chropawym gosie, e to by wilk. "Nie
otworzymy," zawoay, "Nie jeste nasz mam. Ona ma cienki i agodny gos, a twj gos jest
chropawy. Jeste wilkiem!" Poszed wic wilk do kramarza i kupi sobie wielki kawa kredy. Zjad go i
tak jego gos zrobi si cienki. Potem wrci, zapuka do drzwi i zawoa: "Otwrzcie, drogie dziatki,
wasza mama wrcia i kademu co przyniosa!" Lecz wilk pooy ap na parapecie. Zobaczyy to
dzieci i zawoay: "Nie otworzymy! Nasza mama nie ma takiej czarnej apy jak ty, Ty jeste wilk!"
Poszed wic wilk do piekarza i rzek "Uderzyem si w ap, posmaruj mi j ciastem!"
Gdy mu ju j piekarz posmarowa, pobieg wilk do mynarza i rzek: "Posyp mi ap bia mk!"
Mynarz pomyla, e wilk, chce kogo oszuka i si wzbrania, lecz wilk rzek: "Jeli tego nie zrobisz,
zjem ciebie!" Wystraszy si mynarz i pobieli mu ap.
Poszed wic otr po raz trzeci pod drzwi, zapuka i rzek: "Otwrzcie, drogie dziatki, wasza mama
wrcia i kademu co przyniosa!"

Kolta zawoay: "Poka nam swoj ap, ebymy widziay, e jeste nasz mateczk."
Wilk pooy ap na parapecie. Gdy kolta ujrzay, e bya biaa, uwierzyy w to, co mwi i otworzyy
drzwi.
Lecz tym, kto wszed, by wilk! Kolta wystraszyy si. Jedno wskoczyo pod st, drugie do ka,
trzecie do pieca, czwarte do kuchni, pite do szafy, szste pod bali, sidme do skrzyni zegara
ciennego. Lecz wilk je znalaz i pokn jedno za drugim. Tylko tego najmodszego w zegarze ciennym
nie znalaz. Gdy ju by syty, odszed, pooy si na zielonej ce pod drzewem i zasn. Niedugo
potem wrcia koza z lasu do domu. Ach, co zobaczya! Drzwi stay otworem, st, krzesa i awy
poprzewracane, balia rozbita, pociel z ka zerwana. Szukaa dziatek, lecz nie moga ich znale.
Woaa kadego po kolei z imienia, lecz nikt nie odpowiada. W kocu, gdy zawoaa najmodsze,
odpowiedzia cieniutki gosik: "Droga matko, jestem w skrzyni zegara ciennego!" Wycigna matka
koltko z ukrycia. Opowiedziao jej, jak przyszed wilk i wszystkich poar. Moecie sobie wyobrazi,
jak stara koza pakaa nad biedn dziatw!
W kocu wysza zawodzc, a najmodsze koltko pobiego za ni. Gdy dosza na k, wilk cigle
jeszcze lea pod drzewem i chrapa, e gazie si trzsy. Stara koza ogldaa go ze wszystkich stron i
ujrzaa, e w jego brzuch co si ruszao i kotowao. Ach Boe, pomylaa, czy moje dziatki, ktre
pokn, s jeszcze przy yciu?
Musiao tedy pobiec koltko do domu po noyce i dratw. Stara koza rozcia otrowi brzuch. Ledwo
ucia, jedno kol wystawiao ju gow. A gdy dalej cia, wyskoczya caa szstka. Kolta byy
zdrowe, bo apczywy wilk pokn je w caoci.
Ale bya to rado! Piecili sw drog matk, skakali jak krawiec przy weselu, lecz stara rzeka: "Idcie
i poszukajcie wielkich kamieni. Wypenimy nimi brzuch otrowi, pki jeszcze pi."
Nacigay wic kolta w popiechu kamieni, powsadzay mu ich do brzucha, ile wlazo. Stara zaszya
mu brzuch tak szybko, e nic nie zauway i nawet si nie ruszy.
Gdy si wreszcie wyspa, stan na nogi. Kamienie w brzuchu sprawiy mu wielki pragnienie, ruszy wic
do studni by si napi. Lecz gdy zacz biec, kamienie poczy uderza o siebie i si przewraca.
Zawoa wic:
"Brzczy mi w uchu
Czy moe w brzuchu
C za pragnienie.
To chyba byy twarde kamienie"
A gdy doszed do studni i pochyli si nad wod, cikie kamienie wcigny go do niej, e si marnie
utopi
Kiedy kolta to ujrzay, przybiegy popiesznie i gono zawoay: "Wilk nie yje! Wilk nie yje!"
Zaapay si za rce i taczyy z matk z radoci wok studni.

SIEDEM KRUKW
Pewien czowiek mia siedmiu synw, lecz cigle nie mia creczki, cho bardzo o niej marzy. Pewnego
dnia ona znowu daa mu nadziej na dziecko, a gdy przyszo na wiat, bya to dziewczynka. Rado
bya wielka, lecz dziecko wte i mae, a z powodu tej swej saboci, musiao by szybko ochrzczone.
Ojciec wysa wic jednego z chopcw do rda by przynis wod na chrzest. Pozostali pobiegli z nim,
a poniewa kady chcia pierwszy napeni dzban, naczynie wpado im do studni. Stali wic tak i nie
wiedzieli, co czyni, a aden nie way si wrci do domu. Chopcy wci nie wracali a ojciec wkocu
straci cierpliwo i rzek: "Pewnie znowu si zatracili w zabawie, bezbone chopaki!" Wystraszy si, e
dziewczynka umrze bez chrztu i w zoci zawoa: "A niechby wszyscy zmienili si w kruki." Ledwo
wymwi te sowa, nad swoj gow usysza trzepot skrzyde, spojrza w gr i zobaczy jak odlatuje
siedem czarnych jak wgiel krukw. Rodzice nie mogli zdj kltwy i cho smutni byli po stracie
siedmiu synw, creczka bya ich pocieszeniem. Wnet przysza do si i robia si z kadym dniem
pikniejsza. Dugo nie wiedziaa nawet, e miaa rodzestwo, bo rodzice wystrzegali si przed, by jej o
tym opowiedzie. A pewnego dnia usyszaa, jak mwi o niej ludzie. Mwili, e jest wprawdzie pikna,
lecz niejako winna nieszczciu swych siedmiu braci. Strapio j to bardzo. Posza wic do ojca i matki i
zapytaa, czy miaa siedmiu braci i co si z nimi stao. Rodzice nie mogli duej skrywa swojej

tajemnicy. Powiedzieli jej, e nieszczcie byo zrzdzeniem niebios, a jej narodziny jedynie niewinn
okazj. Lecz dziewczyna sama robia sobie wyrzuty dzie za dniem i wierzya, e musi wybawi swych
braci. Nie zaznaa odtd pokoju, a pewnego dnia w tajemnicy wyruszya w drog by odnale swych
braci i ich uwolni obojtnie za jak cen. Nie wzia nic prcz obrczki swoich rodzicw na pamitk,
bochenka chleba na gd, dzbanuszka wody na pragnienie i krzeseka dla zmczonych ng.
Sza i sza, daleko, daleko, a na koniec wiata. Dosza a do soca, ale byo zbyt gorce i straszne i
zjadao mae dzieci. Szybko ucieka i pobiega do ksiyca, ale on by zbyt zimny, straszny i zy, a gdy
zobaczy dziecko, rzek: "Czuj, czuj ludzkie miso." Pobiega zatem szybko do gwiazd, Te byy mie i
dobre, a kada siedziaa na swym szczeglnym krzeseku. Gdy wstaa gwiazda poranna, daa dziecku
kurz apk i rzeka: "Bez tej apki nie otworzysz szklanej gry, a wanie w szklanej grze s twoi
bracia." Dziewczynka wzia apk, zawina j dobrze w chusteczk i ruszya w drog. Sza a trafia
do szklanej gry. Brama bya zamknita, wic chciaa wyj apk, lecz gdy rozwina chusteczk, bya
pusta. Zgubia wic prezent od dobrych gwiazd. C miaa pocz? Chciaa ratowa swych braci, lecz
nie miaa klucza do szklanej gry. Dobra siostrzyczka wzia wic n i odcia sobie may paluszek,
wsadzia do bramy i szczliwie otworzya. Gdy brama si rozwara, wyszed jej naprzeciw may
karzeek i rzek: "Czego tu szukasz, moje dziecko?" - "Szukam moich braci, siedem krukw,"
odpowiedziaa. Karzeek powiedzia: "Panw Krukw nie ma w domu, ale jeli zechcesz czeka a
przyfrun, wejd." Potem karzeek przynis straw dla krukw na siedmiu talerzykach i w siedmiu
kubeczkach, a z kadego talerzyka dziewczynka zjada troszeczk, z kadego kubeczka wypia yczek,
do ostatniego kubeczka rzucia za obrczk, ktr zabraa ze sob.
Nagle usyszaa trzepot pir i poczua podmuch powietrza. Karzeek powiedzia: "Panowie Krukowie
wracaj do domu!" Wrcili i chcieli je i pi. Szukali swoich talerzykw i kubeczkw. A wtedy mwi
jeden za drugim: "Kto jad z mojego talerzyka? Kto pi z mojego kubeczka? To byy usta czowieka!" A
gdy sidmy doszed do dna swojego kubeczka, wytoczya si w jego stron obrczka. Obejrza j i
pozna, e to obrczka ojca i matki i rzek: "Boe daj, eby tu bya nasza siostrzyczka. Wtedy bymy
byli wybawieni. "Dziewczynka staa za drzwiami i podsuchiwaa, a gdy usyszaa to yczenie, wysza
przed nie i wszyscy odzyskali sw ludzk posta. Tulili i caowali jeden drugiego i w radoci wrcili do
domu.

STARUCHA W LESIE
Jechaa ongi pewna biedna suka ze swoim pastwem przez wielki las, a gdy ju byli w rodku lasu, z
gszczy wyszli zbje i zamordowali, kogo znaleli. Zginli wszyscy prcz dziewczyny, ktra ze strachu
wyskoczya z wozu i schowaa si za drzewem. Gdy zbjcy odeszli ju z upem, wysza z ukrycia i
ujrzaa, jak wielkie stao si nieszczcie. Zacza gorzko paka i rzeka: "C ja biedna teraz poczn,
nie znajd drogi z lasu. Nie mieszka tu ani jedna ludzka dusza. Na pewno gd mnie zmorzy na
mier." Chodzia w koo, szukaa drogi z lasu, lecz jej nie znalaza. Gdy nadszed wieczr, usiada pod
drzewem, oddaa si w opiek Bogu i chciaa tak zosta, nie odchodzi std, niech si dzieje, co chce.
Lecz gdy siedziaa tak ju chwil, przyfrun do niej biay gob, a w dziobie mia may, zoty kluczyk.
Kluczyk pooy jej na rce i rzek: "Widzisz tam to wielkie drzewo? Jest w nim may zamek, gdy go
otworzysz tym kluczykiem, znajdziesz tam do jada by nie cierpie duej godu." Posza wic do
drzewa, otworzya je i znalaza tam mleko w maej miseczce i biay chleb na dodatek, tak e moga si
naje do syta. Gdy ju nie bya godna, rzeka: "Ju czas, gdy kury wracaj do domu. Jestem taka
zmczona. Gdybym moga pooy si do ka." Wtedy znw przylecia gobek i przynis jej drugi
zoty kluczyk w dziobie i rzek: "Otwrz tamto drzewo, a znajdziesz tam ko." Otworzya je zatem i
znalaza tam pikne, mikkie ko, pomodlia si do dobrego Boga, by jej strzeg w nocy, pooya si i
zasna. Rankiem gobek przylecia po raz trzeci, znw przynis jej kluczyk i rzek: "Otwrz tamto
drzewo, a znajdziesz tam suknie", a gdy je otworzya, znalaza suknie, cae w zocie i szlachetnych
kamieniach, a wygldaa w nich tak cudnie, jak nie wyglda adna krlewna. I ya tak przez pewien
czas, a gobek przylatywa codziennie i troszczy si o wszystko, co byo jej potrzebne, a byo to ciche
i dobre ycie. Pewnego jednak dnia gobek przylecia i rzek: "Czy zrobisz co dla mnie?" "Z caego
serca chtnie", rzeka dziewczyna. Rzek tedy gobek: "Zaprowadz ci do maego domku, wejd do
niego, koo pieca bdzie siedziaa stara kobieta. Powie dzie dobry, lecz nie odpowiadaj jej, choby
nie wiem co robia, id jeno do drzwi od strony jej prawej rki, otwrz je, wejd do izby, gdzie na stole
bdzie leao mnstwo przernych piercieni. Bd tam piercienie przecudne, o lnicych kamieniach,
lecz nie zabieraj ich, szukaj jeno skromnego piercienia. Musi by wrd nich. Przynie mi go
najszybciej, jak moesz." Dziewczyna posza do domku. Gdy wesza w drzwi, zobaczya staruch. Gdy
stara j dostrzega, zrobia wielkie oczy i rzeka: "dzie dobry, moje dziecko." Dziewczyna nie
odpowiedziaa jednak. Posza prosto do drzwi. "A dokd e to?" zawoaa stara i zapaa j za spdnic
prbujc j przytrzyma, "To mj dom i nikt nie moe tu wchodzi, jeli tego nie chc." Lecz
dziewczyna milczaa, uwolnia si od starej i wesza prosto do izby. Na stole leao mnstwo piercieni,
wieciy i arzyy si przed oczyma. Przerzucaa je, szukaa tego skromnego, lecz nie moga go znale.

Gdy tak szukaa spostrzega, e stara prbuje si wykra, a w rce ma klatk. Podesza wic do niej,
wyrwaa jej j z rki, a gdy j podniosa, zobaczya w rodku ptaka. Ptak w w dziobie trzyma skromny
piercie. Wzia wic go i zadowolona ucieka z domu . Mylaa, e gobek przyjdzie po piercie, lecz
nie przyszed. Opara si wic o drzewo chcc na niego czeka, a gdy tak staa, wydao si jej, e
drzewo robi si mikkie, gitkie i opuszcza swe gazie. Nagle gazie oploty si wok niej i zmieniy w
ramiona. Obejrzaa si, a drzewo nie byo ju drzewem, jeno piknym mczyzn, ktry j obejmowa,
serdecznie ucaowa i rzek: "Wybawia mnie, uwolnia mnie z mocy starej, a bya ona z wiedm.
Zamienia mnie w drzewo. Codziennie przez par godzin byem biaym gobiem, a dopki miaa ten
piercie, nie mogem odzyska ludzkiej postaci." Czar prys take nad sub i komi krlewicza, a
potem pobrali si i yli szczliwie.

KSIYC
By sobie kiedy kraj, gdzie noc zawsze bya ciemna, a nad nim rozpocierao si niebo jak czarna
chusta, bo nigdy nie wschodzi tam ksiyc i adna gwiazda nie byszczaa w ciemnociach. Przy
stwarzaniu wiata starczao nocnego wiata. Niegdy wybrali si czterej modziecy z tego kraju na
wdrwk. Doszli oni do innego krlestwa, gdzie w czasie nocy, kiedy soce chowao si za grami, na
dbowym drzewie wisiaa wiecca kula, ktra wydawaa z siebie wszerz i wzdu delikatne wiato.
Mona byo przy nim wszystko dobrze dojrze i rozrni, nawet jeli nie byo tak byszczce jak soce.
Wdrowcy stanli spokojnie i spytali chopa, ktry przejedza wanie swoim wozem, c to za wiato.
>>To jest ksiyc<<, odpowiedzia, >>nasz sotys kupi go za trzy talary i przytwierdzi do dbu. Musi
go codziennie polewa olejem i utrzymywa w czystoci., aby zawsze jasno wieci. Za to dostaje od
nas jednego talara na tygodzie..<<
Kiedy chop odjecha, rzek jeden z nich: >>Nam te moe si przyda ta lampa, mamy w domu db,
tak samo duy jak ten, moglibymy j na nim zawiesi. Jaka bdzie to rado, kiedy w nocy nie
bdziemy musieli bka si dookoa w ciemnociach!<<
>>Wiecie co?<< powiedzia drugi. >>Przyprowadzimy wz i konie i wywieziemy ten ksiyc. Oni tu
mog kupi sobie drugi.<<
>>Ja umiem si dobrze wspina, powiedzia trzeci, >>cign go na d.<< Czwarty przyprowadzi
wz z komi, a trzeci wspi si na drzewo, wywierci dziur w ksiycu, przecign przez niego lin i
spuci na d. Kiedy ta byszczca kula leaa na wozie, przykryli j chust, aby nikt nie spostrzeg
kradziey. Szczliwie dowieli go do swojego kraju i powiesili na wysokim dbie.
Starzy i modzi cieszyli si, kiedy nowa lampa zalewaa swym wiatem wszystkie pola, a take
wypeniaa nim wszystkie izby i komnaty. Karzeki wyszy ze swych skalnych jaski i taczyy na kach
dokoa w swoich czerwonych surdutach. Wszyscy czterej dbali o ksiycowy olej, czycili knot i
otrzymywali za to tygodniowo swojego talara. Lecz wkrtce stali si starcami, a kiedy jeden z nich
zachorowa i przewidzia swoj mier, zarzdzi, e czwarta cz ksiyca, powinna mu zosta dana
do grobu jako jego wasno. Kiedy umar, sotys wszed na drzewo i odci jedn czwart noycami do
ywopotu, ktra zostaa zoona do trumny. wiato ksiyca osabo, ale jeszcze nie byo to
zauwaalne. Kiedy umar drugi, zostaa mu oddana druga wiartka i wiato zmniejszyo si. Jeszcze
sabsze stao si po mierci trzeciego, ktry rwnie zabra swoj cz, a kiedy czwarty spocz w
grobie, nadeszy znowu stare ciemnoci. Kiedy ludzie wychodzili wieczorami z domw bez latarni,
zderzali si ze sob gowami. Lecz gdy czci ksiyca znw zjednoczyy si w podziemnym wiecie,
tam gdzie zawsze panowaa ciemno, martwi stracili pokj i zbudzili si ze swoich snw. Zdumieli si,
gdyy znowu mogli widzie. Ksiycowego wiata byo im do, poniewa ich oczy stay si tak sabe, e
nie mogli znie blasku soca. Podnieli si, stali si weseli, przybrali swj stary sposb ycia. Cz
zacza si bawi i taczy, inni pobiegli do gospd, gdzie zadali wina, upijali si, szaleli i kcili si a
wreszcie wznieli swoje kije i zaczli si bi. Haas robi si coraz bardziej nieznony, a wreszcie dotar
do niebios. wity Piotr, ktry strzeg bram nieba, pomyla, e podziemny wiat zbuntowa si i zwoa
niebiaskie zastpy. Gdy jednak nie przybyy, usiad na swoim koniu i pojecha na nim przez bram
nieba do podziemnego wita. Wrci martwym pokj, kaza im ponownie spocz w grobach, a ksiyc
zabra i powiesi wysoko na niebie.

PIEWAJCA KO
Byo kiedy w kraju wielkie poruszenie z powodu dzika, ktry chopom pola rozgrzebywa, zabija bydo,
a i czowiekowi niejednemu swymi kami brzuch rozpru. Krl obieca wielk nagrod kademu, kto kraj
jego od tej plagi uwolni, lecz zwierze tak byo wielkie i silne, e nikt si nawet w poblie lasu, w ktrym
mieszka, nie way. W kocu krl kaza ogosi, e kto zapie lub zabije dzika, dostanie jego jedyn

crk za on.
A w kraju tym yo dwch braci, synw pewnego biednego czowieka. Zgosili si oni u krla by podj
wyzwanie. Starszy by podstpny i mdry, uczyni to z pychy, modszy za niewinny i gupi, zrobi to z
serca. Krl rzek: "Aby mie pewno, e zwierza znajdziecie, wejdziecie w las z przeciwnych stron."
Wszed wic do niego starszy z zachodu, a modszy ze wschodu. A gdy modszy szed ju chwil,
wyszed do niego malutki czowieczek, ktry trzyma w rku czarn wczni i rzek: "Daj ci t
wczni, bo twe serce jest niewinne, moesz z ni bez lku wyj dzikowi naprzeciw, nie zrobi nic
zego." Podzikowa czowieczkowi, wzi wczni na rami i bez trwogi ruszy dalej. Niedugo potem
ujrza zwierza, ktry ruszy na niego, pochyli wic wczni w jego stron, a zwierz w swej dzikiej
zoci nadzia si na ni tak mocno, e serce jego przebio na p. Wzi tedy potwora na plecy i ruszy
do domu by zanie go krlowi.
Wyszed z drugiej strony lasu, a sta tam dom, gzie ludzie raczyli si winem i tacem. By tam te jego
starszy brat. Myla, e winia mu nie ucieknie, a warto by doda sobie winem kurau. Lecz gdy ujrza
modszego, jak wychodzi z lasu pod ciarem zdobyczy, jego zawistne i ze serce nie zaznao spokoju.
Zawoa do niego: "wejd, drogi bracie, odpocznij, wzmocnij si kubkiem wina." Modszy nie przeczuwa
niczego zego, wszed do rodka i opowiedzia mu od dobrym czowieczku, ktry da mu wczni, ktr
zabi dzika. Starszy przetrzyma go a do wieczoru, potem za poszli razem. Gdy w ciemnoci
przechodzili mostem przez strumie, puci starszy modszego przodem, a gdy ju byli po rodku wody,
zada mu od tyu cios, e martwy zwali w d. Pogrzeba go pod mostem, wzi wini i zanis j
krlowi mwic, e sam j zabi. W nagrod dosta crk krla za on. Gdy modszy brat dugo nie
wraca, rzek: "winia rozprua mu brzuch" i wszyscy w to wierzyli.
Lecz przed Bogiem nic si nie ukryje, wic i ten czyn musia wyj na wiato dnia. Po wielu latach
pewien pasterz pdzi swe stado przez most. Zobaczy na dole w piasku nienobia ko i pomyla
sobie, e dobry byby z niej ustnik. Zszed na d, podnis j i wyci z niej ustnik do swego rogu. Gdy
dmuchn pierwszy raz, zacza piewa ku zdziwieniu pasterza:
"Ach, pastuszku sprawia do zo
e dmuchasz dzi w moj ko
Mj brat mnie zamordowa
Pod mostem mnie pochowa
Dla dzika spyna krew do rzeczki
Dla krla jedynej creczki"
"C za cudowny rg", powiedzia pasterz, "piewa sam z siebie. Musz go zanie memu panu,
krlowi." Gdy przyszed z nim do krla, rg znowu zapiewa sw piosnk. Krl dobrze j zrozumia,
kaza odkry ziemi po mostem, a ebra zabitego znw ujrzay wiato. Zy brat nie mg wyprze si
czynu, zaszyto go w worki i ywcem utopiono. Koci zamordowanego zoono w piknym grobie na
kocielnym podwrcu, by spoczyway w pokoju na wieki.

WILK I LIS
Wilk mia u siebie lisa, a czego chcia wilk, to lis musia robi, bo by sabszy. Lecz lis chtnie pozbyby
si pana. Zdarzyo si, e obaj szli przez las. Rzek tedy wilk "Rudy lisie, zaatw co do arcia, albo
ciebie zer." Odpar wic lis: "Znam gospodarstwo, gdzie jest para jagnit. Jeli masz ochot,
pjdziemy po jedno." Pasowao to wilkowi, poszli wic, a list ukrad jagni, przynis wilkowi i uciek.
Wilk za je zjad, lecz nie mia wci do, chcia jeszcze drugie, poszed wic po nie. A e zrobi to
niezdarnie, spostrzega go matka jagnit i zacza tak strasznie krzycze, e zbiegli si chopi. Znaleli
wilka i tukli go bez litoci, e gdy dotar do lisa kula i wy. "adnie mnie poprowadzie, " rzek, "Ale
chciaem jeszcze drugie jagni, a wtedy pochwycili mnie chopi i zoili mi skr." Lis za odpowiedzia:
"Dlaczego zawsze jeste taki asy."
Drugiego dnia znw wyszli w pole, a wilk znowu rzek: "Rudy Lisie, zaatw co do arcia, albo ciebie
zer." Lis odrzek tedy: "Znam gospodarstwo, gdzie kobieta dzi wieczorem piecze pczki. Pjdziemy
po nie." Poszli wic, lis zakrad si pod dom, rozglda si i obwchiwa tak dugo, a si dowiedzia,
gdzie staa micha. Wycign potem sze pczkw i zanis wilkowi. "Masz tu swoje arcie", powiedzia
i ruszy swoj drog. Wilk pokn pczki w jednej chwili i rzek: "Smakuj malizn," poszed wic i
cign w d ca mich, e a rozleciaa si na kawaki. Zrobi si wielki haas, wysza kobieta, a gdy
zobaczya wilka, zawoaa ludzi. Przybiegli czym prdzej i tukli wilka ile wlezie. Bez czucia w dwch
nogach i gono wyjc dotar do lisa. "Ale mnie brzydko wyprowadzie!", zawoa, "Chopi mnie zapali i
wygarbowali skr." Lecz lis odpowiedzia: "Dlaczego zawsze jeste taki asy."

Trzeciego dnia, gdy znw byli razem, a wilk z trudem kula do przodu, rzek mimo to znowu: "Rudy
lisie, zaatw mi co do arcia, albo zer ciebie." Lis odpowiedzia: "Znam czowieka, ktry zarn dzi
zwierza, a caa beczka solonego misa stoi w piwnicy. Pjdziemy po nie. "Ale odejd razem z tob,
eby mi pomg, gdy nie bd mg uciec." - "Niech i tak bdzie," rzek lis i pokaza mu swe lisie
sztuczki i drki, a wreszcie dotarli do piwnicy. Byo tam misa w brd, a wilk zabra si do niego od
razu i myla sobie "Minie troch czasu, nim skocz." List take sobie nie aowa, rozglda si jednak
wszdzie, czsto biega do dziury, przez ktr weszli, i prbowa, czy jego ciao jest jeszcze na tyle
wskie, by si przez ni przedrze. Wilk za powiedzia: "Drogi lisie, dlaczego tak biegasz tam i z
powrotem, wyskakujesz i wskakujesz?" - "Musz przecie zobaczy, czy nikt nie idzie," odpowiedzia
chytrus,, "Tylko nie ryj za duo!" A wilk rzek: "Nie odejd, zanim beczka nie bdzie pusta." Lecz
wtem przyszed do piwnicy chop, ktry usysza haas lisich skokw. Lis, gdy go zobaczy, wyskoczy
jednym susem przez dziur. Wilk chcia pody za nim, lecz upas si tak, e nie mg si przecisn i
utkn. Chop za przyszed z kijem i zatuk go na mier. A lis skaka sobie odtd wesoo po lesie i si
cieszy, e nie byo ju asucha.

POSACY MIERCI
Przed dawnymi czasy wdrowa kiedy szerok drog olbrzym, nagle wyskoczy mu na przeciwko
nieznany mczyzna i zawoa stj! Ani kroku wicej!
Co , powiedzia olbrzym, ty chystku,
ktrego mog zgnie midzy palcami, ty chcesz mi zastpi drog? Kim jeste, e omielasz si mwi
tak zuchwae? Jestem jegomo mier, odpowiedzia drugi, , nikt mi nie stawi oporu i ty
rwnie musisz usucha mojego rozkazu. Olbrzym odmawia i zacz walczy ze mierci. Bya to
duga, burzliwa walka, wreszcie olbrzym uzyska przewag i sw pici zwali mier z ng, tak e
jegomo w upad obok kamienia. Olbrzym poszed swoj drog, a jegomo mier lea pokonany a
siy opuciy go tak , e si nie mg podnie. Co z tego wyniknie, powiedzia, jeli bd tak lee
ktem? Nikt wicej nie umrze na wiecie i bdzie on tak zapeniony ludmi, e nie bdzie wicej
miejsca, aby sta obok siebie . Idc drog piewa piosenk rzeki i zdrowy mczyzna, patrzc tu i
tam. Kiedy zobaczy na wp przytomnego, podszed do nigo litociwie, podnis go orzewi
wzmacniajcym trunkiem, ktry mia w swej butelce i czeka a nabierze si. Wiesz, pyta obcy,
podnoszc si, kim jestem i komu pomoge znowu stan na nogi? Nie, odpowiedzia modzieniec,
nie znam ci. Jestem jegomo mier, odpowiedzia, nie oszczdzam nikogo i nie mog zrobi
wyjtku rwnie z tob. eby widzia, e jestem ci wdziczny, obiecuj ci, e nie napadn ci
znienacka, lecz wyl ci najpierw moich posacw, zanim przyjd i ci zabior. . Modzieniec
powiedzia za miao, zawsze jaka korzy z tego, e wiem, kiedy przyjdziesz i przynajmniej tak
dugo nie bd si ciebie obawia. Wtedy wid swj ywot dalej, by wesoy i dobrej myli, yjc z dnia
na dzie. Samo zdrowie i modo dugo si nie utrzymay, wkrtce przyszy choroby i ble, ktre
drczyy go za dnia a w nocy odbieray mu spokj. Nie umr, powiedzia sam do siebie,
poniewa
mier przyle najpierw swoich posacw, chciabym tylko, eby najpierw miny ze dni choroby.
Jak tylko poczu si zdrowy, zacz znowu y w radoci. Pewnego dnia, kto go stukn w plecy,
rozejrza si, a jegomo mier sta za nim i powiedzia chod za mn , nadesza godzina twojego
poegnania ze wiatem. Co,
odpowiedzia czowiek, chcesz zama swoje sowo? Czy nie
obiecae mi, e przylesz mi najpierw swoich posacw, zanim sam do mnie przyjdziesz? Nie
widziaem adnego.
Milcz, odpowiedzia jegomo mier, czy nie wysaem ci jednego posaca
za drugim? Czy nie przysza gorczka, nie uderzya ci, nie potrzsna tob i nie rzucia na ziemi?
Czy zawrt nie oguszy twojej gowy? Czy nie dotar artretyzm do wszystkich twoich czonkw? Czy nie
szumiao ci w uszach? Czy nie drczy ci bl zba w twoich policzkach? Czy nie robio ci si ciemno
przed oczyma? Czy ponad to wszystko, mj rodzony brat, sen, nie przypomina mnie kadego
wieczoru? Czy nie leae w nocy, tak jakby ju umar? Czowiek nie wiedzia co odpowiedzie, odda
si losowi i odszed ze mierci.

O MIERCI KURKI
Posza raz kurka z kogucikiem na orzechow grk. Ustalili, e, kto znajdzie orzecha, podzieli si nim z
drugim. No i kurka znalaza wielkiego, wielkiego orzecha, lecz nic o tym nie powiedziaa, bo chciaa go
zje sama. Orzech by jednak tak gruby, e nie moga go pokn i utkwi jej w gardle. Wystraszya
si, e si udusi. Krzykna wic kurka: "Koguciku, prosz, biegnij ile tchu po wod, inaczej si
udusz." Kogucik pobieg ile tchu do studni i rzek: "Studnio, daj mi wody, kurka ley na orzechowej
grce, pokna orzecha i si dusi." Studnia odpowiedziaa: "Biegnij najpierw do narzeczonej, niech ci
da czerwonego jedwabiu." Kogucik pobieg do narzeczonej: "Narzeczono, daj mi czerwonego jedwabiu.
Czerwony jedwab dam studni, studnia da mi wody, wod zanios kurce, co na orzechowej grce ley.
Pokna wielkiego orzech i od niego si dusi." Narzeczony odpowiedziaa: "Najpierw biegnij po mj
wianuszek, wisi na wierzbie," Poszed wic kogucik do wierzby, cign wianuszek z gazi i da
narzeczonej. Narzeczona daa mu czerwonego jedwabiu. Zanis go studni, a studnia daa mu wody.
Zanis wic kogucik wody kurce, lecz gdy doszed, leaa ju uduszona bez ruchu i ycia. Zasmuci si
kogucik tak bardzo, e krzycza, a wszystkie zwierzta opakiway kurk. Sze myszy za budowao

may wz, by zawie j w nim do grobu. Gdy wz by gotowy, zaprzgy si do niego, a kogucik jecha.
W drodze przyszed lis i zapyta: "Dokd zmierzasz, koguciku?" - "Pochowa moj kur." - "Czy mog
jecha z tob?" "Tak, ale usid z tylu wozu, z przodu nie znios tego moje koniki." Usiad wic list z
tyu, a potem wilk, niedwied i jele, lew i wszystkie zwierzta z lasu. Tak jazda toczya si dalej, a
dojechali do potoku. "Jak przejedziemy?" zapyta kogucik. Przy potoku leaa somka, ktra rzeka:
"Poo si w poprzek niego. Przejedziecie po mnie." Lecz gdy sze myszek weszo na most, somka
zelizgna si do wody, a z ni wpado tam sze myszek i wszystkie si utopiy. Nie zaradzili wic
biedzie, lecz wtem przyszed wgielek i rzek: "Jestem wystarczajco duy, poo si w poprzek
potoku, a wy po mnie przejedziecie." Wgielek pooy si przy wodzie, lecz niestety dotkn jej troch,
zasycza, zagas i pad martwy. Gdy ujrza to kamie, zlitowa si i chcia pomc kogucikowi, pooy si
przez wod. Kogucik sam cign wz. Gdy ju go mia z drugiej strony i z martw kurk sta ju na
ldzie i chcia przecign take reszt, ktra siedziaa z tyu, lecz byo ich za duo i wz si cofn, a
razem z nim wszystko wpado do wody i si potopio. Kogucik zosta sam z martw kurk, wykopa jej
grb i zoy j w nim, usypa nad ni kopczyk, usiad na nim i martwi si tak dugo, a z tego
zamartwienia umar... i tak wszystko pomaro.

CZAS YWOTA
Gdy Bg stworzy wiat i mia wszystkim stworzeniom wyznaczy czas ywota, przyszed osio i zapyta:
"Panie, jak dugo mam y?" - "Trzydzieci lat," odpowiedzia Bg, "bdzie dobrze?" - "Ach, Panie,"
odpar osio, to bardzo dugi czas. Wspomnij na mj ywot peny udrki: Od rana do nocy dwigam
wielkie ciary, cign wory ze zboem do myna, aby inni mogli je chleb, a nie szczdz mi kopni i
batw, aby mi zapau doda. Odpu cho cz z tego czasu." Zmiowa si Bg i podarowa mu
osiemnacie lat. Osio odszed pocieszony, pokaza si pies. "Jak dugo chcesz y?" rzek Bg do niego,
"Dla osa trzydzieci lat to za duo, ale ty bdziesz zadowolony." - "Panie, odrzek pies," Czy taka jest
Twoja wola? Wspomnij, ile nabiega si musz, nogi tego nie wytrzymaj dugo. A gdy strac gos by
szczeka i zby by gry, c pozostanie mi innego, jak biega z kta w kt i burcze?" Bg ujrza, e
mia racj i odpuci mu dwanacie lat. Potem przysza mapa. "Pewnie chcesz doy trzydziestki?"
powiedzia Pan do niej, "Nie musisz pracowa jak osio i pies, zawsze jeste dobrej myli." - "Ach,
Panie," odpowiedziaa, "Tak to wyglda, ale jest inaczej. Gdy z nieba pada kasza jaglana, nie mam
yki. Musz si wygupia i wykrzywia gb aby ludzi rozbawi, a gdy podaj mi jabko i je gryz, to
jest kwane. Jake czsto smutek skrywa si za zabaw! Nie wytrzymam trzydziestu lat." Bg by
askawy i podarowa jej dziesi lat.
Wreszcie pokaza si czowiek. By radosny, zdrowy i wiey. Prosi Boga, by wyznaczy mu czas.
"Trzydzieci lat bdziesz y." Rzek Pan, "Wystarczy ci?" - "To bardzo mao czasu!" zawoa czowiek,
"Kiedy zbuduj ju swj dom, a ogie bdzie si pali w moim piecu, gdy zasadz drzewa, zakwitn i
wydadz owoce, a ja bd si cieszy yciem, bd musia umrze! O panie, przedu mi ycie." "Dodam ci osiemnacie lat osa," rzek Bg. "Cigle to mao," odpar czowiek, "Dostaniesz jeszcze
dwanacie lat psa." - "I to wci mao." - "Dobrze," powiedzia Bg, "Dam ci jeszcze dziesi lat mapy,
ale wicej ju nie dostaniesz." Czowiek odszed, ale nie by zadowolony.
Tak wic yje czowiek siedemdziesit lat. Pierwsze trzydzieci to jego czowiecze lata, szybko mijaj jest zdrowy, pogodny, pracuje ochoczo i cieszy si yciem. Potem nadchodzi osiemnacie lat osa, kad
na niego ciar za ciarem, musi nosi ziarno, ktre karmi innych, a za wiern sub dostaje baty i
kopniaki. Potem jest dwanacie lat psa, ley po ktach i burczy, nie ma zbw by gry. A gdy minie
ten czas, nadchodzi na ostatek dziesi lat mapy. Czowiekowi mtnieje umys, robi si durny i
wyprawia gupie rzeczy i staje si pomiewiskiem dzieci.

A WYJDZIE TO NA WIATO DNIA W PROMIENIACH JASNEGO SOCA


Pewien krawczyk podrowa po wiecie za chlebem, lecz nie mg znale pracy, a bieda jego bya
taka, e nawet jednego halerza na jedzenie nie mia. W czasie tym na drodze spotka go yd. Pomyla
wic sobie, e yd ma pienidze przy sobie. Wyrzuci zatem Boga ze swego serca, ruszy w jego stron
i rzek: "Daj mi pienidze, ale Ci zatuk na mier!" - "A yd odpowiedzia: "Daruj mi ycie. Nie mam
pienidzy, na pewno nie wicej ni osiem halerzy." Lecz krawiec rzek: "Masz pienidze i zaraz mi je
dasz," Uy przemocy i bi yda tak dugo, a ten by bliski mierci. A gdy yd ju mia umrze, rzek
swe ostatnie sowa: "To ujrzy wiato dnia w promieniach jasnego soca." I tak umar. Krawczyk rzuci
si na jego kieszenie w poszukiwaniu pienidzy, lecz nie znalaz wicej ni osiem halerzy, jak mu to yd
powiedzia. Chwyci go potem, zanis w krzaki i ruszy za chlebem. Podrowa dugo, a znalaz prac
u majstra w pewnym miecie. A majster w mia pikn crk. Zakocha si w niej krawczyk, oeni si
z ni i yli w dobrym i szczliwym maestwie.
Dugo potem, gdy mili ju dwoje dzieci, pomarli te i teciowa, modzi pastwo mieli dom tylko dla

siebie. Pewnego ranka, gdy m siedzia przy stole przed oknem, ona przyniosa mu kawy, a on wyla
j do podstawki i ju mia j wanie wypi, zawiecio na ni soce, a jego odbicie mrugao wysoko na
cianie i robio zakrtasy. Spojrza krawiec do gry i rzek: "Chce to wyjawi w wietle dnia, ale nie
moe!" ona rzeka za: "Ach, drogi mu, co takiego? Co miae na myli?" Odpowiedzia, e nie moe
powiedzie." Lecz ona powiedziaa: "Jeli mnie kochasz, to mi powiesz," i przysigaa mu na wszystko,
e aden czowiek si nie dowie, a nie dawaa mu spokoju. Opowiedzia jej tedy, jak przed laty
wdrowa goy i bez pienidzy, jak zabi yda, a ten w ostatnich sowach w miertelnym strachu rzek
swe sowa: "To na wiato dnia w promieniach jasnego soca!" Teraz promienie soca chciay wynie
to na wiato dnia, mrugay na cianie i robiy zakrtasy, lecz niczego zdradzi nie mogy. Potem prosi
j jeszcze aby nikomu nie mwia, inaczej bowiem ycie postrada. To te mu obiecaa. Gdy wzi si do
roboty, posza do swej kumy i powierzya jej t histori z prob by nikomu jej nie opowiadaa. Lecz nie
miny trzy dni, a wiedziao ju cae miasto, krawiec trafi przed sd i wydano na niego wyrok. I tak oto
prawda ujrzaa wiato dnia w promieniach jasnego soca.

CHOP I DIABE
By sobie raz mdry a szelmowski chopek, o ktrego psotach mona by wiele prawi. Najpikniejsza
za historia opowiada jak z diaba zrobi bazna. Chopek uprawia raz pole i ju szykowa si do domu,
gdy zapad zmierzch. Na rodku swego pola zobaczy wtem kopiec ognistych wglikw. Podszed do
niego galancie zadziwiony, a tam na grce aru siedzi may czarny diabe. "Siedzisz pewnie na skarbie,
" rzek chopek. "A jake," odrzek diabe, "na skarbie, w ktrym jest wicej zota i srebra, ni widziae
w yciu." - "Skarb ley na moim polu i naley do mnie, " rzek chopek. "Bdzie twj", powiedzia
diabe, "jak mi oddasz poow tego, co przez dwa lata to pole z siebie wyda: zota mam dosy, pragn
za owocw tej ziemi." Chopek zgodzi si na ten handel. "Abymy si nie kcili przy podziale," rzek,
"do ciebie bdzie naleao to, co jest nad ziemi." Diabu si to spodobao, lecz chytry chopek zasia
buraki. Gdy nadszed czas niw, pojawi si diabe. Przyszed po swoj dol, lecz nie znalaz nic prcz
tych suchych lici, a chopek, zupenie zadowolony, wykopywa swoje buraki. "Tym razem ty miae
korzy", rzek diabe, "ale nastpnym razem tak nie bdzie. Twoje jest to, co ronie nad ziemi, a
moje co jest pod." - "Zgoda," odpowiedzia chopek. Gdy naszed czas siewu, chopek nie zasia
burakw, lecz pszenic. Kiedy ziarno byo ju dojrzae, chopek poszed na pole i cin pene kosy a
do samej ziemi. Gdy przyszed diabe, nie znalaz nic prcz cierniska i zapad si wcieky w swej
skalnej otchani. "Tak trzeba robi lisa na szaro," rzek chopek i poszed po swj skarb.

STARA MATECZKA
Bya sobie ongi w pewnym duym miecie stara mateczka. Siedziaa sobie w swojej izbie i mylaa
najpierw o swoim mu, potem o dwojgu dzieci, o wszystkich krewnych i ostatnim przyjacielu, ktrego
dzisiaj stracia. Siedziaa tak sama i opuszczona. Smutek przeszywa j do gbi serca, a najcisza
bya strata dwch synw. W blu winia za to Boga. I zrobio si cicho. Zatona w kocu w swych
mylach, a nagle dzwony zabiy na porann msz. Dziwia si, e czuwaa przez ca noc w swym
cierpieniu, zapalia sw lampk i posza do kocioa. Gdy ju dosza, koci jania, lecz nie jak zwykle
w wietle wiec, lecz jakim nieznanym stumionym wiatem. By wypeniony ludmi, wszystkie
miejsca byy zajte, a gdy mateczka dosza do swojego miejsca, gdzie zwykle siedziaa, take i ono
byo ju zajte, wypenione mrowiem ludzi. Gdy ich zobaczya, ujrzaa ludzi bardzo podobnych do
zmarych krewniakw, ktrzy siedzieli w staromodnym odzieniu z bladymi twarzami. Nie rozmawiali i
nie piewali, a przez koci przechodzi tylko cichy szum i powiew powietrza. Stana wtem przed ni
ciotka i rzeka: "Popatrz na otarz, zobaczysz tam synw." Staruszka zobaczya sw dwjk dzieci,
jedno dziecko wisiao na szubienicy, a drugie byo amane koem. Rzeka tedy ciotka: "Widzisz, co
wszystko by si stao, gdyby przy yciu zostali i Bg nie zabra ich do siebie jako niewinne dzieci."
Staruszka posza drc do domu i dzikowaa Bogu na kolanach, e by dla niej bardziej szczodry ni
moga tego oczekiwa. Trzeciego dnia pooya si i umara.

CEP Z NIEBA
Szed raz chop z par wow na ork. Gdy doszed na pole, obu zwierztom zaczy rosn rogi, rosy i
rosy, a gdy chcia wraca do domu, byy takie wielkie, e nie mg z nimi przej przez bram. Na
szcznie szed wanie rzenik, ktremu je odda. Dobili handlu w ten sposb, e mia rzenikowi
przynie miark nasion burakw. A rzenik mia mu potem za kade ziarenko zapaci brabandzkiego
talara. To si nazywa dobry handel! Chop poszed do domu i przynis na plecach miark nasion
burakw, po drodze jednak wypado mu z worka jedno ziarenko. Rzenik spaci go, jak ustalili. Gdyby
chop nie zgubi ziarenka, to miaby o jednego brabandzkiego talara wicej. Gdy wraca t sam drog
do domu, z ziarenka wyroso drzewo, a sigao ono a do nieba. Pomyla wic chop: "Poniewa jest
okazja, musisz zobaczy, co tam na grze anioowie robi, popatrzy im raz w oczy." Wlaz wic na
gr i zobaczy, e anioowie mc owiec, a gdy si tak przyglda, spostrzeg, e drzewo, na ktrym

siedzia, zaczo si trz. Spojrza w d i zobaczy e kto prbuje je ci. "Gdyby spad, byoby z
tob le", pomyla, a w potrzebie nie przyszo mu nic innego do gowy, jak to by wzi owsianych
plew, ktre leay tu kupami, i ukrci z tego sznur. Chwyci te za motyk i cepa, ktre leay wkoo w
niebie, a potem spuci si na linie, lecz na ziemi wpad prosto do gbokie gbokiej dziury, a mia to
wielkie szczcie, e mia motyk, bo wanie przy jej pomocy wyci sobie schody, wyszed na gr, a
na dowd zabra cep, eby nikt nie wtpi w jego opowie.

TALARY Z GWIAZD
Bya sobie kiedy maa dziewczynka, ktrej umar ojciec i matka, a bya tak biedna, e nie miaa
izdebki, aby w niej mieszka, nie miaa eczka, by w nim spa, nie miaa nic prcz odzienia na sobie i
kawaeczka chleba w rku, ktry podaa jej czyja pena miosierdzia rka. Bya za to dobra i pobona.
A poniewa opuci j cay wiat, w ufnoci swej posza w pole do dobrego Boga. Spotkaa biednego
czowieka, ktry rzek: "Ach, daj mi co do jedzenia, jestem bardzo godny." Podaa mu cay
kawaeczek chleba i rzeka: "Niech ci Bg bogosawi" i posza dalej. Potem przyszo dzieci, ktre
rzeko pene alu: "Zimno mi w gow, daj mi co, czym mogabym si okry." Zdja wic czapk i daa
mu. A gdy usza jeszcze troch, znowu przyszo dzieci, a nie miao ono na sobie kaftanika i marzo,
daa mu tedy swj, troszk za dalej, pewne dzieci poprosio j o surducik, oddaa i go.
W kocu dosza do lasu, a gdy zrobio si ciemno, przyszo pewne dzieci i poprosio o koszulin.
Pobone dziewcz pomylao sobie. "Jest ciemna noc i nikt ci nie widzi, moesz odda i sw koszul."
Zdja wic koszul i j oddaa. A gdy tak staa i niczego wicej nie miaa, z nieba pocza spada
gwiazdy, a byy to czyste talary, a cho wanie oddaa sw koszulin, miaa na sobie now. A bya ona
z najdelikatniejszego ptna. Zebraa tedy sobie talary i bya bogata a po ycia kres.

GWD
Pewien kupiec zrobi na targu dobre interesy, sprzeda wszystkie towary, a trzos napcha zotem i
srebrem. Pragn teraz przed zmierzchem powrci do domu. Zapakowa wic na swojego konia
toboek z pienidzmi i wyruszy. W poudnie wypoczywa w pewnym miecie; jako e pniej zapragn
jecha dalej, przyprowadzi mu parobek konia i rzek:
"Panie, na lewym tylnym kopycie brakuje w podkowie gwodzia." "Zostaw, niech tak zostanie,"
odpowiedzia kupiec, "Musz jeszcze przeby sze godzin, a elazo z pewnoci to przetrzyma. piesz
si."
Po poudniu, zatrzyma si ponownie i kaza przynie rumakowi chleba, wnet przyszed parobek do
izby i rzek:
" Panie, waszemu koniowi brakuje podkowy na lewym kopycie. Czy mam go zaprowadzi do kowala?"
"Zostaw niech tak zostanie", odpowiedzia pan, "zostao mi jeszcze par godzin, ko to z pewnoci
wytrzyma. piesz si".
Jecha dalej, ale nie dugo, poniewa ko pocz kule. Nie kula dugo, bo zaraz zacz si potyka, ale
take dugo si nie potyka, bo zaraz upad i zama sobie nog. Kupiec musia pozostawi lecego
konia, odpi toboek, wzi go na plecy i na piechot poszed do domu, gdzie dotar dopiero pno w
nocy.
"Wszelkiemu nieszczciu", mwi sam do siebie, "winny jest przeklty gwd". piesz si powoli.

BOA STRAWA
Byy sobie kiedy dwie siostry, jedna nie miaa dzieci i bya bogata, a druga miaa ich picioro i bya
wdow, bya tak biedna, e nigdy nie miaa do chleba aby nasyci siebie i swoje pociechy. Posza
wic w potrzebie do swojej siostry i powiedziaa, "moje dzieci cierpi z powodu wielkiego godu, ty
jeste bogata, daj mi cho ks chleba". Bogata siostra, bdc bardzo zatwardzia, powiedziaa "ja
sama nic nie mam w swoim domu" i oddalia biedn zymi sowami. Po pewnym czasie powrci do
domu m bogatej siostry i chcia sobie ukroi kawaek chleba, ale gdy go tylko przeci, wypyna z
niego czerwona krew. Kiedy zobaczya to ona, przestraszya si i opowiedziaa mowi o tym co si
wydarzyo. W popiechu uda si tam, chcc pomc, ale kiedy tylko wszed do izby biednej wdowy,

zobaczy j modlc si, oboje najmodszych dzieci miaa na rkach, troje najstarszych leao
martwych. Zaproponowa jej straw, ale ona odpowiedziaa, "my nie pragniemy ju ziemskiej strawy,
troje z nas Bg ju nasyci, nasze bagania te wysucha". Ledwo wypowiedziaa te sowa, dwoje maych
dzieci wzio swe ostatnie tchnienie, a potem pko jej serce i pada martwa na ziemi.

BIEDNA DZIEWCZYNA
Bya sobie kiedy biedna, maa dziewczynka. Jej ojciec i matka pomarli, nie miaa domu, w ktrym
mogaby mieszka, ani ka, w ktrym mogaby spa, ani te nic innego na wiecie, prcz ubrania na
sobie, kawaka chleba w rce, ktry jej da kto peen wspczucia. Ale bya przy tym pobona i dobra.
Sza sobie kiedy, a w drodze spotkaa biednego czowieka, tak bardzo prosi o co do jedzenia, e daa
mu kawaek chleba i posza dalej. Podeszo wtedy do niej dziecko i rzeko: "Tak mi zimno w gow, daj
mi co, bym j przewizaa," Zdja wic czapk i daa j dziecku. A gdy przesza jeszcze kawaeczek,
znowu spotkaa dziecko. Nie miao kaftanika, daa mu wic swj, a jeszcze dalej inne dziecko poprosio
j o spdniczk. Oddaa i j. Dosza wreszcie do lasu. Zrobio si ciemno. Przyszo jeszcze jedno
dziecko i poprosio o koszulin, a pobona dziewczynka pomylaa: Jest ciemna noc, moesz odda
koszul" i oddaa j. A wtedy naraz gwiazdy z nieba poczy spada, a byy to twarde, lnice talary i
cho wanie oddaa sw koszulin, to jednak miaa jak na sobie, lecz z najdelikatniejszego ptna.
Zebraa wic talary i bya bogata do koca ycia.

GROBOWA KOSZULINA
Pewna matka miaa chopczyka. Mia siedem lat, a by tak pikny i uroczy, e kady kto na niego
spojrza, by dla niego dobry i kocha go nade wszystko w wiecie. Zdarzyo si jednak, e pewnego
dnia nagle zachorowa, a dobry bg wzi go do siebie. Matka nie zaznaa odtd pocieszenia i pakaa
dzie i noc. Niedugo potem dziecko ukazywao si w nocy w miejscach, gdzie za ycia jado i si
bawio. Gdy matka pakaa, pakao i ono, a gdy nadchodzi poranek, znikao. Gdy matka nie
przestawaa paka, przyszo pewnej nocy w swej biaej grobowej koszulinie, w ktrej zoono go do
trumny, i wianuszkiem na gowie, usiado u jej stp na ku i rzeko: "Ach mateczko, przesta paka,
bo nie mog zasn w mej trumnie. Moja koszula nie schnie od Twych ez, ktre na ni kapi." Matka
wystraszya si tedy, a usyszawszy to przestaa paka. Nastpnej nocy dziecko znowu przyszo
trzymajc w rku wiateko i rzeko: "Widzisz, moja koszulina zaraz wyschnie i bd mia spokj w
mym grobie." Matka polecia tedy Bogu swj bl i znosia go w ciszy cierpliwie, a dziecko ju nie
wrcio, lecz spao w swym podziemnym eczku.

STARY DZIADEK I JEGO WNUK


Ongi y sobie czek stary jak wiat. Jego oczy byy mtne, uszy guche, a kolana mu dray. Kiedy
siedzia przy stole i jad, ledwo trzyma yk, wylewa zup na st a i z ust cieko mu czasami. Jego
syn i owego ona brzydzili si tego. Dlatego stary dziadek musia siedzie w rogu za piecem, dawali mu
je w glinianej miseczce i do tego jeszcze zbyt mao by si najad. Ze smutkiem patrzy na st, a oczy
jego robiy si wilgotne. Pewnego razu drce rce jego nie utrzymay miseczki, upada na ziemi i
potuka si. Moda kobieta zajaa go, lecz on nic nie powiedzia, westchn jeno. Kupia mu tedy
drewnian miseczk za par halerzy i musia odtd z niej je. Gdy tak siedzieli, wnuczek od czterech
lat na tej ziemi, naznosi deseczek. "Co robisz?", zapyta ojciec. "Robi korytko", odpowiedziao
dziecko, "Matka i ojciec bd z niego jedli, kiedy bd duy." M i ona patrzeli na siebie przez chwil.
W kocu zaczli paka, starego dziadka przyprowadzili do stou i jada odtd z nimi, a nie mwili nic,
gdy czasem co wyla.

BAJKA KAMCZUCHA
Co wam opowiem. Widziaem jak, fruwaj dwie pieczone kury. Fruwaj szybko, brzuchem do gry,
plecami do ziemi, a kowado i kamie myski pyway w Renie, cichuteko i powoli, a aba siedziaa na
lodzie i ara lemiesz na zielone witki.. Byo te trzech jegomociw, apali zajca, chodzili o kulach i
szczudach, jeden by guchy, a drugi lepy, trzeci niemy, a czwarty nog nie mg ruszy. Chcecie
wiedzie, jak to byo? Ten lepy, ujrza najpierw zajca, jak pdzi po polu, niemy zawoa paralityka, a
paralityk zapa go za konierz. Paru chciao te eglowa po ldzie, rozpili agiel na wietrze, popynli
przez wielkie pole. Przez wielk gr eglowali, gdy si potopili. Rak przegoni zajca. A wysoko na
dachu leaa krowa. W tamtym kraju muchy s tak wielkie, jak tu kozy. Otwrz okno, aby kamstwa
mogy wzlecie.

STARA EBRACZKA

Bya sobie kiedy stara kobieta. Na pewno widziae kiedy, jak ebrze stara kobieta? Ta kobieta take
ebraa, a gdy co dostaa, mawiaa zawsze "Bg Wam zapa." Ta stara kobieta podesza raz do drzwi.
Sta tam pewien uprzejmy Huncwot przy ogniu i si grza. Chopak powiedzia uprzejmie do kobiety,
ktra staa pod drzwiami i draa, "Chodcie, mateczko, ogrzejcie si." Podesza wic, lecz stana zbyt
blisko ognia, jej stare achy zaczy si pali, a ona tego nie zauwaya. Chopak sta i widzia wszystko.
Powinien by chyba gasi? Nie prawda? Powinien by gasi, A jeli nie mia wody, jego oczy powinny
wypaka ca wod z ciaa. Byyby dwa adne strumyki do gaszenia.

BAJKA ZAGADKA
Byy sobie trzy kobiety zaklte w kwiaty, ktre rosy na polu. A jedna z nich moga nocowa w domu.
Pewnego dnia rzeka do swego ma, gdy zblia si dzie i musiaa ju wraca do swych towarzyszek
na pole by z powrotem zmieni si w kwiatka: "Gdy przyjdziesz dzisiaj o poudniu i mnie zerwiesz, bd
wybawiona i bd moga zosta z tob!" Tak te si stao. A teraz pytanie, jak pozna j m, skoro
kwiatki byy takie same i niczym si nie rniy. Odpowied: "Gdy w nocy bya w domu, a nie na polu,
nie spadaa na ni rosa jak na pozostae dwie. Wanie po tym pozna j m."

UPARCIUCH
Byo sobie nigdy uparte dziecko, a nie robio nic, czego chciaaby matka. Dlatego nie mia w nim Bg
upodobania, zesa na chorob i aden lekarz nie umia mu pomc. Wnet leao na ou mierci. Gdy
opuszczono je do grobu i przykryto ziemi, nagle wyonia si z niej rczka i sigaa w gr, a
przysypywanie jej wie ziemi nic nie dawao. Rczka cigle wychodzia na wierzch. Matka musiaa
tedy podej do grobu i chosta rczk rzg, a gdy to uczynia, rczka schowaa si i dziecko
odnalazo swj pokj pod ziemi.

You might also like