Professional Documents
Culture Documents
WYSPA NIESZCZ
Z norweskiego przeoya
MAGDALENA KWIATEK-SOBODA
POL-NORDICA Publishing Sp. z o.o.
Otwock 1997
ROZDZIA I
Jest wieczr, a ja znajduj si na statku, ktry niedawno wyruszy w dziwn podr.
Bardzo si boj, gdy nie znam jej celu. Wok panuje mrok, a wszystko spowija gboka,
nieprzenikniona tajemnica.
Przeraa mnie trzeszczcy od silniejszych uderze fal wiekowy kadub aglowca.
Czuj lk, obserwujc pnce si ku niebu strzeliste maszty, oplecione pajczyn lin, ktre
jakby chciay schwyta kogo w swoj gron sie. Cay statek przypomina chwilami posta
sdziwego starca, ktry tylko czeka na mier.
Nie wiem, dokd zmierza ten ponury frachtowiec. Nikt nie chce ze mn rozmawia,
moe z wyjtkiem poczciwego niemodego ju marynarza. Wszdzie napotykam mur
milczenia.
Opuszczam moj ukochan Angli. Na horyzoncie widz jeszcze cieniutki znikajcy
paseczek ojczystego ldu. Wiem, e ju nigdy nie ujrz tej ziemi, bo powrt oznaczaby dla
mnie zgub. Nie mam po co tam wraca.
Przez chwil wydawao mi si, e pasaerowie zostali deportowani, ale wyglda na to,
e tak nie jest. Znaleli si tu z wasnej woli, a mimo to nikt nie da od nich zapaty.
Co ze mn bdzie? Czy ta wyprawa rzeczywicie odsunie ode mnie grob mierci?
Podrujcy nie budz zaufania. Widz wiele kobiet o nieprzyjaznych spojrzeniach.
Jedna z nich nieustannie wodzi za mn wzrokiem. Czyby wiedziaa...?
Albo tamte trzy dziewczyny w nieskromnych sukniach, stojce przy rufie: s butne,
wyzywajce i obrzucaj mnie pogardliwym, oskarycielskim spojrzeniem.
Kim s ci wszyscy ludzie, moi wsppasaerowie?
Nawet kapitan wydaje si nieyczliwy i ponury; spoglda na podrujcych tak samo
nieprzyjanie, jak ciekawscy gapie z nabrzea.
Co takiego uczyniam? Dlaczego wszyscy s wobec mnie wrogo usposobieni?
Przecie staraam si jak mogam, by pomc pani Moore i jej crce Lindzie. Chciaam im
pomc z caego serca, zapominajc o ratowaniu wasnej skry...
Dlaczego tak si stao? Pytam o cel podry marynarza, ale on wykrca si od
odpowiedzi. Odwraca wzrok, cho przedtem przecie okazywa mi yczliwo. Dlaczego
daam si wplta w spraw, z ktr nie miaam nic wsplnego?
Nie, nie wolno mi wraca do tego, co si stao, to zbyt bolesne.
Tak rozmylaa Sharon. W kocu znuona ukrya si w kcie na grnym pokadzie,
przyrod, piewem ptakw i rwnie tym, e u pani mieszkam. Po prostu kocham ycie.
- A czy dobrze ci u nas?
- Lepiej ni bym sobie moga wymarzy - odpowiedziaa cicho.
- Nie bywa ci czasem smutno? Nie tsknisz za rwienikami, za chopcami?
Sharon umiechna si, syszc tak szczere i yczliwe pytania.
- Jest mi bardzo dobrze. Oczywicie, jak kada dziewczyna mam marzenia, czasami
spotykam si z rwienikami, rozmawiam z nimi, niekiedy nawet serce zabije mi mocniej.
Ale nic wicej si nie dzieje - Sharon wyprostowaa si nagle i dodaa z blaskiem w oczach: Wiem, e nadejdzie taki dzie, gdy spotkam tego jedynego, prosz pani. Wtedy wszystko
samo si uoy. Bdzie silny, opiekuczy i na pewno przystojny. Bdzie trzyma mnie w
ramionach i chroni przed wszystkim, co ze. Tak wyobraam sobie mio.
- Boj si, dziecko, e nie zawsze jest ona spenieniem marze - odpara w zadumie
pani Moore. - Na to nie ma si adnego wpywu. By moe nigdy nie spotkasz swojego
wynionego ukochanego, a zwiesz si z cakiem zwyczajnym chopcem, ktry bdzie
paradowa po domu w kapciach i nie najczystszej koszuli, zapomni pochwali upieczone
przez ciebie ciasto i z czasem przerzedz mu si wosy. Zreszt nie zawsze przystojny
mczyzna wart jest zachodu. Przypominam sobie, e kiedy kochaam si w chopcu, ktry
mia okropnie krzywe nogi, mnie jednak wydawa si wspaniay. Kiedy kto mwi o
krzywych nogach, rumieniam si ze szczcia. Rozumiesz mnie? Nie kocha si dlatego, e
czowiek jest pikny, on staje si pikny, bo kto go kocha.
Sharon przytakna ochoczo.
- Pamitaj jednak, e kady ma prawo do mioci, nawet ten najbrzydszy - cigna
pani Moore. - Jego uczucie moe by nawet silniejsze. Jeste taka liczna, Sharon, na pewno
spodobasz si niejednemu. Ale nawet wtedy, gdy nie bdziesz kim zainteresowana, nie drwij
z uczu, jakie ywi dla ciebie. Nie wymiewaj jego stara i nadziei na zdobycie twojego
serca. Tacy ludzie i tak nie maj atwego ycia z powodu niedostatkw urody. Nie utrudniaj
im go jeszcze bardziej. Tak, tak, nieatwo by pikn, moje dziecko, to wymaga odwagi i
taktu. Odmwi komu, nie ranic go, to wielka sztuka.
- Ale wolno mi chyba zachowa marzenie o tym jedynym, najpikniejszym? - zapytaa
Sharon oniemielona powag pani Moore.
- Marzenie o przystojnym i silnym mczynie nie jest grzechem. Zachowaj je tak
dugo, jak potrafisz!
Na twarzy Sharon pojawi si cie smutku.
- Czy naprawd nikt nie wie, skd si wziam?
- Niestety, nie.
- Ale przecie nosz nazwisko OBrien!
- Widzisz, pewnego dnia, wiele lat temu, przed wejciem do sierocica jedna z
opiekunek zobaczya ma dziewczynk. Bya mizerna i wyczerpana, wic nie dao si
dokadnie okreli twojego wieku. Trzymaa w rczce krtki, niewiele mwicy list. To tu
zdecydowano nada ci nowe imi i nazwisko - westchna pani Moore.
- Czy widziaa pani ten list?
- Owszem, pokazano mi go. Kto napisa w nim:
Zaopiekujcie si dzieckiem. Ja jestem miertelnie chora i nie chc jej zarazi.
Dziewczynka jest grzeczna i nie sprawi kopotw. Nie szukajcie rodzicw, gdy nic nie znacz
i nigdy ich nie znajdziecie.
- I to wszystko?
- Tak. Jednak sposb formuowania zda przez piszc wskazywaby, e pochodzia z
Irlandii lub Walii. wiadczya o tym rwnie twoja uroda: rude wosy, zielone oczy i bardzo
jasna karnacja. Dlatego te nadano ci celtyckie imi Sharon.
- Czy myli pani, e moja matka bya kobiet lekkich obyczajw?
- Nie mona o tym przesdza i wcale nie powinna tak myle. Z pewnoci nie
zaznaa szczcia, ale chciaa przecie wycznie twojego dobra. Zreszt czy to ma a tak
wielkie znaczenie, kim byli rodzice? Najwaniejsze, by sama wiedziaa, kim jeste. A moim
zdaniem jeste najwspanialsz dziewczyn. No, oczywicie poza Lind.
- Dzikuj, pani Moore - Sharon umiechna si zawstydzona. - Myl, e powinna
pani teraz odpocz.
Niepokj znowu pojawi si na twarzy chorej kobiety.
- Ale co z t dziewczyn? Teraz ju naprawd zaczynam si niepokoi, czy jej si co
nie stao.
Sharon sprawdzia puls chorej, teraz saby i nierytmiczny.
- Pani Moore, najlepiej bdzie, jeli pjd do szpitala i sprawdz, co zatrzymao Lind
- rzeka zdecydowanym gosem Sharon..
- Naprawd mogaby to zrobi? Tak si martwi!
Sharon narzucia czerwon peleryn, ktr uszya dla niej pani Moore. Linda miaa
dokadnie tak sam. Wprawdzie trudno uzna czerwie za najszczliwszy kolor dla Sharon,
ale ona i tak cieszya si ogromnie z tego podarunku.
Do miasta nie byo daleko. Sharon szybko pokonaa drog.
- Linda Moore? - powtrzya surowym gosem siostra przeoona. - Pracowaa tu jaki
czas, ale szybko zrezygnowaa. Zaja si opiek prywatnie. Praca w szpitalu nie odpowiadaa
jej, bya zbyt cika i mao patna jak na jej wymagania - cigna pielgniarka. - Zreszt ta
dziewczyna zupenie si do tej pracy nie nadawaa.
Sharon nie moga uwierzy. Usuna, mia Linda nie nadawaa si?
- Nie wie pani, gdzie mogabym j teraz znale? - spytaa cicho.
- Odesza od nas par miesicy temu. Wynaja, zdaje si, pokj na poddaszu w domu,
w ktrym miaa opiekowa si chorym. To niedaleko std.
Wynaja pokj? Jak to moliwe, skoro Linda codziennie rano wracaa z dyuru do
domu? Potem znowu sza tam na wieczr. Przecie nawet pensj oddawaa mamie...
Gdy Sharon zdobya ju adres Lindy, ruszya pospiesznie we wskazanym kierunku.
Dotara do waciwego budynku i wesza na klatk schodow. Wdrujc po stopniach w gr,
odczytywaa kolejno nazwiska lokatorw na tabliczkach i zastanawiaa si, ktry z nich jest
podopiecznym Lindy. Dziwne, e nic dotychczas nie wspomniaa o zmianie pracy.
W kocu Sharon dotara do drzwi, na ktrych nie widniao adne nazwisko. Zapukaa
ostronie.
Za drzwiami day si sysze popieszne, nerwowe kroki, ktre po chwili ucichy.
Sharon nasuchiwaa, ale nadal nic si nie dziao. Zdecydowaa, e naley dowiedzie
si, kto tu mieszka. Nachylia si i niepewnym gosem zapytaa:
- Linda? Czy tu mieszka Linda Moore?
Znowu kto szybko zbliy si do drzwi. Teraz Sharon syszaa nawet niespokojny
oddech stojcej z drugiej strony osoby, a w kocu przez drzwi dobieg j szept:
- Sharon...?
- Tak, to ja, otwrz, prosz!
- Nie mog. Jak mnie tu znalaza?
- Lindo, mama le si czuje, a twoja nieobecno jeszcze bardziej j niepokoi.
Na te sowa drzwi natychmiast si otworzyy.
- Mama chora? To niemoliwe...
Sharon ujrzaa przed sob Lind. Na jej twarzy malowa si przestrach.
- Jak ty wygldasz, co si stao?
- Wchod - krtko odpowiedziaa Linda - Sharon, ty jeste taka zrczna i odwana!
Koniecznie musisz mi pomc!
Sharon ze zdumieniem przygldaa si nieopisanemu baaganowi, jaki panowa w
pokoju. Uderzya j wo spalenizny. Halka, ktr miaa na sobie Linda, bya caa w mokrych
plamach, pikne, zazwyczaj lnice wosy dziewczyny sterczay teraz kady w inn stron. W
ROZDZIA II
- Zwykle starannie si ukrywa - cigna podniecona kobieta. - Ale kiedy dzisiaj
zbiegaa ze schodw, dostrzegam te rude wosy!
Lindo, na Boga, powiedz co, wyjanij!
Policjant zbliy si do Sharon.
- Nazwisko?
- Sharon OBrien, ale to pomyka. Rzeczywicie, byam w tym domu, gdy miaam
co zabra. Kiedy przyszam, mczyzna ju nie y!
Policjant nie da wiary sowom Sharon, zamia si tylko pogardliwie.
- Gospodyni widziaa pani take wczorajszego wieczoru.
- To nie byam ja!
- Ale to ona, bez wtpienia! Poznaj po tej pelerynie - zapewniaa kobieta.
Sharon zwrcia si teraz w stron Lindy, lecz ta milczaa jak zaklta, tylko jej oczy
nadal wyraay ogromne zdumienie. Sharon dostrzega w nich take ledwo uchwytny
zowrbny bysk.
- Jest mi naprawd przykro, ale moja przyjacika ma identyczn peleryn.
Policjant i kobieta spojrzeli na Lind.
- To... to nieprawda! - po chwili zaskoczenia Linda odzyskaa koncept. - Nigdy nie
miaam takiego okrycia.
- Lindo! - peen rozpaczy krzyk Sharon wyraa najgbszy zawd.
Policjant spoglda to na jedn, to na drug pann. Po chwili nie mia ju wtpliwoci,
ktra z nich jest winna: dziewczyna o rudych, falujcych wosach, o prowokujcych
zielonych oczach z pewnoci niejedno ma na sumieniu. I mie jeszcze oskara t kruszyn o
anielskiej twarzy i melancholijnym spojrzeniu? Tego ju za wiele!
- Odwiedzaa nie tylko naszego gospodarza, lecz take innych. Ta kobieta jest w
miecie dobrze znana!
- Wic na pewno ci... chciaam powiedzie... panowie rozpoznaj waciw
dziewczyn? - udzia si Sharon.
- Nie sdz, by si przyznali do takiej znajomoci - rzek sceptycznie policjant. Zreszt pani i tak nic to nie pomoe. Czy pani tu mieszka?
- Tak
W tym momencie do rozmowy wtrcia si Linda:
- Jak to dobrze! Teraz nie musz ju duej milcze. Czy ona si nie zgosia?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Jake teraz wyjani panu, gdzie ley list?
- Sdz, e udaoby mi si wycign std pani na kilka godzin. Wtedy pani sama
wskae mi skrytk.
- Och, dzikuj panu, ale tak mi szkoda tej dziewczyny.
- Zupenie niepotrzebnie - odpar szorstko adwokat. - Rozmawiaem z ni kilka razy.
Ze swoim niewinnym wyrazem twarzy wyprowadzi w pole kadego.
- Czy pan jej wierzy?
Adwokat dugo przyglda si Sharon.
- Nie wiem dlaczego, ale wierz, e to raczej pani mwi prawd, tylko e jestem w
tym, niestety, odosobniony.
W kilka godzin pniej opucili wizienie. Dom pani Moore trwa pogrony w
gbokiej ciszy.
Trumn z ciaem gospodyni przewieziono do kaplicy, a cay jej dobytek sprzedano. W
domu spodziewali si zasta jedynie Lind.
Ale Lindy ju nie byo. Sharon znalaza za to krtki list:
Droga Sharon,
wyjedam, gdy nie chc pozostawa duej w domu, w ktrym zabrako mamy. Nie
mog tu by rwnie ze wzgldu na Ciebie i to, co uczynia. Wybaczam Ci wszystko, nawet
fakt, e usiowaa obwinie mnie, twierdzc, e posiadaam tak sam peleryn, jak Ty.
Poinformowaam policj o przyczynach swojego wyjazdu.
Twoja przyjacika Linda
Sharon usiada kompletnie zdruzgotana.
- Na szczcie mamy jej owiadczenie. Niech mi pani zaraz wskae ten schowek.
Sharon z atwoci moga przewidzie dalszy bieg zdarze. To Linda ukrya pienidze
pod jej materacem. Musiaa take przeszuka pokj co do milimetra i z pewnoci to
uczynia.
Po owiadczeniu, rzecz jasna, nie byo ladu.
W pokoju zapanowao dugie milczenie. Sharon z twarz ukryt w doniach pakaa
cicho. Stracia resztki nadziei na wyjanienie sprawy.
- Teraz ju wszystko przepado?
- Obawiam si, e tak - rzek adwokat. - Bd si stara robi, co w mojej mocy, ale
kto w tej sytuacji uwierzy w pani niewinno?
- Jedynym ratunkiem bya dla mnie pani Moore - szepna Sharon. - Sama
zacignam sobie stryczek na szyj.
- No wanie. Powinna mi bya pani pozwoli z ni porozmawia.
- Nie. Bez wzgldu na to, co si stanie, ciesz si, e omina j ta straszliwa prawda.
Adwokat nie wierzy wasnym uszom.
- Sharon, w tej sytuacji nie mog pani broni. Waciwie ju jest pani skazana za
zbrodni. Niech pani posucha! - Adwokat schwyci j za rami i rzek stanowczo: - Ma pani
jeszcze jedn szans. Prosz std ucieka! Syszaem, e w nocy odpywa z portu statek.
Powiem, e umkna mi pani w kierunku ska i rzucia si w przepa.
- Ale... ja nie mam przy sobie adnych pienidzy?
- Podr jest darmowa. Statek pynie na jedn z wysp u wybrzey Kanady.
- Dlaczego darmowa?
Prawnik odpowiedzia wymijajco:
- Och, chodzi, zdaje si, o kolonizowanie nie zamieszkanych terenw i odbywa si to
za zgod wadz.
- A co to za wyspa?
- Ja... ja... nie pamitam jej nazwy. A zreszt to nie ma znaczenia. Nie mog patrze,
jak si pani pogra, biorc na siebie win za kogo innego. Niech pani ucieka, ja wszystko
zaatwi. Niech pani ju idzie prosto na statek!
- Dzikuj. - Sharon patrzya z wdzicznoci na swego adwokata. - Nigdy nie
zapomn, co pan dla mnie zrobi.
Adwokat towarzyszy Sharon a do portu, przy ktrym cumowa duy aglowiec.
Przez chwil Sharon wahaa si, dostrzegajc co niepokojcego w spojrzeniach stojcych na
nabrzeu mczyzn. Wok panowaa przytaczajca cisza.
Wreszcie wzia gboki oddech i wesza na pokad.
ROZDZIA III
Ze srebrzystoszarej tafli morza wynurzyo si wschodzce soce. Sharon przecigna
si, rozprostowujc sztywne koci, gdy po nocy spdzonej w niewygodnej pozycji cae ciao
miaa zdrtwiae.
Nowy dzie sprawi, e obudzia si pogodniejsza i w nieco lepszym nastroju, cho w
miar jak upyway kolejne godziny, Sharon na nowo ogarniao przeraenie.
Statek posuwa si leniwie. Jego pasaerowie, a raczej pasaerki, bo wyczajc zaog
byy to same kobiety, nie wykazywali chci nawizania kontaktu z dziewczyn.
Pod wieczr do Sharon podesza jednak dobrze zbudowana kobieta o yczliwej
twarzy. Sharon zwrcia na ni uwag ju wczeniej dziki ciepemu umiechowi, jakim
tamta odwzajemnia jej pozdrowienie.
- Czy mogabym si do ciebie przysi? - spytaa niepewnie.
- Oczywicie, prosz - odpowiedziaa uradowana Sharon.
- Nazywam si Margareth. Pozwoliam sobie podej, bo wydajesz mi si bardzo
osamotniona.
- Naprawd? - umiechna si lekko dziewczyna. - Dostaam si na statek w ostatniej
chwili i nikogo tu jeszcze nie znam.
- Ani ja. Ale ciesz si na t podr i nie mog si doczeka jej koca. Mam nadziej,
e wszystko pjdzie dobrze.
Sharon wzia gboki oddech i zapytaa:
- Powiedz mi, co to za wyprawa? Syszaam, e chodzi o zaludnienie jakich daleko
pooonych terenw.
Margareth spojrzaa na Sharon zdumiona.
- To ty nic nie wiesz?
- A o czym miaabym wiedzie? - zdziwia si Sharon.
- Na wyspie znajduje si kopalnia wgla - zacza wyjania Margareth. - Wikszo
mieszkacw to mczyni, ktrym bardzo doskwiera samotno. Poza tym mwi si, e
dziej si tam niezwyke, mistyczne rzeczy, ale nic wicej nie udao mi si dowiedzie na ten
temat. Syszaam, e ludzie nie chc si tam osiedla na duej. Dlatego wadze zdecydoway
wysa na wysp kobiety, ktre by moe znajd sobie wrd grnikw towarzyszy ycia.
Sharon ogarniao rosnce przeraenie. Syszaa niegdy o takim sposobie zaludniania
nowo zdobytych kolonii, ale dopiero teraz zdaa sobie spraw z tego, e i ona ma uczestniczy
w podobnym przedsiwziciu.
- Przybye kobiety maj trzy miesice na to, by znale sobie partnera i zawrze z nim
zwizek maeski. Jeli to im si nie uda, musz powrci do kraju. Na wyspie zostaj
wycznie rodziny, gdy jest ona niewielka i nie pomieciaby wszystkich. Jedziemy wanie
po to, by zaoy rodziny.
Sharon siedziaa jak sparaliowana Po chwili jednak odzyskaa mow i krzykna:
- Nie! To nieprawda! Nie jestem adnym towarem, adn rzecz! Nikt nie ma prawa
mn handlowa! Ja chc z powrotem do Anglii!
Margareth przygldaa si Sharon ze zdumieniem.
- Teraz ju za pno na powrt. Jeli ci to nie odpowiada albo jeli to rzeczywicie
nieporozumienie, nic chyba nie stoi na przeszkodzie, by zabraa si rejsem powrotnym za
miesic.
- Tak! - zawoaa Sharon ywo, ale zaraz spochmurniaa, bo przypomniaa sobie
powd, dla ktrego znalaza si na statku. - Nie, nie mog wraca - westchna
zrezygnowana. - Boe, co ja mam teraz ze sob pocz?
- Sharon, nie moesz podchodzi do sprawy tak, jakby wysp zamieszkiway
wycznie same ciemne typy - tumaczya cierpliwie Margareth. - To przecie tacy sami
ludzie jak my wszyscy. C widzisz zego w grniku? By moe ktry z nich przypadnie ci
do gustu.
- Nie mam nic przeciwko grnikom, droga Margareth - Sharon uspokoia si ju nieco.
- Nie mog si tylko pogodzi ze sposobem, w jaki si to odbywa. Gdzie tu jest miejsce na
mio, ciepo, zrozumienie? Cho to dziecinne i banalne, zawsze pielgnowaam w sercu
marzenie o mczynie mego ycia, o tym, jaki bdzie. Nie masz pojcia, jak wiele razy
pomogo mi to przetrwa trudne chwile, Wysoki, przystojny, o jasnych wosach i silnych
ramionach, ktre mnie obejmuj... Teraz nadszed chyba czas, bym poegnaa si z moim
ksiciem z bajki... - westchna na koniec Sharon.
- Nie bd taka pewna, a nu spotkasz go na wyspie? - zagadna wesoo Margareth.
- Powiedz mi teraz, dlaczego ty tam jedziesz dobrowolnie?
Margareth ogarna wzrokiem pokad. Powoli zapada zmrok, ktry zamazywa
wyrany dotd kontur masztu i opoczcych na wietrze agli.
- Nie jestem ju najmodsza, nigdy te nie byam zbyt adna, a zawsze marzyam o
rodzinie i mu. Nadal tego pragn. Myl, e to moja ostatnia szansa.
Sharon siedziaa zamylona.
- Czy wszystkie kobiety ze statku pyn w tym samym celu?
- Na og tak. Niektre, tak jak ty i ja, pene romantycznych marze, inne pragn
znale ojca dla dzieci, ktre nosz w swoim onie. Mode i wesoe dziewczta chc przey
przygod, dla nich ta podr jest podniecajca. Jest te grupa kobiet, ktre uciekaj przed
wymiarem sprawiedliwoci i policj. Inne policja sama wysya na wysp, bo chce si pozby
kopotu. Spotkasz tu kobiety dobre, uczciwe i te najgorszego gatunku.
- A mczyni chtnie je przyjmuj?
- Przyjmuj je z otwartymi ramionami, gdy bardzo doskwiera im samotno.
To okropne, przeokropne, pomylaa Sharon, gono za zapytaa:
- Czy w takim razie kobieta po tym, jak zostaa wybrana przez mczyzn, musi si
zgodzi na lub?
- Nie, nikt nikogo nie zmusza do maestwa. Moesz powiedzie nie. Masz trzy
miesice na podjcie decyzji.
- To rzeczywicie wielkoduszne! - mrukna Sharon.
Tej nocy dugo nie moga zasn. Staa przy burcie i wpatrywaa si w fale, ktre
uderzay gucho o kadub statku. Myli dziewczyny kryy wok tego samego: nie chce
umiera, ale cena, jak przyjdzie jej zapaci za ocalenie, wydaje si zbyt wysoka. Nie moe
powrci do Anglii, reszt ycia bdzie zmuszona spdzi na odlegej wyspie, i to u boku
mczyzny, z ktrym pewnie niewiele bdzie j czyo.
Przytoczona ciarem problemw, staa zapatrzona w dal. Powoli dniao i ty
rogalik na niebie blad z minuty na minut.
W pewnej chwili Sharon drgna, wyczuwajc czyj obecno. By to marynarz,
ktry przycupn obok, wychylajc si lekko za burt. Dziewczyna ujrzaa zaronit twarz
starego wilka morskiego z gstymi, wyrazistymi brwiami. Na gowie nosi lekko
przekrzywion czerwon czapeczk. Jego ogorzaa twarz lnia od potu.
- Przyszedem si troch ochodzi - wyjani gbokim basem. - A panienka jeszcze
nie pi?
- Nie - odpowiedziaa Sharon yczliwie, gdy rada bya, e kto jeszcze chce z ni
rozmawia. - Martwi si o to, co przyniesie mi jutro. Czy wie pan, jak nazywa si owa
wyspa, ku ktrej zmierzamy? Odnosz wraenie, e kryje jak niezwyk tajemnic.
Za kadym razem kiedy Sharon usiowaa dowiedzie si czego bliszego o celu
podry, napotykaa niewidzialny mur milczenia. Take i teraz mczyzna zapatrzy si w
pluskajce fale i odwrci wzrok.
- Hm, to tylko maa wysepka, ktrej nawet chyba nie ma na mapie. Przed kilkoma laty
odkryto tu jednak bogat y miedzi. I tak powstaa kopalnia.
uwierzy: wielu grnikw zarzeka si, e widziao go w ruinach starego zamku. Niektrzy
mwi te, e czasem o zmroku mona dostrzec tam cie krcy pomidzy opuszczonymi
zamkowymi wieami, ale w to raczej bym nie uwierzy. Mieszkacy wyspy pdz samogon,
wic to jest pewnie przyczyn zwidw. W kadym razie przebywanie w pobliu ruin nie jest
bezpieczne i kady o tym wie. Ludzi nie przeraa tak nawet sam demon o tych, ognistych
oczach, ale paskudne rany, jakie pojawiaj si na skrze miakw wkrtce po tym, jak porazi
ich swym wzrokiem. Nawet tamtejszy lekarz nie moe na nie nic zaradzi, s nieuleczalne.
Sam widziaem kilku ludzi dotknitych t straszn chorob. Nie, nigdy nikt mnie nie namwi,
bym zbliy si do ruin. To nie jest wytwr chorej wyobrani, to wita prawda!
- Oczy, ktre wywouj chorob i rany? - Sharon krcia z niedowierzaniem gow. Czy to moliwe? A jak wyglda ten zamek z bliska, w rodku? - Cho opowie tchna
groz, Sharon miaa ochot dowiedzie si czego wicej.
- A ktby to mg wiedzie! Przecie strach tam chodzi! Nikomu jeszcze nie udao
si przekroczy bramy, bo zaraz traci przytomno.
- Och, teraz mnie pan nastraszy! - umiechna si niepewnie Sharon.
- No tak. Waciwie nie wolno nam opowiada tych historii nowo przybywajcym
kobietom. Prosz mnie nie zdradzi.
- Przecie to ja sama nalegaam, by j usysze. Ale wracajc do codziennych spraw:
prosz mi powiedzie, kto jest administratorem na wyspie?
Mczyzna podrapa si po gowie.
- Myl, e oni te dugo tam nie pozostan. Maj nie tylko kopoty z zabobonami, ale
i z kradzie miedzi. Chocia ten obecny administrator to rzeczywicie kawa chopa i atwo
nie da za wygran. Niektrzy grnicy jego samego nazywaj demonem. Ale to prawda, trzeba
nie lada charakteru i siy, eby utrzyma cae to towarzystwo w ryzach. Jest Szkotem i
nazywa si Gordon Saint John. Jego najbliszy wsppracownik, Peter Ray, jest w
przeciwiestwie do zarzdcy bardzo lubiany. Nic dziwnego: to miy, pogodny mody
czowiek.
- Wic na pewno jest akomym kskiem dla dziewczt, ktre przybywaj na wysp? zauwaya Sharon z umiechem.
- O tak! Ale ani jeden, ani drugi nie s chyba zainteresowani maestwem. Wida
kandydatki im nie odpowiadaj.
- Czy duo byo ju takich kursw?
- Nie, ten jest dopiero trzeci. Wieziemy dwadziecia pi kobiet, a to najwikszy
transport jak dotychczas.
Przez kolejne dni Sharon i Margareth spdzay czas razem, a nawet poznay kilka
innych kobiet.
A pewnego dnia...
Na pokadzie pojawio si kilka panien, ktre dotychczas trzymay si z boku, flirtujc
wesoo z zaog. Jedna z nich, przechodzc obok Sharon, zatrzymaa si na moment i zacza
uwanie si jej przyglda. W kocu krzykna:
- Morderczyni! To ona! Widziaam, jak prowadzono j na policj!
Na pokadzie zapada grobowa cisza, ale Sharon najbardziej dotkno pene rosncego
niedowierzania i zawodu spojrzenie Margareth.
- Margareth, to nieprawda. Nie wierz tym plotkom - wyszeptaa strwoona do
przyjaciki, po czym zwrcia si do oskarajcej j kobiety. - Rzeczywicie, pomwiono
mnie o morderstwo - mwia spokojnym gosem. - Ale poniewa jestem niewinna, puszczono
mnie wolno.
Bya to tylko poowa prawdy, gdy tylko adwokat uwierzy jej i pomg wydosta si
z kraju.
- Czytaam, e si przyznaa! - odezwaa si inna kobieta.
- Wcale si nie przyznaam. Wziam jedynie na siebie win za kogo innego, by
uchroni moj przybran matk: nie moga si dowiedzie, czego dopucia si jej wasna
crka.
- Tak, tak, obwinia Lind Moore! - krzykna ta sama kobieta imieniem Doris, ktra
rozptaa awantur. - Ja znaam Lind, ale ona nigdy nie zrobiaby czego podobnego! Mwica mierzya Sharon wzrokiem penym pogardy. - Nie od dzi ci obserwuj i od razu
co mi si w tobie nie podobao. Ani myl podrowa razem z morderczyni! Nie chcemy
ci tu!
podwaenia. Ale najbardziej wstydz si, e nie potrafi ci wybaczy i pogodzi si z tym, co
zrobia.
- Jeli nawet ty mi nie wierzysz, jak mog oczekiwa, e uwierz mi inni? wyszeptaa Sharon. - Nie mam nic wicej do dodania ponad to, e jestem niewinna.
Margareth westchna ciko.
- Chciaabym z caego serca, by to bya prawda, a jednoczenie nie jestem pewna.
Niczym si nie rni od reszty kobiet. Spjrz na te dwie, dzisiaj wane i dumne, cho jeszcze
niedawno zadaway si z najgorszym elementem w miecie, z kadym, kto im si nawin.
Teraz znalazy kogo jeszcze gorszego od siebie. Przy tobie maj si za uczciwe, one przecie
nigdy nikogo nie zabiy. Tamta znowu wymylaa ci wczoraj od ulicznic, a sama trudni si
nierzdem.
- Margareth, daj spokj, nie mwmy ju o tym. Wywiadcz mi lepiej przysug.
Widzisz t dziewczyn w ciy z jasnymi wosami? Wydaje mi si, e nie ma pienidzy i jest
godna. Cay czas trzyma si z boku. Podaj jej ten kawaek chleba i suszone miso. Ode mnie
nie chciaa przyj, od razu uciekaa. Nie musisz mwi, od kogo to jedzenie, bo pewnie
odmwi.
Po tych sowach Sharon wrczya Margareth ywno, a sama odesza w przeciwnym
kierunku. Nie chciaa pokazywa przyjacice, jak bardzo czuje si zraniona.
Kiedy zbliya si do grupy kobiet, tamte poczy krzycze jedna przez drug:
- Ratunku! Pomocy! Ona moe nas zabi!
Sharon przystana, przytoczona blem i upokorzeniem. Panie Boe, pom mi
wytrwa! pomylaa.
ROZDZIA IV
Jeszcze tego samego wieczoru po raz pierwszy na horyzoncie ukazay si zarysy
wyspy. Najpierw mona byo dostrzec jakie wzniesienie, potem, gdy statek coraz bardziej
zblia si do celu, gra nabieraa wyraniejszych ksztatw: monumentalne bloki skalne ostro
opaday ku morzu. Wkrtce z ciemnoci wyonia si niewielka zatoczka. Dookoa, na jej
agodnych brzegach, pobudowano wtpliwej urody domy, baraki i magazyny. Porodku osady
sta bardzo skromny drewniany kociek, ktry nie posiada nawet dzwonnicy. W gbi
zatoki znajdowa si nieduy port. Ju z tej odlegoci Sharon dojrzaa stojc na nabrzeu
gromad ludzi.
Czekaj, pomylaa. Bd si nam przyglda i ocenia jak konie na targowisku. Nie
znios zoliwych komentarzy i gwizdw! A potem, jak ju si o wszystkim dowiedz, stan
si dla nich parszyw owc. Wszyscy si wtedy ode mnie odwrc. Czy moe wydarzy si
co jeszcze gorszego?
Sharon opanowaa apatia i rezygnacja. Podniecenie i gorczkowe przygotowania do
zejcia na ld zupenie jej nie obchodziy. Nawet gdy ciarna Anna, ktrej Sharon przekazaa
przez Margareth poywienie, podzikowaa cicho, dziewczyna ledwie odwzajemnia umiech.
W pewnym momencie da si sysze donony gos kapitana:
- Nie wyobraajcie sobie, e pobyt na wyspie da wam okazj do prowadzenia lekkiego
trybu ycia. Tutejszy pastor dopilnuje, aeby kady zwizek zosta zalegalizowany. Waszym
zadaniem jest zaoy porzdn rodzin i zapewni wyspie rozwj. Przestrzegam przed
umizgami miejscowych mczyzn. adna nie opuci statku, dopki kto si tu po was nie
zjawi. Wwczas udacie si do tamtego duego baraku. Zamieszkacie w nim przez kilka
pierwszych dni. Wieczorem odbdzie si zebranie i tam otrzymacie dalsze informacje.
Zrozumiano?
Nikt si nie odezwa, wic kapitan uzna, e jego rola dobiega koca.
Och, tak chciaabym by silna, mylaa w duchu Sharon. Gdybym tak moga nic sobie
nie robi z tych pogrek...
Wiedziaa jednak, e nie jest ani silna, ani odporna. Wrcz przeciwnie, zrani j byo
bardzo atwo.
Statek przybi do nabrzea. Wszyscy oczekiwali w napiciu. Kilka kobiet nie mogo
powstrzyma si, by nie pomacha stojcym na brzegu mczyznom, co natychmiast
wywoao seri gwizdw i swawolnych artw. Margareth staa bez ruchu i z napiciem w
Sharon dostrzega w jego twarzy rozbawienie, ale i lekk irytacj. Z ulg daa si
poprowadzi wzdu grupy przygldajcych si jej mczyzn.
Minli szopy na odzie, sklepik i niewielkie targowisko z nielicznymi straganami.
Duy szyld wskazywa drog do biura kopalni. Jednopitrowy budynek razi brzydot,
nieopodal znajdowaa si maa piekarenka oraz wietlica. Minli take szpitalik. Wreszcie
dotarli do barakw przeznaczonych dla kobiet. Rwnie i te baraki nie wyglday
zachcajco. Sharon dziwia si, e wszystko wok byo takie brzydkie. Dopiero po chwili
spostrzega na wzgrzu kilkanacie nowych domkw, niektre jeszcze w budowie. Na t
okolic mio byo spojrze; wida, e waciciele starali si, by ich domy byy adne.
- To miejsce jest przyszoci wyspy - powiedzia do zgromadzonych kobiet Peter
Ray. - Z czasem, kiedy zadomowicie si tu na dobre, otrzymacie wasny kawaek ziemi i
razem z waszymi mami take bdziecie mogy budowa dom dla swoich rodzin.
- Pomyle tylko: wasny dom! - zawoaa z zachwytem jedna z obecnych.
- atwo ci mwi! Najpierw znajd sobie lepiej kawalera! - skomentowaa inna.
- A tam dalej prowadzi droga do kopalni - cign Peter, pokazujc w stron terenw
grniczych, pooonych w pnocnej czci wyspy. - Tu znajduj si baraki mieszkalne, ten z
lewej przeznaczamy dla kobiet. Wybierzcie sobie miejsca, ek nie zabraknie. Wieczorem
stawicie si w wietlicy na spotkaniu.
Odszed, a wtedy kopoty Sharon rozpoczy si od nowa. Kobiety w jednej chwili
poczy zajmowa posania, a kiedy Sharon zbliaa si do tego, ktre pozostawao wolne,
bya brutalnie odpychana.
- Nie chcemy tu kryminalistki - krzykna Doris ze zowrogim byskiem w maych,
penych nienawici oczach i odrzucia toboek Sharon w najdalszy kt sali. Sharon podesza
do innego ka, ale sytuacja si powtrzya.
- Zajte! - usyszaa.
I tak byo wszdzie, gdziekolwiek dziewczyna si zbliya:
W kocu nie pozostao jej nic innego, jak zabra swoje rzeczy i usun si z pola
widzenia wsptowarzyszek. Pooya ubrania w kcie i opucia barak.
Jaka starsza kobieta, ktra najwyraniej przybya na wysp wczeniej, usiowaa
dociec, dlaczego nowa dziewczyna zostaa wyrzucona. Pozostae jednak zakrzyczay j,
woajc jedna przez drug: Kryminalistka! Morderczyni! Na te sowa kobieta opucia sal i
skierowaa si w stron biura kopalni.
Po obiedzie, ktry by dla Sharon nie mniej poniajcym przeyciem, jak samo
ale si postaram. Jeli co was bdzie trapi, przychodcie do mnie bez wahania.
Moe on mnie wysucha i zrozumie? pomylaa z nadziej Sharon. Wyglda na miego
czowieka, wic moe uwierzy w moj niewinno?
Mczyzna zajmujcy miejsce tu koo pastora mg mie okoo czterdziestu lat. By
otyy i brzydki, mia mae oczka osadzone w nalanej twarzy o grubych wargach, za
nienaturalnie wielka gowa tkwia niemal bezporednio na ramionach. Nazywa si William
Adams i by tutejszym lekarzem. Sharon nie wyobraaa sobie, aby kiedykolwiek drobne,
tuste donie doktora mogy jej dotkn podczas badania. Miaa nadziej, e nigdy nie
zachoruje.
Dziewczynie nie spodoba si ani on, ani te trzeci z siedzcych - sklepikarz o
mikkich, kobiecych ruchach. Jego oczy przywodziy na myl dwie byszczce monety.
Nieustannie porusza domi, jakby gotowymi do przybicia transakcji z kad z obecnych.
- I jeszcze kilka dodatkowych uwag - Peter Ray ponownie zabra gos. - Macie zakaz
pojawiania si w kopalni i jej najbliszej okolicy bez powanego powodu. Poza tym moecie
wdrowa wszdzie, oprcz...
Mwicy zawiesi na chwil gos. To chyba niemoliwe, by mia zamiar mwi o
zamku? pomylaa zaskoczona Sharon. On chyba nie wierzy w te bajdy?
Peter Ray podj przerwany wtek:
- Po stronie poudniowej wyspy jest wiele piknych zaktkw, ktre moecie
podziwia. Przestrzegam was jednak i kategorycznie zabraniam zblia si do czci
pnocnej i zachodniej, gdzie znajduj si ruiny starego zamku.
- To najlepszy sposb, by rozbudzi nasz ciekawo - odezwaa si jedna z kobiet. Teraz na pewno si tam wybierzemy.
- W tej czci ustawilimy tablice, wiadomo zatem, jakiej granicy nie wolno wam
przekroczy.
- A c jest takiego strasznego w tym miejscu? - zapytaa inna zaczepnie.
- To jest diabelskie miejsce - odpar z powag pastor Warden. - Naturalnie w
przenoni. Ale jeli skusicie si na wycieczk i napotkacie przedziwn posta, zgocie si
natychmiast do doktora Adamsa.
- Mj Boe! Dlaczego nikt nam nie powiedzia, e tu straszy? - wykrzykna ta sama
ciekawska kobieta;
- Dajcie spokj - teraz gos zabraa Doris. - Nie prbujcie nam wmawia, e na wyspie
mieszkaj duchy. Nie jestemy ju dziemi.
- Nie wiemy, co skrywaj ruiny - wyjani poirytowany Peter Ray. - Legenda gosi, e
kiedy mieszka tam francuski mag, czarownik, ktry para si czarami. Znany by z tego, e
jego wzrok poraa. Ci, ktrzy zbli siei do zamku, nawet jeli nie spotkaj na swojej drodze
tajemniczej postaci, nabawiaj si paskudnych ran, ktre bardzo trudno wyleczy. Andy,
pozwl.
Andy, mody chopak, podszed do przemawiajcego Petera. Sharon od razu go
polubia; chopak waciwie nie by adny, ale mia co ujmujcego w twarzy.
- Andy by tam rok temu. Z oddali zobaczy posta stojc na skraju muru. Zarwno
Andy, jak i inni, ktrzy wtedy mu towarzyszyli lub pojawili si tam kiedy indziej, twierdz,
e posta miaa ognisty, przenikliwy wzrok. Andy poczu, jakby go skra palia, a mia
niczym nie osonite ramiona. Po kilku dniach na przedramieniu pojawiy si rany i wci si
rozprzestrzeniay. Poka im, Andy...
Andy powoli zdj z siebie kurtk, podwin rkawy koszuli i wwczas oczom
wszystkich ukazay si okropnie popuchnite ramiona pokryte niezliczonymi, nabrzmiaymi
pcherzami. Na ten widok kobiety podniosy krzyk, a Sharon a ukrya twarz w doniach.
- Ratunku! Ja tu nie zostan! Ja nie chc mie nic wsplnego z duchami! - wrzasna
w panicznym strachu jedna z kobiet.
- Nie ma najmniejszego powodu do histerii - rzek spokojnie pastor. - Jeli tylko
bdziecie trzyma si z dala od zakazanych terenw, nic wam nie grozi.
- Na dzi wystarczy - doda Peter Ray. - Bawcie si dalej. Mam nadziej, e bdziecie
zachowywa si porzdnie, bo nie tolerujemy tu rozwizoci.
Peter kierowa si ku wyjciu, ale odwrci si jeszcze raz:
- Poprosz do siebie Sharon OBrien.
Wyrwana z zamylenia Sharon wstaa.
- Ze wszystkich stron dochodz mnie wieci, e sprawiasz kopoty. Chod ze mn.
Gordon Saint John chce z tob pomwi.
ROZDZIA V
Pena trwogi i obaw Sharon podya za Peterem Rayem w kierunku budynku biura.
Baa si ponurego Saint Johna, ktremu, jak syszaa, wszyscy starali si schodzi z drogi. Jak
kto taki mgby jej pomc? Najlepiej byoby, gdyby zgodzi si odprawi j z powrotem do
kraju, z drugiej jednak strony Sharon okropnie baa si tego, co czekao j w Anglii.
Peter Ray zatrzyma si w pokoju, z ktrego jeszcze jedne drzwi prowadziy do
gabinetu zarzdcy.
- Saint John nie wrci dotychczas z kopalni, poczekamy wic tutaj.
Usiedli. Sharon zauwaya, e Peter Ray przyglda jej si ukradkiem z wyranym
zainteresowaniem.
- Czy miaa przykroci ze strony kobiet? - zapyta z cieniem sympatii w gosie.
Sharon zdoaa jedynie przytakn. Zaskoczyo j, e kto wreszcie traktuje j bez
uprzedze. Przestraszona zapytaa swojego rozmwc:
- Czy ten Gordon Saint John jest bardzo srogi?
Szeroki umiech, jaki zawita na twarzy Raya, doda mu niezwykego uroku.
- Nie bj si, nie jest straszny. Grnicy narzekaj na niego, gdy jest bardzo
wymagajcy, wymaga od siebie i od innych. Czsto zapomina, e nie kady jest tak
wytrzymay jak on sam. Pokona wiele trudnoci i uwaam, e jest, jak dotd, najlepszym
administratorem. Mimo to ma jeszcze wiele do zrobienia, nadal nie odkry gwnego rda
kopotw.
- Kopotw? A jakie to kopoty? - zapytaa zaciekawiona Sharon, ale w tej chwili
drzwi wejciowe stukny i w korytarzu day si sysze kroki. Sharon wcigna powietrze
do puc i czekaa w napiciu, co si dalej wydarzy.
Gordon Saint John mign jej tylko z tyu, pieszc duymi krokami do swojego
pokoju. Sharon nie spodziewaa si, e ujrzy mczyzn w grniczym kombinezonie,
wyranie zabrudzonym po pobycie w kopalni. Saint John by susznego wzrostu i mocnej
budowy ciaa, mia gste, kruczoczarne wosy. Sharon nie zdoaa jednak dojrze jego twarzy.
Po upywie kilku minut zawoa ich do siebie. Sharon podreptaa trwonie, kryjc si
za plecami Petera Raya. Gordon Saint John siedzia przy penym papierw biurku i czyta
gazet, ktra najprawdopodobniej dotara tu z dzisiejsz poczt. Zdy zrzuci z siebie
kombinezon i zmy kopalniany kurz.
Sharon przygldaa mu si uwanie. By modszy, ni przypuszczaa, nie przekroczy
wierzy we wszystko, co pisz gazety albo co plecie Linda Moore? Czy w ogle nie bior
panowie pod uwag, e ja mog by niewinna?
Saint John spojrza na Sharon uwaniej, po czym uspokoi si.
- Moe wic opowiesz nam swoj wersj?
Ton jego gosu by cakowicie pozbawiony wyrazu, jednak Sharon wyczua w nim
nut sarkazmu i stracia ch obrony, ktra przed kilkoma chwilami si w niej obudzia.
- Widz, e to nie ma sensu - odpara zrezygnowana. - Mam ju tego wszystkiego do
i jest mi wszystko jedno.
- Nie bd przejmowa si twoimi humorami - skomentowa zimno Saint John. - Jeli
mam pozwoli ci tu zamieszka, mimo e siejesz ferment, natychmiast nam wszystko
opowiesz. Musimy si temu przyjrze z kadej strony. W gazetach pisz, e wychowywaa
si w domu dziecka, twoi rodzice nie s znani, cho zawodu matki nietrudno si domyli...
- Na Boga, czy chocia pan mgby pomin osob mojej matki, czy zawsze musicie
miesza j w t spraw i jeszcze dolewa oliwy do ognia? - Sharon bya bliska paczu.
Saint John po raz kolejny popatrzy na Sharon badawczo.
- Mwisz adnym, starannym jzykiem, ale nie dostrzegam u ciebie woli walki.
- Skd mam bra wol walki? - zapytaa Sharon zmczonym gosem - Nie widz przed
sob adnej przyszoci. Nie mog wrci do kraju, a tu wszyscy traktuj mnie jak
zadumion!
- Ja take wychowaem si w domu dziecka i wiem, co to upokorzenie. Ale to jeszcze
nie powd, by si poddawa. Wrcz przeciwnie: we mnie budzio to sprzeciw i popychao do
obrony. Jeste za saba i za atwo dajesz za wygran, sonko. Ja potrafiem pokaza, e dojd
do czego, i dopiem swego.
- Ale za jak cen? - zapytaa ju spokojniej dziewczyna. - Mimo wszystko jednak
ciesz si, e nie jestem do pana podobna, panie Saint John. Dla mnie waniejsze od kariery
s uczucia drugiego czowieka.
Nie wiedziaa, skd znalaza w sobie tyle odwagi. Moe dziki siedzcemu z tyu
Peterowi, ktry, jak si wydawao, by jej raczej przychylny.
Saint John uda, e nie dosysza aluzji. W jego oczach na sekund pojawi si bysk
zoci, ale ani jeden misie jego twarzy nie drgn.
Gordon Saint John wywoywa w Sharon strach i niepokj i dziewczyna nie moga na
to nic poradzi. Nie pojmowaa, jak mg powiedzie do niej sonko. To zupenie nie
pasowao do jego surowego stylu bycia.
W kocu mczyznom udao si nakoni Sharon, by przedstawia wasn wersj
Byy to przyjazne sowa, ale wypowiedziane zostay wyjtkowo oschle. Saint John
podnis si i skierowa do wyjcia.
- Obaj mieszkamy w budynku administracyjnym, ktry znajduje si z tyu. Moesz
dosta si tam czcym obie czci pasaem, nie wychodzc na dwr. Jeli wydarzyoby si
co podejrzanego, zaraz nas zawiadamiaj.
Te sowa zaniepokoiy Sharon, wic gdy Gordon opuci pokj, poprosia Petera o
wyjanienia. Ten mia wyranie zakopotan min.
- Kto dosta si swego czasu do biura i grzeba w papierach - rzek z westchnieniem. Ale teraz, gdy dowiedz si, e tu mieszkasz, nie omiel si przyj. Poza tym
zapomnielimy o wanej sprawie. Musisz napisa dyktando.
Peter wrczy dziewczynie papier i piro i podyktowa jej dugie, pene
podchwytliwych wyrazw zdanie. Kiedy sprawdzi dzieo Sharon, pokiwa gow i pochwali.
- Piszesz szybko i masz adny, wyrany charakter pisma. Doskonale poradzisz sobie w
biurze. Nie chodzia, zdaje si, do szkoy, masz zatem wrodzone zdolnoci. Chod, poka ci
teraz twj pokj.
Wyszli z biura. Sharon rzucia okiem na schody prowadzce na pierwsze pitro.
- Co znajduje si na grze?
- Archiwum oraz pomieszczenie z mineraami. Jest jednak zamknite. Poza tym kilka
pustych pokoi.
Weszli do maego pokoiku z widokiem na port. Nie mieli kopotu z usuniciem
rzeczy, ktre tu si znajdoway, przewanie byy to kartony z gazetami i rne drobne
przedmioty. Przynieli dywan, ktry zwinity w rolk sta nie uywany w pomieszczeniu
biurowym. Sharon pobiega take po zmiotk. Peter zgodzi si przynie toboek Sharon,
ktry zostawia w baraku. Ona tymczasem umya podog, parapet i zacza szorowa
zaplamione ptasimi odchodami szyby. Koczya ju porzdki, gdy pojawi si Peter z jej
rzeczami.
- Myl, e teraz ju sobie poradzisz - powiedzia umiechnity, a kosmyk jasnych
wosw opad mu zawadiacko na czoo.
Sharon take umiechna si do tego miego mczyzny.
- Bye dla mnie taki dobry! Nie masz pojcia, jak wiele to dla mnie znaczy w tych
dniach.
Z ca wiadomoci powiedziaa bye. Gordon nie by jej yczliwy, mimo e nie
zrobi jej adnej krzywdy. Peter wci si umiecha:
- Nic takiego. Nigdy nie wierzyem w t histori o morderstwie.
- Dzikuj - wyszeptaa.
- Taka pikna dziewczyna nie mogaby zrobi nic zego - doda.
No tak, znowu pochopna ocena. Mimo to Sharon bya niezmiernie rada, e to wanie
Peter uwierzy w jej niewinno.
Zaraz potem wskoczya do ka. Dugo leaa, rozmylajc. Nie udzia si, e w
zwizku z nowym zajciem jej ywot na wyspie w cudowny sposb ulegnie poprawie. Dano
jej jednak troch czasu i wasny pokoik, gdzie moga czu si w miar bezpiecznie, bez
cigych obelg i oskare. Czua, e mimo wszystko trafia lepiej ni jej wsptowarzyszki.
Nie zasna jednak od razu. Na nowym miejscu czua si nieswojo, wydawao jej si,
e pierwsze, nie wykorzystywane pitro przygniata j swoim ciarem. Zewszd nasuchiwaa
krokw, przewiadczona, e kto na ni czyha. Gdy nagle na grze co zaskrzypiao, serce
podskoczyo dziewczynie do garda. Na szczcie szybko zorientowaa si, e to tylko wiatr
uderza w ciany budynku.
Z trudem zasypiaa. Realne przeycia pltay si jej z legendami i opowieciami. Raz
po raz Sharon syszaa czyje kroki na schodach, czsto wydawao jej si, e kto bez pukania
wchodzi do jej sypialni. Nagle stan przed ni czarownik ze starego zamczyska, ktry zaraz
zmieni si w samego Gordona Saint Johna o tych, przenikliwych lepiach... Zlana potem
Sharon poderwaa si i usiada na ku. Znowu nasuchiwaa, lecz wok panowaa niczym
niezmcona cisza. Za na siebie, odwrcia si do ciany i w kocu zasna.
ROZDZIA VI
Sharon bardzo szybko si przekonaa, e prowadzenie ksig w domu dziecka to
zupenie co innego ni prowadzenie rachunkw duej kopalni. Pierwszego dnia po przybyciu
pracowaa w pocie czoa, by jak najlepiej pozna swoje nowe obowizki. Musiaa nada za
tokiem myli Petera, a to wcale nie byo atwe: tyle nowych szczegw, tyle rzeczy, o
ktrych przedtem w ogle nie miaa pojcia. W porze obiadowej jej gowa pena bya
astronomicznych liczb i zalenoci. Jej biurko pokryway sterty dokumentw, a kosz zapeni
si bdnie wypenionymi kwitami
Gordon Saint John nie pojawi si w cigu dnia ani razu, za co Sharon bya wdziczna
losowi.
Gdy nadesza przerwa na obiad, Peter zwrci si do Sharon:
- Wiem, e to nie jest dla ciebie przyjemne, ale musisz i co zje, nie ma innego
wyjcia. Dopiero zamne kobiety mog gospodarzy si na swoim.
Sharon zastanowia si przez chwil, po czym powiedziaa:
- W moim pokoju stoi kuchenka z piekarnikiem, ale nie wyglda na sprawn. Czy nie
udaoby si zamieni jej na now? Moe co znalazoby si w sklepie?
- Now? - zdumia si Peter. - By moe. Zapytamy przy okazji.
- Dzikuj, sama tam pjd po obiedzie. Zajmie mi to tylko chwil. Czy mogabym j
kupi na koszt biura?
- Oczywicie, nie bardzo tylko rozumiem...
Ale Sharon ju nie byo w pokoju. Pobiega do sklepu. Sprzedawca by moe zdumia
si zakupami dziewczyny, kawa, drode, mka, cukier - nie da jednak po sobie pozna i
zanotowa zakupy. Biuro kopalni byo zaufanym klientem. Obieca nawet, e wkrtce
dostarczy artykuy na miejsce.
W jadalni Sharon przycupna gdzie w kcie przy krzywym stole z zaplamionym
obrusem. Nie byo to przyjemne miejsce. Dyurujce dziewczyny od niechcenia zbieray
brudne naczynia, za to z luboci przyjmoway klapsy od rozemianych grnikw. Jedzenie
nie byo smaczne, waciwie bez smaku. Sharon siedziaa samotnie, podczas gdy inne kobiety
gawdziy w grupkach, rzucajc od czasu do czasu wrogie spojrzenia w jej stron. Ktra
szepna jej nawet: Teraz jeste pewnie dumna z siebie, ale zrobia karier! I za co to?
Sharon zdawaa si nie sysze zoliwoci na swj temat. Widziaa Petera siedzcego
nieopodal, ale za adne skarby nie odwayaby si przysi do niego.
Szybko uwina si z jedzeniem, gdy miaa na gowie mnstwo spraw. Gdy wrcia
do swojego pokoju, nowa kuchenka ju staa na miejscu i niele si prezentowaa.
Sprzedawca ju w niej nawet rozpali, by sprawdzi cig. W mgnieniu oka Sharon zagniota
drodowe ciasto i odstawia je do wyronicia. Stara kuchenka staa smutnie na korytarzu.
Ze zdwojon energi dziewczyna ponownie zabraa si do obowizkw biurowych.
Przez kilka kolejnych godzin pracowaa sama. Peter uda si do kopalni, by pomc
Gordonowi. Dziki temu Sharon czua si duo swobodniej. Teraz prbowaa wykorzysta
informacje zdobyte przed poudniem. Dwa razy zrobia sobie krtk przerw, by
rozwakowa ciasto i uformowa apetyczne bueczki z rodzynkami Na stole rozoya now
serwetk, postawia dwa nowe kubki i ju tylko ciasto czekao na wyjcie z piekarnika.
Bya nieco zaskoczona, gdy Peter wrci z kopalni w towarzystwie Gordona. Sharon
zdya jeszcze dostawi trzeci kubek i z powrotem zasiada przy biurku nad kolejnym
dokumentem.
Kiedy obaj weszli do pokoju i poczuli mie zapachy, na chwil przestali rozmawia.
- Kawa? - zapyta zdumiony Peter. - I ten aromat. Czyby to bya zapowied wieego
chleba? Czego podobnego jeszcze na tej wyspie nie przeyem. Sharon, co to znaczy?
- Pomylaam, e z przyjemnoci wypijecie kubek kawy po cikiej pracy w kopalni rzeka niepewnie. - Jedn chwileczk.
Gordon Saint John sta bez ruchu. Drcymi domi Sharon wniosa tac z kaw i
wieo upieczonymi, jeszcze ciepymi bueczkami.
- Chciaam wam zrobi przyjemno. Ale nie zjedzcie zbyt wiele, bo rozbol was
brzuchy; bueczki dopiero co wyjam z piekarnika..
- A wic dlatego potrzebowaa kuchenki? - spyta zdumiony Peter.
- Midzy innymi - odpara wesoo Sharon. - Jeli mam by szczera, to boj si jada w
stowce.
- No tak, nie ma si czemu dziwi - burkn pod nosem Peter.
Po umyciu rk mczyni z niepewnymi minami zasiedli do stou. Ale gdy Sharon
tylko napenia kubki kaw, obaj poczuli si swobodniej i z apetytem signli po bueczki.
Przez dug chwil nie zamienili midzy sob ani sowa. Po wypiciu trzech kaw Gordon
odsun si nieco od stou i wydoby z szuflady popielniczk.
- Dawno nie jadem takich pysznoci - rzek i zwracajc si do Sharon, zagadn - Czy
mog zapali?
Sharon bya tak zaskoczona, e ledwie zdoaa skin gow. Nikt przedtem nie
zadawa sobie trudu, by j o co takiego zapyta.
- Nie bardzo pojmuj, jak to moliwe, eby ruda ot tak znikaa. Znajdujemy si
przecie na wyspie!
- Wanie, i my nie moemy si nadziwi. Mamy tu tylko jeden port, poza tym
mnstwo stromych, niedostpnych ska. A mimo to ruda gdzie ginie.
- Czy wszystkie transporty kierujecie do Anglii?
- Nie, pyn do Kanady, tam jest duo bliej. Chalkopiryt jest raczej kruchym
mineraem i trudno transportowa go na dalsze odlegoci. Dlatego, zgodnie z pomysem
Gordona, rozpoczlimy tu budow huty miedzi.
Sharon bya dumna jak paw. Peter wtajemnicza j w problemy kopalni. Tak si z nim
przyjemnie gawdzio. W dodatku Peter mia liczne bkitne oczy, w ktre Sharon ogromnie
lubia zaglda...
Nagle oderwaa si od marze i, by ukry zmieszanie, pocza nerwowo przekada
plik papierw na biurku.
- A dlaczego sprowadzacie ludzi a z Anglii? Czy to z powodu tej legendy?
- Tak. Mieszkacy wybrzey Kanady doskonale j znaj i za adne skarby nie daliby
si tu zacign.
- Teraz rozumiem kopoty Gordona - powiedziaa zamylona Sharon. - Nic dziwnego,
e zawsze jest taki pochmurny i nieprzystpny.
Peter wzruszy ramionami.
- Waciwie sam nie wiem, dlaczego taki jest. Chyba po prostu ma taki charakter.
- Czy trudno si z nim wsppracuje?
- Skde znowu, na pewno nie w sprawach kopalni. Tylko czasami zapomina, e
ludzie to nie maszyny i nie s w stanie podoa wszystkim wymaganiom, jakie im stawia.
Sharon zamylia si. Chyba coraz lepiej rozumiaa Gordona. Podobne dziecistwo
obojga sprawiao, e potrafia wytumaczy sobie jego sposb bycia. Rozumiaa te, jak
bardzo drczyy go problemy kopalni, ktrej usprawnienie byo jego ambicj. Zdawaa sobie
rwnie spraw, e okazywanie mu wspczucia nie ma sensu. Gordon nigdy nie bdzie si z
ni dzieli nurtujcymi go problemami.
Moe to i lepiej. Gordon jest zbyt skomplikowan osobowoci, by si z nim
zaprzyjania. Za to Peter...
Oczy Sharon zabysy radonie, po czym dziewczyna ponownie zagbia si w
rachunkach.
- Zaczynasz mnie przeraa, dziewczyno. Czy jest co, czego nie potrafisz zrobi?
Sharon nie moga si opanowa.
- Owszem - odrzeka, schylajc gow. - Nie potrafiabym zabi ani czowieka, ani
zwierzcia.
Przy stole w jednej chwili zapanowao kopotliwe milczenie i Sharon zaraz
poaowaa swoich sw. Byli jej przyjacimi, nie naleao wic przypomina o tym
tragicznym wydarzeniu.
Pierwszy odezwa si Gordon:
- Wrcz przeciwnie. Powiedziabym, e tak wyrachowana osoba...
- Zamilcz! - krzykn poczerwieniay ze zoci Peter. - Co ty moesz o niej wiedzie?
Widzisz w niej tylko maszyn, a nie zauwaasz, jak bardzo si angauje, by speni wszystkie
stawiane jej wymagania! Czy nie pojmujesz, e w ten sposb stara si odwdziczy za opiek,
jak jej zapewnilimy?
Twarz Gordona nawet nie drgna. Peter wsta zdenerwowany.
- Przepraszam, niepotrzebnie si uniosem. Ale nie mog cierpie, e i ty j
oskarasz, jakby nie do byo problemw z ca reszt durni. Dziewczyna boi si nawet
wychodzi na ulic!
Cho Sharon ucieszya si, e Peter stan w jej obronie, byo jej jednak przykro, e
niepotrzebnie zakcia mi atmosfer spotkania.
- Jeli bdzie pan mnie potrzebowa, panie doktorze, prosz powiedzie - zwrcia si
do Adamsa. - Znam te wietn kandydatk do pracy w paskim szpitalu. Ma na imi
Margareth.
- Ach, tak, wiem, ktra to - rzek nieszczeglnie zadowolony. - Pomyl o tym.
Nastpnego dnia przy kawie pojawi si kolejny go: by nim pastor Warden. Powoli
przy niewielkim stoliku robio si toczno.
Oprcz kawy i ciasta Sharon przygotowywaa take obiady dla siebie, gdy wci
obawiaa si szykan ze strony innych kobiet. Bywao, e musiaa jada w stowce, ale
zawsze byo to cikie przeycie. A jednak wygldao na to, e niektre kobiety zaczy
traktowa j przychylniej, jakby pogodziy si z jej istnieniem. Tylko nieliczne nadal
obrzucay j obelywymi sowami i odnosiy si do niej wrogo. Naleaa do nich
nieprzejednana Doris. Sharon spotykaa te Margareth. Przyjacika wdziczna jej bya za
wstawiennictwo u doktora Adamsa.
- Tak si ciesz z tego zajcia! Nareszcie nie myl ju tylko o tym, by znale sobie
kawalera - mwia Margareth, a Sharon poja, e nikt si jeszcze nie stara o jej rk.
Ale ju po tygodniu pastor pobogosawi kilku parom. Sharon nie moga si nadziwi,
jak mona byo decydowa o tak wanych sprawach w cigu zaledwie kilku dni, dla niej
pozostawao to cakiem niezrozumiae.
Wieczorami, po skoczonej pracy Sharon wychodzia na spacery, by odetchn nieco
wieym powietrzem. Pocztkowo nie oddalaa si poza teren portu, z czasem jednak, gdy
nadal spotykaa si z nieprzyjaznymi reakcjami mieszkacw osady, zacza wypuszcza si
coraz dalej. Z radoci obserwowaa pulsujc yciem przyrod, wchaa kwiaty na kach,
wdychaa zapachy lasu. Oddalaa si bardziej i bardziej, niejednokrotnie umykajc przed
mczyznami, ktrzy widzieli w niej atw zdobycz. A kiedy cakowicie stracia
orientacj...
ROZDZIA VII
Miao to miejsce pewnego pogodnego popoudnia, gdy Sharon powdrowaa w stron
kopalni. Dotara do najdalej wysunitej czci ogrodzenia i przez dusz chwil przygldaa
si magazynom, stalowym konstrukcjom szybw, dwigom. Wznoszono tu rwnie hal do
przetapiania i oczyszczania rudy. Duma Gordona - huta miedzi, bya prawie na ukoczeniu. Z
czasem na pewno wszystko si wok zmieni, mylaa Sharon.
Pracujcy tu grnicy, mieszkacy wyspy, nie stanowili ju dla Sharon jednolitej
grupy, dziewczyna powoli zaczynaa ich rozpoznawa. Jednych lubia, innych staraa si
unika. To wrd nich wikszo swojego czasu spdza Gordon, niekiedy pojawia si tu
take Peter. By to wiat dla niej, dziewczyny, zupenie nieznany.
Sharon ruszya wzdu ogrodzenia i w kocu dotara na skraj lasu. Spacerowaa
midzy drzewami, zbieraa kwiaty, przygldaa si nieznanym rolinom i rozmylaa o
najrniejszych sprawach.
Mylc o Peterze mimowolnie umiechaa si do siebie. Wprawdzie on waciwie nie
rozmawia z ni po pracy, ale czasem zatrzymywa na niej rozmarzony wzrok i wtedy jego
twarz od razu si oywiaa. Sharon zawsze si w takich chwilach rumienia i zaczynaa mwi
o czym zupenie nieistotnym. Gdyby kiedykolwiek udao jej si uwolni od oskarenia, jakie
na niej ciyo, z pewnoci mogaby okaza Peterowi przychylno, rozbudzi uczucie, ktre
w sobie nosia.
Gordon Saint John w przeciwiestwie do Petera wci budzi niepokj dziewczyny.
Ilekro pojawia si w biurze, Sharon odczuwaa narastajce napicie. On zawsze traktowa j
jak bezbdnie dziaajc maszyn, ktra nie ma prawa si pomyli. W najmniejszym stopniu
nie interesowao go, czy Sharon bya winna zabjstwa, czy te nie. Nigdy nie wykazywa
zainteresowania ni sam i Sharon czua si tym dotknita.
Z Peterem rzecz si miaa zupenie inaczej: by sympatyczny i yczliwy...
Tak rozmylajc, wdrowaa dalej i dalej, a wreszcie natkna si na du
ostrzegawcz tablic:
UWAGA! NIEBEZPIECZESTWO! WSTP WZBRONIONY!
Podniosa wzrok: na wprost niej, po drugiej stronie niewielkiej, z rzadka poronitej
krzakami ki, wznosiy si ruiny zamku. W zapadajcym zmroku wyglday ponuro i
gronie. Wysokie wiee wycigay si ku niebu niby pokiereszowane donie. Gdy Sharon
wyobrazia sobie je w blasku ksiyca, otulone wieczorn mg, ciarki przeszy jej po
Cay czas znajdowaa si w lesie, ale teraz pod stopami wyczua drk i ju z niej nie
zbaczaa. Nie bya pewna kierunku, ale miaa nadziej, e posuwa si we waciw stron.
Niespodziewany atak saboci jeszcze nie do koca min, Sharon musiaa co chwila
przystawa, a w kocu przysiada na kpce mchu. Oddychaa gboko, a przed oczami
migay jej tysice malekich ognikw.
Nagle...
Najpierw sdzia, e to przywidzenie. Ujrzaa przed sob jak posta, wynurzajc si
z ciemnoci pord kpy drzew po drugiej stronie dolinki, w ktrej odpoczywaa.
Sharon szeroko otworzya oczy, eby lepiej widzie. Nabraa powietrza do puc. Tam
kto by!
Kto lub co, co zlewao si z okalajcymi ow posta drzewami. Gdy tak siedziaa,
sparaliowana strachem, wyraniej dostrzega kontury na tle gazi i krzakw.
Bya to istota przypominajca wyjtkowo zdeformowanego czowieka. Rysy twarzy
przeraziy dziewczyn w sposb nieopisany, nikogo o tak okropnej powierzchownoci nigdy
przedtem nie widziaa. Ujrzaa te bysk w ogromnych lepiach, a poza tym wydawao si jej,
e posta w ogromnych doniach trzyma co, co do zudzenia przypomina wa!
Dziewczyna krzykna przeraliwie, skoczya na rwne nogi i pognaa na olep przed
siebie. Odnosia wraenie, e cay czas za plecami syszy cikie, powolne stpanie.
Niewiele widziaa w ciemnociach, ale uciekaa, potykajc si i upadajc. Bya
przekonana, e kto j ciga, ale stopniowo kroki staway si coraz wolniejsze, a w kocu
ucichy.
Teraz nogi niosy j same. Z gonym kaniem Sharon biega dalej, nie zwaajc na to,
e zaczepia sukni o gazie drzew i krzaki.
ROZDZIA VIII
- Polij natychmiast po Williama! - poleci Gordon.
Gdy Peter znikn za drzwiami, Gordon uj Sharon za ramiona i rzek stanowczo:
- Suchaj, nie ma najmniejszych powodw do paniki! Williamowi nie raz udawao si
wyleczy te rany w krtkim czasie. Wszystko zaley od tego, jak bardzo zostaa
poszkodowana. Czy bol ci rce albo ramiona?
- Nie, tylko noga.
Gordon przyglda si uwanie doniom i ramionom Sharon. Kiedy jej dotyka, czua
dziwne, a zarazem przyjemne mrowienie. Tak j to speszyo, e czym prdzej przycigna
donie do siebie. Nadal nie opuszcza jej nieznany strach i nieufno wobec tego mczyzny.
Czemu by wobec niej taki oschy? Rozmawia z ni tylko na temat pracy, i na dodatek takim
oficjalnym tonem. Sharon byo z tego powodu przykro, wydawao si jej, e przy odrobinie
dobrej woli z jego strony mogliby zosta przyjacimi. Ale Gordonowi nie zaleao na jej
przyjani...
- Na og pierwsze rany pojawiaj si na doniach i ramionach - rzuci obojtnie. Nigdy jeszcze nie widziaem, eby kogo trafi w nog.
Sowo trafi utwierdzio dziewczyn w przekonaniu, e Gordon istotnie ma na myli
przenikliwy wzrok demona.
- Moe tym razem bardziej zainteresoway go damskie kolana? - dodaa artem, ale
Gordona wcale to nie rozbawio.
- Moe i tak - wymrucza pod nosem. Dokadnie obejrza rce Sharon, skrcajc je tak,
jakby to byy kawaki drewna.
- Wierzysz w tego czarownika? - spytaa.
- Nie - odpar bez chwili zastanowienia.
Sharon miaa teraz okazj z bliska przyjrze si Gordonowi Jego proste, ciemne brwi
cigny si w gbokiej koncentracji, a mocno wystajce koci policzkowe w wietle
arwki uwydatniy si jeszcze bardziej, nadajc twarzy surowy wyraz.
- Rce wygldaj cakiem dobrze. Jak na razie - doda.
- Jeli nie wierzysz w duchy, to jak wytumaczysz te rany?
- Nie wiem, Sharon.
Podoba mi si sposb, w jaki wypowiada moje imi, pomylaa. Ale to chyba jedyna
rzecz, jaka mi si w nim podoba.
Wysza od Adamsa duo wczeniej, ni si spodziewaa, miaa zatem troch czasu dla
siebie. Postanowia pj do kocioa, by porozmawia z pastorem.
Przed kocioem natkna si na Doris w towarzystwie polubionego wanie ma.
Przystana i rzeka z umiechem:
- Chciaabym wam pogratulowa.
- Dzikujemy - zacz mczyzna, ale Doris zaraz mu przerwaa:
- A co, zazdrocisz? - rzucia ostro. - Jako nie widz twojego narzeczonego! Czyby
nikogo jeszcze nie zapaa w swoje sieci? Czyby nikt ci nie chcia?
- Ale, kochanie - obruszy si mody maonek. - Sharon jest mi i yczliw osob,
dlaczego tak brzydko si do niej odzywasz?
- eby mi si wicej nie way rozmawia z t morderczyni! - wrzasna Doris,
popychajc ma. - Czuj, e odtd to my, ony, bdziemy odbiera w biurze pensje. Ju ja
si o to postaram!
Tom, sympatyczny mody grnik, wyglda na mocno zdenerwowanego ca t
nieprzyjemn scen. Doris odwrcia si jeszcze i krzykna na odchodnym:
- A w ogle czego taka szuka w kociele! To haba! A moe sumienie ci ruszyo?
Sharon patrzya za nimi, przygnbiona.
Znalaza pastora w zakrystii niewielkiego, skromnego kocika.
- Sharon, drogie dziecko! Spodziewaem si ciebie.
- Naprawd? - spytaa zdumiona dziewczyna. - Czy mogabym z pastorem
porozmawia?
- Naturalnie, siadaj. Co chciaaby mi powiedzie? - zapyta po przyjacielsku.
- Och, jest tak wiele spraw, e waciwie nie wiem, od czego zacz. - Sharon mocno
zacisna donie na oparciu fotela.
- Moe jednak mgbym ci w czym pomc?
- Tak, chyba tak. Czy mog rozmawia otwarcie?
- Oczywicie. Powinna jak najszybciej zrzuci ciar z serca.
Sharon spojrzaa na szczup, pen dobroci twarz duchownego i wzia gboki
oddech.
- Prbowaam z caych si postpowa uczciwie, by dobrym czowiekiem. Ale jest mi
coraz trudniej. Wieczorami przed snem przychodz mi do gowy rne ze myli. Czuj w
sobie narastajc nienawi, a jednoczenie jest mi z tym ciko. Przeraa mnie to. Ja nie
chc sta si za.
- Kogo tak nienawidzisz?
- Wszystkich, ktrzy przeladuj mnie i obraaj, nie wierzc w moj niewinno. Ale
najbardziej nie mog znie Lindy Moore. Gdy tylko o niej pomyl, ogarnia mnie straszliwa
zo i ch zemsty. Czy sdzi pastor, e Bg mi to wybaczy?
Duchowny popatrzy powanie na Sharon.
- Oczywicie, e tak, ale nie moesz nadal ywi w sercu nienawici.
- To prawda. Co mam robi? Chciaabym o wszystkich mc dobrze myle,
chciaabym, eby mnie oczyszczono z zarzutw, zwaszcza e...
- Tak? - Warden umiechn si, dodajc dziewczynie odwagi.
- Ja... - Sharon znowu wzia gbszy oddech - zakochaam si w pewnym
mczynie. Ale jak mog zdoby jego przychylno, skoro ciy na mnie takie oskarenie?
- Powinna postpowa tak, jak to dotychczas czynia, okazujc innym yczliwo i
pomoc. Myl, e ludzie w kocu zapomn. Wielu mieszkacw tej wyspy bardzo ci lubi...
Sharon pokrcia gow:
- To oskarenie bdzie si za mn cigno do koca moich dni! Gdybym odtd bya
niczym wita albo anio, zawsze znajd si ludzie, ktrzy mi dokucz. Nigdy nie uwierz w
moj niewinno, chyba e zostaabym oficjalnie uwolniona od zarzutw!
- Obawiam si, e masz duo racji, moje dziecko. W dzisiejszych czasach ludzie wol
szuka dba w oku bliniego, ni dostrzec belk we wasnym.
- Mwi pastor, e jestem lubiana. Kogo pastor mia na myli?
Warden umiechn si:
- Na przykad siebie. Musz wyzna, e ostatnio z ogromn przyjemnoci wstpuj
do biura. Jest jaka radosna aura wok ciebie, ktra sprawia, e przycigasz ludzi.
Sharon westchna uszczliwiona, po chwili jednak spowaniaa:
- Czy pastor myli, e jestem winna?
- Nigdy nie zastanawiaem si nad tym - rzek spokojnie. - Musz ci natomiast
powiedzie, e odbylimy powan rozmow na twj temat.
- Naprawd? Nic nie wiedziaam.
- Tak. Bya to bardzo burzliwa dyskusja. Zdajesz sobie pewnie spraw, e nie
tolerowalibymy mordercy na wyspie i nie raz pada pomys, by ci odesa. Wiadomo
jednak, e nie zostaa skazana, lecz tylko podejrzana o ten czyn, dlatego postanowilimy da
ci troch czasu. Istnieje prawdopodobiestwo, e jeste niewinna, wic nie chcielimy sami
osdza, gdy moglibymy popeni niewybaczalny bd. Sam musz przyzna, e staram si
nie myle o tej sprawie. Wiem tylko, e tutaj na wyspie okazaa si dobr i wraliw mod
osob. Inni te s tego zdania.
- Kto?
Warden umiechn si, rozbawiony niepohamowan, dziecic ciekawoci Sharon.
- Nasz doktor zawsze mwi o tobie ciepo. Poza tym Margareth...
- Margareth, naprawd? - wykrzykna uradowana.
- To bardzo dobra kobieta. Na szczcie trafia tam, gdzie jest najbardziej potrzebna.
Czsto j spotykam, kiedy odwiedzam chorych. Ogromnie j ceni. Znam te wielu innych,
ktrzy nie mog uwierzy, e byaby zdolna zabi kogokolwiek. Naturalnie lubi ci te Peter
Ray...
- Och! - Sharon odetchna z ulg.
- Mogem si domyla, e chodzi wanie o niego - zamia si duchowny.
- Ach, gdyby nie to oskarenie! - szeptaa Sharon. - A co myli Gordon Saint John?
- O, tego zupenie nie da si odgadn. Dotyczy to zreszt nie tylko twojej sprawy, ale
te kadej innej.
Warden pooy swoj do na doni Sharon.
- Szczerze mwic, Sharon, martwi si, e na co dzie obcujesz z tym czowiekiem.
Chwilami mam wraenie, e on gardzi ludmi, robic tym samym krzywd tobie. A ty jeste
taka wraliwa...
- Niech si pastor o mnie nie martwi. Ja go rozumiem: bo oboje mielimy tak samo
nieszczliwe dziecistwo. Ja te nie raz miaam ochot wykrzycze swj al do caego
wiata. Nie sdzi pastor, e jestemy w tym troch do siebie podobni?
Duchowny spojrza na Sharon smutnym wzrokiem.
- Chyba si mylisz, moje dziecko. Jego reakcje naprawd trudno przewidzie.
Nagromadzi w sobie tak wiele nienawici, e to mnie przeraa. Bd ostrona, bo nie
wiadomo, co mu moe przyj do gowy. Ani si obejrzysz, jak zamie ci i pognbi, tak e
ju nigdy nie zdoasz si podwign. Trzymaj si raczej Petera, jest prostolinijny,
dobroduszny i wyrozumiay. A do tego zawsze wierzy w twoj niewinno.
- Dobrze, ale do ju na mj temat. Prosz teraz o rad. Sysza pastor zapewne, e
wczoraj nabawiam si tych dziwnych ran.
- Owszem. Wie ju o tym caa wyspa.
- Czy, zdaniem pastora, ten rzekomy duch naprawd istnieje?
Warden wsta i uj Sharon za rami.
- Chtnie odpowiem ci na to pytanie, dziecko, ale wyjdmy na zewntrz. O takich
rzeczach nie rozmawia si w wityni. Przejdziemy si w kierunku targowiska.
Po dugim siedzeniu w mrocznej i chodnej zakrystii promienie soneczne olepiy ich
- To chyba jaki kot w butach - doda Peter wesoo. - Poza tym nagryzmolia tyle
krzakw w tle, e nie wiadomo, co jest co.
- Gordon poleci rysowa moliwie jak najdokadniej - bronia si Sharon.
- To dopiero biedne stworzenie, o ile rzeczywicie takie wanie spotkaa! skomentowa Andy.
- Cisza! Dajcie ju spokj - uci krtko Gordon, ale Sharon zorientowaa si, e z
trudem utrzymuje powag. Sharon nie widziaa jeszcze Gordona rozbawionego do tego
stopnia. W kocu sama zacza si mia.
- Wiesz co, Sharon? Wreszcie odkryem, e jest co, czego naprawd nie potrafisz
robi! - doda Gordon rozbawiony.
Sharon ju chciaa mu odpowiedzie, gdy wtrci si pastor.
- Zwrcie uwag, e Sharon widziaa co innego, ni pozostali. Nie mona porwna
niele prezentujcego si ducha z t pokrzywion, dziwaczn istot z wybauszonymi oczami
i dugim nosem. To zupenie co innego!
- Tak. Poza tym ten, ktrego spotkaam, mia zupenie normalny wzrost, a nawet
powiedziaabym, e by do niski.
Gordon poleci wszystkim wraca do pracy. Z westchnieniem opucia pokj take
Sharon; posza do swoich liczb i tabel. Udzia w tym spotkaniu nawet j odpry. Cho na
chwil zapomniaa o wasnej dramatycznej sytuacji i kltwie, jaka spocza na wyspie.
Ale ciemne chmury nadal zbieray si nad horyzontem...
ROZDZIA IX
Trzy dni pniej Sharon zauwaya u siebie pcherze. Byy bardzo bolesne i wywoay
lekk gorczk, wic dziewczynie nakazano lee w ku. Gordon by niezadowolony, bo
teraz musia wicej czasu spdza w biurze. Im duej Gordon pracowa, tym czciej traci
cierpliwo. Kradziee chalkopirytu nie ustaway, ale na razie nie byo na nie rady. Teraz
naleao skupi si na jak najszybszym uruchomieniu piecw hutniczych. Tak wic kopoty z
duchem zeszy na dalszy plan.
Doktor Adams nakoni Gordona, by Sharon posa na jeden dzie na obserwacj do
szpitalika. Dziewczyna, cho niechtnie, musiaa si na to zgodzi. Adams spdza przy niej
nieprzyzwoicie duo czasu, podczas gdy Sharon udawaa wycieczon, by tym sposobem
unikn rozmowy ze swoim adoratorem. Na szczcie pcherze przyschy i cho kilka z nich
pozostawio niewielkie ranki, nawet i one zaczynay si ju goi. Wieczorem Sharon
oznajmia, e wraca do domu.
W szpitaliku Sharon spotkaa Margareth. Pocztkowo si unikay, ale w kocu
pokonay niepewno i nawizay rozmow.
Sharon pytaa zaciekawiona:
- No i jak ci si pracuje dla doktora Adamsa?
- Och, on jest tak czsto poza szpitalem - odpara. - Przewanie pracuj tu sama, znam
ju swoje obowizki i staram si je wykonywa jak najlepiej. Wydaje mi si, e nie jestem z
pielgniark.
Sharon pokiwaa gow.
- Z pewnoci. Pastor bardzo ci chwali.
- Taaak? - zawoaa Margareth poruszona. - A co mwi?
- Dokadnie nie pamitam. Wspaniaa kobieta, midzy innymi tak si wyrazi.
Radosny umiech Margareth nagle zgas.
- Powinnam by dumna jak paw, a tymczasem wcale nie jestem rada, e darzy mnie a
takim szacunkiem.
Sharon pooya na ramieniu Margareth swoj do.
- Uwaam, e przemilcza to, co dla ciebie najwaniejsze. Moe si myl, ale
odniosam wraenie, e nie jeste mu obojtna.
- Mam nadziej, e to prawda - wyszeptaa.
- Ale przecie on jest duchownym? - zapytaa naiwnie Sharon.
Ktrego dnia Gordon Saint John w drodze do kopalni wstpi do biura i, nie bawic
si w adne uprzejmoci, zagadn wprost:
- Suchaj, czy ty znalaza ju sobie jakiego kawalera?
Sharon w jednej chwili zaczerwienia si po uszy. Ze wstydu nie moga wydusi z
siebie ani sowa. Pokrcia wic tylko przeczco gow.
- Czas najwyszy, eby si za kim rozejrzaa. Pozosta ci tylko miesic -
Pewnego dnia Sharon staa pochylona nad biurkiem. Nie zauwaya wejcia Petera i
dopiero gdy wyszepta kilka sw do jej ucha, ockna si.
- Sharon, masz takie zachwycajce wosy...
Aeby ukry zmieszanie, zapytaa szybko:
- Co robi Gordon, czy jeszcze jest w kopalni? W ogle go dzi nie widziaam.
- W kopalni by dzisiaj wypadek. Przysypao jednego z grnikw, ale na szczcie jest
cay, tak przynajmniej twierdzi. Tylko e bardzo trudno go wydosta. Na miejscu jest doktor
Adams i Margareth, no i oczywicie Gordon, ktry zawsze w takich sytuacjach pojawia si w
kopalni jako pierwszy. Odpowiedzialny w najwyszym stopniu. Czy wiesz, e twoje wosy
lni w blasku soca wszystkimi kolorami tczy? Nigdy u adnej dziewczyny nie widziaem
tak piknych wosw. Nawet mi si nie nio, e bd mg je kiedy gaska...
Sharon nie bya w stanie wypowiedzie sowa.
- Takie byszczce, takie mikkie - Peter obj gow Sharon i zatopi rce w jej
lokach. Lekko przycign dziewczyn do siebie i przytuli. - Sharon, jeste zachwycajca,
delikatna i pena gracji jak lilia. Sharon...? - Delikatnie zwrci twarz Sharon ku swojej
twarzy, tak e patrzyli sobie gboko w oczy. W kocu Peter leciutko pocaowa dziewczyn
w usta. - Wybacz mi, ale nie mogem si powstrzyma.
- Nic si nie stao - ledwo wyszeptaa Sharon. - Jaa... mnie jeszcze nikt przedtem
nigdy nie caowa, a ty...
Peter rozemia si zaskoczony.
- No, teraz to chyba artujesz! Nikt ci przedtem nie pocaowa? W to nie uwierz.
Sharon odsuna si, bolenie dotknita jego sowami.
- Dlaczego tak mwisz? Czy ty naprawd mylisz, e ja...
Westchn i znowu przytuli jej gow do swojego ramienia. Sharon opieraa si, ale w
kocu daa za wygran.
- Dobrze wiesz, e nigdy nie wierzyem w to morderstwo. Ale caowanie to zupenie
inna sprawa. Poza tym nie moesz si a tak przejmowa oskareniem. Mnie ono nie
interesuje, wic najlepiej zapomnijmy o tym.
Tym razem pocaunek Petera by bardziej namitny.
Sharon poczua, e ogarnia j dziwna niemoc. Co si teraz stanie? pomylaa.
Nagle jednak Peter oprzytomnia.
- Idzie Gordon. Lepiej, eby nas nie widzia w takiej sytuacji.
Oboje wrcili do swoich obowizkw, Sharon przygadzia tylko potargane wosy.
Kiedy Gordon wszed do biura, pochylali si pilnie nad swoimi papierami.
- Peter, zastp mnie na chwil w kopalni. Od rana nic nie miaem w ustach, jestem
godny jak wilk.
Sharon poderwaa si momentalnie:
- Ja ci zaraz co przygotuj.
Kiedy Sharon po duszej chwili wesza do pokoju z parujcym talerzem zupy,
Gordon siedzia skulony z gow ukryt w doniach, starajc si pokona senno.
- Jeste okropnie zmczony, powiniene odpocz.
- Dam sobie rad - odburkn. - Zjem co nieco i musz wraca.
- To niemoliwe. Kopalnia nie zawali si bez ciebie, a przecie wysae tam Petera.
Jak mio wypowiada jego imi, jakie to szczcie kocha i czu si kochan,
pomylaa Sharon, po czym dodaa stanowczym tonem:
- Zjedz obiad, a potem pjdziesz przespa si chwil. Obudz ci niedugo.
Chyba tylko wiadomo, e Peter darzy j uczuciem, pozwolia Sharon wydawa
Gordonowi takie dyspozycje. Czua w sobie teraz jak niezwyk si.
Gordon w pierwszej chwili otworzy usta, by zaprotestowa, w kocu jednak si
podda.
- Moe masz racj? Niewielki teraz ze mnie poytek.
I zasn.
Gordon rzeczywicie spa gboko na kanapie, nie zdj nawet butw. Sharon
odczekaa chwil, zanim odwaya si szarpn go za rami i potrzsn mocno. Gordon
obudzi si i unis na posaniu.
- Co, kopalnia? - zapyta wystraszony.
- Nie, nie kopalnia. Zwyka ludzka sprawa. Potrzebuj twojej pomocy. Chod szybko!
Gordon oprzytomnia w okamgnieniu. Bez sowa pody za Sharon w kierunku jej
pokoju. Kiedy na ku Sharon ujrza blisk rozwizania Ann, na jego twarzy pojawio si
przeraenie.
- Nie musisz mi towarzyszy, ale przynie natychmiast gumowe przecierado i gorc
wod. Tu stoj wiadra. I jeszcze par rzeczy ze sklepu, zapisaam ci na kartce. Pamitaj, eby
dali jak najdelikatniejsz tkanin. Wod zagrzejesz na piecu, a drewno znajdziesz pod szafk.
I napal solidnie, bo to wczeniak. Musi mie cieplutko!
Gordon tylko kiwa gow, nie protestujc przeciwko temu, e tym razem Sharon
wydaje polecenia.
- Posaa po doktora? - zapyta niepewnie.
- Oczywicie. Mam nadziej, e zjawi si szybko. Jeszcze nigdy nie odbieraam
porodu sama.
- Poradzisz sobie?
- Sprbuj, z twoj pomoc, ma si rozumie.
- W porzdku, ju biegn.
Kiedy wyszed, Sharon ustawia z krzese prowizoryczny parawan i przykrya go
zasonami.
Anna umiechna si przez zy.
- e te masz odwag tak si zwraca do samego dyrektora!
- S chwile, kiedy to kobiety decyduj o wszystkim - odpara Sharon. - No, jak si
czujesz?
- To trwa tak dugo... - jkna Anna.
Sharon otara krople potu z czoa rodzcej.
- Wrcz przeciwnie, wyglda na to, e pjdzie cakiem sprawnie.
A za sprawnie, dodaa w myli zaniepokojona Sharon. eby cho Margareth tu bya!
- Sharon, jeste taka mia. Nie rozumiem, jak mogaby kogo zabi - wyszeptaa
Anna.
- Nie mogabym nikogo zabi. Ale opowiedz mi lepiej o sobie. Czy w Anglii byo ci
ciko?
ROZDZIA X
- Idzie tu z ni. Nie rozumiem, po co? - powiedzia poirytowany.
Sharon wrcia na swoje miejsce za biurkiem. Myli jak szalone wiroway jej w
gowie. Miaa ochot uciec na koniec wiata, ale jednoczenie wiedziaa, e nadejdzie taki
dzie, kiedy bdzie musiaa stan oko w oko z Lind.
Peter wszed do biura, za nim kroczya Linda. Ubrana na czarno, skromnie, stana
porodku pokoju z min skrzywdzonej dziewczynki.
Dygna przed Gordonem i zacza:
- Dzie dobry. Nazywam si Linda Moore. Zwierzchnik pana by tak miy i pozwoli
mi tu przyj. Obieca take mi pomc. Bo, widzi pan, ja jestem taka wraliwa i nie mog
mieszka pod jednym dachem z ca t podejrzan hoot, wic moe mogabym zatrzyma
si tutaj albo przy szpitaliku? Chtnie pomog, gdy zajmowaam si pielgniarstwem...
Peter, troch zmieszany, mrugn porozumiewawczo do Gordona.
- Lindo, to nie ja jestem zwierzchnikiem pana Gordona Saint Johna, lecz on jest moim.
Niewinne oczy Lindy skieroway si ponownie na Gordona. Dziewczyna
przypatrywaa mu si badawczo, wyranie staraa si wyczu jego nastawienie.
- Och, najmocniej przepraszam! Czy zatem sdzi pan, e bdzie to moliwe?
Po raz pierwszy Sharon miaa si przekona, jak oschy w stosunku do innych kobiet
jest zwykle Gordon.
- Nie moemy robi wyjtkw tylko dlatego, e uwaasz si za wraliw. Jeli
przybya na t wysp, o wraliwoci musisz zapomnie. Poza tym czas, by przywitaa si z
twoj dawn znajom. To ona zajmuje jedyne w tej czci budynku pomieszczenie.
Gordon wskaza na Sharon.
Zdumiona Linda odwrcia si z wahaniem. Dopiero teraz dostrzega Sharon. Na
uamek sekundy z jej twarzy znikn udawany wyraz niewinnoci, brwi cigny si, a oczy
zapony nienawici. Ale ju w chwil potem umiechna si promiennie i wydaa z siebie
okrzyk radoci, obejmujc czule Sharon.
- Sharon, kochanie! Jak si ciesz z tego spotkania! Kryy pogoski, e nie yjesz, i
tak rozpaczaam po tobie...
- Co ci tu sprowadza? - zapytaa sucho Sharon, wyzwalajc si z nieoczekiwanych
obj.
Linda ponownie odwrcia si do obu panw, gwnie za do Gordona, ktry przecie
opowiadaa o swoim nieszczliwym dziecistwie i modoci, o tym, jak nie miaa z czego
y. Nakoniono j do opuszczenia kraju, bo odmwia wyjcia na ulic. Biedna dziewczyna!
A ty, Sharon, zawsze dajesz sobie rad! Przyjrzyj si jej uwanie, Gordon! Ktra z nich
wyglda na dziewczyn lekkich obyczajw? Tylko Sharon. Te rude, wyzywajce wosy, te
miae zielone oczy i kuszca reszta! Pomyle, e to biedne dziecko, Linda... Nie, to
niesychane!
Poderwa si i wypad z pokoju, trzaskajc drzwiami. Sharon, kompletnie zdruzgotana,
opada ciko na krzeso.
- Gordon, wyjd std, wyjd, bardzo ci prosz! Nie chc, eby by wiadkiem mojej
klski.
Gordon stal chwil bez ruchu, po czym powiedzia sam do siebie:
- Dzisiaj wypata i pijastwo, w kopalni nowe przypadki kradziey. A jeszcze do tego
te babskie awantury. I wszystko na mojej gowie. Co za ycie!
Po tych sowach zamkn za sob drzwi.
- Linda?
Margareth przytakna.
- Ma lepsze przygotowanie, wic pewnie dlatego. Tylko e...
Sharon z trudem powstrzymaa si, by nie powiedzie czego brzydkiego.
- W tej sytuacji nic nie moemy zrobi. Z. Lind trudno wygra. Ale sprbuj
porozmawia z Gordonem. Jest niewtpliwie sprawiedliwy.
- Nie, Sharon, nie rb tego. Nie znios, jeli przyjm mnie z powrotem z litoci, a tak
naprawd woleliby widzie tam Lind.
- Jak chcesz. Ale mwia te o jakiej licie?
- Jeszcze jej nie zauwaya? Zawsze wywieszana jest przed wietlic na jaki czas
przed odprawieniem statku. Widniej tam nazwiska wszystkich kobiet, ktre zostan wysane
z powrotem do Anglii. Chodzi oczywicie o kobiety niezamne.
- To potworne. Przypuszczam zatem, e i moje nazwisko tam si znajduje?
Margareth pokiwaa twierdzco gow.
- Zatem Linda triumfuje. Zwaszcza po tym, jak odebraa mi Petera. Margareth,
powiedz mi, czy chciaaby tu zosta?
- O niczym innym nie marz. Jak dotd bardzo si tu dobrze czuam. Ale od kiedy
zjawia si Linda, wszystko si zmienio. Atmosfera staa si nie do zniesienia. Nieza z niej
intrygantka, a do tego potrafi si doskonale maskowa.
- To wanie jej sposb na ycie. Kady si na to nabiera.
- Ale ja teraz ju wiem, jak ona pracuje, jak odnosi si do innych! Nie mam ju
adnych wtpliwoci co do tego, e jeste niewinna! Ty pewnie te nie masz ochoty wraca?
- A jak mylisz? Tam czeka mnie tylko mier. Poza tym przekonanie, e tu naprawd
do czego si przydaj. To cudowne uczucie. Jedyne, co mnie pociesza, to fakt, e Linda nie
jest w stanie odebra mi pracy w biurze. Stale co knuje, ale tylko na to j sta. Nie nadaje si
do prowadzenia rachunkw. Boj si, co jeszcze moe wymyli...
napotkaa jego wzrok, a zadraa pod lodowatym, oskarycielskim spojrzeniem. Inne wiele
si nie rniy. Wszyscy traktowali j jak zadumion.
William by chyba jedynym czowiekiem, ktry nadal podziwia Sharon. Ale i w jego
spojrzeniu dziewczyna dostrzega wahanie i niedowierzanie. Poza tym William ceni raczej
jej urod. Widocznie mia sabo do adnych kobiet, skoro pozby si Margareth i zatrudni
Lind, mylaa z alem Sharon.
Napotkaa te wzrok Gordona, ktry pojawia si w kociele bardziej dla witego
spokoju ni z potrzeby serca. Przyglda jej si uwanie i dugo, po czym skierowa wzrok na
Lind. Obserwowa zachowanie obu dziewczt. Chodno i bez emocji.
Ciekawe, co te on sobie myli? zastanawiaa si Sharon. Pocieszaa j wiadomo,
e Gordon zawsze by wyjtkowo sprawiedliwy w swoich ocenach. Nie daje si zwie
zewntrznemu urokowi, niewinnej buzi czy zdolnociom. Moe popeni bd, ale wydajc
wyrok zrobi wszystko, by by jak najbardziej obiektywny. Nie tak jak Peter, ktrego atwo
omami.
Gdy po naboestwie wszyscy wierni opucili koci, Sharon podesza do kapana.
- Sharon, moje dziecko. Sysz, e znowu popada w nieask. Wczoraj bya tu ta
Linda Moore. Musz przyzna, e mia z niej dziewczyna. Bya u komunii i modlia si za
ciebie.
A wic a tak daleko si posuna! Sharon poczua, e wszystko si w niej burzy z
nienawici. Zatem wszyscy przeszli ju na stron Lindy, nawet pastor...
- C, nie chciaabym podejmowa tego tematu. Chodzi o Margareth. Musi wraca do
Anglii najbliszym kursem.
Duchowny Warden zdumia si niezmiernie.
- Jak to? Przecie Margareth zajmuje si chorymi?
- Nawet gdyby zatrzymaa prac, nic by to nie pomogo. Jej nazwisko wpisano ju na
list, a to oznacza wyjazd. adna z nas nie moe pozosta tu na duej, jeli nie znajdzie
towarzysza ycia. A co do chorych, to wanie opiek nad nimi przeja Linda.
Warden by tak poruszony, e a przystan.
- Ale dlaczego? Przecie nie byo lepszej pielgniarki od Margareth.
- Linda zdobdzie wszystko, co chce - odpara Sharon nie zwaajc na to, e jej gos
brzmia gorzko i wrogo.
- Margareth nie moe std wyjecha! Mylaem, e... miaem nadziej, e my...
- e si pobierzecie? Ona te miaa tak nadziej, cho nigdy nie odwayaby si o
tym wspomnie. Niech pastor poprosi j o rk, ona na to czeka,
- Ale tak nie mona! Znamy si niecae trzy miesice! Musz mie wicej czasu...
Sharon zebraa si w sobie i rzeka:
- Pastorze, prosz pomyle chwil: kadego dnia bogosawi pastor parom, ktre
znaj si jeszcze krcej! Czy wtedy nie ma pastor wyrzutw sumienia, czy wtedy mona?
Dlaczego pastor tak postpuje, jakby by lepszy od innych? Gdzie pastora skromno?
Warden zamruga nerwowo.
- Sharon, co ty mwisz? Ja... A moe ty rzeczywicie masz racj? Nie raz mwiem,
e to nie powinno odbywa si w ten sposb. Bogosawiem parom, o ktrych wiedziaem, e
nie bd razem szczliwe. I przymykaem na to oko. Tylko dlatego, e nie chcielimy
zgodzi si na rozwizo. Ale z Margareth bybym chyba szczliwy...
- I ja tak myl - dodaa ciepo Sharon i w tej chwili ju nie pamitaa o nienawici,
jak ywia do Lindy. - Tylko e trzeba si popieszy. Niech ona nie cierpi duej.
Warden wsta i wyprostowa si. W jego oczach pojawi si nowy blask.
- A kto nam udzieli lubu?
- Moe Gordon? To on zarzdza ca wysp.
- O, nie. Gordon si nie nadaje.
- Przecie uczszcza na niedzieln msz?
- Owszem, ale bez przekonania. Gordon nie ma do wiary.
- To moe kapitan statku?
- Kapitan, owszem. Zatem, Sharon, czy moesz by moim wiadkiem?
Sharon nie spodziewaa si takiej propozycji i szczerze si wzruszya.
- Bardzo chtnie. Dzikuj za zaufanie. Ale potrzebujemy jeszcze jednego wiadka.
- Peter?
- Nie - odpara Sharon bez wahania. - Wol ju niewraliwego Gordona.
- Niech ci bdzie. Dzikuj, Sharon. Tym samym zrobia jeszcze jeden dobry
uczynek dla twoich bliskich.
ROZDZIA XI
Sharon staa jak zahipnotyzowana. Nie bya w stanie ruszy si z miejsca, krzycze,
ucieka, wzywa pomocy.
Zaraz potem ujrzaa jak posta zmierzajc dokadnie w jej kierunku. W pierwszej
chwili pomylaa, e to sam diabe, ale nagle posta odezwaa si znajomym gosem. By to
Gordon.
- Ach, wic i ty zauwaya migajce wiateko na zamku?
- Tak. Co to takiego?
- Nie widziaa go wczeniej? Ruiny rozwietlaj si czasem, ale nie umiemy tego
wyjani.
- Co za przeraajcy blask, Gordonie...
Sharon zapragna nagle wzi Gordona za rk, jak dziecko, ktre przytula si do
dorosego, gdy si czego przestraszy. Ale on na pewno by j wymia.
- Nie raz ju chciaem to zbada - powiedzia spokojnie Gordon.
Sharon, pokonujc strach, zaproponowaa:
- Wic zrbmy to teraz!
Gordon przyjrza si jej uwanie.
- Teraz? A nie boisz si?
- Boj si - przyznaa cicho. - Ale jeli ty pjdziesz, pjd z tob.
Na te sowa Gordon rozemia si szczerze.
- Oj, Sharon, Sharon! Chyba zawsze pozostaniesz dla mnie zagadk! Zapada ju
zmrok, wic nie ma sensu tam i. Powinnimy zbada i zamek, i miejsce w lesie, w ktrym
spotkaa t dziwn posta. Ale to naleaoby zrobi za dnia, a wtedy ja nigdy nie mam czasu.
- Czy nie sdzisz, e jest to na tyle wane, e warto byoby powici temu zjawisku
kilka godzin?
- Owszem, ale... Nie wiem, a moe wyrwabym si jako jutro z rana?
- No wanie. Ja te chtnie bym posza.
- Chtnie? Do zamku? Zabawne. No, wracajmy.
Sharon podya za Gordonem, szczliwa, e kto jej towarzyszy. Przypomniaa
sobie, co mwi jej pastor Warden w dniu swojego lubu: Wiesz, Sharon, uwaam, e
Gordon od pewnego czasu bardzo si zmieni i zagodnia. Wszyscy jestemy zdania, e to
twoja zasuga. Nie myl oczywicie, e on ywi dla ciebie jakie szczeglne uczucia, to
sprzeczne z jego natur. Ale nie ulega wtpliwoci, e oglna atmosfera staa si duo
przyjemniejsza.
Sharon zerkaa ukradkiem na ogorza, wyrazist twarz Gordona. Jej wprawdzie
Gordon wci wydawa si wymagajcy i chodny, ale jednak zdoaa zauway, e nie jest
ju taki wybuchowy i agresywny. Moe nadejdzie kiedy dzie, gdy zostan naprawd
dobrymi i serdecznymi przyjacimi?
- Aha, prawda, jutro rano nie mog. Chciaam prosi ci o kilka godzin wolnego.
- Po co?
- Jutro - zacza uradowana - mam zoy pierwsz wizyt Margareth w jej nowym
domu. Nikt przedtem nie zaprasza mnie do siebie na herbat.
- W czasie pracy?
- Noo, nie. Jeli nie mona, w takim razie pjd innym razem - powiedziaa z alem
Sharon.
Gordon milcza dusz chwil.
- Czujesz si tu bardzo osamotniona? - zapyta w kocu.
- Nie, skde! Da si jako z tym y - odpara wymijajco.
- Nie jestem tego pewien. Pamitam, co dziao si wczoraj w kociele.
Wspomnienie byo tak przykre, e Sharon musiaa przyzna:
- Rzeczywicie. Wczoraj byo mi okropnie smutno. Wydawao mi si, e duej tego
nie znios.
- Bzdury! Trzeba si na to uodporni.
Kiedy nie odpowiadaa, doda:
- Myl, e jako poradzimy sobie bez ciebie tych kilka godzin.
- Och, Gordon, dzikuj!
Zamia si.
- Cieszysz si tak, jakby dostaa gwiazdk z nieba!
Mijali teraz w milczeniu baraki. No tak, z tej przyjani chyba nic nie bdzie,
pomylaa Sharon. On wcale nie ma na to ochoty. Ale c mi szkodzi z nim porozmawia?
- Wiesz, Gordonie, nie mog zrozumie, w jaki sposb dokonywane s te kradziee w
kopalni?
No tak, teraz okae zainteresowanie, pomylaa nieco rozbawiona Sharon.
- I ja tego nie odkryem. Problem przedstawia si tak: kady z grnikw po
zakoczeniu swojej szychty way dokadnie t ilo rudy, ktr sam wydoby, i wpisuje do
ksigi. Przy wadze kontroluj wszystko dwaj mczyni. Pod koniec dnia cae dzienne
bardzo
rzadki
egzemplarz
chalkopirytu,
minerau,
ktry codziennie
wydobywamy.
Pooy go na doni Sharon, a dziewczyna zacza mu si uwanie przyglda.
Na podstawce wykutej ze zwykego kwarcu umocowany by nieregularny,
mosinoty odamek chalkopirytu o zachwycajcym, diamentowym poysku. Nieregularne
przeamy minerau zdobia sie cieniutkich rys krysztau grskiego, mienicych si w sabym
wietle lampy naftowej.
- Przeliczny! - wyszeptaa Sharon. - Nigdy nie widziaam czego rwnie piknego!
Chciaa zwrci Gordonowi minera, ale go nie przyj.
- Zatrzymaj to. Nie wiem, co bdzie z tob dalej, jak potoczy si caa ta przykra
sprawa z morderstwem. To, co zrobia dla nas, jak bardzo pomoga mi w pracy, jest
nieocenione. Niech bdzie to podzikowanie za twj trud od mczyzny, ktry nie potrafi
wyraa uczu sowami.
Jego do bya ciepa i przyjemna.
- Dzikuj - powiedziaa wzruszona Sharon, spogldajc Gordonowi prosto w oczy. Potrafi doceni warto takiego prezentu, bez wzgldu na to, ile kosztuje.
- Nie kosztuje wiele - umiechn si i cofn rk. - Ale to najpikniejszy okaz, jaki
kiedykolwiek znalazem.
Po czym odwrci si szybko i poszed w kierunku drzwi.
- Mam nadziej, e dzi bdziesz spaa spokojnie. Wszystkie okna posprawdzaem i
zabezpieczyem. Nie myl o zamku, jego magiczna moc tutaj nie siga.
Sharon nie byo do miechu. Sowa Gordona miay wprawdzie j uspokoi, ale
brzmiay ponuro. Poegnali si i Sharon wrcia do siebie pena trosk.
zbrodni zostay wyjanione, a Sharon uznano za zmar, jednak styl ycia, jaki prowadzia
Linda, mg w przyszoci wzbudzi podejrzenia policji. Wtedy z pewnoci powrciaby
sprawa zabjstwa.
Dlatego zbrodniarka zdecydowaa si uciec na wysp. Skradzione pienidze
rozpyny si w okamgnieniu i teraz trzeba byo szuka nowych rde dochodu. Spotkanie z
Sharon i wiadomo, jak pozycj osigna, zatruy Lindzie ycie. Niebezpieczny by take
Gordon Saint John, on potrafi myle i ocenia logicznie. Peter niczym nie rni si od
innych mczyzn, bez wysiku zawrcia mu w gowie. Gdyby tylko Linda moga udowodni
Gordonowi, e ona sama jest zdolniejsza ni Sharon... Ale na to nie miaa wielkiej nadziei.
Dlatego musiaa sign do innej broni.
Siedziaa teraz w jesiennym socu, gawdzc z kobietami o tym i owym. Sprytnie
skierowaa rozmow na Sharon.
- Ta to ma szczcie - powiedziaa na pozr obojtnie. - Na wyspie nie ma adnej
policji, a Saint Johna nie obchodzi praworzdno. Gwide na to, e wrd nas znajduje si
morderczyni. Ona cigle mnie przeladuje i chce skrzywdzi. Nie wiem doprawdy, jak dugo
to wytrzymam.
Kobiety wyraziy swoje wspczucie.
- Kiedy ludzie sami wymierzali sprawiedliwo, nie czekajc na wyroki. Takie
zbrodniarki po prostu kamienowano - mwia jakby do siebie Linda. - Wystarczyo zebra si
tam, gdzie taka moga przechodzi, okry i...
Linda z premedytacj zawiesia gos akurat w tym momencie. Suchajce jej kobiety
byy z natury proste i bez trudu mona byo im zasugerowa sposb postpowania. Spojrzaa
dyskretnie na drog; Sharon wanie si zbliaa. Poza tym na drodze byo pusto. A zatem
teraz albo nigdy!
- Tyle mi zawdzicza - podja znowu Linda, tym razem ze zami w oczach. - I tak mi
za wszystko dzikuje! To zwyczajna czarownica!
- To prawda! - krzykna podniecona Doris. - Zasuguje na mier! Zawsze to
mwiam!
Linda kontynuowaa rozpoczt myl:
- Wyjdziemy za m, urodzimy dzieci, ale jak uchronimy je przed t besti? A Saint
John z pewnoci zechce j zatrzyma. Cigle powtarza, e staa si niezastpiona.
- Przecie nie moe zosta duej ni trzy miesice! - zauwaya jedna z kobiet.
- Ha! Czy uwaasz, e ona nie potrafi przekabaci tego czy innego nieszcznika? spytaa Doris. - Choby mj Tom: zawsze staje w jej obronie!
Od strony zabudowa kto si zblia! By to sam Gordon Saint John. Jakim sposobem
znalaz si tu o tej porze? Od dawna powinien by w kopalni!
Linda zagryza zby. Co robi? Bya tak blisko osignicia celu...
Nagle pucia si pdem w jego kierunku i pada mu prosto w ramiona.
- Rzucaj w ni kamieniami! - krzykna z udawan rozpacz. - Zabij j, zabij! Nie
chc, eby jej si co stao!
Gordon wyrwa si Lindzie.
- O czym ty mwisz? Co? W kogo rzucaj? Mj Boe, to moe by tylko Sharon!
- Biegam co si, eby pana sprowadzi! - mwia zdyszana. - Chciaam je zatrzyma,
ale...
Mwia na darmo. Po Gordonie ju nie byo ladu.
Stao si wedug sw Lindy: jeszcze tego samego dnia zasiada w biurze na miejscu
Sharon. Sharon pozostaa w ku i nie syszaa wszystkich rozmw, ktre toczyy si w
pokoju obok. Od czasu do czasu do jej uszu dociera chichot Petera, bezradny gosik Lindy i
coraz bardziej zniecierpliwiony gos Gordona. Gordon pieszy si najwyraniej do kopalni,
ale Linda cigle go zatrzymywaa, proszc o kolejne wyjanienia w kwestiach, ktre jej
wydaway si skomplikowane. Peter dotrzymywa Lindzie towarzystwa z wasnej woli.
W kocu Gordon zacz wypytywa Lind o morderstwo.
Sharon skulia si w sobie, syszc wersj wydarze z ust Lindy, udajcej niewinitko.
Najbardziej dotkno j to, co Linda opowiadaa o jej rzekomo rozwizym yciu, i komentarz
Petera:
- No tak, tak przypuszczaem. Z powodu maego flirtu nie miabym adnych wyrzutw
sumienia.
Sharon chciaa zapaka, ale brako jej ju ez.
W kocu jednak wzia si w gar. Nie mog si tak maza, pomylaa. Wyobrazia
sobie Petera siedzcego dumnie w fotelu z wypit piersi, udekorowan wielkim medalem za
zasugi w podboju dam.
Po raz pierwszy tego dnia Sharon umiechna si do siebie. To pomogo i przynioso
wyran ulg.
Niemale w tej samej chwili do biura wszed mczyzna i poprosi, by Peter uda si
do kopalni. Gordon chcia pj razem z nim, ale zatrzyma go szczebiot Lindy.
- Och, Gordonie, czy przed wyjciem mgby mi pan co wyjani? To wyliczenie
wydaje mi si takie skomplikowane!
- Ktre wyliczenie?
- Tu, na dole strony...
- Niech no zerkn... Posue si troch, bo nie widz!
Oho! pomylaa Sharon. Ju do tego doszo? No tak, gdzieby Linda przepucia tak
okazj!
- Przecie to cakiem proste! - stwierdzi poirytowany Gordon. - Jeli tego nie
rozumiesz, to nie masz po co zajmowa si rachunkami. Sharon jest duo bardziej...
- Ach, ju mi si przypomniao - powiedziaa szybko Linda. - Dzikuj za pomoc.
- Przecie nic ci nie wyjaniem.
- Wie pan co? Peter to taki miy chopak - Linda momentalnie zmienia temat.
- Co? Peter? Ach, tak. Owszem.
- Chce si ze mn oeni. Ale ja nie jego kocham.
Co takiego! Sharon z rosnc uwag przysuchiwaa si zwierzeniom Lindy.
- Dlaczego wic cigle z nim przebywasz? Czy nie wodzisz go czasem za nos?
- Nie. Po prostu nigdy nie dostan tego, ktrego kocham, gdy on gardzi kobietami.
Sharon bya coraz bardziej rozbawiona.
- Jeli twj obiekt westchnie znajduje si na wyspie, to za wczenie chyba, by mwi
o mioci? Jeste tu przecie od niedawna - gos Gordona by bardzo oschy. - Trzymasz wic
Petera przy sobie na wszelki wypadek?
Sharon widziaa w wyobrani Lind. Z pewnoci jej usta wykrzywiaj si wanie w
podkwk.
- Dlaczego jest pan dla mnie taki okrutny, Gordonie? Czy pan nic nie rozumie?
- A co mam rozumie? - zapyta zniecierpliwiony. - Jeli nie masz innych spraw, to
pozwl, e pjd wreszcie do kopalni. I nie zawracaj mi ju gowy twoimi wydumanymi
historiami miosnymi.
rozmawia.
Nie odpowiedzia. Siedzia gboko zamylony i przyglda si Sharon jako dziwnie.
- Czy co si stao? - zapytaa zaniepokojona.
- Dzisiejszy dzie by dla mnie koszmarem. Nie tylko z powodu napaci na ciebie. To,
co potem musiaem znosi w biurze, kompletnie mnie rozstroio. Ta gupia g jest nie do
zniesienia! Dopiero teraz, gdy ci zabrako przez kilka godzin, zdaem sobie spraw, co dla
nas znaczysz. W poudnie nie dostaem nawet... kawy. Wci mylaem o twojej przyszoci,
a przecie tak rzadko powicam sw uwag sprawom nie zwizanym z kopalni. Dzisiaj
ujrzaem ci w powrotnej drodze do Anglii, potem przed sdem, w kocu usyszaem
skazujcy wyrok i...
Sharon czekaa na dalszy cig zdania.
- Sharon, wiem, e jeste rozsdn dziewczyn...
- Nie jestem tego pewna, cho staram si jak mog. Ale o co ci chodzi?
- Gdybym ci co zaproponowa, czy umiaaby spojrze na to moimi oczami?
- Nie wiem, ale mog sprbowa.
Gordon urwa i przyglda si badawczo Sharon, ktra pod jego wzrokiem jak zwykle
poczua si niepewnie. Po raz kolejny te uznaa, e Gordon ma co pocigajcego w twarzy,
ale z oczu wyziera mu chd i obojtno...
- Chciabym, ebymy zawarli pewien ukad.
- O czym ty mwisz, jaki ukad?
Wypowiedzenie kolejnych sw przyszo mu z wyran trudnoci. Nerwowo zagryza
wargi i dopiero po duszej chwili wykrztusi:
- Mylaem nad tym cay dzisiejszy dzie i nie znalazem innego wyjcia: ty i ja
musimy si pobra.
ROZDZIA XII
- Co takiego??? To niemoliwe! - krzykna zaskoczona Sharon. - artujesz sobie ze
mnie!
- Mwi cakiem powanie. Jeli wyjedziesz std i wrcisz do Anglii, ja strac
niezastpionego pracownika, a ty ycie.
- Ale przecie my si nie kochamy!
- Tym lepiej. Bdziemy mogli traktowa nasz ukad bez zbdnych emocji.
Sharon krcia z niedowierzaniem gow.
- To nie moe by! Przecie tak bardzo si rnimy! Nawet nie umiemy razem
pracowa!
- Czyby? - zdziwi si Gordon. - Uwaam ci za jedyn rozsdn osob na tej
wyspie!
- Och, nie wiesz nawet, jak wiele mnie kosztuje wykonywanie twoich przernych
polece - powiedziaa cicho Sharon. - A poza tym jak mona porwnywa prac z
maestwem?
- Jeli si zgodzisz, zabior ci do siebie. Zapewni ci oddzielny pokj i nigdy nie
zakc ci spokoju.
W tej chwili Sharon stan przed oczami mczyzna jej snw: mody, przystojny,
wysoki blondyn o wesoych oczach i gorcym sercu. Zamiaa si gorzko do tych myli. Nie
znalazby si nikt, kto mniej ni Gordon przypominaby jej ksicia z marze.
- Poza tym nie bdziemy musieli martwi si o potomstwo. Wspominaem ju o tym,
e nie chc mie dzieci.
Sharon bya bliska paczu.
- A jeli jedno z nas z czasem poauje tej decyzji? - zapytaa cicho Sharon.
- To take wziem pod uwag - odpar bez chwili namysu.
- Ale ja wci jestem oskarona o zabjstwo. Czy to ci nie przeszkadza?
- Posuchaj mnie: zdecydowaem, e nie bd odgrzebywa przeszoci. Znam ci tak,
jak okazaa si tu na wyspie, przedtem nie istniaa dla mnie w ogle. Uznaj to
wydarzenie, jak i twj wczeniejszy swobodny styl bycia, jako niebye. Jeli sprawa
zabjstwa powrci w jakichkolwiek okolicznociach, wtedy si ni zajmiemy. Teraz nie bd
tym sobie zaprzta gowy. Oczywicie zachowasz prawo do mioci: jeli kiedy spotkasz
mczyzn, bez ktrego nie bdziesz moga y, obiecuj, e zwrc ci wolno.
wam stanowczo odmawiam! Gordonie, czy nie zdajesz sobie sprawy z tego, e zniszczysz t
delikatn i mi dziewczyn?
Sharon powiedziaa agodnie:
- Drogi pastorze, jeli Gordon nie oeni si ze mn, umr na gilotynie.
Warden krci gow z powtpiewaniem.
- Sharon, to si dla ciebie skoczy katastrof!
- Bd stara si j chroni. Taki napad jak dzisiejszy, ju si nie powtrzy - zapewni
krtko Gordon. - Poza tym wadze angielskie prdzej czy pniej zaczn jej szuka. Moje
nazwisko zapewni jej bezpieczestwo.
- To kci si z wszelkimi chrzecijaskimi zasadami - rzek zaamany duchowny. Kto widzia zawiera maestwo na takich warunkach?
- Pastorze, zdarza ci si przecie udziela sakramentw w wielkiej potrzebie, potraktuj
nasz sytuacj tak samo! Przecie ty take ratujesz ycie Sharon.
- Och, co ty wygadujesz - zoci si Warden. - Ale niech wam bdzie. Bierzmy si do
dziea. Tylko ebycie potem nie mieli do mnie alu.
Na wiadkw poproszono Margareth i jednego ze wsppracownikw Gordona.
- Sharon, czy ty na pewno wiesz, co robisz? - pytaa ze zami w oczach Margareth. Przecie podoba ci si Peter.
- Gordon, pytam ci po raz ostatni.... - gos Wardena dra lekko.
- Nie mam innego wyjcia - rzek Gordon. - Dziki Sharon zaoszczdziem mnstwo
czasu, ktry mogem powici sprawom kopalni. Nie chc pozwoli, by odjechaa.
- Sharon, przecie ty jeste mdr kobiet? - baga pastor.
- Mog wybiera pomidzy Gordonem i gilotyn. Decyduj si na mniejsze zo.
Sharon wypowiedziaa te sowa ze wiadomoci, e zrani Gordona. Nie moga jednak
powstrzyma si od takiej uwagi po wyjanieniach, ktrych udzieli pastorowi. Zaskoczony
Gordon spojrza na swoj przysz on ze zdziwieniem, ale nic nie powiedzia.
- To okropne! - woa Warden. - Traktuj was jak przyjaci, ale nie znam pary, ktra
by mniej do siebie pasowaa!
W kocu rozpocza si ceremonia zalubin. Sharon klczaa obok Gordona, lecz
czua si ogromnie samotna. Peter... Jak mogo do tego doj? To on mia by teraz przy niej
na miejscu Gordona....
Ledwie docieray do niej sowa wypowiadane przez narzeczonego:
- ... i lubuj ci mio, wierno i uczciwo maesk i e ci nie opuszcz a do
mierci
zamkowych ruin.
- Co za pech! - zmartwi si Gordon. - No, ale skoro doszlimy a tutaj, chyba nie
zawrcimy?
Linda pisna cicho, ale zaraz przypomniaa sobie, i powinna udawa dzieln
wdrowniczk, i zamilka.
- Od tej chwili eby mi si nikt nie odezwa! Starajcie si te i bezszelestnie.
Teraz z kolei droga nieznacznie opadaa. W dolinie pojawiy si stare, masywne
drzewa o powykrzywianych gaziach. Ju z daleka Sharon dostrzega midzy nimi schody
znikajce gdzie wysoko. Na ten widok zadraa. O tych schodach opowiadano
niejednokrotnie przedziwne i straszne historie. Prowadziy stromo pod gr, z jednej strony
opierajc si o skaln cian, z drugiej za otwierajc si na przepa. Sharon usiowaa
policzy stopnie, na wypadek, gdyby byli zmuszeni pokonywa je po ciemku, ale na samym
szczycie schody kryy si w bujnych zarolach.
W miar jak gstniay ciemnoci, okolica stawaa si coraz bardziej ponura.
Mczyni zastanawiali si, co dalej robi.
Nagle Gordon cisn mocno rami Sharon i szepn:
- Na d! Chowa si! Po drugiej stronie cieki jest jama! Szybko, kto si zblia!
Wszyscy bez wahania rzucili si do odwrotu i po chwili ju byli ukryci.
Sharon poczua na twarzy drapice gazie, ale nie miaa odwagi si poruszy.
Serce bio jej jak szalone. Do jej uszu od strony schodw dochodzio cikie, powolne
stpanie. Znaa je a nazbyt dobrze...
Wstrzymaa oddech i z caej siy cisna czyje rami. W tym samym momencie
ciepa i przyjazna do uja j za rk. Uspokoia si troch, czujc przy sobie obecno
Gordona.
Po krtkiej chwili Sharon ujrzaa na grze kilka postaci, ktre majestatycznie
przesuway si w ich kierunku. Syszaa za sob z trudem tumione pochlipywanie: Linda
take bya przeraona.
eby tylko nie zacza wrzeszcze, modlia si w duchu Sharon,
O to samo prosi w mylach Gordon.
Sharon wytaa wzrok, by lepiej widzie w mroku. Po chwili jakby co dostrzega...
Cakiem niewiadomie, ogarnita przeraeniem, wbia paznokcie w rami Gordona.
Powoli, schodek po schodku, zstpoway ku ciece trzy przeraajce potwory. Miay
ogromne, nieforemne donie, ktrymi wspieray si o strom cian skaln, i poruszay si z
wielk ostronoci. W kocu od Gordona i jego przyjaci dzielio je kilka metrw. Teraz
ROZDZIA XIII
Uwag Sharon przykuy dwa jaskrawe, ogniste punkty, ktre rozwietlay panujcy
wok mrok. Po chwili posta posuna si kilka krokw w d i wtedy dziewczyna wyranie
dostrzega sylwetk wysokiego mczyzny, odzianego w dugi, powiewny paszcz. Wicej
szczegw nie zdoaa zaobserwowa, gdy Linda stracia panowanie nad sob i z
przeraliwym krzykiem rzucia si do ucieczki. Natychmiast pobieg za ni Peter. Gordon,
widzc, e droga w kierunku ruin zostaa odcita, nakaza wszystkim zawraca.
- Ruszajcie si! - krzykn. - Nic tu po nas. Jest za ciemno. Musimy tu wrci za dnia.
Wzi Sharon za rk i zbiegli szybko w d.
- A co z tymi, ktrzy id przed nami? - pytaa niepewnym gosem Sharon.
- Jeszcze nie wiem. To zaley, czy si na nich natkniemy. Najpierw trzeba uspokoi
Lind. e te cigle mam j na karku!
Odnalezienie Petera i Lindy nie sprawio im adnych trudnoci, gdy krzyki
dziewczyny sycha byo na kilometr. Oboje przycupnli w niewielkiej dolince.
Wsplnymi siami udao si im uspokoi Lind i teraz mogli ruszy w drog
powrotn.
- Ciekaw jestem, czy kto z nas zosta poraony wzrokiem czarownika? - zapyta
Andy.
- No, a jak si czujecie? Macie jakie dolegliwoci? - spyta Gordon.
- Ja na razie chyba nic nie zauwayam. Co prawda mam wraenie, e swdzi mnie
cae ciao, ale to chyba tylko nerwy - rzeka po chwili zastanowienia Sharon.
Gordon spojrza pytajco na pozostaych, ale nikt nie narzeka na swdzenie, wic
ruszyli w dalsz drog.
- Musimy zachowa ostrono. Pamitajcie, e mamy przed sob tamtych trzech.
Linda cay czas pochlipywaa, cho ju znacznie ciszej.
Sharon odruchowo wzia Gordona za rk, lecz on szybko cofn swoj do.
Zorientowaa si, e popenia gaf i wyszeptaa:
- Wybacz mi!
Gordon spojrza na on ze zdziwieniem. Czyby si baa? Na wszelki wypadek
postanowi si trzyma blisko niej.
Ku zdziwieniu Sharon nie natknli si na nikogo po drodze. Dotarli bezpiecznie do
wschodniej czci wyspy i ujrzeli migoczce wiateka barakw.
przyszoci, e serce omal jej nie pko. Ludzie nigdy nie zapomn o strasznym oskareniu,
ktre na niej ciy, nigdy te nie zdobdzie Petera, cho to ju nie wydawao si jej takie
straszne. Na zawsze bdzie zmuszona pozosta na wyspie, a jeli nawet znalazaby kogo, dla
kogo jej serce mocniej zabije, czy bdzie umiaa opuci Gordona? Czy to rzeczywicie takie
proste, jak mu si wydaje? I co powiedz na to inni? Sharon zdawaa sobie spraw, e
prawdopodobnie cae ycie spdzi u boku nie kochanego ma. Jak ma y z czowiekiem,
dla ktrego mio i ciepo domowego ogniska w ogle si nie licz?
Dlaczego Peter nie okaza si tym silnym, wspaniaym mczyzn, o jakim marzya?
Dlaczego zdradzi j dla Lindy Moore? Dlaczego Linda pojawia si na wyspie?
Jedno Sharon wiedziaa na pewno: mimo e oboje z Gordonem zawarli swoisty ukad,
ona nie powinna obnosi si ze swym zamanym sercem. Czua, e niespenione marzenie o
Peterze musi jak najszybciej wymaza z pamici. Dla wasnego dobra i dla dobra swego
maestwa.
Peter.
- Moe nie zdy rzuci swojego uroku na ca szstk? A poza tym prysnlimy
stamtd prawie jednoczenie.
Gordon sta pogrony w gbokiej zadumie. Percy mia rany na twarzy i ramionach, u
Andyego i Sharon ucierpiay donie.
- O czym tak mylisz, Gordonie? - zapytaa z zaciekawieniem Sharon.
- Nie jestem pewien, ale chyba zauwayem pewn prawidowo.
- Co masz na myli?
- Dlaczego akurat wy macie te rany? Moe... Nie, musz si jeszcze nad tym
zastanowi.
Niczego wicej nie udao im si wycign z Gordona.
Sharon obawiaa si, e pojawi si u niej nowe rany, tymczasem po upywie kilku
kolejnych dni pcherze zaczynay przysycha. Gorzej byo z Percym i Andym, ich
okaleczenia nie chciay si goi. Sharon zacza posdza czarownika o sabo do dam; im
wyranie oszczdza blu.
Na wie o maestwie Gordona z Sharon Linda przeya szok. Stao si to tak nagle,
a przy tym nawet ona nie przewidziaa takiego obrotu sprawy. Od dawna rozmylaa, jak by
tu pozyska wzgldy zarzdcy. Bya przekonana, e prdzej czy pniej dopnie swego, trzeba
tylko nieco cierpliwoci! Gdyby tak ona zostaa pani dyrektorow, los Sharon byby
przesdzony...
Linda liczya na to, e Sharon bdzie zmuszona opuci wysp, by w Anglii zapaci
gow za zbrodni. Teraz ju nie moe by o tym mowy.
Zgrzytaa wic z wciekoci zbami.
By czas, kiedy Lind lubiano, bya mi i dobr dziewczynk. Ale ktrego dnia na jej
drodze pojawiy si pokusy i Linda nie potrafia si im przeciwstawi. Staa si kobiet z i
zawistn, cho wyjtkowa uroda pomagaa jej to ukry.
Linda nie ustawaa w poszukiwaniu sposobw pozbycia si Sharon. Gdyby tak
wszyscy bez wyjtku uwierzyli w jej zbrodni, Linda spaaby spokojnie. Ale to byo
niemoliwe. Cige powracanie do tej sprawy mogoby okaza si niebezpieczne dla samej
Lindy.
Musi si znale inne wyjcie...
Moe by tak udowodni, e Sharon popenia bdy w prowadzeniu ksig, tak by
Gordon straci do niej zaufanie? Ale czy tego rodzaju zwycistwo zadowolioby dn srogiej
zemsty Lind?
ycie Sharon u boku Gordona nie ukadao si tak, jak to sobie wyobraaa, mimo i
nie liczya na idyll. Oprcz codziennej pracy biurowej spado na ni wiele dodatkowych
domowych obowizkw. Gordon nie zmieni si ani na jot: nie raz wyraa swoje
niezadowolenie, gdy Sharon nie speniaa wszystkich jego oczekiwa. Tym bardziej Sharon
nie spodziewaa si tego, co miao nastpi...
Nie bya pewna, kiedy si to zaczo. By moe jednego z tych wieczorw, gdy
Gordon, po caym dniu pracy, pada po obiedzie na kanap i zasypia, opierajc gow na jej
ramieniu. Zdarzao si, e mamrota przez sen ledwo syszalnym gosem: Jak to dobrze,
sonko, e czekasz na mnie w domu... Sharon nie wierzya wasnym uszom. Szybko jednak
uznaa, e Gordon nie zdaje sobie sprawy z tego, co mwi.
Mimo to te sowa, niespodziewanie dla Sharon, niby ziarenko zakiekoway w jej
sercu, a myli coraz czciej bdziy wok ma. Zastanawiaa si, czy ciko pracuje w
kopalni, kiedy wrci, moe naleaoby ju wstawi obiad, by by gotowy na czas. A gdyby
tak kupi kawaek misa albo wieej ryby i zaskoczy Gordona wyborn kolacj?
A moe zaczo si to duo wczeniej i dojrzewao powolutku, by rozkwitn z ca
si w dniu, kiedy Linda znowu zaatakowaa...
ma, Sharon sza do biura; wracaa tu przed jego przyjciem, by przygotowa obiad.
Bywao, e wieczorami siadywali razem, gawdzc o pracy Gordona, ale gdy pojawia si
Peter, Sharon cicho wycofywaa si do swojego pokoju. Umiaa trzyma si w tle, pojawiaa
si tylko wtedy, gdy Gordon naprawd jej potrzebowa
Rzeczywicie, nie mg jej nic zarzuci: Sharon zawsze bezwzgldnie przestrzegaa
regu ich wsplnej umowy. Czasami Gordonowi wydawao si, e ona jest zmczona,
zwaszcza wtedy, gdy nie nadaa z jak prac w biurze lub gdy karci j ostrymi sowami...
Tego dnia Sharon bya podenerwowana i Gordon dobrze wiedzia, jaka jest tego
przyczyna. Nastpnego dnia Peter i Linda mieli wzi lub, po czym Linda zamierzaa
wprowadzi si do swego ma. Gordon przyglda si bacznie Sharon i nawet on si
domyla, e musi jej by ciko na sercu.
- Kochanie... - zacz niepewnie.
Zaskoczona, stana z tac w doni i spojrzaa na ma.
- Tak?
- Pamitasz t grk, na ktrej chciaa zbudowa dom? Byem tam dzisiaj i bardzo mi
si to miejsce podoba. Czy nadal chciaaby tam mieszka?
Sharon oywia si nagle, ale po chwili umiech znikn z jej twarzy.
- Jest mi naprawd wszystko jedno.
Gdy ruszya w kierunku kuchni, Gordon przytrzyma j za rk:
- Wiem, e to nieprawda. Nie jest ci wcale wszystko jedno. Przecie obie nie moecie
mieszka pod jednym dachem, a ja te nie mam ochoty wiecznie zmusza si do rozmw.
Pogadam z cielami. Jeli si popiesz, moglibymy wyprowadzi si std jeszcze przed
zim.
Na myl o nowym wasnym domu Sharon si rozmarzya. O Peterze przestaa ju
myle, ani troch jej nie obchodzi.
- Moglibymy dzi wieczr przyjrze si istniejcym planom, a moe sami bymy co
naszkicowali? - zaproponowa Gordon.
- Gordon, mwisz tak, jakbymy byli razem...
- Razem z pewnoci bdziemy mieszka - powiedzia spokojnie.
- Tak, to prawda - odpara Sharon i powrcia do nakrywania stou.
Gordon wyszed do pracy, a Sharon pozostaa z wasnymi mylami. Przeraaa j
perspektywa ycia pod jednym dachem z Lind. Wsplna kuchnia, posiki... To wprost nie do
zniesienia! Linda zachowywaa si w ostatnim czasie wyjtkowo spokojnie i ju to niepokoio
Sharon. Przeczuwaa, e prdzej czy pniej co zego si wydarzy. Nie miaa jednak pojcia,
ROZDZIA XIV
W porze obiadowej Sharon wybraa si ze spnion wizyt do Margareth. Po krtkiej
pogawdce i obejrzeniu domu Sharon popieszya do biura.
W drodze powrotnej, kiedy przechodzia przez niewielki lasek, z daleka ujrzaa
zbliajce si Lind i Doris.
Ze strachu serce podskoczyo jej do garda. Wci nie moga zapomnie o tym, e
chciano j ukamienowa. Szybko zesza ze cieki i ukrya si za wystajc ska.
Przycupnwszy cichutko, zastanawiaa si, czy czasem nie przesadza, ale byo ju za pno,
by wyj z kryjwki
Dziewczta szy wyjtkowo powoli. Sharon draa, pena niepokoju i niecierpliwoci,
lecz po chwili zacza baczniej przysuchiwa si rozmowie, jak prowadziy obie
przyjaciki.
Najpierw Sharon usyszaa ostry, przenikliwy gos Doris.
- Tumaczyam Tomowi, ile by skorzysta, gdyby zarzdc zosta twj m. By moe
zostaby nawet zastpc, a wtedy nie ukarano by mnie za Sharon. Ale nie chcia sysze o tym
pomyle, powiedzia, e na pewno tego nie zrobi.
- Idiota z niego! - odezwaa si Linda.
- Na Toma nie mamy co liczy. On boi si Saint Johna jak ognia. Powiedziaam mu,
e jest zwykym tchrzem, a on sobie poszed.
- Wyglda na to, e sama musz dosta si na teren kopalni - rzeka w zamyleniu
Linda. - Ale jak ja to zrobi?
- A gdyby tak przebraa si za mczyzn i wesza niepostrzeenie razem z innymi?
To nie powinno by trudne - podpowiedziaa jej Doris. - Nie kontroluj przecie a tak
szczegowo.
Sharon zorientowaa si, e kobiety przystany.
- Jeli poyczyaby mi jakie ubrania Toma, mogabym sprbowa. Jeste pewna, e
wraca punktualnie o czwartej?
- Moesz mi zaufa. Nigdy si nie spnia. A teraz chodzi tylko ta jedna.
Kobiety ruszyy dalej.
- Dobrze. Mam narzdzia, ale czy dam sobie sama rad?
- Tom twierdzi, e nie s grube - wyjania ywo Doris. - Wymkniesz si, jak zrobi si
zamieszanie.
ROZDZIA XV
Nie chciaa teraz myle o swojej beznadziejnej mioci do tego czowieka o sercu z
kamienia. Wszystko, co Sharon w yciu cenia, dla niego nie znaczyo nic. Czy uda si jej
utrzyma to uczucie w tajemnicy?
Gordon podnis gow i spojrza zmczonym wzrokiem na Sharon.
- Wyglda na to, e jednak miaa racj - rzek. - Uratowaa mi ycie. Przepraszam,
e byem wobec ciebie taki niegrzeczny.
- Gupstwo, ale jak si teraz wydostaniemy na gr?
- Mamy tu rezerwow wind. Cho od dawna jej nie uywalimy, myl, e jest
sprawna.
Pomg podnie si dziewczynie i strzepn z niej najgrubsz warstw pyu.
- Pewnie wygldam jak czarownica - zamiaa si Sharon.
- Rzeczywicie - przyzna. - Ale to nie jest teraz istotne. Powiedz mi lepiej, kto to
zrobi!
Sharon spucia gow. Nie miaa odwagi oskara Lindy, baa si, i kolejny raz nikt
jej nie uwierzy. Tylko ona sama i moe Margareth znay prawdziwe oblicze tej okropnej
dziewczyny. Jeli znowu padnie imi Lindy, z pewnoci zdoa ona przekona wszystkich, e
to Sharon zaaranowaa wypadek, by mc obciy win swego miertelnego wroga.
Sharon dostrzega logik w rozumowaniu Lindy: gdyby zabrako Gordona, zarzdc
zostaby Peter, a wtedy Sharon staaby si cakiem bezbronna.
Zdaa sobie spraw, jak wiele zawdzicza Gordonowi, cho on nawet nie przypuszcza,
jak bardzo j chroni.
Tak czy owak, Sharon nie moga teraz powiedzie prawdy.
- Mgby mi tego oszczdzi? - zapytaa.
- Nie ma mowy! Kogo chcesz osania?
- Jestem taka zmczona! Odmy t rozmow na pniej - poprosia.
Do Sharon podeszli teraz ocaleni grnicy. Gdy dzikowali jej za uratowanie ycia,
czua si zawstydzona. Po chwili w korytarzu day si sysze kroki biegncych co tchu ludzi.
Sharon nie miaa pojcia, e pod ziemi pracuje ich tak wielu. Grnikw przywoa wielki
huk, a gdy zobaczyli, co go spowodowao, zamarli z przeraenia. Trzej grnicy, ktrzy
uniknli mierci, stali si bohaterami. Relacjonowali przebieg wydarze, dodajc to i owo od
siebie.
Gordon poleci grnikom, by wrcili do pracy, zatrzyma jedynie kilku. Mieli oni
sprawdzi, czy uda si szybko naprawi gwn wind. W kocu wzi Sharon pod rk i
powiedzia:
- Chod, moe dziaa zapasowa.
Na miejscu katastrofy pojawi si Peter. By zdenerwowany, ale nie bardzo chcia
wierzy, e Sharon przewidziaa rozwj wydarze.
Skierowali si we trjk do drugiej windy. Doczyo do nich jeszcze kilku innych
ludzi. Szli teraz sabo owietlonymi korytarzami na przeciwlegy koniec kopalni.
- Jestemy w czci, ktra zostaa ju cakowicie wyeksploatowana - wyjania
Gordon. - Teraz rzadko kto tutaj zaglda. Rzadko kto korzysta te z zapasowej windy. Mam
jednak nadziej, e jest czynna.
Skrci w jeden z wielu mrocznych korytarzy. Panujce tu ciemnoci rozwietlay
tylko podrczne latarki idcych, a jedynymi odgosami byy odgosy ich wasnych krokw.
Przeszli obok otworu zabitego na krzy dwoma deskami
- Ten pokad jest zagroony - wyjani Gordon; - Kilka lat temu nastpio tu tpnicie.
Poniewa zoe byo na wykoczeniu, korytarz zosta cakowicie zamknity.
Szli dalej w milczeniu. Sharon zwolnia kroku i zaczekaa na Petera.
- Peter - odezwaa si najagodniej, jak umiaa. - Nie spodoba ci si to, co powiem. Ale
kiedy bardzo mi na tobie zaleao i nie mog patrze, jak niszczysz sobie ycie. Nie e si z
Lind! Zasugujesz na lepszy los.
Peter zatrzyma si i odwrci powoli w stron Sharon. Z trudem si pohamowa, by
nie wybuchn.
- Widz, e twoja zawi nie zna granic. Jeli chcesz zasia ziarno niezgody midzy
nami, to musisz wiedzie, e twoje sowa jeszcze bardziej mnie utwierdzaj w moich
zamiarach wobec Lindy.
- Tego si wanie obawiaam - powiedziaa ze smutkiem Sharon. - Musiaam ci
jednak ostrzec. Bardzo mi ciebie al.
Peter oddali si bez sowa.
Korytarz rozszerzy si niespodziewanie i rozbysn delikatnym wiatekiem. Z gry
zjedaa wanie rezerwowa winda, w ktrej zobaczyli Percyego z kilkoma kolegami.
- Co si stao? Bylimy pewni, e runlicie w d!
Gordon krtko zrelacjonowa przebieg wydarze. Percy spojrza na Sharon z
podziwem i szacunkiem, ale na dusz rozmow nie byo czasu. Gordon ju wyjania, jak
naley zreperowa uszkodzon wind. Zapasowa okazaa si zbyt maa, jak na potrzeby
kopalni.
Sharon nie bya pewna, w ktrym miejscu wydostan si na powierzchni, ale
wiedziaa, e s teraz w najdalszym zaktku kopalni, nad ktrym prawdopodobnie zaczyna
si las. Od bramy wejciowej dzieli j zatem adny kawaek drogi. Korzystajc z okazji
Sharon zadawaa mowi mnstwo pyta dotyczcych samej kopalni, ale on odpowiada
niechtnie. Wci myla o prbie sabotau. Dogoni Petera i obaj zaczli rozmawia o
reperacji windy.
Sharon, podajc z tyu, przygldaa si obu mczyznom i porwnywaa ich: Peter,
jej pierwsza sympatia, by przystojnym modziecem o miej twarzy i swobodnym sposobie
bycia. Ju w momencie poznania okaza Sharon przychylno i tym j uj. Polubia go, ba,
mylaa nawet, e to mio, ale to zauroczenie szybko mino. Inaczej rzecz si miaa w
przypadku Gordona: on na pocztku traktowa j z wyran niechci. Po jakim czasie
zacz odnosi si do niej po koleesku, polubili si nawet, ale teraz... Sharon bya pewna, e
uczucie, jakim darzy Gordona, to ju nie ulotny zachwyt, ale gboka, prawdziwa mio. I ta
mio staa si dla niej rdem zarwno radoci, jak i cierpienia. Gordon w niczym nie
przypomina Petera. By to dojrzay mczyzna o szczeglnej powierzchownoci. Trudno
nawet powiedzie, e jest urodziwy. Najgorsze, e zachowywa si jak maszyna, a nie jak
czowiek. Jak Sharon poradzi sobie z mioci do kogo tak szczeglnego?
Jednak najbardziej obawiaa si tego, e nie zdoa ukry przed Gordonem swoich
uczu. Czekay j dugie lata u boku mczyzny, od ktrego nigdy nie zazna ciepa, ktry nie
przytuli jej, nie obejmie i nie powie, e bardzo j kocha. Sharon nigdy nie pozna smaku jego
pocaunkw...
Gordon zapewne si nie dowie, jak wiele znaczy dla Sharon. Ona sama pamita
zaenowanie, jakie j ogarno, gdy doktor William wyzna jej mio. Za nic nie pozwoli, by
Gordon znalaz si w podobnej sytuacji.
- Co tak zamilka, kochanie? Mylisz o wypadku z wind? - Gordon zatrzyma si i
poczeka na on.
- Co? Ja.... Tak, chyba tak - odpowiedziaa zaskoczona.
- Nie mog teraz wrci do domu, musimy zaj si napraw. Nie czekaj na mnie z
kolacj. Ale pamitaj, jutro wszystko dokadnie musisz mi opowiedzie. I ebym nie sysza
adnych wymwek!
- Ale Gordonie! Ja nie mam cakowitej pewnoci. Przecie nie mog obwinia kogo
tylko na podstawie swoich przypuszcze!
- Bzdury - wtrci si ostrym tonem Peter. - Musimy wiedzie wszystko, nawet jeli to
tylko podejrzenia.
Sharon wrcia do domu w kiepskim nastroju. Okropnie baa si spotkania z Lind.
Kiedy tamta si dowie, e Sharon znw pokrzyowaa jej szyki, bdzie chora z wciekoci. A
wtedy lepiej byoby dla Sharon, gdyby trzymaa si od Lindy z daleka.
ROZDZIA XVI
Nadszed dzie, w ktrym mia odby si lub Lindy i Petera.
Boe, pozwl mi zasn i nigdy wicej nie obudzi si do tego okrutnego ycia,
modlia si Sharon po wczesnym przebudzeniu. Wiedziaa, e odtd Linda bdzie mieszka
tu za cian. Znw bdzie musiaa sucha oskare i przykrych docinkw. Baa si poza
tym, e Gordon zada od niej wyjanie w sprawie wypadku z wind. Kto by jej w tej
sytuacji uwierzy? Ponad wszystko jednak baa si bliskoci Gordona. Teraz, kiedy
zrozumiaa, jak bardzo go kocha, byo jej naprawd ciko.
Uwiadomia sobie, e obecno Gordona zawsze wywoywaa w niej niepokj. Teraz
to uczucie stao si tak intensywne, e wprost trudne do zniesienia. Nagle Sharon zrozumiaa,
e waciwie ju na pocztku znajomoci Gordon zrobi na niej wielkie wraenie jako
mczyzna i tylko jego pene rezerwy zachowanie sprawio, e nie do koca zdawaa sobie z
tego spraw. Jeszcze do wczoraj Sharon wydawao si, e nie potrzebuje Gordona,
tymczasem wci za nim tsknia. Byo to uczucie tak nowe, tak jej nie znane, e nie umiaa
sobie z nim poradzi. Marzya, by obj j czule, otoczy silnymi ramionami, ale wiedziaa, e
to marzenie nigdy si nie speni. Jakie czeka mnie ycie? mylaa. Jak mam zwrci na siebie
jego uwag? Czy to nie obd?
Z cikim sercem rozpocza kolejny dzie.
- No, moja droga, dzi skoczylimy pierwszy piec, jutro bd gotowe dwa pozostae.
Robotnicy chc to koniecznie uczci, dlatego pomylaem, e warto by urzdzi dla
wszystkich zabaw. Wystpimy na niej jako gospodarze, wic postaraj si adnie wyglda.
Zjawi si te Kanadyjczycy, musimy ich godnie przyj.
Sharon nie wiedziaa, czy ma si mia, czy paka.
- Dajesz mi zaledwie jeden dzie i mwisz, e mam wietnie wyglda? Przecie ja
nie mam adnej wizytowej sukni!
- Nie moesz kupi czego w sklepie?
- W sklepie? Tam wisz jedynie niemodne suknie dla podstarzaych panien!
- Wybacz, ale ja nie mam pojcia, jak chcesz si ubra - westchn Gordon.
- A moe kupiabym materia i co sobie uszya?
- Rb, co chcesz.
Ale jak uszy wizytow sukni w cigu zaledwie jednej doby?
Sharon ogarno przyjemne podniecenie. W sklepie znalaza biay, nieco grubszy
jedwab, ktry doskonale nadawa si na eleganck sukni. Potem pomogy jej Margareth i
Anna i w kocu Sharon miaa tak kreacj, o jakiej zawsze marzya: suknia bya mocno
dopasowana w talii, z udrapowanym karczkiem. Obszerny d sukni dochodzi a do ziemi,
ramiona za byy odkryte. Anna upia wosy Sharon w kunsztowny kok, pozostawiajc kilka
niesfornych lokw luno opadajcych na kark.
- Sharon, wygldasz przecudownie! - wykrzykna Margareth. - Rcz, e dzi
przymisz nawet Lind!
- Lind? A co mnie Linda obchodzi? Ona dla mnie nie istnieje.
Ani Margareth, ani Anna nie mogy wiedzie, e dla Sharon istotne jest tylko, czy
spodoba si Gordonowi. Nie miaa ochoty zwierza si nawet przyjacikom.
Nareszcie nadszed oczekiwany wieczr. Zbliaa si pora wyjcia z domu. Gordon
zawoa ze swego pokoju:
- Sharon, jeste gotowa? Ju czas!
- Tak, id.
Gordon ubrany starannie w bia koszul i czarny garnitur, zapala wanie fajk,
kiedy Sharon, ogromnie przejta, wkroczya do jego pokoju.
- Czas ju... - zacz Gordon i nagle zaniemwi. - Dobry Boe! - jkn po chwili.
- Co takiego? Czy co nie tak? - spytaa niepewnie Sharon.
- Nie tak? - powtrzy Gordon, jakby nie mogc znale waciwych sw.
- Nie drcz mnie duej. Powiedz wreszcie, o co chodzi!
szklaneczk whisky w doni i od czasu do czasu wymienia z gomi jakie zdawkowe uwagi.
Wci jednak patrzy na Sharon, a jego twarz bya zacita i skupiona.
Po skoczonym tacu Sharon z umiechem podesza do ma.
- Dobrze si bawisz? - zapyta, ale w jego gosie wicej byo pretensji ni
prawdziwego zainteresowania.
- Owszem, tylko si ju troch zmczyam.
- Mwiem przecie, eby nie zdejmowaa szala! - rzuci gniewnie.
- Kiedy wci mi si zsuwa - rzeka tonem usprawiedliwienia. - Nie taczylimy
jeszcze ani razu - dodaa z lekkim wyrzutem.
- Ja si do tego nie nadaj. Bybym natomiast wdziczny, gdyby troch ograniczya te
flirty.
Sharon, uraona, zblada, a jej oczy wprost miotay skry. Tak rozgniewanej ony
Gordon nigdy jeszcze nie widzia.
- To wanie dla ciebie staram si by gocinna i mia! Jeli nie widzisz rnicy
midzy uprzejmoci a flirtem, to jeste...
W tej chwili przed Sharon skoni si Peter, proszc j do taca.
- Prosz bardzo, jest wolna - powiedzia obraony Gordon.
Sharon cakiem ju stracia dobry humor, ale posza zataczy z Peterem. Od czasu do
czasu zerkaa na ma, ktry sta teraz samotnie przy drzwiach, nawet na moment nie
spuszczajc jej z oczu. Umiechna si do niego lekko, jakby przepraszajco, ale on na to nie
zareagowa.
Co si z nim dzieje? Czemu tak dziwnie na mnie patrzy? Jeszcze niedawno wcale si
mn nie interesowa, a teraz nieustannie mnie ledzi.
Zmartwiona, nie suchaa nawet, co Peter do niej mwi.
Kiedy orkiestra przestaa gra, Sharon znw wrcia do Gordona. I wtedy stao si co
nieoczekiwanego.
- Idziemy - powiedzia zmienionym gosem Gordon, mocno, a do blu ciskajc jej
rk.
Gdy bez sowa szli dugim korytarzem do mieszkania, Sharon opanowao
nieprzyjemne przeczucie.
Gordon otworzy drzwi do pokoju Sharon, w ktrym wczeniej by tylko jedyny raz.
- Wchod do rodka! - poleci ostro.
Serce Sharon bio niespokojnie, gdy drcymi domi zapalaa lamp. Nagle poczua,
e otoczy j ramionami, i odwrcia si do niego.
Patrzya mu teraz prosto w oczy; widziaa w nich powag. Jego pier wznosia si i
opadaa w niespokojnym oddechu, usta mia mocno zacinite. Sharon bya zaskoczona i
przeraona zarazem. Nie miaa pojcia, co j teraz czeka. Nie potrafia przewidzie
zachowania tego zwykle tak opanowanego mczyzny.
Stalowe donie zaciskay si coraz mocniej wok jej ramion. Baa si. Zastanawiaa
si, czy mimo woli swym zachowaniem na zabawie nie urazia Gordona. W jego spojrzeniu
dostrzega jednak raczej rozpacz, a nie gniew.
- Dlaczego jeste taka pikna, Sharon? - szepn.
Sharon nie moga uwierzy wasnym uszom.
- Naprawd tak uwaasz? - pytaa zaskoczona,
- Kiedy Peter mwi, e jeste bardzo pikna, musiaem mu przyzna racj. Dotd
jednak nie miao to dla mnie adnego znaczenia. Uroda to tylko zewntrzna oprawa, ktra z
czasem przemija. Nie za wygld tak bardzo ci ceniem. Ale dzisiejszego wieczoru...! Ci
wszyscy mczyni, wpatrzeni w ciebie jak w obrazek! To wprost nie do zniesienia!
Usyszaa tylko niewyrane, zdawione westchnienie, po czym zatona w jego
ramionach. Jego twarz dotykaa jej wosw, niespokojne donie gadziy jej plecy. Sharon
czua drcy oddech Gordona tu przy skroni.
On mnie kocha, pomylaa. Trzyma mnie w ramionach! To nie sen! Boe, nie ma dla
mnie wikszego szczcia!
- Och, Gordon - szepna, obejmujc go za szyj. - Tak si baam, e nigdy nie bdzie
ci na mnie zaleao. Byo mi tak ciko, nie miaam ju si, by duej czeka, ale teraz
nareszcie... teraz naleysz tylko do mnie. Mj ukochany, mj jedyny Gordon!
Sharon raz po raz wypowiadaa jego imi, tak jakby uczya si go od nowa na pami.
Jego usta znalazy si tu przy jej ustach, a Sharon ogarno niewypowiedziane
szczcie. Przytulia si do ma gorco, z oddaniem. Czua na ciele jego rce, czua
pocaunki na szyi, chtnie poddawaa si pieszczotom, nie zauwaajc, e staj si coraz
bardziej brutalne. Nie stawiaa oporu, gdy podnis j i uoy na ku. Naleaa do niego,
bya zakochana i kochana!
Patrzya mu czule w oczy, gadzia ukochan twarz. Pragna da mu ca gbok
mio, cae ciepo i dobro, jakie w sobie nosia.
- Gordon, tak ci kocham! - wyszeptaa wzruszona.
I wtedy rzuci zachrypnitym gosem:
- A wic nie zapomniaa jeszcze swoich umiejtnoci? Teraz, kiedy ju i mnie
usidlia, mwisz, e kochasz, tak? Nie masz za grosz wstydu! Zachowujesz si jak
prawdziwa dziwka.
Sharon jkna. Nie moga uwierzy w to, co syszy, to musi by zy sen! Ale Gordon
mwi dalej.
- Dlaczego to inni mogli si z tob zabawi, a ja nie? Jak byo z Peterem, jakie to
miosne igraszki odbyway si w biurze pod moj nieobecno? Mnie te si przecie co
naley! W kocu jeste moj on, tak czy nie? Tylko si nie opieraj, bo nic ci to nie pomoe!
Przeraona brutalnoci ma Sharon prbowaa si wyswobodzi z jego ramion, ale
daremnie. On za krzycza:
- A moe nie jestem dostatecznie przystojny? Moe czekasz na zapat? Prosz
bardzo! Oto ona!
Sign rk do kieszeni, wycign banknot i pooy go na stoliku. Upokorzona
Sharon nie bya ju w stanie duej powstrzyma ez.
- Jeszcze ci mao? No to jeszcze jeden!
Opr i pacz dziewczyny jeszcze bardziej rozdraniy Gordona. Ju nie panowa nad
sob. Sharon staraa si uwolni z jego obj, gdy przywar wargami do jej warg, ale bez
powodzenia. W kocu musiaa si podda. Przymkna oczy, z ktrych pyny zy, i
szepna:
- O dobry Boe!
ROZDZIA XVII
Gordon sta przy oknie wpatrzony w ciemn noc. Przytaczaa go tak wielka rozpacz,
e ledwie mg oddycha.
Co ja narobiem? myla. Chyba sam diabe musia mnie opta! Jak mogem postpi
tak z kobiet, ktra nigdy nie wyrzdzia mi najmniejszej przykroci?
Odwrci gow i spojrza na drobn istot, ktra przysiada na brzegu ka, kulc
ramiona, i bezgonie kaa.
Czy to zazdro sprawia, e da si ponie zwierzcej dzy? Nieoczekiwanie
odkry, jak wielkim skarbem jest jego wasna ona, i poczu si bolenie dotknity tym, i jak sdzi - naleaa ju do innych mczyzn. Na dodatek sporo wypi, a przecie taki by
zmczony. A moe stao si tak dlatego, e nigdy tak naprawd nie interesowa si kobietami?
Nic jednak nie mogo usprawiedliwi jego brutalnoci. Wyrzdzi Sharon ogromn
krzywd, i to nawet nie o sam jego postpek chodzi. Najgorsze byy sowa, jakie
wypowiedzia, kiedy wyznaa mu swoj mio. Upokorzy j tak straszliwie wanie
wwczas, gdy po raz pierwszy mu zaufaa. Czy co takiego mona wybaczy drugiemu
czowiekowi?
A jednak, o ironio, jego postpek pozwoli mu pozna ca prawd o Sharon. Musi
teraz powiedzie o tym wszystkim. al mu byo ony, ale nie mg postpi inaczej.
- Chod, Sharon - rzek bezbarwnie.
Podniosa oczy i odsuna si od niego.
- Nie skrzywdz ci nigdy wicej - zapewni. - Tak wiele chciabym ci wyzna, ale to
zostawmy na potem. Najpierw trzeba wyjani rzecz najwaniejsz.
Patrzya na niego z lkiem. Nie wiedziaa, czego jeszcze moe si po nim spodziewa.
- Nie bdzie to dla ciebie przyjemne - doda z westchnieniem. - Ale musisz przez to
przej.
Wstaa i bez sowa podya za nim. Nie przyja jednak jego wycignitej doni.
Gordon poprowadzi on ku wietlicy, gdzie wci trwaa wesoa zabawa.
Sharon zatrzymaa si.
- Nie! Tylko nie tam!
- Sharon, zrozum, ja musz to zrobi. Mnie te to nie sprawi przyjemnoci, ale to dla
twojego dobra...
Sharon poddaa si i ruszya apatycznie za Gordonem. Waciwie byo jej ju
znali kobiet w czerwonej pelerynie, ktra, starannie ukrywajc sw twarz, odwiedzaa wielu
panw.
- Ach, tak. O ile wiem, Sharon rzeczywicie miaa tak peleryn, ale ty podobno tak
sam.
Linda zamiaa si triumfujco.
- Tak twierdzi Sharon, ale to naturalnie jedno wielkie kamstwo. Nie ma nic na swoj
obron, wic prbuje ca win zrzuci na mnie.
- Czy Sharon bya w domu, w ktrym popeniono zabjstwo, by zabra jak par
rkawiczek, o ktrych podobno zapomniaa?
Linda wygldaa na szczerze zdziwion:
- Przecie to jasne, e Sharon po prostu zmylia ca t histori. Widziaa j nawet
gospodyni...
- Tak. I zdaje si, przysigaa nawet, e kobieta w czerwonej pelerynie jest
przyjacik waciciela kamienicy?
- Oczywicie - odpara Linda.
- Czy moesz potwierdzi jej sowa?
- To w ogle nie podlega dyskusji, ale mimo to przysigam na moj zmar matk.
Gordon odetchn z ulg:
- Dzikuj ci. Tak wic Sharon jest wolna.
Po tych sowach zapanowao oglne poruszenie. Zdezorientowana Linda zapytaa:
- O co w tym wszystkim chodzi? Przecie to jaka bzdura!
Gordon nienawidzi siebie samego za to, co mia za chwil zrobi: zdecydowa si
zdradzi najintymniejsze tajemnice ich maestwa wszystkim obecnym na sali po to, by na
zawsze uwolni on od strasznego oskarenia.
- Sharon do dzisiaj bya dziewic - powiedzia i ukry twarz w doniach.
ROZDZIA XVIII
Gdy Sharon obudzia si nastpnego ranka, zobaczya przy swym ku Margareth
Warden.
- Jak si czujesz, kochanie? - zapytaa przyjacika ze wspczuciem. - To musia by
dla ciebie ciki dzie. e te Gordon nie mg ci oszczdzi tego upokarzajcego
przesuchania! No, ale inaczej nadal ciyoby na tobie oskarenie. Gordon obawia si o
twoje zdrowie, dlatego prosi mnie, ebym z tob dzi zostaa. Co ty na to?
- Dzikuj, Margareth, ale to nie jest konieczne. Nie chciaabym sprawia ci kopotu,
poza tym czuj si ju zupenie niele.
- Jeste pewna? No, dobrze. Gordon chciaby z tob porozmawia, zaraz jak si
obudzisz, wic moe go poprosz?
W pierwszej chwili Sharon instynktownie odwrcia twarz do ciany, ale natychmiast
opanowaa si i rzeka:
- Powiedz mu, e moe ze mn mwi, kiedy zechce.
Margareth wysza z pokoju. Sharon przez drzwi syszaa, e rozmawia o niej z
Gordonem, ktry ju po chwili stan przed kiem Sharon.
- Usid - powiedziaa obojtnie.
Przysiad na skraju posania. Wygldao na to, e chce pogadzi do Sharon, ale ona
natychmiast schowaa rce pod kodr.
Gordon zagryz wargi
- Sharon, naprawd nie wiem, od czego zacz - rzek niepewnie. - Nie mam nawet
odwagi prosi ci o wybaczenie. Zachowaem si jak ostatni dzikus. Nie wiem, czy
zapomnisz, e nie wierzyem w twoj niewinno. Chciabym jednak prosi, eby cho
sprbowaa mnie zrozumie. Natomiast tamte sowa... - przerwa skruszony, zagryzajc
wargi. - Mylaem, e wykorzystujc sw urod, chcesz mnie usidli. Nawet mi przez myl
nie przeszo, e mogaby co do mnie czu... Dopiero potem pojem, jak bardzo ci
zraniem. Co mam zrobi, eby mi to wybaczya?
- To by mj bd, po prostu nieporozumienie. Przez chwil sdziam, e te mnie
kochasz.
Gordon westchn ciko.
- Gdybym teraz powiedzia ci, e tak jest w istocie, nigdy by nie uwierzya. Zreszt
takie sowa byyby obraz dla prawdziwego uczucia, bo ja nie potrafi nikogo kocha.
Przecie mio nie pyta, czy kto jest winny, czy te nie. Sharon, ile ja bym da, eby jeszcze
raz ujrze ci szczliw! Tyle mi ofiarowaa, a ja wszystko brutalnie podeptaem. Jeli
zechcesz opuci wysp, zrozumiem t decyzj. Mimo to bagam ci, eby zostaa ze mn.
Daj mi szans, ja naprawd bardzo auj i pragn wszystko naprawi.
Sharon pokiwaa gow.
- Oczywicie, e mog zosta. I tak nie mam co ze sob zrobi. Obiecuj, na
przyszo oszczdz ci wszelkich wyzna.
Gordon by zupenie bezradny.
- Kochanie, nie mw do mnie w ten sposb! Na mio bosk, Sharon! Posuchaj mnie
i pozwl wszystko wyjani!
Stara si wytumaczy, e waciwie dotychczas nie mia adnych dowiadcze z
kobietami. Wczoraj by bardzo zmczony, alkohol podziaa na niego wyjtkowo szybko.
Sharon wygldaa tak piknie, e obudziy si w nim podanie i zazdro. Niestety, nie
zdoa zapanowa nad tymi uczuciami...
Sharon suchaa jego nieporadnych wyjanie obojtnie.
Kiedy skoczy, westchn i wsta z zamiarem odejcia.
- Sprbuj teraz zasn - powiedzia na poegnanie. - I pamitaj, eby zamkn drzwi.
Boj si, e Linda moe tu wrci.
Wyszed, a Sharon leaa, wpatrujc si nieruchomym wzrokiem w sufit. Co si w
niej zaamao, co pko. Wydawao si jej, e ju nigdy nie bdzie umiaa nikomu okaza
uczu.
Pastor z nie udawanym wstrtem odsun ksig, ale zaraz sign po ni Peter.
- Moe to i dobrze, e on nie yje... - skomentowa sucho.
- Chyba tak rzeczywicie jest lepiej! - wykrzykn wzburzony duchowny.
- Czy to moliwe, e on zjawia si tu jako duch? - spytaa zaniepokojona Margareth.
- Nie, w to nigdy nie uwierz.
Gordon bez powodzenia stara si pochwyci spojrzenie ony. Sharon siedziaa bez
sowa, przysuchujc si tylko dyskusji. Gordon z trosk obserwowa jej apatyczne
zachowanie. Wiedzia dobrze, e jeszcze kilka dni wczeniej zadawaaby mnstwo pyta i
ywo uczestniczya w rozmowie.
- Spjrzcie! - wykrzykn podniecony Peter. - To sowo chyba musiao zosta
podkrelone cakiem niedawno! Te strony s najbardziej zniszczone.
Pastor pochyli si nad ksig i usiowa odczyta.
- Sumak... Nie, zupenie nie wiem, co by to mogo znaczy. Kartki s zbyt zniszczone.
- Gdzie syszaam to sowo, ale nie mog sobie przypomnie, gdzie - Margareth
zmarszczya czoo.
- To sowo z pewnoci odgrywa wan rol. Podejrzewam, e podkreli je ten, kto
podrzuci Sharon ksig - wtrci si wreszcie Gordon.
- Zapiszmy je! Niech pastor jeszcze nam co powie na temat tej mapy na kocu ksigi
- poprosi rezolutnie Peter. - Tu, gdzie znajduje si rynek, jest co napisane, ale co...?
Duchowny przetumaczy:
- Obz... By moe chodzi o Indian, rybakw i myliwych. Natomiast kolonizatorzy
zamieszkiwali prawdopodobnie tereny, na ktrych teraz stoj nowe domy.
- A to co? - zapyta Gordon. - W lesie, tam gdzie znajduje si najdalszy, pnocnozachodni fragment wyspy? Tu jest te co napisane.
Tym razem nawet Sharon si zainteresowaa.
- Vallee de la... Literki s takie malutkie, e trudno je odrni - powiedziaa. - Musi
to by mniej wicej w okolicy, gdzie ogarno mnie to dziwne zamroczenie.
- Pokacie mi to zdanie - rzek Warden. - To miejsce nazywa si Dolina mierci.
- A wic owa dolina z opowiadania Sharon ju od dawna wie si z jak mroczn
tajemnic - zauway Peter.
- Chyba musimy si tam wreszcie wybra. I do zamku take - dorzuci Gordon.
- Protestuj! - krzykn doktor Adams. - Chodzilicie tam tyle razy i co z tego
wyniko? Nie mam zamiaru leczy kolejnych rannych.
- Tak czy owak musimy tam dotrze - powiedzia zdecydowanie Gordon. - Jutro po
poudniu kocz rozbudow kopalni i mam zamiar zrobi sobie par dni wolnych. Chc je
powici na rozwikanie tajemnicy ruin.
- A co z kradzieami chalkopirytu? - zapyta Peter.
- O nich te pamitam.
Warden nadal w zamyleniu studiowa map.
- Jest tu jeszcze jaka dziwna, szeroka droga, ktra prowadzi z zamku przez ow
Dolin mierci. Nigdy jej tu nie widziaem!
- Rzeczywicie. Ona nie istnieje - powiedzia sklepikarz. - Jestem tego pewien. Nie raz
spacerowaem w tamtych okolicach i na adn drog nie natrafiem.
- Udao ci si dotrze do tej strasznej doliny?
- Nie, ale podobnych dolinek jest w okolicy mnstwo.
Zebrani na moment zamilkli, jakby temat zosta wyczerpany. Margareth zapytaa
Petera:
- I co, udao wam si wreszcie odnale Lind?
Na twarzy Petera pojawi si cie rozgoryczenia.
- Nie, i wcale mnie to nie martwi. Skra mi cierpnie na sam myl o niej. To
bezwzgldna kobieta, ktra ukrywaa swoje prawdziwe ja pod mask nieporadnoci. Omamia
mnie i zawioda przed otarz. I pomyle, e kiedy miaem okazj wybra Sharon!
- To byby bd, Peter - cicho powiedziaa Sharon.
- No tak, moe i masz racj. Na mnie nigdy tak nie patrzya jak na Gordona.
Gordon podnis si tak gwatownie, e krzeso, na ktrym siedzia, przewrcio si z
oskotem. Stan przy oknie odwrcony plecami do zebranych.
- Co ci si stao, Gordon? - spyta zdumiony jego reakcj Peter.
- Nic, zupenie nic - odpowiedzia tamten zduszonym gosem.
- Myl, Peter, e nie powiniene podejmowa teraz spraw prywatnych - zauwaya
Margareth.
- To prawda, poza tym na nas ju czas - doda pastor. - Jeli pozwolicie, wezm ksig
do domu, eby si jej dokadniej przyjrze. Moe uda mi si rozszyfrowa sowo sumak?
Gdy wszyscy sobie poszli, Sharon pogasia lampy i wrcia do swojego pokoju. Na
dworze wiatr szumia w koronach drzew. Nadesza jesie, pora sztormw. Od strony morza
dochodzi huk fal rozbijajcych si o skalisty, stromy brzeg.
Sharon pomylaa o Lindzie, ktra teraz ukrywa si gdzie w mroku nocy i jest sama
jak palec.
Przebraa si w nocn koszul i usiada na brzegu ka. Bya bardzo zmczona, ale
ROZDZIA XIX
Sharon krzykna przeraona i odskoczya od okna. W okamgnieniu znalaza si przy
drzwiach i teraz mocowaa si z zamkiem. W kocu udao jej si wydosta z pokoju. Wpada
prosto w ramiona Gordona.
- Usyszaem najpierw jaki guchy stuk, a zaraz potem twj krzyk. Co si stao? zapyta zdenerwowany.
Dziewczyna dugo nie moga wydoby z siebie gosu.
- Demon! Czarownik! Tam, za oknem!
Gordon przytkn twarz do szyby.
- Co si tam poruszyo, ale ju znikno! Poczekaj na mnie, zaraz wrc.
- Nie! Bagam, nie zostawiaj mnie samej! Boj si te o ciebie!
Gordon zatrzyma si.
- Moe rzeczywicie najlepiej bdzie, jeli zostan z tob. Na dworze jest cakiem
ciemno, wic i tak nic nie zobacz. Ale e odway si przyj a tutaj? Zaczyna mnie to
naprawd niepokoi, nigdzie nie jestemy ju bezpieczni. Waciwie naleaoby chyba ostrzec
wszystkich mieszkacw wyspy, a moe nawet podj poszukiwania. Ale czuj, e moje
miejsce jest dzi tutaj. Pojutrze bd mia wolne i wtedy sprbujemy go poszuka. Gdybym
tylko wiedzia, w jaki sposb moglibymy uchroni si przed ranami...
- Czy mylisz, e tym razem chcia zabra ksig?
- Nie, nie wydaje mi si - umiechn si Gordon.
- A co by byo, gdyby tu wszed?
- Sonko, nie daj si ponie fantazji! w rzekomy duch z pewnoci nie potrafi
przenika przez ciany, za to rcz!
- Gordonie - zacza niepewnie Sharon. - Nie odwa si zosta sama. Tak okropnie
si boj. Czy mogabym posiedzie do rana w twoim pokoju w fotelu?
Twarz Gordona rozjania si w ciepym umiechu.
- Moja maa Sharon! Jeli chcesz, moesz nawet spa w moim ku. Jest
wystarczajco szerokie, zmiecimy si w nim oboje. Pomidzy nami poo miecz, niczym za
czasw Tristana i Izoldy. Obiecuj, e nic ci nie zrobi.
Po chwili namysu Sharon si zgodzia.
- No dobrze, niech tak bdzie.
Kwadrans pniej ju leaa wpatrzona w rozbyskujcy w ciemnociach ogieniek z
fajki Gordona.
- Nie powiniene pali przed snem.
- Wiem, ale nie mog teraz sobie odmwi tej przyjemnoci.
Co prawda w obecnoci Gordona Sharon nie baa si ju ducha, ale mimo to
przeywaa mki. Nie chc o nim myle, nie o nim! powtarzaa sobie, zaciskajc mocno
powieki, jak gdyby to wanie miao pomc.
Opanowaa si w kocu na tyle, e moga zacz rozmawia na neutralne tematy.
- Gordon, wci myl o kradziey chalkopirytu. A gdyby tak podj pewien
eksperyment?
- Co masz na myli? - zapyta, wytrzsajc resztk tytoniu z fajki.
- Wasz rud way si skrupulatnie w kopalni na dole, a nastpnie transportuje na
powierzchni ju bez kontroli. Jej ilo sprawdza si po raz drugi dopiero przed zaadunkiem.
Czy sdzisz, e ginie ona na powierzchni?
- Chyba tak.
- A gdyby jednak zway j jutro zaraz po wydobyciu na powierzchni?
- Przypuszczasz, e moe znika na dole?
- No wanie.
- C, t ewentualno take bralimy pod uwag. Kilkakrotnie przeszukiwalimy
bardzo
dokadnie
cay
teren
kopalni.
poza
tym
jaki
sposb
zodzieje
najlepszy dowd na to, jak wiele dla mnie znaczysz? No, dobrze, opowiadam dalej. Bardzo
wczenie zaczem pracowa na swoje utrzymanie. Ju jako omioletni chopak zostaem
uczniem w zakadzie kowalskim. Wstawaem o czwartej rano i pracowaem do pna
wieczr. Wynagrodzenie zabiera oczywicie sierociniec. Potem trafiem do kopalni, w ktrej
wytrzymaem a do czasu, kiedy musiaem odej z sierocica. Wtedy postanowiem si
uczy.
Umilk na moment. Wiedzia jednak, ze Sharon sucha go z prawdziwym
zainteresowaniem, wic zacz mwi dalej;
- Teraz nie mam pojcia, jak mi si to udao. Byy to dla mnie najcisze lata i
naprawd nie chc o tym opowiada. Krtko mwic, byem poniany, wszystkiego sobie
odmawiaem, imaem si najciszych prac, eby tylko nie przerwa nauki. To wtedy do
reszty zamknem si w sobie, odwrciem zupenie od wiata i teraz ponosz tego
konsekwencje. Jedyn osob, ktra kiedykolwiek co dla mnie znaczya, zraniem do gbi.
W jego gosie Sharon syszaa gorycz i al. Drgna, gdy Gordon nieoczekiwanie
zapyta:
- Powiedz, czy ty ju cakiem przestaa mnie kocha?
- Nie chciaabym odpowiada na to pytanie!
- Musisz! Prosz ci! To dla mnie nieskoczenie wane! Czy naprawd nic ju do
mnie nie czujesz?
- Wybacz mi, Gordonie - wyszeptaa prawie niedosyszalnie Sharon. - Ale nie odwa
si o tym mwi.
Jego oddech sta si nierwny.
- Chyba daa mi wanie odpowied - rzek z westchnieniem. - A czy nadal si mnie
boisz?
- Nie boj si ciebie, ale twojej pogardy.
- Tego naprawd nie powinna si ju obawia.
- Wierz ci, ale mimo to nie potrafi pozby si lku. A nade wszystko przecie mnie
nie kochasz.
- Tego nie moesz wiedzie, sonko - odpar zasmucony.
- Owszem, mog. I nie prbuj mnie okamywa.
- Ja sam przecie nie wiem, bo nie wiem, czym jest mio. Moje serce ju dawno
zamienio si w ld. Jedyne uczucie, jakie przez tyle dugich lat je wypeniao, to nienawi.
Ale teraz wiem, e moje serce kiedy odtaje. Jeli tylko zechcesz poczeka.
- Mog poczeka, ale nie obiecuj, e przestan si ciebie ba.
ROZDZIA XX
Tego dnia zmar niespodziewanie jeden z mieszkacw wyspy. Ciao mczyzny
leao na rodku drogi midzy barakami a kopalni. Natychmiast po znalezieniu zwok
wezwano Gordona, Sharon za podya za mem.
Stali, przygldajc si, jak doktor Adams bada zmarego. Wok zebraa si spora
grupka grnikw, dalej klcza zatopiony w modlitwie pastor.
- Zmar kilka dobrych godzin temu. Stao si to albo wieczorem, albo w nocy oznajmi krtko doktor Adams.
- Bardzo duo pracowa. Wczoraj te zosta jeszcze po naszym wyjciu - rzek jeden z
grnikw.
- Co byo powodem zgonu? - zapyta Gordon.
- Niewtpliwie atak serca - odpar William. - Ale po jego wyrazie twarzy wida, e
musia si czego lub kogo miertelnie wystraszy.
Sharon spojrzaa w nieruchome, szeroko otwarte oczy zmarego i zadraa.
- Gordon, widziaam go cakiem niedawno.
- To prawda. By jednym z trzech grnikw, ktrych uratowaa od pewnej mierci.
- Nie za dugo nacieszy si yciem - doda smutno pastor. - Ale co mogo go a tak
bardzo przerazi?
- Wydaje mi si, e znamy odpowied - rzek Gordon. - Do okna Sharon kto wczoraj
wieczr zaglda i panicznie j przestraszy. By to demon z zamku we wasnej osobie.
- Co takiego? - krzykn przestraszony duchowny, a zgromadzeni mczyni spojrzeli
po sobie z niedowierzaniem. - Ale, ale... to by rwnie wyjaniao inne dziwne zjawisko...
- Jakie zjawisko?
- Kiedy wrcilimy z Margareth do domu, pooyem na swoim biurku star ksig.
Nie zamknem drzwi wejciowych. Po jakim czasie, gdy chciaem zamkn drzwi na klucz,
zauwayem, e ksiga znikna. Wyglda wic na to, e to duch j zabra. Ju pniej zdaem
sobie spraw, e tego wieczoru w pewnym momencie poczulimy przecig, ktry szybko
usta.
Po dokonaniu ogldzin pastor Warden przyczy si do Gordona i Sharon,
powracajcych do domu. Gordon by bardzo zamylony.
- Nad czym tak dumasz, przyjacielu? - zapyta agodnie duchowny.
Gordon zmarszczy czoo.
wiem, poza tym jeste doskonaym kompanem, ale zaczynam si o ciebie troch martwi.
Sharon uja taka troskliwo, ale rzeka zdecydowanie:
- Chyba nie mylicie, e ja tu usiedz spokojnie, podczas gdy wam grozi bdzie
niebezpieczestwo. A w dodatku czarownik nie waha si przed wizytami w miasteczku, wic
i nawet w domu nie jestem bezpieczna.
Gordon namyla si chwil, ale w kocu si zgodzi.
- Dobrze. Bd ci wci mia na oku. Ale nie zapomnij zabra rkawic ochronnych.
Pozostaym te o tym przypominam.
Na skraju lasu doczyli do reszty uczestnikw wyprawy. Byli wrd nich naturalnie
Andy i Percy, a take doktor Adams, pastor Warden i trzech grnikw, ktrych Sharon znaa
tylko z widzenia.
Kiedy Sharon zauwaya, e kilku mczyzn zabrao ze sob bro, w peni zdaa sobie
spraw z powagi sytuacji.
Duszy czas szli w milczeniu dobrze im znan len drog.
- Jestem z wami po raz pierwszy - odezwa si wreszcie doktor Adams w chwili, gdy
mijali tablic informujc o zakazie wstpu na teren w pobliu zamku. - Moim zadaniem
bdzie, jak sdz, ratowanie was, szalecw, ktrych nic nie jest w stanie wystraszy.
- Sam zaliczasz si dzi do naszego grona - skomentowa ze zoliwym umiechem
Gordon.
- Musz osobicie si przekona, jak to naprawd jest z tym straszliwym wzrokiem
czarownika, i raz na zawsze pooy kres jego zabjczemu dziaaniu.
Droga poprowadzia ich na niewielkie wzniesienie.
- We mnie za rk, Sharon, bdzie ci atwiej i - zaproponowa Gordon.
Bez namysu podaa mu do, lecz w tej samej chwili wiedziona jakim trudnym do
okrelenia odruchem wyrwaa j gwatownie. Sharon dostrzega w oczach Gordona al.
- Przykro mi, Gordon - powiedziaa cicho - Ale to na nic.
William szed najbliej i przypadkowo zauway ten z pozoru nieistotny incydent. W
pewnym momencie zbliy si do Sharon i dyskretnie zapyta:
- Czy midzy wami wszystko ukada si jak naley?
- Co? Aha, tak, wszystko bdzie dobrze. Z czasem, to tylko przejciowe trudnoci.
- Powiedziaa mi kiedy, e si nie kochacie i e tak jest lepiej. Ale co mi si tu nie
zgadza, Sharon. Powiedz, co to za trudnoci?
Sharon skrzywia si.
- Raczej nie chciaabym porusza tego tematu. Lepiej nie pytaj.
ROZDZIA XXI
I znowu Percy przyszed im z pomoc. Po raz drugi uratowa przyjaci,
wyprowadzajc ich poza teren oddziaywania zabjczej mocy czarownika. Gordon o
wasnych siach dowlk si do schodw, ale w pojedynk nie byby w stanie pomc
pozostaym.
Na koniec Andy wspar Percyego ramieniem, ale w poowie drogi dzielcej bram od
schodw obaj upadli. Percy ze strachem patrzy w kierunku przeraajcego demona, ktry
jednak sta bez ruchu i wydawa si jedynie obserwowa bezradno intruzw. Pozostaym
zemdlonym stara si pomaga William, on jednak za adne skarby nie chcia zbliy si do
bramy.
Zatrzymali si dopiero, gdy dotarli w miar bezpiecznie do doliny. Tu nie zagraa ju
im ani demon, ani te przejmujcy wiatr. Sharon i Peter wci nie odzyskiwali przytomnoci,
cho doktor Adams robi, co w jego mocy.
- Wariaci! Szalecy! - wykrzykn zdenerwowany. - Gordon, jak moesz do tego
stopnia ryzykowa jej ycie?
- Daj mi spokj, William! - odburkn wyprowadzony z rwnowagi Gordon. - I bez
twojego gadania mam do kopotw.
Gordon otar pot z czoa. By bardzo saby i bolaa go gowa. Drczyy go te wyrzuty
sumienia. C, nie zdawa sobie w peni sprawy, jak wielkie ta wyprawa niosa ze sob
ryzyko. Gdyby utraci Sharon...
Nareszcie odzyska wiadomo Peter, lecz dokuczay mu straszliwe nudnoci.
Pozostali siedzieli lub leeli na ziemi. Nawet najsilniejszy z nich, Percy, by blady jak ciana.
Zdrowy pozosta jedynie William, lecz on nawet na moment nie oddali si od schodw.
- To byo koszmarne przeycie! Obymy tylko nie nabawili si tych strasznych
pcherzy - rzek z westchnieniem pastor Warden.
Sharon powoli odzyskiwaa przytomno, ale odczuwaa dotkliwy bl w caym ciele.
Gdy Gordon zauway, e ona dochodzi do siebie, opar si o pobliskie drzewo i odetchn z
ulg. Teraz przyglda si jej, jak ley bezwadnie na mchu. Moga porusza tylko gow,
reszta ciaa wydawaa si jakby sparaliowana. Gordon nie mg na to patrze spokojnie,
serce ciskao mu si z blu.
Przypomnia sobie dzie, kiedy po raz pierwszy ujrza Sharon w swoim biurze,
niepewn, z lkiem w oczach. Bya liczna, ale wygldaa na osamotnion i cakowicie
opuszczon. Tego dnia, jak rwnie wiele razy pniej, nie by dla niej miy. Obrazy
przemykay jeden po drugim. Skupiona Sharon przy pracy, starajca si jak najlepiej
wywiza ze swoich obowizkw. Nagle uzmysowi sobie, jak wiele wzia na siebie.
Zrobia to dla niego. Zaleao jej przede wszystkim na tym, by nie mia jej nic do zarzucenia.
A jak on si jej odwdziczy? Nigdy nie okaza jej nic poza chodem i wrogoci. Pamita jej
niepewno, gdy pierwszy raz zaproponowaa jemu i Peterowi kaw ze wieymi bueczkami,
i rado w jej oczach, gdy przyjli ten poczstunek. Przypomina sobie Sharon siedzc
samotnie w kociele pod oskarycielskimi spojrzeniami wikszoci mieszkacw wyspy.
Chcia wtedy nawet wesprze j i zaproponowa krtki spacer, ale szybko odrzuci t myl,
gdy wydaa si mu niemska. Pamita jej szczcie i dum, kiedy powierzaa mu nowo
narodzone, zdrowe dziecko Anny. Oczy Sharon mwiy wwczas: wsplnie sprostalimy
takiemu trudnemu zadaniu!
Pamita take jej ramiona oplatajce jego szyj i spazmatyczny pacz, gdy uchroni j
przed kamienowaniem, rado, kiedy podarowa jej minera, i niezrozumiay gniew w
stosunku do Lindy. Wreszcie przeraenie, jakie wywoaa w niej groba mierci Gordona w
kopalni, a potem blask w oczach, kiedy on, Gordon, wzi j w ramiona...
Wci tylko oddanie, dobro i mio.
Gordon nie chcia ju duej o tym myle. Wola nie pamita, jak okrutnymi,
penymi pogardy sowami zgasi w niej wszelk rado ycia i odebra nadziej na mio.
Otworzya oczy i spojrzaa na niego jakby nieobecnym wzrokiem.
Sprawio mu to wielki bl. Co si ze mn dzieje? myla zdziwiony i niemal
przestraszony. Nie mia odwagi patrze Sharon prosto w oczy. Odnosi wraenie, e ona na
co czeka, lecz nie potrafi powiedzie, na co.
Nie mog tego wytrzyma, dusz si! myla. Czuj w sobie tak wielk tsknot, e
chce mi si krzycze, lecz waciwie sam nie wiem, czego pragn. Wiem tylko, e ta drobna
dziewczyna przyciga mj wzrok, ale nie powinienem na ni patrze. Nie mog! To zupenie
nowe, nieznane uczucie, gbokie i przejmujce. Czy to moliwe, bym w jednej chwili
cierpia i zarazem odczuwa dziwn rozkosz?
I nagle Gordon zrozumia, co si z nim dzieje. Pochyli nisko gow, by nikt nie mg
zobaczy jego twarzy.
A wic o tym mwia Sharon. Tak wanie wyglda mio, ktrej nigdy przedtem nie
rozumia i jeszcze nigdy nie zazna.
Sharon, najmilsza! Jak wielk wyrzdziem ci krzywd, jak wielk krzywd
wyrzdziem nam obojgu! Mdry pastor Warden mia suszno: inny mczyzna by moe
odzyskaby serce Sharon, ale nie ja! Ona nigdy nie zdoa zapomnie pogardy, jak jej
okazaem, i nigdy nie przestanie si mnie ba.
W kocu udao mu si wrci do rzeczywistoci.
- To co, wracamy? - spyta. - Czy ktry z was mgby pomc Sharon? Ja musz
zabra narzdzia.
Nie byo to do koca prawd. Gordon po prostu nie chcia, by kto zauway, i
Sharon nie moe znie dotyku wasnego ma.
Gdy dotarli do osady na dworze byo jeszcze jasno. Gordon poprosi Sharon, by posza
do ka, ale odmwia. Bardzo chciaa zosta w biurze.
- Wiem, e nie przydam si wam na wiele - rzeka. - Ale wol wszystko od
rozmylania nad przykrymi sprawami.
I tak si stao. Peter i Sharon pracowali przez reszt popoudnia w biurze, Gordon
natomiast poszed do kopalni. Dzie duy si wszystkim trojgu niemiosiernie, dokucza im
silny bl gowy i z trudem koncentrowali si na pracy. Nawet Gordon pojawi si w domu
wczeniej ni zwykle. Podszed do biurka Sharon, mwic:
- Miaa racj. Wanie po raz drugi zwaylimy wydobyt dzisiaj rud. Brakowao
okoo jednej setnej najwartociowszego chalkopirytu, w ktrym czsto spotyka si pewne
iloci zota.
- Co ty mwisz? - krzykn zdumiony Peter, podrywajc si na rwne nogi. - To
znaczy, e skradziona ruda znajduje si jednak na dole?
- Na to wyglda. W kadym razie tam bya. Dzi wieczr musimy jeszcze raz
przeszuka cay teren kopalni. Chocia nie udao si nam wyjani tajemnicy zamku, moe
przynajmniej znajdziemy rozwizanie drugiej tajemnicy. Sharon, zrobiaby nam co do
zjedzenia?
- Teraz? To zajmie mi troch czasu. Nie spodziewaam si ciebie tak wczenie.
- Daj spokj, Gordon, niech Sharon dzi odpocznie - rzek Peter. - Pjdziemy razem
do wietlicy i tam co zjemy.
Tym razem w jadalni byo do przyjemnie. Gordon podsun Sharon krzeso, w ogle
obaj panowie przecigali si, by jej usugiwa.
Sharon obserwowaa Gordona z rosncym zdumieniem. Trudno byo nie zauway, e
si zmieni. Odnosia wraenie, e chce jej co powiedzie, lecz powstrzymuje go obecno
Petera. Przewanie jednak patrzy nieobecnym wzrokiem gdzie w przestrze. Wydawa si
jaki smutny.
Sharon drgna, syszc, e kto do niej mwi:
- Podda si po raz drugi w cigu jednego dnia? - obruszy si Andy. - A gdzie wasza
wola zwycistwa?
Podszed do zawaliska i powoli, ostronie zacz odsuwa skalne odamki. Gordon,
obawiajc si kolejnego tpnicia, ostrzega Andyego, e to niebezpieczne.
- Prosz, prosz! - zawoa nagle Andy. - Dajcie mi tu zaraz wiato i chodcie
wszyscy! Co znalazem!
- Jakie lady rudy? - zapyta zaciekawiony Peter.
- Nie. Co duo ciekawszego. Ruszcie si, do diaba, z t lamp!
Grnicy owietlili miejsce, ktre odsoni Andy, i skupili si wok, tworzc ciasny
krg. Andy sta teraz wyej od pozostaych, na stosie skalnych odamkw. Gdy podnis
jeden z najwikszych kamieni, okazao si, e przykrywa on spory otwr.
- Wielkie nieba! Patrzcie! - zawoa oszoomiony odkryciem Peter.
Gdy zajrzeli w gb otworu, ich oczom ukaza si przestronny i prawdopodobnie
bardzo dugi korytarz.
- Co podobnego! Nigdy przedtem... - Gordon a zaniemwi z wraenia. - Skd wzi
si tu taki szeroki korytarz? Czy nikt z was nie sysza o nim wczeniej?
- Nie - odpar jeden ze starszych grnikw. - W tym miejscu nigdy rudy nie
wydobywano, po prostu nigdy jej tu nie znaleziono.
- Musimy go spenetrowa - owiadczy zdecydowanym gosem Peter.
- No dobrze, ale jak, skoro wejcie jest takie wskie? Babym si odgarnia wicej
kamieni, bo wszystko moe si na nas zawali.
- Moe udaoby mi si podnie jeszcze jeden - powiedzia Andy, unoszc bardzo
ostronie mniejszy odamek skay.
- No, teraz duo lepiej - pochwali pastor. - Ale nie przypuszczam, eby ktry z nas
mg si przez t szczelin przecisn. Chyba e Sharon...
- Co to, to nie! - krzykn oburzony Gordon. - Nie pozwalam! Przecie wszystko moe
na ni run. Zabraniam kategorycznie.
Twarz Gordona a poblada ze zdenerwowania.
- A od kiedy tak bardzo si o ni boisz? - zapyta uszczypliwie Warden.
- Czy ty pozwoliby swojej onie wazi do takiej dziury? - Gordon by wyranie
uraony.
- Nie - odpar zwlekajc nieco pastor. - Ale moje uczucia dla Margareth to chyba nie
to samo, co twoje dla Sharon?
- Nie? - krzykn dotknity do ywego Gordon. - Czy ty, czowieku, nie rozumiesz, e
ja j kocham?
Sharon oniemiaa z wraenia. Przyoya donie do rozpalonych policzkw i w duchu
si modlia, by te sowa okazay si prawdziwe. Ju kiedy jej si wydawao, e Gordon darzy
j uczuciem, ale wtedy ogromnie si pomylia. Podobnego rozczarowania nie byaby w stanie
przey po raz drugi.
Pozostali nie bardzo wiedzieli, jak si maj zachowa. Nieczsto widzieli Gordona
wyprowadzonego z rwnowagi. I jakim tonem omieli si mwi do pastora?
Sharon opanowaa si pierwsza. Spytaa:
- Czy to rzeczywicie a tak niebezpieczne? Ja tylko tam zajrz. Gdybycie potrzymali
mnie za nogi, sprawdz, czy kto nie ukry tam rudy. Poza tym moe udaoby si podeprze
sufit kilkoma belkami?
- Zabraniam ci! - krzykn znowu Gordon. - Czy ty nie pojmujesz, e nie chc ci
utraci?
- Gordonie, przecie najwaniejsze dla ciebie jest odnalezienie sprawcw kradziey?
- Najwaniejsza jeste dla mnie ty.
- Ten chodnik nie sprawia wraenia zagroonego. Pozwl mi tam cho zajrze.
Po dugich naleganiach Gordon ustpi, lecz kiedy Sharon przeciskaa si przez
szczelin, by wyranie zdenerwowany.
- Sharon, widzisz co? - spyta Andy.
- Wydaje mi si, e mona podnie jeszcze jeden kamie, ten na prawo ode mnie.
Wtedy wszyscy bdziecie mogli si tu wcisn.
- No dobrze. A teraz ju wracaj - powiedzia zniecierpliwiony Gordon.
Sharon wygramolia si tyem niczym rak i odetchna z wyran ulg.
- Uff! Nigdy bym tam sama nie wesza.
- Oj, co mi si zdaje, e weszaby - mrukn nie przekonany Gordon. - Co
zobaczya w rodku?
- To jaki dziwny chodnik - powiedziaa Sharon, strzepujc kurz z sukni. - Wcale nie
przypomina innych. Jest pooony nieco niej i przebiega ukonie w stosunku do tego, w
ktrym jestemy obecnie. Jest duo niszy i ma jakie dziwne ciany. Nierwne, ale
jednoczenie gadkie.
- Czy to moliwe, e powsta w sposb naturalny? - zapyta zdumiony pastor Warden.
Sharon zastanowia si przez chwil, a potem skina gow.
- ciany wygldaj jak niewielkie tarasy.
Mczyni wymienili spojrzenia.
rudy.
- Korytarz cignie si dalej - stwierdzi Peter. - Zobaczmy, dokd nas zaprowadzi zaproponowa.
- Susznie - przyzna Gordon. - Sdz, e znajdujemy si cakiem blisko morza.
- Tylko e nie sycha jego szumu.
Szli w milczeniu, pki po kilku minutach nie wyrosa przed nimi ciana utworzona
przez kolejne zawalisko. Dopiero teraz do ich uszu dotar ledwie syszalny, stumiony szum
morskich fal.
- Ach, tak! Take i wyjcie zostao zablokowane! Bardzo sprytnie.
- ciana zawalia si chyba ju dawno. Wody odpyny przed wielu laty i dlatego
grota jest taka sucha - rzek pastor, badajc ciany chodnika.
- No dobrze, ale co robi ze skradzionym chalkopirytem? Musielimy chyba co
przeoczy - zauway Andy.
- Wracajmy. Moe natrafimy na jak boczn grot. Ruszyli w drog powrotn.
Sharon zacza ju odczuwa trudy dugiej wdrwki, coraz bardziej bolay j stopy.
Nagle, jak na rozkaz, caa semka si zatrzymaa.
Od przestronnej jaskini dzielia ich niewielka odlego. I wanie wtedy ujrzeli
sczce si stamtd delikatne zielonkawe wiateko.
Sharon, przestraszona, przysuna si do Gordona. Szli teraz bardzo ostronie.
wiateko docierao z gry. Gdy podnieli gowy, nad miejscem, w ktrym uryway
si szyny, dostrzegli niewielki otwr, tak jakby wielki wider wywierci dziur w ziemi. By
moe to woda wydrya tu kanalik, ktry niezwykym zbiegiem okolicznoci nie zosta
potem przysypany. Jak zahipnotyzowani wpatrywali si w otwr i migoczce w nim
tajemnicze wiateko.
Nie mieli adnych wtpliwoci: znajdowali si dokadnie pod zamkiem czarownika!
ROZDZIA XXII
Gordon spojrza wymownie na Sharon.
- Jedno z nas miao racj: obie zagadki s ze sob cile powizane.
- Wydaje mi si, e wszyscy w ten czy inny sposb wizalimy kradzie chalkopirytu
z tajemnic zamku - powiedziaa z umiechem Sharon.
Pozostali potwierdzili, kiwajc gowami.
- Wiemy ju, gdzie ukryta jest ruda. To do wysoko, pewnie musieli zamontowa
jak wind - odezwa si jeden z grnikw.
- Na pewno. Ciekawe, co dzieje si teraz na grze. Chyba nie przypadkiem znowu
zapalono wiateko.
- A moe maj tam jakie piece? - podsun niepewnie pastor Warden.
- Nie, to niemoliwe. Przyczyna jest z pewnoci inna.
- Jeli wieci si to zielonkawe wiato, na pewno odbywa si tam co wanego.
- Chyba powinnimy jeszcze raz wybra si dzi wieczr na zamek - owiadczy
Gordon. - Wracajmy do kopalni. I tak tdy nie wydostaniemy si na gr.
- Jak sobie wyobraasz dotarcie na zamek? - zapytaa zaniepokojona Sharon.
- Jeszcze nie wiem.
Sharon nie miaa najmniejszej ochoty znale si znowu w pobliu siedziby zego
czarownika. Dobrze pamitaa, co si wwczas z ni dziao.
Inni take, cho zadowoleni z ostatnich odkry, czuli si zmczeni caodzienn
wdrwk i mnstwem wrae. Wci mieli przed oczami zamkowe schody, na ktrych
szczycie sta potwr. adne z nich nie miao ochoty znowu przeywa tych okropnoci.
W pewnej chwili Sharon potkna si na nierwnej powierzchni i jkna z blu.
Gordon natychmiast zatrzyma si i poczeka na on.
- Jeste bardzo zmczona? - zapyta przyciszonym gosem.
- Jeli mam by szczera, to tak.
- Pewnie le spaa dzisiejszej nocy?
- Rzeczywicie. Bye tak blisko mnie, e nie mogam si opanowa, by nie myle o
naszej sytuacji.
Przedostali si przez zawalisko i szli w kierunku windy. Nagle z oddali usyszeli, e
Percy z kim rozmawia.
- Przecie to Margareth! - zawoa zdumiony Warden. - Skd ona si tu wzia i jak
sam demon?
- A moe najpierw wydostalibymy si na powierzchni? - zaproponowaa niepewnie
Margareth. - Wcale mi si tu nie podoba.
- Oczywicie - przytakn jakby nieobecny duchem Gordon. - Wsiadajcie do windy.
Winda zacza trzeszcze i skrzypie. Sharon zamara, wstrzymujc oddech. A jeli
winda znowu si urwie?
- Tak wic we, ktre przedstawia na rysunku Sharon, mogy by lianami lub
kczami? - upewnia si Andy.
Nareszcie winda si zatrzymaa. Sharon dopiero teraz odzyskaa mow.
- Myl, e tak. Moe urwali kilka pnczy, by posmarowa ich sokiem cian skaln?
- To cakiem moliwe - zgodzi si Peter. - Myl, e rzecz miaa si tak: czarownik,
ktry faktycznie mieszka na zamku przed trzystoma laty, odkry tajemnic straszliwej doliny,
w ktrej rosy trujce roliny. Dlatego nada jej nazw: Dolina mierci. Podejrzewam, e
wtedy sumak nie rs jeszcze w pobliu zamku. By moe to czarownik przesadzi roliny, ale
mogy take rozsia si tam same. Jest te moliwe, e kto cakiem niedawno je przesadzi.
Tak, to by miao sens: ktokolwiek zjawi si w pobliu zamku, uwierzy w star legend.
Dlatego ona wci yje. Rozumiecie?
- Chyba tak - powiedziaa Sharon. - Jeli to prawda, podejrzewam, e zbieraj roliny
w Dolinie mierci. Ale skoro uwaacie, e spotkalimy ludzi z krwi i koci, to dlaczego tak
przedziwnie wygldaj?
- Maj na sobie maski gazowe.
- Co takiego?
- Maski gazowe. Wykorzystuje si je w niektrych fabrykach, tam gdzie wydzielaj
si trujce opary. Ogromne, tawe lepia to okulary, pysk jest rodzajem filtra, ktry
zabezpiecza usta i nos. Ich ubranie wskazuje na to, e chroni te rce i cae ciao przed
skutkami rolinnych wyzieww.
- Suchajcie! - wykrzykna podniecona Sharon. - To znaczy, e i my moglibymy
bezpiecznie uda si na zamek!
- Wanie - przytakn Gordon i zaraz doda: - I chyba nie ma co traci czasu, bo
zganie zielone wiateko. Ochotnicy, rka do gry!
Zgosili si wszyscy.
ROZDZIA XXIII
Po raz kolejny stanli u stp pechowych zamkowych schodw.
Byo zupenie ciemno, pnoc dawno mina.
Na wp zrujnowana budowla przytaczaa ich swoim ogromem. W pustych
pomieszczeniach hula wiatr, potgujc wraenie tajemnicy i grozy.
Przygotowanie dziewiciu masek gazowych zajo im troch czasu, wic ju ich nie
sprawdzali. Postarali si tylko, by ubrania chroniy cae ciao. Gdy dotarli na miejsce,
zielonkawe wiateko na zamku ju zgaso.
Nikt nie protestowa, gdy Sharon i Margareth zdecydoway si uczestniczy w tej
nocnej wyprawie. Poprzedniego wieczoru, gdy demon usiowa nastraszy Sharon, Gordon
przerazi si nie na arty. Dzi za adne skarby nie spuciby ony z oczu. Margareth dobrze
wiedziaa, co moe grozi im wszystkim na zamku. W tej sytuacji jej umiejtnoci jako
pielgniarki mogy si okaza wprost bezcenne.
Nie mieli odwagi rozpali pochodni. Nocne ciemnoci rozjania jedynie tawy
roek ksiyca, ktry wychyla si co jaki czas zza gnanych wiatrem chmur. Nierwne,
liskie schody sprawiay, e musieli posuwa si naprzd ze szczegln ostronoci.
Minli miejsce, gdzie stopnie skrcay pod ostrym ktem. Tej nocy demon nie czeka
na intruzw na szczycie schodw. Cisz przeci szczk elaza; to mczyni odbezpieczyli
swoje strzelby. Nie zmagali si ju z duchami, tym razem mieli przeciw sobie ludzi, kolegw,
z ktrymi na co dzie pracowali. Nie wiedzieli, ilu ich bdzie, ale spodziewali si
przynajmniej piciu.
Dotarli wreszcie do szczytu schodw i ukryli si za zaomem ciany. W zamku
panowaa gboka cisza.
Serce podchodzio Sharon do garda. Ruiny znajdoway si na wyjtkowym odludziu,
lecz caa grupa wiedziaa, e w rodku kto jest. Kto lub co. Bo moe mieszka tu sam
czarownik sprzed trzystu lat? Gdyby mieli spotka tu ywych ludzi, co musiaoby si dzia,
nie byoby tak przeraliwie cicho! Ale gdzie on si ukrywa? Moe za chwil ukae si im,
tak jak poprzednio, przy wjedzie, wiecc tymi lepiami? A moe kry tu jego duch?
Gordon i Percy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym jako pierwsi ruszyli
naprzd. Jak dotd oni byli najbardziej odporni na trujce dziaanie sumaka. Sharon
wycigna ku mowi do.
- Gordon... - wyszeptaa.
Przystan.
- Tak, kochanie?
- Uwaaj na siebie.
W jego oczach dostrzega bysk radoci. Pokiwa gow na znak, e bdzie si
pilnowa.
Sharon wytaa wzrok, by nie straci odchodzcych mczyzn z oczu, ale nie na
wiele si to zdao. Po kilkunastu krokach zniknli w ciemnoci. Nastpne minuty cigny si
w nieskoczono. Sharon draa ze strachu i niepokoju. A jeli co im si stao i teraz le
nieprzytomni? Po chwili jednak co poruszyo si w mroku i Sharon ujrzaa zbliajcego si
Gordona.
- Jak na razie wszystko idzie jak po male - oznajmi zadowolony. - Percy czeka przy
wjedzie. Po czarowniku ani ladu. Chodcie!
Ruszyli w lad za Gordonem. Sharon przez chwil poczua, e krci jej si w gowie,
ale zawroty szybko miny i ju znaleli si przy Percym.
Dokucza im brak wiata, co chwila potykali si o nierwne podoe, lecz nie chcieli
zapala pochodni. Szli po kamieniach, spomidzy ktrych wyrastay kpki trawy. Gdy dotarli
do ogromnych, cikich wrt, Gordon poleci wszystkim, by zdjli maski ochronne.
- e te wrota tak si dobrze zachoway przez tyle lat! - zdumiaa si Sharon.
Gordon popchn lekko drzwi, ktre do atwo si uchyliy. Ze rodka poczuli
zimniejszy powiew powietrza.
Wygldao na to, e strop albo si zawali, albo te znaleli si na zamkowym
dziedzicu. W nocnych ciemnociach nie byli w stanie tego okreli. Sharon dostrzega obie
wiee - jedn w ruinie, drug za w zupenie znonym stanie. Wzdu murw wioda
niewielka galeryjka, pod ktr w kilku miejscach majaczyy drzwi prowadzce
prawdopodobnie do zamkowych pomieszcze.
Sharon poczua na ramieniu siln msk do i kto wskaza palcem w gr.
Dziewczyna podniosa gow i z trudem stumia okrzyk przeraenia. Wysoko, na galerii, w
niewielkiej odlegoci od wiey, jawi si potny nieruchomy demon, odziany w dugi,
targany wiatrem paszcz. Tym razem jego oczy pozostaway przymknite i nie lniy tym
blaskiem. Caa ponura sylwetka, straszna niczym nagrobny gaz, rysowaa si na tle
granatowego mrocznego nieba.
- Nie bj si - szepta jej do ucha Gordon. - Pamitaj, e nie ma tu nic
nadprzyrodzonego.
Sharon chciaa wierzy, e Gordon ma racj, lecz nie do koca jej si to udawao.
Przeraajca posta na galerii nie przypominaa ducha, a jednak adna ywa istota nie
mogaby tak sta na wskim skrawku muru, na dodatek na takim wietrze.
Pokonujc lk Sharon postpia kilka krokw naprzd, podajc za innymi.
W nastpnej chwili caa grupa, sparaliowana strachem, zamara. Gordon zapa
Sharon wp i byskawicznie pocign pod cian. Demon stojcy na grze najpierw wznis
ramiona w niebo, po czym, wydajc z siebie nieludzki odgos, rzuci si w d niczym
gigantycznych rozmiarw nietoperz.
Sharon bya bliska szalestwa. Zanim pomylaa, co naley zrobi, wszyscy padli na
ziemi, ona za zakrya gow rkoma i przytulia si do Gordona.
Kiedy nad zamkiem ponownie zapada cisza, dziewczyna odwaya si podnie
wzrok.
- Gdzie on si podzia? - szepna pobladymi wargami.
- Nie wiem - odpar Gordon. - Znikn gdzie pod galeri.
Pozostali powoli podnosili si z ziemi, ale na ich twarzach wci malowao si
obdne przeraenie. Sharon dopiero teraz spostrzega, e odruchowo przytulia si do ma.
Kiedy strach ustpi, zapragna jak najszybciej wyzwoli si z jego obj.
- Wybacz mi, Gordonie - rzeka przepraszajco. - Nie chciaam rzuca ci si w
ramiona, nie zrozum tego opacznie, prosz. Naprawd nie chciaam by... by bezwstydna!
- Cicho! Nie mw takich gupstw! Dlaczego si mnie boisz, dlaczego? Czy nie
rozumiesz, e to cakiem naturalne, i w momencie zagroenia szukamy wasnej bliskoci?
Kocham ci tak mocno, e serce omal mi nie pknie. Przecie wiem, e nie jeste
bezwstydna!
Ale te sowa nie pomogy. Sharon odsuna si od Gordona. Staa teraz, ciko
oddychajc.
- Co to byo? - zapyta cicho Percy. - Jak to wyjanicie?
- Jeszcze nie wiem - odpar Gordon, ktry stara si wyrwna oddech. - Moe...
Cicho!
Nasuchiwali w napiciu. Gdzie z oddali, z okolicy wiey, doszy ich urywane,
przyciszone gosy.
- Szybko! Wskakujcie do rodka! - rzuci Gordon, znikajc w najbliszych drzwiach.
Sharon niepewnie przemierzaa ciemny, cuchncy pleni korytarz, starajc si nie
wpada na kolegw, ktrzy co chwila potykali si na nierwnej pododze. Gordon czeka na
nich przy najbliszym rogu. Zorientowali si, e na dziedzicu pojawi si kto obcy.
Zobaczyli take niky blask lampy. wiecio si take w pomieszczeniu znajdujcym si pod
Okno byo naprawd niedue, podchodzili wic kolejno rzuci okiem na zewntrz.
W gbi zatoki, pokonujc koysanie fal, cumowa statek transportowy. Mae latarenki
na pokadzie wyglday jak mrugajce na niebie gwiazdy. Kiedy Sharon przeniosa spojrzenie
na brzeg, jej oczom ukazaa si stalowa konstrukcja, ktra przypominaa podnonik albo
dwig. Duy adunek zjeda wanie z zamku na d, prosto na pokad. Sharon od razu
pomylaa, e tym adunkiem moe by skradziona ruda.
- Ach, wic tu znika drogocenny chalkopiryt! - odezwaa si do Gordona. - A przecie
tak wiele wysiku kosztuje was jego wydobycie...
- To prawda, ale tamci mczyni wcale nie maj lej od nas - odpar sucho Gordon. Tylko jak ich dopa, zanim statek opuci wysp? Chopaki, co robi?
- Wiemy przynajmniej, co oznacza zielonkawe wiateko na wiey - powiedzia Peter.
- To na pewno sygna dla statku, ktry, jak sdz, czeka na znak przy ktrej z pobliskich
wysepek. Tylko nie pojmuj, dlaczego wanie zielonkawe?
- Mnie si wydaje - wtrci si pastor - e zaley im na stworzeniu aury tajemniczoci i
magii. Nikt z mieszkacw osady nie odway si tu podej w trakcie samego zaadunku.
Uzyskanie zielonej powiaty nie jest wielk sztuk.
Gordon zastanawia si w skupieniu.
- Wszyscy na wyspie wiedz, e zamierzamy ostatecznie rozwika tajemnic
zamczyska. Co mi mwi, e to ostatni zaadunek. Ci, ktrzy maj co wsplnego z
kradzieami, na pewno zabior si tym kursem.
- Racja - przytakna Sharon. - Mog si te zaoy, e na pokadzie znajduje si
Linda.
- Na pewno. Ale oni nie wiedz, e wyjanilimy take spraw kradziey rudy. Tak
czy owak, musimy si spieszy.
Sharon zadraa. Pozostaa jeszcze jedna tajemnica: czarownik. Odnosia wraenie, e
posta ta to nie tylko wytwr ludzkiej wyobrani, wydawao jej si, e czarownik by
prawdziwy, o ile tak mona wyrazi si o postaci z zawiatw.
- Zobaczymy, co te dzieje si w drugiej wiey - owiadczy Gordon.
Znowu skradali si korytarzem, ale teraz nie sprawiao im to wikszych trudnoci: tu i
wdzie ciany czciowo si zawaliy, tak e do rodka wpadao wiato ksiyca. Z koca
korytarza dociera delikatny blask lampy. Bya tam niegdy ciana, teraz w ruinie. Otwr
niedokadnie przesonito deskami. Tu spodziewali si znale spory zapas skradzionej rudy.
Std take prawdopodobnie obsugiwano dwig, przenoszcy chalkopiryt na pokad statku.
Ich podniecenie roso, tote przypieszyli kroku. Nie zdyli jednak dotrze do koca
korytarza, gdy otworzyy si jakie drzwi, ktre minli wczeniej. Zrobio si nagle cakiem
jasno, a jaki mczyzna krzykn ostrzegawczo do swoich kompanw. W nastpnej
sekundzie dokoa zapanowa niesamowity chaos.
Przeraony Gordon zawoa do ony:
- Sharon, uciekaj! Oni maj bro!
Zrozumiaa, e bdzie tylko zawadza, i w mgnieniu oka ruszya z powrotem,
szukajc jakiego ukrycia. Kto wystrzeli z pistoletu. Sharon wykrzykna imi ma, ale jej
krzyk zmiesza si z echem strzau.
- Ju dobrze, nic si nie bj - usyszaa niedaleko uspokajajcy gos Gordona.
W pierwszej chwili pomylaa, e ukryje si w jakim pokoju, ale zaraz uznaa, e nie
jest to cakiem bezpieczne. Gdy spostrzega, e kto biegnie w stron pomieszczenia lecego
tu przy zamkowej wiey, podya w tym samym kierunku.
To na pewno Margareth, pomylaa. A poniewa pyn stamtd strumie wiata,
ktre teraz wydawao si jej bogosawiestwem, przyspieszya kroku. Gdy po omacku
dotara wreszcie do upragnionych drzwi, bez zastanowienia zamkna je za sob.
Pena zdumienia pocza rozglda si po pokrgej sali, ktr rozwietlao
wiateko lampy naftowej. U stp Sharon znajdoway si kamienne schodki prowadzce w d
do przestronnego pomieszczenia o wysokim stropie i bardzo grubych cianach. Ale
najwiksze zdumienie dziewczyny wywoay przedmioty, jakie tu zobaczya.
Zesza powoli schodkami w d. Byy tam pki, na ktrych stay pokanej gruboci
ksigi, wok leay te przedziwne stroje, ktre pod najdelikatniejszym nawet dotkniciem
po prostu si rozpaday. Sharon z przeraeniem patrzya na straszne przedmioty
niewiadomego przeznaczenia. Ludzka czaszka, wypchane korpusy zwierzt i ptakw,
tajemnicze naczynia.
Sharon zadraa. Za jej plecami kto si poruszy. Zupenie zapomniaa, e jaka osoba
wbiega tu przed ni.
- Margareth, czy to ty? - zapytaa niepewnie, nie odwracajc gowy.
Nikt nie odpowiedzia.
Mj Boe! pomylaa z rosncym przeraeniem. A moe to ktry ze zodziei rudy?
Co teraz robi?
Odwrcia si powolutku i wtedy jej serce zamaro, a z ust wydoby si przecigy jk.
Wysoko na schodkach staa potna posta, rzucajc na cian za sob jeszcze
wikszy cie. Sharon odniosa wraenie, e cina si jej krew w yach. T posta znaa a za
dobrze. Ciemny, powczysty paszcz zwisa do samej ziemi, a spod siwiejcej czupryny
ROZDZIA XXIV
Chciaa krzykn, ale nie bya w stanie wydoby z siebie gosu. Jak zaklta
wpatrywaa si w t okropn, szar, zniszczon twarz o wydatnych wargach wykrzywionych
w pogardliwym umiechu. Taki sam umiech posa jej czarownik tego dnia, gdy pojawi si
w osadzie.
Gordonie, Gordonie, gdzie jeste? mylaa przeraona, ale wiedziaa, e nie ma go po
co woa. A jeli przytrafio mu si co zego? Nie, tak nie mona myle!
Staa bez ruchu. Czarownik natomiast zacz powoli schodzi ze schodkw i zblia
si w jej kierunku. Wielk doni sign ku lampie i po chwili sal ogarny ciemnoci.
Sharon oddychaa pytko, a serce bio jej jak szalone. Czy on mnie widzi po ciemku?
zastanawiaa si. Ja przynajmniej widz te jego lepia! Wiem, gdzie si znajduje, wic moe
uda mi si go wymin i wydosta std? ebym tylko nie dotkna ktrego z tych
obrzydliwych przedmiotw! Dlaczego nie uciekaam, gdy byo tu jeszcze jasno?
W tej samej chwili z przeraeniem zobaczya, e blask w tych lepiach czarownika
take powoli przygasa. Wkrtce wok niej zapada cakowita ciemno. Gdzie, w samym
rodku tej ciemnoci znajdowa si on...
Serce Sharon walio teraz tak, e czua bolesne pulsowanie w skroniach.
Zrobia ostronie kilka krokw w kierunku schodw, gdy zorientowaa si, e
straszliwa posta jest w pobliu. Zupenie jak nietoperz, ktry czuje czyj obecno na
swojej drodze. Usyszaa jakie skrzypnicie, ale nie bya pewna, z ktrej strony dochodzio.
Po chwili dobieg j chlupot przelewanej cieczy, ktry rwnie szybko ucich. Wci posuwaa
si w stron drzwi. Bya wdziczna, gdy w korytarzu rozleg si silny odgos strzau, ktry
zaguszy jej kroki.
Nagle co dziwnego pojawio si na jej drodze. Bya to jaka chmura dymu albo pary
o nieprzyjemnym, zgniawym i dawicym zapachu, ktra wiaa Sharon prosto w twarz.
Dziewczyna zacza si krztusi, na olep rzucia si w kierunku drzwi, ale jej krzyk szybko
si urwa. Poczua, e plcze si w poy paszcza. Czyje rce pochwyciy j za kark, a usta i
nos zatkano czym potwornie mierdzcym.
Sharon walczya z niewidzialnym napastnikiem, usiujc zapa powietrze, ale na
darmo. Gordon, Gordon, gdzie jeste... mylaa zrozpaczona. Szybko opada z si i stracia
przytomno.
Pochyli si nad ni jaki mczyzna, ale zamiast twarzy Sharon widziaa tylko
janiejsz plam. Po chwili ten kto odezwa si:
- Sharon...
To nie by Gordon, ale gos wyda si Sharon znajomy.
- Nareszcie udao mi si ciebie zdoby, wreszcie mam ci tylko dla siebie, moja maa
ryczko. A mylaem, e wszystko stracone.
Sharon wci nie moga odgadn, kto to tak do niej przemawia.
- Niedugo odbijamy - cign. - Odtd bdziemy tylko my dwoje, nic poza tym mnie
nie obchodzi. Zreszt tamci na pewno ju nie yj. Gordon mia ze sob tylu ludzi. My
wkrtce dotrzemy do Ameryki rodkowej, a tam, Sharon, bd bogaty, bardzo bogaty!
Zabraem tylko te najcenniejsze mineray i zdobyem take najpikniejsz kobiet.
Doktor Adams! uwiadomia sobie nagle Sharon. Mj wierny adorator!
- Nigdy wicej nie zaznasz biedy ani takiej samotnoci, jak cierpiaa na tej przekltej
wyspie. Dam ci wszystko czego tylko zapragniesz, maleka.
- Nie, Williamie. To niemoliwe -sabym gosem, ale stanowczo powiedziaa Sharon. Nie dasz mi Gordona.
- Gordona! - wykrzykn doktor Adams. - A na c ci Gordon, skoro i tak go nie
kochasz! To prostak, ktry nie rozumie kobiet. Jak on ci potraktowa? Co ty w nim takiego
widzisz?
Sharon milczaa, kompletnie zaamana. Dla niej ju nie ma ratunku. Waciwie byo
jej wszystko jedno...
- Pomyl tylko, Sharon - rzek z dum doktor Adams. - To wszystko moje dzieo! To
wywozimy. Skoro tak si to wszystko potoczyo, musisz robi to, co ci ka. Nie bdziesz
mnie ju wicej szantaowa! - cign rozzoszczony William. - O may wos wszystkiego
nie zepsua! Wczoraj musiaem sam unieszkodliwi tego drania, ktry mi ukrad ksig i
podrzuci Sharon. Nie mogem tego tak zostawi.
- Za adne skarby nie pozwol, eby zabra j do Ameryki! Nie dopuszcz, eby to
ona pawia si w twoim bogactwie!
Nagle umilka, bo z pokadu doszy ich odgosy walki. William zakl.
- S tu! Odnaleli nas! - krzykn przeraony. - Waciwie dlaczego my do tej pory
jeszcze nie odbilimy?
I wypad z kajuty.
Sharon uniosa si na posaniu, ale zabrako jej si, by wsta. Linda natychmiast
znalaza si przy jej ku.
- To wszystko przez ciebie! Zawsze stajesz mi na drodze! - krzyczaa rozwcieczona. Ty piekielny mapiszonie! Niewinitko z anielsk buzi! Ale ja jestem silniejsza i adniejsza!
Tym razem to koniec! Ju nigdy mi w niczym nie przeszkodzisz!
Sharon prbowaa wyzwoli si z elaznego ucisku Lindy, ale bya zbyt saba. Nagle
drzwi otworzyy si z haasem i do kajuty wpad Gordon. W okamgnieniu odcign Lind od
Sharon i odepchn z caych si. Linda wpada prosto w ramiona Andyego, ktry wanie
pojawi si w drzwiach. Wsplnie z Percym zwizali j sznurami tak, by nie moga si ruszy.
Gordon wzi Sharon na rce i ostronie wynis na pokad. Leaa w jego ramionach
bezwadnie. Na dworze ju szarzao, nad spienionym morzem wci hula wiatr.
Sharon powoli wracaa do siebie. Zdoaa si zorientowa, e na statku zapanowa ju
spokj. Ludzie Gordona w peni kontrolowali sytuacj. Margareth opatrywaa rannych, a
pastor klcza nad ciaem lecym nieruchomo na pokadzie.
- Nie yje - powiedzia i przykry zmarego swoim paszczem.
- Peter, poprowadzisz statek wzdu wybrzea i zawiniesz do portu - poleci Gordon. Pilnuj wszystkich, a szczeglnie Lindy.
- Nie musisz si obawia - rzek Peter zduszonym gosem. - I pomyle, e ta kobieta
przez kilka dni bya moj on! Postaram si, eby wrcia do Anglii. Sharon bdzie wreszcie
wolna od cicego na niej oskarenia. A co z pozostaymi?
- Zaog odelemy do Kanady, bo stamtd przybyli. Reszta popynie do Anglii. A my
musimy jeszcze si dowiedzie, gdzie znajduje si ruda, ktr wywieziono wczeniej. Moe
uda nam si uzyska jakie zadouczynienie za nasze straty? Na razie zabieram Sharon na
ld. Jak tylko lepiej si poczuje, pjdziemy na zamek, bo chciabym przyjrze mu si z bliska
za dnia. Mam nadziej, e tym razem nic nam nie przeszkodzi. Przypomniao mi si, e
zwizalimy tam jednego z ludzi Williama...
- Jest tutaj, zabralimy go razem z innymi - powiedzia Peter.
- wietnie. Dzikuj wam, spisalicie si wybornie!
Gdy statek odbi od brzegu, Gordon uoy Sharon w szczelinie skalnej na pierzynce z
mikkiego mchu, podkadajc jej pod gow swoj kurtk. Tu nie dokucza im ju wiatr.
- Jak si teraz czujesz?
- Troch lepiej. Bl gowy powoli ustpuje. Dobrze mi robi wiee powietrze.
- Pomylaem, e moe mczy ci cige bujanie statku.
- Dzikuj. Ciesz si, e mnie zabrae.
Gordon podpar si na okciu. Na jego twarzy pojawi si niemiay, jakby
przepraszajcy umiech.
Sharon ze wszystkich si staraa si odpowiedzie tym samym. Gorco pragna, by
wszystko midzy nimi ukadao si jak najlepiej. Ale tak nie byo. Z rezygnacj odwrcia
gow.
- Sharon! - rzek bagalnym tonem. Przycign j gwatownie do siebie, obj czule i
przytuli. - Sharon! Nie odtrcaj mnie duej! Tak bardzo tskni, tak bardzo ci potrzebuj!
Sharon czua, jak dry kady misie i kady nerw jej ciaa. W pierwszym odruchu
omal nie odepchna Gordona. Jej donie leay nieruchomo na jego plecach, z wielkim
wysikiem zmusia si, by ich nie cofn, ale nie sta jej byo na nic wicej. Gordon zauway
jej reakcj. Bardzo pragn odzyska zaufanie i mio ony. Przytuli swoj twarz do jej
policzka.
- Bagam ci - szepta skruszony. - Bagam ci, kochanie, wr do mnie! Tskni za
twoim umiechem, za ciepem twoich rk i blaskiem w twoich oczach! Wybacz mi! Cho tak
bardzo ci skrzywdziem, nie odchod ode mnie!
Jeli go teraz odtrc, sprawi mu tyle samo blu, co on mnie tamtego wieczoru,
mylaa z rozpacz. Nie chc, eby tak si stao, ale tak bardzo si boj. Ale jeli on kamie?
Nie mog mu pokaza, e wci go kocham, nie mog! Znowu wymieje mnie i odwrci si
ode mnie z pogard. Nie mog si podda! Och, Boe, co ja mam czyni? Nie chciaabym go
zrani, ale... Jak mam z tego wybrn?
Gordon unis si i usiad z rezygnacj, opierajc gow na kolanach. Wok panowaa
gboka cisza. Nagle Sharon poczua, e po policzku spywa jej kilka sonych jak morska
woda ez...
Przecie nie pakaam? Leaam jak martwa w jego ramionach. Zimna i niewraliwa...